Pat Cadigan Anioł Zostań ze mną jeszcze, Aniele, poprosiłam, i Anioł powiedział, że zostanie. Dobrze mi było z Aniołem, dobrze mieć go przy sobie, gdy wieczór chłodny i nie ma dokąd pójść. Staliśmy razem na rogu ulicy i przyglądaliśmy się przejeżdżającym samochodom i ludziom, i w ogóle. Ulice oświetlone były jak na Gwiazdkę uliczne latarnie, witryny sklepów, markizy nad czynnymi całą noc kinami i księgarniami błyskały i migotały: zmierzch nad wschodnim śródmieściem. Anioł przyzwyczajał się już do tego otoczenia i do tego, jak spędzam wieczory. Trzymając się na uboczu, bo jak by tu inaczej. Był teraz m o i m Aniołem, był nim od tamtego chłodnego wieczora, kiedy wracałam do domu, bo gdzież więcej można było pójść, i znalazłam go, i zabrałam ze sobą. Dobrze jest mieć kogoś, kogo można ze sobą zabrać; kogoś, kim można się opiekować. Anioł to wiedział. On też zaczął się mną opiekować. Jak teraz. Staliśmy tam przez chwilę, a ja rozglądałam się wokół bez specjalnego zainteresowania; mijały nas samochody, niektóre zatrzymywały się raz po raz przy dziwkach wdzięczących się przy krawężnikach - i wtedy zobaczyłam to kącikiem oka. Z Anioła wydobywał się fluid połyskujący jak iskry, ale płynny jak ciecz. Srebrne fajerwerki. Odwróciłam się, żeby lepiej się przyjrzeć, i nic już nie zobaczyłam. A on spojrzał na mnie i uśmiechnął się niepewnie, jakby nieco zakłopotany tym, że widziałam. Nikt więcej jednak tego nie spostrzegł; ani niski facet, który przystanął obok Anioła i czekał na zielone światło, żeby przejść przez ulicę, ani chudy jak szczapa hip rozglądający się za amatorem na kolumnę głośnikową, którą taszczył na ramieniu, ani żołnierz na przepustce przechodzący obok nas defiladowym krokiem dwiema przyjaciółkami uwieszonymi jego ramienia, nikt oprócz mnie. Głodna? spytał Anioł. Jasne, odpowiedziałam. Jestem głodna. Anioł przeniósł wzrok na coś za moim plecami. Okay, powiedział. Obejrzałam się - nadchodzili: trzej chłopcy w skórach, czapki z daszkiem, pasy, buty, kółka na klucze. Na wspólnym obchodzie. Skóra cierpnie na sam widok, chociaż wiesz, że nawet nie raczą na ciebie spojrzeć. Oni ? zapytałam. O n i ? Anioł nie odpowiedział. Minął nas jeden, potem drugi, a Anioł zatrzymał trzeciego chwytając go za ramię. Cześć. Chłopak skinął głową. Głowę miał ogoloną. Tam gdzie kończyła się czapka, widziałam króciutką, szaroczarną szczecinę. Nie miał brwi, oczy bez wyrazu. Te oczy były tam za sprawą Anioła. Przydałoby mi się trochę forsy, powiedział Anioł. Ja i moja przyjaciółka jesteśmy głodni. Facet wsunął rękę do kieszeni i wyciągnąwszy z niej kilka banknotów wręczył je Aniołowi. Anioł wybrał dwudziestkę i zacisnął na reszcie dłoń faceta. Tyle wystarczy, dziękuję. Chłopak schował pieniądze i czekał. Życzę udanego wieczoru, powiedział Anioł. Tamten skinął głową i przeszedł na drugą stronę ulicy, gdzie na następnym rogu czekali nań jego dwaj koledzy. Nikogo to nie zdziwiło. Anioł uśmiechał się do mnie. Czasami, kiedy coś robił, bywał ANIOŁEM, czasami zaś Aniołem, kiedy był tylko ze mną. Teraz był znowu Aniołem. Poszliśmy ulicą do barku przekąskowego i zajęliśmy miejsca przy oknie frontowym, skąd jedząc nadal mogliśmy obserwować ulicę. Hamburger z serem i frytki, powiedziałam nie zadając sobie trudu, żeby spojrzeć na menu w plastykowych okładkach leżące na pojemniczku na serwetki. Anioł skinął głową. Tak myślałem, powiedział. A zatem ja to samo. Podeszła kelnerka z małym, cieniutkim bloczkiem, żeby przyjąć zamówienie. Chrząknęłam. Wydawało mi się, że nie używałam głosu od stu lat. - Dwa hamburgery z serem i dwa razy frytki - powiedziałam - i dwie filiżanki... - spojrzałam na nią i zaniemówiłam. Nie miała twarzy. Jak n i c , jak pustka od linii włosów do podbródka, łagodne, małe wypukłości, tam gdzie powinny być oczy, nos i usta. Anioł kopnął mnie pod stołem, ale delikatnie. - I dwie filiżanki kawy - powiedziałam. Nic nie odpowiedziała - bo jak mogła odpowiedzieć? - zanotowała sobie tylko, co zamówiłam, i odeszła. Wstrząśnięta do głębi spojrzałam na Anioła, ale on siedział niewzruszony jak zawsze. To nowo przybyła, wyjaśnił mi Anioł i rozsiadł się wygodnie w krześle. Jeszcze za wcześnie, żeby wykształciła się jej twarz. Ale jak ona oddycha? zapytałam. Porami skóry. Na razie nie potrzebuje jeszcze dużo powietrza. No tak, ale co z... to znaczy, czy inni ludzie nie w i d z ą , że ona tam nic nie ma ? Nie. To nie jest taki znowu nadzwyczajny stan. Tylko dlatego ty to zauważasz, bo jesteś ze mną. Przejmujesz ode mnie pewne rzeczy, ale nikt więcej tego nie dostrzega. Patrząc na nią widzą taką twarz, jaką spodziewają się zobaczyć u takiej jak ona osoby. I kiedyś ona będzie miała taką twarz. Ale ty masz