KLASYKA MNIEJ ZNANA Franciszek Bohomolec MAŁŻEŃSTWO Z KALENDARZA Książkę zakupiono ze środków Fundacji Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie Kraków W. 16142 b (c) Copyright for Klasyka Mniej Znana by Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UN1YERS1TAS, Kraków 2002 Podstawą niniejszej edycji jest wydanie: Franciszek Bohomolec, Małżeństwo z kalendarza, w: Komedie, w opracowaniu Jana Kotta, t. II, Warszawa J 960. Tekst zmodernizowany według obowiązujących zasad ortograficznych i interpunkcyjnych.* ISBN 83-7052-500-8 TAiWPN UN1YERS1TAS Projekt okładki serii Ewa Graj BUW-K- o2jl v-•*>•«-. Osoby Staruszkiewicz Bywalska - wdowa, siostra Staruszkiewicza Eliza - córka Staruszkiewicza Marnotrawski - kawaler Ernest - cudzoziemiec, pułkownik Agata - służebnica Bywalskiej Chudecki - masztalerz Marnotrawskiego Johan - lokal Ernesta Anzelm - staruszek kupiec Scena w Warszawie, w domu Bywalskiej. PRZEDMOWA Po pierwszym tej komedii wyprawieniu różne o niej dały się słyszeć zdania. Jedni oświadczyli swe upodobanie, drudzy się na nią rozgniewali z tej najbarziej przyczyny, iż się zdała chcieć szkodzić honorowi narodu naszego. To mniemanie, nie wiem, na jakim się zasadza fundamencie. Jeśli wytykać niektórych prywatnych osób przywary jest to czynić krzywdę honorowi całego narodu, tedy od tej winy nie mogą się zasłonić ani kaznodzieje, ani sędziowie, którzy w dekretach swoich zapisują nie już przywary jakie lekkie, ale szkaradne prywatnych osób występki. W każdym kraju są ludzie i źli, i poczciwi; i głupi, i mądrzy; i grubianie, i obyczajni. W każdym kraju są takie przywary, które komedia może podać w pośmiewisko, aby je słuchacze sobie obrzydzali. Angielskie komedie Anglików, francuskie Francuzów, niemieckie Niemców, włoskie Włochów przywary wyśmiewają. Ten albowiem jest jedyny cel komedii, aby żartując z tego, co jest naganne, odrażała drugich od tego umysły; która komedia do tego celu nie zmierza, nie może się nazwać komedią. grubianem, w tej ' Ze Nlemiec S'°Wa Ernesta P'^ końcu tej fituje. Co s zav wyznać to m Y ZaCn6g° narodu ją! za honor h'' " "° * ^ "^ wielce s ją za honor sobie mają być w mm policzeni AKT PIERWSZY SCENA PIERWSZA Eliza, Agata. AGATA Ja pojąć nie mogę, co się dziś dzieje z waszmość panną! Jeszczem jej nigdy tak smutnej nie widziała. ELIZA Moja Agatko, dajże mi pokój teraz. AGATA Ale przebóg! Czy to dziś dzień smutku? Dziś, kiedy się trzeba gotować do ślubu! ELIZA I toć to jest, co mię trapi. AGATA To zaś ma trapić, że waszmość panna masz iść do ślu-. bu? Pewnie waszmość panna chcesz być mniszką? ELIZA Ja mniszką? Czy masz ty rozum? AGATA . Cóż tedy? Ani mniszką ani za mąż iść? Jam się spodziewała, że dzień dzisiejszy będzie najweselszy dla nas wszystkich. Pani moja, a ciotka waszmość panny, sprowadziła tu ojca, chcąc waszmość pannę wyposażyć. Ociec na to zezwala. Gotowość jest wszelka do ślubu. Imć pan Ernest, kawaler waszmość panny, ma te wszystkie przymioty, które najgodniejszych dam serca do jego pociągają. Jego lokaj, Johan, połowy tego niewart, a przecie nie myślę mu zbraniać się, jeśli pana swojego zechce iść przykładem. Ale waszmość panna, widzę, płaczesz? ELIZA Ach, Agatko! Ty nie wiesz, co się teraz Cóż by to takiego było? AGATA ELIZA Posłuchaj, muszę ci wynurzyć to wszytko, co mam w sercu. Wiadomo ci dobrze, że ciotka moja, widząc grubiań-skie wychowanie, które mi ociec na wsi dawał, wzięła mię tu, do Warszawy. Już to trzy lata, jak u niej mieszkam. Matka moja więcej by dla mnie nie czyniła jak ona. AGATA To prawda, ona mocno kocha waszmość pannę. ELIZA Znam to dobrze. Ona tedy, widząc, iż mam dobre serce do Ernesta, sprowadziła tu ojca mojego, chcąc mię wydać za Ernesta. AGATA Tego kawalera mocno waszmość pannie winszuję ELIZA Sami nawet jego nieprzyjaciele to mu przyznawa-ją, iż jest człek zacny, poczciwy i rozumny. I lokaja ma grzecznego. AGATA ELIZA To tedy mię mocno trapi, że ja tego godnego kawalera podobno dziś utracę. AGATA Jak to być może? Wszakże ciotka... ELIZA Ciotka mi dobrze życzy, ale ociec... Co ociec? AGATA ELIZA chce mię wydać za niego! Czemu? Ze jest cudzoziemiec. AGATA ELIZA AGATA Albo to co złego jest być cudzoziemcem? 10 11 ELIZA U niego kto nie jest Polak, to nic niewart. AGATA A wszakże on czyni gotowość do wesela! ELIZA Prawda. AGATA Za kogóż on chce wydać waszmość pannę? ELIZA Za tego, którego moje serce cierpieć nie może. AGATA Za kogóż przecie? Za Marnotrawskiego. ELIZA AGATA "" ELIZA Pewnie, że nie zna, ale tak się w nim zakochał, iż rozumie, że nie mógł mi lepszego dobrać kawalera. Któż go w tak dobre panny wprawił? AGATA rozumienie u ojca waszmość 12 ELIZA Albo on sam siebie zalecić nie potrafi? Wiesz, że mój ociec, w gospodarstwie tylko zanurzony, rzadko między ludźmi bywał i dlatego nie zna się na nich. AGATA Dziwnych się rzeczy dowiaduję! Ale czemu mi tego waszmość panna dawniej nie mówiła? ELIZA Bom sama o tym dawniej nie wiedziała, dopiero mi teraz ciotka moja namieniła. Albo i ciotka... AGATA ELIZA Ciotka moja sama na to ubolewa. AGATA Cóż waszmość panna myślisz? ELIZA Ja sama nie wiem, co się ze mną teraz dzieje. To wiem, że właśnie wtenczas poczynam być najnieszczęśliwszą, gdym się najszczęśliwszą być sądziła. AGATA I Ernest biedny będzie umartwiony. Nie wątpię. ELIZA AGATA I lokaj jego, nie wiem, co na to powie. On, nieborak, 13 spodziewał się, że się i my przy jednym weselu... Bo i mnie już poczyna po sercu coś niedobrego chodzić. Ja sobie rady dać ELIZA nie mogę. AGATA Kiedy tak, to trzeba nam wcześnie o sobie myślić. Zaraz, żeby to jak... Poczekaj waszmość panna...Ale nie... to być nie może. Ale czy mówił waszmość pannie o tym? co sam ociec Jeszcze nic nie mówił. ELIZA AGATA Waszmość panna powiedz mu bez ceremonii, że Marnotrawski jest hultaj, filut, że nie chcesz iść za niego. ELIZA -L-I^IiA Ach, czy mogę ja to jemu mówić! On by mię zapewne stąd odebrał i na wieś zawiózł. AGATA Te> pro,* go przynajmniej/żeby odłożył na i wesele. ELIZA To mogę. Ale cicho, ociec idzie! Co mu szczęśliwa! mszy czas , nie- 14 SCENA DRUGA Staruszkiewicz, Eliza, Agata. STARUSZKI EWICZ Jak się masz, córko? Co się dziś śniło.tobie? ELIZA Nic, mości dobrodzieju. STARUSZKIEWICZ A mnie się śniło, że ja ciebie dziś uszczęśliwię. ELIZA Moje szczęście w ręku waszmość pana dobrodzieja. STARUSZKIEWICZ Prawda, jesteś moja jedynaczka, kocham cię. Widzę w tobie piękne przymioty, choć troszkę zarażone powietrzem warszawskim. Ale to temu ciotka twoja winna, która cię wzięła na swe wychowanie. Byłabyś jeszcze grzeczniejsza, niż jesteś, gdybyś się u mnie w domu chowała. Ja bym cię lepiej wykształ-tował. Prawda. AGATA STAKUSZKIEWICZ Ja"metr na to. Kiedy byłem młodym, to się ode drudzy mody uczyli. się ode mnie AGATA Znać to i teraz po waszmość p panu. 15 • STAKUSZKIEWICZ Ja i teraz w tym nie dudek. Czego się człek za młodu nauczy, to się i na starość pamięta. Ale przystąpmy do rzeczy. Dziś, Elizo, będziesz to miała, czego panienki w twoim wieku niecierpliwie żądają. ELIZA Cóż to takiego, mości dobrodzieju? STARUSZKIEWICZ Męża, cha, cha, cha! Albo nie zgadłem, że tego pragniesz? Cha, cha, cha! ELIZA Jeszczem nie przestarzała, mogę wyśmienicie poczekać. STARUSZKIEWICZ Spodziewałem się, że mi na to prawdy nie powiesz. Wy, kobietki, wstydzicie się to wyznać, co najlepiej lubicie. Nie ganię tego, że idziesz torem płci twojej. A wieszże, kogo dla ciebie obrałem? ELIZA Nie mam w tym ciekawości. STARUSZKIEWICZ To cud! Kobieta, a nie ma ciekawości - a jeszcze w takiej materii. Posłuchajże mię teraz. Dwóch jest, którzy się o ciebie starają. Pierwszy pan Ernest, pułkownik - czy znasz go? STARUSZKIEWICZ ELIZA Widziałam go nieraz u ciotki mojej. STARUSZKIEWICZ Trzeba mu przyznać, że jest godny kawaler. Znam go już dawno. Człek poczciwy, rzetelny, uczony i wszędzie wzięty. AGATA Prawda. STARUSZKIEWICZ Urodzenia też, jak mówią, dobrego - ale to w jego kraju, nie naszym. A co największa, że ma i pieniążki. Jedna jest tylko w nim przywara, dla której nie mogę cię oddać za niego. , • ELIZA na stronę mówi Tegom się, nieszczęśliwa, spodziewała! STARUSZKIEWICZ Odwracasz się? Rozumiem, dobrze czynisz, że i sama jego nie chcesz. AGATA Mnie się zda, że w nim żadnej nie ma przywary. STARUSZKIEWICZ Oj, jest, i brzydka. Jakaż przecie? AGATA 16 STARUSZKIEWICZ Ta, że nie jest szlachcic. AGATA Jaźń słyszała, że szlachcic, i waszmość pan sam mówisz, że dobrego urodzenia. STARUSZKIEWICZ ' Cudzoziemiec, a szlachcic! Cha, cha, cha! AGATA Albo to i cudzoziemcy nie mają szlachty? STARUSZKIEWICZ Jakie ich szlachectwo! Chłopi wszytko. Cha, cha, cha! AGATA STARUSZKIEWICZ Czego się śmiejesz? AGATA Z niczego, cha, cha, cha! STARUSZKIEWICZ Ale z czego się ty śmiejesz? Z cudzoziemców! AGATA STARUSZKIEWICZ Dobrze czynisz. Widzisz tedy, moja córko, że nie mogę cię wydać za niego, bobyś straciła szlachectwo. Ale mam ja tu drugiego, daleko lepszego kawalera, który wszytkie ma doskonałości, a żadnej nie ma przywary. Czy znasz go? ELIZA Żadnego nie znam takiego. STARUSZKIEWICZ Otóż ja ci powiem. Jest to imć pan Marnotrawski, mój mościwy pan, szlachcic godny. AGATA Cha, cha, cha! STARUSZKIEWICZ Z czego się śmiejesz? AGATA Bom śmieszną rzecz usłyszała. STARUSZKIEWICZ Mówże mi zaraz, co to za śmieszna rzecz? AGATA Cudzoziemcy. STARUSZKIEWICZ Chyba. Tego tedy, Elizo, będziesz dziś miała za męża. ELIZA odwróciwszy się, mówi Jużem zginęła! STARUSZKIEWICZ Odwracasz się? Znak to, że go kochasz, ale się wstydzisz. Dobrze czynisz. Wstyd jest największą zale- 18 19 tą panienek. Cieszę się z tego, że choć trzy lata już mieszkasz w Warszawie, a przecie nie wstydzisz się . wstydzić. Słuchajże, ten imć pan Marnotrawski jest to człowiek zacnościami zacny. Mądry, rozumny, u dworu mocno wzięty. A co większa, że chociaż jest dworski człowiek, przecież szczyry, rzetelny, bez żółci, bez obłudy. Cha, cha, cha! AGATA STARUSZKIEWICZ . _..»»