Christopher Knight Robert Lomas Klucz Hirama Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach". Jehoszua ben Josef, zwany także Jezusem Chrystusem Ewangelia wg Łukasza 12, 2-3, cyt. wg Biblii Tysiąclecia; również pozostałe cytowane w książce fragmenty Biblii pochodzą z tej edycji, o ile nie zostało zaznaczone inne źródło danego epizodu - przyp.tłum. Spis treści Wstęp 1. Zaginione tajemnice masonerii Całkowicie bezużyteczna organizacja Biedny kandydat pogrążony w ciemności Ukryte tajemnice natury i nauki Promyk światła 2. Poszukiwania się rozpoczynają Skąd pochodzi Zakon? Świątynia króla Salomona 3. Templariusze Początki zakonu Czego właściwie szukali? Reguła zakonu Pieczęć zakonu Organizacja zakonu 4. Związki z gnostycyzmem Pierwsi chrześcijańscy cenzorzy Gnostyckie ewangelie Gnostyckie zmartwychwstanie 5. Jezus Chrystus: człowiek, bóg, postać mityczna czy wolnomularz Kolejne dziewicze narodziny Główne stronnictwa jerozolimskie Zwoje znad Morza Martwego dostarczają przekonujących dowodów Rodzina Jezusa Narodziny nowej religii Prawda pośród herezji Związki Jezusa z templariuszami Gwiazda mandejczyków Gwiazda Ameryki 6. Na początku człowiek stworzył Boga Ogród Edenu Miasta Sumeru Ur, miasto Abrahama Bóg, król, kapłan i budowniczowie Abraham, pierwszy Żyd 7. Egipskie dziedzictwo Początki Egiptu Stabilność Obu Krajów Intronizacja króla Udowadniając to, co wydawało się nie do udowodnienia Dowód pośredni Gwiazda poranna znów świeci na niebie 8. Pierwszy wolnomularz Odkrycie Hirama Abifa Upadek państwa egipskiego Królowie Hyksosi Zaginięcie pierwotnych tajemnic , Dowód biblijny Zabójstwo Hirama Abifa Zabójcy Hirama Abifa Dowód rzeczowy Dowód masoński Sekenenre Tao Nieustraszony 9. Narodziny judaizmu Prawodawca Mojżesz Wojowniczy Bóg z gór Synaju I mury runęły z łoskotem Data exodusu Dawid i Salomon 10. Tysiącletnia walka Początki narodu żydowskiego Niewola babilońska Prorok Nowego Jeruzalem Świątynia Zerubbabela Nowe zagrożenie dla Jahwe 11. Boaz i Jakin Peszer Rękopisy znad Morza Martwego Zaginione księgi machabejskie Wybrańcy z plemienia Judy Midrasz, peszer i przypowieści Tajemnice Qumran Bliźniacze kolumny 12. Człowiek, który zamienił wodę w wino Wyścig z czasem Nowa droga do Królestwa Bożego Uwięzienie kolumny królewskiej Proces i ukrzyżowanie Symbole Jezusa i Jakuba Pojawienie się kłamcy Skarby Żydów 13. Zmartwychwstanie Pozostałości Kościoła jerozolimskiego Zwój Niebiańskiego Jeruzalem Znaczenie zwojów nazorejskich 14. Prawda wychodzi na jaw Proroctwo staje się prawdą Ukrzyżowanie Namacalne dowody Wieść się roznosi Kraj gwiazdy zwany La'Merika 15. Ponowne odkrycie zaginionych zwojów Szkockie sanktuarium Powrót do Rosslyn Niech się stanie światłość Ponowne odkrycie zagubionej tajemnicy Mark Masonry Lord-Protektor, który ochronił Rosslyn Pod pieczęcią Salomona Zlokalizowanie zwojów nazorejskich Postscriptum Aneks 1: Ewolucja współczesnego wolnomularstwa i jego wpływ na dzieje świata Reformacja angielska; powstanie warunków do rozwoju masonerii . Król, który zbudował system lóż Architekci drugiego stopnia Nowa herezja Dawne obowiązki Początki republikanów Powstanie Royal Society Masoneria nabiera doświadczenia Ekspansja wolnomularstwa Rozwój masonerii w Ameryce Aneks 2: Wykaz szkockich lóż wolnomularskich istniejących przed 1710 rokiem wraz z datą pierwszej informacji o nich Aneks 3: Pierwsi wielcy mistrzowie wolnomularstwa angielskiego Aneks 4: Pierwsi wielcy mistrzowie wolnomularstwa szkockiego Aneks 5: Tablica chronologiczna Aneks 6: Mapy Posłowie do wydania polskiego Podziękowania Noty o autorach Wstęp Pewnego razu Henry Ford oświadczył: “cała historia to dyrdymały". Stwierdzenie to wydaje się nieco nazbyt pochopne, jeśli jednak przyjrzeć się “faktom" z przeszłości, o których większość mieszkańców zachodniego świata uczy się w szkole, okaże się, że Ford miał rację. Punktem wyjścia do napisania tej książki były nasze prywatne badania prowadzone z zamiarem poznania początków masonerii - największego na świecie stowarzyszenia, liczącego dziś prawie pięć milionów członków, wyłącznie mężczyzn skupionych w regularnych lożach masońskich, do którego w przeszłości należało wiele znanych osobistości, takich jak Mozart czy Henry Ford. Naszym celem jako wolnomularzy była próba zrozumienia sensu masońskich rytuałów: owych dziwacznych, tajnych ceremonii odprawianych głównie w gronie mężczyzn w średnim wieku, przedstawicieli klasy średniej, mieszkających na obszarze od Huddersfield do Houston". Centralne miejsce w masońskiej tradycji zajmuje postać Hirama Abifa, który - według dobrze znanej każdemu wolnomularzowi opowieści - został zamordowany prawie trzy tysiące lat temu podczas budowy Świątyni króla Salomona. Człowiek ten jest całkowitą zagadką. Chociaż pełniona przez Hirama Abifa funkcja budowniczego Świątyni króla Salomona oraz okoliczności jego strasznej śmierci są dokładnie znane dzięki tradycji masońskiej, to w Starym Testamencie próżno by szukać o nim najmniejszej nawet wzmianki. Przez cztery z sześciu lat, podczas których prowadziliśmy badania, byliśmy przekonani, że Hiram Abif nie był rzeczywistym człowiekiem, lecz jedynie ucieleśnieniem pewnego symbolu. Potem jednak jego postać zaczęła nagle “materializować się", nabierając wyraźnych kształtów. Kiedy Hiram Abif wyłonił się z pomroki dziejów, przyniósł ze sobą ni mniej, ni więcej, tylko nowy klucz do zrozumienia historii zachodniej cywilizacji. Zawiłe intelektualne spekulacje oraz wypracowane w trudzie konkluzje, które kształtowały dotąd zbiorowe spojrzenie zachodniego społeczeństwa na swoją przeszłość, ustąpiły miejsca prostym i logicznym argumentom. Badania doprowadziły nas do zrekonstruowania starożytnego egipskiego rytuału intronizacji króla sprzed czterech tysięcy lat, dzięki czemu mogliśmy ustalić okoliczności pewnego morderstwa dokonanego około 1570 roku p.n.e., które dało asumpt do powstania ceremonii zmartwychwstania, będącej bezpośrednią poprzedniczką współczesnych rytuałów masońskich. Siedząc rozwój owego tajemnego rytuału “od Teb do Jerozolimy", zdaliśmy sobie sprawę z tego, k wielką rolę odegrał on w kształtowaniu tożsamości narodu żydowskiego oraz ewolucji żydowskiej teologii. Wbrew powszechnie uznawanym faktom cywilizacja Zachodu rozwinęła się na odstawie niezwykle starej filozofii ujętej w ramy tajemnego systemu, który na przestrzeni ostatnich trzech tysięcy lat dał o sobie znać w trzech kluczowych momentach historii. Główne odkrycie, jakiego dokonaliśmy w trakcie naszych poszukiwań, może okazać się archeologicznym wydarzeniem stulecia. Udało się nam bowiem zlokalizować miejsce, w którym znajdują się tajemne zwoje Jezusa i jego sympatyków. ROZDZIAŁ PIERWSZY Zaginione tajemnice masonerii “Masoneria wywodzi się z czasów przed Potopem; jest wytworem dnia wczorajszego; stanowi jedynie usprawiedliwienie dla odbywania spotkań towarzyskich; jest niszczącym duszę ateistycznym stowarzyszeniem; jest czyniącym dobro stowarzyszeniem dobroczynnym, które niepotrzebnie roztacza wokół siebie aurę tajemniczości; jest organizacją polityczną o niezwykłych wpływach; nie ma w niej żadnych tajemnic; jej członkowie utrzymują w tajemnicy najgłębszą wiedzę, jaka została dana ludzkości; obchodzą swoje tajemne rytuały pod auspicjami Mefistofelesa i przywołują jego imię; ich ceremonie są całkowicie niewinne, żeby nie powiedzieć: w najwyższym stopniu głupie; popełniają wszelkie zbrodnie, których nie da się przypisać nikomu innemu; istnieją jedynie w celu popierania idei powszechnego braterstwa oraz dla dobra całej ludzkości - oto niektóre z opinii głoszonych przez różne gaduły spoza kręgu wolnych i przyjętych braci. Omne ignotumpro magnifico. Im mniej ktoś wie o masonerii, tym częściej wypowiada się na jej temat". “The Daily Telegraph", Londyn 1871 “Masoneria przywiązuje wielkie znaczenie do krzewienia pośród swoich członków wzniosłych norm moralnych. Nie budzi jednak zdziwienia fakt, iż organizację, której przedstawiciele wymieniają między sobą tajemny uścisk dłoni, a także posługują się specjalnymi znakami i specjalnym językiem w celu wzajemnego rozpoznania, podejrzewa się o wywieranie raczej złego niż dobrego wpływu na swoich członków. Do czego bowiem mogą służyć tego rodzaju metody, jeśli nie do ukrywania prawdy? A dlaczego w ogóle cokolwiek ukrywać, jeśli nie ma tu nic do ukrycia? Dla osób postronnych przywdziewanie specjalnego stroju przez masonów, wypowiadanie przez nich ezoterycznych formuł oraz dokonywanie dziwacznych rytuałów jest tak nonsensowne, że chętnie dają one wiarę, iż za tym wszystkim kryje się jakiś inny, zapewne mroczny aspekt, który stanowi o atrakcyjności masonerii. Prawdopodobnie mylą się (...), lecz bardzo trudno to udowodnić". “The Daily Telegraph", Londyn 1995 Całkowicie bezużyteczna organizacja W 1871 roku królowa Wiktoria miała przed sobą jeszcze trzydzieści lat panowania, Ulysses S. Grant był prezydentem Stanów Zjednoczonych, masoneria zaś przedmiotem publicznego zainteresowania; na jej temat snuto najrozmaitsze domysły. Sto dwadzieścia pięć lat później pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu należy już do przeszłości, cały świat przyłącza się do Internetu, gdy tymczasem masoneria jest wciąż obiektem publicznego zainteresowania, a na jej temat snuje się najrozmaitsze domysły. Pierwszy z powyższych tekstów znajdował się: na świstku gazety, starannie wyciętym i złożonym, na który natknęliśmy się w zakurzonym tomie traktującym o historii masonerii; służył on jakiemuś dawno już nieżyjącemu wolnomularzowi za zakładkę. Drugi wpadł w oko Chrisowi podczas lektury gazety między lunchem a filmem w czasie lotu nad środkowym Atlantykiem. Chociaż prawie wszystko, włącznie ze stylem pisarskim, zmieniło się na przestrzeni ostatnich 125 lat, ogólne nastawienie opinii publicznej do masonerii jest dziś równie niejednoznaczne jak w XIX wieku. Większość ludzi nie ufa temu, czego nie rozumie, a jeśli ma do czynienia z elitarnym stowarzyszeniem, do którego nie ma dostępu, ich nieufność szybko przeradza się w niechęć lub :nawet nienawiść. Mimo że masoneria zawsze była otwarta dla wszystkich mężczyzn powyżej 21 roku życia (powyżej 18 według statutów szkockich), zdrowych na ciele i umyśle, mających czysty charakter i wierzących w Boga, to nie ulega wątpliwości, że w przeszłości jej głównymi przedstawicielami na Wyspach Brytyjskich byli arystokraci, podczas gdy szeregowi członkowie rekrutowali się z górnych warstw klasy średniej. W epoce wiktoriańskiej dla człowieka interesu było bardzo ważne, ba, nieodzowne ze społecznego punktu widzenia, by zostać masonem. Nuworysze rewolucji przemysłowej pragnęli podkreślić swój status społeczny członkostwem w ekskluzywnym stowarzyszeniu, które cieszyło się znakomitą reputacją wśród arystokracji na wszystkich szczeblach, także w gronie członków rodziny królewskiej. Teoretycznie przedstawiciele klasy pracującej także mieli szansę stać się wolnomularzami, w praktyce jednak nigdy chyba nie przyszłoby im do głowy, by ubiegać się o członkostwo w “klubie", do którego należeli ich szefowie; w efekcie Loża od dawna kojarzona była z ludźmi zamożnymi. Reszta społeczeństwa, która nie należała do masonerii, mogła jedynie spekulować na temat sekretów wyjawianych członkom tej tajemniczej organizacji. Mówiono, że noszą oni fartuszki i duże szarfy, że podwijają nogawki i wymieniają dziwne uściski dłoni, szepcząc sobie przy tym do ucha tajne hasła. Dziś, w drugiej połowie XX wieku, masoneria nie jest już tak elitarną organizacją jak kiedyś, ponieważ obecnie j ej członkami są mężczyźni wywodzący się ze wszystkich klas społecznych. Mimo to wystarczy jeden rzut oka na szczyt hierarchii angielskiej masonerii, by przekonać się, że pozostawanie członkiem rodziny królewskiej lub dziedzicznym parem wciąż jest raczej zaletą niż wadą, jeśli chodzi o ewentualne awanse w Towarzystwie. Większość ludzi na Zachodzie zdaje sobie w mniejszym lub większym stopniu sprawę z istnienia masonerii, jej tajemnice zaś, co ciekawe, spędzają sen z powiek zarówno niemasonom, jak i masonom, przedstawiciele obu tych grup bowiem bardzo chcieliby poznać owe tajemnice. Powodem milczenia wolnomularzy jest nie tyle przymus dochowania świętych przysiąg czy też strach przed straszliwą zemstą ze strony współtowarzyszy, ile fakt, że nie rozumieją oni ani słowa z tego, co wypowiada się podczas ceremonii z ich udziałem. Jedyną obawą owych masonów jest w istocie to, że ludzie wyśmialiby ich za udział w na pierwszy rzut oka całkowicie nonsensownych i głupich rytuałach. Dla nas, a także dla innych “braci", których znamy, masoneria jest czymś więcej niż klubem towarzyskim dającym okazję do uczestnictwa w amatorskich popisach teatralnych, po których następuje posiłek z obfitością piwa i wina. Każdy wolnomularz musi nauczyć się na pamięć skomplikowanego i tajemniczego rytuału, monotonnie intonując przez lata określone słowa. Chociaż główny nacisk kładzie się na szczerość wypowiadanych kwestii, w istocie tylko nieliczne epizody ceremonii są prostym i dającym się bez trudu zrozumieć alegorycznym przekazem mówiącym o rozwijaniu w sobie prawości charakteru - reszta stanowi dziwaczną mieszaninę pozbawionych znaczenia słów oraz polega na odtwarzaniu wydarzeń, przypuszczalnie historycznych, związanych z budową Świątyni króla Salomona w Jerozolimie przed około trzema tysiącami lat. Podczas gdy my, masoni, robimy niewiele więcej ponad uczenie się na pamięć dziwacznych tekstów, wielu ludzi z zewnątrz usiłuje zniszczyć naszą organizację, ponieważ podejrzewa ją o sprzyjanie korupcji, postrzega jako bastion kapitalistycznych przywilejów lub klub wzajemnej adoracji. Niezliczone książki na ten temat zaspokajają niezdrową ciekawość oraz podsycają antagonistyczne nastawienie do masonerii ze strony opinii publicznej. Niektóre z nich, na przykład książka amerykańskiego autora Johna J. Robinsona, są wynikiem drobiazgowych i rzetelnych badań; inne, jak choćby te autorstwa nieżyjącego już Stephena Knighta, nie są niczym więcej jak fikcją stworzoną w celu rozbudzenia najgorszych obaw antymasońsko nastawionej części społeczeństwa. Antymasońskie lobby nieustannie stara się udowodnić masonom popełnianie niecnych czynów, o czym także my mieliśmy okazję przekonać się na własnej skórze. Pewien nowo nawrócony na chrześcijaństwo przyjaciel Chrisa stwierdził niedawno, zamierza przyjąć funkcję doradcy w swojej gminie kościelnej. Na pytanie, komu będzie udzielał porad, odparł ku mojemu przerażeniu: “Tym, którzy cierpią z powodu masońskiej klątwy". “Cóż to jest masońska klątwa?" - spytałem, nie wspominając mu o swoich powiązaniach z Rzemiosłem (tak masoneria nazywana jest przez osoby wtajemniczone). “Masoni muszą przysięgać całkowite posłuszeństwo jeden drugiemu, przed wszystkimi innymi, nawet członkami swoich rodzin. Jeśli złamią przysięgę, zostają przeklęci, co wywołuje u nich oraz u osób z ich bezpośredniego otoczenia straszliwe cierpienia". Przez chwilę zupełnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Masoneria ma wiele różach cech, lecz z pewnością nie jest orędowniczką zła, chociaż wielu ludzi stara się za szelką cenę tego dowieść. Odpowiadając wprost na tego rodzaju niczym nie uzasadnione oskarżenia, Zjednoczona Wielka Loża Anglii publicznie oświadcza, że “każdy mason musi zawsze przedkładać swoje obowiązki obywatela nad jakiekolwiek zobowiązania wobec innych masonów" oraz że “nie należy dopuszczać do tego, by rodzina masona, a także jego stosunki z innymi ludźmi ucierpiały z powodu poświęcania przez niego sprawom masonerii zbyt wiele czasu i pieniędzy lub też z powodu jego zaangażowania w sprawy masonerii, które byłoby w jakikolwiek inny sposób sprzeczne osobistymi interesami tego człowieka". Nie mamy zamiaru stać się apologetami masonerii, jednakże organizacja ta istotnie czyni dużo dobrego i, o ile nam wiadomo, nic złego. Zawsze przeznaczała bardzo duże kwoty pieniędzy na cele charytatywne, zwykle anonimowo, i dbała o wysokie morale oraz odpowiedzialną, obywatelską postawę swoich członków, co spotykało się niejednokrotnie z uznaniem i było wzorem do naśladowania dla innych. Kolor skóry, rasa, wyznanie czy poglądy polityczne nigdy nie miały znaczenia w kandydowaniu do masonerii. Dwoma głównymi celami masonerii były zawsze porządek społeczny z poszanowaniem wolności jednostki oraz zdobywanie wszelkiego rodzaju wiedzy. Jedynym bezwzględnym wymaganiem stawianym przed potencjalnym nowym członkiem jest wiara w Boga... jakiegokolwiek boga. Naszym najważniejszym zarzutem wobec masonerii jest to, że pozostaje ona dziś organizacją pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia i oderwaną od rzeczywistości: wolnomularze nie wiedzą, skąd się wywodzą ani do czego właściwie dążą. Wydaje się więc coraz mniej prawdopodobne, że masoneria będzie miała w przyszłości do odegrania jakąś istotną rolę w świecie, w którym wymagana jest klarowność w kwestiach celowości oraz ewentualnych korzyści wynikających z takich a nie innych ludzkich działań. Problem polega jednak nie tylko na braku jasności w sprawie pochodzenia masonerii, lecz także na tym, że z biegiem lat “prawdziwe tajemnice" Zakonu zostały zapomniane, a ich miejsce w masońskich rytuałach zajęły “tajemnice zastępcze". Taki stan rzeczy będzie trwał “aż do czasu, gdy prawdziwe tajemnice zostaną ponownie odkryte". Jeśli słowa wypowiadane podczas masońskich rytuałów wziąć za dobrą monetę, to masoneria powinna liczyć sobie przynajmniej trzy tysiące lat. Fakt ten jednak podają w wątpliwość nie tylko przeciwnicy Zakonu, lecz nawet sami przedstawiciele Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii, którzy nie roszczą sobie wcale pretensji do tak starożytnego pochodzenia. Zmęczeni bezustannym odpieraniem szyderczych ataków ze wszystkich stron przedstawiciele Wielkiej Loży unikają jakichkolwiek oficjalnych wypowiedzi na temat pochodzenia Rzemiosła, pozostawiając kwestię debaty nad niewielką liczbą dowodów historycznych, które przetrwały do naszych czasów, członkom “Loży badawczej". Biedny kandydat pogrążony w ciemności Aby zostać wolnomularzami, obaj byliśmy poddani obrzędowi, w którym uczestniczy każdy kandydat ubiegający się o przyjęcie do Rzemiosła od co najmniej 250 lat. W trakcie ceremonii poproszono nas o przyrzeczenie, że jako ludzie honoru nie wyjawimy światu żadnej z tajemnic masonerii, dlatego jesteśmy w pełni świadomi tego, iż informacje, które przytaczamy w tej książce, mogą zostać uznane przez niektórych masonów za zdradę owych tajemnic. Jednakże Zjednoczona Wielka Loża Anglii za strzeżone sekrety Zakonu uznaje jedynie wiedzę na temat sposobów rozpoznawania się swoich członków, nikt zaś po przeczytaniu naszej książki nie mógłby fałszywie podawać się za masona. Wydaje się, że konieczne jest drobiazgowe wyjaśnienie znaczenia rytuałów masońskich, jako że one właśnie stanowiły punkt wyjścia do naszych poszukiwań. Niektóre z przytoczonych przez nas zwrotów wypowiadanych podczas rytuału służą do sekretnego rozpoznawania się nawzajem masonów, my jednak nie informujemy czytelnika, jakich konkretnych słów należy używać w danych okolicznościach, uczyniliśmy więc wszystko, by dochować wierności naszym przysięgom. W każdym razie zgodziliśmy się nie wyjawiać owych tajemnic, pod warunkiem że nie będą one w niczym ograniczać naszej wolności etycznej, obywatelskiej i religijnej; gdyby zaś złożone przysięgi uniemożliwiały przedstawienie opinii publicznej tak ważnych odkryć, jakich udało się nam dokonać, oznaczałoby to z pewnością duże ograniczenie osobistej wolności autorów. * * * Mimo że wstąpiliśmy do różnych lóż w odstępie kilku lat, obaj mieliśmy identyczne przeżycia z tym związane. A oto jak wyglądało nasze stawanie się masonami (dalej używamy formy “ja" w odniesieniu do nas obu): Po rozmowie przeprowadzonej z gronem dawnych mistrzów kilka miesięcy wcześniej byłem gotów przystąpić do ceremonii inicjacyjnej. Organizacja, do której przystępowałem, była mi właściwie całkowicie nieznana; jedyne zaś konkretne pytanie, jakie mi postawiono, dotyczyło mojej wiary w Boga. Odpowiedziałem, że wierzę w Boga, co wystarczyło, bym pewnego dnia stał w towarzystwie strażnika, który stukał rękojeścią wydobytego z pochwy miecza w wielkie drzwi Świątyni, pragnąc uzyskać dla mnie pozwolenie wejścia. Zawiązano mi oczy i ubrano w luźne białe spodnie i koszulę. Na prawej nodze miałem zwykły pantofel (tak zwany przydeptany), nogawkę na lewej nodze podwinięto mi aż do kolana, lewą stronę klatki piersiowej odsłonięto zaś, rozsuwając koszulę. Następnie założono mi na szyję pętlę wisielca, której koniec zwisał mi na plecach, oraz zabrano wszystkie metalowe przedmioty. Dopiero wtedy byłem gotów, by wprowadzono mnie do Świątyni. (Później dowiedzieliśmy się, że tego rodzaju odzienie - koszula i spodnie z surowego płótna oraz pętla na szyi - odpowiadało dokładnie strojowi średniowiecznego heretyka prowadzonego na zeznania przed oblicze przedstawicieli inkwizycji). Pamiętam, że zdawałem sobie sprawę z obecności wokół siebie dużej liczby ludzi; czułem się bardzo zagubiony i bezradny. W pewnej chwili na piersi poczułem dotknięcie końca jakiegoś zimnego metalowego przedmiotu. “Czy czujesz coś?" - spytał głos kogoś znajdującego się przede mną. Ktoś inny szepnął mi do ucha właściwą odpowiedź, którą powtórzyłem na głos. “Tak". “Niech będzie to więc ukłuciem twojej świadomości, a także niech natychmiast )tka cię śmierć w razie, gdybyś kiedykolwiek zdradził tajemnice, które zostaną teraz tobie ujawnione". Następnie przemówił inny głos z drugiej strony - rozpoznałem w nim głos Czcigodnego Mistrza: “Jako że nikt nie może zostać masonem, jeśli nie jest człowiekiem wolnym i pełnoletnim, zapytuję cię teraz - czy jesteś człowiekiem wolnym i czy ukończyłeś 21. rok życia?". “Tak". “W takim razie zadam ci jeszcze kilka pytań, na które, jak ufam, udzielisz równie szczerych odpowiedzi. Czy z pełną powagą i pod słowem honoru oświadczasz, że odrzucasz niegodne namowy przyjaciół stojące w sprzeczności z twoimi własnymi przekonaniami oraz że nie powodują tobą wyrachowanie ani inne niskie pobudki i w związku z tym pragniesz z własnej, nieprzymuszonej woli ubiegać się o poznanie tajemnic masonerii oraz stać się godnym jej zaszczytów? Czy następnie z pełną powagą i pod słowem honoru oświadczasz, że będziesz starał się ubiegać o te zaszczyty, mając na względzie dobre imię naszego Zakonu, powodowany pragnieniem zdobywania wiedzy oraz szczerą chęcią służenia swym współtowarzyszom?" “Tak". W tym momencie sztylet, którego ostrze przez cały czas uciskało moją pierś, został usunięty (chociaż ja nie zdawałem sobie wówczas z tego sprawy), pętla (zwana liną) nadal jednak okręcała moją szyję. Człowiek stojący z prawej strony szepnął mi do ucha, bym ukląkł, po czym wygłoszono krótką modlitwę, prosząc o błogosławieństwo Wielkiego Architekta Wszechświata (czyli Boga, opisywanego jednak w sposób całkowicie neutralny, tak iż może On być w równym stopniu akceptowany przez wyznawców każdej religii monoteistycznej). Potem mój przewodnik oprowadził mnie po obwodzie Świątyni, zatrzymując się trzy razy i przedstawiając mnie jako “biednego kandydata pogrążonego w ciemności". Chociaż nie mogłem tego zobaczyć, środek posadzki stanowiła biało-czarna mozaika. Po stronie wschodniej ustawiono podwyższenie, na którym siedział Czcigodny Mistrz; po stronie południowej siedział Drugi Dozorca, po zachodniej - Pierwszy Dozorca, obaj na nieco niższych podwyższeniach. Po trzykrotnym obejściu Świątyni zostałem zaprowadzony, wciąż z zawiązanymi oczami, przed oblicze Czcigodnego Mistrza, który zwrócił się do mnie z pytaniem: “Przebywając w ciemności, jakie jest największe życzenie twojego serca?". Po raz kolejny odpowiedź została wyszeptana mi do ucha. “Światło". “Niech więc zostanie ci ono przywrócone". Ktoś zdjął mi z tyłu opaskę i gdy moje oczy na powrót przyzwyczaiły się do światła, zobaczyłem, że stoję przed Czcigodnym Mistrzem. Bez zwłoki zajął moją uwagę symbolicznymi “światłami" masonerii, którymi, jak wyjaśnił, były: Księga Świętego Prawa (dla kandydatów-chrześcijan jest to Biblia), węgielnica i cyrkiel. Następnie powiedział mi, że zostałem przyjęty jako uczeń wolnomularz, a więc osiągnąłem pierwszy z trzech stopni na drodze do zdobycia tytułu pełnoprawnego mistrza wolnomularza. Następnie zapoznano mnie z tajemnymi znakami, uściskiem dłoni i hasłem odpowiednimi dla masonów pierwszego stopnia oraz poinformowano, że lewa kolumna, która stała niegdyś w kruchcie przed Świątynią króla Salomona, ma szczególne znaczenie dla stowarzyszenia. Współcześnie kopie zarówno lewej, jak i prawej kolumny stoją po obu stronach podwyższenia, na którym zasiada Czcigodny Mistrz. Lewa kolumna zwana jest Boaz, która to nazwa pochodzi od imienia pradziada Dawida, króla Izraela. Po ponownym kilkakrotnym obejściu Świątyni wręczono mi biały fartuszek z cielęcej skóry jako symbol mojej obecnej pozycji w masońskiej strukturze. Następnie zwrócono się do mnie słowami: “Jest on bardziej starożytny niż Order Złotego Runa czy Order Orła Rzymskiego, godny większej czci niż Order Gwiazdy, Order Podwiązki czy jakikolwiek inny znak; jest on symbolem niewinności oraz więzów przyjaźni". Ta część masońskiego rytuału okazała się szczególnie pouczająca, zawiera ona bowiem, jak wykażemy to później, elementy pochodzące z trzech różnych okresów historii, od niewątpliwie bardzo zamierzchłych do relatywnie współczesnych. W trakcie ceremonii zachęcano mnie do kultywowania różnego rodzaju moralnych i społecznych cnót, nawiązując przy tym do różnorakich symboli architektonicznych; na przykład narzędzia kamieniarza łączono z metodami samodoskonalenia. 1 od koniec ceremonii inicjacyjnej nieco się zaniepokoiłem na wieść o tym, że aby osiągnąć kolejny stopień wtajemniczenia, stopień czeladnika, należy nauczyć się na pamięć szeregu pytań i odpowiedzi sprawdzających. Były pośród nich wypowiedzi budzące raczej zaciekawienie niż dostarczające nowych wiadomości, na przykład: Pytanie: “Czym jest masoneria?". Odpowiedź: “Wyjątkowym systemem etycznym, ukrytym w przypowieściach unaocznionym w symbolach". Pytanie: “Jakie są trzy główne zasady, na których opiera się masoneria? Odpowiedź: “Braterska miłość, ufność i prawda". O ile każdemu kandydatowi pierwsza z zasad, na jakich opiera się masoneria, ^daje się jasna i zrozumiała, to sens dwu następnych znacznie trudniej mu uchwycić, /winienie od czego? Jaka prawda? Jako w pełni zaakceptowany przez wspólnotę brat, mimo że ledwo “przyjęty uczeń", opuściłem Świątynię, mając wrażenie, że wydarzyło się tam coś szczególnego; nie miałem jednak pojęcia, co to wszystko tak naprawdę oznacza. Następnie odbył się uroczysty posiłek, podczas którego, jako bohater dnia, zająłem miejsce po lewej ręce czcigodnego Mistrza. Wszyscy byli w znakomitym nastroju: wygłaszano mowy, wznoszono toasty. Wciąż jednak tajemnice Rzemiosła pozostały przede mną całkowicie ukryte. Być może, myślałem, wszystko wyjaśni się podczas kolejnej ceremonii. Myliłem się. Ukryte tajemnice natury i nauki Kilka miesięcy później zostałem poddany ceremoniałowi drugiego stopnia, dzięki któremu uzyskałem rangę “czeladnika". Tym razem wkroczyłem do Świątyni wraz z resztą braci, ubrany w biały fartuszek z cielęcej skóry - symbol mojej szczerej niewinności oraz niskiej, jak dotąd, pozycji w masońskiej hierarchii. Loża została otwarta w pierwszym stopniu, ja zaś jako kandydat do awansowania zostałem poddany testowi, w którym miałem odpowiadać na pytania, z jakimi zapoznałem się pod koniec uprzedniej ceremonii. Kiedy tylko zdałem egzamin, wykazując się zdolnością recytowania z pamięci całej tej paplaniny, kazano mi na pewien czas opuścić Świątynię, by odpowiednio przygotować się do “ceremonii przejścia". Po pewnym czasie ponownie wkroczyłem do Świątyni ubrany w ten sam prosty strój, jaki nosiłem w trakcie ceremonii inicjacyjnej, ale tym razem obnażyłem lewą nogę oraz prawą stronę klatki piersiowej. Kiedy Diakoni oprowadzali mnie po wnętrzu Świątyni, wyjawiono mi nowe hasła i tajemne znaki, w tym także pewien gest wykonywany uniesioną dłonią, który pochodził jakoby z czasów, kiedy “Jozue (Joszua) walczył w imię Pana (w dolinie Joszoszafat) i modlił się, by słońce wstrzymało swój bieg aż do czasu, gdy uda mu się pokonać swoich wrogów". Jak się później okazało, gest ów był wielce znaczący. Dopełnieniem informacji, jakie podczas poprzedniej ceremonii uzyskałem na temat lewej kolumny, były wiadomości dotyczące prawej kolumny, stojącej pierwotnie przed Świątynią króla Salomona, a zwanej Jakin. Nazwę tę wywodzono od imienia najwyższego kapłana, który uczestniczył w poświęceniu tej części Świątyni w Jerozolimie. Bliźniacze kolumny Boaz i Jakin miały odegrać niezwykle ważną rolę w trakcie naszych przyszłych badań. Pierwsza z nich reprezentuje siłę, druga plan, obie zaś trwałość. Po dopełnieniu ceremonii drugiego stopnia pozwolono mi “rozszerzyć poszukiwania na sferę ukrytych tajemnic natury i nauki". Następnie, podobnie jak za pierwszym razem, jedzono, pito, wygłaszano mowy i śpiewano. Promyk światła Kilka miesięcy później już jako czeladnik ubrany w biały fartuszek z dwiema niebieskimi rozetkami zostałem dopuszczony do ceremonii, po której miałem osiągnąć najwyższy - zwany często “wzniosłym" - stopień mistrza wolnomularza. Najpierw jednak musiałem raz jeszcze wykazać, iż jestem godny dostąpić tego zaszczytu, ucząc się na pamięć odpowiedzi na kolejne pytania sprawdzające moje kompetencje. Podczas zadawania pytań zwrócono mi uwagę na fakt, że “nasi starożytni bracia przyjmowali wynagrodzenie za pracę w środkowej sali Świątyni króla Salomona bez skrupułów czy nieśmiałości, co wynikało z wielkiego zaufania, jakie pokładali oni w tamtych dniach w uczciwość swoich pracodawców". Dokładne poszukiwania w Biblii przekonały nas, że nigdzie nie wspomina się w niej o żadnej środkowej sali Świątyni króla Salomona. Wykluczając możliwość niedopatrzenia, przyjęliśmy, że pytania sprawdzające miały za zadanie wykazać, iż wprawdzie w przeszłości bracia mogli ufać swoim pracodawcom, nie mogą tego jednak czynić już obecnie. Na tym etapie ujawniono mi jeszcze jedną informację, która na pierwszy rzut oka także odnosiła się do Biblii, lecz w istocie nigdzie w niej nie występowała. Dotyczyła misji, jaka zostanie mi powierzona w momencie, gdy zdobędę zaszczytny stopień mistrza masona: “Albowiem Pan rzekł: silnym ustanowię Słowo Moje w Domu Moim, tak iżby trwał on po wsze czasy". Zdanie to objawiło nam później swoją wielką wagę i znaczenie, mimo że dla współczesnych masonów jest całkowicie niezrozumiałe, po- dobnie jak niezrozumiałe było dla nas, gdy po raz pierwszy je usłyszeliśmy. Następnie wyjawiono mi hasło, dzięki któremu mogłem ponownie wejść do Świątyni, by uczestniczyć w uroczystości przyjęcia mnie do grona mistrzów masonów. Tym razem jednak sprawy przyjęły odmienny i znacznie bardziej dramatyczny obrót. Po wkroczeniu do Świątyni przekonałem się, że jest ona pogrążona w całkowitej ciemności, jeśli nie brać pod uwagę świecy palącej się po wschodniej stronie, przed Czcigodnym Mistrzem. W bardzo obszernym, pozbawionym okien pomieszczeniu ta samotna świeca dawała niewiele światła, lecz kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, mogłem dostrzec twarze zgromadzonych braci oraz rozpoznać wnętrze Świątyni spowite w mroku. Ku mojemu zaskoczeniu poinformowano mnie, że tym razem przedmiotem inicjacji będzie śmierć. Ceremonia rozpoczęła się od krótkiego omówienia dwu pierwszych stopni: “Bracia, każdy ze stopni masonerii zdobywa się kolejno dzięki wytrwałości, cierpliwości i pracowitości. Podczas ceremonii pierwszego stopnia poznaliśmy nasze obowiązki wobec Boga, wobec naszych bliźnich oraz nas samych. Podczas ceremonii drugiego stopnia zostaliśmy dopuszczeni do udziału w tajemnicach ludzkiej nauki oraz do poznania dobroci i majestatu Stwórcy poprzez drobiazgową analizę Jego dzieł. Dopiero jednak trzeci stopień stanowi właściwe spoiwo całości; ma on związać ze sobą wolnomularzy mistycznym łańcuchem niczym więzami ojcowskiego uczucia i braterskiej miłości. Wskazuje on na ciemność śmierci i mroki grobu jako zwiastuny jeszcze wspanialszego światła, które rozbłyśnie w momencie zmartwychwstania sprawiedliwych. Kiedy ich martwe ciała, które od dawna spoczywały pogrążone we śnie w ziemi, zbudzą się, ponownie połączą ze swymi duszami i przyobleką się w nieśmiertelność". Następnie wypowiedziano modlitwę, która kończyła się słowami: “błagamy Cię, byś udzielił Twej łaski temu oto Twemu słudze, który pragnie uczestniczyć wraz z nami w tajemnicach danych mistrzowi masonów. Obdarz go hartem ducha, iżby nie zawiódł w godzinie próby, lecz, powierzając się Twej opiece i przebywszy ciemną dolinę cienia śmierci, powstał z grobu grzechu, by lśnić blaskiem niczym gwiazda na wieki wieków." Potem ceremonia przebiegała podobnie do dwu poprzednich aż do momentu, w którym kazano mi odtworzyć kilka scen z dziwnej opowieści, wyjaśniającej, w jaki sposób doszło do zaginięcia prawdziwych tajemnic mistrza masona. Miałem odgrywać rolę postaci istniejącej jedynie w rytuale masońskim, której imię brzmiało Hiram Abif. Czcigodny Mistrz zaczął mówić: “natura udziela ci jeszcze jednej wielkiej i pożytecznej lekcji - daje ci wiedzę o samym sobie. Uczy cię, poprzez kontemplację, przysposabiać się do ostatnich godzin twojego istnienia; a kiedy, dzięki owej kontemplacji, natura przeprowadzi cię przez skomplikowane i zawiłe koleje twojego śmiertelnego życia, w końcu nauczy cię, jak umrzeć. Taki oto, mój drogi bracie, jest cel trzeciego stopnia masońskiego. Ma on zachęcić cię do refleksji nad tym budzącym grozę tematem i nauczyć cię, że dla człowieka sprawiedliwego i prawego śmierć nie jest straszniejsza niż splamienie się kłamstwem czy też okrycie hańbą. Wspaniały przykład tej wielkiej prawdy odnajdujemy w annałach masonerii, gdzie mowa jest o niezachwianej wierności oraz śmierci naszego Wielkiego Mistrza Hirama Abifa, który stracił życie na krótko przed zakończeniem budowy Świątyni króla Salomona; przy jej wznoszeniu, o czym zapewne wiesz, był on zatrudniony jako główny architekt. A oto jak wyglądały okoliczności jego śmierci: Piętnastu czeladników pełniących funkcję zarządców nad resztą robotników dostrzegło że budowa Świątyni została już prawie zakończona, oni zaś nie poznali wciąż jeszcze prawdziwych tajemnic mistrza masona. Postanowili wspólnie, iż za wszelką cenę odkryją je, nawet gdyby musieli się przy tym uciec do użycia przemocy. W przededniu obranej daty dwunastu spośród piętnastu czeladników wycofało się, jednak trzech pozostałych, bardziej zdeterminowanych i bezwzględnych od innych, trwało nadal w swym bezecnym postanowieniu. W tym celu stanęli odpowiednio przy południowej, zachodniej i wschodniej bramie Świątyni, do której miał w zwyczaju udawać się samotnie nasz mistrz Hiram Abif, by oddawać w niej cześć Najwyższemu. A była wtedy dokładnie godzina dwunasta w południe. Po zakończeniu modłów, gdy mistrz zamierzał właśnie opuścić Świątynię przez południową bramę, został zaskoczony przez pierwszego z łotrów, który, z braku bardziej odpowiedniej broni, zagroził mu pionem murarskim. Zażądał od naszego mistrza Hirama Abifa natychmiastowego wyjawienia prawdziwych tajemnic mistrza masona, ostrzegając go, że w przeciwnym razie spotka go śmierć. Jednakże mistrz, wierny swym przysięgom, odparł, że owe tajemnice znane są jedynie trzem mężom na świecie i że bez porozumienia się z pozostałymi dwoma nie może ani nie chce ich wyjawić. Oznajmił przy tym, że nie ma wątpliwości, iż cierpliwość i wytrwałość pozwoli każdemu z masonów we właściwym czasie stać się godnym poznania owych tajemnic. Jeśli zaś chodzi o niego, raczej poświęci swoje życie, niż miałby zawieść pokładane w nim święte zaufanie. Niezadowolony z takiego obrotu rzeczy łotr zamierzył się, chcąc zadać silny cios w czoło naszego mistrza, ale zbity z tropu jego nieugiętą postawą zaledwie musnął pionem murarskim prawą skroń Hirama*, na tyle jednak mocno, że mistrz zachwiał się i osunął na lewe kolano". W tym momencie poczułem bardzo delikatne uderzenie w skroń, zaś moi dwaj przewodnicy, zwani Diakonami, dali mi do zrozumienia, bym ukląkł, naśladując opisaną przed chwilą scenę. “Doszedłszy nieco do siebie, mistrz pobiegł ku zachodniej bramie, gdzie natknął się na drugiego łotra, któremu udzielił takiej samej, równie stanowczej odpowiedzi jak pierwszemu. Wtedy łotr, uzbrojony w poziomnicę, zadał mu silny cios w lewą skroń, przez co spowodował jego osuniecie na prawe kolano". Ponownie poczułem dotknięcie na skroni i zostałem nakłoniony do przyklęknięcia, tym razem na prawym kolanie. “Przekonawszy się o niemożliwości ucieczki przez obie bramy, nasz mistrz, osłabiony i krwawiący, ruszył chwiejnym krokiem ku bramie wschodniej, gdzie czekał już nań trzeci z łotrów. Ten, otrzymawszy od mistrza równie stanowczą jak poprzednio odpowiedź na swe zuchwałe żądanie - nasz mistrz pozostał bowiem wierny swym przysięgom nawet w tak dramatycznej chwili - zadał mu ciężkim kamiennym młotem cios w sam środek czoła, tak iż mistrz padł bez życia na ziemię u jego stóp (...) Tak oto wyglądały okoliczności jego śmierci". W świetle świecy ujrzałem, jak Czcigodny Mistrz wychyla się ze swojego miejsca na podwyższeniu i dotyka mojego czoła jakimś przedmiotem, po czym poczułem, jak wiele rąk ciągnie mnie w tył w kierunku podłogi. Moje ciało było wyprostowane, a stopy złączone, tak że przechylałem się równomiernie w tył, jakbym zapadał się w ciemność. Gdy dotknąłem podłogi, natychmiast zostałem cały, jedynie z wyjątkiem twarzy, owinięty całunem pogrzebowym niczym zmarły. Czcigodny Mistrz rzekł wówczas: “Bracia, podczas ostatniej ceremonii, tak jak i obecnie, nasz Brat reprezentował jedną z naj- wspanialszych postaci w dziejach masonerii, a mianowicie postać Hirama Abifa, który stracił życie, nie chcąc zdradzić powierzonych mu świętych tajemnic. Ufam, że wywarło to trwałe wrażenie nie tylko na nim samym, lecz także na was, i będzie wam pomocne w razie, gdybyście kiedykolwiek zostali wystawieni na próbę w podobnych okolicznościach. Bracie Drugi Dozorco, spróbuj teraz dźwignąć tego, który odgrywa rolę naszego mistrza, przy użyciu uchwytu odpowiedniego dla przyjętego ucznia". Młodszy Strażnik pochylił się nade mną, wyciągnął moją dłoń spod całunu, po czym pociągnął ją ku górze; ona jednak prześliznęła się między jego palcami. “Czcigodny Mistrzu, uchwyt ów okazuje się nieskuteczny". Zanim Czcigodny Mistrz przemówił ponownie, przez kilka chwil postacie pogrążone w mroku obchodziły mój “grób". “Bracie Pierwszy Dozorco, spróbuj teraz uchwytu odpowiedniego dla czeladnika". Ta próba okazała się jednak równie nieskuteczna jak poprzednia. “Bracia Dozorcy, wasze starania okazały się daremne. Pozostaje więc trzecia, specjalna metoda, zwana uchwytem Łapy Lwa lub Pazura Orła, która polega na mocnym uchwyceniu końcami palców ścięgien nadgarstka prawej dłoni kandydata i wyniesieniu go na pięciu punktach braterskiego łańcucha. I teraz, przy waszej pomocy, spróbuję tego dokonać". Czcigodny Mistrz pochwycił mnie mocno za przegub i postawił natychmiast z powrotem na nogi. Także tym razem niewidoczne dłonie uniosły ciężar mojego ciała. Gdy znalazłem się w pozycji stojącej, Czcigodny Mistrz wyszeptał mi do ucha dwa tajemne słowa. Poznałem teraz obie części składowe Słowa Wolnomularskiego. W owym czasie słowo to nie miało dla mnie żadnego znaczenia, jednakże w trakcie naszych badań poznaliśmy później jego starożytny i fascynujący sens, o czym będzie jeszcze mowa. “Tak oto, mój drogi Bracie, wszyscy mistrzowie wolnomularze byli wskrzeszani ze swej symbolicznej śmierci, by ponownie połączyć się z towarzyszami pracy. Pozwól mi teraz zauważyć, że światło mistrza wolnomularza jest niczym innym jak widzialną ciemnością, która symbolizuje mrok spowijający przyszłość. Jest to owa tajemnicza zasłona ciemności, której nie może przeniknąć oko ludzkiego rozumu, chyba że oświeci je boskie światło płynące z góry. Ale nawet wtedy dzięki temu jaśniejącemu promieniowi światła przekonasz się, że stoisz na samej krawędzi grobu, do którego właśnie symbolicznie zstąpiłeś i który, kiedy tylko to krótkotrwałe życie przeminie, ponownie przyjmie cię do swego zimnego łona". Kiedy Czcigodny Mistrz wypowiadał te odbierające wszelką otuchę słowa, skierował moje spojrzenie w prawo, ku dołowi, gdzie pośród ciemności mogłem wyłowić kształt otwartego grobu, w którego wnętrzu leżała ludzka czaszka z parą skrzyżowanych piszczeli poniżej (ii. 2). Po raz pierwszy w trakcie trzech masońskich ceremonii, w których uczestniczyłem, poczułem ciarki na całym ciele. “Niech te symbole śmiertelności, które tu przed tobą spoczywają, doprowadzą cię do kon- templacji twojego nieuchronnego losu oraz skierują twoją uwagę na najbardziej zajmujące i pożyteczne z ludzkich zajęć - poznawanie samego siebie. Pamiętaj, by wykonywać wyznaczone ci zadanie za dnia; słuchaj głosu natury zaświad- czającego o tym, że nawet w kruchym ciele zamieszkuje najgłębsza nieśmiertelna zasada, która jest źródłem świętej ufności w to, że Pan Życia sprawi, iż podepczemy pod naszymi stopami Króla Grozy i wzniesiemy w górę nasze oczy". Czcigodny Mistrz wskazał w górę i w lewo, ku promieniowi światła na Wschodzie (dokładnie po przeciwległej stronie grobu), gdzie dostrzegłem kontury małej połyskującej gwiazdy. “na tę jasną gwiazdę poranną, której pojawienie się na niebie przynosi pokój i ukojenie ludziom wiernym i posłusznym". Podczas ceremonii “wskrzeszenia", w której uczestniczyłem, odrodziłem się, zdobywając stopień mistrza masona. Pod koniec uroczystości wyjawiono mi kolejne tajne hasła oraz gesty przy użyciu porównań zaczerpniętych z budownictwa, które miały służyć mi pomocą w procesie doskonalenia moich umiejętności jako masona, członka stowarzyszenia. Później, w trakcie kolejnego oficjalnego zgromadzenia loży, opowiedziano mi o wydarzeniach, jakie rozegrały się po zamordowaniu mistrza: “Pewnego razu odbyła się generalna inspekcja wszystkich robotników zatrudnionych przy budowie Świątyni, podczas której okazało się, że trzech spośród nadzorców gdzieś się zapodziało. Tego samego dnia dwunastu rzemieślników, którzy początkowo przystąpili do spisku, stawiło się przed królem i wyznało mu z własnej woli wszystko, co zamierzali, aż do momentu, gdy wycofali swój akces z grona spiskowców. Zaniepokojony o los swego najlepszego architekta król wybrał wówczas piętnastu zaufanych czeladników, polecając im, by udali się na poszukiwanie naszego mistrza i ustalili, czy żyje, czy też ucierpiał w jakiś sposób podczas próby wydobycia od niego powierzonych mu świętych tajemnic. Ustaliwszy wspólny dla wszystkich dzień powrotu do Jerozolimy, poszukiwacze podzielili się na trzy loże czeladników i wyruszyli w drogę przez trzy bramy Świątyni. Wiele dni spędzili na bezowocnych poszukiwaniach; pierwsza grupa powróciła, nie dokonawszy żadnego ważniejszego odkrycia. Członkowie drugiej grupy mieli więcej szczęścia: pewnego wieczoru, gdy odpoczywali wyczerpani i utrudzeni ponad wszelką miarę, jeden z braci, podnosząc się z ziemi, uchwycił rosnący nieopodal krzak, który, ku jego zdumieniu, dał niezwykle łatwo wyrwać się z ziemi. Po bliższych oględzinach czeladnik dostrzegł, że ziemia wokół była świeżo wzruszona, zawezwał więc bezzwłocznie swych towarzyszy. Wtedy czeladnicy odkopali wspólnymi siłami grób, na którego dnie znaleźli bardzo niedbale pogrzebane zwłoki naszego mistrza. Następnie ponownie je pochowali z należnym szacunkiem i respektem, oznaczyli miejsce pochówku gałązką akacji, po czym powrócili szybko do Jerozolimy, by podzielić się swym bolesnym odkryciem z królem Salomonem. Gdy król ukoił w końcu nieco swój smutek, polecił czeladnikom powrócić na miejsce i złożyć ciało mistrza w grobowcu, który odpowiadałby zarówno jego randze, jak i wyjątkowym talentom. Jednocześnie oznajmił, że za sprawą tej śmierci tajemnice mistrza masona przepadły na zawsze. Nakazał czeladnikom zwracać szczególną uwagę na przypadkowe znaki, jakie mogły się pojawić, oraz na słowa, jakie mogły zostać wypowiedziane podczas smutnej ceremonii składania po raz ostatni hołdu tej tak godnej szacunku osobie. Czeladnicy niezwykle sumiennie wykonali powierzone im zadanie. Po ponownym otwarciu grobu jeden z braci przez cały czas obserwował swych towarzyszy zajętych ekshumacją". Następnie dowiedziałem się, w jaki sposób czeladnicy usiłowali podnieść ciało Hirama Abifa, stosując te same słowa i uchwyty, jakich używano podczas symbolicznego podniesienia mnie z grobu. Od tamtej pory czynności te stały się częścią stosowanego na całym świecie rytuału, w trakcie którego kandydat zostawał wyniesiony do rangi mistrza; rytuału, który w odpowiednim czasie i w odpowiednich okolicznościach zostanie uzupełniony właściwymi słowami i uchwytami. W dalszej części przemowy usłyszałem: “Tymczasem członkowie trzeciej grupy kontynuowali poszukiwania w okolicy Jaffy i właśnie nosili się z zamiarem powrotu do Jerozolimy, gdy przechodząc przypadkowo w pobliżu wejścia do jaskini, usłyszeli odgłosy lamentu i żałosne zawodzenia. Pragnąc zbadać, co się stało, weszli do jaskini, w której natknęli się na trzech mężczyzn odpowiadających wyglądem trzem poszukiwanym przez nich nadzorcom. Oskarżeni o morderstwo mężczyźni dostrzegli, że nie mają najmniejszej szansy na ucieczkę, i przyznali się do winy. Związano ich i zaprowadzono do Jerozolimy, gdzie król Salomon skazał wszystkich trzech na śmierć odpowiednią do ohydy popełnionej przez nich zbrodni. Nasz mistrz został następnie pochowany tak blisko Sanctum Sanctorum, jak pozwalało na to żydowskie prawo - w grobie od środka trzy stopy na wschód i trzy stopy na zachód, trzy stopy między wschodem a południem oraz pięć stóp lub więcej prostopadle. Nie można go było złożyć w Sanctum Sanctorum, ponieważ nie mogło się w nim znaleźć nic pospolitego lub nieczystego; nawet najwyższy kapłan mógł wchodzić tam jedynie raz w roku, i to tylko po dokonaniu wielu obmyć i oczyszczeń w dniu pokuty za grzechy, według żydowskiego prawa bowiem wszelkie ciało uchodziło za nieczyste. W pogrzebie wzięło udział piętnastu zaufanych czeladników ubranych w białe fartuszki i białe rękawiczki symbolizujące ich niewinność". Potem ceremonia przebiegała podobnie do dwu poprzednich, a po jej zakończeniu stałem się pełnoprawnym mistrzem masonem. Kilka miesięcy później, w okresie, gdy żaden nowy kandydat nie ubiegał się o przyjęcie w poczet członków loży, były Czcigodny Loży objaśnił mi znaczenie tajemnicy trzeciego stopnia. Trzej nikczemnicy, którzy zamordowali Hirama Abifa, nosili imiona Jubela, Jubelo i Jubelum, wspólnie zaś określano ich mianem Juwes (wym. Dżuis). Mistrz omówił także szczegółowo “odgłosy lamentu i żałosne zawodzenia", jakie dochodziły z wnętrza jaskini. Winowajcy głęboko żałowali tego, co zrobili, i pragnęli strasznej kary za swe niecne czyny. Ich życzenie spełniło się - król Salomon kazał ich stracić, każdego w inny sposób. Wolnomularski rytuał przedstawia ich śmierć, my jednak nie przytoczymy jej opisu, jako że związana jest ze sposobem wzajemnego rozpoznawania się masonów. * * * Przytoczone tu wyjątki z rytuałów masońskich, odprawianych przy trzech kolejnych stopniach wtajemniczenia, mogą wydawać się wielce zagadkowe dla osób z zewnątrz, są one jednak swojsko znajome każdemu masonowi. Przy czym “znajome" oznacza jedynie to, że opisane tu ceremonie wydają się normalne, mimo że są naturalnie pod każdym względem wielce tajemnicze i dziwaczne. Niektórzy masoni dają wiarę temu, ze prezentowane im opowieści są prawdziwe, zgodnie z zasadą, według której wielu chrześcijan przyjmuje za dobrą monetę legendy Starego Testamentu; inni zaś traktują je nieco z przymrużeniem oka, dopatrując się w nich ukrytych nauk moralnych. Bardzo niewielu zastanawia się jednak nad pochodzeniem tych dziwnych rytuałów. Wiele głównych postaci znanych z mitologii masońskiej pojawia się w tradycji judeochrześcijańskiej - na przykład król Salomon, Boaz, Jakin, a także kilka innych, których tożsamości nie udało nam się ustalić - jednakże człowiek o kluczowym znaczeniu wciąż pozostaje całkowitą zagadką. O Hiramie Abifie ani razu nie wspomina Stary Testament, nie przytacza on także imion żadnego spośród budowniczych Świątyni ani nie wspomina o zabójstwie najwyższego kapłana. Niektórzy chrześcijańscy krytycy masonerii potępiają Rzemiosło, twierdząc, że masoni gloryfikują zmartwych- wstanie innego człowieka niż Jezus Chrystus i wobec tego są wyznawcami pogańskiej religii. Trzeba jednak zauważyć, że zamordowany Hiram Abif pozostał na zawsze już martwy; nigdzie nie mówi się o jego powrocie do życia ani nawet nie sugeruje, że wiódł jakiś rodzaj życia po śmierci. W rytuałach masońskich nie występują elementy nadprzyrodzone i dlatego właśnie wyznawcy wielu różnych religii, w tym Żydzi, chrześcijanie, wyznawcy hinduizmu czy buddyści, postrzegają nauki masonerii nie jako zaprzeczenie, lecz dopełnienie własnych wierzeń. Centralna opowieść, odgrywająca kluczową rolę w masońskim rytuale, jest bardzo prosta i niczym specjalnym się nie wyróżnia; nie ma jakiejś wyjątkowej struktury dramatycznej ani nawet jednoznacznej wartości symbolicznej. Owszem, Hiram Abif wolał umrzeć, niż zdradzić swoje przekonania, lecz czyniło tak nieskończenie wielu mężczyzn i kobiet zarówno przed nim, jak i po nim. Gdyby jakaś osoba lub osoby zamierzały wymyślić opowieść, na której opierałaby się ideologia nowej, założonej przez nie organizacji, z pewnością powstałaby historia znacznie bardziej niezwykła, a przy tym jednoznaczna w swoim wyrazie. Dlaczego tak się jednak nie stało? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie sprowokowało nas do rozpoczęcia zakrojonych na szerszą skalę badań, które mają na celu poznanie początków Zakonu. Niejasne, konwencjonalne wyjaśnienia dotyczące pochodzenia Zakonu całkowicie nas nie zadowalały. Zaczęliśmy coraz częściej dyskutować na ten temat, wzajemnie podsycając nasze zainteresowanie, tak że po jakimś czasie postanowiliśmy przeprowadzić zorganizowane, obiektywne badania w celu zidentyfikowania postaci znanej jako Hiram Abif oraz odnalezienia zaginionych tajemnic masonerii. W owym czasie żaden z nas nie wierzył, że podejmując to wyzwanie, mamy jakąkolwiek szansę na sukces - wiedzieliśmy tylko jedno: nasza podróż będzie z pewnością wielce interesująca. Nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy, że rozpoczynamy jedno z największych detekty- wistycznych dochodzeń wszech czasów i że nasze odkrycia będą miały tak ogromne znaczenie nie tylko dla masonów, ale też dla całej ludzkości. Podsumowanie Bardzo niewiele elementów masońskiego rytuału można określić jako zwyczajne czy pospolite. Kandydatowi na masona zawiązuje się oczy, każe opróżnić kieszenie z pieniędzy i metalowych przedmiotów, ubiera w dziwaczny strój niczym skazanego heretyka idącego na szubienicę, a w końcu mówi mu się, że treścią ostatniego stopnia masońskiego wtajemniczenia jest kwestia tego, “jak umrzeć"! W rytuale wielkie znaczenie ma podróż z ciemności ku światłu, podobnie jak dwie kolumny zwane Boaz i Jakin, z których każda z osobna symbolizuje “siłę" i “plan", razem zaś stanowią symbol “trwałości". Wolnomularze uważają, że ich organizacja ma bardziej starodawny rodowód niż np. Order Złotego Runa, celami zaś, jakie sobie stawiają, są braterska miłość, ufność i prawda - przy czym bardzo dużą wagę przywiązują do poznawania ukrytych tajemnic natury i nauki. Dawne, prawdziwe tajemnice Zakonu, jak nam powiedziano, zostały zagubione, ich miejsce zaś zajęły tajemnice zastępcze. Taki stan rzeczy będzie obowiązywał aż do czasu, gdy prawdziwe tajemnice zostaną w końcu odnalezione. Głównym autorytetem masonerii jest budowniczy Świątyni króla Salomona o imieniu Hiram Abif, który pewnego razu został zamordowany przez trzech swoich współpracowników. Symboliczna śmierć i zmartwychwstanie kandydata podczas masońskiego rytuału trzeciego stopnia czynią z niego mistrza masona; gdy powstaje on z grobu, na horyzoncie pojawia się jasna gwiazda poranna. Skąd mogły pochodzić idee leżące u podstaw tego rodzaju dziwnego rytuału i jak w ogóle doszło do jego powstania? Nasze poszukiwania rozpoczęliśmy od dokładnego zbadania znanych już wcześniej teorii i hipotez. ROZDZIAŁ DRUGI Poszukiwania się rozpoczynają Skąd pochodzi Zakon ? Wiele dobrze poinformowanych osób próbowało wcześniej niż my ustalić pochodzenie masonerii, starając się przy tym nie przeoczyć żadnej nadarzającej się sposobności. Podobnie czyniły także rzesze blagierów i szarlatanów, którzy skwapliwie przyłączyli się do poszukiwań. Dla innych z kolei sprawa była całkiem prosta: masoneria ma tyle lat, ile jej oficjalna, spisana historia (XVII wiek), i jakiekolwiek próby sięgania dalej w przeszłość nie mają w tym wypadku najmniejszego sensu. Owa pragmatyczna postawa jest wprawdzie wielce nieskomplikowana, opiera się jednak na założeniu, które, jak to wykażemy, z łatwością można obalić, między innymi dlatego że dysponujemy wieloma dowodami na to, iż Zakon krystalizował się powoli na przestrzeni ponad trzystu lat przed datą oficjalnego założenia Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii. Od czasu powstania Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii w 1717 roku Zakon nie taił faktu swojego istnienia przed opinią publiczną, otaczając jedynie ścisłą tajemnicą metody wzajemnego rozpoznawania się stosowane przez masonów. Jednakże organizacja, którą zwiemy dziś masonerią, była do połowy XVII wieku stowarzyszeniem tajnym, a tajne stowarzyszenia z definicji nie publikują przecież swoich oficjalnych historii. Dlatego właśnie postanowiliśmy zająć się historią Rzemiosła sprzed okresu jego “upublicznienia", biorąc przy tym pod uwagę trzy główne teorie na temat pochodzenia masonerii, które cieszyły się niegdyś uznaniem w oczach historyków: 1. Masoneria jest tak starożytna, jak mówi o tym masoński rytuał - rzeczywiście powstała w wyniku wydarzeń, jakie nastąpiły podczas budowy Świątyni króla Salomona, i przetrwała do naszych czasów, aczkolwiek mechanizmy tego procesu nie są nam znane. 2. Masoneria jest tworem członków średniowiecznych cechów kamieniarskich, przy czym praktyczne umiejętności związane z obróbką kamienia zamieniły się w coś, co masoni nazywają “spekulatywnymi" (teoretycznymi) umiejętnościami etycznego doskonalenia się. 3. Masoński rytuał wywodzi się wprost od członków Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, zwanych powszechnie templariuszami. Pierwsza teoria, według której masoneria powstała za króla Salomona, wydała się lam niemożliwa do zweryfikowania, ponieważ jedynym źródłem wiadomości na ten temat jest Stary Testament. Postanowiliśmy więc, przynajmniej na razie, zaniechać podążania tym tropem. Druga teoria, mówiąca o tym, że twórcami Rzemiosła byli średniowieczni mistrzowie kamieniarscy stawiający sobie za cel etyczne samodoskonalenie, znalazła uznanie w bardzo szerokich kręgach: zarówno pośród masonów, jak i niemasonów. Nam jednak teoria ta, mimo jej spójności logicznej oraz dużej liczby książek, które przyczyniają się do ugruntowania prezentowanego przez nią punktu widzenia w świadomości społecznej kilku pokoleń, wydała się - po jej dogłębnym rozpatrzeniu - trudna do zaakceptowania. Na początek, mimo drobiazgowych badań, nie udało nam się odnaleźć żadnych dokumentów świadczących o istnieniu jakichkolwiek średniowiecznych cechów kamieniarskich na terenie Anglii. Gdyby rzeczywiście istniały, z pewnością pozostawiłyby po sobie jakieś ślady - o istnieniu cechów kamieniarskich w wielu krajach Europy świadczy najdobitniej znaczna liczba dowodów potwierdzających ich działalność. Tymczasem w swym dziele History of Freemasonry (“Historia masonerii") Gould przedstawia na wielu stronicach symbole związków kamieniarskich z tere- nu całej Europy z wyjątkiem Wysp Brytyjskich! Kamieniarze byli zdolnymi rzemieślnikami, zatrudnianymi przez kościoły oraz bogatych posiadaczy ziemskich, przy czym wydaje się mało prawdopodobne, aby ich pracodawcy byli na tyle oświeceni, że tolerowaliby powstanie czegoś w rodzaju prototypu robotniczego związku zawodowego. Wielu kamieniarzy pracowało przez całe życie przy budowie jednego obiektu, na przykład katedry, a przebywając przez pięćdziesiąt lat w jego bezpośrednim sąsiedztwie, z pewnością nie potrzebowało tajemnych znaków rozpoznawczych czy haseł. W średniowieczu większość kamieniarzy była analfabetami, bez jakiegokolwiek wykształcenia, naturalnie poza czysto technicznymi umiejętnościami niezbędnymi do wykonywania fachu, zdobytymi w okresie terminowania. To, iż ludzie ci potrafiliby zrozumieć, nie mówiąc już o tym, że wymyślić, tak skomplikowany obrządek, w jakim współcześnie uczestniczą masoni, wydaje się całkowicie wykluczone. Słownictwo kamieniarzy, a najprawdopodobniej także ich zdolność do abstrakcyjnego myślenia, musiały być w istocie bardzo ograniczone. Podróże, nawet w wypadku najbardziej uzdolnionych mistrzów kamieniarskich, były wydarzeniem niezwykle rzadkim, a więc tajemne znaki, uchwyty i hasła nie na wiele by się zdały tym rzemieślnikom. A jeśli nawet niektórzy z nich odbywali podróże od jednego budowanego obiektu do drugiego, dlaczego mieliby posługiwać się tajemnymi znakami, by zostać rozpoznanymi? Gdyby ktoś fałszywie podawał się za kamieniarza, bardzo szybko zorientowano by się przecież, iż nie potrafi prawidłowo obrabiać kamieni. Ponieważ od początku oficjalnej działalności Zakonu aż do dziś (por. Aneksy) w gronie masonów było wielu królów oraz możnowładców, nie mogliśmy zupełnie wyobrazić sobie takiej sytuacji, że pewnego razu grupa arystokratów pojawiła się na zgromadzeniu kamieniarzy, prosząc o pozwolenie skopiowania ich ceremoniału, by następnie symbolicznie stosować go w celu etycznego doskonalenia się. Na ostateczny dowód, przemawiający przeciwko “teorii kamieniarskiej", natrafiliśmy podczas badania dokumentów wolnomularskich zwanych Dawnymi Obowiązkami, z których najstarsze pochodzą podobno z końca XV wieku. Są to zbiory przepisów i reguł postępowania przeznaczone dla masonów, które, jak przypuszczano, zostały zaczerpnięte z kodeksów określających postępowanie członków średniowiecznych cechów kamieniarskich. Jedno z tych pouczeń głosi, że “żaden brat nie powinien nigdy wyjawiać tajemnic innego brata, nawet gdyby miało go to kosztować utratę życia lub majątku". Jedyną masońską tajemnicą, której publiczne ujawnienie w owym czasie pociągnęłoby za sobą taką karę, była herezja - przestępstwo, którego nie dopuściłby się zapewne żaden prosty chrześcijański kamieniarz. Pytanie, które sobie postawiliśmy, brzmiało: “Dlaczego właśnie herezję uważano za podlegający karze sekret budowniczych zamków i katedr?" To wszystko nie miało sensu. Organizacje nie układają zwykle kodeksu reguł, którymi będą się kierować w sytuacji, gdy któryś z ich członków zostanie oskarżony o dokonanie przestępstwa przeciw Kościołowi. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że ten, kto opracował Dawne Obowiązki, zdawał sobie sprawę, że jego bracia żyli w ciągłym niebezpieczeństwie napiętnowania ich jako heretyków. Byliśmy pewni, że przepisy te nie zostały opracowane przez prostych kamieniarzy, lecz przez członków ugrupowania, którzy wiedli życie na granicy prawa obowiązującego w kraju. Gdy przekonaliśmy się, że nie istnieją żadne dowody na poparcie “teorii kamieniarskiej", bardzo wiele zaś przemawia przeciwko niej, zaczęliśmy zastanawiać się, do kogo mogły być w istocie skierowane owe Dawne Obowiązki. Inny Obowiązek z tego samego okresu, często omawiany przez historyków, wskazuje na istnienie pewnego starego, tajnego obyczaju. Mówi ono o obowiązku wynagrodzenia brata składającego dwutygodniową wizytę w dawnej loży; po dwóch tygodniach “należy dać mu nieco pieniędzy i wskazać drogę do następnej loży". Tego rodzaju postępowania należałoby oczekiwać wobec osoby, która podróżuje i poszukuje bezpiecznego schronienia na swej drodze. Jednakże inne pouczenie zabrania masonom utrzymywania intymnych związków z żoną, córką, matką lub siostrą brata masona i jego przestrzeganie stanowiło niezbędny warunek właściwego funkcjonowania owego systemu “tajnych noclegowni" - gospodarz wracający do domu i zastający swego brata masona w łóżku z własną żoną lub córką miałby niewątpliwie kłopot z dotrzymaniem przysięgi traktującej ) braterskiej gościnności . Wciąż jednak nie mogliśmy sobie wyobrazić, o jaki to rodzaj herezji można było oskarżyć członków pierwszych masońskich ugrupowań, którzy w obawie przed represjami zostali zmuszeni do stworzenia niezwykle skomplikowanego systemu pozwalającego na wzajemne rozpoznawanie się oraz egzystencję poza Kościołem i państwem. Biorąc pod uwagę powyższe ustalenia, które dyskredytują “teorię kamieniarską", trzeba pamiętać, że kluczową rolę w masońskim rytuale odgrywała od samego początku budowa Świątyni króla Salomona. Nie istnieje żaden związek łączący średniowiecznych kamieniarzy z tym wydarzeniem, tymczasem można go z pewnością dostrzec, o ile rozważymy trzecią teorię dotyczącą początków masonerii, związaną z templariuszami. Zakon templariuszy lub, jak brzmiała jego pełna nazwa, Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, powstał prawie sześćset lat przed założeniem Wielkiej Loży Anglii. Jeśli między uczestniczącymi w wyprawach krzyżowych mnichami-rycerzami a masonerią istnieje jakiś związek, to musielibyśmy znaleźć wytłumaczenie trwającej 410 lat luki między niespodziewaną kasatą zakonu w październiku 1307 roku a datą oficjalnego powstania Rzemiosła. Ów brak ciągłości sprawił, że wielu obserwatorów, zarówno masonów, jak i niemasonów, uważa istnienie tego rodzaju związków za pobożne życzenie; niektórzy opublikowali nawet książki, starając się wykazać, że zwolennicy tej teorii są naiwnymi romantykami mającymi skłonność do dawania wiary ezoterycznym głupstwom. Jednakże uzyskane w ostatnim czasie dowody dostarczyły przekonujących argumentów na rzecz tezy o istnieniu wzajemnych powiązań między templariuszami i masonami, nasze własne badania zaś wykluczyły wszelkie wątpliwości w tej kwestii. Zanim przyjrzymy się procesowi formowania zakonu templariuszy, chcemy najpierw przedstawić okoliczności budowy Świątyni Salomona, od której templariusze wzięli swoją nazwę, masoneria zaś temat przewodni swojej tradycji i obrządków. Świątynia króla Salomona W trakcie naszych poszukiwań odkryliśmy, że istniały cztery świątynie kojarzone z górą Moria w Jerozolimie. Pierwsza została zbudowana przez króla Salomona trzy tysiące lat temu. Następna, nigdy nie istniejąca w formie materialnej, pojawiła się w wizji proroka Ezechiela podczas przebywania Żydów w niewoli babilońskiej około 570 roku p.n.e. Mimo że świątynia ta była jedynie wytworem ulotnej wizji, to jednak nie należy jej lekceważyć, jako że wywarła znaczący wpływ na późniejsze żydowskie pisma i wierzenia, które przeniknęły następnie do wiary chrześcijańskiej. Trzecią świątynię wybudował król Zerubbabel w VI wieku p.n.e., po powrocie Żydów z babilońskiej niewoli, ostatnia zaś była odbudowywana przez Heroda w czasach Jezusa Chrystusa, a następnie zburzona przez Rzymian w 70 roku, zaledwie cztery lata po ostatecznym zakończeniu prac. Jak mieliśmy się o tym później przekonać, Salomon kazał wybudować wiele okazałych budowli, w tym także Świątynię, w której mieszkał Bóg, zwany przez nas Jahwe lub Jehowa. Oba te imiona są wynikiem prób oddania prawidłowej wartości fonetycznej wyrazu hebrajskiego, w którym to języku zapisuje się wyłącznie spółgłoski. Salomona często określa się mianem mądrego króla, jednakże w miarę pogłębiania naszych badań odkryliśmy, że terminu “mądry" używano w odniesieniu do wszystkich budowniczych oraz królów, którzy patronowali wznoszeniu budowli już na tysiące lat przed Salomonem. Będzie jeszcze o tym mowa. Żydzi nie mogli się wówczas poszczycić żadną tradycją związaną ze wznoszeniem budowli z kamienia; nikt z nich nie był na tyle zdolnym budowniczym, by wybudować coś okazalszego niż zwykły mur. Świątynię w Jerozolimie wznieśli rzemieślnicy przysłani przez Hirama, fenickiego króla Tyru. Mimo zbieżności imion było dla nas jasne, podobnie jak dla innych badaczy, że król Hiram i Hiram Abif to dwie zupełnie różne osoby. Na podstawie rytuału Świętego Królewskiego Sklepienia, o którym będzie mowa w rozdziale 13, wiemy, że król Tyru Hiram dostarczył materiału do budowy Świątyni, podczas gdy Hiram Abif był jej głównym architektem. Dowiadujemy się także, że ci trzej mężowie (Salomon i dwaj Hiramowie) tworzyli ważną lożę i wspólnie byli jedynymi strażnikami prawdziwych tajemnic mistrza masona. Mimo rozpowszechnionego pośród wolnomularzy mniemania, iż Świątynia jerozolimska była czymś wyjątkowym w dziejach budownictwa, Clarke oraz inni eksperci w dziedzinie architektury sądzą, że pod względem stylu, wielkości i układu topograficznego stanowiła nieomal dokładną kopię sumeryjskiej świątyni wzniesionej tysiąc lat wcześniej ku czci boga Ninurty. Był to niewielki budynek, wielkości mniej więcej zwyczajnego angielskiego wiejskiego kościoła, o ponad połowę mniejszy od pałacu Salomona. O upodobaniach tego wielkiego króla najlepiej świadczy fakt, że dom, w którym mieścił się jego harem, był przynajmniej tak samo obszerny jak Świątynia Jahwe . Ludzie świadomi przeznaczenia kościołów, synagog i meczetów mogliby wnosić, że Świątynia Salomona była miejscem, w którym Żydzi oddawali cześć swojemu Bogu. Popełniliby jednak błąd, jako że Świątynia nie była przeznaczona do tego, by gromadzili się w niej wierni - stanowiła ona bowiem, w dosłownym tego słowa znaczeniu, Dom Boga, dom samego Jahwe. Ruiny Świątyni Salomona nie zachowały się do naszych czasów, nie dysponujemy także żadnymi niezależnymi świadectwami na jej temat, nikt nie może więc udowodnić ponad wszelką wątpliwość faktu jej istnienia - równie dobrze mogła być wymysłem późniejszych żydowskich skrybów, którzy zajmowali się spisywaniem przekazywanej dotąd ustnie tradycji swojego ludu wiele lat po zakończeniu domniemanej budowy Świątyni . Według ich relacji ta najsłynniejsza ze wszystkich Świątynia została budowana z kamienia, a jej wnętrze pokryło drewno cedrowe przywiezione z Tyru. Świątyni miały dziewięć łokci grubości (około 4,12 m) u podstawy i wznosiły się u górze, podtrzymując płaski dach z belek cedrowych pokrytych jedliną. Podłogę, ściany i sufit sanktuarium wymoszczono złotem, przyozdobiono je rzeźbami cherubinów oraz rozchylonych kielichów kwiatów. Wnętrze świątyni miało 27,5 m długości 9,2 m szerokości, cały budynek zaś stał na osi wschód-zachód i miał tylko jedno wejście, zbudowane od wschodu. Przepierzenie w postaci dwuskrzydłowych drzwi dzieliło wnętrze na dwie części, stanowiące odpowiednio dwie trzecie i jedną trzecią ogólnej powierzchni. Mniejsze pomieszczenie tworzyło sześcian o boku długości 9,2 m - była to starotestamentowa Wyrocznia, zwana także Miejscem Najświętszym, w masońskim rytuale zaś określana mianem Sanctum Sanctorum (Świętym Świętych). Pomieszczenie to było prawie całkowicie puste, jedynie prostokątna skrzynia z drzewa szittim (akacja) o długości 1,2 m, szerokości 0,6 m i wysokości 0,6 m stała dokład- ne na samym środku podłogi. Była to Arka Przymierza, w której znajdowały się dwie kamienne tablice z Dziesięciorgiem Przykazań i która symbolizowała obecność Jahwe. Wierzch skrzyni pokryty był cienką warstwą złota i ozdobiony złotymi płaskorzeźbami dwóch cherubów z rozpostartymi skrzydłami, które miały strzec drogocennej zawartości. Cheruby, o których mowa, nie były jednak pucołowatymi fruwającymi bobasami z aureolą wokół głowy, jak często przedstawiano je na renesansowych malowidłach. Zostały wykonane w stylu egipskim, a więc wyglądały podobnie jak postacie przedstawiane na sarkofagach i ścianach we wnętrzach piramid . Miejsce Najświętsze było przez cały czas pogrążone w ciemnościach, z wyjątkiem jednego dnia w roku, Dnia Pojednania, kiedy najwyższy kapłan wchodził tu, niosąc naczynie z krwią ofiary za grzechy, kozła ofiarnego. Po wyjściu najwyższego kapłana na drzwiach umieszczano wielki złoty łańcuch, który uniemożliwiał komukolwiek przejście z większego pomieszczenia do mniejszego. Według późniejszej żydowskiej tradycji do większego pomieszczenia w Świątyni mieli wstęp wyłącznie kapłani i lewici (potomkowie plemienia Lewi, przeznaczonego do niższych służb religijnych); znajdował się w nim ołtarz z drzewa cedrowego pokrytego złotem, stojący dokładnie naprzeciwko wejścia. I naturalnie na zewnątrz, przed wejściem wychodzącym na wschód, stały dwie kolumny - Boaz i Jakin. Tak oto wyglądał ów budynek, który templariusze czcili jako święty wizerunek, symbol ich zakonu. Jednakże ruiny, na jakie natrafili templariusze, były resztkami innej świątyni, zbudowanej prawie dokładnie tysiąc lat później w tym samym miejscu przez osławionego króla Heroda. Dlaczego w takim razie, zachodziliśmy w głowę, rycerze ci postanowili przyjąć nazwę swojego zakonu właśnie od Świątyni Salomona? Podsumowanie Szybko doszliśmy do wniosku, że “teoria kamieniarska" dotycząca pochodzenia masonerii nie wytrzymuje krytyki z tego prostego powodu, że cechy kamieniarzy nie istniały na terenie Wielkiej Brytanii. Fakt, że istniały one na kontynencie europejskim, nie ma w tym kontekście żadnego znaczenia, ponieważ masoneria nie rozwinęła się na terenach, na których działały owe cechy. Analiza Dawnych Pouczeń Zakonu, w których dużą wagę przywiązuje się do zagwarantowania pracy masonom oraz zapewnienia ochrony kobietom z ich rodzin, doprowadziła nas do wniosku, że pouczenia te były znacznie bardziej odpowiednie dla tajnego stowarzyszenia niż dla ugrupowania wędrownych budowniczych. Prowadząc długie i żmudne badania, spędziliśmy setki godzin w bibliotekach i chociaż zapoznaliśmy się z literaturą przedmiotu, nigdzie nie napotkaliśmy śladu wskazującego na istnienie jakiegokolwiek związku między Świątynią króla Salomona a średniowiecznymi kamieniarzami. W trakcie naszych poszukiwań okazało się natomiast, że w tym samym miejscu w Jerozolimie stały trzy świątynie zbudowane z kamienia oraz jedna istniejąca tylko w wizji, której nie można jednak pominąć, jako że wywarła duży wpływ na wiele żydowskich pokoleń. Pierwsza Świątynia, zbudowana na polecenie Salomona, była niewielkim budynkiem w stylu sumeryjskim (mniejszym od domu, w którym znajdował się jego harem), wzniesionym jako mieszkanie gniewnego boga burzy Jahwe, nie zaś jako miejsce kultu. Sam Jahwe mieszkał we wnętrzu Arki Przymierza, zbudowanej i ozdobionej w egipskim stylu, która znajdowała się w Miejscu Najświętszym w Świątyni, pomieszczeniu nazywanym przez masonów Sanctum Sanctorum. Przed wejściem do pierwszej Świątyni, wychodzącym na wschód, stały dwie kolumny zwane przez masonów Boaz i Jakin. Idea, że Zakon mógłby pochodzić od samego króla Salomona i od zamierzchłych czasów rozwijać się nieprzerwanie jako tajne stowarzyszenie, w tajemnicy przed światem, wydawała się nam nieprawdopodobna. Pozostało nam tedy zbadać ostatnią już hipotezę dotyczącą domniemanych początków masonerii. Wiedzieliśmy, że pierwsi templariusze prowadzili prace wykopaliskowe w ruinach ostatniej Świątyni, wielu badaczy zaś wskazywało na istnienie związków między zakonem templariuszy a masonerią. ROZDZIAŁ TRZECI Templariusze Początki zakonu Większości z nas zapewne jest znane z dzieciństwa wyobrażenie odważnych brodatych krzyżowców, ubranych w długie białe płaszcze ozdobione czerwonym krzyżem, którzy tępili występnych i stawali w obronie dobrych. W istocie sprawy miały się nieco inaczej. Biały płaszcz z czerwonym krzyżem nie był strojem wszystkich krzyżowców, tylko grupy mnichów- rycerzy zwanych templariuszami. Ich tajemnicze pojawienie się na arenie dziejów, nie wiadomo skąd, zdobycie ogromnego bogactwa i wpływów, a następnie nagłe i nieoczekiwane popadniecie w niełaskę króla, które nastąpiło w piątek 13 października 1307 roku, sprawiło, że stali się tematem licznych dyskusji i spekulacji ciągnących się aż do dnia dzisiejszego. Przez prawie dwieście lat templariusze stanowili potężną siłę, przewyższającą potęgę większości królów, znani byli z legendarnych dokonań na polach bitew oraz posiadania bajecznych skarbów. Czy rzeczywiście między członkami tego od dawna już nieistniejącego średniowiecznego zakonu a współczesnymi przedstawicielami klasy średniej, mruczącymi pod nosem słowa masońskiego rytuału za zamkniętymi drzwiami w którymś z miast zachodniego świata, mógł istnieć jakiś związek? Na pierwszy rzut oka obie grupy tak bardzo różnią się od siebie, że trzeba by zgromadzić ogromną liczbę dowodów, by wykazać istnienie bezpośrednich powiązań. W miarę jednak szczegółowej analizy postępowania obu grup, okazało się, że dzieląca je przepaść zdumiewająco szybko się zmniejsza. Muzułmanie, sprawujący od VII wieku rządy w Jerozolimie, zezwalali Żydom i chrześcijanom na dostęp do miasta, które odgrywało tak ważną rolę dla przedstawicieli trzech wielkich religii monoteistycznych, naturalnie w każdym wypadku z innych powodów. Pod koniec XI wieku Turcy seldżuccy przejęli kontrolę nad Jerozolimą, zabraniając chrześcijanom urządzania pielgrzymek do miasta. Wówczas chrześcijańscy możni, wielce niezadowoleni z takiego obrotu spraw, zmobilizowali swoje siły w celu odbicia kraju Jezusa z rąk ludzi odmiennej wiary. Pomimo czystości motywów, jakimi przynajmniej oficjalnie kierowali się krzyżowcy podczas wypraw zwanych krucjatami, organizowanych z zamiarem uzyskania militarnej kontroli nad Ziemią Świętą, stoczono wiele zaciekłych i bezlitosnych bitew. Okrutni i samolubni chrześcijańscy najeźdźcy z północy wierzyli, że muzułmanie mają w zwyczaju w momencie zagrożenia połykać ozdoby ze złota i klejnoty, wielu pobitych muzułmanów umierało więc w męczarniach z rozprutymi brzuchami, w których zanurzały się białe palce niewiernych, poszukujące pośród trzewi nieistniejących w rzeczywistości drogocennych przedmiotów. Żydom z Jerozolimy również nie powiodło się lepiej: żyjący od setek lat szczęśliwie po sąsiedzku z muzułmanami, ginęli 14 czerwca 1099 roku wraz z nimi - żądza krwi krzyżowców nie miała granic. Jeden z nich, Raymond z Aguilers, był tak wzruszony widokiem splądrowanego miasta oraz okaleczonych ciał jego mieszkańców, że zacytował słowa Psalmu 118: “Oto dzień, który Pan uczynił: radujmy się zeń i weselmy!". W latach, które nastąpiły po zdobyciu Jerozolimy, chrześcijanie z całej Europy zaczęli pielgrzymować do Świętego Miasta. Była to jednak tak długa i wyczerpująca podróż, że mogły ją przeżyć jedynie osoby silne i zdrowe. Rosnąca liczba pielgrzymów przybywających do Jerozolimy z portów Akry, Tyru i Jaffy, nastręczała znacznych problemów. Aby zapewnić im wyżywienie i nocleg, należało rozbudować sieć domów gościnnych. Jednym z nich było założone przez bractwo szpitalników hospicjum Amalfi w Jerozolimie , w którym znajdowały schronienie coraz to nowe rzesze pielgrzymów. Znaczenie oraz majątek tego początkowo małego i skromnego zakonu mnichów, którzy prowadzili zajazd, rosły wprost proporcjonalnie do stale zwiększającej się liczby odwiedzających, przy czym nowi, chrześcijańscy władcy miasta wynagradzali wysiłki mnichów szczodrymi darami. Bractwo szybko się rozrastało, a jego zwierzchnik musiał być osobnikiem bardzo ambitnym, do tego zaś bystrym politykiem, przedsięwziął bowiem pewnego razu niezwykły krok, polegający na stworzeniu zbrojnego ramienia zakonu. Wyraził zgodę na wstępowanie rycerzy w szeregi zakonu, który przyjął nazwę Szpitala św. Jana Chrzciciela z Jerozolimy. W 1118 roku, kiedy zredagowano regułę zakonu, otrzymał on papieskie błogosławieństwo. Organizacja zakonu szpitalników musiała wywrzeć duże wrażenie na pewnym francuskim szlachcicu z Szampanii, Hugonie de Payens, ponieważ w tym samym roku wraz z ośmioma innymi rycerzami założył Bractwo Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona. Według tradycji patriarcha Jerozolimy i król Baldwin II z ochotą udzielili nowo powstałemu zakonowi swojego wsparcia, król zaś przeznaczył na jego siedzibę wschodnią część swojego pałacu, która stykała się z zabudowaniami meczetu Al-Aksa i stała w miejscu, gdzie wznosiła się niegdyś Świątynia króla Salomona. Templariusze, jak dziś przyjęło się ich nazywać, założyli podobno swą organizację w celu opieki nad wciąż zwiększającą się liczbą pielgrzymów, którzy udawali się w niebezpieczną podróż z portu w Jaffie do Jerozolimy. Każdy z rycerzy założycieli, mimo że był osobą świecką, przysiągł prowadzić żywot mnicha, egzystować w ubóstwie, czystości oraz posłuszeństwie wobec przełożonych. Początkowo templariusze nie nosili jeszcze wyróżniającego ich odzienia, odmawiali jednak modlitwy o stałej porze, a także zachowywali się pod każdym innym względem jak członkowie mniszego zakonu. W 1118 roku dziewięciu templariuszy ogłosiło się strażnikami pustynnych judejskich szlaków wiodących do Jerozolimy. Ten powszechnie znany fakt wydał się nam dziwny. Dlaczego francuscy rycerze wyznaczyli sobie takie właśnie zadanie, które optymista nazwałby niezwykle śmiałym, pesymista zaś wielce nieroztropnym? Przecież nawet niewielki oddział saraceńskich powstańców mógł z łatwością pokonać kilku rycerzy, pomimo ich znakomitej sprawności w boju i dobrego uzbrojenia. Ku naszemu zdumieniu okazało się, że Fulcher z Chartres, kapelan Baldwina II, nie zamieścił najmniejszej wzmianki o zakonie w swoich kronikach, które skrupulatnie spisywał podczas pierwszych dziewięciu lat istnienia bractwa. Pierwszy pewny zapis świadczący o istnieniu templariuszy pochodzi z 1121 roku, kiedy to hrabia Fulko V z Anjou najpierw przebywał z wizytą u templariuszy, a następnie zapisał im coroczną rentę w wysokości trzydziestu andegaweńskich liwrów. Na postawie zgromadzonych dowodów można wnosić, że związek dziewięciu rycerzy nie zwiększał swojej liczebności przez długi czas od momentu powstania. Dopiero po dziewięciu latach spędzonych w siedzibie stojącej na fundamentach świątyni Heroda Hugo de Payens wyruszył na Zachód w poszukiwaniu wartościowych rycerzy, którzy mogliby zasilić szeregi zakonu. Było to ze wszech miar wskazane ze względu na rangę misji, jaką templariusze wyznaczyli sobie do spełnienia. Czego właściwie szukali? Czuliśmy instynktownie, że coś się w tych opowieściach nie zgadza. Z jednej strony nie ma żadnych dokumentów świadczących o tym, jakoby owi pierwsi templariusze zajmowali się ochroną pielgrzymów, z drugiej zaś, jak szybko się przekonaliśmy, istnieją przekonujące dowody na to, że prowadzili zakrojone na szeroką skalę prace wykopaliskowe pod ruinami świątyni Heroda. Wkrótce zdaliśmy sobie również sprawę z tego, że wielu innych autorów także wysuwało zastrzeżenia wobec powszechnie przyjętej wykładni celu działalności templariuszy; im bardziej się rozglądaliśmy, tym częściej natrafialiśmy na poglądy związane z prawdziwymi motywami postępowania templariuszy. Na przykład francuski historyk Gaetan Delaforge stwierdza: “W istocie działalność owych dziewięciu rycerzy polegała na prowadzeniu badań archeo- logicznych w tej okolicy, mających na celu odnalezienie starożytnych relikwii oraz manuskryptów pochodzących prawdopodobnie aż z czasów Mojżesza i zawierających esencję tajemnej tradycji żydowskiej i egipskiej" . Śladem tym podążył badacz i autor Graham Hancock, który utrzymuje, że rycerze ci nie byli w rzeczywistości takimi, za jakich się ich dziś uważa Doszedł on do wniosku, że obiektem zainteresowania templariuszy było miejsce, w którym stała niegdyś Świątynia, i że istnieją dowody na to, iż prowadzili oni na tym terenie szeroko zakrojone prace wykopaliskowe. Hancock cytuje fragment oficjalnego izraelskiego raportu archeologicznego, który stwierdza, że tych dziewięciu rycerzy przeszukiwało ruiny Świątyni w poszukiwaniu czegoś bliżej nieokreślonego: “Tunel prowadzi w głąb na odcinku około trzydziestu metrów od południowej ściany, po czym natrafiamy na rumowisko kamieni. Wiadomo nam, że tunel ciągnie się dalej, jednakże mieliśmy surowy zakaz prowadzenia wykopalisk w obrębie tej części Wzgórza Świątynnego, która znajduje się obecnie pod jurysdykcją muzułmańską, bez uzyskania uprzednio zgody od właściwych władz muzułmańskich. W tym wypadku pozwolono nam jedynie na dokonanie pomiarów i zdjęć odkopanego odcinka tunelu, bez zgody na prowadzenie jakichkolwiek dalszych prac wykopaliskowych. Po zakończeniu naszej pracy (...) zatarasowaliśmy wejście do tunelu kamieniami". Kolejnych dowodów na to, że templariusze kopali w ziemi w poszukiwaniu czegoś )od ruinami świątyni Heroda, dostarczyły nam zapiski porucznika Charlesa Wilsona Królewskiej Służby Inżynieryjnej, który był kierownikiem ekspedycji archeologicznej w Jerozolimie na początku naszego wieku . Kopiąc głęboko poniżej Świątyni, wydobył on z ziemi wiele starodawnych przedmiotów, które należały niegdyś prawdopodobnie do templariuszy. Gdy kończyliśmy właśnie lekturę książki Wilsona, mieliśmy szczęście spotkać Roberta Brydona, mieszkającego w Szkocji archiwistę zajmującego się dziejami templariuszy, pod którego opieką znajduje się obecnie wiele z tych przedmiotów. W dążeniu do poznania początków zakonu templariuszy powodowało nami pragnienie wykrycia ewentualnych bezpośrednich związków między nimi a współczesną masonerią. W miarę przyswajania sobie nowych faktów oraz po lekturze naukowych i popularnych dzieł na temat pierwszych templariuszy doszliśmy do wniosku, że faktycznie prowadzili oni prace wykopaliskowe na terenie dawnej Świątyni. Pytanie, na które poszukiwaliśmy teraz odpowiedzi, brzmiało: czego właściwie szukali i - co o wiele ważniejsze - cóż takiego udało im się odnaleźć? Nasi poprzednicy snuli przeróżne domniemania na ów temat; sądzili, że templariusze szukali zaginionych skarbów świątynnych, pragnęli odnaleźć Świętego Graala lub nawet samą Arkę Przymierza . Domysły te mogły mieć naturalnie jakąś wartość, my jednak byliśmy o wiele bardziej zainteresowani tym, na co templariusze naprawdę natrafili, aniżeli tym, co mieli początkowo zamiar odnaleźć. Przez dziewięć lat dziewięciu “poszukiwaczy skarbów" kopało z zapałem w ziemi na terenie dawnej wspaniałej żydowskiej Świątyni i przez cały ten czas nie pozwalali, by jakikolwiek inny rycerz wstąpił do ich zakonu; korzystali wyłącznie z bezinteresownej opieki i wsparcia Baldwina. Rok po roku prace musiały posuwać się pomyślnie, jako że wydrążyli w litej skale długi tunel, zbliżając się, centymetr po centymetrze, do fundamentów Najświętszego Miejsca. Potem jednak wydarzyło się coś, co wpłynęło na zmianę pierwotnego planu. Wydawało się nam, że pierwsza podróż Hugona de Payens na Zachód w celu zwerbowania nowych członków zakonu, która nastąpiła ledwie kilka miesięcy po śmierci opiekuna templariuszy Baldwina we wrześniu 1126 roku, nie była wynikiem czystego zbiegu okoliczności. Czy rycerzom skończyły się fundusze i żywność, zanim udało im się dokończyć zaplanowane dzieło, czy też czekali oni, aż Baldwin umrze, by nie dzielić się z nim skarbem, którego poszukiwali? Reguła zakonu Wydaje się, że powodem podróży Hugona de Payens była realna obawa o przyszłe losy templariuszy. Napisany przez niego w trakcie podróży po Europie list wyraźnie świadczy o tym, że jego współtowarzysze w Jerozolimie potrzebowali wsparcia. Payens pisze o osłabieniu początkowego zapału rycerzy przez diabła, a następnie przytacza cytaty z Biblii mające podnieść na duchu swoich siedmiu braci. Na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie pozostało tylko siedmiu templariuszy, jako że Payens wyruszył w drogę w towarzystwie Andre de Montbarda, wuja bardzo młodego, lecz niezwykle wpływowego opata z Clairvaux (przyszłego św. Bernarda). Zapewne ze względu na te rodzinne koneksje obaj rycerze najpierw udali się do Bernarda, na którym opowieści wuja zrobiły z pewnością wielkie wrażenie. Słowa, w jakich Bernard popierał kampanię templariuszy na rzecz uzyskania przez nich wsparcia, nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do jego opinii na ich temat: “Nie pędzą oni na łeb, na szyję do boju, lecz postępują rozważnie, przezornie i spokojnie (...) Kiedy jednak walka się zacznie, ruszają natychmiast na wroga (...) nieustraszeni (...) jeden z nich często zmuszał do ucieczki tysiąc, dwa, dziesięć tysięcy (...) łagodniejsi od owieczek i bardziej bezlitośni od lwów; odznaczają się łagodnością mnichów i męstwem rycerzy". Św. Bernard szybko zwrócił na owo niedawno powstałe bractwo uwagę papieża Honoriusza II, prosząc, by popierane przez niego nieliczne ugrupowanie rycerzy z Jerozolimy zostało zaopatrzone w regułę, rodzaj konstytucji określającej zasady postępowania oraz obowiązki, niezbędnej do uzyskania przez nowy zakon prawnego statusu w łonie Kościoła. Ostatecznie sprawa nadania reguły templariuszom została przypieczętowana 31 stycznia 1128 roku, kiedy to Hugo de Payens przybył na specjalnie zwołany w tym celu synod w Troyes. Przewodniczącym tego zgromadzenia duchownych był papieski legat kardynał Mateusz d'Albano, jego uczestnikami zaś między innymi arcybiskupi Reims i Sens, nie mniej niż dziesięciu biskupów oraz wielu opatów, w tym także sam Bernard. Wniosek został przyjęty i templariuszom udzielono prawa do noszenia wyróżniających ich szat - białych płaszczy - oraz zaaprobowano regułę zakonu. Od tamtej pory templariusze byli w oczach całego świata zarówno prawdziwymi mnichami, jak i rycerzami. To, co zafascynowało nas w nadanej templariuszom regule, dotyczyło nie tyle tego, co w niej powiedziano, ile tego, czego w niej nie było. Nigdzie nie znaleźliśmy bowiem najmniejszej wzmianki o pielgrzymach ani o ich ochronie. Wydawało się nam bardzo dziwne, że ten, jak powszechnie sądzono, podstawowy powód założenia zakonu został w regule całkowicie pominięty! Nabraliśmy więc przekonania, że u podstaw powstania zakonu templariuszy musiało leżeć coś wielce tajemniczego. Chociaż przez długi czas dziewięciu rycerzy alergicznie reagowało na ewentualność przyjęcia w swoje szeregi nowych członków, teraz zostali zmuszeni do zmiany nastawienia ze względu na brak funduszy, a także potrzebę zwerbowania nowych braci, w tym zapewne osób duchownych. Nowa reguła templariuszy wyznaczała roczny okres nowicjatu dla kandydatów ubiegających się o przyjęcie do ich grona oraz wymagała od nowo wstępujących złożenia ślubów ubóstwa, co w praktyce oznaczało przekazanie na rzecz zakonu całego osobistego majątku. Wszyscy kandydaci musieli pochodzić z prawego łoża, być szlachetnie urodzeni oraz zdrowi na ciele, nie mogły też ciążyć na nich żadne zobowiązania. Po przyjęciu do zakonu templariusz miał na własność tylko miecz, jego jedyny znak tożsamości, podczas gdy on sam całkowicie poświęcał się służbie. Gdy któryś z braci umierał, składano go w grobie, na którym nie umieszczano żadnych inskrypcji, jedynie oznaczano go płaską, prostokątną kamienną płytą, na której widniał wyryty kontur miecza. Natychmiast po nadaniu reguły templariusze zaczęli błyskawicznie rosnąć w siłę. Zdobyli materialne poparcie wpływowych posiadaczy ziemskich, a dotacje na rzecz zakonu zaczęły napływać ze wszystkich zakątków chrześcijańskiego świata. Bernard przekonał papieża o zaletach templariuszy, tak iż wkrótce ich dobre imię zaczęło przyczyniać się do wzrostu ich bogactwa. Gdy zaledwie po dwóch latach Hugo de Payens i Andre de Montbard powrócili do Jerozolimy, mogli mówić o pełnym sukcesie swojej misji. Wyruszyli na Zachód z niczym, wracali zaś z papieską regułą, pieniędzmi, drogocennymi przedmiotami, tytułami własności, na mocy których przechodziły w ich ręce liczne posiadłości ziemskie, oraz nie mniej niż 300 nowo zwerbowanymi szlachetnie urodzonymi rycerzami, którzy postanowili oddać się pod rozkazy Hugona de Payens, Wielkiego Mistrza powszechnie szanowanego zakonu. Hugo de Payens musiał być niezwykle przekonujący i pragmatyczny, skoro udało mu się zdobyć dla swojej sprawy tak wielką życzliwość i wsparcie. Z rosnącą ciekawością zagłębialiśmy się więc w dokumenty dotyczące losu mnichów-wojowników, którym przewodził. Nowi członkowie zakonu przysięgali żyć w ubóstwie, czystości i posłuszeństwie, nigdzie nie znaleźliśmy jednak wzmianki, czy zasady te obowiązywały także rycerzy- założycieli. Pewne jest, że Hugo de Payens pozostał w związku małżeńskim z Katarzyną de St Clair (Szkotką o normańskim pochodzeniu) oraz założył pierwszą komandorię templariuszy poza obszarem Ziemi Świętej, w ojczyźnie swojej żony, w Szkocji - fakt ten, jak się później okazało, był niezwykle istotny. Nowo wstępujący musieli ściąć włosy, lecz nie wolno im było golić bród - stąd właśnie wzięło się wyobrażenie o krzyżowcu jako rycerzu z długą brodą. W regule znaleźliśmy przepisy określające sposób odżywiania się, ubiór oraz wszelkie inne aspekty życia codziennego. Szczególnie precyzyjnie zostało określone zachowanie templariuszy na polu bitwy. Nie wolno im było prosić o litość ani proponować okupu w zamian za darowanie życia, przeciwnie, mieli walczyć aż do śmierci. Nie wolno im też było się wycofywać, chyba że liczba przeciwników przewyższała trzykrotnie ich własną. I chociaż, jak uczy nas historia, templariusze ostatecznie ponieśli klęskę, to zanim do tego doszło, budzili ze względu na swoje nieprzeciętne umiejętności bojowe zarówno strach, jak i szacunek, o czym można się przekonać na podstawie muzułmańskich oraz chrześcijańskich świadectw. Ze zdumieniem odkryliśmy, że jakieś dziesięć lat po nadaniu im reguły łacińskiej templariusze mieli o sobie już tak wysokie mniemanie, że sporządzili w ojczystym języku członków zakonu regułę francuską, która zastąpiła dotychczasową. Fakt, iż zdobyli się na ten krok, świadczy o ich sile oraz niezależności, jaką się cieszyli. Chociaż nowa reguła zawierała kilka ważnych zmian, nadal, co zastanawiające, nie było w niej żadnej wzmianki na temat ochrony pielgrzymów. W tekście francuskim nie mówi się już o wymogu rocznego okresu probacji dla nowicjuszy, za to znajduje się w nim pewne nowe, ważne zalecenie, które zmieniało podstawę prawną, na jakiej opierał się dotąd zakon. W regule łacińskiej czytamy: “gdzie zaś rycerze nie wyklęci zwykli się zbierać, tam przykazujemy się wam udać". Tymczasem w zredagowanym po francusku przekładzie reguły to samo zdanie brzmi odmiennie: “skoro dowiecie się, iż tam zebrali się wyklęci rycerze, tam przykazujemy wam się udać" . Może to oznaczać tylko jedno, a mianowicie to, że działalność templariuszy była wyjęta spod prawa watykańskiego. Należy przy tym całkowicie wykluczyć możliwość powstania błędu w tłumaczeniu, jako że mnisi-skrybowie pisali w swoim ojczystym języku, przekładając znany sobie doskonale dokument. Poza tym tego rodzaju diametralna zmiana zostałaby z pewnością zauważona przez pozostałych członków zakonu, nawet jeśli tłumacz rzeczywiście popełniłby ów rażący błąd. Zważywszy na naszą obecną wiedzę o templariuszach, ich wyniosłość i domniemane wyzwolenie spod władzy Kościoła rzymskiego, wydaje się całkowicie zrozumiałe, iż odważyli się na umieszczenie w regule tego rodzaju zdania, mimo że my nie odkryliśmy niczego, co wyjaśniałoby bezpośrednie pobudki takiego postępowania. W końcu jednak szczęście opuściło templariuszy. Papież wraz z królem Francji Filipem postanowili wziąć w swoje ręce sprawy odszczepieńczego zakonu, rzucając go na kolana feralnego dnia... w piątek 13 października 1307 roku. Od tamtej pory liczba 13 uchodzi za nieszczęśliwą, a każdy piątek trzynastego danego miesiąca uważany jest za dzień, w którym osoby przesądne powinny zostać w domu i przez cały czas trzymać w dłoni swój ulubiony talizman. Pieczęć zakonu Na pierwszej pieczęci zakonu widniał wizerunek dwu rycerzy jadących na jednym koniu, co, jak się zwykle uważa, miało symbolizować ubóstwo, w jakim przysięgali żyć templariusze - fakt, że nie stać ich było na wierzchowca dla każdego z rycerzy. Gdyby to rzeczywiście była prawda, templariusze stanowiliby mało efektywną siłę na polu bitwy. Jednakże w regule francuskiej czytamy, że mistrz “winien mieć cztery konie, brat kapelan i kleryk trzy konie, brat służebny dwa konie, giermek zaś dzierżący tarczę i kopię jednego konia". Jak więc z tego wynika, koni z pewnością templariuszom nie brakowało. Naszym zdaniem wizerunek na pieczęci symbolizuje być może dwa rodzaje rycerzy tworzących jeden zakon; tych, którzy byli strażnikami tajemnic templariuszy, oraz “siedzących z tyłu", którzy owych tajemnic jeszcze nie poznali. Ta interpretacja wizerunku na pieczęci opiera się naturalnie jedynie na domysłach, wydaje się jednak nie ulegać wątpliwości, że templariusze rzeczywiście strzegli jakiejś tajemnicy. Kiedy zrezygnowali z dwunastomiesięcznego okresu probacji dla kandydatów, potrzebowali jakiegoś sposobu, by uchronić swe sekrety przed potencjalnie niegodnymi zaufania nowicjuszami. Organizacja zakonu Zakon nie składał się wyłącznie z rycerzy. Oprócz pełnoprawnych braci w jego skład wchodzili także przedstawiciele dwu innych, niższych warstw. Pierwszą tworzyli bracia służebni pochodzący ze stanu, który dziś nazwalibyśmy klasą robotniczą (gdy tymczasem rycerze wywodzili się z arystokracji). Spełniali oni funkcje stajennych, giermków, wartowników oraz wszelkiego rodzaju pomocników. Podobnie jak ich przełożeni, nosili czerwone krzyże, jednakże ich płaszcze były ciemnobrązowe, a nie białe, co oznaczało, iż w odróżnieniu od rycerzy zakonu nie osiągnęli oni jeszcze stopnia całkowitej czystości moralnej. W skład drugiej grupy wchodzili kapelani, którzy troszczyli się o duchowy rozwój rycerzy. Byli jedynymi członkami zakonu potrafiącymi pisać i czytać. Ci księża zajmowali się prowadzeniem ksiąg i korespondencji pisanej czasami bardzo skomplikowanym szyfrem. Francuski był językiem, którym templariusze posługiwali się na co dzień i w którym spisywali wydawane przez siebie rozporządzenia. Tymczasem ich wykształceni księża odprawiali msze po łacinie, targowali się z miejscowymi handlarzami po arabsku, potrafili też czytać Stary Testament po hebrajsku, Nowy Testament zaś po grecku. Zaspokajali duchowe potrzeby wojujących rycerzy, wyróżniając się spośród nich także strojem: nosili krzyż templariuszy naszyty na zielony płaszcz. Kapelani, podobnie jak współcześni duchowni, konsekrowali podczas eucharystii chleb i wino, jednakże traktowali ten obowiązek bardzo serio. Podobno przez cały czas nosili białe rękawiczki, z wyjątkiem właśnie momentu udzielania hostii podczas mszy. Jako że chleb był ciałem Chrystusa, należało uważać, by nie skalać go brudnymi rękami. Kapłani nosili białe rękawiczki, aby w momencie podawania wiernym ciała Boga mieć zawsze czyste dłonie. Ten zwyczaj od razu skojarzył się nam z analogicznym zwyczajem kultywowanym przez współczesnych masonów, którzy zawsze na spotkania swojej loży zakładają białe rękawiczki. Nigdy nie słyszeliśmy żadnego wyjaśnienia, dlaczego tak właśnie się dzieje. Czyżby więc zwyczaj ten świadczył o związkach templariuszy z masonami? Innym odległym echem współczesnych masońskich obyczajów jest tradycja używania przez templariuszy baraniej skóry jako jedynej dozwolonej formy ozdoby stroju, a także zapis w regule mówiący o tym, że bracia mają przez cały czas nosić pod wierzchnim odzieniem krótkie spodenki z cienkiej baraniej skóry, symbol niewinności i czystości. Brzmi to nieco niewiarygodnie, pozostaje bowiem w sprzeczności z zasadą zachowania higieny, ale faktem jest, że ci sumienni rycerze nie zdejmowali swoich spodenek nawet podczas mycia. Po kilku dniach, nie mówiąc już o kilku dziesięcioleciach spędzonych pod palącym słońcem pustyni, ich czystość moralna musiała być w istocie doskonała! Chociaż masoni nie noszą dziś krótkich spodenek, przywdziewają przecież w czasie zgromadzeń swoich lóż białe fartuszki z jagnięcej skóry, które, jak nam powiedziano, są oznaką niewinności oraz symbolem przyjaźni. Zauważyliśmy jeszcze jedno podobieństwo wskazujące na prawdopodobne związki zakonu templariuszy z masonerią. Odkryliśmy mianowicie, że chorągiew bitewna templariuszy, zwana Beausant, składała się z dwu pionowych pasów, białego i czarnego - czarny symbolizował grzeszny świat, który rycerze zostawili za sobą, wstępując do zakonu, biały zaś wyjście z ciemności ku światłu. W pomieszczeniu współczesnych masońskich lóż na środku znajduje się zawsze emblemat złożony z czarnych i białych pól, podczas zgromadzeń zaś każdy brat ma na sobie białą koszulę oraz czarny krawat i garnitur; jeśli przyjdzie na spotkanie ubrany inaczej, nie zostanie wpuszczony do środka. Nikt nigdy nie wyjaśnił nam, dlaczego masoni noszą fartuszki z jagnięcej skóry i uważają czarno-biały strój za najbardziej dla siebie odpowiedni. Jedynym powodem, o jakim wspomina się w tym kontekście, jest to, iż już “nasi starożytni bracia zawsze ubierali się w taki właśnie sposób". Mimo że natrafiliśmy na wiele podobieństw między zakonem templariuszy a masonerią, nie zamierzaliśmy przywiązywać do nich nadmiernej wagi, ponieważ staraliśmy się uniknąć sytuacji, w której zaczynamy dostrzegać akurat to, co pragniemy zobaczyć. Chociaż te przekonujące zbieżności stanowiły jedynie rodzaj dowodu pośredniego w sprawie, dostarczyły nam zapału do dalszych intensywnych poszukiwań. Wówczas pojawiło się przed nami takie oto palące pytanie: Co takiego znaleźli templariusze, że wywarło to tak wielki wpływ na ich dalszy rozwój ? Podsumowanie Dowiedzieliśmy się, że templariusze prowadzili żmudne prace wykopaliskowe w ruinach świątyni Heroda i że upadek zakonu nastąpił w wyniku oskarżenia o herezję wysuwanego pod adresem jego członków. Jeśli templariusze rzeczywiście wyznawali heretycką wiarę i odprawiali tajemne rytuały, było wielce prawdopodobne, że korzystali przy tym z odnalezionego przez siebie dokumentu lub dokumentów. Gdyby ci dwunastowieczni rycerze faktycznie wykopali z ziemi jakieś starożytne teksty, byliby jedynymi w owym czasie osobami, które wiedziały o ich istnieniu oraz miały do nich bezpośredni dostęp. Podczas gdy sami rycerze byli zapewne analfabetami, ich kapelani potrafili czytać i pisać w kilku językach, wykazując także wielkie zdolności do tworzenia oraz łamania tajemnych szyfrów. Powodowani przypuszczeniami, udaliśmy się tym tropem, nie zdając sobie sprawy, że świadectwa na temat znaleziska templariuszy znajdowały się nieomal pod naszym nosem - mowa o nim była w rytuale masońskim wyższego stopnia, w którym żaden z nas jednak jeszcze wówczas nie uczestniczył. ROZDZIAŁ CZWARTY Związki z gnostycyzmem Pierwsi chrześcijańscy cenzorzy XX wiek obfituje w nieoczekiwane odkrycia archeologiczne starożytnych manuskryptów, z których najważniejszymi są tzw. zwoje znad Morza Martwego, odnalezione w kilku grotach na pustyni w okolicy Qumran, dwadzieścia mil na wschód od Jerozolimy, oraz bogaty zbiór pism zwany biblioteką gnostycką odkryty pod Nag Hammadi w Górnym Egipcie w 1947 roku. Wydaje się, że w przyszłości zostaną dokonane dalsze podobne odkrycia. Wszystko wskazuje również na to, że w przeszłości dokonano wielu tego rodzaju odkryć, o których jednak nic nam nie wiadomo. Znaleziska z przeszłości można podzielić na trzy kategorie: te, które zostały skatalogowane i udostępnione opinii publicznej; te, które zostały zniszczone i przepadły bezpowrotnie, oraz te, które zachowały się, lecz nikt poza posiadaczami tychże nie wie o ich istnieniu. Być może, snuliśmy nasze przypuszczenia, templariusze wykopali z ziemi kolekcję manuskryptów podobną do zbiorów odkrytych ostatnio, lecz nigdy nie udostępnili jej światu. Ponieważ często słyszy się opinie o tym, że współczesna masoneria ma wiele elementów gnostyckich, postanowiliśmy, iż najlepiej będzie zacząć od zbadania zawartości gnostyckiej biblioteki z Nag Hammadi. Chcieliśmy przekonać się, czy na podstawie tych tekstów moglibyśmy dowiedzieć się czegoś na temat domniemanego niezwykłego znaleziska templariuszy. Gnostyckie ewangelie Terminu “gnoza" używa się dziś jako zbiorowego określenia dla szeregu heretyckich pism, które w odległej przeszłości były ostro zwalczane przez Kościół, ponieważ jego zdaniem zawierały niedorzeczne, sprzeczne z doktryną chrześcijańską nauki zapożyczone z innych religii. Trzeba przyznać, że jest to bardzo nieprecyzyjne sformułowanie i nie odnosi się ono do jednego konkretnego kierunku myślowego. Dokumenty, których autorami byli chrześcijańscy gnostycy, wykazują między innymi wpływy myśli hinduskiej, perskiej, a także elementy dawnych koncepcji judaistycznych. Niektóre z nich są bardzo dziwaczne; zawierają opowieści takie jak ta, w której mały Jezus zabija w złości inne dzieci, po czym kilka spośród swoich ofiar przywraca do życia. Inne, napisane jasno i przejrzyście, są zbiorami prostych, filozoficznych sentencji przypisywanych Jezusowi. Słowo “gnoza" pochodzi od greckiego gnosis, które oznacza wiedzę lub zrozumienie, pojmowane jednak nie w kategoriach naukowych, lecz duchowych. Przypomina to nieco buddyjską koncepcję oświecenia poprzez kontemplację prowadzącą do osiągnięcia jedności z otaczającym światem. Świadomość własnej jaźni, uznanie wartości natury i praw nią rządzących są dla gnostyka ścieżkami prowadzącymi do Boga. Większość chrześcijańskich gnostyków postrzegało Jezusa Chrystusa nie jako Boga, lecz jako człowieka, który wskazywał drogę, podobnie jak czynili to w oczach swoich wyznawców Gautama Budda i Mahomet. Ewangelie gnostyckie, pisma niewchodzące w skład chrześcijańskiego kanonu, są przynajmniej równie stare jak ewangelie nowotestamentowe. Ich treść stała się znana szerszym, nieakademickim kręgom odbiorców dopiero po opublikowaniu przekładu 52 zwojów papirusowych zapisanych pismem koptyjskim, które zostały odnalezione w grudniu 1947 roku koło Nag Hammadi w Górnym Egipcie. Wprawdzie dokumenty te pochodzą z lat 350-400, to jednak wiele z nich jest kopiami tekstów starszych o około trzysta lat. Zwoje odnalazł arabski chłopiec Muhammad Ali al- Samman ze swoimi braćmi w zapieczętowanym dzbanie z czerwonej gliny o wysokości około 90 cm, zakopanym w miękkiej ziemi nieopodal wielkiego głazu. Bracia rozbili dzban w nadziei, że odnajdą w jego wnętrzu skarby, lecz rozczarowali się wielce, odkrywając jedynie trzynaście papirusowych kodeksów w skórzanej oprawie. Zabrali kodeksy do domu i postanowili użyć ich jako materiału do palenia w piecu, ponieważ były w dobrym stanie, a przy tym bardzo suche. Na szczęście młody Muhammad Ali miał być akurat przesłuchiwany przez policję, w obawie więc przed oskarżeniem o kradzież tekstów poprosił miejscowego duchownego al-Qummusa Basiliyusa Abd al-Masiha o ich przechowanie. Ten zorientował się, że znaleziska mogą mieć wielką wartość, i przesłał kilka do wyceny do Kairu. Tam przechodziły one przez ręce wielu pośredników i badaczy, aż w końcu fragment Ewangelii Tomasza wszedł w posiadanie profesora Quispela z Fundacji Jungowskiej w Zurychu. Zdumiony znaleziskiem o wiele starszym od jakiegokolwiek starożytnego manuskryptu, jaki dane mu było dotąd oglądać, Quispel szybko wpadł na ślad pozostałych części skarbu, który w owym czasie znajdował się już w Muzeum Koptyjskim w Kairze. Kiedy profesor Quispel przejrzał wszystkie zebrane materiały, zrozumiał, że ma przed sobą wiele nieznanych dotąd tekstów. Zakopano je w ziemi prawie 1600 lat wcześniej, w okresie, który okazał się kluczowy w procesie formowania się wczesnego Kościoła. Odkryte pisma zostały odrzucone przez wiernych Kościołowi chrześcijan jako heretyckie. Gdyby tak się nie stało, chrześcijaństwo mogłoby rozwinąć się w zupełnie innym kierunku. Przetrwanie organizacyjnych i teologicznych struktur Kościoła rzymskokatolickiego było zawsze uzależnione od niedopuszczenia do powszechnej świadomości idei zawartych w tych pismach. Gnostyckie zmartwychwstanie Między dwiema wczesnochrześcijańskimi tradycjami dotyczącymi zmartwychwstania Jezusa istnieją duże różnice . W gnostyckim tekście, zwanym Rozprawa o zmartwychwstaniu, zwykła ludzka egzystencja określana jest mianem duchowej śmierci, podczas gdy o zmartwychwstaniu mówi się, że jest momentem oświecenia, objawiającym to, co naprawdę istnieje. Duch tego, kto zdoła to pojąć, ożyje, a on sam natychmiast będzie mógł zostać wskrzeszony z martwych. Ta sama koncepcja pojawia się także w Ewangelii Filipa, w której wyśmiewa się “błądzących chrześcijan, którzy pojmują zmartwychwstanie dosłownie": “Ci, co powiadają: najpierw będzie się umierać, a (potem) powstawać z martwych, mylą się. Jeśli najpierw nie otrzymają zmartwychwstania żywi, to umierając nie otrzymają niczego" . Ten opis zmartwychwstania za życia przywiódł nam na myśl główną ideę masońskiego rytuału trzeciego stopnia i zachęcił do głębszego zbadania istoty sporu na temat dosłownego pojmowania cielesnego zmartwychwstania Jezusa. Dosłowna wiara w zmartwychwstanie Jezusa, który następnie wstąpił do nieba, ma istotne implikacje. Wszelki autorytet Kościoła rzymskokatolickiego wynika z faktu, iż doświadczenie zmartwychwstania Jezusa dane było jakoby jedynie dwunastu wybranym apostołom, pozostało zaś niedostępne dla wszystkich tych, którzy stali się członkami gminy chrześcijańskiej już po wniebowstąpieniu Jezusa. To niezwykłe, dane tylko niewielu doświadczenie miało ogromny wpływ na polityczną strukturę wczesnego Kościoła. Sprawiło ono, że przywództwo pierwotnej gminy chrześcijańskiej było ograniczone do wąskiego kręgu osób, którym przypisywano niekwestionowany autorytet. Grupie tej przysługiwało prawo wyznaczania następców. W efekcie w Kościele wykształciła się określona, istniejąca do dnia dzisiejszego struktura władzy, która opiera się na przekonaniu, że tylko apostołowie mieli ostateczny głos w kwestiach religijnych i że jedynymi prawowitymi następcami apostołów są księża i biskupi - dziedzice tej samej apostolskiej sukcesji. Nawet dziś papież wywodzi swój autorytet od Piotra, pierwszego z apostołów, gdyż to właśnie on był pierwszym świadkiem zmartwychwstania. W interesie przywódców wczesnego Kościoła leżało, by traktować zmartwychwstanie w sposób dosłowny ze względu na korzyści, jakie stąd dla nich płynęły w postaci przyznania im właśnie niepodważalnego autorytetu w sprawach religijnych. Ponieważ nikt nie miał równie bliskiego dostępu do Chrystusa, żywego czy też zmartwychwstałego, jak apostołowie, każdy poszukujący duchowego autorytetu wierny musiał kierować swoje spojrzenie ku Kościołowi w Rzymie, założonemu podobno przez apostołów, oraz ku jego biskupom. Kościół gnostycki określał dosłowne rozumienie zmartwychwstania mianem “wiary głupców"; utrzymywał, że ci, którzy głosili, iż ich zmarły mistrz powrócił cieleśnie do życia, wzięli prawdę duchową za zdarzenie fizykalne. Gnostycy powoływali się przy tym na treść tajemnej nauki, jaką Jezus, według Mateusza, przekazał swoim uczniom: “Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano". (Mtl3, 11) Gnostycy zdawali sobie sprawę, że ich koncepcja wiedzy tajemnej udzielanej przez Jezusa, którą można zdobyć własnym wysiłkiem, ma także polityczne implikacje. Według niej bowiem każdy człowiek, który “ujrzał Pana" w wizji, ma prawo twierdzić, że jego lub jej autorytet jest równy autorytetowi apostołów i ich następców, a nawet go przewyższa. Odkryliśmy, że Ireneusz, uważany za ojca katolickiej teologii oraz największego teologa II wieku, dostrzegał to zagrażające autorytetowi Kościoła niebezpieczeństwo. Świadczy o tym następujący fragment jednego z jego pism: “Uważają się za tak dojrzałych, iż nikt z nimi równać się nie może we wspaniałości ich gnosis, nawet Piotr czy Paweł ani inny z Apostołów (...). Ubzdurali sobie, że odkryli więcej niż Apostołowie i że Apostołowie głosili Ewangelię jeszcze pod wpływem doktryny żydowskiej, oni zaś są mądrzejsi i roztropniejsi niż Apostołowie" . Ci, którzy uważają się za mądrzejszych od apostołów, uważają się także za mądrzejszych od księży, bowiem to, co gnostycy mówią o apostołach, a szczególnie o Dwunastu, wyraża ich stosunek do księży i biskupów aspirujących do miana sukcesorów ortodoksyjnej tradycji apostolskiej. Poza tym wielu gnostyckich nauczycieli rościło sobie prawo do znanych tylko sobie tajemnych źródeł tradycji apostolskiej, rywalizując otwarcie z przedstawicielami oficjalnego Kościoła. W gnostyckiej Apokalipsie Piotra fakt przypisywania sobie przez ortodoksyjny Kościół religijnego autorytetu zostaje zakwestionowany. Zmartwychwstały Jezus mówi do Piotra: “ci, którzy mienią się biskupami oraz diakonami i postępują tak, jakby dany im został autorytet od Boga, są w istocie kanałami bez wody. Chociaż nie rozumieją tajemnicy, chwalą się, że tajemnica prawdy przynależy tylko do nich. Opacznie rozumieją naukę apostołów i ustanowili fałszywy kościół w miejsce prawdziwego braterstwa". Powyższa kwestia była także często podnoszona przez naukowców, którzy zajmowali się przekładem gnostyckich ewangelii na języki nowożytne. Pozostając pod wrażeniem politycznego wydźwięku koncepcji mówiącej o zmartwychwstaniu za życia, pewnego popołudnia natknęliśmy się w bibliotece uniwersytetu w Sheffield na ten oto fragment komentarza powszechnie szanowanej badaczki gnostycyzmu Elaine Pagels: “Rozpoznanie politycznych implikacji doktryny o zmartwychwstaniu nie wyjaśnia jej nie- zwykłego wpływu na życie religijne chrześcijan (...), tymczasem w kategoriach porządku społecznego (...) ortodoksyjna nauka o zmartwychwstaniu miała odmienny skutek. Legity- mizowała istnienie hierarchii obdarzonych wyjątkowym autorytetem osób, za pośrednictwem których wszyscy inni ludzie mogli zbliżać się do Boga. Nauka gnostycka wywracała ów porządek do góry nogami; zapoznawała każdego z inicjowanych z takimi sposobami, dającymi możliwość bezpośredniego kontaktu z Bogiem, o których księża i biskupi nie mieli często żadnego pojęcia" . Zdaliśmy więc sobie teraz sprawę z tego, że kwestia interpretacji zmartwychwstania wywoływała olbrzymie kontrowersje we wczesnym Kościele chrześcijańskim i że istniała tajemna tradycja mówiąca o duchowym zmartwychwstaniu za życia, kultywowana przez grupę chrześcijan zwanych gnostykami. Ludzie ci z powodów politycznych byli określani mianem heretyków, ponieważ ich pragnienie zdobywania wiedzy podkopywało autorytet biskupów prawowiernego Kościoła. Zmartwychwstanie odgrywało także ważną rolę w masońskim rytuale trzeciego stopnia, jednakże w tym wypadku opowieść o zmartwychwstaniu za życia przeplatała się z przekazem mówiącym o morderstwie, ekshumacji i ponownym pogrzebaniu zwłok ofiary. Odkryliśmy wprawdzie nawiązania do koncepcji zmartwychwstania za życia pojawiające się w ewangeliach gnostyckich, chcąc jednak dowiedzieć się, na co natrafili templariusze w ruinach Świątyni, potrzebowaliśmy więcej informacji. Zabraliśmy się więc do studiowania angielskich przekładów pism odnalezionych w Nag Hammadi. Wielu ciekawych informacji dostarczyły nam materiały związane z imieniem apostoła Tomasza. W Ewangelii Tomasza napotkaliśmy zdanie, które odpowiada dokładnie głównej idei Mark Mason 's Ritual: “Rzekł Jezus: «Pokażcie mi kamień, który odrzucili budujący. To jest kamień węgielny»". (logion 66) Wiedzieliśmy, że podobne wypowiedzi znajdują się także w Nowym Testamencie: “Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach". (Mt 21,42) “Nie czytaliście tych słów w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła?". (Mk 12, 10) “On zaś spojrzał na nich i rzekł: «Cóż więc znaczy to słowo Pisma: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła?»". (Łk20, 17) Wszystkie te cytaty z ewangelii