Biblioteka Narodowa Antologia poezji dziecięcej Wybrał i opracował Jerzy Cieślikowski Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wrocław 1981 Wstęp 1. Co się pospolicie za wiersze i poezję uważało. Z popularnym i obiegowym sformułowaniem: "to jest wierz" - spotykamy się od dzieciństwa. "Powiedzieć wierszem" albo "do wiersza" - znaczy powiedzieć "do rymu", a znów powiedzieć "do rymu" znaczy powiedzieć "do słuchu" czy "do słuchania". "Wierszem" mówić albo "poezjować" znaczy: wyodrębnić z mowy zwyczajnej, tej, którą posługujemy się w komunikacji potocznej, inny sposób mówienia, nadający słowom i zdaniom wartości samoistne. Mówić "wierszem" - to znaczy najczęściej mówić - "ładnie", z użyciem takich słów i fraz zdaniowych, jakich się w mowie zwyczajnej nie używa, a które w wierszu są potrzebne dla wyrażenia uczuć i sensów osobliwych, świętalnych, albo wzniosłych i poważnych lub nawet i żartobliwych ale dowcipnych. Taka prymarna, podstawowa wiedza o poezji znane jest już i dziecku, bo najwcześniejszym utworem literackim, z którym się dziecko spotyka i spotykało, był - obok bajki - wiersz. Wierszem dorośli przemawiali do niemowlęcia, gdy go zabawiali mówiąc: chodzi rak nieborak wierszem śpiewano mu do snu: aaa... kotki dwa... Z wierszem spotykało się dziecko w pierwszym redagowanym dla niego pisemku, w pierwszej ofiarowanej mu książeczce. Literackość bowiem, w jej najbardziej pospolitym rozumieniu, jest mówieniem albo pisaniem "do wiersza". Rola poety jest najwcześniejszą, i do dziś w środowiskach nieuczonych naturalną rolą literacką. W naiwnym przeświadczeniu umieć mówić do rymu i do śpiewu - znaczyło być lub zapowiadać się na poetę. Szkolny folklor zna takie powiedzenia i przezwania, które bywały zarówno aprobatą jak i ośmieszeniem "poety-wierszoklety". Uczyńmy uwagę, że ku zabawie, ku rozweseleniu innych, a i również zaimponowaniu własnym konceptem było wszelkie oracje weselne, czy z innych okoliczności, najładniej i najzgrabniej wierszem wygłosić. W ludowej świadomości - mówić pięknie - to mówić wierszem, a również mówić tak, aby to utkwiło w pamięci. Stanisław Pigoń przytacza taki dwuwiersz mnemotechniczny: Więc w imię Boże nich pióro kreśli Wierszem, by lepiej utkwiło w myśli. Podobnie "ładnie" przyśpiewkę było zrymować i zaśpiewać, zrobić wierszem wpis do pamiętnika, inaczej i z niemiecka zwanego sztambuchem. Zwłaszcza poetyka szkolnego folkloru jest bogata w teksty "do wiersza", w stylizacji i pastisze tekstów dorosłych, zwłaszcza tych, które były poważne i kanoniczne. Folklor szkolny obfitował w makaronizmy polsko-łacińskie, niemieckie, francuskie, rosyjskie, w wierszowane formułki mnemotechniczne, w poezję pure nonsense. Ten zwłaszcza ostatni rodzaj, obok proweniencji szlacheckiej i chłopskiej, był szkolnej, żakowskiej. Świadczy o tym m.in. dedykacja dzieł pisanych przez duchownych oraz profesjonalnych pedagogów i wychowawców. Jak choćby dzieło proboszcza katedralnego krakowskiego Wacława Sierakowskiego, dla którego poezja: jest to szlachetna sztuka składania wierszy w pewnej udecydowanej liczbie sylab, a zatem najstosowniejsza do najrozkoszniejszej i najmilej rozrywającej rodzaj ludzki zabawy głosem, to jest śpiewania, tak dalece, że jedno z muzyką czyni ukontentowanie do zadziwienia (W. Sierakowski, Igraszki uczonego dowcipu czyli rozmaitość gustu tworzenia wierszów). W dziele tym, po przytoczeniu wzorów z poetów łacińskich i z Boileau, następuje część "igraszek uczonego dowcipu", które tu zostały zebrane "dla szkolnej młodzi". Mowa tu o żakach, nieraz już i pod wąsem, ale odnotujmy ten nurt poezjowania - żartobliwy i przewrotny, ku zabawie - bo choć dopiero późno pojęty przez literaturę oficjalną dla dzieci, wychodzącą drukiem, wcześniej stanowić będzie nieoficjalny, ludyczny wzorzec wierszowania dzieciom. Wiersz dziecku najwcześniej objawiał się w śpiewie, w melodii słowa i w muzyce: w kościele, na różnych wiejskich obrzędach, w pracy i w zabawie, w czasie wesela i pogrzebu, a i wtedy, gdy dorośli śpiewali dzieciom dla nich samych. Literackość, w tym jej pierwszym wyobrażeniu, była śpiewaniem, była samą śpiewnością. Dziedziczka lutni Kochanowskiego - ojca i poety - swoje uzdolnienia poetyckie wypowiadała w śpiewaniu: Nowe piosenki sobie tworząc, nie zamykając Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając (J. Kochanowski, Tren VI). Grzegorz w "Kordianie" Słowackiego, stary sługa i wiarus, zapytuje swego panicza Kordiana, jaką ma mu bajkę opowiedzieć: "Chcesz pan tej, co się gada? czy tej co się śpiewa?... Gadana - to była bajka narracyjna, bajka prozą podczas gdy śpiewana - to poetycka, zinstrumentowana rytmem i rymem. Niemiecki poeta romantyczny Clemens Brentano wspomina z własnego dzieciństwa: "Ich konnte oft den Abend nicht erwarten, wenn Sie (die Mutter) die Wundermarchen uns gesungen" (Często nie mogłem doczekać się wieczoru, gdy ona (matka) cudowne nam baśnie śpiewała". Wiersz w szkole był wierszem wydrukowanym w książce i utworem do czytania. Najwłaściwiej było go mówić czy czytać głośno, stojąc. Był bowiem do nauczenia się na pamięć i do recytowania go publicznie. Inaczej niż powieść, zawsze drukowana w książce, którą najlepiej czytało się po cichu, siedząc, albo jeszcze lepiej - leżąc. Wiersz, który był wydrukowany w książce, wyglądał inaczej niż kartka zadrukowana zwyczajnie. Tradycyjny wiersz sylabotoniczny, zwrotkowy, układał się w "słupki". Już sam więc jego wygląd był porządkiem rytmicznym, jakby "klockowym". Jego zwrotkowa powtarzalność utożsamiała się z jego śpiewnością. Podczas gdy znów wiersz współczesny, a szczególnie ten, który był wydrukowany w edytorsko ambitnej książce dla dzieci, graficznie odwołuje się bardziej do sensów. Obrazek, w jaki się układa zadrukowana kartka dla dziecka nie umiejącego jeszcze czytać, już jakby swoim wyglądem opowiada treść wiersza. W ten sposób "obrazek" wiersza, wydrukowany literami o różnej wielkości, o różnym wykroju i kolorze, "namalowany" ze słów ustawionych w linijkach o różnej długości, w różnych od siebie odstępach, kieruje uwagę na siebie samego. Dla dziecięcego odbiorcy wiersz może więc być także figurą, zrobioną z liter i ze znaków przestankowych. Wiersze można więc rozpoznawać słuchowo i wzrokowo. tylko taką ich identyfikacją się zadowolić. Ale są to rozpoznania, chociaż i naturalne, i spontaniczne, to jednak właściwe tylko dziecku oraz naiwnemu i niewykształconemu odbiorcy. Na literaturę dla dzieci mniejszych, do lat mniej więcej ośmiu-dziewięciu, składają się przede wszystkim wiersze. Wiersze i jeszcze bajki (bajki magiczne, nazywane również baśniami) są często wierszem pisane. Można więc powiedzieć, że literatura "dla najmłodszych" - jak się ją nazywało kiedyś, a i teraz tak mówi - to poezja, wiersze albo rymy. A wiadomo jest na ogół - pisze Lucylla Pszczołowska - że przez długi czas rym znaczył to samo co wiersz. Nazwa zbiorku "Setnik rymów duchownych" Sebastiana Grabowieckiego, wydanego w roku 1590, oznaczała więc, że książka zawiera wiersze o treści religijnej, a bynajmniej nie stanowiła wyrazu poglądów autora na naturę samych rymów w jego wierszach. To oznaczenie rymu - obok oczywiście dzisiejszego - przetrwało dość długo. Jeszcze Pan Beniowski u Słowackiego "na gitarze grał i rym śpiewał włoski". A kiedy Kazimiera Iłłakowiczówna w dwudziestoleciu międzywojennym dała swojemu zbiorkowi wierszy tytuł Rymy dziecięce, to nawiązywała do owego dawnego, podwójnego znaczenia wyrazu "rym". Więc rymy. I same dzieci lubią rymować. W ich folklorze - czyli w bezimiennej i spontanicznej twórczości dzieci, zapisywanej przez zbieraczy - sporo znajdziemy takich tekstów. Nazywamy je nawet rymowankami. Podsumujmy: ponieważ teksty rymowane, "do wiersza", były najbardziej naturalne dziecku, a i mówić do dziecka - aby je pouczyć, zabawić i wzruszyć - wierszem wydawało się najbardziej właściwe - literatura dla dzieci, w ogromnej swej większości - wierszem była pisana. II. Najstarsza poezja dla dzieci Stanisław Jachowicz, pierwszy, który pisał dla dzieci, był o dwa lata starszy od Mickiewicza. Był skromny. Nie uważała się za poetę, ale za wychowawcę i nauczyciela. Takim był zresztą z zamiłowania i z zawodu. Swoje wierszowane utwory nazywał różnie: bajkami, bajeczkami, obrazkami, powiastkami, ale i również "zabawkami" oraz "żarcikami". Odróżniał jednak bajkę - apolog w stylu Ezopa, od "bajki dla dzieci", którą nazywa chętnie bajeczką. Pisze np. tak: Dzieci nie znają się na wykwintności rymu, ja dla nich piszę, nie będą ode mnie tego wymagały; to tak podobne do tego, co same sobie czasem ukleją. Powtórzą, zaśpiewają moją bajeczkę, a ja tego pragnę, bo ja dla nich pisałem. Użycie poetyckiej formy dla bajeczki, powiastki, obrazka było dla Jachowicza i dla poetów pedagogów tego czasu środkiem bardzo sprawnym dla przekazania nauki moralnej. Służyły temu nie tylko rym, ale muzyka i śpiew. W 1854 roku wychodzą "Śpiewy dla dzieci" z wierszami Jachowicza, tym razem z ułożonymi do nich melodiami. O tym zbiorku pisał Józef Sikorski: "u nas pierwej niż gdzie indziej muzykę jako pomocnicę do wychowania dzieci wezwano..." A dalej czynił znamienną uwagę, że nuta, melodia - jak rym - przypominają wypadki, okoliczności i osoby zapomniane: Ileż to razy wyrazów piosenki niegdyś śpiewanej przypomnieć sobie nie można aż za pomocą melodii, z którą się one zrosły? Więc muzyka jest przynajmniej jednym ze środków mnemoniki, a więc cele pedagogiczne popiera. Tak więc takie środki artystyczne jak muzyka, mowa wiązana w twórczości dla dzieci, zostały wciągnięte w służbę celu głównego jakim było wychowanie moralne. Podkreślmy, że dla pierwszej formacji literatury dla dzieci w Polsce - bajeczka, bajka oraz krótka powiastka, czyli gatunki małej epiki dziecięcej, gdy były pisane wierszem, zaliczano je do poezji dydaktycznej. Temu rodzajowi, nazywanemu czwartym, nie przysługiwał status poezji wysokiej - jak eposowi, liryce i dramatowi. Owe wierszyki pisane dla dzieci były traktowane jako sprawny, a czasem nawet i wdzięczny, niemniej tylko środek wychowawczej perswazji. Miały wartość przede wszystkim instrumentalną. Prawdziwą natomiast poezję stanowiły utwory przepisywane z literatury dla dorosłych do książek dla dzieci. Tak się stało np. z "powrotem taty" Mickiewicza, przedrukowywanym już od 1827 r. w podręcznikach szkolnych i książkach dla dzieci. Przez cały więc wiek XIX na literaturę dla najmłodszych składały się dwa rodzaje tekstów: teksty pisane specjalnie, w większości przez pedagogów oraz teksty wybrane z poezji ogólnej, przedrukowane do książek dla dzieci i do podręczników szkolnych. Te pierwsze stanowiły literaturę stosowaną i aż do wystąpienia Marii Konopnickiej, czyli do końca lat osiemdziesiątych, bez większych ambicji artystycznych. "Bajki" Jachowicza - ten termin był najbardziej wtedy i potem uniwersalnym przezwaniem jego utworów dla dzieci - stały się swoistym wzorcem wiersza dla dzieci, dydaktycznym i z morałem. Moralizatorskie formułki bajki Jachowicza są weryfikowane w duchu współczesnych prądów pedagogicznych, jak np. filantropistów, i pisane z wyraźnym adresem społecznym dziecka. Adresatami są bowiem dzieci środowisk o znacznej, czasem nawet wysokiej kulturze i statusie materialnym. Satyra Jachowiczowskich bajek wytyka dzieciom łakomstwo, wybredność, nieposłuszeństwo i niegrzeczność wobec dorosłych i służby, okrucieństwo wobec zwierząt, lenistwo w nauce - a to są najczęściej wady dzieci społecznej góry. Świat, przestrzeń zdarzeń tych bajek jest przestrzenią kameralną. Najczęściej dzieje się wszystko w mieszkaniu lub w ogrodzie, w trakcie zabawy lub przechadzki, na wycieczce po mieście lub do Lasku Bielańskiego. W tej raczej "miejskiej" przestrzeni dzieci niegrzeczne plamią sukienki, nie myją rąk i uszu, niszczą książeczki, natomiast grzecznie dzielą się bułeczką z rybkami i dają zaoszczędzony grosik ubogiemu. W tym gatunku poetyckim stworzył Jachowicz wiersz będący portretem wad dziecięcych. Stał się on wzorem wiersza-bajeczki dydaktyczno-moralizatorskiej, ukierunkowanej na satyryczną najczęściej, przedrzeźniającą identyfikację bohatera z odbiorcą. Niewątpliwy walor artystyczny wielu z tych portretów-karykatur dał tym utworom długą, przez kilka pokoleń trwającą popularność i wartość pragmatyczną. W mniemaniu o sobie skromny poeta w tym gatunku czuje się mocny, gdy przestrzega, że niegrzecznych włoży do swoich bajek I wsadzą na całe życie, Za sto lat tam się ujrzycie! Jachowiczowska formacja wiersza w typie "Pan kotek był chory", czy "Swawolny Tadeuszek", będzie miała swoją liczną progeniturę aż do dziś. Czasem rozbłyśnie świetnym blaskiem w takich wierszach jak "Stefek Burczymucha" Konopnickiej, "Zosia Samosia" Tuwima czy "Leń" Brzechwy. Prawie równolegle do wierszy pisanych w poetyce rodzaju czwartego - poezji moralizatorsko-dydaktycznej - pojawia się nurt wierszy, pisanych w duchu romantycznym, sięgający do ludowego folkloru. "Szkółka dla dzieci" wychodząca w latach 1850-1855 w Poznaniu pisemko pod redakcją wielkopolskiego pedagoga Ewarysta Estkowskiego, przedrukowuje konsekwentnie wiersze poetów stanisławowskich, ale również i poetów romantyzmu. "Czytajcie pilnie poetów naszych - pisze Estkowski. - Młodemu tak jest potrzebna poezja, jak pokarm ciału". W "Szkółce" drukowano m.in. wiersze Teofila Lenartowicza, z tych niektóre weszły na stałe do książek i podręczników szkolnych, jak "wiersze dla dzieci". W roku 1862 wychodzą "Piosenki wiejskie dla ochronek z Przygrywką" podpisane nazwiskiem Lenartowicza. "Piosenka wiejska", utwór literacki, stylizowany na ludowy i pomyślany dla ludowego odbiorcy, stanowi w połowie XIX wieku gatunek liryczny przede wszystkim do śpiewania. Ale wówczas już często posługiwano się analogią: lud - dziecko, również jako odbiorcy literackiego. Wspomniane "Piosenki" były "dla dzieci". Dla dzieci innych środowisk społecznych, niż praktyczni odbiorcy biedermeierowskich bajek Jachowicza, przestrzeni nie sztucznej ale otwartej szeroko. Był w niej prawdziwy las, pola, łąki. Biegały po nich zwierzęta, latały ptaki. Był to już świat pracy, choćby nawet i takiej na miarę dziecka - jak pasanie gęsi i krów. Jeśli były w tej naturalnej przestrzeni dzieci ze szlacheckich dworków, to bawiąc się pospołu i w gromadzie. "Piosenki" lenartowicza były tekstami bardziej naturalnymi do śpiewania niż bajki Jachowicza. I w piosence powtarzał się jakby archeotyp pieśni wędrującej. Tak pisze o niej Lenartowicz: Świeża, jak ta ziemia z rana, We łzach rosy wykąpana, Idzie z serca, jakby z raju Na wędrówkę po swym kraju, Dziewczę poda je dziewczęciu, Pacholątko, pacholęciu. Wiersz, który się śpiewał, unieść mógł i treści kształcące. Szczególnie te, które były w duchu edukacji patriotycznej. "Śpiewy historyczne" Juliana Ursyna Niemcewicza były nie tylko poezją retoryczną - do mówienia - one były również śpiewane. We wspomnieniach z lat szkolnych Kozieradzkiego czytamy, że "Śpiewów historycznych" "w czasie długich wieczorów zimowych uczyliśmy się śpiewać, często przy gitarze". Śpiewano je na poważną nutę - dzieciom śpiewały je matki. Im bowiem przede wszystkim było powierzone wychowanie patriotyczne. W poemacie Kicińskiego "Kobiety" czytamy: Czasem gdy weźmie synka na swoje kolana, Odpowiada na jego pytania niewinne; [...] Czasem zajmie go jaką powieścią ciekawą, W którą zawsze naukę zręcznie wsunąć umie; A tak poważne rzeczy mięszając z zabawą, Kształci go w wiadomościach, cnocie i rozumie. Ledwie jego pojęcia zdolności nabiorą, Czyta mu matka z dziejów przykłady wybrane. Tu matka jest nauczycielem - jeszcze w oświeceniowej roli i w klasycystycznym umiarze. Ale za lat kilkanaście nauka o dziejach Polski nabierze już dramatycznego wymiaru. Narodowa duma stanie się charyzmatem, apelem i ananke polskiego dziecka: O matko Polko! gdy u syna twego W źrenicach błyszczy genijusza świetność, Jeśli mu patrzy z czoła dziecinnego Dawnych Polaków duma i szlachetność; Jeśli rzuciwszy rówienników grono Do starca bieży, co mu dumy pieje, Jeżeli słucha z głową pochyloną, Kiedy mu przodków powiadają dzieje: O matko Polko! źle się twój syn bawi!. Elementarz nauki historii i cnoty patriotyzmu był pieśniowy. Poezja śpiewana miała tę wyższość nad pisaną, że łatwiej trafiała do nie umiejącego czytać, lepiej utrwalała się w pamięci. Przekazywana na drodze ustnej, mniej była narażona na zniszczenie: Płomień rozgryzie malowane dzieje Skarby mieczowi spustoszą złodzieje, Pieśń ujdzie cało, tłum ludzi obiega (A. Mickiewicz, Konrad Wallenrod"). Na początku XX wieku Maria Konopnicka pod pseudonimem Jana Sawy pisze swój "Śpiewnik historyczny". Zamieszczone w nim piosenki-wiersze patriotyczne są na nutę skoczną; mieszczą się bardziej w poetyce wierszy dla dzieci niż "Pieśni" Niemcewicza. III. Maria Konopnicka otwiera nową epokę. Debiut Konopnickiej jako poetki dzieci nastąpił dość nieoczekiwanie i nie od razu efektownie. Pierwsze jej wiersze, drukowane przez Michała Arcta w książeczkach obrazkowych, nie stanowiły jeszcze rewelacji, ale talent najświetniejszej poetki pozytywizmu nie mógł być bez wpływu na twórczość i dla dzieci. Konopnicka była pierwszą autentyczną poetką, która nie utwór pojedynczy, ale cały szereg tomików wierszy napisała dla dzieci. A ponadto ona pierwsza miała świadomość, że dla dzieci pisać należy nie tylko wiersze, które by służyły różnym funkcjom praktycznym, ale poezję, która jest sama w sobie wartością. Ową wartość wychowawczo-estetyczną piosenki oraz poety dzieci, poety śpiewaka, uchwyciła Konopnicka w liście do ilustratora jej książki dla dzieci "Nowe latko", Piotra Stachiewicza, gdy pisała: "Nie przychodzę ani uczyć dzieci, ani też ich bawić. Przychodzę śpiewać z nimi". Śpiewać z nimi, znaczyło inaczej i więcej niż układać piosenki i śpiewać dla nich. W tym liście wyrażała Konopnicka już bardzo dojrzałą świadomość potrzeby artystycznej wierszy dla dzieci, gdy formułowała, że dydaktyzm "nie wyczerpuje, nie zaspokaja delikatnych poruszeń duszy dziecka, która pożąda wzlotu, dźwięku, tonu". Stąd już naturalnie wypływał wniosek o potrzebie poezji samej w sobie, która bez żadnych dydaktycznych celów będzie budziła w duszy dziecka pewne nastroje i poddawała harmonię pod przyrodzoną dźwięczność tej duszy. W innym liście, pisanym do jej późniejszego wydawcy, Gebethnera, broni Konopnicka luźnej kompozycji wierszy dla dzieci, porządku uczuciowego a nie treściowego oraz prawa do liryki: "Dzieci mają zmysł muzyczny dość wybitny, śpiewność tych strof lubo złożonych, ale melodyjnych, uderzy zapewne [ich] zmysł". W roku 1902 z okazji jubileuszu poetki napisze Aniela Szycówna, że "do ważniejszych zasług jubilatki tegorocznej należą niewątpliwie jej piękne i proste wierszyki i piosenki dla dzieci". A z okazji wyjścia poemaciku "Na jagody" napisze recenzent w "Tygodniku Ilustrowanym", że wiersze jej są "takie proste, a tak chwytające za serce, kiedy uczą małych czytelników kochać lud i kochać naród". IV. Poeci dwudziestolecia międzywojennego Na przełomie wieków cudownym źródłem Aretuzy stała się twórczość ludowa, a w jej obrębie nie tylko poezja meliczna i baśni, ale zagadki, dziecięce wyliczanki i rymowanki, zabawne i przekrętne powiedzenia oraz różne magiczne i zabawowe teksty, jakie się mówiło podczas gier ruchowych, na pastwisku, między sobą. Były to nie tylko teksty dawne, przekazywane ustnie, z pokolenia na pokolenie, ale i takie, które powstawały doraźnie, jeszcze ciągle w żywych, sprzyjających im okolicznościach: pośród zabaw i resztek obrzędów dawnych i nowych, w rodzinie, w szkole. Była to poezja z dawien dawna, ale nikt jej nie zapisywał, a nawet przez długi czas była rugowana przez dorosłych, którzy uważali ją za mało wybredną czy wprost wulgarną. Z tych rymów, "bez sensu, bez składu i ładu", przemyciła trochę Konopnicka w swojej książce "Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią bawiły" (1884), ale dopiero w dużym wyborze wydała je Zofia Rogoszówna. Pierwszy zbiorek w opracowaniu Rogoszówny, pt. "Sroczka kaszkę warzyła", z obrazkami Zofii Stryjeńskiej i muzyką Michała Świerzyńskiego ukazał się w 1920 r. Książeczka miała podtytuł "Gadki dziecięce, spisane z ust ludu i wspomnień dzieciństwa". Później, już po śmierci autorki, wyszły dwa inne tomiki: "Klituś bajduś" "Gadki, piosenki, zabawy dziecięce spisane z ust ludu i wspomnień dzieciństwa" oraz "Koszałki opałki". Zwróćmy uwagę na tę pedantyczną wszędzie sygnaturę: "z ust ludu i wspomnień dzieciństwa". Był to wiek etnografii i wiek... dziecka. Rymowanki dziecięce - zwłaszcza żartobliwe i nonsensowne - nie znalazły tak od razu rychłej i twórczej kontynuacji, jak piosenki liryczne. Ale później, w lat dwadzieścia, nie tylko słowa czy motywy fabularne, bądź komiczne figury ptaków i zwierząt, ale same struktury "bajek-wyliczanek" (inaczej zwanych - bajki łańcuszkowe), czy śpiewanek z absurdalnym refrenem, dały wzorce dla licznych nowych utworów literackich dla dzieci. W dwudziestoleciu międzywojennym najpopularniejszą poetką była Janina Porazińska. Ona też była najbardziej twórczą kontynuatorką ludowego nurtu w poezji dla dzieci. O swoich dziecięcych fascynacjach wiejskością, na ziemi piotrkowskiej, gdzie spędzała wakacje u dziadków, zapisała: Z tych przeżyć chrustowskich, z tych wypraw czwórką w pole na drabiniastym wozie po siano, po snopki żyta, z tych hucznych dożynek, z tych chłopskich wesel, w których już jako podlotek uczestniczyłam, z tych babki i dziadka opowiadań na schodach ganku narodziły się; "W Wojtusiowej izbie", "Wesele Małgorzatki", "Moja Wólka", "Pastereczka", "Trzy gadułki", "Kopciuszek", "Jaś i Kasia" i zbiory polskich baśni ludowych. Polska i to, co nasze, narodowe, wciąż nam wydzierane, wciąż tratowane - to stało się najbliższe, to czaiło się na końcu pióra, by wydrzeć się z serca, wybiec ku dzieciom. Z tego źródła powstały moje książki. Tak poświadczona dokumentacja wiejskości jest i sygnaturą ogólnokrajową. Autentyk ludowy, szczególnie ten wiejskiego folkloru dzieci, gdy jest żywy, i gdy jest jeszcze ciągle w funkcjonalnym użyciu, przenoszony z czułej pamięci do książki, należy do języka langue i do języka parole (langue - język jako system, parole - jednostkowa, konkretna wypowiedź). Poetka, po latach zapytana o pochodzenie pewnych słów i zwrotów odpowiedziała, że nie pamięta, czy to ona tak słyszała dzieckiem, czy "wymyśliła", i po latach wróciło to do niej jako dziecięca rymowanka. Jeszcze w latach przed pierwszą wojną redagowała Porazińska w Krakowie pisemko "Promyk" z "Promyczkiem". Potem w 1923 roku, wydaje wspólnie z Chrząszczewską i Siewierskim "śpiewnik dla dzieci" - "Dzwonki". Są tu wiersze, gry, zabawy, obrazki. Nie był to pierwszy, ale znaczący przykład książki dla dzieci, będącej antologią różnych tekstów, które nie artykułują w różnym tworzywie: w czytaniu, w śpiewie, w geście i zabawie mimetycznej. Utwory zebrane w podobnych antologiach są najczęściej wiejskie, a i porządek kompozycyjny książki zrobiony jest według pór roku, bądź kalendarza naturalnego - jak święta kościelne, wycieczki, majówki, wakacje, "na jagody", "na grzyby", "na gwiazdkę". Podobnie wiejski i naturalny porządek jest organizacją dziecięcych pisemek, wtedy i do dziś. Poezja Porazińskiej inicjuje mały świat dziecka: iskierek z popielnika, padających kropli deszczu, cykającego zegara i cykającego świerszcza, psotek i śmieszek, siedzących na badylu. Nadzwyczajna jest rzeczywistość tej treści i prostota w jej odsłanianiu, pokazywaniu przez autorkę. Z najnaturalniejszą swobodą i żywością wplatają się tu znane powiedzenia, sposoby gadkowe, jakiś obrót piosenki ludowej, czyniąc od razu te wierszyki jak gdyby nie tworem literackim i dzisiejszym, ale czemś, co sobie samo tak ładnie i samodzielnie urosło, jak sama mowa i sama piosenka ludowa. Kreowanie kosmosu dziecięcego, otwartego bezpośrednio na "dziwy" i "bajki" - w wiejskiej izbie, ale i w mieszczańskim pokoju, podejmie Ewa Szelburg-Zarembina. Zwraca uwagę J.Z.Białek na antologie "W Wojtusiowej izbie" Porazińskiej i "A... a... a... kotki dwa" Zarembiny: "złoty jeż" jest zaczarowanym w jeża królewiczem, ale jest i jeżem... Ale - dodajmy - i jeż, taki zwyczajny, kolczasty, który chodzi nocą i tupie... też jest "jak z bajki". U Porazińskiej, Zarembiny, Iłłakowiczówny, Czechowicza, że wymienimy tylko tych najwybitniejszych z dwudziestolecia poetów, bajka jest w każdej zwyczajności, każda zwyczajność może być bajką... I to wszystko znajduje się tu i zaraz, na wyciągnięcie ręki, na szerokość pokoju, tuż za ścianą, za szybą okna. Wystarczy się tylko wsłuchać w padający deszcz: Pada, pada deszcz Chlupu, chlupu, chlup! Idzie dziadzio Mrok Tupu, tupu, tup! Innym ewenementem w poezji dla dzieci był zbiorek "Rymy dziecięce" Kazimiery Iłłakowiczówny. "Rymy" krytyka odebrała jako utwory "chwytające na gorącym uczynku uczuciowe reakcje, powiedzenia i sformułowania dzieci; zbliżone do typu wyobraźni dziecięcej i wysławiania się dziecka". Dzieciństwo, traktowane już jako osobna i uprawiana kategoria estetyki odbioru, pozwalało na sformułowanie przesłanek zbudowania modelu poezji dziecięcej. Z okazji następnego zbiorku wierszy dla dzieci Iłłakowiczówny pisała w roku 1933 Zofia Niesiołowska-Rotherowa, że poezja dla dzieci powinna się odznaczać umiejętnością odczuwania duszy dziecka, myślenia jego wyobrażeniami i mówienia jego językiem; zbieżnością z ludową piosenką: pararelizmem obrazów, magicznością motywów, animacją, melodyjnością jako zasadą kompozycyjną; umiejętnością splatania realności z fantazją; optymizmem i pogodą, nawet przy ukazywaniu spraw tak ostatecznych jak śmierć. Józef Czechowicz był w latach 1932-1936 redaktorem dwóch najpopularniejszych wśród dzieci, wtedy i dziś, pisemek: "Płomyka" i "Płomyczka". Był przedstawicielem tzw. II Awangardy, nazwanej "poezją środka". Pisał Julian Przyboś, że w poezji środka dominuje "liryka kołysankowa" - z onomatopeją i echolalią. W wierszach dla dzieci Czechowicza eufonia asonantyczna (samogłoski jasne a-e-o, spółgłoski nosowe m-n-ł) występuje w eklogach i kołysankach: "siano pachnie snem". O lirycznej lokalizacji poezji Czechowicza pisano, że jego "nieurojona ojczyzna" znajduje się na pograniczu wsi i miasta. Świat Czechowiczowskiej poezji, i tej dla dzieci, jest wiejsko-miejski, taki, jakim był folklor dziecięcy sprzed lat pięćdziesięciu. "Jest jak łąka podmiejska, pełna zapachu ziół, kwiatów i traw, ale dolatują tu odgłosy miasta. Z obłokami mieszają się fabryczne dymy..." - pisał Różewicz, a Kazimierz Wyka dodawał, że "u szczytu swego uświadomienia poetyckiego Czechowicza [...] przetworzy i zdobędzie miasto. Człowiek ziemi i człowiek wzruszenia zapanuje nad obojętnością masy i kamienia". Wiersze Czechowicza publikowane w czasopismach miały znaki przestankowe, duże litery. Publikowane w książkach - nie. To dla koneserów, którym daje się satysfakcję kilkakrotnej lektury wymagającej uporządkowania. Wiersze dla dzieci miały interpunkcję. Ale wiersze - dzieci przede wszystkim słyszą. A gdy się ich nauczą na pamięć - "słyszą" i powtarzają z pamięci według swojej własnej porządkującej zasady. Wiersze dla dzieci były drukowane albo w osobnych książeczkach albo w dziecięcych pisemkach. Na innych, jakby nieoficjalnych prawach, poza edycjami. Wielotomowe, zbiorowe wydanie "Poezji" Marii Konopnickiej, przygotowane przez Jana Czubka, nie obejmuje wierszy dla dzieci. Toteż zdarzeniem szokującym i rewelacją na miarę ogólnopolską było wydrukowanie przez Juliana Tuwima w czołowym tygodniku literackim "Wiadomości Literackie" w latach 1934 i 1935, na pierwszej stronie, kolumny pod ogólnym tytułem: "Wiersze dziecięce". W ten sposób wiersz dziecięcy - jako komunikat poetycki skierowany do dziecięcego odbiorcy i jako swoisty gatunek poetycki - otrzymał oficjalny status poezji, stał się równouprawnionym gatunkiem poezji ogólnej, zdobył dorosłych, często entuzjastycznych czytelników i wszedł w obręb świadomości estetycznej krytyki literackiej. Dopiero w roku 1938 wiersze Tuwima, drukowane wcześniej w "Wiadomościach Literackich", wyszły w książkach dla dzieci. Tuwim był ponadto pierwszym (lub pierwszym z pierwszych), który oswoił w poezji dla dzieci "język" ptaków i zwierząt, język zaumny (określenie poety rosyjskiego Wielemira Chlebnikowa), język, będący poza granicami rozumu. Słowa, zwroty, które w swojej wymyślnej niezrozumiałości mogą pełnić funkcje magiczne, jak również stanowić czystą zabawę w słowa, w brzmienia, w naśladowania głosów przyrody, szukania kontaktu językowego z naturą, jak i tworzenie języka swojego, grupy wtajemniczonych itp. W rozprawie pt. "Atuli mirohłody", traktującej o wszelkich walorach myślenia i dowodzenia naukowego, a jednocześnie utrzymanej w poetyce ludycznego eseju, pisze Tuwim o glossolaliach (z gr. glossa - język, laleo - bełkotać): Zjawiskiem typowo glossolalicznym są niezliczone przyśpiewy pieśni ludowych, te wszystkie: Pójdę ja z toporem do lasa, Bajer topór, konder honder Fitasom bałabasom Bałabinka opinka. Syli sektum rektum doktum. Albo: Hopsztynder Madaliński Fika, z góry ta, Zbara ciup ciup pinderyndum hura Barabana mazura lub ten w dzieciństwie przeze mnie nad Pilicą słyszany: Kołotaj mama ciuciu Mazuraj da madziary Hopsasa wykrętasa Świnduryndu dana. Nie były to tylko oczarowania Tuwima. W jego wierszach dla dzieci nie odnajdziemy owych "mirochładów". Bo Tuwim nie pisał jeszcze wierszy w "języku dzieci" czy w stylizacji na język dziecka, a i również bariera dydaktyczna w stosowanej literaturze dla dzieci i myśleniu (nawet i najbardziej przewrotnym), jaką ta literatura być może - nie pozwalała iść tak daleko. Ten nurt, a raczej jego cienką strużkę, glossolaliczną, odnajdziemy w niektórych wierszach naszej "Antologii". Jeśli chodzi o Tuwima, wspomnijmy tu jego "Ptasie radio" (a w nim szczególnie śpiew słowika), które prowadzi nas do innego traktatu poety, jego "Zarysu ćwierkologii". Znajdziemy również potwierdzenie tego w "Ptasich kolędach". Dodajmy, że i klasyczna "Lokomotywa" Tuwima jest wierszem zrobionym z zabawy w pociąg. Jego instrumentacja (porządek aliteracji, echolalii, glossolalii czy rymu i rytmu) stanowi w utworze warstwę podstawową i autonomiczną, na którą dopiero zostaje jakby "nałożona" warstwa semantyczna. Posłuchajmy: A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost! Po torze, po torze, po torze, przez most i z zakończenia: I koła turkocą, i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to! i podłóżmy to pod prawdziwą jazdę pociągu. Albo odwrotnie: jadąc pociągiem, wymawiajmy te słowa pod melodię jego stukających kół. Że i sam poeta warstwę glossolaliczno-brzmieniową cenił wysoko, niech świadczy jego autentyczny zachwyt dla translacji "Lokomotywy" na język dziecka, zrobionej przez 3-letniego chłopca, która tak się zaczyna: Toi na tai koleja cieja omoma i pom ej pyja tusta oia Toi i hapie toi i mucha zaj z oajec jej bucha bucha. V. Poezja - jej miejsce w wychowaniu i w refleksji krytyki literackiej Refleksja krytyki estetycznej nad historią i teorią wierszy dla dzieci pojawiła się dopiero po drugiej wojnie światowej. Już nie była wtedy literatura dla dzieci przedmiotem uwagi i troski tylko pedagogów, ale stała się troską i samych autorów piszących dla dzieci, krytyków zawodowych, historyków i teoretyków literatury. Na wyostrzenie tej refleksji wpływ miały odkrycia psychologów i pedagogów dotyczące twórczej osobowości dziecka. Edward Claparede, szwajcarski psycholog i pedagog, w swoich pracach już na początku naszego stulecia propagował wychowanie oparte na naturalnym procesie rozwoju istoty rosnącej: dzieci nie powinny być kierowane, ale powinny być wychowywane swobodnie. Rozwijający się w latach międzywojennych międzynarodowy ruch pedagogiczny pod nazwą "Nowe wychowanie" eksponował rolę aktywności typu artystycznego, rolę ekspresji twórczej głosząc, że w dziecku jest naturalna skłonność do tworzenia, którą należy podtrzymywać. Dziecko w działalności artystycznej: plastycznej, muzycznej, choreograficznej, poetyckiej wypowiada swoje marzenia i wyobrażenia. Stąd wychowaniu przez sztukę przyznawano wartości nie tylko automatycznie, ważne dla okresu samego dzieciństwa, ale wizję realizującą pełny rozwój człowieka. Sztuka bowiem - formułował angielski poeta i krytyk sztuki Herbert Read - jest szansą ocalenia człowieka w świecie alienacji, technokracji i konsumpcji, w epoce, która w teorii głosi ideały, a w praktyce stosuje okrucieństwo. "Człowiek jest przede wszystkim tym, który tworzy"(A. Saint-Exupery). Twórczość jest psychologicznym zaprzeczeniem zniszczenia [...] Dzieło sztuki nie jest tylko ozdobą: jest wyrazem jednego z najgłębszych instynktów człowieka, instynktu, który go kieruje do rozszerzenia zakresu swego zmysłowego spostrzegania. Instynkt ten decyduje o rozwoju zmysłów w okresie dzieciństwa i jeśli zostaje przedłużony na okres życia dorosłego, zwykle podnieca ludzi do przedkładania działań konstruktywnych ponad działania niszczące (H. Read, Warunki dla pokoju). Ekspresję dziecka dostrzeżono nie tylko w akcie zaspokajania jego własnych potrzeb, ale w komunikacji społecznej. Z tego wynikała ogromna rola dziecka czy dzieciństwa - jako odbiorcy sztuki, również literatury, a tu poezji szczególnie. Dziecko było konsumentem nie biernym, ale twórczym. Dziecko, będąc samo poetycko usposobione ( świadczy za tym samorodna twórczość poetycka dzieci) jest otwarte na poezję z zewnątrz, przyjmuje ją i twórczo adaptuje. W takim rozumieniu dziecka i w lansowaniu teorii "Nowego wychowania", "Nowej szkoły" - zmienił się i stosunek do źródeł poezji dla dzieci, do funkcji jakie ta poezja miała pełnić i do miejsca dziecka w akcie percepcji. Hanna Januszewska - poetka, jak Porazińska czy Czechowicz, sięgająca w swych wierszach dla dzieci również do wiejskich mitów dzieciństwa - pisze, że wzruszenie podmiotu, lirycznego wiersza winno być wzruszeniem czytelnika i że dziecko jest czulszym odbiorcą niż dorosły. Artysta bowiem i dziecko posiadają wiele stwierdzonych przez psychologię podobieństw. Oboje są oddani poszukiwaniom w otaczającej ich rzeczywistości, oboje skłonni do uczuciowego pojmowania zjawisk, oboje egotyczni i egocentryczni (H. Januszewska, Artyzm w poezji i baśni polskiej dla dzieci, "Ruch Pedagogiczny" 1946/47, nr 4, s. 281). Identyfikacja poety i dziecka, rozumienie poety jako człowieka naiwnego, pierwotnego stało się współcześnie jednym z trendów poezji. Już XVII-wieczny filozof Giambattisa Vico, autor dzieła Scienza nuova (Nauka nowa, 1723-1744) twierdzi, że poetyckość była na początku dziejów ludzkości sposobem istnienia ludzi, że wszystko co ludzie czynili i mówili stanowiło poezję, że poezja więc była jedyną formą rozumienia i poznawania świata. Człowiek pierwotny - kontynuował tę myśl XVIII-wieczny filozof niemiecki Herder - myślał jak poeta - obrazami. Myślenie obrazami jest myśleniem mitycznym i ono było właściwie człowiekowi pierwotnemu, a jest właściwe poecie i dziecku. Myślenie mityczne jest przeciwstawne myśleniu "zdrowo-rozsądkowemu", które to myślenie i pogląd na świat są właściwe "dorosłości". Powstaje w XX wieku jakby opozycja poetów, artystów oraz dzieci wobec dorosłych "logicznych, rozważnych i autorytatywnych". Literaturę dla dzieci w wieku XIX robili tacy właśnie dorośli, przeciwnicy "wszelkiej bzdury, nonsensu... i bajek". Oni to przekreślali dzieciństwo, uważając je za stan barbarzyński i naiwny, z którego należy wyprowadzić co najrychlej do cywilizowanej dorosłości. I ten prymat dorosłych skończył się lub został poważnie zakwestionowany i w literaturze dla dzieci. Ustalił się w wierszu nowy stosunek podmiotu lirycznego do tzw. odbiorcy wirtualnego, znajdującego się wewnątrz wiersza oraz stosunek podmiotu z zewnątrz - autora wiersza - do jego dziecięcego odbiorcy. Był to stosunek konfidencjalny wzajemnego porozumienia na płaszczyźnie wspólnej zabawy, albo tożsamego wzruszenia. Zresztą to partnerstwo bywało najczęściej mieszanej natury, bo zabawa obejmowała igraszki językowe: brzmieniowe, słowotwórcze i semantyczne - sięgała do różnych gatunków ludycznych, takich jak limeryk, groteska, porzekadło i przysłowie - i w tej zabawie obie strony: poeta i dziecko, przeżywać mogli wiele podobnych emocji. Powstały z tego nowe bajki, poezja pure nonsense, nowe liryki. Każdy z tych rodzajów miał swoje zaplecze: ludowo-dziecięce w folklorze i artystyczne w różnych kierunkach estetycznych, takich jak dadaizm, futuryzm czy surrealizm. VI. Nowa bajka Jana Brzechwy Nowa bajka rozbłysła najefektowniej pod piórem Brzechwy. Brzechwa