>_>o^ruŁ czego się znowu śmiejesz? Ale AGATA * A u ^ L r\ z cudzoziemców, z cudzoziemce •w! STARUSZKIEWICZ Znałem ja i ojca jego, razemeśmy pod chorągwią zostawali. Był to gospodarz ciemny. U niego w całej tamtej okolicy najpierwej zawsze zboże z pola zbierano. Ale i syn będzie taki, jak zacznie z tobą gospodarować. Mówi, że ma do tego wielką ochotę. Ja was sam nauczę niektórych sekretów gospodarskich, które z pewnego starego kalendarza pod sekretem wypisałem, ale o tym potem. Teraz ciesz się, moja córko, że ci takiego kawalera nieba nadarzyły. Czy uważałaś, jaki u niego wąsik? Jaka kibić? Jaka mina? Ja taki właśnie byłem, gdym był młodszy. O mnie się same damy ubijały. panu. STARUSZKIEWICZ O! Ja jeszcze i teraz, kiedy chcę, to raźny jestem. Już tedy, moja córko, masz męża. Ciotka twoja życzy Ernesta, ale ja na to pozwolić nie mogę, żebyś miała iść nie za szlachcica. Byłaby to hańba dla całego Staruszkiewiczów domu. Ado tego, choćbym chciał, nie mógłbym cię wydać za niego. Posłuchaj, jaki ja sen miałem wczorajszej nocy. AGATA Musi być ciekawy, słuchajmy. STAKUSZKIEWICZ Śniło mi się, jakoby jedna moja owieczka wybiegła z owczarni. Jak wybiegła, tak chodzi sobie i buja po pięknej łące. Wtem dwóch wilków do niej się zbliża, jeden dobry, a drugi zły - bo i między wilkami nie każdy zły bywa. Z tych jeden wilk, który był zły, pomknie się do owieczki owej i chwyci ją za kark. Owieczka biedna nic nie mówi. Wtem przypada do niej wilk dobry, odbiera owieczkę złemu wilkowi i dalej z nią w nogi. Ja tymczasem ocknąłem się. Myślę potem sobie: co to ten sen znaczy? Obracam rozum mój i tam, i sam. Alić przychodzi rni, że owa owieczka ty jesteś, Elizo, która z domu mojego jak z owczarni oddaliwszy się, bujałaś sobie po Warszawie. Skradało się do ciebie dwóch kawalerów niby wilków, Ernest i imć pan Marnotrawski. Ernest jest to zły wilk, który już ciebie prawie był pochwycił, bo cię ciotka już mu była obiecała. Wtem przypada wilk dobry, to jest imć pan Marnotrawski, i odbiera cię Ernestowi. AGATA Skądże to waszmość panu, że ten sen tak trzeba tłumaczyć? 20 21 l STARUSZKIEWICZ Eozumiesz, że ja nie znam się na snach? Mam ja sennik stary, który kilka razy przeczytałem. Chowam go i nikomu nie pokazuję. Do mnie i sąsiedzi ze snami swoimi przyjeżdżają, bo wiedzą, żem na to metr. AGATA Ale za cóż to Ernest ma być zły wilk? STARUSZKIEWICZ Za to, że jest cudzoziemiec, a imć pan Marnotraw-ski, jako rodowity Polak, jest wilk dobry. Widzisz tedy, moja córko, że same sny nawet pokazują, za kogo masz iść. Nie trzeba lekce snów ważyć. Niejeden podrwił sprawę, że ich nie słuchał. Idź tedy, córko, ubierz się pięknie, dziś wieczorem ślub weźmiesz z imć panem Marnotrawskim. ELJZA Moja rzecz jest wykonywać wolą waszmość pana dobrodzieja; z tym wszytkim chciałabym teraz prosić o jedną łaskę. Mó\ Elizo, STARUSZKIEWICZ wszytko. STARUSZKIEWICZ Tego żadną miarą uczynić nie mogę. Dziś ten akt koniecznie być musi, jeśli chcesz być szczęśliwą. ELIZA Za cóż to koniecznie dzisiaj? STARUSZKIEWICZ Bo dziś jest najlepszy dzień do brania ślubu. Kiedy nie wierzysz, obacz. Czytaj, patrz, co o dniu dzisiejszym kalendarz pisze: "Dziś dobrze jest brać ślub, kto chce mieć małżeństwo pomyślne i dzieci piękne." Widzisz, drugiego dnia takiego w całym kalendarzu nie znajdziesz. Jeśli ten dzień opuściemy, i małżeństwo twoje będzie nieszczęśliwe, i dziatki szpetne. Próżno tedy chcesz zwlekać. Idź, a gotuj się do ślubu. Odchodzi Eliza z Agatą. STARUSZKIEWICZ Ty, Agato, poczekaj. Mam ci coś powiedzieć. SCENA TRZECIA Staruszkiewicz, Agata. STARUSZKIEWICZ Posłuchaj, Agato. Wiem to, że moja córka ciebie kocha. Musisz ty wiedzieć jej sekreta. Powiedz mi prawdę, kupię ci parę trzewiczków czerwonych. AGATA Dziękuję za łaskawą obietnicę. II 23 STARUSZKIEWICZ Czy kocha Eliza imć pana Marnotrawskiego? AGATA A kto by tak głupi był, który by go kochał! STARUSZKIEWICZ Jak to? A czy znaszże go? AGATA Lepiej niż waszmość pan. STARUSZKIEWICZ sam do siebie mówi Ta bestia musi psuć serce mojej córce do jego. [(do Agaty)] A Ernesta pułkownika czy znasz? I barzo dobrze. AGATA STAHUSZKIEWICZ Cóż o nim rozumiesz? AGATA j. ivmirt To, co wszyscy: że jest kawaler godny, zacny, któremu Marnotrawski niegodzien i wody podać. STAKUSZKIEWICZ Nie znacie się na ludziach. AGATA STARUSZKI EWICZ do siebie mówi Widzisz ją, jak śmiało gada! Ale dysymulujmy. [(do Agaty)] Powiedzże mi, moja panno śliczna, co mieszkasz w Warszawie, czy tegoż jest zdania Eliza, co i ty, o Erneście? AGATA Tak rozumiem, że i ona, jako rozumna, tegoż jest zdania. STARUSZKIEWICZ do siebie mówi Bestia! [(do Agaty)] Powiedzże mi, moja panno rozumna, czy kocha Eliza Ernesta? AGATA Tego nie wiem, ale to wiem, że powinna jego kochać. STARUSZKIEWICZ do siebie mówi Ta to bestia psuje mej córce serce do imć pana Marnotrawskiego! [(do Agaty)] Posłuchaj, mościa panno, jeśli ty dokażesz tego, że moja córka będzie kochała imci pana Marnotrawskiego, to ja cię szczęśliwą na wieki uczynię. AGATA Cha, cha, cha! 24 25 Nie śmiei sipf STARUSZKIEWICZ i\ie śmiej się! Szczęście twoje jest w ręku moich. Czy znasz ty koniuszego imć pana Marnotrawskiego? AGATA L~\ Koniuszego? A przecięć on oprócz jednego masztalerza nie ma więcej ani psa w całym swym dworze. STARUSZKIEWICZ Dobrze czyni, że w Warszawie wiele ludzi nie chowa. Znak to, że jest dobry gospodarz. Ale czv znasz mówię, tego koniuszego? czy znasz, AGATA Jakiego, u kata, koniuszego? STARUSZKIEWICZ Tego, coś go masztalerzem nazwała. AGATA To masztalerz jest. Znam go, cóż z tego? STARUSZKIEWICZ Ja tego dokażę, że pójdziesz za niego, jeśli... AGATA Ja za niego? Bodajby on tego nie doczekał! STARUSZKIEWICZ Albo co? Nie wiesz, że on szlachcic? AGATA A mnie kat po jego szlachectwie. STARUSZKIEWICZ Będziesz szlachcianką. AGATA Niełakoma na to jestem. STARUSZKIEWICZ Co za ślepota! Szlachcianką być nie chce! AGATA Albo on przez to, że szlachcic, lepiej potrafi ogony koniom zawiązywać niż kto inny? STARUSZKIEWICZ Ale dziwna jesteś! Albo nie wiesz, że każdy szlachcic może być panem, senatorem i... i... AGATA I masztalerzem. STARUSZKIEWICZ Cóż z tego, że jest masztalerzem? Ubóstwo szlachectwa nie psuje. AGATA Wiem o tym, jednakże wolę ja pójść za jakiego lokaja grzecznego niżeli za szlachcica, z którym by trzeba było żebrzeć chleba. STARUSZKIEWICZ Cóż, to ty gardzisz szlachectwem? AGATA Bynajmniej, nie jestem taka głupia. Znam, jak wiel- 26 27 -* ka rzecz jest szlachectwo. Ja przecie, będąc z mego stanu kontenta, cale go nie pragnę. STARUSZKIEWICZ Głupia jesteś, nie znasz swojego szczęścia. Będziesz tego żałowała, ale po czasie. [Odchodzi.] SCENA CZWARTA AGATA Czy go kaci nadali z tym szlachectwem? U nich, kto nie szlachcic, to gorszy za psa. Jak by to nie było ludzi uczciwych i w naszym stanie. Złość mię bierze, kiedy tych parafianów słucham. Ale mój Johanek idzie. • S CENA PIĄTA Agata, Johan. JOHAN Pana mojego tu nie ma? AGATA Nie ma. Barzo mi jego żal. Wszytko się u nas do góry nogami wywróciło. Co takiego? JOHAN wszytko nam pomieszał. Moja pani przyrzekła swą synowicę imć panu Ernestowi i mówiła to przed panem Staruszkiewiczem. Staruszkiewicz jej odpowiedział ni tak, ni owak. Pani moja wszytko rozumiała, że on zezwala na pana Ernesta, a on tymczasem, od Marnotrawskiego opętany, przyrzekł mu córkę i nic pani mojej nie mówił. Dopiero teraz, kiedy przyszedł dzień ślubu, on na plac z swoim Marnotraw-skim wyjechał. JOHAN Czemuż on dawniej tego nie mówił? AGATA Znać, że go Marnotrawski namówił do tajenia tego, żeby mu nie przeszkodzono. JOHAN Więc lepszy u niego Marnotrawski niż mój pan? On pana twego chwali, tylko to mu zadaje z m n ^r^r^iy-ił-i^-J^^ •* > AGATA cudzoziemiec. ze on JOHAN Albo to co złego być cudzoziemcem? AGATA Fe! U niego to brzydka rzecz. On mówi, że wszyscy panowie i książęta cudzoziemscy są chłopi. JOHAN Cha, cha, cha! A waszmość panna czy tegoż jesteś, co i on, zdania o cudzoziemcach? 28 AGATA Przepraszam, znam się na ludziach, nie na wsi wychowana jestem. To JOHAN mnie nie będzie nic szkodziło w sercu waszmość panny, żem cudzoziemiec? AGATA .no,-UA Bynajmniej. Ale kiedy pan Ernest nie będzie miał Elizy, to podobno i nasze zamysły wniwecz pójdą. I ja się tego lękam. JOHAN AGATA Trzeba nam myślić o tym. Ale ma starania? czemu twój pan nie JOHAN Mój pan, ubezpieczony od pani Bywalskiej, ni wie o tei odmi«"iQ tej odmianie. mc me AGATA Niechaj w to nie dufa. Ociec ma większe prawo do córki niż ciotka. JOHAN Idę pana szukać. Adieu, madame Agata, mon coeur. AGATA n.< Adieu, monsieur Johan. [Odchodzi Johan.] SCENA SZÓSTA Agata, Chudeckl. AGATA Wielka byłaby szkoda, gdyby Eliza nie poszła za Ernesta i ja bym się musiała pożegnać z moim Jo-hankiem. Ale oto idzie tu Chudecki z swoją miną dziwacką. Fantazja jest, a chleba nie ma. CHUDECKI Mam honor adorować stopy waszmość panny. AGATA Uniżona sługa. CHUDECKI Już się zbliża ten moment, kiedy łaskawe fata mogą nasycić moje sentymenta. AGATA Wiem, że głodne były dotychczas. CHUDECKI Głodne, bo mają apetyt do serca waszmość panny. AGATA Nie dla waszmość pana ten przysmak. CHUDECKI Ze przypadnę dziś do gustu waszmość panny, nie tracę w tym nadziei. AGATA Bo nie macie już więcej czego tracić obaj z panem swoim. 30 31 CHUDECKI Pan mój był panem i będzie. Ja wprawdzie jestem sługą jego, ale szlachcic mu równy. AGATA Prawda, że równy - waszmość pan jego konia chę-dożysz, a on na nim jeździ. CHUDECKI Ze teraz jestem w tej sytuacji, nic to nie szkodzi memu honorowi, mam nadzieję, że wkrótce będę się kapacytował do wyższych awansów i subseliów. AGATA Wysoko waszmość pan gadasz, mój rozum nieszla-checki, nie może tego pojąć. CHUDECKI Ja go unobilituję, jeśli waszmość panna zechcesz swe serce do mnie nakierować. AGATA Ja koło koni nie chodzę, nie umiem kierować, a o nobilitacją cale nie dbam i o nią się nie staram. CHUDECKI Ta łatwo być może, jeśli mi waszmość panna pozwolisz indygenat w swym sercu, które ja nad wszystkie klejnoty i bażanty barziej estymuję. Zwłaszcza że i pan mój, jako wielki estymator waszmość panny, życzy tego i ofiaruje jej przeze mnie pensji pięćdziesiąt czerwonych złotych co rok, jeśli waszmość panna dla niego będziesz z lepszym respektem. 