Andrzej Micewski Kardynał Wyszyński Prymas i Mąż Stanu Tom Całość w tomach Polski Związek Niewidomych Zakład Nagrań i Wydawnictw Warszawa 1993 Tłoczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1 Przedruk z wydawnictwa "~editions du Dialogue Soci~et~e d'~Editions Internationales" Paris 1982 Pisała J. Szopa Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Zamiast wstępu O wielkości ludzkiej w systemie stalinowskim Ksiądz Stefan Wyszyński nie miał jeszcze 45 lat, gdy w 1946 roku został biskupem w Lublinie. Był najmłodszym członkiem Episkopatu Polski. Trzy lata później, mianowany arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim, został Prymasem Polski. Otrzymywał najwyższe godności kościelne w swoim kraju. Mało kto wiedział, że jednocześnie spada na jego barki krzyż, którego udźwignięcie zdawało się przewyższać siły ludzkie. Prymas musiał zostać uwięziony. Czy rzeczywiście musiał? Tak, bo choć zaprzeczało to zdrowemu rozsądkowi, a także interesowi narodu i państwa, a nawet rządu komunistycznego, leżało jednak w logice totalitarnego systemu stalinowskiego. Początkowo więc tylko przez pięć lat Ksiądz Prymas Wyszyński sprawował rządy w Kościele polskim, wyniesiony w tym czasie także do godności kardynalskiej. Nie minęło jednak nawet półtora roku od jego nominacji na arcybiskupa Gniezna i Warszawy, gdy Prymas Polski stał się autorem światowej sensacji. Zawarł pierwsze w dziejach porozumienie Kościoła katolickiego z rządem komunistycznym. I ten sam rząd po trzech latach uwięził człowieka, który ważył się na taki eksperyment. W chwili aresztowania Prymas nie wiedział, czy czeka go tylko więzienie, czy także śmierć męczeńska. Zawierzył więc swój los Chrystusowi i Jego Matce, Dziewicy Wspomożycielce. I niespodziewanie po dalszych trzech latach rząd musiał go uwolnić. Pod wpływem wydarzeń zewnętrznych i pod naporem społeczeństwa system stalinowski w Polsce załamał się. Rządząca partia komunistyczna musiała naprawiać jego największe bezprawia, szczególnie te, które najbardziej prowokowały opinię społeczną. Ledwo kardynał Wyszyński wyszedł z więzienia, a już musiał uspokajać wzburzony naród, by nie doszło do nieszczęścia, jakiego widownią w 1956 roku był Budapeszt. I tym razem nie doczekał się wdzięczności rządzących. Niebawem podjęli oni nową walkę przeciw Kościołowi, tym razem mniej drastyczną w przejawach zewnętrznych, ale nie mniej dokuczliwą. I znów głównym celem ataków stał się Prymas. Gdy "żelazna kurtyna" nieco się uniosła, a ludzkość żyła nadzieją na pokojową koegzystenccję, Prymasa Polski zaczęto przedstawiać jako zatwardziałego konserwatystę, który być może zdolny był do męczeństwa, ale nie mógł sprostać wymogom ery odprężenia, a potem soborowej odnowy, kiedy istniało zapotrzebowanie na otwartość i subtelną dyplomację, a nie na bezkompromisowy opór. Rychło okazało się jednak, że godząc rzekomo tylko w zachowawczość Prymasa, w rzeczywistości dążono do przymusowej laicyzacji i materialistycznej indoktrynacji społeczeństwa oraz dalszego ograniczania praw Kościoła. A Prymas okazał się "nie tylko" męczennikiem, ale wygrał dla Kościoła wszystkie starcia z rządem, także w latach 1957_#1970. Po krwawych wydarzeniach na polskim Wybrzeżu w grudniu 1970 roku nastąpił w kraju nowy przełom polityczny. Kardynał Wyszyński znów uspokajał opinię, by nie doszło do dalszego rozlewu krwi. Jego autorytet w tym czasie nie mógł być już przez nikogo kwestionowany. Tymczasem po kilku latach w Polsce doszło znów do przesilenia społecznego i rozpoczął się długotrwały kryzys wewnętrzny. Teraz już nawet władze państwowe, szukając wsparcia, podkreślały zasługi Prymasa, jego patriotyzm i zrozumienie wymogów polskiej racji stanu. Otwarta walka z Kościołem przestała być możliwa. Konfrontacja przybierała inny, coraz bardziej finezyjny charakter. Prymasowi i wtedy nie było jednak lżej, bo kraj znajdował się przez cały czas niejako na skraju przepaści, a sprawy Kościoła daremnie czekały na załatwienie. O kardynale Wyszyńskim zaczęto jednak powszechnie mówić, że jest wielkim człowiekiem. Nasuwa się pytanie, co nazywamy wielkością, trzeba to pojęcie jakoś zdefiniować. Myślę, że stosunkowo łatwo jest zdefiniować wielkość ludzką w warunkach systemu totalnego, a o to nam chodzi, gdy zastanawiamy się nad wielkością kardynała Wyszyńskiego, zwłaszcza w okresie stalinizmu. Wielkość historyczna wynika z niezłomności zasad, połączonej z elastycznością w działaniu. Niezłomność zasad wiąże się z wielką, głęboką wiarą. Jest ona przede wszystkim łaską, darem Boga. Elastyczność działania wynika z umiejętności przewidywania, z wyobraźni, z przymiotów umysłu. W naszych warunkach tylko Wyszyński umiał łączyć te dwie cechy i zalety. Porównajmy go choćby z kardynałem Mindszentym. To był także wielki charakter i człowiek zasad, ale zupełnie pozbawiony elastyczności. Musiał więc przegrać i mimo osobistego bohaterstwa nie zrobił dla Kościoła węgierskiego ani części tego, co kardynał Wyszyński uczynił dla Kościoła w Polsce. Wielkość nie wynika z samej gotowości do męczeństwa. Mieli ją obaj kardynałowie - i Wyszyński, i Mindszenty. Wyszyński jednak umiał być nie tylko męczennikiem. Zasad swych nie zmienił nigdy, ale potrafił przewidywać kierunki rozwoju. Potem, kiedy w sytuacji międzynarodowej stało się oczywiste, że koegzystencja jest jedyną alternatywą zagłady nuklearnej, potrafił sprostać zapotrzebowaniu tym razem nie na męczennika, lecz na męża stanu. Gdyby nie miał niezłomnej wiary i zasad, nie odegrałby żadnej roli, stałby się mierzwą historii, jak tylu ludzi pozbawionych własnej idei i koncepcji, wchodzących w z góry przegrane układy z komunistami. Gdyby zaś nie umiał przewidywać i elastycznie reagować na zmiany sytuacji, Kościół w Polsce straciłby swą głowę - i zapewne całe kierownictwo Episkopatu - już w roku 1950, kiedy Wyszyński zawarł pierwsze w historii, "ryzykowne" porozumienie z rządem komunistycznym. Prymas przetrwał zmienne koleje i meandry polityki wyznaniowej i "wybrał" uwięzienie dopiero wtedy, gdy nie było już innego godnego wyjścia. Na szczęście okazało się, że rychło po śmierci Stalina zaczął się schyłek "klasycznego" stalinizmu i Kościół polski zyskał dzięki działalności Prymasa wiele na czasie. Zdołał uratować istnienie swej hierarchii i struktury oraz swe liczne instytucje. Wyszyński jest jedynym prymasem, który wygrał wszystkie konfrontacje z kolejnymi rządami. Sprawił, że w kraju przez nich rządzonym Kościół jest masowy, niezłomny. Tymczasem w niektórych innych krajach tego systemu do dzisiaj w kuriach biskupich siedzą urzędnicy państwowi, a pewni duchowni dali się zwasalizować. Naturalnie, wyjątek polski nie wynika tylko z dokonań kardynała Wyszyńskiego. Jest także rezultatem naszej przynależności do kultury zachodniej, naszej dawnej wielkości historycznej, o której naród mimo rozbiorów, zaborów, okupacji hitlerowskiej i zależności powojennej nigdy nie zapomniał. Ale szczególna rola kardynała Wyszyńskiego polega na tym, że przez ponad 30 lat uosabia on polską wielkość historyczną, nawiązując nieustannie do naszych tradycji katolickich i narodowych i przeciwstawiając je wszelkim próbom podważenia polskiej tożsamości chrześcijańskiej i narodowej. Wyszyński nie pozostawiał nigdy cienia wątpliwości, że należymy kulturalnie do Zachodu, do Europy, ale nie stawiał też komunistów w sytuacji bez wyjścia. Gdy groził przelew krwi, uspokajał społeczeństwo i podejmował rozmowy z kolejnymi szefami rządzącej partii komunistycznej. Może powstać pytanie, dlaczego największym Polakiem naszego pokolenia jest duchowny, a nie polityk. Przecież Wyszyński nie chciał być człowiekiem politycznym i zawsze odcinał się od uprawiania polityki. Jednakże mimo woli stał się nie tylko księciem Kościoła, lecz także polskim mężem stanu. Musieli to uznać nawet jego komunistyczni przeciwnicy. Bronił praw Kościoła, praw ludzkich i praw narodu do niezawisłości, co musiało go wciągnąć w konfrontację z systemem, który zagrażał wszystkim tym prawom i wartościom. Wreszcie Wyszyński, wierny naszym kulturalnym związkom z Zachodem, wierny idei Europy, pierwszy wyciągnął rękę do pojednania z Niemcami, za co dogmatycy rozpętali przeciwko niemu obłędną kampanię polityczną. A więc duchowny stał się mimo woli, w wyniku działania mechanizmów systemu i własnej ludzkiej wielkości, naszym jedynym po wojnie mężem stanu, człowiekiem nie uprawiającym polityki, ale faktycznie sprawującym funkcję przywódcy narodu. Napisanie o nim książki jest koniecznością, obowiązkiem dania świadectwa prawdzie. Szersza opinia międzynarodowa nie bardzo jest zorientowana w dramatycznych powojennych dziejach katolicyzmu w Polsce. Społeczeństwu polskiemu, szczególnie młodszym pokoleniom, wiedza o tym okresie historycznym potrzebna jest bardziej niż o jakimkolwiek innym rozdziale naszych dziejów. Naturalnie na pełną biografię kardynała Wyszyńskiego jest jeszcze o wiele za wcześnie. Episkopat Polski nie może ujawnić większości dokumentów, nikt ich nie udostępni. Są nadal politycznie drażliwe, jeśli nie wybuchowe. Historycy dostaną je do wglądu może za 25 lub 50 lat. Ale my, katolicy świeccy, byliśmy świadkami wszystkich wydarzeń, towarzyszyliśmy Kardynałowi, spieraliśmy się z nim i jak się okazało, zazwyczaj on miał rację. Mamy też własne źródła i dokumenty, co prawda niekompletne, wyrywkowe, ale jako uczestnicy historii możemy pokusić się o próbę syntezy, o wstępny szkic do biografii Prymasa Polski. Obecnie przyszedł czas realizacji zamiaru. Prymas Polski nie żyje. Wybór w dniu 16 października 1978 roku Karola kardynała Wojtyły na papieża, pierwszego papieża nie_Włocha od 455 lat, a potem wizyta tegoż papieża w Polsce, przyozdobiły nowymi wspaniałymi klejnotami koronę życia ks. kardynała Wyszyńskiego. Powiedział to sam Jan Paweł II w orędziu do Polaków: "Czcigodny i umiłowany Księżą Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności, rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem". Trudno cokolwiek dodać do tych słów. Historyk może tylko starać się potwierdzić faktami ich dosłowną, literalną ścisłość. Kardynał Wyszyński w podeszłym już wieku, po kilku ciężkich operacjach, przeżywał w czasie wyboru i intronizacji Jana Pawła II wielkie emocje. Nikt nie wie, jakie zadanie wypełnił na konklawe, z pewnością niemałe. On to uformował Kościół, który dał światu nowego papieża. Okazało się, że jest druga duchowa wielkość w Polsce, świadomie usuwająca się w cień Prymasa Polski. Syn nie jest nigdy taki sam jak ojciec. Papież - Wojtyła jest z pewnością innym człowiekiem niż Prymas - Wyszyński. Ale jest synem Prymasa bardziej, niż ktokolwiek może to sobie wyobrazić. Powiedział do Polaków przybyłych do Rzymu: "Słuchajcie Prymasa, ja zawsze go słuchałem i obaj na tym dobrze wyszliśmy". Wzruszająca i podniosła scena w czasie uroczystości intronizacji Ojca świętego w Watykanie, gdy Syn - Papież uniósł się z tronu, by ucałować rękę Ojca - Prymasa, wstrząsnęła Polską i światem chrześcijańskim. Ci dwaj ludzie należeli do różnych generacji, daty ich urodzenia dzieliło 19 lat. Musieli więc mieć wiele różnych pojęć. Ta sama jednak prostota, dobroć i pokora chrześcijańska rzuciła ich obu jednocześnie na kolana w czasie spotkania z Polakami. Uczucia, jakie w tych chwilach przeżywali, udzieliły się milionom. W czasie intronizacji ludzie w Polsce powszechnie płakali, i to często niezależnie od swego wcześniejszego stosunku do Kościoła. Wspomniane sceny zrobiły także wielkie wrażenie w całym świecie chrześcijańskim, zawierały bowiem niezwykły ładunek moralny. Po kilku zaś miesiącach miało dojść do wizyty Jana Pawła II w Polsce, w tej Polsce, do której rząd nie wpuścił wcześniej Ojca świętego Pawła VI. Ileż się musiało zmienić w ciągu tych trzynastu lat, że teraz stało się możliwe to, co wcześniej uważano za niedopuszczalne. Ludzie kierujący partią komunistyczną w Polsce zapewne wyciągnęli wnioski z dawnych błędów, z trudnej sytuacji kraju, z wielkich wpływów społecznych i siły Kościoła katolickiego. A siła ta wiąże się nierozerwalnie z imieniem Prymasa Polski, Stefana kardynała Wyszyńskiego. Zadziwiające zaiste są drogi, którymi Opatrzność pozwoliła temu człowiekowi, synowi skromnego organisty, osiągnąć wielkość ludzką, czyniącą go symbolem duchowej potęgi Kościoła i duchowego związku Polski z chrześcijańską Europą. Nasuwa się pytanie, czy w odniesieniu do kapłana i biskupa, kardynała i księcia Kościoła nie należałoby raczej pisać o świętości niż o wielkości ludzkiej? Z pewnością. Ale będziemy tu mówić o człowieku, który choć nigdy nie stawiał sobie celów politycznych, a raczej religijno_społeczne, wypełniał posłannictwo nie tylko obrońcy praw Kościoła, ale także praw ludzkich i moralnych praw narodu. Świadomie odsuwał od siebie zawsze politykę i polityczność. Mówił: "Matka Boża - to także moja polityka". I na tej drodze właśnie stał się nie tylko księciem Kościoła, ale i mężem stanu, wyrażającym tradycje, tożsamość narodu i potrzeby ludzkie. Jego wielkość ma swe najgłębsze źródła w porządku nadprzyrodzonym, wynika z inspiracji religijnej. Niniejsza praca kładzie nacisk na doczesną, społeczno_polityczną rolę Prymasa Polski. Jednakże najbardziej nawet sceptyczny i krytyczny umysł naszych czasów dostrzec może w wypełnianiu tej roli blask nadprzyrodzoności i krzyżowanie się porządku Boskiego i ludzkiego. W książce tej jest także mowa o postawie duchowej, wobec której totalizm, nawet totalizm stalinowski, okazał się bezsilny i został zmuszony do kapitulacji, nie tylko moralnej, ale i politycznej. Rozdział I Od źródeł maryjnych do kapłaństwa i biskupstwa (1901_#1948) I Pierwsze wzruszenie dziecka. Pierwsze zapamiętane wydarzenie z domu rodzinnego. Jakżeż miało być płodne dla rozwoju duchowego i formacji religijnej. Prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński opowiedział nam o nim w przemówieniu wygłoszonym w swej rodzinnej parafii: "Ojciec mój z upodobaniem jeździł na Jasną Górę, a moja matka - do Ostrej Bramy. Razem się potem schodzili w nadbużańskiej wiosce, gdzie się urodziłem, i opowiadali wrażenia ze swoich pielgrzymek. Ja, mały brzdąc, podsłuchiwałem, co stamtąd przywozili. A przywozili bardzo dużo, bo oboje odznaczali się głębką czcią i miłością do Matki Najświętszej i jeżeli co na ten temat ich różniło - to wieczny dialog, która Matka Boża jest skuteczniejsza: czy ta, co w Ostrej świeci Bramie, czy ta, co Jasnej broni Częstochowy..." "A w domu nad moim łóżkiem wisiały dwa obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Ostrobramskiej. I chociaż w onym czasie do modlitwy skłonny nie byłem, zawsze cierpiąc na kolana, zwłaszcza w czasie wieczornego różańca, jaki był zwyczajem naszego domu, to jednak po obudzeniu się długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego jedna jest czarna, a druga - biała. To są najbardziej odległe wspomnienia z mojej przeszłości". Kult maryjny był więc pierwszym i najsilniejszym odczuciem, jakie Stefan Wyszyński wyniósł z domu rodzinnego. I nie ma w tym nic z przypadku. Przypomnijmy, w jakiej było to epoce i w jakiej Polsce. Kraj od ponad stu lat pozostawał podzielony między trzech zaborców. Poddawany był konsekwentnej i nieustannej rusyfikacji lub germanizacji. Spajała go religia katolicka, będąca powszechnym wyznaniem Polaków. A kult Matki Boskiej z Częstochowy i z Wilna jednoczył lud polski z różnych dzielnic. Dziś może niejednemu wydać się to dziwne, wtedy było kwestią przetrwania religijnego i narodowego. Dziadek Stefana Wyszyńskiego - Piotr wywodził się z Podlasia, z dzielnicy kraju, w której religia katolicka była prześladowana bardziej niż gdzie indziej. Po powstaniu styczniowym 1863 roku władze rosyjskie skasowały w ogóle biskupstwo podlaskie. Autorzy laiccy, zdecydowanie nieprzychylni Kościołowi katolickiemu, pisali o tym okresie: "Po powstaniu styczniowym władze carskie prowadziły politykę represji wobec Kościoła. Zlikwidowano Komisję Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a sprawy wyznaniowe poddano Kolegium Duchownemu w Petersburgu. W 1867 roku skasowano biskupstwo podlaskie. W 1875 zniesiono unickie biskupstwo na Chełmszczyźnie. Unici ulegli prześladowaniom. W 1864 roku dokonano kasaty 114 spośród 200 klasztorów istniejących w Królestwie. W 1865 roku władze przejęły ziemskie dobra Kościoła, pozostawiając parafiom po około 6 morgów. W zamian za to wyznaczono duchowieństwu etaty państwowe. Kilku biskupów protestujących przeciw ograniczeniom wygnano z diecezji, a wielu księży, uczestników powstania styczniowego skazano na zesłanie". * Janusz Tazbir i Wiesław Mysłek, "Kościół katolicki i inne wyznania", w: "Słownik Historii Polski", Wiedza Powszechna, Warszawa 1973. W rzeczywistości było jeszcze gorzej. Najbardziej miarodajny historyk polski omawianego okresu pisze: "Zwinięto 129 klasztorów, 38 pozostawiono na wymarcie, komasując zakonników tej samej reguły i zamykając nowicjaty... W 1870 roku ani jeden biskup Królestwa nie ostał się w swej diecezji". * Stefan Kieniewicz, "Historia Polski 1795_#1918", Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1969. Niemal równolegle rozwijały się prześladowania Kościoła w zaborze pruskim w ramach rozpoczętego w połowie roku 1871 kulturkampfu. Z początkiem następnego roku Bismarck pisał do pruskiego ministra spraw wewnętrznych, że "jeżeli na obszarze naszych polskich prowincji grunt nie chwieje się dziś jeszcze wyraźnie pod nogami, to jest podkopywany w ten sposób, że załamie się, skoro na zewnątrz przyjdzie do rozwinięcia się polsko_katolicko_austriackiej polityki". * Henryk Wereszycki, "Historia Polityczna Polski w dobie popowstaniowej" 1864_#1918", Spółdzielnia Wydawnicza Wiedza, Warszawa 1948. W istocie groźba ta nie istniała, ale stała się pretekstem prześladowań skierowanych jednocześnie przeciw Kościołowi i polskości. Język polski wyrugowano nie tylko ze szkół i urzędów. Po polsku nie można było mówić ani na poczcie, ani na dworcach kolejowych. Zastosowano represje wobec osób uczących religii w języku ojczystym. Seminaria duchowne oddano pod nadzór władz państwowych. Stanowiska duchowne mogli otrzymywać tylko obywatele Rzeszy, mający niemiecką maturę, trzyletnie niemieckie studia uniwersyteckie i składający egzamin państwowy. Objęcie stanowiska duchownego uzależnione było jeszcze od personalnej zgody na kandydata prezesa prowincji. Ograniczenia jurysdykcji kościelnej obejmowały wiele spraw, ale największe znaczenie miały ograniczenia dotyczące seminariów duchownych, wywołujące konflikt z kardynałem Ledóchowskim, który w 1874 roku został uwięziony. Kulturkampf załamał się pod koniec lat siedemdziesiątych, a Bismarck poróżnił się ze swoimi liberalnymi sojusznikami. Akcja germanizacyjna na ziemiach polskich trwała jednak dalej. Niemal symboliczne znaczenie miał fakt, że arcybiskup Ledóchowski, zwolniony z więzienia i wyniesiony przez papieża do godności kardynalskiej, nie wrócił na stolicę Prymasów Polski, do swej archidiecezji gnieźnieńsko_poznańskiej. W roku 1886 objął ją duchowny niemiecki ks. Juliusz Dinder. Ilustrowało to całokształt sytuacji. Ale wróćmy na Podlasie, skąd wywodził się dziadek Stefana Wyszyńskiego. Tam energicznie forsowano rusyfikację i próbowano odrywać księży i lud od Kościoła. Dziadek Stefana musiał więc opuścić Podlasie za swoją działalność w obronie unitów. Nabył posiadłość rolną nad Liwcem w okolicy ŁOchowa, na terenie parafii Kamieńczyk. Ojciec Stefana, Stanisław Wyszyński, wychowywał się już w Kamieńczyku, na pograniczu Podlasia i Mazowsza. W rodzinie przetrwała opowieść o dziadku Piotrze, który nie miał prawa odwiedzać swoich rodzinnych stron na Podlasiu. Ojciec przyszłego Prymasa, zgodnie ze swoim zamiłowaniem do muzyki, poświęcił się najpierw studiom muzycznym, a później pracy organistowskiej, kolejno: w Gałkówku pod Łodzią, w Prostyni nad Bugiem, wreszcie w Zuzeli, gdzie przyszedł na świat Stefan. Zuzela jest położona w Ziemi Nurskiej, nad Bugiem, na pograniczu Podlasia i Mazowsza. Stanisław Wyszyński był więc związany z Mazowszem, gdzie jego rodzice gospodarowali na roli. W roku 1899 ożenił się z Julianną Karp, pochodzącą z Kamieńczyka. Ślub odbył się w parafii Prostynia. Z tego małżeństwa urodził się 3 sierpnia 1901 roku w Zuzeli, jako drugie dziecko państwa Wyszyńskich, syn Stefan. Pierwsza była córka Anastazja. Po Stefanie urodziły się jeszcze dwie dziewczynki: Stanisława i Janina oraz syn Wacław, który zmarł w wieku lat 11. Życie w małej wiosce na Mazowszu było spokojne, ale przecież nie wolne od psychologicznych skutków, wynikających z losów kraju po ostatnim powstaniu. Ponieważ zaś w losach tych, jak to króciutko opisaliśmy, klęski narodowe splatały się z prześladowaniami religijnymi, więc splot ten rzutował w znaczący sposób na wyobrażenia społeczeństwa, a szczególnie młodzieży. Zatrzymajmy się tymczasem na chwilę w skromnym domu państwa Stanisława i Julianny Wyszyńskich; bo dom rodzinny formował przecież osobowość ich syna Stefana. Współczesna psychologia twierdzi, że charakter człowieka kształtuje się od najwcześniejszych lat dzieciństwa, a szczególnie w trzecim i czwartym roku życia. Być może z tego okresu pochodzą pierwsze wspomnienia Kardynała o rodzicach, opowiadających swe wrażenia z pielgrzymek. W tym okresie musiały też dotrzeć do młodej duszy dziecięcej pierwsze odczucia grozy wynikającej z położenia kraju. Tymczasem jednak łagodziła je atmosfera domu rodzinnego. Siostry otaczały małego Stefana serdeczną miłością. Późniejszy Prymas nie zapomniał nigdy niewieściej dobroci i delikatności. "Znam rodzaj niewieści - mówił potem - miałem przecież tyle sióstr". Najgłębiej jednak formował go absolutny autorytet rodziców, zaufanie i poszanowanie dla ojca oraz czułość dla matki. W kraju zniewolonym i prześladowanym rodzina spełniała najważniejsze funkcje wychowawcze, zastępowała niemal wszystko. Rodzina religijna wiązała swych członków przede wszystkim z Kościołem. Ale uczyła także miłości do ziemi ojczystej, do jej płodów i owoców. Kardynał Wyszyński wspominał, jak kazano mu w domu podnieść z ziemi skórkę chleba, którą upuścił, i pocałować ją. Rodzice wpajali mu poszanowanie dla pracy ludzkiej, chleba, ziarna i zboża, które w języku polskim oznacza, że jest z Boga (z Boże), co Prymas przypominał po latach w wielu swoich kazaniach, np. w kazaniu wygłoszonym 15 sierpnia 1975 roku w Częstochowie. W domu rodzinnym uczył się też szacunku dla człowieka. Nieraz trzeba było pocałować spracowaną i często brudną rękę pani Jesionkowej, która pomagała pani Wyszyńskiej w najrozmaitszych pracach gospodarczych. Trzeba też było również w Wigilię Bożego Narodzenia oderwać się od stołu rodzinnego i bez względu na pogodę dreptać z ojcem pod cmentarz z wieczerzą wigilijną, aby łyżeczką karmić samotnego i ciężko chorego staruszka. Następnym miejscem pracy Stanisława Wyszyńskiego była od 1910 roku osada Andrzejewo, leżąca także w powiecie Ostrów Mazowiecka. Stefan chodził tam do trzeciej klasy szkoły podstawowej z rosyjskim językiem nauczania. Między nauczycielem a młodzieżą istniało napięcie, wywołane atmosferą panującą w państwowym szkolnictwie rosyjskim. Surowy preceptor kazał ambitnemu Stefanowi klęczeć w kącie za jakieś psoty szkolne. Zdarzyło się to także w czasie śmiertelnej choroby matki Stefana. Kara polegała na klęczeniu bez obiadu, "bez obieda" - po rosyjsku. Tymczasem weszła do klasy młodsza siostra Stefana, Stasia. Zdenerwowany chłopiec pomyślał, że przynosi wiadomość o śmierci matki. Ale okazało się, że ojciec wzywa go na obiad. Bezwzględny nauczyciel doskoczył do chłopca i napierając na niego powiedział: A ja ci mówię, że zostaniesz bez obiadu. I wtedy dziewięcioletni Stefan wykazał nie lada charakter, mówiąc: - Mam dość nauki pana profesora! - Co ty powiedziałeś? - Mam dość nauki pana profesora - powtórzył mały Wyszyński. - To więcej do szkoły nie przychodź! - Już więcej nie przyjdę! I rzeczywiście tak się stało. Ojciec Stefana dobrze rozumiał sytuację, psychiczny stan syna, i nie posłał go więcej do szkoły w Andrzejewie, lecz przyjął dla niego korepetytora. Uzyskawszy promocję do czwartej klasy z Andrzejewa, Stefan uczył się dalej w szkole im. Wojciecha Górskiego w Warszawie. W Andrzejewie miała spotkać Stefana pierwsza prawdziwa tragedia. Dnia 31 października odumarła go matka, w wieku zaledwie 33 lat, po urodzeniu ostatniej córki - Zofii, która także zresztą po miesiącu zmarła. Dla dziewięcioletniego chłopca śmierć matki była wielkim ciosem. Poprzedziły ją bardzo wymowne okoliczności. Umierająca matka nakazała synowi przybliżyć się do siebie, mówiąc: "Stefan - ubieraj się..." Chłopiec zaczął wkładać palto, myśląc, że matka posyła go po lekarstwo do apteki. Ale ona powiedziała: "Ubieraj się, ale nie tak, inaczej się ubieraj". Inaczej. Chłopiec początkowo był zbity z tropu i nie bardzo wiedział, jak się zachować. Wtedy ojciec powiedział, że mu to później wytłumaczy. Ale i Stefan wyczuł intencję matki. Chodziło jej zapewne o to, by ubrał czy przebrał się dla Boga, by został kapłanem. W rodzinie mającej tak bliski kontakt z codziennymi czynnościami liturgicznymi łatwo przyszło zrozumieć intencję słów: ubierz się, czy: przebierz się. I Stefan je zrozumiał, ale nikomu się z tego nie zwierzał. Miał się przebrać, przywdziawszy szaty kapłańskie. Prymas Polski powie później, że powołanie kapłańskie miał od pierwszych chwil świadomej refleksji nad tą kwestią. Kiedyś jeszcze przed śmiercią matki, śniło mu się jako małemu chłopcu, że został ożeniony. Obudziwszy się, płakał tak bardzo, że nie wstał z łóżka, bo myślał, iż nie będzie mógł zostać kapłanem. Ale nie powiedział o tym nikomu, nawet ukochanej i tak dla niego czułej matce. Śmierć matki wstrząsnęła Stefanem, ale nie złamała jego wiary. Gorąco modlił się o jej wyzdrowienie. Ale dom rodzinny wszczepił mu już przeświadczenie o konieczności zgody na wolę Boga. Zgodę tę musiał w życiu wielokrotnie wykazywać. Poddawanie się woli Bożej wpłynęło na kształt jego religijności. Ze swego pierwszego wielkiego nieszczęścia wyniósł więc wiarę nienaruszoną. Po latach powiedział: "Nigdy nie miałem żadnych wątpliwości w wierze". Zwierzenie to osadza go silnie w środowisku rodzinnym i narodowym, które chociaż już było zabarwione niepokojami społecznymi i niepodległoścowymi, to jednak nadal religia i Kościół były w nim niejako koroną całego naturalnego porządku ludzkiego. Człowiek, którego przeznaczeniem było później dobrowolnie pogodzić się z myślą o męczeństwie, musiał mieć niezachwianą wiarę. Stefanowi Wyszyńskiemu dał ją dom rodzinny, Polska broniąca się przed prześladowaniami narodowymi i religijnymi oraz jego własna, kształtująca się potężna osobowość. W skali mikro_ i makrospołecznej wszystko składało się na tak bardzo wyraziste i jednoznaczne ukształtowanie osobowości przyszłego Kardynała. Ojciec Stefana, obarczony pięciorgiem dzieci, w 1911 roku ożenił się powtórnie z przyjaciółką pierwszej żony - Eugenią Godlewską. Było to w istniejących okolicznościach zrozumiałe. Ale tęsknota za własną matką dyktuje dorosłemu już ks. Wyszyńskiemu słowa nader ważne dla jego portretu psychologicznego: "Pojechałem z prymicją na Jasną Górę, aby mieć Matkę... Matkę, która już będzie zawsze, która nie umiera..." Jesteśmy tu u źródła jednego z doznań, które miało rozwinąć w Prymasie Polski wyniesiony z domu rodzinnego kult maryjny. W Matce Najświętszej widział on przez całe życie także swoją własną Matkę, która go nie odumrze i nigdy nie opuści. Z miłości do Niej czerpał też potem swe męstwo, kiedy przychodziło ryzykować wszystkim, z życiem własnym włącznie. Nabożeństwo do Matki Boskiej stało się w końcu jednym z przewodnich motywów religijności Stefana Wyszyńskiego. Rekompensowało mu nieszczęścia osobiste i przeżywane tragedie narodowe, dawało siłę połączoną z niewieścią dobrocią i łagodnością. Doprawdy, nie można nie docenić znaczenia tych wczesnych szczegółów biograficznych! Potwierdzi to całe życie późniejszego Biskupa, Prymasa i Kardynała. Stefan Wyszyński uczęszczał do szkoły początkowej z rosyjskim językiem nauczania, ale ojciec dbał o naukę języka polskiego i literatury ojczystej. Sytuacja ta formowała nastawienie psychiczne kilku pokoleń polskich w okresie zaborów. Przyszły Prymas należał do ostatniego z nich. Wielkie wrażenie na dwunastoletnim chłopcu zrobiło zetknięcie się w 1913 roku z biskupem Julianem Nowowiejskim, który udzielił mu bierzmowania. "Dostojny biskup" i "Mały Stefek" - taki osobisty, bezpośredni kontakt był przecież w kraju zapóźnionym w rozwoju, wiejskim i biednym, przeżyciem jednorazowym, ważnym, formującym wyobrażenia, wartości i wzory. Wreszcie nadeszła wielka odmiana okresu dzieciństwa. W latach 1912_#1915 Stefan uczęszcza do znanego gimnazjum warszawskiego im. Wojciecha Górskiego. Oznacza to nie tylko poznanie środowiska wielkomiejskiego, ale także zetknięcie się z rzeczywistością niewoli narodowej, w Warszawie bardziej widoczną niż na prowincji. I znów przejawia się wpływ specyficznych warunków polskich na młodą psychikę. Pierwsze zabawy kończą się pierwszymi walkami uczniów polskich z rosyjskimi, np. zdobywaniem pryzmy żwiru w Ogrodzie Saskim "dla Polski". Historycy zaobserwowali w odniesieniu do pokolenia poprzedzającego bezpośrednio generację Stefana Wyszyńskiego pewną charakterystyczną cechę. Polacy urodzeni na kresach wschodnich byli nastawieni głęboko antyrosyjsko, a urodzeni na Śląsku lub w Poznańskiem - antyniemiecko. * U Stefana Wyszyńskiego nie doszło do żadnej z tych skrajności, gdyż główny wpływ na jego nastawienie życiowe wywarła religijność. Ona decydowała o wszystkim innym. Ale zaraz za nią szła gorąca afirmacja polskości, zrozumiała przecież konsekwencja czasów niewoli. Podkreślmy tu jednak z góry, że afirmacja ta nigdy nie przyjęła charakteru nacjonalistycznego. Wynikało to z wczucia się w ducha chrześcijańskiej miłości i z wypielęgnowanego w rodzinie głębokiego szacunku dla każdego człowieka. Chroniło to młodego Stefana od wszelkich konfliktów koleżeńskich i najmniejszej niechęci do jakiegokolwiek człowieka. Andrzej Micewski, "Roman Dmowski", Verum, Warszawa 1972. Z początkiem wojny Andrzejewo zostało spalone. Front wojenny, który w sierpniu 1915 roku przeszedł przez tę miejscowość, odciął Stefana od Warszawy, nie mógł więc wrócić do swojego gimnazjum. Dzięki staraniom ks. Leonarda Załuski wszyscy uczniowie szkół warszawskich z parafii Andrzejewo zostali przeniesieni do Łomży i umieszczeni w tamtejszym gimnazjum. W ich liczbie znalazł się i Stefan. Tu przebywał dwa lata, w klasie IV i V, do roku 1917. W tym okresie doznał także pierwszego bolesnego doświadczenia z Niemcami. W Łomży należał do harcerstwa (skautingu) i brał udział w zbiórkach harcerskich w lasach drozdowskich. Władze niemieckie karały chłopców schwytanych w czasie zbiórek biciem, uderzeniem 10_#25 pejczów. Kara ta nie ominęła także Stefana i zapadła w jego pamięć. Ale ani emocje antyniemieckie, ani antyrosyjskie, czy wreszcie antyżydowskie - żywe w Warszawie, dokąd napływali liczni żydowscy wygnańcy ze wschodu, mówiący tylko po rosyjsku lub gwarą jidisz - nie stały się tworzywem duchowym przyszłego kapłana. To prawda, że wzrastał wśród napięć narodowych i narodowościowych. I jak całe tamto pokolenie nie mógł nie przeżywać dramatycznych wydarzeń rozgrywających się w kraju i w Europie pod koniec I wojny światowej. Decydujące znaczenie dla jego postawy duchowej miał jednak czynnik zupełnie inny: powołanie kapłańskie. Stefan odczuwał powołanie, jak nam mówił, odkąd tylko mógł sięgnąć pamięcią. Świadomość powołania, bez wahań wewnętrznych, była tak silna, że przezwyciężała już nawet w małym chłopcu wszystkie inne wpływy. Ojciec Stefana - Stanisław Wyszyński po raz ostatni zmienił placówkę swej pracy, przenosząc się w roku 1918 do położonego w powiecie grójeckim nad rzeką Pilicą - Wrociszewa. Tu pracował aż do 1949 roku, potem przeszedł na emeryturę. Zmarł w 1970 roku w wieku 94 lat. Dążenie do jak najrychlejszego rozpoczęcia studiów przygotowawczych do kapłaństwa było tak silne, że Stefan postanowił przenieść się z gimnazjum łomżyńskiego do Liceum im. Piusa X (Seminarium Niższe) przy Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku. Wpływ na wybranie Włocławka mieli klerycy tegoż seminarium, pochodzący z parafii Andrzejewo. Pomimo początkowego oporu ojca Stefan uzyskał zezwolenie na zmianę zakładu naukowego. W Seminarium Niższym przebywał 3 lata, po czym przeszedł do Seminarium Wyższego. Nastąpiło to w roku 1920. Warto zwrócić uwagę, że lata dojrzewania Stefana przypadły na okres wielkich wydarzeń historycznych: odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku po 123 latach rozbiorów i niewoli, a następnie wojna polsko_radziecka i osiągnięte w niezwykle dramatycznych warunkach zwycięstwo w 1920 roku. W decydujących miesiącach biskupi polscy (Dalbor, Kakowski, Bilczewski, Teodorowicz, Sapieha, Fulman, Przeździecki) w liście pasterskim z 6 lipca nawoływali do jedności społeczeństwa: "W takiej to ciężkiej chwili - nie dajmy dostępu do serc naszych żadnej małoduszności, przeciwnie, należy dać ojczyźnie, co z woli Bożej dać jej przynależy (...). Powściągnijcie dla niej wszelkie partyjne zawiści, wszelkie jątrzenie (...). Nie słowem, ale czynem stwierdzajcie, że ją miłujecie" (...) A na kilka dni przed bitwą o Warszawę, 9 sierpnia 1920 roku, z ambon kościołów warszawskich odczytano odezwę kardynała Kakowskiego wzywającą do stanięcia w szeregach obrońców Ojczyzny. Odezwę kończyły słowa: "Naprzód, na posterunek, pod hasłem Bóg i Ojczyzna!" Stefan, przebywający w seminarium włocławskim, rwał się do walki w obronie Ojczyzny, ale powołanie kapłańskie było silniejsze niż wszystkie porywy. Pozostał więc na swoim "świętym posterunku". Zestawienie słów "Bóg i Ojczyzna", które potem kardynał Wyszyński uczynił swoim własnym hasłem, było przedmiotem krytyki w kraju i za granicą, szczególnie w kołach nie zorientowanych w kontekście historycznym. Ale wtedy, w czasie bitwy warszawskiej, która przecież zdecydowała o tym, że rewolucja nie ogarnęła całej Europy i którą nazwano "Cudem nad Wisłą", słowa "Bóg i Ojczyzna" nie były frazesem. Były wyrazem wiary w konieczność obrony religii i narodu, kultury europejskiej, Kościoła i wolności człowieka. Czyż ta wiara i pełna dramatyzmu atmosfera tamtych wydarzeń nie musiały rzutować na młodą, wrażliwą psychikę Stefana? I czy nie musiały one utwierdzić w jego duszy wyobrażeń i wartości, które wyniósł z domu rodzinnego i z najwcześniejszego okresu życia? II Studia w Wyższym Seminarium Duchownym były okresem przygotowania do kapłaństwa, nie pozbawionym napięć i determinacji. Stefan zmagał się ze słabym zdrowiem, ale mimo wszystkich przeszkód ukończył studia filozoficzno_teologiczne w roku 1924. Nie został wyświęcony na kapłana wraz z innymi alumnami 29 czerwca 1924 roku. Święcenia musiał odłożyć ze względu na konieczność szpitalnego leczenia choroby płuc. Został wyświęcony w dniu swoich urodzin, 3 sierpnia 1924 roku, w katedrze włocławskiej, w kaplicy Matki Bożej. Święcenia otrzymał z rąk biskupa sufragana włocławskiego - Wojciecha Owczarka. W czasie obrzędu święceń był tak słaby, że gdy przyszedł moment leżenia krzyżem, pragnął, aby chwila ta się przedłużała, bo nie miał siły wstać. Dramatyczny początek kapłaństwa związał go znów silnie z Matką Najświętszą. Zaraz po święceniach pojechał do Częstochowy, aby tam, przed cudownym obrazem Pani Jasnogórskiej, Królowej Polski, odprawić swą prymicyjną Mszę świętą w dniu 5 sierpnia 1924 roku. Podczas tej Mszy odczuwał znów takie osłabienie, że ledwie zdołał utrzymać się na nogach. Modlił się wówczas gorąco do Matki Bożej, by chociaż przez jeden rok mógł być kapłanem. Świadkiem tych prymicji była ukochana siostra neoprezbitera, Stanisława, która cały czas płakała, widząc bezmierną słabość fizyczną swego najdroższego brata. W roku 1961 Prymas powiedział potem na Jasnej Górze do pielgrzymów z Włocławka: "Pojechałem z Prymicją na jasną Górę, aby mieć Matkę, aby stanęła przy mnie w każdej mojej Mszy świętej, jak stała przy Chrystusie w Kalwarii". Wyświęcony z początkiem sierpnia ks. Stefan Wyszyński musiał poddać się dalszej kuracji i pracę kapłańską podjął dopiero w październiku. Cieszył się widocznie wspaniałą opinią swych władz duchownych, skoro zaraz powierzono mu aż trzy zadania: funkcję wikarego przy katedrze włocławskiej, pracę prefekta na kursach wieczornych dla dorosłych i stanowisko redaktora dziennika diecezjalnego "Słowo Kujawskie". Zostaje redaktorem pisma mając zaledwie 23 lata. Po roku pracy diecezjalnej biskup włocławski Stanisław Zdzitowiecki skierował młodego kapłana na dalsze studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 1925_#1929 studiuje więc na Wydziale Prawa Kanonicznego. Jednocześnie, pod kierunkiem ks. Antoniego Szymańskiego, przeprowadza studia z zakresu katolickiej nauki społecznej i ekonomii na sekcji społeczno_ekonomicznej Wydziału Prawa i Nauk Społeczno_Ekonomicznych. Doktoryzuje się w czerwcu 1929 roku z prawa kanonicznego, obroniwszy pracę pt. "Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły". W okresie studiów na KUL_u ks. Wyszyński działał społecznie, m.in. w Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży Akademickiej "Odrodzenie". Było ono ośrodkiem nowatorskich prądów w katolicyzmie polskim. Pojawiły się one zarówno w dziedzinie ściśle religijnej - na przykład kładziono wielki nacisk na nowe formy liturgiczne, wprowadzając między innymi zwyczaj recytowaanych Mszy św. - jak też znajdowały wyraz w sprawach społecznych. "Odrodzenie" przeciwstawiało się zakorzenionym w świecie katolickim przejawom nacjonalistycznym, upowszechniając myślenie personalistyczne. Organizacja ta wydała elitę, która odegrała wielką rolę w kształtowaniu nastawienia katolików polskich po II wojnie światowej. Wydaje się, iż także ks. Wyszyński zawdzięczał "Odrodzeniu" wiele inspiracji ideologicznych. Z kolei potężna osobowość przyszłego Prymasa i jego rzetelnie zdobywana wiedza kształtowały i wytyczały kierunki lubelskiej grupie "Odrodzenia". Specjalny nacisk na wartości narodowe zawsze łączył on z podkreśleniem wartości osobowych, wynikających z katolickiego personalizmu. Ksiądz Wyszyński na zawsze pozostał nieprzejednanym przeciwnikiem totalizmów. A jednocześnie jak mało kto rozumiał znaczenie polskiej tożsamości religijnej, narodowej i kulturalnej. Wszystkie te wartości złożyły się na jego osobowość duchową i pozwoliły mu potem być obrońcą religii i polskości, praw człowieka i jego podmiotowości społecznej przeciw naciskowi totalizmu. Jednym z ludzi, który wywarł wielki wpływ na przyszłego Prymasa Polski, był ks. Władysław Korniłowicz. Między dwoma kapłanami, duchowym Ojcem i Synem, zawiązała się głęboka przyjaźń. Sprawiła ona, że ks. Wyszyński obok prac w "Odrodzeniu" i w studenckiej "Bratniej Pomocy" został także zastępcą dyrektora konwiktu i seniorem księży studentów. Na tym stanowisku wytrwał 4 lata. Wreszcie młody kapłan, przejawiający wielki zmysł społeczny i temperament działacza, włączył się czynnie w sprawy rozwoju i umocnienia młodej uczelni katolickiej, KUL_u, poświęcając jej m.in. artykuły w "Ateneum Kapłańskim". Zabiegał w nich nie tylko o zrozumienie przez duchowieństwo idei uczelni katolickiej, ale także o prawa państwowe dla niej. Przyjaźń z ks. Korniłowiczem miała, moim zdaniem, ważny wpływ na styl duszpasterski przyszłego Prymasa Polski. Stosunek między kapłanem i biskupem a wyznawcą wiary, katolikiem, pojmuje on jako relację ojca i syna lub ojca i córki. Nie jest żadną tajemnicą, że najbliższe otoczenie i wszyscy bliscy mu zwracali się potem do Prymasa i Kardynała Wyszyńskiego nie per Eminencjo, lecz po prostu: Ojcze. Ludzie kochający Prymasa będą sobie bardzo wysoko cenili tę poufałość wynikającą ze stosunku Ojca do dzieci i odwrotnie. Sam ks. Wyszyński, już jako biskup lubelski, wskazał na ks. Korniłowicza jako inspiratora tego stylu duszpasterskiego. Pisał w "Tygodniku Powszechnym" w 1946 roku: "Ojcostwo ks. Korniłowicza miało cechy wybitnie nadprzyrodzone. Rodził ludzi dla Boga, a gdy raz ich pozyskał, już nie był obojętny na wszystkie, nieraz najdrobniejsze sprawy swych duchowych dzieci. Był Ojcem dla Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża (kierujących zakładem dla ociemniałych dzieci w Laskach pod Warszawą - dopisek autora), dla gromadki braci tercjarskich, dla kółka tomistycznego, dla dziatwy ociemniałej, dla rzeszy studenckiej, dla mnóstwa konwertytów, dla ochrzczonych przezeń Żydów, dla księży akademików lubelskich, dla tych wszystkich, wśród których pracował i którzy przez Ojca posługę ujrzeli Boga". Świetny, pośmiertny artykuł o ks. Korniłowiczu - "łowcy dusz", który większą część życia spędził w konfesjonale, był ojcem konwertytów w Polsce międzywojennej, pojednał z Bogiem wiele wybitnych osobistości tego okresu, przyczynił się do ożywienia liturgii aktywnego uczestnictwa, pobudzał myśl tomistyczną oraz niezmordowanie działał jako rekolekcjonista i kaznodzieja - jest świadectwem, jak bardzo osobowość tego księdza wpłynęła na pojęcia duszpasterskie przyszłego Prymasa. Tymczasem jednak młody kapłan musiał opuścić Lublin i swego duchowego Ojca. Brał z sobą doświadczenie religijności równie żarliwej jak jego własna, a jednocześnie bardzo otwartej i zabarwionej szczególną życzliwością dla ludzi bez względu na ich pochodzenie i rasę, środowisko społeczne czy poziom umysłowy. Jest rzeczą charakterystyczną, że Biskup Lubelski w swoim artykule o ks. Korniłowiczu wspominał o przejawach niechęci do tego "liberalnego" kapłana: "Cicha animozja istniała jednak tylko między katolikami letnimi, którzy czuli się zagrożeni w swym stanie spoczynku i przynagleni do wysiłku, którego nie chcieli". Do tej - jakże trafnej - charakterystyki dodałbym tylko uwagę o czysto świeckich momentach tej animozji w stosunku do ks. Korniłowicza. Po cichu kultywowali ją ludzie nastawieni nacjonalistycznie, których drażniło jego szczególne oddanie konwertytom. To byli właśnie ci "katolicy letni", którzy przyszłość religii wiązali bardziej z koncepcjami przewagi państwa narodowokatolickiego niż z pogłębieniem wysiłków duszpasterskich oraz z nowym typem świadomej religijności. W uniwersalizmie katolicyzmu i Kościoła mieści się jednak wspaniale i gorąca afirmacja narodu, i miłość wobec braci przychodzących skądinąd lub nawróconych. Po obronie pracy doktorskiej ks. Wyszyński uzyskał stypendium na dalsze studia i wyjechał do Austrii, Włoch, Francji, Belgii, Holandii i Niemiec, gdzie zapoznawał się ze stanem chrześcijańskiej nauki społecznej. Już wtedy była ona głównym przedmiotem jego zainteresowań naukowych. Podróż ta, odbyta w latach 1929_#1930, znakomicie przyczyniła się do rozszerzenia horyzontów myślowych młodego kapłana. Przyniosła także pierwsze publikacje z zakresu katolicyzmu społecznego: "Dzieło kard. Ferrari. Ideały i prace społecznoapostolskie", Włocławek 1930, i "Główne typy Akcji Katolickiej za granicą", Lublin 1931. Przede wszystkim jednak zagraniczna podróż utrwaliła zamiłowanie ks. Wyszyńskiego do nauk społecznych. Przecież świat wchodził właśnie w okres wielkiego kryzysu gospodarczego. Czyż mógł być moment bardziej inspirujący do poświęcenia się chrześcijańskiej nauce społecznej? III Zaraz po powrocie do kraju ks. Wyszyński podjął opracowanie ramowego programu wykładów nauki społecznej Kościoła dla seminarium duchownego. Wnioski ze swojej podróży publikował też w pismach "Ateneum Kapłańskie" i "Prąd". Uwagę swą koncentrował przede wszystkim na sprawach wychowawczych i działalności Akcji Katolickiej. Od jesieni 1930 roku ks. Wyszyński pełnił przejściowo funkcję wikariusza w Przedczu Kujawskim, a następnie wrócił do Włocławka na stanowisko wikariusza przy katedrze. Zaraz też spada na niego moc obowiązków. W roku 1931 zostaje sekretarzem Liceum im. Piusa X, wykłada ekonomię społeczną w seminarium duchownym. Od roku 1932 do wybuchu wojny jest redaktorem naczelnym "Ateneum Kapłańskiego". Jednocześnie pełni w kurii biskupiej funkcję promotora sprawiedliwości i obrońcy węzła małżeńskiego (1932_#1938), a od 1938 roku sędziego Sądu Biskupiego. Był też w latach 1931_#1932 dyrektorem Diecezjalnych Dzieł Misyjnych. Wszystkie te funkcje i obowiązki stanowiły niejako normalną drogę życiową gorliwego i wykształconego kapłana. Ale ks. Wyszyński bynajmniej się do nich nie ogranicza. Nad wszystkim dominuje jego zainteresowanie chrześcijańską nauką społeczną. Nie zadowolił się tylko wykładami z socjologii, katolickiej nauki społecznej, Akcji Katolickiej i prawa kanonicznego. Nie wystarczyło mu założenie w 1937 roku w seminarium duchownym pracowni socjologicznej. Postanowił działać bezpośrednio na terenie robotniczym. Prowadzi Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy. Od roku 1932 działa w Chrześcijańskich Związkach Zawodowych, a także organizuje Katolicki Związek Młodzieży Robotniczej. Działalność wśród robotników ks. Wyszyński potrafił łączyć z pracą w Sodalicji Mariańskiej Ziemian Ziemi Kujawsko_Dobrzyńskiej. Co prawda wystąpiły na tym odcinku pewne trudności, związane z niezadowoleniem kół ziemiańskich z działalności ks. Wyszyńskiego wśród robotników. Zgodnie ze wskazówkami władz duchownych przerwał na pewien czas pracę wśród ziemian. Ale obecność na obu biegunach społecznych, wśród robotników i bezrobotnych, a także wśród ziemian i ludzi posiadających, była najbardziej charakterystyczną cechą przedwojennej działalności ks. profesora Stefana Wyszyńskiego. Pochłaniała go zresztą nie tylko praktyka, ale i teoria społeczna. Pod kierunkiem słynnego w Polsce specjalisty ks. rektora Antoniego Szymańskiego rozpoczął na KUL_u przygotowania do habilitacji. Temat pracy był najściślej związany z praktyką. Brzmiał: "Środowisko moralne pracy fabrycznej". Jednocześnie ks. Wyszyński rozwijał działalność odczytową w swym macierzystym "Odrodzeniu" i zachowywał kontakt z ks. Władysławem Korniłowiczem. Jakie były poglądy społeczne ks. Wyszyńskiego w okresie przedwojennym? Zaliczany był zdecydowanie do księży postępowych, choć dalekich od wszelkiej skrajności w interpretacji chrześcijańskiej nauki społecznej. Ale powiedzmy zaraz otwarcie: nigdy nie miał w stosunku do komunizmu najmniejszych sympatii, którym po wojnie uległo wiele nawet nieprzeciętnych umysłów. Ten zupełny brak złudzeń u ks. Wyszyńskiego wynikał nie tylko z doskonałej znajomości teoretycznej nauki społecznej Kościoła, ale bardziej jeszcze ze znajomości świata pracy, jego prawdziwych potrzeb i interesów. Sprawy proletariatu są mu bowiem zdecydowanie najbliższe. Recenzując pracę ks. F. Kerera w "Sch~onere Zukunft", ks. Wyszyński w artykule pt. "Wędrowni bezrobotni pod drzwiami plebanii" rozważa, w jakiej mierze zadaniem księdza jest "odproletaryzowanie ciała", a w jakiej "odproletaryzowanie duszy". W opublikowanym w tym samym roku artykule "Duszpasterz a bezrobotni" Autor postuluje specjalne rekolekcje dla bezrobotnych, roztoczenie nad nimi opieki duchowej, m.in. przez włączenie ich do pracy parafialnej, utrzymywanie z nimi przez duszpasterza kontaktu osobistego, wizytowanie w domach, podtrzymywanie na duchu, a przede wszystkim prowadzenie powszechnej akcji charytatywnej w parafii. Ksiądz Wyszyński domaga się nie tylko pomocy materialnej i moralnej dla bezrobotnych, ale także zaspokajania ich potrzeb kulturalnych, a przede wszystkim zapewnienia opieki ich dzieciom i młodzieży. Poglądy ks. Wyszyńskiego oscylowały wokół dwóch zasadniczych tendencji. Z jednej strony przestrzegał przed wpływami ideologii komunistycznej na świat robotniczy, a z drugiej zdecydowanie opowiadał się za zmianami strukturalnymi i zmianami polityki społecznej, czyniącymi zadość potrzebom robotników. W roku 1931 ks. Wyszyński pisał, że obecny kryzys gospodarczy "(...) nie jest chwilowym tylko załamaniem się koniunktur gospodarczych, lecz w wielkiej mierze jest koniecznym następstwem kapitalistycznej gospodarki światowej. (...) Cała wystawność i luksus współczesny jest udziałem uprzywilejowanych, którzy korzystają zeń na oczach proletariatu z właściwą plutokracji i dorobkiewiczom beztroską i gruboskórnością. Wytwarzane coraz to nowe sztuczne potrzeby wpływają ujemnie na zdolność świadczeń na cele społeczne i dobroczynne". Brak ofiarności i świadczeń na rzecz ubogich wynika zarówno z niewiary w istnienie nędzy, jak też z pewnej niechęci do robotników, zwłaszcza bezrobotnych. Niechęć ta ma swoje źródło głównie w tym, że "zbyt często przypisuje się całej warstwie robotniczej dążności komunistyczne, a społeczeństwo straszone niebezpieczeństwem bolszewizmu czuje podświadomie niechęć do mas robotniczych". Poza tym często przeznacza się fundusze dla bezrobotnych na cele polityczne. "W braku innych dróg, schodzi się łatwo na szeroką drogę bezprawia! (...) Rozprawia się o upadku moralności wśród mas robotniczych, oblicza się wzrost przestępstw, by przygotować odpowiednią ilość cel więziennych (...), mówi się o wzroście komunizmu, jednak nie zawsze chce się wierzyć, że przyczyną tego wzrostu jest nie tyle propaganda bolszewicka, ile raczej brak pracy, dachu nad głową i chleba". W dwa lata później ks. Wyszyński jednak przestrzegał: "Propaganda komunistyczna, rozwijająca się w Polsce wśród robotników i proletariatu wiejskiego, posługuje się argumentami zaczerpniętymi zza kordonu. Wpływ Rosji, walczącej z Bogiem, jest u nas silniejszy, niż to oceniamy, poucza o tym bliższe zetknięcie się z ludem". Jednocześnie ks. Wyszyński w "Ateneum Kapłańskim" z 1934 roku domagał się konkretnych zmian na korzyść świata pracy. "Ogromne pensje wysokich urzędników (...) tak dalece pochłaniają budżet instytucji, że nie jest ona w stanie wypłacić drobnych pensji niższym urzędnikom i pracownikom (...). Stan taki nie da się pogodzić z katolickim pojęciem sprawiedliwości rozdzielczej (...). Tak wielka rozpiętość płac jest niczym nie uzasadniona, a nadto szkodliwa. Uderza uprzywilejowanie jednostek, które rozporządzają środkami wystarczającymi na utrzymanie setek rodzin (...). Stwarza się tą drogą zbyt wielkie różnice społeczne, które nie mogą ujść uwagi i muszą wywoływać niezadowolenie szerokich warstw społecznych, muszą usposabiać radykalnie. Naruszenie równowagi w rozdziale dochodu społecznego musi doprowadzić do zachwiania się równowagi w społeczeństwie; to są przyczyny skłaniające ku bolszewizmowi". Proponowane rozwiązania: "Uznając potrzebę różnicy w poborach, uzasadnioną nierównością świadczeń społecznych, musimy jednak ustalić pewną dozwoloną rozpiętość tych różnic. (...) pomocą może być tylko niezależne finansowo państwo, kontrola nad działalnością banków i finansistów, podniesienie poziomu moralności i wymagań moralnych od ludzi kierujących życiem gospodarczym". Postulaty te oznaczają odcięcie się od ekonomii liberalnej i opowiedzenie się za aktywną polityką społeczną państwa, za jego ograniczonym interwencjonizmem w życie gospodarcze na rzecz warstw najbardziej upośledzonych. Ale ks. Wyszyński daleki był od myśli przekazywania państwu całej odpowiedzialności za życie gospodarcze. Omawiając pod pseudonimem "Dr Zuzelski" (urodził się, jak pamiętamy, w Zuzeli) ankietę "Kuriera Warszawskiego" na temat przyczyn przedłużającego się przesilenia gospodarczego, podkreślał zgodność wniosków wypowiadających się uczonych, pisarzy i polityków, którzy: "Brak norm etycznych uznają za podstawowe źródło kryzysu. Co więcej, wielu uważa za niezbędną rzecz powiązanie etyki gospodarczej z życiem religijnym. (...) Do niedawna jeszcze w polityce ekonomicznej nie liczono się z czynnikami moralnymi. Dopiero zanik zaufania, niedotrzymywanie zobowiązań, te zjawiska tak dziś powszechne, że mają prawo obywatelstwa, otworzyły oczy na zagadnienie moralności w ekonomii (...) Należy (...) wziąć się energicznie do przebudowy tego, co okazuje się przestarzałe w ustroju społecznym, dostosować się do nowych warunków życia, przy czym nawet w walce, nieuniknionej przy przebudowie społecznej, szukać najpierw tego, co łączy, a nie tego, co dzieli". Upatrując źródło kryzysu gospodarczego w braku norm moralnych w kierowniczych ośrodkach życia ekonomicznego, Autor stanął jednocześnie na gruncie nieuniknionej przebudowy społecznej. Nawoływał tylko, aby walka towarzysząca przemianom społecznym uwzględniała nie tylko to, co dzieli, ale także to, co łączy. Chrześcijańska nauka społeczna napotykała często zarzut, że jedynie moralizuje, ale w istocie sprzeciwia się idei przebudowy społecznej. W wypowiedziach ks. profesora Wyszyńskiego sprawa przebudowy została postawiona całkiem niedwuznacznie, choć ze zrozumiałym u autora duchownego uwzględnieniem aspektu moralnego. Autor zresztą zdawał sobie sprawę, że poczynania reformatorskie rzeczników chrześcijańskiej myśli społecznej spotykają się czasem z zarzutem komunizowania, a komuniści z kolei próbują przedstawiać je w krzywym zwierciadle, dążąc do monopolu na rewolucyjne metody przekształceń społecznych. Ksiądz Wyszyński rozprawia się z tymi dwiema tendencjami w referacie wygłoszonym w 1937 roku na Kursie Duszpasterskim Akcji Katolickiej w Płocku. Czytamy w nim: "Należy dobrze zdawać sobie sprawę z tego, czym jest komunizm, a co nie jest komunizmem. Bardzo często bowiem mianem komunizmu nazywa się wszelkie poczynania reformatorskie zmierzające do poprawy sytuacji warstw robotniczych i ludowych, wszelkie wołania o sprawiedliwość społeczną, o lepszy rozdział dochodu społecznego, o reformę rolną itp. (...) Kościół zwalcza socjalizm dlatego, że wypacza on całkowicie pogląd na naturę społeczeństwa, jego celowość, oraz celowość i charakter społeczny człowieka, który przedstawia niezgodnie z prawdą chrześcijańską. (...) Walka klas, głoszona przez komunizm, utrzymuje "państwo przyszłości" w wiecznym niepokoju, a rewolucyjna metoda uniemożliwia rozwój dobrobytu społecznego nawet klas dziś uciśnionych; z tym łączy się bezlitosna likwidacja całego szeregu warstw społecznych, w drodze rewolucyjnego przewrotu, który zniszczy przeszłość w jej głównych i istotnych zasadach raz na zawsze. Komunizm głosi ideę fałszywego wyzwolenia. (...) Nierówności, stworzone przez komunizm, leżą na innej płaszczyźnie (niż w kapitalizmie - dopisek autora), może najbardziej dotkliwej, bo na odcinku świadczeń żywnościowych w bogato rozwiniętym systemie kartelowym. Komunizm patrzy na człowieka jedynie jako na kółko w zbiorowym mechanizmie, od strony jego użyteczności produkcyjnej, i tą miarą odmierza uprawnienia do elementarnych środków do życia". Zdecydowanie krytyczny wobec rewolucyjnej drogi przebudowy społecznej, ks. Wyszyński był jednak gorącym zwolennikiem samej przebudowy. W tym samym referacie szczególnie silnie wskazywał na konieczność zmian struktury rolnej w Polsce. Wieś była przecież wtedy terenem największego, choć częściowo ukrytego bezrobocia i największej nędzy w niektórych regionach kraju. Ksiądz Wyszyński, omawiając zarysowanie się różnych nurtów w ruchu ludowym, zwraca uwagę na ich przyczyny: "Wadliwy rozdział ziemi, stwarzający w Polsce około 34% gospodarstw karłowatych (...), faktyczne - pomimo konstytucyjnego równouprawnienia - poniżenie obywatelskie i społeczne ludności wiejskiej w państwie (...), rozpiętość gospodarcza między zorganizowanym przemysłem miejskim, a rozbitą wytwórczością wiejską itd.". Dla zaspokojenia dążenia młodych ludowców do oświaty ks. Wyszyński proponuje tworzenie Katolickich Uniwersytetów Ludowych. Popiera także dążenie wsi do zdobycia należnej czci w społeczeństwie oraz dążenie do posiadania ziemi, bo "chłop kocha ziemię i ta miłość ustrzeże go od komunizmu. Wieś polska nie uspokoi się, jak długo ten przedmiot wielkiej pożądliwości społecznej będzie miała przed oczyma". Było to zedecydowane opowiedzenie się za przeprowadzeniem reformy rolnej, opowiedzenie tym ważniejsze, że dokonane na forum Akcji Katolickiej, mającej przecież autorytet ruchu najściślej związanego z hierarchią kościelną. Z natury rzeczy przedstawiamy tu tylko wyrywkowo niektóre poglądy społeczne ks. Wyszyńskiego. Ale już przytoczone przykłady świadczą wyraźnie o jego radykalizmie społecznym i przekonaniu o istnieniu trzeciej drogi między liberalnym kapitalizmem a rewolucyjnym marksizmem. Przekonanie to przyświecało ks. Wyszyńskiemu przez całe życie, a nawet, jak sądzę, rozwinęło się w wiarę w pewne, dobrze rozumiane posłannictwo Polski, leżącej między Wschodem a Zachodem. Miałoby ono polegać na realizacji - przy opieraniu się na niewzruszonych mimo długiej walki z ateizmem siłach społecznych kapitalizmu - ustroju przeciwstawnego zarówno immanentnym błędom kolektywizmu, jak też strukturalnym słabościom i egoistycznym tendencjom kapitalizmu. Społeczna nauka Kościoła daje podstawy do takich rozwiązań, ale jak wiemy, nie doczekała się ona praktycznej realizacji, co obciąża z pewnością głównie kraje chrześcijańskie Zachodu. Wiara w posłannictwo Polski w realizacji tej idei, mimo przynależności naszego kraju do państw bloku wschodniego, wydaje mi się motywem bardzo szlachetnym, choć można powątpiewać w jej szybką realizację. Patrząc jednak na zagrożenia ludzkości, a także na jej nadzieje przedstawione przez Jana Pawła II w jego pierwszej encyklice "Redemptor hominis", rozpoznajemy wyraźnie uniwersalne echo zagadnień tak żywych za sprawą Księdza Prymasa w Kościele polskim. W latach 1931_#1939 ks. Wyszyński ogłosił 106 publikacji, z których przeważająca większość była poświęcona katolickiej nauce społecznej, problemom kryzysu gospodarczego, bezrobocia i sprawiedliwości społecznej. Wiele uwagi poświęcił też upowszechnianiu na terenie Polski zachodnich publikacji z zakresu katolicyzmu społecznego. Po ogłoszeniu w 1931 roku encykliki Piusa XI "Quadragesimo anno", nawiązującej do wcześniejszej "Rerum novarum" Leona XIII (1891), w całym świecie chrześcijańskim nastąpił wzrost zainteresowania problemem społecznym. Ksiądz Wyszyński nie tylko podzielał to zainteresowanie, ale starał się nadawać mu na terenie Polski, będącej w nadzwyczaj ciężkim położeniu społecznym, specjalny i oryginalny wyraz. Został też w 1937 roku powołany na członka Rady Społecznej przy Prymasie Polski. Rada zdążyła przed wojną wydać deklarację w sprawie wiejskiej i w sprawie uwłaszczenia pracy. Gdy chodzi o tę ostatnią, szuka się dziś na zachodzie dróg jej realizacji w różnych koncepcjach "współuczestnictwa" i "współwłasności". W sprawach rolnych Rada Społeczna przy Prymasie Polski domagała się parcelacji większej własności ziemskiej za odszkodowaniem. Odpowiadało to w zasadzie tendencji wyrażanej przez ks. Wyszyńskiego. Największe znaczenie miała jednak praktyczna praca ks. Wyszyńskiego na terenie robotniczym we Włocławku. Nie wiązał się z żadną partią polityczną. Dążył natomiast do stworzenia nowej atmosfery w zawodowym ruchu robotniczym. Unikał polemiki także ze związkami klasowymi, a nawet z nimi współdziałał. Związki chrześcijańskie prowadziły z klasowymi, socjalistycznymi, wspólną akcję w celu zawierania umów zbiorowych oraz akcje strajkowe, korzystne dla świata pracy. Wspólnie pilnowano spraw sądownictwa pracy, ubezpieczeń od wypadków itp. Zgodna akcja objęła 17 związków branżowych. Współdziałanie niemal wszystkich związków zawodowych w mieście stworzyło całkowicie nową sytuację, swego rodzaju "pokój społeczny". Najbliższa była oczywiście współpraca związków chrześcijańskich i socjalistycznych. Utrzymywano także kontakt z komunistami, ale byli oni na tym terenie bardzo słabi. Podobnie małe były wpływy związków narodowych (związanych ze Stronnictwem Narodowym) i żydowskich. Chrześcijańskie Związki Zawodowe we Włocławku miały przed wojną 5 tysięcy członków, a wśród radnych miejskich zajmowały jedną piątą miejsc. Stanowiły najsilniejszą reprezentację w porównaniu z innymi miastami polskimi. Ksiądz Wyszyński dawał zawsze priorytet pracy samorządowej nad partyjno_polityczną. Dlatego właśnie udało mu się we Włocławku doprowadzić do współpracy wszystkich związków. A było to miasto na owe czasy uprzemysłowione, miało zakłady celulozy, papiernicze, przemysł spożywczy, ceramiczny. W okresie szczególnie ostrych skutków kryzysu gospodarczego na przełomie lat 1933 i 1934 ks. Wyszyńskiemu udało się doprowadzić do spotkania pracodawców i robotników. Spotkanie to przyniosło sukces, gdyż wyrobieni w duchu chrześcijańskim robotnicy nie stawiali egoistycznych żądań ekonomicznych, których fabrykanci w sytuacji kryzysowej nie zdołaliby zaspokoić. Domagali się natomiast poszanowania ich godności osobistej, dobrego słowa, a nie przekleństw, które wówczas bywały nieraz na porządku dziennym. Osiągnięcia praktyczne ks. Wyszyńskiego we Włocławku były realne dlatego, że nie tylko werbalnie głosił on założenia katolickiej myśli społecznej, ale dawał konkretne dowody zaangażowania na rzecz świata pracy. Solidarność różnych związków zawodowych, orientujących się najczęściej na odpowiadające im ideowo partie polityczne, była podówczas zjawiskiem raczej rzadkim. Zrodziła się ona z przekonania robotników o rzeczywistej trosce rzecznika katolicyzmu społecznego o ich sprawy. Ksiądz Wyszyński nie szczędził na rzecz proletariatu także własnych środków finansowych. Gdy otrzymał od Sodalicji Mariańskiej Ziemian Dobrzyńskich fundusze na leczenie i kurację, a jak wiemy, nigdy nie miał dobrego zdrowia, to przeznaczył je na budowę domu Chrześcijańskich Związków Zawodowych. Paradoks historii chce, że ten dom służy dzisiaj kierowanym przez komunistów związkom zawodowym we Włocławku. Wojna przerwała bezpowrotnie działalność ks. Wyszyńskiego wśród robotników. Wspominał ją potem zawsze z wielkim sentymentem: "Praca podjęta z własnego upodobania i popędu serca w Chzz, gdzie zostawiłem i duszę, i serce, i wiele zdrowia, dawała mi wiele radości. Jakżeż aż do dziś dnia pamiętam o tych szeregach braci robotniczej, która z pieśnią na ustach "My chcemy Boga" szła posłuszna za głosem Kościoła świętego, wierząc, że w duchu wskazań społecznych tego Kościoła może zapanować na świecie prawdziwa sprawiedliwość miłością krzepiona". IV Pod koniec sierpnia 1939 roku ks. profesor Wyszyński wrócił z Zakopanego do Włocławka. Zastał go tam wybuch wojny. Ksiądz biskup Radoński polecił, żeby najstarszy kurs seminarium duchownego wysłać do Lublina i tam jak najszybciej udzielić wszystkim alumnom święceń kapłańskich. Oddał ich więc pod opiekę ks. profesora Wyszyńskiego, zamierzając także wyjechać do Lublina. Niestety, docierają tylko do Łucka ze względu na wkroczenie Armii Czerwonej na wschodnie tereny Polski. Zmieszani z resztą uciekinierów, tułających się po drogach, grupkami wracają do Włocławka. Ksiądz profesor jedzie z Łucka wozem, zaprzęgniętym w dwa konie. Sam powozi, zabierając po drodze kilku księży, których przywozi do Włocławka. Tu ks. biskup Michał Kozal przy pomocy profesorów próbuje uruchomić Wyższe Seminarium Duchowne. Panuje jeszcze złudzenie co do zachowania się Niemców. Ks. profesor Wyszyński, jako znający język niemiecki, pertraktuje z nimi w sprawie otwarcia seminarium. Jednak już 15 października następują pierwsze aresztowania wśród duchowieństwa. Złudzenia rozwiewają się. Ksiądz profesor Wyszyński jest osobiście zagrożony z uwagi na swoje przedwojenne publikacje poświęcone totalizmowi hitlerowskiemu. Rektor seminarium ks. Korszyński poleca młodemu profesorowi opuścić Włocławek. Jednakże ten w poczuciu obowiązku nie chce się na to zgodzić. Wobec tego rektor powoduje, że biskup Kozal osobiście wydaje Księdzu Profesorowi polecenie wyjazdu. Już w roku 1956 jako sufragan włocławski biskup Korszyński opowiadał z dumą, że przyczynił się do zachowania dla Kościoła i Kraju przyszłego Prymasa Polski. Mówił: "Wiedziałem na pewno, że to jest człowiek potrzebny dla przyszłości, że Bóg żąda od niego wielkich rzeczy". Ksiądz profesor Wyszyński musiał więc opuścić Włocławek. Wrócił jednak z drogi, bo zapomniał jakiejś ważnej książki. Na dworcu ostrzeżono go, że w jego mieszkaniu jest już gestapo, przeprowadza rewizję i go poszukuje. Tak więc przewidywania przełożonych okazały się słuszne i wyjazd nastąpił w samą porę. Wojna miała przynieść ks. profesorowi Wyszyńskiemu tułaczkę, konieczność ciągłego ukrywania się przed gestapo, niepewny los i stałe zagrożenie życia. Najpierw udał się do przyjaciela, ks. Michała Szwabińskiego, do Grabkowa. Po kilku dniach postanowił odwiedzić rodzinę. Gdy chciał jednak wrócić do ks. Szwabińskiego, okazało się, że właśnie został on zabrany przez gestapo. Droga do Włocławka była zamknięta. Księdzu profesorowi pozostała więc tylko ryzykowna możliwość zatrzymania się u rodziny zamieszkałej we Wrociszewie koło Warki. Tam spotkał się znów z ojcem, przybraną matką i rodzeństwem. Musiał się jednak ukrywać i poza drogą do kościoła nigdzie się nie pokazywał. Marzył naturalnie stale o powrocie do Włocławka, ale wiadomości, które stamtąd nadeszły i zostały potwierdzone, wykluczały taką możliwość. W seminarium włocławskim aresztowano wszystkich obecnych tam kleryków, profesorów i ks. biskupa Michała Kozala - razem 44 osoby. W tej sytuacji ks. profesorowi Wyszyńskiemu nie pozostaje nic innego, jak podjęcie pracy we Wrociszewie w domu rodziców. Mimo trudności pisania bez biblioteki i niezbędnych pomocy, w okresie od listopada 1939 do lipca 1940 powstają "Kazania społeczne", cztery serie kazań opartych na encyklikach społecznych. Wojna sprawiła, że pozostały one tylko w rękopisie. Dłuższe przebywanie u rodziny staje się niebezpieczne. Gestapo poszukuje go także we Wrociszewie. Poza tym ks. Wyszyński odczuwa wewnętrzny niepokój, ma poczucie jakiegoś nie spełnionego obowiązku. Chwilowo chroni się u swej siostry Janiny Jurkiewiczowej, nauczycielki. W lipcu 1940 roku przyjeżdża siostra zakonna wysłana przez ks. Władysława Korniłowicza, który za jej pośrednictwem prosi ks. Wyszyńskiego o objęcie opieki duchowej nad grupą sióstr i dzieci niewidomych, przesiedlonych z Lasek do majątku Zamoyskich w Kozłówce. Ksiądz Wyszyński udaje się tam natychmiast. Obejmuje opiekę nad dziećmi ociemniałymi. Ponieważ w okolicy rozwija się już polska działalność konspiracyjna, ks. Wyszyński jest kapelanem nie tylko niewidomych dzieci, ale rónież żołnierzy i błąkających się po kraju uciekinierów. Właściciel majątku Kozłówka, Andrzej hr. Zamoyski, zostaje aresztowany. ksiądz profesor opiekuje się jego domownikami, służy im radą i pomocą. Prowadzi też wykłady dla inteligencji, wygłasza odczyty na temat katolickiej myśli społecznej i filozoficznej. Swoim starym przedwojennym zwyczajem skupia na rekolekcjach zarówno robotników jak i ziemian. Wszystkich podtrzymuje na duchu, przekazuje im swoją wolę życia i przetrwania. W październiku 1941 roku, zagrożony odnawiającą się chorobą płuc, wyjeżdża ponownie do Zakopanego. Zostaje tu aresztowany i przewieziony z domu Sióstr Urszulanek do Glasspalast, miejsca gestapowskiej kaźni Polaków. Po kilku godzinach Niemcy wypuszczają niespodziewanie Księdza Profesora, przygotowującego się już na śmierć. Swoje uwolnienie przypisuje on modlitwom Sióstr Urszulanek do Matki Najświętszej. Od listopada 1941 roku do czerwca 1942 roku ks. Wyszyński przebywa w Żułowie, opiekując się gromadką sióstr i niewidomych. Bierze udział w konspiracyjnym nauczaniu młodzieży i w niesieniu pomocy okolicznej ludności trapionej tyfusem. Warto tu wspomnieć o wypadku nieco szokującym i dla kapłana drastycznym, ale przecież wspaniale świadczącym o postawie moralnej naszego bohatera. Otóż ks. Wyszyński trafił kiedyś przypadkiem do chałupy tzw. rezerwistki, potępianej przez wieś za złe prowadzenie się. Zdumionym oczom kapłana ukazała się leżąca na barłogu ze zmierzwionej słomy wycieńczona rodząca kobieta. Chciał szybko zorganizować jakąś pomoc, ale było już za późno. Kobieta rozpaczliwie chwyciła rękami sutannę księdza i błagała, by jej nie opuszczał. I tak trzymając księdza za rękę, zdobyła się na ostatni wysiłek, by wydać na świat człowieka. Kapłan, który po raz pierwszy w życiu znalazł się w takiej sytuacji, musiał być położną i pielęgniarką. Nigdy nie przypuszczał, że dane mu będzie przeżyć tak realnie tajemnicę Nawiedzenia. W czerwcu 1942 roku ks. Wyszyński udaje się do podwarszawskich Lasek, by zastąpić w pracy ks. Jana Zieję, związanego także serdecznie z ks. Korniłowiczem. Ks. Zieja musi uchodzić, ponieważ gestapo natrafiło na jego ślad. Ksiądz Wyszyński zostaje więc kapelanem Zakładu dla Niewidomych. Laski w czasie wojny to jednak nie tylko ten zakład. Przechodzi przez nie wiele osób z najróżniejszych środowisk. Klasztor ściąga przede wszystkim młodzież akademicką, związaną z nim wcześniej inteligencję katolicką z "Odrodzenia", ziemiaństwo, licznych intelektualistów z Warszawy. Ksiądz Wyszyński staje się kapelanem ich wszystkich, duszą całego Ośrodka Laskowskiego. Nie byłby sobą, gdyby poza pracą duszpasterską nie przystąpił zaraz do wykładów z zakresu katolickiej myśli społecznej oraz do pogłębiania myśli katolickiej całego środowiska. Służą temu konferencje o Kościele jako Mistycznym Ciele Chrystusa. Laski leżą jednak o krok od stolicy i nie trzeba było długo czekać na pogrążenie się ks. Wyszyńskiego w wirze prac społeczno_religijnych w Warszawie. Działa w domu Sióstr Zmartwychwstanek przy ul. Chłodnej, gdzie gromadzi się młodzież akademicka z tajnych kompletów Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Ziem Zachodnich, działającego w stolicy. Osoba ks. profesora Wyszyńskiego przyciąga nie tylko młodzież, ale jest magnesem dla wielu myślących ludzi, którzy pragnęliby reform społecznych w przyszłej Polsce oraz ożywienia myśli katolickiej. Przy ul. Kredytowej odbywają się wykłady "Kółka Pawłowego", oparte na Listach św. Pawła. W kaplicach domów zakonnych, zwłaszcza u Szarych Urszulanek na Wiślanej, u Pań, Kuźniczanek na placu Mirowskim przez cały rok odbywają się rekolekcje i dni skupienia. I znów w tych pracach łączą się różne środowiska społeczne: robotnicy, młodzież, ziemiaństwo, pedagodzy i akademicy. Słuchają, spowiadają się, dyskutują i nawracają. Wielu z nich wędruje potem po błotnistych drogach do Lasek, a wokół ks. profesora Wyszyńskiego rośnie powoli legenda. Ksiądz profesor przybiera konspiracyjny pseudonim "Siostra Cecylia", ale niedługo otoczenie zaczyna mówić: "Kiedy Siostra Cecylia ma Mszę św.? Kiedy będzie spowiadała?" Ksiądz Wyszyński żyje w stałym niebezpieczeństwie, bo warunki życia okupacyjnego stale się pogarszają. Mimo to nie przerywa pracy w Laskach i w Warszawie, jego zabezpieczeniem jest ufność w opiekę Matki Bożej. W tym czasie ks. Wyszyński jest zresztą dyskretny w sprawie swego szczególnego nabożeństwa do Matki Boskiej. Główne pojęcia, wokół których skupia myśli ludzi, to Chrystus... Kościół... Miłość... Ale jedna ze studentek wspomina, że gdy ks. Wyszyński intonował pieśń maryjną, zawsze była to pieśń: "Gwiazdo śliczna, wspaniała, Częstochowska Maryjo", której bardzo wiele osób nie znało. Pobyt w Laskach przedłuża się. Tam zastaje ks. profesora Wyszyńskiego wybuch Powstania Warszawskiego w dniu 1 sierpnia 1944 roku. Wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, z tragedii rozgrywającej się w bliskiej stolicy, z możności upadku powstania. W tych okolicznościach grupa młodzieży żeńskiej, przebywającej przez kilka dni w Laskach, przeżywa konflikt sumienia, nie może uporać się z problemem, czy przyłączyć się do powstania, czy nie. Z takim zapytaniem dziewczęta zwracają się do swego kierownika duchowego i Ojca, ks. Wyszyńskiego. Ojciec obiecuje udzielić odpowiedzi następnego dnia rano. Następuje noc namysłu i wzięcie na siebie wielkiej odpowiedzialności. Odpowiedź rano jest krótka: "Ja bym na waszym miejscu poszedł, tam giną ludzie. Ale nie strzelajcie, jesteście po to, żeby nieść życie. Tam najbardziej potrzebna będzie modlitwa". Rada ks. Wyszyńskiego może dzisiaj zdziwić niejednego sceptyka. Ale jest bardzo konsekwentna w stosunku do całej jego koncepcji życia. Pojmując własne życie jako ofiarę dla Boga, nie mógł innym radzić rezygnacji z ryzyka. Ale tylko on sam mógł wiedzieć, ile go kosztowała ta rada. Gdy dziewczęta odchodziły - a było to rano, w dniu wybuchu powstania - Ojciec stał i błogosławił swe dzieci znakiem krzyża. Złożyło się tak, że wszystkie z tej grupy powstanie przeżyły i wróciły do Lasek. Wtedy dopiero ujawniło się napięcie moralne, w jakim żył Ksiądz Profesor. Na powitanie ujrzały w jego oczach łzy, które spływały na sutannę. Był w stanie wymówić tylko trzy słowa: "Moje... dzieci... wróciły...". Powstanie zmieniło oczywiście oblicze Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Stał się on przede wszystkim szpitalem, domem uciekinierów i punktem kontaktowym oddziałów konspiracyjnych. Ksiądz Wyszyński był kapelanem okręgu wojskowego Żoliborz, miał pseudonim "Radwan 2". Był naturalnie również kapelanem szpitala powstańczego w Laskach. Pod nieustannym obstrzałem artyleryjskim trzeba było obsługiwać rannych i uciekinierów. Okres ten przynosi Księdzu Profesorowi niezwykłe doświadczenia duszpasterskie. Jest w najbliższym kontakcie ze zwykłymi nieszczęśliwymi ludźmi i dniem i nocą niesie pomoc. Tragedia powstania przygniata ludzi. Pomoc duchowa znaczy dla nich wtedy więcej niż kiedykolwiek w życiu. A pomoc oznaczała wówczas bardzo różne rzeczy. Kiedyś idąc przez las ks. Wyszyński znalazł leżącą, półprzytomną, ranną łączniczkę, tak wykrwawioną, że nie była w stanie iść dalej. Wtedy ten wątły przecież i chorowity kapłan bierze ją na plecy i dźwiga rosłą dziewczynę ponad dwa kilometry do Zakładu. Tego typu przykładów ofiarności było wiele. W powstańczym szpitaliku rozgrywały się dramaty ludzi umierających i cierpiących. Ksiądz niósł im pomoc duchową i ludzką dobroć. Uczestnicząc przy pierwszej operacji omal nie zemdlał z powodu zapachu i widoku krwi. Potem uczestniczy już przy operacjach kiedy tylko może, asystując lekarzom i pomagając rannym. Jeden z chłopców godzi się na amputację poranionej nogi pod warunkiem, że Ksiądz Kapelan będzie przy operacji. Kapelan trzymał go za rękę. Gdy pacjent zasnął, Ksiądz poszedł obsłużyć innych chorych, zagrożonych śmiercią. Ale wrócił przed obudzeniem operowanego, by nie sprawić mu zawodu. Innym razem młody, 16_letni umierający żołnierz aż do chwili śmierci śpiewa pieśni religijne. Już jako Prymas Polski kardynał Wyszyński mówił o nim: "Pochowałem go na cmentarzu pod Izabelinem na górce w piasku, bez trumny, bo już trumien nie było, ale za to dostał na swoją mogiłę piękne kwiaty. Do dziś dnia spoczywa tam pod Warszawą". Inny 19_letni żołnierz, imieniem Jurek, był w stanie beznadziejnym po resekcji jelit. Jako jedynak, źle znosił swoją sytuację. Ksiądz Wyszyński postanowił powiedzieć mu, co go czeka. Gdy Jurek narzekał: "Mnie się już sprzykrzyło leżeć, ja chciałbym iść na front", Ksiądz odpowiedział: "Jurek, pójdziesz niedługo na front do Matki Bożej". Zdumiewające, ale te właśnie słowa uspokoiły chorego. Ksiądz musiał go jeszcze raz pocieszać, gdy chłopiec się obawiał, że nie zdąży umrzeć na święto Matki Boskiej. Kapelan zapewniał go jednak, że spełni się to, czego pragnie. I dziwnym trafem śmierć przyszła 7 września, akurat w wigilię święta Matki Boskiej. Każdy spotkany wtedy człowiek, każda rozmowa, rada, powiedzenie prawdy - wszystko to było ryzykiem kosztującym moralnie bardzo wiele. W powstaniu, w którym zginęło około 240 tysięcy ludzi, każdy kapłan stykał się z podobnie dramatycznymi wypadkami. Sytuacja księży była nieraz o wiele trudniejsza niż żołnierzy. Kapelan powstańczy służył nie tylko żołnierzom polskim. Wypadało mu także nieść pomoc duchową w chwili śmierci żołnierzom niemieckim, węgierskim czy ukraińskim. I oni mieli także pełne prawo do posługi kapłańskiej i braterskiej. Nie została im ona też nigdy odmówiona. Tymczasem miasto i powstanie dogorywało. Ksiądz Wyszyński nocą stał nieruchomo godzinami i błogosławił płonącą Warszawę. Gdy sądził, że nikt na niego nie patrzy, szedł do kaplicy i długo leżał krzyżem. Modlił się za ginącą stolicę, za umierających ludzi i za tych, którym dane będzie przetrwać. Modlił się za swoje duchowe dzieci, za których udział w powstaniu ponosił odpowiedzialność moralną. Wiatr niósł ze stolicy spopielałe papiery aż tutaj, do Lasek. Kiedyś pod koniec powstania ks. Wyszyński znalazł kartkę, na której ogień zostawił tylko dwa słowa: "Będziesz miłował". Była to przecież jego dewiza. Ksiądz wrócił do sióstr zakonnych i powiedział: "Nic droższego nie mogła nam przysłać ginąca stolica". * Całość okresu wojennego na podstawie relacji pisemnej osób znających Ks. Prymasa w czasie okupacji. V Czyż w tej krótkiej relacji o okresie wojennym ks. profesora Wyszyńskiego można było zawrzeć prawdę o pięciu długich latach wojny? Z pewnością nie. Kapłan katolicki w tym okresie każdego właściwie dnia stawał wobec sytuacji ostatecznych, egzystencjalnych, i każdy dzień przynosił albo nowe wstrząsy psychiczne, albo nieoczekiwane problemy, które trzeba było rozwiązywać. Opisanie tych wszystkich doświadczeń w krótkim szkicu do biografii nie jest możliwe. Ale dla przykładu sięgnę jeszcze do dwóch relacji. Pierwsza z nich pochodzi od Siostry Vianneyi - Jadwigi Szachno, Franciszkanki Służebnicy Krzyża, i pt. "Ksiądz Profesor" została wydrukowana w "Tygodniku Powszechnym" w 34 rocznicę Powstania Warszawskiego. Doskonale ilustruje postawę ks. Wyszyńskiego w momentach wielkiego napięcia lub też w chwilach trudnych psychologicznie w Laskach: "(...) Październik 1944 roku. Niemcy otoczyli Zakład, poszukując jakichś osób. W kaplicy zakładowej był tylko Ksiądz Profesor (w konfensjonale) i ja. Widziałam przez okno, jak żołnierze niemieccy wpadli do Domu św. Antoniego, a część ich zaczęła się kręcić koło domku p. Marylskiego (obok kaplicy). Ks. Profesor przez okno również ich obserwował. Za chwilę podszedł do mnie i poprosił o przeprowadzenie go przez klauzurę do kaplicy w schronie (piwnice pod kuchnią i magazynem żywnościowym w Domu św. Franciszka), gdzie był Przenajświętszy Sakrament. Prosił również o przeniesienie z jego pokoju w Hoteliku karty rozpoznawczej - określił dokładnie, gdzie leży, tak że w sekundę ją znalazłam, a także o sprzątnięcie na biurku rozłożonych papierów, "aby nie wyglądało na warsztat pracy". Ogromny spokój, a nawet uśmiech ks. Profesora, gdy zlecał mi te sprawy, sprawiły, że i ja ze spokojem, zaopatrzona dla pozoru w lampy naftowe, udałam się do Hoteliku, ocierając się niemal o Niemców, bo w podwórzu i koło piekarni było ich specjalnie dużo. Za chwilę wróciłam do kapliczki w piwnicy, by oddać Księdzu Profesorowi dokument, i poszłam z powrotem do dużej kaplicy. Z przerażeniem zobaczyłam, że Niemcy biegali już po kaplicy i jakimiś długimi kijami pukali w sufit, w ściany. Szukali w ten sposób przejścia z mieszkania p. Marylskiego do kaplicy, a tym samym do Matki i do mieszkania Sióstr. Wreszcie z dzikim okrzykiem zadowolenia znaleźli to miejsce w ścianie, weszli do mieszkania p. Marylskiego, który na szczęście zdążył schronić się gdzie indziej. Na moją obecność w kaplicy nie zwracali żadnej uwagi, a ja klęcząc dziękowałam Panu Bogu najgoręcej jak umiałam za to, że nie zastali już Księdza Profesora. Od jesieni 1944 r. do końca okupacji niemieckiej, tj. do 17 I 1945 r., w kaplicy zakładowej odprawiali Msze św. dwaj księża niemieccy. Jeden (urzędnik) miał wyznaczoną godzinę, drugi (sanitariusz) - odprawiał w najrozmaitszych porach dnia, gdy znalazł chwilę czasu. Widziałam go czasem w ciągu dnia, jak woził słomę, wodę w beczkach. To był dobry, gorliwy kapłan. Kiedyś byłam świadkiem w zakrystii, jak ubrany do Mszy św., wpatrzony w krucyfiks - płakał. Otóż zajmując się intencjami mszalnymi zaglądałam czasem do zakrystii i patrzyłam na stosunek Księdza Profesora do tych księży niemieckich. Z jednej strony widziałam u Księdza Profesora wielką godność Polaka, z drugiej zaś wyczuwałam jakąś więź kapłańską, jaka łączyła go z tymi księżmi. A więc nadprzyrodzony, braterski szacunek dla kapłaństwa i jednocześnie bardzo delikatny dystans. Na przykład ksiądz Profesor lubił czasem pożartować, ale jak zauważyłam, przy księżach niemieckich był poważny, nie żartował. Pamiętam też, jak któregoś dnia październikowego 1944 r. wpadli do Zakładu własowcy. Wszyscy mieszkańcy schronili się w domach, kobiety z sąsiednich wsi - w kaplicy. W całym Zakładzie zaległa głucha cisza. Wyczuwało się grozę sytuacji. A ja w tym czasie, na życzenie Księdza Profesora, przepisywałam do naszego Mszału ołtarzowego Mszę o Matce Boskiej Jasnogórskiej. Byłam pochłonięta tą pracą, spokojna i ufna, że nic złego nie stanie się. I rzeczywiście, odjechali dość szybko, nie zrobiwszy nikomu żadnej krzywdy". A teraz ustne relacje osób przebywających podczas okupacji w Laskach. W okresie wojny i przymusowego pobytu w Laskach zgłaszało się do ks. profesora Wyszyńskiego szereg osób, zespołów i instytucji kościelnych z prośbą o posługę religijną. Niektórym musiał odmawiać z bólem serca, ale nie miał innego wyjścia. Jego popularność była większa niż możliwości czasowe, a nadmiar obowiązków przygniatał. Czasem były jednak wyjątki, chyba wtedy, gdy Księdza Profesora szczególnie ujmowaała sprawa czy idea wyrażana przez ludzi oczekujących od niego pomocy lub opieki duchowej. I tak 1 listopada 1942 roku ks. Wyszyński miał wykład dla grupy pod kierownictwem Marii Okońskiej na temat: "Kompetencje Kościoła w dziedzinie społeczno_ekonomicznej". Wykład ten i cała osobowość Księdza Profesora wywarły na słuchaczkach takie wrażenie, że postanowiły kiedyś uprosić go, by objął kierownictwo duchowe ich grupy. Maria Okońska poprosiła więc ks. Wyszyńskiego o rozmowę, żeby przedstawić mu cele zespołu. A były one rzeczywiście niebanalne. Wynikały z przygniatającej moralnie klęski wrześniowej, z głębokiej troski o wolność narodu i jego chrześcijańskie oblicze. Maria Okońska, studentka polonistyki tajnego Uniwersytetu Warszawskiego, rozkochana w literaturze polskiej, już na początku okupacji niemieckiej wzięła sobie za dewizę pracy wyzwoleńczej słowa Adama Mickiewicza z "Ksiąg pielgrzymstwa polskiego": "O ile powiększycie i polepszycie duszę waszą, o tyle polepszycie prawa wasze i powiększycie granice". Dlatego rozpoczęła od samego początku pracę religijno_patriotyczną tworząc grupy dziewcząt w ramach Sodalicji Mariańskich, podobnie jak jej brat Włodzimierz, student medycyny, który w tym samym czasie tworzył katolickie grupy młodzieży męskiej. Na początku roku 1942 grupy młodzieży żeńskiej liczyły już około 600 dziewcząt pracujących konspiracyjnie, po kilka lub kilkanaście osób najwyżej. Dziewczęta rekrutowały się z tajnych kompletów Warszawskiego Uniwersytetu i Uniwersytetu Poznańskiego, który pracował w Warszawie pod nazwą Uniwersytetu Ziem Zachodnich. Na tle tej pracy powstał ścisły zespół osób pragnących całkowicie poświęcić swoje życie Bogu dla religijnego i moralnego odrodzenia Ojczyzny. Maria i jej najbliższe towarzyszki postanowiły nie zakładając rodzin pozostać w świecie, aby po świecku realizować ideały religijne. Kierując się motywami religijnymi i narodowymi, dziewczęta postanowiły pójść własną, specjalną drogą, która zresztą dojrzewała powoli, w miarę duchowego rozwoju zespołu. W marcu 1941 roku skrystalizowała się idea "Miasta Dziewcząt". Zespół wyobrażał sobie, że odrodzenie narodowe nastąpi tylko za sprawą Maryi, Polskę chciał widzieć jako Królestwo Maryi, a Matkę Bożą jako Królową Polski. Pragnął też dla moralnej odnowy narodu wychować przede wszystkim kobiety. Konkretnie chodziło o wychowanie ich do apostolstwa świeckich, w rodzinie, w szkołach, we wszystkich środowiskach społecznych i zawodowych, w szpitalach, teatrach, fabrykach, we wsiach, miastach - wszędzie! Trzeba więc było najpierw zatroszczyć się o wybranie dziewcząt z różnych środowisk, o wychowanie ich we własnych ośrodkach tak zwanego "Miasta Dziewcząt", w duchu ponadśrodowiskowym, chrześcijańskim i narodowym, a przede wszystkim maryjnym. Tak ukształtowane, wyrobione wewnętrznie i zdolne już do apostołowania dziewczęta miały następnie wrócić do tych środowisk, z których wyszły, jako przygotowana do pracy katolicka inteligencja polska. Miało to więc być wychowanie "apostołów środowiska". Ostateczne skrystalizowanie koncepcji działania grupy inicjującej nastąpiło na tajnym obozie akademiczek u Sióstr Niepokalanek w Szymanowie, 26 sierpnia 1942 roku. Wtedy to osiem uczestniczek obozu porozumiało się i ostatecznie postanowiło poświęcić całe życie, z rodzinnym włącznie, akcji społeczno_religijnej. Ponieważ było ich osiem, więc początkowo zespół nazywano "Ósemką". Za dewizę swego życia przyjął on osiem błogosławieństw. Rezygnacja z życia rodzinnego nie oznaczała bynajmniej zamknięcia się w zakonie, przeciwnie, członkinie zespołu uczestniczyły aktywnie w życiu społecznym, studiowały i były związane z różnymi zawodami. Po dwóch tygodniach od pierwszego spotkania z ks. profesorem Wyszyśskim na wykładzie w Laskach, w połowie listopada 1942 roku, nastąpiło drugie spotkanie u Sióstr Urszulanek Szarych, Tamka 30, w Warszawie. Wyjawiono mu ideę i cel grupy. Ksiądz Wyszyński, jako socjolog, zainteresował się jej nastawieniem społecznym. Zdziwiło go, że do takich koncepcji doszły osoby nie znające chrześcijańskiej nauki społecznej i społecznych encyklik papieży, w których jest właśnie mowa o "apostołach środowiska". W końcu zawyrokował: "Jesteście zwariowane, ale kochane dusze... to jest wielka idea, przede wszystkim... realna". Słowa te przesądziły różne wątpliwości trapiące członkinie zespołu. Ksiądz Profesor zaprosił je na rekolekcje przed Niedzielą Palmową w 1943 roku. Latem wykładał im historię i zasady katolickiej nauki społecznej. Wreszcie 3 sierpnia 1943 roku wszystkie członkinie zespołu zwróciły się do ks. Wyszyńskiego z prośbą, żeby objął kierownictwo duchowe grupy. Listem z dnia 10 sierpnia 1943 roku ks. Wyszyński zawiadomił je o swej zgodzie. Tak rozpoczęła się wspólna droga duchowa i religijna. Ksiądz Profesor został Ojcem zespołu i był nim do końca przez wszystkie koleje swej drogi Biskupa, Prymasa i Kardynała. Zespół za datę swego powstania przyjął dzień 1 listopada 1942 roku, a więc dzień pierwszego spotkania z ks. profesorem Wyszyńskim. Powojenne warunki uniemożliwiły realizację pierwotnych marzeń o założeniu "Miasta Dziewcząt". W państwie o ustroju komunistycznym nie było miejsca na tak szeroką społeczną akcję katolicką. Zespół nie rezygnował jednak z pracy i po zaleczeniu powojennych chorób, skrajnego wyczerpania i głodu, przystąpił do pracy katolickowychowawczej wśród młodzieży, organizując liczne grupy i obozy młodzieżowe. VI Koniec wojny postawił ks. Wyszyńskiego przed koniecznością wyboru. Mógł pozostać w Laskach, które stały się ważnym ośrodkiem katolickim, miejscem nawróceń, i promieniowały duchem wielkiej otwartości chrześcijańskiej. Przeżycia wojenne bardzo go z nimi związały. Ksiądz Profesor otrzymywał też różne propozycje z Warszawy. Zdecydował jednak wracać do Włocławka, do swojej macierzystej diecezji i miejsca tak imponująco zaczętej przed wojną pracy duszpasterskiej i naukowej. Wyjechał więc zatłoczonym pociągiem z jedną z sióstr z Lasek. Torował jej drogę wśród podróżnych, prosił ludzi, żeby się posunęli. Na to jakiś zdenerwowany mężczyzna, nie odwracając głowy, rzucił: "Gdzie się posunąć, aleś pan głupi!" Pada spokojna odpowiedź, ze specyficzną, smutną intonacją głosu: "O, żebyś pan wiedział, jaki głupi". Podróżni zobaczyli księdza. Nagle znalazło się miejsce dla niego i dla siostry. Gmach seminarium we Włocławku był zniszczony, biblioteka spalona, profesorowie nie wrócili jeszcze z obozów koncentracyjnych. Wobec tego umieszczono seminarium w parafii Lubraniec, 30 kilometrów od miasta. Ksiądz Wyszyński jest organizatorem i od 19 marca 1945 roku rektorem seminarium. W uczelni panuje głód i klerycy skazani są na ofiary parafian. Pewnego razu parafianie przynieśli aż siedemdziesiąt bochenków chleba dla alumnów. Nagle zjawiła się mała dziewczynka z jeszcze jednym bochnem. Gdy powiedziano jej, że już nie trzeba, płakała, że od niej nie chcą wziąć, bo jest biedna. I ks. Wyszyński nie miał innego wyjścia, jak wziąć chleb. Nieszczęścia wojny obrodziły także w dobroć ludzką. W seminarium rozpoczęło naukę początkowo 30 alumnów, którzy w ciągu roku przerabiali materiał dwóch kursów. Będąc rektorem, profesorem i ojcem duchownym kleryków, ks. Wyszyński pełnił jeszcze obowiązki wikariusza w parafii Lubraniec i proboszcza dwóch innych parafii, Kłobii i Zgłowiączki. Obsłużenie tych trzech placówek w niedzielę wymagało wysiłku i trzeba było wiele kilometrów przemierzyć pieszo. Już jako Prymas Polski kardynał Wyszyński mówił grymaszącym księżom, że i on będąc rektorem seminarium był jednocześnie wikarym i proboszczem. Powoli część prac seminarium przenosi się do Włocławka, ale obciąża to rektora dodatkowo, bo musi być i we Włocławku, i w Lubrańcu. Jeździ więc powożąc sam konikiem, aż jesienią 1945 roku wszystkie wydziały seminarium znalazły się w macierzystym gmachu we Włocławku. Jednakże praca kocha ks. Wyszyńskiego. Zostaje mianowany proboszczem parafii Świerczyn, której jednak nie obejmuje ze względu na inne zajęcia. Przejmuje bowiem dawną drukarnię kościelną i organizuje tygodnik diecezjalny "Ład Boży", prowadząc w nim stałą rubrykę: "Ład w myślach". Wreszcie wznawia wydawnictwo książkowe kurii diecezjalnej i czasopismo "Ateneum Kapłańskie". Rewindykuje część biblioteki i archiwum diecezjalnego. Dnia 15 sierpnia 1945 roku zostaje mianowany kanonikiem kapituły katedralnej we Włocławku. I znów, tak jak w czasie wojny w Laskach, staje się magnesem przyciągającym ludzi. Śpieszą do niego siostry zakonne, młodzież, inteligencja, robotnicy. Wszystko to wpływa na nastawienie życiowe Księdza Rektora. Przed wojną zafascynowany pracą naukową, teraz jest z konieczności, z wyboru ludzi, przede wszystkim duszpasterzem i "Ojcem". Tak zwracano się do niego kiedyś w Laskach, tak tytułują go obecnie ci, nad którymi sprawuje opiekę duchową. Jego ideał posługi kapłańskiej jest przede wszystkim "ojcowski". W swej książce "Ojcze nasz" kardynał Wyszyński sformułował później w pięknych słowach ten ideał. Przytoczmy choć krótki fragment: "Modlitwę swoją rozpoczął Jezus od słowa, które otwiera najbardziej niewprawne, nieśmiałe i zasznurowane usta. Któż z synów Ewy nie zna tego słowa? Ono łamie wszystkie lody, zwycięsko pokonuje największe przestrzenie, wyciąga ramiona i sięga po serce. Ojcze! To słowo zwycięskie, zaborcze! To kodeks uprawnień każdych otwierających się ust. Nigdy nie mieści w sobie groźby: czasami może wymówkę lub przypomnienie, zawsze prośbę i prawo". Stwierdzając przestawienie psychiczne ks. Wyszyńskiego z działalności naukowej na duszpasterską, wynikające z przyświecającej mu zasady "res sacra homo", musimy stwierdzić, że nie było ono zbyt łatwe. W końcu jednak ludzie odrywali go zawsze od ksiąg. Całą duszą oddany był pracy z klerykami, z księżmi i robotnikami. Sądził natomiast, że nie zna i nie rozumie psychiki kobiecej. Ale jego Ojciec duchowy, ks. Władysław Korniłowicz, mówił mu: "Stefku, nie ma Kościoła mężczyzn i Kościoła kobiet, jest tylko jeden Kościół - Chrystusowy". Licząc się ze wskazaniami ks. Korniłowicza, a mając jednocześnie wielki, choć nieświadomy wpływ na religijność kobiet, okazał się znawcą ich dusz i kierownikiem duchowym różnych kół i zespołów żeńskich. Przyciągał je swoją delikatnością wobec spraw sumienia i wewnętrzną mocą promieniejącą z całej osobowości. Takim ludziom najłatwiej powierza się tajniki swej duszy, ale też nieraz zamęcza się ich swymi trudnymi i różnorodnymi problemami. Studentki nie chcące pójść do spowiedzi decydowały się na nią u ks. Wyszyńskiego. Ludzie nie praktykujący wzywali go w chwili śmierci. W setkach i tysiącach indywidualnych wypadków osobowość Księdza Profesora sprawiała, że ludzie decydowali się na pojednanie z Bogiem. Ksiądz Wyszyński był tym "powodzeniem" zamęczany i nieraz musiał prosić penitentów, by budzili go w konfensjonale, gdyby zasnął, tak bardzo był znużony posługą religijną i swymi rozlicznymi obowiązkami. Tymczasem niespodziewanie 4 marca 1946 roku ks. profesor Wyszyński zostaje przez Ojca świętego Piusa XII mianowany biskupem lubelskim. Chwilowo nie wie jeszcze o tej nominacji. Jest więc zaskoczony wezwaniem do kardynała Hlonda, Prymasa Polski. Jedzie do Poznania razem z biskupem Radońskim, ordynariuszem włocławskim, w dniu 25 marca 1946 roku. Spodziewa się jakiegoś "natarcia uszu" za artykuł w "Tygodniku Warszawskim" pt. "Problem Watykanu". Taki powód wezwania nasunął się ordynariuszowi. Ksiądz Prymas Hlond zadziwił jednak obu, mówiąc: "Tym razem mam sprawę wyłącznie do Księdza Profesora". I Prymas Polski zawiadomił ks. Wyszyńskiego z radością, że jest mianowany biskupem lubelskim. Dla nominata była to niespodzianka, ale jego sytuacja społeczna, pozycja naukowa i doświadczenie duszpasterskie uzasadniały aż nadto decyzję Stolicy Apostolskiej. Kardynał Hlond też był wyraźnie dumny ze swego dzieła. Najciekawsza była jednak reakcja ks. Wyszyńskiego. Nie wyobrażał sobie, że może opuścić Włocławek i dopiero co zorganizowane seminarium duchowne, rozpoczęte wszechstronne prace i własne środowisko. Jego walnym argumentem był fakt, że większość księży profesorów nie wróciła jeszcze do Włocławka z obozów koncentracyjnych. Ksiądz Prymas Hlond miał na to wszystko tylko jedną odpowiedź: "Ojcu świętemu się nie odmawia". Jest ona nie do odparcia. Ale wewnętrzne zmaganie się Biskupa Nominata trwało i kardynał Prymas Hlond widząc je, dodał jeszcze: "Jutro rano jadę obejmować z woli papieża stolicę arcybiskupią w Warszawie. Arcybiskup gnieźnieński przestaje być arcybiskupem poznańskim, a staje się arcybiskupem warszawskim. Jutro jadę obejmować Warszawę. Jest to na razie absolutna tajemnica. Mówię to dlatego, aby Ksiądz Profesor łatwiej się zdecydował. Będziemy przecież w jednej metropolii. Dla mnie taka decyzja także nie jest łatwa. Ale przecież Ojcu świętemu niczego się nie odmawia". Broniąc się przed biskupstwem i dowiadując się zarazem o połączeniu rządów archidiecezją gnieźnieńską i archidiecezją warszawską w rękach jednej osoby kardynała Hlonda, ks. Wyszyński nie przypuszczał, że przeżywa swego rodzaju "Dzień Zwiastowania", w którym Opatrzność zarysowała mu jego przyszłe wielkie prymasowskie drogi, związane właśnie z Gnieznem i Warszawą. Tymczasem prosi jednak o czas do namysłu do dnia następnego. Kardynał Hlond godzi się, ale podkreśla, że odpowiedź musi mieć bardzo wcześnie, bo przecież jedzie rano do Warszawy. Nadchodząca noc nie miała być łatwa dla ks. Wyszyńskiego. Nie bez znaczenia dla jego decyzji była dawna rozmowa z ks. Korniłowiczem, która akurat mu się przypomniała. Otóż gdy ks. Korniłowicz został mianowany prałatem i wdziewał szaty fioletowe, widząc trochę sarkastyczny uśmiech swego ulubionego Stefka, powiedział: "Nie myśl, że sobie to lekceważę, przeciwnie - cenię, przecież wyższy stopień hierarchii to większa pełnia kapłaństwa i większa jedność z Chrystusem". To wszystko jednak wydawało się ks. Wyszyńskiemu nieco abstrakcyjne w zestawieniu z katedrą we Włocławku, którą tak kochał, z seminarium duchownym, "Ateneum Kapłańskim", robotnikami i "dziećmi". Wszystko to miał zostawić. Później powiedział, że gdyby miał wybierać po ludzku, wybrałby Włocławek i pracę profesorską, redakcyjną i społeczną wśród robotników, albowiem te dziedziny były pasją jego życia. Ale musiało zwyciężyć przekonanie, że Chrystusowi i Ojcu świętemu się nie odmawia. Przyjął więc nominację, choć decyzję tę uważał za jedną z najcięższych w swoim życiu. Znając późniejszego Prymasa Wyszyńskiego, który stał się uosobieniem majestatu władzy w Kościele, można się głęboko zadumać nad tajnikami jego duszy i powołaniami życiowymi, które wzajemnie się wykluczały. Zwyciężyła jednak idea pełni kapłaństwa i to wydaje się na tle całego życia naszego bohatera najzupełniej zrozumiałe. Nominacja na biskupa lubelskiego spadła nagle na ks. profesora Wyszyńskiego 25 marca, w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Była to okoliczność pomagająca Nominatowi do wyrażenia zgody na to swoje "Zwiastowanie". Wszak nie będzie sam, będzie miał Pomoc. Konsekrację swoją nowy biskup lubelski wyznaczył na dzień 12 maja 1946 roku. Głównym konsekratorem miał być Prymas Polski, kardynał Hlond, a współkonsekratorami - biskup Radoński, ordynariusz włocławski, i biskup Czajka, sufragan częstochowski. Nie było wątpliwości, że miejscem konsekracji może być tylko Jasna Góra, na której biskup Nominat odprawił swą prymicyjną Mszę św. i z którą łączyło go szczególne nabożeństwo do Matki Najświętszej. Ksiądz biskup Wyszyński ucieleśnił w swoim biskupim herbie obraz Dziewicy Wspomożycielki (Virgo Auxiliatrix), Pani Jasnogórskiej. Później powie, że ten herb to nie ozdoba, a nawet nie tylko znak, ale program jego biskupiego, a później prymasowskiego posłannictwa. Biskup Nominat wraca jeszcze do Włocławka, żeby uporządkować swoje sprawy, przede wszystkim w seminarium duchownym i w "Ateneum Kapłańskim". Prowadzi też jeszcze rekolekcje dla inteligencji. Wszyscy wiedzą, że mają one charakter pożegnalny. Tłumy ludzi przychodzą na rekolekcje, spowiadają się u odchodzącego profesora. Biskupa Nominata najbardziej martwi to, że profesorowie seminarium włocławskiego nadal nie wrócili jeszcze z obozów koncentracyjnych i dlatego nie bardzo może wyjechać. I tym razem powierza się Matce Boskiej i "umawia się" z Nią, że jeśli do dnia jego wyjazdu na Jasną Górę profesorowie nie wrócą, będzie to znak, że ma jednak zostać we Włocławku. Termin wyjazdu na rekolekcje przed konsekracją został ustalony na 3 maja. Niespodziewanie 2 maja wróciło pięciu profesorów z Dachau, m.in. ks. rektor Franciszek Korszyński. Matka Wspomożycielka dała więc znak, ale na rzecz biskupstwa, a nie pozostania we Włocławku. Być może, iż wtedy, gdy profesor żegnał się z tak bardzo umiłowaną katedrą włocławską, na której strzeliste wieże patrzył z okna swojego pokoju, narodziło się hasło "Soli Deo" (z Listu św. Pawła), umieszczone w jego herbie biskupim. * Całość relacji o pierwszym okresie powojennym na podstawie przekazów pisemnych osób stykających się wtedy z przyszłym Prymasem Polski. Jeśli wspomnieliśmy, że niejako samo życie przesądziło, iż powołanie do praktycznego duszpasterstwa zapanowało w księdzu, a potem w biskupie Wyszyńskim nad powołaniem pisarskim, redaktorskim, naukowym i dydaktycznym, to nie znaczy, by to drugie zamiłowanie nie dawało więcej znać o sobie. Zaraz po wojnie ks. Wyszyński wydaje opracowaną na podstawie swych wykładów okupacyjnych książkę pt. "Duch pracy ludzkiej". Miała ona potem wiele wydań w kraju i została przełożona na siedem języków. Przytoczmy z niej kilka wybranych myśli: "Praca jest obowiązkiem człowieka. (...) Rozum ludzki, wola człowieka powinny coś z pracy wynosić. Otrzymany rozkaz musi być poddany ocenie rozumu. (...) Tak zwane "("ślepe posłuszeństwo) w pracy, zwalniające człowieka z własnej myśli, może tylko w bardzo wyjątkowych okolicznościach nie być szkodliwe. (...) Wtedy dopiero, gdy wszystkie nasze władze są powiązane w pracy, praca ma charakter ludzki". "Posiadanie jakiejś własności wiąże się ściśle z Bożym urządzeniem świata; warunki życia ludzkiego w dużej mierze są związane z jakimś stanem posiadania. Nic dziwnego, że Kościół broni prawa własności prywatnej, chociaż z drugiej strony - osłabia ducha "własnościowego", jako przerost płynący z posługiwania się prawem własności". "Naczelną podstawą dobrze urządzonego społeczeństwa jest prywatne posiadanie, a wspólne użytkowanie rzeczy". "Praca dzienna powinna być taka, by zabezpieczała po prostu największą wydajność materialną, gospodarczą, i usprawiedliwiała prawo człowieka do słusznej zapłaty (...), by umożliwiała z pomocą pozostałych sił spełnić inne zadania dzienne życia". "O czasie trwania pracy nie mogą rozstrzygać saame tylko czynniki gospodarcze, bo nie są one najwyższym dobrem ludzkim". Szczególną troską ks. Wyszyńskiego w okresie powojennym było rozproszenie wątpliwości w społeczeństwie w sprawie stosunku do Polski - w czasie wojny i później - Piusa XII i Stolicy Apostolskiej. W publikacji pod pseudonimem "Dr Stefan Zuzelski", pt. "Stolica Apostolska a świat powojenny" Autor kładzie wielki nacisk na to, że w przekonaniu Stolicy Apostolskiej nowy ustrój musi opierać się na wolności religii i Kościoła, na poszanowaniu sprawiedliwości społecznej, zaprzestaniu łamania wolności, na bezpieczeństwie innych narodów i przeciwdziałaniu wojnie totalnej. Podstawą nowego ustroju ma być nierozerwalny związek prawa i moralności. Uwagi te były w dużej mierze skierowane do tych, którzy wówczas obejmowali władzę w Polsce w wyniku rewolucji umożliwionej skutkami wojny. W artykule pt. "Pius XII a Polska", opublikowanym już po nominacji ks. Wyszyńskiego na biskupa lubelskiego, czytamy zacytowane słowa Ojca świętego: "Myśli i uczucia nasze - mówił papież dnia 2 VI 1943 roku - wybiegają ku tym mniejszym narodom, które z powodu swego położenia geograficznego i geopolitycznego, wobec współczesnej pogardy dla zasad moralnych i prawa międzynarodowego, są narażone i wydane na udrękę w sprawach wielkich mocarstw, przegrywających na ich własnych ziemiach, które stały się teatrem niszczycielskich bojów, skazane na niewypowiedziany terror, stosowany nawet wobec ludności cywilnej, i na wycinanie w pień kwiatu młodzieży i inteligencji". W czasie okupacji papież nie przestał uznawać suwerenności Polski. Świadczy o tym wiele posunięć Watykanu - uznano rząd emigracyjny i utrzymywano z nim stosunki, nie dokonano żadnych zmian personalnych i terytorialnych w ustroju Kościoła katolickiego w Polsce, prasa watykańska nadal pisała o Polsce "(...) jako o państwie stojącym w rzędzie państw wolnych, prowadzących wojnę o lepszą przyszłość dla siebie. Wiadomości o Polsce były częste i całkowicie niezależne od intencji państw osi". Także w radio Watykańskim nadal nadawano audycje w języku polskim. "Jeżeli czasem wiadomości podawano rzadziej i przemilczano momenty tragiczniejsze, to tylko na prośbę kół polskich. Stwierdzono bowiem, że Niemcy stosowali na więźniach naszych odwet za audycje o ich wyczynach w Polsce". VII Przed konsekracją na biskupa lubelskiego ks. profesor Stefan Wyszyński odbył ośmiodniowe rekolekcje w Częstochowie. Mimo dokonanego wyboru trawił go jeszcze niepokój i z trudem przezwyciężał nostalgię za swą daawną pracą wychowawcy, naukowca i społecznika. Ale stale pamiętał, że biskupstwo to pełnia kapłaństwa, a pierścień biskupi stanowi znak zaślubienia z Kościołem, z diecezją, że gdy otrzyma ów pierścień, usłyszy słowa: "Weźmij pierścień, znak wiary, abyś ozdobiony nieustraszoną wiarą strzegł oblubienicy Bożej, Kościoła świętego, bez skażenia..." Konsekracja biskupa lubelskiego odbyła się w drugą niedzielę maja, przypadającą w roku 1946 na dzień 12 maja i na święto Matki Boskiej Łaskawej. W życiu Księdza Profesora, a potem Biskupa i wreszcie Prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego miał miejsce zdumiewający ciąg przypadków. Wszystko, co było w jego życiu ważne, przypadało na święta maryjne. Czasem wynikało to ze świadomego wyboru ks. Wyszyńskiego, ale najczęściej było zdumiewającym przypadkiem, umacniającym w nim przekonanie o szczególnej opiece Matki Bożej i pogłębiającym nabożeństwo do Niej. Później otrzyma to przedziwny zewnętrzny wyraz w pierścieniu prymasowskim, który zamiast kamienia kryjącego relikwie świętych będzie miał wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Odzwierciedli się to także w rozszerzonej dewizie prymasowskiej, która, choć nieoficjalnie, przekształciła się ze zwięzłego "Soli Deo" w "Per Mariam Soli Deo". Na obrazku konsekracyjnym ks. Stefana Wyszyńskiego znalazł się napis: "Matko Łaski Bożej!" A więc konsekracja w dzień Matki Bożej Łaskawej nie była przypadkiem. Z tego świadomego wyboru patronatu Maryi wynikły potem niezliczone zbiegi okoliczności, stanowiące zewnętrzny wyraz najściślejszej więzi duchowej z Maryją. Nie będziemy wszystkich tych przypadków wyliczać, ale musimy podkreślić, że stanowią one fenomen całego kapłaństwa i biskupstwa ks. Wyszyńskiego, jego życia duchowego i religijnego. Fenomen ten znalazł potem swe konsekwencje w jego programie duszpasterskim i maryjnym. Konsekracji ks. Wyszyńskiego dokonał ks. kardynał August Hlond, Prymas Polski. Uroczysty ingres nowego biskupa do Lublina odbył się 26 maja 1946 roku. Lublin przyjął tłumnie i entuzjastycznie nowego pasterza. Wokół jego osoby powstała wszakże już legenda. Był młody, nie miał jeszcze 45 lat. A jednocześnie był znany jako socjolog katolicki, społecznik i wielka indywidualność duszpasterska. W chwili narzucania Polsce ustroju komunistycznego biskupem zostawał specjalista od chrześcijańskiej nauki społecznej. Było to bardzo wymowne. W ingresie biskupa lubelskiego brały udział, obok rzesz ludności, także władze administracyjne, wojskowe, szkolne, sądowe, miejskie i przedstawiciele nie tylko Kul_u, ale także uniwersytetu państwowego. Było to charakterystyczne dla ówczesnego stosunku władz do Kościoła. Rząd chciał go za wszelką cenę neutralizować, gdyż prowadził zaciętą walkę z opozycją polityczną. Ta doraźna polityka podnosiła naturalnie tylko autorytet Kościoła w oczach społeczeństwa, które widziało, jak nowe władze komunistyczne umizgują się do dostojników kościelnych. Biskup bardzo szybko zabrał się do pracy. Starał się nadrobić zaniedbania okresu wojennego. Bierzmował, wizytował parafie, czuwał nad pracami Kul_u. Wieczorami wygłaszał kazania i rekolekcje w dzielnicach robotniczych. W niedziele zachodził do kościołów śródmieścia i tam wygłaszał konferencje przeznaczone dla inteligencji. Prowadził aktywne duszpasterstwo dla wszystkich stanów. Pozostał wierny swoim przedwojennym tradycjom i zapatrywaniom chrześcijańsko_społecznym. O popularności nowego biskupa świadczy dość zabawny, ale po prostu prawdziwy fakt, że zimą nie bardzo mógł pokazywać się na ulicach miasta. Wszyscy niemal mu się kłaniali. Chcąc te ukłony odwzajemnić, biskup musiał praktycznie podążać z odkrytą głową. A jego wrażliwy organizm podatny był na przeziębienia. Ks. biskup Wyszyński sprawował rządy w diecezji lubelskiej w najcięższym okresie powojennym, kiedy okupacyjne rany ludności i Kościoła lubelskiego jeszcze się nie zabliźniły. Gdy do Lublina wrócił z obozu koncentracyjnego dawny ordynariusz diecezji biskup Fulman, zaproszono go do jednej ze szkół na spotkanie z młodzieżą. Schorowany i zmęczony przyszedł do szkoły na akademię poświęconą martyrologii polskiego duchowieństwa i nie był w stanie mówić. Patrzył, milczał, na koniec pobłogosławił młodzież i odszedł. Nie był już w stanie wrócić do normalnego życia i pracy. Niedługo też zmarł. Nowy biskup lubelski w dniach 22_#24 maja 1946 roku uczestniczył po raz pierwszy w obradach Episkopatu Polski. Był najmłodszym wiekiem i sakrą biskupem w jego gronie. Jednym z ważniejszych zadań biskupa lubelskiego były obowiązki związane z funkcją Wielkiego Kanclerza KUL_u. Z uniwersytetem był ks. biskup Wyszyński związany najściślejszymi więzami, zamiłowaniami naukowymi, a może przede wszystkim współpracą z dwoma ludźmi, którzy, jak się zdaje, wywarli na niego największy wpływ duchowy. Myślę oczywiście o znakomitym specjaliście w dziedzinie katolickiej nauki społecznej, ks. Antonim Szymańskim, i o przyjacielu i "Ojcu" z konwiktu dla księży studentów - ks. Władysławie Korniłowiczu. Teraz Biskup musiaał troszczyć się zarówno o sprawy naukowe, jak i bytowe uczelni. W latach 1947_#1948 prowadził wykłady na Wydziale Prawa i Nauk Ekonomiczno_Społecznych. Z KUL_em wiązała się też działalność w Instytucie Wyższej Kultury Religijnej. Biskup prowadził także konferencje i rekolekcje dla profesorów i młodzieży tej jedynej katolickiej uczelni między Łabą a Władywostokiem. Był także głównym inicjatorem stworzenia na KUL_u w 1946 roku Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej. Za jego czasów powstała także myśl opracowania "Encyklopedii katolickiej". Ale biskup lubelski nie ograniczał się tylko do konwencjonalnej pracy ordynariusza i "spiritus movens" Kul_u. Oddawał się pracy charytatywnej, a także prowadził wykłady dla robotników. Znów nawiązywał do swojej dawnej tradycji włocławskiej. Szczególnie wiele uwagi poświęcał współpracy z zakonami, brał udział w konferencjach przełożonych zakonnych i starał się włączyć zakony do pracy diecezjalnej i ścisłego współdziałania z hierarchią. Do najważniejszych dokonań biskupa Wyszyńskiego w latach 1946_#1948 w Lublinie należy zaliczyć takie dzieła, jak: wznowienie w 1946 roku działalności Instytutu Wyższej Kultury Religijnej, założenie Związku "Caritas", i zatwierdzenie jego statutu, przewodnictwo pierwszemu powojennemu zjazdowi teologicznemu profesorów teologii seminariów duchownych diecezjalnych i zakonnych, wydanie dwóch bardzo doniosłych listów pasterskich: "O chrześcijańskim wyzwoleniu człowieka" i "O katolickiej woli życia". Wcześniej jeszcze, w maju 1946 roku, wydaje list pasterski do duchowieństwa na dzień konsekracji oraz obszerny list do duchowieństwa i wiernych na dzień ingresu. W lipcu powołuje do życia Wydział Spraw Szkolnych. W sierpniu wydaje list pasterski na dzień poświęcenia narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi, obszernie tłumacząc, jak poświęcenie serca narodu Sercu Maryi wyrasta z naszych dziejów. Zwraca się też do społeczeństwa w sprawie otoczenia opieką cmentarzy, mogił i miejsc straceń. Nawołuje do współpracy z Towarzystwem Opieki nad Majdankiem. Prosi duchowieństwo o uporządkowanie stosunków służbowych z organistami, przypominając obowiązek sprawiedliwości i wrażliwości na potrzeby ludzkie. Organizuje zjazd dziekanów i wicedziekanów poświęcony formacji duszpasterzy. Na pielgrzymkę do Częstochowy ks. biskup Wyszyński jechał tym samym pociągiem co jego diecezjanie. Na każdej niemal stacji przesiadał się z wagonu do wagou, by w ten choćby sposób podróżować wspólnie ze wszystkimi pielgrzymami. Prawie połowę każdego numeru "Wiadomości Diecezjalnych Lubelskich" przygotowywał sam, zaznaczając nawet rozmieszczenie i rodzaj czcionki. Przypominały tu o sobie dawne zamiłowania redaktorskie. W roku 1947 biskup lubelski zwołuje rozszerzone posiedzenie kapituły katedralnej obradujące na temat planu pracy w nadchodzącym roku. Zjazd ten daje początek Wydziałowi Duszpasterskiemu przy kurii biskupiej. Biskup organizuje kursy katechetyczne, tworzy trzy nowe dekanaty oraz szereg nowych parafii. Wydaje także list pasterski do szkolnej młodzieży katolickiej oraz list o codziennym odmawianiu różańca. Zwołuje X Kongres Różańcowy w dniu 2 VII 1947 roku. W roku 1948 wydaje zarządzenie o organizacji odpustów parafialnych, o śpiewie kościelnym, o tygodniu budzenia powołań zakonnych, prowadzi kwartalne dni skupienia żeńskich zgromadzeń zakonnych, zwołuje I Kongres Maryjny w Chełmie w dniach 7 i 8 września 1948 roku. Nie chciałby nużyć czytelnika zbyt szczegółowym omawianiem rozlicznych czynności duszpasterskich biskupa lubelskiego. Dość powiedzieć, że przemawiał kilkaset razy w roku, a codzienne czynności zdawały się być ponad jego wątłe siły. Nieraz w jednym dniu przemawiał i był obecny na około dziesięciu różnych spotkaniach i uroczystościach kościelnych. Wypływająca z motywów nadprzyrodzonych i postawy duchowej swego rodzaju gorączka czynu stanowiła charakterystyczną cechę ks. Wyszyńskiego w całym jego posługiwaniu biskupim, a potem arcypasterskim. Jego gorliwość, inicjatywa i rozmach duszpasterski nie miały równych sobie. Biskup Wyszyński był człowiekiem niezmordowanej służby. Nie zmieniło się to także później, gdy został już Prymasem Polski. Ale później w zewnętrznym odbiorze jego działalności dominowała walka o wolność Kościoła, a więc swego rodzaju polityczność u tego niepolitycznego z założenia hierarchy. W okresie lubelskim sprawy polityczne jeszcze się tak wyraźnie nie narzucały i wtedy najlepiej widać było rozmach pracy duszpasterskiej nowego biskupa. Nie ustał on i potem w tej działalności, a nawet z pewnością ją poszerzył, choć z zewnątrz widać było przede wszystkim opór i nieustępliwą walkę o prawa Kościoła i narodu. Warto nadmienić także, iż pracujący jakby z zapamiętaniem ordynariusz lubelski był jednak wewnętrznie skupiony i bardzo uważny w stosunku do ludzi, z którymi współpracował. Świadczy o tym relacja ks. biskupa Golińskiego, pierwszego po wojnie sufragana lubelskiego: "Ks. biskup Wyszyński był w stosunku do sufragana wzorem ordynariusza. Zlecając zadanie do wykonania, zmuszał do samodzielnego myślenia, szukania sposobów i rozwijania inicjatywy. Dawał dużą swobodę, nie gasił indywidualności, kierując i korygując niedostrzegalnie, dawał do wykonania zadania coraz trudniejsze, stopniował trudności, wychowywał sufragana na przyszłego ordynariusza". Ks. profesor Wyszyński wyniesiony w 1946 roku do godności biskupa lubelskiego, nie przestał prowadzić zespołu "Ósemki". Wiele wybitnych osobistości kościelnych nie uważało zespołu za przeciętny i wypowiedziało się za zatrzymaniem przez biskupa lubelskiego kierownictwa duchowego tej grupy. Wydaje się, że w tej sprawie interweniował przed samą swoją śmiercią dawny Ojciec duchowy ks. Wyszyńskiego, ks. Korniłowicz, a następnie 8 września 1946 roku, w dniu oddania Polski Niepokalanemu Sercu Maryi, Prymas Polski, kardynał Hlond, prosił biskupa Wyszyńskiego, by nie opuścił "Ósemki". I biskup Wyszyński zachował kierownictwo duchowe tego zespołu, choć nie wszystkim się to podobało i narażało go na niejedną przykrość. Grupa stanowiła przecież na terenie kościelnym zupełne novum i księża musieli się przyzwyczajać do tej formy apostolstwa świeckich. Ojciec duchowy narzucił zespołowi niemałe wymagania. Jego członkinie miały obowiązek skończyć - oprócz wyższych studiów zawodowych - studia teologiczne i socjologiczne. Maria Okońska została w marcu 1948 roku aresztowana ze względu na swoją działalność wśród młodzieży, ale po trzech i pół miesiącach zwolniono ją na skutek interwencji biskupa lubelskiego, po jego liście do ministra bezpieczeństwa, Radkiewicza. "Ósemka" zajmowała się w dalszym ciągu pracą wychowawczą, głównie wśród żeńskiej młodzieży akademickiej, organizacją obozów wychowawczych i własnymi studiami. I tak dotrwała do aresztowania swego Ojca duchowego w 1953 roku, gdy był on już od pięciu lat Prymasem Polski. Sądzę, że pora już zastanowić się nad pytaniem, jak to się stało, że najmłodszy członek Episkopatu Polski, po niecałych trzech latach pełnienia funkcji ordynariusza lubelskiego, został Prymasem Polski? Książkę tę, być może weźmie do ręki nie tylko czytelnik, dla którego działanie Ducha Świętego w Kościele jest rzeczą oczywistą. Ale nawet dla przekonanych o obecności Ducha Świętego niezwykły awans ks. Wyszyńskiego, z Włocławka, przez diecezję lubelską na prymasowską stolicę w Gnieźnie i Warszawie, był wydarzeniem niecodziennym. W roku 1946, a tym bardziej w 1948, dobrze wiedziano już w Polsce, kim jest ksiądz, a potem biskup Wyszyński. Miał on swoją legendę z okresu przedwojennego, z czasów okupacji, z pierwszego powojennego etapu we Włocławku i z trzech lat kierowania diecezją lubelską. Dla nikogo zasadniczo nie było tajemnicą, że jest to jeden z najwybitniejszych duchownych katolickich w Polsce. Ale od opinii wybitnego kapłana, a nawet biskupa, droga do stolicy prymasów Polski zdawała się bardzo odległa. Dopiero ci, którzy znali ks. biskupa Wyszyńskiego osobiście, zdawali sobie sprawę, kim jest on rzeczywiście. Trudno jest zdefiniować predyspozycje, jakie powinien posiadać człowiek mający kierować Kościołem w Polsce w jednym z najtrudniejszych okresów w całych jego dziejach. Nie wystarczyło na to być naukowcem i społecznikiem, pisarzem i redaktorem, duszpasterzem i wychowawcą. Te wszystkie walory miał z pewnością niejeden kapłan w kraju. Do zadania, jakie miał spełnić ks. biskup Wyszyński, potrzebny był specjalny charyzmat i specjalna łaska. I te cechy musiały z niego promieniować, skoro znaleźli się ludzie, którzy kardynałowi Hlondowi, przed jego śmiercią, podsuwali kandydaturę ks. biskupa Wyszyńskiego. Ksiądz infułat Bolesław Filipiak, audytor i wicedziekan Roty Rzymskiej, późniejszy kardynał kurialny, wygłosił 13 XI 1963 roku w Radio Watykańskim przemówienie z okazji 15_lecia prymasostwa ks. kardynała Wyszyńskiego. Wspomniał w tym przemówieniu swoją rozmowę z kardynałem Augustem Hlondem, który zwierzał się, że był u niego biskup lubelski. Prymas mówił, że ks. biskup Wyszyński zrobił na nim wielkie wrażenie: "Młody, inteligentny, dzielny, jestem rad, że tę ważną stolicę obejmuje ks. profesor Wyszyński". Ksiądz Filipiak niewiele myśląc powiedział: "Eminencjo, teraz już wiem, kto będzie przyszłym prymasem". Reakcja była prędka, niemal błyskawiczna i po ludzku biorąc całkiem zrozumiała: "Księże, ja jeszcze żyję". "Eminencjo, niełatwo być prorokiem, Eminencja wie, że go kocham, to po najdłuższym życiu Waszej Eminencji". I potem ks. Filipiak usłyszał: "Ks. profesor Wyszyński, niezła propozycja, doskonale". Niewiele dni i miesięcy upłynęło, zaledwie trzy lata. Ksiądz Prymas Hlond umiera i - jak dziś prymasowskie archiwum w Warszawie wykazuje - umierając dyktuje ks. doktorowi Antoniemu Baraniakowi, swemu sekretarzowi, list do Ojca świętego Piusa XII, w którym prosi o mianowanie Prymasem Polski ks. biskupa lubelskiego Stefana Wyszyńskiego. Okazuje się więc, że przyszłego Prymasa wskazał Ojcu świętemu umierający Prymas. Episkopat Polski, nie wiedząc o tym, także wysunął kandydaturę biskupa lubelskiego. Wybór okazał się zdumiewająco trafny. Kandydat miał najlepiej służyć Kościołowi w Polsce przez całe dziesiątki lat, w bardzo - chwilami krańcowo - różnych sytuacjach zewnętrznych. Służył wtedy, kiedy było "zapotrzebowanie" na męczennika i potem w okresie podjazdowej, wyniszczającej walki lat sześćdziesiątych, a także w fazie subtelnej dyplomacji lat siedemdziesiątych. Czyż więc wielkość ludzka biskupa lubelskiego była już oczywista przed trzydziestu i więcej laty? Zapewne znamiona wielkości nosi człowiek od urodzenia. Ale wielkim staje się zazwyczaj dopiero w konfrontacji z problemami swego czasu. I ponad trzydzieści lat temu nikt nie mógł przewidzieć, jakim będzie przyszły Prymas, tylko Duch Święty mógł podpowiedzieć wybór tego, a nie innego biskupa. A jednak cechy osobowe ks. Wyszyńskiego ułatwiały wielu ludziom z kręgów katolickich upatrywanie w nim "człowieka przyszłości". Po śmierci kardynała Hlonda kandydatura biskupa Wyszyńskiego była wymieniana przez ludzi, którzy nie mogli znać ostatniej woli umierającego Prymasa. Już wtedy widziano w biskupie lubelskim nie tylko naukowca, społecznika i gorliwego duszpasterza. Widoczna była jego duchowa siła, stanowiąca zawsze o niezłomności zasad. Widoczny był jego umiar, trzeźwa ocena sytuacji, brak złudzeń, otwartość na zewnątrz, zdolność do ogarniania całości sytuacji. Wszystko to predestynowało go do czynności, w których potrzebne są tak imponderabilia, jak i elastyczność. Nie ma powodu przeczyć, że katolicyzm polski nie był przygotowany na spotkanie z komunizmem. Nikt tego spotkania ani nie przewidywał, ani go sobie nie życzył. I reakcje musiały być bardzo różne, a czasem nawet skrajne. Reakcje biskupa Wyszyńskiego można było w jakiejś mierze przewidzieć, były one obliczalne. Z jednej strony, jako zaangażowany rzecznik katolickiej nauki społecznej, był na komunizm niejako uodporniony, znał go i nie mógł mieć wobec niego złudzeń. Z drugiej strony jednak był to człowiek umiejący zachować jednakową bliskość wobec ziemian i robotników, obracający się z tą samą łatwością w różnych środowiskach społecznych i kulturalnych. Ważnym elementem jego profilu duchowego było też oddanie tradycji polskiej i odziedziczonym wartościom historycznym naszej religijności, jej maryjności, ludowości i specyfice łączenia wartości narodowych i katolickich. Jednocześnie ks. Wyszyński wyrażał krytycyzm wobec błędów przeszłości, wobec filozofii liberalnej i ustroju kapitalistycznego oraz wszelkiego zła związanego z materializmem praktycznym, wobec egoizmu i pogoni za łatwym życiem. Z pewnością niejeden kapłan w Polsce w roku 1948 miał podobną formację duchową i umysłową. Ale wątpię, czy był drugi, który by wyrażał ją z taką oryginalnością, z niepowtarzalnie indywidualnym osądem spraw i wydarzeń. Oryginalność, której towarzyszy zrównoważenie sądów, bywa najczęściej sygnałem wielkości, tak jak banał i skłonność do powtarzania myśli obiegowych jest przejawem pospolitości i przeciętności ludzkiej. Niepowtarzalność słów i reakcji ks. bikupa Wyszyńskiego potwierdzają wszyscy, którzy znali go już w tych dawnych czasach. Trafność jego ocen odpowiadała jednocześnie dobroci ludzkiej w reakcjach na sprawy i sytuację. Odznaczał się delikatnością wobec całego otoczenia, a szczególnie wobec swej służby czy współpracowników. Spieszył ludziom z pomocą, był przystępny, gdy chodziło o sprawy ludzkie, małe i powszednie. Ale zarazem pociągały go sprawy trudne i publiczne. Troska o jedność Kościoła kazała mu na przykład nie uchylić się od kontaktu z katolikami "postępowymi", których sytuacja i intencje nie były jasne. Myślał w kategoriach ogólnokościelnych, a nie partykularnych. Skłaniam się więc do zdania, że w przypadku nominacji nowego Prymasa Polski w 1948 roku Duch Święty nie miał zbyt wielkich "trudności". Zdawało się, że i zwykłym ludzkim okiem można było dostrzec odpowiedniego kandydata, choć zapewne jego droga kapłańska pełna była tajemnic duszy, prowadzących z wioski mazurskiej do biskupstwa i najwyższej godności Prymasa Polski. Ksiądz kardynał Hlond umierał jak biblijni patriarchowie, ze spokojem, godnością i niewzruszoną wiarą. Umierając, myślał o wyznaczeniu swego następcy, o czym zapomina wielu wybitnych ludzi, nie mających odwagi pogodzenia się z myślą o własnej śmierci i zwlekających do chwili, kiedy jest już za późno. Kardynał przywołał do swego łoża, oczyma raczej niż gestem, ks. dra Antoniego Baraniaka i poleca mu: "Napisać Papieżowi, że byłem mu zawsze wierny. I druga sprawa: moim następcą - biskup Wyszyński". Ze wspomnianej już audycji ks. infułata Bolesława Filipiaka w Radio Watykańskim, a także z innych przekazów wiemy, że testament kardynała Hlonda był następujący: "Prowadźcie pracę pod opieką Matki Najświętszej. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny". - "Nil desperandum!" A więc własna, maryjna droga życiowa przyszłego Prymasa zbiega się ze wskazaniami zawartymi w testamencie duchowym umierającego kardynała Hlonda. Jakżeż bardzo musiało to umocnić w biskupie Wyszyńskim przekonanie, jaką drogą ma pójść i prowadzić Kościół w Polsce. Czyż można się dziwić, że potem uważał się po prostu za wykonawcę testamentu swego wielkiego Poprzednika? W końcu sierpnia 1948 roku ks. biskup Wyszyński poddał się w szpitalu operacji wyrostka robaczkowego. Po wyjściu ze szpitala udał się na rekonwalescencję do Zakopanego. Tam dochodzą niepokojące wiadomości o złym stanie zdrowia ks. kardynała Hlonda. Potem przychodzi wiadomość, że nastąpiła poprawa. Ksiądz biskup Wyszyński wraca do Lublina 23 października 1948 roku. Wita go służący Janek z grobową miną. Ksiądz biskup pyta: "Ksiądz Prymas Hlond?" "Tak" - pada odpowiedź. "Zmarł wczoraj o godzinie #/10#30 w Warszawie". Wiadomość wywołała oszołomienie. Biskup stał dłuższy czas w hallu, zanim udał się do swojej kaplicy, włożył czarny ornat i rozpoczął Mszę św. za duszę śp. Prymasa Polski. Tego dnia biskup napisał: "Tak często radowałem się myślą, że w niezwykle trudnej sytuacji Kościoła w Polsce błogosławieństwem jest jego sternik, pewną dłonią prowadzący poprzez męki. Człowiek czuł się dziwnie spokojny w pobliżu Prymasa Hlonda". Pogrzeb kardynała Hlonda w Warszawie był jedną z największych manifestacji społecznych, jakie widziała stolica. Społeczeństwo katolickie oddawało spontanicznie hołd swemu Prymasowi, patrząc zarazem z ciężkim sercem w przyszłość. W istniejących warunkach główną troską opinii było pytanie, kto będzie godnym kardynała Hlonda sternikiem nawy kościelnej? Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że w Polsce kończy się przejściowy okres powojenny, w którym władze komunistyczne, będące znikomą mniejszością, bardzo powoli sadowiły się w siodle władzy. Komuniści zdołali już jednak zlikwidować wielką chłopską partię Mikołajczyka, byłego premiera rządu emigracyjnego w Londynie. Kończył się trzyletni plan odbudowy gospodarczej, a zaczynały pięciolatki, mające skomunizować kraj, skolektywizować rolnictwo i wprowadzić prymat rozwoju państwowego przemysłu ciężkiego nad wytwórczością służącą zaspokajaniu potrzeb konsumpcyjnych. W partii komunistycznej dokonywały się właśnie zmiany. Do pełnej władzy dochodzili politycy przybyli z ZSRR, zdecydowani realizować program totalizmu stalinowskiego. Nietrudno było przewidzieć, że ostrze polityki partii skieruje się przeciw Kościołowi katolickiemu, jedynej wielkiej i niezależnej od partii rządzącej sile społecznej w kraju. Wielu ludzi spodziewających się, że nowym Prymasem Polski może zostać dotychczasowy biskup lubelski, z góry widziało w nim męczennika. Znane były bowiem dotychczasowe wzorce polityki wyznaniowej, a nikt nie zdawał sobie sprawy, jaką siłą okaże się Kościół polski i jaką indywidualnością jego nowy najwyższy zwierzchnik. Z niecierpliwością czekano na jego nominację przez Stolicę Apostolską. Tymczasem przyszła ona wcześniej, niż ktokolwiek się tego spodziewał. W światłych kołach katolickich nie można było oprzeć się pytaniu, czy wyniesienie do najwyższej godności kościelnej nie będzie skazaniem na męczeństwo? Rozdział II Prymas Polski nie chciał być politykiem (1948_#1951) I Już 12 listopada 1948 roku, w uroczystość Pięciu Polskich Braci Męczenników, Ojciec święty Pius XII na konsystorzu w Rzymie mianuje ks. dra Wyszyńskiego, biskupa lubelskiego, Arcybiskupem Metropolitą Gnieźnieńskim i Warszawskim, Prymasem Polski. Bulla nominacyjna zostaje podpisana 16 listopada 1948 roku, w uroczystość Matki Boskiej Ostrobramskiej. Jak pamiętamy, szczególny kult żywiła do Niej matka nowego Prymasa. Nominacja oczekiwana przez wielu była dla samego biskupa nominata zaskoczeniem. I tym razem bronił się przed nową, teraz już najwyższą godnością kościelną w Polsce. Kilka razy jeździł w związku z tym do Krakowa, do ks. kardynała Adama Sapiehy, najstarszego wiekiem i mającego największy autorytet hierarchy polskiego. Ksiądz biskup Wyszyński prosił kardynała Sapiehę, by przekonał Ojca świętego, że proponowane stanowisko przerasta jego siły. Prosił wręcz, by papież cofnął podjętą decyzję. Czyż było to jednak możliwe? Sam biskup Wyszyński dochodzi do wniosku, że po raz pierwszy w życiu odmówił czegoś Bogu i Ojcu świętemu. Jest tym wewnętrznie wstrząśnięty. Zamyka się w sobie, jest zgnębiony i postanawia poddać się ostatecznej decyzji papieża. Tymczasem ks. biskup Michał Klepacz przywozi z Rzymu list Ojca świętego do biskupa lubelskiego. W stanowczej formie utrzymuje on poprzednią decyzję. Sprawa została więc przesądzona, osierocone Gniezno i Warszawa zyskują Arcypasterza, a Polska nowego Prymasa. W drodze do Gniezna księdza Prymasa spotykają szykany policji, która coraz to zatrzymuje auto i legitymuje podróżnego, choć dobrze wie kim on jest. Ingres ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego Prymasa Polski do Gniezna odbył się 2 lutego 1949 roku. Przypadł na dzień Matki Boskiej Gromnicznej. Był to z pewnością prawdziwy symbol, a nie przypadek. W katedrze Wniebowziętej Maryi, przy grobie św. Wojciecha zapaliły się tysiące świec. Nie ma prawie nikogo, kto by nie trzymał w ręce płonącej świecy. Ktoś, kto był tego dnia po raz pierwszy w Gnieźnie, powiedział, że czegoś podobnego nigdy w życiu nie widział. Gdy zaś pod koniec nabożeństwa zaintonowano "Bogurodzicę", potężny śpiew zdawał się wprawiać w drżenie mury katedry. Gniezno przyjmowało nowego Arcypasterza entuzjastycznie. Nie pozostał on dłużny swojej nowej stolicy. W ciągu następnych lat włożył wielki wysiłek w przywrócenie wewnętrznej architektury świątyni do jej dawnych wzorów gotyckich, zasłoniętych przebudową dokonywaną we wcześniejszych wiekach. Nowy Prymas postawił sobie także zadanie "regotyzacji" ducha narodu przed Tysiącleciem Chrztu Polski. Zobaczymy, że programowi temu pozostał wierny, a Kościołowi w Polsce miał on przynieść niezwykłe odrodzenie. Od samego początku można było wyróżnić dwie przewodnie idee, które Prymas chciał nadać Kościołowi. Jedną była idea maryjna, a drugą idea zwycięstwa zagrożonej wiary narodu. Przez miłość do Bogurodzicy i Jej mocami chciał Prymas zapalić narodowi, pogrążonemu w powojennej tragedii i duchowej rozterce, wielkie światło nadziei. Społeczeństwo stało przed nową historyczną próbą, miało się przeciwstawiać uzależnianiu Polski i poddawaniu jej indoktrynacji marksistowskiej. Wiara i nadzieja, oparte na nawiązaniu do wielkich duchowych tradycji narodowych, stawały się warunkiem "sine qua non" przetrwania. Dlatego Prymas Polski postanowił, jak sam powiedział, rozpalić narodowi "żagiew" - wiary, nadziei i miłości. Rozwojowi jego koncepcji duszpasterskiej poświęcimy jeszcze dalej niejedną uwagę. Jej maryjność wysuwała się zdecydowanie na plan pierwszy. Ksiądz Prymas już w czasie ingresu w Gnieźnie postanowił wszystkie sprawy dnia dzisiejszego oddać w ręce Maryi, której jasnogórskie oblicze pragnął nadal nosić w swojej biskupiej pieczęci. Ingres ks. arcybiskupa Wyszyńskiego do Warszawy odbył się 6 lutego 1949 roku. Nowy Prymas Polski zwrócił się do ludu stolicy ze słowami: "Od dziś zaczyna się moja droga przez Warszawę. Znam ją dobrze, jestem z nią związany tak blisko, może najbardziej była mi bliska, gdy broczyła krwią w powstaniu, gdy patrzyłem z Izabelina na dymy ofiarnego wielkiego ołtarza całopalenia. Dzisiaj muszę pokochać Warszawę i oddać jej swe siły i życie. O wiele to łatwiej dziś niż kiedykolwiek. Oby Bóg - Miłość nadał tej pasterskiej miłości swoje Ojcowskie oblicze". Dnia 9 lutego Ksiądz Prymas udał się na Jasną Górę, by odprawić rekolekcje poprzedzające podjęcie jego pasterskich obowiązków. W Częstochowie postanawia, że także w jego herbie prymasowskim będzie Matka Boska Jasnogórska, Królowa Polski, ale na wizerunku nie zostanie umieszczona korona. Prymas uważał, że Polska jest obecnie zbyt uboga, by jej Królowa miała chodzić w koronie. Po powrocie z Jasnej Góry Prymas przystępuje do pełnienia swych obowiązków. Polegają one nie tylko na kierowaniu dwiema archidiecezjami, gnieźnieńską i warszawską, ale na faktycznym kierowaniu całością prac Kościoła w Polsce. Przewidują to uprawnienia specjalne, jakie ma od Stolicy Apostolskiej, jego funkcja Prymasa i przewodniczącego Episkopatu, a także ordynariusza administracji kościelnych na Ziemiach Zachodnich. Nominacja Prymasa Wyszyńskiego przypadła na okres, kiedy Warszawa, a szczególnie większość jej świątyń z katedrą na czele, leżała jeszcze w gruzach. Trzeba było odbudować co najmniej 50 świątyń. Budowano je kiedyś przez wiele setek lat. Dziś pracę tę miało wykonać jedno pokolenie. Ksiądz arcybiskup Wyszyński osobiście kieruje pracami Prymasowskiej Rady Odbudowy Kościołów Warszawy. Z punktu widzenia struktury organizacyjnej Kościoła w Polsce nominacja Prymasa Wyszyńskiego była nader ważna, gdyż po raz drugi w historii Kościoła zostało urzeczywistnione połączenie archidiecezji gnieźnieńskiej i warszawskiej, ale tylko in persona, to znaczy w osobie arcybiskupa, Prymasa Polski. Pierwszy raz - w osobie kardynała Augusta Hlonda w 1946 roku. Drugi raz teraz, w osobie Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Przez to diecezje nie są faktycznie połączone, istnieją niezależnie od siebie, mają tylko wspólnego biskupa. Nowy arcypasterz stanął wobec całkiem różnyych mentalności wiernych i duchowieństwa. W Gnieźnieńskiem przejawiały się jeszcze skutki panowania pruskiego, ludność była pracowita, solidna, wdrożona do działania zorganizowanego. W Warszawie i okolicy ludność była raczej zapalna, gorąca i patriotyczna, ale w pracy nie zawsze systematyczna. Cechy te wymagały odmiennego podejścia duszpasterskiego. W ingresowym Liście pasterskim Ksiądz Prymas tak oto przedstawił swoją osobę i misję: "Nie jestem ani politykiem, ani dyplomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem. Jestem natomiast ojcem Waszym duchowym, pasterzem i biskupem dusz Waszych, jestem apostołem Jezusa Chrystusa. Posłannictwo moje jest kapłańskie, pasterskie, apostolskie, wyrosłe z odwiecznych myśli Bożych, ze zbawczej woli Ojca, radośnie dzielącego się swoim szczęściem z człowiekiem..." Wbrew woli samego Prymasa bardzo szybko miało się jednak okazać, że będzie musiał być także politykiem i dyplomatą. Przystępował do pracy z intencjami wyłącznie religijnymi, przejęty duchem pełni kapłaństwa i apostolstwa chrześcijańskiego. Przede wszystkim starał się być blisko swoich księży, a szczególnie może blisko seminarium duchownego. Kościół stracił w czasie wojny ponad trzy tysiące księży. Nadrobienie tych strat musiało być główną troską Prymasa i Episkopatu. Ksiądz Prymas prowadzi osobiście rekolekcje w seminariach, bywając w nich przy każdej ważniejszej okazji w czasie świąt i uroczystości kościelnych. Łączność z duchowieństwem nowy Prymas wyraża obecnością na wszystkich zebraniach dziekanów w obu archidiecezjach. Bez przerwy kursuje między Warszawą a Gnieznem. Ksiądz Prymas Wyszyński znajduje też łatwo sposób zjednoczenia się z ludem, z wiernymi obu archidiecezji. Były to lata, kiedy każde słowo rzucone z ambony stanowiło ryzyko, mogło mieć daleko idące konsekwencje polityczne. Prymas potrafił jednak mówić w sposób przejrzysty i jasny dla zwykłych ludzi, a jednocześnie wyważony, by niepotrzebnie nie niepokoić władz państwowych. Od pierwszych chwil znalazł porozumienie z wiernymi, a każde jego wystąpienie publiczne przyjmowane było z największym zainteresowaniem. Nigdy nie cofał się przed mówieniem prawdy, ale zawsze jednocześnie starał się wyrażać umiar i rozsądek. Śmiało można powiedzieć, że ks. arcybiskup Wyszyński stał się jedynym człowiekiem w Polsce, do którego całe społeczeństwo miało bezgraniczne zaufanie. Przystępując do pracy z wielką pokorą, zaraz w pierwszych jej latach osiągnął opinię wielkości. Zjawisko to było w indywidualistycznym społeczeństwie polskim czymś niezwykłym, bardzo rzadko spotykanym. W jednej z relacji o życiu Księdza Prymasa Wyszyńskiego znaalazłem następujące myśli: "Określenie, że Ksiądz Prymas jest interreksem, jest w odniesieniu do jego osoby słowem prawie pustym. Byli przecież interreksowie, którzy mieli taki tytuł polityczny (...), w wypadku Księdza Prymasa jest to znacznie głębsza treść. Tu jest istotny rząd dusz, którego Ksiądz Prymas nie chce, bo nie chce rządzić, lecz służyć, ale właśnie dlatego ma ten rząd dusz, bo służy, bo jest pokorny. Ksiądz Prymas mówi: "Oby spełniło się w pracy naszej najgorętsze pragnienie... Chrystus ma róść, a ja się umniejszać"). Popularność Księdza Prymasa Wyszyńskiego, a nawet coś znacznie ważniejszego niż popularność - zaufanie społeczeństwa do niego w okrutnym okresie stalinowskim, swego rodzaju misterium więzi między Prymasem a społeczeństwem powodowało, że powszechnie nazywano go interreksem. Było to nawiązanie do dawnej tradycji historycznej w Polsce, zgodnie z którą - gdy umierał król - jego obowiązki aż do nowej elekcji pełnił Prymas Polski. Ksiądz Prymas nigdy nie rościł sobie pretensji do tytułu interreksa ani do tytułu "przywódcy narodu", który nadawała mu opinia. Ponieważ jednak w oczach społeczeństwa powojenna władza polityczna była władzą narzuconą, więc Prymas Polski, niezależnie od swojej woli, z każdym rokiem stawał się coraz bardziej postacią polityczną i wyrazicielem najtajniejszych i najgłębszych tęsknot społeczeństwa. Osobiście chciał być tylko pasterzem swego narodu, faktycznie stał się jednak symbolem jego dążeń duchowych i jego pragnienia niezależności. Ksiądz Prymas Wyszyński, najdalszy od aspiracji politycznych, miał własną koncepcję swego urzędu i swojej misji. Chciał bardzo wyraźnie zachować ścisłe związki między Kościołem a narodem. Miał poczucie obowiązku ojcostwa wobec narodu. Jak już wspominaliśmy, cała jego koncepcja duszpasterska wiązała się z ideą ojcostwa. Prymas pojmował ją w kategoriach religijnych i nadprzyrodzonych, a nie politycznych. Misterium ojcostwa rodzi się w Ojcu Niebieskim. Ale Prymas uważał, że misji religijnej nie można całkowicie oderwać od misji historycznej. Uważał ją za swoje posłannictwo dane mu od Boga. Czuł się więc ojcem. Realizując swe nadprzyrodzone ojcostwo w określonych warunkach historycznych, w sytuacji, gdy naród czuł się pozbawiony niezależnej władzy, stawał się coraz bardziej wyrazicielem tego narodu. Nie było to całkiem nieświadome. Prymas nie miał intencji politycznych. Ale gdy samo życie kazało mu dźwigać ciężar odpowiedzialności politycznej - wynikający z poczucia ojcostwa duchowego wobec narodu - nie mógł i nie chciał się od niego uchylić. Podjął więc trud duszpasterski niemal ponad siły ludzkie. Dwoił się i troił, wizytował, bierzmował, odwiedzał parafie, kościoły zakonne, spotykał się z młodzieżą, słowem - nie szczędząc największych trudów znalazł się szybko blisko maluczkich, wiernych, wielkich rzesz społeczeństwa. Ten osobisty, codzienny kontakt bardzo szybko zaczął owocować. Powstała sytuacja, w której parafie i placówki kościelne dosłownie stwarzały okazję, by móc zaprosić Prymasa. Wielki i nadzwyczaj skuteczny wysiłek duszpasterski stanowił realizację przyświecającej Prymasowi koncepcji ojcostwa duchowego. Skutki polityczne były niezamierzone, ale w wyniku obiektywnych okoliczności - nieuchronne i Ksiądz Prymas miał tego świadomość. Koncepcja ojcostwa duchowego wobec narodu, zwracanie się do wiernych zawołaniem "Dzieci moje", podkreślanie łączności losów historycznych i współczesnych Kościoła i narodu nie były programem, który nie natrafiał na krytycyzm. Krytyka szła z kilku stron, zupełnie przeciwnych. Komuniści bali się, że ten kierunek postępowania izoluje ich od narodu. Demokratyczne koła zachodnie "obawiały" się uszczerbku pluralizmu w Polsce. Wreszcie pewne katolickie koła w kraju, przejęte wpływami francuskimi, bały się anachronizmu w Kościele polskim, a może bardziej jeszcze odnowienia się w naszym katolicyzmie tendencji nacjonalistycznych. Nie ulega wątpliwości, że tak jak nowoczesne społeczeństwa europejskie, społeczeństwo polskie jest pluralistyczne i powinno mieć charakter społeczeństwa otwartego, w którym wolność i prawa człowieka są wartościami centralnymi. Encyklika "Redemptor hominis" ujmuje przecież godność, wolność i prawa człowieka jako konsekwencję Odkupienia. Nie można jednak nie zdawać sobie sprawy, że "ojcowska" koncepcja duszpasterska Księdza Prymasa Wyszyńskiego była rozwijana w sytuacji wyraźnego zagrożenia podstawowych praw ludzkich i narodowych. Z tego właśnie powodu koncepcja ta przyniosła tak wielkie wyniki i dała Kościołowi w Polsce tak wielką siłę. Powstała więc dość paradoksalna sytuacja, że z jednej strony kwestionuje się założenia duszpasterskie przyświecające Prymasowi Polski, a z drugiej - chwali rezultaty, jakie założenia te przyniosły. Mam wrażenie, że ta niekonsekwencja wynika ze sztucznego dylematu, który powstaje, gdy chce się jedną miarą oceniać różne sytuacje historyczne lub też własnym doświadczeniom i rozwiązaniom nadaje się rangę uniwersalną. Polska po II wojnie światowej była krajem o wiele mniej zaawansowanym w rozwoju cywilizacyjnym niż kraje Europy Zachodniej, a jednocześnie zagroził jej stalinizm, dążący do poddania całego życia społecznego dogmatycznie pojmowanemu marksizmowi. Stalinizm godził nie tylko w osobę ludzką, ale we wszelkie więzi społeczne, w polską odrębność duchową, kulturalną i narodową. Jego alternatywą w oczach rzesz społeczeństwa był więc nie tylko system demokracji parlamentarnej, ale także dążenie do zachowania własnej tożsamości duchowej i narodowej. A te wartości najpełniej wyrażał właśnie Kościół. Akcentowanie przez niego więzi narodowych społeczeństwo przyjmowało jako naturalny w istniejącym zagrożeniu mecenat Kościoła nad polskością. Gdy zaś niemal wszystkie więzi społeczne poza kościelnymi zostały zdezintegrowane lub sprowadzone do minimalnych rozmiarów, rola Kościoła dla narodu stała się wprost opatrznościowa. Jednocześnie Kościół nigdy nie pragnął środków bogatych, władzy i wpływów doczesnych. Nigdy więc w ciągu trzydziestu kilku lat powojennych nie stał się zagrożeniem dla ludzi niewierzących czy mających inne przekonania. Silne poczucie narodowe w Polsce, zniekształcone w okresie przedwojennym w polityce nacjonalistycznej, w okresie powojennym kanalizowało się nie w formach politycznych, ale w wychowaniu religijnym, w duchu chrześcijańskim, odbierającym nastawieniu narodowemu cechy agresywne i dawne znamię nienawiści narodowościowych. W wyniku więzów - drażniących wiele kół politycznych - między poczuciem polskości a katolickości, po trzech dziesiątkach lat w Polsce słychać więcej o godności, wolności i prawach człowieka niż w jakimkolwiek innym kraju bloku wschodniego. Trwające zagrożenia niezależności i tożsamości narodowej wywołują także w i Polsce mniej lub bardziej podświadome tęsknoty nacjonalistyczne. Ale jakiż kraj Europy jest ich pozbawiony? Najważniejsze jest z pewnością to, by radykalizm i ekstremizm były tylko marginesem. W Niemczech Zachodnich dokonały tego partie demokratyczne. W Polsce, moim zdaniem, sprawił to Kościół katolicki. W żadnym natomiast kraju europejskim poczucie narodowe i polityka narodowa nie ustąpiły ideologiom całkowicie uniwersalistycznym. Mocarstwa oficjalnie głoszące internacjonalizm obrzucają się wzajemnie i nie bez racji oskarżeniami o imperializm. Ci wszyscy, których martwi akcentowanie przez Kościół w Polsce spraw narodu, powinni zważyć na to, że właśnie w tym kraju społeczeństwo łatwiej niż gdzie indziej pogodziło się z utratą terenów dawnych wielkich historycznych wpływów, z przesiedleniem milionów ludzi, z dezaktualizacją dawnych wizji historycznej wielkości na wschodzie Europy. Uwagi te nie zmierzają ani do kwestionowania faktu pluralizmu ideowego i kulturalnego współczesnych społeczeństw, ani do usprawiedliwiania przerostu akcentów narodowych, jeśli ktoś wskazałby je w sposób przekonywający i uzasadniony. Zmierzamy tu do przedstawienia kontekstu historycznego koncepcji duszpasterskich Prymasa Polski. Nie sądzę, aby można było w tej sprawie powiedzieć już ostatnie słowo. Sprawa z pewnością wymaga dłuższej perspektywy historycznej. W tej chwili ważne wydaje się to, aby dostrzegać nie tylko samą koncepcję Księdza Prymasa Wyszyńskiego, ale i jej historyczny kontekst. Nie wątpię, że stanowił on decydującą przesłankę dla hasła obrony "Boga i Ojczyzny" w 1920 roku, czy też postulat więzi "Kościoła i Narodu" w sytuacji kraju poddanego ustrojowi komunistycznemu. Wreszcie fakt, że tak bardzo narodowy Kościół w Polsce wydał pierwszego po 455 latach papieża nie_Włocha, który od pierwszego dnia czuł się w Watykanie jak u siebie w domu i nader szybko zdobył sobie wielkie imię w Kościele Powszechnym, jest czymś więcej niż paradoksem historycznym. Podkreślający przywiązanie do narodu Kościół w Polsce ani na chwilę nie stracił swego uniwersalizmu, polegającego przecież nie na czym innym, jak na wierności duchowi Ewangelii, jednemu dla wszystkich ludzi i narodów..nv Rozdział II Prymas Polski nie chciał być politykiem (1948_#1951 (c.d.) II Ksiądz Prymas Wyszyński starał się być kontynuatorem programu postępowania kardynała Hlonda. Wyrażało się to także w zachowaniu zwyczajów panujących za czasów śp. Kardynała, jak też w niedokonywaniu żadnych zmian w domu prymasowskim, w składzie sekretariatu, a nawet wśród Sióstr Elżbietanek, które opiekowały się gospodarstwem domowym. Nie przeprowadzono także zmian personalnych w kurii metropolitalnej. Prymas postawił sobie przede wszystkim zadanie odbudowy obu katedr, gnieźnieńskiej i warszawskiej. Odbudowa katedry warszawskiej trwała aż do stycznia 1953 roku. Dnia 12 stycznia Ksiądz Prymas zniósł uprawnienia kościoła prokatedralnego - obecnie seminaryjnego, a wówczas pełniącego rolę katedry warszawskiej - nadane na mocy uprawnień specjalnych Stolicy Apostolskiej przez ks. kardynała Hlonda w dniu 20 października 1945 roku. W roku 1951 zostało podjęte postanowienie przywrócenia katedrze gnieźnieńskiej jej dawnego stylu gotyckiego. Prace nad regotyzacją katedry gnieźnieńskiej trwały przez wiele lat po powrocie Prymasa Polski z więzienia, aż do Millennium. W pierwszych latach działalności nowego Prymasa podjęto także odbudowę siedziby Prymasa Polski przy ul. Miodowej w Warszawie. Dopiero 3 stycznia 1953 roku Arcypasterz przeniósł się tam z tymczasowej siedziby w domu nuncjatury papieskiej w alei Szucha. Nowy Prymas od początku czynił wiele, by Episkopat zbierał się możliwie często (cztery razy do roku, a potem co dwa miesiące) i aby księża biskupi pracowali z sobą w najściślejszej jedności i harmonii. Od jedności Kościoła zależało w dużej mierze powodzenie jego wytycznych w nowej, pełnej zagrożeń sytuacji. Jaką koncepcję wobec tych niebezpieczeństw miał nowy Zwierzchnik Kościoła w Polsce? Gdy Ksiądz Prymas Wyszyński wchodził do pierwszego kościoła parafialnego w drodze na ingres do Gniezna, w Toruniu na Podgórzu, otrzymał od parafian obraz przedstawiający Chrystusa Pana ze związanymi dłońmi, trzymanego za ramię przez żołnierza. Obraz ten Prymas umieścił w swej pracowni w Gnieźnie. Stał się on symbolem losu, choć nigdy nie był programem nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego i warszawskiego. Ale otoczenie Księdza Prymasa, jego ojciec, księża biskupi, wielu duchownych i świeckich od początku uważało, że Prymasa czeka więzienie. Okoliczności okresu, mianowicie rozpoczynające się właśnie w Polsce szczególne nasilenie wypaczeń stalinowskich stworzyło powszechne niemal przekonanie o predestyncji Prymasa do uwięzienia. Jeden z biskupów podarował Prymasowi dzieło ks. Klimkiewicza o kardynale Ledóchowskim, uwięzionym przez władze pruskie, w przekonaniu, że lektura ta może się przydać, że jest na czasie. Ksiądz Prymas już w więzieniu zadawał sobie pytanie, czy poddał się tej atmosferze. I stwierdził, że subiektywnie był gotów na wszystko, obiektywnie jednak postanowił pracować taak, by zła ostateczność, jeśli ma przyjść, przyszła jak najpóźniej. To właśnie ze sfer rządowych spotykały Prymasa zarzuty, że chce być męczennikiem. On sam był daleki od tej myśli, choć jako kapłan i biskup nie mógł jej wykluczać. Uważał jednak, że Kościół polski zbyt wiele krwi oddał już w niemieckich obozach koncentracyjnych, by mógł nierozważnie szafować krwią pozostałych kapłanów. Ksiądz Prymas uważał męczeństwo za zaszczyt, za łaskę, ale sądził zarazem, że Bóg prowadzi Kościół nie tylko drogą nadzwyczajną - męczeństwa, ale i zwyczajną - pracy apostolskiej. Tę ostatnią drogę jako swój program przedstawił Ksiądz Prymas potem także Ojcu świętemu Piusowi XII i mons. Tardiniemu w Watykanie. Przybywając do Warszawy Prymas nie był daleki myśli rozpoczęcia swej pracy od złożenia wizyty Prezydentowi Rzeczypospolitej. Od tej myśli odwiodły go jednak szykany policyjne już w czasie ingresu w Gnieźnie oraz nieprzyjazne reakcje prasy państwowej. Postanowił więc zachować pozycję wyczekującą. Warto uzmysłowić sobie, że początek kierowania Kościołem w Polsce przez Księdza Prymasa Wyszyńskiego zbiegł się z tak zwanym Kongresem Zjednoczeniowym Partii, który włączył powojenną Polską Partię Socjalistyczną do ogólnego ruchu komunistycznego i powołał jego organizację: Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Jeden z przywódców PZPR, Aleksander Zawadzki, mówił na Kongresie Zjednoczeniowym dnia 17 grudnia 1948 r.: "(...) w masach słyszy się żądanie oddzielenia Kościoła od państwa, świeckiego nauczania w szkołach (...). Członkowie partii uzasadniają to żądanie przede wszystkim postawą części duchowieństwa, która odnosząc się nieprzychylnie lub wręcz wrogo do państwa demokratyczno_ludowego, usiłuje wykorzystać swe stanowisko duchowe do antypaństwowej akcji politycznej. W dyskusji na niemal wszystkich przedkongresowych konferencjach partyjnych omawiano szkodliwą działalność reakcyjnej części kleru, jego rozpolitykowanie, fakty wiązania się poszczególnych księży i zakonników z podziemiem, fakty deprawacji młodzieży przez niektórych przedstawicieli kleru świeckiego i zakonnego. "(...) reakcyjna część polskiego duchowieństwa wykorzystuje uczucia religijne ludzi wierzących, by mieszać się w sprawy państwa ludowego, atakować je, uprawiać reakcyjną politykę wśród wiernych. Z trybuny Zjazdu Kongresowego ostrzegamy reakcyjne czynniki kleru, usiłujące podniecać niedojrzałe politycznie warstwy ludności przeciwko państwu ludowemu, przeciwko jego demokratycznym organizacjom społecznym. Będziemy przeciwdziałali tej i tylko tej szkodliwej w oczach każdego postępowego człowieka działalności". Przemówienie Zawadzkiego stanowiło wyraźną zapowiedź rozprawy z Kościołem, polityki dzielenia duchowieństwa na patriotyczne i reakcyjne, sugerowania związków z podziemiem politycznym. Uwaga o faktach deprawacji młodzieży przez księży dawała podstawę do oczekiwania prowokacji i fałszywych obwinień. Zresztą przełom lat 1948 i 1949 stanowił granicę etapu politycznego nie tylko w Polsce, ale w skali całego bloku wschodniego. Tragiczne wydarzenia na Węgrzech świadczyły o tym dobitnie. Kierunek twardego oporu reprezentował tam kardynał Mindszenty, ale był on w taktyce o wiele mniej elastyczny niż Ksiądz Prymas Wyszyński. Kardynał Mindszenty, urodzony 29 marca 1892 roku we wsi Csehimindszent jako Józef Pehm, przybrał nazwisko od nazwy swej wsi rodzinnej. Na kapłana wyświęcony w 1915 roku, otrzymał sakrę biskupią w roku 1926. Arcybiskupem Esztergom i Prymasem Węgier Mindszenty mianowany został po śmierci kardynała Justyniana Seredi w roku 1945, a więc w chwili przejmowania władzy przez komunistów. Prymas Węgier nie chciał kompromisów i porozumień z partią komunistyczną. Nie poszedł na żadną ugodę. I został aresztowany już 26 grudnia 1948 roku, kiedy zaczęły się na Węgrzech stalinowskie prześladowania Kościoła. Urządzono mu pokazowy proces i 8 lutego 1949 