zadebiutował już przed wojną, ale jego pełna twórczość dla dzieci przypadła na lata pięćdziesiąte. Dał on początek całej szkole wiersza dla dzieci, który kontaminuje tradycyjną bajkę ezopową z żartem językowym, zabawę z przysłowiem czy porzekadłem, zlokalizowaną trochę już w staroświeckim świecie prowincji, małego miasteczka. Fantastyka tych bajek jest racjonalna, świat rzeczy i sytuacji dramatycznych znajduje się w polu zwyczajnych doświadczeń i obserwacji. Te bajki mają rodowód ludowy, bazują na przysłowiu, kalamburze, absurdzie i rymie, i w tym sensie są bliskie poetyce folkloru dzieci. Ich wiejskość jest przetransponowana w świat mieszczański. Widać to np. w takich inowacjach limerykowych: Miał pan rejent ze Zwolenia Twardy orzech do zgryzienia Orzech [w:] J. Brzechwa, Sto bajek, Warszawa 1975, s. 180). Bohaterowie bajek są bardzo pospolici. Jeśli są to zwierzęta - to u Brzechwy najczęściej domowe (kaczki, kury), jeśli nie wprost "mieszkaniowe" (muchy, pająki, biedronki) lub przydomowe, pospolite z lasu, sadu, pola: lis, sroka, jeż, żuk. Te zwierzęta są także racjonalne i niepoetyckie. Nie ma tu motyli, kolorowych, śpiewających ptaków, orłów czy zwierząt egzotycznych. Jeśli zdarzy się smok czy hipopotam to po to, aby wystąpić w roli pociesznej i niefortunnej. I flora jest pospolita: przyprawy do zupy, identyczne jak w wiejskiej rymowance: Tańcowała ryba z rakiem A pietruszka z pasternakiem; Cebula się dziwowała Że pietruszka tańcowała. Użycie przysłowia jako scenariusza, bądź substratu fabuły bajki, czy jako puenty, było praktyką dawnych utworów dla dzieci. Wynikało to z przesłanek mówiących o mądrości przysłów, o ich walorach kształcących czy wychowujących, o ich właściwościach mnemotechnicznych. Szkolne podręczniki polskie i łacińskie podawały przysłowia oddzielnie jako: nauki, przestrogi, mądrości. Podawały je w rebusach, logogryfach, które należało rozwiązać, dopełnić. Przysłowia podawane w szkole jako tematy wypracowań, które trzeba było rozwinąć, zilustrować przykładami. Brzechwa, a po nim wielu innych, piszących dla dzieci, wychodzi z założenia, że wiele z przysłów należy do potocznej i ogólnej świadomości zbiorowej, w której są tak bardzo zadomowione, iż przeniknęły do języka potocznego, i w ten sposób zatraciły nie tylko swoje dawne walory dydaktyczne, ale i swoją urodą poetycką. Tak też często w sposób lapidarny i trafny oddają prawdy ludzkich sytuacji dramatycznych i myślenia, że aby odzyskać, jeśli już nie ich żywą i uczącą mądrość, to ich osobliwą urodę, trzeba zwrócić na nią uwagę w inny sposób. Przysłowie, a czasem ich tylko części, a nawet odkruszone fragmenty, w zrutynizowanej mechanice mowy są niezauważalne, a przecież, gdy się im przyjrzeć bliżej, zaskakują swą archaicznością przedmiotów, których już nie ma i o których nie wiadomo co znaczą, jak ów sagan, co smoli i przygania garnkowi, czy zbitek frazeologiczny: "prawda w oczy kole". Brzechwa wyjmował z pamięci i z mowy potocznej przysłowia, które układają się w metaforę i ściągają w elipsę, i odkrywał oraz racjonalizował ich przenośność, sprawdzał jakby mechanizm ich metaforyczności, tak jak to robią dzieci, gdy sprawdzają dosłownie np. powiedzenie: "skocz na jednej nodze". Brzechwa odbiera przysłowiu jego mądrość i tworzy sylogizm logicznego myślenia. Rozbraja je z genetycznej i naturalnej mu poetyczności, która z biegiem czasu starła się i spowszedniała, i przez przewrotną weryfikację poetycką - nadawał mu nową osobliwość, niezwyczajność, zatrzymując uwagę wyobraźni i języka. Jak w bajce o owej żabie, której "nie uszło na sucho", czy o sójce, wybierającej się za morze, czy o dziurze w moście. Powiedzenie: jak dziura w moście, jest dla Brzechwy okazją do rozbudowania bajki opartej na rymie: moście - goście. A więc: Na obiad jadą goście. - Uwaga! Dziura w moście! Ale gości dziura nie powstrzymała, więc powpadali do rzeki... I tu następuje ulubiona przez dzieci i stosowana przez piszących dla nich konstrukcja: wyliczenie, kto wpadł do wody: Więc pierwszy wpadł do wody Aptekarz niezbyt młody, A za nim w ślad sędzina I doktor z Krotoszyna. Wpadli, popłynęli aż do Płocka... i wyszli z wody. I wtedy następuje powtórka - kto, z dodaniem w jakim stanie po tej kąpieli: Mierniczy cały drżący I rejent kichający [...] A obiad zjadł kto inny. Ostatni dystych brzmi: Bo czyż potrzebni goście? Owszem. Jak dziura w moście! Sens zastosowanego w tej sytuacji przysłowia uogólniony jest z adresem mieszczańskim, taki bowiem jest skład socjalny gości, i taka interpretacja gości jako dopustu. Zwróćmy uwagę przy tej okazji na życzliwe traktowanie gości w dawnych przysłowiach a na "mieszczańską demitologizację" w trawestacjach w typie: "goście w dom, półmiski do kredensu". Podobną technikę postępowania z przysłowiem znajdziemy i gdzie indziej. Przysłowie "wybiera się jak sójka za morze", otrzymuje w bajce Brzechwy cały zapis okoliczności odkładania tej decyzji. Przysłowie jest wynikiem obserwowania przez lud odlatujących ptaków. Sójka - jak wszystkie zwierzęta w przysłowiach - to symbol. Zwierzęta bowiem w przysłowiach, jak i w bajkach, dają się zamieniać w ludzi. W bajce Brzechwy jest jednak jakby utrwalenie ptaka - to "prawdziwa" sójka wybiera się za morze. Ale jednocześnie, co to za "sójka", która: Odwiedziła najpierw Szczecin, Bo tam miała dwoje dzieci, W Kielcach była dwa tygodnie, Żeby wyspać się wygodnie. Sójka nie sójka... ale faktem pozostanie, że to sójka będzie znakiem przysłowiowym dla uniwersalnej sytuacji niemożności podjęcia stale odkładanej decyzji. Bajka Brzechwy jest żartobliwym katalogiem miast w Polsce, jak lekcja wesołej geografii. Ale w zakończeniu bajki wraca raz jeszcze motyw przysłowia, odwrócony i zarazem likwidujący jego abulię na rzecz postulatywnej dydaktyki: Pomyślała sobie wreszcie: "Kto chce zwiedzać obce kraje, Niechaj zwiedza. Ja - zostaję". Jest tu tak, jakby serdeczna repetycja ojczyzny rehabilitowała dawną przysłowiową negatywność sójki. Czasem już nie przysłowia ale zwroty przysłowiowe, funkcjonujące w języku na prawach sformułowań gotowych, prawdziwych, poręcznych i adekwatnych w użyciu, są dla Brzechwy inicjalne dla bajki, której tok rozwinie powiedzenie, podważy łatwą i schematyczną aksjomatyczność powiedzenia, sprawdzi jego poetycką, niewyczuwalną już metaforyczność. "Twardego orzecha" - próbowali różni, na różne sposoby i przy użyciu różnych narzędzi, aż przez przypadek zgryzła go łatwo i prędko wiewiórka. W tę historię wpisane zostały i inne sformułowania przysłowiowe, jak np. rekomendacja kowala, który powiada: Dla mnie to jest rzecz nienowa, Jestem, panie, z Żelechowa, A wiadomo, że Żelechów Słynie z dziadków do orzechów. Nie ma przysłowia łączącego Żelechów z dziadkami do orzechów, nie ma więc związku z przysłowiem, ale jest z rymem. A i zakończenie bajki ma starą inskrypcję poświadczającą wiarygodność zdarzenia: gdy wiewiórka zgryzła orzech - "rejent jak najprędzej spisał akt w ogromnej księdze". To zostało zapisane... więc stało się dokumentem w księdze sądowej. Brzechwa tworzy nową księgę przysłów, małych mitów figurujących w aktach. Dwuznaczność słowa znosić i nieznosić (znosić jaja, a nie znosić czegoś) wygrywana w potocznym języku, znalazła u Brzechwy całą obszerną inscenizację w bajce Kokoszka-Smakoszka. Ulubiona wyliczankowa konstrukcja bajek jest twórcza onomastycznie: będzie to wyliczenie imion, zawodów, czynności, albo nazw miast, rzek - wszystkie nazwy najchętniej w pozycji rymującej się. Jest to w zgodzie ze sformułowaną przez Brzechwę poetyką wiersza dla dzieci, jak i z faktem, że rym prowokuje rym. Rym jest w bajkach Brzechwy takim samym sposobem dydaktycznym na zatrzymanie czegoś w pamięci, jak przysłowie. A inaczej: rym jest przysłowiotwórczy. Dwa, dobrze brzmieniowo odpowiadające sobie słowa (ale nie strywializowane i zużyte rymoidy) są zdolne kreować całą przestrzeń nowej bajki. Przykładowo: "ryby" rymują się z "na niby", "żaby" z "na aby-aby", "rak" z "byłe jak". Po jednej więc stronie mamy wyrazy, których spójność ma charakter środowiskowy i bajkowy zarazem: ryby - żaby - raki są mieszkańcami jednej przestrzeni i bohaterami wielu tradycyjnych bajek. Po drugiej stronie mamy słowa zupełnie "nowe", ich spójność, owego "aby-aby", to określenie chwiejności sytuacji, niedookreśloności sensów i wypowiedzi, a jednocześnie spójność tkwiąca w językowej zabawności. Z tych szeregów powstał refren: [...] ryby Śpiewały tylko na niby, Żaby Na aby-aby, A rak Byle jak. Okazało się, że najlepiej było je złączyć w śpiewaniu. Zwłaszcza, że tu ryby i żaby mają cechy wprost przeciwne (ryby - milczą, żaby - śpiewają). Do tego refrenu została już dopisana reszta bajki. W wierszu "Na straganie" fabułę bajki określa i wypełnia w całości pewna finezja rymów: "oprze - koprze", "szczypiorku - wtorku", "kalarepka - krzepka", "grochu - trochu", "feler - seler", "cebuli - czuli", "fasoli - gramoli", "marchewka - krewka", "kapusta - pusta". Niektóre z nich zrymował Brzechwa po raz pierwszy, jak: "oprze - koprze"; inne były już od dawna w powszechnej pamięci, jak: "kapusta - pusta". Rym: "feler - seler" brzmi dość ostro, jak wykrzyknik i dobitnie jak sentencja i on też znalazł się w pozycji refrenu, a po finalnym: "po co wasze swary głupie, wnet i tak zginiecie w zupie", zabrzmiał katastroficznie. Rymom głębokim - wyeksponowanym w tytułach bajek, powtórzonym w refrenach, w różnych miejscach znaczących tekstu, a trafiającym w "charakter" bohatera zawdzięczają bajki Brzechwy swoją nie tylko wyraźną lokalizację w książkach dla dzieci, ale co ważniejsze, w pamięci zbiorowej już trzeciego pokolenia. Przeszły one do porzekadeł, do języka potocznego. A oto przykłady: "Kaczka-Dziwaczka", "Kokoszka-Smakoszka" (to już nazwy przedszkoli i barów mlecznych), a dalej: "Jak pan może - panie pomidorze" "A to feler - westchnął seler", "Spotkał katar - Katarzynę", "Poniedziałek już od wtorku - poszukuje kota w worku", "Pewna żaba - była słaba", "Posłał kozioł koziołeczka - po bułeczki do miasteczka", "Zyskał wiele mało - dobrze mu się działo", "Gadalińska z miasta Młyńska", "Na ulicy Trybunalskiej - mieszkał sobie Staś Pytalski", "Panie chrzanie - niech pan przestanie", "Ach Filipie, ach Filipie - trzeba znać się na dowcipie", "Pojechał Michał pod Częstochowę - tam kupił buty siedmiomilowe", "Ciotka Danuta - robi swetry na drutach, "Po podwórku chodzą kaczki - wszystkie bose nieboraczki", "Na tapczanie siedzi leń - nic nie robi cały dzień", "Zamknij buzię - arbuzie", "Samochwała - w kącie stała", "Mój ślimaku, pokaż rożki - dam ci sera na pierożki". Te dwa ostatnie rymy są już tylko odnowieniem starych zamawianek dziecięcych. Nasze badania wykazały, że przedstawiciele pokolenia urodzonego w latach pięćdziesiątych, więc już zupełnie dorosłego w latach siedemdziesiątych, którym w dzieciństwie czytano wiersze Brzechwy i których wiele owych znaczących - przysłowiowo-aforystycznych - fragmentów zapamiętali, sądzili, że np. Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Zyskał wiele-mało - dobrze mu się działo. jest samodzielnym przysłowiowym pomysłem Brzechwy. Podobnie znany ludowy "skrętacz języka": "Nie pieprz Pietrze wieprza pieprzem" uważali za jego obsceniczny koncept. Rym uczula na słowo, na jego możliwości wyprowadzone zeń etymologicznie poprawnie, ale i na możliwości zabawowe, magiczne, na jego zagadkowość foniczną i na trud artykulacyjny. Na to wszystko, co należało do odwiecznych zabaw i zmór dziecięcych. To będzie ów: "chrząszcz brzmi w trzcinie", a mieszkający u Brzechwy ponadto w Szczebrzeszynie. W bajce "Żółwie i krokodyle" żółwie wymyśliły aby wymawiać swoje "eł" wszędzie, gdzie trzeba i nie trzeba. Jest to jakby uhistoryczniona geneza popularnego wśród dzieci powiedzenia: "ja ci mółwie, włóż obółwie". A może to powiedzenie od Brzechwy weszło do magiczno-pokrętnego języka? Innym gatunkiem folklorystycznej typologii jest wygrywanie efektów wynikających z przeciwieństw i kontrastów: wyglądu, wielkości, charakterów. Szczególnie na tym polu owocowały śmieszności par niedobranych w swatach małżeńskich, w tańcu. W folklorze ludowym jest tego bardzo wiele, ale również w miejskim i w szkolnym. W okresie prima aprilis przesyłano sobie złośliwe kartki pocztowe, na których były obrazki i podpisy w rodzaju: "A to para z nich dobrana jak wieloryb do barana". U Brzechwy tak wygląda zabawność swatów żurawia i czapli, żuka i biedronki, hipopotama i żabki, gęsi i prosięcia. Adynata ludowe, dziecięce wywracanki, myślenie i mówienie na opak, znajdują u Brzechwy liczne zastosowania od naiwnych wyliczanek, w których różnym pospolitym rzeczom przeciwstawia się ich cechy podstawowe: "że cukier jest słony, a mrówka jest większa od wrony" do bardzo wyrafinowanych, jak o kaczce, która "znosiła jaja na twardo i miała czubek z kokardą". Dziecięca metoda opisywania i nazywania świata ucieka się do budowania okresów, w których rzecz się dodaje do rzeczy, cecha do cechy, czynność do czynności według dwóch ciągów skojarzeń: semantyczno-logicznych i brzmieniowo-językowych. Tak jest zresztą i w ludowym folklorze: w bajce, w piosence. Taki porządek asocjacyjny jest właściwy każdej narracji, zarówno potocznej - naiwnej, jak i literackiej. Mówienie, w którym mechanizm potoku narracji, nieograniczona swoboda skojarzeń wyzwala się spod kontroli myślenia docelowego, zracjonalizowanego, prowadzić może do mówienia, które nazywamy "co ślina na język przyniesie", a co w praktyce mówienia dziecka może być, choćby i niezamierzonym, ćwiczeniem samej sprawności mówienia, radości z opanowania mechanizmów artykulacyjnych mowy, zasobu słownictwa, a może i przeżywaniem estetycznym, nazywaniem i opisywaniem świata w sposób poetycki. Jest to przykład skrajny: mowy wyzwolonej czy niepodporządkowanej. Bliżej mowy praktycznej, nastawionej na funkcje informacyjne i przedstawieniowe znajdują się wypowiedzi, które nazywamy potocznie obgadywaniem (jeśli nie obmową), plotkowaniem. Te formy - druga z nich często otwarta na swobodny i hiperbolizujący tok informowania prawdziwego i zmyślonego - znalazły szczególne powodzenie w folklorze. Ludzie, podsłuchjąc "mowy zwierząt i ptaków", dopatrywali się w niej człowieczej właściwości: zwierzęta "rozmawiały ze sobą", ale najczęściej używały języka ekspresywnego: "kłóciły się" między sobą, "plotkowały", "obgadywały nawzajem". Niektóre z nich dlatego, że taki mają już "charakter": indyk bulgocze, czerwieni się w gniewie, rozindycza; perliczki przeklinają - psiakrew; kaczka kwacze, a gęś gęga - w odniesieniu do ludzi "nakwakać" czy "nagęgać", to tyle, co nagadać, napytlować; zamęczyć, zanudzić gadaniem. Sroka - to plotkarka. W dwóch bajkach Brzechwy ukazane jest jak rośnie i przeinacza się plotka, przekazywana metodą łańcuszkową: Usiadła zięba na dębIe: "Na pewno dziś się przeziębię!" Podsłuchał to dąb i podał to dalej już jako fakt. Plotka zatoczyła wielkie koło i wróciła do zięby, że "zięba właśnie umarła na ciężką chorobę gardła". Podobnie jest z jeżem, który straszy swoimi igłami. Jest takie przysłowie: "z igły zrobić widły", więc jeż je jak gdyby weryfikuje, co sroka roznosi do ludzi po wsiach najbliższych wołając: "Otwierajcie drzwi sosnowe Dostaniecie widły nowe". Ptaki i zwierzęta w bajkach Brzechwy mają ogólnie wiejski charakter, są ponadto bardzo zantropomorfizowane: indyk chodzi po Warszawie i mieszka na Placu Bema, kaczki są też z Warszawy, buty zamawiają u szewca, który mieszka na ulicy Królewskiej. Jak już pisaliśmy, przestrzeń tych bajek jest swojska: - wiejska, lub małomiejska. Nic tu się nie dzieje w jakiejś krainie fantastycznej. Nawet tak ładnie nazywające się Wyspy Bergamuty - podobne wyspom z teratologii średniowiecznej - na których mieszka kot w butach i "tresowane szczury na szczycie szklanej góry" są wyspami nieprawdziwymi. O czym zapewnia narrator w ostatniej linijce wiersza. Jest tu tak jak na prima aprilis: wolno trochę zbujać i napisać nawet o tym w gazecie 1 kwietnia, ale nazajutrz trzeba wszystko odwołać, bo w racjonalnie zorganizowanym świecie nie należy ani dzieci, ani dorosłych wodzić na pokuszenie fantazji i nonsensu poetyckiego. Takie są reguły bajki, chociaż otwartej na absurd i nonsens, przecież jednak racjonalnej i dydaktycznej. Uprawiają ją współcześnie liczni, przede wszystkim Wanda Grodzieńska i Wanda Chotomska, Ludwik Jerzy Kern. VII. Poezja okolicznościowa dla dzieci Już wspominaliśmy, że literaturę dla dzieci tworzą teksty o różnej proweniencji, tu dodajmy, że za dziecięce skłonni jesteśmy uważać i takie, które powstały z okoliczności różnych wydarzeń w życiu dzieci (np. ich urodzenia, imienin, śmierci), a również i te, które są napisane w poetyce języka dziecka, jego wyobraźni, czasem i sposobie widzenia przez dziecko świata. Poezja ulotna - okolicznościowa - anonimowa - opanowana pamięciowo - wpisywana do imionników wieku dziecięcego, ale i dorosłego - przekazywana w tradycjach rodzinnych, środowiskowych i szkolnych - wymaga również choćby i krótkiej refleksji. Tym bardziej, że jest to poezja jeszcze ciągle żywa i otwarta na nowoczesność - kulturową, społeczną, polityczną, techniczną. Poezja barokowa. Bożonarodzeniowa poezja baroku; kolędy, kantyczki, pastorałki, zawiera wiele miejsc - jak przytoczone w "Antologii" wiersze Grochowskiego i Twardowskiego - pisanych jakby w poetyce mówienia do dziecka. W "Wirydarzu" Grochowskiego, św. Józef zwracając się do małego Jezusa, próbuje przypomnieć sobie dziecinną mowę, jaką jest gaworzenie niemowlęcia: Starzec dziecinną mowę znowu tworzę sobie. Blegocę momotowym przykładem, co owo Rzadko między tysiącem całe rzecze słowo. Znów tobie gram z tobą, jak druga dziecina. Tłumaczy się dalej, że każdemu dzieciństwu są zwyczajne kołyski, ptaszki, pieszczoty, uśmiechanie, więc i on jest upoważniony do tego, aby "takie rzeczy nie tylko podobne do wiary ale owszem rzeczywiste, w swych wierszach, jako w żywych obrazach przed oczy ludziom" kłaść. Poetyka barokowa uciekała się często do użycia figury retorycznej, jaką była antyteza. Samo narodzenie się Boga było antytezą. A w niej zawierały się inne: dziecię, niemowlę - Bóg; dziecię - starzec, jego opiekun; narodzenie - dziewictwo matki; ubóstwo narodzenia w stajence - królestwo boże; pokłon pasterzy - pokłon królów. Również obrazy i rzeźby tego czasu ukazują tę dziecięcą naiwność a zarazem i wielką prostotę. Grochowski w Wirydarzu pisze o malarzach, którzy przedstawiają ubogą kolebkę, a w niej dziecię kwiatek jaki w ręku, jabłko, albo pomarańczę trzymające; albo na tejże rączce ptaszka jakiego, na koniec i pieska wedle nóg jego, bądź i insze takowe rzeczy dziecińskiej zabawie przyzwoite. Krzątanie się aniołków w szopie w "Kolebce" Kaspra Twardowskiego przypomina treść obrazów zarówno sztychu Albrechta Durera zatytułowanego "Święta Rodzina w Egipcie", jak i obrazu Murilla (1617-I682) La "Cuisine des Anges" de Saint Diego d'Alcala. Przytoczmy nazwisko jeszcze jednego poety barokowego, Jana Żabczyca, autora "Symfonii Anielskich" i zacytujmy fragment z "Symfonii czwartej": Przy onej gorze Świecą się zorze, Pasterze się uwijają I na multaneczkach grają, Nie wiem, dlaczego oraz z "Symfonii dwudziestej ósmej": albo pięknie zagrajcie, Abo mi skrypce dajcie, Ja będę grał, Będę śpiewał I małe Dziecię z Józwem kołysał. z tej samej Symfonii zwrotka czwarta: Zagram zaś do taneczku Przy małym Dzieciąteczku; Skaczcież kołem. Bardzo jest to bliskie znanym piosenkom ludowym, śpiewanym dzieciom, a również bliskie i piosenkom literackim, stylizowanym, zwłaszcza takim, jakie układała Janina Porazińska. Genethliaca. Staropolska poezja retoryczna zna cały szereg gatunków utworów okolicznościowych i panegirycznych. Nadworni poeci domów magnackich z tytułu różnych okoliczności rodzinnych swoich chlebodawców, takich m.in. jak: urodzenie, zaślubiny, otrzymane tytuły, śmierć - przygotowywali mowy prozą lub wierszem. Na okoliczność urodzenia się dziecka układano wiersz "na urodzenie", z łacińska zwany genethliacum. Konstrukcja tego utworu była dość schematyczna: wymieniano przodków niemowlęcia, wyrażano radość i powinszowania, składano życzenia i słano modły do Boga o błogosławieństwo dla dziecka. Genethliaca były adresowane do dorosłych, ale można w nich odnaleźć zwroty skierowane do dziecka. Jak np. w "Małemu wielkiej nadzieje Radziwiłłowi, pióra Jana Kochanowskiego: Tak róść, mały Michniku, jakobyś mógł sławnych Przodków swych doróść, onych Radziwiłłów dawnych. - lub w wierszu Adama Naruszewicza pt. Dziecięciu nowourodzonemu: Wróżyć nie umiem, ukochane dziecię Jaka cię dola ma spotkać na świecie. Wiele lat jeszcze porwie wiek skwapliwy, Nim powiem, żeś jest grzeczny i cnotliwy, To jednak śmiele mogę ci rokować, Jeśli rodziców będziesz naśladować, Będziesz zapewne, łatwo tego dociec, Piękny jak matka, poczciwy jak ociec. Franciszek Dionizy Kniaźnin napisał odę "Na urodzenie Konstantego Czartoryskiego", w której znajdziemy taki oto zwrot do dziecka: Śpi zacne dziecię! Z samego imienia Już ma na sobie zaszczyt urodzenia. W miękkich pieluchach niemowlęce siły Zmacnia sen miły. Jak widać z powyższych przykładów, nawet bezpośrednie zwrócenie się do dziecka miało przede wszystkim jednak schlebiać rodzicom. Mitologiczne, a zarazem baśniowe poświadczenie ważności życzeń nowonarodzonemu odnajdziemy w bajce o śpiącej królewnie. Zwraca uwagę Wacław Kubacki, jak to w Baśni o uśpionej królewnie i najśmielszym królewiczu Bazylego Żukowskiego, w przekładzie Odyńca profetyczny moment genethliakonu [...] nabrał charakteru demonologicznego [...]: I przez rymy, przez zaklęcia Zarzekały los dziecięcia. Treny i epitafia. Śmierć dziecka także stanowiła okazję do poezjowania. Tym razem tragiczną. Najwspanialszym pomnikiem poetyckim w naszej literaturze, zmarłemu dziecku poświęconym, są Treny Kochanowskiego: Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim! To pod wpływem Trenów Kochanowskiego powstawały liczne treny w wieku XVI i XVII. Oprócz trenów, poświęcano dzieciom także epitafia - malowane, bądź ryte na nagrobkach. Smutek, rozpacz, żałoba rodziców po stracie dziecka - śmierci przedwczesnej; jakby - przeciw naturze, więc specjalnie okrutnej - szukały dla siebie wyrazu zwłaszcza w wierszu. Nagrobkowe rymy dzieciom zawierają więcej elementów osobistych i poetyckich niż pisane dla dorosłych. Próbują one ponazywać - choć i w sposób konwencjonalny - uczucie żałoby, a zarazem wyrazić pewność i pocieszenie, że zmarłe dziecię powiększy grono aniołków: Januszku, ty jesteś z gronem aniołków w niebie! A nam smutno żyć bez ciebie. Cicho ptaszęta nućcie, Naszego Kazia nie zbudźcie Bo nasz Kazio w grobie tym Odpoczywa wiecznym snem. Jezu! - Serca nasze rozdarte Gdyś zabrał od nas Czteroletnią Martę. Epitafia są do dziś jeszcze poezją "żywą", której jest wiele zwłaszcza w kwaterach grobów dziecięcych. Pisać bowiem wierszem dziecku wydawało się zawsze naturalne. Mówi Anna Kamieńska: Podobno zupełnie zrozumiała i normalna poezja jeszcze żyje na cmentarzach tam kwitnie dosłownie czarno na szarym lastriku Tam można jeszcze używać niektórych słów wstydliwych jak szczęście łzy tęsknota. Inskrypcje na grobach dzieci układają się czasem w kształt rymów dziecięcych, a i zwrotów skierowanych do różnych odbiorców. Śmierć i sen stoją blisko siebie, a czasem znaczą to samo. Nic więc dziwnego, że napis nagrobkowy sięga również po poetykę kołysanki: Drzewa nie szumcie, Ptaki nie śpiewajcie, Mojej siostrzyczce W śnie nie przeszkadzajcie. Zdarza się i epitafium sformułowane w poetyce wiersza jakby napisanego do książki dla dzieci: Janku i Tadziu, Otrzyjcie łezki z liczka I smutek z czołek. Nic wam nie grozi! Wasza mała siostrzyczka, Biały aniołek Modli się za was do Bozi. Zbiory powinszowań. W dawnych patriarchalnych rodzinach były szczególnie przestrzegane formy zachowań się dzieci, wyrażające pamięć, szacunek, podziękowania, życzenia, akty skruchy, przyrzeczenia poprawy w stosunku do dorosłych. Okazje imieninowe miały charakter podniosłych świąt rodzinnych, na które dzieci robiły bukiety kwiatów, malowały laurki, uczyły się na pamięć rymowanych najczęściej powinszowań. Takich powinszowań wiele wydawano drukiem, inne krążyły przekazywane ustnie albo zapisywane w kajetach. Dawniejsze powinszowania miały charakter bardziej retoryczny, były długie i bardzo uroczyste. Wypowiadało się je - stojąc - do siedzących w krzesłach lub fotelach dostojnych jubilatów. Ten dystans wyrażał się również i w słowach, w których więcej było wyrazów czci i szacunku niż miłości. Teksty powinszowań miały redakcję orientowaną na konkretnego w społeczności rodzinnej jubilata: ojca, matkę, dziadków, bądź miały formułę dość ogólną, pozwalającą w tekst tego samego powinszowania wstawiać, zależnie od potrzeby, różnych adresatów, zwłaszcza wtedy gdy tytuł pokrewieństwa nie znajdował się w pozycji rymu: Zaszumiały pod mym oknem Gałązki wierzbiny: Zosiu! Zosiu! Twojej Mamy Dzisiaj imieniny. albo: Krótki mój wierszyk I mowa krótka, Bo jestem, Dziadziu, Bardzo malutka. Zbiory powinszowań nazywano "Wiązaniami" lub "Wiązankami". To podkreślało ich poetykę - były bowiem układane mową wiązaną, ale podkreślało również sam charakter wypowiedzi, która była: "wiązanką życzeń". Dodawano do niej wiązankę kwiatów. Tytuły: Wiązanki wierszyków dla dzieci, Wiązania życzeń i piosenek, Równianki, Bukiecik dla dobrych dzieci - były częstymi nazwami zbiorków i podkreślały nie tylko samą zasadę zbierania wierszy, ale również ich dziecięcą sielsko-wiejską estetykę. Z czasem powinszowania okolicznościowe przekroczyły krąg ściśle rodzinny. Poetyka familiarności ogarnęła w pierwszym rzędzie środowisko szkolne. Pojawiły się powinszowania dla nauczycieli: Rolnik ziemię pługiem orze, Rzuca zboże w skibę czarną, Zaś Pan, Panie Profesorze, Siejesz w sercach wiedzy ziarno! Różne sytuacje związane z życiem w szkolnej gromadzie powołały poezję okoliczności poszerzonych - nie tylko więc życzenia, ale również wierszyki z okazji np. świąt narodowych i kościelnych, Gwiazdki, sadzenia drzewek, karmienia ptaków i in. Czasem wierszyki te mogły spełniać funkcje wielorakie, być np: powinszowaniem a jednocześnie wpisem do pamiętnika: Z myślą o Tobie, Pani, Uczyłam się wierszyka, Ktoś przepisał go dla mnie Do pamiętnika. Wiersz Słowackiego "W pamiętniku Zofii Bobrówny" i Karpińskiego "Pieśń do Amelii Bassompier dziesięcioletniej", które to utwory zamieszczamy w Antologii, są przykładami inskrypcji do popularnego w wieku XIX i XX imionnika, inaczej zwanego pamiętnikiem (albo z niemiecka sztambuchem). Pamiętnik był albumem, często na pięknym papierze kredowym, bogato oprawnym. Jego tradycja wyprowadza się z renesansu, z albumu zapisywanego nazwiskami sławnych ludzi. W takie albumy zaopatrywali się uczniowie, wyjeżdżający np. na studia za granicę. Zwano je wtedy album amicorum (album przyjaciół). W romantyzmie albumy stały się bardzo powszechne, zakładały je sobie głównie kobiety. Już wcześniej utarł się wpis "Do albumu", albo "Do imionnika", czy po prostu bez tytułu, sygnowany nazwiskiem lub imieniem adresata. Wpisywali się poeci, z oświeceniowych np. Trembecki, z romantycznych wszyscy, ze Słowackim i Mickiewiczem na czele. A potem ten gatunek poezji okazjonalnej zaczęli uprawiać inni. Imionniki fundowali również rodzice nowonarodzonym dzieciom. Np. Stanisław Jachowicz ufundował taki imionnik swemu synowi Erykowi, a wpisywali się do niego przyjaciele i zaprzyjaźnieni. Z czasem posiadanie pamiętników stało się domeną dziewczynek w wieku szkolnym, wpisywały się koleżanki, koledzy, ale i dorośli - np. nauczyciele. Przeważały w pamiętnikach cytaty literackie, najczęściej poetyckie i to często nie dobrane do konkretnej osoby, ale zaczerpnięte z pamięci, przepisane z innego pamiętnika, często matek, a nawet i babć. Pewne wiersze, różne aforyzmy czy dowcipy, specjalnie powołane dla celów sztambuchowych, znajdowały się w powszechnym obiegu. Trwały przez dwa, trzy pokolenia, czasem i dłużej. Potem zastępowały je inne. Oto przykładowo w pamiętnikach trzech pokoleń znajdujemy taki zapis: Po wielu latach i szczęśliwej chwili Ręka Twa może pamiętnik rozchyli; Być może, że o mnie wspomnisz. Wspomnisz - podumasz - a potem zapomnisz! Wpis, który cytujemy niżej, znalazł się jeszcze w pamiętniku 11-letniej dziewczynki w roku 1973, ale uchodził już za "głupi": Śmiej się wśród ludzi, Płacz tylko w ukryciu. Bądź lekką w tańcu, Lecz nigdy w życiu!. Prawdopodobnie adresatce wydawał się już staroświecki. Mimo znacznej konwencjonalności wpisów, ich sensów nie zawsze w pełni zrozumiałych, pewne rymy miały odniesienia do współczesnych ideałów, norm etycznych, wzorców postępowania i ogólnych sytuacji rodzinnych czy narodowych. Wpis: Przez góry i skały leciał orzeł blały, kazał mi się wpisać w twój pamiętnik mały pięćdziesiąt lat temu i więcej oznaczał orła, rozumianego jako symbol narodowy. Tak został wyobrażony na rysunku obok wiersza w pamiętnika z roku 1926. Ten sam wierszyk wpisany do pamiętnika w roku 1965, wpisująca się zaopatrzyła w rysunek orła dosłownego, lecącego na tle stromych szczytów gór. Do moralistyki rymów sztambuchowych odnoszono się kiedyś bardziej poważnie, chociaż rzadko miała ona charakter osobisty. Z czasem zapanowała tu już zupełna konwencja pamiętnikowa. Wymagała ona jednak, aby wpisy były poważne i traktowane na serio. Stąd np. dziewczynki wyjątkowo dawały swoje pamiętniki do wpisania się chłopcom. Rym puerylny w rodzaju: "Ku pamięci mięci kupa - wpisał się Alojzy D..." - był unicestwiany, kartka wyrywana. Chociaż nie brak było wpisów żartobliwych w rodzaju powtarzanego od wielu pokoleń: "Fiku miku, miku fiku - jestem w twoim pamiętniku". Można w jakimś sensie pamiętnik uznać za książkę osobistą. Jest on jedną z inicjacji - tak charakterystycznych w literaturze dla dzieci - ofiarowania wiersza czy książki dziecku konkretnemu, z imieniem i nazwiskiem, bliskiemu autorowi książki. Wiersze moralizatorskie. Moralizująca dydaktyka wierszy dla dzieci odwoływała się również i do bardziej drastycznie sformułowanych przykładów złego zachowania dzieci i okrutnych kar, które na nie spadały. Ckliwość i słodkość - czy choćby umiarkowana niegrzeczność bohaterów Jachowicza - były nudne. W drugiej połowie ubiegłego wieku krążyła po Europie obrazkowa książka dla dzieci zatytułowana Der Struwwelpeter (Rozczochraniec) napisana przez frankfurckiego lekarza Heinricha Hoffmanna (1809-1894). Janina Wiercińska pisze, że Hoffman chciał czteroletniemu synowi ofiarować na Gwiazdkę książkę, ale nadaremnie obszedł liczne miejskie księgarnie, a wreszcie nic takiego nie znalazłszy, kupił czysty zeszyt i sam zabrał się do pisania wierszyków i rysowania obrazków - i tak, wspomina Hoffman "o jedenastej w nocy, nie wiedzą prawie co uczyniłem, nagle zostałem pasowany na pisarza dla dzieci". Struwwelpetera przełożono na wiele języków i na nim wzorowana jest polska książka "Złota rószczka", wydrukowana po raz pierwszy w roku 1858, a przyswojona, jak to podaje Estreicher, przez Wacława Szymanowskiego (1821-1886). "Złota rószczka" miała kilka wydań, poprawianych i ulepszanych, a zawarte w niej wiersze były niesłychanie popularne. Zwraca uwagę Wiercińska, że ich reminiscencji można się dopatrzeć w "Słówkach" Boya Żeleńskiego w "Tetralogii z kajetu pensjonarki", jak choćby w morale wierszyka "Franio": Złe sobie daje świadectwo, gdy kto wyszydza kalectwo. Znowu Anna Micińska pisze, jak to dwaj profesorowie krakowscy, Tadeusz Estreicher i Ignacy Chrzanowski, w czasie ostatniej wojny, zamknięci w więzieniu we Wrocławiu, przed wywiezieniem ich do Sachsenhausen, przepowiadali sobie na wyrywki całe ustępy z Rószczki. Wspomniany Wacław Szymanowski sam pisał również wiersze dla dzieci, zachowując w nich, złagodzoną nieco, stylistykę makabresek "Złotej rószczki": Ot patrzaj dziecko, baranki dwa Ten czarną wełnę, ten białą ma; Jak będziesz grzeczne przez cały ranek Popieści ciebie biały baranek. Ale ten czarny co obok leci Okropnie kąsa niegrzeczne dzieci. Folklor. Całą grupę wierszy dziecięcych stanowi folklor. Folklorem nazywamy anonimową, często spontaniczną twórczość literacką lub literackopodobną. Twórczość słowną przede wszystkim, ale również gry i zabawy ruchowe czy manualne, które dorośli wymyślili dla dzieci, dla ich zabawienia, lub same dzieci powołały dla siebie. A tworzą dzieci folklor obserwując i naśladując dorosłych, podsłuchując głosy przyrody, zwierząt i pojazdów mechanicznych. W tej twórczości werbalnej wiele znajdziemy tekstów rymowanych, czasem nawet autentycznie poetyckich. Tych jest szczególnie wiele wśród dziecięcych śpiewanek, dialogów wypowiadanych w trakcie gier ruchowych i tzw. wyliczanek. Tworów na poły funkcjonalnych i magicznych, na poły "takich sobie" - do głośnego mówienia, kiedy się wylicza w czasie gry, wyznacza role, skazuje i wyróżnia. Wyliczanki należą do folkloru tworzonego przez dzieci, jeszcze ciągle żywego. zmieniającego się w swojej warstwie słownej, i nieznacznie w swej rytmice, a szczególnie w okolicznościach ich wypowiadania. Wyliczankowe były również rymowanki, które należało wypowiedzieć głośno i poprawnie, nie przekręcając i nie wypuszczając słów, jak np.: "król miał korale koloru koralowego". Miały one i wartość magiczną, bowiem coś, co sprawia trudność artykulacyjną i semantyczną, wypowiedziane poprawnie, daje władzę lub klucz do tajemnicy: Na wysokiej górze rosło drzewo duże, nazywa się Aplipaplibliteblau, kto tego słowa nie wypowie, ten nie będzie spał. Krystyna Pisarkowa o tym drzewie pisze pięknie: Rozległe, zielone łąki, i góra. Wysoka, także zielona. Na górze stanie duże drzewo. Obsypane kwiatami, bo to wiosna. Drzewo nazywa się Aplipaplibliteblau [...] Wynika z tego paplania, że jest pokryte małymi, aż błękitnawymi od swej bieli kwiatami. "Bliteblau" wywodzi się z niemieckiego Blute - kwiecie, pączek + blau - niebieski, błękitny . "Apli" = Apfel (niem.) - jabłko, "papli" = Pappef (niem.) - topola, blite" = Blute (niem.) - kwiecie, czyli razem: Jabłotopolakwiecioniebieska. "Wypowiedzieć" potrafi tylko ten, kto opanował na pamięć formułkę. Więc nie tyle w funkcji tkwi urok, ile w obrazie. Być może; że mamy tu do czynienia ze zbanalizowanym i uinfantylizowanym reliktem archetypu: drzewa kosmicznego, rosnącego na wysokiej górze, które chronią różne złe moce (smoki). Opanować to drzewo, czyli w tym wypadku je nazwać, to znaczy zdobyć je dla siebie i stać się jakby w skrócie bajkowej sytuacji substytutem herosa. VIII. Narratorzy i odbiorcy wierszy dziecięcych Narrator w wierszach dydaktycznych, dawnych, był najczęściej nauczycielem, wychowawcą lub kimś przyjmującym takie role kierujące i opiekuńcze na siebie. W przedmowie do tomiku wierszy na przykład zwracał się do rodziców prozą: "Nie pozwalajcie dzieciom, by całe przebiegały dzieło, by wszystko czytały bez różnicy". Do dzieci mówił trochę dalej wierszem: Czegoście mnie, dzieciny, otoczyły wkoło I, z oznaką radości, pląsacie wesoło? Myślicie, żem wam przyniósł znowu bajki nowe? Lecz na cóż tem na próżno zaprzątać wam głowę? Cóż za korzyści, że bajkę na próżno trzepiecie, Gdy z serca złych skłonności wygładzić nie chcecie? Z czasem familiarny sposób przemawiania do dzieci staje się regułą. Narratorzy wchodzą najczęściej w role rodzicielskie: ojca, matki, ciotek i wujów. Bywa, i to najczęściej, że są to role rzeczywiste. Imię własnego dziecka lub dziecka bliskiego czy choćby znanego pojawia się w tytule zbiorku, pojedynczego wiersza, w dedykacji, w obrębie samej narracji. Współczesne wiersze pisane są coraz częściej do książek. Czyli powstają z myślą o określonym ich już z góry wyglądzie drukowanym: w znakach graficznych, układach stronicowych, w obrazkach. Miewają również formy otwarte na ich zaadoptowanie, aby mogły stać się własnością osobistą indywidualnego czytelnika. Tomik Wandy Chotomskiej "Tere Fere" (Warszawa 1958) ma na okładce winietkę: Kochanemu... Kochanej... w dniu imienin, urodzin... I mówienie poetyckie jest również mówieniem do swoich, do bliskich z pozycji równego partnerstwa dialogu. Narrator - poeta (rola liryczna) nie ukrywa swojej profesji, czasem swojej zwyczajności: Na oko biorąc, jestem w sam raz, ani za duży ani za mały. Mam wyciętą ślepą kiszkę, proszę Was, i nie wycięte migdały. Tak się prezentuje Ludwik Jerzy Kern. Nie ma w sobie nic z powagi dawnego dorosłego. To ktoś swój - kumpel. I w miejsce dawnego moralizatorskiego czy kształcącego przemawiania do dzieci pojawia się rozmowa partnerska. Narrator nie jest autorytatywnym i zawsze na serio dorosłym ani