32 AGATA Barzo to wiele na mnie od pana waszmość pana. CHUDECKI Więcej on jeszcze uczyni dla waszmość panny, jeśli zechcesz ku niemu nakłonić cordolium imć panny Elizy. Imć panna Eliza ma swój rozum i w tej mierze niczyjej rady nie słucha prócz swojego serca. CHUDECKI Wiem ja o tym, że waszmość panna masz dobrą w jej sercu pozyturę. Za jej weselem i moje mogłoby nastąpić z waszmość panną. AGATA Co o mnie, nie chciej waszmość pan ani myślić. CHUDECKI Czemuż to tak niełaskawy awantaż odbieram? Niech wiem przynamnie przyczynę. AGATA Ta przyczyna naprzód, że waszmość pan szlachcic, a ja nie szlachcianka. Po wtóre, że ja nie umiem tego języka, którym waszmość pan gadasz, a na tłumacza mnie nie stanie. CHUDECKI Ja teraz mówię językiem politycznym, jakim kawaler, do damy udając się, mówić powinien. Przyuczyłem się do niego, bywając na różnych asamblach 33 mój paraduje. SCENA SIÓDMA Marnotrawski, Agata, Chudecki. MARNOTRAWSKI Jak się masz, kochana Agatko! AGATA Zdrowam, do usług waszmość pana. pani jest u siebie? Jest, oznajmię... MARNOTRAWSKI AGATA MARNOTRAWSKI Poczekaj, słyszałem, że twoja pani jest przeciwna temu, co imć pan Staruszkiewicz już postanowił. AGATA Ja się w te bagatele nie wdaję. MARNOTRAWSKI Wiem ja, moja panno, że ty wiele u niej możesz. Jeśli mi dopornożesz w moich zamysłach, uczynię cię szczęśliwą, upewniam. MARNOTKAWSKI Ja chcę, żeby dziś dwojakie było wesele, i moje, i twoje razem. Ofiaruję ci za męża mego Chudeckiego, którego już koniuszym uczyniłem. Jest szlachcic rodowity. Będziesz i ty szlachcianką i panią koniu-szyną. Naznaczyłem dla ciebie pensji czerwonych złotych pięćdziesiąt co rok. Wie o tym i Chudecki. CHUDECKI To jest prawda rzetelna. MARTNOTRAWSKI Dam jeszcze wam wioskę jedne i będziecie sobie panami. AGATA Wysokie to progi na moje nogi. MARTNOTRAWSKI Upewniam, że tego dotrzymam, tylko namów twą panią do tego, ażeby i ona dziś przed ślubem zapisała swe dobra jejmość pannie Elizie; wszak innej nie ma sukcesorki. AGATA Ten interes nie po mojej jest głowie. Waszmość pan sam chciej z nią mówić, ja oznajmię, że waszmość pan tu czekasz. [Odchodzi.] AGATA jak najpokorniej waszmość panu. 34 SCENA ÓSMA Marnotrawski, Chudecki. MARNOTRAWSKI Ale ty, mój bracie, stoisz jak słup, słowa do Agaty nie przemówisz. Wszakem ci mówił, żebyś si karesował i za serce ujął. nią CHUDECKI Było posłuchać, jak ja do niej sadziłem komplemen-ta, ale to darmo. Kiedy się człekowi jeść chce, to się nic nie udaje. MARNOTRAWSKI ivjAKNOTRAWSKI A ty zawsze mi głowę gryziesz tym jedzeniem. Bo CHUDECKI mi się zawsze jeść chce. Przez te trzy dni więcej zjadłem iat ;~j-~ ' n tu komple- ..,~~~ ^^c. jrrzez te nie zjadłem jak jedne kukiełkę. Jak moK. <-".--° mentować? MARNOTRAWSKI Cóż robić, mój bracie, wiesz, że kiedym miał, tom nie żałował. CHUDECKI Ale ja się boję, żeby go Anzelm nie pochwycił. Ten dziad nie daje mnie nawet pokoju o długi waszmość pana. MARNOTRAWSKI Niech mi wybaczy. On musi poczekać. [Odchodzi Chudecki.] SCENA DZIEWIĄTA Marnotrawski, Bywalska, Agata. MARNOTRAWSKI Przepraszam, że wczora w wieczór nie mogłem upaść do nóg waszmość pani dobrodziki. Przytrzymano mię u dworu. Musiałem się znajdować na pewnej tam konferencji, która się beze mnie obejść nie mogła. Spodziewam się jednak, że służąc dobru publicznemu, nie będę szkodował na moim prywatnym, którego pomyślność zawisła od łaski waszmość pani dobrodziki. CHUDECKI * zostało. i na MARNOTRAWSKI iT-lAKJV Ul 'KAWSKI Niedługo tej biedy, dziś ją skończę Elizie posag dobry. 36 my. Wiesz, że po BYWALSKA W czymże mam służyć waszmość panu? MARNOTRAWSKI Wiadome są waszmość pani dobrodzice żądze moje. Imć pan Staruszkiewicz chce mię uszczęśliwić, przyjmując mię do godnej familii swojej. Ale to szczęście moje nie może być doskonałe, jeśli w tym i waszmość pani dobrodziki łaska nie przystąpi. 37 BYWALSKA Prawda, żem ja inszej partii życzyła mojej synowi-cy. Miałam tego słuszne przyczyny. Ale ociec ma większe do córki. Z tym wszytkim, jeśli mi waszmość pan pozwolisz rzetelnie mówić... MARNOTRAWSKI I owszem, jako sam rzetelny jestem, tak nigdy rzetelnością się nie urażam. Ja nie jestem z liczby tych dworskich ludzi, których się usta z sercem nie zgadzają. BYWALSKA Mówię tedy rzetelnie waszmość panu, że Eliza innego jest zdania jak ociec. Jeśli waszmość pan jej szczerze sprzyjasz, to przynajmniej dla niej uczyń, żeby to wesele choć na tydzień odłożono. MABNOTRAWSKI Ta jedna jest tylko rzecz, na którą zezwolić nie mogę. Życia mojego dla niej nie żałuję. Chodzi tu o mój honor, który u nas, dworskich ludzi, droższy jest nad życie. Jam się już z tym ogłosił, że dziś mam stanąć na celu szczęścia mojego. Podałbym siebie w pośmiewisko, gdyby się to dziś nie miało stać. BYWALSKA Że się przez kilka dni odwlecze, nie może szkodzić honorowi waszmość pana. Tymczasem Eliza, przypatrzywszy się doskonałej wielkim waszmość pana przymiotom, mogłaby to chętnie uczynić, do czego dziś widzi się być przynagloną. MARNOTRAWSKI Spodziewam się jej serce do siebie wkrótce mymi 38 usługami nakłonić, ale na odłożenie tego aktu żadną miarą mój honor nie może zezwolić. BYWALSKA Czyń tedy waszmość pan, co się podoba. Może się ten akt i beze mnie obejść. To tylko mię martwi, że muszę teraz komu innemu mój kawałek zapisać, który już był Elizie ode mnie naznaczony. MAHNOTRAWSKJ Za cóż tak będzie nieszczęśliwa?... BYWALSKA Za cóż i ja mam być tak nieszczęśliwa, że waszmość pan pierwszą moje prośbę odrzucasz, nie chcąc zezwolić na odłożenie tego wesela. MARNOTRAWSKI Ale honor mój... BYWALSKA Wiadomy mi dobrze i honor waszmość pana, i wszyt-ko. Przepraszam, że z nim dłużej bawić nie mogę. MARNOTRAWSKI Upadam tedy do nóg waszmość pani dobrodziki. [(do siebie mówi)] Drwię ja z,tego. Jeszcze za życia jej wypędzę jaz domu. [Odchodzi.] 39 SCENA DZIESIĄTA Bywalska, Agata. AGATA Czy uważała waszmość pani, z jaką on miną odszedł? BYWALSKA To jakiś człek bez wstydu. On śmie przede mną z tym się popisywać, że u dworu ma tak wielkie zachowanie, jak bym ja nie wiedziała, że mu dla złego jego życia na pokojach nawet bywać zakazano. AGATA Imć pan Staruszkiewicz temu, co on mówi, tak wierzy, że mu i z głowy tego wybić nie można. Nadto ma jego za bogatego i za dobrego gospodarza, a on w długach po szyję, nic już nie ma i wioskę swą przedał. Aleja mam nadzieję, że się to wszytko dziś wyda. BYWALSKA Moja Agato, jeśli tego dokażesz, doznasz mojej wdzięczności. Ale ma to przyść imć pan Ernest. Zaprowadzisz go do tego pokoju. [Odchodzi.] SCENA JEDENASTA AGATA Ma być tu niejakiś kupiec Der Anzelmowicz, u którego Marnotrawski najwięcej długów zaciągnął. Muszę ja być u niego. Niech idzie do Staruszkie-wicza i posag aresztuje. Będzie to miła nowinka dla dziada upartego i skąpego. Ale oto i imć pan Ernest. SCENA DWUNASTA Ernest, Agata. AGATA Pani moja oczekiwa na waszmość pana. ERNEST Ale co się to dzieje, moja Agatko? Niedobre mię nowiny dochodzą. AGATA Wszytkich nas to martwi. ERNEST Nieszczęśliwy jestem. Czy nie można jak temu zabiec? AGATA Ja też o tym myślę i mam nadzieję, że wszytkie starca zamysły pomieszam. ERNEST Zmiłuj się, Agato. Nie będziesz tego żałowała. Ty czasem weź tę bagatelę. m- AGATA Co to jest? Worek z pieniędzmi? Przepraszam, nie tego gatunku jestem, żebym się na to miała kwapić. Ja i bez tego... 40 41 Ale weź, proszę. ERNEST AGATA Przepraszam, kocham mój honor. T T . ERNEST Upewniam, że to nic honor0wi ni nie zaszkodzi. Chybaby...Ale AGATA nie uczynię tego. XT- ERNEST Nie wymyślaj, moja panno! Masz. szy nad pieniądze. Wierzę temu. me 2dala mnie honor droż- ERNEST AGATA Nie inaczej. Ale jejmość czeka na waszmość pana. Idę. ERNEST AKT DRUGI SCENA PIERWSZA Ernest, Johan. ERNEST Cóż ci mówiła Agata? JOHAN Ona czyni jakąś nadzieję, ale się na tym zasadzać nie można. •' Vlv' ERNEST Rad bym sam z nią rozmówił. Na jakim fundamencie tę nadzieję zakłada? JOHAN Nie ma tu jej teraz. Miała iść do jakiegoś kupca. Ernest Czy może być większe umartwienie na świecie nad moje? Ten dzień, tak długo pożądany, który miał być najszczęśliwszym dla mnie, będzie podobno końcem życia mojego. Ja bez Elizy żyć nie mogę. 43 A to mię najbarziej trapi, że się ma dostać imć panu Marnotrawskiemu, którego ona cierpieć nie może. JOHAN Mnie samego złość bierze, że ten filut... ERNEST Cicho, nie gadaj mi takich rzeczy. Żadnemu honoru ujmować nie należy. ERNEST Ale to człowiek ladaco JOHAN ERNEST To do nas nie należy. Nam o to starać się potrzeba, żebyśmy sami byli dobrzy. JOHAN On takie figle waszmość panu robi! ERNEST Człek poczciwy powinien bronić honoru nawet nieprzyjaciela swego. Jest to znak wielkiej podłości chcieć sobie honor czynić przez poniżenie drugiego. JOHAN Jak to, takiego człowieka nie ganić? ERNEST Kto ma serca wspaniałość, ten ani siebie chwalić, ani drugiego ganić nie powinien. JOHAN Jak by to sekret był jaki. Wszak wszyscy wiedzą o pięknych postępkach jegomości pana Marnotrawskiego. Jeśli wszyscy wiedzą, to na cóż się zda nam o tym mówić? JOHAN Ale pan Staruszkiewicz nie wie. ERNEST Upewniam, że się ode mnie nie dowie. Ale cicho, oto jejmość panna Eliza. SCENA DRUGA Ernest, Eliza, Johan. ERNEST Lubo już od wielu smutną odbieram nowinę, chciałbym jednak słyszeć z ust samej waszmość panny dobrodziki, jeśli to prawda, że jej ociec jest przeciwny szczęściu mojemu? ELIZA Bodajby nieprawda była. ERNEST Za cóż ja jestem tak nieszczęśliwy? Wszak starałem się ile możności jemu się zasługiwać. ELIZA Ociec mój wielce poważa waszmość pana i przyznaje mu te przymioty, które wszyscy w nim szacują. ERNEST Za cóż tedy jest przeciwny szczęściu mojemu, które mi nad życie moje jest milsze? 44 45 ELIZA To jedynie nie podoba mu się w osobie waszmość pana, że jesteś cudzoziemiec. ERNEST Cóż ja temu winienem? Prawda, żem się w Polszcze nie rodził, ale znaczną część życia mojego na usługach tej Rzeczypospolitej strawiłem. I mogę to mówić nieobłudnie, że dałem dość znaczne tego dowody, iż przywiązaniem serca mojego do tego zacnego narodu barziej jestem Polak niż wielu tych ichmo-ściów, którzy mieli honor w Polszcze się rodzić. ELIZA Znam ja to, cóż robić, kiedy u mego ojca jest to grzech nieodpuszczony być cudzoziemcem. i, f ERNEST Czy nie można by jakim sposobem to zdanie jego odmienić? EUZA Barziej życzę, niż się spodziewam tego. mojego ERNEST Więc już mam ustąpić innemu jedyną serca pociechę? ELIZA Ach, nie wspominaj mi waszmość pan tego! Czy może być stan ludzi nieszczęśliwszy na świecie jak tych córek, które rodzice - nie ich, ale swego serca radząc się - za mąż wydają. ERNEST Ach, czy nie ma jeszcze jakiej nadziei? ELIZA Ja żadnej nie widzę. ERNEST Agata nam coś obiecuje. ELIZA Na tym się cale nie trzeba zasadzać. Próżne jej będą zabiegi. ERNEST Przynajmniej, żeby można odłożyć choć na kilka dni to wesele. ELIZA O tym jeszcze barziej myślić nie można. Nieszczęśliwy ten kalendarz! ERNEST Co za kalendarz? ELIZA Wstydzę się i mówić o tym. Ale cóż to takiego? ERNEST ELIZA Mój ociec dowodzi z kalendarza, że dzisiaj jest dzień najlepszy do ożenienia i jeśli tego dnia za mąż nie pójdę, mam być nieszczęśliwą. Ale i sam mój ociec 46 47 idzie. Mów mu waszmość pan, perswaduj... Ale wiem, że z tego nic nie będzie. Kłaniam. [Odchodzi.] SCENA TRZECIA Ernest, Staruszkiewicz. STARUSZKIEWICZ Witam jegomości pana pułkownika. ERNEST Upadam do stóp waszmość