roku skazano na dożywotnie ciężkie więzienie. Na Węgrzech stalinowska polityka wyznaniowa była brutalniejsza niż w Polsce. W nocy 9 czerwca 1950 roku aresztowano około tysiąca zakonników i zakonnic, i wielu księży świeckich. Konfiskowano własność kościelną. Stworzono ruch "księży patriotów" pod nazwą "Księży Pokoju". Rozpoczęto wydawanie "postępowego" czasopisma "Kereszt" (Krzyż). I wreszcie w tych warunkach wymuszono zawarcie porozumienia między Kościołem a państwem w dniu 30 VII 1950 roku. W Polsce sytuacja nie była tak drastyczna ze względu na siłę katolicyzmu, ale także ze względu na jednoczesny zdecydowany opór i elastyczność postępowania nowego Prymasa Polski. Posunięcia władz zmierzały jednak w tym samym kierunku, co na Węgrzech, a jak niełatwa była sytuacja Episkopatu, wskazuje Oświadczenie Ministra Administracji Publicznej Władysława Wolskiego, złożone Sekretarzowi Episkopatu ks. biskupowi Choromańskiemu 14 marca 1949 r.: "Od kilku miesięcy daje się zauważyć wzmożenie nieprzyjaznej w stosunku do rządu i państwa ludowego działalności pewnych odłamów kleru. Część wyższej hierarcii kościelnej usiłuje poprzez listy pasterskie i poufne instrukcje wywołać stan zaniepokojenia i podniecenia umysłów z powodu rzekomego zagrożenia religii, bez żadnych ku temu istotnych podstaw... Często zdarzają się wypadki, kiedy księża patronują, a nawet wręcz współdziałają z różnymi przestępczymi i antypaństwowymi grupami, które są agenturą anglo_amerykańskiego imperializmu. Fakty te nie spotkały się ani z potępieniem, ani z należytym odporem ze strony hierarchii kościelnej i kierowanej przez nią prasy katolickiej. Władze kościelne nie przeciwstawiają się w praktyce przenikaniu do organizacji i stowarzyszeń religijnych przestępczych elementów podziemia, które usiłują wyzyskać te stowarzyszenia jako bazę dla swej działalności". Wywoływanie niepokoju przez władze kościelne było legendą, podobnie jak współdziałanie z agentami anglo_amerykańskiego imperializmu. Kościół bronił natomiast swych praw do oddziaływania na "małe dzieci", do przedszkoli prowadzonych "w duchu chrześcijańskim", do "nauki religii", przypominał słowa Piusa XI, że "szkoła, rodzina i Kościół powinny tworzyć jakoby jeden święty przybytek chrześcijańskiego wychowania". Kościół nawoływał do "świętości życia", postulował: "Domy polskie powinny promieniować cnotą, skromnością, pracowitością, uczciwością, pobożnością, pięknymi tradycjami religijnymi i narodowymi". Kościół troszczył się o "młodzież w wieku pozaszkolnym", chciał być "pierwszym wychowawcą i duchowym przewodnikiem wiernych" i z tego tytułu wzywał do "dokształcania pod względem wiedzy religijnej" i do "uzgadniania własnego życia z prawdami i nakazami wiary". Wszystkie te żarliwe wezwania, zawarte w Liście pasterskim z 23 września 1948 roku, nie miały nic wspólnego z polityką. Zarzuty politycze stanowiły natomiast pretekst stalinistów do walki z Kościołem i próby jego rozbicia. Opór społeczeństwa przeciw zaprowadzaniu totalnych rządów nie mógł nie obejmować także niektórych księży, decydujących się na działalność niejawną czy polityczną. Zarzut politycznych instrukcji biskupów dla księży był jednak całkowicie wyssany z palca ludzi bez sumienia, którzy na komendę rozpoczęli gwałtowne ataki prasowe przeciw Kościołowi. Już następnego dnia po oświadczeniu ministra Wolskiego dziennik "Życie Warszawy" pisał: "Jeśli z ambon i katedr szkolnych padają mniej lub bardziej wyraźne słowa wrogości i niechęci w stosunku do ustroju Polski Ludowej, to wyrażają one nie tylko przekonania polityczne danych księży, ale są odbiciem niektórych listów pasterskich i instrukcji, za które odpowiedzialna jest wyższa hierarchia kościelna. Milczenie wyższej hierarchii kościelnej w sprawie udziału księży w akcji podziemia, brak jakiegokolwiek potępienia w takich wypadkach musi wywołać wrażenie, że podziemie - jawna agentura obcego imperializmu - jest tolerowane, a nawet popierane przez hierarchię kościelną". Obciążenie hierarchii zarzutem tolerowania "agentury" obcego imperializmu mogło w okresie stalinowskim skończyć się masowymi aresztowaniami biskupów. Ataki tego typu mnożyły się w prasie. Ponieważ Episkopat bronił praw religii, wobec tego zarzucano mu nietolerancyjność, choć ani nie miał, ani nie dążył do władzy świeckiej. Dziennik stołeczny "Życie Warszawy" rozpisał ankietę pt. "Kościół i Państwo" i podsumowując ją 10 maja 1949 roku wysunął gromki zarzut nie "braku tolerancji Państwa wobec Kościoła", ale "braku tolerancji ludzi pozostających pod wpływem klerykalnej propagandy wobec ludzi innych przekonań". W pięć dni później ten sam dziennik pisał, że z zarzutów kół kościelnych "tchnie duch wojującego klerykalizmu, średniowiecznego fanatyzmu, dążącego do "nawracania niewierzących" za wszelką cenę, do rozpętania jakiegoś nastroju wojny religijnej..." Nie będę mnożył cytatów coraz bardziej absurdalnych i agresywnych oskarżeń. Było to przysłowiowe odwracanie kota ogonem. Nieraz jednak kończyło się procesaami i skazywaaniem na więzienie księży zaangażowanych w walkę światopoglądową. Walka ta była nieunikniona, skoro rządzący zdążali do państwa ideologicznego, materialistycznego, totalistycznego, a bynajmniej nie świeckiego, ani nie neutralnego światopoglądowo. Mimo to Episkopat dążył do skanalizowania nieuchronnej walki w granicach nie zakłócających normalnego życia narodowego, a Prymas Polski myślał o jeszcze dalszym unormowaniu spraw. Ogólną sytuację zaostrzyła jednak decyzja Watykanu z lipca 1949 roku o ekskomunice ludzi współpracujących z komunistami. Naturalnie, spotkała się ona z gwałtowną kampanią w prasie polskiej. Od pierwszych tygodni swej pracy kierowniczej w Kościele polskim Prymas zaczął oswajać księży biskupów z "ryzykownym" programem. Postanowił mianowicie doprowaadzić do stworzenia stałego ciała porozumiewawczego między Episkopatem a rządem. Plan ten został zrealizowany w postaci tak zwanej Komisji Mieszanej, z którą Ksiądz Prymas wiązał wielkie nadzieje. Ingres Prymasa do Warszawy miał miejsce 6 lutego, a częste posiedzenia Komisji Mieszanej odbywały się już po pięciu miesiącach; i tak mamy przekazy o spotkaniach w dniu 6 lipca, 3 sierpnia, 1 września, 13 września 1949 roku, a więc cztery razy w ciągu trzech miesięcy. Oczywiście, terminy spotkań zależały w dużej mierze od taktyki rządu. Ze strony Episkopatu do Komisji Mieszanej zostali delegowani biskupi: Choromański, Klepacz i Zakrzewski. Jak widać, początkowo posiedzenia Komisji Mieszanej odbywały się dość często, a Ksiądz Prymas starannie je przygotowywał, konferując o najważniejszych sprawach z księżmi biskupami biorącymi udział w spotkaniach. Po każdym posiedzeniu Komisji Mieszanej nie tylko szczegółowo dyskutowano z Prymasem przebieg jej obrad, ale także sporządzano protokół. Najważniejsze zebrania były poprzedzane naradami Komisji Głównej Episkopatu. Gdy Kościół polski będzie mógł otworzyć swe archiwa, przyszły historyk uzyska niezwykle szczegółowy materiał źródłowy. Komisja Mieszana zaczęła przybierać charakter organu przygotowującego projekt porozumienia między Kościołem a państwem. W praktyce nad projektem porozumienia Komisja debatowała już od lipca 1949 roku. A więc Prymas już wtedy, zaledwie w kilka miesięcy po objęciu władzy, myślał o jakimś modus vivendi z rządem. Obrady Komisji Mieszanej były kontynuowane także wtedy, gdy rząd stawiał Kościół wobec faktów dokonanych, ograniczając kościelny i katolicki stan posiadania. Gdy rządowi było to na rękę, przewodniczący Komisji Mieszanej z ramienia rządu poseł Franciszek Mazur, odpowiedzialny w partii za sprawy wyznaniowe, nie zwoływał posiedzeń przez kilka miesięcy, a nawet trudno było nawiązać z nim kontakt. Ksiądz Prymas mimo wszystko nie rezygnował z wytycznej programowej co do prowadzenia rozmów z władzami. Prymas Polski był także najbardziej zdecydowanym zwolennikiem zawarcia pierwszego w dziejach porozumienia między Episkopatem katolickim a rządem komunistycznym. Były takie momenty, że nawet najbardziej konsekwentny zwolennik porozumienia, ks. biskup Michał Klepacz, ordynariusz łódzki, załamywał się wobec trudności stwarzanych przez stronę rządową. Miało to miejsce m.in. na Konferencji Episkopatu w Krakowie w marcu 1950 roku, na kilka tygodni przed zawarciem porozumienia. Ksiądz Prymas zdawał sobie sprawę z tego, że porozumienie ma także swoich przeciwników, i podkreślał, że on właśnie jest odpowiedzialny za zawarcie tej pierwszej umowy. Znany pisarz emigracyjny Józef Mackiewicz dając prymat emocjom antykomunistycznym nad względami religijnymi w taki oto sposób potraktował stanowisko biskupów polskich: "Episkopat polski nie jest posłusznym narzędziem partii komunistycznej, jak patriarchat w Moskwie, a dziś episkopaty w niektórych innych ujarzmionych krajach, wypełniające ze ślepym posłuszeństwem dyrektywy urzędów do spraw religii. Episkopat polski istotnie stara się bronić interesów Kościoła, jego posłannictwa duchowego i chrześcijańskich wartości moralnych, czyli "(walczy) uznanymi za dostępne sobie środkami. To znaczy: "Tak jak może". I w tym właśnie określeniu: "jak może", czyli w interpretacji środków przyjętych przez Episkopat za właściwe, tkwi istota całego problemu". "Episkopat zrzekając się opozycji politycznej (co zresztą deklarował jako zgodne ze swym posłannictwem: "Kościół nie miesza się do polityki"), zrzekł się ideowej opozycji w ogóle, a za środek dalszej "walki" o interesy i prawa Kościoła obrał politykę kompromisów, ustępstw i szukania modus vivendi z partią komunistyczną, przezywając ją zresztą formalnie: "państwem" i "rządem". Jako reguła więc: kompromisy i ustępstwa stały się właściwą ceną, jaką Kościół płaci za "ratowanie katolicyzmu"). Ksiądz Prymas Wyszyński, świadom, że idea porozumienia z rządem komunistycznym miała swoich przeciwników, nigdy nie ukrywał, dlaczego mimo wszystko zdecydował się na zawarcie ugody. Jednym z zasadniczych motywów był fakt utracenia przez Kościół i naród polski w czasie wojny tyle krwi, że niezatrzymanie jej rozlewu groziło wprost egzystencji narodowej i katolickiej. Kościół w Polsce po 150 latach niewoli i wegetacji miał zaledwie dwadzieścia lat wolności, gdy okupacja hitlerowska zadała mu nowe straszliwe ciosy. W okresie dwudziestolecia międzywojennego Kościół zaledwie zaczął odrabiać zaległości i przygotowywać się do pracy. Seminaria otrzymały młodych wykładowców, a wydziały teologiczne profesorów. Powstawała prasa katolicka, erygowano nowe parafie i budowano świątynie, ale duchowieństwo, choć w sposób widoczny podniósł się poziom jego pracy, pracowało jeszcze według starych lub zapożyczonych wzorów. Nie została jeszcze wypracowana polska teologia pastoralna. Tymczasem w czasie wojny seminaria przerwały pracę, w wielu diecezjach święceń kapłańskich nie udzielano. Z obozów zaś nie wróciło tysiące księży. Trzeba się więc było liczyć z obiektywną sytuacją. Ksiądz Prymas przewidywał naturalnie, że "nowa rzeczywistość" przyniesie konflikt między katolicyzmem a materializmem komunistycznym, chciał jednak zyskać czas i przygotować Kościół do przetrwania konfrontacji. Kościął więc pragnął porozumienia. Rząd ze względu na swe wątłe zaplecze w społeczeństwie także był zainteresowany w zawarciu porozumienia, choć utrudnił je, zrywając ze względów doktrynalnych przedwojenny konkordat między Polską a Stolicą Apostolską. Władze państwowe, zainteresowane działalnością Komisji Mieszanej i zawarciem porozumienia, dążyły do nadania mu jednostronnie korzystnego dla siebie charakteru propagandowego i w tym celu, niemal zaraz po objęciu przez Księdza Prymasa kierownictwa Kościoła w Polsce, wywierały silną presję na Episkopat. Nie rezygnowały też z jednoczesnego ograniczania wolności Kościoła i jego instytucji. Sprawa porozumienia napotykała więc poważne wątpliwości w samym Episkopacie. Tym silniejsza była presja rządu. Jej wyrazem było cytowane już Oświadczenie ministra Administracji Publicznej, Wolskiego, z 14 III 1949 roku. Zarzucał biskupom wzmożenie od kilku miesięcy, a więc od chwili objęcia rządów przez Księdza Prymasa Wyszyńskiego, "nieprzyjaznej w stosunku do rządu i państwa ludowego działalności pewnych odłamów kleru". Oświadczenie Wolskiego po raz pierwszy wysuwało pogróżki pod adresem biskupów Cz. Kaczmarka z Kielc i S. Adamskiego z Katowic, kwestionując ich postawę polską w okresie okupacji hitlerowskiej. Wysunięto także zarzut współpracy niektórych księży z grupami antypaństwowymi. Oświadczenie kończyło się jednak ofertą uregulowania stosunków między Kościołem a państwem, dając jednocześnie do zrozumienia, że porozumienie to znajdzie wyraz w przygotowywanej konstytucji państwa i "będzie w zakresie uprawnień hierarchii kościelnej kształtowało się na podstawie doświadczeń, wynikających z postawy kleru i hierarchii kościelnej wobec państwa ludowego". Rząd kusił do porozumienia i groził zarazem, uzależniając sytuację Kościoła od "poparcia" państwa "ludowego" przez hierarchię. Ten typ "dialogu" nie ułatwiał Księdzu Prymasowi ostatecznych decyzji, zwłaszcza że zarówno sytuacja międzynarodowa, jak wewnętrzno_polityczna nakazywały szczególną ostrożność. Era "zimnej" wojny i zapadnięcie żelaznej kurtyny między Wschodem a Zachodem uniemożliwiały normalny kontakt biskupów polskich ze Stolicą Apostolską i skazywały ich na podejmowanie najważniejszych decyzji na własną odpowiedzialność. Ksiądz Prymas zdawał sobie doskonale sprawę, w jak bardzo wyjątkowej sytuacji znalazł się Kościół w Polsce. Sytuacja wewnętrzna w kraju także nie ułatwiała decyzji. To, co nazywamy skrótowo totalizmem stalinowskim, artykułowało się konkretnymi i w najwyższym stopniu niebezpiecznymi krokami rządu. Forsował on kolektywizację rolnictwa, wprowadzał kapitalizm państwowy, eliminując drobną nawet własność i usługi prywatne, rozszerzał terror władzy bezpieczeństwa, naukę, kulturę i środki przekazu poddawał czysto utylitarnej politycznie i w najwyższym stopniu schematycznej wersji, marksizmu, podporządkowywał wreszcie wszystkie dziedziny gospodarki i polityki interesom bloku wschodniego, nie oglądając się na polską suwerenność i interes narodowy. Jeśli mimo wszystko stalinizm był w Polsce relatywnie łagodniejszy niż w innych krajach bloku wschodniego, to przede wszystkim wskutek siły Kościoła, wskutek nadzwyczajnego przywiązania narodu do własnych tradycji, oporu chłopa polskiego przed kolektywizacją, częściowo czynnego, a częściowo biernego oporu całego narodu, nie rezygnującego z niepodległości Polski. Rząd wyobrażał sobie, że modus vivendi z Kościołem będzie po prostu jakąś formą jego kapitulacji i opcją za "Polską ludową". Gdy złudzenia te natrafiły na opór, władze uciekły się do drastycznych środków presji. Jednym z najostrzejszych i najdłużej stosowanych środków nacisku było utworzenie we wrześniu 1949 roku grupy tak zwanych "księży patriotów" w formie Komisji Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, który był "zjednoczoną" organizacją kombatancką. "Księża patrioci", rekrutujący się z najmniej odpornego na nacisk władz marginesu duchowieństwa, mieli więc za zadanie wywierać presję na biskupów w interesie władz państwowych. Bliższe szczegóły na temat tej akcji zawarte są w książce o historii katolickich ugrupowań w Polsce. * Andrzej Micewski, "Katholische Gruppierungen in Polen", Kaiser - Gr~unewald 1978. Tenże, "Współrządzić czy nie kłamać? Pax i Znak w Polsce 1945_#1976", Libella, Paryż 1978. Utworzenie odłamu księży patriotów" nie było jednak jedynym środkiem "perswazji" rządu wobec biskupów. Na posiedzeniu Komisji Głównej Episkopatu Polski w Krakowie 26 października 1949 roku zarysowała się jednomyślna opinia księży biskupów, że projektowana przez rząd deklaracja, dająca władzom państwowym jednostronne korzyści propagandowe, jest nie do przyjęcia. Ksiądz Prymas pragnął pewnego współistnienia, ale nie zamierzał kapitulować przed rządem ani składać wygodnych władzom deklaracji, nawet po wyciągnięciu straszaka w postaci dywersyjnej działalności w Kościele "księży patriotów". Komisja Główna postanowiła jednak nadal prowadzić rozmowy z władzami i - po przygotowaniu przez biskupów wchodzących do Komisji Mieszanej pod osobistym kierownictwem Prymasa - zredagować nowy projekt deklaracji. Komisja Główna zdecydowała jednocześnie, że Episkopat nie nakaże zgromadzeniom zakonnym, by zgłaszały się do władz państwowych celem "uregulowania swego bytu prawnego", w związku z Rozporządzeniem Ministra Administracji Publicznej z 6 sierpnia 1949 roku (ó#/5 i ó#/6). Komisja uznała, że byłoby to sprzeczne z prawem kanonicznym i zasadami Kościoła. Walka z zakonami należała zawsze do głównego repertuaru większości reżimów, które kiedykolwiek walczyły z Kościołem. Rząd komunistyczny naśladował tu dawne wzory carskie i pruskie. Jednocześnie Episkopat powstrzymywał się od wydania zakazu zgłaszania się zgromadzeń zakonnych do władz, by nie narażać ich na negatywne konsekwencje, a także ze względu na ich autonomię. Postanowiono więc ograniczyć się do stanowiska wyłącznie doradczego, zresztą raczej w duchu dostosowania się do przepisów prawnych. Na wspomnianym posiedzeniu Komisji Głównej dyskutowano także sprawę statusu prawnego istniejących jeszcze wtedy zrzeszeń religijnych. Biskupi przyjęli pogląd, że dekret rządowy nie obejmuje akcji charytatywnej, a więc kościelnego "Caritasu", Stowarzyszenia Pań św. Wincentego, Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Męskiej i Żeńskiej. Uznano natomiast, że pod ó#/9a ustawy o stowarzyszeniach podpadają Trzeci Zakon, Bractwa, Sodalicje Mariańskie itp. Zrzeszenia te jednak nie mogły być rejestrowane, gdyż byłoby to sprzeczne z prawem kanonicznym, z obowiązującą konstytucją, a poza tym zrzeszenia kościelne miały zupełnie inną strukturę niż organizacje przewidziane w ustawie państwowej. Z tego przykładowo wybranego posiedzenia Komisji Głównej widzimy, że Episkopat bronił się i opierał, chronił instytucje katolickie, nie rezygnując z generalnego uregulowania z rządem sytuacji Kościoła. Rząd zaś wywierał stały nacisk m.in. rygorystycznymi ustawami, próbując zmusić biskupów do deklaracji politycznej przez zagrożenie egzystencji organizacji kościelnych. Organizacje te zresztą bardzo szybko zostały zlikwidowane, niektóre z nich działały jeszcze przez pewien czas nieformalnie. Wielkim wstrząsem dla Kościoła katolickiego w Polsce było bezprawne i brutalne odebranie mu w styczniu 1950 roku Związku Kościelnego "Caritas", a następnie utworzenie "Caritasu" państwowego, mającego za zadanie świadczenie politycznych usług rządowi, przy jednoczesnej utracie większości zakładów opiekuńczych. Sprawa "Caritasu" miała stanowić trwały przedmiot zadrażnień w stosunkach między Kościołem a państwem i na jej tle dochodziło do napięć jeszcze w dwadzieścia lat później. Tymczasem w dniu 28 i 29 stycznia 1950 roku odbyło się w Krakowie posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu z udziałem ks. kardynała Sapiehy, ks. Prymasa Wyszyńskiego, arcybiskupów Dymka i Baziaka, biskupów: Kaczmarka, Klepacza, Zakrzewskiego i Choromańskiego. Jednyie ks. arcybiskup Jałbrzykowski nie mógł być obecny. W protokole z tego posiedzenia znajdujemy interesującą relację ks. biskupa Klepacza o rozmowie z ministerm Wolskim. "Minister ma pretensje, że Episkopat gra na zwłokę, a biegu życia nie można zatrzymać i dlatego ukazują się różne dekrety - gdyby deklaracja była podpisana, tego wszystkiego by nie było". Biskup Klepacz usiłował przekonać ministra, że to raczej rząd zwleka, a społeczeństwo jest zdumione, iż właśnie w czasie rozmów rozpoczyna się wyraźne prześladowanie Kościoła, "Episkopat chce prowadzić rozmowy i okazał maksimum dobrej woli, bowiem w międzyczasie powstrzymał się od wszelkich zbiorowych wystąpień, a nawet od powiadomienia wiernych o faktycznym stanie rzeczy. Episkopat żadnej gry nie prowadzi, natomiast widoczna jest gra rządu.". Minister Wolski obstawał przy swoim; biskupi muszą zrozumieć obecną rzeczywistość, tymczasem Episkopat wysuwa coraz ostrzejsze sformułowania - została z tekstu usunięta "Polska Ludowa" (rząd postulował używanie przez biskupów nazwy "Polska Ludowa" na określenie obecnej państwowości polskiej - wyjaśnienie autora)... Minister Wolski się wyraził: "Na co właściwie Episkopat liczy - na Amerykę czy na Watykan, czy może na wojnę? - jeżeli umowa będzie podpisana, nie będzie wystąpień przeciw Kościołowi". Rząd dążąc do uzyskania deklaracji od biskupów przyrzekał rzeczy, których nie zamierzał dotrzymać i potem nie dotrzymał. Ale biskupi zdawali sobie sprawę, że alternatywą zawarcia modus vivendi z rządem, czyli "deklaracji", jak to wtedy rząd określał, byłyby dalsze ciosy przeciw Kościołowi. Już wtedy rozważano aresztowanie Księdza Prymasa, o czym był przekonany pośredniczący w rozmowach przywódca "katolików postępowych", Bolesław Piasecki. Dlatego też w styczniu 1950 roku biskup Klepacz odbył jeszcze dwie rozmowy z ministrem Wolskim, przedstawiając mu nową propozycję wstępu i niektórych punktów "deklaracji", zredagowanych wspólnie z Księdzem Prymasem i biskupem Choromańskim. Rozmawiając z Wolskim po raz trzeci, w dniu 23 stycznia, biskup Klepacz oświadczył, że "(...) dzisiejsze wypadki (rewizja i aresztowanie w nocy trzech jezuitów, w tym prowincjała, oraz mianowanie przymusowych zarządów w "Caritasie") właściwie przekreślają wszystkie możliwości porozumienia", i zażądał cofnięcia zarządzeń w sprawie "Caritasu". Minister Wolski odpowiedział, że "gdyby była podpisana deklaracja, tego wszystkiego mogłoby nie być, a tak mogą być i inne |rzeczy." Groźba była więc wyraźna, a zarządzeń wobec "Caritassu" cofnąć nie zamierzano. Na relacjonowanym posiedzeniu Komijsi Głównej Episkopatu zakwestionowano także rolę Bolesława Piaseckiego jako pośrednika między biskupami a rządem. Biskup Klepacz zręcznie obronił jednak jego funkcję, stwierdzając, że Piasecki nie pośredniczy między Episkopatem a rządem, lecz jednynie między nim - biskupem Klepaczem - a ministrem Wolskim. Nieufność wobec Piaseckiego i jego grupy "Dziś i Jutro" (późniejszy PAX) była jednak wśród biskupów znaczna i na Komisji Głównej ustalono, "by na przyszłość pewnego rodzaju ludzi nie zaszczycać". Późniejsze dramatyczne wydarzenia sprawiły, że Episkopat nie mógł być konsekwentny wobec tego ustalenia, choć już wtedy uznano, że sprawa grupy "Dziś i Jutro" i jej prasy "(...) jest zupełnie dojrzała i trzeba będzie ją załatwić - albo na odcinku Warszawy przez miejscowego ordynariusza, albo ogólnie przez cały Episkopat". Była to więc groźba potępienia. Tymczasem Piasecki odgrywał jednak swoją rolę, choć zarówno partner umowy - rząd, jak i jej pośrednik - Piasecki, nie cieszyli się wiarygodnością w oczach biskupów. Wynikiem relacjonowanych obrad było oświadczenie Episkopatu skierowane do wiernych w sprawie odebrania Kościołowi "Caritasu", a także memoriał w tej sprawie do rządu. Rząd odpowiedział na memoriał pismem skierowanym do ks. kardynała Sapiehy, opiekującego się Związkiem Kościelnym "Caritas". Naturalnie, władze podtrzymywały swoje stanowisko. Ksiądz Prymas, biorąc pod uwagę pośredniczącą rolę Piaseckiego, chwilowo ograniczył się do ostrzeżenia jego grupy z powodu jej udziału w przejmowaniu kościelnego "Caritasu". W styczniu biskupi uważali, że zawarcie modus vivendi jest już tak bliskie, iż zgodzili się, by ostateczną redakcję tekstu "deklaracji" ustaliła "podkomisja mieszana" w osobach ks. biskupa Choromańskiego i Francisza Mazura. Zamiast ugody nastąpiły jednak dalsze uderzenia w Kościół katolicki. Dnia 28 lutego 1950 roku Polska Agencja Prasowa ogłosiła oświadczenie obciążające Episkopat odpowiedzialnością za niezawarcie układu. Głównym zarzutem był brak zgody na użycie słów "Polska Ludowa", wyciąganie konsekwencji kanonicznych wobec "księży patriotów" i "wykorzystywanie uczucć religijnych" przeciw Polsce Ludowej. Z początkiem marca nastąpiło też aresztowanie ks. biskupa Kowalskiego z Pelplina. Było to już posunięcie bardzo alarmujące. Świadczyło, jak bardzo rządowi zależy na "deklaracji", ale jednocześnie, do jakich środków jest zdolny uciec się w wypadku nieosiągnięcia modus vivendi. Rząd po zadaniu uderzenia okazywał się zaraz skłonny do rozmów, licząc na zmniejszony opór biskupów. Rachuby te - jak zwykle - były złudne. Ksiądz Prymas był nadal zdecydowany na ugodę, a nie kapitulację. Rokowania więc przeciągały się. Kolejne posiedzenia Komisji Mieszanej odbyły się 11 i 28 marca, Podkomisja Mieszana dyskutowała nad sformułowaniami tekstu 30 marca i 1 kwietnia. Dnia 3 kwietnia odbyły się w Krakowie posiedzenia Komisji Głównej i potem plenarna Konferencja Episkopatu. Konferencja postanowiła podpisanie wspólnej deklaracji rządu i Episkopatu, ale opowiedziała się jeszcze za pewnymi poprawkami do tekstu. Zgodnie z protokołem sporządzonym przez Sekretarza Episkopatu ks. biskupa Zygmunta Choromańskiego "wszyscy z wyjątkiem jednego głosu sprzeciwu wypowiedzieli się za podpisaniem, ale z warunkiem uprzedniego rozładowania atmosfery". Księża biskupi mieli nadzieję, że taka zmiana atmosfery będzie możliwa przez uregulowanie sprawy "Caritasu", przez uwolnienie od służby wojskowej alumnów, zakonników i księży, oraz przez zastosowanie przez rząd pewnych ulg przy konfiskacie ziem kościelnych. Episkopat, nie bardzo wierząc w odzyskanie "Caritasu", liczył choćby na jego likwidację i nienadużywanie tej nazwy kościelnej. Wszystko to okazało się mało realne. Ale zasadniacza decyzja została w Krakowie powzięta. Ksiądz Prymas przedstawił wszystkie pro i contra projektowanego podpisania porozumienia. Arcybiskup Dymek w wystąpieniu, mającym ważne znaczenie, stwierdził, że szala pro przeważa. Prymas rzucił na tę szalę cały swój autorytet. Wśród innych uchwał Konferencja przyjęła też wniosek, by wszyscy ordynariusze przesłali do Sekretariatu Episkopatu listy uwięzionych księży i zakonników. Liczono z pewnością na to, że po podpisaniu umowy z rządem odzyskają oni wolność. Następnego dnia, 4 kwietnia, odbyło się w Warszawie znów kolejne posiedzenie Komisji Mieszanej. Sprawy zmierzały wyraźnie w kierunku podpisania umowy, ale jej losy nie były pewne nawet w dniu zawarcia układu, 14 kwietnia 1950 roku, kiedy Komisja Mieszana debatowała nad ostatecznymi sformułowaniami pierwszego w dziejach porozumienia między Episkopatem katolickim a rządem komunistycznym. Opinia społeczna była sceptyczna wobec koncepcji porozumienia ze względu na wiele wcześniejszych nieprzyjaznych kroków władz wobec Kościoła. Szczególnie nieufne było duchowieństwo. Ale Ksiądz Prymas stał na stanowisku, że Kościół nigdy nie mówi "nie", jeśli można dojść do pokoju i zgody. Prymas przypominał, że po najcięższych prześladowaniach Kościoła we Francji, w Niemczech bismarckowskich, w Meksyku, w Hiszpanii - dochodziło do zawieszenia broni. Niemal w ostatniej chwili wypłynęła nazwa "porozumienie", a nie "deklaracja", jako określenie modus vivendi ustalonego z rządem. Prymas pamiętał, że "causae maiores" są w Kościele zastrzeżone Stolicy Apostolskiej. Nie zawierał więc konkordatu, ale modus vivendi, ograniczone porozumienie, aby zabezpieczyć Kościół przed dalszym przyśpieszonym i drastycznym w formach wyniszczeniem. Podczas Konferencji Episkopatu w Krakowie w dniu 3 kwietnia, na 11 dni przed zawarciem porozumienia, w obecności ks. kardynała Sapiehy, Ksiądz Prymas Wyszyński - jak mówiliśmy - rzucił na szale całe swoje przekonanie, wynikające z jego formacji duchowej i umysłowej, na rzecz dokonania tego ryzykownego kroku. Zadeklarował, że bierze na siebie całą odpowiedzialność wobec Kościoła i historii. Ksiądz Prymas uważał, że nie tylko rozeznanie rzeczywistości, ale właśnie formacja duchowa, którą daje Kościół, zasadnicze nastawienie na poszukiwanie pokoju i zgody, nakazywała zawarcie porozumienia. Przekonanie to czerpał Prymas ze swych poglądów na katolicką myśl społeczną, z ujmowania przez nią spraw państwa i władzy. Można więc stwierdzić zdumiewający paradoks historyczny i psychologiczny. Katolicka nauka społeczna, która była zawsze dla komunistów kamieniem obrazy, przyczyniła się do zawarcia pierwszego w dziejach porozumienia między rządem komunistycznym a Episkopatem katolickim. Prymas Polski decydując się na porozumienie nie uważał, że dokonuje kroku koniunkturalnego, że politykuje, że stawia na "przetrwanie", co zarzucali mu komuniści. Prymas kierował się względami zasadniczymi, tak jak je pojmował na podstawie społeczno_moralnej formacji socjologii katolickiej. Zdawał sobie naturalnie sprawę, że podczas gdy on kieruje się względami zasadniczymi, druga strona politykuje i prowadzi grę taktyczną dla "skompromitowania Kościoła" w oczach konserwatywnej części społeczeństwa, wygrania na czasie, umocnienia własnych pozycji. Ale nawet zakładając różne intencje obu stron, Ksiądz Prymas uważał, że względy zasadnicze dyktują nakaz dążenia do jakiegoś modus vivendi. Episkopat zastanawiał się nad sytuacają, jaka powstałaby, gdyby porozumienia nie podpisano. Konkordat został zerwany, a rząd nie liczył się ani z prawem kanonicznym, ani z zasadami działalności Kościoła. Powstałby więc stan pozaprawny, bardzo dotkliwy wobec nieuniknionego współistnienia Kościoła i państwa. Potem, po zawaarciu porozumienia, choć nagminnie było ono przez rząd łamane, zawsze jednak w jakiejś mierze hamowało akcję władz przeciwko Kościołowi. Podpisując porozumienie rząd ograniczał najpierw swą walkę z Kościołem, a potem, chcąc nadrobić "zapóźnienia" w stosunku do innych krajów bloku wschodniego, także musiał liczyć się z opinią publiczną i stale znajdował się w jej oczach jako strona łamiąca umowę. Wszystko to krępowało jego akcję, musiał ją więc do pewnego stopnia konspirować wobec społeczeństwa i dość długo nie mógł pozwolić sobie na otwarty konflikt z Kościołem. Dążność do porozumienia zapewniła przez pierwsze pięć lat kierowania Kościołem przez Księdza Prymasa Wyszyńskiego znaczne zwolnienie niszczycielskiej akcji władz wobec instytucji katolickich. Wynikało to naturalnie z siły społecznej katolicyzmu polskiego, ale i z taktyki przyjętej przez Prymasa Polski. A Prymas brał także pod uwagę doświadczenia w Rosji po Rewolucji Październikowej, gdzie bezwzględna walka z Cerkwią stopniowo, szczególnie w czasie wojny, zmieniła się w "cichą ugodę". Prymas sądził, że każda forma rządu, nawet tak bezwzględna i krwawa, jak w okresie porewolucyjnym, "powoli stygnie i bieleje, w miarę jak napotyka trudności, których sam urzędnik rozwiązać nie może, bez pomocy społeczeństwa". Choć sama istota systemu politycznego państw bloku wschodniego nie uległa zmianie i później, to jednak przewidywania te okazały się słuszne, a rządy komunistyczne co pewien czas są zmuszone zwracać się do społeczeństwa i iść z nim na kompromis. Zapewne proces kardynała Mindszentego, jak i późniejsze uwięzienie kardynała Wyszyńskiego, świadczyły, że ewolucja w duchu liberalnym nie jest absolutnie prawidłowością rozwojową państw bloku wschodniego, ale fakt cofania się co pewien czas rządów komunistycznych przed wolą społeczeństw stał się powszechnie dostrzegalny. System polityczny był nadal ten sam, ale taktyka nakazywała zwroty i wycofywanie się z konsekwentnego doktrynerstwa wobec wymogów praktycznego życia. Uważna obserwacja metod walki z religią kazała Księdzu Prymasowi przypuszczać, że w warunkach polskich sprawy mogą potoczyć się inaczej niż w rosyjskich, a także w węgierskich. Dalszym ważnym względem, który Prymas brał pod uwagę, było jego przekonanie o nieuchronności reform społecznych. Choć więc Prymas daleki był od celów stawianych sobie przez komunistów, uważał, że Polska potrzebuje przebudowy społeczno_gospodarczej, i nie zamierzał mechanicznie potępiać wszystkiego, co się w kraju działo. Programowy ateizm rządu stanowił natomiast przegrodę między obozem rządzącym a postępowo myślącymi kołami katolickimi, które nie aprobując metod rewolucyjnych, nie zawsze wrogie były wobec niektórych postulatów socjalistycznych. "Gdyby nie ten ciasny ateizm - pisał Prymas Polski - przybierający tak często wymiary walki religijnej, to społeczeństwo polskie, ze swoim kulturalnym, dziejowym demokratyzmem, byłoby najwdzięczniejszym polem pracy dla rozumnego rządu. Oczywiście, ten rząd musiałby być mądry, wolny od demagogii, wybitnie społeczny i niezależny od takich nacisków od zewnątrz, jakie pozbawiałyby go popularności wobec społeczeństwa, które musiało zdobyć się na ofiary". Tymczasem jednak rząd był słaby w opinii polskiej, przekonanej o braku nawet względnej suwerenności kraju, zaufał więc represji politycznej i sile. Spowodowało to, że udręczony naród był w opozycji nawet wobec niektórych słusznych dążeń. W przekonaniu Księza Prymasa trudności powstawały i stąd, że program przebudowy przyszedł do Polski ze Wschodu. Społeczeństwo o kulturze łacińsko_zachodniej, inteligentne, ale bardzo indywidualistyczne, musiało stanąć okoniem wobec wszystkiego, co przychodziło z Eurazji. Na nastawienie społeczeństwa, szczególnie w pierwszych latach po wojnie, rzutowała także utrata polskich ziem wschodnich. Problemy przebudowy społecznej zostały zaciemnione przez zawsze bolesne kwestie narodowościowe. Dalsze błędy władz wiązały się z potępieniem w czambuł całego okresu Polski przedwojennej, z przesadnym idealizowaniem rzeczywistości radzieckiej, z narzucaniem społeczeństwu obcej kultury i zupełnym nieliczeniem się z jego psychologią. Zresztą nie chodziło tu tylko o takie czy inne błędy, ale o wprowadzanie systemu totalnego i państwa ideologicznego, zaprzeczającego pluralizmowi społeczeństwa, likwidującego partie polityczne, związki zawodowe i całe bogactwo życia społecznego. System ten musiał naturalnie godzić także w Kościół. W ten sposób dezintegrując społeczeństwo, system musiał posługiwać się tylko przymusem. A jak wiadomo, jest to najgorszy środek na drodze do współpracy różnych warstw społecznych. Ksiądz Prymas liczył się ze stosowaniem środków przymusu i walki z religią w coraz szerszej skali. Dlatego też zdecydował się odpowiedzieć pozytywnie na propozycję porozumienia, gdyż w ten sposób m.in. łagodził sytuację poszczególnych parafii i całego Kościoła. Wszystkie te motywy, zarysowane tu w pewnym skrócie, zostały wyłożone na Konferencji Episkopatu w Krakowie w marcu 1950 roku w obecności kardynała Sapiehy i doprowadziły do postanowienia, by dążyć do porozumienia, kontynuować pracę Komisji Mieszanej i starać się o zmianę projektu umowy. Dla Prymasa Wyszyńskiego było nader ważne to, że "kardynał Sapieha, gdy wyjeżdżał z Warszawy do Rzymu, wiedział dobrze o tym stanowisku Episkopatu i je podzielał". Stanowisko kardynała Sapiehy miało dla Prymasa wielkie znaczenie, cieszył się on bowiem ogromnym autorytetem w Polsce i w Stolicy Apostolskiej. Ale ostateczną decyzję Ksiądz Prymas brał na siebie. Jak pisaliśmy, podjęła ją najpierw Konferencja Episkopatu 3 kwietnia 1950 roku w Krakowie, a ostatecznie zapadła na posiedzeniu Komisji Mieszanej 14 kwietnia 1950 roku, kiedy w godzinach wieczornych podpisano porozumienie. Wobec braku konkordatu, nieliczenia się przez rząd z przedwojenną konstytucją państwa, nie mówiąc już o prawie kanonicznym, porozumienie stało się odtąd jedynym argumentem biskupów w walce o prawa Kościoła. III Pod względem propagandowym, na krótką metę porozumienie było sukcesem rządu. Na dłuższą metę dawało Kościołowi puklerz obronny. Rząd zrobił wszystko, co mógł, by w dokumencie znalazły choć pośrednie poparcie przewodnie kierunki jego polityki. I tak Episkopat zobowiązał się, że "wezwie duchowieństwo, aby w pracy duszpasterskiej zgodnie z nauką Kościoła nauczało wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej". Zdawałoby się, że było to wiele, ale jeśli porównamy tego typu sformułowania w porozumieniu polskim z porozumieniem narzuconym Kościołowi na Węgrzech, okaże się, że biskupi polscy nie poszli za daleko. W porozumieniu węgierskim zaraz w artykule 1 czytamy: "Episkopat uznaje i zgodnie z obowiązkami obywatelskimi popiera ustrój państwowy Węgierskiej Republiki Ludowej i jej Konstytucję". Zgoła czym innym była deklaracja poszanowania prawa niż aprobata ustroju komunistycznego. Bezkompromisowa taktyka kardynała Mindszentego doprowadziła do wyeliminowania go, a potem do narzucenia Kościołowi na Węgrzech pełnej zależności. Mindszenty nie uzyskiwał żadnej konkretnej rekompensaty za swe zbyt daleko idące deklaracje. Kościół polski zachował natomiast pewną niezależność i partnerstwo wobec rządu. Polskie porozumienie stanowiło w wielu punktach deklarację Episkopatu całkowicie zrozumiałą także z narodowego punktu widzenia. Tak było, gdy biskupi nawoływali do "wzmożonej pracy nad odbudową kraju", stwierdzali że "zarówno prawa ekonomiczne, historyczne, kulturalne, religijne, jak i sprawiedliwość dziejowa wymagają, aby Ziemie Odzyskane na zawsze należały do Polski". Episkopat deklarował: "Wychodząc z założenia, że Ziemie Odzyskane stanowią nieodłączną część Rzeczypospolitej, Episkopat zwróci się z prośbą do Stolicy Apostolskiej, aby administracje kościelne, korzystając z prawa biskupów rezydencjalnych, były zamienione na stałe ordynariaty biskupie". Zobowiązanie to stało się później pretekstem ataków rządu przeciw Kościołowi, ale jak zobaczymy, biskupi osiągnęli w tej sprawie w Watykanie maksimum tego, co było możliwe. W porozumieniu potępiono także rewizjonizm niemiecki. Wreszcie złożono nadzwyczaj precyzyjną i trafną deklarację: "Zasada, że Papież jest miarodajnym i najwyższym autorytetem Kościoła, odnosi się do spraw wiary, moralności oraz jurysdykcji kościelnej, w innych natomiast sprawach Episkopat kieruje się polską racją stanu". Wiele oporów w opinii budził punkt porozumienia, w którym obiecywano wyjaśnić duchowieństwu, "aby nie przeciwstawiało się rozbudowie spółdzielczości na wsi", ale w tym samym punkcie mowa jest o zasadzie dobrowolności. Ponieważ komuniści łamali zasadę dobrowolności w dążeniu do kolektywizacji, więc Episkopat dokonał ważnego zastrzeżenia. Umieszczone na początku tego punktu sformułowanie, że "misja Kościoła może być realizowana w różnych ustrojach społeczno_gospodarczych", można uznać za prekursorskie, a zarazem powściągliwe przez swą ogólnikowość. Wypowiedzenie się przeciw "nadużywaniu uczuć religijnych w celach antypaństwowych" nie odbiega w niczym od zasad katolickich. Opowiedzenie się za wysiłkami pokojowymi i przeciw zbrojnemu podziemiu było z pewnością sukcesem rządu, ale w aktualnej sytuacji akcja zbrojnego podziemia była szkodliwa nie tylko dla rządu, ale i dla substancji biologicznej wykrwawionego narodu polskiego. Krótko mówiąc, wszystkie zobowiązania Episkopatu dają się i dzisiaj po trzydziestu latach całkowicie obronić. Kościół zyskiwał natomiast także konkretne zobowiązania rządu. Zapewniał on nauczanie religii w szkołach. Zobowiązywał się nie przeszkadzać uczniom w praktykach religijnych poza szkołą. Zapewniał dalsze istnienie szkół katolickich, a nawet godził się na korzystanie przez nie z praw państwowych. Zagwarantowana została działalność Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a także stowarzyszeń katolickich. Zapewniono prawo Kościoła do rozwijania działalności charytatywnej, dobroczynnej i katechetycznej. Zapewniono wolność prasy i wydawnictw katolickich. Obiecano nie stawiać przeszkód w kulcie publicznym, w tradycyjnych pielgrzymkach i procesjach. Zastrzeżono wreszcie uregulowanie spraw duszpasterstwa wojskowgo oraz opiekę duchową w więzieniach, a także w szpitalach. Wreszcie rząd gwarantował swobodę działalności zakonów. Do tekstu porozumienia dołączony został wspólnie podpisany protokół, regulujący warunkową zgodę Episkopatu dla księży pragnących pracować w odebranym Kościołowi "Caritasie", sprawę roszczeń Kościoła z tytułu przejętych "Dóbr martwej ręki" i utworzonego tzw. Funduszu Kościelnego, wreszcie zapewniający odroczenie alumnom służby wojskowej oraz zwalniający od niej księży i zakonników. Nie ulega więc wątpliwości, że formalny, literalny bilans porozumienia był dla Kościoła korzystny, nawet zakładając, że nie będzie ono przez stronę rządową lojalnie wykonywane. Prymas Polski na zarzuty, że "nie można się porozumiewać z diabłem", odpowiedział: "Zupełnie słusznie, z diabłem nie można się porozumiewać, ale z ludźmi tak". W Warszawie podpisanie porozumienia przyjęto z ulgą, choć nikt nie miał złudzeń, że zamyka ono walkę rządu z Kościołem. Wierzono raczej, że da chwilę oddechu, i tak też się stało. W Watykanie mons. Tardini był początkowo "przejęty bólem" na wieść o podpisaniu porozumienia. Ojciec święty Pius XII miał je jednak później w pełni zaaprobować. Dla rządu umowa kwietniowa stanowiła tylko etap w grze przeciw Kościołowi, zmierzającej do ateizacji społeczeństwa i eliminacji religii. Natychmiast więc pojawiły się postulaty dalszych deklaracji ze strony biskupów. Spełniali oni te żądania, które nie stały w sprzeczności z zasadami katolickimi. Wydali oświadczenie w sprawie pokoju międzynarodowego, pod silnym i długim naciskiem podpisali tzw. Apel Sztokholmski i złożyli deklarację z okazji II Światowego Kongresu Obrońców Pokoju. Już jednak w drugiej połowie roku 1950 atmosfera zaczynała się zagęszczać. Księża biskupi byli zmęczeni ciągłymi żądaniami deklaracji pokojowych. Choć idea pokoju ma swe najgłębsze źródło w Ewangelii, to przecież imprezy pokojowe w okresie stalinowskim stały się główną taktyką komunistów, za którą ukrywano gwałty wewnętrzne i prawdziwą politykę zewnętrzną obozu. Prymas Polski stał jednak konsekwentnie na gruncie zawartego porozumienia i starał się okazywać maksimum dobrej woli. Po podpisaniu umowy kwietniowej odbywają się Konferencje Plenarne Episkopatu 30 kwietnia i 9 czerwca. Dnia 22 czerwca obraduje Komisja Główna Episkopatu z udziałem ks. kardynała Sapiehy, który powrócił z Rzymu. Następnego dnia Ksiądz Prymas udaje się razem z kardynałem Sapiehą na Palmiry. Widać wyraźnie, jak bardzo Prymas liczy się z Seniorem Episkopatu i jedynym wtedy kardynałem polskim, Adamem Księciem Sapiehą. Większość posiedzeń odbywa się w Krakowie. Tam właśnie 30 czerwca i 1 lipca obraduje Konferencja Plenarna Episkopatu. Już wtedy zarysowuje się jakaś groźba ze strony rządu w stosunku do administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Rząd chciałby wymusić decyzje Stolicy Apostolskiej, nierealne wówczas ze względu na brak traktatu pokojowego lub analogicznych układów międzynarodowych, w sprawach granicznych. Ksiądz Prymas okazuje żywe zainteresowanie pracą Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Prosto z Konferencji w Krakowie jedzie do Wrocławia i odbywa podróż po Ziemiach Zachodnich, m.in. odwiedza Gorzów i Zieloną Górę. Dnia 5 sierpnia odbywa się w Warszawie posiedzenie Komisji Mieszanej. Jeszcze w końcu tego miesiąca, 26 sierpnia, Ksiądz Prymas objeżdża Olsztyn, Malbork, Elbląg, Frombork. Dwa dni później jest na kursie duszpasterskim w Olsztynie. Trudno wprost wymienić wszystkie miejscowości, które wizytuje. Koniec roku przynosi wzrost napięcia w stosunkach między Kościołem a państwem. Episkopat obraduje, prowadzi rozmowy w ramach Komisji Mieszanej, której posiedzenia odbywają się 16, 28 listopada i 4 grudnia. Zaraz potem, 5 i 6 grudnia, ma miejsce zjazd ordynariuszów, a 27 grudnia - posiedzenie Komisji Głównej. Napięcie sytuacji wzrasta. Dnia 15 stycznia 1951 roku odbywa się w Krakowie Plenarna Konferencja Episkopatu. Tymczasem rząd - niezadowolony z braku rezultatów swego nacisku i w dążeniu do planowanej dezorganizacji Kościoła - ucieka się do presji. Dnia 20 stycznia zostaje aresztowany ordynariusz kielecki ks. biskup Czesław Kaczmarek, a władze zapowiadają jego proces sądowy. Sprawa ta będzie miała swoje dalekosiężne konsekwencje. Najgorsze jednak następuje 28 stycznia. Rząd ogłasza w tym dniu odsunięcie od sprawowanych funkcji kościelnych administratorów kościelnych za Ziemiach Zachodnich i zmusza kapituły do nieważnego kanonicznie wyboru wikariuszy kapitulnych. Z Olsztyna usunięty zostaje ks. Bensch, z Opola ks. Kominek, z Wrocławia ks. Milik, z Gorzowa ks. Nowicki i z Gdańska ks. Wronka. Akt ten stanowił nie zniesienie tymczasowości administracji kościelnej, jak go rząd nazwał, ale właśnie jej utwierdzenie. Nawet dla nie znających prawa kanonicznego było oczywiste, że administrator apostolski znaczy w Kościele o wiele więcej niż wikariusz kapitulny, do tego jeszcze wybrany nieważnie. W tej nadzwyczaj poważnej sytuacji odbyło się już następnego dnia, 29 stycznia, w Warszawie posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. Ksiądz Prymas wyjaśnił, że zebranie ma miejsce w Warszawie ze względu na konieczność stałych kontaktów z władzami. W dotychczasowej tradycji posiedzenia odbywały się, jak wspominałem, w Krakowie, z uwagi na wiek ks. kardynała Sapiehy. Posiedzenie dało przegląd całości sytuacji na odcinku Kościół - państwo. Władze tworzyły fakty dokonane, mimo że rozmowy cały czas były w toku. Przypomnijmy kolejność wydarzeń. Dnia 18 stycznia biskup Choromański rozmawiał z posłem Mazurem i proponował wysłanie listu przez Księdza Prymasa do Rzymu w sprawie Ziem Zachodnich. Propozycja została jednak odrzucona. Mazur oświadczył, "że Rzym doskonale wie, o co chodzi, jest dobrze poinformowany i nie daje odpowiedzi (...). Episkopat się spóźnia, a czas nagli" - wywodził Mazur, a słowa jego były poważniejszą groźbą niż biskupi mogli przypuszczać. Następne spotkanie miało się odbyć 20 stycznia, ale nie nastąpiło. W tym dniu właśnie aresztowano biskupa Kaczmarka. W wyniku energicznych nalegań biskupa Choromańskiego kolejna rozmowa z Mazurem odbyła się 21 stycznia, ale nie wniosła nic nowego, poza tezą Mazura, że "czas nagli" i że sprawa biskupa Kaczmarka "jest poważna". Następnego dnia, 22 stycznia, biskup Klepacz odbył rozmowę z Mazurem jako delegat Prymasa Polski i zaproponował rozmowę Księdza Prymasa z prezydentem Bierutem. Sytuacja, aresztowanie biskupa Kaczmarka i konflikt wokół administracji na Ziemiach Zachodnich, aż nadto uzasadniała potrzebę rozmowy na najwyższym szczeblu. Biskup Klepacz kontynuował swoje spotkania w ciągu dwóch następnych dni. W dniach 22 i 23 stycznia odbyły się także narady administratorów apostolskich Ziem Zachodnich pod przewodnictwem Księdza Prymasa. Jako główny temat rozmowy Prymasa z prezydentem Bierutem wysunięto sprawę administracji na Ziemiach Zachodnich i wyjazd Księdza Prymasa do Rzymu. Z rozmów wynikało jednak, że rząd ma w sprawie Ziem Zachodnich własny plan; chwilowo mówił po prostu, że powinny być tam takie same diecezje jak gdzie indziej. Tak łatwo jednak nie mógł sobie sprawy przedstawiać, bo bez Stolicy Apostolskiej żadne ważne decyzje nie wchodziły w rachubę. Tymczasem minister Bida zaprosił do siebie 23 stycznia biskupa pomocniczego z Kielc ks. Sonika i okazał mu własnoręczne pismo aresztowanego biskupa Kaczmarka, mianującego ks. Sonika wikariuszem generalnym. Minister oświadczył, że może wręczyć to pismo nominatowi, po złożeniu przez niego ślubowania o lojalności, będącego skrótem aktu ślubowania przewidywanego przez zerwany przez rząd konkordat ze Stolicą Apostolsską. Obawiając się, czy biskup Kaczmarek miał swobodę przy podpisywaniu dokumentu nominacyjnego w więzieniu, biskup Sonik postanowił odwołać się do decyzji Prymasa Polski. Po naradzie Prymasa z biskupami Choromańskim i Klepaczem postanowiono nominację ks. biskupa Sonika przeprowadzić przez kapitułę kielecką, by osiągnąć pewność, że wybór jest ważny kanonicznie. Wyrażono zgodę, by biskup podpisał w dniu 26 stycznia deklarację ślubowania. Był to kolejny gest dobrej woli, zmierzający do zapewnienia kanonicznej poprawności wszystkich aktów kościelnych i ratujący kierunek porozumienia z rządem. Ofensywa rządu przybierała jednak na sile. Dnia 25 stycznia ukazał się w "Trybunie Ludu" napastliwy artykuł pt. "Czas z tym skończyć", wymierzony przeciw tymczasowości administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Biskup Choromański natychmiast udał się do ministra Bidy i ostro zaprotestował przeciw temu, że w czasie toczących się rozmów i na kilka dni przed zapowiedzianym spotkaniem Prymasa Polski i Prezydenta Rzeczypospolitej wystąpiono z tak bardzo nielojalnym atakiem. Nic to jednak nie pomogło. Dzień później władze usunęły administratorów apostolskich z Ziem Zachodnich, o czym, jak już wspomniałem, prasa doniosła w dniu 28 stycznia 1951 roku. Rząd całkiem świadomie stawiał Kościół przed faktem dokonanym, jeszcze przed rozmową Prezydenta z Prymasem, doskonale wiedząc, że zwierzchnik Kościoła w Polsce nie zrobi żadnego kroku w tej sprawie bez Stolicy Apostolskiej. Biskup Choromański zaraz po ogłoszeniu decyzji rządu udał się do ministra Bidy i zaprotestował przeciw ingerencji władz państwowych w jurysdykcję kościelną oraz przeciw dokonanym jednocześnie aktom gwałtu wobec osób duchownych i instytucji kościelnych. Sekretarz Episkopatu złożył jednocześnie na ręce ministra Bidy odwołanie Episkopatu i zakomunikował ministrowi, że w wytworzonej sytuacji jurysdykcja kościelna w administracjach Ziem Zachodnich należy wyłącznie do Prymasa Polski, który w najbliższym czasie podejmie odpowiednie decyzje kanoniczne. Sekretarz Episkopatu nie podjął też żadnej dyskusji z ministrem na temat zaszłych wydarzeń. Spowodowało to reakcję natychmiastową: już po kilku godzinach do biskupa Choromańskiego zatelefonował poseł Mazur, proponując mu rozmowę. Sekretarz Episkopatu najpierw chciał się od tej rozmowy uchylić ze względu na nielojalność Mazura, który kilka dni wcześniej rozmawiał z biskupem Klepaczem i ani słowem nie zdradził tak daleko idących planów rządu. Jednak na skutek nalegań Mazura zgodził się w końcu na spotkanie. Rząd, jak zwykle po dokonaniu nieprzyjaznego aktu, chciał załagodzić sytuację. Mazur dowodził, że rząd dlatego podjął swoje decyzje, iż ani Episkopat, ani Watykan nie znalazł sposobu wyjścia, a więc tworząc fakty dokonane rząd ułatwił sytuację Episkopatu wobec Stolicy Apostolskiej. Była to typowa, przewrotna argumentacja, ulubiona metoda okresu stalinowskiego, obliczona na wywoływanie konfliktów wewnątrz Kościoła. I tym razem rząd uległ złudzeniom, gdyż Prymas był ostatnim człowiekiem, który czyniłby użytek z prób podważania uprawnień Stolicy Apostolskiej. Konkluzja posła Mazura brzmiała prosto: skończyła się "tymczasowość watykańska" i teraz jest "tymczasowość nasza". Komuniści musieli mieć świadomość, że godząc w Kościół szkodzą reputacji państwa na arenie międzynarodowej i polskiej racji stanu. Względy te jednak miały dla nich wtedy drugorzędne znaczenie. Najważniejsze było utrzymanie władzy i rozbijanie w tym celu wszystkich sił społecznych z Kościołem katolickim na czele. Franciszek Mazur, zadowolony ze swej konkluzji, proponował Episkopatowi rozmowy i "dogadywanie się", deklarował, że rząd stoi na gruncie porozumienia. Te gołębie oferty wynikały ze zrozumienia faktu, że tylko Prymas Polski może kanonicznie uregulować sytuację, w której usunięto nie tylko administratorów apostolskich, ale także ich wikariuszy generalnych tam, gdzie byli mianowani, a następnie wybrano bezprawnie, pod naciskiem władz politycznych, wikariuszy kapitulnych. Mazur domagał się rozmów i usankcjonowania powstałej sytuacji, jednocześnie groził, że rząd nie cofnie się "przed niczym", gdyby były próby przeciwstawienia się faktom dokonanym. Episkopat dobrze wiedział, co znaczą te słowa, i nie zamierzał dać się sprowokować. Komisja Główna postanowiła "ad maiora mala vitanda" nie ogłaszać publicznego protestu przeciwko popełnionym gwałtom. Nieważnie "wybrani" wikariusze kapitulni zostali wezwani do Warszawy i Ksiądz Prymas po zapoznaniu się z całokształtem spraw udzielił im jurysdykcji, by uniknąć schizmy w Kościele. Kanonicznie zostali oni wikariuszami generalnymi Prymasa. Postanowiono także, by Ksiądz Prymas powiadomił Stolicę Apostolską o zaszłych wydarzeniach. Niezależnie od tego Komisja Główna uznała za nader ważny i pilny wyjazd Księdza Prymasa do Rzymu i postanowiła wszcząć w tej sprawie energiczne starania u władz. Biskupi byli zresztą przekonani, że Episkopat uczynił już w sprawie Ziem Zachodnich na terenie Watykanu wszystko, co było prawnie możliwe. W dniu posiedzenia Komisji Głównej, 29 stycznia, biskup Klepacz odbył o godz. #/17#00 jeszcze jedną rozmowę z Mazurem na temat wytworzonej sytuacji. Celem jej było ustalenie ostatecznego terminu spotkania Księdza Prymasa z prezydentem Bierutem. Biskup powiedział Mazurowi, że Episkopat nie zaprotestował wobec kroków rządu tylko w nadziei, że tego typu fakty dokonane nie będą się w przyszłości powtarzały. Mazur potwierdził to słowem: "Tak". Na wiadomość, że Ksiądz Prymas udzieli "wikariuszom kapitulnym" jurysdykcji, Mazur oświadczył krótko: "To dobrze". Rządzący byli pewni siebie i po dokonanych gwałtach okazywali wyniosłą łaskawość. Rozmowa Księdza Prymasa z Prezydentem Rzeczypospolitej została ustalona, miała się odbyć w najbliższych dniach. Doszło do niej w dniu 3 lutego 1951 roku o godz. #/14#00. Nadzwyczaj lojalny wobec wszystkich swych partnerów Ksiądz Prymas treści tej publicznie nigdy nie ujawnił. Ale jej główne tematy były oczywiste. Poza całokształtem stosunków midędzy Kościołem a państwem omówiono przede wszystkim sytuację organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich oraz sprawę wyjazdu Prymasa Polski do Watykanu. Po rozmowie z prezydentem nastąpiło niezwykłe ożywienie działalności Episkopatu i kontaktów z rządem. Dnia 8 lutego obradowała Plenarna Konferencja Episkopatu. Następnego dnia miało miejsce spotkanie u Księdza Prymasa administratorów apostolskich z Ziem Zachodnich, a potem posiedzenie Komisji Mieszanej. Dnia 27 lutego obradowała znów Komisja Główna, a 1 marca Komisja Mieszana. Ostatnie posiedzenie Komisji Głównej przed wyjazdem Księdza Prymasa do Rzymu miało miejsce 29 marca. W dniu 2 kwietnia 1951 roku Prymas Polski o godz 1/5#00 odwiedził grób swego poprzednika, kardynała Augusta Hlonda, a w godzinach nocnych udał się pociągiem w podróż do Rzymu. Prawie od pięciu lat był już biskupem, a od ponad dwóch Prymasem Polski i dopiero teraz, w okolicznościach dramatycznych, po wielkim wstrząsie w Kościele polskim, mógł odbyć swą pierwszą podróż ad Apostolicam Sedem. Ksiądz Prymas wziął z sobą w podróż garść ziemi polskiej i ryngraf Pani Jasnogórskiej. Po prawie dwóch dobach podróży, wieczorem 4 kwietnia o godz. #/21#20, Prymas stanął w Rzymie. Dnia 7 i 8 kwietnia konferował z mons. Tardinim, a 9 kwietnia został przyjęty przez Ojca świętego Piusa XII na 45_minutowej audiencji. Ksiądz Prymas musiał iść na to spotkanie w napięciu. Był świadom kontrowersji, jakie budziło zawarte przez niego porozumienie. Przyjeżdżał zaś po gwałtach rządu komunistycznego, łamiących to porozumienie i domagających się jednocześnie od Watykanu kroków, które by wyprzedzały rozwój sytuacji międzynarodowej w Europie. Prymas jednak uważał, że aby dobrze zrozumieć sytuację w Polsce, trzeba było być w Polsce. Ojciec święty otworzył Prymasowi Polski swoje ramiona, okazał mu bezwzględne zaufanie, zaaprobował i pobłogosławił wszystko, cały kierunek postępowania i sposób działania zwierzchnika Kościoła w Polsce. Z ust Papieża padły wtedy znamienne słowa, skierowane do Księdza Prymasa: "Polonia fara da se" - Polska da sobie radę sama. Ojciec święty nie chciał dawać jakichś szczegółowych wskazówek, ufając, że Prymas Polski najlepiej wie, co robi, bo zna stosunki na miejscu. Był to szczyt zaufania Piusa XII do Prymasa Wyszyńskiego i do jego programu postępowania. Prymas wracał ze spotkania z Ojcem świętym pełen uczuć radości, synowskiej wdzięczności, miłości i oddania. Wszystko, co wiemy ze źródeł polskich o stanowisku Papieża, zaprzecza tezie Hansjakoba Stehle w jego skądinąd interesującej książce "Die Ostpolitik des Vatikans", że Ojciec święty przyjął Prymasa Polski "z wyniosłym chłodem". W końcu Prymas najlepiej wiedział, w jakim duchu rozmawiał z nim Papież. Natomiast opinia Stehlego bardziej pasuje do nastawienia mons. Tardiniego i aparatu kurialnego. Ojciec święty, zapoznany przed rozmową ze złożonością problematyki, nie mógł być po prostu zimny i wyniosły. Nie zgadzam się także z opinią Hansjakoba Stehle, że to, co uzyskał Ksiądz Prymas Wyszyński, stanowiło "połowiczne wyjście Papieża naprzeciw". Myślę, że było akurat przeciwnie. Papież uczynił maksimum tego, co mógł zrobić przed zawarciem międzynarodowych układów Polski z Niemcami Zachodnimi. Zgodził się na mianowanie tytularnych biskupów polskich dla administracji kościelnych na Ziemiach Zachodnich. Był to pokaźny krok naprzód, umacniający pozycję Kościoła polskiego na tych ziemiach. Faktycznie stworzono tam normalne diecezje. W sześć dni po wizycie u Ojca świętego, 15 kwietnia, Prymas konferował ponownie z mons. Tardinim, a następnego dnia odwiedził polski cmentarz wojenny pod Monte Cassino. Dnia 19 kwietnia odbyła się kolejna rozmowa robocza z mons. Tardinim, a 27 kwietnia, kiedy załatwienie spraw już dojrzało, Ojciec święty przyjął Prymasa ponownie na 22_minutowej audiencji pożegnalnej. Następnego dnia odbyła się ostatnia rozmowa z mons. Tardinim. Dnia 1 maja Prymas Polski wyruszył w drogę powrotną do Warszawy, dokąd przybył 3 maja. W dniach 7_#10 maja odbyły się posiedzenia Komisji Głównej, Plenarna Konferencja Episkopatu i szereg spotkań księży biskupów w Krakowie. Następnie 11 maja obradowała w Warszawie Komisja Mieszana przedstawicieli rządu i Episkopatu. I wreszcie 12 maja o godz. #/12#00 Prymas Polski odbył w Belwederze 3_godzinną rozmowę z Prezydentem Rzeczypospolitej Bolesławem Bierutem. Rząd nie przyjął uzgodnionej w Watykanie koncepcji mianowania biskupów tytularnych dla Ziem Zachodnich. Był to błąd rządu i systemu stalinowskiego, który przedkładał dezintegrację Kościoła nad polską rację stanu. Nie był to błąd ani Watykanu, który wtedy nic więcej nie mógł uczynić, ani tym mniej Prymasa, który osiągnął możliwe w ówczesnych warunkach maksimum. Wszystko to przyznały same władze komunistyczne, gdy po przełomie politycznym w październiku 1956 roku zgodziły się na rozwiązanie odrzucone przez Bieruta i stalinistów. IV Chciałbym poświęcić jeszcze nieco uwagi sprawie polskiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, bo wokół tego problemu narosło wiele nieporozumień. Jak wiadomo, kardynał Hlond wrócił do Polski 20 lipca 1945 roku, w czasie gdy trwała jeszcze konferencja poczdamska mocarstw, które zadecydowały o polskich granicach powojennych i przesiedleniach ludności. Ze względu na brak praktycznej łączności między Polską a Stolicą Apostolską kardynał Hlond przed wyjazdem do kraju został wyposażony przez Ojca świętego w nadzwyczajne pełnomocnictwa. Skądinąd bardzo przyjaźnie nastawiony do Polski Hansjakob Stehle pisze w swojej cytowanej już książce, że Kardynał wykorzystał swoje nadzwyczajne pełnomocnictwa, które wystawiła mu 8 lipca 1945 roku Święta Kongregacja do Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych, zaraz po swym przybyciu do Polski nie dla środków zabezpieczających przed prześladowaniem komunistycznym (środki te w tym momencie nie były pilne), ale dla polskich interesów narodowych. Mianowicie, zaledwie zamknięta została konferencja poczdamska, która "byłe niemieckie obszary" po tamtej stronie Odry i Nysy przyznała Polsce, kardynał Hlond wydał 15 sierpnia 1945 roku dekret, którym pięciu polskich prałatów ustanowił administratorami apostolskimi na terenach nad Odrą i Nysą. Jak wiemy, rząd polski nie przyjął do wiadomości tej decyzji kardynała, a we wrześniu 1945 roku wypowiedział Stolicy Apostolskiej konkordat z 1925 roku. Rząd uzasadnił swój krok tym, że Watykan w czasie wojny w dwóch wypadkach mianował ze względów duszpasterskich biskupów niemieckich na ziemiach należących prawnie do Polski. Faktyczne powody decyzji rządu wiązały się z ogólnymi stosunkami między państwami bloku wschodniego a Stolicą Apostolską. Przedstawienie tej sprawy przez Hansjakoba Stehle zawiera sugestię, że kardynał Hlond uprawnienia dane mu dla celów duszpasterskich wykorzystał do polskich celów narodowych. Stehle okazuje zresztą dla takiej intencji zrozumienie, w przeciwieństwie do pewnych kół niemieckich, które chciały widzieć w tym nadużycie i skandal. Sprawa jest, jak sądzę, bardziej prosta. Nie tylko miliony Niemców, ale i miliony Polaków zostały przesiedlone w wyniku wojny. Z chwilą ustalenia granic powojennych i przesiedlenia ludności rzeczą logiczną było to, że kardynał Hlond robił ze swych uprawnień użytek duszpasterski nie tylko na części terytorium Polski, ale w całym kraju. Takie były bowiem potrzeby duszpasterskie, niezależnie od faktu, że sprawy granic miały być rozstrzygnięte ostatecznie przez traktat pokojowy albo odpowiednie układy międzynarodowe. Przypuszczeniu zaś, że kardynał Hlond działał w sprawie administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich bez zgody i wiedzy, a nawet może wbrew woli Piusa XII, zaprzeczają po prostu dokumenty. Dnia 24 maja 1948 roku kardynał Hlond skierował do ludności katolickiej Ziem Odzyskanych list, zapewniając ją, że "jest intencją Kościoła, by traktaty pokojowe nie pomniejszały Polski, by uwzględniły jej prawa do bytu niepodległego, by poręczyły jej bezpieczeństwo, a za okrutne krzywdy przyznały jej słuszne odszkodowanie". W orędziu swym kardynał Hlond cytuje cztery pisma Ojca świętego Piusa XII do Episkopatu Polski, z których pierwsze z 21 czerwca 1945 roku mówi obszernie o ogromnych cierpieniach, jakich zaznała Polska, "a trzy następne zwracały się do ludności polskiej przesiedlonej na Ziemie Zachodnie". I tak w liście do Episkopatu z 17 stycznia 1946 roku Ojciec święty pisał: "Ze wschodnich ziem Polski płyną ku zachodnim kresom tłumy ludzi, dotkniętych nieraz ciężkim losem, bolejących nad opuszczonym mieniem, zasługujących na to, by im rodacy w nieoczekiwanym położeniu okazali szybką i współczującą pomoc. Czynem i słowem sprawcie to, Ukochany Synu Nasz (chodzi o Prymasa Hlonda - dopisek autora), i Czcigodni Bracia (chodzi o biskupów polskich - dopisek autora), by im ani z Waszej strony, ani od kapłanów i wiernych nie brakło pomocy przewidującego i czynnego miłosierdzia. Roztoczcie nad nimi wszelką opiekę duchową, aby pociechy wiary i nadziei chrześcijańskiej krzepiły ich i umacniały". Nie sposób ze słów tych nie wysnuć wniosku o zachęcie papieża do opieki duchowej na Ziemiach Zachodnich, a więc do kroków, które podjął ze względów duszpasterskich, a także i narodowych, kardynał Hlond. W liście z 23 grudnia 1946 roku Pius XII pisał: "Gdy do ofiarności i poświęceń zachęcamy wiernych synów Kościoła, mamy na myśli nade wszystko potrzeby tych niezliczonych rzesz, które koniecznością dziejową zmuszone zostały przesiedlić się na inne miejsca pobytu. Jesteśmy świadkami ich ogromnych potrzeb materialnych i duchowych. Wiele zdziałał już dla nich i dla ofiar wojny związek "Caritas", któremu niejednokrotnie i z radością udzieliliśmy poparcia. Jeszcze większe zadania czekają Was w przyszłości. Miłość dla tych braci w potrzebie powinna pobudzać wszystkie serca do zwiększonej działalności społecznej i dobroczynnej". Wreszcie w trzecim liście z 18 stycznia 1948 roku Ojciec święty Pius XII wyraził znów swą troskę o przesiedleńców na polskich Ziemiach Zachodnich: "Zanim zakończymy ten list, z głębi serca wyrażamy Wam uznanie i wdzięczność za to, coście wspólnie uczynili, by zaradzić także potrzebom religijnym i społecznym ludności obrządków wschodnich, która w trudnych warunkach osiedla się na nowych sadybach. Jest to wymowny wyraz miłości. Kapłani, którzy tym braciom przychodzą z pomocą, niechaj będą pewni, że zgotowali sobie szczytny wieniec zasług u Ojca, który zna tajniki ich serc". W świetle tych listów, pisanych na przestrzeni trzech lat, nie może być żadnej wątpliwości, że Pius XII aprobował, a nawet pochwalił kroki kardynała Prymasa Hlonda na polskich Ziemiach Zachodnich. Z kolei w świetle tego zasadniczego nastawienia Ojca świętego, jego zgoda na mianowanie polskich biskupów tytularnych na Ziemiach Zachodnich nie była połowicznym kompromisem, lecz konsekwentnym uwzględnieniem potrzeb duszpasterskich i sytuacji narodowościowej, przedstawionych mu przez nowego Prymasa Polski ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego. Papież kierował się tu zasadniczymi motywami pastoralnymi i sytuacją narodowościową, a nie taktyką, nie dokonywał taktycznego kompromisu ani wobec komunistów, ani wobec Adenauera, w celu ułatwienia rządów chrześcijańskiej demokracji w Niemczech Zachodnich. Szczęściem Polski było natomiast to, że w wyniku krzywd zaznanych przez nią w czasie wojny i decyzji powziętych przez aliantów w Poczdamie względy pastoralne korespondowały idealnie z polskimi względami narodowymi. Przeciwnicy tego, co się wtedy wydarzyło, powinni mieć pretensje jedynie do tych, którzy wywołali i przegrali II wojnę światową. Śledząc dalsze koleje życia Księdza Prymasa Wyszyńskiego stwierdzimy, że dalsze kroki w dziedzinie utwierdzenia polkiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich następowały, gdy tylko komuniści przestawali tworzyć sztuczne przeszkody, a potem, gdy dojrzewały przesłanki prawnomiędzynarodowe. Za każdym razem spiritus movens tych kroków był rzeczywiście Prymas Polski. Choć w maju 1951 roku władze komunistyczne nie pozwoliły Kościołowi w Polsce wprowadzić w życie tego, co Prymas uzyskał w Watykanie dla Ziem Zachodnich, Kościół polski zapuszczał na tych terenach coraz głębsze korzenie. Niedługo po powrocie z Rzymu i po koniecznych naradach w Warszawie Prymas Polski odbywa swoją kolejną podróż przez Ziemie Zachodnie. Można śmiało powiedzieć, że ziemiom tym poświęca nie mniej czasu i wysiłku niż swoim dwom archidiecezjom: gnieźnieńskiej i warszawskiej. V Dnia 23 lipca 1951 roku Kościół w Polsce poniósł bolesną stratę. W dniu tym o godz. #/7#30 zmarł Adam kardynał Sapieha. Uroczystości żałobne odbyły się w Krakowie 27 lipca. W tym samym dniu odbyło się posiedzenie Komisji Głównej i Plenarnej Konferencji Episkopatu Polski. Śmierć kardynała Sapiehy była dla Prymasa Polski dotkilwym ciosem. Choć Prymas zarówno o podpisaniu porozumienia, jak i o innych ważnych sprawach kościelnych decydował już na własną odpowiedzialność, jednak liczył się ze zdaniem kardynała oraz z faktem, że w Kościele polskim trwał jego wielki autorytet. Teraz, bodaj w najtrudniejszym momencie, Ksiądz Prymas zostawał bez tej pomocnej świadomości. Ale pewnie trzymał już w swych rękach kierownictwo spraw kościelnych. W końcu lipca, zaraz po pogrzebie kardynała Sapiehy, jest znów na Ziemiach Zachodnich, we Wrocławiu i Opolu. W październiku 1951 roku Prymas ponownie odwiedza te ziemie. Oddaje im swe najlepsze myśli i siły. Czyni to w przekonaniu, że właśnie tam Kościół i naród potrzebują jego obecności w tym momencie, gdy pisze się i mówi, że Watykan i Episkopat pozostał na ich potrzeby obojętny. Obyczaje panujące w okresie stalinowskim sprawiły, że nawet moskiewski dziennik partyjny "Prawda" uznał za możliwe i wskazane bronić polskich Ziem Zachodnich przed Stolicą Apostolską i przed Episkopatem Polski. W artykule z 17 lipca gazeta owa pisała: "(...) Papież działa nadal przez swych podwójnych agentów. Jego polityka wobec Polski jest określona z punktu widzenia imperialistów amerykańskich, dążących do władzy nad światem (...). Watykan wypowiada się zdecydowanie za remilitaryzacją i za powrotem reżimu faszystowskiego w Niemczech Zachodnich (...). Posłusznie wobec życzeń Piusa XII Episkopat nie poparł układu Polski z NRD, w którym została uznana granica na Odrze i Nysie. Podróż Wyszyńskiego niczego w tym nie zmieniła (...). Klika, która kieruje Kościołem katolickim w Polsce, podąża w pełni i wyłącznie linią Watykanu, który jest wrogiem pokoju i demokracji". Ten smakowity i idealnie oddający styl epoki cytat zapowiadał bardzo złe rzeczy. Prymas Polski nie miał i nie mógł mieć co do tego żadnych złudzeń. Manifestowane przez całą drugą połowę roku 1951 niezadowolenie władz politycznych z rezultatów pobytu Prymasa w Rzymie oraz obawa, by społeczeństwo nie zostało wprowadzone w błąd co do faktycznych intencji i programu Kościoła wobec polskich Ziem Zachodnich, skłoniły głowę Episkopatu Polski do osobistego zabrania głosu w tej sprawie. Ksiądz Prymas uczynił to w rozmowie z redaktorem "Tygodnika Powszechnego" Jerzym Turowiczem, ogłoszonej 16 grudnia 1951 roku. Wywiad dotyczył niedawnej wizyty Prymasa na Ziemiach Zachodnich. Na pytanie o wrażenia Ksiądz Prymas powiedział: "Kościół zdołał dość szybko zorganizować życie religijne ludności, otworzyć świątynie, postawić kapłanów na placówkach duszpasterskich, skupić lud w parafiach. Gdy wędrujemy od świątyni do świątyni, patrząc na modlący się lud, słuchając jego podniosłych śpiewów, odnosimy wrażenie przedziwnej jedności tych ziem z modlącą się i pracującą Polską". Prymas przypomniał, że od samego początku duchowieństwo rozpoczęło pracę na tych ziemiach, mówił o wizytach kardynała Hlonda na tych terenach, o otwarciu seminariów. Przypomniał także punkt 3 "porozumienia" między Rządem PRL a Episkopatem Polski: "Episkopat Polski stwierdza, że zarówno prawa ekonomiczne, historyczne, kulturalne, religijne, jak i sprawiedliwość dziejowa wymagają, aby Ziemie Odzyskane na zawsze należały do Polski". I dodał: "Jest to wyraz postawy całego Episkopatu Polski". Gdzie indziej powiedział: "Że wierzymy w przyszłość Polski na Ziemiach Zachodnich, dowodzi tego fakt, iż nie szczędzimy ofiar na odbudowę zabytkowych świątyń". Ksiądz Prymas powiedział dalej, że fakt polskości Ziem Zachodnich "jest oczywisty i należycie doceniony przez Stolicę Świętą. Nie szczędzimy czasu, by to należycie naświetlić w Rzymie. A trzeba przyznać, że i Ojciec święty nie żałował swego czasu, by tych naszych wyjaśnień uważnie wysłuchać. Również w Sekretariacie Stanu poświęcono nam wiele uwagi, najlepszej woli i zrozumienia naszych oświetleń. Stolica Święta nie jest skłonna do deklaracji słownych. Nie brak jednak faktów, które niekiedy więcej mówią niż słowa. A jest niewątpliwym faktem, że Stolica Święta przyjęła do wiadomości zorganizowanie przez kardynała prymasa Hlonda życia kościelnego na Ziemiach Zachodnich. Co więcej, Stolica Święta pozwoliła na stworzenie tu kościelnych instytucji, które przysługują kanonicznie określonym organizmom kościelnym. Stolica Święta pozwoliła na zorganizowanie kurii diecezjalnych, sądów duchownych, seminariów duchownych. A więc Stolica Święta liczy się z tym, że kościelne życie polskie będzie się tu nadal rozwijać, będzie się stabilizować i przybierać coraz to doskonalsze formy. Stolica Święta przyjęła też do wiadomości i nasze postulaty, dotyczące organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Powzięła nawet takie decyzje, które mają wielkie znaczenie dla pomyślnego ułożenia stosunków kościelnych. A chociaż realizacja tych decyzji wymaga jeszcze czasu, to jednak tworzą one fakty historyczne, będące nowym dowodem liczenia się Stolicy Świętej z prawami i potrzebami polskiego życia kościelnego na Ziemiach Zachodnich". Dość obszernie zreferowaliśmy wywiad z Księdzem Prymasem, ponieważ w następnym roku ta wypowiedź miała stać się przedmiotem lub pretekstem zaciekłego niezadowolenia rządu, przede wszystkim z powodu pozytywnej oceny stanowiska Stolicy Apostolskiej wobec polskich Ziem Zachodnich. Wśród innych celów politycznych, jakie partia stawiała sobie wobec Kościoła w Polsce, na czoło wysuwał się w tym czasie zamiar izolowania Kościoła katolickiego od Stolicy Apostolskiej. Ziemie Zachodnie miały być do realizacji tego zamysłu najdogodniejszym pretekstem. Już 1 stycznia 1952 roku ukazał się w "Słowie Powszechnym", głównym organie "postępowych katolików" z Paxu, artykuł pt. "Prawdy bezsporne", pióra Bolesława Piaseckiego, wydrukowany jako wypowiedź redakcyjna, co dodawało artykułowi wagi. Tekst ten mówi sam za siebie: "Dyskusja na temat, jaka jest polityka Sekretariatu Stanu w stosunku do Polski, jest bezprzedmiotowa, dopóki Kuria Rzymska nie eryguje ostatecznie diecezji zachodnich lub nie obsadzi istniejących biskupami polskimi. Dopóki ten fakt nie nastąpi, polityka Sekretariatu Stanu w stosunku do Polski nie może być oceniana inaczej jak negatywnie. Wszelkie zapewnienie Kurii Rzymskiej o życzliwości do narodu polskiego bez jej zaangażowania się w pozytywne rozwiązania sprawy diecezji zachodnich jest pozbawione podstaw rzeczowych i nosi charakter dyplomatycznego zwyczaju. Wpływy, którym podlega Kuria Rzymska, zajmując negatywny stosunek do potrzeb Polski współczesnej, są dwojakie: po pierwsze, niechęć narażenia się Niemcom zachodnim, których wpływy w Kurii mają charakter zasadniczy, po drugie, niechęć przeciwstawienia się wpływom amerykańskim, które nie chcą stabilizacji Kościoła na ziemiach polskich, ponieważ ziemiami tymi rozbudzają odwetowe i zaborcze tendencje potrzebnych im żołnierzy niemieckich dla wojsk Paktu Atlantyckiego. Fakty te są tak bezsporne, że należy uznać wszelkie próby przedstawienia polityki Sekretariatu Stanu jako korzystnej dla Polski - za całkowicie skazane na niepowodzenie. Te właśnie elementy zaniepokoiły nas w wywiadzie Księdza Prymasa, tak długo oczekiwanym przez społeczeństwo katolickie. Katolicy polscy boleją nad stosunkiem polityki Sekretariatu Stanu do spraw polskich, a nazywając ją po imieniu, nie przestają być ani na chwilę świadomi swych obowiązków w dziedzinie wiary, moralności i jurysdykcji wobec Głowy Chrześcijaństwa. Manifestacja wrocławska w stosunku do polityki Sekretariatu Stanu jest czynnikiem akcentującym fakt, że wpływy rewizjonistyczne niemieckie i wojenne Bloku Atlantyckiego ustawiają ją w pozycji, która podlega ostrej krytyce ogółu katolików polskich". Manifestacja wrocławska, o której pisał Piasecki, odbyła się 12 grudnia 1951 roku. Pod presją aparatu przymusu zwieziono na nią 1500 księży, którzy wysłuchali referatu ks. prof. Eugeniusza Dąbrowskiego o polskości Ziem Zachodnich. Choć ani referat, ani cały przebieg zjazdu nie był tak ostry, jak niektóre wcześniejsze wystąpienia "księży patriotów", stanowił on pod względem politycznym akt wymierzony przeciw Episkopatowi i Watykanowi w związku z polskimi Ziemiami Zachodnimi. Wywiad z Prymasem Polski w "Tygodniku Powszechnym" ukazał się już po zjeździe wrocławskim. Prymas w dyplomatyczny spoób mówił o "decyzjach, które mają wielkie znaczenie dla pomyślnego ułożenia stosunków kościelnych" na Ziemiach Zachodnich, dodając, że "realizacja tych decyzji wymaga jeszcze czasu". Chodziło naturalnie o mianowanie biskupów tytularnych dla diecezji zachodnich. Rząd plan ten odrzucił i uznał za kamień obrazy w stosunku do Watykanu. Takie były rzeczywiste kulisy niezwykle ostrego wystąpienia Piaseckiego przeciw Stolicy Apostolskiej w "Słowie Powszechnym" z dnia 1 stycznia 1952 roku. zapowiadało ono ciężki rok i nowy trudny okres w dziejach Kościoła i w życiu Księdza Prymasa Wyszyńskiego. Rozdział III Uwięzienie Prymasa było nieuniknione (1952_#1956) I Prymas Polski nie mógł patrzeć beztrosko na zaczynający się rok 1952, skoro w jego pierwszym dniu zanotował zdania świadczące o wielkiej determinacji: "Czegokolwiek zażąda Bóg - uczynię. Wszystko mi jedno, czy mam wsiewać słowem i przykładem życia, czy krwią własną. Byleby tylko Polska pozostała Królestwem Chrystusa". W słowach tych uderza wzmianka o krwi. Świadczyła ona nie tylko o gotowości poniesienia męczeństwa, ale także o intuicyjnym lub rozumowym rozeznaniu sytuacji, w której męczeństwa nie można było wykluczyć. Drugiego stycznia Prymas jedzie do Krakowa. Od mons. Tardiniego z Rzymu otrzymał zapytanie o "terno" dla Krakowa. Ale Prymas nie spieszy się, Ksiądz arcybiskup Baziak, dawny metropolita lwowski, rządzi w Krakowie energicznie. A władze państwowe chciałyby widzieć na stolicy krakowskiej takiego człowieka, który mógłby "rywalizować" z Prymasem. Prymas dobrze znał już aktualny wariant odwiecznej taktyki: "divide |et impera". Tymczasem w Krakowie odbywał się kurs duszpasterski dla duchowieństwa i Prymas mówił o sytuacji duszpasterstwa wobec przemian ustrojowych. Po powrocie do Warszawy Ksiądz Prymas przyjmuje interesantów i niemal każdego dnia uczestniczy w zajęciach duszpasterskich. Nowy rektor Kul_u, ks. Iwanicki, referuje sprawy uczelni. Ksiądz Roman Szemraj, jeden z czołowych "księży patriotów", zgłasza się z innymi kapelanami wojskowymi z prośbą o przedłużenie jurysdykcji. Ksiądz Szemraj ręczy "honorem munduru oficerskiego", że nie pisze w piśmie Komisji Księży przy ZBoWiDzie Ksiądz Obywatel. Ksiądz Prymas wyjaśnia, że bardziej przekonujący byłby "honor kapłański". Mundur można zdjąć, kapłaństwo zostaje. Zwyczajowa wieczorna rozmowa z Sekretarzem Episkopatu biskupem Zygmuntem Choromańskim, odbyta w dzień Trzech Króli, przynosi przegląd aktualnej sytuacji Kościoła. Rozważono, jak ustosunkować się do projektu nowej konstytucji, a także konsekwencje manifestacji we Wrocławiu, na którą nie tylko przymusowo zwieziono księży, ale przedstawiciel władz w ich obecności zaatakował Episkopat. Wreszcie należało rozważyć odgłosy prasy na "Rozmowę" z Prymasem Polski, zamieszczoną w "Tygodniku Powszechnym" z 16 XII 1951 roku. "Uwagi Episkopatu do projektu Konstytucji", przekazane władzom przez Konstantego Łubieńskiego z Paxu, wywołały negatywną reakcję rządu. Wywiad Prymasa dla "Tygodnika Powszechnego" władze oceniały także krytycznie. Wszystkie te sprawy, a także szereg faktów pogwałcenia własności katolickiej, były przedmiotem obrad Komisji Głównej Episkopatu w dniu 14 stycznia. Biskup Choromański informował o swych rozmowach z ministrem Bidą, w których protestował przeciwko napaści prasowej na biskupa Kowalskiego, przeciw metodom gwałtu stosowanym wobec księży w związku ze zjazdem wrocławskim, przeciwko uchwale Biura Politycznego Partii zestawiająccej duchowieństwo z podziemiem. Minister Bida wyraził niezadowolenie z powodu noworocznego przemówienia Ojca świętego. Komisja Główna stwierdziła, że rząd występuje głównie przeciwko biskupom, czego przykładem było uwięzienie biskupa Kaczmarka, a jest powściągliwy wobec duchowieństwa. Biskup Klepacz dzielił się opinią, być może celowo mu sugerowaną, że są dwa kierunki postępowania władz w sprawach Kościoła. Ostrą politykę miał reprezentować Ochab, Zambrowski i Jóźwiak, a umiarkowaną Bierut, Berman i Minc. Była to sugestia, że na samym szczycie partii są osoby najbardziej liberalne. Nie ulegało natomiast wątpliwości, że rząd wchodził wyraźnie na drogę przeciwstawienia duchowieństwa Episkopatowi. W taktyce tej Kielce miały być poligonem doświadczalnym. Komisja Główna uchwaliła wysłanie listu do prezydenta w sprawie Kielc. Odbyła się tam rewizja w katedrze, bez świadków, przygotowano proces biskupa Kaczmarka, trwały aresztowania księży. W sprawie manifestacji wrocławskiej uchwalono wysłanie listu do rządu przez Sekretarza Episkopatu. Postanowiono też ostrzec redakcję "Słowa Powszechnego" z powodu wystąpienia Piaseckiego przeciw Ojcu świętemu i zabronić księżom drukowania w tym piśmie. Wydawnictwo Paxu postanowiono upomnieć z powodu książki ks. Mieczysława Żywczyńskiego pt. "Kościół a Rewolucja Francuska". Obawiano się, że książka tworzy podstawy do fałszywych analogii ze względu na jej historyczne diagnozy, z którymi polemika była niemożliwa wobec istniejącej cenzury. Obraz wyłaniający się z obrad Komisji Głównej wskazywał na rosnące napięcie między Kościołem a państwem. Obraz ten uzupełniła pięciogodzinna rozmowa odbyta 16 stycznia przez biskupa Klepacza z posłem Mazurem, który akurat wrócił do pracy po dłuższej chorobie. Mazur lubił długie wywody. Najpierw mówił przez trzy i pół godziny, biskup odpowiadał mu przez półtorej godziny. Zarzuty partii dotyczyły "konspiracyjności" działań Episkopatu, "zaskakiwania" rządu. Mazur zarzucał biskupom przekonanie o "tymczasowości" obecnej władzy. Straszył też nieco komicznie, ale nie bez głębszej myśli, że głównymi wrogami Kościoła w Polsce są ONZ i Watykan (sic!). Mówił: "W ONZ działają siły masońskie, które wyrażają zdziwienie wobec polskich komunistów, że Kościół polski "nie krwawi". Smucą się z dobrego układu stosunków w Polsce, cieszą się z wystąpień obronnych biskupów. Listy biskupie i protesty są im na rękę". Watykan zaś - zdaniem Mazura - chciałby męczeństwa Kościoła w Polsce dla swoich celów politycznych. Wszystko to było obliczone na naiwnych, bądź wyrażało przekonanie partii, że Episkopat "kupi" tę argumentację, bo poddaje się obsesji antymasońskiej. Mazur zresztą odsłonił się w rozmowie, mówiąc o wywiadzie z Księdzem Prymasem w "Tygodniku": "Gdyby tam nie było o papieżu, inaczej byśmy podeszli do tej sprawy". Wszystko więc zapowiadało kłopoty. Fakty bardzo szybko zaczęły potwierdzać te przewidywania. Dnia 21 stycznia nadeszła wiadomość o wysiedleniu księży i zakonnic z terenu Wybrzeża pod najróżniejszymi pretekstami. Z kolei 24 stycznia władze upaństwowiły szpital Sióstr Elżbietanek w Warszawie. W tym samym dniu prowincjał Ojców Bernardynów donosił o aresztowaniu czterech ojców, w tym dwóch z nowego zarządu. Ksiądz Prymas nie zmieniał jednak w niczym swojej linii kierunkowej. Ustalił tekst listu do rządu w sprawie nadużyć i presji stosowanej wobec duchowieństwa z okazji zjazdu wrocławskiego. List został wysłany do władz 23 stycznia. Natomiast Prymas wstrzymywał projektowany przez biskupa Klepacza list do duchowieństwa w sprawie konstytucji. Publiczne postawienie tej sprawy byłoby dla rządu nader drażliwe, a dla Kościoła niebezpieczne. Podobny realizm wykazał Prymas, gdy 29 stycznia zgłosił się do niego biskup Bednorz z propozycją ordynariusza w Katowicach ks. biskupa Adamskiego, żeby zorganizować "modlitwy powszechne, aby Polska pozostała katolicką". Prymas radził poczekać przynajmniej do posiedzenia Konferencji Episkopatu. Tej ostrożnej taktyce towarzyszyła pryncypialność w sprawach dla Kościoła zasadniczych. Cały dzień 1 lutego Ksiądz Prymas pracował nad projektem memoriału do rządu w sprawie konstytucji. Główna myśl dokumentu wiązała się z faktem, że projekt konstytucji nie gwarantował społeczności katolickiej żadnych podstaw zrzeszania się. Kościół nie był uznany nawet za instytucję o charakterze publicznoprawnym, a przecież nie mógł pozwolić, by go uważano za zwykłe stowarzyszenie. Jakże wymowny jest fakt, że sprawa ta wróciła ponownie w postulatach Prymasa Polski po przeszło 25 latach. Nadal była nie załatwiona. Dnia 2 lutego, w święto Matki Boskiej Gromnicznej, Ksiądz Prymas przebywał w Gnieźnie. Dopiero tam się dowiedział o zamachu na swoje życie w dniu 5 lutego 1949 roku, kiedy to na drodze, którą miał jechać na ingres do Warszawy, rozciągnięto stalową linę na wysokości szyb samochodu. Na szczęście Prymas pojechał wtedy inną trasą. Taktyka stalinizmu wobec Kościoła polegała nie tylko na próbach wbijania klina między duchowieństwo a Episkopat, ale także na chęci poróżnienia samych biskupów. Ten ostatni cel miał znikome szanse realizacji. Ale zobaczmy, jak przemyślnie był realizowany. Ksiądz Biskup Choromański rozmawiał z posłem Mazurem, który znów się gniewał i wygrażał. Rzecz ciekawa, że gdy poseł mówił z biskupem Klepaczem, był ugodowy, gdy natomiast rozmawiał z biskupem Choromańskim, przechodził na "wy" - "zobaczycie" - "pokażemy" - "nie boimy się". Słowem, próbował straszyć Episkopat i pozwalał sobie na "tykanie". Rozmowa nie wniosła nic nowego prócz pogróżek na przyszłość. Niedługo potem Prymas rozmawiał z ks. Eugeniuszem Dąbrowskim, głównym referentem na zjeździe wrocławskim. Powiedział on o sobie, że jeśli wchodzi w sprawy polityczne, to dlatego, by mieć możność wydawania swych prac naukowych. Rzeczywiście, ks. Dąbrowski publikował w wydawnictwie "Pax" nie tylko setki tysięcy swego przekładu Nowego Testamentu, ale także własne rozprawy i komentarze biblijne. W tym wypadku rząd był więc skłonny płacić wysoką cenę za doraźne usługi wybitnego biblisty. Gama środków używanych do dyferencjacji Kościoła zdawała się niewyczerpana. Dnia 10 lutego 1952 roku odbyło się posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu, a w dniu następnym jego sesja plenarna. Omawiano sytuację Kościoła, a szczególnie rozmowy biskupów Klepacza, a następnie Choromańskiego z Franciszkiem Mazurem, w których ujawniło się wyraźne zaostrzenie kursu wobec Kościoła. Jeszcze przed posiedzeniem Komisji Głównej zjawił się u Prymasa biskup Korszyński z Włocławka z wiadomością o aresztowaniu kanclerza tamtejszej kurii ks. J. Grajnerta oraz o przesłuchiwaniu innych księży. Już ośmiu księży z diecezji włocławskiej siedziało w więzieniach. Pogróżki Mazura wcielały się w życie. Na posiedzeniu Episkopatu omawiano szczegółowo sytuację Kościoła i postanowiono wysłać do rządu memoriał w sprawie konstytucji oraz wręczyć duchowieństwu odpis tego pisma. Było to najbardziej oględne zajęcie stanowiska przez Episkopat. Wcześniej myślano o publicznym oświadczeniu lub komunikacie, ale Prymas był nadal wstrzemięźliwy, reagował z wielką cierpliwością i umiarem. Konferencja Episkopatu postanowiła wysłać listy do księży znajdujących się w więzieniach i wspomagać ich finansowo z funduszy kurii. Do wiadomości księży biskupów podano, że w dzienniku Paxu, "Słowie Powszechnym", nie wolno ogłaszać księżom artykułów bez zgody kurii warszawskiej, że wydawanie książek w wydawnictwie Pax może następować tylko po uzyskaniu nihil obstat w kurii warszawskiej i że biskupi nie będą udzielali zezwoleń na publikacje, które miałyby być drukowane w Warszawie. Ksiądz Prymas wyraźnie brał w swe ręce sprawę kontrolowania odśrodkowych działań w Kościele. Wobec zaognienia stosunków z państwem stawały się one bowiem szczególnie niebezpieczne. Episkopat zlecił biskupowi Golińskiemu opracowanie memoriału do komisji kodyfikacyjnej Kodeksu Karnego w związku ze zbyt liberalną formą ochrony dziecka. Karalność spędzania płodu była niższa od kar za niszczenie roślinności. Biskupi wydali list pasterski w sprawie ochrony życia nienarodzonych. Wreszcie Episkopat zajął się sytuacją na Śląsku Opolskim, gdzie akcja antykościelna, usuwanie religii ze szkół, odbieranie własności kościelnej i propaganda komunistyczna powodowała powstanie nastrojów antypolskich i rewizjonistycznych. Tworzył je rząd deklamujący nieustannie o walce z rewizjonizmem niemieckim. Prymas Polski postanowił zwrócić uwagę czynników rządowych na tę sytuację i torować drogę do Opola biskupowi mianowanemu przez Ojca świętego. Następnego dnia po Konferencji Episkopatu złożono w kancelarii Prezydenta memoriał w sprawie nowej konstytucji, podpisany przez Prymasa i księży biskupów. Rano 12 lutego 1952 roku Ksiądz Prymas przyjął szefa Paxu, Bolesława Piaseckiego. Rozmowa odbyła się przy świadku biskupie Klepaczu, ponieważ Prymas zraził się do rozmów w cztery oczy, które były potem na forum Paxu przedstawiane nie dość ściśle i wywoływały nieporozumienia. Piasecki przyznał, że atak na Prymasa zamieszczony w "Słowie" był błędem. Jego wydrukowanie tłumaczył sytuacją przymusową. Czynniki rządowe rzekomo miały się wtedy zastanawiać, czy pozwolić Prymasowi na powrót do kraju. Napaść w "Słowie" miała "ułatwić" decyzję umożliwiającą powrót Prymasa. Argument ten jest mało przekonujący, za to informacja Piaseckiego o planie banicji Prymasa Polski z kraju była rzeczywiście sensacyjna. Ciekawe, że przywódca Paxu nie ujawnił jej szerzej w swojej własnej grupie. Pamiętamy, że wtedy także "Prawda" moskiewska zaatakowała Prymasa, wtrącając się w polskie sprawy wewnętrzne. Dla Księdza Prymasa artykuł "Prawdy" był dowodem, że nie partia, ale Moskwa organizuje walkę z Kościołem. PZPR była czynnikiem niejako wykonawczym. Piasecki usprawiedliwiał popełnione przez Pax błędy ideowe w sposobie akceptacji socjalizmu brakiem wyrobienia doktrynalnego i zapewniał, że młodzież jego grupy uczy się zasad katolicyzmu społecznego. Niestety, nie całkiem był tu szczery. Swój noworoczny atak na Sekretariat Stanu Piasecki uzasadniał prawem katolików do oceny polityki Watykanu. Prymas stał na stanowisku, że Sekretariat Stanu jest urzędem, przez który papież wykonuje swą jurysdykcję kościelną. W rozmowie poruszono też sprawę dwóch książek, które Pax przyrzekł wycofać ze sprzedaży. Chodziło o "Czas dojrzewania", reportaże z pracy "księży patriotów", oraz o wspomnianą już książkę ks. Mieczysława Żywczyńskiego "Kościół a Rewolucja Francuska". Prymas miał też zastrzeżenia do wydawania niektórych dzieł tłumaczonych z literatury zachodniej (np. "Sedno sprawy" Greena). Na Zachodzie wydawano je w innych warunkach, a w Polsce nie mogły być przedmiotem swobodnej krytyki. Piasecki był we wszystkich sprawach bardzo gładki i ugodowy, prosił o zachowanie kontaktu i mówił, że nie chce być "intruzem" w Kościele. Ustalono, że zachowa kontakt z biskupem Klepaczem, a w sytuacjach wyjątkowych będzie się zwracał do Księdza Prymasa. Każdy dzień owego coraz trudniejszego roku 1952 był tymczasem znaczony nowymi aresztowaniami księży lub zakonników, ingerencją rządu w sprawy jurysdykcji kościelnej i akcjami rozłamowymi "księży patriotów", usuwaniem religii ze szkół i najróżniejszymi innymi uderzeniami. Minister Mazur w rozmowie z biskupem Klepaczem nie zgodził się na objęcie przez ks. Benscha rządów w diecezji gorzowskiej. Odbyty 20 i 21 lutego zjazd Komisji Księży przy ZBoWiDzie zaatakował "memoriał wrocławski" Episkopatu. Obradom dodano znaczenia przez udział w nich ministra Bidy. Cenzura "zdjęła" w "Tygodniku Powszechnym" memoriał Episkopatu w sprawie konstytucji. Prymasa zawiadomili o tym 25 lutego Jerzy Turowicz i Jerzy Zawieyski. Wyliczenie wszystkich uderzeń w Kościół jest niemożliwe. Zajęłoby setki stron. Łatwo można sobie wyobrazić, że każde z nich było dla Prymasa powodem stresu. Wiedział on dobrze, że to dopiero początek akcji zmierzającej do rozbicia Kościoła. Już wtedy zdawał sobie sprawę ze swego osobistego zagrożenia. Zachowywał jednak spokój i nie rezygnował z "dialogu" z rządem, rozumiejąc, że komuniści, ze względu na obawę przed społeczeństwem, nie mogą zbyt szybko uciec się do środków ostatecznych. Poza tym moc Prymasa płynęła przede wszystkim z wiary, z nadziei na łaskę i wstawiennictwo Matki Boskiej. Marksiści zdziwiliby się, że w oporze przeciw nim liczono głównie na moce nadprzyrodzone. W marcu czynniki rządowe przystąpiły do nowych ataków na Ojca świętego, wiążąc go z kapitałem, finansjerą i bankami amerykańskimi. W wystąpieniach prasowych podjęto też pośrednią polemikę z memoriałem Episkopatu w sprawie konstytucji. Jednocześnie wzmógł się nacisk podatkowy. Księżom masowo wręczano nakazy płatnicze. Dnia 8 marca 1952 roku "Słowo Powszechne" ogłosiło pozytywną w stosunku do projektu konstytucji deklarację Komisji Intelektualistów. Jej rywalizacja polityczna ze skompromitowaną Komisją Księży przy ZBoWiDzie była coraz bardziej widoczna. Tymczasem w ciągu następnego tygodnia Prymas Polski dostawał liczne wiadomości o przejmowaniu na własność państwa przedszkoli katolickich, które nie podporządkowały się rządowemu Zrzeszeniu Katolików "Caritas". Władze rozpoczęły też kontrolę niższych seminariów duchownych. Akcja ta w następnych tygodniach jeszcze się nasiliła. W atmosferze nieustannego ograniczania katolickiego stanu posiadania odbyło się 20 marca 1952 roku posiedzenie Komisji Mieszanej przedstawicieli Episkopatu i Rządu. Episkopat reprezentowali jak uprzednio biskupi: Choromański, Zakrzewski i Klepacz, rząd - Mazur i Bida. Obrady trwały siedem godzin. Minister Bida zarzucał Episkopatowi sabotowanie porozumienia i polemizował z memoriałem w sprawie konstytucji. Mazur zarzucał Prymasowi Polski, że "podkopuje" wikariuszy kapitulnych na Ziemiach Zachodnich i oświadczył: "Rząd nie uznaje specjalnych praw ordynariusza dla Ziem Zachodnich i żadnych pełnomocnictw, chociażby to był sam arcybiskup gnieźnieński. My traktujemy ich jako pełnoprawnych wikariuszy kapitulnych". Rząd narzuciwszy wybór owych wikariuszy udawał, że nie rozumie, iż bez uznania ich przez Prymasa Polski jego wikariuszami generalnymi byliby oni po prostu rządcami schizmy w Kościele polskim. Rząd więc grał coraz ostrzej i bezwzględniej. Minister Mazur zapowiedział, że ujawnienie listów biskupów związanych ze sprawami politycznymi (konstytucją) jest zakazane, wspomniał wręcz o odpowiedzialności osobistej. Biskupi za najbardziej niebezpieczną uznali nie tę groźbę, ale sytuację Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Niestety, te interesujące historyka dokumenty do dzisiaj nie zostały ujawnione. Dnia 23 marca w czasie rekolekcji dla młodzieży akademickiej w kościele św. Anny w Warszawie Prymas Polski, z pewnością pod wrażeniem wystąpień prorządowych "intelektualistów", wysunął w przemówieniu tezę, którą sam nazwał "nieco krańcowym stanowiskiem". Mówił mianowicie, "że Polska dotąd właściwie nie miała katolickiej inteligencji. Zawsze bowiem sfery wykształcone ulegały relatywizmowi umysłowemu i moralnemu. Widać to szczególnie w chwilach przełomowych, kiedy inteligencja znika z pola walki o ideał katolicki". Można zrozumieć tę surową ocenę ze strony człowieka umęczonego przyjmowaniem ciosów godzących w Kościół, któremu rzucano pod nogi kłody w imię abstrakcyjnych ideałów tzw. katolików postępowych. Na szczęście grupa "Tygodnika Powszechnego", a także inteligenci katoliccy w więzieniach ratowali godność laikatu w Polsce. Nie należy też zapominać, że inteligencja znajdowała się w sytuacji szczególnie trudnej, uzależniona od jednego pracodawcy, jakim było państwo komunistyczne. Eskalacja nacisku władz państwowych powodowała częste posiedzenia Komisji Głównej Episkopatu. Na posiedzeniu 26 marca Ksiądz Prymas zreferował biskupom pismo mons. Tardiniego, będące odpowiedzią na list Prymasa z 24 I 1952 roku, przedstawiający polskie postulaty odnoszące się do diecezji zachodnich. Monsignore Tardini podtrzymywał wcześniejsze stanowisko Stolicy Apostolskiej, mówiąc, że nie może ona stworzyć nowych diecezji przed zawarciem traktatów międzynarodowych. Ponieważ rząd nie uznawał jurysdykcji Prymasa na Ziemiach Zachodnich, toteż Prymas oznajmił Komisji Głównej, że jest zdecydowany użyć "facultates specialissimae", które otrzymał w Rzymie 18 IV 1951 roku, i mianować swoich wikariuszy generalnych na tych ziemiach delegatami specjalnymi, z uprawnieniami ordynariuszy rezydencjalnych. Było oczywiste, że Prymasowi chodzi nade wszystko o porządek kanoniczny w diecezjach zachodnich. Władze państwowe wyraźnie zmierzały do zastraszenia biskupów. Wyrazem tego była groźba Mazura dotycząca upowszechnienia wśród księży memoriałów do rządu. Biskup Choromański powiadomił Prymasa Polski 27 marca, że minister Bida zapytał, czy Episkopat uspokoi zakonnice, którym odbierano przedszkola. Pytanie to było swego rodzaju ultimatum. Minister otrzymał jednak odpowiedź odmowną. Czyż można sobie wyobrazić inną? Redaktor pisma "Niedziela", ks. Marchewka z Częstochowy, informował następnego dnia, że Bida żądał od niego potępienia hitlerowców za zbrodnię katyńską. W tym samym dniu Turowicz i Stomma relacjonowali Prymasowi żądanie Bidy, by "Tygodnik" i "Znak" potępili stosowanie broni bakteriologicznej w Korei. Dnia 31 marca Prymas Polski wystosował list do Prezydenta Bieruta z protestem przeciwko rabowaniu instytucji zakonnych pod pretekstem przejmowania na własność państwa zakładów, które nie podporządkowały się rządowemu "Caritasowi". Prymas wysłał też do prezydenta list z prośbą o ułaskawienie ks. dra Michrowskiego, przebywającego od kilku lat w więzieniu. Dnia 8 kwietnia 1952 roku ks. Prymas Wyszyński odbył w pałacu wilanowskim rozmowę z Franciszkiem Mazurem. Trwała pięć i pół godziny, od #/11 do #/16#30. Rozmówców umówił biskup Choromański. Tematem spotkania były zarzuty stawiane Prymasowi Polski na posiedzeniach Komisji Mieszanej, szczególnie sprawa diecezji na Ziemiach Zachodnich oraz sposobu uzgadniania stanowiska rządu i Episkopatu w wypadkach wakujących diecezji. Można sobie wyobrazić, jakim upokorzeniem dla Księdza Prymasa była rozmowa odbywana w toku stałych działań przeciw instytucjom kościelnym, odebrania domów zakonnych, likwidacji przedszkoli itp. Następnego dnia Prymas stwierdził: "Przed rokiem byliśmy u Ojca świętego. Jestem pod wielkim wrażeniem tej rocznicy. Nie mogę opanować pragnienia, by tam znów być. Potrzeba mi Rzymu jak powietrza, jak kropli wody spragnionym wargom. Cały dzień męczę się tym dążeniem niepokonalnym. Modlę się za Ojca śwwiętego dzień cały. Jego ujmująca postać stoi mi żywo przed oczyma. Widzę Papieża. Widzę jego wnikliwe, dobre oczy. A jednak - nie można jechać do Rzymu. W takich chwilach rozumie się, że jednak jestem niewolnikiem owego "Nie można"..." Wreszcie silny i spokojny Prymas Polski pozwolił sobie na refleksję osobistą, na przyznanie się przed samym sobą do własnego zmęczenia. Nie było przypadkowe, że nastąpiło to po rozmowie z Mazurem. A wyjechać nie mógł, bo sytuacja była z dnia na dzień bardziej napięta i swobodnego powrotu Prymas też pewny być nie mógł. Mimo napiętej sytuacji Ksiądz Prymas wysłał 18 kwietnia 1952 roku życzenia z okazji 60_lecia urodzin prezydenta Bieruta. Chodziło mu o wyrażenie szacunku dla Głowy Państwa, bez względu na przekonania osobiste Bieruta i jego funkcję przewodniczącego partii marksistowskiej. Był to kolejny akt realizmu politycznego. Tę cechę Prymasa zrozumiano i doceniono chyba dopiero po ponad 20 latach. Dnia 19 kwietnia Ksiądz Prymas spotkał się ponownie z Mazurem w Wilanowie, celem dokończenia rozmowy z dnia 8 tego miesiąca. I to spotkanie trwało ponad cztery godziny. Głównym tematem była sprawa obsadzania przez Stolicę Świętą wakujących biskupstw. Mazur oświadczył, że rząd przyjmie tylko zgłoszenie jednego kandydata dla diecezji wrocławskiej i jednego dla archidiecezji krakowskiej. O tzw. "terno" przedstawianym normalnie Ojcu świętemu nie chciał słyszeć. Oznaczało to pogwałcenie zasad kanonicznych i próbę dyktatu w sprawach personalnych Kościoła. Prymas musiał protestować. Rozmowa była nadzwyczaj przykra. Prymas odniósł z niej wrażenie, że rząd szykuje zamach na zakony, seminaria duchowne, kurie i kapituły. Seminaria na przykład chciano upolitycznić przez wprowadzenie wykładu o Polsce współczesnej. Przyszłość pokazała, że rząd rzeczywiście miał takie zamiary, ale opór Episkopatu ograniczył możliwości ich realizacji. W związku z rozmowami z przedstawicielami rządu obradowała w dniu 24 kwietnia Komisja Główna Episkopatu. Opowiedziała się za rozszerzeniem uprawnień rządców diecezji na Ziemiach Zachodnich. Biskupi postanowili bronić prawa Stolicy Świętej do przedstawienia "terno" dla nominacji biskupów. Jednocześnie podkreślili konieczność związku i kontaktu ze Stolicą Świętą. Biskupi widzieli możliwość wprowadzenia nauki o Polsce współczesnej w seminariach, oczywiście pojętej nie w sensie indoktrynacji komunistycznej. Komisja Główna była wreszcie skłonna ponowić apel do społeczeństwa o jak najlepszą pracę dla Ojczyzny. Postępowanie Kościoła było więc jednocześnie pryncypialne i elastyczne. Na przełomie kwietnia i maja 1952 roku Prymas Polski odbyył wielką podróż duszpasterską po Ziemiach Zachodnich. Przemawiał dziesiątki razy, udzielał sakramentów - najczęściej bierzmowania. Mówił o zrozumieniu Ojca świętego dla polskiej administracji kościelnej na tych terenach. Rozmawiał z duchowieństwem pracującym dla Kościoła i dla Polski, stykał się z tysiącami mieszkańców, którzy napłynęli tu ze wszystkich stron Polski. Podróż ta zaprzeczała nieustannym zarzutom rządu. W czasie jej trwania powstało przekonanie, że administracji gorzowskiej potrzebna jest kapituła. W Kamieniu istniała kapituła do czasów reformacji. Prymas zlecił między innymi opracowanie materiału historycznego, by mógł uczynić użytek ze swoich specjalnych uprawnień, danych mu przez Stolicę Świętą. Ksiądz Prymas tak ujął 3 maja swe główne wrażenie z podróży: "Nad wszelkim rozumowaniem góruje fakt, Kościół jest znów tutaj. I to od razu jako najważniejsza, najpotrzebniejsza, jednocząca siła. Bo wszystko inne tu słabe: administracja nędzna, życie gospodarcze podcinane w korzeniu przez doktrynę i przez kołchozy, lud czuje się tymczasowo. Ale trwają tu kapłani ze swoją organizacją kościelną, ale nie ustaje modlitwa. Kościół tu nie robi polityki: Kościół się modli i jednoczy lud. A przez to oddaje najważniejszą przysługę i państwu, które tu przyszło". Ledwo Ksiądz Prymas wrócił do Warszawy wieczorem 5 maja, posypały się złe nowiny i przykrości. Biskup Choromański powiadomił go o proteście ministra Bidy wystosowanym w obronie "księży patriotów" przenoszonych na inne placówki. Władze państwowe zażądały rejestracji powielaczy będących w rękach Kościoła. Organ Paxu, "Słowo Powszechne", wydrukował 26 kwietnia oświadczenie profesorów warszawskiego Wydziału Teologicznego "o pokoju wewnętrznym". Okazało się, że dokument ten uzyskano na podstawie "ustnej zgody" profesorów, a nie na posiedzeniu Wydziału. Stanowił on polemikę z "Rozmową" odbytą przez Prymasa Polski z red. Jerzym Turowiczem i zamieszczoną w "Tygodniku Powszechnym" z 27 IV 1952. Polemikę z wypowiedzią Prymasa Polski przyniosła także "Trybuna Ludu" z dnia 7 V 1952. Była to ostra napaść. Nie mogąc przełamać oporu Prymasa przy pomocy rozmów, partia stosowała nacisk prasowy i próbę zastraszenia. Artykuł "Trybuny" powtórzyło także radio. W ciągu całego roku Ksiądz Prymas odbywa nieustannie wizytacje w obu swoich archidiecezjach, bierzmuje dzieci i styka się z rzeszami. Wszędzie witany jest z serdecznością, choć władze wróciły do taktyki stosowanej już dwa lata temu. Zabraniają budowania bram powitalnych, banderii i publicznych manifestacji dla Arcypasterza. Prymas radzi często księżom nagabywanym przez władze bezpieczeństwa organizować uroczystości religijne tylko wewnątrz kościołów. W praktyce jednak entuzjazm ludności na widok Prymasa powoduje, że manifestacje uczuć społeczeństwa dla niego stają się publiczne. Dnia 21 maja po starannym przygotowaniu prawnym i personalnym Ksiądz Prymas podpisuje dekret orzekający wakanse w kapitule wrocławskiej. Dotyczyło to siedmiu księży niemieckich przebywających poza Polską. Niezbędne było także podpisanie w tym dniu drugiego dekretu w sprawie nowego składu kapituły. W tę sprawę próbował później wtrącić się także rząd. Prymas zgodził się uwzględnić jedną zmianę personalną, by fakt powołania kapituły został dokonany. Jak bardzo było to potrzebne, świadczyła nieco groteskowa sytuacja, mianowicie ks. Lagosza wybrała wikariuszem kapitulnym kapituła złożona z jednego duchownego. Prymas kierował się więc naglącymi potrzebami duszpasterskimi i jurysdykcyjnymi. Dlatego decyduje się dnia 29 maja zainstalować odnowioną kapitułę wrocławską i patronuje tym razem formalnemu wyborowi przez nią wikariusza kapitulnego w osobie ks. Lagosza. Uroczystości odbywają się w odbudowanej katedrze wrocławskiej. Ksiądz Prymas słucha wypowiedzi ks. Lagosza i nie myśli odmawiać mu zasług. Ale zdaje sobie sprawę, że dokonany doniosły akt kościelny wywoła "zgrzyty" w Polsce i w Niemczech. W Polsce - ze względu na "kompromisowy" skład kapituły. Rząd mógłby jednak inną kapitułę usunąć siłą. Obecna zaś musi wywołać niezadowolenie nieprzejednanych kół w społeczeństwie. Niezadowolenie w Niemczech będzie wynikać z faktu nieobecności w kapitule, nieobecnych także w Polsce, księży niemieckich. Prymas jest w pełni świadomy wszystkich zastrzeżeń, ale całkowicie przekonany do tego, co uczynił. Wierzący zyskali prawnych pasterzy, Kościół - rozwiązanie zgodne z zasadami prawa kanonicznego. W kazaniu swym Prymas wspomniał o "katolickiej racji stanu w polskiej racji stanu". Nie myślał zaprzeczać motywów narodowych swych decyzji, ale nie ulegało wątpliwości, że decydowały motywy duszpasterskie i wzgląd na jurysdykcję kościelną. Rząd i prasa państwowa przemilaczały wrocławskie akty Prymasa. Nie było im wygodne dokonywanie przez Kościół wielkiej rzeczy na Ziemiach Zachodnich. Dowodziło to raz jeszcze, że zarzuty oraz postulaty wobec Episkopatu w tej sprawie miały na widoku nie polski interes narodowy, lecz walkę z Kościołem. Jedynie "Słowo Powszechne" z 4 VI 1952 roku wydrukowało wrocławskie kazanie Prymasa Polski. Dnia 3 czerwca obradowała w Warszawie Komisja Główna Episkopatu, a w dniu naastępnym sesja plenarna. Omówiono uroczystości we Wrocławiu. Przyjęto szereg dokumentów duszpasterskich. Episkopat uchwalił tekst komunikatu do wiernych, związanego z serią profanacji świątyń i znieważeń Najświętszego Sakramentu. Wydarzenia te nie wydawały się przypadkowe, było ich zbyt wiele i powtarzały się w krótkim okresie czasu. Ogólne przekonanie biskupów wyraził metropolita poznański, ks. arcybiskup Dymek, mówiąc, że "systematycznie, powoli, ale wytrwale, rząd komunistyczny podcina byt Kościoła i możliwości jego pracy". Ksiądz Prymas starał się w modlitwie wydobyć motyw nadziei i optymizmu w słowach: |gaudia |vitae. Zgodnie z przysłowiem "uderz w stół, a nożyce się odezwą", minister Bida "prosił" biskupa Choromańskiego o odwołanie komunikatu Episkopatu w sprawie profanacji. Zaraz też ogłoszono w prasie, że sprawcy największej profanacji w Witaszycach zostali ujęci. Minister Bida próbował też wymusić ograniczenie procesji Bożego Ciała do jednego dnia, ale biskupi się oparli. Potem próbowano ograniczyć w Warszawie nawet ilość ołtarzy i Mszy św. na drodze procesji. Wreszcie Bida zażądał w tej samej rozmowie zwolnienia kanclerza kurii olsztyńskiej ks. Kobyłeckiego, gdyż otaczał on opieką kapłanów z diecezji łuckiej (obecnie w ZSRR). Przejawem machinacji czynników prorządowych wśród duchowieństwa była wizyta złożona Prymasowi 13 czerwca przez ks. Piskorza z Wrocławia. Proponował on w imieniu ks. Lagosza obdarzenie kanonią honorową księży zaangażowanych politycznie, między innymi ks. Czuja i ks. Eugeniusza Dąbrowskiego, jako zasłużonych dla Ziem Zachodnich. Ksiądz Prymas formalnie nie odmówił, tłumacząc, że odpowiedzi zaraz dać nie może. Jak zwykle ostrożność łączył ze stanowczością. Zamiast zaś wyróżnień kościelnych Ksiądz Prymas zatwierdził 20 czerwca pismo biskupa Choromańskiego do Paxu w sprawie błędów głoszonych na łamach "Dziś i jutro" i "Słowa Powszechnego", które nie ustały po rozmowie Prymasa z Piaseckim. W ciągu czerwca 1952 roku Ksiądz Prymas wizytował diecezję warmińsko_mazurską i opolską, których był nadal ordynariuszem według prawa kanonicznego. Obie wizytacje, w czasie których odbyły się liczne uroczystości religijne, bierzmowanie dzieci, spotkania z ludnością, przemówienia i kazania, nasunęły bardzo podobne wnioski. Religia umacniała na tych ziemiach polskość.Rugowanie religii wywoływało wśród mieszkańców chęć powrotu do niemieckości. Ksiądz prałat Zink w Olsztynie, nazywany przez ministra Bidę "niemczurą", potrafił z wielką godnością pracować w tej trudnej sytuacji. Pierwsze dni lipca Ksiądz Prymas spędza na rekolekcjach księży z archidiecezji warszawskiej na Jasnej Górze. Tu dochodzą go pierwsze, potwierdzone później w Warszawie, wiadomości o likwidacji przez rząd niższych seminariów duchownych, szczególnie zakonnych. Prymas wraz z ks. Bronisławem Dąbrowskim opracowuje 5 lipca memoriał do prezydenta Bieruta w sprawie tych decyzji. Pismo zostało wysłane 8 lipca. Budziła się refleksja: "Czy on to będzie czytał?" To już dzisiaj "czerwona szlachta". Osiągnęli bowiem to samo stępienie na niedolę ludzi, jaką się odznaczała "błękitna i karmazynowa szlachta". Odbieraniu seminariów towarzyszą liczne aresztowania. Jednocześnie nadchodzi wiadomość, że rząd, który nigdy nie zatwierdził profesorów KUL_u, teraz domaga się odejścia wielu z nich, między innymi ks. Pastuszki, ks. Nowickiego, prof. Strzeszewskiego. Ksiądz Prymas wysyła wikariusza kapitulnego z Olsztyna, ks. Zinka, do kancelarii cywilnej Prezydenta, żeby uświadomić władzom, jaką klęską dla polskości Ziem Zachodnich jest likwidacja niższych seminariów. Jeszcze przed akcją przeciw seminariom władze zlikwidowały Instytuty Wyższej Wiedzy Religijnej. Cenzura państwowa zaczęła z wszystkich książek i wydawnictw religijnych skreślać kościelne "Nihil obstat" pod pretekstem, że tylko państwo ma prawo cenzurowania tekstów. W sprawie likwidacji niższych seminariów Prymas wysłał jeszcze 10 lipca list prywatny do ministra Bidy, poddając ostrej krytyce całość jego polityki wyznaniowej. Niestety, była to polityka nie tylko Urzędu do Spraw Wyznań, ale partii i państwa. W Polsce szybkimi posunięciami nadrabiano "zaległości", wynikające ze słabości władzy i społecznej siły Kościoła. Władze, zdaje się, zmierzały zresztą dalej, niż im się udało dojść. Ksiądz Prymas dostał 11 lipca anonim sugerujący mu zwołanie Komisji Głównej i wydanie oświadczenia w sprawie seminariów. Była to wyraźna prowokacja. Prymas reagował jednak spokojnie. Poza jego memoriałem do Prezydenta podobne pisma składały także poszczególne zakony. Wstrzymano się od publicznych protestów. W niedzielę 13 lipca Ksiądz Prymas poświęcił zbudowany bez pozwolenia władz kościół w Izabelinie koło Warszawy, wieczorem zaś gawędził z mieszkańcami Lasek o metodach duszpasterskich ks. Korniłowicza. Prymas uderzany ze wszystkich stron zachowuje spokój zupełnie niezwykły. Jednocześnie zaś postępuje z wielkim poczuciem rzeczywistości. W tajemnicy opracowano dwadzieścia dokumentów o brutalnej akcji przeciw seminariom i 18 lipca dostarczono je najwybitniejszym osobistościom politycznym, by wiedziały, co się dzieje w państwie. W lipcu 1952 roku uchwalono nową konstytucję, odbywały się uroczystości święta narodowego, urządzono zlot młodzieży w Warszawie. Zorganizowana radość kontrastuje z szalejącym bezprawiem. Nie tylko bowiem zlikwidowano niższe seminaria, ale i niektóre nowicjaty zakonne. Odbierano domy wraz z całym wyposażeniem. Dnia 30 lipca na posiedzeniu Komisji Głównej Episkopatu omawiana była sprawa nieuchronnej likwidacji prasy kościelnej, gnębionej przez cenzurę i przez celowo nieudolny kolportaż przedsiębiorstwa "Ruch". Rząd wydaje także dekret likwidujący fundacje. Zagraża to istnieniu wielu instytucji kościelnych. Cenzura zaczyna skreślać na książkach także formułę: "Za zezwoleniem władzy duchownej". Chodzi naturalnie o to, żeby nie można było odróżnić literatury religijnej od politycznej, podstępnej, pseudoreligijnej. Wszystkie interwencje w sprawie niższych seminariów duchownych i grabieży domów zakonnych nie dały rezultatu. Minister Bida odpowiedział Prymasowi, że rząd bronił praworządności. Prezydent milczał. Episkopat wysłał kolejny protest do Rady Państwa. Ale sprawy rozwijały się coraz bardziej niepomyślnie. Zagrożone były także niektóre instytucje Zakładu w Laskach podwarszawskich. Ksiądz Prymas w czasie uroczystości 15 sierpnia w Częstochowie wypowiedział w kazaniu o prawach człowieka, narodu i Kościoła słowa, wyprzedzające o ponad dwadzieścia lat dzisiejsze ujmowanie tych zagadnień: "Przypominamy prawa człowieka: prawo do bytu i życia, prawo do Boga, prawo do prawdy, prawo do miłości. - Przypominamy prawa rodziny: prawo do wolności, wyboru stanu, powołania, prawo do pokoju domowego, prawo do własności, prawo do wychowania dzieci i do wyboru szkoły. - Przypominamy prawa narodu: prawo do wolności Ojczyzny, do wierności Ojczyźnie, do miejsca w Ojczyźnie, do dziejów, języka, kultury. - Wreszcie synteza i moc obronna tych praw - Kościół, który ugruntował kulturę europejską opartą o zachowanie tych praw, wziętych z Chrystusa. Kościół ma prawo do głoszenia Ewangelii przez ambonę, prasę, książkę; Kościół ma prawo do wolności wychowania i do szkoły katolickiej! Jeśli nasi rodacy w Ameryce mają przeszło tysiąc szkół katolickich, to my w Ojczyźnie wolnej nie możemy być w gorszym położeniu, a mamy ich zaledwie kilka! Obrona tych praw to droga do pokoju wewnętrznego. Kto broni tych praw, oddaje przysługę ładowi i pomyślności społecznej". Czyż mogła być lepsza, bardziej zasadnicza, a zarazem spokojniejsza w formie odpowiedź na gwałty ostatniego roku? Minister Bida nazwał ją w odbytej 10 dni później rozmowie z biskupem Choromańskim - "hazardem". W sytuacji, kiedy rząd zakazywał informowania społeczeństwa o stratach Kościoła, był to rzeczywiście swoisty hazard ze strony Prymasa. Był jednak także obowiązkiem. II Ryzykując tak bardzo w obronie Kościoła i jego instytucji, składając protesty wobec władzy, uważającej protest za przestępstwo, a krytykę rządu za działalność antypaństwową, Prymas Polski starał się na płaszczyźnie obywatelskiej dowodzić władzom, że wcale nie dąży do zaostrzania sytuacji. W następstwie uchwalenia konstytucji miały odbyć się wybory do sejmu. Ksiądz Prymas doskonale zdawał sobie sprawę, że wybory te są fikcją, że nawet nie dopuszczono drugiej listy, poza jedną wspólną listą Frontu Narodowego. Bolesław Piasecki przestrzegał już biskupa Klepacza, a minister Bida biskupa Choromańskiego, że rząd niepokoi się stanowiskiem Episkopatu wobec tego Frontu, reprezentującego w istocie partię komunistyczną i jej "fellow traveller'ów", "towarzyszy podróży". Komuniści nazywali wtedy ugrupowania Frontu Narodowego transmisją partii. Był więc Prymas stanowczo przeciwny kandydowaniu do sejmu księży, nie mówiąc już o biskupach. I marksiści nie odważyli się nawet wystawić kandydatów spośród "księży patriotów". Przed Komisją Główną, a następnie Konferencją Episkopatu, obradującymi w dniach 18 i 19 września 1952 roku, stanął jednak problem ustosunkowania się do wyborów. Były one fikcją, ale były także okazją dla rządu do podniesienia zarzutu, że biskupi są przeciwni wyborom, że zamierzają je bojkotować. Episkopat nie chciał bojkotować wyborów choćby dlatego, że w ramach obowiązującej konstytucji mogły stać się nawet bardziej autentyczne. A więc po przełomie październikowym w 1956 roku Ksiądz Prymas przedłożył biskupom, a Konferencja Episkopatu uchwaliła, deklarację z okazji wyborów styczniowych 1957. Dziś może wydać się to nie najszczęśliwszym posunięciem, ale wtedy, w obliczu trwającej twardej obrony instytucji kościelnych, było dowodem dobrej woli biskupów na płaszczyźnie obywatelskiej. Episkopat, a szczególnie Prymas, wiedział dobrze, że ostatecznym celem partii jest rozbicie, dezintegracja Kościoła i jego kierownictwa. Prymas był więc jak zawsze dotąd wierny zasadzie niezłomności w sprawach zasadniczych i elastyczności w drugorzędnych. Zgodne z tą zasadą były też instrukcje Prymasa z 22 września dla redaktorów prasy katolickiej, zagrożonej w swej egzystencji przez utrudnienia państwowego kolportażu. Radził nie likwidować pism, nawet deficytowych. Proponował podejmowanie na łamach prasy katolickiej tematów moralnie słusznych i wyrażających dobra ogólnonarodowe, jak: odbudowa Warszawy, prawa Polski do Ziem Zachodnich, ich rozbudowa gospodarcza, aktualne problemy społeczne i ekonomiczne kraju i wszystkie inne pozytywne fakty, które można znaleźć w prasie świeckiej. Władze państwowe nie chciały jednak widzieć gestów dobrej woli ze strony Episkopatu. W październiku zanotowano nowe nieprzyjazne kroki. Wojewódzkie Rady Narodowe zawiadomiły, że nie uznają nowych parafii tworzonych przez Prymasa i innych biskupów. Tu jednak Kościół nie zamierzał się cofać, przeciwnie, szedł drogą faktów dokonanych. Przy tej okazji Ksiądz Prymas zauważył, że władze naśladują zakazy dawnego carskiego "Swoda zakonów". Tymczasem rządcy stolicy zajęli się także budowlami sakralnymi. Zaczęto zamykać i pieczętować dobudowane kaplice i przybudówki kościelne. W tej sprawie Prymas energicznie protestował i niektóre zarządzenia cofnięto. W ciągu całego roku 1952 nasilały się natomiast praktyki urządzania imprez sportowych i artystycznych, konkurencyjnych wobec nabożeństw i uroczystości religijnych. Dotyczyło to szczególnie miejsc, w których miał pojawić się Prymas Polski. Imprezy świeckie przegrywały jednak konkurencję. Tłumy wiernych, a szczególnie młodzież i dzieci, wolały iść na spotkanie z okazji wizytacji Arcypasterza. Nadzwyczaj trafne i charakterystyczne są uwagi zanotowane przez Księdza Prymasa 5 października po niedzielnej wizytacji robotniczej parafii w Żyrardowie koło Warszawy: "Cały dzień upływa w żyrardowskim kościele, wśród rzesz ludzkich, które - zda się - bez przerwy wypełniają świątynię... Dziś ten Żyrardów wygląda o wiele inaczej. Jest on niewątpliwie domeną "naskórka rządzącego". Wszystkie czerwone domy, wokół kościoła, zajęte ongiś przez socjalistów niemieckich i czeskich, później przez sanacyjnych dygnitarzy związkowych, dziś są wypełniane przez szlachtę komunistyczną. Ale ludność robotnicza, ta w kombinezonach politykuje, by utrzymać się przy pracy. W fabryce jest czerwona, w kościele żarliwa i wierna. Widzimy ten podwójny Żyrardów aż nadto dobrze. W tłumie czujemy mnóstwo wywiadowców. Kręcą się swoim typowym chodem, ociągającym krokiem i ruchliwą szyją, gotową zawsze zerknąć na prawo i na lewo... Ingres do kościoła jest "dziecinny". Chociaż dzieci miały rozkaz być na boisku, by "debatować nad Frontem Narodowym" po wyczynach sportowych, nie brak ich i tutaj. Prowadzą nas ministranci i dziewczynki w bieli z własnymi sztandarami i małym baldachimem". Zabawne, że potem okazało się, iż w dniu tym w Żyrardowie był także minister Bida. Wyglądało to tak, jakby już ministrowie musieli śledzić Prymasa. Liczny udział robotników w uroczystościach religijnych w Żyrardowie musiał bardzo zdenerwować partię. W czasie sumy samochody z głośnikami jeździły wokół kościoła, tak że Prymas musiał prosić o zamknięcie drzwi. Ale konfrontacja z marksistami na płaszczyźnie społecznej była zawsze wygrywana przez Kościół. W październiku Ksiądz Prymas pozwolił sobie wreszcie na osiemnaście dni urlopu w tym ciężkim roku. Urlop spędził w Krynicy, z biskupem Baraniakiem i ks. Zarębą. Nie cały urlop był zresztą poświęcony wypoczynkowi. Dnia 16 października Prymas odbył spotkanie z redaktorami prześladowanego i zagrożonego likwidacją "Tygodnika Powszechnego": Turowiczem, Stommą, Zawieyskim, Gołubiewem i Woźniakowskim. W całodziennej rozmowie zachęcał ich do wydawania pisma mimo rosnących trudności. "Kościół - mówił - nie kładzie sobie kresu istnienia, choćby pozostał jeden biskup... Od pierwszej chwili rządów w Gnieźnie i w Warszawie pracowałem nad "porozumieniem", chociaż stosunek rządu do mnie był od początku wrogi, ba, nawet nie cofnięto się przed szykanami i zasadzką. Nie mogło to mieć wpływu na mój stosunek do rządu. Uważam, że "porozumienie" jest koniecznością dla obojga stron... Cokolwiek przyniesie przyszłość, trzeba pamiętać, że cały szereg tzw. zdobyczy społecznych ma charakter stałych zdobyczy. Do nich zaliczam przejęcie na własność społeczną ciężkiego przemysłu i wielkiej własności rolnej. Kościół w Polsce nie będzie walczył o zwrot majątków rolnych, sam też nie upomni się o swoje folwarki. Jeśli Bóg od nas zażąda jeszcze raz męczeństwa, krwi nie odmówimy. Ale wydaje mi się, że ideałem na czasy dzisiejsze musi być raczej "umiejętność życia dla Kościoła i Polski" niż umiejętność umierania. Bo że umierać umiemy za Kościół i za Polskę, to już pokazaliśmy - i w Dachau, i w czasie powstania warszawskiego. Dziś mamy pokazać co innego. Męczeństwo zawsze jest i łaską, i zaszczytem. Ale gdy zważę, jak wielkie Polska katolicka ma dziś zadanie i potrzeby, to wolę to męczeństwo jak najpóźniej. To samo powiedzieliśmy w Rzymie mons. Tardiniemu i Ojcu świętemu. I tak też układamy naszą taktykę w Polsce. Wolę swych kapłanów przy ołtarzu, na ambonie i w konfensjonale - niż w więzieniu..." Tak mówił Prymas, który niespełna za rok miał jednak być więźniem i męczennikiem. Choć uważał męczeństwo za łaskę i zaszczyt, nie czynił z niego programu. Jakżeż ten kierunek postępowania był inny od taktyki przyjętej przez kardynała Mindszentego i o ileż bardziej okazał się skuteczny! Ksiądz Prymas wrócił 25 października z krótkich wakacji do Warszawy. Następnego dnia odbywały się fikcyjne "wybory" do Sejmu. Jeden z księży biskupów współczuł Prymasowi, że musi głosować. Natomiast Ksiądz Prymas był tymi słowami dość zdziwiony. Zgodnie z deklaracją Episkopatu poszedł do lokalu wyborczego. Gdy otrzymał kartki, zapytał, gdzie znajduje się parawan, jakoś mało widoczny. Po wejściu za parawan i dokonaniu skreśleń Arcypasterz oddał głos zgodnie ze swoim sumieniem. Rzeczywistość dnia codziennego Kościoła pozbawiała wszelkich złudzeń. Dnia 28 października przedstawiciel Urzędu do Spraw Wyzanń powiedział prowincjałowi Księży Pallotynów, że państwo ludowe, dbając o wysoki poziom wykształcenia duchowieństwa, nie może zgodzić się na matury wewnętrzne w seminariach. Był to dalszy krok zmierzający do likwidacji jak największej ilości seminariów. W tym samym czasie zauważono w Warszawie wielu ludzi ubranych w sutanny, nietrzeźwych, zachowujących się grubiańsko i awanturniczo. Ludzie ci kazali się wozić taksówkami do lokali o złej renomie. Powrócono do metody dyskredytowania sutanny w oczach społeczeństwa, stosowanej już zresztą wcześniej. Z początkiem listopada Ksiądz Prymas, przebywający z kolejną wizytą w archidiecezji gnieźnieńskiej, po naradzie z architektami, sufraganami i innymi współpracownikami przystępuje do ratowania jednego z najwspanialszych dzieł gotyckich w Polsce, do regotyzacji katedry gnieźnieńskiej. Jest to praca trudna, obliczona na wiele lat, kosztowna, ale jakże ważna dla kultury narodowej. Od tych podniosłych planów oderwały Prymasa złe wiadomości. Ze Szczecina donoszono, że władze nie życzą sobie jego wizytacji na tamtejszych terenach. Biskupowi Bernackiemu w Gnieźnie zaczęto grozić aresztowaniem. Był telefon z Warszawy od biskupa Choromańskiego, co nie zapowiadało niczego dobrego. I rzeczywiście, 6 listopada zjawił się ks. Goździewicz z listami od biskupa Choromańskiego. Minister Bida domagał się od Episkopatu "zdjęcia z urzędów kościelnych kierownictwa kurii katowickiej". Powodem była inicjatywa biskupa Adamskiego, żeby rodzice zbierali podpisy pod petycją do Rady Państwa o przywrócenie nauki religii w szkołach. Prawnie akcji tej nie można było niczego zarzucić. Politycznie była ona wyzwaniem dla stalinizmu, który uznał ją za działalność antypaństwową. Prymas zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Szukał światła w modlitwie. Kazał odpowiedzieć ministrowi Bidzie, że Episkopat nie ma prawa usuwać biskupów, ponieważ zależą oni od Ojca świętego, z którym Episkopat nie ma kontaktu. Jednocześnie zwrócił się z depeszą do prezydenta Bieruta, prosząc o audiencję. W obliczu tej poważnej sytuacji, 7 listopada Ksiądz Prymas wrócił do Warszawy. Tam okazało się, że biskup Bednorz został aresztowany jeszcze przed rozmową ministra Bidy z biskupem Choromańskim. Przebywającego w Warszawie biskupa Bieńka władze bezpieczeństwa powiadomiły, że nie może on wracać na teren Katowic. Biskupowi Adamskiemu także kazano opuścić diecezję. A więc władze same stworzyły fakty dokonane, ale chciały teraz, żeby Episkopat wziął za nie odpowiedzialność. Oczywiście, nie wchodziło to w rachubę. Krok biskupa Adamskiego był z pewnością odważny, ale i ryzykowny. Komuniści jak ognia bali się odwołania się biskupów do narodu. Ale czy było inne wyjście? Religię usunięto już z przeszło jednej trzeciej części szkół i rugowanie jej trwało nadal. Protesty nie pomagały. Biskup Adamski miał więc podstawy do swego kroku. Następnego dnia, 8 listopada, Ksiądz Prymas dowiedział się o rozmowie biskupa Majewskiego, sufragana w Warszawie, z przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej Jerzym Albrechtem, który zażądał odwołania proboszcza parafii Matki Bożej na Lesznie, ks. Sprusińskiego, wystąpił zaś w obronie jednego z "księży patriotów" i protestował przeciw "dzikiej" budowie lub rozbudowie kościołów. Naturalnie, Albrecht, późniejszy liberał partyjny, nie chciał przyjąć ks. Sprusińskiego. Drugą złą wiadomością tego dnia była odpowiedź z kancelarii prezydenta, że rozmowa z Prymasem Polski będzie aktualna, gdy Komisja Mieszana ustali jej temat. Wynikało z tego, że rząd usunąwszy biskupów śląskich przewiduje posiedzenie tejże Komisji. Tak też się stało. Dnia 11 listopada odbyło się posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. W czasie przerwy biskupi biorący udział w pracach Komisji Mieszanej udali się na spotkanie z przedstawicielami rządu. Trwało ono pięć godzin i dotyczyło głównie sprawy katowickiej. Mazur ostro atakował biskupa Adamskiego, ale można było wyczuć, że chce w Katowicach jakiegoś rozwiązania kompromisowego. Towarzyszący mu ministrowie Bida i Mijal, późniejszy uciekinier do Albanii i komunista prochiński, nie wyczuwali sytuacji i byli bardziej agresywni. Biskupi bronili biskupa Adamskiego, tłumaczyli, że działał legalnie zbierając podpisy pod pismem do Rady Państwa. Było jednak jasne, że sprawa biskupów śląskich jest przegrana. Mazur obiecał konsultację z prezydentem na temat rozmowy z Księdzem Prymasem. Komisja Główna Episkopatu postanowiła, że kapituła katedralna w Katowicach wybierze wikariusza kapitulnego, co będzie kompromisem zgodnym z prawem kanonicznym. Jednocześnie Komisja Główna stanęła na stanowisku, że biskup Adamski spełniał obowiązek pasterski i bronił religii przy pomocy środków legalnych. Dyskusji podlegać może jedynie forma tej obrony. Wreszcie Komisja Główna wyraziła nadzieję, że biskup Bednorz będzie zwolniony. Upoważniono biskupa Choromańskiego do przedstawienia tych uchwał Mazurowi. Tymczasem 13 listopada zgłosił się do Księdza Prymasa ks. kanonik Skupin, wybrany wikariuszem kapitulnym w Katowicach. Były jednak obawy, że rząd nie uzna tego wyboru, bo ks. Skupin został mianowany wcześniej wikariuszem generalnym przez biskupa Adamskiego. Rzeczywiście, biskup Choromański dowiedział się tego samego dnia w czasie rozmowy z Franciszkiem Mazurem, że rząd nie uznaje wyboru wikariusza przez kapitułę w Katowicach, bo wybór ten nie został uzgodniony z władzami. następnie Mazur zgłosił niezliczone pretensje do Episkopatu i domagał się ni mniej ni więcej, tylko potępienia biskupów śląskich przez Episkopat za zbieranie podpisów pod petycją do Rady Państwa. Ksiądz Prymas zatrzymał ks. Skupina w Warszawie w oczekiwaniu na dalsze rozmowy biskupa Choromańskiego z Mazurem. Następny dzień, 14 listopada, ujawnił wzrastający nacisk władz na prasę katolicką. Zmierzano wyraźnie do jej likwidacji poprzez trudności finansowe, wywołane szykanami cenzury i sabotowaniem kolportażu. Na zebraniu redaktorów u Księdza Prymasa stwierdzono, że "Tygodnikowi Powszechnemu" cenzura konfiskuje nawet reportaże o Ziemiach Zachodnich. Nakład pisma utrzymywał się jeszcze w wysokości 42 tysięcy egzemplarzy. Tygodnik "Ład Boży" miał już jednak nakład w liczbie tylko 14 tysięcy egzemplarzy, "Gość Niedzielny" w Katowicach został w ogóle zawieszony przez władze, nakład "Niedzieli" w Częstochowie spadł ze 100 tysięcy do 10300 egzemplarzy. "Tygodnikowi Katolickiemu" w Gorzowie cenzura obcinała przeciętnie ponad sześćdziesiąt procent tekstów w każdym numerze. W ten sposób, pozbawiając pisma istotnych treści i sabotując ich kolportaż, władze pchały je do deficytu, by spowodować samolikwidację. Ksiądz Prymas ponownie wezwał redaktorów do utrzymywania nawet deficytowych pism ze względów apostolskich. Z każdym niemal dniem na wokandę prac Prymasa wchodzą nowe przejawy ofensywy rządu przeciw Kościołowi. Ksiądz infułat Zink z Olsztyna informował 15 listopada, że władze domagają się uzgodnienia wszystkich kandydatów na probostwa. Sprawa ta zresztą okazała się precedensowa i przyniosła daleko idące następstwa. W tym samym dniu biskup Choromański konferował dwukrotnie z Mazurem i podał mu trzy nowe nazwiska księży jako kandydatów na wikariusza kapitulnego w Katowicach. Rząd odrzucił wszystkie trzy kandydatury. Sytuacja w Katowicach stała się krytyczna. Ksiądz Prymas na naradzie z biskupem Bieńkiem i ks. Skupinem zestawił jeszcze listę sześciu innych księży jako ewentualnych kandydatów na wikariusza kapitulnego. Episkopat robił wszystko, by osiągnąć kompromis i nie dopuścić do faktycznej schizmy w diecezji śląskiej. Dnia 18 listopada obradowała Plenarna Konferencja Episkopatu. Nie przybył ks. arcybiskup Baziak z Krakowa, który miał akurat rewizję w kurii arcybiskupiej - nowy sygnał uderzenia w Kościół. Ze względu na wagę sprawy katowickiej Ksiądz Prymas prosił o wypowiedzenie się wszystkich księży biskupów, podobnie jak to uczynił przed zawarciem "porozumienia" w kwietniu 1950 roku. Księża biskupi byli jednomyślni w sprawie praw biskupa do obrony nauki religii i przyjęli jednogłośnie oświadczenie Episkopatu. Biskup Choromański natychmiast po tym zgłosił się do Mazura, informując go o oświadczeniu i propozycjach co do nowych kandydatów. Spotkanie ustalono na dzień następny o godzinie #/17#00. Na posiedzeniu Episkopatu stwierdzono jeszcze stałe naruszanie "porozumienia" przez rząd nadal usuwający naukę religii ze szkół. Wystosowano list do prezydenta Bieruta w sprawie Katowic. Wreszcie postanowiono przestrzec "księży patriotów" przed próbami ingerencji w sprawy jurysdykcji kościelnej. Ostrzeżenie to przychodziło w samą porę, można powiedzieć za pięć dwunasta, ale niestety, nie odniosło skutku. Mimo napiętej sytuacji Ksiądz Prymas spędził 19 i 20 listopada na Jasnej Górze z przełożonymi zakonów żeńskich, obejrzał wyjęty z ołtarza obraz Matki Bożej, który poddano badaniom naukowym, wreszcie modlił się do Pani Częstochowskiej za Kościół polski, więzionych biskupów i wszystkich doznających krzywdy. Po powrocie do Warszawy Prymas dowiedział się od biskupa Choromańskiego, że Mazur nie ustosunkował się do kolejnych kandydatów na wikariusza w Katowicach, natomiast wystąpił ze swoim kontrprojektem oświadczenia Episkopatu. Było ono oczywiście dla Kościoła nie do przyjęcia. W tej sytuacji Ksiądz Prymas postanowił skorzystać ze swoich uprawnień specjalnych i rano 24 listopada wysłał list do Prezesa Rady Ministrów zawiadamiający, że rządy diecezji katowickiej zamierza powierzyć ks. infułatowi St. Brossowi. Tego samego dnia minister Bida poinformował jednak biskupa Choromańskiego, że rząd nie godzi się na tę nominację. Była to już ósma kandydatura odrzucona przez władze państwowe. Prymas postanowił więc nie wysuwać dalszych, zrezygnować z jakiegokolwiek oświadczenia Episkopatu w sprawie Katowic, o które chodziło rządowi, nie spieszyć się z załatwieniem tej sprawy i bodaj samemu objąć rządy w zagrożonej diecezji. Tymczasem następnego dnia z Katowic doszły wiadomości, że władze bezpieczeństwa, rozmawiające z pracownikami kurii i członkami kapituły, napomykały o kandydaturze ks. Filipa Bednorza, "księdza patrioty" ze ZBoWiD_u. Dnia 26 listopada Ksiądz Prymas udał się do Gniezna w sprawach duszpasterskich. Zaiste, kontynuując swoje normalne zajęcia mimo istnego "trzęsienia ziemi", wykazywał stalowe nerwy i niezwykłą wiarę w Opatrzność Bożą. Przed wyjazdem Prymas wystosował jeszcze list do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego z zapytaniem o powód aresztowania i miejsce pobytu biskupa Bednorza. W tym samym dniu "Trybuna Ludu" ogłosiła artykuł pt. "Ambasador i biskupi", z wyraźnymi sugestiami szpiegowskiej działalności biskupów. Była to swoista odpowiedź na list Episkopatu do prezydenta z 18 listopada, w którym właśnie protestowano przeciw pomówieniom o działalność szpiegowską. Tymczasem Ksiądz Prymas następnego dnia w Gnieźnie wraz z kapitułą archikatedralną i po naradzie ze specjalistami w sprawach sztuki sakralnej ostatecznie postanawia rozpocząć pracę przywrócenia katedrze gnieźnieńskiej dawnej architektury gotyckiej, aby "na Tysiąclecie Chrztu Polski bazylika prymasowska wystąpiła w szacie gotyckiej". Tak więc nic nie było w stanie wytrącić Prymasa z równowagi. A właśnie rano tego dnia radio doniosło o wyborze ks. Filipa Bednorza wikariuszem kapitulnym w Katowicach. Jak się potem okazało, wybór był fikcją, przeprowadzoną pod bezpośrednim naciskiem władz bezpieczeństwa. Ksiądz Bednorz przybył jednak w nocy z 25 na 26 listopada do kurii i złożył przysięgę. Tymczasem Ksiądz Prymas wyrusza 29 listopada z Gniezna do Szczecina, odwiedzając po drodze w Poznaniu arcybiskupa Dymka, a także kurię w Gorzowie. Gdy wieczorem o godzinie #/18#00 Prymas Polski dojeżdża do Szczecina, wita go grupa kapłanów z ks. infułatem Szelążkiem i składa życzenia, gdyż radio ogłosiło właśnie, że został obdarzony przez Ojca świętego godnością kardynalską. Prymas przyjmuje to z rezerwą, mówiąc, że radio podaje tyle nieprawdziwych informacji, i udaje się do bazyliki na spotkanie z młodzieżą akademicką. W niedzielę 30 listopada od godziny #/7#00 rano odprawia nabożeństwa dla akademików, potem dla profesorów, wreszcie sumę w bazylice. Następnie wraca do klasztoru Księży Chrystusowców. Tutaj zastaje ks. Goździewicza, który przybył z depeszą mons. Montiniego, donoszącą, że Ojciec święty na tajnym konsystorzu w dniu 12 stycznia 1953 wprowadzi Księdza Prymasa do grona Kolegium Kardynalskiego. A więc wiadomość radiowa tym razem okazała się prawdziwa. A oto niektóre myśli tego ważnego dnia: "Omnia - soli Deo. - Uderza mnie to, że chyba stosowniejszej pory na tę wiadomość nie było, właśnie tu - w Szczecinie - w tempie ruchliwej pracy, i to na tle "sprawy katowickiej"... Przed sumą podaję wiernym wiadomość o mej nominacji. Wygłaszam kazanie. Poprzedzam je podzięką za życzenia. Wdzięczność swoją zwracam ku Ojcu Niebieskiemu, ku Chrystusowi, ku Kościołowi, ku Ojczyźnie mej katolickiej i ku Rodzicom. Podkreślam fakt radosny, że właśnie ze Szczecina wysyłam depeszę dziękczynną do Ojca świętego, z tego Szczecina, o którym - obok Wrocławia, Opola, Gorzowa i Olsztyna - tyle mówiłem Ojcu świętemu. Papież zna mój sposób myślenia i rozumowania w sprawie Ziem Zachodnich. Jeżeli więc dziś obdarza mnie purpurą, to widzę w tym aprobatę dla tych myśli". Jakżeż charakterystyczną rzeczą było, że w chwili swej nominacji Prymas myślał o Bogu, o Kościele i o Polsce, a nie o swym tryumfie wobec władz. Wyniesienie Prymasa do godności kardynała było im bardzo nie na rękę, ale nie zamierzały ustępować. Razem z radosną depeszą ks. Goździewicz przywiózł przygnębiające wiadomości. Minister Bida, nie mogąc znaleźć nieobecnego biskupa Choromańskiego, zaprosił do siebie biskupa Baraniaka, który poszedł tam z ks. dyrektorem Bronisławem Dąbrowskim. U Bidy był Franciszek Mazur, co świadczyło o powadze rozmowy. Mazur złożył oświadczenie w imieniu rządu, że z wyborem ks. Filipa Bednorza sprawę Katowic uważa za zakończoną. Gdyby ktokolwiek prowadził przeciwko niemu akcję awanturniczą, poniesie konsekwencje tego czynu. Domyślne było, że tym "kimś" jest Prymas Polski. A więc było to ultimatum dla Prymasa. W drugim oświadczeniu Mazur poruszył sprawę kurii krakowskiej, której pracownicy zostali aresztowani. Przedstawiciel partii nalegał, by kuria pracowała normalnie i zadeklarował, że nie ma żadnych zastrzeżeń w stosunku do biskupów krakowskich. Ksiądz Prymas 30 listopada wysłał ze Szczecina do mons. Montiniego depeszę związaną ze swoją nominacją kardynalską i drugą do ks. Filipa Bednorza do Katowic, w której stwierdza, że jego wybór dokonany pod przymusem jest nieważny. Warto może dodać, że w tym dniu, pełnym napięć i emocji, Ksiądz Prymas przemawiał aż 11 razy w Szczecinie do wiernych w różnych świątyniach. Taki był jego pierwszy dzień kardynalski. Początek grudnia 1952 roku upłynął pod znakiem napięcia związanego z zagrożeniem kurii w Katowicach i Krakowie. Na posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu w dniu 4 grudnia nie przybył ks. arcybiskup Baziak z Krakowa, który został internowany wbrew zapewnieniom rządu, że nie ma zastrzeżeń do biskupów krakowskich. Prasa zarzucała niektórym pracownikom kurii krakowskiej przestępstwa dewizowe i działalność podziemną. Władze domagały się propozycji na wikariusza kapitulnego dla Krakowa i oczywiście uznania wyboru ks. Bednorza w Katowicach. Rozpoczęły się rozmowy biskupa Klepacza z gen. Ochabem na te oba tematy. W następnych kilku dniach niemal codziennie zgłaszał się do Księdza Prymasa Bolesław Piasecki i odgrywał rolę pośrednika w toczących się rokowaniach z rządem. Ksiądz Prymas faktycznie zgodził się z tą jego rolą. Piasecki w wyniku swoich kontaktów z rządem proponował 6 grudnia, żeby Ksiądz Prymas udzielił jednak jurysdykcji ks. Bednorzowi w Katowicach w celu uniknięcia tam faktycznej schizmy. Ksiądz Prymas chwilowo zgadza się wysłać do Katowic trzyosobową delegację dla zbadania okoliczności wyboru ks. Bednorza. Na tymczasowego rządcę dla Krakowa przewiduje biskupa Klepacza. Wieczorem 7 grudnia Ksiądz Prymas opracowuje pro memoria dla gen. Ochaba, które następnego dnia zostaje przekazane przedstawicielom rządu przez B. Piaseckiego. Prymas dowiaduje się jednak od rektora KUL_u ks. Iwanickiego, że rząd rozważa ewentualność internowania właśnie jego - Prymasa. Przygrywką do tego są artykuły w "Trybunie Ludu" i "Życiu Warszawy" z okazji nominacji kardynalskiej Księdza Prymasa. Czyni mu się zarzuty, że nie ustabilizował administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Zarzuty te, pomijając ich meritum, stwarzają wrażenie, iż opinia polska nie jest w tej sprawie jednolita. Dla walki z Kościołem poświęca się tu znów polską rację stanu. W czasie rozmowy z biskupem Klepaczem w dniu 9 grudnia gen. Ochab odrzuca kandydaturę swego rozmówcy na rządcę w Krakowie. Następnego dnia Ochab zgadza się na wysłanie komisji Prymasa do Katowic, ale proponuje rozwiązanie sprawy Krakowa także przez wybór wikariusza kapitulnego. A więc rozwiązanie w Katowicach ma być modelowe. Biskup Klepacz stanął jednak na stanowisku, że rządcą w Krakowie może być tylko biskup, i wymienił Ochabowi cały szereg kandydatów. W dniach 11 i 12 grudnia odbywają się zebrania Komisji Głównej i Plenarnej Konferencji Episkopatu, a 12 grudnia biskup Klepacz odbył jeszcze dodatkowe spotkanie z Ochabem. Z wolna zaczęło rysować się rozwiązanie obu spornych spraw. Po długich dyskusjach i ujawnieniu się różnych stanowisk Episkopat praktycznie oddał decyzję w ręce swego przewodniczącego, Prymasa Polski, kardynała Wyszyńskiego. Ksiądz Prymas skłonił się do decyzji sanowania nieważnego wyboru w Katowicach, tym bardziej że okazało się, iż bardziej winna była kapituła niż wybrany nieważnie ks. Filip Bednorz. Rząd pogodził się z myślą, że wikariuszem kapitulnym w Krakowie zostanie nie nowy "ksiądz patriota", ale jeden z biskupów wskazanych przez Episkopat. Ksiądz Prymas w dłuższym przemówieniu uzasadnił biskupom swoje stanowisko. A oto jego najważniejsze przesłanki: "(...) O ile mamy prawo poświęcić siebie na wszystko, to nie wolno nam poświęcać diecezji, Kościoła i wiernych. Tutaj dochodzi do głosu obowiązek roztropności. Mamy przecież tak kierować Kościołem, według wszystkich zasad kanonicznych, by nie wywrócić Łodzi Chrystusowej. Chociaż więc męczeństwo i więzienie biskupa mogą być pożyteczne dla Kościoła i dla diecezji, to jednak Chrystus kazał uczniom trwać przy Kościele, gdyż przez ludzi trwających na stanowisku dopełniane jest dzieło uświęcenia Kościoła. Tam, gdzie znikają biskupi i kapłani, zanika i Kościół. Przykłady widzimy w "Annuario Pontificio", a u nas było to w czasie okupacji Niemców w Wartenlandzie, gdzie lud odzwyczaił się od kapłanów, od spowiedzi, tak że trzeba było wydajnej pracy, aby znów się dał do Kościoła pociągnąć. Do nas należy też bronić Duchowieństwa, które jest wyczerpane wojną i obozami, a dziś okazuje więcej skłonności do układania się niż kiedykolwiek. Przykładem tej zmniejszonej odporności jest zachowanie się kapituły katowickiej. Co będzie, gdy biskupi pójdą do więzień? Wreszcie wzgląd doniosły - to obrona Narodu, który dziś szuka schronienia w świątyni i tam czuje swą więź i siłę. W obecnej chwili Kościół piastuje na swych ramionach macierzyńskich polski Naród. Trzeba więc tak postępować, by Naród nie utracił tych ramion". Argumentacja ta świadczy o wielkiej powściągliwości Prymasa. Nowo mianowany Kardynał okazał się znów wielkim mężem stanu, Kościoła i narodu. Wywody jego nie tylko przekonały Episkopat, ale biskupi praktycznie złożyli na jego barki cały ciężar odpowiedzialności. Konferencja Episkopatu nie zakończyła się bynajmniej jakąś kapitulacją. Wprost przeciwnie, biskupi uchwalili szereg postanowień zapobiegających powtórzeniu się takich wypadków, jakie wydarzyły się w Katowicach. Ordynariusze mieli natychmiast omówić wszystko ze swoimi kapitułami, spotkać się z dziekanami i z możliwie szerokim kręgiem duchowieństwa. Konferencja postanowiła też zbadanie archiwów diecezjalnych, przestrzeżenie księży przed przechowywaniem obcych walut i przed kontaktami z podziemiem. Zrobiono wszystko, by nie dostarczyć władzom pretekstu do sprowokowania nowego konfliktu, analogicznego do owego w kurii krakowskiej. W dniu zakończenia obrad Konferencji, 12 grudnia, Ksiądz Prymas poinformował biskupa Lorka z Sandomierza, że jego sufragan biskup Jop zostanie wikariuszem kapitulnym w Krakowie. Biskupa Pękalę poproszono o porozumienie się w tej sprawie z kapitułą krakowską. Już następnego dnia po posiedzeniu Konferencji Episkopatu Ksiądz Prymas udał się do Częstochowy i do Opola, gdzie odbywały się uroczystości 250_lecia przeniesienia obrazu Matki Boskiej Piekarskiej. W Częstochowie Prymas dziękował "swojej Matce" za łaskę rozwiązania tak trudnych dla Kościoła spraw. Modląc się do Niej nie mógł nie pomyśleć, że nie miał dotąd czasu, by po ludzku cieszyć się ze swojej nominacji na Kardynała Świętego Kościoła Rzymskiego. Dnia 16 grudnia w Warszawie Ksiądz Prymas wręczył ks. Filipowi Bednorzowi dekret sanujący nieważnie dokonany jego wybór i drugi - uwalniający go od inhabilitates. Tym samym Prymas pozwolił mu pełnić funkcję wikariusza kapitulnego w Katowicach. Żeby jednak nie było za dobrej atmosfery z powodu rozwiązania konfliktu "katowicko_krakowskiego", tego samego dnia rektor KUL_u, ks. Iwanicki, przyniósł Prymasowi wiadomość, że uczelnia została obłożona podatkiem w wysokości ponad 300 tys. złotych za lata 1945 i 1946. Nie było dnia bez uderzenia lub bodaj ukłucia Kościoła. Prymas zaś musiał wszystko to przyjmować na swoją pierś. Toteż 18 grudnia zwrócił się listownie do prezesa Rady Ministrów z prośbą o rozmowę. Znów działał z niewzruszonym realizmem. Premierem był wtedy dotychczasowy prezydent - Bolesław Bierut. Po czterech dniach, 22 grudnia, minister Mijal zadzwonił w imieniu Bieruta, że upoważniony do rozmowy jest wicemarszałek sejmu Mazur. Ponieważ Ksiądz Prymas nosił się z zamiarem wyjazdu do Rzymu celem poinformowania Ojca świętego o sytuacji, zgodził się na spotkanie z Mazurem. Do spotkania doszło następnego dnia, 23 grudnia o godzinie #/12#00 w Wilanowie. Rozmowa trwała cztery i pół godziny. Najpierw Prymas Polski w półtoragodzinnym przemówieniu ujął najważniejsze problemy interesujące Kościół i państwo. Potem mówił Mazur, z tym, że za obopólną zgodą Ksiądz Prymas przerywał mu uwagami polemicznymi. Ksiądz Prymas poruszył najpierw sprawy ogólne, a następnie powołał się na konkretne przykłady, że "pokój wewnętrzny" w kraju burzy strona marksistowska, a nie Episkopat. Przykładem była sprawa diecezji katowickiej i krakowskiej. Ksiądz Prymas spokojnie, ale stanowczo zwrócił uwagę Mazura na to, że niepokój wywołany w tych diecezjach w istocie godzi w interesy rządu. W Krakowie toczyło się nadal śledztwo wobec księży z kurii biskupiej. W następnym punkcie Ksiądz Prymas stwierdził, że jeśli biskupi nie będą mieli wolności wykonywania swej jurysdykcji kościelnej, to trzeba będzie uznać, że "porozumienie" zostało złamane. Otwarcie poruszył sytuację w Czechosłowacji i na Węgrzech, gdzie diecezje pozbawione są biskupów. W tym kontekście podkreślił precedensowy charakter wydarzeń w Katowicach i w Krakowie oraz agresywność "księży patriotów" z Komisji przy ZBoWiDzie, którzy już teraz spierają się o to, komu jaka diecezja przypadnie. Ksiąd Prymas podniósł również sprawę przebywającego od dwóch lat w więzieniu biskupa Kaczmarka, prosząc o zastosowanie wobec niego amnestii i o zwolnienie go. Odpowiedź Mazura brzmiała: "Będzie proces". Ksiądz Prymas mówił też o innych biskupach. Zwrócił uwagę Mazurowi, że rząd usuwając z Krakowa arcybiskupa Baziaka ugodził w jednego z najbardziej umiarkowanych biskupów i zwolennika "porozumienia". Pewne nieporządki w kurii krakowskiej Ksiądz Prymas tłumaczył tym, że arcybiskup Baziak, będąc jako wikariusz kapitulny rządcą tymczasowym, nie chciał ruszać akt i rzeczy pozostawionych przez kardynała Sapiehę. Mazur obiecał przekazać to rządowi; zapewnił także, iż leciwy już biskup Rospond będzie pozostawiony w domu. Biskup Adamski czuł się - zdaniem Mazura - dobrze w swojej nowej sytuacji, a o sufraganach katowickich Mazur rzekomo niewiele wiedział. Ksiądz Prymas omówił następnie sprawę nauki religii w szkołach. Mazur uspokajał go, twierdząc, że religia nauczana "pozytywnie" nie budzi zastrzeżeń władz. Potem rozważano sytuację Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Prymas zwracał uwagę, że wszelkie ograniczenia tam Kościoła godzą także w polskość. Mazur znalazł na to odpowiedź, domagając się ustanowienia przez Watykan diecezji, a przy okazji poruszył sprawę szczątków diecezji wschodnich. Kolejne zarzuty dotyczące funkcjonowania Urzędu do Spraw Wyznań i braku książek katolickich Mazur załatwił mglistymi przyrzeczeniami. Dalszy punkt rozmowy dotyczył tworzenia nowych parafii i budownictwa kościelnego. Tu wykrętna postawa Mazura ujawniła się najwyraźniej, gdy złożył on winę w tej sprawie na Urząd Architektury. Krótko mówiąc, wszystko zostało załatwione na "nie". Negatywna była także odpowiedź w sprawie wyjazdu Księdza Prymasa do Rzymu na konsystorz, na którym miał odebrać kapelusz kardynalski. Rząd był przeciwny wyjazdowi Prymasa Polski do Rzymu, rzekomo bowiem wbrew oczekiwaniom komunistów, Watykan nie jest w polityce światowej neutralny, lecz zaangażowany po stronie Waszyngtonu, po stronie antypolskiej, antypokojowej itp. Dowodem tego miało być przyjęcie przez papieża ministra Schachta. Rząd oczekiwał, że Watykan odetnie się od obozu imperialistycznego lub choć równorzędnie będzie krytykował oba obozy polityczne w świecie. Rząd spodziewał się też, że biskupi i katolicy polscy określą, iż w sprawach politycznych są przeciwko Watykanowi, ale tak się nie stało. Rząd wreszcie chciał oddzielać osobę papieża od Państwa Watykańskiego, ale było to niemożliwe, bo papież angażował się osobiście. Wreszcie Mazur posunął się do twierdzenia, że kapelusz kardynalski jest potrzebny Prymasowi Polski do zwiększenia jego sił w walce z rządem. Ksiądz Prymas kategorycznie odparł ten ostatni zarzut. Na inne odpowiedział już w poprzedniej rozmowie z Mazurem. Oświadczył też, że do Rzymu nie pojedzie, ale nie bierze odpowiedzialności za reperkusje tej sprawy w prasie światowej. Zwrócił również Mazurowi uwagę, że będzie to szkodliwe dla Polski, podobnie jak artykuł "Trybuny Ludu" opublikowany po nominacji Prymasa na kardynała. W sprawie zaś zarzutów, że nic nie zrobił dla Ziem Zachodnich, stwierdził: "Zjeździłem tam niemal wszystkie większe miasta, przemawiałem setki razy. Tego nie zrobił żaden z członków PZPR". W sumie rozmowa wypadła zdecydowanie niekorzystnie, mimo wielkich wysiłków Prymasa, by osiągnąć godne porozumienie. Jedynym wynikiem pozytywnym było to, że postanowiono kontynuować ją w następnym już roku kalendarzowym po Trzech Królach. Następnego dnia po rozmowie z Mazurem, w Wigilię Bożego Narodzenia, zjawił się u Księdza Prymasa Bolesław Piasecki. Ze spotkania tego Kardynał wysunął wniosek, że rząd przygotowuje się do nowej rozgrywki, bardziej zasadniczej, w której będzie chodziło o "być albo nie być z Rzymem". Władze państwowe poddawały się złudzeniu, że Ksiądz Prymas może przejść do porządku nad uprawnieniami Stolicy Apostolskiej i samodzielnie mianować biskupów oraz ustalać granice diecezji. Bezgranicznie dobrą wolę Głowy Kościoła w Polsce chciano wykorzystać wymagając rzeczy niemożliwych. Prymas nigdy nie przeszedłby do porządku nad uprawnieniami Watykanu, a z kolei Watykan nie bardzo mógł być neutralny w sytuacji szalejącego terroru stalinowskiego. Kończył się jeden z najtrudniejszych okresów w historii Kościoła polskiego, a zacząć miał się rok bodaj najcięższy, rok, w którym obłęd stalinizmu spowodował, że Prymas Polski musiał zostać uwięziony. W święta Bożego Narodzenia Ksiądz Prymas celebrował nabożeństwa w świątyniach warszawskich. Po świętach wyjechał do Częstochowy na spotkanie z pięćdziesięcioma wyższymi przełożonymi zakonnymi. Wreszcie rok 1952 zakończył w siedzibie prymasowskiej w Gnieźnie. Jedyną osłodą tego uciążliwego roku i nadciągających coraz czarniejszych chmur była świadomość dokonanego wysiłku duszpasterskiego. W roku 1952 Prymas Polski przemawiał na terenie caałej Polski 618 razy! Z największą wiernością realizował swoją dewizę: "Soli Deo". Andrzej Micewski Kardynał Wyszyński Prymas i Mąż Stanu Tom Całość w tomach Polski Związek Niewidomych Zakład Nagrań i Wydawnictw Warszawa 1993 Tłoczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1 Przedruk z wydawnictwa "~editions du Dialogue Soci~et~e d'~Editions Internationales" Paris 1982 Pisała J. Szopa Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Rozdział III Uwięzienie Prymasa było nieuniknione (1952_#1956) (c.d.) III Rok 1953, najtrudniejszy chyba w jego życiu, ks. kardynał Wyszyński rozpoczął zajęciami duszpasterskimi w swojej pierwszej stolicy arcybiskupiej, w Gnieźnie. Do Warszawy wrócił 3 stycznia, już do nowego domu arcybiskupiego przy ul. Miodowej 17. Domownicy przewieźli tymczasem do odbudowanej siedziby Prymasa Polski wszystkie rzeczy z zajmowanego dotąd gmachu nuncjatury, w którym teraz znalazł pomieszczenie wydział spraw zakonnych sekretariatu Prymasa. W ramach przygotowań do następnego spotkania z wicemarszałkiem Sejmu F. Mazurem, które miało nastąpić 8 i 9 stycznia, przybył do Księdza Prymasa Bolesław Piasecki, który referował rezultaty swoich rozmów z tym i z innymi dygnitarzami partyjnymi. Piasecki chciał przekonać Prymasa, co należy zrobić, "żeby rząd rozmawiał z biskupami, a nie z wikariuszami kapitulnymi". Naturalnie, chodziło o ustępstwa. Za ich cenę rząd był skłonny nie usuwać biskupów. Drugą sprawą było pytanie, jak należy ułożyć stosunki z Rzymem, by nie doszło do schizmy, ale żeby zostały utworzone diecezje i mianowani biskupi na Ziemiach Zachodnich. Piasecki nie był bezinteresownym pośrednikiem, ale w tej fazie