wszechwiedzącym poetą. On wie, że poetą nie jest się stale, że się nim tylko bywa. I tylko wtedy, gdy zaistnieją na zewnątrz nas i w nas samych okoliczności poezjorodne. I wtedy może być to przywilejem każdego: Kiedy już księżyc nie płynie po niebie, lecz w srebrnej zbroi chodzi - poeta się rodzi w tobie, koło ciebie. To samo powiedział inny poeta w rozmowie: Dzieci są poetami w całej intensywności swego przeżywania. Dorośli bywają poetami, jeśli zdołali zachować choćby okruch dziecięcego zdziwienia światem, źdźbło dziecięcego olśnienia rzeczywistości, odrobinę dziecięcych mitotwórczych zdolności. Jeszcze inni sądzili, że trzeba tylko spojrzeć na świat bezpośrednio oczami dziecka, tak jak dziecko widzi, obserwuje i odczuwa - aby skonstruować "coś w rodzaju liryki dziecięcej". Byli i tacy, co robili zapis automatyczny mowy dziecka - w wiersz. Jeśli dziecko bywa częściej i naturalniej poetą niż dorosły, może być też autorytetem w poezji dla dzieci - tak twierdził Julian Przyboś. Podobny autorytet a jeszcze wyższe "kwalifikacje" przyznawał dzieciństwu Pablo Picasso, gdy mówił, że "gdy ma się 7 lat - wtedy się jest tym prawdziwym w sztuce, potem chodzi tylko o to, żeby do tego stanu wrócić". Jest jeszcze inny gatunek poetów i inna rola poety, nie demiurga i czarodzieja, ale subtelnego a zarazem doskonałego nauczyciela. Dla niego poezja nie jest tylko wspólnym z odbiorcą wiersza przeżywaniem; nie rodzi się i nie jest spisywana pod dyktando nastroju; chwili osobliwej - ale jest pracą. Jest wysiłkiem równie rozumu jak wyobraźni: aby rzecz przenieść w słowo. Jak w jednej z rymowanek Przybosia, "żeby ten kasztan, cały w kwiatach od czuba do ziemi [...] kwitnąc w polu, w wierszu arcykwitnął!" W wierszu konstrukcyjnym, we współtwórczym działaniu poety i dziecka - jeden uczy się od drugiego. Albo - jak to pisze Edward Balcerzan - poeta wierszy dla dzieci żyje "życiem podwójnym, dwuczasowym: wytrawna dorosłość istnieje obok heroicznej niedorosłości". Tomik zatytułowany "Wiersze i obrazki" a podpisany Uta i Julian Przyboś (Uta - to mała córka poety) - jest skonstruowany w formie dialogu dwóch podmiotów lirycznych - dorosłego i dziecięcego. Obu została przypisana zdolność kreacyjna: Misz - masz! Wymów: chwilkę - wilgę gniazdo - z - gwiazdą obok - obłok Zgaduj! - Zgadnąć zgadnę. jeśli ładne. - O, w lusterko chwytam słonko, puszczam złoty migot wkoło, a z migotu - czaru - maru - leci?... -... gołąb! Misz - masz! To zwrot z języka magika, który zamieszał w kapeluszu. I teraz następuję polecenie poety: - Wymów! "Wymówić" - to inaczej: - "powiedzieć". Ale "wy-mów" ma w sobie siłę kreacyjną, wy-zwajającą, podobnie jak: wy-jdź, wy-leć! Między słowami: "chwilka - wilga"; "gniazdo - gwiazda", "obok - obłok" istnieje związek nie tylko brzmieniowy, związek wspólnego rymu, ale i semantyczny. "Chwilka" jest krótka. Rozbłysła i już zgasła. Ale w "międzyczasie" (w "międzysłowiu") wy-wołała "wilgę". Z "środka" chwilki, czyli z tego co jest najważniejsze, - z "wil", wy-leciała "wilga". Nowe słowo, które powstało z niczego - stało się rzeczą, ptakiem. Dla współczesnego dziecka i do tego dziecka z dużego miasta - wilga jest ptakiem, którego dotąd nie było... "Wilga" wyleciała z "gniazda". Lot jest ruchem do góry... tam jest "gwiazda", a "obok" - "obłok". One wszystkie znajdują się w tej samej przestrzeni... fonetycznej, przestrzeni brzmień, co i wysokości. W tej więc sytuacji otwartej na niezwykłość, z oczami podniesionymi w górę, wzywa poeta: - Zgaduj! - Zgadnąć zgadnę, jeśli ładne. - to zdanie należy do kwestii dziecka. Zabawa w słowa jakby przygotowała scenerię na przyjęcie teraz gestu, który opisują słowa: "O, w lusterko chwytam słonko, ???? puszczam złoty migot wkoło, ????? a z migotu..." Za migotem idzie wzrok, a za aliteracją okrągłych "o" (sł-o-nk-o-zł-o-ty-mig-o-t - wk-o-ł-o), zwłaszcza. gdy się to wzmocni inkantacją "czaru-maru", już w sposób zupełnie naturalny wyleci: ...gołąb! IX. Program wychowania estetycznego Czy potrzeba pisać specjalne wiersze dla dzieci zamiast dawać im do czytania poezję ogólną? - zastanawiali się pedagodzy i poeci. Zwłaszcza, że ta "odrębność literacka", którą mamy - pisał na początku naszego wieku Stanisław Karpowicz - jest "nudną i naiwną częścią piśmiennictwa". A Hanna Januszewska, poetka dla dzieci, w czterdzieści lat później, po przedziale dwóch wojen, powie: Jeśli chcemy dać dziecku słowa poetów, nie możemy zamknąć jego lektury w tej specjalnej dziedzinie poezji czy baśni "dla dziecka", choć taka dziedzina poetycka dziś już niechybnie istnieje i posiada pozycje o niezaprzeczalnej wartości artystycznej. Dawać dzieciom po prostu dobrą literaturę - głoszą pisarze, krytycy i pedagodzy przy różnych okazjach. Twierdzę, że dzieci nasze - mówi Anna Kamieńska - powinny karmić się w dzieciństwie wielką poezją, słuchać nie tylko wierszy pisanych dla dzieci, ale wierszy Kochanowskiego, Mickiewicza, Lenartowicza, Syrokomli, Konopnickiej. Dawniej matki śpiewały dzieciom pieśni, czytały wiersze, poematy romantyków nie troszcząc się zanadto o to, czy będą one w pełni zrozumiane. Wypowiedzi takich i podobnych było wiele. Zwracano uwagę na to, jak mocno zapadać mogą w pamięci, na długo i na zawsze - wiersze czytane i słyszane, i uczone na pamięć w dzieciństwie. Nawet i wtedy, gdy były one niezupełnie zrozumiałe, ich sens i urok pełny odsłaniały się z latami, gdy usłużna pamięć przywoływała ich dawne magicznie brzmiące wersy. Edukację poetycką trzeba zaczynać wcześnie i nawet od wierszy starych. Pisze Mieczysława Buczkówna, że okazję do lekcji o staropolskim języku i wykładu o pierwszym w poezji polskiej opisie przedmiotu - dałyby wiersze Mikołaja Reja: najpiękniejszy - Źwirzątka, któremu się przysłuchajmy: Więc źwirzątka rozliczne pod drzewy bujają, Rogi dziwne i barwy osobliwe mają. Łosie, łanie, jelenie, sarny, danijele By najmniej się nie bojąc, chodzą sobie śmiele. Niemasz tam ani strachu ani żadnej trwogi, Głaszcze je, kto chce, chodząc, za uszy, za rogi. Bo niemasz niedźwiedzia ani lwa strasznego, Ni tygrysa, ni zubru srodze bodącego. Zajączkowie z króliki z krzów się wyrywają A panienki za nimi igrając biegają. Aż chciałoby się z nimi pobiegać w tym staropolsko sielankowym wirydarzu. A dalej proponuje poetka do lektury dla dzieci i "Pieśń Świętojańską" Kochanowskiego, i "Laurę i Filona" Karpińskiego; Leśmiana : "Wiosnę", "Pierwszy deszcz", "Przed świtem", "Koń". Z lat dziecięcych; Jasnorzewskiej: "Słonecznik", "Wiewiórkę", "Ropuchę", "Wspomnienie z łąk", "W lasach bieli się zawilec". Więc - jak widzimy - nie podział na wiersze dla dzieci i wiersze inne, ale od najmłodszych lat wybór wierszy z poezji ogólnej. Taki wybór - różnie zresztą pomyślany - dotyczy jednak zawsze poezji odznaczającej się prostotą obrazu, myśli i słowa: ich naturalnością i spontanicznością, nawet jeśli ta naturalność jest efektem świadomego i przemyślanego działania. W wielu wypadkach o tym, że dany wiersz stał się utworem dziecięcym, przesądziła decyzja wydrukowania go w książce dla dzieci. Np. "Bajka o Janku co psom szył buty" jest fragmentem z Kordiana Słowackiego. W dramacie jest ona epizodem bez większego znaczenia, nie zaprzątała uwagi jego komentatorów. Ale fragment ten, wyjęty z całości i opublikowany osobno, nabiera wartości autonomicznych. Staje się utworem skończonym, samym w sobie: książką "dla dzieci". To teraz bajce o Janku "niepotrzebna" jest reszta dramatu, a ponadto powstaje sytuacja znamienna w procesie edukacji literackiej: czytelnik do lektury "Kordiana" dochodzi poprzez wcześniejszą lekturę bajki, która pozostanie dla niego tekstem prymarnym w stosunku do tekstu macierzystego. I wtedy, w szkolnej lekturze, czy teatralnej percepcji "Kordiana", bajka o Janku zajmuje w inicjacji kulturowej miejsce znaczące. Podobnie Mickiewicz, poeta z nazwiskiem, autor "Dziadów"i "Pana Tadeusza", taki, jakiego poznaje uczeń w szkole, okazuje się autorem anonimowego dotychczas wiersza, zaczynającego się słowami: "Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem". Z biegiem lat zmieniał się repertuar wierszy dawanych dzieciom do czytania, wznawianych w kolorowych książkach z obrazkami. Wznowione po wojnie "Bajki" Krasickiego czy wybór wierszy Jachowicza "Pan kotek był chory" nie pozostały w lekturze i świadomości współczesnych dzieci. Podobnie jak nie są w świadomości tego pokolenia dorosłych, którego dzieciństwo przypadło na lata czterdzieste. Ale znowu ci dorośli pamiętają (potrafią wyrecytować z pamięci) wiersze czy fragmenty wierszy Tuwima i Brzechwy. Gdy znowu dorośli o jedno pokolenie starsi "mówią z pamięci" fragmenty wierszy Kochanowskiego czy romantyków, nauczone w dzieciństwie. Wielu z tego pokolenia "dziadów" pamięta okolicznościowe wiersze na imieniny, których uczyło się w domu, tak jak pokolenie młodsze pamięta, wiele piosenek i wierszy poznanych w przedszkolu. W pamięci wielu dorosłych utwory "dla dzieci" i "nie dla dzieci" znajdują się obok siebie, na tym samym poziomie odczuwanych przez nich wartości i emocji estetycznych. I nieraz odwołanie się do pamięci i zacytowanie wiersza, nawet dla dzieci, dać może autentyczną satysfakcję uczestniczenia w kulturze literackiej. Gdyby się zastanowić nad tym, jakiego programu winniśmy oczekiwać od literatury dla dzieci, a więc i od poezji - niezależnie od tego czy będzie to literatura specjalna, czy ogólna - to należałoby odpowiedzieć, że dwóch programów: programu uwarunkowanej ekspresji i programu alfabetyzacji kultury. A oto jak przedstawiają się one kolejno: 1. Jak to już pisaliśmy wcześniej tekst literacki dla dziecka jest tekstem do przeżywania; dziecko wypowiada go w różnych artykulacjach i różnym materiale: w deklamacji, w śpiewie, w tańcu, w rozmaitych zachowaniach mimetycznych, w rysunku. Traktuje go często jak partyturę do wykonania dla siebie lub traktuje go w sposób arbitralny. Ale jednak zawsze tekst literacki ogranicza, warunkuje tę swobodę zachowań odbiorcy i jego interpretacji. I im bardziej utwór literacki jest mocny, artystycznie samodzielny, tym bardziej to on określa, warunkuje kierunek i rodzaj jego artykulacji, sposoby jego aktywnej percepcji. Tym bardziej jego dziecięcy odbiorca musi szukać i znajdować środki własne, adekwatne poetyce utworu literackiego. Dobry tekst literacki, a jednocześnie bogaty w immanentne wartości ekspresywne, uczy poetyki jego reprodukowania. 2. Tekst literacki dla dzieci jest jakby elementarzem, pierwszą książką uczącą dziecko związków, tradycji i wartości kultury ogólnej i narodowej. Stare wiersze uczą języka, w roku i smaku języka artystycznego przede wszystkim. Wiersz może być alfabetem wiedzy nie tyle o faktach (chociaż i tych uczą wiersze epickie) ale o czasie. Dziecko - które żyje w czasie teraźniejszym, dla którego nie ma świadomego, refleksyjnego przedziału między wczoraj, dziś i jutro - poprzez literaturę wchodzi w odczuwanie temporalności czasu historycznego. Jeśli nie od razu i nie w sposób uświadomiony, to intuicyjnie, uczy się odczuwać dawność w słowach archaicznych i w języku, w zachowaniach i zdarzeniach "niedzisiejszych" bohaterów książek, a potem i w sposobie - ich myślenia. A jednocześnie literatura uczy alfabetu rozumienia tego, co mimo czasu jest niezmienne, tożsame, co czyni, że jej odbiorca czuje się i współtwórcą kultury, człowiekiem społecznym, przynależącym nie tylko do rodziny, ale do narodu i do człowieczeństwa. Nota wydawnicza Na teksty Antologii składają się wiersze tworzone i drukowane ze świadomą intencją przekazania ich dziecięcemu odbiorcy, a wydawane najczęściej w zbiorkach specjalnych lub w książeczkach obrazkowych, a także wiersze pisane nie z myślą o dziecku jako ich odbiorcy, ale z biegiem czasu zaadaptowane dla dzieci oraz przez dzieci i z kolei przeadresowywane przez wydawców w książkach i podręcznikach szkolnych. Tych wierszy jest w Antologii najwięcej. Oprócz utworów podpisanych nazwiskiem są i utwory anonimowe. Te albo należą do folkloru ludowego czy folkloru dziecięcego - są kołysankami, piosenkami, rymowankami czy tekstami do gier ruchowych - albo są anonimowe wtórnie, to znaczy funkcjonują poza pamięcią ich autorów i źródeł druku, przechwycone przez dzieci od dorosłych, czasem przez same dzieci utworzone, przekazywane między sobą w kręgu rówieśniczym, z pokolenia na pokolenie, mówione i śpiewane przypadkowo lub okazjonalnie. Przy wyborze wierszy kierowaliśmy się przede wszystkim ich powszechnością lub modelowością. Z tekstów starszych staraliśmy się zamieścić w pierwszym rzędzie te, które należą do literackiej świadomości wielu pokoleń dorosłych i dzieci, dzieci i dorosłych. Wobec poezji nowszej byliśmy bardziej artystycznie wymagający. Nie znajdziemy więc tu wszystkich autorów, których książeczki z wierszami dla dzieci były drukowane w XX wieku. Wstrzymaliśmy się również przed zamieszczeniem utworów bardzo już wtórnych. Antologia obejmuje jedynie te utwory, które były drukowane w zbiorkach i książeczkach obrazkowych, w podręcznikach szkolnych oraz w antologiach, zarówno literackich jak i folklorystycznych, nie obejmuje natomiast wierszy drukowanych jedynie w czasopismach dziecięcych. Trzon antologii stanowią wiersze pisane świadomie dla dziecięcego odbiorcy w w. XIX i zwłaszcza XX (cz. II). Początkowo poza kręgiem "prawdziwej" poezji, głównie przez wychowawców, pedagogów - z czasem coraz chętniej przez poetów. Tu dziecko jest prawie zawsze adresatem intencjonalnym. Poeci piszą wiersze dla dzieci, a wydawcy je zamawiają. Powstają wydawnictwa orientowane na dziecięcego tylko odbiorcę. Poezja dla dzieci pod piórem wielu autorów staje się aktem nie tylko edukacyjno-wychowawczych decyzji, ale aktem świadomej działalności artystycznej. W osobną grupę, poprzedzającą ten zasadniczy zespół tekstów, wyodrębniono utwory z poezji "dorosłej" - z biegiem czasu przeadresowane: przeniesione i utrwalone, przede wszystkim przez szkołę, jako wiersze "dla dzieci" (cz. I). Tak było z "Powrotem taty" Mickiewicza, z bajkami Fredry, Krasickiego czy Kraszewskiego. Na pograniczu znajdują się tzw. wiersze sztambuchowe. Wiersze zostały ułożone zasadniczo chronologicznie. Za podstawę układu przyjęto daty debiutów, a w części II debiutów w dziedzinie twórczości dla dzieci. Część I obejmuje przede wszystkim autorów najdawniejszych, ale sięga również w wiek XIX (jeszcze Asnyk). Część II natomiast otwiera już poeta okresu sentymentalizmu - Karpiński. W kilku szczególnych wypadkach (m.in. Złota różdżka, wybór z angielskich rymów dziecięcych) o miejscu w chronologii zadecydowała data polskiej publikacji. Wiersze dziecięce, ze względu na swe rzeczywiste czy przypisane im przez dzieci funkcje instrumentalne, nie zawsze były i są traktowane jako autonomiczne utwory poetyckie. Teksty folklorystyczne, powołane przez dorosłych dla dzieci i utworzone przez same dzieci, stanowią nieraz scenariusze gier ruchowych lub są - zwłaszcza teksty dialogowe i rymowanki - przedmiotami nadającymi się do różnych manipulacji mimetycznych i magicznych. Czasem są po prostu piosenkami. Te właśnie ich kwalifikacje czy dyspozycje zdecydowały, że połączyliśmy je w grupę osobną obejmującą folklor dla dzieci i folklor dziecięcy (cz. III). Mocnym również elementem integrującym ten zespół utworów jest ich ludowość i anonimowość. Przedrukowane w naszej Antologii wiersze pochodzą z książeczek wydawanych pod różnymi tytułami. Często autorami tytułów są wydawcy, a nie autorzy. Również i same wiersze bywały i bywają przedmiotem różnych manipulacji edytorskich i typograficznych. Wydawca bowiem ma najczęściej na uwadze książkę samą - wtedy układ graficzny, rodzaj i kolor czcionki, obrazki, kompozycja tych elementów aranżująca stronę, kartkę, okładkę - stanowi zespół równorzędnych sobie komponentów, wśród których sam tekst literacki bywa tym edytorskim elementom podporządkowywany. Przykładowo: wiersz Jana Brzechwy "Tańcowała igła z nitką" był drukowany wielokrotnie. Raz jako jeden z wierszy w książce pt.: "Bajki", innym razem jego tytuł dawał tytuł całej książeczce z innymi wierszami tego poety. W obu tych wypadkach był drukowany w zgodzie ze swoim wyglądem "macierzystym", takim, jaki mu nadał poeta, więc była to kolumna wiersza ciągła i zwarta. Ale w roku 1916 "Nasza Księgarnia" wydała książeczkę pt.: "Tańcowała igła z nitką", gdzie każda linijka została przepołowiona, a powstały stąd nowy dystych został wydrukowany na osobnej stronie książeczki. Pod tym nowym dystychem znajduje się rysunek Bohdana Butenki. Fabuła wiersza jest uboga - (można powiedzieć, że wiersz ten należy do takich, które można wygrać w mimice i gestach w trakcie recytacji, ewentualnie wyśpiewać czy wytańczyć, a nie opowiedzieć) toteż rysownik nie ma wielu okazji do "przedstawiania". Niemniej tu - jak to często bywa w książkach obrazkowych - obrazek, a nie tekst poetycki bardziej atakuje oko i uwagę odbiorcy, a i czcionka tej książeczki jest bardzo "malarska". Ona, graficznie, tak jak rysunek, jest mocniejszym sygnałem wiersza. "Tańcząca igła" Butenki jest najczęściej wygięta w jakimś "pas" tanecznym. Jej więc malarska ekspresja jest w niezgodzie z tekstem: "Igła cała jak z igiełki". Ten przykład i podobne mówią, jak wierność wobec tekstu może być mało istotna dla zamysłów wydawcy. A oto inny przykład. Znany, ale głównie tylko z pierwszej zwrotki, wiersz Tuwima "Skakanka", ma zwrotek kilka, a ponadto jeszcze cały komunikat dydaktyczno-moralizatorski, chociaż zarazem nieco przewrotny. Ale przedrukowywany bywał nieraz tylko z jedną lub dwiema zwrotkami. I tak szedł do czytelników, i w takim kształcie utrwalał się w zbiorowej pamięci. W naszej Antologii pozostawiliśmy na ogół tekstom ich, uznaną przez nas za pierwotną, formę graficzną: najczęściej tradycyjną. Kilka przykładów carmina figurata (wierszy obrazkowych, naśladujących graficznie przedmiot będący treścią wiersza) Kerna czy Kiersta jest oczywiście, tego dowodem. Antologia została przygotowana z myślą o odbiorcy dorosłym, a mieliśmy tu na uwadze w pierwszym rzędzie nauczycieli przedszkoli i niższych klas szkół powszechnych oraz studentów filologii polskiej i pedagogiki. Z myślą o tych odbiorcach zostało zredagowane wprowadzenie, nota oraz komentarze do niektórych tekstów. Niemniej pojedyncze czy łączone w grupy utwory Antologii mogą stanowić w rękach wychowawcy i nauczyciela teksty do różnych operacji dydaktyczno-estetycznych, okolicznościowych, wychowawczych czy zabawowych. Do Antologii dołączono alfabetyczny spis autorów oraz utworów według tytułów i wyrazów początkowych. Bibliografia Barańczak S., Poeta - dziecko świadome, Nurt 1971, nr 6. Barańczak S., Język poetycki Mirona Białoszewskiego a struktura mowy dziecięcej, Pamiętnik Literacki 1973, z. 1. Białek J.Z., Janiny Porazińskiej poezja dla dzieci [w:] Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP, z. 17, Kraków 1963, s. 195-222. Brzechwa J., O poezji dla dzieci, Twórczość 1955, nr 4, s. 163-170. Cieślikowski J., Wielka zabawa. Folklor dziecięcy, wyobraźnia dziecka, wiersze dla dzieci, Wrocław 1963, Cieślikowski J., Literatura i podkultura dziecięca, Wrocław 1975. Cieślikowski.T., Wiersz dziecięcy, Miesięcznik Literacki, 1971, nr 5. Cieślikowski J., Wiersze Marii Konopnickiej dla dzieci. Prace Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego, Seria A, nr 91, Wrocław 1963. Cieślikowski J., Był sobie dziad i baba [w:] Acta Universitatis Wratislaviensis, nr 95. Prace Literackie X, Wrocław 1968. Cieślikowski J., Bajka o Janku w kontekście i poza kontekstem "Kordiana", Pamiętnik Literacki 1974, z. 3, s. 55-64. Cieślikowski J., Najbardziej popularny wiersz Tuwima, Odra 1977, nr 1. Czukowski K., Od dwóch do pięciu, Warszawa 1962. Hausenblas K., O stile detskoj poezji, Zagadnienia Rodzajów Literackich, t. V, z. 1 (8) Wrocław 1967. Jakubowski, J.Z., Uwagi o literaturze dla dzieci i młodzieży (w związku z rozwojem współczesnej prozy i poezji), Polonistyka 1961, nr 5. Januszewska H., Artyzm w poezji i baśni polskiej dla dzieci, Ruch Pedagogiczny 1947, nr 4, s. 276-289. Kaniowska-Lewańska I., Literatura dla dzieci i młodzieży do roku 1864, Warszawa 1973. Kuliczkowska K., Literatura dla dzieci i młodzieży w latach 1864-1918, Warszawa 1975. Kuliczkowska K., Wielcy pisarze dzieciom (Sienkiewicz i Konopnicka), Warszawa 1964. Kuliczkowska K., Droga twórcza Ewy Szelburg-Zarembiny, Kraków 1965. Pisarkowa K., Wyliczanki polskie, Kraków 1975. Przyboś J., Uwaga! Sztuka dziecka (w:) Sens poetycki. Szkice, Kraków 1963. Przyboś J., Poezja dla dzieci, Kultura 1964, nr 19. Semenowicz H., Poetycka twórczość dziecka, Warszawa 1973. Simonides D., Współczesny folklor słowny dzieci i nastolatków, Wrocław 1976. Słońska I., Dzieci i książki. Wyd. 2, rozszerz. Warszawa 1959. Skrobiszewska H., Książki naszych dzieci, czyli o literaturze dla dzieci i młodzieży, Warszawa 1971. Poezja i dziecko. Materiały Sesji Literacko-Naukowej, Poznań 1973. Zawiera m.in.: Balcerzan E., Odbiorca w poezji dla dzieci, s. 11-39; Barańczak S., Język dziecięcy a poezja dla dzieci, s. 40-62; Najwer E., Poezja lat międzywojennych i powojennych w programie i podręcznikach dla klas V-VIII szkoły podstawowej, s. 63-78; Żurakowski B., Elementy tradycji we współczesnej poezji dla dzieci, s. 166-189. Sztuka dla najmłodszych. Teoria. Recepcja. Oddziaływanie. Praca zbiorowa pod red. M. Tyszkowej, Poznań 1977. Zawiera m.in.: Cieślikowski J., Słowo - obraz - gest. czyli o intersemiotycznej naturze tekstów dziecięcych, s. 16-90; Jurkowski H., Dziecko - folklor - teatr poetycki, s. 154-176; Miłobędzka K., Kosmogonia i fabuła w teatrze dla dzieci, s. 115-188; Papuzińska J., Inicjacje czytelnicze - problemy pierwszych kontaktów dziecka z książką, s. 113-132; Wiercińska J., Książka obrazkowa dziecka - tradycja i współczesność, s. 91-112. "Nasza Księgarnia" - 40 lat działalności dla dziecka i szkoły, Warszawa 1961. Antologia poezji dziecięcej Część I Stanisław Grochowski (ok. 1542-1612) Poeta barokowy. Tłumaczył z łaciny wiele pism religijnych, m.in. zbiór barokowych kolęd jezuity włoskiego Jakuba Pontanusa pt. "Wirydarz" albo "Kwiatki rymów duchownych o dziecięciu Panu Jezusie" (Kraków 1607). Dziełko to zostało oddane "na kolędę" księciu Władysławowi, późniejszemu królowi polskiemu Władysławowi IV. Kołyski dziecięce III Dormi, Sancte Puellule Uśni, dziecie, uśni moje, Uspokój członeczki swoje, Niech cię kaszel nie morduje, Niechaj ci nic snu nie psuje. Ani tchni teraz pieseczku, Ani gruchni gołąbeczku, Milczcie wszyscy, a nie szepccie, I cichutko ziemię depccie. Nynaj dziecie drogie moje, Niech zwiąże sen oczki twoje. Wszyscy się uspokoili, Uśni, zdrów śpi synu miły. Sameć wiatreczki sprzyjają, Wdzięczniejszego snu dodają, Abyś w dłuższy i wdzięczniejszy Sen zaszedł, a wstał rzeźwiejszy. V Dum Nos Dulcia Promimus Gdy kołysząc śpiewam krótkie Piosnki dzieciąteczku słodkie, Gdy wzruszam słodkiego pienia Dla dziecięcego uśpienia, Przyszedł pieśnią ubłagany Sen dziecięciu pożądany. Wtem się sercu memu miła Dziecinka uspokoiła. Nie postały, jako żywy Przedtem na świecie te dziwy, Oto Boga sen zejmuje: Ten śpi, który zawsze czuje. Kasper Twardowski (ok. 1592-przed 1641) Poeta barokowy. Autor pieśni miłosnych, alegorycznego poematu religijnego, utworów o charakterze satyryczno-obyczajowym oraz poematów kolędowych do których m.in. należy Kolebka Jezusowa (1630). Pasterze (fragmenty) (Gdy pasterze przybiegli do szopy Betlejemskiej) Wnidą w szopę: a tu mali Aniołkowie heblowali Złotej wierzby suchą lipkę Jezusowi na kolebkę. Ci suche drewka zbierają, Drudzy ogień rozdymają, Usługuje kożdy z duszy. Ten pieluchy mokre suszy, Ów na kąpiel wodę grzeje, A miesiąc się z nieba śmieje. Rad by z zasług swego cyna Łaskę Matki miał i Syna. [...] Wtenczas Panna Syna kładła Po kąpieli w prześcieradła. [...] Skąpawszy Go, swym rańtuszkiem Ogarnęła, a kożuszkiem Malowanym zagrzywała, Nakarmiwszy powijała. Ignacy Krasicki (1735-1801) Poeta, prozaik, komediopisarz. Chociaż jego "Bajki i przypowieści" (1779) zawierały trzyzwrotkową dedykację a każda zwrotka kończyła się wersem: "Bajki wam niosę, posłuchajcie dzieci", nie były one pisane z myślą o rzeczywistych dzieciach, a tym bardziej - dla dzieci. Praktycznie jednak weszły dość wcześnie do repertuaru "utworów dla dzieci". Niechaj o tym świadczy choćby wyznanie Aleksandra, brata Adama Mickiewicza, który wspominał, że poeta w dzieciństwie znał bajki Krasickiego i zanudzał dorosłych recytując je z pamięci. Bajki Krasickiego oraz fragmenty eposu heroikomicznego "Myszeis" były wielokrotnie przedrukowywane w podręcznikach szkolnych i wydawane jako książki dla dzieci. Dzieci i żaby Koło jeziora Z wieczora, Chłopcy wkoło biegali I na żaby czuwali, Skoro która wypływała, Kamieniem w łeb dostawała. Jedna z nich śmielszej natury, Wystawiwszy łeb do góry, Rzekła: "Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie! Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie". Przyjaciele Zajączek jeden młody, Korzystając z swobody, Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie, Z każdym w zgodzie. A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły, Bardzo go tam zwierzęta lubiły. I on też używając wszystkiego z weselem, Wszystkich był przyjacielem. Raz gdy wyszedł w świtaniu i bujał po łące, Słyszy przerażające Głosy trąb, psów szczekanie, trzask wielki po lesie. Stanął - słucha - dziwuje się... A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi, Zając w nogi. Spojrzy się poza siebie: aż dwa psy i strzelce! Strwożon wielce, Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił. Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił: "Weź mnie na grzbiet i unieśl" - Koń na to: "Nie mogę, Ale od innych pewną będziesz miał załogę". Jakoż wół się nadarzył. - "Ratuj, przyjacielu!" Wół na to: "Takich jak ja zapewne niewielu Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie. Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię. A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże". Kozioł: "Żal mi cię, nieboże, Ale ci grzbietu nie dam: twardy, nie dogodzi; Oto wełnista owca niedaleko chodzi, Będzie ci miękko siedzieć..." Owca rzecze: "Ja nie przeczę, Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce, Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę; Udaj się do cielęcia, które się tu pasie". "Jak ja ciebie mam wziąć na się, Kiedy starsi nie wzięli" - cielę na to rzekło I uciekło. Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły, Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły. Julian Ursyn Niemcewicz (1758-1841) Poeta, prozaik, dramatopisarz, działacz polityczno-społeczny. Jego "Śpiewy historyczne" (1808-1811) były przez cały wiek XIX zalecane do uczenia się na pamięć i do odśpiewywania w chórach przez młodzież i dzieci. Leszek Biały (fragment) Od dworaków opuszczona Helena, w stroju niedbałym, Gdy syna trzyma u łona, Co go zwano Leszkiem Białym, Tak szerzy skargi płaczliwe Na swe losy nieszczęśliwe: "Ty się śmiejesz, dziecię lube, Bo nie znasz twojej niedoli, Nie znasz spisków na twą zgubę; Oto, z stryja twego woli Wydarłać państwo niecnota, A jam wdowa, tyś sierota! Zrodzony, byś berłem władał, Dziś przewrotnych ludzi winą Wszystkoś na świecie postradał, Tułasz się, biedna dziecino; Ja cię przytulę do łona, Lecz skądże inna obrona?" "Powściągnij łzy twe, królowo, - Zawołał Goworek stary - Byłem ojcu radą zdrową, Synowi dochowam wiary: Póki dłoń ta mieczem władnie, Żadna nań trwoga nie padnie!" Pod czułym starca dozorem Wzrastał w siły Leszek Biały I szedł chlubnym Piastów torem, Był sprawiedliwy i śmiały, Zręczny w rycerskich gonitwach I szczęśliwy w krwawych bitwach. [...] Kazimierz Brodziński (1791-1835) Poeta, tłumacz, krytyk literacki, historyk literatury. Wypowiadał się za literaturą wyrażającą tkliwość, łagodność i prostotę. Do chrabąszcza Mój ty rycerzu Wąsaty, W pancerzu! Na drzewie siadasz I kwiaty Objadasz! Szumisz w pomroku Po niwie, Po rosie; Trącasz złośliwie Po oku, Po nosie! Niech zejdzie rano, Stuł wąsy I loty; Z słońcem ustaną Twe pląsy I psoty! Aleksander Fredro (1793-1876) Komediopisarz i poeta. Jego niektóre utwory wierszem - bajki - jak "Paweł i Gaweł" oraz "Małpa w kąpieli", były wielokrotnie przedrukowywene w książkach dla dzieci, a także w podręcznikach szkolnych. Małpa w kąpieli Rada małpa, że się śmieli, Kiedy mogła udać człeka, Widząc panią raz w kąpieli, Wlazła pod stół - cicho czeka. Pani wyszła, drzwi zamknęła; Małpa figlarz - nuż do dzieła! Wziąwszy pański czepek ranny, Prześcieradło I zwierciadło - Szust do wanny! Dalej kurki kręcić żwawo! W lewo, w prawo, Z dołu, z góry, Aż się ukrop puścił z rury. Ciepło - miło - niebo - raj! Małpa myśli: "W to mi graj!" Hajże! Kozły, nurki, zwroty, Figle, psoty, Aż się wody pod nią mącą! Ale ciepła coś za wiele... Trochę nadto... Ba, gorąco!... Fraszka! Małpa nie cielę, Sobie poradzi: Skąd ukrop ciecze, Tam palec wsadzi. - Aj, gwałtu! Piecze! Nie ma co czekać, Trzeba uciekać! Małpa w nogi, Ukrop za nią - tuż, tuż w tropy, Aż pod progi. To nie żarty - parzy stopy... Dalej w okno!... Brzęk! - Uciekła! Że tylko palce popiekła, Nader szczęśliwa. Tak to zwykle małpom bywa. Adam Mickiewicz (1798-1855) Powrót Taty Ballada "Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem Za miasto, pod słup na wzgórek, Tam przed cudownym klęknijcie obrazem, Pobożnie zmówcie paciórek. Tato nie wraca; ranki i wieczory We łzach go czekam i trwodze; Rozlały rzeki, pełne zwierza bory I pełno zbójców na drodze". Słysząc to dziatki biegą wszystkie razem Za miasto, pod słup na wzgórek, Tam przed cudownym klękają obrazem, I zaczynają paciórek. Całują ziemię, potem: "W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego, Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca, Teraz i czasu wszelkiego". Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę, Dziesięcioro, i koronki, A kiedy całe zmówili pacierze, Wyjmą książeczkę z kieszonki. I litaniją do Najświętszej Matki Starszy brat śpiewa, a z bratem: "Najświętsza Matko - przyśpiewują dziatki - Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!" Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą, I wóz znajomy na przedzie; Skoczyły dzieci, i krzyczą, jak mogą: "Tato, ach tato nasz jedzie!" Obaczył kupiec, łzy radośnie leje, Z wozu na ziemię wylata: "Ha, jak się macie, co się u was dzieje? Czyście tęskniły do tata? Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi? A ot rodzynki w koszyku". Ten sobie mówi, a ten sobie mówi, Pełno radości i krzyku. "Ruszajcie! - kupiec na sługi zawoła - Ja z dziećmi pójdę ku miastu". Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła, A zbójców było dwunastu. Brody ich długie, kręcone wąsiska, Wzrok dziki, suknia plugawa; Noże za pasem, miecz u boku błyska, W ręku ogromna buława. Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły, Tulą się pod płaszcz na łonie; Truchleją sługi, struchlał pan wybladły, Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie. "Ach, bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek, Tylko puszczajcie nas zdrowo, Nie róbcie małych sierotami dziatek, I młodej małżonki wdową". Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga, Zabiera konie, a drugi "Pieniędzy!" - krzyczy, i buławą sięga, Ów z mieczem wpada na sługi. Wtem: "Stójcie, stójcie!" - krzyknie starszy zbójca, I spędza bandę precz z drogi, A wypuściwszy i dzieci, i ojca, "Idźcie - rzekł - dalej bez trwogi". Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie: "Nie dziękuj, wyznam ci szczerze, Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie, Gdyby nie dziatek pacierze. Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało, Darzą cię życiem i zdrowiem; Im więc podziękuj za to, co się stało, A jak się stało, opowiem. Z dawna już słysząc o przejeździe kupca, I ja, i moje kamraty, Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca Zasiadaliśmy na czaty. Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty, Modlą się dziatki do Boga, Słucham, z początku porwał mię śmiech pusty, A potem litość i trwoga. Słucham, ojczyste przyszły na myśl strony, Buława upadła z ręki; Ach! ja mam żonę, i u mojej żony Jest synek taki maleńki. Kupcze, jedź w miasto, ja do lasu muszę; Wy, dziatki, na ten pagórek Biegajcie sobie, i za moją duszę Zmówcie też czasem paciórek". Juliusz Słowacki (1809-1849) (O Janku co psom szył buty) Było sobie niegdyś w szkole, Piękne dziecie, zwał się Janek. Czuł zawczasu Bożą wolę, Ze staremi suszył dzbanek. Dobry z niego byłby wiarus, Bo w literach nie czuł smaku; Co dzień stary bakalarus, Łamał wierzby na biedaku, I po setnej, setnej probie Rzekł do matki: - Oj kobieto! Twego Janka w ciemię bito, Nic nie wbito - weź go sobie!... Biedna matka wzięła Jana, Szła po radę do plebana. Przed plebanem w płacz na nowo; A księżulo słuchał skargi, I poważnie nadął wargi, Po ojcowsku ruszał głową. Wysłuchawszy pacierz złego: "Patrz mi w oczy" - rzekł do żaka "Nic dobrego! Nic dobrego!" Potem hożą twarz pogładził, Dał opłatek i piętaka, I do szewca oddać radził... Jak poradził, tak matczysko I zrobiło... Szewc był blisko... Lecz Jankowi nie do smaku, Przy szewieckiej ślipać igle. Diabeł mięszał żółć w biedaku, Śniły mu się dziwy, figle; Zwyciężyła wilcza cnota, Rzekł: "W świat pójdę o piętaku!" A więc tak jak był - hołota,- Przed terminem rzucił szewca, I na strudze do Królewca Popłynął... Jak do wody wpadł i zginął... Matka w płacz, łamała dłonie; A ksiądz pleban, na odpuście, Przeciw dziatkom i rozpuście Grzmiał jak piorun na ambonie: W końcu dodał... "Bogobojna Trzódko moja, bądź spokojna, Co ma wisieć, nie utonie". Mały Janek gdzie się chował Przez rok cały; zgadnąć trudno. Wsiadł na okręt i żeglował, I na jakąś wyspę ludną Przypłynąwszy - wylądował... Owdzie król przechodził drogą. Jaś pokłonił się królowi, I dworzanom i ludowi; A kłaniając, szastał nogą Tak układnie, że król stary Włożył na nos okulary. I wnet tymże samym torem, Dwór za królem, lud za dworem, Powkładali szkła na oczy... Owóż król ten posiadł sławę, Jakoby miał wzrok proroczy; I choć stracił oko prawe, Tak kunsztownie lewem władał, Że człowieka zaraz zbadał, Na co mierzy, na co zdatny; Czy zeń ma być rządca kraju, Czy podstoli, czy też szatny... Lecz tą razą, wbrew zwyczaju, Król pan oczom nie dowierza, Czy żak Janek na tancerza? Czy na rządcę dobry kraju? Więc zapytał: "Mój kochanku, Jak masz imie?" "Janek". "Janku! Coż ty umiesz?" "Psóm szyć buty" "A czy dobrze?" "Oj, tatulu! Czyli raczej panie królu! Jak szacuję, ręczyć mogę, Że but każdy ostro kuty, I na jedną zrobię nogę, Czyli raczej na łap dwoje... To na zimę. - Z letnich czasów But o jednym szwie wystroję, Na opłatku, bez obcasów; A robota takiej wiary, Że psy puszczaj na moczary, Suchą nogą przejdą stawy". "Masz więc służbę, złotem płacę", Rzekł do Janka pan łaskawy I za sobą wiódł w pałace. A gdy dzień zaświtał czwarty, Szły na łowy w butach charty; A szewc chartów w aksamicie, Przy królewskiej jechał świcie; Złoty order miał na szyi, W trzy dni został szambelanem, W sześć dni rządcą prowincyji, W dni dwanaście został panem. Starą matkę wziął z chałupy, Król frejliną ją mianował. A plebana, pożałował W biskupy... (W Pamiętniku Zofii Bobrówny) Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi, Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci, To każdy kwiatek powie wiersze Zosi, Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci. Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci, Słuchaj - bo to są najlepsi poeci. Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone Będą ci całe poemata składać. Ja bym to samo powiedział, co one, Bo ja się od nich nauczyłem gadać; Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną, Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną. Dzisiaj daleko pojechałem w gości I dalej mię los nieszczęśliwy goni. Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości, Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni, Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba. Wróć mi więc z kraju taką - jakby z nieba. Józef Ignacy Kraszewski (1812-1887) Pisarz, poeta, historyk. Autor przede wszystkim powieści historycznych. Dziad i baba Był sobie dziad i baba, Bardzo starzy oboje, Ona kaszląca, słaba, On skurczony we dwoje. Mieli chatkę maleńką, Taką starą jak oni, Jedno miała okienko : I jeden był wchód do niej. Byli bardzo szczęśliwie I spokojnie jak w niebie, Czemu ja się nie dziwię, Bo przywykli do siebie. Tylko smutno im było, Że umierać musieli, Że się kiedyś mogiłą Długie życie rozdzieli. I modlili się szczerze, Aby Bożym rozkazem, Kiedy śmierć ich zabierze, Zabrała dwoje razem. - Razem! To być nie może, Ktoś choć chwilę wprzód skona! - Byle nie ty, nieboże! - Byle tylko nie ona! - Wprzód umrę, - woła baba, Jestem starsza od ciebie, Co chwila bardziej słaba, Zapłaczesz na pogrzebie. - Ja wprzódy, moja miła; Ja kaszlę bez ustanku. I zimna mnie mogiła Przykryje lada ranku. - Mnie wprzódy! - Mnie, kochanie! - Mnie, mówię! Dośćże tego, Dla ciebie płacz zostanie! - A tobie nic, dlaczego? I tak dalej, i dalej, Jak zaczęli się kłócić, Tak się z miejsca porwali, Chatkę chcieli porzucić. Aż do drzwi, puk, powoli: - Kto tam? - Otwórzcie, proszę, Posłuszna waszej woli, Śmierć jestem, skon przynoszę! - Idź babo, drzwi otworzyć! - Ot to, idź sam, jam słaba, Ja się pójdę położyć - Odpowiedziała baba. - Fi, śmierć na słocie stoi I czeka tam nieboga! Idź, otwórz z łaski swojej! - Ty otwórz, moja droga. Baba za piecem z cicha, Kryjówki sobie szuka, Dziad pod ławę się wpycha... A śmierć stoi i puka. I byłaby lat dwieście Pode drzwiami tam stała, Lecz znudzona, nareszcie, Kominem wleźć musiała. Adam Asnyk (1838-1897) Poeta i dramaturg. Nie pisał dla dzieci. Słonko Wędrowało sobie słonko uśmiechnięte, jasne, złote; szło nad gajem, szło nad łąką, napotkało w łzach sierotę. Ten się żali: - "Tak wesoło świecisz światu słonko moje, uśmiechami sypiesz w koło, gdy ja smutny we łzach stoję; Obojętnie patrzysz na to, jak się ludzkie serca męczą... i nad każdą ludzką stratą promienistą błyskasz tęczą". Słonko na to: - "Biedne dziecie! i mnie smutno na niebiosach, gdy o waszym myślę świecie i o ludzi ciężkich losach. Lecz nie mogę ustać w drodze, by nad każdą boleć raną, więc w złocistym blasku chodzę, wypełniając, co kazano. Nie pomogą próżne żale... ból swój niebu trza polecić, a samemu wciąż wytrwale trzeba naprzód iść... i świecić!" Część II Franciszek Karpiński (1741-1825) Czołowy liryk epoki stanisławowskiej, "poeta serca". Przedstawiciel sentymentalizmu: czułość serca i gotowość współodczuwania i czynienia dobrze - wydawała się postawą najbardziej naturalną maluczkich i niewinnych, m.in. więc i dzieci. Piesń do Amelii Bassompier 10-letniej Czy tęskniłaś, młoda Ameli, Żeśmy się tak dawno widzieli? Już się trzecia doba skończyła! Wieleżeś tam cnót narobiła? Wiele razy matka poczciwa Usłużona, kiedy cię wzywa? Kiedyś nędzy wsparcia nie dała; Wieleś czarne oczy spłakała? Czyliś, gdy zła dola trapiła, Równie Boga twego chwaliła? Jeślibyśmy kochać się mieli, Rób tak zawsze, słodka Ameli. Stanisław Jachowicz (1796-1857) Wychowawca, pedagog, poeta; jeden z pionierów literatury dziecięcej w Polsce. Przed rokiem 1830 redagował "Dziennik dla Dzieci". Autor powiastek i bajek, które stały się ma długo wzorcami literatury dydaktycznej. Zaradź złemu zawczasu "Zaszyj dziurkę póki mała" Mama Zosię przestrzegała. Ale Zosia, niezbyt skora, Odwlekała do wieczora. Z dziurki dziura się zrobiła. A choć Zosia i zaszyła, Popsuła się suknia cała, Źle, że matki nie słuchała. Chory kotek Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku. I przyszedł kot doktor: "Jak się masz, koteczku?" "Źle bardzo" - i łapkę wyciągnął do niego. Wziął za puls pan doktor poważnie chorego I dziwy mu prawi: "Zanadto się jadło, Co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło; Źle bardzo... gorączka! Źle bardzo, koteczku! Oj! długo ty, długo poleżysz w łóżeczku I nic jeść nie będziesz, kleiczek i basta. Broń Boże kiełbaski, słoninki lub ciasta! "A myszki nie można? - zapyta koteczek - Lub z ptaszka małego choć parę udeczek?" "Broń Boże! Pijawki i dyjeta ścisła! Od tego pomyślność w leczeniu zawisła". I leżał koteczek; kiełbaski i kiszki Nietknięte; z daleka pachniały mu myszki. Patrzcie, jak złe łakomstwo! Kotek przebrał miarę, Musiał więc nieboraczek srogą ponieść karę. Tak się i z wami, dziateczki, stać może; Od łakomstwa strzeż was Boże! Chłopczyk wchodzi sam w siebie Wstałem rano, Jeść mi dano, Chodzę sobie, Nic nie robię; Ludzie inni Bardzo czynni. Ten rąbie, choć stary, Ten dżwiga ciężary, Ten się uczy, ten pisze, Ta dziecinę kołysze, Ta szyje, ta pierze, Każdy się do czegoś bierze; Jaż jeden mam być próżniakiem? Po pytaniu takim Myślę sobie: "I ja też co zrobię!" Poskrobałem patyczki, Zrobiłem z nich koszyczki! Niech pracują i mali. Nie będą już gadali: "Ach, to próżniak nie lada, Darmo kaszę nam zjada". Kazio i konik drewniany Drewnianego konika bił Kazio biczykiem. "Po ludzku - rzecze ojciec - obchodź się z konikiem. - Kiedy on ciągnąć nie chce, tatuniu kochany. - Dziwnyś, jakże ma ciągnąć, widzisz, że drewniany. - Drewniany? To bić można, wszak go nie zaboli! - Kto sobie okrucieństwa na takim pozwoli, Czyje serce w młodości srogości nabierze, Ten zapomni, że czuje i żyjące zwierzę; A tak idąc kolejno od złego do złego, Okaże się okrutnym nawet dla bliźniego". Teofil Nowosielski (1812-1888) Wychowawca, działacz cbarytatywny. Debiutował w roku 1840. Piosnka o koniku Hop, hop, hop, Koniku w galop! Skacz przez kopce, płoty, rowy; Tylko sobie nie zbij głowy, Za zajączkiem w trop, Koniczku w galop! Ciesiu, ciesiu, cieś, Powoli mnie nieś! Z wolna, z wolna bez swawoli: Bo złamana nóżka boli, Powoli mnie nieś Ciesiu, ciesiu, cieś! Stój, koniczku mój, Stój, koniczku, stój, Jak podjesz dobrze obroczku, To sobie pobrykasz, skoczku, Ale teraz stój, Stój, koniczku mój! Julia Woykowska (1816-1851) Poetka pubIicystka, emancypantka wielkopołska. Autorka książek służących do początkowego nauczania. Jej wiersze wyszły w zbiorku "Piosnki dla ludu wiejskiego" (1843). Piosnka trzecia (fragment) Przyszła wiosna, przyszła, Jasnym okiem błysła; Błysła jasnym okiem, Po polu szerokiem. Zajrzała do chatki, Wywołała dziatki: "Macież dziatki wianki I wesołe ranki. Dajcież rączki małe, Mrozem podrętwiałe; Rączki wam ugrzeję, Wonią was owieję". [...] Jan Chęciński (1826-1834) Poeta, aktor, reżyser. Współredaktor "Rozrywek dla Młodocianego Wieku" (1856-1857), a w Iatach 1861-1867 współpracownik "Przyjaciela Dzieci". Napisał m.in. "Dzień grzecznego Władzia" (1867) "Robinsona dla młodszej dziatwy" (1833). Chłopczyk i kotek Siedzi nad wodą mały kocina, Patrzy na rybki, idzie mu ślina; Rad by ich dostać, rad by w bród skoczyć Lecz mu się nie chce nóżek zamoczyć! Siedzi nad książką mały chłopczyna, Potrzebę nauk czuć już zaczyna: Rad by się uczyć, rad by coś wiedzieć, Lecz mu się nie chce główki pobiedzić. Darmo kocino, darmo chłopczyno, Gołąbki same do ust nie płyną. Kto leniuch, niech się o nic nie kusi: Kto chce coś umieć, pracować musi. Teofil Lenartowicz (1822-1893) [Miesiączek, słonko i deszczyk] Na rannym niebie Miesiączek biały Ze stróży nocnej Schodzi ospały. Bystre słoneczko Wzeszło nad górki, A deszczyk rosił Z majowej chmurki. Miesiączek mówi: Nie ma jak to ja, Kiedy się w nocy Przejrzę u zdroja. Groble, wąwozy Stają w jasności I jak w dzień widna Droga dla gości. A słonko mówi: Gadasz daremnie, Ja bystre słonko, Nie ma nade mnie. Kiedy zarankiem W niedzielę wstanę, Błyszczą w promieniach Pola ogrzane. I Boża-męka , Za wsią na końcu Czerwona z daszkiem Błyszczy we słońcu. A deszczyk szemrze W pola, dąbrowy Idę ja, idę Deszczyk majowy. Roszę pszeniczkę, Drzewa i ziele, Weselę pola, Sady weselę. Zielenią, kwitną, Pachną przyjemnie. Nie ma nade mnie, Nie ma nade mnie. [Oj, sikorko, sikoreczko!] Oj, sikorko, sikoreczko! Nie ściel gniazdka, kochaneczko, Nie ściel blisko nade drogą, Bo ci gniazdko popsuć mogą. Uściel lepiej tam w gęstwinie, Tam w gęstwinie, na leszczynie, Gdzie się listek nie zachwieje, Nikt się gniazdka nie spodzieje. Oj, sikorko, sikoreczko! Nie wierz temu, kochaneczko, Bo i w gąszczach po orzeszki Pastuszkowie depcą ścieżki. Oj, sikorko, sikoreczko! Ściel gniazdeczko, kochaneczko, Lepiej w borze, na jaworze, Gdzie go dostać nikt nie może. Oj, sikorko, sikoreczko! Nie wierz temu, kochaneczko, Jak ten jawór zetną kiedy, Cóż z gniazdeczkiem będzie wtedy? Oj, sikorko, sikoreczko! Więc na sośnie ściel gniazdeczko. Sosna zawsze zielenieje, Wiatr gniazdeczka nie rozwieje. Oj, sikorko, sikoreczko! Nie ściel gniazdka tak daleczko, W naszym sadku, na jabłoni Tam się gniazdko lepiej schroni. My i płotek zapleciemy, My i kotka wypłoszemy, Jeno miła sikoreczko, W naszym sadku ściel gniazdeczko. [Zachodzi słoneczko] Zachodzi słoneczko Za las kalinowy, Zimna rosa pada Na sadek wiśniowy. Nie padaj, nie padaj oja zimna roso, Aż z ochronki do dom Nie zabiegnę boso. [Chodził senek i drzemota] Chodził senek i drzemota Za chałupką koło płota, I tak sobie rozmawiali: - Gdzie będziemy nocowali? - Tam będziemy nocowali, Gdzie się spory ogień pali; Gdzie chałupka najcieplejsza, Gdzie dziecina najmilejsza. [Malutkam ja była] Malutkam ja była, Na deszczyk-em poszła, Zaraz po deszczyku Tak otom podrosła. [Brudasek] Znam dziecię, co zawdy Czarne rączki miewa! Białych mieć nie może, Bo się z wodą gniewa. [Kasia] Trzymała się Kasia wierzby, I tak bujała, bujała! Wierzba pękła, - Kasia brzękła, Aż się rozśmiała, rozśmiała! [Płaczek] Płaczek stroi dudki, Braciszek malutki, A siostrzyczka mniejsza, Od niego grzeczniejsza. [Czerwone jabłuszko] Kula się i kula Czerwone jabłuszko; Gdzie się ty zakulniesz, Moja złota duszko? Gdzie ja się zakulnę? To Bóg wiedzieć raczy, I ty powędrujesz, Gdzie ci Bóg naznaczy. [Leń] Robili, orali, Leń na piecu leżał; Do miski wołali, On najpierwszy bieżał. [Edmund Bojanowski] (1814-1871) Zbieracz folkloru ludowego. [Nowinka] A ja wiem I powiem Nowinkę o wiośnie, Jagódka, Słodziutka Na boru już rośnie. A ja wiem I powiem, Nowinkę też drugą, Że ją zjem, To powiem, Nie śpiewając długo. [Zajączek] Czmych! - zajączek pod kamionkę, Oczki trze łapkami, - Za co ty mnie, mój pastuszku, Poszczuwasz pieskami? Czy ja tobie łączkę zdeptał? Dróżkę przeszedł kiedy? Czym kapustę w kapuśniku Ruszył kiedy z biedy? Źrebce łączkę ci zdeptały, Wilk ci przeszedł drogę, Krówki weszły ci w kapuśnik - Czy ja za to mogę? F. L. Kryptonim autora nie rozwiązany Śpiew wiosenny (fragmenty) 1. Cieszmy się koledzy! Z śpiewu wiosennego; Wszak to z szkolnej wiedzy, Bawienia naszego.- 2. Czas sprzyja wiosenny, Przy pięknej pogodzie; Jest nam nie odmienny, Wszech zabaw zawodzie. 8. Dziś majówkę mamy W cienistym gaiku; W różne gry zagramy Na pięknym trawniku 9. Woła przepióreczka: Pójdź w pole! Pójdź w pole! Skacze wiewióreczka Odgrywa swe role. Józef Chociszewski (1837-1914) Pisarz, działacz społeczno-oświatowy, wydawca. W latach 1866-1867 wydawał w Chełmnie czasopismo "Przyjaclel Dzieci", 1869-1873 w Poznaniu "Przyjaciel Dzieci i Młodzieżym". Debiutował w twórczości dla dzieci na początku lat sześćdziesiątych, wydając m.in. "Powiastki i wierszyki dla dobrych dzieci i ich przyjaciół (cz. 1- Leszno 1863, cz. 2 - Leszno 1866). Piosnka o pracy i oszczędności Prawdy mrówka uczy: Kto się tylko włóczy, Całe dni próżnuje, Temu głód dojmuje. La, la, la, la, la, la, la, la, la, La, la, la, la, la, la, la, la, la, Całe dni próżnuje, Temu głód dojmuje. Prawdy uczy pszczółka, Co lata na ziółka: Kto robi, nie składa, Ten w przyszłości biada. La, la,(jak wyżej). U tego myśl zdrowa, Kto drogi grosz chowa, Bo kto jest rozrzutny, Potem czas ma smutny. La, la (jak wyżej). Będę więc pracował, - Każdy grosik chował, Wydam, gdzie niezbędnie, Bo chcę żyć oszczędnie. La, la (jak wyżej). Zatem też potrosze, Będę składał grosze, Przyjdzie czas późniejszy, Grosz też potrzebniejszy. La, la (jak wyżej). Kochane dzieci! Pamiętajcie sobie, że bez pracy i oszczędności nie ma szczęścia na ziemi. Trzeba koniecznie już w młodości nie tylko pracować, ale także oszczędzać. Składaj grosz do grosza, a będzie talar. Gdy zbierzesz trochę pieniędzy, zanieś do kasy oszczędności. Oszczędność i praca Nas wszystkich wzbogaca. Władysław Bełza (1843-1913) Poeta, dramaturg, publicysta. Założył w 1830 r. w Poznaniu pisemko dla dzieci "Promyk", a w 1876 we Lwowie "Towarzysz Pilnych Dzieci". Jego Katechizm polskiego dziecka (1900) zdobył ogromną popularność w latach przed pierwszą wojną i w okresie międzywojennym. Do dzieci Oto wam niosę, dziatki kochane, Śliczne obrazki, jak malowane: O tych ptaszynach, których w błękicie Gwarnych szczebiotów słuchać lubicie; O tym słowiku, co gdzieś w ustroni Cudowne pieśni jak perły roni; O tym bocianie, co w każde lato Powraca spocząć nad polską chatą; O tej jaskółce, co niestrudzona Lata wśród ludzi, jak oswojona, I tuż nad oknem waszym, o dzieci, Dla swoich piskląt gniazdeczko kleci. Kochajcie ptaszki - bo wszakże one Bracia i siostry wasze rodzone. Na równi z nimi, drobiazgu złoty, Dzielisz igraszki twe i szczebioty, Równej używasz z nimi swobody - Wieku skrzydlaty, wieku mój młody! Może nie wiecie, dziatki jedyne, Że w was ma ptaszek drugą rodzinę; On, w zaufaniu do was głębokim, Tuli się, gnieździ pod waszym okiem, Bo wie, że żadne poczciwe dziecię Krzywdy nie zrobi mu za nic w świecie, Kochajcie ptaszki - bo wszakże one Jakby do pieszczot samych stworzone: Tak jak wy lube, wdzięczne i żwawe; A tak niewinne i tak łaskawe, Że ziarn im tylko pokażcie nieco, A wnet do ręki waszej przylecą. Stwórca tak kocha te ptaszki małe, Że tym, co Jego śpiewają chwałę, Ślicznym aniołkom, jak pieścidełka, Do ramion ptasie przypiął skrzydełka. A kto nad biednym ptaszkiem się znęca, Łowi go w sidła, gniazdka wykręca; Kto zapomniawszy, co litość święta, Z gniazd tych wyrzuca drobne pisklęta: - Niech drży!... Bo anioł, co tam na niebie O wszystkich ptasząt myśli potrzebie; Co się unosząc nad tym padołem, Może i jego jest też aniołem: Zaprze się nad nim świętej opieki, I takie dziecko rzuci na wieki. Abecadło o chlebie ABC Chleba chcę, Lecz i wiedzieć mi się godzi, Z czego też to chleb się rodzi? DEF Naprzód siew: Rolnik orze ziemię czarną I pod skibę rzuca ziarno. HKJ (jot) Ziarno w lot Zakiełkuje w ziemi łonie, I kłos buja na zagonie. Ł i L Gdy już cel Osiągnięty gospodarza, Zboże wiozą do młynarza. MNO Każde źdźbło, Za obrotem kół, kamienia, W białą mąkę się zamienia. PQS To już kres! Z młyna piekarz mąkę bierze I na zacier rzuca w dzieże. RTU I co tchu W piec ogromny wkłada ciasto, By chleb miały wieś i miasto. WXZ I chleb wnet! Patrzcie, ile rąk potrzeba, Aby mieć kawałek chleba. Katechizm polskiego dziecka - Kto ty jesteś? - Polak mały. - Jaki znak twój? - Orzeł biały. - Gdzie ty mieszkasz? - Między swemi. - W jakim kraju? - W polskiej ziemi. - Czym ta ziemia? - Mą ojczyzną. - Czym zdobyta? - Krwią i blizną. - Czy ją kochasz? - Kocham szczerze. - A w co wierzysz? - W Polskę wierzę. - Czym ty dla niej? - Wdzięczne dziecię. - Coś jej winien? - Oddać życie. [Złota różdżka] (1882) Historia bardzo smutna o chłopcu, który nie chciał jeść zupy Michaś był tusty, zdrów najzupełniej, Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni, Jędrną jak orzech, śliczną, rumianą, Jadł i pił wszystko, co na stół dano. Raz gdy mu zupę stawia służąca, On stąd ni zowąd talerz odtrąca, Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki: "Nie chcę i nie chcę ani łyżeczki!" Nazajutrz Michaś tak schudł nieboże; Że go nikt w domu poznać nie może Dają do stołu, on znowu w sprzeczki, Nie chce jeść zupy ani łyżeczki. Na trzeci dzionek, bieda nie żarty, I schudł i osłabł Michaś uparty, Lecz znów przy stole w krzyki i sprzeczki, Nie chce jeść zupy ani łyżeczki. Nie słuchać starszych, rzecz bardzo brzydka, W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka, W piątym coś w piersiach i w gardle dusi, Kto nie je zupy, ten umrzeć musi. Tak też z Michasiem - był zdrów i tłusty, Pięć dni grymasił, umarł na szósty. O Juleczku, co miał zwyczaj ssać palec - "Ja wychodzę po ciasteczka" Rzekła mama do Juleczka. - "Sprawiajże się tu przykładnie, Nie ssij palców, bo nieładnie. Bo kto palce w buzię tłoczy, Zaraz krawiec doń wyskoczy Z nożycami, zły okrutnie, I paluszki nimi utnie." Julek przyrzekł słuchać mamy, Lecz nie wyszła jeszcze z bramy, A już nieposłuszny malec Myk - do buzi duży palec! Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera, Wpada krawiec jak pantera I do Juika skoczy żwawo, Nożycami w lewo, w prawo - Uciął palec jeden, drugi Aż krew prysła we dwie strugi! Julek w krzyk, a krawiec rzecze: "Tak z nieposłuszeństwa leczę!" Wraca mama - wielka bieda Juleczkowi ciastek nie da. Bo kto mamy nie usłucha, Temu dosyć bułka sucha! Płacze Julek w wielkiej trwodze A paluszki na podłodze... Maria Konopnicka (1842-1910) Autorka (od 1884 r.) pierwszych artystycznie ambitnych wierszy i innych utworów dla dzieci, spopularyzowanych w licznych ilustrowanych wydawnictwach książkowych, śpiewnikach, adaptacjach scenicznych, radiowgch i filmowych. Pojedziemy w cudny kraj Patataj, patataj, Pojedziemy w cudny kraj! Tam gdzie Wisła modra płynie, Szumią zboża na równinie. Pojedziemy, patataj... A jak zowie się ten kraj? Żuczek Wyszedł żuczek na słoneczko W zielonym płaszczyku. - Nie bierzże mnie za skrzydełka, Miły mój chłopczyku. Nie bierzże mnie za skrzydełka, Bo mam płaszczyk nowy; Szyły mi go dwa chrabąszcze, A krajały sowy. Za to im musiałem płacić Po dwanaście groszy I jeszczem się zapożyczył U tej pstrej kokoszy. Jak uszyły, wykroiły, Tak płaszczyk za krótki; Jeszcze im musiałem dodać Po kieliszku wódki. Muchy samochwały U chomika w gospodzie Siedzą muchy przy miodzie. Siedzą, piją koleją I z pająków się śmieją. Podparły się łapkami Nad pełnymi kuflami. Zagiął chomik żupana, Miód dolewa do dzbana. - Żebyś, kumo, wiedziała, Com już sieci narwała, Com z pająków nadrwiła, To byś ledwo wierzyła! - Moja kumo jedyna, Czy mi pająk nowina? Śmiech, doprawdy, mnie bierze... Pająk... Także mi zwierzę! - Źebyś, kumo, wiedziała! Trzem pająkom bez mała, Jak się dobrze zasadzę, Trzem pająkom poradzę!... - Moja kumo kochana! (Chomik! Dolej do dzbana!) Moja kumo jedyna, Czy mi pająk nowina? Prawi jedna, to druga, A tu z kąta coś mruga... Prawi czwarta i piąta, A coś czai się z kąta. Pająk ci to, niecnota, Nić - tak długą - namota! Zdusił muchy przy miodzie W chomikowej gospodzie. W polu Pójdziemy w poIe w ranny czas, Młode traweczki, witam was! Młode traweczki zieIone, Poranną rosą zroszone. Długoście spały twardym snem Pod białym śnieżkiem w polu tym; Teraz główeczki wznosicie, Bo przyszło słonko i życie. Jabłonka Jabłoneczka biała Kwieciem się odziała; Obiecuje nam jabłuszka, Jak je będzie miała. Mój wietrzyku miły, Nie wiej z całej siły, Nie otrącaj tego kwiecia, Żeby jabłka były. Na pastwisku Siny dym się wije Pod lasem, daleko; Tam pastuszki ognie palą I kartofle pieką. A Żuczek waruje, Łapki sobie grzeje; Krówki ryczą, porykują, Dobrze im się dzieje. Zła zima Hu! hu! Ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy, Mroźnym śniegiem w oczy prószy, Wichrem w polu gna! Nasza zima zła! Hu! hul ha! Nasza zima zła! Płachta na niej długa, biała, W ręku gałąź oszroniała; A na plecach drwa... Nasza zima zła! Hu! hu! ha! Nasza zima zła! A my jej się nie boimy, Dalej śnieżkiem w plecy zimy, Niech pamiątkę ma! Nasza zima zła! Ślizgawka Równo, równo, jak po stole, Na łyżewkach w dal... Choć wyskoczy guz na czole, Nie będzie mi żal! Guza nabić - strach nieduży, Nie stanie się nic; A gdy chłopiec zawsze tchórzy, Powiedzą, że fryc! Jak powiedzą, tak powiedzą, Pójdzie nazwa w świat; Niech za piecem tchórze siedzą, A ja jestem chwat! Sanna Jasne słonko, mroźny dzień, A saneczki deń, deń, deń, Aż koniki po śniegu Zagrzały się od biegu. Jasne słonko, mroźny dzień, A saneczki deń, deń, deń. Ignacy Nowicki Szczegóły życia nieznane. Najdroższy Ojcze! XVI Chciałem pójść do szkoły, Tyś pozwolił Tatko; Dziś już piszę, czytam, I rachuję gładko. Jakże ja Ci za to Dzisiaj podziękuję? Oto na wiązanie To Ci obiecuję: Czy w domu, czy w szkole, zawsze i wszędzie, Syn Twój Tatusiu, grzecznym, skromnym będzie; A tak pilnym i grzecznym wzrastając w lata, Stanę się kiedyś pociechą dla Tata! Najukochańsza Mateczko! VIII Ile rybek żyje w morzu, Ile ptasząt jest w przestworzu, Ile gwiazd na niebie lśni, Tyle, Mamo, tu na świecie Dni radosnych - Twoje dziecię Dzisiaj z serca życzy Ci! Drogi Wujciu! VII W tak wesołej porze Twojego Imienia, Niechajże i ja złożę Wujciowi życzenia: Wesoły jak ptaszek W każdej życia chwili Niech będzie Wujaszek; Oto życzę tyle. Kochany Stryjciu! III Szczęśliwa jest rybka, wesoły jest ptaszek, Niech takim będzie mój dobry Stryjaszek. Nauczycielowi Czcigodny Panie! Za Twe trudy, za staranie, Dziś przychodzę, by Ci Panie Z serca za to podziękować I w te słowa powinszować:. Długo tutaj żyj na świecie Wśród znajomych, wdzięcznych dzieci; I niech kocha Cię świat cały, Jak Twój wdzięczny uczeń mały. Artur Oppman (OR-OT) (1867-1931) Poeta. W swoim czasie bardzo popularny również jako autor dla dzieci (od 1893 r.). Znane są zwłaszcza jego stylizacje baśni ludowych "Za morzami za górami"... W pokoju dziecinnym (fragmenty) 1. Co tu obrazków! Ot, kołyseczka, A w niej kołderka i poduszeczka, Gdy słonko zajdzie, ciemno na świecie, Mama w kołysce układa dziecię; Potem piosenki śpiewa mu sama, Aż uśpi skarb swój kochana mama. Pod czujnym okiem mamy jedynej Śpią sobie cicho małe dzieciny. 2 Obok jest śliczna Zosi laleczka [...]. 3 Wanienka z wodą na krześle stoi: [...] 4 Dalej bryczuszka, mała, ładniutka, Na niej fartuszek, skórzana budka. Budka od słońca dziecię osłania, Kiedy na spacer wiezie je niania. [...] Lis i kurka Do podwórka pode dworem Podszedł lisek sobie: - Chodź, kureczko, kochaneczko, Ja ci nic nie zrobię! Jam przyjaciel twój najszczerszy Na spacer pójdź ze mną... - Mój, ty lisku - rzekła kurka, Prosisz nadaremno. Mówiła mi nieraz mama Bym się lisów strzegła. I czem prędzej mądra kurka Do matki pobiegła. A lis chytry zwiesił kitę, Powlókł się do lasu. - Szkoda było, panie lisie. Czasu i atłasu. Twoja Ojczyzna Ojczyzna twa, dziecię, To cały ten kraj, Te lasy i pola, Ten ogród i gaj I strumień, co srebrnie Pod słońca blask drga: To wszystko, to wszystko Ojczyzna jest twa! Ojczyzna twa, dziecię, To każdy nasz gród, Gdzie siedzi od wieków Hartowny w łzach lud, Gdzie echo przeszłości Jak złota pieśń gra: To wszystko, to wszystko, Ojczyzna jest twa! Ojczyzna twa, dziecię, To rzędy tych chat, Gdzie mieszka kmieć szczery, Rodzony twój brat. I kwiatów tysiące I ptasząt tych ćma: To wszystko, to wszystko Ojczyzna jest twa! Ojczyzna twa, dziecię, To wstęgi tych rzek, Co kraj ten zraszają Od wieków po wiek I góry podniebne, Co wieńczy je mgła: To wszystko, to wszystko Ojczyzna jest twa! Ojczyzna twa, dziecię, To mogił tych świat, Gdzie leżą umarli: Pradziady i dziad, Gdzie w ziemię krew wsiąkła, Ich pot, i ich łza: To wszyśtko, to wszystko Ojczyzna jest twa! Jadwiga Chrząszczewska (ok. 1870-1935) Pedagog, pisarka dla dzieci i młodzieży (od 1894 r.). Współredaktorka "Przyjaciela Dzieci". Deszczyk Jasne słoneczko Późno dziś wstało, Rozpędzić chmurek Czasu nie miało. Więc się zbierają Zewsząd gromadnie, Za chwilę pewnie Deszczyk upadnie. Ożywi drzewa W ogrodzie, w lesie, Schylone główki Kwiatów podniesie. Na krzaku róży Rozwinie pąki, Świeżą zielenią Pokryje łąki. Więc chociaż w domu Siedzę nierada, Dzięki Ci, Boże, Że deszczyk pada. Kazimierz Laskowski (1861-1913) Poeta, powieściopisarz. Dla młodzieży pisał wiersze oraz mało znaczące obrazki dramatyczne (od 1898 r.). Na gwaizdkę (fragment) Przypadły do mnie Skarby moje! Wiara, nadzieja, Miłość ma! I nuże pytać Wszystko troje: Co nam "na gwiazdkę" Tatuś da? Przypadły do mnie... Dzwonią śpiewką, Dziecięcych marzeń Wznosząc chram: Tatusiu, jakie Będzie, "drzewko"? Tatusiu złoty, Powiedz nam! Co tatuś kupi Na "choinkę"? Co nam przyniesie Anioł-stróż - Pytają, robiąc Słodką minkę Modre oczęta, Buzie z róż. - Tatuś obiecał!... Przyrzekł tatko! - Miał być pałasik! - Siwy koń! - I duża lala! - Ćwierka stadko, Garnąc się na pierś, Pieszcząc skroń. - Tatuś obiecał... Nie pamięta! - Mówi z wyrzutem Dziatwy głos... ...Tatuś obiecał... Prawda święta! Jak tatusiowi Niegdyś los! Władysław Orkan (1875-1930) Prozaik, dramaturg, poeta. Święto drzew (fragmenty) I Przed sadzeniem Bierz każdy swoje drzewko Sadź, uważnie sadź, Pomagaj sobie śpiewką I sposobem radź. [...] II Podczas sadzenia Sadzimy drzewka małoletnie Niech na duże rosną Niech je poją rosą kwietnie Maje mają wiosną. Sadźmy rzędem, jak te linie Od kraja do kraja, Niech się po całej równinie Zieloność rozgaja. [...] III Po sadzeniu A czyjąż to będzie dumą, Dumą radosną, Jak te drzewka małoletnie W drzewa urosną? [...] "Kto je tu siał, kto je rzędem Równiutko sadził? Kto tu za ich małolecia Koło nich radził?" [...] Stanisław Estreicher (1869-1939) Bibliograf, historyk literatury. Okolicznościowy wiersz dziecięcy jest drobnym epizodem w jego działalności literackiej, chociaż z innych względów znaczącym. Powinszowania dla Mamy Jadwisia Gdybym mogła gwiazdki zliczyć, Ziarnka piasku w bryłce ziemi, Chciałabym Ci tyle życzyć Dni szczęśliwych z dziećmi twemi. Droga Mamo! niech pogoda Życiu Twemu stale świeci. W niepogodę sił Ci doda Czysta miłość Twoich dzieci. Jak najdłużej bądź nam wzorem, Przewodniczką w drodze świata, Byśmy mogły iść Twym torem Od dzieciństwa w późne lata. Bym mogła być Twą pociechą, Była Twoich cnót zwierciadło, Byś słyszała życzeń echo: Matki ziarno nie przepadło. Bajka o Bronci Mama bierze w rękę młotek, Ciap, ciap, cukier na kawałki. Brońcia skrada się jak kotek, Chaps, łaps z ziemi cukier miałki. Mama krzyknie na rabusia: "A tuś ptaszku! pfe, nieładnie! Nie rusz cukru, choć upadnie, Bo pogniewa się Mamusia". Nie słuchała Brońcia bury. Chyłkiem sunie, ani pyta, Co z papieru zleci z góry, Chaps do pysia, - chrup i kwita. Mama prosi raz i wtóry, Nie skutkują prośby, bury, Więc małego rozbójnika Stawia Mama do kącika. Stała Brońcia przez godzinę, Płacz, krzyk, upór nadaremny. Uznała swą wreszcie winę, Opuściła kącik ciemny. Gdy całuje i przeprasza, Rzecze Mama: "Słuchać trzeba, To powinność dzieci, wasza, Bo tak każe Bozia z nieba". Janina Porazińska (1888-1971) Autorka wielu książek dla dzieci, współzałożycielka i wieloletnia redaktorka "Płomyka". Debiutowała w "Przyjacielu Dzieci" (1905). Jej twórczość stylizowana i bardzo bliska ludowej stanowi przykład wrażliwości na świat i wyobraźnię dziecka. Wiersze, które cytujemy, były przedrukowywane wiele razy w książkach pod różnymi tytułami. Wy, dorośli - to nie wiecie... Wy, dorośli - to nie wiecie, co się czasem w izbie plecie: Jakie idą tam pogwarki i z tej szparki, i z tej szparki. Jak pod ławą coś przemyka, wyjrzyj z matki kaftanika. Hyc! - w dwojaki wraz się schowa. Kichniesz - powie: - Bywaj zdrowa! Siędziesz w kucki u komina - na kolana ci się wspina. Zmruży oczy - już cię tuli, śpiewa słodko: - Luli... luli... A co bajek nocą plecie!... O tym, starsi - wy nie wiecie. Bajka iskierki Z popielnika na Wojtusia iskiereczka mruga: - Chodź, chodź... bajkę ci opowiem. Bajka będzie dłu...ga! Była sobie Baba Jaga, miała chatkę z masła. A w tej chatce straszne dziwy! Pst!... iskierka zgasła. Z popielnika na Wojtusia iskiereczka mruga: - Chodź, chodź... bajkę ci opowiem. Moja będzie dłu...ga... Wycinanki Śliczne, śliczne wycinanki dookoła ściany. Tu kogucik, a tam kwiatek jak namalowany. - Gdybym wiedział, jak połączyć kółka te i kliny, to bym sobie taki kwiatek utkał z pajęczyny. I nie myśląc mało-wiele, włazi pająk na pościele. Wlazł na pierwszą poduszczynę. - Jeszcze wyżej odrobinę. Wlazł na drugą poduszczynę. - Jeszcze wyżej odrobinę. Wlazł na trzecią poduszczynę. - Jeszcze wyżej odrobinę. Wlazł na czwartą poduszczynę. - Jeszcze wyżej odrobinę. Wlazł na piątą poduszczynę. - Jeszcze wyżej odrobinę. Wlazł na szóstą poduszeczkę i przypatrzył się troszeczkę. Zlazł na piątą poduszczynę i zapomniał odrobinę. Zlazł na czwartą poduszczynę i zapomniał odrobinę. Zlazł na trzecią poduszczynę i zapomniał odrobinę. Zlazł na drugą poduszczynę i zapomniał odrobinę. Zlazł na pierwszą poduszczynę i zapomniał odrobinę. Zlazł, jak kapa lniana gładka i zapomniał do ostatka. Więc nie myśląc mało-wiele znowu włazi na pościele. Wlazł na pierwszą poduszczynę. - Jeszcze wyżej odrobinę... O kusym kogutku Wycinanki, wystrzyganki - ciachu, ciachu, cieńci... Wkoło izby, wkoło izby - aż się dziwią święci! Tu kokoszki - krzywe troszki, tu kogutki - bałamutki, tu kaczuszki - kuse nóżki, tu indorki - łby w kolorki. Nie starczyło już papieru na kogutka ostatniego, stoi smutny, bez ogonka. Oj, śmieją się, śmieją z niego: i kokoszki - krzywe troszki, i kogutki - bałamutki, i kaczuszki - kuse nóżki, i indorki - łby w kolorki. Wziął Wojtaszek cztery kłoski, kłoski pełne ości - taki ogon mu przyprawił, aż pękły z zazdrości: i kokoszki krzywe troszki, i kogutki - bałamutki, i kaczuszki - kuse nóżki i indorki - łby w kolorki. Dorotka Ta Dorotka, ta maluśka tańcowała dokoluśka. Tańcowała ranną rosą, tupotała piętką bosą. Tup... tup... tup... tup... Ta Dorotka, ta maluśka tańcowała dokoluśka. Tańcowała i w południe, gdy słoneczko grzało cudnie. Tup... tup... tup... tup... Ta Dorotka, ta maluśka tańcowała dokoluśka. Tańcowała i z wieczora, gdy szło słonko do jeziora. Tup... tup... tup... tup... A teraz śpi w kolebusi, w kolebusi. Na różowej swej podusi, swej podusi. Chodzi Senek koło płotka, koło płotka. "Cicho, bo tam śpi Dorotka, śpi Dorotka". Zabawka z jarmarku Cztery konie w wózku, wszystkie malowane: dwa łaciate, trzeci siwy, a czwarty kasztanek. Cztery kółka w wózku, kółeczka skrzypiące. A na wózku siedzą sobie zielone zające. Gdy Jaś wózek ciągnie, bo już dość ma stania, to zajączek łapką-drapką koniki pogania. Gdy Jaś wózek ciągnie - zajączka, jak żywa, stuku-puku nóżeczkami i głowisią kiwa. Tańcowanie Ej, polanko ty nieboga, szczerozłota twa podłoga. Szczerozłota od słoneczka bosym nóżkom do taneczka. Smyku-smyku, dylu, dylu... Gra Jasieńko na badylu, Dylu-dylu, smyku-smyku... Gra Wojtaszek na patyku. Kołem, kołem po polanie, kołem, kołem tańcowanie. Weronisia wraz z Anielą nóżeczkami drobno mielą. Gdzie traweczka niska, gładka - tańczy z Basią Małgorzatka. Pochwyciły Frania Staszkę i młynkują "drobną kaszkę". Tam w taneczku Zuzia z Jagną to podskoczą, to się nagną. Uploteczek wieje cienki - kręcą razem się Jagienki. Nie ma pary do taneczka, skacze sama Kasiuleczka. Dylu-dylu na badylu. Smyku-smyku na patyku. Tadeusz Żeleński (Boy) (1874-1941) Tłumacz, publicysta, satyryk. Sam nie pisał dla dzieci, choć w swoich "Słówkach" parafrazował dydaktyczno-moralizatorską literaturę dziecięcą. Z kolei aforystyczne powiedzenia z jego "Słówek" powracają jako puenty w utworach dla dzieci innych poetów (np. Jana Brzechwy). Dwa kotki (z Jachowicza) Były dwa kotki: Jeden ładny, lecz z szafy wyjadał łakotki, Drugi brzydki, bury, Ale łowił szczury. Którego wolicie, powiedzcież mi, dzieci? "Burego, burego!" "Ładnego, ładnego!" Nie mogły zgodzić się dzieci. No, a ty, Celinko? Rozsądna Cesia z poważną minką Tak rzecze pomyślawszy przez chwilkę maleńką: "Oba są potrzebne, nieprawdaż, mateńko?" Tak odpowie Cesia mała, A Mama ją uściskała. Mówiąc: "Spokojnam, Cesiu, o twoje zamęście, Sama będziesz szczęśliwa i drugim dasz szczęście. Deszczyk (z Jachowicza) "Mamo, rzekł Jaś, deszczyk rosi, Poplami kapelusz Zosi, Jakże niepotrzebnie pada!" Tu matka dziecku wykłada: "Za to po deszczu, me dziecię, Drzewko bujniej puszcza kwiecie, Co gdy przyjdzie czas jesieni, W soczysty owoc się zmieni. Owoc zaś, kiedy dojrzeje, Mama araczkiem zaleje, Doda cytrynki i wina, Parę kropli maraskina, Troszkę wody (nie za wiele) - I sprawi dzieciom wesele. Każde ze słomką zasiędzie, Dopieroż to radość będzie! Tak to deszczyk wszystko krzepi: Kwiatek, drzewko rośnie lepiej, Bo Bóg wszystkim mądrze włada". "O, kiedy tak, to niech pada!" Kornel Makuszyński (1884-1953) Prozaik, poeta, autor wielu bajek i powieści dla dzieci i młodzieży (od 1912). Z jego utworów wierszowanych szczególną sławę zdobyły "Przygody Koziołka Matołka" z rysunkami M. Walentynowicza (1933-1934). Stanowią one prototyp dziecięcego serialu komiksowego. Przygody Koziołka Matołka (fragmenty) Księga I Wszystkie mądre polskie kozy, - By je zliczyć nie mam siły! Na naradę się zebrały I rzecz taką uchwaliły: "W sławnym mieście Pacanowie, Tacy sprytni są kowale, Że umieją podkuć kozy, By chodziły w pełnej chwale. Przeto koza albo kozioł, Jakaś bardzo mądra głowa, Aby podkuć się na próbę, Musi pójść do Pacanowa. A gdy wróci ten wędrowiec, Już podkuty, ale zdrowy, Wszystkie kozy się dowiedzą, Czy to dobrze mieć podkowy." "Kto ten dzielny? Kto się zgłasza?" "Ja!" - zakrzyknął w głos koziołek. Miał maleńką, piękną bródkę, A wołano nań: Matołek. Czule żegnał go ród kozi, Mama i sędziwy tata, A Matołek wziął tobołek I wędruje na skraj świata. Kiedy znalazł się na drodze, Po raz pierwszy na wolności, Skoczył w górę nasz koziołek, Aby rozprostować kości. Nagle ujrzał dwa zające, Więc zapytał - "Proszę panów, Może mi panowie wskażą, Gdzie to miasto jest Pacanów?" Rzekł mu jeden: - "Idź przed siebie, Trochę w prawo, trochę w lewo, Przepłyń morze, przeskocz góry, Aż napotkasz uschłe drzewo". Nagle przerwał i zakrzyknął: "Niech ratuje się, kto zając!" A koziołek smyk na drzewo, Przed psem strasznym uciekając. "Złaź natychmiast z mego brzucha" - Woła drzewo w wielkim gniewie. "Nie masz prawa, śmieszna kozo, Po szanownym łazić drzewie". Zawołało wiatr na pomoc I zatrzęsło się z łopotem, Tak, że spadło trochę liści, A koziołek zaraz potem. [...] Przyszedł do jednego miasta, Gdzie wydano prawo nowe: "Kto by z brodą wszedł na rynek, Temu zaraz utną głowę!" Napis taki był na bramie, Kozioł patrzy weń ciekawie, Ale że nie umiał czytać, Nic nie wiedział o tym prawie. Więc schwytali go od razu, Wnet go na stracenie wiodą, I odcięli mu głowinę, Razem z piękną bardzo brodą. Leży biedak już bez ducha, Wtem poczciwy szewc nadchodzi. Spojrzał, westchnął i powiada: "Pewnie brodę miał dobrodziej!" Bardzo zacny był to człowiek, Więc choć to nie było łatwo, Przyszył głowę do tułowia Bardzo mocną, szewską dratwą. Ożył kozioł, beknął rzewnie, Potem szewca wziął w uściski, Szewc do domu go zaprosił, A tam z jednej jedli miski. [...] Księga III [...] Kozioł wszedł na podwyższenie I zawołał: - "W Pacanowie Podkuwają nawet kozy, Więc podkujcie mnie panowie!" Śmiech niezmierny się rozlega, Burmistrz się z radości tarza, "Kozioł wariat!" - zakrzyknęli - "Wołać tu weterynarza!" Wtem się zbliża pan profesor I tak mówi: - "Próżne żale! W Pacanowie kóz nie kują, Lecz się Kozy zwą kowale". "Jest tu kowal Maciej Koza, Jan i Wojciech, dwaj bratowie, Stąd na świecie powiadają: Kują Kozy w Pacanowie". [...] Księga IV Już myślałem, że Koziołek Wreszcie się włóczęgą znuży I, osiadłszy w Koziej Wólce, Zechce spocząć po podróży. Ale gdzież tam! Z Koziej Wólki, Ku największej mej boleści, Doszły do mnie o Koziołku Bardzo złe i smutne wieści. Przeto zapłakałem rzewnie, Co raz na rok mi się zdarza, A że mi atrament wysechł, Lałem łzy do kałamarza. Ach, skaranie z tym Koziołkiem! Wciąż z nim awantura nowa, A ja muszę to spisywać, Chociaż mi już pęka głowa. [...] (Po nowych perypetiach wraca Koziołek Matołek do Warszawy ku radości wszystkich dzieci:) [...] Ściska dzieci po kolei I z radości wielkiej szlocha. "Zostań z nami" - mówią dzieci "Bo któż ciebie więcej kocha?" "Pozostanę!" - rzekł Matołek "Nie pojadę do Afryki". Beknął, skoczył, potem poszedł Pisać swoje pamiętniki. Bolesław Leśmian (1877-1937) Poeta i prozaik. Wierszy dla dzieci nie pisał, ale jego powieść fantastyczna "Przygody Sindbada Żeglarza" (1913) została wydana w 1944 roku w "Szkolnej Biblioteczce na Wschodzie" (Jerozolima), a po wojnie jest wznawiana nakładem "Naszej Księgarni". Przygody Sindbada Żeglarza (fragment) Pewnego razu o poranku [wuj Tarabuk] poszedł na brzeg morza. Ustawił stolik składany, umoczył złote pióro w srebrnym kałamarzu i zaczął pisać jakiś wiersz na różowym papierze. Pisał i pisał, skrobał i skrobał, pocił się i pocił, sapał i sapał, aż wreszcie po nieludzkich trudach i mękach ułożył wiersz następujący: Morze - to nie rzeka, a ptak - to nie krowa! Szczęśliwy, kto kocha rymowane słowa! Rymuj mi się, rymuj, drogi mój wierszyku! Stój w miejscu cierpliwie, składany stoliku! Stoi stolik, stoi, zachwiewa się nieco, Za stolikiem - morze, za morzem - Bóg wie co! Napisawszy ten wiersz wuj Tarabuk odczytał go głośno i zawołał: - Piękny wiersz! Jaki prawdziwy początek! "Morze - to nie rzeka, a ptak - to nie krowa". Któż zaprzeczy prawdzie tych słów! I jaki trafny koniec! "Za stolikiem - morze, za morzem - Bóg wie co". Rzeczywiście, za morzem widać mgłę, a w tej mgle dal nieznaną. Jeden Bóg wie, co się w tej dali kryje. Dlatego też napisałem: "za morzem - Bóg wie co". Wuj Tarabuk zatarł ręce z zadowolenia i wyciągnął z kieszeni butelkę z tajemniczym lekarstwem, ażeby przepłukać