twarz, powiedziałam. Zawsze miałeś twarz. Ja jestem inny, odparł Anioł. Pewnie, że jesteś inny, pomyślałam w duchu spoglądając na niego. Anioł miał piękną twarz. Tamtej nocy zabrałam go ze sobą do domu nie tylko dlatego, że miał piękną twarz - to miałam już dawno poza sobą - ale ona była w nim: jego uroda. Był piękny tak, jak powinien być piękny mężczyzna: szlachetne, czyste rysy, głęboko osadzone oczy, nieokreślony wiek. Istniał chyba tylko jeden sposób, w który można go było opisać - odwróć wzrok, a zapomnisz o wszystkim z wyjątkiem jego urody. Ale on miał twarz. M i a ł . Anioł poprawił się na krześle - kojarzyły mi się z czyimiś starymi krzesłami kuchennymi, na których nie można się wygodnie usadowić - i potrząsnął głową, bo wiedział, że dręczą mnie przykre myśli. Czasami można myśleć o czymś i nie być przygnębionym, a później myśleć o tym samym i popadać w przygnębienie. Anioł nie lubił, kiedy byłam przygnębiona z jego powodu. Masz papierosa? zapytał. Chyba tak. Obmacałam swoją kurtkę i znalazłszy prawie całą paczkę wręczyłam mu ją. Anioł zapalił i zabawiał nas oboje wypuszczając dym uszami i tocząc z oczu coś w rodzaju widmowych łez. Poczułam, że też łzawię; przetarłam oczy i znowu t o zobaczyłam, ale teraz wydobywało się ze mnie. Płakałam srebrnymi fajerwerkami. Strzepnęłam je na stolik i patrzyłam, jak parują i znikają. Czy to znaczy, że s t a j ę s i ę teraz tobą? spytałam. Anioł potrząsnął przecząco głową. Dym unosił się teraz z jego włosów. To tylko przechodzą na ciebie pewne cechy. Bo jesteśmy razem, a ty jesteś... podatna. Ale dla ciebie są one inne. Potem kelnerka przyniosła nasze dania i jak powiedziałby Anioł przeszliśmy do następnego etapu. Nadal nie miała twarzy, ale domyślałam się, że raczej nieźle widzi, bo rozstawiła wszystkie talerzyki na stoliku dokładnie tam, gdzie według mnie powinny stać, i położyła pośrodku blatu maleńki rachuneczek. Czy ona... chciałam spytać, czy znasz ją stamtąd, skąd... Anioł wykonał krótki przeczący ruch głową. Nie. Ona jest skądinąd. Nie należy do mojej... rasy. Odsunął swój talerzyk z hamburgerem i frytkami na moją stronę stolika. Tak było zawsze; ja zjadałam wszystko i jakoś to było. Wzięłam w rękę mojego hamburgera z serem i niosłam go do ust, kiedy w oczach coś mi zawirowało i zobaczyłam, że unoszą się za nim całe s z e r e g i hamburgerów, cyk-cyk-cyk, trikowa fotografia, tylko w rzeczywistości. Zamknęłam oczy, wtłoczyłam hamburgera w usta i przytrzymałam go tam czekając, aż dołączą do niego wszystkie pozostałe hamburgery. Wszystko będzie dobrze, powiedział Anioł. Uspokój się teraz. Odpowiedziałam z pełnymi ustami, że to było... było n i e s a m o w i t e . Czy ja kiedykolwiek przejdę nad tym do porządku dziennego ? Wątpię. Ale uczynię, co w mojej mocy, żeby ci w tym dopomóc. Tak, no tak, Anioł będzie w i e d z i a ł . To coś przechodzące na mnie; on potrafi to czuć lepiej niż ja. To z n i e g o to przechodzi. Skończyłam już swojego hamburgera z serem i pół hamburgera Anioła, i zabierałam się za dwie nasze porcje frytek, kiedy zauważyłam, że Anioł patrzy przez okno z tym twardym, napiętym wyrazem twarzy. - Na co patrzysz? zapytałam. - Jedz, odpowiedział. Nie przerywałam jedzenia, ale i nie zaprzestawałam obserwacji. Anioł wpatrywał się w duży błękitny samochód zaparkowany przy krawężniku dokładnie przed wejściem do naszej knajpki. Był to srebrzystobłękitny pojazd, jeden z tych luksusowych modeli, i siedziała w nim kobieta wychylająca się zza kierownicy, żeby wyjrzeć przez okno po stronie pasażera. Była piękna w ten luksusowy sposób - kasztanowe włosy odrzucone do tyłu - i nawet z tej odległości widziałam, że ma turkusowe oczy. Naprawdę piękna kobieta. Czułam się bliska płaczu. O rany, jak jednym ludziom może się tak powodzić, kiedy tymczasem ja jestem zbyt nieszkodliwa, żeby żyć. Ale Anioł nie był ani trochę zachwycony jej widokiem. Wiedziałam, że nie chce, abym się odzywała, ale nie mogłam się powstrzymać. - Kto to jest? - Jedz, powiedział Anioł. Potrzebujemy tych protein, nawet takiej garstki. Jadłam i patrzyłam, jak Anioł i kobieta obserwują się nawzaje.n i jak nawiązuje się między nimi coś bardzo... no nie wiem, coś bardzo s p e c j a 1 n e g o , nawet przez szybę. I wtedy zahamował przy niej policyjny radiowóz i wiedziałam, że każą jej odjechać. Odjechała. Anioł opadł na oparcie krzesła i zapaliwszy następnego papierosa wydmuchiwał dym w regularny, niedbały sposób. $ Co będziemy robili dziś wieczór? spytałam Anioła, gdy wychodziliśmy z restauracji. Nie będziemy kusili złego, odparł Anioł, co było w jego ustach nową odpowiedzią. Większość nocy spędzaliśmy włócząc się bez celu i chłonąc wszystko z otoczenia. Chłonął głównie