synoptycznych (Mateusza, Marka i Łukasza) mówią o Jezusie wykładającym Pismo i nauczającym o znaczeniu odrzuconego kamienia węgielnego; lecz jedynie w Ewangelii Tomasza Jezus żąda, by pokazano mu ów odrzucony przez budujących kamień - podobnie jak dzieje się to w stopniach systemu Mark Masonry. Fakt ten wydaje się wskazywać na wzajemne związki między masonerią a gnostycyzmem. Co więcej, w innym tekście, zwanym “Dziejami Tomasza", natrafiliśmy na opowieść o apostole Tomaszu budującym wspaniały pałac w niebie dzięki swym dobrym uczynkom na ziemi. Jej treść odpowiada głównemu przesłaniu mowy wygłaszanej w północno-wschodnim rogu pomieszczenia loży podczas masońskiego rytuału pierwszego stopnia. Mimo że odkryte przez nas fakty okazały się niezwykłe interesujące, ich analiza nie pozwalała nam na wyjaśnienie specyficznego postępowania templariuszy, a to przecież było nadrzędnym celem, jaki postawiliśmy sobie przed przystąpieniem do studiowania gnostyckich tekstów. Na tym etapie, mimo że natknęliśmy się na fakty, które wskazywały możliwość istnienia związków między gnostyckim chrześcijaństwem a współczesną masonerią, nie udało nam się tak naprawdę odkryć nic konkretnego. Wprawdzie natrafiliśmy na ślad kilku kluczowych idei gnostyckich, które miały swoje odpowiedniki w doktrynie wolnomularskiej - przede wszystkim chodzi nam o koncepcję zakładającą konieczność doświadczenia przez człowieka “zmartwychwstania" jeszcze za życia - jednakże nic ponad to. Doszliśmy więc do wniosku, że jeśli mamy kiedykolwiek dowiedzieć się tego, co tak naprawdę odnaleźli templariusze, powinniśmy przyjrzeć się z bliska procesowi formowania zrębów wczesnego Kościoła. Podsumowanie Przypuszczaliśmy, że templariusze odkryli zakopane w ziemi manuskrypty, które zmieniły ich światopogląd. Starając się ustalić, co właściwie udało im się odnaleźć, podjęliśmy studia nad zbiorem wczesnochrześcijańskich tekstów zwanych ewangeliami gnostyckimi. Zorientowaliśmy się, że koncepcja gnosis (wiedzy) jest przeciwna kościelnej koncepcji “wiary" i że gnostycyzm jest prądem umysłowym, który ma wiele wspólnego z masonerią. Doszliśmy do wniosku, że większa część selektywnej doktryny wczesnego Kościoła była w równej mierze wytworem politycznego oportunizmu, co określonych koncepcji religijnych. W tekstach odnalezionych w Nag Hammadi na terenie Egiptu, ukrytych w latach 350-400, natknęliśmy się na odmienną od ortodoksyjnej interpretację zmartwychwstania Jezusa. Opierała się ona na gnostycko- chrześcijańskiej tradycji mówiącej o zmartwychwstaniu za życia, która bardzo przypominała koncepcję prezentowaną podczas masońskiego rytuału trzeciego stopnia. Dosłowna wiara w cielesne zmartwychwstanie Jezusa, który następnie wstąpił do nieba, miała kluczowe znaczenie dla utwierdzenia autorytetu Kościoła rzymskokatolickiego. Autorytet ten wynikał z faktu, iż doświadczenie zmartwychwstania Jezusa dane było jakoby jedynie dwunastu wybranym apostołom, pozostało zaś niedostępne dla wszystkich tych, którzy stali się członkami gminy chrześcijańskiej już po wniebowstąpieniu Jezusa. To niezwykłe doświadczenie, będące udziałem jedynie bardzo nielicznej grupy osób, legitymizowało wyjątkową pozycję biskupa Rzymu w politycznej strukturze wczesnego Kościoła oraz dawało mu niekwestionowaną władzę nad rzeszą wiernych. Czytaliśmy gnostyckie pisma, w których tego rodzaju dosłowne pojmowanie zmartwychwstania określane było mianem “wiary głupców", o tych zaś, którzy głosili, że ich zmarły mistrz powrócił do życia w ciele, mówiono, iż wzięli prawdę duchową za wydarzenie fizykalne i byli niczym “kanały bez wody". Ten punkt widzenia opierał się na znanej nam z Ewangelii Mateusza tradycji dotyczącej tajemnego nauczania Jezusa. Ireneusz, chrześcijański teolog z II wieku, pisał na temat niebezpieczeństw, jakie koncepcja zmartwychwstania za życia niesie dla autorytetu sprawujących swe urzędy duchownych. Na podstawie analizy tekstów z Nag Hammadi odkryliśmy, że kwestia interpretacji zmartwychwstania wywoływała olbrzymie spory w łonie wczesnego Kościoła oraz że grupa chrześcijan określana mianem gnostyków kultywowała tajemną tradycję duchowego zmartwychwstania za życia, związaną z postacią Jezusa. Doszliśmy do wniosku, że gnostyków z powodów politycznych szkalowano jako heretyków, ponieważ ich pragnienie zdobywania wiedzy na własną rękę podkopywało autorytet biskupów oficjalnego Kościoła. Dalsza analiza ewangelii gnostyckich zwróciła naszą uwagę na pobrzmiewające w nich wyraźne starożytne echo masońskiego rytuału, który dobrze już poznaliśmy. Zdopingowani tym odkryciem, postanowiliśmy bez jakichkolwiek uprzedzeń przyjrzeć się bliżej wczesnemu Kościołowi chrześcijańskiemu. Rozpoczęliśmy od zbadania prezentowanego przez chrześcijan poglądu dotyczącego wyjątkowości Jezusa. ROZDZIAŁ PIĄTY Jezus Chrystus: człowiek, bóg, postać mityczna czy wolnomularz? Kolejne dziewicze narodziny Jeśli kościelna wersja wydarzeń związanych z człowiekiem zwanym Jezusem Chrystusem nie jest historycznie ścisła, należało się spodziewać, że większość starożytnych tekstów z owego czasu pozostawać będzie w sprzeczności z “oficjalnym" przekazem. Wkrótce przekonaliśmy się, że tak właśnie jest. Zarówno manuskrypty z Nag Hammadi, jak i zwoje znad Morza Martwego przedstawiały w całkowicie odmiennym świetle wydarzenia opisane w Nowym Testamencie. Mit, który odgrywa kluczową rolę w chrześcijaństwie, jest w istocie starszy od samego Jezusa Chrystusa. To bolesny problem dla Kościoła. Podstawowy schemat opowieści o Chrystusie jest równie archaiczny jak dzieje człowieczego gatunku; odnosi się to zarówno do epizodu mówiącego o narodzinach z dziewicy w stajence lub grocie, jak i do ofiarnej śmierci mającej zbawić ludzkość - o wszystkim tym mówią opowieści o lokalnych bogach wielu znacznie wcześniejszych kultur. I nie chodzi w tym wypadku o odległe podobieństwa, lecz o całkowitą i pełną zbieżność. Opowieść o Mitrze (zwanym także Mitrasem), którego kult zyskał dużą popularność w Rzymie, tak bardzo przypominała dzieje Jezusa, że Ojcowie Kościoła uważali ją za dzieło szatana, które miało być w jego zamierzeniu parodią ewangelii. Fakt, że kult Mitry istniał na długo przed narodzinami chrześcijańskiego Mesjasza, nie niepokoił zbytnio tych pomysłowych osobników; uważali po prostu, że diabeł, ten szczwany lis, cofnął się w czasie, umieszczając w przeszłości swojego człowieka, który miał mu pomóc zdyskredytować “oczywistą" niepowtarzalność opowieści o Chrystusie. Poniżej przedstawiamy listę tylko niektórych ze starożytnych postaci uważanych za bogów, a wszystkie one żyły w czasach przed Chrystusem: 1 Gautama Budda: zrodzony z dziewicy Mai około 600 roku p.n.e.; 2 Dionizos: grecki bóg zrodzony z dziewicy w stajni, zamieniał wodę w wino; 3 Kwirynus: starożytny rzymski zbawiciel zrodzony z dziewicy; 4 Attis: zrodzony z dziewicy Namy we Frygii około 200 roku p.n.e.; 5 Indra: zrodzony z dziewicy w Tybecie około 700 roku p.n.e.; 6 Adonis: bóg babiloński zrodzony z dziewicy Isztar; 7 Kriszna: bóg hinduistyczny zrodzony z dziewicy Dewaki około 1200 p.n.e.; 8 Zaratusztra: zrodzony z dziewicy 1500-1200 p.n.e.; 9 Mitra: zrodzony z dziewicy w stajence 25 grudnia około roku 600 p.n.e.; święto ku czci jego zmartwychwstania obchodzono w okresie dzisiejszej Wielkanocy. Na przestrzeni wieków zupełnie pokaźna liczba niewinnych młodych panien wydała na świat bogów! Kult Mitry jest szczególnie niewygodny dla tych chrześcijan, którzy nie są zwolennikami teorii o podróży szatana w czasie. Mitraizm był syryjską odmianą starszego, perskiego kultu Zaratusztry, który to kult dotarł do Imperium Rzymskiego około 67 roku p.n.e. Jego elementami były między innymi: chrzest, sakramentalny posiłek, wiara w nieśmiertelność, wiara w boga-zbawcę, który umierał, a następnie powracał do życia, by działać jako pośrednik między człowiekiem a bogiem, wiara w zmartwychwstanie, sąd ostateczny, piekło i niebo. Co ciekawe, podczas obrzędów mitraistycznych palono świece, kadzidło oraz używano dzwonków. Chociaż wyznawcy Mitry uznawali cesarza za boga, a także byli tolerancyjni wobec innych kultów, w końcu jednak zostali wchłonięci przez znacznie mniej pobłażliwych chrześcijan. Jak wykażemy poniżej, członkowie prawdziwej sekty Jezusowej, Kościoła jerozolimskiego, nie znali jeszcze większości spośród wymienionych pogańskich zwyczajów. Były one znacznie późniejszymi rzymskimi naleciałościami, które miały stworzyć teologiczną hybrydę, zaspokajającą pragnienia jak największej liczby obywateli. Skoro plebejusze muszą już koniecznie kultywować swoje przesądy, rozumowali Rzymianie, dlaczego nie pozwolić na takie, które pozostawałyby pod kontrolą państwa? Gdyby jednak w późnym okresie Cesarstwa Rzymskiego sprawy przybrały nieco inny obrót, rodziny wybierałyby się dzisiaj na niedzielną mszę samochodami z naklejkami “Mitra cię kocha" na szybach. Innym istotnym problemem jest prawdziwe imię Chrystusa. Większość chrześcijan zdaje sobie sprawę z tego, że imię “Jezus Chrystus" jest późniejszym zniekształceniem greckim, często jednakże zupełnie nie zastanawia się nad tym, jakie było prawdziwe imię tego czczonego przez nich człowieka-Boga. Nie wiemy na pewno, jakie imię nadano mu przy urodzeniu, lecz w dojrzałych latach nazywano go zapewne Jehoszua, a to oznacza “Jahwe zbawia"; we współczesnym języku odpowiadałoby zaś określeniu “ten, który przyniesie zwycięstwo". Imię to miałoby dziś formę Joszua (Jeszua), a więc byłoby tym samym imieniem, jakie nosił pewien waleczny mąż znany nam ze Starego Testamentu, który przyniósł zwycięstwo swemu ludowi w bitwie pod Jerychem; mury tego miasta runęły wówczas na odgłos trąb . O ile imię Jezus (gr. Iesous) jest po prostu grecką formą hebrajskiego Jehoszua, to dodanie do niego tytułu “Chrystus" budzi już pewne kontrowersje. Chodzi tu o Mesjasza, grecki odpowiednik hebrajskiego tytułu mesziah, któremu nadawano znaczenie: “ten, który przynosi zbawienie przez odkupienie grzechów", pomimo że ów hebrajsko-aramejski termin oznaczał po prostu “tego, który zostanie prawowitym królem Żydów". Według tradycji wszystkim królom Izraela przysługiwał tytuł Mesjasza, dla Żydów słowo to oznaczało bowiem przyszłego lub wyczekiwanego króla. Miało więc ściśle określone praktyczne znaczenie: możemy być pewni, że żydowska koncepcja Mesjasza oraz jego nadchodzącego królestwa nie miała żadnych elementów nadprzyrodzonych . Co zaskakujące, słowo “Mesjasz" pojawia się tylko dwukrotnie w angielskim przekładzie Starego Testamentu (Authorised Version), w Nowym Testamencie zaś nie występuje ono w ogóle. Mimo to w czasach Jezusa koncepcja Mesjasza cieszyła się dużym powodzeniem wśród Żydów, którzy z niecierpliwością oczekiwali momentu uwolnienia się spod władzy okupantów (zwanych przez nich kittim) - Syryjczyków, Babilończyków oraz szczególnie znienawidzonych Rzymian - i zaprowadzenia własnych rządów. Dla tych żydowskich nacjonalistów, żyjących na przełomie starej i nowej ery, objęcie tronu Izraela przez prawowitego władcę oznaczałoby, że odnoszący się do przyszłości tytuł Mesjasza nie miałby już więcej zastosowania. Fakt, że słowo “Mesjasz" nie występuje w Nowym Testamencie, wynika stąd, że tłumacze zastąpili ten hebrajski termin greckim Christos. Z czasem określenie “Chrystus" stało się tożsame z Jezusem Chrystusem, tracąc odniesienia do jakiegokolwiek innego Mesjasza czy Chrystusa, mimo że termin ten nie był imieniem własnym, a więc jego użycie nie ograniczało się pierwotnie do jednej konkretnej osoby. Dla pogan, którzy przywłaszczyli sobie narodowe żydowskie wierzenia, hebrajski Mesjasz i wszystko, co się z tym terminem wiązało, było nazbyt pasywne, obce oraz nadmiernie osadzone w realnym kontekście żydowskich aspiracji politycznych. Dlatego w greckim przekładzie termin nabrał wielu znaczeń charakterystycznych dla hellenistycznego kultu misteryjnego, dzięki któremu Chrystus został obdarzony nadprzyrodzoną mocą zbawiania dusz i odkupienia całego świata. Pisząc o żydowskim Mesjaszu, Norman Cohen zwięźle opisuje tę sytuację: “Miał on być w najlepszym razie wielkim wojskowym przywódcą oraz mądrym i sprawied- liwym władcą, prowadzonym przez Jahwe i wyznaczonym przez niego na władcę swojego ludu w Judei. Wyobrażenie o transcendentalnym zbawcy-człowieku, odgrywające tak wielką rolę w zaratusztrianizmie oraz kluczową w chrześcijaństwie, jest całkowicie obce hebrajskiej Biblii" . To, że chrześcijanie legitymizują swoje wierzenia, posługując się przy tym świadectwem Starego Testamentu, musi być wielce irytujące dla współczesnych żydowskich badaczy, ponieważ zdają oni sobie sprawę, że ich dziedzictwo wykorzystywane jest do uwiarygodnienia rzymskiego kultu misteryjnego wywodzącego się w głównej mierze ze starożytnej Persji. Bezwzględne używanie do własnych celów 22 żydowskich ksiąg które stanowią zasadniczy człon Starego Testamentu, stało się powszechne już na początku II wieku. Chrześcijanie gwałtownie poszukiwali wówczas jakichkolwiek odniesień, które mogłyby stanowić oparcie dla ich kształtującego się dopiero kultu. Członkowie wczesnego Kościoła uważali się za Żydów i jeszcze pod koniec I wieku chrześcijanie postrzegani byli jako żydowska sekta. Już jednak na początku II wieku ogromną większość chrześcijan stanowili nawróceni poganie, obywatele Imperium Rzymskiego, którzy w najmniejszym nawet stopniu nie uważali się za Żydów. Ci kulturowi grabieżcy w minimalnym zakresie, jeśli w ogóle, zdawali sobie sprawę z istnienia granic wyznaczonych przez dany kontekst czy ogólnie przyjętą konwencję, czuli się więc upoważnieni do dowolnego korzystania z cytatów zaczerpniętych z żydowskich tekstów, także tych, które nie były uznawane za wchodzące w skład Pisma. Stary Testament został przetłumaczony na grekę w III wieku p.n.e. i stał się znany pod nazwą Septuaginta (oznaczaną zwykle symbolem “LXX"). Chrześcijanie dodali do niego nowe fragmenty, a nawet całe księgi, po czym mieli czelność oskarżyć Żydów o to, że usunęli ten właśnie materiał ze swojego Pisma! Tego rodzaju sposób myślenia zakorzenił się na trwałe w umysłach chrześcijan, co zaowocowało w przyszłości aktami bezprzykładnego wandalizmu. Na przykład w 1242 roku w Paryżu tłum ograbił synagogi i wywiózł z nich 24 wozy pełne żydowskich pism, które następnie spalono. Podobnie stało się dwadzieścia lat później, gdy król Aragonii Jakub I nakazał zniszczyć wszelkie żydowskie księgi. Niektórzy z pierwszych teologów kościelnych przyznawali, że treść Starego Testamentu była obca ich nowej religii, jednakże znaczna większość czytała między wierszami, dostrzegając oczami wyobraźni “oczywiste" nawiązania do postaci Zbawiciela, w jakie miał jakoby obfitować Stary Testament. Dwadzieścia dwie księgi Pisma świętego zostały sukcesywnie uzupełnione o kolejne, tworząc “rozdętą" wersję Starego Testamentu. Pismami dodanymi przez wczesnochrześcijańskich autorów były księgi: Ezdrasza, Judyty, Tobiasza, 1 i 2 Machabejska, Mądrości, Syracha, Barucha oraz Modlitwa Manassesa. Poza tym Księgę Daniela uzupełniono o pieśń trzech młodzieńców w piecu ognistym, opowiadanie o Zuzannie oraz o Belu i wężu. Przez pewien czas chrześcijanie byli zadowoleni ze swojego “nowego" Starego Testamentu. Potem jednak, gdy jego tekst na nowo zaczęli badać poważani teologowie, tacy jak działający w III wieku w Aleksandrii Orygenes, pojawiły się duże wątpliwości co do jego wiarygodności. Doprowadziło to w efekcie do stwierdzenia, że jedyną poprawną wersją Starego Testamentu jest oryginalna wersja żydowska. Wysunięto nawet sugestię, by zniszczyć wszystkie nowe pisma, jakie pojawiały się w chrześcijańskich kościołach. Wkrótce jednak argumenty te zostały odsunięte na dalszy plan w obliczu powszechnego pragnienia, aby uczynić chrześcijaństwo samodzielną religią z odrębnym Pismem świętym. Mimo, że Kościół opowiedział się za wygodniejszym dla siebie rozwiązaniem, debata nie ucichła, a wielu chrześcijańskich myślicieli nadal nie dawało się przekonać do zmiany krytycznego stanowiska. Na przykład w IV wieku Cyryl Jerozolimski zakazywał czytania dodanych do Starego Testamentu ksiąg nawet na własny użytek, a jeszcze w VIII wieku niektórzy czołowi chrześcijańscy intelektualiści, tacy jak Jan Damasceński, uważali, że w skład prawdziwego Pisma Świętego wchodzą jedynie 22 księgi żydowskie. Te same osoby, które tak niefrasobliwie obeszły się ze Starym Testamentem, były także odpowiedzialne za ustalenie kanonu Nowego Testamentu. Aby wyrobić sobie właściwy pogląd na wydarzenia, które doprowadziły do powstania tego stworzonego naprędce wyboru nowych pism, musimy zrozumieć pewien aspekt żydowskiego światopoglądu, ponieważ odegrał w tym kluczowym okresie znaczącą rolę. Dzisiaj prawie wszyscy na Zachodzie w pełni akceptują rozdział politycznej i religijnej sfery życia obywateli. Błędem byłoby jednak zakładać, że taki stan rzeczy obowiązywał zawsze lub też że obowiązuje on obecnie w każdym kraju. W dzisiejszym Iranie na przykładnie nie jest przestrzegany rozdział obu tych sfer, przed dwoma tysiącami lat zaś mieszkańcy Judei czy Galilei wzięliby cię za szaleńca, gdybyś starał się ich przekonać, że stosunek do Boga nie ma nic wspólnego z walką o niepodległość. W czasach Jezusa Chrystusa polityka była sprawą natury teologicznej; trwałość narodu żydowskiego zależała od osądu jego wartości dokonanego przez Boga. Gdyby Żydzi okazali się tego godni, Bóg dałby im własnego króla i sprawił, że zwyciężyliby w boju wszystkich swoich przeciwników. Przez setki lat Żydzi nie byli tego godni, Bóg odsunął się więc od nich i wydał na pastwę wrogów. Kiedy jednak pobożni Żydzi znów znaleźli upodobanie w bogobojnym życiu, zaczęli oczekiwać nadejścia Mesjasza będącego dla nich zwiastunem niepodległości i samostanowienia. Dochodzimy tu do ważnego punktu, którego nie wolno nam przeoczyć: nigdzie w Starym Testamencie nie ma żadnej przepowiedni mówiącej o nadejściu zbawcy świata. Żydzi oczekiwali pojawienia się przywódcy, króla z rodu Dawida. Tymczasem Jezus - mimo że wielu chrześcijan chciałoby, aby tak było - nie był Mesjaszem z rodu Dawida (Chrystusem), ponieważ nie udało mu się zostać niekwestionowanym władcą Izraela. Dla Żydów w owym czasie, w tym także dla samego Jezusa, słowo “Mesjasz" me miało innego znaczenia; nie jest to kwestia wiary, lecz fakt historyczny poza wszelką teologiczną dyskusją. Kościół zdaje sobie obecnie w pełni sprawę z tego powstałego w odległej przeszłości nieporozumienia, utrzymuje jednak, iż proponowana przez niego “duchowa" interpretacja tytułu Mesjasz jest prawdziwa i obowiązująca, pomimo że Żydzi używali tego słowa w zupełnie innym znaczeniu. Skoro jednak Kościół przyznaje, ze chrześcijańskie i żydowskie pojmowanie terminu Mesjasz nie mają ze sobą nic wspólnego, wynika stąd, że nie powinien posługiwać się Starym Testamentem o źródłem, z którego czerpie dowody dotyczące zapowiedzi przyjścia Chrystusa. Czyniąc tak, dopuszcza się jawnego nadużycia. Podkreślmy raz jeszcze, że Żydzi nie oczekiwali Boga czy zbawcy świata, lecz politycznego przywódcy wywodzącego się w prostej linii od ich pierwszego króla - Dawida . Kolejnym problemem głównego nurtu chrześcijaństwa była wiara w narodziny Jezusa drogą magicznego połączenia się Jahwe z Maryją. Wspomnieliśmy już, że związek boga z kobietą był w starożytnej kulturze Środkowego Wschodu uważany za warunek przyjścia na świat przyszłych ludzi- bogów. Chrześcijanie starali się powiązać fakty i wskazywali, że Jezus nazywał siebie “Synem Bożym". Tytuł ten jednak w istocie przynależał w starożytności do każdego, kto rościł sobie prawo do królewskiego tronu. Wszyscy królowie, począwszy od czasów sprzed epoki faraońskiej, legitymizowali swoje prawo do sprawowania rządów tym, iż byli synami bogów. Zgłębiając złożony problem roli, jaką miał odegrać oczekiwany przez Żydów Mesjasz, natrafiliśmy na pewien bardzo dziwny, wręcz zdumiewający szczegół, który, o ile nam wiadomo, uchodził dotąd uwagi badaczy. Dotyczył on imienia mordercy, który podczas procesu Chrystusa został zamiast niego wypuszczony na wolność. Człowiek ten, jak zapewne większość z nas pamięta, nazywał się Barabasz. Wydaje się, że jest to biblijne imię, takie jak każde inne, wyróżniające się jedynie tym, że budzi niedobre skojarzenia: “Barabasz, występny zabójca, któremu równie występni Żydzi postanowili zwrócić wolność, a nie naszemu Zbawicielowi". Okrzyk tłumu wzywający do ukrzyżowania Chrystusa i uwolnienia pospolitego przestępcy jest jednym z tych fragmentów Nowego Testamentu, które świadczą o rzekomo nikczemnej naturze Żydów i które przyczyniły się do trwającego już dwa tysiące lat antysemityzmu. Wystarczy jednak posiąść podstawową wiedzę na temat języka, jakim posługiwano się w owym czasie, by zorientować się, że słowo “Barabasz" nie było imieniem, lecz tytułem, który brzmiał “Syn Boży"! Bar znaczy bowiem “syn", abba zaś dosłownie “ojciec", które to słowo w powszechnym mniemaniu odnosiło się wówczas, podobnie zresztą jak dzisiaj, do jednego określonego Ojca, czyli Boga. Początkowo byliśmy zaintrygowani i zakłopotani, potem jednak, gdy odkryliśmy, że w niektórych dawnych manuskryptach Ewangelii Mateusza (27,16) imię tego człowieka pojawia się w pełnej formie jako “Jezus Barabasz", ogarnęło nas prawdziwe zdumienie. Osobnik, który nie został ukrzyżowany, lecz oswobodzony zgodnie z wolą tłumu, zwany był więc, o czym mówiło jednoznacznie świadectwo ewangelii, “Jezusem, Synem Bożym". Pierwsza część jego imienia została usunięta później z Ewangelii Mateusza przez tych chrześcijan, którzy starali się naginać fakty do swoich pierwotnych pogańskich wierzeń. Tego rodzaju wybiórczość nazwalibyśmy dziś eufemistycznie “oszczędnym gospodarowaniem prawdą", podczas gdy w istocie chodziło tu po prostu o oszustwo mające na celu uniknięcie trudnych pytań, na które Kościół nie mógłby lub raczej nie chciałby udzielić odpowiedzi. Cała sprawa zaczynała się wikłać. Według Biblii ten drugi “Jezus, Syn Boży", był żydowskim rebeliantem, który dokonał zabójstwa podczas powstania narodowego. Barabasz nie był więc przestępcą kryminalnym, lecz żydowskim ideowcem, kimś, kogo oskarżono o popełnienie podobnego wykroczenia jak Jezusa . Gdy weźmiemy pod uwagę powyższe fakty, historia skazania Jezusa zaczyna się coraz bardziej komplikować. Dwu ludzi o tym samym imieniu, roszczących sobie prawo do tego samego i w dodatku oskarżonych o to samo przestępstwo. Skąd mamy wiedzieć, którego właściwie uwolniono? Jak wiadomo, członkowie wielu najstarszych chrześcijańskich gmin wierzyli, iż Jezus nie umarł na krzyżu, lecz że kto inny oddał za niego życie. Dzisiejsi muzułmanie otaczają Jezusa Chrystusa wielkim szacunkiem jako proroka, którego skazano na ukrzyżowanie, lecz którego miejsce zajął ostatecznie ktoś inny. Mimo że symbolika związana z ukrzyżowanym Chrystusem ma absolutnie kluczowe znaczenie dla głównego nurtu chrześcijaństwa, to jednak przedstawiciele wielu sekt, zarówno współcześni Jezusowi, jak i żyjący w naszych czasach, utrzymują, że nie umarł on na krzyżu. Czy to możliwe, by racja była po ich stronie? Zdobyte przez nas dowody nie pochodzą z jakiejś budzącej kontrowersje gnostyckiej ewangelii, lecz z Nowego Testamentu, a więc nasi potencjalni kościelni krytycy będą mieli twardy orzech do zgryzienia, starając się je zakwestionować. Prawdopodobnie niektórzy z nich będą twierdzić, że o niczym podobnym nigdy nie słyszeli lub że chodzi tu o pomyłkę, którą można racjonalnie wyjaśnić. Pozbawieni obciążeń związanych z dogmatami ślepej wiary przyjęliśmy, że legenda o Jezusie Chrystusie jest amalgamatem fantastycznych wątków zaczerpniętych z innych religii typu misteryjnego. Dysponując tą wiedzą, zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem także inne szczegóły z życia Jezusa nie pochodzą z opowieści o dwu różnych osobach - podobnie jak w legendzie o Robin Hoodzie, która powstała na podstawie opowieści traktujących o kilku anglosaskich szlachcicach wyjętych spod prawa przez normańskich władców. Czy władze rzymskie, w obawie przed potęgowaniem się nacjonalistycznych nastrojów w Judei, postanowiły pewnego dnia wystąpić energicznie przeciwko wszystkim znanym wichrzycielom? Żydzi byli niewielkim, ale bolesnym cierniem w ciele imperium, a powszechnie żywiona przez nich wiara w nadejście nowego Mesjasza, który miał przepędzić Rzymian, przyczyniała się do wzrostu napięcia w społeczeństwie. Sykaryjczycy, zbrojne ugrupowanie fanatycznych zelotów, mordowali Żydów sympatyzujących z Rzymem, w społeczeństwie zaś rosło przeświadczenie o możliwym rychłym odzyskaniu niepodległości. Z punktu widzenia rzymskich władców uchodziłoby więc za całkowicie zrozumiałe, gdyby postanowili pozbyć się kłopotu, zanim będzie za późno. My jednak mogliśmy jedynie snuć domysły na temat tego, jakie wydarzenie doprowadziło w rzeczywistości do owej dziwnej sytuacji, o której jest mowa w Nowym Testamencie. Nasz pierwszy scenariusz zakładał, że dwaj rywalizujący Mesjasze pojawili się pośród dwu różnych grup w Judei, co było o tyle prawdopodobne, że jak powszechnie wiadomo, w I i II wieku na tym terenie występowało wielu pretendentów do tytułu Mesjasza. Być może dwóch zdobyło największą popularność akurat w tym samym czasie? Obaj byli nazywani przez swoich zwolenników imieniem Jezus, ponieważ znakomicie pasuje ono do osoby uważanej za zbawcę narodu żydowskiego - tego, który zapewni zwycięstwo i przyszłą pomyślność. Podczas zarządzonej przez Rzym ostatecznej rozprawy z rebeliantami aresztowano obu Mesjaszy, z których jeden mógł być znany jako “Jezus, król Żydów", drugi zaś jako “Jezus, Syn Boży". Gdy przestępców prowadzono ulicami miasta, Poncjusz Piłat zdał sobie sprawę, że sytuacja w każdej chwili może wymknąć się spod kontroli i w obawie przed krwawymi zamieszkami, w trakcie których sam mógłby stać się ofiarą, postanowił uwolnić jednego z więźniów. Mając wybór między królewskim a kapłańskim Mesjaszem, tłum opowiedział się po stronie tego drugiego. Opis domniemanego przebiegu wypadków, jaki przytoczyliśmy przed chwilą, nazywamy teorią mesjańską a la kot Schrodingera (od nazwy słynnego eksperymentu logicznego, który wykazuje, że dwa wzajemnie wykluczające się stany [np. ten sam kot żywy i martwy] mogą współistnieć w świecie mechaniki kwantowej), ponieważ niemożliwe jest stwierdzić, czy “prawdziwy" Jezus, w którego wierzą chrześcijanie, został ukrzyżowany, czy też nie. Dzieje obu Mesjaszy są ze sobą tak ściśle splecione, że rację mają zarówno przedstawiciele tych chrześcijańskich sekt, którzy utrzymują, iż Jezus nie został ukrzyżowany, jak i przedstawiciele głównego nurtu chrześcijaństwa twierdzący coś zupełnie przeciwnego. Nasz drugi scenariusz brał pod uwagę tradycję oczekiwania na dwóch Mesjaszy, którzy mieli ze sobą zgodnie współpracować, by w imieniu Jahwe odnieść ostateczne zwycięstwo i przynieść wolność Jego wybranemu narodowi. Królewski Mesjasz z rodu Judy, królewskiej linii Dawida, miał połączyć swe siły z kapłańskim Mesjaszem z rodu Lewiego. Oczekiwano tego, ponieważ zgodnie z tradycją żydowscy kapłani musieli być lewitami. Według tej teorii obaj Mesjasze zostali aresztowani i oskarżeni o podburzanie ludu do powstania. Jezus z królewskiego rodu Judy umarł następnie na krzyżu, podczas gdy Jezus z kapłańskiej linii Lewiego wyszedł na wolność. Lecz który był którym? Jezus, którego urodziła Maryja, uważał się za Mesjasza, ponieważ pochodził z królewskiego rodu Dawida i prawdopodobnie przyszedł na świat w Betlejem, mieście Dawida. Ale z treści początkowych fragmentów ewangelii poznajemy jego pochodzenie - szereg imion przodków męża Maryi, Józefa, z których każdy kolejny był ojcem następnego. Według chrześcijańskiej wiary Józef ojcem Jezusa jednak nie był. Logicznie więc rzecz biorąc, jeśli Jezus był Synem Bożym, nie mógł być królewskim Mesjaszem! Jezus, którego urodziła Maryja, nie mógł być, niejako z powodu czysto “technicznego", królewskim Mesjaszem, lecz Mesjaszem kapłańskim, ponieważ jego matkę łączyły więzy pokrewieństwa z Janem Chrzcicielem, lewitą. Jezus musiał mieć w swoich żyłach przynajmniej nieco lewickiej krwi. Jeśli tak było, wydaje się oczywiste, że Jezus, o którym teraz mówimy, to nie ten ukrzyżowany. Możliwość istnienia dwóch Jezusów okazała się znaczącym pęknięciem w chrześcijańskiej opowieści o Mesjaszu. Jednakże poza rozważaniem dwóch hipotetycznych scenariuszy wydarzeń nie udało nam się dowiedzieć niczego konkretnego w tej kwestii. Wyjaśnienie tego problemu zaczęło jawić się nam dopiero wówczas, gdy zdołaliśmy rozwikłać pewną głębszą masońską zagadkę. Ale o tym będzie mowa w dalszej części książki. Główne stronnictwa jerozolimskie Trzema głównymi ugrupowaniami religijnymi, jakie istniały w społeczeństwie Judei w I wieku, byli saduceusze, faryzeusze i esseńczycy. Przedstawicieli dwu pierwszych tak oto charakteryzuje przypis zamieszczony w Biblii z Douai: “Faryzeusze i saduceusze - dwie sekty żydowskie; członkowie pierwszej w kwestiach religijnych byli uważani w większości za hipokrytów, drugiej zaś za rodzaj wolnomyślicieli". Jak na tak krótką notatkę stopień nieścisłości przytoczonych informacji jest zaiste zastanawiający. Na mocy ustanowionego prawa saduceusze tworzyli warstwę kapłanów oraz urzędników jerozolimskich wywodzących się z bogatych rodów. Mieli bardzo konserwatywne poglądy religijne; odrzucali wiarę w życie pozagrobowe, a skomplikowane koncepcje i zalecenia faryzeuszy uważali za przesądy głupców. Rządzili krajem zgodnie z rzymskimi pod wieloma względami regułami, nie zaś żydowskimi; można więc powiedzieć, że kolaborowali z okupantem. Przywiązywali dużą wagę do wolności osobistej; uważali, że każdy człowiek może kształtować własny los zgodnie ze swą wolą. W odróżnieniu od faryzeuszy wierzyli, że historia toczy się własnym biegiem i nie stanowi fragmentu boskiego planu. Saduceusze byli zamożni i cieszyli się wysokim autorytetem; cechowała ich szorstkość, nieuprzejmość oraz niezwykła wręcz surowość wobec każdego, kto złamał zasady prawne lub nie wykonywał ustalonych przez nich zarządzeń. Nie byli zwolennikami zmian ani nowatorami; rządzili krajem, troszcząc się o zachowanie korzystnego dla siebie status quo. Szczerze mówiąc, nie różnili się zapewne niczym szczególnym od przedstawicieli klas rządzących w innych krajach zarówno przedtem, jak i potem, jednakże nazwanie ich “wolnomyślicielami w kwestach religijnych" jest tak bardzo odległe od prawdy, jak to tylko można sobie wyobrazić. Z kolei faryzeusze nie byli kapłanami w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz ludźmi bezwzględnie stosującymi się do zaleceń Prawa. Dbając o dokładne wypełnianie Prawa we wszelkich dziedzinach życia, wypracowali zbiór reguł dotyczących każdej, nawet najbardziej błahej czynności. Wyznaczyli rygorystyczne normy postępowania, które do dziś obowiązują w ortodoksyjnym judaizmie. Bez względu jednak na to, czy podzielamy ich poglądy, czy nie, wyraźnie rzuca się w oczy ich niezwykła determinacja w działaniu skierowana na jeden cel. Zgodnie z tradycją oddawanie czci Jahwe ograniczało się do przebywania w Jego Boskiej Obecności w Świątyni jerozolimskiej, gdzie prym wiódł najwyższy kapłan. Tymczasem faryzeusze, przyczyniając się do powstania instytucji: synagogi i rabiego, stworzyli także Żydom rozproszonym po świecie możliwość dostępu do Boga. Dziś lęki i oczekiwania faryzeuszy przetrwały pośród wyznawców ortodoksyjnego judaizmu. Na całym świecie w szabat ortodoksyjnym Żydom nie wolno prowadzić interesów, jeździć samochodem, korzystać ze środków komunikacji miejskiej, pchać wózka dziecięcego, szyć ani dokonywać jakichkolwiek napraw, oglądać telewizji, gotować, wyciskać wody z gąbki, naciskać dzwonka u drzwi albo korzystać z windy. Niedawno pewien żydowski zarządca koszernego hotelu w miejscowości letniskowej Bournemouth na południu Anglii został zwolniony z pracy za to, że w pewien sobotni poranek nacisnął przełącznik uruchamiający elektryczny system centralnego ogrzewania. To, że jego goście mogli umrzeć z zimna, w niczym nie usprawiedliwiało rażącego naruszenia jednego z zakazów wywodzących się z Tory, księgi żydowskiego prawa, w której zakazuje się “rozpalania ognia" w szabat. Esseńczycy byli najmniej poznanym stronnictwem judaistycznym aż do 1947 roku, kiedy to w Qumran, około 30 km na wschód od Jerozolimy, dokonano odkrycia tak zwanych zwojów znad Morza Martwego. Manuskrypty ujawniły nam bardzo wiele szczegółów na temat życia członków tego dosyć tajemniczego ugrupowania, którzy mieszkali w suchej, skalistej dolinie Qumran od około połowy II wieku p.n.e. do 68 roku n.e. Istnieją dowody na to, że niektóre groty zamieszkane były jeszcze w 136 roku (kiedy to doszło do wybuchu powstania żydowskiego pod przywództwem kolejnego Jezusa), lecz nie wiadomo, czy ich mieszkańcami byli esseńczycy, czy nie. O wielkiej surowości obyczajów esseńczyków najlepiej świadczy fakt, że w porównaniu z nimi faryzeusze wydają się beztroskimi hedonistami. Mimo że wielu naukowców uważa, iż gmina esseńczyków miała wiele cech wspólnych z wczesnym chrześcijaństwem, Kościół rzymski zawsze kwestionował istnienie jakichkolwiek związków między nimi. Jedną z oczywistych cech wspólnych esseńczykom i pierwszym chrześcijanom były żywione przez nich specyficzne oczekiwania natury apokaliptycznej. Członkowie obu ugrupowań byli przekonani, że koniec świata jest bliski i nastąpi nieoczekiwanie. Głównym czynnikiem odróżniającym esseńczyków zarówno od saduceuszy, jak i od faryzeuszy, była osobista decyzja dorosłego kandydata o wstąpieniu do wspólnoty, nie zaś jego pochodzenie. Esseńczycy z Qumran uważali się za jedynych strażników prawdziwej religii Izraela; wierzyli, że dzięki swojemu kapłańskiemu założycielowi, zwanemu przez nich Nauczycielem Sprawiedliwości, są stroną “nowego przymierza", ostatecznej i końcowej formy idealnego związku między ludem Izraela a jego Bogiem. Było to przymierze zarezerwowane wyłącznie dla członków esseńskiej społeczności, którzy jako jedyni, według swojego mniemania, nieomylnie wypełniali 613 nakazów Prawa oraz mieli pełną świadomość głębi własnej niedoskonałości. Podobnie jak faryzeusze, esseńczycy także przyswoili sobie koncepcję niższych bóstw zwanych aniołami. Nie ulega dziś wątpliwości, iż autorzy zwojów znad Morza Martwego, zwani członkami wspólnoty z Qumran, byli esseńczykami. Dla nas miało się stać wkrótce jasne, że byli też nazarejczykami (nazorejczykami), a więc członkami pierwotnego Kościoła jerozolimskiego. Wiele przemawia za tym, że wszystkie te nazwy odnosiły się w istocie do jednego i tego samego ugrupowania, twierdzenie Kościoła zaś, iż mamy tu do czynienia z trzema różnymi stronnictwami, wydaje się wynikać z chęci obrony “unikalności" osoby i nauki Jezusa - niektóre zwoje znad Morza Martwego zawierają bowiem bardzo podobną do ewangelicznej treść, nie czyniąc jednak żadnych odniesień do osoby Jezusa. Gdyby Kościół miał dziś przyznać, że qumrańczycy byli członkami Kościoła jerozolimskiego, wówczas musiałby wyjaśnić także, dlaczego jego Bóg nie był przywódcą tej wspólnoty. Zwoje znad Morza Martwego opisują ugrupowanie o identycznym światopoglądzie, posługujące się taką samą specyficzną terminologią i mające te same eschatologiczne cechy co Kościół jerozolimski. Eksperci, na przykład profesor Robert Eisenman, wykazali, że przywódcą społeczności qumrańskiej około czwartego i piątego dziesięciolecia I wieku był brat Jezusa Jakub Sprawiedliwy, którego Kościół uznaje za pierwszego biskupa Jerozolimy (potwierdzenie tej informacji uzyskaliśmy także podczas prywatnej rozmowy z prof. Phillipem Daviesem). Czy Jakub mógł dzielić swój czas między dwa stronnictwa? Jeden dzień lub poranek przeznaczał jednemu, następny zaś drugiemu? Mało prawdopodobne. Nieodparcie nasuwa się więc wniosek, że oba ugrupowania stanowiły w istocie jedność. Przez ostatnie trzydzieści lat swojego istnienia gmina z Qumran była Kościołem jerozolimskim. W kwestiach religijnych esseńczycy byli ultrakonserwatywnymi Żydami, z kolei pod innymi względami okazali się niezwykle postępowi i nowatorscy. Qumrańskie słownictwo obecne jest w literaturze chrześcijańskiej, nieporozumienia zaś co do jego pierwotnego znaczenia przyczyniały się do sytuacji, w której pewni badacze sugerowali, że pogańscy bogowie przetrwali w wierzeniach judaistycznych. Nowe słownictwo qumrańczyków zaczęło pojawiać się w żydowskiej kulturze teologicznej w I wieku p.n.e., jego napływ zaś zwiększył się w I wieku n.e., kiedy znaczną popularność zyskała literatura targumiczna. Targumy były tłumaczeniami Biblii hebrajskiej na język aramejski, którym posługiwali się Żydzi w czasach Jezusa Chrystusa. Jako że nabożeństwa odprawiano po hebrajsku, w języku zrozumiałym dla niewielu, dokonywano ich wolnego przekładu na język aramejski z korzyścią dla rzeszy wiernych. Tłumacze posługiwali się przy tym terminami i zwrotami, które były zrozumiałe w świetle aktualnych wydarzeń; i stąd qumrańskie wyrażenia obecne w chrześcijańskim rytuale, na przykład “przyjdź królestwo Twoje", “królestwo Ojca", “królestwo Boże" czy “królestwo ojca naszego Dawida", odnoszą się do tych samych politycznych realiów. George Wesley Buchanan zauważa w tym kontekście: “Kiedy Jezus powiedział: «Królestwo moje nie jest z tego świata» (J 18, 36), nie miał na myśli tego, że jego królestwo znajdowało się w niebie. W Ewangelii Jana wszyscy ludzie zostali podzieleni na dwie kategorie: (1) ludzi z tego świata i (2) ludzi nie z tego świata. Do ludzi nie z tego świata zaliczał się Jezus oraz jego zwolennicy, którzy w Jezusa wierzyli. Wszyscy oni żyli na ziemi, a nie w niebie; nie byli już jednak poganami, należeli bowiem do «kościoła», nie do «świata». Z kolei pojęcie «świat» obejmowało swym zasięgiem wszystkich pogan oraz tych, którzy nie wierzyli w Jezusa" . Używane w owym czasie zwroty i określenia miały więc wyraźnie polityczny wydźwięk. Ten, kto był uczestnikiem ruchu zmierzającego do obalenia istniejącego porządku, wkraczał tym samym do “królestwa Bożego", ten zaś, kto trzymał się na uboczu, przynależał do zwyczajnego “świata". W Ewangelii Łukasza 17, 20-21 pewien faryzeusz pyta Jezusa o to, kiedy przyjdzie królestwo Boże, na co słyszy w odpowiedzi: “Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «Tam». Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest". Terminy “królestwo niebieskie" i “królestwo Boże" miały w czasach Jezusa jasne i konkretne znaczenie, kiedy jednak zostały przejęte przez pogano-chrześcijan, ich nowi użytkownicy zaczęli naiwnie kojarzyć je z rajem, do którego trafiają dobrzy ludzie po śmierci i gdzie ponownie łączą się ze swoimi zmarłymi bliskimi w ponadczasowej ekstazie. Wszystko to ma bardzo niewiele wspólnego z nauką głoszoną w I wieku przez któregokolwiek z Jezusów (czyli “tych, którzy przynoszą zwycięstwo"). Aramejskie słowo, które zostało przetłumaczone na grekę jako “królestwo", jest w tym kontekście błędnie rozumiane. Zapomina się bowiem, że w oryginale znaczy ono także “rząd" lub “reguła", a kiedy weźmiemy pod uwagę jego pełen zakres znaczeniowy, można je rozumieć jako “Izrael rządzony według Prawa mojżeszowego". Kiedy Jezus i jego współtowarzysze mówili o “przyjściu królestwa niebieskiego", mieli po prostu na myśli “niedaleką przyszłość, kiedy wypędzimy z Judei okupantów oraz ich marionetki i zaprowadzimy własne rządy oparte na surowych zasadach żydowskiego Prawa". Najbardziej religijni spośród Żydów uważali, że wszelkie problemy mają źródło w fakcie odsunięcia się od nich Jahwe, co było karą za grzechy, jakich się dopuścili w wyniku niedostatecznego wypełniania zaleceń Prawa mojżeszowego. Jedynym sposobem pozbycia się wszystkich trapiących ich problemów było podążanie drogą czystości i prawości; drogą przestrzegania i wypełniania każdej litery Bożego Prawa. Zwoje znad Morza Martwego dostarczają przekonujących dowodów Jak wykazaliśmy powyżej, między terminami używanymi w Nowym Testamencie a pojawiającymi się w tekstach znad Morza Martwego istnieją oczywiste związki. Kościół katolicki jednak starał się od samego początku za wszelką cenę pomniejszyć znaczenie tego faktu. Opracowanie zwojów powierzono grupie katolików, w skład której wchodzili między innymi ojciec de Vaux, ojciec Milik, ojciec Skehan, ojciec Puech i ojciec Benoit. Inni, niezależni badacze uczestniczący w redagowaniu zwojów od początku uskarżali się, że nie mają pełnego dostępu do wielu z nich. John Allegro i Edmund Wilson stwierdzili nawet, że mają wrażenie, iż prowadzone są rozmyślne działania mające na celu oddzielenie społeczności z Qumran od wczesnego chrześcijaństwa wbrew pojawiającym się kolejnym dowodom świadczącym o wielu podobieństwach między nimi . Ojciec de Vaux twierdził stanowczo, że członkowie wspólnoty z Qumran diametralnie różnili się od pierwszych chrześcijan; ponieważ nauki głoszone przez Jana Chrzciciela były tak bliskie nauczaniu społeczności z Qumran, zauważył: proroka tego nie można uznać za chrześcijanina, lecz jedynie za prekursora chrześcijaństwa. Z lektury Nowego Testamentu wynika jednak jasno, że Jan Chrzciciel odegrał kluczową rolę na początku publicznej działalności Jezusa i wobec tego jego związki z chrześcijaństwem trudno zbagatelizować. De Vaux zignorował poza tym fakt, że oba ugrupowania stosowały chrzest, uznawały wspólnotę majątkową swoich członków, powoływały radę składającą się z dwunastu czołowych osobistości oraz że w obu wypadkach kluczową rolę odgrywały postacie Mesjaszy i fakt rychłego przyjścia “królestwa Bożego". Szesnastego września 1956 roku John Allegro napisał w liście do ojca de Vaux: “ojciec nie potrafi spojrzeć na chrześcijaństwo obiektywnie (...) Mówi ojciec beztrosko o poglądach pierwszych judeochrześcijan w Jerozolimie, lecz nikt by nie odgadł, że jedynym prawdziwym źródłem informacji ojca - o ile można go tak nazwać - jest Nowy Testament" . Ojciec de Vaux i jego zespół patrzyli na zwoje przez pryzmat wyznawanej przez siebie wiary i świadomie lub nie przeinaczali fakty, starając się wykazać, że między społecznością z Qumran a nazarejskim/jerozolimskim Kościołem nie istniał żaden związek. Dziś sytuacja uległa zmianie. Nam wydaje się oczywiste, że człowiek, który był Jezusem Chrystusem, musiał też być czołową postacią qumrańskiej wspólnoty w przełomowym okresie trzeciej i czwartej dekady I wieku. Liczba członków wspólnoty była w owym czasie niewielka, prawdopodobnie nie większa niż dwieście osób, ogólna liczba wszystkich esseńczyków wynosiła zaś nieco ponad cztery tysiące. Tworzyli oni zgromadzenie podobnie myślących ludzi, którzy dostrzegali możliwość zbawienia od nękających ich problemów przez dążenie do świętości oraz - mimo że nie byli dziedzicznymi kapłanami - przez prowadzenie klasztornego trybu życia. Ich społeczność była niezwykle zhierarchizowana; na jej szczycie stal Nauczyciel Sprawiedliwości, na dole zaś tak poślednie istoty, jak żonaci mężczyźni lub, co gorsza, kobiety, szczególnie te, które miały akurat okres. Kobietom miesiączkującym był zakazany jakikolwiek kontakt z mężczyznami, nawet wzrokowy. Rozmnażanie się było niefortunną koniecznością życiową, ci jednak, którzy postanowili ulec swym cielesnym popędom, musieli następnie poddać się skomplikowanemu procesowi oczyszczenia, zanim mogli ponownie powrócić na łono społeczności. Istniały różne kategorie członkostwa we wspólnocie, począwszy od szerokiego grona zwolenników aż do bardzo wąskiej grupy wtajemniczonych. Inicjacja na wyższy stopień obejmowała składanie przysiąg dotyczących dochowania tajemnicy. Gdyby któryś z inicjowanych wyjawił tajemnice wspólnoty osobie z zewnątrz, miała go za to spotkać straszliwa kara. Wszystko to bardzo przypomina zaawansowane praktyki masońskie, z tą jednak różnicą, że qumrańczycy nie traktowali tego rodzaju gróźb w sposób symboliczny, lecz dosłowny. Styl życia mieszkańców Qumran bardzo nas zainteresował. Qumrańczycy nosili białe szaty, składali śluby ubóstwa, przysięgali dochować tajemnicy pod groźbą strasznej kary. Utrzymywali także, że nie jest im obca tajemna wiedza. Powoli przed naszymi oczami zaczynał krystalizować się obraz rewolucyjnie nastawionego żydowskiego ugrupowania, do którego, co wielce prawdopodobne, należał także Jezus. Stronnictwo to odegrało kluczową rolę podczas żydowskiego powstania, które doprowadziło w efekcie do zburzenia Jerozolimy, w tym także jerozolimskiej Świątyni. * * * Ustaliliśmy ponad wszelką wątpliwość, że templariusze prowadzili wykopaliska w ruinach świątyni Heroda, a to, co udało im się odnaleźć, musiało zostać ukryte tam między pierwszymi latami I wieku, kiedy budowa świątyni znajdowała się w fazie wstępnej, a rokiem 70, kiedy świątynia została zburzona. Dawało to w sumie okres około siedemdziesięciu lat. Odnaleziony w Qumran Zwój Miedziany - nazwany tak, ponieważ tekst został wyryty na arkuszu miedzianej blachy - informuje, że członkowie wspólnoty ukryli swoje skarby i manuskrypty pod świątynią na krótko przed 70 rokiem. W ten sposób kwestia tego, czyje zwoje zostały odnalezione przez templariuszy, stała się dla nas nagle zrozumiała. Jeśli zaś, jak zakładaliśmy, wspólnota z Qumran i Kościół jerozolimski były w istocie jednym i tym samym, to templariusze weszli w posiadanie tekstów przekazujących najczystszą z możliwych wersję “chrześcijańskiej" nauki - pism o wiele bardziej znaczących niż ewangelie synoptyczne! Niewątpliwie najważniejszym elementem wspólnym łączącym esseńczyków z Qumran, templariuszy oraz masonów jest to, że wszyscy oni stawiali sobie za cel zarówno mistyczną, jak i fizykalną rekonstrukcję Świątyni króla Salomona. Okoliczność ta nie może być jedynie kwestią przypadku ani też wynikiem fałszerstwa, przynajmniej jeśli chodzi o masonerię, jako że Wielka Loża Anglii i jej nauki na temat budowy duchowej Świątyni poprzedzają o dobre dwieście lat znalezienie zwojów znad Morza Martwego. Analizując pisma chrześcijańskich gnostyków, odkryliśmy pewien element wspólny łączący je z Nowym Testamentem oraz tekstami masońskimi; okazało się, że w każdym z tych materiałów znajdują się nawiązania do “kamienia węgielnego". Te same analogie odnaleźliśmy także w zwojach z Qumran. Rozpatrując relacje między treścią zwojów a chrześcijaństwem, Eisenman i Wise doszli do takiego oto wniosku: “Czytelnicy obznajomieni z Nowym Testamentem rozpoznają w słowach «Zrzeszenie» i «Świątynia» czytelne aluzje, ponieważ tak jak o Jezusie mówi się w Ewangeliach oraz w listach św. Pawła jako o «Świątyni», «Reguła Zrzeszenia», posługując się podobnie uduchowionym pojęciem «Świątyni», przedstawia Zgromadzenie Wspólnoty z Qumran jako «Najświętsze Świętych dla Aarona i Świątynię Izraela*. Wyobrażenie to, jak zobaczymy, pojawia się często w pismach z Qumran; dochodzą do tego nawiązania do «pokuty», «przyjemnej wonności», «kamienia węgielnego» i «fundamentów»" Użycie terminu “fundamenty" pobudziło naszą wyobraźnię, wywołując określone skojarzenia. Rodzina Jezusa Ważną kwestią, na temat której chrześcijanie niechętnie dyskutują, jest to, że Jezus miał braci, a także prawdopodobnie siostry. O braciach Jezusa mowa jest w szeregu pism pochodzących z I i II wieku, także w samym Nowym Testamencie. Posiadanie rodzeństwa jest czymś całkowicie normalnym, jednakże w wypadku domniemanego syna Bożego powstaje pytanie, kto był ojcem owego rodzeństwa? Na szczęście istnieją dowody wskazujące, że Jezus był najstarszym z rodzeństwa, a więc jego dziewiczych narodzin wciąż jeszcze nie można wykluczyć. Kwestia rodzeństwa Jezusa od dawna stanowi przedmiot dyskusji, w trakcie której wyłoniły się trzy główne teorie mające wyjaśnić rzeczywisty stan rzeczy. Wiążą się one z imionami trzech czołowych teologów wczesnego chrześcijaństwa. Hipoteza Helwidiusza zakłada, że bracia Chrystusa istnieli naprawdę; według Epifaniusza bracia Jezusa byli synami Józefa z poprzedniego małżeństwa; Hieronim zaś wysunął nieco ryzykowną opinię, według której termin “bracia" Jezusa odnosił się w istocie do jego “kuzynów". Pomimo że Biblia kilkakrotnie wyraźnie mówi o braciach Chrystusa, rzymskokatoliccy edytorzy Biblii z Douai w jednym z przypisów jasno formułują swoje zdanie w tej sprawie: “Helwidiusz i inni heretycy twierdzili świętokradczo, że Najświętsza Maryja Panna miała inne dzieci oprócz Chrystusa". W sprzeczności z tą opinią stoi następujący fragment Ewangelii wg Mateusza 13, 55-56: “Czyi nie jest on synem cieśli ? Czy jego matce nie jest na imię Mariam, a jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas?". Komentarz wydawców Biblii z Douai jest interesujący, chociaż mało przekonujący dla krytycznego czytelnika: “Były to dzieci Marii (...) siostry naszej Najświętszej Panny, i dlatego, zgodnie z powszechnie przyjętym zwyczajem, nazywano je braćmi, to znaczy bliskimi kuzynami naszego Zbawiciela". Jeśli w stwierdzeniu tym miałoby tkwić ziarno prawdy, należałoby zauważyć, że dziadkowie Jezusa ze strony matki musieli dosyć niefrasobliwie nadać dwóm swoim córkom to samo imię - Maria. Dziś jednak już prawie powszechnie akceptowany jest fakt, że Jezus miał braci i siostry. Młodszy brat Ja'akob (Jakub) przeżył Jezusa o mniej więcej trzydzieści lat i jak wykażemy to później, odpowiadał za przechowanie jego prawdziwej nauki oraz przyczynił się do tego, że mimo niezwykłych przeciwności losu mogła ona ostatecznie zatriumfować. Narodziny nowej religii Wiedzieliśmy już, że istniała wielka różnica między pierwotnym Kościołem a późniejszą organizacją, która przywłaszczyła sobie jego dziedzictwo, gdy członkowie jerozolimskiej gminy wyginęli podczas wojny z Rzymianami. Studiując pisma autorów zwanych przez Kościół rzymski “pierwszymi Ojcami Kościoła" oraz dzieła późniejszych czołowych osobistości kościelnych, byliśmy oszołomieni ogromem zamieszania, nieporozumień oraz chaosu myślowego, jaki w nich panował przez wieki. Natknęliśmy się także na zaskakująco szczerą wypowiedź papieża Leona X (tego samego, który nazwał króla Henryka VIII “obrońcą wiary"). Miał on ponoć powiedzieć: “Ten mit o Chrystusie dobrze się nam przysłużył". Po upadku Jerozolimy w 70 roku chrześcijaństwo zaczęło ostatecznie odcinać się od swoich żydowskich korzeni, tak iż wkrótce postać bohatera zwanego Jehoszua rozpłynęła się pośród obcych mitów i legend. Z dawnych pogańskich opowieści skompilowano dzieje człowieka, który pragnął zostać królem i zbawcą swojego ludu. Tymczasem w Rzymie powstała nowa wersja legendy o Romulusie i Remusie, w której główne role odgrywało dwu “pomniejszych bogów", wielcy święci, Piotr i Paweł. Dzień narodzin boga słońca Soła, 25 grudnia, szybko okazał się datą odpowiednią również dla przyjścia na świat Jezusa. Święto obu można było odtąd obchodzić w tym samym czasie. Szabat został przesunięty z soboty na niedzielę, czyli dzień boga słońca , a symbol słońca w formie świetlistej aureoli zaczęto umieszczać wokół głów świętych. Dla obywateli Imperium Rzymskiego ta nowa religia okazała się swojska i przynosząca otuchę. Chociaż w tym życiu nie powodziło im się najlepiej, mieli przecież nadzieję na lepszy los w przyszłym życiu. Podobnie jak większość ludzi na przestrzeni dziejów tylko w niewielkim stopniu kierowali się oni logiką. Powodowani przede wszystkim emocjami, zwracali się do swojego (tym razem jedynego) Boga o pomoc w ciężkich czasach oraz wychwalali go, gdy wszystko układało się dobrze. Chrześcijaństwo stało się raczej kultem rytuału niż idei, teologia zaś wycofała się, ustępując miejsca politycznej kontroli. Imperium Rzymskie było niezwykle prężnym i dynamicznym organizmem państwowym, ale mimo bezwzględnego stylu sprawowania w nim władzy jego potęga nie mogła trwać wiecznie. Kiedy rozpoczął się upadek kulturalny imperium, jego przywódcy zorientowali się, że kontrola nad umysłami obywateli jest znacznie bardziej efektywna niż kontrola nad ich ciałami. Chrześcijaństwo dało Rzymowi mechanizm umożliwiający ustanowienie nieznanej dotąd politycznej potęgi. Wspierała ją masa prostych ludzi, którym zaoferowano lepsze życie po śmierci, pod warunkiem że będą robić to, co każe im Kościół. Thomas Hobbes, siedemnastowieczny angielski filozof i myśliciel, skomentował tę sytuację w sposób jednoznaczny: “Papiestwo nie jest niczym innym jak duchem umarłego Imperium Rzymskiego, który siedzi w koronie na jego grobie" . Zapewne najważniejsze wydarzenie prowadzące do stworzenia organizacji, którą nazywamy dziś Kościołem, nastąpiło na terenie Turcji 20 maja 325 roku, kiedy to w wyniku decyzji cesarza Konstantyna, pragnącego raz na zawsze odzyskać pełną kontrolę nad swoim rozpadającym się imperium, zwołano sobór w Nicei. W owym czasie Konstantyn był wyjątkowo niepopularny, w kraju zaś panowało powszechne niezadowolenie. Na tym tle pomysł, z jakim wystąpił cesarz, by pozbyć się swoich kłopotów, świadczy o jego prawdziwym politycznym geniuszu. Konstantyn był na tyle realistą, by zdawać sobie sprawę z tego, że Rzym stracił dawną pozycję. Wiedział, że chociaż nie potrafi już dłużej zagwarantować sobie bezpiecznej pozycji za pomocą siły czy też gratyfikacji finansowych, wciąż mógłby panować nad swoim ludem, gdyby tylko udało mu się doprowadzić do utożsamienia własnej osoby z którymś z wierzeń jego poddanych. W całym imperium rozwijały się obok siebie najrozmaitsze kulty, niektóre z nich zaś, na przykład chrześcijaństwo, miały wiele różnych odmian. Przez kilka pokoleń prawie każda wschodnia religia docierała do Rzymu, ulegając następnie procesowi asymilacji oraz przystosowania do lokalnych wymogów. Romanizacja obcych kultów była tak dogłębna, że pierwotni założyciele tychże mieliby nie lada kłopot z ich rozpoznaniem. Różnorodne wierzenia przenikały się nawzajem, tworząc prawdziwy teologiczny miszmasz. W tym burzliwym okresie przemian ci, którzy nazywali siebie chrześcijanami, często prowadzili ostre spory, różniąc się znacznie w kwestiach doktrynalnych. Mimo że Konstantyn usankcjonował chrześcijaństwo jako religię państwową, sam pozostał wyznawcą kultu boga słońca, Sol Invictus, aż do dnia, gdy na łożu śmierci postanowił w końcu przyjąć chrzest. Liczył na to, że być może chrześcijanie mają mimo wszystko rację. Był to wielce rozsądny i przy tym niedrogi sposób zagwarantowania sobie życia na tamtym świecie. Kiedy cesarz po raz pierwszy zetknął się z chrześcijanami, ich liczba była już dosyć znacząca: co dziesiąty obywatel imperium uważał się za wyznawcę tej żydowskiej religii. Konstantyn uśmierzył dysputy między różnymi chrześcijańskimi frakcjami, których przedstawiciele oskarżali się wzajemnie o szerzenie kłamstw. Zdawał sobie przy tym z pewnością sprawę, że nowa religia umacnia się i staje coraz bardziej wpływowa. Konstantyn zyskał sobie w historii przydomek “Wielki". Szczegółowo obmyślił swój plan, po czym zręcznie wprowadził go w życie. W owym czasie było dwu cesarzy: Konstantyn rządził na Zachodzie, Licyniusz zaś na Wschodzie. Kiedy Konstantyn zaproponował swemu kontrpartnerowi, by zaprzestać prześladowania wyznawców jednego z bogów, Licyniusz zgodził się bez wahania. Jednak gdy prześladowania w końcu ustały, Licyniusz musiał zachodzić w głowę, dlaczego Konstantyn zaczął nagle tak zabiegać o korzyści dla legalnego już wówczas kultu, jakim było chrześcijaństwo. Wkrótce wszystko stało się dla niego jasne, Konstantyn bowiem oskarżył go o zerwanie porozumienia, a następnie kazał zabić, występując jakoby w obronie religijnej wolności swoich obywateli. Konstantyn stał się wówczas jedynym cesarzem, mającym przy tym pełne poparcie wyznawców coraz bardziej prężnego i wpływowego kultu Chrystusa. Okazało się, że to znakomity sposób, by utrzymać porządek w państwie oraz zagwarantować jego spójność; dlatego w oczach Konstantyna chrześcijaństwo ze wszech miar zasługiwało na dalsze poparcie. Na drodze stały jednak dwie duże przeszkody: po pierwsze, wciąż istniało zbyt wiele kultów, które cieszyły się popularnością w społeczeństwie, w tym także w armii; po drugie, sami chrześcijanie byli ze sobą tak skłóceni, że groziło to ich rozpadnięciem na mniejsze ugrupowania. Konstantyn znalazł niezwykle skuteczne rozwiązanie tych problemów. Mimo że wciąż był wyznawcą religii boga słońca, Sol Inuictus, zwołał pierwszy międzynarodowy sobór chrześcijański, by ustalić na nim raz na zawsze oficjalne stanowisko wobec kultu chrześcijan oraz ich żydowskiego proroka Jezusa Chrystusa. Zawezwał przywódców kościelnych ze wszystkich zakątków starożytnego świata, w tym z Hiszpanii, Francji, Egiptu, Persji, Syrii, Armenii, a także z Ziemi Świętej. Ponieważ chrześcijanie byli zdecydowanie najbardziej dynamiczną sektą działającą na terenie imperium, sobór ten, który odbył się w Nicei (dziś Iznik w Turcji), stał się de facto czymś w rodzaju parlamentu nowego, zjednoczonego państwa. Całe wydarzenie zostało znakomicie wyreżyserowane: Konstantyn zasiadał w samym środku w otoczeniu biskupów, gwarantując sobie wpływ na podejmowanie wszystkich ważniejszych decyzji. Cesarz występował więc niejako w roli Chrystusa otoczonego przez grono uczniów. Według późniejszej legendy podczas zgromadzenia był obecny również Duch Święty działający poprzez Konstantyna, który miał stać się założycielem Kościoła. Cesarza interesowały przede wszystkim dwie sprawy: Bóg chrześcijan, którego postrzegał jako tożsamego z czczonym przez siebie bogiem słońca, oraz postać Jezusa Chrystusa, w którym widział żydowskiego Mesjasza; siebie uważał za Mesjasza Imperium Rzymskiego. Konstantyn uznał Jezusa, podobnie zresztą jak siebie, za wojownika i świętego, który walczył o ustanowienie Bożych rządów nad światem; jednakże w odróżnieniu od tego żydowskiego króla jego misja miała zakończyć się powodzeniem. Od tamtej pory chrześcijanie widzą w Konstantynie wielkiego przywódcę, obrońcę wiary, który pokonał heretyków. Wkrótce powstała legenda opowiadająca o jego nawróceniu na chrześcijaństwo, według której przed bitwą przy Moście Mulwijskim, wypełniając polecenie, jakie otrzymał w proroczym śnie, cesarz kazał wymalować symbol prawdziwego Boga na tarczach swoich żołnierzy. Pamiętając o późniejszych związkach Konstantyna z chrześcijanami, zakładano, że wizerunek ten musiał składać się z dwu świętych greckich liter: “chi" i “ro", pierwszych liter słowa Christos. Ale cesarz nigdy nie był chrześcijaninem, symbol umieszczany na tarczach żołnierzy stanowił więc prawie na pewno wizerunek słońca, “prawdziwego boga" Konstantyna, Sol Invictus. Wprawdzie nie dysponujemy żadnymi opisami owego wizerunku, ale przecież wiemy, że cesarz przez całe życie był wyznawcą kultu Sli lnvictus, a także najwyższym kapłanem tego boga. Wydaje się wielce nieprawdopodobne, by mógł posłużyć się jakimś innym symbolem. Uczestnicy soboru sformułowali “nicejskie wyznanie wiary", w którym starali się pogodzić ze sobą stanowiska różnych chrześcijańskich frakcji oraz uniknąć poważnych doktrynalnych rozbieżności, które groziłyby rozdziałem Kościoła wschodniego i zachodniego. Powzięte wówczas postanowienia wciąż są podstawą dla większości współczesnych kościelnych obrządków; dotyczą wielu szczegółowych ustaleń, na przykład tego, kiedy podczas odprawiania mszy wierni mają stać, a kiedy siedzieć. Centralne zagadnienie poruszane na soborze stanowił problem, czy Jezus Chrystus to człowiek czy Bóg, a jeśli przyjmiemy, że istotnie był Bogiem, jaka była natura jego boskości? Uczestnicy soboru musieli rozwikłać więc niezwykle skomplikowaną z teologicznego punktu widzenia kwestię. Znalezienie logicznego rozwiązania nastręczało wielu kłopotów: jeśli był tylko jeden Bóg, w jaki sposób Jezus mógłby być bogiem, nie będąc jednocześnie tym właśnie Bogiem? Jeśli z kolei Jezus został poczęty przez Maryję, należało z tego wnosić, że przedtem, kiedy Bóg nie był jeszcze zrodzony, musiało istnieć jakieś starsze bóstwo, którego istoty nie da się wyodrębnić. Pogański umysł Konstantyna zracjonalizował ów problem, dokonując rozróżnienia “Boga-Ojca" i “Boga-Syna". Nam konkluzja ta wydaje się wielce nieprzekonująca, jako że nikt z nas nie uwierzy w to, że zarówno sam Jezus, jak i jego ojciec stanowią manifestacje tej samej jedności. Gdyby tak było, na świecie istniałby tylko jeden człowiek, ponieważ wszyscy ludzie mieli przecież swoich rodziców. W tym miejscu nasuwa się nieuchronny wniosek, że chrześcijaństwo wcale nie jest religią monoteistyczną, jedynie okłamuje samo siebie, wysuwając niezwykle zagmatwane koncepcje i teorie. Uczestnicy soboru w Nicei postawili sobie także pewne bardzo dziwne pytanie: “Bóg-Ojciec musiał istnieć, zanim stworzył świat, lecz cóż takiego mógł robić, gdy był zupełnie sam?". Odpowiedź przyszła dopiero wiek później za sprawą św. Augustyna z Hippony, który zręcznie odparował, że “Bóg zajmował się w owym czasie budowaniem piekła specjalnie dla zadających tego rodzaju pytania!". Ariusz, kapłan z Aleksandrii, był przywódcą ugrupowania kwestionującego boską naturę Jezusa. Utrzymywał on, że Jezus Chrystus nie mógł być Bogiem, ponieważ był człowiekiem. Bóg to Bóg i bluźnierstwem byłoby przypuszczać, że Jezus od początku miał boską naturę; mógł on osiągnąć boskość jedynie przez swoje czyny. Ariusz, niezwykle inteligentny teolog, przedstawił bardzo wiele przekonujących argumentów na poparcie tezy głoszącej, że Chrystus był człowiekiem takim samym jak każdy z uczestników soboru. Przeciwko Ariuszowi wystąpił inny aleksandryjczyk imieniem Atanazy, który twierdził, że Ojciec i Syn byli (paradoksalnie) substancjalnie sobie równi. Opinie na temat boskości Jezusa dzieliły uczestników soboru i całą sprawę postanowiono rozstrzygnąć przez głosowanie. Ariusz przegrał, a karą, jaką musiał ponieść za głoszenie swoich poglądów, było utożsamienie jego imienia z występną herezją określaną mianem arianizmu. W przeszłości przedstawiciele chrześcijańskich ugrupowań często wzajemnie oskarżali się o herezję, formułując nieprecyzyjnie i ogólnikowe zarzuty. Tymczasem od czasu przejęcia kontroli nad sprawami Kościoła przez Konstantyna pojęcie herezji stało się krystalicznie jasne i czyste. Krótko mówiąc, prawdę stanowiło wszystko to, co głosił cesarz, reszta zaś była herezją, czyli dziełem szatana. Wiele pism uznano za zakazane, a przydanie im etykietki “gnostycyzmu" natychmiast podważało ich wiarygodność w oczach chrześcijan. Co ciekawe, jednym z najważniejszych dokumentów, jakie nie zostały zredagowane podczas soboru w Nicei, była tak zwana donacja Konstantyna - dokument z VIII wieku zawierający rzekome zalecenia cesarza, na mocy których Kościołowi rzymskiemu przyznawano absolutny autorytet także w sprawach świeckich. Miało to wynikać jakoby z faktu, że św. Piotr, następca Jezusa na stanowisku przywódcy Kościoła, nadał tego rodzaju uprawnienia biskupowi Rzymu. Chociaż dokument ów uchodzi dziś powszechnie za nieudolny falsyfikat, Kościół rzymskokatolicki wciąż uzurpuje sobie prawo do przywileju, o którym jest w nim mowa. Trzeba w tym miejscu pamiętać, że twierdzenie, jakoby Piotr przekazał klucze królestwa niebieskiego papieżowi, jest kolejnym zamierzonym oszustwem, mającym na celu zagwarantowanie priorytetu Kościołowi rzymskiemu. Z Dziejów Apostolskich oraz z listów Pawła wynika, że Jakub, młodszy brat Jezusa Chrystusa, został przywódcą Kościoła jerozolimskiego. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że według “Ojca Kościoła" Euzebiusza pierwszych dziesięciu biskupów Kościoła jerozolimskiego było obrzezanymi Żydami, którzy stosowali się do żydowskich przepisów dotyczących spożywania pokarmów, przestrzegali żydowskiej liturgii podczas codziennych modlitw, czcili szabat oraz uznawali jedynie żydowskie święta, w tym Dzień Pojednania. Ten ostatni fakt dobitnie wskazuje, że nie uważali oni śmierci Jezusa za ofiarę, którą złożył, aby wyjednać przebaczenie za ludzkie grzechy! Konstantyn wykonał znakomitą robotę polegającą na pozbawionym wszelkich skrupułów wykorzystaniu żydowskiej teologii do własnych celów. Chociaż można go uznać za właściwego twórcę organizacji kościelnej, Konstantyn nigdy nie był chrześcijaninem - w przeciwieństwie do swojej matki, cesarzowej Heleny. Helena pragnęła odnaleźć wszystkie święte miejsca, o których jest mowa w Biblii, a następnie wybudować w ich pobliżu kościoły lub kaplice. Wysyłała swoich ludzi w drogę, zakazując im powrotu, póki nie zidentyfikują najdrobniejszych nawet świętych obiektów: począwszy od gorejącego krzewu Mojżesza aż do krzyża, na którym umarł Jezus. Poszukiwacze “odkryli" pod ruinami świątyni Jowisza w Jerozolimie grób Chrystusa, w jego pobliżu zaś zlokalizowali miejsce ukrzyżowania. Ustalili, gdzie stała Maria Magdalena, gdy usłyszała dobrą nowinę o zmartwychwstaniu; miejsce to oznaczono gwiazdą. Pamiętajmy, że wszystko to działo się 300 lat po odnośnych wydarzeniach i 250 lat po zburzeniu miasta przez Rzymian. Dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności sama Helena odnalazła Krzyż, a przy nim tabliczkę z napisem podyktowanym przez Poncjusza Piłata: “Król żydowski". Zapewne słudzy Heleny aż nadto chcieli się jej przypodobać. Cesarzowa ufundowała kościoły w miejscu wniebowstąpienia Chrystusa na Górze Oliwnej oraz w Betlejem, gdzie miał się podobno urodzić. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Helena znajdowała to, co pragnęła znaleźć. Jednym z jej osiągnięć było dokładne zlokalizowanie miejsca, w którym Bóg przemówił do Mojżesza z gorejącego krzewu na górze Horeb wśród piasków pustyni Synaj. Dziś znajduje się tu klasztor św. Katarzyny. Kiedy tylko członkowie cesarskiej rodziny przekonali się o praktycznych korzyściach, jakie może dać im chrześcijaństwo, szybko zajęli się publicznym okazywaniem swojego wielkiego zainteresowania legendami nowego kultu. Prawda pośród herezji Wczesny Kościół rzymski postawił sobie za zadanie zniszczenie wszystkiego, co uznał za niezgodne z przyjętym dogmatem. Prawda była nieważna; wszystko miało zależeć od woli Kościoła, to zaś, co okazało się z nią sprzeczne, musiało zostać usunięte. Aż do niedawna prawie nic nie było wiadomo na temat Jezusa Chrystusa, o ile naturalnie pominiemy skąpe informacje zawarte w Nowym Testamencie. To bardzo dziwne, że kluczowa postać najważniejszej religii zachodniego świata pozostawiła po sobie tak niewiele śladów. Czasami można udowodnić fakt istnienia jakiejś historycznej postaci na podstawie negatywnych wypowiedzi jej wrogów, o Jezusie nie wspomina jednak żadne źródło - na przykład nie odnajdujemy o nim żadnej wzmianki w pismach Józefa Flawiusza, żydowskiego historyka żyjącego w I wieku - z wyjątkiem pewnego niedawno odkrytego tekstu (będzie jeszcze o nim mowa w dalszej części książki), którego autor zwany jest Józefem Słowianinem [?]. Prawie całkowity brak jakichkolwiek odniesień do Jezusa jest wynikiem pracy nożyczek cenzorów. Na szczęście jednak nie udało im się usunąć wszystkiego, o czym najlepiej świadczy nieznany przez lata tekst Józefa Słowianina. Zromanizowany Kościół zniszczył wszelkie dowody przedstawiające jego zbawiciela nie jako boga, lecz jako śmiertelnika. Dokonując jednego z największych aktów wandalizmu w historii, chrześcijanie spalili bibliotekę w Aleksandrii w Egipcie, ponieważ znajdowało się w niej wiele dzieł zawierających prawdziwe informacje na temat Kościoła jerozolimskiego. W ten sposób został zniszczony największy zbiór starożytnych tekstów, jaki kiedykolwiek istniał. Na szczęście zadanie, jakie postawili przed sobą chrześcijanie, okazało się ostatecznie niemożliwe do wykonania, nie byli oni bowiem w stanie zniszczyć każdego niewygodnego świadectwa. Dzięki temu możliwe stały się niezwykle odkrycia gnostyckich ewangelii oraz zwojów znad Morza Martwego. Co więcej, pisma ojców założycieli oficjalnego Kościoła także rzucają, w całkowicie niezamierzony przez ich autorów sposób, światło na osoby oraz koncepcje, przeciw którym były skierowane. Poza tym dzieła wczesnych chrześcijańskich myślicieli umykały czasami cenzorom, uchodziły bowiem za nieszkodliwe, podczas gdy ich treść niosła mnóstwo interesujących nas informacji. Jedno z takich niezwykle pouczających pism wyszło spod pióra Klemensa Aleksandryjskiego, czołowego chrześcijańskiego myśliciela II wieku. Chociaż poglądy Klemensa uchodziły raczej za gnostyckie, jego dzieła nie uległy zniszczeniu, ponieważ treści w nich zawarte uważano za możliwe do przyjęcia. Do naszych czasów zachował się list napisany przez Klemensa do bliżej nieznanego nam człowieka imieniem Teodor. A oto jego treść: “Dobrześ uczynił, uciszając owe ohydne nauki karpokracjan. Są oni bowiem «zbłąkanymi gwiazdami», o których mówi przepowiednia, iż schodzą z wąskiej drogi Bożych przykazań i wpadają w niezmierzoną otchłań zmysłowych i cielesnych grzechów, jako że chełpiąc się, jak sami mówią, znajomością «głębi szatana», nie wiedzą, iż pogrążają się w «mrocznym piekle» kłamliwości, a szczycąc się tym, że są wolni, stają się niewolnikami upadlających żądz. Takim [ludziom] należy przeciwstawiać się stanowczo wszelkimi sposobami. Nawet jeśli głoszą oni coś prawdziwego, ten, kto kocha prawdę, nie powinien mimo wszystko zgadzać się z nimi. Bowiem nie wszystkie prawdziwe [rzeczy] są prawdą ani też prawdy, która wydaje się [tylko] prawdziwa według ludzkiego osądu, nie należy przedkładać ponad jedyną prawdę -tę według wiary. Co zaś się tyczy tego, co mówią oni o napisanej za sprawą Bożego natchnienia Ewangelii według Marka, to dużo jest tam kłamstwa, reszta zaś, nawet jeśli znajduje się w niej trochę prawdy, i tak nie zasługuje na miano rzeczywistego świadectwa. Bowiem prawdziwe [rzeczy] wymieszane ze zmyśleniami stają się zafałszowane, tak iż, jak mówi powiedzenie, nawet sól traci swój smak. Co do Marka zaś, to podczas pobytu Piotra w Rzymie napisał on [dzieło] o czynach Pana, nie ogłaszając jednak wszystkich ani nie ujawniając tajemnych, lecz wybierając tylko te, które, jak mniemał, były najbardziej użyteczne dla umacniania wiary pouczanych. Kiedy jednak Piotr umarł jako męczennik, Marek przybył do Aleksandrii, przywożąc ze sobą zapiski zarówno swoje, jaki Piotra, z których przeniósł do swej dawnej księgi rzeczy odpowiednie dla postępujących drogą rozwoju ku zdobyciu wiedzy [gnosis]. [A więc] ułożył bardziej duchową Ewangelię dla tych, którzy byli doskonaleni. Mimo to nie wyjawił wciąż tajemnic, których nie należało wypowiadać, ani nie spisał nauk Pana dla hierofantów , lecz jedynie do spisanych już opowieści dodał inne, a także włączył pewne wypowiedzi, o których wiedział jako mystagog , że ich interpretacja doprowadzi słuchaczy do najbardziej wewnętrznego sanktuarium prawdy ukrytej przez siedem. Podsumowując, to on ułożył treść księgi, nie wykazał przy tym zazdrości ani nieostrożności, jak sądzę, i umierając, powierzył swoje dzieło kościołowi w Aleksandrii, gdzie od tamtej pory jest ono z największą troską przechowywane i odczytywane jedynie tym, którzy zostali wtajemniczeni w wielkie misteria. Ponieważ jednak plugawe demony wciąż obmyślaj ą sposoby, jakby tu doprowadzić ludzki ród do zniszczenia, Karpokrates, pouczony przez nie i posługujący się przebiegłymi sztuczkami, tak omotał pewnego prezbitera z kościoła w Aleksandrii, iż ten przekazał mu egzemplarz tajemnej Ewangelii. Karpokrates zinterpretował ją zgodnie ze swoją bluźnierczą i bezbożną doktryną, a nadto i zbrukał, mieszając z nieskazitelnymi i świętymi słowami całkowicie bezwstydne kłamstwa. Z tej właśnie mieszanki została wydestylowana nauka karpokracjan. Dlatego też, jak już mówiłem powyżej, nigdy nie należy im ustępować ani też, gdy przedsta- wiają swoje fałszerstwa, nie należy przyznawać, że tajemną Ewangelię napisał Marek, lecz zawsze trzeba temu zaprzeczać, nawet pod przysięgą. Bowiem «nie wszystkie prawdziwe [sprawy] należy ujawniać wszystkim ludziom». Z tego [powodu] mądrość Boża przemawiająca przez Salomona zaleca «odpowiadać głupcowi w głupi sposób», nauczając, że świałto prawdy powinno być ukryte przed tymi, którzy są duchowo ślepi. Mówi także: «temu, kto nie ma, zostanie zabrane» oraz «niech głupcy budzą się w ciemności». Ale my jesteśmy «dziećmi światłości»v, zostaliśmy oświeceni przez «świt» Ducha Pana «z wysokości», a «gdzie jest duch Pana», napisano, «tam jest i wolność, albowiem «wszystkie rzeczy są czyste dla czystych». Dlatego nie zwlekam z odpowiedzią na pytania, które mi postawiłeś, odpierając wszelkie zafałszowania samymi słowami Ewangelii. Na przykład po słowach: «A kiedy byli w drodze, zdążając do Jerozolimy»i dalej aż do słów «A po trzech dniach zmartwychwstanie», [tajemna Ewangelia] podaje następujący [tekst] słowo po słowie: «Przyszli do Betanii: A była tam pewna kobieta, której brat właśnie umarł. Przyszła ona do Jezusa, upadła mu do nóg i rzekła do niego: Synu Dawida, zmiłuj się nade mną. Uczniowie chcieli ją przepędzić, lecz Jezus zganił ich za to i udał się z nią do ogrodu, w którym był grób. I wtedy dało się słyszeć wielkie wołanie z wnętrza grobu. Jezus podszedł bliżej i odsunął kamień od wejścia do grobu. Następnie wszedł do środka i ujrzał młodzieńca. Wyciągnął rękę i podniósł go trzymając za rękę. Młodzieniec spojrzał na niego, umiłował go i błagał, by mógł z nim pozostać. Wychodząc z grobu poszli do domu, który należał do owego młodzieńca, jako że byt on bogaty. Po sześciu dniach Jezus udzielił mu nauk, wieczorem zaś młodzieniec przyszedł do niego ubrany jedynie w lnianą szatę założoną na nagie ciało. I pozostał z nim owej nocy, Jezus bowiem uczył go tajemnicy królestwa Bożego. Potem powstał i powrócił na drugą stronę Jordanu». Po tych [słowach] następuje tekst: «Wtedy podeszli do niego Jakub i Jan» i dalej zgodnie z Ewangelią, jednakże nie ma tam słów «nagi [mężczyzna] z nagim [mężczyzną] », a także innych spraw, o których piszesz. A po słowach: «Tak przyszedł do Jerycha», [tajemna Ewangelia] dodaje jedynie: «A była tam siostra młodzieńca, którego Jezus umiłował, i jego matka, i Salome, ale Jezus nie przyjął ich». Jednakże wiele innych [spraw, o] których piszesz, wydaje się być jawnymi fałszerstwami. A teraz prawdziwe wyjaśnienie i to, co zgodne jest z prawdziwą filozofią" . W tym miejscu list nagle się urywa. Nawiązanie do tajemnej Ewangelii, a co ważniejsze - do tajemnej ceremonii przeinaczonej jedynie dla wybranych i celebrowanej przez samego Jezusa, było wielkim odkryciem. Zachodziliśmy w głowę, czy tak mogło być? To, iżby Klemens się mylił, wydawało się mało prawdopodobne. Ktoś mógł naturalnie sfałszować list, lecz po co miałby to robić? Zupełnie nie potrafiliśmy wyobrazić sobie powodu, dla którego ktoś w tak odległej przeszłości miałby fałszować ów tekst. Wracając zaś do głównej treści listu, dostrzegliśmy wyraźne podobieństwo między “młodzieńcem odzianym jedynie w lnianą szatę założoną na nagie ciało" a niejasnym epizodem, jaki rozegrał się w momencie aresztowania Jezusa w Getsemane, o którym dowiadujemy się z Ewangelii wg Marka 14,51-52: “A pewien młodzieniec szedł za nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich". Karpokracjanie byli w oczach Kościoła szczególnie znienawidzoną wczesnochrześcijańską sektą, wierzyli bowiem, że środkiem do zbawienia jest grzech. Wzmianki o dwu nagich mężczyznach mogą więc wynikać z celowej, opacznej interpretacji rzeczywistych wydarzeń, która ma usprawiedliwiać ich własne dziwaczne zachowania. Ogólnie jednak rzecz biorąc, treść listu brzmiała jak najbardziej wiarygodnie, zakładając naturalnie, że wydarzenia opisane w tajemnej Ewangelii wg Marka rzeczywiście zaistniały. Ponownie natrafiliśmy na masońskie paralele: kandydat biorący udział w masońskim rytuale jest ubrany, podobnie jak młodzieniec opisany przez Marka, jedynie w lniany strój. Poza tym, jak wiemy, również płaszcze noszone przez templariuszy były pierwotnie wykonane z tego samego materiału. O ile jakiś żyjący w II wieku chrześcijanin rzeczywiście znał tajemne ceremonie odprawiane pod przewodnictwem Jezusa Chrystusa i jego zwolenników, naszym zdaniem mógł on pochodzić właśnie z Aleksandrii, miasta mającego liczne powiązania z wczesnym Kościołem jerozolimskim. Pozostając pod wrażeniem treści listu Klemensa, postanowiliśmy przyjrzeć się innym zachowanym do naszych czasów pismom jego autorstwa, braliśmy jednak pod uwagę fakt, że mogły one zostać podretuszowane przez późniejszych chrześcijańskich cenzorów. W niewielkim dziele zatytułowanym Tajemnice wiary, których nie należy ujawniać publicznie Klemens pisze, iż wiedza nie może być dostępna dla każdego: “mądrzy [ludzie] nie wypowiadają ustami tego, o czym rozważali w swym własnym, wąskim gronie. «A coście słyszeli do ucha, głoście na dachach» - mówi Pan, zapraszając ich do przyjęcia tajemnych tradycji prawdziwej wiedzy oraz objaśniania ich jawnie i otwarcie. I tak, jak usłyszeliśmy do ucha, tak przekazujmy tym, dla których jest to przeznaczone. Powściągnijmy się jednak przed komunikowaniem wszystkim bez wyjątku tego, co może zostać im powiedziane jedynie w przypowieściach". Jak więc widzimy, istniała pewna tajemna tradycja, o której, przynajmniej częściowo, mowa jest w Biblii. Spisano ją jednak w taki sposób, by niewtajemniczeni rozumieli przypowieści w sposób dosłowny, podczas gdy osoby lepiej poinformowane mogły odkryć głęboko ukryty w nich sens. Klemens odnosił się przy tym jedynie do tych fragmentów Nowego Testamentu, których nie uważano zwykle za opowieści alegoryczne, ponieważ tak oczywiste w swoim wyrazie przypowieści, jak opowieść o dobrym Samarytaninie, są po prostu krótkimi lekcjami na temat moralności i niczym więcej. Które z bardziej intrygujących fragmentów opowieści o Jezusie Chrystusie, przez współczesnych chrześcijan rozumianych dosłownie, mają ukryte znaczenie? Czy takie epizody, jak zamiana przez Jezusa wody w wino albo wskrzeszenie umarłych, niosą w istocie zaszyfrowane przesłanie, ukryte za cudownym wydarzeniem, które zdają się opisywać? Okazało się, że szczegóły zawarte w tekstach biblijnych są równie interesujące jak teksty masońskie. Czytając dzieło przypisywane innemu chrześcijaninowi z II wieku, Hipolitowi, a zatytułowane Odparcie wszelkich herezji, natrafiliśmy na fascynujący fragment mówiący o heretyckiej sekcie zwanej naaseńczykami, której członkowie utrzymywali, że ich nauka wywodzi się od Jakuba, ciotecznego brata Pana, syna Mariamne . Naaseńczycy uważali współżycie kobiety z mężczyzną za czyn występny i plugawy, wychwalając przy tym ablucje w wodzie dającej życie. A oto, co pisze o nich Hipolit: “Utrzymują, że Egipcjanie, którzy -jak ustalono - są po Frygijczykach najstarszym ludem na całym świecie, a także pierwszymi, którzy objawili reszcie ludzkości zarówno rytuały i obrzędy religijne ku czci Bogów, jak i wszystkie rodzaje [sprawy], znają też święte i czcigodne, a dla tych, którzy nie są wtajemniczeni, niewysłowione tajemnice Izydy. Te jednak nie są niczym innym jak tym, co zostało oderwane i czego ona, ubrana w siedem sukni i żałobną szatę, poszukiwała, a mianowicie genitaliami Ozyrysa. Mówią także, że Ozyrys jest wodą. Jednakże owe siedem szat, otoczonych i ozdobionych siedmioma warstwami eterycznej powłoki (jak nazywają w alegoryczny sposób gwiazdy planetarne, określając je mianem eterycznych [szat]), jest niejako zmiennym powstawaniem ukazanym jako stworzenie przemienione przez to, co niewysłowione i nieprzedstawialne, niepojęte i bezpostaciowe. A to zaś, jak mówią [naaseńczycy], jest tym, o czym mówi Pismo: «Sprawiedliwy upadnie siedem razy i za każdym razem się podniesie>>. Bowiem owe upadki, jak mówią, są zmianami położenia gwiazd wywołanymi przez tego, który wprawia gwiazdy w ruch". W trakcie lektury tego fragmentu nasunęło nam się wiele skojarzeń. Termin “naaseńczyk" pochodzi od “nazorejczyka", a tak określali się pierwsi zwolennicy Jezusa, którzy utworzyli następnie pierwotny Kościół jerozolimski. Przejawiana przez naaseńczyków niechęć do kontaktów seksualnych z kobietami oraz przywiązywanie dużego znaczenia do rytualnych obmyć znakomicie pasowały do esseńczyków z Qumran, autorów zwojów znad Morza Martwego. Z kolei częste odniesienia do cyfry siedem znalazły odpowiednik w zdaniu z listu Klemensa, w którym czytamy, że “ich interpretacja doprowadzi słuchaczy do najbardziej wewnętrznego sanktuarium prawdy, ukrytej przez siedem". Całość wydawała się tchnąć bardzo masońską atmosferą, mimo że wówczas nie potrafiliśmy jeszcze dokładnie tego określić. Stało się to możliwe dopiero później, gdy zetknęliśmy się z masońskim rytuałem wtajemniczenia na Stopień Królewskiego Sklepienia - lecz więcej na ten temat opowiemy w dalszej części książki. Związki Jezusa z templariuszami Na podstawie dostępnych nam świadectw doszliśmy do przekonania, że Jezus i jego zwolennicy byli pierwotnie nazywani nazorejczykami (nazarejczykami). Musieliśmy teraz ustalić, jakie było znaczenie tego określenia i dlaczego wyszło ono następnie z użycia. W Ewangelii wg Mateusza 2, 23 tytuł ten odnosi się do samego Jezusa: “Przybył do miasta, zwanego Nazaret, i tam osiadł. Tak miało się spełnić słowo proroków: «Nazwany będzie Nazarejczykiem»". Powyższy cytat wydaje się wskazywać, że Ewangelię wg Mateusza napisał ktoś, kto pozostawał daleko poza autentycznym Kościołem lub, co bardziej prawdopodobne, że słowa te w późniejszym okresie wyszły spod pióra kogoś pragnącego połączyć w jedną całość niespójne fragmenty tekstu. Fakt, iż Jezus miał udać się do określonej miejscowości, aby tam zamieszkać, tylko dlatego że przepowiedział to jakiś starożytny wróżbiarz, jest w oczywisty sposób sprzeczny z logiką. Co więcej, zgrzytem w Nowym Testamencie jest konstatacja, zgodnie z którą ludzie nazywają swojego zbawiciela “Jezusem z Nazaretu", mimo że miasto Nazaret nie istniało jeszcze w czasach Jezusa! Nie ma na jego temat żadnych historycznych wzmianek wcześniejszych od Ewangelii, a to jest fakt bez precedensu, zważywszy na to, że Rzymianie prowadzili bardzo dokładną ewidencję osiedli znajdujących się na terytorium ich imperium. Terminem stosowanym w Nowym Testamencie na określenie Jezusa było właściwie słowo “Nazorejczyk", ponieważ należał on do starszych w ugrupowaniu o tej właśnie nazwie. Według Nowego Testamentu Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność w okolicy położonej w pobliżu Jeziora Galilejskiego, a więc jego domniemana podróż z Nazaretu do Kafarnaum, opisana w Ewangelii wg Mateusza 4,13, była wynikiem niezbędnej z historycznego punktu widzenia korekty . Zaskoczył nas także styl wypowiedzi, wynika z niej bowiem, że Jezus był członkiem sekty nazorejczyków, ale niekoniecznie jej pierwszym przywódcą. Wygląda więc na to, że Jezus wcale nie był założycielem Kościoła. Kiedy okazało się, że nazorejczycy odgrywają bardzo ważną rolę w historii odkrywającej swe tajemnice naszym oczom, wówczas niespodziewanie natrafiliśmy na zupełnie nowy ślad. W czasie pobytu na półwyspie Synaj Chris, zapalony płetwonurek, postanowił skorzystać z okazji i ponurkować w pobliżu raf koralowych w Morzu Czerwonym, które, jak mógł się już o tym kiedyś przekonać, należały do najpiękniejszych na świecie. Widoczność pod wodą w okolicy Szarm el Szejk w Egipcie jest zwykle znakomita, lecz tamtego dnia nagle bardzo się pogorszyła z powodu corocznego wysiewu zarodników koralowców. Woda zrobiła się mętna, ograniczając pole widzenia do kilku metrów. Oddajmy jednak głos samemu Chrisowi: “Wiedziałem, że nie była to aż tak zła wiadomość, ponieważ plankton przyciągnął wspaniałe morskie stworzenia, na przykład olbrzymie manty, zwabione wielką i nieoczekiwaną obfitością pokarmu. Około dziesiątej rano wskoczyłem do wody z rozgrzanego, stalowego pokładu «Apuhary» (egipskiego statku, pierwotnie szwedzkiego lodołamacza) i opadłem na znajdujące się około 30 m poniżej kolorowe morskie dno. Następnie skierowałem się w stronę cypla. Ponieważ woda stawała się tam stopniowo coraz płytsza, unosiłem się ku górze, dzięki czemu ciśnienie azotu w butlach zmalało, umożliwiając mi swobodne nurkowanie. Na głębokości około 9 m wpłynąłem w wielką chmurę zooplanktonu, tracąc całkowicie z oczu mojego partnera. Po chwili wycofałem się i znalazłem w miejscu, w którym woda była nieco bardziej przejrzysta. Gdy tylko widoczność się poprawiła, zobaczyłem olbrzymią mantę płynącą prosto na mnie z rozwartym szeroko pyskiem; zwierzę to, filtrując tony wody, było właśnie w trakcie swojego porannego posiłku. Jakieś 2 m przede mną manta nagle zatrzymała się i zastygła w bezruchu niczym tajemniczy latający spodek. Wspaniała ryba miała ponad 6 m szerokości; z uniesioną do góry głową mogłem podziwiać jej piękno, przepełniony lękiem, a jednocześnie podekscytowany. W pewnej chwili, nie wykonując żadnego widocznego dla mnie ruchu swoimi wielkimi skrzydlatymi ramionami, manta odpłynęła szybko w lewą stronę. Wówczas dostrzegłem dwie inne, mniejsze manty, które również korzystały z dobrodziejstw prądu niosącego od strony przylądka obfitość pożywienia. Przygoda z manta okazała się jedną z najciekawszych, jakie zdarzyło mi się przeżyć podczas nurkowania. Kiedy tylko ponownie znalazłem się na pokładzie, zapytałem Ehaba, mojego przyjaciela i jednocześnie arabskiego przewodnika, jak nazywa się to miejsce. W odpowiedzi usłyszałem: Ras Nasrani. Chcąc podtrzymać rozmowę, spytałem, co oznacza to słowo. Odparł, że «Ras» to po prostu «głowa» lub «punkt», «Na-srani» zaś jest słowem określającym mnóstwo małych ryb. Drążąc problem dalej, chciałem wiedzieć, o jakie ryby chodzi. «Takie zwyczajne małe ryby, kiedy gromadzą się w wielkie ławice» - odpowiedział Ehab. Kilka dni później, będąc w klasztorze św. Katarzyny, usłyszałem, jak pewien Arab mówi o chrześcijanach i posługuje się tym samym słowem: «nasrani». Jak się okazało, jest to pospolite słowo używane przez Arabów w celu określenia zwolenników wielkiego proroka zwanego Jezusem". Nagle uświadomiliśmy sobie dosłowne znaczenie słowa “nasrani", które nabrało dla nas szczególnego sensu. Czyżby w najdawniejszych czasach tym prostym słowem, oznaczającym “małe ryby", określano chrześcijan? Mogło mieć ono jakiś związek z określeniem “rybak ludzi", które Kościół przypisuje Chrystusowi, lub - co bardziej prawdopodobne - ze znanym w starożytności symbolicznym związkiem kapłana i ryby. Wszyscy członkowie esseńskiej sekty prowadzili życie niczym kapłani - modlili się, sumiennie przestrzegali nakazów Prawa oraz przy każdej okazji odbywali rytualne kąpiele, co także mogło wywoływać skojarzenia z rybami. Wiemy też, że członkowie sekty nazorejczyków odwiedzali miejsca kultu pierwszych chrześcijan, znacząc swoje święte przybytki słynnym wizerunkiem ryby, złożonym z dwu nałożonych na siebie łuków. Warto w tym miejscu zauważyć, że symbolem wspólnoty chrześcijan była pierwotnie ryba, a nie krzyż. Świadczy to, że stracenie Jezusa nie miało w owym czasie równie wielkiego znaczenia jak dziś. Być może także Piotr oraz Jan byli wysokiej rangi członkami sekty nazorejczyków, zajmującymi się przyjmowaniem nowych kandydatów, i dlatego właśnie, a nie z powodu faktycznie wykonywanego przez nich zawodu, zwano ich rybakami. Wyjaśnienie to wydaje się sensowne, ponieważ w Morzu Martwym nie ma w istocie ryb. Z tego też powodu autorzy Nowego Testamentu, starając się uniknąć sprzeczności i zachować dosłowne znaczenie tego terminu, ojczyzną obu “rybaków" uczynili okolice Jeziora Galilejskiego, które zawsze obfitowało w ryby. Dalsze badania wykazały, że przymiotnik nazoraios był bardzo starym określeniem używanym przez osoby z zewnątrz wobec członków sekty, których później zaczęto nazywać chrześcijanami. Epifaniusz mówi o przedchrześcijańskim ugrupowaniu zwanym Nasaraioi, które, jak wskazuje na to wielu czołowych uczonych, na przykład Mark Lidzbarski, było rodzimą sektą Jezusa (a zatem wyłonił się z niej także Kościół). Ponownie wszystko zdaje się wskazywać na to, że Jezus był jedynie członkiem owej sekty, a nie jej założycielem. Nie mieliśmy wątpliwości co do dwu spraw: Jezus nie pochodził z Nazaretu; należał do sekty nazorejczyków, której członkowie prawie na pewno używali w stosunku do siebie określenia “ryby". Odkrycie to było dla nas tak doniosłe, że z zapałem zabraliśmy się do poszukiwania nowych, choćby najbardziej szczątkowych informacji, które pozwoliłyby rzucić nieco więcej światła na tę wielce obiecującą hipotezę. Natrafiliśmy na różne intrygujące dane, z których najbardziej zdumiał nas fakt, że sekta nazorejczyków nigdy całkowicie nie wymarła - jej członkowie wciąż żyją w południowym Iraku. Wchodzą oni w skład większej sekty mandejczyków, której członkowie wywodzą swoje religijne pochodzenie nie od Jezusa, lecz od Jahia Juhana, lepiej znanego chrześcijanom jako Jan Chrzciciel! W swoich pismach mandejczycy używają w stosunku do siebie słowa nasuraiji (natzoraje?), co bardzo przypomina słowo “nazorejczycy". Wierzą, że Jszu Msziha (Jezus) był nazorejczykiem, który został następnie buntownikiem i heretykiem; oskarżają go o zdradę tajemnych nauk, które powierzono mu w zaufaniu. Dla nas najistotniejsze było pytanie, jakie tajemnice znał Jezus i komu mógł je przekazać. Odpowiedź na nie miała się wkrótce wykrystalizować. Nie wiedzieliśmy zbyt wiele na temat mandejczyków i dlatego postanowiliśmy zbadać ich dzieje. W trakcie poszukiwań naszą uwagę przykuło takie oto stwierdzenie: “Mandejczycy, tworzący małą, lecz skonsolidowaną wspólnotę mieszkającą w Iraku, są wyznawcami starożytnej formy gnostycyzmu, w której ważną rolę odgrywa inicjacja, ekstaza oraz pewne obrzędy przypominające, jak się wydaje, rytuały masońskie" . A to ci dopiero! Okazuje się, że jedna z pierwszych wypowiedzi, na jakie natrafiamy, o ugrupowaniu w prostej linii wywodzącym się z pierwotnego Kościoła jerozolimskiego, mówi o podobieństwach jego obrzędów do rytuałów masońskich. Czyżby więc tajemnica, którą wyjawił Jezus, była czymś w rodzaju masońskiego sekretu? Myśl ta wydała się nam zdumiewająca. Nasz punkt widzenia zyskał jednak solidne oparcie, gdy odkryliśmy, że współcześni mandejczycy nazywają swoich kapłanów nazorejczykami! Podeskscytowani, przekonaliśmy się wkrótce, że ludzie ci wywodzą swoją nazwę od słowa manda, które oznacza “tajemną wiedzę", po czym natrafiliśmy na kilka kolejnych dowodów przemawiających na rzecz istnienia związków między mandejczykami a masonami. Na przykład podczas ceremonii przyjmowania nowych członków mandejczycy posługują się rytualnym uściskiem dłoni zwanym kuszta, symbolizującym “prawość" i sprawiedliwe postępowanie. Skojarzenia z masonerią były w tym wypadku niezwykle jednoznaczne. Innym aspektem mandejskiego rytuału, który wydawał się mieć masońskie zabarwienie, była cicha modlitwa wypowiadana w momencie, gdy kandydaci poddawani inicjacji są uważani za rytualnie zmarłych. Przypomnijmy, że także podczas masońskiego rytuału, gdy kandydat powstaje z symbolicznego grobu, mistrz mason szepcze mu do ucha tajemne słowa. Podobieństwa te, jak się miało później okazać, były bardzo ważnymi elementami łączącymi starożytną przeszłość ze współczesną tradycją masońską. Gwiazda mandejczyków Gdy Chris zaczął zgłębiać wierzenia i rytuały niezwykłej sekty mandejczyków, będącej czymś w rodzaju kulturowej skamieliny z czasów Jezusa, natrafił na kilka słów, które miały doprowadzić do rozwiązania wielkiej zagadki historii. Józef Flawiusz, żydowski historyk z I wieku, zauważył w jednym ze swych dzieł, że esseńczycy wierzyli, iż dobre dusze mieszkają za oceanem, w okolicy, która ani nie jest nękana przez burze i zawieje śnieżne, ani przez nadmierną spiekotę, lecz nieustannie owiewana ożywczymi podmuchami lekkiej bryzy z zachodu, znad morza. Idylliczna kraina leżąca za morzem za zachodzie (lub czasami na północy) pojawia się w wierzeniach wielu ludów, na przykład Żydów, Greków i Celtów. Mandejczycy wierzą, że mieszkańcy tej krainy są tak “czyści i nieskazitelni", iż oko śmiertelnika nie potrafi ich dostrzec, i w związku z tym miejsce, w którym żyją, oznaczone jest gwiazdą zwaną Merica. Kraina za oceanem; wspaniałe miejsce oznaczone gwiazdą zwaną Merica... a może A-merica (Ameryka)? Wiedzieliśmy, że odgrywająca ważną rolę w wierzeniach mandejczyków gwiazda poranna oraz gwiazda wieczorna, gwiazda zachodu, to w istocie jedno i to samo ciało niebieskie - planeta Wenus. W trakcie naszych badań mieliśmy się przekonać, że do powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki przyczynili się w głównej mierze masoni, którzy, układając konstytucję tego kraju, oparli ją na masońskich zasadach. Poza tym, o czym już wiedzieliśmy, gwiazda poranna jest tym ciałem niebieskim, ku któremu kieruje wzrok każdy mistrz masoński powstający ze swego symbolicznego grobu. Także w Stanach Zjednoczonych gwiazda jako symbol zawsze odgrywała wielką rolę. W tym momencie przypomnieliśmy sobie pewien fragment masońskiego rytuału - moment zamykania zgromadzenia członków loży, kiedy to Czcigodny Mistrz zadaje Pierwszemu i Drugiemu Dozorcy następujące pytania: “Bracie Pierwszy Dozorco. Dokąd kierujesz swe kroki?" “Na Zachód, Czcigodny Mistrzu". “Bracie Drugi Dozorco. Dlaczego opuszczasz Wschód i udajesz się na Zachód?" “Wyruszam w poszukiwaniu tego, co zaginęło, Czcigodny Mistrzu". “Bracie Drugi Dozorco. Cóż jest tym, co zaginęło?" “Prawdziwe tajemnice mistrza masona, Czcigodny Mistrzu". Analogie mogą być oczywiście przypadkowe, naszym zdaniem jednak mieliśmy tu do czynienia ze zbyt wieloma przypadkowymi zbieżnościami naraz. Gwiazda Ameryki Chociaż może się to wydawać zbyt dalekim odejściem od tematu - bo przecież zajmujemy się badaniem dziejów sekty jerozolimskiej istniejącej w czasach Jezusa - to jednak wyjaśnienie pochodzenia nazwy Ameryka jest ważnym odkryciem, jakiego dokonaliśmy niejako na marginesie naszych poszukiwań. Uważamy, że jeden z głównych mankamentów tradycyjnego podejścia do historii polega na tym, że naukowcy traktują poszczególne “pakiety" historii tak, jak gdyby pewne ważne okoliczności pojawiały się po prostu w danym czasie, im zaś pozostawało jedynie je zaklasyfikować i zbadać. Na szczęście coraz więcej badaczy zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że między wszelkiego rodzaju zdarzeniami, postrzeganymi dotąd jako całkowicie niezależne od siebie, mogą istnieć nieoczekiwane i znaczące związki. Wiedzieliśmy już, że mandejczycy byli w prostej linii potomkami nazorejczyków, a tych, jak ustaliliśmy, należało utożsamiać z qumrańczykami, czyli ludźmi, którzy ukryli swoje tajemne zwoje pod świątynią Heroda. O ile więc przodkowie mandejczyków byli autorami tekstów zwojów, które odnaleźli templariusze, należało oczekiwać, że w tych tajemnych pismach znajdą się jakieś wzmianki na temat mitycznej krainy na zachodzie, leżące) pod gwiazdą zwaną Merica. Krótko mówiąc, wydawało się możliwe, że templariusze dowiedzieli się ze zwojów o istnieniu wspaniałej krainy pod jasną, samotną gwiazdą Merica, a jeśli tak, to niewykluczone, że postanowili popłynąć na zachód, by ją odnaleźć. Przyjęło się uważać, że nazwa Ameryka pochodzi od imienia chrześcijanina Ameriga Vespucciego, bogatego dostawcy okrętowego z Sewilli, który dotarł do Nowego Świata w 1499 roku, a więc dopiero siedem lat po Kolumbie. Obecnie panuje także przekonanie, że wielu Europejczyków i Azjatów dotarło na kontynent amerykański na długo przed owymi słynnymi, przygotowanymi z rozmachem wyprawami finansowanymi przez hiszpańską Koronę. Być może potomkowie templariuszy mieli swój udział w nadaniu nazwy nowemu kontynentowi, a może to sami templariusze wyruszyli na poszukiwanie krainy leżącej pod wieczorną gwiazdą, zwaną w odkrytych przez nich manuskryptach Merica? Statki templariuszy były solidne; budowano je tak, by mogły przetrwać w różnych niesprzyjających okolicznościach, na przykład podczas sztormu w Zatoce Biskajskiej. Z kolei metody nawigacji, przy wykorzystaniu busoli i map nieba, wcale nie były w owym czasie aż tak prymitywne, jak mogłoby się wydawać. Wyprawa przez ocean była więc zupełnie możliwa. Jeśli jej uczestnicy- templariusze wiedzieli o krainie gwiazdy porannej, kraju gwiazdy Merica, mieli silną motywację zarówno do tego, by odnaleźć Nowy Świat, jak i do tego, by porzucić Stary - zależało im bowiem na przetrwaniu po oskarżeniu zakonu o herezję w 1307 roku. W świetle nowych dowodów, jakie udało się nam zgromadzić, Chris uznał za sensowne wysunięcie hipotezy głoszącej, iż niektórzy z templariuszy wyruszyli pewnego razu drogą morską na zachód, w nieznane, zawieszając na maszcie swoją morską flagę wojenną z wizerunkiem czaszki i skrzyżowanych piszczeli. Wtedy to, 185 lat przed Kolumbem, dokonali odkrycia krainy zachodniej gwiazdy. Hipoteza wydawała się rozsądna, jednakże dowody na jej poparcie wciąż były jedynie poszlakowe. Chris zajmował się właśnie kwestią różnorodności oraz wzajemnego przenikania się wierzeń w I wieku n.e., gdy po raz pierwszy przyszła mu do głowy myśl o istnieniu związku między terminami Merica i America. Przeczuwał, że fakt ten może mieć wielkie znaczenie, ale zdawał sobie sprawę z tego, jak trudno byłoby go udowodnić. Chris wspomina: Pamiętam, iż byłem pewny, że podczas naszego kolejnego spotkania Roberta niezwykle podekscytuje wiadomość o ewentualnym nazorejskim pochodzeniu nazwy Ameryka. Nic mu jednak nie powiedziałem, a tylko dałem do przeczytania napisany przeze mnie fragment rozdziału. Robert włożył dyskietkę do komputera, po czym zaczął wpatrywać się w ekran. Gdy doszedł do najważniejszego miejsca, jego reakcją okazało się głuche milczenie. Byłem boleśnie rozczarowany; jeśli Robert nie uznał mojej hipotezy za interesującą, pewnie nikogo ona nie zainteresuje. Po chwili Robert wstał i mrucząc coś pod nosem zaczął przetrząsać sterty książek wypełniające każdy centymetr kwadratowy podłogi jego gabinetu. Skrzywił się, kiedy kilka tomów History of Freemasonry Goulda rozsypało się w nieładzie, wkrótce jednak z uśmiechem wyciągnął spomiędzy nich nowiutką książkę w błyszczącej okładce. Przerzucił kilka stron atlasu samochodowego Wielkiej Brytanii, a w końcu wskazał mi palcem jakieś miejsce w południowej Szkocji. - Co byś powiedział na mały wypad za miasto? - zapytał. - Co ty mi pokazujesz? - spytałem, starając się nie okazywać zbytniego zniechęcenia. - Edynburg? - Nie. Kilka mil na południe, wieś Roślin... tam, gdzie stoi kaplica Rosslyn. Dwa dni później wyruszyliśmy w kierunku Edynburga, ale Robert wciąż nie powiedział mi, dokąd ani po co jedziemy. Od początku naszej pracy podzieliliśmy się z grubsza obowiązkami dotyczącymi badań nad templariuszami; Robert skoncentrował się na wydarzeniach od XIII wieku do współczesności, ja zaś na tym, co nastąpiło wcześniej. Tak się złożyło, że w momencie, kiedy analizowałem sytuację w Jerozolimie w I wieku n.e., on zajmował się czternastowieczną Szkocją. Poprzednie wyprawy do Szkocji pozwoliły nam odkryć wiele grobów templariuszy i masonów, co przekonało nas o wielkiej roli, jaką ten kraj odegrał w historii masonerii. Cóż więc nowego mógł odkryć Robert? W czasie podróży omawialiśmy różne ogólne kwestie związane z naszą pracą, w miarę jednak zbliżania się do Gretna, miejsca, gdzie zaczyna się Szkocja, stawałem się coraz bardziej niecierpliwy i nalegałem, by Robert wyjawił mi w końcu cel naszej wyprawy. - Dobrze - powiedział z uśmiechem. -Jak wiesz, badam dzieje rodziny Sinclairów oraz kaplicy, którą William St Clair wybudował w pobliżu dzisiejszej wioski Roslin. - Wiem - odpowiedziałem krótko. Chciałem dać mu do zrozumienia, że chcę, by bez zbędnych wstępów przeszedł do sedna sprawy. - No cóż, nie zwróciłem na to uwagi, kiedy czytałem o tym pierwszy raz, ale teraz wydaje mi się, że jest coś bardzo dziwnego. Sprawa dotyczy kaplicy Rosslyn i pasuje do twojej ostatniej hipotezy. Z uwagą nadstawiłem uszu, Robert zaś kontynuował: - Cała budowla zdobiona jest wewnątrz rzeźbieniami o symbolice masońskiej... bardzo interesującymi z botanicznego punktu widzenia. Łuki, nadproża, podstawy kolumn i tak dalej są w większości zdobione niezwykle misternymi ornamentami roślinnymi przedstawiającymi wiele różnych gatunków. Wszystko to było z pewnością fascynujące, wciąż jednak nie widziałem żadnego związku z moim mandejskim odkryciem. - Otóż... - Robert zawiesił z rozmysłem głos - wśród tych roślin są aloes i kolby kukurydzy. Musiało upłynąć kilka sekund, zanim uświadomiłem sobie wagę tego faktu. - Kiedy została wybudowana kaplica? - spytałem. - O to właśnie chodzi - powiedział Robert, uderzając się dłonią w kolano. - Roboty rozpoczęto w 1441 roku, całość zakończono zaś 45 lat później, w 1486. Myślę, że te płaskorzeźby musiały zostać wykonane... no, nie później niż w 1470 roku. - Przypomnij mi, kiedy dokładnie Kolumb odkrył Amerykę? - poprosiłem, pragnąc uzyskać potwierdzenie tego, o czym oczywiście sam doskonale wiedziałem. - Dotarł na Wyspy Bahama w 1492 roku, do Puerto Rico w 1493, na Kubę w 1494, nigdy jednak nie postawił stopy na kontynencie. Zanim zdążyłem zadać następne pytanie, Robert ciągnął dalej: - No i właśnie aloes i kukurydza to rośliny z Nowego Świata, o których, jak sądzono, nikt nie słyszał w Europie aż do XVI wieku. Spojrzałem na Roberta; wniosek narzucał się sam. Nawet jeśli założymy, że Kolumb odnalazł te rośliny już podczas swojej pierwszej krótkiej wyprawy, to faktem jest, iż kaplicę Rosslyn ukończono sześć lat wcześniej. Płaskorzeźby przedstawiające kukurydzę i aloes zostały więc wykonane w okresie, gdy Krzysztof Kolumb chodził jeszcze do szkoły. Ktoś inny musiał dotrzeć do Ameryki i przywieźć stamtąd te rośliny na długo przed odkryciem Nowego Świata przez Kolumba. A dowody na to znajdują się we wnętrzu budowli o templariuszowsko-masońskim pochodzeniu! Kiedy przybyliśmy do kaplicy około południa, czuliśmy się zarówno podekscytowani, jak i zaszczyceni tym, że znaleźliśmy się w tak wyjątkowym miejscu. Rozglądając się po wnętrzu kaplicy, zwróciliśmy uwagę na wykonany z litego kamienia wysklepiony strop o grubości około 1 m, z zachwycająco bogatymi zdobieniami. Spacerując po kaplicy, odnaleźliśmy wkrótce rzeźby roślin, których szukaliśmy: kolby kukurydzy tworzące łuk nad oknem w ścianie od strony południowej oraz liście aloesu na nadprożu łączącym się z tą samą ścianą (ii. 7 i 8). Dostrzegliśmy także przedstawienia szeregu innych roślin, a także wiele wizerunków Zielonego Człowieka, celtyckiej postaci będącej symbolem płodności. Jak dotąd naliczono ponad setkę “zielonych ludzi" wydaje się jednak, że kolejni ukrywają się między gęstymi motywami roślinnymi. Kaplica Rosslyn jest niezwykłym i magicznym miejscem. Łączy ze sobą chrześcijaństwo, starożytny celtycki folklor oraz tradycję templariuszy i masonów. Byliśmy przekonani, że nie jest to nasza ostatnia wizyta we wnętrzu tej jedynej w swoim rodzaju budowli. * * * Wszystko, czego udało się nam dowiedzieć o esseńczykach/nazorejczykach, wydawało się wykazywać uderzające związki z masonerią. Nieoczekiwane odkrycie, że członkowie sekty, która wywodzi się od starożytnych mandejczyków, nadal żyją w lraku, dostarczyło nam kolejnych zadziwiających porównań. W czasie poszukiwań jeden z tropów zaprowadził nas niespodziewanie do pewnej budowli w Szkocji, w której wnętrzu odnaleźliśmy wiele masońskich i templariuszowskich symboli. By jednak w pełni zrozumieć nazorejczyków, a tym samym ostatecznie rozwikłać naszą zagadkę, należało cofnąć się w czasie tak daleko, jak to tylko było możliwe: musieliśmy ustalić, kiedy i gdzie pojawiły się po raz pierwszy elementy kultu, które później odegrały kluczową rolę w religii żydowskiej. Podsumowanie Ustaliwszy istnienie ścisłych związków łączących zarówno qumrańczyków, jak i samego Jezusa z templariuszami i masonami, chcieliśmy poznać pochodzenie wierzeń i rytuałów mieszkańców Qumran. Okazało się, że ucieleśniali oni wszystko to, co można by nazwać wydestylowaną esencją żydowskości, jednakże struktura organizacyjna ich wspólnoty oraz system wierzeń opierały się w dużej mierze na tradycji spoza Starego Testamentu. Po raz kolejny w trakcie naszych poszukiwań zostaliśmy zmuszeni do wykonania skoku w czasie. Tak jak poprzednio, cofnęliśmy się do epoki, w której żył Jezus, w nadziei, że znajdziemy wyjaśnienie wierzeń templariuszy. Teraz musieliśmy raz jeszcze odbyć podróż w czasie w celu zrekonstruowania fundamentów teologii żydowskiej. Niewykluczone, że rytuały masońskie zostały wymyślone przez qumrańczyków, my Jednak mieliśmy nieodparte wrażenie, iż ich korzenie sięgają w istocie o wiele głębiej w przeszłość. Pragnąc lepiej zrozumieć emocje i uczucia, którymi powodowali się qumrańczycy, Postanowiliśmy cofnąć się w czasie tak daleko, jak tylko się da, a następnie krok po kroku posuwać się do przodu, ku czasom nam współczesnym. ROZDZIAŁ SZÓSTY Na początku człowiek stworzył Boga Ogród Edenu Gdy doszliśmy do wniosku, iż dla naszych badań niezbędne jest poznanie początków i ewolucji żydowskich wierzeń religijnych, skierowaliśmy uwagę na kluczowy dla każdej cywilizacji aspekt, a mianowicie język. Jak ustalono, większość języków, którymi posługują się mieszkańcy subkontynentu indyjskiego, zachodniej Azji, Europy oraz części Afryki Północnej wywodzi się z tego samego starożytnego pnia. Świadczą o tym najdobitniej podobieństwa między setkami owych języków. Wydaje się nam, że tę samą zasadę można odnieść także do religii, ponieważ przemieszczające się grupy ludności używającej tego samego języka “przenosiły" ze sobą również swoje legendy i swoich bogów. Między pozornie różnymi religiami można, jak sądzimy, wykryć wzajemne powiązania, równie wyraźne i oczywiste jak te, które filologowie (uczeni zajmujący się badaniem ewolucji języka) znajdują między poszczególnymi językami. Nad pochodzeniem ludzkiego języka zastanawiano się od tysięcy lat. W zamierzchłej przeszłości ludzie przypuszczali, że język ma boskie pochodzenie i że gdyby komuś udało się odkryć pierwszą, najczystszą formę mowy, wówczas odkryłby słownictwo, którym posługiwali się bogowie. W celu poznania pierwotnego języka przeprowadzono wiele “eksperymentów": na przykład Psametych I, faraon egipski z VII wieku p.n.e., kazał wychowywać dwoje dzieci tak, by nigdy nie słyszały ani jednego wypowiedzianego słowa. Miał nadzieję, że instynktownie wykształcą w sobie czysty, boski język. Dzieci zaczęły podobno pewnego dnia mówić po frygijsku, starożytnym językiem używanym na terenie Azji Mniejszej. Identyczny eksperyment przeprowadził ponad dwa tysiące lat później król Szkocji Jakub IV; w jego wyniku miało się jakoby okazać, że pierwotnym językiem człowieka jest hebrajski. Język, od którego pochodzą prawie wszystkie języki Starego Świata, nazwano, nieco mało romantycznie, językiem praindoeuropejskim. Jest on przodkiem takiech języków, jak urdu, francuski, pańdżabi, perski, polski, czeski, gaelicki, grecki, litewski, portugalski, włoski, afrikaans, staronordyjski, niemiecki, angielski i wiele innych. Nigdy nie dowiemy się, jak dawno temu język praindoeuropejski był pojedynczym żywym językiem, ponieważ nasza wiedza na temat przeszłości opiera się głównie na słowie pisanym, będącym wynikiem kolejnego wielkiego skoku ewolucyjnego, który nastąpił na drodze rozwoju języka. Księga Rodzaju została spisana przed około 2700 laty, a więc już w czasach po okresie panowania króla Salomona. Było to bardzo dawno, jednakże zgodnie z naszą współczesną wiedzą pismo wynaleziono znacznie wcześniej, bo ponad 5400 lat temu, w kraju noszącym piękną nazwę Sumer. W powszechnym mniemaniu Sumer uchodzi za kolebkę ludzkiej cywilizacji. To właśnie tam wynaleziono pismo, a sumeryjska technologia budowlana oraz system wierzeń wywarły ogromny wpływ na powstanie i rozwój wszystkich późniejszych bliskowschodnich oraz europejskich kultur. Chociaż nikt nie jest pewien, skąd pochodzą Sumerowie, przyjmuje się, że przybyli oni z krainy leżącej na zachodnim wybrzeżu Zatoki Perskiej, zwanej Dilmun, identyfikowanej zwykle ze współczesnym Bahrajnem. Około 4000 lat p.n.e. państwo Sumerów kwitło na terenach dzisiejszego południowego Iraku, między dwiema rzekami - Tygrysem i Eufratem. Szerokie równiny z glebami aluwialnymi, na których żyli Sumerowie, znakomicie nadawały się do uprawy zbóż oraz hodowli bydła, rzeki zaś obfitowały w ryby. W czwartym tysiącleciu p.n.e. kultura Sumeru osiągnęła wysoki poziom rozwoju; Sumerowie budowali miasta, byli znakomitymi, wyspecjalizowanymi rzemieślnikami, prowadzili zakrojone na szeroką skalę prace irygacyjne, wznosili okazałe świątynie, a także posługiwali się pismem. Kultury miejskie bardzo różnią się od kultur wiejskich, ponieważ zgromadzenie dużej liczby ludności na stosunkowo małym obszarze pociąga za sobą powstanie skomplikowanej struktury społecznej, która, pomimo skupienia większości siły roboczej w miastach, pozwala na utrzymanie wysokiego poziomu produkcji rolniczej. Sumerowie wypracowali niezwykle wydajne techniki uprawy roślin; na podstawie analizy tabliczek zapisanych pismem klinowym ustalono, że osiągane przez nich 4400 lat temu plony pszenicy przewyższały plony uzyskiwane współcześnie na polach Kanady! Sumerowie mieli więc wysoce wydajne rolnictwo, wytwarzali tkaniny i ceramikę, a także wynaleźli nowe materiały - na przykład szkło. Byli znakomitymi znawcami obróbki szkła i metali, takich jak złoto, srebro, miedź czy brąz. Zyskali uznanie zarówno jako rzeźbiarze w kamieniu, jak i twórcy misternie zdobionych błyskotek oraz stolarze. Bez wątpienia jednak najważniejszym wynalazkiem, jakiego dokonali ci niezwykle utalentowani ludzie, było koło. Sumerowie mogli się także pochwalić wielkimi dokonaniami na polu budownictwa; do wielu spośród wprowadzonych przez nich innowacji w tej dziedzinie należy kolumna wzorowana na pniu palmy daktylowej. Najstarsze miasta Sumerowie budowali z glinianych cegieł; po upływie kilku pokoleń budowle rozpadały się, a wtedy na ich ruinach wznoszono nowe. Przez tysiące lat trwania cywilizacji sumeryjskiej proces niszczenia, rozpadu i ponownego wznoszenia budowli doprowadził do powstania ogromnych sztucznych wzgórz, z których wiele, piętrzących się na wysokość prawie 19 m, istnieje do dziś. Bogactwo Sumerów przyciągało podróżników z odległych krajów, którzy chcieli wymienić swoje niewyszukane towary na wspaniałe wyroby zaawansowanej cywilizacji sumeryjskiej. Doprowadziło to do wykształcenia się w społeczeństwie Sumerów nowej klasy społecznej, której członkowie zajmowali się handlem z zagranicznymi kupcami, prowadząc wielkie magazyny pełne najrozmaitszych towarów importowanych oraz tych przeznaczonych na eksport. Ponieważ Sumerowie mogli sobie pozwolić na dyktowanie korzystnych dla siebie warunków, wszystko wskazuje na to, iż nawet podrzędniejsi mieszkańcy w państwie mieli dostęp do najbardziej egzotycznych i najwspanialszych towarów sprowadzanych z najdalszych zakątków poznanego naówczas świata. Wiele surowców z Sumeru spławiano rzekami w łodziach, które następnie albo sprzedawano, albo rozbierano na części ze względu na cenne drewno, z którego zostały wykonane. Jedynymi drzewami, jakie rosły w Sumerze, były palmy daktylowe; ich drewno okazało się jednak zbyt giętkie, by go używać w budownictwie. W kraju nie było kamieniołomów, Sumerowie sprowadzali więc wielkie kamienne bloki, przewożąc je na tratwach zarówno rzekami, jak i skomplikowanym systemem śródlądowych kanałów. Ponieważ łodzie nie nadawały się do transportu towarów w górę rzeki, wytworzone w Sumerze dobra, będące zapłatą za zakupione surowce, transportowano na północ na osłach, Sumerowie nie znali bowiem koni. Miasta Sumeru W krainie Sumeru było aż dwadzieścia dużych miast, z których najważniejsze to Ur, Kisz, Eridu, Lagasz i Nippur. Każde z miast cieszyło się polityczną autonomią, miało własnego króla i kapłanów. Według Sumerów cała ziemia należała do Boga; jego moc dawała życie wszystkim istotom. Król był pomniejszym, ziemskim bogiem, do którego obowiązków należała troska o zapewnienie dobrobytu poddanym. W centrum każdego sumeryjskiego miasta stał dom boga - świątynia, z której kapłani sprawowali kontrolę nad każdym aspektem życia społecznego; wymierzali sprawiedliwość, zarządzali ziemią, prowadzili badania naukowe, zajmowali się kwestiami natury teologii oraz porządkiem rytuałów religijnych. Szkoły, zwane edubba, kształciły wykwalifikowanych pracowników, którzy rozpoczynali edukację już w młodym wieku. Najpierw opanowywali sztukę pisania, a następnie uczyli się szeregu przedmiotów, takich jak matematyka, literatura, muzyka, prawo, rachunkowość oraz stosowanie miar i wag. Uczniowie mieli opanować umiejętności niezbędne do pełnienia przez nich w przyszłości kierowniczych ról w społeczeństwie. Chociaż pewne elementy języka sumeryjskiego są w użyciu do dziś, język ten nie był pierwotnym językiem praindoeuropejskim. W istocie był jednym z niewielu języków tamtego regionu, który nie wykazywał jakichkolwiek związków z praindoeuropejskim. Nasze zainteresowanie Sumerami wzięło się stąd, iż chcieliśmy się przekonać, czy elementy teologii sumeryjskiej mogły stanowić wspólne źródło wierzeń religijnych, które rozprzestrzeniły się następnie w ten sam sposób jak języki; czy przekształcały się zgodnie ze zwyczajami ludów, do których dotarły, zachowując przy tym pewne stałe, rozpoznawalne cechy. W ruinach Nippur archeologowie wykopali wiele tysięcy glinianych tabliczek ze spisaną historią mieszkańców tego miasta. Pierwsze napisy - wykonane, o ile nam wiadomo, około 3500 roku p.n.e. - zmieniały się wraz z rozwojem języka. Najstarszymi zidentyfikowanymi znakami graficznymi były wizerunki ludzkiej głowy, ręki i nogi. Początkowo były to łatwo rozpoznawalne piktogramy, które przedstawiały profil danego przedmiotu, wkrótce jednak pojawiły się napisy o bardziej symbolicznym charakterze. Piktogramem oznaczającym mężczyznę był na przykład wizerunek penisa w momencie wytrysku, bardzo przypominający płonącą świecę. Tymczasem słowo określające niewolnika płci męskiej składało się z owego podobnego do świecy wizerunku oraz trzech trójkątów ustawionych jeden na drugim. Trójkąty te reprezentowały wzgórza, które z kolei symbolizowały obcokrajowców. Ponieważ w Sumerze nie było gór, jedynymi nie-Sumerami mieszkającymi w krainie byli niewolnicy. Znaki wykonywano drewnianym rylcem w wilgotnej glinie, co sprawiało, że na początku każda kreska była szersza, na końcu zaś węższa. Te spiczaste zakończenia kresek przekształciły się z czasem w tak zwane dzióbki u liter: małe wypustki, które można dostrzec także na brzegach liter znajdujących się na tej stronie. Nie tylko wygląd naszych liter, lecz także nasz alfabet zawdzięcza wiele Sumerom. Litera “A", na przykład, powstała z symbolicznego wizerunku głowy byka, który przedstawiał trójkąt o dwu wydłużonych bokach symbolizujących rogi. Wizerunek ten przejęli najpierw Fenicjanie, a po nich starożytni Grecy, u których został on przekręcony o dziewięćdziesiąt stopni i wyglądał jak głowa byka leżąca na boku. Kiedy zaś Grecy wynaleźli duże litery, litera “A" przekręciła się o kolejne dziewięćdziesiąt stopni stając się “alfą", literą bardzo podobną do naszego współczesnego dużego “A". Duże “A" jest więc w istocie wizerunkiem głowy byka odwróconym do góry nogami. We współczesnym języku angielskim wciąż możemy spotkać kilka nieomal czysto sumeryjskich słów, takich jak: alcohol (alkohol), cane (trzcina), gypsum (gips), myrrh (mirra) i saffron (szafran). Poza tym, że pozostawili nam w spadku między innymi koło, szkło, alfabet, system podziału dnia i nocy, matematykę, sztukę wznoszenia budowli, Sumerowie dali nam coś jeszcze: Boga. Byli oni także autorami najdawniejszych znanych nam dokumentów pisanych. Nas, jako masonów, interesowały szczególnie sumeryjskie wzmianki o Henochu, która to postać odgrywa także ważną rolę w naukach masońskich. Podobnie przykuła naszą uwagę sumeryjska opowieść o potopie, do której nawiązuje się wielokrotnie podczas rytuału Masonie Ark Mariners Degree. Etymologowie wykazali, że opowieść o ogrodzie Edenu, pochodząca z biblijnej Księgi Rodzaju, rozgrywa się w istocie w Sumerze. Co więcej, miasta takie jak Ur, Larsa i Charan, które także pojawiają się na kartach Księgi Rodzaju, były miastami sumeryjskimi. A oto, co czytamy w Księdze Rodzaju na temat stworzenia świata: “Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość (...) A potem Bóg rzekł: «Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich!» Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem (...) A potem Bóg rzekł: «Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha!» A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem (...) [potem] Bóg (...) rzekł: «Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku*". Proszę porównać ten fragment z babilońską opowieścią o stworzeniu, której pierwsze słowa, Enuma elisz (“Kiedy na górze"), stały się jej tytułem. Legenda ta została spisana zarówno po babilońsku, jak i sumeryjsku nieomal tysiąc lat przed powstaniem Księgi Rodzaju i zachowała się prawie w całości na siedmiu tabliczkach zapisanych pismem klinowym: “Wszystkie lądy były morzem. Potem nastąpiło poruszenie w środku morza, a wtedy zostało uczynione Eridu (...) Marduk położył trzcinę na powierzchni wody. Stworzył ziemski pył i rozsypał go obok trzciny. Aby pozwolić Bogom zamieszkać w domostwie, jakiego pragnęło ich serce, stworzył ludzkość. Razem z nim bogini Aruru stworzyła ludzkie nasienie. On zaś stworzył zwierzęta i żywe istoty na polach. Stworzył Tygrys i Eufrat i umieścił je na swoim miejscu: obwieścił ich imiona w przyjazny sposób. Stworzył trawę, sitowie i rośliny rosnące na bagnach, trzcinę i las. Krowę i jej cielaka, owcę z owczarni, sady i lasy; kozła i kozicę (...) Bóg Marduk zbudował groblę na brzegu morza (...) Stworzył trzcinę, stworzył drzewa, ułożył cegły, wzniósł budowle, zrobił domy, wybudował miasta (...) Zrobił Erech" . Ten mezopotamski poemat o stworzeniu stanowił bez wątpienia źródło biblijnej opowieści o początkach świata opisanej w Księdze Rodzaju. Wszystkie dobre i pożyteczne rzeczy, które stworzyli niezwykli mieszkańcy Sumeru, przypisuje się w nim Bogu, Temat budowli wznoszonych przez Boga nie został włączony do żydowskiej wersji mitu, ponieważ w okresie, kiedy powstała Księga Rodzaju, Żydzi z powodu swojej koczowniczej natury mieszkali w miastach wybudowanych nie przez siebie, lecz przez inne ludy, często wybijając mieczem ich pierwotnych mieszkańców. Przez kilkaset lat po spisaniu przez Sumerów na glinianych tabliczkach cytowanego wyżej tekstu nikt jeszcze nie słyszał o Bogu Księgi Rodzaju, Jahwe. Według wielu badaczy bogowie późniejszych cywilizacji wywodzą się od sumeryjskich bogów płodności i burzy. Czy jednak istotnie tak było? Z pewnością bóg burzy odgrywał ważną rolę w wierzeniach Sumerów, a także w legendzie o Noem. Sumerowie postrzegali naturę jako żywą jedność, a boginie i bogowie byli dla nich ucieleśnieniem poszczególnych działających w niej sił. Niektóre bóstwa odpowiadały za płodność ziemi i jej mieszkańców, inne sprowadzały deszcze i burze. W żywotnym interesie mieszkańców Sumeru było naturalnie aktywne zabieganie o względy bogów płodności, podobnie jak zjednywanie sobie bogów burzy, gdyż pamiętali o destrukcyjnej mocy ich poczynań. To właśnie jeden z bogów burzy mający władzę nad pogodą sprowadził na świat Wielką Powódź, o której opowiada legenda o Noem. Jako masoni byliśmy szczególnie zainteresowani bogami pogody i potopem, ponieważ Rzemiosło wykształciło cały skomplikowany rytuał - Ark Mariner Degree - w którym kluczową rolę odgrywa kapitan Noe i legenda o Potopie. Głównym problemem, z którym musieli zmagać się Sumerowie, było zalewanie terenów nizinnych przez spływające na południe ku morzu wody Tygrysu i Eufratu. Co pewien czas powodzie przeradzały się w prawdziwe kataklizmy; pewnego razu wylew musiał być rzeczywiście wyjątkowo potężny, ponieważ pamięć o nim na zawsze przetrwała w ludowych opowieściach. Nie wiemy, czy istniał budowniczy łodzi imieniem Noe, możemy być jednak pewni, że Wielka Powódź rzeczywiście się wydarzyła. Dalsza analiza treści Księgi Rodzaju, szczególnie genealogii Seta i Kaina, pozwala na jednoznaczne stwierdzenie, że opowieść o stworzeniu wywodzi się z Sumeru. Do naszych czasów zachowały się listy sumeryjskich królów z Larsy, w których podaje się zarówno imiona rządzących przed Potopem królów, jak i długość okresu sprawowania przez nich władzy, wynoszącą od 10 tys. do 60 tys. lat. Lista z Larsy kończy się słowami: “Po Potopie królestwo zostało spuszczone z niebios", które wskazują, iż po tej katastrofie rozpoczęła się nowa era. Ostatnim imieniem na drugiej liście z Larsy jest Ziusundra, jedno z imion Utnapisztima, bohatera babilońskiej opowieści o Potopie, spisanej na jedenastej tabliczce wchodzącej w skład eposu o Gilgameszu. Siódmego króla na sumeryjskiej liście uważano za tego, który zdobył szczególną wiedzę w sprawach dotyczących bogów. Był też pierwszym człowiekiem, który praktykował przepowiadanie przyszłości. Owym siódmym królem był Henoch, o którym Pismo powiada, że “żył w przyjaźni z Bogiem", i który według późniejszej żydowskiej tradycji miał zostać zabrany za życia do nieba. Naszym zdaniem nie ma wątpliwości, że autor Księgi Rodzaju posługiwał się sumeryjskim mitem, który przedostał się do wczesnej żydowskiej tradycji. Związki między religią Żydów a starożytną krainą Sumeru są wyraźne. Cała sytuacja staje się jednak jeszcze bardziej intrygująca, gdy rozpatrzymy powód, dla którego autor czy też redaktor jahwista posługujący się jego materiałem uczynił potomków Seta sprzed Potopu tak długowiecznymi. Wydaje nam się, że chciał w ten sposób podkreślić różnicę między warunkami życia, jakie panowały na ziemi przed boskim sądem symbolizowanym przez Potop i po nim. Możliwe jest także inne wyjaśnienie. Kilku badaczy wysunęło sugestię, że astronomiczne liczby lat znajdujące się na sumeryjskich listach królów mogły być wynikiem astrologicznych spekulacji, w których do obliczenia okresu rządów mitycznych władców stosowano miary zaczerpnięte z obserwacji ruchu gwiazd. W ten sam sposób dawni żydowscy autorzy skorelowali zapewne dane z sumeryjskich list królów z własną chronologią, nadając poszczególnym okresom określoną liczbę lat, począwszy od stworzenia świata aż do wybudowania Świątyni Salomona. Pierwsza z tych epok, od stworzenia świata do Potopu, miała trwać 1656 lat . Ur, miasto Abrahama Ur, sławne dziś z wielkiego zikkuratu, uchodziło w trzecim tysiącleciu p.n.e. za jedno z największych miast-państw na świecie. Na północy i zachodzie miasta znajdowały się główne kanały, którymi wpływały statki z Eufratu łączącego Ur z morzem, 4400 lat temu znajdującym się znacznie bliżej niż obecnie. W zachowanym do naszych czasów rejestrze towarów, jakie dotarły tam pewnego razu na pokładzie jednego tylko statku, wymienia się złoto, rudę miedzi, twarde drewno, kość słoniową, perły oraz kamienie szlachetne. Okres największego rozkwitu Ur przypadał na okres rządów władcy imieniem Urnammu, około 2100 roku p.n.e., kiedy to doszło do przebudowy i rozbudowy wielu części miasta zamieszkiwanego wówczas przez 50 tys. ludzi. Wielki zikkurat został leszcze bardziej rozbudowany i wyłożony mozaikami, wokół zaś zasadzono wiele krzewów i drzew. Na jego szczycie stała świątynia boga księżyca Nanny - patrona Ur. w 2000 roku p.n.e. mieszkańcy miasta musieli czymś ściągnąć na siebie gniew tego boga, ponieważ Ur, wraz z szesnastoma innymi sumeryjskimi miastami, zostało splądrowane przez Elamitów. Uważano, że ta katastrofa, podobnie zresztą jak wszystkie inne dotąd, była wynikiem zaniedbywania przez mieszkańców obowiązków wobec boga, który za karę wydał ich, bezbronnych, na pastwę wrogów. Skryba, naoczny świadek owych straszliwych wydarzeń, tak oto je wspominał: “Na wszystkich ulicach, gdzie niegdyś mieli się oni zwyczaj przechadzać, leżały martwe ciała. W pałacach, gdzie odbywały się największe uroczystości, walały się sterty ludzkich zwłok". Najeźdźcy ograbili, a następnie zburzyli świątynie i domy mieszkalne, a wielu spośród pozostałych przy życiu mieszkańców uprowadzili w niewolę. Miasto przetrwało ale nigdy nie odzyskało dawnej świetności, tak że w XVIII wieku p.n.e. Ur miało już tylko lokalne znaczenie. W owym schyłkowym okresie stosunki między Sumerami a bogami z ich panteonu były napięte, przy tym coraz większy autorytet zaczęły zdobywać bóstwa opiekuńcze. Bóstwa opiekuńcze, zwykle bezimienne, pozostawały w bezpośrednim kontakcie z każdym człowiekiem; były czymś w rodzaju aniołów stróżów. Dana osoba dziedziczyła niejako boga po swoim ojcu; jeśli więc mówiła, że “czci boga swoich ojców", nie wypowiadała się na temat statusu tego boga, lecz dawała jedynie wyraz swojej indywidualnej, rodzinnej tożsamości wynikającej z prawa przysługującego jej z tytułu urodzenia. Bóstwo opiekuńcze troszczyło się o człowieka, z którym było związane, i w razie potrzeby przedstawiało jego problemy wyższym bogom, oczekując w zamian posłuszeństwa i uprzejmości w stosunku do siebie. Jeżeli ktoś zachowywał się niestosownie, jego bóg mógł go opuścić. Naturalnie arbitrem w sprawie tego, co dobre, a co złe, był sam człowiek; kiedy czuł, że zrobił źle, lękał się reakcji boga, lecz jeśli uczynił coś, co potępiał cały świat z wyjątkiem jego samego, mógł spać spokojnie. Wydaje się, że był to dobry sposób kontrolowania własnych skłonności do złego zachowania, pozostający w zgodzie z chwytliwym powiedzeniem gadającego Świerszcza z filmu Pinokio: “Niechaj twe sumienie będzie ci za przewodnika". W owym schyłkowym okresie, gdzieś między 2000 a 1800 rokiem p.n.e., pewien człowiek imieniem Abram postanowił opuścić Ur i wyruszyć na północ w poszukiwaniu lepszego życia. Wybrany przez niego kierunek był prawie dokładnie przeciwny do tego, gdzie znajdował się Dilmun, ojczyzna jego przodków i święta kraina, o powrocie do której marzyli jego ziomkowie. W pewnym momencie biblijnej tradycji Abram stal się Abrahamem, praojcem narodu żydowskiego. Było dla nas jasne, że ukształtowany w Ur światopogląd Abrahama musiał wywrzeć znaczący wpływ na sprawy, którymi się zajmowaliśmy. Staraliśmy się cofnąć w czasie jak najdalej w celu zdobycia możliwie wielu informacji niezbędnych do lepszego zrozumienia zarówno Abrahama, jak i jego boga. Ich spotkanie jest najwcześniejszym biblijnym świadectwem relacji między człowiekiem (w przeciwieństwie do postaci mitycznej) a bóstwem, które stało się następnie bogiem Żydów. Żaden z nas nie wiedział wcześniej zbyt wiele na temat Sumeru; w istocie ten okres w historii ludzkości był całkowicie nieznany jeszcze do połowy XIX wieku, kiedy to francuski archeolog P.E. Botta dokonał pierwszych ważnych odkryć podczas prac wykopaliskowych na terenie Mezopotamii. Ekspansja sumeryjskiej kultury rozpoczęła się zapewne ponad 5000 lat temu. Jednym z najlepiej znanych wędrownych ludów pochodzących z północnej Afryki oraz południowo- zachodniej Azji są Celtowie, którzy przeszli przez całą środkową Europę by ostatecznie osiedlić się na wybrzeżach zachodniej Hiszpanii, w Bretanii, Kornwalii, Walii, Irlandii i Szkocji, gdzie do dziś u pewnych grup ludzi występują te same cechy genetyczne co przed wiekami. Wynika to z faktu niezawierania małżeństw mieszanych z przedstawicielami innych ludów. Również węzłowate, przeplatające się ze sobą wzory celtyckich ornamentów wykazują wyraźne podobieństwo do sztuki Środkowego Wschodu. O ile istniały jakieś wątpliwości co do wzajemnych powiązań, to rozwiała je analiza DNA, która wykazała, że kod genetyczny współczesnych potomków Celtów żyjących wciąż w stosunkowo izolowanych społecznościach pokrywa się z kodem genetycznym członków niektórych ludów północno- afrykańskich. Nikt nie wie na pewno, od jak dawna istniał Sumer. Z dostępnych nam źródeł wynika, że wszystko, co wiemy o Sumerach, pochodzi z epoki po Potopie; wydaje się więc, że wiele z osiedli i miast sumeryjskich było zapewne jeszcze potężniejszych i wspanialszych, zanim katastrofalna powódź zmiotła je z powierzchni ziemi. Bóg, król, kapłan i budowniczowie Potop był zamierzchłym wydarzeniem nawet dla tych, którzy według naszej miary żyli w bardzo odległej przeszłości. Biblia opowiada o Noem, który przeżył katastrofę wraz z rodziną i wybranymi przez niego zwierzętami. W mezopotamskim micie o potopie król Utnapisztim ratuje nasiona roślin i zwierzęta od zagłady, jaką sprowadził na świat Enlil, chcąc podporządkować sobie innych bogów. Tymczasem w mitologii greckiej Deukalion i jego żona Pyrra budują arkę, na pokładzie której chronią się przed gniewem Zeusa sprowadzającego na ziemię potop. Sumeryjski mit o potopie ma także oparcie w faktach historycznych; w okolicy Ur odnaleziono niedawno ślady wielkiej powodzi, która nawiedziła kraj ponad 6000 lat temu - warstwa nasączonej wodą gliny grubości 2,5m pokrywa obszar ponad 100 tys. km. Rozciąga się on wzdłuż całej szerokości doliny Tygrysu i Eufratu od północy, czyli od okolic dzisiejszego Bagdadu, aż do wybrzeża Zatoki Perskiej, a więc na terenach, które dziś stanowią część Iraku, Iranu i Kuwejtu. Aby pozostawić po sobie tak ogromną warstwę mułu, powódź musiała osiągnąć rzeczywiście gigantyczne rozmiary i zmieść z powierzchni ziemi wszystko na swojej drodze w krainie nazwanej później Sumerem. Takie datowanie Potopu tłumaczy fakt, dlaczego Sumerowie pojawiają się nie wiadomo skąd na arenie dziejów około 4000 roku p.n.e., a więc w kategoriach archeologicznych zdumiewająco niedawno. Istnienie w pełni rozwiniętej kultury bez jakiejkolwiek historii, bez korzeni, z których mogła wyrosnąć, jest w istocie czymś wielce zagadkowym. Zagadka ta daje się jednak łatwo rozwikłać. Otóż wszystkie ślady po wcześniejszym, być może jeszcze wspanialszym okresie historii Sumeru zostały bezpowrotnie zatarte przez kataklizm. Z tego powodu Sumerowie, którym udało się jakoś przetrwać, musieli rozpocząć odbudowę dosłownie wszystkiego, począwszy od fundamentów. Głównym problemem, z jakim musieli się uporać mieszkańcy Sumeru ocalali z katastrofy, było odszukanie pośród tych, którzy przeżyli, “strażników królewskich tajemnic". Ta warstwa najwyższych kapłanów z nieistniejących już świątyń zdobyła wielką wiedzę - przede wszystkim dotyczącą budownictwa. Niektórym udało się zapewne przeżyć; być może znajomość ukrytych tajemnic natury i nauki pozwoliła im w porę dostrzec niebezpieczeństwo zbliżającego się Potopu, dzięki czemu mieli czas, by schronić się na wyżej położonych terenach lub zbudować arkę. Chociaż tajemnice i symbolika związane z budownictwem wywodziły się z okresu sprzed Potopu, sądzimy, że nagła i pilna potrzeba rekonstrukcji “całego świata" przyczyniła się do ukształtowania nowego rodzaju spojrzenia na rzeczywistość, opartego na idei wznoszenia w poziomie i pionie czworobocznych fundamentów nowego porządku. Nie twierdzimy, że chodziło tu o jakiś rodzaj masonerii, lecz ów nowy światopogląd przyczynił się do wykrystalizowania związku między sztuką kamieniarską a koncepcją zmartwychwstania, jako że cały świat “umarł", by następnie ponownie zostać wydźwignięty ponad powierzchnię z wód stworzenia. Wielu musiało uważać odbudowę Sumeru za nazbyt śmiałe wyzwanie i wyruszyć na wędrówkę w poszukiwaniu nowego domu, z dala od pokrytej wilgotnym mułem ojczystej ziemi. Zabrali ze sobą język, którego struktura gramatyczna była równie złożona jak w wypadku wielu języków współczesnych, wiedzę na temat uprawy roli, opowieści o wielkich budowlach i bogach oraz mity. Przedstawicielom mniej zaawansowanych kulturowo ludów Europy i Azji Sumerowie musieli wydawać się zaiste istotami boskimi. Problemem była dla nas wielorakość tematów, z którymi musieliśmy się uporać - pozornie odległych od siebie, w istocie zaś ściśle splecionych. Zdarzało się, że nasze badania obejmowały okres od początku ludzkiej cywilizacji aż do dnia dzisiejszego. Ułożenie wszystkich znaczących faktów w logicznym ciągu nie było więc zadaniem łatwym, jednakże w miarę gromadzenia kolejnych informacji cały obraz stawał cię coraz bardziej jasny i klarowny. Było tak szczególnie w odniesieniu do spraw związanych z Sumerem. Im dłużej poszukiwaliśmy śladów wpływu cywilizacji sumeryjskiej na inne kultury, tym więcej ich odnajdywaliśmy. Nie możemy w tej książce omówić wszystkich, jednakże aby wykazać niezwykłą rolę i znaczenie sumeryjskiej kultury, posłużymy się jednym przykładem. Wywodząca się z Sumeru idea kolumny lub świętej góry łączącej środek ziemi z niebem znalazła swoje miejsce w wielu systemach wierzeń ludów północnej Azji - Tatarzy, Mongołowie, Buriaci i Kałmucy opowiadają sobie legendę o tym, że ich święta góra była kiedyś schodkową budowlą składającą się z siedmiu ułożonych jeden na drugim bloków wznoszących się ku niebu, z których każdy następny był mniejszy od poprzedniego. Na szczycie tej budowli znajdowała się gwiazda polarna, “pępek nieba " którego dolnym odpowiednikiem był “pępek ziemi". Powyższy opis nie odpowiada żadnej znanej owym ludom budowli, pokrywa się natomiast z opisem sumeryjskiego zikkuratu, który stanowił takie właśnie sztucznie uformowane wzgórze. Możemy być pewni, że tego rodzaju zbieżność nie jest przypadkowa, biorąc pod uwagę fakt, że nazwa, jaką członkowie tych północnych ludów koczowniczych nadają owym świętym mitycznym wieżom, brzmi... Sumer . Wiemy, że wszystkie sumeryjskie świątynie budowano w podobnym stylu, najsłynniejszą z nich wszystkich była zaś niewątpliwie ta zwana wieżą Babel - wspaniała budowla, z którą ściśle wiązały się losy potomków Noego. Wieżę w Babilonie zbudował Nabopolassar; była siedmioschodkowym zikkuratem o wysokości około 90 m, na którego szczycie stała świątynia boga Marduka. Opowieść o wieży Babel, będąca kompilacją różnych wersji starożytnych podań, znajduje się - podobnie jak legenda o Potopie - w biblijnej Księdze Rodzaju. Jej autorzy pragnęli w alegoryczny sposób przedstawić sytuację, jaka panowała we współczesnym im świecie. Rozdział 10 Księgi Rodzaju mówi o zaludnieniu ziemi po Potopie przez potomków Noego, od których pochodzą poszczególne ludy i narody. Dla Hebrajczyków najważniejszym z synów Noego był Sem, który żył ponoć sześćset lat i był protoplastą wszystkich Semitów, w tym naturalnie także Żydów. Następny rozdział Księgi Rodzaju opowiada historię wieży Babel, rozpoczynającą się od stwierdzenia, że na początku wszyscy ludzie mówili jednym językiem: “Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear [hebrajskie określenie Sumeru] i tam zamieszkali. I mówili jeden do drugiego: «Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu». A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, rzekli: «Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi». A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, i rzekł: «Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich języki, aby jeden nie rozumiał drugiego! » W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi i tak nie dokończyli budowy tego miasta". Ta pouczająca opowieść objaśniała Żydom, dlaczego ludzie mówią różnymi językami. A ponieważ świat był całkowitym pustkowiem, zanim Bóg postanowił ponownie zaludnić go potomkami Noego, wydawało się całkowicie zrozumiałe, że obiecał Bernie Kaanan synom Sema, nie troszcząc się zupełnie o ludy, które dotąd tam mieszkały. Wychodząc ze swej ojczyzny w Sumerze, Bóg skierował się w różne strony; udał się w dolinę Nilu, Indusu, a być może nawet Żółtej Rzeki, dając impuls do powstania wielkich religii świata. Wszystko to wydarzyło się w zamierzchłej przeszłości, a jednym z najpóźniejszych wytworów sumeryjskiej teologii okazał się bóg Żydów, Jahwe, Abraham, pierwszy Żyd Kiedy Abraham podjął decyzję o opuszczeniu Ur, naturalny kierunek jego wędrówki w poszukiwaniu nowego domu, gdzie mógłby żyć w pokoju ze swoim Bogiem, prowadził na północ, w górę dwu wielkich rzek. Jak mówi Stary Testament, przed pojawieniem się Abrahama przodkowie Izraela “służyli bogom cudzym" (Księga Jozuego 24, 2), co raczej nie budzi zdziwienia, zważywszy na fakt, że Jahwe, bóg Żydów (a później także chrześcijan), był dla nich kimś równie odległym i niewyobrażalnym jak komputer osobisty dla Williama Caxtona! Nawet kiedy Jahwe dał się już poznać swojemu “ludowi wybranemu", jego przedstawiciele przez prawie tysiąc lat nie zawsze, delikatnie mówiąc, okazywali mu posłuszeństwo i byli mu wierni - inni bogowie cieszyli się bowiem w ich oczach takim samym uznaniem. Gdy nadszedł w końcu dla Izraelitów czas spisania własnej historii i utrwalenia dziedzictwa swojego ludu, spoglądali oni głęboko wstecz, uzupełniając starodawną tradycję mówioną szczegółami, które ich zdaniem “powinny" się w niej znaleźć. Abraham musiał zapewne opuścić swoje rodzinne miasto, ponieważ nie chciał podporządkować się przedstawicielom “bezbożnych" ludów koczowniczych z północy, którzy mieli coraz większy wpływ na życie mieszkańców Ur. Warto pamiętać, że w owym czasie niezadowolenie polityczne wyrażało się zawsze w formie protestu przeciwko określonym zwyczajom religijnym. Według świadectwa Biblii Abraham opuścił krainę, gdzie panował porządek ustanowiony przez człowieka, a nie przez Boga, gdzie odrzucono boski autorytet i władzę. Miało to także związek z odsunięciem od rządów przedstawicieli Boga na ziemi - króla Ur oraz jego kapłanów. Abrahama uważa się zwykle za pierwszą historyczną postać, jaka pojawia się w Biblii; w odróżnieniu od niego Adam, Ewa, Kain, Abel i Noe są postaciami mitycznymi ucieleśniającymi prastare hebrajskie idee i tradycje związane z początkami życia na ziemi. Zapewne istotnie Abraham w drodze do Kanaanu nocował na postojach w namiocie i prowadził zażarte dyskusje ze swoim bogiem opiekuńczym, który naturalnie towarzyszył mu w czasie wędrówki z Sumeru. Ta charakterystyka Abrahama jako koczownika jest bardzo trafna, jako że zarówno on, jak i jego współtowarzysze nie mieli ani kawałka ziemi, który mogliby nazwać własnym. Nazwa Hebrajczyk, jak się okazuje, pochodzi od wyrazu habiru, który był pejoratywnym terminem (występującym także czasami w formie apiru) używanym przez Egipcjan na określenie semickich plemion prowadzących koczowniczy tryb życia niczym Beduini. Tak już wspominaliśmy, historia Żydów zaczyna się od Sema - syna Noego, który był postacią z sumeryjskiej legendy - a następnie od Abrahama, który opuścił Sumer dając się na poszukiwanie “ziemi obiecanej". Nie mogąc nigdzie natrafić na ślad tych dawnych mieszkańców Sumeru, doszliśmy do wniosku, że wielu z nich musiało wywędrować na północ i zachód, a następnie stopić się z ludami koczowniczymi, które czasem uformowały naród żydowski. Wszystko wskazuje na to, że Żydzi nie są odrębną rasą czy nawet narodem, chociaż tak się przyjęło uważać, lecz stanowią mieszaninę wielu semickich grup etnicznych. Ich wspólną cechą było to, że nie miały one ojczyzny oraz przyswoiły sobie teologiczną tradycję i wierzenia, które przynieśli ze sobą przedstawiciele podgrupy sumeryjskiej. Prawdopodobnie jeden na dziesięciu Izraelitów w czasach Dawida i Salomona wywodził się z Sumeru, z nich zaś niewielu było potomkami Abrahama. Ten zaś, co wydaje się oczywiste, nie był jedynym mieszkańcem Sumeru, który w drugiej połowie drugiego tysiąclecia p.n.e. opuścił swoją ojczyznę i znalazł się w Kanaanie lub Egipcie. Habiru, jako lud pochodzenia azjatyckiego, wyróżniali się spośród innych nomadów, którzy mieszkali w Egipcie; nosili charakterystyczne odzienie, mieli brody i mówili nieznanym językiem. Abraham uważany jest za postać, która odegrała kluczową rolę w powstaniu Izraela jako narodu. To jemu właśnie Bóg obiecał nową ojczyznę dla jego ludu w krainie, która leżała w północnej części “żyznego półksiężyca", zwanej Kanaanem. Biorąc pod uwagę naturę sumeryjskich bóstw, wydaje się prawdopodobne, że Abraham był kapłanem jednego boga - boga, który był jego opiekunem i strażnikiem. Przeciętnemu Żydowi lub chrześcijaninowi czytającemu Stary Testament można wybaczyć przekonanie, jakoby Kanaan został sprawiedliwie podarowany przez Boga wybranemu ludowi. W istocie jednak zajęcie “ziemi obiecanej" było po prostu zagarnięciem cudzej własności. Gdyby słowa Starego Testamentu rozumieć dosłownie, okazałoby się, że Żydzi oraz ich Bóg byli po prostu nikczemni i źli. Żadna nadprzyrodzona siła nie może przecież usprawiedliwić wymordowania przez nich ogromnej liczby przedstawicieli tubylczej ludności Kanaanu, co według Starego Testamentu przecież się zdarzyło. Większość chrześcijan ma dziś mętne wyobrażenie o historii swojego Boga, który początkowo był jedynie Bogiem Hebrajczyków. Sądzą, że ich wszechmocny i kochający Bóg obiecał swojemu “narodowi wybranemu" piękną, mlekiem i miodem płynącą krainę zwaną Kanaanem (coś w rodzaju miniatury Sumeru czy też ogrodu Edenu), w rzeczywistości jednak Kanaan nie był bezludną oazą, w której mogli znaleźć schronienie szlachetni wędrowcy, Jahwe zaś to nie łagodny dobroczyńca, ale Bóg burzy i wojny. Niedawne odkrycia archeologiczne ujawniły, że Kananejczycy, których ziemie zagarnęli Izraelici, byli zaawansowanym cywilizacyjnie ludem wznoszącym obwarowane miasta oraz mnóstwo mniejszych osiedli i wiosek, znakomicie znającym się na uprawie roli, drobnej wytwórczości oraz handlu. Jeśli opowieści biblijne odpowiadają prawdzie, to Boga Hebrajczyków należy uznać za bóstwo usprawiedliwiające najazdy, kradzieże i mordy, a więc takie, które miałoby niewątpliwie wiele cech wspólnych z Dżyngis-chanem! To zdumiewające, iż wielu chrześcijan wierzy, jakoby Stary Testament był zapisem wydarzeń historycznych, pomimo że przedstawia on Boga jako wyniosłego, mściwego szaleńca, pozbawionego choćby odrobiny współczucia. Oprócz przyzwolenia na wymordowanie setek tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci w miastach, które nakazał wydrzeć z rąk ich prawowitych mieszkańców, Bóg znany był z tego, że czasami zwracał się nawet przeciwko swoim sojusznikom, i to bez jakichkolwiek widocznych powodów. W Księdze Wyjścia 4,24-25 czytamy, że Jahwe postanowił zabić Mojżesza wkrótce po tym, kiedy polecił mu powrócić do Egiptu, by oswobodzić “uciemiężonych" Izraelitów. W ostatniej chwili Bóg zmienił jednak zdanie za sprawą pewnej kobiety, która wyznała, że Mojżesz jest jej oblubieńcem. W apokryficznym tekście zwanym Księgą Jubileuszów winą Jahwe zostaje obciążony przywódca złych duchów Mastema, który jest ucieleśnieniem “wrogiego" aspektu natury Boga. Jak jednak jasno wynika z Księgi Wyjścia, Bóg powodowany swoim widzimisię zamordował syna Mojżesza. Chociaż nikomu nie udało się jak dotąd precyzyjnie ustalić daty wędrówki Abrahama, powszechnie uważa się, że żył nie wcześniej niż w 1900 i nie później niż w 1600 roku p.n.e. Jeśli lata jego życia przypadały na ten późniejszy okres, to odpowiadały dokładnie środkowej fazie okupacji Egiptu przez tak zwanych Hyksosów, czyli “królów pasterzy", którzy po podboju Egiptu panowali w nim przez ponad 200 lat: od około 1786 do 1567 roku p.n.e. Gdyby między Abrahamem a Semitami, którzy najechali Egipt od strony Jerozolimy, istniał jakiś związek, wówczas, jak nam się wydawało, poszczególne historyczne wątki mogłyby zacząć się ze sobą wiązać w jedną logiczną całość. Abraham wyruszył w drogę wraz z towarzyszami, kierując się ku Charanowi, dużemu miastu leżącemu na terytorium dzisiejszej Syrii nad brzegami rzeki Belikh, na szlaku handlowym prowadzącym z Sumeru w górę Eufratu. Stąd poprowadził swój lud do Kanaanu, krainy, której geograficzne położenie odpowiada dzisiejszemu Izraelowi. Podczas wędrówki Abraham zdał sobie sprawę, że uczynił coś złego, czuł bowiem, że jego bóg opiekuńczy jest z niego niezadowolony. W ten sposób Abraham zracjonalizował zapewne jakiś poważny problem czy też przykre zajście, którego skutki dotknęły członków jego grupy. Tłumaczył owo nieszczęście tym, że jego rozgniewany bóg przestał go ochraniać. Bóg Abrahama okazał się tak rozsierdzony, że jedynym sposobem przebłagania go było złożenie przez Abrahama w ofierze jego syna Izaaka. Zdanie z Księgi Micheasza 6, 7 świadczy dobitnie o powadze sytuacji: “Czy trzeba, bym wydał pierworodnego mego za mój występek, owoc łona mego za grzech duszy mojej?". Dwukrotnie w opowieści o Abrahamie pojawiają się słowa “po tych wydarzeniach", które, na co już dawno zwrócono uwagę, towarzyszą zwykle momentom kryzysów, kiedy należało za wszelką cenę uśmierzyć złość boga Abrahama. Tak właśnie stało się i tym razem. Na szczęście dla młodego Izaaka problem nie był aż tak poważny; jego wielce przesądny ojciec zmienił ostatecznie zamiar i darował mu życie. Istnieje co prawda także o wiele późniejsza opowieść, według której Abraham złożył Izaaka w ofierze, ten jednak następnie zmartwychwstał. Izaaka, podobnie jak Jezusa Chrystusa, przedstawiano jako “cierpiącego sługę", który przynosi ludziom zbawienie i odkupienie. Zanim historia Abrahama została po raz pierwszy spisana, musiało upłynąć jakieś 1000-1300 lat. Przedtem przez wszystkie lata przekazywano ją sobie z ust do ust jako plemienną legendę. Gdy w końcu przystąpiono do jej pisemnego opracowania, wydawało się oczywiste, iż bogiem Abrahama musiał być Jahwe, pomimo że Jahwe pozostawał bogiem całkowicie nieznanym aż do czasów Mojżesza. Kiedy Mojżesz wyprowadza Izrealitów z Egiptu, mówi im, że przemówił do niego “bóg ich ojców", co jest typowo sumeryjskim wyrażeniem odnoszącym się do bóstwa opiekuńczego potomków Abrahama. Chociaż tylko bardzo niewielu spośród tych azjatyckich przesiedleńców (proto-Zydów) rzeczywiście mogło być potomkami Abrahama, wszyscy przyjęli legendę za swoją, ponieważ podawała im możliwe do zaakceptowania przyczyny ich ówczesnego położenia. Gdyby Mojżesz stanął przed żydowskimi niewolnikami w Egipcie i powiedział im, że przemówił do niego Jahwe, bóg całego świata, który stoi nad wszystkimi innymi bogami, pomyślano by, że zwariował. W odróżnieniu od innych postaci Abraham nie został protoplastą ludu, którego nazwa wywodziłaby się od jego imienia; zamiast tego cechą wyróżniającą owego ludu stało się jego bóstwo opiekuńcze, “bóg Abrahama". Fakt, iż jeden człowiek wywodzący się z Sumeru stworzył podstawy trzech wielkich religii monoteistycznych świata, wydaje się nam zaiste zdumiewający. Poszukiwania doprowadziły nas do poznania koncepcji bóstwa opiekuńczego oraz ludzi wywodzących swoje kulturowe dziedzictwo od człowieka, który wy wędrował z sumeryjskiego miasta Ur. Zabrał ze sobą w drogę swoje bóstwo opiekuńcze. Chociaż natrafiliśmy na opis czegoś w rodzaju ceremonii zmartwychwstania, w której uczestniczył Izaak, syn Abrahama, ojca wszystkich Żydów, opowieść ta wydawała się pochodzić ze znacznie odleglejszych czasów. Nigdzie nie natrafiliśmy w tym kontekście na związki z masonerią, uznaliśmy więc, że zanim powrócimy do omawiania historii Żydów, powinniśmy przyjrzeć się najwspanialszej ze starożytnych cywilizacji, jaka rozwinęła się w dolinie Nilu. Abraham przebywał w Egipcie w okresie formowania się świadomości narodowej Żydów; wiadomo także, że później Żydzi piastowali w tym kraju wysokie funkcje publiczne. Kolejnym obiektem naszego zainteresowania stał się więc starożytny Egipt. Podsumowanie Dopiero gdy przyjrzeliśmy się z bliska ewolucji idei Boga, zdaliśmy sobie w istocie skąpe były nasze wiadomości na temat najwcześniejszej historii człowieka. Nie wiedzieliśmy nic o Sumerze, kolebce naszej cywilizacji, kraju, z którego pochodziło pismo i w którym po raz pierwszy zaczęto przywiązywać wagę do wykształcenia obywateli. Sumerowie, jak się dowiedzieliśmy, byli wynalazcami kolumny oraz budowniczymi piramid, które następnie zaczęto wznosić także daleko poza granicami ich kraju. Opowieść o Potopie z biblijnej Księgi Rodzaju okazała się o prawie tysiąc lat młodsza od sumeryjskiego mitu o stworzeniu świata, zwanego Enuma elisz. Między 2000 a 1600 rokiem p.n.e. z sumeryjskiego miasta Ur wyruszył w daleką wędrówkę Abraham, zabierając ze sobą swoje bóstwo opiekuńcze, “Boga swoich ojców". Zastanawialiśmy się, czy Abraham mógł mieć jakieś powiązania z Hyksosami, którzy panowali w Egipcie od 1786 do 1567 roku p.n.e. Nie dysponowaliśmy wówczas jeszcze dostateczną wiedzą na temat starożytnego Egiptu, by móc wyjaśnić kwestię. Co najważniejsze jednak, oprócz kilku kuszących podobieństw do postaci odgrywających ważną rolę w masońskich rytuałach nie odnaleźliśmy nic, co wskazywałoby na jakiekolwiek związki judaizmu ze współczesnym wolnomularstwem. Ponieważ chcieliśmy rozwiązać naszą zagadkę, musieliśmy ponownie odbyć podróż w czasie i zająć się gruntownie dziejami cywilizacji egipskiej. ROZDZIAŁ SIÓDMY Egipskie dziedzictwo Początki Egiptu Egipcjanie zyskali największą sławę jako budowniczowie piramid. Jak wkrótce mieliśmy się jednak przekonać, ci niezwykli ludzie pozostawili nam nie tylko imponujące budowle, lecz także w istotny sposób wpłynęli na nasz współczesny styl życia. Współcześni Egipcjanie są mieszaniną rasową ludności pochodzenia arabskiego oraz typów negroidalnych i europeidalnych, co przejawia się w różnych odcieniach skóry i rysach twarzy mieszkańców. Wielu Egipcjan jest uderzająco pięknymi ludźmi, niektórzy zaś wyglądają dokładnie tak, jak wizerunki na ścianach starożytnych grobowców ukrytych we wnętrzach piramid. Piękno Egipcjan to nie tylko przyjemny dla oka wygląd, lecz także przyjazny stosunek do obcych oraz, w porównaniu z przedstawicielami innych nacji, duża doza tolerancji. Szeroko rozpowszechniony pogląd, według którego “nikczemni" Egipcjanie wysługiwali się jakoby Hebrajczykami przy budowie piramid, jest bzdurą chociażby z tego powodu, że w owych zamierzchłych czasach naród żydowski jako taki w ogóle jeszcze nie istniał. Pierwsi Egipcjanie pozostawali pod silnym wpływem budowniczych miast z Sumeru, którzy być może sprawowali nawet kierownicze funkcje w tym państwie. Wydaje się wielce prawdopodobne, że po Wielkim Potopie niektórzy sumeryjscy znawcy tajemnic i sekretów budownictwa wyruszyli na północ i zachód, docierając po pewnym czasie na tereny zamieszkałe przez lud, którego egzystencja była również w ścisły sposób uzależniona od rzeki. Życie tego ludu regulowały okresowe, kontrolowane wylewy, które nawadniały i użyźniały spieczoną, pustynną glebę. Ponieważ ilość opadów deszczu w Egipcie jest niewystarczająca, by zapewnić właściwe warunki do uprawy zbóż, wody Nilu odgrywały zawsze kluczową rolę w podtrzymaniu wegetacji, a tym samym życia w tym regionie. Wydaje się więc całkowicie zrozumiałe, iż z czasem Nil stał się synonimem Egiptu. Od końca sierpnia do września następuje coroczny wylew Nilu prawie na całej jego długości - od południa aż do ujścia do Morza Śródziemnego na północy. Wody rzeki nanoszą czarny żyzny muł, na którym, po osuszeniu, wyrasta zboże. Nadmierne wylewy Nilu groziły zawsze niebezpiecznymi powodziami zatapiającymi domy mieszkalne, zwierzęta i ludzi; zbyt skąpe oznaczały natomiast niedostateczne nawodnienie gleby, a w konsekwencji głód. Równowaga życia zależała całkowicie od hojności Nilu. Według starożytnych świadectw pewnego razu egipscy żołnierze w pogoni za wrogiem dotarli aż do Azji, na terytorium Libanu. Byli wielce zdumieni warunkami, jakie tam panowały: rośliny “rosły, gdzie tylko popadło, i stanowiły przeszkodę dla poruszających się oddziałów", “Nil zaś spadał nie wiedzieć czemu z nieba, miast spływać ze wzgórz". Egipcjanie jak widać nie znali słowa “deszcz" i odnosili się do tego życiodajnego zjawiska atmosferycznego raczej niechętnie, ponieważ było im całkowicie obce. Nie odpowiadała im także chłodna woda, którą czerpali z rzek, mieli więc w zwyczaju ogrzewać ją w naczyniach stawianych na słońcu, zanim zdecydowali się ją wypić. Przez dziesiątki tysięcy lat Nil był życiodajną rzeką dla małych, odizolowanych od siebie grup wędrownych myśliwych. W końcu czwartego tysiąclecia p.n.e. w dolinie Nilu zaczęły pojawiać się ludy prowadzące osiadły tryb życia, zajmujące się uprawą ziemi i hodowlą zwierząt. Utworzyły coś w rodzaju zalążków przyszłych królestw, mających odrębne terytoria i granice. Początkowo członkowie wrogich plemion toczyli ze sobą zaciekłe walki, w końcu jednak zdali sobie sprawę, że współpraca jest o wiele bardziej pożyteczna niż agresja. Doprowadziło to w efekcie do powstania harmonijnie rozwijających się społeczeństw. Krótko przed 3100 rokiem p.n.e. w wyniku zjednoczenia Górnego i Dolnego Egiptu doszło ostatecznie do utworzenia jednolitego państwa. W początkowym okresie istnienia zjednoczonego królestwa każde miasto czciło własnego boga. Większość Egipcjan wierzyła, że na początku czasu bogowie wiedli taki sam żywot jak zwykli ludzie: mieli swoje obawy, nadzieje i słabości, w końcu zaś czekała ich śmierć. Bogowie nie byli nieśmiertelni, a tym bardziej wszechmocni; starzeli się i umierali, po czym składano ich do grobów na przeznaczonych tylko dla nich cmentarzach. Powyższe stwierdzenia kłócą się naturalnie z definicją bogów jako takich i nasuwają pytania, dlaczego owych najwcześniejszych mieszkańców ziemi opisywano w taki właśnie sposób. Doszliśmy do wniosku, że ludzie sprawujący przez ponad pięć i pół tysiąca lat kontrolę w dolinie Nilu byli przybyszami, których wiedza oraz umiejętności techniczne tak bardzo przewyższały poziom cywilizacyjny ludności tubylczej, że przypisywano im zdolności magiczne. A ponieważ w starożytności magia i religia nierozerwalnie splatały się ze sobą, każdy człowiek obdarzony niezwykłymi jak na owe czasy zdolnościami mógł z łatwością zostać uznany za boga. Nadmierne spekulacje na temat czegoś, co mogło się wydarzyć w zamierzchłej przeszłości, nie mają większego sensu, wydaje się jednak, że owi żyjący na ziemi bogowie byli ludźmi znającymi tajemnice sztuki wznoszenia budowli. Przekazali je następnie budowniczym piramid, zanim opuścili kraj lub wymarli jako odrębna rasa. Egipcjanie wierzyli, że materia istnieje wiecznie; według nich nielogiczne byłoby przypuszczać, iż bóg mógł stworzyć coś z niczego. Uważali, że świat zaczął istnieć w momencie, gdy z chaosu wyłonił się porządek, i że od tamtej pory toczy się nieustanna walka między siłami porządku i chaosu. Porządek stworzył Bóg, który istniał od zawsze - był już nie tylko przed stworzeniem człowieka, powstaniem nieba i ziemi, lecz także przed pojawieniem się innych bogów. Pierwotny stan chaosu zwany był Nun i podobnie jak w sumeryjskich i biblijnych opowieściach o stworzeniu stanowił ciemną, pozbawioną światła słonecznego wodną otchłań, kryjącą w sobie moc, twórczą siłę, dzięki której zaistniał porządek. Ta moc ukryta w substancji chaosu nie wiedziała o swoim istnieniu; była jedynie prawdopodobieństwem, możliwością wpisaną w przypadkowość nieuporządkowania. Co zdumiewające, tego rodzaju opis stworzenia znakomicie pasuje do współczesnych koncepcji naukowych, przede wszystkim zaś do “teorii chaosu", według której spośród całkowicie chaotycznych zdarzeń mogą wyłaniać się samorzutnie złożone, matematycznie zorganizowane struktury. Wydaje się, że wierzenia starożytnych Egipcjan były znacznie bliższe naszemu współczesnemu światopoglądowi opartemu na najnowszych odkryciach naukowych, niż okazałoby to się możliwe w wypadku ludzi niemających najmniejszego pojęcia o strukturze materii. W najdawniejszych czasach wierzenia Egipcjan różniły się nieco w zależności od miasta, w którym mieszkali. Ośrodkami o największym znaczeniu były (podajemy tu ich późniejsze, greckie nazwy): Memfis, Hermopolis, Krokodilopolis, Dendera, Esna, Edfu oraz Heliopolis, “miasto słońca", zwane pierwotnie On. Kluczową rolę w systemach wierzeń, jakie wykształciły się w tych miastach, odgrywał “pierwszy moment" w historii, kiedy to z wód chaosu wyłoniła się mała wyspa - lub pagórek - na której zaczęło następnie rozwijać się życie. Gdy w Heliopolis i Hermopolis duchem, który dał życie i ustanowił porządek, był bóg słońca Re (zwany także Ra), to w Memfis identyfikowano go z bogiem ziemi Ptahem. W obu wypadkach jednak bóg zdobył świadomość samego siebie w chwili, w której za jego sprawą z wód wyłoniła się pierwsza wyspa. Re/Ptah stanowił natchnienie dla artystów, zapewniał Egipcjanom materialny dobrobyt, obdarzał ich wszelkimi pożytecznymi umiejętnościami, a także, co bardzo ważne, przekazywał im tajemnice dotyczące sztuki budownictwa. Władcy Egiptu - początkowo królowie, potem zaś faraonowie - byli zarówno bogami, jak i ludźmi, którzy z boskiego nadania rządzili krajem. Każdy król był “synem boga", który w momencie śmierci jednoczył się ze swoim ojcem, stając się bogiem w kosmicznym niebie. O tym, w jaki sposób wykształciła się owa koncepcja synów bogów, opowiada mit o Ozyrysie: Bogini nieba Nut miała pięcioro dzieci; najstarszym z nich był Ozyrys, człowiek i bóg. Zgodnie z obyczajami panującymi w starożytnym Egipcie Ozyrys poślubił swoją siostrę Izydę. Wspomagany przez doradcę, boga Thota, rządził mądrze krajem ku pożytkowi wszystkich jego mieszkańców. Ale brat Ozyrysa, Set, pozazdrościł mu powodzenia, zamordował go, a następnie poćwiartował jego ciało i wrzucił do Nilu. Dowiedziawszy się o tym, co zaszło, Izyda była wielce zasmucona, tym bardziej, że Ozyrys nie pozostawił po sobie potomka. Oznaczało to, że występny Set zdobędzie prawo do tronu. Roztropna Izyda postanowiła nie dać za wygraną: odszukała poszczególne kawałki ciała Ozyrysa, w magiczny sposób połączyła je ze sobą, po czym na krótką chwilę tchnęła życie w zwłoki brata. Następnie usiadła na boskim fallusie umożliwiając nasieniu Ozyrysa wniknięcie w jej łono. Izyda zaszła w ciążę, Ozyrys zaś połączył się z gwiazdami na niebie, gdzie rządził królestwem umarłych. Izyda urodziła syna imieniem Horus, który, gdy dorósł, został egipskim księciem. Pewnego razu Horus wyzwał na pojedynek mordercę swojego ojca, Seta. W trakcie zażartej walki odciął Setowi jądra, sam jednak stracił oko. W końcu młodemu Horusowi dane było zwyciężyć przeciwnika i zostać pierwszym królem Egiptu. Od tamtej pory każdy król uważany był za boga Horusa, który w momencie śmierci stawał się Ozyrysem, a jego syn z kolei nowym Horusem. Stabilność Obu Krajów Górny i Dolny Egipt połączyły się w jedno królestwo około 5200 lat temu. Nie wiemy, jakie problemy nurtowały Egipcjan w okresie poprzedzającym tę datę, kiedy to pośród nich wciąż jeszcze żyli bogowie, pewne jest jednak, że zjednoczenie państwa od początku uważano za niezwykle korzystne dla dobrobytu jego obywateli. Budowanie piramid przez Egipcjan służyło temu samemu celowi, co wznoszenie schodkowych zikkuratów przez Sumerów, w obu wypadkach chodziło bowiem o stworzenie sztucznych wzniesień, z których szczytów królowie i kapłani mogli sięgać do bogów w niebie. Konstrukcją o wiele starszą od piramidy była wszakże kolumna, która spełniała tę samą funkcję łączenia świata ludzi ze światem bogów. Przed zjednoczeniem oba kraje miały swoje odrębne kolumny łączące króla i jego kapłanów z bogami. Logiczne wydaje się zatem założenie, że w momencie, kiedy Górny i Dolny Egipt stały się jednym królestwem, obie kolumny zachowały swoje dawne symboliczne znaczenie - były rodzajem duchowej pępowiny łączącej niebo z ziemią Tymczasem Egipcjanie potrzebowali nowego systemu religijnego, w którym znalazłyby wyraz relacje istniejące pomiędzy poszczególnymi elementami ich nowej triady: dwóch krajów i jednego nieba. W starożytnym mieście Junu (Annu, biblijne On, przez Greków zwane zaś Heliopolis) - zapewne przed główną bramą miejską - stała wielka święta kolumna zwana Junu ( Annu). Jak przypuszczamy, była to wielka kolumna Dolnego Egiptu, której odpowiednik w Górnym Egipcie w okresie zjednoczenia stanowiła kolumna znajdująca się w mieście Neeheb. Ciekawe, że późniejsze Teby, zwane wówczas Uaset, określano także nazwą Aionu ( Iwnu) Szema, czyli “Południowa Kolumna”. Analizując egipskie wierzenia i obrzędy, doszliśmy do wniosku, że te święte kolumny były namacalnym symbolem zjednoczenia dwu krajów w jedno królestwo. Egipcjanie wierzyli, że kolumny są za sobą połączone niebiańską belką poprzeczną bogini nieba Nut, a więc te trzy elementy architektoniczne tworzyły wspólnie rodzaj bramy. Skoro jedna kolumna stała na południu, druga zaś na północy, brama otwierała się naturalnie na wschód, ku wstającemu słońcu. Naszym zdaniem konstrukcja ta była symbolem stabilności państwa; dopóki dwie kolumny stały na swoim miejscu, rozwój królestwa Obu Krajów przebiegał pomyślnie. Watro w tym miejscu zauważyć, że egipski hieroglif oznaczający Oba Kraje, zwany tawi, można interpretować jako dwie kolumny zwrócone ku wschodowi, przy czym widoczne obok kropki wskazują kierunek wschodzącego słońca. Gdy spoglądamy na ową duchową bramę od wschodu, kolumna po prawej stronie, reprezentująca Dolny Egipt, odpowiada masońskiej kolumnie Jakin symbolizującej plan. Chociaż współczesny masoński rytuał milczy na ten temat, nam jednak wydawało się wielce prawdopodobne, że ta właśnie kolumna miała związek z Dolnym Egiptem, starszym z dwu krajów. Według egipskiego mitu tam właśnie po raz pierwszy zaistniał świat, wyłaniając się z pierwotnego chaosu zwanego Nun; kolumna Jakin symbolizowałaby więc ni mniej, ni więcej tylko “ustanowienie" świata. Kolumna po lewej stronie reprezentowała według Egipcjan związek Górnego Egiptu z niebem; w masońskim rytuale identyfikowano ją z kolumną Boaz, symbolizującą siłę. Jak wykażemy w następnym rozdziale, skojarzenie to powstało w okresie, gdy Górny Egipt wykazał wielką siłę w najbardziej krytycznym dla całego kraju czasie, kiedy to Dolny Egipt dostał się pod panowanie potężnego wroga. Nauka masońska głosi, że połączenie obu kolumn symbolizuje stabilność i jest to niewątpliwie fakt także w odniesieniu do sytuacji panującej w starożytnym Egipcie. Dopóki obie kolumny pozostaną na swoim miejscu, królestwo Obu Krajów będzie się pomyślnie rozwijać. Wyobrażenie zespolenia dwu kolumn jako symbolu siły dało naszym zdaniem początek pewnej koncepcji, którą przyswoiły sobie, w wielu różnych odmianach, późniejsze kultury, także Żydzi, a w końcu również masoneria. Zgłębiając historię Egiptu, już na wstępie natknęliśmy się na pewną ideę, która miała absolutnie kluczowe znaczenie dla rozwoju cywilizacji tego kraju, a którą nazywano maat. Byliśmy niezwykle zdumieni i podekscytowani, gdy w trakcie naszych poszukiwań natrafiliśmy na taką oto definicję: “Egipt charakteryzowało pragnienie porządku. Wprawdzie egipskie wierzenia religijne nie niosły ze sobą wielkich etycznych wskazań, to jednak w kwestiach praktycznych panowało w kraju powszechne przekonanie, że sprawiedliwość jest wartością o tak fundamentalnym znaczeniu, iż stanowi część naturalnego porządku rzeczy. Świadczy o tym najlepiej treść formuły wypowiadanej przez faraona do wezyra w momencie jego mianowania, w której pojawia się słowo maat, oznaczające pojęcie o znacznie szerszym zakresie niż tylko sprawiedliwość. Słowo to było pierwotnie terminem technicznym; określało równość, uporządkowanie i symetrię charakterystyczną dla fundamentów świątyni. Dopiero później zaczęto je kojarzyć z prawdą i sprawiedliwością" . Czy można sobie wyobrazić jaśniejszy i bardziej zwięzły opis masonerii? Nam jako wolnomularzom nie wydaje się to możliwe. Masoneria uważa się za określony system etyczny, oparty na braterskiej miłości, wolności i prawdzie. Nowo przyjętym masonom mówi się, że wszystkie kątownice i węgielnice są znakami, po których można niezawodnie poznać wolnomularza. Masoneria nie jest religią, podobnie jak maat nie była integralną częścią jakiegoś teologicznego systemu. W obu wypadkach kluczową rolę odgrywa pragmatyczne stwierdzenie, zgodnie z którym dalsze istnienie cywilizacji oraz postęp społeczny zależą od zdolności każdego człowieka do postępowania w myśl zasady: “co byście chcieli, żeby ludzie wam czynili, i wy im czyńcie". Fakt, że w obu wypadkach spotykamy odniesienia do projektowania i budowania świątyni oraz nakazy postępowania sprawiedliwego i uczciwego , z pewnością nie jest jedynie wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczności. Ponieważ rzadko kiedy mamy do czynienia ze skodyfikowanymi zasadami moralnymi funkcjonującymi w danym społeczeństwie poza aktualnie obowiązującym systemem religijnym, można z przekonaniem stwierdzić, że maat i masoneria, które pasują do siebie niczym dwa odpowiednio dopasowane kamienie w murze, mogą udzielić współczesnemu światu wielce pożytecznych nauk. Gdy zaczęliśmy w pełni doceniać siłę i piękno maat, zdaliśmy sobie sprawę, że masoneria w swej obecnej formie jest jedynie ubogim krewnym tej wspaniałej egipskiej idei. Być może osoby wchodzące w skład Wielkiej Loży nadal identyfikują się głębokimi ideałami, których nosicielem jest niewątpliwie wolnomularstwo. My jednak musimy, niestety, stwierdzić, że, jak wynika to z naszych obserwacji, jedynie garstka szeregowych masonów zdaje sobie sprawę z wielkości i wspaniałości idei leżących u podstaw organizacji, której są członkami. W naszym nowoczesnym zachodnim świecie tak elementarne ludzkie cnoty, jak współczucie czy miłosierdzie, są mylone uczuciami religijnymi i określane często mianem “wartości chrześcijańskich"; w istocie jest to ogromne nieporozumienie. Naturalnie wielu chrześcijan to ludzie dobrzy i szczodrzy, nam jednak wydaje się, że wynika to raczej z ich osobistego duchowego nastawienia do świata niż z wymagań, jakie stawia przed nimi ich wiara. I na odwrót, niektóre z najstraszniejszych, nieludzkich aktów gwałtu w historii zostały dokonane pod chrześcijańskimi sztandarami. Zastanawiając się nad współczesnymi odpowiednikami maat, nie możemy pominąć milczeniem faktu, iż być może wielu socjalistów i komunistów uważa się za działaczy na rzecz dobra ludzkości oraz powszechnej równości pozostających całkowicie poza sferą teologicznych wpływów. Jeśli jest tak w istocie, to ludzie ci są w błędzie. By mogli efektywnie czynić “dobro" ogółowi, ich “wiara" wymaga, podobnie jak religia, stosowania się do z góry wyznaczonych zasad postępowania. Tymczasem maat jest czystą dobrocią, udzielaną każdemu bez jakichkolwiek warunków wstępnych. W tym kontekście rozsądne wydaje się twierdzenie, że jeśli zachodnie społeczeństwo osiągnie kiedykolwiek stan powszechnej równości i stabilności, będzie to równoznaczne z ponownym odkryciem maat. Jeśli współcześni inżynierowie zdumiewają się niezwykłymi zdolnościami budowniczych piramid, to co na ten sam temat mają powiedzieć socjologowie? Okazało się więc, iż trudno zaprzeczyć istnieniu związków między wartościami masońskimi a egipską koncepcją maat. Oczywiście niektórzy mogą dojść do wniosku, że masoneria jest w istocie dziwacznym wytworem siedemnastowiecznej myśli ludzkiej, wzorowanym na starożytnej koncepcji maat. Naszym zdaniem argument ten nie wytrzymuje krytyki, jako że egipskie hieroglify odczytano po raz pierwszy dopiero po odszyfrowaniu napisów umieszczonych na kamieniu z Rosetty - na którym znajdował się ten sam tekst zapisany hieroglifami i alfabetem greckim - co nastąpiło sto lat po założeniu Wielkiej Loży Anglii. Przedtem wolnomularze nie mieli pojęcia o koncepcji maat, a więc nie mogli się na niej wzorować. Odkryliśmy, że w starożytnym Egipcie kwitła cywilizacja, której przedstawiciele głosili zasady znane nam z masońskich rytuałów i w której społecznych strukturach ważną rolę odgrywała koncepcja dwu kolumn. Egipcjanom znana była także opowieść o morderstwie i zmartwychwstaniu, kojarzona z imieniem Ozyrysa, nie miała ona jednak żadnego związku z architektem Świątyni króla Salomona czy też jakiejkolwiek innej świątyni. Biorąc to wszystko pod uwagę doszliśmy do wniosku, że musimy bardziej szczegółowo przyjrzeć się cywilizacji starożytnego Egiptu. Poznawszy we wczesnym okresie rozwoju swojego państwa ograniczenia wynikające z dążeń do zaspokajania wyłącznie własnych potrzeb, Egipcjanie, dzięki geniuszowi wszechogarniającej idei maat, ciążyli do zbudowania nowego porządku społecznego, odpowiedniego zarówno dla ludzi, jak i dla bogów. Wyznawane poglądy kształtowały charakter Egipcjan w duchu, jak się wydaje, tolerancji i przyjaźni. System prawny w starożytnym Egipcie opierał się na koncepcji maat, traktowanej wkrótce jako synonim wszelkiej “poprawności": od równowagi panującej we wszechświecie między wszystkimi ciałami niebieskimi począwszy, a na właściwym postępowaniu w codziennym życiu skończywszy. W społeczeństwie starożytnego Egiptu myśl i natura postrzegane były jako dwie strony tej samej rzeczywistości: to, co w każdej z nich było regularne i harmonijne uchodziło za manifestację maat . Także z naszych studiów nad masonerią wynikało, iż szczególną wagę przywiązuje ona w swych naukach do tego, co “regularne" i “harmonijne", a także że Czeladnik, czyli mason drugiego stopnia, ma prawo badać ukryte tajemnice natury i nauki. Opowieść o Secie i Ozyrysie, którą przedstawiliśmy wcześniej, mówiła Egipcjanom, że boskie rządy prawowitych królów oprą się siłom zniszczenia i anarchii, których ucieleśnieniem był Set. maat stała się wyróżnikiem dobrego króla - według starożytnych świadectw każdy król i faraon był “obrońcą maat; “tym, który czyni maat" oraz “tym, który żyje maat". Zasady, na których opierał się porządek społeczny, a także wymiar sprawiedliwości, wypływały z samego źródła maat, pochodziły od żywego boga Horusa, czyli króla. Cywilizacja egipska mogła przetrwać tylko dzięki zachowaniu ciągłości boskiej linii królów. Przedstawianie maat i króla jako nierozdzielnych od siebie pojęć było znakomitym posunięciem pozwalającym uniknąć rebelii w państwie oraz wzmacniającym pozycję monarchy. Wszechogarniająca idea maat nie tylko zapewniała utrzymanie politycznej stabilności kraju, lecz także warunkowała pomyślny rozwój całego narodu. O ile ludzie żyli w zgodzie z maat, bogowie sprawiali, że wylewy Nilu zapewniały odpowiednie warunki do uprawy roli, a tym samym dostatek żywności. Zbyt małe lub zbyt wielkie wylewy rzeki były wynikiem win i błędów popełnionych przez mieszkańców i króla. Życie w zgodzie z maat zapewniało również zwycięstwo na wojnie. Wrogów postrzegano jako ucieleśnienie sił chaosu i zwalczano ich, ponieważ bogowie wspierali dobrych ludzi żyjących ideą maat. Wreszcie Maat uważano także za boginię. Była ona córką boga słońca Re i wraz z nim przemierzała nieboskłon w barce; stała zwykle na dziobie łodzi, czuwając, by ta płynęła we właściwym kierunku. Na wizerunkach przedstawiano Maat jako kobietę ze strusim piórem we włosach, trzymającą w dłoniach anch - symbol życia. Anch był rodzajem krzyża, którego górne pionowe ramię rozdwajało się, tworząc kształt oka lub łodzi. Następnie dokonaliśmy odkrycia, iż bratem bogini Maat był bóg księżyca Thot, który na wizerunkach często towarzyszył jej, stojąc na dziobie barki Re. Nasze zainteresowanie znacznie wzrosło, gdy dowiedzieliśmy się, że Thot był postacią odgrywającą ważną rolę w dawnych masońskich legendach. To właśnie Thot zapoznał Egipcjan ze sztuką wznoszenia budowli, dał im religię oraz, jak mawiano, ustanowił to, co dobre. Król, który walczył ze złem, określany był w Egipcie mianem “dobrego boga - dziedzica Thota". Intronizacja króla Jak to wykazaliśmy powyżej, wiele aspektów masonerii ma zdecydowanie egipski rodowód - od symboliki związanej z piramidami do oka Amona-Re. Mimo to nikt nie wierzy w rzeczywiste istnienie tego rodzaju powiązań. Według ustnej tradycji masońskiej początki wolnomularstwa sięgają 4000 lat wstecz, nikt jednak nie daje temu wiary. Ale my, biorąc pod uwagę prawdopodobnie starożytny, egipski rodowód masońskich kolumn oraz podobieństwa między koncepcją maat a etycznymi założeniami masonerii, zaczynaliśmy wierzyć w istnienie wzajemnych związków. Poszukując dalszych dowodów na istnienie podobieństw, zajęliśmy się analizą poczynań egipskiego króla i jego dworu. Gdy władca Obu Krajów umierał, stawał się Ozyrysem, jego syn zaś natychmiast zostawał Horusem, a więc nowym królem. Jeśli król nie miał syna, należało z ufnością oczekiwać, że bogowie rozwiążą jakoś ów problem. Wydaje się nam jednak, że w istocie decyzję w tej sprawie podejmowali członkowie “królewskiej loży", którzy dokonywali inicjacji nowego “mistrza", ustalając tym samym raz na zawsze dominującą pozycję Horusa. Podobna sytuacja zaistniała na przykład po śmierci Tutmozisa II w 1504 roku p.n.e. Miał on córkę ze swą żoną Hatszepsut oraz jedynego syna z konkubiną imieniem Izyda. Kiedy chłopiec ten został następnie Tutmozisem III, opowiedział tajemniczą historię o wybraniu go przez samego boga Amona na nowego władcę Obu Krajów. Będąc małym chłopcem, Tutmozis III przygotowywał się do objęcia funkcji kapłana i często przebywał w wielkiej świątyni, którą mistrz architektów Ineni wybudował dla jego dziadka. Pewnego dnia był akurat w świątyni, kiedy jego ojciec składał ofiarę Amonowi. Raptem wniesiono boga do Sali Cedrowych Kolumn w przenośnym sanktuarium o kształcie łodzi. Kapłani nieśli barkę Amona na ramionach, obnosząc ją wokół sali. Zgodnie z nakazem chłopiec padł na twarz i zamknął oczy, lecz kiedy sanktuarium znalazło się w jego pobliżu, bóg zmusił uczestników procesji do zatrzymania się, zwiększając nagle swój ciężar. Kapłani podtrzymujący barkę musieli opuścić ją na dół, a następnie postawić na podłodze. Chłopiec poczuł, że ktoś stawia go na nogi i w tym momencie wiedział już, iż został wybrany na przyszłego Horusa, i to jeszcze za życia swojego ojca. Historia ta bardzo przypomina opowieści o Jahwe, którego Izraelici obnosili w Arce (przenośne sanktuarium w kształcie łodzi). Kiedy to sobie uświadomiliśmy, nagle ujrzeliśmy biblijną Księgę Wyjścia w zupełnie nowym świetle. Dostrzegliśmy, jak bardzo egipska w swoim charakterze była w istocie opowieść o Mojżeszu i jego współplemieńcach. Naszym zdaniem koronacja nowego Horusa (przyszłego króla) była jednocześnie ceremonią pogrzebową nowego Ozyrysa (odchodzącego króla). Uroczystości te celebrowano w tajemnicy w wewnętrznym sanktuarium świątyni, przy udziale jedynie bardzo wąskiego grona najbardziej godnych i zasłużonych osób płci męskiej - wydaje się, że przypominały zgromadzenie Wielkiej Loży. W ceremonii uczestniczyli najwyżsi kapłani oraz najbliżsi członkowie rodziny królewskiej, chociaż niewykluczone, iż wśród obecnych byli także mistrzowie budowlani, najstarsi rangą skrybowie oraz do- wódcy. Mimo że nie dysponujemy bezpośrednimi opisami przebiegu ceremonii pogrzebowej, to jednak o jej charakterze można się wiele dowiedzieć na podstawie licznych, niezwykle sugestywnych i przemawiających do wyobraźni malowideł. Wstąpienie na tron oraz koronacja były w istocie dwoma odrębnymi wydarzeniami. Intronizacja odbywała się zwykle o świcie następnego dnia po śmierci starego króla, koronacja zaś później. Mimo dochowania do naszych czasów wielu egipskich świadectw pisanych, nigdy nie odnaleziono pełnego sprawozdania z ceremonii koronacji, co wskazuje, że najważniejsze jej części były zapewne tajemnym rytuałem, a więc wiadomości o nim przekazywano wyłącznie ustnie wąskiej grupie wtajemniczonych. Wiadomo, że ceremonie intronizacyjne odbywały się w piramidzie króla Unasa. Podobnie jak w świątyni masońskiej sufit głównej sali pokrywało malowidło przedstawiające rozgwieżdżone niebo. Według powszechnego mniemania ceremonię przeprowadzano ostatniej nocy ubywania księżyca; rozpoczynała się o zachodzie słońca i trwała przez całą noc aż do świtu - w jej trakcie dokonywał się rytuał zmartwychwstania, podczas którego zmarły król utożsamiany był z Ozyrysem . Ceremonii zmartwychwstania nie odprawiano jedynie z okazji śmierci króla; była ona dosyć powszechnym obrzędem celebrowanym w świątynnych domach pogrzebowych . Niektórzy badacze sugerowali, że były to w istocie rytuały ku czci królewskich przodków - tak czy inaczej chodziło o ceremonie mające na celu przyjmowanie nowych członków królewskiego wewnętrznego sanktuarium, w którym symbolicznie zmartwychwstawali przed dopuszczeniem do poznania “sekretów i tajemnic" przekazywanych ustnie od czasów, gdy na ziemi żyli bogowie. Wydaje się oczywiste, że tajemnice te wiązały się, niejako z definicji, z istnieniem “tajnego stowarzyszenia", odrębnego ugrupowania mającego uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie. Stowarzyszenie to musiało mieć specjalną procedurę przyjmowania nowych członków; żadna starożytna - podobnie zresztą jak współczesna - elitarna organizacja nie mogła obyć się bez ceremonii, po przejściu której zwykły obywatel stawał się pełnoprawnym członkiem. Podczas koronacyjno-pogrzebowego rytuału stary król zmartwychwstawał jako władca i aby potwierdzić, że jest odpowiednim kandydatem do tronu, odbywał podróż wokół całego kraju . Był to oczywiście akt symboliczny; w rzeczywistości król obchodził salę świątynną, prezentując się jako godny kandydat zebranym, pośród których znajdował się sam bóg Re oraz jego główny pomocnik. W rytuale masońskim kandydat ubiegający się o przyjęcie także jest oprowadzany wokół Świątyni i przedstawiany w ten sposób zebranym. Po wykonaniu jednego pełnego okrążenia kandydat zatrzymuje się po stronie południowej świątyni, następnie zachodniej, w końcu zaś wschodniej. Najpierw przedstawiany jest Młodszemu Strażnikowi reprezentującemu księżyc (bogiem księżyca był Thot), następnie Starszemu Strażnikowi występującemu w imieniu słońca (bogiem słońca był Re), w końcu Czcigodnemu Mistrzowi, którego można uznać za reprezentanta zmartwychwstałego Ozyrysa. Masoni, podobnie jak Egipcjanie z zamierzchłej przeszłości, odprawiają tego rodzaju ceremonie w nocy. Wzajemne podobieństwa są rzeczywiście uderzające, rodzi się atoli pytanie, jakimi dowodami dysponujemy na poparcie tezy, iż w Egipcie w ogóle istniała jakaś tajemna organizacja czy też że czynności dokonywane podczas ceremonii koronacyjnej miały jakiś związek z rytuałem inicjacyjnym nowych członków. Treść wielu zachowanych inskrypcji wskazuje na istnienie pewnej wyodrębnionej grupy, której członkowie dysponowali wiedzą o rzeczach tajemnych. Jedną z tego rodzaju inskrypcji, umieszczoną na zaznaczonych symbolicznie na murze drzwiach, a znajdującą się obecnie w Muzeum Kairskim, sporządził ktoś, kogo spotkała wielka niespodzianka i zaszczyt - dopuszczono go bowiem do uczestnictwa w zgromadzeniu wąskiego grona najbardziej zaufanych ludzi króla Tetiego. Inskrypcja głosi: “Dzisiaj w obecności słońca Re, Tetiego, niechaj żyje wiecznie, ja, najwyższy kapłan Ptaha, bardziej szanowany przez króla niż jakikolwiek inny sługa, jako mistrz rzeczy tajemnych wszelkiego dzieła, które Jego Wysokość ma dokonać; radując serce swojego pana co dzień, ja, najwyższy kapłan Ptaha, Sabu. Najwyższy kapłan Ptaha, podczaszy króla, mistrz rzeczy tajemnych króla w każdym z jego miejsc (...) Gdy Jego Wysokość zaszczycił mnie, Jego Wysokość sprawił, że wkroczyłem do tajnej komnaty, że dane mi było na jego żądanie wyznaczyć każdemu właściwe miejsce; tam odnalazłem drogę. Nigdy żaden władca nie uczynił niczego podobnego dla sługi takiego jak ja; ponieważ Jego Wysokość kochał mnie bardziej niż którekolwiek ze swych sług; ponieważ zyskałem uznanie w jego sercu. Byłem użyteczny w obecności Jego Wysokości, poznałem wszelkie tajemne sprawy jego dworu, zostałem zaszczycony w obecności Jego Wysokości". Człowiek ten zdawał sobie najwidoczniej sprawę, że jego wyniesienie do rangi członka tak ekskluzywnej grupy było bardzo niezwykłe w odniesieniu do kogoś piastującego takie stanowisko jak on. Fakt ów świadczy takie, że o ile bardziej zasłużeni zapewne sami zyskiwali prawo do członkostwa w grupie, to król i być może także inni mogli z własnej inicjatywy wprowadzać do niej wybrane osoby. Egiptolodzy nigdy nie potrafili wyjaśnić znaczenia zwrotu “odnalazłem drogę" w kontekście rzeczy tajemnych, my jednak uważamy, że odnosi się on do kogoś, komu została udzielona tajemna wiedza, która odtąd stała się jego drogą życia. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że esseńczycy oraz przedstawiciele Kościoła jerozolimskiego posługiwali się takim samym zwrotem, mając na myśli postępowanie zgodne z wymogami Prawa. Inna inskrypcja mówi o nieznanym budowniczym, który był także członkiem tajnego stowarzyszenia króla Tetiego: “Uczyniłem tak, że Jego Wysokość pochwalił mnie z tego powodu (...) [Jego Wysokość sprawił, że wkroczyłem] do sekretnej komnaty i stałem się członkiem dworu wszechwładnego (...) Jego Wysokość posłał mnie, bym nadzorował prace w świątyni Ka (...) i w kamieniołomie, i (...) Uczyniłem symboliczne drzwi w murze, prowadząc tę pracę". Archaiczny termin “sekretna komnata" oznacza prywatny apartament królewski, z kolei “dwór wszechwładnego" odnosi się do osób z najbliższego otoczenia króla. Całość można by wyrazić w bardziej zrozumiały sposób: “Jego Wysokość sprawił, że wkroczyłem do królewskiej komnaty, do której wstęp mieli tylko nieliczni, i stałem się członkiem królewskiej elity". Podczas ceremonii odprawianych jedynie w wąskim gronie wybranych udzielano kandydatom nauk wprowadzających w tajemne rytuały, przeznaczone wyłącznie dla elity. Dla przeciętnego człowieka było to równoznaczne ze zdobyciem najwyższych zaszczytów. Tymczasem dla człowieka, który był jednocześnie bogiem, Horusem, zarezerwowano inne, o wiele donioślejsze wydarzenie - ceremonię intronizacji. Była to niezwykle ważna uroczystość, podczas której dawano wyraz ciągłości związków łączących Oba Kraje oraz wynikających stąd korzyści: dobrobytu mieszkańców i stabilności państwa. Okres między śmiercią starego króla a zatwierdzeniem nowego byt jednak pełen napięcia, stwarzał bowiem wyjątkową okazję do rewolty lub powstania. Egiptolog H.W. Fairman zauważył: “Nie ulega wątpliwości, że w jakimś momencie podczas wyboru nowego króla czy też jego koronacji zdarzało się coś, co w pełni legitymizowało odtąd postępowanie władcy, przyczyniało się do tego, że zyskiwał całkowite zaufanie i oddanie swoich poddanych, oraz automatycznie wytrącało opozycji z ręki wszelką broń. Jednocześnie wydarzenie to króla czyniło bogiem i wiązało go bezpośrednio z przeszłością Egiptu" . Pogląd ten znajduje wielu zwolenników, ale do tej pory nie pojawił się żaden konkretny dowód na to, że owo kluczowe wydarzenie należy identyfikować z ceremonią intronizacji króla. W świetle prowadzonych na szeroką skalę poszukiwań naszym oczom zaczęła jawić się nowa fascynująca teoria dotycząca szczególnej natury procesu intronizacji w starożytnym Egipcie. Najpierw zacznijmy jednak od podsumowania tego, co powszechnie wiadomo na ten temat: Koronacja przebiegała dwuetapowo. Pierwszy etap obejmował namaszczenie oraz uroczyste przywdzianie rytualnego kołnierza i fartucha, a także prezentację ancb (symbolu życia) oraz czterech bukietów kwiatów. Na drugim etapie demonstrowano insygnia królewskie, po czym rozpoczynała się główna część uroczystości. Najważniejszym jej elementem było ponowne potwierdzenie związku Obu Krajów oraz symboliczne wprowadzenie nowego króla na tron przez nałożenie mu kolejno dwu różnych koron i wręczenie królewskich insygniów. Nie udało się jednak precyzyjnie ustalić w którym momencie ceremonii król stawał się bogiem . Nam wydaje się, że centralnym i najważniejszym elementem ceremonii intronizacji króla była symboliczna podróż kandydata do gwiazd, gdzie stowarzyszenie bogów dopuszczało go do członkostwa. Stawał się nowym Horusem, duchowo koronowanym przez zmarłego króla - nowego Ozyrysa. W trakcie nocnej uroczystości stary i nowy król odbywali wspólnie symboliczną podróż do gwiazdozbioru Oriona. Następnie pierwszy pozostawał w swym niebiańskim domu, podczas gdy drugi powracał, by sprawować rządy pośród ludzi na ziemi. Nowy król doświadczał “śmierci", wypijając specjalny napój podawany mu przez najwyższego kapłana w obecności wąskiego grona strażników królewskich tajemnic. Wywar, zawierający jakiś halucynogenny narkotyk, wprowadzał stopniowo nowego króla w stan odrętwienia, tak iż jego ciało stawało się bezwładne niczym zwłoki. Nad ranem napój przestawał działać i nowy Horus powracał z dalekiej podróży, podczas której przebywał w towarzystwie bogów i dawnych królów Egiptu. Moment jego powrotu był precyzyjnie obliczony: następował dokładnie w chwili, gdy gwiazda poranna pojawiała się nad horyzontem. Od tej pory żaden śmiertelnik nie śmiał już nawet pomyśleć o przywłaszczeniu sobie królewskiej władzy, którą zgromadzenie bogów w niebie obdarzyło swojego wybrańca. Gdy członkowie królewskiej elity, “strażnicy tajemnic", podjęli ostateczną decyzję, kogo wynieść do najwyższej godności i uczynić Horusem, wszyscy dotychczasowi potencjalni konkurenci musieli pogodzić się z ich wyborem. Ta oparta na logicznych przesłankach teoria spełnia wszelkie akademickie kryteria poprawności. Mówi o przebiegu nieznanej części ceremonii, podczas której pozycja nowego króla stawała się niezagrożona. O jego wyjątkowo komfortowej sytuacji decydowały następujące fakty: 1. opozycja była unieszkodliwiona, wszyscy poddani zaś zachowywali całkowitą lojalność wobec króla; 2. nowy król stawał się bogiem (naturalnie statusu tego nie mógł mu przyznać żaden z ludzi); 3. władca nawiązywał bezpośredni kontakt z przeszłością Egiptu (przebywał w towarzystwie dawnych królów). Udowadniając to, co wydawało się nie do udowodnienia Gdyby udało nam się we wnętrzu jednej z egipskich piramid odkryć nieznane dotąd pomieszczenie, na którego ścianach znaleźlibyśmy inskrypcje dające pełen opis intronizacji króla, dysponowalibyśmy wystarczającymi dowodami, by uczynić naszą teorię w pełni wiarygodną dla większości naukowców (niewątpliwie jednak nie wszystkich). Tak jednak nie jest i nic nie wskazuje, by sytuacja zmieniła się w przyszłości. Nie dysponujemy świadectwami mówiącymi o składzie napoju podawanego przyszłemu królowi, podobnie jak nie znamy żadnych szczegółów dotyczących procesów chemicznych stosowanych podczas balsamowania ciała zmarłego króla. Mimo braku zapisów hieroglificznych potwierdzających, że pretendent do królewskiego tronu doświadczał przez pewien czas “śmierci" oraz odbywał podróż do gwiazd, naszym zdaniem głównym wydarzeniem podczas ceremonii intronizacji było “uczynienie" nowego Ozyrysa, podczas gdy “uczynienie" nowego Horusa stanowiło jedynie epizod. Istnieją przekonujące dowody pośrednie na poparcie tej koncepcji. Zanim jednak wyjaśnimy powody, dla których uważamy, iż powyższa teoria jest poprawna, pragnęlibyśmy przypomnieć, że przez cały czas nasze badania prowadzone były dwutorowo. Stosując się do tej zasady, nigdy nie pomijaliśmy dowiedzionych faktów, a gdy prezentowaliśmy wyniki naszych przemyśleń, zawsze wyraźnie zwracaliśmy na to uwagę. W odróżnieniu od wielu innych nowych koncepcji zaprezentowanych przez nas w tej książce nie możemy dostarczyć niepodważalnego dowodu na to, że teoria dotycząca intronizacji króla jest poprawna. Niemniej jednak teoria ta, poparta niezaprzeczalnymi faktami, znakomicie wypełnia lukę, jaka pojawia się za każdym razem przy próbie rekonstrukcji egipskiego rytuału intronizacyjnego. Dowód pośredni Wielu ludzi sądzi, że starożytni Egipcjanie budowali piramidy, traktując je jako miejsca pochówku dla swoich faraonów. W istocie piramidy wznoszono w Egipcie jedynie przez bardzo krótki okres. Dla większości czytelników zapewne zaskakująca okaże się wiadomość, że na przykład królowa Kleopatra żyła w czasach bliższych dwudziestowiecznym konstruktorom promów kosmicznych niż budowniczym wielkiej piramidy w Gizie. Nie jest także zupełnie pewne i to, że piramidy wznoszono przede wszystkim w tym celu, by uczynić z nich grobowce zmarłych królów; kwestia ich rzeczywistego przeznaczenia jest wciąż szeroko dyskutowana. Przydatna w tym kontekście wydaje się analogia do katedry św. Pawła, która nie jest grobowcem sir Christophera Wrena, pomimo że został w niej pochowany. Głównym źródłem informacji na temat rytuału Ozyrys/Horus jest zbiór inskrypcji zwany “tekstami piramid" odkrytych we wnętrzu pięciu piramid w Sakkarze pod Kairem. Najważniejszą z nich jest piramida króla Unasa, ostatniego władcy V dynastii - ma około 4300 lat i należy do starych piramid, rytuał zaś, który opisują inskrypcje w niej odnalezione, pochodzi, jak się uważa, sprzed około 5300 lat. Po dokładnym przestudiowaniu “tekstów piramid" udało się zrekonstruować niektóre elementy rytuału, pamiętać jednak należy, że inskrypcje milczą na temat jego najistotniejszych aspektów . Odnaleziono opis komór we wnętrzu piramidy, z których każda miała określone rytualne znaczenie: komora grobowa reprezentowała świat podziemny, przedsionek horyzont, sufit zaś nocne niebo. Trumnę ze zwłokami zmarłego króla wnoszono do komory grobowej, w której odbywał się obrządek. Po umieszczeniu ciała w sarkofagu członkowie królewskiej elity przechodzili do przedsionka, rozbijając rytualnie po drodze dwie czerwone wazy. Podczas ceremonii ba (dusza) zmarłego króla opuszczała ciało i przechodziła przez świat podziemny (komorę grobową), a następnie przybierała materialny kształt posągu króla. Przemierzała nocne niebo, po czym docierała do horyzontu, gdzie ponownie łączyła się z Panem Wszystkiego. Proces ten powtarzano następnie jeszcze raz w skróconej formie. Dla kogo? - zadawaliśmy sobie pytanie. Może dla przyszłego króla? Najbardziej intrygujące w inskrypcjach z piramidy Unasa są informacje o innym rytuale, odprawianym równolegle z obrządkiem głównym. Był to rodzaj cichego rytuału dotyczącego czegoś, co można by przyrównać do zmartwychwstania . Wydaje się, że przeprowadzano go jednocześnie z pewnymi epizodami mówionego obrządku, począwszy od momentu, kiedy celebransi, przechodząc z komory grobowej do przedsionka, tłukli czerwone naczynia. Istnienie tego drugiego, równoległego rytuału uczeni z braku lepszych pomysłów tłumaczyli tym, że jakoby był przeznaczony dla Górnego Egiptu, podczas gdy rytuał łowiony odnosił się do odgrywającego ważniejszą rolę Dolnego Egiptu. Tymczasem my zastanawialiśmy się, czy nie mógł być związany z przenoszeniem ciała czasowo zmarłego kandydata na króla, który następnie zmartwychwstawał, zanim grobowiec został zamknięty. Wiadomo, że identyczne rytuały odprawiano w niezmienionej formie także o wiele wcześniej i wielu ekspertów uważa, że opisany tu przez nas obrządek pogrzebowy jest w istocie znacznie starszy od najdawniejszych świadectw egipskiej historii, które datuje się na około 3200 rok p.n.e. Pewna inskrypcja modlitewna pochodząca z wnętrza piramidy z czasów VI dynastii (2345-2181 p.n.e.) dobrze wyraża ducha starożytnego egipskiego systemu wierzeń, którego głównymi elementami była idea zmartwychwstania w drodze ku gwiazdom oraz troska o zachowanie stabilności na ziemi: “Stoisz, ON, strzeżony, zaopatrzony jak bóg, o wyglądzie Ozurysa na tronie Pierwszego Pośród Zachodnich. Czynisz to, co on miał zwyczaj czynić pośród duchów, Wieczystych Gwiazd. Twój syn zasiada na twym tronie, mając twój wygląd; czyni to, co ty miałeś zwyczaj czynić ongiś, stojąc na czele żywych z rozkazu Re, Wielkiego Boga; uprawia jęczmień, uprawia orkisz , by mógł ci go ofiarować. Słuchaj N, wszelkie życie i panowanie jest tobie dane, wieczność jest twoja, mówi Re. Ty sam przemówiłeś, gdy otrzymałeś wygląd boga, i skutkiem tego jesteś wielki pomiędzy najwyższymi bogami. Słuchaj,N, twoja ba stoi pomiędzy bogami, pomiędzy duchami; budzisz w ich sercach bojaźń.Słuchaj, N, owo N zasiada na twym tronie na czele wszystkich żyjących; budzisz w ich sercach przestrach. Twe imię na ziemi żyje, twe imię na ziemi trwa; nie przeminiesz, nigdy, przenigdy nikt cię nie pokona". Przyjrzyjmy się teraz cichej modlitwie wypowiadanej przez kandydata na króla, który właśnie ma doświadczyć krótkotrwałej śmierci, by przejść przez świat podziemny i spotkać się z dawnymi królami Obu Krajów: “Wszechpotężny i wieczny Re, architekcie i władco wszechświata, za sprawą którego wszelkie pierwsze rzeczy zostały uczynione, my, nędzne stworzenie dzięki twojej łasce, pokornie błagamy cię, byś spuścił na to zgromadzenie, zebrane w twym świętym imieniu, obfitą rosę twych błogosławieństw. A nade wszystko zaklinamy, byś udzielił twej łaski temu oto twemu słudze, który tu z nami jest, i objawił mu tajemnice gwiazd. Obdarz go wytrwałością, by w godzinie próby nie zawiódł, lecz będąc pod twoją opieką, bezpiecznie przebył ciemną dolinę cienia śmierci, a w końcu powstał z grobu przejścia i zajaśniał blaskiem jak gwiazdy po wsze czasy". Wszystko wydaje się znakomicie do siebie pasować, prawda? Drugi tekst nie jest jednak opisem starożytnego egipskiego rytuału, lecz modlitwą zanoszoną podczas masońskiej ceremonii trzeciego stopnia za kandydata doświadczającego symbolicznej śmierci, po której nastąpi jego zmartwychwstanie i wyniesienie do rangi mistrza masona! Zamieniliśmy jedynie słowo “Bóg" na “Re", zwrot “tajemnice mistrza masona" zaś na “tajemnice gwiazd". Poza tym tekst przekazujemy wiernie. Zajmijmy się teraz kwestią narkotycznego napoju, który miał posłużyć do “przetransportowania" nowego króla ku gwiazdom i z powrotem. Jak już wspominaliśmy, nie ma żadnych świadectw mówiących o tym halucynogennym wywarze, podobnie jak nie istnieją żadne inskrypcje opisujące rytuał koronacji. Wydaje się, że jakichkolwiek wzmianek na temat tego niezwykle ważnego momentu podczas ceremonii intronizacji króla brakuje dlatego, że nikt tak naprawdę nie wiedział, czym ów moment był w istocie. Kandydat wypijał napój, odbywał podróż do gwiazd, a następnie powracał jako król i Horus. Zadaniem jego ziemskich popleczników było przekazanie mu insygniów władzy oraz królewskiego stroju, a nie zadawanie pytań na temat spraw dotyczących bogów, do których grona on teraz także należał. Sam król miał niewątpliwie niezwykłe wizje będące wynikiem działania narkotyku, lecz nikomu nie wyjawiał ich treści. Ceremonia intronizacji króla czyniła z nowego Horusa postać obdarzoną niekwestionowanym autorytetem, władcę Obu Krajów wybranego na ten urząd z woli bogów. Środki halucynogenne były w powszechnym użyciu podczas ceremonii religijnych odprawianych przez przedstawicieli prawie wszystkich starożytnych kultur. Byłoby wielce zdumiewające, gdyby dawni Egipcjanie, tak zaawansowany kulturowo naród, nie dysponowali szeroką wiedzą na temat stosowania substancji narkotycznych. Pytanie nie dotyczy więc tego, czy Egipcjanie stosowali narkotyki, lecz tego, dlaczego sądzimy, że ich nie stosowali? Sprawdzona metoda umożliwiająca człowiekowi doświadczenie śmierci i dotarcie do nieba polegała na przejściu jeszcze za życia przez symboliczny most, który łączył niebo z ziemią. Stawało się to możliwe zwykle dzięki zażyciu narkotyku. “Symbolizm mostu pogrzebowego jest szeroko rozpowszechniony (...) związany jest z mitem o moście łączącym niegdyś Ziemię i Niebo, dzięki któremu ludzie bez trudu komunikowali się z bogami (...) Mamy tu do czynienia z kompleksem mitologicznym, którego głównymi elementami są: a) (...) w rajskich czasach ludzkości Ziemię łączył z Niebem most i bez przeszkód przechodzono z jednego miejsca do drugiego, albowiem nie było wtedy śmierci; b) po zerwaniu łatwych związków między Ziemią a Niebem można przejść po moście tylko jako «duch», to znaczy jako zmarły lub w ekstazie; c) przejście to jest trudne, innymi słowy, usiane jest przeszkodami i nie wszystkie dusze mogą go przebyć; trzeba bowiem stawić czoło demonom i potworom, które usiłują pożreć duszę (...) jedynie «dobrzy», a zwłaszcza inicjowani, bez trudu przechodzą przez most (ci ostatni znają poniekąd drogę, gdyż przeszli oni rytualną śmierć i zmartwychwstanie)" . Powyższe stwierdzenia dotyczące szamanizmu znakomicie pasują do tego, co nam wiadomo na temat egipskich wierzeń. Ochronę przed demonami, które mogły pojawić się podczas przejścia Ozyrysa, dawały wypowiadane zaklęcia. W rzeczywistości jednak podróż Ozyrysa odbywała się całkowicie bezpiecznie z dwu powodów: po pierwsze, Ozyrys, podobnie jak każdy dobry człowiek, żył maat; po drugie, znał drogę, ponieważ przebył już raz “most", kiedy stawał się Horusem. Być może przejście nowego króla odbywało się w ciszy, aby nie wzbudzić uwagi demonów. Nowy król podążał za zmarłym królem poprzez niebiosa - poznawał drogę, by następnie, w momencie śmierci, samemu móc poprowadzić za sobą kolejnego króla. Jak się później dowiedzieliśmy, Henri Frankfort odkrył, iż ryty ponownych narodzin zmarłego króla odbywały się równolegle do rytuałów koronacyjnych jego następcy . Fakt ten utwierdził nas w poglądach na temat podwójnej ceremonii odprawianej ku czci zmarłego i żyjącego króla. Co więcej, pewien fragment “tekstów piramid" świadczy o tym, że nowego Horusa utożsamiano z gwiazdą poranną. Nowy Ozyrys mówi bowiem: “Trzcinowe tratwy niebios przygotowywane są dla mnie, abym mógł popłynąć na nich ku Re na horyzoncie (...) Będę stał pośród nich, bowiem księżyc jest moim bratem, a Gwiazda Poranna mym potomkiem" . Uważamy, że Egipcjanie zaadaptowali wiele tajemnic budowniczych miast Sumeru zarówno do swojej teologii, jak i technologii. Z kolei Sumerowie doskonale znali się na stosowaniu narkotyków do celów religijnych. Kolejna kwestia, jaką musieliśmy rozstrzygnąć, dotyczyła tego, czy rytuały zmartwychwstania odbywały się wyłącznie podczas koronacji króla. Wszystko wskazuje na to, że nie. Pod koniec Starego Państwa (ok. 2181 p.n.e.) pewien rodzaj ceremonii królewskiego zmartwychwstania odprawiany był corocznie, a w okresie Średniego Państwa także ku czci ludzi zamożnych, prawdopodobnie również spoza wąskiego grona osób najbliższych królowi. Ludzie ci prawie na pewno nie mieli dostępu do tajemnej wiedzy zarezerwowanej dla członków elity królewskiej. Gwiazda poranna z nów świeci na niebie Musimy teraz zająć się pewnym kluczowym elementem egipskiej teologii. Jak już mówiliśmy, teologia Egiptu powstała w dużej mierze na podstawie wierzeń sumeryjskich. Co więcej, wierzenia Hebrajczyków (a następnie chrześcijan) nawiązywały do elementów egipskiej teologii, scalonych ponownie z późnobabilońskimi, a jedne i drugie wywodziły się z tego samego pnia sumeryjskiego. Wcześniej wspominaliśmy już, że gwiazda poranna była symbolem powtórnych narodzin dla członków wspólnoty essenskiej/Kościoła jerozolimskiego i masonerii. Obecnie tę samą symbolikę napotkaliśmy w starożytnym Egipcie. “Teksty piramid" 357,929,935 i 1707 mówią o potomku zmarłego króla (Horusie) jako o gwieździe porannej. Warto w tym miejscu zauważyć, że egipski hieroglif używany na określenie gwiazdy porannej oznacza dosłownie “boską wiedzę". Fakt ten wydaje się potwierdzać naszą hipotezę, iż kandydat do objęcia tronu wynoszony był do rangi nowego boga/króla Horusa, zapoznając się z tajemnicami bogów w krainie śmierci, a następnie powracając na ziemię dokładnie w momencie, w którym gwiazda poranna pojawiała się na horyzoncie tuż przed wschodem słońca. Hieroglif gwiazdy porannej Znajdowaliśmy się akurat na etapie poszukiwań poświęconych starożytnemu Egiptowi, gdy ukazała się książka, której autorzy postawili sobie za zadanie rzucenie nowego światła na właściwe przeznaczenie piramid. Dokonali drobiazgowej analizy astrologicznych wskazań zawartych w ich konstrukcji. Robert Bauval i Adrian Gilbert wysunęli dobrze udokumentowaną i popartą wieloma przekonującymi argumentami tezę, według której układ piramid w Gizie odzwierciedla położenie gwiazd znajdujących się na niebie w Gwiazdozbiorze Oriona . Autorzy nawiązują także do obrządków w schodkowych zikkuratach starożytnej Mezopotamii, w których ważną rolę odgrywała “gwiazda poranna, postrzegana jako potężna, kosmiczna bogini Isztar". Ich ustalenia, uzyskane na podstawie badań idących w całkowicie odmiennym kierunku od naszego, potwierdzają jednak spostrzeżenia, do jakich doszliśmy samodzielnie, cofając się w czasie, począwszy od współczesnych nam rytuałów masońskich. W Egipcie nowy król, Horus, był gwiazdą poranną, zmartwychwstającą (podobnie jak podnoszony z grobu mason) z przejściowej, symbolicznej śmierci. Okazało się, że gwiazda poranna, zwykle identyfikowana z Wenus, była niezwykle ważnym ogniwem w łańcuchu wzajemnych powiązań, jaki staraliśmy się zrekonstruować. Pomimo odkrycia przez nas w egipskich rytuałach wielu fascynujących analogii do esseńskich i masońskich praktyk, jedno pytanie wciąż pozostawało otwarte - czy istniała jakaś droga, po której idea maat, tajemnice egipskich królów oraz skomplikowany rytuał zmartwychwstania mogły trafić do członków esseńskiej wspólnoty. By odpowiedzieć na to pytanie, musieliśmy przyjrzeć się bliżej opowieści o Ozyrysie. Szczególny los Ozyrysa, który brutalnie zamordowany i poćwiartowany przez swojego brata Seta zmartwychwstał, a następnie został wyniesiony do gwiazd, stanowi bardzo odległy w czasie przykład usprawiedliwienia i nagrodzenia niczym niezawinionego cierpienia. Los Ozyrysa przynosił nadzieję przedstawicielom niższych warstw społecznych oraz przydawał znaczenia wszelkiemu cierpieniu. Cześć oddawana temu bogu stała się przynoszącym otuchę kultem związanym ze śmiercią, dostępnym dla każdego Egipcjanina. Gdy inni bogowie przebywali w swoich świątyniach z dala od ludzi, Ozyrysa wraz ze swym lokalnym bogiem mógł czcić każdy, bez względu na to, gdzie się znajdował . Jeśli zamienilibyśmy słowo “los" na “ukrzyżowanie", powyższy opis pasuje jak ulał do postaci Jezusa Chrystusa. Fakt ten uświadomił nam, że odnalezienie “łącznika", którego poszukiwaliśmy, może okazać się możliwe. Nie musieliśmy długo czekać, by naszym oczom zaczęła jawić się kolejna przekonująca hipoteza. Gdy analizowaliśmy następny znaczący okres w egipskiej historii, z mroków czasu wyłoniła się przed nami postać odgrywająca kluczową rolę w naszych poszukiwaniach - Hiram Abif. Podsumowanie Uważaliśmy za co najmniej prawdopodobne, że pierwsi egipscy budowniczowie pochodzili z Sumeru i że ci sumeryjscy emigranci przynieśli ze sobą do Egiptu swoją technologię i teologię. Zręby dojrzewającej egipskiej cywilizacji zostały utwierdzone około 3100 roku p.n.e., kiedy to królestwa Górnego i Dolnego Egiptu tworzyły już dwie części jednego nowego organizmu państwowego. Fakt zjednoczenia dwu królestw pod rządami jednego władcy miał okazać się dla naszych badań wielce znaczący. Prawo króla do sprawowania władzy wynikało z opowieści o losach Ozyrysa zamordowanego przez Seta. Według mitu ciało Ozyrysa ożywiła Izyda, która poczęła z nim syna, Horusa. Horus przejął następnie władzę nad Egiptem, pokonując Seta po zaciętej walce. Od tamtej pory każdego króla uważano za inkarnację Horusa - dosłownie “syna Boga". Po śmierci król stawał się Ozyrysem (Bogiem Ojcem) i rozpoczynał życie w królestwie umarłych, jego syn zaś zostawał Horusem, kolejnym żyjącym bogiem-królem. Odkryliśmy, że bezpieczeństwo całego państwa egipskiego zależało od współdziałania obu części kraju, którego symbolem były dwie kolumny - jedna na północy, druga na południu - połączone ze sobą niebiańską belką poprzeczną i tworzące bramę skierowaną ku wschodzącemu słońcu. Ta przemawiająca do wyobraźni idea siły, wyrażona symbolicznie przez związek dwu kolumn, jest także centralnym, dobrze nam znanym elementem masońskiego rytuału. Nie była to jedyna analogia do współczesnej masonerii, jaką odnaleźliśmy: okazało się, że koncepcja maat, oznaczająca sprawiedliwość, prawdę i prawość wewnątrz zrównoważonego i uporządkowanego symetrycznego schematu, stanowiła kwintesencję zasad, jakie wyznawaliśmy jako masoni. Ten humanistyczny i etyczny “kodeks" postępowania nie był zbiorem religijnych nakazów ani prawnych rozporządzeń, lecz opierał się na idei dobroci udzielanej szczodrze jedynie ze względu na nią samą. Wiedzieliśmy, że masoneria nie mogła zaczerpnąć owej idei wprost z egipskich źródeł, ponieważ koncepcja maat aż do czasu odczytania inskrypcji wyrytych na kamieniu z Rosetty była nieznana światu. Kamień ten zaś, którego istnienie w decydującej mierze przyczyniło się do odczytania po raz pierwszy egipskich hieroglifów, odnaleziono dopiero jakieś sto lat po założeniu Wielkiej Loży Anglii. Na tym etapie poszukiwań ustaliliśmy także dwie inne, dosyć przypadkowe egipskie paralele z masonerią: pierwsza dotyczyła rytuału zmartwychwstania związanego z legendą o Ozyrysie; druga faktu, że Maat - pierwotnie idea prawdy i sprawiedliwości, a następnie bogini - była siostrą Thota, boga księżyca, kolejnej postaci odgrywającej ważną rolę w masońskim micie. Analizując ceremonię intronizacji egipskiego króla, odkryliśmy, że chociaż nie zachowały się świadectwa mówiące o liturgii pogrzebowej jako takiej, to można domniemywać, iż jednym z jej elementów był rytuał zmartwychwstania, podczas którego zmarłego króla utożsamiano z Ozyrysem. Znaleźliśmy także dowody wskazujące, iż podobne ceremonie odbywały się nie tylko z okazji intronizacji króla i że wiązały się one z istnieniem swoistego tajnego stowarzyszenia. Dowodów na istnienie tego tajnego stowarzyszenia dostarczyły nam inskrypcje na przedmiotach zgromadzonych w Muzeum Kairskim - teksty, które można było odczytać dopiero po odnalezieniu kamienia z Rosetty, a więc wiele lat po publicznym obwieszczeniu przez masonerię swojego istnienia. Korzystając z wiedzy zdobytej podczas masońskich rytuałów, dokonaliśmy rekonstrukcji egipskiej ceremonii intronizacji króla. Staraliśmy się przy tym, by wszystkie jej elementy były zgodne ze znanymi powszechnie faktami. Najbardziej ekscytującą analogię do masońskiego rytuału trzeciego stopnia napotkaliśmy w egipskich “tekstach piramid". Mówią one, że król reprezentuje gwiazdę Poranną, która, jak wiadomo, odgrywa także bardzo ważną rolę w masońskich rytuałach zmartwychwstania. Egipski hieroglif oznaczający poranną lub boską gwiazdę przedstawia przy tym tę samą pięcioramienną gwiazdę, jaka symbolizuje pięć etapów członkostwa w masońskim rytuale trzeciego stopnia. Fakt ten zdopingował nas do dokładniejszego zbadania związków masonerii z Egiptem. Mimo że mieliśmy liczne podejrzenia w tej sprawie, brakowało nam dowodów na istnienie egipskich praktyk, które miałyby jednoznacznie masoński charakter. ROZDZIAŁ ÓSMY Pierwszy wolnomularz Chociaż większość energii poświęcaliśmy na wyjaśnianie tajemnic starożytnego Egiptu, to zawsze szukaliśmy pewnych ogólniejszych historycznych odniesień, jeżeli jakaś konkretna postać czy wydarzenie miały dla nas jako masonów wyjątkowe znaczenie. Czasami okazuje się, że konwencjonalną interpretację historycznych wydarzeń należy odrzucić ze względu na fakty, które nie pasują do przyjętego schematu rozumowania. Tego rodzaju sprzeczności pozwalają nieraz dostrzec na krótką chwilę nową, nieznaną prawdę kryjącą się za powszechnie zaakceptowaną wersją wydarzeń. Tak było również, gdy skierowaliśmy uwagę na okres dziejów Egiptu związany z panowaniem Hyksosów w tym kraju. Współcześni archeolodzy nazywają go Drugim Okresem Przejściowym (1782-1570 p.n.e.) i umieszczają między epoką Średniego i Nowego Państwa. Był to czas wielkich zawirowań na gładkiej dotąd powierzchni głównego nurtu egipskiej historii, rodzaj katastrofy, z której niewiele cywilizacji zdołałoby się podźwignąć. Egipt jednak nie tylko przezwyciężył trudności, lecz wzniósł się ponownie na szczyty cywilizacyjnego rozwoju. Nie przeszkodził w tym całkowity upadek tradycyjnego systemu monarchicznego oraz zdominowanie ludności tubylczej na okres sześciu pokoleń przez grupę obcych najeźdźców, określanych przez niektórych autorów romantycznym mianem “królów-pasterzy". Ale pozostawało wciąż zagadką, jak doszło do podboju. Mieliśmy wrażenie, że właśnie owa epoka gwałtownych zmian - przejęcie tronu przez władców z dynastii Hyksosów, a następnie restytucja tebańskiej monarchii -może dostarczyć nam nowych, interesujących informacji, których poszukiwaliśmy. Dlatego skupiliśmy na niej całą uwagę, wykorzystując wszelkie dostępne źródła, w tym także Stary Testament. Odkrycie Hirama Abifa Wszystko wskazuje na to, że kimś w rodzaju łącznika między starożytnymi Egipcjanami a Żydami z I wieku n.e. był Mojżesz, późniejszy twórca narodu żydowskiego, który adoptowany w dzieciństwie przez córkę faraona, został członkiem egipskiej rodziny królewskiej. Poznanie tła tych wydarzeń wydawało się bardzo skomplikowane, my jednak nie dawaliśmy za wygraną, dokonując przeglądu znanych nam faktów. Po zdobyciu trzeciego stopnia masońskiego wtajemniczenia, który nadawał nam status mistrza masona, musieliśmy stwierdzić, że informacje na temat Hirama Abifa i Starego Testamentu uzyskane w trakcie ceremonii zbiły nas nieco z tropu. Przedstawiając kandydatowi po raz pierwszy sylwetkę Hirama Abifa, Czcigodny Mistrz wypowiada następujące słowa: “Śmierć nie jest straszniejsza niż splamienie się kłamstwem czy też okrycie hańbą. Wspaniały przykład tej wielkiej prawdy odnajdujemy w annałach masonerii, gdzie mowa jest o niezachwianej wierności oraz śmierci naszego Wielkiego Mistrza Hirama Abifa, który stracił życie na krótko przed zakończeniem budowy Świątyni króla Salomona. Przy jej wznoszeniu, jak zapewne wiesz, był zatrudniony jako główny architekt". Zakłada się tutaj milcząco, że wykształcony kandydat zna postać Hirama Abifa, zapewne z Biblii. My jednak nigdy o nim nie słyszeliśmy; co więcej, żadna z dostępnych nam wersji Biblii nie wspominała ani słowem o architekcie wznoszącym Świątynię Salomona. Ponieważ Hiram, król Tyru, przysłał Salomonowi robotników oraz drewno cedrowe, niektórzy autorzy utożsamiali fenickiego władcę z Hiramem Abifem, wydaje się jednak, że poza imieniem nic tych dwu postaci w istocie ze sobą nie łączy. My, podobnie zresztą jak inni masoni, których znaliśmy, przyjmowaliśmy na wiarę istnienie tego masońskiego bohatera, pomimo że żadne historyczne źródło nie wspominało o nim w kontekście budowy Świątyni Salomona. Gdyby imię tego mistrza budowlanego było znane autorom biblijnej 1 Księgi Królewskiej, szczególnie w świetle morderstwa, jakiego na nim dokonano, wydaje się niemożliwe, by pominęli je milczeniem. Początkowo sądziliśmy, że Hiram Abif był postacią fikcyjną, wymyśloną w późniejszym czasie, wzorowaną zapewne na jakiejś ważnej osobistości, której rola została pomniejszona w historii, i zaopatrzoną w wiele jej cech. Jedyne możliwe do przyjęcia wyjaśnienie dotyczące imienia masońskiego bohatera, na jakie natrafiliśmy, głosiło, że Hiram to po hebrajsku “szlachetny" lub “z królewskiego rodu", Abif zaś oznacza w języku starofrancuskim “zaginiony" -w sumie więc Hiram Abif byłby to “król, który zaginął". Gdy zajęliśmy się zgłębianiem historii starożytnego Egiptu, zaprzestaliśmy poszukiwań Hirama Abifa, ponieważ nie wiedzieliśmy zupełnie, w jakim kierunku powinniśmy się udać i uważaliśmy nasze wysiłki za bezcelowe. Tymczasem, ku naszemu zdumieniu, z mroków przeszłości wyszedł nam na spotkanie nie kto inny jak sam Hiram Abif! Prowadząc badania na szerszą niż kiedykolwiek dotąd skalę i poznając wiele szczegółów z historii starożytnego Egiptu, stopniowo zaczęliśmy dostrzegać w oddali możliwe do zaakceptowania rozwiązanie tej największej z tajemnic masonerii. Przeświadczeni o istnieniu tajemnej ceremonii polegającej na “przejściowej śmierci" i zmartwychwstaniu, która odgrywała kluczową rolę podczas intronizacji króla w starożytnym Egipcie, postawiliśmy sobie zadanie wyjaśnienia, w jaki sposób Izraelici mogli poznać ów niezwykły egipski rytuał. Punkt wyjścia do naszych rozważań okazał się łatwy do ustalenia. Biblia wyraźnie mówi o wielkiej roli, jaką Egipt odegrał w historii narodu żydowskiego, patriarchowie tacy zaś, jak Abraham, Jakub, Izaak, Józef i Mojżesz, mieli bliskie związki z Egiptem. Dwaj ostatni piastowali wysokie stanowiska na królewskim dworze w Egipcie, aczkolwiek w różnych czasach. Ostatni rozdział Księgi Rodzaju mówi o duchu tolerancji i współpracy, jaki panował między Egipcjanami a proto- Izraelitami, gdy tymczasem w Księdze Wyjścia stosunki między oboma narodami przedstawione są jako napięte i pełne wrogości. Powód owej nagłej zmiany we wzajemnych stosunkach stał się zupełnie jasny, gdy zaczęliśmy lepiej rozumieć okres historii Egiptu zwany epoką królów z dynastii Hyksosów. Okazało się przy tym, że osoba, która była Hiramem Abifem, odgrywała w owym czasie kluczową rolę. Upadek państwa egipskiego Zgłębiając dzieje Egiptu, doszliśmy do krytycznego punktu w historii tego narodu, umiejscowionego w epoce środkowego brązu, pod koniec trzeciego tysiąclecia p.n.e. Egipt wkroczył wówczas w fazę stopniowego schyłku, charakteryzującą się osłabieniem systemu władzy oraz niepokojami społecznymi. W kraju panoszyli się obcy przybysze z pustynnej północny, szerzyły się rozboje i przemoc, dawny przyjazny wobec innych i beztroski styl życia mieszkańców ustąpił miejsca niepewności oraz tendencji do pokładania zaufania jedynie we własne siły, przy rosnącej nieufności wobec państwa. Duch i energia narodu egipskiego, które przyczyniły się do jego wielkości, zaczęły stopniowo podupadać, co sprawiło, że kraj został wydany na pastwę żądnych zdobyczy obcych najeźdźców. W konsekwencji Egipt został podbity przez lud zwany Hyksosami. Podbój nie nastąpił jednak nagle i nieoczekiwanie - Hyksosi nie popłynęli pewnego razu w górę Nilu i nie zażądali od Egipcjan natychmiastowego poddania się - lecz był wynikiem znacznie dłuższego i bardziej subtelnego procesu. Hyksosi rozpoczęli od powolnej i długotrwałej infiltracji społeczeństwa egipskiego, aż w końcu stali się na tyle silni, by przejąć kontrolę nad Oboma Krajami. Jak wiadomo, do upadku egipskiego państwa doszło w tak zwanym Drugim Okresie Przejściowym, obejmującym lata 1780-1560 p.n.e. Nastąpił on po znacznie dłuższej epoce w historii Egiptu, zwanej Średnim Państwem. Odkryliśmy, że słowo “Hyksos" nie oznaczało w istocie “królów-pasterzy", lecz pochodziło od egipskiego heka-hasut, czyli “książęta pustyni". Historycy uważają, że Hyksosi stanowili mieszaninę ludów azjatyckich, głównie pochodzenia semickiego, które przybyły do Egiptu z Syrii i Palestyny. Przejmowanie przez nich władzy w państwie napotykało naturalnie opór ludności tubylczej, co doprowadziło w rezultacie do spalenia wielu miast oraz zburzenia świątyń, w tym także do zniszczenia i splądrowania egipskiej stolicy Memfis około 1720 roku p.n.e. Nie będąc wyznawcami idei maat Hyksosi w swoim dążeniu do władzy początkowo obchodzili się okrutnie z każdym, kto stanął na ich drodze. Gdy jednak ich rządy okrzepły, przestali być bezlitosnymi ciemięzcami i zjednali sobie do współpracy wielu egipskich możnowładców. Do końca XVIII wieku p.n.e. władza hyksoskiego króla rozciągnęła się na cały Górny Egipt. Wszyscy Hyksosi, wywodzący się głównie z krain, gdzie dzisiaj znajdują się Izrael i Syria, mówili tym samym językiem, należącym do grupy zachodniosemickiej. Później tym samym językiem posługiwali się Izraelici. Pytanie, które nieuchronnie pojawiło się w związku z tym, brzmiało: czy Hyksosi to w istocie Żydzi? Odpowiedź naturalnie była przecząca, jako że w owym czasie nie istniał naród żydowski. Rozproszone plemiona nomadów, zwanych przez Egipcjan Habiru (Hebrajczycy), należały do semickich ludów azjatyckich, które używały wspólnego języka, lecz nie tworzyły żadnej odrębnej kulturowo grupy. Wydaje się jednak bardzo prawdopodobne, że owi Hyksosi/Habiru powołali później zalążek wspólnoty plemiennej, która przekształciła się następnie w poszczególne plemiona Izraela, a na koniec w naród żydowski. Jest kilka powodów, dla których uważamy, że między Hyksosami i Żydami istnieje bezpośredni związek. Na przykład pierwsza wzmianka w Biblii na temat narodu żydowskiego pokrywa się dokładnie w czasie z okresem wypędzenia Hyksosów z Egiptu - do Jerozolimy! Ostatnie odkrycia archeologiczne wykazują, że pustynne obszary Bliskiego Wschodu powstały stosunkowo niedawno. Okazuje się, że przed pięcioma czy sześcioma tysiącami lat tereny na północny wschód od Egiptu były znacznie bardziej żyzne i urodzajne. Istnieją dowody na to, że w drugim tysiącleciu p.n.e. na obszarze całego Bliskiego Wschodu doszło do gwałtownej zmiany klimatu, przynoszącej ze sobą długie okresy suszy. Wierni koncepcji maat Egipcjanie byli przyjaznym i wspaniałomyślnym ludem, który pozwalał wędrownym Habiru korzystać z wody i pastwisk. Mogli oni wypasać w Egipcie swoje stada owiec, gdy warunki życia poza deltą Nilu stawały się nie do zniesienia. Mówi o tym jednoznacznie Księga Rodzaju 12, 10: “Kiedy zaś nastał głód w owym kraju, Abram powędrował do Egiptu, aby tam przez pewien czas pozostać; był bowiem ciężki głód w Kanaanie". W okresie rozprzężenia, jakie zapanowało w społeczeństwie Egiptu, sprawowanie kontroli nad poszukującymi wody azjatyckimi koczownikami stawało się coraz bardziej utrudnione, tak iż stopniowo zaczęli oni napływać w ogromnej liczbie i pozostawać w kraju przez coraz dłuższy czas. Nie musieli wracać na swoje ojczyste tereny nawet wówczas, gdy panujące tam warunki klimatyczne poprawiły się. Egipt, którego władze nie prowadziły żadnej rozsądnej polityki imigracyjnej wobec tych koczowni- ków, wkrótce zalali przybywający z północy uchodźcy. Co więcej, w ślad za nimi przybyły bardziej cywilizowane ludy, chcąc wykorzystać ogólne zamieszanie w państwie. Semiccy mieszkańcy miast, Hyksosi, byli znacznie bardziej wojowniczy niż przesadnie ufni Egipcjanie, a także znakomicie i naówczas bardzo nowocześnie uzbrojeni - używali między innymi wozów bojowych zaprzężonych w konie - bez większego trudu podporządkowali więc sobie pokojowo nastawioną tubylczą ludność. Królowie Hyksosi Wydaje się prawdopodobne, że w okresie rządów Hyksosów wielu Habiru osiedliło się w miastach i zdobyło wysoką pozycję społeczną. Dotychczas jedynym sposobem poprawy losu oraz korzystania z dobrodziejstw życia w mieście było dla przedstawicieli tego pustynnego plemienia nomadów zgodzenie się na niewolniczą służbę u jakiejś egipskiej rodziny. Nie była to jednak niewolnicza służba w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, polegała ona bowiem najczęściej na spełnianiu przez całe życie funkcji służącego lub parobka. Niewolnik nie zarabiał wiele, ale warunki życia, z których korzystał, były nieporównywalnie lepsze niż warunki życia ogromnej większości jego współplemieńców. Gdy hyksoscy królowie ugruntowali swoją władzę w Egipcie, zaczęli finansować budowę świątyń, a także wspierać zarówno artystów tworzących posągi, płaskorzeźby i figurki skarabeuszy, jak też wybitnych pisarzy oraz rzemieślników. Nowi władcy, których własne dziedzictwo kulturowe było ubogie, szybko przyswoili sobie egipską tradycję i kulturę. Zaczęli zapisywać swoje imiona egipskimi hieroglifami, przejęli tradycyjną tytulaturę egipskich królów, a nawet przydawali sobie nowe, egipskie imiona. Królowie Hyksosi rozciągnęli początkowo swoją władzę na obszar Dolnego Egiptu, większego i bardziej urodzajnego z Obu Krajów. Swoją stolicą uczynili nowo wybudowane miasto Awaris, bogiem państwowym zaś bóstwo, które otaczano szczególną czcią na terenach, gdzie po raz pierwszy się osiedlili. Bogiem tym był Set, przypominający dawnego boga Kananejczyków Baala. Nadając Setowi szczególne miejsce w swoim systemie wierzeń, Hyksosi czcili także wielkiego boga Re, któremu składali hołd między innymi w ten sposób, że przyjmowali nowe królewskie imiona z cząstką “Re". Później Hyksosi kontrolowali Oba Kraje, teraz już ze starej egipskiej stolicy w Memfis. Można powiedzieć, że był to rodzaj symbiotycznego związku, w którym okupanci przyswoili sobie kulturę i wierzenia Egipcjan, ci zaś przejęli od Hyksosów ich zaawansowaną technologię: konne rydwany, usprawnione łuki, miecze z brązu zajęły miejsce niewyszukanej egipskiej broni. Egipcjanie nauczyli się od Hyksosów jeszcze jednego: cynizmu. Do tej pory byli oni nazbyt otwarci i beztroscy. Wiodąc w przeszłości spokojne, niezmącone życie, nie przywiązywali większej wagi do spraw obronności kraju. Doświadczenia zdobyte w okresie panowania Hyksosów okazały się dla Egipcjan znakomitą i wielce pouczającą lekcją. Przyczyniła się ona do wykształcenia nowego, realnego spojrzenia na świat, sprzyjającego odrodzeniu egipskiego ducha w okresie zwanym Nowym Państwem. Chociaż Egipcjanie utracili kontrolę nad swoją dawną stolicą Memfis, elementy egipskiej tradycji monarchicznej przetrwały i były nadal kultywowane w Tebach, w Górnym Egipcie. Ze źródeł wynika, że Tebańczycy uznali zwierzchność azjatyckich władców, utrzymując z nimi, jak się wydaje, dosyć przyjazne stosunki. Kiedy z czasem hyksoska władza wtopiła się w egipską kulturę i praktyki religijne, wyłonił się nieuchronnie duży problem natury polityczno-religijnej. Najeźdźcy zaczęli rościć sobie prawo zarówno do władzy świeckiej, jak i wyznaniowej. Na przykład król Chian (lub Chaiana) przyjął w momencie obejmowania tronu egipskie imię Se-user-en-re oraz tytuły: “Dobry Bóg" i “Syn Re", następnie zaś przybrał przydomek Horusa: “Obejmujący Krainy", który miał świadczyć o jego dominacji nad całym światem. Roszczenie do tytułowania go “synem boga", wysunięte przez hyksoskiego władcę, musiało bardzo oburzyć przedstawicieli wszystkich warstw egipskiego społeczeństwa. Ta ważna kwestia, jak nam się wydaje, nie została dotąd w wystarczającym stopniu zbadana przez współczesnych egiptologów. Już poprzednio wspominaliśmy taki szczególny moment w trakcie ceremonii intronizacyjnej egipskiego króla, który sprawiał, że odtąd władza nowego Horusa była niepodważalna. Tymczasem mimo ogromnej władzy oraz chęci pełnego uczestnictwa w egipskich ceremoniach religijnych przyszłemu hyksoskiemu królowi nie udzielano tego rodzaju przywileju gwarantującego niekwestionowane prawo do sprawowania rządów. Czy to możliwe, by obcy przybysz mógł tak po prostu zmienić imię z Chian na Se-user-en-re i tytułować się Horusem, jeśli nie został poddany tajemnej inicjacji w sekretnej komnacie, zastrzeżonej jedynie dla prawowitych egipskich królów? Odpowiedź brzmi: nie. Niedorzeczne byłoby przypuszczenie, że Egipcjanie zechcieliby podzielić się swoimi największymi tajemnicami z Hyksosami, których uważali za nieokrzesanych i ordynarnych. Ponieważ jednak Chian pragnął za wszelką cenę zdobyć ów wspaniały tytuł, a nie znalazł po temu żadnego legalnego sposobu, po prostu nadał go sobie arbitralnie. Pozornie relacje między tubylcami a ich nowymi panami były więc poprawne, jednakże w głębi duszy Egipcjanie musieli odczuwać do Hyksosów wielką niechęć. Co więcej, mimo że Hyksosi małpowali egipskie zwyczaje i egipski styl życia, wyraźnie odróżniali się od przedstawicieli miejscowej ludności. Asymilacja Hyksosów z Egipcjanami była najwyżej powierzchowna; Hyksosi mówili po egipsku z zabawnym obcym akcentem, nosili brody (Egipcjanie golili się z wyjątkiem okresu żałoby), ubierali się w charakterystyczne stroje i poruszali w wozach zwanych rydwanami, ciągniętych przez konie zamiast osłów. Zaginięcie pierwotnych tajemnic W trakcie naszych badań dotyczących późnego okresu Średniego Państwa doszliśmy do przekonania, że napięcia między nowymi królami hyksoskimi a przedstawicielami prawowitej, dawnej egipskiej linii królewskiej musiały osiągnąć punkt kulminacyjny w momencie bezprawnego przywłaszczenia sobie przez tych pierwszych tytułu Horusa. Jeśli mieliśmy rację w sprawie tajemnej ceremonii zmartwychwstania, którą odprawiali rodzimi egipscy królowie, to aroganccy intruzi, którzy zdobywszy już wszystko, zapragnęli teraz poznać najgłębsze królewskie tajemnice, musieli rzeczywiście sprawiać wiele kłopotu i utrapienia. Kontrola nad sprawami życia codziennego to jedna sprawa, wdzieranie się do domeny bogów, zarówno tych niebiańskich, jak i ziemskich, druga. Gdy w Egipcie panowała już trzecia i czwarta generacja hyksoskich