pana dobrodzieja. STARUSZKIEWICZ Jakże mi się waszmość pan miewasz? ERNEST Barzo źle, mości dobrodzieju. STARUSZKIEWICZ Cóż to waszmość panu dolega? Waszmość pan mnie powiedz. Ja się znam na chorobach i niejednego w okolicy naszej uleczyłem. ERNEST Prawda, że moich dolegliwości żaden lepiej uleczyć nie może jak waszmość Pan dobrodziej. STARUSZKIEWICZ Ja waszmość panu usłużę. Oto przeszłego tygodnia zachorował mi był Bartek, mój poddany, tak ciężko, że mu nawet nasz sławny Żyd Moszko, cyrulik, nie mógł dać rady, a ja go za kilka dni doskonale uleczyłem. Cóż waszmość panu dolega, głowa czy żołądek? ERNEST To mnie jedynie dolega, że w moich żądzach nie mogę pozyskać sobie łaski waszmość pana dobrodzieja. STARUSZKIEWICZ Względem czego? ERNEST Względem godnej córki waszmość pana dobrodzieja. STARUSZKIEWICZ Co w tym, to przepraszam, nie mogę służyć waszmość panu, bom ją już przyrzekł jegomości panu Marnotrawskiemu, memu wielce mościwemu panu. ERNEST Ja na fundamencie łaski waszmość pana dobrodzieja spodziewałem się... STARUSZKIEWICZ Mości panie pułkowniku, niech to nie uraża waszmość pana. Ja jego wielkie przymioty mocno kocham i mocno szacuję. Znam to, że waszmość pan u wszytkich znajdujesz dla siebie wielką zaletę i że masz dobre pieniążki i kapitały. Z tym wszytkim tak nieba zrządziły, że nie mogę za waszmość pana wydać mej córki, chybabym chciał oczywistej zguby i jej, i samego waszmość pana. 48 49 Czemuż to? ERNEST STARUSZKIEWICZ Bo ja widziałem jak na dłoni, że małżeństwo wasz-mość pana z moją córką byłoby nieszczęśliwe i potomstwo ladaco. ERNEST Jak to można zgadnąć tak dalekie rzeczy, które iiic ba swojej tylko wiadomości pospolicie zachowują? nie- 9 STARUSZKIEWICZ Otóż można; ja nieraz to zgadłem wyśmienicie, co potem w lat kilka być miało. ERNEST Może to być, ale teraźniejszego rokowania jaki być może fundament? STARUSZKIEWICZ Jest wielki fundament. Powiedziałbym waszmość panu, ale się boję, żebym go nie uraził. ERNEST Żadna mię rzecz od waszmość pana dobrodzieja urazić nie może. STARUSZKIEWICZ Miałem sen taki, z którego jawnie sam waszmość pan poznasz, że moja córka nie była dla jego przeznaczona. ERNEST Alboż się waszmość pan dobrodziej masz w takiej rzeczy snów radzić, które są jedyną marą? STARUSZKIEWICZ Oi, nie, mospanie! Taki sen nie mara, jaki ja mia-}ern. Znam się ja dobrze na snach. Mam ja sennik przedziwny, ale go nikomu nie pokażę. Tylko waszmość pan posłuchaj, a sam mi przyznasz, że takiego snu lekce nie trzeba ważyć. Śniło mi się niedawno, jak by do mojej owieczki dwóch się wilków skradało. ERNEST Słyszałem już o tym śnie. STARUSZKIEWICZ Słyszał waszmość pan? No to waszmość pan sam widzisz, że nie mogę dobrym sumnieniem owieczki złemu wilko oddawać. ERNEST Więc ja to mam być zły wilk? Czemuż to nie kto inny? STARUSZKIEWICZ A jużci, bez urazy mówiąc, przystojniej jest waszmość panu być wilkiem złym niż imci panu Marno-trawskiemu. ERNEST Z jakiejże to, mości dobrodzieju, przyczyny? STARUSZKIEWICZ Z tej przyczyny, że waszmość pan jesteś żołnierz, & żołnierze jak wilcy źli chwytają cudze owieczka 1 barany. Ja sam, kiedy byłem młodszych lat towarzyszem jegomości pana Bochenka, mego wielce ^ościom pana, to barany były w strachu. 50 51 ERNEST uśmiechnąwszy się, mówi Ale ja, mości dobrodzieju, nie mam honoru być towarzyszem, jestem w wojsku cudzoziemskim. STARLJSZKIEWICZ Tym gorzej. Nic to po tym wojsku cudzoziemskim. Szczęśliwsza była Polska, kiedy jego nie znała. ERNEST Ale ja w to nie wchodzę... STARUSZKIEWICZ Świat cały drżał przed polską szablą, kiedy sami Polacy bez cudzoziemców wojowali. ERNEST Nie chcę temu przeczyć, ale insza... STARUSZKIEWICZ Cudzoziemcy to, mospanie, cudzoziemcy są przyczyną wszelkiego nieszczęścia naszego. ERNEST Ale, mości dobrodzieju... STARUSZKIEWICZ Ja to nie do waszmość pana mówię, waszmość pan się nie gniewaj, ale to prawda, że nam cudzoziemcy najwięcej złego narobili. Ja się nie chcę... ERNEST 52 STARUSZKIEWICZ Cudzoziemcy i cnotę staropolską wyrugowali z państwa naszego. ERNEST Ja o inszą rzecz... STARUSZKIEWICZ Cudzoziemcy i snom już wierzyć nie chcą. ERNEST Już nie będę przerywał waszmość panu. STARUSZKIEWICZ Oni i wiarę tu, nie bawiąc, wykorzenia. ERNEST Ale ja jestem katolik, mości dobrodzieju. STARUSZKIEWICZ Waszmość pan katolik? ERNEST Alboż waszmość pan dobrodziej o tym nie wiedział? STARUSZKIEWICZ Waszmość pan katolik? Niemiec, a katolik? ERNEST Alboż to w Niemczech nie ma katolików? STARUSZKIEWICZ Cha, cha, cha! Niemiec, a katolik! ERNEST Przecież tyle prowincji w Niemczech jest katolickich. 53 l STARUSZKIEWICZ I Niemiec, i katolik! Cha, cha, cha! ERNEST Dziwno mi, że waszmość pan dobrodziej tego zdania... STARUSZKIEWICZ Ale nie gadajmy już o tym. Ja nie dziecię jestem, mospanie, znam się ja dobrze na wierze. Inna jest wiara katolicka, a inna niemiecka. Wszakże... ERNEST STARUSZKIEWICZ Już nie chcę więcej o tym gadać. Waszmość pan się chcesz ze mną dysputować o wierze, a ja czasu teraz nie mam. ERNEST Bynajmniej, ja tylko... STARUSZKIEWICZ Ale nie mam czasu, przepraszam. Mam ja teraz o czym myślić... Kłaniam waszmość panu. ERNEST Niechże przynajmniej... STAKUSZKIEWICZ Jakiż waszmość pan uparty! Już mówię, że czasu nie mam, kłaniam waszmość panu jak najuniże-niej... (wyprowadza Ernesta) Upadam do stóp waszmość pana. Najniższy sługa. Całuję nogi. SCENA CZWARTA STARUSZKIEWICZ Poszedł przecie! Ledwiem się pozbył tego Niemca. Nie chcę, żeby on mi więcej tu bywał. Bałamuci mi tylko córkę i przeszkadza panu Marnotrawskiemu. A ta głupia, jak sobie uważam, podobno się w nim i kocha. Ci cudzoziemcy mają opętane sposoby łudzić nasze kobietki. Ale mi trzeba myślić już o weselu. Jeszcze niektóre ceremonie... W czas tu siostra idzie... SCENA PIĄTA Staruszkiewicz, Bywalska. STARUSZKIEWICZ Dobrze, żeś tu przyszła, moja pani. Trzeba się nam jeszcze naradzić o niektórych rzeczach ściągających się do wesela. Już mam jednego kawalera, który będzie za wieniec dziękował. Ale trzeba by drugiego oratora, który przy marcypanach będzie miał mowę. Co się tyczę tańców, wszytko rozporządziłem. Słodki taniec, albo -jak nazywają- marszałka, ja sam będę tańcował. Jeszcze ja potrafię wszytkie korwety, choć stary jestem. Po tym tańcu będzie drabant. BYWALSKA sama do siebie mówi Złość mię bierze, słuchając tego dziada. 55 STARUSZKIEWICZ Co się tyczę drabanta, nie wiem, jeśli się nie pomylę. Ale nie... Będzie wszytko dobrze. Śpiewa sobie notę drabantową i skacze. BYWALSKA sama do siebie mówi Nie wytrzymam, będę mu mówiła bez obrzezków. STARUSZKIEWICZ Niczego. Uda się i drabant. Najbarziej mi chodzi o oratora marcypanowego. BYWALSKA Co waszmość pan na tym czas trawisz? Obejdzie się bez tych fraszek. STARUSZKIEWICZ Jak to "fraszek"? A jakie to byłoby wesele bez tego? Dziadowie, pradziadowie nasi tego nie opuszczali i była Polska szczęśliwa. BYWALSKA Ale teraz już tego nie ma we zwyczaju. STARUSZKIEWICZ Tym gorzej. Nie powinniśmy dziadów, pradziadów naszych zwyczaju zarzucać. BYWALSKA Był zwyczaj dziadów, pradziadów naszych brody nie golić, a przecież waszmość pan ich nie naśladujesz. 56 STARUSZKIEWICZ Co inszego broda, co inszego orator marcypanowy i drabant. BYWALSKA Jam była teraz na tylu weselach, a nigdziem tych ceremonii nie widziała. STARUSZKIEWICZ Takie też teraz i małżeństwa, pożal się Boże. Mąż sobie, żona sobie. Inaczej ja żyłem z swoją jejmością nieboszczką, niech odpoczywa w pokoju. Nie pozwalałem jej z żadnym mężczyzną gadać, chyba przy mnie, i to krótko. BYWALSKA Dlatego też tak prędko umarła. STARUSZKIEWICZ Dobrze uczyniła, obligowany jej za to jestem, niech odpoczywa w pokoju. BYWALSKA Na takie gadanie waszmość pana serce mię boli. Więc krótko waszmość panu powiadam: Czyń waszmość pan sobie, co chcesz, ja oznajmuję, iż na tym weselu nie będę ani wiedzieć chcę o nim. STARUSZKIEWICZ Jak to? Byłoby to pięknie! Wesele w domu waszmość pani, a waszmość pani... BYWALSKA Ja wyjadę stąd, niech oczy moje na to nie patrzą. 57 STAKUSZKIEWICZ Ale cóż tego za przyczyna? BYWALSKA Nie chcę być uczestniczką tego nieszczęścia, w które waszmość pan Elizę podajesz. STARUSZKIEWICZ Cha, cha, cha! Nieszczęście dla córki, że ją za mąż wydaję! Cha, cha, cha! BYWALSKA Pięknie ją waszmość pan wydajesz! Za tego człeka, którego ona nie tylko nie kocha, ale i cierpieć nie może. STARUSZKIEWICZ Eliza jest moja córka. Waszmość pani kazałaś jej, ażeby ona kochała Ernesta, ona też usłuchała waszmość pani. Ja teraz każę kochać imć pana Marno-trawskiego, niechże go kocha. Ociec jestem! BYWALSKA . Serce nie chłopiec, nie umie cudzych rozkazów słuchać. STARUSZKIEWICZ Ja wiem, że go będzie kochała, jak pójdzie za niego. BYWALSKA To zdanie rodziców niejedne córkę zgubiło. STARUSZKIEWICZ Ja wiem, że go będzie kochała. Imć pan Marnotraw-ski jest godny kawaler. BYWALSKA Jest to filut, który waszmość pana uwiódł. STARUSZKIEWICZ Nieprawda, znam się ja na ludziach. BYWALSKA Wszyscy to wiedzą, że on jest człek ladaco. STARUSZKIEWICZ Nieprawda BYWALSKA Inaczej gada w oczy, inaczej za oczy. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. BYWALSKA Co stąpi, to kłamie. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. BYWALSKA Cokolwiek miał, wszystko przemarnował. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. BYWALSKA Obyczajów jest podejrzanych. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. 58 59 BYWALSKA I dlatego mu zakazano nawet na pokojach bywać. STARUSZKIEWICZ Nieprawda, nieprawda! BYWALSKA Informuj się waszmość pan od drugich. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. • BYWALSKA Waszmość pan masz rozum dobry, możesz... STARUSZKIEWICZ Nieprawda, nieprawda, nieprawda! Ja lepiej wiem o wszytkim. I córka będzie szczęśliwa, i ja, i waszmość pani. Wszak mówiłem już waszmość pani, jaki sen miałem. BYWALSKA Ale co mi waszmość pan z tym snem! STARUSZKIEWICZ Ale powiedz mi waszmość pani, któryż tu z ich jest wilk zły? Czy nie podobniejszy jest do tego cudzoziemiec niż szlachcic polski rodowity? BYWALSKA Do bab szpitalnych z tymi snami! STARUSZKIEWICZ Pięknie! To już i waszmość pani nie wierzysz snom tak oczywistym! Otóż to pożytek przestawania z cu- 60 dzoziemcami! Jak to Warszawa odmienia ludzi, i najlepszych! BYWALSKA Przyznam się waszmość panu, że mię wstyd takich rzeczy słuchać. Kłaniam waszmość panu. Czyń waszmość pan, co się podoba. Ja wyjeżdżam. STARUSZKIEWICZ zatrzymując, mówi • Ale zaczekaj waszmość pani, jakie to będzie zgorszenie, kiedy waszmość pani nie będzie na weselu w swoim domu i swojej synowicy, którąś sama wychowała. BYWALSKA Mówię, że nie będę. Nie chcę patrzyć na nieszczęście familii mojej. Kłaniam! STARUSZKIEWICZ Ale zaraz! Mówmy z sobąpięknie, bez hałasów. Uważ waszmość pani, jaki by to honor był dla familii Sta-ruszkiewiczów, gdybym ja podług woli waszmość pani miał wydać córkę za jednego cudzoziemca? BYWALSKA I owszem, byłby to honor dla nas, gdybyśmy się spokrewnili z tym kawalerem, którego wielkie przymioty powszechną mu sprawiły zaletę tak u dworu, jako i u wszytkich panów. STARUSZKIEWICZ Ja wyznaję, że on godny kawaler, ale cóż mu to położę, kiedy on jest cudzoziemiec? 