gardło, nadwerężone głośnym odczytaniem świeżo napisanego wiersza. Trudno uwierzyć, ile błędów ortograficznych zdążył popełnić wuj Tarabuk w tak krótkim wierszyku! Zamiast "rzeka" pisał "żega", zamiast "ptak", pisał "bdag". Nie chcę wszystkich błędów wyliczać, aby nie ośmieszać mego wuja, którego kocham i poważam. Zresztą sam wuj Tarabuk czuł, że pisze błędnie. A chociaż nie mógł swych własnych błędów zauważyć, wszakże powtórnie wiersz przeglądając zaczął każde słowo o błąd podejrzewać. Szereg tych nieustannych podejrzeń tak go zmęczył, że wreszcie poprawiwszy "bdaga" na "bdacha" zasnął snem nagłym, smacznym i pokrzepiającym. Bronisława Ostrowska (1881-1928) Poetka. Publikowała również w czasopismach dziecięcych (od roku 1913). Autorka popularnej w okresie międzywojennym powieści dla dzieci "Bohaterski Miś (1919). Myszka Myszka jest u nas w szparce. Proszę, nie mówcie o tym Niani ani kucharce, Boby wnet przyszły z kotem. A ja ją bardzo lubię, I jej tu dobrze z nami, Gdy w kącie kruszki skubie, Ruszając wąsikami. Nie chcę, by ją zabito, Więc ją karmię kryjomie. Przyjdzie do mnie z wizytą, To was z nią zaznajomię. Niezapominajki Niezapominajki To są kwiatki z bajki! Rosną nad potoczkiem, Patrzą żabim oczkiem. Gdy się jedzie łódką, Śmieją się cichutko I szepcą mi skromnie: "Nie zapomnij o mnie!" Julian Ejsmond (1892-1930) Poeta, bajkopisarz. Autor również utworów dla dzieci, m.in. "Baśni o ziemnych ludkach" (1914). Pod koniec życia prowadził audycje radiowe dla dzieci. Miś płacze przez Dzidzia Tak Misia zmartwił Bobuś nasz mały, że aż Misiowi łezki kapały. Płynęła ich ilość bardzo duża - dlatego pod Dzidziem jest kałuża. Miś na kolanach chłopczyka szlochał tak rzewnie... Dzidziuś ma mokre majteczki dlatego pewnie... Sen Dzidzia Mama dała Dzidziowi różowy cukierek. Cielaczek ze swą Nianią poszedł na spacerek. Bańki mydlane robią rozbawione żabki. Krecia niania przed domem sypie z piasku babki. Słoneczko złote świeci. Niebo jest bez chmurek. W ogródku się całują Aniołek i Szczurek. Do dzieci... Gdy wierszyki dla Was piszę, moje słodkie, śliczne cuda, myślę, czy mi Wasze buzie zobaczyć się kiedyś uda... Gdy odbieram od Was listy takie miłe i kochane, chciałbym wycałować za to wszystkie oczki roześmiane... Chciałbym pieścić te łapiny, które do mnie napisały, za każdziutką z tych literek, a potem za liścik cały... Lecz nie sposób, skarby moje, buzi każdej dać dziecinie, więc pozwólcie, że w książeczce zbiorowo dziś to uczynię... Leopold Staff (1878-1957) Poeta, dramaturg, tłumacz. Wiersz "Deszcz majowy", dedykowany dziecku, to jeden z niewielu utworów tego poety przedrukowanych w książkach dla dzieci. Deszcz majowy Adamowi Reborowskiemu Słońce świeci, deszczyk pada, Czarownica się podkrada. Chodźcie, chodźcie prędzej, dzieci! Z nieba złoty deszczyk leci. Maj na ziemi! Deszcz o wiośnie Kogo zmoczy, ten urośnie. Świetą trawę skropi rosą, Będziem po niej biegać boso, Będziem wstrząsać mokre drzewa, Niech nas zlewa, niech nas zlewa. Rosi deszczyk nam na głowy, Srebrny, złoty, brylantowy. Iskry, perły i diamenty Lecą z chmury uśmiechniętej. To klejnoty, a nie deszcze... Jeszcze, jeszcze... Jak szeleszcze, Szepce, szemrze, szumi, śpiewa... Trawy cieszą się i drzewa. Róże w bieli, w złocie, w pąsie Błyszczą, świecą, lśnią i skrżą się; Kwiaty modre, żółte, białe I czerwone w kroplach całe. Mlecze, jaskry, niezabudki, Dzwonki, fiołki i stokrótki, Kwiaty pól i kwiaty matki: Dziatki, bratki i bławatki, Wszystko razem w żywej rzeszy, Dżdżem się cieszy, dżdżem się śmieszy... ...A po ścieżce skacze żaba... Kto się boi, ten jest baba! Mkną jaskółki z ostrym świrem, Pachnie wkoło mokrym żwirem, Pachnie w krąg mokrymi liśćmi... "Nuże, dzieci, do dom iść mi!" "Nie pójdziemy! Wolim w pole! Tchórze noszą parasole! Mazgaj, kto zostanie suchy, A do domu chcą piecuchy!" Słońce świeci. Deszcz o wiośnie Kogo zmoczy, ten urośnie. Siedmiobarwna w niebie tęcza: Niebo z ziemią się zaręcza. A na tęczy wodna panna Sieje perły: kwiatom manna! Promieniste czesze sploty... Słońce lśni czy włos jej złoty?... Słońce świeci; deszczyk pada, Czarownica dziwy składa. Kazimiera Iłłakowiczówna (ur. 1892) Poetka. Debiutowała baśnią: "Bajeczna historia o królewiczu La-fi-Czaniu" (1918) oraz wierszami dla dzieci: "Rymy dziecięce" (1923) i "Wesołe wierszyki" (1934). Kołysanka lali Przyszła do łóżka bosa kaczuszka, siedem ma piórek u głowy, szesnaście - u brzuszka. To kwacze, to płacze: "Nie ma jajek! Z czego będą na święta kołacze?" Niesprawiedliwa myśl Szła Lalka wieczorem poszukać jamniczka, spadła jej gwiazda prosto - do koszyczka; w koszyczku klucze leżały, całe od gorąca stopniały. Mama podniosła w oknie głowę od roboty: Że też ta mała Lalka zawsze gotowa do psoty!" Babunia Babunia jest taka chudziutka. Babunia siedzi w ogródku. Czepek ma czarny, a chustkę białą. Zimno jej w ręce, nogi ma skostniałe. Marcia i Janek, Janka i Jadwisia są przy Babuni łagodni i cisi. Tato głos zniża, donośny i gruby, stąpa na palcach ogromny wuj Kuba. Krzykliwa Ciocia Ewcia tylko Babci słucha... ...Bo wszyscy się boją... Bo Babunia taka krucha. Baj Chodzi, chodzi Baj po ścianie, żółte ma chodaki, niesie dzieciom złote kłosy i czerwone maki Baj, baj, baj kaftan krasny ma, baj, a baj na skrzypeczkach gra. Chodzi, chodzi Baj po ścianie, chodzi po suficie, ma sześcioro małych bąków, kocha je nad życie! Baj, baj, baj kaftan krasny ma, baj, a baj na skrzypeczkach gra. Chodzi, chodzi Baj po ścianie do samiutkiej zorzy, kiedy mała córka wstanie, Bajowi otworzy. Baj, baj, baj kaftan krasny ma, baj, a baj na skrzypeczkach gra. Łabędzica Łabędzica kołysała pisklę - łabędziątko, popychała je po wodzie śliskiej na początku. Uczyła je poznawać wodę do dna na ostatku; to chwaliła synka, to go biła - jak to matka. Obłok Utonął obłok w potoku - ten mokry i tamten mokry. Nie szła Hanka aż do źródła: nabrała obłoku do kubła. Nie może uprać sukienki, tak się obłok wywija z ręki. Bała się narobić szkody: wlała obłok z powrotem do wody. Jan Kasprowicz (1860-1926) Poeta, dramaturg Rozkaz Idź! Czuwaj! Do czynu ciągłego Młodzieńcze wyciągaj ramiona, Ojczyzna'sprawności twej wzywa, Do ciebie ma prawo li Ona! Idź! Czuwaj! i zawsze miej wiarę, Cokolwiek by losy zrządziły: Jest Polska i będzie do końca, Jeśli Jej starczy twej siły! Idź! Czuwaj! kochając swe serce Prawdy w niem buduj świątynię: Żyć warto, jeśli Twe serce Ofiarnie dla Polski płynie. Idź! Czuwaj! Otwarte miej oczy, Byś dostrzegł w sam czas, z jakiej strony I jaki się wróg ku nam skrada, Chęcią niszczenia wiedziony. Idź! Czuwaj! Bądź czujny! Codziennie Ucho przykładaj do ziemi, Byś słyszał jej szept najmniejszy, Gdzie pójść masz z ramiony swojemi! Idź! Czuwaj! Patrz! Słuchaj, byś wiedział, Nim z swoją rozminiesz się dobą, Gdzie pójść masz z sercem i duszą Z tem wszystkiem, co tylko jest - tobą. Maria Kownacka (ur. 1894) Autorka utworów dla dzieci, epickich i scenicznych. Współorganizatorka teatrów- kukiełkowych, pisząca do czasopism dla dzieci (od roku 1919). Propagatorka folkloru dziecięcego: dawnych i ginących gier i zabaw, rymów, zagadek itp. O gęślikach imć świerszczyków Na kominie trzeszczą drewka, siedzi w domu Tomek i Ewka. Wicher wyje, gwiżdże, płacze... A tu: - stuk - puk! Ktoś kołacze!... Jacyś goście! - Ot, nowina!... - Kto tam?! - Świerszczyk i Świerszczyna! A puśćcież nas z swojej łaski, będziem rżnęli obertaski, niesiem gęśle i bandurki, będziem cięli wam mazurki! Wygnała nas z pola zima. A puśćcież nas do komina! I nasz Tomek drzwi odmyka: - Zapraszam imć Świerszczyka, zapraszamy i Świerszczynę, dosyć miejsca za kominem!... Więc świerszcze, co siły w nogach: hoop! za komin! - O, dlaboga!... Jak ucięły obertasa, cała izba w blaskach hasa! Szarość znikła, nuda prysła, obudził się kot Mruczysław, poderwał się kot Nikodem i kocięta cztery młode... Dziaduś, co naprawiał sieci, zaraz zaczął bajkę klecić. Dziaduś baje, Mruczek chrapie, a dzieci z świerszczami - za piec!... Osiodłali dwa badyle, jadą za piec cztery mile!... Świerszcz z gęślami idzie przodem, za nim skrzat latarką świeci, za nim idzie kot Nikodem, a za kotem jadą dzieci, na kasztanku i kobyle jadą za piec cztery mile!.... A za piecem straszne hece!... A za piecem straszne dziwy, świat - tak trochę, jak "na niby" a troszeczkę, jak prawdziwy!... Czapla na wysokich nogach chodzi po wysokiej desce, plecie bajkę o pierogach i pyta: - "Czy bajać jeszcze?!"... A tam dalej koło płotu buty szyje szewc dla kotów, szyje buty szewc Antoni, co z pocięglem myszy goni, myszy goni, szczury łapie za ogony po pułapie!... A tu skrzacik za kominem ze świerszczami "za pan brata", trzyma kramik z ciepłym winem i szewcowi figle płata... A tłuściutkie skrzata wnuki, Klituś-Bajduś i Trzy-po-trzy, plotą dzieciom banialuki, żeby śniły sen najsłodszy... Kiedy w izbie światło zgaśnie, kiedy dzieci leżą w łóżkach, wędrują im prawić baśnie przycupnąwszy na poduszkach... A tam bryka koń Tomeczka, był bez nogi, wyłysiały, teraz upasł się jak beczka, jadą na nim "dwa Michały". Ewy lalusia szmaciana, co przepadła w zeszłą środę, śpiewa, tańczy - oj dadana!... i kokardę ma pod brodę. Ta kokardka, co zginęła latem z Ewy warkoczyków, jakim się tu cudem wzięła za kominem u świerszczyków?!... Pieje kogut u sąsiada, noc się kończy, dzień zaczyna... Trzeba wracać, trudna rada, cztery mile zza komina!... Świerszcz z gęślami idzie przodem, za nim skrzat latarką świeci, za nim idzie kot Nikodem, a za kotem jadą dzieci na kasztanku i kobyle. - Heeet! zza pieca cztery mile!,.. Wszystko to świerszczowe czary i na gęślach ta muzyka, co w zwyczajnym piecu starym czarodziejskie drzwi odmyka... Jak te gęśle świerszcz nastroi, pogra na nich małą chwilę, to się w główce marzy, troi... i wiooo!... za piec cztery mile!... Stefania Szuchowa (ur. 1890) Autorka (od roku 1920) wielu książek dla dzieci oraz słuchowisk radiowych. Majowy deszcz W pewien ranek majowy spadł dzieciakom na głowy. Spadł na kwiaty i liście ciepło... krótko... rzęsiście... Pogwarzy coś o wiośnie... Ucichł... i wszystko rośnie! Muchomór Berecik czerwony ma białe kropeczki. Nie chcą go brać dzieci ani wiewióreczki. Ale mech zielony gwarzy: - Patrzcie, jak mi z nim do twarzy! Letnia ulewa Drobniutko, leciutko i cichutko po gałęziach bukowych, po listeczkach brzozowych, po lesie wzdłuż i wszerz - zaszeptał deszcz... A potem....w jednej chwili wiatr czuby drzew pochylił i w chmurach szumią drzewa. Ulewa! Straszna ulewa! I nagle... wszystko ścicha. Las błyszczy i oddycha. Nad najbliższą sosenką już z błękitu okienko. Ptak jak o świcie śpiewa... skończyła się ulewa. Ludwik Wiszniewski (1888-1947) Zadebiutował w twórczości dla dzieci bajką sceniczną "Smok-Skok" (1922). Powiedzieć wam jeszcze Rak chodzi tak... Ma długie kleszcze - powiedzieć wam jeszcze? Jeż chodzi też... Idzie po ścieżce - powiedzieć wam jeszcze? Kruk bardzo zmókł... Padają deszcze - powiedzieć wam jeszcze? Mów sobie zdrów... Bajeczka miła synka uśpiła! Ewa Szelburg-Zarembina (ur. 1899) Poetka i prozaik. Debiutowała w 1922 r. w "Moim Pisemku". Autorka wielu powieści dla dzieci i młodzieży, adaptacji z literatury ludowej - baśni i utworów scenicznych. Matka Matka rano wcześniej od nas wstaje i szykuje grube kromki chleba, bo już dzwonią niecierpliwe tramwaje, że do szkoły czym prędzej iść trzeba. A w południe czeka nas z obiadem, gdy wpadamy niecierpliwi, zziajani, i dotyka rozpalonych, złych garnków bezbronnymi, nagimi rękami. Gdy wracamy w wieczór, śpiewający że możemy próżnować do rana, zastajemy naszą matkę, jak klęczy na podłodze, na obu kolanach. Ręce całe mokre ma do łokci, tak szoruje zdeptaną podłogę. Czarne drzazgi tkwią koło paznokci - Czekaj, mamo. Wstań! Ja ci pomogę. Idzie niebo Idzie Niebo ciemną nocą, ma w fartuszku pełno gwiazd. Gwiazdy błyszczą- i migocą, aż wyjrzały ptaszki z gniazd. Jak wyjrzały - zobaczyły i nie chciały dalej spać, kaprysiły, grymasiły, żeby im po jednej dać! - Gwiazdki nie są do zabawy, tożby nocka była zła! Ej! Usłyszy kot kulawy! Cicho bądźcie!... A,a,a... Parkowa królewna W parku mieszka królewna, co calutka jest z drewna, Ma paluszki z patyczków i nie nosi trzewiczków. Gdy przeminą dwa lata, za jeża się wyswata, w parku balik ogłosi i Renię też zaprosi. Bajeczka dla syneczka Szare - bure kotki z bosymi łapkami dźwigają kobiałkę, wypchaną bajkami. Siadły odpoczywać, a bajki z kobiałki sypią się na ziemię tak jak ulęgałki. Pozostała na dnie najmniejsza bajeczka... Dajcie mi ją, kotki, dla mego syneczka. Złoty jeż Mój mały, maleńki, czy ty o tym wiesz, że nocą - północą chodzi złoty jeż? Drzew pilnuje w sadzie, pod jabłonką śpi, a gdy go obudzić, jest okropnie zły!. Mój mały, maleńki, czy ty o tym wiesz, że ten jeż to wcale nie jest żaden jeż? To śliczny królewicz, co dla jakichś kar w jeża zamieniony został przez zły czar! Mój mały, maleńki, posłuchaj mych rad: Nie chodź nigdy nocą w owocowy sad. I nie szukaj jeża, co pod drzewem śpi, bo gdy go obudzisz, będzie bardzo zły! Jak szło słonko spać Jak szło słonko spać, musieli mu dać tych puchowych chmurek krzynkę na poduszki, na pierzynkę, żeby mogło spać! Jak chciał miesiąc wstać, musieli mu dać na buciki srebrnej rosy, by po niebie nie szedł bosy, kiedy musiał wstać! Lśni miesiączek, lśni, śpi słoneczko, śpi. I nie wiedzą wcale o tym, teraz, przedtem ani potem, co mój mały śni! Szedł czarodziej Szedł czarodziej przez rzeczkę, zgubił złotą laseczkę, a z nią wszystkie swe czary, co ich miał tam do pary! Stanął smutny nad rzeką, łzy po brodzie mu cieką. Każdy teraz się dowie, że to w lasce są czary, a on sobie - pan stary, jak ci wszyscy zwyczajni panowie... Maria Czerkawska (ur. 1881) Poetka i nowelistka. Autorka wierszy i powiastek dla dzieci. Od 1924 roku publikowała utwory w "Płomyku" i "Płomyczku". W zielonym gaiku W zielonym gaiku jest pełno słowików, gędziolą, śpiewają, spać Jagnie nie dają. Noc świeci w okienko srebrną latarenką. Słowiczek w gałązkach tu kląska, tam kląska. Jeden na jabłonce młodziutkiej swej żonce, drugi gdzieś w olszynie słowiczej dziewczynie. A trzeci - ten trzeci wnet tutaj przyleci i spyta piosenką: "Czy słuchasz, Jagienko, czy słuchasz, Jagienko?..." Hanna Mortkowicz-Olczakowa (1905-1968) Poetka, prozaik. Autorka wielu książek dla dzieci (od r. 1926). Trzydziestu kolegów Wstęp (fragment) [...] Wszędzie stoją domy i warsztaty, Wszędzie pola zasiewają wiosną, I we wszystkich wsiach i miasteczkach Mali chłopcy uczą się i rosną. Mają różne nazwiska, imiona, Rozmaicie są też ubrani, Ale wszyscy chodzą do szkoły, Gdzie ich uczy pan albo pani. Czy chcesz wiedzieć, gdzie mieszka, co robi, Jak się uczy, jak bawi, gdzie biega, Mały chłopiec ze wsi i z miasta Twój rówieśnik, twój brat, twój kolega? Jurek z Krakowa Jurek jest "krakowiaczek", Każdy to zaraz powie, Bo Jurek mieszka w Krakowie, Chodzi do szkoły w Krakowie. Jurek jest "krakowiaczek" Choć jest zwyczajnie ubrany, Nie nosi rogatywki, Kierezji i sukmany. Ale zna Rynek i Planty, Ulice i miasto całe, Ale go kościół Mariacki Codziennie wita hejnałem. Widział Bielany i Skałkę, Błonia i Lasek Wolski. A na Wawelu poznał Historię dawnej Polski. Wie, że z tej starej Historii Przyszłość powstaje nowa. Tego nauczył się Jurek Od swego miasta - Krakowa. [...] Zakończenie Teraz koniec. Po co mówić więcej? Wszystkich chłopców w książce się nie zmieści, Czy wystarczy wierszyków trzydzieści, Zamiast setek i setek tysięcy? Tyle dzieci z daleka i z bliska, Kto je spotka, pozna, zapamięta? Oprócz imion mają i nazwiska. Oprócz chłopców są też i dziewczęta. I gdzie spojrzysz, w jakie trafisz strony, Czy w osadzie, czy na wsi, czy w mieście, Spotkasz dzieci polskich miliony. Chociaż w książce jest tylko trzydzieści. Lecz na końcu tej książki napiszę, Że te dzieci - to są mali ludzie, Ludzie - bracia, ludzie - towarzysze W przyszłym życiu, wysiłku i trudzie. A z wysiłku tego i pracy, Z tej miłości brata do brata, Dziś budują wspólnie Polacy Lepszą przyszłość kraju i świata. Wanda Borudzka (1897-1964) W latach 1928-1935 redaktorka dwutygodnika "Dziecko i matka". W latach trzydziestych współpracowała z "Płomykiem" i "Płomyczkiem", a również na łamach "Wiadomości Literackich" recenzowała książki dla dzieci. Malowane domy Gdzie są takie domy, w kwiaty malowane, kwiaty są na piecu, kwiaty są na ścianach? - W Zalipiu, Górzycach, Toniach, Pilczy, Kłyżu, gdzie Dunajec bystry do Wisły się zbliża. Biegnie jasną wodą, do Wisły się spieszy: - Popłyniemy razem, czy się, Wisło, cieszysz? Popłyniemy razem Dąbrowskim Powiślem, a te ściany w kwiatach może nam się przyśnią... Związała Helenka pędzelek z prosa i drugi - z witki brzozowej - o rosie, bosa. Wybiegła na ogród. Stanęła. W ogrodzie - wiosna. A w tej wiosce, w kwiaty malowanej wiosną, właśnie wiosną, maluje się ściany. Na ścianach białych, jak mleko, maluje Helenka kwiaty... - Ze swojego ogrodu? - Gdzie, tam! Żaden ogród nie jest taki bogaty, w żadnym nie ma takich i tylu kwiatów... Do goździka koloru wyki podobny jest Helenki bławatek, goździk jest pawim piórem, a róża - różową chmurą albo liliową, jak jarzębiata kura, dwie jarzębiate kury także podobne do chmurek, a nie do kurek! Pewno dlatego, że się urodziły w malowanym kurniku. - Malowane kurniki? - Malowane chlewiki!! Wszystko maluje się, wszystko na Dąbrowskim Powiślu. Już nad oknem szlak pobiegł z łodyg i liści... - A powała? - W kwiatach, oczywiście. Teraz się Helenka zabiera do malowania ogrodu na arkuszu pakowego papieru. Rajski ogród wnętrze swoje otwiera: Masz w nim ptaki i drogę, i krowy, trzy kobiety, z czarnymi, wysokimi czubami, takie sztywne, surowe... a wszystko otoczone jest, zarzucone, zasypane kwiatami. Jeszcze zostało Helence farby w miseczce, więc ją daje Agnieszce. Agnieszka biegnie do budy, gdzie Burek mieszka. Buda jest cała od wiosennego słońca złota. - Czekaj, Burku, wymaluję ci zaraz na budzie nie tylko kwiaty, ale i małych ludzi, i koguta, co cię rano obudzi, i... kota! Lucyna Krzemieniecka (1907-1955) Autorka wielu książek dla dzieci. Debiutowała w 1928 roku. Kwietniowe wianki Mówi gadka, że na kwiecień z byle czego wianek spleciem. A z czego? Jak wam się zdaje? Jeden modry z niezapominajek. A chcecie mieć złoty drugi? Są wśród łąk kaczeńców smugi. Wianka chcesz w różowej barwie, stokrotek pod płotem narwiesz. A potem, najmilsi, musicie iść dalej, tam gdzie pachną w borze dzwoneczki konwalii. Anna Świerszczyńska (ur. 1909) Poetka i dramatopisarka, autorka wierszy, baśni, sztuk i widowisk szopkowych dla dzieci. Pierwsze publikacje w "Płomyku" (1929); w latach 1936-1939 redaktorka "Małego Płomyczka". Początek roku - A, moja Agatko, toć już przeszło latko. Weź książeczkę, idź do szkoły, a uczże się gładko. - Będę ja się, matko, ej, uczyła gładko, tylko dajcie mi na drogę czerwieniutkie jabłko. Czerwieniutkie jabłko i skibeczkę chleba, będę ja się uczyć dobrze, że lepiej nie trzeba. Będę ładnie pisać, będę ładnie czytać, aż się zdziwisz, że Agatka taka pracowita. Stefan Themerson (ur. 1910) Poeta, prozaik. Dla dzieci i młodzieży publikował od 1930 roku, m.in. "Pan Tom buduje dom" (1938). Był gdzieś, haj! taki kraj (fragmenty) Był gdzieś, haj! taki kraj: nazywał się - Alibajdadzikafrajdawtomigraj. A w tym kraju po ulicy chodzili dzicy Alibajdadzikafrajdawtomigraje. A w tym kraju Alibajdadzikafrajdawtomigraju były domy ze słomy. Tylko pan hipopotam miał wielki zamek z błota. Tylko piękny pan krokodyl pałac miał ze szklanej wody. Ale nikt powiedzieć nie chce, gdzie mieszkała mucha tse-tse [...] Poleciała mucha tse-tse do lisa. I tak rzekła, nie po polsku, a po lisio-rudemu: - Chytjes rysteś lis, jadłbyś z cudzych mis inspryt teny res dozro bienia jest kara wara bas tasprze nioda kwas. A lis, też naturalnie po lisio-rudemu, odrzekł: - jalis nalis tolis jakna lalis tolis! Poleciała mucha tse-tse dalej, do marabuta. I tak rzekła, nie po polsku, a po maraszewsku: mara przynio bucie słamci - mara projekt bucie damci mara pomysł bucie jak mara zdobyć bucie mak mara saba bucie rawa mara bucie rak! A marabut, też naturalnie po maraszewsku, odrzekł: Mara chętnie owszem but! A mucha tse-tse poleciała dalej - do krokodyla i do hipopotama, do dzikiego króla i do kota syjamskiego. [...] Hanna Januszewska (ur. 1905) Prozaik i poetka, autorka sztuk scenicznych i słuchowisk radiowych, również serialu dla dzieci o wędrującej Pyzie. Od 1931 r. współpracowała z "Płomykiem" i "Płomyczkiem". W twórczości swej świadomie odwołuje się do ludowego folkloru. Matulu... matulu Matulu! Matulu! Ta pyza ma oczy! Ja pyzę na łyzę! A ona - jak skoczy! Skoczyła na stołek, szczerzy zęby z ciasta i woła, że z nami chce jechać do miasta. Żeby ją przyodziać w suknie matusine, w zapaskę pasiastą, jak młodą dziewczynę! To będzie parada! To się ludzie zlezą, kiedy przyjedziemy z wystrojoną pyzą! Wejdzie pyza strojna jak jaka niewiasta - kto by się domyślił, że zrobiona z ciasta? Kto by nam uwierzył, że są takie dziwy, że się wymknie pyza z garnka, spod pokrywy? Gębę ma okrągłą z mąki zrumienionej. Tłusta w sobie. Oczko - węgielek spalony. Jedno oczko mniejsze. Drugie większe za to. Trochę może będzie patrzeć zezowato. Siądzie pyza z nami w wozie drabiniastym. - Jazda! Jazda, pyzo! Jedziemy do miasta! Wóz zajedzie z trzaskiem, na rynku przystanie. Wysiadamy, pyzo! Pora zjeść śniadanie! Suto dzisiaj zjemy: piwo, schab, kapusta. Wchodzi Jan: - A kto to jest ta jejmość tłusta? - Przyjechała z nami, aże spod Lublina. Zacna kobiecina - zowie się Pyzina. - Laboga! Laboga! A to się upasła! Toć ona wygląda jak zrobiona z ciasta! - Nie dziwcie się, Janie, gosposi pyzatej. I wy macie brzuszek nie lada pękaty. Niech jeno kapela zacznie tan ochoczy, sami zobaczycie, jak pyza podskoczy! Jak to zawiruje, jak to zakołuje, jak nam tu prześlicznie z wami zatańcuje! Smyk strun skrzypki tyka, zabrzmiała muzyka, bas gromko wtóruje, cymbał pobrzękuje. Na to - jak się pyza poderwie ochoczo - wszyscy za nią chłopcy do tańca podskoczą. - Niechże imość z nami oberka zaczyna! Grajcie, muzykanty! Tańcujcie, Pyzina! Ale Jan wyprzedził najpierwszych tancerzy, Hop! Hop! podskakuje i do pyzy bieży. Zapiszczy skrzypista, zaburczy basista. pójdzie z Janem w taniec pyza przysadzista! A tu w izbie ciepło, bo ludu gromada. Tańczy pyza, tańczy - z gorąca opada. Drożdże w niej osłabły od tańców, od skoków. I - opadła pyza od jednego boku. Jan tańczy jak wicher, przyklęka, przysiada - a nasza pyzula opada... opada... Tańczą na odsiebkę, tańczą gonionego, a pyza opada od boku prawego. Jan kręci wąsika, chyli się ku damie: - Czy też u paniusi niższe prawe ramię? A tu już od tańca, tańca zawrotnego opadła nam pyza od boku lewego. Szepce do sąsiadki ciekawa sąsiadka: - Coś u tej gosposi skrzywiona łopatka... Jan krzesze hołubce, obcasem kołace: Ram-tam-tam! Tara-ram-tam! - Z naszej pyzy - placek! Opadła, osiadła, klapła o podłogę, aż Jan się przewrócił i zbił sobie nogę. Dopieroż się ludzie ze wszystkich stron zlezą! - Jan tańczył oberka z wystrojoną pyzą! Lwy Gdy jestem taki jak dziś - zły, że pięści aż zaciskam, to, chciałbym, wiecie, spotkać lwy, lwy o drapieżnych pyskach. Wyszedłbym z domu. Zatrzasnął drzwi, nie mówiąc ani słowa. Poszedłbym drogą, a obok - lwy szłyby zielskami w rowach. Skradałyby się, kładły na płask, warczały, pełzły na brzuchach, a ja bym widział ich złoty blask, ich złote grzywy w łopuchach. Tak byśmy drogą, polami szli, one bokami, ja środkiem, tacy zjeżeni, warczący, źli, przez koniczyny, tymotki. Szlibyśmy miedzą suchą wśród zbóż i groblą, ścieżką mokrą, aż do wieczora, gdy słońce już chyli się za widnokrąg. A wtedy - lwy te, jak złoty błysk w niebo by wdarły się w skoku. I każdy ległby wspierając pysk na złotym, zachodnim obłoku. Wolno, ze słońcem znikłyby. i nagle: cisza, spokój. I ja bym nagle przestał być zły w tym wielkim spokoju, w tym mroku. Wróciłbym prędko: raz - dwa - trzy. A mama: - To ty! Wreszcie! Niepokoiły mnie te lwy, Ale nareszcie - jesteś! A ja: - Skąd, mamo, o lwach wiesz? A mama: - Bo i ja czasem zła jestem. No i też chcę wtedy spotkać lwa. Hanna Ożogowska (ur. 1904) Autorka szczególnie popularnych powieści dla dzieci. Od 1931 r. współpracowała z "Płomyczkiem" i "Płomykiem". W latach 1952-1964 redaktorka "Płomyka". Malowany wózek Malowany wózek, para siwych koni, pojadę daleko, nikt mnie nie dogoni. Pojadę daleko po ubitej dróżce, tam gdzie stoi mała chatka na koguciej nóżce. Stanę przed tą chatką, będę z bicza trzaskał: - Wyjdźże, Babo Jago, Wyjdźże, jeśli łaska! Wyjdzie Baba Jaga stara, całkiem siwa, spyta bardzo grubym głosem: - Kto mnie tutaj wzywał? - To ja, Babo Jago, przyjechałem prosić, żebyś nie skrzywdziła Jasia i Małgosi. Jeśli nie - to powiem rzecz ci nieprzyjemną: będziesz miała, Babo Jago, do czynienia ze mną!!! Przy tych słowach biczem machnę: szachu! machu! że aż Baba Jaga zemdleje ze strachu. Ja koniki pognam, - Hep! hep! - krzyknę na nie i wrócę do swojej mamy na drugie śniadanie. Spotkanie Spotkał wróbel skowronka na spacerze nad ranem. - Już wróciłeś? - Wróciłem, już mam gniazdko usłane. A ty wróblu? - Ja wziąłem na gałęzi mieszkanie. Bardzo mi się podoba: jest słoneczne i tanie. Jan Sztaudynger (1904-1970) Poeta, satyryk. W 1931 r. napisał baśń sceniczną "Królewicz Szafirek i ochmistrz Okularnik". W latach 1935-1939 organizator teatrów lalkowych dla dzieci. Bądź grzeczny! Jest ogród pełen kwiatów. Wiosna, godzina piąta. Motyl, co tupnął nóżką, za karę idzie do kąta. Biedronki i szczypawki tworzą milicję polną. Już one go nauczą: - Tupać na kwiaty? Nie wolno! Niech nikt brzydkiego słowa... Niech nikt brzydkiego słowa stokrotce nie powie, bo się stokrotka zawstydzi, bo się zaróżowi, bo stuli płatki, bo główkę skłoni i zrobi minkę, że to nie do niej. Wiosna Nie depcz trawy, niechaj nabiera wprawy, bo nie umie jeszcze szumieć, a musi to przecież umieć. Julian Tuwim (1894-1953) Poeta, tłumacz. Pisał również wiersze dla dzieci, drukowane na łamach "Wiadomości Literackich", które otworzyły nową erę w twórczości poetyckiej dla dzieci. "Murzynek Bambo" od roku 1934 wszedł do czytanek szkolnych; "Słoń Trąbalski", "Ptasie plotki", "ptasie radio", a szczególnie "lokomotywa weszły do potocznego języka i do powszechnej świadomości kulturowej. Lokomotywa Stoi na stacji lokomotywa, Ciężka ogromna i pot z niej spływa - Tłusta oliwa. Stoi i sapie, dyszy i dmucha, Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha: Buch - jak gorąco! Uch - jak gorąco! Puff - jak gorąco! Uff - jak gorąco! Już ledwo sapie, już ledwo zipie, A jeszcze palacz węgiel w nią sypie. Wagony do niej podoczepiali Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali, I pełno ludzi w każdym wagonie, A w jednym krowy, a w drugim konie, A w trzecim siedzą same grubasy, Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy, A czwarty wagon pełen bananów, A w piątym stoi sześć fortepianów, W szóstym armata - o! jaka wielka! Pod każdym kołem żelazna belka! W siódmym dębowe stoły i szafy, W ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy, W dziewiątym - same tuczone świnie, W dziesiątym - kufry, paki i skrzynie, A tych wagonów jest ze czterdzieści, Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści. Lecz choćby przyszło tysiąc atletów, I każdy zjadłby tysiąc kotletów, I każdy nie wiem jak się natężał, To nie udźwigną, taki to ciężar. Nagle - gwizd! Nagle - świst! Para - buch! Koła - w ruch!. Najpierw - powoli - jak żółw - ociężale, Ruszyła - maszyna - po szynach - ospale, Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem, I kręci się, kręci się koło za kołem, I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej, I dudni, i stuka, łomoce i pędzi. A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost! Po torze, po torze, po torze, przez most, Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las, I spieszy się , spieszy, by zdążyć na czas Do taktu turkoce i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to. Gładko tak, lekko tak toczy się w dal, Jak gdyby to była piłeczka, nie stal, Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana, Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana. A skądże to, jakże to, czemu tak gna? A co to to, co to to, kto to tak pcha, Że pędzi, że wali, że bucha buch-buch? To para gorąca wprawiła to w ruch, To para, co z kotła rurami do tłoków, A tłoki kołami ruszają z dwóch boków I gnają, i pchają, i pociąg się toczy, I koła turkocą, i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!... Warzywa - Położyła kucharka na stole: kartofle, buraki, marchewkę, fasolę, kapustę, pietruszkę, selery i groch. Och! Zaczęły się kłótnie, Kłócą się okrutnie: Kto z nich większy, A kto mniejszy, Kto ładniejszy, Kto zgrabniejszy: kartofle? buraki? marchewka? fasola? kapusta? pietruszka? selery czy groch? Ach! Nakrzyczały się, że strach! Wzięła kucharka - Nożem ciach! Pokrajała, posiekała: kartofle, buraki, marchewkę, fasolę, kapustę, pietruszkę, selery i groch - I do garnka! Figielek Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą. Cietrzew się zacietrzewił słysząc takie słowa, Sęp zasępił się strasznie, osowiała sowa, Kura dała drapaka, że aż się kurzyło, Zająć zajęczał smętnie, kurczę się skurczyło. Kozioł fiknął koziołka, słoń się cały słaniał, Baran się rozindyczył, a indyk zbaraniał. Spóźniony słowik Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji, Bo pan słowik przed dziewiątą miał być na kolacji, Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma, A tu już po jedenastej - i słowika nie ma! Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie, Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie, Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku, A na deser - tort z wietrzyka w księżycowym blasku. Może mu się co zdarzyło, może go napadli? Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli? To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek! Piórka - głupstwo, bo odrosną, ale głos - majątek! Nagle zjawia się pan słowik, poświstuje, skacze... "Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!" A pan słowik słodko ćwierka: "Wybacz, moje złoto, Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!" Ptasie radio Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju, Nadajemy audycję z ptasiego kraju, Proszę, niech każdy nastawi aparat, Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad: Po pierwsze - w sprawie, Co świtem piszczy w trawie? Po drugie - gdzie się ukrywa echo w lesie? Po trzecie - kto się Ma pierwszy kąpać w rosie? Po czwarte - jak poznać, kto ptak, A kto nie ptak? A po piąte przez dziesiąte Będą ćwierkać, świstać, kwilić, Pitpilitać i pimpilić Ptaszki następujące: Słowik, wróbel, kos, jaskółka, Kogut, dzięcioł, gil, kukułka, Szczygieł, sowa, kruk, czubatka, Drozd, sikora i dzierlatka, Kaczka, gąska, jemiołuszka, Dudek, trznadel, pośmieciuszka, Wilga, zięba, bocian, szpak Oraz każdy inny ptak. Pierwszy - słowik. Zaczął tak: "Halo! O, halo lo lo lo lo! Tu tu tu tu tu tu tu Radio, radijo, dijo, ijo, ijo Tijo, trijo, tru lu lu lu lu, Pio pio pijo lo lo lo lo lo Plo plo plo plo plo halo!" Na to wróbel zaterlikał: "Cóż to znowu za muzyka? Muszę zajrzeć do słownika, By zrozumieć śpiew słowika. Ćwir ćwir świrk! Świr świr ćwirk! Tu nie teatr Ani cyrk! Patrzcie go! Nastroszył piórka! Daje koncert jak kiepurka! Dość tych arii, dość tych liryk! Ćwir ćwir czyrik Czyr czyr ćwirik!" I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać, Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać, Że aż kogut na patyku Zapiał gniewnie: "Kukuryku!" Jak usłyszy to kukułka, Wrzaśnie: "A to co za spółka? Kuku-ryku? Kuku-ryku? Nie pozwalam, rozbójniku! Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię, Ale kuku nie ustąpię. Ryku - choć do jutra skrzecz Ale kuku - moja rzecz!" Zakukała: "Kuku! kuku!" Na to dzięcioł: stuku! puku! Czajka woła: "Czyjaś ty, czyjaś? Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!" Przepióreczka: "Chodź tu! Pójdź tu! Masz co? Daj mi! Rzuć tu! Rzuć tu!" I od razu wszystkie ptaki W szczebiot, w świergot, w zgiełk - o taki: Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek? Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek? Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć! Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź! Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje? Gniazdko ci wiję, wiję, wiję! Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!" I wszystkie ptaki zaczęły bić się. Przyfrunęła ptasia milicja I tak się skończyła ta leśna audycja. Józef Czechowicz (1903-1939) Poeta Autor również wielu wierszy dla dzieci. Był w latach 1933-1939 redaktorem "Płomyka" i "Płomyczka". Jego wiersze dziecięce narracyjnie i brzmieniowo należą do liryki kołysankowej: świat pogranicza snu i jawy, rytm kołyski, onomatopeje i echolalie. Srebrne nitki Za lipą rosochatą, rżyskiem, ścierniskiem, świeciło "babie lato" srebrzystym błyskiem. Leciały nitki czyste pod złotą zorzę, gdzie w gniade konie bystre tatulo orze. Leciały nitki miłe cichym wieczorem, chmurą lekuchną były nad czarnym borem. Leciały nitki w słonko srebrzystym dymem, fruwały ponad łąką rzeczką i młynem. I snuła się biała przędza z krzaczka na krzaczek. Rozwiewał ją, rozpędzał wietrzyk - psujaczek... Bajki Uśnijże mi, uśnij, bajka ci się przyśni: przyjadą zza morza junakowie pyszni... Będą rżeć pod nimi konie jabłkowite, gniem będą błyskać miecze złotolite... Zerwą się żar-ptaki, spłoszone tętentem, polecą za morze z krzykiem i lamentem... Żar-ptaki, żar-ptaki, lamentujcie ciszej, niechże was mój synek w kolebce nie słyszy... Junacy, junacy, mieczami brząkajcie, mojego syneczka ze snu przebudzajcie... Junacy, junacy, wracajcie za morze, bo mi się syneczek ze snu wybić może... Kołysanki 3. Lulajże, lulajże, maleńki, otulą cię moje piosenki. Luli, luli, piosenka cię otuli. Lulajże, lulajże, kochanie, utuli cię me kołysanie. Luli, luli, Kołyska cię utuli. Lulajże, lulajże, dzieciątko, sen przyszedł i patrzy już z kątka. Luli, luli, sen cichy cię utuli... 5. Chmurka się uniża, wieczór się przybliża, śpij, śpij, syneczku, śpij... Tupie deszcz po sadzie, nocka spać się kładzie, śpij, śpij, syneczku, śpij... A jak uśnie nocka, synek zmruży oczka, śpij, śpij, syneczku, śpij... Siwe oczka zgasną, siwe oczka zasną, śpij, śpij, syneczku, śpij... Lu, lu, lu, lu, lu, lu, Lu, lu, lu, lu, lu, lu, śpij, śpij... 6 Dawno już ucichł złoty kogucik i królik biały kwiatów nie depcze. Ogromna Wisła pod niebo wyszła z gwiazdami szepcze... Gliniany konik wszedł za wazonik, by się spokojnie zdrzemnąć do świtu. Synku maluśki, do swej poduszki i ty się przytul... Kiedy się zje śniadanie łyżeczkę trzeba sprzątać popatrz tylko kochanie już mysz wyłazi z kąta Nie chciałeś schować łyżki upadła ci na )podłogę teraz obgryzą ją myszki nic na to poradzić nie mogę myszka ma białe ząbki będzie twoją łyżkę ogryzać a ty po myszce będziesz łyżkę przy obiedzie lizać byłaby ładna wystrzyganka ale żeby była z kogutkiem kłóci się maleńka hanka z braciszkiem swoim lutkiem a lutek nie chce kogutka nie będzie go wycinał hanka jest przecież malutka nie wie że kogutki się zarzyna lutek woli wycinać muchy z muchy nikt nie zrobi rosołu na prośbę haneczki głuchy nie odrywa się od swego mozołu ale hanka kaprysi i płacze ciągle chce kogutka kogutka lutek wzdycha boże kiedy ja zobaczę jak ty się zrobisz mniej głupiutka Konstanty Ildefons Gałczyński (1905-1953) Poeta. Jego niektóre utwory o właściwościach ludycznych trafiały i do dziecięcego odbiorcy. Niezależnie napisał też dla dzieci powieść "Młynek do kawy" (1934) i kilka wierszy, z których np. "Idą dzieci" otrzymał melodię i należał do repertuaru piosenek emitowanych przez radio. Kto wymyślił choinki? Moje kochane dzieci, był taki czas na świecie, że wcale nie było choinek, ani jednej, i dzięcioł wyrywał sobie piórka z rozpaczy, i płakała wiewiórka, co ma ogonek jak dymiący kominek. Ciężkie to były czasy niepospolicie, bo cóż to, proszę was, za życie na święta bez choinki, czyste kpinki. Więc kiedy nadchodziły święta, dzieci w domu, a w lesie hałasowały zwierzęta - My chcemy, żeby natychmiast były choinki! Ale nikt się tym nie interesował, aż wreszcie powiedziała mądra sowa: - Tak dalej być nie może, obywatele. Ja z sowami innymi trzema zrobię bunt, bo choinek jak nie ma, tak nie ma, tylko mak i suszone morele. I rzeczywiście: jak przychodziła Gwiazdka, nic nigdzie nie tonęło w blaskach, był to widok nader niemiły; I nikt nie myślał o zielonej świeczce, i ciemno było, proszę was, jak w beczce, przez to, że się nigdzie choinki nie świeciły Ale w chatce na nóżkach sowich mieszkał pewien tajemniczy człowiek, który miał złote książki i zielone pióro. I jak nie krzyknie ten dobry człowiek: - Poczekajcie chwilkę, ja zaraz zrobię, że nigdzie nie będzie ponuro. No i popatrzcie: od jednego słowa świerki strzelają, gdzie była dąbrowa, choinki nareszcie będą. Bo ma poeta słowa tajemnicze, którymi może spełnić każde z życzeń. (A ten człowiek był właśnie poetą): To on nauczył, jak się świeczki toczy, jak się z guzików robi skrzatom oczy, on, namówiony przeze mnie; i jak się robi z papieru malutkie okręty, i to on ułożył te wszystkie kolędy, które śpiewać jest tak przyjemnie. To on, moi srebrni, moi złoci, zawsze jest pełen dobroci, w nim jest ta pogoda i nadzieja; to on nauczył, jak zawieszać zimne ognie, i on te świeczki odbija w oknie, że okno jest jak okulary czarodzieja. Więc już teraz, chłopcy i dziewczynki, czy wiecie, kto wymyślił choinki? czy już teraz każde dziecko wie to? Chórem dzieci: To ten odważny, dobry człowiek, co mieszka w chatce na nóżkach sowich, co go ludzie przezywają poetą. Więc kiedy śnieg na święta zatańczy, pomyśl, proszę, najukochańszy, o tym panu, co układa rymy, prześlij mu życzenia na listku konwalii, a myśmy już mu telegram wysłali, bo my wszyscy bardzo go lubimy. Idą dzieci Po szerokim, pięknym świecie idą dzieci, idą dzieci krok za krokiem, dziecko z dzieckiem: polskie, czeskie i radzieckie. W każdej wiosce, w każdym kraju idą dzieci i śpiewają. Ziemia dźwięczy w tych trzech dźwiękach: walka, praca i piosenka. Nasza praca pieśń roznieca, nasza piosnka trud rozświeca my nasz wiek jak latarkami rozświecamy piosenkami. Rzeczy trudnych dla nas nie ma. My idziemy. Śpiewa ziemia. Gdy na drodze leży kamyk, usuwamy, pomagamy. Ręka w rękę, dziecko z dzieckiem: i węgierskie, i radzieckie, polskie, chińskie i hiszpańskie, europejskie, afrykańskie. Nasza praca pieśń roznieca, Nasza piosnka trud rozświeca, my nasz wiek jak latarkami rozświecamy piosenkami. O kotku-knotku Poeta: Oto macie bajeczkę: Kotek palił fajeczkę, puszczał dym i tak dalej... Dzieci: Kotek fajki nie pali. P: Ach,to nie było tutaj! To był taki kot w butach. hen, za górą, za rzeką. Kot chadzał z halabardą, jadał jajka na twardo, pijał kawę i mleko. D: Znów błąd, z błędu chryja, bo kot kawy nie pija. P: A halabarda? D: Detal. Trochę drzewa i metal. P: No dobrze, ale przecie jeszcze tego nie wiecie, że ten kotek... D: Cococo? P: ...