Anioł. Mnie przy nim też się trochę udawało, ale nie tak, jak jemu. To było dla niego inne. Czasami wykorzystywał mnie w charakterze swego rodzaju filtra. Innymi razy wchłaniał to bezpośrednio. Pewnej nocy akurat na moim rogu wydarzyła się poważna katastrofa samochodowa. Wielki stary Buick, przejeżdżając przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, rąbnął w czyjegoś eleganckiego Lincolna. Anioł musiał wchłonąć to bezpośrednio, bo ja nie nadawałam się do przesączenia tego rodzaju rzeczy. Nie pojmowałam, jak Anioł może to chłonąć, ale on to wchłonął. Starczyło mu tego też na parę dni i musiałam jeść tylko za siebie. To natężenie, moja mała, powiedział do mnie, jakbym oczekiwała od niego wyjaśnień. To natężenie, nieważne czy dobra, czy zła. Wszechświat nie zna pojęcia dobra ani zła, wie tylko, co to mniej i co więcej. Większości z was trudno się z tym pogodzić. Trudno ci, mała, ale ty spisujesz się lepiej od innych ludzi. Może dlatego, że jesteś, jaka jesteś. Wiele przeszłaś, nie miałaś w życiu wielu szans. Jesteś takim samym wyrzutkiem jak ja, tyle że na własnej ziemi. To mogła być prawda, ale przynajmniej b y ł a m s t ą d , a więc od tej strony było mi łatwiej. Ale nie powiedziałam tego Aniołowi. Sądzę, że dobrze mu było z myślą, iż potrafi radzić sobie w życiu tak samo jak ja, a może nawet i lepiej - to znaczy z myślą, że ja na przykład nie potrafiłabym tak po prostu spojrzeć na jakiegoś chłopaka w skórze i wydębić od niego dwudziestodolarowego banknotu. Oberwałabym raczej pięścią w twarz, albo i gorzej. Dzisiejszego wieczora nie wiodło mu się jednak tak dobrze; to przez tę kobietę w samochodzie. Wybiła go z rytmu, coś w tym rodzaju. Nie myśl o niej, powiedział Anioł, ni stąd, ni zowąd. Nie myśl o niej więcej. Okay, powiedziałam, czując ciarki przechodzące ~i po plecach, bo ciarki przechodziły mnie zawsze, kiedy Anioł zerkał do mojej głowy. I wtedy nie mogłam, rzecz jasna; skupić na niczym swoich myśli. Chcesz wrócić do domu? spytałam go. Nie, nie mogę teraz siedzieć w domu. Dziś wieczór zrobimy, co się da, ale muszę uważać ze sztuczkami. Tyle mnie kosztują i jeśli mamy nie kusić złego, mogę nie zdołać dostatecznie tego nadrobić. W porządku, powiedziałam. Już jadłam. Dziś wieczór niczego więcej mi nie potrzeba, nie musisz już nic robić. Na twarzy Anioła malował się teraz ten wyraz, co, jak wiedziałam, oznaczał; że pragnie mnie obdarowywać różnymi rzeczami, na przykład uczuciami, których już więcej nie mogłam mieć. Wspaniałomyślny był ten Anioł. Ale ja nie potrzebowałam tych uczuć, w odróżnieniu od innych ludzi, którym wyraźnie na nich zależało. Anioł jakby przez chwilę tego nie rozumiał, ale o nic nie zapytał. Mała, powiedział i niemal mnie dotknął. Anioł nie dotykał zbyt często. Ja mogłam go dotykać i to było w porządku, ale jeśli o n kogoś dotknął, to nie mógł już nie zrobić czegoś temu komuś, jak temu klientowi, który dał nam pieniądze. To było rozmyślne. Gdyby ten klient pierwszy dotknął Anioła, wszystko miałoby inny przebieg, nic by się nie wydarzyło, chyba że Anioł odwzajemniłby się mu dotknięciem. Sam dotyk znaczył dla Anioła coś, czego nie rozumiałam. Istniał też dotyk bez dotknięcia. Tak jak jak przechodzące na mnie rzeczy. A czasami, kiedy dotykałam Anioła, doznawałam uczucia, że dotknięcie było raczej jego niż moje, ale nie przywiązywałam do tego żadnej wagi. Ilu ludzi przeszło przez życie i nigdy nie miało okazji doknąć Anioła ? Szliśmy razem i wszędzie wokół nas ulica naprawdę budziła się dopiero do życia. Robiło się też zimniej. Usiłowałam ciaśniej otulić się kurtką. Anioł tego nie czuł. Ciepło i zimno niewiele zazwyczaj dlań znaczyły. Ponownie ujrzeliśmy tych trzech typków. Ten, od którego Anioł wydębił pieniądze, wsiadał do samochodu. Dwaj pozostali przyglądali się, jak odjeżdża, a potem poszli swoją drogą. Obejrzałam się na Anioła.. Dlatego, że wzięliśmy od niego tę dwudziestkę, powiedziałam. Nawet gdybyśmy nie wzięli, odparł Anioł. Szliśmy więc dalej, Anioł i ja, i czułam, jak dzisiejszego wieczora jest inaczej, niż bywało we wszystkie inne wieczory, kiedy razem szliśmy lub staliśmy. Anioł był jakiś zamknięty w sobie i miałam wrażenie, że cały czas na mnie uważa i trzyma się mnie coraz bliżej. Dostrzegałam kątem oka coraz więcej tych fajerwerków, ale kiedy odwracałam głowę, żeby spojrzeć, znikały. Przypomniało mi to noc, kiedy spotkałam Anioła stojącego na moim rogu jak uosobienie cierpienia. Anioł powiedział mi później, że muszę mieć prawdziwy talent, bo wyczułam wtedy, że cierpi. Nigdy nie posądzałam siebie o jakiekolwiek talenty, ale sądząc po tym, jak wszyscy inni po prostu go ignorowali, wydaje mi się, iż musiałam mieć coś takiego, że go