61 BYWALSKA Cóż to złego, u kata? STARUSZKIEWICZ Chciałabyś waszmość pani, żeby nasza córka straciła szlachectwo? BYWALSKA Za co by miała stracić? STARUSZKIEWICZ Byłaby już nie-szlachciankąbędąc zanie-szlachcicem. BYWALSKA ' ' Jak to nie-szlachcicem? Albo mi nie jest wiadome godne urodzenie Ernesta? Wiedzą tu wszyscy, że on jest szlachcic, i dobry. STARUSZKIEWICZ Cha, cha, cha! Niemiec, a szlachcic! BYWALSKA Albo to nie ma między Niemcami szlachty? STARUSZKIEWICZ Może i są. Ale jakie to ich szlachectwo? Polskie szlachectwo grunt, to prawdziwe szlachectwo! BYWALSKA A przecież mamy między cudzoziemcami tylu bohaty-rów, tylu wojowników, którym się świat dziwuje. STARUSZKIEWICZ Barziej bym się dziwował, gdyby byli szlachtą. Co 62 mi po ich bohatyrstwie, kiedy żaden z nich na sejmikach naszych pokazać się nie może. Pan Ernest godny jest człek, ale mi takiego zięcia potrzeba, który by mię i na sejmiku mógł poprzeć. BYWALSKA Jeśli o to chodzi, to imć pan Ernest, jako mający u wszytkich wielkie zachowanie, łatwo się postara dla siebie o indygenat na przyszłym sejmie. STARUSZKIEWICZ Co? Indygenat? Ja sam na to nie pozwolę i podam w instrukcją na sejmiku moim ten punkt najpierw -szy. Obaczę, jak on tego dokaże. Oj, tak! BYWALSKA Waszmość pan mu sam to przyznajesz, że jest człek godny i zasłużony w ojczyźnie naszej, czemu tedy nie ma być przypuszczony do indygenatu? STARUSZKIEWICZ Temu, niech się nie gnieżdżą u nas cudzoziemcy. BYWALSKA Uskarżacie się sami, waszmość panowie, często, iż kraj nasz podług swej obszerności jest dosyć nieludny. Prawda. STARUSZKIEWICZ BYWALSKA Jakże go możecie zaludnić, kiedy w takiej macie Pogardzie cudzoziemców? Który z nich zechce w Pol-szcze osiadać, widząc, że im nie chcecie pozwalać 63 żadnego sposobu do zasłużenia się w tej ojczyźnie? STARUSZKIEWICZ Niech sami Polacy zaludniają swój kraj. BYWALSKA Śmiać się na to potrzeba, co waszmość pan mówisz. Ale proszę mi na to odpowiedzieć: Komu Polska i ludność teraźniejszą, i jakiżkolwiek polor winna, jeżeli nie cudzoziemcom? STARUSZKIEWICZ Piękna kwestia! BYWALSKA Wszak ci tu same lasy i odludne pustynie były, gdzie teraz miasta, miasteczka i wioski widziemy. Im więcej cudzoziemców przybywało do nas, tym więcej miast i miasteczek mnożyło się. STARUSZKIEWICZ Ale o miasta nie dbam, niech się tam sobie cudzoziemcy gnieżdżą, ale żeby mieli brać indygenaty, na to nigdy nie pozwolę. BYWALSKA Przecie już na to waszmość pan zezwalasz. Pytam się teraz, czy mało jest takich familii w Polszcze szlacheckich, które przez indygenaty w Polszcze poosiadały i dobrze się ojczyźnie naszej zasłużyły? STARUSZKIEWICZ To prawda. My sami, Staruszkiewiczowie, ze Włoch pochodziemy, od owego sławnego Seneki. Ale to co inszego. BYWALSKA Żeby nasi przodkowie gardzili tak cudzoziemcami, jak waszmość pan teraz, upewniam, że dotąd Polska byłaby odludną pustynią i w dawnym trwałaby grubiaństwie. STARUSZKIEWICZ Co? Albo to cudzoziemcy nas z grubiaństwa uwalniają? BYWALSKA My, cokolwiek poloru mamy, im winniśmy. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. BYWALSKA Oni tu nauki wprowadzili. STARUSZKIEWICZ Nieprawda. BYWALSKA Im winniśmy obyczajność. STARUSZKIEWICZ Fałsz, nieprawda. BYWALSKA Im sztuki rycerskie, im gospodarstwo lepsze. STARUSZKIEWICZ Ach, nieprawda, nieprawda! BYWALSKA ;rf Im nawet i samą wiarę winniśmy! 64 65 STAKUSZKIEWICZ Co? Wiarę? A już też to bluźnierstwo! BYWALSKA A któż był święty Wojciech, jeśli nie cudzoziemiec? STARUSZKI EWICZ Święty Wojciech cudzoziemiec, cha, cha! Święty, a cudzoziemiec, pięknie! Ja z waszmość panią i gadać więcej nie mogę, bo widzę oczewiście, że jesteś i sama cudzoziemską wiarą zarażona. BYWALSKA I mnie żal, żem tyle czasu z waszmość panem próżno tu straciła. Czyń waszmość pan, co się podoba. STAKUSZKIEWICZ Pewnie, że to uczynię, co mi się podoba. Obejdę się na koniec i bez waszmość pani, kiedy moje prośby nie pomagają. Nie wiem, komu wstyd będzie. Kłaniam. Piękną mam siestrzyczkę! Cudzoziemcy tu wiarę wprowadzili! Co za bluźnierstwo! [Odchodzi] SCENA SZÓSTA BYWALSKA Nie wiem, co się z tym człowiekiem dzieje! Powia- stJ5u1Zb f f 7 Są UPart6' a Ja mówl^' ze dzie-sięciu białychgłow upór nie przemoże jednego dziada upartego. On ci jest człek 2 natury powolny i często mię S}ucha) ale gdzie chodzi o cudzoziem- ców i inne pospolite parafianom obyczaje, tam sobie i mówić nie da. SCENA SIÓDMA Bywalska, Eliza. BYWALSKA Elizo moja, ubolewam nad tobą. Wszytkie moje zabiegi, rady i namowy na wiatr poszły. Nie widziałam uporu większego na świecie jak twego ojca. I ELIZA odłożyć nawet nie chce tego wesela? BYWALSKA O tym darmo mu i wspominać. Kalendarz ten nieszczęśliwy głowę mu zajachał, mówić co przeciwko kalendarzowi u niego jest grzech śmiertelny. ELIZA Mam tedy iść na ofiarę Marnotrawskiemu? Plącze. BYWALSKA Cóż ja mam czynić, moja Elizo? Upewniam, że ta rzecz nie mniej mię trapi jak ciebie. Ubolewać tylko nad twoim nieszczęściem mogę, ale go odwrócić °d ciebie już nie mogę. Otrzyj oczy, imć pan Ernest idzie. 66 67 SCENA ÓSMA . Bywalska, Eliza, Ernest. ERNEST To pomieszanie, które tu na twarzach widzę, rokuje mi nieszczęśliwość już niezawodną. BYWALSKA Zgadłeś waszmość pan. Znać, że nieba tak nie sądziły, żeby się waszmość panu miała dostać Eliza. ERNEST Już tedy cale żadnej nadziei nie ma? BYWALSKA Żadnej, a żadnej. Czyniłam, com mogła, ale nie mogłam znaleźć lekarstwa na upór brata mojego. ERNEST I odwlec nawet nie można? BYWALSKA Nie można. Kalendarz nie pozwala. ERNEST Do ostatnich mię środków rozpacz pobudza i mało co już miejsca rozumowi zostawuje. Boję się, żebym nie był zniewolony do tego, co ludzie w ostatniej rozpaczy zwykli czynić. 68 SCENA DZIEWIĄTA Bywalska, Eliza, Ernest, Agata. AGATA Dobra nowina, dobra! Vivat Agata! Cóż to takiego? BYWALSKA AGATA Odrwi się Marnotrawski na swych wybiegach. Mam ja wybiegi na wybiegi. Ale przecie... ERNEST AGATA Osnowa pięknie się mi udała, będzie i koniec dobry. ERNEST Ale nie trzymajże mię długo, moja Agato! AGATA Cicho! Imć pan Staruszkiewicz idzie. Ernest umyka, Bywalska chce odchodzić. SCENA DZIESIĄTA Staruszkiewicz, Marnotrawski, Bywalska, Eliza, Agata. STARUSZKIEWICZ Proszę zaczekać, proszę! 69 BYWALSKA Przepraszam, mam swoje zabawy. MARNOTRAWSKI Znam to, że moja przytomność oddala stąd wasz-mość panią dobrodzikę. BYWALSKA Wolno jak chcąc sobie tłumaczyć. Odchodzi. SCENA JEDENASTA Staruszkiewicz, Marnotrawski, Eliza, Agata. STARUSZKIEWICZ Widzisz waszmość pan, jak grzeczną mam sie-strzyczkę. Wszytkie kobiety w uporze przechodzi. Com nie robił, żebym mógł jej serce nakłonić do waszmość pana, ale darmo. Co większa, nie chce być nawet na weselu waszmość pana. MARNOTRAWSKI To pewnie, że nie zechce nam uczynić i zapisów jej części. swo- STARUSZKIEWICZ Nie uważaj waszmość pan na to. Kobiety są odmienne w swym zdaniu. Musi ona zapisać, ja w tym. MARTNOTRAWSKI Mniejsza o to. Wiadomo waszmość panu dobrodziejowi, żem człek nie interesowany. Z przywiązania 70 serca mojego biorę zacną córkę waszmość pana dobrodzieja, nie zaś dla jakiego wziątku. STARUSZKIEWICZ do Elizy Słyszysz, jak piękne sentymenta. MARNOTRAWSKI Mam z łaski niebios dosyć i swego. Oto i teraz komisarz mój pisze ze Gdańska, że za moje towary zebrał tam czerwonych złotych pięć tysięcy. Oto i list własną jego ręką opisany. STARUSZKIEWICZ Widzę. Słyszysz, Elizo? MAENOTRAWSKI Na obligach też mam u różnych panów koło dziesiątka tysięcy czerwonych złotych. Oto są obligi. STARUSZKIEWICZ Prawda. Elizo, słuchaj! MARNOTRAWSKI Mam też i przywilej na starostwo pewne, w tych dniach mi dany. Oddałem go do pieczęci. To starostwo nie czyni więcej do roku jak dwadzieścia tysięcy. STARUSZKIEWICZ A czegóż trzeba! Słyszysz, Elizo? MARNOTRAWSKI Jam się spodziewał za moje usługi co lepszego ode 71 dworu i dlatego nie chciałem brać tego starostwa, ale że mi dwór obiecał potem to nadgrodzić drugim starostwem, musiałem się tymczasem i tym kon-tentować. STARUSZKIEWICZ Słyszysz, Elizo? Rad bym, żeby to słyszała i moja siostra. Bądź tedy wesoła, że takiego ci kawalera nieba nadarzyły. Oddaję cię jegomości... Daj sam rękę... Nie chcesz? Już się i ty uporu od ciotki uczysz! Pokłońże się jegomości. MARNOTRAWSKI Moja to powinność upadać do nóg imci dobrodziki. STARUSZKIEWICZ Waszmość pan na to nie uważaj. Ona się to przez wstyd ociąga, a w sercu kocha waszmość pana. Ja wiem o tym. Już tedy ją dziś waszmość pan będziesz miał zupełnie w swej mocy. MARNOTRAWSKI Czekam tego drogiego momentu. STARUSZKIEWICZ A ty, Agato, pójdziesz za pana Chudeckiego. Dziś dobry dzień do ożenienia. Patrz, co pisze w kalendarzu. Niegłupi to człek był, co pisał kalendarz. Wyprawię cię pięknie. Dam ci krowę i owieczkę na nowe gospodarstwo. Więc tak, już ty jesteś pana Chudeckiego. Nie doczeka on tego. AGATA 72 STARUSZKIEWICZ Ja chcę, musi być tak. AGATA Chwała Bogu, że nie jestem córką waszmość pana. STARUSZKIEWICZ Cóż to? Jak ty gadasz? AGATA Po polsku. STAHUSZKIEWICZ Ale coś ty powiedziała? AGATA Ja po dwa razy jednej rzeczy nie mówię. STARUSZKIEWICZ Ale co to znaczy: chwała Bogu, żeś nie moja córka? AGATA To, że nie pójdę za tego, którego nie lubię. STARUSZKIEWICZ Ale uważaj, że pan Chudecki szlachcic. AGATA Mnie jego szlachectwo nie nakarmi. MARNOTRAWSKI Wysoki ma humor jejmość panna Agata. AGATA Jestem najniższą sługą waszmość pana, a więcej nic. 73 STARUSZKIEWICZ Daj waszmość pan jej pokój, to jakaś głupia. AGATA Mogłeś waszmość pan na wsi swojej zostawić ten komplement. STARUSZKI EWICZ Słuchajże, nauczę ja ciebie! AGATA Nie służę ja waszmość panu. MAETNOTRAWSKJ Nie chciej się waszmość pan irytować, będzie głowa bolała. Widzisz ją! STARUSZKIEWICZ MARNOTRAWSKI Ale chciej waszmość pan zdrowie swoje drogie koń-,, serwować. Pójdziemy teraz kończyć umowę o po-1 sag. (do Elizy mówi) Z umartwieniem