Ksiądz Prymas uważał, że wysłuchiwanie go jest możliwe. Przywódca Paxu prowadził swoją wielką grę, przez którą w pewnej mierze przyczynił się do zawarcia porozumienia w 1950 roku, a która skończyła się katastrofą aresztowania Księdza Prymasa. Dzień 12 stycznia 1953 roku upamiętnił się uroczystością poświęcenia domu arcybiskupiego, na którą przybyli liczni biskupi i księża. W tym samym dniu w Rzymie odbywał się konsystorz, na którym Ksiądz Prymas miał otrzymać kapelusz kardynalski. W przemówieniach nawiązywano do tej zbieżności i do duchowej łączności z Ojcem świętym i Stolicą Apostolską. Prymas Polski wcześniej jeszcze telegraficznie i listownie zawiadomił Rzym, że nie może przybyć na konsystorz z powodu braku zgody rządu polskiego. Wieczorem 12 stycznia Ksiądz Prymas rozmawiał jeszcze raz z Bolesławem Piaseckim, jednakże w obecności ks. biskupa Klepacza. Dwa dni później, w środę 14 stycznia, odbyła się w Wilanowie kolejna, sześciogodzinna rozmowa z Mazurem. Prymas rozpoczął rozmowę długim, trzygodzinnym, jak później stwierdził - "profesorskim" wykładem. Uważał, że powinien wyłożyć całą prawdę w taki sposób, jakby zakładał, że druga strona ma dobrą wolę. Mazur jej nie miał, ale słuchał cierpliwie, połykając tylko pastylki, jako że był człowiekiem cierpiącym i schorowanym. Ksiądz Prymas zwrócił uwagę, że jego nieobecność w Rzymie na konstystorzu podważa "porozumienie" w oczach opinii światowej, szkodzi reputacji Polski, a szczególnie utrudni mu realizację polskiej racji stanu na Ziemiach Zachodnich i uniemożliwi uzyskanie uprawnień specjalnych dla załatwienia złożonych spraw kościelnych. Prymas postawił też pytanie, na które nie oczekiwał odpowiedzi: Czy rząd nie chciał, czy nie mógł uczynić zadość polskiej racji stanu? Równie niedwuznacznie Prymas omówił stosunki między marksizmem a katolicyzmem. Zdaniem Prymasa marksizm wyrósł na gruncie protestancko_anglikańskim, a został zastosowany na terenie prawosławnym. Te fakty narzuciły mu między innymi wrogość wobec katolicyzmu. Polska droga marksizmu wymagałaby rewizji stosunku do katolicyzmu. Przeszkodą zaś do tego są obciążenia XIX_wieczne, kiedy modna była walka masonerii z Kościołem i filozofii indywidualistycznej z religią. Ksiądz Prymas konkludował wnioskiem, że nie ma koniecznego związku między ateizmem a marksizmem, a tym bardziej nowym ustrojem. Kardynał przekonywał następnie, że gdyby nie uprzedzenia z przeszłości, zrozumiano by, że katolicyzm nie jest wrogiem postępu, a jego nauka społeczna bliższa jest tęsknotom socjalizmu niż dążeniom kapitalizmu. Relacjonując szczegółowo dokonania społeczne Kościoła Ksiądz Prymas twierdził, że ateizm marksizmu opóźnia przebudowę społeczną i urzeczywistnienie dobrobytu rzesz. Walka z Kościołem odpycha od idei przebudowy społecznej najlepszych ludzi, a w życiu społecznym wprowadza schematyzm i bezduszność. Przechodząc do stosunków między Kościołem a państwem kardynał Wyszyński stwierdził, że walka z Kościołem jest prowadzona w duchu carskiego prawosławia, że akcja przeciw Watykanowi organizowana jest z typową nienawiścią prawosławia do Rzymu, na dawny "carski" sposób. Publikacje przeciw Kościołowi mają tak niski "poziom prawdopodobieństwa", że przypominają argumentację "carskich czynników". Zarządzenia administracyjne idą w kierunku carskiego "Swodu Zakonów", instrukcje zaś władz dotyczące kultu publicznego przypominają zarządzenie carskiego gen. gubernatora Skałona z 1911 roku. Prymas podkreślał brak psychologicznego wyczucia nastrojów polskiego społeczeństwa przez propagandę i wydawnictwa partyjne. Wreszcie postawił pytanie: Cerkiew czy Kościół? Cerkiew to cezaropapizm, którego owocem jest niewola sumienia i sprzedajność. Religia państwowa to najgorsza forma niewoli obywateli. Kościął to samodzielność, która może łączyć się z korzystną dla kraju pracą moralnowychowawczą, atmosferą dobrej woli i zaufania. Z kolei Ksiądz Prymas powrócił do sprawy Watykanu. Zwrócił uwagę, jak bardzo szkodzą Polsce ataki na papieża, kalumnie na temat osi Watykan_Waszyngton. Cała ta propaganda leży w interesie wrogów Polski, a w gruncie rzeczy nawet wrogów komunizmu. Mądra polityka polega zaś na tym, aby nie mnożyć sobie wrogów. Prymas przypomniał, że to on, a nie partia, zabiegał o ustanowienie przedstawicielstwa Stolicy Apostolskiej w Warszawie. Władze tego nie przyjęły i odmówiły paszportu ks. dyrektorowi Bronisławowi Dąbrowskiemu, który miał jechać do Rzymu na negocjacje między innymi w tej sprawie. Prymas podkreślał, że Ojciec święty nigdy nie wysuwał wobec niego sugestii politycznych. W dalszej rozmowie Prymas domagał się demobilizacji aparatu administracyjnego, działającego przeciwko Kościołowi. Postulował zaprzestanie przedstawiania Kościoła w prasie jako instytucji antypaństwowej, ba, antynarodowej. "Trzeba sprawy stawiać zgodnie z psychiką narodu - mówił Prymas Polski - i z jego linią rozwojową.Pisarze wasi za mało znają historię Polski i dlatego na tak wiele sobie pozwalają. Kościół bardzo liczył się z Narodem, z jego językiem, któremu dał wstęp do świątyni (kolędy, pieśni ludowe), z dziejami, z obyczajami. Kościół nie latynizował, nie germanizował, nie moskwiczył. Dał ludowi do ręki polski śpiewnik i modlitewnik, dziś wyciągany na Śląsku ze skrzyń, gdy wy nie pozwalacie na druk polskiej książki religijnej". Ksiądz Prymas podkreślił dalej, że nie gra na zwłokę, na przeczekanie, co było wówczas powszechnym zarzutem ze strony partii. Stwierdził, że wierzy w przetrwanie Kościoła w każdej epoce. Mówił, że ma dwie linie postępowania: zasadniczą, polegającą na wydobywaniu nadprzyrodzonych mocy Kościoła dla dnia dzisiejszego, oraz linię drugorzędną, kierowania się ludzkim rozsądkiem w rządach Kościołem. Zadeklarował chęć nie koniunkturalnego, lecz zasadniczego dialogu także z państwem komunistycznym. Na koniec Prymas poruszył szereg bieżących spraw kościelnych, a także społecznych, jak "ogonki" przed sklepami, praca kobiet w kopalniach, "czego Europa nie znała od 70 lat", obozy pracy itp. Prymas zadeklarował starania o zmianę nastawienia duchowieństwa, jeśli będzie miał gwarancję, że nie zaskoczą go dalsze uderzenia w Kościół i rozbijanie go od wewnątrz. Stwierdził też, że oczekuje od Mazura "wyjaśnień zasadniczych" Mazur naturalnie nie mógł ich dać. Ten stary komunista, jeśli nawet heroicznie szczera argumentacja Prymasa docierała do niego, wiedział, że musi o niej zapomnieć. Gdyby poparł ją choć w części na forum partyjnym, wyleciałby ze swego stanowiska jak z procy. Ale nie ma żadnych dowodów, że działał z dobrą wolą. Fakty natomiast świadczą, że rozmowy zmierzały do sondażu, jakby najskuteczniej rozprawić się z Kościołem. Mimo wszystko rozmowy Prymasa w jakiejś mierze łagodziły ostrze kierowane przeciw Kościołowi. Następnego dnia Mazur zatelefonował do Księdza Prymasa z wiadomością, że z przygotowanego procesu przeciw kurii w Krakowie zostanie wyłączony arcybiskup Baziak i biskup Rospond, jeśli opuszczą Kraków. Dzień później pojawił się znowu u Księdza Prymasa Bolesław Piasecki, tym razem referował wrażenia Mazura z rozmowy z Kardynałem. Wreszcie 16 stycznia Ksiądz Prymas konferował z Turowiczem, Stommą i Gołubiewem. Chodziło o kierunek postępowania "Tygodnika" wobec zaostrzającej się sytuacji. Rozmowa była właściwie kontynuacją spotkania w Krynicy. Starając się dość dokładnie relacjonować zajęcia Prymasa Polski związane z dramatyczną sytuacją Kościoła, muszę jednocześnie podkreślić, że każdy dzień wypełniały mu przede wszystkim spotkania duszpasterskie, wizytacje, odwiedziny księży, zakonów, młodzieży, ociemniałych dzieci w Laskach i takie mnóstwo czynności pasterskich, że opisanie ich wymagałoby grubych tomów. Z konieczności więc w naszej relacji zakładamy pewną dysproporcję. Na czoło wysuwają się sprawy kościelnopaństwowe, które nie pochłaniały najwięcej czasu Prymasa. One jednak w porządku ludzkim decydowały o sytuacji Kościoła. W porządku łaski sytuację tę gwarantowała nieustanna modlitwa i żarliwość religijna, cechująca w tym trudnym okresie cały Kościół polski. Dnia 22 stycznia odbyło się posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. Poza Księdzem Prymasem obecni byli biskupi: Zakrzewski, Klepacz, Kałwa, Choromański. Skład Komisji Głównej coraz bardziej się kurczył. Ksiądz arcybiskup Jałbrzykowski zapadał na zdrowiu, ks. arcybiskup Baziak został wykluczony przez decyzję rządu, związaną z kurią krakowską. Ksiądz arcybiskup Dymek niedomagał i był na kuracji. Ksiądz Prymas w trosce o zapobieżenie otwartemu konfliktowi z rządem postanowił dokonać szeregu aktów konstruktywnych. A więc miała odbyć się plenarna sesja Episkopatu, postanowiono opracować łagodzące instrukcje dla duchowieństwa, dla prefektów w szkołach i dla prasy katolickiej. Ksiądz Prymas postanowił także opracować artykuł dla "Tygodnika Powszechnego" na temat jedności Kościoła w obecnej sytuacji polskiej i międzynarodowej. Głęboką troską napełniał Prymasa odbywający się w styczniu pokazowy proces kurii krakowskiej, w którym użyto pewnych ludzi, a nawet księży, do obciążania kurii i nieżyjącego już kardynała Sapiehy. Widowisko to sygnalizowało plan dalszego uderzenia w kurie biskupie. W rzeczywistości bowiem osoby, które były wmieszane w działalność polityczną, nie należały do kurii. Mimo to Episkopat już w grudniu 1952 roku wydał oświadczenie przeciw nadużywaniu Kościoła do akcji antypaństwowej. Dostęp głównego oskarżonego w procesie do duszpasterskich sprawozdań dziekanów dla kurii posłużył aż do ataków na Watykan. Nie bez związku z procesem krakowskim odwiedzili Księdza Prymasa 28 stycznia panowie J. Turowicz i St. Stomma, gdyż "Tygodnik" musiał oczywiście zająć jakieś stanowisko. Było ono zbieżne z postawą Episkopatu. W ciężkiej atmosferze po procesie krakowskim odbyła się w piątek 30 stycznia, i tym razem w pałacu wilanowskim, trzecia kolejna rozmowa Księdza Prymasa z wicemarszałkiem Franciszkiem Mazurem. Znów trwała kilka godzin, ale nie miała już tak "teoretycznego" charakteru jak rozmowa poprzednia. Ksiądz Prymas poruszył przede wszystkim nadużycia związane z procesem krakowskim. Prokurator dowolnie rozszerzył i przerzucił na kurię metropolitalną zarzuty stawiane ludziom mającym z nią tylko luźne powiązania. Sugerowano kurii atmosferę wrogą Polsce Ludowej, a wrogość tę miała wywoływać polityka Watykanu. Wszystko to stanowiło dowolne wnioskowanie, nie oparte na faktach ani na rzeczywistych przekroczeniach prawa. Chodziło po prostu o przygotowanie gruntu do uderzeń w kurie biskupie. Winnymi uczyniono nawet ludzi zmarłych, jak ks. kardynała Sapiehę i ks. prałata Mazanka. Nikt w społeczeństwie nie mógł dać wiary atakom na kardynała Sapiehę. Był on człowiekiem o największym chyba w Polsce powojennej autorytecie moralnym. Ksiądz Prymas wyciągnął z przebiegu procesu wniosek, że rząd nie chce odprężenia w stosunkach między Kościołem a państwem. Mazur nie zadał sobie nawet specjalnego trudu rzeczowej obrony procesu krakowskiego. Bez większego przekonania powtarzał to, co pisały gazety. Odkrył jednocześnie intencje rządu, mówiąc, że obsadzanie stanowisk kościelnych będzie wymagało zgody władz. Wyjaśniało to bez reszty polityczny cel pokazowego procesu w Krakowie. System stalinowski właśnie przy pomocy takich procesów prowadził politykę. Ksiądz Prymas Wyszyński, świadomy powagi sytuacji Kościoła, zasygnalizował w rozmowie wszystkie swoje wysiłki, mające przekonać władze o dobrej woli Episkopatu. Podkreślił gotowość wydania instrukcji dla duchowieństwa, zarówno świeckiego jak i zakonnego, nakazującej powstrzymanie się od wszelkich wystąpień politycznych przeciw władzom państwowym. Prymas wspomniał także o analogicznej instrukcji dla prasy katolickiej, aby uwzględniała ona polską rację stanu. Ksiądz Prymas oświadczył, że w zamian za to wszystko oczekuje od rządu, iż wstrzyma się od bezpośredniej ingerencji w sprawy personalne Kościoła zachowując jedynie prawo weta związane z ewentualnymi zastrzeżeniami personalnymi wobec kandydatów. Prymas zakładał, że tego rodzaju weto będzie stosowane w wypadkach wyjątkowych. Nadto oczekiwał od władz, że przestaną ograniczać kolportaż prasy katolickiej i szykanować ją przez cenzurę. Wreszcie poruszył sprawę budowy nowych świątyń, przywrócenia religii w szkołach, wolność praktyk religijnych młodzieży, zazwyczaj odciąganej z nabożeństw na zabawy i imprezy sportowe. Prymas wymienił jeszcze wiele konkretnych spraw, a wśród nich niezałatwienie pism przez Urząd do Spraw Wyzań, brak modlitewników i religijnych pomocy naukowych oraz rozliczne inne utrudnienia w pracy Kościoła. Rozmowa sygnalizowała daleko idący plan rządu ingerowania w wewnętrzne sprawy Kościoła. Mazur powiedział, że rząd domaga się, aby ks. biskup Jop, jako wikariusz kapitulny w Krakowie, dostał do pomocy dwóch wikariuszy generalnych - ks. Stanisława Hueta z Komisji Intelektualistów i ks. Bonifacego Woźnego z Komisji Księży przy ZBoWiD_zie. Ksiądz Prymas zaznaczył, że dotąd była mowa tylko o jednym wikariuszu generalnym - ks. Czuju, i zakwestionował kandydaturę ks. Woźnego, jako eks_zakonnika. Postanowił pomówić o tym z ks. biskupem Jopem. Mimo napięcia, po pięciu godzinach rozmowy, postanowiono kontynuować dalsze spotkania. W tym samym dniu Ksiądz Prymas dowiedział się od biskupa Choromańskiego, że minister Bida już kilka dni wcześniej domagał się kategorycznie mianowania wspomnianych dwóch wikariuszy generalnych dla Krakowa. W odbytej następnego dnia rozmowie biskupa Choromańskiego z Mazurem okazało się, że rząd nie odstąpi od narzucenia obu wikariuszy generalnych. I tu Prymas Polski zrobił jedno ze swoich nadzwyczaj przezornych ustępstw. Wiedział bowiem, że w ten sposób zachowuje rządy diecezją w ręku biskupa i że duchowieństwo archidiecezji krakowskiej skupi się przy biskupie Jopie, a nie przy narzuconych wikariuszach generalnych. W następnych dniach Prymas odbył podróż duszpasterską do Gniezna i innych miejscowości, ale gdy 6 lutego stanął w Warszawie, już czekały go hiobowe wiadomości. Prasa atakowała Prymasa, że współdziała z "hakatystą" kardynałem Fringsem. We Włocławku doszło do najścia księży ze ZBoWiD_u na kurię. Wreszcie zgłosili się redaktorzy "Tygodnika Powszechnego", od których rząd domagał się, aby potępili kurię krakowską, której organem było ich pismo. Także prasa państwowa potępiała kurię krakowską, a nie osoby skazane w procesie. Chodziło wyraźnie o pretekst do walki z Kościołem i wpływ na obsadzanie stanowisk duchownych. W sobotę 7 lutego zgłosił się do Prymasa Bolesław Piasecki, tłumacząc, że akcja na kurię we Włocławku została w środę przez władze wstrzymana. Ksiądz Prymas zawiadomił Piaseckiego, że uczestnicy najścia popadli w ekskomunikę, podobnie jak uczestnicy ostatniego rozszerzonego posiedzenia Zarządu Komisji Księży przy ZBoWiD_zie, którego uchwały stanowiły machinację przeciwko władzy kościelnej. Dnia 9 lutego odbyło się całodzienne posiedzenie Komisji Głównej i sesji plenarnej Episkopatu Polski, poświęcone przede wszystkim pogarszającej się z dnia na dzień sytuacji Kościoła. Ksiądz Prymas przedstawił postulaty rządu w sprawach obsadzania stanowisk duchownych, opracował w tej sprawie Pro memoria dla władz państwowych. Proponował załatwianie spraw poufnie między przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej, a ordynariuszem. Gdyby takie uzgodnienie okazało się niemożliwe, wtedy sprawa miała być kierowana na wyższy szczebel. Ksiądz Prymas zwrócił się do biskupów, żeby przestrzegali księży przed prowadzeniem w kuriach spraw, które mogłyby zaszkodzić Kościołowi. Episkopat opracował w duchu "porozumienia" instrukcje dla duchowieństwa i dla prefektów w szkołach. Miały one na celu przestrzeganie księży przed postępowaniem, które mogłoby być pretekstem do ataków władz na Kościół. Postanowiono także, że biskupi wezwą do siebie tych księży z Komisji przy ZBoWiD_zie, którzy podpadli pod kary kościelne, i powiadomią ich o tym fakcie. Delegacje ZBoWiD_u odwiedziły, jak się okazało, nie tylko kurię we Włocławku, ale także w Opolu i Płocku i domagały się przeprowadzenia zmian personalnych. Konferencja Episkopatu zdecydowała zorganizowanie w Krakowie uroczystości ku czci św. Stanisława, w 700_lecie jego kanonizacji, i połączenie jej ze specjalną sesją Episkopatu. Zatwierdzono plan nauczania historii Kościoła w Polsce. Postanowiono odbyć rekolekcje Episkopatu w Trzebnicy. Ksiądz Prymas zreferował także konstytucję "Christus Dominus" - o poście eucharystycznym. Tymczasem rząd, mimo wysiłków Prymasa uspokajających duchowieństwo, ani myślał odstępować od akcji przeciw Kościołowi. Dnia 9 lutego władze państwowe wydały dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych za zgodą rządu. Był to jeden z dotkliwszych ciosów stalinizmu zadanych Kościołowi katolickiemu w Polsce. Zaraz też przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie Jerzy Albrecht oraz inni dygnitarze zaczęli wzywać księży biskupów na rozmowy w sprawach personalnych, wywierając jednocześnie nacisk w sprawie ideologii i "dzikiego", nie zatwierdzonego przez władze, budownictwa sakralnego. Dnia 14 lutego Bolesław Piasecki odbył z Księdzem Prymasem półtoragodzinną rozmowę na temat sytuacji wywołanej dekretem rządu. Naciski nie skutkowały. Ksiądz Prymas postanowił, że biskup Choromański złoży następnego dnia na ręce ministra Bidy protest przeciwko dekretowi. Tymczasem władze milicyjne nie omieszkały upokorzyć Prymasa osobiście. Gdy zgłosił się 16 lutego w celu odebrania dowodu osobistego, dwóch młodych milicjantów, dobrze wiedząc, z kim mają do czynienia, zadawało pytania : Jak się nazywacie? Imię wasze? Imię waszego ojca i matki? Miejsce waszego urodzenia itd. Tu podpiszcie... Ksiądz Prymas spokojnie zwracał się do milicjantów przez "pan". Ten drobny epizod był zapewne elementem nacisku, gdyż następnego dnia, 17 lutego, Prymas przeprowadził kolejną wilanowską rozmowę z Mazurem. Trwała znów cztery godziny. Ksiądz Prymas wyłożył pogląd Episkopatu na dekret z 9 lutego 1953 o obsadzaniu stanowisk duchownych. Dekret był niezgodny z prawem kanonicznym, z konstytucją PRL i z "porozumieniem" między Kościołem aa państwem. Został wydany demonstracyjnie akurat w dniu, w którym Episkopat uchwalał uspokajające instrukcje dla duchowieństwa. Mazur starał się oczywiście łagodzić znaczenie dekretu. Drugim zasadniczym punktem dyskusji była sprawa dywersyjnych działań Komisji Księży przy Zbowid_zie. Ksiądz Prymas wskazywał, że Episkopat zabrania księżom nie pracy politycznej, ale rozbijania Kościoła. Mazur wyraźnie dał do zrozumienia, że rząd "będzie bronił" księży podpadających pod kary kościelne. Ksiądz Prymas zapytał: Czy przed ich sumieniem? Episkopat zaliczał następujące działania "księży patriotów" do machinacji "contra legitimas auctoritates ecclesiasticas", które podpadają ipso facto pod ekskomunikę zastrzeżoną Stolicy Apostolskiej: 1. uchwały rozszerzonego Zarządu Komisji Księży z 30 stycznia 1953 roku przeciwko kuriom biskupim i seminariom; 2. wystąpienia pisma "Ksiądz Obywatel" z 15 stycznia 1953 roku, domagające się, by kierownictwo Kościoła w Polsce przeszło w inne ręce; 3. delegacje terenowych Komisji Księży przy ZBoWiD_zie do kurii biskupich z ultymatywnymi uchwałami żądającymi usuwania niektórych pracowników kurii. Mazur starał się całą sprawę bagatelizować. Robił to jednak spokojnie i bez wielkiego przekonania, obstając tylko przy tym, że będzie bronił rządowych księży. Ksiądz Prymas podkreślając, że posunięcia rządu są w najwyższym stopniu nielojalne, wrócił jednak do swej zasady szukania kompromisu i przedłożył Mazurowi "Pro memoria", w którym Episkopat informował, co uczynił na rzecz ułożenia stosunków z państwem. W drugiej części dokument formułował oczekiwania Episkopatu wobec rządu. Trzecia część określała stanowisko wobec "księży patriotów". Mazur nie chciał dłużej zatrzymać się przy dyskutowaniu punktów "Pro memoria", lecz podniósł sprawę odcięcia się przez Prymasa od "protekcjonizmu amerykańskiego nad Kościołem". Sugestii tej nie podjął z kolei Ksiądz Prymas, uważając, że nie pora na dalsze deklaracje polityczne w sytuacji, gdy rząd dokonał tylu nieprzyjaznych aktów wobec Kościoła. Już przecież instrukcja dla duchowieństwa była aktem dobrej woli. Rozmowa nie przyniosła więc rezultatu. Mazur twierdził, że czas rozwiąże trudności. Ksiądz Prymas wskazywał na fakty, które w tym czasie tworzy rząd. Wywiązała się dyskusja na temat intencji amerykańskich wobec Polski i Kościoła. Ksiądz Prymas odciął się od tezy, że Amerykanie specjalnie bronią Kościoła. Tymczasem komuniści dążyli wyraźnie albo do zwasalizowania Kościoła i uczynienia go swoją tubą, albo do jego rozbicia. W Warszawie było tajemnicą poliszynela, że już wtedy partia rozważała aresztowanie Prymasa Polski. Coś jednak zahamowało decyzję w tej sprawie i trwały nadal naciski, by Prymas zmienił swe stanowisko i potępił Stany Zjednoczone. W czwartek 19 lutego przekonywali go w tej sprawie liczni rozmówcy, a wśród nich: Bolesław Piasecki i ks. dr Eugeniusz Dąbrowski, którzy potem złożyli projekty deklaracji antyamerykańskiej. Prymas rozmawiał także w tym dniu z ks. drem Wacławem Radoszem w sprawie jego publicystyki w "Słowie Powszechnym" i z ks. Antonim Lempartym, który sam oświadczył, że w Komisji Księży przy ZBoWiD_zie nie brak ludzi "zdegenerowanych", "bez sumienia, którzy gotowi są na wszystko". Tak było w rzeczy samej. Księża ci na spotkaniach urządzanych dla nich przez przedstawicieli kierownictwa partii i rządu domagali się wręcz usunięcia Prymasa Polski. Ksiądz Prymas zaś zajmował się niewzruszenie sprawami bieżącymi. Po południu 23 lutego pojechał do Lasek z zamiarem odprawienia rekolekcji. Ale już w drugim dniu musiał je przerwać, zaalarmowany listem Piaseckiego związanym z rozmową z Mazurem. Ksiądz Prymas przyjął Piaseckiego 25 lutego w Laskach. Okazało się, że przychodził on z przestrogą. Mazur mimo spokojnej rozmowy z Prymasem zapowiada możliwość zmiany atmosfery, bo "księża patrioci" stawiają biskupom opór. Ksiądz Prymas odpowiedział, że właściwie nie powinien troszczyć się o rozgrzeszenie z ekskomuniki księży, którzy pytają władze, czy mogą iść do biskupa, a później relacjonują tę rozmowę tymże władzom. Ale miłosierdzie nakazuje mu ratować dusze kapłańskie i dlatego zgodził się przyjąć Prezydium Komisji Księży przy ZBoWiD_zie. Następne dwa dni mógł Prymas wreszcie spędzić na rekolekcjach w Laskach bez zakłóceń politycznych. Ale już w sobotę 28 lutego przyjął przedstawicieli ZBoWiD_u w osobach księży: Szemraja, Lempartego, Kulawika, Owczarka, Kroczka i Pancera. Ksiądz płk Szemraj próbował przekonywać, że księżom ze ZBoWiD_u chodziło tylko o pracę patriotyczną. Prymas wyjaśnił, że ekskomunika nie dotyczy organizacji, lecz księży, którzy w konkretnych trzech wypadkach uczestniczyli w machinacjach przeciwko władzy kościelnej. W tym samym dniu był u Księdza Prymasa także Bolesław Piasecki w celu wysondowania, co Prymas powie w następnej rozmowie z Mazurem. Rozmowa ta miała miejsce w Wilanowie 3 marca. W dniu ją poprzedzającym ukazał się w "Słowie Powszechnym" artykuł B. Piaseckiego, wywierający nacisk na Prymasa, tym bardziej nielojalny, że jego autor w poprzedniej rozmowie nie wspomniał o zamierzonej publikacji. Podczas spotkania z Mazurem Ksiądz Prymas powołał się na to, co uczynił Episkopat. A więc na wydanie uspokajającej instrukcji dla duchowieństwa, mimo że dekret z 9 lutego nie bardzo do tego kroku usposabiał. Rządowi wręczono także "Pro memoria" z propozycjami zasad współdziałania, na które nie ma odpowiedzi. Przeciwnie, widać złą wolę, inspirowanie Komisji Księży przy ZBoWiD_zie, naciski i pogróżki, próby zjednywania księży przez obietnice stanowisk duchownych, terror władz bezpieczeństwa wobec księży i sióstr zakonnych. Ksiądz Prymas przytoczył przykład drastycznych okoliczności odebrania jednego z domów zakonnych w Krakowie. Punkt zasadniczy dla Mazura stanowiła deklaracja polityczna Episkopatu, choć starał się stworzyć wrażenie, że jest to nie jego sprawa, lecz Prymasa. Dawał jednak do zrozumienia, że wobec zachodnich ofert wyzwolenia od komunizmu czynionych Kościołowi, oświadczenie takie byłoby stosowne. Prymas nie podjął tego tematu. Nie decydował się też na oświadczenie antyamerykańskie. Impas w rozmowie stworzył jednak dopiero problem "księży patriotów". Mazur bronił ich nader energicznie, a Ksiądz Prymas nie mógł godzić się na praktykę rozbijania Kościoła. Obie strony nie ustąpiły ze swego stanowiska. Ksiądz Prymas zdawał sobie sprawę, że coś się urywa, ale w sprawie sumienia i ekskomuniki, w którą popadli "księża patrioci" nie był skłonny do kompromisu. Mazur powiedział chłodno: "Do widzenia", Ksiądz Prymas zaś odrzekł: "Moje uszanowanie Panu". Odwróciła się ważna karta w historii Kościoła w Polsce. Ksiądz Prymas tego samego dnia udał się do Gniezna. Tam dowiedział się wieczorem o chorobie Stalina. Wracając z Gniezna 5 marca usłyszał o śmierci dyktatora. Niestety, nie miała ona zażegnać tego, co czekało Kościął polski i Prymasa. Rozmowa z Mazurem świadczyła, że partia jest zdecydowana, pod pozorem obrony polskiej racji stanu, gwałcić sumienia księży, zmuszając ich do pozostawania pod karami kościelnymi. Chwilowo śmierć Stalina rzutowała na sytuację Kościoła nadal w duchu systemu stworzonego przez dyktatora. Rząd domagał się bicia w dzwony kościelne w czasie jego pogrzebu. Żądanie to połączone było z naciskiem na wielu księży. Ksiądz Prymas zdecydował: nie przeszkadzać. Stale szedł konsekwentnie w kierunku szukania modus vivendi. Rząd jednak nie myślał o pojednaniu. Dekret o obsadzaniu stanowisk duchownych stał się początkiem szerokiej akcji przeciwko Kościołowi. Każdego niemal dnia do Prymasa zgłaszali się biskupi z wiadomościami, że władze domagają się usunięcia ze stanowisk pewnej liczby księży. Podobne żądanie wysunął Jerzy Albrecht wobec ks. biskupa Majewskiego w Warszawie. Ksiądz Prymas znów ze spokojem radził we wszystkich wypadkach składać do władz pisma wyjaśniające zarzuty stawiane księżom. Polecił także wysłać księżom biskupom przygotowaną wcześniej instrukcję dla księży prefektów, katechetów i katechetek nauczających religii. Kardynał Wyszyński stał niewzruszenie na gruncie porozumienia mimo wszystkich gwałtów ze strony rządu. Nie dał się niczym sprowokować, na co właśnie w partii liczono. Z każdym tygodniem ukazywało się coraz mniej organów prasy katolickiej. Wzmagały się trudności "Tygodnika Powszechnego". Pismo nie zamieściło pośmiertnego artykułu o Stalinie i przestało się ukazywać. Żywiono nadzieję, że nie jest to ostateczna decyzja władz i Ksiądz Prymas przygotowywał nową "Rozmowę" z Jerzym Turowiczem, mającą odegrać w jakiejś mierze rolę deklaracji politycznej, o której była mowa z przedstawicielami rządu. Na posiedzeniu Komisji Głównej Episkopatu w dniu 13 marca postanowiono wysłać list protestacyjny do Rady Państwa w związku z ingerencją władz w sprawy personalne Kościoła. List mieli podpisać wszyscy członkowie Komisji Głównej. Wszyscy ordynariusze mieli zebrać oświadczenia księży zagrożonych dekretem z 9 lutego i wysłać je do Prezesa Rady Ministrów z pismami odwoławczymi od decyzji władz niższego szczebla. Postanowiono oprzeć się próbie wysuwania przez władze kandydatur na wakujące stanowiska i tymczasem nie obsadzać ich w ogóle. Ustalono, że księża "kanonicznie niegodni" nie będą zatwierdzani na żadnym stanowisku kościelnym. Komisja Główna uchwaliła też udzielenie przez Prymasa Polski wywiadu "Tygodnikowi Powszechnemu". Prymas więc przygotowywał swój wywiad, 17 marca rozmawiał na ten temat z J. Turowiczem. Zamierzał jednak, poza oględnym poruszeniem spraw wynikających z ostatniej rozmowy z Mazurem, odpowiedzieć także na artykuł Piaseckiego ("Dwie drogi katolicyzmu"), który stanowił realizację programu Mazura i dyrektora w Mbp, Julii Brystygierowej. W następnych dniach Ksiądz Prymas udał się w podróż. Najpierw był we Włocławku, gdzie władze próbowały naciskać na ustąpienie ordynariusza. Prymas stanowczo się temu sprzeciwił. Był zdecydowany nie ustępować sam i nie godzić się na usuwanie innych biskupów pod naciskiem władz. Granica ustępstw rysowała się coraz wyraźniej. Dalszymi celami podróży Prymasa były Bydgoszcz i Gniezno. Cały czas wypełniły mu zajęcia duszpasterskie, nabożeństwa i liczne spotkania z wiernymi, z młodzieżą i dziećmi. Władze starały się tym spotkaniom przeszkodzić, organizując konkurencyjne zajęcia. W Gnieźnie dopadli Księdza Prymasa jeszcze raz Turowicz i Stomma, próbujący ratować swój już nie ukazujący się "Tygodnik Powszechny". Pracowano nadal nad "Rozmową" z Prymasem, która miała ukazać się na Wielkanoc pt. "Kościół wobec współczesnych problemów". We wtorek 31 marca zgłosił się do Księdza Prymasa B. Piasecki, chcąc usprawiedliwić swój artykuł pt. "Dwie drogi katolicyzmu", ale Prymas nie był skłonny przyjąć jego wyjaśnień. Artykuł wspierał dążenia partii do zepchnięcia Kościoła do roli pomocnika propagandy partyjnej. Prymas uchylił się też od próby Piaseckiego skierowania rozmowy na tematy polityczne i na osobę F. Mazura. Pax wszedł tu na drogę, którą Kardynał krytykował kiedyś wobec Komisji Księży przy ZBoWiD_zie. Świadczyło to także, iż partia mobilizuje "swoich" katolików do ostatecznej rozgrywki z biskupami. Katolików "nie swoich" postanowiono natomiast likwidować. W Wielki Czwartek, 2 kwietnia, zgłosili się do Księdza Prymasa Antoni Gołubiew i ks. Andrzej Bardecki z "Tygodnika Powszechnego" z wiadomością, że "Rozmowa" Prymasa z Turowiczem" została przez cenzurę skonfiskowana. Była to odpowiedź Mazura na godną, a nie niewolniczą deklarację Episkopatu i zarazem "Tygodnika". Redaktorzy pisma oczekiwali jakiegoś kroku od Księdza Prymasa, ale on nie zamierzał go czynić. Mazur chciał, żeby treść "Rozmowy" została z nim uzgodniona. Na to Ksiądz Prymas już nie chciał się zgodzić. Wolał po prostu zrezygnować z druku deklaracji, ale wiedział, że to nie uratuje egzystencji "Tygodnika Powszechnego". We wtorek wielkanocny, 7 kwietnia, Ksiądz Prymas przyjął znowu B. Piaseckiego, który oczywiście namawiał go do spełnienia postulatów rządu, szczególnie w sprawie oświadczenia antyamerykańskiego. Wbrew faktom tłumaczył też, że rząd załagodzi sprawę akcji Komisji Księży przy ZBoWiD_zie. Ksiądz Prymas wysłuchał cierpliwie tych namów, ale odmówił przyjęcia rad sprzyjających żądaniom władz. Powiedział, że uczynił już wiele wydając instrukcje dla duchowieństwa. Tymczasem rząd prześladuje księży podatkami, likwiduje prasę katolicką, wtrąca się w sprawy personalne Kościoła, a nawet utrudnia prace rekolekcyjne. A więc Piasecki nie osiągnął niczego. Prymas nie zamierzał robić dalszych kroków. Stał spokojnie na granicy ustępstw. Tylko zmiana postępowania rządu mogła przynieść odprężenie między Kościołem a państwem. Ale na to się nie zanosiło. Piasecki ujawnił w czasie rozmowy jakieś nie sprecyzowane plany rządu wobec diecezji na Ziemiach Zachodnich. Istniał projekt zniesienia administracji opolskiej i gorzowskiej i włączenia ich do administracji wrocławskiej, by uzyskać dla niej biskupa. Plany te były absurdalne tak z polskiego, jak i z kościelnego punktu widzenia. Odbyty w piątek 10 kwietnia u Księdza Prymasa zjazd redaktorów prasy katolickiej uwidocznił decyzję rządu likwidacji tej prasy. Cenzura zatrzymała już 3 - 4 numerów każdego z pism. Ich zadłużenie rosło. W piśmie "Ambona" cenzura "zdjęła" nawet artykuł o pokoju, twierdząc, że zmierza on do rozbrojenia Polski i wydania jej na łup Ameryki. Postanowiono, że Komisja Główna wystąpi do rządu w sprawie prasy katolickiej, ale było rzeczą oczywistą, że los jej jest już przesądzony. Posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu odbyło się 14 kwietnia. Opinia zauważyła już wtedy pierwsze głosy prasy radzieckiej, a za nią polskiej, o praworządności i prawie obywatela do obrony przed nadużyciami władz bezpieczeństwa. Wiązało się to z rehabilitacją lekarzy w ZSRR. Nic jednak nie zapowiadało liberalizacji wobec Kościoła. Komisja Główna omówiła sprawę "Oświadczenia" Komisji Księży przy ZBoWiD_zie, związanego z dekretem Prymasa Polski o ekskomunikowaniu niektórych członów tej organizacji. Komisja Główna doszła do zgodnego wniosku, że autorzy "Oświadczenia" narazili się na nowe kary kościelne. Następnie przedmiotem obrad była sprawa "ślubowania" księży, wprowadzonego przez rząd jako forma zatwierdzania ich na stanowiskach duchownych. Ze względu na ogólnikowy tekst ślubowania postanowiono zezwolić na składanie go przez księży. Natomiast zaprotestowano wobec rządu z powodu jednostronnego i niejako konspiracyjnego wprowadzenia tej nowej praktyki. Komisja Główna zadecydowała wreszcie pokrycie deficytu "Tygodnika Powszechnego", wywołanego koniecznością wymówienia posad pracownikom. Z prośbą o to zwrócił się do Księdza Prymasa kilka dni wcześniej Antoni Gołubiew. Z uwagi na zasługi pisma została ona uwzględniona. Wieczorem tego samego dnia zgłosili się do Prymasa jeszcze J. Turowicz i S. Stomma, zawiadamiając, że ich rozmowy z rządem nie dały rezultatów. Najważniejsze pismo katolickie w Polsce przestało istnieć. Tymczasem w ogólnej sytuacji między Kościołem a państwem zapanował impas. Rząd nie bardzo wiedział, co zrobić, gdyż wszystkie jego naciski nie dały rezultatów. Przemyśliwano nad dalszymi krokami przeciw Kościołowi. Chwilowo "wyróżniono" niektórych księży, nie zapraszając ich do "ślubowania". Oczywiście, stanowiło to zagrożenie ich stanowisk duszpasterskich. Ksiądz Prymas nie dał się zbić z tropu istniejącym impasem. Ponieważ w polityce wobec Kościoła nastąpiła chwila "oddechu", pojechał w wielką podróż duszpasterską na Wybrzeże, do Gniezna i Poznania. Wszędzie spotykał tłumy wiernych, przemawiał i celebrował nabożeństwa. Wszędzie też szły za nim szykany władz, utrudniających młodzieży, a nawet księżom (przez legitymowanie) uczestnictwo w uroczystościach religijnych z Prymasem Polski. Jeden z księży legitymowany przez znajomego milicjanta powiedział: "Przecież pan mnie zna". "Tak, ale mam polecenie, a inni mnie obserwują". Podróż Prymasa upłynęła jednak pod znakiem entuzjazmu ludności, młodzieży i dzieci. Im trudniej było Kościołowi, tym mocniej naród przy nim stał. Przeczyło to pesymizmowi niektórych ludzi, obawiających się, że kierunek postępowania Episkopatu nie jest dość ostry, dość wyraźny dla społeczeństwa. Księdzu Prymasowi zaś podróż nasunęła refleksje nad historią narodu i Kościoła w Polsce. Najpierw państwo było oparciem Kościoła, później, tak jak obecnie, Kościół wspierał naród, gdy państwa nie było lub gdy było ono zależne od obcych sił. Zaledwie Ksiądz Prymas wrócił do Warszawy, zastał już nowe "kwiatki" z repertuaru polityki wyznaniowej. Nadeszły dwa pisma od ks. Lagosza, wikariusza kapitulnego we Wrocławiu. Jedno dotyczyło statutu kapituły wrocławskiej i zwiększenia liczby jej członków. Drugie pismo stanowił memoriał z 27 kwietnia 1953 roku w sprawie "biskupa dla Wrocławia", połączony z projektem włączenia do archidiecezji wrocławskiej administracji opolskiej i gorzowskiej. Byłby to oczywisty krok do tyłu, tak z punktu widzenia duszpasterskiego, jak i polskiego. Ksiądz Prymas wytłumaczył to ks. Piskorzowi, który przyjechał z ramienia ks. Lagosza. Zabawną stroną rozmowy z ks. Piskorzem, odbytej 30 kwietnia, było zmartwienie ks. Lagosza spowodowane jego osobistym dylematem, jak się ubrać na uroczystości św. Stanisława w Krakowie. Przysługiwał mu strój infułata, a chciał wdziać szaty biskupie, związane przecież z konsekracją. Wszystko to razem stanowiło problem dla "biskupa dla Wrocławia", wyraźnie reżyserowany przez rząd przeciw Kościołowi, ale i przeciw polskiej racji stanu. Tego samego dnia po południu Ksiądz Prymas przyjął cały niemal Wydział Teologiczny, którego członkowie bronili swego dziekana, ks. Jana Czuja, przed pismem biskupa Choromańskiego, napominającym ks. Czuja za poparcie swym podpisem antykościelnego oświadczenia Paxu. Ksiądz Prymas uwzględnił zasługi ks. Czuja, obiecał informować go o ważniejszych aktach Episkopatu, podtrzymał jednak stanowisko biskupa Choromańskiego, że dekret z 9 lutego 1953 roku nie był, jak twierdził Pax, drogą do koordynacji, ale stanowił właśnie pogwałcenie "porozumienia" między Kościołem a państwem. Pierwsze dni maja upłynęły Prymasowi na zajęciach duszpasterskich i kurialnych, a przede wszystkim na wizytacjach kanonicznych, wymagających wielkiego wysiłku. Zdarzało się, że w jednym dniu trzeba było przemawiać aż osiem razy. Ale Prymas nie oszczędzał siebie i starał się być zawsze blisko wiernych, a szczególnie swych diecezjan. Siódmego maja Ksiądz Prymas udał się do Krakowa. Jeszcze tego dnia wieczorem zaczęło się posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu, a przez cały dzień następny trwały na przemian obrady Komisji Głównej i plenarnej sesji Episkopatu Polski. IV Rozpoczynająca się sesja miała bez przesady charakter historyczny. Episkopat Polski sformułował w czasie jej trwania swe zasadnicze stanowisko, będące odpowiedzią na gwałty ze strony państwa, ale zarazem wyraził gotowość wspólnego poszukiwania modus vivendi. Nieobecni na sesji byli ks. arcybiskup Jałbrzykowski - z powodu choroby, ks. arcybiskup Baziak, usunięty z terenu Krakowa, ks. biskup Kaczmarek, przebywający w więzieniu, ks. biskup Adamski, któremu władze przeszkodziły nie tylko w pracy w diecezji, ale i w Episkopacie. To samo dotyczyło zresztą nieobecnych biskupów Bednorza i Bieńka z Katowic. Nieobecni byli także ks. arcybiskup Jasiński, z powodu podeszłego wieku, i ks. arcybiskup Godlewski, z powodu choroby. Obrady rozpoczęły się pod znakiem 700_lecia kanonizacji św. Stanisława. Duszpasterska treść obrad związana była przede wszystkim z problemami nowoczesnej eklezjologii katolickiej i ze sprawami organizacji pozaszkolnego nauczania religii. W punkcie dotyczącym sytuacji Kościoła w Polsce, referowanym przez biskupa Choromańskiego i przez Księdza Prymasa, Episkopat postanowił skierować do rządu obszerny memoriał w związku z poważnymi naruszeniami zawartego przed trzema laty "porozumienia". Memoriał ten był z pewnością aktem, który nadał sesji Episkopatu charakter historyczny. Pismo skierowane na ręce Prezesa Rady Ministrów Bolesława Bieruta jest chyba najbardziej przejmującym dokumentem, wydanym po drugiej wojnie światowej przez biskupów polskich. List podpisał osobiście Prymas Polski i on był jego autorem. Pismo to stało się też jednym z głównych powodów aresztowania kardynała Wyszyńskiego. Prymas, jakby w przewidywaniu tego pisał: "A gdyby zdarzyć się miało, że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiały powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych, jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich raczej wcale, niż oddawać religijne rządy dusz w ręce niegodne. Kto by zaś odważył się przyjąć jakiekolwiek stanowisko kościelne skądinąd, wiedzieć powinien, że popada tym samym w ciężką karę kościelnej klątwy. Podobnie, gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji kościelnej jako narzędzia władzy świeckiej, albo osobista ofiara - wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie za co innego, lecz tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. "Non possumus!". Do historii przeszły właśnie dramatyczne słowa - "non possumus", którymi Ksiądz Prymas i biskupi, świadomi grożących im najgorszych konsekwencji, wyrażali przekonanie, że dalej nie wolno im już milczeć i znosić bez protestu nieustających ograniczeń i ciągłej walki z Kościołem. Biskupi pisali, że stoją nadal na gruncie zawartego "porozumienia", oświadczali swą dalszą gotowość do zgody i pojednania, stwierdzając, że Kościół "w ciągu niewielu lat pozbawiony został rzeczy (...) do normalnego życia i rozwoju potrzebnych lub zgoła niezbędnych, które zawsze w Polsce posiadał i które posiada jeszcze gdzie indziej. Wystarczy tutaj wspomnieć zabrane majątki, domy, zakłady dobroczynne "Caritas", fundacje, bractwa, stowarzyszenia, szpitale, szkoły, ochronki, żłobki, drukarnie, wydawnictwa i prasę..." Nie przemilczano aresztowania lub wysiedlenia biskupów i księży, zakonników i zakonnic, niszczenia polskiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, umacniania tam stanu prowizorycznego i tymczasowości, nawet kosztem polskiej racji staanu, nie zapomniano o rozbijaniu Kościoła przez "księży patriotów" i świeckich z grupy Pax, wyliczono główne bezprawia i podstępy, jakich doznał Kościół, przedstawiono całą niedolę, w jakiej musiał się znaleźć w systemie wojującego ateizmu i stalinowskiego totalizmu, który był parodią takich pojęć jak marksizm, socjalizm i postęp. Jednocześnie Episkopat powołał się na wszystkie ważniejsze przejawy swej dobrej woli, gotowość do rozmów, cierpliwość wobec krzywd, a nawet ludzki szacunek wobec przeciwników. W bardzo silnych słowach na początku, na końcu i w różnych miejscach dokumentu biskupi deklarowali gotowość do dalszej uczciwej realizacji obowiązującego "porozumienia", jeśli tylko rząd powróci do tego programu. Ale rząd nie myślał już o porozumieniu i słowa "non possumus" były teraz najbardziej na czasie. Konferencja Episkopatu dyskutowała następnie sprawę stosunku do ślubowań, których rząd oczekiwał także od księży biskupów. Zasadniczo uznano, że dotyczą one osób obejmujących nowe stanowiska, ale w sytuacji krytycznej postanowiono nie uchylać cię od złożenia ślubowań, pod warunkiem, że będą składane kolegialnie przez wszystkich biskupów na czele z Prymasem Polski. W czasie obrad Konferencji Ksiądz Prymas wrócił do sprawy administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Uprzednio powiedział ks. Lagoszowi, że będzie bronił odrębności administracji opolskiej i gorzowskiej, które są w gruncie rzeczy normalnymi diecezjami i z czasem otrzymają uznanie kanoniczne. Przypomniał biskupom, co zrobiono dla Kościoła na Ziemiach Zachodnich, podkreślił, że przed dwoma laty Ojciec święty mianował biskupów dla tych diecezji: ks. Kominka dla Wrocławia, ks. Jopa dla Opola, ks. Benscha dla Gorzowa, ks. E. Nowickiego dla Gdańska i ks. biskupa Wilczyńskiego dla Olsztyna. Nazwiska te, dotąd zachowane w ścisłej tajemnicy, zostały ujawnione publicznie po raz pierwszy. Sprawiło to na księżach biskupach ogromne wrażenie. Tajemnicę zachował także rząd, który nie dopuścił biskupów do ich diecezji i funkcji, choć o nominacjach był poinformowany przez Księdza Prymasa przed dwoma laty, zaraz po jego powrocie z Rzymu. Prymas podkreślił, iż połączenie diecezji byłoby przekreśleniem wysiłków duszpasterskich i polskich na Ziemiach Zachodnich. Przy tej okazji po raz pierwszy oświadczył publicznie, że woli więzienie niż przyjęcie roli zdrajcy wobec potrzeb Kościoła i polskiej racji stanu na Ziemiach Zachodnich. Niestety, ówczesny rząd za cenę podporządkowania sobie "biskupa dla Wrocławia" był skłonny nie liczyć się z polskim interesem narodowym. Ksiądz Prymas poinformował jeszcze Konferencję Episkopatu o utracie prasy katolickiej i o tym, że nie udało się uratować nawet "Tygodnika Powszechnego". W słowie końcowym wezwał biskupów do trwania na swoich stanowiskach, nawet za cenę wolności. Uważał, że nie może powtórzyć się sytuacja, kiedy biskup zachowuje wolność za cenę opuszczenia diecezji. Widmo więzienia stanęło już wyraźnie przed kierownictwem Kościoła polskiego. Chwilowo nie wszyscy jednak zdawali sobie z tego sprawę. Tradycyjna procesja z Wawelu na Skałkę z okazji 700_lecia kanonizacji św. Stanisława odbyła się bez przeszkód. Uroczystości zgromadziły olbrzymią rzeszę wiernych. Władze starym zwyczajem wymyśliły dla młodzieży "przysposobienie wojskowe", dla dzieci szkolnych rozrywki, a dla rodziców różne zebrania rad i załóg w fabrykach, bezpłatne wycieczki w góry itp. A jednak ulice Krakowa były tak zatłoczone, że procesja posuwała się powoli i z wielkim trudem. Lud stał przy Kościele. Uroczystości krakowskie ku czci św. Stanisława dały sposobność do swego rodzaju plebiscytu społecznego. Zaraz po uroczystościach krakowskich Ksiądz Prymas udał się do Zakopanego na wizytacje kanoniczne, potem odbywał je w parafiach wokół Warszawy i poświęcał czas mnóstwu obowiązków duszpasterskich. W tym czasie nadeszła wiadomość o śmierci w więzieniu 13 maja ks. kanonika Zygmunta Kaczyńskiego. Wyrażono zgodę na pogrzeb w obecności sześciu księży i rodziny. Ksiądz Kaczyński był człowiekiem znanym, w czasie wojny ministrem rządu emigracyjnego w Londynie. Śmierć jego w więzieniu była sprawą dla rządu dość "wstydliwą". Tym bardziej, że ks. prałat czuł się dobrze i zgon nastąpił "nagle". Dnia 21 maja Ksiądz Prymas wysłał do Bolesława Bieruta memoriał "Non possumus", którego założenia uchwalono na Konferencji Episkopatu w Krakowie. Następnego dnia został wysłany do Bieruta drugi list dotyczący brutalności i bezprawia stosowanego przez urzędników wyznaniowych w domach zakonnych. Ksiądz Prymas odpowiedział także ks. Lagoszowi, oczywiście negatywnie, na jego pisma w sprawie statutu kapituły i "biskupa dla Wrocławia". Jednym z istotnych posunięć rządu w tym okresie było ogłoszenie w "Monitorze" instrukcji do dekretu z 9 lutego 1953 roku, stanowiącej w istocie odpowiedź na wszystkie zastrzeżenia Episkopatu. Instrukcja była groźna, wprowadzała daleko posunięty biurokratyzm, związany z obsadzaniem stanowisk duchownych, domagała się składania podań, ankiet i życiorysów przez księży. Wyraźnie chodziło o położenie ręki władz na sprawie nominacji duchownych przez biskupów. Obserwatora ówczesnego życia ks. kardynała Wyszyńskiego uderza niezwykła zdolność Prymasa Polski do łączenia trudnych decyzji wynikających z napięć między Kościołem a państwem z codziennymi zajęciami duszpasterskimi i stałym obcowaniem z ludem. Można by uznać to za normalne postępowanie biskupa i arcypasterza, ale jeśli się zważy, jakim napięciom i stresom poddawany był Prymas dosłownie każdego dnia - a przecież nie jesteśmy w stanie opisać tu wszystkiego, co się działo - to łatwość przechodzenia do normalnych obowiązków duszpasterskich wydaje się wręcz zdumiewająca. Rzadko tylko w czasie niezliczonych wizytacji kanonicznych, jak np. w Bydgoszczy i Solcu Kujawskim 24 maja, dają o sobie znać w kazaniach schowane na dnie duszy troski Prymasa, cieszącego się spotkaniami z ludem, młodzieżą i dziatwą. I tak w Solcu Ksiądz Prymas mocno uwydatnia związek narodu z Kościołem, stwierdzając: "Obłędem niemal jest żądać, by cały Naród wyrzekł się chrześcijaństwa tylko dlatego, że grupka ludzi wierzy w to, że przebudowa społeczna bez światopoglądu materialistycznego nie da się przeprowadzić". Przebywając następnie w Gnieźnie, Ksiądz Prymas w toku sprawozdań dziekanów lub referentów kurialnych coraz to natrafia na dowody kreciej roboty tzw. "wyznaniowców", czyli terenowych przedstawicieli Urzędu do Spraw Wyznań. Podobnie jak w roku poprzednim, chcą oni wymusić zgodę duchowieństwa, by procesje Bożego Ciała odbywały się tylko "ipsa die", domagają się, by kaznodzieje odpustowi zgłaszali swoje kazania do cenzury. Żądania te są naturalnie bezprawne. W Gnieźnie Prymas święcił alumnów, prowadził rozmowy związane z przywracaniem katedrze gnieźnieńskiej dawnej architektury gotyckiej i zajmował się licznymi innymi zajęciami duszpasterskimi i administracyjnymi swej archidiecezji. Potem udał się w podróż wizytacyjną do Olsztyna. Tam znów 31 maja święcił kapłanów. Następnego dnia odbywa się kongregacja księży dziekanów w prokatedrze. Ksiądz infułat Zink złożył sprawozdanie ze stanu diecezji. Było ono świadectwem szczególnego prześladowania Kościoła na Warmii. Usunięto kanclerza kurii, skonfiskowano Niższe Seminarium Duchowne wraz z całym mieniem, nawet osobistym, młodzieży, odebrano naturalnie kościelny majątek ziemski, wysiedlono proboszcza katedry i drugiego kanclerza. Warmia walczyła jednak o wolność Kościoła, stan diecezji był dobry, a Ksiądz Prymas wyraził nadzieję, że mądrość polityczna zwycięży wreszcie na tym terenie nad biurokracją. Podkreślał też, że obok strat Kościół zanotować może zdobycze. Tracąc religię w szkołach, organizuje nauczanie pozaszkolne, bardziej wciągające dzieci i rodziców. Tracąc prasę katolicką, Kościół zdobywa bliższy kontakt z ludem za pośrednictwem żywego słowa. Tracąc majątki, Kościół zdobywa ofiarność społeczeństwa. I zagranica mówi o nowym "Cudzie nad Wisłą". Słuchając relacji o tym przemówieniu, można zadać sobie pytanie, skąd ten człowiek brał swój optymizm, pogodę ducha i wiarę? Dosłownie, trudno to zrozumieć w porządku tylko przyrodzonym. Po powrocie do Warszawy 2 czerwca dochodzą Księdza Prymasa słuchy dotyczące reakcji rządu na przedłożony mu memoriał. Oceniono go jako wykorzystywanie przez Episkopat trudnej sytuacji rządu. Sytuacja międzynarodowa i wewnętrzna nie pozwalają rządowi ostro odpowiedzieć. Nie od rzeczy byłoby tu zapytać retorycznie, czy w systemie stalinowskim, rządzonym ekonomicznie w sposób nieracjonalny, może w ogóle zaistnieć kiedykolwiek dobra sytuacja? Episkopat kierował się zaś po prostu aktualnie tragiczną sytuacją Kościoła, a nie permanentnie złą sytuacją państwa. Z ogólnej atmosfery wyłania się jednak wniosek, że rząd nie chce z biskupami rozmawiać. Utożsamiało się to z nastawieniem Księdza Prymasa, który po ostatnim spotkaniu z Mazurem i po dekrecie z 9 lutego także stracił ochotę do rozmów. Prymas nie dążył do zaostrzenia stosunków, ale wobec powstania bardzo poważnej sytuacji był nieustępliwy. W kazaniu wygłoszonym w czasie procesji Bożego Ciała w Warszawie, wobec setek tysięcy ludzi, w czwartek 4 czerwca mówił, że Chrystus zamknął się ze swymi uczniami w Wieczerniku i tam ustanowił swoje kapłaństwo, które przekazał Apostołom. Nie uznawał żadnych pośredników. Kapłaństwo wolne od biurokracji stanowi sprawdzian wolności sumienia. Była to umiarkowana i godna, ale wyraźna odpowiedź na próby mieszania się w sprawy personalne Kościoła. Po Bożym Ciele Ksiądz Prymas udał się na kolejną wizytację do Kalisza i przez Łódź wrócił do Warszawy. Tu 9 czerwca obradowała Komisja Główna Episkopatu. Wiadomości z kół rządowych dowodziły, że poza memoriałem, wielkie niezadowolenie władz wywołało kazanie Księdza Prymasa w czasie procesji Bożego Ciała. Odnotowano też kampanię antykościelną periodyków, a szczególnie marksistowskiej "Myśli Filozoficznej". KoMisja Główna postanowiła, że Sekretarz Episkopatu wyśle nowy list do rządu w związku z rozporządzeniem wykonawczym z dnia 5 maja 1953 roku do dekretu z 9 lutego 1953 roku. Postanowiono też zwrócić uwagę biskupów ordynariuszy na roztropność przy dokonywaniu wszelkich nominacji na stanowiska duchowne. W razie odmowy władz należało żądać motywów, co przewidywał nawet dekret rządowy. Skupienie uwagi księży biskupów na tej sprawie nie było bez racji. Już w kilka dni później na sesji warszawskiej Kurii Metropolitalnej biskup Majewski poinformował o wielu żądaniach przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej Jerzego Albrechta, mianowicie usunięcia księży z niektórych parafii i obsadzenia innych stanowisk duchownych. Postanowiono uznać te żądania za rażąco rozszerzającą interpretację dekretu. Ksiądz Prymas nie tracił tymczasem z oczu drugiego, drastycznego dla Kościoła faktu - usuwania religii ze szkół. W licznych spotkaniach i konferencjach z duchowieństwem postulował, aby w każdej parafii wydzielić środki materialne na cele katechizacji, budować lub wydzielać kaplice katechetyczne oraz zatroszczyć się o pracownika katechetycznego i pomoce naukowe. Trwający nieustannie nacisk na Kościół niszczył nie tylko jego poszczególne placówki i instytucje, ale także ludzi. Przykładem może być zreferowany Księdzu Prymasowi 17 czerwca wypadek ks. Nn, który był od pewnego czasu dręczony przez władze bezpieczeństwa. Następnie zniknął na kilka dni, a potem zamknął się u siebie i bał się spotkać z innymi księżmi. W końcu wpadł w obłęd i został umieszczony w zakładzie dla chorych psychicznie. I tam nadal unikał księży i stale wybierał się na określoną godzinę do Urzędu. W tym samym dniu biskup Świrski informował Księdza Prymasa, że przewodniczący WRN nazwał memoriał Episkopatu "zdradą stanu". Memoriał mówił, że dekret jest niezgodny z konstytucją. Urzędnik zinterpretował to jako atak na konstytucję. Biskup Jop informował o manewrach władz, zmierzających do wydania "nowego" "Tygodnika Powszechnego". Na odbytym dwa dni później zebraniu redaktorów naczelnych prasy katolickiej okazało się, iż władze są zdziwione, że te pisma nie wychodzą. Pragnęłyby ich dalszej działalności, ale z prorządowym profilem redakcyjnym. Ustalono więc, że mogą ukazywać się tylko pisma zgodne z kierunkiem nakreślonym w instrukcji Episkopatu dla prasy katolickiej. Dnia 26 czerwca Ksiądz Prymas udał się do Opola, by następnego dnia wziąć udział w uroczystościach religijnych na Górze Świętej Anny. Wyświęcił tam nowych kapłanów. W kurii opolskiej władze także interweniowały przeciw rozpowszechnianiu memoriału Episkopatu z 8 maja 1953 roku, jako "niezgodnego z konstytucją". Jednocześnie władze doprowadziły 18 czerwca do wspólnego wystąpienia Księży Intelektualistów i "księży patriotów" należących do ZBoWiD_u przeciw kierunkowi postępowania Episkopatu. Ksiądz Prymas po krótkim pobycie w Gnieźnie w dniu 2 lipca przewodniczył posiedzeniu Komisji Głównej Episkopatu, która postanowiła wysłać ostrzeżenie kanoniczne do ks. Czuja, związane z zebraniem duchowieństwa w dniu 18 czerwca. Początek lipca Prymas spędził na pracach kurialnych i wizytacjach kanonicznych parafii w archidiecezji warszawskiej. W dniach 7_#10 lipca prowadził na Jasnej Górze w Częstochowie rekolekcje dla 80 kapłanów z archidiecezji gnieźnieńskiej. Stałe trudności w sytuacji Kościoła nigdy nie zdołały odciągnąć Prymasa od systematycznej pracy duszpasterskiej. Zaraz po rekolekcjach w Częstochowie Ksiądz Prymas przeprowadzał dalsze wizytacje kanoniczne w archidiecezji warszawskiej, a 13 lipca w rozmowie z ks. arcybiskupem Dymkiem, odbytej w Kutnie, postanowił ostatecznie rozdzielić pracujące dotąd z konieczności wspólnie seminarium duchowne poznańskie i gnieźnieńskie. Jednym z ważniejszych zajęć Księdza Prymasa w latach 1952 i 1953 było przywracanie katedrze gnieźnieńskiej jej dawnej architektury gotyckiej i odbudowa katedry warszawskiej. Obu tym sprawom Prymas poświęcał niezliczone konferencje z księżmi, architektami i budowlanymi. Trwały też nadal prace przy ostatecznej odbudowie domu arcybiskupiego w Warszawie przy ul. Miodowej 17. Poza tym każdego dnia wolnego od zajęć wizytacyjnych, duszpasterskich czy kurialnych Prymas przyjmował dosłownie dziesiątki interesantów, przeważnie księży, ale także osób świeckich. Rezultaty tej pracy, zdawałoby się najbardziej ulotnej, były przecież ważne, pomagając psychicznie wielu ludziom przezwyciężać trudności stwarzane im przez władze. Polityka wyznaniowa rządu podlegała fluktuacjom w zależności od ogólnej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej. Rok 1953, rok śmierci Stalina, obfitował w niejawne do dzisiaj meandry i wahania. Czasem prowadziły one do faktycznych lub pozornych złagodzeń w stosunku do Kościoła. I tak 17 lipca ks. dyrektor Bronisław Dąbrowski informował Prymasa o swojej rozmowie z ministrem Bidą, który krytykował swoich urzędników terenowych, a nawet zapowiadał ich odprawę i korzystne dla Kościoła instrukcje. Było to pewne novum. Tego samego dnia jednak odwiedził Księdza Prymasa ks. infułat Kominek, zmuszony na wyraźne żądanie władz administracyjnych do opuszczenia Krakowa. Następnego dnia ks. infułat Bross informował o trudnościach w nominacjach na stanowiska duchowne. Archidiecezja gnieźnieńska, położona na terenie dwóch województw, bydgoskiego i poznańskiego, otrzymywała nieraz od dwóch urzędów wojewódzkich odmienne decyzje w tej samej sprawie personalnej. Jeden wojewoda godził się na obsadzenie wikariusza w miejscowości X, podczas gdy drugi nie godził się na odwołanie go z miejscowości Y. Tak w praktyce wyglądało dekretowe "uzgadnianie" stanowisk duchownych! Jednakże minister Bida wyraźnie przeszedł z pozycji "jastrzębia" na pozycję "gołębia" i zawiadomił biskupa Choromańskiego, że pan marszałek Mazur prosi o zwołanie posiedzenia Komisji Mieszanej przedstawicieli Episkopatu i rządu. Było to zagadkowe, zwłaszcza że rząd zachowywał się zawsze bardzo prestiżowo. Poza tym wolał stwarzać fakty dokonane niż obradować. Nie czekając na wyznaczone na 24 lipca obrady Komisji Mieszanej, Ksiądz Prymas opracował 19 lipca list do Rady Państwa z prośbą o uwolnienie biskupa Kaczmarka i drugi prywatny do Bolesława Bieruta z prośbą o zwrócenie kościoła św. Marcina w Warszawie. Następne dni Prymas poświęcił wizytacji w Łomży, Białymstoku i Drohiczynie. Do Warszawy wrócił jeszcze przed posiedzeniem Komisji Mieszanej, które odbyło się 24 lipca. Rząd reprezentowali Mazur, Bida i Mijal, a Episkopat biskupi Choromański, Klepacz i Zakrzewski. Posiedzenie raczej nie przyniosło wiele nowego. Rząd atakował memoriał Episkopatu i przemówienie Księdza Prymasa na Boże Ciało, jako akty podyktowane przez reakcyjne koła zachodnie. Biskupi zwracali uwagę, że przyczyną tych wystąpień był dekret i szykany władz państwowych. Przedstawiciele rządu zgodzili się jednak na przedstawianie motywów w wypadku kwestionowania jakiegoś kandydata na stanowisko kościelne. Było widoczne, że posiedzenie Komisji Mieszanej zwołano, by przestraszyć Episkopat i zapewnić sobie spokój wobec kłopotów partii na własnym podwórku. Zabawne, że Mazur, który prosił o zwołanie Komisji, w czasie obrad powiedział, iż odbywa się ona na prośbę biskupów. Nadzieje na złagodzenie polityki rządu wobec Kościoła malały, a przypuszczenie, że chodzi mu o dalszą presję na Episkopat i osobiście na Księdza Prymasa, znalazło bardzo szybko potwierdzenie w ataku na Prymasa w "Życiu Warszawy" z dnia 25 lipca 1953 roku. Prymasowi zarzucano, że w Boże Ciało chciał zorganizować w Warszawie manifestację. Ale setki tysięcy uczestników procesji było świadkami, że to oskarżenie nie odpowiadało prawdzie. W tym samym dniu Ksiądz Prymas wizytując parafię św. Michała w Warszawie zastał na plebanii u ks. prałata Piotrowskiego B. Piaseckiego, który przybył tam jako członek komitetu budowy kościoła. Łożąc na ten kościół, przywódca Paxu szukał drogi do Prymasa przez ks. Piotrowskiego. W tym dniu spotkało go jednak rozczarowanie. Prymas udzielił mu ostrzeżenia w związku z pochwaleniem dekretu z 9 lutego, co miało miejsce na zjeździe intelektualistów w Lublinie i na zjeździe duchowieństwa w dniu 18 czerwca 1953. Drugim powodem ostrzeżenia było używanie księży do występowania przeciwko biskupom. Chodziło tu między innymi o referat ks. Radosza na wspomnianym zjeździe. Całe prawie lato spędzał Ksiądz Prymas na wizytacjach i wizytach duszpasterskich w różnych częściach kraju. Było widoczne, że troszczy się o możliwie najbliższy, osobisty kontakt ze społeczeństwem, które reagowało na to z największym zrozumieniem, oddaniem, miłością i entuzjazmem. Ksiądz Prymas pozwolił sobie tylko na 10 dni urlopu spędzonego incognito, od 5 do 14 sierpnia, na Warmii w Orzechowie koło Olsztynka, na wędrówce leśnej wespół z ks. kanonikiem Padaczem. Zamieszkał na przygotowanej przez ks. infułata Zinka opuszczonej plebanii, położonej koło także pustego, nie obsługiwanego kościoła. Podczas urlopu Prymas nawiązał kontakt osobisty i duszpasterski z autochtonami, Warmiakami, nękanymi niezliczonymi szykanami i niedogodnościami, związanymi z panującym systemem komunistycznym. Ksiądz Prymas spowiadał tych ludzi, głosił do nich kazania i rozmyślał nad ich krzywdą na łonie Ojczyzny. Niemal zaraz po krótkim wypoczynku Ksiądz Prymas wizytował 16 sierpnia parafię w Chotomowie, gdzie poświęcił nowo zbudowany kościół. W tym samym dniu po południu przyjął Bolesława Piaseckiego, na jego prośbę, i odbył z nim dłuższą rozmowę. Szef Paxu przedstawił cztery ewentualności polityczne: 1. utrzymuje się socjalizm marksistowski; 2. powraca kapitalizm przedwojenny; 3. następuje doniosła ewolucja socjalizmu; 4. następuje poprawiony kapitalizm. Piasecki zadeklarował, że jego ruch stawia na trzecią z wymienionych przez niego ewentualności i zapytywał o przewidywania osobiste Księdza Prymasa. Kardynał odpowiedział mu, że w przeciwieństwie do niego widzi nie tylko ewentualności polityczne. "Jeżeli polityk widzi cztery rozwiązania, to nie jest jeszcze z nim tak źle - powiedział Prymas. Ale biskup katolicki widzi jeszcze jedno rozwiązanie..." - "Jakie?" - zapytał Piasecki. - "Więzienie..." - spokojnie odpowiedział Prymas. "Doświadczenie Kościoła pokazuje, że do wszelkich przewidywań można zawsze dodać X plus N" Ksiądz Prymas ponownie uświadomił Piaseckiemu, że referat na zebraniu z 18 czerwca zawierał błędy, wysuwał sztuczne zarzuty przeciw hierarchii, zarzucając jej chęć powrotu do kapitalizmu. Prymas kategorycznie odciął się od takich intencji i zadeklarował się jako zwolennik reform społecznych. Natomiast zarzucił Piaseckiemu, że nie mówi o konkretnie istniejącym marksizmie, lecz w swojej opcji używa wieloznacznego słowa "socjalizm". Prymas nie liczył na powrót stosunków przedwojennych ani na zwrot majątków kościelnych. Poza tym zwrócił uwagę na to, że Pax nie chce dostrzegać za sprawami społeczno_gospodarczymi konkretnie prowadzonej walki z religią. Wreszcie Prymas wytknął swemu rozmówcy, że tzw. "res mixtae" interpretuje zwężając zagadnienia i pozwala sobie wchodzić na teren zastrzeżony jurysdykcji kościelnej. Dlatego Episkopat musiał upomnieć Pax: 1. po wystąpieniu przeciw Ojcu świętemu w numerze noworocznym "Słowa Powszechnego"; 2. po fałszywej interpretacji dekretu z 9 lutego na lubelskim zjeździe Komisji Intelektualistów; 3. po referacie zespołowym na zjeździe duchowieństwa w czerwcu. Przestrzegał też rozmówcę przed dalszym wchodzeniem na drogę ingerencji w wewnętrzne sprawy Kościoła. Rozmowa z Piaseckim przyniosła jednak nie tylko jego wynurzenia ideologiczne, mające na celu usprawiedliwienie stanowiska Paxu, lecz także wiadomości od Mazura. Oceniał on memoriał Episkopatu i ostatnią Komisję Mieszaną nader negatywnie i widział następującą alternatywę: "Albo Episkopat wycofa się z pozycji "memoriału", albo wybuchnie konflikt żywiołowy". Była to oczywista groźba. Prymas uświadomił Piaseckiemu racje kościelne, dla których z "memoriału" wycofać się nie może. Oznaczałoby to bowiem uznanie ingerencji rządu w wewnętrzne sprawy kościelne. Inną rewelacją rozmowy była zapowiedź Piaseckiego zjednoczenia Komisji Intelektualistów i Komisji Księży przy ZBoWiD_zie w jedną organizację pod nazwą Komisja Duchownych i Świeckich Działaczy przy Froncie Narodowym. Rozmówca tłumaczył Prymasowi, że szeroki udział świeckich odbierze nowej organizacji charakter ruchu duchowieństwa, a Pax zapewni jej właściwy kierunek postępowania wobec Episkopatu. Zapowiadał też, że uda mu się odsunąć czynniki policyjne od wpływu na duchowieństwo. Ksiądz Prymas uważał organizowanie duchowieństwa za zbędne w ogóle. Polityką mogli przecież zajmować się świeccy. Zważywszy jednak na uznawanie przez Piaseckiego błędów Paxu i nowe elementy, jakie wniosła rozmowa z nim, Ksiądz Prymas zgodził się przyjmować go co dwa tygodnie. Było przecież oczywiste, że rozgrywka z Kościołem wkracza w decydującą fazę. Piasecki był cały czas jej nie bezinteresownym, ale dobrze poinformowanym kibicem. Koniec sierpnia i początek września Prymas poświęcał tak intensywnej pracy duszpasterskiej, jakby czuł, że może coś mu w niej przeszkodzić. Znów wyjeżdżał do Gniezna, prowadził wizytacje, rozmowy z dziekanami i kurialistami, zajmował się restauracją katedry według jej gotyckiego pierwowzoru. Początek roku szkolnego, 1 września, przyniósł znamienne sygnały. Na konferencjach nauczycielskich zapowiadano ostateczną rozprawę i walkę "o naukowy światopogląd" i "moralność socjalistyczną". Ze wszystkich stron Polski sygnalizowano Prymasowi, że większość prefektów nie otrzymała zatwierdzenia w szkołach na nowy rok szkolny. Okazało się więc, że memoriał Episkopatu był słuszny. Rząd się na niego oburzał, ale nie zmieniał polityki, która zmusiła biskupów do wystosowania memoriału. Początek września Ksiądz Prymas spędzał na pasterzowaniu w swej archidiecezji gnieźnieńskiej, ale i tam doszły go głosy o stosunkach panujących we Wrocławiu, gdzie kleryków odrywano od zajęć w seminarium do pracy przy odgruzowywaniu oraz do innych prac fizycznych. Prymas przygotowuje nowy statut seminarium duchownego w Gnieźnie, dokonuje wizytacji, w czasie których bezpośrednio styka się z ludem. W wygłaszanych kazaniach jest bardzo oględny, ale nie może abstrahować od sytuacji Kościoła. W parafii Łabiszyn porównuje Kościół z rosnącym tam od stuleci dębem, który oparł się wszystkiemu złemu. Na okrzyki entuzjastycznie żegnającego go tłumu Prymas odpowiada: "Nie krzyczcie chociaż wy na Prymasa". Ludzie śmieją się porozumiewawczo. Dobrze wiedzą, co Kardynał ma na myśli. Późnym wieczorem 8 września Ksiądz Prymas wraca do Warszawy. Następnego zaraz dnia dowiaduje się złych rzeczy. Ksiądz dyrektor Bronisław Dąbrowski informuje go, że w Łomży władze zabrały Dom Katolicki, asystował temu osobiście minister Bida. W Krakowie Urszulanki Czarne były zagrożone odebraniem lokali po szkole i internacie. Najgroźniejsza jest jednak wiadomość, że władze przygotowują proces ordynariusza kieleckiego, ks. biskupa Czesława Kaczmarka. Ksiądz Prymas niewzruszenie kontynuuje prace bieżące, choć nie może mieć już wątpliwości, do czego władze zmierzają. Tymczasem biskup Pawłowski informuje Prymasa, że do seminarium warszawskiego przyjęto 62 kandydatów na 180 zgłoszonych. Kardynał uważa za fakt wstydliwy dla kapłanów archidiecezji warszawskiej, że z jej terenu pochodzi tylko jedna trzecia część przyjętych. Inni pochodzili z diecezji granicznych. Głównym bodaj rezerwuarem powołań kapłańskich był w tym czasie teren łomżyński. Dnia 10 września Prymas jest obecny na kursie duszpasterskim duchowieństwa stolicy z udziałem 150 księży. Następnego dnia na rozmowę zgłasza się między innymi książę Janusz Radziwiłł, przedwojenny przywódca obozu konserwatywnego. Wizyty takie zmierzały do przekazania Prymasowi "głosu opinii", która zresztą nie zawsze zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Książę wyraża zaniepokojenie sytuacją we Wrocławiu, gdzie obserwuje się wzrost sympatii proniemieckich w wyniku zrażania ludzi przez komunistów. Radziwiłła niepokoił także bieg spraw kościelnych na Dolnym Śląsku ze względu na działalność ks. Lagosza. Ksiądz Prymas o tym wszystkim dobrze wie. Wykorzystuje więc rozmowę, by podzielić się krytycznymi uwagami na temat inteligencji katolickiej. Duchowieństwu stawia ona wielkie wymagania, a sama ciągle jest nieobecna. Rozmówca usprawiedliwia to kwestią "chleba" i niestety, ten argument nie jest pozbawiony racji. Wszystko dzieje się przecież w systemie, w którym państwo jest jedynym pracodawcą. Prymas mówi jednak, że inteligencja wewnętrznie jest "obrażona" na komunizm, ale wielu jej przedstawicieli załatwia jego ideowe "obstalunki", pisząc na zamówienie broszurki antykościelne. Prymas wie, że ci ludzie czują, iż "tylko Kościół", ale ich samych nie ma w tym Kościele. Przychodzą po "dreszczyki polityczne", ale nie bardzo żyją łaską, która jest główną siłą Kościoła. Mimo odrębnych punktów widzenia, związanych nierozłącznie z różnym kątem patrzenia i punktem obserwacji, Ksiądz Prymas w gruncie rzeczy cenił księcia Janusza, szanował jego troskę o naród, jego styl życia, a nade wszystko przystępowania do Stołu Pańskiego. Cenił też szczerość rozmówcy. W stolicy tymczasem rozchodziły się wiadomości o zapowiedzianym procesie pokazowym biskupa Kaczmarka. W sobotę 12 września odwiedził Prymasa ks. infułat Cymanowski z Gdańska. Wypływa sprawa alumnów gdańskich we Wrocławiu, którzy z uwagi na postępowanie ks. Lagosza woleliby opuścić tamtejsze seminarium. Rząd z kolei protestował przeciwko funkcjom jednego z kapłanów greckokatolickich, twierdząc, że wyznanie takie nie jest uznawane przez państwo. A więc komuniści występują jako rzecznicy prawosławia i kolejni przeciwnicy Unii. Istna ironia losu! Rozmowa z infułatem Cymanowskim wniosła jeszcze jedną sprawę wiele dającą do myślenia. Jeden z przedstawicieli władz powiedział ks. Cymanowskiemu, interweniującemu w sprawie drugiego obok biskupa Kaczmarka uwięzionego biskupa katolickiego, ks. Spletta: "Niech Ksiądz Prymas kłóci się z rządem o biskupa Spletta". Ta rada była oczywiście prowokacją. Chodziło o to, by móc przedstawić Prymasa Polski jako rzecznika interesów niemieckich. A granie na karcie antyniemieckiej jeszcze wtedy miało pewne psychologiczne szanse. Później stało się raczej śmieszne, choć nigdy go nie zarzucono. Inna sprawa z zakresu pozostałości powojennych wypłynęła z okazji wizyty u Prymasa przybyłego z Drohiczyna ks. infułata M. Krzywickiego. Martwił się on pogłoskami o włączeniu resztek diecezji pińskiej do Siedlec, a resztek diecezji wileńskiej do Łomży. I tu spiritus movens niepokoju musiały stanowić władze państwowe. Można było podziwiać, jak bardzo kompleksowo zajmowały się sprawami Kościoła katolickiego. Dnia 13 września prasa zapowiedziała proces biskupa Kaczmarka. "Trybuna Ludu" z 14 września 1953 roku szeroko obwiniała Biskupa. Fakt, że przewidywany od dwóch i pół roku proces zaczynał się właśnie teraz, nie był przypadkiem. Rząd organizując proces pokazowy zmierzał, jak zwykle, do konkretnego celu politycznego. Nie zważał na to, że kolidował on z możliwościami zmian politycznych społeczeństwa. Proces odbywał się w kontekście akcji prasowej przeciw Watykanowi, Episkopatowi i kampanii szczególnie wyraźnie kierującej się przeciw Prymasowi Polski. Cele polityczne procesu zarysowały się nader wyraźnie. Prymas w dniu jego rozpoczęcia udał się do Częstochowy na rekolekcje Episkopatu Polski. Po drodze też dawał znać o sobie "nowy kurs" polityczny. Milicja kontrolowała wielokrotnie samochód Prymasa. System działał perfekcjonistycznie aż do najniższych szczebli. Rozpoczęte w dniu 14 września rekolekcje Episkopatu na Jasnej Górze trwały do 17 września. Biskupi nie śledzili nawet przebiegu procesu, wszyscy odprawili natomiast na wezwanie Księdza Prymasa Msze św. w intencji biskupa Kaczmarka. Kościół Polski "trwał na modlitwie", jak potem powiedział Prymas. Kierowała nim jak zwykle wiara, że nie ludzie, lecz Bóg rządzi Kościołem i wystarczy oddać Mu się całą duszą, a Bóg zdziała to, czego oczekuje od człowieka w danym momencie. Prymas dobrze już wiedział, czego Bóg oczekiwał właśnie od niego. Ale nie mówił o tym nikomu. Po zakończeniu rekolekcji, 17 września, w godzinach popołudniowych odbyło się posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. Ksiądz dyrektor Bronisław Dąbrowski poinformował biskupów o przebiegu procesu biskupa Kaczmarka. Następnego dnia w piątek, 18 września, rozpoczęła obrady Konferencja Plenarna Episkopatu. Ksiądz Prymas odczytał list nadesłany przez Ojca świętego z okazji 700_lecia kanonizacji św. Stanisława. Księżom biskupom złożono szczegółowe sprawozdanie z obrad: Komisji Głównej, Komisji Mieszanej do rozmów z rządem i sekretariatu Episkopatu. Ksiądz Prymas w dłuższym przemówieniu ocenił sytuację Kościoła. Uznał, że doszło do punktu "dojrzałego" tej sytuacji. Zdawało się, że coś doszło do swego najwyższego wymiaru. Coś się skończyło i miało zacząć się coś nowego. Jakżeż wielka była intuicja Prymasa i trafna ocena sytuacji przez niego dokonana! Prymas mówił, że dotychczasowa obrona Kościoła dała w efekcie powołanie Komisji Mieszanej do rozmów z rządem, zawarcie "porozumienia", instrukcje dla duchowieństwa, zakonów i prefektów szkół, a także dla prasy katolickiej. W prowadzonych rozmowach sekretarz Episkopatu, Prymas i członkowie Komisji Mieszanej wykazywali rozwagę, umiar i dobrą wolę. Ale im więcej dobrej woli wykazywał Episkopat, tym bardziej rząd zaostrzał kurs. Szczególne pogorszenie sytuacji Kościoła nastąpiło właśnie po podpisaniu "porozumienia". Usuwano religię ze szkół, zlikwidowano prasę katolicką, tworzono dywersyjne ugrupowania wśród duchowieństwa, prowadząc jednocześnie rozmowy z Episkopatem. Ustępstwa były poczytywane za słabość. Rozmowy Księdza Prymasa z marszałkiem Mazurem skończyły się "dekretem". Instrukcji dla prasy katolickiej towarzyszyło niszczenie tejże prasy przez władze. Ludzie rządzący Polską stworzyli sobie wizję Kościoła całkiem podporządkowanego polityce: Kościół to Watykan, a biskupi to agenci i wywiadowcy Zachodu. Prymas podkreślał, że starał się iść drogą mówienia prawdy, od której odeszły ugrupowania dywersyjnokatolickie. Uważał, że Kościół ma tyle siły duchowej, iż może współistnieć z ustrojem komunistycznym. Teraz jednak odbywający się proces biskupa Kaczmarka wymierzony jest przeciwko Stolicy Apostolskiej, Episkopatowi, wydziałom duszpasterskim w kuriach. Ksiądz Prymas oświadczył z całą stanowczością, że nie otrzymał ani jednej instrukcji ze Stolicy Apostolskiej, która ingerowałaby w wewnętrznopolityczne sprawy Polski. Za wymysł uznał Prymas zeznania jednego ze świadków procesu, mówiącego o rzekomo nieżyczliwym Polsce stanowisku Ojca świętego podczas rozmowy z Prymasem na temat diecezji na Ziemiach Zachodnich. Prymas przywołał znajdujących się na sali biskupów na świadków, że Konferencje Episkopatu nigdy nie zajmowały się gospodarczymi i politycznymi sprawami państwa. Wydziały duszpasterskie w kuriach zajmowały się sprawami religijnymi i nie miały nic wspólnego z działalnością prowadzoną przed wojną przez Akcję Katolicką. Ksiądz Prymas składał oświadczenie historyczne. Z całą pewnością był świadomy powagi sytuacji i znaczenia tego, co mówi. Być może dlatego też mówił w kolejnym punkcie swego wystąpienia o słabościach pracy Episkopatu, o niedostatecznej obronie księży przed urzędami wyznaniowymi, o przejawach słabości w duchowieństwie i pewnym zaniku wyczucia tego, co jest stosowne i wyraża postawę godności. W następnym punkcie Prymas ujął pozytywne zasady, które powinny przyświecać rządzeniu Kościołem. Powinien być więc rządzony z myślą o całości, a nie tylko o poszczególnej diecezji. Prymas zalecał wierne trzymanie się prawa kanonicznego. Kościół nie chce być uprzywilejowany, powinien być razem z katolickim narodem, razem ze społeczeństwem, poddanym tylu cierpieniom i gwałtom. Padły wreszcie prorocze słowa: "Wolę więzienie niż przywileje, gdyż cierpiąc w więzieniu, będę po stronie tych najbardziej umęczonych. A przywileje mogą być świadectwem odejścia od właściwej drogi Kościoła - w Prawdzie i w Miłości". Dawał więc Prymas Polski swym najbliższym współpracownikom wytyczne, przedstawiał zasady i drogi postępowania, jakby miał ich opuścić. Miał niezwykłe wyczucie sytuacji, a zarazem postępował, jakby wszystko miało iść utartym szlakiem. Konferencja załatwiła szereg bieżących spraw, wysłuchała sprawozdań swych poszczególnych Komisji: do spraw duszpasterstwa, Kul_u, prasy, zakonów, dobroczynności, liturgii, spraw szkolnych. Omawiano sprawy organistów, problemy zaopatrzenia biskupów usuniętych ze swoich diecezji, pomocy dla księży uwięzionych. Omówiono sprawę rozwijającego się w Polsce kultu Miłosierdzia Bożego. Następne dni po Konferencji Episkopatu Prymas spędzał na normalnych czynnościach duszpasterskich, zdawałoby się całkiem oddany szablonowym sprawom, związanym z jego godnością i stanowiskiem. Trwającemu procesowi biskupa Kaczmarka nadano wyraźnie charakter antywatykański. Biskup był pretekstem. W dniu 22 września 1953 roku skazano go na dwanaście lat więzienia. Ksiądz Prymas niewzruszenie przeprowadzał wizytacje kanoniczne. Już następnego dnia po powrocie z Częstochowy wizytował parafię Serca Jezusowego na Pradze w Warszawie. Przybyły tłumy ludzi. Kazanie Prymasa zmierzało wyłącznie do wyjaśnienia wiernym celów wizytacji kanonicznych. Następny dzień, niedziela 20 września, wypełniony był także wizytacją parafii Serca Jezusowego w bazylice na Pradze. Parafię prowadzą Księża Salezjanie. W czasie uroczystej Mszy św. duża liczba dzieci i młodzieży przystąpiła do Komunii św. Potem zebrały się matki i dziewczęta. Ksiądz Prymas mówił o pracy kobiet w Kościele. Na sumę o godzinie #/11 przyszło około 7 tysięcy mężczyzn. Całą resztę dnia wypełniały spotkania z dziećmi i młodzieżą parafialną, przynależącymi do takich grup, jak Żywy Różaniec, Czcicielki Serca Pana Jezusa, zespoły maryjne, ministranci, chór. Przez ponad dwie i pół godziny Prymas i biskup Baraniak udzielali sakramentu bierzmowania przeszło 1400 dzieciom. Można powiedzieć, spokojna wizytacja wzorowej parafii, z udziałem olbrzymich rzesz wiernych. Piękne potwierdzenie społeczne słuszności drogi Kościoła. Na drodze tej czekała jednak wielka wyrwa, bo czyż można było to usunąć z podświadomości, mimo całego dnia trudu, ale i radości biskupiej? Wielkie wstrząsy historyczne są poprzedzane zazwyczaj przez momenty ciszy, kiedy wszystko zdaje się przystawać w bezruchu, z zapartym tchem, i oczekiwać na to, co jest już nieuchronne, czego przecież można by jakoś uniknąć, gdyby ludzie byli lepsi i rozumniejsi. Taki był nastrój następnych czterech dni po wizytacji. Niestety, niewiele wiemy, co myślał Prymas Polski w przededniu swego uwięzienia. Powiedział, że jesteśmy w punkcie "dojrzałym" sytuacji, a więc musiał oczekiwać jej rozwiązania. Odwiedził go jeszcze Bolesław Piasecki i doradzał potępienie biskupa Kaczmarka na podstawie jego wymuszonych zeznań. Prymas nie dał odczuć swemu rozmówcy, co myśli o tych radach. Piasecki spodziewał się nawet, że udało mu się przekonać Kardynała. Naturalnie, mylił się całkowicie. Ostatnim "politycznym" krokiem Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Polski, przed aresztowaniem było wysłanie do władz państwowych protestu z powodu procesu pokazowego ordynariusza kieleckiego, ks. biskupa Czesława Kaczmarka. Prymas od dwóch lat liczył się z aresztowaniem. Wynikało to z rosnącego stale nacisku na Kościół, a także z logiki stalinizmu, dążącego do stworzenia w kraju pustki ideowej, zapewniającej monopol dogmatycznego marksizmu. Główną siłą przeciwstawiającą się tym dążeniom był Kościół i symbolizujący jego postawę Prymas. Nadszedł wreszcie dramatyczny dzień. Szereg osób było świadkami aresztowania Prymasa Polski. Niektóre z nich już nie żyją, ale wcześniej dokładnie relacjonowały przebieg wydarzeń. Powtórzę więc opowieści świadków dramatu. Jakżeż wiele mówią o Bożym spokoju, stanowczości i godności Prymasa i o podstępnym zakłamaniu tych, którzy targnęli się na niego. V W piątek 25 września 1953 roku przypadła uroczystość patrona stolicy Polski, Ładysława z Gielniowa. O godzinie #/7#00 rano Prymas odprawił Mszę św. i wygłosił konferencję dla alumnów w kaplicy seminarium duchownego. Wieczorem miał kazanie w kościele św. Anny. Prymas błogosławił zgromadzonych relikwiami patrona Warszawy. Obecne były wielkie tłumy wiernych. Panowała cisza, wyczuwało się napięcie. Studenci i "niewiasty ewangeliczne" zastąpili Prymasowi drogę, gdy szedł do mieszkania rektora kościoła akademickiego. Powiedział im krótko: "Mówcie różaniec. Znacie obraz Michała Anioła - Sąd Ostateczny. Anioł Boży wyciąga człowieka z przepaści na różańcu. Mówcie za mnie różaniec". To były ostatnie słowa pożegnania. Ksiądz Prymas udał się na krótką wieczerzę do ks. rektora Kamińskiego. Gdy wyszedł o godzinie #/21#30, przed kościołem czekali jeszcze ludzie. Wznosili okrzyki. Inni ich uspokajali. Bali się prowokacji. Prymas udał się do swego domu na ul. Miodową. Domownicy rozeszli się. Światła pogaszono. Kardynał poszedł do siebie na pierwsze piętro. Pół godziny później zapukał ks. Goździewicz, pracujący w sekretariacie Prymasa. Powiedział, że przyszli jacyś ludzie z listem od ministra Bidy do ks. biskupa Baraniaka i domagają się otwarcia bramy. Prymas wyraził zdziwienie: "O tej porze? Proszę im powiedzieć, że wszelkie listy od ministra Bidy są przekazywane do sekretarza Episkopatu, biskupa Choromańskiego. Dziwi mnie ta wizyta, bo minister Bida dobrze wie, do kogo należy skierować listy". Ale tknięty przeczuciem wstał, ubrał się i przeszedł przez całe piętro, zapalając wszystkie światła. To samo uczynił na parterze. Wcześniej jeszcze uprzedzał domowników, by w razie czego oświetlili cały dom: "Niech Warszawa wie, co się dzieje w domu Prymasa" - mówił. Tymczasem kilka osób szturmowało wejście. Wobec tego Prymas ponownie zszedł na dół i kazał otworzyć bramę. Dobrze wiedział, o co chodzi. W tym momencie wszedł ks. biskup Baraniak, "prowadzony" z ogrodu przez grupę ludzi, którzy tłumnie weszli do sali Papieży. "Ci panowie chcieli strzelać" - powiedział biskup. "A szkoda, wiedzielibyśmy, że to napad, a tak, to nie wiemy, co sądzić o tym nocnym najściu" - powiedział Ksiądz Prymas. Jeden z panów wyjaśnił, że przyszli w sprawie urzędowej i że dziwią się, że nikt bramy nie otwiera. "Godziny urzędowe u nas są za dnia i wtedy bramy i drzwi są otwarte. Teraz nikt u nas nie urzęduje" - wyjaśnił Ksiądz Prymas. "Ale państwo ma prawo - odrzekł jeden z panów - zwrócić się do obywateli, kiedy chce". Ksiądz Prymas odparł, że i państwo ma obowiązek przyzwoitego postępowania wobec obywateli. Następnie Prymas wyszedł na dziedziniec, by odszukać dozorcę, gdyż nikogo z księży nie było. Wówczas pies "Baca", biegający po dziedzińcu, rzucił się na jednego z tajniaków, który szedł za Prymasem i skaleczył go. Wobec tego Ksiądz Prymas wrócił do przedsionka, by opatrzyć rannego. Siostra przełożona przyniosła jodynę. Prymas udzielając osobiście pomocy poszkodowanemu, zapewnił go, że pies jest zdrowy. Przerwę w tym miejscu relację, by zwrócić uwagę na moralną wymowę sytuacji. Prymas Polski opatruje ranę milicjanta, który przyszedł go aresztować. Dramatyzm tej sceny godny jest pióra artysty. Zdumiewa przede wszystkim spokój aresztowanego, który nie wiedział, czy idzie tylko do więzienia, czy także straci życie. Olśniewa jego gest dobroci wobec milicjanta. Warto wreszcie zwrócić uwagę, że w przytaczanej relacji o przybyłych tajniakach mówi się: "panowie". Tak bowiem mówił o nich Prymas. Wprowadzono biskupa Baraniaka. Weszli także "panowie" z bramy frontowej i wszyscy udali się do sali Papieży. Jeden z przybyłych wystąpił oficjalnie z wymówką, że władzy państwowej nie otwiera się drzwi. "Dotąd jeszcze nie wiem, czy mam przed sobą przedstawicieli władzy, czy napad. Dom stoi wśród ruin i gruzów i dlatego w nocy nikogo nie wpuszczamy. Tym bardziej, że panowie "w bramie" zaczęli od kłamstwa" - powiedział Ksiądz Prymas. Wreszcie wszystko się wyjaśniło. Jeden z "panów" zdjął palto, wyjął z teki list i otworzywszy go, podał papier zawierający decyzję rządu z dnia wczorajszego. Mocą tej decyzji Ksiądz Prymas ma być natychmiast usunięty z miasta. Nie wolno mu sprawować żadnych czynności związanych z zajmowanymi dotąd stanowiskami. Poproszono, by przyjął to do wiadomości i podpisał. "Nie mogę tego przyjąć do wiadomości, gdyż w decyzji nie widzę podstaw prawnych. Nie mogę też poddać się decyzji z uwagi na sposób załatwiania sprawy. Przecież przedstawiciele rządu tyle razy prowadzili ze mną rozmowy, choćby p. Mazur i p. prezydent Bierut i znali drogę przekazania swoich pretensji" - oświadczył Ksiądz Prymas. Podkreślił, że decyzja rządu jest wysoce szkodliwa dla opinii o Polsce, gdyż ściągnie na nią ataki propagandy zagranicznej. Dodał, że decyzji tej nie może się poddać i dobrowolnie domu nie opuści. Urzędnik prosił, by wobec tego podpisał list na znak, że go czytał. Ksiądz Prymas napisał jedno słowo: "Czytałem". Następnie Prymas udał się na górę, za nim kilku "panów". Dom był pełen ludzi, zgrupowanych na parterze i na pierwszym piętrze przed kaplicą. W prywatnym mieszkaniu zażądano, aby Ksiądz Prymas zabrał to, co najkonieczniejsze. "nie mam zamiaru nic zabierać" - powiedział Arcypasterz. Na dalsze próby perswazji Ksiądz Prymas raz jeszcze ponowił protest przeciw nocnemu najściu na jego dom. Gdy do tych nalegań, by zabrał cokolwiek, dołączyła się siostra przełożona, odpowiedział: "Siostro, nic nie zabieram. Ubogi przyszedłem do tego domu i ubogi stąd wyjdę. Siostra składała ślub ubóstwa i wie, co to znaczy". Tymczasem "panowie" zaczęli się denerwować, jeden z nich zabrał walizy i sam wszedł do sypialni. Do pokoju Księdza Prymasa wprowadzono biskupa Baraniaka. "Kto tu jest gospodarzem?" - pada pytanie. Na to Arcypasterz: "Nie wiem, kogo zabierzecie, gospodarzem podczas mej nieobecności jest zawsze biskup Baraniak". Ksiądz Prymas podnosi głos: "Składam ks. biskupowi oświadczenie, że to, czego jest świadkiem, uważam za gwałt. Proszę, by nikt nie podejmował mojej obrony. W razie procesu nie chcę adwokata. Bronić się będę sam". Ksiądz biskup Baraniak zostaje wyprowadzony. Prymas zaś przez dłuższy czas w pracowni porządkuje książki. Na prośbę "panów" wszyscy przechodzą do gabinetu przyjęć. Eminencja podpisuje tu kilka przygotowanych przez sekretarza dokumentów, porządkuje papiery. Przynoszą mu palto i kapelusz. O tym palcie Ksiądz Prymas wspomina w 1960 roku przemawiając do kapłanów, byłych więźniów Dachau: "Gdy zostałem biskupem lubelskim, przyszła do mnie jedna osoba z najbliższego otoczenia ks. biskupa Kozala, przyniosła jego płaszcz, kapelusz i powiedziała: Oddaję to, bo może się przydać. Ponieważ już na dwa lata przed moim więzieniem wiedziałem, co mnie czeka, jako człowiek roztropny, kazałem uszyć sobie mocne buty i przygotowałem palto. Myślałem: wszystko musi się dziać porządnie, dokładnie, z pełnym zrozumieniem rzeczy. Tak też istotnie było. Gdy pewni panowie przyszli po mnie, miałem na tyle przytomności, że wziąłem na siebie od dwóch lat przygotowane buty. Z paltem wyszło inaczej, gdyż miałem mieć cieplejsze. W ostatniej jednak chwili, gdy moi domowi goście stali się zbyt brutalni, nie pozwolili mi wejść do kaplicy na pożegnanie, palto podała mi siostra i dopiero w aucie zobaczyłem, że było to palto biskupa Kozala. A więc przydało się!... Bardzo się cieszyłem z tego odkrycia. Znalazłem orędownika. Modliłem się do niego wiele, aby uczciwie wywiązać się z zadania, które Bóg nałożył". Ksiądz Prymas bierze swój brewiarz i różaniec, o czym również wspominał później w swym kazaniu. Raz jeszcze wracają do pracowni. "Panowie" pytają, czy Ksiądz Prymas wszystko zabrał, na to Kardynał ponownie protestuje przeciwko gwałtowi, stwierdza, że niczego nie zabiera prócz brewiarza i różańca. Wszyscy schodzą na dół, Prymas wstępuje do kaplicy i potem spogląda na obraz Matki Bożej Jasnogórskiej, wiszący nad wejściem do sali papieskiej. Staje w hallu i raz jeszcze składa protest przeciwko wszystkiemu, co z nim czynią. Wsiada do samochodu razem z trzema "panami". Jest już po północy. Z okien domu stojącego vis ~a vis widać, że samochód skręca w ul. Długą. Tu otacza go sześć innych samochodów. Okna samochodu są zamazane błotem. Tak odbyło się aresztowanie Prymasa Polski. Zaczęło się i skończyło protestem Kardynała Wyszyńskiego. A płaszcz podany mu przez siostrę pochodził od zamordowanego w Dachau biskupa Kozala. Ten zdumiewający przypadek miał znaczenie symbolu. Groza tego, co się stało tej nocy, rozeszła się następnego dnia na całe miasto i kraj. Aresztowanie Prymasa Polski zelektryzowało świat. System stalinowski dokonywał szaleńczego bezprawia wobec tego księcia Kościoła katolickiego, który jako pierwszy w świecie zawarł porozumienie z rządem komunistycznym. Po aresztowaniu wieziono Prymasa w nocy samochodem na północny zachód, drogą przez Nowy Dwór, Dobrzyń do Grudziądza. Celem podróży okazał się znany Kardynałowi klasztor Ojców Kapucynów w Rywałdzie. Więźniowi przeznaczono celę na pierwszym piętrze i zabroniono wyglądać przez okno. Żeby to uniemożliwić, zaklejono szyby białą bibułką. Prymas spytał: "Tymi papierami chce pan zasłonić przed światem Prymasa Polski? Tych okien nikt nie zdoła ukryć przed światem. Świat interesuje się losami każdego kardynała". "Przesada" - odparł na to "pan w ceracie", funkcjonariusz tajnej milicji. Ale zapowiedział rozmowę władz z Prymasem. Oczywiście, nie zostało to dotrzymane. "W sali, do której zostałem wprowadzony - wspominał Ksiądz Prymas - wisiał nad łóżkiem obraz z podpisem: "Matko Boska Rywałdzka, pociesz strapionych". To był pierwszy przyjazny głos, który wywołał wielką radość". Zdumiewające też były pierwsze myńli Prymasa po uwięzieniu. Po latach dopiero mogli dowiedzieć się o nich ludzie z otoczenia Księdza Prymasa. Zaczął swój pobyt w więzieniu od złożenia ponownego protestu. Zostawszy zaś w samotności, myślał: "Przecież stało się to, czym tyle razy mi grożono: "pro nonne Jesu contumelias pati". Lękałem się, że już nie będę miał udziału w tym zaszczycie, którego doznali wszyscy moi koledzy z ławy seminaryjnej. Wszyscy oni przeszli przez obozy koncentracyjne i więzienia. Większość z nich oddała tam swe życie, kilku wróciło jako inwalidzi. Jeden umarł po odbyciu więzienia polskiego. W ten sposób wypełniła się w części zapowiedź, którą w roku 1920 na wiosnę dał nam profesor liturgii i dyrektor Seminarium Niższego we Włocławku, ks. Antoni Bogdański. Niezapomniany ten człowiek podczas jednego wykładu liturgii powiedział: "Przyjdzie czas, gdy przejdziecie przez takie udręki, o jakich człowiek naszego wieku nawet myśleć nie umie. Wielu kapłanom wbijać będą gwoździe w tonsury, wielu z nich przejdzie przez więzienie..."). Dopiero na te okoliczności dojrzewania duchowego pokolenia, do którego należał Ksiądz Prymas, i na tle postawy kapłańskiej wpajanej jego generacji wobec przewidywanych wstrząsów wojennych i ideowych w Europie, można zrozumieć spokój człowieka, przypominającego sobie w chwili uwięzienia najgorsze możliwości, przepowiadane przez wychowawców przyszłym kapłanom. A ksiądz Stefan Wyszyński brał słowa swych duchowych mistrzów, których darzył szczególnym zaufaniem, bardzo dosłownie. "Większość księży i biskupów, z którymi pracowałem - zastanawiał się Ksiądz Prymas - przeszła przez więzienia. Byłoby coś niedojrzałego w tym, gdybym ja nie zaznał więzienia. Dzieje się więc coś bardzo właściwego, nie mogę mieć żalu do nikogo. Chrystus nazwał Judasza "przyjacielem"). Wychowany w takim nastawieniu duchowym, Prymas przez cały okres uwięzienia uważał swoich nadzorców i ich mocodawców za ludzi, którzy mu "pomagają w spełnieniu dzieła, którego nieuchronność od dawna była oczywista dla wszystkich. - Muszę doceniać to wszystko, co mnie od tych ludzi spotyka". Trudno wprost uwierzyć, ale tak właśnie myślał człowiek naszego wieku, skorego do kwestionowania wielkich wartości moralnych. Tymczasem Prymasa pilnowało dwudziestu ludzi "w cywilu". Całą noc przed drzwiami jego celi czuwał jeden ze strażników. Nie wyrażono zgody na prośbę, aby mógł odprawiać Mszę św. w pobliskim kościele. Wobec tego Kardynał prosił choć o przywiezienie przyborów koniecznych do sprawowania Mszy św. Paramenty kościelne i sprzęt liturgiczny, nie z miejscowego kościoła, ale z domu na Miodowej, dostarczono więźniowi dopiero po pięciu dniach. Z pewnością potrzebna była zgoda mocodawców w Warszawie. Przypuszczano, że Prymas ma do dyspozycji kaplicę. Tymczasem w jego celi nie było nawet porządnego stołu. Odprawiał więc Mszę św. na zniszczonym, chwiejącym się biurku, w całkowitej samotności. Na tym samym biurku jadł i pracował. Pozbawiony światła, wieczorami odmawiał różaniec. Modlił się za obie swoje archidiecezje, za biskupów, najbliższych i domowników. Na ścianie celi "erygował" Drogę Krzyżową, zaznaczając ołówkiem stacje Męki Pańskiej. Przypadek chciał, że do ręki Prymasa trafiła gazeta, czytana przez jego nadzorcę. Przeczytał w niej artykuł gen. Edwarda Ochaba z zarzutami pod swoim adresem, drukowany w noc aresztowania w "Trybunie Ludu". Jak świadczył tytuł, publikacja stanowiła uzasadnienie dokonanego zamachu. Nagłówek brzmiał: "Kto przeszkadza w normalizacji stosunków między Kościołem a Państwem?" Ochab występował w charakterze sekretarza Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Narodowego, co oczywiście podkreślało wagę wypowiedzi. Czytamy w niej między innymi: "Zeznania Kaczmarka i cały bieg wypadków świadczą ponad wszelką wątpliwość, że dla kierownika episkopatu, prymasa Wyszyńskiego, podpisanie Porozumienia było tylko manewrem zmierzającym do wprowadzenia w błąd rządu i opinii publicznej, zaś Porozumienie traktowano jako parawan dla zasłaniania wrogiej ludowi i narodowi działalności politycznej wymierzonej przeciw państwu ludowemu". "Prymas Wyszyński zgodnie z życzeniem kurii rzymskiej czynił wszystko, aby nie dopuścić do stabilizacji administracji kościelnej na Ziemiach Odzyskanych". "Prymas Wyszyński w pierwszym rzędzie ponosi odpowiedzialność za sabotowanie i łamanie zasad Porozumienia, za faktyczną pomoc okazywaną zachodnioniemieckim Krzyżakom i angloamerykańskim wrogom naszego narodu w szkalowaniu i zohydzaniu Polski Ludowej. Wielokrotne ostrzeżenia ze strony rządu i społeczeństwa nie zmitygowały awanturniczego wychowanka Watykanu". Zarzuty te i w taki sposób sformułowane spotykały człowieka, który nie tylko "zaryzykował" pierwsze w dziejach porozumienie między Episkopatem a rządem komunistycznym, ale potem przez trzy lata zrobił wszystko, by je uratować. Dotykały też człowieka, który akurat walnie przyczynił się do stabilizacji administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Przewrotność stalinistów prowadziła do absurdu. Nikt nie mówgł uwierzyć w to, co pisał Ochab. Ale także nikt tego potem nie odwołał. Po pewnym czasie więźniowi pozwolono na otrzymanie książek z domu. Lektura pozwalała oderwać się od ciężkich myśli. Książki w obcych językach utrwalały się w pamięci. Paradoksem historii było to, że właśnie w tych pierwszych dniach więzienia Prymas oktrzymał książkę ks. Eugeniusza Dąbrowskiego "Dzieje Pawła z Tarsu", wydaną przez Pax. Książka przyniosła więźniowi pociechę i inspirowała do naśladowania św. Pawła. Autorem, jak wiemy, był znany biblista, który przemawiał na tak zwanej manifestacji duchowieństwa we Wrocławiu w grudniu 1952 roku, wymierzonej w działalność Episkopatu i Prymasa. Teraz Prymas żywił wdzięczność do ks. Dąbrowskiego za jego dzieło. "A więc sprawa Chrystusowa trwa blisko dwa tysiące lat i za tę sprawę ludzie siedzą do dziś dnia w więzieniach. Sprawa się nie przeżyła. Jest aktualna, świeża, pociągająca". Tymczasem 11 października dotarła do klasztornej samotni nowa radość. W uroczystość Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny Ksiądz Prymas usłyszał dochodzący z pobliskiego kościoła śpiew ludu. Kościół polski trwał. Krzepiło to uwięzionego. Niespodziewanie następnego dnia wieczorem przewieziono Prymasa do nowego miejsca pobytu, którym okazał się Stoczek koło Lidzbarka Warmińskiego. Władze bały się trzymać Kardynała dłużej w jednym miejscu. W kraju trwał terror okresu stalinowskiego, osoba Prymasa mogła wywołać niepokój ludności, chcącej pomóc najbardziej czczonemu człowiekowi w Polsce. Mimo całkowitej izolacji więźnia trudno było długo zachować w tajemnicy jego miejsce pobytu. W Stoczku umieszczono Prymasa w starym, zniszczonym budynku poklasztornym. Małe okna skierowane były na północ. Dom stał ukryty wśród drzew. Część z nich ścięto, by ułatwić obserwację obiektu przez tajną policję z pobliskiego parterowego domu. Drzewa sąsiadujące z parkanem owinięto drutem kolczastym. Parkan z zewnątrz otoczono latarniami. Zamurowano przejście do klasztoru. Nie sposób wprost wymienić wszystkich środków przedsięwziętych dla izolacji więźnia. W budynku była wilgoć, podłogi kamienne stale pokrywała woda, panowało dokuczliwe zimno. W zimie ściany zmieniały się w tafle lodowe. Po uwolnieniu Prymasa miejsce jego odosobnienia oglądali ze zgrozą liczni wierni. Tymczasem więźniowi dano dwoje towarzyszy, księdza i siostrę zakonną, skazanych na kilka lat więzienia. Księdza przywieziono ze znanego więzienia w Rawiczu, a siostrę z więzienia w Grudziądzu. Początkowo odczuwali lęk, czy Prymas będzie im ufał. Wspólny los stworzył jednak z czasem zaufanie. Prymas zajmował dwa pokoiki na I piętrze oraz miał zaimprowizowaną "kaplicę". Na tym samym piętrze jeden pokój zajmował przywieziony ksiądz, a inny siostra. Prymas był pod stałą obserwacją, a szef straży składał mu każdego dnia rano wizytę kontrolną. Uwięziony obliczał, iż dla jego "ochrony" zaangażowanno około 30 osób. Ksiądz Prymas wstawał codziennie o godzinie #/5#00 rano. W jego modlitwach i medytacjach uczestniczyli ksiądz i siostra. Resztę czasu poświęcał na intensywną lekturę wybranych książek, które pozwolono mu dostarczyć. W liście do ojca z tego okresu Kardynał pisał: "Od dawna już pragnąłem zdobyć nieco czasu na zaniedbaną lekturę. Odkładałem sterty nie czytanych książek - na później. Dziś mogę więceej czytać - to jest jakaś zdobycz. Przeczytałem już wiele. Nie mogę wprawdzie pracować piórem, gdyż brak mi mego warsztatu pracy naukowej"... Mimo to Prymas pisał. Powstawał "Rok liturgiczny" - rozważania na każdy dzień roku. O prymitywizmie warunków, w jakich przebywali więźniowie, świadczy fakt, że śnieg odgarniali jakąś deską. Prace porządkowe w ogrodzie dokonywano także bez narzędzi. Wzniesiono nawet krzyż z dwóch kijów, związanych drutem kolczastym. Jedyną pociechę stanowiła modlitwa. Należy wczuć się w stan emocjonalny więźnia. Nie było w nim odrobiny egzaltacji. Raczej ufny spokój w obliczu własnego niepewnego losu i grozy rozciągającej się nad całym Kościołem polskim. Znając zbrodnie stalinizmu wiemy przecież, że zdarzyć się mogło dosłownie wszystko. W tej sytuacji, po dwóch i pół miesiącach więzienia, 8 grudnia 1953 roku, Prymas dokonuje aktu duchowego oddania się Matce Bożej. Przygotowywał się przez trzy tygodnie do tego aktu. Szedł za wskazaniami św. Ludwika Marii Grignon de Montfort, zawartymi w książeczce "O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny". Oddawał się w niewolę Chrystusowi przez ręce swej "najlepszej Matki". W akcie tym była przede wszystkim zgoda na każdy los, który wyznaczy Opatrzność. Do idei tej wróci Prymas wielokrotnie w swym programie duszpasterskim. W więzieniu była to idea heroizmu. Ale Prymas bynajmniej nie upadał na duchu. Myślał tak, jakby zawsze wierzył w swe ocalenie i uwolnienie. Mówił potem: "Postanowiłem sobie, że pierwszą parafię, którą będę mógł erygować, uczczę tytułem Bożego Macierzyństwa Maryi". Akt oddania się w niewolę Matce Boskiej może dziwić lub wywoływać sceptycyzm ludzi myślących po świecku, czy też odległych chrześcijaństwu. Poddanie się woli Bożej jest jednak nieodłączne od postawy chrześcijańskiej. Pośrednictwo Maryi do Chrystusa jest w katolicyzmie ideą starą, o wielkich tradycjach, choć współcześnie często zapominaną. Każdy wyraża naturalnie religijność swoich czasów i uwarunkowań kulturalnych. Wspomnijmy jeszcze słowami Prymasa o uwarunkowaniach "społecznych" powstawania jego aktów religijnych. "Dom był oświetlony całą noc, niekiedy światła paliły się i w dzień. Podobnie było w podwórzu i od drogi. Wokół parkanów czuwały straże wojskowe... Na korytarzach na parterze i piętrze czuwali "panowie", urzędnicy tajnej policji. Izolacja od świata zupełna. Otwarta była tylko droga do Matki Bożej". W zimie więźniowi dokuczało zimno. Piece w starym, zrujnowanym domu były w stanie opłakanym. "Nóg nie mogłem rozgrzać nawet w nocy" - zwierzał się później Prymas. "Ręce mi popuchły. Oczy mi zapuchły. Odczuwałem ból w okolicy nerek". Do chorego nie dopuszczono jednak lekarzy spoza milicji. Na kurację nie zezwolono. Ci, którzy rządzili państwem, mścili się nad tym, który sprawował rząd dusz w kraju, w narodzie. Na pierwsze święta Bożego Narodzenia w więzieniu Prymas otrzymał jednak od bliskich paczuszkę ze żłóbkiem. Niezależnie od swego losu i cierpień Prymas miał poczucie odpowiedzialności za Kościół. Próbował więc nawet z więzienia nawiązać rozmowy z władzami państwowymi. Próby te przechodziły bez echa i napotykały bezduszne odpowiedzi strażników: "Sprawę przedstawię moim przełożonym". Prymas podkreślał potem, że nie żywił złych uczuć do ludzi, którzy zdecydowali o jego uwięzieniu. Najbardziej dziwił się Franciszkowi Mazurowi, który najlepiej znał jego nastawienie do sprawy stosunków między Kościołem a państwem. Uważał też, że Bierut powinien był poczuwać się do większej odpowiedzialności za prawa obywatelskie. Mechanizm systemu był jednak nieubłagany. Ludzie stojący na jego czele byli także niewolnikami i względy ludzkie były ostatnimi, które brali pod uwagę w swoich kalkulacjach politycznych. Tymczasem Prymas pisał: "(...) nie czuję uczucć nieprzyjaznych do nikogo z tych ludzi. Nie umiałbym zrobić im najmniejszej nawet przykrości. Wydaje mi się, że jestem w pełnej prawdzie, że nadal jestem w miłości, że jestem chrześcijaninem i dzieckiem mojego Kościoła, który nauczył mnie miłować ludzi i nawet tych, którzy chcą uważać mnie za swojego nieprzyjaciela, zamieniać w uczuciach na braci". Pod koniec pobytu w Stoczku, 2 lipca 1954 roku, Ksiądz Prymas skierował obszerne pismo do rządu, wyjaśniając zarzuty postawione w dekrecie z dnia 25 września 1953 roku, którego tekstu, mimo licznych próśb, nota bene mu nie dostarczono. List do rządu rekapitulował wszystkie wysiłki Prymasa czynione dla zawarcia i realizacji porozumienia. Był to obszerny, kilkustronicowy dokument. Nie przyniósł jednak żadnej odpowiedzi. Być może wpłynął natomiast na zaostrzenie sposobu traktowania więźnia. Trudno mu było uzyskiwać pozwolenie na listy do rodziny i bliskich. Nie wszystkie listy Prymasa były dostarczane adresatom. Z listów do ojca wycinano poszczególne zdania i listy te nie były doręczane, tylko odczytywane ojcu Prymasa Polski, bez żadnych świadków. Tymczasem znów miał nadejść nowy "etap" więzienia. Dnia 3 października 1954 roku przekazano Księdzu Prymasowi decyzję rządu "o zmianie warunków klimatycznych". Po uprzednich odmowach leczenia brzmiało to jak ponura ironia. Do nowego miejsca pobytu przewieziono Księdza Prymasa samolotem. VI Przewiezienie Prymasa Polski ze Stoczka do Prudnika Śląskiego w dniu 6 października 1954 roku nastąpiło w związku z sytuacją polityczną w partii. Myliłby się ten, kto przypuszczałby, że wchodziły tu w grę względy humanitarne. Władze dobrze wiedziały, i to od dłuższego czasu, że wilgotny i zminy dom w Stoczku był dla Kardynała wręcz niebezpieczny. Trwały jednak w nieustępliwej obojętności, jakby chciały wręcz ostatecznie podkopać wątłe zdrowie kłopotliwego więźnia. Raptem jednak wszystko się zmieniło, władze uwzględniły potrzebę zmiany klimatu i z wilgotnej, zimą oblodzonej nory na Warmii przeniosły kardynała Wyszyńskiego na Opolszczyznę. Przeprowadzka nastąpiła dosłownie na drugi koniec Polski, do miejscowości podgórskiej, zapewniającej minimum warunków dla człowieka o słabych płucach, zagrożonego reumatyzmem i będącego już w stanie daleko posuniętego wyczerpania. Zmiana klimatu zastosowana wobec więźnia wynikała ze zmiany klimatu politycznego w kraju. Właśnie bowiem w 1954 roku rozpoczęły się wyraźne przejawy "odwilży" i destalinizacji, jaak też zarysowały się różnice wewnątrz partii komunistycznej. Każdy następny krok wobec Prymasa był bezpośrednią konsekwencją rozwoju sytuacji politycznej w kraju. Względy humanitarne odgrywały w tym wszystkim najmniejszą rolę. Ze Stoczka wywieziono najpierw księdza i siostrę, więziennych towarzyszy Prymasa, a dopiero po kilku godzinach jego samego. Spotkanie w samolocie ucieszyło współwięźniów Prymasa, bo myśleli już, że zostaną z nim rozłączeni. Gdy samolot wylądował gdzieś pod Nysą, więźniowie musieli czekać aż się ściemni, by ich nikt nie zobaczył. W Prudniku umieszczono Prymasa w budynku poklasztornym, leżącym na wzgórzu pokrytym lasem liściastym. Dom został odebrany Siostrom Franciszkankom, widać było ślady jego pospiesznego i nie całkiem ukończonego remontu. Teren został oczywiście ogrodzony wysokim parkanem i drutami kolczastymi. W lesie postawiono lampy oświetlające okolicę. Wszędzie zaś widać było wiele dziwnych "urządzeń technicznycch". Wszystko razem robiło wrażenie nowego obozu koncentracyjnego, czego Ksiądz Prymas nie omieszkał powiedzieć szefowi swoich nadzorców przy sposobnej ku temu okazji. Ale pod względem klimatycznym zmiana była dla zdrowia więźnia wręcz zbawienna. Brakowało co prawda drogi czy ścieżki do spacerów w zapuszczonym ogrodzie, ale i na zrobienie jej przyszedł czas w miarę postępu "odwilży" politycznej w kraju. W kilka dni po przyjeździe Prymas ponowił swoje żądanie, by udostępniono mu dekret, na podstawie którego został uwięziony. Chwilowo była to jednak rozmowa z głuchymi. Ale zmiany "klimatyczne" miały objąć niedługo i tę drażliwą sprawę. W nowych warunkach Ksiądz Prymas powrócił do ustalonego trybu życia. Kontynuował rozpoczętą w Stoczku pracę, pisanie rozmyślań na tle roku liturgicznego. Było to znacznie utrudnione brakiem literatury teologicznej, gdyż poza mszałem, brewiarzem i Pismem świętym Prymas nie miał odpowiednich książek. A jednak na podstawie wcześniejszych studiów i zdobytego doświadczenia duszpasterskiego praca posuwała się naprzód. Poza tym stanowiła ona najmocniejsze oparcie psychiczne więźnia, odrywając go od rozmyślań o sytuacji, niepewnym losie i niepokoju o Kościół. W liście do ojca z 2 lutego 1955 roku Ksiądz Prymas pisał: "O moim sposobie życia nie da się wiele napisać, gdyż jest bardzo skromny. Wstaję o #/5#00, idę na spoczynek o #/22#00, obiad o #/13#00, wieczerza o #/19#00. Codziennie odprawiam Mszę św. o godzinie #/7#30. Po spacerze pracuję nad książką. To samo po południu. Czas wypełniam sobie tak szczelnie, by nie pozostawała ani jedna chwila na bezcelowe rozmyślania". W lutym 1955 roku ojciec Księdza Prymasa zachorował na ograniczony, na szczęście, wylew krwi do mózgu. Od tego czasu korespondencja z rodziną była bardziej regularna, ale nie uwzględniono ani wcześniejszych pięciokrotnych podań Stanisława Wyszyńskiego do Rady Ministrów o widzenie z synem, ani też petycji Prymasa o zobaczenie ojca w związku z jego chorobą. Jak wspomnieliśmy, listy Księdza Prymasa do rodziny nie były jej wręczane, lecz tylko odczytywane, i to nie zawsze w całości. Mimo protestów Prymasa kontynuowano tę praktykę upokarzającą jego ojca. Spowodowało to, że Prymas postanowił nie pisać, by oszczędzić ojcu odczytywania dowolnie wybranych fragmentów listów. Jeszcze przed chorobą ojca, na krótko po przewiezieniu do Prudnika, Prymas podjął kolejną próbę nawiązania kontaktu z władzami. Wystosował list do prezesa Rady Ministrów, w którym ze względu na swe podkopane pobytem w Stoczku zdrowie występował do władz państwowych "o odwołanie zastosowanych wobec mnie sankcji wyjątkowych i umożliwienie mi powrotu do domu". W związku z chorobą ojca Prymas kieruje następne pismo do Rady Ministrów PRL, w którym pisał: "Proszę Radę Ministrów o umożliwienie mi widzenia mojego Ojca, gdyż chciałbym uczynić zadość Jego prośbie, potrzebie mojego serca oraz obowiązkom, jakie ma syn wobec ojca". Pisma te pozostały bez odpowiedzi, "odwilż" nie postąpiła jeszcze dość daleko, a względy humanitarne nadal nie wchodziły w rachubę. Toteż Ksiądz Prymas postanawia nie kierować więcej do władz żadnych pism, nie zgłaszać postulatów ani próśb. Domagał się natomiast badań lekarskich, gdyż skutki pobytu w Stoczku coraz bardziej dawały o sobie znać. Prymasa zbadali ci sami lekarze milicyjni, którzy byli już raz u niego. Ich zdaniem ogólny stan zdrowia więźnia nie pogorszył się. Ze względu jednak na skrajne wyczerpanie organizmu Kardynała zdecydowano przeprowadzić badania kliniczne w Opolu w końcu 1954 roku. Wynik badań okazał się nadspodziewanie dobry, w każdym razie w interpretacji milicji, bo lekarze nie komunikowali więźniowi swych diagnoz. Zupełną szopką była jednak tajność, jaką otaczano wyjazdy do szpitala milicyjnego w Opolu i przyjazdy powrotne do Prudnika. Cała operacja odbywała się późnym wieczorem, a w budynku Urzędu Bezpieczeństwa wyreżyserowano wszystko tak, aby Księdza Prymasa nikt nie mógł zobaczyć. Policja właściwie oceniała duchowy wpływ tego człowieka na społeczeństwo i bała się przecieku informacji o stanie jego zdrowia. Oficjalnie stan zdrowia Prymasa był kwitnący, w rzeczywistości nie było tak dobrze. Bóle głowy, nóg, osłabienie i inne dolegliwości dawały znać o sobie. Mimo wszystko jednak wrażliwy organizm Prymasa nadspodziewanie dobrze zniósł "wilgotną lodówkę" w Stoczku. Z przeniesienia do Prudnika wynikały z wolna pozytywne skutki. Chory unikał łóżka, zażywał nieco ruchu, nieustannie pracował i nie myślał o swych dolegliwościach. Jego nastawienie duchowe dobrze odzwierciedla problem, z jakim porał się w czasie świąt Bożego Narodzenia, mianowicie, czy pójść z opłatkiem do strażników? Trudno było jednak przewidzieć ich reakcję. Dystans był jeszcze wtedy nie do przebycia. Dużą wagę przywiązuję do czytania w tym okresie przez Prymasa "Potopu" Sienkiewicza. Opisana w nim wizja cudownej obrony Jasnej Góry głęboko zapadła w jego świadomość ze względu na przypadającą jej trzechsetletnią rocznicę w nadchodzącym 1955 roku. Tymczasem powoli, niemal niedostrzegalnie coś się rozluźniało. Więźniowie takie nieuchwytne przejawy dostrzegają najszybciej. Na Wielkanoc przyszło więcej listów niż zazwyczaj, od ojca, brata i dwóch sióstr. Sieć izolacyjna wyraźnie się rozluźniała. Spostrzeżenia uwięzionych były równoczesne z początkiem zmian politycznych stwierdzanych później przez historyków. Prymas był gotów ofiarować Bogu swoją wolność, a nawet życie, ale wiele oznak wskazywało na dalsze, choć powolne otwieranie się sieci izolacyjnej. Na imieniny Kardynał otrzymał znowu listy i paczkę. Dnia 6 sierpnia 1955 roku kierownik obozu zaproponował więźniowi udostępnienie gazet. Prymas prosił o "Trybunę Ludu", ale chwilowo dostał tylko ilustrowany magazyn "Stolica". Tylko ten jednak, kto sam siedział w więzieniu, wie, co to znaczy dostęp choćby do tak marginesowego pisma. Ale prawdziwą sensacją stała się niedziela 7 sierpnia. Tak długo milczący rząd postanowił przemówić, chwilowo nie na piśmie, lecz przez usta pracownika "bezpieczeństwa" z centrali. Wystąpił on z propozycjami, stanowiącymi spóźnioną odpowiedź na wcześniejsze petycje Prymasa. Odpowiedź nie była jednak zbyt zachęcająca. Rząd nie widział możliwości powrotu Prymasa do domu i do pełnienia jego funkcji kościelnych, a proponował jedynie złagodzenie warunków izolacji przez zamieszkanie we wspólnie uzgodnionym klasztorze, bez prawa wydalania się i pełnienia funkcji publicznych. Do tego jeszcze Prymas miał się zobowiązać, że nikt nie będzie składał petycji i urządzał manifestacji w celu jego zupełnego uwolnienia. Usłyszał też, że decyzja w jego sprawie z września 1953 roku jest nieodwołalna. Kardynał Wyszyński stwierdził przede wszystkim, że nie zna ani decyzji Rady Ministrów, ani jej podstawy prawnej. Rozmówca odczytał mu 6 artykuł dekretu o obsadzaniu stanowisk duchownych z lutego 1953 roku, mówiący o pozbawianiu stanowisk kościelnych przez władze państwowe. Ksiądz Prymas odrzucił jednak tę interpretację, bo artykuł 6 nie przewidywał żadnych sankcji karnych, a on został osadzony w więzieniu. Dyskusja prawna z policjantem nie rokowała jednak wielkich nadziei, więc Prymas poprosił o kilka godzin czasu do namysłu i o godzinie #/15#00 udzielił odpowiedzi. Była ona naturalnie negatywna. Kardynał nie zamierzał zamieniać przymusowego uwięzienia na uwięzienie dobrowolne. Zwrócił też uwagę swemu rozmówcy, że jego pseudowolność w izolacji musiałaby prowadzić do konfliktów z władzami, naraziłaby na przykrości klasztor, w którym by przebywał, a spowodowałaby także zgorszenie w społeczeństwie. Prymas nie godził się na pozbawienie wolności, domu i pracy przez swego rodzaju "niewolę dobrowolną". Pierwsza oferta została więc odrzucona, ale świadczyła, że problem Prymasa istnieje i trwa, już nie tylko w społeczeństwie, ale w partii i rządzie. Pokusa wolności osobistej (bardzo zresztą względnej) nie wchodziła jednak w rachubę dla człowieka mającego poczucie odpowiedzialności za Kościół i za naród. Prymas pozostał w więzieniu, rząd jednak znalazł się w impasie. Na marginesie warto jeszcze dodać, że gdy wszyscy nadzorcy tytułowali Prymasa zwykłym słowem "ksiądz", to pracownik "bezpieczeństwa" z Warszawy mówił cały czas "ksiądz kardynał". Z wolna zwiększano ilość czasopism, które wolno było czytać więźniowi. Ksiądz Prymas szybko się zorientował, że walka z Kościołem trwa, religia jest usuwana ze szkół, a walec stalinizmu jeszcze się nie zatrzymał. Ale nadchodzące zmiany były widoczne zarówno w prasie, jak i w zachowaniu nadzorców. Prymas, wraz z towarzyszącymi mu księdzem i siostrą zakonną, postanowił jednak niczego nie zmieniać w swym zachowaniu i sposobie życia, choć już i strażnicy zaczęli mówić o bliskim uwolnieniu. Wszyscy byli bardziej uprzejmi i szybko spełniali prośby o hostie czy wino mszalne, na które dawniej trzeba było długo wyczekiwać. W Prudniku Ksiądz Prymas ukończył "Szkice na Rok Liturgiczny", oraz część "Listu do neoprezbiterów", jak również szereg drobniejszych opracowań religijnych. Pogrążonego w intensywnej pracy i modlitwie Księdza Prymasa zaskoczyła nowa decyzja władz. Dnia 28 października 1955 o godzinie #/17#30 zjawił się niespodziewanie ich przedstawiciel i dał Prymasowi do przeczytania "Zarządzenie" Urzędu do Spraw Wyzań z 27 października 1955: "Urząd do Spraw Wyznań, Warszawa, 27 X 1955 r. Zarządzenie zawiadamiam, że Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zezwolił Ks. Arcybiskupowi Stefanowi Wyszyńskiemu na zmianę wyznaczonego dotychczas miejsca pobytu i na zamieszkanie w klasztorze Sióstr Nazaretanek w Komańczy, powiat Sanok, bez prawa opuszczania nowego miejsca pobytu. W razie jakichkolwiek prób wykorzystywania możliwości stykania się dla akcji antypaństwowej, w stosunku do winnych wyciągnięte będą konsekwencje. Zawarty w uchwale Nr 700 Prezydium Rządu z dnia 24 IX 1953 r. zakaz wykonywania funkcji wynikających z piastowanych poprzednio stanowisk kościelnych oraz zakaz jakichkolwiek wystąpień publicznych pozostaje w mocy. Dyrektor Urzędu do Spraw Wyznań (Marian Zygmanowski)" Dokument ten, napisany fatalną polszczyzną i stanowiący nowy akt bezprawia, przynosił jednak, bez zgody Prymasa, a w wyniku starań Episkopatu, złagodzenie warunków jego bytowania. Ksiądz Prymas był nieufny. Wysłannik pokazał mu więc oryginalne pismo biskupa Klepacza, w którym Episkopat zwracał się do władz o przeniesienie Kardynała do Komańczy. Wobec tego Prymas był skłonny wyjechać, podkreślając, że decyzja zapadła bez jego woli i wiedzy i władze robią z nim dalej, co chcą. Z papierów okazanych Prymasowi wynikało jednak, że będzie mógł widywać się z przedstawicielami Episkopatu i z rodziną oraz swobodnie poruszać się po Komańczy, nie opuszczając jednak tej miejscowości. A więc po przeszło dwóch latach więzienia zamieniano je na swego rodzaju internowanie. "Odwilż" w kraju postępowała, a wraz z rosnącym buntem społeczeństwa domagającego się reform systemu podnosiły się głosy żądające uwolnienia Prymasa Polski. Rząd łagodził więc sytuację, rozgłaszając między innymi przez usta Bolesława Piaseckiego o internowaniu Prymasa w klasztorze. O uprzednim uwięzieniu chciano jakoś zapomnieć, ale jak zobaczymy, nie było to możliwe. Tymczasem Księdzu Prymasowi zależało na tym, żeby nie wchodzić z rządem w żadne układy za cenę połowicznej wolności. Wiedział, że jego miejsce i obowiązek pasterski jest przy Katedrze i Owczarni w Warszawie i w Gnieźnie. Przed wyjazdem, który miał miesce następnego dnia, Ksiądz Prymas zatroszczył się o towarzyszącego mu ks. Stanisława Skorodeckiego i siostrę Leonię Graczyk. Dowiedział się, że zostaną oni zwolnieni na mocy amnestii. Rozstanie z nimi było religijne i pełne chrześcijańskiej miłości. Pierwszy dzień "wolności" miał nastąpić w różańcowym miesiącu Maryi i w Jej święto. Wspólne modlitwy tej niezwykłej trójki więźniów zostały wysłuchane. Rzeczywiście "od wieków nie słyszano, aby ktokolwiek nie był wysłuchany, gdy zwraca się do Matki Najświętszej". Dnia 29 października przewieziono Prymasa pod eskortą do Komańczy. Droga wiodła przez Katowice, Kraków, Tarnów, Jasło, Sanok. W podróż wyruszono już o #/6#00 rano, a do Komańczy samochody przybyły o #/15#30. Siostry Nazaretanki zostały uprzedzone o przybyciu Prymasa dopiero rano w dniu jego przyjazdu. Były widocznie zdezorientowane, uprzedziły je bowiem tylko władze państwowe. Ksiądz Prymas dość długo czekał przed klasztorem, aż w końcu zjawiła się siostra przełożona i zaprosiła go do domu. Otrzymał do dyspozycji obszerny pokój klasztorny z prawdziwego zdarzenia, a nie celę więźnia. O godzinie #/17#00 przedstawiciel władz zakomunikował, że odtąd opieka nad nim przechodzi w ręce Episkopatu. Milicjanci wycofali się. Dalszy nadzór nad Prymasem prowadzony był już z oddali i dyskretnie. Prymas odetchnął, gdy znalazł się wreszcie sam, bez obstawy milicyjnej, w pokoju oddanym mu do dyspozycji. Siostry Nazaretanki oraz ich kapelan, a zarazem miejscowy proboszcz, przyjęli Prymasa z otwartym sercem. Teraz mógł już otrzymywać całą prasę krajową, listy od rodziny i bliskich i kontaktować się z biskupami. Komańcza była miejscowością maksymalnie odległą od Warszawy, położoną w pasie granicznym, ale zdrową i ze względu na jej podgórski klimat odpowiednią dla słabych płuc Księdza Prymasa. "Internowany" mógł wreszcie poruszać się nie tylko w obrębie murów obozowych i drutów kolczastych. Był jednak nadal więźniem bez prawa opuszczenia Komańczy. Ponieważ zaś Komańcza, właśnie ze względu na pobyt tam Prymasa, została włączona do terenu przygranicznego, więc odwiedzać Kardynała można było tylko za przepustkami wystawianymi przez centralne władze w Warszawie. Kontrola była surowa i staranna. Nawet siostra Maksencja, przełożona z ul. Miodowej w Warszawie, wioząca Prymasowi bieliznę i osobiste drobiazgi, tak potrzebne po dwóch latach więzienia, została z Sanoka cofnięta przez władze, bo nie miała odpowiedniego dokumentu. Przepustki byby wystawiane niechętnie i miały ściśle określony termin ważności. Toteż zdarzyło się, że jedna z sióstr Księdza Prymasa, Janina Jurkiewiczowa, została w czasie świąt wielkanocnych niemal od stołu zabrana przez władze i odesłana do miejsca zamieszkania. Dopiero w Komańczy 30 października 1955 roku Prymas dowiedział się, że w dniu jego aresztowania został uwięziony także jego najbliższy współpracownik, biskup Baraniak. W więzieniu mokotowskim w Warszawie dosłownie pastwiono się nad nim moralnie. Biskup, człowiek wątły fizycznie, okazał wielką siłę duchową, był nadzwyczaj odporny, imponował współwięźniom, dawał wspaniały przykład postawy biskupiej. Było to moralnie bardzo potrzebne wobec faktu wcześniejszego załamania się biskupa Kaczmarka, być może pod wpływem nie tylko szantażu, ale i środków farmakologicznych. Następnego dnia, 31 października, Ksiądz Prymas otrzymał telegram od pełniącego obowiązki przewodniczącego Konferencji Episkopatu ks. biskupa Michała Klepacza: "Przyjadę w towarzystwie Zygmunta (biskupa Choromańskiego - dopisek autora) i Ojca w prywatne odwiedziny środa 2 listopada koło godziny piętnastej. Biskup Klepacz". Delikatność i dyskrecja Księdza Prymasa spowodowały, że mało wiemy o tym pierwszym spotkaniu z biskupami. Było wstrząsające dla obu stron. Prymas dowiedział się o wszystkim, co zaszło po jego aresztowaniu. Biskupi nie wiedzieli, jak zostaną ocenione decyzje przez nich podjęte. Płakali jak dzieci, szczególnie biskup Klepacz. Ksiądz Prymas wszystko jednak zrozumiał i okazał obu biskupom nadzwyczajną serdeczność. Szczegółów rozmowy nigdy nie ujawnił, ale zawsze potem bronił kierunku postępowania Episkopatu. Był mu też wdzięczny za starania o uwolnienie lub przynajmniej złagodzenie warunków więzienia. Prymas zdał sobie sprawę, że choć nadal izolowany, rzeczywiście znalazł się obecnie pod opieką Episkopatu. Podziękował też listownie biskupom Choromańskiemu i Klepaczowi za wszystko, co dla niego robili. Ciężki był jednak dzień pierwszego spotkania - 2 listopada. Ksiądz Prymas dopiero teraz zapoznał się z całością czterech dokumentów opublikowanych po jego aresztowaniu 29 września 1953 roku. Zaraz po uwięzieniu Ksiądz Prymas znalazł "w pewnym miejscu" tylko kawałek gazety i nie znał całości dokumentów. Już fakt jednoczesnego ich opublikowania był wyrazem wielkiego wyrafinowania władz. Pierwszy dokument był komunikatem Prezydium Rządu o zakazaniu "arcybiskupowi Stefanowi Wyszyńskiemu wykonywania funkcji związanych z dotychczasowymi jego stanowiskami kościelnymi". Komunikat ten był prawną kompromitacją, bo władze państwowe nie mogły pozbawić Prymasa stanowisk, na które powołał go Ojciec święty. Komunikat powoływał się na wrogą działalność Księdza Prymasa i za przykład podawał pokazowy proces biskupa Kaczmarka, musiał więc przez opinię być przyjęty z oburzeniem i wstrętem. Obok niego zamieszczono Deklarację Episkopatu Polski, która została wymuszona groźbą dalszych aresztowań i pozbawienia Kościoła w Polsce jego hierarchii. Aby zdezorientować opinię, pod deklaracją Episkopatu zamieszczono "prośbę" biskupów, by Prymas mógł zamieszkać w jednym z klasztorów. Władze chciały obciążyć w oczach opinii Episkopat odpowiedzialnością za wywiezienie Prymasa do "klasztoru", który w istocie był opuszczonym, wilgotnym budynkiem. Trzeci komunikat głosił, że biskupi wybrali na przewodniczącego Konferencji Episkopatu ordynariusza łódzkiego, ks. biskupa Michała Klepacza, a czwarty dokument stanowiło oświadczenie wicepremiera Cyrankiewicza, że rząd przyjmuje do wiadomości oświadczenie Episkopatu z 28 września 1953 roku i stoi na gruncie "porozumienia" z 14 kwietnia 1950. Był to swoisty artyzm polityczny stalinizmu, polegający na tym, że łamiąc zawarty układ, jednocześnie się na niego powoływał. Łatwo wyobrazić sobie uczucia kardynała Wyszyńskiego, gdy czytał teksty komunikatów. Ale zrozumiał, że biskupi byli w przymusowym położeniu. Wiedział też, co by się stało, gdyby nie przyjęli warunków rządu. Szło nie tylko o to, że aresztowani zostaliby następni członkowie Episkopatu. Chodziło o to, że Kościół straciłby praktycznie całe swoje kierownictwo. Prymas to wszystko zrozumiał i przyjął swoich gości biskupów jak braci i przyjaciół. Było to politycznie głęboko mądre i moralnie słuszne. Biskupi działali bowiem pod presją szantażu, ale w najlepszej woli, w trosce nie o siebie, ale o Kościół. Wymuszony na nich kompromis stawiał natomiast Kardynała Prymasa na piedestale człowieka, który poniósł ofiarę za cały Kościół. Jego zrozumienie sytuacji biskupów dawało mu z kolei autorytet męża stanu. Między dniem aresztowania a dniem uwolnienia stał się w oczach Episkopatu, duchowieństwa i narodu - wielkością. Do uwolnienia było jednak jeszcze daleko. Chwilowo przyszło tylko złagodzenie reżimu więziennego. Goście wyjechali, Prymas pozostał sam i czytał zaległą prasę. Ta lektura dopiero zadała mu bolesny cios. Najbardziej bodaj wstrząsnęła nim relacja o procesie biskupa Kaczmarka, zmuszonego różnymi środkami do oskarżania siebie samego, Episkopatu i Ojca świętego o czyny, których nikt nie popełnił. Zdumiała Prymasa wypowiedź ks. Wacława Radosza związana z procesem. Tragedia tego procesu pokazowego nadawała nowy sens więzieniu Prymasa. Teraz lepiej mógł ocenić, jak bardzo jego ofiara potrzebna była Kościołowi, jego moralnej reputacji i autorytetowi w społeczeństwie. Ksiądz Prymas z wielkim zgorszeniem czytał referat Piaseckiego, który z uderzenia, jakiego doznał Kościół, chciał wyciągnąć swój zysk polityczny, przez przejęcie monopolu na ruch duchowieństwa i w ogóle na działalność katolicką. Równie oburzony był Prymas wypowiedzią ks. Eugeniusza Dąbrowskiego, z której wynikało, że Episkopat w latach 1946_#1953 nic właściwie nie zrobił dla polskości Ziem Zachodnich. Z troską czytał wiadomość o ślubowaniu Episkopatu na wierność PRL, narzuconym pod przymusem przez władze państwowe. Nieco później przyszła kolej na lektury radośniejsze. Czytając artykuł "Trybuny Ludu", zwalczającej "kult jednostki" w marcu 1956 roku, Prymas myślał o tym, jak szybki jest "zmierzch bogów" czynionych ludzkimi rękami. W nocy 13 marca 1956 roku śnił się Prymasowi bardzo wyraźnie prezydent Bolesław Bierut. Rozmawiał z nim jak niegdyś w Belwederze. Dziwne było tylko to, że rozmowa odbywała się na ulicy w Lublinie. Gdy dochodzili do skrzyżowania ulic, Ksiądz Prymas chciał prezydentowi powiedzieć jeszcze o pewnych ważnych sprawach dla Kościoła, ale ten zniknął mu z pola widzenia. Gdy Prymas zgodnie z przepisami ruchu przechodził przez ulicę po pasach, Bierut oddalił się jakoś w poprzek ulicy. I Prymas pomyLał we śnie: Czyż oni uzurpują sobie prawa omijania nawet przepisów ruchu drogowego? Zmartwiony, że Bierut gdzieś przepadł, Ksiądz Prymas obudził się. Potem zapomniał o dziwnym śnie. Ale w tym właśnie dniu radio podało wiadomość, która wstrząsnęła Kardynałem: "Wczoraj wieczorem umarł w Moskwie Bolesław Bierut". Odnotowuję ten szczegół, choć ma on znaczenie bardziej dla parapsychologów niż dla historyka. Ale Prymas w następnych dniach modlił się za Bieruta i dużo o nim myślał. Z imieniem tego człowieka historia zwiąże krzywdy, które spotkały Kościół i naród. Umarł obciążony ekskomuniką, obłożony nią przez Stolicę Apostolską wśród innych ludzi, odpowiedzialnych za uwięzienie Kardynała. Prymas modlił się o miłosierdzie Boże dla zmarłego. Napisał tego dnia: "Może wszyscy o nim zapomną rychło. Może się go wkrótce wyrzekną, jak dziś wyrzekają się Stalina - ale ja tego nie uczynię. Tego wymaga ode mnie moje chrześcijaństwo". Przedłużający się pobyt w Komańczy zaczynał ciążyć Prymasowi. Z każdym dniem bardziej odczuwał swoją izolację, nieobecność w obu archidiecezjach i wśród wiernych. Rozwijająca się w kraju "odwilż" nie obejmowała Kościoła i życia katolickiego. Rząd chciał przeszkodzić w realizacji programu jasnogórskiego, związanego z trzechsetleciem cudownej obrony Jasnej Góry przed Szwedami i ślubów króla Jana Kazimierza. Prymas zaś żył właśnie ideą tego programu. Inspirował go w tym częściowo, jak tylu polskich romantyków poprzedniego pokolenia, "Potop" Sienkiewicza. Gdy władze zorientowały się, że Prymas nawet z klasztoru zaczyna wywierać wpływ na życie duchowe Kocioła, drastycznie ograniczały wydawanie przepustek do Komańczy. Odmówiono ich wielu księżom, wybitnym współpracownikom Prymasa. Restrykcje te wynikały w dużej mierze z nierozważnego upowszechnienia listu Księdza Prymasa do ojca generała Paulinów przewiezionego z Komańczy do Częstochowy. Dnia 20 kwietania 1955 roku odjechał z Komańczy ks. biskup Choromański wraz z księżmi Goździewiczem i Bronisławem Dąbrowskim. Biskup Klepacz nie mógł przybyć z powodu przebytej operacji. Ksiądz Prymas radził wysłannikom Episkopatu wznowienie prac Komisji Mieszanej i złożenie "Pro memoria", nie w jego własnej sprawie przede wszystkim, ale z uwzględnieniem całości spraw Kościoła, włącznie z postulatem zwolnienia biskupów Kaczmarka, Baraniaka i Adamskiego. Pilna obserwacja rozwoju sytuacji w kraju wskazywała na nieuchronność zmian. Nabrali odwagi nawet związani z Paxem posłowie katoliccy i wszyscy pięciu głosowali w Sejmie przeciw ustawie o przerywaniu ciąży, wygłaszając dość śmiałe mowy. Dnia 2 maja 1956 roku Ksiądz Prymas dostał list od biskupa Choromańskiego, zawiadamiający, że Komisja Główna i biskup Klepacz wystosowali petycję do marszałka Sejmu o zwolnienie Prymasa, a marszałek poinformował sekretarza Episkopatu, że przekazał sprawę prokuratorowi generalnemu. Prymas uważał, że pismo powinno być skierowane raczej do naczelnych władz państwowych i nie powinno dotyczyć tylko jego osoby. Przekazanie sprawy prokuratorowi świadczyło, że dotychczasowe kierownictwo partyjne, mimo rosnącego nacisku społeczeństwa, nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji i nie chce wycofać się z popełnionych błędów. Kraj był już jednak ogarnięty ruchem ogółu społeczeństwa, a partia walkami frakcyjnymi, i wszystko to zdawało się zmierzać do nieuchronnego przełomu. W tych decydujących miesiącach znaczną rolę odegrał zespół "Ósemki". Zorganizował on już wcześniej tzw. "Rodzinę Rodzin", liczącą setki rodzin modlących się za Prymasa. Prowadzenie "Rodziny Rodzin" zespół powierzył Marii Wantowskiej. Na Jasnej Górze stale odprawiano Msze święte w intencji uwięzionego Kardynała. Odbywały się nocne adoracje i liczne pielgrzymki. Każdego dnia jedna z przedstawicielek zespołu pielgrzymowała do Częstochowy. Maria Okońska "zamknęła się" na Jasnej Górze jako dobrowolny "więzień" Matki Bożej za wolność Prymasa, by spędzać czas na modlitwie w jego intencji. Od tego czasu do dziś zawsze ktoś z "Ósemki" przebywa przez rok w dobrowolnym "uwięzieniu" na Jasnej Górze, by wypraszać wolność Prymasowi i Kościołowi w Polsce. Policja zorientowała się, że pobyt Marii Okońskiej na Jasnej Górze związany jest także z organizowaniem pielgrzymek i akcji maryjnej trzechsetlecia cudownej obrony Jasnej Góry i ślubów Jana Kazimierza. Toteż w lutym 1956 roku "bezpieczeństwo" katowickie wydało nakaz opuszczenia przez Okońską Częstochowy w ciągu trzech dni. Oparł się jednak temu generał Paulinów o. Alojzy Wrzalik i oświadczył: "Jeszcze ja tu rządzę, a nie UB; dokąd Prymas nie wróci na wolność, Pani może przebywać na Jasnej Górze". Policja musiała ustąpić, nie ważyła się na akt gwałtu na terenie sanktuarium maryjnego. W roku 1955 przypadła trzechsetna rocznica obrony Częstochowy przed Szwedami, a w następnym - 1956, trzechsetlecie ślubów Jana Kazimierza. Na Jasnej Górze trwała więc robota maryjna, organizowano prelekcje, wystawy, pielgrzymki, redagowano apele do społeczeństwa. Kiedyś przed trzema wiekami, 2 lipca 1656, nadano sanktuarium tytuł: "Jasna Góra Zwycięstwa". Modlono się więc, by i teraz obroniła ona Kościół i Polskę. Maria Okońska po uzyskaniu przepustki od władz państwowych udała się do Komańczy między innymi w marcu 1956 roku wraz z Janiną Michalską. Ksiądz Prymas życzył sobie, aby przybyły 25 marca, na dzień Zwiastowania, w rocznicę jego sakry biskupiej. Wtedy też Prymas Polski ujawnił swój program maryjny. Poinformował obie wysłanniczki, że po głębokim zastanowieniu w więzieniu w Stoczku, w dniu 8 grudnia 1953 roku, dokonał aktu osobistego oddania się w niewolę Maryi za wolność Kościoła i Polski. Akt ten oznaczał po prostu gotowość poniesienia każdej ofiary w obliczu absolutnego zagrożenia Kościoła i narodu. Myślą przewodnią idei Prymasa Polski była obrona wiary narodu mocami Matki Najświętszej przed wojującym ateizmem politycznym. Wszak - jak mówiliśmy - już w 1953 roku Prymas "wszystko postawił na Maryję". Oddając się Jej osobiście w macierzyńską niewolę za Kościół i naród, zapragnął tego samego dla swojej udręczonej Ojczyzny. Rodziła się w nim powoli koncepcja, która nabrała konkretnych wymiarów na początku roku 1956, aby Polskę jako społeczność narodową oddać w niewolę Matki Najświętszej za wolność Kościoła w Ojczyźnie i na całym świecie. Aktem tym, który miał być dokonany przez Episkopat Polski w roku Tysiąclecia naszego Chrztu, chciał Prymas przede wszystkim "ubezpieczyć" w dłoniach Maryi zagrożoną wiarę narodu i uratować wolność prześladowanego w Polsce Kościoła. Wybierał dla Ojczyzny i Kościoła dobrowolną niewolę w dłoniach Najlepszej Matki i Jej Boskiego Syna, błagając w ten sposób o uwolnienie Kościoła i kraju z narzuconej siłą, niechcianej niewoli politycznej. Prymas pragnął, aby przez ten wielki akt oddania narodu pośpieszyć na pomoc także Kościołowi Powszechnemu i rodzinie ludzkiej. Polska sama zagrożona, walcząca każdego dnia o swoją wolność, zwłaszcza o wolność ducha i religijną wolność sumienia, miała pomagać Kościołowi Powszechnemu i całemu światu. Idea takiego aktu była dotąd zupełnie nie znana. Znane było osobiste oddanie się Matce Bożej w niewolę (np. święty Ludwik Grignon de Montfort, błogosławiony Maksymilian Maria Kolbe), ale idea oddania społecznego całego narodu, i to za cały Kościół, była i jest czymś zupełnie nowym. Mamy tu do czynienia z nawiązaniem do historycznej roli Polski jako przedmurza chrześcijaństwa w Europie. Niegdyś chodziło o przedmurze w walce orężnej, gdy król Jan III Sobieski bronił Wiednia przed nawałą turecką. Teraz chodziło o "przedmurze" w sensie moralnym, o przedmurze kultury europejskiej, wyrosłej z gleby grecko_rzymskiej i z treści chrześcijaństwa. W koncepcji tej odzywały się z pewnością echa i tradycje polskiego romantyzmu, a nawet mesjanizmu. Każdy naród ma jakieś poczucie swego historycznego posłannictwa i spełnia je w ramach planu Bożego. W wypadku idei maryjnej Prymasa Polski w grę wchodziły nie tylko wydarzenia sprzed 300 lat, kiedy najazd szwedzki załamał się dopiero na Jasnej Górze, i nie tylko tradycje szczególnego posłannictwa chrześcijańskiej Polski, ale także aktualne warunki bezpośredniego zagrożenia wiary i kultury narodowej przez system totalny. Osobiste oddanie się w niewolę Maryi, a potem oddanie Jej całego narodu, może być oczywiście rozumiane tylko w kategoriach uznawania nadprzyrodzoności i porządku łaski. Toteż biograf Prymasa Polski zadanie swoje widzi przede wszystkim w możliwie wiernym przedstawieniu jego koncepcji i programu maryjnego, a nie w ich teologicznym uzasadnianiu. Problem ten wywołuje rzecz prosta różne oceny i odczucia. Naszym zadaniem było zwrócenie uwagi przede wszystkim na źródła historyczne idei Kardynała (trzechsetlecie ślubów króla Jana Kazimierza), na ciąg polskiej tradycji romantycznej i posłanniczo_niepodległościowej oraz na współczesne warunki - ucisk w panującym systemie totalnym. Wszystkie te czynniki stanowiły tło krystalizowania się idei i programu Prymasa. Podkreślam, że omawiana przez nas sprawa może być zrozumiała przede wszystkim w kategoriach porządku nadprzyrodzonego. Ale nie sposób nie dodać, że jakimś "dziwnym" zbiegiem okoliczności historyczno_kulturalnych i współczesnych, społeczno_politycznych, sytuacja Polski jest w dużym zakresie inna niż w pozostałych krajach bloku wschodniego, że Polska oparła się systemowi stalinowskiemu, że ze starcia z ateizmem politycznym wyszła duchowo umocniona i odnowiona, a nawet zdołała światu dać papieża. Z pewnością warto na referowane koncepcje spojrzeć także z punktu widzenia wymowy tych faktów. Do wielkiego aktu oddania Polski w niewolę Maryi za Kościół w Polsce i na całym świecie, aktu, który według zamierzenia Prymasa miał być dokonany w okresie Millennium Polski, prowadziła jednak jeszcze dość daleka droga. Był rok 1956, trzechsetna rocznica ślubów Kazimierzowych. Ksiądz Prymas postanawia więc przygotować rzetelnie naród do Millennium Chrztu przez odnowienie ślubów królewskich. Pragnie najpierw oczy wszystkich Polaków zwrócić na Jasną Górę Zwycięstwa, aby wzbudzić w nich ufność, że na fundamencie wiary w Matkę Najświętszą "wszystko odbudowane być może". Na fundamencie tej wiary i ufności pragnie wezwać wszystkich wierzących Polaków do odnowienia ślubów Jana Kazimierza w formie dostosowanej do czasów współczesnych. Mają to już więc być nie śluby króla, ale całego wierzącego narodu, złożone Maryi, Królowej Polski, jako program wielkiej pracy duchowej i odnowy moralnej przed Tysiącleciem Chrztu Polski. Dnia 16 maja 1956 roku został ułożony przez Prymasa w Komańczy tekst Ślubów Jasnogórskich. Dokument, choć oczekiwany, powstał niespodziewanie, siłą wewnętrznego nakazu, przed odprawieniem porannej Mszy św. między godziną #/5#00 a #/7#00 rano. Ksiądz Prymas stwierdził jeszcze w więzieniu w Prudniku, czytając "Potop" Sienkiewicza, że "dzieje narodu niekiedy się powtarzają"... "Byłem przecież więziony blisko miejsca, gdzie król Jan Kazimierz i prymas Leszczyński radzili, jak ratować Polskę z odmętów". Kardynał, zafascynowany najazdem szwedzkim, "potopem" sprzed trzystu lat, który zalał cały kraj i któremu oparła się dopiero Częstochowa, mówił potem: "Myśli o odnowieniu Kazimierzowych Ślubów w ich trzechsetlecie zrodziły się w mej duszy w Prudniku, w pobliżu Głogówka, gdzie król i prymas przed trzystu laty myśleli nad tym, jak uwolnić Naród z podwójnej niewoli: najazdu obcych sił i niedoli społecznej. Gdy z kolei i mnie powieziono tym samym niemal szlakiem, z Prudnika na południowy wschód, (do czwartego miejsca uwięzienia - dopisek autora) w góry, jechałem z myślą: Musi powstać nowy akt Ślubowań Odnowionych! I powstał właśnie tam, na południowym wschodzie, wśród gór. Tam został napisany i stamtąd przekazany na Jasną Górę... Naród polski wszedł w okres bardzo ciekawy. Zbliżamy się szybkim krokiem do Tysiąclecia Chrześcijaństwa w Polsce. Za kilka lat, w 1966 roku, Polska stanie na potężnej przełęczy: jedno tysiąclecie przejdzie do historii, a przed oczyma młodego Narodu otworzy się nowe tysiąclecie Polski idącej za Krzyżem, wczytującej się w Ewangelię, żyjącej Łaską, krzepiącej się Chrystusowym Ciałem, ogarniającej wszystko miłością ewangeliczną". Prymas uważał, że do Tysiąclecia trzeba się przygotować odnowieniem ślubów Kazimierzowych i powiedzieć sobie, że "to nie są już tylko śluby królewskie, to są śluby i wołanie całego Narodu". Ale Prymas wzbraniał się przed napisaniem nowego tekstu ślubowań, dopóki był uwięziony. O tekst prosili generał Paulinów Alojzy Wrzalik i przeor w Częstochowie Jerzy Tomziński. Kardynała Wyszyńskiego przekonał dopiero argument, że przecież św. Paweł pisał z więzienia listy do wiernych. Później Prymas pisał jeszcze komentarze do ślubów i apele do kapłanów. Stałe obcowanie z tą tematyką zrodziło w umyśle i sercu Prymasa Polski ideę Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. Idea ta powstała ostatecznie między 15 a 29 sierpnia 1956 roku w Komańczy. Jak przez zwykłą dziewięciodniową nowennę prosimy Boga o jakąś łaskę, tak przez Wielką Nowennę - przez dziewięć lat modlitwy i głębokiej pracy moralnej - naród polski miał odnowić się duchowo i uprosić u Boga, przez przyczynę Matki Najświętszej, łaskę zwycięstwa wiary i wolności Kościoła. Każdy rok Wielkiej Nowenny miał za temat modlitwy i pracy jedno przyrzeczenie Ślubów Jasnogórskich. Przełomowe znaczenie miał dzień 26 sierpnia, w którym pełniący obowiązki przewodniczącego Episkopatu Polski biskup Michał Klepacz składał w Częstochowie Śluby Narodu. Gdy biskupi Klepacz i Choromański przybyli 29 sierpnia 1956 roku do Komańczy, by zdać sprawę Prymasowi Polski z uroczystości w Częstochowie, odbytej trzy dni wcześniej, Kardynał Wyszyński dał im program Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. W zaginionym liście do generała Paulinów, o. Wrzalika, z 22 maja 1956 roku Kardynał Wyszyński przekazując mu tekst ślubów pisał, że jako Prymas Polski napisał te śluby, że odczytać powinien je on - Prymas, ale dobrowolnie z tego rezygnuje. Ze swego prawa i zaszczytu czyni ofiarę dla większej chwały Matki Najświętszej, Królowej Polski. Prymas prosił, by w jego zastępstwie tekst odczytał biskup Klepacz, a gdyby to okazało się niemożliwe (Kardynał miał tu na myśli ingerencję władz państwowych), prosił o odczytanie o. generała. Gdyby zaś i generałowi zamknięto usta, prosił o. przeora lub któregokolwiek z ojców lub braci. Ze względu na spodziewaną interwencję władz śluby zostały w największej tajemnicy przesłane z Komańczy do generała Paulinów, a biskup Klepacz został o tym powiadomiony. Tajemnica była tak wielka, że tekstu ślubowań nie znał do ostatniej chwili, aż do rana 26 sierpnia 1956 roku, nawet Episkopat. Niektórzy biskupi poprzedniego dnia wieczorem pytali o tekst, który ma być czytany, i niecierpliwili się. Ale ścisła tajemnica była w pełni uzasadniona. Na Jasną Górę przybyło około miliona, a według niektórych zagranicznych obliczeń - ponad milion pielgrzymów z całego kraju. Składane zaś miały być śluby w imieniu całego narodu. Władze dałyby wiele, by temu przeszkodzić. Ale Kościół był już doświadczony i znał metody policji politycznej. Cztery osoby zamknięte w Pokojach Królewskich na Jasnej Górze przepisywały na maszynach tekst ślubów, by rano wręczyć go biskupom, duchowieństwu i niektórym grupom wiernych. Prymas Polski był poinformowany o przygotowaniach w Częstochowie. Ustalono, że Prymas sam złoży śluby 10 minut przed złożeniem ich na Jasnej Górze. Kardynał Wyszyński w ostatnim miejscu swego uwięzienia, w Komańczy, stanął przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i odczytał akt ślubowania mniej więcej w tym samym czasie, co biskup Klepacz na Jasnej Górze. Prymas odprawił w Komańczy swoją drugą w tym dniu Mszę św. Potem okazało się, że oba nabożeństwa odbyły się równocześnie. W jednym uczestniczyło ponad milion ludzi, a drugie odprawiał izolowany Kardynał - sprawca wydarzenia, które ściągnęło milion wiernych. W kraju rządzonym przez komunistów rozległy się między innymi takie słowa: "Królowo Polski! Odnawiamy dziś śluby przodków naszych i Ciebie za Patronkę naszą i za Królową Narodu polskiego uznajemy. Zarówno siebie samych, jak i wszystkie ziemie polskie i wszystek Lud polecamy Twojej szczególnej opiece i obronie... Przyrzekamy uczynić wszystko, co leży w naszej mocy, aby Polska była rzeczywistym Królestwem Twoim i Twojego Syna, poddanym całkowicie pod Twoje panowanie w życiu naszym osobistym, rodzinnym, zawodowym i społecznym... Przyrzekamy Ci umacniać w rodzinach Królowanie Syna Twego Jezusa Chrystusa, bronić czci Imienia Bożego, wszczepiać w umysły i serca dzieci ducha Ewangelii i miłości ku Tobie, strzec prawa Bożego, obyczajów chrześcijańskich i ojczystych. Przyrzekamy Ci wychować młode pokolenie w wierności Chrystusowi, bronić przed bezbożnictwem i zepsuciem i otoczyć czujną opieką rodzicielską". Tekst ślubowań jest dokumentem bardzo integralnym, który trudno ocenić na podstawie urywków. Ale przede wszystkim należy go oceniać na tle sytuacji kraju i reakcji społeczeństwa. W kraju kończy się okres, w którym próbowano złamać Kościół i wytrzebić religię. Pod klasztorem na Jasnej Górze w Częstochowie zebrał się zaś milion ludzi, odpowiadających donośnie i z napięciem emocjonalnym po każdym przeczytanym przez biskupa wersecie ślubowania: "Królowo Polski, przyrzekamy!" Wrażenie było niesamowite, wstrząsające, trudne wprost do wyobrażenia dla kogoś, kto go nie przeżył. Prymas Polski następnego dnia, 27 sierpnia, był po rannej Mszy św. promienny, jak nigdy w ciągu ostatnich lat walki i uwięzienia. Było to rzeczywiście wydarzenie niecodzienne nawet w całkiem świeckich kategoriach. U schyłku okresu stalinowskiego Matce Boskiej ślubował naród, reprezentowany przez Episkopat i milion pielgrzymów. Władza komunistyczna stała wobec tego faktu bezradna. Prymas mógł spokojnie stwierdzić wobec swych bliskich: "Dzieci, Matka Boża zwyciężyła". Minęły dwa miesiące i Prymas musiał zostać uwolniony. Nie tylko wszyscy Polacy, ale partia i rząd, a także światowa opinia publiczna zrozumiała, co się wydarzyło. Katolicyzm polski przeżywał jedno ze swych największych wzniesień duchowych. Wyobraźmy tylko sobie milion żarliwych, przejętych, natchnionych pielgrzymów w kraju rządzonym programowo ateistycznie, po wieloletniej rozprawie z Kościołem, którego głowa była nadal uwięziona. W trzy dni po ślubowaniach Ksiądz Prymas napisał w liście do generała Paulinów: "Bóg jeszcze raz pokazał, w imię jakiej siły trzeba jednoczyć i odradzać Naród". Kardynał Wyszyński nie miał wątpliwości, że siłą tą jest Maryja. Jego kontrowersyjny w wielu opiniach program odnosił właśnie imponujący sukces społeczny, sprawdził się w sercach ludu. W Apelu do Duchowieństwa, napisanym jeszcze w więzieniu w Komańczy, Prymas pisał słowa wskazujące, że ślubowania były początkiem jego koncepcji duszpasterskiej: "Musimy (...) być w pełni świadomi tego, co stało się na Jasnej Górze, i tego, co się ma stać w naszych parafiach w maju przyszłego roku, jak również tego, do czego dążymy: gruntownej przemiany ducha Narodu przed Millennium". Plan ofensywy duchowej i ideowej był więc przygotowany, a władzom nie pozostawało nic innego, jak możliwie szybko zwolnić z więzienia jego autora. Od kilku miesięcy społeczeństwo powszechnie się tego domagało, mnożyły się apele i petycje do władz. Gdy zaś w październiku 1956 roku w Polsce nastąpił przełom polityczny i do władzy w partii komunistycznej doszła nowa ekipa z Władysławem Gomułką na czele, od spełnienia żądań społeczeństwa w sprawie uwolnienia Prymasa Polski zależał wręcz spokój społeczny. Do Komańczy udało się dwóch ministrów, by prosić Kardynała Wyszyńskiego o szybki powrót do Warszawy w celu uspokojenia nastrojów społeczeństwa. Rozdział IV Uwolnienie i nowe metody walki z Kościołem (1956_#1963) I Dnia 26 października 1956 roku pojawili się w Komańczy dwaj wysłannicy nowego I sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Władysława Gomułki, który okres stalinowski spędził w przymusowym odosobnieniu. Przyjechał faktyczny zastępca szefa partii Zenon Kliszko i niedługo potem mianowany ministrem oświaty Władysław Bieńkowski. Prosili Prymasa o powrót do Warszawy i objęcie urzędowania na wszystkich jego poprzednich stanowiskach kościelnych. Nalegali na pośpiech ze względu na konieczność "uspokojenia" społeczeństwa. Księdzu Prymasowi także leżał na sercu pokój społeczny i chciał, żeby kraj uniknął rozlewu krwi, ale nie wyobrażał sobie swego uwolnienia bez naprawienia choćby najważniejszych krzywd wyrządzonych Kościołowi. Tym razem więc partia występowała w roli petenta, a Prymas stawiał warunki. Chciał wolności przede wszystkim dla Kościoła, a potem dopiero dla siebie. Po pierwszej części rozmowy wysłannicy Gomułki wyszli z klasztoru, aby z Komańczy porozumieć się telefonicznie ze swoim szefem. Wrócili i zostali zaproszeni na obiad. Ksiądz Prymas zarządził, że ma być taki jak zwykle, a nie wystawny, jak myślały siostry. W czasie posiłku toczyły się dalsze rozmowy. Prymas ocenił swoich rozmówców bezbłędnie. Bieńkowski był pogodny i otwarty. Niedługo stał się najbardziej popularnym w społeczeństwie członkiem nowej ekipy rządzącej, potem jej "enfant terrible", a wreszcie partyjnym dysydentem. Kliszko wydał się Księdzu Prymasowi ciasny i schematyczny. Sprawdziło się to w stu procentach. Po obiedzie goście wyjechali do Warszawy po ostateczną decyzję Gomułki, ze względu na stanowisko zajęte przez Kardynała. Ksiądz Prymas pozytywnie ocenił przełom, który dokonał się w kraju, i był skłonny go wesprzeć, jeśli za miarodajne będzie mógł uważać stanowisko wobec katolicyzmu zajęte przez Gomułkę na VIII Plenum Komitetu Centralnego Partii. Zasadniczym warunkiem Prymasa było zniesienie przez rząd dekretu o obsadzaniu stanowisk duchownych z lutego 1953 roku. Prymas domagał się wznowienia prac Komisji Mieszanej przedstawicieli rządu i Episkopatu. Następnie żądał uwolnienia niesłusznie skazanego biskupa Kaczmarka, powrotu na Śląsk biskupa Adamskiego i jego sufraganów oraz wszystkich biskupów usuniętych ze swych diecezji. Rozmówcy mieli wątpliwości w stosunku do osoby biskupa Adamskiego, ale Prymas był w tej sprawie nieustępliwy. Żądał między innymi powrotu sufraganów gnieźnieńskich na ich stanowiska diecezjalne. Przywrócenie prawowitych rządców diecezji miało objąć także Wrocław, Opole, Gorzów, Olsztyn i Gdańsk. Wreszcie Ksiądz Prymas postawił warunek wznowienia zlikwidowanej prasy katolickiej. Wspomniał także o sprawie konkordatu ze Stolicą Apostolską, ale obaj rozmówcy uznali ją za przedwczesną. Następnego dnia powrócił do Komańczy Zenon Kliszko. Postulaty postawione przez Prymasa Polski zostały przyjęte. Mógł więc powrócić do domu. Prymas chciał jechać najpierw do Częstochowy, by pokłonić się Matce Boskiej, ale Kliszko nalegał na pośpiech. W kraju sytuacja była nadal napięta, obudziły się wielkie nadzieje społeczeństwa. Powrót Prymasa miał uczynić zadość jednej z nich. Nie było wyboru. Trzeba było jechać prosto do Warszawy. Dnia 28 października 1956 roku Prymas Polski stanął w swoim domu w Warszawie przy ul. Miodowej. Radio, a za nim prasa nadały komunikat Polskiej Agencji Prasowej: "W wyniku rozmowy, przeprowadzonej przez przedstawicieli Partii i Rządu w osobach Władysława Bieńkowskiego i Zenona Kliszki z Ks. Kardynałem Wyszyńskim, Ksiądz Prymas Kardynał Wyszyński wrócił do stolicy i objął urzędowanie. W rozmowie ustalono między innymi, że pożądane jest w najbliższym czasie powołanie wspólnej komisji przedstawicieli Rządu i Episkopatu, której zadaniem będzie rozpatrywanie spraw z zakresu stosunków między Państwem i Kościołem, wymagających uregulowania". Lud Warszawy gromadził się przed Pałcem Prymasowskim, wznosił okrzyki, śpiewał, wiwatował. Ksiądz Prymas coraz to ukazywał się na balkonie rezydencji, pozdrawiając i uspokajając zebranych. Dziękował im za dowody miłości i przywiązania. Sama jego obecność w Warszawie uspokajała kraj, szły za nią słowa wzywające do rozsądku. Gorące powitanie Prymasa nabrało charakteru religijnego, zakończyło je odśpiewanie Apelu Jasnogórskiego: "Maryjo, Królowo POlski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam". O godzinie #/20#00 Radio Watykańskie podało wiadomość o powrocie kardynała Wyszyńskiego. Opinia światowa była tym faktem ogromnie poruszona. Nowa ekipa rządząca w Polsce zyskiwała wiele w oczach własnego społeczeństwa i rządów zachodnich, na których pomoc gospodarczą tak bardzo liczyła. Najważniejszy był jednak fakt, że powrót Prymasa i jego rozważne, pozbawione tryumfalizmu zachowanie się pozwoliły krajowi uniknąć rozlewu krwi. Od pierwszych chwil pobytu przy ul. Miodowej do Prymasa zgłaszały się dosłownie setki osób, na wszystkich działał uspokajająco, krzepiąc zarazem ich wiarę i chęć służby Kociołowi i Polsce. Już następnego dnia po swym powrocie Ksiądz Prymas przyjął katolików świeckich, którzy utworzyli potem ruch "Znak". Wszystkim zalecał roztropność i powagę w nowej, stale jeszcze niejasnej sytuacji. Rzeczywiście nie było wiadomo, w jakim kierunku potoczą się wypadki. Ale Kardynał Wyszyński po swym uwolnieniu, podobnie jak po nominacji na arcybiskupa Gniezna i Warszawy w 1948 roku, gotował się do rozmów z rządem i do zawarcia jakiegoś nowego "modus vivendi". Nietrudno zauważyć zasadniczą odmienność jego kierunku od postawy kardynała Mindszentego, uwięzionego, jak pamiętamy, jeszcze w grduniu 1948 roku i uwolnionego, w tym samym dniu co Prymas Polski, 28 października 1956, tylko nie przez władze komunistyczne, a przez powstańców węgierskich. Kardynał Mindszenty domagał się słusznie unieważnienia wymuszonego "porozumienia" między Kościołem a państwem z 1950 roku, a także rewizji procesu i bezprawnego wyroku z 1949 roku. Ale nie tylko. Kardynał nie pozostawiał żadnej