mimo wszystko zauważyłam. Anioł zatrzymał się kilka metrów za całonocną księgarnią. Nie patrz, powiedział. Spoglądaj na ulicę, albo gap się pod nogi, ale nie patrz, bo to się nie stanie. Akurat wtedy nie było na co spoglądać, ale i tak nie patrzyłam. Tak czasami się zdarzało: Anioł mówił, że to, czy będę na coś patrzyła, czy nie, zrobi jakąś różnicę; coś o innych ludziach świadomych tego, że ja zwracam na nich uwagę. Nie rozumiałam, ale wiedziałam, że Anioł ma zwykle rację. A więc kiedy ten facet wychodził z księgarni i obrywał pięścią w głowę, gapiłam się akurat na ulicę. Niemal to zauważyłam kącikiem oka. Jakieś zamieszanie, fruwające w powietrzu ramiona i nogi, postękiwania. Inni ludzie przystawali, żeby popatrzeć, ale ja nie odrywałam wzroku od ulicy i widziałam, jak niektóre samochody zwalniają, bo kierowcy chcieli przyjrzeć się lepiej bójce. Anioł stał obok mnie cały sztywny. Chłonął to, co nazywał wydatkowaniem emocjonalnej energii kinetycznej. Nie ma dobra, nie ma zła, mała, mawiał. To tylko energia, jak zresztą cała reszta wszechświata. Tak więc wchłaniał ją, a ja czułam, jak ją wchłania, i kiedy smakowałam to uczucie, jakaś srebrna mgła zaczęła spowijać moje gałki oczne i znalazłam się w dwóch miejscach na raz. Obserwowałam ruch uliczny i jednocześnie byłam w Aniele patrzącym na walkę, i czułam jak się ładuje niczym wielki akumulator. Było to uczucie, jakiego nigdy dotąd nie doznałam. Tych dwóch okładających się pięściami facetów - no nie, okładaniem zajmował się raczej jeden z nich; drugi miotał się rozpaczliwie usiłując się wywinąć spod razów tamtego i nie zarobić nokautującego ciosu w głowę, Anioł zaś napawał się tym widokiem, jak gdyby popijając z pustej filiżanki, w której mimo wszystko coś jeszcze zostało na dnie. Gdzieś głęboko w Aniele potężniało to, co podtrzymywało go na chodzie. Poddawałam się falom przepływającym tam i z powrotem pomiędzy nim a mną; można by to lepiej przyrównać do kołysania. Zastanawiałam się, skąd to pochodzi, bo Anioł mnie nie dotykał. Naprawdę staję się nim, pomyślałam; Anioł przechwycił moje myśli i odłożył odpowiedź na później. Miałam wrażenie, że podróżuję poprzez mgłę, będąc raz jednym, to znów drugim z nas, i trwało to chyba dłuższy czas, a potem, po chwili, znowu byłam bardziej sobą niż nim i mgła jakby się przerzedziła. I ujrzałam ten samochód, tym razem zaparkowany przodem w odwrotną stronę, a kobieta wysiadała z niego z szerokim, niesamowitym uśmiechem na ustach, jak gdyby coś właśnie wygrała na loterii. Pomachała na Anioła, żeby do niej podszedł. Diabli wzięli całkowicie łączącą nas więź i Anioł przemknął obok mnie uciekając w stronę przeciwną do tej, gdzie stał samochód. Pobiegłam za nim. Kątem oka zobaczyłam jeszcze, jak kobieta wskakuje z powrotem do wozu i chwyta za dźwignię zmiany biegów. Anioł nie był wielkim biegaczem. Coś dziwnego działo się z jego kolanami. Przebiegliśmy nie więcej jak jakieś trzydzieści metrów; kiedy zaczął się zataczać i usłyszałam, jak ciężko dyszy. Przeciął pusty i w większości ciemny parking niestrzeżony, który sąsiadował z jakimś parkingiem prywatnym, a otaczające oba place ogrodzenia usiłowały odciąć ten sam wąski pas pokiereszowanego trotuaru. Łatwo je było przesadzić, ale Anioł był zbyt przerażony. P r z e b i e g ł po prostu przez nie, zanim zdążył o tym pomyśleć; wiedziałam o tym, bo gdyby pomyślał, pragnąłby zachować to, czym się właśnie naładował, na chwilę, kiedy naprawdę będzie tego potrzebował. Ja musiałam przełazić przez ogrodzenie w normalny sposób i kiedy usłyszał, jak drapię się z grzechotem po obwisłej siatce, przystanął i się obejrzał. Uciekaj, powiedziałam do niego. Nie czekaj na mnie ! Pokręcił ze smutkiem głową. Jestem głupcem, mała. Mogłem nauczyć się od ciebie czegoś więcej. Nie stój, uciekaj ! Pokonałam wreszcie płoty i znalazłam się po drugiej stronie. W nogi ! Przebiegając obok szarpnęłam go za rękaw i ruszył za mną ciężkim truchtem. Trzeba się gdzieś ukryć, powiedział, wtopić w tłum. Potrząsnęłam głową wiedząc, że gdyby udało nam się przebiec jeszcze jakieś cztery przecznice dalej, znaleźlibyśmy się przy kładce dla pieszych przerzuconej nad drogą szybkiego ruchu. Pod tą. kładką znajdowały się nasypy starej drogi, którą zamknięto po zbudowaniu autostrady. Można się tam było ukrywać do końca świata i nikt by cię nie znalazł. Ale Anioł kazał mi skręcić w prawo i biec wzdłuż domów do rozsypującej się rudery zwanej "Barem u Stasia". Nigdy tam jeszcze nie byłam - nie mam skłonności do odwiedzania takich spelunek - ale Anioł tak nalegał, że nie potrafiłam się mu przeciwstawić. W środku panował zaduch i mrok, i nie było zbyt przytulnie. Podeszliśmy z Aniołem do końca baru i