mi wielkimi przychodzi choć na moment oddalać się od waszmość panny dobrodziki. Całuje rękę. ELIZA Najniższa sługa. MARTNOTRAWSKI do Staruszkiewicza Służę waszmość panu. Odchodzą. SCENA DWUNASTA Eliza, Agata. ELIZA Ach, Agato, ratuj mię! AGATA Odrwi się Marnotrawski, ja w tym! ELIZA Ty obiecujesz, ale jakim sposobem? AGATA Już waszmość panna mnie wierz. Ja, co zacznę, muszę dokazać. Marnotrawski, jak wszytko stracił, tak straci i waszmość pannę. ELIZA Ale niechże wiem, jakim sposobem. AGATA Toć ja o tym chcę mówić. Ale mówże prędzej! ELIZA AGATA Prędzej! Mój język galopem nie biega, trzeba mieć cierpliwość. ELIZA Wszak wiesz, że czas krótki. AGATA Otóż krótko powiadam, że ja oznajmiłam Anzelmo- 74 75 wi kupcowi, że inni kredytorowie Marnotrawskie-go rozerwą jego posag, a jemu się nic nie dostanie za jego długi. Dziad, tym przestraszony, pobiegł po areszt, z którym ma tu zaraz przybyć. ELIZA Cóż się z tego zawiąże? AGATA To, że ociec waszmość panny postrzegłszy, iż Mar-notrawski ma tak wielkie długi, nie wyda za niego waszmość panny. ELIZA Wątpię, żeby to co nam pomogło. AGATA Ale ja powiem więcej waszmość pannie, jakem tę rzecz ułożyła. Pódźmy do tego pokoju. Tu nie ma na czym usieść, a jam się nabiegała za tym Anzelmem. ELIZA AKT TRZECI SCENA PIERWSZA Agata, Johan. AGATA Koniecznie tego potrzeba, żeby twój pan był tu na pogotowiu. JOHAN I jestże przecie nadzieja? AGATA I wielka. A to wszytko moja głowa sprawiła. Ja kiedy czego zechcę, to musi być. JOHAN Ja to znam, że waszmość panna jesteś łebska. AGATA Ale powiedz panu, niechże się za to zna na rzeczy. JOHAN Madame Agata lubi pieniążki. AGATA Nie barzo, tylko to plugastwo jest potrzebne. 77 JOHAN A my jak będziem, jeśli się państwo ożeni? AGATA Trzeba i nam myślić o sobie. JOHAN Czy kochasz mię waszmość panna? A waszmość pan mnie? AGATA Całym sercem. JOHAN AGATA I ja kocham waszmość pana. Nie mam przyczyny z tym się taić. Nie podoba mi się ta moda, że nasze damy nie wstydzą się kochać, a wstydzą się to wyznać, że kochają. Ja lubię rzetelność. JOHAN I ja lubię. Dajże mi rękę. Vivat madame Agata! AGATA Vivat monsieur Johan! ./ i SCENA DRUGA ! ; " ł' Staruszkiewicz, Johan, Agata. STARUSZKIEWICZ Co tu za hałas? A, to, widzę, lokaj Ernesta. Waszeć to, panie bracie, bałamucisz mi Agatę. Precz mi zarazi JOHAN Kłaniam jak najniżej. Odchodzi. AGATA Jak to "bałamucisz"? Co to znaczy? STARUSZKIEWICZ To znaczy, że on twe serce odwraca od Chudeckiego. AGATA Nigdy moje serce nie było obrócone do tego łajdaka. STARUSZKIEWICZ Jak to "łajdaka"? Na szlachcica śmiesz to mówić? Więc u ciebie lepszy ten chłop-lokaj niż szlachcic? AGATA Przepraszam, nie chłop. Nie znasz się waszmość pan na ludziach. STARUSZKIEWICZ Co? Będziesz mię uczyła? Bo nie chłop. AGATA STARUSZKIEWICZ Jakże? To on szlachcic? AGATA Ani chłop, ani szlachcic. Może być co średniego. STARUSZKIEWICZ Cóż to takiego "średniego"? l! 78 79 Mieszczanie, lud uczciwy, którzy nie są wprawdzie szlachta, ale też nie są i chłopi. STARUSZKIEWICZ Cha, cha! Nie są chłopi, cha, cha! Pewnie, że nie są. Wolę ja mieszczanina uczciwego jednego niż dziesięciu Chudeckich. Głupia jesteś. STARUSZKIEWICZ AGATA To komplement jest szlachecki. STARUSZKIEWICZ Pódź mi stąd precz, bo cię tym kijem... AGATA I to rzecz szlachecka bić kobiety. Kłaniam! [Odchodzi.] STARUSZKIEWICZ Co za bieda! Niepoczciwa jakaś paszczęka. Te warszawianki mają język, za kąty, wyprawny. Ale co to za staruszek tu idzie? Poczekam. SCENA TRZECIA Staruszkiewicz, Anzelm. ANZELM Kłaniam waszmość panu. 80 STARUSZKIEWICZ Najniższy sługa. A do kogo to? ANZELM Czy tu mieszka imć pan Staruszkiewicz? STARUSZKIEWICZ Tu. (potem mówi do siebie) Nie zna mię, nie wydam się. [(do Anzelma)] Masz waszmość pan interes do niego? ANZELM Znajdzie się. STARUSZKIEWICZ Możesz waszmość pan mnie się zwierzyć, bo jego wszytkie interesa przeze mnie przechodzą. On beze mnie nic nie czyni, a co ja postanowię, to i on przyjmuje. Tym lepiej. Słucham tedy. ANZELM STARUSZKIEWICZ ANZELM Dowiedziałem się, że imć pan Staruszkiewicz wydał swą córkę za pana Marnotrawskiego. STARUSZKIEWICZ Abo co? Abo i waszmość pan jej chciałeś? Cha, cha! ANZELM Cha, cha, cha! Czemu nie, wziąłbym, gdyby mi ją dano, bo słyszałem, że ma posagu na sto tysięcy. Powabna taka dama. 81 STARUSZKIEWICZ Hola, hola, nie tak wiele. Wiele by to było na imć pana Staruszkiewicza. ANZELM Mnie mówiono, że imć pan Staruszkiewicz, choć jest prostaczek, ale ma dobre pieniądze. STARUSZKIEWICZ Prostaczek? Któż to waszmość panu mówił? ANZELM Ludzie. Ale wiele przecie tego posagu? STARUSZKIEWICZ Będzie ze wszytkim koło dwudziestu tysięcy. Tylko? Więcej nie będzie. ANZELM STARUSZKIEWICZ ANZELM Zginąłem. Zgubił mię ten hultaj Marnotrawski. STARUSZKIEWICZ Albo co? ANZELM To ja i piątej części długi nie odbiorę. Jakiego długu? STARUSZKIEWICZ 82 ANZELM Winien mi więcej sta tysięcy. STARUSZKIEWICZ Kto? Marnotrawski? ANZELM Ten filut bezbożny! STARUSZKIEWICZ Jak to? Imć pan Marnotrawski filut? ANZELM Filut nad filutami. STARUSZKIEWICZ Ostrożnie proszę gadać o tym kawalerze, który tak jest wzięty u dworu! ANZELM Cha, cha, cha! Czy i waszmość panu on to wyperswadował? Tak on i mnie ułowił. Rozumiałem, że on w samej rzeczy tak wzięty u dworu, jak on udawał. Dawałem mu i w pieniądzach, i w towarach różnych. Obiecywał mi złote góry. Na koniec, nie mogąc się doczekać satysfakcji, chciałem jego pensję u dworu aresztować, ale mnie tam wyśmiano i powiedziano, że on nie tylko nie należał do dworu, ale nawet na pokojach mu bywać zakazano dla jego złych i hultajskich postępków. STARUSZKIEWICZ Czy mnie się śni, czy waszmość pan żartujesz? ANZELM Mnie się płakać chce, nie żartować! Mówił mi, pogański syn, że jutro ma wypłacić posagowymi pie- 83 niędzmi sto tysięcy. Tymczasem mię ostrzeżono, że insi kredytorowie na też pieniądze czuwają. Za czym przybiegłem tu z aresztem na posag. STARUSZKI KWICZ Ale to grubo jest, mospanie, takiemu człekowi aresztować sumy, który ma wioskę, starostwo... ANZELM Jaką, u kata, wioskę? Którą przy mnie samym przedał? Ten człek nic a nic nie ma, goły jak palec. STARUSZKIEWICZ [do siebie mówi] Coś mi serce poziewa. [(do Anzelma)] Ale wziął przecież starostwo... ANZELM Cha, cha, cha! Tak on i mnie oszukiwał. Jemu by miano dać starostwo? Ja najlepiej się o nim informuję codziennie, bo mi chodzi o rzecz. Patrz wasz-mość pan, co mi winien. Oto obligi. STARUSZKIEWICZ [do siebie mówi] Niedobry coś wiatr od tych papierów zawiewa. [(do Anzelma)] Ale... komisarz jego pisał, iż mu wiezie pięć tysięcy czerwonych złotych. ANZELM Cha, cha, cha! Pewnie ze Gdańska za zboże? Tak jest. STARUSZKIEWICZ 84 ANZELM Słowo w słowo tak mię oszukiwał. Pokazywał mi jeszcze obligi od różnych panów... STARUSZKIEWICZ Albo i to nieprawda? ANZELM Wszytko to kłamstwo, fałsz, filutostwo. STARUSZKIEWICZ Dlaboga, znałem jego ojca! Zostawił mu dobrą wioskę i pieniążki nieszpetne. ANZELM I ja na tym fundamencie jemu pożyczałem, ale to wszytko karty i panienki modne pożarły. Lecz ja się bawię z waszmość panem, a czasu nie mam. Chciałbym ten areszt oddać imć panu Staruszkie-wiczowi przynamnie na te dwadzieścia tysięcy posagu. Lepiej i to niż nic. STARUSZKIEWICZ Jak waszmość pan możesz kłaść areszt na posag, kiedy jeszcze ślubu Marnotrawski nie wziął z Elizą! ANZELM Jak to nie wziął? On pisał do mnie, że już po ślubie, tylko że imć pan Staruszkiewicz nie chce mu zaraz tego posagu oddawać. Oto i bilet jego. STARUSZKIEWICZ Obaczmy, co w tym bilecie... Charakter jego, jego własny charakter! Czytam: "Żem podług słowa nie uspokoił waszmość pana, winien jest temu imć pan 85 ^w ^^^ Ja mu , z gard "r ANZELM Więc waszmosć pan rnów.sz, 2e jeszcze nie po.ś]u. . STARUSZKIEWICZ i nigdy nie będzle po ślubie. Co to za człowiek! v ANZELM STARUSZKIEWICZ ANZELM STARUSZKIEWICZ XT. . ANZELM WieJa... jam rozumiał... 86 STARUSZKIEWICZ Dziękuję waszmosć panu za tę informacją wielce mi potrzebną. Kłaniam. Idź sobie szczęśliwie. ANZELM Ale jakże? Ja dla wszytkiego ten areszt tu zosta-wuję. STARUSZKIEWICZ Ten areszt ani waszmosć panu pomoże, ani mnie zaszkodzi. Bądź waszmosć pan zdrów! Kłaniam. ANZELM Szkoda, żem się wcześnie wygadał. Zginąłem, już nie ma i nadziei. [Odchodzi] SCENA CZWARTA STARUSZKIEWICZ O, bezbożny! Mało mię na wieki nie zgubił. Ale co to za kartkę starzec upuścił?... Oto ten sam bilecik tak piękny, (czyta znowu ten bilet) Co za niecnota! "Z gardła wydrę", "trup przebrzydły"! O, hultaju! Zda mi się ten bilecik. Pani siostra będzie teraz triumfowała. Prawda, trzeba było jej wierzyć. Ale kto by się po nim miał tego spodziewać, żeby on taki miał być filut! Jak piękne sentymenta! Jaka pokora po wierzchu, a diabeł za skórą! 87 Co SCENA PIĄTA Staruszkiewicz, Bywalska BYWALSKA za gościa waszmość pan tu miałeś? STARUSZKIEWICZ Mój to dawny znajomy kupiec. Czegóż to on chciał? BYWALSKA' STARUSZKIEWICZ Mam niektóre sprawunki. BYWALSKA Na co się to zda udawać? Wiem ja, co to za człowiek i po co przychodził. Nie masz się waszmość pan czego wstydzić przede mną, owszem, powinieneś cieszyć się z tego, że się to przed ślubem odkryło, czego mi waszmość pan wierzyć nie chciałeś. STARUSZKIEWICZ Prawda, oszukał mię ten filut. Kto by się spodziewał! Żałuję, żem nie słuchał waszmość pani. Już się to stało. BYWALSKA STARUSZKIEWICZ Co za bezbożny! Zje on kata, nie moją córkę. Patrz waszmość pani, jaki on bilecik pisał do tego kupca. (czyta bilecik) "Z gardła wydrę", "trup przebrzydły"... Co za hultaj! 88 BYWALSKA To człowiek jest desperat. W ostatniej nędzy ostatnich się środków będzie chwytał. STARUSZKIEWICZ "Z gardła wydrę" - piękny komplement! BYWALSKA To pewna, że ten posag poszedłby na długi. STARUSZKIEWICZ Piękny to zięć! "Wydrę", "wydrę"! BYWALSKA Miałbyś waszmość pan wielką pociechę. STARUSZKIEWICZ Dam ja tobie, hultaju! BYWALSKA Ale się waszmość pan nie alteruj. STARUSZKIEWICZ Wydarłbym ci pierwej życie! BYWALSKA Daj waszmość pan już temu pokój. STARUSZKIEWICZ Wydrzesz ty mnie? Obaczym! BYWALSKA Na cóż się to przyda? . STARUSZKIEWICZ Ty mnie wydrzesz! Lepsi niż ty przede mną uciekali. Ja i teraz trzech takich jak ty pokonam, rozumiesz? 