Konrad Fiałkowski Telefon Wigilijny Zanim wrzucił monetę do automatu, zawahał się. Tutaj był dzień i pełnia lata, jak zawsze w grudniu. Poprzez koszulę czuł słońce i lekki wiatr, który nadchodził ze wzgórz o tej innej zieleni aż tu, gdzie z czerwonej gleby wyrastały drzewa o fioletowych kwiatach zamiast liści. Pola golfowe były niżej, rozciągnięte łąką w dolinę. Automat telefoniczny wbudowano w ścianę pawilonu klubu i gdy wrzucał monety, pomyślał, że tam zapłonęła już chyba pierwsza gwiazda. Krótki sygnał i zaraz usłyszał jej głos: - To ty. Jak miło, że dzwonisz. - Wiedziałaś przecież, że zadzwonię... - Tak. Postanowiłam, że świeczki na choince zapalę po twoim telefonie. - Jest już ciemno? - Tak, ale gwiazd nie widać... - Wiesz, czego ci chcę życzyć? - ...żebyśmy byli razem. - Tak. - Pewnie kiedyś przyjedziesz. - Przyjadę. - ...znowu miałam ten telefon. - I co? Odłożyłaś słuchawkę, jak prosiłem? - Tak... a właściwie nie od razu. Myślałam, że to ty. - I co mówił? - To samo. Że mnie nie ma. - Coś jeszcze? - ...że domu, miasta też nie ma. - Tak cię prosiłem... - Muszę odbierać. To możesz być ty. Wiesz, jest śnieg, dużo śniegu. Spadł rano, odgrzebują samochody i gałęzie są jeszcze białe... Usłyszał sygnał, sięgnął po nową monetę i nie znalazł jej. - Zaraz znowu zadzwonię - powiedział. - Poczekaj... Nie wiedział, czy zrozumiała. W uchu słyszał bliską ciszę przerwanego połączenia. Sięgnął do portfela, tam, gdzie miał banknoty i wtedy wyczuł jeszcze jedną monetę, taką na całe życzenia wigilijne. Włożył ją w otwór i znowu wycisnął dwanaście cyfr. Linia chwilę milczała, a potem głos automatu powiedział: - ...w tym mieście nie było takiego numeru... Włożył słuchawkę w uchwyt i moneta wypadła. Za trzecim razem, gdy usłyszał to samo, wolno i wyraźnie zażądał operatora. - Nie mogę dostać połączenia - powiedział, gdy tamten się odezwał. - Widocznie nie było tego numeru. - Przed chwilą właśnie rozmawiałem. To autentyczny numer. - Jest pan pewien? Pan wie, my nie zakładamy numerów, których nie było. To nasza zasada. - Wiem. Ale może pan sprawdzić... - podał mu swój numer i adres swego domu. - Chwileczkę - powiedział operator - sprawdzę w tych starych książkach, nie w komputerze. Tak będzie pewniej. Czekał i patrzył w dolinę, na którą nasuwał się cień wzgórz. - Przepraszam - powiedział po chwili operator - ale obsługujemy tyle byłych miast, że naprawdę trudno tu coś znaleźć. Rzeczywiście, ma pan rację. Pana numer jest niewątpliwy. Adres też się zgadza. Widocznie awaria naszego systemu. Oczywiście odliczymy ten dzień od rachunku. - A jutro? - Jutro awarię usuniemy. Ma pan oczywiście próbkę głosu? - Mam - powiedział i pomyślał o taśmie, którą dla niego nagrała wtedy, gdy wyjeżdżał. - To świetnie. W ostateczności z tego odtworzymy. Oczywiście żadnych dodatkowych kosztów. Na pewno będzie pan mógł zadzwonić do domu przed Nowym Rokiem. A dzisiaj, Wesołych Świąt! powrót