stanęliśmy w świetle krwistoczerwonej lampy, a on zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy. Wystarczy na po jednym drinku na osobę, powiedział. ja nic nie chcę. Możesz napić się wody sodowej, albo coś w tym rodzaju. Anioł złożył zamówienie u zerkającego na nas podejrzliwie barmana. To był lokal dla stałych bywalców i nikogo więcej, a już na pewno nie dla takich jak ja i Anioł. Anioł wyczuwał to jeszcze silniej ode mnie, ale stał nie dając niczego po sobie poznać i sączył drinka nie patrząc na mnie. Był całkowicie pogrążony w myślach, a ja majaczyłam tylko gdzieś na obrzeżach jego podświadomości. Widziałam, że nadal jest porządnie wystraszony i stara się obmyśleć jakiś plan działania. O ile się nie myliłam, to jeśli musi wiać gdzieś naprawdę daleko, będzie miał problem, i ja też. Będzie musiał mnie holować, a to nie było w tej sytuacji zbyt wygodne. Może żałował teraz, że nie chciał pójść ze mną do domu. Ale wtedy był tak słaby, a teraz, po całym tym filtrowaniu i robocie, jaką dla niego odwaliłam, nie mógł tak po prostu mnie zostawić, bo sprawiłoby to mu wiele bólu. Zachodziłam w głowę, jak by mu teraz pomóc, kiedy znowu podszedł barman i obrzucił nas spojrzeniem, które oznaczało, że albo coś jeszcze zamawiamy, albo wynocha, przy czym jemu bardziej by odpowiadało, żebyśmy się jednak wynieśli. Tak samo zresztą, jak każdemu z pozostałych gości. Kilka osób stojących przy barze nie patrzyło na nas, ale dobrze wiedzieli, gdzie jesteśmy, tak jak się wie, gdzie jest obolałe miejsce. Nietrudno było też wydedukować, co sobie o nas myślą; może ze względu na mnie, a może ze względu na piękną twarz Anioła. Musimy wyjść, powiedziałam do Anioła, ale on wbił sobie do głowy, że znalazł tu dobrą kryjówkę. Nie starczyło pieniędzy na jeszcze dwa drinki, uśmiechnął się więc do barmana, przesunął dłonią po kontuarze i położył ją na dłoni tamtego. To było dość niebezpieczne; barmani i kelnerki wymagają większego zachodu, bo nie leży w ich naturze, aby podawać coś komuś za darmo. Barman spojrzał na Anioła spod półprzymkniętych powiek. Sprawiał wrażenie, że się zastanawia. Ale Anioł zmarnował już wiele energii przechodząc przez ogrodzenie z marszu zamiast pokonać je górą, a strach nie pozwalał mu się skoncentrować i już wiedziałam, że się nie uda. A może przeważyło to, że wiedziałam. Wolna ręka barmana wsunęła się pod kontuar i wynurzyła stamtąd z małą pałką. - A masz ! - wrzasnął i rąbnął Anioła tuż nad uchem. Anioł zatoczył się na mnie i oboje runęliśmy na podłogę. Sporo tu emocjonalnej energii kinetycznej, pomyślałam ni w pięć ni w dziewięć widząc, jak rzucają się na nas faceci stojący dotąd przy barze, a potem nic już nie myśląc zwinęłam się w kłębek pod ich pięściami i butami. Mieliśmy szczęście, że nie byli w nastroju, by kogoś zatłuc na śmierć. Anioł wyleciał przez drzwi pierwszy, a ja za nim. Gdy tylko na nim wylądowałam, wiedziałam już, że oboje popadliśmy w tarapaty; coś w nim pękło. A mieliśmy nie kusić złego. Zlazłam z niego i leżałam na chodniku wpatrując się w niebo i usiłując złapać oddech. W ustach i nosie czułam krew, a ból w plecach był nie do zniesienia. Aniele? odezwałam się po chwili. Nie odpowiedział. Czułam, jak mój umysł wymyka się spod kontroli i galopuje, jakby mózg wyciekał mi przez uszy. Pomyślałam o kliencie, od którego wydębiliśmy pieniądze, i jak bałam się jego i jego kolesiów, i jakie to było głupie. Ale przecież byłam zbyt nieszkodliwa, żeby żyć. Gwiazdy tryskały na mnie srebrnymi fajerwerkami. Nie pomogło. Aniele? powiedziałam znowu. Przekręciłam się na bok, żeby go sięgnąć, i spostrzegłam ją. Samochód stał zaparkowany przy krawężniku, a ona, trzymając Anioła pod pachy, ciągnęła go w kierunku otwartych drzwi od strony pasażera. Trudno było powiedzieć, czy jest przytomny, czy nie, i to mnie przeraziło. Usiadłam. Zatrzymała się wciąż podtrzymując Anioła. Patrzyłyśmy sobie w oczy i zaczynałam rozumieć. - Pomóż mi wsadzić go do samochodu - odezwała się w końcu. Głos miała twardy, matowy i nienaturalny. - Potem też możesz wsiąść. Na t y 1 n e siedzenie. Nie miałam siły, żeby się z nią handryczyć. Zresztą lepiej będzie dla Anioła, jeśli jej pomogę. Wstałam. Przeszedł mnie tak straszny ból, że omal znowu nie upadłam, ale chwyciłam Anioła za kostki stóp. Miał takie delikatne kostki, prawie kobiece, jak j e j . Nie na wiele zdała się moja pomoc, tyle tylko, że umieściłam w środku jego stopy, ona zaś posadziła go na siedzeniu i przypięła pasami bezpieczeństwa. Wgramoliłam się na tylne siedzenie, a ona tymczasem obiegła wóz zmierzając do drzwi od strony kierowcy. Kroki miała lekkie i raźne, jakby przed chwilą znalazła na chodniku milion dolarów. Byliśmy już na autostradzie, kiedy Anioł poruszył się wreszcie na siedzeniu. Jego głowa przetaczała się bezwładnie tam i z powrotem po oparciu fotela. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam lekko jego włosów, mając nadzieję, że nieznajoma tego nie zauważy. Dokąd mnie wieziesz? spytał Anioł. - Na przejażdżkę - odparła kobieta. - Krótką. Dlaczego ona mówi głośno? spytałam Anioła. Bo wie, że sprawia mi to przykrość. - Wiesz przecież, że mówiąc na głos potrafię lepiej formułować myśli - odezwała się kobieta. - Nie jestem taka, jak któreś z tych twoich marnych podopiecznych. - Spojrzała na mnie w lusterku wstecznym. - Co porabiałeś, kochanie, od kiedy odszedłeś? To chłopak, czy dziewczyna? Udawałam, że nic mnie nie obchodzą jej słowa albo że jestem zbyt nieszkodliwa, aby żyć, albo cokolwiek z tych rzeczy, ale sądząc po tym, jak to powiedziała, miała to być szpilka. Przyjaciółmi mogą być i dziewczyny, i chłopcy, powiedział Anioł. To nie ma znaczenia. Dokąd nas wieziesz? Teraz powiedział n a s . Pomimo wszystko omal się nie uśmiechnęłam. - Nas? Chodzi ci o mnie i o siebie? A może naprawdę masz na myśli tego swojego pieszczocha z tylnego siedzenia? Moja przyjaciółka i ja jesteśmy razem. Ty i ja n i e . Ton, jakim powiedział to Anioł, sprawił, że pomyślałam, iż chodzi mu o coś więcej niż "nie razem"; tak jakby był z nią kiedyś tak, jak był teraz ze mną. Anioł dał mi do zrozumienia, że się nie mylę. Srebrne fajerwerki zaczęły spływać wolno z jego głowy na oparcie siedzenia i wiedziałam, że coś z tym nie tak. Było tego za dużo na raz. - Dlaczego nie mówisz do mnie głośno, kochanie? - powiedziała kobieta z fałszywie brzmiącą opryskliwością. - Powiedz tylko kilka słów, a będę szczęśliwa. Masz rozkoszny głos, kiedy się nim posługujesz. To była prawda, ale Anioł nigdy nie odzywał się na głos, o ile nie było to naprawdę konieczne, jak wtedy, gdy zamawiał u barmana. Co prawdopodobnie pomogło barmanowi zdecydować się w końcu, co sądzi na nasz temat, ale roztrząsanie tego teraz było bezcelowe. - No dobrze - odezwał się Anioł i wiedziałam, że wysiłek, jaki w to wkłada, jest dla niego zabójczy. - Powiedziałem kilka słów. Jesteś zadowolona? - Zwisł wyczerpany na pasie bezpieczeństwa. - Jestem w ekstazie. Ale i tak cię nie puszczę. Podrzucę twojego pieszczocha do najbliższego szpitala, a potem pojedziemy do domu. - Zerknęła na Anioła znad kierownicy. - Tak mi cię brakowało. Nie mogę w y t r z y m a ć bez ciebie, bez twoich sztuczek. Bez tych małych cudów. Wiedziałeś, że się do tego przyzwyczaiłam; do wszystkiego, co możesz czynić ludziom. I wtedy nagle odszedłeś, nie wiem, co ci się stało. A to b o 1 i. W jej głosie pojawił się jakiś żal, jakaś dziecinna skarga. - Naprawdę cierpiałam. Ty pewnie też. Prawda? No powiedz, cierpiałeś ? Tak, powiedział Anioł. Ja też cierpiałem. Przypominam sobie, jak stał na moim rogu, gdzie dopóki się nie pojawił, zawsze przebywałam sama. Stał tam pełen cierpienia. Nie wiedziałam wtedy dlaczego ani przez co; zabrałam go po prostu do domu i po jakimś czasie przestał cierpieć. Chyba wtedy, kiedy zadecydował, iż zostaniemy razem. Srebrzysta struga płynąca po oparciu fotela stawała się coraz obfitsza. Podstawiłam pod nią złożone w muszelkę dłonie i odniosłam wrażenie, że mój mózg rozjaśnia się obrazami. Ujrzałam Anioła takiego, jakim był, zanim stał się moim Aniołem, jeszcze w tym naprawdę ładnym domu, domu kobiety, i jak zabierała go w różne miejsca, do restauracji, do sklepów, na przyjęcia, myśląc do niego naprawdę intensywnie, tak że był jej pełen i musiał robić wszystko, czego zażądała. Kradł czasami; innym razem robił ludziom głupie kawały: na przykład ni z tego ni z owego zaczynali śpiewać, albo rozbierać się. To zdarzało się przeważnie na przyjęciach, chociaż raz sprawił, że kelner, którego nie lubiła, sparzył się dzbankiem gorącej kawy. Dzięki Aniołowi miała też mężczyzn, którzy szli z nią do łóżka w przekonaniu, że to najlepszy pomysł na świecie. Potem kazała Aniołowi pokazać sobie innych, tych, co zostali tu zesłani jak on, za zbrodnie, których nikt nie był w stanie pojąć, takich jak ta kelnerka bez twarzy. Patrzyła na nich, czasami próbowała zrobić im coś takiego, żeby czuli się nieprzystosowani lub nieszczęśliwi. Ale przeważnie tylko się im przyglądała. Nie od samego początku tak było, powiedział cicho Anioł i wiedziałam, że czuje się zawstydzony. W porządku, powiedziałam mu. Ludzie z początku mogą wyglądać na porządnych, wiem to. Potem odkrywają, kim jesteś. Kobieta roześmiała się. - Jacy wy jesteście słodcy i wzruszający. Jak dwójka małych dzieci. Domyślam się, że tego właśnie było ci trzeba, prawda, kochanie? Tylko że dzieci też mogą być okrutne, czyż nie? A