89 Ale dość już tego. BYWALSKA STARUSZKIEWICZ Uczynię zaraz manifest o circumskrypcją. Mnie trupem nazywać, mnie? Nauczę ja ciebie! BYWALSKA Ale trzeba myślić o weselu. Gotowość już... STAKUSZKIEWICZ Nie o weselu mi teraz myślić. BYWALSKA A jakże? Śmiech z siebie uczyniemy. Tyle kosztu na to łożyliśmy. Goście poprzychodzą... STARUSZKI E wieź A za kogóż, u kata, mam córkę wydać? Czy za tego półgłówka, co mi z gardła chce wydrzeć posag? BYWALSKA Masz waszmość pan imć pana Ernesta, tak godne- | go kawalera. STARUSZKIEWICZ Pewnie, że za niego wydałbym, kocham go, ale to nieszczęście, że cudzoziemiec. BYWALSKA Co to ma przeszkadzać? Tyle godnych dam polskich poszło za cudzoziemców! STARUSZKIEWICZ Dlatego też i ginie nasza Polska. 90 BYWALSKA Za co ginie? I owszem, jeśli kiedy, tedy teraz mamy nadzieję, że Polska głowę podniesie. STARUSZKIEWICZ Prawda, że teraz podniosłaby, gdyby tych cudzoziemców nie było. BYWALSKA I owszem, do tego trzeba cudzoziemców, żeby się rzemiosła mnożyły, żeby się nowe manufaktury zakładały, żeby handel zakwitnął, żeby ekonomia była polepszona. STARUSZKIEWICZ Hola! Hola! Na to nie ma zgody. Ja bym ich wszyt-kich po wypędzał. BYWALSKA Piękne zdanie! Waszmość pan Żydów utrzymujesz, a chrześcijan, ludzi uczciwych i tak nam potrzebnych, nie chcesz cierpieć. STARUSZKIEWICZ Żydów, Żydów! Co inszego Żydzi. My od nich pieniążki mamy. Oto i teraz mój arendarz, pan Szmuj-ło, postąpił mi z karczmy arendy dwieście dziesięć złotych, a przedtem tylko dwieście miałem. BYWALSKA Alboż to mało nam pożytku czynią cudzoziemcy? STARUSZKIEWICZ Ja od nich i szeląga nie widziałem. Ale córka idzie. Nie mów waszmość pani nic przed nią o Marnotrawskim. 91 SCENA SZÓSTA Staruszkiewicz, Bywalska, Eliza, Agata. STARUSZKJEWICZ Elizo, posłuchaj. Powiedz mi szczyrze, czy kochasz ty imć pana Marnotrawskiego? ELIZA Juzem mówiła waszmość panu dobrodziejowi, że chociażbym chciała podług rozkazu jego nakłonić me serce do imć pana Marnotrawskiego, przecież tego nie mogę przemóc na sobie. STARUSZKIEWICZ To co inszego. Jam rozumiał, że się ty wstydzisz przede mną wydać z swojaku niemu miłością. A kiedy tak, to ja cię do tego nie chcę przynaglać, bo miałbym szkrupuł poniewolnie cię za mąż wydawać. Bądź tedy już pewna, że cię nie wydam za jego. ELIZA Nie mogłeś mi waszmość pan dobrodziej większej łaski nad tę wyświadczyć. AGATA Ale skąd ta tak nagła odmiana? Za co waszmość pan odrzucasz tak godnego kawalera? STARUSZKJEWICZ Ja go nie odrzucam, ale kiedy Eliza jego nie chce, czy mogę ja dobrym sumnieniem ją przyniewalać? Ale patrz, Elizo, żebyś jego nie żałowała potem. ELIZA Upewniam, że nie będę nigdy. AGATA I ja w tym ręczę za imć pannę Elizę. Ale cóż, czy będziem dziś drabanta tańcowali? Jam już nogi do tego przygotowała. STARUSZKIEWICZ Drabant już nie w modzie. AGATA To się obejdzie i bez niego. Ale trzeba by oznajmić imć panu Ernestowi. ś. O czym? STARUSZKIEWICZ AGATA Że Marnotrawski już zjechał z pola. Nie trzeba. STARUSZKIEWICZ AGATA A jakże wesele będzie? STARUSZKIEWICZ Nie będzie. AGATA Nie będzie zaś? A w co się obróci kolacja tak kosztowna? Moja pani i waszmość pan tak wiele na nią łożyliście! I już prawie gotowa. STARUSZKIEWICZ Prawda, kolacja... Szkoda... Ale kolacją można Przędąc, porachowawszy, co kosztuje. 92 93 A kto ją kupi? BYWALSKA STARUSZKIEWICZ Może do której garkuchni kupią. Niech Agata idzie i oznajmi w garkuchniach, że jest do zbycia kolacja. AGATA Cha, cha, cha! Piękny towar. Lepiej go posłać do Gdańska. Ale goście zaproszeni... STARUSZKIEWICZ Gości idź odproś. Powiedz, że mam tego przyczynę. AGATA A kiedy się spytają o tę przyczynę, co mam powiedzieć? STARUSZKIEWICZ Co?... Powiedz, że panna młoda zachorowała. ELIZA Jestem zdrowiuteńka, do usług waszmość pana dobrodzieja. BYWALSKA Co się dzieje waszmość panu? Wszak to gruchnie po Warszawie. Śmiech uczyniemy z siebie. Słychać muzyków strojących instrumenta. AGATA Słyszysz waszmość pan? 94 STARUSZKIEWICZ Co to jest? AGATA Muzykanci już przyszli. STARUSZKIEWICZ Mówić tym hultajom, niech idą precz; już ich nie potrzeba. AGATA ( Trzeba im pierwiej zapłacić podług umowy. STARUSZKIEWICZ Za co, kiedy nie grali? AGATA Dosyć im, że już przyszli. Oni i przez gwałt będą grali. STARUSZKIEWICZ Wypędzić ich z domu! AGATA Tak jest, wypędzić. Waszmość pana cały dwór nie ma więcej jak kilku ludzi, a ich dwunastu jak katów. Upewniam, że oni nie pójdą stąd, aż im będzie zapłacono. STARUSZKIEWICZ Gadasz, sama nie wiesz co. BYWALSKA Ale ona dobrze mówi. I siebie, i córkę podamy na języki ludzkie. Już tu nie ma co robić, tylko posłać 95 po imć pana Ernesta. On nawet i posagu nie chce. Samej tylko Elizy żąda. STARUSZKIEWICZ Jak? Nie chce posagu? Nie chce, ustępuje. BYWALSKA STARUSZKIEWICZ Tylkoż to bieda, że on cudzoziemiec. Ustąpcie stąd. Pomyślę ja sam, co mam czynić. AGATA Poradź się waszmość pan kalendarza. Cicho mi! STARUSZKIEWICZ BYWALSKA I to niezła uwaga. Nie trzeba opuszczać dnia dzisiejszego, który jest tak dobry do ożenienia. STARUSZKIEWICZ Prawda. Pomyślę o tym sam. Wynidźcie. [Bywalska z Elizą i Agatą odchodzą.] SCENA SIÓDMA STARUSZKIEWICZ Sam nie wiem, co mam czynić. Prawda, gotowość jest wszelka do wesela. Goście zaproszeni... Ernest cudzoziemiec... Albo wydam już za Marnotrawskie- go... Co? Za niego mam wydawać? Za tego hultaja! Bodajby on tego nie doczekał, niecnota! Tylkoż jak się tu obrócić? Koszt tak wielki łożony... A najba-rziej dzień tak dobry do wesela. Prawda, że Ernest cudzoziemiec, ale godny kawaler, darmo to. Co większa, posagu nie chce. Tak podobno. Nie można dnia tego opuścić. Niechaj Ernest... r SCENA ÓSMA Staruszkiewi.cz, Marnotrawski. MARNOTKAWSKI W ciężkich zostaję okolicznościach. Waszmość pan dobrodziej nie chcesz mi zaraz posagu wypłacać, a ja pod parolem szlacheckim obiecałem dnia dzisiejszego pożyczyć pewnemu kawalerowi barzo zacnemu dwadzieścia tysięcy złotych. Zawiódłbym i jego, i mój honor, gdybym mu dzisiaj tej sumy nie wyliczył. STARUSZKIEWICZ A na cóż waszmość pan obiecowałeś, kiedy nie miałeś pieniędzy? MARNOTRAWSKI Spodziewałem się, że mój komisarz dzisiaj tu ze Gdańska powróci, alić odbieram list od niego, że dopiero aż za dwa dni tu przybędzie. Zawiódł mię, hultaj. Ale ja waszmość panu dobrodziejowi, skoro komisarz przyjedzie, wnet oddam pieniądze posagowe. STARUSZKIEWICZ Upadam do nóg waszmość pana. 96 97 MARNOTRAWSKI Ja dam w zastaw waszmość panu obligi moje, które waszmość pan widziałeś, i opiszę się, że jeśli nie oddam waszmość panu tej sumy za dwa dni, tedy obligi moje będą służyły waszmość panu. Najniższy sługa. STARUSZKIEWICZ MARNOTRAWSKI Przyznam się waszmość panu dobrodziejowi pod sekretem, że pewny młody kawaler wielkiej familii przegrał w karty znaczną sumę, której jeśli dziś nie wypłaci, straci honor na wieki, ani się będzie mógł pokazać na pokojach. STARUSZKIEWICZ Wszak na pokojach teraz w karty nie grają. • MARNOTRAWSKI Ale proszę dalej posłuchać. Ten tedy kawaler chce mi przędąc wioskę wartą pięćdziesiąt tysięcy złotych - za dwadzieścia tysięcy. A to dlatego, że w nagłej zostaje potrzebie, i pod tą kondycją, żeby mu dziś suma była wyliczona. Patrz waszmość pan dobrodziej, czy może być lepsza sposobność lokowania tego posagu z tak wielkim profitem? STARUSZKIEWICZ Niech ten kawaler młody do mnie się uda. Ja kupię tę wioskę, jeśli jest tak dobra, jak waszmość pan mówisz. MARNOTRAWSKI Ach, to sekret, mości dobrodzieju. Ten kawaler nie chce, żeby wiedziano, iż on potrzebuje pieniędzy. 98 Mnie jednemu szczególnie tego się zwierzył przez tę podufałość, którą ma do mnie. STARUSZKIEWICZ Kiedy tak, to ja dziękuję. Ja nie umiem wiosek kupować sekretnie. MARNOTRAWSKI Ale o co waszmość panu dobrodziejowi chodzi? Wszakże daję obligi w zastaw na tak wielkie sumy. A do tego ja sam się obowiązuję płacić aszmość panu dobrodziejowi pro wizją piętnaście od sta. STARUSZKIEWICZ Jak najpokorniej dziękuję. Krótko mówiąc, nie dam waszmość panu ani szeląga. MARNOTRAWSKI Jakże to, wszakże posag? STARUSZKIEWICZ Posag ten jest teraz w areszcie, nie może służyć waszmość panu. MARNOTRAWSKI W areszcie? Nie rozumiem tego. STARUSZKIEWICZ Pan Anzelm kupiec zaaresztował go. MARNOTRAWSKI Co to za Anzelm kupiec? STARUSZKIEWICZ vJto areszt jego. Patrz waszmość pan. 99 MARNOTRAWSKI Anzelm? Anzelm? Ja tego człowieka nie znam. Co on za pretensje może mieć do mnie? Pierwszy raz nawet o nim słyszę. STARUSZKIEWICZ Ten to sam Anzelm, który waszmość panu i pieniądze, i towary dawał na kredyt. MARNOTRAWSKI Mnie dawał? STARUSZKIEWICZ Ma i obligi waszmość pana ręką podpisane na znaczne sumy. MARNOTRAWSKI Ode mnie obligi? Dziwno mi barzo, że waszmość pan tym bajkom dajesz wiarę, znając mię doskonale. STARUSZKIEWICZ Prawda, że teraz znam dobrze, ale dotąd nie miałem tego honoru. MARNOTRAWSKI Nie mogę pojąć tej mowy waszmość pana. Pewnie mię który hultaj udał przed waszmość panem, chcąc mię zrujnować w jego afekcie. Ale proszę mi powiedzieć, co to za jeden. Upewniam, że potrafię uczynić sobie z niego satysfakcją. STARUSZKIEWICZ Ten to mi wszytko opowiedział, któremu waszmość pan winieneś tak znaczne sumy. 100 MARNOTRAWSKI Ja komu co winien? Ja? STARUSZKIEWICZ Widziałem na obligach waszmość pana własnąrękę. MARNOTRAWSKI Moje rękę! Musi tu być jakaś zdrada. Pewnie to pan Ernest swymi figlami chce mię podać w nienawiść u waszmość pana, żeby sobie łatwiejszy zjednał do jego przystęp. Bo to ci cudzoziemcy umiej ą podpisywać cudze imiona zmyślonym charakterem. Obaczysz waszmość pan, co ja z tym człowiekiem uczynię. Niech się on żegna z tym światem! STARUSZKIEWICZ Ale darmo się waszmość pan na niego gniewasz. Nie tylko obligi rękąwaszmość pana podpisane, ale i całe listy widziałem, z których można poznać, co waszmość pan za człowiek jesteś. MARNOTRAWSKI Co ja za człowiek? Jakie to listy? Rad bym je widział. STARUSZKIEWICZ Oto mam jeden, do pana Anzelma, pisany cały ręką waszmość pana. Może waszmość pan i styl poznasz. Posłuchaj waszmość pan. Czyta bilet. MARNOTRAWSKI Ach, pogański syn! Już teraz widzę doskonale, że mię Ernest zdradza. Wyleci mi on i z regimentu, upewniam. Zaraz idę do dworu. 