królów obznajomionych z egipską teologią, poczuli się upoważnieni do poznania tajemnic Horusa, każdy z nich uważał bowiem, że wstępując na tron, staje się bogiem. A co ważniejsze, każdy król pragnął stać się po śmierci Ozyrysem: wiecznie świecącą gwiazdą na niebie. Kiedy już zostałem królem Egiptu, rozumował hyksoski władca, dlaczego miałbym umierać zwyczajną, kananejską śmiercią, skoro śmierć w roli Horusa gwarantowałaby mi życie wieczne? Okres panowania królów Hyksosów był bardzo złożoną i fascynującą epoką, a więc nasze badania nad nim wydawały się nie mieć kresu. Pewnego razu Chrisowi przyszła do głowy myśl związana generalnie z tą właśnie epoką, konkretnie zaś dotycząca postawy i działania prawowitego egipskiego króla Sekenenre Tao II. Król ten władał Tebami w Górnym Egipcie pod koniec okresu panowania Hyksosów. Chris miał przeczucie, że opowieść o Hiramie Abifie może mieć coś wspólnego z wielką bitwą, jaką stoczyły ze sobą wojska Sekenenre Tao II i króla z dynastii Hyksosów Apopiego I, który po wstąpieniu na tron przybrał egipskie imię A-user-re (“Wielki i potężny jak Re") oraz tytuł “Króla Górnego i Dolnego Egiptu - Syna Re". Miesiącami Chris studiował materiały dotyczące tego okresu, poszukując jak największej liczby dowodów, które mogłyby potwierdzić lub rozwiać jego przeczucie. Stopniowo okazywało się, że przeczucie zaczyna przeradzać się w ugruntowane przypuszczenie. Oddajmy jednak głos samemu Chrisowi: “Wiedziałem, że hyksoskiego króla Apopiego zwano także Apofisem. Ten bardzo istotny fakt zmienił moje spojrzenie na sprawę uwikłania tego władcy w duchową walkę, która doprowadziła w gruncie rzeczy do ponownego stworzenia egipskiego państwa przez Ozyrysa, Izydę oraz pierwszego Horusa. Przekonałem się, że Apofis z rozmysłem i nie bacząc na konsekwencje, postanowił zdobyć tajemnice prawowitych egipskich królów. Hyksosi byli wojowniczymi egocentrykami. Swym głównym bogiem uczynili Seto, brata i mordercę Ozyrysa, boga, którym stawał się po śmierci każdy egipski król. Identyfikując się z Setem, Hyksosi demonstracyjnie okazali pogardę wobec Egipcjan, a Jednocześnie sympatię z siłami zła. Idea maat musiała wydawać się Apofisowi głupia; była dla niego zapewne synonimem «miękkości» Egipcjan, dzięki której jego przodkom tak łatwo udało się zawładnąć ich krajem. Przeciwieństwo maat nazywano isfet -słowo to określało negatywne formy zachowania, takie jak egoizm, obłuda czy niespra- wiedliwość. Według egipskiej mitologii ucieleśnieniem owych cech isfet był zły, podobny do smoka, potworny wąż zwany... Apopisem (Apofisem). Byłem zdumiony, dowiedziawszy się, że ów przywódca sił zła nosił identyczne imię jak król z dynastii hyksoskiej. Do epitetów, które przylgnęły do tego potwora, wroga maat, należały między innymi: «ten o złym wyglądzie» oraz «ten o złym charakterze». Był on dla Egipcjan ucieleśnieniem pierwotnego chaosu. Węża, którego imię przybrał hyksoski król, wyobrażano sobie jako głuchego i ślepego potwora, który wydawał z siebie przeraźliwy ryk w ciemnościach i był co dnia przepędzany przez wschodzące słońce. Nie budzi zatem zdziwienia fakt, że każdy Egipcjanin najbardziej obawiał się tego, iż występny wąż Apopis mógłby pewnej nocy wygrać pojedynek z Re; oznaczałoby to, że nowy dzień nigdy już nie nastanie. By uchronić się przed owym nieustannie grożącym niebezpieczeństwem, Egipcjanie re- cytowali codziennie zaklęcia w świątyniach i wznosili modły do boga słońca, by wesprzeć siły światła w walce z siłami ciemności. Okazało się, że naukowcy odkryli bogaty zbiór zaklęć przeciwko Apopisowi, zwany Księgę obalenia Apopisa. Była to tajemna księga przechowywana w świątyni. Zawierała setki magicznych zaklęć kryjących w sobie moc ochrony przed złem czynionym przez Apopisa. Udzielała też wskazówek, w jaki sposób sporządzić woskową figurkę węża, którą następnie należało podeptać, spalić lub pokroić nożem na kawałki. Księga nakazywała dokonywać tych czynności każdego dnia rano, w południe i wieczorem oraz, co szczególnie ważne, za każdym razem, gdy słońce przysłaniały chmury. W Tebach, 640 kilometrów na południe od Awaris, wciąż rządzili władcy z dawnej egipskiej linii królów, chociaż oficjalnie ugięli się przed potęgą Hyksosów i płacili żądane kwoty poborcom podatkowym króla Apofisa. Pomimo izolacji i zubożenia mieszkańcy Teb starali się za wszelką cenę zachować obyczaje Średniego Królestwa, które były szczególnie drogie ich sercu. Odcięci przez Hyksosów (oraz podległych im marionetkowych władców Kusz) od drewna z Syrii, wapienia z Tury, złota z Nubii, mahoniu i kości słoniowej z Sudanu, zostali zmuszeni do wynajdywania nowych technik budowlanych. Pomimo wielkich niedogodności Tebańczycy wznosili wspaniałe budowle - najczęściej jednak nie z kamienia, lecz z wyrabianych z mułu cegieł. Co ciekawe, wydaje się, że narastające trudności przyczyniły się do ożywienia dawnego ducha i wzrostu determinacji w działaniu, które to cechy doprowadziły niegdyś do świetności Egiptu. Podczas gdy poziom życia w Tebach nadal był niski, nauka i kultura zaczęły stopniowo coraz bardziej się rozwijać. To niewielkie miasto-królestwo powoli wychodziło z depresji i chaosu, stawiając odważnie czoło azjatyckim władcom Dolnego Egiptu. Przypuszczałem, że mniej więcej w 34 roku swoich rządów Apofis polecił królowi Teb wyjawienie wszystkich tajemnic związanych z rytuałem stawania się Ozyrysem, pragnął on bowiem zdobyć życie wieczne, które w jego mniemaniu należało mu się jako «prawowitemu» królowi Obu Krajów. Król Teb Sekenenre Tao II był odważnym młodym mężczyzną, który uważał się za Horusa, i nie zamierzał nikomu odstępować praw przysługujących mu z tytułu urodzenia, a już na pewno nie brodatemu Azjacie, noszącemu imię «węża ciemności>>. Jego nieprzejednane stanowisko musiało bardzo rozgniewać Apofisa, który zaczął imać się wszelkich możliwych sposobów wykorzystania swojej władzy i wpływów przeciwko Sekenenre. Szczególnie ważnym świadectwem owego konfliktu jest rozkaz przesłany przez Apofisa z Awaris do odległych o 640 kilometrów Teb, a skierowany do Sekenenre: «Usuń natychmiast basen z hipopotamami znajdujący się po wschodniej stronie miasta. Słyszę bowiem, że nie pozwalają one ludziom spać ani we dnie, ani w nocy» . Rozkaz ten nie był jedynie zwyczajną zachcianką władcy mającą na celu poniżenie Sekenenre. Przeciwnie, wyraźnie świadczy o ostrym konflikcie dotyczącym boskiego prawa do sprawowania rządów. Mimo że Apofis zdobył w państwie wszelką władzę, jakiej pragnął, nie miał dostępu do tajemnic zmartwychwstania oraz błogosławieństw udzielanych przez bogów. Jego rozkaz miał jednoznacznie polityczny wydźwięk, Tebańczycy powrócili bowiem do dawnego zwyczaju rytualnego zabijania harpunem hipopotamów, które trzymali w specjalnie zbudowanym basenie po wschodniej stronie miasta. Był to starożytny święty rytuał mający zapewnić bezpieczeństwo i trwałość egipskiej monarchii. Fakt ten musiał bardzo rozzłościć Apofisa; co więcej, hipopotam był świętym zwierzęciem głównego boga Hyksosów, Seta. Azjatycki król mógł więc aż w dwójnasób poczuć się znieważony. Rytualne zabijanie hipopotama składało się z pięciu odsłon: prologu, trzech aktów i epilogu. Celem przedstawienia było upamiętnienie zwycięstwa Horusa nad wrogami, jego koronacji jako króla Obu Krajów oraz ostatecznego triumfu nad wszystkimi przeciwnikami. Rolę Horusa odgrywał sam król. W pierwszym akcie ciskał w hipopotama dziesięć harpunów - na zmianę jako Horus, pan Mesen, oraz Horus Beh-detite reprezentujący Dolny i Górny Egipt. W trzecim akcie ciało hipopotama, symbolizujące Seta, dwukrotnie kawałkowano. Konflikt między władcami ciągnął się zapewne przez jakiś czas, wydaje mi się jednak, że pewnego razu Apofis postanowił położyć kres zuchwalstwu tebańskiego króla i wydobyć od Sekenenre raz na zawsze wszystkie tajemnice. W efekcie doszło do zabójstwa Sekenenre, potem zaś do wypędzenia Hyksosów z kraju i powrotu do władzy egipskich królów". Chris zdał sobie sprawę, że jego początkowe przeczucie, które przerodziło się następnie w przypuszczenie, zaczynało teraz przybierać kształt poważnej, choć nieco chwiejnej hipotezy. Obaj przedyskutowaliśmy szczegółowo całą sprawę i wkrótce doszliśmy do wniosku, że Sekenenre mógł być poszukiwanym przez nas Hiramem Abifem. Dowód biblijny Kolejny etap naszych poszukiwań polegał na przyjrzeniu się innym ważnym źródłom informacji, które mogły pomóc w lepszym zrozumieniu konfliktu między Apofisem a Sekenenre. Dotychczas wiadomości na temat wydarzeń rozgrywających się w XVI wieku p.n.e. czerpaliśmy ze starożytnych egipskich tekstów oraz z masońskiego rytuału, tymczasem ku naszemu zdziwieniu okazało się, że wielu informacji o tej zamierzchłej epoce może dostarczyć biblijna Księga Rodzaju. Kluczowymi postaciami, które mogły, przynajmniej teoretycznie, mieć jakiś związek z Sekenenre i Apofisem, byli: Abraham, Izaak, Jakub, Józef i, niewykluczone, Mojżesz. Jednakże ustalenie dat związanych z najważniejszymi wydarzeniami w ich życiu jest, według powszechnej opinii ekspertów, znacznie trudniejsze niż w wypadku postaci żyjących w późniejszym okresie żydowskiej historii - począwszy od Dawida i Salomona istnieje znacznie więcej pewnych z historycznego punktu widzenia faktów, do których można się odnieść. Staraliśmy się określić miejsce tych pięciu żydowskich patriarchów w czasie, logiczne więc wydawało się nam rozpoczęcie od Józefa, Azjaty lub proto-Żyda, który według świadectwa Biblii został jednym z najwyższych zarządców w całym Egipcie, ustępującym rangą jedynie samemu królowi. Opowieść o Józefie - począwszy od sprzedania go przez braci w niewolę aż do zdobycia przez niego wielkich godności w Egipcie, włącznie z epizodem mówiącym o jego słynnej kolorowej szacie (w istocie wynik niepoprawnego tłumaczenia wyrazu oznaczającego “długą szatę z rękawami" ) - jest dobrze znana i uważa się powszechnie, że dotyczy realnie istniejącej osoby. Legendę tę jednak w znacznym stopniu upiększyli skrybowie, którzy jako pierwsi zaczęli spisywać tradycję przekazywaną dotąd wyłącznie ustnie. Odniesienia do wielbłądów jako zwierząt pociągowych oraz stosowania monet są z historycznego punktu widzenia niepoprawne, jako że zarówno wielbłądów, jak i monet zaczęto używać dopiero setki lat po śmierci Józefa. Według Księgi Rodzaju Abraham udał się po raz pierwszy do Egiptu w wieku 75 lat; miał sto lat, kiedy urodził mu się syn Izaak, umarł zaś 75 lat później. Gdy Izaak miał 60 lat, urodziło mu się dwu synów, Jakub i Ezaw. Jakub miał dwunastu synów, z których przedostatni był Józef. W wypadku powyższych danych trzeba naturalnie wziąć pod uwagę pewną przesadę w szafowaniu liczbami, przede wszystkim co do wieku Abrahama. Bardziej realistycznie traktując upływ czasu, zakładamy, że Józef piastował jedno z najwyższych stanowisk w Egipcie pomiędzy 30 a 60 rokiem życia. Następnie, począwszy od tego okresu, możemy cofać się w czasie aż do momentu, gdy jego pradziadek Abraham po raz pierwszy przybył do Egiptu. Jakub był zapewne dumny z licznego potomstwa spłodzonego z wieloma kobietami, w tym z dwiema żonami oraz ich niewolnicami. Józef był jednym z najmłodszych, wydaje się więc, że kiedy przyszedł na świat, jego ojciec był już stosunkowo stary - przyjmijmy, że miał 60 lat. Możemy założyć, że także Izaak spłodził Jakuba w wieku 60 lat, jak chce Biblia, jednakże w wypadku Abrahama musimy przyjąć bardziej prawdopodobną wersję, zgodnie z którą został on ojcem Izaaka w wieku 70 lat. Wiek poszczególnych patriarchów, w którym mogli mieć dzieci, odpowiada ogólnej tendencji panującej w Biblii, jeśli naturalnie wykluczymy pewne wyraźnie przesadne stwierdzenia, jakie się do niej zakradły. W Księdze Rodzaju czytamy, że Sara, żona Abrahama, była bardzo piękną kobietą i Abraham, obawiając się, iż Egipcjanie go zabiją, by ją wykraść, przedstawiał Sarę jako swoją siostrę. Trudno dopatrzyć się w postępowaniu Abrahama logiki, niemniej jednak skoro później oboje małżonków określa się jako ludzi starych i od dawna już sypiających ze sobą, gdy w końcu urodził się Izaak, wydaje się, że oboje byli młodzi, kiedy po raz pierwszy przybyli do Egiptu. Na drugim końcu naszej skali chronologicznej dysponowaliśmy pochodzącą z opowieści o Józefie wskazówką, która pomogła nam ustalić przybliżoną datę pewnego historycznego wydarzenia. Mamy na myśli uwagę mówiącą o stosowaniu rydwanów ciągniętych przez konie, co jednoznacznie umieszcza opisywane wydarzenie w epoce Hyksosów, ponieważ właśnie owi azjatyccy władcy sprowadzili te pojazdy do Egiptu. Zwykle przyjmuje się, że pośród najeźdźców było wielu Semitów, a więc w okresie panowania Hyksosów semickich imigrantów zapewne wyjątkowo przyjaźnie traktowano w Egipcie. Wielu naukowców uważa, że zmiana dynastii, jaka nastąpiła po wypędzeniu Hyksosów, mogła wiązać się z objęciem rządów przez “nowego króla, który nie znał Józefa" (Księga Wyjścia 1, 8), i że wszystkich przybyszów pozostających wówczas w Egipcie dotyczyły rozporządzenia znane z pierwszego rozdziału Księgi Wyjścia . Wydaje się prawie pewne, że migracja Hebrajczyków do Egiptu podczas suszy w Kanaanie oraz objęcie władzy w Egipcie przez Hyksosów zbiegają się w czasie z polityczną karierą Józefa. Faraon rządzący krajem w czasach Józefa z radością witał przybywających Hebrajczyków, ponieważ był Hyksosem, a więc Semitą, tak jak oni. Dlatego uważa się, że po obaleniu i wypędzeniu Hyksosów nowi egipscy królowie, uznając Hebrajczyków za sojuszników Hyksosów, czynili z nich swoich niewolników. Badacze wahają się jednak zwykle z wyciągnięciem na podstawie tych przesłanek ostatecznych wniosków. Tymczasem wersy 8 i 9 pierwszego rozdziału Księgi Wyjścia dostarczają nam najbardziej precyzyjnych danych dotyczących okresu, w którym żył Józef oraz niezidentyfikowany jak dotąd faraon: »Lecz rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: «Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas»". Naszym zdaniem Józef żył w okresie rządów Apofisa, a więc był współczesny Sekenenre Tao. Musimy jednak pamiętać, by nie traktować każdego słowa zapisanego w Starym Testamencie jako niepodważalnego dowodu, przede wszystkim dlatego że między opisywanymi wydarzeniami a momentem ostatecznego zredagowania tekstu upłynął szmat czasu. Przypomnijmy sobie odniesienia do wielbłądów i monet; podobnych uchybień dotyczących szczegółów może być więcej. Wydaje się jednak, że ogólne tło opowieści odpowiada temu, co naprawdę się wydarzyło. Mówiąc prościej: Biblia mówi nam, że Józef stał się drugą po faraonie najważniejszą osobistością w całym Egipcie, z czego wyciągamy wniosek, iż był on wezyrem pozostającego długo u władzy hyksoskiego króla Apofisa, przeciwnika Sekenenre Tao II. Cofając się w czasie od momentu konfrontacji między Apofisem a Sekenenre, który większość badaczy datuje na około 1570 rok p.n.e. - wezyr Józef miał wówczas około pięćdziesięciu lat - wypracowaliśmy taką oto chronologię wydarzeń: data p.n.e. wydarzenie 1570 Józef zostaje wezyrem (prawdopodobnie w wieku 50 lat); 1620 Narodziny Józefa (jego ojciec Jakub był już stary, miał prawdopodobnie 60 lat); 1680 Narodziny Jakuba (jego ojciec Izaak miał 60 lat); 1740 Narodziny Izaaka (jego ojciec Abraham był bardzo stary, przyjmijmy, że miał 70 lat); 1780 Abraham po raz pierwszy przybywa do Egiptu (prawdopodobnie w wieku 30 lat). Dane, jakie tu podajemy, są na tyle, na ile to tylko możliwe, wierne informacjom zawartym w Biblii. Cofając się w czasie od momentu konfliktu między Apofisem a Sekenenre, ustaliliśmy, że Abraham przybył do Egiptu dokładnie w tym samym roku, w którym według powszechnej opinii rozpoczęła się era rządów królów Hyksosów! Zaskakująca konkluzja nasuwała się sama: Abraham także był Hyksosem, prawdopodobnie uważanym nawet za księcia. Pamiętajmy, że egipskie słowo “Hyksos" oznacza po prostu “książąt pustyni", wszystko przemawia zaś za tym, iż Abraham pochodził z książęcej rodziny z Ur. Wciąż jednak braliśmy pod uwagę fakt, że autorzy opowieści starotestamentowych opisywali wydarzenia, które nastąpiły prawie tysiąc lat wcześniej. Ponadto byli ludźmi przesądnymi i zabobonnymi, nasycali więc elementami swojej wiary historię, którą przyszło im spisywać i interpretować. Jak pamiętamy, Księga Rodzaju zaczyna się od opisu niezwykle odległych w czasie wydarzeń dotyczących gatunku ludzkiego, potem jednak szybko przechodzi od zamierzchłych legend do stosunkowo współczesnej dla skrybów historii. Nigdzie w Starym Testamencie nie znajdujemy wzmianki na temat podboju Egiptu przez ludy azjatyckie, jaki nastąpił gdzieś w okresie między Abrahamem a Mojżeszem. Czy wynikało to z niewiedzy autorów, czy też z chęci ukrycia czegoś wstydliwego, tego nie wiedzieliśmy; jednak fakt, że tak ważne z historycznego punktu widzenia wydarzenie zostało całkowicie pominięte w Starym Testamencie, wydawał się nam wielce zastanawiający. Zabójstwo Hirama Abifa Król Sekenenre toczył swego rodzaju duchową walkę z Apofisem - ciemną siłą, która znalazła ucieleśnienie w tym hyksoskim królu, władcy Dolnego Egiptu. By odnieść zwycięstwo, Sekenenre potrzebował wsparcia ze strony potężnego boga słońca Amona-Re. Codziennie w południe opuszczał więc swój królewski pałac Malkata i odwiedzał świątynię Amona-Re. Czynił to w chwili, gdy słońce stało w najwyższym punkcie na niebie, tak iż człowiek nie rzucał prawie żadnego cienia, nie plugawił ziemi najmniejszym nawet śladem ciemności. Gdy słońce znajdowało się w zenicie, moc Re wrastała, siła węża ciemności Apopisa zaś malała. Przytoczmy teraz fragment masońskiego rytuału trzeciego stopnia, o którym mówiliśmy w rozdziale 1, pozostawiając go wówczas bez komentarza: “Świątynia, do której miał w zwyczaju udawać się samotnie nasz Mistrz Hiram Abif, by oddawać w niej cześć Najwyższemu. A była wtedy dokładnie godzina dwunasta w południe". Dopiero teraz słowa te nabrały dla nas sensu. A oto dokonana przez nas rekonstrukcja wypadków: Pewnego dnia działający potajemnie spiskowcy wysłani przez Apofisa usiłowali wydobyć tajemnice Ozyrysa od dwu wysokich kapłanów. Kiedy im się to nie udało, zabili obu. Następnie, przerażeni tym, co zrobili, zaczaili się na samego króla - każdy przy jednej bramie świątyni. Kiedy Sekenenre skończył modły, skierował się ku południowej bramie, gdzie natknął się na pierwszego z trzech spiskowców. Zażądał on od króla wyjawienia tajemnic Ozyrysa, król jednak stanowczo odmówił. Współczesny masoński rytuał trzeciego stopnia mówi o tym, co zaszło owego dnia trzy i pół tysiąca lat temu w świątyni w Tebach. Pragnąc uwypuklić podobieństwa, zamieniliśmy masońskie nazwy i imiona na odpowiadające im terminy egipskie: “Po zakończeniu modłów, gdy Mistrz zamierzał właśnie opuścić Świątynię przez południową bramę, zaskoczył go pierwszy z łotrów, który, z braku bardziej odpowiedniej broni, zagroził mu pionem murarskim. Zażądał od naszego Mistrza Sekenenre natychmiastowego wyjawienia prawdziwych tajemnic Ozyrysa, ostrzegając Mistrza, że w przeciwnym razie spotka go śmierć. Ale Mistrz, wierny swym przysięgom, odparł, że owe tajemnice znane są jedynie trzem mężom na świecie i bez porozumienia się z pozostałymi dwoma nie może i nie chce ich wyjawić (...) Jeśli zaś chodzi o niego, to raczej poświęci życie, niż miałby zawieść Pokładane w nim zaufanie. Wściekły z takiego obrotu sprawy łotr zamierzył się, chcąc zadać silny cios w czoło naszego Mistrza, lecz zbity z tropu jego nieugiętą postawą zaledwie musnął pionem murarskim prawą skroń, na tyle mocno jednak, że Mistrz zachwiał się i osunął na lewe kolano. Doszedłszy nieco do siebie, Mistrz pobiegł ku zachodniej bramie, gdzie natknął się na drugiego łotra. Udzielił mu takiej samej, równie stanowczej odpowiedzi jak pierwszemu. Wtedy łotr uzbrojony w poziomnicę zadał mu silny cios w lewą skroń, czym spowodował jego osunięcie na prawe kolano. Przekonawszy się o niemożliwości ucieczki przez obie bramy, nasz Mistrz, osłabiony i krwawiący, ruszył chwiejnym krokiem ku bramie wschodniej, gdzie czekał już nań trzeci z łotrów. Ten otrzymał od Mistrza równie stanowczą jak poprzednio odpowiedź na swe zuchwałe żądanie - nasz Mistrz pozostał bowiem wierny swym przysięgom nawet w tak dramatycznej chwili. Wtedy zadał mu ciężkim kamiennym młotem uderzenie w sam środek czoła, tak iż Mistrz padł bez życia na ziemię u jego stóp". Tajemnice związane z intronizacją egipskich królów umarły wraz z Sekenenre, człowiekiem zwanym przez nas Hiramem Abifem... “królem, który zaginął". Czuliśmy, że prawdopodobieństwo, iż Sekenenre jest naszym zaginionym Mistrzem Masonem, jest duże, zaczęliśmy więc studiować bliżej wszelkie dostępne nam wiadomości na jego temat. Byliśmy dogłębnie wstrząśnięci, gdy pewnego razu zapoznaliśmy się ze szczegółami dotyczącymi mumii Sekenenre, przede wszystkim zaś z detalicznym opisem obrażeń, jakich doznał przed śmiercią: “Gdy w lipcu 1881 roku Emil Brugsch dokonał odkrycia mumii faraona Ramzesa II, przekonał się, że w tej samej komorze grobowej znajdują się zwłoki innego króla, pochowanego około 300 lat przed Ramzesem; wyróżniały się szczególnie wstrętnym zapachem. Zgodnie z napisem było to ciało Sekenenre Tao, jednego z rodzimych egipskich władców, który w okresie rządów Hyksosów władał położonymi daleko na południu Tebami. Nawet dla niewprawnego oka było widoczne, że Sekenenre zginął gwałtowną śmiercią. Środkowa część jego czoła została strzaskana (...) Inny cios zgruchotał jego prawy oczodół, prawą kość policzkową i nos. Trzecie uderzenie spadło za lewym uchem, łamiąc wyrostek sutkowy czaszki oraz pierwszy kręg szyjny. Chociaż za życia był on wysokim i przystojnym mężczyzną o czarnych, kręconych włosach, zastygły grymas jego twarzy świadczy, że umarł w męczarniach. Także po śmierci los nie obszedł się z nim łaskawie: mumifikacji dokonano dopiero po jakimś czasie - stąd odór oraz wyraźnie widoczne początkowe ślady rozkładu. Źródła egipskie milczą na temat okoliczności śmierci Sekenenre, wydaje się jednak prawie pewne, że zginął z rąk Hyksosów/Kananejczyków" . A więc stało się to, co wydawało się niemożliwe - zidentyfikowaliśmy Hirama Abifa. Co więcej, okazało się, że jego ciało wciąż jeszcze istnieje. Rany głowy pokrywają się dokładnie z masońskim opisem. Wściekły cios, który zgruchotał prawą stronę twarzy Sekenenre, z pewnością zachwiał nim i zmusił do przyklęknięcia. Jednakże młody, wysoki i silnie zbudowany król zdołał jakoś ponownie stanąć na nogi. Zaczął uciekać, ale wtedy spotkał drugiego napastnika, który zadał mu silne uderzenie w lewą stronę czaszki. Znacznie osłabiony, bliski omdlenia szedł dalej przed siebie i zataczał się, kiedy ostatni, śmiertelny cios ugodził go w sam środek czoła, zabijając na miejscu. Dokładny opis ran głowy króla znaleźliśmy także w innym opracowaniu: “Głębokie i rozległe rany czaszki Sekenenre zostały mu zadane przynajmniej przez dwu ludzi, którzy zaatakowali go nożem, toporem, włócznią oraz prawdopodobnie maczugą" . Czuliśmy się tak ogromnie podekscytowani, że przez kilka dni nie byliśmy w stanie kontynuować naszych badań. Gdy w końcu emocje nieco opadły, przeprowadziliśmy szczegółowy bilans naszego odkrycia. Narzędzia zbrodni, o których była mowa, przypominały stosowane przy budowie Świątyni przyrządy użyte, według masońskiej legendy, do zabójstwa Hirama Abifa - na przykład ciężki młot mógł spowodować rany podobne do ran od uderzenia maczugą. Ślady wskazywały, że kiedy przystąpiono do balsamowania zwłok Sekenenre, znajdowały się one już w początkowej fazie rozkładu, a więc przez pewien czas po śmierci były pozostawione swojemu losowi. Przypomina to okoliczności zaginięcia ciała Hirama Abifa, o których mówi masoński rytuał trzeciego stopnia: “Zaniepokojony o los swego najlepszego architekta król wybrał wówczas piętnastu zaufanych czeladników, polecając im udanie się na poszukiwania naszego Mistrza i ustalenie, czy żyje, czy też ucierpiał w jakiś sposób podczas próby wydobycia od niego silą powierzonych mu świętych tajemnic. Ustaliwszy dzień powrotu do Jerozolimy, poszukiwacze podzielili się na trzy loże czeladników i wyruszyli w drogę przez trzy bramy Świątyni. Wiele dni spędzili na bezowocnych poszukiwaniach; pierwsza grupa powróciła, nie dokonawszy żadnego ważniejszego odkrycia. Członkowie drugiej grupy mieli więcej szczęścia: pewnego dnia wieczorem, gdy odpoczywali wyczerpani i utrudzeni ponad wszelką miarę, jeden z braci, podnosząc się z ziemi, uchwycił rosnący nieopodal krzak, który ku jego zdumieniu dał się niezwykle łatwo wyrwać z ziemi. Po bliższym przyjrzeniu się czeladnik dostrzegł, że ziemia wokół była świeżo wzruszona, zawołał więc bezzwłocznie swoich towarzyszy. Wtedy czeladnicy odkopali wspólnymi siłami grób, na którego dnie znaleźli bardzo niedbale pogrzebane zwłoki naszego Mistrza. Następnie ponownie je pochowali z należnym szacunkiem i respektem, oznaczyli miejsce pochówku gałęzią akacji, po czym udali się szybko do Jerozolimy, by podzielić się swym bolesnym odkryciem z królem Salomonem. Gdy król ukoił w końcu nieco swój smutek, polecił czeladnikom powrócić na miejsce i złożyć ciało Mistrza w grobowcu, który odpowiadałby zarówno jego randze, jak i wyjątkowym talentom. Jednocześnie oznajmił, że za sprawą tej śmierci tajemnice Mistrza Masona przepadły na zawsze. Nakazał przy tym czeladnikom, by zwracali szczególną uwagę na przypadkowe znaki, jakie mogły się pojawić, oraz na słowa, jakie mogły zostać wypowiedziane podczas smutnej ceremonii oddawania po raz ostatni hołdu tej tak bardzo godnej szacunku osobie". Przenieśmy Hirama Abifa z czasów króla Salomona w przeszłość, a wszystko będzie doskonale do siebie pasować. Bardzo znacząca była też informacja, że mumia króla Sekenenre jest jedyną znaną nam mumią władcy starożytnego Egiptu noszącą ślady użycia narzędzi zbrodni. Odtworzyliśmy więc opowieść o człowieku strzegącym tajemnic egipskich królów przed hyksoskimi najeźdźcami, który został zabity trzema brutalnymi uderzeniami w głowę. Co jednak ze zmartwychwstaniem? Sekenenre z pewnością nie zmartwychwstał, skoro jego zwłoki znajdują się dziś w Muzeum Egipskim w Kairze. Nasza opowieść nie była wciąż kompletna, dlatego postanowiliśmy raz jeszcze przeanalizować nasz masoński rytuał. Zabójcy Hirama Abifa Według masońskiej legendy mordercy Hirama Abifa noszą imiona Jubelo, Jubela i Jubelum, wspólnie zaś określani są mianem Juwes. Imiona te wydawały się mieć symboliczne znaczenie, nam jednak kojarzyły się jedynie z arabskim słowem dżebel oznaczającym górę, co nie wnosiło niczego istotnego do sprawy. Interesowali nas prawdziwi zabójcy, a nie późniejsza symbolika z nimi związana. Z Biblii wynika, że Józef był wezyrem hyksoskiego króla Apofisa. Wydaje się więc wielce prawdopodobne, że był także w jakiś sposób zamieszany w spisek mający na celu wydobycie od Sekenenre pilnie strzeżonych przez niego tajemnic. Biblia mówi nam także, że imię ojca Józefa, Jakuba, zostało symbolicznie zmienione w późniejszym okresie jego życia na “Izrael", jego dwunastu synów zaś zaczęto utożsamiać z poszczególnymi plemionami Izraela. Było to naturalnie wynikiem zabiegu późniejszych autorów żydowskiej historii dążących do precyzyjnego ustalenia momentu, od którego ich naród formalnie zaczął istnieć. Dzieje synów Jakuba/Izraela wydają się odpowiadać statusowi, jaki miały poszczególne plemiona w czasie, gdy autorzy Księgi Rodzaju przystąpili do jej spisywania, stawiając pierwsze litery na papirusie. Plemię Rubena wypadło z łask, nową elitą zaś stali się przedstawiciele plemienia Judy, dlatego właśnie potomków Izraelitów nazywamy Żydami [Jews] a nie “Rubenami". Szukając śladów tego procesu w Biblii, natrafiliśmy w tak zwanej Biblii króla Jakuba [King James Bible] na bardzo dziwne zdanie w Księdze Rodzaju 49, 6, którego znaczenie pozostaje niejasne i nie wiadomo zupełnie, do czego się odnosi. Pojawia się ono w chwili, gdy umierający Jakub snuje refleksje nad czynami swoich synów, nowych przywódców plemion Izraela. “O duszy moja, nie bierz udziału w ich tajemnicy, nie przyłączaj się do ich wspólnoty, serce moje, bo w gniewie zabili męża, a w swawoli podkopali mur". Mamy tu więc nawiązanie do jakiegoś morderstwa, które było wydarzeniem na tyle ważnym, że zostało wspomniane, ale bez jednego słowa komentarza. Jakiej tajemnicy poszukiwano? Kto został zabity? Kościół katolicki interpretuje ten fragment jako proroctwo dotyczące zgładzenia Chrystusa przez Żydów, my jednak odrzucamy tego rodzaju wyjaśnienie. Nasza hipoteza sugeruje znacznie logiczniejsze rozwiązanie. Zwrot: “nie bierz udziału w ich tajemnicy" [come not thou into their secret] jest jednoznaczny. We współczesnej angielszczyźnie brzmiałby on: “Nie udało wam się zdobyć ich tajemnic" [You failed toget their secret]. Całe zdanie staje się więc jednym wielkim oskarżeniem: “Nie tylko nie udało wam się zdobyć tajemnicy, ale na dodatek straciliście zimną krew i zamordowaliście go, podkopując fundamenty całego świata, który zwalił się nam na głowę!". Dwoma braćmi, przywódcami dwu przyszłych plemion Izraela, których obarcza się odpowiedzialnością za popełnienie owego morderstwa, są Symeon i Lewi, synowie Jakuba/Izraela zrodzeni z niewidomej Lei, traktowanej z wyraźnym lekceważeniem przez męża. Członkowie tych plemion byli przeklęci z powodu “zabicia męża", lecz kto był ową bezimienną ofiarą? Wydawało się nam mało prawdopodobne, aby zabójcami Hirama Abifa byli rzeczywiście dwaj bracia Józefa, Symeon i Lewi. Sądziliśmy jednak, iż dziwne zdanie z Księgi Rodzaju wiąże się z dawną ludową tradycją mówiącą o zamordowaniu jakiegoś niewymienionego z imienia człowieka, który to czyn okrył hańbą dwa spośród plemion Izraela. Rodzi się jednak pytanie: dlaczego morderstwo to okazało się aż tak ważne, że zamieszczono o nim wzmiankę w Biblii, skoro nic nie było wiadomo na temat tożsamości ofiary? W tej sytuacji nabraliśmy jeszcze większego przekonania, że odpowiedź na to pytanie musi mieć jakiś związek z Sekenenre Tao. Wydarzenia, które doprowadziły do jego śmierci, a także skutki owego morderstwa mają tak wielkie znaczenie, że należy przeanalizować je raz jeszcze, aby uprawdopodobnić naszą hipotezę. Apofis był wciekły. Za kogo właściwie uważał się ten prowincjonalny król Teb? Czy nie zdawał sobie sprawy, że świat zmienił się raz na zawsze, że nigdy już we powrócą dni świetności jego dawnego imperium, które leżało teraz u stóp Hyksosów? Król zawezwał swojego wezyra Józefa, który zdobył to zaszczytne stanowisko dzięki umiejętności tłumaczenia snów Apofisa, i oświadczył mu, iż żarty się skończyły; należy niezwłocznie wydobyć od Sekenenre jego tajemnice. Król zaczynał się starzeć i chciał za wszelką cenę dostąpić życia na tamtym świecie jak każdy prawdziwy egipski władca. Józef powierzył wykonanie zadania dwóm spośród swoich występnych braci: Symeonowi i Lewiemu. Jeśli wykryto by ich spisek i zabito, nie miało to dla niego większego znaczenia; nie zasługiwali przecież na nic lepszego, jako że przed laty to właśnie oni sprzedali Józefa w niewolę. Gdyby jednak im się udało, Józef stałby się bohaterem, jego bracia zaś spłaciliby w ten sposób swoje dawne długi wobec niego. Symeon i Lewi zostali szczegółowo zapoznani ze sprawą oraz wyposażeni w dokładny plan miasta. Być może przed przybyciem do Teb zgolili brody, które odróżniały ich od rodowitych Egipcjan. Po dotarciu na miejsce nawiązali kontakt z pewnym młodym królewskim kapłanem ze świątyni Amona- Re, bardzo ambitnym i łatwo podatnym na wpływy innych osób. Bracia oświadczyli mu, że dysponujący ogromną militarną siłą Apofis postanowił zniszczyć Teby, o ile nie uda mu się wydobyć od Sekenenre jego tajemnic. Przekonali młodego kapłana (nazwijmy go Jubelo), że tylko on może uchronić miasto i jego mieszkańców od zagłady, jeśli pomoże w zdobyciu tajemnic, zanim będzie za późno. Zapewnili go także, że w razie rozstrzygnięcia konfliktu z Sekenenre po myśli Apofisa ten ostatni mianuje młodzieńca swoim arcykapłanem. Jubelo bardzo przestraszył się groźnych Azjatów, dobrze pamiętał wszak, co spotkało Memfis, gdy miasto to naraziło się na gniew Hyksosów. Być może jedyną rzecz, jaką mógł w tej sytuacji uczynić, stanowiła rzeczywiście zdrada zaufania, jakim go obdarzono; w każdym razie z radością widziałby się w roli arcykapłana nawet na służbie u złego Apofisa. Jubelo powiedział Symeonowi i Lewiemu, kim byli dwaj kapłani, którzy także znali królewskie tajemnice, oraz zasugerował najodpowiedniejszy czas i miejsce ewentualnego przyparcia ich do muru i zmuszenie do mówienia. Być może nawet sam Jubelo zwabił ich w pułapkę. Obaj kapłani odmówili jednak stanowczo wyjawienia jakichkolwiek tajemnic, za co spotkała ich śmierć z ręki spiskowców. Wówczas pozostało im ostatnie, najbardziej dramatyczne rozwiązanie: atak na samego króla. Jubelo był przerażony tym, co się stało. Nie mając jednak żadnej szansy odwrotu, zaprowadził braci do świątyni Amona-Re w chwili, gdy słońce właśnie osiągało najwyższy punkt na niebie. Kiedy wkrótce potem w bramie świątyni pojawił się król, bracia zatrzymali go i zażądali wyjawienia tajemnic. Ten jednak odmówił i wtedy spadł na niego pierwszy cios. Po kilku minutach król Sekenenre leżał martwy na posadzce świątyni w kałuży krwi. Powodowany ślepą wściekłością i gniewem jeden z braci jeszcze dwa razy uderzył martwe już ciało króla. Przerażenie Jubela nie miało granic. Wszyscy trzej wiedzieli, że są całkowicie osamotnieni i zdani wyłącznie na siebie. Tebańczycy pojmaliby ich i stracili, Józef nie wstawiłby się za nimi, Apofis zaś wpadłby w furię na wieść o ostatecznej utracie wielkich tajemnic egipskich królów. Ich klęska była kompletna. Tajemnice przepadły na zawsze. Synowie zamordowanego króla, Kamosis i Ahmozis, podjęli wkrótce regularne działania wojenne w celu wypędzenia Hyksosów z kraju. Mury rzeczywiście zaczęły walić im się na głowę! Co się jednak stało ze zdradzieckim kapłanem? Został pojmany kilka dni później na pustyni poza miastem, w miejscu zwanym dziś Doliną Królów. Zaprowadzono go z powrotem do świątyni i zmuszono do zeznań, podczas których wyszedł na jaw cały plan powzięty przez Apofisa i jego azjatyckiego wezyra Józefa. Dowiedziawszy się o wszystkim, syn Sekenenre, Kamosis, był zarówno wzburzony niecnym czynem Hyksosów, jak i głęboko zasmucony, ponieważ uświadomił sobie, że nie może zostać nowym królem - utracone na zawsze tajemnice zabrał ze sobą do grobu jego ojciec, a to uniemożliwiało mu stanie się Horusem. Dla niego i jego poddanych oznaczało to prawdziwą katastrofę. Kamosis zwołał radę najstarszych kapłanów, podczas której jeden z nich, desygnowany do pełnienia funkcji arcykapłana, wystąpił z niezwykłą interpretacją wydarzeń, które właśnie się rozegrały, i zaproponował genialne wprost rozwiązanie. Zauważył, że Egipt powstał przed tysiącami lat, w epoce bogów, i że do wzrostu potęgi Obu Krajów przyczyniło się morderstwo Ozyrysa dokonane przez jego brata Seta. Bogini Izyda nie dała jednak za wygraną i wskrzesiła pokawałkowane ciało Ozyrysa, a następnie spłodziła z nim syna, Horusa. Horus także był bogiem, który osiągnąwszy wiek męski, zmagał się ze złym Setem w zaciętej walce, podczas której stracił oko, jego przeciwnik zaś jądra. Młody bóg odniósł ostatecznie zwycięstwo, jednakże było ono niezbyt wyraźne - napięcia i konflikty między siłami dobra i zła istniały bowiem nadal. Roztropny kapłan wyjaśnił następnie, że po tej walce Egipt wzrósł w potęgę, potem jednak Oba Kraje zaczęły stopniowo chylić się ku upadkowi. Potęga Seta zwiększyła się wraz z przybyciem do kraju Hyksosów, którzy oddawali mu cześć na równi z wężem Apopisem. A oto doszło do kolejnego pojedynku na ziemi przypominającego zmagania pierwszego Horusa z Setem, tym razem jednak Set zwyciężył, obecny Horus zaś uległ. W tej ostatniej walce król (Horus) ponownie stracił przed śmiercią oko. Pamiętając o mądrości Izydy, nie należy się poddawać tylko dlatego, że bóg został zabity. Arcykapłan powoli uniósł dłoń, wskazując palcem na dygoczącego ze strachu młodego kapłana, i wykrzyknął: “Oto człowiek będący wcieleniem Seta. On pomoże nam pokonać złego". Ciało Sekenenre, które przeleżało wiele dni w ziemi, zaczynało się już rozkładać; mimo to udało się je zabalsamować zgodnie z tradycją. Tymczasem Jubelo, wcielenie wszelkiego zła, był za karę co jakiś czas zanurzany w kwaśnym mleku, pustynny upał zaś sprawiał, że gnijące na jego skórze białko zaczęło wkrótce nieznośnie cuchnąć. Gdy nadszedł czas na przeprowadzenie ceremonii, podczas której Sekenenre miał stać się Ozyrysem, Kamosis zaś Horusem, przygotowano dwie trumny zamiast jednej. Pierwsza, w kształcie człowieka, była wspaniale zdobiona i dopasowana do wymiarów słodko pachnącego boga/króla; drugą jedynie pomalowano na biało, nie miała żadnych zdobień ani inskrypcji. Gdy zbliżał się wyznaczony dzień, w którym miała się odbyć ceremonia, cuchnącego, nagiego i na wpół obłąkanego Jubela przyprowadzono do pomieszczenia, w którym balsamowano zwłoki. Pochwycono go za ręce, po czym sam Kamosis, który miał stać się Horusem, jednym szybkim cięciem noża pozbawił go genitaliów i rzucił je na Posadzkę. Wyjącego z bólu Jubela zaczęto następnie owijać bandażami przeznaczonymi do mumifikacji, zaczynając od stóp. Pozwolono mu trzymać dłonie przyciśnięte do broczącej i sprawiającej mu ogromny ból rany, tak by każdy mógł od razu zauważyć owo miejsce na ciele osobnika będącego wcieleniem zła. Kończąc swą pracę, balsamiści szczelnie owinęli bandażami głowę Jubelo aż po sam czubek. Po włożeniu do trumny Jubelo odrzucił głowę do tyłu starając się za wszelką cenę otworzyć usta i zaczerpnąć nieco powietrza przez duszące go bandaże. Na próżno jednak; umarł kilka minut po tym, jak zamknięto wieko jego trumny. Przyszło mu drogo zapłacić za zdradę, jakiej się dopuścił. Pomysłowy arcykapłan powiedział Kamosisowi, że dawne, prawdziwe tajemnice które przepadły wraz ze śmiercią jego ojca, należy zastąpić nowymi. Opracowano więc nowy rytuał zmartwychwstania króla z symbolicznej śmierci, który zastąpił wcześniejszą ceremonię, i znaleziono nowe magiczne słowa mające moc uczynienia z niego Horusa. Podczas nowej ceremonii opowiadano historię śmierci ostatniego króla dawnego Egiptu oraz nowego króla, wraz z którym nastąpiło ponowne odrodzenie państwa. Ciało Jubela udało się w podróż do królestwa śmierci wraz z Sekenenre, tak by wałka między pozbawionym genitaliów Setem (pod postacią Jubela) oraz nowym Ozyrysem bez oka - niczym pierwszy Horus - mogła trwać nadal. Sprytni kapłani zaaranżowali wszystko w ten sposób, by walka między bogami została podjęta dokładnie w momencie, w którym została przerwana na początku czasu. Wojna trwała więc nadal. Kamosis rzucił następnie jawne wyzwanie Apofisowi, przybierając imię Uadż-che- per-re, czyli “Re istnieje i rozkwita". Innymi słowy: “Nie udało ci się, ja zaś nadal jestem w posiadaniu królewskich tajemnic!". Kiedy Kamosis powstał z symbolicznej śmierci, jego śladem poszedł także cały egipski naród. Wkrótce zaczęła się nowa, wspaniała era w dziejach Egiptu, zwana dziś Nowym Państwem. Dowód rzeczowy Historia, którą tu przedstawiliśmy, jest naturalnie częściowo zbeletryzowana, chcieliśmy jednak dać jak najpełniejszy wyraz temu, co naszym zdaniem rzeczywiście wydarzyło się przed tysiącami lat. W istocie dodaliśmy jedynie kilka drobnych szczegółów, które pozwoliły nam połączyć ze sobą w jedną całość główne wątki oparte na odkrytych przez nas faktach. Świadectwa biblijne pomogły nam ustalić rolę, jaką odegrali w tych wydarzeniach Józef i jego bracia, gdy tymczasem postać młodego kapłana, którego nazwaliśmy Jubelo, wyłoniła się przed nami w trakcie długotrwałych mozolnych studiów nad starożytnymi egipskimi tekstami. Nie mogliśmy uwierzyć w szczęście, jakie nas spotkało gdy pewnego dnia natrafiliśmy na zapiski mówiące o szczątkach młodego mężczyzny, które od ponad stu lat stanowią zagadkę dla egiptologów. Spośród wszystkich mumii odnalezionych w Egipcie dwie wyraźnie różnią się od pozostałych. Mumia Sekenenre jest jedyną w swoim rodzaju, ponieważ widać na niej ślady zbrodni, co w wypadku króla było czymś bez precedensu. Druga wyróżnia się z innych, równie niecodziennych powodów. Poszukując informacji na temat egipskich mumii, zaskoczyły nas szczegóły dotyczące zwłok pewnego młodego mężczyzny, który za życia miał około 170 cm wzrostu. Zdjęcia przedstawiające tę mumię przykuły naszą uwagę z powodu wyrazu niezwykłego cierpienia malującego się na twarzy zmarłego oraz niecodziennych szczegółów dotyczących sposobu pochówku. Ciało nie zostało zabalsamowane, to znaczy nie było na nim nacięć, a wszystkie organy wewnętrzne pozostawiono na swoim miejscu. Mimo że człowiek ten nie został zmumifikowany w dosłownym tego słowa znaczeniu, to jednak jego ciało szczelnie owinięto bandażami. Co zastanawiające, nie zadano sobie trudu, by ułożyć głowę zmarłego pod odpowiednim kątem ani też by nadać jego twarzy pogodny wygląd. Dlatego, spoglądając na zwłoki tego mężczyzny, odnosi się w pierwszej chwili wrażenie, że wydaje on z siebie przeciągły, straszliwy krzyk. Ręce mumii nie zostały ułożone po obu stronach korpusu ani też skrzyżowane na piersiach, jak to było w zwyczaju, lecz wyciągają się w stronę podbrzusza, zakrywając dłońmi rejon genitaliów. Samych genitaliów jednak nie ma; mężczyzna został wykastrowany. Jego poskręcane włosy pokryte są, nie wiadomo dlaczego, jakąś przypominającą ser substancją, co naszym zdaniem mogło być wynikiem wielokrotnego polewania ich kwaśnym mlekiem. W efekcie podobnych zabiegów człowiek ten zaczął okropnie śmierdzieć, tak by demony ciemności, mające niezwykle wyczulony zmysł powonienia, bez trudu mogły go rozpoznać jako swojego towarzysza. Mężczyzna ma zdrowe zęby i przekłute uszy, co świadczy o jego wysokim urodzeniu. Mumia została odnaleziona we wnętrzu pomalowanej na biało trumny z drewna cedrowego, pozbawionej jakichkolwiek ozdób i napisów, na skutek czego identyfikacja zmarłego okazała się niemożliwa. Eksperci uważaj ą jednak, że musiał to być ktoś z dworzan królewskich lub kapłan. Datowanie mumii nastręcza sporo trudności, ale najczęściej przyjmuje się, że pochodzi ona z okresu XVIII dynastii, zapoczątkowanej wkrótce po śmierci Sekenenre Tao. Ważnym szczegółem, na który nikt nie zwracał dotąd uwagi, są pręgi powstałe na skórze twarzy mumii. Jest to bardzo niezwykłe, okazuje się jednak, że podobne pręgi można zauważyć także na twarzy mumii Ahmozis-Inhapi, wdowy po Sekenenre! Eksperci uważają, że pręgi powstały w wyniku nazbyt ścisłego owijania twarzy bandażami, co sugerowałoby, że ta sama osoba o wyjątkowo silnej dłoni bandażowała oba ciała. Na ilustracjach pokazujemy, że kąt, pod jakim owijano twarz młodego kapłana bandażami, świadczy, iż w momencie wykonywania tej czynności oraz składania do trumny nieszczęśnik wciąż jeszcze żył. Niezidentyfikowane zwłoki mężczyzny nie stanowiły obiektu szczególnego zainteresowania dla archeologów, którzy zajmują się oczywiście przede wszystkim mumiami sławnych osobistości. Mimo to od dawna już zauważono, że w tym wypadku chodzi o niezabalsamowane ciało człowieka, który w momencie przygotowywania do pochówku wciąż jeszcze żył. Oficjalne datowanie początków Nowego Państwa nieomal dokładnie pokrywało się z naszymi ustaleniami, zaczęliśmy się więc zastanawiać, czy mumia młodego mężczyzny została odnaleziona w okolicy Teb i czy w takim wypadku mogła mieć jakiś związek z naszym zamordowanym królem. Wkrótce ustaliliśmy, że mumię odkrył Emil Brugsch w 1881 roku w Tebach, na dodatek w królewskim grobowcu w Deir el Bahri... tuż obok mumii Sekenenre Tao! Nie był to grobowiec, w którym pierwotnie złożono mumie, wydaje się jednak wielce prawdopodobne, że obie zostały tam przeniesione z tego samego miejsca i w tym samym czasie. Gdy stopniowo wykluczaliśmy możliwość przypadkowego zbiegu okoliczności okazało się, że nie tylko z całkowitą pewnością ustaliliśmy tożsamość Hirama Abifa, lecz także poznaliśmy okoliczności jego gwałtownej śmierci oraz zidentyfikowaliśmy jego zabójców - trzy i pół tysiąca lat po tym, jak wydarzenia te rzeczywiście nastąpiły. Czuliśmy się tak, jak czują się detektywi, gdy w końcu uda im się rozwikłać wyjątkowo trudną sprawę; tego wieczoru nie żałowaliśmy sobie szampana. Nieszczęsny Jubelo nigdy nie zdołał uwolnić się od nieznośnej obecności swojej ofiary. Mumia tego młodego kapłana znajduje się obecnie w Muzeum Egipskim w Kairze wraz z mumią Sekenenre Tao, pierwsza z nich nosi numer katalogowy 61023, druga 61051. Dowód masoński Kiedy doszliśmy do siebie po hucznym świętowaniu sukcesu - rozwiązania zagadki morderstwa Sekenenre - usiedliśmy razem, by zastanowić się nad kolejnym krokiem, który powinniśmy zrobić. Powróciliśmy do masońskiego rytuału w poszukiwaniu śladów mogących pomóc nam w rekonstrukcji ewolucji, jakiej podlegały na przestrzeni wieków tajemnice egipskich królów. Opowieść o Sekenenre i jego zabójcach jest historią odrodzenia Egiptu oraz historią Hirama Abifa. Obie są w istocie jednym i tym samym. Mimo upływu trzech i pół tysiąca lat świadectwa biblijne pozwalają zapełnić niektóre białe plamy, a zachowane do naszych czasów ludzkie szczątki dostarczają jasnych i niezbitych dowodów. Czuliśmy jednak, że w obrządku masońskim znajdują się jeszcze głębsze i bardziej jednoznaczne odniesienia. Pewnego razu Chris zwrócił uwagę na dwa tajemne słowa wypowiadane podczas masońskiego rytuału trzeciego stopnia, który polega na symbolicznym zmartwychwstaniu kandydata i prowadzi do osiągnięcia tytułu mistrza masona. Słowa te wypowiada się szeptem do ucha “zmartwychwstałego" brata, nigdy zaś na głos. Zawsze wydawały się nam one pozbawioną sensu paplaniną. Oba mają podobną strukturę i brzmienie, jak gdyby składały się z szeregu bardzo krótkich sylab przypominający język starożytnego Egiptu. Kiedy Chris podzielił je na sylaby, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, patrzył bowiem na zdanie, którego sens nagle stał się jasny i oczywisty. Słowa wypowiadane podczas posiedzenia loży brzmią następująco: “Ma'at-neb-men-aa, Ma'at-ba-aa". Czytelnicy, którzy są masonami, bez trudu rozpoznają te słowa, będą jednak zdumieni, gdy dowiedzą się, że są one fragmentem wypowiedzi w czystym, starożytnym języku egipskim. Znaczenie tych słów jest zdumiewające: “Wielki jest Mistrz Masonerii. Wielki jest duch Masonerii". Oddaliśmy słowo maat jako “masoneria", ponieważ nie istnieje we współczesnym języku żadne inne słowo, które miałoby zbliżony zakres znaczeniowy do oryginalnej, złożonej koncepcji maat. Obejmowała ona takie pojęcia, jak “prawda, sprawiedliwość, uczciwość, harmonia oraz prawość, symbolizowane przez regularne piękno nieskazitelnie pionowych i poziomych linii fundamentów świątyni". Maat, jak mówiliśmy poprzednio, była czymś w rodzaju stylu życia, w którym podstawową rolę odgrywały trzy główne wartości stanowiące o wielkości człowieka: poznanie naukowe, piękno sztuki oraz duchowość religijna. Tym właśnie jest rzemiosło masonerii. Drugi przekład, który zamieszczamy poniżej, jest zgodny z zasadą słowo za słowo. Zapisaliśmy poszczególne słowa hieroglifami w celu zademonstrowania ich egipskiego pochodzenia, chociaż wątpimy, by ktoś przed nami zapisał je kiedykolwiek w jakimkolwiek języku. Pytanie, które sobie teraz postawiliśmy, brzmiało: jak to możliwe, że tych kilka przetrwało w niezmienionej formie przez taki szmat czasu? Sądzimy, że zachowały się w swojej pierwotnej formie - nie zostały przetłumaczone na kananejski, arabski, francuski czy angielski dlatego, że uważano je za “magiczną formułę". Jej wypowiadanie sprawiało, że zmartwychwstanie kandydata było czymś więcej niż tylko czynnością symboliczną. Pierwotne znaczenie tych słów poszło zapewne w zapomnienie już w czasach przed Salomonem! Spoglądając wstecz na początki egipskiego Nowego Państwa, mogliśmy poczuć moc tych słów wypowiadanych w momencie zmartwychwstania Kamosisa - pierwszego kandydata na króla po śmierci jego ojca, znanego nam jako Hiram Abif. Wówczas znaczyły one mniej więcej tyle co: “Umarł król, niech żyje król". Zmartwychwstały kandydat jest duchem maat (masonerii) żyjącym nadal dzięki śmierci tych, którzy przed nim odeszli. To pradawne zaklęcie dostarczyło nam kolejnego ważkiego argumentu na poparcie naszej hipotezy. Jeśli ktoś chciałby teraz zakwestionować nasze twierdzenie, że Sekenenre był Hiramem Abifem, musiałby wyjaśnić, dlaczego w kluczowym momencie współczesnego masońskiego rytuału wypowiada się formułę w starożytnym języku egipskim. Jak ustalili to już dawno antropolodzy kulturowi, podczas plemiennych uroczystości z pokolenia na pokolenie są przekazywane różnego rodzaju informacje, często jednak zainteresowani nie wiedzą, o czym właściwie mówią. W istocie, jak się powszechnie uważa, najlepszym kanałem przekazywania idei w ich pierwotnej formie są ludzie, którzy nie rozumieją tego, o czym mówią. Dobrym przykładem są tu dziecięce rymowanki, które istnieją w niezmienionej formie od pokoleń, podczas gdy dawne opowieści, nieustannie przepisywane oraz ubarwiane w dobrej wierze przez wielu “poprawiaczy", z czasem bardzo różnią się od pierwowzorów. Na przykład angielskie dzieci wciąż posługują się wyliczanką: “Eenie, meenie, minie, mo", opartą na systemie liczenia, który z pewnością wywodzi się z czasów sprzed rzymskiej okupacji Brytanii, a może nawet z epoki Celtów! Pozostawiona sama sobie wyliczanka przetrwała w swojej pierwotnej formie przez dwa lub trzy tysiące lat i być może przetrwa równie długo w przyszłości. Starożytna egipska formuła traktująca o maat trafiła do masońskiego rytuału dzięki wielowiekowej tradycji przekazywanej ustnie, przechodząc okres “hibernacji" pod świątynią Heroda. Mimo że nikt nie znał już pierwotnego znaczenia tych słów, odniesienia do ich magicznej mocy pozostały. Odkrycie to dostarczyło nam naprawdę mocnego dowodu na poparcie naszej hipotezy. Powtarzamy: jeśli ktoś chciałby teraz zakwestionować nasze twierdzenie, że Sekenenre był Hiramem Abifem, musiałby wyjaśnić, dlaczego w kluczowym momencie współczesnego masońskiego rytuału wypowiada się formułę w starożytnym języku egipskim. Prawdopodobieństwo, że dźwięki te miałyby jakieś przypadkowe znaczenie w języku angielskim, wynosi jeden do kilku milionów. Poza tym, biorąc pod uwagę fakt, że tłumaczenie owych egipskich słów na angielski ma ściśle określone i jasne znaczenie, należy całkowicie wykluczyć jakikolwiek przypadek. Badając strukturę egipskiego kapłaństwa oraz najwyższych urzędów w Nowym Państwie, odkryliśmy kolejne związki z masonerią. Nazwy niektórych funkcji brzmiały bardzo po masońsku. Na przykład pierwszego proroka królowej Hatszepsut nazywano “Nadzorcą Prac", natomiast pierwszego proroka Ptaha “Mistrzem Rzemiosła" lub “Mistrzem Rzemieślnikiem". Wiedzieliśmy doskonale, że masoni nie mogli przywłaszczyć sobie po prostu tych tytułów, ponieważ, jak mówiliśmy już poprzednio, egipskie inskrypcje zostały po raz pierwszy przetłumaczone znacznie później niż ukonstytuowało się Rzemiosło. Im bardziej się rozglądaliśmy, tym więcej odnajdowaliśmy analogii. W starożytnym Egipcie ludzie udawali się do świątyni boga, który był patronem wykonywanego przez nich zawodu. Bóg księżyca Thot był opiekunem architektów i skrybów; Thot był także bogiem, którym szczególnie interesowali się pierwsi masoni. Odkryliśmy także podobieństwa do esseńczyków, założycieli Kościoła jerozolimskiego, jako że egipscy kapłani nosili wyłącznie białe lniane szaty oraz wiele czasu poświęcali na rytualne obmycia i oczyszczenia. Nie uprawiali seksu, byli obrzezani oraz przestrzegali określonych przepisów żywieniowych, w tym zakazu spożywania skorupiaków. Używali wody w sposób przypominający chrzest i palili kadzidło, by oczyścić swoje szaty. Wszystko wskazywało na to, że obrządki esseńczyków rzeczywiście wywodziły się z zamierzchłych czasów. Sądziliśmy, że zdobyliśmy już maksymalną ilość wiadomości, na jakie mogliśmy liczyć w tym okresie naszych badań, gdy Robertowi przyszła do głowy pewna myśl. Podczas masońskiego rytuału Hirama Abifa określa się mianem “syna wdowy", nie podając jednak żadnego powodu takiego stanu rzeczy. Nagle pojawiły się dwie możliwości wyjaśnienia tej zagadki. Według egipskiego mitu pierwszy Horus został poczęty w niezwykły sposób, albowiem już po śmierci swojego ojca; oznaczało to, że jego matka była wdową już przed poczęciem króla. Wydawało się więc logiczne, że każdy, kto stawał się Horusem - czyli wszyscy królowie Egiptu - określał siebie mianem “syna wdowy". W zupełnie wyjątkowy sposób tytuł ten pasował do Kamosisa, syna Ahmozis-Inhapi, wdowy po Sekenenre Tao II. Sekenenre Tao Nieustraszony Nabraliśmy pewności, że opowieść o Hiramie Abifie nie była alegorią, jak uważała większość masonów (w tym także my na początku), lecz opierała się na faktach historycznych. Kiedyś wydawało się nam, że wymyślono tę opowieść, by zilustrować ważne symbole masońskiego rytuału. Teraz okazało się jednak, że było dokładnie na odwrót: masońska symbolika powstała na podstawie rzeczywistych, historycznych wydarzeń. Moment, w którym tajemnice gwiezdnego kultu oraz magiczne formuły wypowiadane podczas ceremonii intronizacyjnej króla przepadły na zawsze, był punktem zwrotnym w egipskiej teologii. Starożytni Egipcjanie widzieli w królu Sekenenre, który poniósł śmierć w wieku około trzydziestu lat, niezwykłą postać, ponieważ w inskrypcjach mu poświęconych określali monarchę przydomkiem “Nieustraszony". Biorąc pod uwagę ciężkie rany, jakie mu zadano, niektórzy badacze sugerują, że zginął on podczas bitwy z Hyksosami, chociaż większość przyznaje, iż równie prawdopodobne jest zamordowanie go. Zwolennicy pierwszej teorii zapominają jednak, że aż do czasu objęcia rządów przez Kamosisa przestrzegano pokoju z Hyksosami, a gdyby Sekenenre zginął jak bohater na polu bitwy, egipskie źródła z pewnością nie przemilczałyby okoliczności jego śmierci. Sekenenre uważany był za bohatera z innych, bardziej niezwykłych powodów niż domniemane poprowadzenie armii do boju. Byliśmy przekonani, że tytuł “Nieustraszony" został mu nadany z wdzięczności za przechowanie największych tajemnic Obu Krajów oraz niewyjawienie ich nawet w obliczu śmierci. Śmierć Sekenenre Nieustraszonego wyznaczyła początek procesu odzyskiwania wolności przez Egipcjan równoznacznej z wypędzeniem Hyksosów z kraju. Wkrótce Tebańczycy zaczęli przygotowywać się do wojny z Hyksosami, pragnąc pomścić śmierć swojego władcy. Syn Sekenenre, król Kamosis, wyruszył zbrojnie przeciwko “występnym Azjatom", zadał im druzgocącą klęskę i wygnał z Memfis. Żony Apopiego II, ostatniego króla Hyksosa, następcy Apofisa, musiały z przerażeniem obserwować flotyllę tebańskich okrętów pod dowództwem Ahmose, która podpłynęła kanałem pod same mury stolicy Hyksosów, Awaris. Hyksosi zostali ostatecznie wypędzeni z Egiptu przez młodszego brata i sukcesora Kamosisa imieniem Ahmozis, który ścigał ich aż do Jerozolimy. Nie będąc w stanie uciekać morzem, ponad 240 tysięcy rodzin wraz z dobytkiem wyruszyło w drogę przez pustynie Synaj i Negew. Co ciekawe, trasa, którą obrali, została nazwana wat hor - drogą Horusa. Podsumujmy: wielki dramat, jaki rozegrał się w Tebach pod koniec pierwszej połowy drugiego tysiąclecia p.n.e., był punktem zwrotnym w historii Egiptu; zapoczątkował kolejną bitwę między siłami dobra i zła, podobną do tej, jaka rozegrała się dwa tysiące lat wcześniej i doprowadziła do powstania kraju. Stare Państwo Egiptu narodziło się, rosło, dojrzewało, starzało, a w końcu poniosło śmierć z ręki występnego Seta, który sprowadził do kraju swoich czcicieli niczym plagę. Egipt, podobnie jak Ozyrys, był przez pewien czas martwy. Następnie Amon-Re stoczył walkę ze starożytnym bogiem-wężem, ucieleśnieniem mocy ciemności Apofisem, który przybrał postać hyksoskiego króla. Prawdopodobnie przeczuwając, że Egipt niedługo zmartwychwstanie, Apofis starał się za wszelką cenę poznać tajemnice Ozyrysa. Nie udało mu się jednak tego dokonać, ponieważ nieustraszony Sekenenre Tao wolał raczej umrzeć, niż wyjawić powierzone mu tajemnice. Sekenenre był “królem, który zaginął", ponieważ jego ciało zostało odnalezione zbyt późno, aby mógł cieleśnie zmartwychwstać, a także dlatego, że tajemnice Ozyrysa umarły wraz z nim. Od tamtej pory miejsce prawdziwych tajemnic, mówiących o tym, w jaki sposób Izyda wskrzesiła Ozyrysa, zajęły ich substytuty i dlatego żaden egipski król nigdy już nie wzniósł się do gwiazd. Od tamtej pory władcy Egiptu nie byli już prawdziwymi królami. Stali się jedynie faraonami, która to nazwa wywodzi się od egipskiego Per-aa (“Wielki Dom"), pojęcia używanego w celu określenia króla, podobnie jak w dzisiejszych czasach Biały Dom jest często synonimem prezydenta USA. Absolutne boskie prawo do sprawowania władzy, udzielane wybranej jednostce, przepadło na zawsze. Zaginął nie tylko jeden król, wszyscy królowie zaginęli na zawsze! Mimo utraty prawdziwych tajemnic wskrzeszenie Egiptu powiodło się i epoka Nowego Państwa stała się ostatnim wspaniałym okresem w historii kraju. Śmierć i zmartwychwstanie Egiptu doprowadziły do jego odrodzenia, które dało całemu narodowi nową siłę i energię. Aby w pełni udokumentować tożsamość Hirama Abifa z Sekenenre Tao, pozostawało nam jeszcze uzyskać odpowiedź na dwa pytania: dlaczego wspominano Sekenenre jako budowniczego i w jaki sposób skojarzono jego postać ze Świątynią króla Salomona? Odpowiedź na pierwsze pytanie narzucała się sama: Sekenenre był największym obrońcą maat, zasady prawdy i sprawiedliwości, której symbole stanowiły nieskazitelnie pionowe i poziome linie fundamentów świątyni. Co do drugiego pytania, to wkrótce wykażemy, że Izraelici dobrze znali dramatyczną opowieść o Sekenenre i że przedstawiciele młodego, pozbawionego kulturowego zaplecza królewskiego rodu Dawida korzystali z niej jako ze źródła królewskich tajemnic, którymi sami nie mogli się poszczycić. Gdy nadszedł czas spisania tej legendy, Żydzi zmienili jej egipskie tło i wpisali ją do najwspanialszego okresu w historii ich własnego narodu, związanego ze wznoszeniem Świątyni króla Salomona. Bohaterem żydowskiej wersji opowieści nie mógł zostać król, ponieważ legenda o Salomonie była powszechnie znana, uczyniono nim więc drugą co do ważności osobę - głównego budowniczego wspanialej Świątyni. Tajemnice związane ze sztuką budowania świątyń oraz wielka mądrość głównego architekta nie budziły niczyjego sprzeciwu, doszło więc do ponownego “wskrzeszenia" opowieści o Sekenenre Nieustraszonym. Egipskie pochodzenie Hirama Abifa rozwiązywało także inny problem. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że nasz bohater nie oddawał czci Jahwe, lecz bogu słońca Re - dosłownie “Najwyższemu" - pojęliśmy, dlaczego najodpowiedniejszą porą na modły było samo południe. Współcześni masoni uważają, że na płaszczyźnie symbolicznej ich spotkania zawsze odbywają się w południe, jako że masoneria jest organizacją o zasięgu światowym i dlatego “słońce zawsze stoi w zenicie, jeśli chodzi o masonerię". Nadawanie przez masonów Bogu tytułu “Najwyższy" odnosi się więc do Re, boga słońca stojącego w najwyższym punkcie na niebie, w zenicie. Poza tym warto zauważyć, że według Biblii Izraelici, zanim zaczęli używać wobec swojego boga imienia Jahwe, do “boga naszych ojców" zwracali się el elion, kananejskim słowem oznaczającym “boga najwyższego". Fakt ten potwierdza istnienie powiązań między oryginalną egipską opowieścią a Izraelitami, którzy ją sobie następnie przyswoili. Wkrótce natrafiliśmy na kolejny dowód poszlakowy, który ma jednak wielkie znaczenie, a dotyczy Tutmozisa III. Jak pamiętamy z poprzedniego rozdziału, został on królem w wyniku wskazania go przez boga, który zmusił niosących barkę do opuszczenia jej na posadzkę świątyni tuż przed nim. Tutmozis III był czwartym z kolei królem od czasu wypędzenia Hyksosów i wszystko, co wiemy o jego życiu, wskazuje, że tajemnice dotyczące gwiezdnej religii oraz procesu stawania się Ozyrysem i Horusem przepadły już wcześniej. Fakt, że Tutmozis musiał uzasadniać swoje prawo do tronu opowieścią o “arce", świadczy, iż w odróżnieniu od wcześniejszych królów nie był całkowicie pewien, czy ma absolutne boskie prawo do sprawowania rządów. Poza tym nader niepewne poczucie boskości u tego króla przyczyniło się do odsunięcia go ostatecznie od władzy przez matkę. Tutmozis II umarł, nie spłodziwszy prawowitego męskiego dziedzica ze swą żoną i przyrodnią siostrą, Hatszepsut. Tron objął jego syn urodzony przez konkubinę, który jednak nie mógł wziąć udziału w tajemnej ceremonii intronizacyjnej i stać się Horusem. Początkowo młody Tutmozis III nie miał kłopotów z ustanowieniem swojej władzy, wkrótce jednak sprawy zaczęły przybierać niekorzystny dla niego obrót. Hieroglificzne inskrypcje mówią nam, że w pewnym momencie Hatszepsut wyszła z cienia i zażądała dla siebie podobnej władzy, a następnie całkowicie odsunęła Tutmozisa od rządów. Stała się pierwszą kobietą wywodzącą swoje boskie pochodzenie od Amona-Re. Tutmozis III został wkrótce wysłany do obozu wojskowego w celu przeszkolenia, aby nie było najmniejszych wątpliwości co do tego, kto faktycznie sprawuje rządy w kraju. Podobnie jak większość kobiet, które znalazły się na szczycie władzy, Hatszepsut miała niezwykle silną osobowość, dzięki czemu dokonała wielu wspaniałych osiągnięć. Jej imponująca świątynia pogrzebowa na zachodnim brzegu Nilu pozostaje do dziś jedną z najbardziej okazałych i najświetniejszych budowli wszechczasów. Bez wątpienia śmierć Sekenenre Tao, świadcząca o jego szlachetnym charakterze, zapoczątkowała proces wskrzeszenia najwspanialszej cywilizacji na świecie, a jednocześnie była momentem, w którym prawdziwe tajemnice królów Egiptu bezpowrotnie przepadły. Stworzono tajemnice zastępcze, by można było kontynuować niezbędny dla przyszłych faraonów oraz ich najbliższych doradców rytuał, lecz absolutne boskie prawo do sprawowania rządów, udzielane na mocy dawnych tajemnic, nie mogło już dłużej obowiązywać. Nasze poszukiwania przebiegały tak zdumiewająco pomyślnie, iż pewnego razu Robert zadał pytanie: odpowiedzi pojawiają się niczym na zawołanie, czy my przypadkiem nie zaczynamy dostrzegać tego, co chcemy zobaczyć? Biorąc to pod uwagę, postanowiliśmy dokonać przeglądu całego materiału oraz nagromadzonych dotąd dowodów. Przyglądając się szczegółowo i bezstronnie każdemu ogniwu w łańcuchu naszej teorii, doszliśmy jednak do jeszcze głębszego niż poprzednio przekonania, że odkryliśmy oto nowy, nieznany dotąd nurt wydarzeń w historii. To, co odkryliśmy, precyzyjnie zazębiało się ze sobą, ponieważ było po prostu faktem. Kolejne zadanie, jakie przed sobą postawiliśmy, polegało na próbie zrozumienia tego, w jaki sposób legenda o egipskim królu zamordowanym przez proto-Izraelitów stała się integralną częścią historii kształtującego się narodu żydowskiego. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli teraz dokładnie prześledzić wszystkie ważniejsze wątki najwspanialszej z legend w dziejach narodu żydowskiego - legendy o proroku Mojżeszu. Podsumowanie Badając historię starożytnego Egiptu w okresie panowania Hyksosów, poznaliśmy wiele zdumiewających i nieoczekiwanych faktów. Dowiedzieliśmy się, kim był Hiram Abif, i odkryliśmy, ku naszej wielkiej radości, jego mumię oraz mumię jednego z jego morderców. Starając się dowiedzieć, jaką rolę odgrywał Egipt w historii Żydów, ustaliliśmy na podstawie Biblii, że Egipcjanie pewnego razu zmienili gruntownie swoje nastawienie wobec Hebrajczyków. Jeszcze bardziej interesujące okazało się jednak to, o czym Biblia nie mówiła. Nie ma w niej najmniejszej wzmianki o inwazji Hyksosów na Egipt. Mimo to, po bliższym zbadaniu sprawy, na podstawie informacji ze Starego Testamentu udało nam się określić dosyć precyzyjnie datę panowania Hyksosów w Egipcie. Dalsza uważna analiza Księgi Rodzaju pozwoliła nam stwierdzić, że Abraham żył w czasach najazdu Hyksosów, być może nawet sam był Hyksosem, to znaczy “księciem pustyni". Ostatnim wpływowym proto-Żydem w Egipcie był Józef. Po dokładnym skorelowaniu ze sobą historycznych i biblijnych danych ustaliliśmy, że był on wezyrem Apofisa, króla wywodzącego się z Hyksosów, który toczył walkę o wpływy i dominację z królem Teb Sekenenre Tao II, dziedzicem starożytnych egipskich tajemnic dotyczących intronizacji króla oraz prawowitym Horusem. Wprawdzie Apofis przybrał egipskie imię tronowe, nigdy jednak nie został dopuszczony do poznania królewskich tajemnic. W Księdze Rodzaju 49, 6 znaleźliśmy wzmiankę o zabiciu przez braci Józefa człowieka, którego chcieli zmusić do wyjawienia jakiejś tajemnicy. Wygląd mumii Sekenenre świadczy wyraźnie o tym, że król ten zginął gwałtowną śmiercią; na głowie widoczne są ślady trzech ciosów, widać również, iż ciało nie od razu zostało zabalsamowane. Wszystko to pasowało jak ulał do znanych nam faktów z opowieści o Hiramie Abifie. W trakcie naszych badań okazało się następnie, że obok Sekenenre pochowano żywcem młodego kapłana. Porównując odciski bandaży na twarzy mumii, doszliśmy do wniosku, że mężczyzna ów stracił życie w tym samym czasie co Sekenenre. Wykorzystując te dowody oraz odwołując się do masońskiego rytuału, udało nam się zrekonstruować przebieg wypadków prowadzących do zamordowania Sekenenre oraz ustalić, w jaki sposób jego śmierć wpłynęła na upadek Hyksosów. Gdy już znaliśmy okoliczności śmierci Hirama Abifa, mogliśmy w końcu zrozumieć znaczenie dwu słów, które szeptane są do ucha kandydatowi uczestniczącemu w masońskim rytuale trzeciego stopnia. Po fonetycznym przetranskrybowaniu ich na starożytny język egipski, a następnie po dokonaniu przekładu na angielski okazało się, że układają one jakże doniosły sens: “Wielki jest Mistrz Masonerii, Wielki jest duch Masonerii". Zdanie to okazało się długo przez nas poszukiwanym ogniwem łączącym współczesną masonerię i starożytny Egipt. Dwa pozornie bezsensowne słowa, które przetrwały do dziś tylko dlatego, że przez wieki powtarzano je, nie zastanawiając się przez chwilę nad ich znaczeniem. Powiązawszy ze sobą mocnymi więzami dowodów historyczną opowieść o Sekenenre z legendą o Hiramie Abifie, musieliśmy teraz uporać się z przepaścią prawie 1500 lat, jakie dzieliły okres budowy Świątyni króla Salomona i epokę esseńczyków, czyli mnichów, którzy zakopali w ziemi pewien dokument, odnaleziony następnie przez templariuszy. Musieliśmy prześledzić rozwój judaizmu od jego początków aż do czasu rozkwitu esseńskiej sekty. Rozpoczęliśmy od Mojżesza i jego związków z Egiptem. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Narodziny judaizmu Prawodawca Mojżesz Przed nami stało zadanie takiego rozwijania badań, aby potwierdzić ewentualną ciągłość ceremonii przypominającej masoński obrządek, łączącej egipskie Nowe Państwo z epoką Jezusa. Zadanie wydawało się trudne, ponieważ za jedyne źródło informacji służył nam Stary Testament, ale przynajmniej znaliśmy masoński rytuał, który mógł być pomocny w naszych interpretacjach. Na szczęście Biblia niedwuznacznie stwierdza, że naród żydowski zaczął się od jednego człowieka i nie ulega wątpliwości, iż człowiek imieniem Mojżesz faktycznie istniał i że był związany z opuszczeniem Egiptu przez zniewolonych Azjatów. Po wypędzeniu Hyksosów Semici wszelkiej maści, włącznie z Habiru, musieli być w Egipcie bardzo niepopularni. Ów fakt tłumaczyłby, dlaczego skądinąd przyjaźni Egipcjanie nagle uczynili niewolnikami wielu czy wręcz wszystkich spośród tych, którzy pozostali w ich kraju w latach 1560-1550p.n.e. Odnalezione inskrypcje z XVI i XV wieku p.n.e. ukazują szczegóły dotyczące tych niewolników z ludu Habiru i pracy, do której ich zmuszono . Opowiadają one, jak wielu ludzi zapędzono do pracy w kopalniach turkusów - pracy niezwykle niebezpiecznej i przykrej, gdyż w kopalniach nie było wentylacji, a płomienie pochodni pozbawiały ludzi tlenu. Ze zdumieniem stwierdziliśmy, że kopalne te znajdowały się w niewielkiej odległości od Synaju, góry Jahwe, w południowej części Półwyspu Synajskiego. Czy był to przypadek, zadawaliśmy sobie pytanie, czy też bunt niewolników z ludu Habiru wybuchł raczej tutaj, a nie w Egipcie właściwym? Stwierdziliśmy, że zgodnie z zapisami owi proto-Żydzi mówili językiem kananejskim, ale czcili bóstwa egipskie, stawiając posągi Ozyrysowi, Ptahowi i Hathor. Przeczy to popularnemu wyobrażeniu o szlachetnych, zniewolonych wyznawcach Jahwe, którzy pragnęli, by “bóg ich ojców" poprowadził ich do Jerozolimy. Historię Mojżesza opowiada się każdemu dziecku żydowskiemu i chrześcijańskiemu, toteż w jego pamięci utrwala się ona jako fakt historyczny, o ile nawet większość ludzi odrzuca takie jej egzotyczne elementy, jak rozstąpienie się Morza Czerwonego. Trudno określić dokładnie, kiedy doszło do tego wydarzenia, ale dawniej powszechnie uważano, że Mojżesz wyprowadził “swój lud" z Egiptu za panowania Ramzesa II a więc między rokiem 1290 a 1224 p.n.e. Istnieją pewne przekonujące świadectwa odkryte niedawno, które wskazują na o wiele wcześniejsze datowanie, bliskie okresu wypędzenia Hyksosów. Zanim jednak zajmiemy się problemem dat, powinniśmy podsumować to, co wiemy o człowieku imieniem Mojżesz i co Biblia mówi nam o Izraelitach i ich nowym bogu. Stwierdziliśmy, że samo imię Mojżesz wiele mówi. Dziwne, że rzymskokatolicka Biblia z Douai informuje swych czytelników, iż w języku egipskim oznacza ono tyle, co “uratowany z wody", podczas gdy faktycznie znaczy ono po prostu “zrodzony z". Imię takie zwykle wymagało połączenia z innym imieniem jako przedrostkiem, np. Totmes (zrodzony z Thota), Ramzes (zrodzony z Ra) lub Amenmosis (zrodzony z Amona). Chociaż składnik moses wymawia się nieco inaczej w języku angielskim, wszystkie końcówki oznaczają to samo i wydaje nam się nader prawdopodobne, że albo sam Mojżesz, albo późniejszy skryba usunął imię jakiegoś egipskiego boga z początku tego imienia. Interpretacja zaczerpnięta z katolickiej Biblii jest prawdopodobnie błędna, ale jeśli tkwi w niej ziarno historycznej prawdy, to pełne imię Mojżesza oznaczałoby “zrodzonego z Nilu"; wtedy brzmiałoby ono Hapymoses i pisano by je następująco: Imię Mojżesza jest dość niezwykłe. Jako jedno z niewielu starożytnych imion egipskich przetrwało do dzisiaj - w hebrajskiej formie Mosze i arabskiej Musa. Egipcjanie w dalszym ciągu górę Synaj nazywają Dżubal Musa, Górą Mojżesza. Dziś nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaka część historii Mojżesza opowiedziane) w Starym Testamencie jest faktem historycznym, a ile zawiera się w niej romantycznych wątków. Według Księgi Wyjścia faraon kazał wrzucić do Nilu wszystkie izraelickie dzieci płci męskiej. Nie sposób w to uwierzyć, ponieważ ów barbarzyński rozkaz pozostawałby w sprzeczności z koncepcją maat, tak bliską sercu Egipcjan. Każdy faraon, który wydałby taki rozkaz, wyrzekłby się swego prawa do życia po śmierci. Co więcej, na poziomie czysto praktycznym tysiące gnijących zwłok, które pływałyby w jedynym źródle wody mieszkańców Egiptu, byłyby czymś wstrętnym i niezdrowym. Według Starego Testamentu matka Mojżesza desperacko starała się uchronić swoje dziecko przed śmiercią, toteż umieściła je w trzcinach nad brzegiem Nilu w koszyku oblepionym smołą. Tam też Mojżesza znalazła córka faraona. Zauważono już dawno temu, że ten epizod jest niemal identyczny z historią narodzin Sargona I, króla, który panował w Akadzie i Sumerze kilkaset lat przed Mojżeszem. Poniższe porównanie wskazuje oczywiste podobieństwa: SARGON MOJŻESZ Moja podmieniona matka poczyna mnie; w tajemnicy rodzi mnie. niewiasta z plemienia Lewitów poczęła i urodziła syna (...) ukrywała go przez trzy miesiące, ale nie mogła ukrywać dłużej. Umieściła mnie w koszu z trzcin; pokrywę oblepiła smołą (...) Wrzuciła go do wody, która mnie zatopiła (...) Tak więc zrobiła mu kosz z trzcin, uszczelniła gliną i smołą, nie włożyła go do niego i umieściła wśród trzcin nad brzegiem Nilu. Doszliśmy do wniosku, że opowieść o narodzinach Mojżesza jest niemal na pewno fikcją stworzoną w VI wieku p.n.e. i echem starodawnego mitu stworzenia biorącego początek z wód. Był to również doskonały sposób zracjonalizowania przyczyn, dla których jeden z wodzów armii egipskiej i członek egipskiej rodziny królewskiej został ojcem-założycielem ludu żydowskiego. Wrócimy do tego niebawem. Nie mieliśmy wątpliwości, że pewne szczegóły tej historii zostały wymyślone później. Należało do nich określenie matki Mojżesza jako kobiety z plemienia Lewitów; była to próba nadania historii charakteru, który odpowiadałby autorom tej opowieści. Lewici stali się plemieniem kapłańskim, toteż skrybowie, posługując się logiką własnej epoki, doszli do wniosku, że Mojżesz musiał być kapłanem, a więc Lewitą. W Księdze Wyjścia znajdujemy wyraźne wskazówki, że stanowi ona zlepek trzech ustnych wersji tradycyjnej historii wyjścia z Egiptu, przy czym brakuje pewności co do tego, czy główną rolę odegrał w tym wydarzeniu Mojżesz, czy Aaron; nawet nazwa góry, na której Mojżesz spotkał Jahwe, jest niepewna: była to albo góra Synaj, albo góra Horeb. Musieliśmy ciągle pamiętać, że autorzy wczesnych ksiąg Starego Testamentu zapisywali plemienne legendy pochodzące z dalekiej przeszłości; najstarsze z nich miały tysiące lat. Nawet stosunkowo niedawne, takie jak opowieści o Dawidzie i Salomonie, Pochodziły sprzed kilkuset lat. Ogólny sens domniemanych wydarzeń był zrozumiały, ale brakowało szczegółów pozwalających na umiejscowienie ich w historii. Różni autorzy wypełniali luki w rozmaity sposób, zależnie od swych politycznych poglądów na świat i przekonań o tym, jaki powinien być. Znawcy byli w stanie wyodrębnić podobieństwa oraz różnice w pracy owych autorów czy raczej grup autorów i nadać owym grupom takie niezbyt fascynujące określenia, jak “J", “E", “D" i “P". Dzisiaj, gdy wiemy o przeszłości znacznie więcej niż biblijni skrybowie, możemy wykryć nieścisłości w Starym Testamencie będące skutkiem inwencji twórczej jego autorów. Na przykład opisują wielbłądy jako zwierzęta pociągowe oraz monety, którymi posługiwano się w czasach Izaaka i Józefa, podczas gdy jedno i drugie stanowiło wynalazek czasów o wiele późniejszych. Innym błędem jest stwierdzenie, że Abraham unikał południowego Izraela jako kraju zamieszkanego przez Filistynów, podczas gdy wiemy, iż pojawili się oni tam wiele lat po wyjściu Izraelitów z Egiptu. Gdyby Księga Wyjścia poinformowała nas, która córka faraona znalazła Mojżesza jako niemowlę, sprawa byłaby o wiele prostsza, ale wyraźnie sami autorzy tego nie wiedzieli. Doszliśmy do wniosku, że istniały tylko trzy podstawowe możliwości wyjaśnienia, dlaczego Mojżesz znalazł się pośród egipskiej rodziny królewskiej: 1. Był on z urodzenia Azjatą, czyli Habiru, i zgodnie z wersją Starego Testamentu został przyjęty do tej rodziny jako niemowlę lub małe dziecko. Wiadomo, że Egipcjanie rzeczywiście zabierali dzieci z sąsiednich krajów, aby jako dorośli mogli oni usposabiać swój lud życzliwie do Egipcjan. Zrazu podobne rozwiązanie wydawało się niemożliwe w czasie tak bliskim okresowi hyksoskiemu, kiedy Habiru byli niewolnikami w Egipcie. 2. Był on wysoko urodzonym Egipcjaninem, który jako mężczyzna popełnił morderstwo i ukrywał się. Stanął na czele Habiru podobnie jak on wyjętych spod prawa. 3. Był młodym dowódcą pochodzenia semickiego w armii ostatniego króla Hyksosów i został wypędzony z Egiptu na pustynię z resztą azjatyckich hord, kiedy dynastia tebańska powróciła do władzy. Później ponownie znalazł się w Egipcie, aby wyprowadzić stamtąd lud Habiru i dać mu wolność. To sytuowałoby Mojżesza w okresie o wiele wcześniejszym, niż sądzono uprzednio, ale nie ma powodu zakładać, że tak być nie mogło. Wiadomo, że Mojżesz był wodzem w armii jakiegoś niezidentyfikowanego faraona. Ta trzecia opcja była pociągająca, ale zrazu nie mogliśmy znaleźć dostatecznych dowodów na jej słuszność; co więcej, aby poznać tajemnice Egipcjan, Mojżesz musiał być związany z jakimś prawowitym faraonem, a nie z hyksoskim uzurpatorem. Uznaliśmy więc, że prawdziwa była pierwsza albo druga z tych opcji. W obu wypadkach biblijną wersję wydarzeń trzeba uznać za na ogół poprawną. Postanowiliśmy, nie poświęcać więcej czasu na badanie kwestii, w jaki sposób Mojżesz został przywódcą tych proto-Izraelitów; wystarczy skonstatować, że jakiś wysoko postawiony dworzan egipski został wodzem plemion, które staną się narodem żydowskim. W Dziejach Apostolskich 7, 22 czytamy: “Mojżesza wykształcono we wszystkich naukach egipskich" Izraelici, którzy spisywali swe dzieje tyle lat po Mojżeszu, nie mieli powodów, by wykoncypować jego bliskie związki z przeciwnikami ich przodków, i wyraźnie wierzyli, że zdradzono mu wiele tajemnic, faktycznie wszystkie. W okresie, w którym Mojżesz był związany z egipską rodziną królewską, Nowe Państwo już istniało, a “tajemnice zastępcze" zajęły miejsce “pierwotnych" tajemnic Ozyrysa. Jako wysoko postawiony dworzanin faraona Mojżesz musiał poznać zasady zmartwychwstania wprowadzone w związku z legendą o Sekenenre Tao i jego bohaterską ofiarą, które zastąpiły utracone tajemnice autentyczne. Dla młodego Mojżesza rytuał ten oznaczał zapoznanie go z tajemnicami ceremonii koronacji, przekazywał najwyższą moc związaną z oznaką władzy królewskiej. Musiało to zrobić na nim ogromne wrażenie, ponieważ na pewno zapamiętał tę opowieść, która w końcu stała się nowym sekretnym rite de passage podczas ceremonii koronacji w nowym kraju Izraela. Ponieważ była to tajemnica przekazywana możliwie najmniejszej grupie przywódców żydowskich, opowieść o “królu, który został zabity", trafiła bez większej zmiany do przedstawicieli linii Dawida. Szczegóły z Księgi Wyjścia należały do niższego poziomu opowieści, dostępnego każdemu, a w ten sposób prawda i fikcja uległy wymieszaniu, aż w końcu opowieść ta już tylko w niewielkim stopniu odpowiadała rzeczywistości. Jakkolwiek rzecz potraktujemy, biblijna historia wyjścia wyraźnie pokazuje, że grupa, której przewodził Mojżesz, była silnie zegipcjanizowana i kult bogów egipskich stanowił dla niej codzienną praktykę. Otrzymanie przez Mojżesza dziesięciorga przykazań na kamiennych tablicach było absolutnie konieczną oznaką ustanowienia nowego państwa. Każdy król musi otrzymać od bogów “królewski statut" jako dowód, że jest wstanie przewodzić i że istnieje podstawa dla prawa i ładu w nowym społeczeństwie. Tablice te mogły zawierać tekst jedynie w egipskich hieroglifach, gdyż Mojżesz nie znał żadnego innego pisma. Ponieważ dzisiaj korzystamy ze słowa pisanego jako czegoś pospolitego, trudno nam zrozumieć, jak szczególne znaczenie miało pismo w II tysiącleciu p.n.e. Idea przesłań wyłaniających się ze znaków na kamieniu zdumiewała prostych ludzi, toteż skrybów, którzy potrafili zmusić “kamień do mówienia", uważano za wielkich magów. Łatwo to docenimy, kiedy uzmysłowimy sobie, że Egipcjanie nazywali hieroglify “słowami boga", a termin ten będzie się często powtarzał w całej Biblii. Wojowniczy Bóg z gór Synaju Staranna i obiektywna lektura Księgi Wyjścia wzbudziła w nas prawdziwą grozę. Poglądy, które otrzymaliśmy wraz z chrześcijańskim wychowaniem, legły w gruzach. Zamiast wyobrażenia szlachetnego i wielkiego ludu zdobywającego wolność i znajdującego swoją “ziemię obiecaną", odkryliśmy niepokojący katalog prymitywnej demonologii, zdrady, masowych morderstw, gwałtów, wandalizmu i grabieży. Był to najbardziej haniebny opis genezy nowego narodu, jaki tylko można sobie wyobrazić. Historia Mojżesza zaczyna się od morderstwa. Widzi on, jak jakiś Egipcjanin bije niewolnika z ludu Habiru; rozejrzawszy się, czy nikt go nie śledzi, zabija Egipcjanina. Jest to pierwsze z dziesiątków tysięcy morderstw, które popełni. Niestety, świadkiem zbrodni był inny Habiru, który powiadomił o wydarzeniu Egipcjan. Mojżesz stał się teraz poszukiwanym przestępcą. Uciekł na wschód, na Synaj, gdzie przyjęli go Midianici (zwani również Kenitami) i gdzie poślubił córkę ich króla Sypporę. Właśnie tu Mojżesz zetknął się z bogiem plemion midianickich, bogiem burz i wojny, którego symbolem był przypominający krucyfiks motyw zdobiący ich czoła; później nazwano go “znakiem Jahwe". Bóg ten, który żył w górach, stał się natchnieniem i pierwowzorem dla Boga Żydów po rozmowach, jakie Mojżesz przeprowadził z nim na górze Horeb. Bogowie z rzadka, o ile w ogóle, zjawiali się nagle; ich pojawienie się i zmiany, które przechodzili, były naturalne, a metamorfozy stanowiły skutek przyswajania właściwości innych bóstw. Pierwsze zanotowane spotkanie z Bogiem Żydów i chrześcijan jawi się jako przedziwnie zimne i groźne. Gdy Mojżesz domagał się od niego świadectwa boskości i pytał o imię, była to bardzo zręczna taktyka, ale nie poskutkowała. Dzięki swojemu egipskiemu wykształceniu Mojżesz wiedział, że bogowie nie zawsze byli niedostępni dla ludzi. Kiedy człowiekowi udało się dowiedzieć, jakie jest imię bóstwa, uzyskiwał nad nim władzę. Bogowie egipscy mieli zwykle wiele imion: od powszechnie używanych do coraz bardziej tajemnych, ale ich podstawowego imienia nie znał żaden z ludzi ani inni bogowie. Gdyby Mojżesz uzyskał odpowiedź na pytanie o jedyne imię Boga, tym samym zniewoliłby go. Magia i teologia były zawsze pojęciami bliskoznacznymi aż do stosunkowo niedawnych czasów, kiedy człowiek oddzielił niewidzialną linią te dwa składniki pierwotnego mistycyzmu. Idea boga Izraelitów mieszkającego w swojej arce nie różni się od idei geniusza zamieszkującego butelkę i spełniającego życzenia przyjaciół. Obydwaj oddają się takim zajęciom, jak latanie w powietrzu, penetrowanie głębin oceanów, wysyłanie gromów ognistych i, generalnie, łamanie praw natury. W dzisiejszych czasach utrzymuje się wątła granica duchowa pomiędzy baśniami z tysiąca i jednej nocy a tymi opowieściami, które przekazuje Biblia, lecz nie ma wątpliwości, że pochodzą one ze wspólnego źródła. Dla wielu ludzi okaże to się trudne do zaakceptowania, ale jeśli potraktujemy dosłownie tekst Biblii, to stwórca, którego zachodni świat nazywa po prostu Bogiem, zaczynał jako skromny geniusz żyjący ze swoich sztuczek gdzieś w górach północno-wschodniej Afryki i południowo-zachodniej Azji. W obawie o swą niezależność bóg Midianitów odmówił Mojżeszowi odpowiedzi na pytanie o imię i aby podkreślić własną wagę, rozkazał mu, by zzuł buty i nie zbliżał się, ponieważ znajduje się na świętej ziemi. Księga Wyjścia mówi nam, że odpowiedzią Boga na pytanie o jego imię było: “Ehyeh asher ehyeh". Jest to zwykle tłumaczone: “Jestem, którym jest", ale w mowie autorów tej księgi niosło ze sobą silniejsze przesłanie i lepiej oddawałoby sens zdanie: “Pilnuj swoich przeklętych spraw!". Imiona Jahwe, Jehowa są zmodernizowaną transkrypcją hebrajskiego zapisu YHWH (w hebrajskim nie ma samogłosek). Jednakże nie było to boskie imię, a raczej tytuł wzięty z owej odpowiedzi i znaczący “Jam jest". Według Biblii Mojżesz ostatecznie powrócił do Egiptu, aby oswobodzić Azjatów, których Egipcjanie zwali Habiru. Zapewne korzystał z pomocy swego nowego, ciskającego piorunami dżina (geniusza) - boga, który przyniósł nieszczęścia i śmierć nieszczęsnym Egipcjanom. Podobno 600 tys. Izraelitów wyruszyło w czterdziestoletnią wędrówkę przez pustynię, lecz dla każdego bystrego obserwatora jest jasne, że podobny exodus mógł objąć jedynie ułamek tej liczby. Nie ma żadnego śladu podobnego wydarzenia w historii Egiptu, a jeśli byłoby to rzeczywiście wydarzenie o skali opisywanej w Biblii, to z pewnością jakiś by się zachował. Gdyby mniejszość żydowska była aż tak liczna, to obejmowałaby jedną czwartą całej populacji Egiptu, a migracja podobnej masy ludzi spowodowałaby problemy z zaopatrzeniem w żywność z pewnością odnotowane. Jakakolwiek jednak była ich liczba, Mojżesz zabrał swoich ludzi na Synaj, do obozu Midianitów, i pozdrowił swojego teścia Jetrę, który gratulował Izraelitom, a Mojżeszowi dał mądrą radę. Następnie prorok wrócił na świętą górę, aby spotkać się z bogiem. Ciskający piorunami bóg, który mieszkał w czarnym obłoku, powiedział Mojżeszowi, że jeśli którykolwiek z Izraelitów lub którekolwiek ich zwierzę postawi stopę na górze lub choćby jej dotknie, poniesie śmierć. Następnie nowy bóg poinformował nowych wyznawców, że mają mu oddawać cześć, a jeśli nie - zemści się nie tylko na winowajcach, lecz także na ich dzieciach, wnukach i następnych pokoleniach. Dalsza lista jego wymagań obejmowała złoto, srebro, miedź, delikatne materiały, skóry borsucze, drewno shittim (akacja). Domagał się też zbudowania mu arki, całej ze złota, w której zamieszka. Arka ta była zaprojektowana na modłę egipską, z dwoma tzw. cherubami w zwieńczeniu, uznanymi powszechnie za parę uskrzydlonych sfinksów, tj. uskrzydlonych lwów z ludzką głową (il. 6). Nowy bóg nie zrobił najwyraźniej na Izraelitach większego wrażenia, skoro ulepili złotego cielca, gdy tylko Mojżesz wspiął się na górę, aby rozmawiać z Jahwe. Złoty cielec - najprawdopodobniej wizerunek egipskiego boga Apisa - wielce zirytował nowego boga. Zażądał od Mojżesza, aby ten rozkazał swoim kapłanom zabić tak wielu “grzeszników", jak to tylko możliwe, i jak nam wiadomo, trzy tysiące Izraelitów zostało zamordowanych. I mury runęły z łoskotem Gdy Izraelici posuwali się w kierunku swojej “ziemi obiecanej", zaistniała przeszkoda utrudniająca im osiągnięcie celu - miejscowa ludność. Atoli Jahwe poprowadził swoich do zwycięstwa nad Kananejczykami. Księga Powtórzonego Prawa (2 i 3) opisuje zagrożenie, jakim naród wybrany okazał się dla mieszkańców państw-miast Kanaanu: “i wyszedł przeciw nam Sichon i cały naród jego na wojnę do Jahsy. Pan, Bóg nasz, wydał go nam i pobiliśmy jego samego, synów jego i cały jego lud. W tym czasie zdobyliśmy wszystkie jego miasta i klątwą obłożyliśmy każde miasto, mężczyzn, kobiety i dzieci, nie oszczędzając niczego, oprócz zwierząt, któreśmy sobie pobrali, i łupu z miast przez nas zajętych. Od Aroeru leżącego na brzegach potoku Arnon i od miasta, które jest w dolinie, aż do Gileadu nie było dla nas grodu niedostępnego, wszystkie nam dał Pan, Bóg nasz (...). Następnie zawróciliśmy i poszliśmy w kierunku Baszanu, którego król, Og, wyszedł nam naprzeciw z całym swym ludem, by wydać nam bitwę w Edrei. Wtedy rzekł do mnie Pan: «nie lękaj się go, gdyż dałem w twoje ręce jego samego, cały jego lud i ziemię. Postąpisz z nim, jak z Sichonem, królem Amorytów, który mieszka w Cheszbonie». I Pan, Bóg nasz, dał nam w ręce również Oga, króla Baszanu, i cały jego lud. I wytępiliśmy go tak, że nikt nie ocalał. W tym czasie zdobyliśmy wszystkie jego miasta, nie było grodu nie zajętego, sześćdziesiąt miast i cały obszar Argob, królestwo Oga w Baszanie. To wszystko są miasta obwarowane wysokimi murami, potężnymi bramami i zaworami, nie licząc wielu miast otwartych. Obłożyliśmy je klątwą, jak uczyniliśmy Sichonowi, królowi Cheszbonu; klątwie podlegało miasto, mężczyźni, kobiety i dzieci. A wszystkie zwierzęta i łup z miasta zostawiliśmy dla siebie". Powyższe fragmenty opisują nie tyle walki, ile masakry, w czasie których zabijano mężczyzn, kobiety, dzieci, jak też owce, woły, osły. Stary Testament zawiera wiele jeszcze podobnie okrutnych ustępów. Ponadto Jahwe przypomina swojemu ludowi, że jest wszechmocny i gotowy srogo ukarać tych, którzy go nie czczą i nie żyją zgodnie z jego Słowem. Księga Powtórzonego Prawa 8, 19-20 przestrzega: “Lecz jeśli zapomnisz o Panu, Bogu swoim, i pójdziesz za bogami obcymi, aby im służyć i oddawać im pokłon, oznajmiam ci dzisiaj, że zginiesz na pewno. Jak te narody, które Pan wygubił sprzed twego oblicza, tak i wy zginiecie za to, żeście nie słuchali głosu Pana, Boga waszego". Kimkolwiek faktycznie był Mojżesz, w Egipcie stał się mordercą i resztę życia spędził, zabijając mnóstwo ludzi - zarówno obcych, jak i tych, którzy mu zaufali. Trudno nam pogodzić tę postać i jego obraz Boga z Bogiem współczesnych Żydów i chrześcijan. Ta sprzeczność dowodzi według nas, że idea Boga nie jest jakością niezmienną, soczewką, w której odbija się społeczeństwo. Ta idea rozwija się i zmienia, wchodzi w relacje z ideami innych bogów, powoli ewoluuje, aby otrzymać doskonałą postać, w której odbijają się moralność i potrzeby czasów. To nie Bóg uczynił człowieka na swój obraz, lecz raczej człowiek nieustannie tworzy Boga na swoje podobieństwo. Data exodusu Niektórzy uczeni twierdzą, że opisy brutalnych zwycięstw opiewanych w Starym Testamencie są przesadzone i że przybycie Izraelitów przypominało raczej powolne przenikanie do społeczności Kananejczyków niż jej krwawe wytępienie. Jednakże ostatnie badania archeologiczne pozwoliły odkryć pozostałości zniszczonych miast i osad, które wskazywałyby na to, że exodus miał miejsce w późnych latach środkowej epoki brązu. Takie datowanie sytuowałoby go w ciągu stu lat pomiędzy wyparciem Hyksosów a środkiem XV wieku p.n.e. i znacznie zwiększałoby prawdopodobieństwo przyjęcia Mojżesza do królewskiej rodziny w Egipcie w niewiele lat po odzyskaniu przez Tebańczyków kontroli nad państwem. Sądzimy, że wykształcenie, jakie otrzymał w Egipcie, dało mu możliwości wykreowania własnego boga i ustanowienia nowego narodu. Jego bezwzględne metody mogły być jedynym sposobem osiągnięcia sukcesu. Istnieje wiele dowodów potwierdzających silny wpływ Egiptu na wydarzenia z okresu exodusu, poczynając od wyglądu Arki Przymierza po tablice z hieroglifami, które Mojżesz otrzymał od Jahwe. I nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, iż tajemnice ceremonii zmartwychwstania Sekenenre również pochodziły z Egiptu. Mojżesz traktował swój lud jako bardzo prostych ludzi i faktycznie musieli być prości w porównaniu z przywódcą biegłym w tajemnych sztukach Egipcjan. Dawid i Salomon Plemiona Izraela egzystowały niezależnie przez kilkaset lat w okresie znanym pod nazwą Epoki Sędziów. Owi sędziowie nie byli rzeczywistymi sędziami ani też osobami obdarzonymi szczególnym autorytetem, ale lokalnymi bohaterami lub raczej “wybawicielami". Ogólnie uznawany pogląd, że dwanaście plemion Izraela w całości uczestniczyło w exodusie, jest naturalnie nieporozumieniem. Tylko dwa czy trzy plemiona, jak się aktualnie uważa, mogły przybyć tą drogą. W Epoce Sędziów plemiona Symeona i Lewego były właściwie wyniszczone, a najważniejsze plemię Judy dopiero zaczynało być uznawane za plemię izraelickie. Powoli nomadzi Habiru stawali się hebrajskim narodem Izraelitów, który opuścił wędrowne szlaki, aby zamieszkać w osadach rolniczych i rzemieślniczych. Część ludności kananejskiej, niewymordowana w trakcie inwazji, połączyła się z przybyszami, przekazując im umiejętności nabyte i rozwinięte w ciągu tysięcy lat uprawy roli. Najstarszym fragmentem Starego Testamentu jest Pieśń Debory. Mówi nam ona o współpracy między niektórymi plemionami w obliczu wspólnego wroga, na przykład Filistynów. Plemiona, które nie dostarczały żołnierzy do bitwy, były upominane. Kompetencje sędziów odbiegały od królewskich, ponieważ ograniczały się do jednego lub kilku plemion, a posłuszeństwo wobec ich politycznego czy ekonomicznego przywództwa było dobrowolne. Krótko mówiąc, królowie byli naznaczani przez Niebo, a sędziowie nie. Ponadto sędziowie nie byli sobie równi. Jednym z najwcześniejszych bohaterów był wojownik Jerubal, który później przyjął imię Gedeona (jego oryginalne imię, pochodzenia kananejskiego, sławiło boga Baala, co prawdopodobnie dowodzi, że w tym czasie Izraelici nie ograniczali się jedynie do oddawania czci Jahwe, jak chcieliby to widzieć późniejsi autorzy Starego Testamentu). Gedeonowi zaproponowano królowanie Izraelem, lecz odmówił. Twierdził, że Jahwe jest królem ponad wszystkimi. Niemniej jest oczywiste, że miał uprzywilejowaną pozycję i powinien być uznawany za spadkobiercę Mojżesza. Chociaż Gedeon odmówił przyjęcia tytułu królewskiego, jego władza z całą pewnością przewyższała autorytet innych sędziów. Założył religijny ośrodek w Ofra, gdzie umieścił efod - przedmiot kultu, coś w rodzaju arki. Sugerowałoby to, że Gedeon czcił jeszcze jakiegoś innego boga. Jako człowiek wielkiej siły i wpływów miał duży harem (prawdopodobnie częściowo tworzyły go porwane w niewolę dziewice midianickie) i rzekomo siedemdziesięciu synów. Pierwszym z nich był Abimelech, którego losy podsunęły wielu biblistom myśl o coraz silniejszych ciągotach do władzy królewskiej. Przyjmuje się, że Gedeon zaakceptował tytuł królewski, a w każdym razie kompetencje jego syna Abimelecha zdecydowanie przekroczyły status sędziego i przypominały królewskie. Jego świątynia poświęcona Baalowi, Baal-berith, została odkopana i okazała się warowną wieżą lub ufortyfikowanym miejscem kultu z murami o grubości siedemnastu stóp, a po obu stronach wejścia odnaleziono podstawy filarów sakralnych . Minęło pokolenie od śmierci Mojżesza i, co istotne, brakowało setek lat do Świątyni Salomona, a my tu mamy dwa sakralne filary po obu stronach wejścia do świątyni pierwszego króla żydowskiego. Wskazówki co do znaczenia tych filarów i obrzędu z nimi związanego musiały dotrzeć do Abimelecha od Mojżesza za pośrednictwem Gedeona. Wydaje się nam słuszne założenie, że ceremonia zaczerpnięta z opowieści o Sekenenre mogła być wykorzystywana przez królewską rodzinę podczas elekcji, jako że nie znano innego sposobu jej przeprowadzania niż ten, który Egipcjanie zdradzili Mojżeszowi. Filary mogły symbolizować więź między bogiem a stabilizującą swą pozycję nową warstwą rządzącą. Na nieszczęście Abimelecha stabilność trwała bardzo krótko. Jego raczkująca monarchia rozpadła się wkrótce po założeniu, a on zginął w bitwie przeciw ludziom z miasta Tabez. Pomimo to Epoka Sędziów trwa, a tajemna wiedza królewskiego domu i ceremonia elekcji podtrzymywane są w linii Gedeona. W tym okresie Jerozolima ciągle należała do jej starożytnych założycieli Jebuzejczyków, a dla Izraelitów religijnym i politycznym centrum było miasto Szilom położone około dwudziestu mil na północ. Wykopaliska wykazały, że Szilom zostało zniszczone około 1050 roku p.n.e. w czasie wojny pomiędzy Izraelitami a Filistynami. Świadkiem tego wydarzenia był Samuel, ważny sędzia, prorok i kapłan naznaczający nowych królów. Wojnę między Izraelitami a Filistynami utrwaliła biblijna opowieść o Samsonie, który był Nazarite (świętym człowiekiem) o niezwykłej wewnętrznej sile. Zabił on trzy tysiące Filistynów, powalając filary z lewej i prawej strony ich świątyni, co, jak twierdzimy, w metaforyczny sposób podważało pozycję tego narodu. To Samuel namaścił Beniaminitę Saula na króla w czasie dyskretnej ceremonii. Biblia nie wspomina o tym, skąd Samuel wiedział, jak to zrobić, i naturalnie nie podaje opisu samej ceremonii. Wydaje się, że relacja pomiędzy Samuelem a Saulem była natury bliźniaczej: kapłan i król, dwa połączone zgodnie filary szczęśliwego społeczeństwa. Ta relacja szybko została wystawiona na szwank, gdy Saul złożył ofiarę w Gilgal bez błogosławieństwa Samuela. Kiedy zaś nie wypełnił polecenia Samuela, aby wyrżnąć harem pokonanych Amalekitów, ten zaczął żałować swojego wyboru. Wkrótce pojawił się nowy kandydat do królewskiego tytułu, tym razem z dużego plemienia Judy, nie zaś z najmniejszego - Beniaminitów. Nazywał się Dawid i pochodził z małego miasteczka Betlejem. Dawid był pod każdym względem utalentowany, mógł się poszczycić wieloma umiejętnościami zarówno jako dworzanin, jak też jako żołnierz i mąż stanu. Dobrze znana historia o zabiciu Goliata jest ogólnie uznawana za prawdziwą, ale to nie Dawid zabił olbrzyma z Gat; zrobił to inny człowiek z Betlejem, Elchanan , syn Jaira . To przyszłe generacje przypisywały ów czyn Dawidowi, aby przedstawić go jako prostego pasterza, nieprzywykłego do wojny, choć w gruncie rzeczy był świetnym żołnierzem i politykiem przez całe życie. Saul dostrzegł zagrożenie ze strony Dawida i próbował go usunąć, ale ostatecznie sam stracił życie i Samuel mógł namaścić swojego drugiego króla. Nie jest powszechne znany fakt służby uchodzącego przed Saulem Dawida w armiach Filistynów walczących przeciw Izraelitom; dziwne to zdarzenie w wypadku założyciela najważniejszej Unii w historii Izraela. Dawid został królem Izraela około 1000 roku p.n.e. i po raz pierwszy tak naprawdę zjednoczył wszystkie plemiona w jeden lud. Zastanawiająca jest tu paralela do roli królów egipskich: Izrael również składa się z dwóch krain, północnej i południowej, zjednoczonych przez jednego władcę. Przez pierwsze siedem lat Dawid rządził z Hebronu w południowej Judei, ale najważniejszą jego misją jako króla było zajęcie Jeruzalem i stworzenie nowej stolicy dokładnie pomiędzy dwiema połowami zjednoczonego królestwa. Tutaj zbudował sobie pałac i przeniósł namiot mieszczący Arkę Przymierza oraz ołtarz na teren, gdzie chciał wybudować świątynię dla Jahwe. Dawid stworzył dobrze wyszkoloną armię, złożoną w dużym stopniu z żołnierzy zaciężnych. Pokonał z nią Filistynów, którzy wciąż utrzymywali miasta w tym regionie, i ostatecznie uzyskał kontrolę nad ziemią od Eufratu do zatoki Akaba. Pokój wydawał się być w zasięgu ręki, gdy Dawid zawarł traktat pokojowy z Hiramem, królem Tyru, choć wkrótce chwiejne zachowanie władcy Izraela i jego rodziny znów przyniosło destabilizację. Wydarzenia układają się niczym hollywoodzka fabuła: Dawid ulega urokowi Bat- szeby i morduje jej męża Uriasza. Pierworodny syn Dawida Amnon zostaje zabity przez swojego brata Absaloma, ponieważ zgwałcił przyrodnią siostrę Tamar, a Absalom próbuje odebrać ojcu jego królestwo siłą. Po wojnie ojca z synem Dawid odzyskuje swoje królestwo, a Absalom kończy życie na gałęzi. Wszystkie te przeszkody uniemożliwiły Dawidowi budowę zamierzonej świątyni dla jego boga Jahwe. Wkrótce Dawid znalazł się na łożu śmierci, a jego spadkobierca Adoniasz został królem. Jednakże nie zakończyła się jeszcze koronacyjna uczta, gdy inny syn Batszeby, Salomon, został namaszczony przez Sadoka w obecności Dawida. Salomon zabił więc swojego brata oraz jego stronników i nie musiał już się obawiać, że kiedykolwiek przyjdzie owym ludziom do głowy współzawodniczyć z nim o władzę. Salomon zasiadł na tronie i pod jego rządami Izrael osiągnął wielkość, jakiej nie zdobył nigdy przedtem ani potem. Poślubił córkę faraona, która wniosła mu w wianie strategiczne miasto Gezer na granicy egipskiej. Rozpoczął prace budowlane w całym kraju i co najważniejsze, zbudował dom Jahwe, Świątynię, która przyniosła mu pamięć pokoleń. Jak już mówiliśmy, Świątynia była stosunkowo niewielkim budynkiem, ale urządzonym z przepychem i właściwie usytuowanym. Stała na szczycie wzgórza, z portalem zorientowanym w kierunku wschodzącego słońca, a ponieważ była zbudowana mniej więcej na linii dzielącej krainę północną i południową, filary portyku reprezentowały harmonię i równowagę zjednoczonego królestwa. Była to rekonstrukcja egipskiej idei politycznej stabilności osiągniętej dzięki zjednoczeniu. Boaz, kolumna po lewej stronie, stała “na południu", reprezentując krainę Judy i oznaczając siłę. Kolumna Jakin po stronie północnej obrazowała krainę Izraela i oznaczała ugruntowanie. Obie, zwieńczone poprzeczną belką symbolizującą Jahwe, oznaczały stabilność. Podobnie jak w starożytnym Egipcie - dopóki dwie krainy będą połączone odpowiednimi filarami, stabilność polityczna zostanie podtrzymana. Ta idea, zapożyczona z Egiptu, pokazuje jednocześnie, że ani podstawa ideowa monarchii, ani teologia izraelicka wciąż nie zatraciły swoich pierwotnych korzeni. Budowa wymagała pewnych kosztów, jako że niemal wszyscy zatrudnieni rzeczoznawcy byli obcokrajowcami - Hiram, król Tyru, zapewnił wyszkolonych robotników i większość surowców. Rosły wydatki dla młodego królestwa i Salomonowi zaczynało brakować pieniędzy, a część miast została sprzedana, aby pokryć piętrzące się długi. Lud musiał wykonywać dodatkową pracę; ekipy po dziesięć tysięcy ludzi były wysyłane co miesiąc do Libanu, aby pracować dla Hirama, króla Tyru. Całe królestwo dzieliło się na dwanaście regionów, a każdy był odpowiedzialny za dostarczenie podatków do pałacu przez jeden miesiąc w roku. Poziom podatków wzrósł niepomiernie i poddani Salomona zaczęli tracić entuzjazm dla królewskiej idei wielkości. Pomimo że późniejsi autorzy Biblii nie chcieli tego dostrzec, istnieją liczne dowody niewielkiego zainteresowania osobą Jahwe wśród Izraelitów; innych bogów darzyli oni równą, o ile nie większą estymą. Dla wielu Jahwe był tylko izraelickim bogiem wojny, użyteczną w czasie walk, ale na tle ogromnego panteonu bóstw dosyć nieznaczną postacią. Imiona nadawane przez wieki sławnym Izraelitom wskazują na duży respekt dla Baala i nawet najżarliwszy jehowita nie mógłby udawać, że Żydzi tego czasu wierzyli w jednego boga. Tak też było z Salomonem. Pod koniec swojego panowania oddawał się wyłącznie kultom innych bogów, co spowodowało niezadowolenie pewnych grup, zwłaszcza kapłanów ze Świątyni. Później tłumaczono to tak: Jahwe nie ukarał grzesznego Salomona ze względu na szacunek dla jego ojca Dawida. Krótko mówiąc, od czasów Mojżesza aż do Salomona Jahwe raczej nie robił dużego wrażenia na swoim “narodzie wybranym". Gdy Salomon - król znany ze swej mądrości - umierał, pozostawiał kraj nie tylko w stanie (niemal) upadku, ale też bezbożności. Syn Salomona, Roboam, został wychowany w wierze w potęgę królewskiej władzy i chociaż doradzano mu przyjęcie ugodowej linii w postępowaniu z urażonymi mieszkańcami północy, którzy nie zaakceptowali go jako króla, on jednak żądał od nich współpracy. Jedność dwóch krain wkrótce była już tylko iluzoryczna i północny Izrael odłączył się od kraju pokolenia Judy, który uznał to za przyczynę swoich problemów. Podsumujmy teraz nasze wiadomości o Izraelitach tego okresu. Aspiracje nowego narodu do cywilizacyjnej potęgi opierały się na połowicznie uformowanej teologii, narzuconej pracy i pożyczonych pieniądzach. Jak wszystkie źle przygotowane przedsięwzięcia i to zakończyło się niepowodzeniem, lecz pozostawiło niezatarty ślad w sercach i umysłach przyszłych pokoleń. Patrząc wstecz, budowały one swą wiarę i czerpały natchnienie z przejściowego okresu wielkości, w którym Izraelici pojawili się jako naród z jakimś bogiem i jakimś przeznaczeniem. To była wizja, która nigdy nie została zrealizowana, jednakże osiągnęła rozgłos ponad wszelką miarę. Tymczasem sekrety ceremonii inicjacji poprzez zmartwychwstanie i zasady moralnej czystości obowiązujące podczas budowy Świątyni trafiły do ludzi z otoczenia króla. Nie była to już tylko idea zaczerpnięta z egipskiej opowieści i przyniesiona przez Mojżesza, lecz coś realnego, podobnie jak Świątynia w Jerozolimie, która kryła Arkę i ich Boga. Na tym etapie naszych badań nie znaleźliśmy żadnych odniesień do zamordowanego architekta Świątyni Salomona. Niemniej dopiero teraz zaczynaliśmy dostrzegać dowody na rzecz naszej hipotezy w odniesieniu do dwóch kolumn i związanej z nimi ceremonii zmartwychwstania Sekenenre Tao, przeniesionej przez Mojżesza do Izraela, gdzie stała się tajemnicą Domu Królewskiego. Następnym zadaniem było wykrycie, w jakim momencie imię centralnej postaci zostało zmienione z Sekenenre Tao na Hirama Abifa. Aby zrozumieć, w jaki sposób owe strzeżone tajemnice przetrwały i ostatecznie zostały ujawnione w działaniach człowieka, którego nazywamy Jezusem Chrystusem, oraz jak Nowy Testament może być interpretowany w świetle naszych szerszych wniosków, musieliśmy przyjrzeć się bliżej kolejnej fazie historii narodu żydowskiego. Podsumowanie Opowieść o przyjściu na świat Mojżesza wywodziła się z legendy sumeryjskiej i, jak sądzimy, miała wyjaśnić powody, dla których dowódca egipski i zarazem członek egipskiej rodziny królewskiej został ojcem narodu żydowskiego. Jesteśmy całkowicie pewni, że Mojżesz był wtajemniczony w zastępcze tajemnice Sekenenre Tao i znał historię dwóch kolumn. Wykorzystał tę wiedzę tajemną, aby opracować nowy rytuał koronacyjny dla swoich następców. Dał on Żydom - ludowi bez własnego państwa i kultury - poczucie tożsamości i sekretny obrządek przekazywany przez linię Dawida. To właśnie Mojżesz przyjął kenityjskiego niespokojnego, burzliwego boga Jahwe, który był rozpoznawalny przez symbol Tau, znany też pierwotnie jako “znak Jahwe". Kiedy wszedł w kontakt ze swoim nowym bogiem, wrócił do Egiptu, gdzie był potrzebny, aby wyprowadzić grupę Habiru z tego kraju. Wędrówka Żydów do ziemi Kanaan jest opisana w Biblii jako czas nieustannych rzezi ludności tubylczej. Kiedy religia Jahwe została ustanowiona, jego ludzie, Izraelici, trafili pod zwierzchnictwo sędziów, z których pierwszym był Jozue, wódz słynny z bitwy pod Jerycho. Po nim nastąpiło wielu innych sędziów. Zarówno Biblia, jak i świadectwa archeologiczne wskazują, że symbol dwóch kolumn był używany i przez Abimelecha, syna Gedeona , i przez Nazarite - Samsona. Naszym zdaniem świadczy to wyraźnie, iż egipskie tajemnice Mojżesza przywódcy Izraelitów nadal sobie przekazywali. Prorok Samuel namaścił Saula na pierwszego króla Żydów; jego następcą został Dawid. Ów nadzwyczaj szczęśliwy władca panował około 1000 roku p.n.e. Dawid zjednoczył królestwa Judy i Izraela oraz ustanowił nową stolicę na granicy między dwiema tymi krainami - w Jerozolimie. Jego syn Salomon zbudował pierwszą Świątynię w Jerozolimie z dwiema kolumnami symbolizującymi zjednoczenie dwóch królestw i tworzącymi wejście skierowane na wschód - filar na północy oznaczał Judeę, a filar na południu - Izrael. Te dwie bliźniacze kolumny stały w portyku lub wejściu do Świątyni, przypominając, że królestwo Izraela pamięta o swoich egipskich korzeniach i zachowało pochodzące stamtąd rytuały. Salomon umarł, zostawiając kraj w stanie upadku, lecz znane mu tajemnice inicjacji poprzez zmartwychwstanie i zasady moralnej czystości obowiązujące w czasie budowy Świątyni miały być ujawnione ludziom z jego otoczenia. Nie mamy już wątpliwości, że znaleźliśmy tajemny model budowy państwa żydowskiego. Ale nie znaleźliśmy żadnej wzmianki o zamordowaniu budowniczego Świątyni Salomona, a także musieliśmy się dowiedzieć, kiedy Sekenenre stał się Hiramem Abifem. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Tysiącletnia walka Początki narodu żydowskiego Śmierć króla Salomona nastąpiła prawie tysiąc lat przed dniem, w którym z rąk Rzymian zginął najsławniejszy pretendent do tytułu “Króla żydowskiego". Dla Żydów było to milenium bólu, walki i porażek, ale nigdy się nie poddali. Był to także okres rozpaczliwych poszukiwań tożsamości etnicznej, teologii i własnej struktury społecznej. W swoim dorobku mieli legendę o ojcu założycielu Abrahamie i o prawodawcy Mojżeszu, ale niewiele z tego, co można by określić jako kulturę. Wcześni królowie żydowscy nie pozostawili zbyt wiele w spadku. Dawid, błędnie przedstawiany jako straszny zabójca, stał się dla nich wzorem wskazującym drogę do zwycięstwa nad silnymi sąsiadami, a Salomon, choć jego czyny były skromne i zostały dokonane pod złą gwiazdą, stał się przedmiotem narodowej dumy. Ale nie on sam był symbolem narodowej dumy, lecz niepozorny budynek, który wzniósł dla boga wojny Jahwe. Po śmierci Salomona państwo żydowskie znowu podzieliło się na Izrael z północnej strony i Judeę na południu. Obie społeczności powróciły do własnych poglądów na świat i to wkrótce doprowadziło do wojny między nimi. W północnym królestwie zabójstwo władcy stało się prawie narodowym sportem, morderstwa i zdrady były normą. Człowiekiem o jak najgorszej sławie był w tym okresie Jehu, przywódca, który zdobył władzę po zamordowaniu własnymi rękami króla Izraela, Jehorama. Później zamordował Ahaciaha Judę, który miał nieszczęście odwiedzić północ, i sprawił, że Jezebel konie stratowały tak, iż odnaleziono tylko czaszkę, stopy i dłonie. Ponadto Jehu zamordował 112 swych potencjalnych przeciwników i dokonał rzezi na wszystkich czcicielach Baala. W Drugiej Księdze Królewskiej 10,30 jest napisane, że Bóg był zadowolony z tych “szlachetnych" czynów: “Przeto Pan powiedział do Jehu: Ponieważ dobrze wykonałeś, co było słuszne w moich oczach, według wszystkich zamiarów serca postąpiłeś z domem Achaba, to synowie twoi aż do czwartego pokolenia będą zasiadali na tronie Izraela". Południowym królestwem Judei zarządzano nadal z Jerozolimy i wielki był kontrast między nią a Izrealem na północy. Judei udało się zachować stabilność przez prawie 350 lat po podziale. Linia Dawida rządziła przez prawie czterysta lat - jaka różnica z ośmioma rewolucyjnymi zmianami dynastycznymi w Izraelu w ciągu zaledwie dwu pierwszych wieków! Musimy zadać sobie pytanie, dlaczego sukcesyjne królestwa krótko istniejącego państwa tak bardzo się różniły. Być może miała na to wpływ geografia. Królestwo południowe, Judea, było położone daleko od szlaku wschód-zachód i stanowiło teren trudno dostępny dla obcych; to dawało mu o wiele większe poczucie bezpieczeństwa niż królestwu północnemu. Jednakże przede wszystkim mocno podejrzewamy, że główną przyczyną kontynuacji królewskiej linii Dawida przez tak długi okres było poczucie, że Bóg dał mu prawo do rządzenia, umacniane mistycznymi i sekretnymi ceremoniami. Podobnie jak wczesnych egipskich władców uważano za boskich pomazańców, tak też potomków Dawida traktowano jako wysłanników Jahwe, a przymierze między Bogiem a jego ludem gwarantowało ciągłość królestwa. O ile nasze przypuszczenie jest słuszne, rodzinę królewską i jej świtę mogła połączyć przynależność do sekretnej grupy (loży). Jeśli ludzie ci wynieśli swego wybrańca na tron, to insurekcja była bardzo mało prawdopodobna ze względu na wielką siłę tej grupy. Królowie Judei zaznaczyli swoją obecność głównie dzięki rytuałom noworocznym, które naśladowały zwyczaje egipskie i babilońskie. Niektóre z najważniejszych obrządków miały zapewnić ciągłość rządów króla; przykładem może być odtwarzanie przez niego triumfalnej walki światła z siłami ciemności i chaosu . Król i jego kapłani śpiewali Enuma elisz - opowieść o smoku chaosu, Tiamacie, który został zwyciężony i dzięki temu mogło nastąpić stworzenie. Ten rytuał można porównać do egipskiego rytuału hipopotama (omawianego w rozdziale 8), który potwierdzał starożytne i święte prawo króla do panowania. Rola króla jako “dzierżawcy Przymierza" czyniła go odpowiedzialnym za dobro jego ludu i każda narodowa katastrofa mogła być przypisana naruszeniu przez króla warunków Przymierza albo zgodzie na to, by poddani obrazili Jahwe. Niewola babilońska Północne królestwo, Izrael, od początku walczyło z sąsiadami i w końcu w 721 roku p.n.e. zostało podbite przez Asyryjczyków. Judea trwała półtora wieku dłużej. 