więc masz to nareszcie: s t w o r z o n k o dla siebie. - Zwalniając nieco spojrzała znowu na mnie w lusterku wstecznym i przez chwilę bałam się, że zobaczy, co robię ze srebrzy stym fluidem nadal wypływającym z Anioła. Było go coraz mniej, Czasu nie pozostało wiele. Chciałam krzyknąć, wiedząc, co się za chwilę stanie, ale Anioł uspokoił mnie. - A swoją drogą, co ci się przytrafiło? Powiedz jej, rzekł Anioł. Wiedziałam, że chodzi mu o zyskanie na czasie, o zajęcie jej czymś. Taka się już urodziłam, powiedziałam. Przyszłam na świat z dwiema płciami. - Obojnak! - wykrzyknęła z niekłamanym zachwytem. Ona uwielbia wynaturzenia, powiedział Anioł, ale kobieta nie zareagowała. Zrobili mi operację, ale się nie udała. Usiłowali coś jeszcze poprawić, ale moje ciało nie radziło sobie najlepiej z przemianą materii, czy coś w tym rodzaju. Rodzice się mnie wstydzili. Po jakimś czasie uciekłam z domu. - Biedactwo - powiedziała wcale tak nie myśląc. Byłaś w ł a ś n i e t y m , czego potrzebował obecny tu skarb, prawda? Takie małe nic, żadnych wymagań, żadnych pragnień. Nic. - Jej głos stwardniał nagle. - Zdaje mi się, że teraz potrafiliby cię wyleczyć, wiesz? Nie chciałam. Pogodziłam się z tym już dawno temu, nie potrzebowałam tego. - W p r o s t idealny pieszczoch dla ciebie - powiedziała do Anioła. - Przykro mi, że muszę was rozdzielić. Ale nie mogę teraz zajmować się obojgiem. Życie jest takie nużące. I puste. L.. - Sprawiała wrażenie zakłopotanej. - I nie ma po co żyć, od kiedy mnie opuściłeś. To nie ja, powiedział Anioł. To ty mnie opuściłaś. - O nie, sam wiesz, że wiele w tym twojej winy. Wiesz, że nie możecie żyć bez istot ludzkich, wiecie to, kiedy tu przybywacie... kiedy was tu przysyłają. Hej, pieszczoszku, wiesz, jaką on popełnił zbrodnię, dlaczego zesłali go na kolonię karną na tej zabitej dechami planecie? Tak, wiem, powiedziałam. Tak naprawdę to nie wiedziałam, ale nie zamierzałam się przed nią do tego przyznawać. - I co ty na to, bezpłciowy pieszczoszku? - powiedziała wesoło, dociskając pedał gazu i przyśpieszając. - Ca sądzisz o zbrodni polegającej na odmowie udziału w prokreacji? Anioł wydał przytłumiony jęk i chwycił za kierownicę. Samochód skręcił gwałtownie, a mnie wcisnęło w oparcie. Srebrzysty fluid sączący się z Anioła zalał mnie całą. Usiłowałam zgarniać go do ust, tak jak to już robiłam, ale wszędzie go było pełno. Usłyszałam chrzęst opon zjeżdżających z szosy na pobocze. Coś rąbnęło w bok samochodu, prawdopodobnie barierka ochronna, i wozem zarzuciło tak, że spadłam z siedzenia na podłogę. Siedząca za kierownicą kobieta wrzeszczała i klęła na czym świat stoi, Anioł zaś wydawał jakieś dźwięki, ale rozlegały się one tylko w mojej głowie, niczym zawodzenie. Cokolwiek się stało, to musiało być to. Anioł opowiadał mi już jakiś czas temu, po tym, jak zabrałam go do domu, że oni, zesłańcy z jego świata i innych planet, przybywszy tu nie żyją długo. Prześladuje ich wciąż zły los, nawet jeśli znajdą sobie kogoś takiego, jak ja czy ta kobieta. Giną w wypadkach, albo zabijają ich tutejsi ludzie. Jak antyciała w ciele ludzkim odrzucające przeszczep albo walczące z chorobą. Ja byłam stąd, ale wszystko wskazywało na to, że zginę w wypadku samochodowym razem z Aniołem i kobietą. Było mi w tej chwili wszystko jedno. Wóz na kilka sekund zjechał z powrotem na autostradę, a potem znowu zboczył na prawo. Nagle pod kołami otworzyła się pustka i po chwili spadliśmy na coś, nie na drogę, ale na ziemię, trawę, czy coś, podskakując jak szaleni w górę i w dół. Wciągnęłam się z powrotem na tylne siedzenie akurat na czas, żeby zobaczyć pędzący na nas pod kątem znak drogowy. Jego narożnik zaczynał właśnie przebijać przednią szybę od strony kobiety, a potem przez długi czas widziałam tylko największy ze wszystkich pokaz sztucznych ogni. Trudno było obchodzić się z nim delikatnie. Każdy ruch był cierpieniem, ale nie chciałam zostawić go tak w samochodzie obok niej, nawet jeśli była martwa. To że siedziałam na tylnym siedzeniu, uchroniło mnie przed główną falą okruchów szkła z roztrzaskanej szyby, ale i tak wytrząsnęłam ich sporo z włosów, a uderzenie nie wyszło na dobre moim plecom. Położyłam Anioła na wygniecionej trawie w niewielkiej odległości od samochodu i rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się jakieś sto metrów od autostrady, w pobliżu biegnącej do niej równolegle drogi lokalnej. Było ciemno, ale mogłam jeszcze odczytać znak, który stłukł przednią szybę i rozłupał na dwoje głowę kobiety. Głosił on: "Roboty Drogowe. Zmniejsz Szybkość". Daleko na tej drugiej drodze dostrzegłam migoczące żółte światełko i z początku przestraszyłam się, że to policja albo coś takiego, ale nie