101 STARUSZKIEWICZ Ale czy puszczą tylko waszmość pana odźwierni do pokojów. MARNOTRAWSKI Mnie nie puszczą? Mnie? STARUSZKIEWICZ Tak jest, waszmość pana. MARNOTRAWSKI Skądże to waszmość pan masz te bajki, proszę mi powiedzieć. STARUSZKIEWICZ Mospanie Marnotrawski, próżno waszmość pan przede mną te rzeczy udajesz. Dosyć długo wierzyłem waszmość panu. Ale już ten czas minął. Barzo kontent jestem, że przed ślubem to się wyjawiło, co dotąd pod tajemnicą było. MARNOTRAWSKI Co się miało wyjawić? STARUSZKIEWICZ Całe życie i wszytkie postępki waszmość pana. Nie chcę czasu próżno trawić, krótko waszmość panu mówię, że waszmość pan ani posagu, ani córki mojej nie chciej się już spodziewać. MARNOTRAWSKI Cóż to słyszę? Waszmość pan żartujesz? STARUSZKIEWICZ Waszmość pan dotąd żartowałeś ze mnie, ja zaś nie 102 żartem proszę waszmość pana, abyś odtąd w moim domu nie chciał bywać. MARNOTRAWSKI Taki zawód dla mnie! STARUSZKIEWICZ Waszmość pan mię chciałeś zawieść. MARNOTRAWSKI Jam wszędzie rozgłosił, że dzisiaj mam brać ślub z córką waszmość pana. STARUSZKIEWICZ To waszmość pan sobie odgłos. Ja kłaniam waszmość panu jak najuniżeniej. MARNOTRAWSKI przytrzymuje, mówiąc Poczekaj waszmość pan, bo mię desperacja bierze. STARUSZKIEWICZ Ale puść mię waszmość pan! Ja taką hańbę... MARNOTRAWSKI STARUSZKIEWICZ Cóż to? W moim domu taki gwałt? MARNOTRAWSKI porywa się do szabli, mówiąc Zaraz ja cię tu, dziadu przebrzydły... Albo giń, albo mi zaraz pieniądze dawaj! : 103 STARUSZKIEWICZ dobywszy szabli, broni się Stój! poczekaj! Ratujcie, demeszka mi uszła! MARNOTRAWSKI Cicho! Bo trupem... SCENA DZIEWIĄTA Staruszkiewicz, Marnotrawski, Ernest, Johan. ERNEST Co ja widzę? Porywa się do broni. STARUSZKIEWICZ Ratuj, zmiłuj się! ERNEST Śmiesz, pogański synu... Zginiesz! MARNOTRAWSKI do Ernesta się porywa Spotykają się ze sobą. ERNEST atakuje, mówiąc Oddaj broń, bo cię... 104 Dajze mi pokój. Oddaj mi broń. MARNOTRAWSKI broniąc się, mówi ERNEST Zwycięża i broń odbiera. MARNOTRAWSKI odchodząc, mówi Nie ujdziesz rąk moich, dziadu plugawy. STARUSZKIEWICZ Zmiłuj się, mości dobrodzieju, broń mię! ERNEST Nie bój się waszmość pan dobrodziej. STARUSZKIEWICZ Ale on znowu może przybiec. ERNEST Pierwiej trupem sam padnę, nim waszmość pan dobrodziej najmniejszą krzywdę odniesiesz. STARUSZKIEWICZ Oddaję się pod protekcją waszmość pana dobrodzieja, bo to jakiś zajadły desperat. ERNEST Uspokoję ja jego. Doniosę to zwierzchności i postaram się, aby był wzięty pod areszt. 105 1^^^^ STARUSZKIEWICZ Barzo dobrze. Ale trzeba by go tam mocno pilnować, żeby znowu tu nie przybiegł. Ja w tym. ERNEST STARUSZKIEWICZ Ale ktoś idzie. Czy nie on to? SCENA DZIESIĄTA Staruszkiewicz, Ernest, Bywalska, Eliza, Agata, Johan. BYWALSKA Co to za hałas? ERNEST Nie ma nic, mościa dobrodziko. STARUSZKIEWICZ Kata tam nic. Nie mamy się czego z tym taić. Imć pan Ernest zachował mię przy życiu. Cóż się to stało? BYWALSKA STARUSZKIEWICZ Ja powiem wszytko. Jakeście odeszli ode mnie, tak ja sobie począłem myślić, że wesela żadną miarą nie można odkładać, bo takiego drugiego dnia dobrego w całym kalendarzu nie ma. Już tedy determinowałem się był oddać Elizę za jegomości pana pułkownika, mego wielce mościom pana i brata. Wtem przychodzi Marnotrawski bezbożny. Prosi mię o posag, udaje rzecz swoje, łże, kłamie, komponuje. Ale mu się to nic nie udało. Powiedziałem mu na koniec, że ja wiem o wszytkim, o jego długach i jego figlach etc., etc. On widzi, że nie żarty, że już stracił Elizę, porwie się do szabli i rzecze: "Albo pieniądze mi oddaj, albo życie..." Porwałem się i ja do mojej demeszki, broniłem się, ale mi demeszka uszła. Zginąłbym zapewne, gdyby jegomość pan pułkownik dobrodziej nie przypadł. AGATA A czy patrzył on w kalendarzu, jeśli dziś dobry dzień do puszczania krwi? STARUSZKIEWICZ Puściłby był zapewne, niecnota! Ale jegomość pan pułkownik obronił mię i wypędził go. Nie spodziewałem się nigdy, żeby cudzoziemiec który był tak poczciwy i tak dobrego serca. ERNEST Zawstydzasz mię waszmość pan dobrodziej. STARUSZKIEWICZ Waszmość panu życie winienem. Podziękuj, Elizo, jegomości, pokłoń się. ERNEST Ja mam na to zezwolić? STARUSZKIEWICZ Rekomenduj się, Elizo, jegomości. Oddaję ją waszmość panu, mości panie pułkowniku, ale proszę, że- 106 107 byś mię waszmość pan zastępował od tego furiata. ERNEST Nie będę żałował życia mojego na pokazanie mojej wdzięczności waszmość panu dobrodziejowi. AGATA Teraz będziemy wszyscy szczęśliwi. STARUSZKIEWICZ Patrz waszmość pan, że mój sen zgadł. Tylko ja się trochę pomyliłem, tłumacząc. Teraz poznaję, że waszmość pan jesteś dobry wilk, który Elizę wyrwałeś z paszczęki tego złego wilka, Marnotrawskiego. Bierz ją tedy już waszmość pan jako swoje. ERNEST . ' • Nie potrafię i wymówić, jak wielką... STARUSZKIEWICZ A ty, Elizo, kontenta jesteś? ELI ZA Jak nigdy barziej w życiu moim. STARUSZKIEWICZ Żyjcież szczęśliwie sobie. Ale trzeba by ostrzec oratora, który będzie miał mowę, żeby Marnotrawskiego przerobił na imć pana Ernesta. AGATA A mójże Chudecki gdzie jest? 108 STARUSZKIEWICZ Niech mi i noga jego tu nie postanie. Jaki pan, taki musi być i sługa. Ale kiedy chce Johan... Całym sercem. I ja nie połową.' Zgoda! Zgoda! JOHAN AGATA JOHAN AGATA STARUSZKIEWICZ Idźmyż do sali. Dziś wszytko musi być zakończone. Dzisiaj dzień dobry do wesela. Ale czy nie idzie tu znowu ten hultaj? AGATA Co to, waszmość pan hultajem szlachcica nazywasz? ERNEST Nie powinno to szkodzić imieniowi szlacheckiemu, że się znajdzie czasem człek ladaco; każdy kraj w takich ludzi obfituje. Co się zaś tyczę zacnego narodu polskiego, wyznać to muszę, że go i obce narody wielce szacuj ą i za honor sobie maj ą być w nim policzeni. Będzie, upewniam, i więcej ich tu się garnęło, jeśli znajdą dla siebie łaskawych. STARUSZKIEWICZ Jeśli wszyscy tak grzeczni będą cudzoziemcy, jak "waszmość pan, zgoda na indygenaty i nobilitacje. 109 UNIVERSITAS poleca serię LEKTURY POLONISTYCZNE BYWALSKA Teraz waszmość pan grzecznie mówisz. Idźmyż, bądźmy weseli! KONIEC ŚREDNIOWIECZE - RENESANS - BAROK pęd. Andrzej Borowski, Janusz S. Gruchała Zbiór wzorowych interpretacji utworów wybitnych znawców tematu; Bogurodzica', Biernat z Lublina ijego Ezop; Czego chcesz od nas, Panie, Kochanowskiego; Rytmy Sępa Szarzyńskiego; Albertus i Wyprawa plebańska; Gofred abo Jeruzalem i^ziro/ona Tassa- Kochanowskiego; Daniel Natowski i jego wiersze; Lutnia Morsztyna. 18,00 zł T. 2 Red. Andrzej Borowski, Janusz S. Gruchała Znaleźć tu można omówienia m.in.: Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią, poezji łacińskich oraz Pieśni świętojańskiej o Sobótce Jana Kochanowskiego, Początku i progresu wojny moskiewskiej Stanisława Żółkiewskiego, Roksolanek Szymona Zimorowica. 18,00 zł T. 3 Red. Janusz S. Gruchała Omówiono: OdySarbiewskiego, "literaturę sowizdrzalską", Dafnis i Nadobną Paskwalinę Twar-dowskiego, wiersze Morsztyna, Oblężenie Jasnej Góry Częstochowskiej, Wojnę chocimską Potockiego, Niepróżnujące próżnowanie -wiersze religijne Kochowskiego, Emblemata Morsztyna oraz Rozmowy Artaksesa i Ewandra Lubomirskiego. 20,00 zł T. 4 JAN KOCHANOWSKI. SZKICE MONOGRAFICZNE Red. Albert Gorzkowski W tomie zamieszczono komparatystyczne interpretacje poszczególnych utworów Jana z Czar-*lasu, połączone z przystępną analizą dzieła 'irackiego. Znajdziemy tu szkice o Trenach, psa/terzu Dawidów, Elegiach, Pieśni świętojań-sf('e/ o Sobótce, Fraszkach, Odprawie posłów teWcfi, Jeździe do Moskwy, Szachach, Mono-"lacfw' Parysowej i Menelausem. Wśród autorów tekstów znaleźli się m.in. Andrzej Borowski, Wacław Wałecki, Krzysztof Koehler, Albert Gorzkowski. 25,00 zł OŚWIECENIE - ROMANTYZM T.1 Red. Andrzej Borowski, Janusz S. Gruchała Interpretacje podstawowych lektur polonistycznych m.in.: Ignacego Krasickiego Myszeida, Monachomachia i Bajki, Antoniego Malczewskiego Maria, Adama Mickiewicza Dziady, Juliusza Słowackiego Balladyna i Lilia Weneda, Aleksandra Fredry Trzy po trzy, Henryka Rzewuskiego Pamiątki Soplicy, Cypriana Norwida Mitość czysta u kąpieli morskich. 18,00 zł POZYTYWIZM - MŁODA POLSKA T. 2 OD REALIZMU DO PREEKSPRESJONIZMU Red. Gabriela Matuszek W tomie czytelnik odnajdzie interpretacje i analizy takich lektur jak: Cham, Nad Niemnem, Lalka, Pani Bovary, Dzieje grzechu, Próchno, Bracia Karamazow, Upiory, Panna Julia, Do Damaszku. Autorami tekstów są m.in. Grażyna Borkowska, Teresa Walas, Gabriela Matuszek, Wojciech Gu-towski, Małgorzata Sugiera. 30,00 zł DWUDZIESTOLECIE MIĘDZYWOJENNE --II WOJNA ŚWIATOWA T.1 Red. Ryszard Nycz, Jerzy Jarzębski W tomie omówiono najgłośniejsze utwory dwudziestolecia i okresu wojny: Przedwiośnie Żeromskiego, Granicę Nałkowskiej, Niespodziankę Rostworowskiego, poezję Leśmiana, Tuwima, Lechonia i Przybosia. Interpretują m.in. Włodzimierz Maciąg, Ryszard Nycz, Marta Wyka, Jacek Popiel. Bronisław Maj pisze o Tadeuszu Gajcym, Jerzy Jarzębski o Baczyńskim. Twórczością Gombrowicza i Witkiewicza zajmuje się Jan Błoński. W tomie znajdują się także analizy utworów Schulza, Miłosza, Iwaszkiewicza, Peipera oraz Rudnickiego. 20,00 z) T. 2 Red. Ryszard Nycz Tom zawiera opracowania poezji Jasieńskiego, Wierzyńskiego, Slonimskiego, Czechowicza, Tu-wima, Czesława Miłosza; prozy Hudnickiego, Iwaszkiewicza, Witkiewicza, Gruszewskiej, Gombrowicza, Zegadłowicza, Parnickiego, Dąbrowskiej; esejów i pamiętników Micińskiego, WykiiN/incenza. * 24,00 zt LITERATURA WSPÓŁCZESNA T.1 Red. Ryszard Nycz, Jerzy Jarzębski Polska literatura po wojnie, literatura w Polsce komunistycznej, poszukiwania formalne i science fction w wydaniu Lema - to zawartość tego tomu. Utwory Borowskiego, Herlinga-Grudzińskiego, Buczkowckiego i Bobkowskiego zostały poddane analizie m.in. przez Jana Błońskiego i Stanisława Stabrę. Przedmiotem rozważań jest również Po- laków portret własny stworzony przez Hłaskę, Konwickiego i Mrożka. O Barańczaku i Szymbor-skiej, a także o Białoszewskim, Herbercie i Róże-wiczu piszą m.in. Stanisław Balbus i Marian Stalą. Prozę lat 80. podsumowuje Aleksander Fiut. 22,00 Zt T. 2 Red. Ryszard Nycz W tomie ctiówiono takie utwory jak: Popiół i diament Anurzejewskiego, Na nieludzkiej ziemi Czapskiego, Ślub Gombrowicza, Dziennik J 954 i Zły Tyrmanćz, Zasypie wszystko, zawieje Odo-jewskiego, Cogito Terleckiego, Mała Apokalipsa i Czytadło Konwickiego, Widnokrąg Myśliwskiego, Hanemann Chwina, Dziennik pisany nocą Herlinga-Grudzińskiego, Wariacje pocztom Brandysa, Poemat da dorosłych Ważyka, Sen Mila Stryjkowskiego, Traktat poetycki i Ziemia Ulro Miłosza, Król ł VGrochowiaka. Została przedstawiona także poezja Przybosia, Świrszczyńsk-iej, Wojaczka, Zagajewskiego, proza Grynberga. Odrębne szkice poświęcono sylwetce Kornela Filipowicza oraz zjawisku realizmu socjalistycznego w literaturze polskiej. 25,00 Zł KONIECZNY W KAŻDEJ BIBLIOTECZCE Stanisław Jaworski PODRĘCZNY SŁOWNIK TERMINÓW LITERACKICH Przewodnik ułatwiający zrozumienie terminów pojawiających się w podręcznikach i opracowaniach literackich, adresowany do uczniów oraz studentów neofilologii i kulturoznawstwa. Zdefiniowano tu nie tylko pojęcia klasyczne, ale także najnowsze, nieodzowne dla zrozumienia opisu współczesnej kultury. 15,00 zł