15 i 16 marca 597 roku p.n.e. wielki król babiloński Nabuchodonozor zdobył Jerozolimę, pojmał w niewolę króla i wyznaczył nowego marionetkowego władcę zwanego Zedekielem. Prawowity król, Jehojachin, został wygnany ze swoim dworem i mędrcami z rodzinnej ziemi; chodziło o to, żeby lud nie miał dość sprytu i rozumu, by zbuntować się przeciwko nowym panom. Biblia podaje różne liczby, ale prawdopodobnie ponad 3000 ludzi pognano do Babilonu. Na tabliczkach klinowych znalezionych w ruinach miasta znajduje się lista racji oleju oraz ziarna dla niewolników i jest na nich imię króla Jehojachina, a także jego pięciu synów jako odbiorców racji żywnościowych. Ponieważ Jehojachin nie został zabity, wielu Żydów wierzyło, iż otrzyma pozwolenie na powrót, i istnieją dowody, że być może taka była początkowa intencja Nabuchodonozora. Nowy marionetkowy król nie był jednak tak pokorny, jak wyobrażali to sobie Babilończycy, i miał pokusę zjednoczyć się z wrogami Babilończyków, Egipcjanami, w celu wyzwolenia Judei. Na początku słuchał rad swych popleczników i nie sprawiał trudności nowym panom. Niestety, jego sympatyzujący z Egiptem doradcy wywołali rebelię w 589 roku p.n.e., co natychmiast skłoniło Nabuchodonozora do zaatakowania miast Judei. W styczniu następnego roku zaczęło się oblężenie Jerozolimy. Zedekiel wiedział, że wrogowie nie będą mieli tym razem litości, i bronił się dzielnie przez dwa i pół roku. Mimo że Egipcjanie próbowali wypędzić Babilończyków, miasto upadło w czerwcu 586 roku p.n.e. Jerozolima i jej Świątynia zostały zniszczone. Zedekiela przywiedziono przed oblicze Nabuchodonozora w Riblah w Babilonii, gdzie zmuszono go do patrzenia, jak zabijani są jego synowie. Kiedy przyglądał się temu z przerażeniem, wydłubano mu oczy. Z tym ostatnim okropnym widokiem, który wrył mu się w pamięć, zawiedziono marionetkowego króla zakutego w łańcuchy do Babilonu. Według Księgi Jeremiasza 52,29 jednocześnie skazano na wygnanie 832 ludzi. Na wygnańcach z Judei Babilon musiał wywrzeć wielkie wrażenie. Było to cudowne, kosmopolityczne miasto położone po obu stronach Eufratu, miało kształt kwadratu o bokach długości piętnastu mil. Grecki historyk Herodot odwiedził miasto w V wieku p.n.e. i opisał jego wielkość, doskonale proste drogi i w większości trzy-, a czasem nawet czteropiętrowe budynki. Najpierw myśleliśmy, że Grek przesadzał, ale twierdził także, iż szerokość murów miasta pozwalała na przejazd czterokonnego powozu i jak wykazały ostatnie odkrycia, była to prawda. Archeologiczne dowody prawdziwości słów Herodota sprawiły, że uświadomiliśmy sobie, jaki imponujący musiał być Babilon. Przeczytaliśmy, że wewnątrz olbrzymich murów miasta znajdowały się wspaniałe parki oraz pałac króla ze sławnymi wiszącymi ogrodami, czyli tarasami, na których rosły drzewa i kwiaty zwiezione z całego świata. Był tam także wielki ziggurat Baala - piramida z siedmioma wieżyczkami - ozdobiona barwami słońca, księżyca i pięciu planet, a na jej szczycie znajdowała się świątynia. Ta wspaniała budowla była niewątpliwie inspiracją dla opowieści o wieży Babel, przy budowie której ludzie mieli stracić zdolność porozumiewania się jednym językiem. Ba-bel jest sumeryjskim słowem oznaczającym “bramę boga" - dawała ona babilońskim kapłanom poczucie łączności między bogami a ziemią. Zdumiewające że wieża Babel istnieje, chociaż teraz jest bezkształtną ruiną. Droga procesji, która prowadziła do wielkiej bramy Isztar, musiała robić wielkie wrażenie na przybyszach. Brama była masywna i pokrywały ją wspaniałe niebieskie płyty, na których widniały podobizny lwów, byków i smoków. Te zwierzęta reprezentowały bogów miasta; najważniejszym był Marduk symbolizowany przez smoka, potem Adad - bóg nieba pod postacią byka, i sama Isztar - bogini miłości i wojny w postaci lwa. Kapłanów i szlachetnie urodzonych mieszkańców Jerozolimy ta nowa forma egzystencji musiała wielce dziwić. Odczuwali zapewne wdzięczność za to, że ich nie zabito, i smutek z powodu utraty swej ziemi oraz Świątyni. Ale jednocześnie musiało na nich robić wrażenie to, co zobaczyli i usłyszeli w największym mieście Mezopotamii - metropolii, przy której Jerozolima i jej Świątynia wydawały się bardzo skromne. Szok kulturowy musiał być podobny do tego, jaki odczuwali Żydzi przybywający z małych europejskich miasteczek do Nowego Jorku na początku XX wieku. Styl życia Babilończyków był im zupełnie obcy, ale mieli wkrótce się przekonać, że system wierzeń jest zadziwiająco znajomy. Ich egipsko-kananejskie legendy oraz mity Babilończyków wywodziły się ze wspólnego sumeryjskiego źródła i Żydzi wkrótce odkryli, że luki w ich mitach stworzenia czy Potopu mogą być zapełnione. Wydziedziczeni dygnitarze, przyzwyczajeni do zarządzania królestwem, rozproszyli się po obcej ziemi, a wymagano od nich zaledwie drobnych prac. Mężczyźni przyzwyczajeni do rządzenia państwem teraz niewiele mieli do roboty, znaleźli więc czas na refleksje dotyczące niesprawiedliwości życia. Na ogół po prostu akceptowali fakt, że życie jest okrutne, i starali się osiągnąć w tej niedogodnej sytuacji jak najwięcej. Znaczną liczbę rodzin żydowskich - prawdopodobnie większość - całkowicie wchłonęło życie “wielkiego miasta" i ludzie ci pozostali w nim po uwolnieniu. Wbrew powszechnemu przekonaniu Żydzi tego okresu nie byli monoteistami i nawet jeżeli uważali Jahwe za szczególnego Boga swego ludu, mogli czcić bogów babilońskich, gdy przybyli do narzuconego im nowego domu. Wówczas do normy należało okazywanie szacunku bogowi lub bogom danego terenu - wynikało to z roztropności, ponieważ uważano, że różni bogowie mają tylko lokalną władzę nad danym terytorium. Sfera wpływów Jahwe ograniczała się do Jerozolimy i wszystkie dostępne dowody wskazują, że nawet najzagorzalsi wyznawcy nie zbudowali mu świątyni przez cały czas niewoli. Podczas gdy większość Żydów poddawała się biegowi życia, nieliczni - filozofowie i fundamentalistycznie nastawieni kapłani ze Świątyni Salomona, których można określić jako “natchnionych ludzi z okaleczonym poczuciem przeznaczenia" - próbowali racjonalizować sytuację najlepiej, jak potrafili. Naukowcy powszechnie uznają, że większość pierwszych ksiąg Biblii powstała w niewoli babilońskiej, pośród namiętnego poszukiwania celu egzystencji i własnego dziedzictwa. Korzystając z babilońskich opowieści o początku, Żydzi zrekonstruowali sposób, w jaki Bóg stworzył świat i ludzkość, a także opisali szczegółowo późniejsze wydarzenia takie jak Potop. Pisma tych pierwszych Żydów stanowiły prawdziwą mieszaninę historycznych faktów i zniekształconych wspomnień, scementowaną przez ich własne pomysły zapełnienia luk. Trudno naturalnie oddzielić “ziarno od plewy", choć współcześni uczeni potrafią już zadziwiająco trafnie zidentyfikować przypuszczalne fakty i fikcje, jak również rozszyfrować autorstwo i obce naleciałości. Opowieści były dogłębnie analizowane przez grupy ekspertów, ale dla nas ważne są drobne, wyrywkowe informacje, które stanowią najlepsze wskazówki dotyczące rodowodu początków Biblii. Odkryliśmy wpływ zarówno Sumerów, jak i Egipcjan w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Na przykład postać Jakuba, ojca Józefa, powinna wskazywać na wpływ egipski, ale są wyraźne oznaki, że ci, którzy pisali o nim, żyli długo po opuszczeniu Egiptu przez Żydów. W Księdze Rodzaju 28,18 napisane jest, że Jakub wzniósł w Bethel, około dziesięciu mil od Jerozolimy, kolumnę, która miała połączyć ziemię z niebem, a później (Księga Rodzaju 31,45) zbudował drugą, prawdopodobnie w Mizpah, które leżało na górze Galeed na wschód od rzeki Jordan. Te fakty przypominają wiarę Mojżesza zaczerpniętą z dwu bliźniaczych królestw, Górnego i Dolnego Egiptu. Jest mało prawdopodobne, aby te dwie miejscowości istniały w czasach Jakuba, i gdy rozpatrzymy dosłowne znaczenie ich nazw, jasne stanie się, że stworzono je dla potrzeb opowieści. Bethel oznacza “dom Boga" i sugeruje punkt zetknięcia się nieba i ziemi, a Mizpah “wieżę obserwacyjną", która służy do ochrony przed inwazją. Większość ludzi Zachodu uważa dziś, że nazwy są tylko abstrakcyjnymi określeniami, i kiedy oczekuje się dziecka, można kupić księgę imion i wybrać dowolne imię. Jednakże przez długi czas uważano, że nazwy niosą ze sobą istotne znaczenie i nie są tylko przyjętymi i popularnymi desygnatami rzeczy. Bardzo istotne jest odkrycie filologa Johna Allegra, że imię Jakub pochodzi od sumeryjskiego IA-A-GUB, co oznacza “kolumnę" lub bardziej dosłownie “stojący kamień". Spisując historię swego narodu, Hebrajczycy nadali głównym jej postaciom imiona mające specjalne znaczenie (współcześni czytelnicy uważają je za zwyczajne imiona). Jesteśmy przekonani, że autorzy Księgi Rodzaju chcieli wiele powiedzieć, nazywając konkretną postać Jakubem, a kiedy Pismo nadaje mu nowe imię, Izrael, oznacza to, iż podstawy nowego królestwa są gotowe i naród przyjmie teraz własne imię. Jest to konieczny warunek wstępny do ustanowienia prawdziwego królestwa. Prorok Nowego Jeruzalem Jedną z najdziwniejszych, a zarazem najważniejszych postaci w naszej rekonstrukcji wygnania babilońskiego jest prorok Ezechiel. Jego poważny, monotonny i często trudny styl sprawił, że wiele osób podejrzewa go o szaleństwo. Czy istniał, czy nie istniał, czy był zdrowy na umyśle, czy może był schizofrenikiem - to nie ma znaczenia; ważne, że przypisywane mu pisma stały się podstawą teologii qumrańczyków, czyli ludzi, którzy tworzyli Kościół jerozolimski . Ezechiel był architektem wyimaginowanej, wyidealizowanej świątyni Jahwe, i jest to naszym zdaniem najważniejsza ze wszystkich świątynia! Wielu dwudziestowiecznych ekspertów uważa, że Księgę Ezechiela pisało kilku ludzi żyjących o wiele później - około 230 roku p.n.e. i jeszcze później. To by znaczyło, że powstała mniej więcej w tym samym czasie co najstarsze rękopisy znad Morza Martwego odnalezione w Qumran, datowane między 180 rokiem p.n.e. a 70 rokiem naszej ery. Jeżeli tak, miałoby to wpływ na naszą tezę i potwierdzałoby liczne związki między omawianymi tu tekstami a gminą w Qumran. Na tym etapie dla wygody przyjęliśmy, że Księgę Ezechiela napisał jeden człowiek przebywający w niewoli babilońskiej. Upadek Jerozolimy i zniszczenie Świątyni miały wielkie znaczenie dla Ezechiela, który był kapłanem i niewątpliwie należał do elity wziętej do niewoli w 597 roku p.n.e. Dziwne wizje, które miał w niewoli, ogniskują się wokół tych wydarzeń. Jego żona umarła dzień przed zniszczeniem Świątyni, co było dla proroka złowróżbnym znakiem. Tragedia w Jerozolimie nie zdziwiła Ezechiela, który postrzegał ją jako karę dla Izraela za jego występne dzieje wyrastające z pogańskich korzeni i oddawanie czci egipskim idolom. Niewierność w stosunku do Jahwe trwała aż do czasów, kiedy Bóg pozwolił wrogom Izraela zniszczyć go. Mimo dobra, które Jahwe uczynił dla swego narodu wybranego, Izrael (dwa królestwa) ciągle grzeszył buntami, cynizmem i zatwardziałością serca, nie bacząc na swoje święte powołanie i więzy przymierza. Żydzi okazali nieposłuszeństwo prawom boskim i sprofanowali świętości razem z samą Świątynią - a Świątynia była Jego chwałą i miejscem najświętszym z najświętszych. Zniszczenie Jerozolimy i Świątyni symbolizowało śmierć, a oczekiwanie na nowe Miasto i odbudowaną Świątynię miało przynieść zmartwychwstanie, odrodzenie i oczyszczenie z win. Ezechiel widział siebie w roli budowniczego nowej świątyni, człowieka, który spełni obietnice i stworzy centralne miejsce dla narodu, tak idealne, że stanie się “Królestwem Niebieskim" na ziemi. Jego wizje obfitują w niejasne alegorie i symbole, obrazy ludzi o wielu twarzach, lwy, orły i dziwne żelazne płyty. On sam leci w powietrzu z powrotem do Świątyni i poddaje się niezrozumiałym rytuałom, takim jak ogolenie brody oraz włosów i podzielenie ich na trzy części. Jedna trzecia jego włosów i bokobrodów zostaje spalona, druga - pocięta na kawałki mieczem, trzecia - rzucona na wiatr. W owym czasie włosy reprezentowały godność oraz siłę i - jak nam się wydaje - takie wizje musiały przedstawiać los ludu Judei i Izraela. Szczególnie interesująca i ważna wizja ukazała mu się w listopadzie 591 roku p.n.e., kiedy to Ezechiel pozostawał w swoim domu blisko wielkiego kanału w mieście Nippur w Mezopotamii (Sumer), a przed nim zasiadła przybyła w odwiedziny starszyzna z Judei. Starszyzna (prawdopodobnie razem z byłym królem) przyszła, aby usłyszeć wieści od Jahwe; prorok wpadł w trans i zobaczył człowieka odzianego w ogień i światło, który wyciągnął rękę, złapał go za pukiel włosów nad czołem i zaniósł do wewnętrznej bramy Świątyni. Ezechiel obserwował pogan oddających cześć bogom takim jak Tammuz, Baal i Adonis; potem zabrano go ku wejściu na dziedziniec i kazano wywiercić dziurę w murze, przez którą dojrzał zaiste zastanawiające rzeczy. “Ujrzał obraz na ścianie z wszelkiego rodzaju postaciami tego, co pełza po ziemi, i inne mitologiczne sceny oraz motywy, które wydają się wskazywać na synkretyczne praktyki egipskiej prowieniencji. Siedemdziesięciu ze starszyzny bierze udział w tajemnych misteriach z kadzidłami w rękach" . Wyróżnienia są nasze, ponieważ mowa tu o starszyźnie Jerozolimy (to jest o ludziach siedzących przed pogrążonym w transie Ezechielem) oskarżonej o posługiwanie się “wiedzą tajemną" egipskiego pochodzenia i celebrowanie sekretnych rytuałów w Świątyni Salomona. Księga Ezechiela 8,12 mówi nam, że ceremonie te odprawiano w ciemnościach, tak jak obrządek trzeciego stopnia u masonów. O czym prorok mógł tu mówić? Bibliści nigdy nie potrafili zrozumieć tej części wizji poza oczywistym ogólnym przesłaniem, że zniszczenie Świątyni i Jerozolimy miało być skutkiem sabotowania związku z Jahwe. Elementu egipskiego nigdy nie wyjaśniono, chociaż z wizji jasno wynika, iż to sami starsi zajmowali się tymi tajemnymi rytami. Wers (Księga Ezechiela 8,8), który wprowadza tę szczególną wizję, mówi nam, że prorok był w stanie podpatrywać uczynki innych, i wykazuje pewne interesujące podobieństwa z Księgą Rodzaju 49, 6. Ta ostatnia, jak stwierdziliśmy, relacjonuje nieudany spisek Józefa w celu zdobycia tajemnic Sekenenre i informuje nas, że łotrzy “przebili ścianę". Pamiętamy, że ów wers w Księdze Rodzaju brzmiał: “Nie bierz udziału, duszo moja, w radzie ich, nie przyłączaj się do ich wspólnoty, serce moje, bo w gniewie zabili mężów, a w swawoli [przebiją ścianę]" . Wers z Księgi Ezechiela, jak się zdaje, odwołuje się bezpośrednio do okoliczności nieudanej próby zdobycia sekretów ceremonii koronacyjnej od Sekenenre Tao. Czytamy: “On rzekł do mnie: Synu człowieczy! Przebij ten mur! I przebiłem mur, a oto było tam przejście". Księga Rodzaju odnotowała niepowodzenie w zdobyciu pierwotnych tajemnic, ale w swej wizji Ezechiel znalazł drzwi i zobaczył, co się działo. Tym razem jednak nie było świątyni w Tebach i nie chodziło o pierwotne tajemnice, lecz rzecz dotyczyła Świątyni w Jerozolimie i odnosiła się do tajemnic zastępczych. Utrzymane w stylu egipskim obrazy na ścianach wprawiły w gniew Ezechiela, który jako głównego winowajcę wymienia króla Jozajasza, ponieważ w połowie poprzedniego stulecia nakazał odnowienie Świątyni i ponowne ozdobienie jej ścian. Opisane tu symbole w zdumiewający sposób przypominają te, które znajdują się na ścianach i suficie współczesnych świątyń masońskich. Symbole te nawiązują do Świątyni króla Salomona i nawet dzisiaj większość z tych wizerunków zachowuje niewątpliwie egipski charakter. Dawni przywódcy królestwa Judei, którzy kryli się w domu Ezechiela na wygnaniu w Nippur, oczekiwali przewodnictwa tego świętego męża i otrzymali je. Czytając Księgę Ezechiela po wielekroć, z niedowierzaniem stwierdziliśmy, ile sensu zawierał ten niejasny, wydawałoby się, tekst. Nasze podniecenie wzrosło, kiedy stało się oczywiste, że znaleźliśmy zasadnicze ogniwo w zrekonstruowanym przez nas łańcuchu wydarzeń; ogniwo, które łączyło Sekenenre z gminą w Qumran. Przesłanie, które prorok przekazał wygnanym starszym, dotyczyło ich własnej tajemnej ceremonii, jaką otrzymali od Mojżesza za pośrednictwem linii Dawida. Istotę tego przesłania można wyrazić następująco: “Powiadam wam, że utraciliśmy nasze królestwo, ponieważ lud stał się niewierny Jahwe, czcząc innych bogów, a wy byliście największymi przestępcami, ponieważ odprawialiście swe tajemne misteria, które pochodzą z pogańskiego Egiptu, opierają się na kulcie słońca i nie przyznają żadnej roli Bogu naszych ojców. Wy jesteście największymi grzesznikami ze wszystkich i Jahwe słusznie was ukarał". Możemy sobie wyobrazić, co odpowiedzieli ci zrozpaczeni mężowie: “Ale są to przecież tajemnice, które sam Mojżesz przekazał królewskiemu domowi Dawida!". “Właśnie z tej przyczyny nie macie już królewskiego domu, przeto pamiętajcie, że Jahwe jest Niebiańskim Królem" - odpowiada Ezechiel. “Cóż mamy zrobić, proroku? Powiedz nam, jak mamy odzyskać to, co straciliśmy" - “Musicie odbudować najpierw Świątynię w waszych sercach, a następnie świątynię z kamienia. Żyjcie zgodnie z Prawem i czcijcie jedynie Jahwe. Możecie zachować swe tajemnice, ale musicie wyrzec się tej egipskiej opowieści, a wielkie prawdy w niej zawarte wykorzystać w waszym zadaniu odbudowy Świątyni. Poznawajcie swoje tajemnice, ale najpierw poznawajcie swego Boga". Nie potrafimy wyobrazić sobie bardziej zrozumiałego lub prostszego wyjaśnienia jej ważnej wizji Ezechiela. Sądzimy, że to właśnie w tym momencie dziejów ludu żydowskiego opowieść o Sekenenre przekształciła się w opowieść o Hiramie, budowniczym pierwszej Świątyni. Pierwotną wersję zapomniano, ponieważ reformator Ezechiel pragnął usunąć tyle śladów egipskiego rytuału, ile się tylko dało. Księga opowiada nam dalej, jak to w trakcie innej wizji polecono Ezechielowi wziąć dwie laski, napisać na nich imiona Juda i Józef i połączyć je w jedną, symbolicznie jednocząc oba królestwa. Będzie panował nad nimi jeden król, a Jahwe uchroni go przed apostazją (przed wejściem w “stosunki" z innymi bogami), oczyści z wszelkiej nieczystości i zawrze z nim nowe przymierze. Pod panowaniem jego sługi Dawida naród będzie żył w posłuszeństwie i wierności, gospodarując w kraju ojców. Przymierze pokoju, podobnie jak błogosławieństwa i dobrodziejstwa nowej epoki, będzie trwało wiecznie, ale przede wszystkim Jahwe zamieszka pośród swego ludu. Obecność jego sanktuarium pośród ludu jest gwarancją, że przymierze zostało odnowione, a zatem narody ujrzą, iż Jahwe uświęcił swój lud i tym samym oddzielił go od innych. Najsłynniejszą z wizji Ezechiel miał z początkiem 573 roku p.n.e., kiedy już od prawie ćwierć wieku przebywał w niewoli, a jego pogląd na świat uległ szczególnemu wysublimowaniu. W wizji tej zostaje przeniesiony na wysoką górę, skąd może widzieć panoramę budynków rozciągających się przed nim oraz mury i bramy jakby miasta. Najpierw zatrzymuje się przy wschodniej bramie, gdzie spotyka męża przypominającego figurę z brązu i trzymającego w dłoni służącą do pomiarów trzcinę o długości dziesięciu stóp i czterech cali. Jest to jego architektoniczny przewodnik. Ezechiel słyszy, że ma teraz pilnie uważać, ponieważ jego obowiązkiem będzie opowiedzieć wygnańcom o wszystkim, co widzi. Zrazu widzi on wschodnią bramę, również znaną jako brama sprawiedliwości, bramę znajdującą się bezpośrednio przy głównym podejściu do Świątyni. Główny obszar świątynny jest podniesiony tak, by oddzielić to, co święte, od tego, co świeckie. Wszedłszy po siedmiu stopniach, Ezechiel z przewodnikiem dochodzą do progu, następnie zaś do przejścia w bramie, za którym znajdują się trzy pomieszczenia położone naprzeciw siebie; wszystkie one tworzą doskonały kwadrat i mają te same wymiary. Echa tej wizji odnajdujemy z całą wyrazistością w wolnomularstwie: mamy na myśli znaczenie, jakie przypisuje się wschodniej bramie, oraz szacunek dla formy kwadratu, ale szczególnie ważne miejsce zajmuje tu siedem stopni prowadzących na próg. Od kandydata do trzeciego stopnia wtajemniczenia wymaga się, by wszedł po siedmiu Ropniach prowadzących do piedestału mistrza we wschodniej części świątyni wolnomularskiej. Za przejściem znajduje się drugi próg oraz przedsionek prowadzący na dziedziniec. Wzdłuż ściany zewnętrznego dziedzińca na głębokość bram biegnie duży korytarz z trzydziestoma symetrycznie uporządkowanymi komnatami. Stopnie świętości są reprezentowane przez wzrastające wyniesienie różnych części Świątyni. W końcu Ezechiel zostaje zaprowadzony na wewnętrzny dziedziniec, gdzie widzi dwa pomieszczenia po bokach bramy północnej i południowej; pierwsze z nich jest przeznaczone dla kapłanów, którzy czuwają nad otoczeniem Świątyni, a drugie dla tych, którzy czuwają nad ołtarzem. Dziedziniec ma kształt doskonałego kwadratu. Przedsionek Świątyni znajduje się dziesięć stopni wyżej niż dziedziniec wewnętrzny, którego kolumny odpowiadają kolumnom Boaz i Jakin ze Świątyni Salomona. W kulminacyjnym momencie wizji powraca Jahwe i podobnie jak Horus, król starożytnego Egiptu wznosi się niby gwiazda na wschodzie, by wkroczyć do nowego domu przez “bramę sprawiedliwości". W końcu Ezechiel ustala prawa dla kapłanów, które staną się punktami orientacyjnymi dla esseńczyków z Qumran . Prawomocnymi kapłanami tego sanktuarium mają być synowie Sadoka, ongiś głównego kapłana. Znani ludziom z Qumran jako sadokici, ci synowie Sadoka włożą białe lniane szaty, kiedy będą wchodzić na wewnętrzny dziedziniec. Nie będą mogli golić głów ani też zapuszczać zbyt długich włosów, nie będą mogli pić wina przed wejściem na wewnętrzny dziedziniec, powinni natomiast poślubiać dziewice izraelickie i uczyć ludzi odróżniania czystego od nieczystego. Lista jest dłuższa: synowie Sadoka nie mogli mieć osobistej własności ani stykać się ze zmarłymi . W ten sposób stworzono wzór dla nowego Zakonu, a obraz “przyszłej Świątyni" nabrał większego znaczenia niż Świątynia, którą utracono. Świątynia Zerubbabela Dwunastego października 539 roku p.n.e. wódz perskiego króla Cyrusa, imieniem Ugbaru, zajął miasto Babilon, nie przelewając kropli krwi. Siedemnaście dni później sam Cyrus wjechał na swym rydwanie przez bramę Isztar, a za nim do miasta wkroczyły połączone wojska Persji i Medii. Król nie tylko pozwolił Żydom na powrót do Jerozolimy, lecz także zwrócił im skarby, które Nabuchodonozor zabrał ze Świątyni. Żydzi odzyskali swe miasto, ale Judea stała się teraz prowincją imperium perskiego. Ludzie, którzy opuścili Jerozolimę jako dzieci, powrócili do niej jako starcy. Musieli zachować jedynie niewyraźne wspomnienie miasta swych narodzin, a rzeczywistość była dla nich wstrząsem po życiu spędzonym w Babilonii. Musiała być ona szokiem również dla tych, którzy pozostawali przez ten czas w Jerozolimie. Widok tysięcy obcych przybywających ze wschodu i domagających się nie tylko pożywienia i schronienia, lecz również dawnych ziem i domów rodzinnych musiał być dla nich czymś nader przykrym. Przybysze przynieśli ze sobą idee, które dojrzewały w niewoli, i ci wyrafinowani krewni szybko zabrali się do kształtowania nowego i potężnego przymierza z Jahwe. Świątynię odbudował pod koniec VI wieku p.n.e. Zerubbabel, prawnuk ostatniego króla i dziedzic tronu Dawidowego. Ślady, jakie niewola pozostawiła u Żydów, ilustruje imię ich przywódcy: Zerubbabel znaczy tyle, co “nasienie Babilonu". W miarę stawiania świątyni formułowano coraz surowsze wymagania w sferze “świętości", stawiając je nie tylko kapłanom, ale także ludziom świeckim. Świadomie myślimy tu o mężczyznach, ponieważ kobiety - choć za czasów drugiej świątyni aktywnie jeszcze uczestniczyły w życiu religijnym - nie były dopuszczane do kapłaństwa. Prawo, które narzucili wszystkim powracający wygnańcy, bardzo precyzyjnie określało wymagania stawiane ludowi Jahwe. Zasady dotyczące diety były skrajnie surowe i obejmowały długie listy pokarmów, których nie należało spożywać. Lista nieczystych zwierząt była także długa i obejmowała: wielbłądy, borsuki, kraby, homary, skorupiaki, rekiny, węże, nietoperze, owady żyjące w rojach, szczury, jaszczurki, zające, strusie i naturalnie świnie. Do zwierząt jadalnych należały zarówno takie, których spożywanie wydaje nam się zrozumiałe, na przykład owce, kozy i gołębie, jak też naszym zdaniem już nie tak smakowite świerszcze, szarańcza i koniki polne. Trzeba pamiętać, że przed powrotem wygnańców mieszkańcy Izraela i Judei na ogół nie byli monoteistami ani żarliwymi zwolennikami Jahwe, Boga Mojżesza. Faktycznie określenie “Żyd" (oznaczające członka plemienia Judy) zostało ukute w niewoli babilońskiej, a wraz z nim pojawiło się nowe i potężne poczucie własnej narodowości, które znalazło wyraz w budowie świątyni Zerubbabela. Budowniczowie nowej Jerozolimy uważali się za lud, który z Jahwe łączy szczególny związek, i w celu zachowania go podjęli takie kroki, jak zakaz zawierania małżeństw poza własnym narodem. W ten sposób kiedyś zasadniczo różne plemiona Lewantu stały się jednolitą grupą etniczną. Nowe zagrożenie dla Jahwe Żydzi, mający teraz nowe, silniejsze poczucie tożsamości, uwolnili się spod władzy swych babilońskich panów dzięki interwencji Persów, w których imperium teraz się znaleźli. Wpływ obu wielkich mocarstw, Babilonii i Persji, daje się wyraźnie zauważyć w pismach Starego Testamentu, ale w połowie IV wieku p.n.e. nieoczekiwanie pojawiła się w świecie starożytnym nowa kultura, która miała w przyszłości o wiele silniej oddziałać na judaizm. Kultura ta być może nie tyle nawet wpłynęła na introwertyczny, spirytualistyczny światopogląd Żydów, ile gwałtownie się z nim zderzyła. Mamy tu na myśli kulturę stworzoną przez Greków. Grecy mieli własny panteon bogów, ale w przeciwieństwie do zwróconych w głąb siebie Żydów byli nastawieni kosmopolitycznie i eklektycznie, okazując żywe zainteresowanie bogom innych ludów. Żydzi zbudowali teologię, która pierwotnie czerpała z wierzeń ludów Sumeru, Babilonu, Egiptu i innych, teraz jednak pragnęli jedynie konsolidacji wokół swego szczególnego Boga, Jahwe, i tylko do niego czuli się przywiązani. Jakkolwiek z drugiej strony Grecy byli równie przesądni i obawiali się kary z zaświatów, to jednak cechowało ich otwarcie na nowe idee. Dokonali oni wyraźniejszego rozróżnienia znaczenia bogów i prawa człowieka do twórczego myślenia a uczynili to w przekonaniu, że ich los zależał od nauki, polityki, finansów i potęgi militarnej. Podczas gdy w Jerozolimie ład społeczny skupiał się wokół kapłaństwa i polegał na łagodzeniu Boga o trudnym charakterze, myśliciele greccy dali początek nowej klasie filozofów, uczonych i poetów. Świat poznał tę nową wielką siłę dzięki wojennym zdobyczom jednego z największych wodzów, jakich wydała ludzkość - króla Macedonii Aleksandra Wielkiego. Wojska Aleksandra podbiły Egipt, całe imperium perskie i przeszły przez (dzisiejszy) Afganistan na subkontynent indyjski; kiedy Aleksander umierał z powodu tajemniczej gorączki w Babilonie w 323 roku p.n.e., miał zaledwie 33 lata. Imperium stworzone przez tego wybitnego młodego króla miało prawdziwie uniwersalny charakter: zarówno wiedza, jak i towary były swobodnie wymieniane na obszarze od nowego miasta, Aleksandrii w Egipcie, po dolinę Indusu. Język grecki stał się językiem powszechnie używanym w handlu, dyplomacji i nauce. Hellenistyczny sposób życia i myślenia oznaczał jedyny wybór dla intelektualistów; jeśli ktoś nie potrafił czytać i pisać po grecku, wykluczał sam siebie z nowej międzynarodowej elity. Rozpadające się społeczeństwo egipskie zareagowało na przybycie Greków uznaniem 24-letniego Aleksandra za syna boga Amona i wcielenie faraona. Młody wojownik, który uwolnił Egipt od najeźdźców perskich, ale sam przybył z kraju położonego po drugiej stronie Morza Śródziemnego, przyjął imię tronowe Haa-ib-re Setep-en-amen, co oznacza “Radosne jest serce Re, Wybraniec Amona". Pobyt Aleksandra w Egipcie trwał krótko, ale jego wpływ był ogromny. Odbudowywał starożytne świątynie i zbudował miasto, które do dziś nosi jego imię. Hellenistyczne wpływy w Egipcie kultywowała dynastia Ptolemeuszy, którzy mimo przywiązania do tradycyjnych egipskich królewskich ozdób czuli się Grekami. Najsłynniejszą przedstawicielką tej dynastii była Kleopatra, ciesząca się opinią kobiety zarówno mądrej, jak i pięknej; potrafiła mówić po egipsku, co stanowiło ewenement wśród Ptolemeuszy. W mieście Aleksandrii egipscy bogowie stopili się z greckimi i tak powstały hybrydalne bóstwa odpowiadające panującym gustom. Bliźniacze kolumny Obu Krajów stały się kolumnami Hermesa i także Hermes przejął atrybuty starożytnego egipskiego boga księżyca Thota. Thot symbolizował mądrość i był, jak pamiętamy, bratem Maat. Powiadano, że bóg ten zdobył całą tajemną wiedzę zapisaną na 36535 zwojach ukrytych pod sklepieniem niebieskim, które mogli zrozumieć jedynie godni tego i zdolni użyć takiej wiedzy dla dobra ludzkości (uderzyło nas to, że liczba zwojów odpowiada dokładnie liczbie dni w stuleciu). Hermes przejął funkcję Thota jako wynalazca pisma, architektury, arytmetyki, miernictwa, geometrii, astronomii, medycyny i chirurgii. Zarówno Thot, jak i Hermes odgrywają niezwykle ważną rolę w legendach wolnomularstwa, a oba te imiona w micie masońskim reprezentują tę samą osobę: “W grobie Ozymandiasza złożono dwadzieścia tysięcy tomów (...) wszystkie z nich, z racji ich starożytności lub znaczenia ich treści, przypisywano Thotowi, czyli Hermesowi, który, jak dobrze wiadomo, w charakterze swym łączył inteligencję boskości z żarliwością wiernego kapłana" . Starodawne statuty wolnomularstwa mówią nam o związku Hermesa/Thota z wczesną fazą nauki. Wskazuje na to cytat z rękopisu Inigo Jonesa: “PYTASZ mnie, jak Wynaleziono tę Naukę, a Moja Odpowiedź brzmi: Że przed Powszechnym Potopem, który zazwyczaj Nazywany jest Potopem NOEGO, był Człowiek imieniem LAMECH, jak możesz przeczytać w Rozdziale IV Genesis, który miał dwie Żony, Jedna imieniem ADA, druga ZILLA; Z ADY spłodził dwóch SYNÓW, JABALA i JUBALA, z ZILLI miał Jednego SYNA imieniem TUBAL i Córkę imieniem NAAMAB: Tych czworo Dzieci wynalazło początki wszelkich rzemiosł w Świecie: JABAL wynalazł GEOMETRIĘ i Podzielił Stada Owiec, on pierwszy zbudował Dom z Kamienia i Drewna. JEGO Brat Jubal wynalazł SZTUKĘ MUZYKI. On był Ojcem wszystkich sposobów Posługiwania się Harfą i Organami. TUBAL-KAIN był Nauczycielem Każdego Rzemieślnika pracującego W Spiżu i Żelazie, A Córka wynalazła SZTUKĘ Tkactwa. TE Dzieci dobrze wiedziały, że BÓG Zemści się za GRZECH albo Ogniem, albo Wodą; Dlatego Zapisały swe NAUKI, które znalazły, w Dwóch Kolumnach, aby można je było znaleźć później w Dwóch Kolumnach, żeby można je było znaleźć po Potopie NOEGO. JEDNA z Kolumn była z Marmuru, albowiem nie Spali go żaden Ogień, A inny kamień był z Laterytu, albowiem nie zatopi go się w Wodzie. NASZYM następnym Zamiarem jest Opowiedzieć wam Prawdziwie, jak i w Jaki sposób zostały znalezione te KAMIENIE, na których Zapisano te NAUKI. Wielki HERMES (Nazywany TRISMAGISTUS, czyli po trzykroć Wielki), Będąc zarówno Królem, Kapłanem i Filozofem (w Egipcie), znalazł Jeden z nich, a żył w Roku Świata Dwutysięcznym i Siedemdziesiątym Szóstym, za Panowania NINUSA, i niektórzy sądzą, że był Prawnukiem KUSZA, który był Prawnukiem NOEGO, był on pierwszym, który zaczął Nauczać Astronomii i Podziwiać inne Cuda Natury; Dowiódł on, że istnieje tylko Jeden BÓG, Stwórca wszystkich Rzeczy, On Podzielił Dzień na Dwanaście Godzin. Uważa się również, że był pierwszym, który Podzielił ZODIAK na Dwanaście Znaków, był On ministrem OZYRYSA, Króla EGIPTU; O nim się mówi, że wynalazł Zwykłe Pismo i Hieroglify, pierwsze Prawa Egipcjan; I Różne Nauki i Nauczał innych Ludzi (Anno Mundi MDCCCX)" . Tu wolnomularstwo przypomina, że Grecy zbudowali swe wierzenia na podstawie legend egipskich. Data Anno Mundi oznacza “od początku świata", który, jak uważają masoni, przypada na rok 4000 p.n.e., kiedy cywilizacja sumeryjska wyrosła właściwie znikąd! (Rzecz ciekawa - data podana w tym fragmencie mówi nam, iż Thot/Hermes wynalazł pismo i nauczał ludzkość w 3390 roku p.n.e.; było to przeszło dwieście lat przed zjednoczeniem starożytnego Egiptu i powstaniem najwcześniejszych znanych hieroglifów). W IV wieku p.n.e. teologia żydowska osiągnęła stan dojrzały, z własnymi bogatymi podaniami, a kapłani chcieli się oczyścić z jakichkolwiek wtrętów greckich czy innych. Jednakże wielu prostych ludzi szybko zapominało o bardziej restrykcyjnych aspektach przymierza z Jahwe i z wielkim entuzjazmem zwracało się ku nowemu kosmopolitycznemu ładowi świata. Wkrótce nowa grupa etniczna, nazywająca się Żydami, rozprzestrzeniła się po świecie, wijąc sobie gniazda w niemal każdym mieście hellenistycznym. Żydzi zdobyli niewiele umiejętności, które mogliby zaoferować innym, ponieważ ich młoda kultura nie osiągnęła mistrzostwa w sztuce budowania czy rękodzieła, ale wskutek okrutnych okoliczności nauczyli się egzystować dzięki własnej przemyślności i dawać sobie radę w każdej sytuacji. Wrodzona zaradność i gotowość znoszenia przeciwności losu spowodowały, że byli predestynowani zwłaszcza do zawodu kupca, nabywcy i odbiorcy, który żyje dobrze, ale uczciwie, znajdując okazję do zysku, jakiej inni nie dostrzegają. Żydzi szybko zmonopolizowali handel, który nadawał dynamikę greckiemu światu; jeden z komentatorów opisał ich jako “Greków nie tylko w mowie, lecz także w duchu". Żydzi wszędzie zabierali ze sobą swą wiarę w Jahwe, a ich święte księgi zostały przełożone na język koine, będący ówczesną, funkcjonującą głównie w miastach wersją klasycznej greki. Pisma te otrzymały miano Septuaginty, “Księgi Siedemdziesięciu". Wczesne pisma żydowskie zostały więc utrwalone w języku hebrajskim, aramejskim, którego używano w imperium perskim, i w koine; od tego czasu nowe dzieła religijne mogły powstawać w każdym z tych trzech języków. Jednakże język jest dziwnym tworem; jest on żywym, twórczym i szczególnym środkiem komunikacji, używanym w obrębie jakiejś społeczności w danym czasie. Tłumaczenie, sztuka wielce nieprecyzyjna, nie jest naukowym zastępowaniem jednego słowa przez jego dokładny odpowiednik, jak to wyobraża sobie wielu ludzi. Język grecki rozwinęli nastawieni racjonalnie, wolnomyślnie i kosmopolitycznie ludzie, którzy swobodnie używali erudycji i filozofii jako sztuki dla sztuki; w przeciwieństwie do nich język hebrajski rozwinęli natchnieni i irracjonalnie nastawieni wizjonerzy o zupełnie innym światopoglądzie. Posługujący się językiem koine Żydzi z Aleksandrii, Efezu i innych miast, którzy tłumaczyli swe pisma w dobrej intencji, nie mogli nie przesycić ich specyficznym charakterem tego języka. Świat żydowski poza Judea nazywano diasporą, a wierna mniejszość pozostała w Jerozolimie była przerażona tym, co działo się w nowych miejscach zamieszkania poza granicami kraju. Zwykła ona nazywać Żydów z diaspory “szukającymi gładkich rzeczy", czyli, jak byśmy dziś powiedzieli, “łatwego życia". Nie chcieli oni rozstawać się ze swym żydowskim dziedzictwem, ale szukali tych “gładkich rzeczy", jakie przynosił grecki styl życia. Interpretowali prawo tak, jak uważali to za właściwe, a największym “przestępstwem", którego się dopuścili, był wynalazek synagogi. “Synagoga" nie jest bynajmniej słowem hebrajskim. Jest to termin grecki, oznaczający “zbieranie się razem"; w konkretnym kontekście chodzi o miejsce, w którym Żydzi spotykali się i omawiali potrzeby swej społeczności, aby pielęgnować różne zwyczaje, zwłaszcza zakazy dotyczące pożywienia. Jednakże w jakimś momencie synagoga przestała być domem spotkań i stała się świątynią, miejscem, do którego przychodzi się, aby czcić Jahwe. Była to oburzająca herezja dla tych, którzy wierzyli, że ich Boga można czcić tylko w jego domu w Jerozolimie. Oddani wyznawcy Boga w Świętym Mieście, wstrząśnięci rosnącym rozluźnieniem obyczajów wśród Żydów, zaczęli przygotowywać się na najgorsze: Jahwe ukarze ich w straszny sposób, jeśli nie staną się bardziej godni miana jego wyznawców. W tym czasie religia Jahwe zaczęła przyciągać uwagę okultystów, którzy byli zafascynowani jej magicznymi właściwościami i mieli całkowicie odmienny pogląd na sens wiary. Nawet hebrajskie imię Boga, wymawiane Jahwe, ale pisane jako JHVH, nabrało szczególnego znaczenia. Grecy nazwali to imię Boga Tetragrammaton i traktowali teksty żydowskie jako źródło rzekomo starożytnej wiedzy ezoterycznej. W imperium hellenistycznym pojawiły się nowe kulty, które odwoływały się do pism natchnionych przez Jahwe, ale same w sobie nie były kultami żydowskimi. Poganie ci zapożyczyli z judaizmu tyle, ile chcieli, i te właśnie grupy stworzyły fundament dla przyszłego greckiego kultu misteryjnego, zwanego chrześcijaństwem. Podsumowanie Świątynia, którą Salomon zbudował dla Jahwe, ucieleśniała jeden z najważniejszych duchowych elementów trwałej siły odrodzonej monarchii egipskiej, symbol dwóch kolumn, i teraz wiedzieliśmy, że symbol ten miał bezpośredni związek z Wyjściem Żydów pod przewodem Mojżesza, a pamięć o nim trwała w czasach Jozuego, Gedeona, Abimelecha i Samsona. Wydawało się nam, że jeśli bardziej publiczne aspekty rytuału Sekenenre Mojżesz przekazał Izraelitom, to mogły również przetrwać ważniejsze elementy inicjacyjne ceremonii koronacji. Raz jeszcze naszą uwagę przyciągnęła pewna osobliwa sytuacja, do której doszło po śmierci Salomona. Podczas gdy dynastie panujące w północnym królestwie Izraela raz po raz zmieniały się, to w południowym królestwie Judei linia Dawidowa zachowała ciągłość przez przeszło czterysta lat. Tę stabilność zaczęliśmy uważać za świadectwo przetrwania obrządku Sekenenre, który linii Dawidowej nadał “boskie prawo do rządzenia". Dowód na to znaleźliśmy w rytualnym odgrywaniu przez króla bitwy z praczasów, zakończonej triumfem sił światłości nad siłami ciemności i chaosu, bitwy, którą opisano w Enuma elisz - nam rytuał ten przypominał egipski rytuał hipopotama. Przyczyny porzucenia imienia Sekenenre wyjaśniły nasze szczegółowe studia nad tym okresem historii Żydów, który nazywamy niewolą babilońską. Ezechiel, budowniczy drugiej świątyni Jahwe, kazał wygnanym starszym z Jerozolimy usunąć egipskie praktyki z ich tajemnych misteriów odprawianych w ciemnościach podziemi Świątyni Salomona. Wiemy, że ten rytuał zmartwychwstania Sekenenre jest do dziś święcony w ciemności, ponieważ obaj braliśmy w nim udział. Wielkie wrażenie zrobiły na nas podobieństwa z wcześniejszym wersem w Księdze Rodzaju 49, 6, gdzie znaleźliśmy jedyne w Biblii odniesienie do zabicia króla Teb. Księga Ezechiela opowiada, jak prorok ten oczyścił wiarę dzieci Izraela z egipskich naleciałości i sprowadził je z powrotem na drogę Jahwe. Teraz więc wiedzieliśmy, w jaki sposób Sekenenre Tao stał się Hiramem Abifem, zagubionym królem. Było to dzieło posępnego myśliciela Ezechiela. ROZDZIAŁ JEDENASTY Boaz i Jakin Peszer Rękopisy znad Morza Martwego Szczegółowa rekonstrukcja pradziejów ludu żydowskiego przeprowadzona w pięciu ostatnich rozdziałach doprowadziła nas w końcu do okresu bezpośrednio poprzedzającego wydarzenia, które daty początek Kościołowi. W odległej przeszłości poszukiwaliśmy genezy sekty esseńczyków- nazorejczyków i wiele się dzięki temu dowiedzieliśmy. Odkrycia dały nam poczucie, że teraz nastąpi szczególnie intrygujący fragment naszych poszukiwań. Udało nam się sformułować hipotezę powstania królestw, których siłę symbolizowały dwie bliźniacze kolumny ziemskie i niebiańskie nadproże, tworzące wspólnie bramę, i mogliśmy tylko mieć nadzieję, że wkrótce otrzymamy ostateczny dowód potwierdzający nasze przypuszczenie. Sądzimy, że wśród wszystkich sekt, które istniały wówczas w Izraelu (to jest w okresie narodzin Chrystusa), najważniejsza była gmina w Qumran mieszkająca na wzgórzach Judei. Chociaż nigdy nie liczyła więcej niż dwustu ludzi, miała wywrzeć ogromny wpływ na losy świata. Mieliśmy już powody, aby sądzić, że autorami rękopisów znad Morza Martwego byli esseńczycy i że oni, nazorejczycy i członkowie pierwotnego Kościoła jerozolimskiego to w istocie ci sami ludzie. Przedstawiliśmy dowody prawdziwości takiego twierdzenia, a poglądy te z życzliwością rozważali czołowi eksperci; lecz dodatkowe świadectwo, które nazwaliśmy Kluczem Hirama, rozwiewało wszelkie wątpliwości co do naszego odkrycia. Pierwotna hipoteza, zarysowana przez nas w rozdziałach 4 i 5 - według której wolnomularstwo wyłoniło się z owej grupy - teraz stała się całkiem prawdopodobna, jeśli uwzględnić odkryty przez nas związek łączący esseńczyków ze starożytnymi Egipcjanami. Teraz musieliśmy poszukać bezpośredniego dowodu posługiwania się masońskim rytem w tych odległych czasach. Jeśli słusznie sądziliśmy, że istnieje bezpośredni związek między wolnomularstwem a qumrańczykami i że qumrańczycy byli pierwszymi chrześcijanami, to wynika stąd, że Chrystus sam musiał być wolnomularzem w pewnym znaczeniu tego słowa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że koncepcja taka wzbudzi przerażenie wielu współczesnych chrześcijan, zwłaszcza rzymskich katolików, ale nic nie mogliśmy na to poradzić, skoro znaleźliśmy dowody, iż właśnie tak było. Od dawna już brano pod uwagę możliwość, że esseńczycy jerozolimscy to pewnego rodzaju protochrześcijanie i że Jezus Chrystus mógł okazać się jednym z nich, ale dowody na potwierdzenie takiej opinii były zawsze znikome. Sytuacja radykalnie zmieniła się, kiedy, jak wspomnieliśmy w rozdziale 4, odnaleziono fragmenty pism w starożytnym osiedlu w Qumran. Wkrótce Jordański Departament Starożytności, L’Ecole Archeologique Francaise oraz Palestyńskie Muzeum Archeologiczne wysłały pięć wypraw kierowanych przez G.L. Hardinga i ojca R. de Vaux. W latach 1951-1956 poszukiwacze odnaleźli coś, co dla teologa było równoważnikiem bliskiej wybuchu nitrogliceryny; ich odkrycia mogły rozsadzić świat chrześcijański, gdyby nie obchodzono się z nimi z najwyższą ostrożnością. Ale tego groźnego odkrycia nie można było ukryć, bez względu na to, jak bardzo starał się o to Kościół. Prowadzący badania nie byli niezależnymi uczonymi, chcieli chronić swą wiarę i zachować swą instytucję. Inni uczeni zajmujący się rękopisami byli świadomi istnienia świadectw, które zdawały się zmieniać dotychczasowe poglądy na postać Chrystusa i Nowy Testament, ale skutecznie zmuszono ich do milczenia lub ich słowa zdyskredytowano. Oskarżeniom o skandal, ukrywanie i świadome tuszowanie prawdy przeciwstawiono zaprzeczenia i kontroskarżenia o “rozpaloną wyobraźnię" i “świadomą pogoń za sensacją". Pozostaje jednak faktem, że przez przeszło czterdzieści lat po odkryciu nie opublikowano polowy z 800 rękopisów. Społeczność akademicka była oburzona bezprecedensowym utrzymywaniem w tajemnicy czegoś, co powinno stać się przedmiotem wiedzy publicznej, i po lawinie protestów zainicjowanej przez Huntington Library z San Marino w Kalifornii władze izraelskie w październiku 1991 roku zniosły ograniczenia uniemożliwiające publiczny dostęp do rękopisów. Znaleziono różne wersje tekstów biblijnych o tysiąc lat starsze niż najdawniejsze zachowane teksty hebrajskie sporządzone przez Aarona ben Mojżesza ben Aszera w 1008 roku p.n.e. Przed odkryciem rękopisów ani świat żydowski, ani chrześcijański nie miały pewności, czy znany nam tekst Starego Testamentu nie odbiega od pierwowzoru, wiedzieliśmy jedynie, że w erze chrześcijańskiej patrzono podejrzliwie na choćby najmniejszą korektę jego treści. Ale jaskinie w Qumran kryły wiele konkurencyjnych tekstów i wiemy dziś, że Stary Testament przełożony na język grecki i znany jako Septuaginta był tylko jednym z nich, ostatecznie więc nie istnieje żadna “jedyni słuszna" wersja Biblii. Badania tekstów z Qumran są dla chrześcijan polem minowym, tak że wielu wolało nie zajmować się tą dziedziną. Podczas gdy podstawą judaizmu i większości innych religii jest bogata myśl społeczna i teologiczna, chrześcijaństwo opiera się wyłącznie na idei, że pewnego konkretnego dnia w historii Bóg-człowiek, umierając (choć tylko na pewien czas) wskutek tortur, uwolnił gotowych w niego uwierzyć członków rodzaju ludzkiego od odpowiedzialności za ich grzechy. Do niedawna jedyne świadectwo tego kluczowego wydarzenia przynosiły trzy synoptyczne ewangelie z Nowego Testamentu, autorstwa ludzi, którzy pisali je wiele lat po przedstawianych wydarzeniach, sami nie brali w nich udziału i nie można ich zidentyfikować. Dziś wiadomo, że opowieść o Jezusie przedstawiona w tych ewangeliach jest w dużym stopniu udramatyzowana, aby potencjalnych czytelników nastawić pozytywnie do jego nauk. Analiza Ewangelii według Mateusza i według Łukasza wykazała, że stanowią one amalgamat dwóch odrębnych tradycji kościelnych, opierający się na połączeniu Ewangelii według Marka z zagubioną wcześniejszą ewangelią, określaną dziś jako “Q" (od niemieckiego słowa Quelle oznaczającego “źródło"). Wiemy dziś, że opowieść o narodzinach Jezusa, jaką znajdujemy u Marka i Łukasza, jest wymysłem ludzi, którzy nie rozumieli wydarzeń przedstawianej epoki. Wydarzenia, które opisywali, po prostu nie mogły zaistnieć. Przykładem tego jest zabieg połączenia króla Heroda z nakazanym przez Rzymian opodatkowaniem ludności za czasów Kwirynusa - Herod przecież nie żył już od 4 roku p.n.e., przynajmniej dziesięć lat przed pojawieniem się na scenie Kwirynusa . Uczeni tacy jak Morton Smith wykryli istnienie tajemnej ewangelii z elementami stanowiącymi treść czterech ewangelii nowotestamentowych; ewangelia ta, jak się sądzi, poprzedza Ewangelię według Marka . Nie mogliśmy nie przypuścić, że gdyby ta tajemna ewangelia Jezusa istniała w formie pisemnej, mogłaby być dokumentem, którego szukaliśmy, rękopisem, który znaleźli templariusze! Na taką możliwość wskazują rękopisy z Qumran. Potwierdzają one istnienie tajemnej tradycji, której członkowie gminy przysięgali nigdy nie zdradzić. Tajemnice te zostały spisane i były zachowywane w oczekiwaniu na dzień, w którym Bóg nawiedzi swój lud" . W źródłach powstałych poza tradycją chrześcijańską nie ma wzmianek o Jezusie lub też jest ich niewiele, co wydaje się nader niezwykłe, zwłaszcza że tacy historycy, jak Józef [Flawiusz], Filon i Pliniusz Starszy, zapisywali niemal wszystko, co miało wówczas jakieś znaczenie. Na ogół niezależne bądź nawet wrogie źródła pozwalają obiektywnie ocenić postępowanie postaci historycznych, ale tym razem wcześni pisarze chrześcijańscy nader skutecznie usunęli wszelkie świadectwa dotyczące śmiertelnika, którego chcieli przedstawiać jako Boga. Jednakże nie byli wystarczająco dokładni i dzięki szczęściu oraz nowoczesnej analizie dedukcyjnej nagle uzyskaliśmy więcej informacji, a nabierający konturów faktyczny obraz sytuacji pozwolił zakwestionować zadziwiające interpretacje wczesnego Kościoła rzymskiego. Wszelka, nawet delikatna krytyka może wstrząsnąć podstawami chrześcijaństwa. Nie jest ona w stanie zaszkodzić judaizmowi, islamowi, buddyzmowi czy nawet systemom wierzeń australijskich Aborygenów albo Indian znad Amazonki, ponieważ są to religie wyrosłe w toku powolnego procesu dziejowego. Buddyzm istniałby nawet bez Gautamy, islam bez Mahometa; jednakże bez zmartwychwstania Jezusa chrześcijaństwo (w jego aktualnej formie) byłoby niczym. Jest więc zrozumiałe, że Kościół z wielką ostrożnością podchodzi do nowych informacji dotyczących tej chwili ze względnie niedawnej historii, w której, jak wierzą chrześcijanie, Stwórca całego wszechświata postanowił stać się żywym Żydem. Gdyby ktoś wykazał, że podstawy chrześcijaństwa wyrastają z błędu, to czy Watykan przeprosi ludzkość za kłopoty, na jakie ją naraził, rozwiąże się, a swe bogactwa i władzę przekaże głównemu rabinowi? Nie. Wydaje się oczywiste, że nie mógłby tego sprawić żaden dowód, i być może tak być powinno, ponieważ Kościół jest zbyt wielką i ważną instytucją, aby nagle zniknąć. Ale naganne jest ukrywanie prawdy, ponieważ prawda z pewnością stanowi istotę Boga. Kościół musi znaleźć sposób na przetrwanie nawet wtedy, kiedy przyzna się do błędów. Pewna stara żydowska przypowieść dobrze ilustruje tę tezę. Podczas zebrania mądrzy rabini debatowali nad pewnym ustępem Prawa i jeden z nich nie mógł zgodzić się z pozostałymi co do jego interpretacji. Chociaż wywierano na niego wielki nacisk, on jednak wiedział, że ma słuszność i że Bóg stanie po jego stronie. Wezwał więc Wszechmogącego, aby pomógł mu dowieść prawdziwości swojej opinii. “Boże, jeśli mam słuszność, to niech strumienie w Izraelu popłyną pod górę" prosił rabin. Wody kraju natychmiast zmieniły kierunek. Niestety, nie wzruszyło to jego przeciwników. “Boże, proszę Cię - powiedział zdenerwowany rabin - jeśli mam słuszność, niech drzewa pochylą się do ziemi". I tak się stało. Ale jego towarzysze dalej pozostali nieugięci. “Umiłowany Boże - zawołał rabin z rosnącą rozpaczą - odezwij się głośno i udziel mi poparcia". Natychmiast rozwarły się chmury i zabrzmiał głos z nieba: “Moi przyjaciele, muszę wam powiedzieć, że się mylicie, a słuszność jest po jego stronie. O to mi właśnie chodziło". Samotny rabin uśmiechnął się zwycięsko, ale na jego kolegach nie zrobiło to wrażenia. “Nie zwracamy uwagi na głosy z nieba” stwierdzili teraz - ponieważ właściwą interpretację tego fragmentu zapisano już dawno temu". Ta zabawna opowieść mówi wszystko. Stare pisma, choćby niedokładne, nabierają własnego życia, toteż ostatecznie religia nie jest sprawą prawdy historycznej, lecz sprawą wiary. Ale w naszym nowoczesnym świecie ślepa wiara nie wystarczy - i jeśli religia pragnie przetrwać, to nie może ignorować nowych informacji. Stawianie dogmatu ponad prawdą nie ma nic wspólnego z czcią oddawaną Bogu. Zaginione księgi machabejskie Konwencjonalna historia uznaje bunt Machabeuszy za słuszne wystąpienie Żydów; uważa, że Jonatan Machabeusz zdobył urząd arcykapłana przy poparciu ludu. Tylko pierwsza część tej oceny jest prawdziwa; z rękopisów znalezionych w Qumran dowiadujemy się bowiem, że chasydzi (czyli ortodoksyjni wyznawcy judaizmu) uważali wybór Jonatana za oburzający, ponieważ był człowiekiem, który polityce oddawał pierwszeństwo przed Jahwe. Kiedy Jonatana zamordowano, arcykapłanem został jego brat Szymon i posunął się do przyznania swej rodzinie prawa dziedziczenia stanowiska arcykapłana, a roszczenie to kazał wyryć w brązie i umieścić w świątyni. Rzymskokatolicka Biblia z Douai relacjonuje nam próby odegrania przez Szymona roli aktora na scenie świata, kiedy wysłał posła i dary do Rzymu. Opis uzurpacji Szymona można znaleźć w Psalmie 110. Poglądy gminy z Qumran na kapłanów jerozolimskich jasno wyrażają następujące fragmenty rękopisów: “Wyjaśnienie tego odnosi się do ostatnich kapłanów Jerozolimy, którzy gromadzą bogactwo i nieprawy zysk z grabieży ludności". (1 QpHab 9, 4-5) “Miastem tym jest Jerozolima, w której Bezbożny Kapłan dopuścił się ohydnych czynów i zbezcześcił Świątynię Boga". (1 QpHab 12, 7-9) Imiona użyte do opisania rządów rodziny, która zagarnęła urząd arcykapłana, mogą mylić; założyciel tej rodziny nosił imię Matatiasz, ale w stosunku do jego syna Judy używa się terminu “Machabeusz", a jego potomstwo w literaturze rabinicznej nazywane jest zbiorowo “Hasmonejczykami". Według historyka Józefa [Flawiusza] określenie to pochodzi od imienia prapradziadka Matatiasza, Haszmona. Kiedy zamordowano również Szymona, urząd objął jego syn Jan Hyrkan, który rządził trzydzieści lat. Następnie jego z kolei syn, Arystobul, przejął na krótko władzę i stał się pierwszym Hasmonejczykiem, który tytułował się zarówno królem Żydów, jak i arcykapłanem. Sytuacja taka trwała do chwili, kiedy role króla i arcykapłana ponownie rozdzielono. Po śmierci królowej Aleksandry w 66 roku p.n.e. jej najmłodszy syn Arystobul II został królem, a najstarszy, Hyrkan, objął funkcję arcykapłana. Rzymskokatolicka Biblia z Douai relacjonuje pełne dzieje owego okresu politycznej intrygi, morderstw i powszechnego zepsucia, ukazując Hasmonejczyków jako bohaterów żydowskich, ale Biblia króla Jakuba w ogóle o tym nie wspomina. Ostatnie dwie księgi Biblii z Douai to I i II Księga Machabejska, teksty, których nie znajdziemy w protestanckim Starym Testamencie. Dlaczego tak się stało? Fakt, że obu tych ksiąg brakuje w Biblii króla Jakuba, w istocie jest wielce znaczący. Dlaczego Biblia katolicka ukazuje nam historię buntu Machabeuszy, a arcykapłanów hasmonejskich przedstawia jako prawowitych rządców sumienia, podczas gdy Biblia króla Jakuba ksiąg tych w ogóle nie uznaje? Musi być jakaś ważna przyczyna. Czego brakowało tym dziełom i cóż tak ważnego wiedzieli kompilatorzy Biblii protestanckiej, że aż kazało im to odrzucić od dawna uznane pisma, rzekomo natchnione przez Boga? Jedynymi ludźmi, którzy wiedzieli, że wyniesienie do władzy hasmonejskich arcykapłanów i królów stanowiło akt bezprawia, byli członkowie gminy z Qumran. Gardzili oni tymi fałszywymi arcykapłanami także z powodu ich służalczego stosunku do Rzymian. Jednakże niemal wszystkich qumrańczyków wyniszczyła wojna z Rzymianami w latach 66-70, a na placu boju pozostała jedynie diaspora judeochrześcijan (ludzie starający się łagodzić spory), dobierająca historyczne fakty z własnego punktu widzenia. Choć qumrańczycy mogli przegrać bitwę, jednakże wygrali wojnę. Przesłanie prawdziwej żydowskiej historii, ukryte w rękopisach, w końcu znalazło się w rękach twórców Biblii protestanckiej - dzięki wykopaliskom, których dokonali templariusze w początkach XII wieku. Wybrańcy z plemienia Judy Żydów, którzy powracali z niewoli w Babilonie, przywiódł do Jerozolimy Zerubbabel, człowiek, który skądinąd mógł być ich królem. On i najbliższa mu grupa ludzi, których imiona znajdujemy w Biblii - byli to Jeszua, Nehemiasz, Serajasz, Reelajasz, Marochajasz, Bilszan, Mispar, Bigwajasz, Rechum i Baana - powrócili do miasta, przywożąc wiedzę o tajemnej ceremonii związanej z królewską linią Dawidową. Teraz różniła się ona nieco od swego pierwowzoru, ponieważ za radą Ezechiela jej najbar- dziej widoczne elementy egipskie zamieniono na hebrajskie, ale w dalszym ciągu trzon pozostał nienaruszony. Kiedy Żydzi odbudowywali świątynię zgodnie z przyrzeczeniem danym Ezechielowi, ich serca przepełniała ufność: zbudują teraz nową świątynię i zawrą ponowne, niewzruszone przymierze z Jahwe. Jego lud nigdy już nie pobłądzi, a Bóg nigdy już nie będzie musiał karać go tak surowo. Ufność, z jaką rozpoczynamy nowe dzieło, ma zawsze charakter szczególny; jesteśmy przeświadczeni, że tym razem powiedzie się nam. Jakże ludzka jest zdolność znajdywania siły w nadziei na przyszłość, która zawsze zdaje się być lepsza od przeszłości - ale, jak wie o tym wielu doświadczonych ludzi, rzadko taka bywa. Potomkowie Zerubbabela i jego współpracowników, zwani chasydami, opuścili Jerozolimę najprawdopodobniej w okresie między 187 a 152 rokiem p.n.e. Tekst zwany Dokumentem Damasceńskim (ponieważ gmina niekiedy określała się nazwą Damaszku) daje nam najlepszą wiedzę o początkach społeczności w Qumran. “Albowiem z powodu niewierności tych, którzy odwrócili się od niego, On ukrył swoje oblicze przed Izraelem i (odwrócił je) od swojej Świątyni, a ich wydał na (łup) miecza. Lecz wspomniawszy na Przymierze praojców, ocalił resztę dla Izraela i nie wydał ich na zagładę, ale w czasie zagniewania, 390 lat od wydania ich w ręce Nabuchodonozora, króla Babilonu, nawiedził ich oraz sprawił, że korzeń ich rośliny wyrósł z Aarona i Izraela, by objąć Jego kraj i nasycić się żyznością Jego ziemi. Oni zrozumieli (wówczas) przewrotność i poznali, że byli ludźmi grzesznymi, ale byli podobni do ślepych, byli jak ci, którzy szukali drogi po omacku przez dwadzieścia lat. Mimo to Bóg wejrzał na nich i uznał ich czyny, ponieważ szukali go sercem doskonałym. Ustanowił im przeto Nauczyciela Sprawiedliwości, aby ich prowadził po drodze według Jego serca i aby dał poznać późniejszym pokoleniom (to), co Bóg uczynił ostatniemu pokoleniu, zgromadzeniu zdrajców i niewiernych. Oni (bowiem) byli tymi, którzy zboczyli z drogi". (DD 1, 3-13) O ile słowa o Żydach wydanych w ręce Nabuchodonozora odnoszą się do daty pierwszego zdobycia przezeń Jerozolimy w 597 roku p.n.e., a nie do zniszczenia miasta w roku 586, to 390 lat plus 20 lat “szukania drogi po omacku" da nam rok 187 p.n.e. jako datę założenia Qumran. Datowania tego nie należy przyjmować literalnie, ale możemy być pewni, że gmina istniała już w 152 roku p.n.e., kiedy qumrańczycy protestowali przeciwko objęciu funkcji arcykapłana przez Jonatana, przywódcę Machabeuszy. Rękopisy odnalezione w jaskiniach w Qumran, zwłaszcza Reguła Zrzeszenia i Komentarz do pierwszych dwóch rozdziałów Księgi Habakuka, mówią nam o ich wyjątkowej niechęci do tej nominacji. Sami zdecydowali o swym wyjściu na pustynię i w swej samotni widzieli siebie jako lud Nowego Przymierza zawartego z Jahwe, jako “wybrańców Judy" prowadzących surowe życie monastyczne, które kiedyś stanie się wzorem dla zakonów chrześcijańskich. Opisywali siebie jako “ludzi, którzy zawarli Nowe Przymierze w krainie Damaszku" (dziś powszechnie uważa się, że Damaszek jest raczej określeniem Qumran niż nazwą miasta w Syrii). Wykopaliska pokazały, że mieszkańcy Qumran prawdopodobnie spali w namiotach, a okoliczne jaskinie wykorzystywali jako magazyny i miejsca, w których kryli się przed okazjonalnymi deszczami zimowymi. W Qumran stanęły też budynki, które mieściły wieżę strażniczą, pomieszczenia do publicznych zebrań, refektarz z kuchniami i spiżarniami, skryptorium, piekarnię, garncarnię, różne warsztaty i duże cysterny do uroczystych ablucji. Rytualne obmywania były istotne dla utrzymania świętości, toteż qumrańczycy musieli gromadzić duże zapasy wody na tym obszarze ubogim w opady. Członkowie gminy dzielili się na trzy kategorie: “Izrael", “Lewi" i “Aaron". Izrael oznaczał zwykłe członkostwo, Lewici byli kapłanami niższego stopnia, Aaron zaś to najstarsi i najbardziej święci kapłani. Podobnie jak w wolnomularstwie każdy człowiek, który potrafił dać wyraz mocnej wierze, mógł zostać członkiem gminy - “wielu", jak siebie nazywali. Możemy też doszukać się wyraźnych podobieństw w traktowaniu nowych członków: najpierw była rozmowa z Radą, która badała potencjalnego kandydata i oceniała jego prawość, a potem następowało głosowanie. Jeśli kandydat został zaakceptowany, przyjmowano go do grona członków niższego stopnia na okres jednego roku; w tym czasie nie wolno mu było dzielić swego majątku z “wieloma". Okres praktyki “ucznia wprowadzanego" do masonerii wynosi rok, a przed ceremonią inicjacji od kandydata żąda się, by nie miał przy sobie żadnych monet ani innych metalowych przedmiotów. W toku ceremonii prosi się go, żeby ofiarował pieniądze, a kiedy odpowiada, że nie ma ich przy sobie, mówi mu się, iż była to tylko próba. Miała ona upewnić pytających, że nie przyniósł do loży żadnych monet ani innego “dobra". Kiedy nowo przyjęty członek spędził już w gminie qumrańskiej rok, poddawano go egzaminowi mającemu sprawdzić jego znajomość Tory; brat masoński, zanim uzyska stopień czeladnika, musi być poddany egzaminowi sprawdzającemu jego znajomość rytuału. W przeszłości większość wolnomularzy dochodziła tylko do drugiego stopnia członkostwa, ale wybranym ofiarowywano trzeci stopień, na który nieliczne jednostki mogły przejść po upływie następnego roku; pozwalało im to “zbliżyć się do tajemnej rady zrzeszenia". Przypomina to nam tajemnicę Hirama Abifa odsłanianą wolnomularzowi, który zostaje mistrzem masońskim, wstąpiwszy na trzeci stopień. Podobnie było u templariuszy: kiedy tylko wtajemniczonym upływał pierwszy rok członkostwa, musieli przekazać przełożonym cały swój majątek; naturalnie zwyczaju tego masoneria nie mogła przejąć, jeśli nie miała z dnia na dzień rozpaść się jako organizacja! Rękopisy przedstawiają cnoty, których uczono w gminie qumrańskiej: były to prawda, sprawiedliwość, łagodność, prawość, uczciwość oraz pokora wraz z miłością braterską. Trzy stopnie członkostwa w gminie z Qumran tak bardzo przypominają stopnie wtajemniczenia w wolnomularstwie, że trudno to uznać za zbieg okoliczności. Stosując naszą wypróbowaną już praktykę posługiwania się rytuałem masońskim, w których zmieniamy kilka identyfikujących słów, stwarzamy wrażenie, że poniższa wypowiedź, kierowana do wprowadzanego na trzeci stopień w wolnomularstwie, jest cytatem z rękopisów dotyczącym kogoś, kogo właśnie podniesiono w Qumran także na trzeci stopień, stopień “czystości wielu": “Gorliwość, którą okazujesz dla instytucji Społeczności Wielu, postęp, którego dokonałeś w naszej Sztuce, i twoje podporządkowanie się ogólnym przepisom wskazały Cię jako właściwy przedmiot naszej życzliwości i szacunku. Odtąd więc jesteś w charakterze członka Tajemnej Rady upoważniony do naprawiania błędów i nieregularności w postępowaniu braci i towarzyszy oraz do chronienia ich przed sprzeniewierzeniem się wierności. Poprawa moralności i obyczajów członków Towarzystwa musi być przedmiotem twe] nieustannej troski. Pamiętając więc o tym, swym poddanym masz zawsze zalecać posłuszeństwo i posłuch; równym sobie - dworność i uprzejmość; swym zwierzchnikom - łagodność i łaskawość. Masz zaszczepiać powszechną życzliwość i przez stałość własnego zachowania dawać najlepszy przykład dla dobra innych. Starożytne Słupy Graniczne Izraela, które zostają powierzone twej trosce, masz zachować jako święte i nienaruszalne, i nigdy nie dopuszczać do naruszenia naszych rytów ani odejścia od ustalonego zwyczaju i obyczaju. Obowiązek, honor i wdzięczność zobowiązują Cię do wierności w obliczu każdego zaufania, utrzymywania ze stosowną godnością swego nowego charakteru i egzekwowania przez przykład i przepisy zasad Bożego systemu. Niech zatem żaden motyw nie pozwoli Ci zboczyć z drogi twego obowiązku, pogwałcić twych ślubów ani zdradzić zaufania, bądź natomiast prawdziwie wierny i naśladuj przykład tego słynnego Artysty, Taxo, którego ongiś reprezentowałeś". Zanim zajmiemy się porównywaniem tajemnic obu zrzeszeń, wspomnijmy o kilku zasadach uniemożliwiających członkostwo, które wykazują dziwne podobieństwo. Członkiem gminy w Qumran nie mógł zostać człowiek, który był “nierozgarnięty" lub “dotknięty jakąkolwiek skazą ludzką, kto ma chrome nogi lub ręce, człowiek kulawy, ślepy, głuchy albo niemy czy też ten, którego ciało jest dotknięte inną skazą rzucającą się w oczy, jak również starzec do tego stopnia osłabiony, że trudno mu wytrwać w zgromadzeniu" (Reguła całego Zgromadzenia II, 4-8). Chociaż zasady te nie są już stosowane rygorystycznie, wolnomularstwo wymaga, żeby kandydaci byli ludźmi zdrowymi na umyśle i ciele; uważa się, że wszelkie wady fizyczne uniemożliwiają przyjęcie do masonerii. Gminę, która przetrwała w Qumran przez około 250 lat, nowatorscy badacze często nazywają klasztorem esseńskim. To, że członkowie gminy byli esseńczykami, akceptują w pełni prawie wszyscy badacze, ale termin “klasztor" jest mylący, jako że nie chodzi tu o zgromadzenie żyjących w celibacie mężczyzn, spędzających na modlitwie prawie cały swój czas, którego nie poświęcili pracy. Zbiór rękopisów, który odnosi się do reguł obowiązujących gminę, pokazuje, że celibat ceniono wysoko, ale nie uważano go za warunek członkostwa. Niemniej jednak stosunki seksualne traktowano jako kalające człowieka, a jeśli mężczyzna miał choćby przelotny kontakt z kobietą miesiączkującą, musiał przejść intensywny proces oczyszczenia, zanim mógł powrócić do gminy. Nowoczesne umysły zachodnie uwielbiają etykietki; z najwyższą radością umieszczamy w jakiejś przegródce każdą rzecz, z którą się zetkniemy - czy jest to “A", czy też “B" ? Skonstruowaliśmy tyle definicji i kategorii, że ogarnia nas niepokój, kiedy czegoś nie daje się umieścić w jakiejś przegródce, a taki właśnie kłopot mamy z gminą w Qumran. Otóż w ciągu 250 lat istnienia nastąpiły w gminie dramatyczne przemiany, zwłaszcza zaś pod koniec tego okresu, gdy jej członkowie ulegli przemożnemu wpływowi nauk Jezusa i Jakuba. Midrasz, peszer i przypowieści Każdy, kto bada starożytny judaizm, zdaje sobie w pełni sprawę, że żydowska umysłowość sprzed dwóch tysięcy lat bardzo różniła się od umysłowości ludzi naszych czasów i że nam współcześni mogą nie znać pojęć midrasz, peszer i “przypowieści". Termin midrasz odpowiada ściśle słowu “egzegeza" i może być zdefiniowany jako “badania i interpretacja pism hebrajskich w celu znalezienia w nich zasad teologicznych i pouczeń, które należy wypełniać". Jest to pojęcie nader bliskie koncepcji pojmowania aktualnych wydarzeń, zwanej peszer, którą można uznać za interpretację czy wyjaśnianie jakiegoś wersu Pisma o znaczeniu odnoszącym się do określonego wydarzenia czy osoby w czasie teraźniejszym lub przeszłym. Termin midrasz oznaczał więc permanentny proces wyszukiwania przez kapłanów i proroków Izraela pouczeń mających uwznioślić duchowy stan ludu, a termin peszer metodę znajdywania sensu w wydarzeniach, które działy się wokół nich. Sądzili oni, że wydarzenia te nie zaszły przypadkowo, lecz miały głęboki sens, który można zrozumieć, badając pisma. Ścisłe stosowanie tych dwóch zasad powodowało, że każda zapisywana świeża wiadomość musiała pasować do jakiegoś starodawnego wzorca. Wyjaśnia to, dlaczego zarówno w Nowym Testamencie, jak i w rękopisach z Qumran znajdujemy wiele odniesień, które są echem Starego Testamentu. Chrześcijanie dobrze rozumieją termin “przypowieść", ponieważ Nowy Testament mówi nam, że Jezus Chrystus posługiwał się tą formą opowiadania, aby swe nauki moralne uczynić zrozumiałymi dla prostych ludzi w Judei. Metodę tę można zdefiniować jako “obrazowe wyjaśnienie, które zawiera alegorię albo metaforę, lub też jedno i drugie, z intencją przekazania jakiegoś znaczenia głębszego niż to, które dociera do nas w pierwszej chwili". Opowieści te wykorzystywano nie tylko jako proste analogie, aby pomóc niewykształconym Żydom w zrozumieniu Prawa; stanowiły one także metodę wyjaśniania skomplikowanych aktualnych wydarzeń w sposób alegoryczny, tym samym więc tajemny. Nie ulega wątpliwości, że chrześcijaństwo było kultem żydowskim i że wszyscy jego “pionierzy" (Jezus, Jakub, Szymon Piotr, Andrzej, Judasz, Tomasz itd.) dobrze czuli się w świecie myślącym kategoriami midrasz, peszer i przypowieści. W przeciwieństwie do nich ci, których moglibyśmy nazwać “chrześcijanami drugiego rzutu" (Paweł, Mateusz, Łukasz itd.), byli ludźmi całkiem innymi. Ich uformował świat hellenistyczny, którego sposób myślenia był bliższy naszemu. Wszystkie ewangelie nowotestamentowe zostały niemal na pewno spisane po zburzeniu Jerozolimy i Qumran oraz po wymarciu grupy “pionierów". Pisma te dla czytelników i słuchaczy myślących po grecku spisali ludzie, którzy w zgodzie ze swą wiarą przyjęli nauki głoszone przez ich Chrystusa, a następnie wpletli je w opowieść o jego życiu, sami nie będąc naocznymi świadkami. Aby oddzielić fakt od fikcji w Nowym Testamencie, musimy usunąć zeń naleciałości greckie i zbadać ukrytą głębiej pierwotną myśl żydowską i protochrześcijańską. Między tym, co mówiła o sobie gmina w Qumran, a tym, co głosił o sobie wczesny Kościół, istnieją fundamentalne podobieństwa. Wczesny Kościół był znany jako zgromadzenie “ludzi drogi", czyli “drogi Boga", jako odrębna sekta (Dz Ap 24,14). Członkowie gminy w Qumran również używali tego samego terminu, kiedy mówili o sobie. Co więcej, obie grupy nazywały siebie ubogimi, dziećmi światłości, wybranymi Boga, ludźmi Nowego Testamentu, czyli Przymierza. Tę ideę Kościoła jako nowej Świątyni Boga, w której dokonuje się ofiarne zbawienie całego świata, znajdujemy w 8 rozdziale Listu do Hebrajczyków, cytującym pełny ustęp z Jeremiasza: “odwieczna sadzonka, święty dom Izraela, najświętsze zgromadzenie Aarona, świadkowie prawdy w sądzie i wybrani z łaski Boga, by odpokutować za ziemię, oddać grzesznikom ich pustynie. Jest to wypróbowany mur, cenny kamień węgielny, którego podstawą nic nie wstrząśnie i nic nie poruszy go z miejsca" . Nie możemy nie zauważyć, jak bardzo podobny jest opis Kościoła w Pierwszym Liście św. Piotra 2, 5-9: “wy również, niby żywe kamienie jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu, przez Jezusa Chrystusa. To bowiem zawiera się w Piśmie: Oto kładę na Syjonie kamień węgielny wybrany, drogocenny (...) Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem [Bogu] na własność przeznaczonym" . Tę bliską paralelę zauważono po raz pierwszy w 1956 roku, kiedy stało się jasne, że między qumrańczykami a Kościołem w Jerozolimie istniał nader szczególny związek. Ale nikt nie zwrócił uwagi, jak bardzo słowa te pasują do innej organizacji - wolnomularstwa. Ponieważ wolnomularstwo buduje duchową świątynię według wizji Ezechiela - wizji Świątyni Salomona - natychmiast przychodzi na myśl następujący fragment: “Przy wznoszeniu wszystkich okazałych i wspaniałych budowli zazwyczaj kładzie się pier- wszy, czyli węgielny, kamień w północno-wschodnim rogu budynku. Ty, jako nowo przyjęty do wolnomularstwa, zostajesz umieszczony w północno-wschodnim rogu świątyni, by obrazowo przedstawiać ten kamień; obyś, opierając się na fundamencie położonym tego wieczoru, mógł odtąd wznosić nadbudowę, doskonałą w swych częściach i przynoszącą zaszczyt budowniczemu". Tajemnice Qumran Kiedy esseńczycy po raz pierwszy zostali zmuszeni do opuszczenia Jerozolimy, jak się dowiadujemy, “błądzili" przez dwadzieścia lat, dopóki człowiek znany jako Nauczyciel Sprawiedliwości nie pokazał im “drogi" i nie zorganizował gminy w Qumran. Rękopisy z Qumran, niestety, rzadko podają imiona poszczególnych jednostek, toteż identyfikacja wspominanych tam postaci przez porównanie ze źródłami pochodzącymi spoza Qumran jest niemożliwa. Poza Nauczycielem Sprawiedliwości występują w nich ważne osobistości, takie jak “bezbożny kapłan" i “kłamca", których tożsamość wywołała wiele dyskusji wśród uczonych. Skądkolwiek pochodził Nauczyciel Sprawiedliwości, musiał to być pobożny święty mąż i, jak się zdaje, potomek kapłańskiej linii Sadoka, który objawił swej gminie, że oto nadszedł czas “kresu dni" zapowiedzianego przez dawnych proroków. Wkrótce, jak im powiedział, Bóg zniszczy swych wrogów w ostatecznej kosmicznej walce, by dać początek nowej erze sprawiedliwości, a ponieważ gmina w Qumran była pozostałością prawdziwego Izraela - ludem Przymierza z Jahwe - to właśnie jej członkowie wezmą udział w tej bitwie i powrócą do Jerozolimy, aby oczyścić Świątynię i przywrócić właściwy kult. Qumrańczycy mieli kilka określeń, które stosowali wobec siebie, łącznie z takimi, jak “Zrzeszenie", “wielu", “zgromadzenie Izraela" i “Synowie Światłości"; ponadto zaś człowiek, który poprowadzi ich “u kresu ery", Mesjasz Dawidowy, nosić będzie tytuły “Męża Potężnego", “Człowieka Chwały" i “Księcia Światłości". I właśnie ten “Książę Światłości" pokona “Księcia Ciemności" oraz “Zgromadzenie Beliala" (Szatana). Rękopis zatytułowany Midrasz Dni Ostatecznych opowiada nam, jak “dzieci Beliala" uknują intrygi przeciwko “Synom Światłości", by spowodować ich upadek, a królowie narodów będą w owe dni szaleć z nienawiści przeciwko wybranym Izraela. Jednakże Bóg wybawi swój lud, zsyłając dwie mesjańskie postacie, które pojawią się u kresu czasów; jedna z nich będzie “gałęzią Dawidową", druga zaś “tłumaczem Prawa" . W rękopisach czytamy, że istniały także tajemne księgi, które zawierały informacje dotyczące przyszłych wydarzeń i odniesienia do pewnych rytuałów objawionych przez Boga; informacje te i odniesienia były zazwyczaj przekazywane wybranym ludziom wyłącznie ustnie, teraz jednak zostały spisane w formie zaszyfrowanej. Tajemnice te ujawniano w stopniu nader ograniczonym i twierdzi się, że przekazywano je przez długi czas jako tradycję tajemną, aby zachować ją wiernie aż do “dni ostatecznych". Ojciec J.T. Milik, który we wczesnym okresie badań nad rękopisami z Qumran kierował pracą specjalistów, stwierdził, że pewne tajemne teksty zawierały zaszyfrowane zapisy. Przykładem szyfrowania może być posługiwanie się dwoma różnymi alfabetami o arbitralnie wybranych znakach, które zastępowały litery hebrajskie; inny sposób polegał na pisaniu w odwrotnym kierunku. Wszystko, czego dowiadywaliśmy się o gminie w Qumran, wzmacniało nasze przekonanie, że była ona duchowym potomkiem królów egipskich i antycypowała zarówno templariuszy, jak i wolnomularzy. Znaczące świadectwo wyszło na jaw dzięki innemu członkowi zespołu pracującego nad rękopisami znad Morza Martwego, kandydatowi do Nagrody Nobla. W wielu rękopisach dr Hugh Schonfield wykrył hebrajski kod, który nazwał “szyfrem Atbasz", a którym posługiwano się w celu ukrycia imion poszczególnych ludzi . Zdumiewające jest to, iż Schonfield stwierdził przed śmiercią w 1988 roku, że kluczowe słowa, których używali zarówno templariusze, jak i masoni, należą do kodu Atbasz, a kod ten, odszyfrowany, odsłania ukryte znaczenie. Na przykład panowało ogólne przekonanie, że templariusze czcili istotę o dziwnym imieniu Baphomet, które było niezrozumiałe, dopóki nie zapisano go pismem hebrajskim i szyfrem Atbasz: wtedy ujawniło ono słowo sophia - greckie określenie mądrości. Mamy tu więc związek z templariuszami, wkrótce zaś pojawił się związek z wolnomularstwem. Stosując szyfr Atbasz do masońskiego słowa Tujo (wymawianego Tacho), które rzekomo było pseudonimem Wielkiego Mistrza w Hiszpanii, otrzymujemy imię człowieka (Asaf) asystującego, według kilku psalmów, przy budowie pierwszej Świątyni w Jerozolimie. Bohaterami tych tajemniczych dzieł z biblioteki w Qumran byli Noe i Henoch, którym wtajemniczeni mieli ujawnić boskie tajemnice dotyczące nieba i ziemi. Istnieje pradawne przekonanie, że mityczni przodkowie rodu ludzkiego byli ludźmi niezwykłej mądrości, istnieje też wiele opowieści mówiących o Henochu i Noem jako o depozytariuszach boskich tajemnic. Opowieści te pojawiają się pośród literatury apokaliptycznej i choć są równie dawne jak Księga Rodzaju, wyraźnie pochodzą z innego, niezidentyfikowanego źródła. Sądzimy, że źródłem tym mogły być przekazywane ustnie tajemnice odnoszące się do ceremonii zmartwychwstania, bo przecież pradawnych dni sięga niewyjaśniona tajemna tradycja związana z imieniem Henocha. Z literatury masońskiej dowiadujemy się o pradawnych rytuałach związanych z próbą przywrócenia do życia Noego, jaką podjęli Sem, Jafet i Cham. Jak już wspomnieliśmy, istnieje wolnomularski uboczny stopień, znany pod nazwą Żeglarzy Arki, który kontynuuje tę tradycję tajemnic Noego. Ale jest jeszcze ważniejszy aspekt tajemnych nauk z tradycji apokaliptycznej, który łączy się zarówno z Mojżeszem, jak i z Ezrą (nazywano go zresztą drugim Mojżeszem). Sądzi się dzisiaj, że istniał kiedyś zbiór tekstów przypisywanych Mojżeszowi, o wiele większy niż ten, który przetrwał do naszych czasów . Jednym z takich dzieł jest Wniebowzięcie Mojżesza, zidentyfikowane jako tekst esseński . Znajdujemy w nim następujące pouczenie, jakiego Mojżesz udziela Jozuemu: “Przyjmij to pismo, abyś poznał, jak zachować księgi, które ci przekażę: i uporządkujesz je, i namaścisz oliwą cedrową, i umieścisz w glinianych naczyniach w miejscu, które Bóg przygotował od początku świata". Odnoszą się te słowa do tajemnych ksiąg, które Mojżesz daje Jozuemu, aby ten je ukrył “aż do dnia skruchy, w którym Pan nawiedzi cię w spełnieniu u kresu dni". Tajemne dzieła związane z Mojżeszem od razu rzuciły się nam w oczy, ponieważ był on jedynym człowiekiem, który znał tajemnice królów egipskich z własnego doświadczenia. Uczy on tu, że w jakimś momencie poprzedzającym “kres dni" tajemnice te muszą być umieszczone “w miejscu, które Bóg przygotował od początku świata". Dla Żydów mogło to być tylko jedno miejsce: skała, która znajdowała się pod Świętym Świętych w wewnętrznym sanktuarium Świątyni w Jerozolimie, ponieważ było to pierwsze miejsce stworzenia. Wiemy, że qumrańczycy główną bibliotekę rękopisów które sporządzili sami, oraz inne teksty zebrane z całej Judei ukryli w jaskiniach znajdujących się pod ich osiedlem. Wiemy także, że ci pobożni badacze Prawa musieli być posłuszni temu pouczeniu Mojżesza, pewne jest bowiem, iż bezgranicznie wierzyli, że do “kresu ery" dojdzie za ich życia. Wynika stąd, że jeśli templariusze przeprowadzali wykopaliska w rejonie Świętego Świętych i pod nim, musieli znaleźć tam owe tajemnicze rękopisy. W tym momencie ogarnęło nas ogromne podniecenie - czyżbyśmy rzeczywiście znaleźli wyraźne wskazówki dotyczące ukrycia pod świątynią Heroda tajemnic przekazanych przez Mojżesza? Takie odkrycie uprawdopodobniłoby narzucającą się koncepcję! Od razu postanowiliśmy przystąpić do dalszych badań nad okolicznościami rzekomego wniebowzięcia Mojżesza. Stwierdziliśmy, zgodnie z opinią uczonych, że tekst ten prawdopodobnie powstał za życia Jezusa i że dokonuje on przeglądu historii Żydów aż do czasów Seleucydów, a następnie opisuje czasy Hasmonejczyków i doprowadza do rządów kogoś, kogo nazywa “wyniosłym królem". Powszechnie uważa się, że chodzi tu o Heroda Wielkiego. Dalej księga opisuje okres prześladowań, które przypadają na czasy Antiocha Epifanesa, zwanego tu następcą Heroda; wielu uczonych sądzi, że rozdział ten znalazł się w niewłaściwym miejscu i powinien być umieszczony wcześniej. Teraz pojawia się tajemnicza postać Taxo. Przekonuje on swych synów, by wraz z nim ukryli się w jaskini i raczej umarli, niż zdradzili swą wiarę. Jego śmierć ma doprowadzić do oczekiwanej interwencji Boga w dziejach świata i ustanowienia jego królestwa. Okazuje się, że królestwo to należy rozumieć raczej jako niebiańskie aniżeli ziemskie. Podjęto wiele prób identyfikacji Taxo z jakąś postacią historyczną, ale jak dotąd żadna nie była udana. Niektórzy pisarze próbowali utożsamić go z Nauczycielem Sprawiedliwości. Teraz znaleźliśmy potwierdzenie pouczeń danych przez Mojżesza i odnoszących się do ukrycia tajemnic, ale również mogliśmy założyć, że powstanie tego rękopisu nastąpiło nie wcześniej niż w czasach Jezusa, kiedy to cała gmina qumrańska przygotowywała się do “wielkiej bitwy" poprzedzającej “kres ery". Jednakże szczególnie wprawiła nas w podniecenie wzmianka o niezidentyfikowanej postaci imieniem Taxo. Wiedzieliśmy już, że Taxo i Tacho były to formy tego samego imienia i że szyfr Atbasz pozwala odczytać Tacho jako Asaf - imię człowieka, który pomagał Salomonowi w budowie pierwszej Świątyni w Jerozolimie, natomiast wolnomularze imieniem tym określają Wielkiego Mistrza. Imię Taxo nie było już tajemnicą, ponieważ odkrycie szyfru Atbasz, jakiego używali qumrańczycy w swych rękopisach, potwierdziło wcześniejsze przypuszczenia, że jest to imię mistrza gminy, tj. Nauczyciela Sprawiedliwości z ostatnich lat jej istnienia . Zawarte w tekście wezwanie, “by raczej umrzeć, niż zdradzić swą wiarę", również w dużym stopniu przypomina trzeci stopień wolnomularski. Całkowicie koncentruje się on wokół idei “wierności aż do śmierci", jaką wyrażają słowa Hirama Abifa zaatakowanego przez pierwszego wroga: “Raczej poniosę śmierć, niż zdradzę ufność pokładaną we mnie". Świadectwo to doprowadziło nas do wniosku, że przywódcę gminy qumrańskiej uważano za duchowego potomka budowniczego Świątyni Salomona, człowieka, którego wolnomularze dziś znają jako Hirama Abifa. Związki z rytuałem masońskim trzeciego stopnia zdawały się teraz pasować do naszej historycznej łamigłówki, ale inny główny motyw tradycji wolnomularskiej w dalszym ciągu wymagał wyjaśnienia. Musieliśmy stwierdzić, w jaki sposób symbolika dwóch kolumn, która odgrywa tak ważną rolę w tajemnicach dwóch pierwszych stopni wolnomularstwa, mogła zostać przekazana templariuszom. Bliźniacze kolumny Ponieważ Kościół rzymski fałszywie uzurpował sobie pozycję dziedzica nauk Jezusa, a współcześni chrześcijanie błędnie sądzą, że mają jakieś prawo do oceniania z wyższością innych grup religijnych, przeto w esseńczykach-qumrańczykach widzą po prostu jedną z wielu grup, które istniały w Ziemi Świętej w czasach Chrystusa. Jest to całkowicie nieadekwatna ocena gminy w Qumran. Jej członkowie tworzyli destylat wszystkiego, co liczyło się dla Żydów jako narodu: byli strażnikami Przymierza zawartego z Bogiem i wcieleniem wszelkich aspiracji swego ludu. Byli oni kwintesencją żydowskości. Kluczowym problemem dyskusji była przez lata tożsamość osoby nazywanej Nauczycielem Sprawiedliwości, ale dziś, mając do dyspozycji ogromną liczbę nowych informacji, wielu uczonych sądzi, że musiał istnieć nie jeden człowiek, lecz dwóch ludzi, którym nadano ten tytuł; pierwszy z nich był założycielem gminy, a drugi żył “u kresu ery" . Trudność polega na tym, że gmina qumrańska nie była ciałem statycznym, lecz kwitnącą, szybko rozwijającą się grupą, która musiała ciągle się zmieniać, aby sprostać naciskowi, jaki na nią wywierano. Oznacza to, że starsze rękopisy mówią o pierwszym Nauczycielu Sprawiedliwości, podczas gdy ostatnie odnoszą się do późniejszego przywódcy duchowego, którego można utożsamiać z “Jakubem Sprawiedliwym". Profesorowie Robert Eisenman i Michael Wise niezależnie od siebie doszli do wniosku, że tym przywódcą qumrańczyków był Jakub, brat Jezusa i głowa Kościoła jerozolimskiego. Wynika stąd, że Kościół jerozolimski należy utożsamić z gminą qumrańską. Stosunkowo wcześnie wspomniał o tym Hegezyp, historyk z II wieku, który nazwał Jakuba, brata Jezusa, “Jakubem Sprawiedliwym", opisał go jako nazorejczyka i stwierdził, że orędował za swym ludem w sanktuarium Świątyni. Ten sam obserwator określił Jakuba jako “Prawego", mówiąc, że nie pił on wina ani nie jadał mięsa nosił szaty kapłańskie z białego lnu, a jego kolana były twarde jak u wielbłąda wskutek nieustannych modłów odprawianych na klęczkach. Według innego rękopisu, znanego jako Podręcznik dyscypliny, rada gminy składała się z dwunastu doskonałych i świętych mężów, którzy byli “filarami" gminy. Sądzimy, że dwa główne filary miały znaczenie wysoce symboliczne, reprezentując królewski i kapłański aspekt kreacji i podtrzymywania “Królestwa Niebios". Pamiętajmy, że termin ten nigdy nie oznaczał czegoś pozaziemskiego, lecz raczej wskazywał na egzystencję na tym świecie, kiedy to Jahwe będzie rządził Żydami w permanentnym stanie pokoju i dobrobytu. Te duchowe filary były naturalnie kontynuacją tradycji kolumn zjednoczonego Egiptu Górnego i Dolnego. W gminie z Qumran występowały one jako legendarne Boaz i Jakin, które uprzednio zdobiły wschodnią bramę Świątyni Salomona. W oczach pobożnych i uciśnionych Żydów obie kolumny reprezentowały zarówno królewską moc miszpat, jak i kapłańską moc cedeq, a łącząc się, stanowiły podporę wielkiego łuku Niebios, którego zwornikiem było trzecie wielkie słowo wyrażające pragnienia Hebrajczyków - szalom. Światopogląd qumrańczyków odsłaniał nam wszystkie swoje tajemnice, kiedy przekopywaliśmy się przez ogromną ilość informacji pochodzących z rękopisów, z Biblii i innej ówczesnej literatury; mieliśmy przewagę nad innymi, a dawała nam ją znajomość wolnomularstwa i rozwikłanie zagadki Hirama Abifa. Inni widzieli wszystkie części tej łamigłówki w sposób fragmentaryczny, ale kiedy na szerokim tle przebada się relacje między gminą w Qumran w jej późnej fazie a wczesnym Kościołem, to zniknie wszelkie niezrozumienie i pozorne sprzeczności. Diagram na sąsiedniej stronie ilustruje ten ważny paradygmat bliźniaczych kolumn. Prawa kolumna znana jest wolnomularzom jako Jakin od imienia pierwszego arcykapłana Świątyni, a zatem nie zaskoczy nas informacja, że jest to kolumna kapłańska, która dla qumrańczyków stanowiła wcielenie świętości zawartej w podstawowym pojęciu cedeq. Słowo to (niekiedy wymawiane jako sadok) symbolizowało zasadę rządzącą wyznaczonym przez Boga porządkiem i zazwyczaj tłumaczoną jako sprawiedliwość, chociaż twierdzi się, że lepszym odpowiednikiem byłoby określenie “prawość", czyli “wyrządzanie dobra innym zawsze i wszędzie". Innymi słowy, jest to zasadniczo pojęcie równoznaczne ze starożytnym egipskim maat. Z naszych lektur jasno wynikało, że cedeq było dla Kananejczyków terminem, który wiązali z bogiem -słońcem. Kananejski bóg- słońce był uważany za wielkiego sędziego, który czuwał nad światem, naprawiał zło i demaskował niecne poczynania ukrytych złoczyńców. Kiedy Żydzi włączyli kananejskie wierzenia do swej koncepcji Jahwe, cedeq stało się jedną z jego cech. Wszystkie cnoty Jahwe, od żywienia swego ludu przez powodowanie wzrostu zbóż aż do niszczenia wrogów Izraela, były efektem cedeq. Słowo to zachowywało związek z pojęciem słońca, co pomogło mu stać się przeciwieństwem ciemności i chaosu. Chociaż kult słońca występuje w wielu systemach religijnych wywodzących się z cywilizacji Sumeru nazbyt często, aby przypisywać mu jakieś szczególne znaczenie, jednakże rysują się tu interesujące podobieństwa między głównym bóstwem Egipcjan Amonem-Re a Jahwe w tym sensie, że obydwaj posługują się swą dobroczynną mocą światła dziennego do zwalczania sił ciemności i chaosu. Lewa kolumna Świątyni króla Salomona nosi imię Boaza, który, jak to wie każdy mason, był prapradziadkiem Dawida, króla Izraela. Również dla qumrańczyków była to kolumna królewska, która reprezentowała dom Dawida i pojęcie miszpat. Słowo to często tłumaczy się jako sąd, ale oznaczało ono coś więcej, a mianowicie regularną władzę Jahwe jako króla, tym samym kolumna symbolizowała ład zaprowadzony przez Boga. Kierowanie państwem i wymierzanie sprawiedliwości zawsze łączyło się z tą kolumną: właśnie w miejscowości Mispah (wymawia się jak miszpat) Jakub zbudował swój pierwszy pomnik i to tu Saul został ogłoszony pierwszym królem Izraela. Kiedy te dwie duchowe kolumny będą wraz z Nauczycielem Sprawiedliwości (cedeq) po lewej ręce Boga, a ziemski król Dawidowy (miszpat) po jego prawicy, wtedy łuk władzy Jahwe znajdzie się na swym miejscu, wraz ze zwornikiem szalom łącząc wszystko razem w jego centrum. To słowo jest być może najsłynniejszym ze wszystkich słów hebrajskich, traktowanym na całym świecie jako forma pozdrowienia, która oznacza pokój, stan bez wojny; nie musimy jednak dodawać, że dla Żydów czasów Biblii miało ono znaczenie o wiele bardziej złożone. Dla qumrańczyków szalom oznaczało coś o wiele głębszego niż tylko pokój - rozumieli je także jako szczęście, powodzenie, zwycięstwo w wojnie i ogólnie dobrostan. Ale szalom nie było podarunkiem - pokój trzeba było zdobyć, ustanawiając władzę Jahwe, co oznaczało wprowadzenie rządów moralnych, wspierających się zarówno na filarze królewskim, jak i kapłańskim. Posługując się tą właśnie symboliką, starsi gminy qumrańskiej doskonale rozumieli istotę jej misji; ujęli ją w formie midraszowych pouczeń Mojżesza i teksty zakopali pod świątynią Heroda; pouczenia te mieli później odkryć templariusze. Wolnomularze odziedziczyli tę symbolikę, ale po drodze zagubili jej znaczenie. Kiedy qumrańczycy stwierdzili już, że bliski jest “kres ery", pilnie odczuli potrzebę znalezienia ludzi, którzy byliby w stanie symbolizować obie kolumny, ponieważ Bóg nie mógł zniszczyć dawnego ładu, dopóki nie pojawi się zrąb nowego. Ponieważ stanowiska publiczne w warunkach rzymskiej okupacji i dominacji fałszywych arcykapłanów w Jerozolimie pozostawały poza zasięgiem prawowiernych synów Izraela, kandydatów do duchowego kierownictwa nazywano Mesjaszami, w istocie więc przywódcami, których oczekiwano. Im bardziej poznawaliśmy symbolikę “kolumn" z Qumran, tym większą zyskiwaliśmy pewność, że ceremonie jego mieszkańców musiały być poprzedniczkami dzisiejszych ceremonii masońskich. Przeżyliśmy szczególnie ekscytujący moment, kiedy przyjrzeliśmy się bliżej pozostałościom Qumran i stwierdziliśmy, że zbudowano tam imitację wejścia do Świątyni z kopiami kolumn Boaz i Jakin. Podstawy obu kolumn istnieją jeszcze dzisiaj i znajdują się na zewnątrz wschodnich drzwi przedsionka, które prowadzą do miejsca często uważanego za Święte Świętych Qumran. Nie mogliśmy uwierzyć w czysty zbieg okoliczności ani w to, że jedyne dwie podstawy kolumn znalezione w ruinach całego osiedla stanowią element wschodniej bramy prowadzącej do zastępczego miejsca kultu w Qumran. Obie te kolumny musiały wyznaczać miejsce najważniejszej ceremonii inicjacyjnej starszych gminy i być przedmiotem aspiracji dla obu Mesjaszy, którzy pojawią się krótko przed “końcem ery". Pochodzące z Qumran rękopisy znad Morza Martwego dostarczały nam mnóstwa istotnych informacji i ogarnęło nas wzruszenie, gdy w czwartym fragmencie rękopisu o nazwie Brontologion znaleźliśmy wzmiankę dotyczącą “tajemnicy kolumn". Sama nazwa “Qumran" jest, jak się uważa, współczesnym arabskim słowem określającym miejsce klasztoru esseńskiego; słowo to nie ma żadnego ukrytego znaczenia. Jednakże później stwierdziliśmy, że nie jest to prawda, gdyż na szczęście wpadła nam w ręce książka nieżyjącego już Johna Allegra, zawierająca pełny przekład Zwoju Miedzianego. Allegro, który był semitologiem, potrafił zrekonstruować źródłosłów słowa “Qumran". Opisuje on jego genezę i stwierdza, że w czasach Jezusa i Jakuba miejscowość Qumran nazywała się Qimron. Znaczenie tego słowa nie było dla Allegra ważne, toteż w swej książce wspomniał o nim jako o interesującym drobiazgu, ale dla nas jego odkrycie było wręcz szokujące ! “Qumran" oznacza “sklepienie, łuk, bramę lub coś podobnego". Qumrańczycy identyfikowali się z “bramą zwieńczoną łukiem" lub, mówiąc dokładniej, byli ludźmi filarów zwieńczonych łukiem! Bramę tworzyły dwa filary, cedeq i miszpat, złączone świętym łukiem szalom. Oto był nieodparty dowód słuszności naszej tezy łączącej gminę Jezusa i Jakuba z nowoczesnym wolnomularstwem. Związek ten okazał się znacznie bardziej ścisły, niż tego oczekiwaliśmy. Wolnomularze twierdzą, że słowo Jakin jest odpowiednikiem planu. Zadaniem Mesjasza ze stanu kapłańskiego (cedeq) było ustanowienie sprawiedliwości w kraju Izraela, ażeby można było odbudować Świątynię. Kolumna znajdująca się z lewej strony, Boaz, ma oznaczać siłę. Jest to kolumna Mesjasza królewskiego, czyli miszpat, odpowiedzialnego za obronę królestwa przed obcymi oraz za prawo cywilne i sprawy związane z rządzeniem. Wolnomularze powiadają, że kiedy obie kolumny się złączą, pojawi się “stałość". Trudno znaleźć lepszy przekład terminu szalom. Sedno sprawy polega na tym, że współcześni masoni traktują obie kolumny Świątyni króla Salomona dokładnie w ten sam sposób jak gmina w Qumran i Jezus Chrystus. W jaskiniach w Qumran znaleziono fragmenty Testamentu Lewiego, który jest prawdopodobnie starszy niż wersja biblijna. W tekście tym znajdujemy odniesienia do Mesjasza, które zdają się wskazywać, że rękopisy powstały w kręgach oczekujących raczej Mesjasza Lewitów (kapłańskiego) niż Dawidowego (królewskiego). Przekłady tego tekstu, które przeczytaliśmy, wskazywałyby, że jego autorzy oczekiwali przywódcy kapłańskiego na równi z przywódcą “cywilnym", przy czym drugi z nich byłby podporządkowany pierwszemu . Wiele innych tekstów qumrańskich, takich jak Dokument Damasceński z jego odniesieniami do “Mesjaszy: Aarona (kapłańskiego) i Izraela (królewskiego)", potwierdza nasze wyobrażenia, ale mniej znany, choć ważny, Testament Lewiego wyjaśnia całą sprawę. W Ewangelii według Mateusza 3, 3 o Janie Chrzcicielu mówi się: “Głos wołającego na pustyni", a jest to sformułowanie identyczne z tym, którego używała gmina w Qumran; nasunęło nam to myśl, że autorzy Ewangelii musieli ciężko się napracować, dopasowując tak fakty, żeby z Jezusa uczynić Mesjasza. Jeszcze w okresie spisywania Ewangelii według Łukasza pamiętano, że za Mesjasza ludzie uważali Jana Chrzciciela. U Łukasza 3,15 czytamy: “Gdy zaś lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem". Większość chrześcijan, którzy czytają swe święte księgi raczej z przyczyn osobistych niż w celu poznania historii, prawdopodobnie pomija ten wers, ale znajdujemy w nim istotny moment: określenie “wszyscy", a nie “niektórzy", wskazuje, że wszyscy widzieli w Janie pierwszego kandydata na Mesjasza. Wielu teologów przez ostatnie czterdzieści lat uważało, że Jan i Jezus byli dwoma Mesjaszami występującymi wspólnie . Mandejczycy z południowego Iraku są, jak pisaliśmy wcześniej, potomkami nazorejczyków i twierdzą, że Jan Chrzciciel był założycielem ich sekty, która powstała w momencie, kiedy qumrańczycy tworzyli już odrębną grupę wyznaniową, a nie tylko introwertyczną gminę esseńską, jakich wiele egzystowało w Efezie (dzisiejsza Turcja) lub na wyspie Elefantynie w Egipcie. Świadectwo to przerazi wielu chrześcijan, ponieważ wydaje się zagrażać ich przekonaniu, że Jezus Chrystus był pierwszym i jedynym Mesjaszem, ale jest to już tylko problem dla tych, którzy upierają się przy hellenistycznej, ponad miarę zafałszowanej wersji terminu hebrajskiego. Jeśli słowu temu przywrócimy jego pierwotne, poprawne znaczenie, to naturalnie ujrzymy w Janie Mesjasza kapłańskiego, a w Jezusie kolumnę miszpat - Mesjasza królewskiego. Jan prowadził trudne życie na pustyni, oczyszczając ducha ludzi przez zanurzanie ich w bieżących wodach rzeki Jordan. Taka praktyka cieszyła qumrańczyków, zazwyczaj zmuszonych do zadowalania się stojącą wodą w zbiornikach. Jan wiódł idealnie qumrańską egzystencję: spożywał jedynie dozwolony pokarm, taki jak szarańcza oraz dziki miód, i nosił tylko skórzaną przepaskę oraz okrycie z sierści wielbłądziej. W oczach Jana cały establishment jerozolimski był zepsuty, toteż głosił niezwykle krytyczne kazania wymierzone przeciwko niemu; swe zgromadzenie nawoływał do pokuty i przyjęcia esseńsko-qumrańskiego rytu oczyszczenia przez chrzest. Niektórzy badacze sądzą, że Jan był Nauczycielem Sprawiedliwości, ale choć może to być prawdą, to jednak nie mogliśmy znaleźć wystarczających dowodów na poparcie tego poglądu. Opowieść o chrzcie Jezusa znajdująca się w Nowym Testamencie jest świadomie przerysowaną relacją stworzoną przez późniejszych pisarzy ewangelicznych, aby przez nadanie jej charakteru magicznego zadowolić pogańskich słuchaczy. Zrekonstruowany materiał źródłowy może jednak rzucić światło na związek łączący obu tych ludzi . Materiał ten wskazuje, że chrzest Jezusa był wymysłem Marka i że Jan dowiedział się o istnieniu Jezusa dopiero wtedy, kiedy jego uczniowie opowiedzieli mu o nowym mądrym nauczycielu, który przybył z północy i nawet twierdził, iż pewien centurion rzymski okazał więcej wiary w moc Bożą niż przeciętny Żyd. Jezus musiał być centralną postacią w gminie Qumran i jako potomek Dawida, jak również nader utalentowany uczeń, prawdopodobnie przez chrzest metodą propagowaną przez Jana dostąpił pierwszego stopnia inicjacji do gminy. Wizja zstępującej gołębicy była standardowym hebrajskim sposobem przedstawienia spływającej na wybrańca mądrości. Jeszcze bardziej interesujące jest to, co przydarzyło się Jezusowi po jego chrzcie. Według Nowego Testamentu udał się on na pustynię, gdzie pościł przez czterdzieści dni i nocy, ale nie ma tam ani słowa o ewentualnym opuszczeniu pustyni przez Jezusa po tym okresie postu; w istocie Biblia króla Jakuba powiada nam, że pozostał tam przez trzy lata, od 27 do 31 roku, a trzeba zauważyć, że termin “pustynia" jest używany we wszystkich rękopisach znad Morza Martwego jako określenie gminy w Qumran. Właśnie fałszywe rozumienie sensu terminu “pustynia" spowodowało, iż chrześcijanie wyobrażali sobie, że Jezus znajdował się sam na prawdziwej pustyni. Dziś sprawa jest dla nas jasna: Jezus znajdował się w Qumran, przechodząc przez trzy fazy wtajemniczenia, aby osiągnąć najwyższy jego poziom - przejście przez każdą fazę, jak pamiętamy, trwało dokładnie jeden rok! Tu nauczył się, jak odrzucać pokusy Szatana i łapówki oferowane mu przez obcych przywódców. W ostatniej fazie, po trzech latach, nauczono go tajemnej metody i tajemnych słów o zmartwychwstaniu pochodzących od Mojżesza, które pozwalały kandydatowi powstać z metaforycznego grobu, by mógł prowadzić pełne wiary i prawe życie w oczekiwaniu na przyjście królestwa Bożego. Jest prawie pewne, że Jezus żył później przez rok zgodnie ze ścisłymi zasadami gminy qumrańskiej, ale po śmierci Jana z początkiem 32 roku uznał, że najszybszym i najbardziej skutecznym sposobem przygotowania ludu Izraela na przyjście “Królestwa Niebios" jest przystosowanie tych zasad do konieczności życiowych; mamy do czynienia z przypadkiem usprawiedliwienia środków ze względu na cel. Wszystkie dostępne informacje kazały nam wywnioskować, że Jezus i jego młodszy brat Jakub musieli być wzorowymi uczniami qumrańskimi i szybko zdobyli wysokie kwalifikacje. Jako bystry obserwator z rodu Dawidowego Jan Chrzciciel zapytał Jezusa, czy będzie on “tym, który ma przyjść", tj. królewskim Mesjaszem, stanowiącym uzupełniającą go kolumnę. Jezus odpowiedział na to pytanie, posługując się metodą peszer. “Ślepi odzyskują wzrok i chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim zwiastowane są dobre wieści". Nie znaczy to, że on sam dokonywał tego wszystkiego; mówił o cudach uzdrawiania, które zgodnie z proroctwem Izajasza nastąpią w czasie przywracania państwa Izrael. Jezus zgadzał się więc z Janem, że “koniec ery" był bliski, a on jest człowiekiem, który pomoże przygotować “drogę". Wszystkie choroby fizyczne i umysłowe uważano za skutek grzesznego życia i sądzono, że zmycie grzechu może wyleczyć człowieka. Przesłanie zrekonstruowanej tajemnej Ewangelii w odniesieniu do poglądu Jezusa na postać Jana jest jasne: “Wiedzieliście, że Jan był prorokiem, i nie oczekiwaliście, że ujrzycie na nim strój królewski. Ale nie wiedzieliście - i to wam teraz mówię - że Jan byt więcej niż prorokiem. Byt on tym, o którym napisano: Oto posyłam posłańca mego przed tobą, który przygotuje drogę twoją przed tobą" . Ten wczesnochrześcijański tekst sprawia fałszywe wrażenie, jakoby to Jezus wyróżnił Jana, domniemanego Mesjasza kapłańskiego, a nie Jan wskazał Jezusa jako Mesjasza królewskiego. Ustęp ten stwierdza wyraźnie, że chociaż Jan jest zapowiedzianym Mesjaszem, to jednak ludzie nie powinni spodziewać się, iż ujrzą na nim “strój królewski", ponieważ nie będzie on królem. Wielu ludzi zwiodły fragmenty, w których Jezus opisuje Jana jako mającego nadejść, a Jan przedstawia Jezusa tymi samymi słowami. Kiedy tylko uświadomimy sobie, że obaj symbolizowali kolumny niebiańskiej bramy, stanie się jasne, iż nie ma tu żadnego konfliktu - każdy z nich potrzebował drugiego. Mesjańska posługa Jana Chrzciciela trwała tylko sześć lat, do chwili stracenia go przez ścięcie w 32 roku. Józef [Flawiusz] stwierdza w swych Dawnych dziejach Izraela, że Jana kazał zabić Herod Antypas, który lękał się, iż działalność natchnionego proroka, z racji jego “mesjańskiej natury", mogłaby doprowadzić do buntu. Dla Jezusa musiał to być wielki cios, kiedy dowiedział się, że jego “współfilar" został zamordowany. Utrata jednej kolumny, jeszcze przed nadejściem “kresu ery" i nastaniem “Królestwa Bożego", musiała być również tragedią dla gminy w Qumran i wszystkich jej zwolenników. Mimo że nie było zbyt wielu ludzi o dostatecznych znamionach świętości, aby mogli zastąpić Jana, szybko pojawiło się dwóch kandydatów do odegrania tej kluczowej roli. Jednym z nich miał się stać przywódca gminy w Qumran, znany jako Jakub Sprawiedliwy, drugim zaś jego starszy brat - człowiek, którego nazywamy Jezusem! Kiedy tylko zaczęliśmy badać Nowy Testament i rękopisy znad Morza Martwego, znaczenie bliźniaczych kolumn z każdą chwilą stawało się coraz bardziej oczywiste. Zastanawialiśmy się, jak to się stało, że nikt nie wpadł na ten ślad wcześniej; ale też nikt uprzednio nie łączył rytuałów wolnomularstwa i starożytnych Egipcjan z okresem wczesnego chrześcijaństwa. Bogactwo odkryć, na jakie natrafiliśmy, przekraczało nasze oczekiwania i mogliśmy mieć tylko nadzieję, że szczęście będzie nam sprzyjać także wówczas, kiedy bliżej zajmiemy się życiem filara królewskiego, samego Jezusa Chrystusa. Podsumowanie Obraz Ziemi Świętej wczasach Jezusa, jaki sobie wytworzyliśmy, nasuwał wniosek, że niewielka gmina w Qumran będzie miała fundamentalne znaczenie w toku naszych poszukiwań. Wiedzieliśmy, że z niej wywodzili się autorzy rękopisów znad Morza Martwego, i zdobyliśmy teraz pewność, że gmina w Qumran, esseńczycy, nazorejczycy i Kościół w Jerozolimie to określenia tej samej grupy. Rozpatrując okres hasmonejski, stwierdziliśmy, że Biblia króla Jakuba różni się od Biblii rzymskokatolickiej także tym, że 1 i 2 Księga Machabejska zostały z niej usunięte. Katolicy ukazują Hasmonejczyków jako żydowskich bohaterów, czego unikają protestanci. Wskazywało to wyraźnie na związek łączący antyhasmonejskich qumrańczyków i siedemnastowieczny establishment angielski, niemożliwy bez uwzględnienia templariuszy w roli pośredników. Znaleźliśmy wiele powiązań między qumrańczykami a wolnomularstwem, począwszy od procedur towarzyszących przechodzeniu przez kolejne stopnie inicjacji, a skończywszy na zakazie posiadania w jej trakcie monet czy innych metalowych przedmiotów. Dzięki rękopisom znad Morza Martwego wiemy, że qumrańczycy akcentowali szczególnie potrzebę prawdy, prawości, łagodności, sprawiedliwości, uczciwości i pokory, jak również braterskiej miłości. To dawało nam pewność co do ich pozycji duchowych potomków królów Egiptu i poprzedników templariuszy oraz wolnomularzy. Z rękopisów tych dowiedzieliśmy się także o istnieniu tajemnych ksiąg, które zawierały odniesienia do pewnych rytuałów objawionych przez Boga, przekazywanych zwykle wybranym ludziom jedynie ustnie, teraz spisanych w formie zaszyfrowanej. Tajemnice te znało niewielu ludzi i jak przyjmowano, były przekazywane z pokolenia na pokolenie jako sekretna tradycja. Dodatkowo natknęliśmy się na wzmiankę o “tajemnicy kolumn". Nasze wczesne przypuszczenia, że templariusze przeprowadzili wykopaliska w Świętym Świętych i znaleźli tam tajemne pisma, znalazły potwierdzenie w qumrańskim tekście Wniebowzięcie Mojżesza, który nakazywał gminie ukryć najcenniejsze rękopisy dokładnie w tym miejscu. Niewątpliwie przywódcę gminy w Qumran uważano za duchowego potomka budowniczego Świątyni Salomona, człowieka, którego wolnomularze znają dziś pod imieniem Hirama Abifa. Jesteśmy również przekonani, że Jakub, brat Chrystusa, to “Jakub Sprawiedliwy" z rękopisów znad Morza Martwego i przywódca Kościoła jerozolimskiego. Sens qumrańskiego symbolu kolumny stał się dla nas jasny po uwzględnieniu pojęcia cedeq jako określającego lewą stronę bramy oraz miszpat - prawą, natomiast Jahwe, zwornik szalom, łączył je. Jan Chrzciciel i Jezus byli przez pewien czas wspólnie Mesjaszami, ale po zabiciu Jana sytuacja gwałtownie się zmieniła. Teraz musieliśmy wykryć, co właściwie działo się w tym kluczowym okresie i jak układały się relacje między Jezusem a Jakubem. ROZDZIAŁ DWUNASTY Człowiek, który zamienił wodę w wino Wyścig z czasem Mieliśmy teraz zająć się najbardziej delikatnym obszarem naszych badań przeszłości i postanowiliśmy z całym spokojem dokonać starannego przeglądu tego, co mamy zrobić. Wydawało się pewne, że nasze wnioski, mówiąc łagodnie, zostaną uznane za kontrowersyjne, toteż mieliśmy poczucie, iż uzasadnienie wszystkiego, co powiemy, będzie teraz ważniejsze niż kiedykolwiek. Chrześcijanie znają Jezusa całkowicie różnego od tego, którego obraz wyłaniał się z naszych badań, i wiedzieliśmy, że kontrast między tak odmiennymi wizerunkami wywoła głęboki niepokój u wielu z nich. Jednakże byliśmy obowiązani przede wszystkim do głoszenia prawdy, toteż po rozważeniu sprawy postanowiliśmy możliwie jasno przedstawić nasze odkrycia. W istocie bowiem odkrycia te ujawniały osobowość obdarzoną ogromną siłą i wywierającą niepowtarzalne wrażenie. Pierwszą rzeczą, jaka nas zdumiała w odniesieniu do Jezusa, było odkrycie, że czas jego posługiwania obejmował tylko jeden rok, który dzielił śmierć Jana Chrzciciela od jego własnej śmierci na krzyżu. Wszystkie dostępne świadectwa potwierdzały, że nawet ten krótki okres wypełniała gorycz i polityczne spory wewnętrzne, zwłaszcza między Jezusem a Jakubem. Wszystko wskazywało na to samo: Jezus, czyli Jehoszua ben Josef (pod takim imieniem znali go współcześni), był człowiekiem nader niepopularnym w Jerozolimie i w Qumran. Jego program był nazbyt radykalny dla jego rodziny i większości innych qumrańczyków. Jak jeszcze wykażemy, wszystkie świadectwa każą przypuszczać, że większość ludzi, z Maryją i Józefem włącznie, popierała Jakuba. Dopóki żył Jan Chrzciciel, dopóty Jezus prawdopodobnie przestrzegał ścisłych przepisów gminy, ale z chwilą pogrzebania Mesjasza kapłańskiego jego strategia zradykalizowała się . Jezus zdecydował, że dla dobra narodu trzeba będzie złamać prawo. Wierzył, że bliski jest czas ostatecznej walki z Rzymianami oraz ich poplecznikami i był przekonany, że ma najlepszą szansę wygrania wojny w imię Jahwe. Qumrańczycy z radością przyjęli Jezusa jako kolumnę Miszpat, czyniąc go Mesjaszem królewskim, czyli królem Żydów in spe, ale nie mogli uznać go również za kolumnę “prawej ręki". Biblia powiada, że Jezus zasiądzie po prawicy Boga Ojca, co oznacza, że jest on kolumną “lewej ręki"; kiedy bowiem zwracamy się twarzą do Boga ku zachodowi (patrząc przez bramę Świątyni), to Bóg spogląda ku wschodowi, mając kolumnę Miszpat po swej prawej stronie. Okoliczności nasuwają nam podejrzenie, iż Jakub Sprawiedliwy musiał powiedzieć swemu bratu, że nie uważano go za tak świętego, aby stał się obu kolumnami. Jezus zignorował jednak jego uwagi i ogłosił, że jest dwiema ziemskimi kolumnami w Świętej Trójcy z Bogiem u jej szczytu. Kiedy tylko pochłonęła nas idea tych trzech punktów mocy, nie mogliśmy nie zadać sobie pytania, czy właśnie w niej nie należało szukać źródła katolickiej Trójcy: Boga Ojca, Boga Syna i Boga Ducha Świętego. Zawsze z trudnością przychodziło nam zrozumieć dziwną koncepcję “Ducha Świętego", gdyż jak się wydaje, nie ma ona żadnego sensu. Żaden z naszych chrześcijańskich przyjaciół nie był w stanie wyjaśnić, co należy rozumieć przez to dziwne określenie. Jeśli wczesny Kościół rzymski przejął ideę boskiej Trójcy od Kościoła jerozolimskiego, to zapewne fałszywie ją zinterpretował. Jezus Chrystus w istocie twierdził, że jest obiema ziemskimi częściami (kolumnami) tego trójkąta, i teraz mogliśmy zrozumieć, jak doszło do owego pomieszania. Jak już zaznaczyliśmy, Jezus miał program wojenny. Może się to nie zgadzać z tradycyjnym jego obrazem, ale jak zauważył G.W. Buchanan, Jezus był wojownikiem; uczony ów doszedł do wniosku, że obiektywny historyk nie może odrzucić wszelkich militarnych implikacji związanych z nauką Jezusa i z tym, co o nim wiemy. Rolą Jezusa było przewodzić w wojnie i stać się nowym królem". Profesor Eisenman tak powiedział o rękopisach znad Morza Martwego: “Zgodnie z naszymi nowymi poglądami na rękopisy znad Morza Martwego twierdzimy, że mesjański ruch w Palestynie był o wiele bardziej agresywny, o wiele bardziej apokaliptyczny, o wiele bardziej wojowniczy i o wiele bardziej zorientowany docześnie niż dotychczas sądzono - tworzył on pewnego rodzaju armię Boga zgrupowaną w obozach nad Morzem Martwym, był grupą przygotowującą się do ostatecznej, apokaliptycznej wojny przeciwko wszelkiemu złu na Ziemi" . Robert Eisenman w programie BBC zatytułowanym “Horizon", 22 marca 1993 r. Jako człowiek wysoce inteligentny Jezus wiedział od początku, że czas nie pracuje na jego korzyść; musiał przyśpieszyć nadejście “kresu ery" i bronić się przed potężnymi wrogami, którzy już obalili jedną kolumnę. Pierwszym krokiem było wyznaczenie kilku osobistych strażników, którzy mieli go chronić; ponadto przyjął zwyczaj częstej zmiany miejsc. Do jego pięciu głównych “goryli" należeli: Jakub i Jan, których nazywał “synami gromu", dwóch Szymonów - jeden zwany był “zelotą", a drugi “terrorystą" (barjona), oraz Judasz, “nożownik" (sicarius). Nie byli to ludzie przynoszący pokój - w Ewangelii według Łukasza 22, 35-38 czytamy, iż powiadomili oni Jezusa, że oto na jego polecenie kupili dwa miecze w zamian za odzienie, które kazał im sprzedać. “I rzekł do nich: «Czy brak wam było czego, kiedy was posłałem bez trzosa, bez torby i bez sandałów?» Oni odpowiedzieli: «Niczego». «Lecz teraz - mówił dalej - kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do mnie odnosi, dochodzi kresu». Oni rzekli: «Panie, tu są dwa miecze». Odpowiedział im: «Wystarczy»". Aby Jezus mógł odnieść sukces, potrzebował większej liczby zwolenników i większych funduszy. Gdyby miał kiedykolwiek zasiąść na tronie w Jerozolimie, oba te warunki musiały być szybko spełnione. Kapłani w Jerozolimie byli już bogaci, bowiem za pieniądze przyjmowali pogan w całym Cesarstwie Rzymskim do grona wyznawców religii żydowskiej i rozdawali kamienie z Jordanu w zamian za wielkie kwoty, musiał więc ludzi tych pozbawić wpływów. Przyszedł mu do głowy genialny pomysł, ale wywołał on panikę i oburzenie w Qumran. Jezus zaczął wtajemniczać prostych ludzi w inicjacje qumrańskie roku pierwszego, a co gorsza, jednostronnie “wzbudzał z martwych" wielu ze swych najbliższych zwolenników. Udzielał im najwyższego wtajemniczenia, czyli zdradzał tajemnice Mojżesza. Nowy Testament wskazuje, że Jezusa otaczała elita dopuszczona do szczególnych tajemnic. Niemal od samego początku posługiwania Jezus, jak się zdaje, otaczał się kręgiem najbliższych zwolenników, z którymi dzielił owe tajemnice. Niektórzy obserwatorzy wyróżniają trzy kręgi osób pozostających w zasięgu oddziaływania Jezusa: najbliższy zespół, grupę złożoną z mniej bliskich ludzi, która obejmowała jego rodzinę życzliwych znajomych (im wszakże nie ujawniano tajemnic) oraz “ludzi z zewnątrz", obojętnych lub wrogich, znajdujących się poza kręgiem uczniów . Jasne było, że istniała jakaś tajemnica powierzana nielicznym spośród zwolenników Jezusa, ale nikt dotąd nie potrafił wytłumaczyć, co ją stanowiło. Byliśmy pewni, że ją znamy, musieliśmy jednak zachować obiektywizm i nie próbować narzucać faktom naszego rozwiązania. Na szczęście nie byliśmy do tego zmuszeni, ponieważ zrobiły to za nas Ewangelie. Pierwszym cudem, którego dokonał Jezus, była przemiana wody w wino na weselu w Kanie. Rozpatrując tę opowieść w kontekście naszych odkryć, mieliśmy pewność, że nie był to jedynie pokaz pyszałkowatego kuglarza. Była to pierwsza próba, jaką podjął Jezus, by przyciągnąć do siebie ludzi spoza gminy qumrańskiej, próba, której dokonał wobec dużego zgromadzenia. Odkryliśmy, że zwrot “zamienić wodę w wino" był potocznym ekwiwalentem angielskiego idiomu, [który w dosłownym przekładzie brzmi]: “wyrabiać jedwabne sakiewki z uszu maciory". W tym kontekście zwrot ten w istocie odnosił się do Jezusa wykorzystującego chrzest po to, aby prostym ludziom, w przygotowaniu do “kresu ery", dać możność wejścia do “Królestwa Niebios". W terminologii qumrańskiej ludzie pozbawieni wiedzy byli “wodą", a odpowiednio przygotowani - “winem". Gdybyśmy zwrot ten rozumieli dosłownie, jak to robią niektórzy mało rozgarnięci chrześcijanie, to musielibyśmy przyjąć, że Jezus był w mocy przemienić świńskie uszy w jedwabne sakiewki. Wyobrażenie, że Jezus krążył po kraju, w którym co dzień umierały setki ludzi, aby przywrócić do życia kilku wybranych zmarłych, stanowi jeszcze jedną literalizację czegoś o wiele bardziej przyziemnego. Przyjęcie jakiejś osoby do świętego zgromadzenia w Qumran dokonywało się w toku ceremonii liczącej półtora tysiąca lat i powstałej po zamordowaniu Sekenenre w Tebach; ceremonia ta wywodzi się z uroczystości koronacyjnych w starożytnym Egipcie, sięgających czwartego tysiąclecia p.n.e. Nie mieliśmy wątpliwości, że pojęcie “żywych" odnosiło się do wtajemniczonych, podczas gdy wszystkich innych uważano wówczas za “martwych". Gmina w Qumran wierzyła, że “życie" mogło istnieć tylko w jej obrębie, a według niektórych Żydów jedynie w “Ziemi Świętej", kiedy zostanie uwolniona od Rzymian. Stwierdziliśmy, że w tamtym okresie każda żydowska sekta była przekonana, iż wszyscy Żydzi należący do innych sekt byli, w sensie religijnym, “martwi" . Tę fascynację zmartwychwstaniem spotkaliśmy już w toku naszych studiów nad ewangeliami gnostyckimi, toteż wyobrażenie istoty niezmartwychwstałej jako “martwej" nie było czymś dziwnym. Nasze dotychczasowe odkrycia wykazały, że qumrańczycy posługiwali się symulowanym zmartwychwstaniem jako techniką udzielania inicjacji “trzeciego stopnia". Na podstawie rękopisów znad Morza Martwego można z całą pewnością stwierdzić, że znajdujących się poza ich kręgiem uważali oni za “martwych"; Nowy Testament pokazuje zaś, że również Jezus posługiwał się dokładnie tymi samymi metodami. Kiedy wprowadzał kogoś do swego odłamu sekty qumrańskiej, zmieniał “wodę w wino", a kiedy przyjmował nowego kandydata do ścisłej grupy swych zwolenników, “wzbudzał go z martwych". Tę dwuwarstwową strukturę odnotowali pierwsi chrześcijanie, którzy twierdzili, że Jezus udzielał prostych nauk “wielu", ale sekretną wiedzę przekazywał “nielicznym". Klemens z Aleksandrii wspomina o tej tajemnej tradycji w jednym ze swych listów; Walentyn, chrześcijański nauczyciel z połowy II wieku, również zanotował, że Jezus odprawiał ze swoimi uczniami “pewne misteria, które zachowywał w tajemnicy przed ludźmi z zewnątrz". Znajduje to potwierdzenie w Nowym Testamencie, w Ewangelii według Marka 4, 11: “On im rzekł: Warn dana jest tajemnica królestwa Bożego; dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach". Inicjację zmartwychwstania, mającą wprowadzić ludzi do sekty przez wzbudzenie ich z “martwych", nazywano “podnoszeniem" lub “powstaniem" i można było zastosować odwrotny proces w stosunku do tych, którzy pogwałcili prawa sekty - wtedy, całkiem logicznie, mówiono o “grzebaniu" lub “padaniu". Klasyczny przykład tego procesu znaleźliśmy w nowotestamentowej opowieści o Ananiaszu i Safirze, którzy byli członkami sekty w okresie kryzysu po ukrzyżowaniu Jezusa. Jakub zarządził, żeby zebrać możliwie najwięcej pieniędzy z przeznaczeniem na obronę sekty, toteż od każdego ze ścisłego kręgu zażądano, żeby sprzedał ziemię lub własność i uzyskane pieniądze przekazał na specjalny fundusz. Kiedy stwierdzono, że Ananiasz i jego żona Safira sprzedali swą posiadłość, ale zachowali dla siebie część pieniędzy, kolejno doprowadzono ich przed oblicze Piotra. Ów postanowił posłużyć się tą parą jako przykładem, który miałby odwieść innych od podobnych pomysłów. Opowieść tę znajdujemy w Dziejach Apostolskich 5, 1-11: “Ale pewien człowiek, imieniem Ananiasz, z żoną Safirą, sprzedał posiadłość i za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a pewną część przyniósł i złożył u stóp apostołów. "Ananiaszu - powiedział Piotr - dlaczego szatan zawładnął twym sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię? Czy przed sprzedażą nie była twoją własnością, a po sprzedaniu czyż nie mogłeś rozporządzić tym, coś za nią otrzymał? Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim uczynku? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu». Słysząc te słowa Ananiasz padł martwy. A wszystkich, którzy tego słuchali, ogarnął wielki strach. Młodsi mężczyźni wstali, owinęli go, wynieśli i pogrzebali. Około trzech godzin później weszła także jego żona, nie wiedząc, co się stało. «Powiedz mi - zapytał ją Piotr - czy za tyle sprzedaliście ziemię?» «Tak, za tyle» - odpowiedziała. A Piotr do niej: «Dlaczego umówiliście się, aby wystawiać na próbę Ducha Pańskiego? Oto stoją w progu ci, którzy pochowali twego męża. Wyniosą też ciebie». A ona upadła natychmiast u jego stóp i skonała. Gdy młodzieńcy weszli, znaleźli ją martwą. Wynieśli ją więc i pochowali obok męża. Strach wielki ogarnął cały Kościół i wszystkich, którzy o tym słyszeli". Ludziom, którzy czytają Biblię, nie rozumiejąc terminologii z tego okresu, wydaje się, że skory do gniewu Bóg zabił męża i żonę, posługując się nadnaturalnymi siłami, Ponieważ niedostatecznie żarliwie poparli wybraną przezeń grupę. Tekst ukazywałby więc Boga równie stronniczego i ziejącego nienawiścią jak Jahwe w swym wczesnym okresie, Boga, który ogromnie różni się od Boga miłości i wybaczenia, o którym mówił Jezus. Jeśli jednak znamy procedury qumrańskiej gminy (czy Kościoła), rozumiemy, o co tu chodzi: mamy do czynienia z dyscyplinarnym przesłuchaniem, w wyniku którego dwoje członków sekty zostało z niej usuniętych, tj. zaliczonych do “zmarłych". Określenie “młodzieńcy" nie musiało odnosić się do wieku tych akolitów; było to po prostu zwyczajowe qumrańskie określenie nowicjuszy - w przeciwieństwie do “starszych". Przeniesienie kogoś do grona “martwych" było w owym krytycznym okresie straszną karą dla tych, którzy wierzyli, że “Królestwo Boże" nadejdzie lada dzień. Pozbawiano ich w ten sposób prawa do życia w nowym ładzie, który miał zapanować w Izraelu. Niekiedy ludzie podlegali rygorom “czasowej śmierci", kiedy opuszczali wewnętrzną grupę, a następnie byli przyjmowani do niej ponownie. Przykładem może tu być Łazarz, który stracił panowanie nad sobą, kiedy sytuacja pogorszyła się pod koniec życia Jezusa. Wyjaśnił on swym siostrom Marii i Marcie, że boi się i będzie musiał opuścić ścisłą grupę sympatyków Jezusa. Cztery dni później Jezus przybył do Betanii i Maria powiedziała mu, że Łazarz nie “umarłby", gdyby Jezus był tu uprzednio i mógł z nim porozmawiać. Wtedy Jezus udał się do Łazarza i przekonał go, by się nie bał i powrócił do grona “żywych". Wzbudzenie Łazarza z martwych zawsze uważano za jeden z najbardziej uderzających cudów Jezusa, o których mówią Ewangelie; teraz jednak, kiedy właściwie rozumiemy terminologię, jaką posługiwali się Żydzi w I wieku, możemy spokojnie zapomnieć o bezpodstawnej nekromantycznej interpretacji tego “cudu". Wykazano ponad wszelką wątpliwość, że tego rodzaju określenia - “żywy" i “martwy" - należały do terminologii obiegowej w czasach Jezusa i że ci, którzy upierają się przy dosłownym jej rozumieniu, nie tylko negują wszelkie świadectwa, lecz także wyświadczają złą przysługę niepowtarzalnemu i wspaniałemu nauczycielowi. Wyobrażenie gnijących zwłok przywracanych do życia wywołałoby uczucie obrzydzenia u wszystkich Żydów tamtej epoki, a dla współczesnych chrześcijan myśl, że w jakiejkolwiek epoce o tego rodzaju sprawach mówiono jako o czymś realnym, jest równie naiwna jak magiczne latające dywany używane w roli zwykłego środka transportowego w dawnym Bagdadzie. Ludzie, na ogół myślący praktycznie, niekiedy są gotowi wierzyć, że rzeczy śmieszne mogły wydarzyć się w odległej przeszłości, w jakimś minionym Złotym Wieku. W rzeczywistości Jezus nie był nieprzytomnym głupkiem rozdzielającym dary miłości i życzliwości, gdziekolwiek się udał; zgodnie z obecnymi standardami cechowała go niezwykła twardość, skoro od swych głównych zwolenników, od wewnętrznej grupy domagał się zerwania więzów z rodzinami, jak to zrobił sam. Przykład znajdujemy w Ewangelii według Mateusza 8,21-22; zawsze wydawał się on dziwny, a Kościół nie potrafił go wytłumaczyć: “Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: «Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać ojca mojego!» Lecz Jezus mu odpowiedział: «Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!»" Próba literalnego zrozumienia tej wypowiedzi przychodzi nam trudniej niż “zamiany wody w wino", lecz jest jasne, że Jezus chciał przez to powiedzieć: “Niech świat zewnętrzny («umarli») troszczy się o siebie, ponieważ mamy pilniejsze sprawy w naszej gminie". Jeśli nasz czytelnik sądzi, że przesadnie akcentujemy ten aspekt nauk Jezusa, to niech przeczyta jego wypowiedź przytoczoną w Ewangelii według Łukasza 14,26, w której faktycznie żąda on od zwolenników “znienawidzenia" swych rodzin. Biblia wspomina w kilku miejscach o napiętych stosunkach między Jezusem a jego matką i braćmi, najwyraźniej u Mateusza 12, 46-50: “Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: «Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą». Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: «Któż jest moją matką? I którzy są moimi braćmi ?»I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom rzekł: «Oto matka moja i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»". Dowiadujemy się tu, że Jezus nie miał czasu dla swej rodziny. Możemy się też domyślać, że jego bliscy pewnie próbowali pogodzić się z nim po ostrym sporze, do jakiego doszło w rodzinie, kiedy Jezus jednostronnie wziął na siebie rolę Mesjasza zarówno “kapłańskiego", jak i “królewskiego". Pewne jest, że w jakimś momencie poprzedzającym ukrzyżowanie brat Jezusa i jego konkurent do roli “kapłańskiej", Jakub, wykrywszy sens dziwacznych poczynań swego brata, był gotów przyjąć jego nowe nauki. Jezusa znano pod imieniem Jehoszua ben Josef, które oznaczało “zbawcę, syna Józefa", ale Nowy Testament nie informuje o tym, żeby Jezus kiedykolwiek wspominał własnego ojca. Nie może to nas dziwić, skoro powiedział swym uczniom, żeby na ziemi nikogo nie nazywali ojcem (Mateusz 23,9). Od uczniów wymagał, żeby wyrzekli się swych rodzin i żyli tak, jakby nigdy ich nie mieli, zachowując lojalność tylko wobec grupy zwolenników Jezusa. W Modlitwie Pańskiej Jezus kazał apostołom, by do Boga zwracali się jako do naszego “Ojca", który miał całkowicie zastąpić ich ojców biologicznych. Łatwo więc pojąć, że wywodzący się z pogan wyznawcy Jezusa, którym całkowicie obca była mentalność żydowska, nakaz ten zrozumieli dosłownie. Sądzili, że Jezus był w jakiś fizyczny sposób “Synem Bożym", mimo że nazywał siebie również “Synem Człowieczym"; w owym czasie tytuł ten potocznie nadawano pretendentowi do roli Mesjasza. Można uznać, że to określenie Boga jako Ojca i uznanie siebie za najstarszego, czyli pierwszego syna, miało dogłębny sens. Jako człowiek, który miał stać się nowym królem Żydów z linii Dawidowej, Jezus byłby tylko ziemskim regentem zastępującym Jahwe. Bóg ów zawsze pozostawałby najwyższym władcą w mającym powstać państwie teokratycznym. Biblia króla Jakuba w następujący sposób przytacza Modlitwę Pańską: »Ojcze nasz, któryś jest w niebie, Święć się imię twoje, Przyjdź Królestwo twoje, Bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi, Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom; I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; Albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków. Amen" . (Mt 6, 9-13) Tekst ten można przełożyć w następujący sposób, o ile zastosujemy naszą interpretację terminologii i intencji Jezusa oraz grupki jego zwolenników: “O Jahwe, wielkie jest twoje imię. Niech Izrael stanie się twym królestwem. Wymagania świętego życia, przy których obstajesz, niech zostaną wprowadzone w Izraelu. Podtrzymuj nas, dopóki nie powstanie twoje królestwo. Przebacz nam, jeśli nie spełnimy twoich świętych wymogów, jak my przebaczamy tym, którzy nas zdradzają. I nie czyń naszego życia zbyt trudnym, kiedy chcesz wypróbować nasze zdecydowanie, lecz pomóż nam uniknąć błędów w naszych własnych świętych wysiłkach. Izrael jest twój i twoja jest moc i chwała w rządzeniu nami na wieki wieków. Amen". Ważne jest, żebyśmy pamiętali, że słowo “pokusa" miało nieco inną konotację niż w dzisiejszej angielszczyźnie. W istocie oznaczało ono “próbę", raczej w sensie zwiększania nacisku, aby przekonać się, jak wielką karę może znieść jakiś człowiek, i nie miało nic wspólnego z dzisiejszym znaczeniem opierania się przyjemnościom. Widzimy, jak osobliwe skutki pociąga za sobą wykorzystanie przez nie-Zydów tej z krwi i kości izraelickiej modlitwy do własnych religijnych celów. Miała ona jedynie wyrażać prośbę, z którą zwracano się do Boga Żydów, aby pozwolił Izraelowi samookreślić się, jako że Jezusa nie interesowało nic poza jego własnym małym królestwem. Inne terminy, którymi się posługiwał, takie jak “bracia" i “bliźni", również miały odnosić się tylko do członków gminy, a nie do całego świata. Przetworzona przez nas Modlitwa Pańska stanowi raczej przekład znaczenia niż samych składających się na nią słów, jak to czyni Biblia. To nie my odkryliśmy, że słowa, których użył Jezus, miały całkowicie lokalny żydowski sens polityczny; pogląd taki przyjmuje się dziś powszechnie nawet w takich ortodoksyjnych dziełach chrześcijańskich, jak Contmentary on the Bible. Dziś jest jasne, że Jezus zawsze mówił tylko o swej polityczne) walce mającej na zawsze uwolnić Żydów od obcej dominacji. Nowa droga do Królestwa Bożego Po wymagań związanych z końcem ówczesnej epoki i początkiem “Królestwa Bożego" należała obecność arcykapłana cedeq Świątyni i Dawidowego króla miszpat na tronie, aby Jahwe zapewnił szalom na zawsze. Jahwe nie będzie pomagał w urzeczywistnieniu tych konieczności, dopóki w ziemi Izraela nie zapanuje stan powszechnego poszanowania moralności, a za swe główne zadanie Jezus uważał “ulepszenie" prostych ludzi. Pierwszym czynem, którego Jezus dokonał w ramach swego posłannictwa, było uczestnictwo w wielkim weselu (mogło ono trwać nawet przez wiele dni), aby tam znaleźć przyszłych popleczników swojej sprawy. Dokonał wtedy zadziwiającego postępku, który zdumiał surowych qumrańczyków, wpuszczając na wesele “nieczystych" - żonatych mężczyzn, kaleki i, co najdziwniejsze, nawet kobiety. Dla Jezusa wszyscy oni byli równie grzeszni w oczach Boga, a zatem odczuwali podobnie wielką, jeśli nie większą, potrzebę zbawienia jak pozostali. Ta idea równości była rewolucyjna jak na owe czasy i stała się znamieniem jego nauk. Jezus przede wszystkim potrzebował pieniędzy i aby je zdobyć, musiał naturalnie zwrócić się o nie do bogaczy. Na nieszczęście zazwyczaj właśnie tę grupę ludzi uważano za szczególnie grzeszną. Wskutek zniszczenia Świątyni w 586 roku p.n.e. miejsce Pana uległo skalaniu, pobożni Żydzi starali się więc zachować swe domy tak nieskalane, jak nieskalany był poprzednio ołtarz w Świątyni, siebie samych zaś zachować w takiej czystości, jaka cechowała kapłanów. Oznaczało to nader staranne przestrzeganie praw czystości z Księgi Kapłańskiej i praw dietetycznych z Pięcioksięgu. Członek społeczności qumrańskiej nigdy nie wszedłby do domu kogoś spoza niej (człowieka “zmarłego"), ponieważ ten ktoś mógł być narażony na wszelkiego rodzaju nieczystość. Jezus obrażał “szanowanych" Żydów, wchodząc do domów takich ludzi jak poborcy podatków, wskutek czego był oskarżany o przestawanie z “grzesznikami" i “nierządnicami", “pijakami" i “prostytutkami". W istocie ci bogaci często ludzie zasługiwali na szacunek, ale ich oddanie “drodze" nie było pewne, toteż obrzucano ich wszelkiego rodzaju wyzwiskami. I tak np. określenie “nierządnica" oznaczało raczej po prostu kogoś, kto przestawał z poganami w swej pracy lub relacjach towarzyskich aniżeli osobę utrzymującą stosunki pozamałżeńskie. Pewien poborca podatków stał się apostołem Jezusa, a inny, Zacheusz, był faktycznie głównym poborcą, zanim został “wzbudzony z martwych". Ofiarował on połowę swego majątku jako rekompensatę za minione niegodziwości, drugą połowę zaś Przekazał “ubogim", tzn. gminie w Qumran. Nauki Jezusa znajdujemy w niektórych ewangeliach gnostyckich i jest pewne, że Pierwotna ewangelia “Q" nie miała formy opowieści. Podczas gdy większość nauk Jezusa autorzy Ewangelii nowotestamentowych wpletli w jego biografię, część z nich pojawia się w formie listu w tekście zwanym “Kazaniem na Górze". Być może zdolność Mateusza do łączenia nauk Jezusa z opowieścią o jego życiu w pewnym momencie wyczerpała się, toteż połączył on wszelkiego rodzaju wypowiedzi swego nauczyciela, jakby były kolejno wygłaszane do tłumu zebranego na szczycie góry. Gdyby faktycznie wygłosił je w jednym kazaniu, to biedni słuchacze z trudem przyswoiliby sobie tę lawinę informacji. Sądzimy zatem, że większość tych wypowiedzi i nauk Mateusz specjalnie zgromadził na tę “okazję", aby uniknąć przerywania potoczystej opowieści. Słowa Jezusa, które wypowiedział przy tej “okazji", przyciągały uwagę chrześcijan aż do naszych czasów i spotykały się z różnego rodzaju interpretacjami. Jednakże w świetle tego, co teraz wiemy, ich znaczenie było bardzo proste. Szczególnie łatwo można zinterpretować błogosławieństwa: “Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie". W Ewangelii według Łukasza mowa jest po prostu o “ubogich", a w obu wypadkach (u Mateusza i u Łukasza) chodzi po prostu o gminę w Qumran, albowiem w ten sposób określała ona swoich członków, którzy osiągnęli “trzeci stopień" wtajemniczenia. “Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni". U Łukasza “ci, którzy się smucą", określani są jako “ci, którzy płaczą". W obu wypadkach mowa jest o gminie w Qumran i o innych pobożnych Żydach, którzy gorzko przeżywają fakt, że Świątynia Jahwe znajduje się w niegodnych rękach. Zwrot ten pojawia się również w jednym z qumrańskich psalmów. “Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię". Również terminu “cisi" członkowie gminy w Qumran używali zazwyczaj wtedy, kiedy mówili o sobie. Wymagano od nich, by zachowywali się w cichy oraz pokorny sposób i dzięki temu przyczynili się do nastania “Królestwa Bożego" (ich dziedzictwa). W świetle świadectw dostarczonych przez rękopisy znad Morza Martwego dalsze udawanie, że słowa te dotyczyły każdego pokornego człowieka, oznacza świadome głoszenie nieprawdy. “Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni". Gmina w Qumran składała się z ludzi, którzy zawsze szukali cedeq (sprawiedliwości), ale ich pragnienie nie mogło być spełnione, dopóki nie nastanie “Królestwo Boże". “Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Podobnie jak w prośbie z Modlitwy Pańskiej, Bóg ma tolerować drobne błędy sprawiedliwych z gminy w Qumran, ponieważ wybaczają oni pomniejsze grzechy swym braciom. “Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". Członków gminy w Qumran uczono, żeby zachowywali “czyste dłonie i czyste serca", ponieważ był to warunek wejścia do Świątyni Syjonu; oni będą świadkami nadejścia “Królestwa Bożego". “Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi". Żadnego fragmentu biblijnego tak fałszywie nie interpretowano, jak tego wyznania wiary. “Pokój czyniący" nie są pacyfistami wszelkiego rodzaju, określenie to odnosi się do działających na rzecz szalom, stanu pokoju, dobrobytu i powszechnego dobra ogółu, który zaistnieje, kiedy kolumny cedeq i miszpat w końcu staną na swych miejscach. I raz jeszcze tekst odnosi się wyłącznie do gminy w Qumran. Jak już wiemy, Jezus nauczał swych zwolenników, by zerwali z rodzinami i uznali Jahwe za ojca; wskutek tego staną się synami Bożymi. “Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie". Gmina qumrańska zawsze była prześladowana, np. rok wcześniej utraciła Jana Chrzciciela. “Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was". Błogosławieństwo to różni się nieco od innych, jako że zdaje się odnosić tylko do Jezusa i jego popleczników. Łukasz używa słowa “nienawidzić" zamiast “złorzeczyć" i prawdopodobnie rozumie przez to wrogość, którą w gminie qumrańskiej okazywali Jezusowi zwolennicy Jakuba. Jeśli tak było, tekst ten musiał powstać tylko kilka miesięcy przed ukrzyżowaniem, kiedy konflikt między obu braćmi osiągnął najwyższy Punkt. “Błogosławieństwa" stanowią niezbyt pouczającą lekturę, kiedy oceniamy je obiektywnie, albowiem te apele o zasilenie szeregu wyznawców Jezusa dają się sprowadzić do Wezwania: “Zostań jednym z nas i stań się częścią Królestwa Bożego - albo będziesz niczym". Jako slogany musiały spełnić swe zadanie. Chrześcijanie aż do niedawna nie rozumieli skomplikowanych okoliczności towarzyszących tej natchnionej kampanii skrutacyjnej i wykorzystywali dosłownie pojmowane stwierdzenia Jezusa na poparcie własnego systemu wierzeń. Ich interpretacje mogły być często słuszne, ale z pewnością nie miały nic wspólnego z intencjami Jezusa. Przez krótki okres, być może przez dwa lub trzy miesiące, uważano wówczas, że Jezus i jego osobliwe działania odbiegają od ducha gminy w Qumran, ale Jakub szybko zdał sobie sprawę, że jego brat tworzy silne stronnictwo. Niektóre z istotnych wątków nauki Jezusa możemy znaleźć w ówczesnych tekstach, które nie weszły do Nowego Testamentu. W logionie 114 Ewangelii Tomasza (bliźniaka Jezusa) Jezus wyjaśnia swe przekonanie, że kobiety są równe mężczyznom: “Rzekł Szymon Piotr do nich: Niech Mariham odejdzie od nas. Kobiety nie są godne życia. Rzekł Jezus: Oto poprowadzę ją, aby uczynić ją mężczyzną, aby stała się sama duchem żywym, podobnym do was, mężczyzn. Każda kobieta, która uczyni siebie mężczyzną, wejdzie do Królestwa Niebios" . Szymon Piotr nie proponował, żeby zabić wszystkie kobiety, kiedy mówił, iż “nie są godne życia"; chodziło mu tylko o to, aby Mariham opuściła pomieszczenie, w którym członkowie ruchu, którzy osiągnęli wyższy stopień wtajemniczenia (“żyjący") omawiali sprawy tajemne. Jezus musiał wprawić w zdumienie swych zwolenników, kiedy odparł, iż osobiście “wzbudzi ją z martwych" i że stanie się pierwszą kobietą, która będzie członkiem elity. Dodał, że każda kobieta ma do tego prawo. Wypowiedź ta z pewnością wyszła z ust radykalnego nauczyciela, którego chrześcijanie nazywają Jezusem Chrystusem, i tym bardziej bolesny jest w naszych czasach sprzeciw wielu kapłanów- mężczyzn wobec idei kapłaństwa kobiet. Apokryficzny list Jakuba, który po kaźni Jezusa miał napisać jego brat, cytuje słowa ukrzyżowanego wyjaśniające zwolennikom sens jego nauki: “Słuchajcie, zrozumcie gnozę, miłujcie życie, a nikt nie będzie was prześladował, ani nikt nie będzie was dręczył, poza wami samymi" . Był to zdumiewający człowiek. Nie potrafiliśmy uwierzyć, że tak mądre sentencje mogły mu przyjść do głowy pośród toczącego się wokół konfliktu. Słowa te w dalszym ciągu są dla nas źródłem natchnienia wyrastającego z filozofii, do której stosował się również w życiu osobistym. Uwięzienie kolumny królewskiej Jezus wiedział, jak istotny jest czas i zachowanie tajemnicy. Miał przecież wywołać w Jerozolimie masowy bunt przeciwko Rzymianom i saduceuszom, uzbrajając przy tym możliwie najwięcej ludzi. Należało tego dokonać, uśpiwszy przedtem czujność przeciwnika, tak żeby nie poznał siły ruchu, dlatego też Jezus i jego zwolennicy spotykali się potajemnie i głosili swe poglądy w ustronnych miejscach. Chociaż Jakub w dalszym ciągu nie mógł uznać prawa Jezusa do roli zarówno Mesjasza kapłańskiego, jak i królewskiego, wszystko zdawało się toczyć zgodnie z planem. Co więcej, sieć szpiegów Jezusa donosiła, że w Jerozolimie nie planowano żadnych szczególnych posunięć wobec niego. Jezus potrzebował teraz pokazu siły w stolicy, aby wykazać, że nie lęka się rzucić wyzwania władzom i zamanifestować swego prawa do tronu Izraela. Opracowano staranny plan, który miał uświadomić mieszkańcom Jerozolimy, że Jezus jest królem i że wystąpi, aby wyzwolić ich od obcej dominacji. Tak przecież zapowiedzieli prorocy. Jego wjazd do Jerozolimy na młodym ośle był zamierzonym urzeczywistnieniem powszechnie znanego proroctwa z Księgi Zachariasza 9, 9, które przepowiadało ludowi Jerozolimy: “Oto król twój idzie do ciebie sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny - jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy". Uczeni bibliści przyjmują, że gałązki palmowe użyte w chwili wjazdu Jezusa nie miały żadnego znaczenia i prawdopodobnie zostały wykorzystane przez jego zwolenników w celu przyciągnięcia uwagi ludzi do wydarzenia, które w przeciwnym razie nie zostałoby zauważone. Aby mieć pewność, że zdobył maksymalny rozgłos, Jezus udał się do Świątyni i wywołał tam zamieszki, przewracając stoły przekupniów i wekslarzy, którzy swą obecnością kalali święty budynek. Grupa ludzi Jezusa musiała otoczyć Świątynię, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo, zanim na dany sygnał królewski Mesjasz pojawi się tam w otoczeniu swych pięciu “ochroniarzy". Jezus natychmiast zabrał się do obalania stołów, a jego zwolennicy przewracali handlarzy na ziemię. Ludzie chowali się w przerażeniu, kiedy Jezus głośno potępiał ich bezbożne zachowanie; następnie szybko wycofał się do Betanii położonej dwie mile na wschód od miasta. Niewątpliwie jego otoczenie sądziło, że działanie to przyniosło wielki sukces, w istocie jednak był to początek końca. Od tej chwili Rzymianie wespół z władzami żydowskimi postanowili podjąć kroki mające położyć kres kłopotom, jakie sprawiała im Sekta z Qumran, zanim jej działania wymkną się całkowicie spod kontroli. Jakuba natychmiast uwięziono i wydano nakaz aresztowania Jezusa, rozwieszając list gończy z opisem jego wyglądu. Już dawno temu zostały zniszczone wszystkie kopie tego listu i wzmianki, które go dotyczyły, ponieważ rosnący w siłę Kościół nie mógł pozwolić sobie na tolerowanie opisu niezbyt doskonałego Boga. Mówi jednak o tym Józef [Flawiusz] w swym Zdobyciu Jerozolimy; zaczerpnął on tę informację bezpośrednio z nakazu zatrzymania wydanego przez urzędników Poncjusza Piłata. Był to dokument zawierający opis poszukiwanego człowieka, którego kopię należało wysłać do Rzymu. Nowy Testament potwierdza, że został wydany nakaz uwięzienia człowieka, który głosił, że jest królem Żydów, i że Judasz zdradził swego Pana. Mimo chrześcijańskiej cenzury w starosłowiańskich tekstach zachowała się kopia opisu przytoczonego przez Józefa; została ona odnaleziona w ostatnim stuleciu. Nie możemy być pewni, że jest autentyczna, ale wielu uczonych za taką ją uważa, a nie ma powodu, by im nie wierzyć. Wyłania się z niej wizerunek człowieka całkiem różny od obrazu, jaki wytworzyła sobie większość ludzi: “mężczyzna o pospolitym wyglądzie, w dojrzałym wieku, o ciemnej skórze, małego wzrostu, wysoki na trzy łokcie, garbus o pociągłej twarzy, długim nosie i zrośniętych brwiach, tak że ci, którzy go zobaczą, mogliby się przerazić, o rzadkich włosach rozdzielonych pośrodku głowy na sposób nazorejczyków i z rzadką brodą". Trzy łokcie wzrostu to cztery stopy i sześć cali [1,37 m], a uwzględniając fakt, że był garbusem i odznaczał się zdecydowaniem na twarzy, Jezus Chrystus łatwo dawał się rozpoznać. Chociaż mogłoby to obrazić niektórych chrześcijan, chcielibyśmy wskazać, że dla Boga piękny wygląd czy wzrost powinien być cechą tak samo mało ważną jak np. przyjście na świat w pałacu. Jest to jednak pogląd nowoczesny, a w owych czasach, gdyby Jezus był powszechnie znany jako człowiek brzydki i odznaczający się małym wzrostem, świat hellenistyczny nigdy nie uznałby go za Boga; pierwsi chrześcijanie musieli więc ukryć ten fakt. Istnieje jeszcze jedno świadectwo dowodzące, że Jezus był człowiekiem bardzo niskim. Dzieje Jana (nie włączone do Nowego Testamentu) tak mówią o Jezusie: “przeraziłem się i krzyknąłem, on zaś, odwracając się, wydał mi się człowiekiem małego wzrostu, a chwyciwszy mnie za brodę, pociągnął ją i rzekł do mnie: Janie, nie bądź niewierny, lecz uwierz, i nie bądź ciekawy". W Ewangelii według Łukasza 19,3 czytamy o człowieku imieniem Zacheusz, który próbuje zidentyfikować Jezusa w tłumie. “Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu". Wers ten można odczytać w dwojaki sposób: uwaga dotycząca wzrostu może stosować się do Zacheusza albo do Jezusa. Ta dwuznaczność tłumaczy, dlaczego zdanie uniknęło nożyc cenzora. Czy Jezus był człowiekiem małego wzrostu? Nigdy się tego nie dowiemy. Niezależnie od tego, czy byt niski, czy wysoki, Jezusa szybko uwięziono w ogrodzie Getsemane. Każdy, kto otrzymał choćby powierzchowne wychowanie chrześcijańskie, musi znać nazwę tego ogrodu, który stał się sceną jednego z najbardziej dramatycznych wydarzeń w życiu Jezusa. Ale jeśli przyjrzymy się miejscu, w którym znajdował się ten mały ogród, to zrozumiemy, że jego wybór nie był przypadkiem. Autor Ewangelii według Marka (14, 32) używa słów sugerujących, jakby był to przypadkowy przystanek w drodze: “A kiedy przyszli do ogrodu, który zwano Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: Usią- dźcie tutaj. Ja tymczasem będę się modlił". Niemniej jednak nie była to arbitralna decyzja powzięta bez zastanowienia - wybrał Getsemane świadomie, jako z góry upatrzone miejsce, które miało zmienić bieg dziejów. Ogród Getsemane znajduje się tylko 350 jardów od wschodniej bramy świątyni i położony jest bezpośrednio przed nią - przed bramą “prawą". Jezus, modląc się, mógł się znajdować w miejscu położonym na tyle wysoko, by po drugiej stronie doliny dojrzeć dwie kolumny, materialny symbol tych, które miały odegrać tak ważną rolę w budowie Nowego Jeruzalem i w nadchodzącym “Królestwie Bożym". Obserwował słońce zachodzące nad odbudowaną świątynią, wiedząc doskonale, że zostanie uwięziony tej nocy. Z Biblii wynika jasno, że Jezus był zatroskany i niespokojny w oczekiwaniu na uwięzienie, ale ufał, że Jahwe zadba o jego los. Mówił: “Ojcze, ty wszystko możesz". Jezus nader starannie wybrał czas i miejsce wydarzeń. Wschodnia brama, brama cedeq, czyli prawości, była główną bramą podczas obchodów Nowego Roku, które wypadały w dniu Paschy, w czasie nowiu najbliższego przesileniu wiosennemu, czyli w końcu marca lub na początku kwietnia. To właśnie tę bramę, tak ważną w wizji Ezechiela, cenił sobie wysoko Jezus i wszyscy qumrańczycy. Z rozdziałów 43; 44 i 46 Księgi Ezechiela dowiadujemy się o szczególnym znaczeniu wschodniej bramy: “I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu (...) Potem zaprowadził mnie do zewnętrznej bramy przybytku, która skierowana jest na wschód; była jednakże zamknięta. I rzekł do mnie Pan: «Ta brama ma być zamknięta. Nie powinno się jej otwierać i nikt nie powinien przez nią wchodzić, albowiem Pan, Bóg Izraela, wszedł przez nią, dlatego winna ona być zamknięta. Jedynie władca może w niej zasiadać do uczty przed obliczem Pana. Wchodzić jednak winien przez przedsionek przy bramie (...)» Tak mówi Pan Bóg: «Brama dziedzińca wewnętrznego, zwrócona ku wschodowi, winna być przez sześć dni tygodnia zamknięta, natomiast w dniu szabatu winna być otwarta; także w czasie nowiu winna być otwarta. Władca winien przyjść od zewnątrz przez przedsionek bramy i zatrzymać się u skraju bramy. Następnie kapłani winni złożyć jego całopalenie i ofiarę pojednania, on zaś sam winien modlić się na progu bramy, a następnie wyjść»". Jezus tak właśnie zrobił. Oddał pokłon tak blisko, jak tylko śmiał, w stronę progu wschodniej bramy, a było to w noc nowiu z początkiem Nowego Roku. Widział on w sobie księcia Izraela oczekującego koronacji, by podjąć wymieniony przez Ezechiela bowiązek “czynienia sprawiedliwości i prawości" (miszpat i cedeq). Przez całą tę noc Jezus oczekiwał gwiazdy porannej - gwiazdy, która pojawia się na wschodzie i ongiś zapowiadała przybycie nowego króla starożytnego Egiptu, a zgodnie z wierzeniami qumrańczyków miała być zapowiedzią ich nowego władcy. To “proroctwo gwiezdne", które znajdujemy w rękopisach znad Morza Martwego i w Księdze Liczb 24, 17 ;łosi: “Wzejdzie gwiazda z Jakuba, powstanie berło z Izraela"; dla Jezusa było to precyzyjne sformułowanie, ale później chrześcijanie spoza narodu żydowskiego rozumieli je opacznie jako wydarzenie związane z jego narodzinami, a nie królowaniem. Autor Objawienia Jana, ostatniej księgi Nowego Testamentu, nazwał Jezusa: “Odroślą i Potomstwem Dawida, Gwiazdą świecącą, poranną" [Obj 22, 16]. “Zwój wojny" z jaskini 1 w Qumran pokazuje, że qumrańczycy interpretowali ,proroctwo gwiezdne" jako powstanie “cichych" w ostatecznej wojnie apokaliptycznej. Jezus sądził, że podejmując zapowiedziane przez proroków kroki prowadzące do konfliktu, wywoła bunt ludowy, który będzie początkiem “wojny u kresu ery". Uczniowie Jezusa wiedzieli, że nie spodziewał się on wyjść cało z przygotowywanej przez siebie konfrontacji ze Świątynią i władzami rzymskimi. Dalszej informacji dostarcza nam Ewangelia Tomasza. Składają się na nią tajemne sentencje Jezusa spisane przez Judę Didymusa, który, jak się sądzi, był bliźniaczym bratem Jezusa i dlatego nazywano go Tomaszem, co oznacza “bliźniaka". Ewangelia ta nie ma formy opowieści; jest to zbiór wypowiedzi Jezusa jako przywódcy. W logionie 12 Tomasz powiada: “Spytali uczniowie Jezusa: Wiemy, że odejdziesz od nas, kto będzie naszym przełożonym? Rzekł im Jezus: Dokąd poszliście, pójdziecie do Jakuba Sprawiedliwego. Niebo i ziemia powstały z jego powodu". Wskazuje to wyraźnie, że konflikt między braćmi należał do przeszłości i że Jezusa dręczyły ponure wizje jego przyszłości. Łatwo pojąć, dlaczego trzysta lat później Konstantyn usunie Ewangelię Tomasza ze swej “oficjalnej" Biblii; przecież w przekonaniu Kościoła rzymskiego Piotr, a nie Jakub, został kolejnym przywódcą pierwotnej gminy. Dziś wiemy, że wersja ta była ewidentnie fałszywa. Tamtej nocy Jezus zamierzał czekać na wschód gwiazdy porannej, ponieważ nie podziewał się, że strażnicy świątynni odnajdą go przed nastaniem dnia. Mimo oczekującego go uwięzienia dokonał ceremonii “trzeciego stopnia" - ceremonii wzbudzenia z martwych - właśnie tam, na wzgórzu Getsemane, niemal w cieniu dwóch wielkich kolumn świątyni. Nie wiemy, kim był młody inicjowany, ale ceremonii nie zakończono przed uwięzieniem Jezusa. Ewangelia według Marka 14, 51-52 powiada nam: “A pewien młodzieniec szedł za Nim odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich". Incydent ten pozostawał dotąd nie wyjaśniony, ale teraz jego sens jest jasny. Proces i ukrzyżowanie Władze w Jerozolimie miały teraz w zasięgu ręki to, czego chciały: obie kolumny niebezpiecznego mesjańskiego ruchu, który zamierzał obalić Sanhedryn i rzymskiego prokuratora Poncjusza Piłata. Kapłani żydowscy lękali się roszczeń, jakie Jakub zgłaszał do świątyni, a Rzymianie prawdopodobnie niepokoili się zaistniałą sytuacją. Piłat wiedział, że Żydzi mieli opinię skłonnych do sprawiania zdumiewająco wielu kłopotów, kiedy doprowadzali się do szału, ale mógł liczyć na dobrze wyćwiczone oddziały. Niestety, większość z nich znajdowała się w Cezarei, o dwa dni marszu od Jerozolimy. Wprawdzie oznaczało to, że każdą rewoltę można było zdławić w ciągu trzech dni, jednakże czas ten wystarczał, aby prokuratora rzymskiego powiesić na murach. Piłat nie był głupcem. Przygotował plan, który zadowalał każdego. Prokurator rzymski uwięził Jakuba i Jezusa, dwóch ludzi, którzy twierdzili, że są filarami wywrotowej sekty, i obaj mieli być straceni. Piłat wiedział, że wystarczy pozbawić życia jednego z nich, by zniweczyć cały plan, toteż zaproponował, iż uwolni któregoś ze skazańców. Kazał wybrać go sporemu tłumowi, który zebrał się przed jego siedzibą. Pamiętajmy, że chociaż “królewskiego Mesjasza" nazywamy Jezusem, nie było to imię, lecz określenie jego roli jako “zbawcy", które w języku hebrajskim brzmiało Jehoszua. Imię Jakuba brzmiało po hebrajsku J'akow, ale również o nim można mówić jako o “zbawicielu", tj. “Jezusie". Od momentu, w którym zrozumieliśmy prawdziwe znaczenie imienia Barabasz, przypuszczaliśmy, że obu sądzonych ludzi nazywano Jezusami - Jezusem, “królem Żydów", i Jezusem, “Synem Bożym". Jakuba nazywano Barabaszem - dosłownie: “Synem Bożym" - ponieważ był Mesjaszem kapłańskim, a zatem kimś bezpośrednio pochodzącym od “Ojca". Twierdzenie, iż istniał zwyczaj uwalniania więźnia podczas Paschy, stanowi wymysł późniejszego Kościoła. Takie nader nietypowe dla Rzymian posunięcie świadczyłoby, że swój system prawny wprowadzali w sposób zdumiewająco nieudolny. w rzeczywistości był to element perfekcyjnego planu Piłata, który dopomógł mu znaleźć wyjście z tej delikatnej sytuacji. W zgromadzonym tłumie przeważali ludzie z Qumran i zwolennicy Jakuba czy też, jak go nazywano tego dnia, “Jezusa Barabasza". “Jezus - król Żydów" nie zdobył dostatecznej liczby głosów, toteż uznano go za winnego, poddano chłoście, ukoronowano cierniem i przybito do krzyża mającego formę litery “T" i opatrzonego napisem “król Żydów" nad głową. Zmarł bardzo szybko, czego należało się spodziewać, jeśli zgodnie z wersją listu gończego był garbusem. Proces ukrzyżowania w bardzo dużym stopniu utrudnia oddychanie, poddawany kaźni bowiem musi nieustannie usuwać powietrze z płuc. Dla człowieka garbatego byłoby to bardzo rudne, toteż szybko by się udusił. Przebadaliśmy dokładnie I wiek po Chrystusie, aby wytworzyć sobie obraz tego, co rzeczywiście wydarzyło się w Izraelu. Ponieważ budowaliśmy nową i bezprecedensową wersję życia Jezusa, przeto fakty, które nie poruszałyby innych, mogły mieć znaczenie dla nas w trakcie prób rozwiązania łamigłówki. Nader interesujący ustęp znaleźliśmy w pewnym tekście rabinicznym, znanym jako Tosefta Szebuot, który pochodzi z pierwszych wieków naszej ery. Źródło to wspomina o Żydach z Jerozolimy, którzy przeżyli jej zniszczenie, i relacjonuje wydarzenia poprzedzające katastrofę roku 70. Ponieważ tekst wywodzi się z tradycji niechrześcijańskiej, sądzimy, że jest autentyczny. W Tosefta Szebuot 1, 4 natknęliśmy się na opis, który rzuca zdumiewające światło na relacje między Jezusem a Jakubem w okresie poprzedzającym ukrzyżowanie. Ustęp ten zaczyna się następująco: “Dwaj kapłani, którzy byli braćmi, biegli wzdłuż podwyższenia i jeden z nich o cztery łokcie wyprzedził drugiego przy ołtarzu". Pierwsze zdanie łatwo odnieść do wyścigu obu braci mającego zdecydować o tym, który z nich będzie Mesjaszem kapłańskim. Jezus niemal zwyciężył, ale umarł na krzyżu. “Wziął nóż (służący do zabijania zwierząt ofiarnych) i wbił go we własne serce". Interesujące, że ten wers potwierdza chrześcijańskie wyobrażenie Jezusa jako świadomie poświęcającego się dla Boga. Wyobrażenia tego nie przyjmowaliśmy, dopóki nie zrekonstruowaliśmy jego ostatnich godzin i dopóki nie okazało się, że Jezus rzeczywiście świadomie pozwolił się uwięzić. Kiedy Jezus umarł na krzyżu, zaczęto uważać go za “Baranka paschalnego". Tak nazywa go pierwszy list Piotra 1, 19. Ostatnia część ustępu z Tosefta Szebuot stanowi faktycznie niezwykłe odkrycie! “Rabbi Cedeq stanął na progu portyku Świątyni, mówiąc: Wysłuchajcie mnie, bracia nasi z domu Izraela! Oto powiada się: Kiedy znajduje się zwłoki, wasi starsi i sędziowie udają się, by dokonać pomiaru. Otóż (…) dokąd i skąd będziemy mierzyć? Do sanktuarium? Czy do podwórca? Wszyscy ludzie jęknęli i zapłakali po tym, co powiedział". Mamy tu istotnie ważne słowa, które wypowiedział Jakub być może kilka minut po zdjęciu Jezusa z krzyża. Powinny one znaleźć się w Biblii, ale nie ma ich tam. Pierwszą część tego rabinicznego tekstu żydowskiego stanowi opis konkurencji między Jezusem i Jakubem o tytuł Mesjasza kapłańskiego, chociaż obaj zgodzili się, że Jezus był Mesjaszem królewskim. Ta stylizowana relacja mówi nam, że Jezusowi niemal udało się osiągnąć cel - chciał być obiema kolumnami - ale złożył swe życie w ofierze. Jego brat, rabbi Cedeq (dosłownie “Nauczyciel Sprawiedliwości"), był głęboko poruszony tą stratą, kiedy zwracał się do członków gminy qumrańskiej obecnych w czasie Męki i dawał wyraz swemu gniewowi, stojąc pod portykiem Salomonowym, który wznosił się nad “podwórcem pogan". Jakub ma na myśli wskazówkę z Księgi Powtórzonego Prawa 21, 1-9, która dotyczy postępowania w razie nieustalenia mordercy i poleca zmierzyć odległość do miasta znajdującego się najbliżej zwłok. Kiedy Żydów z gminy qumrańskiej pytał, czy “będziemy mierzyć do sanktuarium czy do podwórca", to chciał przez to powiedzieć, że byli oni równie winni jak Sanhedryn, który zażądał zabicia Jezusa. Przecież to oni wybrali go na ofiarę. Uznaliśmy za konieczne zbadanie, czy świątynia Heroda miała podwyższenie prowadzące do ołtarza. W istocie miała je. Sam ołtarz liczył ponad 15 stóp wysokości, a od południa prowadziło doń podwyższenie długości 52 stóp. Innymi słowy, była skarpa o 36 łokciach wysokości, co oznacza, że kiedy brat wyprzedzający drugiego brata postanowił złożyć życie w ofierze, to nader symbolicznie przebył jedenaście z dwunastu odcinków drogi wiodącej do sukcesu. “Wyścig" obu braci możemy datować na okres między 20 a 70 rokiem naszej ery, ponieważ wiemy, że świątynię Heroda zniszczono w czerwcu roku 70, wkrótce po zakończeniu jej budowy. Czyni to niemal dowiedzioną naszą interpretację, zgodnie z którą braćmi tymi byli ludzie nazywani dziś Jezusem i Jakubem, jako że przewodzili wówczas społeczności esseńskiej. Z zainteresowaniem zauważyliśmy, że u szczytu podwyższenia, w południowo- zachodnim rogu ołtarza, znajdowały się dwa otwory spustowe na krew ofiarną oraz duży marmurowy blok z pierścieniem w środku. Blok ten można było podnieść, chwytając za pierścień, gdy chciało się wejść do lochu znajdującego się pod ołtarzem. Podczas ceremonii wtajemniczenia pierwszego stopnia w nowożytnym wolnomularstwie do kandydata zwraca się brat stojący w południowo- zachodnim rogu świątyni masońskiej i zachęca go, by prowadził moralne i uczciwe życie. Przed bratem wygłaszającym to wezwanie znajduje się marmurowy blok z małym pierścieniem w środku, zawieszony na prowadnicy umocowanej na trójnogu. Zastanawialiśmy się, czy istnieje jakiś związek między obu tymi obiektami (ii. 27). Mieliśmy poczucie, że cytat z mowy Jakuba ma wielkie znaczenie, ponieważ potwierdza jego rolę i postawę wobec brata w okresie poprzedzającym ukrzyżowanie 1 bezpośrednio potem. Nowy Testament pomija te słowa. Wydaje się prawdopodobne, że pominięcie było świadome; zauważyliśmy, że Kościół bez ogródek zmierzał do obniżenia przywódczej pozycji Jakuba, aby wywyższyć Piotra, który znalazł się pod wpływem Pawła. Dowód, że tekst ten zawiera słowa istotnie wypowiedziane przez Jakuba, znajdujemy w opowieści o Poncjuszu Piłacie umywającym ręce, aby tym samym pokazać, że chociaż udziela pozwolenia na ukrzyżowanie Jezusa, to jednak nie bierze na siebie odpowiedzialności za zabicie go. Umywanie rąk w celu wykazania niewinności nie było praktyką rzymską, lecz qumrańską (esseńską), a zatem opowieść stanowi raczej późniejszy dodatek, nie zaś relację świadka wydarzeń. Faktycznie jej źródłem jest ustęp z Księgi Powtórzonego Prawa, do którego odwołał się Jakub; procedurę tę stosowano jako znak niewinności po dokonaniu morderstwa, ale z pewnością nie przedtem. Kiedy tylko znaleziono ciało zabitego i dokonano pomiarów mających zidentyfikować najbliższe miasto, to od zwierzchników tego miasta żądano, aby przywiedli jałówkę, która nigdy nie nosiła jarzma, i złamali jej kark, następnie zaś obmyli ręce nad nią, jednocześnie recytując słowa: “Nasze ręce nie wylały tej krwi i nasze oczy tego nie widziały". Następny wers wzywa Pana: “Oczyść twój lud izraelski, który odkupiłeś, i nie dopuść, aby niewinna krew była pośród twojego ludu izraelskiego. I będą od tej krwi oczyszczeni" (Pwt 21, 7 i 8). Ów starotestamentowy sposób wykazywania własnej niewinności po dokonaniu morderstwa nie jest obcy także autorom Ewangelii synoptycznych; na przykład Mateusz wkłada następujące słowa w usta Poncjusza Piłata (27, 24-25): “Piłat, widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: «Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz». A cały lud zawołał: «Krew Jego na nas i na dzieci nasze»". Jeśli porównamy ustęp z Księgi Powtórzonego Prawa z powyższym fragmentem z Mateusza, to paralela jest oczywista: “Nasze ręce tej krwi nie wylały, a oczy nasze jej nie widziały". “Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz". (Pwt 21,9) Starotestamentowe oświadczenie wypowiada osoba, która nie dopuściła się morderstwa ani go nie widziała, tu zaś Piłat stwierdza, że nie jest winien popełnienia określonego czynu i zgromadzeni Żydzi widzą to. Ktokolwiek jako pierwszy zapisał tę wersję wydarzeń, z pewnością był świadomy słów, które Jakub wypowiedział po ukrzyżowaniu, i opierał się na jego wypowiedzi oraz na oskarżeniu o częściową winę przedstawionym zgromadzonemu tłumowi. Jakub nie mógł wiedzieć, że jego słowa zostaną wkrótce zniekształcone przez pogan, aby oskarżyć o “zabójstwo Boga" cały naród żydowski na wieki wieków. Twierdzenie, że zgromadzony tłum sam się potępił) wołając: “Krew nasza na nas i na dzieci nasze", jest złośliwym kłamstwem i spowodowało dwa tysiące lat antysemityzmu. Słowa Jakuba zawarte w Tosefta Szebuot są ważne, ponieważ potwierdzają jego rolę w ruchu Jezusa i postawę wobec brata, a ponadto wyjaśniają rzekome postępowanie Piłata. Pominięcie słów Jakuba w Nowym Testamencie było świadomym zabiegiem pomniejszenia jego pozycji jako konkurenta “Jezusa". Studiując dalej rabiniczne dzieła, natknęliśmy się na fragment z Misznar Sotah 6, 3, który raz jeszcze nas zaszokował: “Czterdzieści lat przed zniszczeniem Świątyni zgasło światło zachodnie, karmazynowa nić pozostała karmazynowa, a los Pana zawsze pojawiał się w lewej dłoni". W owym czasie czterdzieści lat było dla Żydów liczbą szczególną, a właśnie mniej więcej tyle czasu przed zniszczeniem Świątyni zabito Jezusa. Światłem, które zgasło, był Mesjasz królewski. Jego oznaką była barwa królewska - karmazyn - los zaś Pana pojawiający się w lewej dłoni dotyczył decyzji tłumu (rzucanie losów) o głosowaniu za uwolnieniem Jakuba, “kolumny prawej ręki", a nie Jezusa, “kolumny lewej ręki". Karmazynowa nić, która pozostaje karmazynowa, mówi nam, że Jakub dziedziczył uprawnienia swego zmarłego brata i winien być traktowany jako nowy król z linii Dawidowej, jak również jako Nauczyciel Sprawiedliwości. Całe lata dyskutowano problem, czy Jezus umarł na krzyżu, czy też zastąpił go ktoś inny. Muzułmanie zawsze uważali, że tym, który znalazł się na krzyżu, nie był Jezus. W surze 4, 157 Koran stwierdza: “że powiedzieli: Zabiliśmy Mesjasza, Jezusa, syna Marii, posłańca Boga - Podczas gdy oni ani Go nie zabili, ani Go nie ukrzyżowali, tylko im się tak zdawało; i, zaprawdę, ci, którzy się różnią w tej sprawie, są z pewnością w zwątpieniu; oni nie mają o tym żadnej wiedzy, idą tylko za przypuszczeniem; oni Go nie zabili z pewnością" . Jak to się dzieje, iż jedni ludzie są przekonani, że Jezus został ukrzyżowany, inni zaś są w równym stopniu pewni, że nie? Odpowiedź na to pytanie jest zdumiewająco prosta. Jedni i drudzy są przeświadczeni o swej słuszności, ponieważ jedni i drudzy rację. Dwaj synowie Marii razem stanęli przed sądem, a obaj twierdzili przecież, że są zbawicielami, czyli Mesjaszami; obaj zatem nosili imię “Jezus". Jeden z nich umarł na krzyżu, a drugi żył dalej. Tym, który nie umarł, był Jakub, mniej znany z dwóch, ale odznaczający się silniejszą osobowością. Nic więc dziwnego, iż niektórzy ludzie uważają, że oszukał swych oprawców. Symbole Jezusa i Jakuba Gwiazdę Dawida uważa się dziś za symbol judaizmu, ale na ten heksagon składają się faktycznie dwa symbole nałożone na siebie tak, że zyskują nowe złożone znaczenie-jego geneza w ogóle nie jest żydowska. Górne i dolne trójkąty gwiazdy są szczytami dwóch nałożonych na siebie piramid. Piramida skierowana w górę stanowi starożytny symbol władzy króla, jej podstawa wspiera się na ziemi, a wierzchołek sięga nieba. Druga piramida reprezentuje moc kapłana, ustaloną w niebie i sięgającą ku ziemi. W tej formie, złożonej z zachodzących na siebie trójkątów, gwiazda jest znakiem podwójnego Mesjasza; Mesjasza kapłańskiego, cedeq, i Mesjasza królewskiego, miszpat. Jest to jedyny prawdziwy znak Jezusa; dodatkowo symbolizuje także jasną gwiazdę linii Dawidowej, która pojawia się przed wschodem słońca. Gwiazda ta nazywana jest Dawidową nie dlatego, że wymyślił ją Dawid, lecz dlatego, że była znakiem Jezusa, który uważał się za “Gwiazdę Dawida" zapowiadaną przez proroków. Nie dziwi nas zatem fakt, że symbol ten nie pojawia się w żadnych starożytnych hebrajskich księgach religijnych. W starożytności Żydzi używali go wyłącznie okazjonalnie, jako motywu dekoracyjnego, na równi z innymi symbolami zapożyczonymi z kultur Bliskiego Wschodu, włącznie (jak na ironię) ze swastyką. Gwiazda Dawida zaczęła upowszechniać się w chrześcijaństwie dopiero w średniowieczu, a najwcześniejsze przykłady tego znaleźliśmy, ku swemu wielkiemu zdziwieniu, na budynkach wzniesionych przez templariuszy. W synagogach pojawiła się o wiele później. Alfred Grotte, słynny budowniczy synagog z początku naszego wieku, napisał o gwieździe Dawida: “Kiedy w XIX wieku przystąpiono do budowy wyróżniających się pod względem architektonicznym synagog, większość nieżydowskich architektów starała się stawiać te domy kultu według modelu konstrukcji kościołów. Sądzili oni, że muszą poszukać symbolu, który odpowiadałby symbolowi kościołów, i wtedy zetknęli się z heksagonem. Wskutek całkowitej bezradności (nawet uczonych teologów żydowskich), jeśli chodzi o materię symboliki żydowskiej, gwiazdę Dawida wyróżniono jako namacalny emblemat judaizmu. Ponieważ jej geometryczny kształt dawał się z łatwością wykorzystać do wszystkich celów strukturalnych i ornamentalnych, przeto od przeszło trzech pokoleń stało się faktem, już uświęconym przez tradycję, że gwiazda Dawida jest dla Żydów takim samym świętym symbolem, jak krzyż i półksiężyc dla innych wierzeń monoteistycznych". Nie mógł nie zdziwić nas fakt, jak często cudowna seria nieporozumień i zmyśleń zmienia historię! Jeśli w gwieździe Dawida usuniemy dwie poziome linie, pozostawiając strzały kapłana i króla skierowane wzwyż i w dół, to w efekcie otrzymamy wolno-mularską węgielnicę i cyrkiel. Piramida kapłańska, czyli niebiańska, staje się węgielnicą muratora, instrumentem używanym do mierzenia oraz oceny poprawności i pionu budynków, a także, w przenośni, dobroci człowieka; jest to właściwość, którą Egipcjanie nazywali maat. Piramida królewska, czyli ziemska, przedstawiana jest w formie cyrkla, w przekonaniu masonów oznaczającego środek koła, z którego wychodząc, żaden mistrz masoński nie może popełnić błędu; symbol ten oznacza zarazem zakres władzy króla, czyli władcy. O ile więc gwiazda Dawida jest symbolem połączonych cech mesjańskich Jezusa, to powinna być znakiem chrześcijaństwa. Trzeba zatem zapytać, co jest symbolem judaizmu? Odpowiedź brzmi: krzyż. Jest to znak tau i prawdopodobnie taki kształt miał krzyż, do którego przybito Jezusa; należy więc odrzucić tradycyjnie przyjęty kształt krzyża czteroramiennego, z pionową częścią wystającą ponad poprzeczną belkę. Wiedzieliśmy już, że tau było znakiem Jahwe, a Kenici symbol ten umieszczali na czołach wiele lat wcześniej, zanim Mojżesz zetknął się z nimi pośród pustaci Synaju; jest to również ten sam magiczny symbol, który malowano na drzwiach w czasie Paschy. Zaintrygowało nas również odkrycie, że znak krzyża w formie krucyfiksu, używany w Kościele, był starożytnym hieroglifem egipskim, i zdumieliśmy się nad wyraz jego nader precyzyjnym znaczeniem: symbolizował “zbawiciela", po hebrajsku więc “Joszuę", a w przekładzie na grekę “Jezusa". Krótko mówiąc, krucyfiks nie jest symbolem Jezusa; jest samym jego imieniem! To prowadzi nas z powrotem do masonerii. Najważniejszym symbolem rytu Królewskiego Sklepienia jest “potrójne tau, które można zobaczyć na głównym sztandarze, między sztandarami Rubena i Judy. Te trzy zazębiające się tau reprezentują moc króla, kapłana i proroka. Rytuał wyjaśnia to w sposób następujący: “Kilka godeł Bereł oznacza urzędy: królewski, proroczy i kapłański, które nadawano i w dal- szym ciągu powinny być nadawane w szczególny sposób, aby towarzyszyło temu przekazanie określonych tajemnic". Kolejnym symbolem, który chcemy omówić w tej fazie badań, jest znak ryby, który w ostatnich latach przeżywa pewnego rodzaju renesans jako oznaka chrześcijańska. Chociaż symbol ten uważa się za chrześcijański, jest to starożytna oznaka kapłaństwa. Niewątpliwie była niegdyś symbolem nazorejczyków, a kiedy chrześcijanie wykorzystywali go pod koniec I wieku do oznaczania, swych świętych miejsc w Jerozolimie, stanowił jedyny emblemat, jaki uznawali. Mógł on być przyjęty przez Jana Chrzciciela a jak już mówiliśmy, nazwa “nazorejczyk" przypomina dzisiejsze arabskie słowo nazrani, które oznacza zarówno “rybki", jak i “chrześcijan"; podobne znaczenie miało języku aramejskim dwa tysiące lat temu. Wiemy, że Jakub Sprawiedliwy został pierwszym biskupem (czyli, po hebrajsku, mebakker) i że zaczął nosić mitrę jako oznakę swego urzędu. To nakrycie głowy przywdziewają dziś wszyscy biskupi, a jego geneza jest jasna: Mojżesz wyniósł je z Egiptu. Mitra z jej podziałem na część przednią i tylną wraz ze wstążką stanowi nakrycie głowy współczesnego biskupa. Z pewnością rozpowszechnili ją nazorejczycy, a pochodzi od starożytnych Egipcjan. Przedstawia hieroglif oznaczający Amona, boga-stworzyciela z Teb, który później stopił się z dolnoegipskim bogiem-słońcem Re w boga Amona-Re. Raz jeszcze uznaliśmy, że nie jest to przypadek. Wątłe nici związków, łączących Egipt z obecnymi czasami za pośrednictwem Jerozolimy splotły się w toku naszych badań w prawdziwy sznur! Wreszcie musieliśmy pamiętać, jak często imię Amon (w formie amen) jest wymawiane w naszych czasach. Chrześcijanie używają go codziennie na zakończenie swych modlitw. Czy pierwotnie miało ono pociągać za sobą błogosławieństwo boga Amona po wyrażeniu formuły wzywającej do spełnienia prośby? Ponieważ Teby były miastem Sekenenre Tao, mogliśmy sądzić, że takie zakończenie modlitwy Izraelici zapożyczyli za pośrednictwem Mojżesza jako część składową ceremonii zmartwychwstania. W języku hebrajskim z pewnością słowo amen na zakończenie modlitwy oznaczało »niech tak będzie", a chrześcijanie przejęli je od Żydów. Pojawienie się kłamcy Po śmierci Jezusa Jakub Sprawiedliwy powrócił do Qumran, by zastanowić się nad swą przyszłością. Pozostawał teraz jedynym Mesjaszem, na którym spoczywała ogromna odpowiedzialność. Był zarówno kolumną kapłańską, jak królewską. Jakub wydawał się silnym przywódcą, który z całym oddaniem prowadził życie sprawiedliwego. Powstrzymywał się od kontaktów ze wszystkim i ze wszystkimi, którzy mogli skalać jego czystość. Wydawał się tak wolny od grzechu i “nieczystości", że - w przeciwieństwie do innych qumrańczyków - był zwolniony z rytualnych obmywań. Czytamy, że “nigdy się nie mył", ale sądzimy, iż chodzi tu tylko o rytualne użycie wody - z pewnością mył się, jak wszyscy, chcąc zachować osobistą higienę. To, że Jakub zyskał teraz wielkie znaczenie we wczesnym Kościele, potwierdzają Dzieje Apostolskie 12, 17; gdzie czytamy, iż Piotr przesyła Jakubowi i braciom wieści o swym uwolnieniu z więzienia: “On zaś nakazał im ręką milczenie, opowiedział, jak to Pan wyprowadził go z więzienia i rzekł: «Donieście o tym Jakubowi i braciom! i udał się gdzie indziej". Zabicie “króla Żydów" przez rzymskiego prokuratora odbiło się wielkim echem w całym Izraelu i poza jego granicami, ludzie zaczęli się więc interesować ruchem mesjańskim. Wśród zainteresowanych był pewien rzymski obywatel imieniem Saul, który pochodził z dzisiejszej południowej Turcji. Rodzice Saula byli Żydami z diaspory, a wychowano go w duchu żydowskim, odległym jednak od surowości obyczajów właściwej członkom gminy w Qumran. Pogląd, jakoby miał prześladować chrześcijan, jest nonsensowny, jako że w owym czasie kult taki jeszcze nie istniał. Nazorejczycy, teraz kierowani przez Jakuba, byli najbardziej ortodoksyjnymi Żydami, jakich tylko można sobie wyobrazić, i zadanie Saula polegało po prostu na dławieniu w interesie Rzymian wszelkich ruchów niepodległościowych. Jak powiedzieliśmy, mandejczycy z południowego Iraku są nazorejczykami wygnanymi z Judei, a ich migracja przypada dokładnie na 37 rok n.e.; wydaje się zatem niemal pewne, że człowiekiem, który ich prześladował, był właśnie Saul (alias Paweł). Saul musiał być prześladowcą żydowskiego ruchu wolnościowego przez niemal siedemnaście lat ponieważ w 60 roku n.e. oślepiono go na drodze do Damaszku. Dziś uważa się, że Saul nie miał uprawnień do aresztowania aktywistów ruchu w Damaszku, gdyby nawet, co wątpliwe, jacyś się tam znajdowali. Większość uczonych sądzi, że miejscem, do którego się udawał, było Qumran, które często nazywano “Damaszkiem". Jego oślepnięcie i odzyskanie wzroku stanowiło symbol częściowego przyjęcia przez niego sprawy nazorejskiej za własną. Fakt, że celem ekspedycji Saula było rzeczywiście Qumran, znajduje potwierdzenie w Dziejach Apostolskich 22,14; czytamy tam, że dowiaduje się on, iż ujrzy “Sprawiedliwego", tzn. Jakuba. “A on powiedział: «Bóg naszych ojców wybrał cię, abyś poznał Jego wolę i ujrzał Sprawiedliwego, i Jego własny głos usłyszał". Opowieść o nazorejczykach Paweł usłyszał bezpośrednio od Jakuba, ale jako Żyd z diaspory i obywatel rzymski nie potrafił właściwie pojąć przesłania i w duchu hellenistycznym zinterpretował historię śmierci Jezusa oraz jego rolę jako “ofiarnego Baranka". Pewne jest, że Pawłowi nie ujawniono tajemnic Qumran, ponieważ spędził tam niewiele czasu; jak wiemy, aby zostać bratem, trzeba było trzech lat ćwiczeń i prób. Stosunki między nowo przybyłym a Jakubem szybko się popsuły. Paweł miał za sobą siedemnaście lat ścigania potencjalnych buntowników i nigdy nie przekonał się do sprawy Jana Chrzciciela, Jezusa i Jakuba. Wprowadził natomiast nowy kult, którego wyznawcom nadał nazwę “chrześcijan", pochodzącą od greckiego odpowiednika hebrajskiego słowa “Mesjasz". Jezusa, człowieka, którego nigdy nie spotkał, nazwał “Chrystusem" i zaczął skupiać wokół siebie jego zwolenników. Ponieważ Paweł nie rozumiał terminologii nazorejczyków, był pierwszą osobą, która literalnie pojęła alegorię w naukach Jezusa. W ten sposób z żydowskiego patrioty Jezus przekształcił się w dokonującego cudów Boga- człowieka. Paweł twierdził, że zyskał poparcie Szymona Piotra, ale było to tylko jedno z wielu kłamstw. Szymon Piotr ostrzegał przed jakimkolwiek autorytetem spoza ruchu nazorejskiego: “Dlatego zachowujcie największą ostrożność, abyście nie wierzyli żadnemu nauczycielowi, jeśli nie przynosi z Jerozolimy świadectwa Jakuba, brata Pana" . Po przeczytaniu interpretacji tekstów z Qumran pióra Roberta Eisenmana nie mieliśmy już wątpliwości, że to Paweł był “Mężem (dosłownie: rzygaczem) Kłamstwa", który walczył z Jakubem, “Nauczycielem Sprawiedliwości". Posłużenie się terminem “rzygacz" wynika z typowo qumrańskiej gry słów, odnoszącej się do przebiegu chrztu pewnego wroga Żydów. Habakkuk Peszer wyjaśnia, że ów wróg “wylewa na Izrael wody Kłamstwa" i “prowadzi na manowce w ziemi jałowej, pozbawionej Drogi". Gra słów związana z “Drogą" odnosi się do “usunięcia kamieni granicznych" Prawa". Sądzimy, że Kłamcą i wrogiem Jakuba był Paweł, człowiek, który fałszywie przedstawiał swe związki z faryzeuszami, oszukańczo interpretował misję Chrystusa, uczył, ze Prawo Żydów było nieważne, i do grona wiernych przyjmował nieobrzezanych. Paweł sam przyznaje w listach, że apostołowie wyruszyli z Jerozolimy do różnych regionów, aby zdezawuować jego autorytet i sprzeciwić się głoszonym przezeń naukom. Mówi o swych oponentach apostołach, cieszących się niewątpliwym prestiżem, że “byli niegdyś czymś" i “są uważani za filary", ale oświadcza, iż nie jest od nich zależny. Opisuje ich jako “sługi Szatana", “fałszywych apostołów" i “fałszywych braci". Zdumiewa się, że jego galaccy konwertyci zwracają się ku “innej ewangelii", i powiada: “Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty!". Wysłanników Jakuba nazywa “fałszywymi braćmi", którzy “przyszli podstępnie wybadać wolność, jaką mamy w Chrystusie Jezusie, aby nas ponownie pogrążyć w niewolę" (Ga 1 i 2). Niektórzy eksperci, tacy jak Hyam Maccoby, twierdzą nie bez słuszności, że Paweł nigdy nie był rabinem-faryzeuszem, lecz zwykłym awanturnikiem niewiadomego pochodzenia. Pisma ebionitów potwierdzają opinię, zgodnie z którą Paweł nie miał nic wspólnego z faryzeuszami; urodził się z pogańskich rodziców w Tarsie i dopiero później przyjął judaizm. Przybył do Jerozolimy jako człowiek dorosły i wysługiwał się arcykapłanowi. Kiedy nadzieje na awans zawiodły, zerwał z arcykapłanem i założył własny kult. Sam Paweł przyznaje, że istniały dwie sprzeczne wersje historii życia i misji Chrystusa: “fałszywe" nauki Jakuba, brata Chrystusa, oraz jego własny hellenistyczny romans misteryjny, który dowolnie potraktował sam rdzeń wierzeń judaistycznych. W pierwszym liście do Koryntian 9, 20—26 nie waha się wyznać swego lekceważenia dla Kościoła w Jerozolimie i otwarcie stwierdza, że jest nieznającym skrupułów kłamcą: “Dla Żydów stałem się jako Żyd, aby pozyskać Żydów (...) Dla tych, co są pod Prawem, byłem jak ten, który jest pod prawem (...) Stałem się wszystkim dla wszystkich (...) Ja przeto biegnę, nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnie". To jawne lekceważenie Prawa i gotowość mówienia i czynienia wszystkiego, aby tylko osiągnąć własne, obce cele, pokazuje, dlaczego Jakub i gmina w Qumran nazwali Pawła “Mężem Kłamstwa". W liście do Rzymian 10, 12 i gdzie indziej Paweł ogłasza swe pragnienie założenia gminy, w której “nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem". Przejawia się tu ambicja tego rodzaju, która charakteryzowała rodzinę Heroda i jej popleczników. Paweł zszedł ze swej drogi, by uprawomocnić te siły okupacyjne, które wygnały ród Dawidowy z Jerozolimy i zamordowały jego króla-Mesjasza. Rozumował on następująco: “Każdy niech będzie poddany władzom sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga" (Rz 13, 1). Jak z tego wynika, Paweł dobrze zapracował na swoje rzymskie obywatelstwo. Ten łotr musiał wzbudzać wielką nienawiść i lęk. Z Dziejów Apostolskich wynika jasno, że miał łatwy dostęp do herodiańskich kręgów władzy w Jerozolimie; wskazują one na Pawła jako potencjalnego konspiratora przeciwko Jakubowi. Jakub musiał zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, gdyż robił wszystko, żeby nie rzucać na Pawła tego samego rodzaju oszczerstw, którymi ów obrzucał jego. Paweł ciągle wykradał “tajemnice" gminy qumrańskiej, by wpleść je w swoje własne nauki. W pierwszym liście do Koryntian 3, 9 i nast. Paweł posługuje się pojęciami “budowania" i “zakładania fundamentu" zaczerpniętymi z Habakkuk Peszer, kiedy opisuje swą gminę jako “budowlę Bożą". O sobie mówi jako o “budowniczym", o Jezusie Chrystusie zaś jako o “kamieniu węgielnym" . Są to naturalnie terminy, którymi posługiwali się Jezus oraz wszyscy nazorejczycy i które przeszły następnie do wolnomularstwa. Wspominaliśmy już o gniewie, jaki wśród nazorejczyków w Qumran wywołała opozycja Pawła wobec Jakuba Sprawiedliwego jako niekwestionowanego Mesjasza. Oburzało ich też fałszywe twierdzenie Pawła, jakoby Piotr był przywódcą Kościoła w Jerozolimie. Niewątpliwie Paweł usiłował przywłaszczyć sobie przywództwo ruchu, głosząc, że był uczniem faryzeusza Gamaliela (wielkiego nauczyciela Prawa); miał jednak dość politycznego instynktu, by wiedzieć, że sam nie mógłby zostać głową Kościoła. Dwudziesty pierwszy rozdział Dziejów Apostolskich wskazuje wyraźnie, jak bardzo niepopularny był Paweł wśród ludu Jerozolimy. Pewnego razu Paweł przecenia swój autorytet i wkracza do świątyni, ale zgromadzony tłum wyciąga go stamtąd i zamierza zlinczować, rozpoznaje go bowiem jako człowieka, który głosił nauki wrogie społeczności Przymierza i Prawu podczas pobytu w Efezie. Zamieszki ogarnęły Jerozolimę, Biblia zaś powiada nam, że “poruszyło się całe miasto" i kilkuset żołnierzy rzymskich wybiegło z fortecy Antonii, która na szczęście dla Pawła przylegała do podwórca świątyni. Chris zwiedzał amfiteatr w Efezie, gdzie Paweł przemawiał do zebranych tłumów. W owym czasie Efez zamieszkiwała wielonarodowa populacja, łącznie z jedną z największych żydowskich gmin poza Izraelem. Podobnie jak w Aleksandrii, wielu jej członków było terapeutami, jak nazywano sektę uzdrowicieli blisko związaną z esseńczykami z Qumran. W niedbale konserwowanych ruinach Chris znalazł duży kamień opatrzony znakiem terapeutów, laską i wężem, który na całym świecie stał się symbolem sztuki lekarskiej. Ci niezwykle inteligentni i dobrze poinformowani Żydzi nie chcieli marnować czasu dla Pawła i słuchać jego głupstw, toteż samozwańczy kaznodzieja został uwięziony w małym budynku na jałowym wzgórzu, widocznym z amfiteatru. Chris nie mógł nie zadać sobie pytania, o ile lepszy byłby nasz świat, gdyby Pawła stamtąd nie wypuszczono. Paweł wyszedł cało z rozruchów w Jerozolimie, ale w roku 62 w świątyni zaatakowano z kolei Jakuba. W pismach Epifaniusza, biskupa Salaminy na Cyprze (315-403), czytamy, iż zdaniem naocznych świadków Jakub zaczął nosić napierśnik i mitrę arcykapłana, domagając się - jako pierwszy biskup Jerozolimy - prawa do wchodzenia raz na rok do miejsca Świętego Świętych. Wydaje się prawdopodobne, że Jakub poszedł w ślady starszego brata i nie uprzedzając nikogo, siłą wdarł się do świątyni, toteż został natychmiast uwięziony. Nowy Testament spreparowano tak, żeby pominąć szczegóły zabójstwa Jakuba, ale ewangelia odrzucona przez pogańskiego cesarza Konstantyna, Druga Apokalipsa Jakuba, następująco relacjonuje to wydarzenie: “kapłani (...) znaleźli go stojącego przy kolumnach Świątyni, koło wielkiego kamienia węgielnego. Postanowili zrzucić go z wysokości i tak też zrobili. I (...) pochwycili go, i [bili] kiedy ciągnęli go po ziemi. Wyprostowali go i umieścili kamień na jego brzuchu. Wszyscy stąpali po nim mówiąc: Zbłądziłeś! Znowu podnieśli go, ponieważ jeszcze żył, i kazali mu wykopać otwór w ziemi. Potem zmusili go, by stanął w nim. Przysypawszy go ziemią aż po brzuch, ukamienowali go". Świątynia znajdowała się wówczas jeszcze w budowie i kamień, który umieszczono na brzuchu Jakuba, niemal na pewno miał posłużyć do jakiegoś celu w toku prac - jako taki, mógł być nieobrobionym blokiem wprost z kamieniołomów. Interesujące że nieobrobiony blok umieszcza się w północno-wschodnim rogu loży masońskiej. A więc opowieść o śmierci Jakuba mogła mieć związek z masonerią. Hegezyp, chrześcijański autor z II wieku, pisał: “Tak więc obalili Jakuba Sprawiedliwego na ziemię i zaczęli go kamienować, ponieważ upadek ten nie pozbawił go życia; ale on ukląkł, mówiąc: O Panie Boże, Ojcze mój, błagam cię, wybacz im, albowiem nie wiedzą, co czynią. Podczas gdy go tak kamienowali, jeden z kapłanów, synów Rekaba, o którym świadczy prorok Jeremiasz, zawołał: Wstrzymajcie się! Cóż czynicie? Sprawiedliwy modli się za was. Ale jeden z nich, który był folusznikiem, uderzył Sprawiedliwego w głowę swą pałką". Nikt dziś raczej nie uważa, żeby zabójczy cios zadany Jakubowi pałką przez folusznika był faktem historycznym, ale pomyśleliśmy, że qumrańczycy spreparowali go na użytek opowieści o Hiramie Abifie. W ten sposób okoliczności męczeństwa Jakuba, Nauczyciela Sprawiedliwości, pokrywałyby się ze zdarzeniami towarzyszącymi śmierci budowniczego pierwszej Świątyni Salomona (a zatem także i Sekenenre Tao). Cios zadany w czoło zabił zarówno Hirama Abifa, kiedy znajdował się w niemal ukończonej pierwszej Świątyni, jak i Jakuba, w niemal ukończonej świątyni ostatniej. Paralele są zbyt oczywiste, aby wynikały tylko ze zbiegu okoliczności. Śmierć nie przerwała związków Jakuba ze Świątynią. Jego grób znajduje się prawdopodobnie w dolinie Cedron, której wylot sięga wschodniej bramy Świątyni. Brama wykuta w wysokiej skale istnieje do dzisiaj, a wejście do niej wskazuje para wspaniałych kolumn. Józef [Flawiusz] podaje, że mieszkańcy Jerozolimy poczuli się w najwyższym stopniu obrażeni zabójstwem Jakuba i w tajemnicy porozumieli się z królem Agrypą, nalegając, by ukarał arcykapłana Annasza (Ananusa) za jego niegodziwe i bezprawne czyny. Mieszkańcy dopięli swego i Annasz został złożony z urzędu. Teraz pozostało już tylko zbadanie pochodzenia masońskich imion morderców Hirama Abifa: Jubelo, Jubela i Jubelum. Niezależnie od nader nieistotnego tu faktu, że słowo “dżubal" jest arabskim określeniem góry, nie potrafiliśmy zidentyfikować ich pochodzenia. Kiedy jednak bliżej badaliśmy sprawę śmierci Jakuba, Nauczyciela Sprawiedliwości, natknęliśmy się na pouczającą analizę pióra profesora Eisenmana. Mówiąc o Habakkuk Peszer, znalezionym w Qumran, stwierdza on: “Peszer ten nawiązuje do gniewu i dni świątecznych w tekstach będących tu podstawą badań; opowiada, jak Bezbożny Kapłan prześladował Sprawiedliwego Nauczyciela, by upokorzyć lub zniszczyć go swym gniewem w domu jego schronienia (lub w domu, w którym go odnaleziono); słowo leval'o nie pojawia się w tekście będącym tu podstawą badań, ale wskazuje na zdecydowane działanie, a ponieważ jest użyte w kontekście, jak się zdaje, czynności gwałtownych, prawdopodobnie ma znaczenie «niszczyć»" Eisenman kontynuuje: “Ponieważ główny akcent w określeniu «puchar gniewu Pana» pada na boską zemstę i odwet za zabicie Sprawiedliwego Nauczyciela (sam peszer potwierdza to w następnej części, kiedy mówi o zniszczeniu Ubogiego: Ponieważ on sam zbrodniczo spiskował, aby zniszczyć Ubogiego, przeto Bóg skaże go na zniszczenie), sensem terminu teval'enu, a w konsekwencji terminu leval'olleval'arn, jest z pewnością zniszczenie". Czyżby te trzy słowa z zawartego w rękopisach znad Morza Martwego peszer, które dotyczyły zabójstwa Jakuba - leval'o, leval'am i teval'enu - były źródłem imion Jubelo, Jubela i Jubelum? Skarby Żydów Wydawało nam się prawdopodobne, że wojnę żydowską z lat 66-70 wywołały napięcia, które były skutkiem zamordowania Jakuba Sprawiedliwego, i przekonaliśmy się, ze Józef [Flawiusz] potwierdza ten domysł. Chociaż odnośny tekst Józefa Flawiusza zaginął, wiemy o nim, ponieważ Ojciec Kościoła z III wieku, Orygenes, wspomina o obserwacjach Józefa, które wywołały jego niepokój. Orygenes pisał: “Chociaż nie wierzył w Jezusa jako Chrystusa, Józef, szukając prawdziwej przyczyny upadku Jerozolimy, miał powiedzieć, że prześladowanie Jezusa było przyczyną jej zniszczenia, gdyż ludzie zabili zapowiadanego Mesjasza. Jednakże, jakby wbrew własnej woli i nie odbiegając od prawdy, powiada on, że spotkało to Żydów w zemście za Jakuba Sprawiedliwego, który był bratem Jezusa zwanego Chrystusem - ponieważ zabili go, mimo że by) człowiekiem doskonale sprawiedliwym". Wielu współczesnych nam chrześcijan pozostaje ignorantami, jeśli chodzi o sprawę tak im drogą, kiedy jednak uzmysłowimy sobie, że posługa Jezusa trwała tylko rok a Jakuba lat dwadzieścia, to jasne się stanie, iż Jakub musiał być w owym czasie postacią bardziej popularną. O pozycji i wpływie brata Jezusa, Jakuba, wspominają starożytne teksty, ale informacji tych nie znajdziemy w nauczaniu katolickim; dostępu do nich odmawia się ludziom świeckim, a nawet duchownym . Wojna, która wybuchła w 66 roku, trwała cztery lata i odznaczała się niezwykłym okrucieństwem: w jej toku przerażających czynów dopuszczali się Żydzi w stosunku do Rzymian, Rzymianie w stosunku do Żydów i Żydzi w stosunku do Żydów. Uciekano się do okrucieństw, jakich świat dotychczas nie widział, okrucieństw, którym dorównały później najgorsze wyczyny z okresu rewolucji francuskiej i rosyjskiej. Józef [Flawiusz], historyk żydowski, był dowódcą buntowników w Galilei, dopóki nie przeszedł na drugą stronę i nie zaczął z pasją prześladować swych dawnych towarzyszy. Zrazu Żydzi odnosili sukcesy, pokonując legion syryjski, który zmierzał ku Jerozolimie, ale nigdy nie byli w stanie odnieść zwycięstwa nad potężną armią rzymską. Nazorejczyków, którzy wierzyli w siłę miecza mającego przywrócić władzę Boga, nazywano zelotami i jest pewne, że zdobyli oni Jerozolimę i świątynię w listopadzie 66 roku. Zeloci, którym przewodził Jan z Giszali, stwierdzili, że wielu kapłanów świątyni oraz przywódców miasta chciało zawrzeć pokój z Rzymianami. Takich zamiarów nie tolerowano i każdego, kto je żywił, natychmiast zabijano. Wojska rzymskie otaczały miasto przez cały czas i nawet dla najbardziej żarliwych zelotów stało się oczywiste, że ich koniec jest już bliski. Na wiosnę 68 roku podjęto decyzję, żeby ukryć skarby świątynne, święte zwoje, naczynia i zgromadzone podatki, aby nie wpadły w ręce pogan. Dokonano tego w samą porę, ponieważ w czerwcu Rzymianie zniszczyli Jerycho i osiedle w Qumran. Dwa lata później Jerozolimę zdobył Tytus, a zelotów powybijano lub wzięto do niewoli; w końcu ostatni Żydzi, którzy znali tajemnice nazorejczyków, stracili życie, kiedy wszyscy mieszkańcy Masady woleli raczej popełnić samobójstwo niż poddać się Rzymianom. Tajemnice Mojżesza, utrwalone na piśmie przez nazorejczyków, zdeponowano zgodnie z poleceniem proroka w krypcie znajdującej się pod fundamentami świątyni; możliwie najbliżej Świętego Świętych. Inne dzieła ukryto w przynajmniej pięciu miejscach w całym kraju, łącznie z jaskiniami znajdującymi się na wzgórzach okalających Qumran. Jeden ze zwojów znalezionych w tych jaskiniach został sporządzony z arkusza miedzi liczącego 8 stóp długości i stopę szerokości, który zwijano od brzegów dśrodka tak, by powstał podwójny zwój, po rozdzieleniu tworzący dwie rurki. Badacze zrazu nie byli w stanie odczytać tych zwojów, ponieważ uległy całkowitej oksydacji, lecz otwarto je, tnąc na paski; ich rekonstrukcji dokonał zespół z Manchester College of Technology w 1955 roku. John Allegro tak opisał poruszenie, jakie odczuł, kiedy odczytano treść miedzianego zwoju: “Kiedy słowo po słowie stawało się jasne, a znaczenie całego dokumentu oczywiste, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. W istocie zdecydowanie odrzucałem odsłaniającą się treść, dopóki nie usunięto i nie oczyszczono dalszych pasków. Jednakże kiedy już odszyfrowano jedną czy dwie dalsze kolumny pisma, zacząłem pośpiesznie pocztą lotniczą wysyłać listy do Hardinga z wiadomością, że jaskinie w Qumran przyniosły nam największą ze wszystkich niespodziankę, inwentarz świętego skarbca - złota, srebra oraz dzbanów z poświęconymi ofiarami, jak również świętych naczyń wszelkiego rodzaju" . Zdaniem Johna Allegra treść miedzianego zwoju wskazywała, że istniała przynajmniej jeszcze jedna jego kopia, zdeponowana w samej świątyni: “W Jamie (Szith) po północnej stronie, w dziurze w ziemi skierowanej na północ i zasypanej: kopia tego tekstu z wyjaśnieniem i pomiarami oraz inwentarz każdej rzeczy i inne rzeczy". Czyżby był to zwój, który templariusze znaleźli jako pierwszy? Jeśli tak, to mogliby sporządzić dokładny plan rozmieszczenia poszczególnych części skarbu. W swych szczegółowych notatkach Allegro wykazał ponadto, że Szith (czyli jama lub jaskinia) znajdowała się bezpośrednio pod ołtarzem świątyni; jaskinię, którą znamy, przykrywał marmurowy blok z pierścieniem w środku. Miedziany zwój wymienia ogromną ilość złota, srebra, cennych przedmiotów i przynajmniej 24 zwoje znajdujące się w świątyni. Zawarte w nim wskazówki mówią o 61 różnych skrytkach; oto typowy przykład takiej listy: “W wewnętrznym pomieszczeniu między dwiema kolumnami wspierającymi łuk podwójnej bramy, zwróconej ku wschodowi, w wejściu, zagrzebany na trzy łokcie, ukryty jest dzban, w nim zaś jeden zwój, a pod nim 42 talenty. W cysternie, która znajduje się 19 łokci przed wschodnią bramą, złożono naczynia, a w wydrążeniu, jakie w niej jest: 10 talentów. Na podwórcu [?] (...), dziewięć łokci pod południowym rogiem: złote i srebrne naczynia na dziesięcinę, miednice do skrapiania, puchary, misy ofiarne, naczynia libacyjne, razem 609 sztuk. W jamie [?], która znajduje się w MLHM, na północ od niej: naczynia na dziesięcinę i szaty. Wejście do niej znajduje się w zachodnim rogu. W podziemnych przejściach Dziur, w przejściu skierowanym na południe, zagrzebane w tynku na głębokości szesnastu łokci; 22 talenty. W otworze studni w Świątyni: naczynia ze srebra i złota na dziesięcinę i pieniądze w całości 600 talentów" . Wiedzieliśmy już, że pierwsi templariusze znaleźli pewne zwoje w 1119 roku - teraz pojęliśmy, dlaczego spędzili jeszcze osiem lat, kopiąc pod ruinami świątyni. Nagła sława i fortuna tego zakonu przestały być tajemnicą! * * * Kiedy Żydzi przegrali wojnę i świątynia została zniszczona po raz ostatni, zagrzebane zwoje zostały zapomniane, a nauki Jezusa i nazorejczyków zastąpił chrystianizm, który lepiej byłoby nazwać “paulinizmem". Ale fakt, że teologia chrześcijańska nie potrafi oddać treści tych nauk Jezusa, które przetrwały, nasuwa myśl, iż jej dogmaty stanowią o wiele późniejszą naleciałość. Te nauki, których autorem jest Paweł, różniły się całkowicie od rewolucyjnych egalitarnych idei Jezusa . Jezus był rewolucjonistą i pionierem myśli demokratycznej. Dzięki Pawłowi i obcemu Żydom z ducha hierarchicznemu kultowi, który ów stworzył, nauki Jezusa zostały pogrzebane i zapomniane. Wiedzieliśmy jednak, że miały zmartwychwstać. Zrekonstruowaliśmy okoliczności ukrycia rękopisów i zaproponowaliśmy prawdopodobną hipotezę dotyczącą ich treści. W podróży przez dzieje prowadziła nas nić, która wiodła od zamordowania Sekenenre Tao poprzez różne etapy rozwoju narodu żydowskiego, aż po rozkwit koncepcji maat w gminie qumrańskiej. We Wniebowzięciu Mojżesza znaleźliśmy instrukcje dotyczące ukrycia tajemnych zwojów w Świętym Świętych pod świątynią. Zapoznaliśmy się z relacjami o upadku esseńczyków i świątyni, do której rościli sobie prawo. Ale w dalszym ciągu mieliśmy do czynienia z luką obejmującą tysiąc lat. Na tym etapie postanowiliśmy raz jeszcze przyjrzeć się wszystkim obrządkom masońskim, które znaliśmy: od rytu Królewskiego Sklepienia po rytuały 33. Sądziliśmy, że być może pośród bogatej literatury wolnomularskiej i w zróżnicowanych rytuałach moglibyśmy odnaleźć dalsze ślady, które pomogłyby nam w poszukiwaniach. We wczesnej fazie badań poświęciliśmy również dużo wysiłku Kościołowi celtyckiemu, który w swoim czasie wywarł bardzo silny wpływ na rozwój społeczeństwa szkockiego; sądziliśmy, że mógł on również wpłynąć na celtyckie odrodzenie z czasów Roberta Bruce'a, które przypadło na okres upadku templariuszy. Postanowiliśmy kontynuować badania nad losami Kościoła jerozolimskiego po zniszczeniu świątyni przez Rzymian, by przekonać się, czy w jakimś momencie mogły spleść się z dziejami Kościoła celtyckiego. Podsumowanie Rekonstruowanie życia Jezusa na podstawie informacji uzyskanych z Biblii, rękopisów znad Morza Martwego, studiów nad masonerią, a także w świetle tajemnicy kolumn i mało znanych tekstów żydowskich okazało się zdumiewająco owocne. Stwierdziliśmy, że Jezus, czyli Jehoszua ben Josef, jak go nazywano, prowadził aktywną posługę tylko przez rok. W tym czasie stał się człowiekiem bardzo niepopularnym zarówno w Qumran, jak i w Jerozolimie, ponieważ ogłosił, że jest obiema kolumnami. Znaleźliśmy potwierdzenie faktu, że Jezus rzeczywiście otaczał się elitą, która znała tajemnice o specjalnym znaczeniu, i używał takich wyrażeń jak “zamiana wody w wino" jako metafor. Inwektywami w rodzaju “grzeszników" i “nierządnic", “pijaków" i “prostytutek" obrzucał ludzi przestających z Rzymianami. Nawet Modlitwie Pańskiej mogliśmy przywrócić jej prawdziwe znaczenie. Stwierdziliśmy, że qumrańczycy posługiwali się symulowanym zmartwychwstaniem jako metodą dopuszczenia do najwyższego stopnia wtajemniczenia, przy czym inicjowanych nazywali “żywymi", a wszystkich innych “martwymi". Za przykład może tu służyć historia Ananiasza i Safiry, która pokazuje, jak łatwo można było wypaść z kręgu tej elity. Również z opowieści o Łazarzu wiemy, że człowiek mógł wejść do grupy wiernych, opuścić ją i do niej powrócić; opuszczenie szeregów wtajemniczonych określano jako “czasową śmierć". Kolumny odgrywały zasadniczą rolę we wszelkiej działalności Jezusa, a kiedy uwięziono go w ogrodzie Getsemane, przeprowadzał ceremonię zmartwychwstania zaledwie 350 jardów od bliźniaczych filarów świątyni w Jerozolimie. Na bezpośredni związek z masonerią wskazywał obraz “gwiazdy porannej": “Wzejdzie gwiazda z Jakuba, powstanie berło z Izraela". Naszą wcześniejszą hipotezę, według której było dwóch Jezusów Chrystusów, uznaliśmy za dowiedzioną. Wiedzieliśmy już, że tym, który umarł, był Jehoszua ben Josef, król Żydów, podczas gdy jego brata Jakuba, Jacoba ben Josefa, innymi słowy „Jezusa Barabasza", nazywano “synem Bożym". Odkryliśmy zapomnianą mowę, jaką po ukrzyżowaniu wygłosił Jakub na Podwórcu Pogan - mowę, którą późniejsi chrześcijanie zdeformowali tak, by stworzyć podstawę dla antysemityzmu, mającego trwać Przez niemal dwa tysiące lat. Byliśmy teraz przekonani, że zrozumieliśmy genezę owej osobliwej chrześcijańskiej koncepcji Trójcy Świętej, która przedstawia Ojca, Syna i Ducha Świętego jako trzy osoby w jednym bóstwie. Naszym zdaniem koncepcja ta zawsze dowodziła, że chrześcijaństwo nie jest religią monoteistyczną. Natomiast nie mogliśmy zrozumieć, kim był Duch Święty; albo był to Jezus, albo ktoś inny. Jak się zdaje, chrześcijanie unikają zbyt dogłębnego myślenia o koncepcji Trójcy, ponieważ nie ma ona sensu. Genezy Trójcy należy doszukiwać się w symbolice kolumn. Bóg Ojciec to kamień węgielny szalom, Syn Boży to kolumna cedeq, a król Żydów jest kolumną miszpat. Obie kolumny mają charakter ziemski, a kiedy niebiański łuk, czyli nadproże, zajmuje swe miejsce, osiągnięta zostaje doskonała harmonia między Bogiem a jego poddanymi. Posłużenie się koncepcją kolumn i takimi określeniami, jak Jezus Chrystus - “Kamień Węgielny", doprowadziło nas do wyobrażeń wolnomularskich, ale doszukaliśmy się również egipskiej proweniencji tajemnic żydowskich. Chrześcijański symbol krzyża, jak się okazało, w niczym nie przypomina tego krzyża, na którym zmarł Jezus, ma on natomiast kształt starożytnego hieroglifu egipskiego oznaczającego “zbawiciela". Regalia biskupa, noszone przez Jakuba i zachowane do dzisiaj, okazały się innym hieroglifem, oznaczającym Amona, boga-stwórcę z Teb. Stwierdziliśmy nawet, że nazwa Qumran oznaczała “łuk nad dwiema kolumnami", co potwierdza, że wyobrażenia te odgrywały dominującą rolę w światopoglądzie gminy. Uznaliśmy też, że początki Kościoła chrześcijańskiego nijak nie wiążą się z Jezusem; jego twórcą był cudzoziemiec imieniem Saul, który później przybrał imię Paweł. Jesteśmy pewni, że był on tym osobnikiem, którego w rękopisach znad Morza Martwego nazwano “Mężem Kłamstwa", i że to on walczył z Jakubem, by zająć jego miejsce w kulcie nazorejskim. I to właśnie Paweł oraz jego zwolennicy nie potrafili zrozumieć symboliki kolumn, ograniczyli się więc do próby zracjonalizowania myśli żydowskiej, wysuwając szczególną i obcą judaizmowi z ducha koncepcję Trójcy Świętej. Najważniejsze jednak, że nazorejczycy w Qumran wierzyli w nadejście kresu ery, toteż ukryli swe najbardziej tajemne zwoje w krypcie znajdującej się pod fundamentem świątyni, możliwie najbliżej Świętego Świętych. Większość Żydów jerozolimskich poległa w wojnie z Rzymianami bądź uciekła z miasta, toteż zagrzebane zwoje leżały w zapomnieniu do chwili, kiedy łom templariuszy rozbił ścianę ich kryjówki i pozwolił uratować bezcenne teksty. ROZDZIAŁ TRZYNASTY Zmartwychwstanie Pozostałości Kościoła jerozolimskiego Narzucona wiara w Chrystusa zniweczyła rozwój nazorejskich nauk Jezusa, ale znaleźliśmy wyraźne dowody, że wojnę żydowską z lat 66—70 przeżyli niektórzy jego uczniowie i istotę przesłania Jezusowego zanieśli do obcych krajów, z Wyspami Brytyjskimi włącznie, dokąd trafiła poprzez Aleksandrię w Egipcie. Sekta ebionim, czyli ebionitów, była bezpośrednim spadkobiercą Kościoła Jakubowego; jej nazwa pochodziła od słowa, którym określali się sami qumrańczycy – ebionim - a które, jak teraz już wiedzieliśmy, oznaczało “ubogich". Sekta ta wysoko ceniła nauki Jakuba Sprawiedliwego i wierzyła, że Jezus był wielkim nauczycielem, ale człowiekiem śmiertelnym, nie zaś Bogiem. Ciągle jeszcze jej członkowie uważali siebie za prawowiernych Żydów i byli przekonani, iż Jezus został Mesjaszem w wyniku namaszczenia dokonanego przez Jana. Istnieją również źródła wykazujące, że nienawidzili Pawła, w którym widzieli wroga prawdy. Przez długi czas po śmierci Jezusa i Jakuba terminy ebionita i nazorejczyk były używane wymiennie, a Kościół rzymski jednakowo potępił tych ludzi jako heretyków. Jednakże wszyscy potomkowie Kościoła jerozolimskiego, poza Pawłowymi dewiantami, wierzyli, że Jezus był człowiekiem, a nie Bogiem, toteż w istocie prawdziwymi poganami i “heretykami" są obsypani klejnotami dawni i obecni przedstawiciele Watykanu. Robert wyrastał w środowisku, w którym posługiwano się językiem walijskim, i przez całe życie interesował się Kościołem celtyckim i mitologią swych przodków. Wychowano go w przekonaniu, że chrześcijaństwo po raz pierwszy dotarło do Irlandii z Aleksandrii przez Hiszpanię być może już około 200 roku i że izolacja kraju od zromanizowanej Europy pozwoliła rozwinąć się odrębnemu rodzajowi tego kultu. W 432 roku Patryk udał się do Irlandii, a jakiś czas potem, na skutek zatopienia jego statku u północnych wybrzeży wyspy Anglesey, gdzie szukał schronienia przed sztormem, znalazł je jako rozbitek w jaskini na małej wysepce, nieopodal obecnego domu Roberta. Według legendy, kiedy święty w końcu bezpiecznie dotarł do brzegów Walii, zbudował kościół w Llanbadrig, dziękując Bogu za ocalenie. W tym samym mieście jest jeszcze jeden, zbudowany później kościół poświęcony Patrykowi (w języku walijskim: Sant Padrig). Według katolickiej wykładni owej historii święty miał rzekomo przybywać z Rzymu, ale taka wersja nigdy nie znalazła uznania u uczonych pochodzenia celtyckiego, ponieważ zachowane pisma Patryka wskazują, że był wyznawcą “herezji ariańskiej". Nie wierzył w dziewicze narodziny Jezusa ani w to, że ów był kimś więcej niż tylko śmiertelnikiem! Poglądy takie były intensywnie zwalczane przez Kościół rzymski, ale nie miał on żadnej władzy w wielu królestwach Irlandii, Szkocji i północnej Anglii aż do synodu w Whitby w 664 roku. Według tradycji katolickiej święty Patryk miał rzekomo wprowadzić chrześcijaństwo rzymskie na Wyspach w V wieku, ale struktura diecezji z biskupami na czele, nawiązująca do administracyjnego systemu Cesarstwa Rzymskiego, w owym czasie jeszcze nie istniała. Ta wersja legendy jest, jak się zdaje, typową dla Kościoła rzymskiego próbą zawłaszczenia miejscowego świętego i zniekształcenia jego losów tak, by potwierdzały interpretację dogodną dla tego Kościoła. W istocie jednak w V i VI wieku klasztory irlandzkie stały się wielkimi ośrodkami nauki pod auspicjami Kościoła celtyckiego, wysyłając do innych celtyckich krajów Europy takich misjonarzy jak święty Kolumban. Okres, który dla większej części Europy był “wiekami ciemnoty", dla Irlandii stanowił wiek złoty. Była ona jedynym miejscem rozkwitu nauki w świecie chrześcijańskim. Sztuka religijna, której przykładem jest Kielich z Ardagh i Księga z Kells oraz inne iluminowane manuskrypty, rozkwitała obok świeckich, nawet pogańskich osiągnięć artystycznych, takich jak Brosza z Tary oraz wielki irlandzki epos Tain Bo Cuilange. Kościół celtycki obejmował swym zasięgiem Irlandię, Walię, Szkocję i północną Anglię, a jego eremici i kapłani zbudowali wiele małych kościółków w dzikich ostępach zachodniej Brytanii. Nie były to kościoły budowane na potrzeby kultu lokalnej ludności, ponieważ - jak wykazują współczesne studia geograficzne - większość z tych wczesnych świątyń bynajmniej nie znajdowała się w rejonach zamieszkanych . Były to, podobnie jak Qumran, odosobnione “posterunki na pustyni", gdzie uczeni mężowie mogli doskonalić swe cnoty, toteż założyciel każdego klasztoru czy konwentu był uważany za świętego. We wcześniejszej fazie naszych badań uświadomiliśmy sobie znaczenie odniesień między Celtami a teologią Sumerów, a gdy wspominaliśmy o przypominających plecionkę wzorach ze sztuki Celtów, wskazaliśmy na jej bliski związek ze sztuką Środkowego Wschodu. Pochodzenie tych północnych Europejczyków nie stanowi już dziś zagadki, ponieważ analiza DNA przedstawicieli współczesnych narodów celtyckich, mieszkających w odosobnionych społecznościach, takich jak ta, w której woli żyć Robert, wykazała ich bliskie pokrewieństwo z pewnymi plemionami Afryki Północnej. Ponadto duchowość celtycka w istocie znajduje pewne naturalne pokrewieństwo z judaizmem, a zatem z chrześcijaństwem Jakubowym, judaizm zaś miał swe korzenie w kraju Sumer; w tradycji celtyckiej odkrywamy ogromne podobieństwa z religią sumeryjską. Wysłuchawszy opowieści o Jezusie, pewien król celtycki natychmiast przyjął jego nauki, stwierdzając, że “chrześcijaństwo znane było jego ludowi już od tysiąca lat!" . Nowa religia stopiła się z pewnymi dawnymi wierzeniami druidzkimi i rozwinęła tak, że objęła Irlandię, Szkocję, Walię oraz północną i południowo-zachodnią Anglię. Kościół celtycki w bardzo dużym stopniu różnił się od rzymskiej wersji chrześcijaństwa, która zalała resztę Europy. Nie wierzył on w: 1. dziewicze narodziny Jezusa; 2. w boskość Jezusa; 3. w to, że Nowy Testament zastąpił Stary; 4. w to, że grzech pierworodny był nieuchronny, lecz mógł zostać zmazany przez indywidualną siłę woli i dobre uczynki. Zachował on: 1. tonsurę druidów (golono przednią część czaszki); 2. datowanie Wielkiej Nocy na podstawie pełni księżyca i kalendarza żydowskiego. W końcu po debatach, ciągnących się przez pięćdziesiąt lat, Kościół rzymski oficjalnie wchłonął Kościół celtycki na synodzie w Whitby w 664 roku, ale podziemny nurt myśli nazorejskiej przenikał w dalszym ciągu katolicką powłokę i jak sądzimy, w przyszłości stworzy kolebkę dla odrodzonych nauk Jezusa. Podczas gdy istniały podstawy, żebyśmy uwierzyli, iż chrześcijaństwo celtyckie było związane z prawdziwym Kościołem (czyli z ruchem nazorejskim), nie potrafiliśmy tego wszystkiego odnieść do szczegółów zawartych w rytuałach masonerii. Po raz pierwszy poczuliśmy, że zabrnęliśmy w ślepy zaułek, nie wiedząc, co robić dalej. Impas ten trwał tylko dzień, może dwa, ponieważ podczas odwiedzin w pewnej loży Robertowi udało się znaleźć zdumiewającą książeczkę, z okładką utrzymaną w zielonej tonacji i nierzucającą się w oczy miała rozmiary cztery cale na dwa i pół, ale dla nas stanowiła odkrycie na wagę złota. Było już po północy, kiedy Chrisa obudził dzwonek u drzwi, do których po chwili ktoś zaczął się dobijać. Jego początkowa irytacja szybko ustąpiła, kiedy zapoznał się z treścią dostarczonej mu książki traktującej o masonerii Królewskiego Sklepienia. Książkę wydrukowano prywatnie w Londynie w 1915 roku, a zatem poprzedzała ona zmiany, które wprowadzono do rytuału Świętego Królewskiego Sklepienia wskutek nacisku, jaki wywarli na Wielką Lożę pewni ludzie spoza masonerii. Mieliśmy przed sobą oryginalny obrządek, utrwalony na piśmie przed wprowadzeniem wszystkich zmian i innowacji, których dokonali skłonni do manipulowania ludzie nierozumiejący znaczenia tradycji. Na stronicach tej książki znaleźliśmy ni mniej, ni więcej tylko pełną i niezniekształconą historię odkrycia zwojów świątynnych. Książka ta ujawniła nam, że kandydata do stopnia Królewskiego Sklepienia najpierw poddaje się próbie, zadając mu pytania w ramach trzech pierwszych stopni “Sztuki"; potem zostaje wprowadzony do pomieszczenia loży. Pokój, do którego wchodzi, różni się bardzo od tych, w jakich przebywał, dostępując różnych stopni wtajemniczenia masońskiego. Ludźmi, których napotka, nie będą Czcigodny Loży i jego dwaj Dozorcy, lecz “Trzej Zwierzchnicy". Tworzą oni Sanhedryn, którego nazwa pochodzi od żydowskiego określenia dawnej rady drugiej świątyni, symbolizującej potężną triadę złożoną z kapłana, króla i proroka. Wolnomularze ci twierdzą, że odziedziczyli owe miana po trzech zwierzchnikach, którzy zgodnie z terminologią Zakonu tworzyli tzw. trzecią, czyli Wielką i Królewską, Lożę w drugiej Świątyni po powrocie z niewoli w Babilonie. W toku dalszej lektury stwierdziliśmy, że ta triada składała się z proroka Aggeusza, Jeszuy, syna arcykapłana Josedecha, dziedzica tradycji Aarona i lewitów, oraz Zerubbabela, króla z linii Dawidowej. Loża ta dziedziczyła tradycje loży pierwszej, czyli Świętej, którą utworzyli Mojżesz, Aholiab i Bezaleel u stóp góry Horeb na pustyni Synaju, oraz drugiej, także Świętej, założonej przez króla Izraela Salomona, króla Tyru Hirama i Hirama Abifa we wnętrzu góry Moriah. Kiedy zapoznawaliśmy się z opisem stopnia Królewskiego Sklepienia, ogarniało nas coraz większe zdumienie. Gdybyśmy dowiedzieli się o tym na samym początku naszych badań, z pewnością natychmiast odrzucilibyśmy tę opowieść jako romantyczną bzdurę, ale w świetle, jakie rzuciły na nią nasze odkrycia, mogliśmy potraktować sprawę z całą powagą. Mistrz wolnomularski, który chce być “wyniesiony do Najwyższego Zakonu Świętego Królewskiego Sklepienia", musi najpierw wykazać się odpowiednią wiedzą, odpowiadając na pytania z zakresu trzeciego stopnia, zanim otrzyma uścisk i hasło (które oznacza: “mój lud otrzymał łaskę") pozwalające mu wejść do loży. Kandydat ma na sobie fartuszek mistrza wolnomularza, a oczy zasłaniają mu fragmentem sznura, którym przewiązany jest w talii. Zanim kandydat będzie mógł wejść do pomieszczenia loży (kapituły), przykryty zostaje piedestał, który odegra rolę w późniejszej części ceremonii. Kandydat odpowiada na pytania dotyczące powodów, dla których chce wejść do kapituły. Następnie prosi się go, by ukląkł i wysłuchał modlitwy wzywającej Wszechmocnego i Odwiecznego Ojca Wszechświata do pobłogosławienia ceremonii i wspomożenia kandydata w jej toku. Teraz Pierwszy Zwierzchnik przekonuje się, czy kandydat wierzy w prawdziwego i żywego Najwyższego Boga, potem prosi go, żeby zbliżył się do zasłoniętego piedestału, robiąc siedem kroków, które naśladują kroki żydowskiego kapłana Jahwe zbliżającego się do Świętego Świętych w pierwszej Świątyni. Po tym wszystkim kandydatowi oznajmia się, że jest teraz u szczytu sklepionej komnaty, do której musi zejść. Aby mógł to zrobić, trzeba usunąć zwornik; następnie kandydat klęka, podczas gdy głośno odczytuje się fragment Księgi Przypowieści 2, 1-9 i 3, 13-20. Później kandydat dowiaduje się, że musi poszukać w ciemnościach czegoś, co zostało tam ukryte. W jego ręce wkłada się zwój pergaminu i pyta, co się na nim znajduje, ale kandydat musi odpowiedzieć, że nie wie tego, ponieważ pozbawiony jest światła. Było to niewiarygodne, przekraczało nasze najśmielsze nadzieje. Znaleźliśmy wyraźny opis nie tylko poszukiwań w zasypanych komnatach Świątyni, lecz także absolutnie dokładną relację z odnalezienia zwojów: nie skarbu, nie żadnego artefaktu, lecz właśnie z tego, co przewidzieliśmy - zwoju! W toku dalszej lektury stwierdziliśmy, że kandydata raz jeszcze “opuszcza" się do krypty i odczytuje mu Księgę Aggeusza 2, 1-9. Jest to ustęp dotyczący odbudowy Świątyni i jako taki wyraża samą istotę gminy w Qumran. Ostatni wers brzmi: “Przyszła chwała tego domu będzie większa niż dawna - mówi Pan Zastępów - i miejsce to obdarzę pokojem - mówi Pan Zastępów". Na tym etapie kandydat zostaje zobowiązany do milczenia i potwierdza swe zobowiązanie, cztery razy całując Biblię. Teraz zdejmują mu przepaskę z oczu i proszą, by przeczytał słowa ze zwoju, który znalazł w sklepionej komnacie. Następnie kandydat czyta fragment Księgi Rodzaju 1, 1-3, po czym Pierwszy Zwierzchnik mówi: “Takie są, nowo wyniesiony Czeladniku, pierwsze słowa Świętego Zwoju, który zawiera skarby objawionej woli Boga. Chwalmy i wysławiajmy jego Święte Imię za tę wiedzę o sobie, której nam raczył udzielić, i kroczmy przed nim godni tego światła, które świeci wokół nas". Ceremonia ta wyraźnie stanowi dalszy ciąg rytualnej opowieści o okolicznościach odnalezienia zwoju. Kandydat opuszcza kapitułę, a następnie zostaje przyjęty ponownie, już w stroju wolnomularza Królewskiego Sklepienia; towarzyszą mu dwaj Czeladnicy i o całej trójce mówi się jako o “trzech wędrowcach", znanych jako trzej mistrzowie mularze z Babilonu: Szadrach, Meszech i Abednego. Po wejściu do loży biorą oni udział w ceremonii znanej jako Przekazanie Zwojów, która ukazuje kapłana zbliżającego się do Świętego Świętych w Świątyni Salomona. Po zakończeniu tego rytuału „wędrowcy" prezentują się Pierwszemu Zwierzchnikowi jako troje dzieci w niewoli, które słyszały, że ma zamiar odbudować Świątynię w Jerozolimie. Proszą o zezwolenie na dopomożenie mu w tym dziele. Pierwszy Zwierzchnik pyta o ich przypuszczalne pochodzenie, na co odpowiadają, że są szlachetnie urodzeni, wywodzą się z Babilonu, rasy patriarchów i królów poprowadzonych do niewoli przez Nebuzaradana, dowódcę gwardii Nabuchodonozora, następnie zaś uwolnionych przez króla Persji Cyrusa. Cyrus pokonał Babilończyków i wydał proklamację: “Wszystkie państwa ziemi dał mi Pan, Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, w Judzie. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim, a niech idzie!". (Druga Księga Kronik 36, 23) Wędrowcy wyjaśnili, że kiedy tylko o tym usłyszeli, powrócili do Jerozolimy, by ofiarować tam swe usługi. Potem Zerubbabel pogratulował im szlachetnego wyboru i uznał za braci jego krwi; zapytał też, gdzie chcą pracować. Trzej wędrowcy odparli, że będą szczęśliwi, jeśli zostaną zatrudnieni w jakikolwiek sposób, który odpowiada Zerubbabelowi. Ten uznał, że muszą mieć kompetencje do pełnienia ważnych urzędów, po czym odpowiedział, iż pozostały do wykonania już tylko skromne zadania, należy mianowicie przygotować fundamenty najświętszego miejsca i w tym celu otrzymają oni potrzebne narzędzia. Ostrzega ich również, że gdyby przy przetrząsaniu ruin dokonali jakiegoś znaczącego odkrycia, to mają powiadomić o nim jedynie trzech zwierzchników zasiadających w radzie. Teraz raz jeszcze opuszczają oni kapitułę. W dalszej części ceremonii trzej mularze z Babilonu ponownie proszą o przyjęcie kapituły, przynosząc wieść o ważnym odkryciu i prosząc, by mogli ją przekazać dostojnemu Sanhedrynowi. Po przyjęciu ich Pierwszy Zwierzchnik prosi, by opowiedzieli swą historię, która przedstawia się następująco: “Wczesnym rankiem, podejmując nasze prace, odkryliśmy parę kolumn o nadzwyczajnej piękności i symetrii; pracując dalej, odkryliśmy sześć innych par kolumn równej piękności, które, uwzględniając ich położenie, zdawały się być pozostałościami podziemnej galerii prowadzącej do Najświętszego Miejsca; usunąwszy ich fragmenty i gruz, które utrudniały nam pracę, dotarliśmy do czegoś, co, jak się zdawało, było solidną skałą. Kiedy jednak przypadkiem uderzyłem ją moim łomem, wydała ona głuchy dźwięk. Wtedy usunęliśmy nagromadzoną ziemię oraz gruz i stwierdziliśmy, że zamiast solidnej skały znajdował się tam szereg kamieni w formie sklepienia. Świadomi, że budowniczy poprzedniej struktury nie zaprojektował na próżno żadnej jej części, postanowiliśmy ją zbadać i w tym celu usunęliśmy dwa spośród kamieni, a wtedy odkryliśmy kryptę dużej wielkości i natychmiast rzuciliśmy losy, aby było wiadomo, kto do niej zejdzie. Los padł na mnie; żeby żadne szkodliwe opary czy inne przyczyny nie zagroziły mi, moi towarzysze obwiązali mnie tym oto sznurem, czyli liną ratunkową, i spuścili do krypty. Znalazłszy się na jej dnie, dałem im ustalony uprzednio sygnał i moi towarzysze popuścili linę, co pozwoliło mi poruszać się w krypcie; wtedy też odkryłem coś w kształcie piedestału i wyczułem palcami wyryte na nim znaki lub litery, ale z braku światła nie byłem w stanie upewnić się, czym były. Znalazłem tam również ten zwój, ale z tego samego powodu nie byłem w stanie odczytać jego treści. Dałem zatem jeszcze jeden sygnał i wtedy wyciągnięto mnie z krypty wraz z tym oto zwojem. Wtedy po przeczytaniu pierwszego zdania stwierdziliśmy, że zawierało ono zapis Najświętszego Prawa, które ogłosił nam nasz Bóg u stóp góry Synaj. Ten cenny skarb pobudził nas do dalszych poszukiwań. Usunęliśmy inny kamień i ponownie opuszczono mnie do sklepionej komnaty. Wtedy słońce osiągnęło największą wysokość, a świecąc w całej swej wspaniałości, natychmiast sięgnęło promieniami przez otwór, co pozwoliło mi rozróżnić te przedmioty, które poprzednio dostrzegłem jedynie niewyraźnie. W środku krypty ujrzałem piedestał z czystego, dziewiczego marmuru, z wyrytymi na nim jakimiś tajemniczymi literami i zasłoną przykrywającą górną część ołtarza. Zbliżywszy się z pełnym szacunkiem, podniosłem tę zasłonę i ujrzałem to, co, jak przypuszczam z całą pokorą, było samym Świętym Słowem. Ponownie umieściłem zasłonę na świętym piedestale i znowu mogłem opuścić sklepioną komnatę. Potem zatkaliśmy otwór i pośpieszyliśmy tutaj, aby donieść Waszym Doskonałościom o odkryciach, których dokonaliśmy". Dokładny moment odkrycia musiał przypaść na godzinę dwunastą, o tej zaś porze Sekenenre zanosił modły do Amona-Re, a słońce znajdowało się w zenicie (powiadają, dla wolnomularzy zawsze tam się znajduje). Chwila ta jest niewątpliwie symboliczna, ale cóż za intrygujące okoliczności jej towarzyszą. Następnie Zerubbabel prosi wędrówce, by mu wyjawił zapis, jaki ujrzał, i otrzymuje tę oto fascynującą odpowiedź: “Musimy prosić o przebaczenie, albowiem słyszeliśmy na własne uszy i nasi przodkowie głosili, że w ich czasach i w czasach ich przodków tylko Arcykapłan miał prawo wymawiać imię Prawdziwego i Żywego Boga Najwyższego, a i on mógł to robić tylko raz w roku, kiedy sam wchodził do Świętego Świętych i stawał przed Arką Przymierza, błagając o przebaczenie grzechów Izraela". W późniejszej części ceremonii kandydatowi wyjaśniono znaczenie słowa na piedestale. “Jest to słowo złożone, a jego elementy tworzą zapis Jah-Bul-On. Pierwsza część, Jah, to chaldejskie [sumeryjskie] imię Boga, które oznacza jego istotę i niepojęty majestat; jest to również hebrajskie słowo tłumaczone jako «Ja jestem» i «będę», tym samym wyrażające obecne, przyszłe i wieczyste istnienie Najwyższego. Bul to słowo asyryjskie, oznaczające Pana lub Potężnego, samo w sobie jest to słowo złożone, oznaczające «w» lub «na»; Bul także oznacza niebiosa na wysokościach, czyli łącznie Pana w niebiosach lub na wysokościach. On to słowo egipskie oznaczające Ojca Wszechrzeczy; jest to również słowo hebrajskie implikujące siłę lub moc i wyrażające wszechmoc Ojca wszystkiego. Wszystkie te składniki można więc wyrazić następująco: Jestem i będę; Pan w niebiosach; Ojciec wszystkiego". Spędziwszy wiele godzin na przeanalizowaniu treści tej zdumiewającej książki rozstaliśmy się nad ranem, a następny poranek Chris spędził, rozmyślając nad naszym odkryciem. Zdawało się, że przeszkoda, na którą się natknęliśmy, została usunięta. Czy ta opowieść o Królewskim Sklepieniu pochodziła od templariuszy? Nie potrafiliśmy znaleźć innego jej wyjaśnienia, jednakże czuliśmy, że powinniśmy pohamować nasz entuzjazm. Chris uznał wyjaśnienie słowa Jah-Bul-On za bardzo interesujące, ale przeczuwał że wolnomularze Królewskiego Sklepienia przełożyli je nie całkiem dokładnie. Jego pierwsza część, Jah, jest hebrajskim słowem na określenie Boga, prawdopodobnie pochodzenia sumeryjskiego. W tej formie można je znaleźć w imieniu proroka Eliasza, które faktycznie brzmi Eli-jah, oznaczając: “Jahwe jest moim Bogiem" (El to inne starożytne słowo na określenie Boga). Druga część tego określenia jest fonetycznie niemal poprawna, ale zazwyczaj wymawiano ją Baal; był to wielki bóg kananejski, którego imię rzeczywiście oznacza “Pana na wysokości". O ile możemy stwierdzić, to starożytne egipskie określenie ojca brzmiało it, a nie on, jak twierdzi książka, ale On było oryginalną nazwą Heliopolis, miasta boga słońca Re, gdzie wyszedł z nicości przed stworzeniem ziemi. Uznaliśmy więc, że część definicji może być poprawna. Nie od rzeczy będzie również przypomnieć, że Grecy utożsamiali Baala ze swym bogiem słońca Heliosem i jego miastem Heliopolis. Jednakże ostateczna definicja tego łańcucha określeń - “Jestem i będę; Pan w niebiosach; Ojciec wszystkiego" - wydawała się całkowitym nonsensem. Naszym zdaniem określenie Jah-Bal-On oznaczało po prostu imiona trzech wielkich bogów - boga Żydów, boga Kananejczyków i boga Egipcjan, a każdego z nich nazywano “Najwyższym". Jeśli imię to rzeczywiście zostało wyrzeźbione na kamieniu znalezionym w środku Świątyni jerozolimskiej, to jego twórcy musieli świadomie połączyć te trzy formy w jedno Bóstwo najwyższe. Naturalnie, idea jednego i tego samego Boga istniejącego pod wieloma imionami nie stanowi czegoś niesłychanego - jest to sama istota credo wolnomularstwa! Uderzył nas fakt, iż wolnomularstwo Królewskiego Sklepienia, partacząc wyjaśnienie własnego rytuału, niechcący dowodziło, że przytoczona opowieść nie zrodziła się w jego strukturze i przejęło ją bez znajomości pierwotnego sensu. Słuchając opowieści, można odnieść wrażenie, że jej bohaterami byli Żydzi z Babilonu kopiący w ruinach pierwszej Świątyni, ale naszym zdaniem faktycznie opisuje ona odkrycie dokonane przez templariuszy w ruinach ostatniej świątyni. Może tu chodzić jedynie o ruiny świątyni Heroda, ponieważ w tego rodzaju sklepieniu, o jakim mówi masońska ceremonia, mamy do czynienia z odpowiednim ułożeniem kamieni, które podtrzymują się nawzajem, tworząc zakrzywioną strukturę, nie znaną w czasach Zerubbabela. W sklepieniu tym wykorzystywano kamienie w kształcie klina, dokładnie wycięte i prawie niewymagające zaprawy murarskiej. Ponieważ właśnie ten typ konstrukcji z trzema zwornikami odgrywa ważną rolę w ceremonii rytu Królewskiego Sklepienia, przeto jest absolutnie pewne, że sceną, na której rozgrywa się opisana historia, jest świątynia Heroda, budowana zgodnie z zasadami inżynierii rzymskiej. Przeczuwaliśmy teraz, że ta wolnomularska legenda mogła w istocie powiadamiać nas, jak pierwsi templariusze pod przewodem Hugona de Payens odnaleźli zwoje, które doprowadziły do stworzenia zakonu. W kluczowym momencie opowieści dowiadujemy się, że w celu uzyskania dostępu do ukrytej komnaty “wysoce wykwalifikowani" mularze usunęli zworniki sklepienia i następnie znaleźli się pod nim, ale w żaden sposób nie podparli reszty konstrukcji. Okazali wielką troskę o to, by nie ogarnęły ich szkodliwe wyziewy wewnątrz krypty, i to tak dalece, że posłużyli się liną bezpieczeństwa, ale zupełnie nie przejęli się faktem, iż lada chwila dach może im runąć na głowy. Nie były to poczynania kamieniarzy, a już na pewno nie “wysoce wykwalifikowanych"; opowieść nabierze sensu, gdy potraktujemy ją jako opis działań zgrai szukających skarbów rycerzy, którzy przeszukiwali podziemne krypty pod ruinami świątyni Heroda. Pojawienie się w porę małej zielonej książeczki opisującej rytuał Królewskiego Sklepienia pozwoliło nam zyskać niemal stuprocentową pewność, że nasza “hipoteza templariuszowska" była słuszna; potem inny szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił hipotezę tę zamienić w pewność. Kiedy po raz pierwszy zajęliśmy się historią templariuszy, wiele dowiedzieliśmy się o ich wykopaliskach, toteż postanowiliśmy poszukiwać dalszych szczegółów ich prac. Odkryliśmy ostatnio, że duplikat qumrańskiego miedzianego zwoju złożono w Szith, czyli jaskini położonej bezpośrednio pod ołtarzem świątyni, której wylot przywalono marmurowym blokiem z pierścieniem pośrodku. Czy był to kamień, który templariusze podnieśli, by spuścić się do znajdującej się pod nim krypty? Templariusze mogli być pierwszymi, którzy prowadzili wykopaliska pod świątynią jerozolimską, ale na pewno nie ostatnimi. Jak wspomnieliśmy uprzednio, w 1894 roku grupa oficerów armii brytyjskiej, dysponując budżetem wynoszącym jedynie pięćset funtów, wyruszyła w celu sporządzenia planów krypt znajdujących się pod ruinami świątyni Heroda. Grupa Royal Engineers pod kierownictwem porucznika Charlesa Wilsona przeprowadziła wnikliwe badania w bardzo trudnych warunkach i mogła powiadomić, że komnaty i przejścia, które odkryła, często były kryptami ze zwornikowymi łukami. Potwierdziła ona również, że jej uczestnicy nie byli pierwszymi gośćmi w podziemnych galeriach, ponieważ natknęli się na artefakty templariuszowskie porzucone tam przed 740 laty. Należała do nich część miecza, ostroga, część włóczni i mały krzyż templariuszy. Dziś pozostają one pod opieką Roberta Brydona, archiwisty templariuszy w Szkocji. Rytuał Królewskiego Sklepienia oraz znaleziska odkryte przez grupę Wilsona dały nam 99-procentową pewność, że nasza hipoteza dotycząca templariuszy była słuszna; potem kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności dał nam dodatkowy procent, zmieniając hipotezę w pewność. Kilka lat wcześniej, kiedy po raz pierwszy wysunęliśmy teorię, że templariusze znaleźli coś pod ruinami świątyni, postanowiliśmy cofnąć się przeszło tysiąc lat, zadając sobie pytanie o tajemnice ukryte w tych ruinach. Zrekonstruowaliśmy wydarzenia z okresu kilku tysiącleci i teraz brakowało nam jedynie dowodu, że tymi, którzy znaleźli zwoje, było dziewięciu rycerzy z Hugonem de Payens na czele. Dowód wszakże wypadł z półki na książki prosto w ręce Chrisa. Zwój Niebiańskiego Jeruzalem Chris przeglądał książki w swym gabinecie, szukając jakiejś mało ważnej informacji, kiedy wpadła mu w oko pewna ilustracja. Obraz natychmiast wydał mu się znajomy i wywołał u Chrisa dreszcz emocji. Ilustracja była podpisana “Niebiańskie Jeruzalem około 1200 roku", a oryginał miał znajdować się w bibliotece uniwersytetu w Gandawie. Im dłużej Chris przyglądał się ilustracji, tym więcej odsłaniała przed nim tajemnic. Przedstawiała wizję odbudowanej Jerozolimy, tyle że nie była wyłącznie dziełem sztuki; stanowiła wysoce symboliczny diagram, mający przekazać określone treści tym, którzy wiedzieli, na co patrzą. Stylizowane miasto ma dwanaście wież: jedną główną wieżę niebiańską, dwie główne wieże wznoszące się z centralnych kolumn, trzy mniejsze wieże z własnymi kolumnami i sześć wież w tle. Wieże, które wznoszą się bezpośrednio z dwóch głównych kolumn, podpierają zakrzywione sklepienie i centralną wieżę niebiańską; obie utożsamiane są z Jakubem! Było to ekscytujące znalezisko, ponieważ potwierdzało naszą uprzednią intuicję. Otrzymaliśmy dowód, że Jakub po śmierci Jezusa został zarówno kolumną miszpat, jak i kolumną cedeq. Jako połączone kolumny, królewska i kapłańska, Jakub przyjął funkcję obu Mesjaszy, którą pierwotnie pełnił jego brat. Chociaż to potwierdzenie pozycji Jakuba miało duże znaczenie, nie ono z początku przyciągnęło uwagę Chrisa: nie ulegało żadnej wątpliwości, że najważniejszymi motywami ryciny były trzy wolnomularskie węgielnice i cyrkle! Chris chciał dowiedzieć się czegoś więcej o pochodzeniu tego fascynującego znaleziska, toteż szybko skontaktował się z doktor Martine De Reu, konserwatorką rękopisów i arcymeliów w bibliotece uniwersytetu w Gandawie; ukazała nam ona tło powstania tej ilustracji, które nie pozostawiało wiele wątpliwości co do tego, że w istocie mieliśmy w ręku kopię ilustracji pochodzącej z jednego ze zwojów ukrytych przez Kościół Jakubowy i znalezionych przez templariuszy. Informacja, której dostarczyła dr De Reu, była niezwykle ekscytująca i idealnie pasowała do naszej opowieści. Nieznana jest już w pełni historia tej ryciny, ale nasze badania pozwolą wypełnić luki. Możemy teraz skorelować wyniki naszych poszukiwań z dotychczasową wiedzą o zwoju Niebiańskiego Jeruzalem: około 1119 roku Hugo de Payens i grupka jego indolentnych archeologów otworzyli kryptę znajdującą się pod ruinami świątyni Heroda i znaleźli w niej tajemne zwoje gminy qumrańskiej, napisane w języku greckim lub aramejskim albo też w obu. Gdyby nawet napisano je po francusku, nie miałoby to znaczenia, ponieważ templariusze byli analfabetami; nie znaczy to jednak, że byli głupi. Wiedzieli, że znaleźli coś mającego ogromne znaczenie, co ich zdaniem było prawdopodobnie święte, toteż postanowili dać teksty komuś do przełożenia. Teraz dziewięciu rycerzy usiadło, by zastanowić się, kto potrafi zrozumieć te dziwne pisma, a tym bardziej komu mogliby zaufać, że zachowa dyskrecję i nie będzie wtrącał się do ich pracy. Rozwiązanie problemu zaproponował Geoffrey de St Omer, zastępca Hugona de Payens. Otóż znał on pewnego starszego kanonika imieniem Lambert z kapituły kościoła Najświętszej Marii Panny w St Omer; był on człowiekiem najmądrzejszym i najbardziej znającym się na rzeczy, jakiego tylko mogli sobie wyobrazić, ponieważ spędził wiele lat nad opracowaniem kompendium ówczesnej wiedzy. Geoffrey de St Omer, zabrawszy ze sobą wybrane zwoje, wyruszył w długą drogę do ojczystego miasta. Zgodnie z oczekiwaniem Lambert rzeczywiście rozumiał wiele z tego, co czytał. Starca tego musiało ogarnąć ogromne wzruszenie na widok egzotycznych tekstów, z którymi mógł zapoznać się u schyłku życia. Wkrótce też zmarł w 1121 roku, nie zakończywszy, niestety, swego dzieła . Dzisiaj jednym z najistotniejszych dla nas dokonań Lamberta z St Omer jest wykonana przez niego kopia rysunku przedstawiającego Niebiańskie Jeruzalem. Wskazuje ona, że dwie główne kolumny Niebiańskiego Jeruzalem noszą imię Jakuba i że ich budowniczym był Jan Chrzciciel. W tym chrześcijańskim podobno zabytku nie ma nawet wzmianki o Jezusie. Widzimy tu niezwykły obraz i sądzimy, że mógł pochodzić tylko z jednego miejsca: z krypty w świątyni Heroda. Jego symbolika jest skrajnie masońska i potwierdza, że Jakub był obiema kolumnami nazorejczyków! Kopia Lamberta powstała w pośpiechu, jakby dano mu tylko niewiele czasu na jej wykonanie. Można sobie wyobrazić, że Lambert poprosił Geoffreya o możność skopiowania zwoju w zamian za przełożenie i objaśnienie jego treści, ale templariusz palił się do powrotu do Ziemi Świętej. Ślady pióra świadczą o nadmiernym pośpiechu, a do rysunku wyraźnie zakradły się pewne błędy wskazujące, że kopista był zmuszony pracować z niepokojącą szybkością. Źródło to pochodzi z okresu poprzedzającego o pięćset lat czasy, w których po raz pierwszy oficjalnie użyto wolnomularskiego symbolu węgielnicy i cyrkli, a mimo to najbardziej rzucającą się w oczy cechą przedstawionych budowli jest właśnie ten symbol. Nie może tu być mowy o błędzie, ponieważ twórca rysunku nie miał najmniejszych powodów do zamieszczania wizerunku “węgielnic". Wywnioskowaliśmy stąd, że Kościół jerozolimski musiał używać tego symbolu wolnomularstwa. Na swej kopii Lambert wypisał po łacinie nazwy dwunastu kolumn mistycznego miasta, toteż imię Jakuba możemy dojrzeć na obu filarach, a nazwę Syjonu (Izraela) na łuku, który podają te kolumny. Sądzimy, że to dwukrotne użycie imienia Jakuba datuje powstanie oryginalnego rysunku na dziewiętnaście lat dzielących jego ukamienowanie od ukrzyżowania Jezusa. lustracja ta pokazuje trzy ogromne węgielnice umieszczone bez sensu na balkonach towarzyszące im cyrkle znajdujące się bezpośrednio nad wierzchołkami każdej z wież. Ta trójca znajduje się pod bliźniaczymi kolumnami Jakuba, co wskazuje na jej podrzędną pozycję. Na węgielnicach wypisano imiona i chociaż nie jesteśmy w stanie odczytać imienia tej, która znajduje się po lewej stronie, to ta z prawej nosi imię Andrzeja, centralna Piotra. Nieszczęściem dla Kościoła katolickiego i jego ambicji do bezpośredniego dziczenia autorytetu Jezusa od Piotra zwój ten wyraźnie potwierdza nasze przekonanie, że przywódcą Kościoła jerozolimskiego był Jakub i że wprawdzie Piotr również należał do ważnych osobistości, ale wyraźnie drugorzędnych. Symbolika trzech wież, z których każda ma swą węgielnice i swe cyrkle, konweniuje ze współczesnym wolnomularstwem; tu również, w loży masońskiej, mamy trzy kluczowe postacie - Czcigodnego Mistrza i jego dwóch Dozorców, które reprezentują słońce (Re), księżyc (Thot) i mistrza loży. Istnieje jeszcze jedna wskazówka świadcząca, że zwoje odkopali templariusze pod świątynią w Jerozolimie, a znajdujemy ją w samym rytuale masońskim, kiedy Czcigodny Mistrz i jego dwaj Dozorcy dyskutują temat zapomnianych tajemnic wolnomularstwa: „Brat Drugi Dozorca: Dlaczego opuszczasz wschód, by udać się na zachód? W poszukiwaniu tego, co zagubiono, Czcigodny Mistrzu, Brat Pierwszy Dozorca: A co zagubiono? Prawdziwe tajemnice mistrza wolnomularza, Czcigodny Mistrzu, Brat Drugi Dozorca: W jaki sposób je zagubiono? Wskutek przedwczesnej śmierci naszego Wielkiego Mistrza, Hirama Abifa, Czcigodny Mistrzu. Brat Pierwszy Dozorca: Jak spodziewacie się je znaleźć? W środku, Czcigodny Mistrzu, Brat Drugi Dozorca: Co jest środkiem? Ten punkt wewnątrz koła, od którego każda część jego obwodu znajduje się w równej odległości". Słowa te są niezrozumiałe dla większości wolnomularzy, którzy ciągle je wypowiadają, ale nam ukazały one wszystko. W czasach wypraw krzyżowych każdy kartograf w świecie chrześcijańskim tworzył mapy, które umieszczały Jerozolimę w centrum świata. Świątynia była pośrodku starego miasta, a w centrum samej Świątyni znajdowało się Święte Świętych. Dwie kolumny widniejące na rysunku Lamberta również znajdują się w centrum nowej Jerozolimy, w tym samym miejscu, gdzie ukryto teksty z tajemnicami Jezusa i Mojżesza; dla templariuszy był to niewątpliwie najbardziej centralny punkt na Ziemi. Szybko rosła nasza wiedza i nabraliśmy zwyczaju powracania od czasu do czasu do wcześniejszego materiału źródłowego, żeby sprawdzić, czy nie należy skorygować dotychczasowych poglądów. Dlatego przeczytaliśmy ponownie niektóre przekłady rękopisów znad Morza Martwego, których dokonał Robert Eisenman, i stwierdziliśmy, że o koncepcji Niebiańskiego Jeruzalem czy też Nowego Jeruzalem mówią zwoje wydobyte z pięciu różnych jaskiń w Qumran; wszystkie opierały się na wizjach Ezechiela i na tej podstawie szczegółowo opisały nowe miasto: wspominają o 1500 wieżach, z których każda ma sto stóp wysokości. Podobnie jak wszystkie stopnie wolnomularskie, stopień Królewskiego Sklepienia ma “tablicę identyfikacyjną" (ii. na s. 266), która jest wizualnym odzwierciedleniem przedmiotu działalności zakonu. Od razu widać, że mamy tu do czynienia z wykopaliskami prowadzonymi pod Świątynią: w tle Jerozolima i rozrzucone pozostałości Świątyni, a na pierwszym planie rozkopane wejście do podziemnej krypty. W środkowej części tablicy widzimy siedem stopni prowadzących na mozaikową posadzkę, na której widnieją narzędzia służące zarówno do kopania, jak i do budowania, a także węgielnica i cyrkle oraz zwój. Tę część tablicy otaczają symbole dwunastu plemion Izraela, a u jej szczytu mamy domniemane cztery główne sztandary: Judy (lew i korona królewska), Rubena (człowieka), Efraima (wół) i Dana (orzeł). Wraz z odkryciem Zwoju Niebiańskiego Jeruzalem oraz z wyjaśnieniem historii związanej ze stopniem Królewskiego Sklepienia zyskaliśmy teraz pewność, że templariusze istotnie odczytali tajemne zwoje ukryte przez nazorejczyków i że faktycznie odprawiali oni ceremonie inicjacyjne nawiązujące do zmartwychwstania Jezusa. Znaczenie zwojów nazorejskich Dziewięciu rycerzy, którzy odkryli zwoje nazorejskie, odnalazło skarb przerastający ich najśmielsze marzenia, ale nie mogli podzielić się swą wiedzą ze światem. Znalezisko i tak wywarło bezpośredni wpływ na ich kraj ojczysty, Francję. Zakon założony przez Hugona de Payens i jego towarzyszy w 1118 roku potrzebował jeszcze kilkudziesięciu lat, aby stać się jedną z najpotężniejszych instytucji w świecie chrześcijańskim. Jednakże w ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat we Francji wydarzyło się coś niezwykłego. W ciągu tylko jednego stulecia, począwszy od 1170 roku, w samej Francji wybudowano nie mniej niż osiemdziesiąt katedr i niemal pięćset opactw, zużywając na to więcej budulca niż kiedykolwiek w starożytnym Egipcie! Budynki te wznoszono zgodnie ze zdumiewającym nowym planem, na skalę dotychczas nieznaną. Klasycznym przykładem tych superbudowli jest katedra w Chartres, która wznosi się ku niebu jako kompozycja ozdobnych kolumn i szkła. Murarzami pracującymi przy tej i przy innych budowlach w całym kraju kierowali templariusze, których misję przedstawiano jako próbę “odbudowania Jeruzalem" w pełnym chwały nowym architektonicznym stylu kolumn, wież i sięgających nieba hełmów ostrosłupowych. Uprzednio nie potrafiliśmy znaleźć żadnych wskazówek, dlaczego templariusze niespodziewanie wpadli na pomysł, aby stać się mistrzami budowniczymi Niebiańskiego Jeruzalem w swej ojczyźnie, ale teraz nagle stało się to dla nas jasne. Wskazania, które dziewięciu rycerzy znalazło w kryptach Świątyni, pozostawili nazorejczycy na krótko przed niepowodzeniem ich własnej misji zbudowania nieba na ziemi. Jakub i jego zwolennicy zmarli, nie urzeczywistniając idei Królestwa Niebieskiego, które Jezus obiecał swoim zwolennikom, ale pozostawili po sobie nader oczywiste przesłanie. Zwoje nazorejskie nie mogły trafić w lepsze ręce. Templariusze przejęli starożytne, przesiąknięte ideą maat tajemnice Jezusa i Jakuba, ojców myśli wolnomularskiej, dla własnych celów inicjacyjnych, a następnie rozbudowali zakon, stwarzając wzorzec dla masonerii istniejącej już nie tylko w teorii. Zmartwychwstanie święciło triumfy! Dzięki odkryciu zwoju Niebiańskiego Jeruzalem wiemy dziś, że templariusze stali się patronami masonerii. Teraz musieliśmy już tylko zbadać dzieje zniszczenia zakonu, by zrozumieć, jaka nić łączyła go z nowożytnym wolnomularstwem. Podsumowanie Badając dzieje Kościoła celtyckiego, stwierdziliśmy, iż wielce się on różnił od rzymskiej odmiany chrześcijaństwa, ponieważ odrzucał takie jej zasadnicze dogmaty, jak dziewicze narodziny i boskość Jezusa. Chociaż Kościół celtycki został siłą wchłonięty przez Kościół rzymski w połowie VII wieku, sądzimy, że spora część jego dawnych idei przetrwała jako nurt podziemny, który miał uczynić Szkocję otwartą na myśl nazorejską, gdy do kraju tego w końcu przybyli templariusze. Zrekonstruowanie pierwotnego rytuału masońskiego stopnia Królewskiego Sklepienia stanowiło zasadniczy przełom, ponieważ dostarczyło nam pewności w odniesieniu do historii odkrycia zwojów. Jedynym problemem, którego ciągle jeszcze nie rozwiązaliśmy, była kwestia, dlaczego rytuał ten przedstawiał wydarzenia dziejące się rzekomo nieopodal świątyni Zerubbabela, a nie Heroda. Nie mieliśmy żadnych Wątpliwości co do tego, że odnosił się on do odkrycia dokonanego przez templariuszy na początku XII wieku, ponieważ zworników ani sklepionych łuków nie znano wcześniej. Rysunek wykorzystany na tablicy identyfikacyjnej stopnia Królewskiego Sklepienia pokazał nam szczegółowo wykopaliska w Świątyni i położenie krypty, w której znajdowały się zwoje. W tle widzimy Jerozolimę i ruiny Świątyni. Chcieliśmy kontynuować nasze badania w nadziei, że wyjaśnienie tego paradoksu z czasem się pojawi. Mimo tego małego problemu rozumieliśmy teraz, w jaki sposób do masońskiej legendy mogła przeniknąć opowieść o pierwszych templariuszach, którzy pod wodzą Hugona de Payens znaleźli zwoje; odkrycie bez wątpienia natchnęło ich myślą o stworzeniu zakonu. Drugim ogromnym przełomem było zidentyfikowanie zwoju Niebiańskiego Jeruzalem jako kopii, którą Geoffrey de St Omer zawiózł Lambertowi z kapituły kościoła Najświętszej Marii Panny. Na ilustracji wręcz rzucają się w oczy masońska węgielnica i cyrkle, a zidentyfikowanie Jakuba jako dwóch centralnych kolumn w Nowym Jeruzalem potwierdziło nasze wcześniejsze wnioski. ROZDZIAŁ CZTERNASTY Prawda wychodzi na jaw Proroctwo staje się prawdą Podczas przeglądania literatury z okresu po wojnie żydowskiej zetknęliśmy się z szeroko rozpowszechnionym proroctwem - znanym jako “Bereszit Rabbati" - zgodnie z którym moc wieszczenia powróci do Izraela w 1210 roku, a krótko potem Mesjasz wyjdzie z ukrycia w Stolicy Apostolskiej w Rzymie . Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu proroctwo spełniło się. W 1244 roku, zaledwie 34 lata po tym, jak moc prorokowania miała powrócić do Izraela, w pewnej rodzinie drobnoszlacheckiej we wschodniej Francji przyszedł na świat Jacques de Molay. Młody rycerz miał poczucie własnej misji i został templariuszem w możliwie najwcześniejszym wieku - kiedy miał 21 lat. Sprawował się dobrze i zyskał reputację sprawnego organizatora oraz człowieka o rygorystycznej dyscyplinie, toteż powierzono mu funkcję wielkiego marszałka, odpowiedzialnego za wojskowe przywództwo zakonu. Kiedy Thibaud Gaudin, wielki mistrz templariuszy, zmarł w 1292 roku, tylko dla niewielu ludzi niespodzianką był wybór Jacques'a de Molaya na to najwyższe stanowisko. W tym czasie templariusze utracili już posiadłości w Ziemi Świętej; muzułmańscy mamelucy rok wcześniej zdobyli Akrę, tym samym kładąc kres chrześcijańskiemu Królestwu Jerozolimskiemu. Jednakże de Molay w dalszym ciągu pozostawał niezwykle potężnym człowiekiem, zarządzającym ogromną liczbą majątków w całej Europie, jak również dowodzącym świetną armią oraz silną flotą, wreszcie kierującym międzynarodowym syndykatem handlowym i bankowym. Wychodząc od skromnych początków przed 174 laty, kiedy Hugo de Payens i jego mała grupka rycerzy zaczęli penetrować ruiny Świątyni, zakon stal się najpotężniejszą siłą w świecie chrześcijańskim, dorównując znaczeniem Watykanowi. Żywiliśmy przekonanie, że pierwszym templariuszom rzeczywiście udało się znaleźć złoto, srebro i inne skarby zagrzebane przez Żydów, kiedy Rzymianie zbliżali się do Jerozolimy w czasie wojny z lat 66-70, jako że tempo zwiększania bogactwa i wpływów zakonu wydaje się zbyt duże, aby było jedynie wynikiem organicznego wzrostu. Jest zrozumiałe, że gdyby faktycznie templariusze znaleźli takie skarby, to nie powiedzieliby o tym nikomu, a historycy nie znaleźliby żadnych świadectw. Kiedy de Molay doszedł do władzy, ponownie narzucił wszystkim templariuszom obowiązek przestrzegania reguł i w całym zakonie utrzymywał absolutną dyscyplinę, sam był analfabetą, zakazywał więc innym rycerzom marnowania czasu na czytanie; dania takie wolał pozostawić klerykom. Templariusze składali sprawozdania bezpośrednio papieżowi, ale pozostawali zakonem francuskojęzycznym i większość powiązań łączyła ich z Francją. W tym okresie Francja miała króla szczególnie ambitnego i przekonanego o własnym znaczeniu: był Filip IV, znany jako Filip Piękny, który starał się manipulować papieżem dla swych własnych celów. Bonifacy VIII nie był jednak człowiekiem, który łatwo dawał sobą powodować. Do konfliktu między nimi doszło, kiedy papież odmówił Filipowi zgody opodatkowanie Kościoła francuskiego; w 1302 roku Bonifacy oświadczył, że “wartości duchowe przewyższają wartości doczesne" i że “sprzeciwianie się papieżowi to sprzeciwianie się Bogu". Filip ogłosił całemu światu, że Bonifacy nie jest godzien zasiadać na “stolicy Piotrowej"; oskarżył papieża o każdą dającą się wyobrazić zbrodnię, łącznie z bluźnierstwem, herezją, morderstwem, a nawet sodomią. Tak bardzo pragnął pognębić papieża, że wysunął zarzut trudny do przyjęcia nawet dla łatwowiernych ludzi średniowiecza; oskarżył Bonifacego, że miał on tajemne stosunki seksualne z demonem, który przebywał w pierścieniu papieża. Trudno się dziwić, że rozgniewało to papieża i że zareagował, nakładając ekskomunikę na Filipa, ale nie na jego królestwo, jednakże królowi udało się zyskać poparcie w całej Francji, na co Bonifacy odpowiedział groźbą obłożenia kraju “interdyktem", który choć nie tak złowieszczy jak ekskomunika, stwarzał niezwykle groźną sytuację. Nałożenie na jakiś kraj “interdyktu" powodowało, że jego mieszkańcy nie mogli być chrzczeni, nie mogli przystępować do komunii, otrzymywać rozgrzeszenia, a nawet nie mieli prawa do chrześcijańskich pogrzebów. Filip wiedział, że taka sankcja doprowadzi go do upadku, i posłał swych zbirów, by przedłożyli papieżowi propozycję nie do odrzucenia". Ósmego września 1303 roku Guillaume de Nogaret i jego ludzie wdarli się do pałacu w Anagni w Italii i uwięzili sędziwego papieża, obrzucając go obelgami i grożąc śmiercią. Ludzie Filipa nie byli stanie uprowadzić papieża, a wiedzieli, że zabicie go zakończyłoby się dla nich tragicznie, toteż porzucili nieszczęśnika, nie szczędząc mu strasznych gróźb. Bonifacy nigdy nie przyszedł do siebie po tych ciężkich przejściach i umarł pięć tygodni później, czyli - jak twierdzili niektórzy - Filip dopiął swego i uśmiercił papieża. Nowy papież, Benedykt XI, zaczął urzędowanie od przyjaznych gestów wobec Filipa. Ale kiedy król francuski zaczął stawiać coraz większe żądania, ich stosunki szybko popsuły się, i to tak dalece, że papież publicznie oskarżył Filipa o wydanie rozkazu napaści na Bonifacego. Krótko potem Benedykt umarł, otruty z polecenia Filipa Pięknego. Król zręcznie wpłynął na wybór jego następcy, niejakiego Bernarda de Goth, arcybiskupa Bordeaux. Bernard był zaciekłym, ale pozostającym pod kontrolą wrogiem króla; jego pragnienie zawładnięcia tronem Piotrowym było silniejsze niż antypatia do Filipa. Nagle w 1305 roku megalomański król Francji przejął kontrolę nad Namiestnikiem Chrystusa, a zatem nad zachodnim chrześcijaństwem. Ledwo wypłacalny Filip natychmiast obłożył dziesięcioprocentowym podatkiem dochód brutto francuskiego kleru. Cztery lata później marionetkowy papież ostatecznie przeniósł swą siedzibę z Watykanu do Awinionu, gdzie miała pozostać przez najbliższe trzy czwarte stulecia. Z chwilą wyboru uległego papieża, który przyjął imię Klemensa V, Filip Piękny zdobył władzę, której pożądał, ale teraz potrzebował pieniędzy. Guillaume de Nogaret, w dalszym ciągu służalczy stronnik króla, był człowiekiem inteligentnym; na rzecz władcy dokonał aktu wielkiej kradzieży, równie zręcznego i starannie zaplanowanego, co nikczemnego. Wojska królewskie, podzielone na małe grupy, rankiem 22 lipca 1306 roku uwięziły wszystkich Żydów w całym kraju. Potem nieszczęsnych Żydów wygnano z Francji - oczywiście pozbawiając ich własności, którą natychmiast przejęła Korona. Trudno się więc dziwić, że chciwy król skierował następnie swą uwagę na mistrza templariuszy Jacques'a de Molaya, oraz na bogatą świątynię zakonu w Paryżu i jego majątki w całym kraju. Niemniej jednak nawet Filip nie mógł liczyć na to, że uda mu się bezkarnie zaatakować tak znakomity zakon. Templariusze byli odpowiedzialni tylko przed papieżem i znajdowali się poza zasięgiem praw jakiegokolwiek kraju. Jednakże król był człowiekiem pomysłowym, gdy chodziło o pomnożenie bogactw i zwiększenie władzy, toteż stworzył warunki zapewniające powodzenie jego planu. Podejrzenie, że templariusze odprawiali jakieś niezwykłe ryty, towarzyszyło im od początku istnienia zakonu, ale jako największa i najbardziej szanowana potęga w świecie chrześcijańskim czuli się bezpieczni. Na nieszczęście sama tajemniczość ich obrządków dawała powód do fałszywych oskarżeń, które mogły wydawać się wiarygodne. Guillaume de Nogaret starannie opracował plan zniszczenia zakonu templariuszy i zawładnięcia ich bogactwem. Musiał mieć w zakonie przynajmniej jednego szpiega, który donosił mu o tajemniczych rytuałach. Mimo to same donosy nie byłyby na tyle wiarygodne, by doprowadzić do upadku najsłynniejszy zakon i pozwolić Filipowi na zawładnięcie jego bogactwem. Aby skompensować sobie niedobór dostatecznie wiarygodnych dowodów, de Nogaret po prostu zaaranżował “odkrycie" nowych świadectw. Fałszywi świadkowie opowiadali o haniebnych czynach zakonu i w stosownym czasie król Filip poczuł się “zobowiązany" do powiadomienia papieża o bolesnym stanie rzeczy. Król wiedział, że rywalizacja między dwoma najważniejszymi zakonami rycerskimi, templariuszami i joannitami, była głęboka i wszechogarniająca, toteż podsunął papieżowi Klemensowi sprytny pomysł. Papież napisał do wielkich mistrzów obu zakonów, zapraszając ich na spotkanie w celu przedyskutowania planu udzielenia poparcia królom Armenii i Cypru. Nie było tajemnicą, że papież ma pomysły zjednoczenia Rycerzy Świątyni Salomona i Rycerzy Szpitala Świętego Jana z Jerozolimy oraz utworzenia nowego zakonu pod wezwaniem Rycerzy Jerozolimy, w każdym razie de Molay niemal na pewno sądził, że to właśnie miało być tematem spotkania. Połączenie obu zakonów jego zdaniem nie wchodziło w rachubę. Musiał mieć poczucie, że dysponując bogactwami potężnego zakonu, z łatwością zapobiegnie takiemu niechcianemu małżeństwu. Ale papież najprawdopodobniej zmusiłby oba zakony do zjednoczenia; publicznie sugerował, iż pragnie, by szpitalnicy (joannici) otrzymali wiodącą pozycję w nowym zakonie. Tymczasem królowi Filipowi nie udało się przekonać nikogo, że najlepszym pomysłem byłoby powierzenie właśnie jemu przywództwa zjednoczonego zakonu. Wilhelm de Villaret, wielki mistrz szpitalników, nie był w stanie wziąć udziału w spotkaniu, ponieważ całkowicie pochłaniały go walki z Saracenami na Rodos. De Molay, który znajdował się w Limassol na Cyprze, po tym, jak otrzymał polecenie udania się do Francji w celu spotkania z papieżem, wziął ze sobą sześćdziesięciu rycerzy oraz 150 tysięcy złotych florenów i popłynął do Marsylii. De Molay miał wszelkie prawo spodziewać się wspaniałego przyjęcia ze strony króla Filipa Pięknego, ponieważ templariusze niejednokrotnie wielce mu się przysłużyli. Pożyczyli królowi pieniądze, których potrzebował na posag dla swej córki, księżniczki Izabeli, a świątynia paryska udzieliła mu schronienia na kilka dni, kiedy nie był w stanie opanować zamieszek. Również pod względem osobistym wielki mistrz musiał być przekonany, że król był jego prawdziwym przyjacielem, ponieważ poprosił de Molaya, by ten został ojcem chrzestnym jego syna Roberta. Podejrzewając, że papież poruszy temat zjednoczenia templariuszy ze szpitalnikami, de Molay sporządził przezornie dokument, w którym bronił dalszej niezależności swego zakonu. Zatytułowany De Unione Templi et Hospitalis Ordinum ad Clementum Papamjacobi de Molay o Relentio, dokument ten został przedstawiony papieżowi w Poitiers. Kiedy tylko de Molay przybył do Paryża, został powitany z honorami przez króla, ale wkrótce poważnie się zaniepokoił, zaczęły bowiem dochodzić do niego pogłoski dotyczące “nieprawości", jakich mieli dopuszczać się templariusze. Tajemny plan de Nogareta przewidywał jednoczesne aresztowanie wszystkich templariuszy. Zważywszy na to, że w tym czasie we Francji było około 15 tys. członków zakonu, oczekiwało go trudne zadanie - ale de Nogaret zdobył już doświadczenie w przeprowadzaniu masowych aresztowań, że przypomnimy tylko wcześniejsze o rok represje wobec społeczności żydowskiej. Na datę uwięzienia templariuszy wyznaczono piątek 13 października 1307 roku. Trzy tygodnie przed tym dniem do królewskich seneszali wysiano zapieczętowane rozkazy z zastrzeżeniem, że nie wolno ich otworzyć przed czwartkiem 12 października. Rozkazy te zaczynały się od sformułowanego dobitnie, choć nieco przydługiego zdania, które miało rozwiać wszelkie wątpliwości seneszali w związku z aresztowaniem tak sławnych rycerzy: “Oto sprawa gorzka, sprawa godna pożałowania, sprawa naprawdę okropna, gdy się o niej myśli, straszna, gdy się o niej słyszy, zbrodnia szkaradna, przestępstwo wstrętne, czyn ohydny, hańba przerażająca, postępki zupełnie nieludzkie, obce wszelkiemu człowieczeństwu, doszły do naszych uszu dzięki doniesieniom kilku osób godnych wiary, wprawiając nas w wielkie osłupienie i wstrząsając gwałtowną odrazą, a kiedy rozważamy ich powagę, ogarnia nas ogromny ból, tym okrutniejszy, że nie ulega wątpliwości, iż ogrom zbrodni urasta do miary obrazy Bożego majestatu, zbrodni będącej hańbą człowieczeństwa, zgubnym przykładem zła i powszechnym skandalem". Główne oskarżenia, oparte na świadectwie byłego templariusza Esquina de Floyrana, były następujące: “Wszyscy templariusze przyjmowani do zakonu przysięgali, że nigdy go nie opuszczą i będą sprzyjać jego interesom wszelkimi środkami, słusznymi i niesłusznymi. Że przywódcy zakonu pozostają w tajemnym przymierzu z Saracenami i że mają więcej fałszywej wiary mahometańskiej niż wiary chrześcijańskiej, a od każdego nowicjusza wymaga się opluwania krzyża i deptania go. Przywódcy zakonu są heretykami, ludźmi okrutnymi i świętokradcami, zabijającymi lub więżącymi każdego nowicjusza, który, odkrywszy niesprawiedliwości zakonu, usiłuje go opuścić. Że, co więcej, uczą kobiety, które zaszły w ciążę z ich powodu, jak powodować aborcję i potajemnie zabijać nowo narodzone dzieci. Że są zarażeni błędami fratecelli ; gardzą papieżem i autorytetem Kościoła oraz szydzą z sakramentów, szczególnie z sakramentu pokuty i spowiedzi. Że oddają się najbardziej haniebnym ekscesom rozpusty. A jeśli ktoś daje wyraz swej odrazie, zostaje ukarany wieczystą niewolą. Że domy templariuszy są miejscem schronienia dla wszelkiej zbrodni i ohydy, jakiej można się dopuścić. Że zakon zmierza do oddania Ziemi Świętej w ręce Saracenów. Że mistrz jest wprowadzany na urząd w tajemnicy i tylko niewielu młodszych braci jest przy tym obecnych, i że wyrzeka się on wiary chrześcijańskiej, czyniąc coś przeciwnego słuszności. Ze wiele posągów zakonu jest nieprawnych, bluźnierczych i przeciwnych chrześcijaństwu. Członkom zakonu zakazuje się pod groźbą dożywotniego uwięzienia ujawniać komukolwiek jego tajemnice. Ze żadnego występku czy zbrodni popełnionej dla honoru lub korzyści zakonu nie uważa się za grzech". Aresztowania 15 tys. templariuszy z de Molayem włącznie dokonano w piątek rano 13 października. Głównym fałszywym świadkiem był de Floyran, którego ongiś usunięto z zakonu pod zarzutem herezji i dopuszczenia się innych przestępstw. Wraz z florentyńczykiem o nazwisku Noffo Dei przedstawił dowody przestępstw zakonu w zamian za przebaczenie mu jego win i wypuszczenie z więzienia. Inkwizycja otrzymała rozkaz wydobycia zeznań od oskarżonych, przy czym mogła zastoso- wać każdą torturę dla osiągnięcia tego celu. Wytrawni kaci Oficjum byli na ogól ekspertami w zadawaniu maksimum bólu bez zabijania: tylko 36 templariuszy zmarło w rejonie Paryża we wczesnych fazach śledztwa. Ze względu na ogromny napływ więźniów inkwizycja musiała przeprowadzić szczególne przygotowania, ponieważ brakowało lochów i narzędzi tortur. Inkwizytorzy byli ludźmi obdarzonymi wielką wyobraźnią, toteż szybko opracowali wiele nowych metod wydobywania zeznań. Dobrym przykładem był tu “piec na stopy", który wymagał jedynie platformy, do której przywiązywano ofiarę, odrobiny oleju potrzebnego do natarcia jej stóp i kosza na koks. To łatwe do wykonania narzędzie tortur okazało się niezwykle skuteczne, gdy przychodziło do przekonywania templariuszy, aby wyznali “prawdę". Pewnego templariusza trzeba było zanieść do sądu, gdzie miał przyznać się do winy: w rękach trzymał on szkatułkę, w której znajdowały się sczerniałe kostki z jego przypalanych stóp. Mimo wielkich wysiłków inkwizycji wyznania torturowanych napływały bardzo powoli, ale i te nieliczne przeraziły społeczeństwo; dowiedziano się bowiem, że dumni ongiś templariusze przyznawali, iż wyrzekali się Boga, Chrystusa i Marii Dziewicy, a podczas przyjmowania do zakonu wykonywali osculum infame, “pocałunek hańby", całując mistrza ceremonii w usta, pępek, penisa i pośladki. My, ludzie XX wieku, możemy odrzucić te zmyślone zarzuty, produkty wyobraźni oskarżycieli, ale niektóre z wyznań oskarżonych trzeba potraktować znacznie poważniej. Wiele krajów ociągało się z podjęciem prześladowania templariuszy, ignorując polecenia papieża, które nakazywały aresztowanie wszystkich członków zakonu i poddanie ich przesłuchaniom. Portugalia, Irlandia, Szkocja i Anglia należały do tych państw, które nie chciały dopuścić się zbrodni. W Anglii król Edward II ostatecznie zgodził się usłuchać papieża, ale jego ludzie nie wykazali należytej aktywności i paryska inkwizycja zaoferowała, że przyśle do Anglii swoich specjalistów, którzy mieli większe umiejętności i upodobanie do obranego rzemiosła. W czerwcu 1311 roku inkwizycja angielska uzyskała bardzo interesującą informację od pewnego templariusza imieniem Stephen de Stapelbrugge, który przyznał, że podczas inicjacji powiedziano mu, iż Jezus był mężczyzną, a nie Bogiem. Inny templariusz, John de Stoke, przytoczył słowa Jacques'a de Molaya, który miał mu oświadczyć, że Jezus był tylko człowiekiem i że powinien wierzyć w “wielkiego i wszechmocnego Boga, budowniczego nieba i ziemi, a nie w ukrzyżowanie". Stwierdzenie to zdumiało wielu uczonych, ponieważ nie było zgodne z duchem epoki i nie śmiały go wysuwać najbardziej heretyckie sekty, na przykład katarzy, którzy prawdopodobnie pozostawali w kontakcie z zakonem templariuszy. Naturalnie nas stwierdzenie to nie zdziwiło, ponieważ takich właśnie słów oczekiwalibyśmy od człowieka przyjmowanego do zakonu spadkobierców nazorejczyków zgodnie ze świadectwami wywodzącymi się z jerozolimskiego Kościoła Jakuba, a znalezionymi w zwojach świątynnych. Pogląd wyrażony przez wielkiego mistrza ma swe źródło w prawdziwych naukach Jezusa i wyprzedza Pawiowy kult “ukrzyżowania", przyjęty przez Rzymian. Te poglądy przypisywane wielkiemu mistrzowi brzmią wiarygodnie; nie odrzuca on Jezusa, jedynie przypomina ludziom, że istnieje tylko jeden Bóg, jedna najwyższa istota. Wydaje się pewne, że takie nauki templariusze zapożyczyli bezpośrednio od Kościoła Jakuba, w którym szanowano nauki Jezusa, ale ukrzyżowanie uważano za wielki symbol “wierności aż do śmierci" na wzór Hirama Abifa i nic ponad to. Dla templariuszy krzyż był raczej oznaką męczeństwa, a nie źródłem magii charakterystycznym dla Pawiowego kultu “ukrzyżowania". Wszystkie informacje, które zebraliśmy w toku badań, przekonały nas, że chociaż rycerze piastujący w zakonie najwyższe funkcje mogli mieć radykalne i nietypowe poglądy na boskość Jezusa Chrystusa, to prości templariusze zawsze pozostawali wiernymi katolikami. W połowie XIII wieku, dysponując bogactwami, posiadłościami i siłą zbrojną oraz pozostając z daleka od Rzymu, mogliby stworzyć nowy typ chrześcijaństwa, gdyby takie było ich pragnienie. Zadowalali się jednak tym, co mieli, zachowując swą szczególną wiedzę dla siebie i przeprowadzając tajemne ceremonie, które podobnie jak współcześni wolnomularze uważali za komplementarne względem swej chrześcijańskiej wiary. Templariusze zostali zdradzeni przez Kościół i papieża, którym tak wiernie służyli. Ukrzyżowanie Nie ulega wątpliwości, że Jacques de Molay został poddany przerażającym torturom, ponieważ ten twardy wojownik załamał się i przyznał do zbrodni, których nie popełnił. Odwołał zresztą zeznania na krótko przed spaleniem go na stosie siedem lat później. Inkwizycja nie zdradziła przyszłym pokoleniom sposobów perswazji, którymi się posłużyła, ale dziwnym zbiegiem okoliczności udało nam się znaleźć pewne świadectwo w szkockiej świątyni. Pomogło nam ono stwierdzić, co rzeczywiście się wydarzyło. Sądzimy, że dzięki temu godnemu uwagi dokumentowi jesteśmy w stanie zrekonstruować losy wielkiego mistrza w lochach inkwizycji siedemset lat temu. Wydarzenia w nocy z piątku 13 października na sobotę 14 października 1307 roku musiały przebiegać następująco: Wielki inkwizytor Francji Guillaume Imbert interesował się osobiście wydobyciem zeznań od największego heretyka wśród templariuszy: Jacques'a de Molaya. Jako duchowny przesłuchujący innego duchownego Imbert zgodnie z przyjętymi regulami starałby się uniknąć przelania krwi - przypalanie, gruchotanie kości i rozciąganie ciała, zastosowane z całym bogactwem wyobraźni, stanowiły przyjętą w razie ostateczności alternatywę. Jednakże w tym wypadku Imbert musiał czuć się znieważony przez “antychrystusowe", występne czyny innego duchownego wysokiej rangi. Można wyobrazić sobie, jak przybywa do paryskiej świątyni wraz ze swymi urzędnikami i natychmiast aresztuje wielkiego mistrza. Krąży po komnatach i korytarzach wspaniałego budynku, szukając dowodów wykroczeń, aby przedstawić je oskarżonemu. Na którymś z wyższych pięter znajduje ogromne drzwi z mosiężną tablicą, ale po ich otwarciu niczego nie dostrzega z powodu panującego wewnątrz mroku. W pozbawionej okien sali zapala jedną z wielkich świec, które stały na piedestale, i jego oczy powoli rejestrują dziwne przedmioty, widoczne w przyćmionym, drżącym świetle. Ornamentyka ma charakter zdecydowanie pogański, wręcz antychrześcijański: piramidy z wymalowanymi na nich oczami, usiany gwiazdami sufit oraz węgielnica i cyrkle. Zdumiony i rozdrażniony bezbożną atmosferą tego miejsca Imbert nagle zyskuje pewność, że wszystkie zasłyszane opowieści są prawdziwe, a jego więzień musi być najgorszym heretykiem, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Kierując się ku wschodniej części sali, zatrzymuje się przed dwiema wielkimi kolumnami i głównym piedestałem, a spojrzawszy w dół, widzi prostą drewnianą skrzynię, w której znajduje biały całun długości czternastu stóp, ludzką czaszkę i dwie kości udowe. To, przypuszcza, musi być ten całun, o którym opowiadali mu jego szpiedzy; podobno templariusze wykorzystywali go podczas przywracania zmarłych do życia. Wielkiego inkwizytora ogarnia zgroza, kiedy uświadamia sobie, że de Molay faktycznie wyszydzał cierpienie i świętość męki Jezusa Chrystusa, dokonując ceremonii zmartwychwstania z wtajemniczanymi templariuszami. Wtedy właśnie Imbert postanawia zastosować nowe metody śledcze. Tej nocy w celi znajdującej się pod paryską świątynią de Molay, ubrany jedynie w płócienną koszulę - typowy strój oskarżonych o herezję - z pętlą na szyi, zostaje powiadomiony przez Imberta, że ostatecznie zbrodnie i tak zostaną mu udowodnione. Czemu więc nie miałby oszczędzić sobie cierpień i przyznać się do swych win? Ku wielkiej uldze rozgniewanego Imberta wielki mistrz odmawia. Imbert zaczyna cytować Ewangelię. “Wtedy Piłat (...) Jezusa kazał ubiczować". (Mk 15,15) Ręce de Molaya przytwierdzono do ściany, a koszulę zarzucono mu na głowę. Dwóch pomocników inkwizytora wychłostało plecy wielkiego mistrza, posługując się przy tym pejczami z metalowymi kulkami. Siepacz stojący po prawej stronie, jako wyższy i bystrzejszy niż towarzysz, biczuje zarówno nogi, jak i plecy mistrza, ale nie tyka ramion. “Żołnierze (...) ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli mu na głowę". (Mk 15, 16) Przygotowaną koronę z cierni wtłoczono na głowę de Molaya, tak że krew popłynęła z jego czoła. “Lecz oni wołali: Ukrzyżuj Go, ukrzyżuj". (Łk23, 21) Następnie wielki mistrz został przymocowany do prymitywnie zbitego krzyża, jego przeguby zaś przebito gwoździami. Gwałtowne przebicie gwoździem prawej dłoni de Molaya sprawiło, że kciuk przyległ do niej tak gwałtownie, iż wyskoczył ze stawu, a paznokieć wbił się we wnętrze tej dłoni. Podeszwę jego lewej stopy przyciśnięto do podpory krzyża, nazywanej “pieńkiem", a dokładnie między drugą i trzecią kość śródstopia wbito duży gwóźdź. Kiedy tylko gwóźdź przebił ciało, siepacze umieścili jego lewą stopę na prawej, aby ten sam gwóźdź mógł przebić obie stopy. W ten sposób ciało de Molaya zawisło na trzech gwoździach. Utrata krwi była minimalna i wielki mistrz zachował całkowitą świadomość. De Molay doznał nie dającego się opisać bólu, kiedy ciężar ciała nagle pociągnął je w dół, wywołując traumatyczne napięcie w mięśniach rąk, ramion i klatki piersiowej. Podciągnięte do góry żebra utrudniały oddychanie. By uniknąć uduszenia, wielki mistrz musiał oprzeć ciężar ciała na swych przebitych stopach, aby płuca mogły pobierać powietrze. Panika wywołana niemożnością oddychania ustąpiła na chwilę miejsca ogromnemu bólowi, spowodowanemu oparciem na przebitym ciele. Efektem tego powtarzającego się dylematu była wzrastająca anoksja (brak tlenu), prowadząca do bolesnych skurczy i gwałtownego wzrostu przemiany metabolicznej. Między pytaniami Imbert w dalszym ciągu naśladuje wzór biblijny i podaje de Molayowi szmatę nasączoną octem, aby “ugasić" jego straszne pragnienie, raz jeszcze cytując Pismo. “Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić". (Mt 27, 48-49) Godziny wydają się całymi tygodniami i opór de Molaya zaczyna słabnąć. Pyta on Imberta, co ma powiedzieć, aby zdjęto go z krzyża. Imbert cytuje Pismo raz jeszcze. “Tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda". G 19, 34) Imbert wbija nóż w bok de Molaya, nie na tyle jednak głęboko, żeby zagroziło to jego życiu. Jacques de Molay, przybity do krzyża, przyznaje się do winy, znosząc te same przerażające cierpienia, które sprawiły, że mniej więcej 1280 lat wcześniej również Jezus stracił na chwilę swą wiarę. Teraz zostaje zdjęty z krzyża. Głębokie urazy, których doznało ciało de Molaya, spowodowały wydzielanie się dużej ilości kwasu mlekowego. Kwas ten przedostał się do krwiobiegu, doprowadzając do tzw. kwasicy krwi; jego mięśnie ogarnął trwały skurcz, niesłychanie wzrosło ciśnienie krwi, gwałtownie wzmogła się akcja serca. Z krzyża zostaje zdjęty w chwili, kiedy ma go już ogarnąć słodka w tej sytuacji śmierć. Guillaume Imbert cieszy się swym sukcesem i zamierza jeszcze upokorzyć cierpiącego. Każe umieścić de Molaya na tym samym całunie, którego ów używał, drwiąc sobie z Mesjasza. Kiedy siepacze kładą ciało wielkiego mistrza na płótnie, z twarzą zwróconą ku górze, i jego górną częścią przysłaniają głowę oraz przód ciała, Imbert nie może oprzeć się chęci przytoczenia ostatniego cytatu z historii Męki. “Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno". (Mt 27, 59) Owijając całunem przerażająco pokiereszowane ciało, Imbert proponuje ledwo przytomnemu wielkiemu mistrzowi, by teraz zmartwychwstał, jeśli uważa, że może się porównać z prawdziwym Chrystusem! * * * Inkwizycja otrzymała ścisłe rozkazy, które zabraniały jej pozbawić życia wielkiego mistrza templariuszy, ale też nie zamierzała pielęgnować heretyka, by odzyskał zdrowie. De Molay nie miał rodziny w rejonie Paryża, która mogłaby się nim zaopiekować, ale rodzinę taką miał Geoffrey de Charney, preceptor Normandii, również znajdujący się w więzieniu. Zawezwano rodzinę de Charneya i polecono jej zaopiekować się obu mężczyznami. Mieli umrzeć razem siedem lat później, kiedy obaj publicznie odwołali swe zeznania i zostali spaleni na wolnym ogniu stosu za ponowne popadniecie w “herezję". Namacalne dowody Jesteśmy w stanie zrekonstruować okoliczności tortur de Molaya, ponieważ do naszych czasów przetrwało pewne ważne świadectwo. Charakterystyczny qumrańsko--masoński całun, odnaleziony w paryskiej świątyni templariuszy i użyty do owinięcia zmasakrowanego ciała wielkiego mistrza, trafił wraz z nim do domu Geoffreya de Charneya, gdzie został obmyty, złożony i umieszczony w komodzie. Dokładnie pięćdziesiąt lat później, w 1357 roku, ten kawałek płótna długości czternastu stóp był eksponowany w Livey. Nie możemy być pewni co do tego, czy pokazano go publicznie, ponieważ liczył sobie pół wieku, lecz wiemy, dlaczego wszystkich interesował. De Molaya zdjęto z krzyża i pozostawiono w zimnym, wilgotnym podziemnym lochu, gdzie pot zmieszany z krwią i kwasem mlekowym zaplamił całun w miejscach przylegających do ciała. Ciało Jacques'a de Molaya “wymalowało" obraz jego cierpień na “masońskim" całunie wielkiego mistrza. Rodzina de Charneyów zabrała całun, opatrzyła rany de Molaya i musiała poświęcić wiele miesięcy, by przywrócić go do jakiego takiego zdrowia. Sam całun ukryto w domu, nie poświęcając mu już większej uwagi. Kuzyn Geoffreya de Charney, również noszący imię Geoffrey, został zabity przez Anglików w 1356 roku (rok przed wystawieniem całunu na widok publiczny) w bitwie pod Poitiers i wydaje się prawdopodobne, że wraz z nim odeszła wiedza o prawdziwym pochodzeniu całunu. Wizerunek odbity na całunie był zdumiewająco wyraźny. Zarysy ciała de Molaya stały się widoczne na płótnie wskutek działania kwasu mlekowego wypływającego wraz z krwią i wchodzącego w reakcje chemiczne z żywicznym kadzidłem użytym jako wybielacz bogaty w węglan wapnia. Długi nos, włosy spadające na ramiona i rozdzielone pośrodku, obfita broda rozwidlająca się u podstawy oraz dobrze zbudowane ciało wysokości sześciu stóp - wszystko to odpowiada znanemu skądinąd wizerunkowi ostatniego wielkiego mistrza Rycerzy Świątyni (ii. 9 i 20). Pierwsi ludzie, którzy ujrzeli całun, sądzili, że rozpoznali odbity na nim wizerunek, ponieważ pozostawał w zgodzie z ich wyobrażeniem człowieka, który doświadczył podobnego losu nieco ponad 1300 lat wcześniej; byli przekonani, że oglądają twarz Jezusa, a całun ten dzisiaj nazywamy Całunem Turyńskim. Wizerunek, który świat chrześcijański pokochał jako oblicze Boga, to w istocie obraz twarzy człowieka zamęczonego i zamordowanego w imię Boga nie przez Rzymian, lecz przez żądnego bogactw króla Francji, i to z poparciem Kościoła rzymskokatolickiego. Wielu ludzi szukało genezy Całunu Turyńskiego; co do nas, sądzimy, że rozwiązaliśmy jego zagadkę, chociaż nie ten cel nam przyświecał. Wszystkie teorie formułowane pierwotnie zawsze pomijały jakiś aspekt sprawy, ale w naszych poszukiwaniach Całun był jedynie fragmentem łamigłówki, który pomógł nam zrozumieć dylemat związany z postacią Hirama. W 1988 roku Watykan pozwolił na przeprowadzenie naukowych testów w trzech niezależnych instytutach, wykorzystujących metodę badania przedmiotów za pomocą węgla C-14; testy te wykazały w sposób rozstrzygający, że płótno Całunu nie mogło powstać wcześniej niż w roku 1260. Pamiętając, że Całun był potem prawdopodobnie używany przez jakiś czas, datowanie to oddaje stan faktyczny. Zadziwiające, że wyniki badań uczonych opublikowano 13 października, w rocznicę aresztowania i ukrzyżowania de Molaya! Jest tylko jedna szansa na 365, że był to wyłącznie przypadek, ale nie mogliśmy nie zadać sobie pytania o przyczynę zbieżności dat. Watykan zawsze zaprzeczał, że Całun jest świętą relikwią, ponieważ Kościół znał jego genezę: czy Rzym zatem nie uważał za właściwe, by dowieść tego w rocznicę powstania Całunu? Nauki Jezusa ostatecznie “umarły" wraz z nim, aby ustąpić miejsca hellenistycznym formułom misteryjnym autorstwa Pawła, “Męża Kłamstwa", jednakże jego kaźń przypomniano światu raz jeszcze przez ukrzyżowanie Jacques'a de Molaya. Przez 1274 lata dzielące oba ukrzyżowania prawdziwe teksty nauk Jezusa spoczywały “martwe i pogrzebane" pod Świątynią w Jerozolimie. Ale kiedy tylko nauki te ukazano światu, idee równości, odpowiedzialności społecznej i potęgi ludzkiego poznania po- jawiły się ponownie, by wypełnić umysłową próżnię stworzoną przez słusznie tak nazwane “wieki ciemne". Władzę polityczną, którą Cesarstwo Rzymskie traciło stopniowo w ciągu pierwszych trzech stuleci naszej ery, podtrzymał Konstantyn, uplótłszy skomplikowaną pajęczynę przesądów, mającą zniewolić umysły mas i w dalszym ciągu utrzymać je w poniżeniu. W jego oczach prości ludzie mieli jedynie produkować dobra i bogactwa w czasie pokoju oraz dostarczać żołnierzy w okresie wojny; jako nagrodę za smutne, pogrążone w ciemnocie bytowanie obiecywano im zmartwychwstanie i cudowne życie pośmiertne. Kościół rzymski przedstawiał ślepą wiarę jako cnotę, a chrześcijańską literaturę głoszącą potrzebę wiedzy opatrzył etykietą “gnostyckiej", to znaczy - w jego oczach - złej. Termin “gnostycki" pochodzi od greckiego słowa oznaczającego poznanie. Nie jest przypadkiem, że stulecia, które potocznie nazywa się “ciemnymi wiekami", odpowiadają okresowi między powstaniem Kościoła rzymskiego a ukrzyżowaniem Jacques'a de Molaya! Dzięki Bogu i prawdziwym naukom Jezusa epoka ciemności, która trwała 1250 lat, zaczęła ustępować miejsca jasnemu światłu rozumu. Wieść się roznosi W czasie gdy krzyżowano wielkiego mistrza, wielu templariuszom udało się wymknąć z sieci. Duża część floty templariuszy znajdowała się w atlantyckim porcie La Rochelle i jej dowódcy zapewne musieli zostać ostrzeżeni lub usłyszeć jakieś pogłoski, albowiem kiedy rankiem w piątek 13 października wzeszło słońce, przygotowani do przeprowadzenia aresztowań żołnierze ujrzeli tylko wodę tam, gdzie ubiegłej nocy flota stała na kotwicy. Okrętów zakonu nigdy już nie ujrzano, ale za to później nieraz widywano ich flagę wojenną - czaszkę i piszczele. Teraz mieliśmy ustalić, co stało się z tymi templariuszami, którym udało się uciec ze szponów króla Filipa. Nasze badania wykazują, że po ucieczce ich obecność można wykryć w dwóch miejscach: w Szkocji i Ameryce. Na podstawie zachowanych świadectw nie możemy być tego pewni, ale przez jakiś czas utrzymywały się pogłoski, jakoby okręty templariuszy dotarły do Szkocji i do Portugalii. Flota mogła zawinąć kolejno do obu tych krajów, ale nam wydaje się bardziej prawdopodobne, że rozdzieliła się zaraz po opuszczeniu La Rochelle: jedna część popłynęła do Szkocji, druga zaś pożeglowała w kierunku północnej części przyjaznej Portugalii, aby zaopatrzyć się w zapasy. Stamtąd wyruszyła ona w podróż, która często bywała przedmiotem dyskusji, ale z pewnością jej celem nie mogła być Ziemia Święta. Templariusze-żeglarze zwrócili dzioby swych okrętów na zachód i popłynęli wzdłuż 42. równoleżnika w poszukiwaniu kraju, który znali tylko ze zwojów nazorejskich i który nosił nazwę Merica. Francuscy rycerze mówili La Merica, a nazwa ta później zmieniła się po prostu w Amerykę. Niemal na pewno przybili oni do dzisiejszego Cape Cod, czyli Rhode Island w Nowej Anglii, w pierwszych tygodniach 1308 roku, stawiając stopę w Nowym Świecie niemal półtora wieku przed narodzinami Krzysztofa Kolumba. Jest to śmiałe twierdzenie, ale istnieje już niezaprzeczalne świadectwo, które wskazuje, że templariusze rzeczywiście dotarli do Ameryki, osiedlili się tam i podróżowali do niej ze Szkocji i z powrotem. W małym miasteczku Westford w stanie Massachusetts znajduje się wyobrażenie rycerza wyrzeźbione w płycie skalnej techniką dziurkowania. Słynny dziś rycerz nosi hełm i habit zakonu rycerskiego, a jego miecz widoczny w zwietrzałej skale ma rękojeść z gałką charakterystyczną dla mieczy europejskich rycerzy z XIV wieku. Dla nas jednak najbardziej fascynująca jest jego tarcza z wyraźnie zaznaczonym prostym wzorem; widnieje na niej jednomasztowy średniowieczny okręt żeglujący na zachód... ku jakiejś gwieździe. W Newport w stanie Rhode Island znajduje się drugi zabytek - zagadkowa wieża zbudowana w stylu okrągłych kościołów templariuszy. Zgodnie z opisami na jej kolumnach i łukach widnieją typowo romańskie detale architektoniczne. Data powstania tej zagadkowej wieży przypada na okres, w którym zniknęła flota templariuszy. Był to prawdopodobnie budynek o wielu funkcjach, zbudowany dla nowych kolonistów, służący jako kościół, wieża obserwacyjna i latarnia morska. Nie ulega wątpliwości, że budynek ten jest niezwykle stary, ponieważ na pewnej mapie z 1524 roku, rejestrującej odkrycie owego wybrzeża przez Europejczyków, włoski nawigator Giovanni da Verrazano zaznaczył położenie wieży z Newport, nazywając ją “willą normańską". Te odkrycia zdecydowanie wskazują na obecność templariuszy w Nowym Świecie, ale nie są jeszcze przekonujące. Jak jednak przedstawiliśmy to we wcześniejszej części książki, wiemy już, że kaplica w Rosslyn stanowi świadectwo niepodlegające dyskusji. Ta wyrafinowana budowla była dobrze znana jako miejsce, w którym templariusze zbierali się po ciosach zadanych im przez króla Filipa i papieża; wznoszono ją przez czterdzieści lat. Budowę ukończył Oliver St Clair na początku osiemdziesiątych lat XV wieku, czyli na kilka lat przed przybyciem Krzysztofa Kolumba do Ameryki. Kolumb przybył do Nowego Świata rankiem 12 października 1492 roku, lądując na jednej z Wysp Bahama, którą nazwał San Salvador; do właściwego kontynentu dotarł dopiero 1 sierpnia 1498 roku - była to Ameryka Południowa. Kiedy porównamy te daty, wielką korzyść przyniesie nam rzut oka na ornamentykę kaplicy w Rosslyn, ponieważ tam coś wyraźnie niemożliwego jawi się jako oczywiste. Jak stwierdziliśmy wcześniej, na sklepionych przejściach i suficie kaplicy widnieją wizerunki kolb kukurydzy i aloesu, wyrzeźbione jako elementy dekoracji; są to dwie rośliny, których Szkoci nie mogli znać. Indianie z Ameryki Północnej i Południowej uprawiali ekstensywnie kukurydzę w jej wszystkich odmianach, ale według dotychczasowej wiedzy nie była ona znana poza Nowym Światem przynajmniej do 1492 roku. Zgodnie z oficjalną historią nasiona kukurydzy po raz pierwszy przywieźli do Europy i Afryki szesnastowieczni odkrywcy i w końcu rozprzestrzeniły się one prawie na całym świecie. Te rzeźby roślin stanowią w dużej mierze integralną część konstrukcji kaplicy i musiały powstać kilka lat przed zakończeniem budowy; otrzymaliśmy więc pewny dowód, iż ludzie, którzy instruowali murarzy budujących kaplicę w Roslyn, musieli odwiedzić Amerykę przynajmniej ćwierć wieku przed Kolumbem. W świetle tak solidnego świadectwa możemy uznać rycerza z Westford i wieżę w Newport za to, czym faktycznie są - za pozostałości po templariuszach w kraju rwanym dziś Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej. Kraj gwiazdy zwany La'Merika Zanim zamkniemy temat pierwszych europejskich przybyszów w Nowym Świecie, chcielibyśmy wyjaśnić, dlaczego jesteśmy całkowicie przekonani, że Ameryka wzięła swą nazwę nie od przypadkowego podróżnika Ameriga Vespucciego, lecz od gwiazdy zachodu zwanej Merika. Zgodnie z przekonaniami nazorejczyków gwiazda ta była znakiem wskazującym idealny kraj leżący za oceanem, w kierunku zachodzącego słońca. Nie tylko odkryliśmy prawdziwe źródło tej nazwy, lecz także stwierdziliśmy, że łatwo można obalić tradycyjne wyjaśnienie. Standardowa koncepcja pochodzenia nazwy Nowego Świata, przytaczana rutynowo przez historyków, jest skutkiem nieporozumienia, którego ofiarą padł pewien mało znany duchowny. Nigdy nie wyjechał on dalej niż na kilka mil z klasztoru świętego Deodata w Wogezach, w Wielkim Księstwie Lotaryngii, na dzisiejszej granicy francusko-niemieckiej. Ten pełen entuzjazmu kapłan żywił namiętność do geografii i do nazw o głębokim znaczeniu. Przyjął on nader fantastyczny pseudonim Hylacomylus -od greckiego słowa określającego “las", łacińskiego oznaczającego “jezioro" i greckiego tłumaczonego jako “młyn". Kiedy wszystkie te słowa przełożymy z powrotem na jego ojczysty język niemiecki, otrzymamy nazwisko mnicha: Waldseemuller. Ten nieco ekscentryczny człowiek przewodził małemu zespołowi, który miał dostęp do maszyny drukarskiej i zbierał wszelkie dostępne informacje o świecie, włącznie z ekscytującymi wiadomościami o wielkim i tajemniczym kontynencie leżącym po drugiej stronie oceanu zachodniego. Ludzie ci napisali i wydrukowali w kwietniu 1507 roku przeszło stustronicowy tom, który zatytułowali Cosmographiae Introductio. Obejmował on tradycyjne zasady kosmografii, włącznie z podziałami planet, odległościami między większymi miejscowościami oraz szczegółami dotyczącymi wiatrów i klimatu, ale stał się również źródłem błędu, który na zawsze uczyni sławnym pewnego amatorskiego nawigatora. Waldseemiiller znalazł w relacjach żeglarzy pewną liczbę wzmianek na temat wielkiego kontynentu położonego na zachodzie, który opisywali oni jako “Amerykę", a wśród nich płomienny opis podróży włoskiego badacza nazwiskiem Amerigo Vespucci. Błędnie powiązał obie, niemające ze sobą nic wspólnego informacje, pisząc: “Otóż te części Ziemi (Europa, Afryka, Azja) zostały zbadane bardziej szczegółowo, a czwartą część odkrył Amerigo Vespucci (jak to dalej opiszemy). O ile zarówno Europa, jak i Azja otrzymały swe nazwy od niewiast, nie widzę powodu, dlaczego ktokolwiek miałby się sprzeciwiać nazwaniu tej części Amerige (z greckiego ge oznaczającego “kraj"), tj. krajem Ameriga, czyli Ameryką, od imienia Ameriga, jego odkrywcy, człowieka wielce utalentowanego". Waldseemuller wydrukował swą księgę i ogromną mapę z zaznaczonym nowym kontynentem nazwanym “Ameryka"; zawsze przyjmowano, że on był twórcą tej nazwy, ponieważ jego mapa pierwsza ją wymieniała. Słowa tego zakonnika, które wyżej przytoczyliśmy, przyjęto jako wyjaśnienie taktu, że posłużył się nazwiskiem Ameriga Vespucciego, ale w istocie żadną wskazówką nie są. Jeśli przeczytamy je uważnie, to przekonamy się, że jedynie zastanawiał się, dlaczego istniejąca nazwa “Ameryka" jest właściwa. Była to nazwa jego zdaniem lepsza od nazwy “Amerige", ale wiedział, dlaczego nazwa “Ameryka" miała sens. Waldseemuller i jego towarzysze napisali księgę piętnaście lat po “oficjalnym" odkryciu Nowego Świata przez Kolumba i dokładnie dwieście lat po wylądowaniu tam templariuszy. W każdym razie nierozsądne wydaje się założenie, że nikt nie nadał nazwy odkrytemu kontynentowi, zanim ten niemiecki zakonnik nie zaczął pisać księgi zatytułowanej Wprowadzenie do kosmografii. Dlaczego Waldseemuller, nie będąc przecież żeglarzem, mógłby sądzić, iż ma prawo do ochrzczenia nowego zakątka globu? Waldseemuller miał słuszność co do nazwy nowego kontynentu, ale mylił się w swych wyjaśnieniach. Jego upodobanie do nazw o ukrytym znaczeniu sprowadziło go na manowce, a potęga nowo odkrytej sztuki druku zapewniła rychłe rozpowszechnienie jego błędu. Krótko po napisaniu powyższych słów uświadomił sobie swój wielki błąd i publicznie odwołał twierdzenie, że Amerigo Vespucci odkrył Nowy Świat, ale wówczas było już za późno; ludzie przyswoili sobie wyjaśnienie, które, jak im się zdawało, miało pewien sens. Był to klasyczny przypadek zamiany historii w “bzdurę" (by sparafrazować określenie Henry'ego Forda). Kiedy tylko zostanie zaakceptowana jakaś konwencja, potrzeba intelektualnego dynamitu, aby ją usunąć. Przypadkowy mit Vespucciego należy do kulturowego folkloru w amerykańskim systemie edukacyjnym. Ale jeśli ktoś naprawdę chce zrozumieć Amerykę i siły, które stworzyły nowoczesne Stany Zjednoczone, powinien prześledzić ewolucję myśli nazorejskiej. Podsumowanie Upadek Rycerzy Świątyni oznaczał kres wielkiego zakonu, ale jego tragiczny finał umożliwił ukształtowanie się nowego ładu świata opartego na idei maat przetworzonej przez Jezusa. Rekonstruując ukrzyżowanie Jacques'a de Molaya i śledząc drogę ucieczki jego rycerzy, czuliśmy się bliscy znalezienia ostatniego ogniwa łączącego templariuszy z wolnomularstwem. Ciągle jeszcze było niejasne, dlaczego templariusze przekazali innym swe tajemnice, aby stworzyli nowy zakon zwany wolnomularstwem, ale przynajmniej wiedzieliśmy, gdzie szukać odpowiedzi, które wypełniłyby luki w naszej wiedzy. Dokonując przeglądu naszych odkryć związanych z ukrzyżowaniem Jacques'a de Molaya, nie mogliśmy nie ujrzeć w tym wydarzeniu największej cezury w dziejach społecznego rozwoju Zachodu. Atak na zakon templariuszy, jakiego dokonał chciwy i małostkowy król francuski, okazał się pierwszym istotnym krokiem w długim procesie uwalniania świata chrześcijańskiego od dominującej w nim zasady intelektualnej kastracji, której dokonywał Watykan, i budowy cywilizacji kierującej się pragnieniem poznania oraz uznaniem wolności jednostki. Tej drogi przejścia od autokracji do demokracji w rządzeniu i od arystokracji do merytokracji w strukturze społecznej, w kontekście tolerancji teologicznej nigdzie nie szukano z takim zaangażowaniem (i po części ją znaleziono), jak w Stanach Zjednoczonych Ameryki. ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Ponowne odkrycie zaginionych zwojów Dlaczego istnieją Stany Zjednoczone Ameryki? - oto pytanie, które nas dręczyło. Nie musiały przecież powstać i gdyby większości współczesnych obserwatorów odebrać dobrodziejstwo przewidywań po fakcie, niewielu dałoby Stanom Zjednoczonym jakąś szansę zostania centrum cywilizacyjnym świata i najpotężniejszym krajem na ziemi w ciągu niecałych dwóch stuleci. Stany Zjednoczone miały dać światu nowe idee, odmienne od kształtujących rzeczywistość w Europie, ale ustrój będący fundamentem tego kraju, w którym poszanowane są prawa jednostki, społeczeństwo jest odpowiedzialne za państwo i każdy człowiek osobiście odpowiada przed swoim Bogiem, musiał mieć gdzieś swe źródło. Przeczuwaliśmy, że idee te, zachowane dzięki wolnomularstwu i templariuszom, wyszły od człowieka znanego jako Jezus, który sam żył w czasach ucisku i szukał równości, sprawiedliwości oraz oświecenia dla całego swego ludu. Zasięg jego światopoglądu nie mógł przekraczać i nie przekraczał granic jego własnego kraju, ale z biegiem czasu przesłanie, które przyniósł światu, usłyszano i zaczęto urzeczywistniać. Poniższe słowa uważamy za szczególnie interesujące: “Przestrzegajcie wiary i sprawiedliwości wobec wszystkich narodów; kultywujcie pokój i harmonię ze wszystkimi. Religia i moralność nakazują takie postępowanie, a czyż właściwa polityka również go nie nakazuje? Godne wolnego, oświeconego i niezadługo wielkiego narodu będzie danie ludzkości przykładu kraju zawsze kierującego się sprawiedliwością i dobrą wolą"'. W.M. Thayer, George Washington. Słowa te wypowiedział Jerzy Waszyngton w swej pożegnalnej mowie, a wyraźnie potwierdzają one to, co już dobrze wiemy: że pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych był wolnomularzem do końca swoich dni. W osobliwy sposób przypominają one również zapomniane nauki Jezusa, kiedy podkreślają znaczenie “wolności", “oświecenia", “pokoju", “dobrej wiary", “sprawiedliwości" i “dobrej woli", jak również wtedy, gdy dają wyraz aspiracji do budowy “wielkiego narodu" i powiązania religii z moralnością. Te określenia użyte przez Waszyngtona mogą ludziom współczesnym wydawać się truizmami, których po prostu zwykło się używać przy takiej okazji, ale w okresie, kiedy je wypowiadano, były szczególnie godne uwagi. Konstatacja, że artefakty znalezione na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych są pochodzenia templariuszowskiego, nie wyjaśnia, w jaki sposób postawiony poza prawem francuski zakon mógł wpłynąć na treść założycielskich zasad ustrojowych tego kraju. Aby zrozumieć bieg wydarzeń, postanowiliśmy najpierw przyjrzeć się innej placówce templariuszy, znajdującej się w odległości trzech tysięcy mil po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego, na zachodnim wybrzeżu Szkocji. Osiedlenie się templariuszy w Szkocji po upadku ich zakonu na kontynencie europejskim jest dobrze udokumentowane, a ślady są widoczne jeszcze dzisiaj. W kościele w Kilmartin, niedaleko Loch Awe w Argyll, możemy odnaleźć płaskorzeźby nagrobne przedstawiające postaci templariuszy; ponadto na cmentarzu przy kościele znajduje się wiele grobów masońskich. Kiedy odwiedzaliśmy to miejsce w 1990 roku, naszą uwagę natychmiast przykuł marynarski pomnik umieszczony przy murze cmentarnym i poświęcony pewnemu kapitanowi, który zginął na morzu w XVII wieku. Uderzyły nas elementy zdobienia pomnika: dwie kolumny otaczające czaszkę i skrzyżowane piszczele, które symbolizowały wojenną flagę floty templariuszy oraz znak mistrza masona, a zarazem stanowiły motyw łączący wolnomularstwo z Sekenenre Tao. Było to niezwykle ekscytujące, ale jeszcze bardziej ekscytująca była duża liczba templariuszowskich grobowi rzeźb na cmentarzu. Dyskutując, doszliśmy do wniosku, że jeśli na początku XIV wieku znaczna liczba templariuszy uciekła do Argyll, to można by oczekiwać, że istnieje jeszcze więcej miejsc ich pochówku. W ciągu najbliższych kilku tygodni, wyjeżdżając z Kilmartin, badaliśmy wszystkie stare cmentarze, jakie tylko mogliśmy znaleźć. Wkrótce też odkryliśmy kilka innych miejsc, w których znajdował się przynajmniej jeden grób templariuszowski, a przy okazji znaleźliśmy niezwykle stare groby ozdobione symbolami masońskimi. Od dawna wiedzieliśmy, że od czasu, kiedy Hugo de Payens poślubił Katarzynę de St Clair, templariusze zachowywali ścisłe kontakty z tym rejonem Szkocji. W istocie pierwsza siedziba templariuszy poza Ziemią Świętą została zbudowana w dobrach rodziny St Clair, położonych na południe od Edynburga i dziś znanych jako Tempie. Z początkiem XIV wieku templariusze mieli wiele posiadłości w Szkocji i cieszyli się wielką sympatią oraz szacunkiem ludu. Szkockie sanktuarium Szkocja zawsze była ważnym miejscem dla zakonu templariuszy, ale wykryliśmy, że polityczne wydarzenia w tym kraju uczyniły z niego szczególnie stosowne miejsce azylu po próbie zniszczenia zakonu podjętej przez króla Filipa i papieża. Po śmierci króla Aleksandra III w 1286 roku starodawna dynastia władców pochodzenia celtyckiego wymarła, ponieważ Aleksander nie miał dzieci, braci ani sióstr. Bezpośrednią dziedziczką tronu była Małgorzata, “Panna z Norwegii", ale zmarła w drodze do Szkocji, pozostawiając otwartą sprawę sukcesji. Kraj osłabł wskutek walk wewnętrznych i król Anglii Edward I wykorzystał tę sytuację, by udzielić poparcia Janowi z Balliol, jednemu z pretendentów do tronu, w zamian domagając się, żeby ten został jego wasalem i złożył mu hołd w imieniu swego szkockiego królestwa. Ludność Szkocji nie dała się oszukać, toteż nowy władca był królem niepopularnym, nazywanym Toom Tabard, co oznaczało dosłownie “Pustą suknię", a w przenośni marionetkę Edwarda I. Również król angielski nie szanował tego człowieka i traktował go jak zwykłego wasala, a pewnego razu poniżył, nalegając, żeby Balliol stanął przed sądem za dług rzekomo niezapłacony pewnemu londyńskiemu importerowi wina. W końcu Balliol w 1296 roku zwrócił się przeciwko Edwardowi, odrzucając polecenie króla, by pomógł mu w walce z Francuzami. W odpowiedzi Edward ruszył na Berwick i usunął Balliola z tronu, zmuszając go do emigracji i przejmując bezpośrednie rządy nad Szkocją. Aby upewnić się, że żaden Celt nie będzie mógł wysunąć roszczeń do tronu, kazał wywieźć ze Szkocji symbol jej niepodległości - starożytny Kamień Przeznaczenia, czyli Kamień ze Scone, jak go również nazywano. Tego niewielkiego, a prymitywnie ociosanego prostokątnego kamiennego bloku, na którym od dawna koronowano królów Szkocji, nigdy nie zwrócono i w dalszym ciągu znajduje się on pod angielskim tronem w opactwie Westminster. Ukradłszy symbol niepodległości Szkocji, król angielski ustanowił w kraju gubernatora, aby rządził w jego imieniu. Do pierwszego powstania doszło bardzo szybko, kiedy to szlachcic William Wal- lace zabił szeryfa z Lanark z zemsty za zamordowanie jego żony w 1297 roku. Był to afront wobec króla angielskiego i Wallace zostałby surowo ukarany, gdyby zdecydowanie nie poparł go cały naród, co doprowadziło w efekcie do wielkiej bitwy pod Stirling Bridge 11 września 1297 roku, w której wojska Edwarda poniosły klęskę. Edward I zawarł pokój z Francuzami, a następnie poświęcił całą uwagę kłopotliwemu Wallace'owi, którego w następnym roku pokonał pod Linlithgow. Wallace'owi udało się uniknąć niewoli i natychmiast udał się do Francji, gdzie szukał poparcia dla swej sprawy u starych wrogów Edwarda. Powiada się, że otrzymał od króla Filipa listy polecające do papieża Klemensa V, a poparcie, którego udzieliła mu rodzina Morayów (ich nazwisko zawsze łączono z templariuszami i wolnomularstwem), dowodzi, iż w tym czasie wszedł w styczność z templariuszami. Poparcie to okazało się Ważne, ponieważ między Szkotami a Anglikami doszło do bitwy pod Roślin w 1303 roku i bitwę tę wygrali Szkoci z pomocą templariuszy, którym przewodził członek rodziny St Clairów. Wallace pozostawał człowiekiem wyjętym spod prawa i poszukiwanym przez Anglików przez siedem lat, zanim został zdradzony i odesłany do Londynu, gdzie go powieszono, a ciało poćwiartowano w 1305 roku. Po egzekucji części jego ciała prezentowano w Newcastle-on-Tyne, Berwick, Stirling i Perth. W tym okresie niepokojów żyło dwóch Szkotów, którzy mieli autentyczne, ale nie bezsporne prawo do tronu: jednym z nich był Robert Bruce, ósmy earl Carrick, drugim zaś John Comyn. Robert był człowiekiem ambitnym, który zrazu szukał poparcia u Edwarda I, ale jego sympatia dla Anglików zaczęła słabnąć, kiedy poczuł, ie. nie otrzyma władzy. Kiedy Robert zaczął badać inne opcje wzmocnienia swej pozycji w Szkocji, jego przeciwnik Comyn wykorzystał sytuację i doniósł Edwardowi, że Robert Bruce spiskuje przeciwko niemu. Król zbagatelizowałby taką błahostkę Dez zastanowienia, ale jeden z popleczników ostrzegł Roberta Bruce'a o grożącym mu niebezpieczeństwie i ten musiał szybko podjąć decyzję. Możliwości manewru nagle zmniejszyły się, toteż Bruce zdecydował się na ogromne ryzyko. Wiedział, że w kraju tli się płomień oporu i że Szkoci niełatwo uznaliby króla, który pozostawałby angielskim wasalem, toteż postanowił, że będzie tą iskrą, która podpali beczkę prochu. Wiedział, że Comyn był faworytem papieża i cieszył się sympatią Edwarda I, toteż uciekł się do fortelu. Dopuścił się publicznej obrazy papieża i króla, jednocześnie zaś podniósł bunt w imię celtyckiego odrodzenia. Dokonał tego z całą premedytacją iv dniu, kiedy zwabił Comyna do kościoła franciszkanów w Dumfries i zaatakował go la stopniach ołtarza. Kiedy Comyn leżał, krwawiąc, Robert nie dopuścił zakonników chcących pomóc umierającemu i stał nad nim, dopóki nie upewnił się, że jego przeciw-lik wykrwawi się na śmierć. Ten brutalny czyn popełniony w poświęconym miejscu wywołał gniew zarówno Edwarda, jak papieża, ale szkoccy patrioci uznali go za bohaterski akt otwartego sprzeciwu wobec Anglików, ponieważ Comyn odziedziczył prawa do tronu Jana z Balliol, a popierał go król Edward I. Dziesiątego lutego 1305 roku papież zareagował ekskomuniką Roberta Bruce'a. Mimo tej dotkliwej kary Bruce trzynaście miesięcy później miał już pełne poparcie celtyckich panów i został! koronowany na króla Szkocji przez hrabinę Buchan w Scone; wszakże w ceremonii nie można już było użyć Kamienia Przeznaczenia. Tak wyglądała sytuacja w Szkocji, kiedy część floty templariuszy zdecydowała się pożeglować do Argyll i Firth of Forth, gdzie, jak wszyscy wiedzieli, Robert Bruce prowadził walkę z Anglikami. Ekskomuniką Roberta Bruce'a i więzy łączące rodzinę St Clairów z Rosslyn zdecydowały, że Szkocja jawiła się jako najwłaściwsze miejsce schronienia - było to jedno z niewielu miejsc na ziemi, gdzie templariusze mogli ukryć się przed prześladowaniami papieża. Ze względu na wojnę z Anglikami tem- plariusze wiedzieli również, że jako wprawni wojownicy zostaną przyjęci z otwartymi ramionami. Zaledwie trzy miesiące przed dniem, w którym Filip Piękny wciągnął templariuszy w pułapkę, Edward I umarł, a następcą został jego słabowity syn Edward II. Nowy władca niemal natychmiast wycofał się do Anglii, pozwalając Robertowi I rozprawić się z wrogami w Szkocji. Historia notuje, że Bruce miał okres niepowodzeń w latach 1306-1307, ale potem znalazł wyjście z sytuacji i zebrawszy nowe siły, zaczął systematycznie uwalniać swe królestwo od Anglików. Największy triumf Szkoci odnieśli w bitwie pod Bannockburn 6 listopada 1314 roku. W dniu tym armia Bruce'a była już bliska klęski, kiedy interwencja nieznanej siły rezerwowej gwałtownie zmieniła sytuację i zapewniła zwycięstwo Szkotom. Szybko rozpowszechniły się wieści, jakoby ci tajemniczy wojownicy przybyli do walki pod wojennym sztandarem templariuszy - Beausant. Rzeczywiście jedynym możliwym wyjaśnieniem może tu być interwencja templariuszy. W tym samym więc roku, w którym Jacques de Molay i Geoffrey de Charney zostali żywcem spaleni w Paryżu, bitwę pod Bannockburn Szkoci wygrali dzięki przybyciu posiłków pod wodzą wielkiego mistrza miejscowych templariuszy, sir Williama St Claira. Zwycięstwo pod Bannockburn zapewniło spokój rządom Bruce^ w Szkocji. Rodzina St Clairów za udział w walce została hojnie wynagrodzona, ponieważ otrzymała biskupstwo i dodatkowe ziemie powiększające majętności w Rosslyn. To wielkie zwycięstwo było ważnym krokiem w kierunku zapewnienia Szkocji trwałej niepodległości. Król Robert I spędził resztę życia, walcząc z Anglikami w Irlandii i wzdłuż granic Szkocji, aż w końcu w 1328 roku Anglia formalnie uznała Szkocję za kraj niepodległy. Z punktu widzenia wolnomularzy interesujące jest, że bitwę pod Bannockburn stoczono w najdłuższym dniu roku, po dziś dzień czczonym przez nich jako dzień św. Jana Chrzciciela. Wydaje się, że templariusze znaleźli spokojną przystań w Szkocji, ale korzyści były obustronne, ponieważ król Szkocji potrzebował tych zawodowych wojowników - prawdopodobnie zrazu w dziedzinie planowania strategicznego, w końcu jednak także do pomocy w bezpośrednich walkach. Przez pewien czas templariusze byli bezpieczni pod władzą obłożonego ekskomuniką Roberta I. Chociaż ten stan rzeczy sprzyjał zakonowi, to jednak nie sprzyjał Szkocji, ponieważ królestwo, którego król był ekskomunikowany, uważano za kraj pogański, a każdy władca chrześcijański miał prawo zorganizować krucjatę przeciwko poganom. Dopóki nie przywrócono by w końcu dobrych stosunków między królem Szkocji a biskupem Rzymu, Szkocji groziła inwazja. W 1317 roku papież Jan XXII próbował narzucić rozejm Szkotom oraz Anglikom i, jak się mówiło, wpadł w furię, kiedy Robert Bruce odpowiedział aneksją pogranicznego miasta Berwick, dokonując na nie niespodziewanego ataku. Stosunki papiesko-szkockie jeszcze bardziej pogorszyły się na skutek rozpowszechnianych przez Anglików na dworze papieskim plotek o wojowniczości i uporze Szkotów. W 1320 roku papież posłał dwóch swoich legatów - Jamesa (Czarnego) Douglasa i earla Moraya - by ponownie ogłosili ekskomunikę Bruce'a. Szkoci odrzucili oskarżenia w Deklaracji z Arbroath, którą baronowie królestwa ogłosili 6 kwietnia 1320 roku. Ma ona charakter nader wolnomularski, a w odniesieniu do Roberta Bruce'a stwierdza: “Wszyscy byli z nim związani na mocy prawa i z racji służby, którą pełnił dla dobra swego ludu (...) Szlachetni panowie powiadają, że walczyli «nie dla chwały czy bogactw lub honorów, lecz jedynie o wolność, której żaden prawdziwy mąż nie odda nikomu, chyba że wraz ze swym życiem»". Deklaracja podaje również definicję władzy królewskiej: “właściwa i zgodna z prawem zgoda całego ludu uczyniła go naszym królem i księciem. To wobec niego jesteśmy zobowiązani i zdecydowani zachować przywiązanie we wszystkich sprawach zarówno z racji jego prawa i jego własnych zasług, jak i dlatego, że jest on osobą, która przywróciła ludowi bezpieczeństwo, broniąc wolności. Ostatecznie jednak, gdyby ten książę miał porzucić zasady, zgodnie z którymi tak szlachetnie postępował, i zgodził się, żebyśmy my lub nasze królestwo zostali poddani królowi lub narodowi Anglii, to natychmiast podejmiemy wysiłek, by wygnać go jako naszego wroga i jako tego, który obala zarówno własne, jak i nasze prawa; i wybierzemy innego króla, który będzie bronił naszych wolności". Baronowie Szkocji byli templariuszami lub krewnymi templariuszy, toteż nie może dziwić, że ich “nazorejski" styl myślenia przebija z tego niezwykle demokratycznego dokumentu, który króla sprowadza właściwie do pozycji prezydenta. Jest wielce prawdopodobne, że jednym z sygnatariuszy tego dokumentu był lord Henry St Clair z Rosslyn. Z pewnością - rozumowaliśmy - fakt, że myślenie nazorejsko-templariuszowsko- masońskie pojawiało się w wielu ważnych momentach historii Zachodu, przede wszystkim wtedy, gdy chodziło o sprawę przewodzenia ludowi i sprawę woli ludu, musiał mieć jakieś znaczenie. W Anglii, sto lat przed Deklaracją z Arbroath, Magna Charta została podpisana przez króla Jana wskutek perswazji grupy baronów, do której także należeli templariusze. Do dziś dnia jest to jedyny dokument w konstytucji angielskiej, który można, z grubsza biorąc, porównać z Bili of Rights Stanów Zjednoczonych - dokumentem, który, jak zobaczymy później, miał charakter całkowicie wolnomularski. W październiku 1328 roku z przyczyn politycznych, które nie mają znaczenia dla naszej opowieści, papież Jan XXII zdjął z Roberta I nałożoną nań ekskomunikę. Teraz już prawowity król szkocki umarł w pięćdziesiątym piątym roku życia 3 czerwca 1329 roku, tylko dziesięć dni przed ogłoszeniem przez Jana XXII bulli publicznie uznającej jego prawo do tronu. Następcą Roberta był jego syn Dawid II, który miał zaledwie pięć lat; regentem mianowano lorda Randolpha, członka rodziny Morayów i wuja earla Moraya. Zgon Roberta Bruce'a nie oznaczał końca jego powiązań z templariuszami. Przed śmiercią złożył on śluby, że uda się do Jerozolimy, by walczyć z Saracena-mi, i z szacunku dla zmarłego władcy jego zabalsamowane serce sir William de St Clair i sir James Douglas zabrali na ostatnią krucjatę do Jerozolimy, ale niestety polegli w drodze w Andaluzji. Serce Bruce'a nigdy nie dotarło do Świętego Miasta; powróciło do kraju, gdzie pogrzebano je w opactwie Melrose, podczas gdy sir Williama pochowano w Rosslyn. Kiedy tylko Szkocja ułożyła swe stosunki ze światem chrześcijańskim, templariusze musieli zniknąć z oczu, stając się towarzystwem tajemnym, ponieważ potężny Watykan był teraz w stanie prześladować swych wrogów w całej Europie. Na szczęście w okresie przejściowym członek templariuszowskiej rodziny Morayów był regentem i rządził w imieniu małoletniego króla Dawida II. Templariusze wykorzystali ten czas do zaplanowania przyszłej organizacji, mającej zastąpić ich potępiony zakon i przechować wielkie tajemnice, które im powierzono. Powrót do Rosslyn Nowy tajemny zakon miał zapewnić przetrwanie rytów i myśli templariuszowskiej, a plany takiej zmiany musiały być opracowywane jednocześnie z negocjacjami z Watykanem. Kiedy Szkocja raz jeszcze oddawała hołd papieżowi, tamtejsi templariusze stali się już niewidzialni dla tych, którzy nie wiedzieli, gdzie ich szukać, a jednym z miejsc, w których należało ich szukać, były dobra St Clairów. W rozdziale 5 napisaliśmy, że kaplica w Rosslyn, zbudowana przez Williama St Claira, okazała się niezwykle ważna dla naszych badań, ponieważ właśnie konstrukcja tego budynku wskazywała na związek między templariuszami a wolnomularstwem. Wykorzystanie wyobrażenia amerykańskich roślin (aloesu i kukurydzy) jako dekoracji dostarczyło nam niewątpliwego dowodu, że ktoś związany z St Clairami przebył Atlantyk w zdumiewająco wczesnym okresie. Nasze pierwsze odwiedziny w tej kaplicy, zbudowanej przez earla Williama St Clair, miały miejsce jakieś cztery lata wcześniej, a ponieważ z czasem zdobyliśmy ogromną wiedzę, przeto postanowiliśmy powrócić w to kluczowe miejsce. Raz jeszcze wyruszyliśmy o 7.30 rano i krótko po południu przybyliśmy do cichej szkockiej wioski. Był przyjemny ciepły dzień wczesnego lata, a przesuwające się po niebie chmury powodowały, że słońce rzucało swe promienie tu i ówdzie na zielone wzgórza, oświetlając w cudowny sposób wieżyczki kaplicy w Rosslyn. Wchodząc do kaplicy, mieliśmy poczucie, że witamy się ze starym przyjacielem. Była ona nam znana i zachęcała do wejścia, a zarazem wydawała się tak interesująca i ekscytująca, że mieliśmy nadzieję zdobyć tu mnóstwo nowych informacji. Chcieliśmy też sprawdzić odkrycia dokonane gdzie indziej. Wchodząc do budynku, z przyjemnością stwierdziliśmy, że nie ma w nim nikogo tak że bez przeszkód mogliśmy cieszyć się spokojem w jego wnętrzu. Kaplica w Rosslyn sprawia wrażenie, jakby przenikał ją żywy duch, poczucie teraźniejszości powiązanej z nieskończoną przeszłością. Obaj lubiliśmy odwiedzać budynki kościelne, ale w porównaniu z Rosslyn każdy znany nam kościół wydawał się pusty i bez życia. Trudno opisać uczucie ciepła, które ogarnia człowieka w tej średniowiecznej budowli, o ile nie chce się popaść w śmieszność, ale Robert trafił w sedno, stwierdzając, że jest to jedyny kościół czy kaplica, gdzie mógłby spokojnie przespać całą noc w samotności. Przeszliśmy przez nawę, ciesząc się tym miejscem, a następnie zwróciliśmy uwagę przede wszystkim na ornamenty przedstawiające kukurydzę i aloes, podświadomie chcąc upewnić się, czy to, co widzieliśmy, nie było tworem naszej wyobraźni podczas pierwszych odwiedzin. Nie musieliśmy się niepokoić; nie było żadnych wątpliwości co do ornamentów, na które patrzyliśmy. Kiedy przyglądaliśmy się nadprożu z wyobrażeniem kaktusa, od północnych drzwi podeszła do nas kobieta pełniąca tu urząd wikarego i z ciepłym uśmiechem zapytała, czy widzieliśmy już rzeźbę kukurydzy. Odpowiedzieliśmy, że ją widzieliśmy, i zaczęła rozmawiać z nami na ten temat. Okazało się, że wielebna Janet Dyer ma wykształcenie botaniczne, a jej mąż jest botanikiem z zawodu. “Kaktus aloesu jest szczególnie godny uwagi, prawda?" - powiedziała, spoglądając na fryz. “Przypuszczam, że mogło to być coś innego... ale cóż, tak naprawdę nie wiem, co to jest, jeśli nie aloes". Obróciła się nieco w lewo i wskazała na sklepienie z wyobrażeniem kukurydzy: “Mój mąż powiada, że kukurydzę oddano bardzo dokładnie, choć prawdopodobnie jest to roślina jeszcze niedojrzała". Według jej słów książę Henry St Clair, pierwszy jarl (earl) St Clair z Orkadów, dzięki pieniądzom templariuszy wyposażył flotę dwunastu okrętów, które udały się w podróż do Nowego Świata. Flota, na której czele stał Antonio Zeno, wylądowała przed rokiem 1400 w Nowej Szkocji i zbadała wschodnie wybrzeże dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Data ta jest pewna, ponieważ Henry St Clair został zamordowany po swym powrocie właśnie w owym roku. Wydaje się logiczne, że podczas takiej ekspedycji musieli ginąć ludzie, a rodzina St Clairów twierdzi, iż sir James Gunn umarł w Ameryce i został tam pochowany. Wizerunek średniowiecznego rycerza znaleziony w Westford w stanie Massachusetts stanowi, jak twierdzą, przygotowany w pośpiechu nagrobek. Dowód na poparcie tego przypuszczenia znaleźliśmy w krypcie pod kaplicą, gdzie mała tarcza herbowa zawieszona na ścianie pokazuje po swej lewej stronie, nad ząbkowanym krzyżem rodziny St Clairów, jednomasztowy żaglowiec identyczny z tym, jaki znajduje się na tarczy rycerza z Westford. Również on kieruje się na zachód, ale zamiast zwiniętych żagli pod gwiazdą zachodnią prezentuje pełne żagle płynącego statku. Rozglądając się po kaplicy, Robert zwrócił uwagę na organy Hamiltona, które znajdowały się na zbudowanej w stylu wiktoriańskim galerii na zachodniej ścianie. “Czy mogę im się przyjrzeć?" - zapytał wielebną Janet. “Naturalnie, proszę bardzo". Jej odpowiedź była tak uprzejma i życzliwa, że Robert postanowił zaryzykować jeszcze jedną prośbę. “Czy będzie pani miała coś przeciwko temu, jeśli na nich zagram? W mojej rodzinnej miejscowości jestem organistą w kościele pod wezwaniem Jezusa Chrystusa". Otrzymawszy pozwolenie, Robert wspiął się po spiralnych schodach i wszedł na galerię, gdzie znajdowały się organy. Po kilku minutach w całej nawie rozbrzmiewały dźwięki szkockiej muzyki, podczas gdy ja filmowałem wszystkie interesujące przedmioty. Kiedy zaczęliśmy przyglądać się szczegółom budynku, naszą uwagę szybko przyciągnęły wolno stojące kolumny, których było czternaście. Dwanaście miało identyczną formę, dwie zaś, o szczególnym i wręcz wspaniałym kształcie, znajdowały się na wschodnim końcu kaplicy. Kolumna po lewej stronie znana jest jako Kolumna Murarza i odznacza się pięknymi proporcjami oraz pewną elegancją. Kolumna po prawej jest zupełnie inna; znana pod nazwą Kolumny Czeladnika jest bogato zdobiona czterema kwietnymi pasami, schodzącymi spiralnie w dół wokół rowkowanego środka od rogów kapitelu aż do podstawy. Symbole musiały być ważne dla budowniczych tej kaplicy, ale o ich znaczeniu dawno zapomniano. Jednakże dokonana przez nas rekonstrukcja przeszłości pozwoliła zrozumieć, co oglądamy. Tak zwana Kolumna Murarza stanowi faktycznie formę kapłańskiej kolumny znanej wolnomularzom jako Jakin, a nazorejczykom jako cedeq, podczas gdy Kolumna Czeladnika to królewska kolumna zwana Boaz i reprezentująca moc, miszpat. Musieliśmy jednak poszukać jakichś odniesień do Hirama Abifa; byłoby dziwne, gdyby w tej templariuszowsko-masońskiej budowli nie znajdowała się figura z dziurą w czole, wyróżniająca się raną głowy, która, jak już wiemy, najpierw była raną Sekenenre Tao. I oczywiście była tam. Wysoko w rogu, w którym stykają się ściany południowa i zachodnia, na poziomie organów znajduje się głowa z długim i głębokim cięciem na prawej skroni, a naprzeciw zachodniej ściany widnieje głowa człowieka, który zabił faraona. Głowy te były znane przez setki lat, ale o ich prawdziwym znaczeniu zapomniano. Aby się im lepiej przyjrzeć, wspięliśmy się po spiralnych schodach na galerię organową i z niewiarygodnie szpetnego baptysterium z 1882 roku roztoczył się przed nami wspaniały widok na kaplicę. Z tego miejsca wyraźnie mogliśmy widzieć zranioną głowę Hirama Abifa. Szramę zauważono już dawno i na ogół przyjmowano, że jest to głowa zamordowanego czeladnika, a po drugiej stronie znajduje się głowa jego mistrza - zabójcy. Według tej legendy pewien mistrz kamieniarski udał się do Rzymu, szukając natchnienia, by wznieść “królewską" kolumnę, ale pod nieobecność pana jego czeladnik szybko zaprojektował i zbudował tę kolumnę; jest to kolumna, która stoi w tym miejscu do dzisiaj. Ponieważ była ona lepsza od wszystkiego, co mistrz dotychczas wykonał, po powrocie do Rosslyn uderzył czeladnika młotkiem i zabił go na miejscu. Opowieść ta brzmi jak zniekształcona wersja masońskiej legendy o Hiramie Abifie. William St Clair sam opracował całą konstrukcję budowli, począwszy od pierwszego jej projektu. Aż do śmierci w 1484 roku, która nastąpiła tylko dwa lata przed zakończeniem dzieła, osobiście nadzorował każdy szczegół. Każdą rzeźbę, choćby najmniejszą, najpierw wykonywano w drewnie, a następnie przedstawiano mu do aprobaty i dopiero w razie pozytywnej opinii wykonywano ją w kamieniu. William St Clair sprowadził do Szkocji kilku najlepszych europejskich murarzy, aby zrealizowali ten wielki projekt. Zbudował wieś Roślin, żeby mieli gdzie mieszkać. Płacił mistrzom ogromną wówczas sumę czterdziestu funtów rocznie, pomniejszym zaś murarzom też nieźle - dziesięć funtów rocznie. Między bajki należy więc włożyć opowieść, że zwykły czeladnik mógłby wznieść te wszystkie cuda. Aktualni zarządcy kaplicy w Rosslyn nie wiedzieli tego, ale głowa znajdująca się wysoko naprzeciw północno-wschodniego rogu jest wyobrażeniem Sekenenre Tao, ostatniego prawowitego króla Egiptu. Niech się stanie światłość W toku rozmowy o prawdziwym znaczeniu obu kolumn i zranionej głowy oraz o powodach zapomnienia pierwotnych przyczyn ich powstania powoli, lecz pewnie z naszych oczu zaczęły spadać łuski niewiedzy. Czy byliśmy ślepi? Wielkie światło prawdy związanej z tą budowlą zdawało się ukazywać nam sprawy oczywiste: kaplica w Rosslyn w ogóle nie była kaplicą, nie była nawet budowlą chrześcijańską! Przede wszystkim nie ma w niej ołtarza. Aby można było wykorzystywać ją jako kaplicę, w centrum budynku ustawiono stół, ponieważ miejsce we wschodniej części zajęły kolumny. Za Boaz i Jakin znajdują się trzy kamienne piedestały oparte o ścianę, ale nie są to ołtarze. Budowli tej nie wzniesiono jako miejsca kultu chrześcijańskiego! Dowiedzieliśmy się, że inny William St Clair, który później został pierwszym wybranym wielkim mistrzem Wielkiej Loży Szkocji, miał przykrości ze strony Kościoła, ponieważ ochrzcił swe dzieci w tym budynku, ale znaczenia tego wydarzenia uprzednio nie rozumieliśmy. Studiując dzieła historyków, stwierdziliśmy, że kaplicę w Rosslyn trzeba było ponownie konsekrować w 1862 roku, albowiem brakowało pewności, czy przedtem w ogóle była konsekrowana. W istocie jednym z zastrzeżeń, jakie król Jakub VI wysunął wobec earla Rosslyn, a zarazem wielkiego mistrza masonów, było ochrzczenie dzieci w świątyni niemającej charakteru chrześcijańskiego. Im głębiej badaliśmy sprawę, tym bardziej stawała się oczywista. Symbolika egipska, celtycka, żydowska, templariuszowska i wolnomularska występuje tu w obfitości. Mamy obsypany gwiazdami sufit, rośliny dobywające się z ust celtyckiego Zielonego Człowieka, splątane piramidy, wizerunki Mojżesza, wieże Niebiańskiego Jeruzalem, ząbkowane krzyże, jak również węgielnice i cyrkle. Jedyne pewne wyobrażenia chrześcijańskie znajdujemy w późniejszych wiktoriańskich dodatkach: są to okna z witrażami, odrażająca chrzcielnica i posąg Madonny z Dziecięciem. Kościół episkopalny określił pewne niewielkie elementy dekoracji jako chrześcijańskie, ale po bliższym przyjrzeniu się wcale na takie nie wyglądają. Na ścianie północnej znajduje się mały fryz przedstawiający ukrzyżowanie. Ale są podstawy, aby sądzić, że nie jest to ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa; przedstawiono tu mękę ostatniego wielkiego mistrza Rycerzy Świątyni Jacques'a de Molaya. Przede wszystkim wszyscy uczestnicy kaźni noszą stroje średniowieczne, włącznie z zakapturzonymi siepaczami inkwizycji. Szczegóły oddano tu poprawnie, tzn. krzyż ma kształt litery Tau, czyli T, a gwoździe przebijają nadgarstki; dwa te szczegóły średniowieczni artyści niezmiennie ukazywali w sposób mylny, jeśli naturalnie nie wiedzieli, co faktycznie stało się z de Molayem. W innym fragmencie fryzu widzimy templariuszy ze stojącym obok katem i, rzecz najbardziej zdumiewająca, znaleźliśmy tu rzeźbę, która przedstawia postaci trzymające Całun Tu-ryński z wyraźnie widocznym obliczem de Molaya. Mogliśmy spodziewać się, że templariusze w Szkocji będą wiedzieli o cierpieniu swego mistrza, ale teraz stwierdziliśmy, że znali również historię jego wizerunku “cudownie" powstałego na rytualnym całunie. Okazało się, że nawet po ukończeniu budowli nigdy nie wykorzystywano jej jako kaplicy, ponieważ w położonym niedaleko zamku znajdowała się kaplica rodzinna. Obecni zarządcy kaplicy przyznają, że to zastanawiające, dlaczego wydano fortunę i poświęcono 45 lat na budowę kaplicy, by potem nigdy nie użyć jej w tym charakterze. Nie potrafili tego wyjaśnić, ponieważ nie mogli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się stało. Powoli z mroku wyłaniała się oczywista prawda i obaj jednocześnie dostaliśmy gęsiej skórki. Kaplica w Rosslyn nie była po prostu zwykłą kaplicą; była to posttemplariuszowska świątynia zbudowana jako miejsce przechowywania zwojów znalezionych przez Hugona de Payens i jego towarzyszy pod Świętym Świętych ostatniej Świątyni w Jerozolimie! Pod naszymi stopami znajdował się największy skarb świata chrześcijańskiego. W porównaniu z nim rękopisy znad Morza Martwego wydają się tracić na znaczeniu. Nazorejczyków-qumrańczyków pouczono we Wniebowstąpieniu Mojżesza z 69 roku, by złożyli swe najcenniejsze zwoje pod Świętym Świętych, a bardziej świecki materiał, taki jak Reguła Zrzeszenia, ukryli w różnych miejscach Judei, na przykład w jaskiniach w Qumran. Kaplica w Rosslyn stanowiła świadomą replikę miejsca pogrzebania tajemnych zwojów! Odnalezienie rękopisów znad Morza Martwego wywołało wielką sensację; nie mogliśmy nie zadać sobie pytania, jak świat zareaguje na nasze odkrycie. Sądzimy, że zwoje te prawdopodobnie dotyczą historii nazorejczyków, życia Jezusa Chrystusa, tajemnej ceremonii zmartwychwstania i sensu budowania ducha ludzkiego na obraz świątyni. Opowiedzą nam one o Jezusie, muszą zawierać Ewangelię “Q", która była źródłem Ewangelii Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Siedząc na ławce, spoglądaliśmy na kamienną podłogę; podnieceni, nagle zdaliśmy sobie sprawę, że tylko kilka stóp dzieli nas od tego, czego szukaliśmy - od racji i celu stworzenia wolnomularstwa. Potrzebowaliśmy dziesięciu minut, aby się uspokoić na tyle, by móc kontynuować nasze poszukiwania. Sięgnęliśmy do opracowań historycznych po dalsze wskazówki; nie kazały długo na siebie czekać. Skoro zdecydowaliśmy, że zwoje nazorejskie znajdowały się pod kaplicą w Rosslyn, już po kilku minutach wiedzieliśmy, że przechowywano je dokładnie w czterech skrzyniach! Dowiedzieliśmy się tego z relacji dotyczącej pożaru, do którego doszło w 1447 roku, zaledwie rok po położeniu kamienia węgielnego. William St Clair nosił wiele tytułów, włącznie z tytułem księcia Orkadów i relacja podaje to określenie: “W tym czasie [1447] wybuchł pożar w wieży warownej [zamku w Rosslyn], z powodu którego jego mieszkańcy byli zmuszeni do opuszczenia budynku. Widząc to i pamiętając o pismach swego pana, kapelan księcia uda! się do lochu, gdzie się znajdowały, i wyrzucił stamtąd cztery wielkie skrzynie. Głośne krzyki pań i szlachcianek powiadomiły księcia o pożarze, a widząc ogień stamtąd, gdzie stał, tj. ze wzgórza Colledge, niczego nie żałował bardziej niż straty swych Przywilejów i innych pism; kiedy jednak kapelan, który uratował się, spuszczając po linie dzwonu przywiązanej do krokwi, oświadczył, że jego Przywileje i pisma zostały uratowane, odzyskał humor i udał się, by pocieszyć swą księżnę i damy" . Cóż tak ważnego mogło znajdować się w tych czterech skrzyniach, że William St Clair potrafił w czasie pożaru myśleć tylko o nich, a nie o własnej żonie i innych damach? Z pewnością nie był tak pozbawiony serca, by martwić się przede wszystkim o dokumenty gwarantujące mu ziemię i tytuły. W każdym razie średniowieczne skrzy nie były dość duże i takie papiery nie wypełniłyby nawet ćwierci jednej, nie wspominając o czterech. W istocie skrzynie te zawierały zwoje z Jerozolimy, które przywieźli do Szkocji Rycerze Świątyni, i zostały mu powierzone jako największy skarb na całym świecie. Gdyby zwoje spłonęły, pogrążyłby się w całkowitej rozpaczy. William St Clair poświęcił życie budowie przybytku mającego skrywać zwoje i jesteśmy pewni, że cztery skrzynie są tam w dalszym ciągu, trzy stopy pod solidną skałą. Im bardziej badaliśmy historię Rosslyn, tym więcej zyskiwaliśmy informacji potwierdzających nasze przypuszczenia. Na ogół uważa się, że kaplicę wzniesiono bardzo szybko, ale budowa jej fundamentów zabrała dziwnie dużo czasu. Między rozpoczęciem pracy a zakończeniem budowy fundamentów minęły cztery lata, co jest osobliwie długim czasem, jako że “kaplica" stanowi jedno względnie małe pomieszczenie z maleńką kryptą na niższym poziomie we wschodniej części. Dla historyków stanowiło to zagadkę, ale teraz wiedzieliśmy dokładnie, dlaczego budowa trwała tak długo. Misją Williama St Claira było odtworzenie podziemnych krypt świątyni Heroda, tak jak je znaleźli rycerze Hugona de Payens przeszło trzysta lat wcześniej. Podejrzewaliśmy, że system podziemnych korytarzy był o wiele większy niż widoczna część świątyni i że zwoje znalazły się ostatecznie w pomieszczeniu będącym rekonstrukcją pierwotnego miejsca ich ukrycia. I właśnie w tym momencie wyjaśniła się jedna z ważniejszych niekonsekwencji, z jakimi się spotkaliśmy: teraz już wiedzieliśmy, dlaczego masoneria Królewskiego Sklepienia miejsce wykopalisk uważała za świątynię Zerubbabela, a nie Heroda. Ci, którzy jako pierwsi tworzyli stopień Królewskiego Sklepienia - starzejący się, pozbawieni praw templariusze lub ich potomkowie w Szkocji - opierali się na przekazywanych ustnie opowieściach o Hugonie de Payens, zgodnie z którymi miejscem wykopalisk była świątynia Zerubbabela. Krzyżowcy sądzili, że mahometański Meczet na Skale, który zbudowano w VII wieku, stanął w miejscu świątyni Heroda, a znajdujące się u podnóża ruiny były ruinami świątyni Zerubbabela. Z zewnątrz kaplica w Rosslyn stanowi jakby kopię w kamieniu Niebiańskiego Jeruzalem z rysunku Lamberta, z wieżami i ogromnym, umieszczonym centralnie sklepionym dachem. Wewnątrz zaś układ kaplicy stanowi rekonstrukcję ruin świątyni Heroda, ozdobioną symbolami nazorejskimi i templariuszowskimi. W rogu północno-wschodnim znaleźliśmy część muru z wizerunkami wież Niebiańskiego Jeruzalem, uzupełnionymi wolnomularskimi cyrklami podobnymi jak na zwoju Lamberta. Po szczegółowym zbadaniu wnętrza zauważyliśmy, że ten obraz Niebiańskiego Jeruzalem pojawiał się wielokrotnie. Spoglądając bezpośrednio w górę z galerii organowej, mogliśmy zobaczyć, że sklepiony sufit na całej swej długości miał zworniki podobne do tych, które masoneria Królewskiego Sklepienia opisuje jako odnalezione w ruinach świątyni Heroda! Wyrzeźbiony na suficie gwiaździsty firmament przypominał wizerunki piramid i lóż masońskich, a wśród gwiazd widniało słońce, księżyc, róg obfitości, gołębica i cztery postacie niebiańskie. Zastanawiając się nad stopniem Królewskiego Sklepienia, uzmysłowiliśmy sobie, że jeśli budowla w Rosslyn była rekonstrukcją zrujnowanej świątyni Heroda, to plan tej budowli powinien zgadzać się z opisem podanym w rytuale. Pamiętaliśmy odpowiednie słowa wypowiadane podczas nadawania tego stopnia. “Wczesnym rankiem, podejmując nasze prace, odkryliśmy parę kolumn o nadzwyczajnej piękności i symetrii; pracując dalej odkryliśmy sześć innych par kolumn równej piękności, które, uwzględniając ich położenie, zdawały się być pozostałościami podziemnej galerii prowadzącej do Najświętszego Miejsca". W sumie byłoby więc czternaście kolumn; dokładnie tyle, ile widzieliśmy w Rosslyn! William St Clair starannie realizował swój scenariusz. Zajrzeliśmy do rytuału Królewskiego Sklepienia, by sprawdzić, czy znajdziemy w nim więcej wskazówek zapowiadających układ tego przybytku. Znajduje się tam odnośnik do tzw. świateł Zakonu: “Światła te umieszczone są w formie równobocznego trójkąta, każdy z mniejszych przecina linię utworzoną przez dwa [duże], dzieląc wielki trójkąt na trzy mniejsze na ich krańcach, które, przez ich złączenie, tworzą czwarty trójkąt w środku, a wszystkie z nich są równe i równoboczne, symbolizując cztery punkty, czyli podziały wolnomularstwa. Ten symboliczny porządek odpowiada tajemniczemu Potrójnemu Tau. Pamiętamy, że to właśnie znak Tau Kenici nosili na swych czołach, kiedy Mojżesz spotkał ich po raz pierwszy, a zarówno Jezus, jak i de Molay cierpieli na krzyżu. W Rosslyn zauważyliśmy, że czternaście kolumn ustawiono tak, by osiem wschodnich, włącznie z kolumnami Boaz i Jakin, tworzyło formę potrójnego Tau. Układ i proporcje były dokładnie takie, jak przedstawia je stopień Królewskiego Sklepienia. Nie może to być przypadek - wszystkie kolumny w Rosslyn są ustawione zgodnie z dokładnym planem, wywodzącym się ze starożytności i przedstawionym w rytuale Królewskiego Sklepienia! Historycy zawsze zastanawiali się, dlaczego “kaplicy" nigdy nie ukończono, chociaż “wyraźnie zamierzano ją budować jako część o wiele większej i wspanialszej budowli - wielkiej katedry". Nikt nie wie, dlaczego rodzina St Cłairów nagle zaprzestała budowy i zapomniała o czterdziestopięcioletnim trudzie, skoro jej zamiarem byto zbudowanie kolegiaty. Jednakże ogromna zachodnia ściana zupełnie nie pasuje do reszty struktury, a poza tym jest w sposób oczywisty niegotowa! Na zewnątrz znajduje się dekoracja, która miała być prawdopodobnie ścianą wewnętrzną jakiegoś nieistniejącego większego budynku. Pod każdym względem wygląda ona jak ruina jakiejś większej struktury, tyle że nigdy tam taka nie powstała. Nie powstała? Zastanówmy się spokojnie. Z jakich powodów zamierzano budować katedrę na pustkowiu? Zachodni mur przecież stanął, ale budowy z rozmysłem nie kontynuowano. Świadomie zachowano pojedynczą ścianę jako pozostałość pozornie zrujnowanej katedry, czy też, mówiąc dokładniej, zrujnowanej świątyni. Nie mogliśmy zapomnieć o tym, że Hugo de Payens i jego towarzysze znaleźli zwoje podczas przekopywania ruin, a rytuał Królewskiego Sklepienia przypomina nam o tym fakcie: “usunąwszy ich fragmenty i gruz, które utrudniały nam pracę, dotarliśmy do czegoś, co, jak się zdawało, było solidną skałą, ale kiedy przypadkiem uderzyłem ją moim łomem, wydała ona głuchy dźwięk. Wtedy usunęliśmy nagromadzoną ziemię i gruz". Przybytek w Rosslyn ukończono zgodnie z planem; nigdy nie zamierzano kontynuować budowy, ponieważ ten ogromny zachodni mur jest starannie wykonaną rekonstrukcją ruiny świątyni Heroda, do której templariusze po raz pierwszy weszli w 1118 roku. Następnie przypomnieliśmy sobie dalszą część rytuału: “i stwierdziliśmy, że zamiast solidnej skały znajdowało się tam wiele kamieni w formie sklepienia, a byliśmy świadomi, iż budowniczy poprzedniej struktury nie zaprojektował na próżno żadnej jej części". Podobnie jak “budowniczy poprzedniej struktury nie zaprojektował na próżno żadnej jej części", tak też postąpił William St Clair. Każdy szczegół tej fascynującej budowli opowiadał nam swoją historię. Dzisiaj pierwotne zachodnie wejście utraciło zamierzony charakter zrekonstruowanej ruiny herodiańskiej, ponieważ w XIX wieku umieszczono tam chrzcielnicę. Im szybciej z tego cudownego zabytku zostanie usunięty paskudny dodatek, tym lepiej! Ponowne odkrycie zagubionej tajemnicy Mark Masonry Im uważniej przyglądaliśmy się tej budowli, tym lepiej zdawaliśmy sobie sprawę, że żaden szczegół nie był w niej dziełem przypadku, przeciwnie, wszystko okazało się starannie przemyślane. Wykonywanie wszystkich rzeźb w drewnie, a następnie przekazywanie ich do aprobaty nadzorcom i w końcu samemu lordowi St Clair, przypominało nam rytuał używany w masońskim stopniu wtajemniczenia, znanym jako Mark Masonry . Ceremonia ta wiąże się z wydarzeniami, do których rzekomo doszło w toku budowy Świątyni króla Salomona. Kandydat odgrywa w niej rolę wolnomularza-członka cechu (ranga cechowego wolnomularza drugiego stopnia) i obchodzi pomieszczenie loży jako ostatni z trzech robotników, którzy przedłożyli swe dzieło do aprobaty młodszemu i starszemu nadzorcy oraz mistrzowi-nadzorcy, zajmującym miejsca - odpowiednio - u południowych, zachodnich i wschodnich wrót. Kolejno wchodzą oni na trzy piedestały i przy każdym pierwsi dwaj robotnicy (Diakoni Loży) przedstawiają swe dzieło, które zostaje sprawdzone i porównane z planem, a następnie otrzymuje aprobatę. Kiedy kandydat przedstawia swe dzieło - jest to mały zwornik - nie spotyka się ono z uznaniem. Nadzorca młodszy i starszy stwierdzają, że to dziwacznie obrobiony kamień, niezgodny z planem, ponieważ jednak cechuje go subtelne wykonanie, pozwalają jego twórcy przejść do następnych wrót. W końcu czeladnik zbliża się do podwyższenia mistrza-nadzorcy, który wpada w gniew, ponieważ kandydat miał czelność przedstawić mu kamień niepotrzebny przy wznoszeniu budowli. Rozkazuje, by kamień ten wrzucić do odpadków znajdujących się w kamieniołomie. Następnie stwierdza, że kandydat powinien być stracony za swe zuchwalstwo; kiedy jednak pada prośba o wyrozumiałość, zostaje wypuszczony na wolność. Potem robotnicy ustawiają się po wypłatę w środkowej komnacie Świątyni króla Salomona. Kandydat też staje w kolejce, by wsunąć rękę do małego otworu nazywanego furtką i przyjąć należną mu zapłatę. Natychmiast jednak ktoś chwyta jego rękę i nazywa go oszustem, po czym słychać świst siekiery, jakby obcinano mu rękę w przegubie. Na szczęście raz jeszcze zostaje oszczędzony. Wtedy okazuje się, że praca nie może być kontynuowana z braku zwornika, który miałby połączyć konstrukcję łuku. Nadzorcy przypominają sobie, iż taki kamień im przyniesiono, i zostaje podjęte poszukiwanie owego zwornika, który dopełni konstrukcji. Nasz kandydat znajduje go i dzięki temu zostaje wolnomularzem. Otrzymuje małą symboliczną oznakę, która staje się jego osobistym amuletem ochronnym. W przybytku w Rosslyn znajdują się setki takich wolnomularskich wyrzeźbionych znaków. Chris został członkiem Mark Masonry, ale nie dostrzegł sensu w tej inicjacji, podobnie jak nie rozumieli jej ci, którzy go inicjowali; teraz jednak tajemnica szybko się wyjaśniała. William St Clair miał oczywisty problem z zachowaniem bezpieczeństwa; murarze budujący jego przybytek, w którym zamierzano ukryć zwoje, musieli znać rozplanowanie sieci podziemnych krypt i wiedzieli, że ta osobliwa budowla będzie kryła rzecz o wielkiej wartości. William St Clair był utalentowanym człowiekiem o wnikliwym umyśle. Jesteśmy przekonani, że to on był pomysłodawcą pierwszego stopnia masonerii cechowej oraz stopnia masona - chciał w ten sposób dać wolnomularzom operatywnym kodeks postępowania i zainteresować ich tajemnicą, nie mówiąc im nic o wielkiej tajemnicy zmartwychwstania żywych, zarezerwowanej dla wolnomularzy spekulatywnych. Jak wiadomo, miał on do czynienia z dwoma rodzajami kamieniarzy: ze zwykłymi masonami (czyli czeladnikami), którym płacił 10 funtów rocznie, oraz z wtajemniczonymi w Mark Masonry - ci otrzymywali 40 funtów rocznie, a ponadto pracodawca na wzór kontynentalny wyróżniał ich swym osobistym znakiem. Obie grupy rzemieślników musiały zdawać sobie sprawę, że dla jakichś tajemniczych powodów odbudowują Świątynię króla Salomona (chociaż faktycznie była to świątynia Heroda). Kiedy sir William St Clair po raz pierwszy opracowywał plany budowy swego przybytku mającego ukryć zwoje, musiał być pewien lojalności i wierności swych kamieniarzy oraz tego, iż zachowają jego “słuszne tajemnice niczym swoje własne". Musiał zatem zobowiązać ich do zachowania tajemnicy i sądzimy, że Entered Apprentice, znany dziś jako stopień Entranfs Freemasonry, sir William zaplanował z chwilą rozpoczęcia budowy, wykorzystując wybrane elementy ceremonii inicjacji templariuszowskiej. Dzięki temu mógł zdobyć pewność, iż każdy sekret, który musiał zdradzić tym ludziom, wchodziłby w zakres jakiegoś systemu zobowiązań. Aby zachować pewne zróżnicowanie, starszym rzemieślnikom, opłacanym kwotą czterdziestu funtów rocznie, musiał odsłonić jakąś “specjalną" tajemnicę, by mieli poczucie znaczenia swej pozycji w porównaniu z pozycją pomniejszych kamieniarzy. Sądzimy, że kamieniarzom obu stopni przekazano tajemnicę kolumny Boaz, czyli królewskiej, i nazwano ich, podobnie jak nazywa się ich dzisiaj, Entered Apprentices, a przedstawicielom wyższej kasty powiedziano o znaczeniu zwornika w łuku, ponieważ byli członkami Mark Masonry. Żadnej z grup sir William nie zdradził sekretu kolumny kapłańskiej ani znaczenia bliźniaczych kolumn, połączonych zwornikiem: (MISZPAT (CEDEQ CZYLI KOLUMNA + CZYLI KOLUMNA = STABILNOŚĆ KRÓLEWSKA KAPŁAŃSKA CZYLI BOAZ) CZYLI JAKIN) czyli prościej: SIŁA + PLAN = STABILNOŚĆ Wielką formułę, która zapewniała stabilność w starożytnym Egipcie, trzeba było zachować i zarezerwować dla filozofów, tj. masonów spekulatywnych: takich ludzi jak sam William St Clair. Kamieniarze, którzy pracowali przy budowie, znali tajemnice odpowiednio do swojego stanu, ale żadnego z nich nigdy nie podniesiono, przez ceremonię wzbudzania do życia, do stopnia mistrza masonerii spekulatywnej. Teraz mogliśmy być pewni, że wolnomularstwo narodziło się w miejscu budowy kaplicy Rosslyn w połowie XV wieku; późniejszy przebieg wydarzeń potwierdza ten pogląd, ponieważ rodzina St Clairów z Rosslyn wydała spośród siebie wielkich mistrzów szkockich cechów, gildii i zakonów, a później jej członkowie dzierżyli godność mistrza wolnomularzy w Szkocji aż do końca XVIII wieku. Wielu współczesnych wolnomularzy przypuszcza, że ich Towarzystwo wywodzi się ze średniowiecznych cechów na wpół piśmiennych kamieniarzy, którzy uprawiali rytualne praktyki. Jest to teoria początków masonerii, która budzi sporo wątpliwości, ale dobrze udokumentowane odniesienie do wczesnych lóż Szkocji zdają się je rozwiewać. Początki masonerii są zupełnie inne: to wolnomularze teoretyczni (templariusze) “adoptowali" wolnomularzy praktycznych (kamieniarzy) i wprowadzili ich w prostsze tajemnice dotyczące Świątyni Salomona. Sądzimy, że zaprzysięgani mistrzowie i ich czeladnicy z zaciekawieniem słuchali opowieści o tajemnicy Rosslyn, ale nie mieli pojęcia o bajecznym “skarbie", który miał być tam ukryty. Nie budził ich podejrzeń brak wyobrażeń kościelnych, ponieważ wiedzieli, że jest to sprawa szczególnie sekretna. Jedynym symbolem biblijnym, które mogliśmy zidentyfikować w sposób pewny, była rzeźba przedstawiająca Mojżesza z piękną parą rogów. Jakkolwiek studia nad Księgą Wyjścia doprowadziły nas do wniosku, że ten przynoszący innym śmierć fanatyk mógł na nie zasługiwać, to jednak trudno było wyobrazić sobie, dlaczego templariusze mieliby myśleć w ten sposób. Przez krótką chwilę sądziliśmy także, że zidentyfikowaliśmy postać z Nowego Testamentu na małej statuetce. Szybko jednak przekonaliśmy się, że nie jest to św. Piotr. Z rytuału wolnomularskiego dowiadujemy się, że robotnicy poszli po zapłatę do środkowej komnaty Świątyni króla Salomona, ale dzisiejsi historycy wiedzą, iż pierwotna Świątynia nie miała środkowej komnaty; wszakże przybytek w Rosslyn miał ją. Krypta rzekomej kaplicy znajduje się w części południowo-wschodniej, a stopnie do niej prowadzące umieszczone są bezpośrednio po prawej stronie kolumny królewskiej. Te strome stopnie są bardzo wytarte i mają głębokie wyżłobienia, co powoduje, że trudno jest po nich schodzić i wchodzić. Przewodnik pisze: “Te wytarte stopnie wskazują, że kaplicę odwiedzało wielu pielgrzymów w ciągu dziewięć- dziesięciu czy stu lat między jej ukończeniem a reformacją. Dokładne przyczyny tych pielgrzymek nie są jeszcze jasne, ale możliwe, że templariusze umieścili tu jakąś czczoną od dawna relikwię, być może czarną Madonnę" . Myśl słuszna, wniosek fałszywy. Każda Madonna byłaby obca templariuszom i z pewnością temu przybytkowi. W pół drogi w dół znajdują się drzwi z zawiasami, które przypomniały nam zawiasy drzwi z Lambertowej kopii rysunku przedstawiającego Niebiańskie Jeruzalem. Kiedy tylko znaleźliśmy się w tej niższej komnacie, przede wszystkim zaskoczyły nas jej małe rozmiary. Nie było w niej niczego poza kilkoma niewielkimi dekoracjami ściennymi, wejściem do jeszcze mniejszego pomieszczenia po stronie północnej oraz kominkiem wbudowanym w główną, południową ścianę budynku. Wytarte schody dowodziły, że pomieszczenie było często wykorzystywane, a obecność kominka wskazywała na długotrwałość wizyt, bo w przeciwnym razie zahartowani rycerze z XV wieku nie potrzebowaliby takiego urządzenia. Właśnie w pobliżu tego kominka znaleźliśmy figurkę, którą zrazu wzięliśmy za św. Piotra, ponieważ postać trzymała klucz. Znalezisko stawiałoby naszą teorię pod znakiem zapytania, gdyż było w najwyższym stopniu katolickie, w najmniejszym zaś nazorejsko-templariuszowskie. Potem zdaliśmy sobie sprawę, że figurka ta trzymała w ręku tylko jeden klucz, podczas gdy św. Piotr zazwyczaj dzierży kilka; nadto uchwyt klucza miał kształt doskonałego kwadratu - “prawdziwy i pewny znak pozwalający rozpoznać wolnomularza". Nagle zrozumieliśmy, że było to oznaczenie wejścia do krypty ze zwojami; ta mała rzeźba trzymała w ręku sam klucz Hirama. Sądzimy, że była to środkowa komnata tego przybytku templariuszowskiego, ponieważ w górze nieukończona zachodnia ściana krypty dawała dostęp do labiryntu znajdującego się poza nią. Same zwoje nazorejskie były prawdopodobnie trzymane za zamkniętymi drzwiami w obrębie krypt, tak że St Clair i jego towarzysze, “zmartwychwstali" wolnomularze, mogli wchodzić do tych pomieszczeń, zanim ostatecznie nie zostały zapieczętowane “aż do końca świata". Pomieszczenie, o którym dzisiaj mówi się jako o krypcie, było środkową komnatą zrekonstruowanej świątyni, ponieważ łączyło ono główne górne pomieszczenie z podziemną kryptą, w której znajdowały się święte zwoje. To tu kamieniarze otrzymywali wynagrodzenie. Niewątpliwie również tu byli wtajemniczani i przysięgali dochować sekretu. Zanim krypty zapieczętowano z chwilą skończenia budowy przybytku, kilku byłym templariuszom udzielono prawa do pochówku w pobliżu świętych zwojów. Istnieją dowody historyczne, że pochowano tu rycerzy, ale nie w trumnach, tylko w pełnych zbrojach. Zazwyczaj był to przywilej zarezerwowany wyłącznie dla królów. Sir Walter Scott zachował go dla potomności w poemacie Pieśń ostatniego minstrela. Zdawała się być w ogniu ta dumna kaplica Gdzie naczelnicy Roślin leżą pogrzebani, lecz nie w trumnach: Każdy baron w czarnym całunie, Jakby w pochwie, w swym żelaznym pełnym rynsztunku (...) Leży tam dwudziestu śmiałych baronów Roślin Pogrzebanych w tej dumnej kaplicy. Rozglądając się po głównej sali, rozmyślaliśmy nad tym, jak wielką stratą było zniknięcie posągów zdobiących kiedyś występy muru. Podobno tutejsi mieszkańcy usunęli je i zakopali w pobliżu, kiedy w czasie angielskiej wojny domowej do Rosslyn zbliżały się oddziały parlamentu. Dużo dalibyśmy za to, żeby dowiedzieć się, kogo przedstawiały: może Dawida i Salomona, a być może nawet Hugona de Payens i Jacques'a de Molaya? Później znaleźliśmy małą rzeźbę, która potwierdziła naszą wcześniejszą interpretację dotyczącą pierwszej pieczęci templariuszowskiej, na której widniało dwóch rycerzy dosiadających jednego konia. Przedtem Chris tytułem próby wysunął przypuszczenie, że motyw ten miał symbolizować dwa poziomy członkostwa we wczesnej fazie dziejów zakonu: ci, którzy zostali wzbudzeni do życia, tj. wtajemniczeni w jego sekrety, zasiadali na przedzie konia, natomiast ci, którzy nie mieli dostępu do pełni tajemnic, pozostawali z tyłu. Tu, w Rosslyn, znaleźliśmy małą rzeźbę, która stanowiła jakby trójwymiarowe odwzorowanie owej pieczęci, z tym że rycerz siedzący z przodu łokciem spychał z konia rycerza siedzącego za nim. Czy nie mogło to wskazywać, że po upadku zakonu rycerze zajmujący drugorzędną pozycję byli z niego usuwani, aby zapewnić maksimum bezpieczeństwa tym, którzy znali najważniejsze tajemnice? Jest to spekulacja, ale wyjaśnia pewne fakty. Lord-Protektor, który ochronił Rosslyn Być może najważniejszym świadectwem popierającym nasze przypuszczenia co do budowli w Rosslyn jest fakt, że istnieje ona w dalszym ciągu. W czasie angielskiej wojny domowej wojska Cromwella krążyły po Irlandii, Walii i Szkocji, jak również Anglii, niszcząc własność rojalistów i katolików, gdziekolwiek tylko mogły. Sam Cromwell odwiedził Rosslyn i chociaż burzył każdy papistowski kościół, tej budowli nawet nie tknął. Zdaniem wielebnej Dyer był on wysoko postawionym wolno-mularzem, świadomym, że Rosslyn stanowi przybytek masoński; w tym punkcie przynajmniej raz zgadzamy się z obecnymi zarządcami świątyni. Świadectwa, które odnaleźliśmy, zdecydowanie wskazywały na to, że Lord-Protektor był wolnomularzem wyższego stopnia, a świadome oszczędzenie przezeń Rosslyn zdaje się to potwierdzać. St Clairowie (lub Sinclairowie, jak później ich nazywano) stali naturalnie po stronie króla i w 1650 roku generał Monk całkowicie zniszczył zamek w Rosslyn, jednakże również tym razem przybytek w Rosslyn pozostał nietknięty; gdyby widziano w nim kaplicę katolicką, zburzono by go w jednej chwili! Opuściliśmy Rosslyn z wielką niechęcią, ponieważ kaplica nauczyła nas tak wiele w tak krótkim czasie, i udaliśmy się w pobliskie miejsce nazywane po prostu Tempie. Była to niegdyś główna kwatera templariuszy w Szkocji, chociaż malownicza ruina, która dziś się tam znajduje, powstała stosunkowo niedawno i została zbudowana z kamieni odzyskanych z pierwotnej świątyni zakonu. Na cmentarzu znaleźliśmy liczne groby masońskie, z których większość ozdabiały symbole stopnia Królewskiego Sklepienia, a liczne - starożytny motyw bliźniaczych kolumn i nadproży. Groby te są bardzo stare i nie były restaurowane ani chronione, toteż trudno ustalić dokładne daty ich powstania. Jeden, być może stosunkowo najmłodszy, datowany na rok 1621, ozdabiało wyobrażenie kilofa i łopaty związane z Królewskim Sklepieniem (sugerujące wykopanie zwojów), jak również czaszki i skrzyżowanych piszczeli, templariuszowskiego symbolu zmartwychwstania, który zdobił flagę wojenną zakonu. Data ta oznacza, że znajdujące się w grobie śmiertelne szczątki należały do człowieka, który był wolnomularzem Królewskiego Sklepienia przynajmniej sto lat przed oficjalnym powołaniem wolnomularstwa w Londynie w 1717 roku. Naturalnie najwięcej o odkryciach templariuszy w ruinach świątyni Heroda mówi nam rytuał Królewskiego Sklepienia, sądzimy zatem, że musiał on powstać na długo przed zbudowaniem Rosslyn i powstaniem Mark Freemasonry. Przypuszczamy też, że Drugi Stopień Cechowy rozwinął się z Mark Degree, a nie odwrotnie, jak się na ogól uważa. Wolnomularze Królewskiego Sklepienia pod koniec XV wieku mogli być potomkami templariuszy. Kiedy tego dnia wracaliśmy z Rosslyn do Anglii, zastanawialiśmy się nad ogromem odkryć, których dokonaliśmy. Z przewodnika po Rosslyn do- wiedzieliśmy się, że William St Clair miał wiele tytułów, włącznie z tytułem “Rycerza Muszli i Złotego Runa". Natychmiast rzuciło się nam to w oczy, gdyż wolnomularstwo określa siebie jako “bardziej starożytne niż Złote Runo lub rzymskie orły". We wczesnych latach istnienia wolnomularstwa określenie takie komunikowało jego członkom, że rytuał nie był wymysłem St Clairów; faktycznie pochodził z odległych czasów, poprzedzających powstanie Cesarstwa Rzymskiego. W literaturze dotyczącej Rosslyn znaleźliśmy również kilka intrygujących komentarzy, które w jakiś sposób nawiązywały do naszych odkryć. Pierwszy z tych komentarzy brzmiał: “Jednakże same krypty mogą być czymś o wiele istotniejszym niż jedynie grobem, mogą one zawierać inne ważne artefakty. Jeden z czynów lordów Sinclair, które wyraźnie przeczy ich reputacji lojalnych rycerzy, dałoby się wyjaśnić, gdyby otworzono krypty, albowiem można by w nich znaleźć jakieś wskazówki co do miejsca ukrycia pewnych skarbów, wielce interesujących dla historyków". Szczera prawda. Autor tych słów nie wiedział, jaki wielki sekret kryją krypty Rosslyn, a przecież już od dawna ludzie mieli podejrzenia co do właściwej funkcji tej budowli. W innych tekstach znajdujemy jakby przeczucie naszych odkryć: “Musimy to przyznać, kiedy próbujemy zrozumieć motywacje zarówno budowniczego tej jedynej w swoim rodzaju i wspaniałej kaplicy, jak i utalentowanych artystów oraz rzemieślników, którzy opracowali