wątpliwości, że nie pogodzi się z istnieniem ustroju komunistycznego w swoim kraju. Po zgnieceniu powstania przez czołgi sowieckie Kardynał musiał więc 4 listopada udać się do ambasady USA i poprosić o azyl polityczny. Mindszenty odrzucił następnie w styczniu 1962 roku propozycję rządu węgierskiego co do emigracji z kraju. Podjęta dwa lata później w kwietniu 1964 roku misja kardynała K~oniga z Wiednia nie skłoniła Prymasa Węgier do opuszczenia Ojczyzny. Mimo to 14 września 1964 roku doszło do podpisania dwustronnej umowy między Watykanem a rządem węgierskim. W roku 1969 Watykan zawarł dalsze porozumienie z rządem Węgier. Mindszenty był przeciwny wszystkim tym posunięciom i nadal wzbraniał się wyjechać z kraju. Wielokrotne misje kardynała K~oniga w tej sprawie nie powiodły się. Dopiero na bezpośrednie polecenie Ojca świętego Mindszenty opuścił Węgry w dniu 28 września 1971 roku. Zdołał wymóc jednak, by do osiągnięcia przez niego 85 roku życia, tj. do roku 1977, nie mianowano nowego prymasa Węgier. Stało się sensacją, że sędziwy Kardynał osiedlił się nie w Rzymie, lecz w Wiedniu. Był to pewien wyraz jego sprzeciwu, mimo okazania posłuszeństwa papieżowi. Zmarł w Wiedniu 6 maja 1975 roku. Hansjakob Stehle, znawca spraw polskich i watykańskich, tak skomentował swego czasu różnice między postawą kardynałów Wyszyńskiego i Mindszentego: "Wyszyński jest równie mało podobny do Mindszentego, jak sytuacja katolików w obydwu krajach. W zeszłym tygodniu rozmawiałem w Warszawie z pewnym ministrem komunistycznym, który mi powiedział: "Należy oddać sprawiedliwość Wyszyńskiemu, że jest on przede wszystkim patriotą". W najcięższych kryzysach, w roku 1970, w 1968, ale głównie w 1956, gdy Mindszentemu zabrakło dalekowzroczności, Wyszyński nie dopuścił do przelewu krwi... Wyszyński nigdy by nie wypowiedział takich słów, jak Mindszenty 7 lutego 1974 w Wiedniu, że proces przeciwko niemu przed 25 laty: "... Przebiczowany został w kraju, który w r. 1945 stał się wolny jednyie w karykaturze Jałtańskich Układów..." Polityka pokojowa Watykanu jest częścią jego religijnej misji... Kardynał Wyszyński - wprawdzie z pewnym sceptycyzmem, ale też elastycznie - włączył się do tej polityki". Łatwo zauważyć, że Hansjakob Stehle daje się fascynować słowom ministrów z bloku wschodniego, którzy, niestety, takie rzeczy mówią tylko na użytek zewnętrzny. Co zaś kardynał Wyszyński myślał o wolności w Polsce, to już całkiem inna sprawa, ale zawsze kierował się cnotą roztropności. Stehle ma całkowitą rację, że kardynał Wyszyński, mimo tych samych zasad, był zawsze o wiele elastyczniejszy od Mindszentego. I na tym polega jego wielkość. Z wszelką pewnością przesądzające znaczenie miało zachowanie Prymasa Polski w październiku 1956 roku. Nie ma tu miejsca na szersze rozważenie, dlaczego przełom 1956 roku w Polsce się udał, a na Węgrzech zakończył powstaniem i tragiczną klęską. Polska także nie była daleka od takiego finału. W czasie słynnego VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR w dniach 19_#21 października 1956, do Warszawy przyjechało interweniować całe kierownictwo radzieckie z Chruszczowem, a w kraju trwały ruchy wojsk radzieckich, między innymi czołgów posuwających się w kierunku Warszawy. Co najmniej trzy czynniki wpłynęły na to, że jednak w Polsce do interwencji nie doszło. ZSRR stanął wobec wielkich komplikacji międzynarodowych, konfliktu na Bliskim Wschodzie i buntu na Węgrzech. W POlsce rządząca partia była głęboko rozbita, a jej frakcja prąca do przełomu dysponowała nie tylko wszystkimi środkami masowego przekazu, ale i wojskiem, w tym lotnictwem, które mogło być użyte przeciw czołgom. Groziło więc nie tylko powstanie ludowe, ale po prostu "mała" wojna polsko_radziecka. Największą wagę przywiązuję jednak do trzeciego współczynnika sytuacji. Polacy zachowali się realistycznie, wbrew panującej o nich opinii, że są niepoprawnymi romantykami. Społeczeństwo dążyło do przemian i przełomu, ale w granicach istniejącego ustroju i poprawnych stosunków z ZSRR. Być może głębsze źródła tej postawy najszerszych rzesz społeczeństwa sięgały aż do doświadczeń wojennych, a szczególnie powstania warszawskiego z 1944 roku. Nie bez znaczenia był też fakt, że zbrojny epizod polskiego roku 1956 odbył się już na wiosnę w rozruchach poznańskich, a przełom polityczny przyszedł dopiero na jesieni. Wreszcie przełom przyniósł takie kierownictwo partii, w którym była równowaga wpływów zwolenników i przeciwników demokratyzacji. Przesądzającą pozycję w partii uzyskał Władysław Gomułka, którego wyniósł bunt społeczny, ale który bynajmniej nie był rzecznikiem daleko idących reform. Najważniejsze zaś było to, co działo się w pierwszych dniach i tygodniach po przewrocie październikowym. Prymas Polski uspokajał naród i obiektywnie pomógł partii opanować sytuację. Partia nie odwdzięczyła mu się później za tę przysługę. Ale też Prymas robił to nie dla niej, lecz dla Polski..nv Rozdział IV Uwolnienie i nowe metody walki z Kościołem (1956_#1963) (c.d.) II Życia kardynała Wyszyńskiego po uwolnieniu nie można określić inaczej, jak orką ponad siły ludzkie. Nie zdołamy tu zarejestrować nawet części jego zajęć. Stał do dyspozycji wszystkich. Już 31 października odprawił Mszę św. w seminarium duchownym dla swoich kleryków. Wcześniej rozmawiał z dziesiątkami księży i świeckich. Dopiero 2 listopada Prymas mógł wyrwać się do Częstochowy, dokąd chciał jechać prosto z Komańczy. Udało się to piątego dnia po przybyciu do stolicy. Prymas dziękował za uwolnienie "swojej Matce", Pani Jasnogórskiej. Omawiał z Ojcami Paulinami swój długofalowy program, którego pierwszym ogniwem było ślubowanie sierpniowe. Pilne sprawy nagliły jednak do rychłego powrotu do Warszawy. Już 8 listopada odbywało się posiedzenie przedstawicieli Episkopatu i rządu, nazywane teraz Komisją Wspólną. Prowadzono rozmowy na temat ramowego modus vivendi. Poza Warszawą i Częstochową także inne miasta oczekiwały na Prymasa. Toteż już 11 listopada odwiedził swoją pierwszą stolicę biskupią - Lublin i swój ukochany KUL, a 14 listopada przybył do swej drugiej archidiecezji, Gniezna. Dokonał tam zmian personalnych, szanujących porządki minionego okresu. Zwolniony został ks. infułat Bross, na stanowisko zaś wikariusza generalnego powrócił biskup Bernacki. Zwolniony z więzienia biskup Baraniak został mianowany prałatem, dziekanem kapituły archidiecezjalnej. Naturalnie w Gnieźnie, po przeszło trzech latach nieobecności, trzeba było decydować o niezliczonych szczegółowych sprawach kościelnych. Przewrót październikowy 1956 roku ożywił wielkie nadzieje i do Księdza Prymasa niemal codziennie zgłaszali się politycy, chcący się uaktywnić i szukający w Kościele moralnego oparcia. Na ogół Prymas ograniczał się do wysłuchania zainteresowanych, doradzał im ostrożność i rozwagę, ale daleki był od dawania wskazówek typu politycznego. I tak 12 listopada rano był u Kardynała mecenas Bitner, chrześciajński demokrata, który przed wojną doszlusował do rządzącego obozu piłsudczyków. Tego samego dnia po południu był Jerzy Zawieyski z organizującej się grupy "Znak", mającej największe szanse działania ze względu na swój bardziej kulturalny niż polityczny charakter. Z kolei 19 listopada zgłosił się przedwojenny polityk konserwatywny Stanisław Cat Mackiewicz, który wrócił z emigracji. W dniu 21 listopada zaś przyszli dawni działacze chrześcijańsko demokratyczni - Konstanty Turowski i Chmara, zaaferowani tworzonym przez Jana Frankowskiego środowiskiem, do którego zresztą potem nie przystąpili, a które Frankowski poprowadził w kierunku oportunistycznym wobec rządu. Większość rozmówców przestrzegała Prymasa przed Paxem i Piaseckim - stojącymi na pozycjach bliskich konserwy partyjnej - ale nie miała także zaufania do ludzi, którzy Pax opuścili i nie wyzbyli się jeszcze dawnej frazeologii "socjalistycznej". Nie mamy tu miejsca ani informacji tak szczegółowych, by wspomnieć choć o części z setek rozmów, które Prymas musiał odbywać z politykami. Możemy ograniczyć się tylko do przykładów. Jednym z bardzo charakterystycznych była wizyta prof. Dobrzańskiego, pragnącego podjąć działalność przedwojennego Stronnictwa Narodowego. W grudniu grupa działaczy, między innymi Prażmowski, Kalinowski i Kępski, utworzyła efemeryczny Katolicki Klub Pracy i szukała poparcia moralnego u Księdza Prymasa. Większość tych nadziei i inicjatyw szybko się rozwiała i świadczyły one tylko o tym, jak wiele złudzeń obudził Październik. Tymczasem trwały rozmowy między przedstawicielami Kościoła a państwa. Posiedzenia Komisji Wspólnej odbyły się między innymi 20, 26 i 27 listopada. Na tym ostatnim zebraniu rząd wystąpił z wnioskiem, aby nauczanie religii w szkołach traktować jako przedmiot nadobowiązkowy dla dzieeci, których rodzice będą sobie tego życzyli. Dnia 23 listopada Prymas rozmawiał z przedstawicielami "Tygodnika Powszechnego", którym zezwolono na ponowne wydawanie pisma. Mieli oni wielką ochotę wejść do Sejmu. Ksiądz Prymas doradzał ostrożność w tej sprawie, ale dał zainteresowanym całkowitą swobodę decyzji. Do Prymasa zgłaszały się także delegacje ludności z różnych diecezji, na przykład wysłannicy mieszkańców Nowej Huty prosili już wtedy o budowę kościoła w tym nowym mieście. Ksiądz Prymas otrzymywał również wiadomości niepokojące. I tak wyszły na jaw plany władz wysłania Jana Frankowskiego do Rzymu na jakieś "konsultacje" bez powiadomienia Episkopatu. Oczywiście, te zamierzenia nie osiągnęły rezultatu. Zasadniczo sprawy kościelne powoli się normowały. Arcybiskup Baziak wrócił do Krakowa, a biskupi wyznaczeni dla Ziem Zachodnich mogli objąć swoje diecezje. Na posiedzeniu Komisji Wspólnej w dniu 4 grudnia postanowiono sprawy personalne Kościoła rozstrzygać w duchu przedwojennego konkordatu. Zniesiono ograniczenia w zakresie udzielania na drukach kościelnych "imprimatur". W dniu 8 grudnia ogłoszono Komunikat Komisji Wspólnej, złożonej z przedstawicieli rządu i Episkopatu. Był on swego rodzaju nowym "małym porozumieniem". Przedstawiciele rządu "podkreślali gotowość usunięcia przeszkód, jakie występowały w poprzednim okresie w realizacji zasady pełnej swobody życia religijnego". Episkopat aprobował przemiany "zmierzające do utrwalenia praworządności, sprawiedliwości, pokojowego współżycia, podnoszenia moralności społecznej i naprawiania krzywd". Zrozumienie hierarchii dla tych celów było oczywistością wynikającą z oczekiwań społeczeństwa, a nie koncesją polityczną. Komunikat rozstrzygał sześć konkretnych spraw kościelnych: 1. postanowiono znieść sławetny dekret z 9 lutego 1953 o obsadzaniu stanowisk duchownych; 2. zagwarantowano nadobowiązkowe nauczanie religii w szkołach; 3. uzgodniono zasady opieki religijnej nad chorymi w szpitalach; 4. ustalono zasady opieki duszpasterskiej nad więźniami i powołanie kapelanów więziennych; 5. zezwolono na powrót zakonnic wysiedlonych w 1953 roku z województw katowickiego, opolskiego i wrocławskiego, a także księży wysiedlonych z Ziem Zachodnich, uzgodniono także emigrację sióstr zakonnych nie czujących się Polkami (chodziło oczywiście o zakonnice niemieckie); 6. uzgodniono objęcie swych stolic przez pięciu biskupów ustanowionych przez Stolicę Apostolską na Ziemiach Zachodnich. Największym chyba tryumfem Prymasa była ta ostatnia sprawa, z której rząd stalinowski uczynił przeciw niemu główny zarzut. Gomułka wycofał się z tego absurdu godzącego w polską rację stanu. Na Ziemiach Zachodnich znaleźli się prawowici polscy biskupi, faktycznie były tam też zorganizowane diecezje. Ze względów duszpasterskich były one naturalnie niezbędne. Prawnie zostały ustanowione przez Stolicę Apostolską w 1972 roku, po uznaniu granic Polski przez RFN w grudniu 1970 roku. Z pewnością Komunikat z 8 grudnia 1956 roku nie uwzględniał wszystkich, a tylko najpilniejsze potrzeby Kościoła. Załatwiał jednak te sprawy, wobec których Ksiądz Prymas zajął w 1953 roku stanowisko bezkompromisowe - za co go uwięziono. Obok administracji na Ziemiach Zachodnich była to przede wszystkim sprawa nauczania religii i zniesienia drakońskiego dekretu o obsadzaniu stanowisk duchownych. Prymas mógł więc mieć pełną satysfakcję. Chwilowo nie domagał się więcej ustępstw, bo sytuacja w kraju była nadal niepewna i trudna. Rząd dość długo zwlekał z ogłoszeniem wcześniej już uzgodnionego Komunikatu. W takich okolicznościach "lepsze bywa wrogiem dobrego". W dniu ogłoszenia Komuniaktu Ksiądz Prymas święcił akurat, po raz pierwszy po uwolnieniu, dwudziestu kapłanów, a z Poznania nadeszła radosna wiadomość o ukazaniu się pierwszego numeru wznowionego "Przewodnika Katolickiego". Było się więc z czego cieszyć. Dwa dni później u Księdza Prymasa pojawił się Jerzy Zawieyski z grupą młodych katolików, którzy zakładali miesięcznik "Więź"; byli wśród nich głównie dawni działacze Paxu. Dnia 14 grudnia odbyła się plenarna Konferencja Episkopatu Polski. Można było już podsumować, co udało się odzyskać dla Kościoła i rozważyć ogólną sytuację w kraju. Biskupi byli przejęci ujawniającymi się wyraźnie różnicami w partii, hasłem polskiej drogi do socjalizmu, emigracją dużej liczby Żydów, a jednocześnie znaczną rolą odgrywaną przez Polaków pochodzenia żydowskiego w lansowaniu orientacji liberalnej w partii. Były to jednak symptomy zjawisk o wiele głębszych, międzynarodowych. Biskupi patrzyli na sytuację z rozważnym optymizmem, nie żywili przesadnych złudzeń. Nie zarysowało się jasne stanowisko rządu w sprawie "Caritasu", który został Kościołowi bezprawnie odebrany i powinien być zwrócony. Wiele uwagi poświęcono istniejącym ugrupowaniom katolików świeckich, powstaniu środowisk "Znaku", rozłamowi w Paxie i powstaniu grupy Frankowskiego, przyszłego Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Wszystko wskazywało, że sytuacja jest płynna. Biskupi nie myśLeli o grupach politycznych, ale mieli nadzieję na wznowienie działalności organizacji kościelnych, takich jak Sodalicje Mariańskie i stowarzyszenia religijne. Ale nie okazało się to realne. Każdy niemal dzień przynosił sprzeczne, dobre i złe nowiny. Dnia 21 grudnia przybył do Prymasa więziony w poprzednim okresie niemiecki biskup Splett. Żegnał się bez żalu, a nawet wyrażał wdzięczność biskupom polskim za troskę o jego osobę. Rozumiał, że Episkopat wcześniej niewiele mógł zdziałać. Cieszył się intensywnością polskiego życia religijnego. Wizyta jego pozostawiła wrażenie zdecydowanie przyjazne. W tym samym dniu odbyło się posiedzenie Komisji Wspólnej, na którym przedstawiciele rządu, wbrew ustaleniom Komunikatu z 8 grudnia, domagali się prawa nihil obstat dla rządu także przy nominacji wikariuszy generalnych i dziekanów. Poprzednio ustalono, że będzie to wymagane tylko przy nominacji ordynariuszy i proboszczów. Przedstawiciele Episkopatu odpowiedzieli więc zdecydowanie negatywnie i sprawa upadła. Stanowiła ona jednak sygnał, że w obozie rządowym są ludzie, którzy nie wyzwolili się z pokusy administracyjnego wpływania na sprawy Kościoła. Całkowitą sensacją był fakt, że Polskie Radio zwróciło się do Prymasa Polski o wygłoszenie przemówienia wigilijnego. Zostało ono nagrane 22 grudnia, nadano je w Wigilię Bożego Narodzenia, ukazało się też w "Słowie Powszechnym". Partia była nadal bardzo słaba, w kraju panowały nastroje niepokoju i władze szukały oparcia w autorytecie kardynała Wyszyńskiego. Jeszcze przed końcem roku, 29 grudnia, Ksiądz Prymas otrzymał wiadomość o rehabilitacji biskupa Kaczmarka. Partia musiała zdezawuować swój proces pokazowy. Prymas cieszył się z tego. Pierwszy dzień nowego 1957 roku spędzał Prymas w Gnieźnie w poczuciu troski i ze świadomością niepewnej sytuacji w kraju. Toteż cały rok 1957 upłynął Prymasowi pod znakiem nieustannych podróży po kraju i osobistych kontaktów z rzeszami wiernych. Dnia 7 stycznia odbyło się posiedzenie Komisji Wspólnej. Znów zaczęły wyłaniać się trudności. Władze żądały pisemnych próśb rodziców o uczęszczanie ich dzieci na naukę religii, a początkowo wymogu tego nie stawiano. Prośba pisemna dawała władzom możność wywierania później nacisku na rodziców. Na stanowiska kapelanów szpitalnych władze wysyłały kapelanów wojskowych, co także wcześniej nie było uzgodnione. Wreszcie Ksiądz Prymas prosił biskupów, by protestowali na posiedzeniach Komisji Wspólnej przeciw napastliwości prasy wobec religii. Prasa, będąca w rękach ludzi, którzy doprowadzili do przewrotu, atakami na religię wykazywała swoją ortodoksyjność marksistowską. Inną rewelacją z początku stycznia 1957 była rozmowa Piaseckiego z Gomułką i niespodziewane uratowanie się Paxu, który występował przeciw przełomowi październikowemu. Dla równowagi jednak rząd popierał grupę Frankowskiego, która wydawała pismo "Hejnał Mariacki" dla Polonii i miała założyć tygodnik "Za i przeciw". Tymczasem władze przewidywały dla wydawnictw kościelnych taki sam przydział papieru jak w poprzednim roku, a więc przed przełomem politycznym. W dniu 12 stycznia dwukrotnie odwiedził Księdza Prymasa Jerzy Zawieyski, zabiegając w imieniu ministra Bieńkowskiego o zgodę Kardynała na rozmowę z premierem Cyrankiewiczem. Ksiądz Prymas początkowo się opierał ze względu na rolę Cyrankiewicza w okresie stalinowskim, ale na usilne prośby Bieńkowskiego zgodził się na rozmowę, którą rząd uważał za konieczną dla spokoju w kraju. Spotkanie odybło się w gmachu Rady Ministrów 14 stycznia o godzinie #/17#00. Cyrankiewicz niezręcznie tłumaczył przeszłość, ale główny nacisk kładł na zagrożenie partii przez konserwę, powiązaną... - tu następowały znamienne niedopowiedzenia. Biadał nad szerzącym się w kraju antysemityzmem. Ponieważ było to zjawisko wyłącznie wewnętrznopartyjne, związane z walkami frakcyjnymi, Ksiądz Prymas podkreślił, że akcja prasowa wokół tego problemu szkodzi opinii Polski na Zachodzie. Celem rozmowy ze strony Cyrankiewicza była prośba o pomoc Kościoła w związku ze zbliżającymi się wyborami. Chodziło o deklarację przedwyborczą Episkopatu, taką, żeby społeczeństwo poszło do urn. Partia obawiała się, że opzycja stalinowska spowoduje skreślenie czołowych kandydatów na listach wyborczych. Ksiądz Prymas pomocy i tym razem nie odmówił. Ale poruszył w sposób zasadniczy dwie sprawy: realizacji przyrzeczenia w sprawie anulowania osławionego dekretu o obsadzaniu stanowisk duchownych i zezwolenia na powrót do diecezji biskupa Kaczmarka. Premier zapewnił, że nowy akt prawny znoszący dekret z 9 lutego 1953 roku jest już w druku. Obiecywał także załatwić pozytywnie inne sprawy kościelne. Rząd był w strachu i szukał pomocy w Kościele. Jednocześnie podnosił już zarzuty o nietolerancji ze strony Kościoła, czego przykładem miał być rzekomo niewłaściwy stosunek młodzieży katolickiej w szkołach wobec niewierzących itp. Już wtedy stało się jasne, że przywrócenie nauki religii w szkołach napotyka w części partii silny opór. Ksiądz Prymas, obiecawszy deklarację przedwyborczą, apelującą, aby księża tak pokierowali planem nabożeństw w dniu 20 stycznia, by wierni mogli spełnić swój obowiązek obywatelski, poddał jednocześnie praktykę władz surowej krytyce i domagał się realizacji postulatów Kościoła, między innymi w sprawie prasy katolickiej i wydawnictw. Ustalono też wydanie komunikatu o rozmowie. Dosłownie przed samymi wyborami Prymas otrzymał propozycję zwrotu Kościołowi "Caritasu", a przekazał ją prezes ks. Lemparty i inne wyraźnie "nasłane" osoby. Potem sprawa zamarła. Czyjaś ręka zahamowała sprawę naprawienia wyrządzonych Kościołowi krzywd. Dnia 20 stycznia, w dniu wyborów, Ksiądz Prymas złożył głos, ale - w porozumieniu z Komisją Wyborczą - w innym lokalu niż oczekiwali go reporterzy zagraniczni i dopiero w godzinach wieczornych. Społeczeństwo głosowało z wyczuciem sytuacji, nie skreślano figurujących na listach czołowych kandydatów, reprezentujących siły, które dokonały przełomu październikowego. W miarę stabilizowania się sytuacji w kraju pojawiały się, niestety, trudności w stosunkach między Kościołem a państwem. Przede wszystkim stale jeszcze nie mógł wrócić do swej diecezji zwolniony z więzienia i rehabilitowany biskup Kaczmarek z Kielc. Na posiedzeniu Komisji Wspólnej przedstawicieli rządu i Episkopatu w dniu 21 marca 1957 roku rząd wystąpił ze zdumiewającymi postulatami jakiegoś oświadczenia Episkopatu co do kierunku działalności biskupa Kaczmarka w latach 1945_#1948. Żądanie to było dla biskupów nie do przyjęcia. Ich zdecydowany sprzeciw sprawił, że 4 kwietnia prokurator pozwolił na powrót biskupa Kaczmarka do Kielc. Dalszym złym znakiem był fakt, że zwrócenie Kościołowi "Caritasu" utkwiło na martwym punkcie. Jerzy Hagmayer z Paxu proponował Księdzu Prymasowi 5 kwietnia podział "Caritasu". Zostało to jednak z oburzeniem odrzucone. Chodziło przecież o niezaprzeczalną własność Kościoła. Tego samego dnia odwiedziła też Prymasa znana pisarka Zofia Kossak_szczucka (Szatkowska), która wróciła z emigracji. Ksiądz Prymas dostrzegł zależność Szczuckiej od Paxu, który stał się głównym wydawcą jej książek. Następnego dnia z kolei złożył wizytę Prymasowi Jerzy Zawieyski, teraz już poseł i członek Rady Państwa z grupy "Znak". Ksiądz Prymas prosił go, wobec pilnych potrzeb charytatywnych, o interweniowanie u ministra Bieńkowskiego w sprawie zwolnienia od cła darów zagranicznych, szczególnie przeznaczonych dla repatriantów. W kraju bowiem widoczne było ubóstwo ludności. Kardynał zwracał także uwagę, że jeśli Kościół nie odzyska "Caritasu" przed zamierzonym wyjazdem Prymasa do Rzymu, to nie będzie miał gdzie kierować tak potrzebnej Polce pomocy z Zachodu, a w konsekwencji odbije się to echem niekorzystnym dla ekipy rządzącej. Zawieyski zabiegał w imieniu rządu o pomoc Prymasa w sprowadzeniu z Kanady arrasów wawelskich. Kardynał stwierdził jednak, że najpierw musiałby nastąpić zwrot Kościołowi skarbca katedralnego gnieźnieńskiego i innych precjozów kościelnych, zrabowanych przez hitlerowców i bezprawnie zatrzymanych przez rząd na Wawelu. Po uporządkowaniu "spraw domowych" Ksiądz Prymas był skłonny angażować się na zewnątrz. Dnia 11 kwietnia 1957 roku odbyła się Plenarna Konferencja Episkopatu Polski. Ksiądz Prymas poinformował o liście z Sekretariatu Stanu, podpisanym przez mons. Del'Acqua, w którym wyrażona została radość Ojca świętego z odzyskania wolności przez biskupów, ale jednocześnie zwracano uwagę na obowiązek walki o pełne przywrócenie praw Kościoła. Postulat był słuszny, ale jakże odległy od polskich realiów! Ksiądz Prymas powitał biskupa Kaczmarka, który po raz pierwszy od sześciu lat mógł wziąć udział w posiedzeniu. Zasadniczą intencją Prymasa było, w miarę względnej normalizacji stosunków, przeniesienie uwagi Episkopatu - siłą rzeczy koncentrującej się na sprawach politycznych - na problematykę religijną. Jako podstawowe zadanie wyłaniała się realizacja Ślubów Jasnogórskich. Biskupi opowiedzieli się za projektowaną peregrynacją kopii obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej po parafiach, we wszystkich diecezjach w kraju. Trudno było jednak Prymasowi zajmować się wyłącznie sprawami duszpasterskimi. Już bowiem następnego dnia na zebraniu Komisji Wspólnej minister Sztachelski, nowy szef Urzędu do Spraw Wyznań, mówił o "wojnie religijnej" w terenie. Ludność walczyła o budowanie kaplic z powodu celowego odwlekania przez biurokratyczne władze załatwiania spraw kościelnych. Trwający podział frakcyjny w partii odbijał się także negatywnie na stosunku administracji państwowej do Kościoła. W związku ze zbliżającym się wyjazdem kardynała Wyszyńskiego do Rzymu rząd wystąpił z propozycją rozmowy między Prymasem a I sekretarzem Partii Gomułką i premierem Cyrankiewiczem. Odbyła się ona 1 maja 1957 roku i trwała od godziny #/21#00 do godziny #/24#30. Rozmowa objęła naturalnie całokształt wzajemnych stosunków, ale Gomułka, z pewnością pod wpływem powagi sytuacji w kraju, zaproponował wręcz zawarcie konkordatu. Warto zanotować dosłowną relację słów Gomułki: "Wypadnie nam jeszcze długo, długo żyć obok siebie, pożyteczną jest rzeczą, aby stosunek wzajemny był określony stale. Oczywista rzecz, że Polska jest ludowa i z taką Polską byłby zawierany konkordat". Dla Księdza Prymasa propozycja ta stanowiła później temat do rozmów w Watykanie. Jeśli zaś chodzi o rząd, rychło okazało się, że zależy mu przede wszystkim na oficjalnym komunikacie o rozmowie. Ksiądz Prymas uważał, że taki ostentacyjny krok nie miałby dobrego wpływu na dalszy bieg spraw. Partia jednak działała, jak zwykle, bardzo doraźnie. Przed wyjazdem Prymasa do Rzymu miał nastąpić drugi etap jego programu duszpasterskiego, wypracowanego w Komańczy. Jak pamiętamy, pierwszy etap stanowiły Śluby Jasnogórskie, złożone 26 sierpnia 1956, i przygotowanie narodu do ich powtórzenia we wszystkich parafiach polskich. Drugi etap programu nastąpił w pierwszą niedzielę po 3 maja, czyli po uroczystości Królowej Polski. Dnia 5 maja 1957 roku jednocześnie we wszystkich parafiach powtórzono śluby. Trzeci etap miała stanowić "praca realizacji przyrzeczeń, do 1966 roku, jako przygotowanie do Millennium", czyli Wielka Nowenna Tysiąclecia. Chwilowo zatrzymajmy uwagę na wydarzeniach maja 1957 roku. Dnia 3 maja Ksiądz Prymas odprawił Mszę św. pontyfikalną na wałach jasnogórskich. Przybyli biskupi polscy, aby dać wyraz swej wspólnocie z Prymasem, który nie mógł być tu obecny 26 sierpnia poprzedniego roku. W kaplicy Matki Bożej została odczytana bulla, mianująca Prymasa protektorem Zakonu Ojców Paulinów. W dniu ślubowań Narodu, składanych Królowej Polski w parafiach 5 maja, Ksiądz Prymas odprawił Mszę pontyfikalną w archikatedrze w Warszawie. Tekst ślubowań Prymas odczytał sam przez głośnik. Katedra była pełna ludzi, nigdy jeszcze nie było tu tak tłoczno. Ksiądz Prymas opowiadał: "Na twarzach obecnych, nawet małych dzieci, maluje się widoczne wzruszenie. Znać, że świadomość zobowiązań włada tym ludem. Gdy sobie uświadomimy, że w tej godzinie w całej Polsce, we wszystkich świątyniach parafialnych ten akt ma dziś miejsce, można zrozumieć, jak wielką łaskę dała Narodowi Maryja, jak wielkim przeżyciem będzie to dla społeczeństwa. Po ślubowaniach hejnał, Apel Jasnogórski i "Wesoły nam dziś dzień nastał". Opuszczamy świątynię wśród rozmodlonego tłumu. Oby prawdziwie ślubowania weszły w krew Narodu, w jego życie codzienne". Rzeczywiście, ze stolicy i całego kraju napływały wiadomości o szczególnej atmosferze towarzyszącej powtórzeniu aktu ślubowań we wszystkich parafiach, wszędzie w nastroju uniesienia i z olbrzymim udziałem wiernych. Ludzie, którzy mówili wtedy i później, że Polacy chodzą do kościołów po to, by zaprotestować ze względów politycznych, nie zdają sobie sprawy z inspirującej siły programu Prymasa Polski. Oto we wszystkich parafiach kraju wierni ślubowali osobiście Matce Bożej żyć w łasce, po Bożemu wychować dzieci i młodzież, zachować wierność Bogu i Kościołowi. Ten z jednej strony prosty, przystępny, a z drugiej osobisty i zespołowy zarazem akt ślubowania, ogarniającego cały naród, miał wielką siłę oddziaływania moralnego i religijnego. Choć obiektywne warunki społeczne, sprzyjające spustoszeniu moralnemu przez dezorganizację życia i pracy, nie ułatwiały pełnego dochowania przyrzeczeń, to jednak sam ich akt stanowił błyskawicę jasności i dobra w umysłach skołatanego i zgnębionego niedawnym terrorem i obecnym ubóstwem społeczeństwa. Kto nie rozumie religijnego sensu Ślubowań Jasnogórskich, ich powtarzania w parafiach i potem w Wielkiej Nowennie Tysiąclecia, ten nie zrozumie nic ze znanego na świecie fenomenu zapełnionych świątyń w Polsce i siły katolicyzmu polskiego w ostatnim ćwierćwieczu. Prymas gotował się do wyjazdu do Rzymu. Przeor z Jasnej Góry przywiózł mu dwie kopie cudownego obrazu Czarnej Madonny, jedną kopię głowy Matki Najświętszej, przeznaczoną dla papieża, i drugą kopię całego obrazu, która po pobłogosławieniu przez Ojca świętego miała wrócić do kraju i pielgrzymować po całej Polsce. Dnia 6 maja 1957 o godzinie #/20#15 Prymas z biskupami Choromańskim, Klepaczem, Baraniakiem i ks. prałatem Padaczem wyruszyył do Rzymu. Na dworcu warszawskim były takie tłumy, że obawiano się jakiegoś wypadku. Rozgrywały się niezwykłe sceny uniesienia. W ogóle cała podróż zamieniła się w drogę tryumfalną. Na dworcu Warszawa Zachodnia znów tłumy ludzi, podobnie na stacji w Ursusie stała cała fabryka z kwiatami i orkiestrą. Pociąg na chwilę zatrzymano, potem przesuwał się powoli wśród wielkich rzesz ludzkich, okrzyków robotników, płaczu kobiet i wyciągniętych rąk dziecinnych. Podobne manifestacje odbyły się w Żyrardowie, Skierniewicach, Koluszkach. Tak wyjeżdżał z Polski kardynał Prymas, którego ponad trzy lata więziono. W Częstochowie na peronie byli obecni biskup Goliński, o. przeor Paulinów i tłumy wiernych. Prymas dołącza się tu do pań głośno odmawiających różaniec. W Katowicach już tylko biskup Baraniak przyjmował kwiaty i życzenia dla Prymasa na drogę. Na granicznej stacji austriackiej Hohenau czekał na Prymasa arcybiskup Wiednia K~onig i zapraszał go do swego samochodu, a następnie gościł z wielką serdecznością cały dzień w Wiedniu. Rano 8 maja na granicy włoskiej w Tarvisio wita Prymasa miejscowy proboszcz, a w Udine arcybiskup z miejscowymi władzami politycznymi. W Wenecji Prymasa podejmuje kawą na dworcu patriarcha Roncalli, przyszły papież Jan XXIII, wraz z władzami państwowymi. W Padwie przybył na dworzec miejscowy biskup z duchowieństwem i klerykami. To samo powitanie w Rovigo i Ferrarze, Bolonii, Florencji, Arezzo. Na dworcu Termini w Rzymie powstał taki tumult, że Prymasowi zdawało się, iż nie wydostanie się z tłumów. Byli obecni ambasador polski Jan Druto, przedstawiciele Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej oraz ks. Meysztowicz z przedstawicielstwa dawnego rządu polskiego przy Watykanie. Począwszy od 9 maja Ksiądz Prymas odbył tyle rozmów w Kurii Rzymskiej z przedstawicielami Polonii z całego świata, że nie sposób je wyliczyć. Już 8 maja, w dniu przyjazdu, pozostał na kolacji mons. Poggi. Następnego dnia biskup Baraniak ustalił z kardynałem Tisserant program wizyt. Ksiądz Prymas odwiedził mons. Dante w celu ustalenia ceremonii związanych z przyjęciem biretu i kapelusza kardynalskiego. Dnia 10 maja Prymas rozmawiał z kardynałem Tisserant, dziekanem Świętego Kolegium. Następnego dnia prywatnie odwiedził Prymasa biskup Barcelony, a z Sekretariatu Stanu przybył mons. Samore. W rozmowie wypłynęła między innymi sprawa dekretu rządowego z dnia 31 grudnia 1956 roku o obsadzaniu stanowisk duchownych. Ksiądz Prymas przedstawił pogląd, że jest on w każdym razie mniejszym złem niż dawny dekret z 9 lutego 1953 roku. Omawiano także kierunek postępowania biskupów po aresztowaniu Prymasa i całokształt spraw kościelnych. W następnych dniach biskup Baraniak załatwiał sprawy formalne w Kurii. Wreszcie dnia 14 maja 1957 roku Ksiądz Prymas najpierw sam, a potem z towarzyszącymi mu biskupami polskimi był przyjęty przez Ojca świętego Piusa XII. Ojciec święty wybladły i zmęczony, uskarżał się na przepracowanie, nie miał jeszcze możności zapoznania się ze sprawozdaniem Prymasa Polski. Po 45 minutowej rozmowie Piusa XII z kardynałem Wyszyńskim zostali zaproszeni biskupi. Prymas stanął przed Papieżem, mając po jednej stronie biskupa Baraniaka, który przeżył najgorsze udręki w więzieniu stalinowskim, a po drugiej bliskupów Klepacza i Choromańskiego, którzy kierowali w czasie uwięzienia Prymasa Kościołem w Polsce. Scena była wzruszająca. Kardynał Wyszyński przemówił imieniem całego Episkopatu Polski. Niemal wszyscy płakali, szczególnie biskup Choromański. Ojciec święty przemawiał bardzo gorąco i serdecznie. Wizyta miała charakter symbolu, wyrażała całą wytyczną postępowania Prymasa. Stanął on na gruncie jedności całego Episkopatu, dlatego wystąpił razem z tym biskupem, który był jak i on więziony, i z tymi, którzy musieli pójść na przymusowy kompromis. Świadczyło to o wielkoduszności Prymasa, ale i o jego wielkim rozumie politycznym. Gdyby chciał dokonywaać rozliczeń z przeszłości, w której biskupi działali pod przymusem, prowadziłoby to tylko do podziałów w Episkopacie. Rząd natychmiast wykorzystałby to dla polityki divide et impera. Także w późniejszych rozmowach w Kurii Rzymskiej Prymas utrzymał kierunek pełnej jedności Episkopatu Polski, choć ujawniły się różne zastrzeżenia wobec tej zasady po aresztowaniu Kardynała. Pierwsza wizyta u Papieża trwała w sumie półtorej godziny. Ojcu świętemu wręczono obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, album kościołów warszawskich, łaciński tekst Ślubów Jasnogórskich i hostię dzieci śląskich. Pod koniec audiencji zrobiono wspólną fotografię. Ojciec święty okazał maksymalną dobroć i serdeczność, ale rozmowa nie była łatwa. Zróżnicowane oceny w Watykanie zostały skonfrontowane z kategoryczną zasadą jedności Episkopatu, jaką reprezentował Prymas. Utrzymał ją zresztą w rozmowach z kurialistami w następnych dniach. Prymas konferował między innymi z mons. Tardinim. Delikatnym problemem była sprawa odpowiedzialności księży Piskorza i Lagosza. Prymas rozmawiał następnie z mons. Del'Acqua, z kardynałem Tisserant, z kardynałem Pizzardo i innymi dostojnikami watykańskimi. Dnia 18 maja odbyła się uroczystość włożenia kapelusza kardynalskiego, na którą Ksiądz Prymas nie mógł przybyć w roku 1952. Ojciec święty nakładał Prymasowi kolejno biret, kapelusz, pierścień i nadał mu tytuł związany z kościołem Santa Maria in Trastevere. Papież był nadzwyczaj serdeczny, zachęcił Prymasa do pocałunku w twarz. Wszystko to było wzruszające, szczególnie że trudno było zapomnieć kontekst sytuacyjny w kraju, wszelkie przejścia Kościoła oraz niedawne zwolnienie Prymasa z więzienia. W następnych dniach odbyły się dosłownie setki rozmów z przedstawicielami Stolicy Apostolskiej, z gośćmi reprezentującymi Kościoły z różnych krajów i z przedstawicielami Polonii, z duszpasterzami wychodźstwa polskiego w Anglii, Francji, Niemczech, Włoszech i Stanach Zjednoczonych. Naturalnie, najważniejsze były rozmowy watykańskie. Wykazywały one, że Stolica Apostolska była nader dobrze poinformowana i z wielką troską śledziła trudności stwarzane Kościołowi przez Pax Bolesława Piaseckiego, czy też przez takie osobistości, jak księża: Lagosz, Piskorz, Lemparty, Radosz, Keller, Huet i inni. Gdyby ci ludzie znali opinie, jakie mieli w Rzymie, pożałowaliby gorzko swojej działalności rozbijającej jedność Kościoła i prób przygotowania sobie drogi do władzy kościelnej z pomocą brachium saeculare. Być może, gdyby nie łagodzący wpływ Prymasa, doszłoby co najmniej w dwóch wypadkach do procesu kanonicznego. Kardynał Wyszyński wiedział jednak doskonale, że nie należy robić niczego, co wpłynęłoby na zaostrzenie sytuacji w kraju. Zresztą wiele osób poddawanych w Rzymie krytyce nieoczekiwanie szybko zmarło, chyba nie bez wpływu trapiącego ich zmartwienia i przygnębienia. Wyjątkowo często musiał Ksiądz Prymas rozmawiać w tych dniach o stowarzyszeniu Pax. Prymas pozytywnie załatwił w Watykanie wszystkie postulowane przez siebie nominacje biskupie, a przede wszystkim nominację biskupa Antoniego Baraniaka na stanowisko metropolity poznańskiego. Prymas każdego dnia odwiedzał kardynałów i innych dostojników Kurii. Stale też rozmawiał z biskupem Gawliną i księżmi polskimi pracującymi na wychodźstwie. Tak drażliwy dla rządu warszawskiego problem ambasadora Pap~ee, w Rzymie prawie nie istniał. Kurialiści bardzo dbali, by uniknąć jego spotkań z Prymasem. Dochodziło do nich tylko w kościołach, ale tam się modlono, a nie konferowano o polityce. Z kolei Stolica Apostolska nie chciała odmawiać dalszej gościny przedstawicielowi dawnego, prawowitego rządu polskiego. Dnia 26 maja z okazji beatyfikacji błog. Marii od Opatrzności Bożej, Eugenii Smet, kardynał Wyszyński miał pierwszy raz okazję wspólnego z innymi kardynałami wystąpienia. Okazywano mu wielką przychylność. Tłumy wiwatowały na jego cześć. Skandowały jego nazwisko. Prymas ponownie styka się z Papieżem, mówi do niego: "Ojcze święty, doznałem uczucia wolności, to, co przeżyłem w bazylice, daje zrozumieć, jak wielką łaską jest wolność". Dnia 1 czerwca Ksiądz Prymas dostał oficjalną wiadomość o mianowaniu przez Ojca świętego biskupa Baraniaka arcybiskupem poznańskim. W tym dniu Prymas rozmawiał z mons. Samor~e i mons. Poggi o nieoczekiwanej propozycji konkordatu ze strony Gomułki. Powoli zbliżała się data powrotu Prymasa do kraju. Dnia 13 czerwca Ksiądz Prymas długo rozmawiaał z Ojcem świętym. Papież okazał Prymasowi wielką serdeczność. Rozmowa ich była rzeczowa, szczera i niełatwa. Optyka obserwatora komunizmu z zewnątrz i od wewnątrz musiała być w jakiejś mierze inna. Ojciec święty uważał, że obserwatora w Warszawie chce mieć tylko w osobie Księdza Prymasa, któremu po jego cierpieniach ufa bezgranicznie. Nie zamierzał więc wysłać innego przedstawiciela. Ksiądz Prymas podkreślał, by nastawienie Watykanu niechętne komunizmowi nie dotykało narodu, który pozostał katolicki. Następnie omówiono sprawę problemu konkordatu, "Annuario Pontificio", sprawę administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, której biskupi byli nadal uważani przez Sekretariat Stanu za wikariuszy generalnych Prymasa. Zmiany w tych sprawach wyraźnie jeszcze nie dojrzały. Ksiądz Prymas zreferował też sprawę Millennium. Po tej półgodzinnej nadzwyczaj rzeczowej rozmowie nastąpiło spotkanie Ojca świętego z biskupami polskimi, księżmi i przedstawicielami zakonów. Wygłoszono przemówienia. Atmosfera była wzruszająca. Papież był tak jeszcze poruszony poprzednią rozmową z Prymasem, że trudno mu było mówić. Przed wyjściem zwrócił się do Kardynała ze słowami: "Wzruszyłem się bardzo, bo trudno myśleć, by ktoś - jak powiedziałeś - mógł uważać Polskę za naród komunistyczny. My wiemy, że Polska jest narodem katolickim. To mnie bardzo wzruszyło. Nie mogłem mówić. Wybacz mi". Następne dni upłynęły pod znakiem licznych wizyt i rozmów pożegnalnych, na załatwianiu korespondencji i wydawaniu ostatnich decyzji dla księży polskich pracujących na uchodźstwie. Dnia 17 czerwca 1957 roku Prymas udał się w powrotną drogę do Warszawy. Wracał do świata, który bardzo trudno było ocenić z zewnątrz. Wracał jednak zaopatrzony w nieograniczone zaufanie Piusa XII. Prymasowi towarzyszył pobłogosławiony przez Ojca świętego obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który miał niebawem rozpocząć wędrówkę po Polsce. Droga powrotna Prymasa jest równie tryumfalna jak jego przyjazd, na każdym dworcu witają go przedstawiciele Kościoła. Najserdeczniejszy w Wenecji patriarcha Roncalli zaprasza na wycieczkę gondolą, mówi, że kardynałowie są braćmi. Między Prymasem a przyszłym papieżem nawiązują się silne nici przyjaźni. Trudno o końcowy wniosek z podróży. Przede wszystkim polegał chyba na tym, że o ile zachodni rozmówcy byli nadal zafascynowani istnieniem "żelaznej kurtyny", to Prymas uważał, iż przebiega ona nie przez części świata, ale przez serca poszczególnych ludzi. We Włoszech czy we Francji były miliony komunistów, w Polsce może kilkaset tysięcy. Dnia 20 czerwca w czasie uroczystości Bożego Ciała Ksiądz Prymas przemawiając przy umieszczonym na kościele św. Anny obrazie Matki Boskiej zapowiedział jego peregrynację po całym kraju. Głównym tematem Konferencji Plenarnej Episkopatu w dniu 25 czerwca była obszerna relacja Prymasa z pobytu w Watykanie. Następnego dnia odbyło się posiedzenie Komisji Wspólnej. Dyskutowano sprawy tworzenia nowych parafii, meldowania zakonnic, ubezpieczenia kościołów, zwrotu "Caritasu", zwrotu skarbców kościelnych. Przedstawiciele władz dawali do zrozumienia, że są pod naciskiem aparatu partyjnego w sprawie polityki wyznaniowej. Kolejne posiedzenie Komisji Wspólnej odbyło się 1 lipca. Sprawa zwrotu "Caritasu" i teraz nie została załatwiona. Kliszko uważał, że biskupi odrzucają kompromis w formie podziału. Nie rozumiał, że "Caritas" jest instytucją międzynarodową i trudno go dzielić w Polsce na kościelny i państwowy. Biskupi referowali pobyt w Rzymie. Minister Sztachelski interesował się nominacjami personalnymi i sprawą "Annuario Pontificio". Pojawiły się też akcenty polemiczne ze strony rządu. Kliszko mówił o wzroście tendencji Kościoła walczącego, co powoduje, że Kościół jest w ciągłej ofensywie. Ale czyż nie miała ona charakteru ściśle religijnego? I czy partia zaniechała akcji laicyzacyjnej i odstąpiła od koncepcji ideologicznego państwa marksistowskiego, która była nie do przyjęcia dla Kościoła? Ksiądz Prymas szukał więc kompromisu z rządem, a jednocześnie konsekwentnie realizował program wypracowany w Komańczy. Program był ściśle religijny, spokojny, nie agresywny, ale miał dużą siłę mobilizacyjną w społeczeństwie polskim. Po majowym powtórzeniu Ślubów Jasnogórskich we wszystkich parafiach rozpoczęto Wielką Nowennę Tysiąclecia i wędrówkę kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Peregrynacja rozpoczęła się uroczystą procesją 26 sierpnia 1957 w Częstochowie, z udziałem Księdza Prymasa, który ponownie odczytał Śluby Jasnogórskie i przemówił do zgromadzonych rzesz. Znów przybyło na Jasną Górę około miliona ludzi, niemal tyle, co w poprzednim roku. Wieczorem po nabożeństwie na wałach klasztornych Prymas wygłosił godzinne kazanie na temat hasła pierwszego roku Wielkiej Nowenny. Hasło to brzmiało: "Wierność Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i jego Pasterzom". Już wcześniej, 23 kwietnia w Gnieźnie, Prymas mówił o Wielkiej Nowennie, że ma "stworzyć pomnik żywy, trwalszy od brązu. Będzie nim nasze życie chrześcijańskie". W tym samym kazaniu Prymas mówił o katedrze gnieźnieńskiej: "Zdzierają i zrywają naloty z oblicza naszej ukochanej Matki świątyń, Bazyliki Prymasowskiej, aby się dostać do jej prastarego piękna i niewygasłego ducha... To będzie dla was płonący sztandar". Prymas wyjaśniał bliżej duchowe motywy przywracania katedry do jej gotyckiego pierwowzoru: "Abyście mieli gotyckie jak ta świątynia spojrzenie, gotyckie, że tak powiem, działanie; wolę wzmocnioną i serce poszerzone. Odzieramy ze skóry, obmywamy stary kwas, abyśmy się stali nowym zaczynem. Takie znaczenie ma odnowa tej świątyni, która jest jednym, może nie najważniejszym, ale doniosłym elementem przygotowania miasta, diecezji, Polski, na Tysiąclecie Chrześcijaństwa. To jest symbol. Ale to jest i żagiew! Prawdziwa, płonąca żagiew!... Naród musi się wzmocnić na utrzymanie nawarstwień nowych wieków, które rozrastać się będą na wspaniałej chrześcijańskiej kulturze... A więc rozpaliłem Wam żagiew!" W materialistycznym państwie ideologicznym miała więc przez Nowennę zapłonąć żagiew wiary. To chyba najprostsza, ale i najprawdziwsza wykładnia programu Prymasa. Dlatego właśnie pierwszy rok Wielkiej Nowenny Tysiąclecia poświęcony był wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii i Kościołowi. Miał rozpalić i rozpalił w kraju żagiew wiary i wierności. Polska zaczęła się przygotowywać do Tysiąclecia Chrześcijaństwa. Zbiegało się ono z tysiącleciem istnienia państwa polskiego. Zdawało się, że jest to okoliczność sprzyjająca, zbliżająca państwo i Kościół. Niestety, w miarę upływu czasu miało się okazać, że jest akurat przeciwnie. Dnia 16 i 17 września 1957 roku obradowała Plenarna Konferencja Episkopatu, poprzedzona posiedzeniem Komisji Głównej. Wiele uwagi poświęcono sytuacji Kościoła. Stabilizacji sytuacji politycznej w Partii zaczęły towarzyszyć pierwsze oznaki powrotu na drogę ateizacji kraju. Władze podjęły opracowanie koncepcji atrakcyjnych imprez, które odciągałyby ludzi od Kościoła. Przemyśliwały też nad wyeliminowaniem wpływu Kościoła na udzielanie społeczeństwu pomocy materialnej. Pomoc ta była możliwa, gdyż większość darów od Polonii i z zagranicy nadchodziła na ręce Prymasa. Nie mogąc liczyć na wznowienie szerszej akcji "księży patriotów" władze postawiły sobie za zadanie podniecanie wszelkiego rodzaju zatargów w parafiach, by w ten sposób rozbijać ich pracę. Biskupi zarejestrowali także nasilenie akcji tworzenia szkół świeckich, bez nauki religii. Wszystkie te negatywne przejawy do pewnego stopnia można było tłumaczyć naciskami aparatu na ekipę Gomułki. Interpretacja ta jednak z czasem okazała się nie całkiem ścisła. Sam Gomułka pragnął nie mniej niż inni ograniczenia wpływów Kościoła. Ale kierownictwo partyjne było jeszcze stale dość ostrożne. Konferencja Episkopatu zajmowała się licznymi sprawami duszpasterskimi, między innymi sprawami Akademii Teologii Katolickiej, utworzonej przez rząd w Warszawie z dawnego Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie było innego wyjścia jak tolerowanie tej przymusowej sytuacji. Omawiano też kwestie duszpasterstwa akademickiego, programu drugiego roku Wielkiej Nowenny, zagadnienia duszpasterstwa księży, kobiet, dobroczynności. Niektóre sprawy musiano przełożyć na następne posiedzenie. Ogólna sytuacja nasuwała jednak coraz więcej trosk. W końcu września odbyło się kolejne posiedzenie Komisji Wspólnej. Kliszko i Sztachelski ponownie atakowali ofensywny kierunek Kościoła, uważając błędnie, że był on wynikiem wizyty biskupów polskich w Rzymie. Program Wielkiej Nowenny był ustalony w rzeczywistości dużo wcześniej. Rząd uważał, że program Millennium wchodzi za głęboko w sprawy społeczne. Ze strony władz rozpoczęły się już personalne ataki przeciw biskupom, a szczególnie przeciw Prymasowi. Przywracanie Kościołowi instytucji odebranych mu w poprzednim okresie napotykało już nieprzekraczalne opory. I tak 5 października delegacja z Częstochowy z ks. Marchewką na czele nie uzyskała w Komitecie Centralnym partii zgody na reaktywowanie tygodnika "Niedziela". W związku z inauguracją roku akademickiego Ksiądz Prymas udał się na nabożeństwo do kościoła św. Anny w Warszawie i wygłosił tam dłuższe przemówienie, mimo że w mieście trwały demonstracje studenckie związane z likwidacją tygodnika "Po prostu", pisma demokratycznej lewicy partyjnej. Kościół był pełny. Charakterystyczne, że właśnie w tym momencie władze zaproponowały Prymasowi rozmowę na najwyższym szczeblu, jak zwykle chcąc się wesprzeć na jego autorytecie. Jednakże Prymas postanowił rozmowę odłożyć ze względu na niezałatwienie spraw Kościoła. Dopiero 18 października przedstawiciele nowego ruchu katolików świeckich "Znak" poinformowali Kardynała o rozłamie w tygodniku "Za i przeciw", to jest w piśmie grupy, która oderwała się od Paxu. Jan Frankowski usunął już 28 września z tego pisma całą redakcję i uzyskał jednoosobowe, imienne zezwolenie na prowadzenie czasopisma. Rozmówcy ze "Znaku" nie wiedzieli, że Frankowski był skłonny pójść dawną drogą wywierania nacisku na Kościół i dlatego cała redakcja, sprzeciwiając się temu, głosiła, iż chce wydawać pismo katolików, ale nie wyznaniowe, by nie mieszać się do polityki kościelnej. Mimo to została ona oskarżona o zmontowanie frontu opozycji, przebiegającego od Prymasa do "Po prostu". Z ludzi, którzy wyszli wtedy z "Za i przeciw", łączność ze światem katolickim, a później także ze "Znakiem", zachowali K. Łubieński, A. Morawska i A. Micewski. O środowisku "Znak" nie najżyczliwiej informowali Prymasa z kolei działacze dawnej Chrześcijańskiej Demokracji, a z Paxu W. J. Grabski. Wreszcie pojawiła się spora liczba informatorów wyraźnie nasłanych. Stąd Prymas zachował daleko idącą rezerwę w stosunku do polityków i ich informacji, szczególnie że naświetlanie przez nich sytuacji ogólnej wiązało się także z ich własną sytuacją i sympatiami politycznymi. Dystans ten uwidocznił się na kongresie prasy katolickiej w Wiedniu, gdzie delegatem Prymasa był tylko ks. Mieliński z Poznania. Ksiądz Prymas uznał później ubolewania grupy "Tygodnika Powszechnego" w tej sprawie. W kraju sytuacja była płynna, ale nie ulegało wątpliwości, że zwyciężają rządy "silnej ręki", nieżyczliwe wobec Kościoła. Zagadkę stanowiło jeszcze wtedy stanowisko samego Władysława Gomułki. Choć likwidacja "Po prostu" i wydalenie z partii jego redaktora, Eligiusza Lasoty, były wskazówką aż nadto wyraźną. Jednym z niepokojących przejawów pogorszenia się sytuacji był impas repatriacji Polaków z ZSRR. Kościół świadczył w miarę swych możliwości pomoc repatriantom. Tymczasem w połowie listopada władze zniosły zwolnienie od cła przesyłek zagranicznych dla Prymasa, przeznaczonych na pomoc ludności. Rząd przystąpił jednak do ofensywy ideologicznej. Wyrażało się to w powołaniu organizacji ruchu ateistycznego. Był on równie fasadowy, jak wszystkie tego typu imprezy podejmowane przez partię. W dniu 19 listopada obradowała Komisja Główna, a następnego dnia Plenarna Konferencja Episkopatu. Powrócono do sprawy uprzednio proponowanych rozmów z rządem, ustalając, że Episkopat nie będzie się od nich uchylał, ale nie wystąpi też z inicjatywą. Dyskutowano sprawę fikcyjnych wydawnictw katolickich, między innymi "Augustinum", pod płaszczykiem których Pax chciał prowadzić działalność wydawniczą, utrudnioną przez niedawne decyzje Watykanu, zabraniające księżom publikowania w wydawnictwach Paxu. Jak silne było przekonanie o ponownym traceniu wolności przez Kościół, świadczyło postawienie na forum Episkopatu problemu, czy obowiązujące biskupów wyjazdy "ad limina apostolorum" nie wprowadzą opinii światowej w błąd w sprawie sytuacji Kościoła. Na sytuację tę zdawał się rzutować nacisk wywierany na kierownictwo polskie w ramach bloku wschodniego. W kraju nasilała się działalność organizacji i prasy ateistycznej, coraz energiczniej tworzono szkoły świeckie bez nauki religii, wykorzystywano uczonych, np. prof. Kotarbińskiego, do zwalczania "fideizmu" w społeczeństwie. Najniebezpieczniejsze wydawało się postulowanie przez prasę partyjną indyferentyzmu jako programu laicyzacji. Było to oznaką niewiary w szanse marksizmu, ale prowadziło do najgorszych konsekwencji moralnych. Gorączkowość roboty ateizacyjnej przejawiła się między innymi w nadaniu Towarzystwu Przyjaciół Dzieci, organizującemu szkoły bez nauki religii, charakteru instytucji wyższej użyteczności publicznej oraz w założeniu Ośrodka Religioznawczego Polskiej Akademii Nauk. Biskupi ocenili jednak, że program Wielkiej Nowenny owocuje już wzrostem pobożności ludu. Do szykan, jakie spotkały Kościół w 1957 roku, zaliczyć też trzeba odmowę nadania przez Polskie Radio komunikatu Prymasa o modlitwie w związku z klęską złej pogody. Polskie Radio odmówiło też nadania audycji i nabożeństw dla chorych. Toteż gdy przed świętami Bożego Narodzenia zwróciło się do Prymasa z propozycją przemówienia, by stworzyć wrażenie, że sytuacja jest taka jak przed rokiem, otrzymało odpowiedź negatywną. Dnia 27 grudnia odbyło się ostatnie w 1957 roku posiedzenie Komisji Wspólnej. Przebiegało w atmosferze polemicznej. Rząd zgłaszał pretensje o ideologiczny kierunek kazań, szczególnie głoszonych przez Księdza Prymasa. Odrzucał zarzuty o niedotrzymaniu obietnic wobec Kościoła, zasłaniając się uwarunkowaniami politycznymi, a nawet międzynarodowymi. Przedstawiciele rządu uskarżali się na stosunek kleru do władz, biskupi na stosunek urzędów do duchowieństwa i spraw kościelnych, a także na prasę ateistyczną, np. na "Argumenty". Rzeczywisty niepokój władz ujawnił dopiero Zenon Kliszko, oskarżając Prymasa o "dążność do mesjanizmu" i atakując program Millennium. Rok 1957 kończył się więc wyraźnym napięciem, choć względy wzajemnej kurtuazji były jeszcze zachowane. Dla Prymasa był to przede wszystkim rok wytężonej pracy. Przemawiał 676 razy w ciągu roku. Był w ciągłym ruchu i rozjazdach, nieustannie wizytował swoje archidiecezje i wyjeżdżał na zaproszenie innych ordynariuszy, szczególnie na Ziemie Zachodnie. Odbyły się liczne pielgrzymki do Częstochowy: nauczycieli, lekarzy i prawników. Realizowano program Wielkiej Nowenny Tysiąclecia i peregrynacji kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, najpierw w Warszawie. Kościół nie tylko się bronił, ale szedł naprzód, trafiał bezpośrednio do serc ludzkich. W ciągu roku Prymas osobiście wybierzmował tysiące dzieci. Zetknął się osobiście z milionami, przemawiał i udzielał im błogosławieństwa. Ten bezpośredni kontakt z wiernymi miał doniosłe znaczenie, był bodajże jedną z głównych dźwigni religijności. Księdza Prymasa otaczała bowiem aureola człowieka niezłomnego i więźnia. Rok 1957 przyniósł dzięki jego kierunkowi postępowania w Watykanie i w kraju pełną moralną jedność Episkopatu. Jednym z jej wyrazów, a zarazem przykładem opanowania trudnej sytuacji, była konsekracja ks. biskupa Wronki w Częstochowie w dniu 29 grudnia. Ksiądz Wronka, usunięty swego czasu z Gdańska, stał się teraz sufraganem gnieźnieńskim, ale miał pracować we Wrocławiu, skierowany do pomocy biskupowi Kominkowi. Mimo wzrastających ograniczeń Kościoła rok kończył się jego niezaprzeczalnymi sukcesami. Wielkie trudności wywoływała znowu sprawa obsadzania wakujących stanowisk duchownych i lokalizacji nowych parafii. "Polska październikowa" wracała do dawnych przedpaździernikowych szykan administracyjnych. Równie bolesne były ograniczenia prasy i wydawnictw katolickich. Ale oddech, jaki w październiku 1956 uzyskał kraj, wykorzystanie go przez Prymasa Polski do wniesienia programu Millennium oraz do stałego, bezpośredniego kontaktu ze społeczeństwem, wywołały wielki wzrost religijności. Władze nie były już w stanie go zahamować, a widoczny był nawet po następnych dwudziestu latach. Władze zdawały sobie sprawę z pozycji Prymasa w społeczeństwie i szukały z nim kontaktu. Po kilku przynagleniach ze strony rządu, dnia 11 stycznia 1958 odbyło się kolejne spotkanie Księdza Prymasa z Gomułką i premierem Cyrankiewiczem. Rozmowa toczyła się w gmachu Rady Ministrów i była rekordowa: trwała blisko jedenaście godzin, od #/17#00 do #/3#45 nad ranem. Ten istny maraton obfitował we wzajemne polemiki, ale skończył się dobrze. Gomułka skwapliwie przyjął wezwanie Prymasa przy końcu rozmowy, żeby niezależnie od utarczek przeszłości, zacząć od nowa. Z tym ostatecznym wnioskiem rozmówcy się rozeszli. Ksiądz Prymas oceniał Gomułkę jako człowieka oddanego swej idei, będącego jednak zaciętym wrogiem religii, choć liczącego się, jako polityk, z wpływami Kościoła. Pierwszy sekretarz atakował - między innymi - program Millennium, ale jeszcze bez zaciekłości, jaka pojawiła się w późniejszych latach. O rozmowie tej mamy relację w nie drukowanym jeszcze "Dzienniku" Jerzego Zawieyskiego, który, jako członek Rady Państwa, mógł znać jej naświetlenie z obu stron. Zawieyski relacjonował, że Gomułka swoim zwyczajem podnosił głos, a Prymas go mitygował, prosząc o zniżenie tonu. Jeszcze zabawniejsza była reprymenda, jakiej Prymas udzielił Cyrankiewiczowi. Gdy Premier próbował wysuwać zarzuty, Prymas odparł na nie, jak zanotował Zawieyski, mniej więcej tak: "Nie przyszedłem tu jako oskarżony i ja też nie oskarżam, lecz przedstawiam fakty. Z Panem mam porachunki nie załatwione (była to oczywiście aluzja do roli Cyrankiewicza w okresie stalinowskim i w sprawie aresztowania Prymasa - dopisek autora). To, że nie poruszam w dotychczasowych rozmowach krzywdy osobistej, nie oznacza, bym o niej zapomniał. Jeżeli Pan zechce wrócić do metod oskarżeń, ja najpierw musiałbym oskarżyć Pana i pana Ochaba i żądać publicznej rehabilitacji, która pogrążyłaby was w oczach narodu polskiego i całego świata". Cyrankiewiczowi nie pozostało nic innego jak przełknąć tę gorzką pigułkę. Także z relacji Zawieyskiego wynika, że dla Gomułki najbardziej denerwującą sprawą było zawieszenie krzyży na ścianach szkolnych. Gomułka krzyczał, że "drażnią one młodzież niewierzącą". Ksiądz Prymas jednak stwierdził, że młodzieży ateistycznej jest najwyżej dziesięć procent, a katolickiej z pewnością ponad osiemdziesiąt procent, więc postanowił bronić krzyży w szkołach. Przy okazji swoim zwyczajem, Ksiądz Prymas dał rozmówcom wykład o katolicyzmie społecznym i niekoniecznym związku socjalizmu z ateizmem. Wysłuchali go cierpliwie. Główne punkty rozmowy według relacji Zawieyskiego stanowiły: 1. walka władz z religią w szkołach; 2. dyskryminacja katolików w urzędach; 3. nowa wersja dekretu o obsadzaniu stanowisk duchownych; 4. trudności z tworzeniem nowych parafii; 5. tworzenie szkół świeckich bez nauczania religii; 6. brak stowarzyszeń kościelnych dla młodzieży; 7. trudności i ograniczenia prasy oraz wydawnictw religijnych; 8. nadużycia cenzury państwowej; 9. brak miejsca dla Kościoła w Polskim Radio; 10. sprawa dobroczynności i nakładania ceł na dary z zagranicy, nadsyłane na ręce Prymasa Polski; 11. niezwrócenie Kościołowi precjozów religijnych i 12. sprawa wyjazdów osób duchownych na stypendia zagraniczne. Już nawet rejestr dyskutowanych spraw mówi sam za siebie. Rozmówcy obiecali Prymasowi zwolnić od cła dary Polonii amerykańskiej oraz zezwolić na uruchomienie niektórych pism i wydawnictw kościelnych. Z naciskiem atakowali jednak wystąpienia publiczne i program Księdza Prymasa. Na końcu Gomułka zapytał o wcześniejszą rządową ofertę konkordatu. Ksiądz Prymas przedstawił swoje rozmowy w tej sprawie w Stolicy Apostolskiej. Stwierdził, że roli jego nie ułatwiło niezwrócenie Kościołowi "Caritasu", skonfiskowanie przez cenzurę przemówień Prymasa po powrocie z Rzymu i powtarzanie przez prasę polską głosów Zachodnich, iż Prymasa zimno przyjęto w Watykanie. Gomułka podziękował Prymasowi za informacje o rozmowach w Watykanie i mimo wyraźnie antyreligijnego kursu, jaki zapanował w kierownictwie gomułkowskim, rozmowa zakończyła się w nie najgorszej atmosferze. Wykazała jednocześnie wspaniałą kondycję zdrowotną i psychiczną obu wysokich stron, debatujących aż 11 godzin. Rozmowa Księdza Prymasa dała pewne, choć ograniczone skutki. Rząd zwalniał dary zagraniczne z opłat celnych, zwracano też kościelne precjoza, a księżom zaczęto wydawać zezwolenia na wyjazdy stypendialne. Z kolei 2 lutego prasa doniosła o zmianach w "Annuario pontificio", gdzie drukowano wreszcie, iż "Breslavia" jest "in Polonia". Był to oczywiście wynik rozmów Prymasa w Watykanie. W dniach 12 i 13 lutego odbyła się Plenarna Konferencja Episkopatu. Poza sprawami ogólnej sytuacji Kościoła, znanej nam już z relacji o rozmowie Prymasa z przywódcami partii i rządu, głównym tematem były kwestie duszpasterskie, przede wszystkim program drugiego roku Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. Rok ten został poświęcony naczelnej idei: "Żyć w stanie łaski uświęcającej". Wiele uwagi poświęcono organizacji Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu. Konferencja dyskutowała także o problemach duszpasterstwa stanowego i specjalistycznego. Dnia 2 marca Ksiądz Prymas miał dłuższą konferencję z przedstawicielami grupy "Znak", Zawieyskim, Turowiczem, Gołubiewem, Stommą i Woźniakowskim. Zarysowały się też różnice zdań między Księdzem Prymasem a grupą "Znaku" na tle artykułu Zawieyskiego w "Znaku" pt. "Droga katechumena", jak też socjalistycznych akcentów w "Więzi". Istota rzeczy sprowadzała się do tego, że wobec braku innej prasy katolickiej, wobec niemożliwości uzyskania przez Prymasa koncesji na pismo "Jasna Góra", Kardynał uważał sytuację pism "Znaku" za zobowiązującą do wyrażania ogólnego kierunku działalności Kościoła. Prymasa niepokoiły publikacje, które stwarzały jednostronny obraz katolicyzmu. Niuanse ideologiczne środowisk katolickich nie miałyby tak wielkiego znaczenia, gdyby nie ujawniał się nowy stosunek partii do Kościoła, ograniczającej go administracyjnie, przy jednoczesnej intensywnej ateizacji społeczeństwa. Właśnie 4 marca odbyło się kolejne posiedzenie Komisji Wspólnej, które nie tylko nie przyniosło Kościołowi zwrotu "Caritasu", ale na którym odmówiono mu prawa rozdziału darów zagranicznych. Rząd domagał się powołania specjalnej komisji do rozdziału tych darów, w której Episkopat miałby tylko swego przedstawiciela. Ale dary płynęły z Zachodu na zasadzie zaufania do Księdza Prymasa. Rząd natomiast odmawiał mu prawa rozdziału tych darów. Kliszko komentował zaufanie zagranicy do Prymasa jako "próbę wyłuskania Polski z obozu socjalistycznego". Rząd wolał zaciągać kredyty na artykuły spożywcze, niż dostawać je darmo przez Kościół. Był to kolejny etap obłędu ideologicznego, albo też rezultat ogólnej polityki w ramach bloku wschodniego. Kardynał Wyszyński napomknął kilka razy w ciągu roku 1958 o możliwości swego ponownego aresztowania, ale był równie spokojny i konsekwentny jak w roku 1953. Aresztowanie nie wchodziło jednak w rachubę; Gomułka na takie posunięcie nie mógł już sobie pozwolić. Zbyt głośne wyniknęłyby implikacje międzynarodowe. Tymczasem zaś alternatywa: współistnienie albo katastrofa nuklearna otwierała nową epokę w dziejach świata. W Polsce Kościół musiał się bronić sam, niezależnie od wielkich fluktuacji światowych. W dniach 11 i 12 kwietnia 1958 odbyła się Konferencja Episkopatu. Podjęto decyzję wszczęcia walki o prawo egzystencji warszawskiego i krakowskiego Wydziału Teologicznego. Episkopat opracował program duszpasterstwa zawodowego, dla poszczególnych stanów społecznych, i kalendarz nawiedzenia poszczególnych diecezji przez obraz Matki Boskiej. W trzy dni po konferencji Episkopatu przyszła negatywna odpowiedź władz w sprawie budowy seminarium duchownego na Bielanach koło Warszawy, na terenie klasztoru Ojców Marianów, w którym władze umieściły Akademię Teologii Katolickiej. Od tego czasu władze państwowe zaprzestały praktycznie udzielać zezwoleń na budowę kościołów. Ksiądz Prymas spokojnie robił jednak swoje. Dnia 20 kwietnia odbyła się w Częstochowie pielgrzymka pielęgniarek, w której wzięło udział 11 tysięcy osób. Nacisk administracyjny ich nie wstrzymał. Z kolei 3 maja miała miejsce na Jasnej Górze konferencja redaktorów prasy katolickiej, których Prymas wzywał do włączenia się do programu Wielkiej Nowenny. Następnego dnia zebrała się także w Częstochowie pielgrzymka pisarzy i pracowników literatury polskiej. Ksiądz Prymas w swym przemówieniu wskazywał, że "każde słowo rodzić się musi w Niepokalaności. To zobowiązuje osobiście wszystkich powołanych do służby słowa". Kardynał Wyszyński mówił: "Byliśmy świadkami służenia słowu w nieprawdzie. Tym większego nabraliśmy szacunku dla przedmiotowej wartości słowa. Wszyscy dzisiaj pragniemy i szukamy takiej zgodności między wewnętrzną treścią życia a słowem głoszonym, iżby między nimi nie było rozdźwięku. Może to jest szczęście człowieka współczesnego, że zrozumiał, iż słowo kłamane nie zbawia. Słowo musi być prawdziwie przedwieczne. Musi się rodzić z jakiegoś nieskalanego matecznika, z wewnętrznej, duchowej czystości, aby mogło pozyskiwać, zdobywać, zjednywać i karmić". Prymas nawiązał dalej do Łazarza, którego rany lizały psy: "(...) macie być psami, może jedynymi, którym została jeszcze odrobina miłości do człowieka pokaleczonego i poranionego! Wasz język musi im służyć, gdy ludzie wielcy i wspaniali, ucztujący w pałacach, już nie widzą człowieka poranionego, wyrzuconego na ulicę, wciąż jeszcze bitego i kopanego! Ktoś musi się nad nim zlitować, bo to przecież twój brat, twój rodak! A chociaż byłby i twoim wrogiem - człowiekiem jest! Będziesz jeszcze brudnym piórem dziobał w jego rany? Będziesz je rozdrażniał, zanieczyszczał, przelewał w nie całą twoją brudną duszę, zapłaconą groszami od wiersza, by poniewierać cierpiących i zmęczonych? Tyle się brudu leje! Papieru i atramentu brak. Ale nie brak zranionych, wyrzuconych i sponiewieranych"... W wygłoszonym w tym samym dniu, 4 maja 1958, kazaniu do pisarzy katolickich kardynał Wyszyński powiedział: "W obecnym niezwykle trudnym położeniu naszej Ojczyzny musimy być podporą i siłą, światłem i pociechą, podtrzymaniem i podźwignięciem wszystkim cierpiącym, udręczonym, kuszonym i chwiejącym się. Jest to bardzo trudne zadanie, ale jakże ważne! Nie wiemy jeszcze, jakich doświadczeń i dowodów miłości zażąda od nas Bóg w trudnej sytuacji, w jakiej Naród trwa i walczy". Tymczasem władze kontynuowały szykany i 10 maja przyszła wiadomość o wyznaczeniu półtora miliona złotych cła za dary zagraniczne. Jednocześnie rząd powołał komitet rozdawnictwa z udziałem Jana Frankowskiego i jego pomocnika Kazimierza Dziembowskiego. Wyglądało to tak, jakby po raz drugi odbierano Kościołowi "Caritas". Powróciły ponownie znane z okresu stalinowskiego działania przeszkadzające, naciski na nauczycieli, odciąganie dzieci na imprezy sportowe i artystyczne itp. Już w połowie maja zaczęła się akcja prokuratury przeciw Instytutowi Prymasowskiemu na Jasnej Górze. Prokurator nie wszedł jednak do Instytutu, gdy oświadczono mu, że jest to instytucja Prymasa Polski. Był to jednak dopiero początek akcji. Jednocześnie Zofia Kossak_szczucka, która znalazła się pod wpływem Jana Dobraczyńskiego i Paxu, próbowała 3 czerwca przekonać Prymasa do utworzenia Biblioteki Millennium opierającej się na Paxie, z udziałem Grabskiego, Dobraczyńskiego, Skierskiego i jej samej. Usłyszała kategoryczne - nie! Inicjatywa Paxu była jednak znamienna. Widząc wstrzemięźliwość działaczy "Znaku" w sprawach Millennium, Pax chciał się "wkręcić" w tę akcję, jak widzimy, bez rezultatu, W święto Bożego Ciała, 5 czerwca, Ksiądz Prymas miał kazanie w Warszawie, w którym jak zwykle spokojnie, ale stanowczo wystąpił w sprawach potrzeb Kościoła, mówiąc między innymi: "Wolność budowania świątyń była zawsze znamieniem prawdziwej wolności wyznania". Prymas musiał stwierdzić, że tylko w stolicy w 12 parafiach brak kościołów, a wobec rozbudowy ponad milionowego miasta trzeba jeszcze utworzyć około 25 parafii. Episkopat Polski na posiedzeniu 18 czerwca uchwalił wysłanie listu do premiera Cyrankiewicza, aby przedstawić mu główne trudności Kościoła. Memoriał ten, datowany 5 lipca, został odesłany Prymasowi w dniu 15 lipca po upływie doby od otrzymania pisma przez adresata. Cyrankiewicz dołączył do odsyłanego dokumentu własny list, w którym stwierdził, że biskupi chcą stworzyć państwo kościelne w państwie polskim. Ponieważ premier powoływał się na Konstytucję, więc Prymas nie omieszkał mu podpisać opierając się na literze Konstytucji. Było jednak jasne, że dojdzie do ostrej konfrontacji. "Życie Warszawy" i inne pisma atakowały Kościół jak za dawnych stalinowskich czasów. Kościół nie przerywał jednak ani na chwilę swej intensywnej milenijnej akcji duszpasterskiej. W końcu czerwca odbyła się konferencja na temat duszpasterstwa wśród różnych stanów i zawodów. Wielką rolę w tej pracy odgrywał Instytut Prymasowski Ślubów Narodu. Dnia 3 lipca ks. Kitliński informował Prymasa, że w pielgrzymce nauczycielstwa na Jasną Górę wzięło udział 5 tysięcy osób. Zważywszy na naciski władz na nauczycieli, był to wielki sukces. Partia zdając sobie sprawę z tego, że Prymas nie ulegnie naciskom, próbowała wymóc na działaczach katolickich, by przekonali Prymasa do zmniejszenia "aktywizmu katolickiego" w ramach Millennium. Dnia 3 lipca posłowie Zawieyski i Stomma przekonywali Prymasa, że trzeba "ratować Gomułkę". Prymas jednak nie zamierzał przyjąć postawy pasywnej, pamiętając, że w okresie stalinowskim używano Piaseckiego, by powstrzymywał go "malując na czarno". Intencje przywódców "Znaku" były inne, ale nie mogło to mieć wpływu na zmianę programu Prymasa. Zawieyski przekazywał Księdzu Prymasowi usprawiedliwienia ministra Bieńkowskiego, który wyjaśniał, że głosił "indyferentyzm" tylko w tym celu, by nie stosowano środków administracyjnych. Ale Kościół bodaj wolał te środki nacisku niż dążenie do indyferentyzmu i przez to do demoralizacji społeczeństwa. Lipiec miał być w tej konfrontacji momentem przełomowym, w którym ekipa Gomułki odsłoniła swe oblicze, mniejsza o to, czy z własnej chęci, czy też zbyt łatwo ulegając presjom z zewnątrz. Dnia 21 lipca odbyła się rewizja w Instytucie Prymasowskim na Jasnej Górze. Brutalnie wyłamano bramę i skonfiskowano olbrzymią ilość papierów. Ksiądz Prymas w trzy dni później wysłał ostry protest do Prokuratora Generalnego, podkreślając, że teksty kościelne w jego Instytucie mogą być powielane bez zgody cenzury. Ogłoszony w tej sprawie w końcu miesiąca komunikat prokuratury mijał się z prawdą. Zarzuty konstruowano sztucznie, opierając się na pretekstach. Na przykład zakwestionowano modlitewnik wydany przed wojną, zawierający modlitwę związaną z "Cudem nad Wisłą" (zwycięstwem w wojnie z ZSRR w 1920 roku). Pretensje o druki przedwojenne były zupełnym absurdem. Rewizja na Jasnej Górze stanowiła jednak punkt graniczny. W tym pełnym napięć miesiącu lipcu miał Prymas także chwile radośniejsze. Stolica Apostolska rozumiała jego troskę o dostateczną liczbę biskupów w każdej diecezji na wypadek, gdyby powstały jakieś trudności w normalnym toku załatwiania kościelnych spraw personalnych. Toteż w dniu 24 lipca ks. infułat Filipiak przywiózł z Rzymu nominacje na nowych biskupów sufraganów, w tym dla ks. Karola Wojtyły i ks. Jerzego Stroby. Wszystkie nominacje przychylały się do wniosków Księdza Prymasa. W ostatnim dniu miesiąca, 31 lipca, odbyło się burzliwe posiedzenie Komisji Wspólnej. Przedstawiciele rządu, Kliszko i Sztachelski, zapowiedzieli, że nauczanie religii w szkołach będzie się odbywało po lekcjach, w wymiarze tylko jednej godziny tygodniowo, i że zakonnicy nie będą mogli nauczać. Było to faktyczne złamanie przez rząd "małego porozumienia" z 8 grudnia 1956 roku oraz wstęp do ponownego całkowitego usunięcia ze szkół nauki religii. Następnie Kliszko bardzo ostro zaatakował kościelny program Millennium, nazywając go "hiszpanizacją Polski". Poruszono też sprawę Instytutu Prymasowskiego, audycji Wolnej Europy, ponownie "ożywionych", "księży patriotów" itp. Z ust Kliszki padła groźba zawarta w żądaniu ograniczenia działalności Kościoła. "Jeśli my tego nie załatwimy, to kto inny to zrobi". Biskup Choromański zapytał: "Co to znaczy? Kto?" Kliszko odpowiedział "Nie wiem". Można to było zrozumieć albo jako czczą pogróżkę, albo jako sugestię ingerencji zewnętrznej. W sprawie nauczania religii księża biskupi oczywiście ustąpić nie mogli. Zapowiadało to wojnę "szkolną". W sprawie Millennium rząd błędnie przypisywał inspirację Watykanowi, uważając, że Prymas zmienił kierunek postępowania po powrocie z Rzymu. Widać stale jeszcze nie wiedziano, jak rodziła się w więzieniu idea Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. W sprawie powielaczy ustalono, że będą używane bez ingerencji cenzury tylko w sprawach administracyjnych. Zobowiązano się zwrócić rzeczy zabrane z Instytutu Prymasowskiego, ale kwestionowano jego działalność, a w każdym razie domagano się poddawania tekstów kontroli cenzury. Co do darów Polonii amerykańskiej kierowanych na ręce Prymasa Polski biskupi zgodzili się ze względów społecznych na przekazanie ich krakowskiemu Komitetowi Przeciwpowodziowemu. W innych sprawach zajęli stanowisko nieustępliwe. Wtargnięcie władz na Jasną Górę wzbudziło takie oburzenie opinii, że władze poczuły się zmuszone do ogłoszenia specjalnego komunikatu Generalnej Prokuratury. Głosił on, że Prymasowski Instytut Ślubów Narodu na Jasnej Górze kolportował "w szerokim zakresie na terenie całego kraju liczne publikacje". Komunikat uzasadniał rewizję na Jasnej Górze w dniu 21 lipca "treścią antypaństwową, skierowaną przeciwko panującemu ustrojowi" publikacji Instytutu Prymasowskiego, nie podawał jednak ani jednego przykładu uzasadniającego taką ocenę. Wszczęcie śledztwa przeciw kilku osobom i zatrzymanie jednej z nich komunikat motywował stawianiem oporu prokuratorowi. Komunikat niczego nie wyjaśniał. Mimo to prasa partyjna uderzyła na alarm przeciwko klerykalizmowi. Warszawska "Polityka" zamieściła aż dwa artykuły w jednym numerze, pierwszy pt. "Religia czy polityka?", a drugi, wręcz uwłaczający Jasnej Górze, pt. "Fabryka złudzeń", podpisany literami W. G. Z obu tekstów niewiele można było dowiedzieć się o tym, co zaszło w Częstochowie. Pierwszy z nich uważał za obraźliwy dla państwa fragment publikacji mówiącej o złym stanie zdrowia młodzieży polskiej. A było to stwierdzenie faktu oczywistego, wynikającego z ogólnie znanych konsekwencji załamania gospodarczego w kraju. Przytoczmy fragment drugiego artykułu "Polityki", pisma uchodzącego za organ partyjnych liberałów, a w każdym razie grupy Gomułki: "Duchowieństwo jest zadowolone. Wysiłek przynosi owoce. Przybywające tu tłumy to manifestacja siły Kościoła. To nic, że modlitwy pielgrzymów nie zostaną spełnione. Fabryka złudzeń służy zbijaniu politycznego kapitału. Dla kogo? Odpowiedź można znaleźć w skonfiskowanych przez organa prokuratury nielegalnie wydawanych broszurach. Duchowieństwo jest zadowolone. Jego sojusznikiem - ciemnota, zacofanie, niełatwe życie ludzi i odwieczna pogoń człowieka za szczęściem. Szafarze złudzeń nie chcą brać odpowiedzialności za losy tak ciężko przecież doświadczonego narodu. Nie oni wzięli na swe barki trud w ustanowieniu sprawiedliwości społecznej. Ich droga w innym prowadzi kierunku". Pojawienie się większej ilości tego typu agresywnych, godzących w wierzenia rzesz publikacji spowodowało zarządzenie przez Księdza Prymasa modlitw przebłagalnych. Partia była tym zaszokowana. Próbowano wywrzeć nacisk przez list jednego z posłów katolickich do kardynała Wyszyńskiego. Partia nie ograniczała się tylko do kampanii prasowej. Korzystając z napięcia wokół rewizji na Jasnej Górze, podjęła jedną z boleśniejszych dla Kościoła w okresie popaździernikowym decyzji. Dnia 4 sierpnia 1958 roku Ministerstwo Oświaty wydało okólnik o odsunięciu osób zakonnych od nauczania religii. W ten sposób, ze względu na ograniczoną ilość księży katechetów, utrzymanie nauki religii w szkołach zostało postawione pod znakiem zapytania. Reakcja Prymasa Polski na te wszystkie napastliwe poczynania była pełna godności i zarazem siły. Dnia 26 sierpnia Kardynał odczytał po raz trzeci na Jasnej Górze Ślubowania Narodu. W uroczystości wzięło udział ponad 300 tysięcy wiernych i tysiąc księży. Ksiądz Prymas powiedział między innymi: "Kościół jest jak kamień leżący na dnie potoku górskiego. Raz jest umywany strumykiem wody, to znów znosi na sobie masę wody powodzi. Leży jednak spokojnie, wody opadają, spływają, a kamień pozostaje. Nasza sytuacja obecna wymaga milczenia i modlitwy". Dnia 5 września nad powstałą sytuacją debatowała Konferencja Episkopatu Polski. Postanowiono nie wydawać odezwy do społeczeństwa, by nie powiększać napięcia, a jedynie poinformować duchowieństwo na specjalnych zebraniach o sytuacji między Kościołem a państwem. Komisja Główna Episkopatu, także w intencji niezaogniania konfliktu, postanowiła nie wysłać "pro memoria" do rządu, a złożyć tylko za pośrednictwem sekretarza Episkopatu oświadczenie dla premiera na ręce ministra Sztachelskiego. Na posiedzeniu Konferencji Episkopatu stwierdzono powszechne w kraju zdejmowanie krzyży ze ścian w szkołach. Mimo bardzo wstrzemięźliwej postawy Episkopatu I sekretarz PZPR Władysław Gomułka na naradzie aktywu partyjnego w dniu 24 września 1958 roku z emocją atakował biskupów, którzy wbrew zasadzie "każda władza pochodzi od Boga" - nie popierają państwa komunistycznego. Były to pretensje groteskowe. Ale Gomułka jednocześnie groził: "(...) nie pozwolimy, aby określona część hierarchii kościelnej i duchowieństwa, pozostająca pod wpływem wrogich Polsce Ludowej kół watykańskich i dążąca do celów nie mających nic wspólnego z religijną misją Kościoła, podważała porządek prawny i ustrój polityczno_społeczny naszego kraju". Zdumiewające, jak źle partia była poinformowana o wpływie Watykanu na program Episkopatu. Watykan żadnych politycznych instrukcji biskupom nie dawał. Próba Gomułki dzielenia biskupów i duchowieństwa na dobrych i złych była klasyczna dla całego okresu jego rządów. Podważanie prawa i ustroju przez Episkopat stanowiło legendę, którą snuto, by ograniczać Kościół wyłącznie do sfery kultu, a nawet tę dziedzinę kontrolować, między innymi za pomocą cenzury tekstów religijnych. Zacietrzewienie Gomułki w stosunku do Watykanu skończyło się dość nieoczekiwanie. Dnia 9 października 1958 roku o godzinie #/3#52 zmarł papież Pius XII. Nowy pontyfikat dał okazję komunistom do wycofania się z pozycji antywatykańskiej w ramach kursu na koegzystencję. W Polsce wzmocniło to jeszcze ich uprzedzenie i walkę z Prymasem Polski. Ksiądz Prymas zaś głęboko przeżył śmierć Piusa XII, choć niegdyś uważano, że Papież nie przyjął życzliwie kardynała Wyszyńskiego po zawarciu przez niego porozumienia z rządem. W wypowiedziach i pismach Prymasa Polski widoczna jest wdzięczność wobec Zmarłego za zaufanie i pozostawienie spraw Kościoła w Polsce tym, którzy znali sytuację z własnego doświadczenia. Ksiądz Prymas wyjechał do Rzymu na konklawe 17 października. Po drodze wszędzie witano go z entuzjazmem i serdecznością niemal taką, jak za poprzednim razem. Konklawe zebrało się dnia 25 października. W jedenastym głosowaniu w dniu 28 października papieżem wybrano zaprzyjaźnionego z Księdzem Prymasem patriarchę Wenecji, kardynała Roncalli, który przyjął imię Jana XXIII. W dniu swej koronacji, 4 listopada, papież Jan XXIII powiedział do Prymasa Polski: "Częstochowa, Częstochowa, Sprawcie, aby wiele modlono się za mnie przed Matką Bożą". Kardynał Wyszyński odpowiedział: "Uczynię to, aby każdego dnia była Msza św. w intencji Waszej Świątobliwości przed obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej w Częstochowie". Ciekawe, co myślał po przeczytaniu tych słów skryba rządowy, który nazwał Częstochowę "fabryką złudzeń"? Pobyt Prymasa w Rzymie przedłużył się aż do 19 grudnia. Jak zwykle, było mnóstwo spraw do załatwienia i niemało przykrości. Do Kardynała np. doszła wiadomość, że czynione są starania, by skarby wawelskie wróciły do Polski przy pomocy Sekretarza Generalnego ONZ, a nie Prymasa Polski. W wyniku rozmów jednego z posłów katolickich w Watykanie powstała pogłoska, że Stolica Apostolska - a konkretnie kardynał Tisserant - miała uznać "program cichej pracy" za lepszy od ofensywnej Wielkiej Nowenny, drogą której prowadził Kościół Ksiądz Prymas. Kardynał Tisserant odżegnał się potem całkowicie od takiego oświadczenia i wszystko położono na karb złej francuszczyzny jego rozmówcy. Sprawy te nie mogły jednak nie boleć Prymasa Polski. Przykrości te wynagrodziła audiencja u Jana XXIII, w dniu 14 listopada, który wyraził całkowite zaufanie do taktyki Prymasa i podkreślał, że Papież osobiście należy do tych, którzy najlepiej rozumieją jego trudną sytuację. Prymas Polski postawił w czasie audiencji sprawę stworzenia diecezji na Ziemiach Zachodnich, akcentując absurdalność sytuacji, w której sam jest ordynariuszem aż sześciu diecezji, w tym formalnie czterech na Ziemiach Zachodnich. Na wiadomość o tych staraniach Prymasa władze polskie zareagowały nie wdzięcznością, ale nowym atakiem Gomułki. Kolejną audiencję u Ojca świętego miał Ksiądz Prymas 29 listopada. Papież przychylił się do proponowanych przez Kardynała nominacji biskupich, a także powiedział: "Nie chcemy dawać żadnych wskazań, mamy zaufanie, nie chcemy krępować. Z doświadczenia wiemy, że praca idzie dobrze". Po rozmowie z Prymasem Ojciec święty przyjął duchownych polskich. Jan XXIII przemówił całkowicie po myśli Księdza Prymasa. Prymas odpowiedział, nawiązując do "ryzykownego" programu Millennium: "Jeśli Kościół w Polsce ucierpi, będzie winien nie Ojciec święty, tylko Prymas Polski". W tym czasie Prymas załatwiał sprawy Kościoła polskiego także w kongregacjach watykańskich. Dnia 6 grudnia Kongregacja Rytów wydała zgodnie z prośbą Episkopatu dekret o wprowadzeniu w Polsce święta Matki Bożej "Auxilium Christianorum". Tajny konsystorz odbył się w dniu 15 grudnia. W dwa dni później, 17 grudnia, Ksiądz Prymas był na audiencji pożegnalnej u Ojca świętego. W czasie rozmowy zaproponował ks. prałata Filipiaka do pracy w Sekretariacie Stanu. Podkreślił też, że ze względu na zaciekłe konflikty narodowościowe wszczęcie procesu beatyfikacyjnego arcybiskupa Szeptyckiego uważa za przedwczesne. Rozstanie Prymasa z Papieżem było nadzwyczaj serdeczne. Dnia 21 grudnia Prymas powrócił do Warszawy. Już 29 grudnia poinformował Komisję Główną Episkopatu o swych pracach i wydarzeniach rzymskich. Podobną relację złożył 30 grudnia na Konferencji Episkopatu. Na sesji postanowiono, że biskupi zaczną starania o wyjazdy do Rzymu ad limina. Do sprawy tej podchodzono z ostrożnością, by nie wywołać w świecie wrażenia, że biskupi w Polsce mają pełną swobodę ruchu. Wyzyskano to także później przeciwko Prymasowi, lansując tezę, że nie puszcza on biskupów do Watykanu. Autorzy tego rodzaju intryg nie zdawali sobie jednak sprawy, jak bardzo są one bezowocne ze względu na nadzwyczaj silną pozycję Księdza Prymasa w Stolicy Apostolskiej. Nowy papież i nowy duch w Watykanie pozycję tę jeszcze umocnili. III Rok 1958 był przełomowy w dziedzinie stosunków między Kościołem a państwem. W niecałe dwa lata po październiku 1956 roku rząd wrócił na drogę otwartej walki z Kościołem. Redakcja Prymasa na tę zmianę polegała na wzmożeniu działalności ściśle duszpasterskiej. Prymas nieustannie troszczył się o to, by diecezje polskie miały "na wszelki wypadek" dostateczną liczbę biskupów. Z początkiem stycznia 1959 archidiecezja warszawska na wniosek Prymasa otrzymała trzeciego sufragana w osobie ks. dra Jerzego Modzelewskiego. Rok ten przyniósł także inne nominacje biskupie. Tymczasem podejmowano wysiłki wyzyskania programu Prymasa dla celów politycznych. Jedną z takich inicjatyw stanowiła wizyta u Prymasa w dniu 15 stycznia trojga pisarzy, publikujących w wydawnictwie "Pax" - Zofii Kossak_szatkowskiej, W. J. Grabskiego i Jana Dobraczyńskiego. Bronili oni Paxu, twierdząc, że jest tam 5 tysięcy gorliwych katolików. Prymas jednak sprowadził rozmowę na płaszczyznę faktów. Oto trzy panie podstawione przez Pax w Łodzi, uzyskały koncesję na wydawnictwo "Augustinum", a Kościół i Prymas nie mogą otrzymać zgody władz na pismo "Jasna Góra". Pax monopolizuje więc działalność wydawniczą katolików. Ksiądz Prymas ujawnił swoim rozmówcom, że w październiku 1956 roku rząd chciał oddać Pax Kościołowi, ale Prymas nie przyjął tej propozycji, by nie "kraść kradzionego". Uważał bowiem, że Pax wyrósł na krzywdzie innych wydawnictw, czasopism i drobnych wytwórców dewocjonaliów. Ksiądz Prymas musiał także przypomnieć udział Paxu w akcji rządu przeciw rozdawnictwu darów zagranicznych przez Kościół, a także zajmowanie przez firmę Paxu lokalu na Bielanach, "Inco", należącego do archidiecezji. Misja wysłanników Piaseckiego skończyła się więc całkowitym niepowodzeniem. Wobec niemożności dysponowania darami zagranicznymi Ksiądz Prymas przekazał je Ministerstwu Pracy i Opieki Społecznej, zastrzegając tylko, by zwrócono mu nadsyłany sprzęt kościelny. Ministerstwo "odwdzięczyło się", zatrzymując znajdujące się w przesyłce z Watykanu egzemplarze Nowego Testamentu. Mimo to Prymas trwał w postawie dobrej woli. W końcu stycznia przyjął prof. Mariana Zdziechowskiego i potem dał mu list do kardynała Legera z Montrealu w sprawie powrotu do Polski, w ślad za innymi skarbami, także arrasów wawelskich. Ważnym wydarzeniem tego okresu było otwarcie w Gnieźnie w obecności Księdza Prymasa trumny z relikwiami św. Wojciecha. Po ich zbadaniu umieszczono relikwie św. Wojciecha i św. Stanisława w osobnym relikwiarzu. Ksiądz Prymas tak to uzasadnił: "Jeden doprowadził do jedności religijnej Polski, gdyż przy grobie Wojciechowym powstała Metropolia Gnieźnieńska. A drugi uratował jedność polityczną Narodu, gdyż kult św. Stanisława szerzył się w czasie walk dzielnicowych Piastowiczów i utrzymał zwartość". W marcu 1959 roku odbywał się III Zjazd PZPR, który posłużył najpierw Gomułce, a potem Cyrankiewiczowi do nadzwyczaj ostrych ataków na Kościół. Było to tym dziwniejsze, że właśnie na tym zjeździe Gomułka w pełni opanował partię, obcinając jej przysłowiowe obydwa skrzydła. Z pewnością ceną za niepodzielną władzę musiała być nieprzejednana postawa wobec Kościoła katolickiego. Potwierdziło się przekonanie, że już w poprzednim, 1958 roku, doszło do ostatecznego zerwania z "październikową" postawą wobec Kościoła. Gomułka mówił na III Zjeździe: "Hierarchię kościelną przestrzegamy przed naruszaniem prawa i zarządzeń państwowych, co znowu się powtarza. Radzimy zaniechać prowokowania władzy ludowej, bo nie wyjdzie to Kościołowi na pożytek (oklaski). Jeszcze raz mówimy, że wojny z Kościołem nie chcemy. Ale Kościół musi być tylko Kościołem, musi się ograniczyć do spraw wiary i pozostać w Kościele. Dawno minęły już czasy średniowiecznej supremacji Kościoła nad państwem. Trzeba dostosować się do postępu i wyrzec się beznadziejnej myśli o walce z socjalizmem". Gomułce wtórował premier Józef Cyrankiewicz: "Ale gdzie leży przyczyna, że hierarchia kościelna nie chce ograniczyć się do spraw wiary i - przestrzegając rozdziału Kościoła od państwa - wyrzec się walki z socjalizmem, o czym świadczy także zdecydowana akcja rugowania przez hierarchię wszystkich księży, zdradzających obywatelski stosunek do Państwa Ludowego. Otóż wydaje się, że rzecz jest w tym, że część hierarchii chce szerzyć malkontenctwo i zwalczając nas w sposób mniej lub bardziej zawoalowany, pełen dwuznaczników, ale zohydzający socjalizm, chce utrzymać u jak największej ilości wiernych, i to jak najdłużej wykorzystując ich uczucia religijne - poczucie tymczasowości naszego ustroju. Sami w to zresztą chyba nie wierzą. Powoduje to z jednej strony wytwarzanie lub podtrzymywanie postaw antysocjalistycznych lub obojętnych wobec narodowego wysiłku, z drugiej strony jest strategiczną próbą konserwowania swoich rezerw, rezerw politycznych zwolenników na jakąś przyszłość, na jakiś wypadek. Jest próbą osłabiania Polski jako ogniwa obozu socjalistycznego". W istocie rzeczy rząd chciał ograniczyć Kościół do spraw kultu i zamknąć go w zakrystii. Odmawiał mu wszelkiego wpływu na moralność indywidualną i społeczną. Biskupi zaś nie myśleli ani o naruszaniu prawa, ani o "tymczasowości" ustroju. Brak oparcia w opinii społecznej powodował nerwowość partii i wysuwanie zarzutów politycznych. Natomiast biskupom chodziło przede wszystkim nie o politykę, ale o możność spełniania wszystkich funkcji właściwych Kościołowi: kultowych, moralnych, społeczno_wychowawczych i leżących w zakresie kultury katolickiej. Obradująca w dniach 17 i 18 lutego Komisja Główna i plenarna sesja Konferencji Episkopatu stwierdziła definitywną zmianę kierunku działania ekipy Gomułki. Partia wycofała się co prawda z żenującego nawoływania do indyferentyzmu ideowego i moralnego, ale zdecydowanie lansowała program laicyzacji społeczeństwa. Urząd do Spraw Wyznań przestał załatwiać jakiekolwiek sprawy kościelne, nie dawał zezwoleń na budowę świątyń, traktował Kościół per non est. Konferencja Episkopatu tym bardziej zajęła się różnymi sprawami duszpasterstwa, między innymi rekolekcyjnego, młodzieży żeńskiej i męskiej, pracowników nauki, prawników i akademików. Wiele uwagi poświęcono też krucjacie wstrzemięźliwości wobec szerzącego się alkoholizmu. Szczegółowo dyskutowano program drugiego roku Wielkiej Nowenny (maj 1958 - maj 1959) pod hasłem "Naród wierny łasce". Wyznaczono kolejne diecezje, które miał odwiedzać obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Omawiano wiele spraw szczegółowych. Między innymi ks. dyrektor Bronisław Dąbrowski informował, że rząd wypowiedział dawną umowę w sprawie rekolekcji szkolnych, ograniczając je tylko do Wielkiego Tygodnia. Stosując te szykany władze próbowały nacisków na Prymasa przez posłów katolickich. Z początkiem marca odwiedzili Księdza Prymasa posłowie Stomma i Zawieyski, powtarzając absurdalne zarzuty Kliszki o przywiezieniu przez Prymasa wielkich sum dolarowych. W czasie rozmowy uświadomili sobie, że jest to prowokacja, zmierzająca do zastraszenia Prymasa. Czyżby znający historię lat pięćdziesiątych Kliszko nie wiedział, że jest to niemożliwe. Toteż Komisja Główna postanowiła na posiedzeniu 23 marca, by kwietniowa Konferencja Episkopatu wysłała do rządu list protestujący przeciw nieodpowiedzialnym wystąpieniom Gomułki, Cyrankiewicza i ministra spraw wewnętrznych Wichy przeciw Kościołowi na III Zjeździe PZPR. Za najbardziej napastliwą uznano mowę Cyrankiewicza. Pozostał on wierny sobie z okresu stalinowskiego. Za wrogimi wobec Kościoła oświadczeniami przywódców partii szły bezprawne i dokuczliwe decyzje polityczne. I tak 4 kwietnia 1959 roku Ksiądz Prymas został powiadomiony o nowych przepisach podatkowych, zastosowanych wobec instytucji kościelnych. Były one drakońskie i tak pomyślane, że w ciągu kilku miesięcy cała własność Kościoła, gmachy seminaryjne, kurialne, domy biskupie i plebanie musiałyby być zlicytowane, gdyby poważnie potraktowano wysokość wymierzanych podatków. Podatek np. od seminarium duchownego musiałby wynosić więcej niż kosztowało jego utrzymanie. Rząd sprowadzał rzecz do absurdu, kierując się już nie jakąś myślą polityczną, ale ślepą nienawiścią, powodowaną z pewnością wzrastającym poczuciem własnej izolacji i moralną pozycją Kościoła w społeczeństwie. Stąd odbyta w dniu 14 kwietnia 1959 Konferencja Episkopatu uchwaliła przygotowany przez Komisję Główną list protestacyjny do rządu, wyrażający sprzeciw wobec naświetlenia spraw Kościoła na zjeździe partii. List podpisali w dwóch egzemplarzach wszyscy obecni na Konferencji biskupi polscy. Konferencja Episkopatu na tym samym posiedzeniu powołała Komisję Soborową pod przewodnictwem arcybiskupa Baraniaka. Poza tym omówiono bieżące sprawy duszpasterskie, no i naturalnie sytuację wynikającą z nowych podatkowych szykan stosowanych przez władze państwowe. Nie od rzeczy będzie podkreślić, że w tym czasie grupa katolików świeckich "Znak" złożyła rządowi memoriał w sprawie sytuacji Kościoła i że Gomułka powiedział Zawieyskiemu, iż pisał go kardynał Wyszyński. W rzeczywistości Prymas dostał tekst memoriału w trzy dni po jego wysłaniu. Ta interwencja stawiała "Znak" w oczach Księdza Prymasa, mimo szczegółowych zastrzeżeń, w zupełnie innej sytuacji niż ta, w jakiej znajdował się Pax. Mimo to Prymas troszczył się, by działacze "Znaku" nie poddawali się zazwyczaj sugestywnym ocenom rządzących i całkowicie odrzucał program "cichej, spokojnej pracy", "Znak" pozyskał jednak jego szacunek i zaufanie. Tymczasem nadszedł dzień 3 maja, uroczystość Królowej Polski. We wszystkich świątyniach odnawiano po raz trzeci Śluby Jasnogórskie. Rozpoczynał się trzeci rok (1959_#1960) Wielkiej Nowenny Tysiąclecia, którego przewodnią ideą było hasło: "W obronie życia, duszy i ciała". "Rok życia" był szczególnie kontrowersyjny w oczach partii, lansującej swobody seksualne i daleko idący liberalizm w zakresie sztucznych poronień. W tej sytuacji Kościół szczególnie usilnie modlił się do Królowej Polski, by nie dopuściła do deprawowania młodzieży i do godzenia w życie nienarodzonych. A ideał życia bez Boga znajdował w prasie coraz to silniejsze akcenty. Prymasa boleśnie poruszył artykuł byłego posła katolickiego z Paxu, Dominika Horodyńskiego, przedstawiający Rosję w "Nowej Kulturze" jako kraj "Bez Ikony". Cały świat pasjonował się w tym czasie książką Borysa Pasternaka "Doktor Żiwago", w której znalazł się - jeden z piękniejszych w literaturze światowej - fragment poświęcony Matce Bożej. Pasternak znał losy swego narodu i wiedział, że nie chce on żyć bez Ikony. Horodyński całkiem się tu poddał obowiązującej konwencji ideologicznej. A przecież ten sam człowiek wystąpił jako jedyny w Sejmie w 1956 roku o uwolnienie z więzienia kardynała Wyszyńskiego. Wszystko to świadczyło o rosnącej niemocy części inteligencji wobec panującego systemu. A system kierował w tym czasie przeciw Kościołowi dwie główne bronie: wygórowane podatki i powołanie do wojska czterech roczników kleryków z seminariów duchownych. Urząd do Spraw Wyznań odmawiał wszelkich rozmów. Jeszcze w kwietniu rząd wydał dekret o przejęciu na Ziemiach Zachodnich i Północnych mienia kościelnego na własność państwa. Szykana głęboko godziła w polską rację stanu na Ziemiach Zachodnich. Wielką pociechą dla Kardynała była nadzwyczaj udana pielgrzymka młodzieży studenckiej do Częstochowy w niedzielę 10 maja. Wzięło w niej udział około 6 tysięcy studentów. Prymas przemawiał do nich ogólnie, prowadził także rozmowy osobiste. Toczyła się właśnie walka o serca młodzieży. Miejscowości, w których odbywały się pielgrzymki i odpusty, były np. zaopatrywane przez państwową sieć handlową w napoje alkoholowe. Ale Kościół odnosił zwycięstwo prawdą i swą pracą pociągał młodzież do dobrego. Dnia 12 maja na Jasnej Górze odbyła się konferencja duszpasterstwa specjalnego: apostolstwa kobiet, dziewcząt, duszpasterstwa służby zdrowia, nauczycielstwa, prawników, pracowników nauki, głuchoniemych, ociemniałych. Na konferencji dla pisarzy referentem był biskup Wojtyła, Obradowały sekcje młodzieży pozaszkolnej, twórczości artystycznej i duszpasterstwa akademickiego. Już samo wyliczenie duszpasterstw specjalnych mówi o zakresie pracy Kościoła. Prymas brał osobiście udział w obradach. W kazaniu podczas uroczystości Bożego Ciała w Warszawie 29 maja Ksiądz Prymas poruszył dwie sprawy polemiczne wobec władz: sprawę świętokradczego zniszczenia kapliczek Matki Bożej przy ul. Grójeckiej w Warszawie i uniemożliwienia mu przemawiania do rzesz wiernych w czasie procesji przez odebranie megafonów. Radio zagraniczne nadało treść tego przemówienia, co zaskoczyło Prymasa, był pewien, że rząd posądzi go o dostarczenie tekstu na Zachód. Jednak nawet w Polsce istniały już magnetofony, a dziennikarze zagraniczni także ich używali. Wieczorem tego dnia Prymas otrzymał wielki, przeszło 30_stronicowy list Gomułki, przesłany w odpowiedzi na pismo Episkopatu. Po staremu obciążał on za wszystko winą biskupów i nie wnosił nic nowego. Odpisy listu Gomułki otrzymali wszyscy biskupi. Uważali na ogół, że jest on bardzo brutalny w formie. Kilka dni później, 5 czerwca, biskup Choromański przedstawił Księdzu Prymasowi żądanie władz usunięcia z Kielc biskupa Kaczmarka. Rząd udawał, że nie wie, iż usuwać biskupa może tylko Stolica Apostolska. Stosował jednak coraz to nowe metody presji. W dniach 16 i 17 czerwca 1959 roku odbyło się najpierw posiedzenie Komisji Głównej, a potem Plenarnej Konferencji Episkopatu. Jeszcze przed obydwiema sesjami biskup Klepacz odbył długą rozmowę z zastępcą Gomułki, Zenonem Kliszką, który poprosił listownie o to spotkanie. Kliszko uskarżał się na list Episkopatu wystosowany do rządu i uważał, że biskupi nie chcą dostrzegać pozytywnych rzeczy dziejących się w Polsce, nie chcą ich publicznie pochwalić oraz piętnować zła moralnego. Wreszcie Kliszko usprawiedliwiał list Gomułki do biskupów, bojąc się, by ten agresywny dokument nie spotkał się z ostrą odprawą z ich strony. Biskup Klepacz stwierdził z kolei, że rząd toleruje tylko wąsko pojęty kult religijny, nie rozumiejąc, iż Kościół od dwóch tysięcy lat oddziałuje także moralnie i społecznie. Rozmowa z Kliszką wykazała jeszcze raz, jak rząd całkowicie błędnie ocenia sytuację, uważając, że postępowanie Kościoła dyktują jakieś specjalne wytyczne Watykanu. Odebranie własności Kościoła na Ziemiach Zachodnich Kliszko tłumaczył słowami: "to było niemieckie". Porozumienie rozmówców nie bardzo było realne, gdyż rząd domagał się poparcia dla Polski "październikowej", gdy tymczasem odwrót od założeń października 1956 roku był już od dłuższego czasu dla całego społeczeństwa oczywistością. Jaśniejszym punktem rozmowy była zapowiedź, że klerycy nie muszą być koniecznie powołani do wojska, ale nie była ona też jednoznacznym przyrzeczeniem. W tym stanie rzeczy Konferencja Episkopatu na wniosek Komisji Głównej postanowiła nie odpowiadać na ostry list Gomułki, ponieważ rozmowa z Kliszką w pewnym sensie stworzyła nową możliwość dialogu. W sprawie usunięcia biskupa Kaczmarka Episkopat zajął stanowisko zdecydowanie negatywne, nie mając w tej sprawie kompetencji i nie wierząc, by Stolica Apostolska spełniła tego rodzaju postulat rządu. Ksiądz Prymas złożył nawet wyrazy solidarności z biskupem kieleckim w słowach: "Jeśli mowa o winach zarzucanych biskupowi Kaczmarkowi, to nasze nie są mniejsze". Jeszcze przed końcem Konferencji Episkopatu Kliszko rozmawiał drugi raz z biskupem Klepaczem i deklarował, że jeśli biskupi nie złożą żadnego ostrego oświadczenia, to i rząd będzie oględny w sprawie polityki podatkowej i poboru kleryków do wojska. W gruncie rzeczy rząd niepotrzebnie wikłał się w taktykę daleko idących nacisków. Biskupi nie myśleli ustępować i same władze musiały się wycofywać, ale pozostawała napięta i niechętna atmosfera. PZPR nie miała klarownego kierunku polityki wyznaniowej. Tymczasem 27 czerwca przybyła pielgrzymka nauczycieli na Jasną Górę. Mimo nacisków władz było obecnych około 4 tysięcy osób. Ksiądz Prymas spędził kilka dni w Częstochowie, kierował rekolekcjami kapłanów. Właśnie na Jasnej Górze 30 czerwca 1959 roku dowiedział się o zapadłych tego dnia wyrokach, związanych z najściem władz na Instytut Prymasowski Ślubów Narodu. Wszyscy oskarżeni dostali wyroki z zawieszeniem, najwyższy wyrok wynosił rok więzienia, a świecki oskarżony, B. Skąpski, dostał 10 miesięcy. W ostatniej fazie proces wyraźnie zatuszowano ze względów politycznych. Nasuwa się pytanie, czy należało go w ogóle wszczynać? Dnia 4 września odbyła się na Jasnej Górze Konferencja Episkopatu Polski. Dyskutowano o sytuacji Kościoła, o ofensywie laicyzacyjnej Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Papież Jan XXIII wystosował list do biskupa Kaczmarka, co znakomicie wzmocniło jego pozycję. Rząd zorientował się, że zarządzenia podatkowe w okólniku z 25 lutego są absurdalne i złagodził je nowym okólnikiem z 10 sierpnia 1959 roku. Prymas niezmordowanie nawiedzał diecezje całej Polski. W dniu 11 października przemawiał w Częstochowie do dwóch pielgrzymek - działaczy przedwojennego "Odrodzenia" i prawników. Rząd nie pozostawał także bierny. Dnia 20 października Prymas przebywający na krótkim wypoczynku w Krynicy, dowiedział się, że władze wydały dekret podporządkowujący seminaria duchowne ustawie o szkołach prywatnych z... 1932 roku. Pomysłowość władz była imponująca. W tym samym dniu Kardynał został powiadomiony o tym, że milicja 17 października o godzinie #/17#30 próbowała "porwać" z ulicy jego bliskiego współpracownika, ks. Goździewicza. Napadnięty zaczął krzyczeć, zebrali się ludzie i w ogólnym tumulcie ks. Goździewicz zdołał się wymknąć. Z pewnością chodziło władzom o szantażowanie duchownego, stojącego blisko Prymasa. Na napiętą atmosferę w kraju miały także wpływ najróżniejsze szykany władz wobec księży. W diecezji katowickiej posunięto się aż do zdejmowania księżom zegarków z rąk z tytułu zaległości podatkowych. Dnia 17 listopada odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a w dniu następnym - Plenarnej Konferencji Episkopatu. Omawiano rozpoczynające się wizyty biskupów polskich "ad limina". Przedmiotem wielkiej troski Episkopatu było ponowne organizowanie przez władze ruchu "księży patriotów". Episkopat omawiał sprawę biskupa Kaczmarka, który nadal trwał w Kielcach mimo nacisku władz. W Kielcach też zabrano do wojska 42 alumnów, mimo że w innych diecezjach zrezygnowano z tej szykany. Władze chciały za wszelką cenę osiągnąć ustąpienie biskupa kieleckiego. We wszystkich diecezjach stwierdzono tak wysokie wymiary podatków, że zapłacenie ich było niemożliwe. Najwyższe podatki wyznaczono diecezjom na Ziemiach Zachodnich. Rząd nie chciał zrozumieć, że właśnie tam niszczenie Kościoła najbardziej godzi w polską rację stanu. Wiele uwagi Episkopat poświęcił problematyce religijności maryjnej, z uwagi na wątpliwości niektórych kół katolików świeckich, czy kult maryjny nie umniejsza kultu Chrystusa. Między innymi chodziło o rezerwę wobec programu Wielkiej Nowenny. Ksiądz Prymas zarzucał tym kołom naśladowanie wzorów zagranicznych i lekceważenie religijności rodzimej. Ze względu na systematyczne usuwanie nauki religii ze szkół postanowiono tworzyć punkty katechetyczne, nie rezygnując z zasady nauczania religii w szkołach. Trzej biskupi polscy, którzy niejako "na próbę" zdecydowali się pojechać z wizytą "ad limina" do Rzymu, zostali w drodze powrotnej poddani nadzwyczaj surowej i niegrzecznie przeprowadzonej kontroli celnej. W całym wagonie rewidowano tylko ich trzech. A jednocześnie do Prymasa napływały z różnych źródeł, głównie ze "Znaku", sugestie o możliwości rozmowy na najwyższym szczeblu. Kardynał Wyszyński nie spieszył się jednak. Szczególnie że koniec roku 1959 przyniósł ponowne zaktywizowanie "księży patriotów", tym razem w formie kół księży przy odebranym Kościołowi zrzeszeniu "Caritas". Rok 1959 kończył się więc z jednej strony zapowiedzią rozmowy Księdza Prymasa z Gomułką w cztery oczy, jak i niezliczonymi aktami presji władz na Kościół, włącznie z odbudowywaniem skompromitowanego doszczętnie w okresie stalinowskim ruchu "księży patriotów". W odczuciach Księdza Prymasa rok ten był szczególnie ciężki ze względu na upadek moralności społecznej, wyrażający się przede wszystkim w coraz liczniejszych sztucznych poronieniach. Wielkim zagrożeniem było też pijaństwo, demoralizacja młodzieży i jej ateizacja, wreszcie sabotowanie pracy, będące samoobroną społeczeństwa wobec nieracjonalnej gospodarki. Wadliwy system społeczny godził w postawę moralną narodu. Rozmowa kardynała Wyszyńskiego z Gomułką odbyła się 11 stycznia 1960 roku o godzinie #/17#00 i trwała cztery godziny. Ksiądz Prymas nie polemizował z drażliwym I sekretarzem, ale wyłożył w kilku punktach pozytywne stanowisko Kościoła. Dając Gomułce do zrozumienia, że obu ich łączy troska o suwerenność Polski i o to, by uniknęła ona takiego wstrząsu, jakiego doznały Węgry, Prymas kategorycznie stwierdził, że Episkopat nie otrzymuje żadnych politycznych instrukcji z Watykanu. Mówił o tym z wielkim naciskiem, by położyć wreszcie kres dezorientacji partii i nieuzasadnionym atakom. Następnie Prymas przedstawił realizm, z jakim zapatruje się na rządy PZPR w Polsce, i przypomniał, że to on właśnie zadecydował o pierwszym porozumieniu między Episkopatem katolickim a rządem komunistycznym. Z kolei Prymas zwrócił uwagę Gomułki na wkład Kościoła w uspokojenie społeczeństwa w okresie popaździernikowym. Wreszcie omówił sytuację aktualną, wypełnioną ciągłymi konfliktami między Kościołem a państwem, i zaproponował, by dla położenia im kresu podjęła ponownie prace Komisja Wspólna przedstawicieli rządu i Episkopatu. Jako sprawy do dyskusji Prymas wymienił przykładowo seminaria duchowne, wtłaczane sztucznie pod ustawę o szkołach prywatnych z 1932 roku, i wyznaczanie podatków przekraczających możliwości płatnicze instytucji kościelnych. Prymas poruszył nie tylko sprawy ściśle kościelne, ale i ogólnospołeczne, demograficzne oraz konflikt z rządem wokół ustawy o sztucznych poronieniach. Kardynał stał na stanowisku, że przy właściwej gospodarce Polska mogłaby wyżywić dwukrotnie więcej ludności niż ma jej obecnie. Gomułka w odpowiedzi trzymał się spraw przedstawionych przez Prymasa. Kładł wielki nacisk na potęgę ZSRR i na to, że sytuacja międzynarodowa Polski nie zmieni się. Podkreślił, że docenia pomoc Prymasa, który w 1956 roku pomógł kierownictwu polskiemu w uzyskaniu suwerenności, ale oskarżał Kościół o to, że obecnie nie pomaga władzom. Zaznaczył, że i Stalin, i Chruszczow występowali nie przeciw suwerenności Polski, ale bronili integralności bloku wschodniego. W tym punkcie jego wywodów można zauważyć sprzeczność między chęcią utrzymania oficjalnego kierunku partyjnego, a jednocześnie zwrócenia uwagi rozmówcy na swe zasługi dla suwerenności. Właściwa dyskusja była jak na zwyczaje Gomułki bardzo spokojna.. Wracał do postulatu pomocy ze strony Kościoła. Nalegał na wyjazd biskupa Kaczmarka na urlop. Ksiądz Prymas musiał mu tłumaczyć rzeczy dość podstawowe, że usunięcie biskupa, który siedział w więzieniu i potem został zrehabilitowany, byłoby w Stolicy Apostolskiej nie do przyjęcia. Gomułka wnosił z kolei pretensje o polityczne akcenty w kazaniach biskupa, o aluzje do Chin, o kontakty z obcokrajowcami i przekazywanie im wiadomości. Ksiądz Prymas cierpliwie wyjaśniał, że gdyby sprawy w kraju były prowadzone dobrze, to prasa zachodnia nie miałaby powodów skandalizowania na tematy polskie. Główny tok dyskusji wypełnił jednak dialog dotyczący pomocy Kościoła dla państwa. Ksiądz Prymas jej nie odmawiał, ale wskazywał na ciosy, jakie spotkały ostatnio Kościół ze strony państwa, o których jednak nie chciał mówić. Zwrócił też uwagę, że np. w sprawie alkoholizmu pomoc jest trudna, skoro cenzura konfiskuje teksty apeli Kościoła i nie mogą działać bractwa trzeźwości. Rozmówcy nie mogli zgodzić się w kwestii, czy dość jest w Polsce prasy katolickiej. Gomułka prosił wręcz o pomoc na wsi. Prymas odpowiedział, że będzie ona możliwa, jeśli zostanie publicznie stwierdzone, iż Kółka Rolnicze nie są wstępem do kolektywizaji. Rozmowa, w której poruszono jeszcze kilka innych spraw, skończyła się zasadniczo w dobrej atmosferze. Gomułka zdawał się przyjąć główny wniosek Księdza Prymasa o wznowienie prac Komisji Wspólnej. Następnego dnia odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a 13 stycznia - Konferencji Episkopatu. Arcybiskup Baziak oraz biskupi Barda i Zakrzewski informowali o swym pobycie w Rzymie. Postanowiono, aby biskupi Kominek, Jop i inni wszczęli starania o wyjazd "ad limina". Rozmowy w Watykanie wykazały, że w Kościele Powszechnym najwięcej troski budzi wątpliwe moralnie nastawienie młodzieży, na Zachodzie wynikające z dobrobytu, a w Polsce - z biedy. Stolica Apostolska i tym razem nie dawała żadnych instrukcji Kościołowi w Polsce. Ksiądz Prymas poinformował biskupów sub secreto o fakcie swej rozmowy z Gomułką. wszyscy wiedzieli, czego mogła dotyczyć, bo dobrze znali biedy Kościoła. Biskup Kaczmarek powiadomił Episkopat, że władze zabraniają księżom odczytywania jego listów pasterskich. Próbowano też zorganizować w diecezji swego rodzaju plebiscyt przeciw biskupowi, ale naturalnie nic z tego nie wyszło. Kolejną niepokojącą wiadomością przedstawioną Episkopatowi był list ministra Sztachelskiego do biskupa Choromańskiego, zapowiadający przeprowadzanie kontroli w seminariach duchownych. Postanowiono zaprotestować przeciw takim kontrolom i w wypadku, gdyby do nich doszło, zapewnić obecność biskupa w seminarium. Biskupi mieli obowiązek informować ewentualne komisje kontrolne, że w grę wchodzą prawa Stolicy Apostolskiej w stosunku do seminariów duchownych. Obrady Episkopatu ukazywały więc sytuację Kościoła jako bardzo bolesną. Toczyły się one jednak po upływie dopiero dwu dni od rozmowy Prymasa z Gomułką, skutki więc tego spotkania jeszcze się nie ujawniły i nie było wiadomo, jakie będą. Niestety, w najbliższych tygodniach i miesiącach po rozmowie Gomułka - Wyszyński nie można było odnotować widocznej poprawy stosunków między Kościołem a państwem. Nadal władze chciały wymusić ustąpienie biskupa Kaczmarka. Kościół nie mógł zgodzić się na tego rodzaju precedens. Mógłby on później posłużyć za środek nacisku w stosunku do każdego niewygodnego hierarchy. Innym przejawem zaostrzania sytuacji ze strony rządu było przystąpienie, mimo przestróg Prymasa, do kontroli państwowej seminariów duchownych, na podstawie ustawy o szkołach prywatnych z 1932 roku. W Warszawskim Seminarium Metropolitalnym inspekcja odbyła się w dniu 12 lutego 1960 roku. Ksiądz Prymas delegował do seminarium biskupa Modzelewskiego, który oświadczył, "że wizytacja Seminarium Metropolitalnego jest faktem nienotowanym w dziejach Kościoła". Pytania wizytatorów dotyczyły nawet powołań duchownych kleryków i ich decyzji wstąpienia do seminarium. Wkraczały w ściśle wewnętrzne sprawy Kościoła. Ksiądz Prymas informował o ciężkiej sytuacji Kościoła posłów ze "Znaku", żeby nie dawali się zwodzić taktyce rządzących. W chwilach decydujących posłowie zdobywali się na protest. I tak 20 lutego Ksiądz Prymas otrzymał wiadomość, że posłowie "Znaku" uchylili się od udziału w sesji Frontu Narodowego z powodu przyjęcia przez przewodniczącego Rady Państwa A. Zawadzkiego "księży patriotów" z tzw. kół księży przy "Caritasie". Ta nowa forma zorganizowanej dywersji wewnątrz Kościoła, wśród jego duchowieństwa, skupiała w najbliższych miesiącach i latach wiele uwagi Kardynała. Główną uwagę poświęcał Episkopat sprawom duszpasterskim. W dniu 6 marca 1960 roku we wszystkich kościołach kraju został odczytany list pasterski "w obronie życia nienarodzonych". Jedynym uchwytnym rezultatem rozmowy Prymasa z Gomułką było wznowienie w dniu 14 marca obrad Komisji Wspólnej. Rząd wystąpił z obroną "księży patriotów", uważając ich działalność za warunek "sine qua non" dobrej atmosfery między Kościołem a państwem. W czasie obrad nie wspomniano o sprawie biskupa Kaczmarka i o kontroli w seminariach duchownych, wyrażono natomiast gotowość rozmawiania o sytuacji na Ziemiach Zachodnich. Zanotowano tam masowe odchodzenie autochtonów od polskości, między innymi w wyniku antykościelnej polityki rządu. Rząd był także skłonny do dyskusji o podatkach. Uważając sprawy "nadzoru" państwowego nad seminariami duchownymi i nauki religii w szkołach za najbardziej krytyczne w stosunkach między Kościołem a państwem, Ksiądz Prymas wysłał 25 marca list do Władysława Gomułki poruszający te tematy. Gomułka odpowiedział Prymasowi 19 kwietnia, podtrzymując roszczenia rządu do kontrolowania seminariów. Impas pogłębiał się. Szczególnie, że odbywające się co jakiś czas obrady Komisji Wspólnej nie przynosiły rezultatów. W tym czasie wymierzano wygórowane podatki, zajmowano domy kościelne i stosowano z wielką pomysłowością szykany administracyjne. W Nowej Hucie pod Krakowem wybuchły rozruchy z powodu usunięcia przez władze krzyża z miejsca, w którym zaplanowano budowę kościoła, zgodnie z pisemną obietnicą władz w imieniu W. Gomułki. Sprawa ta była głównym przedmiotem dyskusji Komisji Mieszanej w dniu 10 maja 1960 roku. Atmosfera była nadzwyczaj napięta. Zenon Kliszko demonstrował niegrzeczności wobec przedstawicieli Episkopatu i nie załatwiono praktycznie żadnej sprawy kościelnej. Ksiądz Prymas nakłaniał biskupów do spokoju, gdy powrócili rozczarowani z tych przygnębiających obrad. Mimo wszystkich przeszkód czynionych przez administrację państwową wysiłek duszpasterski Kościoła trwał. Realizowano program trzeciego roku Wiekiej Nowenny Tysiąclecia pod hasłem: "W obronie życia duszy i ciała". W maju w pielgrzymce młodzieży akademickiej do Częstochowy wzięło udział ponad 5 tysięcy uczestników, licznie przystępujących do Komunii św. Ponad 4 tysiące dziewcząt wzięło udział 29 maja w nabożeństwie dla młodzieży żeńskiej w Niepokalanowie, mimo bezprawnego zresztą zakazu władz państwowych. Ksiądz Prymas mówił do młodych o przykładzie poświęcenia się o. Maksymiliana Kolbego, o pokoju, o świecie bez wojen i obozów koncentracyjnych. W odwet za zorganizowanie uroczystości władze zaczęły niebawem konfiskować ziemię zakonnikom w Niepokalanowie. Innym przejawem napięcia były w czerwcu wypadki w Zielonej Górze, gdzie doszło do starć przy odbieraniu Kościołowi Domu Katolickiego. Zmarł jeden z milicjantów, który stojąc na drabinie zdejmował krzyż. Ktoś odciągnął drabinę, milicjant spadł i złamał sobie kręgosłup. Biskup Pluta bardzo był przejęty tym wydarzeniem. Ale nie zmieniało to faktu bezprawnej konfiskaty Domu. Dnia 9 czerwca 1960 roku Ksiądz Prymas w otoczeniu wielu biskupów dokonał uroczystej konsekracji katedry św. Jana w Warszawie po jej odbudowie. Był to dla Kardynała dzień radości po wielu latach ciężkiej pracy nad wznoszeniem świątyni z gruzów. W uroczystości wzięły udział tłumy wiernych, przybyli też architekci i profesorowie, czynni przy renowacji kościoła. Zabrakło zaproszonych władz państwowych. Kolejne posiedzenie Komisji Głównej i plenarnej sesji Episkopatu odbyło się w dniach 21 i 22 czerwca 1960 roku. Komisja Główna oceniała, że rząd po zaburzeniach w społeczeństwie w Nowej Hucie i Zielonej Górze zaczął rozumieć potrzebę odprężenia. Episkopat zawsze się za nim opowiadał. Powstrzymał się więc i tym razem od publicznej deklaracji protestacyjnej. Powrócili biskupi z wizyt "ad limina" w Rzymie. Stolica Apostolska była dobrze poinformowana o sprawach polskich, a Jan XXIII podkreślał swoje całkowite zaufanie do Prymasa. Watykan nie dawał nadal Episkopatowi żadnych instrukcji, oraz podkreślał, że wszystkie sprawy z Rzymem należy prowadzić przez sekretariat Prymasa Polski. W związku z domaganiem się rządu usunięcia biskupa Kaczmarka Watykan zaznaczał, że do Stolicy Świętej należy raczej ustanawianie biskupów, a nie ich usuwanie, i że nie uznaje ona rządowych dekretów o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Biskupi stwierdzili, że wbrew opiniom prasy polskiej, w Watykanie nie zaznaczają się szczególne wpływy niemieckie, a biskupi niemieccy podpisali prośbę o beatyfikację o. M. Kolbego. Konferencja Episkopatu postanowiła wstrzymać się od dalszych ustępstw w sprawie semianriów duchownych ze względu na widoczną chęć władz państwowych wnikania w życie wewnętrzne instytucji kościelnych. W lecie 1960 roku Ksiądz Prymas wiele podróżował, teoretycznie był na wakacjach, zgodnie z zaleceniami lekarzy, ale w praktyce wszędzie włączał się do prac duszpasterskich i spotkań z wiernymi. Zajmował się też przygotowywanymi do druku w wydawnictwie "Znak" wyborami swych kazań i homilii. Dnia 13 sierpnia uczestniczył na Jasnej Górze w Kongresie Królowej Polski, a w następnych dniach - w uroczystościach religijnych dla tradycyjnej już Pielgrzymki Warszawskiej. Czuwał też nad działalnością Instytutu Ślubów Narodu. Letnie prace duszpasterskie Prymasa przerwały wiadomości o "wizytacjach" urzędników państwowych (cenzury) w seminariach duchownych w celu konfiskaty książek "zakazanych". Do prohibitów zaliczono książki emigracyjnego wydawnictwa katolickiego "Veritas" w Londynie oraz przedwojenne prace o Akcji Katolickiej, problematyce żydowskiej i masońskiej. Te dwa ostatnie rodzaje literatury były z pewnością nieco wstydliwym reliktem przedwojennych bibliotek. Z kolei gorliwe ich usuwanie wynikało z roli odgrywanej w tamtym okresie w aparacie partyjnym przez mniejszość pochodzenia żydowskiego. Dzień 26 sierpnia Ksiądz Prymas spędził w Częstochowie. W czasie sumy odczytał nadesłaną przez Jana XXIII depeszę oraz tekst Ślubów Jasnogórskich. W kazaniu ostro potępił miejscową prasę, posuwającą się do uwłaczania pielgrzymom. Obecnych było ponad 800 księży i całe rzesze wiernych. Trzeciego września obradowała na Jasnej Górze Komisja Główna, a następnego dnia - Konferencja Episkopatu. Głównym przedmiotem dyskusji biskupów była sytuacja w dziedzinie nauczania religii. Wyraźnie zarysowało się dążenie do usunięcia jej ze szkół, powstawała więc konieczność pozaszkolnego nauczania. Nie rezygnując ze szkół, faktycznie trzeba było jednak przestawić się na nauczanie parafialne. Odnotowano utrzymywanie się drastycznej polityki podatkowej i innych licznych trudności czynionych Kościołowi. Na przykład władze przeciwstawiały się organizowaniu krucjaty wstrzemięźliwości oraz akcji dobroczynnej Kościoła, wprowadzając nawet od niej specjalny podatek. Zgodnie z wcześniejszą decyzją Episkopatu nie dopuszczono z początkiem listopada do wizytacji Seminarium Metropolitalnego przez władze państwowe. Wobec gróźb warszawskiego urzędnika wyznaniowego, Ksiądz Prymas wystosował list do władz, donosząc, że sprawy wizytacji wniósł na obrady Komisji Wspólnej i wobec tego uważa je za wyjęte z kompetencji władz administracyjnych. Kościół pokazał ekipie Gomułki, że zbliżają się granice ustępliwości biskupów. Każdy niemal dzień pozwalał śledzić przejawy dobrej woli Prymasa i całkowicie przeciwnego nastawienia rządu. Dnia 9 września Ksiądz Prymas odpowiedział na pismo ambasady kanadyjskiej w sprawie arrasów wawelskich. Ambasada zapytywała, czy można przekazać je tylko za pośrednictwem Kościoła. Ksiądz Prymas podtrzymywał swoje stanowsiko w sprawie zwrotu arrasów, godził się na przekazanie ich bezpośrednio władzom muzeum wawelskiego, za pożądaną zaś uważał obecność przy przekazaniu przedstawiciela Kościoła kanadyjskiego. Trudno o większą bezinteresowność. Tego samego dnia, po rozmowie biskupa Choromańskiego z ministrem Sztachelskim, Prymas dowiedział się o przygotowaniu ustawy znoszącej święta Trzech Króli i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 VIII). Sztachelski w czasie rozmowy dość niezręcznie przyznał, że to rząd zerwał rozmowy Komisji Wspólnej, wysuwając pretensje wobec kazań Księdza Prymasa. Tak też było w rzeczywistości - nie Episkopat, lecz rząd zrywał stałe kontakty w ramach Komisji Wspólnej i ponosił odpowiedzialność za wytworzony impas w stosunkach między Kościołem a państwem. Dnia 15 listopada odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a 16 i 17 listopada - Konferencji Episkopatu. Stwierdzono dalszy nacisk władz na Episkopat. Władze wojewódzkie żądały od biskupa wrocławskiego Bolesława Kominka zawarcia umów najmu i płacenia czynszów od obiektów sakralnych na Ziemiach Zachodnich. Biskup naturalnie odmówił. Komisja Główna wobec zorganizowanej akcji antyreligijnej postanowiła przygotować instrukcję dla duchowieństwa w sprawie obrony wiary. Stwierdzono też dalsze próby przeprowadzania inspekcji w seminariach duchownych. Komisja Główna odnotowała dalsze organizowanie duchowieństwa nie tylko przez koła księży przy "Caritasie", ale także przez Pax. Wobec tych wszystkich niepokojących faktów Komisja Główna zatwierdziła projekt listu Księdza Prymasa do W. Gomułki. Biskup Stroba ujawnił na Konferencji Episkopatu, że pozostało jeszcze tylko dwadzieścia sześć procent szkół z nauką religii, gdy tymczasem w poprzednim roku religii nauczano w osiemdziesięciu pięciu procentach szkół. W ciągu roku zrobiono wielki krok w kierunku całkowitego usunięcia religii ze szkół. W czasie obrad Episkopatu przyszła wiadomość o uchwaleniu przez Sejm ustawy o zniesieniu świąt Trzech Króli i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Przeciw ustawie przemawiał poseł "Znaku" Zbigniew Makarczyk, za ustawą poseł Jan Frankowski z Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Wsławił się on zadenuncjowaniem i usunięciem w 1957 roku całej redakcji "Za i przeciw". Frankowski wspomniał, że w Belgii nie ma święta Bożego Ciała, zachęcając właściwie komunistów do zniesienia go i w Polsce. Wystąpienie to wywołało oburzenie całej Polski katolickiej. W Sejmie przeciw zniesieniu świąt głosowało 10 posłów "Znaku". Episkopat dowiedział się, że w czasie wizytacji seminariów duchownych przebywała w Polsce liczna grupa urzędników wyznaniowych z Czechosłowacji, którzy instruowali swych "zapóźnionych" polskich kolegów. Postanowiono wysłać do rządu jeszcze jedno pismo przeciw bezprawnym wizytacjom seminariów. Na Konferencji omawiano także sprawę wrześniowego listu Episkopatu, dotyczącego nauczania religii. Władze podenerwowane tym listem naciskały na sekretarza Episkopatu i posłów "Znaku". Wiele uwagi biskupów zajęły skomplikowane sprawy podatkowe. Podatki były tak wysokie, że praktycznie stały się nieściągalne. Stawiało to zarówno instytucje kościelne, jak i władze skarbowe w sytuacji absurdalnej. Niedługo po posiedzeniu Episkopatu Ksiądz Prymas będąc w Gnieźnie dowiedział się, że w mieście nie ma już ani jednej szkoły z nauką religii. Była to szykana adresowana osobiście do Prymasa. Ale wiadomości o pozaszkolnym nauczaniu religii nie były złe. W archidiecezji gnieźnieńskiej osiemdziesiąt procent młodzieży licealnej przychodziło na religię. Wobec rosnących trudności Kościoła na Ziemiach Zachodnich także biskup Kominek wystosował w grudniu w tej sprawie list do W. Gomułki. Był to drugi obok listu Księdza Prymasa, krok w kierunku zainteresowania najwyższych czynników zaostrzającą się sytuacją. W dzień Bożego Narodzenia 1960 roku Ksiądz Prymas odprawiał sumę pontyfikalną w katedrze warszawskiej. Przemówił od ołtarza, życząc Ojczyźnie, by szanowała prawdę, człowieka, wolność, by wreszcie szanowała prymat ducha nad materią. Na tle tych zasad Prymas przedstawił udręki Kościoła w Polsce, zniesienie przez Sejm dwóch świąt i aluzje posła "katolickiego" w sprawie Bożego Ciała. Kardynał podkreślił, że jest to całkowicie niemożliwe "podciąganie" sytuacji religii w Polsce do sytuacji panującej w innych krajach bloku wschodniego. Wyrażał nadzieję, że "jesteśmy w Polsce suwerennej i urządzamy się po polsku, a Polska jest katolicka". Kazanie Kardynała Prymasa odbiło się szerokim echem w kraju i za granicą. Pod sam koniec roku odwiedził Księdza Prymasa biskup Karol Wojtyła, między innymi w sprawach redakcji "Tygodnika Powszechnego". ustalono, że biskup będzie pełnił nieoficjalnie rolę kościelnego opiekuna redakcji, której stał się później wielkim protektorem. Nadzór biskupa Wojtyły nad "Tygodnikiem" został nawet uchwalony na posiedzeniu Episkopatu w dniu 12 stycznia 1961 roku. W czasie obrad tej Konferencji potwierdziło się przekonanie biskupów, że rząd nie chce rozmawiać i uchyla się od spotkań w ramach Komisji Wspólnej. Nie odpowiada też na listy. Episkopat uchwalił list do duchowieństwa, pierwszy z cyklu. Postanowiono ogłosić zakaz czytania pisma antykościelnego "Caritas". Podjęta została decyzja, że w marcu Episkopat Polski, jako pierwszy, w związku z programem Millennium, odda się zbiorowo w niewolę Matce Bożej. Zgodnie z ustaleniami Episkopatu Komisja Główna i wyłoniona Specjalna Komisja Biskupia dokładnie zbadała okoliczności związane z publikacją zniesławiającego biskupa Kaczmarka tzw. "Zielonego Zeszytu" ks. Świderskiego. Zaraz po obradach pierwszej w roku 1961 Konferencji Episkopatu nadeszła wiadomość, że skarby polskie z Kanady zostały zwrócone władzom polskim. Stało się to dzięki interwencji Księdza Prymasa. Zastanawiano się, czy władze zaproszą Prymasa na uroczystość związaną z powrotem skarbów do kraju. Wkrótce poseł prof. Zbigniew Makarczyk zawiadomił, że nie zdołał nakłonić władz do zaproszenia Księdza Prymasa. Rządzący demonstrowali swoją małoduszność. Dobrze wiedzieli, że właśnie zaufanie świata do Kościoła i Prymasa przywróciło Polsce skarby wawelskie. Dnia 7 lutego odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. Najważniejszym tematem obrad były wizytacje rządowe w seminariach duchownych. Episkopat stał nadal na gruncie swojej instrukcji z listopada ubiegłego roku, sprzeciwiającej się wizytacjom. Komisja Główna podtrzymywała zakaz dla księży drukowania w Paxie. Postanowiono też wyjazdy kilku księży biskupów do Rzymu "ad limina". Już po posiedzeniu Komisji Głównej biskup Choromański konferował z ministrem Sztachelskim, który był zawiedziony stanowiskiem Episkopatu, przeciwnym wizytacjom w ogóle, a wykluczającym szczególnie wizytowanie nauczania przedmiotów teologicznych. Sztachelskiego najbardziej denerwowało to, że w seminarium warszawskim Ksiądz Prymas w ogóle nie dopuścił do wizytacji. Ale minister był bezsilny; zdawał sobie sprawę, że bezpośrednia konfrontacja z Prymasem postawi rząd w sytuacji analogicznej do tej, jaką stworzyła sobie ekipa stalinowska. Nie rząd więc, ale właściwie Prymas zakreślał granice, do których wolno było podejmować walkę z Kościołem. Sztachelski mimo swojej bezsilności groził "wyciągnięciem konsekwencji" z powodu bożonarodzeniowego przemówienia Księdza Prymasa. Osoba Prymasa stała się znów, jak w okresie stalinowskim, przysłowiową "b~ete noire" w oczach rządu. Tymczasem 13 lutego Ksiądz Prymas otrzymał wymijającą odpowiedź Gomułki na swój list. Następnego dnia zgłosili się do Prymasa Jerzy Zawieyski i Antoni Marylski w sprawach sejmowej reprezentacji "Znaku". Wiadomości były niepokojące i potwierdzały tylko ogólny kierunek rozwoju sytuacji w kraju. Partia nie godziła się na kandydowanie do Sejmu w nowych "wyborach" Zbigniewa Makarczyka, posła najbardziej wyraziście reprezentującego w Sejmie sprawy kościelne i społeczne. Zawieyski wahał się, czy zostać w Sejmie i Radzie Państwa, ale było widoczne, że chce pozostać. Reprezentację "Znaku" zmniejszono z 10 do 5 posłów. Wszedł do niej przedstawiciel lewicy T. Mazowiecki, redaktor "Więzi". Ksiądz Prymas oświadczył, że nie może uważać grupy za przedstawicielstwo katolickie, i zgłosił swoje życzliwe "d~esint~eressement". Rosnące trudności i niebezpieczeństwa dla Kościoła skłaniały Księdza Prymasa do przeprowadzania idei oddawania się w niewolę Matce Boskiej. I tak 3 marca postanowiono, że po oddaniu się Matce Najświętszej Episkopatu Polski nastąpi w następnej kolejności akt oddania się duchowieństwa w niewolę Maryi. W archidiecezji warszawskiej ustalono, że odbędzie się to w trzech grupach, z okazji kwietniowego kursu duszpasterskiego. Oddanie Matce Bożej diecezji warszawskiej zaplanowano na uroczystość Bożego Ciała. Prymas opracował w tych sprawach specjalny list do wiernych. Ideę oddania się w dobrowolną, macierzyńską niewolę Maryi dla wyzwolenia z niewoli przymusowej przyjdzie nam jeszcze nieraz poruszyć. Czynimy to ze świadomością, że wywoływała ona sporo kontrowersji w kraju i za granicą. Jakby na potwierdzenie zbierania się ponurych chmur, następnego dnia po decyzjach maryjnych, Narodowy Bank Polski odmówił Kościołowi katolickiemu posiadania własnego konta bankowego. Odtąd konto takie mogło być otwarte w Polskiej Kasie Oszczędności. Miało to oznaczać, że państwo traktuje Kościół jako instytucję prywatną. Zadziwiająca była pomysłowość urzędników wyznaniowych tego okresu! Całej sprawie dodawał zaś pikanterii fakt, że Pax, rządowy "Caritas", Żydowska Gmina Wyznaniowa lub wreszcie Kościół Narodowy zachowywały konta w Narodowym Banku. Przykręcanie śruby administracyjnej obejmowało nie tylko Kościół, ale całość życia kraju, przede wszystkim naukę i kulturę. Toteż w tym okresie zgłaszają się do Księdza Prymasa rozczarowani członkowie partii, socjaliści, szukający wspólnej, humanistycznej płaszczyzny oporu. Tajna policja śledziła te kontakty z największym niepokojem. Na odbytej 14 marca sesji Komisji Głównej Episkopatu okazało się, że dwom biskupom odmówiono paszportu na wyjazdy "ad limina". Inni biskupi postanowili czekać solidarnie na zmianę tych decyzji, oznaczających nowe szykany. Komisja Główna wiele uwagi poświęciła dywersyjnym działaniom księży w ramach "Caritasu" i świeckich w ramach Paxu. Następnego dnia, 15 marca, wszyscy księża biskupi oddali się w niewolę Matce Bożej. Ksiądz Prymas wygłosił wstępne przemówienie i odczytał akt oddania. Na koniec biskupi udzielili Polsce błogosławieństwa. W obliczu otwartego konfliktu i zagrożenia Kościoła Prymas kierował go, jak zawsze dotąd, pod opiekę Matki Boskiej. Abstrahując od oceny teologicznej, sądzę, że tylko ci, którzy przeżywali sytuacje długotrwałego zagrożenia społecznego, zdolni są w pełni pojąć, jak bardzo oddanie się Matce Najświętszej podnosiło na duchu i moralnie uodporniało biskupów i duchowieństwo. Nadchodziły jednak i w tym trudnym okresie chwile radości. W połowie marca red. Józefa Hennelowa z wydawnictwa "Znak" przyniosła Księdzu Prymasowi 25 egzemplarzy autorskich jego książki pt. "W światłach Tysiąclecia". W tym samym jednak dniu przyszła wiadomość o ataku Gomułki na Watykan, z powodu złego wpływu "Rzymu" na Episkopat. Był to nowy popis ignorancji. Na zakończenie kursu duszpasterskiego, 13 kwietnia, przed czwartym kolejnym rokiem Wielkiej Nowenny Tysiąclecia (1960_#1961), mającym przewodnią myśl: "Rodzina Bogiem silna", Ksiądz Prymas w kaplicy Matki Bożej w seminarium duchownym oddał duchowieństwo Królowej Polski. Słowa oddania księża wypowiadali z wielkim uniesieniem. Dziekani podjęli decyzję, by duchowieństwo archidiecezji odbyło pielgrzymkę na Jasną Górę. Akty oddania Matce Boskiej miały zupełnie niezwykłą, trudną do przewidzenia siłę mobilizacyjną i moralną. Zdumiewająca była "odpowiedź" władz na tę tak czysto religijną akcję. Na dzień 18 kwietnia wyznaczono w gmachu Filharmonii Warszawskiej wielki zjazd duchowieństwa, sprowadzonego w większości pod przymusem tajnej policji. Policja weszła na grunt walki z kultem maryjnym w Polsce. Konfrontacja zgoła bez precedensu! W odbywających się akurat w tym czasie wyborach do Sejmu Ksiądz Prymas udziału nie wziął. Dnia 8 maja biskup Choromański został zaproszony na rozmowę do ministra Sztachelskiego. Minister przestrzegał przed pielgrzymką akademicką do Częstochowy w 25 rocznicę pierwszej, przedwojennej, która "miała charakter antykomunistyczny i antyżydowski". Poza tym Sztachelski zajął się głównie obroną "księży patriotów" przed Prymasem. Mówiono o polemicznej reakcji Gomułki na stanowisko Księdza Prymasa wobec wyborów, o niezwoływaniu Komisji Wspólnej. Władze wycofały się z szykan bankowych. Rozmowa nie wniosła wiele nowego, ale miała przebieg stosunkowo spokojny, co w tamtych czasach było już dobrym znakiem. Mimo to władze, uciekając się do wszelkich możliwych gróźb, domagały się ograniczenia uroczystości Bożego Ciała tylko do dnia właściwego święta. Dnia 19 maja nadeszła wiadomość o ustąpieniu ministra Sztachelskiego, który wrócił na swe stanowisko z okresu stalinowskiego - ministra zdrowia. Sztachelski, człowiek osobiście kulturalny, pozwalał rządzić sprawami wyznaniowymi aparatowi bezpieczeństwa. Teraz, po ustąpieniu ministra, który był jednak w pewnej mierze indywidualnością, wpływ tych czynników musiał się jeszcze zwiększyć. Nie zapowiadało to niczego dobrego dla Kościoła. Rzeczywiście, po pewnym czasie na stanowisko dyrektora Urzędu do Spraw Wyznań przyszedł osławiony Żabiński, usunięty z urzędu wojewódzkiego w Kielcach w październiku 1956 roku. Wbrew zakazowi władz, pomimo kontrolowania studentom legitymacji w pociągach i licznych wizyt domowych milicji u młodzieży, dnia 28 maja do Częstochowy przybyła tak liczna pielgrzymka akademicka, że Prymas i biskupi byli wręcz zdumieni jej rozmiarami. Co ważniejsze, okazało się, że duszpasterze akademiccy przyprowadzili młodzież dojrzałą, wyrobioną i zaangażowaną. Ksiądz Prymas przemawiał do niej ponad trzy kwadranse na temat: błogosławiona nierozdzielona jedność. Liczni tajniacy stali na wałach klasztoru jasnogórskiego, ale byli bezsilni. Kolejna konfrontacja skończyła się zwycięstwem Prymasa, a wcześniej nawet niektórzy księża mieli wątpliwości, czy można ryzykować pielgrzymkę. Wbrew początkowym zakazom władze zgodziły się, by przypadająca 1 czerwca uroczystość Bożego Ciała trwała cały dzień, a nie tylko do południa. Przybyły tłumy, jakich nigdy jeszcze nie widziano w Warszawie. Ksiądz Prymas odczytał akt oddania stolicy i archidiecezji Matce Bożej Częstochowskiej. Na zakończenie swego przemówienia oświadczył: "nieprzyjaciołom Boga i naszym krzywdzicielom - przebaczamy". Tłumy ludzi głośno powtarzały: "Przebaczamy". W chwili gdy padło słowo "przebaczamy", ludzie, nie wyłączając mężczyzn, głośno płakali. W takich chwilach wiadać było najwyraźniej, że Kościół, zagrożony środkami administracyjnymi, zwyciężyć mógł tylko przez masowe, dostępne najszerszemu ogółowi formy religijności, także maryjnej. Szczególnie że kłopotom Kościoła towrzyszyły nie mniejsze udręki wyzyskiwanego i pomiatanego narodu. Pociechę niosła Maryja. Drogę do tej pociechy wskazali narodowi Kardynałowie i Prymasi: August Hlond i Stefan Wyszyński. Dnia 21 czerwca odbyła się Plenarna Konferencja Episkopatu. Ksiądz Prymas poinformował o wysłaniu listów do W. Gomułki i do szefa Urzędu Wyznań. Mimo szykan nie zbaczał z orientacji ku dialogowi i porozumieniu. Episkopat dyskutował o kierunku postępowania władz, dążących do nacjonalizacji mienia kościelnego na Ziemiach Zachodnich. Postanowiono wysłać do Sejmu protest w tej sprawie. Episkopat stwierdził nową taktykę władz, polegającą na stwarzaniu pozorów, że sprawy wyznaniowe decydowane są na szczeblu wojewódzkim. Miało to na celu uniemożliwienie zasadniczych rozmów w Warszawie i prac Komisji Wspólnej. Faktycznie decyzje zapadały centralnie. Ksiądz Prymas spotkał się na wiosnę 1961 roku z częścią zespołu "Więzi", której redaktor naczelny T. Mazowiecki wszedł do Sejmu. Dnia 30 czerwca Prymas odbył spotkanie z całym Kołem Poselskim "Znak" w składzie: Zawieyski, Stomma, Kisielewski, Mazowiecki i Łubieński. Z długiej rozmowy Prymas wyniósł silne przekonanie, że posłowie są niedostatecznie pinformowani o rzeczywistych trudnościach Kościoła, które mogliby ocenić na podstawie akt sekretarza Episkopatu czy sekretariatu Prymasa Polski. Główna teza posłów brzmiała: "Biskupi nie powinni zadrażniać". Posłowie nie wiedzieli, że zadrażnia partia. Władzom udało się zasugerować ich w sprawie faktycznej polityki wyznaniowej. Wobec dobrej woli grupy Ksiądz Prymas ustalił następne spotkanie w sierpniu. Druga rozmowa była także owocna. Niespodziewanie, po wyjeździe Księdza Prymasa w lipcu na zalecany przez lekarzy wypoczynek, rząd zwołał 17 lipca posiedzenie Komisji Wspólnej. Cel spotkania był nader doraźny - chodziło o zastraszenie biskupów z powodu przemówień Prymasa. Delegaci rządu robili jednak nadzieje na następne bardziej merytoryczne obrady we wrześniu. Dnia 31 lipca Ksiądz Prymas otrzymał wiadomość o śmierci kardynała Tardini, który kiedyś podejrzewał biskupów polskich o uległość wobec komunistów. Kardynał, zasugerowany teorią podziału świata na "dwa obozy", stawał bezradny wobec problemu Polski, psującej ten obraz. Powodowało to, że wstrzymywał korzystne dla Kościoła w Polsce decyzje Piusa XII. Z jego powodu Gdańsk i Olsztyn nie miały jeszcze biskupów rezydencjalnych. Prymas modlił się za zmarłego kardynała. Z Rzymu trudno było ocenić wiele spraw w odległej Polsce. Ale właśnie stamtąd przyjechał po 20 sierpnia ks. infułat Filipiak, przywożąc Prymasowi odręczny list Ojca świętego. Papież zapewniał o swoim pełnym zaufaniu i modlitwie do Matki Bożej Częstochowskiej, której kaplicę urządził w swej letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Ojciec święty dawał do zrozumienia, że chętnie zobaczyłby Prymasa Polski w Watykanie. Informował, że niektórzy proszą o drugiego kardynała Polaka, ale Papież obawia się, czy w obecnej sytuacji Kościoła będzie to właściwe. Tymczasem zbliżał się nowy rok szkolny i stało się jasne, że nauka religii będzie usunięta ze szkół. Rząd wysuwał też warunki uruchamiania punktów katechetycznych. Mogły być organizowane tylko w budynkach kościelnych, a nie prywatnych, uczyć mogli tylko księża świeccy, a nie zakonnicy, władze zastrzegały sobie kontrolę sanitarną obiektów, domagały się umów i nadzoru inspektorów szkolnych. Wreszcie rząd chciał opłacać katechetów, a nawet pospiesznie skłonił pewną liczbę nie zorientowanych księży do podpisania umów z władzami oświatowymi i wzięcia poborów za pozaszkolne nauczanie religii. Przewidywano powstanie 16 tysięcy punktów katechetycznych. Księża, którzy podpisali umowy i wzięli pieniądze, bardzo szybko się z tych zobowiązań wycofali. Komisja Główna Episkopatu omówiła na posiedzeniu 31 sierpnia wyniki spotkania Komisji Wspólnej i rozmowy biskupa Choromańskiego z dyrektorem Żabińskim w sprawach nauczania religii. Dyskutowano także list do wiernych w tej sprawie. Następnego dnia, 1 września, odbyła się na Jasnej Górze Plenarna Konferencja Episkopatu. Odczytano list Ojca świętego Jana XXIII do Prymasa Polski. Przypomniano też akt oddania się Matce Boskiej przez Konferencję Episkopatu 27 lipca 1920 roku, a więc w przededniu bitwy o Warszawę z Armią Czerwoną pod wodzą Tuchaczewskiego. Akty oddania się Matce Bożej miały więc w Polsce swoją tradycję, sięgającą zawsze momentów największego zagrożenia narodu i walki o jego tożsamość duchową i kulturalną. Na konferencji omawiano przede wszystkim sprawę katechizacji. Okazało się, że władze domagają się nauczania katechizmu, z pominięciem spraw etycznych i światopoglądowych, bo te "należą do partii". Episkopat postanowił: 1. przygotować odezwę do wiernych, wyjaśniającą sprawę nauczania religii; 2. przygotować instrukcję dla duchowieństwa w tej samej sprawie; 3. wystosować protestacyjny list do rządu. Powagę sytuacji uwidaczniały ujawnione na posiedzeniu fakty likwidacji pozostałych jeszcze szkół katolickich, gwarantowanych kiedyś w "porozumieniu". Wreszcie, władze podjęły kroki grożące kilku seminariom duchownym. Konferencja powierzyła arcybiskupowi Baraniakowi opracowanie listu Episkopatu o Soborze. Problemy wychowania młodego duchowieństwa referowali biskupi Wojtyła i Stroba. Następnie odbyły się rekolekcje biskupów. W czasie rekolekcji, 4 września, dokonano aktu oddania Polski w niewolę Matki Najświętszej. Biskupi w tym akcie ślubowali, że jeżeli Matka Najświętsza uratuje wiarę narodu polskiego na Tysiąclecie Chrztu, Episkopat z Prymasem na czele dokona w roku milenijnym uroczystego aktu oddania Polski w niewolę Maryi za Kościół święty - "coram populo". Dnia 6 września Prymas i biskup Choromański podpisali w Warszawie list do Sejmu w sprawie ustawy oświatowej. Tego samego dnia biskup Choromański prosił Księdza Prymasa o współpracownika w osobie ks. dyrektora Bronisława Dąbrowskiego, aby mógł go powoli wprowadzić w sprawy Sekretariatu Episkopatu i w rozmowy z rządem. Dotąd ks. Dąbrowski poświęcał się głównie sprawom zakonów i stał się specjalistą od "labiryntu" spraw podatkowych, będących podówczas główną bronią walki z Kościołem. W celu uzyskania ustępstw Episkopatu w sprawie kontroli punktów katechetycznych władze poczyniły wiele innych nieprzyjaznych kroków wobec Kościoła. W Gnieźnie powołano kleryków do wojska. Ksiądz Prymas odwołał się bezskutecznie do Ministra Obrony Narodowej - Spychalskiego. Gomułka udzielił polemizującego z Episkopatem wywiadu dziennikowi "Le Monde", ogłoszonego w Polsce w dniu 13 października 1961 roku. W tej sytuacji 20 października odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Konferencji Episkopatu. Obradowano nad sprawą zagrożenia karami pieniężnymi osób świeckich, dających mieszkania na nauczanie religii. Konferencja stanęła na stanowisku dopuszczalności zgłaszania punktów katechetycznych u władz, uchylając się od ich formalnej rejestracji i jej następstw prawnych. Już 15 listopada odbyła się kolejna Konferencja Episkopatu, na której między innymi uchwalono list do Sejmu w sprawie niepraworządności władz wobec Kościoła. A właśnie 21 listopada Ministerstwo Oświaty wydało nowy okólnik w sprawie punktów katechetyccznych. Dnia 26 listopada zmarł biskup Zakrzewski, długoletni członek Komisji Wspólnej. Zaczynali odchodzić ludzie, razem z którymi Ksiądz Prymas prowadził sprawy Kościoła w ostatnich piętnastu latach. W początkach grudnia Prymas przyjął posła S. Stommę. Stomma, świadomy pewnego krytycyzmu Prymasa wobec orientacji "Znaku", rozwijał swoją koncepcję obrony Kościoła na ostatnim okopie, z którego nie można już ustąpić. Prymas opowiadał się jednak za obroną na pierwszym okopie, na płaszczyźnie słusznych praw Kościoła, narodu i praw człowieka. Ekipa rządząca dbała skutecznie o dezinformowanie "Znaku" i zjednywanie go dla siebie. Gdy ekipa rządząca się zmieniła, "Znak" stał się o wiele bardziej opozycyjny wobec władz. Tymczasem trwała Wielka Nowenna Tysiąclecia. Jej piąty (1961_#1962) rok był poświęcony sprawom "wychowania", także drażliwym dla władz, dążących w tej dziedzinie do monopolu. Dnia 28 grudnia obradowała Komisja Maryjna Episkopatu nad programem szóstego roku (1962_#1963) Wielkiej Nowenny: "Młodzież wierna Chrystusowi", oraz wstępnie - o założeniach programowych siódmego roku (1963_#1964), poświęconego hasłu "Sprawiedliwość i miłość społeczna". Ksiądz Prymas proponował, aby punktem wyjścia drugiego programu była nauka o Mistycznym Ciele Chrystusa, której konsekwencją jest prawda, że człowiek ochrzczony musi być świadom swoich obowiązków i praw osobistych, rodzinnych, zawodowych, społecznych, narodowych i kościelnych. Ostatni dzień roku 1961 - pełnego udręki, ale i chwały Kościoła, który nie dał się złamać ani próbami przekupstwa księży, ani tyranią podatkową, roku wielkiej chwały Matki Boskiej, której obraz wędrował z diecezji do diecezji, a archidiecezja warszawska i gnieźnieńska i cały Episkopat oddały się w niewolę - kardynał Wyszyński spędził jak zwykle w Gnieźnie. Jak zwykle na koniec roku powracał myślą do swej dewizy duchowej: "Soli Deo". Już 10 stycznia 1962 roku odbyła się w Warszawie Plenarna Konferencja Episkopatu. Stwierdzono, że nie nadeszła odpowiedź na memoriał do Sejmu. Później władze nadesłały odpowiedź pozamerytoryczną. Tymczasem biskupi stwierdzili, że sprawa ograniczeń katechizacji odbija się szerokim echem w prasie światowej. Ordynariusze informowali, że w niektórych seminariach wizytatorzy wchodzili bezprawnie także na wykłady teologiczne. Na Konferencji odczytano list Episkopatu z okazji Soboru Watykańskiego Drugiego, datowany 6 stycznia 1962. Już po posiedzeniu Episkopatu, 11 stycznia Ksiądz Prymas poinformował ks. dyrektora Bronisława Dąbrowskiego o mianowaniu go przez Ojca świętego sufraganem warszawskim. Biskupem zostawał przyszły wieloletni sekretarz Episkopatu Polski. Wieczorem 2 lutego Ksiądz Prymas, przebywający na kolejnej wizytacji swej archidiecezji gnieźnieńskiej, otrzymał wiadomość o wyznaczeniu przez Ojca świętego początku Soboru na 12 października 1962 roku. Ksiądz Prymas zresztą już wcześniej wybierał się do Rzymu. Wyjechał tam 14 lutego. W dzień po przybyciu do Wiecznego Miasta, 17 lutego, Jan XXIII przyjął Księdza Prymasa na audiencji powitalnej. Prasa rzymska z okazji "błyskawicznego" przyjęcia Prymasa Polski przez Papieża wspominała, że w roku 1957 Kardynał musiał czekać przez tydzień na przyjęcie go przez Piusa XII. I tym razem dziennikarze byli w błędzie. W roku 1957 na drugi dzień po przyjeździe Księdza Prymasa zgłosił się do niego mons. Lurico Dante z zapytaniem Piusa XII, czy Ksiądz Kardynał chce być przyjęty przed mającą właśnie nastąpić wizytą prezydenta Francji. Ksiądz Prymas sam wybrał termin późniejszy, uważając, że po wizycie francuskiej będzie mógł spokojniej i gruntowniej przedstawić Ojcu świętemu i kongregacjom sprawy Kościoła w Polsce. Ten późniejszy termin wywołał jednak nieporozumienia przez całe lata utrzymujące się w prasie, a nawet w literaturze historycznej. Rozmowa z Janem XXIII w dniu 17 lutego była nie tylko serdeczna. Papież dał wyraz wprost niezwykłego zaufania do Prymasa Polski. Mówił wręcz o jego przeszło 13_letniej samotnej walce o Kościół. Jan XXIII powiedział, że nie wszyscy Prymasa rozumieli, wymienił nawet kardynała Tardini, tłumacząc, że nie znał on stosunków wyznaniowych poza Rzymem. Ale sam Papież i obecny Sekretarz Stanu, kardynał Cicognani, jako ludzie obeznani z różnymi sytuacjami Kościołów lokalnych, mają dla Prymasa podziw i zaufanie. Ksiądz Prymas wręczył Papieżowi akt oddania biskupów polskich w niewolę Matce Bożej. Ojciec święty odczytywał podpisy i wypytywał o poszczególnych biskupów. Długą, nadzwyczaj serdeczną i łamiącą porządek dyplomatyczny dnia wizytę zakończyła fotografia, najpierw Prymasa z Papieżem, a potem wspólna z osobami towarzyszącymi Księdzu Prymasowi. Dnia 20 lutego na posiedzeniu Komisji Przygotowawczej Soboru Ojciec święty wyraził szczególną radość z obecności kardynała Wyszyńskiego; wspomniał także o akcie oddania biskupów polskich Matce Bożej Jasnogórskiej. Papież Jan dobrze rozumiał tę ideę, kontrowersyjną dla wielu osób w kraju, a szczególnie za granicą. Kardynał Prymas odbywał liczne rozmowy w dykasteriach Kurii Rzymskiej. Rozpoczęły się one od spotkania z Sekretarzem Stanu kardynałem Cicognani. W dniu 25 lutego zaś na specjalne życzenie Jana XXIII, Prymas Polski ponownie był u Papieża. W tym samym dniu w "Osservatore Romano" ukazał się artykuł o Matce Bożej Częstochowskiej. Papież uważał, że stanowi on duchowe tło jego rozmowy z Prymasem. Ojciec święty udzieliwszy o godz. #/12#00 błogosławieństwa na "Angelus Domini" z okna, przywołał następnie Prymasa Polski i ukazał się razem z nim tłumom zebranym na placu Świętego Piotra. Było to wyróżnienie zupełnie nadzwyczajne. W tym samym dniu na wieczerzy u Prymasa Polski był kardynał D~opfner, który włożył wiele wysiłku, by przekonać Księdza Prymasa o swej dobrej woli w sprawie przezwyciężenia złej przeszłości i osiągnięcia pojednania pokojowego obu narodów. Atmosfera spotkania była bardzo przyjazna. Tymczasem 1 marca Ojciec święty nadał tytuł honorowego arcybiskupa biskupowi Kominkowi. Był to krok w kierunku uregulowania administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. W czasie pobytu w Rzymie załatwione zostały także inne petycje i sprawy, przedłożone przez Prymasa Polski. Na zakończenie audiencji Ojciec święty przyjął jeszcze całą Polonię rzymską, ponad pięćset osób. Następnego dnia przysłał do Księdza Prymasa mons. Capovilla, żeby przekazać Prymasowi wyrazy serdeczności i przyrzec swoją osobistą uwagę dla sprawy diecezji w Olsztynie i Gdańsku. Wyjeżdżającego z Rzymu Prymasa żegnali dostojnicy watykańscy i uprzejmy ambasador PRL Willman. Gdy jednak 11 marca Ksiądz Prymas stanął w Warszawie, dowiedział się, że władze krajowe nie są tak uprzejme. Prześladowanie katechizacji jeszcze się wzmogło. Dnia 13 marca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a w dniu następnym - plenarna sesja Episkopatu. Ksiądz Prymas informował szczegółowo o swej podróży i przygotowaniach do Soboru. Episkopat ustalił, że na Sobór z każdej diecezji powinien pojechać choćby jeden przedstawiciel. Jednocześnie postanowiono, że żadna diecezja nie może pozostać w czasie trwania Soboru bez biskupa. Świadczyło to o wielkiej ostrożności Księdza Prymasa i nieufności wobec władz ciągle nękających Kościół. Władze komunistyczne przyjmowały z wielkim zainteresowaniem pontyfikat Jana XXIII i zwołanie Soboru, ale nie zmieniały swej rzeczywistej postawy wobec Kościoła. Wobec Stolicy Apostolskiej polityka radziecka była natomiast od dłuższego czasu uprzedzająco układna. Komuniści obiecywali sobie wiele po ogłoszonym w styczniu 1959 roku zwołaniu Soboru, z hasłem otwarcia Kościoła na świat. Z równie entuzjastycznym przyjęciem oficjalnym spotkała się ogłoszona w maju 1961 roku encyklika "Mater et Magistra". Pochwalił ją nawet sam Chruszczow. W sierpniu 1962 roku doszło w Paryżu do spotkania prawosławnego arcybiskupa rosyjskiego z mons. Willebrandsem i kardynałem Tisserant. Rząd radziecki zezwolił w październiku 1962 roku duchownym prawosławnym Borowojowi i Kotljarofowi na udział w Soborze w charakterze obserwatorów. Nowy akt odprężenia między Watykanem a Moskwą spowodował apel Jana XXIII do USA i ZSRR oraz pośrednictwo Papieża w kryzysie kubańskim w październiku 1962 roku. Interwencja Stolicy Apostolskiej pozwoliła Rosjanom zachować twarz, gdy 26 października 1962 roku zostali zmuszeni do wycofania swych rakiet z Kuby. Nic więc dziwnego, że z początkiem lutego 1963 roku Rosjanie zwolnili na prośbę Jana XXIII arcybiskupa Slipyja z więzienia i pozwolili mu na wyjazd do Rzymu, a nie do jego diecezji. Arcybiskup mógł tylko pociągiem przejechać przez Lwów. Swego rodzaju sensację światową spowodowało przyjęcie przez Ojca świętego w dniu 7 marca 1963 roku zięcia Chruszczowa - Adżubeja. Wizyta miała jednak charakter sondażowo dyplomatyczny i nie przyniosła zwrotu politycznego, oczekiwanego przez prasę światową. W całym bloku wschodnim przyjęto z uznaniem opublikowaną 11 kwietnia 1963 roku encyklikę "Pacem in terris", zawierającą słynne rozróżnienie błędnych systemów doktrynalnych i rzeczywistości społecznych powstałych na ich gruncie. Zwrot w odnoszeniu się ZSRR do Kościoła katolickiego ograniczał się tymczasem tylko do sfery propagandowej. Zamiast dawnej nieustannej polemiki ze Stolicą Apostolską próbowano teraz przedstawiać kierunek Jana XXIII i jego encykliki jako potwierdzenie polityki bloku wschodniego. Do faktycznej liberalizacji stosunków wyznaniowych nie doszło. O kierunku działania władz polskich świadczyła odpowiedź dyrektora Żabińskiego na pytanie biskupa Choromańskiego, czy biskupi dostaną paszporty na Sobór. Brzmiała ona, że nie wszyscy na to zasługują. Biskup z kolei odrzekł, że jest to sprawa nie zasług, lecz praw obywatelskich. Rozmowa ta ukazywała całą prawdę o amtosferze między Kościołem a państwem. Ksiądz Prymas po powrocie z Rzymu oddał się intensywnej pracy duszpasterskiej. Trwały przygotowania do synodów diecezjalnych w obu archidiecezjach Prymasa, a także intensywne przygotowania do Soboru w całym Kościele polskim. Z inicjatywy Prymasa Episkopat uchwalił "czuwania soborowe". Miały na celu pomoc Polski katolickiej dla Soboru Powszechnego Watykańskiego Drugiego podczas trwania czterech jego sesji. Czuwania były jednocześnie środkiem budzenia sumienia narodu, odpowiedzialności za Kościół, ukierunkowania na sprawy Kościoła Powszechnego, informacji o Soborze, która nie była możliwa przy tak wielkim ograniczeniu środków przekazu. Czuwania soborowe są wielką zasługą Prymasa Polski. Rzucając ideę pomocy Soborowi, inspirował on cały Episkopat, a przez Episkopat cały naród, który z niezwykłym entuzjazmem odpowiedział na wezwanie do modlitwy i ofiary za Sobór. Akcja ta nie pozwoliła społeczeństwu zasnąć w bezruchu, a przez to samo obroniła go przed nasiloną ateizacją. Czuwania soborowe przypomniały światu o Polsce i w szczególny sposób ją rozsławiły. Czuwania soborowe prowadzone przez cztery lata, podczas wszystkich sesji soborowych, posiadały wspólny cel ogólny, chociaż przebieg ich w czasie poszczególnych sesji miał odrębne zadania i tematy, związane częściowo z tematyką obrad Soboru oraz z programem Wielkiej Nowenny. Pomoc Soborowi podczas pierwszej sesji polegała na czuwaniu na modlitwie w intencji Soboru od 10 października do 8 grudnia 1962 roku. Każda parafia czuwała na modlitwie podczas jednej doby, w kolejności ustalonej według specjalnego terminarza, przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, przed którym paliła się "świeca soborowa". Centralnym momentem czuwania była Msza święta w każdej parafii - o północy. W tym samym dniu delegacja parafialna udawała się na Jasną Górę i tam włączała się w czuwanie trwające przez cały czas odbywania się sesji Soboru. Delegacja zawoziła na Jasną Górę również "świecę soborową". Od 10 października do 8 grudnia około 100 parafii czuwało każdej doby na modlitwie w swoich kościołach parafialnych i tyleż delegacji modliło się na Jasnej Górze przed cudownym obrazem Matki Bożej. Podczas wszystkich nocy czuwały na Jasnej Górze również polskie zakony męskie i żeńskie oraz seminaria duchowne wyższe i niższe. Przybywało na nocne czuwania nieraz 200 do 300 osób z jednego zakonu. Modlitwy były prowadzone