poruszało się i pojęłam, że to pewnie ta budowa. - Przyjaciółko - wyszeptał Anioł wprawiając mnie w osłupienie. Nigdy nie zwracał się do mnie na głos, bezpośrednio. Nic nie mów, powiedziałam pochylając się nad nim i starając się wymyśleć jakiś sposób, żeby go dotknąć, po prostu na pocieszenie. Nic innego nie mogłam już dla niego zrobić. - Muszę - ciągnął wciąż szeptem. - Wszystko się niemal wyczerpało. Zebrałaś to? Większość, powiedziałam. Nie wszystko. - Chciałem, żeby to było dla ciebie. Wiem. - Nie wiem, czy to ci się na coś przyda. - Przy oddychaniu bulgotało mu dziwnie w gardle. Na jego ustach widziałam coś wilgotnego i połyskliwego, lecz to nie były srebrne fajerwerki. Ale jest teraz twoje. Możesz z tym zrobić, co chcesz. Żyj z tym tak, jak ja z tym żyłem. Używaj, ile ci potrzeba, kiedy tylko zajdzie konieczność. Ale możesz przy tym żyć jak istota ludzka. Jeść. Pracować. Możesz robić, co chcesz i jak chcesz. Nie jestem istotą ludzką, powiedziałam. Chociaż jestem stąd, nie jestem istotą ludzką bardziej niż ty. - Mylisz się, mała, jesteś. Nie uczyniłem cię ani trochę mniej ludzką - powiedział i zakasłał. - Nie żałuję, że nie chciałem spółkować. Nie mógłbym tego robić z kimś z mojej rasy. Byłoby w tym zbyt... nie wiem, jak to określić, zbyt mało mnie, zbyt dużo ich, coś w tym rodzaju. Nie mogłem się wiązać, to nie byłoby niczym więcej poza pustką. To Wielki Grzech być niezdolnym do dawania, bo Wszechświat zna tylko pojęcia więcej albo mniej, a ja pragnąłem, żeby to było dobro albo zło. A więc zesłali mnie tutaj. Ale wiesz, w końcu dopięli swego, mała. - Przez chwilę czułam na sobie jego dłoń, która potem znowu opadła. - Mimo wszystko zrobiłem to. Tyle że nie z kimś z moich. Bulgotanie w jego gardle ustało. Siedziałam przez chwilę przy nim w ciemnościach. W końcu poczułam to, anielski fluid. Był drgająco-burzliwy, jak za dużo kawy na pusty żołądek. Zamknęłam oczy i położyłam się na trawie dygocząc. Być może sprawił to szok, ale raczej nie. Srebrne fajerwerki rozjarzyły się, tym razem w mojej głowie, a z nimi pojawiło się mnóstwo obrazów, których nie rozumiałam. Coś o Aniele i miejscu, z którego przybył, i o sposobie, w jaki spółkowali. Przypominało to bardzo rzeczy, które Anioł i ja robiliśmy będąc razem. Wyglądali bardzo podobnie do nas, ale istniało też wiele różnic, rzeczy, których nie potrafiłam określić. Nie potrafiłam też zrozumieć, jak go tu przysłali ś w i a t ł e m , w małych wiązkach, czy jakoś tak. Nie miało to dla mnie żadnego sensu, ale domyślałam się, że Anioł mógł być światłem. Srebrnymi fajerwerkami. Musiałam stracić przytomność, bo kiedy otworzyłam oczy, miałam wrażenie, że leżę tak od dłuższego czasu. Ale było wciąż ciemno. Usiadłam i wyciągnęłam rękę, żeby dotknąć Anioła, myśląc, że powinnam ukryć jego ciało. Nie było go. Tam gdzie leżał, pozostała tylko kupka jakiegoś wilgotnego, sypkiego popiołu. Spojrzałam na samochód i na nią. Wszystko to wciąż tam jeszcze było. Ktoś to niedługo zauważy. Nie chciałam być wtedy w pobliżu. Byłam nadal cała obolała, ale zdołałam dowlec się do tej drugiej drogi i ruszyłam pieszo z powrotem w kierunku miasta. Chyba to teraz c z u ł a m , tak jak musiał czuć to Anioł, coś wibrującego jak bęben, albo dźwięczącego jak dzwon wszystkimi rodzajami zjawisk, śmiechem i płaczem, miłością i nienawiścią, troską i czym tam jeszcze, co przytrafia się ludziom. To było to, co chłonął Anioł; energia, którą, jeśli chciałam, mogłam teraz też wchłaniać. Wiedziałam, że wchłanianie jej w ten sposób będzie wspanialsze od wszystkiego, co mają inni ludzie, wspanialsze od wszystkiego, co mogłabym mieć, gdyby wiele lat temu nie stało się ze mną to, co się stało. Nie byłam wcale pewna, czy tego chcę. Jak Anioł odmawiający spółkowania tam, skąd przybył. On nie chciał tam, a ja nie mogłam tu. Z tym, że teraz byłam zdolna do czegoś więcej. Nie byłam wcale pewna, czy tego chcę. Ale nie wierzyłam też, że zdołam się powstrzymać, tak jak nie mogłam powstrzymać bicia mego serca. Być może nie był to naprawdę taki dobry czy taki niezbędny dar. Ale było tak, jak powiedział Anioł: wszechświat nie zna pojęcia dobra czy zła, wie tylko, co to więcej i co mniej. Tak. Słyszałam t o . Pomyślałam o kelnerce bez twarzy. Mogłam teraz odszukać ich wszystkich, wszystkich tych z innych miejsc, z innych światów, które ich wygnały za jakieś niepojęte zbrodnie, których natury nikt tu nie zrozumie. Mogłam odnaleźć ich wszystkich. Wy przepędzacie swoich wyrzutków, powiedziałabym im, ale my tutaj p o z w a 1 a m y z o s t a ć naszym. I oto tak właśnie. Tak właśnie żyje się we wszechświecie, który zna tylko pojęcie więcej lub mniej. Szłam w kierunku miasta. przekład - Jacek Manicki