jej projekt. Być może uważne badania pozwolą poznać świadectwa, które, przynajmniej teraz, nie są znane lub zostały pominięte z jakiejś przyczyny". Ufamy, że kiedy formalnie poprosimy o otwarcie i zbadanie krypt znajdujących się pod przybytkiem w Rosslyn, spotkamy się z rozsądną i życzliwą postawą. Zlekceważenie zawartości tych krypt mogłoby pozbawić świat klucza do poznania prawdziwych nauk Jezusa. Ludzkość musi wkroczyć w trzecie tysiąclecie naszej ery z udokumentowaną wiedzą o tym, co naprawdę wydarzyło się z początkiem epoki chrześcijańskiej. W Rosslyn znaleźliśmy pewną łacińską inskrypcję, którą uważamy za nader stosowny komentarz do naszych badań. Choć brzmi on humorystycznie, to jednak sądzimy, że pochodzi ze zwojów nazorejskich: WINO JEST MOCNE, KRÓL JEST MOCNIEJSZY, NIEWIASTY SĄ JESZCZE MOCNIEJSZE, ALE PRAWDA ZWYCIĘŻA ICH WSZYSTKICH Pod pieczęcią Salomona Pewnego wieczoru, przeszło tydzień po naszych odwiedzinach w Rosslyn, szczegółowo omawialiśmy symbolikę “kryjówki dla zwojów" zbudowanej przez Williama St Claira. Postanowiliśmy rozszyfrować zagadki stopnia Królewskiego Sklepienia, poczynając od potrójnego Tau. Z zadziwieniem stwierdziliśmy, że główne kolumny znajdujące się po wschodniej stronie budowli tworzyły doskonałe potrójne Tau, a wiedzieliśmy, że była to oznaka masonerii Królewskiego Sklepienia, jak również starożytny znak z czasów jeszcze przed Mojżeszem. Nie zastanawialiśmy się jednak dotąd nad jego dokładną definicją, jaką podaje pierwotny rytuał tego stopnia. Chris czytał głośno te słowa: “Potrójne Tau oznaczające, wśród innych tajemnych rzeczy, Templum Hierosolyma, Świątynię Jerozolimy; oznacza ono również Clavis ad Thesaurum - Klucz do skarbu- oraz Theca ubi res pretiosa deponitur -Miejsce, gdzie ukryto cenną rzecz- czy Res ipsa pretiosa - Samą cenną rzecz". Nagle stało się jasne, dlaczego William St Clair musiał postawić kolumny w takim porządku. Centralny układ przybytku w alegoryczny sposób komunikował, że jego struktura symbolizuje Świątynię w Jerozolimie i że jest on miejscem, gdzie ukryty jest cenny skarb! Było to cudowne odkrycie. Na tej samej stronie Chris zauważył fragment dotyczący znaczenia pieczęci Salomona (gwiazdy Dawida) w stopniu Królewskiego Sklepienia. Raz jeszcze czytał na głos: “Klejnotem Towarzysza Królewskiego Sklepienia jest podwójny trójkąt, niekiedy nazywany Pieczęcią Salomona, umieszczony w kręgu ze złota; u spodu znajduje się zwój ze słowami: Nil nisi clavis deest -Niczego nie brakuje, tylko Klucza, a na kręgu widnieje napis: Si tatlia jungere possis sit tibi scire posse -Jeśli możesz pojąć te rzeczy, to poznałeś dosyć". Robert aż gwizdnął ze zdumienia. Mogło się wydawać, że wskazówki te miały naprowadzić na właściwy trop ludzi, którzy pewnego dnia odsłonią tajemnicę Rosslyn. W jakimkolwiek innym kontekście słowa te nie miały żadnego sensu, ale teraz odsłaniały swe nader precyzyjne znaczenie. Ale żaden z nas nie mógł przypomnieć sobie, żeby widział w Rosslyn pieczęć Salomona. Zabraliśmy się wtedy do przeglądania fotografii, filmów wideo i rysunków budowli, żeby sprawdzić, czy czegoś nie pominęliśmy. Owszem, było coś takiego. Chris na planie budowli narysował linię przechodzącą przez dolne kolumny potrójnego Tau, a następnie za pomocą pary cyrkli zakreślił łuk wychodzący z każdej ściany. Dwa te łuki przecinały się dokładnie między kolumnami wysuniętymi najbardziej na zachód i tworzyły trójkąt równoboczny. Następnie narysował inną prostą, która przecinała budynek między drugą parą kolumn, i zakreślił dwa dalsze łuki w kierunku wschodnim, krzyżujące się dokładnie w samym środku centralnej kolumny potrójnego Tau; w ten sposób powstała doskonała pieczęć Salomona. Nawet dwie kolumny pozostające wewnątrz tego symbolu były umieszczone dokładnie w punkcie przecięcia prostych tworzących gwiazdę. W samym środku tej symbolicznej pieczęci Salomona na sklepionym dachu widnieje występ w formie ozdobnego grotu, który wskazuje wprost na zwornik znajdujący się w dole, na posadzce. Jest to, jak sądzimy, ów kamień, który trzeba podnieść, by wejść do zrekonstruowanych krypt świątyni Heroda i odzyskać zwoje nazorejskie. Konfiguracja budowli w Rosslyn nie jest przypadkowa. Gdyby któraś z naw była o kilka cali szersza, a kolumny inaczej rozmieszczone, to te geometryczne konstrukcje nie przyniosłyby rozwiązania. Od tej chwili wiedzieliśmy, że owe symbole stanowiły punkt wyjścia całego projektu i miały wskazywać miejsce przechowywania skarbu - wielkie kamienne krypty pod posadzką. Niemal na pewno człowiekiem, który symbolikę tę wniósł do rytuału stopnia Królewskiego Sklepienia, był William St Clair, a uczynił tak po zakończeniu budowy, aby dać wskazówkę przyszłym badaczom. Słowa wypowiadane w tym rytuale brzmią: “Jeśli możesz pojąć te rzeczy, to poznałeś dosyć"; teraz je pojęliśmy i rzeczywiście wiedzieliśmy tyle, aby mieć pewność, że odkryliśmy sens wolnomularstwa. Zlokalizowanie zwojów nazorejskich Odkrycie, że Rosslyn jest przybytkiem kryjącym zwoje nazorejskie, potwierdza słuszność obranej przez nas drogi badań. Teraz musimy zapytać: czy zwoje te jeszcze się tam znajdują? Niemal na pewno odpowiedź brzmi: tak. Nic, absolutnie nic nie wskazuje na to, aby ktokolwiek majstrował przy fundamentach budynku, i to mimo bitew stoczonych na pobliskich wrzosowiskach. Podczas badań przeprowadzonych za pomocą ultradźwiękowego skanera ustalono, że pod posadzką Rosslyn znajdują się jamy. Mamy nadzieję, że dzięki dokonanym odkryciom uzyskamy pozwolenie na zbadanie tych jam oraz odzyskanie zwojów. Następnie umożliwimy uczonym zbadanie zawartych w nich nauk o treści tak szczególnej, iż już zmieniły świat, chociaż pozostają jeszcze ukryte! Patrząc na skierowany w dół grot, myśleliśmy o słowach pierwszych templariuszy napisanych w rytuale stopnia Królewskiego Sklepienia: “postanowiliśmy ją zbadać i w tym celu usunęliśmy dwa spośród jej kamieni, a wtedy od- kryliśmy kryptę dużej wielkości i natychmiast rzuciliśmy losy, aby było wiadomo, kto do niej zejdzie. Los padł na mnie; żeby żadne szkodliwe opary czy inne przyczyny nie zagroziły mojemu bezpieczeństwu, moi towarzysze obwiązali mnie tym oto sznurem, czyli liną ratunkową, i spuścili do krypty. Znalazłszy się na jej dnie, dałem im ustalony uprzednio sygnał i moi towarzysze popuścili linę, co pozwoliło mi poruszać się w krypcie; wtedy też odkryłem coś w kształcie podwyższenia i wyczułem palcami wyryte na nim znaki lub litery, ale z braku światła nie byłem w stanie upewnić się, co to takiego. Znalazłem tam również ten zwój, ale z braku światła nie byłem w stanie odczytać jego treści. Dałem zatem jeszcze jeden sygnał i wtedy wyciągnięto mnie z krypty wraz z tym oto zwojem. Wtedy po przeczytaniu pierwszego zdania stwierdziliśmy, że zawierało ono zapis Najświętszego Prawa, które ogłosił nam nasz Bóg u stóp góry Synaj". Teraz postanowiliśmy, że pewnego dnia zstąpimy do krypt Rosslyn i odnajdziemy ukryty tam bezcenny skarb. * * * Kilka lat temu postanowiliśmy poznać genezę wolnomularstwa - i oto udało nam się tego dokonać. Identyfikując postać Hirama Abifa, nie tylko wyjaśniliśmy zapomniane tajemnice Cechu; niejako przy okazji zdobyliśmy także klucz, który otworzył drzwi do prawdziwych dziejów chrześcijaństwa. Zlokalizowanie aktualnego miejsca ukrycia zwojów nazorejskich było ostatnim ogniwem w łańcuchu, który łączy każdego wolnomularza z tajemniczymi rytami starożytnej egipskiej ceremonii koronacji króla. Dla większości czytelników-niemasonów cała historia na tym się kończy - przynajmniej dopóki nie zostaną przeprowadzone archeologiczne wykopaliska i w końcu nie udostępni się ludzkości treści zwojów nazorejskich. * * * Z myślą o tych, którzy szczególnie interesują się rozwojem wolnomularstwa i jego oddziaływaniem na świat w XVI, XVII i XVIII wieku, kontynuujemy naszą opowieść w aneksie 1. Postscriptum Nasze badania miały całkiem prywatny charakter. Notowaliśmy wszystkie spostrzeżenia, a wynikami badań dzieliliśmy się jedynie z pewnym byłym mistrzem wolnomularskim oraz duchownym Kościoła anglikańskiego. Służyli nam oni radą w różnych fazach poszukiwań i potrafili przekonać nas, że miały one sens. Było to dla nas niezwykle cenne, ponieważ sami zbyt emocjonalnie angażowaliśmy się w badania. Zanim przedstawiliśmy wyniki poszukiwań naszemu wydawcy, właścicielowi oficyny Century, postanowiliśmy opowiedzieć o nich ludziom zawodowo zajmującym się Rosslyn. Pewnego słonecznego popołudnia spotkaliśmy się z Judy Fisken, kustosz zbiorów Rosslyn, oraz Bobem Brydonem, historykiem masonerii i templariuszy. Ten ostatni okazał się kopalnią informacji. Rozmowa z nimi zabrała nam pięć godzin, ale pod jej koniec mieli poczucie, że nasze odkrycia będą miały wielkie znaczenie dla przyszłości Rosslyn. Judy zaaranżowała spotkanie z Nivenem Sinclairem, biznesmenem z Londynu, który ma prawo nadzorować wykopaliska dokonywane w Rosslyn. Dwa tygodnie później spotkaliśmy Nivena na lunchu i raz jeszcze wyjaśniliśmy sprawę naszych odkryć. Przez ostatnie lata Niven poświęcał dużo czasu i znaczne fundusze na konserwację i promowanie kaplicy w Rosslyn, a rozwiązywanie zagadek związanych z tą budowlą stało się jego prawdziwą namiętnością. Wysłuchał uważnie naszej opowieści, a potem, uśmiechając się szeroko, poinformował nas, że ma prawo - otrzymał je od obecnego earla - do prowadzenia badań w kryptach. Ten fascynujący i energiczny Szkot był człowiekiem, którego potrzebowaliśmy jako sojusznika. Następnie zorganizowaliśmy spotkanie, by przedstawić nasze odkrycia grupie pod nazwą Przyjaciele Rosslyn. Przybyło na nie około trzydziestu osób i raz jeszcze opowiedzieliśmy o naszych poszukiwaniach. Wśród słuchaczy znajdowali się historycy, członkowie Wielkiej Loży Szkocji, dwaj duchowni, czołowi templariusze szkoccy i baron St Clair Bonde, który jest w linii prostej potomkiem Williama St Claira (i który od tamtej pory okazał się naszym wielkim sprzymierzeńcem). Nikt nie podważał wiarygodności opowieści, a kilku ludzi powiedziało, że mają informacje potwierdzające nasze wywody. Jednakże w noc poprzedzającą tę prezentację dokonaliśmy dalszego znaczącego odkrycia dotyczącego tajemnic ukrytych w Rosslyn. Kiedy Chris przygotowywał odpowiednie slajdy, wydarzyło się coś interesującego. Uprzednio doszliśmy do wniosku, że Rosslyn stanowiło duchowy odpowiednik świątyni Heroda. Aby sprawdzić, czy istniało jakieś materialne podobieństwo między obu budowlami, Chris nałożył plan fundamentów zrujnowanej świątyni Heroda na plan kaplicy. Nie były podobne. Były dokładnie takie same! Rosslyn nie stanowi swobodnej interpretacji ruin w Jerozolimie; jeśli chodzi o plan fundamentów, jest ono bardzo staranną kopią. Są tam niedokończone partie wielkiego muru zachodniego, główne ściany, rozstawienie kolumn pasuje idealnie, a Boaz i Jakin stoją we wschodniej części tego, co byłoby wewnętrzną świątynią. Okazało się, że miejsce, które zidentyfikowaliśmy jako centrum pieczęci Salomona, odpowiada dokładnie duchowemu centrum świata biblijnego: środkowi Świętego Świętych, miejscu, gdzie Arka Przymierza znajdowała się w Świątyni w Jeruzalem. Te paralele występowały także poza budynkiem. Teren po wschodniej stronie Rosslyn obniża się o stopę przed bliźniaczymi kolumnami, tak jak w miejscu pierwotnej Świątyni. Odkrycie to skłoniło nas do bliższego przyjrzenia się otoczeniu Rosslyn: stwierdziliśmy, że rejon ten został wybrany dlatego, iż stanowił odwzorowanie topografii Jerozolimy. Na wschodzie znajduje się szkocki odpowiednik doliny Kidron, a na południu - doliny Hinnom. William St Clair był rzeczywiście geniuszem. Ten nowy dowód upoważnia nas do stwierdzenia, że w końcu udało nam się odczytać jego zaszyfrowane przesłanie - w połowie wtopione w kamień, w połowie zaś wplecione w rytuał masoński. Teraz wiemy dokładnie, gdzie jest ukryty miedziany zwój, bezcenna mapa esseńczyków i templariuszy. ANEKS 1 Ewolucja współczesnego wolnomularstwa i jego wpływ na dzieje świata Reformacja angielska; powstanie warunków do rozwoju masonerii Począwszy od ukończenia budowy kaplicy w Rosslyn do oficjalnego otwarcia Wielkiej Loży Anglii 24 czerwca 1717 roku stowarzyszenie, które rozwinęło się z zakonu templariuszy i miało stać się wolnomularstwem, prowadziło swą działalność w tajemnicy. Kierując się zasadą przetrwania, ruch ten pozostawał w ukryciu, dopóki w XVI wieku potęga Watykanu nie zaczęła szybko podupadać. Kryzys ów zapoczątkowała reformacja, szeroko rozprzestrzeniający się ruch w łonie zachodniego chrześcijaństwa, dążący do oczyszczenia praktyk wyznaniowych ze średniowiecznych naleciałości, zmniejszenia władzy papieskiej oraz przywrócenia zasad, które zdaniem reformatorów pozostawałyby w zgodzie z biblijnym modelem Kościoła. Papieże okresu renesansu byli ludźmi “z tego świata": otwarcie dopuszczali się takich nadużyć, jak symonia i nepotyzm, beztrosko marnotrawili pieniądze. Sam Kościół jawił się ludziom jako instytucja sprzedajna i niemoralna, co w efekcie doprowadziło wielu z nich do zerwania z rzymskim katolicyzmem. Reformacja rozpoczęła się w Niemczech 31 października 1517 roku, kiedy Marcin Luter, augustianin i profesor uniwersytetu w Wittenberdze, sformułował 95 tez, zapraszając do debaty nad legalnością sprzedaży odpustów. Papiestwo natychmiast ujrzało w tezach polityczną groźbę i uznało tego wolnomyśliciela za heretyka. Trzy słynne traktaty Lutra z 1520 roku, An den Christlichen Adel, De captwitate Babylonica oraz De servo arbitrio, zdobyły mu szerokie poparcie społeczne. Luter wierzył, że zbawienie było darem udzielanym wszystkim ludziom dzięki wybaczeniu ich grzechów przez Boga i że tym samym istnienie papiestwa nie jest konieczne. Trudno się dziwić, że taki sposób myślenia, nawiązujący do nauk Jezusa, nie został dobrze przyjęty przez papiestwo i w 1521 roku Lutra ekskomunikowano. Ale Luter był człowiekiem mądrym i w kwietniu tegoż roku, stanąwszy przed świętym cesarzem rzymskim Karolem V oraz książętami niemieckimi na sejmie w Wormacji, odmówił wyrzeczenia się swoich poglądów, dopóki nie wykażą mu, odwołując się do Biblii lub tylko do zdrowego rozsądku, że są fałszywe. Chociaż w Anglii także rozwijał się ruch reformy wyznaniowej, nawiązujący do idei Marcina Lutra, to jednak w tym kraju o zwycięstwie reformacji zdecydowała nie chęć potępienia dewiacji papieskich, lecz jedynie osobiste kłopoty małżeńskie króla Henryka VIII z jego pierwszą żoną Katarzyną Aragońską. Zerwanie z papiestwem zaplanował i mistrzowsko zrealizował kanclerz króla, Thomas Cromwell, który doprowadził do uznania przez parlament w 1533 roku Act in Restraint of Apeals, a w roku następnym Act of Supremacy; obie te ustawy obwołały króla głową Kościoła. Pod kierunkiem Thomasa Cranmera, arcybiskupa Canterbury, specjalny zespół przełożył Biblię na angielski; tenże dostojnik powołał komisję, która opracowała “Księgę wspólnej modlitwy" (Book of Common Prayer) Kościoła anglikańskiego. Kościół rzymskokatolicki ustąpił pola Kościołowi anglikańskiemu, chociaż na krótko doszło do przywrócenia dominującej pozycji katolicyzmu za panowania córki Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej (z którą Henryk rozstał się, ponieważ nie urodziła mu następcy tronu). Królowa Maria I była u władzy w latach 1553-1558 i wówczas ponownie uznała autorytet papieża. Zasłużyła sobie na przydomek Krwawej Marii z racji egzekucji protestantów. W 1554 roku poślubiła króla Hiszpanii Filipa II, syna świętego cesarza rzymskiego Karola V; wydarzenie to doprowadziło do kilku buntów, które brutalnie stłumiono, po czym 300 protestantów spalono na stosie za ich przekonania. Za jej następczyni, królowej Elżbiety I, Anglia stała się silnym państwem protestanckim. Król, który zbudował system lóż Dzisiaj wolnomularstwo skupia niemal sto tysięcy lokalnych komórek zwanych lożami. Każda ma czcigodnego mistrza wraz z zespołem współpracowników, którym wolno przeprowadzać ceremonie inicjacji i dokonywać awansów. Możliwe jest prześledzenie procesu, który do tego doprowadził, począwszy od podjętej przez rodzinę St Clairów budowy kaplicy w Rosslyn aż po dzień dzisiejszy. Jak się okazuje, po zbudowaniu Rosslyn loże “operatywne" (w skład których wchodzili wytrawni kamieniarze) pozostawały w ścisłym związku ze starszymi lożami “spekulatywnymi" (do których należeli arystokraci przyjęci w trakcie ceremonii wzbudzania do życia). Kiedy ukończono budowę przybytku w Rosslyn, nie można było po prostu rozwiązać tajemnych organizacji dumnych kamieniarzy. Miały one już swe własne ryty, a zdobyta wiedza dostatecznie łączyła je z lordami i tajemną starożytną przeszłością sięgającą króla Salomona i jeszcze dalej. Przez następne sto lat masoneria operatywna rozwijała się w Szkocji jako daleka odrośl masonerii spekulatywnej, ale w końcu St Clairowie wyraźnie popadli w zapomnienie, a wraz z nimi zapomniano też o genezie systemu. Powoli nadchodziły czasy, w których z dumą powtarzano tradycyjne ceremonie, ale nie znano ich początków. Król Jakub VI Szkocki (później także król Anglii Jakub I) był jedynym dzieckiem królowej Szkotów Marii i pierwszym władcą, który panował zarówno w Anglii, jak w Szkocji. Wiemy, że był pierwszym królem wolnomularzem, którego wtajemniczono w loży Scoon i Perth w 1601 roku, kiedy miał 35 lat . Urodzony 19 czerwca 1566 roku, miał jedynie piętnaście miesięcy, kiedy po swej katolickiej matce odziedziczył tron Szkocji, ale osobiste rządy przejął dopiero w 1583 roku. Otrzymał doskonałe wykształcenie dzięki głównemu preceptorowi, George'owi Buchananowi, który niewątpliwie wywarł duży wpływ na młodego króla. Sam Buchanan zdobył wykształcenie na uniwersytetach Saint Andrews w Szkocji oraz w Paryżu i był człowiekiem obdarzonym wielkim intelektem. Przebywał na kontynencie przez trzydzieści lat, zyskał sobie reputację czołowego humanisty epoki i był uważany za jednego z najwybitniejszych uczonych i poetów późnego renesansu. Młody król odznaczał się nietuzinkowym umysłem, a pod intelektualnym kierownictwem Buchanana ustalił swą pozycję jako głowa Kościoła i państwa w Szkocji, przechytrzywszy możnych, którzy spiskowali przeciwko niemu. Pożądając tronu Anglii po bezdzietnej Elżbiecie I, ograniczył się tylko do łagodnego protestu, kiedy jego matkę z rozkazu Elżbiety stracono pod zarzutem zdrady w 1587 roku. Dwa lata po inicjacji wolnomularskiej, kiedy miał 37 lat, został pierwszym królem Anglii z dynastii Stuartów i z tą chwilą poświęcił się przede wszystkim sprawom angielskim. Chociaż wychowany był jako prezbiterianin, natychmiast zantagonizował rodzący się ruch purytański, odrzucając petycję domagającą się reformy Kościoła anglikańskiego, którą przedłożono mu na naradzie w Hampton Court w 1604 roku. Wrogość rzymskich katolików wobec protestanckiego monarchy obejmowała szerokie kręgi społeczne i w 1605 roku doszło do zawiązania katolickiego spisku; na jego czele stał Guy Fawkes, który dokonał nieudanej próby zgładzenia króla oraz wysadzenia w powietrze parlamentu. Mimo to w Anglii dominowało podejrzenie, że Jakub potajemnie sprzyja katolikom, ponieważ w 1604 roku zawarł pokój z Hiszpanią. Jakub był wolnomularzem spekulatywnym, pisał książki na temat władzy królewskiej, teologii, czarów i nawet tytoniu; znamienne jest również to, że zlecił opracowanie nowej, “autoryzowanej" wersji Biblii, którą od jego imienia nazwano Biblią króla Jakuba (jest to wersja, która pomija dwie antynazorejskie Księgi Machabejskie). Wstęp do niej nie zdradza żadnych sympatii katolickich; jeden z jego fragmentów brzmi: “będziemy oczerniani i szkalowani przez papistów w kraju lub za granicą, ponieważ jesteśmy niegodnymi głosicielami świętej Prawdy Boga i w coraz większym stopniu przyczyniamy się do poznania jej przez lud, który oni pragną utrzymać w niewiedzy i ciemnocie" . Fragment ten odzwierciedla nowy pogląd na świat, który w “poznaniu" i “ludzie" dostrzegał pojęcia powiązane, podczas gdy Kościół rzymskokatolicki kierował się ślepym politycznym egoizmem. Współczesne wolnomularstwo nie ma charakteru sekciarskiego i szczyci się tym, że takie było zawsze, ale my sądzimy, że w jego dziejach był okres fobii antykatolickiej, o czym świadczy choćby wstęp do Biblii króla Jakuba. Sytuacja panująca na początku XVII wieku stwarzała doskonałe warunki do pojawienia się tajemnego stowarzyszenia wolnomularskiego na arenie publicznej. Za panowania króla, który sam był wolnomularzem spekulatywnym, i po obaleniu na zawsze władzy papieża w Szkocji pozostawanie w ścisłej konspiracji nagle stało się zbędne. Król Jakub był myślicielem i refo- rmatorem; musiał wiedzieć, że strukturze rosnącego ruchu wolnomularskiego należy nadać charakter bardziej formalny. Piętnaście lat po przejęciu pełni władzy w swym szkockim królestwie, a 2 lata przed przyjęciem do wolnomularstwa i 5 lat przed koronacją w Anglii zalecił on formalne powołanie struktur masonerii. Czołowego wolno-mularza Williama Schawa uczynił generalnym nadzorcą Cechu i dał mu zadanie zmodyfikowania organizacji. Schaw przystąpił do dzieła 28 grudnia 1598 roku; tego dnia wydał Statuty i zarządzenia, które mają być przestrzegane przez wszystkich mistrzów wolnomularzy w tym królestwie i podpisał się jako “Generalny nadzorca rzeczonego Cechu". Schaw nie brał pod uwagę faktu, że posiedzenia Cechu od dwustu już lat, tj. od czasów Roberta Bruce'a, zwoływała rodzina St Clairów. Wydaje się, że za panowania króla Jakuba St Clairowie utracili wiele ze swych wpływów, a to za sprawą nachalnych prób uzyskania korzyści finansowych z racji kontroli sprawowanej przez nich nad kamieniarstwem operatywnym. Pod koniec roku 1600 mistrzowie, diakoni i członkowie Cechu w Szkocji sporządzili nowy dokument i opublikowali go za zgodą Williama Schawa, który jest w nim nazywany mistrzem dzieł króla. Dokument ten, znany jako Pierwszy Statut St Claira, stwierdza: “Od wieków wiedzieliśmy, że lordowie Rosslyn byli patronami i protektorami nas samych i naszych przywilejów, ale w ciągu ostatnich kilku lat wskutek zaniedbania i gnuśności przestali pełnić tę godność. Pozbawiło to lordów ich słusznych praw, a Cech - jego patronów, protektorów i nadzorców, prowadząc do wielkiej demoralizacji w Cechu i do porzucenia licznych wielkich przedsięwzięć" Statut ten podpisali nadzorcy lóż w Dunfermline, St Andrews, Edynburgu, Haddington i Aitchison's Haven. Mimo pozbawienia St Clairów dominującej pozycji wolnomularze szkoccy pozostali wierni tradycji i odrzucili propozycję Schawa w sprawie królewskiej gwarancji dla Zakonu, którą wysunął, aby król Jakub został uznany za wielkiego mistrza. Chociaż St Clairowie nie mogli samodzielnie sprzeciwić się nominacji Jakuba na urząd wielkiego mistrza, ale z poparciem wielu lóż byli to już w stanie uczynić. Rytuał lóż, choć uregulowany przez Schawa, w dalszym ciągu opierał się na “Starych Statutach", a wolnomularskie pojęcia i sposoby rozpoznania wywodziły się ze starszej tradycji ustnej, do której zresztą Schaw nawiązywał przy wielu okazjach. Posiedzenie wolnomularzy spekulatywnych nazywał on “lożami", a dwa lata po rozpoczęciu przezeń działalności tajne uprzednio loże Szkocji zaczęły sporządzać imienne listy swych członków i prowadzić protokoły ze spotkań. W dalszym ciągu nie rozgłaszały one faktu swojego istnienia, ale dzisiaj możemy zidentyfikować je z łatwością. Geograficzne rozmieszczenie pierwszych zarejestrowanych lóż wskazuje, że skromny początkowo Zakon Williama St Claira z Rosslyn stał się zaczątkiem wielkiego ruchu za panowania Jakuba VI. Właśnie ta regulacja struktury i obrządków masonerii, zarówno operatywnej, jak i spekulatywnej, przeprowadzona przez Williama Schawa (mianowanego przez Jakuba VI generalnym nadzorcą Cechu), sformalizowała rytuał i uczyniła go takim, jaki znamy dziś, tj. obejmującym trzy stopnie wtajemniczenia wolnomularskiego. Schaw dokonał tego, ustanawiając raz jeszcze odrębną grupę wolnomularzy operatywnych, traktowaną jako “młodsi pomocnicy" wolnomularzy spekulatywnych. Powołał jakby “korporacje" dla kamieniarzy, z których każda będzie związana z jakąś “lożą" wolno- mularzy spekulatywnych. Każdy kandydat do loży spekulatywnej musiał należeć do cechu jakiegoś królewskiego wolnego miasta, w którym znajdowała się loża. Od każdej korporacji wymagano związku z jakąś lożą, ale żadna loża gromadząca masonów spekulatywnych nie musiała roztaczać patronatu nad jakąś korporacją. Od tej chwili wolnomularstwo miało już strukturę lóż, która wkrótce rozpowszechniła się w Anglii, a w końcu objęła cały świat zachodni. Architekci drugiego stopnia Sądzimy, że istota struktury i pojęć trzech stopni wolnomularstwa nie odbiega aż tak bardzo od teorii organizacji dwustopniowej, istniejącej przed reformą Schawa. Reorganizacja ta doprowadziła do stworzenia dodatkowego poziomu masonerii spekulatywnej, oddzielającego ucznia (Entered Apprentice) od mistrza masona, który pierwotnie nazywany był Master 's fart. Ten nowy stopień, nazwany stopniem czeladnika, okazał się konieczny, ponieważ gdzieś musieli się znaleźć bracia niebędący kamieniarzami, lecz działający w “rzemiośle" masonerii spekulatywnej. Jesteśmy teraz pewni, że ów stopień rozwinął się ze stopnia Mark Mason (a nie odwrotnie, jak sądzi większość wolnomularzy). Kiedy Jakub VI Szkocki został w 1603 roku królem Anglii Jakubem I, jednym z jego pierwszych aktów było nadanie tytułu rycerskiego Francisowi Baconowi, który był zarówno hołubionym przez władcę myślicielem, jak też bratem-masonem. Sześć lat później król mianował Bacona kustoszem skarbu. Potem nastąpiła seria dalszych awansów, kiedy Jakub mianował Bacona kolejno kustoszem prawa, lordem-strażnikiem wielkiej pieczęci, a w końcu, w 1618 roku, lordem kanclerzem wraz z tytułem barona Verulam. Brat Bacon był jednym z najbardziej subtelnych filozofów w całej historii, a starał się oczyścić umysł ludzki z tego, co nazwał “idolami" (bożyszczami), czyli “skłonnościami do błędu". Planował napisanie większego dzieła, Instauratio Magna, w którym wyłożyłby swe idee dotyczące przywrócenia ludzkości panowania nad naturą; dzieło to miało składać się z sześciu części: 1 klasyfikacji nauk; 2 nowej logiki indukcyjnej; 3 zbierania faktów empirycznych i doświadczalnych; 4 przykładów wykazujących skuteczność nowego podejścia; 5 uogólnień pochodzących z historii naturalnej; 6 nowej filozofii będącej pełną wiedzą o naturze. Ostatecznie udało mu się skończyć tylko dwie części: On tbe Proficienceand Advancement of Learningw 1605 roku (później, w wersji poszerzonej z 1623 roku, znana jako De Dignitateet Augmentis Scientiarum, “O dostojeństwie i postępach nauk") oraz Novum Organum w 1620 roku, które stanowiło atak na Organon Arystotelesa. To ostatnie dzieło wręczył osobiście swemu patronowi Jakubowi VI. Istotę dzieła Bacona stanowiła indukcyjna filozofia natury, która proponowała znajdowanie “form", czyli naturalnych praw rządzących ciałami; w tym celu opracował on tzw. tablice indukcji (obecności, braku i stopni) mające umożliwić odkrycie takich form w celu zapanowania nad naturą. Chociaż Bacon pewnie nie był wielkim uczonym, cieszył się poważaniem jako człowiek, który nadał impet rozwojowi nowoczesnych nauk indukcyjnych. Jego dzieła cenili myśliciele i uczeni XVII wieku, tacy jak Robert Boyle, Robert Hooke, sir Isaac Newton i Thomas Hobbes. W następnym stuleciu wielcy filozofowie francuscy Wolter i Diderot nazwali tego angielskiego myśliciela “ojcem nowoczesnej nauki". Jest wielce prawdopodobne, że brat Bacon był faktycznym autorem nowego, drugiego stopnia wtajemniczenia, wprowadzonego przez jego bliskiego znajomego Williama Schawa; w związanej z królem grupie wolnomularzy nikt bardziej żarliwie nie pragnął rozwoju wiedzy i podjęcia refleksji nad naturą. Jednakże Bacon połączył swą wolnomularską działalność naukową z aspiracjami w życiu publicznym. Opublikował pracę Nowa Atlantyda, w której otwarcie mówił o swym planie odbudowy Świątyni króla Salomona w kategoriach duchowych. Ta czysto Ezechielowa wizja, jak twierdził, miała doprowadzić do zbudowania “pałacu inwencji" i “wielkiej świątyni nauki"; w świątyni tej widział nie tyle budowlę, ile nowe państwo, w którym dążenie do poznania we wszystkich jego dziedzinach miało być podstawowym kanonem ludzkiej działalności. W dziele tym zasiano już ziarno przyszłej konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki. Nowa herezja Drugi stopień wolnomularstwa, stopień czeladnika, zdradza kandydatowi niewiele informacji, ale wprowadza ideę “ukrytych tajemnic natury oraz nauki" i wyraźnie nawiązuje do pojęcia “herezji Galileusza". Jakkolwiek jesteśmy pewni, że zasadniczy trzon treściowy tego stopnia jest równie starodawny jak wszystkie inne zasady wolnomularstwa, niemniej jednak zawiera znacznie nowsze motywy, w dużej mierze dzięki Fancisowi Baconowi. Fragmenty włączone do tej nowej ceremonii dotyczyły natury oraz prawa człowieka do badania jej i pojmowania. Idea zrozumienia tajemnic natury przypomniała nam o botanicznej encyklopedii, zapisanej niejako w dekoracji przybytku w Rosslyn. Jej subtelne rzeźby ukazują szczegóły setek roślin, włącznie z “niewiarygodnymi" odmianami amerykańskimi. Watykan z niepokojem powitał narodziny myśli liberalnej. Jego dostojnicy przystąpili do formułowania oskarżeń o nową formę herezji, Kościół rzymski bowiem widział dla siebie wielkie zagrożenie w idei “niekontrolowanej myśli". Watykan prześladował tych, którzy zajmowali się nauką i dochodzili do wniosków sprzecznych z dogmatycznymi poglądami kardynałów. Najwybitniejszym z tych “niegodziwych" ludzi był Galileusz, który posługiwał się nowatorskimi metodami dla potwierdzenia poglądu, że ośrodkiem wszechświata jest Słońce, a nie Ziemia. Jakkolwiek podobne podejrzenie żywił już egipski Grek Eratostenes w III wieku p.n.e., teorię tę od nazwiska jej nowożytnego odkrywcy, Mikołaja Kopernika (1473-1543), nazywamy kopernikańskim. Święta Inkwizycja w Rzymie z początkiem 1616 roku wydała edykt zabraniający jej głoszenia. Herezja, której broni Galileusz i której zakazuje bulla papieska, znajduje odzwierciedlenie w odpowiedzi na pewne paradoksalne pytanie zawarte w rytuale przejścia z pierwszego na drugi stopień wolnomularstwa. Pytania i odpowiedzi tego rytuału brzmią następująco: “- Gdzie nastąpiła wasza wolnomularska inicjacja? - Na zgromadzeniu loży onego obrządku, loży sprawiedliwej, doskonałej i regularnej. - Kiedy to się odbyło? - Gdy słońce stało w zenicie. - Jako że zgromadzenia łozowe zwykłe odbywają się w tym kraju nocą, takoż o onej porze dokonuje się inicjacji kandydatów, czyż więc jedno z drugim nie stoi w sprzeczności i nie wydaje się na pierwsze wejrzenie jakowymi paradoksem? - Słońce stanowi punkt stały, Ziemia zaś krąży nieustannie wokół niego po własnym torze i wokół własnej osi. Że zaś wolnomularstwo jest nauką uniwersalną, którą wyznają we wszelkich zamieszkanych częściach Świata, przeto rytuały masońskie spełniane są zawsze, gdy słońce stoi w zenicie". Jest nieprawdopodobne, by fragment ten wprowadzono przed rokiem 1610, kiedy Galileusz publicznie dał wyraz swemu przekonaniu, że Kopernik miał słuszność, sądzimy, że Francis Bacon natychmiast włączył tę nową wiadomość o naturze do tworzonego właśnie przez siebie drugiego stopnia. Ważne jest, by pamiętać, że stopień czeladnika nie został po prostu wymyślony; :łożyły się nań partie zapożyczone z rytuału Mark Masonry i być może z dwóch pierwotnych stopni Entranfs Degree (oraz stopnia mistrza), do których dodano kilka nowych elementów tam, gdzie uznano to za stosowne. W efekcie rytuał jest pełen sprzeczności: kandydatowi powiada się, że ma wykonywać tajemny znak, trzymając ręce nad głową, podobnie jak to uczynił Jozue: “Kiedy Jozue walczył w bitwach Pana w dolinie Joszoszafat, stał w tej pozycji i żarliwie modlił się do Pana, by Słońce zatrzymało się w swym biegu i by przedłużył światło dnia, aż pokona Jego wrogów". Istnieje oczywista sprzeczność między stwierdzeniem, że Ziemia obraca się wokół słońca, a biblijną opowieścią o Bogu zatrzymującym Słońce, które krążyło wokół bierni. Sądzimy, że opowieść tę pozostawiono, ponieważ była starodawna i zbyt ważna, by ją usunąć czy zmienić, mimo że stała w sprzeczności z nowszą wiedzą. Wyjaśnienie znaku ze stopnia czeladnika wyraźnie odnosi się do wersu 10, 12 : Księgi Jozuego, chociaż w istocie mówi on o dolinie Ajalon, a nie Joszoszafat. Jozue był przywódcą Izraelitów po Mojżeszu, ale dolina Joszoszafat stała się teryterium izraelickim dopiero w czasach Dawida (Joszoszafat to inna nazwa doliny Kidron, która znajduje się na południe i na wschód od Jerozolimy). Mówiliśmy już wcześniej, że starotestamenowa opowieść o Jozuem przedstawia go jako pełnego morderczych skłonności przywódcę wędrownego plemienia Habiru, który nie mógł być wzorem dla wolnomularstwa. Wstęp ze Starego Testamentu, z którego pochodzi ten cytat, podaje opis jednego z wielu przerażających przypadków masowych rzezi niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Ich przyczyną była tylko drapieżność takich rabusiów jak Jozue, oraz wyraźny obłęd Jahwe. Odnajdujemy tu zadowolenie z faktu, że oto nadchodzący Habiru dokonują z rozkazu Boga rzezi pięciu królów oraz wszystkich ich poddanych i zwierząt: “W ten sposób Jozue (...) nie zostawił nikogo przy życiu i obłożył klątwą wszystko, co żyło, jak rozkazał Pan, Bóg Izraela". (Joz 10, 40) Ponieważ ów Jozue reprezentował postawę tak bardzo niemasońską i żył wiele lat przed budową Świątyni króla Salomona, wydaje się niemożliwe, by ten fragment rytuału wolnomularskiego odnosił się do niego. Istniała jednak inna, istotnie pełna ewangelicznych cnót postać o imieniu Jozue, czyli Jehoszua, która ma żywotne znaczenie dla wolnomularstwa i która faktycznie walczyła w największej “bitwie Pana" w dolinie Joszoszafat. Postacią tą był naturalnie Jezus, który wraz ze swymi zwolennikami znalazł się w ogrodzie Getsemane (w dolinie Joszoszafat); tu stanął wobec swoich wrogów i próbował ich pokonać. Ponieważ znał starożytną opowieść o Sekenenre Tao/Hiramie Abifie, jest prawdopodobne, że wzywał Boga, by - metaforycznie - zatrzymał słońce w zenicie. W istocie prosił, żeby w toku nadchodzącego konfliktu siły ciemności były najsłabsze, a siły dobra - najsilniejsze. Niestety, przegrał tę bitwę, ale dzięki templariuszom w końcu wygrał wojnę. Zdarzenie to wyjaśnia sens znaku używanego w drugim stopniu Cechu, czyli stopniu czeladnika. W rozdziale 12 udowodniliśmy, że przemowa Jakuba w związku z ukrzyżowaniem i późniejsze objęcie przezeń przywództwa w Kościele oznaczało, iż czyny brata wywarły na nim głębokie wrażenie; z pewnością qumrańczycy opisali więc ów epizod (modlitwy w ogrodzie w Getsemane) w zwojach odkrytych przez templariuszy. Gest Jezusa w dolinie Joszoszafat zarówno Jakub, jak i inni qumrańczycy uważaliby za peszer do wersu 10, 12 z Księgi Jozuego, a ta interpretacja znaku używanego w drugim stopniu czyni zrozumiałym rytuał uprzednio niepojęty. Dawne obowiązki Zmiany w treści starego rytuału zostały ograniczone do minimum, a “Dawne Obowiązki" z tradycji ustnej ujęto na piśmie, żeby nie dopuścić do żadnych odchyleń. O Williamie Schawie wiadomo, że próbował chronić “starożytne graniczne słupy Zakonu"; wskazują na to teksty masonerii z okresu poprzedzającego reformy zarządzone przez Jakuba VI i przeprowadzone przez Schawa, Bacona oraz innych. Istnieje pewna liczba tych dokumentów - jednym z nich jest Rękopis Inigo Jonesa z 1607 roku, ale zachodzą pewne wątpliwości co do jego autorstwa; przypisywano go słynnemu architektowi i wolnomularzowi, jednakże niektórzy znawcy wysunęli przypuszczenie, że mógł powstać nawet pięćdziesiąt lat później, a jego autorem był jakiś członek loży Inigo Jonesa. Bardziej wiarygodnym dokumentem jest Rękopis Wooda, sporządzony w 1610 roku (tym samym, w którym Galileusz po raz pierwszy dał publiczny wyraz swym poglądom na budowę systemu słonecznego) na pergaminie w formie ośmiu pasków złożonych tak, że stanowią szesnaście arkuszy o trzydziestu dwóch stronach. Rozpoczyna go wyliczenie nauk, z którymi masonerię zawsze łączono i do których należą: Grammar, Rethorick, Logicke, Arithmetick, Geometrye, Musick i Astronomie. Są to starodawne klasyczne przedmioty, zapomniane przez świat chrześcijański w wiekach ciemnych. Począwszy od X stulecia nauczano ich ponownie dzięki kontaktom z arabskimi uczonymi w Hiszpanii, na Sycylii i w Afryce Północnej oraz z greckimi myślicielami w Konstantynopolu. Między innymi ponownie odkryto zapomniane dzieła Arystotelesa; ponadto przełożono na łacinę arabskie dzieła naukowe, w tym matematyczne. Z początkiem XVII wieku znowu stały się naukami obowiązującymi ludzi wykształconych i w żaden sposób nie stanowiły osobliwości wolnomularstwa. Rękopis Wooda podkreśla, że geometria jest największą z nauk i była taką od zawsze. W tekście rękopisu historię Zakonu wywodzi się od dwóch kolumn znalezionych po biblijnym Potopie. Jedna była wykonana z marmuru, którego nie imał się ogień, druga zaś z substancji znanej w legendzie wolnomularskiej jako lateryt, nierozpuszczalny i nietonący w wodzie. Jedną z tych kolumn odnaleziono i zapisano na niej tajemnice nauk, z których Sumerowie wywiedli kodeks moralny, przekazany Egipcjanom przez Abrahama i jego żonę Sarę. Rękopis dalej przypomina postać Euklidesa nauczającego geometrii Egipcjan, od których naukę tę przejęli Izraelici i wykorzystali przy budowie Świątyni króla Salomona w Jerozolimie. Niektóre z tych siedemnastowiecznych rękopisów nie wspominają o Hiramie Abifie; fakt ów pewnych uczonych skłonił do przypuszczenia, że postać budowniczego wymyślono stosunkowo niedawno. Jednakże imię Hiram Abif było tylko jednym określeń tej kluczowej postaci; nazywa się ją także Aymon, Aymen, Amnon, A Man lub Amen, a niekiedy Bennaim. Powiada się, że Amen oznacza w hebrajskim “tego, któremu można wierzyć", czyli “wiernego", co doskonale podkreśla rolę Hirama Abifa. Ale wiemy również, że Amon czy Amen to imię starożytnego boga-stwórcy z Teb, miasta Sekenenre Tao. Czy możemy w związku z tym doszukiwać się starożytnych korzeni masonerii ? Naszym zdaniem tak. Imię “A Man" interesowało nas szczególnie, ponieważ przywodziło na myśl fragment z Księgi Rodzaju 49, 6, o którym mówiliśmy rozdziale 8; sądziliśmy wówczas, że mógł to być opis śmierci Sekenenre: “Nie bierz udziału, duszo moja, w radzie ich. Nie przyłączaj się do ich wspólnoty, serce moje: bo w gniewie zabili [pewnego męża], [a w swej samowoli zburzyli mur]" . Czyżby ta pozornie bezimienna ofiara faktycznie otrzymała miano, ponieważ mo-1 tu jest o “pewnym mężu" [ang. a Man ] noszącym wczesne masońskie imię Hirama Abifa i imię boga-stwórcy z Teb ? I czyż jest przypadkiem, że chrześcijanie wypowiadają słowo “Amen" pod koniec swych modlitw, kiedy proszą, by ich życzenia się spełniły? Inne imię, Bennaim, sprawiło badaczom wolnomularskim pewną trudność. Wiadomo, że końcówka “im" w języku hebrajskim tworzy liczbę mnogą (jak w słowie peszarim), podczas gdy pierwsza część tego słowa ma oznaczać “budowniczego". My idziemy o krok dalej i sugerujemy, że imię wywodzi się ze starożytnego egipskiego terminu oznaczającego świętą kolumnę, na której szczycie znajdowała się mała piramida nazywana kamieniem benben. Słowo to zatem stanowi nader starożytne określenie “budowniczego świętych kolumn". Byłoby ono niezwykle znaczące jako dosłowne określenie Hirama Abifa i metaforyczne scharakteryzowanie Jezusa. Mamy wrażenie, że kiedy zespół króla Jakuba nadał masonerii charakter formalny, biorąc za podstawę spekulatywno-operatywną syntezę dokonaną przez templariuszy w Rosslyn, wiedza o jej początkach zatarła się i częściowo popadła w zapomnienie. Korzenie siedemnastowiecznych wolnomularzy sięgały więc niemal początków dziejów ludzkiej cywilizacji, ale przemiany symboli masonerii w dużym stopniu zaciemniły jej rzeczywistą historię. Chociaż ówcześni wolnomularze nie mieli jasności co do tego, jak powstał ich Zakon, to jednak rozumieli znaczenie mądrości ukrytej w jego rytuale i czerpali siłę z nauk przywróconych ludzkości w XVII wieku. Wolnomularze byli gotowi tę wiedzę wykorzystać. W ceremonii wtajemniczenia drugiego stopnia kandydat otrzymuje pytanie: “Co jest szczególnym przedmiotem badań na tym stopniu?". Wymagana tu jest następująca odpowiedź: “Ukryte tajemnice natury i nauki". Kandydatowi, który uzyskuje stopień czeladnika, powiada się: “Spodziewamy się, że twoim przyszłym przedmiotem badań będą sztuki wyzwolone i nauka". Było to zaproszenie, którego wielcy wolnomularze XVII wieku nie mogli odrzucić. Dokonawszy analizy rozwoju wolnomularstwa w XVII wieku, stanęliśmy teraz przed końcowym zadaniem wyjaśnienia, jak wolnomularstwo wpłynęło na losy współczesnego świata. W 1625 roku wolnomularz król Jakub VI umarł, a jego następcą został drugi syn króla Karol (starszy syn Jakuba, książę Henryk, zmarł w 1612 roku). Byliśmy pewni, że nowy król pójdzie w ślady swego ojca i również zostanie wolnomularzem. Z okazji swej koronacji na władcę Szkocji w 1633 roku kazał przecież odnowić nagrobki zdobione bogatą ornamentyką o symbolice masońskiej w opactwie Holyrood w Edynburgu. Jednakże Karol dokonał w oczach protestanckiej większości swych poddanych niefortunnego posunięcia, kiedy poślubił księżniczkę katolicką Henriettę Marię, córkę króla Francji Henryka IV. Podobnie jak Jakub, Karol zdecydowanie wierzył w boskie prawa królów, czemu dawał wyraz w sposób arogancki i w efekcie wszedł z parlamentem w konflikt, który przerodził się w wojnę domową. Młody król pozostawał pod silnym wpływem swego bliskiego przyjaciela George'a Villiersa, pierwszego diuka Buckingham, którego mianował swym pierwszym ministrem mimo powszechnego niezadowolenia. Karol nieustannie prowadził spory z parlamentem, trzykrotnie go rozwiązując w ciągu czterech lat, ponieważ ten nie chciał zgodzić się na jego arbitralne żądania. Kiedy w 1628 roku zebrał się trzeci parlament, przedstawił królowi Petition of Right, w której żądał, by król dokonał pewnych reform w zamian za przyznane mu fundusze. Karol był zmuszony przyjąć tę petycję, ale mimo ustępstwa odpowiedział ponownym rozwiązaniem parlamentu i kazał uwięzić kilku jego przywódców. Karol nie miał politycznych talentów swego ojca i jego późniejsza konfrontacja z parlamentem zapoczątkowała okres, w którym przez jedenaście lat rządził bez jakiejkolwiek kontroli. W tym okresie uciekał się do nadzwyczajnych posunięć finansowych, aby zaspokoić potrzeby rządowe, co zwiększyło jego ogromną niepopularność. Pod autokratycznymi rządami Karola całe królestwo zaczęło tracić stabilność, ale szczególne liczności towarzyszące owej destabilizacji w sposób paradoksalny otworzyły przed Anglią nowe perspektywy. W okresie tym triumfował nowy sposób myślenia, łamanie się starego, ustalonego porządku postawiło przed krajem nieznane dotąd możliwości wyboru dalszej drogi rozwoju. Zrazu może się to wydawać dziwne, ale coraz większym stopniu nabieraliśmy przekonania, że istnieją paralele między okresem w dziejach siedemnastowiecznej Anglii a Izraelem w czasach Jezusa i ruchu nazorejskiego. Dzięki naukom wolnomularskim podobieństwa te nabrały ogólnego znaczenia dla wszystkich głównych ugrupowań zaangażowanych w angielskiej wojnie domowej. Pierwsza z tych paraleli dotyczy sprzeczności w kwestii relacji człowiek-Bóg. Podobnie jak Żydzi przed tysiącem i sześciuset laty, każdy w praktyce Anglik sądził, że Bóg znajduje się w centrum wszystkich spraw, ale podały się różnice w poglądach dotyczących stosunku do Niego. W czasach Jezusa istniał Sanhedryn, który stanowił władzę wyznaniową związaną ze Świątynią i wskazywał jedyną drogę prowadzącą do Jahwe; byli też w tej społeczności saduceusze uznający władzę cesarza rzymskiego. Jezus oskarżał nawet (rzekomo) sprawiedliwi faryzeuszy o to, że zgubili z oczu samą podstawę swej wiary, i otwarcie przestawiał się ich władzy. Naszym zdaniem Jezus był republikaninem, który próbował ustanowić rządy ludzi “sprawiedliwych", ze sobą jako ustawowym przywódcą trzymującym prawa Boże. Był wrogiem biurokracji, chciał usunąć przekonanych o własnym znaczeniu samolubów, którzy twierdzili, że tylko oni znają drogę do Boga. Był więc niewątpliwie przeciwnikiem ówczesnego establishmentu i jak sądzimy, nie bez racji można go opisać jako purytanina swoich czasów: człowieka, który dążył do prostoty, surowości i wolności religijnej - i nie bał się o te wartości walczyć. CVI i XVII wieku Kościołem katolickim kierowali zadowoleni z siebie konserwatyści, którym rozdęte ego przesłoniło sprawy boskie, głoszone zaś z uporem przekonanie, że tylko papież ma prawo do pośredniczenia między Bogiem a człowiekiem, straciło jakąkolwiek wiarygodność w oczach ludzi zdolnych do samodzielnego myślenia. Pewne przykłady krytyki faryzeuszy, jakie znajdujemy w zrekonstruowanej pierwszej Ewangelii “Q", niezwykle przypominają oskarżenia, które siedemnastowieczni purytanie kierowali pod adresem Kościoła rzymskokatolickiego. Niektóre ze słów przypisywanych Jezusowi w QS 34 (ze zrekonstruowanej Ewangelii “Q") wydają się uderzająco aktualne w odniesieniu do późniejszych czasów: Hańba wam, faryzeusze! Albowiem czyścicie zewnętrzną stronę naczyń, ale wewnątrz pozostawiacie brud i nieporządek. Nierozumni faryzeusze! Oczyśćcie ich wnętrze, a wtedy będą czyste również z zewnątrz. Hańba wam, faryzeusze! Albowiem lubicie zasiadać na przednich miejscach zgromadzeń i cieszycie się, kiedy was pozdrawiają na targowisku, hańba wam! Albowiem jesteście jako groby, na zewnątrz piękne, ale wewnątrz pełne nieczystości (...). Hańba wam, znawcy prawa! Albowiem zabraliście ludziom klucz poznania. Sami nie wchodzicie do Królestwa Bożego i nie pozwalacie wejść tym, którzy by doń weszli". Jak łatwo byłoby w miejsce słów “faryzeusze" czy “znawcy prawa" wstawić słowo “kardynałowie", tworząc zdanie w duchu zdumiewająco purytańskim! Drugą paralelę między tymi dwoma okresami widzimy w położeniu kresu papieskiej władzy w Anglii oraz połączeniu w osobie króla władzy religijnej i świeckiej. Po raz pierwszy od powstania Kościoła została urzeczywistniona ambicja Jezusa, by zjednoczyć kolumny kapłańską i królewską. Pracując nad niniejszym aneksem, postanowiliśmy dokonać przeglądu zebranego przez nas materiału dotyczącego angielskiej wojny domowej. Wtedy natknęliśmy się na siedemnastowieczną ilustrację, która potwierdzała wszystkie nasze odkrycia w odniesieniu do więzi z Kościołem jerozolimskim. We wcześniejszej fazie naszych badań często mieliśmy powód do zadowolenia, znajdując jakiś artefakt lub zdobywając cenną informację, która dopełniała całości obrazu. Jednakże w tej fazie zaczęliśmy dopuszczać możliwość, że godne uwagi świadectwa będą pojawiać się przez cały czas, ponieważ nasza główna teza była słuszna. Teraz znaleźliśmy rycinę ukazującą w graficznych szczegółach kolumny królewską i kapłańską, miszpat i cedeq, dokładnie tak, jak poznaliśmy je dzięki lekturze starożytnych tekstów żydowskich. Przedstawiony obraz nie był po prostu podobny do naszej wizji obu kolumn; był on z nią identyczny lub prawie identyczny. Jedyną realną różnicę stanowiła postać pełniąca funkcję zwornika: w tej wersji przyjął ją król Karol I. Tu kolumna lewa to cedeq w formie “KOŚCIOŁA", nad nią zaś znajduje się figura Prawdy; kolumna prawa to miszpat w formie “PAŃSTWA", a nad nią widnieje Sprawiedliwość. Interesujące, że syn Karola I, Karol II, miał umieścić ten symbol nad wejściem do Holyrood House, kiedy odbudowywał go po wojnie domowej w 1677 roku. Posługując się tą symboliką, Karol I w pełni naśladował Jezusa, ale królowi brakowało zarówno wielkich zdolności, jak i republikańskich przekonań charakteryzujących żydowskiego przywódcę. Jezus wierzył, że kiedy prawa nadane przez Jahwe będą harmonijnie kształtować ład społeczny, wówczas zabraknie miejsca dla postaci arcykapłana, ponieważ Bogu wystarczy ziemski król do podtrzymania stanu szalom, natomiast król angielski po prostu chciał sam pełnić tę podwójną funkcję, z Bogiem w roli deus otiosus. Wolnomularstwo przekazywało więc czasom nowożytnym starożytne przesłanie, które utraciło już nieco ze swojej pierwotnej, niezwykle istotnej treści! W Anglii ci, którzy poszukiwali nowego ładu społecznego, będą musieli stoczyć jeszcze niejedną walkę, zanim znajdą jedyne w swoim rodzaju rozwiązanie kwestii dzielących ich różnic - rozwiązanie, którego źródłem był Cech i które zapewni ciągłość monarchii w Zjednoczonym Królestwie, wówczas gdy narody je otaczające będą strącać głowy swych władców. Początki republikanów Trzy lata po wstąpieniu Karola I na tron ożywiony ideami republikańskimi młody człowiek wszedł do parlamentu jako poseł z Huntingdon. Nazywał się Oliver Cromwell, a jego rodzina wywodziła się z Walii i nosiła nazwisko Williams. Ponad przeciętność wybić im się pozwoliła życzliwość ministra Henryka VIII, Thomasa Cromwella, który był wujem praprapradziadka Olivera; wtedy przyjęli nazwisko swego patrona w dowód uznania dla niego. Nowi Cromwellowie wkrótce zdobyli prominentne stanowiska w Huntingdon w hrabstwie Cambridgeshire; Oliver urodził się tu 25 kwietna 1599 roku. Zamożni teraz Cromwellowie powierzyli wychowanie swego syna lanemu w mieście purytaninowi Thomasowi Beardowi, człowiekowi, który dał się poznać, wyrażając pragnienie “oczyszczenia" Kościoła anglikańskiego z pozostałych w nim elementów rzymskokatolickich. Później Cromwell uczęszczał do zdominowano przez purytanów Sidney Sussex College i na uniwersytet w Cambridge, jak również studiował prawo w Londynie. W sierpniu 1620 roku ożenił się z Elizabeth Bourchier i powrócił do Huntingdon, by zająć się majątkiem ojca, a osiem lat później został członkiem parlamentu z rodzinnego okręgu. W następnym dziesięcioleciu Cromwell stal się zdecydowanym purytaninem, a jego osobiste życie przeszło przez trudną fazę, zanim nadeszło powodzenie po odziedziczeniu pewnej własności w Ely po wuju żony. W 1640 roku Cromwell powrócił do parlamentu akurat w okresie, kiedy stosunki między królem Karolem I a purytanami osiągnęły fazę kryzysu i konflikt między nimi stał się nieuchronny. Dwa lata później, 22 sierpnia 1642 roku doszło do wybuchu wojny domowej między parlamentem zdo- minowanym przez purytanów a zwolennikami króla. Bystry Cromwell szybko zrozumiał, że namiętność religijna potrafi zrodzić wojowniczego ducha zdolnego wygrywać bitwy, toteż zaraz zebrał regiment upartych kawalerzystów do walki po stronie parlamentu. W ciągu pierwszych dwu lat wojny, kiedy obie strony zgromadziły swe armie, rojaliści (lub kawalerowie, jak ich nazywano) stopniowo osiągali przewagę. Po krwawej, ale nie rozstrzygniętej bitwie pod Edgehill w Warwickshire w październiku 1642 roku mogło się wydawać, że rojaliści zdobędą Londyn, ale udało się ich odeprzeć. Pod koniec pierwszego roku wojny rojaliści zajmowali większą cześć Anglii poza Londynem i wschodnią częścią kraju. Wtedy dopiero militarne zdolności Cromwella zdobyły powszechne uznanie i w 1644 roku ten szczery żołnierz został mianowany generałem-porucznikiem pod komendą Edwarda Montagu, earla Manchester. Zasługiwał na tę nominację: w rozstrzygającej bitwie pod Marston Moor poprowadził do zwycięstwa siły parlamentarne, zwane okrągłogłowymi, zdobywając dla siebie i swojego pułku nazwę ironsides (ludzie żelaznej odwagi). Zwycięstwo to okazało się punktem zwrotnym w wojnie; rojaliści zostali znowu pokonani przez Armię Nowego Wzoru sir Thomasa Fairfaxa pod Naseby w Leicestershire. Kolejne bitwy kończyły się zwycięstwem okrągłogłowych, aż 24 czerwca 1646 roku padła stolica rojalistów, Oksford. Szkoci, którym poddał się Karol, przekazali go parlamentowi, a ten uwięził króla. Miasto Lichfield w Staffordshire trzymało się jeszcze przez kilka tygodni, ale pierwsza i najdonioślejsza faza wojny domowej zakończyła się zwycięstwem okrągłogłowych. Wielu badaczy sądzi, że sam Oliver Cromwell był wolnomularzem, i chociaż nie ma żadnych świadectw, które dowodziłyby słuszności tego przekonania, wydaje się ono wielce prawdopodobne. Z pewnością jego zwierzchnik i bliski przyjaciel sir Thomas Fairfax był członkiem Cechu, a w siedzibie Fairfaxów w Ilkley w Yorkshire, zachowała się wolnomularska kaplica obok biblioteki; wchodzi się do niej po spiralnych schodach prowadzących do pomieszczenia z biało-czarną posadzką i dwiema wolno stojącymi kolumnami. Dzisiaj budynek ten stanowi centralę wielkiej firmy zajmującej się urządzeniami elektrycznymi, ale w odległości kilku mil, we wsi Guisley, w dalszym ciągu istnieje loża nosząca nazwę Fairfax. Jednym z najlepszych źródeł informacji o wolnomularstwie w tym okresie jest praca Eliasa Ashmole'a, ogromne dzieło obejmujące sześć tomów dziennika i jeden tom indeksów. Bibliotekarz z Robert's University Library dziwił się ogromnie, kiedy w ciągu jednego lata zażądaliśmy kolejno wszystkich siedmiu tomów! Zastanawialiśmy się, jak znaleźć dane o interesującym nas okresie, i doszliśmy do wniosku, że lektura dzieł wielkich pamiętnikarzy najlepiej umożliwi poznanie ich czasów. Nie wiedzieliśmy, czego szukamy, toteż trzeba było przeczytać wszystko. Znaleźliśmy tam wzmianki o pewnych nader osobliwych spotkaniach, wzmianki rzucające światło na wydarzenia, które doprowadziły do utworzenia Towarzystwa Królewskiego i do Restauracji. Elias Ashmole był królewskim kontrolerem intendentury w Oksfordzie w okresie, kiedy miasto to poddało się wojskom parlamentu; jest również jedną z najważniejszych postaci w historii wolnomularstwa. Cztery miesiące po klęsce swego obozu udał się do Warrington i tu został wprowadzony do Cechu. W swym dzienniku z 16 października 1646 roku pisał: “Godzina 4.30 po południu. Zostałem wolnym mularzem w Warrington w Lancashire wraz z płk. Henrym Mainwaringiem z Karincham w Cheshire. Oto nazwiska tych, którzy znajdowali się wówczas w loży: Pan Rich. Penket Warden, Pan James Collier, Pan Rich. Sankey, Henry Littler, Jochan Ellam, Rich. Ellam & Hugh Brewer". W tamtych czasach podróż z Oksfordu do Warrington musiała być długa i uciążliwa, jednakże Ashmole już następnego dnia po swej inicjacji znowu wyruszył w drogę, tym razem do twierdzy parlamentu - do Londynu. Był to osobliwy postępek, ponieważ w kraju nadal panowało wielkie napięcie, a wszystkim dostojnikom i oficerom rojalistycznym zakazano przebywania w odległości mniejszej niż dwadzieścia mil od Londynu. Ponieważ Ashmole służył ostatnio królowi jako kontroler intendentury, nie mógł liczyć na to, że nie zostanie rozpoznany, toteż musiał mieć ważne przyczyny, aby się tam udać, a zapewne także gwarancję protekcji. Notatka z 14 maja 1650 roku, znajdująca się w papierach Public Record Office, State Papers Domestic, Interregnum A, potwierdza niezwykłość jego wizyty i informuje, że nie miała ona charakteru tymczasowego: “On (Ashmole) obrał siedzibę w Londynie wbrew uchwale Parlamentu". Mamy wszelkie powody, by sądzić, że ten wolnomularz-rojalista mógł mieszkać jawnie w Londynie przez wiele lat i że przestawał z wysoko postawionymi zwolennikami parlamentu. Nie ulega wątpliwości, iż mógł tak uczynić, ponieważ był wolno-mularzem, a zatem członkiem jedynej niereligijnej, apolitycznej organizacji, w której kawaler mógł spotkać okrągłogłowego, a katolik purytanina bez obaw i wzajemnej złości. I tym razem dziennik Ashmole'a dostarczył nam cennej informacji. Siedemnastego czerwca 1652 roku pisał w nim: “Godzina 11 przed południem: Doktor Wilkins & Pan Wren odwiedzili mnie w [gospodzie] Blackfriers. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem tego Doktora". Wspomniany tu pan Wren to wielki architekt sir Christopher Wren, który zbudował wiele pięknych kościołów, z katedrą św.Pawła włącznie, po zniszczeniu Londynu w wielkim pożarze z 1666 roku. Wren mógł być wolnomularzem, ale nie ma na to żadnych dowodów i niektórzy twierdzą, że nim nie był. Z drugiej strony doktor Wilkins z pewnością należał do Cechu. John Wilkins był wówczas dyrektorem Wadham College w Oksfordzie (Wren był członkiem władz tego College'u), ale później został biskupem Chester i członkiem-założycielem Towarzystwa Królewskiego. Wilkins był zwolennikiem parlamentu i purytaninem o dużym autorytecie, którym cieszył się jako mąż siostry Olivera Cromwella, Robiny, i dawny kapelan samego Cromwella. Kiedy Ashmole spotkał Wilkinsa, ten przebywał w Londynie już od sześciu lat; w tym czasie wiele się wydarzyło. Król ponownie rozpoczął wojnę z pomocą Szkotów, ale został pokonany i uwięziony w Preston: w ten sposób król-wolnomularz w końcu przegrał walkę z wolnomularzem- zwolennikiem parlamentu. Dwudziestego stycznia 1649 roku króla postawiono przed sądem w Westminster Hali w Londynie. Karol odmówił uznania legalności sądu i nie bronił się przed zarzutami o tyranię, morderstwa i wrogość wobec narodu, toteż tydzień później został skazany na śmierć i publicznie ścięty 30 stycznia. Z chwilą upadku monarchii i całkowitego podporządkowania sobie Anglii Cromwell ruszył na podbój Irlandii i Szkocji. Masakry, do których doszło po zajęciu Droghedy i Wexfordu, były przerażające, a dopuścił się ich powodowany nienawiścią zarówno do Irlandczyków, jak i rzymskich katolików. Jeszcze dziś, 350 lat po tym wydarzeniu, imię Olivera Cromwella budzi w Irlandii lęk i gniew. Szkocja była także obiektem gniewu Cromwella, toteż niszczył w tym kraju zamki rojalistów i kościoły katolickie, jeśli tylko miał po temu sposobność. Już uprzednio wspominaliśmy, że zarówno Cromwell, jak i generał George Monk wiedzieli, czym był masoński przybytek w Rosslyn, toteż przetrwał on wojnę w stanie nienaruszonym. Mimo gwałtownego charakteru głównym sukcesem Cromwella było doprowadzenie do względnej stabilizacji w kraju i - paradoksalnie - stworzenie zrębów systemu społecznego, który gwarantował ograniczoną tolerancję religijną. Chociaż nie kochał katolików, to jednak Żydom, których wygnano z Anglii w 1290 roku, pozwolił na powrót w roku 1655 - do aktu tego zainspirowała go znajomość rytuału wolno-mularskiego. Energiczna polityka zagraniczna Cromwella oraz zwycięstwa jego armii i marynarki wojennej zapewniły Anglii taki prestiż w świecie, jakiego nie zaznała już od przeszło stulecia. Z chwilą ścięcia Karola tron Anglii pozostawał nieobsadzony i kraj stał się pierwszą parlamentarną republiką świata. Ale już rok później syn ściętego króla Karol wylądował w Szkocji, by podjąć przerwaną wojnę; w 1651 roku został ukoronowany jako król tego kraju i natychmiast najechał Anglię. Nowy reżim parlamentarny na tyle okrzepł, żeby stawić czoło śmiałemu, ale źle zaplanowanemu atakowi, i Karol poniósł zdecydowaną klęskę w bitwie pod Worcester; miał tylko tyle szczęścia, że udało mu uciec do Francji. Przez cały ten burzliwy okres były kontroler intendentury dawnego króla mieszkał spokojnie w Londynie Cromwella i utrzymywał znajomość z niektórymi spośród najinteligentniejszych i najbardziej wpływowych ludzi reprezentujących oba obozy, Ashmole otrzymał wyraźnie pozwolenie z “góry" na pełnienie misji, która wykraczała ;a samą politykę, a jej efekty przybierały formę czegoś nader nowego i bardzo mego. Ashmole zawierał przyjaźnie i znajomości z astrologami, matematykami, lekarzami i innymi ludźmi, którzy poszerzali swą wiedzę o ukrytych tajemnicach natury i nauki zgodnie z wymaganiami, jakie Francis Bacon postawił nowemu, drugiemu stopniowi wolnomularskiemu. Słowo stało się ciałem; istniało “niewidzialne kolegium", towarzystwo uczonych, którego nie można było określić mianem organizacji, ale której obecność była aż nadto realna. Cromwell zmarł naturalną śmiercią 3 września 1658 roku i został pochowany Cestminster Abbey. Jego syn Ryszard, którego wyznaczył na swego następcę, był >wiekiem słabym i nie potrafił utrzymać władzy. Kraj szybko ogarniała anarchia, sytuację uratował dowódca armii w Szkocji, generał George Monk, który na czele swych oddziałów wkroczył do Londynu w maju 1660 roku. Zwołał on tzw. Długi Parlament, a następnie skłonił go do przywrócenia monarchii i osadzenia Karola II na tronie Anglii. Nowy król nie zwlekał długo z zemstą na człowieku, który przysporzył tylu cierpień: kazał wykopać zwłoki Cromwella, jego gnijące resztki powiesić jako trupa zdrajcy, głowę zaś wbić na pal umieszczony nad Westminster Hali. Powstanie Royal Society Przywrócenie monarchii mogło Ashmole'owi sprawić osobistą satysfakcję, ale przysporzyło również korzyści “niewidzialnemu kolegium". W 1662 roku król Karol II udzielił mu królewskiego patentu, tworząc Towarzystwo Królewskie (Royal Society), pierwsze w świecie zgromadzenie uczonych powołane do poznawaniu cudów stworzonych przez Wielkiego Budowniczego Wszechświata. Idea wolności przenikająca tą strukturę wolnomularstwa najpierw dała początek młodej republice, a kiedy ta poniosła klęskę, zrodziła organizację, która przesunie granice ludzkiej wiedzy i da początek epoce oświecenia, tworząc fundamenty przemysłowego społeczeństwa XIX i XX wieku. Krótki okres republiki w Anglii nie został zmarnowany; począwszy od tych wydarzeń monarchowie nie powoływali się już na prymitywne pojęcie boskiego prawa do rządzenia. Pełnili swój urząd, szanując wolę ludu i opierając się na autorytecie Izby Gmin, która reprezentowała naród poprzez demokratycznie wybranych jego przedstawicieli. W następnych latach prawa demokratyczne objęły także ludzi ubogich i w końcu nawet kobiety - wizja człowieka imieniem Jezus potrzebowała wiele czasu, by stać się rzeczywistością. W tym momencie naszych badań nie mieliśmy już wątpliwości, że wolnomularstwo czerpie swe idee z nauki nazorejczyków, a zwłaszcza Jezusa. Możemy również być pewni, że powstanie Towarzystwa Królewskiego było możliwe dzięki “burzy mózgów" rozpętanej po wprowadzeniu przez Bacona definicji drugiego stopnia wolnomularstwa na długo przedtem, zanim Ashmole i Wilkins podjęli jego budowę po nieszczęściach wojny domowej. John Wallis, wybitny siedemnastowieczny matematyk, tak pisał o powstaniu Towarzystwa Królewskiego: “Sądzę, że jego początków możemy się doszukać w Londynie około 1645 roku (o ile nie wcześniej), kiedy dr Wilkins (ówczesny kapelan księcia elektora Palatynatu w Londynie) i inni spotykali się co tydzień w określonym dniu i godzinie. Zobowiązali się wnosić tygodniową opłatę w celu sfinansowania przeprowadzanych eksperymentów, jak również przestrzegać przepisów, na które wszyscy się zgodzili. Wtedy (aby uniknąć odchodzenia od głównego celu badań i z kilku innych powodów) zakazaliśmy wszelkich dysput dotyczących teologii, polityki i ostatnich wiadomości, poza tymi, które dotyczyły naszej sprawy - Filozofii". Ten opis najwcześniejszych spotkań myślicieli niewątpliwie przypomina opis posiedzeń wolnomularskich. Spotkania o wyznaczonej porze w połączeniu z całkowitym powstrzymywaniem się od wszelkich tematów politycznych i religijnych w dalszym ciągu charakteryzują funkcjonowanie loży wolnomularskiej. Tę niedyskrecję Wallisa naprawiła wolnomularska hierarchia wczesnego Towarzystwa Królewskiego, która powierzyła Sprattowi napisanie oficjalnej historii Towarzystwa; nie znajdujemy w niej żadnej wzmianki o masońskich regułach, tak nieostrożnie ujawnionych przez Wallisa. Jednym z najbardziej wpływowych uczonych, który pozostawał w kontakcie z Ashmole'em, był Robert Hooke, którego Towarzystwo mianowało swoim pierwszym kuratorem eksperymentów. Przeprowadzane przezeń eksperymenty i uczone dysputy z jego udziałem stały się w ciągu następnych piętnastu lat czynnikiem, który zdecydował o przetrwaniu Towarzystwa. Hooke był jednym z trzech inspektorów miejskich po wielkim pożarze Londynu. Do historii przeszedł jako konstruktor teleskopu reflektorowego i autor nowoczesnego terminu komórki roślinnej. Wszyscy wielcy ludzie tej epoki pragnęli zostać członkami Towarzystwa, a największym z nich był sir Isaac Newton, który dokonał m.in. szczegółowej analizy grawitacyjnej struktury wszechświata. W 1672 roku Newton został wybrany członkiem Towarzystwa Królewskiego, a pod koniec tego roku opublikował w “Filozoficznych Sprawozdaniach Towarzystwa" swoją pierwszą naukową rozprawę na temat teorii światła i barwy. Ćwierć wieku po otrzymaniu przez Towarzystwo królewskiego patentu Newton opublikował Philosophiae Naturalis Principia Mathematica (Matemae zasady filozofii naturalnej), czyli Principia, jako że pod tym skrótem są znane. To zdumiewające dzieło jest w powszechnym przekonaniu najważniejszą pracą naukową, jaką kiedykolwiek napisano. Podczas gdy praktycznie wszyscy ówcześni członkowie Towarzystwa byli masonami, z biegiem czasu wolnomularze, jak to często bywa, przenieśli się do tylnych rzędów swego “parlamentu" nauki, ponieważ przedstawiciele inteligencji nie potrzebowali już tajemniczości ani protekcji Cechu, aby ustrzec się przed religijnymi i politycznymi prześladowaniami. Nowe Towarzystwo wiele zawdzięczało energii Eliasa Ashmole'a, Roberta Morawa( o którym wiadomo, że był pierwszym człowiekiem wprowadzonym do angielskiego wolnomularstwa w 1641 roku), Johna Wilkinsa, Roberta Hooke'a i Christophera Wrena, który został jego prezesem w 1681 roku. Z tych dobrze udokumentowanych danych jasno wynika, że Towarzystwo Królewskie założyli wolnomularze i że nader udane przywrócenie drugiego stopnia zwróciło świat ku nowej erze naukowej. Kilka lat później, za prezesostwa sir Isaaca Newtona, znany wolnomularz francuski, kaawaler Ramsey, został członkiem Towarzystwa Królewskiego mimo braku jakiejkolwiek naukowej legitymacji. Większość czołowych intelektualistów wolnomularskich poświęcała swój czas i energię nowemu Towarzystwu, ale wydaje się, że Cech Londynie w działaniach swoich odznaczał się pewnym niedbalstwem. Masoneria nabiera doświadczenia 17 roku źle się działo w wolnomularstwie londyńskim. Istniały tylko cztery loże, które spotykały się regularnie: - The Goose and Gridiron na dziedzińcu katedry św. Pawła. - The Crown przy Parker Lane w pobliżu Drury Lane. - The Appletree Tavern przy Charles Street, Covent Garden. - The Rummer and Grapes Tavern przy Channel Row, Westminster. Nie ulega wątpliwości, że Cech w Londynie przeżywał kryzys utraty tradycyjnej tożsamości. Dlaczego w dalszym ciągu miałby istnieć? Wolnomularstwo nagle padłoofiarą własnego sukcesu; przezwyciężyło trwające wieki trudności, jakie stwarzał mu Kościół, oraz dało początek demokracji i stworzyło klimat dla rozwijających się badań naukowych. Szczęśliwie w pozostałej części kraju loże wolnomularskie stopniowo nabierały charakteru regularnego i stawały się coraz bardziej popularne. Wielka Loża, która powstała przed 1705 rokiem, zbierała się regularnie w Yorku, a jako “pierwsza" i ciesząca się poparciem stanu szlacheckiego nosiła dumny tytuł Wielkiej Loży Całej Anglii. Należało też uporządkować sytuację w Londynie, toteż cztery wymienione loże zebrały się w Appletree Tavern w lutym 1717 roku i drogą głosowania wybrały najstarszego wołnomularza wśród obecnych na przewodniczącego spotkania. Nazwiska tego człowieka nie znajdujemy nigdzie w dostępnej literaturze, ale zgromadzenie z pewnością postanowiło zwołać zebranie wszystkich czterech lóż w Goose and Gridiron 24 czerwca z zadaniem wybrania Wielkiego Mistrza, który kierowałby całym Zakonem. Zgodnie z tym postanowieniem odbyło się zebranie i w dniu św. Jana Chrzciciela Anthony Sayer został wybrany pierwszym Wielkim Mistrzem na najbliższy rok. Interesujące, że wolnomularze wybrali wówczas Wielkiego Mistrza spośród siebie “aż do czasu, kiedy będą mieli honor postawić na swoim czele jakiegoś szlachetnego brata". Mogła to być aluzja do twierdzeń masonerii szkockiej, iż jej Wielkim Mistrzem był zawsze jakiś “szlachetny brat od czasów Pierwszego Statutu St Claira", powstałego w 1601 roku. Ta nowa angielska Wielka Loża opracowała na swój użytek pewną liczbę przepisów: “Aby przywilej gromadzenia się jako Wolnomularzy, który dotychczas nie znał granic, został nadany pewnym Lożom, czyli zgromadzeniom Wolnomularzy w pewnych miejscach; i aby odtąd każda Loża, wyjąwszy cztery stare Loże istniejące w tym czasie, miała prawo działania na mocy pełnomocnictwa otrzymanego od aktualnego Wielkiego Mistrza i udzielonego pewnym osobom na ich prośbę, za zgodą i aprobatą Wielkiej Loży; i aby odtąd żadnej Loży nie uznawano za regularną, czyli konstytucyjną, bez takiego pełnomocnictwa. Aby w dalszym ciągu cieszyli się każdym przywilejem, którym cieszyli się razem dzięki swym niepamiętnym prawom; i żeby żadne prawo, reguła lub przepis, który później zostanie ustanowiony w Wielkiej Loży, nie wynikały wówczas z takiego przywileju ani nie przekraczały żadnych granic, które w tym czasie ustalono jako miernik ustroju Masońskiego. Konieczność ustalenia pierwotnych konstytucji jako miernika regulacji wszystkich przyszłych praw w Towarzystwie znalazła w tym czasie tak jasne zrozumienie w całym bractwie, że uznano ją za nieomylną regułę w każdym wprowadzeniu na urząd, publicznie lub prywatnie, Wielkiego Mistrza oraz Mistrzów i Dozorców we wszystkich Lożach, którzy mają podtrzymywać ich konstytucję; do czego również zobowiązano jak najusilniej każdego Wołnomularza przy jego inicjacji" . Tworząc Wielką Lożę pod kierownictwem wybranego Wielkiego Mistrza, cztery loże w efekcie ustanowiły system kontrolny dla masonerii, który zapewniał im uprzywilejowaną pozycję. Mogły one uznać jakąś lożę za regularną albo skreślić ją z listy regularnych lóż. Ich prawo do takiego postępowania zakwestionowali inni wolnomularze, zwłaszcza ci z Yorku. Nie zaakceptowali oni dominującej pozycji Londynu, którego celem było uchronienie Zakonu przed “heretykami". Próbując sformalizować własne struktury, wolnomularstwo angielskie zaczęło schodzić na manowce. Niemniej jednak unifikacyjna misja Londynu po długim okresie wewnętrznych sporów przyniosła sukces i wyższe szczeble Cechu powoli przeszły w ręce rodziny królewskiej, która starała się zachować swój wpływ w tej najbardziej republikańskiej organizacji świata. To powiązanie wolnomułarstwa z rodziną królewską przyczyniło się, laszym zdaniem, do przetrwania monarchii brytyjskiej. Opracowaliśmy listę dawnych angielskich Wielkich Mistrzów i wyraźnie można na jej podstawie stwierdzić ewoluowanie masonerii angielskiej ku arystokracji i rodzinie królewskiej (aneks 3). Kiedy listę tę porównamy z listą dawnych Wielkich Mistrzów szkockich (aneks 4), to okaże się, że od najdawniejszych czasów wolnomularstwo szkockie było blisko związane zarówno z dostojnikami królestwa, jak również najskromniejszymi kamieniarzami; jest to tradycja w dalszym ciągu z dumą zachowywana w Szkocji. Wkrótce Cech rozprzestrzenił się na całym świecie. Do objęcia odpowiedzialnych funkcji w Cechu przez dynastię hanowerską w Anglii przyczynił się paradoksalnie fundamentalny wpływ wolnomularstwa na rewolucję merykańską i francuską, a także tendencje masonerii szkockiej do popierania sprawy ikobickiej. W 1782 roku, cztery lata po ogłoszeniu Deklaracji Niepodległości StanÓW Zjednoczonych, Wielkim Mistrzem został diuk Clarence, brat Jerzego II. W roku ewolucji francuskiej (1789) do Cechu wprowadzono księcia Walii i jego dwóch braci, a w ciągu niespełna roku książę Walii został Wielkim Mistrzem, otrzymując adresy lojalności od wolnomularzy z całego świata. Przysłał je także Jerzy Waszyngton, ówczesny mistrz loży nr 22 (Alexandria), zarejestrowanej przez Wielką Lożę w Nowym Jorku, jak również wiele lóż francuskich. Tak oto królowie z dynastii hanowerskiej wykorzystywali masonerię, by w demokratyczny sposób nakłonić wolnomularzy w swoim kraju do okazania im wierności. Masoneria w Anglii stopniowo ewoluowała dzisiaj jest organizacją klubów o charakterze społecznym lub wręcz gastronomiczym. Zapomniała o swym pierwotnym dziedzictwie i prawdziwych tajemnicach. Ekspansja wolnomułarstwa Krótko po powstaniu londyńskiej Wielkiej Loży jej drugi Wielki Mistrz, George Paye, zgromadził wiele rękopisów dotyczących masonerii, włącznie z kopiami Starożytnych Statutów. W 1720 roku postanowiono opublikować Księgę Konstytucji i wtedy też “niektórzy skrupulatni bracia woleli raczej spalić zbyt pospiesznie" pewną liczbę cennych starych manuskryptów, niż pozwolić, aby wpadły w ręce opozycyjnych elementów w Zakonie, zwanych “modernistami". Utrzymuje się opinia, że wtedy właśnie zaginął oryginał sporządzonej przez Inigo Jonesa kopii Starożytnych Statutów. W tym samym roku wolnomularze zgodzili się co do tego, że w przyszłości nowy Wielki Mistrz powinien być wybierany przed dorocznym zebraniem i że każdy z nich, iż wprowadzony na urząd, powinen mieć wyłączne prawo do mianowania swego następcy i dozorców. W 1724 roku ówczesny Wielki Mistrz, diuk Richmond, ustanowił pierwszy Komitet Dobroczynności, by zapewnić fundusze mające przynieść pomoc wolnomularzom znajdującym się w potrzebie; już wcześniej zaproponował taki krok jego poprzednik, diuk Buccleuch. Jak się zdaje, jest to pierwszy odnotowany fakt powstania masońskiej organizacji poświęconej dobroczynności, która odgrywa tak ważną rolę w nowoczesnym wolnomularstwie. W styczniu 1723 roku, po dziewięciu miesiącach urzędowania, diuk Montague zrezygnował z godności Wielkiego Mistrza na rzecz diuka Whartona, który tak bardzo pragnął zostać Wielkim Mistrzem, że nawet próbował dać się wybrać na nieformalnym spotkaniu wolnomularzy. W tym czasie ustalił się już porządek regularnego następstwa dostojników królestwa i tak miało być również w przyszłości. Prości ludzie, którzy uprzednio bywali Wielkimi Mistrzami, nigdy już nie piastowali tego urzędu ani też stanowiska zastępcy Wielkiego Mistrza; funkcje te przejęli przedstawiciele szlachetnie urodzonych. Rosnące w siłę Towarzystwo potrzebowało teraz rozbudowanej administracji i w 1727 roku ustanowiono urząd Prowincjonalnego Wielkiego Mistrza, pomocnego w kierowaniu rozprzestrzeniającym się Cechem Dziesiątego maja 1727 roku ustanowiono Hugh Warburtona pierwszym Prowincjonalnym Wielkim Mistrzem w północnej Walii, a 24 czerwca tegoż roku baroneta sir Edwarda Mansella Prowincjonalnym Wielkim Mistrzem dla Walii południowej. Również w 1727 roku londyńska Wielka Loża udzieliła pierwszego patentu loży zamorskiej w Gibraltarze, krótko zaś potem zezwolenia na działanie loży przy ulicy św. Bernarda w Madrycie. Wolnomularstwo rozprzestrzeniało się niczym szalejący pożar i w 1728 roku londyńska Wielka Loża zaczęła swymi wpływami ogarniać przyszłe Imperium Brytyjskie, skoro zleciła George'owi Pomfretowi założenie loży w Bengalu. Mianowano Prowincjonalnych Wielkich Mistrzów dla Dolnej Saksonii, New Jersey w Ameryce oraz dla Bengalu. W 1730 roku wprowadzono do Cechu pierwszego księcia obcej krwi dynastycznej: Franciszek, książę Lotaryngii i wielki książę Toskanii, który później został cesarzem, był inicjowany przez earla Chesterfielda na specjalnym zebraniu loży w Hadze; księciu ujawniono dwa pierwsze stopnie wtajemniczenia wolnomularskiego, a później dostąpił trzeciego stopnia wtajemniczenia w domu sir Roberta Walpole'a, na zebraniu loży, któremu przewodniczył ten sam earl Chesterfield. W tym też roku masoneria objęła swym wpływem również inne obce kraje, udzielając zezwoleń na założenie lóż w Rosji, Hiszpanii, Paryżu i Flandrii. W tym okresie Zakon stał się jakby modnym klubem, w którym spotykała się szlachta. W 1733 roku na dorocznym zebraniu Wielkiej Loży były już reprezentowane 53 loże, a więc zakres władzy i wpływu Londynu wzrastał nieustannie. Na tym spotkaniu zatwierdzono kilka nowych przepisów dotyczących Komitetu Dobroczynności, włącznie z prawem do wysłuchiwania skarg przed przedstawieniem ich Wielkiej Loży. Wtedy też dokonano zbiórki pieniędzy, które zamierzano rozdzielić wśród wolnomularzy znajdujących się w potrzebie; miały ich zachęcić do założenia nowej kolonii w Georgii. W tym samym roku udzielono prawa do otwarcia lóż w Hamburgu i Holandii. W 1738 roku James Anderson (ówczesny Wielki Sekretarz loży) ogłosił zrewidowaną Księgę Konstytucji. Właśnie to dzieło poświęcone historii Cechu kazało niektórym autorom przypisać mu stworzenie masonerii cechowej. Również wówczas wprowadzono przepisy stwierdzające, że jeśli jakaś loża nie spotyka się przez ponad dwanaście miesięcy, to zostaje wykreślona z listy lóż i traci prawo do zwierzchnictwa nad innymi. Ustalono też, że wszyscy przyszli Wielcy Mistrzowie będą wybierani z loży Grand Stewards, aby zachęcić dżentelmenów do obejmowania tego urzędu. Podjęto również uchwały dotyczące “nielegalnych konwencji" masonów. Pozbawiło to braci demokratycznego prawa wybierania tych, których uważali za zdolnych do kierowania pozostałymi. Zasięg wpływów Wielkiej Loży w Yorku został pomniejszony na wskutek wydania patentu lożom w Lancashire, Durham i Northumberland; krok ten skutecznie ochłodził stosunki między obu wielkimi lożami. W tym czasie wydano patenty umożliwiające powstanie lóż w Aubigny we Francji, w Lizbonie, w Savannah w Georgii, w Ameryce Południowej oraz w Gambii (Afryka achodnia). Mianowano prowincjonalnych Wielkich Mistrzów dla Nowej Anglii, Karoliny Południowej i Cape Coast Castle w Afryce. W 1737 roku dr Desaguliers były Wielki Mistrz z 1719 roku) inicjował Fryderyka, księcia Walii w loży zwołanej tym celu do Kew, nieco później udzielił mu wtajemniczenia drugiego stopnia i wreszcie podniósł do szacownego stopnia mistrza wolnomularza. Na zgromadzeniu Wielkiej Loży reprezentowanych było sześćdziesiąt lóż i mianowano prowincjonalnych Wielkich Mistrzów dla Montserrat, Genewy, wybrzeża Afryki, Nowego Jorku i wysp Ameryce. W 1738 roku powołano dwie dalsze prowincje: Wysp Karaibskich i West Riding, Yorkshire - utworzenie tej ostatniej uznano za jeszcze jedno ograniczenie praw Wielkiej Loży w Yorku. Poszerzyło to rozłam między obu wielkimi lożami i doprowadziło całkowitego zerwania stosunków. Piętnastego sierpnia 1738 roku Wielka Loża Szkocji odniosła duży sukces w wyścigu do zwierzchnictwa, inicjując Fryderyka Wielkiego, króla Prus, w loży zwołanej w tym celu do Brunszwiku. Fryderyk z kolei założył Wielką Lożę w Berlinie, działającą na podstawie Statutów Szkockich. Rozwój masonerii w Ameryce Dotarliśmy teraz do kresu zarejestrowanej historii Cechu i teoretycznie zakończyliśmy nasze poszukiwania, ale w dalszym ciągu dręczyła nas ciekawość co do losów krainy gwiazdy zwanej Merika. Aby dopełnić całości obrazu, postanowiliśmy przyjrzeć się pokrótce rozwojowi masonerii w Stanach Zjednoczonych Ameryki. To, że masoneria była główną siła sprawczą rewolucji amerykańskiej i założenia Republiki Stanów Zjednoczonych, nie jest tajemnicą. Antybrytyjska demonstracja podatkowa, znana jako “bostońska herbatka", została zorganizowana w 1773 roku przez członków loży św. Andrzeja, wśród których byli tak sławni ludzie, jak Samuel Adams i Paul Revere. Loża ta, która spotykała się w gospodzie pod Zielonym Smokiem w Bostonie, sama nie była organizatorką “herbatki", zorganizowali ją jej członkowie, którzy założyli klub pod nazwą Causus Pro Bono Publico. Pierwsze skrzypce grał w nim mistrz loży Joseph Warren, który później miał zostać Wielkim Mistrzem Massachusetts. Podobno Henry Purkett miał rzec, iż uczestniczył w “herbatce" tylko jako widz, wbrew zakazowi mistrza loży św. Andrzeja, choć ów brał w niej aktywny udział. Ludzie, którzy stworzyli Stany Zjednoczone Ameryki, albo sami byli wolnomularzami, albo pozostawali z nimi w bliskim kontakcie. Idee, które rozwinęły się w Wielkiej Brytanii w poprzednim stuleciu, wykorzystali jako podstawę własnej konstytucji. Nie wiedzieli o tym, ale dzięki swemu oddaniu wolnomularskim ideałom sprawiedliwości, prawdy i równości przywracali w ojczyźnie do życia starożytną koncepcję maat, nieświadomie budowali nowoczesne państwo, które będzie autentycznym spadkobiercą wielkości starożytnego Egiptu. W pewien sposób architektom Stanów Zjednoczonych zamiar ten się powiódł, ale pod innymi wieloma względami spotkali się z niepowodzeniem. Potrzeba było strasznej wojny domowej, aby położyć kres niewolnictwu czarnej ludności na południu; nawet dzisiaj w wielu stanach słowo “równość" w dalszym ciągu wyraża jedynie pragnienie ludzi rozsądnych i nie ma sensu w oczach nierozumnych. Podobnie jak wolnomularstwo, Stany Zjednoczone stanowią niedoskonały ideał, który zasługuje na urzeczywistnienie, ale ma tę słabą stronę, że realizują go jedynie śmiertelnicy. Wśród ludzi, którzy podpisali Deklarację Niepodległości 4 lipca 1778 roku, następujący byli wolnomularzami: William Hooper, Beniamin Franklin, Matthew Thornton, William Whipple, John Hancock, Phillip Livingston i Thomas Nelson. W owym czasie mawiano, że gdyby usunąć czterech mężczyzn z pomieszczenia, w którym się znajdowali, to pozostałe zgromadzenie wystarczałoby, żeby przekształcić się w masońską lożę trzeciego stopnia! Podobna sytuacja panowała wśród dowódców armii, do czołowych wolnomularzy należeli bowiem: Greene, Marion, Sullivan, Rufus, Putnam, Edwards, Jackson, Gist, baron Steuben, baron de Kalb, markiz de Lafayette oraz sam Jerzy Waszyngton. Kiedy 30 kwietnia 1789 roku Waszyngtona zaprzysiężono na urząd pierwszego prezydenta republiki, tym, który przyjmował jego przysięgę, był Wielki Mistrz Nowego Jorku. Waszyngton przysięgał na wolnomularską Biblię, traktowaną jako Księga Świętego Prawa Loży św. Jana (nr 1) funkcjonującej z upoważnienia Wielkiej Loży Nowego Jorku. Waszyngton był wolnomularzem przez całe swe dorosłe życie, a inicjowano go w loży we Fredericksburgu pięć miesięcy przed jego 21. urodzinami, tj. w piątek 4 listopada 1752 roku. Ponieważ jego loża macierzysta spotykała się w pierwszy piątek miesiąca, z drugim stopniem zapoznano go 3 marca 1753 roku, a do “stopnia wzniosłego" mistrza masona został podniesiony w tej samej loży 4 sierpnia 1754 roku. W tychże latach dokonał inspekcji położonych w stanie Wirginia dóbr lorda Fairfaxa, którego przodek wprowadził Olivera Cromwella do wolnomulartwa. Członkowie rodziny Fairfaxów byli aktywnymi wolnomularzami w Wielkiej .oży Yorku, a starszy brat Jerzego, Lawrence, u którego przyszły prezydent mieszkał tym czasie, wychował się w Anglii i został mężem siostrzenicy lorda Fairfaxa. Loża, której członkiem był Waszyngton, prawdopodobnie posługiwała się ad hoc raczej rytem loży Yorku aniżeli “rytem szkockim", ale sześć lat po jego inicjacji, w 1758 roku, wolnomularze we Fredericksburgu otrzymali statut od Wielkiej Loży Szkocji, który sformalizował ich sytuację. Kiedy Waszyngton zostawał pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, był członkiem Cechu przez prawie 36 lat, w tym momencie należał do loży Alexandria nr 22. Przeglądając stare rękopisy, natknęliśmy się na zarejestrowaną wówczas mowę Jrzego Waszyngtona, którą wygłosił 27 grudnia 1792 roku, po otrzymaniu Księgi konstytucji, zadedykowanej mu przez wolnomularzy Bostonu. Data wskazywałaby, że uroczystość zwołano dla uczczenia czterdziestolecia jego członkostwa w Cechu. Słowa te przedstawia się następująco: “Choć pochlebiają mi i przynoszą zaszczyt otrzymane od naszych współobywateli świadectwa ich uznania za wysiłki podejmowane w celu zwiększenia dobra publicznego, nie mniej cieszy mnie fakt, że i subtelniejsze cnoty serca są wysoce cenione przez Towarzystwo, którego liberalne zasady znajdują podstawę w niezmiennych prawach prawdy i sprawiedliwości. Powiększenie sfery szczęścia społecznego jest godne - jako dobroczynny zamysł - Instytucji Wolnomularskiej; i należy życzyć sobie najgoręcej, żeby przykład każdego członka tego bractwa, jak również publikacje, które ujawniają zasady im przyświecające, przekonywały ludzkość, iż wielkim celem Masonerii jest powszechne szczęście rodzaju ludzkiego. Gdy proszę was o przyjęcie moich podziękowań za tę Księgę Konstytucji, którą mi wręczyliście, oraz za honor, który uczyniliście mi w Dedykacji, pozwólcie zapewnić raz jeszcze, że doznaję wszystkich tych uczuć wdzięczności, jakimi wasz czuły Adres i serdeczne życzenia miały mnie natchnąć; i szczerze modlę się, oby Wielki Budowniczy Wszechświata pobłogosławił was tutaj, a w zaświatach przyjął was do swej nieśmiertelnej Świątyni". W 1790 roku Waszyngton położył kamień węgielny pod Biały Dom - a było to 13 ździernika, w rocznicę ukrzyżowania de Molaya! W tym samym roku dolar stał się jednostką monetarną Stanów Zjednoczonych Ameryki. Symbolem dolara jest “S" zekreślone dwiema pionowymi kreskami, jakkolwiek w druku częściej przekreślone bywa jedną pionową linią: $. “S" zostało zapożyczone z pewnej starej hiszpańskiej monety, ale dwie linie pionowe to nazorejskie kolumny Miszpat i Cedeq, lepiej znane wolnomularskim twórcom Stanów Zjednoczonych jako Boaz i Jakin - kolumny z portyku Świątyni króla Salomona. Dzisiaj banknot dolarowy zawiera wizerunek piramidy z wpisanym w nią okiem, który jest najbardziej starożytnym ze wszystkich symboli pozostających w codziennym użyciu, ponieważ dotrwał do naszych czasów z okresu poprzedzającego panowanie Sekenenre Tao. Uniknął “czystki" egipskich motywów ceremonii koronacyjnej, której dokonał prorok Ezechiel w czasie babilońskiej niewoli Żydów. Wizerunek ten przedstawia Boga (w formie Amen-Re) z zawsze obecnym okiem, spoglądającego na swój lud, by osądzić każdy czyn człowieka i w efekcie zesłać mu sprawiedliwy los po śmierci. Podstawę maat stanowiła miara dobrych czynów dokonanych za życia, dostrzeżonych przez Boga. Na przedniej stronie banknotu jednodolarowego widnieje wizerunek brata Jerzego Waszyngtona, a z wycofanego już z obiegu banknotu dwudolarowego spoglądał na świat inny słynny wolnomularz - brat Beniamin Franklin. Osiemnastego września 1793 roku Jerzy Waszyngton położył kamień węgielny pod Kapitol w Waszyngtonie. W czasie uroczystości, podobnie jak jego towarzysze, nosił insygnia wolnomularskie. Stany Zjednoczone Ameryki są ciągle jeszcze bardzo młodym krajem. Aby dorównać długowiecznością starożytnemu Egiptowi, będą musiały zachować swą potęgę przynajmniej aż do roku 4500. Do osiągnięcia pierwszego szczytowego etapu rozwoju Egiptu wystarczy, że przetrwają jeszcze czterysta lat. Przypuszczamy jednak, że wolnomularski eksperyment, który dokonuje się w tym kosmopolitycznym kraju między Atlantykiem a Pacyfikiem, znajdzie o wiele wspanialsze uwieńczenie, ponieważ jest jedynie kolejnym etapem podróży rozpoczętej w południowej Mezopotamii przynajmniej sześć tysięcy lat temu. ANEKS 2 Wykaz szkockich lóż wolnomularskich istniejących przed 1710 rokiem wraz z datą pierwszej informacji o nich 9 stycznia 1599 Aichison Haven 31 lipca 1599 Edynburg 27 listopada 1599 St Andrews 28 grudnia 1599 Kilwinning 28 grudnia 1599 Stirling 28 grudnia 1599 Haddington 1600 Dunfermline 1 grudnia 1613 Glasgow 1627 Dundee 2 marca 1654 Linlighow 24 grudnia 1658 Scoon 1670 Perth 1670 Aberdeen 28 grudnia 1674 Melrose 20 grudnia 1677 Cannongate Kilwinning 27 grudnia 1678 Inverness 20 maja 1687 Dumfires 29 maja 1688 Leith and Cannongate 1691 Kirkcudbright 25 marca 1695 Hamilton kwiecień 1695 Dunblane 2 czerwca 1701 Kelso 22 grudnia 1702 Haughfoot 1703 Banff 27 grudnia 1704 Kilmolymock 1707 Edynburg Journeyman ANEKS 3 Pierwsi wielcy mistrzowie wolnomularstwa angielskiego 1717 Mr Anthony Sayer 1718 Mr George Payne 1719 Dr Desaguillers 1720 Mr Anthony Sayer 1721 John, diuk Montague 1722 Diuk Wharton 1723 Diuk Richmond 1725 Lord Paisley, earl Abercorn 1726 Earl Ichuiquin 1727 Lord Corelane 1728 Lord Kingston 1729 Diuk Norfolk 1730 Lord Lovel, earl Leicester 1731 Lord Teynham 1732 Lord Montague 1733 Earl Strathmore 1734 Earl Crawford 1735 Lord Weymouth 1736 Earl London 1737 Earl Darnley 1738 Markiz Carnarvon 1739 Lord Raymond 1740 Earl Kintore 1741 Earl Moreton 1742 – 1743 Lord Ward 1744 Earl Strathmore 1745 – 1746 Lord Cranstoun 1747 – 1751 Lord Byron 1752 – 1753 Lord Carysfoot 1757 – 1766 Lord Aberdour 1762 – 1763 Lord Ferres 1764 – 1766 Lord Blaney 1767 – 1771 Diuk Beaufort 1772 – 1776 Lord Petre 1777 – 1781 Diuk Manchester 1782 – 1789 Diuk Cumberland ( brat króla) 1790 – 1795 Książę Walii ANEKS 4 Pierwsi wielcy mistrzowie wolnomularstwa szkockiego 1736 William St Clair z Roślin 1737 George, trzeci earl Cromartie 1738 John, trzeci earl Kintore 1739 James, czternasty earl Morton 1740 Thomas, ósmy earl Strathmore 1741 Alexander, piąty earl Leven i Melville 1742 William, czwarty earl Kilmarnock 1743 James, piąty earl Wemyss 1744 James, ósmy earl Moray 1745 Henry David, dziesiąty earl Buchan 1746 William Nisbet z Dirleton 1747 Hon. Francis Charteris Amisfield 1748 Hugh Seton z Touch 1749 Thomas, lord Eskine, earl Mar 1750 Alexander, dziesiąty earl Eglinton 1751 James, lord Boyd 1752 George Drummond, lord burmistrz Edynburga 1753 Charles Hamilton Gordon 1754 James, dziedzic z Forbes 1755-1757 Sholto Charles, lord Aberdour 1757-1759 Alexander, szósty earl Galloway 1759-1761 David, szósty earl Leven i Melville 1761-1763 Charles, piąty earl Elgin, dziewiąty earl Kincardine 1763-1765 Thomas, szósty earl Kellie 1765-1767 James Stewart, lord burmistrz Edynburga 1767-1769 George, ósmy earl Dalhousie 1769-1771 Generał-porucznik James Adolphus Oughton 1771-1773 Patrick, szósty earl Dumfries 1773-1774 John, trzeci diuk Atholl 1774-1776 David Dalrympk 1776-1778 Sir William Forbes z Pitsilgo 1778-1780 John, czwarty diuk Atholl 1780-1782 Alexander, szósty earl Balcarres 1782-1784 David, jedenasty earl Buchan 1784-1786 George, lord Haddo 1786-1788 Francis, lord Elcho 1788-1790 Francis, lord Napier 1790-1792 George, szesnasty earl Moreton 1792-1794 George, markiz Huntly 1794-1796 William, earl Ancram 1796-1798 Francis, lord Doune 1798-1800 Sir James Stirling, baronet, lord burmistrz Edynburga ANEKS 5 Tablica chronologiczna Przed Chrystusem 28 000 Pierwsze dowody odbywania praktyk religijnych 12 000 Żarna używane do produkcji mąki 9000 Hodowla zwierząt rozwinięta w Mwzopotamii 8000 Pełne zaaklimatyzowanie pszenicy, jęczmienia i roślin strączkowych uprawianych w Urodzajnym Półksiężycu 6000 Malowana wypalana ceramika w Sumerze 5500 Systemy nawadniania budowane w Sumerze 4500 Pierwsze pługi używane w Sumerze 4500 Pierwsze użycie żafli w Sumerze 4100 Prawdopodobna data Potopu 4000 Sumer ma pełną strukturę społeczną – pierwsza znana cywilizacja 3400 Pierwsze otoczone murami miasta w Egipcie 3250 Najwcześniejsze znane pismo użuwane w Sumerze 3200 Wiedza o tajemnej egipskiej ceremonii koronacyjnej 3150 Powstanie zjednoczonego państwa egipskiego ze stolicą w Memfis 3000 Pierwsze hieroglify egipskie 2686 Początki egipskiego Starego Państwa 2600 Pierwsze piramidy budowane w Egipcie 2530 Wielka Piramida Chufu w Gizie 2500 Pojawienie się miast-państw w północnej Mezopotamii 2300 Zjednoczenie miast-państw w południowej Mezopotamii przez Sargona z Akadu 2150 Upasek egipskiego Starego Państwa 2040 Ustanowienie egipskiego Średniego Państwa 1786 Początek panowania królów hyksoskich w Egipcie 1780 Abraham wyrusza z Ur i przybywa do Egiptu 1740 Narodziny Izaaka 1720 Hyksosi plądrują Memfis 1680 Narodziny Jakuba, który później otrzymuje imię Izrael 1620 Narodziny Józefa 1570 Józef zostaje wezyrem hyksoskiego króla Apofisa 1574 Sekenenre Tao zostaje królem Egiptu, ale Hyksosi ograniczają jego władzę do Teb 1573 Sekenenre Tao zostaje zamordowany w świątyni. Jego młody syn Ahmozis obejmuje tron 1570 Początek egipskiego Nowego Państwa za panowania Kamosisa, drugiego syna Sekenenre 1567 Wypędzenie Hyksosów z Egiptu 1500-1450 Najbardziej prawdopodobny okres Wyjścia Izraelitów z Egiptu pod wodzą Mojżesza 1020 Saul zostaje pierwszym królem Izraela 1002 Dawid królem Izraela 792 Salomon zostaje królem Izraela i buduje Świątynię dla Jahwe 922 Salomon umiera, pozostawiając Izrael w religijnym i finansowym chaosie 721 Upadek północnego królestwa Izraela. 597 Pierwsza Niewola Babilońska 586 Ostateczne zniszczenie Świątyni Salomona 573 Wizje Ezechiela w czasach niewoli 539 Początek budowy świątyni Zerubbabela 187 Najwcześniejsza data odnosząca się do początków gminy w Qumran 166 Bunt Machabeuszy w Izraelu 153 Jonatan Machabeusz zostaje arcykapłanem 152 Potwierdzenie istnienia gminy w Qumran 152 Zabójstwo Jonatana Machabeusza 6 Prawdopodobna data narodzin Jezusa Po Chrystusie 27 Jezus spędza trzy lata w Qumran (na pustyni) 31 Jezus opuszcza Qumran i jest uważany za króla Żydów 32 Ścięcie Jana Chrzciciela; Jezus przyjmuje rolę Mesjasza, zarówno kapłańskiego, jak i królewskiego 33 Ukrzyżowanie Jezusa 37 Szaweł (Saul) wypędza mandejczyków do Mezopotamii 60 Szawel zostaje Pawłem i jest twórcą nowej religii - chrześcijaństwa 63 Prawdopodobna data sporu między Jakubem a Pawłem 64 Zabójstwo Jakuba Sprawiedliwego w Świątyni 64 Bunt Żydów zaczyna się w Masadzie 70 Zniszczenie Qumran, Jerozolimy i świątyni Heroda przez Rzymian 190 Klemens zostaje biskupem Aleksandrii 200 Chrześcijaństwo dociera do Irlandii z Aleksandrii przez Hiszpanię i nabiera tu celtyckiego kolorytu 325 Sobór w Nicei zwołany przez cesarza Konstantyna 337 Śmierć Konstantyna 432 Patryk podróżuje do Irlandii, gdzie zakłada celtycki Kościół w Siane i Tara 563 Kolumban żegluje z Derry, aby założyć opactwo na Jona 596 Św. Augustyn przybywa do Anglii, aby nawrócić jej ludność na katolicyzm 664 Synod w Whitby ustala dominację Kościoła rzymskokatolickiego Średniowiecze 1008 Najstarsze zachowane teksty Biblii hebrajskiej 1118 Założenie Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona 1120 Templariusze znajdują ukryte rękopisy 1215 Magna Charta króla Jana 1244 Narodziny Jacques'a de Molaya 1292 Jacques de Molay zostaje wybrany ostatnim wielkim mistrzem templariuszy 1305 Ekskomunikowanie Roberta Bruce'a 1306 Koronacja Roberta Bruce'a 1306 Uwięzienie wszystkich Żydów we Francji 1307 piątek, 13 października: Aresztowanie templariuszy na polecenie Filipa Pięknego 1307 Ukrzyżowanie Jacques'a de Molaya i powstanie Całunu Turyńskiego 1308 Przybycie floty templariuszy do Ameryki 1314 19 marca: Jacques do Molay spalony na stosie w Paryżu 1314 Bitwa pod Bannockburn - wygrana dzięki interwencji Rycerzy Świątyni 1328 Anglia uznaje Szkocję za państwo niepodległe 1329 13 czerwca: papież uznaje Roberta I i jego następców za królów Szkocji 1330 William St Clair umiera, przewożąc serce Roberta I do Jerozolimy 1357 Pierwsza publiczna prezentacja Całunu Turyńskiego 1440 – 1490 Budowa kaplicy w Rosslyn. Wprowadzenie pierwszego stopnia masonerii hierarchicznej przez Williama St Claira, pierwszego Wielkiego Mistrza i założyciela wolnomularstwa Czasy nowożytne 1534 Oderwanie się Anglii od Kościoła rzymskokatolickiego 1538 Jakub Stuart zostaje Jakubem VI, królem Szkocji 1598 Pierwsze Statuty Schawa ustanawiają system lóż 1599 Opublikowanie drugich Statutów Schawa 1599 Pierwsze udokumentowane protokoły jednej z lóż masońskich 1601 Pierwszy Statut St Claira przyznaje tej rodzinie tytuł Wielkich Mistrzów wolnomularzy 1601 Jakub VI w wieku 3>5 lat zostaje członkiem loży w Scoon i Perth, nr 3 na obecnej liście Wielkiej Loży Szkocji 1306 Jakub VI Szkocki zostaje Jakubem I, królem Anglii 1604 Francis Bacon wprowadza do wolnomularstwa stopień czeladnika 1605 Spisek Guy Fawkesa z zamiarem pozbawienia życia króla i wysadzenia w powietrze parlamentu 1607 Rękopis Inigo Jonesa 1610 Galileusz publicznie opowiada się za systemem kopernikańskim 1625 Karol I wstępuje na tron 1628 Drugi Statut St Claira uznaje earla Rosslyn za Wielkiego Mistrza wolnomularstwa 1633 Karol I odnawia opactwo Holyrood, w którym ma się odbyć jego koronacja na króla w Szkocji, i każe odrestaurować wolnomularskie płyty nagrobne w jego północnym murze, z płytą earla Sutherland włącznie 1641 Sir Robert Moray zostaje przyjęty do wolnomularstwa w Newcastle na mocy patentu udzielonego przez lożę w Edynburgu (St Mary's Chapel) 1643 Początek angielskiej wojny domowej 1646 Zakończenie głównej fazy angielskiej wojny domowej 1646 Elias Ashmole zostaje wtajemniczony w Warrington, w loży zebranej ad hoc 1649 1649 Egzekucja Karola I 1649 Ustanowienie republiki Anglii z Oliverem Cromwellem 1650 Zamek w Rosslyn zostaje zniszczony, ale zarówno Cromwell, jak i Monk, oszczędzają kaplicę 1652 Pierwsze spotkanie Wilkinsa, Ashmole'a i Wrena 1660 Restauracja monarchii przez Karola II 1662 Utworzenie przez wolnomularzy Royal Society of the Advancement of Science (Królewskie Towarzystwo Popierania Nauk Przyrodniczych) 1672 Isaac Newton zostaje wybrany członkiem Towarzystwa Królewskiego 1677 Karol II ustawia Holy Royal Arch, symbol Korony pierwotnie używany przez jego ojca Karola I w walce z parlamentem, przy wejściu do Holy Rood House 1714 Pierwsze zachowane protokoły Wielkiej Loży w Yorku 1717 Utworzenie Wielkiej Loży Anglii 1721 Pierwszy szlachetny Wielki Mistrz John, diuk Montague, zostaje wybrany do Wielkiej Loży Anglii 1726 Najwcześniejsze udokumentowane dane o wolnomularskiej ceremonii trzeciego stopnia w Szkocji 1737 Utworzenie Wielkiej Loży Szkocji: William St Clair zostaje wybrany pierwszym Wielkim Mistrzem 1738 Wydanie pierwszej papieskiej bulli przeciwko wolnomularstwu 1747 Wielka Loża Szkocji po raz pierwszy wydaje kartę “wędrującej loży wojskowej" 1752 Jerzy Waszyngton zostaje wolnomularzem w mieście Fredericksburg 1758 Loża we Fredericksburgu otrzymuje formalną kartę od Wielkiej Loży Szkocji 1773 Tzw. herbatka w Bostonie 1778 Śmierć Williama St Claira, pierwszego wybranego mistrza Wielkiej Loży Szkocji 1778 Amerykańska Deklaracja Niepodległości 1789 Jerzy Waszyngton zostaje pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej 1790 Książę Walii z dynastii hanowerskiej zostaje Wielkim Mistrzem Anglii 1792 Jerzy Waszyngton otrzymuje Księgę Konstytucji w Bostonie 1799 Odnalezienie tzw. kamienia z Rosetty, umożliwiające odczytanie egipskich hieroglifów 1945 Odkrycie gnostyckich ewangelii w Nag Hammadi 1947 Odkrycie rękopisów znad Morza Martwego w Qumran 1951 Początek wykopalisk w Qumran 1955 Odcyfrowanie tzw. Zwoju Miedzianego, który okazuje się spisem ukrytych skarbów 1988 Zbadanie Całunu Turyńskiego metodą węgla C-14, które wykazuje, że mógł on powstać najwcześniej koło roku 1260 1991 Pełny zbiór rękopisów znad Morza Martwego zostaje po raz pierwszy udostępniony czytelnikom Posłowie do wydania polskiego Znawcy problematyki zwykli mawiać: “największą tajemnicą masonerii jest to, że nie ma ona żadnej tajemnicy". Jako adept “sztuki królewskiej" zgadzam się z tym całkowicie; jako historyk wolnomularstwa muszę kategorycznie zaprzeczyć. Prawdziwą i do dziś tylko w niewielkiej części ujawnioną tajemnicą masonerii jest jej pochodzenie - ideowe i organizacyjne korzenie. Historyk wolnomularstwa, Amerykanin Albert Mackey, wymienia aż czterdzieści różnych teorii pochodzenia ruchu - lecz tylko jedna lub dwie zasługują na miano wiarygodnych, spełniających kryteria naukowości. Wszystkie pozostałe to piękne legendy, nierzadko zakorzenione w bardzo odległych tradycjach, w tym w tradycji biblijnej. Bez względu na to, jakie były rzeczywiste początki wolnomularstwa, jego ideowym źródłem są właśnie legendy. Legendy i mity - jak przekonaliśmy się z lektury książki Klucz Hirama - stanowią punkt wyjścia rytuałów lożowych, dostarczają im telektualnego tworzywa, kreują ich fabułę, symbolikę i etyczne przesłanie. Wolnomularze wierzą, że ich “sztuka królewska" wywodzi się już to z cechowych rytuałów i zawodowych sekretów średniowiecznych budowniczych katedr, już to tradycji zakonów rycerskich - takich jak joannici czy templariusze. Dla wszystkich adleptów masonerii, także tych sceptycznie nastawionych do wiarygodności legend, stanowią one wyraz ideowej i kulturowej tożsamości ruchu, symbol wielowiekowej tradycji. Krzewiąc uniwersalne zasady braterstwa ludzi, rasowej, religijnej i politycznej tolerancji, “sztuka królewska" wolnomularstwa odwołuje się do wartości zrodzonych w różnych kręgach kulturowych, do sposobów obrazowania wspólnych całemu rodowi ludzkiemu. Nie kryję, iż jako historyk należałem zawsze do grupy sceptyków. Doceniam kulturotwórczą rolę mitu (któż ośmieliłby się dziś rolę tę zanegować!), lecz daleki jestem i uznania rzeczywistości wolnomularskiej legendy za rzeczywistość historyczną, latego też z wielką nieufnością biorę do ręki książki, których autorzy starają się dowieść na przykład realności Świętego Graala, ciągłości ideowej i organizacyjnej pomiędzy rycerskim zakonem templariuszy a losami angielskich wolnomularzy spekulatywnych. Niestety, kończę podobne lektury równie sceptyczny, jak przed ich podjęciem. Warsztat naukowy, rzetelność i kompetencje autorów pozostawiają - wyrażę się bardzo oględnie - wiele do życzenia. Inaczej rzecz ujmując: student pierwszego roku historii, który zaprezentowałby swojemu profesorowi pracę semestralną w rodzaju “tajemnice piramid odkryte", wyleciałby za drzwi z oceną niedostateczną. Na szczęście dla amatorów starożytnych tajemnic - a na nieszczęście dla profesorów historii i masonologów - rynek wydawniczy rządzi się odrębnymi prawami. To samo dotyczy modnych programów telewizyjnych w rodzaju Z archiwum X. Na szczęście też dla czytelników oraz widzów książki i programy, o których mowa, dostarczają wielu interesujących informacji i rzetelnej wiedzy - niezależnie od fantastycznego przesłania całego utworu. Myślę, iż podobne odczucia i refleksje towarzyszyć będą lekturze Klucza Hirama. Autorzy - dwaj wolnomularze angielscy - odsłaniają nam rytuały lożowe, posępnego i wzniosłego rytuału inicjacji mistrzowskiej nie wyłączając. Z książki Knighta i Lomasa dowiadujemy się szczegółów dotyczących bogatej, a tajemniczo dla śmiertelników prezentującej się symboliki masonerii: jej obrzędów i obyczajów. Pod powyższym względem Klucz Hirama stanowi pozycję ze wszech miar godną polecenia. Jeśli zaś idzie o główne przesłanie książki - cóż, niechaj czytelnik sam osądzi... Jej treść i forma stanowić mogą pewne zaskoczenie dla tych czytelników, którzy zwykli traktować loże jako organizacje tajne lub przynajmniej kultywujące jakieś sekrety. Lektura książki dowodzi tezy, że prawdziwą tajemnicą masonerii jest wyłącznie jej pochodzenie. Sposób, w jaki autorzy potraktowali otaczane niegdyś dyskrecją rytuały wtajemniczeń, nie jest czymś nowym na gruncie brytyjskim czy amerykańskim. W Polsce, w atmosferze uprzedzeń i podejrzliwości, które często otaczają działalność wolnomularzy, podobne podejście do problematyki rytuału nie byłoby możliwe. Warszawa, w kwietniu 1997 roku Prof. dr hab. Tadeusz Cegielski Podziękowania Autorzy wyrażają podziękowanie następującym osobom za ich pomoc i wsparcie w trakcie pracy nad niniejszą książką: Przede wszystkim członkom naszych rodzin, którzy cierpliwie znosili długie godziny naszej nieobecności w domu w czasie, gdy oddawaliśmy się badaniom oraz pisaniu; wielebnemu Hugh Lawrence'owi, Dawnemu Mistrzowi Cechowemu (który pragnie pozostać anonimowy), Tony'emu Thorne'owi, Niven Sinclair, Judy Fisken, Barbarze Pickard, bratu Alanowi Atkinsowi, bratu Adrianowi Unsworthowi, Steve'owi Edwardsowi, baronowi St Clair Bonde of Charleston, Fife, a także naszemu agentowi Billowi Hamiltonowi z agencji A.M. Heath & Co. Ltd, naszym wydawcom Markowi Boothowi i Liz Rowlison z wydawnictwa Century oraz Roderickowi Brownowi. Noty o autorach Urodzony w 1950 roku Christopher Knight jest z wykształcenia specjalistą od reklamy i projektowania graficznego, natomiast z zawodu psychologiem zatrudnionym przy planowaniu nowych produktów oraz wprowadzaniu ich na rynek. Od wczesnych lat interesował się zachowaniami społecznymi i systemami religijnymi. W 1976 roku został przyjęty do wolnomularstwa. Obecnie pracuje jako dyrektor zarządzający w agencji marketingowo-reklamowej. Robert Lomas urodził się w roku 1947. Jest naukowcem, wysokiej klasy elektrotechnikiem, zajmował się również fizyką ciała stałego. Był współtwórcą systemu naprowadzania w pociskach samosterujących “Cruise", prowadził też prace nad rozwojem wczesnych modeli komputerów osobistych. W kręgu jego zainteresowań leży historia nauki. Wolnomularzem został, mając 39 lat. Obecnie pracuje jako wykładowca w Bradford University Management Centre. Dużą popularnością w lożach brytyjskiego hrabstwa Yorkshire cieszą się jego odczyty poświęcone dziejom masonerii. W Anglii - przyp. tłum. W USA - przyp. tłum. Członkiem Izby Lordów - przyp. tłum. John J. Robinson, Zrodzeni z krwi, tłum. M. Sewerdyński, Warszawa 1995. Łac. Templum- przyp. tłum. J.R. Clarke, A New Look at King Solomon's Tempie and its Connection with Masonie Ritual, “ARS Quatour Coronatorum", listopad 1976. Peake, Commentary on the Bible. W.F. AJbright, Archeologia Palestyny, Warszawa 1964. Joannitów - przyp. red. Szpital oraz hospicjum (zajazd, schronisko) powstały przy klasztorze założonym przez kupców włoskich z Amalfi, a dopiero z czasem opiekujące się nim bractwo przekształciło się w zakon znany pod nazwą joannitów - przyp. red. G. Delaforge, The Templar in the Age of Aquarius G. Hancock, The Sign and the Seal. C. Wilson, Excavation of Jerusalem Hancock, op. cit Wg: Marion Melville, Dzieje templariuszy, Warszawa 1991, s. 42, tłum. A. Jędrychowska – przyp. tłum. Elaine Pagels, The Gnostic Gospels. Wg: Teksty z Nag Hammadi, tłum. A. Dembska i W. Myszor, Warszawa 1979, s. 262 - przyp. tłum. Druga część cytatu wg: Ireneusz, Przeciw herezjom, I, 13, 6, w: Andrzej Bober, Antologia patrystyczna, Kraków 1965, s. 66 - przyp. tłum. E. Pagels, The Gnostic Gospels. W polskich przekładach Biblii forma jego imienia brzmi Jozue - przyp. tłum. S. Mowinckel, He That Cometh. Norman Cohen, Cosmos, Chaos and the World to Come. O ile kiedykolwiek pojawił się prawdziwy żydowski mesjasz, mógł nim być jedynie Dawid Ben Gu-rion, działacz syjonistyczny, który w 1948 roku został pierwszym “królem" samodzielnego państwa żydowskiego. Nie posługiwał się on wprawdzie tytułem króla, tylko premiera, ale oba te określenia można uznać za tożsame. Nie wiadomo jednak, czy Dawid Ben Gurion pochodził z rodu Dawida, czy też nie. Peake, Commentary on tbe Bible. George Wesley Buchanan, Jesus - The King and His Kingdom. M. Baigent, R. Leigh, Zwoje znad Morza Martwego, Warszawa 1994. List Allegro do de Vaux z 16 września 1965 r. Robert Eisenman i Michael Wise, The Dead Scrolls Uncovered. [W polskim przekładzie Reguły Zrzeszenia, dokonanym przez W. Tylocha: “święty dom dla Izraela, zgromadzenie najświętsze dla Aarona", “święty dom Aarona, jako najświętsze zgromadzenie i wspólny dom dla Izraela" - przyp. tłum.] Ang. Sunday - przyp. tłum. Thomas Hobbes, Lewiatan czyli Materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego, Warszawa 1954. Kapłanów w misteriach - przyp. tłum. Osoba przygotowująca kandydatów do inicjacji w misteria - przyp. tłum. Morton Smith, The Secret Gospel. Marii, krewnej matki Jezusa - przyp. red. Peake, Commentary on the Bible Arkon Daraul, Secret Societies. Powyższy fragment nie pochodzi z Enuma elisz, lecz ze wstępu do sumeryjsko-akadyjskiego utworu znalezionego w Sippar, pochodzącego z okresu nowobabilońskiego. Ów tekst znany jest pod nazwą Kosmogonii chaldejskiej lub Babilońskiego poematu o stworzeniu - przyp. tłum. Peake, Commentary on the Bible. Mircea Eliade, Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, Warszawa 1994. Pierwszy angielski drukarz i wydawca, 1422-1491 -przyp. tłum. P.H. Newby, Warrior Pharaos. Ang. upright - także: pionowo - przyp- tłum. Ang. on the level - także: w poziomie - przyp. tłum N. Cohen, Cosmos, Chaos and the World to Come. S.H. Hooke, The Kingship Rituals of Egypt J. Spiegel, Das Auferstehungritual der Unaspyramide.Ibidem Ibidem. H.W. Fairman, The Kingship Rituals of Egypt. Ibidem. J.Spiegel, Das Auferstebungritual der Unaspyramide. Ibidem. Orkisz - dawna odmiana pszenicy. t-hade, Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, op. cit., s. 476—477. Henri Frankfort, Kingship and the Gods. “Teksty piramid" 1000-1. Robert Bauval i Adrian Gilbert, Piramidy, brama do gwiazd, tłum. S. Wesołowska- Betkier, J. Młynarczyk, Warszawa 1996. N. Cohen, Cosmos, Chaos and the World to Come. Werner Keller, A jednak Pismo Święte ma rację, tłum. J. Koczołowski, Warszawa 1959. Uwaga ta dotyczy tradycyjnej interpretacji tego wyrażenia w angielskich tłumaczeniach Biblii: a coat ofmany colours, w Biblii Tysiąclecia czytamy: “długa szata z rękawami" - przyp. tłum. Peake, Commentary on the Bible. Ian Wilson, The Exodus Enigma. Peter Clayton, Chronicie of the Pharaons. W. Keller, A jednak Pismo Święte ma rację, op. cit. Peake, Commentary on the Bible. Ibidem. Druga Księga Samuela 21, 19. Peake, Commentary on the Bible. Peake, Commentary on the Bible” Ibidem. Peake, Commentary on the Bible. R. Eisenman i M. Wise, The Dead Sea Scrolls Vncovered Peake, Commentary on the Bible. Przekład wg: Biblia, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1976. R. Eisenman i M. Wise, The Dead Sea Scrolls Uncovered. Peake, Commentary on the Bible. J- Fellows, A.M., The Mysteries of Freemasonry. The Inigo Jones Doccument (z 1607 r.). [W rzeczywistości rękopis ten powstał między 1650 a 1660 r. -przyp. red.] G.W. Buchanan, Jesus: The King and His Kingdom. M. Smith, The Secret Gospel. D.S. Russell, The Method and Message of jewish Apocalyptic. Fragment przytaczany przez autorów - i Pawła, i Jeremiasza - w żaden sposób nie odpowiada tekstom Przekładu Biblii - przyp. tłum. John Allegro, The Dead Sea Scrolls. D.S. Russell, The Method and Message of jewish Apocalyptic. Hugh Schonfield, The Essene Odyssey. E. Schurer, The Jewish People at the Time of Jesus Christ. H. Schonfield, The Essene Odyssey. Peake, Commentary on the Bible. W.S. Lasor, The Dead Sea Scrolls and the New Testament. N. Cohen, Cosmos, Chaos and the World to Come J. Allegro, The Dead Sea Scrolls. Peake, Commentary on the Bible. K.G. Kuhn, Die Beiden Meesias Aarons und Israels. B.L. Mack, The Lost Gospel Ibidem. G.W. Buchanan, Jesus: The King and His Kingdom. Ibidem. M. Smith, The Secret Gospel. G.W. Buchanan, Jesus: The King and His Kingdom. Cyt. wg: Biblia, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1976 -przyp. tłum. Wg: Ewangelia Tomasza, tłum. A. Dembska i W. Myszor, Katowice 1992, s. 51 -przyp. tłum Wg: Apokryficzny list Jakuba, w: Teksty z Nag-Hammadi, tłum. A. Dembska i W. Myszor, Warszawa 1979, s. 117-118 - przyp. tłum. Koran, z arabskiego tłum. J. Bielawski, Warszawa 1986, s. 121-122 -przyp. tłum. Hugh Schonfield, Those Incredible Christians Robert Eisenman, The Habakkuk Pesher. Hyam Maccoby, The Mythmaker. R. Eisenman, The Habakkuk Pesher. Ibidem. H. Schonfield, The Essene Odyssey. J.Allegro, The Dead Sea Scrolls John Allegro, The Treasure ofthe Copper Scroll. Rupert Furneaux, The Other Side ofthe Story. E.G. Bowen, Settlement of the Celtic Saints in Wales. C. Matthews, The Elements ofthe Celtic Tradition. Z prywatnej korespondencji z bibliotekarzem Uniwersytetu Gandawskiego. C. Frayling, Strange Landscape. List Majmonidesa do Żydów w Jemenie. Potępiony odłam franciszkanów - przyp. tłum. Andrew Sinclair, The Sword and the Grail. Year Book of Grand Lodge of Ancient Free and Accepted Masons of Scotland, 1995. Tim Wallace-Murphy, An lllustrated Guide to Rosslyn Chapel Robert Brydon, Rosslyn - A History of the Guilds, the Masons and the Rossy Cross. T. Wallace-Murphy, An Illustrated Guide to Rosslyn Chapel. Ibidem. Year Book of Grand Lodge of Ancient Free and Accepted Masons of Scotland, 1995. Wstęp do Biblii króla Jakuba. The First Schaw Statute, w: Library of Grand Lodge of Scotland. Wg edycji Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego - przyp. tłum. Year Book of Grand Lodge of Ancient Free and Accepted Masons of Scołland, 1995. Preston, lllustrations of Freemasonry. Year Book of Grand Lodge of Ancient Free and Accepted Masons of Scotland, 1995. Stephenson, Origins of Freemasonry. 1