i zaprogramowane imponująco, Z wosku otrzymanego z przywiezionych świec Jasna Góra przygotowała świecę soborową dla Ojca świętego Jana XXIII. Świeca ta paliła się przy konfesji świętego Piotra w Rzymie podczas obrad Soboru w czasie drugiej sesji i następnych. W czasie drugiej sesji Soboru w 1963 roku Prymas zainicjował "Soborowy Czyn Dobroci". Obok modlitwy za Sobór, chodziło o pełnienie chrześcijańskich czynów dobroci, a więc uczynków miłosiernych co do duszy i ciała. Akcja prowadzona była w dwóch etapach: od 8 września do 27 października - okres pełnienia czynów dobroci w intencji Soboru i notowanie ich w parafialnej księdze czynów dobroci; od 28 października do 22 grudnia - delegacje parafialne przybywają na Jasną Górę, składają w darze "Księgę Czynów Dobroci" i otrzymują maryjną hostię z Jasnej Góry jako symbol darów ofiarnych, czynów miłości i dobroci, złożonych przez parafię za Sobór. Po przyjeździe delegacji - centralna uroczystość całej akcji: "Soborowa Wieczerza Pańska", czyli Msza święta miłości i pojednania całej parafii. Episkopat Polski w liście wzywającym do "Soborowego Czynu Dobroci" pisze: "Złóżcie sami, dobrowolnie, na wezwanie biskupów polskich, którzy w intencji Soboru zarządzili do dnia 8 września "Soborowy Czyn Dobroci", daninę dobrych czynów, ofiarę waszych serc, na rzecz miłości braterskiej. Szukajcie i stwarzajcie okazję do dobrych czynów, pamiętając słowa Chrystusa: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście". Podany kubek wody, kromka chleba, okrycie, dach nad głową, trochę pociechy w cierpieniu - to wszystko czynicie samemu Chrystusowi". "(Soborowy Czyn Dobroci" wiąże się ściśle z programem siódmego roku Wielkiej Nowenny, pod hasłem "Sprawiedliwość z miłością zaślubioną". Łączy się też z tegorocznym tygodniem miłosierdzia". "Jeśli każdy człowiek ma obowiązek być miłosiernym Samarytaninem dla braci, tym bardziej katolicy. Nikt nas w tym nie może ani wyręczyć, ani zastąpić, bo dobre uczynki są naszym prawem i obowiązkiem; są dla nas szkołą życia społecznego, narodowego i publicznego". "Przewodniczką naszą będzie Dziewica Wspomożycielka, Maryja, Pocieszycielka Strapionych, Święta Boża Karmicielka, Opiekunka ubogich oblubieńców z Kany i Strażniczka odartego z szat Chrystusa". Podczas drugiej sesji Soboru Watykańskiego Drugiego Ksiądz Prymas obdarzył jasnogórską hostią maryjną wszystkich ojców soborowych, którzy z tych hostii odprawili Mszę świętą w intencji Polski. Istotą akcji w 1964 roku w czasie trzeciej sesji Soboru była czynna pomoc Soborowi, dla odnowy i zwycięstwa Kościoła, przez odnowę własnej duszy i zwycięską walkę z największymi wadami narodowymi. Hasło akcji: "Zwyciężam siebie - za zwycięstwo Kościoła!" Akcja trwała, tak jak co roku, podczas obrad trzeciej sesji Soboru, to znaczy od 14 września do 8 grudnia 1964 roku. Przeprowadzona została w dwóch etapach: 1. Od 14 września do 11 października. Wysiłek duszpasterski skierowany był na pracę i pokutę w intencji osobistej i parafialnej odnowy, w duchu Soboru. W tym okresie diecezjalne pielgrzymki pokutne modliły się na Jasnej Górze w intencji zwycięstwa nad sobą wiernych danej diecezji, składając jako wotum ozdobny krzyż diecezjalny. Krzyże te obecnie wiszą w przybudówce kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze. 2. Od 12 października do 8 grudnia - to okres modlitwy każdej parafii w intencji odnowy i rozwoju Kościoła na całym świecie. W tym czasie delegacje parafialne przybywały na Jasną Górę, składając w darze różańce - na misje - symbol wewnętrznego zwycięstwa. W zamian otrzymywały różańce i medaliony z napisem: "Pro victoria Ecclesiae". Po powrocie delegacji urządzano w parafii "Soborowy Dzień Modlitwy", na który składały się adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa i Msza święta - "Pro victoria Ecclesiae". Jak co roku, parafia brała udział w dobie modlitwy. Dzięki zaś delegacjom parafialnym czuwanie na Jasnej Górze trwało blisko trzy miesiące. Jasna Góra przygotowała również różańce dla wszystkich ojców soborowych, którzy bardzo serdecznie przyjęli je z rąk Księdza Prymasa i biskupów polskich. Dziękując za nie listownie, niejednokrotnie prosili o dodatkowe różańce dla nieobecnych na Soborze biskupów. Podczas trzeciej sesji Soboru Ojciec święty, przychylając się do próśb Prymasa Polski i całego Episkopatu, w dniu 21 listopada 1964 roku ogłosił Maryję "Matką Kościoła", oddając Jej Niepokolanemu Sercu, wobec całego Soboru, Kościół i świat. Czwarte czuwanie soborowe w czasie czwartej sesji Soboru w 1965 roku trwało od 14 września do 8 grudnia i miało na celu przeprowadzenie oddania się parafii w macierzyńską niewolę Maryi za Kościół święty. W okresie pierwszym, od 14 września do 7 października, parafie przygotowywały swoją Księgę Świętego Niewolnictwa, ustalały "Zobowiązanie Tysiąclecia" i przygotowywały się duchowo do oddania parafii Matce Kościoła. W okresie drugim, od 15 października do 8 grudnia, we wszystkich parafiach zostało przeprowadzone oddanie się Matce Bożej w niewolę za Kościół. Na tydzień przed uroczystością parafialną przybywały na Jasną Górę delegacje parafialne. Tam składały swoją "Księgę Świętego Niewolnictwa" z wpisanym Aktem Oddania. Otrzymywały obraz Matki Bożej na nawiedzenie rodzinne, opatrzony błogosławieństwem Księdza Prymasa. Po powrocie delegacji z Jasnej Góry miała miejsce uroczystość parafialna, której centralnym punktem była Msza święta i akt oddania parafii: "Odtąd Matko nasza, uważaj naszą parafię i wszystko, co posiadamy, za wyłączną własność Twoją, oddaną w więzy Twej słodkiej macierzyńskiej niewoli. Pozostawiamy Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania nami i naszą parafią, według Twego upodobania, dla dobra Kościoła świętego, ku większej chwale Boga, w czasie i w wieczności. Pragniemy tym aktem zabezpieczyć w Twych macierzyńskich dłoniach wiarę naszą i chrześcijańskie obyczaje Narodu drugiego Tysiąclecia, wypraszając równocześnie wolność Kościoła w Ojczyźnie naszej i na całym świecie". Wróćmy jednak do przerwanej relacji chronologicznej. Na Konferencji Episkopatu 14 czerwca ujawniono przywiezione przez Księdza Prymasa z Rzymu nominacje biskupie, arcybiskupstwo tytularne dla biskupa Kominka, biskupstwo tarnowskie dla ks. Ablewicza i nominację biskupa Wosińskiego na administratora apostolskiego w Płocku. Do Komisji Głównej Episkopatu dokooptowano ks. biskupa Bronisława Dąbrowskiego, najlepiej obeznanego ze sprawami zakonnymi i przepisami prawa państwowego oraz polityką wyznaniową partii. Episkopat omawiał list pasterski o współczesnej laicyzacji. Zacytuję kilka jego mocnych i nadzwyczaj trafnych sformułowań: "Dla Kościoła w Polsce ważny jest fakt, że ruch laicyzacji jest u nas działaniem zorganizowanym, zmierzającym do przyspieszenia procesu zeświecczenia i kierowania nim. Jest on ruchem politycznym, gdyż opięty jest planowaniem politycznym, kierowany przez instancje polityczne, a wspierany i egzekwowany środkami administracyjnymi. Jest ruchem pedagogicznym, bo zmierza do wychowania przede wszystkim tych, którzy wychowują (rodziców i nauczycieli) lub są wychowywani (dzieci i młodzież). Jest ruchem totalitarnym, bo dąży do objęcia swym wpływem wszelkich objawów życia społecznego, rodzinnego i osobistego i wyłączenia z nich wszelkich sądów i ocen opartych na religii. Jest ruchem nie pozostawiającym możliwości wyboru. Każde dziecko i każdy młody człowiek mogą uczęszczać tylko do takiej szkoły, która programowo dąży do laicyzacji". Na tej samej Konferencji Episkopatu rozdano także instrukcję dla księży dotyczącą spraw laicyzacji. Na posiedzeniu omawiano wreszcie sprawy duszpasterstwa młodzieżowego i urlopowego. Na uroczystości kościelne przychodziły nadal rzesze, ale odnośnie do młodzieży laicyzacja dawała znać o sobie. Ustalono więc pielgrzymkę i hołd młodzieży na Jasnej Górze na 26 sierpnia. Władze państwowe usiłowały rozszerzyć zakres swoich wizytacji w seminariach. W Katowicach zabrano do wojska 31 kleryków, którzy oparli się składaniu egzaminów przy udziale wizytatorów. Były dalsze przejawy dywersyjnej akcji Paxu i "Caritasu". Ksiądz Bonifacy Woźny został przewodniczącym kół księży "Caritas". Podjęto decyzje przestrzegania duchownych przed tymi akcjami i utrzymano zakaz publikowania przez księży w prasie Paxu. Niespodziewanie zaraz po posiedzeniu Episkopatu o godzinie #/3#00 w nocy, 15 czerwca 1962 roku, zmarł w "Romie" w Warszawie arcybiskup Baziak. Uległ trzeciemu zawałowi serca. Arcybiskup przeżył więzienie komunistyczne, utracił archidiecezję lwowską i choć właśnie mianowano go arcybiskupem krakowskim z zachowaniem Lwowa, nie doszło do ogłoszenia tej decyzji. Śmierć jego była wielką stratą dla Kościoła w Polsce. Pogrzeb Arcybiskupa odbył się na Wawelu 19 czerwca z udziałem Prymasa Polski. Wikariuszem kapitulnym w Krakowie wybrano biskupa Karola Wojtyłę. W lipcu władze wyznaniowe przeprowadziły istną wojnę religijną przeciw wczasowemu duszpasterstwu młodzieży. W niedzielę 12 sierpnia odczytano w kościołach odezwę Księdza Prymasa do wiernych w sprawie prześladowania zakonów. Wrażenie społeczne było ogromne. Radio zagraniczne nadało sprawie duży rozgłos. Tymczasem rząd odmówił wizy wjazdowej do Polski kardynałowi K~onigowi z Wiednia, urażony, że zaproszenie nie było uzgodnione z władzami. Dnia 15 sierpnia Ksiądz Prymas przyjmował w Częstochowie wspaniałą doroczną Pielgrzymkę Warszawską, ze specjalnie licznym udziałem młodzieży. W tym czasie dyrektor Żabiński złożył oświadczenie biskupowi Choromańskiemu o możliwości antypolskich akcji na Soborze. Partia albo nie rozumiała, czym będzie Sobór, albo już snuła jakieś intrygi. W święto Matki Boskiej Częstochowskiej, 26 sierpnia, wspaniałe rezultaty przyniosła pielgrzymka młodzieży do Częstochowy; wzięło w niej udział ponad pół miliona ludzi, w tym wysoki procent młodzieży. Było też ponad 1000 księży. Ksiądz Prymas wygłosił przemówienie, po którym nastąpiło dorooczne odnowienie Ślubów Jasnogórskich. Dnia 14 września rozpoczęła się na Jasnej Górze Konferencja Episkopatu, poprzedzona trzydniowymi rekolekcjami księży biskupów. Ksiądz Prymas zaczął Konferencję od pozdrowienia agentów tajnej policji, którzy założyli stację podsłuchową w pobliżu klasztoru. Biskupi nie mieli nic do ukrycia. Walkę o wolność Kościoła prowadzili całkowicie jawnie. Uchwalono zorganizowanie "czuwań soborowych" w Polsce. Konferencja omówiła sprawy siódmego roku (1963_#1964) Wielkiej Nowenny - "Sprawiedliwość i miłość społeczna". Ponieważ pielgrzymka młodzieży na Jasną Górę przyniosła wielkie owoce, postanowiono podjąć nowe formy duszpasterstwa, przez organizację pielgrzymek diecezjalnych. Andrzej Micewski Kardynał Wyszyński Prymas i Mąż Stanu Tom Całość w tomach Polski Związek Niewidomych Zakład Nagrań i Wydawnictw Warszawa 1993 Tłoczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1 Przedruk z wydawnictwa "~editions du Dialogue Soci~et~e d'~Editions Internationales" Paris 1982 Pisała J. Szopa Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Rozdział IV Uwolnienie i nowe metody walki z Kościołem (1956_#1963) (c.d.) III (c.d.) Tymczasem zbliżał się Sobór. Rząd zrozumiał, że odmowa paszportów biskupom wywołałaby skandal światowy. Toteż 27 września dyrektor Żabiński wydał biskupowi Dąbrowskiemu paszpotr dla Księdza Prymasa. Ale prowadził targi i miał zastrzeżenia co do wyjazdu biskupa Choromańskiego, a także arcybiskupa Kominka. Zakaz wyjazdu ordynariusza z polskiego Wrocławia byłby również sensacją światową. W tej sytuacji Kliszko poprosił biskupa Klepacza o rozmowę na temat Soboru. Partia, niepewna swej władzy, bała się nawet dalekiego Rzymu. Dnia 5 października Ksiądz Prymas i biskupi udali się do Rzymu na Sobór. Zrezygnowali z wyjazdu ci sufragani, których ordynariuszom odmówiono paszportu, między innymi arcybiskupowi Kominkowi i biskupowi Kałwie. Ojciec święty przyjął i tym razem Prymasa Polski, a potem towarzyszące mu osoby następnego dnia po ich przyjeździe do Wiecznego Miasta. Serdeczność Papieża przechodziła wszelkie zwyczaje watykańskie. Ojciec święty wygłosił wtedy swe pamiętne słowa o "Ziemiach Zachodnich po wiekach odzyskanych". Słowa te nie zostały zdementowane przez Stolicę Apostolską, mimo protestu ówczesnego ambasadora RFN przy Watykanie. Ambasadorowi oświadczono tylko, że komunikat o rozmowie biskupów polskich z Papieżem nie pochodził z Biura Prasowego Soboru, że rozmowy z ojcami Soboru objęte są tajemnicą i że nie ma oficjalnie nowego stanowiska w sprawie diecezji na Ziemiach Zachodnich. "Neue Rhein Zeitung" pisał nie bez racji, że jedynie "kategoryczne dementi mogłoby zatrzeć silne wrażenie, że Papież uznał pośrednio sporną linię Odra_Nysa". W wyniku stanowczej depeszy Księdza Prymasa do Gomułki przybył do Rzymu w końcu także arcybiskup Kominek. Nie wypuszczono natomiast biskupa Kaczmarka z Kielc. Po otwarciu Soboru miało miejsce ciekawe zdarzenie. Jakiś starszy kardynał przechodząc obok Księdza Prymasa pocałował dwukrotnie jego pelerynkę, mówiąc: "Całuję męczeńską Polskę". Interesująca była rozmowa Prymasa z arcybiskupem ~seperem z Zagrzebia. Wynikało z niej, że sytuacja Kościoła w Jugosławii jest właściwie lepsza niż w Polsce. Rząd nie ingeruje tam w sprawę nominacji biskupów i księży na stanowiska duchowne. Nauka religii odbywa się w szkołach. Z Polski nadeszła natomiast wiadomość o ponownym poborze do wojska alumnów z seminarium w Gnieźnie. Tymczasem Papież znów wyróżnił Prymasa Polski, mianując go członkiem Komisji Soborowej: "de negotiis extra ordinem". Ksiądz Prymas postawił tam "sensacyjny" wniosek udziału świeckich w Soborze, w którym uczestniczyli dotychczas tylko świeccy odłączeni bracia. Decyzja Episkopatu, by nie pozwolić rządowi wpływać na skład delegacji na Sobór, zakończyła się sukcesem. Ostatecznie 25 z 33 zgłoszonych biskupów otrzymało paszporty, choć niektórzy przyjechali z wielkim opóźnieniem. Zmiana taktyki nastąpiła po powrocie Gomułki z Moskwy. Może tam lepiej rozumiano, czym jest Sobór. Ograniczenie obrad Soboru do spraw religijnych rozczarowało rządzących, gdyż nie dawało im ani pretekstu do uderzenia w Kościół, ani do pieczenia własnej pieczeni propagandowej na ogniu soborowym. W dniu św. Stanisława Kostki, 13 listopada, Ojciec święty przybył na uroczystości do kościoła S. Andrea in Quirinale w Rzymie. Papież przemawiał ponad 20 minut i udzielił zebranej Polonii błogosławieństwa. Był to nowy, niespotykany przejaw sympatii do Prymasa i Kościoła polskiego. Za sprawą Księdza Prymasa Ojciec święty przyjął jeszcze 20 listopada na prywatnej 20_minutowej audiencji Jerzego Zawieyskiego. Wiązało się to pośrednio z rozmową Zawieyskiego z Gomułką, który uważał, że Chruszczow i Papież uratowali pokój. Gomułka przyznał też, że Prymas nie szkodzi Polsce za granicą, ale nie odwołał decyzji poboru kleryków do wojska. Dnia 25 listopada Jan XXIII przyjął ponownie na audiencji biskupów polskich, przypadło to w dniu 81 urodzin Papieża. Ksiądz Prymas podkreślił, że biskupi polscy poczytują to sobie za zaszczyt. Rozmowa, jak zwykle serdeczna, była także interesująca. Papież stwierdził, że biskupów polskich nie trzeba zachęcać do wierności Kościołowi, gdyż dali jej niezliczone dowody. Wolał się zwierzać i dzielić z nimi swoim doświadczeniem. Mówił, że nie należy nikogo odpychać, ale raczej pozyskiwać. Papież stwierdził, że nigdy nie żałował swej łagodności, natomiast czasem wyrzucał sobie, że był surowy. Audiencja odbywała się w atmosferze wielkiej serdeczności i trwała prawie godzinę. Ta szczera wypowiedź "Papieża Miłości" zapadła głęboko w serca biskupów polskich. Tymczasem z kraju nadeszły wiadomości o "spędzie" duchowieństwa we Wrocławiu, w celu pochwały Jana XXIII. Mało kto zdawał sobie sprawę, że rząd wkraczał właśnie na linię taktyczną przeciwstawiania "dobrego Papieża" "złemu Prymasowi". W końcu listopada Ksiądz Prymas spotkał się z kardynałem D~opfnerem. Mówiono szczerze o sprawie Gdańska i Olsztyna. Kardynał D~opfner uważał, że sprawa Gdańska jest dlatego łatwiejsza, iż nie obejmował go konkordat z III Rzeszą, ale obawiał się reakcji w Niemczech. Atmosfera rozmowy była jednak bardzo dobra i Kardynał dawał wiele dowodów chęci pojednania z Polską. Dnia 1 grudnia powiało w Rzymie nie zimą, ale odwilżą, przywiezioną z Warszawy przez Zenona Kliszkę. Wysłał on Jerzego Zawieyskiego do Księdza Prymasa z przeprosinami ze strony ambasadora PRL za nieobecność na dworcu, z propozycją wizyty ambasadora u Prymasa i urządzeenia przyjęcia w ambasadzie dla wszystkich biskupów polskich. To ostatnie zaproszenie Ksiądz Prymas odrzucił. Zgodził się natomiast przyjąć i rewizytować ambasadora. Przypomniał Zawieyskiemu, co się dzieje w kraju z klerykami w wojsku, z podatkami i setkami innych spraw kościelnych. W dniu 7 grudnia nastąpiła wizyta ambasadora Willmana i rewizyta Księdza Prymasa w ambasadzie. Prymas zastał tam, oprócz ambasadora, Zenona Kliszkę. Sobór zaczął się więc od odmowy paszportów wielu biskupom, a już jego pierwsza sesja kończyła się prośbą zastępcy Gomułki o rozmowę z Prymasem. Kliszko w długiej rozmowie z Prymasem komplementował Papieża, doceniał to, że stanowisko Ojca świętego w sprawach polskich wypływa z zabiegów i starań Księdza Prymasa. Prymas tłumaczył Kliszce absurd trudności paszportowych dla arcybiskupa Kominka i biskupa Pluty z Gorzowa. Ocenił krytycznie postępowanie dyr. Żabińskiego. Pochwalił natomiast nową tendencję w filozofii człowieka, reprezentowaną przez prof. Schaffa. Wątpliwe, czy Kliszko tę ostatnią wypowiedź rozumiał. Wicemarszałek Sejmu ubolewał, że w prasie włoskiej pisze się, iż rolnictwo polskie jest na poziomie XVI wieku. Ksiądz Prymas przypomniał, że gdy w październiku po przemówieniu "polskim" Ojca świętego był atakowany przez prasę niemiecką, z drugiej strony "Sztandar Młodych" zaliczył go do średniowiecznych wsteczników. "Soldaten Zeitung" atakowała Prymasa za to, że zaprosił do Polski kardynała K~oniga i arcybiskupa Bengscha, a w tym samym czasie rząd odmówił im wiz wjazdowych do Polski. Kliszko zdawał się rozumieć te wszystkie absurdy i rozmowa zakończyła się "in oliva pacis". Prymas proponował niezmiennie dialog w kraju w ramach Komisji Wspólnej. Tak więc rozmowa się udała, ale już kilka dni później Kliszko ostro zaatakował biskupów polskich na zebraniu Komunistycznej Partii Włoch. Pretekstem była książka P. Lennerta "L'~eglise Catholique en Pologne". Dnia 12 grudnia Ksiądz Prymas udał się w drogę powrotną do kraju. W przededniu wyjazdu otrzymał trzy tomy swoich milenijnych wypowiedzi wydanych drukiem. Po powrocie z Soboru Prymas zastał mnóstwo pilnych spraw bieżących. Jednocześnie relacjonował wyniki pierwszej sesji Soboru i odbywał codzienne spotkania duszpasterskie. Ostatni dzień roku tym razem spędził nie w Gnieźnie, lecz w Bydgoszczy na uroczystościach kościelnych i sprawozdaniu soborowym. Cóż mógł przynieść nadchodzący rok? Napaść Kliszki w Rzymie spotkała się z polemiką "Osservatore Romano". A w Warszawie Jerzy Zawieyski próbował wracać do idei spotkania z Gomułką. Ale Ksiądz Prymas jak zwykle nie spieszył się. Już 2 stycznia 1963 roku Prymas dowiedział się o próbach wizytacji punktów katechetycznych przez władze. Inspektorzy oświatowi domagali się także sprawozdań z pracy tych punktów. O zgodzie na te wymagania nie było mowy, zwłaszcza że nauczanie odbywało się w budynkach kościelnych. Nie ustały także próby wizytacji seminariów i powoływania alumnów do wojska. Arcybiskup Baraniak przywiózł z Poznania poufne instrukcje, otrzymywane przez inspektoraty szkolne. Wizytować mieli podinspektorzy, wchodząc anonimowo do punktów katechetycznych, także w świątyniach, aby rozeznawać osoby nauczające i udział dzieci. Następnie polecono im wykluczyć zakony od udziału w nauczaniu, a wykład ograniczyć do katechizmu, z pominięciem historii Kościoła, dogmatyki i etyki. W świetle tych faktów trudno się dziwić, że na Konferencji Episkopatu, odbytej w Warszawie 9 i 10 stycznia, Ksiądz Prymas przeprowadził decyzję ograniczenia się - chwilowo - do rozmów w ramach Komisji Wspólnej i wstrzymania się od spotkań na najwyższym szczeblu, czyli z Gomułką. Ateistyczne "Argumenty" z 6 i 13 stycznia 1963 atakowały tymczasem biskupów polskich, że nie spełnili swego zadania na Soborze i wyrażali tam kierunek "umiarkowanego konserwatyzmu". Tymczasem 17 stycznia Ksiądz Prymas miał w Laskach rozmowę z posłami Koła "Znak", którzy namawiali go do rozmów z Gomułką, zrzucając winę za drastyczną politykę wyznaniową na szefa Urzędu do Spraw Wyznań Żabińskiego i Kierownika Wydziału Administracyjnego w KC PZPR Witaszewskiego. Posłowie "Znaku" byli bardziej pod sugestią niekorzystnych układów wewnątrz partii niż faktycznego stosunku całej partii do Kościoła. Księdza Prymasa szczególnie zdziwiło stwierdzenie, że "Znak" jest bity po ostrzejszych wypowiedziach Kardynała. Nie mogło przecież chodzić o interes jednej grupy. Trzeba było bronić praw ludzkich i praw całego Kościoła. Konkluzja Prymasa była prosta. Od rozmów z Gomułką się nie uchylał, ale oczekiwał najpierw aktów dobrej woli wobec Kościoła. Dnia 9 lutego Ksiądz Prymas udał się z Gniezna do Zielonej Góry w związku z przekazaniem diecezji wrocławskiej wędrującego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Walka z obrazem trwała już na całego. Wszyscy księża, którzy gościli obraz w swoich parafiach, zostali obłożeni wysokimi karami pieniężnymi, jednego z nich nawet uwięziono. Duchowieństwo oceniało jednak bardzo pozytywnie duchowe skutki Nawiedzenia. W lutym władze przystąpiły do rewizji na plebaniach i konfiskaty różnych przedmiotów tytułem zabezpieczenia nieściągalnych podatków i kar za prowadzenie punktów katechetycznych. Ksiądz Prymas napisał list do Kliszki, przypominając mu swoją rzymską propozycję obrad Komisji Wspólnej. Odpowiedzi nie było. Z początkiem marca Prymas odybył rozmowę z Leszkiem Kołakowskim i Janem Strzeleckim, którzy wyraźnie przyjęli dystans wobec polityki wyznaniowej partii i byli zainteresowani dialogiem soborowym. Dnia 12 marca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a następnego dnia - Konferencja Episkopatu. Księża biskupi skłaniali się do zmiany stanowiska w sprawie rozmów na najwyższym szczeblu. Co prawda sytuacja Kościoła nie poprawiała się, ale rząd zyskiwał argument, że to Prymas jest nieustępliwy. Kardynał więc z właściwą sobie pokorą zgodził się wystąpić z listem do Gomułki. Episkopat ponowił także akt oddania się biskupów w niewolę Matki Najświętszej. Konferencja w znacznej części była poświęcona sprawom Soboru, w tym drugiej części "czuwań soborowych". Ateistyczne "Argumenty" wydrukowały 17 marca napastliwy artykuł przeciw Prymasowi Polski, ujawniając dane urzędów celnych o dewizach przywiezionych do Polski. Redakcja nie zdawała sobie sprawy, że schodzi do rzędu organu policyjnego. Dnia 31 marca otrzymał Prymas niegrzeczną odpowiedź od Kliszki na propozycję obrad Komisji Wspólnej. Ale 6 kwietnia przyszedł uprzejmy list od Gomułki dotyczący spotkania z Prymasem. Kliszko zapewne jeszcze nie wiedział o zamiarach szefa partii. Dnia 5 kwietnia Ksiądz Prymas miał odczyt o Soborze w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej. Zebranie na ogół było udane, choć ujawniły się także głosy kontrowersyjne. Prymas, krytyczny wobec "Znaku", okazywał mu jednak cały czas swoje zaufanie w sprawach zasadniczych. Inaczej było z Paxem, którego dziennik "Słowo Powszechne" zaatakował znów 14 kwietnia biskupów polskich, przeciwstawiając im kierunek ideowy encykliki "Pacem in terris". Prymas podkreślał wobec biskupów, że encyklika mówi o pokoju, ale i o prawach człowieka. Tymczasem w Polsce październikowe "Hosanna" zamieniło się szybko na "Ukrzyżuj". Kolejna Konferencja Episkopatu w dniu 18 kwietnia została poświęcona przede wszystkim problemom nauki katolickiej. Jednym z głównych mówców był biskup Karol Wojtyła. Poszczególne Komisje referowały swoje sprawy. Episkopat postanowił opracować list o pokoju na tle encykliki Jana XXIII oraz list do rządu o wolności sumienia. Akty te uzupełniały się doskonale. Dnia 26 kwietnia odbyła się uzgodniona listownie rozmowa Księdza Prymasa z Gomułką. Akurat w tym dniu "Słowo Powszechne" postawiło uznanie socjalizmu jako warunek normalizacji stosunków między Kościołem a państwem. W gruncie rzeczy tezę tę reprezentował także Gomułka w swej 5_godzinnej rozmowie z Prymasem. Szef partii powoływał się nawet na katolików świeckich. Główny nurt rozmowy stanowiły oskarżenia o niedotrzymanie "porozumienia". Spotkanie z Gomułką ujawniło, że burzliwe emocje antyprymasowskie w kierownictwie partii wzbudziło nieprzybycie biskupów na raut w ambasadzie polskiej w Rzymie, gdyż był tam obecny tow. Kozłow z kierownictwa KPZR. Biskupi zaś po zwłoce z paszportami nie kwapili się na rauty. Ciekawą część rozmowy stanowiło zainteresowanie Gomułki konkordatem lub jakąś formą nawiązania stosunków ze Stolicą Apostolską. Gomułka myślał o konsulacie, Prymas o nuncjaturze I klasy, bo chodziło o kraj katolicki. Ważnym punktem spotkania były też sprawy ograniczeń katechizacji, np. żądanie usuwania dogmatyki i etyki. Bodaj w sprawie programu można było liczyć na pewien kompromis, ale partia nie chciała wyrzec się kontroli. Ksiądz Prymas poruszył naturalnie większość bolączek Kościoła: brak zezwoleń na budowę świątyń, służbę wojskową kleryków, likwidację szkół katolickich, podatki itd. Protestując przeciw tolerowaniu przez władze sztucznych poronień, Prymas argumentował względami racji stanu: Co będzie znaczyć Polska 30_milionowa wobec 300 milionów Rosjan i Niemców? Spotkanie konkludował propozycją powrócenia do obrad Komisji Wspólnej. Gomułka zdawał się na to godzić. Ale rozmowa miała charakter polemiczny. W odczuciu Prymasa było dobre to, że się odbyła, choć nie rokowała wielkich nadziei na przyszłość. Dnia 30 kwietnia przybył do Polski, jako gość Księdza Prymasa, arcybiskup Wiednia kardynał Franz K~onig. Wizyta nie miała w najmniejszej mierze charakteru politycznego, wbrew opinii całej niemal prasy światowej. Kardynał K~onig wyjechał pełen wrażeń. Mówił, że Kościół w Polsce wyprzedził Sobór. Był zafascynowany Częstochową. Dnia 5 maja czytano list pasterski do wiernych z okazji początku siódmego roku Wielkiej Nowenny pod hasłem "Sprawiedliwość i miłość społeczna". A już 8 maja Prymas przybył do Rzymu. W dniu swego przyjazdu rozmawiał z kardynałem Cicognani, następnego zaś dnia z ciężko już chorym Ojcem świętym. Rozmowa była osobista i szczera, Papież zwierzał się Prymasowi ze wszystkich swoich spraw i trosk. Ksiądz Prymas poinformował Ojca świętego, że powodem jego przyjazdu jest chęć zebrania dla biskupów polskich materiałów soborowych, które do nich nie dochodzą. O politycznych domysłach prasy lekceważąco wypowiedział się już poprzedniego dnia kardynał Sekretarz Stanu. Niemniej Ksiądz Prymas zreferował zarówno kardynałowi Cicognani, jak i Ojcu świętemu zainteresowanie Warszawy, oscylujące między konsulatem (Gomułka) a nuncjaturą I klasy (Wyszyński). Uderzające było to, że potem prasa i komuniści przedstawiali Prymasa jako przeciwnika stosunków dyplomatycznych Warszawa_Watykan. Polska bywa często ofiarą jakiegoś kompleksu antywschodniego. Rozmowa Jana XXIII z kardynałem Wyszyńskim trwała godzinę i 45 minut. Następnego dnia po wizycie u Papieża Ksiądz Prymas rewizytował ambasadora Willmana, który tym razem witał go na dworcu. Prymas powiedział szczerze, że konsulat watykański w Warszawie to bardzo niewiele. Tę samą prawdę powtarzał wszystkim zainteresowanym. W Stolicy Apostolskiej Kardynał Wyszyński wystąpił ponownie w sprawie Gdańska i Olsztyna. Dwudziestego maja Prymas najpierw sam, a potem z innymi biskupami z Polski, został przyjęty ponownie przez Ojca świętego. Audiencja była wzruszająca. Papież wprost nie chciał rozstać się z Polakami. Stwierdził, że odprowadziłby ich do "portone di bronzo", ale co na to powiedziałoby jego otoczenie? Dla wszystkich były widoczne postępy choroby Jana XXIII. Gdy życzono mu zdrowia, by mógł dokończyć dzieła Soboru, odrzekł z pokorą i spokojem: "Przyjdzie następca mój i Sobór zakończy. Już jestem całkowicie gotów wypełnić wolę Bożą, o co zawsze zabiegałem. Będzie trochę zamieszania, ale w ciągu miesiąca wszystko się uspokoi, życie pójdzie swoją drogą pod przewodem mego następcy". Zebrani wiedzieli, że jest to ostatnie spotkanie z Janem XXIII. Papież też o tym wiedział. Dlatego trudno im było się pożegnać. Nawiasem mówiąc, gdyby Gomułka, który był akurat w połowie swych rządów w Polsce, wiedział, jakie znaczenie miał Prymas Polski w Watykanie i w Kościele Powszechnym, mógłby uniknąć swoich niewybaczalnych błędów w następnych latach. W dniu 24 maja Ksiądz Prymas powrócił do Warszawy. I zaraz stanął w obliczu przykrej prawdy. Niedawna wizyta zięcia Chruszczowa, Adżubeja, u Papieża zrodziła nadzieję na odwilż... Ale w Polsce nie było jej oznak. Odbyte w dniu 27 maja posiedzenie Komisji Wspólnej zawiodło wszystkie nadzieje. Rząd "uważał", że wszystkie punkty katechetyczne są zarejestrowane i wpłynęło ponad 10 tysięcy sprawozdań księży z ich działalności. Biskupi wskazywali na środki przymusu wywierane w tej sprawie na księży. Ale Kliszko zakonkludował krótko: rząd dał biskupom instrukcje dotyczące rejestracji punktów katechetycznych, od tych wskazań nie można odstąpić. Rząd nie zgodzi się także na nauczanie religii przez zakonnice. Zatem było to raczej wypowiedzenie wojny niż odwilż. Dnia 3 czerwca 1963 roku w godzinach wieczornych zmarł Jan XXIII. Dokładnie w dwa tygodnie po pożegnaniu z Prymasem Polski. "Popularność" Papieża Dobroci u komunistów i podchwycenie przez nich jego akcji pokojowej nie szło niestety w parze z odprężeniem w stosunkach z Kościołem. Potencjalnie jednak spuścizna programu Jana XXIII musiała częściowo rozładowywać nastroje wojowniczo ateistyczne. Dlatego ten krótki pontyfikat miał olbrzymie znaczenie, szczególnie dla Kościoła na Wschodzie. Jego głębszy religijny sens wykraczał naturalnie poza sferę polityki. Kościół otwierając się na świat służył zarazem otwieraniu się, choćby wbrew woli, zamkniętych i skostniałych systemów ideologicznych. Dnia 10 czerwca odbyła się Plenarna Konferencja Episkopatu. Prymas rozdał biskupom przywiezione z Rzymu schematy soborowe. Biskupi skonstatowali, że statystyki rejestracji punktów katechetycznych, podawane przez władze na obradach Komisji Wspólnej, były całkowicie fałszywe. Rządowi chodziło o pozory. Nacisk na wyłączenie zakonnic wynikał z tego, że w nauczaniu religii było ich czynnych jeszcze 5 tysięcy, a więc był to znaczny procent katechetów. Wyeliminowanie go podważyłoby cały system pozaszkolnej katechizacji. Episkopat postanowił kategorycznie odrzucić wymagania rządu. W tym samym dniu Ksiądz Prymas opuścił Warszawę, udając się do Rzymu na konklawe. W Watykanie dowiedział się od mons. Capovilla, że ostatnia notatka, jaką zrobił w swym dzienniku Jan XXIII, była poświęcona wizycie biskupów polskich. Później Papież nie mógł już pisać. Ksiądz Prymas jeszcze przed konklawe złożył na Kongregacji Kardynałów oświadczenie poświęcone pamięci Jana XXIII. Zyskało ono wielki aplauz. Było hołdem dla zmarłego Papieża, który wytyczał nowy kierunek nie bez trudności i oporów. Prymasowi Polski gorąco dziękował za wystąpienie kardynał Montini. On też został 21 czerwca wybrany nowym papieżem, przyjmując imię Pawła VI. Już następnego dnia Prymas wysłał do kraju list do wiernych, związany z wyborem nowego Papieża. Pisał, że program Jana XXIII znalazł w Pawle VI godnego oraz - co bardzo ważne - doświadczonego kontynuatora. Bliski i zaufany przyjaciel nowego Papieża, Jean Guitton, oceniał program Pawła VI bardzo podobnie jak kardynał Wyszyński. Pisał on, że dyplomacja jest dla Papieża Montiniego instrumentem pastoralnym, że nowy Papież długo musiał być w "cieniu Tardiniego". Guitton uważał, że Paweł VI będzie kontynuował zamierzenia Jana XXIII, ale ostrzegał przed nieporozumieniem polegającym na mniemaniu, że Kościół może zmienić stosunek do "ateizmu materialistycznego", który pisarz nazwał nawet "zaraźliwą śmiertelną chorobą". Paweł VI wkrótce po swojej koronacji przyjął 4 lipca Księdza Prymasa na audiencji. Prymas ograniczył się do wyliczenia spraw ważnych i zostawienia dokumentacji. Szczególny nacisk położył na sprawę normalizacji diecezji na Ziemiach Zachodnich. Papież z wielką serdecznością wręczył Prymasowi, jako osobistą pamiątkę, pierścień noszony przez Jana XXIII od czasu skończenia 80 roku życia. Dnia 7 lipca Ksiądz Prymas powrócił do Warszawy. Po drodze dowiedział się, że w nocy zmarł biskup częstochowski Zdzisław Goliński. W Wiedniu zaś kardynał K~onig powiedział mu o ataku Gomułki na Prymasa i intelektualistów. Fatalny obrót przybierały sprawy katechetyczne, o czym informowali Prymasa biskupi pracujący w Komisji Wspólnej. Rząd uważał nauczanie w budynku kościelnym także za punkt katechetyczny; chciał je kontrolować i nadal domagał się wyłączenia sióstr zakonnych z katechizacji. Episkopat nie mógł zgodzić się na kontrolę nauczania w świątyniach. Ksiądz Prymas dopuszczał natomiast dawanie sprawozdań władzom z nauczania w pozakościelnych punktach katechetycznych. Dnia 5 sierpnia odbyło się w tej sprawie kolejne posiedzenie Komisji Wspólnej. Przedstawiciele rządu nie przyjęli zastrzeżeń biskupów, byli oburzeni formułą: "rząd wchodzi na ołtarze" i grozili załatwieniem sprawy we własnym zakresie. Cóż to jednak mogło oznaczać w odniesieniu do budynków kościelnych? Wchodził naturalnie w rachubę nacisk na księży. Ale odgórnie zadecydowano, by nie ustępować, licząc się nawet z kompromisami niektórych księży w terenie. Chodziło o zasadę nienaruszalności obiektów sakralnych. Szykany władz obejmowały zresztą sprawy wcześniej przeprowadzane bez przeszkód. Na przykład próbowano uniemożliwić doroczną pielgrzymkę z Warszawy do Częstochowy, puszczono wieść o epidemii w Częstochowie, posuwano się nawet do bicia uczestników. Mimo tego Pielgrzymka Warszawska dzielnie dotarła na Jasną Górę, podobnie jak i pielgrzymki z innych miast. Na dorocznych uroczystościach maryjnych w Częstochowie 26 sierpnia było 200 tysięcy ludzi, mimo wstrzymania przez władze administracyjne wielu pielgrzymek pod pozorem epidemii ospy. W tym dniu odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a w następnym - sesja plenarna Episkopatu. Dnia 26 sierpnia 1963 roku zmarł na serce biskup kielecki Kaczmarek. Na Konferencji Episkopatu Prymas informował przede wszystkim o swym pobycie w Rzymie, o rozmowach z Pawłem VI. Omawiano przygotowania do wyjazdu na Sobór. Uchwalono na 8 września list o "Soborowym Czynie Dobroci" oraz projekt listu Episkopatu do duchowieństwa o sytuacji Kościoła w Polsce. Uchwalono też odezwę do rodziców w sprawie katechizacji i postanowiono odczytać ją z ambon. W sprawach katechizacji Episkopat był niezłomny. Dnia 16 września 1963 roku Ksiądz Prymas przyjął posłów "Znaku" i przedstawicieli redakcji "Tygodnika Powszechnego". W imieniu grupy "Znaku" przemawiał Konstanty Łubieński, oceniając ogólną sytuację jako dobrą, a stosunek państwa do Kościoła krytycznie. Relacja "Tygodnika Powszechnego" była mniej optymistyczna; poinformowano Księdza Prymasa o ograniczeniu nakładu pisma i utrudnieniach w kontaktach zagranicznych środowiska. Stefan Kisielewski polemizował z optymistyczną oceną sytuacji "Znaku", wynikającą z relacji Łubieńskiego. Kisielewski powiedział: "Obie strony się do nas nie przyznają". Był chyba najprzenikliwszym z polityków tego środowiska. "Znak" chciał być swego rodzaju pomostem między rządem a Episkopatem. Spotkanie odbyło się w dobrej atmosferze. Trzy dni później, 19 września, Zenon Kliszko zaprosił biskupa Klepacza na rozmowę związaną ze zbliżającą się drugą sesją Soboru. Główną intencją Kliszki było przekazanie stanowiska Partii w kwestii sformułowanych w liście Episkopatu do Gomułki postulatów normalizacji sytuacji Kościoła w Polsce jako warunku nawiązania stosunków z Watykanem. Partia uważała, że postulaty są nie do przyjęcia. Kliszko chciał porozumienia ze Stolicą Świętą bez unormowania choćby sprawy katechizacji. Stawiał na rozmowy z Watykanem ponad głową Prymasa. Był to szczyt naiwności i nowy dowód nieznajomości pozycji Prymasa w Kościele Powszechnym. Kliszko oceniał list Episkopatu do duchowieństwa jako przejaw złej woli. Zapowiedział, że między innymi arcybiskup Kominek nie dostanie paszportu na drugą sesję Soboru. Na 70 biskupów polskich podanie o paszporty złożyło 45, otrzymało je 22. Spowodowało to, że Ksiądz Prymas w kazaniu w katedrze św. Jana w Warszawie w dniu 23 września mocno podkreślił, że każdy biskup ma prawo do udziału w pracach Soboru. Przemówienie to odbiło się tak silnym echem, że prasa zachodnia jak zwykle pośpieszyła się i pisała, iż także Prymas Polski nie pojedzie na Sobór. Tymczasem kardynał Wyszyński 25 września wyjechał z Warszawy i 27 tego miesiąca przybył do Rzymu. W dwa dni później, 29 września, nastąpiło otwarcie drugiej sesji Soboru, a tego samego dnia wieczorem Ojciec święty zaprosił Prymasa Polski na prywatną audiencję. Było to nowe znaczące wyróżnienie. Papież mówił z uznaniem o ostatnim przemówieniu Prymasa w katedrze św. Jana. Ubolewał, że tak mało biskupów polskich przybyło do Rzymu. Na prośbę Prymasa obiecał wystosować list do Kościoła polskiego z okazji Millennium, a z własnej inicjatywy postanowił wybudować kościół w Rzymie dla upamiętnienia polskiego Tysiąclecia. Pytał tylko o patrona przyszłej świątyni. Biskupi polscy skłaniali się do patrona w osobie św. Jacka. W Watykanie zaczęto też myśleć o polskich diecezjach na Ziemiach Zachodnich. Ojciec święty zamierzał zaproponować biskupowi Splettowi ustąpienie z diecezji gdańskiej z powodu jego nieobecności na jej terenie. Tymczasem z Warszawy nadeszła wiadomość o skonfiskowaniu przez władze celne książek Księdza Prymasa o Wielkiej Nowennie. Prymas to zresztą przewidywał. Książki te, o których już wspominaliśmy, składały się z trzech tomów: "Wielka Nowenna Tysiąclecia", "Gody w Kanie" i "Uświęcenie pracy zawodowej". Była to więc trylogia związania z Wielką Nowenną i z polskim Millennium. Gdy wagon z 60 tysiącami książek (po 20 tysięcy każdego tomu) stanął na dworcu w Warszawie, Cyrankiewicz i Gomułka w nocy wydali nakaz przejęcia całej przesyłki. Wszystkie książki skierowano do Jeziornej na przemiał. We wtorek 15 października Ksiądz Prymas przemawiał na sesji Soboru. Mówił: "de Ecclesia sanctificante et vivificante", które to pojęcia uważał za bardziej oddające istotę rzeczy niż tradycyjny termin "Ecclesia militans". Była to wypowiedź wielkiego umiaru. W połowie października Ksiądz Prymas rozmawiał w auli soborowej z kardynałem Fringsem i biskupem Splettem. Kardynał Fings zaproponował wspólną deklarację Episkopatów niemieckiego i polskiego w sprawie beatyfikacji o. Kolbego. W dniu 16 października wieczorem miała miejsce kolejna audiencja biskupów polskich u Pawła VI. Biskupi podpisali petycję do Ojca świętego, zainicjowaną i zredagowaną przez biskupa Wojtyłę, w sprawie beatyfikacji królowej Jadwigi. Ojciec święty prosił Prymasa Polski, by przemówienie swoje do Papieża wygłosił po polsku, dla uczczenia mowy ojczystej. Papież otrzymał tekst włoski, ale z uwagą śledził słowa Prymasa. Potem serdecznie przemówił do biskupów polskich. W Sekretariacie Stanu Ksiądz Prymas omawiał propozycje Gomułki odnośnie do stosunków z Watykanem, sprawę obsadzania zwolnionych stolic biskupich (w Krakowie, Płocku i Częstochowie), a także ponownie sprawę Gdańska. W najważniejszej kwestii stosunków Warszawa_Watykan było dla Rzymu rzeczą jasną, że bez udziału Prymasa nie ma mowy o żadnych rozwiązaniach. Warszawa zrozumiała to jednak dopiero o wiele lat później. Tymczasem rząd posługiwał się podejrzanymi wysłannikami, by rzecz załatwić ponad głową Prymasa. Naturalnie, te zabiegi pozostały bez rezultatu. Z kraju nadeszły wiadomości najpierw o poborze do wojska kleryków z seminarium warszawskiego, a później także z innych seminariów. Wyglądało to na zemstę, tylko za co? Później okazało się, że za list biskupów do duchowieństwa. Zbieg okoliczności sprawił, że Ksiądz Prymas 4 listopada na akademii poświęconej 400_leciu powołania seminariów diecezjalnych, w obecności Ojca świętego, wygłosił przemówienie właśnie o seminariach duchownych. Otrzymał serdeczne podziękowanie od Papieża i gratulacje od kardynałów. Dnia 17 listopada w "Osservatore Romano" ukazał się artykuł Prymasa o Papieżu Janie XXIII. Bardzo ciepło zareagował na to kardynał Cicognani. Natomiast czynniki warszawskie zaczęły inspirować w prasie włoskiej intrygi przeciw Prymasowi Polski. Ksiądz Prymas na spotkaniu z Jerzym Turowiczem w dniu 19 listopada zapytał o będącą w obiegu "Opinię" na temat nawiązania stosunków między Watykanem a Warszawą. Napisano ją bez wiedzy kardynała Wyszyńskiego i nie wspomniano w niej, że Episkopat też jest zainteresowany kontaktem między Warszawą a Stolicą Świętą, ale na określonych warunkach. Autor tekstu, S. Stomma, był w Rzymie, ale Prymasowi wizyty nie złożył. Turowicz zaś zaprzeczył, jakoby coś wiedział o tej inicjatywie. Lewicowa prasa włoska przedstawiała Prymasa jako przeciwnika układu między Warszawą a Watykanem. To samo zrobili przedstawiciele Paxu i pewne osobistości z PZPR, przybywające do Rzymu. Rozkolportowano także na Soborze anonimowy "memoriał" na temat kultu maryjnego, będący w istocie sprzeciwem wobec kierunku działania Episkopatu Polski. Zbieżność tych wszystkich wydarzeń nie mogła być przypadkowa. Z prawej strony jako "agentów" komunistycznych atakował biskupów polskich włoski "Il Borghese". Prymas zaprotestował u rządu włoskiego przeciw temu ostatniemu pomówieniu. Tym razem kampania rządowych kół polskich przeciw Prymasowi i Episkopatowi zbiegła się z zaostrzeniem polityki wyznaniowej w ZSRR. Szef Komisji Ideologicznej Kpzr Iljiczew wzywał 25 XI 1963 roku do wychowania ateistycznego. Było oczywiste, że komuniści obawiali się ideologicznych konsekwencji własnego kursu na koegzystencję międzynarodową, a także związanych z Soborem procesów otwierania się Kościoła na świat. Dnia 2 grudnia Ksiądz Prymas był wraz z biskupami polskimi na audiencji u Ojca świętego. Ponowił petycję w sprawie diecezji na Ziemiach Zachodnich. Biskup Splett nie zareagował na propozycję ustąpienia. Papież upoważnił Księdza Prymasa do ujawnienia, że Watykan chce tę kwestię załatwić, choć jest ona skomplikowana. Mówiono wiele o sprawach ogólnych Kościoła w Polsce. Ojciec święty darował Prymasowi swój pierścień kardynalski. Stanowiło to nowy akt zaufania i serdeczności. Druga sesja Soboru Watykańskiego została zamknięta 4 grudnia. Następnego dnia wieczorem Prymas Polski udał się w podróż do Warszawy. Niemal przez tydzień Ksiądz Prymas chorował po trudach pobytu w Rzymie. Ale już 17 grudnia odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a w następnych dwóch dniach - Plenarnej Konferencji Episkopatu. Prymasa witał z wielką serdecznością cały Kościół polski, ale wiadomości w kraju były jak najgorsze. Okazało się, że w sierpniu 1963 roku w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w Warszawie odbyła się konferencja, na której postanowiono akcję walki z Kościołem na terenie parafii. Biskupi otrzymali zrządzeniem Opatrzności dokument relacjonujący przebieg i wyniki tej narady. Świadczyła ona o przygotowywaniu walki z Kościołem, o chęci rozbijania intrygami wspólnot parafialnych. Planowano to, proponując jednocześnie Watykanowi porozumienie za plecami Prymasa Polski. Komisja Główna Episkopatu postanowiła przygotować "Białą Księgę", przedstawiającą krzywdy doznawane przez Kościół w Polsce. Konferencja Episkopatu wysłuchała sprawozdania z drugiej sesji Soboru w Rzymie i relacji o sytuacji Kościoła w kraju. Omówiono audycje biskupów polskich w Radio Watykańskim i kontakty z innymi Episkopatami. Ksiądz Prymas przedstawił kampanię prowadzoną w Rzymie przeciw biskupom polskim, akcję anonimową i inne intrygi. Biskup Wojtyła poinformował o pielgrzymce ojców Soboru do Ziemi Świętej. Episkopat wysłał depeszę do Ojca świętego z podziękowaniem za depeszę kardynała Cicognani wysłaną po wyjeździe biskupów ze stolicy Włoch. Dnia 20 grdunia był u Księdza Prymasa Jerzy Zawieyski i odczytał oświadczenie S. Stommy w sprawie jego akcji za granicą na temat konkordatu między Warszawą a Watykanem, podjętą bez powiadomienia Prymasa Polski. Ksiądz Prymas nie był przekonany wyjaśnieniem tej działalności, prowadzonej jakoby w Rzymie, Szwajcarii i Francji. W tym samym dniu 20 grudnia przyszła wiadomość o wstępnej zgodzie rządu na kandydaturę biskupa Wojtyły na arcybiskupa krakowskiego i biskupów Bareły na ordynariusza w Częstochowie oraz Sikorskiego na ordynariusza w Płocku. Według niektórych pogłosek do zgody rządu na nominację biskupa Wojtyły miał się przyczynić między innymi Stanisław Stomma i wicedyrektor w Urzędzie do Spraw Wyznań Aleksander Skarżyński, nakłaniając do tej kandydatury Kliszkę. Być może władze wiązały z tym jakieś nadzieje polityczne. Kliszko w każdym razie próbował później przeciwstawiać obu kardynałów polskich, ale nigdy mu się to nie udało. Tymczasem jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia doszły do Księdza Prymasa aż od trzech pośredników sondażowe zapytania, czy nie spotkałby się z Gomułką. Prymas nie bardzo sobie tego życzył. Gomułka nie odpisał mu na list, a Kościół i Prymasa spotkało w tym czasie morze krzywd. W dniu 30 grudnia przybyli do Prymasa przedstawiciele zarządu Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie, między innymi Jerzy Zawieyski, K. Łubieński i L. Dembiński. Zdecydowanie odcięli się od akcji zagranicznej w sprawie stosunków Warszawa_Watykan. Prymas jednak stwierdził, że list Klubu do niego świadczy o nastawieniu podobnym do kierunku ujawnionego w "Opinii". Rzeczywiście, zrzucenie "pomyłki watykańskiej" tylko na Stommę nie byłoby sprawiedliwe. Poza tym Prymas krytycznie oceniał wydrukowany właśnie artykuł T. Mazowieckiego i A. Wielowieyskiego w "Więzi", pisany w celu zjednania partii dla idei porozumienia i zawierający deklaracje socjalistyczne. Poglądy socjalistyczne oceniał Prymas jako mocno zapóźnione w stosunku do powszechnej kompromitacji systemu, a w sprawie "porozumienia" było rzeczą wiadomą, że rządowi chodziło o ugodę ponad głowami biskupów polskich. Ksiądz Prymas nie zrywał ze "Znakiem", ale postanowił dać mu odczuć pewien dystans. Uzasadniała go rzeczywista odmienność kierunku politycznego. Prymas chciał się opierać, a "Znak" był bardziej skłonny do kompromisu. Byłoby jednak, jak sądzę, krzywdą dla "Znaku" sprowadzanie różnic między tą grupą a kierunkiem działania Księdza Prymasa tylko do taktyki większej ustępliwości. Różnice były z pewnością głębsze. "Znak", a szczególnie redaktor "Tygodnika Powszechnego" Turowicz, był zafascynowany "odnową Kościoła". Z kolei "Więź", pragnąc utrzymać kierunek ideowy "rozwoju socjalistycznego", myślała o "wpisaniu Kościoła" w nowe struktury społeczne, jak to określił Tadeusz Breza w swej głośnej książce "Spiżowa brama". Ksiądz Prymas swym wystąpieniem na kongregacji kardynałów, poświęconym pamięci Jana XXIII, ułatwił kontynuację dzieła Papieża Jana XXIII, a także wybór Pawła VI. Ale tendencje odnowy Kościoła Prymas zestawiał zawsze z warunkami w Polsce, z faktyczną sytuacją Kościoła i koniecznością jego obrony. Wpisywanie się w "struktury socjalistyczne" uważał za całkowicie niewskazane, gdyż okazały się one nieracjonalne ekonomicznie i i społecznie i godziły w wolność człowieka. "Więź" zresztą z czasem zmieniła swój kierunek społeczno ideowy. Pozostała orientacja "lewicowa", ale i jej przedstawiciele całkiem rozczarowali się do panującego systemu. Stefan Kisielewski wskazuje na różnice mikroklimatu duchowego Krakowa i Warszawy, wpływające na stosunki Prymasa i "Znaku". Kraków był liberalny, intelektualny, międzynarodowy, czuły na wpływy Zachodu, gdy tymczasem Warszawa była swojska, narodowa, przaśna, wierna wielkim tradycjom polskim. Jednakże nie całkiem trafia mi to do przekonania. W końcu konserwatywni "stańczycy" krakowscy i pozytywiści warszawscy w XIX wieku zostali prawie jednocześnie zluzowani przez nowoczesne kierunki ideowe w Polsce, choć w austriackiej Galicji utrzymywał się względny liberalizm, a w zaborze rosyjskim trwała rusyfikacja, a z nią duch oporu i wierność tradycjom narodowym. Myślę, że sama historia nie tłumaczy różnicy, o której mówimy. Zarówno Prymas jak i "Znak" odrzucali ideową akceptację systemu komunistycznego, ale z całkiem innych pozycji dążyli do zmian w Polsce. Prymas odwoływał się do polskiej tradycji i przeszłości, do religijnej i narodowej tożsamości Polaków. "Znak" chciał wpływać na rzeczywistość wychodząc z założeń humanizmu Maritaina i personalizmu Mouniera. Wnioski wolnościowe w obu wypadkach były zbieżne, ale odmienny punkt wyjścia miał swoje konsekwencje. Program "Znaku" był propozycją dla intelektualistów, program Prymasa obejmował cały naród. Środowiska "Znaku" były z kolei uprzedzone do myślenia kategoriami narodowymi, bojąc się nacjonalizmu. "Znak" wolał mówić o społeczeństwie. Nacjonalizm był jednak epizodem w tysiącletnich dziejach narodu. Bez kategorii pojęciowej: naród - nie można mówić o tożsamości duchowej i kulturalnej. Społeczeństwo polskie zmieniało się, ale trwał naród polski. Prymas walczył o jego trwanie i o jego wierność religii i Kościołowi. W latach siedemdziesiątych o tożsamości duchowej i kulturalnej narodu mówili zresztą już wszyscy, obawiając się groźby sowietyzacji, mimo, że w końcu lat sześćdziesiątych powtórzył się w Polsce epizod nacjonalistyczny, tym razem w wydaniu komunistycznym. W moim przekonaniu obiektywnie różnice się zatarły, a grupa "Znaku", gdy system zaczął kwestionować jej istnienie, w taktyce była tak nieprzejednana, że egzystencję jej ratować musiał nie kto inny, jak Prymas Polski. Profesor Leszek Kołakowski sformułował z okazji wyboru Jana Pawła II pytanie odnoszące się do Kościoła polskiego, mianowicie, czy jest przeciw panującemu systemowi tylko dlatego, że ma on charakter ateistyczny, czy też z tego powodu, że jest to system sprzeczny z pluralizmem współczesnego społeczeństwa. Z pewnością ludzie "Znaku" odpowiedzieliby Kołakowskiemu z wielką spontanicznością, że są przeciw systemowi, bo jest on przeciwny pluralizmowi. Prymas nie stawiał sobie zapewne takich pytań. Jego obowiązkiem było walczyć z ateizmem i z systemem biurokratycznego marksizmu. Nie może być natomiast najmniejszych wątpliwości co do demokratycznej i tolerancyjnej postawy Prymasa, zwracającego się nawet do swych prześladowców: "Bracia". Pozostanie historycznym faktem, że Kościół bronił nie tylko praw religii i narodu, ale i praw człowieka, osłaniając nieraz ludzi bardzo nawet od niego odległych. Tyle co do tej kwestii, mającej charakter raczej teoretyczny. Nas interesowała ona przede wszystkim jako historyczny przejaw bolesnych kontrowersji w świecie katolickim. Jakkolwiek momentami wydawały się one dość drastyczne, to jednak środowiska "Znaku" nigdy nie straciły łączności z hierarchią, jak to było w przypadku Paxu. I dlatego w momencie zagrożenia mogły liczyć na obronę i opiekę ze strony Kościoła i Księdza Prymasa osobiście. Tymczasem dobiegał końca rok 1963. Jego ostatni dzień Prymas spędził w Gnieźnie, dokąd pojechał z jednym ze swych najbliższych współpracowników, biskupem Bronisławem Dąbrowskim. Kardynał Wyszyński uważał mijający rok za jeden z najcięższych w swym życiu, porównywał go, może nieco subiektywnie, z rokiem 1953, kiedy został aresztowany. Wtedy prowadzono otwartą walkę z Kościołem, teraz próbowano go rozsadzać od wewnątrz. I to nie tylko na marginesach jakichś "księży patriotów", ale inicjując krytykę "maryjności Prymasa i Episkopatu". Za najboleśniejszy cios roku Prymas uważał śmierć prawdziwego i wielkiego swego przyjaciela, Jana XXIII. Cieszył się natomiast z krzepnięcia narodu w obronie prawa do Boga. Cieszył się, że duchowieństwo wytrzymało ogień represji gospodarczych i podatkowych. Za ważne zwycięstwo uważał i ten fakt, że cała powołana do wojska młodzież z seminariów duchownych, po odbyciu służby, powróciła i zachowała swoje powołanie kapłańskie. Rozdział V Dzieło życia i lata najcięższych zmagań (1964_#1970) I Następnych siedem lat przyniosło realizację głównego dzieła życia Stefana Kardynała Wyszyńskiego, a zarazem najcięższe zmagania w walce o wolność Kościoła, duchową tożsamość narodu i prawa człowieka. Otwarty konflikt w stosunkach między Kościołem a państwem, który znalazł w roku 1963 tak silny wyraz, miał trwać przez lata następne, a w roku 1966, w okresie Millennium, osiągnął swój punkt szczytowy. Z początkiem nowego - 1964 roku Prymas Polski wiele uwagi poświęcał przygotowaniom do Millennium i programowi maryjnemu. Czynił też wszystko, by Kościół był zdolny organizacyjnie i personalnie do przetrwania najcięższej nawet konfrontacji. Gdy rząd nie wniósł zastrzeżeń, dnia 13 stycznia 1964 roku Prymas otrzymał z Sekretariatu Stanu list donoszący oficjalnie o mianowaniu biskupa Karola Wojtyły arcybiskupem krakowskim. W ten sposób zapadła ostateczna decyzja w jednej z najważniejszych spraw personalnych Kościoła w Polsce, a kardynał Wyszyński uzyskiwał nieocenionego i nadzwyczaj lojalnego współpracownika. Nominacja ta była naturalnie po myśli "terna", propozycji złożonej przez Prymasa Ojcu świętemu. Kardynał Wyszyński stwierdził: "Długi i trudny okres sieroctwa Archidiecezji, po zgonie kardynała Sapiehy, zakończył się - jak spodziewać się należy - pomyślnie. Reszta w ręku Pośredniczki łask wszelkich, Maryi, którą nowy arcybiskup tak kocha". W końcu stycznia 1964 roku nadeszła też z Watykanu nominacja biskupa Stefana Bareły na ordynariusza w Częstochowie. Na początku lutego został powołany na stolicę biskupią w Płocku ks. dr Bogdan Sikorski. Już 5 lutego rozpoczęły się obrady Komisji Głównej, a w następnych dwóch dniach odbyła posiedzenie Plenarna Konferencja Episkopatu. Impas w stosunkach między Kościołem a państwem trwał, a jednocześnie władze państwowe, tworząc komitetyy przygotowujące obchody 20_lecia PRL, próbowały możliwie licznie wciągać do nich księży. Ze względu na zbliżający się jubileusz państwowy i na trudności gospodarcze nieznacznie złagodzono kurs wobec Kościoła. Władze nastawały jednak na państwowe wizytacje domów zakonnych, natomiast wycofywały się z prób kontrolowania przedmiotów teologicznych w seminariach. W rozmowach z biskupami przedstawiciele rządu koncentrowali się na atakach na Prymasa. Byli podenerwowani jego kazaniami na temat encykliki "Pacem in terris", gdyż Kardynał uwzględniał wszystkie istotne jej treści, a nie tylko te, które były wygodne dla komunistycznej propagandy pokojowej. Władzom nie podobał się wywiad Księdza Prymasa udzielony francuskiemu "La Croix", a istną furię wzbudziła plotkarska wiadomość, że Prymas przyjął w Rzymie kapelana Radia Wolna Europa, ks. Tadeusza Kirschke. Episkopat wiedział, że w kraju wzrasta fala nastrojów opozycyjnych, przede wszystkim z powodu rosnących trudności gospodarczych. Postanowiono chwilowo nie występować do władz z żadnym dokumentem. Biskupi niezmiennie chcieli być narodeem, w jego biedach i trudach, sprawa stosunków z rządem schodziła na plan drugi. Konferencja Episkopatu poświęciła wiele uwagi przygotowaniom do trzeciej sesji Soboru oraz związanej z Soborem akcji duszpasterskiej pod hasłem: "Zwycięstwo nad sobą na rzecz Soboru". Również wiele uwagi poświęcono sprawom ósmego roku (1964_#1965) Wielkiej Nowenny, którego główną ideą było założenie: "Walka z wadami narodowymi i zdobywanie cnót chrześcijańskich". Episkopat kładł nacisk na korelację tych dwóch programów duszpasterskich. W pierwszych tygodniach nowego roku Prymasa odwiedzali liczni przedstawiciele "Znaku", kolejno: Antoni Gołubiew, Jacek Woźniakowski, Jerzy Zawieyski i Jerzy Turowicz. Wszystkim chodziło o załagodzenie sprawy "Opinii" Stanisława Stommy, rozpowszechnianej w Rzymie. Rozmowy te miały pewien wpływ na atmosferę stosunków ze "Znakiem", ale nie przekonały Księdza Prymasa o wycofaniu się grupy z linii ideologicznej zawartej w dokumencie Stommy. Sprawa ta znalazła także swoje echo na posiedzeniu Episkopatu. "Znak" dążył do uzyskania publicznej wypowiedzi Księdza Prymasa na łamach "Tygodnika", ale Prymas nie widział jeszcze takiej możliwości i pragnął wyjaśnienia w rozmowach indywidualnych. W końcu lutego Prymas przygotował list do premiera w związku z ujawnionym planem akcji dywersyjnej tajnej policji na terenach parafii. Głównym celem władz, zgodnie z planem szefa departamentu MSW zajmującego się Kościołem - płk. Stanisława Morawskiego, było wbijanie klina między duszpasterzy a wiernych i skłócanie całej wspólnoty parafialnej intrygami inspirowanymi przez delgowanych konfidentów. Tymczasem 9 marca Ksiądz Prymas otrzymał depeszę od kardynała Cicognani o nominacji biskupa E. Nowickiego na ordynariusza gdańskiego, po śmierci biskupa Spletta. Długotrwałe starania Prymasa Polski przyniosły wreszcie rezultat: Gdańsk otrzymał polskiego ordynariusza. Kolejne posiedzenie Komisji Głównej i Konferencji Plenarnej Episkopatu odbyło się w dniach 1 i 2 kwietnia 1964 roku. Omawiano przede wszystkim przygotowania do Soboru. Arcybiskup Wojtyła odczytał list Prymasa Polski z 3 marca do premiera, związany z policyjnym planem akcji dywersyjnej na terenach parafii. Księża biskupi zebrali się w kaplicy domowej Prymasa, by odnowić akt oddania się w niewolę Matce Najświętszej. Odbyła się dyskusja nad referatem o. Przybylskiego o teologicznych podstawach aktu oddawania się w niewolę Matce Bożej. Była ona związana z planem dziewiątego roku (1965) Wielkiej Nowenny, poświęconego idei: "Pod opieką Bogurodzicy, Królowej Polski". Arcybiskup Wojtyła podkreślał, że jeżeli Matka Boża będzie przez Sobór nazwana "Matką Kościoła", to będą to niejako nowe "narodziny Matki Bożej w Kościele", co wypadnie w przededniu jubileuszu narodzin Kościoła w Polsce. Arcybiskup mówił, że oddanie się Matce Bożej równa się uznaniu, iż jest się Jej własnością, a dziecko zawsze jest własnością matki. Biskup Pawłowski, główny teolog maryjny w gronie Episkopatu, podkreślał, że chodzi tu o dobrowolne poświęcenie się w niewolę miłości za wolność Kościoła i dla jego obrony. Przemawiający biskupi byli w tej sprawie jednomyślni. W wyniku tych rozważań i zdecydowanej postawy Księdza Prymasa Konferencja podjęła decyzję, że w roku milenijnym biskupi polscy oddadzą Ojczynę w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i na świecie. Uczynią to w obliczu narodu i razem z nim, jak to ślubowali podczas Aktu Oddania 4 września 1961 roku na Jasnej Górze. "Warunek" - jeśli tak można powiedzieć - postawiony Matce Bożej, był wypełniony. Wiara Polaków była uratowana. Katechizacja obejmowała większość dzieci i młodzieży polskiej. Pozostawało teraz spełnienie przyrzeczenia: oddania Polski w niewolę Tej, która pomogła Prymasowi i biskupom polskim uratować wiarę narodu. Poszczególne Komisje Episkopatu złożyły swoje sprawozdania. Biskupi uchwalili wniosek, by prosić Ojca świętego o nazwanie kościoła, który zamierza wybudować w Rzymie z okazji polskiego Millennium, imieniem Matki Bożej Częstochowskiej, Królowej Polski. Jak pamiętamy, wcześniej były inne propozycje (pod wezwaniem św. Jacka). Dnia 14 kwietnia Ksiądz Prymas przyjął wszystkich pięciu posłów "Znaku" ze Stanisławem Stommą na czele. Był to ważny krok na drodze do przezwyciężenia kryzysu zaufania po incydencie rzymskim. Ksiądz Prymas zwrócił uwagę posłów na zmiany w panującej doktrynie i istniejących stosunkach w kraju, na wzmocnienie i pogłębienie pracy Kościoła oraz na zmęczenie społeczeństwa administracyjną ateizacją. Spotkanie skończyło się w dobrej atmosferze. W kolejną podróż do Rzymu wyruszył Ksiądz Prymas 30 kwietnia. Najpierw spędził cztery dni w Wiedniu i Mariazell na zaproszenie kardynała K~oniga, biorąc udział w uroczystościach religijnych, spotkaniach z katolikami austriackimi i miejscową Polonią. Dnia 5 maja stanął w Rzymie, jak zwykle serdecznie witany przez przedstawicieli Watykanu i rzymskich Polaków. Prymas oświadczył w wywiadzie radiowym, że przybył do Rzymu, by podziękować Ojcu świętemu za nominację biskupa Nowickiego na ordynariusza gdańskiego. I rzeczywiście, już następnego dnia, 6 maja 1964 roku, na specjalnej audiencji dziękował Ojcu świętemu za podjęcie decyzji w sprawie Gdańska. Przedstawił Papieżowi sytuację Kościoła w Polsce. Episkopat unikał zbędnej polemiki z rządem, ale konsekwentnie bronił zasad wiary. Ojciec święty przejawiał szczególne zainteresowanie sprawami katechizacji. Ksiądz Prymas mówił też o swoich siedmiu konferencjach w kościele św. Anny, poświęconych encyklice "Pacem in terris", wskazując, że Kościół w Polsce stał się głównym obrońcą praw człowieka. Ojciec święty żegnał Prymasa z wielką serdecznością, obdarowując go licznymi pamiątkami. Paweł VI był trzecim kolejno papieżem, którego fascynował powojenny Kościół polski i kierunek jego obrony. A przecież tyle mówiło się o różnicach między tymi papieżami! Prymas przychodził do nich wszystkich z dowodami wiary ludu polskiego, które przemawiały do ich serc, niezależnie od aktualnych tendencji w Kościele Powszechnym. Zarówno Ojciec święty, jak i polscy rozmówcy Księdza Prymasa w Rzymie, zwracali uwagę na to, jak wielki wpływ na zrozumienie spraw polskich miały listy biskupów do duchowieństwa. To samo powtórzono Księdzu Prymasowi w Sekretariacie Stanu. W niedzielę 17 maja Ksiądz Prymas został zaproszony na specjalną audiencję i wieczerzę do Ojca świętego. Najpierw w osobistej rozmowie z Papieżem poruszył sprawę leżącą bardzo na sercu biskupom polskim, a mianowicie: ogłoszenie przez Papieża Maryi Matką Kościoła i oddanie Jej Kościoła i całego świata podczas trzeciej sesji Soboru. Sprawa zaczynała mieć dobre widoki, mimo zastrzeżeń płynących z Belgii. Odnaleziono kodeks z VIII wieku, w którym użyta już była nazwa "Mater Ecclesiae". Następnie omówiono sprawę patrona kościoła, który miał zostać wybudowany w Rzymie z okazji Millennium. Ksiądz Prymas wnosił o przyspieszenie procesów beatyfikacyjnych, postulowanych z Polski. Omawiał też z Papieżem sytuację ogólną w kraju. Po rozmowie odbyła się wieczerza w gronie kilku osób. Ojciec święty snuł wspomnienia z pobytu w Warszawie. W czasie kolacji Prymas po raz pierwszy rzucił myśl przyjazdu Papieża do Polski na Millennium. Ojciec święty okazał zainteresowanie tą propozycją, żartował, że mogą go z Polski nie wypuścić. Stało się przeciwnie. Rząd nie zgodził się na jego przyjazd. Wieczerza z Ojcem świętym skończyła się w najserdeczniejszej atmosferze. Jeden z jego sekretarzy wykazał dużą znajomość sytuacji w Polsce. Szczególnie podziwiał piesze pielgrzymki z Warszawy do Częstochowy: 240 kilometrów w 9 dni. Następnego dnia wieczorem Prymas Polski, zaopatrzony w materiały soborowe i żegnany protokularnie, między innymi przez mons. Del'Acqua, udał się w drogę powrotną do Warszawy. Na posiedzeniu Komisji Głównej i Konferencji Plenarnej Episkopatu w dniach 17 i 18 czerwca Ksiądz Prymas zrelacjonował biskupom przebieg swych rozmów w Rzymie oraz sprawy związane ze zbliżającą się trzecią sesją Soboru. Oświadczył, że sprawy seminariów duchownych i punktów katechetycznych uważa za zasadnicze dla obrony Kościoła i żaden biskup nie może oszczędzać siebie przy powtrzających się napięciach z rządem w tych sprawach. Księża biskupi przyjęli te, rzadko przez Prymasa wypowiadane, twarde słowa z pełnym zrozumieniem. Otrzymali odpisy listu Prymasa do premiera z 29 kwietnia 1964 roku z protestem przeciw rozbijaniu parafii w Wierzbicy. Opierając się na złamanym psychicznie księdzu, władze dążyły do stworzeenia tam parafii niezależnej od biskupa sandomierskiego. Ksiądz Prymas nie tylko zaoponował pisemnie przeciw temu, ale nawet osobiście pojechał do Wierzbicy i przemówił do ludności. O mało nie naraził się przez to na akty przemocy fizycznej, gdyż zorganizowana bojówka zrzucała jadące głównym traktem samochody z księżmi. W Częstochowie z niepokojem modlono się za Prymasa. Tymczasem Kardynał wjechał do Wierzbicy boczną drogą. A gdy przemawiał do zgromadzonego tłumu, nikt już nie ważył się na wystąpienie przeciwko niemu. Rok 1964 przyniósł podobną próbę rozbicia parafii w Gądkowie, w diecezji gorzowskiej. Policja próbowała realizować akcję tworzenia w niektórych parafiach niezależnych Kościołów narodowych, całkowicie podległycch władzom państwowym. Osobiste wystąpienie Prymasa w Wierzbicy położyło częściowo kres tym próbom. Konferencja Episkopatu wyraziła podziękowanie swemu Przewodniczącemu za ten nowy akt męstwa osobistego. Ponieważ intrygi władz w Wierzbicy nie ustały, Prymas wysłał w tej sprawie jeszcze 23 czerwca list do W. Gomułki. Innym przejawem akcji antykościelnej były liczne w tym czasie próby werbowania kleryków, głównie w czasie wakacji, do współpracy z tajną milicją. Większość z nich wytrzymała oczywiście nacisk psychiczny, ale okoliczności takie trudno było uznać za uprzyjemnienie wakacji. Koniec czerwca Prymas spędził na Jasnej Górze. Przemawiał do pielgrzymów akademickiej inteligencji katolickiej, do pielgrzymki nauczycielstwa, brał udział w dniu skupienia profesorów katolickiej nauki społecznej z KUL_u i seminariów duchownych i służył słowem Bożym różnym innym grupom pielgrzymów. W Częstochowie Prymas przyjął też Roberta Kennedy'ego wraz z jego rodziną. Wszyscy goście przystąpili do Komunii św. Kennedy dobrze wiedział, że władze państwowe były przeciwne jego wizycie u Prymasa. Ale nie wahał się. Toteż i Ksiądz Prymas, stroniący zazwyczaj od spotkań z politykami zagranicznymi, zgodził się na spotkanie, rozmowę i wspólną fotografię w bibliotece klasztoru jasnogórskiego. Początek urlopu w lipcu zakłóciła Prymasowi lektura "La France Catholique" i "Le Monde". Pisma ujawniły poufny memoriał nuncjusza apostolskiego we Francji, Paula Bertoli, do biskupów francuskich w sprawie Paxu i błędnie przypisywały jego autorstwo kardynałowi Wyszyńskiemu. Tekst dokumentu zdradzał, że Prymas nie był jego autorem. Inne, boleśniejsze jeszcze doznanie okresu wakacyjnego to widok dziecie z pobliskiej kolonii, którym zakazuje się modlitwy i udziału we Mszy św. w niedzielę. Wreszcie trzecią przykrość powodowała stała obecność "smutnych", agentów tajnej policji, szpiegujących Prymasa Polski nawet w czasie wypoczynku. Gdy jednak 7 sierpnia Ksiądz Prymas dowiedział się o śmierci przewodniczącego Rady Państwa A. Zawadzkiego, natychmiast wysłał depeszę kondolencyjną. Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej, kardynał Cicognani, zatelegrafował także do Księdza Prymasa, prosząc o złożenie kondolencji w imieniu Ojca świętego. Poprawność Prymasa i Watykanu wobec władz komunistycznych była wzorowa. Trzymanie się tej zasady musiało w przyszłości zaowocować odprężeniem. Chwilowo jednak nie dawało się ono odczuć. Kardynał K~onig z Wiednia ponownie nie otrzymał wizy do Polski, a tak bardzo chciał być w Częstochowie. Dnia 15 sierpnia Prymas witał na Jasnej Górze tradycyjną pielgrzymkę z Warszawy, a już następnego dnia wraz z arcybiskupem Wojtyłą brał udział w uroczystościach religijnych w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ciekawe jest porównanie tych dwóch sanktuariów narodowych. Częstochowa ma charakter ogólnopolski, a Kalwaria lokalny, ale i ludowy, góralski, podhalański. Łączy się tam kult maryjny z rozważaniem męki Chrystusa. W uniwersalizmie Kościoła zbiegają się niezliczone formy religijności i zrozumienie dla nich świadczy bodaj o zrozumieniu ducha powszechności w katolicyzmie. Ponieważ wspomniany przez nas memoriał nuncjusza Bertoli z Paryża w sprawie Paxu podnosił zarzut, że organizacja Piaseckiego otrzymuje dyrektywy od tajnej policji i Urzędu do Spraw Wyznań, więc stowarzyszenie Pax odpowiedziało na niego w arcyniezręcznej formie "Listu otwartego do kardynała Wyszyńskiego". List stanowił bodaj najbardziej agresywny i obraźliwy dokument przeciw Prymasowi Polski w całej powojennej historii, a Pax popełnił błąd tworzący przepaść między nim a kardynałem Wyszyńskim. Piaseckiemu chodziło jednak o opublikowanie dokumentu, w którym z jednej strony pozwolono mu ogłosić postulat neutralności światopoglądowej państwa socjalistycznego, a z drugiej zaatakować Prymasa w sposób odpowiadający najskrajniejszym antykościelnym siłom w dzielącej się na wrogie frakcje partii. Obie jego rachuby zawiodły. Ekstremistyczne siły ani nie złamały Prymasa, ani nie doprowadziły do jego powtórnego usunięcia, a postulat neutralności światopoglądowej państwa komunistycznego pozostał tylko życzeniem. Ksiądz Prymas nie przejął się zbytnio nieobliczalnym atakiem Paxu. Zwierzał się jednak 22 sierpnia Jerzemu Zawieyskiemu, jak bardzo bolą go uwłaczające biskupom i przeciwne programowi Wielkiej Nowenny wypowiedzi niektórych osób z autentycznych środowisk katolickich. Zawieyski oświadczył, że jest tym także wstrząśnięty. Tymczasem w święto Matki Bożej Jasnogórskiej, 26 sierpnia Ksiądz Prymas przemawiał do 200 tysięcy pielgrzymów świeckich i kilkuset księży. Mszę św. odprawiał arcybiskup Wojtyła. Prymas nie przypadkiem mówił o sensie i programie Wielkiej Nowenny Tysiąclecia. Rzesze katolickie go rozumiały i stały wytrwale przy Episkopacie. W dniach od 1 do 3 września odbyły się na Jasnej Górze rekolekcje Episkopatu Polski; prowadził je biskup Kazimierz Kowalski. Ksiądz Prymas poruszony głębią rozważań dziękował gorąco ich autorowi. Wieczorem 3 września obradowała Komisja Główna. Omawiano sprawy soborowe i skład delegacji polskiej. Zdawało się, że władze zrozumiały, iż czynienie biskupom trudności paszportowych ośmiesza rząd polski w świecie. Ksiądz Prymas wystosował tylko list do premiera w sprawie paszportu dla arcybiskupa Kominka. Uchwalono list do wiernych o nauczaniu religii, ujawniający społeczeństwu prawdę o prześladowaniu katechizacji. Komisja Główna powierzyła arcybiskupowi Wojtyle i biskupowi Dąbrowskiemu sprawę ustosunkowania się do nieszczęsnego "Listu otwartego" Paxu do Prymasa. Następnego dnia odbyło się posiedzenie Konferencji Episkopatu. Jedną z jej głównych decyzji był memoriał do Ojca świętego z formalną prośbą Episkopatu Polski o ogłoszenie na Soborze Matki Bożej Matką Kościoła. Episkopat przedyskutował także aktualną sytuację Kościoła w kraju. Rząd nadal groził represjami za to, że zakonnice nie zostały odsunięte od nauczania religii. O ustępliwości biskupów nie było mowy. To samo dotyczyło stanowiska w sprawie kontroli punktów katechetycznych, seminariów duchownych i spraw podatkowych. Omawiano prace poszczególnych Komisji Episkopatu. Na koniec obrad arcybiskup Baraniak odczytał list Episkopatu do Prymasa wyrażający protest przeciw szkalującemu go dokumentowi Paxu. Prosto z Częstochowy Ksiądz Prymas udał się do Krakowa, gdzie odbyły się uroczystości kościelne z okazji 600_lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ponieważ z uczelni tej usunięto Wydział Teologiczny, Prymas i arcybiskup Wojtyła rozważali zwrócenie się do wicemarszałka Kliszki o reaktywowanie Wydziału. Rozważano wreszcie faktyczne wznowienie jego prac w oparciu o naukową działalność trzech seminariów mających siedzibę w Krakowie: krakowskiego, śląskiego i częstochowskiego. Nie było także nadal zgody na budowę kościoła w Nowej Hucie. Wobec tego niezliczone rzesze jej mieszkańców przyszły 6 września do opactwa Cystersów w Mogile na uroczystości kościelne z kazaniem Księdza Prymasa. Prymas wyjeżdżał jeszcze do Lublina, a następnie do Gniezna, ale już 11 września udał się do Rzymu. Tempo jego pracy wydaje się wprost wyniszczające. Odzwierciedla ono dobrze charakter tego przecież raczej wątłego człowieka. Otwarcie trzeciej sesji Sobooru nastąpiło 15 września i w tym samym dniu o godzinie #/18#00 Paweł VI przyjął kardynała Wyszyńskiego na audiencji prywatnej. Rozmowa trwała godzinę. Ksiądz Prymas przedstawił Ojcu świętemu memoriał biskupów polskich w sprawie ogłoszenia Matki Bożej Matką Kościoła. Następnie wręczył Papieżowi Księgę Soborową: "Zwycięstwo nad sobą na rzecz Soboru". Kościół Polski zaznaczał w tym dokumencie duchową jedność z Soborem przez modlitwę, pokutę, akty zadośćuczynienia bliźnim i wyzwalanie się z wad narodowych. Jednocześnie Ksiądz Prymas wręczył Ojcu świętemu różaniec z Jasnej Góry. Papież był wzruszony aktami jedności i poprosił, by na ten temat został opublikowany artykuł. Kardynał Wyszyński przywiózł też Papieżowi album kościołów warszawskich, nowy Mszał polsko_łaciński oraz album I Komunii dzieci wraz z rodzicami w parafii Pruszków. Papież był wybitnie zainteresowany nowością i oryginalnością polskich inicjatyw katechetycznych i pastoralnych. Paweł VI powiadomił Prymasa, że zostało już wyznaczone miejsce budowy kościoła "milenijnego" w Rzymie i że będzie on pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej. A więc i w tej sprawie kardynał Wyszyński przeprowadził swój punkt widzenia. Następnego dnia Kardynał przemawiał w auli soborowej w sprawie wprowadzenia tytułu "Mater Ecclesiae". Niespodziewanie 20 września zmarł na atak serca opiekun emigracji polskiej, arcybiskup Gawlina, który przemawiał już na trzeciej sesji Soboru i miał zabrać głos jeszcze w dniu swego zgonu. Ze wszystkich stron płynęły kondolencje dla biskupów polskich. Na trzeciej sesji Soboru wyłoniła się drażliwa kwestia, jak zapowiedzieć wystąpienie biskupa Pluty z Gorzowa. Kardynał D~opfner proponował, żeby nazwać go wikariuszem generalnym. Ksiądz Prymas wskazywał na specjalne uprawnienia biskupa i dzięki tej interwencji kardynał D~opfner zapowiedział, że będzie przemawiał biskup Pluta, ordynariusz z Gorzowa w Polsce. Tego typu interwencje Prymasa nie były przez komunistów zauważane, albo też udawali, że o nich nie wiedzą. Ksiądz Prymas zatwierdził artykuł do "Osservatore Romano" o "Zwycięstwie nad sobą - na rzecz Soboru", natomiast sprzeciwił się ogłoszeniu, przetłumaczonej już na język francuski, uchwały Episkopatu w odpowiedzi na list otwarty Paxu. Prymas nie zamierzał się bronić, zostawiał to Opatrzności Bożej. Nie zgodził się także na wycofanie listu o nauczaniu religii, mimo nerwowej interwencji rządu. Odpłacono mu za to nowym paszkwilem w prasie polskiej. Dnia 1 października 1964 roku ks. prałat Rubin został mianowany delegatem Prymasa Polski do spraw duszpasterstwa emigracji i rektorem polskiego kościoła św. Stanisława w Rzymie. W Rosji doszło do sensacyjnej rewolucji pałacowej; 16 października nadeszła wiadomość o usunięciu Chruszczowa. Chwilowo nie miało to większego wpływu na politykę wyznaniową w krajach bloku wschodniego. Jeden z katolików świeckich przywiózł Prymasowi wiadomość, że Gomułka zapewniał J. Zawieyskiego, iż porozumienie z Watykanem może być zawarte tylko za pośrednictwem kardynała Wyszyńskiego. Ale równocześnie Prymas otrzymał informacje z Warszawy, że tajna policja przesłuchuje pod jego nieobecność pracowników jego sekretariatu. Toteż z rezerwą przyjął przywiezione do Rzymu przez J. Zawieyskiego zapewnienia Gomułki i obietnice wznowienia obrad Komisji Wspólnej. Było jasne, że w partii są różne kierunki postępowania. Katolicy ze "Znaku", pomni zeszłorocznej pomyłki, dążyli teraz do włączenia osoby Prymasa w rozmowy polsko_watykańskie. Proponowali nawet Kardynałowi telefoniczny wywiad dla "Tygodnika Powszechnego". Ale Prymas chwilowo odmówił, nie wiedząc, jakie są rzeczywiste intencje partii i jakie będą skutki odejścia Nikity Chruszczowa. Dnia 30 października Ksiądz Prymas w rozmowie z mons. Poggi prosił o przyjęcie J. Zawieyskiego, jako członka Rady Państwa, przez Ojca świętego. W czasie tej odbytej w auli soborowej rozmowy Ksiądz Prymas wyraził zgodę na publikację listu biskupów polskich do Prymasa w sprawie Paxu, ponieważ sprawa ta była nadal dyskutowana w prasie światowej. Kardynał zwrócił uwagę mons. Poggi na publikowane w kraju oszczercze broszury, stwarzające władzom pretekst do wystąpienia przeciw Prymasowi za "nieprzychylne informowanie" o Polsce. Dnia 1 listopada Prymas otrzymał wreszcie wiarygodne wiadomości z Polski. Po odczytaniu listu Episkopatu o katechizacji Gomułka zarządził: "Wszystko robić to samo, tylko cicho, w razie awantury wycofać się". Nic więc nie wskazywało na poprawę faktycznej sytuacji Kościoła, stosowano tylko ostrożniejszą taktykę walki. Kolejna audiencja Prymasa i polskich ojców Soboru u Papieża odbyła się 4 listopada. Ojciec święty podziękował Episkopatowi Polski za duchowe współuczestnictwo Jasnej Góry i całej modlącej się Polski w Soborze. Oświadczył, że osobiście dokona w bazylice św. Piotra ogłoszenia Maryi Matką Kościoła i poświęci razem z biskupami Kościół Jej Niepokalanemu Sercu. Papież ubolewał, że nie wszyscy biskupi mogli przybyć na Sobór, wspomniał o trudnościach Kościoła w Polsce i oszczerstwach rzucanych na biskupów, a także o katolikach "postępowych", utrudniających pracę Kościołowi. Następnie razem z Prymasem Polski udzielił zgromadzonym biskupom i duchownym błogosławieństwa. W domu Ksiądz Prymas zastał tego samego dnia list od Papieża i piękny kielich dla katedry warszawskiej. Stolica Apostolska w całej rozciągłości wspierała program Prymasa Polski. Dnia 20 listopada mons. Poggi poinformował Prymasa o rozmowie arcybiskupa Samor~e i swojej z Jerzym Zawieyskim. Oświadczono mu, że Kościół nie uchyla się od rozmów, ale w Polsce konieczne jest spełnienie prawnych warunków, zaniechanie akcji przeciw biskupom, a zwłaszcza przeciw Prymasowi. Rozmowy mogą toczyć się w Warszawie lub Rzymie, ale w każdym wypadku w kontakcie z biskupami polskimi. Misja Zawieyskiego miała oczywiście charakter sondażowy. Gomułka był pod wrażeniem nieco "ulgowego" dla partii porozumienia na Węgrzech. Teraz miał się dowiedzieć, że załatwienie czegokolwiek w Watykanie poza Prymasem Polski nie wchodzi w rachubę. W najbardziej podniosłym duchu przeżył Prymas Polski dzień 21 listopada, kiedy Ojciec święty po ogłoszeniu Konstytucji dogmatycznej o Kościele, zgodnie ze swoją obietnicą, wygłosił przemówienie o Matce Najświętszej, ogłaszając Ją uroczyście Matką Kościoła. W auli zapanował entuzjazm, rozległy się burzliwe oklaski, wszyscy biskupi powstali ze swoich miejsc. Powszechne uniesienie świadczyło o jedności Kościoła, a nie o jego podziale na postępowy i konserwatywny. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że to, co wydarzyło się właśnie w auli soborowej, było osobistym tryumfem Prymasa Polski, Episkopatu, Jasnej Góry, szerzycieli kultu maryjnego, całego Kościoła polskiego. Ojcowie Soboru dobrze to rozumieli, wielu z nich składało kardynałowi Wyszyńskiemu serdeczne gratulacje. Tego samego dnia odbyła się druga uroczystość w bazylice Santa Maria Maggiore, a wieczorem Ojciec święty przyjął kardynała Wyszyńskiego na prywatnej audiencji. Trudno opisać ich wzajemną serdeczność i pełne zrozumienie. Niech świadczą o niej słowa samego Pawła VI: "Śledzimy wszystko, co Eminencja mówi, cieszymy się z Waszego męstwa, umiaru, dojrzałości duchowej i głębokiego ducha nadprzyrodzonego, jakim się rządzicie". W dniu 25 listopada 1964 roku Paweł VI przyjął Jerzego Zawieyskiego. Do rozmowy doszło wyłącznie dzięki Prymasowi, bo przeciw Zawieyskiemu podnoszono w Rzymie różne zarzuty. Ogłaszany w organie partii, "Trybunie Ludu", wrogiem kraju, kardynał Wyszyński postarał się o przyjęcie członka Rady Państwa PRL przez Papieża. Zawieyski przyjęty został serdecznie, ale jego sprawa nie posunęła się naprzód. Warunkiem porozumienia Warszawa_Watykan było zaprzestanie nękania Kościoła w Polsce. Dnia 29 listopada 1964 roku kardynał Wyszyński konsekrował na biskupa ks. prałata Władysława Rubina. Zostawał on sufraganem gnieźnieńskim i delegatem Prymasa do spraw duszpasterstwa polonijnego. Prymas pragnął dokonać tej konsekracji koniecznie przed swym wyjazdem z Rzymu. Niedługo potem, załatwiwszy sprawy wydawnicze i polonijne, wrócił w dniu 2 grudnia 1964 do Warszawy. Na dworcu Termini w Rzymie arcybiskup Del'Acqua żegnając Prymasa powiedział: "nie żegnałem żadnego kardynała, ale polskiego muszę. Imieniem Ojca świętego składam życzenia szczęśliwego powrotu do Polski". Prymasa żegnał też ambasador Willman. Rząd, zdaje się, zaczynał pojmować, jaką pozycję Prymas zajmuje w świecie, ale zrozumienia tego nie starczyło na długo. Dnia 16 grudnia odbyła się w Warszawie sesja Komisji Głównej, a 17 i 18 Konferencja Plenarna Episkopatu, poprzedzone specjalną naradą Księdza Prymasa z biskupami Choromańskim i Klepaczem. Zarysowała się nowa ocena sytuacji. Opinia publiczna w kraju była zmęczona i nieufna wobec rządu ze względu na ciężką sytuację gospodarczą i wojowniczość partii. Prymas uważał, że Kościół powinien wsłuchiwać się w głos społeczeństwa. W partii nasilały się walki personalno_frakcyjne. Zdaniem Kardynała, nie należało wiązać się z żadną frakcją, fronty ich były bowiem moralnie i ideowo nieprzejrzyste. Nie należy występować z inicjatywą rozmów z rządem ze względu na ciągłe ataki na Prymasa i biskupów. Rozmowy wchodziły w rachubę tylko w wypadku inicjatywy ze strony rządu. Episkopat postanowił w sprawie punktów katechetycznych powoływać się na wolnościowe konwencje międzynarodowe, ratyfikowane i ogłoszone w Polsce. Biskupi opowiedzieli się także za usztywnieniem stanowiska w sprawach podatkowych i tak zwanej księgi inwentarza. Episkopat podtrzymywał swe dotychczasowe negatywne stanowisko w sprawie państwowych wizytacji seminariów duchownych. Przypominało to czasy zaboru rosyjskiego, gdy próby osadzenia inspektorów w seminariach doprowadziły do stanowczego sprzeciwu biskupów. Najwięcej czasu Konferencji Episkopatu zajęły relacje z Rzymu i debata nad poszczególnymi schematami soborowymi. Biskup częstochowski Bareła zreferował ocenę akcji modlitewnej na rzecz Soboru, pielgrzymek diecezjalnych i parafialnych na Jasną Górę oraz akcji różańcowej. Biskupi postanowili 24 stycznia 1965 roku skierować list pasterski do wiernych o Soborze. Za wprowadzeniem języka polskiego do liturgii Episkopat opowiedział się większością głosów. Na posiedzeniu podkreślono także zainteresowanie władz konsultami zakonnymi i przygotowywanie planów akcji przeciw zakonom. Dnia 21 grudnia w Laskach Prymas rozmawiał z Jerzym Zawieyskim, który po powrocie z Rzymu był u Gomułki. Szef partii uważał, że skoro Watykan wie o zainteresowaniu rządu rozmowami, to powinien wystąpić z inicjatywą. Gdy Zawieyski powiedział, że Papież przyjął go tylko dzięki interwencji kardynała Wyszyńskiego, Gomułka znalazł jedynie niechętne słowa: "Ciągle ten Kardynał". Edward Ochab, z którym Zawieyski także rozmawiał, w ogóle nie był poinformowany o "misji" pisarza. Gomułka rządził autokratycznie i dążył do nawiązania stosunków "państwa polskiego z państwem watykańskim", a nie do porozumienia z Kościołem. Zawieyskiemu podziękował, ale nie omieszkał dodać, że rozmawiał on z Papieżem prywatnie, a nie publicznie. W ten sposób partia skwitowała rzekomą "misję" Zawieyskiego - taki miała stosunek do pośredników, wierzących, że zechce ona dobrowolnie zrezygnować ze swego monopolu ideologicznego. Przed świętami Bożego Narodzenia Prymas dowiedział się, że milicja próbowała zwerbować na agenta jego fryzjera. Kardynał pocieszał i umacniał go duchowo. W czasie świąt Prymas stwierdził, że różne naciski stosowano także wobec niektórych osób z jego rodziny. Władze wyraźnie ulegały psychozie na tle osoby Prymasa. Źródeł jej należy szukać nie tylko w kłopotach partii i moralnych zwycięstwach Kardynała Wyszyńskiego. Wszystko to było częściowo zaplanowane; wiązało się z walkami frakcyjnymi w PZPR. Siły prące w niej do władzy chciały skłócić Gomułkę z Prymasem i w ten sposób ostatecznie skompromitować I Sekretarza Partii. Ksiądz Prymas odbył w okresie świątecznym liczne spotkania z grupami stanowymi: z duchowieństwem, zakonami, alumnami, prawnikami, nauczycielstwem, z pracownikami katechetycznymi, ze świeckimi osobami z Klubu Inteligencji Katolickiej i wreszcie ze swymi najbliższymi, najbardziej oddanymi orędowniczkami wyniesienia Maryi jako Matki Kościoła - z członkiniami Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu. Nowy rok 1965 Kardynał powitał jak zwykle w Gnieźnie. Na posiedzeniach Komisji Głównej i Konferencji Episkopatu w dniach 26 i 27 stycznia 1965 w ocenie sytuacji Kościoła nie stwierdzono żadnych pozytywnych zmian. Ksiądz Prymas konferował jeszcze wcześniej z całym Kołem Poselskim "Znak" w osobach Stommy, Zawieyskiego, Kisielewskiego, Łubińskiego i Mazowieckiego, ale choć gorączkowo szukali oni drogi do modus vivendi między Kościołem a państwem, niczego istotnego nie osiągnęli. Układ sił wewnątrz partii zdecydowanie nie sprzyjał porozumieniu. Nie było nadziei na wznowienie prac Komisji Wspólnej, a więc i biskupi nie kwapili się z inicjatywą w stosunku do rządu. Arcybiskup Wojtyła postulował nadal uruchomienie w Krakowie Fakultetu Teologicznego. Konferencja Episkopatu przyjęła list biskupa Choromańskiego do rządu, definitywnie sprzeciwiający się inspekcjom państwowym w seminariach. Oznaczało to otwarty konflikt przy pierwszej próbie inspekcji. Biskupi uważali jednak, że powstała nowa sytuacja po ratyfikowaniu przez Polskę konwencji międzynarodowych. Do warszawskiego seminarium duchownego nie wpuszczono inspektorów państwowych, a Prymas napisał 5 marca list do premiera, zajmując zasadnicze, negatywne stanowisko wobec prób kontroli. Tego samego dnia Ksiądz Prymas wygłosił odczyt o Soborze w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej. Coraz częściej odbywał też spotkania z posłami "Znaku". Stosunki Prymasa ze "Znakiem" uległy znacznej poprawie w porównaniu z napięciem w okresie drugiej sesji Soboru. Mimo to Prymas odmówił napisania gratulacyjnego listu do "Tygodnika Powszechnego" z okazji 20_lecia wydawania pisma. Chodziło o kierunek ideowy pisma wobec Wielkiej Nowenny i stanowiska Episkopatu Polski na Soborze. Dnia 10 marca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a w dwóch następnych dniach Plenarna Konferencja Episkopatu. Komisja Główna postanowiła, że poza listem Prymasa do premiera z 5 marca 1965 w sprawie wizytacji w seminariach duchownych zostanie wysłany jeszcze drugi list, podpisany przez wszystkich biskupów obecnych na Konferencji. Rozważano także sprawę notyfikowania rządowi kościelnych uroczystości milenijnych i sprawę zaproszenia Ojca świętego Pawła VI. Komisja Główna postanowiła, że Prymas zwróci się do premiera w tej ostatniej sprawie w poufnej rozmowie, gdyż w świecie dość szeroko mówiło się już o wizycie Papieża w Polsce. Konferencja zajmowała się głównie sprawami soborowymi. W końcu marca w związku z powrotem biskupa Dąbrowskiego z Włoch Ksiądz Prymas odbył z nim dłuższą rozmowę na temat wiadomości z Watykanu. Papież wyrażał wielką wdzięczność biskupom polskim za ich roztropność na Soborze i zdeycdowaną postawę w sprawie chwały Matki Najświętszej. Mówił biskupowi, że sam się wahał, ale postawa Prymasa i biskupów polskich zadecydowała o jego ostatecznym stanowisku co do ogłoszenia Maryi Matką Kościoła. Kolejne posiedzenie Komisji Głównej i sesji plenarnej Episkopatu w dniach 8 i 9 kwietnia z konieczności zajmowało się tymi samymi szykanami władz wobec Kościoła. Nieco uwagi poświęcono ambiwalentnej sprawie uwolnienia kardynała Berana, którego niewolę w Pradze zamieniono na niewolę w Rzymie. Biskupi zadawali sobie pytanie, czy ten kompromis był słuszny. W każdym razie kierunek postępowania był tu całkiem inny niż kardynała Wyszyńskiego w latach 1955 i 1956. Biskup Choromański informował o ustąpieniu dyrektora Żabińskiego z Urzędu do Spraw Wyzań i pełnieniu jego obowiązków przez wicedyrektora dra Aleksandra Skarżyńskiego. Chwilowo trudno było wyrobić sobie zdanie, czy zmiana ta będzie miała konsekwencje dla polityki wyznaniowej. Pewne było to, że przychodzi człowiek inteligentny, ale związany z radykalnym skrzydłem partii. W związku z kampanią oszczerczą prasy i wydawnictw przeciw biskupom, na wniosek biskupa Klepacza postanowiono, że wszyscy księża dziekani prześlą protestacyjny list do rządu. Wystosowano też list do Ministerstwa Obrony Narodowej w sprawie przymusowej ateizacji alumnów. Episkopat omawiał jak zwykle sprawę dyskryminacji nauczania religii, kolejne zarządzenia władz dotyczące seminariów, sprawy podatkowe i inne. Czas płynął, a nacisk rządu na Kościół nie zmniejszał się, choć skutki były raczej przeciwne do planowanych przez władze. Dnia 21 kwietnia dziekani i wicedziekani archidiecezji gnieźnieńskiej podpisali wspólny protest do rządu przeciwko: bluźnierczej akcji ateistycznej subwencjonanej przez rząd, przeciw oszczerstwom rzucanym na Prymasa Polski, przeciw zakazom budownictwa sakralnego, przeciwko odmawianiu ubezpieczeń społecznych księżom i zakonnicom. Dotąd biskupi bronili księży i instytucji kościelnych, teraz Kościół i biskupi znajdowali obrońców w szeregach duchowieństwa. W drugim dniu kongregacji księży dziekanów archidiecezji gnieźnieńskiej Ksiądz Prymas przedstawił nadzwyczaj trafną ocenę sytuacji: "Nasze nadzieje: 1. Jednak 20 lat wytrwaliśmy, Kościół jest zachowany. 2. Ludzie partii są przekonani, że walka z Kościołem jest nieskuteczna. 3. Budzi się sumienie światowe: a) konwencja paryska, b) deklaracja o wolności religii. c. encyklika "Pacem in terris". Jest się na co powoływać. 4. Wrogowie Kościoła (Iljiczow) odchodzą. 5. Kościół trwa i ufa". Trudno o krótszą i bardziej ścisłą charakterystykę położenia Kościoła w Polsce. Następnego dnia całe duchowieństwo archidiecezji gnieźnieńskiej oddało się w macierzyńską niewolę Matki Kościoła. Zapoczątkowało to analogiczne akty wszystkich diecezji polskich. Już 5 maja Ksiądz Prymas udał się w kolejną podróż do Rzymu. Dziewiątego maja zaś był współkonsekratorem mons. Poggi na arcybiskupa. Następnego dnia rozmawiał z arcybiskupem Del'Acqua na temat ewentualnego przyjazdu Ojca świętego do Polski w dniu 3 maja 1966 roku. Arcybiskup, życzliwy sprawie, chętnie zgodził się wysondować opinię OJca świętego. Wreszcie 11 maja Ksiądz Prymas miał audiencję u Papieża. Ojciec święty wyraził pewne niezadowolenie z sytuacji Kościoła w Czechosłowacji i podziwiał duchowieństwo polskie. Ksiądz Prymas informował Papieża, że dzień 31 maja będzie poświęcony w Polsce modlitwie dziękczynnej za ogłoszenie Maryi Matką Kościoła. Paweł VI okazał wielkie zadowolenie z tego powodu. Kardynał Wyszyński złożył Ojcu świętemu memoriał Episkopatu w sprawie sztucznych poronień, walki z nienarodzonymi. Papież zainteresował się polskim dokumentem i powiadomił Prymasa, że przygotowuje encyklikę związaną z tą problematyką. Ksiądz Prymas przedstawił między innymi petycję w sprawie przyspieszenia beatyfikacji o. Kolbego. Sprawy zaproszenia Papieża do Polski dyplomatycznie nie poruszył, czekając na przyrzeczony sondaż arcybiskupa Del'Acqua. Rozstanie było jak zwykle serdeczne, towarzyszyły mu fotografie. Na spotkaniu z przedstawicielami Sekretariatu Stanu, w którym brali udział także mons. mons. Samor~e, Poggi i Casaroli, oraz inni, wyraźnie podkreślano odmienność sytuacji Polski od sytuacji Węgier i Czechosłowacji. Na pożegnalnej wizycie u Ojca świętego, 20 maja, omawiano szczegółowo sprawy Soboru. Papież zwierzał się Prymasowi ze związanych z nimi trudności. Następnie rozmowa zeszła na temat Millennium Kościoła w Polsce. Ponieważ rozeszła się już pogłoska o wyjeździe Papieża do Polski, a nawet Ojca świętego atakowano, że wesprze w ten sposób reżim komunistyczny, Paweł VI poruszył tę sprawę z Prymasem. Zaproponował odczekać z decyzją, aż ucichnie wrzawa prasowa. Papież modlił się wspólnie z kardynałem Wyszyńskim w intencji Millennium. Powrócił też do swoich przykrości związanych z ogłoszeniem Maryi Matką Kościoła. I znów wspólnie z Prymasem Polski się modlił. Prześladowany w swoim kraju Kardynał okazywał się wsparciem moralnym w Watykanie. Pożegnanie z Ojcem świętym było nadzwyczaj serdeczne. Monsignore Casaroli poinformował Prymasa, że ambasador Willman nawiązał z Watykanem kontakt co do ewentualnego porozumienia i zaczął rozmowy od kwestii Ziem Zachodnich. Odpowiedź Watykanu brzmiała, że sprawa może być prowadzona tylko w ścisłym porozumieniu z kardynałem Wyszyńskim. Jeśli rzeczywiście rząd myślał o porozumieniu z Watykanem, to zaczynał od najgorszej strony, bo w sprawie Ziem Zachodnich przed układem między Polską a RFN niewiele można było zdziałać. Ale rządowi i tym razem chodziło raczej o politykę wewnętrzną, o pominięcie Kardynała, i jak zwykle niczego nie osiągnął. Kardynał Wyszyński wrócił do kraju w dniu 23 maja 1965. Zaraz też dowiedział się o usztywnieniu władz administracyjnych, nie zatwierdzających księży mianowanych na stanowiska duchowne. Prymas nie głosował w wyborach do Sejmu w dniu 30 maja na znak protestu przeciwko nieustannym szykanom Kościoła. Poza tym wybory coraz bardziej stawały się farsą. Kardynał z zapałem oddał się pracy duszpasterskiej, jeżdżąc po całym kraju. Niemal wszystkie diecezje go zapraszały, a Prymas nie umiał odmawiać. Miał też zawsze liczne audytorium, towarzyszyły mu tłumy wiernych. Natomiast prasa państwowa nieustannie go atakowała. Rozpuszczano pogłoski przeciwstawiające Prymasa kardynałowi K~onigowi, mimo że to przecież rząd odmówił arcybiskupowi Wiednia dwukrotnie wizy wjazdowej do Polski. Wysuwano pretensje o brak wypowiedzi Prymasa na 20_lecie klęski hitleryzmu. Szczytem bezczelności była pogłoska, że Prymas nie chce przyjazdu Papieża do Polski. Niedługo zresztą komuniści zdezawuowali samych siebie. Prymas zaś nieustannie pracował, głosił słowo Boże, zdobywał serca ludu, niestrudzenie odbywał podróże apostolskie. W dniach 22 i 23 czerwca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej i Konferencji Episkopatu. Biskupi stwierdzili bezwład kierowniczych czynników państwowych i uciążliwe szykany ze strony administracji terenowej. Napaści na Episkopat nie umniejszyły, ale wręcz przeciwnie - wzmocniły jego autorytet. Omawiano sprawy soborowe i postanowiono, by możliwie maksymalna liczba biskupów udała się na czwartą sesję. Utrzymano jednak zasadę, że w każdej diecezji musi pozostać choćby jeden biskup. Zalecono wyjazd szczególnie tych biskupów, którzy jeszcze nie brali udziału w żadnej z poprzednich sesji soborowych. Na wniosek Komisji Maryjnej postanowiono zorganizować pielgrzymkę kobiet na Jasną Górę w dniu 26 sierpnia. Podtrzymano decyzję niedopuszczania do wizytacji państwowych w seminariach i nieodpowiadania na przesłane kwestionariusze władz, domagających się szczegółowych informacji o klerykach. Dyskutowano projekt listu do Ojca świętego w sprawie Millennium. Episkopat stwierdził nacisk władz na obsadę stanowisk rektorów Kul_u i Atk. Ostatecznie wybrano kandydatów kompromisowych; na rektora KUL_u ks. Granata, a na rektora Atk ks. Iwanickiego. Nie było dziedziny życia kościelnego, w którą rząd nie próbowałby ingerować. Deklarował rozdział Kościoła i państwa, a uprawiał skrajny józefinizm. Partia nie wyrzekała się także myśli o wbijaniu klina między biskupów. Dnia 18 lipca arcybiskup Wojtyła zrelacjonował Księdzu Prymasowi rozmowę z Zenonem Kliszko, który specjalnie w tym celu przyjechał do Krakowa. Kusił zezwoleniem na budowę kościoła w Nowej Hucie, ale równocześnie poruszył sprawę przyjazdu Papieża na Millennium i ewentualnego wyjazdu Księdza Prymasa do Ameryki. Kliszko był obu podróżom przeciwny. Rozmowa miała charakter ideologiczny, była krytyczna w stosunku do Prymasa, a Kliszko bezskutecznie usiłował pozyskać sobie arcybiskupa Wojtyłę. Wbicie klina między biskupów, tak jak poprzednio między Watykan a Episkopat Polski, było absurdalną mrzonką. Naiwność partii, opanowanej dążeniem do ateizacji, przechodziła wszelkie granice. Ksiądz Prymas oświadczył odwiedzającemu go 6 sierpnia 1965 roku wybitnemu publicyście Cat Mackiewiczowi, że wystąpienie 34 pisarzy w obronie swobody twórczości uważa za pierwszy znak godności inteligencji twórczej, która dotąd zajmowała raczej stanowisko utylitarne. Pominąwszy lata 1955 i 1956, których przebiegu pod tym względem Ksiądz Prymas dobrze nie znał, bo był pozbawiony wolności, zasadniczo miał rację, iż list trzydziestu czterech pisarzy oznaczał pierwszy wyraźny przejaw buntu intelektualistów. Długo przygotowywana pielgrzymka kobiet z całej Polski na Jasną Górę w dniu 26 sierpnia 1965 roku przyniosła wielki sukces duchowy. W pielgrzymce wzięło udział ponad 300 tysięcy kobiet. W noc poprzedzającą uroczystość 800 księży odprawiało Msze św. Ponad 130 tysięcy osób przystąpiło do Komunii św. Ksiądz Prymas wygłosił kazanie, a następnie odczytał akt oddania się kobiet i dziewcząt w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła. Wszyscy trzymali w lewej dłoni zapalone świece, a prawą przyłożyli do piersi. Na pewien czas zapanowała podniosła cisza. Potem po raz dziewiąty w Częstochowie odczytano Śluby Jasnogórskie, a następnie wszyscy obecni biskupi udzielili pielgrzymom błogosławieństwa. Uroczystość skończyła się odśpiewaniem przez zgromadzone tłumy pieśni religijnych. Oddziaływanie społeczno_moralne tego rodzaju manifestacji religijnych było olbrzymie. Wzmacniały one ludzi wewnętrznie i uzdalniały do przeciwstawiania się ateizacji. Wielkie znaczenie miał ich zbiorowy i masowy charakter. Dnia 1 września 1965 roku odbyła się w katedrze wrocławskiej sesja publiczna Episkopatu Polski z relacją arcybiskupa Kominka o 20_leciu Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Udział wzięli wszyscy biskupi, przedstawiciele zakonów i duchowieństwa archidiecezji, katolicy świeccy, członkowie grupy "Znak" oraz Senat KUL_u i Atk. Kardynał Wyszyński podkreślił w zagajeniu wymowę faktu, że Konferencja odbywa się we Wrocławiu w przededniu Tysiąclecia Chrztu Polski. Prymas powiedział, że dziś w granicach Polski znajdują się te same diecezje, które w 1000 roku zostały włączone do metropolii gnieźnieńskiej. Powołanie się na argumenty historyczne zostało przyjęte w RFN z pewną niechęcią. Uważa się tam raczej, że o granicach przesądził wynik II wojny światowej. Tak też było w istocie. Ale w Polsce, ze względu na jej dramatyczne dzieje, historia odgrywa inną rolę niż na Zachodzie. Poza tym uzasadnienia historyczne wysuwają także Niemcy i nie sposób przechodzić nad tym do porządku, szczególnie że Polacy powołują się na niepodważalne fakty historyczne. Nie zmienia to faktu, że na Ziemiach Zachodnich mogiły i pomniki polskie sąsiadują z niemieckimi oraz że kultura niemiecka była tam obecna przez sześć wieków. Miejmy nadzieję, że uroczystości wrocławskie, które w 1965 roku wywołały żywe emocje, dzisiaj mogą już być oceniane w spokoju i z obiektywizmem, wspomaganym przez upływ czasu. Na sesji Episkopatu Polski 1 września 1965 roku został przyjęty i podpisany przez wszystkich biskupów polskich list do Ojca świętego, zawiadamiający oficjalnie o Tysiącleciu Chrztu Polski. Następnie omówiono list milenijny biskupów do wiernych. Przy tej okazji okazało się, że cenzura państwowa nie chciała zezwolić na wydrukowanie numeru czasopisma "Nasza Przeszłość", poświęconego dwudziestoleciu Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Niechęć pewnych kół niemieckich zbiegała się tu z niechęcią komunistów polskich. Episkopat Polski debatował nad przygotowaniami do Millennium. Załatwiono wydanie specjalnych znaczków poczty watykańskiej z okazji Tysiąclecia Chrztu Polski. Biskupi oddali uroczyście archidiecezję wrocławską Matce Bożej. Podobna uroczystość, połączona z oddaniem archidiecezji Matce Bożej, odbyła się kilka dni później w Gnieźnie. W dniu 8 września, w święto narodzin Najświętszej Maryi Panny, prawie wszyscy biskupi ordynariusze oddali swoje diecezje w macierzyńską niewolę Matki Kościoła. Uroczystości kościelne przyciągały nieprawdopodobne wprost liczby wiernych. Instynkt duchowy pchał ich w stronę Kościoła, a wysiłki ateizacyjne zupełnie się załamały. Zmianę nastawień społeczeństwa można było stwierdzić na podstawie znacznego wzrostu uczestnictwa w Eucharystii, a także zwiększenia liczby powołań kapłańskich. Można by pomyśleć, że patriotyczne uroczystości kościelne we Wrocławiu usposobią przychylnie władze państwowe. Tymczasem 8 września Ksiądz Prymas zawiadomił Jerzego Zawieyskiego, że we wszystkich diecezjach władze zabierają kleryków do wojska. Na seminarium warszawskie nałożono dwa bajońskie wymiary podatkowe. Wzrosły trudności paszportowe księży. Cenzura w całości konfiskowała listy pasterskie. Dotyczyło to także wystąpień Prymasa na Ziemiach Zachodnich i Północnych, np. w Olsztynie. Prymas mimo tych wszystkich ciosów spokojnie realizował swój program. Właśnie 8 września w bazylice archikatedralnej w Warszawie nastąpiła uroczystość oddania archidiecezji w macierzyńską niewolę Matce Najświętszej. Masowy udział wiernych, ich powaga i godna postawa świadczyły, że rozumieją oni intencje tych aktów, zdają sobie sprawę, iż chodzi o niewolę duchową, dobrowolną, stanowiącą akt błagania o wolność Kościoła. Rozumieli to także i komuniści. Biskup Bronisław Dąbrowski usłyszał 10 września w Urzędzie do Spraw Wyznań zasadnicze zastrzeżenia przeciw listowi pasterskiemu biskupów na dzień 12 września o oddaniu się Matce Najświętszej. Ksiądz Prymas z całą dobrą wolą polecił usunąć z listu jedno zdanie, szczególnie nieprzyjemne dla rządu. Brzmiało ono: "zaprogramowana laicyzacja, ateizacja i demoralizacja". Biskup Dąbrowski wystąpił natomiast ze stanowczym protestem w sprawie poboru alumnów do wojska i astronomicznie wysokich podatków nakładanych na seminaria duchowne, domagał się też wydania paszportów biskupom jadącym na Sobór. Dnia 13 września Ksiądz Prymas przybył do Rzymu, a następnego dnia nastąpiło otwarcie czwartej sesji Soboru. Paweł VI przyjął Kardynała Wyszyńskiego na audiencji 16 września wieczorem. Ksiądz Prymas złożył Ojcu świętemu księgę zawierającą opis współdziałania Kościoła w Polsce z czwartą sesją Soboru. Zebrano w niej wszystkie materiały dotyczące oddawania się Matce Najświętszej za wolność Kościoła. Prymas wręczył również Papieżowi podpisany przez wszystkich biskupów polskich memoriał, przeznaczony na dzień 3 maja następnego 1966 roku, o oddaniu Polski Matce Bożej w roku Millennium, oraz memoriał Episkopatu o nadchodzących uroczystościach Tysiąclecia. Ksiądz Prymas prosił Papieża o list do narodu polskiego w związku z tym jubileuszem. Papież odpowiedział, że uczyni wszystko, co będzie mógł, by uświetnić uroczystość. Podziwiał także wydaną w Polsce przez poznańskie "Pallottinum" Biblię Tysiąclecia. Ksiądz Prymas informował Ojca świętego o sytuacji Kościoła na wschodzie. Papież powiedział, że uważa Prymasa Polski niejako za swego przedstawiciela w tej części Europy. Zaproponował także spotkanie ze wszystkimi biskupami polskimi przebywającymi w Rzymie, by wyrazić swój szacunek dla Episkopatu Polski. Księdza Prymasa zaś zaprosił na wspólną wieczerzę. Poza obradami soborowymi Ksiądz Prymas poświęcił swój czas w Rzymie głównie sprawom Polonii i omawiał z biskupem Rubinem planowaną na następny rok wizytę w USA na zaproszenie Polonii amerykańskiej. Niestety, nie doszła ona nigdy do skutku z przyczyn od Prymasa niezależnych. Kardynał Wyszyński wygłosił bardzo ważne przemówienie na czwartej sesji Soboru 20 września podczas dyskusji nad schematem XIII o Kościele w świecie współczesnym. Zwrócił uwagę na fakt, że w tak zwanym "drugim świecie" materializm dialektyczny zmienił powszechne rozumienie pojęcia wolności, prawa, sprawiedliwości, państwa. Uważał, że tę odmienną rzeczywistość należałoby uwzględnić w uchwałach soborowych. Dla audytorium przemówienie jego stanowiło zupełne |novum, niemal niepojęte. Zachód trwał zapatrzony w siebie i w swoje problemy. Prymas Polski ze spokojem i rozwagą podjął się obowiązku otwierania mu oczu. Wielu ojców Soboru prosiło go później o tekst wystąpienia. Prymas przemawiał jeszcze powtórnie na tematy społeczno_ekonomiczne schematu XIII. Bardzo złe wrażenie w Watykanie wywarła wycieczka księży polskich do Rzymu, zorganizowana w czasie czwartej sesji Soboru przez władze państwowe bez porozumienia z Episkopatem. Prymas musiał nawet wyjaśniać tę sprawę Ojcu świętemu. Do Rzymu przybywali też licznie katolicy świeccy, głównie z Paxu i Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego, ale także ze "Znaku" i "Więzi". Ksiądz Prymas z troską patrzył na to, w jaki sposób niektórzy świeccy przedstawiają sytuację Kościoła, znając ją częściej z relacji władz państwowych niż z faktów dostępnych w aktach Episkopatu Polski. W końcu października prasa włoska przedwcześnie podała wiadomość, że Papież przyjedzie 3 maja 1966 roku do Polski. Tymczasem sprawa ta nie była jeszcze uzgodniona ani z Ojcem świętym, ani z rządem polskim. Jednakże Papież wyraźnie pragnął wyróżnić przedstawicieli Kościoła z "drugiego świata". Dnia 28 października zaprosił do koncelebry w bazylice kardynałów i biskupów z Kościoła w krajach bloku wschodniego. Ksiądz Prymas był dziekanem w koncelebrze. W związku z wielkim znaczeniem soborowej deklaracji o wolności religii oraz jednostronnością ujęć, biorących pod uwagę tylko sytuację w świecie zachodnim, polscy ojcowie Soboru skierowali 4 listopada bezpośrednio do Ojca świętego petycję w tej sprawie. Wszyscy przebywający w Rzymie biskupi polscy zostali przyjęci w dniu św. Stanisława, 13 listopada, przez Ojca świętego. Ksiądz Prymas wygłosił przemówienie po włosku, mówiąc przede wszyskim o przygotowaniach do Millennium. Z niezwykłą delikatnością wyraził "bez słów" prośbę skierowaną do Papieża. Chodziło naturalnie o przyjazd Pawła VI do Polski. Papież był bardzo ujęty i wzruszony sposobem, w jaki Ksiądz Prymas przedstawił tę sprawę. Kardynał Wyszyński poprosił następnie o list apostolski do narodu polskiego z okazji jubileuszu 1966 roku. Prosił wreszcie o zaufanie do biskupów polskich, którzy przeszli przez wielkie udręki, i o zaufanie do Kościoła polskiego, który jest wierny Stolicy Apostolskiej od czasów Jana XIII i Sylwestra II. Ze względu na prośbę o zaufanie Papież, który miał przygotowany tekst łaciński, przemówił najpierw po włosku, podkreślając, że jego zaufanie jest niewzruszone: "Ufamy Wam, patrzymy na Was z wiarą, budujemy się Waszą postawą i pracą". Następnie Ojciec święty odczytał przemówienie po łacinie. W całości wiązało się ono z nadchodzącym Millennium. Udzielając biskupom błogosławieństwa Papież poprosił Prymasa Polski o współudział w tym obrzędzie. Ksiądz Prymas, aczkolwiek nieco tym zażenowany, nie mógł nie spełnić woli Ojca świętego. Na koniec audiencji Paweł VI żegnając się z generałem Paulinów, ojcem Tomzińskim, powiedział, że był już raz w Częstochowie na Jasnej Górze i ma nadzieję, że nie ostatni. Była to więc pośrednia odpowiedź na prośbę Prymasa wyrażoną "bez słów". Przebieg rozmowy biskupów polskich z Papieżem, podany przez nas na podstawie źródeł polskich, całkowicie inaczej przedstawił w swej znanej książce Hansjakob Stehle, sugerując podobnie jak prasa warszawska, że prośba Prymasa o zaufanie została źle przyjęta i była zapowiedzią ograniczenia realizacji uchwał Soboru w Polsce. Stehle powołuje się na fakt, że "Osservatore Romano" zamieściło tylko przemówienie Papieża. Z relacji naszej wynika jednak, że Ojciec święty przemawiał do biskupów polskich najpierw spontanicznie, po włosku, a następnie dopiero odczytał przygotowany łaciński tekst przemówienia, który ukazał się w "Osservatore Romano". Spontaniczna odpowiedź Papieża na mowę Księdza Prymasa nie mogła zostać wydrukowana, nie była bowiem w ogóle napisana. Znakomity dziennikarz niemiecki opierał się w tym wypadku na jednostronnych źródłach. Rządowym emisariuszom udało się w ogóle wytworzyć w pewnych kręgach zachodniej opinii obraz kardynała Wyszyńskiego jako zatwardziałego konserwatysty, który wraz z biskupami polskimi znalazł się na Soborze w izolacji. Miała ona powstać w wyniku opowiedzenia się kardynała Wyszyńskiego za tradycyjnymi formami religijności, które bardziej niż odnowa Kościoła i pojednawcza gotowość do dialogu sprzyjały walce z ateizmem państwowym. Prymas rzeczywiście pielęgnował tradycje religijne i narodowe oraz polskie aspiracje zachowania tożsamości duchowej i narodowej, co wielu ludzi na Zachodzie doceniło dopiero po wielu latach. Przypisywanie mu jednak sprzeciwu wobec zasadniczych kierunków Soboru jest wielką pomyłką. Episkopat Polski nie tylko nie wyizolował się na Soborze, ale w czasie jego sesji zabłysnął do tego stopnia, że w trzynaście lat później jeden z polskich ojców Soboru został papieżem. Prymas mówił na Soborze, że takie słowa jak "wolność", "prawo", "sprawiedliwość", w interpretacji komunistycznej są zawsze dwuznaczne. Ale elementarna znajomość przemówień soborowych Prymasa wskazuje, jak głęboko rozumiał on ducha Soboru. Kominiści przedstawiali go jako przeciwnika ekumenizmu. Zobaczmy, co Kardynał pisał w 1965 roku na łamach "Tygodnika Powszechnego": "Nie bądźmy prokuratorami, chrońmy się określenia, gdzie leży wina rozbicia chrześcijaństwa na wschodzie i zachodzie, a w zachodnim - na protestantyzm i inne odłamy reformatorskie, bo to nic nie daje. (...) Gdy na odcinku ekumenicznym zaczyna się od rozważań historycznych, zawsze dochodzi się do zaognień i niepokoju, tak iż nie można posunąć się o krok naprzód. Jest więc cicha umowa: nie mówmy o przeszłości, patrzmy raczej w innym kierunku, ku temu, co nas łączy". W tej samej publikacji w "Tygodniku Powszechnym" Kardynał Wyszyński, rozważając soborową Konstytucję o Kościele, kapitalnie wykazał swoje wytrwałe dążenie do korelowania ducha odnowy soborowej z polskimi tradycjami religijnymi i z potrzebami poslkiego życia duchowego, mającego ogarniać nie tylko elitę, ale cały naród: "Cała Konstytucja o Kościele jest chrystocentryczna i zarazem maryjna. Są to jak gdyby dwa ramiona, które ogarniają Rodzinę ludzką. (...) Kościół zawiera w sobie Chrystusa i Jego Matkę. Oboje mają wyznaczone zadanie. Sobór, zgodnie z tym, włączył naukę maryjną do nauki o Kościele". "Kościół musi być ludzki, to znaczy wrażliwy na wszystkie swoje dzieci. Niebezpieczeństwem dla kapłanów jest klerykalizowanie Kościoła. Natomiast inteligencji grozi inne niebezpieczeństwo, gdy chce za bardzo intelektualizować Kościół, jak gdyby składał się on z samych tylko filozofów. Kościół musi posługiwać się językiem dla wszystkich". "Współczesna eklezjologia szczęśliwie "odskoczyła" od tzw. apologetyki, która miała swój sens i znaczenie w okresie racjonalizmu, walki podjazdowej z Kościołem, która stworzyła ogromną literaturę, zwaną apologetyką cząstkową czy totalną. To minęło! Współcześnie chce się raczej widzieć w eklezjologii pozytywny wykład Kościoła o sobie. (...) Będzie to eklezjologia chrystocentryczna i maryjna. (...) Możemy więc na odcinku naszego życia religijnego być spokojni, że nasza polska religijność idzie teologicznie właściwym, współczesnym nurtem". Nie mam naturalnie zamiaru przekonywać, że Kardynał Wyszyński nie uważał związku z polskimi tradycjami religijnymi i narodowymi za sprawę najważniejszą w sytuacji politycznego i duchowego uzależnienia kraju z zewnątrz. Przeciwnie, postaram się jeszcze później zwrócić uwagę na znaczenie nawiązania do tradycji w duchowym zwycięstwie Kościoła polskiego, w przeciwieństwie do innych Kościołów w krajach bloku wschodniego. W chwili jednak, kiedy będziemy relacjonować rok Millennium w Polsce, wydaje mi się nadzwyczaj ważne podkreślenie nie tylko wierności Kościoła polskiego Soborowi, ale owocności jednoczesnego inspirowania się duchem Soboru i polskimi tradycjami religijnymi. Ta specyfika polska została później, choć nie wszędzie, spostrzeżona z uznaniem. W przededniu Tysiąclecia Chrztu Polski niedostatecznie ją rozumiano, a rząd komunistyczny, walcząc z Kościołem, starał się wszelkimi siłami "ustawić" go w opinii krajowej i zagranicznej na skrajnych pozycjach "konserwatywnych". Kardynał Wyszyński niezbyt się tym jednak przejmował. A prawda miała wyjść na wierzch prędzej, niż można było tego oczekiwać. Właśnie w roku Millennium. W kraju nie ustawało szykanowanie Kościoła, głównie przez podatki i pobór kleryków do wojska. Drukowano też liczne ataki na biskupów, a głównie na Prymasa. Spiritus movens prasowej akcji antykościelnej i antykościelnych intryg politycznych, korespondent polski w Rzymie, Ignacy Krasicki, ogłosił w dzienniku "Życie Warszawy" artykuł pt. "Kardynał i dary". Autor złośliwie interpretował spotkanie biskupów polskich i hiszpańskich. Podtekst polityczny polegał na zarzucie przyjmowania liturgicznych darów z "faszystowskiej" Hiszpanii gen. Franco. Nie było okazji, której by nie próbowano wykorzystać dla dyskredytacji Prymasa Polski. Niebawem zresztą miała nadarzyć się okazja największa. II W czasie pobytu w Rzymie biskupi polscy wysyłali listy do Konferencji Episkopatów wszystkich krajów, informując o nadchodzącym Millennium Chrztu Polski. Wśród innych listów (55) znalazł się także list do Episkopatu niemieckiego, zawierający znamienne, historyczne sformułowanie: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Prasa rzymska wspomniała o tym liście już 2 grudnia. A właśnie poprzedniego dnia Ksiądz Prymas dyskutował z kardynałem D~opfnerem, który sformułował wstrzemięźliwie uwagi krytyczne na temat kazania Prymasa we Wrocławiu. Kardynał D~opfner ubolewał, że nie wspomniano w nim o wkładzie niemieckim w kulturę Ziem Zachodnich. Ksiądz Prymas odpowiedział, że nie mówił o całej historii, lecz tylko o roku 1000, w którym Wrocław został włączony do powstałej archidiecezji gnieźnieńskiej. Obaj rozmówcy wspominali o cierpieniach przesiedleńców niemieckich i polskich. Kardynał D~ophner podkreślił jednak, że nie do pomyślenia jest ponowne przesiedlenie ludności i opowiadał się zdecydowanie za Europą bez granic. Ta teza nie znalazła jednak należytego odbicia w niemieckich środkach masowego przekazu. Natomiast sprawa listu biskupów polskich do niemieckich była komentowana przede wszystkim politycznie, a nie jako akt pojednania chrześcijańskiego. W pierwszych dniacg grudnia dotarły do Rzymu wiadomości z kraju o dyskutowaniu w Komitecie Centralnym Partii ewentualności aresztowania Prymasa Polski za jego wystąpienia w auli Soborowej. Sprawa ta jednakże miała upaść w głosowaniu. Niezależnie od tej wiadomości czy plotki, było oczywiste, że rząd szykuje się do "decydującej" rozprawy z Kardynałem Prymasem. Prymas jak zwykle niewzruszenie pełnił swoje obowiązki. Na sesji Soboru w dniu 4 grudnia arcybiskup Felici ogłosił posłanie Prymasa Polski o Tysiącleciu Chrztu Polski i zapowiedział rozdanie wszystkim ojcom Soboru kopii cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, Królowej Polski. Obie te wiadomości powitała burza oklasków. Wielu biskupów prosiło potem Księdza Prymasa o podpis na darowanym im obrazie. Był to tak zwany "dzień polski" na Soborze. Tego samego dnia po południu w dzielnicy robotniczej Rzymu Borgeto di Rustica poświęcono kamień węgielny pod budowę kościoła Matki Bożej Częstochowskiej z inicjatywy Pawła VI. Przemawiał kardynał Traglia i kardynał Wyszyński, oblegany potem przez włoskich mieszkańców dzielnicy, przez liczne matki z dziećmi, proszące o błogosławieństwo. Sobór dobiegał końca. W dniu 7 grudnia na sesji publicznej zniesiono ekskomunikę dzielącą Kościoły wschodni i zachodni. Akt ten porwał wszystkich obecnych. Został przyjęty z nieopisanym entuzjazmem. Ksiądz Prymas załatwiał ostatnie sprawy w Rzymie, między innymi wydanie w różnych językach książki o "Sacrum Poloniae Millennium". Dnia 8 grudnia nastąpiło uroczyste zakończenie Soboru. W czasie tej uroczystości Ojciec święty dokonał poświęcenia kamienia węgielnego dla świątyni pod wezwaniem Matki Kościoła. Następnego dnia po zamknięciu Vaticanum II polski audytor Soboru prof. Stefan Swieżawski, poinformował Prymasa Polski o zarzutach wysuwanych przeciw Kardynałowi przez władze. Swieżawski dowiedział się o nich od redaktora ateistycznych "Argumentów", T. Jaroszewskiego, który zresztą w przyszłości miał stać się ideologiem partii i następcą prof. Schaffa. Nastąpiło to w okresie, gdy zwątpiono już w marksizm jako ideologię i służył on wyłącznie jako tytuł do władzy oraz pokrywka pragmatycznej polityki. Tymczasem Jaroszewski obrzucał Prymasa oskarżeniami o nieustępliwość, twardość, niedostępność, powiedział nawet, że jest on tyranem. Partię denerwowało to, że Prymas przemawia w imieniu narodu. Kardynał Wyszyński tak sprawy nie stawiał, choć jako Prymas właściwie miał do tego moralne prawo. Najbardziej przewrotny był zarzut, że Prymas sprzeciwia się porozumieniu z Watykanem. Wysuwano go właśnie wtedy, gdy kardynał Wyszyński tak bardzo zabiegał o przyjazd Pawła VI do Polski. Prymas skłaniał się do porozumienia Warszawy ze Stolicą Apostolską, ale naturalnie na podstawie umowy uwzględniającej prawa i potrzeby Kościoła. Tego warunku natomiast nie chciała spełnić partia. I dlatego organizowała nagonkę na Prymasa. Dnia 9 grudnia Ksiądz Prymas był z wizytą pożegnalną u Ojca świętego. Papież mówił już otwarcie o swej chęci przyjazdu do Polski, ale sprawę uważał za delikatną. Nurtowała go bowiem obawa, by pielgrzymki nie uznano za aprobatę ustroju komunistycznego, "przeciwko któremu jesteśmy całą duszą, jako przeciwko udręce człowieka". Papież z własnej inicjatywy oświadczył kardynałowi Wyszyńskiemu: "Zapewne należało coś więcej powiedzieć na Soborze przeciwko komunizmowi, i to mocnych rzeczy. Ale to mogłoby Wam zaszkodzić. Wierzcie, jesteśmy ostrożni nie przez obawę, ale przez miłość". I dodał: "Ufamy Wam, postępujemy ostrożnie i rozważnie, chociaż serce się kraje, gdy patrzymy na Wasze udręki. Zawsze podziwiamy Was szczerze i popieramy Was modlitwą". Słowa te mówił do Prymasa Polski Papież wychwalany przez propagandę komunistyczną i przeciwstawiany temuż Prymasowi. Żegnając się z otoczeniem Księdza Prymasa Papież powiedział jeszcze: "Do zobaczenia w Polsce". Tego samego dnia wieczorem Prymas i inni biskupi, żegnani przez arcybiskupów Del'Acqua i Poggi oraz mons. Capovilla, opuścili Rzym, udając się do Warszawy. Społeczeństwo Warszawy witało Prymasa 11 grudnia jeszcze serdeczniej i bardziej entuzjastycznie niż dotychczas, bo prasa polska pełna była już ataków na niego i na biskupów. Prasa pytała: "W czyim imieniu", "jakim prawem" biskupi polscy wystosowali do biskupów niemieckich list? Listów zaś skierowanych do Episkopatów różnych krajów, było 56. Ekipa gomułkowska zaczynała kampanię, w której po raz pierwszy na serio liczyła, że uda jej się odwrócić sympatię narodu od Prymasa, ponieważ prosił on Nimców o przebaczenie. Ale partia jak zwykle przesadziła i raz jeszcze przegrała psychologicznie. Urazy antyniemieckie były jeszcze w Polsce silne, ale nie miały one w narodzie o tradycjach wolnościowych i tolerancyjnych takiej wagi, by odrzucił on zdecydowanie ideę pojednania chrześcijańskiego. Następnego dnia po przyjeździe biskup Choromański witał w katedrze warszawskiej Prymasa Polski najserdeczniejszymi słowami. Kardynał Wyszyński podziękował mu w najbardziej nieoczekiwany sposób, całując go w rękę. Prymas uważał, że sędziwy biskup zasłużył na ten gest swą ponad dwudziestoletnią nieustępliwą walką o prawa Kościoła. Scena ta była nadzwyczajna, głęboko poruszająca, została zrozumiana przez wiernych w sposób szczególny ze względu na nagonkę rozpoczętą właśnie "na całego" przeciw Kościołowi. W czasie kazania Prymasa zebrały się w katedrze i na ulicy wielkie tłumy, ludzie stali nawet tam, skąd niczego już nie było widać. W dniach 14_#16 grudnia obradowały Komisja Główna i Konferencja Plenarna Episkopatu. Analizowano faktyczne przyczyny nagonki na Kościół. Decydujące znaczenie miała sprawa niemiecka. Partii chodziło o wykazanie, że jedynym gwarantem granic Polski jest ZSRR. Pewną rolę w całej sprawie odgrywały pogłoski odzywające się w prasie zachodniej o przedwojennym porozumieniu niemiecko_rosyjskim kosztem Polski. Władze były niezadowolone z przemówień Prymasa i arcybiskupa Baraniaka na Soborze. Sprawa hiszpańska, ale głównie niemiecka, była najlepszym pretekstem do tego, by sympatie społeczeństwa odwrócić od Kościoła. Poza tym wielka kampania antykościelna była wymierzona w cały program roku 1966, w Tysiąclecie Chrztu Polski. Uroczystości Millennium działałyby na rzecz Kościoła, kierując ku niemu uczucia społeczeństwa. Szczególne znaczenie miałby też przyjazd Papieża. Rozpętanie kampanii już w końcu roku 1965 pozwoliło partii toczyć dalszą walkę przez cały rok 1966 i odmówić zgody na przyjazd Pawła VI. Czyż dla osiągnięcia tych celów mógłby być w Polsce lepszy pretekst niż list Episkopatu do biskupów niemieckich? Sekretariat Episkopatu wydał specjalny komunikat w sprawie listu do biskupów niemieckich, przeznaczony do odczytania na ambonach i do publikacji w prasie katolickiej. Na Konferencji Episkopatu złożono wyczerpujące sprawozdania z Soboru. Uchwalono tekst listu pasterskiego Episkopatu do narodu po Soborze. Episkopat uchwalił też specjalną informację dla duchowieństwa w sprawie listu do biskupów niemieckich. Wreszcie ustalono program obchodów Millennium w nadchodzącym roku 1966. Dnia 18 grudnia tygodnik "Forum" ogłosił nieścisłe teksty listów biskupów polskich do biskupów niemieckich i niemieckich do polskich. Posunięto się więc aż do zniekształcenia wymienionych orędzi. W liście biskupów polskich do Episkopatu niemieckiego było tych zniekształceń ponad 200. W tym czasie ks. prof. dr Ignacy Tokarczuk zostaje mianowany biskupem ordynariuszem w Przemyślu. Stał się on potem biskupem najbardziej gwałtownie zwalczanym przez władze. W następnych dniach wiele osób z różnych środowisk politycznych, jak np. dawni działacze chadeccy, pisarz i publicysta St. Mackiewicz i inni, składają Prymasowi gratulacje z powodu listu biskupów polskich do biskupów niemieckich. Bardzo krytycznie przedstawiają chwiejne stanowisko J. Zawieyskiego ujawnione w jego przemówieniu sejmowym, w którym "ubolewał" z powodu orędzia Episkopatu. Sprawę tę później wyprowadził na prostą drogę Jerzy Turowicz, zdecydowanie stając po stronie Episkopatu na posiedzeniu Frontu Narodowego, co wywołało gwałtowną polemikę Gomułki. Ksiądz arcybiskup Wojtyła pozostał w Rzymie nieco dłużej i spotkał się z Księdzem Prymasem dopiero 21 grudnia, kiedy kampania przeciw Episkopatowi rozwinęła się już w całej pełni. W szczerej rozmowie obaj hierarchowie stwierdzili, że władze państwowe próbowały ich sobie wzajemnie przeciwstawić, licząc na wielką oględność, z jaką przemawiał zawsze arcybiskup krakowski. Ale żadne przeciwstawienie nie wchodziło w rachubę. Lojalność arcybiskupa krakowskiego wobec Prymasa Polski była absolutna. Być może, iż właśnie te pierwsze próby wprowadzenia między nich dysonansu na tle kampanii przeciw listowi do biskupów niemieckich wydały dobry owoc w postaci jednomyślności, o której potem mówiono, oceniając stosunek arcybiskupa Wojtyły do kardynała Wyszyńskiego. Zenon Kliszko i tym razem pomylił się w ocenie ludzi i znowu przegrał. W okresie Bożego Narodzenia Ksiądz Prymas spotkał się z duchowieństwem, z grupami zawodowymi, lekarzami, prawnikami i wieloma ludźmi, okazującymi Kościołowi pełną solidarność. Kościoły i sale, w których Prymas przemawiał, były pełne ludzi, dosłownie pękały w szwach. Władze natomiast organizowały wiece oraz inspirowały wysłanie do Prymasa "rezolucji", między innymi nauczycieli i dzieci szkolnych, przeciw listowi do biskupów niemieckich. Wiele podpisów nauczycieli jest nieczytelnych. Ludzie składali je pod przymusem i wstydzili się tego, co robili. Do sekretariatu Prymasa Polski wpływały nieraz setki listów protestacyjnych, pisanych jednym charakterem pisma. Dnia 29 grudnia w Gnieźnie odbyło się posiedzenie Komisji Maryjnej Episkopatu. Ustalono, że będzie ona kontynuowała swoją pracę po Soborze, podobnie jak Komisja Duszpasterska. Ta ostatnia miała poświęcić się głównie konstytucji soborowej o Kościele. Komisja Maryjna miała dopilnować realizacji Ślubów Jasnogórskich, nawiedzenia diecezji i parafii przez obraz Matki Bożej Częstochowskiej, oddawania się wspólnot kościelnych Matce Bożej i w ogóle roztoczyć opiekę nad kultem maryjnym. Omówiono plan uroczystości maryjno_milenijnych i terminy pielgrzymek na Jasną Górę studentów, służby zdrowia, nauczycielstwa, mężczyzn i pozaszkolnej młodzieży męskiej. Na dzień 3 maja 1966 ustalono dwa alternatywne programy uroczystości na Jasnej Górze; jeden w wypadku przybycia Ojca świętego, a drugi w razie gdyby Papież nie mógł przyjechać. W ostatnim dniu roku niespodziewanie przyjechał do Księdza Prymasa do Gniezna o. Teofil przeor z Jasnej Góry, przywożąc korony Matki Bożej Częstochowskiej. W pierwszy dzień roku milenijnego zostały one wprowadzone do bazyliki gnieźnieńskiej. Symbolizuje to łączność pierwszej stolicy Polski z jej stolicą duchową. W związku z nadchodzącym Millennium Kościoła w Polsce i ewentualnością przyjazdu Papieża do naszego kraju Ksiądz Prymas wybierał się w styczniu 1966 roku do Rzymu. I tu nastąpił fakt, który miał stać się sensacją światową i skandalem dotyczącym Kościoła posoborowego. Podsekretarz Stanu w Urzędzie Rady Ministrów poinformował 7 stycznia biskupa Choromańskiego, że Prymas Polski nie otrzyma paszportu, ponieważ wykorzystał swój pobyt za granicą na szkodę państwa polskiego. Ekipa Gomułki popełniła jeden ze swych największych błędów. Ksiądz Prymas postanowił nie wnosić odwołania od tej niesłychanej decyzji, prosząc biskupa Choromańskiego o złożenie jedynie ostrego protestu. Sprawa przedostała się do radia i prasy zagranicznej, a wobec tego władze zmuszone były wydać oficjalny komunikat rządu, który wywołał konsternację opinii polskiej. Ludzie zaczęli lepiej rozumieć motywy nagonki na orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich, która stanowiła również pretekst odmowy paszportu Prymasowi. Ojciec święty wysłał do Kardynała depeszę z wyrazami ubolewania z powodu szykan, które go dotknęły. Konferencja księży dziekanów archidiecezji warszawskiej wystosowała protest do rządu z powodu uniemożliwienia Prymasowi uczestnictwa w inauguracji światowych obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Dnia 15 stycznia prasa ogłosiła mowę Gomułki na sesji Frontu Jedności Narodu, poświęconą Tysiącleciu Państwa. Gomułka oburzał się, że Prymas kieruje Polskę ku Zachodowi, gdy tymczasem od dwudziestu lat należy ona do Wschodu. Atakował także list do biskupów niemieckich. Po jednej z uroczystości religijnych kardynał Wyszyński na zapytanie świeckiego katolika, czy prawdziwa jest relacja "Spiegla", wykazująca, że to Watykan inspirował pojednanie między biskupami polskimi a niemieckimi, kategorycznie zaprzeczył. Stolica Apostolska nie wykazała w tej sprawie żadnej inicjatywy. Tylko pewne koła na Zachodzie nie mogły zrozumieć, że właśnie "konserwatysta" Wyszyński był inicjatorem pojednania. Sesja Komisji Głównej Episkopatu w dniu 17 stycznia przebiegła w duchu pogodnym. Biskupi mieli poczucie wygranej moralnej w skali międzynarodowej. Kościół polski udowodnił, że sam wyciąga rękę do pojednania, wbrew zarzutom nacjonalizmu, podnoszonym za granicą przeciw niemu. Analiza wystąpień prasy, oświadczenia ministra Wieczorka i przemówienia Gomułki wskazywały także, iż rząd wycofuje się z akcji. Najpierw pisano o "zdradzie", a później Gomułka przeniówł akcent na "sprawę wschodnią", nie bardzo popularną w kraju, tak silnie przynależącym do cywilizacji łacińskiej i europejskiej. Ksiądz Prymas uważał, że nie należy spieszyć się z zajęciem stanowiska przez Episkopat, pozwalając propagandzie partii na "wystrzelanie się". Okazywał żelazne nerwy i niezwykłą odporność psychiczną w dniach nieustannego ataku środków masowego przekazu na jego osobę. "Życie Warszawy" ogłosiło 7 lutego "List otwarty Henryka Ryszewskiego do Prymasa Wyszyńskiego". "Kolega" Prymasa ze studiów najpierw pobierał zapomogi z funduszów sekretariatu Prymasa, a później dał się użyć jako narzędzie zniesławiania Kardynała. W lutym było już jednak rzeczą pewną, że psychologiczna kampania antykościelna została przegrana przez rząd. Stwierdziły to Komisja Główna i Plenarna Sesja Episkopatu, obradujące w dniach 8 i 9 lutego. Wątpliwości nutrujące w społeczeństwie co do wystąpienia biskupów polskich do biskupów niemieckich przecięło przemówienie Gomułki, obnażające uzależnienie od Wschodu. Natomiast wszyscy biskupi wracający z Zachodu opowiadali o olbrzymim wzroście autorytetu Prymasa i biskupów polskich w świecie. Zachód, na którego ustach w 1965 roku były nazwiska Gomułki i Wyszyńskiego, teraz uważał, że autorytet zachował tylko Wyszyński. Prymasa popierała cała polska emigracja i Polonia zagraniczna. Arcybiskup Kominek udzielił wywiadu na temat orędzia do biskupów niemieckich Hansjakobowi Stehle (10 stycznia 1966), który nieraz polemizował z Prymasem, a teraz był jednym z entuzjastów historycznej wymiany listów. Dochodziły głosy, że w polskiej partii też były różnice zdań w związku z orędziem. Atak na list biskupów polskich przypisywano chęci sprowokowania napięcia w stosunkach z Kościołem przez frakcję nacjonalistycznych przeciwników Gomułki w PZPR, Bolesława Piaseckiego i pewne czynniki sowieckie. W Niemczech zapowiedziano wydanie nowego opracowania historii Kościoła w Polsce. Rozpoczęły się wyjazdy pokutne Niemców do Polski. Planowano otwarcie w Rzymie polsko_niemieckiego instytutu historycznego. Zapowiedziano wreszcie odszkodowania dla księży polskich, byłych więźniów obozów koncentracyjnych. Episkopat uchwalił tekst depeszy do Ojca świętego z podziękowaniem za obecność 13 stycznia na akademii w Rzymie, inaugurującej światowe obchody Millennium, i za list wigilijny do narodu polskiego. Uchwalono również tekst odezwy do wiernych, do odczytania z ambon w dniu 17 lutego, oraz drugi tekst przeznaczony dla kurii biskupich. Jednym z "dobrodziejstw" ataków na Episkopat było porzucenie przez władze sprawy podatków, w myśl zasady: "Walczymy z biskupami, więc dajmy spokój księżom". Rzecz charakterystyczna, że wśród biskupów panował spokój i poczucie dobrze spełnionego obowiązku, gdy tymczasem komuniści chcieli wywołać panikę i zamieszanie, dezorganizujące przygotowania do Millennium. Kampania prasowa przeciw Episkopatowi trwała nadal. "Trybuna Ludu" przypomniała przedwojenne antykomunistyczne publikacje Prymasa. "Życie Warszawy" opublikowało także artykuł pt. "Dwaj kardynałowie", z którego miało wynikać, że kardynał Hlond był patriotą i mężem stanu, a kardynał Wyszyński jest wrogiem państwa. Ksiądz Prymas przypomniał, że w czasie procesu biskupa Kaczmarka w 1953 roku prokurator pytał agresywnie: "Właściwie, czy Hlond był Polakiem?" Prymas odpowiedział na to napastliwe pytanie w kazaniu w katedrze warszawskiej. Teraz cieszył się, że sama partia rehabilituje jego wielkiego poprzednika. Później komuniści obdarzali także kardynała Wyszyńskiego mianem wielkiego patrioty. Na marginesie tych manipulacji nasuwa się jedna logiczna konkluzja: gdyby partia chciała rzeczywiście pojednania z Kościołem, to powinna poddać rewizji całą swoją powojenną politykę wyznaniową. Jak bardzo względy taktyczne, a nie rzeczowe, dyktowały tę politykę, świadczy fakt, że w okresie ataków na Prymasa i biskupów Urząd do Spraw Wyznań deklarował pełne poparcie dla tak zajadle dotąd zwalczanych zakonów. Dnia 24 lutego zmarł mąż siostry Prymasa, Stanisławy, artysta malarz Józef Jarosz. Wiele osób zgłaszało się z kondolencjami, co świadczyło również o nastrojach panujących w społeczeństwie. Na uroczystości religijne, w których brał udział Prymas, przychodziły coraz większe tłumy. Znaleźli się jednak ludzie przestraszeni akcją propagandową, którzy omijali dom Księdza Prymasa, nie było ich jednak zbyt wielu. Pierwszego marca kardynał Wyszyński postanowił napisać list do Gomułki, by wyjaśnić mu wszystkie nieporozumienia. Po odpartym ataku Prymas jak zwykle przechodził do kolejnej próby dialogu. Wysłał także list do premiera Cyrankiewicza w sprawie Tysiąclecia Chrztu Polski i opracował ulotkę informacyjną o Millennium dla zagranicy. Do Kardynała zaczęły dochodzić hiobowe wieści z kół "Znaku", że władze przejdą od ataków prasowych do "rozrabiania" przeciw poszczególnym biskupom. Grożono analogiami z roku 1953. Prymas był niewzruszony. Odpowiadał: "Pozostaje pomoc Boża". Społeczeństwo już wtedy uważało, że partia zdradziła "Październik" i odwróciło się od niej, nie biorąc na serio jej propagandowych pogróżek. Do dyskusji o Millennium włączył się 6 marca sam premier Cyrankiewicz, polemizując głównie z prof. Oskarem Haleckim. Partia szła uparcie w ślepy zaułek. Dnia 8 marca obradowała Komisja Główna Episkopatu. Odczytano listy biskupa Choromańskiego do premiera i jego odpowiedź, przesłaną :"wszystkim biskupom z wyjątkiem Prymasa". Konferencja uchwaliła wysłanie listów do Gomułki i do Rady Państwa. Wysłanie listu do premiera odłożono. Korespondencja z władzami państwowymi stawała się sprawą ważną ze względu na zbliżające się uroczystości Millennium, ewentualny przyjazd Ojca świętego i gości zagranicznych. Dnia 19 marca Ksiądz Prymas dostał odpowiedź na swój list do Rady Państwa. Jej przewodniczący, Edward Ochab, uznał się za niekompetentnego, uważał, że sprawy wyłuszczone w liście Prymasa dotyczą rządu. Był to naturalnie unik z jego strony. Natomiast co do przyjazdu Ojca świętego do Polski władze odsłoniły całkiem swoje oblicze. Ochab pisał, że Watykan nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Polską, a za jej reprezentanta uważa kogoś innego. Chodziło oczywiście o ambasadora Pap~ee, mającego w Watykanie status rezydenta, któremu udzielano gościny ze względów humanitarnych. Komisja Główna Episkopatu obradowała 22, a sesja plenarna 23 marca. Postanowiono posłać premierowi Cyrankiewiczowi odpis listu wysłanego wcześniej do Ochaba. Stwierdzono, że ostrze ataku władz przenosi się stopniowo z orędzia do biskupów niemieckich na Prymasa Polski, którego osoba scalała Episkopat. Księża biskupi podpisali list do Prymasa zawierający wyrazy solidarności wobec ataków na jego osobę. Prymas oświadczył, że jest skłonny ustąpić ze swego stanowiska, gdyby okazało się, że jego kierunek postępowania szkodzi Kościołowi, ale z kraju nigdy nie wyjedzie. Kardynał zawiadomił też biskupów, że o swoim postanowieniu poinformował wcześniej Ojca świętego i Sekretariat Stanu. Biskupi natomiast uważali, że partia nie może pozwolić sobie już na kroki uczynione w 1953 roku, ale że nie należy lekceważyć sytuacji, bo strach przed partią jest złym doradcą. Biskup Jop z Opola zwrócił uwagę, że każdy inny biskup na stanowisku Prymasa także byłby zwalczany. Partii chodzi o dezintegrację Episkopatu, a Prymas był przeszkodą do wprowadzenia modelu czeskiego czy węgierskiego. W dniu Konferencji Episkopatu Ksiądz Prymas otrzymał obelżywy list od Gomułki. Biskupi ocenili go jako przejaw psychopatologii. Na posiedzeniu Konferencji rozdano tekst referatu wygłoszonego przez prof. Haleckiego podczas akademii 13 stycznia w Rzymie, który spowodował tak gwałtowne ataki rządu. Wyjaśniono biskupom sprawę "sum z Fuldy", rzekomej pomocy niemieckiej dla biskupów, która okazała się wsparciem przez Episkopat niemiecki Soboru Watykańskiego Drugiego. Biskupi odnotowali nowe próby państwowych wizytacji w seminariach duchownych i każdorazowe odmowy władz kościelnych. Postanowiono utrzymać to stanowisko, mimo bardzo daleko idących pogróżek. Jednocześnie stwierdzono kokieterię rządu wobec zakonów, by je wyłamać z solidarnej wspólnoty Kościoła. Rzecz prosta, była ona nieskuteczna. W Wielką Sobotę przed Wielkanocą, 9 kwietnia, uroczystości w katedrze prymasowskiej w Gnieźnie zakończyły dziewięcioletnią Wielką Nowennę Tysiąclecia i rozpoczęły Rok Millennium Chrztu Polski. Nie mogło być wątpliwości, że właśnie praca minionych dziewięciu lat zadecydowała o wpływie społecznym, masowości i integralności Kościoła w Polsce. Było to wielkie dzieło życia Prymasa Polski. Dnia 14 kwietnia, w czwartek po Wielkanocy, dokładnie w rocznicę Chrztu Polski, zaczęły się w Gnieźnie uroczystości Millennium. Odbyły się referaty historyczne i celebra pontyfikalna w katedrze. Udział wiernych obliczono na 40 tysięcy. Odśpiewano "Te Deum Narodu" przy dźwiękach Dzwonu Wojciechowego i dzwonów kościelnych całego miasta. Ksiądz Prymas wygłosił przemówienie. Wieczorem odbyło się krótkie posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu, a następnego dnia - sesja plenarna. Ksiądz Prymas odczytał specjalny list do Ojca świętego i ogłosił powołanie Komitetu Honorowego Millennium. Przyjęto "słowo Biskupów" na Tysiąclecie. Władze państwowe postanowiły przeprowadzić - konkurencjyne wobec kościelnych uroczystości milenijnych - obchody tysiąclecia państwa polskiego. W drugim dniu Konferencji w czasie nieszporów, odprawianych przez arcybiskupa Wojtyłę, odezwały się armaty. Był to salut dla ministra spraw wojskowych Spychalskiego, przedstawiciela rządu na odbywających się w Gnieźnie, na pobliskim placu Wolności, konkurencyjnych obchodach tysiąclecia. Rozpoczynała się groteskowa konkurencja, mająca trwać cały rok, w coraz to innych miastach Polski. Już w Gnieźnie społeczeństwo przerwało kordony milicyjne i wybrało uroczystości kościelne, entuzjastycznie pozdrawiając biskupów. Potem będzie się to powtarzać na całym Szlaku Tysiąclecia Chrztu Polski. Ponieważ Spychalski nie omieszkał zaatakować Episkopatu, więc przemówienia kościelne w Gnieźnie były nastawione na uspokojenie ludności, by nie doszło do incydentów. W czasie uroczystości przekazano obraz Nawiedzenia Matki Bożej Częstochowskiej z Gniezna do Poznania. Obraz ten miał towarzyszyć wszystkim uroczystościom milenijnym na Szlaku Tysiąclecia, to znaczy uroczystościom w katedrach biskupich wszystkich diecezji polskich, z udziałem całego Episkopatu. Liczba ludzi zgromadzonych w Gnieźnie na uroczystości pożegnania obrazu nawiedzenia i biskupów wzrosła do 50 tysięcy. Władze państwowe szybko wycofały się po swoim wiecu. Prymasowi i biskupom udało się opanować wzburzenie rzesz wiernych i zakończyć uroczystości w spokoju i godności. Następnego dnia odbyły się uroczystości milenijne w Poznaniu. I znów dokładnie w czasie kazania Prymasa Polski rozległo się 25 strzałów armatnich. Prymas przemawiał już po "konkurencyjnej" mowie Gomułki, który atakował Kardynała z wielką brutalnością. Przemawiając, Prymas jeszcze o tym nie wiedział. Wypowiedź jego była utrzymana w duchu chrześcijańskim. Społeczeństwo, porównując dwa style przemówień i obchodów, dosłownie stawało po stronie Kościoła. Widać było tysiące ludzi uciekających z wiecu Gomułki na uroczystość religijną. Biskupi zebrani na końcowej sesji Konferencji w Poznaniu nie mieli wątpliwości, że rozprawa, zaaranżowana przez władze państwowe, w sercach społeczeństwa została wygrana przez Kościół. Odjeżdżającego Prymasa żegnały w Poznaniu dziesiątki tysięcy ludzi, a młodzież akademicka podnosiła go wraz z autem w górę. Stało się już rzeczą jasną, że władze nie dopuszczą do przyjazdu na uroczystości Millennium Ojca świętego, biskupów i innych gości zagranicznych. Dnia 21 kwietnia Prymas Polski otrzymał depeszę od Ojca świętego, zawiadamiającego z ubolewaniem, że mimo swego gorącego pragnienia nie będzie mógł przybyć na Jasną Górę. Ekipa Gomułki skompromitowała się na skalę światową. Kampania prasowa przeciw Prymasowi trwała niemal bez przerwy. A Prymas modlił się za Gomułkę, by zaprzestał on szkodzenia polskiej racji stanu i Kościołowi. Dnia 17 kwietnia Papież zwrócił się do ambasadora Willmana z prośbą o przyjazd Prymasa Polski do Rzymu, w związku z pragnieniem Pawła VI udania się do Polski. Cztery dni później, 21 kwietnia, Ojciec święty otrzymał odpowiedź podwójnie negatywną, zawiadamiającą, że Prymas do Rzymu nie przyjedzie, a przyjazd Ojca świętego do Polski teraz nie jest wskazany. Powodem odmowy miało być rzekome działanie Prymasa Polski "na szkodę państwa". Arcybiskup Samor~e z Sekretariatu Stanu złożył protest przeciw tego rodzaju naświetleniu postawy Prymasa Polski. Niedługo po odmowie Papieżowi wizy do Polski w Watykanie przyjęty został radziecki minister Gromyko. Wyglądało na to, że Gomułka jest już w zaułku, do którego szedł od kilku lat. Rosjanie, a nie szef polskiej partii, pierwsi nawiązali kontakty z Watykanem. Kardynał Wyszyński chłodno i bez emocji rozważał wytworzoną sytuację: "Rozważam konsekwencje odmowy Papieżowi wjazdu do Polski. Jest to chyba jakieś załamanie się mitu p. Gomułki w świecie. Oczywiście, to nie koniec, gdyż świat chce za wszelką cenę, by w Polsce był spokój, bo to ucisza wyrzuty sumienia świata wobec Polski. "Tu musi być dobrze" - mówią politycy zachodni. Każdy, kto odsłania rzeczywistość, budzi nieufność. Każda iskierka lepszych świateł jest rozdmuchiwana w płomień - a jednak tak źle nie jest. Dzięki takim oczekiwaniom "świata" ułatwioną pracę mają "katolicy usługowi" Paxu i inni, którzy kręcą się po krajach zachodnich, odczyszczając p. Gomułkę, oczerniając Prymasa, któremu przypisują odpowiedzialność za sytuację Kościoła w Polsce"... Tymczasem dnia 2 maja ks. Goździewicz przetelefonował na Jasną Górę, gfdzie przebywał już Ksiądz Prymas, depeszę ustanawiającą kardynała Wyszyńskiego legatem papieskim na uroczystościach w dniu 3 maja. Było to nowe, wielkie moralne zwycięstwo Prymasa. Ingres Legata Papieskiego nastąpił po południu 2 maja z mieszkania ordynariusza częstochowskiego, biskupa Bareły. Zgromadzone tłumy wiernych łamią wszelki porządek pochodu biskupów i Legata. W kaplicy Matki Bożej zostaje odczytana depesza ustanawiająca Prymasa Polski legatem papieskim. Kardynał Wyszyński wygłasza przemówienie powitalne w imieniu Ojca świętego. Prymas przypomniał, że na Jasnej Górze było już trzech późniejszych papieży: nuncjusz Ratti, arcybiskup Giovanni Roncalli i mons. Montini. Następnie Legat Papieski udzielił błogosławieństwa apostolskiego. W czasie Mszy świętej kazanie wygłosił arcybiskup Kominek. Wieczorem Ksiądz Prymas prowadził Apel Jasnogórski. Długo w noc tłumy śpiewały wokół klasztoru. Społeczeństwo odwróciło się od upolitycznionych uroczystości państwowych i zwróciło ku Kościołowi, który nawiązując do historii, stawał się głównym wyrazicielem polskiej tożsamości narodowej i kulturalnej. Następnego dnia, 3 maja, rozpoczęły się główne uroczystości polskiego Millennium. Głównym akcentem tych uroczystości miał być akt oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi, Matki Kościoła, za wolność Kościoła w Ojczyźnie i w świecie. Papież Paweł VI nazwie go później w swoim brewe, skierowanym do Prymasa, "jakby drugim Chrztem Polski". Na uroczystości milenijne na Jasnej Górze nie dopuszczono nie tylko Papieża, ale nikogo z kardynałów, biskupów i świeckich gości z zagranicy. Są tylko pojedyncze grupy i ludzie przybyli anonimowo. Fotel Papieża jest pusty, jak pusty był fotel Prymasa w roku 1956. Na fotelu papieskim - portret Pawła VI i wiązanka biało_czerwonych róż. Na placu stoi zwarta rzesza, około 300 tysięcy ludzi. Byłoby ich co najmniej milion, gdyby nie szykany i trudności ze strony władz państwowych i administracyjnych, które czyniły wszystko, żeby nie dopuścić ludzi do Częstochowy. Z bazyliki wyrusza procesja z cudownym obrazem Matki Bożej, wyjętym na tę wyjątkową uroczystość z ołtarza kaplicy. Obraz niosą kolejno: Prymas i biskupi, księża, zakony, uczeni, pisarze, byli więźniowie obozów koncentracyjnych, robotnicy, Komisja Maryjna Episkopatu, a na końcu znowu Prymas i członkinie Instytutu Prymasowskiego. Po procesji kardynał Wyszyński dokonał nałożenia nowych koron milenijnych na głowę Dzieciątka Jezus i Jego Matki w cudownym obrazie jasnogórskim. Korony zrobione były ze złotych lilii andegaweńskich i przypominały świetne czasy Jagiellonów. Następnie zostaje odczytana depesza o mianowaniu Prymasa legatem papieskim. W tym charakterze witają kardynała Wyszyńskiego o. generał Paulinów i arcybiskup Antoni Baraniak. Uroczystą sumę odprawia arcybiskup Karol Wojtyła, a Prymas, Legat Papieski, wygłasza kazanie. Potem odczytuje akt oddania narodu w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i w świecie. Prymas mówił później: "wydało mi się, że dokonało się coś bardzo wielkiego, co wymaga naprzód wiary, a później wyda swoje wielkie owoce dla Kościoła świętego w Polsce i w świecie. Wobec totalnego zagrożenia narodu, (...) wobec ateizacji programowej, popieranej przez PZPR, wobec wyniszczenia biologicznego - trzeba głębokiego nurtu nadprzyrodzonego, by naród świadomie czerpał z Kościoła moce Boże i umacniał nimi swoje życie religijne i narodowe. Bodaj nigdzie nie odczuwa się tak ścisłego związku między Kościołem a narodem, jak w Polsce, zagrożonej totalnie. Nasza "teologia doczesności" wymaga aż takiego oddania się w ręce Świętej Bożej Rodzicielki, byśmy mogli spełnić zadania". Z Jasnej Góry Prymas wraca do Warszawy, po czym udaje się do Krakowa na dalsze uroczystości milenijne u grobu św. Stanisława. Krakowianie czekali kilka godzin na obraz nawiedzenia Matki Boskiej Częstochowskiej, ale policja skierowała go inną drogą, niż miał przyjechać. Olbrzymie tłumy zgromadzonych doznały zawodu i rozczarowania. Samowola policji szła coraz dalej. Arcybiskup Wojtyła złożył protest, tymczasem władze właśnie jego obciążały odpowiedzialnością za "pomyłkę", licząc, być może, że Prymas w to uwierzy. Obraz przywędrował na Wawel z kilkugodzinnym opóźnieniem. Katedra była wypełniona ludźmi, którzy wraz z biskupami chcieli powitać obraz. Dnia 7 maja odbyła się w katedrze na Wawelu sesja historyczna poświęcona Millennium Chrztu Polski. Po powitaniu i krótkiej modlitwie arcybiskup Wojtyła zagaił sesję, a Mszę św. odprawił arcybiskup Baraniak. Przemówienie Księdza Prymasa było poświęcone powiązaniu czci św. Wojciecha i św. Stanisława. Następnie krótkie referaty historyczne wygłosili: prof. Vetulani, prof. Plezia, arcybiskup Kominek, ks. prof. Schletz i arcybiskup Wojtyła. Biskupi wracający z Wawelu zobaczyli ludzi niosących transparenty z napisami: "Nie przebaczymy", "Nie zapomnimy", "Polska nigdy nie będzie przedmurzem cudzych spraw". Ludzie trzymający transparenty nie taili, że robią to niechętnie, że działają pod presją. Natomiast pod kurią krakowską studenci entuzjastycznie witali biskupów wznosząc okrzyki na ich cześć: "Niech żyją", "Sto lat". Wieczorem Ksiądz Prymas odprawił Mszę św. w Kościele Mariackim. Przybyły niezliczone tłumy. Społeczeństwo było podrażnione wiecem z udziałem premiera Cyrankiewicza, na który zwieziono ludzi pod przymusem. Cyrankiewicz atakował Niemców, ale zdając sobie sprawę z nastrojów społeczeństwa, Kościoła nie wspomniał. Wyrazem tych nastrojów był fakt, że ostatni werset hymnu "Boże, coś Polskę..." Ludzie śpiewali w brzmieniu: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie", a nie "pobłogosław, Panie". Następnego dnia, 8 maja, odbyła się procesja z Wawelu na Skałkę. Niesiono relikwie św. Stanisława, św. Jacka, św. Jana Kantego, kanonicy gnieźnieńscy nieśli Ramię św. Wojciecha. Niesiono też obraz nawiedzenia Matki Boskiej Częstochowskiej. Entuzjazm ludności był tak wielki, że intonowane pieśni były zagłuszane okrzykami i wiwatami na cześć biskupów. Koncelebrowanej Mszy św. przewodniczył arcybiskup Wojtyła, a Prymas Polski wygłosił kazanie o św. Stanisławie. Tego samego dnia odbyło się posiedzenie Komisji Głównej i plenarna sesja Episkopatu Polski. Wydano list do duchowieństwa. Omówiono dalszy ciąg uroczystości milenijnych w innych diecezjach. Ordynariusz łódzki, biskup Klepacz, postanowił zorganizować je w swojej diecezji dopiero w następnym roku. W Krakowie przy wyjeździe obrazu Matki Bożej doszło do zajść między demonstrującą młodzieżą a milicją. Aresztowano kilku kleryków jezuickich i kilkunastu studentów. Partia weszła otwarcie na drogę walki z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej. Potwierdzało to z pewnością społeczno_moralny sens peregrynacji obrazu, podawanej nieraz w wątpliwość, jako prymitywna forma religijności. Tymczasem przynosiła ona pozytywne skutki moralne, co stwierdzili biskupi z różnych diecezji. Ksiądz Prymas miał być w połowie maja na uroczystościach milenijnych wychodźstwa polskiego w Rzymie. Ale po odmowie wizy Ojcu świętemu uważał, że nie wypada nawet składać podania o paszport. Słuchał relacji z uroczystości przez radio w Częstochowie. Ojciec święty odprawił z tej okazji o godzinie #/10#00 rano Mszę św. w bazylice św. Piotra i wygłosił wspaniałe przemówienie do Polaków. W ciągu następnych tygodni odbywały się dalsze religijne uroczystości Millennium z udziałem Księdza Prymasa. Do Częstochowy przybywały pielgrzymki młodzieży akademickiej, lekarzy, pilęgniarek i różnych grup zawodowych. W Piekarach Śląskich udział wiernych obliczano na przeszło 400 tysięcy mężczyzn. Z Rzymu nadeszły wiadomości świadczące o coraz to mniejszym poczuciu rzeczywistości w ekipie Gomułki i wśród jej inspiratorów. Arcybiskup Samor~e kategorycznie odrzucił, jako uwłaczające, żądanie ambasadora Willmana by kardynała Wyszyńskiego powołano na jakieś stanowisko do Watykanu. Willman walczył też przeciw ambasadorowi Pap~ee, mimo że de facto nie pełnił on już żadnych funkcji i był tylko rezydentem w Watykanie. Trzeci postulat Warszawy, dotyczący administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, odesłano do "konferencji pokojowej", na którą się nie zanosiło. Gomułka i Kliszko uważali, iż mogą osiągnąć u Stolicy Apostolskiej wieęcej niż Prymas Polski! Dnia 28 maja rozpoczęły się uroczystości milenijne w Gdańsku. Władze wywiesiły transparenty przeciw nieżyjącemu już biskupowi Splettowi. Ich zaciekłość sprowadziła na ulice niezwykłe tłumy, wierzących i niewierzących. W dniu Zielonych Świąt, 29 maja, Kardynał Prymas odprawił Mszę św. i wygłosił kazanie w katedrze w Oliwie. I w tym dniu Prymasa i biskupów otaczały nieprzeliczone rzesze. Uroczystości milenijne zakończyły się znów wielkim sukcesem Kościoła. Powoli obejmowały cały kraj. Nie sposób wymienić nawet wszystkich obchodów, w których osobiście brał udział Ksiądz Prymas. Pełniący obowiązki dyrektora Urzędu do Spraw Wyznań dr Aleksander Skarżyński, nie mogąc się zobaczyć z uczestniczącym w posiedzeniu kurii metropolitalnej warszawskiej biskupem Choromańskim, w pierwszych dniach czerwca nadesłał list, w którym oskarżył imiennie Prymasa i Episkopat o zorganizowanie manifestacji antypaństwowych pod pozorem obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Prymas