łaził z latarką nocą... D: I... P: ...w tej latarce kotek łapką podkręcał knotek. D: I co dalej? P: Nieszczęście: Kotek knot tak podkręcił że aż mu spuchła ręka i zgasła latarenka. D: A co się stało dalej? P: Dalej jak najwspanialej. Dalej to już nie bajka, "halabarda" i "fajka", tylko powiem, jak było: Kot mi napisał w liście, że go znał osobiście Ezop, Krasicki, Kryłow. Nazwiska dobre. Więc ja, przy takich referencjach, zrobiłem go sekretarką w te pędy. I dziś mój Kotek-Knotek ma uczciwą robotę: poprawia moje ortograficzne błędy. Edward Szymański (1907-1943) Poeta, satyryk. Działacz PPS i ZNMS. Zginął w Oświęcimiu. Współpracował z "Płomykiem" i "Płomyczkiem" od roku 1934. Pierwszy tomik dla dzieci: ABC (1936). Książka Witam cię kartek szelestem, tytułem na pierwszej stronie, witam! Bo po to przecież jestem, żebyś mnie ujął w dłonie i czytał! Kiedy jesz obiad - na zdrowie! Gdy chcesz się bawić - baw się! Ja ci nie bronię! Ale gdy chcesz mieć opowieść o wszystkim, co najciekawsze - ja ci się skłonię! Kiedy ci smutno będzie, kiedyś samotny, chory, bez przyjaciela - ja z tobą pójdę wszędzie, poprzez zimowe wieczory, w kraje wesela. Będziesz wraz ze mną oglądać baśnie i cuda, i dziwy na końcu świata. Po niebie, po morzach i lądach, jako te ptaki szczęśliwe będziemy latać. Nigdy ci się nie znudzi! Wędrówki po każdej kartce nie są tak straszne. Przygody innych ludzi są przecież nie mniej warte niż twoje własne. Ja cię bez trudu nauczę tego, co przydać się może choćby po latach paru Ja tobie słowem, jak kluczem, w cudowny sposób otworzę pałace czarów. Most Gdy przechodzisz nad rzeką przez most - albo wracasz do domu drogą, pomyśl: most i drogę wybudował ktoś. Nie dla siebie wybudował. Dla kogo? Może to był ktoś całkiem nieznany? Może zacny, a może ktoś bliski? Z jego pracy wszyscy korzystamy, bo każda praca - dla wszystkich. I pamiętaj czasami o tym, że choć tobie trud się nie opłaca, wszyscy dla ciebie swoją zrobili robotę i dla wszystkich jest twoja praca. Stanisław Młodożeniec (1895-1959) Poeta. Współtwórca polskiego futuryzmu. Jego, nieliczne zresztą, wiersze dla dzieci (drukowane m.in. w "Płomyku", 1936) łączą ludowe onomatopeiczne zwroty i wyrażenia z futurystycznym technicyzmem. Kulawa droga Odwilż. Ciepło. Przyszła wiosna. Okulała droga do cna. Szto-pyrk, szto-pyrk po roztopach - grzęźnie droga w błocie po pas. Stara wierzba jej furmani, - Wio! Wio! - skrzeczy gałęziami. Coś ruszyła... Szto-pyrk, szto-pyrk - buch w kałużę tuż pod płotem... Ochlapany płot aż kichnął. - Wio! Wio! - trzeszczy. - Jedźże, licho! Droga sapie zmordowana, ledwie lezie na kolanach. Szto-pyrk, szto-pyrk ku mostowi - chlust w bajoro! Trach! - i stoi. Most się wzdrygnął, krzyczy do niej: - Wio! Wio! stara! Doprzęż koni! Szarp! - szarpnęła. Wóz poderwał, złamał drodze cztery żebra. Kwęka, stęka, leży w mule, utrapiona ciężkim bólem. Płacze wierzba. Płot i mostek wylewają łzy żałosne. Baju-baju, gadu-gadu: - Dobra była dla sąsiadów! Gadu-gadu, baju-baju, po lekarza posyłają. Siwy kamień, zacny lekarz, z zabiegami chwil nie zwlekał. Pukał młotkiem. Puls jej badał. - Operacja! Moja rada... Rzekł i tnie już nożem dużym każdy wybój, dół, kałużę... Plaster. Bandaż. Okład. Zastrzyk. W milion piguł ją opatrzył. Maścią czarną osmarował. - Niech poleży! Będzie zdrowa! Po tygodniach dwóch czy po trzech droga czuje już, że dobrze. Siadła. Patrzy do zwierciadła. - Takam czerstwa, gładka, ładna! - Wstała. Chodzi. Hopsa! Hopsa! - Cóż ja jestem? Czyżby szosa? Rozpędziła się z radości, biegnie, sunie w szybki pościg... Władysław Broniewski (1897-1962) Poeta, najwybitniejszy przedstawiciel polskiej liryki rewolucyjnej. Pisał również wiersze dla dzieci, które drukował "Świerszczyk" w latach 1947-1948, "Płomyk" i "Płomyczek" w latach 1948-1949 oraz 1953-1956. Przełożył z języka rosyjskiego bajki Kornieja J. Czukowskiego (w 1936 roku). Zajączki Zajączki, zajączki, zajączki skakały przez pola i łączki. Stanęły pod laskiem i patrzą, jak dzieci się bawią i skaczą. A dzieci podały im rączki i z dziećmi skakały zajączki. Tramwaj Tramwaj z rana jest wesoły, bo odwozi nas do szkoły. Do południa mu się nudzi, bo w tramwaju mało ludzi. A o drugiej na przystanku głośno dzwoni: "Wsiadaj, Janku! Ale nie skacz do mnie w biegu, Bo się może stać coś złego!" Dzyń - dzyń - dzyń. Przed domem staje. Można lubić i tramwaje. Irena Tuwim (ur. 1900) Poetka, prozaik, tłumaczka - również z angielskiej literatury dziecięcej (od roku 1937). Autorka m.in. przekładu "Kubusia Puchatka" A. A. Milne'a (1938). Co okręt wiezie (fragmenty) Ogromny okręt po morzu płynie i wiezie ciężkie kufry i skrzynie. Tak objuczony niby zwierz jaki dźwiga z daleka worki i paki. A tak mu ciężko, że jęczy, stęka, poci się, sapie, zgrzyta i szczęka. A czym ten okręt tak objuczony? Co też on dźwiga? Czym napełniony? Na każdą z liter w alfabecie na tym okręcie coś znajdziecie. Więc wam wyliczę - nie jak popadło, ale jak idzie ABECADŁO. Na A - [arbuzy] pyszne, soczyste i [ananasy] w środku złociste. Wielkie [akwarium] - w nim złote rybki, żółty [autobus] zwinny i szybki. Na B - zwierzęta: [barany], byki [beczki], buciki i [baloniki]. Duże i małe - różne [butelki] blaszane [bańki], ogromne belki. Na Ż - żarówki, [żubry], żelazo, [żółwie] co strasznie powoli łażą, [żyrafa] wreszcie... Tak długą szyję pierwszy raz widzę, jak długo żyję. A okręt płynie, płynie i płynie i wiezie ciężkie kufry i skrzynie. Tak objuczony niby zwierz jaki dźwiga z daleka worki i paki. A w pakach, skrzyniach - wszystko, co chcecie, na każdą z liter w ALFABECIE! Policzcie, dzieci, wszystkie litery. Ile ich razem? 24! Czy zauważyliście, jakiej litery brak w tej książce, Litery Y. Ale w języku polskim nie znajdziecie wyrazu, który zaczynałby się na y, więc okręt nic nie mógł przywieźć na tę literę [...]. Czesław Janczarski (1911-1971) Poeta. W latach 1931-1939 współpracował z "Małym Płomyczkiem". Od roku 1957 był redaktorem "Misia". Autor wielu utworów dla dzieci, m.in. cyklu przygód Misia Uszatka, spopularyzowanego przez serial telewizyjny. Posłuchajcie bajeczki Wiatr szeleści: - Irenko, co masz w ręku? - Pisemko. Jest w nim bajka o lisie, jak na spacer szedł z misiem... Jak zajączka spotkali i jak poszli z nim dalej... Wiatr szeleści wesoło, garnie loki na czoło. Porwał bajkę dziewczynki, zaniósł wprost do kotlinki. A tam zając, szaraczek, rzekł: - O, bajka! Zobaczę... Wola synów i córki. Kic, kic - biegną zza rzeczki Kic, kic - spieszą w dół z górki. - Posłuchajcie bajeczki!... Krasnalek Krasnalek malutki mieszka pod podłogą. Zbiera okruszyny za stołową nogą. A dla kogo krasnal zbiera okruszyny? Powiem wam w sekrecie: dla mysiej rodziny. Warzyła sroczka kaszkę Warzyła sroczka kaszkę jaglaną. Zaraz sroczęta obiad dostaną. A miała sroczka dzieci pięcioro. Już się za chwilę przy stole zbiorą. Idą sroczęta, tup, tup - gęsiego. A gdzie jest piąte? Nie ma piątego! Może pod stołem? Nie, nie ma go tu. Zawsze najwięcej z piątym kłopotu! Może za piecem? Wyłaź stąd, bratku, bo tylko ciebie brak w naszym stadku! Pusto za piecem. Gdzie piąte sroczę? Więc mówi czwarte: - Na dwór wyskoczę! Po chwili wybiegł trzeci braciszek. A potem drugi za trzecim wyszedł. Aż w końcu wybiegł braciszek pierwszy. Już nie ma srocząt... Czy skończyć wierszyk? Nie, bo już wraca, słuchajcie, dzieci, braciszek pierwszy, drugi i trzeci, i czwarty, który znalazł piątego. Kaszka podana. A więc - smacznego! Ranek w lesie Cicho szumi wiatr w leszczynach - w lesie dzień się rozpoczyna. Najpierw świergot, gwizd radosny. Pac! - upadła szyszka z sosny. Lata motyl, barwny goniec, zza pnia wyjrzał wąż zaskroniec, pełznie ślimak środkiem dróżki, przestraszył się: schował różki. I znów świergot, pisk sikorek, stuk-stuk - dzięcioł stuka w korę. Tam kielichy dzwonki kłonią - słuchaj, słuchaj - czy zadzwonią? Nie, to szelest kropel rosy, jakieś szumy, jakieś głosy - głos kukułki z leśnej głębi, szeleszczący lot gołębi... Tam zagajnik nowy rośnie, zielenią się listki młode. Myk! - zajączek siadł przy sośnie. Ej, zajączku, nie idź w szkodę! Nie skub młodych brzóz i dębów, nie ostrz sobie na nie zębów! Dość masz trawek, ziół pachnących. Niech wyrośnie las szumiący! Tramwaj Wezmę papier i nożyczki. Wytnę pieska dla siostrzyczki. A siostrzyczka klaszcze w ręce: - Co mi jeszcze zrobisz więcej? - Poustawiam krzesła w rzędzie. A z tych krzeseł tramwaj będzie. - Do widzenia! Odjeżdżamy! Do tatusia i do mamy! Kręci korbą motorowy. Szczeka piesek papierowy. Zimowe zmartwienie Zima, choć piękna, przecież surowa jest taka. Wielki jest w zimie lęk zająca, wielki - głód ptaka. Ptaka nakarmić, nie spłoszyć zająca... No, tak - ale właśnie zając spod nóg mi prysnął, do lasu poleciał spłoszony ptak... Tadeusz Kraszewski (ur. 1903) Prozaik i publicysta. Autor sztuk scenicznych oraz utworów dla dzieci i młodzieży (od roku 1938). Prosię w deszcz Oprosiła się maciora, Jak to często na wsi bywa. Ma prosiaczków trzynaścioro, Jest z nich dumna i szczęśliwa, Bo udane dziatki To radość dla matki. Tuzin z nich się dobrze chowa, Rosną w mięso i omastę, Wszystkie zdrowe i różowe. Tylko... inne jest trzynaste. Coś nie udało się To trzynaste prosię. Chodzi i tak gada sobie: - Nie chcę być zwyczajnym wieprzem. Ja... ja... coś ważnego zrobię! Ja od innych chcę być lepsze. - Narzeka świnia stara, Że synek niezdara. - Sławne stanę się i pierwsze Pośród świńskiego pogłowia, By pisano o mnie wiersze I tworzyły się przysłowia! - I mam chęci szczere Zostać bohaterem. - Może frunąć na szczyt drzewa Lub dać nurka tak jak ryba? Czy jak słowik pięknie śpiewać? - Wszystko to potrafię chyba?! A stara świnia wzdycha: - Gdzie się to prosię wypycha! - Aż raz... zebrały chmury, lunęła ulewa. Wszystko się kryje przed deszczem, I tylko mokną drzewa. A prosię? Waha się jeszcze, Stoi, zamyka oczy I nagle... jak nie skoczy, Buch w kałużę! Hop do góry! Aż pierzchają w strachu kury. To się kręci na kształt bąka, To znów pędzi, kwiczy, chrząka - Patrzcie - no się Na to prosię! - - Cieszy się - wreszcie ktoś powie - Jak prosię w deszcz! Ot, na popis! - No i... powstało przysłowie, I ten wiersz pisze wierszopis. Tak owo prosię Sławne stało się. Jan Brzechwa (1900-1966) Poeta i satyryk. Do literatury przeszedł przede wszystkim jako autor dla dzieci. Tu zdobył ogromną popularność i wielu naśladowców. Jego zbiorki utworów dziecięcych wydawano pod różnymi tytułami (np. Tańcowała igła z nitką, 1938; Kaczka Dziwaczka, 1939), bądź jako wiersze dla dzieci, bądź jako bajki. Jest ponadto autorem dłuższych bajek wierszem, jak: "Baśń o Korsarzu Palemonie", "Szelmostwa Lisa Witalisa", "Pan Drops i jego trupa" i innych. Żaba Pewna żaba Była słaba, Więc przychodzi do doktora I powiada, że jest chora. Doktor włożył okulary, Bo już był cokolwiek stary, Potem ją dokładnie zbadał, No, i wreszcie tak powiada: "Pani zanadto się poci, Niech pani unika wilgoci, Niech pani się czasem nie kąpie, Niech pani nie siada przy pompie, Niech pani deszczu unika, Niech pani nie pływa w strumykach, Niech pani wody nie pija, Niech pani kałuże omija, Niech pani nie myje się z rana, Niech pani, pani kochana, Na siebie chucha i dmucha, Bo pani musi być sucha!" Wraca żaba od doktora, Myśli sobie: "Jestem chora, A doktora chora słucha, Mam być sucha - będę sucha!" Leczyła się żaba, leczyła, Suszyła się długo, suszyła, Aż wyschła tak, że po troszku Została z niej garstka proszku. A doktor drapie się w ucho: "Nie uszło jej to na sucho!" Kaczka-dziwaczka Nad rzeczką opodal krzaczka Mieszkała kaczka-dziwaczka, Lecz zamiast trzymać się rzeczki Robiła piesze wycieczki. Raz poszła więc do fryzjera: "Poproszę o kilo sera!" Tuż obok była apteka: "Poproszę mleka pięć deka" Z apteki poszła do praczki Kupować pocztowe znaczki: Gryzły się kaczki okropnie: "A niech tę kaczkę gęś kopnie!" Znosiła jaja na twardo I miała czubek z kokardą, A przy tym, na przekór kaczkom, Czesała się wykałaczką. Kupiła raz maczku paczkę, By pisać list drobnym maczkiem. Zjadając tasiemkę starą Mówiła, że to makaron, A gdy połknęła dwa złote, Mówiła, że odda potem. Martwiły się inne kaczki: "Co będzie z takiej dziwaczki?" Aż wreszcie znalazł się kupiec: "Na obiad można ją upiec!" Pan kucharz kaczkę starannie Piekł, jak należy, w brytfannie, Lecz zdębiał obiad podając, Bo z kaczki zrobił się zając, W dodatku cały w buraczkach. Taka to była dziwaczka! Żuraw i czapla Przykro było żurawiowi, Że samotnie ryby łowi. Patrzy - czapla na wysepce Wdzięcznie z błota wodę chłepce. Rzecze do niej zachwycony: "Piękna czaplo, szukam żony, Będę kochał ciebie, wierz mi, Więc czym prędzej się pobierzmy". Czapla piórka swe poprawia: "Nie chcę męża mieć żurawia!" Poszedł żuraw obrażony: "Trudno. Będę żył bez żony". A już czapla myśli sobie: "Czy właściwie dobrze robię? Skoro żuraw tak namawia, Chyba wyjdę za żurawia!" Pomyślała, poczłapała, Do żurawia zapukała. Żuraw łykał żurawinę, Więc miał bardzo kwaśną minę. "Przyszłam spełnić twe życzenie". "Teraz ja się nie ożenię, Niepotrzebnie pani papla, Żegnam panią, pani czapla!" Poszła czapla obrażona. Żuraw myśli: "Co za żona! Chyba pójdę i przeproszę..." Włożył czapkę, wdział kalosze I do czapli znowu puka, "Czego pan tu u mnie szuka?" "Chcę się żenić". "Pan na męża? Po co pan się nadweręża? Szkoda było pańskiej drogi, Drogi panie laskonogi!" Poszedł żuraw obrażony. "Trudno. Będę żył bez żony!" A już czapla myśli: "Szkoda, Wszak nie jestem taka młoda, Żuraw prośby wciąż ponawia, Chyba wyjdę za żurawia!" W piękne piórka się przybrała, Do żurawia poczłapała. Tak już chodzą lata długie, Jedno chce - to nie chce drugie, Chodzą wciąż tą samą drogą, Ale pobrać się nie mogą. Kaczki Po podwórku chodzą kaczki Wszystkie bose nieboraczki, A w dodatku nieodziane, To są rzeczy niesłychane! Choć serdaczek, choć kubraczek Mógłby znaleźć się dla kaczek, A na nogi - jakieś kapce, A na głowy choć po czapce, Bo to zima akturat, Chwycił mróz i śnieg już spadł. Poszły kaczki do krawcowej: "Chcemy mieć kubraczki nowe, Zimno wszystkim nam szalenie, Pani przyjmie zamówienie. Lecz uwzględnić pani raczy Że to ma być fason kaczy. Tu zakładka, a tu szlaczek, To jest coś w sam raz dla kaczek, Krój warszawski, bądź co bądź, Zechce pani miarę zdjąć". Potem kaczki na Królewskiej Odszukały zakład szewski I już pierwsza kaczka kwacze: "Pan nam zrobi kapce kacze, Takie małe, zgrabne kapce, By na małej kaczej łapce Należycie się trzymały I na sprzączki zapinały". Odrzekł szewc, bo nie był leń: "Zrobię kapce w jeden dzień." Już nazajutrz poszły kaczki Do krawcowej po kubraczki I po kapce na Królewską, Ale wpadły w pasję szewską: Szewc zażądał pięć tysięcy, A krawcowa jeszcze więcej. "Bez pieniędzy, drogie panie, Dzisiaj nic się nie dostanie. Zapytajcie zresztą dam, One to powiedzą wam", Kaczki kwaczą i tłumaczą: "Pieniądz nie jest rzeczą kaczą, Żadna z nas się nie bogaci, Nam za jajka nikt nie płaci". Ale na to szewc z krawcową Powtórzyli słowo w słowo To co przedtem: "Drogie panie, Darmo nic się nie dostanie". Z tej przyczyny kaczy ród Jest ubrany tak jak wprzód, A tu zima akurat, Chwycił mróz i śnieg już spadł. Androny "Pan Marcin plecie androny!" "Z czego plecie?" "Ano - z łyka. Taki andron upleciony Jest podobny do koszyka. Po cichutku się wymyka, Niespodzianie psa nastraszy, Wrzuci stary gwóźdź do kaszy, Wszystkie jabłka zerwie z drzewa, Z garnków wodę powylewa, W oknach szyby powybija, Wysmaruje miodem stryja, Ciotkę weźmie na barana, Sad osypie śniegiem w lecie... Nie wierzycie?" "Proszę pana, Takie pan androny plecie!" Na Wyspach Bergamutach Na Wyspach Bergamutach Podobno jest kot w butach, Widziano także osła, Którego mrówka niosła, Jest kura samograjka, Znosząca złote jajka, Na dębach rosną jabłka W gronostajowych czapkach, Jest i wieloryb stary, Co nosi okulary, Uczone są łososie W pomidorowym sosie I tresowane szczury Na szczycie szklanej góry, Jest słoń z trąbami dwiema I tylko... wysp tych nie ma. Leń Na tapczanie siedzi leń, Nic nie robi cały dzień. "O, wypraszam to sobie! Jak to? Ja nic nie robię? A kto siedzi na tapczanie? A kto zjadł pierwsze śniadanie? A kto dzisiaj pluł i łapał? A kto się w głowę podrapał? A kto dziś zgubił kalosze? O - o! Proszę!" Na tapczanie siedzi leń, Nic nie robi cały dzień. "Przepraszam! A tranu nie piłem? A uszu dzisiaj nie myłem? A nie urwałem guzika? A nie pokazałem języka? A nie chodziłem się strzyc? To wszystko nazywa się nic?" Na tapczanie siedzi leń, Nic nie robi cały dzień. Nie poszedł do szkoły, bo mu się nie chciało, Nie odrobił lekcji, bo czasu miał za mało, Nie zasznurował trzewików, bo nie miał ochoty, Nie powiedział "dzień dobry", bo z tym za dużo roboty Nie napoił Azorka, bo za daleko jest woda, Nie nakarmił kanarka, bo czasu mu było szkoda. Miał zjeść kolację - tylko ustami mlasnął, Miał się położyć spać - nie zdążył - zasnął, Śniło mu się, że nad czymś ogromnie się trudził. Tak zmęczył się tym snem, że się obudził. Tańcowała igła z nitką Tańcowała igła z nitką, Igła - pięknie, nitka - brzydko. Igła cała jak z igiełki, Nitce plączą się supełki. Igła naprzód - nitka za nią: "Ach, jak cudnie tańczyć z panią!" Igła biegnie drobnym ściegiem, A za igłą - nitka biegiem. Igła górą, nitka bokiem, Igła zerka jednym okiem, Sunie zwinna, zręczna, śmigła. Nitka szepce: "Co za igła!" Tak ze sobą tańcowały, Aż uszyły fartuch cały! Jerzy Kamil Weintraub (1916-1943) Poeta. Przytoczony tu wiersz o kaczorze nawiązuje do ludowej piosenki i jest jego jedynym wierszem dla dzieci. U kaczora srebrne pióra U kaczora srebrne pióra u kaczuszki złote nóżki śpij maleńki noc pochmurna wydeptała mokre dróżki chodzi księżyc w lisiej czapie rankiem wicher z chmur wychynie po kałużach nocka człapie płynie kaczor po olszynie w niebie sowie oczy świecą stara wierzba stuka w okno wejdź do izby siądź przy piecu strasznie jest na deszczu moknąć może bajkę nam opowiesz którą rzeka ci śpiewała może gwiazdkę z nieba złowisz tę co wczoraj z zimna drżała może siądę i opowiem com widziała w wód głębinie ale gwiazdki nie ułowię płynie kaczor po olszynie może siądę i zaśpiewam to i nocka szybciej minie gdy tak śpiewa rzeka drzewom płynie kaczka w kożuszynie nie wyśpiewać tego smutku który rzeka w sobie mieści śpij maleńki śpij cichutko nocka krótsza jest od pieśni życie krótsze jest od nocy w życiu tyle jest goryczy co kropelek srebrnej rosy nigdy ranek ich nie zliczy nie strasz synka stara wierzbo lepiej bajkę mu opowiedz jak kaczuszka biegła ścieżką jak o szczęściu śpiewał słowik jedną tylko pomnę: w lasku zaszumiała ciemna rzeka czekaj kaczko dam ci cacko nie poczekam bo uciekam Magdalena Samozwaniec (1899-1972) Prozaik, satyryk. Wiersze dla dzieci pisała sporadycznie (m.in. Królewna Śmieszka, 1943). Królewna Śmieszka W maleńkim domku mieszka Królewna Śmieszka. Czy ściemnia się, czy dnieje, Królewna wciąż się śmieje I słychać "hi-hi! cha-cha!" Królewna nóżkami macha I trzyma się za brzuszek: "Oj, śmiać się, śmiać się muszę!" Ze śmiechu aż się dusi, Ale się wyśmiać musi. Lecz w którejś życia wiośnie Skończy królewna żałośnie, Bo - rzecz to całkiem pewna: Pęknie ze śmiechu królewna. Tosi-tosi-łapci (fragment) Tosi-tosi-łapci Pojedziem do.babci, A stamtąd do taty, Gdzie jest pies kudłaty, A potem do ciotki, Gdzie są małe kotki, A także do wujka, Gdzie jest szczeniąt trójka. Potem do prababki Na kawałek babki. Później w świat daleki, Za góry, za rzeki... [...] Zamówienie Boża krówko, leć do nieba - Przynieś mi kawałek chleba, Chociaż, przyznam, Z większym smakiem Zjadłbym kawał placka z makiem, Albo rurki z czekoladą, Albo struclę z marmoladą. Przynieś babkę nadziewaną I różowe ciastka z pianą Oraz trzy makaroniki, Cztery keksy, dwa pierniki, Dalej: lody waniliowe oraz krówki śmietankowe. Przynieś chałwę i landrynki, pomarańcze, mandarynki, Ananasy, marcepany, Winogrona i banany, I moreli ze dwie skrzynki, I daktyle, i brzoskwinie, i rodzynki, i migdały, Funt karmelków, kwaśnych, małych, Gruszki w cukrze, no i figi, Mogą też być makagigi, Marmoladki i wafelki, I blok czekolady wielki. Przynieś także pączków sześć, Bo zachciało mi się jeść! A dla moich sióstr i matki Przynieś, krówko, dwie pomadki. "Chlebuś raz!" - biedronka pisła I do nieba w górę prysła. Bogdan Brzeziński (ur. 1911) Dziennikarz i literat. Również autor książek dla dzieci. Debiutował w 1945 roku. Kotek i czapla Pewien kotek palił fajkę Czasem, gdy nie drzemał. Raz chce palić - a tu widzi, Że tytoniu nie ma! Poszedł kotek do trafiki I powiada: - Proszę Do mej fajki dać tytoniu Za całe trzy grosze! A trafikę miała czapla, Dosyć młoda jeszcze, Która cały dzień chodziła Po dębowej desce. Gdy pan kotek ją poprosił O tytoń do fajki, Czapla rzekła: - Czy pan może Jest tym kotkiem z bajki? Mama mi opowiadała Raz taką bajeczkę, Że był kotek, który palił Namiętnie fajeczkę. - Owszem, jestem kotkiem z bajki, Wszystko tu się zgadza! A czy pani jest tą czaplą, Co po desce chadza? Nieustannie spaceruje Po dębowej desce I tak będzie wciąż chodziła Długo, długo jeszcze? - Tak, mój panie, jak pan widzi, Spaceruję stale, I zabawne, że zmęczenia Nie odczuwam wcale! - Cieszę się, żem panią poznał! - Mnie też bardzo miło, A że tu się spotkaliśmy - Dziwnie się złożyło... Niech pan fajkę już zapali, Proszę, tu węgielek! Lecz ostrożnie, żeby nie spadł, Bo będzie bąbelek! A gdy palił kot fajeczkę, Rozmawiali jeszcze, Że przyjemnie spacerować Po dębowej desce. Joanna Kulmowa (ur. 1928) Poetka satyryk. Autorka wielu dowcipnych i lirycznych wierszy dla dzieci w których potrafi nawiązać kontakt współpartnerstwa wyobraźni i humoru. W tej dziedzinie twórczości debiutowała już w 1945 r. w prasie dziecięcej. Czerń Jesień wszystko w czerni zanurza, poczerniały jałowce i wzgórza. Drzewa nagle potraciły barwy: obok czarnej olchy - dąb czarny. Liść opadły na ziemi się czerni, choć tak pięknie złocił go październik. Trzeba widać, żeby wszystko poczerniało, nim będzie biało. Marzenia Ja nie lubię chodzić do szkoły, choć nic nie ma we mnie z lenia. Ja nie lubię chodzić do szkoły, bo w tornistrze się nie mieszczą marzenia. W szkole jest wielki porządek, nikt nie trzyma pod ławką marzeń, muszę zostawiać je w domu - pod stołem albo w jakiejś szparze. A one przez ten czas rosną, odbywają samotne podróże i kiedy wracam ze szkoły za dalekie są i za duże. Gdzie jest wiosna Ja wiosnę najlepiej znam. Wiosnę widać nie tu, a tam - właśnie tam naprzeciwko, tam gdzie nikt nie zagląda, w kałużach, na odwrotnych oceanach i lądach. Tam się wiosna wspina w dół na drzewa, tam się wiosna w niebo rozlewa, tam się wiosna na słoneczka łamie, żeby świecić się i jarzyć pod naszymi nogami. Zasypianie maku Mak ma głowę pełną zasypiania. Już od wiosny sennie się słania. Nie zaczeka, aż go jesień odmieni. Wcześniej do snu się rozbiera z czerwieni. Ziarno snu za ziarnem snu przetrwoni, aż zostanie z pustą głową na zagonie. Artur Maria Swinarski (1900-1965) Poeta, satyryk, dramaturg, tłumacz. [BRZOZA] [...] A brzoza też jeszcze mała, tak się sosence zwierzała: "Gdy będę duża, gdy będę gruba, artysta ze mnie zabawki wystruga, koniki, woziki, pajacyki, koguciki, kaczki, taczki. Będzie hulajnoga dla Władka, a dla Tadka łopatka, dla Jakubka chałupka, dla Janeczki owieczki, a dla Józki kózki z brzózki, a dla Andrzejka kolejka, dla Arturka kurka, a dla Jurka huśtawka, najweselsza zabawka, brzozowa, kolorowa, pstra - raz na dół, raz w górę poleci ze mną Jurek, a z Jurkiem ja!" [...] Krystyna Artyniewicz (1908-1953) Debiutował w roku 1947 bajkami scenicznymi dla dzieci. Wiosenna piosenka Na fujarce zagrał Grześ, szła piosenka poprzez wieś. Szła piosenka już od świtu, miała butki z aksamitu, z obcaskami miała butki, strojna była w śpiewne nutki. Fujareczka skocznie grała, więc piosenka tańcowała. A przez gaik, przez gaiczek jechał złoty powoziczek. Trzaska bacik, dudni echo - sam królewicz lasem jechał. Sam królewicz skinął ręką, potańcować chciał z piosenką. Mówi: - W drogę długą jadę... Mam łuk srebrny, złotą szpadę.. Jadę, jadę po wygonach, szukam żony w waszych stronach. Mój konik Ten mój konik z kasztana bryka sobie od rana. Ma kopytka z żołędzi i wesoło w świat pędzi. Sto gościńców przejechał. Mknie karoca z orzecha. - Kogo wieziesz, kasztanku? - Pannę lalę z gałganków. Hanna Łochocka (ur. 1920) Debiutowała w 1947 roku w czasopismach dla dzieci. Wydaje w serii "Poczytaj mi mamo" Rak-czupirak i rybka-złośnica Rak-czupirak w piątek rano spotkał rybkę nakrapianą: "Witam, witam pannę rybkę! Pani, widzę, ma wysypkę?" Rybka gniewnie się odwróci: "Co, wysypka? To jest rzucik, to są kropki, to ozdoba, to każdemu się podoba!" - Tak mu odpowiedzieć chciała, ale - mówić nie umiała... "Czemu, rybko, tak się pluskasz? Jeszcze ci odpadnie łuska. Będziesz gładka niby kluska, jeśli z łuski się wyłuskasz". Rybka szybko w kółko pląsa: "Ej, bo ci odgryzę wąsa z jednej, potem z drugiej strony. Będziesz, raku, ogolony!" - Tak mu odpowiedzieć chciała, ale - mówić nie umiała "Nie siedź, rybko, ciągle w wodzie. Po cóż w wodzie siedzieć co dzień? Kaszel będziesz mieć i chrypkę, a już przecież masz wysypkę... Słuchaj rady przyjaciela: gdy przeziębisz sobie skrzela, możesz mieć oskrzeli katar, moja rybko piegowata!" Tak rzekł rak i jeszcze dodał: "Nie pij wody, zdrowia szkoda!" "Oj, ty raku-czupiraku, ty urwisie, ty dziwaku! Skoro zimna woda szkodzi, pewnie ukrop ci dogodzi? Gdy przygrzeje z każdej strony, jak rak staniesz się czerwony. Może wtedy pan rak raczy zachowywać się inaczej!" Tak to mu przygadać chciała nakrapiana rybka mała, ale mówić jest nie sposób, gdy się wcale nie ma głosu.. Więc westchnęła rybka miła, przy czym z pyszczka wypuściła srebrnych baniek coś ze trzysta w stronę raka, oczywista. Rak uśmiechnął się pod wąsem pół wesoło, pół z przekąsem, mówiąc: "Po cóż tak się złościć? Szkodzi przecież złość piękności. Pójdźże w tany z czupirakiem: niech tańcuje ryba z rakiem!" Piegowata rybka mała przystanęła, pomyślała: "Cóż, zatańczę z rakiem chyba? Na bezrybiu i rak ryba..." Helena Bechlerowa (ur. 1908) Debiutowała w "Świerszczyku" (1948). Autorka książek dla dzieci, audycji radiowych, redaktorka w wydawnictwie "Nasza Księgarnia". W Konwaliowej Gospodzie W Konwaliowej Gospodzie dużo gości jest co dzień! Gra tu piękna muzyka, dawno znana w tych stronach - konwaliowa orkiestra z samych dzwonków złożona! Już się goście zebrali, brzmi wesoła piosenka, tańczą panny konwalie w konwaliowych sukienkach! Miłym gościom podają konwaliowe dzbanuszki. Siedzi słowik, jeż, zając i motyle, i muszki. - Dla mnie - rosy czareczka! - Dla mnie - deszczu kropelki! - Dla mnie - ptasiego mleczka dwa kubeczki niewielkie. Żuk czareczkę przechyla i coś szepcze do muszek. Trącił kubek motyla, splamił muszce fartuszek. Gra wesoło i dzwoni konwaliowa muzyka. Jeż się żabce ukłonił. - Zatańcz ze mną walczyka... Tańczy motyl z biedronką, ważka długa i cienka, tańczą panny konwalie w konwaliowych sukienkach. Igor Sikirycki (ur. 1920) Poeta, prozaik, autor książek dla dzieci, tłumacz z radzieckiej literatury dziecięcej (od roku 1949). Zoologiczny talent Jacek odważny jest jak lew I w wodzie czuje się jak ryba Jak jeleń biega pośród drzew, A z trampoliny jak ptak śmiga. Po płotach łazi niby kot, Jak czapla zręcznie ryby łowi, A gdy zaśpiewa, gotów w lot Dorównać głosem słowikowi. Nagrodę chłopcu za to dać Z pewnością byłoby już można, Gdyby nie pysznił się jak paw I mniej uparty był od kozła. Zebra z Zegrza Dostał w Zegrzu pewien żebrak Piękną zebrę, dar od Negra. "Dzięki - szepnął - miły Negrze, Cóż mi w Zegrzu po tej zebrze". Po czym sprzedał w Zoo zebrę I otworzył sklep ze srebrem. Po tygodniu owa zebra Rzekła: "Tu niczego nie brak, Lecz nie znoszę wody z cebra, Toteż wciąż mnie trzęsie febra i dlatego, żubrze, wiedzże Uciec chcę nad rzekę Biebrzę". Żubr rzekł: "Dobrze, więc się nie grzeb. Przez żywopłot nim się przedrzesz, Dam ci adres pewnej piegży, Co ma gniazdko tuż przy Biebrzy. Gdzie się czują dobrze piegże, Tam nie będzie źle i zebrze". Wtedy zebra poszła w świat I zaginął po niej ślad. Lecz na cześć jej, kowal w Zegrzu, Mistrz nad mistrze, Grzegorz Gżegżół, Wybił medal w czystym srebrze I tym właśnie wsławił Zegrze. A nad Biebrzą śpiewa piegża Pieśń o zebrze, tej spod Zegrza. PS. Na pamiątkę wędrówki tej niezwykłej zebry powstał zwyczaj przechodzenia przez jezdnie tylko na zebrach. Aleksander Rymkiewicz (ur. 1919) Poeta. Autor również (od roku 1950) książek dla dzieci. Boa Zwiesza się z gałęzi wąż, widać ogon, błyska głowa. Ścieżką tu ostrożnie dąż, bo ten wąż to boa. O, gdy chwyci w swoje sploty! Brrr... ja nie mam też ochoty. Popatrz, w nazwy swej literach boa sploty już zawiera: b - jak głowa razem z szyją, o - jak pierwszy straszny splot, już dokoła się owija, teraz cielska drugi zwrot, a - jak wąż też ogon ma, razem boa. Ojejej! Odetchnąłem i już lżej. Tu powiedzmy sobie szczerze, straszy nawet na papierze boaaaaaa. A gdy zsunie się z gałęzi, w splotach swoich cię uwięzi... O, dziękuję, lecz nie życzę, żarty mają też granice, więcej o tym ani słowa, a pan znowu narysował boaaaaaa. Jeszcze mi się w nocy przyśni, w mroku się do domu wśliźnie. Skąd? No, po schodach od podwórka, Kędy wejdzie? Może wejść przez klucza dziurkę. Pomyśl tylko - wąż olbrzymi, dziurka klucza zaś malutka, i nie znajdziesz go na pewno w polskim lesie czy ogródku. I tu pełznie nie po lasku, lecz jedynie na obrazku. Dotknij śmiało książki strony - to wąż pędzlem oswojony. Rzeczywiście, aha! Boaaaaaa. Mieczysława Buczkówna (ur. 1824). Poetka. Autorka również wierszy dla dzieci i utworów prozą: opowieści, bajek, powieści (od roku 1950). Niezwykły festiwal (fragment) [...] Pierwszy wystąpił słowik. Zapadła taka cisza, że nawet woźny za drzwiami słyszał każdy dźwięk pieśni, każdy trel. Wprost trudno wysłowić siłę i brzmienie słowiczego głosu. Jakby wiatr poruszał trawą nad źródełkiem leśnym albo potrząsał mokrą gałęzią bzu, spadały czyste krople śpiewu-rosy. Świst jaśniejszy od świstu równymi pauzami rozdzielał, a w przeźroczystej ciszy zalśnił ostatni świst. Klaskano, wołano: "Bis, bis!" Wszyscy byli oczarowani. "Niech śpiewa jeszcze raz!" Ale słowik nie chciał śpiewać za nic. "To nie ogród ani las". Zresztą nie dbał o oceny. Dostał ogromny kosz róż i w tym koszu wyjechał ze sceny. Jeż się na scenę wychylił, zapowiedział taniec motyli. Jak opisać taniec motyli - taniec "Przebudzenie kwiatu" - taniec oczekiwania, zanurzenia w pyle trąbki, przeniesienia pyłku na inny kwiat taniec koloru, zapachu? Choć kwiatów na scenie nie było, - taniec motyli wyraził kwiat. "Wspaniały taniec - wołano - wspaniały!" Motylom dano kwiat pomarańczy i chociaż się wzbraniały, musiały jeszcze raz swój taniec odtańczyć. "Orkiestra Leśnej Rozgłośni. Symfonia "Kto rano śpiewa najgłośniej" Proszę o chwilę ciszy" - zapowiedział jeż i wycofał się za kulisy. Gdy zjawił się szpak, rozległy się oklaski. "Patrzcie, jaki ma frak - szeptano - frak w kropki i w paski! Gdzie takie fraki szyją?" Szpak zaczął dyrygować z takim zapałem, że aż piórka poleciały. Najpierw odezwała się wilga głosem czystym jak flet - Fifilijo, fifilijo - ale wnet jeszcze głośniej zagwizdał kos - Trjuli trjuli tilit - i drugi zakwilił. Potem usłyszano głos drozdów, szczygłów, gili, zięby, kowalika, sójki i rudzika... "Hałasują nieznośnie!" powiedziała jedna pani do drugiej pani, jakby ta muzyka była tylko dla niej. Trudno było orzec, kto śpiewa najgłośniej, lecz nikt się tym nie przejmował. Nastąpiła przerwa piętnastominutowa, w czasie której przygotowywały się żabie chóry. Wtedy to wybuchła awantura - żaby zażądały wody na scenie. Dyrektor zaprotestował: "Nie ma mowy, sceny w jezioro nie zmienię". Ale jeż nie ustępował (tak postępuje dobry impresario). "Chcą wody - musi być woda"'. Wreszcie przyniesiono ogromne akwarium i nastąpiła zgoda. Występ żab trwał pół godziny. Słuchacze mieli znudzone miny, nawet ten i ów z widowni wyszedł natomiast panowie w jury targali siwe brody i bródki, patrzyli na widownię z góry ze zdziwieniem i smutkiem, bowiem to żabie kumkanie wydało im się bardzo interesujące. "Bardzo ciekawy koncert, pierwszy raz coś takiego słyszę" - szepnął jeden pan bez brody do drugiego z brodą. "Mhm... zupełnie jak w polu, nad wodą... ale słuchajmy z uwagą!" Odpowiedział drugi. Żaby grały dalej - jakby ktoś poruszał szklaną wagą monotonnym rytmem w wodzie zanurzonym, jakby ktoś roztrącał słońcem cichej wody falę... "Doskonale! - wołał pewien staruszek - To pierwszej nagrody warte!" Uciszano go, lecz on bardzo się wzruszył. Potem wystąpił kwartet: bąk, świerszcz, trzmiel i komar. Słyszał ich cały parter, ale kilku panów w jury na balkonie nic nie mogło dosłyszeć - słyszeli tylko ciszę. Jeden w zdenerwowaniu ołówkiem w krzesło stukał i mruczał: "Tutaj nie słyszy nikt tego Bzum bzum bzyk bzyk kompozytora żuka". Tymczasem świerszcz skrzydełkami terkotał, bąk huczał basem, brzęczał trzmiel, a komar bzykał. Nie wszystkim się podobała łąkowa muzyka. Za to występ dzięciołów wywołał sensację "Przecież dzięcioł nie śpiewa!" - mówili ludzie, lecz nie mieli racji. Na scenie ustawiono pień drzewa. Przyfrunęło pięć dzięciołów i zaczęło w pień dziobami stukać, to ciszej, to głośniej, aż jeden się odezwał po drugim: gjuk gjuk gjuk, gli gli klju kiju kiju, juch juch juch, krii krii krii, stuk stuk stuk stuk stuk... "Jak pięknie ubrane - dziwiły się panie - jaki piękny ten zielony! Ten piękniejszy - w kropki, siwy! Nie, ten czarny, co czerwonym łebkiem kiwa". Wywoływano dzięcioły kilka razy. Jeż dziękował publiczności, jak umiał, ale nikt w tym gwarze jego słów nie rozumiał. Tak utworem "To i nie to" występ leśnych artystów zamknięto. [...] Wanda Chotomska (ur. 1929) Debiutowała w roku 1950. Autorka książek, audycji telewizyjnych i scenariuszy filmowych dla dzieci i młodzieży, m.in. słynnego w latach sześćdziesiątych telewizyjnego serialu o Jacku i Agatce. Asy z pierwszej klasy Na tablicy w pierwszej klasie stał równiutko "As" przy "Asie". Gdy po lekcjach przyszedł woźny, spojrzał na to okiem groźnym. Wszystkie "Asy" starł gałgankiem i wytrzepał je przed gankiem. Teraz biega po ulicy stado Asów z tej tablicy... Liski Cztery małe rude liski. piły mleko z jednej miski. Jeden lisek z drugim liskiem powsadzały łapki w miskę. Trzeci lisek z czwartym liskiem weszły w miskę z wielkim piskiem. I wylały mleko z miski cztery małe rude liski. Kaczka-tłumaczka Do redakcji "Płomyczka" przyszła kaczka-tłumaczka i przywiozła walizkę rękopisów na taczkach. Pan redaktor się skłonił, musnął wąsy i baczki, najpierw spojrzał na kaczkę, potem zerknął na taczki i zapytał uprzejmie: - Pani książki tłumaczy? Z angielskiego na polski? - Nie. Z gęsiego na kaczy. - Coo? Z gęsiego na kaczy? w głowie mi się nie mieści! Czyżby gęsi i kaczki też pisały powieści? - Oczywiście, że piszą, a ja właśnie tłumaczę każde gęsie "gę-gę-gę," na "kwa kwa-kwa kwa" - kwacze Proszę oto jest próbka - niech pan w piśmie zamieści tłumaczenie na kaczy ślicznej gęsiej powieści: "Kwaś kwakała w kwastwinie" tak się powieść zaczyna... Pan redaktor osłupiał: - Kwaś kwakała? Kwastwina? Co to znaczy? - To proste! Wciąż pan nie wie co znaczy? "Gęś gęgała w gęstwinie" w tłumaczeniu na kaczy... Neonowa krowa Jest w Warszawie, proszę dzieci, taka krowa, która świeci - niesłychanie kolorowa, piękna krowa neonowa. Od ogona aż po głowę wszystko w niej jest neonowe: neonowe w nosie dziurki, ogon z neonowej rurki, neonowe nogi, rogi, neonowy uśmiech błogi, a do tego na dodatek neonowy wącha kwiatek. W nocy chodzi po pastwisku z neonowym kwiatkiem w pysku, księżyc rogiem w pięty łechce, ale mleka dawać nie chce. Janina Osińska (ur. 1899) Poetka. Debiutowała w "Płomyczku". Jest autorką książek dla dzieci i młodzieży, wielu słuchowisk radiowych oraz licznych piosenek dla dzieci (m.in. Pióreczko), do których muzykę komponowali Witold Lutosławski, Artur Malawski i Andrzej Markowski. Sójka Lata sójka w ciemnym borze, wybiera się hen, za morze. Wszystkie piórka spakowała, o czymś jednym zapomniała. Może to była chmureczka niebieska? Może tęczowa chłodnej rosy łezka? A może, może z zielonej dąbrowy jeden maleńki listeczek dębowy? O czymś sójka zapomniała i latała, i szukała... Za morze się nie wybrała, w ciemnym borze pozostała. Nocny Marek Księżyc w oknie świeczkę-świeci, spać już idą wszystkie dzieci, dzwoni świerszczyk na kominie... I co dalej? Co? Idzie w nocnej koszulinie, ulicami, pod ścianami, człapie cicho pantoflami... Kto to taki? Kto? Idzie mały nocny Marek, za nim owce białe, szare postukują kopytkami... I co dalej? Co? Już są blisko, już pod drzwiami, już w najmniejszą wchodzą szparę Owce szare, białe, szare... Białe... szare... białe... szare... Cyt! Już dzieci śpią... Krystyna Pokorska (ur. 1904) Była redaktorką "Płomyczka" i "Misia". Debiutowała przekładami z literatury dziecięcej (1951), a w roku 1961 własną książeczką "Moje gospodarstwo". Moje gospodarstwo (fragment) Chcę mieć domek z ogródkiem, a przy domku - psią budkę. W budce Burek zamieszka. Będę dobry dla pieska. [...] Jerzy Kierst (ur. 1911) Poeta. Autor książek dla dzieci (od 1952 roku). Sosna Z ziarna wyrosnę w ogromną sosnę. Piach, sucha ziemia, susza w korzeniach. Jestem wytrwała, pień mój jak strzała. Nad moim czołem chmurki wesołe. Ja kocham słońce sióstr mam tysiące. Bór biegnie wstęgą wzdłuż widnokręgu. Wilga Wysoki jesion, wysoki jesion. Zagwiżdż nam, wilgo! Wietrzyk przez liście złoto nam przesiał - iglio-dygilio. O! Już mignęła jak żółta wstążka z czarną wypustką, już się fujarką stała gałązka, fletem przy ustach - iglio-dygilio, iglio-dygilio. Ty przepowiadasz, gdy upał, deszcze, spragnionym wilgoć. Zagwiżdż, złociutka, zagwiżdż nam jeszcze! - Iglio-dygilio... Maria Terlikowska (ur. 1920) Stała współpracowniczka "Świerszczyka". Debiut dla dzieci: Jak mleko wędrowało (1952). Kolorowe koła Spójrzcie uważnie dokoła, wszędzie są kule i koła. Kół co niemiara, kul co niemiara. Jest koło! Tarcza zegara. Wesoło koła turkocą pod staroświecką karocą. Na drogach świecą się jasno. Błysną i gasną, błysną i gasną. A tutaj koło przy kole: Wagon, semafor - to kolej. A kiedy kół jest tak dużo, po prostu pachnie podróżą. Kulę każdy nadmucha od babci do malucha. Zrobimy z mydła pianę i będą bańki mydlane. Ojej, przepraszam, omyłka. To już nie bańka - to piłka. Tu mamy kulę armatnią niemodną wprawdzie ostatnio. Sypią się kule, kuleczki, wiśnie, a może porzeczki. Nitka, na nitce kulki. Czyje korale? - Urszulki. Balon- to kula z gondolą. Lecimy! Państwo pozwolą. W balonie było przyjemnie, lecz pora wracać na Ziemię. Noc właśnie Ziemię otula. A Ziemia - to co? Też kula. A teraz niech będzie wesoło. Rysuję psa, kota i koło. Pies ciągnie, kot ciągnie, po prostu się boję, że kula pęknie na dwoje. Patrzcie, jak się wygina. Nie pękło. A to nowina! Przez kłótnię kota i psa zrobiła się z koła elipsa. Elżbieta Ostrowska (ur. 1923) Autorka wierszy dla dzieci (od 1954 r.) oraz sztuk dla teatrów kukiełkowych. Narodziny rzeki (fragment) Pod kamykiem, tuż przy sośnie, zaszemrało coś radośnie. - To źródełko z srebrną wodą wyskoczyło na swobodę. Wyskoczyło, zaszemrało - po mchu krople rozsypało. Poprzez trawy dywan miękki przybiegają tu sarenki, pochylają łebki płowe. Smaczna woda - więc na zdrowie! A w pobliżu w słońcu złotym inne źródło pod wykrotem przez korzenie się przekrada - Mam sąsiada! - Mam sąsiada! - Płyńmy razem! - zaszemrały i strumykiem wnet się stały. Pobrzękują dzwonki z dala, owce pasą się na halach. Stary baca nad strumykiem struga, rzeźbi coś kozikiem. A u stóp mu woda szumi. Niedaleko drugi strumyk przeskakuje przez kamyki. spotkały się dwa strumyki: - Dokąd pędzisz? - A ty gdzie? - W świat! - I ja świat zwiedzić chcę! Wraz wesoło zapluskały i potokiem poleciały. [...] Tadeusz Kubiak (1924-1979) Poeta, satyryk, autor wielu książek dla dzieci (od 1955 r.), w których dziecięcego odbiorcę traktuje jako poetyckiego i zabawowego partnera. Taka sobie muzyka Taka sobie muzyczka, taka sobie muzyka, na zielonych patykach I na srebrnych kluczykach, i na strunach, na smykach, i na skrzypcach, na smyczkach... Taka sobie muzyka, taka sobie muzyczka. Taka sobie melodia, melodyjka zielona, trochę srebrna, czerwona, w podkóweczkach, w podkowach, trochę złota, różowa, pawiopióra jak z ognia... Taka sobie muzyczka, taka sobie melodia. Gdzieś widziałem, słyszałem, jak śpiewały bzy białe, ojciec dzwonił kluczami, matka grała szklankami, talerzami, łyżkami, na zawiasach drzwi grały, gdy się drzwi otwierały... Taka sobie muzyczka - na patykach i smyczkach pawiopióra jak z ognia... Taka sobie muzyczka, taka sobie melodia. Niby obłoki Popatrz w górę, wysoko, przypatrz się dobrze obłokom. Te są podobne do koni. Kto na nich cwałuje, goni? Inne - podobne są domom. Kto mieszka w nich - nie wiadomo. A jeszcze inne jak pianka, jak bita, śnieżna śmietanka. Nie wiemy, kto pije rano ciepłe kakao z tą pianą... Nagle powiało. Wiatr! Wiatr! Domy rozwiało. Piankę rozwiało. Konie pognało w świat. Dziwy Patrzcie, to bardzo wysoka szafa. Mogłaby w szafie mieszkać żyrafa. W wielkich szufladach starej komody żyłby z rodziną groźny krokodyl. Na żyrandolu, gdzieś u pułapu, bujałoby się stado pstrych papug. W wannie, do morskiej podróży skory, parskałby głośno srebrny wieloryb. Spełniłyby się wszystkie te dziwy, gdyby zakwitły różą pokrzywy. Nic dziwnego W jednym małym samochodzie mieszka aż pięćdziesiąt koni! Nic dziwnego, że go bryczka w dwa koniki nie dogoni. Ptak, choćby się bardzo spieszył, samolotu nie doścignie. Pomyśl - ile ptasich piórek mieszka w metalowym skrzydle? Jerzy Ficowski (ur. 1924) Poeta, prozaik, badacz folkloru cygańskiego. Autor również utworów dla dzieci i tekstów do piosenek. Publikował m.in. w "Płomyczku" w latach 1955-1957. Lipiec Coś tam brzęczy w jego kwiatach, coś tam w trawie piszczy. Jego miód jest najwcześniejszy, od słońca złocistszy. Nawet jego imię - lipiec, o ileż jest słodsze od cierpkiego jeszcze czerwca, który właśnie odszedł. Lipiec - złoty środek lata, wakacji początek, z polnych kwiatów wianki splata piąte przez dziesiąte! Umie lipiec słońcem przypiec, umie zsyłać deszcze, tylko strząsać jabłek w sadach nie potrafi jeszcze. Turkot Jadą Cyganie na jarmark furką wiozą Cyganie na jarmark turkot. Turkot po bruku i po łbach kocich, turkot - nie żaden mały turkocik! Powiada Cygan do swoich braci: - Sprzedajmy turkot! To się opłaci! Nie mamy gęsi, kur ani wieprzy. Ale nasz towar jest od nich lepszy! Niechaj kupuje wieprzka, kto głupi, ale kto mądry - nasz turkot kupi! Jadą Cyganie na jarmark furką, wiozą Cyganie na jarmark turkot. Oto już rynek. Kobyłkę gniadą zatrzymał Cygan. Dalej nie jadą: Ale gdy konik na rynku ustał, stanęła furka: cicha i pusta! Choćby go chcieli sprzedać najtaniej. skąd wezmą turkot biedni Cyganie? Jadą Cyganie na jarmark furką, jadą Cyganie po nowy turkot. Dom, w którym śmieszy Jest wśród wielu baśni naszych baśń o domu, w którym straszy, w którym zawsze przed północą strachy pięścią w mur łomocą, aż psy wyją wniebogłosy, aż na głowie stają włosy, aż na strychu puszczyk wrzeszczy, księżyc zaś dostaje dreszczy. Ale ja wam powiem szczerze - w jedną tylko bajkę wierzę spośród, całej bajek rzeszy: w baśń o domu, w którym śmieszy! W owym domu przed północą gwiazdki spoza szyb chichocą, na suficie tańczy pająk, cienie aż się pokładają i trzepocą w świetle słodkim ćmy wesołe jak łaskotki. Gdybyś w takim domu usnął, te łaskotki sen twój musną, aż tak będzie uśmiechnięty, jakby go ktoś łechtał w pięty! Widząc w lustrze swe odbicie, sen się bawi znakomicie, krąży jak na karuzeli wszystkich śpiących rozweseli. To jest dom najbardziej wesół, lecz niestety - bez adresu! Sam go znajdziesz, kiedy zaśniesz Może to jest twój dom właśnie? Dziwna rymowanka Pewien żarłok nienażarty raz wygłodniał nienażarty i wywiesił szyld na płocie, że ochotę ma na płocie. Tutaj na brak ryb narzeka, bo daleko rybna rzeka, Więc się zgłosił pewien żebrak i rzekł tarłokowi, żebrak płoci, karpi oraz śledzi, ale rzeki pilnie śledzi i gdy tylko będzie w stanie, to o świcie z łóżka wstanie, po czym ruszy na Pomorze i w zdobyciu ryb pomoże... Odtąd żarłok nasz jedynie zamiast smacznych ryb je dynie. Wycinanka kurpiowska Czerwona choina, na niej kurek dziesięć. Było mnóstwo - poleciały po czerwonym lesie. A tu stoją na gałązkach, potuliły skrzydła, jak Marysia im kazała, kiedy je wystrzygła. A nie siedzą, jak kokoszki siadają na grzędzie, ale niby piękne szyszki, co stroją gałęzie. Popatrują w siebie wzajem - bliziutkie, bliźniacze, jedna cztery piórka stroszy, druga - nie inaczej. Strzygła Maryś aż jej kogut - frr! - na ramię z grzebieniem na bakier! Z dziwu aż zakukurykał na nią, na Marysię: - czy to kwoczki jak się patrzy? Coś nie widzi mi się! - Tak, jak pomyślałam sobie, papier mi się uciął: na dziewczyńską radość tylko, a nie na kogucią! Biała kolęda W naszej kolędzie inaczej będzie: śnieżek biały, bielusieńki zjawi się wszędzie. Do tej białości przyjdzie moc gości: trzej Wiatrowie - Podmuchowie i ludzie prości. Świat się nam bieli, śnieżni anieli z pochmurnego nieba do nas nocą sfrunęli. Tak się zaczyna pora jedyna: noc rozwiesza błyskające gwiazdy w choinach. Będą błyskały dla śnieżnej chwały, a kolęda powędruje przez styczeń biały. W mrozie na dworze zziębnie niebożę! Jak do moich drzwi zapuka, to jej otworzę! Lech Pijanowski (1928 - 1974) Zadebiutował w roku 1966 książeczką "Kosi, kosi łapci". Czapla Chodzi, chodzi czapla po desce. Mówić ci jeszcze? Oj, nie szalej, czaplo, nie szalej! Mówić ci dalej? Spadniesz, czaplo, spadniesz do rowu! Mówić ci znowu? Zmokniesz, czaplo, możesz mieć dreszcze! Mówić ci jeszcze? Deska ci się na głowę zwali! Mówić ci dalej? Będzie bieda z rozbitą głową! Mówić ci znowu? Lepiej nie chodź, czaplo, po desce! Mówić ci jeszcze? Kolorowa krowa Żyła, była sobie krowa niesłychanie kolorowa. Brzuch - brązowy, pysk - zielony, róg - czerwony z jednej strony, a na grzbiecie - popatrz! - łata. Jaka wielka i pstrokata! Co za wstyd! Ta pstrokacizna, rzecz nie krowia - każdy przyzna - bo wypadek przecie rzadki, krowa w kolorowe łatki. Jak żyć można tak pstrokato? Trzeba coś poradzić na to. Krowo, bardzo jest niezdrowo być tak strasznie kolorową, gdy się taka rzecz wydarza, trzeba ruszać do lekarza, niech cię zbada, niechaj powie, czy w porządku krowie zdrowie. Lekarz krowę zważył, zmierzył, język zbadał, w róg uderzył, kazał westchnąć jej głęboko, ryknąć głośno, zamknąć oko, nogę zgiąć i wyprostować, aż się zadyszała krowa. Zbadał ją od stóp do głowy i powiada tymi słowy: - Całkiem zdrowa jest ta krowa niesłychanie kolorowa. Brzuch brązowy - zabłocony, róg z tej strony pobrudzony, pysk zielony - prosta sprawe, ze śniadania jeszcze trawe. A ta łata tak pstrokata, bo nie myta całe lata! Bardzo przyda się urodzie kąpiel w rzece, w ciepłej wodzie. Znikła krowa kolorowa, stoi czarno-biała krowa. Teraz wie, już innym powie, co przystoi każdej krowie - niechaj dobrze zapamięta: Myj się co dzień, nie od święta. Ludwik Jerzy Kern (ur. 1921) Poeta, satyryk. Autor książek dla dzieci, z których szczególnym powodzeniem cieszyły się bajki "Ferdynand Wspaniały" "Proszę słonia", zaadaptowane również jako serial telewizyjny. Pierwszy W pewnym mieście, które znacie, przy ulicy Pięknych Wierszy, mieszkał sobie jeden Maciek, który wszędzie pchał się pierwszy. Żeby go opisać bliżej, trzeba by tysiąca słów. Zamiast tego spójrzcie niżej - - tak wygląda Maciek ów. Gdy ten portret oglądali wszyscy ci, co Maćka znali, po kolei oświadczyli, że istotnie, że ich zdaniem, jest podobny niesłychanie. Nawet tato Maćka z mamą oznajmili mi to samo. Teraz każdy z nas Maćkowi niech się przyjrzy, tak jak umie. Dzięki temu portretowi poznacie go nawet w tłumie. Oto w mieście, które znacie, jest pogodny, śliczny ranek... Właśnie z domu wyszedł Maciek - i gdzie idzie? Na przystanek. Na przystanku, mili moi, kilka osób sobie stoi. Pani z dzieckiem w poduszeczce, staruszeczka, dwie matrony, zaraz przy tej staruszeczce z parasolem pan uczony, jeden z Gdyni aż marynarz, muzyk, co do radia gra, i artysta, co go z kina cała chyba Polska zna... Maciek razem z nimi czeka - tramwaj słychać już z daleka, już hamuje... stanął już... Któż to pierwszy wsiada, któż? Pani z dzieckiem w poduszeczce? Staruszeczka? Dwie matrony? Czy ten, co przy staruszeczce z parasolem stał uczony? Czy ten z Gdyni aż marynarz? Muzyk, co do radia gra? Czy, artysta, co go z kina cała chyba Polska zna? Nie wiem czyby ktoś z was zgadł. Kto wsiadł pierwszy? Maciek wsiadł! Gdy już pierwszy wszedł do środka, mogli za nim wejść po schodkach: pani z dzieckiem w poduszeczce, staruszeczka, dwie matrony, ten, co stał przy staruszeczce z parasolem pan uczony, za nim z Gdyni wszedł marynarz, muzyk, co do radia gra, i artysta, co go z kina cała chyba Polska zna... Jedzie tramwaj, jedzie, jedzie, a gdy jedzie, dobrze siedzieć. Jedno wolne miejsce tylko było w całym tym tramwaju... Właśnie zajął je przed chwilką... Jak myślicie: kto je zajął? Pani z dzieckiem w poduszeczce? Staruszeczka? wie matrony? Czy ten co przy staruszeczce z parasolem stał uczony? Czy ten z Gdyni aż marynarz? Muzyk, co do radia gra? Czy artysta, co go z kina cała chyba Polska zna? Żadne z nich, kochani, bo Maciek zajął miejsce to. Jechał sobie, siedząc, dalej, a dokoła niego stali: pani z dzieckiem w poduszeczce, staruszeczka, dwie matrony, zaraz przy tej staruszeczce z parasolem stał uczony. Obok z Gdyni stał marynarz, muzyk, co do radia gra, i artysta, co go z kina cała chyba Polska zna... W związku z tym, kochane dzieci, spójrzcie znowu na portrecik. Do was zwracam się z apelem: Pamiętajcie, przyjaciele, gdyby któreś z was w tramwaju, kiedyś... w czerwcu, w styczniu, w maju, czy też w innym jakimś czasie zetknęło się z tym chłoptasiem, to szepnijcie mimochodem, że się starszych puszcza przodem i że nigdy nie wypada, jeśli starsi stoją, siadać! Wdzięczni wam ogromnie za to będą mama Maćka, tato, pani z dzieckiem w poduszeczce, staruszeczka, dwie matrony, ten, co stał przy staruszeczce z parasolem pan uczony, wdzięczny będzie też marynarz, muzyk, co do radia gra, i artysta, co go z kina cała chyba Polska zna. Wąż I- dzie wąż wąs- ką dróż- ką nie po- ru sza żad- ną nóż- ką. Po- ru- szał- by, gdy- by mógł, lecz wąż prze- cież nie ma nóg. 11) 21) 31) 41. l1.1.1.1.1.1 rI.A.1.a o nieDDDDDDDDDDDDDD Stanisław Pagaczewski (ur. 1916) Poeta, prozaik, autor wielu powieści dla dzieci (od 1957 r.), z których "Porwanie Baltazara Gąbki" doczekało się adaptacji w filmie animowanym. Deszczowe lato Za oknami ulewa deszcz już trzeci dzień pada papierówki z drzew lecą wyjść nie można do sadu mgły nad lasem jak dymy góry w chmurach mokną i na szary świat patrzą nasze oczy przez okno w kadzi wróble się kąpią w rzece wody za dużo płaczą wierzby skulone nad marszczoną kałużą nawet muchy usnęły ani myślą bzykać tylko zegar z kukułką tyka sobie i tyka wezmę wielki parasol by nie zmoczyć brody i w sklepiku naprzeciw kupię kilo pogody a ty na mnie poczekasz palcem kreśląc po szybie gdy przez gęstą ulewę płynąć będę jak ryba aż się boję pomyśleć jaki byłby lament gdybym wrócił z nowiną że w sklepiku... remanent Halina Szayerowa (ur. 1916) Debiutowała w twórczości dla dzieci w roku 1957. Dzikie wino Wino zielone pnie się po murze... Wolno... uparcie... byle ku górze! W krąg moje okno gęstwą oplata. Przez liści zieleń nie widać świata! Wyżej, pod dach aż, wspina się... wspina... bo to jest dzika, czepna roślina. A kiedy letnie dni już przeminą, pnie się po murze ...czerwone wino. Wino czerwone! I wtedy wie się, że to... już jesień! że to już... jesień! Piórko Fruwa w górze jakieś piórko nieduże... Może kacze, może szpacze, może kurze? Trudno z dołu rozpoznać gołym okiem, czy to gila, czy to wilgi, czy to sroki? Bo być może jest wyrwane w ptasiej bójce jakiejś pliszce, jakiejś krasce, jakiejś sójce? Jaki ptaszek opłakuje swoją stratę? Czyżby dzierzba, czyżby czyżyk, czyżby trznadel? Miękkie pióro do gniazd chwycą na posłanie albo zięby, albo kawki, albo kanie. A pisklętom zziębłym z zimna, z gęsią skórką, wszystko jedno - czyje piórko. Byle piórko! Kiosk "Pod stokrotką" Na domku ślimaka wisi tabliczka taka: na soki napoje słodycze zaprasza Ślimak Winniczek. Na desce - sztywno jak szczotka - wymalowana: stokrotka. Ślimak otworzył kiosk na rozstajach i kiosk już czynny jest od maja. Pszczoły po pracy z pyłkiem na nosku śpieszą na smaczne lody do kiosku. Na szklankę chłodnej rosy wpadają brzęczące osy. Ważka co dzień z córeczką popija ptasie mleczko. Malinowego soku kieliszek sączy przez słomkę komar widliszek. Z pola, znad rzeki, z łąki schodzą się żuki, biedronki i bąków pełno, odkąd lody są "Pod Stokrotką". A ślimak dwoi się... troi... podaje gościom napoje, miłych uśmiechów nie skąpi. Przyjemnie jest tam wstąpić! A kiedy już ostatni rozejdą się klienci, ślimak na progu siada i lody kręci miętowe szczawiowe koniczynowe z różnych ziół mieszane, pół na pół! A potem rosę jeszcze z traw zbiera wczesnym świtem - napój pachnący wiatrem, zielenią i błękitem... Anna Kamieńska (ur. 1920) Poetka. Autorka wielu książek prozą oraz wierszy dla dzieci. Nawiązuje trafnie do folkloru dzieci wiejskich i ludowych utworów dla dzieci. Jej wiersze i opowiadania ukazywały się m.in. w "Misiu" (1957). Pan Dymek Kreska, kreska, kółeczko, rysuję tu słoneczko. Pod słoneczkiem jest dom. Oto on. Rysuję okna, dach, komin czarny aż strach. Z komina leci dym. Dym ma nos, oczy, minę To nie dym, To pan Dymek. Plastelina Od tego się historia zaczyna, że była sobie plastelina. A dalej - tak jak w bajce są wróżki - były sobie paluszki. Paluszki szast-prast, fiki-miki; zaczęły lepić zwierzątka i ludziki. A potem, już nie wiadomo z jakiej przyczyny, wszystko w domu było z plasteliny. Z plasteliny piec i podłoga, i suknia mamy, i od stołu noga. Z plasteliny kot ogon podwinął i nos rzeźbiarza kichał plasteliną. Kołyska Mama syna kołysała: - Luli, spać już pora! Synek wołał od poduszki: - Idę pole orać! Mama syna kołysała: - Luli, śpij, mój złoty! Synek wołał z kołyseczki: - Idę do roboty! Mama syna kołysała, Śpiewała piosenkę, Synek wołał od poduszki: - Idę na wojenkę! Mama syna kołysała: - Luli, modre oczy! Synek porwał czapkę, buty, Z kołyski wyskoczył! Jeleń Pasie Wawrzon jelenia, Gałęzią go nawraca. Skąd ten jeleń? Ze snu wyszedł I do snu wraca. Idzie talerz Idzie talerz brzuchaty. Drepce obok łyżeczka, Toczy się garnuszek jak baryłeczka. Chodź tu, talerzyku, Dziecko będzie jadło. Chodź tu, garnuszku, Dziecko będzie piło. A co zostanie - Pieskowi na spróbowanie, Kotkowi na polizanie, Wróbelkowi na wydziobanie. Agnieszka Uszyj mi sukienkę Z mojego śpiewania. Upleć mi koszyczek Z wiatru kołysania. Wykuj mi pierścionek Ze śmiechu srebrnego. Wykrój mi buciki Z grzmotu wiosennego. Wyprowadź z dmuchawca Gołąbeczkę piękną. A z białej stokrotki - Agnieszkę maleńką! Wędrowniczek Nie przechodź przez gościniec, Bo przepadniesz i zginiesz. Nie odchodź mi daleko, Niedźwiedź chodzi za rzeką. Nie odchodź mi wieczorem, Wilczur macha jęzorem. Nie odchodź po kryjomu, Wracaj prędko do domu! Ludmiła Marjańska (nr. 1923) Poetka, tłumaczka. Od roku 1957 publikuje również książeczki dla dzieci. Powsinoga Po szerokich polskich drogach wędrowała Powsinoga. Miała oczy jak bławatki, nakrapiane w złote łatki. Wędrowała jak dzień długi przez dąbrowy i przez strugi i lubiła niesłychanie na pachnącym sypiać sianie. Raz zdmuchnęła puch z dmuchawca i zaniosła go do krawca. Krawiec igłę wziął sosnową, kołdrę uszył jej puchową. Cztery noce pod nią spała, potem dalej wędrowała. A śpiewała jak skowronki, kiedy rankiem szła przez łąki. Liść łopianu i źdźbła trawy zapraszała do zabawy: "Czy słyszycie? Gra muzyka zatańczymy w takt wietrzyka!" Na kawałku srebrnej kory żeglowała trzy wieczory. Żaglem - listek był wierzbowy, wiosłem - promień księżycowy. Raz na wozie drabiniastym myszy wiozły z pola chwasty. "Powsinogo, wsiądź na chwilę!" Podwiozły ją cztery mile. Przyjechała wozem do wsi. Na tablicy napis: Powsin. Parę sosen, trochę piasku, modre niebo w słońca blasku. Wonna trawa już okwita, Powsinoga napis czyta: "Powsinoga mi na imię, więc zamieszkam tu, w Powsinie. W małej chatce, tuż przy drodze, dobrze będzie Powsinodze". Ujrzysz ją, jak chodzi po wsi, gdy odwiedzisz w lecie Powsin. Janusz Minkiewicz (ur. 1914) Satyryk, tłumacz literatury dla dzieci. Razem z Antonim Marianowiczem przekładał m.in. "absurdalne" wierszyki z języka angielskiego, wydane dwukrotnie w roku 1958. Stanowią one przykład poezji pure nonsens, raczej rzadkiej w polskiej literaturze dziecięcej. Kto się myje... Kto się myje w poniedziałek Ten przez tydzień musi schnąć. Ten, kto myje się we wtorek, O dzień mniej schnie, bądź co bądź. A kto myje się we środę, Ten już o dwa dni mniej schnie. Ten, kto myje się zaś w czwartek, Mniej o trzy dni schnie. No nie? Kto ma zwyczaj myć się w piątek, Ten oszczędza schnięcia moc. A kto myje się w sobotę, Schnie przez jedną tylko noc. Literki dziecięce od A do Z A było Andrusem i z dziećmi się biło. B było Brzuchate, bo tak się roztyło. C było Cieniutkie - "trzy ćwierci do śmierci" D było Dentystą, co w zębach nam wierci. E często w Entliczek-Pentliczek grywało. F było Fabryką, z komina gwizdało. G było Góralem, skakało przez górki. H było Harcerzem, chodziło na zbiórki. I było Igiełką, co małe ma uszko. J było Jabłkiem, czubiło się z gruszką. K było Kukułką (to ptaszek, nie zwierzę!) L było Lotnikiem, że podziw aż bierze. M było Murzynkiem, lubiło jeść figi. N było Niemową, gadało na migi. O było Okrągłe (to w druku widzimy). P było Poetą, co składa to w rymy. R było Rozrzutne, więc biedę dziś klepie, S było Subiektem, co zawsze jest w sklepie. T grało w Tenisa, machało rakietą. U było Usłużne, pochwalmy je przeto. W lubiąc Wygodę wciąż grzało się w słońcu. Z było Zmartwione, bo zawsze na końcu. Antoni Marianowicz (ur. 1924) Satyryk, tłumacz z literatury anglosaskiej. M.in. razem z Minkiewiczem przekładał "absurdalne" wierszyki dla dzieci (por. J. Minkiewicz). Dziesięcioro Murzyniątek Dziesięcioro Murzyniątek Figlowało ranną porą. Jedno z nich ze śmiechu pękło I zostało dziewięcioro. Dziewięcioro do teatru Poszło kiedyś zgrają całą. Jedno tak się zagapiło, Że ośmioro pozostało. A z ośmiorga Murzyniątek Wnet siedmioro było, bo się Jedno całkiem przewierciło Dłubiąc sobie palcem w nosie. Tych siedmioro raz czytało Bajki bardzo, bardzo nudne I to szóste tak ziewało, Że połknęło w mig to siódme. Zaś sześciorgu do obiadu Ktoś kiszoną dał kapustę, Więc pięcioro pozostało, Bo się zakwasiło szóste. W chowanego się bawiła Murzyniątek cała piątka. Nigdy już nie znaleziono Ukrytego Murzyniątka. Czworo kąpiel brało w wannie, Baraszkując że aż miło; Pozostało tylko troje, Bo się jedno wymydliło. Z trojga małych Murzyniątek Drugie grało na klarnecie I tak strasznie fałszowało, Że nie zniosło tego trzecie. Dwoje z nich zawędrowało W pewien wiejski raz zakątek, Lecz niestety gęś kopnęła Przedostatnie z Murzyniątek. A ostatnie Murzyniątko Wzięło sobie żonkę małą I w ten sposób z Murzyniątek Żadne już nie pozostało. Pan Żaba Pan Żaba siedzi w studni, Hej-ho, hej-ho! Pan Żaba siedzi w studni I martwi się od stu dni, I trapi się wciąż, bo... Miłością wielką dyszy, Hej-ho, hej-ho! Miłością wielką dyszy Do ślicznej panny Myszy, I w tym tkwi całe zło. Pan Żaba śle prezenta, Hej-ho, hej-ho! Pan Żaba śle prezenta, Lecz Mysz jest nieugięta I nie skutkuje to. Pan Żaba śpiewa pieśni, Hej-ho, hej-ho! Pan Żaba śpiewa pieśni, A jej się nawet nie śni Pokochać wreszcie go. Wciąż nie jest skłonna, aby Hej-ho, hej-ho! Wciąż nie jest skłonna, aby Być żoną pana Żaby, Ma innych planów sto. Stąd płynie jasny wniosek, Hej-ho, hej-ho! Stąd płynie jasny wniosek Dla wszystkich miast i wiosek: Że co? Że co? - Że pstro! Zbigniew Lengren (ur. 1919) Grafik. Pisał również książki dla dzieci, m.in. "O dzieciach czarnych, białych i w paski" (1958). Ilustrował "Doktora Dolittle" Hugh Loftinga oraz jego telewizyjną adaptację. Piosenka algebraiczna Co to jest algebra? Pewno ktoś zapyta. - Po prostu rachunki lub matematyka. - A gdzie jest piosenka? - Na następnej stronie. Jeśli kto chce śpiewać, nikomu nie bronię; słabym zaś z "tabliczki" polecam gorąco - będą znać dwie liczby odtąd "śpiewająco". - Czemu ty, dziewczyno, pod jaworem stoisz? Czy cię słonko piecze, czy się deszczu boisz? - Ni słonko, ni deszczyk, lecz ze strachu stoję; znowu dwója z matmy i taty się boję. - Tu strach nie pomoże, to sprawy nie zmienia.. ...ale z czego wpadłaś? - Z tabliczki mnożenia. - Nie wstyd ci, dziewczyno, dorosłej pannicy, że jak maluch z pierwszej na paluszkach liczysz? - Na palcach nie liczę, ale zdarza to się, że człowiek zapomni "osiem razy osiem". - Zapamiętaj wierszyk: "Kruki lubią sery, osiem razy osiem jest sześćdziesiąt cztery". Teraz idź do domu. Czołem, czuwaj, cześć! "Osiem razy siedem jest pięćdziesiąt sześć". Cukierek To, co jest w Gosi osobliwe, co ją wyróżnia z innych Goś, to jest słóweczko pieszczotliwe na wszystko - czy to ktoś, czy coś: Mama - "maminka", tato - "tatusik", słoń w ZOO to u Gosi "słonik", autobus to jest "autobusik", krowa to "krówka", koń, to "konik". Nie wiem, czy to jest jakaś mania, czy może ktoś jej tak doradza, że Gosia prawie wszystko zdrabnia, zdrabnia, spieszcza i przesładza. Gosia ma "płaszczyk" z "pęteleczkami" i "frędzeleczki" przy "szaliczku", w "rączce" "teczuszkę" z "książeczkami" i "loczek" z "włosków" na policzku. Ze "szkółki" idzie na "spacerek" "pomponik" śliczny ma nad głową; słodka, różowa jak cukierek, więc niebo też jest na różowo. Tadeusz Śliwiak (ur. 1928) Poeta. Autor książek dla dzieci (od roku 1958) oraz tekstów do piosenek. Poczta w lesie Ewie, która się gniewa, kiedy piszę wiersze tylko dla dorosłych... W Bieszczadach, w lesie, gdzie dębów dużo, mieści się Ptasi Pocztowy Urząd. Pan drozd stempelki przybija listom, zaś dzięcioł jest tu telegrafistą. On wystukuje swym dziobem silnym depesze krótkie, lecz bardzo pilne. Pocztowy gołąb jest listonoszem. "Liścik do Pani! Podpisać proszę". "Pani kukułko, pocztówka z Brzeska, Ale też pani wysoko mieszka! Pan czyżyk ma tu list z Wołominka. Pewnie z wakacji. Pewnie od synka". A panna pliszka z wysokiej sosny co dzień dostaje liścik miłosny. Zięba zaś pyta: "A co pan ma dla mego sąsiada, dla pana trznadla?" "Nic, droga pani. Nic. Ani słowa. Za to przesyłkę grubą ma sowa". I tak rozdzielał gołąb siwiutki ptasie radości i ptasie smutki. Natomiast bocian zwany "Wojtusiem" lotniczą pocztą zajmował tu się. Doręczał listy z dalekich krajów. - Zza mórz, gdzie krewni ptaszków mieszkają. Tylko pieniędzy nikt tu nikomu nie przekazywał. Czemu? Wiadomo! Ptaszkom pieniędzy nie trzeba. Po co? Lodów nie jedzą. Do kin nie chodzą. Wszystko za darmo w lesie ich czeka. Nie brak im nawet ptasiego mleka. Ale powróćmy do poczty ptasiej. Więc kiedy rano list tu nada się, to w dniu tym samym wnet go otrzyma ptasi adresat. Lato czy zima. Dlatego wiersz ten śląc do redakcji, wrzucam do skrzynki przy pniu akacji. Jeśli więc ptaszek zastuka, dzieci, do waszych okien - to teraz wiecie. List wam przynosi - ekspres z bajeczką, którą pisałem z moją córeczką. Łyżka i widelec Siostra łyżka, brat widelec - ona gruba, on chudzielec. Nie przybywał nic na wadze. Rzekła łyżka: - Ja ci radzę, zupki jedz, bo z zup się tyje. Popatrz jaką ty masz szyję! Wszystkie ci wystają kości. Długo tak zamierzasz pościć? - Nie chcę zup, bo ich nie znoszę. Jedz je sama, bardzo proszę! Dość już twego mam gadania. Ja jem tylko drugie dania! Chmura i chmurka Duża chmura z małą chmurką, jak mamusia ze swą córką, wyszły sobie na niebieską łączkę. Wiatr sukienki im podwiewa, Kto by tam na wiatr się gniewał. "Pobiegajmy, mamo, podaj rączkę!" Bo gdy chmurka się pogniewa, to wnet łzami się zalewa i na ziemię wtedy deszczyk pada. "Figluj, chmurko, ale nie płacz". Chcemy słońca, chcemy ciepła, by czereśnie nam dojrzały w sadach. Barbara Lewandowska (ur. 1929) Autorka utworów dla dzieci (od roku 1958). Redaktorka czasopisma "Miś". Co lubi jeleń? Wiecie, co lubi jeleń? Lubi wiosenną zieleń, lubi źródlaną wodę i słońce, i pogodę, leśne gęstwiny, łąki, swoje małe jelonki. Lubi sąsiadów z lasu. A czego nie lubi? Hałasu! Cała łąka dla mamy Mamo! Chodź z nami! Damy ci - łąkę. Z kwiatami, ze skowronkiem, ze słonkiem. Do wąchania, słuchania, patrzenia... A do łąki dodamy życzenia. Nawet gdy się zachmurzy na niebie, nawet, gdy się kłopotów nazbiera, my uśmiechniemy się do siebie, zawsze, jak dziś, jak teraz! Żal filiżanek Filiżanki żalą się czasami: - Krucho z nami! - Oj, krucho! - Gospodyni nas ciągnie za ucho! - W ciemnej szafce zamyka nieraz! - I ścierkami do sucha wyciera! - I czy to piątek, czy świątek - do środka wlewa nam wrzątek! - Aż serce z żalu nam pęka i rozpadamy się w rękach. I wylewamy strugi łez słodkich, herbacianych... Czemu nie robią nas ze stali, lecz z kruchej porcelany? - Denerwujemy się bez przerwy, więc chcemy mieć stalowe nerwy! Anna Przemyska (ur. 1924) Drukuje w czasopismach dziecięcych. Autorka w serii "Poczytaj mi, mamo" (od roku 1959). Rozmowa nad kaszką - Czy lubisz mnie, mamo, troszeczkę? A jeżeli "tak" - to jak? - Lubię cię jak koteczkę białą, którą w ramionach pieszczę. - To mało. Powiedz, jak jeszcze? - Lubię cię jak gałązkę zieloną, która wystrzela w niebo listkami. - Listki opadną. Takie lubienie to na nic. - Lubię cię jak biedronkę, kiedy ta tuż przed lotem lekkim skrzydełkiem rusza. - Nie chcę! Biedronka jest mała, a ja jestem duża! - Lubię cię jak chmurkę różowiejącą w blasku promieni. - Chmurka jest beksa, w deszczową łzę się zmieni. - Lubię cię... Nie, nie lubię, lecz kocham. - Kochasz? Jak co? Mów szybko. O, spójrz, już kaszkę łykam. - Kocham cię jak świat cały, ty mój dzióbku od starego czajnika. Kto imiona chmurek zna? Kto imiona chmurek zna? Deszcz jesienny, no i ja! Jedna chmurka, cała w piórkach, niczym ptak na niebnych dróżkach leciuteńka, bieluteńka. Wiesz, jak zwie się? Ślicznie. Dmuszka Kto imiona chmurek zna? Deszcz jesienny, no i ja! Jest też Płaksa z mokrym nosem, za minionym płacze latem. Podkuliła nóżki bose, czesze włosy popielate. Kto imiona chmurek zna? Deszcz jesienny, no,i ja! Inna gruba, przysadzista, trochę krzywa, trochę głucha, z wiatrem lubi tańczyć twista i nazywa się Pampucha. Kto imiona chmurek zna? Deszcz jesienny, no i ja! Broszka Ta zielona brzózka nad wodą się schyla, zobaczyła w wodzie żółtego motyla. Posiedź na gałązkach, motylku, choć troszkę będzie miała brzózka przy sukience broszkę. Niebieskie niebo Jakie jest niebo? - Niebieskie. Jakie są chabry? - Chabrowe. Czy królik ma dzieci królewskie? Czy nosi w koronie głowę? Jak leci strzała? - Strzeliście. Jak świeci promień? - Promiennie. Wiatr strąca liściaste liście, a strumień płynie - strumiennie. Jak gwiazda A jabłonka szumiąca, liściasta unieść jabłek złocistych nie może, każde jabłko opada jak gwiazda w cichą trawę, o wieczornej porze. Jerzy Jesionowski (ur. 1919) Prozaik i satyryk. Również autor książek dla dzieci i młodzieży. Czterech mazgajów Pewnej pogodnej niedzieli w maju wyszło na spacer czterech mazgajów. Pierwszy wnet z płaczem wrócił do mamy, bo się przestraszył skrzypiącej bramy. Drugi też wrócił spłakany srodze, bo się przestraszył fury na drodze. Z okrutnym bekiem zawrócił trzeci, bo zląkł się śpiewu idących dzieci. Czwarty na łące spostrzegł barany, więc wrócił także, łzami zalany. Kiedy się wszyscy w domu spotkali, siedli nad balią i zapłakali. A że mazgajską mieli naturę, więc aż do środy płakali chórem. Płakać by mogli i do niedzieli, lecz drugiej balii na łzy nie mieli. Jerzy Harasymowicz (ur. 1933) Poeta. W niektórych jego wierszach pojawiają się motywy i stylizacje świadomie infantylizowane, odwołujące się do dziecięcgo obrazowania, wyobraźni i zabawowych rekwizytów. Bajka o królewnie, co spać nie chciała (fragment) Za górami za lasami Takie państwo było gdzie się wszystkim dobrze śniło Grubasowi że chudnie a chudemu że grubnie Otóż państwo to miało stolicę w stolicy miednicę w miednicy wodę a w wodzie brodę I jeszcze w wodzie w głos bulgotał królewski nos Bo to płakał państwa król sam złocisty dwunasty Lul Od roku bowiem jego córa Rajska Konfitura Zasnąć nie chciała w żaden sposób choć się starało o to trzysta milionów osób To'mówiła że ma za małą niebieską poduszkę że ją coś z kąta ciągnęło za nóżkę To chciała o północy budyń z truskawkami to nagle wśród nocy arie śpiewała ze słowikami Oczy miała czerwone jak u królika i była blada jak krewna lunatyka Tak więc król strapiony srebrną deszczówką swych łez w dzień miednice zapełniał a czasem i wannę też A w nocy miał pod łóżkiem miednicę z płaczem na dywaniku a kiedy ją napełniał grał cicho na fleciku I wtedy miednicę brał Marszałek od Marszałka Radca Tajny od Radcy Szambelan Zwyczajny od Szambelana Kapelan Najjaśniejszego Pana od Kapelana Paź a od Pazia Głupi Jaś i ten dopiero chlust płacz za okno wylewał prosto na drzewo gdzie słowik śpiewał. Zaś królowi z płaczu zapuchły oczy jak kula na ślepo pałacem się toczy Na nosie sługi wieszał królewski swój paltot długi wałek do ciasta niósł jako berło rąbnął nim w świecznik szkła było pełno Szafę klepał po plecach i myślał że z Marszałkiem mówi o najważniejszych rzeczach Z piernika wystrzelił śmietaną komnatę swą bielił Raz słysząc jak papugi się kłóciły myślał że wrogie wojska przybyły I schował się na samo dno skarbca i szukano go od września do marca Ach biedny król złocisty Lul od brody wiecznie mokrej dostał kataru więc wartę ma przy nim doktorów paru A tymczasem przy jego córze Rajskiej Konfiturze pięćdziesiąt siedzi babci i opowiadają jej koci łapci Żeby już wreszcie poszła spać i w szachy z mysim królem przestała grać Więc opowiadają jej bajki o Jasiu i Małgosi o Niedźwiadku co do czapki prosił o Koszałku Opałku o Chudym Poniedziałku oraz o Czerwonym Kapturku o Żabce Zielonej i Zielonym Ogórku jak się poznali i pokochali na majowej łące A potem babcie zaczęły się kiwać i najpierw babcie przy piecu a potem babcie za stołem wszystkie zasnęły jak myszki ręce złożywszy w podołek A królewska córa Rajska Konfitura nic tylko hyc z łóżka i znów ją goni królewska służka Nie chce królewna spać ani rusz mówi że we śnie chodzi czarna kura która gdy się popatrzy na nią to się zrobi z królewny bura chmura Ach królewna z niewyspania chuda jest jak miotełka opada z niej całkiem złota sukienka [...] Wiktor Woroszylski (ur. 1927) Poeta, prozaik. Autor książek dla dzieci (od roku 1959). Jego powieść "I ty zostaniesz Indianinem" (1960) oraz "Cyryl, gdzie jesteś?" (1962) w sposób nowatorski zaznaczyły się w literaturze dla dzieci. Felek Wiecie, dzieci? - świat jest wielki, a na świecie same Felki. Więc: dla nóżek - pantofelki, a na obiad - kartofelki, a do lodów są - wafelki, a do pieca są - kafelki, a do piwa są - kufelki, a do śmieci są - szufelki... Naokoło wielki świat, a pośrodku stoję ja: nie kafelek, nie kufelek, ani nawet pantofelek, staję ja: po prostu Felek. Przedziwny dzionek Dobrze mi się zaczął dzionek: przy okienku zabrzmiał dzwonek Wstałem lewą ręką i zamknąłem okienko. Weszła przez nie cud-żyrafa, okrąglutka niby szafa. Mruknęła po hiszpańsku: "Dobry wieczór państwu". Potem się umyłem lustrem I wytarłem nos w kapustę. Włożyłem nową suknię, a suknia jak mnie stuknie! Zaraz mi wyrosła bródka, chociaż siwa, ale krótka: dwukilometrowa, miaucząca jak krowa. Potem do pociągu wsiadłem, by zobaczyć się z sąsiadem. Ale deszcz na schodach padał, nie poznałem więc sąsiada. Mamę z tatą zdjąłem z półki i oddałem ich do szkółki. (Po śniadaniu odbiorę, jak powidła wypiorę). Potem zawadziłem piętą o dwudzieste szóste piętro. Na tym piętrze wróble sprzedawały buble. Za podwójną cenę kupiłem hienę. To jest bardzo miłe zwierzę, co dzień znosi jaja świeże. A jak mi się będzie chciało, zniesie też kakao. Bawiłbym się jeszcze cudniej, lecz zapadła noc w południe. W roku, na plasterku wody zapisałem te przygody. Kaszaloty u lekarza W Koszalinie kaszaloty łasowały z kosza lody. Taki je stąd napadł kaszel, że dmuchały sobie w kaszę Mknęły ziarnka jak szalone! Kaszaloty rozżalone aż się zalewały łzami nad pustymi talerzami. Więc, jak stały, w koszulinach, kaszaloty z Koszalina udały się do lekarza: "Kaszel - kaszlem! Ale kasza! Niech pan lekarz kaszel leczy, bo w przestworza kasza leci!" Westchnął lekarz: "Jesień! Słota! Kiepski czas dla kaszalota... Bez kaloszy, bez baszłyków, ciepłych szelek i szalików mogą obejść się szakale. lecz kaszalot - nigdy, wcale!" Trzeba liczyć się z lekarzem trzeba robić to, co każe. Nałożyły szale, szelki - zaraz przepadł kaszel wszelki. W kaszę sobie nie dmuchają, ziarnka im nie uciekają. Już są zdrowe kaszaloty, wybierają się w zaloty. Leon Szwed (ur. 1918) Poeta, prozaik. Pisze również wiersze dla dzieci. Rodzina pingwina idzie do kina Ojciec pingwina, matka pingwina zabrali pingwinka i idą do kina aby zobaczyć bajeczkę inną, nie wciąż tę samą, nie o pingwinach. Patrzą: a w kinie znów ten sam biegun i znów pingwiny siedzą na śniegu. - Dość. mamy tego! Po co czas tracić? Marznąć na śniegu i za to płacić? Widzimy biegun w domu za darmo, możemy w śniegu bezpłatnie marznąć! Ojciec pingwina, matka pingwina z synkiem pingwinkiem wychodzą z kina. O żółwiu, który wszystko pamiętał Żółw, jak z pewnością wiecie, najdłużej żyje na świecie. Każdego słynnego człowieka żółw pamięta od wieków. - Żółwiu, pamiętasz Moniuszkę? - A jakże, dał mi gruszkę. - A Szopena, kompozytora? - A jakże, spotkałem go wczoraj. - A jak się ma Bonaparte? - Dobrze. Grałem z nim w karty. Przegrał do mnie swe'futro, ma przyjść wykupić je jutro. Jeżeli się jutro nie zgłosi, sam będę futro nosił. A żółw w futrze Bonapartego to przecież coś wspaniałego! Będę nakładał je w święta - rzekł żółw, który wszystko pamiętał. Józef Ratajczak (ur. 1932) Poeta, prozaik, autor książek dla dzieci. Liryczny podmiot tych jego wierszy bywa kreacją "na dziecko" lub na współpartnerstwo "dziecko - poeta". Nad stawem Nad stawem gładkim jak szyba wyrosły dwa smukłe drzewa. Na jednym słowik śpiewa, na drugim pluska ryba. Jedno ku błękitowi liście unosi co dzień, drugie ukryte w wodzie na wędkę można złowić. Na jednym słowik śpiewa, na drugim pluska ryba. Nad stawem gładkim jak szyba jest jedno czy też są dwa drzewa? Liść Usiadł liść na gałązce, zieleń zaciska w piąstce, otwiera dłonie i z dłoni lato rozwija zielone. Usiadł listek na drzewie, kiedy odlecieć - nie wie. Piórka żółte nastroszył, bo jesień podmuchem go płoszy. Pytania Skąd się bierze cisza? Kto drzewa kołysze? Czemu słonko gaśnie i kończą się baśnie? I we śnie - dlaczego - nic nie ma prawdziwego? Liście Liście są dla wiatru instrumentem, legowiskiem ciepłym są dla kreta, dla wiewiórek są czarownym miastem rozrośniętym do wymiaru światów... A dla pszczoły - tylko drogowskazem do kwiatu. Kot nauczyciel Kot mruczy, a kota mruczeń piec się uczy jak uczeń. Kot go poprawia przez cały tydzień i dwójki mu stawia na kaflu - w zeszycie. Piec staje w kącie, rumieni się ze wstydu, tymczasem zima się kończy i już jej ani widu. Kot ma wakacje i wróbla obserwuje bacznie, pogrzebacz wyjechał z Orbisem na strych, gdzie futra lisie. Tylko piec przestępuje z nogi na nogę, kładzie po sobie uszy i z kąta się nadal nie rusza, chociaż ma wolną drogę. Dróżka przez pole To nie ulica, lecz dróżka: kwiaty spacerują w kapeluszach, słonecznik parasol rozkłada, choć wcale deszcz nie pada, a trawa w zielonym swetrze włosy czesze na wietrze. Obok domy nie domy wieżowce bardzo znajome, gdzie liście w oknach nie gasną, pień w górę jak winda leci i ptak na najwyższym piętrze gałązki łamie na gniazdo. Joanna Papuzińska (ur. 1939) Poetka, prozaik, pedagog. pracownik naukowy. Autorka również utworów dla dzieci (od roku 1966). Ściana zaczarowana (fragment) Ściano, ściano, z matą słomianą, Przypiętą nad łóżkiem moim! Kiedy w pokoju robi się ciemno, rozmawiasz, ściano ze mną. A jeżeli na przygodę mam chęć, muszę stuknąć w ścianę razy pięć: stuk-stuk, stuk-stuk, stuk... I wtedy uchyla się mata widać drzwi do innego świata. Otwarte. Tylko przejść przez próg. - Czy tam idziesz? - Idę, to jasne! - A nie zaśniesz? Bo to noc! - Nie zasnę! I pamiętaj, że musisz wrócić, nim rano zadzwoni budzik! - Do widzenia, mamo i tato, bo ja znikam za słomianą matą! A tam żył dobry, wielki król i zła królewna mała, co bardzo ważna była, po swym ogrodzie chodziła i innym dzieciom język wciąż pokazywała. I kiedyś się zgubiła. Znaleziono pod krzakiem rzucone rękawiczki i jej małą koronę. Wszyscy wielki podnieśli lament: - Gdzie zniknęła? Czy wyszła za bramę? - Może ukradł ją złodziej albo porwał czarodziej? Trzy godziny płakali, potem trzy dni szukali: przez gazety, milicję... Nadawali radiowe audycje: "...że królewna Anna Ludmiła wyszła z domu i nie wróciła". [...] Kto się budzi wiosną Najpierw borsuk i niedźwiedź wychodzą każdy ze swej nory. A zaraz potem budzą się skutery i motory. Całą zimę przesypiają słodko, a gdy przeschnie marcowe błotko, otwierają się drzwi garażu i zaspane, zakurzone wyłażą wuefemki i wiatki, i osy. Najpierw krążą pod oknami z warkotem tam i z powrotem. A potem - na szosy! I już pędzą autostradą szeroką w świat. Przed siebie. Nie wiadomo dokąd. Pims, którego nie ma Ani w polu, ani w lesie, ani w stawie, ani w trawie, nie w Afryce, Ameryce, nie w Krakowie, nie w Warszawie. W żadnym kraju, w żadnym morzu, na żadnej planecie tego zwierza - pimsa, nie znajdziecie, bo go nie ma w ogóle na świecie! Ani w piaskach pustyni, ani w polarnych lodach przenigdy go nie było. Uważam, że to szkoda. Gdyby był, może miałby paski jak zebra albo łuskę błyszczącą jak ryba srebrna? Może pływałby po wodzie jak łabędź, z apetytem jadłby mięso lub trawę? Mógłby latem się na słońcu wygrzewać, biegać, skakać - albo fruwać jak mewa. Mógłby może widzieć w nocy jak sowa, mógłby go ktoś polubić, hodować... Mógłby wąchać kwiatki pelargonii, mógłby kogoś poratować, obronić... Może miałby niezwykłe przygody, może pimsków by urodził, sześć młodych? Nie ma go, więc nic nie może biedny pims. Chcielibyście, żeby był? Ja chciałabym. Maria Szypowska (ur. 1929) Poetka, prozaik. Autorka również książek dla dzieci (od roku 1967). Panie Janie, niech pan wstanie! Panie Janie, proszę pana, biją dzwony od rana - w Warszawie, w Nowym Jorku, w Moskwie i w Londynie słychać pana imię. Na wszystkie tony wołają dzwony, dzwon pierwszy, drugi, trzeci... Panie Janie rano wstań rano wstań wszystkie dzwony biją: bim bom bam. Śpiewają o tym dzieci w każdym mieście i w każdej wsi - a pan śpi. Zaraz siódma godzina, dzień się zaczyna. Panie Janie, niechże pan wstanie! A pan Jan z miejsca się nie ruszy, pan Jan kołdrę naciągnął na uszy. Pan Jan mruczy pod nosem zaspanym głosem: - Tak mi się dobrze spało, tylko za mało. Ktoś wspomina, że już prawie siódma godzina... Siódma w Warszawie? - Nie szkodzi, w Londynie. dopiero szósta dochodzi. W Moskwie - zupełnie inna sprawa - w Moskwie prawie dziewiąta, już za późno wstawać. A zresztą w tejże porze zbliża się północ w Chicago, w Meksyku i w Salwadorze, więc po co mam wstawać właśnie przed północą? Pierwsza w noc jest w Nowym Jorku, druga w nocy w Chile - i tyle. Niech nikt z ludzi mnie nie budzi bo będę zły! Pan Jan nos wtulił w poduszkę i już śpi, Śpioszysko niespotykane... Co zrobić z tym panem Janem?! Tadeusz Fangrat (ur. 1912) Poeta, satyryk, fraszkopisarz. Autor również utworów dla dzieci (od roku 1968). Fraszki Kłos Kolebka chlebka. Mowa wiatru Wiatr na gałązce mówi szelestem: choć mnie nie widać, ale jestem. Polski fiat Stoi na drodze polski fiat, reflektorami patrzy na świat. Chłopcy otoczyli fiata i nie widzą za nim świata. Wincenty Faber (ur. 1936) Poeta, autor wierszy dla dzieci (od roku 1868). Sosnowa gwiazdka Sosna była pół wieku temu niedużą zieloną gwiazdą... A dzisiaj wyrosła ogromna: w jej dziupli wiewiórka ma gniazdo. Igiełki, promienie sosnowe, tak bardzo spieszyły pod niebo, że gwiazdka zielonopromienna po latach rozrosła się w drzewo. Stary płot Ocienia ścieżkę stary płot, na płocie mech, a w płocie dziura, od płotu ścieżka. ocieniona ma pręgi jak tygrysia skóra. Czesze się na sztachetach wiatr i pogwizduje o ulewie... Cały pożytek z tego płotu, dla ścieżki cień dla wiatru grzebień... Zaprasza do zagrody płot, zawsze sękate mruży oczy do wszystkich, których czesze wiatr słońce opala i deszcz moczy. Stanisław Wygodzki (ur. 1907) Poeta, prozaik. Uciekł lew (fragment końcowy) [...] - Proszę pana, niech pan coś poradzi, lew przyszedł do czytelni i prosi o "Przegląd Niedzielny", a dziś już wtorek. - Worek? - Nie worek, tylko wtorek, a skąd ja we wtorek znajdę mu "Przegląd Niedzielny"? - Ja nie wiem. - On się złości i zębami zgrzyta, - On zawsze zębami zgrzyta, gdy czyta. Proszę mu dać filiżankę kawy i tekst. - Do kawy tekst? Myślałam, że keks. - Zrób jeszcze jedną próbę. - A jaki ma być ten tekst? - Lekki, smaczny, świeży, dowcipny, mądry, przystępny, byle nie ponury, - Proszę pana, on się niecierpliwi i wyłazi ze skóry. Teraz przerwa trwała zupełnie krótko. - Hallo! ZOO? Hallo! Hallo! Lew wyłazi ze skóry, już wyszedł z przednich łap, już wyszedł z tylnych łap, a co będzie, jeśli całkiem wyjdzie ze skóry? - Spokój, nie rób tyle hałasu, weź lasso. - I co? - I to lasso zarzuć mu na grzywę. - A jeśli spadnie krzywo? - To się poprawi. - A może pan przyjdzie zarzucić to lasso? - Ja nie mam czasu, muszę iść do lasu po drwa. - Dla kogo? - Dla lwa. - Przecież lew ze skóry wyłazi. - Tak, ale mamy ich dwa, jeden wychodzi, a drugi siedzi i czeka, - Na co? - Na filiżankę mleka. A to już ostatni telefon. Więc przyszli strażacy, ogniowi strażacy, wodni strażacy, w rękach trzymali węże. - Co węże należy trzymać w ZOO. - Tak, ale to były gumowe węże. - Rozumiem. - Z kranów przez węże puścili wodę z trzech stron na lwa. - Dlaczego z trzech stron? - Żeby czwartą stronę miał swobodną i tą czwartą stroną mógł wejść do tej książeczki, by w niej pozostać. - Rozumiem. Więc siedzi w tej książeczce, płata figle-migle, prawo koszałki-opałki i takie różne hocki-klocki, które dla swej córki, Ewy, napisał Stanisław Wy........ Julian Przyboś (1901-1970) Poeta, eseista. Teoretyk i propagator krakowskiej awangardy poetyckiej. Autor m.in. antologii polskich pieśni ludowych pt. "Jabłoneczka". Wespół z córką Utą Przyboś napisał "Wiersze i obrazki" (1970), w których podmiotem lirycznym jest dziecko, również kreator świata wyobraźni i języka. Rymowanka kwietniowa Po stojącej śnieżycy jeździ: zjeżdża jak na sankach po brzózkach. - Kto to taki? To Guskaj. Na koniuszku witki w naledzi skinął pąkiem, swoim paznokciem: - Chodźcie! Chodźcie! Teraz piórem po trawie wodzi za krokusem pierwszym, za pawiem. Dzień sposobny! Plećmy więcej wierszy: w wiciokrzewie za płotem i w łozinie na brzegu. - I co potem? Potoczek w górnym biegu najszczerszy. Pomóż wodzie, co tak płynie bełkocze, niechaj w końcu wycedzi rym ze dna. - Jaką mowę jej zjednać? Mojotwoją, niechaj z nami wykwitnie sepleni: "A na słące wesokoło błękiwitnie zerwąchany fijomiłek w ziejeleni". Lekcja Ujrzeć i zapamiętać to promień w rzęsach spętać. Więc aby przypominać, trzeba się w górę wspinać do wierzchołka, gdzie jaśniej. Jawor, jawor, na jaworze Uta, pod jaworem złoć żółta... - Tak wysoko się wspięłam, że za całą odpowiedź zawraca mi się w głowie: to gagea lutea?... - Właśnie. Jawor, jawor, jaworowe drzewo i gałęzie kruche jakim łapać ruchem, żeby je do śpiewu zachwiać i kołysać: pion ustawiać - wahać - pion obalać? - Ruchami baribala. Chwyć się, z pnia się nie zsuwaj... - A jak się wabi po łacinie lisa? - Vulpes vulpes i vulpes fulva. Jawor, jawor, ja na samym czubie znajduję się, gubię w gronach kwiatostanu, pół nieba otwieram, całe drzewo śpiewam: - Acer pseudoplatanus. Zgadnij, co to: ecureuil sciurus? a może: squirrel? - Gajów tanecznica. Najskoczniej po bułgarsku: katerica. Ćwiczy skok w dal w konarach za nas oboje naraz. - A jakim mówi głosem - Pryska, jakby czmychała nosem, i po sękach krętu-wętu i - chodu! Skoczyła o wierzchołku jak o tyczce wyżej od rekordu i o zniknięcie ładniej. Ile wyżej od Braige'a? Policzę mniej i więcej, dokładnie: na ucho i na oko... A ty z góry odpowiedz: Kto nagina ku nam wysokość i wyjawia słowo po słowie językami pisanymi na obłoku? - Jawor, jawor w jawie jaworowie... Włodzimierz Ścisłowski (ur. 193I) Satyryk. Autor książek dla dzieci (od roku 1970) oraz tekstów do piosenek. Ile Ile kleksów jest w zeszycie, ile proc zrobionych skrycie, ile ptasich jaj wybranych, ile bazgrot "zdobi" ściany, ile wspomnień po wagarach, ile profesora starań, ile brudu za uszami, ile lekcji z naganami, ile sińców na kolanach, ile matki skarg od rana, ile do tramwaju skoków, ile przestróg w ciągu roku, ile psot płatanych co dnia, ile dziur na nowych spodniach, ile uwag różnych osób, ile ojca siwych włosów, ile piór zgubionych w klasie, ile walk "bokserskich" z Jasiem, ile dwójek kryje teka, ile szyb wybitych w mieście, - tyle razy Staś przyrzekał, że poprawi się nareszcie! Motyl w motelu Zdążał raz motyl do swego celu, aż się zatrzymał w leśnym motelu. W cieniu łopianu wóz zaparkował, tam gdzie zielona szumi dąbrowa. Odetchnął z ulgą, otrzepał skrzydła, bo mu już długa podróż obrzydła. O świeży nektar zaraz poprosił, a potem wypił dwie szklanki rosy. Z puchu dmuchawca otrzymał łoże, więc zaraz usnął w dobrym humorze. A dodatkowo szczęście też miał to, że deszcz bezpłatnie umył mu auto. Zbigniew Jerzyna (ur. 1938) Poeta, krytyk literacki. Wierzba Jedni mówią: wierzba płacząca, Drudzy mówią tak smutnie: iwa. A ty jesteś wesoła i tańcząca. I wiatr targa twą zieloną grzywą. Tylko czasem nad stawem spokojnym Pochylisz się jak staruszka - nisko. I śnią ci się złe czasy i wojny, umarli, którzy śpią tu gdzieś blisko. Jesion W Polsce rosną jesiony wyniosłe. Dumne, nie boją się wiatru ani burzy. Ustawione zwykle wzdłuż drogi, są świadkami naszych podróży. Morela Jestem jak w tygodniu niedziela - wyjątkowe drzewo w sadzie - morela. Mam owoc mięsisty, skórkę złotą. Z owocu mego tryska słodki potok. Świerk Pod śniegiem ugina się świerk. Sarna przebiegła obok. Pomyślała sarna: "Las to baśń, a świerk - biały obłok". Dopiero gdy wiatr świerkiem poruszył, obłok zaczął nagle biało prószyć. Wtedy sarna spostrzegła jeszcze raz, że nie biegła niebem, lecz przez las. Joanna Pollakówna (ur. 1939) Poetka. W literaturze dziecięcej debiutowała w roku 1957. Trawa zimą O czym trawie śni się, gdy spadnie śnieg? Może o lisie, co biegł zamiatając kitą? Czy o zajączków zabawie, gdy im ciepło i syto? O czym śni się trawie? Powiesz mi to? Co to? Czy to wiatr czy to ptak do pokoju wpadł? Chyba ptak, bo łopoce skrzydłami, dziobem o szybę zgrzytnął. Nie, wiatr jednak, bo ledwie zamilkł, nie ma go - zniknął. Stanisław Grochowiak (1934-1976) Poeta, prozaik i dramaturg. Jego wiersze dla dzieci były najczęściej drukowane w dziecięcych pisemkach. Ptaki Usiadła na sośnie sowa; o, to mądra głowa! Przykucnął w bzach słowik; będzie w nocy nowik. Rozbiegły się po polu gawrony; zejdą szrony na łan zielony. "A teraz przyjrzyj się ziębie. - Nie spojrzę, bo się przeziębię!" Poranek W lesie - na polanie stoją cztery smutne łanie. Jedna smutna, bo jest piękna, druga piękna, bo wylękła, trzecia łebkiem wokół toczy i zagląda czwartej w oczy. Brzeźniak Pięć kaczątek w brzeźniakowy weszło kącik. Ptaszki dzióbki w górę wznoszą, o całuski brzózki, proszą. Ale brzózka - jak to brzózka - listek zrzuci miast całuska. Flamingi Idź do ZOO. Flamingi śpią, sny mają długie jak ich senne szyje; czasem wiatr wpadnie i w główkach odkryje oczy zasnute flamingową mgłą. Tak u nas tylko blade malwy drżą, gdy je podmuchu sukienka spowije. Konie, konie Każdy konik gniady gubi w śniegu ślady. Każdy konik płowy ma złote podkowy. Każdy konik siwy ma różę u grzywy. Spójrz, jak w końskich chrapach świeci róży zapach! Wyliczanka Tutaj łąka, tam biedronka - idzie niebem śpiew skowronka. Za słowikiem stoją bzy. Będziesz ty! Ale słoty poprzez płoty niosą ciemnych chmur namioty, nad bajorem mgła. Będę ja? Noc katula się po niebie, lis za kretem dróżki grzebie, ma na łapkach szron. Kto to będzie? On! Część III [O Janie Fabijanie] [1] Panie Jenie Fabijanie, czemu nie grasz na organie? Grałem, grałem, zapomniałem, bo nic nigdy nie umiałem, ersah, persak, gribs. [2] Witaj, Janie Fabijanie w czerwonej kapocie, jutro świątko macie. Idzie trzoda koło płota, roztworzyła wszystkie wrota. Ty, chochołu, chodź po polu, włóż piórko na piórko, a choinkę na choinkę, pojedziemy na wojenkę! [3] Jun Jun Fabijun z olszowymi nogami, objął głowę wstęgami, a ty, Junie Fabijunie, wysiądź konie na organie. Co mnie pasiesz złotą sieczką? Co mnie poisz tą duneczką? Ty, choinko, na choinkę, ty, zajączku, na wojenkę. [4] A ty Janie Fabijanie, pasiesz konie na wygonie Czym ty pętasz? Złotym pętem. Czym poganiasz? Złotym biczem. Igi migi Idź spać za piec Do Jadwigi. Wierszyk o targu Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie kokoszkę. A kokoszka pasinóżka Cium ciururu. Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie kaczuszkę. A kaczuszka nóżką pluska, A kokoszka pasinóżka Cium ciururu. Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie gąseczkę, A gąseczka gęgu-gęgu, A kaczuszka nóżką pluska, A kokoszka pasinóżka Cium ciururu. Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie indyczkę. A indyczka gulu-gulu, A gąseczka gęgu-gęgu, A kaczuszka nóżką pluska, A kokosza pasinóżka Cium ciururu. Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie baranka. A baranek beku-beku, A indyczka gulu-gulu, A gąseczka gęgu-gęgu, A kaczuszka nóżką pluska, A kokoszka pasinóżka Cium ciururu. Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie świneczkę. A świneczka kwiku-kwiku, A baranek beku-beku, A indyczka gulu-gulu, A gąseczka gęgu-gęgu, A kaczuszka nóżką pluska, A kokoszka pasinóżka Cium ciururu. Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie króweczkę. A króweczka ryku ryku, A baranek beku-beku, A świneczka kwiku-kwiku, A indyczka gulu-gulu, A gąseczka gęgu-gęgu, A kaczuszka nóżką pluska, A kokoszka pasinóżka Cium ciururu, Pójdziemy ze syneczkiem na targ, Kupimy sobie konika. A koniczek skiku-skiku, A króweczka ryku-ryku, A baranek beku-beku, A świneczka kwiku-kwiku, A indyczka gulu-gulu, A gąseczka gęgu-gęgu, A kaczuszka nóżką pluska, A kokoszka pasinóżka Cium ciururu. Coś tam w lesie stuknęło... Coś tam w lesie stuknęło, Coś tam w lesie gruchnęło. A to komar z dęba spadł, Złamał sobie krzyża skład. Potłukł sobie, i głowę o konary dębowe, potłukł sobie i ciemię gdy tak gruchnął o ziemię. Mucha z brzękiem leciała i komara pytała, czy nie trzeba doktora albo księdza z klasztora. - Nie trzeba mi doktora, ani księdza przeora, nie potrzeba apteki, tylko rydla, motyki! Zleciało się wilków sześć komarowe ciało grześć; wykopały dół w piasku, narobiły tam wrzasku. Wszystkie muchy płakały, gdy komara chowały, ucierały swe nosy, zawodziły w niebiosy i śpiewa "Rekwije, już nasz komar nie żyje!" O czarnym baranie - Gdzieżeś ty bywał, Czarny baranie? - We młynie, we młynie, Mój miły panie. - Cóżeś tam robił Czarny baranie? - Mąkę mełł, mąkę mełł, Mój miły panie. - Jakożeś ją mełł, Czarny baranie? - Tyr, tyr, tyr - tyr, tyr, tyr, Mój miły panie. - Cóżeś tam jadał, Czarny baranie? - Gałeczki, kluseczki, Mój miły panie. - Jakżeś je jadał, Czarny baranie? - Łyk, łyk, łyk - łyk, łyk, łyk, Mój miły panie. - Cóżeś tam pijał, Czarny baranie? - Pomyje, pomyje, Mój miły panie. - Jakżeś je pijał, Czarny baranie? - Chlip, chlip, chlip - chlip, chlip, chlip, Mój miły panie. - Kto cię wypędził, Czarny baranie? - Młynarczyk, młynarczyk, Mój miły panie. - Jakżeś uciekał, Czarny baranie? - To skoczkiem, to boczkiem, Mój miły panie. - A jakżeś krzyczał, Czarny baranie? - Je mek; mek, - je, mek, mek, Mój miły panie. Piosenka o wilku i kózce Wilk na zagonie, Wilk na zagonie, A kózka w oborze. - Pójdźże, kozuchno, Pójdźże, najmilsza, Bawić się na dworze. - A mój ty wilczku, A mój kochany, Kiedy ja się boję. - Moja kozuchno, Moja najmilsza, Pójdziemy we dwoje. - A mój ty wilczku, A mój kochany, Tak mnie nóżka boli. - Moja kozuchno, Moja najmilsza, Pójdziemy powoli. - A mój ty wilczku, A mój kochany, Kiedy tu płotek. - Moja kozuchno, Moja najmilsza, To skacz jak kotek. - A mój ty wilczku, A mój kochany, Tam gorący piasek. - Moja kozuchno, Moja najmilsza, Pójdziemy przez lasek. - A mój ty wilczku, A mój kochany, Tak mnie główka boli. - Moja kozuchno, Moja najmilsza, Będę darł powoli. - A mój ty wilczku, A mój kochany, Chcesz mnie zjeść, jak widzę. - Moja kozuchno, Moja najmilsza, Tobą się nie brzydzę. Przyszedł gospodarz, Przyszedł gospodarz, Z rana do obórki. Nie było już kozy, Nie było już kozy, Ani nawet skórki. - Powiem wam, ludzie, Powiem wam, ludzie, Okropną nowinę. - Zjedli mi wilcy, Zjedli mi wilcy, Ostatnią kozinę - Oj, gospodarzu, Oj, gospodarzu, Nie darujcie tego - Idźcie na skargę, Idźcie na skargę, Do wilka starego. *** Słuzyłem pani na pierwse lato wysłuzyłem sobie kokosę za to. Moja kura złote pióra po sadku chodziła kurcęta wodziła. Słuzyłem pani na drugie lato, wysłuzyłem sobie jendora za to, Mój jendor surdu burdu; moja kura złote pióra, po sadku chodziła, kurcęta wodziła. [...] *** Była babuleńka rodu bogatego, miała koziołecka bardzo rozpustnego. Fik mik, fik mik, szwadyrydyrydy mach ciach ciach bardzo bogatego. A ten koziołecek był bardzo kłusty (tłusty), wyjad on babuli ogródek kapusty. Fik mik (itd.) Wzięła babuleńka kijaska małego, zacęła wyganiać koziołka swojego. Fik mik (itd.) I wygnała go na krzyżowe drogi; zjedli go wilcy, ostawili rogi. Fik mik (itd.) [...] Z wołowego ryku Krawczyku, krawczyku, piękny rzemieślniku, zróbże mi sukienkę z wołowego ryku! Ja sukienkę zrobię i z ryku krowiego, jedwabiu mi uprządź z deszczyku drobnego. Jedwabiu uprzędę z deszczyku drobnego, koszulę mi uszyj z kwiatu makowego. [...] Lulaj-ze, Marysiu, a lulaj-ze, lulaj, siwe ty ocka mas, stulaj-ze je, stulaj! Lulaj-ze, Marysiu, lulaj-ze, lulaj-ze, jak cię zawołają, Marysiu, wstajaj-ze! Lulu, Maryś, lulu, kolibecka z muru, nagłówecki z drzewa - lulać, Maryś, trzeba. A kołysały się ptaski na badylu, śpiewamy Marysi: lulu, Maryś, lulu. Kołys-ze się, kołys, sama kolibecko, uśnij-ze mi, uśnij, moje dzieciątecko! Kołys-ze się, kołys, co nad wodą stois, kolibecko z dzieckiem, z małym dzieciąteckiem. Lulaj-ze, Marysiu, lulaj-ze, lulaj-ze, robią kolibeckę stolarze, stolarze. Stolarze ją robią, malarze malują, będzies ich prosiła, to ci ją darują. A lulaj-ze, lulaj, bo cię wrzucę w Dunaj, z Dunaju na Wisłę, tam, cię Maryś, wyślę. Kaczka pstra Kaczka pstra, dziatki ma, Siedzi sobie na kamieniu, Trzyma dudki na ramieniu: Kwa kwa kwa, pięknie gra. Gąsiorek, Jędorek Na bębenku wybijają, Pana wdzięcznie wychwalają: Gę gę, gę, gęgają. Czyżyczek, Szczygliczek, Na gardłeczkach jak skrzypeczkach, Śpiewają Panu w jasłeczkach: Lir lir lir, w jasłeczkach. Słowiczek, muzyczek, Gdy się głosem popisuje, Wesele światu zwiastuje: Ciech ciech ciech, zwiastuje. Skowronek jak dzwonek, Gdy się do nieba podnosi, O kolędę pięknie prosi: Fir fir fir, tak prosi. Wróblowie, stróżowie, Gdy nad szopą świergotają Paniąteczku spać nie dają. Dziw dziw dziw, nie dają. *** W dzień Bożego Narodzenia, Radość Bożego stworzenia; Ptaki do szopy zlatują, Jezusowi wyśpiewują. Słowik zaczyna dyskantem, Szczygieł mu dobiera altem, Szpak tenorem krzyknie czasem, A gołąbek gruchnie basem. Wróbel, ptaszek nieboraczek, Uziąbłszy, śpiewa jak żaczek: Dziw, dziw, dziw, dziw, dziw, nad dziwy, Narodził się Bóg prawdziwy. A mazurek z swoim synem, Tak świergoce za kominem: Cierp, cierp, cierp, cierp, miły Panie, Póki ten mróz nie ustanie. A żurawie swoje nosy, Wykrzykują pod niebiosy; Czajka w górę podlatuje, Chwałę Bogu wyśpiewuje. Sroka wlazłszy na jadlinę, Odarła sobie łysinę, I choć gołe świeci czoło, Gwarzy jednak dość wesoło. Kur na grzędzie krzyczy wszędzie: Wstańcie ludzie, bo dzień będzie, Do Betlejem pośpieszajcie, Boga w ciele przywitajcie! Słowiczku, słowiczku... Słowiczku, słowiczku, mój ptasiu maleńki, Czyś widział, czyś słyszał, jak sieją mak? Oto tak sieją mak oto tak (bis) Słowiczku, słowiczku, mój ptasiu maleńki, czyś widział, czyś słyszał, jak rośnie mak? Oto tak rośnie mak! (bis) Słowiczku, słowiczku, mój ptasiu maleńki, czyś widział, czyś słyszał, jak łamią mak? Oto tak łamią mak! (bis) Słowiczku, słowiczku, mój ptasiu maleńki, czyś widział, czyś słyszał, Jak jedzą mak? Oto tak jedzą mak! (bis) Pieśń nad kołyską Śpij dziecinko już, Śliczne oczki zmruż. Słuchaj, deszczyk pada tam, Piesek szczeka, grozi nam; W bramie dziad wyciąga rękę, Pies rozerwał mu sukienkę, Aż biedaka broni stróż, Śpij dziecinko już! Nie płacz synku, nie! Słyszysz, wicher dmie; 2budził go daleki strzał; Wyszedł strzelec, bronią błyska, Wygnał śpiochy z legowiska, Hej, zajączek żwawo mknie, Nie płacz, synku, nie! Śpij buziaczku z róż, Tyś nie głodny już; A gołąbek siadł przed sień, Szukał ziarnek cały dzień; W gniazdku pyta się gromadka: Gdzie tak długo nasza matka? Słońce dawno zaszło już, Śpij buziaczku z róż! 2mruż oczęta, zmruż; Dziadek poszedł już I zajączek w zbożu śpi, Strzelec chybił, wraca zły, Gołąbeczek karmi dzieci. Jutro słońce znów zaświeci, Śpiących strzeże Anioł Stróż, Zmruż oczęta, zmruż! A-a, Kotki dwa... A-a, kotki dwa, szare bure obydwa. Jeden duży, drugi mały, oba mi się spodobały. A-a, kotki dwa, szare bure obydwa, nic nie będą robiły, tylko Zbysia bawiły. A-a, kotki dwa, szare bure obydwa, jeden pobiegł do lasu, narobił tam hałasu. Drugi biegał po dachu, zgubił butki ze strachu. A-a, kotki dwa, szare bure obydwa, chodzą sobie po sieni, miauczą głośno - "pieczeni!" A-a, kotki dwa, szare bure obydwa, biega szary, biega bury, aż obydwa czmych do dziury. *** Nasza pani majstrowa papierowe buty ma, jak się ona obuje, z panem majstrem tańcuje! Hop sasa! *** Siedzi wróbel siedzi, na dębowej desce, szyje butki, szyje, nadobnej Teresce. Nadobna Tereska wielce się raduje, że te nowe butki w niedzielę obuje. - Nie ciesz się, nie raduj, nadobna Teresko, bo ja butki szyję dla białego pieska. Siedzi szczygieł siedzi, na chróścianym płocie, szyje gorset, szyje, nadobnej Dorocie. Nadobna Dorota cieszy się i śmieje, że się w nowy gorset w niedzielę odzieje. Nie ciesz się, nie raduj, nadobna Dorotko, bo ja gorset szyję dla burego kotka. *** Siał gospodarz żyto, żyto, żona mówi: - "Hreczka"! a gospodarz ni słóweczka... niechaj z żyta będzie hreczka. Siał gospodarz proso, proso, żona mówi: - "Mak!" niechże tak, niechże tak, niechaj z prosa będzie mak. Miał gospodarz pieska, pieska, żona mówi : "Jeż!" - Niechże też, niechże też, niechaj z pieska będzie jeż. Miał gospodarz rybę, rybę, żona mówi: "Rak!" - Niechże tak, niechże tak, niechaj z ryby będzie rak. Prosi żona znów mężula, niech kozaka jej pohula. - Niechże tak, niechże tak, niechaj będzie i kozak. - Cóżem ja też uczyniła, męża-m tańczyć nauczyła, ciągle ino skacze chłop! - Hopa żonko ! hopa ! hop! Zeszła róża do ogrodu... Zeszła róża do ogrodu w tym różowym wianku, komu róża się ukłoni w tym różowym wianku? Zeszła róża do ogrodu w tym różowym wianku, kogo róża pocałuje w tym różowym wianku? Zeszła róża do ogrodu w tym różowym wianku, kogo róża w taniec weźmie w tym różowym wianku? *** Moja pani prosi pani żeby pani mojej pani pożyczyła rondla, bo moja pani taka flądra, że nie ma kawałka rondla. *** Nie pieprz Pietrze wieprza pieprzem, bo przepieprzysz wieprza pieprzem. *** Przeleciały trzy pstre przepiórzyce przez trzy pstre kamienice. *** Król miał korale koloru koralowego *** - Jak się masz Bartoszu? - Gąsiora mam w koszu. - Jak dzieci, jak żona? - To gąsior, nie wrona. - Jak żona, jak dzieci? - Związany nie poleci. - Czyście głuchy, czy głupi? - Może go kto i kupi! A gdzie to ten krzywy Jan... A gdzie to ten krzywy Jan, co chodził z toporkiem, kijanką się opasywał a podpierał workiem. Miał on studnię na piecu, czerpał ją przetakiem, ryby łowił grabiami, wróble strzelał makiem. Siedzi niedźwiedź, niby szewc, łatający buty, chodzi wieprzek po wygonie, niby koń podkuty. Pojechała pani wrona do króla w powozie, koza wilka prowadziła do tańca w powrozie. Dziwne cepy z widłami młóciły groch w gaju, a zjadł zając kobyłkę, siedzącą na jaju. Poszedł kożuch do lasu, ułowił tam śledzia, padła igła do morza, zabiła niedźwiedzia. Bieżał zając przez cmentarz, obalił dzwonicę, musiał księdzu grzywnę dać - marmurową świecę. A plebanem został cygan, na lipowym moście; przyszedł doń się wilk spowiadać - zjadł sto gęsi w poście. - O mój grzeszny bracie wilku, na cóż jeść tak wiele? - Mało było mój plebanie, zjadłbym jeszcze cielę. Siekierka się rozigrała, morze przepłynęła, a zaś biedna magiereczka, z piórkiem, utonęła. Wisła nasza się zajęła, ryby pogorzały, opalone szczupaki do Gdańska leciały. Stodoła się rozhulała, zająca goniła, izba widząc takie dziwy, oknem wyskoczyła. *** Przyleciał gołąbek na wysoki dąbek, zajrzał do Kasieńki, czy w izbie porządek? Świnki w piecu ryją, psy naczynia myją, a łyżki pod ławą zarosły murawą. Izby nie zamiecie, warkocza nie splecie, nikogo nie słucha niegrzeczna dziewucha! *** Zachodźże słoneczko, skoro masz zachodzić, bo mnie nóżki bolą, za gąskami chodzić. Nóżki bolą chodzić, rączki bolą robić, zachodźże słoneczko, skoro masz zachodzić. Zachodźże słoneczko, bo już czas, bo już czas, bo już wszystkie gąski poszły spać, poszły spać. Jeszcze spać nie poszły, bo jeszcze gęgają, jeszcze pastuszkowie po polu hukają. *** Sroczka kaszkę warzyła, dzieci swoje karmiła. Pierwszemu dała na miseczce, drugiemu dała na łyżeczce, trzeciemu dała w garnuszeczku, czwartemu dała w dzbanuszeczku, a piątemu łeb urwała i frrrrrr..... do lasu poleciała. *** Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci, babcia da nam kaszki, a dziadzio okraszki. Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci, babcia da pierożka i tabaczki z rożka. Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci, od babci do cioci, ciocia da łakoci. Tosi, tosi łapa, pojedziem do babci, od babci do mamy, mama da śmietany. Tosi, tosi łapci, pojedziem do babci, od babci do taty, jest tam pies kudłaty. *** Kuj, kuj, kuj kowalu, podkuj mi butki, kupię ci wódki za cztery dudki. Kuj, kuj, kuj kowalu, podkuj mi butki! - Zaraz mospanie niech ogieńka dostanę. Stuk! Stuk! Stuk! Stuk! Stuk! Stuk! **** Powiem ci bajkę: pies kurzył fajkę na długim cybuchu i sparzył się w ucho. A druga iskierka pieska w nos upiekła, a bajeczka dyr, dyr, dyr, do lasu uciekła. *** Wlazł kotek na płotek i mruga. Piękna to piosenka niedługa. Niedługa, niekrótka, lecz w sam raz, a ty mi Halusiu buzi dasz! [...] *** Leciała osa do psiego nosa, pies śpi. Leciała mucha do psiego ucha, pies śpi. Leciała sroka, do psiego oka, pies śpi. Leciała wrona do psiego ogona, pies śpi. Przyleciał kruk, dziobem w bok stuk, pies "wau!" *** Na zielonej łące pasie pies zające, co się który ruszy odgryzie mu uszy. Tańcowały dwa Michały Tańcowały dwa Michały Jeden duży, drugi mały, Jak ten duży zaczął krążyć, To malutki nie mógł zdążyć. Tańcowały dwa Michały, Jeden duży, drugi mały, Tak tańcują dookoła, Aż im pot się leje z czoła. Tańcowała ryba z rakiem, A pietruszka z pasternakiem; Cebula się dziwowała, Że pietruszka tańcowała. Tańcowała śliwka z banią, Grochowianka z miotłą za nią! A pogrzebacz się dziwuje, że i miotła też tańcuje. *** Jedzie, jedzie pan, pan, na koniku sam, sam, a za panem chłop, chłop, na koniku hop! hop! A za chłopem żyd, żyd, na koniku hyc! hyc! a za żydem żydóweczki pogubiły Przy grze w dzięcioła Lata ptaszek po ulicy, Szuka sobie ziarn pszenicy, A ja sobie stoję w kole I wybieram kogo wolę *** Koło młyńskie za cztery reńskie, koło nam się połamało, cztery reńskie kosztowało, a my wszyscy - benc! *** W stodole, w stodole kurczęta były, maluśką szpareczką powychodziły. - Widziałeś, chłopczyno? - Widziałem, panie. Maluśką szpareczką patrzałem na nie. *** Cztery mile za Warszawką ożenił się dudek z kawką, wszystkie ptaki pospraszali, tylko sowie znać nie dali. Gdy się sowa dowiedziała, w cztery konie przyjechała Siadła sobie na kominie, zaśpiewała po łacinie. Ptactwo w kąty się pokryło, bo się sowy przestraszyło, a ta siadła na przypiecku, grać kazała po niemiecku. Kaczka grała, gęś skakała, a kura się dziwowała. Drozdy, szpaki, trznadle, kszyki w takt tańczyły do muzyki. Pojął wróbel sowę w taniec, hulał z nią jak opętaniec obertasa i mazura, aż jej urwał pół pazura. - A ty wróblu, ty huncwocie, tobie tańczyć z żabą w błocie! Gdyby nie szło mi o gości wytrzęsłabym z ciebie kości! - A ty sowo zatracona, przyszłaś tutaj nieproszona, zaraz ciebie wyrzucimy, na gałęzi powiesimy. Wszystkie ptaki się porwały, sowę z izby precz wygnały. - Siedźże sobie w domu sama, kiejś nie sowa, ino dama. *** Żydóweczka Szajka sprzedawała jajka - A po czemu? Po złotemu - I skończona bajka. *** Chodzi baj po ścianie w szerokim kaftanie. Baj, baj kaftan długi ma, baj, baj pięknie sobie gra. *** Tam na górce skacze zając, nóżeczkami podrzucając i ja bym tak podrzucała, żebym takie nóżki miała jak zając. *** Ciuch, ciuch, ciuch, ciuch po podłodze, umykaj się nóżko nodze, a koreczek koreczkowi, a dziewczynka chłopczykowi! Tup, tup, tup, tup, po podłodze, już mi trzewik pękł na nodze. Dajcie igłę szewczykowi, nie poradzi trzewiczkowi Po podłodze smyku, smyku, jest już łata na trzewiku. Dajcie szóstkę szewczykowi, że poradził trzewikowi! - Tupnij nóżką, tupnij nogą, są pieniążki pod podłogą! - Choćbym tupnął i obiema, nie wyskoczą, bo ich nie ma! *** Poleciała przepióreczka w proso, a ja za nią nieboraczek boso, trzeba by się pani matki spytać, czy pozwoli przepióreczkę schwytać? - A chwytajże ją, syneczku, chwytaj, tylko się jej skrzydełek nie tykaj! - A jakże ją, pani matko, schwytać, żeby się jej skrzydełek nie tykać?, - Trza nastawić mój syneczku sieci, to ci sama przepióreczka wleci. *** Poszedł krawiec do piekiełek, wziął troje widełek. Pożgał, pomłócił, wniwecz pieklisko obrócił. *** Deszczyk kropi, słońce świeci Baba-Jędza masło kleci. A bodaj go nie skleciła, świnkom za płot wyrzuciła! *** A sio, a sio, kurki, do waszej komórki, obłożę wam nóżki listkami z pietruszki! *** Panie Boże wszechmogący, jedli szewcy groch gorący, gęby sobie poparzyli, więcej grochu nie warzyli. *** Kulik w lesie jajka niesie. Przyleciała czajka, wypiła mu jajka. Kulik płacze, czajka skacze. Kulik płacze, czajka skacze. Przyleciał-ci gawroneczek, wyrwał czajce ogoneczek. Czajka płacze, kulik skacze. *** - Zagrajże mi, jak umiesz, upiekę ci żywą mysz. - Jakże byś ją upiekła, kiedy by ci uciekła! *** Siedzi baba na cmentarzu, Trzyma nogi w kałamarzu, Przyszedł duch - babę w brzuch, Baba fik, a duch znikł. *** Biełka, Striełka, sobaka, pies, Gotowa rakieta na księżyc jest. Kto chce jechać łunochodem, Musi zabrać chleba z miodem. Tibi, tibi, ajka Powiedziała Łajka. *** Motor, skuter, odrzutowiec, Którym jedziesz, zaraz powiedz! Na skuterze pojedzie Ten, kto pierwszy ubędzie. A kto drugi i trzeci - Odrzutowcem poleci. Czwarty siądzie na motor, A ty pójdziesz piechotą. *** - Kto się gniewa, Niech się gniewa, Niech se przypnie Nos do drzewa. Niech to drzewo Dotąd nosi, Aż się z nami Nie przeprosi! *** Raz, dwa, trzy, cztery, Maszeruje Huckleberry, Za nim idą Pixi, Dixi Wykąpane w proszku IXI, A za nimi krowy dwie, Wykąpane w proszku "E" [albo:] Wykąpane w "Pollenie".