więc miał działać na szkodę państwa i był przestrzegany przed organizowaniem nielegalnych zebrań. Skarżyński wykonywał naturalnie polecenia swoich wyższych mocodawców, którzy tracili nerwy i poczucie odpowiedzialności. Przejawem tego stanu rzeczy były też rozmowy odbyte w czerwcu przez przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej we Wrocławiu z arcybiskupem Kominkiem. "Oferowano" mu kapelusz kardynalski oraz proponowano, by złożył razem z Prymasem podanie o paszport do USA. Wtedy Prymas paszportu by nie otrzymał i pojechałby tylko arcybiskup Kominek. Tak więc próbowano przeciwstawić Prymasowi po kolei - najpierw arcybiskupa Wojtyłę, a teraz Kominka, nie mówiąc już o ordynariuszach innych diecezji. W czasie uroczystości milenijnych w Lublinie władze kościelne były skłonne zrezygnować z procesji z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej na żądanie władz. Ale nad sytuacją przestały panować nie tylko władze państwowe, lecz i biskupi. Młodzież akademicka, do której dołączyło się całe miasto, spontanicznie zorganizowała procesję z obrazem nawiedzenia z katedry na KUL. Ksiądz Prymas widział w tym znak, że należy przede wszystkim patrzyć na lud, wsłuchiwać się w jego wolę, uczucia i zdrowy instynkt. Zapewne w odwet za spontaniczną procesję lubelską władze zatrzymały jadący z Lublina do Częstochowy obraz Matki Bożej, przykryły go plandekami i skrępowały sznurami. Milicja towarzyszyła obrazowi w dalszej drodze do Częstochowy. W Warszawie władze odmówiły zgody na zbudowanie ołtarza na Placu Zamkowym, chcąc ograniczyć mające nastąpić uroczystości milenijne do świątyń. Urząd do Spraw Wyznań nadesłał pismo, że podtrzymuje się decyzję odmowy paszportu dla Prymasa, zanim ten zdołał złożyć wniosek o paszport na uroczystości milenijne w Stanach Zjednoczonych. Każdy dzień przynosił nowe uderzenie. Na uroczystości milenijne w Olsztynie obraz Matki Bożej nie dojechał w ogóle; policja go zatrzymała i skierowała do Fromborka. W OLsztynie zatrzymano ludzi w zakładach pracy do godziny #/19#00, by nie mogli wziąć udziału w uroczystościach. Młodzieży Wyższej Szkoły Rolniczej wręcz zakazano brać w nich udział. Po uroczystościach milenijnych we Fromborku miały nastąpić obchody Tysiąclecia w Warszawie. Kardynał Prymas osobiście brał udział w przewożeniu obrazu nawiedzenia z Fromborka do swojej archidiecezji warszawskiej. Kilkanaście kilometrów za Fromborkiem, w Liksajnach, zmotoryzowana milicja zatrzymała kawalkadę samochodów, wśród których znajdowały się samochód kaplica z obrazem i auto Księdza Prymasa. Jechało też wielu biskupów i księży. Przemocą odebrano Prymasowi obraz i skierowano wóz kaplicę w innym, niż to było ustalone, kierunku. A Ksiądz Prymas tak bardzo pragnął przywieźć osobiście obraz do swojej archidiecezji! Tajna policja, reprezentowana przez pewnego pułkownika i panią o rudych włosach, dostarczyła obraz do katedry warszawskiej z pominięciem miejsc, w których obraz miał się zatrzymać - Nowego Dworu i parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Jednakże w obydwu tych parafiach odbyły się uroczystości powitania obrazu, mimo jego nieobecności. Nabożeństwa odbywały się tam w atmosferze wielkiego napięcia moralnego. Kilkanaście tysięcy ludzi zgromadzonych przed kościołem na Żoliborzu było doskonale zorientowanych w sytuacji i gorąco oklaskiwało Prymasa, witającego nieobecny "obraz nawiedzenia". Na frontonie świątyni ustawiono pusty tron, co wywierało silne wrażenie na rzeszach. Dnia 22 czerwca odybło się posiedzenie Komisji Głównej. Komisja uważała, że list dyrektora Skarżyńskiego nie zasługuje na odpowiedź. Zapoznano się z memoriałem grupy "Znak" wystosowanym do rządu. W związku z ogłoszeniem w "Życiu Warszawy" nieścisłego przedruku wywiadu zagranicznego udzielonego przez arcybiskupa Kominka ustalono, że sprawa wypowiedzi zewnętrznych należy do Prymasa i Komisji Głównej. Komisja Główna postanowiła wysłać podpisany przez wszystkich biskupów list do rządu dotyczący sytuacji Kościoła. Uchwalono także wysłanie listu do rządu co do wyjazdu Księdza Prymasa do USA. Następnego dnia odbyła się Plenarna Konferencja Episkopatu. Jednocześnie biskupi przybyli, aby wziąć udział w milenijnych uroczystościach w Warszawie. Zaznajomiono biskupów z memoriałem "Znaku", który postulował zwołanie Komisji Nadzwyczajnej przedstawicieli Kościoła i państwa w związku z zaistniałą poważną sytuacją. Biskupi uczestniczyli w otwarciu wystawy milenijnej w podziemiach kościoła św. Krzyża. Wieczorem, w strojach liturgicznych, przeszli z siedziby Prymasa Polski do katedry. Tłumy wiernych witały ich owacyjnie. Widoczne było zaniepokojenie policji. Niedaleko, na placu Teatralnym, władze urządziły zgromadzenie młodzieży, która wymykała się w stronę katedry. Po nabożeństwie w katedrze biskupi, znowu wśród entuzjazmu tłumów, wrócili do siedziby Prymasa. Dnia 24 czerwca odbyła się w katedrze sesja milenijna, w której wzięło udział 56 biskupów, rektorzy KUL_u i Atk wraz z senatami, delegaci kapituł, dziekani i wyżsi przełożeni zakonni. Katedra jest pełna. Ksiądz Prymas zagaja sesję. Następują referaty o dziejach i aktualnym stanie archidiecezji. Na koniec arcybiskup Baraniak mówi o związkach Poznania i Warszawy. Po południu odbywa się nabożeństwo w kościele św. Anny. Gdy biskupi opuszczają świątynię, na ich drodze staje bojówka, nieśmiało skandująca: "Nie przebaczamy". Ksiądz Prymas zwraca się do jednego z grupy: "Bracie, nie szkodzi". Ten, skonsternowany, nie odzywa się więcej. Ale na drodze do katedry stoi jeszcze kilka bojówek. Jeden z bojówkarzy szamocze się z kobietą. Ksiądz Prymas odzywa się do niego: "Bądźcie, bracia, przyzwoici". Gdy biskupi mijają nasłane grupy napastników, ludzie informują ich: "Tutaj już sami swoi". W katedrze odbywa się uroczysta koncelebrowana Msza św., pod przewodnictwem biskupa Choromańskiego. Po Mszy św. biskupi wychodzą z katedry, znowu bojówki zagradzają im drogę. Biskupi stoją przez 15 minut. Chcieli iść w lewo, w stronę Placu Zamkowego, ale tam zgromadzono silną obstawę milicyjną, więc poszli w prawo, ul. Świętojańską i ul. Piekarską. Po pewnych oporach stawianych przez Ochotniczą Rezerwę Milicji Obywatelskiej - do której Prymas nie omieszkał powiedzieć: "I dla Was, Bracia, mamy tylko miłość" - dotarli wreszcie do rezydencji Prymasa przy ul. Miodowej. Po drodze tłum wznosił okrzyki na ich cześć, kobiety płakały. Kardynał Wyszyński błogosławił lud Warszawy z balkonu swej siedziby i wezwał rzesze do spokojnego rozejścia się. Ludzie wracali, śpiewając pieśni religijne. Nie obeszło się jednak bez starcia z siłami milicyjnymi. Jeden z komendantów milicji został przy tym poturbowany. Wierni wracający do domów śpiewali pieśni religijne jeszcze w autobusach. Warszawa pokazała swe prawdziwe oblicze. Niedziela 26 czerwca była ostatnim dniem uroczystości milenijnych w archidiecezji warszawskiej. Od chwili przywiezienia obrazu nawiedzenia katedra warszawska była otwarta także w nocy i zawsze pełna ludzi. Koncelebrowanej Mszy św. przewodniczył arcybiskup Baraniak, a kazanie wygłosił arcybiskup Kominek, protestując przeciw zniekształceniu przez prasę polską jego wypowiedzi za granicą. Trochę to zakłóciło modlitewny charakter uroczystości, ale jeszcze raz pokazało władzom, że nadzieje na podzielenie i rozbicie Episkopatu są całkowicie nierelane. Ksiądz Prymas przemówił na zakończenie uroczystości na temat dalszej pracy duszpasterskiej w następnym tysiącleciu. Biskup Modzelewski ogłosił zamknięcie uroczystości milenijnych w archidiecezji warszawskiej, informując wiernych, że obraz nawiedzenia zostanie w katedrze dopóty, dopóki nie będzie mógł bez obawy zbezczeszczenia pojechać do diecezji sandomierskiej. Wierni przyjęli to burzliwymi oklaskami. Biskupi nie bez trudu przepychali się przez rozstawione bojówki do domu prymasowskiego. Biskupa B. Dąbrowskiego nawet zatrzymano. Policja nie chciała interweniować. Wieczorem, gdy ludność się rozeszła, bojówki policyjne urządziły gwizdy, a potem demonstrację pod siedzibą Prymasa Polski. Krzyczano: "Wyszyński do Rzymu", "Zdrajca". Warszawa jednak okazała się nie tylko wierna Prymasowi, ale i mądra - nie dała się sprowokować do większych niepokojów. Wyrażano nawet zadowolenie z wrogich okrzyków, uważając, że chwałę Matki Bożej trzeba czymś okupić. Odporność psychiczna Prymasa była zdumiewająca. Gdyby nie panował cały czas nad sytuacją i nie dawał biskupom, księżom i otoczeniu wskazówek postępowania, z pewnością doszłoby do poważniejszych zajść. Ludność stanęłaby bowiem w obronie biskupów. Ksiądz Prymas nie przyjął jednak wyzwania do walki, a jednocześnie przeprowadził do końca swój program milenijny. Mógł iść tego dnia na spoczynek ze spokojem, a nawet radością, ponieważ swoim upokorzeniem okupił większą chwałę Bożą. Następna uroczystość milenijna odbyła się 2 lipca w Sandomierzu, już bez obrazu nawiedzenia. Zastępowały go puste ramy z kwiatami, co wywierało na wiernych zawsze wielkie wrażenie. Dnia 3 lipca przybyła do Częstochowy pielgrzymka nauczycieli, a od 4 lipca trwały na Jasnej Górze rekolekcje dla pedagogów. Przybyło na nie ponad tysiąc osób. Było to świadectwem odwagi nauczycieli, którym groziła utrata pracy za publiczne okazanie swej jedności z Kościołem. Władze państwowe, bezsilne wobec spontanicznego udziału wiernych w uroczystościach kościelnych w całej Polsce, postanowiły jak zwykle sięgnąć do dywersji politycznej. Próbowano zjednać Watykan przeciw Prymasowi Polski, delegując do Rzymu tzw. "katolików usługowych". Jak informowało 5 lipca Radio Wolna Europa, z ramienia Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego udali się do Rzymu starszy już i niezorientowany prof. Konrad Górski z Torunia i prof. M. Wojciechowska z Poznania. Ksiądz Prymas otrzymał wiadomość, że w Watykanie zgodzono się na rozmowę z jedną z przybyłych osób. Stolica Apostolska dała rozmówcy do zrozumienia, że w istniejących warunkach w Polsce nie ma szans na zawarcie porozumienia. Drugim dywersyjnym posunięciem władz państwowych było położenie w dniu 19 lipca kamienia węgielnego pod pomnik Jana XXIII we Wrocławiu, bez wiedzy i zgody Episkopatu, a w porozumieniu z "księżmi patriotami", Paxem i Chss. Na uroczystości przemawiał ks. prof. M. Żywczyński z KUL_u, nadal związany z Paxem. W dwa dni później, 21 lipca, sam Gomułka wygłosił w Sejmie przemówienie z okazji konkurencjynych uroczystości Tysiąclecia Państwa Polskiego. Pierwszy Sekretarz Partii zaatakował generalnie rolę Kościoła w polskich dziejach narodowych. Sejm pozostał niemy, głos sprzeciwu oznaczałby eliminację posła lub całej jego grupy z życia publicznego. Prymas przebywał już od 7 lipca na urlopie w Stryszawie na Podhalu. Urlop Prymasa był zawsze raczej teoretyczny, przerywany ciągłymi wyjazdami duszpasterskimi. Dnia 16 lipca odbyły się uroczystości milenijne w Kielcach, znów bez obrazu Matki Bożej, ale z wielkim udziałem wiernych. Millennium na Opolszczyźnie święcono w dniach 13 i 14 sierpnia. I tam udział ludności był imponujący. Doroczna pielgrzymka Warszawska przybyła do Częstochowy 15 sierpnia. W tym samym dniu na Jasną Górę przyszła pielgrzymka akademicka z Gdańska. W uroczystości wzięło udział ponad 200 tysięcy ludzi, w tym liczne grupy obcokrajowców. Millennium w Przemyślu odbyło się 21 sierpnia. Tętno życia religijnego osiągnęło w Polsce swoje apogeum. Komuniści chcieli zamknąć Kościół w zakrystii, kardynał Wyszyński wyprowadzał go na ulice i place wszystkich miast kraju. Realizował wielkie Dzieło swego życia: Wielką Nowennę Tysiąclecia i "Sacrum Poloniae Millennium". Prymas poinformował uczestników uroczystości w Częstochowie w dniu 26 sierpnia, że Jasnogórskie Śluby Narodu będą odnawiane na Jasnej Górze co roku, jak w okresie Nowenny. Dwa dni później Częstochowa gościła pielgrzymkę mężczyzn i młodzieży męskiej. Ogółem w uroczystościach wzięło udział ponad 250 tysięcy ludzi. Dnia 30 sierpnia obradowała Komisja Główna, a 31 - Plenarna Konferencja Episkopatu. Uchwalono dalszą peregrynację obrazu nawiedzenia. Zdecydowano przewiezienie obrazu z Warszawy do Katowic. Konferencja pozytywnie oceniła przebieg uroczystości milenijnychg w całym kraju. Biskupi zaznajomili się z treścią listów wysłanych do I Sekretarza Partii Gomułki, premiera Cyrankiewicza i przewodniczącego Rady Państwa Ochaba. Ponieważ premier odesłał list skierowany do niego, postanowiono odwołać się do rządu. W dniu 1 września toczyły się nadal obrady Konferencji Episkopatu. Dyskutowano sprawę ateizacji młodzieży, szczególnie w wojsku. Biskupi rozważali przygotowanie literatury apologetycznej, przeciwdziałającej planowo prowadzonej ateizacji. Arcybiskup Wojtyła zwracał uwagę na konieczność zajęcia się teologią postępowości, ze względu na stałe powoływanie się Paxu na teologów francuskich: Congara, de Lubaca i Chenu. Mówiono o dramacie niewiary. Ksiądz Prymas podkreślał, że nie należy mylić go z "aparatem urzędniczym ateizacji". Poinformowano, że nauczanie religii odbywa się w 20 tysiącach miejsc i obejmuje 4 miliony dzieci i młodzieży. Wśród 10 tysięcy osób nauczających religii jest 1785 zakonnic oraz 700 osób świeckich. Ogółem nauczanie religii objęło Osiemdziesiąt osiem procent młodzieży szkół podstawowych. Liczby te świadczyły o wielkiej pracy Kościoła w dziedzinie katechizacji po usunięciu lekcji religii ze szkół. Zgodnie z decyzją Episkopatu obraz nawiedzenia wyruszył z Warszawy na Śląsk, ale po drodze został zatrzymany przez władze państwowe i 2 września pod przymusem odstawiony do Częstochowy. Odtąd klasztor pilnowany był przez kilka lat przez posterunki milicji, aby obraz nie został wywieziony. Wreszcie ludzie zaczęli nazywać milicjantów "Szwedami" oblegającymi Jasną Górę, jak przed wiekami. Zakonowi Ojców Paulinów zagrożono, że jeśli obraz opuści Częstochowę, to władze odbiorą domy klasztorne w Częstochowie i na Skałce w Krakowie. Do kurii biskupiej w Katowicach władze kierowały delegacje "społeczeństwa" z hasłem: "Nie chcemy nawiedzenia, to impreza polityczna Prymasa". Ksiądz Prymas pozostawał odporny na posunięcia administracyjne i szantaż rządu. Pamiętał o słowach: "Ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę Jej", oraz o wersecie mówiącym o "nieprzyjaźni między Niewiastą a szatanem". Dnia 7 września Prymas wystosował list do premiera, zarzucając mu, że nie spełnił obowiązku przedstawienia rządowi pisma Episkopatu i pogwałcił tym samym własne zarządzenie w sprawie skarg i zażaleń obywateli. Następnego dnia arcybiksup Wojtyła informował Księdza Prymasa o rozmowie z przedstawicielem władz państwowych, przestrzegającym przed niepokojem na Śląsku, będącym "krainą pracy". Arcybiskup odpowiedział, że właśnie Kościół głosi pokój, a czego życzą sobie robotnicy, to on sam wie najlepiej, bo przez kilka lat był jednym z nich. Próby wbicia klina między Wyszyńskiego a Wojtyłę zawodziły partię całkowicie. Dnia 3 października na posiedzeniu Komisji Głównej Episkopatu postanowiono przesłać wszystkim ministrom odpisy ostatniego listu skierowanego do premiera Cyrankiewicza. Kościół bronił się w granicach prawa, powiększając liczbę osób poinformowanych w obozie rządzącym o dramatycznej walce w obronie religii. Właśnie stwierdzono bowiem nasilenie poboru do wojska kleryków z seminariów duchownych. Postanowiono, że arcybiskup Baraniak, po swym wcześniejszym liście pasterskim w obronie czci Matki Bożej Częstochowskiej, wyśle dodatkowwy protest do premiera w związku z brutalną ingerencją władz w czasie uroczystości milenijnych w Skalmierzycach i Ostrowie Wlkp., a także w Poznaniu. Uchwalono także wysłanie pisma do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w sprawie zatrzymania obrazu nawiedzenia. Czytelnika może dziwić duża liczba pism wysłanych do władz państwowych, ale były one pomocne w uświadamianiu władzom centralnym rozmiarów walki prowadzonej z Kościołem w terenie. Z czasem listy te wywołały refleksje w kołach kierowniczych. Konsekwencja Prymasa zwiększała nerwowość władz, które uciekały się do nader prymitywnych metod walki ze Zwierzchnikiem Kościoła polskiego. W drodze do Włocławka samochód Prymasa był wielokrotnie zatrzymywany i szykanowano Bogu ducha winnego kierowcę. Próbowano wylegitymować także samego Prymasa, ale wobec jego kategorycznego sprzeciwu milicjant musiał ustąpić. Rozdział V Dzieło życia i lata najcięższych zmagań (1964_#1970) (c.d.) II (c.d.) Dwudziestą diecezją polską obchodzącą uroczyście Millennium był Wrocław. Uroczystości rozpoczęły się 15 października. Następnego dnia trwały w Trzebnicy Śląskiej i w trzydziestu innych miastach archidiecezji. Wszędzie przyciągnęły tłumy wiernych. Ksiądz Prymas dojechał na Dolny Śląsk bez przeszkód, jako że arcybiskup Kominek prosił wcześniej kierownictwo władz wojewódzkich o zaniechanie szykan, choćby na terenie Ziem Zachodnich. Władze rady Arcybiskupa posłuchały, ale zorganizowały starym zwyczajem zajęcia odciągające młodzież od uroczystości kościelnych. Nabożeństwa były jednak masowe i bardzo udane. Kościół znów wygrał wielki plebiscyt narodowy i społeczny. W dwa dni po rozpoczęciu uroczystości milenijnych na Dolnym Śląsku, 15 października, rozpoczęła się Plenarna Konferencja Episkopatu. Jedną z jej najważniejszych uchwał stanowiła z pewnością decyzja o pełnej realizacji liturgii soborowej w Polsce. Konferencja przyjęła przedstawiony przez arcybiskupa Wojtyłę projekt listu pasterskiego na rozpoczęcie roku posoborowego. List ten został opublikowany 10 listopada 1966 roku. Razem z orędziem biskupów polskich do duchowieństwa "O zadaniach posoborowych Kościoła i o jego położeniu w Polsce", wydanym we Wrocławiu 17 października 1966 roku, stanowi przekonujący dokument skrupulatności Episkopatu w realizacji uchwał soborowych. Jesień 1966 przyniosła dalsze szykany administracyjne przeciw Kościołowi, choć władze zaczynały już rozumieć impas, w jakim znajduje się polityka wyznaniowa. Partia lub raczej jej frakcje dawały poufnymi kanałami Księdzu Prymasowi do zrozumienia, że szukają wyjścia ze ślepej uliczki, ale na dole działa jeszcze stary schemat, dawne instrukcje dla administracji. Pewne złagodzenie kursu dało się już jednak odczuć w praktyce. W dniach 5 i 6 listopada władze nie przeszkadzały odbywającym się uroczystościom milenijnym w Gorzowie i Szczecinie, z pewnością ze względu na to, że był to teren Ziem Zachodnich. Uroczystości milenijne w Płocku odbyły się 12 listopada. Niestety, miały miejsce tylko wewnątrz katedry. Kierownictwo partii wiedziało już dobrze, że uroczystości milenijne przyniosły wielki sukces Kościołowi, a państwowa polityka wyznaniowa znajduje się w zastoju. Na posiedzeniu Komisji Głównej Episkopatu w dniu 18 listopada biskup Choromański referował od pewnego już czasu sygnalizowaną biskupom teorię, że w górze partyjnej panuje impas, ale w terenie działa jeszcze stary schemat. W terenie rzeczywiście nie było dobrze. Urzędnicy państwowi sprawdzali maszyny do pisania w klasztorach. Na księży wywierano nacisk, żeby nie mówili z ambon o katechizacji. Przejmowano resztę gruntów proboszczowskich. W partii wielkie wrażenie wywołał posłuch społeczeństwa wobec biskupów w okresie Millennium. Coraz ostrzejsze były walki wewnątrzpartyjne. Głośny stał się list Kuronia i Modzelewskiego. Młodzi działacze domagali się reform. Rósł krytycyzm wobec władz partyjnych. Mówiło się o liberalnym stanowisku prof. Leszka Kołakowskiego, jedynego filozofa marksistowskiego w Polsce, który się liczył w międzynarodowych kołach naukowych. Ostatnia, dwudziesta czwarta uroczystość Millennium odbyła się 19 listopada w Białymstoku. Wypadła nadzwyczaj okazale. Nikt nie miał już w Polsce wątpliwości, że Kościół ma za sobą przygniatającą większość społeczeństwa. Na posiedzeniu Konferencji Episkopatu w dniu 21 listopada dokonano analizy przebiegu uroczystości w kraju. Ich punkt kulminacyjny stanowiło Millennium w Warszawie i tam właśnie władze zdecydowały się wprowadzić do akcji bojówki. Ale rzesze wiernych tym silniej stanęły u boku biskupów. Biskup K. Kowalski oceniał wynik "rozgrywki" milenijnej stosunkiem 24 /#0. Taka też była powszechna opinia Episkopatu i społeczeństwa. Konferencja była bardzo owocna i zakończyła się przyjęciem wielu dokumentów: listu do rządu w sprawie znieważenia obrazu nawiedzenia, podpisanego przez wszystkich biskupów; listu w sprawie uwolnienia obrazu, podpisanego przez Prymasa i biskupa Choromańskiego; dwóch listów do wiernych - na ostatni dzień Roku Milenijnego i na pierwszy dzień Roku Posoborowego. Dnia 22 listopada Prymas Polski otrzymał list od Sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej, Cicognaniego, który zawiadamiał, że 24 listopada przyjedzie do Warszawy mons. Casaroli w towarzystwie polskiego prałata Andrzeja Deskura. Wizyta ta wydawała się nieoczekiwana, ze względu na fakt, że w maju tegoż roku nie wpuszczono do Polski Ojca świętego. Goście przybyli istotnie zgodnie z zapowiedzią 24 listopada, przywożąc Księdzu Prymasowi autograf Ojca świętego z serdecznymi pozdrowieniami. Poinformowali oni kardynała Wyszyńskiego, że w Rzymie bawili wysłannicy rządu, ale tym razem "osoby poważne i odpowiedzialne". Przedstawiciele rządu poinformowali Stolicę Apostolską, że Prymasowi Polski i około dziesięciu innym biskupom nie będą wydawane paszporty na wyjazdy zagraniczne. W tym stanie rzeczy mons. Casaroli zapewnił swego Rozmówcę, że Ojciec święty polecił mu powiedzieć, iż bez zgody Prymasa nie będą zawierane żadne układy z rządem. Ksiądz Prymas zaprosił swych gości, by zatrzymali się dłużej w kraju, zapoznali z sytuacją i dokumentami, które przedstawi im biskup B. Dąbrowski. Wizytę mons. Casaroli Ksiądz Prymas uznał za pożyteczną, gdyż przedstawiciel Watykanu będzie mógł osobiście przekonać się, że to, co wystarcza na Węgrzech czy w Czechosłowacji, nie jest odpowiednie dla Polski. Monsignore Casaroli przyjął propozycję Księdza Prymasa zapoznania się z dokumentami i szerszego omówienia spraw z biskupem Dąbrowskim. Dalsze jego słowa zawierały informację zgoła nieprawdopodobną. Informował mianowicie, że Ojciec święty pragnął w noc wigilijną Bożego Narodzenia odprawić na Jasnej Górze Pasterkę, by podkreślić w ten sposób swoją wspólnotę z Millennium Chrztu Polski. Można sobie wyobrazić zaskoczenie Prymasa tą propozycją. Przecież jeszcze w maju obrażono Papieża, odmawiając mu zgody na przyjazd do Polski. Teraz zaś Ojciec święty zdecydował ubiegać się ponownie o przyjazd, zapewne w wyniku pobytu wysłanników rządu w Rzymie. Kardynał Wyszyński był pełen czci dla pamięci Ojca świętego o Polsce i jego woli odwiedzenia Jasnej Góry, jednak podzielił się z gośćmi swoimi myślami: Papież został niedawno obrażony. Katolicy polscy odczuli to boleśnie. Władze państwowe przegrały walkę z Millennium Chrztu Polski. Opinia społeczna jest oburzona postępowaniem partii i mogłaby szybką wizytę Papieża ocenić jako akt uchybiający godności Ojca świętego. Ksiądz Prymas zwrócił też uwagę mons. Casaroli na trudności dotarcia ludzi do Częstochowy zimą wśród śniegu. Reasumując, Kardynał, nie chcąc sprzeciwić się woli Ojca świętego, wysunął alternatywną propozycję przyjazdu do Warszawy, gdzie w licznych kościołach Papież mógłby spotkać się z większą liczbą wiernych. Kardynał Wyszyński podkreślił na zakończenie, że uwagi swoje traktuje raczej jako głośne myślenie niż stanowisko ostateczne i chciałby się rozmówić z gośćmi następnego dnia, gdy zostaną poinformowani o sytuacji przez biskupa Dąbrowskiego. W gruncie rzeczy jednak 25 listopada Ksiądz Prymas powtórzył swoje stanowisko z poprzedniego dnia. Zwracał uwagę na to, co mówił na Soborze, a co, jak mu się wydawało, nie było w pełni zrozumiałe dla zachodnich ojców Soboru, mianowicie, że pojęcia prawa, państwa, wolności w systemie komunistycznym oznaczają zupełnie co innego niż na Zachodzie. Tam prawo jest normą, tu jest ono naginane i zmieniane na użytek systemu i jego aktualnej polityki. Prymas przestrzegał też przed minimalizmem, który widział w rozwiązaniach przyjętych w Jugosławii. W związku z tym kardynał Wyszyński uważał, że ewentualne porozumienie między Stolicą Apostolską a rządem polskim powinno być poprzedzone przyjazdem z Watykanu do Warszawy misji specjalnej, która przez 2_#3 miesiące mogłaby rzeczywiście zapoznać się z sytuacją. Prymas wskazywał, że rządowi zależeć może tylko na pozorach porozumienia i z pewnością podniesie jako główną sprawę kwestię administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich, tak trudną dla Stolicy Apostolskiej. Przy tej okazji Prymas wypowiedział niemal prorocze słowa, świadczące o jego przenikliwości politycznej. Mówił mianowicie, że orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich, za które spotkało go ze strony rządu tyle ataków, otwiera w gruncie rzeczy drogę i stwarza psychologiczne podstawy do porozumienia między Polską a RFN. Układ między obydwoma państwami uważał za nieuchronny, ze względu na "kartę chińską", wobec której Rosja będzie musiała szukać rozwiązań pojednawczych na terenie europejskim. Prymas zwrócił jeszcze uwagę, że jak długo biskupi polscy nie mogą swobodnie jeździć do Rzymu "ad limina", rozmowy między Stolicą Apostolską a rządem w Warszawie mogłyby się upodobnić do targu o skórę więźniów. W sprawie projektu Ojca świętego Prymas złożył krótkie oświadczenie, że cokolwiek Ojciec święty ostatecznie zadecyduje, Kościół Polski jest mu wdzięczny za samą myśl o przyjeździe. Przyjazd na Jasną Górę Ksiądz Prymas uważał za bardziej odpowiadający koncepcji związania wizyty z Millennium, ale wizyta w Warszawie wydała mu się w warunkach zimowych realniejsza. Na konkretne zapytanie mons. Casaroli Ksiądz Prymas odpowiedział, że przywiezienie do Warszawy cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej jest możliwe w związku z tak nadzwyczajnymi okolicznościami, jakkolwiek dotąd takiego precedensu nie było. Wreszcie Prymas zaproponował mons. Casaroli dwa terminy w następnym roku, które byłyby najlepszą okazją do wizyty Papieża; chodziło naturalnie o święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 15 sierpnia i święto Matki Boskiej Częstochowskiej 26 sierpnia. Na dwa następne dni, 26 i 27 listopada, kardynał Wyszyński udał się do Częstochowy na spotkanie z przedwojennymi działaczami akademickiej organizacji "Odrodzenie". Jego watykańscy goście mieli w tym czasie pracować z biskupem Dąbrowskim. Następna rozmowa z mons. Casaroli odbyła się 28 listopada. Przedstawiciel Stolicy Apostolskiej, zapoznawszy się z dokumentacją, gorąco chwalił obronę stosowaną przez Kościół polski, która była w ogóle nieporównywalna z dezintegracją, jakiej uległ Kościół w innych krajach bloku wschodniego. Monsignore Casaroli powiedział też, że jego zdaniem wizyta Papieża wchodzi w rachubę tylko w Częstochowie, i postanowił rozmówić się z członkiem KC partii Andrzejem Werblanem, który okazał się rozmówcą z Rzymu. Wieczorem 29 listopada odbyła się wizyta u posła Werblana w Komitecie Centralnym PZPR w Warszawie. Według relacji gości Werblan był grzeczny, ale odnosił się do nich całkiem inaczej niż w Rzymie, zachowywał rezerwę, wydawał się całkowicie zaskoczony przyjazdem przedstawicieli Watykanu do Warszawy. W sprawie wizyty Papieża powiedział zdania, które boleśnie ugodziły w iluzje wysłanników Ojca świętego: "Nie stoimy na stanowisku zajętym w miesiącu maju". Następnie dodał w celu przerzucenia odpowiedzialności na "kozła ofiarnego": "Przyjazd papieża obecnie byłby aprobatą linii politycznej Episkopatu". Naturalnie Werblan musiał wykonywać decyzje Gomułki i jego rola była instrumentalna. Goście wrócili w najwyższym stopniu rozczarowani. Kardynał Wyszyński, który miał wszelkie powody do niepokoju jeszcze przed kilkoma godzinami, powiedział: "Okazuje się, że my ciągle oceniamy tych panów lepiej, niż są w rzeczywistości, (...) dla nas jest to nowa zniewaga Ojca świętego". Monsignore Casaroli stwierdził: "Widzę, że sytuacja jest jeszcze gorsza, groźniejsza, bardziej skomplikowana, niż myślałem". Księdzu Prymasowi nie zostało nic innego poza krótką konkluzją: "To doświadczenie mówi przynajmniej tyle, że naświetlając sytuację Kościoła, nie przesadzamy; to bolesne doświadczenie odsłoniło prawdę". W istoocie rzeczy partia powtarzała swój bodaj główny błąd psychologicznomiędzynarodowy lat sześćdziesiątych. Przegrawszy walkę z kościelnymi uroczystościami Millennium Chrztu Polski, na dodatek nie wpuszczała do kraju Papieża po raz drugi w tym samym roku. Z pewnością w czasie debat podczas nadchodzącej nocy w gmachu Komitetu Centralnego PZPR zosrientowano się, w jak bardzo "niezręcznej" sytuacji wobec Watykanu znajdował się rząd Polski. Postanowiono więc zrobić krok taktyczny, który jednak niczego nie naprawił, a raczej musiał pogrążyć partię w opinii mons. Casaroli. Rano następnego dnia do sekretariatu Prymasa Polski zatelefonował poseł Andrzej Werblan, zapraszając swoich rzymskich rozmówców na godzinę #/14#00 na następne spotkanie. Partia zmieniła stanowisko, ale tylko pozornie. Werblan oświadczył bowiem, że Ojciec święty może przyjechać do Polski, ale pod warunkiem zachowania do ostatniej chwili absolutnej dyskrecji w tej sprawie, by uroczystości odbyły się bez szerszego udziału wiernych. Sic! Jeszcze bardziej wstrząsająca dla gości watykańskich musiała być druga część warunków, wymyślonych w nocy przez panów z ówczesnego kierownictwa partii. Uważali mianowicie, że Papież powinien przyjechać do Wrocławia, a nie do Częstochowy, a w czasie jego obecności powinien uczestniczyć w uroczystościach przedstawiciel Rady Państwa PRL. Chciano więc nadać wizycie charakter aktu antyniemieckiego? Raczej tak naiwnie w Komitecie Centralnym nie myślano. Wrocław był po prostu doskonałym pretekstem uniemożliwienia Papieżowi przyjazdu. Nacisk na obecność członka Rady Państwa wynikał ze spekulacji, by wykorzystać odbytą w izolacji od wiernych wizytę Papieża dla własnych celów politycznych. Właściwie szczera odmowa w czasie pierwszej rozmowy była uczciwsza niż podstępna alternatywa w rozmowie drugiej. Ale w tym czasie działał trust mózgów systemu z Gomułką i Kliszką na czele. Jakkolwiek by było, ludzie rządzący wtedy w Polsce wystawiali sobie straszne świadectwo. Mimowolnie uzupełniał je nadeszły w czasie wizyty gości rzymskich list rządu, domagający się "zdjęcia" rektorów seminariów duchownych, nie poddających się kontroli państwowej. Dnia 1 grudnia 1966 przedstawiciele Stolicy Apostolskiej opuścili Warszawę, udając się w drogę powrotną linią lotniczą Air France przez Zurych. W Warszawie czekano na ostateczną decyzję Ojca świętego. Gdyby Papież zrezygnował z przyjazdu, Prymas prosił o przekazanie mu prawa udzielenia specjalnego błogosławieństwa apostolskiego na zakończenie roku "Sacrum Poloniae Millennium". Depesza upoważniająca kardynała Wyszyńskiego do udzielenia tego błogosławieństwa miała być umówionym zawiadomieniem o rezygnacji Papieża z przyjazdu i odrzuceniu przez niego warunków reżimu Gomułki. Łatwo wyobrazić sobie mieszane uczucia, jakie wzbudził w Prymasie Polski ten zgoła nieoczekiwany zamiar wizyty. Z jednej strony Prymas miał wszelkie powody do zadowolenia, że Ojciec święty pamięta o Millennium i koniecznie chce odwiedzić Polskę, z drugiej storny były powody do obawy o prestiż Papieża i pewną łatwowierność, z jaką jechali do Warszawy wysłannicy Watykanu. Wszystkie te wydarzenia nie zbiły Kardynała z tropu. Raczej nie mógł już mieć wątpliwości, że ostateczna decyzja Pawła VI będzie negatywna i swoim zwyczajem Prymas pracował nieprzerwanie. Już następnego dnia po wyjeździe gości, 2 grudnia, napisał listy do wszystkich kardynałów z okazji Bożego Narodzenia, listy do biskupów całego świata z podziękowaniem za modły w intencji "Sacrum Poloniae Millennium", życzenia świąteczne dla wiernych, dla biskupów polskich oraz dla polskich katolickich misji zagranicznych. Kilka dni później, 7 grudnia, biskup Obłąk został skierowany przez Księdza Prymasa do Bartoszyc, gdzie odbywali służbę powołani do wojska klerycy. Biskup przybył na ich przysięgę wojskową, co wzbudziło sensację dowództwa. Tego samego dnia nadeszły jednak wielce alarmujące listy z Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Zawiadamiano o wszczęciu postępowania w sprawie zamknięcia seminarium Ojców Jezuitów w Warszawie oraz Ojców Orionistów w Zduńskiej Woli. Dnia 9 grudnia Ksiądz Prymas wiedział już o zagrożeniu czterech seminariów duchownych. Poza wymienionymi, postępowanie likwidacyjne wszczęto w stosunku do drugiego seminarium Ojców Jezuitów i wobec seminarium diecezjalnego w Drohiczynie. Potem zagrożono jeszcze dwa następne seminaria. Trudno było powiedzieć, czy akcja ta była demonstracją przeciw wizycie Papieża, czy też represją wobec Prymasa za udane Millennium. Dnia 10 grudnia Radio Watykańskie podało wiadomość, że Ojciec święty odprawi w Wigilię Mszę św. w bazylice Madonna Dei Fiori we Florencji i zaraz potem powróci do Rzymu. Było niemal rzeczą pewną, że jest to wiadomość przeznaczona dla Prymasa o rezygnacji Ojca świętego z przyjazdu do Polski. Wymowna była też intencja papieskiej Mszy św. Miała zostać odprawiona, by okazać współczucie narodom cierpiącym. Następnego dnia Prymas, chcąc otrzymać odpowiedź w umówiony sposób, wysłał do Ojca świętego depeszę z prośbą o prawo udzielenia błogosławieństwa apostolskiego i odpustu zupełnego na zakończenie Millennium. Dzień 11 grudnia był wyjątkowy jeszcze z tego powodu, że "Życie Warszawy" opublikowało właśnie wiadomość o uchwaleniu w ONZ paktu praw człowieka i entuzjastyczną wypowiedź przedstawicieli Polski z tej okazji. Prymas doskonale zdawał sobie sprawę ze znaczenia tego dokumentu dla walki o wolność w Polsce. Następny już dzień 12 grudnia przyniósł publikację w "Życiu Warszawy" Ignacego Krasickiego, korespondenta polskiego w Rzymie. Artykuł świadczył o nieprzejednanym stosunku rządu do Kościoła. Korespondent rzymski pisał, że normalizacja stosunków Polski ze Stolicą Apostolską jest trudna, bo nie zostały erygowane diecezje na Ziemiach Zachodnich i nie mianowano tam ordynariuszy rezydencjalnych, oraz z tego powodu, iż Watykan nie umitygował Prymasa Polski prowadzącego politykę wrogą państwu. W ten sposób rząd formalnie i publicznie odmawiał zgody na przyjazd Papieża, wysuwając jeszcze jedno fałszywe oskarżenie Prymasa. Z punktu widzenia zamiarów rządu "wbicia klina" między Watykan a Episkopat Polski posunięcie to stanowiło zupełny absurd. Było po prostu nowym dowodem, że ani Gomułka, ani żadna inna frakcja w rozbitej wewnętrznie PZPR nie chce rzeczywistego porozumienia nie tylko z Episkopatem, ale także ze Stolicą Apostolską. W Kościele polskim panowało wielkie poruszenie z powodu zagrożenia seminariów. Ksiądz Prymas bezustannie konferował. Wbrew różnym radom nie chciał odwoływać się do ONZ, bo choć miał ku temu prawo, jednak uważał to za wystąpienie w sprawach, które powinny być załatwione wewnątrz państwa polskiego. Prymas skłaniał się do wysłania pism do premiera Cyrankiewicza i ministra Jabłońskiego. Na dzień 13 grudnia zwołał jednak nadzwyczajną konferencję ordynariuszy w sprawie zagrożonych seminariów duchownych. W tym właśnie dniu nadeszła odpowiedź od ministra spraw wojskowych Spychalskiego, która stanowiła niebezpieczną pogróżkę. Minister oskarżał biskupów o zbieranie wiadomości dotyczących obronności państwa. W ten sposób odpowiadał na interwencję w kwestii przymusowej ateizacji kleryków w wojsku. Posiedzenie ordynariuszy uchwaliło kilka ważnych dokumentów: krótką odezwę do wiernych w sprawie obrony seminariów duchownych, list do Zenona Kliszki, prowadzącego akcję przeciw Kościołowi, powiadomienie Ojca świętego o naruszeniu jego praw dotyczących seminariów duchownych. Postanowiono nie uginać się i nie godzić na wizytacje władz państwowych w seminariach. Była to ważna i słuszna, choć z pewnością nie pozbawiona wielkiego ryzyka decyzja. Tymczasem 21 grudnia Prymas Polski otrzymał depeszę od Papieża upoważniającą do udzielenia błogosławieństwa apostolskiego na zakończenie "Sacrum Poloniae Millennium". Depesza była ostatnim znakiem, że Ojciec święty nie widzi możliwości przyjazu do Polski. Następnego dnia Prymas dostał tekst wystąpienia sejmowego posła "Znaku", Stanisława Stommy, w obronie Kościoła, poruszającego także sprawę zagrożonych seminariów duchownych. Stomma podkreślał swój zawód co do realizacji wolnościowego programu Października 1956 roku. Ksiądz Prymas przyjął wystąpienie to z uznaniem. Oznaczało ono wyrównanie frontu katolików i odebranie partii tak częstych pretekstów do prób dzielenia społeczności katolickiej. Krytycznie natomiast ocenił Prymas wywiad udzielony "Życiu Warszawy" przez Jerzego Zawieyskiego z okazji przyznanego mu odznaczenia, które pisarz potraktował jako uznanie dla swej twórczości katolickiej. Tymczasem "Szwedzi", czyli posterunki milicji, stali nadal pod Jasną Górą i pilnowali, by obraz nawiedzenia nie został wywieziony. Interwencje do rządu w sprawie seminariów przyniosły rezultat w postaci zwołania na 30 grudnia, po dłuższej przerwie, posiedzenia Komisji Wspólnej. Ksiądz Prymas prosił, aby przedstawiciele Episkopatu podkreślili, że są za porozumieniem między Stolicą Apostolską a rządem polskim, ale na odpowiednich warunkach, związanych z sytuacją Kościoła w kraju. Prymas podkreślił też, że należy uświadomić władzom państwowym, iż psują klimat psychologiczny ewentualnego porozumienia wrogimi posunięciami wobec seminariów i innych instytucji kościelnych, przeszkadzając obchodom milenijnym, zakazując przyjazdu Papieża, ograniczając i ostro cenzurując prasę i wydawnictwa katolickie, wreszcie nie zezwalając na budownictwo sakralne i terroryzując Kościół podatkami i sprawami sądowymi itp. Za najważniejsze punkty obrad Ksiądz Prymas uznał seminaria duchowne i katechizację. Na Komisji Wspólnej 30 grudnia Kliszko nie przyjął jednak szerszej dyskusji, ograniczając się do sprawy seminariów. Co do tej ostatniej kwestii odczuwało się lekkie wycofywanie się rządu. Postanowiono ponownie spotkać się za trzy tygodnie w celu uzgodnienia regulaminu dla seminariów duchownych, ale nie było już jednak mowy o likwidacji sześciu seminariów. A więc zdecydowana obrona dawała i tym razem rezultaty. Ponieważ Episkopat nie uznawał dekretów rządu z 1961 i 1965 roku, podporządkowujących seminaria Ministerstwu Oświaty, Ksiądz Prymas powołał komisję złożoną z biskupów Dąbrowskiego i Tokarczuka oraz ks. Miziołka dla opracowania regulaminu seminariów jako podstawy dyskusji z rządem. W ostatnim dniu roku nastąpiło w Warszawie uroczyste zakończenie Millennium Chrztu Polski. Ksiądz Prymas rozważał minione dziewięć lat. Każdemu z nich towarzyszyła kontrakcja ze strony rządu. Na hasło "wierności krzyżowi" odpowiedziano usuwając krzyże ze szkół; na program "w obronie życia duszy i ciała" odpowiedziano walką z rodziną i wprowadzeniem liberalizacji przepisów dotyczących przerywania ciąży, pozwalających zabijać nienarodzonych. Czuwania i czyny soborowe władze państwowe przejęły dla swoich własnych haseł czynów społecznych, wyraźnie naśladując formy wypracowane w Kościele. Minione dziewięciolecie, mimo wszystkich goryczy i doznanych ciosów, Ksiądz Prymas uważał za wielkie osiągnięcie Kościoła i wielką łaskę Bożą. Program polskiej Nowenny doskonale zbiegł się i został skoordynowany z programem Soboru, na którym Papież ogłosił Matkę Najświętszą Matką Kościoła. Ksiądz Prymas podkreślał też, że dla dzieła maryjnego w Polsce wielkie zasługi położyli biskupi A. Pawłowski i K. Kowalski, którego przemówienie na posiedzeniu Episkopatu przesądziło o przyjęciu programu oddania się w niewolę Matki Bożej. Zdecydowanym rzecznikiem tego programu był również arcybiskup Wojtyła. Prymas cenił rolę odegraną w przeprowadzeniu programu maryjnego, między innymi przez biskupów Dąbrowskiego i Czerniaka, a także przez Instytut Prymasowski Ślubów Narodu. Z rezerwą do programu maryjnego Prymasa Polski odnosiły się niektóre środowiska intelektualne. Społeczeństwo, rzesze wiernych zostały jednak tym programem poruszone i pobudzone do pogłębienia postaw religijnych i zaangażowanych w sprawy Kościoła. To było argumentem decydującym. Masowość i spontaniczność uroczystości milenijnych w Polsce zdawała się koronować dzieło. Zostało spełnione wielkie, ale nie ostatnie Dzieło życia Prymasa Polski. III Ludność stolicy uczestniczyła w nastroju wielkiej powagi we Mszy św. odprawianej przez biskupa Bronisława Dąbrowskiego w bazylice warszawskiej o północy z 31 grudnia 1966 na 1 stycznia 1967 roku. Kardynał Wyszyński wygłosił kazanie oraz na podstawie mandatu papieskiego z okazji zakończenia "Sacrum Poloniae Millennium" udzielił błogosławieństwa apostolskiego z odpustem zupełnym. Wierni śpiewali hymn "Boże, coś Polskę" z ostatnim wersetem w brzmieniu: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Dla władz było to drastyczne, ale katolicy mieli jeszcze w uszach spokojne i lapidarne słowa biskupów z wydanego pod koniec ubiegłego roku oświadczenia o zagrożeniu seminariów duchownych: "Umiłowani kapłani diecezji, Ludu Boży Polski katolickiej! Episkopat Polski zwraca się do Was z wielkim bólem serca, pełen niepokoju o zagrożone w swej pracy i istnieniu wyższe seminaria duchowne. Władze oświatowe zażądały usunięcia rektorów sześciu wyższych seminariów duchownych i zapowiedziały zamknięcie czterech seminariów. Rozumiemy, że jest to początek szerszej akcji, która wkrótce mogłaby pozbawić Kościół święty w Polsce młodych kapłanów. Czujemy wielkie zagrożenie Kościoła świętego w jego posłannictwie, bycie i pracy apostolskiej. Jest to próba podważenia wyłącznych praw Stolicy Świętej, od której zależą seminaria duchowne". Biskupi wezwali wiernych do modlitwy w obronie zagrożonych seminariów, informowali społeczeństwo o zwróceniu się do władz państwowych w sprawie praw Kościoła do wychowania kapłanów. Zapowiadali ujawnienie odpowiedzi rządu i powtórnie prosili o modlitwę. Atmosfera powagi wydawała się aż nadto uzasadniona. Decyzja kardynała Wyszyńskiego publicznego ujawnienia zamachu rządu na seminaria sparaliżowała akcję Gomułki; kontynuowanie jej groziło nieobliczalnymi konsekwencjami. Sprawa zagrożenia seminariów duchownych była nadal na porządku dziennym i jej właśnie poświęcono posiedzenie Komisji Wspólnej w dniu 20 stycznia 1967 roku. Nie przybył do Warszawy zapadający na zdrowiu biskup Klepacz. Episkopat zatem był reprezentowany przez biskupów Choromańskiego i Dąbrowskiego, a rząd przez Kliszkę i Sztachelskiego. Kliszko upominał się o obecność biskupa Klepacza, nie wiedząc o jego ciężkiej chorobie. Posiedzenie odbyło się w atmosferze napięcia. Zarówno biskupi jak i przedstawiciele rządu przedłożyli propozycje regulaminu dla seminariów. Rząd domagał się prawa nadzoru nad seminariami i prawa ich wizytowania, prawa wydawania zarządzeń powizytacyjnych i ocen programów nauczania; chciał wreszcie zatwierdzać kandydatów na rektorów i wykładowców. Biskupi odpowiedzieli krótko: nadzór nie wchodzi w rachubę, byłby pogwałceniem praw Stolicy Apostolskiej - "non possumus"! Kliszko zareagował na to gniewem, Sztachelski obojętnością. Ale rząd dobrze wiedział, że jego skrajne żądania są nierealne. Powołano więc podkomisję w składzie: biskup Dąbrowski i dyrektor Skarżyński z Urzędu do Spraw Wyznań. W rozmowach podkomisji sprawa seminariów musiała nieuchronnie znaleźć się w ślepej uliczce. Jeszcze raz twarde "nie" biskupów, gdy idzie o podstawowe prawa Kościoła, okazało się najskuteczniejszą drogą obrony. Powołana podkomisja obradowała wprawdzie już 30 stycznia, a Skarżyński nawet zapoznał się z tekstem rozwiązań proponowanych przez biskupów, ale nie ustosunkował się do niego na piśmie. Biskup Dąbrowski dał natomiast pisemną ocenę postulatów rządowych. Trzy dni wcześniej, 27 stycznia, zmarł biskup Klepacz, ordynariusz łódzki, wieloletni członek Komisji Mieszanej i od 1956 roku Komisji Wspólnej, złożonej z przedstawicieli Episkopatu i rządu. Prymas Polski wziął udział w pogrzebie biskupa Klepacza 31 stycznia, odprawił też nabożeństwo żałobne, słowo Boże wygłosił metropolita krakowski Karol Wojtyła. Prymas mówił jeszcze z ambony o zasługach zmarłego w rozmowach z rządem oraz o zawieraniu porozumienia w 1950 roku. Biskup Klepacz szukał nieraz rozwiązań kompromisowych, ale kardynał Wyszyński mu ufał. Pierwszą swoją podróż po uwolnieniu z więzienia odbył do Łodzi. Na pierwsze po uwolnieniu spotkanie z Ojcem świętym wziął z sobą także biskupa Klepacza. Prymas uważał, że biskup miał opinię, na którą nie zasługiwał. Miał bardzo stanowczy osąd - mówił wtedy Ksiądz Prymas - o szkodliwej dla narodu polityce partii, uzależnionej od ZSRR. Ale nie widział wyjścia z sytuacji. I dlatego - milcząc - usiłował szukać rozwiązań dopuszczalnych, chociaż kompromisowych. W ciągu stycznia 1967 roku Prymas dwukrotnie rozmawiał z Jerzym Zawieyskim oraz z kilkoma posłami "Znaku". Atak rządu na Kościół, zagrożenie seminariów duchownych, a także trwające prześladowania środowiska pisarzy i intelektualistów liberalnych zbliżały "Znak" do Episkopatu i umacniały zwartość świata katolickiego w Polsce. Zwartość ta była możliwa tylko wokół osoby Prymasa Polski, który miał autorytet nadrzędny. Dnia 2 lutego Papież Paweł VI przyjął przewodniczącego Rady Najwyższej ZSRR Podgornego. Ekipa Gomułki dała się więc znów zdystansować "pierwszemu krajowi socjalizmu", który przecież nie był krajem katolickim. Rząd Polski natomiast dopiero co nie dopuścił Papieża na Jasną Górę i nie było wiadomo, czy wybierający się do Rzymu przewodniczący Rady Państwa PRL Edward Ochab złoży wizytę Ojcu świętemu. Wizyta Podgornego w Watykanie musiała oddziaływać na wyobraźnię ekipy Gomułki. Zbliżało się ożywienie na osi Warszawa_Watykan. Przybyły do Warszawy 11 lutego ks. prałat Deskur z Rzymu donosił, że Ojciec święty podjął inicjatywę Prymasa w sprawie wysłania do Polski misji specjalnej Stolicy Apostolskiej. Rząd początkowo był temu przeciwny, lecz po wizycie Podgornego zgodził się. Wbrew niemal powszechnemu przekonaniu prasy światowej, a potem historiografii, inicjatorem misji był nie Watykan, lecz kardynał Wyszyński. Właśnie Kardynał wysunął ideę misji specjalnej, gdy pod koniec 1966 roku mons. Casaroli przyjechał z zaskakującą propozycją wigilijnej wizyty Ojca świętego na Jasnej Górze. Tak więc 14 lutego 1967, akurat w dniu posiedzenia Komisji Głównej Episkopatu, przybyła do Warszawy watykańska misja specjalna w osobach prałata Casaroli * i prałata Deskura. Ksiądz prałat Casaroli przywiązł Księdzu Prymasowi list od Ojca świętego i specjalne brewe, w którym Papież wyraża wdzięczność za akt oddania Polski w niewolę Maryi za Kościół Chrystusowy. Papież obiecał tekst aktu dokonanego 3 maja 1966 roku na Jasnej Górze umieścić przy konfesji św. Piotra. Był to nowy, szczególnie ujmujący gest Papieża wobec biskupów polskich. Ksiądz prałat Casaroli został mianowany arcybiskupem 4 lipca 1967 roku. Z pewnością to sam Prymas zaproponował ks. prałatowi Casaroli, żeby zamieszkał w gmachu nuncjatury przy al. Szucha (obecnie I Armii Wojska Polskiego 12), korzystając z pełnej swobody i niezależności. W okresie pobytu ks. prałata, biskup Dąbrowski rozmawiał z dyr. Skarżyńskim, który musiał być zdezorientowany niespodziewaną wizytą przedstawiciela Watykanu. Sprawa zamachu na seminaria powoli zaczynała tonąć. Dnia 15 lutego odbyła się Konferencja Episkopatu, która wystosowała depeszę dziękczynną do Ojca świętego za wysłanie misji do Polski. Prałat Casaroli oświadczył później, że Ojciec święty posłał go na znak swej wielkiej sympatii i zaufania do Kościoła w Polsce oraz w celu studiowania sytuacji, zgodnie z wcześniejszymi sugestiami Prymasa, a nie w celu prowadzenia rokowań z rządem. Prałat podkreślił też, że nie podejmie żadnego kroku bez porozumienia z kardynałem Wyszyńskim i Episkopatem. Postanowiono, że mons. Casaroli po złożeniu wizyt grzecznościowych w Warszawie uda się na zwiedzanie diecezji polskich. Tak też się stało. Po rozmowie z posłem Werblanem w dniu 18 lutego, w której przedstawiciel partii uważał za właściwe poskarżyć się na biskupów, a mons. Casaroli powiedział, że rządowy projekt regulaminu dla seminariów jest nie do przyjęcia, przedstawiciele Watykanu wyjechali w teren. Po ich wyjeździe z Warszawy, 25 lutego, biskup Zygmunt Choromański doznał silnego zawału serca. Była to, niestety, zapowiedź odejścia jednego z głównych bojowników powojennej walki o wolność Kościoła polskiego. Już 4 marca prałat Casaroli ukończył pierwszy etap swej wędrówki po Polsce. Tego dnia gość rzymski z prawdziwym podziwem relacjonował swoje wrażenia z Częstochowy, Krakowa, Tarnowa, Przemyśla, Sandomierza i Lublina. Imponowała mu zwartość i jedność Episkopatu Polski. Prałat konferował jeszcze 5 i 6 marca z Prymasem. Obaj rozmówcy nie mieli wątpliwości, że rządzący "chcą układu o walorach propagandowych", bez uznania praw Kościoła. Dnia 7 marca mons. Casaroli i towarzyszący mu prałat Deskur udali się na krótko do Rzymu, zabierając jako dar wdzięczności Episkopatu dla Ojca świętego pierścień z wizerunkiem Matki Bożej Jasnogórskiej i list. Po zaledwie pięciu dniach, 12 marca, goście powrócili do Warszawy. Następnego dnia Prymas podejmował ich w Gnieźnie. Później udali się do Poznania. Władze były niezadowolone z manifestacyjnego przyjęcia gości watykańskich przez wiernych w Gnieźnie i Toruniu. Znów obwiniały Prymasa, który zdaniem rządu "torpeduje porozumienie". Tymczasem niestrudzony mons. Casaroli odwiedził jeszcze diecezję gorzowską i łódzką. Po zakończeniu drugiej tury podróży prałat przebywał w Warszawie od 23 do 25 marca, kiedy to w Wielką Sobotę udał się ponownie na krótko do Rzymu. W czasie pobytu w Warszawie przedstawiciele Stolicy Apostolskiej spotkali się ponownie z posłem Werblanem okazującym małe zainteresowanie ich misją. Prymas Polski przedstawił gościom katolickiego członka Rady Państwa Jerzego Zawieyskiego. Zgłaszali się do nich także "katolicy rządowi", między innymi Bolesław Piasecki. Interesujące były konkluzje Prałata z rozmów z biskupami polskimi. Wszyscy wypowiadali się za zawarciem jakiegoś porozumienia z rządem, ale wszyscy też dali wyraz braku wiary w jego trwałość. Prałat był zgodny z kardynałem Wyszyńskim, że po wizycie Podgornego w Rzymie należy dążyć do utrzymania kontaktu z władzami, przedstawić Ojcu świętemu szczególną, odrębną i silną pozycję Kościoła polskiego i zawierzyć decyzjom, które podejmuje Papież. Tym razem Casaroli zabawił w Rzymie tylko cztery dni i 29 marca, w środę powielkanocną, wrócił do Warszawy, przywożąc Prymasowi od Ojca świętego różaniec i encyklikę "Populorum progressio", opatrzoną kolejnym 6 numerem. Oznaczało to kolejne wyróżnienie w formie daru jednego z pierwszych, specjalnie wydrukowanych egzemplarzy encykliki. Prałat Casaroli odwiedził kolejno Płock, Włocławek, Pelplin, Gdynię, Gdańsk, Frombork, Olsztyn, Łomżę i Siedlce. W tym czasie 2 kwietnia odbyła się pielgrzymka 10 tysięcy mężczyzn z archidiecezji warszawskiej do Niepokalanowa. Modlono się o beatyfikację ojca Maksymiliana Kolbego. Prałat Casaroli wrócił z trzeciej, ostatniej tury swojej podróży po Polsce 5 kwietnia. Następnego dnia wybierał się do Rzymu przewodniczący Rady Państwa, Edward Ochab. Liczono się z jego wizytą u Papieża. Prymas i wysłannik Watykanu 6 kwietnia odbyli ostatnią rozmowę w Warszawie. W dniu 7 kwietnia prałat Casaroli i prałat Deskur wracali do Rzymu. Ich misja studyjna była zakończona. Rozpoczęła się z inicjatywy i zakończyła sukcesem Prymasa Polski. Przedstawiciel Stolicy Świętej mógł się bowiem naocznie przekonać o sile Kościoła polskiego i złej woli, jakiej doświadczał ten Kościół ze strony rządu. Prałat podzielał opinię Prymasa, że dla rządzącej ekipy obrona praw Kościoła jest "polityką" i powodem ataków na Episkopat. Mimo to Prymas proponował dalsze wysiłki w celu wznowienia obrad Komisji Wspólnej i dążenie do porozumienia z rządem. Nie mógł jednak nie podkreślić, że nie ma gwarancji, iż umowa taka będzie dotrzymana. Kardynał Wyszyński nawiązywał do swojej tezy, wygłoszonej na Soborze, że w warunkach bloku wschodniego pojęcia prawa, państwa, wolności, są instrumentalizowane dla celów politycznych i zatracają swoje właściwe znaczenie terminologiczne. Tym razem przedstawiciele Stolicy Apostolskiej dobrze już rozumieli sens tych wywodów. Gdy 11 kwietnia obradowała Komisja Główna Episkopatu, nie wiedziano jeszcze, co zaszło w Rzymie. Dopiero 12 kwietnia dotarła do Warszawy wiadomość, że Edward Ochab nie złożył wizyty Ojcu świętemu. I znów znalazły potwierdzenie słowa Prymasa o rządzących Polską, że "oceniamy ich lepiej, niż na to zasługują". Wszystko wskazywało na to, że Gomułka zabronił Ochabowi odwiedzić Papieża, bo nie udał mu się manewr przeciwstawienia Watykanu Episkopatowi Polski. Pominięcie Watykanu było obrazą Głowy Kościoła. Obradująca w dniu 12 kwietnia Konferencja Episkopatu wystosowała list dziękczynny do Ojca świętego za wysłanie misji do Polski. Arcybiskup Kominek informował o swojej podróży do Jugosławii. Zawarte tam porozumienie z Watykanem nie mogło być naturalnie wzorem dla Polski, ale dawało Kościołowi swobodę nominacji biskupów i proboszczów oraz znaczny margines wolności w sprawach wydawniczych, paszportowych oraz podatkowych. Stu piętnastu księży mogło studiować za granicą. W Jugosławii wyraźny był jednak brak kontaktu hierarchii z rzeszami robotniczymi. Inne relacje zagraniczne wskazywały na doskonałe pokłosie listu biskupów polskich do niemieckich. W święto Królowej Polski, 3 maja, odbyła się dziękczynna pielgrzymka Episkopatu i wiernych na Jasną Górę. W procesji na wałach klasztoru uwięziony w Częstochowie obraz nawiedzenia nieśli kolejno górnicy, hutnicy i przedstawiciele całego Śląska, dokąd obraz nie mógł się udać, zatrzymany siłą przez milicję we wrześniu 1966 roku pod Będzinem i umieszczony przez władze państwowe w klasztorze jasnogórskim. Kardynał Wyszyński wygłosił słowo Boże. Mszę św. celebrował pasterz Dolnego Śląska, arcybiskup Kominek. Ponieważ Paweł VI polecił umieścić Akt Polskiego Millennium przy grobowcu św. Piotra, więc biskupi polscy umieścili brewe papieskie i Akt Oddania Matce Najświętszej w srebrnej kasecie obok tabernakulum w cudownej kaplicy Matki Bożej na Jasnej Górze. Cała ta symbolika świadczyła o nierozerwalnej jedności Kościoła polskiego ze Stolicą Apostolską. W dniu 3 maja odbyła się także sesja plenarna Episkopatu Polski. Wieczorem u podnóża Jasnej Góry zebrało się ponad 250 tysięcy wiernych. Cała Polska modliła się w kościołach parafialnych. Uroczystości milenijne 20 maja w Sosnowcu odbyły się już w konfrontacji z bojówkami, zorganizowanymi przez władze państwowe. W stosunku do księży biskupów przeplatały się okrzyki: "Precz" i "Niech żyją". Te same okrzyki wznoszono następnego dnia w czasie kazania kardynała Wyszyńskiego. Ksiądz Prymas stwierdził: "Czerwony Sosnowiec modli się i płacze". Płakali także mężczyźni. Podniosłość uczuć religijnych rozwścieczyła rządzących. Pod wieloma kościołami w mieście bojówki biły ludzi. Obrano najfatalniejszą drogę do laicyzacji tradycyjnie religijnego Śląska, a także Zagłębia Dąbrowskiego. Dnia 28 maja nadeszła wiadomość o ustanowieniu przez Ojca świętego administracji apostolskich na Ziemiach Zachodnich: we Wrocławiu, Opolu, Gorzowie i Olsztynie. Oznaczało to uznanie Opola i Gorzowa za odrębne, samodzielne jednostki administracji kościelnej. Choć trudno było przewidzieć reakcję władz państwowych na ten akt Papieża, Prymas miał wielkie powody do radości. Decyzja oznaczała dalszy krok w kierunku stabilizacji organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. W dniu 29 maja Ojciec święty powołał do godności kardynalskiej metropolitę krakowskiego Karola Wojtyłę. Tegoż dnia kardynałem został również arcybiskup Filadelfii w USA, Jan Król, Polak z pochodzenia. Dnia 30 maja Papież mianował administratora apostolskiego w Kielcach, biskupa Jaroszewicza, ordynariuszem tej diecezji. Trwały właśnie przygotowania do wizyty w Polsce prezydenta Francji generała de Gaulle'a. Przedstawiciele ambasady Francji zapraszali Prymasa Polski do udziału w raucie na cześć prezydenta w pałacu w Wilanowie. Kardynał Wyszyński odmówił. Prezydent Francji przyjeżdżał jao gość rządu, nie zapowiedział swego udziału we Mszy św. w katedrze ani nie odwiedził Jasnej Góry po drodze do Katowic. Dyplomaci tak układali program jego pobytu, by nie drażnić rządu, Prymas nie zamierzał też komplikować sytuacji swoją obecnością na raucie. Potem wizyta prezydenta Francji została przesunięta z powodu wybuchu w dniu 6 czerwca konfliktu Izraela i Zjednoczonej Republiki Arabskiej. Do przyjazdu prezydenta doszło dopiero na jesieni. W programie jej nie przewidziano żadnego gestu wobec Kościoła czy społeczeństwa, troszcząc się jedynie o zadowolenie rządu. Toteż Prymas Polski ograniczył się do wysłania do ambasady Francji 6 września listu do gen. de Gaulle'a z załączonym odlewem postaci Matki Bożej Częstochowskiej. Kardynał Wojtyła zaś nie był obecny podczas zwiedzania katedry wawelskiej przez prezydenta Francji w dniu 9 września. Tymczasem 11 czerwca odbyły się uroczystości milenijne w Łodzi. I tam władze przygotowały bojówki, ale były one bezsilne wobec nieprzeliczonych rzesz wiernych. Wielokilometrową drogę do Tumu zalegały tłumy ludzi. Obecnych było 40 biskupów. Uroczystość przyniosła Kościołowi nowe zwycięstwo w sercach społeczeństwa. Dnia 14 czerwca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a w dniu następnym - Konferencji Plenarnej Episkopatu. Wybrano delegację na Synod Biskupów w Rzymie w osobach kardynałów Wyszyńskiego i Wojtyły oraz biskupa Kałwy. Jako substytuci wybrani zostali biskupi Jop i Kaczmarek. Biskupi postanowili wysłać list do wicemarszałka Sejmu Kliszki w sprawie brutalnej akcji milicji w Sosnowcu, ograniczeń kultu i uniemożliwienia dzieciom na koloniach letnich uczestnictwa we Mszy św. Episkopat stwierdził kontynuowanie presji administracyjnej na Kościół, ograniczenia procesji Bożego Ciała, nękanie księży przez tajną policję, ciągłe próby wymuszenia wizytacji w seminariach i utrzymywanie "dzikiej" parafii w Wierzbicy przy pomocy bojówek. Przyjęto założenia programu kaznodziejskiego na rok 196781968 oraz uchwalono list pasterski w sprawie ateizmu, w którym czytamy między innymi: "W niektórych krajach, także i u nas, częstą przyczyną zobojętnienia religijnego lub odejścia od wiary w Boga jest systematycznie prowadzona - i to przy użyciu wielkich środków finansowych i środków masowego przekazu - planowa propaganda czy to wprost na rzecz ateizmu, czy też na rzecz tak zwanego naukowego światopoglądu, którym ma być rzekomo jedynie światopogląd materialistyczny. Dochodzą tu również ujawnione przez Sobór "środki nacisku", którymi rozporządza władza publiczna. Z kolei wspomnieć trzeba poglądy upatrujące w zaprzeczeniu istnienia Boga konieczny warunek awansu ludzkiej osoby. Rzecznicy tych poglądów mniemają, że uznanie Boga stanowi przeszkodę na drodze postępu. Twierdzą oni, że im mniej człowiek będzie religijny, tym pełniej będzie człowiekiem. Druzgocącym argumentem przeciwko tym poglądom są zbrodnie ludobójstwa popełnione przez hitleryzm, faszyzm i podobne systemy totalitarne, czerpiące natchnienie z ideologii ateistycznej". Z początkiem lipca Ksiądz Prymas był na uroczystościach kościelnych w Kołobrzegu. Wystosował także list do premiera w sprawie udziału biskupa Tokarczuka w Komisji Wspólnej, na co rząd nie chciał się zgodzić. Wreszcie 6 lipca udał się na Jasną Górę, gdzie nauczyciele po swojej pielgrzymce odbywali rekolekcje. Rzesze pielgrzymów, a szczególnie młodzieży, były tak wielkie, że na Jasnej Górze odprawiano 190 Mszy św. dziennie. Dzień 3 sierpnia, w którym przypadały urodziny, imieniny i rocznica święceń kapłańskich Prymasa, był zawsze dniem ciężkiej pracy Jubilata ze względu na dużą liczbę delegacji i odwiedzających go osób. Już jednak 4 sierpnia Kardynał wyrwał się na Jasną Górę, gdzie obradowało 200 księży na Kongresie Mariologów. W Częstochowie Prymas dowiedział się od dyrektora Mieczysława Kotlarczyka o likwidacji Teatru Rapsodycznego w Krakowie, którego program nie odpowiadał ekipie rządzącej. Z teatrem tym związany był wcześniej kardynał Karol Wojtyła. Rząd przygotował dalsze nieprzyjazne kroki wobec Kościoła. Przybywającego 15 sierpnia do miejscowości Licheń w diecezji włocławskiej Prymasa witał wywieszony przez władze transparent z napisem "Żądamy od hierarchii lojalności wobec PRL". Prymas odpowiedział na to w kazaniu, że konieczna jest "lojalność obustronna". Kilka dni później Ksiądz Prymas dowiedział się, że w stolicy odwołano przyznaną już lokalizację dla Kościoła Opatrzności Bożej. W dniach 26 i 27 sierpnia Prymas podejmował w Częstochowie pielgrzymkę złożoną z ponad 200 tysięcy mężczyzn. W ostatnich trzech dniach sierpnia odbywały się rekolekcje biskupów na Jasnej Górze. Prowadził je kardynał Wojtyła. Ksiądz Prymas stwierdził po ich zakończeniu: "Rekolekcje te ujawniły całe bogactwo duszy konferencjonisty. W naszym gronie jest to bodaj najbardziej przemodlony myśliciel". Dnia 11 września miało miejsce ważne posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. Kardynał Wojtyła powiadomił, że nie pojedzie na Synod Biskupów do Rzymu, jeśli Prymas nie otrzyma paszportu. Podobne stanowisko zajęli inni biskupi. Solidarność Episkopatu była niezłomna. Ponieważ przewodniczący Wojewódzkich Rad Narodowych zaczęli wzywać biskupów na rozmowy, postanowiono, że będą na nie delegowani wikariusze generalni z poszczególnych kurii. Oznaczało to, że biskupi nie poddadzą się żadnemu naciskowi. Władze państwowe, napotykając zwarty i nieprzejednany opór biskupów, musiały się wycofać. Najważniejszym sukcesem było zaprzestanie presji w sprawie wizytacji seminariów. W stosunku do osoby Prymasa Gomułka był jednak nieprzejednany. Zawieyski poinformował Kardynała w połowie września, po rozmowie z Gomułką, że Prymas nie dostanie paszportu. Skarżyński zwlekał z formalną odpowiedzią w tej sprawie w nadziei, że inni biskupi zdecydują się na wyjazd na Synod. Dopiero 28 września podsekretarz stanu w Urzędzie Rady Ministrów, Wieczorek, poinformował oficjalnie o odmowie paszportu Prymasowi Polski. Następnego dnia Komisja Główna Episkopatu podtrzymała swoją poprzednią decyzję: także inni biskupi nie pojadą do Rzymu. Kardynał Wojtyła stwierdził na posiedzeniu: "Droga Prymasa Polski była opatrznościową do Komańczy i po Komańczy". Jak pamiętamy, Komańcza była ostatnim miejscem uwięzienia Prymasa i stała się w opinii społecznej symbolem całego okresu jego uwięzienia, choć Prymas wcześmiej był przetrzymywany w trzech innych miejscowościach. Kardynał Wyszyński wystosował list protestacyjny do premiera Cyrankiewicza, Kardynał Wojtyła zaś podpisał protest Komisji Głównej wystosowany do rządu. Nie mogąc wyjechać do Rzymu, Ksiądz Prymas podróżował po kraju, odwiedzając liczne narodowe sanktuaria i biorąc udział w uroczystościach religijnych. Dnia 2 października nadeszła wiadomość, że Ojciec święty przemawiał do nieobecnej na Synodzie Biskupów delegacji polskiej. Władze próbowały inspirować katolickie koła polityczne, żeby skłonić biskupów, którzy otrzymali paszporty, do wyjazdu. Ale biskupi, mimo różnych interwencji, pozostali niewzruszeni i zjednoczeni. Kardynał Wojtyła na spotkaniu z Prymasem w połowie października w pełni podtrzymywał swoją solidarność z nim. Kilka dni wcześniej nadeszły listy od premiera Cyrankiewicza i ministra Wieczorka, którzy twierdzili, że decyzja odmowy paszportu Prymasowi była słuszna i prawna, a nawet że Prymas zmusił rząd swoją postawą do takiej decyzji. Jerzy Zawieyski relacjonował Prymasowi w końcu października swoją rozmowę z Gomułką. Świadczyła ona o despotyzmie i emocjach szefa partii. Do tego manipulowały nim frakcje partyjne i siły zakulisowe. Kraj znajdował się w coraz cięższej sytuacji. Gomułka pozwolił zasugerować sobie hasło antysyjonizmu, rzucił je 19 czerwca 1967 roku na kongresie związków zawodowych i ułatwił w ten sposób rozpętanie w kraju kampanii antysemickiej. Życie religijne i wysiłki Episkopatu nie słabły. Po zakończonej 29 października peregrynacji Matki Najświętszej w diecezji katowickiej (bez obrazu nawiedzenia, który zastępowały puste ramy) rozpoczęło się nawiedzenie w archidiecezji krakowskiej. Już 4 listopada odbyło się w Nowym Targu powitanie Matki Bożej, której obecność symbolizowały nadal tylko ramy obrazu. Zbudowane przed kościołem podium zostało przez władze siłą rozebrane, ale górale wznieśli nowe podium i odbyła się piękna uroczystość przy masowym udziale wiernych z Podhala. Dnia 6 listopada Prymas witał na Jasnej Górze kleryków zwolnionych z wojska, którzy opowiadali "cudeńka" o metodach wobec nich stosowanych, ale powołania się nie wyrzekli. Linia władz wobec Kościoła stawała się w tym czasie coraz bardziej chwiejna. Udzielono wreszcie zezwolenia na budowę kościoła w Nowej Hucie, dopiero w siedem lat po demonstracjach ludności w tej sprawie. Ale jednocześnie wyszło na jaw, że Urząd do Spraw Wyznań przeprowadza rozmowy z prowincjałami zakonów, próbując agitować ich przeciw biskupom w sprawach wizytacji seminariów. Wzmożono także działalność "księży patriotów" z "Caritasu", co zawsze sygnalizowało zaostrzenie kursu. Wzmogła się inwigilacja punktów katechetycznych przez służbę bezpieczeństwa. Wydano tajny okólnik o sporządzaniu wykazów dzieci uczęszczających na katechizację i spisywaniu miejsc pracy ich rodziców. Planowano więc poważniejszą akcję przeciw katechizacji przez dyskryminowanie rodziców. Wielkie uroczystości kościelne z udziałem Prymasa Polski miały miejsce 25 i 26 listopada w Olsztynie z okazji 400_lecia założenia Hosianum, seminarium duchownego ufundowanego przez kardynała Hozjusza. Od zajęć duszpasterskich Prymas musiał spieszyć, by spotkać się z politykami ze "Znaku". Posłowie oceniali sytuację dramatycznie i okazywali zrozumienie dla kierunku postępowania Kościoła. Prymas zalecał obronę postawy etycznej, stwierdzając: "W Polsce nie można prowadzić żadnej polityki, gdyż brak jest wolności dysponowania wszystkimi elementami, które składają się na układanie planu akcji politycznej". Słowa te okazały się prorocze i "Znak" miał wyciągnąć z nich pełne konsekwencje. W połowie grudnia 1967 przebywał z wizytą "ad limina" w Rzymie biskup Jop. Przywiózł wiadomości, że nie toczą się żadne rozmowy między Warszawą a Watykanem, a w Stolicy Apostolskiej panuje jeszcze oburzenie na niebywałe zachowanie się Ochaba. Biskup Jop przywiązł Księdzu Prymasowi i innym delegatom polskim, którzy solidarnie nie udali się na Synod, krzyże synodalne od Ojca świętego. W końcu grudnia Ksiądz Prymas opracował z biskupem Dąbrowskim tekst komunikatu w sprawie wystąpienia Bolesława Piaseckiego w Sejmie przeciw biskupom. Atak szefa Paxu był charakterystyczny, gdyż kierownictwo partii akurat nie występowało publicznie przeciw Kościołowi. Oznaczał więc nadgorliwość frakcyjną, obliczoną na poklask nacjonalistycznych ekstremistów partyjnych. Poprzedni rok 1966 skończył się wielkim moralnym tryumfem Millennium Chrztu Polski, ale także poważnym zagrożeniem Kościoła i bezpośrednią groźbą likwidacji sześciu seminariów duchownych. W roku 1967 udało się utrzymać status quo w instytucjach kościelnych, uratowano także wszystkie seminaria duchowne. Pełna poświęcenia praca Prymasa, biskupów i duchowieństwa przynosiła owoce. W pierwszy dzień roku 1968 we wszystkich kościołach polskich modlono się o pokój i w intencji Ojca świętego Pawła VI. Kardynał Wyszyński, który powiedział kiedyś o sobie żartobliwie na KUL_u, że spędza życie nie na nauce, lecz w aucie, miał 5 stycznia, wracając z Gniezna, mały wypadek samochodowy. Na szczęście skończył się drobnym urazem w okolicy oka i zaleceniem lekarzy dwudniowego odpoczynku w łóżku. Rzeczywiście, podróże duszpasterskie były jednym z głównych nurtów pracy Prymasa w czasie jego rządów w Kościele polskim. Dziennik Paxu "Słowo Powszechne" zamieścił 11 stycznia odpowiedź posłów tej grupy na komunikat Sekretariatu Episkopatu. Była ona nowym politycznym atakiem na biskupów. Atak ten spowodował najostrzejsze wystąpienie Episkopatu przeciw Paxowi, potępiające w istocie całokształt jego działalności. Nowy komunikat został skierowany do całego duchowieństwa. Prymas dowiedział się w styczniu, że Urząd do Spraw Wyznań jest skłonny ograniczyć wizytacje w seminariach tylko do przedmiotów świeckich. A więc władze wyraźnie się cofały. Kardynał odpowiedział jednak, że decyzja zależy od Konferencji Episkopatu. Komisja Główna Episkopatu, obradująca 23 stycznia, postanowiła, że gdyby doszło do zebrania Komisji Wspólnej, to mimo zastrzeżeń rządu, na jej posiedzenie uda się biskup Tokarczuk, a choremu biskupowi Choromańskiemu będzie towarzyszył biskup Dąbrowski. W dniach 24 i 25 stycznia obradowała Plenarna Konferencja Episkopatu. Ksiądz Prymas postawił sprawę uczczenia przez Kościół 50_lecia odzyskania niepodległości Polski. Biskup Rubin zrelacjonował ocenę programu Episkopatu Polski wyrażoną przez papieża Pawła VI, który mówił: "Praca i gorliwość, stan Kościoła w Polsce ma ogromne znaczenie nie tylko dla Polski, ale i dla innych części Kościoła". Kwestię seminariów duchownych zdecydowano przedstawić Stolicy Apostolskiej. Ponownie postanowiono odwołać się do władz państwowych w sprawie służby wojskowej kleryków, przymusowej ateizacji i wygórowanych podatków, nakładanych na osoby duchowne i instytucje kościelne. Ze względu na niezadowalającą sytuację moralną i upadek obyczajów w kraju, powodowane w dużej mierze warunkami społeczno_gospodarczymi, biskupi uchwalili list pasterski "O moralnym zagrożeniu Narodu". Biskupi pisali: "Wychodząc z błędnych założeń doktrynalnych uznaje się nienawiść za motoryczną siłę postępu, stosując zasadę - "Divide et impera". Chrześcijańskiemu duchowi przebaczenia i pokoju wypowiada się wojnę w imię rzekomej sprawiedliwości, a w gruncie rzeczy w imię pogańskiej nienawiści. Zaprogramowana nienawiść zagraża miłości chrześcijańskiej w sposób zasadniczy. Społeczeństwo nasze ulega tej presji. Ileż jest wśród nas przeróżnych podziałów, złośliwości, oszczerstw, potwarzy, obelg, ducha zemsty, niezgody, nawet zbrodni, które niemal każdego dnia wstrząsają opinię publiczną! Ta brutalizacja stosunków międzyludzkich wzmaga wrogość i wzajemną niechęć". W słowach tych nie było żadnej przesady. Brutalizacja stosunków międzyludzkich i atmosfera bezwzględnej walki, przed którą przestrzegali biskupi, wynikała nie tylko z kryzysu gospodarczego w kraju, ale także z nasilającej się walki o władzę w partii, podzielonej na frakcje. Przestroga biskupów miała się okazać niemal prorocza właśnie w roku 1968, w którym w walce o władzę zniesławiono imię naszego kraju nienawistną kampanią antysemicką. Z początkiem lutego Prymasa Polski odwiedził znany pisarz i były poseł "Znaku", Stefan Kisielewski, który nie ukrywał wobec przyjaciół, że sygnalizował Prymasowi swoją obawę o jakąś "generalną zdradę narodową" w obliczu postępującej sowietyzacji. Rzeczywiście, dotąd protestował głównie Kościół, teraz zdawały się budzić także elity intelektualne. W końcu lutego rozeszła się wieść o zdjęciu "Dziadów" Mickiewicza ze sceny po sprowokowanych manifestacjach na ostatnich przedstawieniach. Odbyło się burzliwe zebranie Związku Literatów Polskich, na którym Kisielewski nie zawahał się wypowiedzieć o "dyktaturze ciemniaków" panującej w Polsce. Niepokoje społeczne rozszerzały się i 8 marca doszło do demonstracji studenckich na Uniwersytecie Warszawskim, brutalnie stłumionych przez milicję i jej ochotnicze rezerwy. Bici pałkami studenci chronili się do kościołów św. Krzyża, Kapucynów i św. Anny. Wobec milicjantów wznosili okrzyki: "Gestapo". Profesor Bobrowski, przemawiający do studentów, został uderzony pałką. W szpitalach warszawskich znalazło się kilkudziesięciu rannych akademików. W następnych dniach demonstracje studenckie rozlały się na cały kraj. Prasa państwowa przypisywała winę za wszystko - syjonistom. Dnia 12 marca Kardynał spotkał się z 30 duszpasterzami akademickimi. Celem narady było wzmożenie opieki nad studentami. Ksiądz Prymas powiedział nie bez ironii: "Aż dziw, że wśród młodzieży byłoby tyle tysięcy syjonistów". Dwa dni później nadeszła wiadomość o pobiciu przez "nieznanych sprawców" pałkami milicyjnymi pisarza katolickiego Stefana Kisielewskiego. Nie było wątpliwości, że w partii toczy się walka o władzę. Prymas podkreślał rozszerzanie się sprzeciwu społecznego; zaczął go Episkopat Polski, później odezwała się grupa 34 intelektualistów, a ostatnio - pisarze i młodzież. Prymas otrzymał mnóstwo ulotek redagowanych przez młodzież; uderzał umiar ich treści. Nie ulegało natomiast wątpliwości, że przemawiający 19 marca w warszawskim Pałacu Kultury Gomułka, którego mowę transmitowało radio i telewizja, izolował się od całego społeczeństwa. Obradująca 20 marca Komisja Główna, a następnego dnia - Konferencja Episkopatu uchwaliły "Słowo Episkopatu Polski o bolesnych wydarzeniach", domagając się "uszanowania (...) zasadniczych uprawnień osoby i społeczeństwa". Wysłano też list do rządu w obronie młodzieży akademickiej. W sprawie wydarzeń marcowych i w obronie młodzieży Episkopat zabrał jeszcze raz publicznie głos 3 maja 1968 w "Słowie" o wydarzeniach marcowych. Biskupi pisali w tym dokumencie między innymi, że Kościół "domaga się (...) dopuszczenia wszystkich członków Narodu i obywateli państwa do kształtowania wspólnego dobra wedle uzasadnionych przekonań i w oparciu o własne sumienie. Z powodu odmienności swoich przekonań nikt nie może być zniesławiony jako wróg. Doszukiwanie się wrogów w ludziach dlatego tylko, że dobra Narodu pragną wedle swoich odmiennych przekonań, nie służy moralności społecznej, a prócz tego pozbawia Naród wielu szlachetnych sił i inicjatyw, które mogą przyczynić się do wzbogacenia życia społecznego w różnych dziedzinach". Konferencja Episkopatu stwierdziła, że nowe publikacje Paxu nie zasługują już na odpowiedź. Uchwalono, iż biskupi będą wyjeżdżać do Rzymu "ad limina", mimo że Prymas nie otrzymał paszportu, bo w tym wypadku nie wchodzą w rachubę względy solidarności Episkopatu. Postanowiono powołać Biuro Prasowe Episkopatu Polski, którego kierownikiem został ks. Alojzy Orszulik Sac. W drugim dniu obrad Konferencji kardynał Wojtyła relacjonował, że peregrynacja Matki Bożej w jego archidiecezji przechodzi wszelkie oczekiwania, stwarzając swego rodzaju misterium "pustych ram". W końcu marca wystosowany został protest Episkopatu do Ministra Spraw Wewnętrznych, którego funkcjonariusze w pogoni za studentami wrzucali bomby łzawiące do kilku świątyń warszawskich. Jerzy Zawieyski relacjonował przekonanie Prymasa, że zagrożonemu szefowi partii mogłoby pomóc tylko pojednanie z młodzieżą i zaproszenie Papieża do Polski na sierpień. Zamiast tego, jak doniosła prasa, w dniach 9_#11 kwietnia odbyła się w Sejmie "msza czarownic" przeciw grupie "Znak", ponieważ ośmieliła się złożyć interpelację poselską w obrnie studentów. Jerzy Zawieyski został odwołany z Rady Państwa. Prymas z pewnością uważał to sejmowe "przedstawienie teatralne", na którym mówiono wiele o narodzie bez narodu, za moralną wygraną małego Dawida - "Znaku". W kazaniu w parafii św. Józefa Kardynał zajął bardzo krytyczne stanowisko wobec wydarzeń kompromitujących Polskę w świecie. Młodzieży przede wszystkim było poświęcone posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu w dniu 19 kwietnia. Biskupi analizowali zajścia studenckie i całokształt sytuacji. W kraju obserwowano powszechne stosowanie gwałtu i przemocy. Komisja Główna uchwaliła wspomniany już przez nas list w sprawie wypadków marcowych, który miał być czytany w dniu 3 maja. W dniu tym cały Episkopat Polski zebrał się na Jasnej Górze. Ponowiono akt oddania Polski w macierzyńską niewolę miłości Matki Najświętszej. Ksiądz Prymas wygłosił słowo Boże do ponad 200 tysięcy ludzi. W końcu maja na spotkaniu z wszystkimi pięcioma posłami "Znaku" Ksiądz Prymas powiedział wyraźnie, że w obecnej sytuacji mniej są potrzebni katoliccy politycy, lecz przede wszystkim wyznawcy. Prymas dostrzegał już narastające różnice w "Znaku" i wobec krzyżujących się ocen sytuacji i akcentów politycznych podkreślił przede wszystkim sens moralny interpelacji sejmowej w obronie studentów. Nawoływał do solidarności w tym duchu. Dnia 27 czerwca odbyło się w Gnieźnie posiedzenie Komisji Głównej, w następnych dwóch dniach - sesji plenarnej Episkopatu Polski. W tym czasie ponownie zaostrzyła się polityka władz wobec punktów katechetycznych i spraw podatkowych. Nadesłano nowe kwestionariusze, zapowiadające nacisk. Wśród rodziców posyłających dzieci na katechizację zapanował lęk. Wzmożono także wysiłki ateizacyjne, przede wszystkim na koloniach letnich dla młodzieży. Władze przystąpiły do rozbiórki wielu kościołów protestanckich na Ziemiach Zachodnich. W tej ostatniej sprawie wystosowano natychmiast list protestacyjny do rządu. W lipcu Ksiądz Prymas udał się na urlop do Bachledówki. Już po kilku dniach, 4 lipca, odwiedził go tam kardynał Wojtyła. W czasie urlopu przysłano Prymasowi materiały plenarnego posiedzenia Komitetu Centralnego Partii. Podczas tych obrad obwiniano dotychczasowych dwóch głównych ideologów PZPR, profesorów Schaffa i Żółkiewskiego, nie szczędząc jednocześnie krytyki skrzydłu nacjonalistycznemu. Jako nowy ideolog wyłaniał się Andrzej Werblan, z formułą "socjalistycznego patriotyzmu". Szef partii Gomułka w jednym rzędzie stawiał rewizjonizm, syjonizm, nacjonalizm i (sic!) klerykalizm. Najostrzej przeciw Kościołowi wystąpił sekretarz warszawskiego Komitetu Wojewódzkiego Partii Szafrański, mówiąc: "Tak było z Wyszyńskim i jego znaną antypolską i antysocjalistyczną platformą, wyrażoną w liście do biskupów niemieckich. I w naszym województwie sprawdza się ocena zawarta w tezach, że nie tylko prawie cały naród, ale i większość kleru nie popiera jego awanturniczych aspiracji politycznych". Ideologicznemu i politycznemu rozkładowi partii towarzyszyła skrajna demagogia aparatczyków, chcących się zasłużyć i awansować. Hałaśliwe uroczystości pięćdziesięciolecia niepodległości, święcone 22 lipca, nie mogły zmienić poczucia narodu, że żyje w sytuacji zależności, której marksizm stał się tylko narzędziem. Ksiądz Prymas wracał do Warszawy tradycyjnie przez Jasną Górę, gdzie zastał wielu pielgrzymów z Czechosłowacji, Węgier i Jugosławii. Sierpień zdawał się upływać spokojnie wśród licznych wizytacji i zajęć duszpasterskich. Spokój ten przeobraził się w stan dramatycznego napięcia, gdy dnia 21 tego miesiąca nadeszła wiadomość, że wojsko polskie towarzyszy armii radzieckiej w okupowaniu Czechosłowacji. Prymas odczuwał to jako ciężki, osobisty cios, podobnie zresztą jak cała opinia polska. Nastroje społeczeństwa wyraziły się i w tym, że 26 sierpnia, w święto Matki Boskiej Częstochowskiej, na Jasną Górę przybyło więcej niż corocznie, bo 300 tysięcy pielgrzymów. Po wydarzeniach marcowych i interwencji w Czechosłowacji w Kole Poselskim "Znak" powstała myśl o wycofaniu się z Sejmu. Ksiądz Prymas nie radził dotychczasowym posłom zbyt pochopnego podejmowania tej decyzji, słusznie uważając, że o programie partii będzie coś więcej wiadomo o wiele później. W połowie września odbyły się rozmowy z szefem Urzędu do Spraw Wyznań, Skarżyńskim. Chodziło przede wszystkim o wizyty biskupów w Rzymie "ad limin"a. Skarżyński mówił, że wszyscy biskupi dostaną paszporty prócz arcybiskupa Kominka, który zaangażował się w "sprawie czeskiej", oraz biskupa Tokarczuka. Na zapytanie biskupa Dąbrowskiego o paszport dla Prymasa Skarżyński miał odpowiedzieć: "Prymas nie zgłaszał petycji, ale gdy zgłosi - moim zdaniem prywatnym - dostanie". Można więc było odnieść wrażenie, że ekipa Gomułki wobec powagi sytuacji w kraju, po marcu i po agresji na Czechosłowację, złagodzi kurs wobec Prymasa Polski. W dniu 15 września Episkopat Polski święcił na Jasnej Górze pięćdziesięciolecie odzyskania niepodległości, śpiewając dziękczynne "Te Deum" za przywrócenie daru wolności narodowi. W Sali Rycerskiej klasztoru jasnogórskiego odsłonięto tablicę pamiątkową. Dalsza część uroczystości i następne posiedzenia biskupów odbywały się w Opolu dla podkreślenia związku Ziem Zachodnich z całym krajem. W drodze do Opola zginął w wypadku samochodowym biskup włocławski Antoni Pawłowski. W toku obrad biskup Dąbrowski referował sytuację Kościoła, stwierdzając, że zaznacza się pewna refleksja władz, wskazująca na złagodzenie form walki z religią i ingerowania w wewnętrzne sprawy Kościoła. Przyjęto odczytanie listu w kościołach na święto Chrystusa Króla, stanowiące patronalną uroczystość rozwijanej przez Episkopat "Społecznej Krucjaty Miłości", akcji modlitwy i czynów miłosierdzia chrześcijańskiego. Krucjata miała być walką "o wszczepienie w nasze życie osobiste, rodzinne, społeczne, zawodowe i publiczne braterskiej miłości chrześcijańskiej"... Dnia 24 września nadeszła wiadomość o aresztowaniu jednego z księży archidiecezji gnieźnieńskiej za niezapłacenie kar z tytułu zaległości podatkowych. Prymas zarządził, by w parafii aresztowanego księdza Mszę św. odprawiał zawsze jeden z biskupów pomocniczych z Gniezna. W odczuciach parafii rząd ponosił wielką porażkę, z której miał tylko jedno wyjście: wycofać się. Dnia 19 października Ksiądz Prymas był obecny na uroczystościach pięćdziesięciolecia KUL_u i wygłosił kazanie. KUL otrzymał z okazji jubileuszu list od Ojca świętego. W dyskusji na KUL_u Ksiądz Prymas zwrócił uwagę na właściwą kolejność realizacji wskazań Soboru. Na pierwszym miejscu stawiał zrozumienie Konstytucji dogmatycznej o Kościele, następnie Konstytucji pastoralnej i dopiero na tej pogłębionej podstawie zalecał wyciąganie wniosków dla odnowy liturgicznej. Formuła Prymasa brzmiała: "Zanim staniemy facie ad populum przy ołtarzu, musimy teologicznie, ascetycznie i socjologicznie stanąć facie ad populum". W dniach 21 i 22 października obradowała Komisja Główna i sesja plenarna Episkopatu. Postanowiono wystosować do rządu nowy list w sprawie kleryków w wojsku i reformy Kodeksu Karnego, przewidującego aż w 20 wypadkach karę śmierci. Omówiono ogólną sytuację Kościoła i laikatu. Kardynał Wojtyła przekazał podziękowanie Ojca świętego za stanowisko Episkopatu Polski wobec encykliki "Humanae vitae". Papież bolał nad skomercjalizowaniem świata zachodniego, podkreślając, że encyklika wyraźniejsze echo znalazła w Trzecim Świecie. Kardynał Wyszyński mówił o rozpowszechniającym się w kraju "lęku wyznania"; podkreślał konieczność walki o "autonomię kulturalno_społeczną dla katolików". To samo Prymas mówił wcześniej przedstawicielom "Znaku". Kardynał położył wielki nacisk na sprawę obchodów pięćdziesięciolecia niepodległości, ustalonych na 10 listopada 1968 roku. Biskup Bronisław Dąbrowski poinformował, że znowu wzięto do wojska 400 alumnów. Konferencja zadecydowała, by w listach pasterskich na Boże Narodzenie i Wielki Post wyraźnie ujawnić wiernym zagrożenie instytucji kościelnych w terenie. Postanowiono przygotowanie protestu przeciw zmuszaniu ludzi do pracy w niedzielę i święta. Sesja Episkopatu wskazywała na konsolidację kierunku działania biskupów wobec wzrastającego chaosu w kraju i szykanowania Kościoła przez aparat terenowy, inspirowany przez frakcję ekstremistów partyjnych. Na "górze" natomiast można było zanotować oznaki odprężenia, Po trzech latach kardynał Wyszyński otrzymał wreszcie 26 października paszport na wyjazd do Rzymu. Wyjechał 4 listopada. Po przyjeździe Prymasa do Rzymu, już 7 listopada Ojciec święty przyjął go na audiencji. Papież powitał Prymasa słowami zaiste wzruszającymi: "Czekaliśmy, by powiedzieć, że jesteśmy z Wami, że modlimy się, że nie przestajemy ufać. Jesteśmy stale we wszystkich pracach i posunięciach Waszej Eminencji, podziwiamy jego wiarę i konsekwencję w prowadzeniu spraw Kościoła w Polsce. Podziwiamy odwagę i radujemy się. We wszystkim zwycięży Chrystus". Kardynał Wyszyński złożył Ojcu świętemu obszerną relację o rozwoju życia religijnego w Polsce. Wręczył też dziękczynny list grupy lekarzy polskich za encyklikę "Humanae vitae", podpisany między innymi przez stu profesorów i docentów. Drugi list dziękczynny dla Papieża przywiózł Prymas od ponad 100 wielodzietnych rodzin katolickich; niektóre z nich miały po kilkanaścioro dzieci. Ważnym tematem rozmowy Papieża i Prymasa Polski był całokształt stosunków między Stolicą Apostolską a państwami bloku wschodniego. Ojciec święty zaprosił Księdza Prymasa wraz z rektorem Instytutu Polskiego w Rzymie, prałatem Mączyńskim, na obiad w niedzielę, 10 listopada. W przyjęciu wziął udział także arcybiskup Casaroli i dwaj sekretarze Ojca świętego. Papież przyniósł i wręczył Prymasowi ornat, w którym miał zamiar odprawić nabożeństwo na Jasnej Górze na uroczystościach milenijnych 3 maja 1966 roku. Paweł VI powiedział: "Proszę powiedzieć biskupom, duchowieństwu, zakonom, rodzicom, młodzieży, dzieciom - wiernym, że w pełni ufamy Wam, wierzącym, że jesteście wierni Kościołowi Świętemu, że walczycie o prawa Chrystusa z godnością, że mamy dla Was wiele czci i uznania dla Waszej postawy, którą obserwujemy z podziwem, jako wzór dla współczesnego świata". Następnie Paweł VI pokazał swoim gościom "Złotą Różę dla Jasnej Góry", była przeznaczona także na dzień 3 maja 1966 roku. Powiedział ze smutkiem: "Może już nie ja, ale mój następca przywiezie ją na Jasną Górę". Było rzeczą oczywistą, że Papież gorąco pragnąłby przybyć na Jasną Górę. Jak bardzo tego chciał, najlepiej wyraził jedenaście lat później jego drugi z kolei następca na Stolicy Piotrowej, Jan Paweł II, przemawiając do swych rodaków w Warszawie. Rozmowa podczas obiadu u Pawła VI toczyła się właściwie pod znakiem niedoszłej wizyty Ojca świętego w Polsce. Papież pokazywał złoty medalion z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej i Chrystusa Zmartwychwstałego, który miał być odbity i rozdawany w Częstochowie, a także inne przygotowane dary i pamiątki. Widać było, że Paweł Vi stale jeszcze żył projektowaną pielgrzymką. Ksiądz Prymas przebywał w Rzymie ponad miesiąc i 7 grudnia złożył pożegnalną wizytę Ojcu świętemu, uprzednio odbywając liczne rozmowy w dykasteriach watykańskich. Załatwił wiele spraw, między innymi dziękował Papieżowi za mianowanie drugiego biskupa pomocniczego dla wychodźstwa polskiego w osobie ks. Szczepana Wesołego, będącego formalnie sufraganem gnieźnieńskim, a faktycznie pomocnikiem biskupa Rubina. W czasie audiencji pożegnalnej Ojciec święty ponownie dał wyraz swej wysokiej ocenie postawy Prymasa i Episkopatu. W dniu pożegnania z Ojcem świętym podejmował Księdza Prymasa obiadem jeszcze arcybiskup Casaroli. Wbrew intencjom rządu i pewnym spekulacjom prasy, między biskupami polskimi i Stolicą Apostolską, a szczególnie papieżem Pawłem VI, panowała całkowita jedność poglądów. Dnia 9 grudnia Prymas złożył kurtuazyjną wizytę w ambasadzie polskiej w Rzymie, gdzie podejmował go radca Szablewski. Kardynał Wyszyński nie omieszkał wspomnieć o "Złotej Róży" czekającej na Watykanie i o nadziei Ojca świętego, że będzie mógł zawieźć ją na Jasną Górę. Inny punkt rozmowy z Szablewskim powinien być dla rządu nader interesujący. Ksiądz Prymas mówił bowiem o swoim projekcie podziału diecezji gorzowskiej na mniejsze diecezje. Z punktu widzenia polskiej racji stanu zamiar ten powinien wywołać entuzjazm. W dniu 11 grudnia kardynał Wyszyński powrócił do Warszawy i już następnego dnia, przemawiając w katedrze warszawskiej, ujawnił wiernym pragnienie Ojca świętego przyjazdu do Polski. Można powiedzieć, że Prymas uprawiał dyplomację całkowicie jawną. Komisja Główna Episkopatu obradowała w Krakowie 14 grudnia. Naturalnie, jej głównym tematem była relacja z Rzymu i sprawa przyjazdu Ojca świętego. Następnego dnia odbyły się w Krakowie uroczystości związane z zakończeniem nawiedzenia przez obraz Matki Bożej archidiecezji krakowskiej i rozpoczęciem peregrynacji w diecezji tarnowskiej. Trzeba przypomnieć, że nawiedzenie odbywało się bez obrazu, który był ciągle "aresztowany" na Jasnej Górze i pilnowany przez policję. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Kościół katolicki w Polsce poniósł dotkliwą stratę, a kardynał Wyszyński utracił najbliższego w okresie dwudziestu lat współpracownika. O godzinie #/1#17 w dniu 26 grudnia zmarł w szpitalu warszawskim biskup dr Zygmunt Choromański, Sekretarz Episkopatu Polski. Prymas był tą śmiercią głęboko poruszony. Mówił o wierze i wierności Biskupa oraz o jego kluczowej roli w rozmowach z rządem w ciągu dwudziestu lat. Kardynał Wyszyński wydał odezwę do wiernych, wysłał depeszę do wszystkich biskupów i do rządu PRL. Wygłosił także przemówienie na pogrzebie Biskupa w dniu 29 grudnia. W pogrzebie wzięło udział 27 biskupów, był obecny kardynał Wojtyła. Brakowało tylko przedstawiciela rządu. Nie ulegało wątpliwości, że odchodził człowiek, który był główną postacią Komisji Mieszanej, a potem Komisji Wspólnej Episkopatu i rządu. Ksiądz Prymas mówił o Zmarłym powtórnie w katedrze 30 grudnia. W nabożeństwie uczestniczyły wielkie rzesze wiernych, byli posłowie Koła "Znak", był obecny ambasador USA w otoczeniu swych współpracowników. Przybył także pierwszy, szybko odsunięty premier Polski powojennej, E. Osóbka Morawski. Nie było nikogo z rządu. Skomentowano to jednomyślnie: "Zawsze są gruboskórni". W ostatnim dniu roku 1968 kardynał Wyszyński udał się wraz z ks. drem Glempem do Gniezna. Dla Prymasa kończył się rok niezwykle pracowity, niemal taki jak rok 1966. Prymas znaczną jego część spędził w samochodzie, odwiedzając niemal wszystkie diecezje, biorąc udział w uroczystościach kościelnych i na co dzień obcując z wiernymi, co miało tak zasadnicze znaczenie dla ich postawy. Kardynał Wyszyński wywierał zawsze wielki wpływ na słuchaczy i znajdował język trafiający do nich bardzo bezpośrednio. Wielu ludzi stwierdza, że uroczystości kościelne z obecnością Prymasa miały zupełnie inny charakter niż te, w których Prymas nie mógł uczestniczyć. Osobowość Kardynała oddziaływała sugestywnie i na wielkie zgromadzenia wiernych, i na indywidualnych rozmówców. Ludziom udzielał się jego charyzmat żarliwości, niezłomność jego postawy i niewzruszona wiara. W kończącym się roku odeszło na zawsze ośmiu biskupów, w tym takie indywidualności, jak biskup Choromański i biskup Pękala. Ale w tymże dwudziestym roku swego prymasowskiego posługiwania kardynał Wyszyński osobiście konsekrował trzydziestego drugiego biskupa. Zaczynał się nowy okres pracy. Nic nie wskazywało, że będzie łatwiejszy, choć było już jasne, że ofensywa partii przeciw Kościołowi po roku 1966 załamała się. Chwiejna sytuacja wewnętrznopolityczna i pokojowa propaganda międzynarodowa krępowały także poprzednią agresywność polityki wyznaniowej. IV Pierwsze dni stycznia 1969 roku Prymas spędził w Gnieźnie. Zaraz po powrocie do Warszawy uczestniczył 5 stycznia w uroczystościach pięćdziesięciolecia Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek i Towarzystwa Opieki nad Niewidomymi, które odbywały się w kościele św. Marcina w Warszawie. Także politycy nie pozwalali wytchnąć Prymasowi. Zjawił się u niego poseł Zabłocki z kilkuosobowym gronem współpracowników Ośrodka Dokumentacji i Studiów Społecznych, utworzonego chwilowo przy Klubie Inteligencji Katolickiej i redakcji "Więzi". Ośrodek miał się potem usamodzielnić, a nawet sięgnąć po przejęcie kierownictwa "Znaku", przez co wywołał rozłam w tym środowisku. Mała grupa ludzi stawiała sobie nader rozległe zadania, które zresztą nigdy później nie zostały wykonane. Chodziło o akcję polityczną, której zapleczem miały być prace nad rozwojem myśli chrześcijańsko_społecznej. W początkach stycznia Ksiądz Prymas przyjął również Jerzego Zawieyskiego wraz z zarządem Klubu Inteligencji Katolickiej. Wydarzenia poprzedniego roku spowodowały wzrost zaufania Prymasa do KIK_u i zgodę Kardynała na udział przedstawicieli Klubu w Komisjach Episkopatu. Ponieważ nie ustawał pobór alumnów do wojska i ich szykanowanie, Ksiądz Prymas wystosował pismo protestacyjne do przewodniczącego Rady Państwa, do Urzędu do Spraw Wyzań i Ministerstwa Obrony Narodowej. Kardynała Wyszyńskiego odwiedził Paweł Jasienica (Lech Beynar), znany pisarz i historyk, którego Gomułka, nie mogąc złamać, zniesławił na słynnym wiecu 19 marca poprzedniego roku aluzją do jego rzekomej powojennej współpracy z tajną policją. Ksiądz Prymas oświadczył Jasienicy krótko: "Nie składam Panu wyrazów współczucia, gdyż spełnił Pan obowiązek, co okryło go zaszczytem uznania społeczeństwa". Ileż sił musiały dodać pisarzowi te słowa, wypowiedziane przez największy autorytet moralny w Polsce! Zadręczony psychicznie Jasienica miał zresztą przedwcześnie umrzeć. Wskazówką co do kierunku postępowania partii wobec Kościoła były najczęściej relacje biskupa Dąbrowskiego z rozmów z dyrektorem Skarżyńskim. Skarżyński uchylał się od zajęcia stanowiska w najważniejszej kwestii - przyjazdu Papieża. Wykraczało to poza jego kompetencje. Podobnie było z innymi sprawami. Sprawę gróźb wobec Śląskiego Seminarium Duchownego uznawał Skarżyński z kolei za lokalną. Zdecydowanie wypowiadał się natomiast przeciw Kościołowi greckokatolickiemu. Biskupowi Dąbrowskiemu jednakże udawało się załatwiać drobne i rzeczywiście lokalne sprawy. Inne, poważniejsze, pozostawały w zawieszeniu. Stosunki między Kościołem a państwem, mimo nieco lepszej atmosfery rozmów, pozostawały więc nadal w impasie. W tej sytuacji należało podjąć stanowcze kroki. Komisja Główna Episkopatu postanowiła w dniu 11 lutego wysłać list do premiera w sprawie przyjazdu Ojca świętego do Polski. Następnego dnia plenarna sesja Konferencji Episkopatu powitała w swoim gronie biskupa Wesołego, konsekrowanego przez Księdza Prymasa 7 lutego. Konferencja wybrała biskupa Bronisława Dąbrowskiego na sekretarza Episkopatu Polski. Był on od dwudziestu lat najbliższym współpracownikiem biskupa Choromańskiego, a w ostatnim okresie jego choroby faktycznie pełnił już funkcję sekretarza. Biskup Dąbrowski informował Episkopat o przygotowaniach do starań o publicznoprawny status Kościoła katolickiego. Zwrócono uwagę na niepokojącą akcję kradzieży i podpaleń kościołów. Sytuacja Kościoła niepokoiła duchowieństwo i 27 lutego Ksiądz Prymas spotkał się z 200 księżmi u Ojców Jezuitów w Warszawie. Księża postawili anonimowo pytania co do wszystkich możliwych kwestii. Ksiądz Prymas mówił o Soborze, o sprawach archidiecezji, o politycznym tle i trudnościach ekumenizmu w Polsce. Szersze zainteresowanie wywołała wtedy sprawa powołania Rad Prezbiterów. Kardynał zwrócił uwagę na fakt, że kuria pracuje kolegialnie już od 1949 roku, podobnie jak Wydział Duszpasterski. Ksiądz Prymas omówił coraz liczniejsze przypadki powracania księży z Kościoła Narodowego. Dnia 2 marca 1969 roku czytany był w całej Polsce list pasterski Episkopatu o pomocy modlitewnej Ojcu świętemu. W dniu tym odbyła się też pielgrzymka duchowieństwa i biskupów na Jasną Górę. Biskup Dąbrowski rozmawiał ponownie z dyrektorem Skarżyńskim. Szef Urzędu do Spraw Wyznań złagodniał. Zdawał się rozumieć, że biskupi nie chcą i nie będą rozmawiać z rządem o seminariach duchownych. Okazał też zainteresowanie listami alumnów z wojska, skarżącymi się na szykanowanie. Skarżyński nie miał nic przeciw dalszym wyjazdom biskupów |ad |limina. Wreszcie zezwolił na wykonanie pieczęci Biura Sekretariatu Episkopatu Polski i Biura Prasowego Sekretariatu Episkopatu Polski. Ta ostatnia decyzja miała rzeczywiście znaczenie, stanowiła bowiem uznanie przez władze państwowe Biura Prasowego, które od czasu swego powołania było zagrożone. Na tle pewnego odprężenia w stosunkach z rządem Prymas wiele energii poświęcał sprawie stosunków "Znaku" z Kościołem. Z początkiem marca rozmawiał z Antonim Marylskim o artykule Jerzego Turowicza "Kryzys w Kościele", a 8 marca z redaktorem naczelnym "Więzi", Tadeuszem Mazowieckim, o publikacjach tego pisma poświęconych księżom i sprawom ekumenizmu. Próbował wyjaśnić katolikom świeckim, że żyją z "kapitału" moralengo Kościoła oraz zwracał ich uwagę na wykorzystywanie przez marksistów wszelkich różnic w Kościele. Komisja Główna Episkopatu obradowała 16 kwietnia nad sytuacją Kościoła. Stwierdzono raczej spokój w centrali i drobne szykany w terenie. Z troską rozważano ostatnie wydarzenia w grupie "Znak". Spośród jej posłów władze usunęły J. Zawieyskiego. Niepokój budził wzrost działalności Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. Wiele do myślenia dawało także milczenie prasy zachodniej o Kościele w Polsce. Przypisywano je zniesławieniu kraju przez akcję antysemicką władz. Głównym elementem ogólnej sytuacji politycznej zdawała się być walka partyjnej gerontokracji, w dużej mierze importowanej z Rosji, z młodym pokoleniem partyjnym, tubylczym i nastawionym ksenofobicznie. Obie frakcje były antyrewizjonistyczne i antyliberalne. Z Rzymu nadchodziły wiadomości, że nie widzi się tam powodu, który uzasadniałby przyjazd Ojca świętego do Polski. Zachodnia prasa sensacyjna rozpowszechniała pogłoski o skrajnym pesymizmie Papieża wobec sytuacji Kościoła po Soborze. W dniu 18 kwietnia odbyło się posiedzenie Rady Prymasowskiej Budowy Kościołów Warszawskich. Okazało się, że władze nie wydały znów ani jednego zezwolenia na budowę kościoła w stolicy, zgadzając się tylko na wydawnictwa dotyczące budownictwa sakralnego. Pod tym względem sytuajca w Warszawie i w całym kraju stawała się coraz trudniejsza. Społeczeństwo odczuwało dotkliwy brak kościołów. Coraz więcej uwagi Ksiądz Prymas poświęcał archidiecezji gnieźnieńskiej; udał się tam znów 20 kwietnia. Następnego dnia dostał depeszę o sparaliżowaniu Jerzego Zawieyskiego. Pisarz miał nie przeżyć swej klęski politycznej, będącej jednakże wielkim zwycięstwem moralnym. W dniu św. Wojciecha, 23 kwietnia, w bazylice prymasowskiej w Gnieźnie zgromadziło się niemal całe duchowieństwo archidiecezji, wiele sióstr zakonnych oraz wierni. Kilkuset księży i sióstr wybierało się z pielgrzymką na Jasną Górę w intencji Ojca świętego. Ksiądz Prymas wrócił do Warszawy dopiero 28 kwietnia i zaraz udał się na wizytacje. Potem pojechał na Jasną Górę, gdzie miały się odbyć centralne uroczystości nowej akcji duszpasterskiej w Polsce, opartej na "Credo Pawłowym" Ojca świętego. Wobec najrozmaitszych kontestacji w Kościele Powszechnym, wobec ogromnego pomieszania pojęć i sprzeciwów niektórych teologów w stosunku do podstawowych dogmatów chrześcijańskich, papież Paweł VI złożył swoje publiczne wyznanie wiary, które powszechnie nazywano "Credo Pawłowym". Aby przyjść Papieżowi z pomocą w jego udręce spowodowanej tymi właśnie kontestacjami, Prymas i biskupi polscy podjęli wielką akcję duszpasterską, która miała wspierać Ojca świętego i Kościół Powszechny. Miała również budzić sumienia Polaków i ożywiać wiarę narodu ciągle systematycznie ateizowanego. Programem stała się powszechna modlitwa za Papieża, wsparta ofiarami i dobrymi uczynkami, a nade wszystko uroczystym wyznaniem wiary słowami "Credo Pawłowego". Dnia 3 maja na Jasnej Górze wszyscy polscy biskupi po odnowieniu milenijnego aktu oddania, po uroczystej sumie, odmówili "Credo Pawłowe". Tego samego dnia we wszystkich kościołach parafialnych uczynili to wierni pod przewodnictwem swoich duszpasterzy. Wszystko to odbyło się z udziałem wielkich rzesz ludności. Do 30 czerwca Jasna Góra była prawdziwie "oblężona". Według ustalonego kalendarza przybywały liczne pielgrzymki diecezjalne w celu złożenia przed obliczem Matki Bożej "Credo Pawłowego" oraz modlitwy i ofiar w intencji Papieża. Każdej pielgrzymce przewodniczył biskup ordynariusz. W pielgrzymce brali udział biskupi sufragani, kapituły diecezjalne, kapłani i przedstawiciele Ludu Bożego z całej diecezji. Modlitwy trwały dzień i noc. Program "ku pomocy Kościołowi Powszechnemu" był inicjatywą i dziełem Prymasa. W związku z uroczystościami na Jasnej Górze w dniu 3 maja odbyło się tam posiedzenie Komisji Głównej, a następnego dnia plenarnej sesji Episkopatu. Uchwalono list do Ojca świętego o szerokiej akcji modlitw w jego intencji. Wystosowano kolejny list do Ministerstwa Obrony Narodowej w sprawie przymusowej ateizacji kleryków. Na Konferencji kardynał Wojtyła referował swoją rozmowę z Ojcem świętym. Papież nie widział aktualnego motywu swej pielgrzymki do Polski, a niesławną rządową propozycję przyjazdu do Wrocławia z hołdem dla budowanego przez "księży rządowych" wbrew Episkopatowi pomnika Jana XXIII uważał za nietakt dyplomatyczny. Ważną rolę we wstrzemięźliwości Watykanu co do angażowania się na terenie bloku wschodniego odgrywała naturalnie zeszłoroczna inwazja Czechosłowacji. Wiele uwagi poświęcił Episkopat sprawie podręczników do katechizacji ze względu na rozpowszechnianie w kraju dwóch katechizmów: redakcji Komisji Katechetycznej i "Apostolstwa Modlitwy" Ojców Jezuitów. Istnienie dwóch szkół katechetycznych uważano raczej za zjawisko twórcze, ale egzemplarzy katechizmu stale w kraju było za mało. W maju przybywały na Jasną Górę liczne pielgrzymki diecezjalne w związku z opisanym wyżej "Credo Pawłowym" oraz pielgrzymki różnych grup zawodowych, akademików, lekarzy itp. Niemal każdy dzień przynosił dowody planowego wysiłku duszpasterskiego Prymasa i Episkopatu. W tym czasie kardynał Wyszyński udał się do Krakowa, by w dniu 11 maja wziąć udział w uroczystej procesji z Wawelu na Skałkę ku czci św. Stanisława. I znów biskupom towarzyszyły niezliczone rzesze wiernych. Na marginesie tego faktu Ksiądz Prymas zauważył: "Ludzie radują się. Potrzebne im jest to społeczne wyznanie wiary. Nie jest ono manifestacją. Ci ludzie okazali wielką cierpliwość, biorąc udział w uroczystości, która trwała dla wielu około pięciu godzin". Zbliżały się "wybory" do Sejmu. Jak wiemy, już w poprzednich wyborach Prymas nie wziął udziału. Teraz znów "wyborów" dokonał Kliszko, narzucając nawet kandydata katolickiemu "Znakowi". W tej sytuacji Ksiądz Prymas nie widział możliwości udania się do urny wyborczej. Uważał widocznie, że należy w ten sposób zaprotestować przeciw charakterowi Sejmu, któremu odebrano nawet pozory reprezentacji społeczeństwa. Wreszcie w polityce wyznaniowej państwa nie nastąpiły liczące się zmiany. Decydujące znaczenie miało całkowite zahamowanie budownictwa sakralnego. Obserwatorzy tajnej policji czuwali w dniu wyborów, 1 czerwca, czekając, czy Prymas pójdzie głosować. Spotkał ich zawód. W dniu tym Kardynał święcił prezbiterów w seminarium duchownym, a potem odbywał wizytację parafii w Ząbkach koło Warszawy. Ludzie kpili sobie z wyborów, ale dla zabezpieczenia się przed bardzo zresztą teoretycznymi represjami szli głosować. W tej dwoistości postaw kryła się zasadzka moralna, a raczej podwójna moralność. Oczywiście, w takiej grze Prymas nie chciał wziąć udziału. Nie poszedł do urny wyborczej. Uważał, że trzeba żyć w prawdzie: "Ktoś to musi czynić". Dnia 18 czerwca Ksiądz Prymas dowiedział się o tragicznej śmierci Jerzego Zawieyskiego. Od dłuższego już czasu pozbawiony świadomości Zawieyski chodził po pokoju i budynku szpitalnym. Nie mógł mówić i nie zawsze orientował się, gdzie się znajduje. Często płakał. Rano Zawieyski poszedł do łazienki, potem zamknął się w pokoju, a po dziesięciu minutach spadł na ulicę z balkonu na czwartym piętrze, ponosząc śmierć na miejscu. Zgodnie ze swoją wolą został pochowany w Laskach. Pogrzeb prowadził biskup Miziołek, wzięły w nim udział wielkie tłumy wierzących i niewierzących. Odchodził człowiek, który odważnie w Sejmie przeciwstawił się Gomułce i akcji antysyjonistycznej. Dnia 19 czerwca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej, a następnego dnia - Konferencji Episkopatu. Omawiano sytuację Kościoła w świetle pogarszającego się ogólnego położenia kraju. Arcybiskup Kominek relacjonował katastrofalną sytuację gospodarczą ludności na Ziemiach Zachodnich. Konferencja Episkopatu wystosowała pismo do Ojca świętego w sprawie przywrócenia w kalendarzu liturgicznym niektórych świętych polskich, zupełnie tam pominiętych. Uchwalono też, że wszystkie podręczniki katechetyczne w Polsce muszą być przedstawiane Komisji Katechetycznej Episkopatu. Opracowując program duszpasterski na lata 196981970, wnikliwej analizie poddano drastyczne obniżenie się poziomu obyczajowości wśród młodzieży. Biskupi uchwalili także list pasterski na trzydziestą rocznicę wybuchu wojny. List Episkopatu zawierał następujący fragment: "(...) Naród polski poderwał się także do obrony zagrożonej kultury światowej przed molochem przemocy totalitarno_militarystycznej. Czynem swoim mówił światu, że wolność jest donioślejszą wartością i dobrem przewyższającym wszystkie udręki i ofiary. Postawą swoją ostrzegał przed zwyrodniałym militaryzmem najeźdźców". To ostatnie słowo wywołało panikę w partii i naciski na Episkopat, żeby zostało usunięte z tekstu. Rząd stał na stanowisku, że we wrześniu 1939 roku Polska miała tylko jednego najeźdźcę. Ksiądz Prymas oparł się jednak wszelkim naciskom i list Episkopatu został odczytany, a następnie wydrukowany w Paryżu wraz z innymi listami biskupów w pełnym brzmieniu. W końcu czerwca Prymas i biskup Dąbrowski musieli wystosować list protestacyjny do rządu przeciw wydanym przez władze tajnym okólnikom o zwalczaniu punktów katechetycznych. Charakterystyczny był fakt, że tego rodzaju dokumenty dostawały się w ręce Episkopatu. Rokrocznie od wielu już lat odbywały się w pierwszych dniach lipca pielgrzymki nauczycielstwa polskiego na Jasną Górę. Po pielgrzymce, która zawsze miała miejsce w niedzielę, część nauczycieli zostawała na kilkudniowe rekolekcje zamknięte, odbywające się w różnych domach zakonnych i ośrodkach duszpasterskich. Zwyczaj ten trwa do dnia dzisiejszego. Prymas Polski często brał udział w pielgrzymce nauczycieli i wychowawców, a niejednokrotnie rozpoczynał ich rekolekcje zamknięte konferencją ogólną w bazylice jasnogórskiej. Tradycyjne już wakajce w Bachledówce na Podhalu rozpoczął Ksiądz Prymas 4 lipca. Tam przyszła wiadomość o pogromie dokonanym przez władze w Zbroszy Dużej. Kaplica została rozbita, krzyż usunięty, wyniesiono także sprzęt liturgiczny, a ks. proboszcza Sadłowskiego zabrano na przesłuchanie. Zrozpaczona ludność modliła się pod przydrożnym krzyżem. Zbroszę Dużą odwiedzili biskupi Dąbrowski i Miziołek. Na ostatnie dni urlopu Prymasa przyjechał jak zwykle kardynał Wojtyła. Kardynałowie postanowili, że na Synod do Rzymu udadzą się tylko wtedy, jeśli obydwaj dostaną paszporty. Do Warszawy Prymas wracał przez Jasną Górę, skąd zabrał kopię obrazu Matki Bożej, przeznaczoną dla Ojca świętego. W stolicy obchodził 3 sierpnia 68 rocznicę swych urodzin, 45_lecie kapłaństwa i imieniny. Życzenia składały liczne delegacje, studenci, wielu księży i sióstr zakonnych. Sierpień miał Ksiądz Prymas jak zwykle wypełniony wizytacjami i podróżami duszpasterskimi. Dorocznym zwyczajem w dniu 14 sierpnia witał Prymas w Częstochowie pieszą pielgrzymkę Warszawską. W tym roku liczyła ona ponad 3 tysiące osób, w tym siedemdziesiąt procent młodzieży. Siedemnastego sierpnia przybyła do Częstochowy pielgrzymka dziewcząt z różnych diecezji, obejmująca ogółem 40 tysięcy osób. Zaś 26 sierpnia zgromadziły się na Jasnej Górze nieprzeliczone tłumy. Dnia 29 września 1969 roku obradowała Komisja Główna, a w następnych dwóch dniach - Konferencja Episkopatu. W terenie molestowano księży o kary finansowe, ale niezbyt odważano się na ich egzekwowanie. Biskupi stwierdzili organizowanie przez władze odłamu "księży kontestatorów" nowej - obok "księży patriotów" - próby wewnętrznej dywersji w Kościele. Komisja Główna postanowiła wystosować pismo do duchowieństwa oraz memoriał do rządu i do Stolicy Apostolskiej o stabilizacji administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Biskupi zwracali szczególną uwagę na katastrofalny brak świątyń i zakaz budownictwa sakralnego. Episkopat wybrał kardynała Wojtyłę na wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu. Biskupi stwierdzili nowe próby władz rejestrowania punktów katechetycznych. Postanowiono nie wypełniać nadsyłanych w tej sprawie druczków. Władze dokonały także ponownej próby wizytowania seminariów duchownych w Gnieźnie i Poznaniu. Mimo że w tej kwestii rząd nie mągł liczyć na żadne ustępstwa ze strony Episkopatu, stale jakieś siły w partii parły do zaostrzenia sytuacji. Kardynał Wyszyński przygotowywał się powoli do wyjazdu do Rzymu. Liczył się z tym, że będzie musiał tam poddać się operacji. Siódmego października wieczorem Prymas wyruszył do Rzymu. Następnego dnia w drodze zetknął się z jadącą tym samym pociągiem grupą młodzieży żydowskiej, przymusowo emigrującej z Polski. Opowiadali Prymasowi, że nie mogli dłużej trwać w atmosferze psychicznego nacisku, musieli przerwać studia i wyjechać w nieznane, ale chcieliby kiedyś wrócić do Polski. Ksiądz Prymas przekazał grupie wyrazy swego współczucia i zachęcał do powrotu, gdy okoliczności na to pozwolą. Młodzi byli przyjaźnie nastawieni do Kościoła katolickiego, mówili: "nasi biskupi". Jedna z emigrantek nosiła nazwisko Wyszyńska. Była córką Żydówki Bermstein i Polaka o nazwisku Wyszyński. Także i ona musiała opuścić kraj. Ksiądz Prymas rozstawał się z grupą emigrantów ze smutkiem, starając się dobrym słowem złagodzić krzywdę, jakiej doznali w naszym i równocześnie ich kraju. Dnia 9 października na rzymskim dworcu Termini witali Prymasa arcybiskup Benelli, biskup Rubin i przedstawiciel ambasady PRL. Trzynastego października rozpoczęły się obrady Synodu. W tym dniu Ksiądz Prymas wygłosił podczas sesji przemówienie. Podkreślił, że celem Synodu nie są doktrynalne rozważania problemu kolegialności, bo tym zajmował się przecież Sobór. "Trzeba raczej - mówił Prymas Polski - zająć tu stanowisko wyznawców naszej wierności Ojcu świętemu, gdyż tego oczekują wszyscy, zwłaszcza ludy wschodniej Europy, przygniecione jarzmem ateizmu państwowego". Rzeczywiście, z punktu widzenia Europy wschodniej powszechność Kościoła i prymat Papieża, biskupa Rzymu, stawały się tarczą obronną, zapewniającą pewien margines wolności. Wielu biskupów w ogóle nie zdawało sobie sprawy z tego aspektu dyskusji o kolegialności. Po sesji Prymas udał się do Ojca świętego. Powiedział mu, że przywozi w darze kopię obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Obraz ten znalazł potem swoje miejsce w prywatnych apartamentach Pawła VI. Kardynał Wyszyński wręczył Papieżowi memoriał biskupów polskich z prośbą, by Ojciec święty bronił czci Matki Bożej, by ustanowił święto Matki Kościoła i oddał Jej pod opiekę całą Rodzinę ludzką. Autorzy memoriału gorąco prosili, by Papież uczynił to kolegialnie, to znaczy razem ze wszystkimi biskupami świata. Postulaty te były szeroko uzasadnione teologicznie. Papież zapewnił Księdza Prymasa, że podziela wiarę biskupów polskich, czemu dał wyraz w przemówieniu o różańcu. Paweł VI powiedział Prymasowi, że wiedział o akcji modlitewnej "Credo Pawłowego" i uznał ją za "wyjątkową w świecie". Mówił: "Zachowujcie jedność w wierze, jedność Episkopatu i jedność z ludem, co nie wszędzie ma miejsce". Ojciec święty dał też do zrozumienia kardynałowi Wyszyńskiemu, że był zadowolony z jego przemówienia na Synodzie. Potem nastąpiła uroczystość w szerszym gronie, wniesiono dary dla Ojca świętego: obraz Matki Bożej, album o "Credo Pawłowym" w Polsce, książkę Guittona: "Dialogi z Pawłem VI" w języku polskim, wydaną przez "Pallottinum", i medal gnieźnieński. Kongregacja "Pro Clero" zorganizowała na Uniwersytecie Laterańskim dyskusję, związaną z obradującym Synodem, w czasie której, 14 października, przemawiał także kardynał Wyszyński. Zajął stanowisko bardzo jednoznaczne, co zresztą spotkało się z gąrocymi oklaskami większości obecnych. Prymas powiedział między innymi: "Od 44 lat nie miałem wątpliwości, czym jest kapłaństwo, ochrzczony w imię Świętej Trójcy i posłany, by przepowiadać i chrzcić". Przyciąganie ludzi do wspólnoty z Trójcą Świętą uważał Prymas za istotę kapłaństwa. Powołując się na przykłady wschodnie dowodził, że brak powołań kapłańskich nie wynika z obowiązku celibatu, ale z głębszego kryzysu, wywołanego materializmem praktycznym. Następne dni wypełniły Księdzu Prymasowi rozmowy z wieloma osobistościami kościelnymi o sytuacji Kościoła Powszechnego, wśród nich z kardynałem Slipyjem, z kardynałem Dani~elou, z biskupem Carlo Colombo. Wnioski z tych rozmów zamykały się w dwóch konkluzjach: objawy kryzysu w Kościele nakazują jedność w obronie autorytetu papieża; charyzmat prymatu biskupa Rzymu ma charakter duchowy, a nie tylko jurydyczny. Dnia 28 października Prymas udał się do kliniki w Rzymie i tam poddał się udanemu w pełni zabiegowi chirurgicznemu. W czasie rekonwalescencji odwiedzało go wiele osobistości kościelnych. Byli z wizytą kardynał Wojtyła, biskup Rubin, arcybiskup Casaroli, arcybiskup Kominek i inni. Dnia 22 listopada Ksiądz Prymas opuścił szpital. W tym czasie pracował nad ostateczną redakcją Listu do moich kapłanów dla ~editions du Dialogue. Otrzymał też pierwsze egzemplarze swojej biografii ilustrowanej, wydanej przez Polonię amerykańską. Piętnastego grudnia kardynał Wyszyński przybył z pożegnalną wizytą do Ojca świętego. Dziękował Papieżowi za dowody pamięci w czasie swojej choroby. Paweł VI przemówił do Kardynała bardzo serdecznie, oświadczając między innymi: "Przyszliście mi z wielką pomocą. Postawa Prymasa na Synodzie miała doniosłe znaczenie. Odczuliśmy to wszyscy. (...) Patrzymy na Was, jak pracujecie, i to jest wzór dla Episkopatów całego świata". Ojciec święty pytał Księdza Prymasa o wiele spraw. Prosił na przykład o naświetlenie problemu grekokatolików w Polsce. Wywiązała się też rozmowa o ekumenizmie. Ksiądz Prymas zwrócił uwagę, że wypowiedź mons. Willebrandsa na ten temat nie uwzględnia w ogóle Cerkwi prawosławnej w Rosji. Biurokratyzacja tamtejszej hierarchii nie zmieniła faktu wydatnego wzrostu uczuć religijnych ludności. Prymas wrócił do memoriału biskupów polskich w sprawie administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Papież widział szanse rozwiązania dla Wrocławia i Olsztyna. Prosił o pewną cierpliwość, przyrzekał, że nie zapomni o tej doniosłej dla Kościoła polskiego sprawie. Tegoż dnia Prymas opuścił Rzym i 17 grudnia przybył do Warszawy. W niedzielę 21 grudnia przemawiał ponad godzinę w katedrze warszawskiej, relacjonując przebieg Synodu Biskupów. Ogólna sytuacja pod koniec roku nie była zbyt klarowna. Nie ulegał natomiast wątpliwości fakt, że partia straciła wszelką orientację w polityce wyznaniowej. Złudne pozory nowych możliwości stwarzał poseł Zabłocki ze swoim nielicznym, ale głośnym Ośrodkiem Dokumentacji i Studiów Społecznych. Ksiądz Prymas przywiązywał początkowo do tej akcji pewną wagę, ale późniejsze wydarzenia odsłoniły jej oblicze. Kończący się rok nie przyniósł niestety nadziei na przyjazd Papieża do Polski, czego tak pragnęli i Ojciec święty, i Prymas. Rok 1970 zapowiadał się pozornie spokojniej, choć stałe pogarszanie się sytuacji społecznej i gospodarczej kraju było dla Episkopatu oczywistością. Nastąpiły nowe nominacje biskupów. Dotychczasowy rektor Hosianum ks. dr Henryk Gulbinowicz został mianowany biskupem i administratorem apostolskim w Białymstoku. Obradująca 14 stycznia Komisja Główna większość czasu poświęciła bolesnej sprawie budownictwa sakralnego, która nie ruszyła z martwego punktu. Dwa następne dni wypełniło posiedzenie Konferencji Episkopatu. Wysłuchała ona sprawozdania kardynała Wojtyły z podróży do USA i Kanady, a także relacji o Synodzie Biskupów w Rzymie. Episkopat wprowadzał stopniowo język polski do liturgii. Konferencja przyjęła polski tekst całej Mszy św. Biskupi postanowili też przyciągać laikat do możliwie najszerszej współpracy w Kościele. Zdecydowano jednak, że skład różnych Komisji Episkopatu z udziałem świeckich może ustalać tylko sesja plenarna. Za główne hasło tradycyjnych uroczystości 3 maja na Jasnej Górze i w całej Polsce przyjęto modlitwę w intencji kapłanów, zakonów i inteligencji o wierność Kościołowi. Nie trzeba tłumaczyć, że intencja była wymierzona przeciw próbom rozbijania Kościoła i dyferencjacji społeczności katolickiej. W związku z zakończeniem nawiedzenia w diecezji tarnowskiej Episkopat postanowił kontynuować je w diecezji przemyskiej, pomimo iż obraz był ciągle uwięziony na Jasnej Górze. Ponieważ władze państwowe nie godziły się na zakładanie nowych parafii, więc kuria metropolitalna warszawska na posiedzeniu 17 stycznia postanowiła zakładać nieformalne filie. Na 309 istniejących parafii postanowiono założyć 34 filie. Kościół trwał nadal w walce. Dnia 20 stycznia skazano ks. Sadłowskiego ze Zbroszy Dużej na trzy miesiące więzienia za odprawianie nabożeństwa w domach prywatnych. W dniach od 21 stycznia do 6 lutego Ksiądz Prymas przebywał w Gnieźnie, poświęcając czas na sprawy duszpasterskie i administracyjne archidiecezji. W związku z ogólnym ubożeniem społeczeństwa Prymas stwierdził także pogarszającą się sytuację materialną księży. Uwzględniając to, zwolnił mniejsze parafie od świadczeń na rzecz kurii. Dnia 7 lutego kardynał Wyszyński konsekrował na biskupa nowego ordynariusza w Białymstoku, ks. H. Gulbinowicza. Prymas powróciwszy do Warszawy zastał swego ojca, od dłuższego już czasu śmiertelnie chorego staruszka, w bardzo złym stanie zdrowia. Ojciec Prymasa, Stanisław Wyszyński, zmarł 15 lutego o godzinie #/1#30 w nocy. Urodzony 1 kwietnia 1876 roku, liczył bez mała 94 lata; śmierć była w zasadzie spodziewana, ale dla bliskich jest ona zawsze nieoczekiwana. Pogrzeb odbył się 18 lutego we Wrociszewie, gdzie Stanisław Wyszyński pracował długie lata jako organista. Ksiądz Prymas polecił nie drukować klepsydr, nie odbyło się też specjalne nabożeństwo żałobne w katedrze warszawskiej. Chodziło o uszanowanie skromności, jaka cechowała Zmarłego w ciągu całego życia. W pogrzebie we Wrociszewie uczestniczyli jednak Kardynał Wojtyła i piętnastu biskupów. Nabożeństwo żałobne celebrował biskup Majewski, a mowę nad trumną wygłosił najbliższy teraz współpracownik Prymasa Polski, biskup Bronisław Dąbrowski. Po kilku dniach nadeszły kondolencje z Rzymu od arcybiskupów Benelli i Casaroli. Kierunek postępowania słabnącego rządu był w sprawach wyznaniowych coraz bardziej chwiejny. Biskup Dąbrowski uzyskał w marcu zgodę dyrektora Skarżyńskiego na zaproszenie do Polski kardynała Marty z Paryża i kardynała Pomy z Bolonii. Nie zdecydowano się aresztować skazanego na więzienie ks. Sadłowskiego. Jednakże władze wojewódzkie w Łodzi obłożyły karami punkty katechetyczne. W połowie marca ks. Mikołaj Sasinowski został mianowany biskupem w Łomży. Dnia 19 marca odbyło się posiedzenie Komisji Głównej Episkopatu. Nowym jej członkiem został biskup Rozwadowski z Łodzi. Kardynał Wojtyła referował swoją rozmowę z Pawłem VI i arcybiskupem Casaroli. Powstawały nadzieje na mianowanie biskupów rezydencjalnych we Wrocławiu i Olsztynie. W Stolicy Apostolskiej dużą wagę przywiązywano do toczących się rokowań Bonn_Moskwa i przewidywanych Bonn_Warszawa. Było rzeczą oczywistą, że w wypadku podpisania umów granicznych dojdzie do stabilizacji administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Wybrano delegację na uroczystość pięćdziesięciolecia kapłaństwa Ojca świętego. W związku z tym jubileuszem powstały znów płonne nadzieje na przyjazd Papieża do Polski. Obradująca 20 marca Plenarna Konferencja Episkopatu postanowiła na wniosek arcybiskupa Kominka zorganizować 3 i 4 maja uroczystości 25_lecia polskiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Odnośnie do polityki rządu, obok zupełnego zahamowania budownictwa sakralnego, wielką troską przejmowała Episkopat próba zamachu na cmentarze katolickie, dokonywana właśnie przez władze administracyjne. Na posiedzeniu warszawskiej kurii metropolitalnej w dniu 1 kwietnia stwierdzono znów, że władze nie udzieliły ani jednego zezwolenia na budowę kościoła czy kaplicy. Pozwolono natomiast wybudować jedną plebanię. Z początkiem kwietnia bawili w Polsce przedstawiciele grupy Bensberger Kreis z RFN, którzy byli na tamtejszym terenie pionierami uznania powojennych granic polskich. Wizyta ich była bardzo cenna, ale nabrała dwuznacznego charakteru przez czynny udział Paxu w jej przebiegu, choć inicjatorem był poseł Stomma. Goście niemieccy z pewnością nie znali dobrze roli Paxu, ale właśnie ze względu na propagandę wizyty w "Słowie Powszechnym" Ksiądz Prymas zdecydował się nie przyjmować grupy. Na posiedzeniu kurii warszawskiej w dniu 18 kwietnia stwierdzono, że wymiar podatkowy był tak wysoki, iż nie warto było się nim w ogóle interesować. Administracja traciła poczucie rzeczywistości. W następnych dniach Ksiądz Prymas był w Gnieźnie na kongregacji dziekanów. Stwierdzono liczne włamania do kościołów, przy czym charakteru tych włamań nie badzo można było ustalić. Być może wynikały po prostu ze wzrostu przestępczości na tle zubożenia społeczeństwa. Policja zaczęła próby penetracji seminarium duchownego w Warszawie. W Gnieźnie odbyły się tradycyjne uroczystości ku czci św. Wojciecha. Przyjechał z Włoch arcybiskup Pignedoli. Biskupi z Ziem Zachodnich przybyli do Gniezna z pielgrzymką, gdyż tam właśnie przed 25 laty, dokładnie 25 sierpnia 1945, kardynał Hlond wydał dekret o organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Dnia 3 maja Prymas przyjmował na Jasnej Górze pielgrzymkę dwóch tysięcy alumnów z całej Polski. Obecni byli biskupi czechosłowaccy Tomaszek i Trochta. W uroczystość Królowej Polski procesję na wałach prowadził kardynał Wojtyła. Biskup Dąbrowski odczytał specjalny list Ojca świętego. Kazanie wygłosił Ksiądz Prymas, a potem, jeszcze tego samego dnia, udał się do Wrocławia na uroczystości 25_lecia Kościoła polskiego na Ziemiach Zachodnich. Uroczystą Mszę św. przed katedrą we Wrocławiu koncelebrowało dwunastu biskupów z Ziem Zachodnich, obecny był prawie cały Episkopat Polski, przedstawiciele laikatu, posłowie i czołowi działacze "Znaku", goście zagraniczni i wielkie rzesze wiernych. Słowo Boże wygłosił Ksiądz Prymas. Uroczystości wrocławskie miały ważne znaczenie ze względu na memoriał złożony przez Księdza Prymasa Ojcu świętemu w sprawie diecezji na Ziemiach Zachodnich. Wkrótce też miały być zawarte układy między Bonn a Moskwą i Warszawą. Konferencja Episkopatu wydała z Wrocławia orędzie do wiernych o 25_leciu pracy Kościoła na Ziemiach Zachodnich. W ramie odebranego po remoncie obrazu św. Piotra, umieszczonego w sali, w której miała się odbyć Konferencja Plenarna Episkopatu, odkryto urządzenia podsłuchowe. Podczas Konferencji kardynał Wyszyński podkreślił szczególnie mocno, że stabilizacja stosunków kościelnych na Ziemiach Zachodnich zależy także od władz państwowych, które zagarnęły całe mienie kościelne. Biskup Pluta mówił o potrzebie podziału olbrzymiej diecezji gorzowskiej, a biskup Drzazga o konieczności budowania nowych świątyń. Postulaty adresowano więc teraz do rządu, po wyczerpaniu uprzednio w Watykanie i w rozmowach z biskupami niemieckimi wszystkich możliwości pod tym względem. Odnotowano nowe zastrzeżenia cenzury wobec wydawnictw katolickich. Biskupi ze Śląska sygnalizowali zagrożenie wielu kościołów przez szkody górnicze. Władze zaczęły zbyt często wzywać biskupów na rozmowy; postanowiono nie poddawać się tej upokarzającej praktyce. Z Wrocławia Ksiądz Prymas udał się do Krakowa na tradycyjną uroczystość ku czci św. Stanisława. Tam wygłosił 10 maja kazanie. Jego działalność duszpasterska była niezmordowana. Wędrował wraz z biskupami po kraju i utrzymywał stały kontakt z ludem. Słynne w świecie pełne kościoły w Polsce nie były dziełem przypadku. Już w Warszawie informowano Prymasa, że w rekolekcjach akademickich w kraju wzięło udział 54 tysiące studentów, a w pielgrzymkach 12 tysięcy. Liczby te mówią o olbrzymim wysiłku duszpasterskim w dziedzinie pracy z młodzieżą. Dnia 28 maja Prymas przemawiał na uroczystościach Bożego Ciała w Warszawie, wzywając do modlitw w intencji pięćdziesięciolecia kapłaństwa Ojca świętego. Kardynał Wyszyński mówił też o braku świątyń w Polsce. Ponad 150 tysięcy wiernych słuchało Prymasa w skupieniu i ciszy. Już 31 maja Ksiądz Prymas był na Jasnej Górze, a zaraz potem brał udział w wielkiej pielgrzymce górników i hutników do Piekar Śląskich. Biksup Bednorz mówił do nich o braku kościołów w Polsce. Ksiądz Prymas poruszył między innymi sprawę propagandy antysyjonistycznej, trudnej do wytłumaczenia ze względu na wyemigrowanie większości ludności żydowskiej z kraju. Ogłoszone 31 maja orędzie Episkopatu o 25_leciu utworzenia diecezji na Ziemiach Zachodnich prasa państwowa przemilczała. Dnia 16 czerwca odbyło się ważne zebranie Rady Głównej, a w następnych dwóch dniach - Konferencji Episkopatu. Najważniejszą i najbardziej obarczoną konsekwencjami była jednogłośna uchwała Episkopatu o wydaniu listu do wiernych z okazji "Cudu nad Wisłą". List spowodował później burzę polityczną. U jego źródeł leżało powszechnie odczuwane w społeczeństwie zacieranie przez panujący system polskiej tożsamości narodowej i ciągłości historycznej. Przypominając w duchu dziękczynienia religijnego bitwę warszawską w 1920 roku, biskupi nie myśleli o wrogim akcie antyrosyjskim, ale nie mogli przechodzić do porządku nad przemilczaniem narodowej historii. Episkopat został poinformowany, że rektorem KUL_u po długich przetargach został znany filozof ks. Krąpiec. Zwrócono uwagę, że prasa krajowa przemilczała uroczystości wrocławskie. W Niemczech reakcje były zróżnicowane. Rada Główna stwierdziła, że księża polscy przybywający do Rzymu z wycieczkami nie byli pielgrzymami, ale wyjeżdżali z inicjatywy rządu poza plecami biskupów. Postanowiono wystosować nowy list do Stolicy Apostolskiej w sprawie przywrócenia świętych polskich w kalendarzu liturgicznym. Uchwalono też memoriał o zagrożeniu biologicznym narodu, postanawiając wysłać go do rządu, Rady Państwa, Sejmu, znanych działaczy i publicystów. Episkopat stwierdził, że brak jest 787 obiektów sakralnych, w tym 498 kościołów i 289 kaplic w nowych osiedlach i dzielnicach miejskich. Od 19 czerwca Ksiądz Prymas znów podróżował, odbywając wizytacje w Gnieźnie, Bydgoszczy i innych miejscowościach archidiecezji. Wszędzie w kraju odczuwano drastyczny brak świątyń. Pierwszego lipca Prymas wziął udział w pielgrzymce nauczycieli na Jasnej Górze, a 2 lipca udał się na urlop do Bachledówki, do domu Ojców Paulinów. I tam właśnie, po niespełna trzech tygodniach względnego spokoju, wybuchła przysłowiowa bomba. Dwudziestego drugiego lipca odwiedził Prymasa biskup Bronisław Dąbrowski. Przywiózł wiadomość o energicznej interwencji rządu przeciwko listowi Episkopatu na pięćdziesięciolecie "Cudu nad Wisłą". Dyrektor Skarżyński domagał się wycofania listu, a gdy biskup Dąbrowski prosił o pisemne zajęcie stanowsika, ponowił to żądanie w liście z 14 lipca 1970. Prymas polecił zwołać w dniu 1 sierpnia w Krakowie Radę Główną Episkopatu, a następnie zawiadomić wszystkich biskupów ordynariuszy, że uchwalonego jednogłośnie listu się nie wycofuje, natomiast wstrzymuje się jego odczytanie. Dokument miał więc pozostać dla historii. W przededniu posiedzenia Rady Głównej, 31 lipca, Prymas przybył do Krakowa i konferował z kardynałem Wojtyłą o wytworzonej sytuacji. Od czasu uchwalenia przez Episkopat listu zaistniały nowe wydarzenia. ZSRR podpisał układy z Republiką Federalną Niemiec, a wkrótce miała uczynić to samo Warszawa. Kroki te stanowiły przesłankę przemawiającą za zaniechaniem odczytania listu w delikatnej sytuacji międzynarodowej. Wstrzymano więc list, nie wycofując go w ogóle, a na posiedzeniu Rady Głównej Ksiądz Prymas powiedział: "Episkopat musiał mówić do Narodu, bo to należy do obowiązków moralnych biskupów, Synów Narodu. List spełnił swoje zadanie już przez rozgłos, jaki mu nadał rząd PRL". Jednocześnie odpowiedziano rządowi na jego oświadczenie, odcinając się od sugestii politycznych, fałszywie przedstawiających intencje Episkopatu. Posiedzenie Rady Głównej skończyło się wspólną modlitwą za poległych powstańców warszawskich z 1944 roku. Obradowano przecież w rocznicę wybuchu powstania. W czasie obiadu kardynał Wojtyła złożył Prymasowi Polski życzenia z okazji przypadających za dwa dni jego urodzin i imienin. Kardynał Wyszyński odpowiedział w sposób znamienny. Dziękując za życzenia, przypomniał, że kardynał Wojtyła jest od niego młodszy o dziewiętnaście lat i na pewno przyjdzie mu w przyszłości przejąć odpowiedzialność za losy Kościoła polskiego. Wszyscy w Polsce też tak myśleli, ale Opatrzność dała Prymasowi długie życie, a kardynała Wojtyłę wyniosła na Stolicę Piotrową. Od 9 sierpnia Ksiądz Prymas przebywał w Gnieźnie, zajęty przede wszystkim wizytacjami kanonicznymi. Niespodziewanie 13 sierpnia odwiedził go tam ks. prałat Deskur, który przybył z Watykanu w związku z energicznymi interwencjami dyplomatycznymi rządu w sprawie listu o "Cudzie nad Wisłą". Kardynał miał odpowiedzieć Prałatowi bardzo zwięźle: "Kościół nie może zasłużyć sobie na zarzut narodu, że już zapomniał o dziejach narodu, w którym żyje". Na decyzję o nieodczytaniu listu Watykan nie miał żadnego wpływu, bo została ona podjęta przed interwencjami dyplomatycznymi PRL w Stolicy Apostolskiej. Społeczeństwo polskie było w tym czasie zaniepokojone zawarciem układu Bonn_Moskwa, w którym uwzględniono sprawę granicy polskiej. Panowała bowiem niepewność, czy dojdzie do osobnego układu Bonn_Warszawa. Gomułka zrozumiał, że Polska musi mieć osobny układ z Bonn, zawierający wyraźniejsze sformułowania w sprawie granicy na Odrze i Nysie. Do zawarcia porozumienia doszło istotnie 7 grudnia, na dwa tygodnie przed obaleniem Gomułki. Nie skonsumował on owoców swego niewątpliwego sukcesu w polityce zagranicznej. Przedtem stracił zaufanie narodu, a beznadziejną polityką gospodarczą doprowadził do krwawych wydarzeń na Wybrzeżu, po których musiał ustąpić wraz z całą swoją ekipą. Witający 14 sierpnia na Jasnej Górze pieszą Pielgrzymkę Warszawską kardynał Wyszyński cieszył się jej zasięgiem. W Pielgrzymce przybyło 17 grup środowiskowych, a w jednej z nich 1200 studentów. Następnego dnia w uroczystościach wzięło udział bardzo wielu wiernych, mimo że nie był to dzień wolny od pracy. Sumę celebrował arcybiskup Baraniak, Prymas wygłosił kazanie. Obecny był kardynał Wojtyła, nie przybył chory arcybiskup Kominek. Rząd przestrzegał biskupów przed manifestacją antyradziecką w Częstochowie, której zresztą nikt nie zamierzał organizować. W Warszawie 16 sierpnia Prymas otrzymał i ogłosił dekret Pawła VI o ustanowieniu Matki Bożej Łaskawej Patronką stolicy; kult Matki Bożej Łaskawej rozwijał się od 1651 roku. W tym dniu Ksiądz Prymas wygłosił kazanie, rozważne w słowach i przejrzyste w treści, związane z przypadającą rocznicą. Kilka dni później, 22 sierpnia, odbył się pogrzeb przedwcześnie zmarłego pisarza Pawła Jasienicy, zaszczutego moralnie przez Gomułkę. Kardynał wydelegował na pogrzeb biskupa Miziołka. Sam znów wyjechał na kilka dni do Gniezna, a 26 sierpnia przybył do Częstochowy, gdzie witał pielgrzymkę duchowieństwa. W procesji na wałach niesiono "uwięziony obraz nawiedzenia" i portret Pawła VI. Obecnych było ponad 4 tysiące księży i 50 biskupów. Sumę celebrował kardynał Wojtyła, a słowo Boże wygłosił kardynał Wyszyński. Kolejne posiedzenie Rady Głównej Episkopatu odbyło się 2 września, a plenarnej Konferencji 3 września. Kardynał Wyszyński przemawiał na temat zatargu o list na rocznicę "Cudu nad Wisłą". Prymas podkreślał jak zwykle związek dziejów Kościoła i narodu, zalecał, by patrzeć na list integralnie, uniwersalnie i eschatologicznie, a nie tylko aktualnopolitycznie. Konferencja Episkopatu zatwierdziła wszystkie decyzje Prymasa i Rady Głównej. Biskupi stwierdzili nowe szykany wobec duchowieństwa, któremu wymierzano kary za "przestępstwa budowlane", np. remonty czy przebudowy obiektów sakralnych. Dyskutowano też nowy projekt państwowego prawa o wykroczeniach, zmierzający wyraźnie w kierunku zaostrzenia kar w duchu państwa policyjnego. Ksiądz Prymas postanowił sprawę listu biskupów na 15 sierpnia wyjaśnić na najwyższym szczeblu. Dnia 9 września złożono kierownikowi biura Sekretariatu KC PZPR Trepczyńskiemu list osobisty kardynała Wyszyńskiego do Władysława Gomułki. We wrześniu odbyła się rozmowa Prymasa z całym Kołem Poselskim "Znak". Poza wspólnym przeglądem sytuacji rozmowa nie przyniosła wiele nowego. Ksiądz Prymas podkreślał wagę osobnego układu Warszawa_Bonn i uznania przez rząd własności kościelnej na Ziemiach Zachodnich jako koniecznych przesłanek do ostatecznej decyzji Stolicy Apostolskiej. W początkach października Prymas zapoznał się z treścią rozmowy biskupa Dąbrowskiego z dyrektorem Skarżyńskim co do podziału diecezji na Ziemiach Zachodnich. Stanowisko szefa Urzędu do Spraw Wyznań było niestety negatywne i nie uwzględniało zupełnie implikacji zbliżającego się układu Polska_RFN. Dnia 10 października Prymas udał się do Rzymu. Wyjeżdżał z rękopisami dwóch zbiorów swych kazań, przygotowanymi do druku przez Instytut Prymasowski: "Miłość na co dzień" i "Ojcze nasz". Na dworcu Termini 12 października witali Prymasa arcybiskup Casaroli, ks. prałat Deskur i radca ambasady. W Rzymie wszyscy żywo interesowali się konsekwencjami ewentualnego układu Bonn_Warszawa. Księdza Prymasa zapytano, czy chce spotkać się z Papieżem zaraz, czy wolałby termin nieco późniejszy. Kardynał wybrał tę drugą możliwość; chciał być do rozmów z Ojcem świętym dobrze przygotowany. W dniu 14 października podejmował na wieczerzy kardynała D~opfnera. Naturalnie dyskutowano sprawę układów wschodnich i trwałości rządów Brandta - Scheela. Ksiądz Prymas, jak wiemy ze źródeł zachodnich, zapoznał przewodniczącego Konferencji Episkopatu RFN ze swymi poglądami historiozoficznymi dotyczącymi przeszłości: Katarzyny II, Fryderyka II, układu w Rapallo, układu Mołotow - Ribbentrop. Prymas często stwierdzał publicznie, że konsekwencją minionych wydarzeń historycznych było cofnięcie się wpływów Kościoła katolickiego w ciągu 200 lat o 600 kilometrów na zachód. Wnioski Prymasa były bardzo jednoznaczne. Uważał, że we Wrocławiu i Olsztynie powinni być jak najszybciej mianowani polscy ordynariusze rezydencjalni oraz że diecezja gorzowska powinna zostać podzielona ze względu na potrzeby duszpasterskie. Postulaty te Kościół polski stawiał niezależnie od losów ratyfikacji w Bonn układów wschodnich. Trudno powiedzieć, w jakiej mierze kardynał D~opfner podzielał poglądy Prymasa Polski. Ważne jednak było to, że zostały one przedstawione przewodniczącemu Konferencji Episkopatu RFN z wielką, braterską szczerością. Dzień 15 października był wypełniony rozmowami związanymi z kwestią diecezji na Ziemiach Zachodnich. Kardynał Wojtyła i arcybiskup Kominek nie taili, że biskupi polscy muszą wrócić do kraju z jakimś osiągnięciem i przedłożyć Stolicy Apostolskiej rozwiązanie możliwe do realizacji. Bardzo radykalne wnioski wysuwali przyjęci przez Prymasa w tym dniu posłowie "Znaku", Mazowiecki i Stomma. Kardynał odpowiedział im, że zazwyczaj stawia sprawy nie ultymatywnie, lecz "raczej rozwojowo". Ale w głębi serca był zdecydowany przyjąć nieustępliwą postawę. Wreszcie, także 15 października, kardynał Wyszyński złożył wizytę arcybiskupowi Casaroli, przedstawiając mu całokształt sytuacji Kościoła w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem diecezji na Ziemiach Zachodnich. Dnia 17 października kardynał Wyszyński został przyjęty przez Pawła VI. Papież musiał znać już przebieg rozmów Kardynała z arcybiskupem Casaroli i kardynałem Villot, gdyż miał zapewnić Prymasa o swej życzliwości dla Polski, mimo że nie wszystko może dla niej zrobić. Kardynał Prymas odpowiedział Ojcu świętemu, że w Polsce są ludzie, którzy wierzą w życzliwość Papieża dla naszego kraju. Modlą się wytrwale. Dowodem tego był ilustrowany album przywieziony przez Prymasa, przedstawiający, jak Polska modli się za Ojca świętego w rocznicę pięćdziesięciolecia jego święceń kapłańskich. Zarówno biskupi i alumni, jak całe duchownieństwo, siostry zakonne, wierni poświęcili w Polsce dnie i noce na modlitwę za Papieża. Ksiądz Prymas złożył Papieżowi zwyczajową relację o sytuacji polskiego Kościoła, o skomplikowanych procesach zachodzących w naszej części świata. Sytuacja powoli ewoluowała, ale ośrodki centralne dbały o ujednolicenie polityczne. Papież miał być całkowicie zaskoczony prośbą o podjęcie rozmów z rządem PRL. Przecież Watykan nie utrzymywał żadnych kontaktów z rządem, który nie starał się o ich nawiązanie. Kardynał Wyszyński, jak potem przeniknęło to do opinii publicznej, całkowicie podzielał obawy i wątpliwości Papieża, ale uważał, że potrzebny jest nowy znak dobrej woli ze strony Stolicy Apostolskiej. Prymas patrzył na sytuację rzeczywiście "rozwojowo" i zdawał się przewidywać ożywienie stosunków między Wschodem a Zachodem, które nastąpiło w najbliższych latach. Kardynał Wyszyński miał z mapą w ręku pokazywać Papieżowi, jak w ciągu prawie dwustu lat od pierwszego rozbioru Polski w 1772 roku wpływy Kościoła katolickiego na wschodzie cofnęły się o kilkaset kilometrów. Był to więc ten sam wywód historiozoficzny, który Kardynał powtarzał publicznie przy różnych okazjach. W sprawie podziału diecezji gorzowskiej arcybikup Casaroli zapewnił Prymasa 21 października, że Stolica Apostolska nie będzie czyniła trudności, jeśli kwestię tę uda się uzgodnić między Episkopatem a rządem. W sprawie diecezji w Olsztynie Arcybiskup skłaniał się do poglądu, że pośpiech mógłby utrudnić ratyfikację układu Moskwa_Bonn. Ksiądz Prymas nie rezygnował jednak ze swych postulatów w sprawie diecezji na Ziemiach Zachodnich. Arcybiskup Casaroli miał poruszyć także omawiany z Ojcem świętym problem rozpoczęcia rozmów z rządem PRL. Uważał, że Episkopat Polski zmienił w tej sprawie swoje poprzednie stanowisko. Wówczas Ksiądz Prymas miał zwrócić uwagę na zmieniającą się sytuację i na podnoszone kiedyś przez rząd polski przeciw niemu zarzuty, że torpeduje porozumienie Watykan_Warszawa. Nie mógł też nie podkreślić swoich zabiegów u rządu polskiego w sprawie własności Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Kardynał Wyszyński pozostawał, jak zawsze, zwolennikiem porozumienia z rządem, ale nie bezwarunkowego; porozumienia, a nie kapitulacji. Arcybiskup Casaroli miał relacjonować Prymasowi Polski o naciskach wywieranych przez dyplomację PRL w kwestii listu biskupów na 15 sierpnia oraz o aktywności katolików z Paxu w tej sprawie. Obecnie to wszystko stanowiło już historię, a swego zasadniczego stanowiska Prymas nie zmienił. Znany był też postulat kardynała Wyszyńskiego, by "Osservatore Romano" zamieszczało więcej artykułów i informacji o życiu religijnym na polskich Ziemiach Zachodnich. Ksiądz Prymas zrezygnował z planowanego dłuższego wypoczynku i pilnował spraw polskich w Rzymie. Uważał, że sprawa diecezji polskich na Ziemiach Zachodnich nie może zależeć od konfiguracji politycznych w RFN, od zwycięstwa czy utrzymania się koalicji rządowej. Z początkiem listopada Ksiądz Prymas wyjechał do Bolonii. Złożył wizyty kolejno kardynałowi Lercaro i kardynałowi Poma. W czasie wizyty w Urbanii koło Bolonii w domu Marii Teresy Carloni, w którym bywał kardynał Beran, Prymas dowiedział się wiele o losach czeskiego prymasa. W przeciwieństwie do niego kardynał Wyszyński odrzucił w okresie swego uwięzienia proponowane mu uwolnienie i wyjazd za granicę. Miał wtedy odpowiedzieć: "że woli siedzieć w polskim więzieniu niż w Biarritz". Prymas wiedział, że Stolica Apostolska zabiegając o złagodzenie losu kardynała Berana, a potem kardynała Mindszentego, nie znała doświadczeń i punktu widzenia Prymasa Polski. Stanowisko Prymasa w sprawie diecezji na Ziemiach Zachodnich było tak stanowcze, że w pierwszej chwili mogło wywoływać dezorientację w Watykanie. Jednakże arcybiskup Casaroli rozumiał doskonale, że Prymasowi nie chodzi o względy prestiżowe, ale że w Polsce toczy się walka o zdyskredytowanie narodowe Kościoła na tle diecezji na Ziemiach Zachodnich. Miał więc powiedzieć Prymasowi, że wszyscy w Watykanie mają pełne zaufanie do jego osoby i że w obecnej sytuacji nikt nie mógłby lepiej prowadzić spraw Kościoła w Polsce. Prymas prosił arcybiskupa Casaroli o list Ojca świętego do biskupów polskich, zawiadamiający, że administrator apostolski w Olsztynie jest biskupem rezydencjalnym, że będą przeprowadzone studia nad uregulowaniem sprawy archidiecezji wrocławskiej w najbliższym czasie oraz że Stolica Apostolska nie widzi trudności podziału diecezji gorzowskiej i zezwala Episkopatowi na prowadzenie w tej sprawie rozmów z rządem PRL. Następnego dnia, 8 listopada, o godzinie #/13#15 Prymas wraz z ks. prałatem Mączyńskim został zaproszony na obiad do Ojca świętego Pawła VI. W obiedzie wzięli udział także ks. prałat Deskur i dwaj sekretarze Papieża. Ojciec święty powiedział, że arcybiskup Casaroli pracuje nad listem do Episkopatu Polski oraz że jeszcze dzisiaj będzie z Arcybiskupem na ten temat rozmawiał. Następnie zwracając się do Prymasa, Papież rzekł: "Obydwaj jesteśmy męczennikami... Niech Prymas powie mi coś pocieszającego. Jesteśmy braćmi w cierpieniu". Papież był wyraźnie zmęczony i skarżył się na złe wieści ze świata. Było już jednak rzeczą oczywistą, że przychylił się do postulatów Prymasa Polski. Gdy rozmowa zeszła na przygotowania do przyszłorocznej beatyfikacji ojca Kolbe, jeden z sekretarzy Papieża miał powiedzieć: "Ksiądz Prymas żąda niewiele". Kardynał Wyszyński zapytał: "Dlaczego? Czy musi być w Rzymie? Może być w Warszawie". Ta wymiana zdań oznaczała, że tak Ojciec święty, jak i jego otoczenie pragną nadal przyjechać do Polski. Głęboko poruszyło to Prymasa. Mówiono także, iż w ogólnej sytuacji Kościoła na Wschodzie, poza Polską, troskę stanowiły trudności katechizacji, istnienie parafii bez erekcji kanonicznej, bez kaplicy i stałej rezydencji. Ksiądz Prymas podkreślał znaczenie kapituł wszędzie tam, gdzie nie ma biskupów. Po obiedzie Ojciec święty prowadząc Prymasa powiedział: "Ilekroć idę ze stołowego pokoju do kaplicy, zawsze się tu (przy obrazie Matki Bożej Częstochowskiej) zatrzymujemy i tu się modlimy za Kościół w Polsce". W innej sali Papież powrócił znów do myśli wyrażonej na początku przyjęcia i mówił mniej więcej tak: Obydwaj jesteśmy męczennikami. Obydwaj chcemy wiele dobra, a jesteśmy tak bardzo zależni od różnych sytuacji. Chcę spełnić życzenie Episkopatu. Jestem całkowicie po waszej stronie. Uznaję słuszność waszych argumentów. Ale muszę wiązać przy decyzjach tyle spraw, które nie zawsze widać. Niech mi Prymas wierzy, że mamy doń pełne zaufanie, cześć dla jego postawy i podziw. Nie ma nikogo w moim otoczeniu, kto myślałby inaczej. Obecnie pracujemy wytrwale nad waszymi prośbami. Papież zrobił Prymasowi wyraźną nadzieję co do diecezji warmińskiej, mówił o pewnych trudnościach prawnych odnośnie do wrocławskiej i o poszukiwaniu najlepszej formy podziału diecezji gorzowskiej. Jeszcze raz zapewnił Prymasa, że otrzyma oczekiwany przez niego list do biskupów polskich. Zapowiedział też wprowadzenie do Litanii loretańskiej wezwania "Matko Kościoła" oraz tłumaczył konieczność odłożenia na później sprawy ustanowienia Jej święta i oddania Jej świata. Z kolei kardynał Wyszyński przepraszał Papieża, że stawiał postulaty w sposób zdecydowany, ale czuł się do tego zmuszony. Papież doskonale rozumiał sytuację Kardynała, miał powiedzieć: "To nie wpływa na nasz stosunek. Nadal jest on pełen uznania i zaufania. Owszem - przyjaźni dla Prymasa". Ojciec święty po raz trzeci w tym dniu stwierdził, że obaj z Prymasem są męczennikami. Nie pozwolił Kardynałowi na tradycyjne ucałowanie nóg, powiedział: "Pożegnajmy się jak bracia". Ksiądz Prymas otrzymał dary od Papieża, pastorał oraz kielich dla Jasnej Góry. Wręczając kielich Papież nadmienił: "Niech mnie wyprzedza". Wieczorem tego samego dnia arcybiskup Casaroli przyniósł zapowiadany list Ojca świętego. Papież pisał o obsadzeniu diecezji warmińskiej "w ciągu krótkiego czasu" oraz zezwalał na rozmowy z rządem w sprawie podzielenia diecezji gorzowskiej. Prymas nie opuszczał więc Rzymu z pustymi rękami. Razem z arcybiskupem Casaroli odjechał na dworzec Termini. Dnia 11 listopada kardynał Wyszyński przybył do Warszawy. Już następnego dnia wziął udział w sesji dziekanów metropolii warszawskiej. Trzynastego listopada udał się do Gniezna, gdzie następnego dnia (14 XI) odbyła się sesja kurialna, a nazajutrz (15 XI) wielkie uroczystości 600_lecia zakończenia budowy tamtejszej gotyckiej katedry oraz 25_lecia trwania prac nad jej powojenną odbudową. Zajęty działalnością duszpasterską, Kardynał świadomie nie ujawniał listu, który przywiózł z Rzymu. Jak zwykle działał w sposób bardzo przemyślany. Toczyły się pertraktacje i 20 listopada parafowano układ Warszawa_Bonn. Mając pisemne zapewnienia Ojca świętego, Prymas uważał za właściwe odczekać, aż powstanie układ międzynarodowy, stanowiący podstawę ewentualnych rozstrzygnięć kanonicznych. W warszawskich sferach politycznych mówiło się wiele o akcji Piaseckiego przeciwko obecnemu kierownictwu PZPR. Odczuwając napiętą sytuację Prymas nie zamierzał interweniować w sprawy polityczne, ponowił natomiast nacisk w kwestiach o wadze ogólnonarodowej, wysuniętych przez Episkopat już wcześniej. Podpisał mianowicie pismo do wszystkich ministrów, załączając odpis uprzednio wysłanego do rządu listu o drastycznej sytuacji demograficznej w kraju. Dnia 22 listopada odczytano w kościołach list Episkopatu o "Społecznej Krucjacie Miłości - w obronie życia". Dokumenty biskupów były ściśle związane z narastającym w kraju kryzysem, ale ujmowały problemy w kategoriach wyłącznie moralnych. Dnia 24 listopada odbyło się posiedzenie Rady Głównej, a 25 i 26 tegoż miesiąca obradowała Konferencja Plenarna Episkopatu. Odnotowano wzrastającą uprzejmość Urzędu do Spraw Wyznań, odczuwaną nawet w terenie. Było to wynikiem potęgowania się kryzysu w partii i państwie. Rada Główna postanowiła ujawnić |sub |secreto wszystkim biskupom list Papieża skierowany do Prymasa. Komunikat Sekretariatu Episkopatu miał podać do wiadomości stan prac nad regulacją diecezji na Ziemiach Zachodnich. Powołano komisję pod przewodnictwem arcybiskupa Kominka dla opracowania planu rozgraniczenia tych diecezji. Do Komisji weszli biskupi Jop, Pluta i sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski. Na plenarnej sesji Episkopatu ujawniono dokumenty złożone przez Księdza Prymasa w Rzymie i odczytano list Ojca świętego z 9 listopada 1970. Stolica Apostolska zapowiadała ostateczne uregulowanie kanonicznej organizacji Kościoła na Ziemiach Zachodnich i Północnych w miarę stabilizacji stosunków prawnopolitycznych między zainteresowanymi państwami. Biskupi zastanawiali się, czy są szanse, by beatyfikacja ojca Kolbego odbyła się w Warszawie, a nie w Rzymie. Niestety, nie było to realne. Komisja Maryjna referowała akcję w sprawie obrony życia nienarodzonych i obrony młodzieży przed demoralizacją. Ustalono, że w pielgrzymce kobiet na Jasną Górę, 13 września, uczestniczyło ponad 100 tysięcy niewiast. Na pięciolecie Soboru Episkopat uchwalił list, który miał być odczytany 10 stycznia 1971 roku. Dnia 29 listopada wszedł w życie w Polsce nowy "Ordo Missae" na rok przed ostatecznym terminem. Tymczasem wydarzenia ogólne przykuwały uwagę opinii. Dnia 7 grudnia podpisano ostatecznie układ Warszawa_Bonn. Opinia światowa uważała, że pierwszy krok w dziedzinie porozumienia polsko_niemieckiego uczynili biskupi polscy. Rząd milczał, ale rola Episkopatu była społeczeństwu znana, gdyż Radio Wolna Europa szeroko rozpropagowało prehistorię tego ważnego dla Polski układu. Rzecznik Episkopatu Polski ks. Alojzy Orszulik Sac wydał pozytywne oświadczenie odnośnie do układu Warszawa_Bonn. Ksiądz Prymas zaś nie uważał z pewnością układu między Polską a RFN za prosty rezultat słynnego orędzia biskupów polskich do niemieckich z 1965 roku. Jednakże orędzie wskazało drogę i zapoczątkowało przełom psychologiczny, ważniejszy może niż układ polityczny, bo prowadzący do pojednania narodów. Szerokie rzesze społeczeństwa nie wchodziły w niuanse problemu, zawarty układ uważały za potwierdzenie kierunku postępowania Episkopatu. W dwa dni później, 9 grudnia, był u Księdza Prymasa ks. C. Sadłowski ze Zbroszy Dużej. Prowadził on nadal "duszpasterstwo chałupnicze", obejmujące 16 wsi. Jedenastego grudnia dyr. Skarżyński wystąpił wobec biskupa Dąbrowskiego z grzeczną sugestią w sprawie nieodczytywania z ambon listu dotyczącego zagrożenia biologicznego społeczeństwa. Rząd widział już jednak możność pomocy ze strony Kościoła w obliczu negatywnych przejawów demograficznych. Prymas chwilowo nie zmienił decyzji co do opublikowania tego listu w kościołach. Dnia 13 grudnia nastąpiła w Polsce drastyczna podwyżka cen artykułów pierwszej potrzeby. Ksiądz Prymas udał się właśnie w tym dniu do Łodzi. Komisja Główna nie zdecydowała nadal odwołania listu o biologicznym zagrożeniu narodu, choć sytuacja w kraju stawała się krytyczna. Dyrektor Skarżyński uchylił się od wskazania, które fragmenty listu biskupów o zagrożeniu narodu władze uważają za "szkodliwe dla państwa". Wycofanie po raz drugi w tym roku listu pasterskiego Episkopatu miałoby psychologicznie nieprzyjemny wydźwięk. Poinformowano więc biskupów, że ze względu na delikatność sytuacji będą jeszcze zawiadomieni o ostatecznej decyzji. Tymczasem wybuchły właśnie protestacyjne manifestacje ludności i nastąpiła krwawa odpowiedź władz w Gdańsku. Konflikt rozszerzył się szybko na wszystkie miasta polskiego Wybrzeża, nabrał charakteru okrutnej rozprawy ze społeczeństwem. Były setki zabitych i rannych. Gomułka milczał. Cyrankiewicz w przemówieniu telewizyjnym zapowiadał represje i sugerował zagrożenie niepodległości kraju. On też wziął na siebie odpowiedzialność za dekret upoważniający milicję do używania broni. Urząd do Spraw Wyzań robił nadal swoje. Skarżyński zaprosił na rozmowę posłów "Znaku" w sprawie listu Episkopatu. Wywierano więc nacisk drogą pośrednią. Poseł Zabłocki zjawił się u Księdza Prymasa 18 grudnia, podkreślając niezwykłe zaostrzenie sytuacji po krwawych wypadkach mających miejsce także w Szczecinie. Ksiądz Prymas zwracał uwagę, że list Episkopatu był datowany 4 września 1970 roku. Rząd wszedł więc na drogę walki z robotnikami i biskupami jednocześnie. Prymas uważał za niezbędne natychmiastowe odwołanie przez władze podniesienia cen, przyznanie się partii do błędów gospodarczych i politycznych, nie taił też swojej oceny roli i kroków podjętych przez premiera. Jednakże ze względu na rozlew krwi w kraju i nadal napiętą sytuację skłonił się w rozmowie z biskupem Dąbrowskim, 19 grudnia, do odłożenia odczytania w kościołach listu Episkopatu. Dwudziestego grudnia kardynał Wyszyński wyjechał do Gniezna. Tam o godzinie #/21#00 otrzymał ogłoszoną właśnie wiadomość o usunięciu przez Plenum KC Partii Gomułki, Kliszki, Spychalskiego i Jaszczuka.. Odwróciła się jedna z najsmutniejszych kart w powojennej historii Polski. Odchodzili ludzie, którzy rządzili Polską przez czternaście lat, doprowadzili kraj na skraj przepaści i do rozlewu krwi, a Kościołowi wyrządzili niezmierne krzywdy. Ekipa Gomułki zatruła Prymasowi te lata, w których dokonywał swego największego dzieła dla Kościoła i Polski, lata Wielkiej Nowenny i Millennium Polski. Wróciwszy do Warszawy w dniu 22 grudnia, po naradzie z biskupem Dąbrowskim, Ksiądz Prymas postanowił zwołać Radę Główną na dzień 29 grudnia. Oczekujący kariery politycznej na nowym etapie pewien poseł poinformował 23 grudnia Księdza Prymasa o zmianie rządu i przejściu dotychczasowego premiera Cyrankiewicza na stanowisko przewodniczącego Rady Państwa. Bodaj właśnie ta ostatnia sprawa personalna musiała obudzić nieufność Prymasa. Z Cyrankiewiczem miał do czynienia w okresie stalinowskim i przez 14 lat rządów Gomułki. Trudno było zrozumieć fakt, że człowiek ten po odegraniu wiadomej roli w wypadkach grudniowych 1970 po prostu nie odszedł. W partii liczyły się jednak nadal "układy" i kompromisy. Nie następował zasadniczy rozrachunek moralny. Prymas stał na stanowisku odwołania dokonanej podwyżki cen. Nie moógł też zrozumieć, podobnie jak robotnicy Wybrzeża, obecności we władzach partii Stanisława Kociołka, ponoszącego znaczną część odpowiedzialności za wydarzenia w Gdańsku. Jednakże zarówno Kociołek, jak i nieco później Cyrankiewicz musieli wkrótce opuścić kierownictwo polityczne. Nadeszły święta Bożego Narodzenia 1970 roku. Dla Kardynała oznaczały one zwykłe obowiązki duszpasterskie. W czasie uroczystej celebry w katedrze w pierwszy dzień świąt Prymas poczuł się zmuszony stwierdzić, że ponieważ partia i rząd uprawiają kamuflaż zajść na Wybrzeżu, ktoś musi wziąć na siebie za nie odpowiedzialność, byleby tylko ustał dalszy rozlew krwi, a zwłaszcza na szeroką skalę zakrojone aresztowania. Kardynał Wyszyński mówił w sposób wstrząsający: "Gdybym mógł w poczuciu sprawiedliwości i ładu :|wziąć na siebie całą odpowiedzialność za to, co się ostatnio w Polsce stało, |wziąłbym |jak |najchętniej...! Bo w Narodzie musi być ofiara, okupująca winy Narodu. I jeśli za ludzkość ciężary jej win wziął na swoje ramiona Jezus Chrystus, Wieczysty Kapłan, to w Polsce tę odpowiedzialność, gdyby zbawczą była, miałby obowiązek wziąć na swoje ramiona - |Prymas |Polski! Jakże bym chciał w tej chwili - gdyby ta ofiara przyjęta była - |osłonić |wszystkich przed odpowiedzialnością, przed bólem i męką. Bo może nie dość wołałem, nie dość upominałem, nie dość ostrzegałem i prosiłem! Chociaż wiadomo, że głos mój nie zawsze był wysłuchany, nie każde poruszył sumienie i wolę, nie każdą ożywił myśl. Ale tak widocznie być musi". W tym samym kazaniu Prymas Polski skierował wyrazy "braterskiego współczucia... do wszystkich rodzin na :|Wybrzeżu w miastach |portowych |Rzeczypospolitej, których święta są dzisiaj tak niesłychanie bolesne. Przesyłamy błogosławieństwo Ojca świętego, Wam - osierocone dzieci i owdowiałe matki. Przesyłam je i Wam, współbracia trudnej i ciężkiej pracy, którzy straciliście swoich towarzyszy trudu, męki i wysiłku twórczego dla wspólnego dobra naszej Ojczyzny..." Kamuflaż polityczny tragicznych wydarzeń wynikał z panującego w Polsce systemu. Jednakże przelew krwi na Wybrzeżu spowodował zmianę rządzącej ekipy politycznej, co miało mieć dla Kościoła w przyszłości ważne znaczenie. Ostatnie dni roku 1970 były dla Prymasa jak i dla całego społeczeństwa z konieczności wypełnione refleksją nad tragedią, która się właśnie rozegrała. Wnioskiem był nakaz jeszcze większego wysiłku duszpasterskiego i jeszcze silniejszego dzielenia spraw i losów narodu. W uroczystość Świętej Rodziny, 27 grudnia, Ksiądz Prymas przemawiał ogółem ponad cztery i pół godziny na różnych spotkaniach i uroczystościach religijnych, między innymi do delegacji młodzieży z parafii warszawskich. Na konferencję duszpasterzy młodzieży starszej przybyło 28 grudnia ponad dwustu księży. W tym samym dniu do Księdza Prymasa zgłosił się, zapewne nie bez inspiracji politycznej, pewien naukowiec, przekonując o "nowym spojrzeniu na chrześcijaństwo w obozie komunistycznym", Polska zaś miała być pod tym względem eksperymentem. Tegoż dnia Ksiądz Prymas przyjął jeszcze grupy lekarzy i prawników oraz przemawiał do nich. Posiedzenie Rady Głównej Episkopatu odbyło się 29 grudnia. Naturalnie, analizowano przebieg "wypadków grudniowych" i zastanawiano się, w jakiej mierze okrutne i ślepe represje były wynikiem akcji milicji, a w jakiej elementem rozgrywki między zwalczającymi się odłamami partii. Rozeszły się pogłoski, że w akcji przeciw ludności używano kul zabronionych przez konwencję genewską oraz że oddziały MO i ORMO poddawano działaniu alkoholu, a nawet narkotyków, dla zwiększenia ich agresywności. Część młodzieży, nie dopuszczonej przypadkowo do szkół, łagodziła ostrość wydarzeń, dziewczynki podawały kwiaty obsadom czołgów, prosząc żołnierzy, by nie włączali się do akcji represyjnej. Wojsko zresztą nie chciało strzelać. Ogólnie jednak relacje z Wybrzeża były wstrząsające. O wiele później wyszło na jaw, że jednym z głównych sprawców krwawej łaźni był Zenon Kliszko, który przez cały okres popaździernikowy prowadził walkę z Kościołem i był złym duchem Gomułki w polityce wyznaniowej. Rada Główna Episkopatu postanowiła wydanie komunikatu oraz odczytanie w okresie Wielkiego Postu, gdy napięcie polityczne się rozładuje, odłożonego przedtem listu o sytuacji biologicznej narodu.Na ostatnie dni roku Ksiądz Prymas jak zwykle wyjechał 30 grudnia do Gniezna. Ilustracją napięcia politycznego w kraju był fakt, że i tam w nocy odbywały się ruchy wojsk, czołgów i artylerii. Ludność obserwowała to z trwogą. Prymas z ambon łagodził sytuację i nastawiał społeczeństwo w duchu pokoju i chrześcijańskiej miłości. Stale bowiem istniała obawa wstrząsu w skali ogólnopolskiej. Mijający rok był dla Kościoła ciężki ze względu na spięcie z władzami z powodu dwóch listów pasterskich: na rocznicę "Cudu nad Wisłą" i na uroczystość Świętej Rodziny. Szykany administracyjne, ze względu na słabość ekipy obalonej w grudniu, miały miejsce głównie w terenie. Kościół dotkliwie odczuwał brak świątyń. W świadomości społeczeństwa nastąpił natomiast zdecydowany upadek wiary w przebudowę socjalistyczną, a nawet w reformy propagowane przez system. Załamała się też organizowana odgórnie przez władze "kontestacja księży". Praca duszpasterska i koncentracja wysiłków na Jasnej Górze dawała oczekiwane rezultaty. Skończył się niezwykle trudny i pełen niespodziewanych finałów rok pracy Kościoła. Nieoczekiwanie nadeszło "zbieranie owoców" memoriału Episkopatu Polski do biskupów niemieckich. Od tego czasu nikt nie mógł już zarzucać biskupom polskim, że działali na szkodę "polskiej racji stanu". Wewnątrz kraju, w obliczu krwawo stłumionych rozruchów, Kościół i Prymas odegrali ponownie rolę czynnika przyczyniającego się do pokoju społecznego. Jednocześnie kardynał Wyszyński nie wycofał ani jednego swego postulatu wobec państwa. Rozdział VI Uznanie wielkości Prymasa Wybór i pielgrzymka Papieża Polaka (1970_#1979) I W końcu 1970 roku nastąpił w Polsce przełom i zmiana kierownictwa politycznego kraju. Dnia 20 grudnia Komitet Centralny partii rządzącej - PZPR - wybrał I Sekretarzem Edwarda Gierka. Zmiana kierownictwa politycznego kraju była ważnym wydarzeniem, ale nie mogła uspokoić społeczeństwa. Nowe kierownictwo nie od razu bowiem zrozumiało, że trzeba wycofać się z drastycznej podwyżki cen dokonanej przez Gomułkę, a następnie nie zrealizowało zapowiedzi swojego nowego I Sekretarza, który w przemówieniu radiowo_telewizyjnym do narodu 20 grudnia mówił: "W ostanim tygodniu zaszły wydarzenia, które głęboko wstrząsneęły całym społeczeństwem i postawiły Ojczyznę w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. Miasta Wybrzeża (Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Elbląg) stały się terenem robotniczych wystąpień, zaburzeń i starć ulicznych. Zginęli ludzie. Wszyscy przeżywamy tę tragedię. Nie mogą nie cisnąć się na usta pytania: Dlaczego doszło do tego nieszczęścia? Jak narosły i dlaczego nabrzmiały tak ostre konflikty społeczne? Czy są takie sprawy - przecież nasze wewnętrzne, domowe - których nie moglibyśmy rozstrzygnąć w inny sposób? Jest naszym obowiązkiem - kierownictwa partii i rządu udzielić partii i narodowi pełnej odpowiedzi na te pytania. Będzie to odpowiedź trudna i samokrytyczna, ale będzie jasna i prawdziwa..." Odpowiedzi tej narodowi niestety nie udzielono do dzisiaj, moim zdaniem nie dlatego, aby Edward Gierek nie chciał tego uczynić, ale z tego powodu, że skrępowany "układami", czyli koalicjami partyjnymi i zależnościami zewnętrznymi, udzielić jej nie mógł. Zbyt dużo prawdy kompromitującej dla systemu wyszłoby na jaw. Z podwyżki cen nowe kierownictwo wycofało się dopiero wobec powszechnego buntu całej klasy robotniczej, w którym decydująca rola przypadła kobietom, tkaczkom łódzkim. W tej sytuacji trzeba było uspokoić społeczeństwo, by nie doszło do dalszego rozlewu krwi i okupacji Polski. I znów zadanie to wziął na swe barki nie kto inny, lecz Stefan kardynał Wyszyński Prymas Polski. Poza wystąpieniami na ambonie, w Odezwie Rady Głównej, Prymas dokonał tego także w oświadczeniu oficjalnym, złożonym na Konferencji Episkopatu w dniu 27 stycznia 1971 roku, a następnie zaaprobowanym i opublikowanym przez Episkopat Polski. Ksiądz Prymas mówił między innymi: "Rozstając się przed dwoma miesiącami, nie myśleliśmy, że przejdziemy przez tak bolesne próby i doświadczenia. Wymagają one od nas niezwykłej dojrzałości, trzeźwości i spokoju... Stajemy w obliczu doniosłości naszego zadania, abyśmy wchodząc w Dom naszej Ojczyzny i wszystkie jego kłopoty, pamiętali o tym, co Chrystus powiedział: "Do któregokolwiek domu wejdziecie, mówcie naprzód: Pokój temu domowi". Wydaje się nam, że to stanowisko: postawa pokoju - tam szczególnie, gdzie jest niepokój - obowiązuje nas zawsze. Dlatego staramy się zachować tę właśnie linię postępowania. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy synami Kościoła Chrystusowego, któremu powierzona jest "Winnica Boża Narodu Polskiego". Wszczepieni w życie Narodu przez osobiste więzy krwi, pochodzenie, tradycję, kulturę i bogactwo Ewangelii, głoszone tutaj od 1000 lat, jesteśmy świadomi, że nasz związek z Narodem i Kościołem nakłada na nas podwójne obowiązki: wobec Ojczyzny i Kościoła. Musimy nasze obowiązki wobec Kościoła tak wypełniać, aby móc pomagać Ojczyźnie w trudnych warunkach... Mając przed oczyma ogromną skalę spraw, chcielibyśmy jednak ustalić hierarchię wartości. Nie zapominamy, że jesteśmy biskupami w Kościele Bożym. Nie zapominamy, że jesteśmy posłani do Narodu, aby przepowiadać Ewangelię. Nie zapominamy, że w tym Narodzie, naśladując Chrystusa, mamy zadanie |evangelizare |pauperibus. Nasze uczucia kierujemy w obecnej chwili w sposób szczególny do naszych Braci Robotników, którzy mocno ucierpieli, podejmując się trudnego zadania, które ich wiele kosztowało. Mieli odwagę upomnieć się o słuszne prawa, gwarantowane przecież całym ustawodawstwem społecznym i prawem przyrodzonym człowieka do należytego i godziwego bytu - bo "godzien jest robotnik zapłaty swojej". Ale - gdy mamy wyrazy pełne uznania i współczucia dla naszych robotników, świadomi, jak wiele zawdzięczamy ich pracy i ofierze, jednocześnie widzimy ich w całości, jaką stanowi Ojczyzna. Musimy dobrze i właściwie określać proporcje praw i obowiązków we wspólnocie ojczystej, która zawsze powstaje z dobrze złożonej wielości. Dlatego też "dobre złożenie wielości" dla wspólnego pokoju oraz zjednoczenia jest w dużym stopniu naszym zadaniem w obecnej trudnej sytuacji. Mówiąc każdemu prawdę - jak przystoi biskupom - a więc mówiąc prawdę Narodowi, tym, którzy nim kierują, i poszczególnym warstwom społecznym, zachowujemy zawsze nadrzędną postawę ewangeliczną, a nie polityczną. I chociaż nie można całkowicie porozdzielać wszystkich skomplikowanych działów życia, które z kolei składają się też z różnych elementów, to jednakże musimy zachować właściwą proporcję. Nie jesteśmy ekonomistami, ale jednakże Chrystus powiedział do uczniów swoich "Wy im dajcie chleba" - a więc tak pouczajcie i napominajcie, aby nie zabrakło chleba dla wszystkich ust. To przecież przyrzekliśmy w Ślubach Jasnogórskich Narodu. Nie jesteśmy od organizowania życia państwowego, ale jednakże w imię zasad moralności ogólnoludzkiej i chrześcijańskiej musimy wszystkim to powiedzieeć, co jest dla dobra powszechnego, z pozycji jak najbardziej ewangelicznej, ludzkiej i społecznej, z którą zawsze wiąże się moralność. Istnieje przedziwna bliskość między moralnością ewangeliczną a moralnością społeczną; między Ewangelią a kodeksem pracy. Można powiedzieć, że genetycznie całe ustawodawstwo pracy wyrasta z ducha Ewangelii, niezależnie od tego, kto był jego autorem i współczynnikiem, jak miało to miesjce w ostatnim wieku ogromnych zmagań społeczno_ekonomicznych świata pracy. Odnosząc się z wielkim szacunkiem do świata pracy, świadomi, że nam służy, pragniemy ze swej strony służyć mu i szanować słuszne jego postulaty. Dlatego w tej chwili biskupi katoliccy w Polsce nie mogą być obojętni na to, co się dzieje. Muszą - każdy w swoim zakresie i w odpowiedniej proporcji - zainteresować się tymi sprawami, okazać współczucie dla ludzi cierpiących, w miarę możności okazać pomoc, a także wezwać do niej powierzone sobie owczarnie..." Prymas w całym swym wystąpieniu wzywał rządzących do poszanowania prawa i sprawiedliwości, ale nie ulegało wątpliwości, że zaleca narodowi pokój społeczny. W istniejącej napiętej sytuacji było to obiektywnie przestrogą dla społeczeństwa. Naród dał jej posłuch, a rządzący żywili w duchu wdzięczność i zaczęli wreszcie mówić o patriotyzmie, a nawet wielkości kardynała Wyszyńskiego. Po upływie ponad dwudziestu lat walki i goryczy Prymas doczekał się wreszcie respektu nawet od swych przeciwników ideowych. Obradująca 27 i 28 stycznia Plenarna Konferencja Episkopatu wysłuchała sprawozdań ordynariuszy gdańskiego, gorzowskiego i warmińskiego. Na terenie tych diecezji miały miejsce dramatyczne wydarzenia. Biskupi wezwali wiernych do "zachowania w obecnej chwili ładu i spokoju - wartości gwarantujących niepodległość naszej Ojczyzny..." Wezwanie to było bardzo wymowne. Na niedzielę 14 lutego Episkopat wyznaczył Dzień Powszechnej Modlitwy za Ojczyznę i uchwalił odezwę do wiernych. Poza troską o niepodległość i pragnieniem niedopuszczenia do rozlewu krwi Episkopat mógł, podejmując swoje decyzje, wziąć pod uwagę także pewne realistyczne kroki nowego kierownictwa. Prezes Rady Ministrów Piotr Jaroszewicz zadeklarował w Sejmie 23 grudnia 1970 roku, że rząd będzie dążył do pełnej normalizacji stosunków między państwem a Kościołem, a dnia 25 stycznia 1971 roku ogłoszono decyzję nowego premiera co do uregulowania własności kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Była to co prawda dopiero zapowiedź, ale po pewnym czasie zostały podjęte rokowania. Episkopat upoważnił do ich prowadzenia biskupa Bronisława Dąbrowskiego. Potem mozolną i nie pozbawioną spięć pracę uzgodnienia obiektów, które przejmie Kościół, podjęli wicedyrektor Urzędu do Spraw Wyznań Aleksander Merker i ks. dyr. Franciszek Gościński oraz ks. dyr. Alojzy Orszulik z Sekretariatu Episkopatu, osiągając wreszcie kompromis i porozumienie. Naprawiało ono szkody wyrządzone Polsce w ciągu 25 lat bezmyślnej polityki okresu stalinowskiego i gomułkowskiego, dotyczącej własności Kościoła na Ziemiach Zachodnich. Jak wspomniałem, Konferencja Episkopatu uchwaliła w dniu 27 stycznia 1971 wezwanie do całego narodu "Do modlitwy za Ojczyznę", w którym biskupi nawoływali do modlitwy: "- przede wszystkim za naszych poległych na Wybrzeżu, - za rodziny pogrążone w żałobie, za wdowy i sieroty: o pociechę serc i o chleb dla osieroconych, - za tych, którzy uważali za swój obowiązek obywatelski upomnieć się o słuszne prawa ludzi pracy, - za tych, co byli sprawcami nieszczęść, aby Bóg im przebaczył i abyśmy także my umieli im przebaczyć, - także w intencji tych, którzy przejęli obecnie odpowiedzialność za ład, pokój wewnętrzny w Ojczyźnie i sprawiedliwość dla wszystkich, aby w trudnej sytuacji ekonomicznej i społecznej kraju znaleźli właściwe drogi do uspokojenia i zdrowego rozwoju, wierni swoim obietnicom, w poszanowaniu podstawowych praw człowieka i obywatela". Ta ostatnia intencja wywołała polemikę emigracyjnego pisarza Józefa Mackiewicza, który nie mógł zrozumieć, jak można się modlić za komunistów. Impulsywny pisarz antykomunistyczny nie chciał myśleć w duchu Ewangelii. Episkopat był po prostu wierny temu duchowi, ale bynajmniej nikomu nie udzielał kredytu na wyrost. Wzywając do modlitwy za rządzących, domagał się od nich wierności składanym obietnicom "w poszanowaniu podstawowych praw człowieka i obywatela". Walka o prawa człowieka i obywatela należała od początku do głównych zasad, którymi kierował się kardynał Wyszyński, na długo zanim zostały one podniesione do rangi naczelnych haseł Zachodu, a także świeckiej opozycji politycznej w krajach komunistycznych. Stwierdzenie to znajduje wyraz w całym piśmiennictwie Prymasa i sprawiedliwość wymaga, by wyraźnie je podkreślić. Konferencja Episkopatu w dniach 27 i 28 stycznia wybrała delegatów na wrześniowy Synod Biskupów w osobach kardynałów Wyszyńskiego i Wojtyły oraz arcybiskupa Kominka. Zastępcami delegatów wybrano arcybiskupa Baraniaka i biskupów Jaroszewicza i Tokarczuka. Konferencja uchwaliła zwrócić się do Stolicy Apostolskiej o ustanowienie dla Polski święta Maryi "Matki Kościoła" na poniedziałek, drugi dzień Zielonych Świąt. Dyskutowano także sprawę zbliżającej się beatyfikacji ojca Maksymiliana Kolbego oraz kwestie rozwoju polskiej teologii i przygotowania do Kongresu Polskich Teologów. Biskupi stwierdzili ze zdumieniem, że w niektórych diecezjach stosunek władz do katechizacji nie tylko się nie poprawił, ale nawet zaostrzył. Od księży domagano się sprawozdań z katechizacji pod groźbą kar. Episkopat postanowił ostro się temu przeciwstawić. Tego bowiem typu ingerencja władz była sprzeczna z sejmową deklaracją premiera. Z pewnością wynikała ona z niejednorodnego układu sił w nowym kierownictwie politycznym kraju. Jednakże 3 marca doszło do rozmowy Prymasa Polski z premierem Jaroszewiczem, która obudziła śmielsze nadzieje na normalizację stosunków między Kościołem a państwem. Był to przecież pierwszy od lat kontakt Księdza Prymasa na szczeblu szefa rządu. Nadzieje związane z dokonującym się przełomem wynikały z surowego osądu przez nowego premiera polityki wyznaniowej okresu gomułkowskiego, z uznania wyrażonego dla "postawy patriotycznej" kardynała Wyszyńskiego oraz z zapewnienia, że rozmowy rządu ze Stolicą Apostolską będą prowadzone z udziałem przedstawicieli Episkopatu Polski. Łatwo domyślić się, że był to najważniejszy warunek normalizacji postawiony przez Kardynała Prymasa. Tymczasem jednak rozmowy prowadzone przez biskupa Dąbrowskiego z szefem Urządu do Spraw Wyzań Skarżyńskim, który po przełomie grudniowym nie tylko pozostał na swym stanowisku, ale w związku z misjami watykańskimi został podniesiony do rangi podsekretarza stanu, nie były łatwe. Skarżyński był człowiekiem inteligentnym, ale zapatrzonym w "układy" partyje i zależności "obozowe", co utrudniało mu rozumienie odrębności duchowej społeczeństwa i jego postulatu poszanowania przez rząd praw Kościoła, praw człowieka i Narodu. Tymczasem "układy" wewnętrzne i zależności zewnętrzne sprzyjały raczej pozorowaniu nowej polityki wyznaniowej niż jej rzeczywistej zmianie. Nacisk społeczny, wywołany tragedią grudniową, wykluczał jednakże dawny kierunek postępowania wobec Kościoła. Biskup Dąbrowski relacjonował na posiedzeniu Rady Głównej Episkopatu w dniu 30 marca i na Plenarnej Konferencji Episkopatu 31 marca i 1 kwietnia 1971 roku przebieg rozmów prowadzonych z władzami państwowymi. Ksiądz Prymas zreferował ogólnie swoją rozmowę z premierem. Głównym tematem rozmów Sekretarza Episkopatu był sposób i zakres przekazania własności kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Biskup Dąbrowski, który był w dniach 19_#26 marca w Rzymie, złożył Episkopatowi sprawozdanie ze swych rozmów w Sekretariacie Stanu. Było rzeczą oczywistą, że wkrótce dojdzie do nawiązania kontaktów dyplomatycznych między Watykanem a Warszawą. Doświadczenie Prymasa Polski kazało mu troszczyć się o choćby nieformalną obecność Episkopatu w tych rozmowach. Prymasowi w pełni udało się ten cel osiągnąć, kontrolować przebieg pertraktacji i nie dopuścić w nich do minimalizmu dyplomatycznego, w jakiejś mierze koniecznego dla krajów, w których Kościół był słaby. Minimalizm byłby nie do przyjęcia dla silnego społecznie Kościoła polskiego i Stolica Apostolska dobrze to zrozumiała w miarę wzbogacania swoich doświadczeń pod tym względem. Na omawianej Konferencji Episkopatu biskupi złożyli hołd zmarłemu 10 marca ordynariuszowi gdańskiemu, biskupowi Edmundowi Nowickiemu. Kardynał Wojtyła omówił swój udział w "Consilium de laicis" oraz w Kongregacji |pro |Clero w dniach 14_#25 marca w Rzymie. Kardynał rozmawiał również z Ojcem świętym i prefektami poszczególnych kongregacji. Coraz bardziej było widoczne to, że pozycja kardynała Wojtyły w Kościele Powszechnym jest znaczna i stale wzrasta, choć w kraju trzymał się w cieniu, by uniemożliwić władzom prowadzenie w stosunku do dwóch kardynałów polskich polityki |divide |et |impera. Zresztą między dwoma kardynałami panowała jedność poglądów we wszystkich sprawach zasadniczych, zarówno przed grudniem 1970, jak i po nim. Ojciec święty powiedział kardynałowi Wojtyle, że w dniu 14 lutego 1971, wyznaczonym w odezwie Episkopatu na dzień modłów za Ojczyznę, modlił się wraz z Kościołem polskim. Dnia 28 stycznia 1971 roku został odczytany w kościołach "Głos biskupów polskich w obronie zagrożonego bytu narodu", uchwalony już 4 września poprzedniego roku. Planowane na 27 grudnia 1970 odczytanie listu odłożono ze względu na panujące wtedy napięcie w kraju. Andrzej Micewski Kardynał Wyszyński Prymas i Mąż Stanu Tom Całość w tomach Polski Związek Niewidomych Zakład Nagrań i Wydawnictw Warszawa 1993 Tłoczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1 Przedruk z wydawnictwa "~editions du Dialogue Soci~et~e d'~Editions Internationales" Paris 1982 Pisała J. Szopa Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Rozdział VI Uznanie wielkości Prymasa Wybór i pielgrzymka Papieża Polaka (1970_#1979) (c.d.) I (c.d.) W dniach od 27 do 30 kwietnia 1971 przebywali w Rzymie wiceminister Skarżyński i dyrektor w Msz Stefan Staniszewski. Odbyli wstępne rozmowy z arcybiskupem Agostino Casaroli i monsignorem Montalvo. Rozmowy nie przyniosły jednak faktycznego postępu normalizacji i ograniczyły się do wzajemnej wymiany myśli oraz do przedłożenia przez obie strony listy postulatów. Ważne znaczenie miała demonstracyjnie podkreślona przez Stolicę Apostolską nieformalna obecność Episkopatu Polski w rozmowach, trwająca od samego ich początku. Rzecznik prasowy Watykanu prof. Federico Alessandrini ogłosił 3 maja, że rozmowy rzymskie były poprzedzone i przedyskutowane w kontaktach Episkopatu Polski z rządem PRL, w przyszłości kontynuowanych. Od początku rozmów w dniu 27 kwietnia przebywał w Rzymie biskup Dąbrowski, a po ich zakończeniu został przyjęty w dniu 3 maja przez papieża Pawła VI. Zanim więc cokolwiek się stało, Episkopat miał zapewnioną kontrolę nad rozwojem dalszych rokowań. Było to niezaprzeczalną zasługą kardynała Wyszyńskiego, troszczącego się o cząstkę Kościoła Powszechnego - o Kościół w Polsce, który Opatrzność mu powierzyła. Z okazji 25_lecia święceń biskupich Prymasa Polski kardynał Karol Wojtyła, dzisiejszy Ojciec święty Jan Paweł II, ogłosił właśnie w tym czasie w "Zeszytach Naukowych" KUL_u wszechstronne omówienie postawy i pracy Księdza Prymasa w całym minionym ćwierćwieczu. Artykuł Kardynała nadzwyczaj trafnie charakteryzował wkład Prymasa Wyszyńskiego w sprawę Kościoła Powszechnego przez pełną samozaparcia i gotową na cierpienie służbę Kościołowi w Polsce. Kardynał Wojtyła pisał: "Skoro mowa o znaczeniu, jakie Prymas Polski ma dla Kościoła Powszechnego, trzeba naprzód wniknąć, tak jak to czyni Sobór, w istotę powszechności Kościoła. Powszechności tej służy wielość i różnorodność. Kościół jako Lud Boży w ciągu swoich dziejów wszedł w życie ludzkości, łącząc się i zespalając w sobie tylko właściwy sposób z poszczególnymi ludami i narodami. Stąd także wielość Kościołów partykularnych w jednym Powszechnym Kościele Chrystusa, a poza tą wielością całe historyczne bogactwo: "uzdolnienia oraz obyczaje narodów", które nie poniosły "żadnego uszczerbku", ale oczyszczone działaniem Ewangelii i umocnione łaską stały się - i wciąż się stają - darem dla innych w uniwersalnej wspólnocie Kościoła. Prymas Polski ma głęboką świadomość tej podstawowej rzeczywistości Kościoła. Daje temu niejednokrotnie wyraz w kazaniach. Swoje znaczenie w Kościele Powszechnym, w tej uniwersalnej wspólnocie, opiera przede wszystkim na gruntownym wkorzenieniu w tę część chrześcijańskiej Jedności, z którą Opatrzność Boża związała go przez posłannictwo pasterskie i prymasowskie. Działaniem jego kieruje ta świadomość, że sam musi być w najpełniejszym znaczeniu tego słowa wyrazicielem tego daru, jaki ta powierzona mu część - Kościół w Polsce - przynosi "innym częściom i całemu Kościołowi", tak aby "całość i poszczególne części doznawały wzrostu"). Kardynał Wojtyła scharakteryzował następnie specyfikę sytuacji, w której przyszło kardynałowi Wyszyńskiemu bronić polskiej cząstki Kościoła Powszechnego: "Kościół w Polsce, związany od tysiąca lat z narodem w ogromnej większości katolickim, przynosił z sobą świadectwo istnienia i działania w ramach ustroju, którego założenie stanowi ateistyczna doktryna marksistowska. Jest rzeczą łatwo zrozumiałą, iż w takich okolicznościach istnienie i działalność Kościoła łączy się zarazem z gruntowną próbą sił. Kardynał Wyszyński jest w Kościele współczesnym wyrazem, wręcz symbolem, tej właśnie historycznej próby, w której Kościół sprawdza swoje siły (...). Można śmiało powiedzieć, że znaczenie Prymasa Polski, jako człowieka takiej właśnie próby, kształtuje się też w sposób bardzo wyrazisty w świadomości zarówno Kościoła w Polsce, jak też poza Polską, w świadomości całego Kościoła współczesnego". Sformułowania te, jak i cały artykuł kardynała Wojtyły, będący aktem hołdu dla Prymasa Polski i przedstawiający jego główne dokonania na różnych etapach w kraju i w Stolicy Apostolskiej, szczególnie w czasie Soboru, był bardzo na czasie. Obradująca 4 maja na Jasnej Górze Konferencja Episkopatu Polski stwierdziła bowiem, że mimo rozpoczętych rokowań trudności Kościoła w Polsce bynajmniej nie ustały. W wydanym po Konferencji Komunikacie czytamy na ten temat między innymi: "Konferencja dokonała oceny sytuacji Kościoła w Polsce w aspekcie normalizacji stosunków pomiędzy państwem a Kościołem. Księża Biskupi stwierdzili, że władze administracyjne, zwłaszcza terenowe, działają wciąż jeszcze według wytycznych z minionego okresu, co się wyraża między innymi w negatywnym załatwianiu wniosków przedkładanych przez władze kościelne w sprawie budowy kościołów w nowych dzielnicach miast i osiedli i w erygowaniu parafii. Konferencja wyraziła nadzieję, że naczelne władze państwowe wydadzą podległym sobie organom administracyjnym w najbliższym czasie nowe wytyczne pozwalające uwzględnić potrzeby Kościoła i społeczeństwa wierzącego. Jest to niezbędne dla uspokojenia społeczeństwa, które domaga się budowy nowych świątyń, szczególnie tam, gdzie starania o zezwolenie trwają od kilkunastu lat". Na tej samej Konferencji Episkopatu postanowiono zwrócić się do Sejmu w sprawie przygotowanej ustawy o zwalczaniu pasożytnictwa społecznego. Ustawa wzbudziła powszechną krytykę w kraju, gdyż pod pojęcie pasożytnictwa można było podstawić niemal wszystko i w ten sposób naruszać prawa ludzkie i obywatelskie. Pod naciskiem opinii, którą publicznie wyraził Episkopat, władze zostały zmuszone do rezygnacji z tego projektu ustawodawczego. Konferencja uchwaliła także list do wiernych na uroczystość Matki Kościoła oraz list o położeniu ludzi pracujących z okazji 80_lecia encykliki Leona XIII "Rerum Novarum". W tym ostatnim dokumencie biskupi pisali między innymi o "prawie do życia i godnego bytowania (...), prawie do zaspokojenia potrzeb moralnych i kulturalnych (...), prawie do wyznawania swojej religii w życiu prywatnym i publicznym, prawie do wolności wyboru stanu życiowego, prawie do pracy, inicjatywy gospodarczej i słusznego strajku, prawie do wolności zgromadzeń i stowarzyszeń, prawie do emigracji oraz imigracji, prawie do ochrony publicznoprawnej, do czynnego udziału w życiu publicznym i wnoszenia osobistego wkładu w dobro publiczne". Widzimy więc znów, że Episkopat był w Polsce prekursorem kampanii dotyczącej praw człowieka, co zresztą wykazują jego listy pasterskie z lat czterdziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Episkopat zatroszczył się też o pełną jasność swego stanowiska w sprawie stosunków z państwem i 21 czerwca 1971 opublikował w 26 numerze Biuletynu Biura Prasowego obszerny dokument "O pojmowaniu normalizacji stosunków między państwem a Kościołem". Znaczenie historyczne tego dokumentu jest tak doniosłe, że musimy przytoczyć kilka najważniejszych jego fragmentów: "Jest prawdą oczywistą, że Kościół w Polsce jest częścią Kościoła Powszechnego; zależy on przeto od Stolicy Apostolskiej, która jako podmiot prawa międzynarodowego, reprezentuje wobec wszystkich państw cały Kościół i jego części, a więc i Kościół w Polsce. Kościół w Polsce, jako część Kościoła Powszechnego, ma tę samą strukturę organizacyjną co Kościół Powszechny jest hierarchiczny, kieruje się tym samym prawem boskim i kanonicznym, pełni swoją misję w zależności od papieża, jest zobowiązany głosić te same prawdy wiary, przekazywać wiernym wszystko, czego uczy i co nakazuje papież. Zatem, położenie prawne Kościoła w Polsce, podobnie jak w innych krajach, jest i musi być zgoła odmienne niż innych związków wyznaniowych. Kościół katolicki nie może być Kościołem państwowym, bo przestałby należeć do Kościoła Powszechnego. Nie może zależeć też od państwa w pełnieniu swojej misji. Kościoły innych wyznań zależą od państwa, są mu podporządkowane i na ogół działają na zasadach stowarzyszeń uznawanych przez państwo. Kościoły te nie mają żadnej zależności, ani doktrynalnej, ani jurysdykcyjnej od jakiegoś centrum, nie mają reprezentacji poza krajem, w którym pełnią swoją misję. (...) Kościół katolicki - pojęty czy to jako Lud Boży, złożony z Polaków, czy też jako instytucja - jest wrośnięty w Naród polski od przeszło tysiąca lat. Cała kultura narodowa jest przeniknięta ideą chrześcijaństwa i związana z Kościołem katolickim. W ciągu burzliwych dziejów Państwa Polskiego, w czasie rozbicia dzielnicowego, reformacji i naporu germanizacji, Kościół był czynnikiem integrującym, broniącym polskości oraz wartości narodowych; zwłaszcza w okresie 124_letniej niewoli był on potężną siłą stanowiącą obronę przeciw zaborcom i budzącą w Narodzie nadzieję odzyskania niepodległości i własnej państwowości. Swoim wpływem wychowawczym i pielęgnowaniem wartości narodowych bronił Naród przed germanizacją i rusyfikacją. Okres okupacji hitlerowskiej przeżył Kościół razem z Narodem w najcięższych mękach. Wspólny los jeszcze mocniej zespolił Naród i Kościół. (...) Wolność religijna stanowi podstawową zasadę w stosunkach między Kościołem a państwem. Zasadę tę określa Sobór w deklaracji o wolności religijnej. (...) Nauce o wolności religijnej odpowiadają zasady zawarte w Paktach Praw Człowieka, a w szczególności w Międzynarodowym Pakcie Praw Obywatelskich i Politycznych, uchwalonym przez ONZ w dniu 16 grudnia 1966 r. Artykuł 18 punkt 1 tego dokumentu mówi: "Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania. Prawo to obejmuje wolność posiadania lub przyjmowania wyznania lub poglądów według własnego wyboru oraz do uzewnętrzniania indywidualnie czy wspólnie z innymi, publicznie czy prywatnie, swej religii czy poglądów przez uprawianie kultu, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie religii".(...) Kościół w Polsce, któremu służy Episkopat, nie chce tworzyć opozycji politycznej i nie mobilizuje sił społecznych do walki z ustrojem konstytucyjnie ustanowionym. Episkopat nie odgrywał ani nie chce odgrywać roli przywódcy politycznego. Sprawy polityki bowiem należą do obywateli i władzy świeckiej. Do niej też głównie należy troska o zabezpieczenie suwerenności i bezpieczeństwa państwa przez zawieranie układów politycznych. Stojąc z dala od polityki, Episkopat nie kwestionuje ani też nie podważa zawartych przez rząd sojuszów i nie podejmuje niczego, co mogłoby utrudnić zabiegi władz o dobre stosunki z wszystkimi państwami. Episkopat nie może jednak i nie będzie udzielać poparcia żadnej partii politycznej czy ugrupowaniu politycznemu. Chce on natomiast współdziałać z władzami we właściwym sobie zakresie, w tym wszystkim, co służy rozwojowi kraju oraz dobru Narodu i państwa, szczególnie dobru moralnemu. (...) proces normalizacji wymaga, by Państwo między innymi uznało w porządku prawnym i w praktyce, że: 1. Kościół katolicki jest osobą prawną prawa publicznego i organizacją społeczną; kanoniczne instytucje Kościoła są osobami prawnymi. 2. Kościół katolicki rządzi się własnymi prawami, tzn. zasadami Ewangelii, prawami moralnymi i prawem kanonicznym. 3. Kościół katolicki wszystkich obrządków będzie korzystać z pełnej wolności działania, zgodnie ze swoją misją i powołaniem. Państwo zapewni Kościołowi swobodne wykonywanie jego władzy duchowej i jego jurysdykcji, jak również swobodną administrację i zarząd jego instytucjami i jego majątkiem, zgodnie z prawem kanonicznym, przy uwzględnieniu prawa cywilnego. 4. Biskupi, wyżsi przełożeni zakonów, duchowieństwo i wierni będą mogli swobodnie i bezpośrednio komunikować się ze Stolicą Apostolską. W wykonywaniu swych czynności biskupi będą mogli komunikować się swobodnie i bezpośrednio ze swym duchowieństwem i ze swymi wiernymi, jak również ogłaszać swe zlecenia, nakazy i listy pasterskie. Podobną swobodę komunikowania się z podwładnymi będą mieli wyżsi przełożeni zakonni. Proces normalizacji powinien się rozpocząć od stwarzania klimatu zaufania, niezbędnego przecież przy wszelkich pertraktacjach. Do stworzenia tego klimatu przyczyni się w pierwszym rzędzie uchylenie tajnych instrukcji i okólników, wydanych w okresie minionym przez władze administracyjne w sprawie traktowania kościelnych instytucji i osób duchownych, oraz wprowadzenie w życie postanowień zawartych w "Porozumieniu" z 1950 i 1956 r. Powinny też zostać uchwalone lub zrewidowane przepisy prawne zawarte w ustawach, zarządzeniach i innych aktach prawnych, które krępują i ograniczają wolność Kościoła. Powinny zostać uchylone między innymi istniejące zarządzenia dotyczące: kościelnej nauki religii, ubezpieczeń społecznych dla osób duchownych, księgi inwentarzowej, traktowania kościelnych instytucji jako prywatnych przedsiębiorstw w zakresie wymierzania podatków itp. Żeby uniknąć na przyszłość nieporozumień, projekty nowych aktów prawnych dotyczących Kościoła powinny być uprzednio konsultowane z przedstawicielami Episkopatu. Problem krzywd wyrządzonych Kościołowi w minonym okresie, powienien znaleźć rozwiązanie w rozmowach między przedstawicielami Rządu i Episkopatu. W związku z tym powinna zostać wznowiona działalność Komisji Wspólnej. Episkopat wielokrotnie proponował przed grudniem 1970 r. reaktywowanie działalności Komisji Wspólnej. Propozycję tę ponowił po grudniu 1970 r., dotychczas nie została ona podjęta". Zacytowany fragmentarycznie dokument Episkopatu, którego tekst zdradza autorstwo, a w każdym razie decydujący udział w redakcji kardynała Wyszyńskiego, miał olbrzymie znaczenie. Wskazywał przede wszystkim na niezmienione stanowisko Prymasa począwszy od 1949 roku, od dnia, w którym objął on urząd prymasowski. Bez względu na to, kto rządził, Kardynał stał zawsze na tych samych zasadach porozumienia, uzależniał je od tych samych warunków, zachowując jednocześnie maksymalny realizm. Prymas uznawał isniejące państwo, a nawet jego związki sojusznicze, był natomiast niezłomny, jeśli chodzi o obronę zasad wolnościowych. W dokumencie zostało notabene podkreślone to, że Episkopat walczy nie tylko o wolność Kościoła, ale także o wolności obywatelskie i prawa człowieka dla całego społeczeństwa. Wyraźne uznanie istniejącej państwowości i zawartych przez nią układów międzynarodowych napotkało oczywiście krytykę ludzi nieprzejednanych, jak np. Józefa Mackiewicza, którego już wyżej cytowaliśmy. Nie chcieli oni przyjąć do wiadomości faktów mających charakter długotrwały i narzucony Polsce po II wojnie światowej przy udziale mocarstw zachodnich. Odpowiedź rządu na ten wyważony i zawierający całościową koncepcję |modus |vivendi dokument nastąpiła nie zaraz i nigdy nie miała równie wyraźnego i całościowego charakteru. Państwowa polityka wyznaniowa była zawsze nader doraźna, choć zawsze obowiązywała w niej zasada: "Cuius regio, eius religio". Charakterystyczne było też to, że mimo wyraźnej propozycji Episkopatu nie doszło ani wtedy, ani później do wznowienia Komisji Wspólnej jako instytucjonalnej formy normalizowania stosunków Kościół - państwo. Dokument biskupów, jak pamiętamy, nosił datę 21 czerwca. Dnia 23 czerwca dziennik "Słowo Powszechne" przyniósł wiadomość o spotkaniu Bolesława Piaseckiego z paxowskimi "księżmi patriotami" a także o mianowaniu członkiem Rady Państwa. Obok umieszczono wiadomość o mianowaniu generała Mieczysława Moczara prezesem Najwyższej Izby Kontroli, co oznaczało utracenie przez niego wpływowej funkcji sekretarza Komitetu Centralnego Partii, jak dotąd odpowiedzialnego, przynajmniej formalnie, za sprawy wyznaniowe. Fakty te nastąpiły zbyt szybko, by można uznać je za odpowiedź na dokument Episkopatu. Jednakże akcja Paxu wśród "księży patriotów" była zawsze znakiem, że komuś zależy na zaognianiu stosunków z Episkopatem. W podobny sposób opinia skomentowała nominację Piaseckiego. Z kolei degradacja generała Moczara, uważanego za wyraziciela "jastrzębi" partyjnych, wskazywała na nowe ruchy tektoniczne na gruncie koalicji, która doszła do władzy w grudniu 1970 roku. Następne jednak miesiące przyniosły zarówno słabe oznaki liberalizacji w dziedzinie wyznaniowej, jak też przejawy powrotu do twardego kursu. Oznaczało to, że w partii nie nastąpiły jeszcze zmiany świadczące o względnej nawet jednolitości kierownictwa i kierunku politycznego. Na najbliższym zjeździe partii w gruduniu 1971 roku stanowisko Moczara w kierownictwie politycznym zajął jego uprzedni zastępca w Służbie Bezpieczeństwa, generał Franciszek Szlachcic, uchodzący za człowieka wybitnie inteligentnego, ale bynajmniej nie za liberała. Episkopat nie kierował się w swojej zasadniczej orientacji przesłanką, kto rządzi, ale nadrzędnymi zasadami wolnościowymi, płynącymi z Ewangelii i prawa naturalnego. Biskupi obradowali znowu na plenarnej Konferencji w dniach 23 i 24 czerwca na terenie diecezji gorzowskiej, a więc na Ziemiach Zachodnich. Nie był to naturalnie przypadek. Konferencja uznała "za szczęśliwą okoliczność (...), że w tym właśnie czasie Sejm PRL uchwalił ustawę, mocą której Kościół na Ziemiach Zachodnich i Północnych odzyska prawo własności do świątyń, budynków kościelnych i zakonnych oraz otrzyma na własność inne nieruchomości potrzebne mu do pracy duszpasterskiej, co przyczyni się do normalizacji stosunków między Kościołem a państwem i naprawienia wyrządzonych w minionym okresie krzywd temu Kościołowi, pracującemu tu w trudnych warunkach dla dobra społeczeństwa". Tak więc ważne przyrzeczenie premiera zostało po pół roku zrealizowane na drodze ustawodawczej. Tymczasem delegaci Rady Głównej Episkopatu prowadzili rozmowy z wicepremierem Wincentym Kraśką. W rozmowach zanotowano postęp tylko co do spraw szczegółowych, ale i to budziło nadzieję biskupów na bardziej zasadniczą normalizację stosunków z państwem. Było jednak rzeczą oczywistą, że jakieś siły są przeciwne dobrej woli, której nie był pozbawiony wicepremier Kraśko. Konferencja Episkopatu uchwaliła telegram do Ojca świętego, w którym zapewniała o swej z nim łączności i modlitwach w jego intencji, podkreślając, że telegram jest wysłany z polskich Ziem Zachodnich. Biskupi wyrazili w nim także nadzieję, że na tych ziemiach niebawem zostanie ustanowiona kanoniczna organizacja kościelna. Prymas przejawiał więc konsekwencję i pod tym względem. Tymczasem na następnej Konferencji Episkopatu po trzech miesiącach, w dniu 25 września 1971 roku, sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski mógł poinformować zebranych o uzgodnieniu z Urządem do Spraw Wyznań norm wykonawczych do ustawy z 23 czerwca, w sprawie przejęcia własności kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Jednocześnie biskup Dąbrowski zapoznał Episkopat z trudnościami, jakie napotyka zorganizowanie pielgrzymki duchowieństwa i wiernych do Rzymu z okazji beatyfikacji ojca Kolbego w dniu 17 października. Jednakże po pewnym czasie władze poszły na dość znaczny kompromis w sprawie udziału wiernych z kraju w beatyfikacji ojca Kolbego. Wracając jeszcze do wrześniowej Konferencji Episkopatu warto podkreślić, że uchwaliła ona decyzję, by memoriał do biskuów świata o Matce Kościoła, przyjęty na poprzedniej sesji, został wręczony w Rzymie w czasie Synodu wszystkim przewodniczącym Konferencji Episkopatów. W memoriale do Ojca świętego Pawła VI z roku 1969 biskupi polscy prosili Papieża, aby kolegialnie, to znaczy przy współudziale całego Episkopatu świata, oddał Rodzinę ludzką Maryi, Matce Kościoła. W obecnym memoriale, którego ostateczna redakcja była pióra kardynała Wojtyły, biskupi polscy zwracali się do 93 Episkopatów świata z prośbą, by w swoich krajach ustanowili święto "Matki Kościoła", by swoje narody oddali pod Jej opiekę, a nade wszystko - by w łączności z biskupami polskimi uprosili u Ojca świętego kolegialne oddanie Jej całego Kościoła i całej ludzkości. W swym memoriale powoływali się na zasadę kolegialnej odpowiedzialności wszystkich biskupów za losy Chrystusowej sprawy na ziemi oraz za tak bardzo zagrożoną Rodzinę ludzką. W dniu 26 września kardynał Wyszyński udał się do Rzymu, gdzie przebywał aż do 16 listopada. Miały tam miejsce ważkie wydarzenia w życiu Kościoła Powszechnego i polskiego: 30 września został otwarty Synod Biskupów, którego obrady trwały aż do 6 listopada, a 17 października nastąpiła beatyfikacja ojca Kolbego. W kilka dni po otwarciu Synodu, dokładnie w dniu 3 października, z okazji obchodów 25_lecia Paxu, wygłosił przemówienie szef Urzędu do Spraw Wyznań dr Aleksander Skarżyński. Zastanawiająca była zarówno treść przemówienia, jak i forum, na którym zostało ono wygłoszone. Wystąpienie przedstawiciela rządu na uroczystościach Paxu opinia przyjmowała nieodmiennie jako akt nieprzyjazny wobec Episkopatu. Potwierdziła to treść przemówienia wiceministra Skarżyńskiego, stanowiąca pośrednią polemikę z dokumentem biskupów z 21 czerwca o normalizacji stosunków między Kościołem a państwem. Episkopat stwierdzał w tym dokumencie, że nie może i nie będzie dokonywał wyboru o charakterze społeczno_politycznym. Tymczasem wiceminister Skarżyński wśród ogólników dotyczących wolności religijnych zawarł także pomówienie "niektórych przedstawicieli władz Kościoła w Polsce (...) o antagonistyczną postawę polityczną w stosunku do państwa ludowego". Skarżyński oczekiwał "od Episkopatu i całego duchowieństwa zrozumienia i respektowania patriotycznych i ustrojowych interesów naszego państwa socjalistycznego, choć nie żądał od biskupów, by swym autorytetem "wpływali bezpośrednio" na przyjmowanie przez duchowieństwo czy świeckich katolików postaw społecznie postępowych, socjalistycznych". Mówca dodał jednak, że rząd oczekuje, iż "Episkopat nie będzie wyróżniał osób o postawach antagonistycznych w stosunku do państwa ludowego, w stosunku do socjalizmu". Była to w gruncie rzeczy polemika z Episkopatem, przechodząca do porządku nad jego deklaracją z 21 czerwca w sprawach konstytucyjno_państwowych, a nawet sojuszów międzynarodowych. Szef Urzędu do Spraw Wyznań podtrzymywał więc dawną próbę dzielenia biskupów na dobrych i złych, a także bronił przed Episkopatem Paxu i "księży patriotów", uważając, że ich zaangażowanie polityczne nie godzi w religijną jedność Kościoła. Choć Skarżyński przed grudniem był wyraźnie w opozycji wobec Gomułki i Kliszki, a nawet odważnie się im w niektórych sprawach opierał, przemówienie jego było raczej kontynuacją starego, a nie zapoczątkowaniem nowego ducha w polityce wyznaniowej. Słuchaczy uderzało przede wszystkim całkowite przejście do porządku nad realistycznym i tak bardzo wychodzącym naprzeciw władzom państwowym dokumentem czerwcowym Episkopatu. W tym kontekście nawoływanie do respektowania interesów ustrojowych państwa socjalistycznego było żądaniem nie tyle uznawania państwa, ile jego polityki, mającej niemal we wszystkim - w kulturze, nauce, wychowaniu - implikacje materializmu marksistowskiego. Przemówienie Skarżyńskiego, mimo pewnych nowych akcentów wobec Kościoła, wzbudzało troskę o dalsze losy polityki wyznaniowej. Jego autor zabezpieczył się jednak powołaniem na wcześniejsze deklaracje Gierka i Jaroszewicza i jeszcze w tym samym miesiącu reprezentował w pospiesznie uszytym fraku rząd polski na uroczystości beatyfikacji ojca Kolbego w Rzymie. Skarżyński zasiadł wraz z ambasadorem Habasińskim w pierwszym rzędzie trybuny honorowej w bazylice św. Piotra. Trybuna ta była jednak bardzo pojemna, gdyż znalazł się na niej także przywódca emigracyjnego chrześcijańsko_demokratycznego Stronnictwa Pracy Karol Popiel, ambasador Pap~ee oraz dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa, znienawidzony przez partię i policję Jan Nowak, nie wspominając już innych osobistości. Na szczęście pretensje o to trzeba by było skierować do Watykanu, a nie do Episkopatu, a taktyka rządu polegała na przeciwstawianiu "dobrego Watykanu" "złemu Episkopatowi". Musiało się więc obejść bez większych pretensji. Odbywające się w Rzymie w dniach 17 i 18 października uroczystości beatyfikacyjne ojca Maksymiliana Kolbego dobrze harmonizowały z tematem obrad Synodu poświęconych formacji kapłańskiej. Uroczystości zamieniły się w wielkie dni Kościoła polskiego. Spotkali się pielgrzymi z kraju i Polacy z zagranicy. Beatyfikacji dokonał sam Ojciec święty Paweł VI, który przy okazji skierował do biskupów i pielgrzymów polskich następujące wiele znaczące słowa: "Spuścizna duchowa naszego błogosławionego nie budzi w nas ani cienia wahania czy wątpliwości, aczkolwiek dziś właśnie pobożność maryjna wznieca niekiedy pewną nieufność wobec dwu nurtów teologicznych: chrystologicznego i eklezjologicznego, które zdają się z nią współzawodniczyć. Wręcz przeciwnie, w mariologii Ojca Kolbego Chrystus zajmuje pierwsze, konieczne i wystarczające dla ekonomii zbawienia miejsce. Ani w swych poglądach teologicznych, ani w swej działalności apostolskiej Ojciec Kolbe nigdy nie pomijał miłości do Kościoła i jego zbawczej misji. Wszak cała wielkość i wszystkie przywileje Matki Bożej wypływają z Jej dopełniającego, podporządkowanego zadania w stosunku do kosmologicznego, antropologicznego i zbawczego wymiaru działalności samego Chrystusa. W tym samym dniu na placu Świętego Piotra Ojciec święty przemawiając niezwykle serdecznie do Polaków, powiedział: "Wojna - jak wiecie - ugodziła w Polskę z Zachodu i ze Wschodu, w tę Polskę, która tak niedawno odzyskała niepodległość po pierwszej wojnie światowej, powstając z pobojowisk i bezmiernych gruzów. Rozmnożyły się teraz ponure więzienia i osławione obozy koncentracyjne, w których wytępiono niezliczone rzesze, zwłaszcza Żydów i Polaków"... Następnie Papież przedstawił dobrowolną ofiarę ojca Kobego, który oddał życie w obozie w Oświęcimiu, by uratować bliźniego. W dniu beatyfikacji kardynał Wyszyński wraz z kardynałem Wojtyłą i biskupem Rubinem zostali zaproszeni przez Papieża na obiad. Wzięli w nim udział także dwaj kapelani papiescy. Obiad miał charakter rodzinny. Prymas przywiózł podarunki, wśród nich album soborowych grafik zmarłej już artystki Jadwigi Walker. Także Papież obdarował swoich gości polskich, a potem modlił się wspólnie z nimi do Matki Najświętszej i błogosławionego Maksymiliana Marii Kolbego. Następnego dnia był "dzień polski" w Rzymie. Ojciec święty przyjął najpierw grupę polską w sali audiencjalnej. Po przemówieniu Papieża kardynał Wyszyński przedstawił mu kolejno: osiem członkiń Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu z Marią Okońską na czele, a potem Marię Winowską, Jerzego Turowicza, prof. Oskara Haleckiego, Franciszka Gajowniczka, którego ocalił ojciec Kolbe, oraz szereg innych osobistości polskich. Kardynał Wyszyński w przemówieniu skierowanym następnie do Papieża nie ograniczył się do zwrotów okolicznościowych, ale mówił o rzeczach zasadniczych dla swojej koncepcji religijności polskiej. Nawiązując do wczorajszego wystąpienia Papieża i odbywającego się Synodu, powiedział: "Cały świat katolicki wsłuchiwał się w głosy biskupów zebranych na Synodzie, którzy przedstawiali obraz kapłana współczesnego jako "imago Christi". Postulowano ścisły związek kapłana nowoczesnego z Ukrzyżowanym Kapłanem Wieczystym, który życie swoje oddał Ojcu Niebieskiemu za braci"... Prymas wykazał następnie, że ojciec Kolbe, "oddając życie w komorze głodowej za swojego Brata, więźnia, był wiernym naśladowcą Chrystusa. Ksiądz Prymas zaznaczył: "Ojciec Kolbe jest kwiatem katolickiej religijności polskiej, prowadzącej przez Służebnicę Pańską do Chrystusa, który przyjął postać sługi. Wskazuje, że pełne życie katolickie musi czerpać swoje moce przez Maryję, obecną w misterium Chrystusa i Kościoła". Wreszcie Mówca powrócił konsekwentnie do swej prośby skierowanej do Papieża: "byś zechciał raz jeszcze cały Kościół Powszechny i całą ludzkość oddać w macierzyńskie Dłonie Maryi, Matki Kościoła - tym razem wspólnie ze wszystkimi biskupami świata, odpowiedzialnymi za Chrystusowe oblicze ziemi"... Papież odpowiadając Prymasowi określił go jako "gorliwego i mężnego pasterza" i nawiązał do maryjnej orientacji Kardynała: "(...) W szczególny sposób wzywamy teraz Waszą Matkę Bożą Częstochowską, aby was strzegła, pocieszała i zjednywała Wam wszelkie łaski Chrystusa, dla waszego dobra materialnego i duchowego. Modlimy się do Niej i modlić się będziemy za Was w tej intencji". Papież wzywając Polaków do wierności religii i Kościołowi, nie zapomniał dodać słów wielce dyplomatycznych: "Nie sądźcie, aby to nasze wezwanie miało zahamować Was na drodze do rozwoju ekonomicznego, społecznego i kulturalnego, do którego jesteście powołani. Wręcz przeciwnie, mówimy Wam: umiejcie czerpać z wierności dla waszej tradycji duchowej i kulturowej oraz dla waszej osobowości narodowej i obywatelskiej, umiejcie czerpać moc dla waszego postępu i umiejętności rozwiązywania coraz to nowych zagadnień, jakie przynoszą dzisiejsze czasy"... Nie sposób byłoby tu opisać trzydniowe uroczystości beatyfikacyjne i podniosły nastrój, jaki towarzyszył Polakom w Rzymie i w kraju. Nie można jednak nie przypomnieć jeszcze jednego przemówienia, wygłoszonego 19 października 1971 w bazylice Dwunastu Apostołów przez kardynała Juliusza D~opfnera, przewodniczącego Konferencji Episkopatu RFN. Synteza tego wystąpienia została bodaj zawarta w słowach: "Ojciec Kolbe jest męczennikiem |pojednania. To właśnie każe nam |prosić naszych braci Polaków o |przebaczenie wszystkiego zła, którego doznali od nas, Niemców, i wyrzec się wszelkiej chęci odwetu. Polityczne wysiłki o trwały ład i pokój winny znaleźć swe źródło w duchu twórczego pojednania". Te podniosłe uroczystości, w których uczestniczyła także delegacja rządowa, nie mogły zostać przemilczane w kraju. Toteż prasa, nie tylko katolicka, ale także państwowa, poświęcała im sporo miejsca. Prasa katolicka próbowała oddać całą podniosłość i niepowtarzalność "polskich dni" w Rzymie. Przez pewien czas cenzura na to zezwalała. W pewnym jednak momencie wszystko zostało ucięte, a cenzura zaczęła wykreślać nawet nazwisko błogosławionego ojca Kolbego. Z pewnością głośne echo prasowe, jak i udział delegacji państwa marksistowskiego w beatyfikacji obudziły sprzeciw wewnętrznych i zewnętrznych czynników zapatrzonych w zasadę: "Cuius regio, eius religio". Powrót z Rzymu do Warszawy stał się więc po pewnym czasie bolesnym upadkiem z nieba nadziei na ziemię realnej rzeczywistości. Mimo to kardynał Wyszyński mógł z uzasadnioną satysfakcją w dniu 1 grudnia na posiedzeniu Rady Głównej, a 2 i 3 grudnia na Konferencji Episkopatu, relacjonować przebieg Synodu Biskupów i uroczystości beatyfikacji ojca Kolbego. Konferencja uchwaliła wydanie listu pasterskiego w celu zapoznania wiernych z wynikami obrad Synodu. Ksiądz Prymas wskazywał, że osobiste dokonanie beatyfikacji ojca Kolbego przez Papieża oraz przyjęcie przez niego polskich pielgrzymów z kraju i zagranicy na specjalnej audiencji były wymownym dowodem życzliwości Ojca świętego dla Polski. Prymas ocenił pozytywnie udział delegacji rządu na uroczystości w Rzymie. Konferencja Episkopatu "wyraziła zadowolenie z faktu prowadzenia w Warszawie w dniach 10_#18 listopada br. rozmów między przedstawicielami Stolicy Apostolskiej i Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i zapowiedzi kontynuowania tychże". Biskupi wyrazili jednocześnie wdzięczność Stolicy Apostolskiej za prowadzenie tych rozmów w ścisłym porozumieniu z Episkopatem, podkreślając, że postęp w rozmowach między Stolicą Apostolską a PRL "zależeć będzie od postępu w rozmowach między rządem PRL a Episkopatem Polski". Biskupi nie mogli powołać się jednak na konkretne osiągnięcia w rozmowach na obu płaszczyznach, musieli natomiast zaznaczyć trudności utrzymujące się w terenie. To ostatnie słowo było eufemizmem, bo w końcu każda konkretna sprawa kościelna rozgrywała się w terenie. Dotyczyło to szczególnie budowy nowych świątyń. Pod tym względem nie notowano koniecznego postępu. Biskupi zarządzili na dzień 30 stycznia 1972 nabożeństwa pobeatyfikacyjne w parafiach ku czci błogosławionego o. Maksymiliana Marii Kolbego i wydali w tej sprawie komunikat do wiernych. Już na następnym posiedzeniu w dniach 9 i 10 lutego 1972 Episkopat był zmuszony postawić publicznie sprawę braku świątyń i nikłą ilość wydawanych zezwoleń na ich budowę w stosunku do potrzeb. Biskupi wybrali też specjalną Komisję do Spraw Budowy Świątyń, na której czele stanął biskup Herbert Bednorz. Wszystko to świadczyło o faktycznym impasie w stosunkach między Kościołem a państwem. Sekretarz Episkopatu nieustannie prowadził rozmowy, relacjonował je biskupom i wysłuchiwał ich rad, ale trudno było mu cokolwiek konkretnie załatwić. Przełom w polityce wyznaniowej miał zaznaczyć się nie po wydarzeniach grudniowych, ale znacznie później. Fakty świadczyły, że odbyty w grudniu 1971 roku zjazd PZPR, którego głównym wydarzeniem było ustąpienie generała Moczara i wejście na jego miejsce do kierownictwa politycznego generała Szlachcica, nie przyniósł widocznych zmian w stosunkach z Kościołem. Większość restrykcji skierowanych przeciw Kościołowi w okresie gomułkowskim była utrzymywana w mocy. Co prawda premier Jaroszewicz złożył w nowym Sejmie 29 marca deklarcję o unormowaniu stosunków między Kościołem a państwem, ale miała ona niestety tylko walor werbalny. Biskupi musieli coraz to podnosić spokojny, ale zdecydowany głos protestu. Na Konferencji Episkopatu w dniach 5 i 6 maja 1972 na Jasnej Górze wyrazili zaniepokojenie sytuacją "w terenie", jak również postępowaniem władz administracyjnych. Episkopat zwracał uwagę, że władze finansowe, wymierzając podatki instytucjom kościelnym, czynią to na podstawie uchylonej Zarządzeniem Ministra Finansów z dnia 10 lutego 1972 księgi inwentarzowej. Okazywało się więc, że nawet jeśli władze wycofały się formalnie z przepisów narzuconych Kościołowi przed przełomem grudniowym, to faktycznie nie rezygnują z ich stosowania. Było też rzeczą oczywistą, że władze finansowe w stosunku do Kościoła nie działają samodzielnie, ale według instrukcji Urzędu do Spraw Wyznań. Urząd ten zdawał się wręcz sabotować nowe zarządzenia liberalizujące politykę podatkową wobec Kościoła. Majowa Konferencja Episkopatu stwierdziła także trwanie impasu w zakresie budownictwa sakralnego. W związku ze zbliżającą się ratyfikacją układu między Polską a RFN w marcu 1972, Komisja Ziem Zachodnich Konferencji Episkopatu Polski wystosowała apel w sprawie ratyfikacji tego układu, mającego decydujące znaczenie dla ostatecznego uregulowania administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. Dnia 3 czerwca 1972 roku zachodnioniemiecki Bundestag ratyfikował układy wschodnie z Moskwą i Warszawą. Już w dwa dni później, 5 czerwca, biskup Bronisław Dąbrowski przybył do Rzymu, by zabiegać o ostateczne decyzje Stolicy Apostolskiej, choć rząd polski nadal wzbraniał się przed utworzeniem dwóch diecezji przez podział olbrzymiej administracji gorzowskiej. Ambasador polski w Rzymie miał jeszcze 27 czerwca proponować Stolicy Apostolskiej rokowania w tej sprawie. Jednakże Paweł VI zastosował się do próśb biskupów polskich, skoro tylko zawarte układy międzynarodowe na to pozwalały, i 28 czerwca mianował sześciu polskich biskupów rezydencjalnych, tworząc stałą administrację kościelną na Ziemiach Zachodnich. Rząd, który przez lata toczył w tej sprawie homeryckie boje, został niejako na uboczu faktów dokonanych przez Stolicę Apostolską po długotrwałych, usilnych staraniach Prymasa i Episkopatu Polski. Obradująca w Krakowie w dniach 27 i 28 czerwca Konferencja Plenarna Episkopatu mogła już z wielką radością powitać decyzję Stolicy Apostolskiej i wyrazić Ojcu świętemu słowa najgłębszej wdzięczności. Sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski przebywał w Rzymie od 5 do 26 czerwca, zabiegając o szybkie załatwienie sprawy przez Stolicę Apostolską. Wspomagał go wysłany nieco później przez Prymasa ks. Alojzy Orszulik. Za pośrednictwem ambasady polskiej w Rzymie biskup Dąbrowski zwrócił się do rządu PRL w sprawie erekcji diecezji szczecińsko_kamieńskiej i diecezji koszalińsko_kołobrzeskiej oraz ich obsady personalnej. Prymas Polski w dniu podjęcia decyzji przez Stolicę Apostolską zawiadomił o nich telegraficznie premiera Jaroszewicza. Rząd polski, niezależnie od tego, co myślał o powstałym fakcie dokonanym, nie mógł przeciw niemu wystąpić. Groziłoby to kompromitacją przed całym narodem. Rząd był z pewnością za dostosowaniem granic diecezji do granic państwa, ale jest wątpliwe, czy cieszyło go zwiększenie liczby diecezji w Polsce. Ostateczny rezultat był natomiast pełną i całkowitą realizacją życzeń i planów Kardynała Wyszyńskiego. Jego osobista pozycja w Watykanie i jego zdeterminowane wysiłki w Stolicy Apostolskiej, niezależnie od trudności i komplikacji stwarzanych przez rząd, doprowadziły do tego, że Kościół polski ma na Ziemiach Zachodnich kanoniczną administrację, najkorzystniejszą z punktu widzenia tak pod względem duszpasterskim, jak i interesów narodowych. Już choćby z tego powodu imię kardynała Wyszyńskiego przejdzie do historii kraju i Kościoła jako wielkie. A przecież była to tylko jedna z dziedzin zmagań Prymasa, zakończonych pełnym powodzeniem. W tym czasie prasa rządowa milczała o Ziemiach Zachodnich i ich administracji kościelnej. Na kolejnej Konferencji Episkopatu w Poznaniu w dniach 5 i 6 września biskupi jeszcze raz wyrazili Ojcu świętemu wdzięczność za podjęte decyzje, wzywając jednocześnie wiernych do modłów w intencji Papieża. Episkopat wyrażał nadzieję, że stabilizacja administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich przyczyni się do normalizacji stosunków między Kościołem a państwem oraz stwierdzał pomyślny przebieg przekazywania Kościołowi jego własności na tych ziemiach. Episkopat uchwalił też słowo pasterskie na dziesięciolecie rozpoczęcia Soboru Watykańskiego Drugiego. Biskupi zapoznali się szczegółowo z przebiegiem odnowy soborowej w Kościele polskim. Przy tym musieli ponownie stwierdzić, że Kościół otrzymuje nieliczne tylko zezwolenia na budowę świątyń, a niektóre diecezje nie otrzymały ani jednego zezwolenia od kilkunastu lat. Nacisk władz na wychowanie dzieci i młodzieży bez Boga zmusił Episkopat do ponownego zaapelowania do rodziców, by nie zapominali o obowiązku katechizacji. Powtarzanie się tych spraw niemal w każdym komunikacie z posiedzeń Episkopatu świadczyło, że w gruncie rzeczy nadal nie nastąpił istotny przełom w stosunkach między Kościołem a państwem. Do innych ważniejszych uchwał Episkopatu należy list o patriotyzmie w duchu chrześcijańskim w związku z 200 rocznicą rozbioru Polski w 1772 roku. Biskupi zabrali też głos w sprawie tragicznych zajść w wiosce olimpijskiej w Monachium, gdzie dokonano zbiorowego morderstwa na sportowcach żydowskich. W tym kontekście biskupi przypomnieli nienawiść rasową okresu ostatniej wojny, której ofiarą padły miliony ludzi. Miesiąc październik 1972 roku był bardzo ważny dla Kościoła w Polsce. W tym miesiącu nastąpiły bowiem ingersy biskupów do dwóch nowo otworzonych diecezji: szczecińsko_kamieńskiej i koszalińsko_kołobrzeskiej. Episkopat podkreślił życzliwy stosunek władz państwowych do tych wydarzeń, a także wydał list pasterski do wiernych, uświadamiający im kościelne i narodowe znaczenie powstania kanonicznej organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich. W związku ze wzrostem liczby rozwodów wydano też list na uroczystość Świętej Rodziny. Władze państwowe miały także powód do zadowolenia w październiku, bowiem Stolica Apostolska ogłosiła komunikat o zakończeniu misji w Watykanie byłego ambasadora rządu polskiego na wychodźstwie, Pap~eego. Jak wspominaliśmy, ambasador Pap~ee był w gruncie rzeczy już od dawna właściwie tylko rezydentem, ale formalne zakończenie jego misji było dla rządu PRL warunkiem normalizacji stosunków z Watykanem. W ten sposób odchodził do historii jeszcze jeden z symboli przedwojennej w pełni niepodległej Polski. Prymas Polski kardynał Wyszyński udał się 5 listopada 1972 do Rzymu na czele 11_osobowej delegacji biskupów polskich w celu podziękowania Ojcu świętemu za powołanie kanonicznej administracji na polskich Ziemiach Zachodnich. Kardynał Wyszyński przebywał w Rzymie prawie miesiąc i powrócił do Warszawy dopiero 3 grudnia. W skład delegacji Episkopatu wchodzili wszyscy biskupi z Ziem Zachodnich, a także kardynał Wojtyła i biskup Dąbrowski. Prymas Polski został trzykrotnie przyjęty przez Ojca świętego. Świadczyło to o wyróżnieniu Prymasa przez Papieża, ale także o trosce, jaką budziły w Watykanie sprawy polskie. Jeszcze przed wyjazdem do Rzymu spotkała biskupów przykra niespodzianka, sprzeczna z porozumieniem z 1950 roku, a będąca powrotem do zwyczajów okresu gomułkowskiego. Mianowicie ponownie powołano do wojska kleryków z seminariów duchownych, mimo że jeszcze przed rokiem rząd zapewniał o rezygnacji z tej szykany. Lata 1972 i 1973 przyniosły w ogóle raczej zaostrzenie niż złagodzenie państwowej polityki wyznaniowej. Komunikat Konferencji Episkopatu odbywającej się w dniach 24 i 25 stycznia 1973 stwierdził wręcz, że wbrew zapowiedziom premiera o normalizacji stosunków między rządem a Kościołem, "w niektórych województwach PRL władze administracyjno_polityczne dążą do dalszych ograniczeń wolności religijnej wiernych, a zwłaszcza młodzieży akademickiej, nie wyłączając działalności ludowej duchowieństwa". Władze centralne prowadziły rozmowy z Episkopatem, a w terenie próbowano nadal podporządkować państwowym organom oświatowym nauczanie religii w punktach katechetycznych. Naciski na księży i rodziców były tak powszechne, że biskupi poczuli się zmuszeni oświadczyć we wspomnianym już komunikacie: "(...) rodzice mają prawo i obowiązek do wychowania dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, a katolicy zgodnie z nauką Kościoła. Na państwie natomiast spoczywa zobowiązanie stworzenia warunków, które umożliwiłyby rodzicom spełnienie ich zadań. Zarówno z uwagi na podstawowe prawa osoby ludzkiej, jak i dlatego, że katolicy stanowią większość obywateli Państwa Polskiego, ich podstawowe prawa nie mogą zostać usunięte przez naszą rzeczywistość polityczną". Kościół dopominał się coraz energiczniej o prawa ludzkie i prawa Kościoła. Episkopat zwracał uwagę rządu na deprawację młodzieży i złą wymowę moralną niektórych widowisk i programów telewizyjnych. Jednocześnie biskupi ocenili pozytywnie niektóre decyzje w zakresie polityki społecznej państwa, jak rozszerzenie ubezpieczeń społecznych na wsi, przedłużenie bezpłatnych urlopów macierzyńskich oraz pozytywne przejawy polityki rodzinnej i pronatalistycznej. Kardynał Wyszyński chciał być obiektywny i sprawiedliwy dla rządzących, nie tylko zresztą na tym etapie powojennych dziejów Polski, ale rozwój wypadków napawał go coraz większą troską. Rok 1973 przyniósł jeden z ostrzejszych konfliktów między Kościołem a państwem. Rząd chciał wreszcie praktycznie zmonopolizować wychowanie dzieci i młodzieży i wyrwać je nie tylko spod wpływu Kościoła, ale także rodziny. Celowi temu miały służyć tak zwane szkoły zbiorcze, z zajęciami popołudniowymi, całodziennymi. Szkoły takie istnieją co prawda w niektórych krajach, ale utworzenie ich w państwie poddającym oświatę i wychowanie monopolowi doktryny marksistowskiej tworzyło śmiertelne niebezpieczeństwo dla światopoglądu religijnego i dla polskiej tożsamości duchowej i kulturalnej. W zwiąku z tym Konferencja Episkopatu obradująca w dniach 21 i 22 marca 1973 uchwaliła pismo do Sejmu PRL, postulując, aby nowy system oświaty i wychowania uwzględniał naturalne prawa rodziców do zgodnego z ich przekonaniami religijnymi wychowania dzieci. Całodzienne zajęcia młodzieży wykluczałyby nie tylko katechizację, ale i wpływ domu rodzinnego. Sejm przeszedł do porządku pod pretekstem biskupów i uchwalił zaplanowaną ustawę oświatową. Sytuacja zdawała się być groźna. Partia przegrała jednak całą rzecz w praktyce. Okazało się, że nie ma ani przygotowanych budynków dla szkół zbiorczych, całodziennych, ani też autobusów, które dowoziłby dzieci ze wsi do tych szkół. Sama jednak intencja ustawodawcza i bezwzględne jej przeprowadzenie wskazują, przed jakim niebezpieczeństwem stanąłby Kościół i rodzina katolicka w Polsce, gdyby nie słabość ekonomiczna państwa o monopolistycznej doktrynie materialistycznej. Druga alarmująca sprawa, która wypłynęła na tym samym posiedzeniu Episkopatu, to katastrofalny stan budownictwa sakralnego wobec rozwoju nowych osad i dzielnic miejskich. Biskupi otrzymywali masowo listy i petycje ludności z prośbą o starania o budowę świątyń. W zdecydowanej formie występowali publicznie w komunikacie i z ambon o prawo do budownictwa sakralnego wszędzie tam, gdzie budują się większe skupiska miejskie. Oświadczali wręcz, że bez rozwiązania tego problemu trudno jest w ogóle mówić o normalizacji stosunków między Kościołem a państwem. Stworzoną przez państwo sytuację konfliktową zaostrzał fakt, że wierni pozbawieni świątyń zaczęli w niektórych okolicach wznosić prowizoryczne kaplice bez zezwolenia władz. Władze zareagowały na to obciążeniem zbiorową odpowiedzialnością winnych na ogół anonimowych. W roku 1966 miały miejsce konkurencyjne uroczystości Tysiąclecia Państwa i Millennium Kościoła, teraz miały odbyć się odrębne kościelne i państwowe uroczystości kopernikowskie. Zamiast więc normalizacji zanosiło się na nowy przejaw konfrontacji z religią, jak zwykle w Polsce, w kontekście wydarzeń historycznych. Główną troską Prymasa i Episkopatu w tym okresie było wychowanie młodzieży. Konferencja Episkopatu wydała list pasterski o powołaniach kapłańskich. Do władz państwowych skierowano żądanie, by młodzież akademicka miała także prawo do opieki duszpasterskiej. Władze wyznaniowe rozpoczęły bowiem politykę nacisków na terenie duszpasterstw akademickich. Wreszcie Konferencja zleciła sekretarzowi Episkopatu, aby w zakresie procesu normalizacji, który zresztą zaczynał być fikcją, postawił na porządku dziennym rozmów z rządem prawo Kościoła do prowadzenia działalności charytatywnej. Tak się przedziwnie składało, że ilekroć Kościół polski był w trudnej sytuacji w kraju, tylekroć przychodziła pomoc ze strony Stolicy Apostolskiej. Tak się też stało i tym razem; nastąpiło wydarzenie o wielkim znaczeniu. Ojciec święty Paweł VI mianował 5 marca 1973 roku arcybiskupa Bolesława Kominka kardynałem. Nominacja była następstwem decyzji papieskich z czerwca 1972 roku, ustanawiających nowe diecezje na Ziemiach Zachodnich. Przynależność ich do Kościoła w Polsce została niejako podkreślona przez powołanie do godności kardynalskiej arcybiskupa wrocławskiego. Nietrudno domyślić się, że był to postulat Prymasa Polski. Kraj będący we władaniu rządu komunistycznego otrzymywał trzeciego kardynała, co podkreślało jeszcze jego najściślejszy związek z Kościołem Powszechnym i Stolicą Apostolską. Związek ten nadawał Kościołowi w Polsce znaczenie uniwersalne. Nigdy od roku 1945 nie był on wyłącznie zagadnieniem wewnętrznopolitycznym władz komunistycznych. Ich polityka wyznaniowa miała zawsze swój aspekt międzynarodowy, właśnie przez powszechność Kościoła i przez jego związek ze Stolicą Piotrową. Już zresztą w okresie porozbiorowym, w wieku XIX, wiele osobistości polskich podkreślało, że nasz związek z Kościołem rzymskokatolickim, z Rzymem papieskim, uniemożliwiał zaborcom czynienie ze sprawy polskiej swojego czysto wewnętrznopolitycznego problemu. Bardzo wyraźnie pisał o tym narodowo_demokratyczny "Przegląd Wszechpolski". Na odbytej w dniach 4 i 5 maja w Częstochowie Konferencji Episkopatu przygotowywano się do następnej sesji Synodu poświęconej "Ewangelizacji świata". Episkopat powołał specjalną komisję pod przewodnictwem kardynała Wojtyły w celu przygotowania projektów polskich na obrady Synodu. Episkopat poczuł się zmuszony zająć stanowisko w sprawach systemu oświaty: "Konferencja przeanalizowała "Założenia i tezy raportu o stanie oświaty", przygotowane przez "Komitet Ekspertów dla opracowania raportu o stanie oświaty w PRL". Stwierdzono, że "Założenia i tezy raportu" nie tylko pomijają postulaty zawarte w memoriałach Episkopatu skierowanych do Komitetu Ekspertów, ale nadto zawierają elementy nieprzyjazne wychowaniu religijnemu. Niedwuznacznie ujawniają one tendencje do eliminowania przez szkołę wychowania religijnego. Kościół zawsze deklarował gotowość współdziałania z państwem w zakresie wychowania wartościowych i prawnych obywateli. Ma bowiem wypróbowane metody wychowania i pracy z młodzieżą. Podstawowe cele Kościoła i państwa w zakresie wychowania są zbliżone. W naszej rzeczywistości niebranie pod uwagę Kościoła w planowanym systemie wychowania młodego pokolenia Polaków musi się odbić ujemnie na procesie wychowawczym zarówno w rodzinie, jak i w szkole, przynosząc szkodę całemu Narodowi. Podjęta w dniu 12 kwietnia 1973 roku przez Sejm PRL uchwała o zadaniach Narodu i państwa w wychowaniu dzieci i młodzieży musi budzić niepokój w sumieniu rodziców wierzących. Planowany system wychowania miałby być oparty na zasadach ateistycznych przy całkowitym wyeliminowaniu Kościoła. Praktycznie biorąc, wychowanie w szkole byłoby sprzeczne z kierunkiem wychowania w rodzinie katolickiej. Byłoby to poważne naruszenie naturalnych praw rodziców, a zwłaszcza katolickich. Mają oni prawo domagać się, aby kierunek wychowania w szkole nie niweczył ich zabiegów wychowawczych w rodzinie i nie podważał zasad moralnych i religijnych wpajanych dziecku w domu. Budowanie jedności społeczeństwa w oparciu o założenia wyłącznie materialistyczne, głoszone oficjalnie przez sprawujących władzę, jest sprzeczne z zasadami wolności sumienia i niebezpieczne. Jedność taka jest sztuczna, nietrwała. Tym projektom Kościół musi się oprzeć; jest bowiem zobowiązany, jako autorytet moralny, bronić praw rodziców do wychowania swych dzieci zgodnie z ich osobistymi przekonaniami". Oświadczenie Episkopatu jest tak jasne i jednoznaczne, że nie ma potrzeby go komentować. Przewodniczący Koła Poselskiego "Znak" Stanisław Stomma zajął w przemówieniu sejmowym 12 kwietnia 1973 stanowisko zbieżne z późniejszą wypowiedzią biskupów i odzwierciedlające niepokój całej społeczności katolickiej. Poseł Stomma wypowiedział się między innymi o popołudniowych zajęciach w szkole: "Oznaczałoby to w praktyce utrzymywanie dziecka niemal przez cały dzień poza domem, przez cały dzień w tej samej atmosferze szkolnej, w ramach tych samych szkolnych murów, w otoczeniu tych samych ludzi. Dziecko potrzebuje zmiany i odprężenie w dobrej rodzinie znajduje... Rodzicom wierzącym chodzi o pełne zagwarantowanie religijnego wychowania ich dzieci. Należy im się także pełne zapewnienie, bo odpowiada to ich uprawnieniom społecznym i ma oparcie w Konstytucji". Sejm jak wiadomo, przeszedł nad tym głosem do porządku i uchwalił nową ustawę oświatową. Rząd nie był co prawda w stanie zrealizować nowego systemu edukacji z braku środków materialnych, ale groźba jego wprowadzenia nadal jeszcze wisi nad społecznością katolicką w Polsce. Na wspomnianej już przez nas Konferencji Episkopatu w dniach 4 i 5 maja 1973 biskupi stwierdzili, że normalizacja stosunków między Kościołem a państwem opieszale posuwa się naprzód, administracja terenowa zaś stosuje różnorodne przeszkody w pracy Kościoła, nadal dyskryminując wiernych. Episkopat stwierdził, że w poprzednim roku Kościół uzyskał tylko kilkanaście zezwoleń na budowę świątyń, ale realizacja i tych zezwoleń napotyka trudności. Miarą zatroskania biskupów możliwością wprowadzenia nowego systemu edukacji narodowej było wydanie w tej sprawie 4 maja 1973 specjalnego komunikatu, podkreślającego prawa rodziców do wychowania dziecka. Stosunki między Kościołem a państwem w roku 1973 przypominały ostatnie lata okresu gomułkowskiego - nie tylko ze względu na przeforsowanie w Sejmie przez rząd nowego systemu oświatowego, mimo wielokrotnych zastrzeżeń zgłaszanych na posiedzeniach Konferencji Episkopatu. Drugim niepokojącym objawem było praktyczne zerwanie przez rząd rozmów prowadzonych z przedstawicielami Episkopatu. W rozmowach tych ze strony biskupów brali udział sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski i arcybiskup Kominek, a ze strony rządu przejawiający umiarkowany kierunek wicepremier Kraśko, któremu towarzyszył A. Skarżyński. Otóż nie tylko te rozmowy zerwano, ale wicepremier Kraśko został odwołany ze swego stanowiska. Wydarzenie to opinia publiczna wiązała z wpływami generała Szlachcica w kierownictwie politycznym kraju. Przedłużał się też okres oczekiwania na następną rundę rokowań watykańsko_polskich. Kardynał Wyszyński, jak zwykle w momentach trudnych, po prostu robił swoje, a więc wzmagał jeszcze, jeśli to było możliwe, działalność Kościoła i swoją osobistą w dziedzinie duszpasterstwa. W ten sposób Prymas Polski przetrzymywał wszystkie kryzysy i z każdego z nich wychodził jako zwycięzca. Episkopat zorganizował ogólnopolskie, kościelne uroczystości 500_lecia urodzin kanonika z Fromborka, wielkiego astronoma, Mikołaja Kopernika. W przeddzień rocznicy, 16 czerwca, obradowała w Łomży Plenarna Konferencja Episkopatu. W dniu rocznicy, 17 czerwca, w katedrze we Fromborku odbyła się sesja publiczna z udziałem gości zagranicznych, między innymi kardynała K~oniga. Władze państwowe zorganizowały osobno uroczystości kopernikowskie i nadały im akcenty polemiczne wobec Kościoła, ale zgodziły się na przybycie na uroczystości kościelne gości zagranicznych. Choć więc istota polityki wyznaniowej po grudniu jeszcze nie uległa zmianie, to jednak dał się już zauważyć jej nowy styl. Jednakże główny ton uroczystościom we Fromborku nadał swym kazaniem kardynał Wyszyński. Odbyta dzień wcześniej Konferencja Episkopatu zajmowała się także przymusową laicyzacją, związaną z omówioną przez nas ustawą oświatową, a także z trudnościami budownictwa sakralnego. Biskupi uchwalili komunikat do młodzieży, rodziców, wychowawców i kapłanów w sprawie wakacji letnich. Chodziło o zapewnienie prawa młodzieży do praktyk religijnych na obozach, wycieczkach i w domach wakacyjnych. Prawo to było niestety naruszane notorycznie także po przełomie grudniowym. W stosunkach między rządem a Episkopatem, a także między Warszawą i Watykanem panował impas. Rząd nie czynił żadnego kroku spodziewanego w świetle poprzednich rozmów i ustaleń. Impulsem do wyjścia z martwego punktu było z pewnością spotkanie arcybiskupa Casaroli z ówczesnym polskim ministrem spraw zagranicznych Stefanem Olszowskim z początkiem lipca w Helsinkach z okazji narad przygotowawczych do tzw. Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Kontakt ten przyczynił się do późniejszej listopadowej wizyty Olszowskiego w Watykanie. Kardynał Wyszyński spędzał więc wakacje 1973 roku pod psychicznym naciskiem wielu wydarzeń nader przykrych dla Kościoła. Przejawem starego ducha było np. demolowanie przez władze baraków_kaplic, wznoszonych przez ludność zniecierpliwioną bezowocnym oczekiwaniem na pozwolenia budowy nowych świątyń. Prymasa trapił brak zezwoleń na budowę świątyń, niepokoiły dalsze rejestrowania i kontrolowania punktów katechetycznych i osobiście przez niego obserwowane, każdego lata, utrudnianie młodzieży i dzieciom udziału w praktykach religijnych. Nie było więc powodów do radości, a jeśli, to jak zwykle przychodziły one z Rzymu. I tym razem biskup Dąbrowski przywiózł z Rzymu zapewnienie, że Watykan nie podejmie żadnych rozmów z rządem PRL bez udziału Episkopatu Polski. W ciągu całego roku 1973 stałym przedmiotem troski Prymasa była sprawa katechizacji w związku z nową ustawą oświatową. Ani jedna sesja Plenarna Konferencji Episkopatu nie pominęła tej kwestii. Była ona także przedmiotem obrad biskupów podczas Konferencji w dniach 13 i 14 września 1973. Natomiast głównym tematem tej sesji był program "Roku Świętego" w Polsce. Poza tym Episkopat nie mógł pominąć spraw stosunków z rządem. Biskup Dąbrowski jak zwykle referował przebieg swoich rozmów z władzami państwowymi. Postęp był jednak nieznaczny, skoro biskupi zajęli następujące stanowisko co do współdziałania Kościoła i państwa: "(...) takie współdziałanie będzie jednak możliwe i da pozytywne wyniki dla dobra społecznego, gdy uszanowane będą prawa Kościoła do swobodnego pełnienia jego misji, a wierzący nie będą - ze względu na swoje przekonania religijne - dyskryminowani w życiu publicznym, społecznym, zawodowym, kulturalnym itp.". W dokumentach publikowanych w tym okresie przez władze kościelne uderza powtarzanie się tych samych postulatów. Biskupi proponują władzom porozumienie i współdziałanie dla dobra społecznego i nie spotykają się z żadnym odzewem. Mimo to ponawiają konsekwentnie swoje propozycje. W drugiej połowie 1973 roku wskazówka wyznaczająca kierunek polityki wyznaniowej wobec Kościoła jakby drgnęła ku lepszemu. Episkopat stwierdził pewną, nieznaczną zresztą, poprawę w zakresie zezwoleń na budownictwo sakralne. Wiązało się to z pewnością z przygotowaniami do Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Ale niektóre diecezje i w tym okresie nie otrzymały ani jednego zezwolenia na budowę kościoła. Wiele miast i rejonów kraju intensywnie się rozbudowywało, zwiększała się liczba ich ludności i tam właśnie potrzeby budowania nowych świątyń były najpilniejsze. Do ośrodków takich biskupi zaliczali: Warszawę, Szczecin, Łódź, Gdańsk, Częstochowę, Poznań, rejon katowicki i krakowski. Mała ilość zezwoleń na budowę kościołów po przełomie grudniowym była boleśnie odczuwana przez Episkopat, gdyż w latach sześćdziesiątych, za rządów Gomułki, zezwoleń tych prawie wcale nie wydawano, nabrzmiały więc potrzeby i problemy duszpasterskie. Episkopat troszczył się w tym okresie także o ogólną sytuację moralną w społeczeństwie. Niepokojącym przejawem był wzrost liczby rozwodów cywilnych. Postanowiono wzmóc wysiłek duszpasterski dla lepszego przygotowania do sakramentu małżeństwa. Rosnącą plagą społeczną był także alkoholizm. I w tej dziedzinie Episkopat powziął szereg środków zaradczych o charakterze duszpasterskim. Księdzu Prymasowi najbardziej na sercu leżała sprawa kontynuacji jego programu milenijnego. Milenijny Akt Oddania był, jak pamiętamy, ubezpieczeniem wiary narodu, był wyrazem zawierzenia Matce Kościoła, stojącej na straży nierozerwalnej jedności z Chrystusem i Jego Kościołem. Dlatego teraz, w obliczu nowego zagrożenia wiary młodego pokolenia, Prymas Polski odwołał się do zobowiązującej mocy tego aktu. Jego tekst, wydany w dużym formacie przez Polonię amerykańską, został przekazany z Jasnej Góry do wszystkich kościołów jako "tarcza wiary" narodu polskiego. Również dzieło "Pomocników Maryi Matki Kościoła" znajdowało coraz większe zrozumienie wśród duchowieństwa i wiernych. Przytoczę więc główne obowiązki "pomocników Maryi", sformułowane przez kardynała Wyszyńskiego. "Będę nieść pomoc Maryi Matce Kościoła... Będę nieść pomoc Kościołowi Chrystusowemu... Będę nieść pomoc każdemu człowiekowi... Będę nieść pomoc Ojczyźnie..." Uderzająca jest prostota tych obowiązków, ich pełna zrozumiałość i dostępność dla każdego człowieka. To samo da się zresztą powiedzieć o sformułowannych przez kardynała Wyszyńskiego zasadach Krucjaty Społecznej Miłości, upowszechnianych w Kościele polskim. Proste, niemal elementarne wskazania ewangeliczne mogą wydać się mało nowatorskie, ale z jednej strony doskonale charakteryzują pełen prostoty kierunek wychowawczy kardynała Wyszyńskiego, a z drugiej ta ich prostota była bardzo skuteczna ze względu na kontekst społeczny. Podstawowymi pojęciami społecznymi, jakimi operuje doktryna marksizmu_leninizmu, są takie terminy, jak: wróg, walka klasowa, nienawiść, reakcjonizm, rewizjonizm. Jakżeż pojęcia te kontrastują z wezwaniem kardynała Wyszyńskiego, by modlić się nawet za nieprzyjaciół, przebaczać wszystkim, szanować każdego człowieka i dobrze pracować. Być może tajemnica społeczno_moralnego oddziaływania Prymasa leży właśnie w prostocie ewangelicznej postawy, jaką zaleca i jaką praktykował zawsze wobec swoich nieprzyjaciół, tak w okresie stalinowskim, jak i gomułkowskim. A przecież przytoczone przez nas wezwania zredagowane zostały właśnie w najcięższych dla Prymasa czasach, w latach sześćdziesiątych. Obecnie w drugiej połowie roku 1973 sytuacja Kościoła zdawała się nieco poprawiać, a Prymas tym usilniej upowszechniał w skali całego Kościoła polskiego i wszystkich parafii swój program miłości społecznej. Program miłości nie oznaczał jednak nigdy ustępliwości Prymasa w sprawach zasad. Toteż gdy władze państwowe ustanowiły rok 1973 "Rokiem Nauki Polskiej" i nadawały mu charakter marksistowski i ateistyczny, kardynał Wyszyński zwołał na 19 i 20 października do Krakowa Plenarną Konferencję Episkopatu w związku z pięćsetną rocznicą śmierci św. Jana z Kęt, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prymasowi chodziło o podkreślenie w Roku Nauki Polskiej wkładu teologii i nauki kościelnej do polskiego dorobku naukowego. Najpierw obradowała Rada Naukowa, a potem Konferencja Episkopatu. Było to zresztą ostatnie posiedzenie przed pewnym, relatywnym przełomem ku lepszemu w stosunkach między rządem a Episkopatem. Biskupi uchwalili listy związane z zapowiedzianymi uroczystościami Roku Świętego. Tradycyjnie wiele uwagi poświęcono sprawom katechetycznym. Konferencja stwierdziła pewne oznaki dobrej woli w uchwalonej 13 października przez Sejm ustawie oświatowej, ale stwierdziła, "że Uchwała, chociaż nawiązuje do Dzieła Komisji Edukacji Narodowej, która opierała reformę oświaty na zasadach chrześcijańskich, to jednak przemilcza postulaty tego wychowania w naszym kraju, a także prawa ludzi wierzących do wychowania młodzieży zgodnie z sumieniem oraz pracą wychowawczą Kościoła". Biskupi uważali za niemożliwe do przyjęcia "(...) takie niewykonalne sugestie skomasowania katechizacji na jeden lub dwa dni w tygodniu. Biskupi stwierdzają również, że mimo zapewnień ze strony władz centralnych, iż nie będą utrudniały katechizacji, z wielu diecezji dochodzą wiadomości o niezwalnianiu dzieci na naukę religii, a nawet o próbach likwidacji punktów katechetycznych". Popołudniowe zajęcia szkolne eliminowałyby katechizację w ogóle, wobec tego rząd wystąpił z sugestią dwóch dni wolnych od zajęć popołudniowych w szkole. Dla Episkopatu sugestia ta była absolutnie nie do przyjęcia. Kościół nie miał ani dostatecznego personelu nauczającego, ani lokali, aby w dwóch dniach w tygodniu przeprowadzić nauczanie religii we wszystkich klasach szkół podstawowych i średnich. Wiele innych trudności występujących w różnych diecezjach biskupi przypisywali szykanom aparatu terenowego. W rzeczywistości, jak miało się niedługo ujawnić, różnice w sprawach polityki kościelnej występowały także na samych szczytach kierownictwa politycznego. W komunikacie z Konferencji Episkopatu ujawniono, że biskupi wysłali memoriał do rządu i nie uzyskali na niego odpowiedzi. A więc winne były nie tylko władze terenowe. Wobec tego komunikat Episkopatu dość wyraźnie przedstawiał całej opinii publicznej sprawę zasad wolności religijnej, powołując się przy tym na naukę Soboru, który komuniści próbowali nieraz przeciwstawiać postępowaniu Prymasa i Episkopatu. Komunikat stwierdzał między innymi: "Episkopat wyraża przekonanie, że w Polsce, gdzie olbrzymia większość obywateli to katolicy i ludzie wierzący, władza państwowa uszanuje rzeczywistość instytucji Kościoła oraz podstawowe wolności religijne, które dla polskiego społeczeństwa stanowią niezbywalny skarb duchowy. Należy spodziewać się, że przykre akcje i objawy niepraworządności administracji państwowej, opisane w memoriale, nie będą miały miejsca w przyszłości. Konferencja ponadto żywi nadzieję, że rząd PRL w ramach zapowiedzianej normalizacji stosunków zainteresuje się i wyciągnie wnioski z faktów dyskryminacji religijnej, zasygnalizowanych przed rokiem w memoriale przez Episkopat Polski". Ton komunikatu był stanowczy. Jednakże biskupi lojalnie nie ujawnili pełnej treści swego memoriału do władz, by przedstawione w nim konkretne fakty walki z religią i Kościołem nie spowodowały wzburzenia społecznego. Nie ulega jednak wątpliwości to, że stanowczość publicznej wypowiedzi Episkopatu dała władzom wiele do myślenia, szczególnie że przygotowywały się one do rozmów ze Stolicą Apostolską. Uroczystość pięćsetlecia śmierci św. Jana z Kęt, profesora Akademii Krakowskiej, miała miejsce w kościele akademickim św. Anny, z udziałem kardynała G. M. Garrone, prefekta Kongregacji "Pro Institutione Catholica". I na tej uroczystości przemawiał Prymas Polski. Jak zawsze, nawiązywał do historii i kulturowej tożsamości narodu, do ciągłości jego dziejów i stałej obecności chrześcijaństwa i Kościoła w tych dziejach. Tradycje i historyczna rzeczywistość czyniły z Kościoła potęgę moralną, której nie mógł sprostać żaden inny nurt, a szczególnie tak zewnętrzny wobec tradycji polskiej, jakim był system komunistyczny. Nieco ponad trzy tygodnie po tym ważnym posiedzeniu Episkopatu i jego stanowczym komunikacie, dnia 12 listopada 1973 roku polski minister spraw zagranicznych Stefan Olszowski został przyjęty przez Ojca świętego. Olszowski naprawił w ten sposób kompromitujący błąd Ochaba, który będąc w Rzymie jako głowa państwa nie złożył wizyty Papieżowi. Minister w oświadczeniu do dziennikarzy nadał swojej wizycie w Watykanie "charakter historyczny". W rzeczywistości była ona dopiero wstępem do rokowań, które miały być prowadzone w Warszawie w lutym następnego roku. Komentatorzy zagraniczni (Hans---b Stehle) uważali, że minister Olszowski przyjechał do Rzymu bez jasnej koncepcji politycznej. Jestem raczej innego zdania. Nie wiem, co myślał minister Olszowski, ale nie ma żadnej wątpliwości, że przedstawiciele aparatu wyznaniowego, których w delegacji ministra reprezentowała pułkownik Józefa Siemaszkiewicz, awansowana właśnie na radcę w MSZ i zastępcę kierownika Wydziału Administracyjnego KC Partii, dążyli do ugody z Watykanem ponad głową Episkopatu Polski. Ojciec święty rozwiał tę iluzję, mówiąc Olszowskiemu - jak to relacjonował Stehle w swojej znanej książce o polityce wschodniej Watykanu - "bez zgody Episkopatu niczego nie rozstrzygniemy". Ano właśnie. Już w sześć dni po wizycie ministra Olszowskiego u Ojca świętego, to jest 18 listopada, do Rzymu udał się kardynał Wyszyński i przebywał tam ponad trzy tygodnie, aż do 10 grudnia 1973 roku. Prymas musiał być ze swoich rozmów z Ojcem świętym i w dykasteriach watykańskich zadowolony, bo po powrocie do Warszawy określił w kazaniu wizytę Olszowskiego u Ojca świętego jako "nader ważne wydarzenie". Prymas był i tym razem za porozumieniem, ale z udziałem, dobrze znającego sprawy, Episkopatu Polski. Istotne znaczenie wizyty ministra Olszowskiego polegało więc nie tylko na naprawieniu niewybaczalnego błędu Ochaba, ale także na rozwianiu złudzeń, że można wbić klin między Stolicę Apostolską a Episkopat Polski. W tym sensie skądinąd ciężki dla Kościoła w Polsce rok 1973 kończył się dobrze. Powstały nowe nadzieje na rozmowy, które byłyby nie tylko manewrami taktycznymi, ale doprowadziłyby do choćby ograniczonego porozumienia. Nasuwa się zasadnicze pytanie, co spowodowało, że powstała możliwość rozmowy, do której wcześniej nie można było doprowadzić. Wielu komentatorów wiązało przyczyny nowego klimatu z zapowiadającymi się zmianami na polskiej scenie wewnętrznopolitycznej. Moim zdaniem - decydujące znaczenie miały przygotowania do Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Kraje bloku wschodniego musiały pójść na pewną liberalizację wewnętrzną, by skłonić Zachód do potwierdzenia powojennego status quo w Europie na Konferencji z udziałem ZSRR i USA. Zmiany na polskiej scenie wewnętrznej nastąpiły już po podjęciu rokowań ze Stolicą Apostolską, ale z pewnością ułatwiły ZSRR dostoswanie się do nowej polityki europejskiej. II W końcu roku 1973 poza kardynałem Wyszyńskim przybyli do Rzymu także biskupi ordynariusze z wizytami ad limina. Ordynariusze składali relacje z tych wizyt na Konferencji Episkopatu w dniach 23 i 24 stycznia 1974 roku. Z relacji wynikało, że Ojciec święty wyrażał szczególne uznanie praktyce programowania prac duszpasterskich w całym Kościele polskim przez Konferencję Episkopatu. Była to praktyka wdrażana przez Prymasa Polski. Ojciec święty przesłał szczególne błogosławieństwo rodzicom posyłającym dzieci na katechizację i dzieciom uczęszczającym na nią regularnie. Papież włączał się w ten sposób do najbardziej zasadniczego postulatu biskupów polskich. Konferencja Episkopatu pozytywnie oceniła wizytę ministra Olszowskiego w Watykanie: "Jest to dalszy krok na drodze do zapowiadanej w Polsce normalizacji stosunków między Kościołem a państwem. Zdaniem Konferencji Episkopatu, pełna normalizacja musi mieć treść nie tylko administracyjno_instytucjonalną, jak to miało miejsce w uporządkowaniu spraw własnościowych w diecezjach zachodnich i północnych. Idzie o pełną treść normalizacji. Episkopat obejmuje tym pojęciem sprawę wolności religijnej, wolności wyznania i kultu w granicach własnych zadań Kościoła Chrystusowego, jak to zostało przedstawione w memoriale Episkopatu do Rządu; Episkopat nadto widzi tutaj krąg problemów dotyczących kultury katolickiej; społeczeństwo katolickie pragnie i oczekuje jej osiągnięć oraz uszanowania jej aktualnego istnienia i prawa do rozwoju. Do treści normalizacji Episkopat zalicza również środowisko moralno_społeczne życia polskiego, obronę przed rozkładowymi siłami, rujnującymi moralnie Naród. Wreszcie idzie i o miejsce dla wszystkich obywateli bez różnicy wyznania w życiu społecznym, zawodowym, gospodarczym i politycznym, w którym kształtuje się pozytywny profil obywatela czynnego w życiu Narodu i państwa. Do kręgu tych problemów należy wolność stowarzyszeń katolickich dla młodzieży i całego społeczeństwa polskiego". Wiele uwagi uczestników posiedzenia Episkopatu zajęła sprawa budownictwa sakralnego, która nadal napotykała trudności. W archidiecezji krakowskiej nie zostały w ogóle załatwione wnioski budowlane z 1973 roku z około siedemdziesięciu parafii. Władze zaczęły niezgodnie z prawem uzależniać zezwolenia budowlane od spełnienia warunków politycznych. Sprawa nabrała drastycznego charakteru, skoro plenarna sesja Episkopatu stwierdziła: "Konferencja Episkopau jednomyślnie podziela stanowisko Kardynała Metropolity Krakowskiego. Równocześnie w całej pełni popiera jego szczególne starania o budowę świątyni w Oświęcimiu ku uczczeniu błogosławionego Maksymiliana Kolbe, a pośrednio wszystkich ofiar tamtejszego byłego obozu koncentracyjnego. Popierają tę sprawę byli więźniowie z Polski, a w imieniu więźniów z innych krajów - liczne Episkopaty". Odmowa zezwoleń na budowę kościołów spotykała najczęściej tych biskupów, z których "linii" władze były najbardziej niezadowolone. Tym razem kolej przypadła na kardynała Wojtyłę, którego w latach sześćdziesiątych próbowano zjednywać i bezskutecznie przeciwstawiać Prymasowi Polski. W następnych latach z kolei kardynał Wojtyła został uznany za "najgorszego". Władze wprawdzie udzielały czasem zezwolenia na budowę świątyni, ale budowy nie można było zrealizować. Zaczęto wymierzać kary za odprawianie Mszy św. dla dzieci i wiernych w kaplicach katechetycznych w miejscowościach odległych o wiele kilometrów od najbliższego kościoła. W szpitalu psychiatrycznym zamknięto kapłana z archidiecezji w Białymstoku w związku z odprawieniem przez niego Mszy św. dla miejscowej ludności we własnym domu. Katechizacja napotykała stałe trudności. Widzimy więc, że chociaż rokowania już się zaczęły, ale postępowanie władz jeszcze nie uległo zmianie. Tymczasem nastąpiła druga runda rokowań między Watykanem a PRL. W dniach 4_#6 lutego 1974 przebywał w Polsce, po raz pierwszy jako gość rządu, sekretarz Rady do Spraw Publicznych Kościoła, arcybiskup Agostino Casaroli. Ksiądz Prymas na krótko przed przybyciem Arcybiskupa udał się do Gniezna, podkreślając w ten sposób swoją ufność wobec Stolicy Apostolskiej i przekonanie, że rokowania będą prowadzone zgodnie z żywotnymi interesami Kościoła w Polsce, tyle razy publicznie formułowanymi przez Episkopat. Poza tym kardynał Wyszyński niejako usunął się, by jego osoba nie krępowała prowadzącego rozmowy arcybiskupa Casaroli. Nie przyniosły one zresztą rewelacyjnych wyników, a minister Olszowski był w Warszawie bardziej powściągliwy niż w Rzymie. Zdaniem komentatorów, nawet usztywnił swoje stanowisko, poświęcając uwagę przede wszystkim pokojowi europejskiemu i chwaląc Pax, co było zawsze odczytywane jako polemika z Episkopatem. W komunikacie z rozmów była już jednak mowa o instytucjonalizacji stosunków przez "stałe kontakty robocze". Po zakończeniu rozmów arcybiskup Casaroli przeprowadził się do Prymasa Polski i był teraz jego gościem. Prymas i Arcybiskup koncelebrowali 7 lutego Mszę św. w katedrze warszawskiej. W czasie nabożeństwa kardynał Wyszyński wypowiedział w kazaniu wiele znamiennych myśli, a także sformułował swoją zasadniczą doktrynę o stosunku Kościoła do narodu i państwa w Polsce. Prymas mówił między innymi: "W Polsce od początku istniała również prawdziwa współpraca Kościoła i Narodu, a bardzo często także - współpraca Kościoła i Państwa. Oczywiście, inny jest wymiar nieustannej więzi Kościoła i Narodu, a inny - współdziałania Kościoła i Państwa. Naród bowiem jest zjawiskiem stałym - podobnie jak rodzina, w której rodzi się naród. Dowodem tej stałości jest fakt, że pomimo licznych prześladowań i nieustannych walk, jakie nasz Naród toczył w obronie swej niezależności, żyjąc na przełomie kultur, języków, wyznań i obrządków - jednakże przetrwał do dziś. Pomógł mu do tego Kościół, wspierając Naród polski, aby nie został zniszczony. Tymczasem państwo, chociaż jak wiemy prowadziło nasz Naród do wielkich osiągnięć - prowadziło nas pod Płowce, Grunwald i Psków, pod Chocim i Wiedeń - nie jest zjawiskiem tak trwałym jak naród. Bywały bowiem i takie chwile, że państwo milczało, a w Narodzie polskim mógł mówić tylko Kościół Chrystusowy. On nigdy nie przestawał mówić, nawet wówczas, gdy w czasach rozbiorów państwo zmuszone było do milczenia. Wyjątkową zasługą Kościoła jest to, że trwał on w doli i niedoli Narodu polskiego. Gdy państwo nie mogło przyjść Narodowi z pomocą, wtedy niejako zastępował i wyręczał je, oczywiście w swoim wymiarze: religijnym i ewangelicznym, w swym posłannictwie nadprzyrodzonym. Kościół w takich chwilach stawał się jedynym ośrodkiem wewnętrznej więzi, która broniła Naród przed całkowitym rozbiciem. Kościół w Ojczyźnie naszej często znajdował się w sytuacji niemalże kalwaryjskiej. Gdy Naród był na Kalwarii, stał przy nim Kościół, jak ongiś Matka Chrystusowa pod krzyżem Syna. Szczególną zasługą Kościoła jest, że nigdy nie opuścił Narodu polskiego i nie przestał działać, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Chciejmy to sobie należycie uświadomić, gdy mówimy o ułożeniu właściwych stosunków między Narodem a Kościołem, między Państwem a Kościołem w naszej Ojczyźnie". Do sformułowań wyżej przytoczonych przywiązuję wielką wagę. Zawierają one istotę doktryny kardynała Wyszyńskiego w sprawie relacji Kościół - naród - państwo. Dla Kardynała większe znaczenie ma zakorzenienie Kościoła w narodzie, bowiem państwo polskie czasem w historii po prostu nie istniało, bądź też miało charakter szczątkowy, lub wreszcie było ubezwłasnowolnione. Oczywistym nakazem płynącym z tych doświadczeń historycznych - i nie tylko historycznych - było i jest pielęgnowanie najściślejszego związku Kościoła z narodem, warunkującego przetrwanie tak Kościoła, jak i Narodu. A Kościół i naród, leżące na skrzyżowaniu kultur i sfer wpływów politycznych w Europie, były i są nadal zagrożone. Ten fakt wyznacza właśnie doktrynę Prymasa Polski w sprawie narodu. Nie ma w niej nacjonalizmu. W tym samym kazaniu kardynał Wyszyński mówił: "Przy sposobności, tak wyjątkowej w obecnych dziejach naszego Narodu, jaką jest misja nadzwyczajna przedstawiciela Stolicy Świętej, warto, Najmilsi, zastanowić się choć krótko nad ponadnarodowym charakterem posłannictwa Kościoła. Chrystus Pan, zanim odszedł do Ojca, powierzył swoim uczniom uniwersalną misję apostolską: "Idźcie na cały świat, nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nauczając je wszystkiego, cokolwiek wam powiedziałem" (por. Mt 28, 19_#20). Chrystusowe polecenie: "ite, docete", jest misją, posłaniem dla wszystkich ludów i narodów świata, dlatego: Kościół Boży jest ponadnarodowy. Jest posłany do wszystkich narodów, a więc także do Narodu polskiego". Trudno wyraziściej podkreślić rozumienie uniwersalizmu misji Kościoła, który jest posłany do wszystkich ludów i narodów, niż uczynił to Prymas w tym i nie tylko w tym kazaniu. Ksiądz Prymas uważał, że Kościół ma szczególną właściwość "wszczepienia się... w życie i dzieje narodu tak mocno, iż niemal w każdym narodzie katolickim myśli się, że Kościół rzymskokatolicki jest Kościołem narodowym - "naszym Kościołem"). Siły przeciwne współczesnemu wszczepianiu się Kościoła w życie narodu wysunęły przeciw Kardynałowi pomówienie o nacjonalizm. W świetle przytoczonych słów Prymasa pomówienie to było całkowicie bezpodstawne, ale, powiedzmy to otwarcie, zostało ono podchwycone przez pewne kręgi lewicowe i liberalne i dość szeroko funkcjonowało społecznie. Później dopiero rządzący, szukając pomocy u Prymasa, zamienili zarzut nacjonalizmu na pochwałę patriotyzmu, a także liberałowie uznali Kardynała za głównego obrońcę wolności w powojennej Polsce. * Prawda była zaś taka, że Prymas myślał zawsze w kategoriach uniwersalnego posłannictwa Kościoła, ale powołany do głoszenia Ewangelii w danym narodzie, żyjącym w stanie zagrożenia, postanowił wszczepić się w dzieje i życie narodu, by Kościół mógł przetrwać razem z narodem i pełnić w nim swą misję. Adam Michnik "Kościół, lewica, dialog", Paryż 1977. Rzeczą bardzo charakterystyczną było to, że Prymas swoją doktrynę o relacji Kościoła i narodu wygłosił właśnie z okazji pierwszych kroków na drodze do regulowania stosunków między Stolicą Apostolską a państwem polskim. Prymas chciał powiedzieć, i w pełni mu się to udało, że najważniejsza jest obecność Kościoła w narodzie i ścisły z nim związek, a stosunki z rządem są rzeczą wtórną, choć też istotną. Nie chodziło tu tylko o sceptycyzm wobec rozpoczętych rokowań, który imputowali kardynałowi Wyszyńskiemu niektórzy zachodni komentatorzy i publicyści komunistyczni. Było to zasadnicze stanowisko Prymasa i okazało się słuszne. Kościół trwa w Polsce, ponieważ zdołał się wszczepić głęboko w życie narodu, mimo że stosunki między rządem a Episkopatem oraz Polską a Stolicą Apostolską nie zostały do dziś uregulowane. W tym czasie Polska zdołała jednak wydać papieża, posiadając bodaj najżywotniejszy katolicyzm w Europie. Doktryna Prymasa o podstawowym znaczeniu stosunków Kościół - naród okazała się więc w pełni uzasadniona. Udowodniło ją samo życie. W lutym 1974 roku Prymas Polski nie był absolutnie, tak zresztą jak wcześniej i później, przeciwnikiem rokowań. Ci, którzy tak twierdzili, zdawali się nie wiedzieć, że to właśnie kardynał Wyszyński zainicjował pierwsze robocze przyjazdy arcybiskupa Casaroli do Polski, że przekonywał trzech kolejnych papieży, Piusa XII, Jana XXIII i Pawła VI, do metody cierpliwych, ale nie bezwarunkowych rozmów z rządami komunistycznymi, że on wreszcie pierwszy proponował porozumienie trzem kolejno rządzącym Polską po wojnie ekipom komunistycznym. Zresztą kardynał Wyszyński w cytowanym przez nas kazaniu zajął także zasadnicze, powiedziałbym doktrynalne stanowisko w stosunku do nawiązanych rokowań, mówił bowiem: "Wszystkie ludy i narody chrześcijańskie, a nawet niechrześcijańskie, patrzą dziś z przedziwną ufnością ku Głowie Kościoła rzymskokatolickiego. Dlatego Ojciec święty musi podejmować i prowadzić liczne rozmowy z przedstawicielami różnych ludów i narodów, aby posłannictwo Kościoła "Idźcie i nauczajcie, chrzcząc" - mogło się wypełniać spokojnie, owocnie, ku zbawieniu Rodziny ludzkiej. Stąd niezbędna konieczność nawiązywania i utrzymywania łączności z narodami i przedstawicielami państw, rządzących tymi narodami". Nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do swego poparcia dla prowadzonych rozmów, Ksiądz Prymas bardzo wyraźnie zakreślił ich cel i kierunek, mówiąc: "Takie też jest pragnienie Ojca Świętego w stosunku do naszej Ojczyzny. Chce On, aby i w Państwie Polskim Kościół święty mógł wypełniać swoje szczytne zadania. Kościół bowiem prowadzi ludy i narody do wzajemnego współżycia w pokoju Chrystusowym, ukazując wspólną drogę do Boga - Ojca narodów. Dlatego niezbędną rzeczą jest |zabezpieczenie |Kościołowi w każdym narodzie, a więc i w Narodzie polskim, :|możności wypełniania posłannictwa |ewangelizacji". W zakończeniu swojego kazania kardynał Wyszyński zwrócił się bezpośrednio do arcybiskupa Casaroli po włosku i wyraził swoje uznanie dla jego trudu "w duchu pokoju, cierpliwości i pokory, w czym nie brak i upokorzeń. Powiedz, Ekscelencjo, Ojcu Świętemu - mówił Prymas - że trwamy w wierze, i miłości do Ojca Świętego i że jesteśmy zawsze wierni". Kardynał Wyszyński nie zapomniał też dodać paru słów o gorącym pragnieniu Ojca świętego: "by stanąć pośród nas", a więc o jego pragnieniu przyjazdu do Polski. Przecież inicjatywa przyjazdu Papieża pochodziła także od Prymasa, a nie doszła do skutku z powodu polityki tych, którzy zarzucali mu, że jest przeciw porozumieniu Warszawy i Watykanu. Kardynał nie prowadził tajnej dyplomacji. Całą swą linię postępowania wykładał publicznie, a "ustawienie" go w roli przeciwnika porozumienia ze Stolicą Apostolską było niepoważne już w chwili powstania tego zamysłu. Nie trzeba było dużo czasu, by i rząd wycofał się z tej insynuacji. Na dwa dni przed wspólnym wystąpieniem kardynała Wyszyńskiego i arcybiskupa Casaroli w katedrze św. Jana, został wezwany do Rzymu kardynał Mindszenty. Dało to powód do wielu błędnych spekulacji, a nawet analogii do spraw polskich. Arcybiskup Casaroli oświadczył Prymasowi, że nie wiedział nic o tej decyzji, podjętej w tak nieszczęśliwym terminie. Kardynał Wyszyński mógł być nią poruszony, ale wiedział, że nie była ona wymierzona w niego. Zbyt dobrze znał Papieża i zbyt szczere i serdeczne stosunki łączyły ich obu. Papież w Rzymie deklarował Prymasowi przed kilkoma miesiącami, że nie poweźmie żadnych postanowień bez konsultacji z Episkopatem. To samo potwierdził teraz arcybiskup Casaroli. Później okazało się, że nieszczęśliwe odwołanie kardynała Mindszentego było związane z publikacją jego pism i nastąpiło w terminie nagłym, nieprzewidzianym. Kardynał Wyszyński zajmował w całej sprawie stanowisko nadrzędne, dla niego najważniejsza była więź z narodem, która istniała, dlatego ze spokojem obserwował wysiłki dotyczące porozumienia z państwem, ale nigdy nie był im przeciwny. W gruncie rzeczy on sam zawsze je inicjował. O stanowisku Prymasa Polski wobec rozpoczętych rokowań najlepiej świadczy ich ocena na Konferencji Episkopatu 27 i 28 marca 1974. Żeby jednak nie zgubić chronologii wydarzeń, musimy przypomnieć tu, że 10 marca, dokładnie w rok po otrzymaniu nominacji na kardynała, zmarł pierwszy polski metropolita we Wrocławiu Bolesław Kominek. Była to bolesna strata dla Kościoła w Polsce. Należy wreszcie przypomnieć, że dnia 21 marca sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski przeprowadził rozmowy w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej i został przyjęty na audiencji przez Ojca świętego Pawła VI. Można więc powiedzieć, że Kardynał Prymas trzymał rękę na pulsie spraw polskich w polityce wschodniej Watykanu i w pełni kontrolował przebieg wydarzeń. Przed posiedzeniem Episkopatu odbyły się tym razem dwie sesje jego Rady Głównej w dniach 21 lutego i 26 marca, na których Ksiądz Prymas, jak zawsze, przedłożył materiały na Konferencję Episkopatu. Konferencja stwierdziła, "że wizyta oficjalna delegacji Stolicy Apostolskiej w Polsce była doniosłym wydarzeniem zarówno dla Kościoła, jak i dla Państwa Polskiego. W nawiązaniu kontaktu pomiędzy rządem a Stolicą Apostolską Episkopat widzi właściwe korzyści dla Kościoła i dla Narodu (sformułowanie to przypomina dopiero co zreferowaną doktrynę kardynała Wyszyńskiego). Mogą one bowiem doprowadzić do pełnej normalizacji wewnętrznych stosunków między państwem a Kościołem oraz między Polską a Stolicą Apostolską, Episkopat Polski opowiada się za kontynuowaniem tych rozmów, które powinny być rzetelne, szczere i systematyczne. Konferencja Plenarna wyraża wdzięczność Ojcu świętemu za jego stanowisko, że w układaniu stosunków między Stolicą Apostolską a Polską oraz pomiędzy Państwem a Kościołem nie zostaną podjęte żadne decyzje bez udziału Episkopatu Polski. Takie prowadzenie prac jest w pełni zrozumiałe, zwłaszcza po Soborze Watykańskim Drugim, który uwydatnił znaczenie kolegium biskupów działających w Kościele pod przewodnictwem Następcy św. Piotra. W ramach soborowej kolegialności bezpośrednią odpowiedzialność za Kościół w Polsce mają biskupi, tworzący Konferencję Episkopatu pod przewodnictwem Prymasa Polski. Konferencja dąży do ścisłego współdziałania z delegacją Stolicy Apostolskiej, do której żywi pełne zaufanie, podobnie chce nadal prowadzić na odpowiednich szczeblach rozmowy poprzez swoich delegatów z przedstawicielami rządu". Prymas i Episkopat stawiali kropkę nad i, wiedząc dobrze, że pewne koła rządowe dążą do eliminacji biskupów polskich i narzucenia Stolicy Apostolskiej węgierskiego czy jugosłowiańskiego modelu porozumienia. Toteż Episkopat domagał się: uregulowania statusu prawnego Kościoła, pełnej swobody pełnienia jego misji religijnej, wolnej katechizacji, równych praw obywatelskich, społecznych i zawodowych dla wierzących, nieskrępowanego rozwoju kultury katolickiej itp. Jednocześnie Episkopat zaprotestował przeciwko nadawaniu spektakularnego wymiaru ślubowaniu księży z okazji obejmowania przez nich stanowisk proboszczów. Biskupi domagali się uchylenia przepisów o ślubowaniu, uchwalonych w okresie stalinowskim. Jednocześnie przypomnieli księżom, że nie powinni brać udziału w zebraniach i naradach bez pozwolenia władz duchownych. Przypomnienie zostało wywołane ponownymi próbami - ze strony administracji państwowej i Paxu - organizowania "księży patriotów". Biskupi jeszcze raz zaapelowali do władz państwowych o udzielenie większej ilości zezwoleń na budowę świątyń niż w latach poprzednich. Na posiedzeniu referowano przygotowania do Roku Świętego i przebieg jego uroczystości w Polsce. Episkopat wystosował depeszę dziękczynną do Ojca świętego za "Adhortację Apostolską" w sprawie kultu Matki Bożej, wyrażając nadzieję, że przygotuje ona świat katolicki do oddania Kościoła i Rodziny ludzkiej Matce Kościoła. Konferencja wysłuchała wreszcie sprawozdania biskupa Stroby z rozmów z ministrem oświaty i wychowania Jerzym Kuberskim w sprawie praw młodzieży do wyznawania religii. Biskup Stroba został wybrany przez Episkopat do Rady Głównej w miejsce zmarłego kardynała Kominka. Omawiano także sprawozdania poszczególnych Komisji Episkopatu, a biskup Szczepan Wesoły informował o duszpasterstwie emigracyjnym i konieczności przeznaczenia na jego potrzeby nowych kapłanów z kraju. Jak więc widzimy, Episkopat uwzględniał wszystkie aspekty życia religijnego społeczeństwa polskiego w kraju i na wychodźstwie, nie czekając na nadal niepewne rozstrzygnięcia polityczne. Rok 1974 przyniósł większe ujednolicenie rządzącej ekipy politycznej, co w dziedzinie wyznaniowej wyraziło się odwołaniem wiceministra Skarżyńskiego z kierownictwa Urzędu do Spraw Wyznań oraz innymi zmianami w zakulisowym aparacie wyznaniowym. Zmiany te wiązały się z przewidywanym od kilku miesięcy odejściem generała Franciszka Szlachcica z kierownictwa politycznego. Rzeczywiście ustąpił on 29 maja z Sekretariatu Komitetu Centralnego Partii, a na następnym zjeździe Partii nie został wybrany do jej kierownictwa. Szefem Urzędu do Spraw Wyznań w randze wiceministra, mianowanego z dnia na dzień ministrem, członkiem rządu, został Kazimierz Kąkol. Początkowo do zmiany tej nie przywiązywano wielkiej wagi, nie bardzo orientując się, że w aparacie partyjnym, który przeciwstawiał się kiedyś Gomułce z pozycji nacjonalistycznych, z czasem narosły znaczne różnice. Minister Kąkol, początkowo nie doceniany ze względu na długoletnie doświadczenie swego poprzednika, okazał się partnerem bardziej od niego giętkim i dla Episkopatu strawnym. Sprawy wyznaniowe w sekretariacie partii przejął Stanisław Kania, który wierny zasadniczym wytycznym partii, realizował je z o wiele większą elastycznością niż jego poprzednicy. Nie sądzę zresztą, by nowa atmosfera wokół Kościoła wynikała przede wszystkim ze zmian personalnych. Była raczej warunkowana polityką europejską ZSRR i rozpoczynającymi się w Polsce trudnościami gospodarczymi. Jednakże odejście ludzi przyzwyczajonych rządzić bardzo autokratycznie nie pozostawało bez znaczenia, nawet jeśli nowe kierownictwo pionu wyznaniowego sięgało początkowo - a także co pewien czas potem - do rozstrzygnięć równie arbitralnych, jak politycznie wątpliwych. Należy zawsze pamiętać, że obóz komunistyczny jest pewną całością ideowo_polityczną, a jego polityka w poszczególnych krajach, choć podlega uwarunkowaniom miejscowym, podporządkowana jest zasadom i decyzjom podejmowanym centralnie. Siłą kardynała Wyszyńskiego i jego strategii kościelnej było to, że wynikała ona z przekonania o historycznych i współczesnych związkach narodu i Kościoła w Polsce, a nie z poddawania się fluktuacjom bieżącej polityki. Prymas starał się zawsze prowadzić Kościół drogą nadrzędną wobec tych fluktuacji. Dlatego kolejna, odbyta w Krakowie w dniu 11 maja 1974, Konferencja Episkopatu poświęcona była przeglądowi współczesnych tendencji w teologii i filozofii i ich wzajemnych związków. Jednakże nawet w toku rozważań ściśle teologicznych wypłynąć musiał postulat dotyczący stosunków z rządem, mianowicie żądanie reaktywowania krakowskiego Wydziału Teologicznego, usuniętego w 1954 roku z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a więc w okresie, w którym trwały jeszcze skutki stalinizmu. W związku z 600_leciem urodzin błogosławionej królowej Jadwigi odbyło się w katedrze na Wawelu, z udziałem Episkopatu oraz gości zagranicznych, nabożeństwo ku jej czci. Po tej uroczystości Rada Główna obradowała nad swoją stałą i nigdy nie załatwioną kwestią - normalizacji stosunków z rządem. Sprawy te zajęły więcej uwagi uczestników następnej sesji Episkopatu w dniach 19 i 20 czerwca 1974 w Warszawie. Zanosiło się właśnie na kolejną rundę kontaktów polsko_watykańskich, a więc biskup Dąbrowski referował rozmowy prowadzone z przedstawicielami władz PRL, jak i z Radą do Spraw Publicznych Kościoła Stolicy Apostolskiej. Biskupi bardzo krytycznie oceniali sytuację w kraju. Konferencja wyraziła głębokie zaniepokojenie tendencjami programów szkolnych i środków masowego przekazu w zakresie wychowania seksualnego. Biskupi wezwali rodziców wysyłających dzieci na kolonie i obozy, by zaopatrywali dziecie w deklaracje, które postulowałyby, że rodzice życzą sobie uczestnictwa swych dzieci w Mszach i pratykach religijnych. Ponieważ władze rozpoczęły nadawanie księżom odznaczeń państwowych, co mogło się znów przyczynić do podziału duchowieństwa, w komunikacie Episkopatu znalazł się zdecydowany akcent, że "Kapłani, oddani posłudze Ludowi Bożemu, za swoją pracę duszpasterską i religijno_społeczną powinni oczekiwać uznania przede wszystkim od Jezusa Chrystusa i dlatego też nie przyjmują nagród i odznaczeń nie mających charakteru religijnego". Tymczasem od 4 do 6 lipca toczyły się w Rzymie rozmowy polsko_watykańskie, które doprowadziły do pewnego porozumienia, głównie w sprawach formalnych. Sekretariat Stanu zaprosił na ten czas do Rzymu biskupa Dąbrowskiego. Rządowym rozmówcą arcybiskupa Casaroli był tym razem wiceminister spraw zagranicznych Czyrek. Uzgodniono, że rząd PRL będzie miał stałego radcę w ambasadzie przy Kwirynale do spraw stosunków ze Stolicą Apostolską, a przedstawiciel Watykanu będzie co pewien czas przyjeżdżać do Warszawy w charakterze szefa zespołu do spraw stałych kontaktów roboczych z PRL. Wyniki te świadczyły dobitnie, która ze stron była bardziej wstrzemięźliwa w dążeniu do porozumienia. Przeciwnikiem prawdziwych i pełnych kontaktów dyplomatycznych był nie Prymas, lecz rząd PRL, uwarunkowany polityką bloku wschodniego wobec Watykanu. W Warszawie podano do wiadomości 25 września 1974 o mianowaniu Kazimierza Szablewskiego szefem zespołu do spraw stałych kontaktów roboczych ze Stolicą Apostolską. Skromny wynik rokowań polsko_watykańskich spowodował, że Konferencja Episkopatu obradująca 7 i 8 września 1974, po sprawozdaniu biskupa Dąbrowskiego z rozmów w Sekretariacie Stanu w dniach 4_#11 lipca i z rozmów z władzami państwowymi o normalizacji stosunków między Kościołem a Państwem, "przyjmując sprawozdanie Sekretarza Episkopatu wyraziła zastrzeżenia w związku z powolnym tempem normalizacji". Nie trzeba dodawać, że słowa te oznaczały krytykę tych polityków, którzy za kulisami prowadzonych rozmów nie dopuszczali do normalizacji. Prymas Polski miał wszelkie powody do zadowolenia ze swojej zasady uznawania narodu za głównego partnera. Państwo bowiem było i tym razem częściowo nieobecne lub ograniczone w swobodzie działania. W związku z rozpoczynającym się rokiem szkolnym Konferencja Episkopatu poświęciła znów wiele uwagi sprawom młodzieży i katechizacji. Biskupi skierowali słowo pasterskie do rodziców i katechetów, nawołując ich do troski o objęcie całej młodzieży nauczaniem religii. Ubolewano, że w czasie wakacji znów przeszkadzano młodym w praktykach religijnych. A więc rozmowy z rządem i formalne uzgodnienia szły swoim torem, a życie zgoła innym. W drugim dniu obrad odbyła się uroczysta sesja Episkopatu w katedrze św. Jakuba w Szczecinie. W czasie uroczystego "Te Deum" diecezji szczecińsko_kamieńskiej Prymas Polski wygłosił dziękczynne słowo Boże za łaskę chrztu świętego udzieloną Ziemi Pomorskiej przed 850 laty. Podkreślił przy tym znaczenie misji gnieźnieńskiej biskupa bamberskiego św. Ottona dla Pomorza i Polski, a także uwydatnił wartości, jakie niesie dla narodu wiara. Kardynał Wyszyński, jak widzimy, utrzymywał się zawsze na swej nadrzędnej wobec rozwiązań politycznych, narodowo_historycznej płaszczyźnie apostołowania. Dała ona siłę Kościołowi w Polsce, a samemu Prymasowi zdumiewający spokój wobec wszystkich napięć i niespodzianek, jakich nie szczędziło mu zetknięcie się w Polsce chrześcijaństwa i komunizmu. Spokój Prymasa płynął jeszcze z innego źródła. Relacjonując sprawy stosunków Kościół_państwo, pominęliśmy wydarzenie będące wielkim świętem Kościoła polskiego. Chodzi o 50_lecie święceń kapłańskich Prymasa w dniu 3 sierpnia 1974. Z tych pięćdziesięciu lat Kardynał poświęcił dwadzieścia dwa służbie kapłańskiej, a dwadzieścia osiem posługiwaniu biskupiemu. W bazylice archikatedralnej w Warszawie odbyła się z tej okazji uroczysta Msza św. z udziałem biskupów, duchowieństwa i wiernych, w czasie której Prymas w odpowiedzi na serdeczne słowa biskupa Jerzego Modzelewskiego powiedział między innymi: "Jestem przekonany, że największą cnotą kapłańską jest miłość apostolska. Ona pozostanie. Wszystko inne więdnie, a miłość zawsze trwa i umacnia się. Lecz służyć z miłością jest bardzo trudno, bo miłość nie ma granic. Gdy człowiek posłuży się nią, wie, że to jeszcze jest mało, ciągle mało. Miłość jest bez dna i wymiaru. Najlepiej użyta, stawia jeszcze większe wymagania. "Jeszcze inną drogę wam pokażę" - mówił Apostoł. Trzeba więc tak służyć jak Chrystus. "Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje oddaje za braci". Tak uczynili nasi profesorowie, moi koledzy i tylu, tylu kapłanów, którym Bóg dał łaskę ucierpieć zniewagę dla Imienia Chrystusowego". W słowach tych zawarta była istota postawy Prymasa, której lepiej nie odda żaden biograf. W cytowanym kazaniu Kardynał przytoczył zapowiedź jednego ze swych wychowawców, który przygotowywał kleryków na to, że będą im jeszcze wbijać gwoździe w tonsury. Prymas zwierzył się, że brał zawsze poważnie tę przestrogę i choć nie miała ona spełnić się w sensie dosłownym, był na jej spełnienie przygotowany. Cóż wobec takiej postawy mogły znaczyć cierpienia minionych 28 lat biskupstwa, więzienie, ciągła walka podjazdowa, która teraz przybrała wykwintne formy przetargów dyplomatycznych! Ksiądz Prymas niczego nie lekceważył, brał sobie do serca wszystko, co dotyczyło Kościoła, ale jego kierunek wyznaczała nie polityka doraźna, lecz doktryna wszczepienia Kościoła w naród i gotowość służenia z miłością, aż do oddania własnego życia włącznie. Z taką "linią" kardynał Wyszyński stał się w Polsce człowiekiem niezwyciężonym, do którego niezadługo przeciwnicy mieli się zwrócić o wsparcie, o pomoc, nie po raz pierwszy zresztą. W ciągu następnych dwóch lat, pod wpływem rosnących trudności gospodarczych, a potem po powstaniu laickiej opozycji demokratycznej, czynniki rządowe zmieniły zasadniczo swój stosunek do kardynała Wyszyńskiego. Z głównego wroga stał się on "wielkim patriotą polskim". Należy tu zatem podkreślić, że była to zmiana kursu polskiego kierownictwa politycznego, a nie zmiana kierunku kardynała Wyszyńskiego. Istnieje tysiące, dosłownie tysiące dokumentów w postaci jego niezliczonych kazań, przemówień i wypowiedzi, także w latach siedemdziesiątych, które dowodzą, że zanim powstała laicka czy inna opozycja demokratyczna, kardynał Wyszyński był przez pełne trzydzieści lat głównym rzecznikiem wolności i praw człowieka w Polsce. Nie możemy przytoczyć tu ani małego procentu tych tekstów, zadowólmy się więc kilkoma, wygłoszonymi właśnie w okresie, kiedy w kołach rządowych dojrzewała zmiana taktyki wobec Prymasa Polski. Zobaczymy, że w tym właśnie czasie był on równie konsekwentnym zwolennikiem porozumienia z rządem, jak nieprzejednanym wyrazicielem tendencji wolnościowych. Niezależnie od apelów całego Episkopatu, których zresztą Prymas był najczęściej inicjatorem i twórcą, przed wakacjami w 1974 roku Kardynał wydał swoje własne wezwanie wakacyjne do rodziców i wychowawców dzieci i młodzieży o uszanowanie obowiązków religijnych w miejscach wypoczynkowych. W przemówieniu do młodzieży polskiej z Anglii 4 sierpnia 1974 roku Prymas mówił między innymi: "Gdybyście mogli zapoznać się z programowaniem wychowawczym w naszym kraju, programowaniem bez religii i moralności chrześcijańskiej, z odrzuceniem nawet kultury, jako przejawu wolnego działania - chyba że jest potrzebna dla propagandy turystycznej, ale nie jako tworzywo wolnego człowieka - wtedy dopiero zrozumielibyście, jak wiele wartości w Narodzie naszym zostało w sztuczny sposób zahamowanych. Człowiek nie ma możności iść po linii wolności myślenia, chcenia, pragnienia, nie może organizować życia według własnych aspiracji, upodobań i dążeń. Wolność opinii, wolność prasy, wolność zrzeszania się, wolność tworzenia kultury według własnych uzdolnień i upodobań, wolność rozporządzania własnym czasem - chociaż jest ona dziasiaj w mniejszym lub większym stopniu ograniczona wszędzie - to są wartości, które przycina się dziś tak, jak wierzchołki drzew ścinane są przez samolot za nisko lecący nad lasem. Aby zrozumieć Polskę współczesną, Kościół w Polsce i jego zmagania się, trzeba wiedzieć, że walczy on o wolność dla swych dzieci, o wolność dysponowania własną głową i własnym sercem. I to jest najbardziej istotne". Ksiądz Prymas nadal nie ukrywał, co myśli o stosunkach społecznych panujących w kraju. I tak np. w liście na Tydzień Miłosierdzia w dniach 6_#13 października 1974, wzywając społeczeństwo do niesienia wszelakiej pomocy bliźnim, stwierdził zwięźle, ale jakżeż wymownie: "Przeszliśmy już przez różne sposoby uszczęśliwiania ludzi. Jedni czynili to przez upowszechniony dobrobyt, inni chcieli to czynić przez zwalczanie dostatnich, by nasycić łaknących, aż wszystkim zgotowali postrach i lęk..." Osobnym rozdziałem w wystąpieniach kardynała Wyszyńskiego, doskonale charakteryzujących konsekwencję w wyrażaniu wartości wolnościowych, są jego kazania i homilie ku czci św. Stanisława, biskupa i męczennika. Można by z nich złożyć sporą książkę. Tu możemy streścić je zaledwie w kilku cytatach: "Stajemy się świadomi dziejowego powiązania, które w Narodzie polskim sprawuje Kościół katolicki. Od samego początku pogłębiał on nieustannie i wytrwale budzącą się coraz wyraźniej świadomość naszego Narodu, przenikając ją mocami nadprzyrodzonymi. Kościół Boży wszystkimi łaskami, wysłużonymi przez Chrystusa, włączył się od zarania naszej historii w nurt dziejowy Narodu, trwa w nim wytrwale przez 10 wieków i nie opuścił go ani na chwilę. Dzięki temu Polska zasłużyła sobie na miano: "Polonia semper fidelis". Słowa modlitwy brewiarzowej "Pada pasterz wśród trzody...", które kapłani i rodziny zakonne powtarzają w każdą uroczystość ku uczczeniu św. Stanisława, mają swój dziejowy sens, podobnie jak dziejowy sens ma życie, a zwłaszcza śmierć św. Stanisława... Chciejmy zapamiętać, że to on został zabity, a nie on zabił... Stanisław zginął nie w innej sprawie, tylko w obronie porządku moralnego, w obronie praw moralnych, które w Narodzie mają znaczenie dla maluczkich i dla wielkich i obowiązują zarówno tych, co rządzą, jak i tych, co są rządzeni. (...) między Kościołem a każdą inną społecznością może dojść do konfliktu, ilekroć społeczność ta albo nie uznaje duchowych, nadprzyrodzonych wartości, które Kościół daje, albo też, jeśli wartości nadprzyrodzone, Boże, są zwalczane lub usuwane z życia ludzkiego, wtedy niewątpliwie może dojść do konfliktu, podobnie jak za czasów św. Stanisława, który powiedział odważnie temu, co piastował władzę za jego czasów: Nie godzi ci się tego czynić!" "Święty Stanisław to pierwszy rodzimy Patron Polski. Czcimy Wojciecha, ale czcimy go jako przedstawiciela pobratymczego Narodu, którego dzieci wczoraj widzieliśmy na Jasnej Górze z pielgrzymką. Mówiliśmy im o wspaniałym Biskupie Pragi, który krew swoją wylał nad Bałtykiem i jest czczony jako męczennik. Do dziś dnia czczony jest nie tylko w bazylice gnieźnieńskiej, ale i na wybrzeżu, w miejscowości "Święty Wojciech"... Święty Stanisław jest symbolem całości Polski. Wywarł on ogromny wpływ na ówczesne życie religijne i uporządkowanie organizacji kościelnej. Za jego czasów Gniezno odzyskuje pozycję metropolii, utraconą chwilowo przez najazd Brzetysława. Zyskuje stolicę biskupią na Mazowszu - w Płocku, na Kujawach - we Włocławku. Dzieje się to w trudnych i bolesnych czasach, w pierwszym okresie szczęśliwej współpracy, której owoce do dziś dnia służą Polsce i Ludowi Bożemu w naszej Ojczyźnie..." "(...) wychodząc na spotkanie młodego pokolenia, które idzie w Polskę nową, my - biskupi polscy, głosimy Krucjatę Społeczną Miłości i rodzącą się z tej miłości - Krucjatę o Prawdę. Mówcie prawdę jedni drugim, chociażby to kosztowało wiele, jak kosztowało św. Stanisława. Mógł on przecież przemilczeć zło, mógł przewidzieć, co go czeka, jakie będą następstwa odwagi. A jednak - nie zawahał się! Dał życie swoje za prawdę. Dał życie - jako dobry pasterz - za owce, aby nie były dotknięte nieprawdą, aby nie ucierpiały na skutek tego, że pasterz boi się powiedzieć prawdę, choćby królowi... Kościół, jako pasterz dobry, naśladując Chrystusa, jest wrażliwy na człowieka i jego prawa. Dlatego gdy coraz częściej godność człowieka nie jest uszanowana, gdy prawa osoby ludzkiej są gwałcone - w takiej sytuacji Kościół musi wołać i przypominać, że jednak najważniejszą wartością na ziemi jest człowiek! Dlatego - na kolana przed człowiekiem! Wszystko jedno, jaki on będzie. Czy to będzie Piotr, czy Judasz. Tak Uczynił Chrystus i taki wzór nam zostawił". "(...) trzeba dzisiaj bronić w naszej Ojczyźnie człowieka pracującego i jego prawa do wypoczynku". Prymas miał na myśli przymusowe czyny społeczne i niedzielną pracę górników. W tym samym kazaniu Prymas wystąpił w obronie wiary i miejsca Boga w Polsce, w obronie kultury rodzimej i dziejów narodu, wolności gospodarczej. Kardynał podkreślił przy tym, że "gospodarka musi być narodowa", a więc musi zaspokajać przede wszystkim potrzeby narodu, a nie służyć politycznym celom międzynarodowym. Zdaję sobie sprawę z tego, że przytoczone cytaty tylko w bardzo małym stopniu ukazują treść nauczania Prymasa Polski. Starałem się skupić uwagę na tych sprawach, które najlepiej charakteryzują trzy najważniejsze, moim zdaniem, wytyczne Kardynała. Stanowią je: jego podejście historyczne, doktryna wszczepienia się w naród i nastawienie wolnościowe. Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie zamieściły spis drukowanych prac Prymasa Polski, który wynosi 1029 pozycji, nie licząc tekstów poświęconych studium nad ideologią komunistyczną. Ilość prac niedrukowanych wielokrotnie przekracza tę liczbę. Czytelnik prawdopodobnie zrozumie bezradność biografa wobec tej olbrzymiej twórczości, przeważnie duszpasterskiej, ale zawsze nacechowanej głębszą myślą przewodnią. Zadanie nasze polega jednak na szkicowym choćby przedstawieniu faktów i wydarzeń z życia Prymasa, a więc musimy wrócić do chronologicznej o nich relacji. W związku z kolejną sesją Synodu Biskupów poświęconą ewangelizacji Ksiądz Prymas przebywał w Rzymie w dniach od 24 września do 9 listopada 1974 roku. Ojciec święty wyraził delegacji polskiej na Synod, do której poza Prymasem wchodzili także kardynał Wojtyła i biskup Jerzy Ablewicz, słowa uznania za pozytywny wpływ na pracę Synodu. Prymas był naturalnie przyjęty przez Ojca świętego i usłyszał od niego wiele miłych słów pod adresem biskupów polskich. Po powrocie z Rzymu Prymas przewodniczył 25 listopada obradom Komisji Głównej oraz 26 i 27 listopada Konferencji Plenarnej Episkopatu. Omawiano pokłosie Synodu i planowaną pielgrzymkę diecezji polskich do Rzymu z okazji Roku Świętego. Podobnie jak w czasie poprzednich, tak i podczas tej Konferencji Episkopatu wiele mówiono o normalizacji stosunków z rządem. Episkopat podkreślił wyraźnie, że opowiada się za normalizacją stosunków rządu ze Stolicą Świętą, ale dodał znamienne słowa: "Pod warunkiem jednak, że normalizacja ta będzie miała treść merytoryczną, a nie tylko charakter instytucjonalno_administracyjny. Będzie zaś pełna i trwała, jeśli najpierw doprowadzi się do normalizacji stosunków w Kraju". Następnie księża biskupi oświadczyli, że taka normalizacja jest zarówno postulatem społeczeństwa polskiego, jak i wynika z decyzji o kolegialności w Kościele powziętych przez Sobór Watykański Drugi. Episkopat stwierdził wreszcie, że mimo jego przedłożeń, poza oddaniem Kościołowi własności na Ziemiach Zachodnich i Północnych i zniesieniem tzw. księgi inwentarzowej, innych spraw rząd nie podjął bądź nie nadał im sankcji prawnej. Normalizacja była więc nadal teorią, ale właśnie od 1974 roku można było mówić o pewnej zmianie atmosfery we wzajemnych stosunkach. Wyglądało na to, że w ramach istniejącego systemu i zależności mało realne stają się postulaty biskupów dotyczące pełnej swobody w pełnieniu misji Kościoła i przywracaniu mu praw, jakich został pozbawiony w poprzednich okresach politycznych. Fakt ten potwierdziła kolejna Konferencja Episkopatu, obradująca 15 i 16 stycznia 1975 roku w Warszawie, która w swym komunikacie nie przypadkiem stwierdziła: "Konferencja Plenarna rozważyła znaczenie dokumentów ostatniego Synodu Biskupów, których przekład polski został zatwierdzony. Wśród dokumentów tych na szczególną uwagę zasługuje Deklaracja o prawach człowieka. Konferencja uważa rzetelne przestrzeganie praw człowieka nie tylko za warunek ewangelizacji, ale także za nieodzowny element sprawiedliwości i pokoju w świecie współczesnym. Episkopat Polski wyraża przekonanie, że na szczególną uwagę zasługują prawa gwarantujące wolność sumienia i religii. Straszliwa jest sytuacja społeczeństwa czy też grup ludzkich, które zostały pozbawione tej wolności lub pozwoliły ją sobie odebrać. Episkopat Polski zdecydowany jest uczynić wszystko, by Kościół w Ojczyźnie naszej był wiernym stróżem tych podstawowych praw, by uchronić ludzi od alienacji, która zaciążyłaby na kierunkach rozwojowych kultury narodowej". W tym komunikacie biskupi ubolewali, że władze nie podjęły szeregu spraw z zakresu normalizacji. Episkopat poczuł się zmuszony wystąpić przeciwko wzywaniu księży na "poufne" rozmowy przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa, bez podawania podstaw prawnych i rzeczowych. Właśnie miała nastąpić pierwsza wizyta w Polsce arcybiskupa Luigi Poggi jako delegata Stolicy Apostolskiej do kontaktów z rządem PRL, a władze bezpieczeństwa zajmowały się molestowaniem księży. Tymczasem koordynacja między Episkopatem Polski a Stolicą Apostolską funkcjonowała zadowalająco. Sekretarz Episkopatu biskup Bronisław Dąbrowski przebywał w Rzymie w dniach od 25 stycznia do 11 lutego 1975. Został przyjęty na audiencji przez papieża Pawła VI oraz prowadził intensywne rozmowy w Sekretariacie Stanu, przygotowujące misję arcybiskupa Poggi. W dwa tygodnie po powrocie biskupa Dąbrowskiego do kraju przybył do Warszawy arcybiskup Poggi. Miał on wręczyć polskiemu ministrowi spraw zagranicznych pismo z nominacją na kierownika grupy roboczej. Przybywał także na zaproszenie Episkopatu w celu odwiedzenia niektórych diecezji, spotkania z biskupami, duchowieństwem i wiernymi. Kardynał Wyszyński udzielał misji arcybiskupa Poggi pełnego poparcia, nie miał jednak co do jej skuteczności zbytnich złudzeń i na Konferencji Episkopatu w dniu 11 marca 1975 roku zajął wobec niej bardzo jasne stanowisko. Kardynał mówił między innymi: "Zasadniczo według intencji Ojca Świętego arcybiskup Poggi jest naszym gościem, gościem Episkopatu, a nadto jest również człowiekiem, który odbywa wypoczynkową podróż, podkreślam wypoczynkową podróż po kraju, żeby się z nim zaznajomić. Z góry było zamierzone, że nie będzie odwiedzał wszystkich diecezji, bo to przekracza jego czasowe i zdrowotne możliwości. Dlatego też arcybiskup ogranicza się do diecezji zachodnio_północnych. W drugiej połowie marca będzie pielgrzymka na Jasną Górę i wizyta u Kardynała Metropolity Krakowskiego. Po czym wróci do Warszawy, gdzie będą rozmowy konkludujące nasze naświetlenia. Prawdopodobnie będą jeszcze rozmowy i spotkania z Rządem w połowie marca i przed wyjazdem. 25 marca jest przewidziany powrót do Rzymu. (...) Jakie są przedłożenia ze strony rządowej, to już słyszeliśmy. Okazuje się, że nic nowego. Owszem, z komunikatu, który ogłoszono w prasie, wynika, że władze państwowe stoją na stanowisku, iż rozmawia państwo polskie z państwem watykańskim o sprawach międzynarodowych, o zagrożeniu głodowym, o krajach zapóźnionych itp. Jak widać było z komuniaktu PAP "poruszono też sprawy interesujące obie strony", ale jakie, o tym się nie mówi, w tym ma się zawrzeć sprawa "Kościół - Państwo" w Polsce. Ponieważ praca i odpowiedzialność za Kościół święty w Polsce spoczywa na barkach Episkopatu, dlatego też nie możemy ubezpieczać się za bardzo wynikami takich czy innych rozmów. Nie możemy też zwalniać tempa naszej pracy w nadziei, że znajdziemy się w jakimś sejfie ubezpieczającym nas przez umowy. Takich ubezpieczeń prawdopodobnie nie otrzymamy, zresztą będzie to widać z rozmowy na temat przedłożenia, które Arcybiskup ma w swoim ręku, co do istotnej podstawowej - tesa basis. Jest to zagadnienie charakteru publicznoprawnego Kościoła katolickiego w Polsce. (...) Idzie (...) o to, aby Rząd, zdając sobie sprawę, że Kościół ma charakter publicznoprawny, wyciągnął z tego konsekwencje praktyczne w zakresie administracji publicznej, aby nie traktował Kościoła jako zwykłego stowarzyszenia parafialnego czy innego, tylko liczył się z jego istotnym charakterem. Rząd musi wiedzieć, że Kościół ma swoje własne posłannictwo i zadania, które przekraczają o nie dające się porównać długości, zadania każdej społeczności przyrodzonej, ziemskiej. (...) A rzeczywistość jest taka, że drugiej stronie brak jest elementów do prowadzenia takiej rozmowy, brak terminologii i słownictwa, którym dałoby się zredagować dokument taki, jaki powinien powstać". Mimo tych wątpliwości Prymas Polski uważał, że podejmowane wysiłki mają znaczenie, i przypomniał, że przed dwudziestu laty "księża płacili kary i mandaty za wywieszanie sztandaru papieskiego. Teraz już nikt by nie śmiał pociągnąć księdza czy biskupa do odpowiedzialności... rozmówcy są grzeczni, narzucają tylko swoją tematykę, nawet taką, która ma charakter administracyjny: wystarczyłoby, gdyby tymi sprawami zajmował się dyrektor Sekretariatu Episkopatu. Oczywiście - ciągnął Prymas Polski - że przy tej okazji ujawniają się inne sprawy, de quibus non licet loqui, szczególnie podejmowane są próby wprowadzenia do tematyki rozmów tego, co jest uprawnieniem Episkopatu Polski, mianowicie przedstawiania Stolicy Świętej kandydatów na wakujące stolice biskupie. Wiemy, że już przed przyjazdem arcybiskupa Poggi prowadzono te próby, usiłując rozmawiać z niektórymi biskupami, jak oni ustosunkowaliby się do ewentualnego przedstawienia ich na wakujące stolice... Episkopat Polski nie ustąpi ze stanowiska, że tylko on jest władny do przedstawienia Stolicy Świętej kandydatów na wakujące stolice biskupie. Tylko do Stolicy Świętej należy rozpatrywać wnioski Episkopatu i tak czy inaczej się do nich ustosunkować. Zdaje się, że usłyszał to rozmówca arcybiskupa Poggi, iż Stolica Święta nie uznaje dekretu z 31 grudnia 1956 roku. My też w naszej korespondencji nie powołujemy się na wymieniony dekret, bo wymówiliśmy w specjalnym liście prawo do ingerowania Państwa w te sprawy". Kardynał Wyszyński, odsłoniwszy przed Episkopatem próby stosowania podstępu w prowadzonych rozmowach i powątpiewając w ich poważniejsze wyniki z powodu braku wspólnych pojęć prawnych w sprawach między Kościołem a państwem, bardzo wyraźnie określił status arcybiskupa Poggi jako pracownika Sekretariatu Stanu, a nie reprezentanta Stolicy Apostolskiej. Ksiądz Prymas powiedział, że biskupi przyjmują Arcybiskupa z radością i mimo wszystko uważają jego pobyt za pewien krok naprzód w stosunkach Kościół - państwo. Następnie Kardynał wrócił do swojej zasadniczej doktryny w tej sprawie. "Państwo nie jest zjawiskiem stałym na przestrzeni Tysiąclecia dziejów Narodu polskiego. Natomiast zjawiskiem stałym jest rodzina i Naród. Dlatego Kościół w Polsce i Episkopat zawsze bazuje na rodzinie i Narodzie. Były takie sytuacje dla Kościoła, żeśmy przegrywali z rządem. I nadal możemy przegrać z rządem, takim czy innym, ale nie wolno nam przegrać z Narodem! Nasza wrażliwość na to, co się w duszy Narodu dzieje, musi być ciągle wyostrzona. Nasza czujność musi być taka (...) przyłożywszy ucho do ziemi, mamy wsłuchiwać się, co tam w tej polskiej ziemi się dzieje". Przemówienie Prymasa było bardzo wymowne, odzwierciedlało zresztą nie tylko jego aktualne stanowisko, ale także zasadniczą, długofalową doktrynę i strategię, dotyczące Kościoła w Polsce. Misja arcybiskupa Poggi przebiegała zadowalająco z punktu widzenia założeń Prymasa, toteż Episkopat w komunikacie z sesji, na której przemawiał Prymas Polski, mógł oświadczyć: "Episkopat Polski przyjął z uznaniem oświadczenie arcybiskupa Luigi Poggi, który w dniu 12 marca 1975 roku na towarzyskim spotkaniu z biskupami powiedział, że swoją misję traktuje jako służbę Kościołowi w Polsce i chce ją pełnić w jedności z Prymasem Polski, Konferencją Episkopatu Polski, biskupami, duchowieństwem i wiernymi oraz że nie może "być żadnej wątpliwości co do pełnej i całkowitej jedności pomiędzy Ojcem świętym a Episkopatem Polski". Jeśli więc ktoś miał na myśli wbicie klina między Księdza Prymasa a Ojca świętego, między Episkopat a Stolicę Świętą, to plany te całkowicie spaliły na panewce, choć wydawały się ważnym motywem rozpoczętych z energią, a potem prowadzonych z coraz mniejszym zapałem rozmów między Warszawą a Watykanem. Marcowa Konferencja Episkopatu w 1975 roku omówiła natomiast "wielokrotnie już przedstawiane władzom państwowym i zasadnicze dla normalizacji stosunków między Kościołem i Państwem w Polsce, zagadnienie praw obywatelskich ludzi wierzących". Biskupi stwierdzali po prostu łamanie konstytucji państwa, które powoduje "spychanie ludzi wierzących do rangi obywateli drugiej kategorii. Było widoczne to, że kardynał Wyszyński, zapewniwszy sobie solidarność Stolicy Apostolskiej, trwał w obronie praw Kościoła, praw człowieka i moralnych praw narodu. Zarówno tajna policja, jak i jawna dyplomacja nie były w stanie mu w tej walce przeszkodzić. Marcowa Konferencja Episkopatu zajmowała się także planowaną na okres 9_#14 października pielgrzymką diecezji polskich do Wiecznego Miasta z okazji Roku Świętego. Było rzeczą oczywistą, że władze będą musiały zrezygnować ze stwarzania trudności administracyjnych, mających ją ograniczyć. Biskupi wystąpili też przeciwko przymuszaniu ludzi do pracy w niedzielę, co jest sprzeczne nie tylko z wolnością praktyk religijnych, ale godzi także w zdrowotność społeczeństwa, w więzy rodzinne i w życie duchowe człowieka. Do żelaznego repertuaru Konferencji należała naturalnie katechizacja. Tym razem biskupi wyrazili uznanie zakonnicom, krzywdząco przedstawianym przez środki masowego przekazu. Wreszcie, korzystając z obecności sekretarza generalnego Synodu i delegata Prymasa Polski do spraw duszpasterstwa emigracji, biskupa Władysława Rubina, Konferencja omówiła szczegółowo kwestie religijne polskiego wychodźstwa. Prymas Polski wyjeżdżał do Rzymu w roku 1975 aż trzy razy. Pierwszy jego pobyt w Stolicy Świętej przypadł w terminie 11_#25 maja 1975. Kardynał wziął udział w Kongresie Mariologicznym i Maryjnym w Rzymie. Dnia 22 maja był przyjęty przez Ojca świętego, a uprzednio konferował w kongregacjach watykańskich. "Prymas Polski - czytamy w komunikacie z kolejnej Konferencji Episkopatu - doceniając znaczenie podjętych kontaktów roboczych między PRL a Stolicą Apostolską, wysunął w imieniu Konferencji Episkopatu szereg postulatów zmierzających do usprawnienia pracy, które zostały przyjęte pozytywnie przez Stolicę Apostolską". Tak więc kardynał Wyszyński przejął de facto inicjatywę w rozmowach, które w zamierzeniu czynników warszawskich miały być prowadzone ponad jego głową. Był to paradoks. Wydaje się jednak całkiem zrozumiały na tle faktu, że Prymas miał zawsze koncepcję porozumienia, polegającą na uznaniu faktycznie istniejącego systemu państwa i jego związków międzynarodowych, pod warunkiem, że państwo to będzie szanowało prawa Kościoła, narodu i człowieka. Tymczasem plan działania strony drugiej był pozamerytoryczny, ograniczał się do chęci pominięcia właśnie Prymasa. Brak pluralizmu w systemie ateistycznym wykluczał posiadanie przez państwo materialistyczne merytorycznej teorii porozumienia, a to znów z kolei oddawało inicjatywę w ręce Prymasa. I niedługo czynniki rządzące miały dojść do wniosku, że najlepiej będzie porozumiewać się z nim bezpośrednio, w tym wąskim zakresie, jaki w panującym systemie był możliwy. Odbyta w dniach 26 i 27 czerwca 1975 Konferencja Episkopatu odnotowała pewien postęp w sposobie wymierzania podatków instytucjom kościelnym. A więc niektóre kwestie można było załatwić na płaszczyźnie wewnętrznej: władze - Episkopat. Ta ewolucja spraw musiała doprowadzić rząd do wniosku, że jeśli istniejące zależności nie pozwalały na kompleksowe uregulowanie stosunków z Kościołem, to poszczególne sprawy można łatwiej załatwiać z Episkopatem. I bodaj właśnie w 1975 roku pojawiło się w kołach rządzących hasło, że "nasze polskie sprawy będziemy najlepiej załatwiać w domu między sobą". Dla Prymasa hasło to było do przyjęcia, choć wolałby generalne, ramowe rozwiązanie uzgodnione ze Stolicą Apostolską. W każdym razie okazało się, że nie kardynał Wyszyński był przeciwny nowemu kierunkowi. Prymas nie zmienał swojej zasadniczej orientacji nawet w sprawach drażliwych dla rządzących. W święto Matki Bożej 15 sierpnia 1975 roku, przypadające w 55 rocznicę "Cudu nad Wisłą", zwycięstwa nad Armią Czerwoną w 1920 roku, Kardynał nie zawahał się przypomnieć: "Ta ziemia polska, której umiemy bronić, jak o tym świadczy dzisiejsza rocznica zwycięstwa oręża polskiego nad Wisłą, ta polska ziemia jest przedziwnie urodzajna, przedziwnie wdzięczna, przyjmująca ochotnie i trud pracy waszej, i pot z waszych czół, i krew żołnierzy padających w obronie Ojczyzny na jej granicach. Pozostaje obowiązek nie tylko korzystania z ziemi, obowiązek miłowania ziemi. Współcześnie zaznacza się niepokojące wszystkich zjawisko w naszym narodzie, ucieczki ze wsi do miast; jak się nieraz ludziom wydaje - do życia łatwiejszego... Miłość do ziemi ojczystej wymaga, ażeby utrzymać się na tym zagonie, który żywi cały naród, a nieraz dzieli się chlebem i z okolicznymi narodami. Nie uciekać ze wsi. Jest to wołanie już dzisiaj nawet mężów stanu, odpowiedzialnych za życie polityczne naszego narodu. Nie uciekać ze wsi, nie uciekać od roli, trwać tam, poprawiać warunki bytowania, warunki pracy, starać się o to, by ta praca była lżejsza, ale trzymać się jak korzeniami drzew gleby ojczystej, ażeby naród nasz nie był przepychany w swoich granicach etnicznych na skutek słabego zaludnienia i niedostatecznego wszczepienia się w tę ziemię ojczystą". Przypomnienie zwycięstwa z 1920 roku kardynał Wyszyński połączył w tym poruszającym przemówieniu z wielkim apelem do rolników polskich, by nie opuszczali ziemi i trzymali się roli. Apel ten miał bardzo aktualną wymowę społeczno_moralną, ale i polityczną. Prymas miał na myśli dwie rzeczy: umacnianie narodu w jego granicach etnicznych, niemożliwe bez silnego zaludnienia wsi, oraz zatrzymanie ludności wiejskiej, która wobec wznowionych prób kolektywizacji masowo przechodziła do miast. Wybrałem z na wskroś religijnego kazania fragment o szczególnym zagęszczeniu problematyki społecznej, by pokazać czytelnikowi nieugiętość w sprawie zasad Prymasa, także w momencie, gdy władze przestawały otwarcie z nim walczyć i skłaniały się do idei, by go sobie pozyskać. Podobny kierunek postępowania nadał Ksiądz Prymas całemu Episkopatowi. We wspomnianym już przez nas komunikacie z sesji czerwcowej Episkopatu nie brak bodaj ani jednego z postulatów wcześniej wysuwanych wobec rządu. Mowa więc o braku świątyń, szczególnie w nowych osiedlach i dzielnicach miast, apeluje się do kierowników wakacyjnych skupisk młodzieży, by uszanowali jej potrzeby religijne, zachęca rodziców do pilnowania praw dzieci do religii. Nowym akcentem w obradach Episkopatu był ten sam apel do młodzieży rolniczej, jaki poznaliśmy z kazania Prymasa, to jest, "aby przejęła trud i owoc swoich rodziców w postaci majątku rolnego i swoją pracę na roli traktowała jako ważną służbę wobec społeczeństwa i Narodu - ceniąc sobie odziedziczoną po rodzicach ziemię jako wielki skarb". Nie ulega wątpliwości, że Prymas wraz z Episkopatem bronił dotychczasowego ustroju rolnego, indywidualnego władania ziemią, powodując się przesłankami moralnymi, narodowymi, a nawet mając na uwadze etniczną spoistość państwa. Ważnym punktem obrad Episkopatu, świadczącym o stałej trosce Prymasa o realizację uchwał Soboru, było wezwanie do tworzenia rad parafialnych, w myśl zasady powszechnej odpowiedzialności za Kościół i wszystkich jego członków. Episkopat uchwalił też program homiletyczny i duszpasterski na lata 1975876 pod hasłem "Człowiek w odwiecznym planie Bożym". Biskupi oświadczyli, że przyjęcie właśnie tego tematu jest uzasadnione sygnalizowanym przez Synod Biskupów zagrożeniem praw człowieka. Nie waham się więc stwierdzić, że program Episkopatu i Prymasa nie tylko się nie zmienił, ale nawet można było dostrzec jego większą wyrazistość. Czynniki rządowe wolały go jednak nie dostrzegać ze względu na wyraźnie zarysowujące się trudności gospodarcze i na planowaną, kontrowersyjną zmianę konstytucji. Do ustawy zasadniczej miano wprowadzić zasadę kierowniczej roli partii i sojuszu Polski z ZSRR. Kościół o tym wszystkim wiedział. Minęło już półtora roku od śmierci metropolity wrocławskiego kardynała Kominka, a jeszcze nie można było uzgodnić kandydatury jego następcy. Rząd odrzucił trzech kandydatów proponowanych przez Episkopat, a nawet kandydata Ojca świętego. Posunął się nawet tak daleko, że sam występował z propozycjami personalnymi, co było tak dla Episkopatu, jak i dla Watykanu absolutnie nie do przyjęcia. Sprawy zaszły tak daleko, że wreszcie Episkopat postanowił dać publiczny wyraz swemu zaniepokojeniu. Uczynił to w komunikacie z Konferencji odbytej w dniach 5 i 6 września 1975 roku. Prymas zapoznał biskupów "z korespondencją dotyczącą stosunków między Kościołem a Państwem, a także w obronie podstawowych wolności dla ludzi wierzących i ich udziału w życiu publicznym". W sprawie przedłużającego się braku arcybiskupa we Wrocławiu stwierdzono: "Przedłużający się wakans tej stolicy budzi żywe zaniepokojenie Episkopatu i społeczeństwa katolickiego". Fakt, że rząd po trzydziestu latach bezskutecznych prób usiłował nadal czynnie wpływać na obsadzanie stanowisk duchownych, dowodził braku wyobraźni, ale półtoraroczny targ w tej sprawie w odniesieniu właśnie do archidiecezji wrocławskiej szkodził wręcz polskiej racji stanu. Kolejna ekipa rządząca popełniała ten sam błąd. Jeśli czyta się teraz ówczesne kolejne komunikaty z Konferencji Episkopatu, nieco monotonnie brzmią powtarzające się w każdym z nich skargi na trudności w katechizacji dzieci, apele do władz, żeby jej nie utrudniały, i do rodziców o pilnowanie praw dzieci do nauki religii. Te monotonnie brzmiące z perspektywy dziejowej apele i napomnienia wyrażają jednak smutny fakt, że mimo przełomu politycznego w kraju i lepszego klimatu w bezpośrednich kontaktach przedstawicieli rządu i Episkopatu rzeczywista sytuacja Kościoła poprawiła się tylko minimalnie. Przedmiotem szczególnej troski Episkopatu w tym czasie był drastyczny wzrost sztucznych poronień, dokonywanych na podstawie dopuszczanych przez ustawę tak zwanych wskazań społecznych. Episkopat uchwalił odezwę do społeczeństwa w obronie życia nienarodzonych. Episkopat przyjął także opracowany przez Komisję Maryjną nowy program duszpasterski, będący kontynuacją Jasnogórskich Ślubów Narodu z 1956 roku, Wielkiej Nowenny Tysiąclecia i Milenijnego Aktu Oddania Polski z roku 1966. Ogłoszono program duszpasterskiego przygotowania wiernych do planowanych w 1982 roku uroczystości 600_lecia obecności Maryi Jasnogórskiej w dziejach narodu polskiego. Sześć lat wdzięczności miało rozpocząć się 1 stycznia 1976 roku. Tymczasem polepszenie atmosfery rozmów przedstawicieli Episkopatu i rządu przyniosło pewne konkretne osiągnięcie w postaci zezwolenia władz na pielgrzymkę przedstawicieli diecezji polskich do Rzymu z okazji Roku Świętego. Pielgrzymce przewodniczył Prymas Polski, który w związku z tym w okresie od 6 do 12 października przebywał w Rzymie. Dnia 11 października Ojciec święty udzielił uczestnikom pielgrzymki uroczystej audiencji, która była dowodem jego specjalnych względów dla Prymasa i Kościoła w Polsce. Pielgrzymka przyczyniła się do pogłębienia świadomości kościelnej wspólnot diecezjalnych. Ogółem wzięło w niej udział dwa i pół tysiąca uczestników. Pomoc materialna Stolicy Apostolskiej pozwoliła na wyjazd tak dużej grupy wiernych. Władze państwowe, po pewnych trudnościach i tarciach, umożliwiły wyjazd, wystawiając delegatom diecezji paszporty zagraniczne. W Rzymie odbyła się także inna uroczystość polska, a mianowicie wyniesienie na ołtarze matki Teresy Ledóchowskiej, która położyła wielkie zasługi dla rozwoju misji na terenie Afryki. Kardynał Wyszyński był u Ojca świętego nie tylko z okazji pielgrzymki, ale także na audiencji prywatnej w dniu 9 listopada 1975 roku, konferował też z przedstawicielami Sekretariatu Stanu. W wyniku tych rozmów ogłoszono w komunikacie z Konferencji Episkopatu, odbytej po powrocie Prymasa w dniach 19 i 20 listopada 1975, że "Stolica Apostolska, podobnie jak i Episkopat Polski, są żywo zainteresowani określeniem statusu prawnego Kościoła w Polsce". Tradycyjny już na wszystkich Konferencjach Episkopatu punkt poświęcony normalizacji stosunków z państwem doprowadził tym razem do pełnych powagi słów zawartych w komunikacie biskupów: "Biskupi kierując się duchem odpowiedzialności za wspólne dobro kraju przypominają, iż nie jest im obojętna ogólna sytuacja Narodu ani ogrom problemów i trudności, jakie pozostają do rozwiązania w dążeniu do zapewnienia całemu społeczeństwu pomyślności i dobrobytu. Każde pomnożenie dobra narodowego należy docenić, choć wiele jeszcze potrzeb czeka na podjęcie i zrealizowanie. Do tego niezbędna jest atmosfera spokoju i ładu oraz troska o poszanowanie wspólnego dobra. Konferencja wyraziła przeświadczenie, że ewentualne zapowiadane zmiany ustawowe nie będą sprzeczne z zasadami demokratycznymi i wolą przeważającej większości obywateli". Cóż oznaczały te niejasne dla niewtajemniczonych słowa? Biskupi dawali pewien kredyt kierownictwu Edwarda Gierka i wzywali do "spokoju i ładu" mimo piętrzących się trudności gospodarczych. Episkopat podzielał nadzieje władz, że ich dynamiczna polityka gospodarcza pozwoli przezwyciężyć trudności. Później okazało się, że dynamiczny rozwój nie był planowy i harmonijny, powstały rosnące dysproporcje i zakłócenia gospodarcze, zadłużenie zagraniczne kraju rosło przeciętnie o dwa miliardy dolarów rocznie i nadzieje na poprawę z każdym rokiem malały. Ważne znaczenie miało ostatnie z cytowanych przez nas zdań komunikatu biskupów. Eufemiczne określenie "ewentualne zapowiadane zmiany ustawowe" oznaczało po prostu planowaną przez kierownictwo polityczne zmianę konstytucji państwa, w celu dostosowania jej do podobnych zmian w całym bloku wschodnim, wprowadzających, jak już wspomniałem, do ustawy zasadniczej państwa zasadę kierowniczej roli partii i sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Biskupi powiedzieli publicznie, że mają nadzieję na uszanoanie "zasad demokratycznych", a swoje istotne zastrzeżenia postanowili przekazać władzom w osobnych memoriałach, by nie zaognić i tak już podnieconej opinii społecznej. W październiku 1975 roku udała się do USA delegacja Episkopatu Polski pod przewodnictwem biskupa Bronisława Dąbrowskiego, z udziałem biskupa Szczepana Wesołego i ks. dyrektora Alojzego Orszulika Sac. Delegacja zapoznała się z duszpasterstwem ośrodków polonijnych w USA i przestudiowała kwestię dopływu z POlski odpowiednio przygotowanych kapłanów dla POlonii. Delegacja Episkopatu Polski była też obecna na XI Zjeździe LIgii Katolickiej, zorganizowanej dla niesienia pomocy KOściołowi w POlsce. Rozważając problemy nauk teologicznych w Polsce i podkreślając wagę przywiązywaną do Kul_u i Akademii Teologii Katolickiej, biskupi zwrócili uwagę na konieczność wznowienia Wydziałów Teologicznych w Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu. Następnie Episkopat stwierdził stałe zakłócenia studiów teologicznych w seminariach duchownych przez powoływanie kleryków do wojska, będące w sprzeczności z porozumieniem z 1950 roku. Episkopat wyraził przekonanie, że powoływanie kleryków do wojska było w dalszym ciągu stosowane jako instrument nacisku na biskupów. Fakt ten szczególnie wyraziście wskazywał, jak daleko jest jeszcze do "normalizacji", o której od pięciu lat mówiono bez przerwy. Świadczyła o tym także nieproporcjonalnie mała ilość zezwoleń na budowę nowych świątyń w stosunku do potrzeb. Wynosiła tylko sześć procent zgłaszanych wniosków. Był to procent rzeczywiście minimalny, ale i on oznaczał postęp w stosunku do okresu gomułkowskiego, w którym zasadniczo zezwoleń na budowę kościołów nie udzielano w ogóle lub udzielano je w przypadkach wyjątkowych, po zaburzeniach społecznych, jak było na przykład z kościołem w NOwej Hucie. Wreszcie Episkopat stwierdził trudności w dziedzinie wydawnictw katolickich, polegające na braku odpowiednich przydziału papieru na druk modlitewników, katechizmów, i innej literatury religijnej. W tym, jak widzimy, także niełatwym dla Kościoła roku 1975 Prymas Polski przebywał po raz trzeci w Rzymie w dniach od 3 do 16 grudnia. Do Wiecznego Miasta wyjechała także większa pielgrzymka biskupów polskich z okazji uroczystości dziesięciolecia zakończenia Soboru Watykańskiego Drugiego. W dniu 8 grudnia odbyła się uroczystość dziesięciolecia zamknięcia Soboru, w czasie której Paweł VI dokonał, w formie modlitwy, aktu powierzenia Maryi Matce Kościoła najpilniejszych spraw Rodziny ludzkiej. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że akt Ojca świętego nie powstał bez udziału kardynała Wyszyńskiego, troszczącego się o promieniowanie religijności maryjnej z Polski na cały Kościół Powszechny. Tymczasem w kraju najbardziej kontrowersyjnym problemem stała się przygotowana reforma konstytucji. Była to sprawa, w której nie mogło zabraknąć głosu Prymasa i Episkopatu Polski. Kardynał Wyszyński wygłaszał rocznie przeciętnie sześćset kazań. Wszystkie one były poświęcone sprawom Kościoła, sytuacji człowieka i losom narodu. Zapowiadane zmiany konstytucyjne znalazły w przemówieniach Prymasa silny oddźwięk. Także inne kwestie poruszane w oświadczeniach czy komunikatach Episkopatu były uprzednio najczęściej omawiane w homiliach i konferencjach Księdza Prymasa. Choć prawo konstytucyjne w Polsce było w dużej mierze teorią, formalnie jednak można było odwołać się do jego zasad demokratycznych. Zmiana konstytucji wzbudziła więc powszechną uwagę, a nawet niepokój społeczeństwa. I tak już stan faktycznej nierówności wobec prawa był piętnowany niemal w każdym kazaniu Prymasa. Weźmy tylko przykład z kazania do inteligencji katolickiej w kościele św. Aleksandra w dniu 9 września 1973. Ksiądz Prymas przedstawił w nim drastyczny przykład nierówności obywateli wobec prawa. Nie chodziło o żadne stanowiska ani godności państwowe, lecz o zwykłe ubezpieczenie społeczne. Ksiądz Prymas mówił: "Pragniemy, aby nie było już więcej takich sytuacji, jakie miały miejsce ostatnio w diecezji gnieźnieńskiej. Oto ksiądz, chory na gruźlicę, skierowany na leczenie w domu wypoczynkowym, został oskarżony o wprowadzenie w błąd i "bezprawne" korzystanie z uprawnień społecznych - chociaż za wszystko zapłacił. Przecież "uprawnienia" społeczne są nie dla niego, broń Boże, on nie może się leczyć! Dlaczego? Bo jest księdzem. Za dokonanie tego "przestępstwa" prokurator zażądał... pięciu lat więzienia! Na procesie zaś nieustannie biegano do telefonu z pytaniami, co robić, jak gdyby sędziowie byli poza salą sądową... Można to wszystko sprawdzić". W kontekście tego incydentu , bynajmniej nie odosobnionego, kardynał Wyszyński wzywał do położenia kresu "straszliwemu zniewolniczeniu duchowemu, jakiemu nadal jeszcze muszą podlegać ludzie w swojej wolnej Ojczyźnie". Jakiekolwiek wątpliwości budziłoby poszanowanie prawa konstytucyjnego, ważna była jego litera, na którą można się było w razie potrzeby powoływać. Z zamierzonymi zmianami konstytucji wiążą się trzy cykle kazań wygłoszone przez Prymasa Polski w warszawskim kościele Świętego Krzyża. Pierwszy cykl był głoszony w ciągu trzech tygodni, 13, 20 i 27 stycznia 1974, drugi cykl w dniach 12, 19 i 26 stycznia 1975 i trzeci cykl w dniach 11, 18 i 25 stycznia 1976. Kazania Prymasa nie były tylko interwencją związaną ze zmianami konstytucji, ale wiązały się z całokształtem polityki społecznej w Polsce lat siedemdziesiątych. Nie jesteśmy w stanie streścić ich tutaj. Postaramy się raczej zasygnalizować ich problematykę, odsyłając zainteresowanego czytelnika do tekstów oryginalnych, wydanych na Zachodzie i dostępnych. W pierwszym cyklu kardynał Wyszyński daje na podstawie encykliki "Pacem in terris" zwięzłą odpowiedź na nurtujące współczesnych pytanie, kim właściwie jest człowiek sam w sobie! Przedmiotem rozważań Prymasa był najpierw homo Dei - człowiek Boży, jako brat ludzi, następnie homo oeconomicus i homo politicus, a więc człowiek w życiu gospodarczo_społecznym i obywatelsko_politycznym. Ksiądz Prymas dowodził, że wszelkie pragnienia człowieka, jak dążenie do utrzymania swego bytu, dążenie ku prawdzie, dążenie, aby być dobrym, miłowanym, dążenie do sprawiedliwości, pragnienie pokoju, jedności i szacunku w życiu społecznym - wszelkie te pragnienia i dążenia ludzkie schodzą się z właściwościami Stwórcy. "Od Niego dziedziczymy - mówił Prymas - wszystkie pragnienia, dążenia i głody, będące zarazem naszym programem życiowym". Dalszy wniosek z tej tezy nasuwał się już nieuchronnie: "Otóż człowiek, który odkrywa w sobie właściwości Boże, musi mieć wolność rozwijania ich. Trzeba wytworzyć taką sytuację społeczną, pedagogiczną, kulturalną i polityczną, w której właściwości Boże, odkrywane jako dążenia ludzkie, pomogłyby ludziom, Bożym dzieciom, być sobie wzajemnie braćmi i odnosić się do siebie po bratersku". W tym kontekście teologicznym Ksiądz Prymas dał pozytywny wykład praw człowieka, kładąc szczególny nacisk na "prawo do życia, prawo do godnej człowieka stopy życiowej. Wiąże się z nim prawo do wolności, do pewnego stylu życiowego. Dalej - prawo do korzystania z wartości moralnych i kulturalnych... prawo do oddawania czci Bogu... prawo do wolnego wyboru stanu i do swobody życia rodzinnego... prawa w dziedzinie gospodarczej... prawo do zrzeszania się... prawo do udziału w życiu publicznym... prawo do ochrony swych praw". Rozważając problematykę człowieka jako homo oeconomicus kardynał Wyszyński podkreślał następujące prawa: "Człowiek może żądać odpowiedniej pracy zarobkowej w swojej własnej społeczności... we własnej ojczyźnie... każdy ma prawo do takich warunków pracy, aby jego siły fizyczne nie słabły, aby nie był przedwcześnie wyniszczony... człowiek ma prawo zajmowania się działalnością gospodarczą... pracownikowi należy się płaca ustalona według nakazów sprawiedliwości, a więc także zapłata rodzinna... z natury człowieka wypływa również prawo do posiadania własności prywatnej, w takim wymiarze, by zabezpieczała ona wolność i godność osoby ludzkiej". Kardynał Wyszyński wystąpił w swoich kazaniach zdecydowanie przeciw prymatowi materializmu, oznaczającego panowanie rzeczy nad osobą, oraz przeciw prymatowi ekonomizmu i czynu produkcyjnego, który godzi w więzi rodzinne i życie religijne. Ksiądz Prymas bardzo ostro potępił narzucanie społeczeństwu przymusowej pracy w niedziele i inne święta. Podkreślał, że wszelka władza ziemska ma zakres ograniczony, podlega bowiem Stwórcy i ładowi przyrodzonemu. Wielokrotnie w kazaniach świętokrzyskich potępiony został ateizm państwowy, czyli polityczny. Kazania w styczniu 1975 roku były poświęcone zasadniczo rozważaniom Synodu Biskupów nad ewangelizacją. Kardynał nie omieszkał jednak poruszyć drażliwej i w Polsce sprawy ewangelizacji, natrafiającej u naszych sąsiadów na niespotykane trudności. Mówił: "Można by sięgnąć do dalekich stron, gdzie kapłan nie może zbliżyć się do ołtarza, dlatego że nie jest zarejestrowany. Ubrany po cywilnemu, jest świadkiem swoistego nabożeństwa, które sprawują "komitetowi". Jeden przeprowadza aspersję, drugi przygotowuje szaty liturgiczne na ołtarzu, inny odczytuje teksty liturgiczne. Zbliżają się do momentu konsekracji i wtedy milczenie i płacz, bo nie ma tego, kto mógłby konsekracji dokonać. A właściwie jest, bo klęczy w ławce, tylko mu nie wolno tego uczynić, nie wolno się nawet przyznać, że jest księdzem. Nadchodzi moment Komunii świętej. Jeden z radnych wyjmuje z tabernakulum puszkę z konsekrowanymi hostiami, którą przedtem przywiązał z dalekiego miasta od dziekana i rozdaje wiernym". Ksiądz Prymas nazwał tę rzeczywistość poniżeniem państwa, które powinno być dla dobra wspólnego. Można to rozumieć tylko w ten sposób, że państwo samo się poniża, stosując totalny ateizm polityczny. Trzeci cykl konferencji, wygłoszonych w styczniu 1976 roku, Prymas Polski poświęcił zapowiadanym zmianom konstytucji w Polsce, informując wiernych, że "w pierwszych dniach grudnia (1975 roku - dopisek autora) Sekretariat Episkopatu Polski przekazał swoje uwagi do "Wytycznych" zgłoszonych na VII Zjazd (partii - dopisek autora). A w tych dniach obradowała w Warszawie Rada Główna Episkopatu Polski, która przygotowała podstawowe zasady, jakie - zdaniem Kościoła, społeczeństwa katolickiego i hierarchii kościelnej - powinny być uszanowane w zapowiadanych - nieznacznych - jak się mówi - zmianach Konstytucji". Naturalnie zarówno Kardynał w kazaniach, jak i Episkopat w memoriałach formułował swoje uwagi w odniesieniu do konstytucji z punktu widzenia religijnego, to jest przede wszystkim w aspekcie nadprzyrodzonego celu człowieka. Ksiądz Prymas mówił: "|Każdy |człowiek istniejący w myśli i planie Bożym od wieków, jest |synem |Bożym, synem Boga. Chociaż człowiek nie jest Bogiem, jednakże ma być ubóstwiony. - Dlatego Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem - mówił jeden z wybitnych myślicieli starochrześcijańskich. Każdy człowiek jest zarazem synem Boga i synem człowieka". Konkluzja z tych rozważań była oczywista: człowiek jest najwyższą wartością na ziemi, a wszelkie prawo wraz z konstytucją winno to uwzględniać. Kardynał Wyszyński podkreślał, że rodzina i naród są najbardziej trwałymi i niezbędnymi środowiskami rozwoju człowieka. Dlatego Prymas domagał się prymatu gospodarczego rodziny, a więc polityki społecznej obliczonej na jej popieranie, oraz suwerenności gospodarczej narodu, aby nie uszczuplać niezbędnych mu środków na rzecz celów międzynarodowych. Jednocześnie kardynał zastrzegał się: "Sublimując w ten sposób problemy rodziny i Narodu, głosząc prawo Narodu do suwerenności kulturalnej i gospodarczej, zastrzegamy się jednak, że |nie |głosimy |jakiegoś odnowionego |nacjonalizmu. Odsłaniamy tylko zasadnicze elementy katolickiej moralności społecznej i politycznej". Projektowana zmiana konstytucji przewidywała, jak już wspominaliśmy, kierowniczą rolę partii marksistowskiej w państwie i sojusz tego państwa ze Związkiem Radzieckim. Oznaczało to podniesienie zasad politycznych, uznawanych przez większość Polaków za realia powojenne, do rangi zasad konstytucyjnych, a więc zadekretowanie określonej polityki jako prawa. Napotkało to opór społeczeństwa. Ksiądz Prymas dał mu silny wyraz wskazując na prawa narodu, wynikające z katolickich zasad etycznych. Mówił: "Własne prawa Narodu to przede wszystkim :|prawo do zachowania odrębności |narodowej |i |terytorialnej (...). Naród nasz ma |prawo |do |zachowania własnej, :|rodzimej kultury i |do |samodzielności |narodowej w granicach Ojczyzny, do własnego życia i bytu narodowego czy państwowego. Do własnych praw Narodu należy też |prawo |do |wychowania w |duchu |kultury |narodowej, mającej istotne znaczenie dla kształtowania świadomości narodowej"... Nie może być żadnej wątpliwości, że Ksiądz Prymas, utrzymując się ściśle na płaszczyźnie społeczno_etycznej, a nie wchodząc w dziedzinę polityki, wyrażał sprzeciw opinii polskiej przeciw zmianom konstytucyjnym, które ograniczały naszą samodzielność narodową, suwerenność i rozwój rodzimej kultury. Kultura polska rozwijała się na fundamentach greckich i rzymskich oraz chrześcijańskich. Prymas domagał się dla obywateli "poczucia wolności i jawności życia". Bronił "nieśmiertelnego prawa koalicji, czyli zrzeszania się". Żądał, aby państwo "liczyło się z pluralizmem społecznym". Wreszcie kardynał nawiązał wprost do sprawy konstytucji: "Trochę nas zaniepokoiło w projekcie nowelizacji Konstytucji sformułowanie, które wskazuje na ścisłą zależność praw obywatelskich od wypełniania obowiązków wobec Ojczyzny (art. 57 proj. Konstytucji PRL). A my wiemy, że pojmowanie obowiązków jest bardzo zróżnicowane. Są ludzie najlepszej woli, którzy wszystkich obowiązków, trudnych niekiedy nawet do określenia, wypełnić nie mogą. A jednak przez to nie tracą podstawowych praw osoby ludzkiej". Ksiądz Prymas powołał się tu na przykład osób psychicznie chorych czy niedorozwiniętych. Opozycja Kościoła, jak i całej opinii publicznej, spowodowała, że rząd wycofał się w końcu z uzależnienia praw obywatelskich od spełniania obowiązków. Przyjęcie takiej zasady konstytucyjnej mogłoby prowadzić do różnych nadużyć, obowiązki wobec państwa można by bowiem także interpretować ideologicznie. Toteż kardynał Wyszyński domagał się jeszcze, "aby Państwo nie narzucało obywatelom jakieś ideologii "państwowej", nie narzucało skompromitowanej zasady "Cuius regio, eius religio", "aby państwo nie ateizowało obywateli", postulował, by "zaniechać oficjalnej ateizacji i programów ateistycznych czy laicyzujących, w szkołach czy gdziekolwiek. Należałoby zaniechać również - mówił Ksiądz Prymas - szacowania ludzi pod tym kątem: wierzysz czy nie wierzysz? Jeżeli wierzysz, posiądź się niżej, jeśli nie wierzysz, posuń się naprzód". Kardynał Wyszyński postawił też przysłowiową kropkę nad i, przestrzegając przed konstytucyjnym uzależnianiem Polski układami i zobowiązaniami międzynarodowymi, a więc przewidywaną konstytucyjną zasadą sojuszu ze Związkiem Radzieckim: "Jeszcze jeden postulat bardzo doniosły. Społeczność polityczna - licząc się z rzeczywistością narodową, z kulturą własną Narodu, z jego suwerennością kulturalną i polityczną - nie może wchodzić w takie układy i przyjmować takich zobowiązań międzynarodowych, które byłyby krzywdą dla kultury narodowej i suwerenności gospodarczej". Nie wychodząc poza płaszczyznę społeczno_moralną Prymas powiedział w gruncie rzeczy wszystko, co należało powiedzieć. W poufnych, chwilowo nie opublikowanych, memoriałach do władz biskupi powiedzieli jeszcze więcej. Osiągnęli także określone ustępstwa ze strony władz. Zasadę kierowniczej roli partii odniesiono do społeczeństwa, a nie do państwa, i pozostawiono ją teorią, nie precyzując prawnych form jej sprawowania. Także zasada sojuszu z ZSRR ujęta została w sposób bardziej ogólny i odmienny niż w pierwszym projekcie i w konstytucjach innych krajów bloku wschodniego. Wreszcie, jak już wspomniałem, rząd wycofał się w ogóle z uzależniania praw od obowiązków obywatelskich. Złagodzenie zmian konstytucyjnych było wspólnym osiągnięciem Kościoła katolickiego i energicznie protestującej opinii publicznej. Nie może być jednak żadnej wątpliwości, że decydującą rolę odegrał Kościół. Partia zdawała sobie sprawę z jego wielkich wpływów społecznych. A jednocześnie widziała umiar i oględność wystąpień przedstawicieli Episkopatu. Ksiądz Prymas w swoich kazaniach powiedział wyraźnie, że Polsce niezbędny jest jeszcze przez długie lata pokój społeczny. Miał rację, uspokajając społeczeństwo. W Warszawie między 21 a 29 września wybuchło siedem groźnych pożarów, które opinia wiązała z VII Zjazdem Partii. Palił się między innymi zbudowany głównie z metalu nowy most na Wiśle i wielki dom towarowy w Śródmieściu. W kraju panowało napięcie. Toteż Episkopat nie opublikował zrazu swego pisma z 25 listopada 1975, w którym podniósł zastrzeżenia wobec zapowiadanych reform konstytucji w "Wytycznych na VII Zjazd PZPR". Biskupi wystąpili później jeszcze dwukrotnie w sprawie konstytucji: pismem z dnia 9 stycznia 1976 do Henryka Jabłońskiego, przewodniczącego Komisji Nadzwyczajnej Sejmu, przygotowującej zmianę ustawy zasadniczej, oraz w załączniku do tego pisma z dnia 26 stycznia 1976. Najgłośniejszy, bo zawierający 101 podpisów świeckich intelektualistów memoriał w sprawie zmiany konstytucji był datowany 31 stycznia 1976. Widzimy więc, że oświadczenia Episkopatu nastąpiły w porę i wyprzedziły protesty środowisk intelektualnych. Natomiast oględność przemówień Prymasa i utrzymywanie przez pewien czas w tajemnicy pism wysyłanych do rządu, które później opublikowano na Zachodzie, zapewniła ich skuteczność i rzeczywiste złagodzenie planowanych zmian konstytucyjnych. Nie ulega żadnej wątpliwości, że głównym strategiem działania Episkopatu był kardynał Wyszyński. On też był autorem najważniejszych dokumentów Episkopatu. Od czasu kontrowersyjnej w Polsce zmiany konstytucji Prymas Polski cieszył się nie tylko niezmiennym autorytetem w społeczeństwie, ale zdobył sobie także poważanie w borykających się z kłopotami gospodarczymi kołach rządowych. Tak więc nawet rządzący Polską komuniści zaczęli mówić, że kardynał Wyszyński jest wielkim człowiekiem i wielkim patriotą. A wszystko to nastąpiło bez żadnego kompromisu ze strony Prymasa w sprawach rzeczowych. Najlepszym tego dowodem był tekst memoriału Episkopatu z 9 stycznia 1976 w sprawie zmian w konstytucji. Czytamy w nim: "Wywołuje obawę tendencja do uchwalenia w Konstytucji przewodniej roli jednej partii w państwie polskim. Jeśli Komisja Nadzwyczajna nada tej tendencji formę normy prawnej, określonej w jednym z artykułów Konstytucji, może to zagrozić pluralizmowi społeczności polskiej. Doprowadziłoby to faktycznie do tego, że Państwo stałoby się podmiotem systemu ideologicznego, niemożliwego do przyjęcia na przykład przez wierzących, którzy stanowią znaczną większość obywateli; dałoby początek monopolowi wychowywania przez ten system itd. Zniesione byłyby resztki demokracji i ograniczone uprawnienia parlamentu i rządu. Wszystko to mogłoby mieć konsekwencje socjalne i polityczne o dużym zasięgu. Równie niepokojąca jest tendencja, zmierzająca do uchwalenia w konstytucji przynależności Polski do światowego bloku socjalistycznego i nierozerwalności braterskich więzów ze Związkiem Radzieckim. Niepokój ten nie wypływa z kwestionowania przynależności Polski do bloku socjalistycznego lub z wrogich uczuć wobec jakiegokolwiek narodu sąsiedniego, lecz z faktu, że taka sytuacja może prowadzić do ograniczenia suwerenności Polski i do ingerencji państw sąsiednich w jej sprawy wewnętrzne. Jeśli ta tendencja byłaby wzięta pod uwagę, społeczeństwo - bardzo wrażliwe na zagadnienie pełnej suwerenności - odczułoby ją jako zamach na swą państwowość i godność". A więc kardynał nie owijał niczego w bawełnę, wypowiadał się ostrzej, niż mogli uczynić to świeccy katolicy i intelektualiści. "Zasługą" jego w oczach kół rządzących, hołdujących wschodniemu kultowi tajności życia publicznego, było nieopublikowanie memoriału biskupów od razu w styczniu. Tłumaczenie z języka włoskiego ukazało się na Zachodzie dopiero w czerwcu 1976 roku. Ten krótki okres pozwalał jednak sugerować społeczeństwu, że Kościół w porównaniu z opozycją był w sprawie zmiany konstytucji bardziej powściągliwy. W istocie rzeczy dokumenty kościelne w tej sprawie były najdobitniejsze. Ale powstająca od czasu zmiany konstytucji świecka opozycja demokratyczna stanowiła dla obozu rządzącego nową, często przesadnie ocenianą groźbę. Wobec tego taktyka nakazywała dzielić. I jeśli nawet Kościół mówił to samo co opozycja, kwalifikowano jako dobre to, co w ustach opozycji stanowiło kamień obrazy. Niektórzy nawet obawiali się, że taktyka ta doprowadzi do upadku prestiżu Kościoła. Była to jednak ich wielka pomyłka. Całe społeczeństwo polskie wiedziało, że kardynał Wyszyński i Episkopat występowali w obronie praw człowieka i praw moralnych narodu, zanim jeszcze powstała opozycja demokratyczna. Z chwilą jej powstania Kościół nie tylko nie tracił autorytetu, ale stawał się niejako czynnikiem nadrzędnym w narodzie, strzegącym pokoju społecznego w sytuacji konfrontacji między odłamami opinii publicznej a rządem. Ani Kościół, ani też kardynał Wyszyński osobiście nie przestali w następnych trudnych latach mówić rządzącym prawdy, często bardzo dla nich gorzkiej. Poprawki do konstytucji zostały w mocno rozwodnionej formie przegłosowane w Sejmie 10 lutego 1976 roku, przy jednym głosie wstrzymującym się - posła Stanisława Stommy ze "Znaku". Oznaczało to kres istnienia prawdziwego "Znaku" w Sejmie. Władze przyjęły taktykę pokoju z Episkopatem i program rozprawienia się z autentycznym ugrupowaniem katolików świeckich oraz z opozycją demokratyczną, do której w "Znaku" istniały silne sympatie. Postępowanie partii było idealnym odwróceniem taktyki z lat sześćdziesiątych. Wtedy próbowano, nie bez pewnego powodzenia, wykorzystywać katolików świeckich przeciw Prymasowi i Episkopatowi. Teraz starano się o kurtuazję wobec Prymasa i Episkopatu, by jednocześnie rozprawić się ze "Znakiem". Te zabiegi okazały się jednak nieskuteczne, bo Episkopat wziął świeckich w obronę. Wszystkim tym sprawom było poświęcone posiedzenie Rady Głównej Episkopatu w dniu 17 lutego i Konferencji Plenarnej w dniach 18 i 19 lutego 1976. Biskupi, omówiwszy implikacje zmian konstytucyjnych, podkreślili, że ich postulaty zostały uwzględnione tylko częściowo. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak wyrażenie nadziei, że przepisy konstytucji będą interpretowane w duchu równości praw i obowiązków wszystkich obywateli. Kardynał Wyszyński, jak świadczyła o tym ostatnia seria jego kazań świętokrzyskich, przywiązywał do zmiany konstytucji duże znaczenie. Kierując się jednak zasadniczą orientacją na związek z narodem i słusznie oceniając ograniczone, ze względu na panujący system, możliwości porozumienia z państwem, przeszedł nad dokonanymi zmianami konstytucyjnymi do porządku. Prymas wiedział bowiem i tak że decydujące znaczenie ma wysiłek duszpasterski Kościoła, a nie cokolwiek innego. Rozdział VI Uznanie wielkości Prymasa Wybór i pielgrzymka Papieża Polaka (1970_#1979) III Lutowa sesja Episkopatu w 1976 roku była poświęcona przede wszystkim sprawom duszpasterskim. Biskupi wybrali delegację na Kongres Eucharystyczny, który miał odbyć się w dniach 1_#8 sierpnia 1976 w Filadelfii. Na czele delegacji stanął Karol kardynał Wojtyła. Biskup Jerzy Stroba złożył sprawozdanie z odbytego w Rzymie Europejskiego Spotkania Katechetycznego. Biskupi analizowali, opierając się na tym sprawozdaniu, różnice w postawach moralnych młodzieży na Zachodzie i w Polsce. Wypadały one zasadniczo na korzyść młodzieży polskiej, choć należało uwzględnić uwarunkowania cywilizacyjne. Episkopat wyraził uznanie polskim katechetom i rodzicom troszczącym się o religijne wychowanie dzieci. Konferencja zatwierdziła program duszpasterski i kaznodziejski na rok 1976877. Jego główne hasło brzmiało: "Człowiek w świecie współczesnym - odpowiedzialność za bliźnich i za dzieło ludzkie w świecie". Na dzień 3 maja 1976 roku ustalono uroczystości związane z pierwszym Rokiem Wdzięczności za obecność i działanie Matki Bożej Jasnogórskiej w narodzie polskim. Biskupi zaprosili do Częstochowy na te uroczystości pielgrzymki z całej Polski. Episkopat nie zaniedbywał sprawy regulowania stosunków z rządem. W marcu 1976 roku przebywał w Rzymie kardynał Wojtyła oraz Sekretarz Episkopatu biskup Bronisław Dąbrowski. Przygotowywali oni kwietniową wizytę w Polsce arcybiskupa Luigi Poggi, nuncjusza apostolskiego do specjalnych poruczeń i kierownika delegacji Stolicy Apostolskiej do stałych kontaktów roboczych z rządem PRL. Arcybiskup przebywał w Polsce od 23 kwietnia do 18 maja. Jego wizyta nie doprowadziła do realnego postępu w stosunkach między Warszawą a Watykanem. Arcybiskup spotkał się w dniu 29 kwietnia, w drugim dniu kolejnej Konferencji Episkopatu, z biskupami polskimi. Słowa podziękowania skierowane przez Prymasa Polski do arcybiskupa Poggi świadczyły, że wykonuje on swoją misję w pełnej jedności z Prymasem i Episkopatem Polski. Także arcybiskup Poggi wyraził Prymasowi Polski i Episkopatowi wdzięczność za postawę jedności i współdziałania ze Stolicą Apostolską. Biskupi stwierdzili, że w terenie w dalszym ciągu napotykają trudności w pracy duszpasterskiej ze strony władz administracyjnych. Głównym tematem sesji Episkopatu były sprawy katechetyczne, ponieważ temu właśnie zagadnieniu miał być poświęcony Synod Biskupów w 1977 roku. Episkopat Polski przygotowywał się do tej sesji Synodu szczególnie starannie, ze względu na działanie władz w kierunku odciągania młodzieży od zasad etyki katolickiej, co najczęściej kończyło się demoralizacją młodych ludzi. Troska Prymasa Polski o zatrzymanie ludności wiejskiej na roli znalazła silne echo w czasie obrad Episkopatu. Dopominano się o równe prawa dla ludności wiejskiej, między innymi o ubezpieczenia społeczne, by zapobiec jej odpływowi ze wsi. Episkopat wystąpił energicznie w obronie gospodarki indywidualnej. Znamiennym akcentem obrad Episkopatu było podkreślenie znaczenia współpracy z laikatem, świadomie współdziałającym z Kościołem. Była to pierwsza publiczna wypowiedź biskupów w obronie zagrożonych środowisk "Znaku". Innym charakterystycznym akcentem było następujące stwierdzenie Episkopatu: "Rodacy za granicą i Polonia w różnych krajach świata są cenną cząstką wielkiej Rodziny Narodu polskiego i Kościoła". Osobne pozdrowienia skierowali biskupi do Polonii amerykańskiej. Oświadczenia te były zrozumiałe wobec szeroko zakrojonej akcji rządowej, dążącej do pozyskania sobie tradycyjnie religijnej Polonii. A więc i w tej dziedzinie istniała cicha konfrontacja, choć i tu rząd nie miał szans zdobycia Polonii i emigracji politycznej dla swojej ideologii. Episkopat nie tracił jednak z pola widzenia żadnego sektora życia polskiego w kraju i za granicą. Wreszcie w tradycyjnym już punkcie obrad, dotyczącym budownictwa sakralnego, Episkopat stwierdził, że w skali krajowej brak jest około 500 świątyń i kaplic. Udzielane zezwolenia budowlane świadczyły o lepszej sytuacji niż za czasów Gomułki, ale nie stały w żadnej proporcji do potrzeb, szczególnie w nowych ośrodkach miejskich. Rzeczą nader znamienną było to, że na kolejnych Konferencjach Episkopatu powtarzały się ciągle te same skargi na trudności w pracy duszpasterskiej i w normalizacji stosunków z państwem. Z okazji uroczystości 600_lecia diecezji przemyskiej w dniu 11 czerwca odbyło się w Przemyślu posiedzenie Rady Głównej, a 12 czerwca 1976 Konferencji Episkopatu. Biskupi stwierdzili ponownie "ateistyczno_administracyjny nacisk na dzieci i młodzież, zwłaszcza akademicką". Konferencja zatwierdziła pismo skierowane w imieniu Episkopatu przez Prymasa Polski i Sekretarza Konferencji do marszałka Sejmu w związku z projektem ustawy o przejmowaniu i zagospodarowaniu nieruchomości rolnych. Ustawa była wymierzona przeciw indywidualnym gospodarstwom rolnym. Episkopat widział w ich ograniczaniu niebezpieczeństwo społeczno_moralne i czuł się upoważniony do zabrania głosu w tej sprawie. Przecież już od wielu lat kardynał Wyszyński nawoływał ludność wiejską, żeby nie opuszczała ziemi ojców. Nowa ustawa mogła tylko przyspieszyć proces wyludniania się wsi, osłabić rolnictwo i wykorzenić społecznie dalszą część ludności wiejskiej. Biskupi stwierdzili ponownie, że w czasie wakacji letnich władze dążą do uniemożliwienia dzieciom, przebywającym na koloniach i obozach, odbywania praktyk religijnych, uczestniczenia we Mszy św., odmawiania pacierza, noszenia medalików itp. Episkopat od wielu lat zabierał w tej sprawie głos przed wakacjami. Naruszanie wolności sumienia i wyznania, gwarantowanych przez konstytucję, było chroniczne. Analogiczne praktyki przejawiały się w odciąganiu maturzystów od wybierania stanu duchownego, a także w wywieraniu presji na kleryków w seminariach duchownych. Dokładano wielu starań, by odwodzić młodzież akademicką od udziału w pielgrzymkach. I tym razem Episkopat skierował apel do władz o zaniechanie tych niezgodnych z prawem praktyk wobec młodzieży. Tymczasem w Polsce narastał najgłębszy w historii powojennej kryzys ekonomiczny. Dnia 24 czerwca premier Jaroszewicz obwieścił w nowym, wybranym w dniu 21 marca Sejmie, drastyczną podwyżkę cen. Sejm przyjął ją bez protestu. Nie zasiadali w nim już posłowie dawnego "Znaku", lecz występujący pod tą samą nazwą posłowie prorządowego odprysku tej grupy. Zareagowało jednak społeczeństwo. W Radomiu i Ursusie pod Warszawą doszło do gwałtownych rozruchów, a w całym kraju do spontanicznych strajków, przeradzających się niemal w strajk generalny. W ciągu 24 godzin premier Jaroszewicz odwołał przedstawioną przez siebie podwyżkę cen. Ekipa rządząca znalazła się w nadzwyczaj trudnej sytuacji. Prymas Polski wraz z sekretarzem Episkopatu skierował w lipcu 1976 pismo do rządu PRL w związku z podwyżką cen i niepokojami, jakie miały miejsce w niektórych ośrodkach Polski. Pismo to, ujmujące się za ludźmi dotkniętymi represjami i wzywające do racjonalnej gospodarki, uwzględniającej potrzeby narodu, nie zostało jednak opublikowane. Ksiądz Prymas miał na celu skłonienie kół rządzących do zmiany polityki gospodarczej, ale w żadnym razie nie chciał przyczyniać się do spotęgowania wzburzenia społeczeństwa. Już w czasie pobytu w Polsce arcybiskupa Poggi w kwietniu i maju 1976 roku katolicy prorządowi z Paxu, Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego i neo_Znaku składali na jego ręce prośby do Ojca świętego, by Prymas Polski, mimo zbliżającego się ukończenia 75 roku życia, dalej pełnił swoje obowiązki. Z taką samą prośbą wystąpił oficjalnie rząd przez swego przedstawiciela w Rzymie - Szablewskiego. Teraz zaś w obliczu powściągliwości Prymasa w dramatycznej sytuacji gospodarczo_politycznej władze państwowe starały się wesprzeć na Prymasie i wzmocnić swój chwiejny autorytet demonstrowaniem wobec społeczeństwa dobrych stosunków z Kardynałem. W dniu 75 rocznicy urodzin Prymasa, 3 sierpnia 1976 roku, premier Jaroszewicz przesłał mu kwiaty i list gratulacyjny. Ten gest premiera ogłoszono w prasie. Było rzeczą oczywistą, że kardynał Wyszyński, który zgodnie z decyzjami Soboru zgłosił Ojcu świętemu gotowość ustąpienia, pozostanie na swym stanowisku - nie ze względu na zabiegi rządu, ale z uwagi na przekonanie Papieża o celowości dalszej pracy Kardynała, ze względu na wolę całego Kościoła w Polsce i ze względu na doskonałą kondycję. Był on nadal niezastąpionym księciem Kościoła i przywódcą duchowym narodu. W czasie uroczystości urodzinowych i imieninowych biskup Bronisław Dąbrowski nazwał Prymasa nie przypadkiem "Ojcem Narodu" i stwierdził, że nawet ci, którzy kiedyś byli mu przeciwni, teraz widzą w nim jedyny autorytet w kraju. Kardynał odpowiedział na to w swym przemówieniu: "Czułem się dobrze, kiedy o mnie pisano źle. Ale gdy od pewnego czasu zaczęto pisać o mnie lepiej, zaląkłem się o moją linię życiową... Jeślibyście, Najmilsi, dopytywali się: Co dalej? - odpowiem: Tak jak było na początku, sicut erat in principio et nunc et semper... Ale nie mówię amen, bo to nie należy do mnie. Jeślibyście myśleli, że coś się może zmienić po 30 latach pracy, gdy człowiek kończy 75 lat swojego życia, to się mylicie. Biskup Dąbrowski powiedział: Nasze doświadczenia pouczają, że szliśmy drogą przynajmniej pewną. I nie my musieliśmy zmienić linię postępowania, tylko inni musieli lepiej zrozumieć sens naszej drogi, jaką Episkopat Polski, wspierany mocami Ducha Świętego i zapatrzony w Służebnicę Pańską, prowadzi Kościół". W tym samym przemówieniu Prymas Polski nawiązał do swego głównego kierunku w kształtowaniu religijności polskiej. Mówił: "Wzorem jest Służebnica Pańska. Bóg Ją powołał, aby dała światu Syna Bożego, który przyjął postać sługi. Stosunek do Niej niektórzy ludzie od początku uważali za jakąś słabość - słabość naszej polskiej religijności, a szczególnie moją słabość. Wytykano w prasie zagranicznej i krajowej tak zwaną "Maryjność" Kościoła polskiego, Episkopatu i Prymasa. Ale ja uważam, że jeżeli Kościół nie będzie maryjny, to nie będzie katolicki, bo po cóż by Pan Bóg zaczynał od Maryi z Nazaret? Przecież miał innych wspaniałych ludzi, do których mógł posłać swojego zwiastuna, a jednak posłał do Niej... I stąd choć z pewnym ociąganiem się, do swego zawołania "soli Deo" dodałem - "per Mariam". Na razie używam tego hasła na pieczęciach Kurii Metropolitalnej Gnieźnieńskiej, bo właśnie w Gnieźnie śpiewana jest od wieków "Bogurodzica". Z tych słów wzięto program dla rycerstwa polskiego, które szło pod Grunwald, przeprawiając się pod Czerwińskiem na drugą stronę Wisły. Dzisiaj na szczęście nawiązuje się do tego przeżycia historycznego, gdy odbudowuje się pomnik grunwaldzki w Krakowie". Ksiądz Prymas wskazywał na historyczne źródła i uwarunkowania maryjnej pobożności polskiej. Teraz zostały one spostrzeżone także na Zachodzie, a w każdym razie możemy powołać się w tej sprawie na wypowiedzi osoby świeckiej, wyjątkowo dobrze rozumiejącej sprawy polskie. Jest nią Brigitte Waterkott z RFN, która z okazji zbliżającej się wizyty Papieża w Polsce mówiła w audycji radiowej w dniu 27 maja 1979 roku: "Byłoby całkowitym niezrozumieniem polskiej pobożności maryjnej, gdyby chciano potraktować ją wyłącznie jako sprawę uczuć, a więc jako formę pobożności wychodzącą specjalnie naprzeciw skłonnościom szerokich warstw społecznych pochodzących ze środowiska chłopskiego do paraliturgicznych form kultu. To wszystko byłoby naturalnie słuszne, gdyż polska pobożność maryjna uwzględnia potrzeby ludzie i bierze je poważnie mówiąc językiem ludowym. Jej posłannictwo nie kieruje się jednak tylko ku uczuciom religijnym człowieka, ale zwraca się - w formie przypomnienia historycznego - także do jego świadomości. Obejmuje więc całość problematyki życiowej aż do jej wymiarów społecznopolitycznych i narodowych. W kulcie Matki Boskiej z Jasnej Góry Kościół polski wyznaje interpretację swej historii narodowej, która znajduje punkt szczytowy w myśli szczególnego powołania narodu polskiego wobec Kościoła Powszechnego, wobec Europy i świata. W swoim liście pasterskim z 28 stycznia 1979 pozwalają biskupi zadźwięczeć tym rysom mesjanistycznego obrazu historii, w których centralnym punkcie znajduje się Częstochowa... W okresie rozbiorów w XIX wieku, gdy państwowa egzystencja Polski przestała istnieć, więź katolicka przyczyniła się jako element tworzący jedność, że Polska przetrwała jako naród. Było to możliwe szczególnie z tego powodu, że Kościół katolicki na podstawie trwającego przez wieki ścisłego związku z wiarą także wyrażał kulturę polską. W czasie gdy naród po jego podziale gromadził się wokół ołtarzy Matki Boskiej, zewnętrzna, państwowa jedność została jednocześnie zastąpiona przez wewnętrzną, mistyczną. Nie oznaczało to w żadnym wypadku, że Kościół wycofał się na swój teren wewnętrzny. Wręcz przeciwnie. Uczynił on walkę narodu o wolność swą arcywłasną sprawą, wspierając ją modlitwą i czynem na wiele różnych sposobów". Brigitte Waterkott zwraca uwagę na historyczne źródła, spajającą rolę narodową i współczesną moralno_polityczną funkcję religijności maryjnej w Polsce. Abstrahuję w tej chwili od dyskusji teologicznej na ten temat. Uważam natomiast, że w ramach totalnego systemu ideologicznego religijność maryjna spełnia ogromną rolę i wywiera być może decydujący wpływ na zasięg społeczny katolicyzmu polskiego, a tym samym na pluralizm kultury w naszym kraju. Tymczasem 75 urodziny kardynała Wyszyńskiego zdawały się stanowić przełom w stosunku rządu do jego osoby. Niestety, ta przemiana nie była bezinteresowna. Zaburzenia czerwcowe 1976 roku spowodowały represje policyjne wobec robotników Radomia, Ursusa i innych ośrodków. Opinia publiczna pobudzona zmianami konstytucyjnymi nie chciała się pogodzić z represjami. Jeden z odłamów opinii utworzył we wrześniu 1976 roku Komitet Obrony Robotników (Kor) w celu niesienia pomocy prawnej i materialnej aresztowanym i represjonowanym robotnikom i ich rodzinom. Był to początek szerokiego ruchu opozycyjnego w Polsce, który rozrastając się, zaczął wyrażać także różne orientacje i dzielić się na odłamy. Rząd miał świadomość opozycyjności całego społeczeństwa i szukał wsparcia w Kościele. Kardynał Wyszyński nie miał złudzeń w sprawie interesowności gestów rządu wobec jego osoby, ale w rozumowaniu Prymasa pojawiła się właśnie w roku 1976 przesłanka, która miała odgrywać wielką rolę w jego kierunku postępowania w latach następnych. Prymas obawiał się eskalacji zaburzeń społecznych, połączonych z rozlewem krwi, analogicznych do tych, które miały miejsce na Wybrzeżu w 1970 roku. Największą zaś jego troską było to, by tego rodzaju zaburzenia nie spowodowały zbrojnej interwencji ZSRR w Polsce, jak to miało miejsce na Węgrzech w 1956 i w Czechosłowacji w 1968 roku. Dlatego też odbyta w dniach 8 i 9 września 1976 roku Konferencja Episkopatu stwierdzała: "W obecnej chwili dobro Kraju wymaga wewnętrznego ładu i spokoju. Konferencja uważa, że władze państwowe powinny w pełni respektować prawa obywatelskie, prowadzić rzeczywisty dialog ze społeczeństwem. Konferencja Plenarna Episkopatu zwraca się do najwyższych władz państwowych, aby zaniechano wszelkich represji wobec robotników biorących udział w protestach przeciwko zamierzonej przez rząd w czerwcu br. zbyt wygórowanej podwyżce cen artykułów żywnościowych. Uczestniczącym w tych protestach robotnikom trzeba by przywrócić odebrane prawa, pozycję społeczną i zawodową. Wyrządzone krzywdy odpowiednio wynagrodzić, a wobec skazanych zastosować amnestię. Biorąc pod uwagę, że sytuacja ekonomiczna w Kraju w obecnej chwili jest trudna, wszyscy obywatele zobowiązani są przyczyniać się do jej poprawy. Dlatego do całego społeczeństwa, wszystkich jego warstw, Konferencja apeluje o wzmożenie wysiłku i rzetelnej pracy, a nawet o gotowość do poniesienia wyrzeczeń na rzecz wspólnego dobra oraz o zachowanie ładu społecznego. Rzetelna praca jest obowiązkiem moralnym, a umiejętność wyrzeczeń - cnotą chrześcijańską. Warunkiem zaś rzetelnej pracy i wyrzeczeń jest zaufanie do władzy, która je zyskuje poprzez prawdziwą troskę i starania o dobro wszystkich obywateli. Tylko wspólnym wysiłkiem można przezwyciężyć trudności, przed którymi stoi nasz kraj". Oświadczenie Episkopatu było nadzwyczaj wyważone. W sprawie zaniechania represji i przywrócenia protestującym robotnikom wszystkich ich poprzednich praw biskupi powiedzieli dokładnie to, o co potem przez szereg miesięcy walczył Kor. Jednocześnie nawoływali społeczeństwo do zachowania spokoju i ładu wewnętrznego, wzmożonej pracy, a nawet wyrzeczeń, przypominając rządowi, że wszystko to będzie realne, jeśli władza wykaże należytą troskę o wszystkich obywateli. Trzydziestoletnie doświadczenie kardynała Wyszyńskiego pozwalało mu tak formułować postulaty, by były one jednoznaczne moralnie, a zarazem możliwe do przyjęcia dla rządzących, będących przecież w zależnościach "obozowych" w bloku państw socjalistycznych. Prymas zdobywał w kraju pozycję nadrzędnego czynnika moralnego. Już w lipcu wystąpił z listem do rządu, a obecnie za pośrednictwem oświadczenia Konferencji Episkopatu wytyczał kierunek, który przyjęła potem cała opozycja. Mógł to zrobić, nawołując jednocześnie do pracy i spokoju. Rządzący zaczęli liczyć się z jego protestami i żądaniami, koncentrując się na walce z opozycją świecką. Była to z pewnością taktyka bardzo zręczna. Ale sama taktyka nigdy nie rozwiązuje rzeczywistych problemów. Kraj zsuwał się po równi pochyłej w coraz głębszy kryzys ekonomiczny, wywołany nieracjonalnym systemem gospodarowania, nadmiernymi inwestycjami, trudnościami surowcowymi i innymi uzależnieniami polskiej gospodarki. Doprowadził on w 1979 roku do 18_miliardowego zadłużenia kraju w dolarach, do drastycznych podwyżek cen i braków rynkowych, załamania energetycznego i transportowego. Tego wszystkiego nie przewidywano jeszcze w dramatycznym 1976 roku. Episkopat musiał natomiast upomnieć się o prawo dzieci i młodzieży do nauki religii. Biskupi byli zaniepokojeni wprowadzaniem świeckiego ceremoniału, naśladującego sakrament chrztu czy małżeństwa. Episkopat zarządził Jasnogórski Dzień Modlitwy w obronie wiary we wszystkich parafiach polskich. Biskupi poświęcili też wiele uwagi sprawom rodziny, w związku z niepokojąco dużą ilością rozwodów. Postanowiono nieść wszechstronną pomoc rodzinie. Nie było to łatwe, bo na sytuację rodziny rzutował rosnący w kraju kryzys gospodarczy i społeczny, alkoholizm oraz niszczenie dawnych więzi społecznych przez społeczne wykorzenianie części ludności wiejskiej. Kardynał Wyszyński nie ograniczał się do przestrzegania kół rządzących w pismach do nich skierowanych i w komunikatach Episkopatu. Czynił to także w swoich ważniejszych listach pasterskich. Przykładem może być list "Na XXXII Tydzień Miłosierdzia" w dniach 3_#9 października 1976, w którym Prymas powściągliwie, ale jednoznacznie dawał świadectwo prawdzie: "Oto bowiem pomimo optymizmu, za sprawą propagandy, mnożą się udręki ludzkie od wielkich do drobnych spraw, które dotkliwie niepokoją nasze życie domowe. Nie wystarczy ukazać w prawdzie wszystkie kłopoty dnia każdego, trzeba mieć społeczną wolę zaradzenia złu, trzeba odważnie przyznać się do zawodów, niepowodzeń i błędów, bo za nimi wlecze się męka ludzi na co dzień". Omówiwszy popełnione przez rząd błędy gospodarcze i sprawę braku artykułów pierwszej potrzeby, Ksiądz Prymas przeszedł do problemu niszczenia wsi i przedmieść: "Oto ofiarą kilofów padają całe osiedla rodzinne, gdzie dotychczas żyły rodziny, które dzięki pracy i oszczędności samodzielnie doszły do zabezpieczenia sobie przestrzeni życiowej. Dziś plany rozbudowy miast nie liczą się z tym, że kilofy i buldożery godzą w ludzkie serca i niszczą bezlitośnie dorobek lat. Tak jest w tylu osiedlach rodzinnych, otaczających stolicę czy inne miasta rozwojowe. Pomijamy problem, czy rzeczywiście budowa miast molochów odpowiada dzisiejszym zamówieniom społecznym, czy też jest nieprzemyślanym naśladowaniem budownictwa innych metropolii. Wiemy, że można to zrobić, licząc się bardziej z prawami ludzi do rodzinnej przestrzeni życiowej. Ale gdy nie można rozważnie pokierować tą betonową falą budownictwa wieżowców więzień, trzeba pomyśleć o ludziach, wyrzuconych z rozgrzanych ciepłem rodzinnym skromnych domostw, o dzieciach pozbawionych ogródków i upchanych w ciasnych lokalach, o chorych, którzy utracili to, co było przedmiotem ich marzeń całego życia. Trzeba tych ludzi odnaleźć, zbliżyć się do nich, pospieszyć z otuchą. Szczególnie duszpasterze, odwiedzający wieżowce i bloki tasiemcowe, uwrażliwiają się na ludzi urażonych". Prymas pełnił więc bezkompromisowo swą służbę moralno_społeczną. Był zdrów i pełen aktywności, ale jako człowiek zasadniczy, postanowił w związku z przekroczeniem 75 roku życia osobiście oddać swą osobę do dyspozycji Ojca świętego. Specjalnie w tym celu Kardynał udał się do Rzymu, gdzie przebywał od 19 października do 2 listopada 1976 roku. Z Rzymu w uroczystość Wszystkich Świętych Ksiądz Prymas skierował pismo do wiernych archidiecezji gnieźnieńskiej i warszawskiej. Zawiadamiał w nim, że następnego dnia po przekroczeniu 75 roku życia, zgodnie z decyzjami Soboru, skierował do Papieża list, oddając mu do dyspozycji zajmowane stanowisko kościelne. Ponieważ jednak sprawa wzbudzała powszechne zainteresowanie w Polsce i w świecie, Prymas postanowił przedstawić swoje stanowisko Ojcu świętemu osobiście. Uczynił to dnia 23 października 1976 roku na audiencji prywatnej. Ksiądz Prymas miał wątpliwości, czy ma dalej pełnić swój urząd, zdał się więc w pełni na decyzję Papieża. Nie mogło być jednak wątpliwości co do jej wyniku. W dniu 29 października Ojciec święty przyjął kardynała Wyszyńskiego po raz drugi i wręczył list, w którym polecił mu pełnić dalej wszystkie dotychczasowe obowiązki kościelne. Prymas wrócił więc do pracy i kierował owocnie Kościołem polskim aż do dnia swej śmierci. Wkrótce po powrocie Księdza Prymasa z Rzymu, w dniach 17 i 18 listopada, odbyła się Konferencja Episkopatu, na której kardynał Wyszyński poinformował księży biskupów o swoich rozmowach z Ojcem świętym. Episkopat skierował do Papieża pismo dziękczynne za decyzję o pełnieniu nadal przez Prymasa jego obowiązków. Samemu Kardynałowi biskupi złożyli zaś gorące życzenia dalszej pracy i podziękowania za dotychczasowe, niezmordowane wysiłki dla Kościoła i narodu. Episkopat był zmuszony zabrać ponownie głos w sprawie moralnych aspektów kryzysowej sytuacji w kraju: "Od czerwca br., gdy społeczeństwo zostało zaniepokojone wypadkami w wielu zakładach pracy, Episkopat stale odwoływał się do władz państwowych o zastosowanie amnestii wobec robotników domagających się odpowiednich warunków bytowych i przywrócenia utraconych uprawnień społecznych. Wielokrotnie też Prymas Polski i biskupi w swych przemówieniach przypominali uprawnienia robotników do obrony swych praw osobowych i społecznych. Na te interwencje Episkopat dotąd nie otrzymał odpowiedzi. Dlatego też Konferencja Episkopatu uważa za swój obowiązek zwrócenie się z ponownym apelem do władz państwowych o podjęcie właściwych kroków dla zachowania niezbędnego dla kraju pokoju społecznego". Wysunięte publicznie w komunikacie Episkopatu, czytanym z ambon we wszystkich kościołach, żądanie amnestii dla robotników było bardzo ważnym krokiem biskupów. Poważne znaczenie miało też ogłoszenie, że Episkopat nie otrzymał żadnej odpowiedzi na swoje poprzednie, poufne interwencje u władz państwowych. Cała opinia społeczna mogła się przekonać, że kardynał Wyszyński jest skłonny stosować wygodną dla władz drogę poufnych memoriałów tylko do pewnych granic. Gdy rząd nie reaguje, musi liczyć się z publicznym wystąpieniem całego Episkopatu, ujawniającym zbieżność jego kierunku z oczekiwaniami całego społeczeństwa, a także świeckiej opozycji politycznej. Biskupi w omawianym komunikacie pisali między innymi: "(...) celem przezwyciężenia obecnego kryzysu należy w programie działania uwzględniać najcenniejsze tradycje naszej kultury narodowej oraz powszechne w Polsce uwrażliwienie na właściwy styl zachowania władzy. Chodzi między innymi o respektowanie praw przysługujących wszystkim obywatelom bez względu na wyznawany światopogląd, rodzaj wykonywanej pracy oraz stosunek do partii. Jest też pewne, że rozwiązanie trudności nawet ekonomicznych może nastąpić przez poszerzenie i zarazem zabezpieczenie wolności obywatelskich". Te zasadnicze postulaty nie zostały spełnione. W sprawie amnestii rząd się ugiął, ale dopiero w lipcu następnego roku, gdy oburzenie opinii krajowej i zagranicznej stało się tak wielkie, że nie można mu było się oprzeć. Niestety, władza absolutna nigdy nie potrafi w porę pójść na konieczny kompromis, szkodząc sama sobie i wywołując zarazem nieobliczalne straty społeczne. Episkopat musiał upominać rząd także w innych sprawach. Znów występował o prawo dzieci i młodzieży do katechizacji "w ciągu całego tygodnia". Biskupi wyrazili swoje zaniepokojenie przygotowanymi zmianami programów szkolnych. "Projekty programów nauczania języka polskiego i historii Polski - pisali biskupi - wskazują na to, że młodzieży naszej nie zostaną przekazane w należytej skali rzetelne wartości naszej kultury narodowej. Ponieważ szkoła jest własnością Narodu, wychowanie młodego pokolenia musi opierać się na głównych nurtach kultury narodowej. Z tej racji szkoła powinna szeroko uwzględniać istotne dla naszej polskiej kultury wartości chrześcijańskie". W komunikacie Episkopatu dźwięczy stanowczy ton odnośnie coraz większej ilości spraw. Biskupi stwierdzili, że w całym 1976 roku władze udzieliły tylko kilkanaście zezwoleń na budowę kościołów, kilka na budowę kaplic i kilka na budowę sal katechetycznych. Aż 16 z 27 polskich diecezji nie otrzymało żadnych zezwoleń. Ujawniano więc fakty będące w jaskrawej sprzeczności z zapewnieniami rządu o dobrych stosunkach z Kościołem. Biskupi podkreślili też trudności wydawnicze, szczególnie małe nakłady katechizmów i modlitewników. Drugi Rok Wdzięczności przed jubileuszem 600_lecia Jasnej Góry postanowiono poświęcić odnowie moralno_religijnej narodu w duchu Ślubów Jasnogórskich złożonych w 1956 roku. Następnego dnia po Plenarnej Konferencji Episkopatu, 19 listopada 1976, odbyła się jeszcze Konferencja Biskupów Ordynariuszy. Podjęto decyzje związane z obowiązkiem wizyt ad limina w nadchodzącym roku. Przedyskutowano problemy, które powinny znaleźć się w sprawozdaniu każdego z ordynariuszy dla Ojca świętego. Dyskutowano wreszcie o trudnościach zewnętrznych, jakie napotyka praca duszpasterska w różnych diecezjach. Nieodłącznym tematem konferencji biskupów była naturalnie sprawa normalizacji stosunków z rządem, która - jak wiemy - nie posuwała się naprzód. Specjalne Konferencje Biskupów Ordynariuszy stanowiły jedną z ważniejszych form, jakie stosował kardynał Wyszyński, obok Plenarnej Konferencji Episkopatu, w kolegialnym kierowaniu Kościołem w Polsce. Koniec roku 1976 nie przyniósł rozwiązania palących problemów społecznych. Toteż Prymas Polski w swym liście bożonarodzeniowym do wiernych poruszył obok spraw ściśle religijnych także społeczno_moralne, pisząc: "Broniąc podstawowych praw osoby ludzkiej w świecie pracy - wiemy, że we wszystkim musi być zachowana godność człowieka, jego podstawowe prawo do własności rodziny, a zarazem obowiązek pracy i wolności osobistej, ograniczone nakazami miłości i sprawiedliwości społecznej. Episkopat Polski patrząc na przemiany społeczno_gospodarcze w Ojczyźnie, zawsze wspierał się na tych kamieniach węgielnych wszelkiej budowy i odnowy społecznej. Mamy doświadczenie, że gdy Naród jest wierny tym zasadom, odnowa idzie spokojnie, gdy od nich odchodzi - potęguje się niepokój i zawody". Niewątpliwie Ksiądz Prymas mówiąc tu o narodzie, miał na myśli rządzących, gdyż to oni, a nie naród, doprowadzili do niepokoju i zawiedli zaufanie społeczeństwa. Tekst rozpowszechniany w Polsce musiał być ostrożny, dla bystrego czytelnika był jednak czytelny. Szczególnie gdy Ksiądz Prymas dodawał: "A wśród największego nawet zamętu ktoś musi spokojnie patrzeć w daleką przyszłość Narodu, by - jak sternik okrętu - przeprowadzić go przez wzburzone fale do pokoju Bożego". Nie ulegało wątpliwości, że ten ciężki i odpowiedzialny obowiązek Prymas Polski był gotów brać nadal na swoje barki. Rok 1977 był bardzo ważny w życiu Kościoła polskiego. We wszystkich świątyniach kraju uroczyście ponawiano Śluby Jasnogórskie Narodu z 1956 roku, obchodząc jednocześnie drugi Rok Wdzięczności przed jubileuszem 600_lecia Jasnej Góry. Program duszpasterski drugiego Roku Wdzięczności był poświęcony przypomnieniu i realizacji przyrzeczeń podjętych przed dwudziestu laty. Temu przypomnieniu poświęcony był też wielkopostny list Prymasa Polski. Sekretarz Episkopatu, biskup Bronisław Dąbrowski, przebywał w dniach 7_#21 stycznia w Rzymie, gdzie prowadził rozmowy w dykasteriach watykańskich dotyczące dalszych prób regulowania stosunków z państwem. Biskup Dąbrowski na zakończenie swego pobytu w Watykanie został przyjęty na audiencji przez Ojca świętego Pawła VI. Nadzieje na osławioną już "normalizację" między Kościołem i państwem były niewielkie. Wiele pesymizmu wywołało ogłoszone w "La Documentation Catholique" 15 sierpnia 1976 poufne przemówienie ministra Kąkola do dziennikarskiego aktywu partyjnego w maju 1976 r., które stało się potem sensacją prasy światowej. Było rzeczą raczej naturalną, że Kąkol starał się przekonać aktyw partyjny o marksistowskiej pryncypialności polityki wyznaniowej, zaskakiwała jednak szczerość, z jaką przedstawił taktyczne cele rzekomo nowego kursu polityki wyznaniowej. Chodziło w niej przede wszystkim o wyselekcjonowanie katolików dyspozycyjnych wobec partii i o zapobieżenie zwróceniu się Kościoła przeciw rządowi, skoro rząd nie jest w stanie wyprowadzić społeczeństwa ze świątyń. Jeszcze większym niepokojem napawała taktyka władz wobec świeckich katolików, którym rząd próbował w drugiej połowie stycznia 1977 roku odebrać ich bazę materialną, przedsiębiorstwo "Libella", oddając je właśnie wyselekcjonowanym katolikom z prorządowego neo_Znaku. Nic też dziwnego, że Rada Główna Episkopatu i Konferencja Plenarna, obradujące w dniach 8, 9 i 10 lutego, wzięły świeckich w zdecydowaną obronę, oświadczając: "Rada Główna dąży do otwarcia możliwości pracy katolików świeckich w grupach apostolskich. Dokonała ona również oceny działalności wydawniczej nielicznych w Polsce wydawnictw i czasopism katolickich oraz działalności środowisk katolickich, przypominając, że należą one do stanu posiadania Kościoła w Polsce. Ograniczanie ich działalności jest ograniczaniem praw do wolnej działalności Kościoła". Oświadczenie to dotyczyło naturalnie środowisk grupy "Znaku" i "Tygodnika Powszechnego", a przede wszystkim warszawskiej "Więzi" i Klubu Inteligencji Katolickiej, które były właścicielami firmy "Libella". Uznanie przez Episkopat stanu posiadania "Znaku" na stan posiadania Kościoła i wystosowane w związku z tym listy Sekretarza Episkopatu do ministra Kąkola zapobiegły odebraniu tym środowiskom ich własności, mimo sfingowanych wyroków sądowych w tej sprawie. Dzięki ochronie Episkopatu wszystkie te środowiska istnieją i działają do dzisiaj. Na omawianej Konferencji Episkopatu wybrano jego sekretarzem na następną pięcioletnią kadencję biskupa Bronisława Dąbrowskiego, składając mu serdeczne podziękowania za umiejętną pracę na tym stanowisku, wymagającym ciągłych kontaktów z ordynariuszami wszystkich diecezji i z władzami państwowymi. A właśnie biskupi uskarżali się niemal na każdej konferencji na trudności z władzami administracyjnymi w terenie. Tym razem podkreślono, że szczególnie drastycznym przykładem utrudniania pracy kościelno_duszpasterskiej jest województwo nowosądeckie. Episkopat stwierdzał: "Obowiązkiem państwa jest poszanowanie wszystkich praw Kościoła, jego charakteru religijnego i misji ewangelicznej od wieków prowadzonej w Polsce". Prasa polska szeroko reklamowała w tym czasie zniesienie we Włoszech niektórych wolnych od pracy świąt kościelnych. Wobec tego Episkopat bardzo kategorycznie przestrzegał przed próbą zamachu na święto Bożego Ciała oraz Dzień Wszystkich Świętych, a także domagał się przywrócenia niektórych świąt maryjnych, choćby Wniebowzięcia Matki Bożej. Biskupi wiedzieli, że wprowadzenie wolnych sobót w miejsce świąt kościelnych może służyć tylko laicyzacji. Jednakże rząd był zbyt osłabiony trudnościami gospodarczymi, by mógł znoszeniem świąt wywołać konfrontację z Kościołem. Propaganda prasowa była tylko balonem próbnym lub usiłowaniem zachowywania pozorów twardego kursu. Wielką troską Episkopatu, ujawnioną na lutowej Konferencji w 1977 roku, były niepokojące zjawiska spadku urodzeń i zagrożenia trwałości związku małżeńskiego. Prymas Polski i sekretarz Episkopatu skierowali w tych sprawach memoriał do rządu, który został z zadowoleniem przyjęty przez Konferencję Episkopatu. Nie ulegało wątpliwości, że wspomniane przejawy upadku moralności społecznej były wywołane nie tylko laicyzacją, ale także ciężkimi warunkami społeczno_gospodarczymi, niesprzyjającymi trwałości rodziny i przyrostowi naturalnemu. Episkopat ponownie podał do wiadomości wiernych, że w roku 1976, mimo braku kilkuset kościołów i kaplic, władze udzieliły zezwolenia na budowę tylko kilkunastu kościołów i kilkunastu kaplic. W nowych osiedlach mieszkaniowych i dzielnicach miast coraz drastyczniej dawał o sobie znać brak świątyń. Biskupi zwrócili się z kolejnym apelem do władz państwowych w tej sprawie. Niedługo po lutowej Konferencji Episkopatu kardynał Wyszyński zachorował i musiał poddać się w dniu 22 lutego operacji woreczka żółciowego. Zabieg miał przebieg zadowalający i po kilku tygodniach rekonwalescencji Ksiądz Prymas mógł powrócić do pracy. Już 3 maja brał udział w uroczystości Królowej Polski w Częstochowie. Nadal niemal stale podróżował, wyjeżdżał do Częstochowy, Gniezna i Krakowa. Ruchliwość Prymasa nie była bynajmniej przypadkowa. Sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej napięta. Trwały represje wobec robotników, którzy demonstrowali przeciw podwyżce cen w czerwcu poprzedniego roku. Wzmagała się akcja opozycji walczącej w obronie praw robotników. Powstawały nowe odłamy i ugrupowania opozycyjne. Najważniejszym przejawem tego procesu była opozycyjna aktywizacja młodzieży akdemickiej. W Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, a potem w innych miastach uniwersyteckich powstawały tzw. Sks_y, to jest Studenckie Komitety Samoobrony. Ukonstytuował się także usytuowany na prawo od Kor_u Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, który przeszedł zresztą różne wewnętrzne wstrząsy i rozłamy, zanim skrystalizowało się jego późniejsze oblicze. Władze stanęły więc wobec konfrontacji z różnymi odłamami opozycji oraz z narastającym ruchem studenckim. Zdawałoby się, że w tej sytuacji dążenie do porozumienia z Kościołem stanowi najlepszą możliwą taktykę. Taktyce tej próbowały sprzeciwić się anonimowe siły opozycji wewnątrz partii. Zaczęły one rozpowszechniać sfałszowany tekst omówionych przez nas kazań świętokrzyskich kardynała Wyszyńskiego. Kierownictwo partii i rządu wydawało się rzeczywiście zaskoczone tym niewybrednym fałszerstwem i zgodziło się na publiczne ujawnienie i napiętnowanie go w wyjaśnieniu Sekretariatu Episkopatu Polski, opublikowanym 24 lutego 1977 roku. Fałszerstwo objęło 20 stron tekstu Księdza Prymasa, który zastąpiono innym, zawierającym rzekome poparcie Kardynała dla systemu i polityki PRL. Zezwolenie rządu na opublikowanie sprostowania Episkopatu było bezsprzecznie aktem nowym. W tej skomplikowanej sytuacji wewnętrzno_politycznej nastąpiła kolejna wizyta arcybiskupa Poggi, który przebywał w Polsce w dniach 4_#26 marca. Była to jego trzecia wizyta jako kierownika Zespołu Stolicy Apostolskiej do Stałych Kontaktów Roboczych z rządem PRL. Arcybiskupa powitali na lotnisku urzędnicy niskiej rangi, wicedyrektor Urzędu do Spraw Wyznań A. Merker i wicedyrektor departamentu w MSZ, co trafnie odzwierciedlało fakt, że poza wprowadzeniem poprawnej atmosfery rząd nie miał zamiaru dokonać postępu w stosunkach z Watykanem. Polityka poprawnego zachowania i tworzenia dobrej atmosfery przynosiła władzom pewne rezultaty, zjednując nastawionego zawsze z zasady na porozumienie Prymasa Polski. Wyraziło się to między innymi w liście pasterskim Prymasa na Wielki Post, w którym znajdujemy następujące stwierdzenie: "Większość naszych niepowodzeń gospodarczych pochodzi stąd, że za przykładem innych narodów radzi byśmy wygodnie żyć i nic nie robić". Upadek moralności społecznej powodowany wadliwym systemem i zarządzaniem gospodarki uzasadniał te słowa Kardynała. Ale opinia publiczna główne przyczyny niepowodzeń gospodarczych upatrywała właśnie w panującym systemie gopodarczo_politycznym i w popełnionych zasadniczych błędach ekonomicznych. Toteż list pasterski kardynała Wyszyńskiego interpretowano przede wszystkim w aspekcie politycznym, w przeświadczeniu, że Prymas, zdając sobie sprawę z napięcia w kraju, boi się interwencji radzieckiej i zachęca społeczeństwo do pracy i spokoju. Nie zaprzeczamy znaczenia tego czynnika i choć jesteśmy skazani tu tylko na domysły, jednakże trzeba dodać, że zasadniczym motywem myślowym listu Prymasa było dochowanie przez naród Ślubów Jasnogórskich. Pozostaje natomiast faktem to, że opinia społeczna odczytała list jednostronnie - politycznie, a rząd wykorzystał go propagandowo. Pismo Paxu "Słowo Powszechne" wydrukowało tekst, zresztą bez autoryzacji Księdza Prymasa. Rozwijająca się opozycja polityczna była zaniepokojona, bo liczyła na silne wsparcie ze strony Kościoła. Pomocy tej zresztą Ksiądz Prymas udzielił niedługo, bo w maju, wszystkim represjonowanym. Z kolei rząd dążył do neutralizacji Kościoła, by móc rozprawić się z opozycją. Wydaje się rzeczą pewną, że kardynał Wyszyński pragnął w tej sytuacji zachować nadrzędną pozycję moralną, nie chcąc dopuścić do wykorzystania Kościoła do polityki, choć konsekwentnie bronił wcześniej i później wszystkich pokrzywdzonych i represjonowanych. Ksiądz Prymas miał też z pewnością zupełnie inną optykę sytuacji niż niektórzy działacze opozycji, zaangażowani w poprzednim okresie w politykę partii. Ludzie ci przeżywali teraz ostateczne rozczarowanie do systemu komunistycznego. Kardynałowi Wyszyńskiemu system ten był obcy, ale z punktu widzenia polityki wyznaniowej i stosunku do Kościoła pozytywniej oceniał obecnie rządzącą ekipę Gierka niż poprzednią Gomułki. Różne doświadczenia prowadziły więc do odmiennej oceny sytuacji lub różnej taktyki, choć nie może być wątpliwości, że wolnościowe założenia, które Kardynał wyrażał przez ponad trzydzieści lat, znalazły się teraz także wśród naczelnych haseł świeckiej opozycji politycznej. W dniu 7 maja 1977 roku w Krakowie znaleziono zwłoki studenta Stanisława Pyjasa, który był związany z opozycją demokratyczną. Śmierć Pyjasa stała się powodem bojkotu juwenaliów studenckich w Krakowie i żałobnej demonstracji ku uczczeniu zmarłego. Krakowskie środowisko studenckie było przekonane, że stał się on ofiarą tajnej policji. Do żałobnej demonstracji w Krakowie dołączyli się czynnie działacze Kor_u. Władze kategorycznie zaprzeczały wersji zabójstwa Pyjasa i wysunęły własną interpretację wydarzenia, stwierdzając wypadek studenta znajdującego się w stanie nietrzeźwym. Akcja protestacyjna opozycji demokratycznej wywołała jednak silne zaniepokojenie rządu, który po paru dniach, w różnych terminach po 20 maja 1977, nakazał aresztować kilku działaczy Kor_u i ich współpracowników. Opozycja odpowiedziała na to 7_dniowym strajkiem głodowym kilkunastu osób w kościele św. Marcina w Warszawie. Centralny organ partii, "Trybuna Ludu", powitał głodówkę artykułem Dominika Horodyńskiego, pod prowokującym tytułem: "Ekshibicjonizm polityczny". Sprawa Pyjasa nabrała rozgłosu światowego i pod wpływem nacisków zagranicznych, presji polskiej opinii publicznej, a także Kościoła katolickiego, rząd zdecydował się ogłosić amnestię i przed świętem narodowym w dniu 22 lipca wypuścił zarówno represjonowanych robotników z Radomia i Ursusa, jak i aresztowanych działaczy Kor_u. Kardynał Wyszyński wystąpił publicznie, jak zaraz przedstawimy, przeciw represjom policyjnym już następnego dnia po znalezieniu zwłok studenta Pyjasa. W dniach 4 i 5 maja obradowała w Częstochowie Konferencja Plenarna Episkopatu. Biskupi stwierdzili wzrost nacisku ideologii ateistycznej na społeczeństwo. Obradująca dzień wcześniej Rada Główna Episkopatu ponownie zabrała głos w obronie katolików świeckich ze "Znaku", których rząd próbował zlikwidować z dość symptomatyczną konsekwencją. Wypływała ona z przekonania władz o sprzyjaniu przez "Znak" opozycji demokratycznej. Rozprawiając się z nią władze chciały także rozprawić się ze "Znakiem". Biskupi uniemożliwili to, stwierdzając "Rada Główna ponownie wyraziła zaniepokojenie posunięciami władz administracyjnych zmierzającymi do ograniczenia, a może nawet do likwidacji niektórych środowisk katolickich. Rada Główna zgodnie z wystąpieniem sekretarza Episkopatu do władz państwowych oczekuje zapewnienia tym środowiskom katolików spokojnego istnienia i dysponowania, jak dawniej, potrzebnymi do tego środkami ekonomicznymi oraz możliwościami wydawania przez nie książek i czasopism. Stanowi to nieodzowny element normalizacji stosunków między Państwem a Kościołem". Konferencja Episkopatu stwierdzała jeszcze rozbieżność "między godnymi uwagi deklaracjami najwyższych czynników państwowych a praktyką stosowaną przez władze terenowe, które nadal utrudniają pracę duszpasterską i katechizacyjną Kościoła". Znamienna, choć bynajmniej nie pierwsza, była usilna interwencja Konferencji Episkopatu w sprawie sytuacji pracowników w przemyśle ciężkim, szczególnie w górnictwie i hutnictwie, gdzie był stosowany 21_dniowy nieprzerwany rytm pracy, nie wyłączając niedziel. Biskupi zwracali uwagę władz na wyniszczanie zdrowia górników pracą ponad siły oraz na gwałcenie praw osoby ludzkiej do wypoczynku i praktyk religijnych. Biskupi wystąpili także w obronie wsi. W istocie była to obrona zagrożonego polityką rolną władz rolnictwa indywidualnego. Charakterystyczne dla znanego nam sposobu myślenia kardynała Wyszyńskiego było zdanie motywujące postulaty biskupów w sprawie polityki rolnej: "Zdrowa wieś jest jednym z koniecznych warunków zagospodarowania i obronności kraju, zdrowia narodu i prawidłowej demografii". Interesującym akcentem w komunikacie z Konferencji Episkopatu było poruszenie sprawy rozpowszechniania w Polsce anonimowych druków atakujących Kościół. Biskupi wiązali je z niekościelną działalnością niektórych eks_duchownych. Było jednak rzeczą oczywistą, że ich akcja jest inspirowana przez koła aparatu administracyjnopartyjnego, przeciwnego odprężeniu między rządem a Episkopatem. Żelaznym punktem każdej kolejnej Konferencji Episkopatu było żądanie, podniesione także na sesji majowej w Częstochowie, prawa młodzieży do praktyk religijnych w okresie wakacyjnym. Wszystkie te fakty świadczyły o uporczywej złej woli władz terenowych pod tym względem. Wobec trwającej w kraju fali represji i odwlekania przez rząd wydania amnestii, której domagał się Kościół, a wraz z nim cała opinia publiczna, a także szerokie koła zagraniczne, kardynał Wyszyński w czasie tradycyjnej uroczystości ku czci św. Stanisława 8 maja w Krakowie poczuł się zmuszony do zabrania głosu w sposób bardzo kategoryczny. Prymas mówił: "Trzeba szanować człowieka, trzeba opanować aparat niegodziwej represji, która jest stosowana pod pozorem zabezpieczenia naszego życia i pokoju. Najbardziej niezawodnym ubezpieczeniem ładu społecznego w Ojczyźnie, obok sprawiedliwości, jest miłość, która należy się wszystkim obywatelom. Dlatego też jak za czasów Stanisława trzeba było przypomnieć o tym królowi Bolesławowi, władcy Polski, tak i dzisiaj trzeba nieustannie przypominać, że obywatel w Ojczyźnie ma prawo do sprawiedliwości i miłości. Dopiero wtedy, gdy te prawa będą poszanowane, zrodzi się pokój społeczny. Innej drogi nie ma! Najbardziej sprawny aparat policyjny nie zdoła zaprowadzić pokoju społecznego, gdy nie będziemy się wszyscy kierować sprawiedliwością, zaślubioną miłości chrześcijańskiej". Cytowane słowa Prymasa były ważką przestrogą dla rządu, a jednocześnie stanowią jakby ukoronowanie wolnościowych wypowiedzi kardynała Wyszyńskiego podczas uroczystości św. Stanisława. Teksty tych przemówień staraliśmy się wyżej w wielkim skrócie scharakteryzować. Dnia 16 czerwca 1977 roku odbyło się kolejne posiedzenie biskupów ordynariuszy. Wiązało się ono z drugą już w 1977 roku wizytą w Polsce arcybiskupa Poggi w dniach od 20 maja do 10 czerwca 1977. I tym razem biskupi nie mieli nic więcej do powiedzenia o rozmowach Arcybiskupa poza stwierdzeniem, że współdziałały one ściśle z Episkopatem Polski. Zresztą równolegle do kontaktów arcybiskupa Poggi prowadził rozmowy z rządem sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski. Zachowano więc ścisłe współdziałanie i dwutorowość prowadzonych rozmów, co od początku było główną zasadą kardynała Wyszyńskiego. Innych większych osiągnięć nie można było niestety odnotować. Konferencja ordynariuszy stwierdziła ponownie rozbieżność deklaracji rządu o chęci unormowania stosunków z Kościołem, a nawet współdziałania z nim w niektórych ważnych dziedzinach życia społecznego, a praktyką polityki wyznaniowej w terenie. Wnioski narzucały się: albo władze centralne nie miały dostatecznego posłuchu, albo też prowadziły podwójną grę, jakiej przykładem była mowa ministra Kąkola do dziennikarzy jeszcze w połowie 1976 roku. Ordynariusze uskarżali się także na nacisk ideologiczny na dzieci i młodzież. Nie mogło być wątpliwości, że z centrali szły instrukcje w sprawie propagowania wychowania laickiego i utrudniania oddziaływania Kościoła na dzieci i młodzież. Biskupi omówili wreszcie koordynację prac w diecezjach, zbliżające się wizyty ad limina w październiku i listopadzie oraz sprawy kultury w Polsce w trosce o to, by nie eliminowano z niej treści chrześcijańskich. Podkreślano także, iż ograniczanie działalności wydawniczej środowisk katolickich jest właśnie jednym z przejawów walki z chrześcijaństwem w kulturze polskiej. Była to już trzecia publiczna interwencja Episkopatu w obronie nadal zagrożonych środowisk "Znaku". Kardynał Wyszyński w całym omawianym okresie pracował niezmordowanie. W maju i czerwcu przewodniczył Konferencjom Episkopatu i Ordynariuszy. Nawiedzał niekiedy nawet dwie parafie dziennie, w każdej z nich wygłaszając słowo Boże. Szczególnie męczący dla Księdza Prymasa był dzień 9 czerwca, uroczystości Bożego Ciała, w czasie których musiał przez trzy godziny przebywać w upalnym słońcu i nieść Najświętszy Sakrament, co po przebytej operacji było bardzo trudne. Prymas był jednakże zadowolony z przebiegu uroczystości i frekwencji wiernych. Dnia 1 lipca wyjechał na wypoczynek do Fiszoru. Odpoczywał jednak mało, a pisał dużo, między innymi w czasie tych wakacji powstał jego kolejny list na Tydzień Miłosierdzia. Prymas napisał też projekt przemówienia do Ojca świętego w związku z planowaną w jesieni pielgrzymką polskich biskupów do Rzymu. W tym czasie zwierzał się swemu otoczeniu, zatroskanemu, że Kardynał pracuje ponad siły: "Takiej łatwości i pragnienia pisania jeszcze chyba nigdy nie miałem". A nie był to urlop bezproblemowy. Właśnie zarysowały się wewnętrzne kontrowersje w Zakonie Ojców Paulinów, które kosztowały Prymasa wiele sił i trosk oraz trudu w próbach pojednawczych. A jak dobrze wiemy, Jasna Góra była dla Kardynała miejscem w Polsce najważniejszym i jej sprawy przeżywał bardzo osobiście. W dniu 13 sierpnia w bibliotece domu prymasowskiego o godzinie #/10#30 odbyła się sesja kurii metropolitalnej z udziałem Prymasa. W czasie sesji zatelefonowano z Poznania z wiadomością, że umarł arcybiskup Antoni Baraniak. Dla Kardynała był to wielki cios: tracił największego przyjaciela, byłego sekretarza i tego z biskupów, który został wraz z nim aresztowany w 1953 roku. Następnego dnia Prymas, choć schudł i miał żółty kolor cery, udał się do Niepokalanowa na uroczystość 60_lecia dzieła ojca Maksymiliana Kolbego. W czasie uroczystości wygłosił kazanie. Dalsze dwa dni, 15 i 16 sierpnia, spędził w Częstochowie. W dniu 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia, przemawiał ze Szczytu na Jasnej Górze do pielgrzymów, a następne dni poświęcił rozmowom z przedstawicielami Ojców Paulinów. Rzucało się w oczy to, że kardynał Wyszyński był chory, ale Prymas z charakterystyczną dla siebie konsekwencją nie ustawał w pracy. W Opolu dnia 17 sierpnia konsekrował biskupa Alfonsa Nossola. Z Opola przybył do Gniezna dopiero o #/1#00 w nocy. Dnia 18 sierpnia Prymas wziął udział w pogrzebie arcybiskupa metropolity Antoniego Baraniaka w katedrze poznańskiej. Wygłosił kazanie w czasie uroczystości pogrzebowych, mówił powoli, ale z namaszczeniem, żegnając najbliższego przyjaciela wśród biskupów. Wszyscy obecni w katedrze dostrzegli żółtość cery Prymasa; nie trzeba było być lekarzem, by stwierdzić, że od pewnego już czasu cierpi na żółtaczkę. Kardynał wrócił jednak po pogrzebie do Gniezna i gdy o godzinie #/17#00 udzielił wywiadu telewizji amerykańskiej, był w pełnej formie intelektualnej. Przed południem dnia 19 sierpnia Ksiądz Prymas wyjechał z Gniezna do Warszawy, gdzie wieczorem lekarz stwierdził u niego żółtaczkę, podejrzewając przy tym jej zakaźny charakter. Na szczęście diagnoza okazała się mylna, ale konsylium lekarskie zrewidowało ją dopiero po 12 dniach, 31 sierpnia, stwierdzając żółtaczkę mechaniczną. Sytuację pogarszał fakt, że praktycznie stracono 12 dni bez leczenia. Sam Ksiądz Prymas znosił chorobę ze spokojem, choć cała jego natura rwała się do pracy, do wypełniania powołania biskupiego. Boleśnie odczuł to, że nie był w Częstochowie w dniu 26 sierpnia, pierwszy raz od 20 lat, i to w drugim Roku Wdzięczności przed 600_leciem Jasnej Góry. Dnia 5 września kardynał Wyszyński poddał się badaniu izotopowemu w klinice przy ul. Banacha, ale tego samego dnia wrócił do domu. Nazajutrz wieczorem odbyło się kolejne konsylium lekarskie, które postanowiło zaproponować choremu przewiezienie go do kliniki w celu przeprowadzenia dalszych badań, licząc się z koniecznością dokonania zabiegu chirurgicznego. Kardynał Wyszyński wybrał klinikę przy ul. Banacha, kierowaną przez prof. Łapińskiego. Dnia 8 września o godzinie #/17#30 udał się do kliniki, był spokojny i opanowany. Przed wyjazdem przekazał wszystkie sprawy biskupom pomocniczym i księżom. W niedzielę 11 września odbyły się w Gietrzwałdzie uroczystości religijne z udziałem całego Episkopatu wraz z kardynałem Wojtyłą. Modlono się tam za Księdza Prymasa następującymi słowami: "Pomnij, o najlitościwsza Panno Maryją, że nigdy nie słyszano, aby ktokolwiek zawierzył w swych potrzebach Twojej macierzyńskiej dobroci i został zawiedziony. Pełni więc ufności wobec wstawienniczej potęgi Twego Serca, składamy w Twe łaskawe ręce zdrowie Sługi Twego a naszego Prymasa. Spójrz na wierność i poświęcenie, z jakim Ci służył przez długie lata swej kapłańskiej i biskupiej posługi, i przywróć mu pełnię sił, aby mógł oglądać Twą chwałę w dniach Jasnogórskiego Jubileuszu i kierować Kościołem w Polsce po najdłuższe lata". Po uroczystościach kardynał Wojtyła i biskup Dąbrowski spotkali się w Warszawie z jednym z lekarzy. Po tej rozmowie kardynał Wojtyła odwiedził Księdza Prymasa, sprawiając mu swym przybyciem wielką przyjemność. W poniedziałek był u Księdza Prymasa biskup Dąbrowski. Chory zdawał sobie dobrze sprawę z powagi sytuacji. Po ostatecznych badaniach w dniu 13 września, w czasie których lekarzom udało się ustalić miejsce zaczopowania przewodów żółciowych, wyznaczono na 16 września termin operacji. W przeddzień zabiegu odwiedzili Księdza Prymasa jeszcze sufragani gnieźnieńscy, biskupi Czerniak i Michalski. Tegoż dnia Kardynał wyspowiadał się. Dokonana w dniu 16 września operacja trwała trzy godziny, stwierdzono duże zrosty pozapalne i odczyny, które należało jeszcze poddać badaniom. Operacja się udała, ale los chorego był nadal niepewny. Biskupi polscy zwrócili się do narodu o modły błagalne w intencji uzdrowienia Prymasa. Napływały tysiące listów i depesz. Minister zdrowia PRL Marian Śliwiński jeszcze przed operacją odwiedził Kardynała i przedstawiał mu do dyspozycji wszystkie możliwości polskiej służby zdrowia, wysuwając także możliwość wyjazdu na operację za granicę. Kardynał podziękował za to ministrowi, ale zdecydował się leczyć w kraju. Najbardziej krytyczny był trzeci dzień po operacji - 18 września. Stało się rzeczą oczywistą, że zabieg nie przyniósł od razu spodziewanych rezultatów. Dnia 20 września kardynał Wojtyła i biskup Dąbrowski zredagowali komunikat, w którym postanowiono poświęcić wszystkie Różańce w miesiącu październiku w intencji wyzdrowienia Prymasa, a pierwszą niedzielę października uczynić dniem wielkiej modlitwy całego narodu. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że właśnie 19 września nastąpił cud. W godzinach wieczornych doszło jakby do przesilenia choroby. Następnego dnia z kliniki nadeszła wiadomość, że poziom bilirubiny we krwi spadł o połowę. W czwartek 22 września Kardynał Prymas poczuł się po raz pierwszy lepiej. Jednocześnie badania wycinków dróg żółciowych nie wykazały niczego złośliwego. Chory zaczął powoli wracać do zdrowia. Nawet lekarze mówili o pomocy Bożej, bez której nie byliby w stanie niczego zrobić. Jeden z profesorów powiedział mi: "Po ludzku biorąc, nie miał już żyć". Biskupi, duchowieństwo, Ojcowie Paulini, członkinie Prymasowskiego Instytutu trwali przez całą chorobę Prymasa na modłach przed cudownym obrazem Matki Bożej. Każdego dnia bez przerwy odbywały się koncelebrowane Msze św. Prymas ocalał dzięki tym modłom. Dawka bilirubiny, jaką zniósł jego organizm, niemal trzykrotnie przekraczała poziom niebezpieczny dla życia ludzkiego. Już 25 września stan chorego był tak dobry, że zaczął myśleć o oczekującym go wyjeździe do Rzymu. Wreszcie konsylium lekarskie pozwoliło Kardynałowi w dniu 1 października powrócić do domu. Cała katolicka Polska odetchnęła tego dnia z ulgą. Teraz społeczeństwo trwało w modlitwie dziękczynnej, która wcześniej była zaplanowana jako błagalna. Rekonwalescencja Księdza Prymasa nie trwała długo. Kardynał przygotowywał się intensywnie do przewidzianego na 8 listopada wyjazdu do Rzymu. Wcześniej jeszcze, w dniach 2_#8 października 1977, odbył się tradycyjny Tydzień Miłosierdzia, w czasie którego w Kościołach polskich czytano list kardynała Wyszyńskiego, napisany jeszcze w sierpniu, w czasie rozpoczynającej się choroby. List miał charakter głęboko religijny, ale nie mógł nie nawiązywać do dramatycznej sytuacji w kraju. Ksiądz Prymas pisał: "Wiemy, że nie tylko wojny mnożą szeregi ludzi nieszczęśliwych, ale też przemiany społeczne i polityczne. W tych sytuacjach miłość współczująca niedoli ludzi, płynąca z Boga i dla Boga, mająca wymiary nadprzyrodzone, jest niezastąpionym narzędziem wyrównania życia i współżycia". Kardynał wskazał w swym liście na konkretne przejawy nieszczęść ludzkich. Mówił o ofiarach "reform ideologicznych". "Do nich należą ludzie, którzy nie chcą się rozstać ze swoim światopoglądem, wyznawaną wiarą w Boga, w przekonaniu, że zachowanie wolności sumienia jest podstawowym prawem i obowiązkiem człowieka. I właśnie tutaj spotkać można ludzi bez środków do życia, często dlatego, że mieli "odwagę myśleć samodzielnie"). Następnie kardynał Wyszyński pisał o cierpieniach rodziców, "których dzieci są ateizowane przez programy szkolne, a nawet demoralizowane przez doświadczenia wychowawcze. Tu spotkać można młodzież i dzieci - kontynuował Prymas - które wychowywane są bez Boga dlatego, że ich rodzice albo sami nie znają Boga, albo boją się przyznać do Niego, albo też wręcz zabraniają dzieciom kontaktu z Kościołem, z religią, z katechizacją, z modlitwą w świątyniach"... Kardynał Wyszyński mówił także o ludzkich cierpieniach wywołanych polityką państwa, a więc o "wysiedlonych z własnych siedzib, skromnych domków podmiejskich"... o cierpieniach z powodu "warunków zaopatrzeniowych obywateli. Bodaj na żadnym odcinku nie nagromadziło się tyle upokorzeń, poniżenia, co właśnie tutaj, i to na co dzień. Umiemy podejmować wielkie plany gospodarcze, umiemy budować luksusowe gmachy reprezentacyjne, umiemy pracować na eksport, na wszystkie krańce globu. Ale nie pomyślimy o tym, że ludzie muszą co dzień jeść, wobec czego muszą istnieć przyzwoite miejsca sprzedaży żywności i musi być łatwy dostęp do chleba, mięsa i mleka, bez straty wielu godzin czasu, zdrowia i sił. To przedziwne widowisko długich ogonków, stojących całymi godzinami kobiet, niekiedy z małymi dziećmi na ręku, te brudne sklepy, w których zdenerwowani sprzedawcy oganiają się przed zagniewanymi ludźmi - to wszystko wymaga rychłej odmiany". Dodam tu, że kardynał Wyszyński, zanim napisał te słowa, sam kilka razy poszedł do sklepu, nie żeby coś kupić, ale żeby osobiście przekonać się, jak żyją jego wierni. Ksiądz Prymas pisał jeszcze w swym liście o niedostatkach organizacji pracy, niszczącej zdrowie i siły ludzkie, o trudnościach życia rodzinnego, zagrożonego przez nadmierną pracę, o trudnościach często zaniedbywanej młodzieży, o zbrodni spędzania płodu, o nieszczęściu tych, którzy popadli w nałóg alkoholizmu. Szczególnie doniosłym i wiele mówiącym akcentem listu były następujące słowa Prymasa: "Dziś miłosierdzia Bożego potrzebuje także nasz ochrzczony Naród, odwodzony od miłości Boga i nieraz wątpiący w to, czy jest jeszcze na świecie sprawiedliwość między narodami. Nie każdy ma odwagę upomnieć się dla Narodu o prawo do Boga, do miłości, do wolności sumień, do dziejów, kultury i dziedzictwa rodzimego. Nie każdy poczuwa się do obrony tylu zagrożonych wartości naszej kultury chrześcijańskiej, którą usiłuje się przemleć w młynie bezdusznej dialektyki materialistycznej. Nie każdy pamięta o tym, co zawdzięczamy naszemu Narodowi i co powinniśmy mu świadczyć. A przecież nie wolno tworzyć "dziejów bez dziejów"; nie wolno zapominać o Tysiącleciu naszej ojczystej i chrześcijańskiej drogi; nie wolno sprowadzać Narodu na poziom "zaczynania od początku", jak gdyby tu, w Polsce, dotąd nic wartościowego się nie działo; nie wolno milczeć, gdy na ostatni plan w wychowaniu młodego pokolenia spycha się kulturę rodzimą, jej literaturę i sztukę, jej wypróbowaną moralność chrześcijańską oraz związek Polski z Kościołem rzymskim i z przyniesionymi do Polski wartościami Ewangelii, Krzyża i mocy nadprzyrodzonych. Nasza godność narodowa wymaga, byśmy oparli się tej zarozumiałości, z jaką lekceważone jest wszystko, co polskie, na rzecz nam obcego importu". Tekstu tego nie potrzeba komentować. Kardynał ukazuje nam się w nim jeszcze raz jako pierwszy i główny w Polsce bojownik o wolność i prawa ludzkie, o tożsamość duchową i suwerenność narodu i jako obrońca wiary i Kościoła katolickiego. W październiku 1977 Prymas powracał powoli do zdrowia. Swoje przekonanie, że wyzdrowiał za przyczyną Matki Bożej Jasnogórskiej, wyraził kardynał Wyszyński w liście do wiernych z 22 października, pisząc: "Pragnę wyznać, że ten pomyślny powrót do zdrowia przypisuję pośrednictwu Pani Jasnogórskiej, wokół której skupiła się modlitwa żywej wiary i natarczywego wołania za Jej sługę i niewolnika". W tydzień po tym pierwszym po wyzdrowieniu liście do wiernych nastąpiło niespodziewane wydarzenie. W poniedziałek 31 października gazety przyniosły następujący komunikat: "W dniu 29 października br. I Sekretarz KC PZPR Edward Gierek przyjął w gmachu Sejmu przewodniczącego Konferencji Episkopatu, Prymasa Polski ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego. W czasie rozmowy wymieniono poglądy na najważniejsze sprawy narodu i Kościoła, mające doniosłe znaczenie dla jedności Polaków w dziele kształtowania pomyślności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Fakt, że Prymas Polski swój powrót do pracy rozpoczął od rozmowy z szefem partii, z którym nie rozmawiał od czasu objęcia przez niego rządów w grudniu 1970 roku, był znamienny i wynikał z oceny przez Kardynała sytuacji w kraju. Było uderzające to, że w komunikacie na pierwszym miejscu podano wymianę poglądów na temat najważniejszych spraw narodu, a na drugim spraw Kościoła. Stało się rzeczą oczywistą, że Kardynał, choć leżał złożony, jak się zdawało, śmiertelną chorobą, śledził sprawy kraju i przerażony pogłębiającym się kryzysem gospodarczym, społecznym i politycznym, postanowił wyjawić I Sekretarzowi Partii swoją ocenę sytuacji. Jaka ona była, wiemy dobrze, choćby na podstawie cytowanego wyżej obszernie listu Księdza Prymasa na Tydzień Miłosierdzia. Dla Edwarda Gierka rozmowa z Prymasem Polski była też pewną szansą, bo już sam komunikat o jej odbyciu podnosił prestiż znajdującego się w krytycznej sytuacji I Sekretarza. Z tego powodu część świeckiej opozycji była do tej rozmowy nastawiona dość sceptycznie. Jednakże kardynał Wyszyński wiedział, co robi. Przecież Gierek za niespełna miesiąc wybierał się do Rzymu i miał rozmawiać z Papieżem, byłoby więc dziwne, gdyby wcześniej nie spotkał się z nim Prymas Polski. Kardynał Wyszyński z wzorową dyskrecją nigdy nie ujawnił treści rozmowy z Gierkiem, ale w czasie spotkania z wiernymi w bazylice archikatedralnej w Warszawie w dniu 6 listopada powiedział, co było jej przedmiotem: "Gdy mówię o moich obowiązkach, wspomnę jeszcze o jednym. Po długich przemyśliwaniach kilku lat uznałem, że w sytuacjach szczególnie trudnych Biskup i Prymas Polski musi mieć przed oczyma także wymagania polskiej racji stanu. Gdy więc podjąłem obowiązki służby zleconym mi Kościołom - Gnieźnieńskiemu i Warszawskiemu - wypełniłem też swój obowiązek moralny i obywatelski podejmując odpowiednie rozmowy dotyczące najbliższych wymagań polskiej racji stanu. O tym już wiecie, dlatego też więcej nie mówię. Jak powiedziałem, jest to podyktowane nakazem mojego sumienia - Biskupa i Polaka, w nadziei, że Dobry Bóg wyprowadzi z tego błogosławione owoce, które Ojczyźnie naszej są tak bardzo konieczne". W świetle tych słów nie może być wątpliwości, że głównym przedmiotem rozmowy Prymasa i I Sekretarza były sprawy narodu, a ściślej mówiąc kryzysu, w jakim społeczeństwo polskie znalazło się nie ze swojej winy, ale z powodu błędnej polityki rządzących. Zmiany polityki gospodarczej i społecznej Prymas domagał się już od dawna. Nie może być też wątpliwości, że zasadnicza rozmowa Prymasa o sprawach narodu i Kościoła z szefem partii była potrzebna, a nawet konieczna, choćby nie miała przynieść spodziewanych rezultatów. Czyż społeczeństwo polskie ogłaszając w ostatnich latach tyle dokumentów i pism mogło liczyć na skuteczność wysuwanych w nich przez siebie postulatów? Oczywiście - nie, a mimo to wszystkie głosy domagające się naprawy Rzeczypospolitej były potrzebne i przejdą do historii jako wypełnienie obowiązku moralnego wobec narodu. Kardynał Prymas przede wszystkim chciał wypełnić ten obowiązek. Rozmowy domagał się wreszcie kontekst sytuacyjny, zbliżające się spotkanie polsko_watykańskie na najwyższym szczeblu. Kardynał Wyszyński nie mógł z powodu choroby wziąć udziału we wrześniowym Synodzie Biskupów, ale jak sam stwierdził, był spokojny, bo w obradach uczestniczyli: metropolita krakowski kardynał Wojtyła, biskup szczeciński Stroba i biskup sufragan kielecki Materski, a także polscy specjaliści w dziedzinie katechizacji, która była przedmiotem obrad Synodu. Najważniejsze sprawy Kościoła przeszły w okresie choroby Prymasa w wierne i wypróbowane ręce kardynała Wojtyły, który dnia 3 listopada został przyjęty na prywatnej audiencji przez Ojca świętego Pawła VI. Teraz zaś mógł już udać się do Rzymu sam Prymas w ramach wizyty ordynariuszy ad limina, w czasie której była przewidywana wizyta biskupów polskich u Papieża. Kardynał Wyszyński wyjechał do Rzymu 8 listopada i przebywał tam do 6 grudnia. Wspólna audiencja biskupów polskich u Ojca świętego odbyła się 12 listopada. Ksiądz Prymas rozmawiał też osobno z Ojcem świętym o stosunkach między Kościołem a państwem i między Stolicą Apostolską a rządem PRL. Jako zasadniczą sprawę Ksiądz Prymas postawił uzyskanie przez Kościół statusu publicznoprawnego. Opinia światowa z zainteresowaniem oczekiwała przyjazdu do Rzymu Edwarda Gierka i rezultatów jego przewidywanego spotkania z Papieżem. Tymczasem kardynał Wyszyński 18 listopada udał się na krótki wypoczynek do Grotta Ferrata pod Rzymem. Jednakże następnego dnia pojawiły się znowu objawy żółtaczki. Przybyli lekarze polscy zastosowali wypróbowane leki i w stanie Księdza Prymasa nastąpiła poprawa. Mógł już w dniu 29 listopada wziąć udział w przyjęciu wydanym przez przebywającego w Rzymie Edwarda Gierka dla premiera Włoch Andreottiego. Prymas miał jeszcze żółtą cerę, ale nie uchylił się od tego spotkania towarzysko_dyplomatycznego. Przy jednym stole znaleźli się więc premier Włoch Andreotti i czołowi działacze Chrześcijańskiej Demokracji z Aldo Moro, sekretarz generalny Włoskiej Partii Komunistycznej Berlinguer, Edward Gierek i towarzyszący mu Sekretarz KC PZPR Stanisław Kania, Prymas Polski i towarzyszący mu Sekretarz Episkopatu biskup Dąbrowski, wreszcie arcybiskup Agostino Casaroli i inni wysocy dostojnicy watykańscy. Prasa światowa pisała o "kompromisie historycznym". Ksiądz Prymas z pewnością o tym nie myślał. Dotrzymywał towarzystwa politykom i dyplomatom oraz przedstawicielom Stolicy Świętej, żywiąc nadzieję na jakiś choćby minimalny postęp w czasie mającego nastąpić za dwa dni spotkania Edwarda Gierka z Papieżem. Kardynałowi Wyszyńskiemu nie udało się ukryć przed oblegającymi go dziennikarzami pewnego smutku i przygnębienia spowodowanego sytuacją kraju, choć nie powiedział im ani słowa. Dnia 1 grudnia 1977 roku doszło do spotkania I Sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka z papieżem Pawłem VI. Na podstawie komunikatu Polskiej Agencji Prasowej można było się zorientować, że choć odbyta rozmowa stanowiła ważne wydarzenie i kontynuację dobrej atmosfery, to nie przyniosła konkretnych, aktualnych osiągnięć. PAP pisał, że była ona "kontynuacją aktywności Polski na arenie międzynarodowej - służącej sprawie odprężenia i pokoju..." Agencja podkreśliła też, że wizyta "jest konsekwencją rozwijających się coraz lepiej stosunków naszego kraju ze Stolicą Apostolską i stanu stosunków Państwa z Kościołem"... Jak wiemy, stosunki te pozostawiały wiele do życzenia, więc nie było mowy o jakimkolwiek kompromisie historycznym, którego chcieli domyślać się obserwatorzy "niezwykłego stołu", z przyjęcia przed dwoma dniami. Kardynał Wyszyński wiedział, że spektakularne spotkania w Rzymie nie pozwolą władzom na energiczniejszą politykę antykościelną. Partia zaś mogła wyzyskać propagandowo już nie tylko wizytę Prymasa u Gierka, ale także obecność Prymasa na przyjęciu w Rzymie na cześć Andreottiego i wizytę Gierka u papieża Pawła VI. Słaba władza zyskiwała niemałe walory propagandowe i naturalnie spożytkowała je w środkach masowego przekazu. Spowodowało to nawet reakcję katolickiego "Tygodnika Powszechnego", który dokonał skrótów w wydrukowanych przemówieniach wygłoszonych w czasie wizyty Gierka w Watykanie. Jak boleśnie odczuły to władze, można było wyczuć z brutalnej polemiki organu Paxu, "Słowa Powszechnego", zarzucającego krakowskiemu "Tygodnikowi Powszechnemu", że cenzuruje Papieża. W dniu 21 grudnia nieznani sprawcy pobili ks. prałata Andrzeja Bardeckiego, asystenta kościelnego w redakcji "Tygodnika Powszechnego", gdy wracał z "Opłatka" u kardynała Wojtyły. Ksiądz Bardecki był powszechnie uważany za autora skrótów dokonanych w przemówieniach wygłoszonych w Watykanie. Nie można też wykluczyć możliwości, że pobicie ks. Bardeckiego było aktem dywersji wobec polityki wyznaniowej Gierka. Niezależnie od tych incydentów, z których ostatni był rzeczywiście godny pożałowania, wizytę Edwarda Gierka w Watykanie należy uznać za fakt wysoce pozytywny. Nakładała ona polityce wyznaniowej państwa określone ramy, związane z zapewnieniami w Watykanie, których przekroczenie spowodowałoby reakcję Stolicy Apostolskiej i opinii światowej. Ojciec święty przyjął kardynała Wyszyńskiego ponownie w dniu 5 grudnia i poinformował go o odbytym spotkaniu. Kardynał nie tylko nie został wyeliminowany z trójkąta Warszawa - Watykan - Episkopat Polski, ale odgrywał w relacjach tego układu rolę czynną, a nawet inicjującą. Nikt nie mógł już myśleć o porozumieniu ponad głową Prymasa. Wizyta była też pożyteczna dla autorytetu państwa polskiego. Tymczasem w kryzysowej sytuacji w kraju nie następowała poprawa. Spowodowało to dalszy rozwój ruchów opozycyjnych, między innymi na przełomie września i października 1977 roku doszło do przekształcenia Komitetu Obrony Robotników, powołanego dla obrony represjonowanych robotników z Radomia i Ursusa, w organizację, która stawiała sobie stałe cele reprezentowania interesów społeczeństwa, pod nazwą Komitet Samoobrony Społecznej Kor. W końcu zaś roku 1977 powstało Towarzystwo Kursów Naukowych, patronujące tzw. "uniwersytetowi latającemu", który nawiązując do analogicznej inicjatywy z czasów zaborów w XIX wieku, pragnął upowszechniać niezależną myśl naukową. W kontekście tych faktów zrozumiała była troska władz państwowych, stających wobec coraz szerszej opozycji, o stwarzanie wrażenia jak najlepszych stosunków z Kościołem. W tej skomplikowanej sytuacji w kilka dni po powrocie do kraju kardynała Wyszyńskiego, witanego teraz każdorazowo uroczyście przez przedstawicieli władz państwowych, odbyła się w dniach 14_#15 grudnia 1977 roku Konferencja Episkopatu Polski. Biskupi wyrazili wielką radość z powodu powrotu Księdza Prymasa do zdrowia i wdzięczność dla społeczeństwa, księży i zakonów za modły w intencji Kardynała. Omówiono wizytę ad limina w Rzymie i rozmowy dotyczące normalizacji między rządem a Episkopatem oraz Warszawą a Watykanem. Ten "wieczny" punkt obrad Episkopatu przyniósł tym razem sprecyzowanie stanowiska Kościoła w słowach: "Trwałe zabezpieczenie tych stosunków powinno się oprzeć na uznaniu publicznoprawnego charakteru Kościoła (jak to miało miejsce przed wojną) i na odpowiedniej umowie dwustronnej. Współdziałanie Kościoła i Państwa dla dobra Narodu wymaga trwałego fundamentu". Z przebiegu obrad Episkopatu wynikało, że Ojciec święty aprobuje cele wytyczone przez kardynała Wyszyńskiego, gdyż biskupi składali Papieżowi "wyrazy głębokiej wdzięczności za jego nieustanne wysiłki, zmierzające do zabezpieczenia Kościołowi w Polsce należnych mu praw, by mógł zachować charakter i ustrój oraz rozwijać bez przeszkód właściwą sobie działalność, zgodnie ze swą istotą i misją". Osiągnięto więc pełną zgodność między Watykanem a Episkopatem, co wszakże niewiele naprzód posuwało tak zwaną normalizację relacji z państwem. Episkopat stale jednak na nią liczył i wypowiedział się z uznaniem o rozmowie Księdza Prymasa z Edwardem Gierkiem, jak i delegacji PRL z Ojcem świętym. Partia miała pretensje związanee z tym sformułowaniem, podnosząc zarzut, że nie wymieniono nazwiska głównego rozmówcy Papieża - Edwarda Gierka. Episkopat deklarował chęć wnoszenia wkładu w tworzenie wartości duchowych i moralnych w kraju, podkreślając jednak, że wkład ten zależy od równych praw wypowiadania się w sprawach społecznych i praw publicznego wyznawania wiary. Biskupi zaapelowali do kompetentnych władz o lepsze zaopatrzenie rynku w związku z trudną sytuacją wielu rodzin. Ksiądz Prymas poinformował Episkopat o Konferencji ordynariuszy, która odbyła się w listopadzie w czasie ich pobytu w Rzymie; była ona związana z audiencją u Ojca świętego. Po sprawozdaniu sekretarza Episkopatu biskupi wypomnieli władzom państwowym karanie księży i właścicieli lokali za przyjmowanie młodzieży odprawiającej letnie rekolekcje liturgiczne w ramach tzw. "Oaz" oraz za odprawianie Mszy św. - w koniecznych wypadkach - w tych pomieszczeniach. Naturalnie represje zaprzeczały szeroko propagowanej normalizacji. Episkopat wyraził niezadowolenie, że osoby duchowne zatrudnione w instytucjach kościelnych nie mogły nadal korzystać z ubezpieczeń społecznych. Duchowieństwo stanowiło jedyną grupę w społeczeństwie polskim pozbawioną ubezpieczeń społecznych. Episkopat przypomniał następnie, że dawno już złożył władzom państwowym memoriał protestujący przeciw narzucaniu całej młodzieży organizacji o założeniach przeciwnych wyznawanemu przez większość społeczeństwa światopoglądowi chrześcijańskiemu. Biskupi podkreślali, że młodzież katolicka nie może być reprezentowana przez taką organizację oraz że powinna ona mieć możność posiadania stowarzyszeń odpowiadających jej przekonaniom. Jednocześnie biskupi zwrócili się do duszpasterstw akademickich z apelem o wychowywanie młodzieży w duchu odpowiedzialności tak za Kościół, jak i za Ojczyznę. Wreszcie Episkopat protestował przeciw stosowanemu od paru lat zwyczajowi urządzania zabaw dla młodzieży w czasie Adwentu i Wielkiego Postu. Wszystkie te bardzo konkretne postulaty i protesty Episkopatu świadczyły, jak wielka była przepaść między spektakularnymi spotkaniami i frazeologią o normalizacji w stosunkach Kościół - państwo a rzeczwistością i praktyką dnia codziennego w tej dziedzinie. Kardynał Wyszyński doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia tej przepaści. Zachowywał on nadal pełną dyskrekcję co do swoich rozmów z Edwardem Gierkiem i szczegółów spotkania w Watykanie, podkreślając, że w opublikowanym przemówieniu Ojca świętego powiedziane jest wyraźnie to, iż Kościołowi nie chodzi o przywileje w Polsce, lecz o zagwarantowanie przysługujących mu praw. Kardynał nie prowadził jednak tajnej dyplomacji i postanowił publicznie i wyraźnie określić postulaty Kościoła. Uczynił to w kazaniu na święto Trzech Króli, 6 stycznia 1978 roku, w warszawskiej bazylice archikatedralnej. Prymas przedstawił najpierw historyczny wkład Kościoła w życie społeczne i zaakcentował możność pełnienia przez Kościół konstruktywnej funkcji społecznej także w obecnym ustroju Polski, jednak przy spełnianiu pewnych podstawowych warunków, dających Kościołowi środki do oddziaływania na społeczeństwo. Warunki sformułowane przez Księdza Prymasa 6 stycznia są do dzisiaj niespełnionym postulatem Kościoła polskiego, powtarzanym nader często. Przytoczę je więc w wielkim skrócie. "Episkopat Polski - w swoich rozmowach z władzami postuluje - szerszy zakres wolności społecznej - zwłaszcza przywrócenia stowarzyszeń i bractw kościelnych, które działały dawniej. Kościół oczekuje również autentycznej prasy katolickiej i możności wydawania księżek i wydawnictw, które usprawniłyby pracę umoralniającą naród. Chodzi o oddziaływanie nie tylko przez ambonę i katechizację, ale też przez pracę społeczno_wydawniczą". Swój najważniejszy postulat Kardynał ujął w następujących, pełnych powściągliwości słowach: "Kościół nie sięga po władzę. Kościół nie chce też tworzyć - jak się nieraz czyta - państwa w państwie. Nawet współcześnie, gdy nadal są prowadzone rozmowy między przedstawicielami Stolicy Apostolskiej a władzami państwowymi z jednej strony i między Episkopatem Polski a władzami rządowymi z drugiej strony, gdy postulujemy uznanie charakteru publicznoprawnego Kościoła, nie chcemy przez to dążyć do stworzenia z Kościoła instytucji o znaczeniu politycznym. Przed wojną obowiązywał w Polsce konkordat z 1925 roku, nadający różnym instytucjom kościelnym charakter publicznoprawny. I wtedy państwu nic stąd nie groziło. Kościół jednak nie jest zwykłym stowarzyszeniem. Kościół ma swoją konstytucję nadaną mu przez Chrystusa, ma swój ustrój, swoje własne cele i środki, i dla tych celów musi mieć odpowiedni status, uznany w granicach naszej rzeczywistości narodowej i politycznej. Nie trzeba się więc lękać, że gdyby Kościół w naszej rzeczywistości współczesnej osiągnął taką formę uznania, nadużyłby jej, bo nigdy tego na przestrzeni dziesięciu wieków nie uczynił". Sformułowane 6 stycznia 1978 przez Prymasa trzy główne postulaty Kościoła pozostają, jak powiedzieliśmy, aktualne po dziś dzień i katolicka opinia w Polsce coraz je przypomina. W związku z odbytymi wcześniej spotkaniami w Warszawie i w Watykanie władze państwowe poczuły się zmuszone do wyrażenia zgody na opublikowanie kazania kardynała Wyszyńskiego w "Tygodniku Powszechnym" z 12 lutego 1978 roku, co obudziło powszechne przekonanie o nadchodzącym porozumieniu między Kościołem a państwem na podstawie postulatów: statusu publicznoprawnego Kościoła, powstania stowarzyszeń katolickich i autentycznej prasy i wydawnictw kościelnych. Publikacja kazania nie oznaczała jednak zgody na realizację postulatów w nim zawartych. Po kilku tygodniach nadziei przedstawiciele Episkopatu dowiedzieli się od kompetentnych czynników rządowych, że muszą w swym oddziaływaniu społeczno_moralnym na naród zadowolić się środkami dotychczas przez Kościół posiadanymi, to jest amboną, konfesjonałem i katechizacją. Po trwających siedem lat rozmowach i rokowaniach znaleźliśmy się dokładnie w punkcie wyjścia. I znów nakazem okazała się główna zasada przyświecająca kardynałowi Wyszyńskiemu - wszczepianie się w naród, skoro państwo jest tak ograniczone, że nie może pozwolić sobie na porozumienie z Kościołem, nawet na minimalnych, najskromniejszych warunkach. Tymczasem Prymas Polski święcił 12 stycznia 1978 rzadko spotykany w Kościele jubileusz 25_lecia otrzymania godności kardynalskiej. Purpura kardynała, jak wiemy z rytuału papieskiego, jest symbolem wierności Kościołowi aż do przelania krwi. Z naszej wcześniejszej relacji wynika, że Prymas Polski zawsze był gotów do spełnienia tej ofiary. Gotowość ta, połączona z elastycznością w postępowaniu, uczyniła go największym Polakiem naszego pokolenia, najwyższym autorytetem w Polsce nie tylko w sprawach Kościoła, ale także i Ojczyzny, pozostającej w ramach systemu politycznego, opartego na monopolu filozofii materialistycznej. Kryzys społeczno_ekonomiczny i polityczny, który tak drastycznie ujawnił się w Polsce w roku 1976, trwał nadal i przykuwał uwagę Kardynała Prymasa. Wyrazem tego był list Prymasa Polski do ordynariusza śląskiego biskupa Herberta Bednorza, który donosił Księdzu Prymasowi o trudnym położeniu robotniczej i górniczej ludności Śląska. Kardynał Wyszyński w swej odpowiedzi z 2 lutego 1978 roku pisał: "(...) zagadnienie dziś przesunęło się z płaszczyzny sporu "kapitalizm_proletariat" - na inną, której nie przewidywał K. Marks - powstanie "neokapitalizmu" w systemie gospodarki kolektywnej, uprawianej przez państwa komunistyczne w ramach prymatu produkcji na eksport nad człowiekiem pracującym". Prymas przypomniał w tym obszernym liście swoje przemówienie na Trzech Króli, w którym mówił, że idzie nie "o zbawienie ekonomii i produkcji, ale o zbawienie człowieka". Kardynał Wyszyński przypomniał następnie troskę Kościoła po wojnie o interesy świata pracy, stwierdzając, że gdy po "rewolucji grudniowej" proponowano mu "wykorzystanie trudnej sytuacji rządu i wysunięcie postulatów Kościoła", odpowiedział wtedy: "Episkopat Polski nie ma zwyczaju "wykorzystywać sytuacji". Niech Rząd naprzód zaspokoi postulaty robotników portowych". Ksiądz Prymas ujawnił w liście, że w pierwszym swoim spotkaniu z premierem Jaroszewiczem w marcu 1971 roku postawił problem "Kodeksu Pracy", wobec faktycznego pozostawania robotników bez opieki prawa w państwie socjalistycznym, oraz zarzut sprowadzenia roli związków zawodowych do pozycji rzecznika "monopolistycznego pracodawcy - Państwa". Kardynał przypomniał w swoim liście, że po "rewolucji Ursus_Radom" w 1976 roku wystosował wraz z biskupem Dąbrowskim list do rządu, "domagając się amnestii dla wszystkich zamieszanych w manifestacje (...), przywrócenia ich do pracy i naprawienia szkód materialnych i fizycznych" (list z 16 VII 1976). Następnego dnia napisał jeszcze do E. Gierka. Akcja Prymasa przyczyniła się później do złagodzenia kursu i amnestii. Kardynał Wyszyński informował biskupa Bednorza, że choć nie chce referować rozmowy z E. Gierkiem w Sejmie, to i w jej toku stanęły na porządku dziennym prawa robotników oraz ich trudna sytuacja. Prymas podkreślił wreszcie, że zdecydowanie występował przeciwko organizowaniu tzw. czynów społecznych w niedziele i święta, upominając się nawet o prawo do wypoczynku członków partii, których te czyny społeczne głównie obejmowały. Kardynał przestrzegał także przed lekkomyślnym wprowadzaniem czterobrygadowego systemu pracy w górnictwie, szczególnie uciążliwego dla górników i utrudniającego im udział w praktykach religijnych. Jednocześnie zalecał w pracy duszpasterskiej przestrzeganie robotników przed "nadmierną żądzą zarabiania". Bardzo charakterystyczny dla programu działania Kardynała był także inny dokument, który wyszedł w tym czasie spod jego pióra, list do Izraela Zyngmana z podziękowaniem za jego książkę "Janusz Korczak wśród sierot". Kardynał nie ograniczył się w swoim liście do konwencjonalnego podziękowania za przesłaną mu w czasie choroby książkę, lecz napisał w nim o sprawach, o których bynajmniej pisać nie musiał, ale chciał napisać w imię dania świadectwa prawdzie o swym stanowisku w kwestii żydowskiej. Na to stanowisko próbowano bowiem rzucić cień, bądź ze strony komunistów na etapie walki z "syjonizmem", bądź też ze strony ludzi ulegających kompleksom psychicznym na tle osobistego uwikłania w ten najbardziej może zawiły problem w historii ludzkości naszej ery. Kardynał Wyszyński tak pisał w swym liście: "(...) dorobek pedagogiczny umęczonego w Treblince Janusza Korczaka jest tak doniosły dla wychowania Narodu, że nie powienien pójść w niepamięć, Składa się on bowiem na to wielkie doświadczenie Rodziny ludzkiej w różnych narodach, które może służyć pomocą w wychowaniu nadchodzących pokoleń. A dobrowolnie wybrana przez Janusza Korczaka śmierć w Treblince jest najwspanialszym przykładem, jak oddać życie swoje za braci, zwłaszcza za dzieci skazane na zagładę, którym poświęcił całe swoje życie i nie chciał się z nimi rozstać. (...) Pragnę (...) dodać, że opowiadania o Januszu Korczaku wśród sierot bardzo wzbogaciły mój obraz przeżyć w ghetto warszawskim, które obserwowałem przez szereg miesięcy przez mur przy ulicy Elektoralnej. Opowiadania zawarte w książce są więc dalszym ciągiem moich przemyśliwań okresu okupacji, walki w ghetto i w Powstaniu Warszawskim. Pozwoli Pan, że konkluzją tych przemyśliwań będą słowa Władysława Szlengla, poety ghetta warszawskiego, zanotowane pod koniec książki: "Janusz Koraczak umarł, abyśmy mieli także swoje Westerplatte". Jestem zdania, że zawarte są tutaj jakieś wielkie prawdy, niezbędne dla rozwoju duchowego każdego narodu. Pamiętam rozmowę swoją, prowadzoną przed wojną w pociągu zdążającym z Bydgoszczy do Warszawy. Jakaś młoda Żydówka ubolewała nad tym, co wtedy działo się w Bydgoszczy. Współczując jej wyjaśniłem swoje stanowisko. Dla pełni duchowego rozwoju starożytnego Narodu Izraelskiego, tak zasłużonego w przekazywaniu idei jedynego Boga Żywego ludzkości, konieczne jest odzyskanie własnego niezależnego państwa, które byłoby domeną własną i kolebką dla przyszłości Narodu. Byłoby najlepiej, gdyby to państwo oparło się o Jerozolimę. Dziś, gdy z wielkim zainteresowaniem obserwuję dzieje odrodzonego państwa Izraela, uważam, że Naród Pański wszedł właśnie na właściwe drogi rozwoju. A że idzie to trudno, to myślę, że pomocą w przezwyciężaniu tych trudności będą nie tylko starotestamentowe wspomnienia wyjścia z ziemi egipskiej i domu niewoli, nie tylko przeżycia niewoli asyryjskiej czy babilońskiej, nie tylko uciążliwe boje Machabejczyków z Hellenami, ale i ciężkie ofiary złożone przez Naród Pański w Powstaniu ghetta warszawskiego i straszliwe ofiary Waszego Narodu. Jesteśmy zgodni w tym, że i Narodowi polskiemu, i Narodowi izraelskiemu potrzebne było na tym nowym etapie dziejowym własne "Westerplatte". Te wspólne dzieje wyrównały nasz bieg historyczny współżycia obydwu narodów na ziemi polskiej przez szereg wieków. Myślę, że od momentu tych strasznych cierpień i ofiar otwarły się pełniejsze zrozumienia na nowe dzieje. (...) Chociaż wiem, że budowanie wolnego państwa izraelskiego połączone jest z niemałym trudem, wysiłkiem i ofiarami, jednak tylko w takim trudzie wypracowuje się charakter narodu i własne jego ambicje. Dlatego cieszę się, że Naród Pański ma swoją Ojczyznę, i to w dawnym dziedzictwie "Domu Dawidowego". Wypowiadam nadzieję, że to budowanie będzie trwałe". Nie przypadkiem przytoczyłem dość obszerne fragmenty tego listu. Jest on bowiem reprezentatywnym świadectwem polskiej afirmacji narodowej i państwowej siedziby Izraela w smutnym okresie, gdy w wyniku uwarunkowań międzynarodowych doszło do zerwania stosunków dyplomatycznych między PRL a państwem Izrael, i to w nader przykrych okolicznościach. I tym razem kardynał Wyszyński wziął na swoje barki reprezentowanie polskiego honoru i godności narodowej oraz polskiego poszanowania dla najbardziej w dziejach doświadczonego narodu. W istniejącej sytuacji poprawy atmosfery - choć nie zostały załatwione ważniejsze sprawy - w stosunkach między Kościołem a państwem zaskoczeniem dla Prymasa Polski musiało być przyjęcie przez przewodniczącego Rady Państwa Henryka Jabłońskiego kierownictwa rządowego "Caritasu", organizującego księży "patriotów". Nie można było skuteczniej przyczynić się do pogorszenia aury wzajemnych kontaktów niż wyciągając ponownie ze stalinowskiego lamusa ten straszak przeciwko Kościołowi. Myślano najpierw, że jest to jakiś nowy akt dywersji wobec polityki wyznaniowej Edwarda Gierka. W istocie był to raczej przejaw konserwatyzmu systemu wobec instytucji, które sam stworzył, i konserwatyzmu w podejściu do Kościoła. Nazwano go "wiernością wobec sojuszników wśród duchowieństwa". Że zaś nieliczni księża, tzw. "patrioci", zdawali się zapominać o zwyczajach obowiązujących w Kościele, a "Caritas" zaczął rozsyłać za granicę dezorientujący album o swojej działalności, więc lata 1977 i 1978 przyniosły niespodziewanie zdecydowane dokumenty Episkopatu ponownie wyjaśniające historię i funkcję rządowego "Cariatasu". Było to wyjaśnienie Sekretariatu Episkopatu z 8 marca 1977 roku oraz list Episkopatu do duchowieństwa z 15 czerwca 1978. Do listu tego dodano załącznik przypominający wstydliwą historię odebrania Kościołowi "Caritasu" i powołania pod tą samą nazwą organizacji pod patronatem władz państwowych. Czynniki kościelne miały powody do poważnego zaniepokojenia, gdyż władze próbowały wprowadzić ubezpieczenia dla duchowieństwa, ale tylko za pośrednictwem funduszu emerytalnego rządowego "Caritasu", uzależniając w ten sposób starszych księży. Stąd oświadczenia Episkopatu miały ton bardzo stanowczy i wyraźnie podważały propagandowe zapewnienia prasy państwowej, szczególnie mającego pewien kredyt tygodnika "Polityka" i prasy Paxu, o postępie normalizacji w stosunkach między Kościołem a państwem. Sekretarz Episkopatu Polski biskup Bronisław Dąbrowski, skierowany w lutym 1978 przez Księdza Prymasa na rozmowy do Watykanu, złożył z nich sprawozdanie na Konferencji ordynariuszy w dniu 8 marca i na Plenarnej Konferencji Episkopatu w dniu 9 marca 1978 roku. Biskup Dąbrowski był także przyjęty na prywatnej audiencji przez Ojca świętego Pawła VI. Biskupi mogli znów wyrazić wdzięczność Ojcu świętemu za wysiłki w kierunku właściwego zabezpieczenia przyszłości Kościoła w Polsce, ale nie mogli przedstawić realnych przejawów normalizacji stosunków z rządem. Wyrażano znowu nadzieję na usunięcie rozbieżności między deklaracjami a polityką rządu. Episkopat brał także w obronę aktywne społeczne grupy, zapewniając władze, "że obywatele pragną kierować się dobrem kraju i Ojczyzny, chcą skupić swoje siły dla służby Narodowi; wymaga to jednak odpowiednich warunków społecznych i politycznych, umożliwiających wyzwolenie tychże energii obywatelskich". Episkopat wzywał rząd nie tylko do większego zaufania do obywateli, ale także do honorowania praw obywatelskich gwarantowanych w konstytucji i potwierdzonych w przyjętych przez Polskę dokumentach międzynarodowych. Oświadczenie Episkopatu było obiektywnie ważnym wsparciem opozycji demokratycznej. Ważne miejsce w obradach Episkopatu znalazła także sprawa rządowego "Caritasu". I w tej kwestii rząd wywołał przysłowiowego wilka z lasu, co wobec panujących w kraju napięć społecznych, politycznych i gospodarczych wydawało się nader lekkomyślne. Próba ubezpieczenia społecznego księży tylko przez "Caritas" zakrawała wręcz na ironię wobec wcześniejszych postulatów kościelnych. W związku ze sprawozdaniem kardynała Karola Woityły z pierwszego pięciolecia działalności Rady Naukowej Episkopatu biskupi wyrazili dezaprobatę "dla wszystkich poczynań, które krępują ducha ludzkiego tworzącego swobodnie wartości kultury". Podkreślono fatalną rolę cenzury w twórczości naukowej, artystycznej i religijnej. Episkopat oświadczał: "Kościół będzie popierał także inicjatywy, które dążą do ukazania kultury, wytworów ducha ludzkiego, historii Narodu w formie autentycznej, bo Naród ma prawo do obiektywnej prawdy o sobie". Oświadczenie to było znów obiektywnie wsparciem dla Towarzystwa Kursów Naukowych i "latającego uniwersytetu". Kardynał Wyszyński udzielił tego wsparcia za kilka miesięcy w sposób jeszcze bardziej bezpośredni. Wreszcie Konferencja Episkopatu wypowiedziała się ponownie w obronie indywidualnych rolników oraz robotników przemysłu ciężkiego i kopalnictwa. W związku z trzecim Rokiem Wdzięczności przed jubileuszem 600_lecia obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej przyjęto program uroczystości na Jasnej Górze i w parafiach. Postanowiono ponowić w tym roku Milenijny Akt Oddania Matce Bożej. Lata siedemdziesiąte przyniosły wielki wzrost znaczenia i autorytetu kardynała Karola Wojtyły w Kościele polskim i Powszechnym. W czasie choroby Księdza Prymasa kardynał Wojtyła zastępował go i obdarzał wielką miłością. Papież Paweł VI liczył się ze zdaniem metropolity krakowskiego, a nawet zaprosił go do wygłoszenia rekolekcji na Watykanie. Widoczny był też wpływ kardynała Wojtyły na kierunek działania Episkopatu Polski, a zarazem takt i umiejętność, z jakimi potrafił koordynować swoje wysiłki z kierującym nadal niezawodnie Kościołem w Polsce Kardynałem Prymasem. Władze państwowe dążyły niestety nadal do sugerowania znacznych różnic między dwoma kardynałami polskimi uważając Prymasa za bardziej pojednawczego, a metropolitę krakowskiego za nieprzejednanego i bardziej skłonnego dawać posłuch kołom opozycyjnym. Z komunikatu z marcowej Konferencji Episkopatu wynika jednak, że Episkopat jako całość miał sprecyzowaną postawę wobec oddolnych inicjatyw społecznych, uważając, iż są one potrzebne krajowi znajdującemu się nieustannie w okresie chronicznego kryzysu. Władze wolały nie dostrzegać tej niezbyt dla nich przyjemnej rzeczywistości i opierając się na sprawach pozornych czy drugorzędnych, wyraźnie szykanowały kardynała Wojtyłę, na przykład nie dając mu paszportu dyplomatycznego, udzielanego Prymasowi na wyjazd do Rzymu. Mogło to dezorientować część opinii społecznej lub też ludzi traktujących Kościół jako narzędzie polityki, ale nie zakłócało atmosfery w Episkopacie. Mimo 19 lat różnicy wieku między dwoma kardynałami, cechowała ich daleko posunięta jedność myśli i działań. Kardynał Karol Wojtyła dał jej wyraz później, gdy niespodziewanie - przede wszystkim dla rządu - został papieżem. Warto też przypomnieć, że w okresie rządów Gomułki kardynała Wojtyłę kokietowano jako lepszego od Prymasa - także bez rezultatów. Tymczasem w dniach 4 i 5 maja, po uroczystościach Królowej Polski w Częstochowie, miało miejsce kolejne posiedzenie Episkopatu. Kardynał Prymas przypomniał na sesji główne postulaty swej homilii z 6 stycznia w Warszawie, które dotąd nie zostały spełnione. Toteż kardynał Wyszyński wypowiedział się jasno o normalizacji: "Nie jest jeszcze ona faktem, ale (...) jesteśmy na jej wstępnym etapie". Słowa te całkowicie zaprzeczały propagandzie rządu i posłusznych mu ugrupowań "katolików politycznych". Tym razem Ksiądz Prymas, a za nim cały Episkopat, główny nacisk położył na status publicznoprawny Kościoła. Z jego uznania - głosił komunikat Konferencji - "może wywodzić się porządek prawny, który zapewni możliwość spokojnej i wydajnej pracy Kościoła". Było rzeczą oczywistą, że praktycznie nie osiągnięto niczego, a trudna sytuacja społeczeństwa zmuszała biskupów do krytycznego zabierania głosu. Jak głosił komunikat, nie było to "krytyką osób, lecz uświadamianiem wiernym obowiązku współdziałania i przezwyciężania (...) problemów, zarówno z zakresu etyki społecznej, jak i zawodowej". Po ukończeniu trzyletniego programu pracy duszpasterskiej nad ukazaniem w latach 1976_#1978 chrześcijańskiej wizji człowieka Episkopat uchwalił nowy program trzyletni pod hasłem "Ewangelia a rodzina", oparty na adhortacji apostolskiej Pawła VI "Evangelii nuntiandi". I tym razem Episkopat wiele uwagi poświęcił wolności duszpasterstwa młodzieży akademickiej, podkreślając, że wszelkie próby zakłócenia tej pracy przez czynniki zewnętrzne lub kwalifikowania jej jako niekościelnej muszą spotkać się ze sprzeciwem Kościoła. Podkreślono, że do dziedzin pracy duszpasterstw akademickich należy nie tylko teologia, filozofia i katolicka nauka społeczna, ale także wiele elementów historii, literatury i kultury. Była to odpowiedź na przeciwdziałanie przez władze państwowe prelekcjom na terenie duszpasterstw akademickich. Powstawanie niezależnego ruchu studenckiego jako reakcji na próbę wtłoczenia całej młodzieży do jednej organizacji marksistowskiej musiało odbić się także na charakterze pracy duszpasterstw. I w tej sprawie rząd wpadał w pułapkę zastawioną przez siebie na wolność myśli polskiej. Kardynał Wojtyła, który był przewodniczącym Komisji do Spraw Nauki Katolickiej i Rady Naukowej Episkopatu, przedstawił statut Rady Naukowej i jej prace w ostatnim pięcioleciu. Episkopat podkreślił, że przywiązuje wielkie znaczenie do akademickiego wykształcenia duchowieństwa, a także świeckich. W tym kontekście w komunikacie z Konferencji znalazło się sformułowanie o akademickich uczelniach katolickich w Lublinie, Warszawie oraz Krakowie, Wrocławiu i Poznaniu. Tych trzech ostatnich uczelni rząd prawnie nie uznawał. Biskupi wystąpili jeszcze w sprawie założenia seminariów duchownych w dwóch nowo utworzonych diecezjach na Ziemiach Zachodnich. W związku z plagą pijaństwa Episkopat opowiedział się za utworzeniem katolickiego Stowarzyszenia Trzeźwości, o czym rząd nie chciał słyszeć. Widocznego rezultatu nie przyniosła też kolejna wizyta arcybiskupa Poggi, kierownika Zespołu Stolicy Apostolskiej do Stałych Kontaktów Roboczych z rządem PRL, przebywającego w Polsce od 23 maja do 6 czerwca 1978. Na marginesie tej wizyty, na swym następnym posiedzeniu, odbytym już 14 i 15 czerwca, Episkopat ponownie podkreślił uznanie publicznoprawnego statusu Kościoła jako wyjściowego warunku faktycznej normalizacji stosunków z rządem. Nie zanosiło się jednak na to uznanie ze strony rządu. Władze natomiast nadały towarzystwu zajmującemu się krzewieniem kultury świeckiej i laicyzacji charakter instytucji wyższej użyteczności publicznej. Oznaczało to w istocie odrzucenie postulatów Episkopatu i Watykanu oraz demonstracyjne poparcie wysiłków laicyzacyjnych w kraju. Nie przyniosły one jednak żadnego rezultatu. W kraju trwał ostry kryzys i Kościół był jedynym liczącym się autorytetem społecznym, jako instytucja autentycznie zakorzeniona w narodzie. Można powiedzieć, że "linia Wyszyńskiego" wygrywała na każdym etapie i w całej pełni. Na czerwcowej Konferencji biskupi ponownie upomnieli się o prawo dzieci i młodzieży do Boga w czasie wakacji. Domagali się także zaprzestania przez władze szykan wobec rekolekcji wakacyjnych dla młodzieży w formie tzw. Oaz. Postulowali wreszcie wolność kultury katolickiej w Polsce. Te powtarzające się podczas każdej Konferencji Episkopatu postulaty sprawiają przygnębiające wrażenie, gdy czyta się je po upływie pewnego czasu. Nie sposób oprzeć się przekonaniu, że rząd nie mógł niczego załatwić i cały swój wysiłek kładł na zachowywanie pozorów normalizacji, w istocie dawno już nie biorąc pod uwagę możliwości jej dokonania. Ale człowiek mający tyle złych doświadczeń, ile miał ich kardynał Wyszyński, rad był, że atmosfera jest nie najgorsza, mimo w rzeczywistości otwartego konfliktu. Prymas myślał bowiem stale o narodzie, a nie o układaniu się z rządem. I Prymas nieustannie mówił do narodu, wnikając w jego troski i rosnące trudności życiowe. Na tradycyjnych uroczystościach ku czci św. Stanisława w Krakowie 8 maja kardynał Wyszyński w obszernym, liczącym kilkanaście stron kazaniu mówił wręcz o "biologicznym wyniszczeniu człowieka, jego sił" przez presję władz na produkcję, mającą wyrównać popełnione błędy gospodarcze. "Organizacja pracy - ciągnął Ksiądz Prymas - nie liczy się z człowiekiem, tylko z planami gospodarczymi, które go nieustannie dociskają, aż do trwałego znużenia. Człowiek zmęczony nie ma już radości życia, nic go nie obchodzi, nie ma nadziei na poprawę losu, nawet życie religijne go nie pociąga, bo jest stale znużony i rad by tylko wyspać się jak nierozumne stworzenie - by zdążyć na czas do pracy". Słowa te stanowią wierny obraz stanu bardzo dużej części społeczeństwa polskiego i tłumaczą wiele jego zachowań, częstą bierność, która dziwiła gorących, ale oderwanych od życia reformatorów. Słowa te jednocześnie stanowią wielkie oskarżenie wobec rządzących, oskarżenie wygłoszone w obecności dziesiątki tysięcy ludzi. Mimo bezkompromisowości kardynała Wyszyńskiego w sprawach zasadniczych dla Kościoła i narodu, jego trzeźwy realizm i uwzględnienie obiektywnej sytuacji, w jakiej znajdują się rządzący, przynosiły także sukcesy. Mógł jednak Ksiądz Prymas powiedzieć w kazaniu w dniu 27 maja 1978 z okazji budowy świątyni Nawrócenia Świętego Pawła, że w stolicy buduje się kilkanaście kościołów, że stolica "dochowuje wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii Chrystusowej, Kościołowi, Ojcu Świętemu i Pasterzom". Z pewnością nie we wszystkich diecezjach polskich było tak dobrze, ale Prymas na podstawie minimalnych tylko rewindykacji praw Kościoła w Polsce miał możność powiedzieć w swoim kazaniu: "Daremną jest rzeczą walczyć z wiarą Narodu, z jego pragnieniem wyznawania Boga". W roku 1978 kardynał Wyszyński często przemawiał. W dwa dni po wspomnianym przez nas kazaniu miał wykład w Akademii Teologii Katolickiej z okazji 15_lecia encykliki "Pacem in terris". Nie jesteśmy w stanie nawet wyliczyć wszystkich wystąpień Księdza Prymasa, zajęłoby to zbyt wiele miejsca. Chciałbym natomiast podkreślić znaczenie wymiany listów w maju i czerwcu 1978 roku między kierownikiem Urzędu do Spraw Wyzań ministrem Kąkolem a Prymasem Polski. List ministra Kąkola dotyczył wzmożonej aktywności duszpasterstw akademickich, którym zarzucono antypaństwową działalność polityczną. Ksiądz Prymas w odpowiedzi zwrócił uwagę, że władze nadają terminowi "życie polityczne" tak szeroki zakres, że "obywatel został niemal całkowicie wyparty z terenu swoich praw". Prymas stwierdził jednocześnie, że tu i ówdzie następują właśnie próby "obrony minimum tych praw". Nader znamiennym faktem było wystąpienie przez Prymasa Polski z obroną "uniwersytetu latającego". Kardynał napisał, że w dostarczonych mu tekstach wygłaszanych tam wykładów nie stwierdził nic nielegalnego lub wrogiego wobec państwa. Ksiądz Prymas pisał dosłownie: "W imprezach "latającego uniwersytetu" są tylko skromne próby dopełnienia braków wykształcenia publicznego, odsłonięcie pokrytych milczeniem faktów z okresu minionego, sprostowanie oczywistych faktów, często błędnie podawanych w nauczaniu szkolnym czy uniwersyteckim. Z tego powodu nie można tu zarzucać wrogiej postawy wobec Państwa, każdy człowiek inteligentny ma prawo to czynić". Kardynał Wyszyński radził ministrowi Kąkolowi, żeby raczej wśród tchórzliwych milczków "szukać wrogów socjalistycznego państwa". Prymas potępił szykany policyjne wobec wykładowców i słuchaczy kursów Tkn_u. W nadzwyczaj otwarty sposób zwrócił uwagę na zagrożenie Polski na płaszczyźnie międzynarodowej w wyniku systemu rządzenia stosowanego przez Partię i rząd. Wypowiedzi tej nie można zrozumieć inaczej niż jako ostrzeżenie władz przed ingerencją zewnętrzną, w wypadku gdy społeczeństwo prowokowane złym systemem będzie reagowało zaburzeniami. Patrząc wstecz na stanowisko zajmowane przez kardynała Wyszyńskiego, można stwierdzić, że nie było chyba sprawy kościelnej, narodowej, społecznej, której nie podniósłby w swoich wystąpieniach publicznych lub w korespondencji z rządem. Prymas Polski zdobył sobie przez to autorytet, jakiego nie mieli arcypasterze w innych narodach. U źródeł tego autorytetu leżały, jak się zdaje, trzy główne czynniki: niezwykła, niewzruszona wiara, wielka elastyczność i życzliwość wobec spraw życia publicznego oraz filozofia wszczepienia Kościoła w naród przez czynną, pełną miłości obecność w dziejach, w doli i niedoli tegoż narodu. Sądzę, że wspomniane trzy czynniki psychologiczne i intelektualne najwyraziściej przedstawiają sylwetkę kardynała Wyszyńskiego, człowieka, którego imię będzie powtarzać wiele pokoleń polskich. W Kościele Powszechnym nadchodziły tymczasem wielkie zmiany. Choć Paweł VI chorował już od dawna, jego śmierć w dniu 6 sierpnia 1978 roku była wielkim wstrząsem dla Kościoła w Polsce. Episkopat Polski stwierdził w swym oświadczeniu, że Paweł VI był "Papieżem wielkim i mężnym". Obaj kardynałowie polscy, Wyszyński i Wojtyła, udali się na pogrzeb Pawła VI w dniu 11 sierpnia 1978 roku. Przewodniczący Rady Państwa PRL wystosował do Sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej kardynała Jean Villota depeszę kondolencyjną. Prymas Polski w przeddzień wyjazdu na pogrzeb wygłosił ku czci zmarłego papieża homilię podczas Mszy św. żałobnej w bazylice archikatedralnej w Warszawie, przypominając, że ten właśnie papież tak bardzo chciał przyjechać do Polski, ale nie było mu to dane, że stworzył polskie diecezje na Ziemiach Zachodnich i że on właśnie na wniosek Episkopatu Polski ogłosił na Soborze Matkę Bożą Matką Kościoła. W dniu 26 sierpnia, w święto Matki Bożej Częstochowskiej, konklawe kardynałów wybrało papieżem metropolitę Wenecji kardynała Albina Luciani, który przyjął imiona Jan Paweł I. Zaraz następnego dnia kardynał Wyszyński skierował do nowego papieża list, w którym zapewnił go o modłach Kościoła polskiego. Prymas zawiadamiał Jana Pawła I, że jak co roku wyszła z Warszawy do Częstochowy piesza pielgrzymka, składająca się z 30 tysięcy osób, a w tym w dziewięćdziesięciu procentach z młodzieży, że wzięło w niej udział 8 tysięcy studentów, a wśród nich 500 młodych Włochów. Zanoszono modły za zmarłego papieża Pawła VI i za szczęśliwy wybór jego następcy. Prymas, zadowolony z wyboru kardynała Luciani, "papieża uśmiechu", wrócił do Warszawy i oddawał się nieustannej pracy duszpasterskiej. Niespodziewanie, po 33 dniach od daty wyboru, umarł papież Luciani. Ze względu na przełożoną już raz i akurat odbywającą się Konferencję Episkopatu Ksiądz Prymas nie mógł wyjechać zaraz do Rzymu, wygłosił jednak w obecności księży biskupów w związku z pogrzebem Papieża homilię w bazylice archikatedralnej w Warszawie. Prymas tłumaczył wiernym, dlaczego możliwa była tak szybka śmierć tego, którego kardynałowie wybrali przecież pod natchnieniem Ducha Świętego. W świetle ostatecznego celu człowieka "żadne stanowisko zlecone na ziemi, choćby najdonioślejsze, nie jest najwyższym powołaniem człowieka, żadna placówka czy godność, choćby najbardziej zaszczytna, najdoskonalej zharmonizowana z wolą Stwórcy, nie gwarantuje człowiekowi długiego trwania na ziemi". "Bóg chce każdego z nas - nie tylko dla ziemi, ale i dla siebie" - konkludował Prymas, informując zarazem wiernych, wstrząśniętych nagłym odejściem Najwyższego Pasterza: "Przeglądając roczniki historii Kościoła zdołałem jednak naliczyć na przestrzeni dwudziestu wieków ponad 30 papieży, którzy służyli Kościołowi Powszechnemu na Stolicy Piotrowej krócej niż miesiąc. Byli i tacy, którzy wytrwali zaledwie osiem, dziesięć, kilkanaście dni". Ksiądz Prymas nazwał konieczność tak szybkiego udania się na drugie z kolei konklawe "|wielką |katechezą dla całego świata". Tak też było w istocie. Wielcy i mali tego świata mieli okazję pomyślenia o swojej zależności i poddaniu woli Bożej. W czasie krótkiego pontyfikatu Jana Pawła I miała miejsce w dniach od 20 do 25 września 1978 wizyta delegacji Episkopatu i Prymasa Polski w Republice Federalnej Niemiec. Można bez przesady powiedzieć, że odwiedziny te stały się wydarzeniem o znaczeniu światowym. Były one rewizytą śp. kardynała Juliusza D~opfnera oraz obecnego przewodniczącego Konferencji Biskupów RFN kardynała Józefa H~offnera i wielu innych biskupów niemieckich, którzy odwiedzili Polskę. Międzynarodowe znaczenie wizyty Prymasa i biskupów polskich w RFN wiązało się z odważnym. pionierskim krokiem Episkopatu Polski w grudniu 1965 roku, jakim był list do biskupów niemieckich, ze słynną formułą: "przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Kampania nienawiści, zorganizowana wtedy przeciw biskupom polskim przez ekipę Gomułki, podkreśliła tylko przełomowy, historyczny akt Episkopatu Polski. Dlatego teraz świat był zelektryzowany wyjazdem bikupów do Niemiec. Wyjazd ten następował dopiero po 13 latach od tamtego przełomowego faktu: częściowo z przyczyn obiektywnych - odczekano na wymianę wizyt państwowych na najwyższym szczeblu - a częściowo z powodu pewnego rozczarowania wywołanego w Polsce odpowiedzią biskupów niemieckich i niektórymi przejawami nastawienia katolików niemieckich. Potem miały miejsce jeszcze dyplomatyczne przyczyny zwłoki, spowodowanej zbiegiem różnych wizyt i terminów. Teraz jednak Prymas Polski, towarzyszący mu kardynał Wojtyła, arcybiskup Jerzy Sroba, biskup Władysław Rubin i Sekretarz Pomocniczy Episkopatu ks. Alojzy Orszulik Sac oraz inni przedstawiciele Kościoła w Polsce mogli uczynić dalszy krok na drodze chrześcijańskiego pojednania między narodem polskim a niemieckim. Episkopat Polski na swej Konferencji w dniach 3 i 4 października 1978 roku ocenił wizytę delegacji w RFN nadzwyczaj pozytywnie. Podobną ocenę zyskała ona w oczach szerokiej opinii międzynarodowej, a także znalazła tym razem uznanie w oczach rządu polskiego. Przedstawiciele rządu żegnali i witali Prymasa na lotnisku w Warszawie, a ambasador polski w Bonn spotkał się z Księdzem Prymasem i odbył z nim miłą rozmowę. Prasa światowa pisała wręcz o tryumfalnej podróży kardynała Wyszyńskiego po Republice Federalnej Niemiec, śledząc każde wypowiadane przez niego słowo i zdanie. Kardynał okazał niezwykły takt, zachowując największą powściągliwość w przypominaniu w Niemczech złej przeszłości. Szczególną uwagę komentatorów zwróciły natomiast jego słowa dotyczące wspólnych dla obu narodów wartości europejskich. Już w swym przemówieniu powitalnym 20 września w Fuldzie kardynał Wyszyński, wspominając wspólne rozmowy i przygotowania odbywane z kardynałem D~opfnerem w czasie Soboru, mówił: "Wielokrotnie wypowiadaliśmy te nadzieje, że przyjdzie czas, kiedy jak ongiś, tak i dziś będziemy mogli wspólnie budować Europę Chrystusową, chrześcijańską. Tym bardziej, że przez wiele wieków w tym duchu pracowaliśmy w centralnej Europie, aby ugruntować tutaj królestwo Chrystusowe, które jest królestwem prawdy, sprawiedliwości i miłości, królestwem pokoju i łaski. Szczególnie systematycznie pracowaliśmy nad tym w okresie Soboru Watykańskiego Drugiego. I wtedy już rozważaliśmy, że można iść wspólną drogą w duchu Ewangelii. Co więcej - nie tylko jest to możliwe, ale jest konieczne dla dalszego rozwoju ducha Bożego w świecie centralnej Europy, która była bardzo często kolebką wspaniałych poczynań apostolskich i ewangelicznych". Następnego zaś dnia w przemówieniu ku czci św. Bonifacego Prymas Polski powiedział: "Gdy dziś po latach spotykają się w centrum Europy chrześcijańskiej przedstawiciele dwóch Episkopatów, może wypadnie nam powiedzieć sobie coś bardzo prostego, co nie będzie sensacją dla polityków, ale co może nawet być dla nich zgorszeniem. Ale dla świata chrześcijańskiego może być ratunkiem i początkiem ewangelicznej drogi Europy odrodzonej w duchu świętego Ireneusza: "Poprzez okrąg ziemski rozbrzmiewają różne języki, lecz moc tradycji pozostaje ta sama. Kościoły założone w Germanii nie różnią się od innych Kościołów ani w ich wierzeniach, ani w tradycjach. Podobnie Kościoły, które są w Hiszpanii, albo u Celtów, na Wschodzie, albo w Egipcie lub w Libii" ("Adv. Haer".). Co niechaj sprawia wśród nas Ojciec Narodów przez Jezusa Chrystusa, Króla pokoju i społecznej miłości". Wreszcie w przemówieniu do katolików niemieckich w katedrze w Kolonii 22 września Prymas Polski powiedział między innymi: "Europa musi dostrzec ponownie, że jest ona nowym Betlejem - dla świata, dla ludów i narodów, z którego wywodzi się na świat Król i Książę Pokoju, jedyny dotychczas Zbawca Rodziny ludzkiej. Wśród współczesnych wojen i wieści o wojnach, Europa - która otrzymała przez Kościół Powszechny pokój, jakiego świat nie jest zdolny dać - nie może być nigdy fabryką amunicji, międzynarodowym targowiskiem i dostawcą broni, nie może nadal być poligonem dla doświadczeń wojennych, czy też miejscem samoudręki ludów i narodów". Trudno cytować tu więcej, choć chciałoby się przypomnieć niemal wszystko, co z wielką subtelnością zostało powiedziane przez Prymasa w RFN. Jeśli wątek europejski jego wypowiedzi wydaje się obok wątku pojednania polsko_niemieckiego głównym motywem wystąpień kardynała Wyszyńskiego, to należy go właściwie odczytać. Prymas myślał o wspólnych, chrześcijańskich źródłach Europy, o jej duchowej jedności, która może i powinna przyczyniać się do pojednania narodów europejskich oraz do wspólnego przechowywania wartości naszej kultury i chrześcijańskiego systemu wartości. Prymas mówił o konieczności pokoju w Europie, ale i o duchowej jedności kontynentu. Politykom wygodne byłoby może podkreślenie tylko jednego z tych wątków, prawda wymaga zwrócenia uwagi na obydwa. Właśnie przez uwzględnienie tych dwóch płaszczyzn wizyta Prymasa i Episkopatu Polski w RFN stała się sukcesem i doniosłym wydarzeniem. Kardynał Wyszyński sięgnął do samych źródeł i to było dla jego słuchaczy bardzo przekonujące. Podobnie przekonujące były słowa kardynała H~offnera o dobrej i złej przeszłości między naszymi narodami. Rozczarować może tylko to, że po tej wspaniałej wizycie nie nastąpiło nic specjalnego, że nie umiano jej wykorzystać i kontynuować. Mimo wszystko jednak zostały w 1978 roku położone ważne fundamenty. Mogą one w przyszłości służyć dalszemu budowaniu. Niedługo po wizycie w RFN, w dniach 3 i 4 października, obradowała Konferencja Episkopatu Polski. Wyraziła ona głęboki żal z powodu śmierci dwóch papieży i wezwała do modłów w ich intencji. Episkopat wyraził także pełne zadowolenie z przebiegu wizyty w RFN. W związku z nikłymi postępami normalizacji stosunków z państwem w komunikacie z Konferencji stwierdzono: "Kościół w Polsce jest trwałą rzeczywistością, wnoszącą ogromne, wielowymiarowe wartości w życie społeczne i narodowe. Jest siłą duchową i moralną, której nikt nie może ignorować. Uregulowanie stosunków, a także nawiązanie współpracy, zwłaszcza w dziedzinach społeczno_moralnych, między Kościołem a Państwem leży w interesie całego społeczeństwa". Biskupi wskazywali, że mimo dyplomatycznych gestów władz wobec Stolicy Apostolskiej Kościół podlega bolesnej dyskryminacji. Karze się ludzi udzielających kwater młodzieży biorącej udział w rekolekcjach oazowych. Urzędy wzywają na przesłuchanie osoby przygotowujące nawiedzenie parafii przez kopię obrazu jasnogórskiego. Zwalnia się z pracy lub obniża stanowisko osobom biorącym udział w uroczystościach religijnych. Episkopat postanowił uczcić 60_lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Wybrał na tę uroczystość, zgodnie z tradycjami narodowymi, dzień 11 listopada, faktyczną rocznicę odrodzenia państwa po I wojnie światowej. O tej rocznicy władze państwowe starały się zapomnieć, kierując się pseudolewicowym doktrynerstwem. Wreszcie Episkopat musiał ponownie zaprotestować przeciw powoływaniu alumnów do wojska, wbrew porozumieniu z 1950 roku, oraz przeciw odciąganiu ich w wojsku od kapłaństwa. Równie polemiczny był punkt komunikatu Episkopatu dotyczący świeckich, którzy - jak stwierdzono - "są częścią Kościoła i biorą czynny udział w jego posłannictwie". Powołując się na uchwały soborowe Episkopat stwierdzał bardzo kategorycznie: "Władze państwowe nie mogą im odmawiać prawa do zakładania i utrzymywania własnych, różnorodnych, działających w łączności z hierarchią stowarzyszeń katolickich, do prowadzenia działalności wydawniczej oraz do posiadania niezbędnego dla tych celów majątku. Administracyjne środki znajdujące się w rękach Państwa nie mogą być używane do kierowania ich działalnością, przeciwstawiania lub podporządkowywania jednych stowarzyszeń innym i prób osiągania na tej drodze celów politycznych. Sami członkowie tych stowarzyszeń nie mogą się dać użyć do realizacji takich zamierzeń". Oświadczenie to stanowiło decydujący krok w obronie "Znaku", którego majątek faktycznie przejęła pozostająca pod kierownictwem posła Zabłockiego grupa Odiss - Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych. Poseł Janusz Zabłocki, jak pamiętamy, przejął już bezprawnie nazwę: "Znak". Zabłocki zapytawszy przedstawiciela Episkopatu, czy cytowany punkt komunikatu odnosi się do niego, otrzymał odpowiedź potwierdzającą. Zmusiło go to do rezygnacji z ostatecznego przejęcia własności "Znaku", choć wcześniej podważył ją naciąganymi wyrokami sądowymi. Fakt, że dopiero bezpośrednia ingerencja Episkopatu przyniosła to połowiczne rozwiązanie, jest naturalnie nadzwyczaj smutny. Świadczy on jednak, że w Polsce nie do pomyślenia jest normalizacja stosunków między Kościołem a państwem bez uznania prawa laikatu - niezależnego moralnie i politycznie - do autentycznego działania. Uświadomienie tego rządzącym było z pewnością pewnym sukcesem Episkopatu i cierpliwej taktyki kardynała Wyszyńskiego. IV Kardynał Wyszyński nigdy nie powiedział, że udając się w październiku 1978 roku na drugie w tak krótkim czasie konklawe przewidywał, jaki będzie jego wynik. Przeciwnie, Prymas Polski, który już po raz czwarty brał udział w wyborze papieża i doskonale znał prądy duchowe ożywiające Kolegium Kardynalskie, uważał, że znów stanie się zadość tradycji i jeszcze tym razem zostanie wybrany papież narodowości włoskiej. Co więcej, Prymas uważał to zasadniczo za słuszne, życzył Rzymowi, by jego biskupem został Włoch, obawiając się konsekwencji naruszenia tradycji trwającej dokładnie 455 lat. Podobnie zresztą myślał i kardynał Wojtyła, który choć zdawał sobie sprawę z sympatii do jego osoby w Kolegium Kardynałów, myślał także o uszanowaniu nadal jeszcze dotychczasowej tradycji, choć Kościół uniwersalizował się i było rzeczą pewną, że wcześniej czy później tradycyjny zwyczaj będzie musiał ustąpić wymogom uniwersalizmu. Jak jednak ujawnił Prymas Polski, myśli kardynała Wojtyły były nadal skupione wokół problemów jego metropolii, a wyruszając na konklawe wziął z sobą bardzo mało rzeczy osobistych. Tak jak dotychczas, wyjechał z paszportem zwykłego obywatela PRL. Kardynał Wyszyński wspominał w jednym z przemówień, że i kardynałów na drugim kolejnym konklawe ogarnęła także rosnąca pokora, gdy ich poprzedni wybór, dokonany przecież pod natchnieniem Ducha Świętego, tak szybko został przekreślony przez Opatrzność. Teraz obawiali się zbyt łatwo przewidywać i pochłonięci byli gorętszą niż kiedykolwiek modlitwą o współdziałanie Ducha Świętego. Horoskopy i przewidywania snuli raczej dziennikarze, zresztą na ogół niezbyt trafne, kardynałowie natomiast trwali w nastroju wielkiego skupienia i napięcia. Wybór metropolity krakowskiego na papieża, wybór Polaka, kardynała Karola Wojtyły w ósmym głosowaniu, w dniu 16 października 1978 roku, kardynał Wyszyński skomentował słowami wielce znaczącymi: "Jeszcze głębiej zrozumieliśmy, że w Kościele działa Bóg i szczególnie moc Ducha Świętego. Jeśli ludzie wątpią, czy dziś jeszcze na świecie są znaki i cuda, odpowiadam, że jeżeli co jest cudem, to właśnie to, co miało miejsce w Kaplicy Sykstyńskiej, w dniu 16 października bieżącego |roku". Cud był w tym, że wybrano papieża z kraju, który obronił swoją wiarę, który od 35 lat jest rządzony przez komunistów i przez nich laicyzowany i ateizowany, w którym z Kościołem walczono środkami administracyjnymi, policyjnymi, dyskryminując wierzących i wystawiając Kościół na największe próby. Teraz zaś wybór Papieża Polaka oznaczał nie tylko to, że Kościół się temu wszystkiemu oparł, że zdołał utrzymać przy sobie przeważającą większość narodu, ale że jednocześnie dając Kościołowi Powszechnemu papieża, uzyskiwał w Rzymie potężny puklerz, siłę obronną, o której nigdy nie śmiał nawet marzyć. To było właśnie cudem w mniemaniu kardynała Wyszyńskiego, jeśli wolno nam w ogóle wchodzić w intencje jego słów i myśli, które ze zwykłą sobie powściągliwością odkrywał bardzo oględnie. Jednocześnie Ksiądz Prymas, a jak się okazuje z jego świadectwa także sam Papież, nie mieli najmniejszej wątpliwości, kto uczynił ten cud. Ksiądz Prymas zwierzył się: "Gdy podszedłem do Jana Pawła II z pierwszym homagium, usta nasze niemal jednocześnie otworzyły się imieniem Matki Bożej Jasnogórskiej: to Jej dzieło. Wierzyliśmy w to mocno i wierzymy nadal". Dnia 22 października odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu Jana Pawła II. Transmitowały i komentowały ją stacje telewizyjne i środki przekazu niemal całego świata. Ograniczymy się więc do tego, co dotyczy Prymasa Polski. Jan Paweł II zaraz na początku homagium kardynałów dał wyraz szacunku dla osoby Prymasa Polski na oczach całego świata. Rozegrała się między nimi scena rozdzierająca serce, gdy obaj - Papież i Prymas - znaleźli się w braterskim uścisku, a bystry obserwator mógł spostrzec, że nie tylko Prymas ucałował pierścień Papieża, ale także Papież złożył pocałunek na ręce Prymasa. Podobna scena rozegrała się następnego dnia podczas spotkania Papieża z przybyłymi do Rzymu Polakami. Po przemówieniu, w którym Prymas mówił, ile Jana Pawła II musiało kosztować opuszczenie Ojczyzny i posłuchanie wezwania: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody" oraz przyrzekał Papieżowi stałe modlitwy w jego intencji w polskich sanktuariach maryjnych, Prymas "rzucił się na kolana. Ojciec święty błyskawicznym ruchem znalazł się przy nim, rzucił się również na kolana i tak klęcząc obejmowali się długim, długim uściskiem. Wszyscy na sali szlochali". W czasie tego spotkania padły słowa Jana Pawła II, które przytoczyliśmy już we wstępie: "Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem". W uroczystej inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II wziął także udział przewodniczący Rady Państwa PRL Henryk Jabłoński i następnego dnia został przyjęty na audiencji u Papieża. Od chwili wyboru kardynała Wojtyły wszystkim cisnęły się na usta pytania, czy i kiedy będzie on mógł odwiedzić swoją ojczyznę. Tak właśnie zaczął od samego początku działać cud wyboru kardynała z kraju pod rządami komunistów. Już 23 października szef Urzędu do Spraw Wyznań minister Kąkol oświadczył: "Wokół tej sprawy nagromadziło się wiele nieporozumień i dezinformacji. Dlatego też właśnie potrzebne są oficjalne wyjaśnienia. Wszystkim wiadomo, że Papież jest głową Kościoła i równocześnie szefem watykańskiego państwa. Zadowolenie i satysfakcja to treść naszego stosunku do powierzenia kardynałowi Wojtyle tej najwyższej w Kościele godności. Jeśli Papież przybędzie do Polski, to może być pewny, że zostanie powitany z serdecznością zarówno przez władze państwowe, jak i przez społeczeństwo. Czas, wybór terminu przyjazdu jest oczywiście uwarunkowany okolicznościami, mającymi dwustronny i wieloaspektowy charakter. Sami wiecie, że tak jest przy każdej ważnej wizycie". Wielu przemyślnych mężów stanu musiało być czynnych przy układaniu tego krótkiego komunikatu. Ale spełnił on swoje zadania w ramach dziejącego się cudu Papieża z Polski. Choć potem wypadło toczyć wielomiesięczne rokowania, to jednak Papież w następnym roku do Polski przyjechał i to był chyba nowy cud, absolutna niezwykłość tego, że możliwe stało się to, co jeszcze parę miesięcy wcześniej byłoby absolutnie nie do pomyślenia. Kardynał Wyszyński był po wyborze Papieża Polaka oblegany. Każdy chciał usłyszeć jego opinię i wykraść choć rąbek tajemnicy konklawe. Poza tym w wyborze kardynała Wojtyły upatrywano słusznie rekompensatę za cierpienia i uznanie dla Kościoła polskiego, a więc przede wszystkim dla jego Prymasa. Korona życia kardynała Wyszyńskiego wzbogaciła się o swój najwspanialszy klejnot. Prymas wyniósł Kościół i katolicyzm polski jak nikt inny przed nim. Ksiądz Prymas mówił w wielu wystąpieniach jeszcze w Rzymie, a potem w Polsce o głosach, które słyszał: "Polsce się to należało, dlatego, że dała przykład, jak bronić Boga i praw Chrystusa, jak bronić wiary, jak zachować twarz pomimo udręk i prześladowań, które spadały na naród". Kardynał Wyszyński słuchał tych słów z najgłębszym wzruszeniem, bo przecież pewne rzeczy w przeszłości bardzo bolały i teraz mówił o nich bardzo szczerze: "Pamiętamy, że nawet w okresie posoborowym największe ataki szły na Kościół w Polsce. Pisano o nim, że nie realizuje Soboru, nie jest postępowy. Patronowała temu prasa całej prawie Europy, zwłaszcza prasa francuska i niemiecka. Ciągle były napaści na Episkopat Polski, że jest konserwatywny, niepostępowy, że zapóźnia Sobór i odnowę liturgiczną. Jednakże okazało się teraz, że Kościół polski ma widoczne zasługi. To był argument dla "Sykstyny", argument, który uspokajał wszystkich elektorów. Widocznie takiej pracy, takiej metody i takiego stylu duszpasterstwa potrzeba światu, skoro Polska dzięki temu uratowała swą religijność, jedność i zwartość Kościoła". Bardzo znamienne były słowa Prymasa Polski zawarte w tym samym wystąpieniu: "Trzeba pamiętać, że niedawno razem z kardynałem Wojtyłą, z arcybiskupem Strobą, oraz z obecnymi tutaj naszymi współpracownikami podróżowaliśmy po Niemczech. Mogłoby się zdawać, że taka podróż jest oderwanym epizodem. Tymczasem Pan Bóg wszystko to umiał w swoim czasie ustawić i wkomponować w swoje plany. Dzięki temu - oczywiście nie tylko - przedziwnie spokojnie dokonała się ta przemiana, to odejście od schematu: Italczyk, od czterech wieków Italczyk". Kardynał Wyszyński powrócił do Warszawy 29 października 1978, a 6 listopada wygłosił w Bazylice archikatedralnej kazanie związane z wyborem Papieża Wojtyły. Ksiądz Prymas powrócił w nim między innymi do spraw maryjności nowego Papieża i całego Kościoła w Polsce. Mówił: "Największym "zarzutem", jaki nam stawiano, było: to jest przecież Kościół maryjny. Nawet obecnie po wyborze Jana Pawła II ktoś napisał: już dwa razy Papież mówił o Matce Najświętszej, a więc będzie to Papież maryjny, czyli na pewno konserwatywny... Gdy zarzucano naszą maryjność, odpowiadałem: Bóg zaczął zbawienie świata od Dziewczęcia z Nazaret. Postawił ją przy żłobie betlejemskim, pod krzyżem na Kalwarii, chciał Ją mieć również w wieczerniku Zielonych Świątek. Czego więc chcecie. Ostatni Sobór ogłosił, że Maryja obecna jest w misterium Chrystusa i Kościoła. A biskupi polscy usilnie prosili, aby Papież Paweł VI nazwał Maryję Matką Kościoła. I tak też się stało". Najwyraźniej może ujął kardynał Wyszyński swoje uczucia związane z wyborem Jana Pawła II w przemówieniu już przez nas cytowanym w czasie "Opłatka" dla księży 23 grudnia 1978 roku. Niestety na przytoczeniu małego urywku z tego wystąpienia musimy już skończyć relację wielu wypowiedzi Prymasa o nowym Papieżu. Ksiądz Prymas mówił: "Trudno jest mówić o wielkich tajemnicach, które się dzieją. 8 grudnia upłynęło 25 lat, gdy w Stoczku na Warmii zrozumiałem znaczenie Matki Najświętszej w Kościele polskim, jako siły jednoczącej, siły, w imię której można poruszyć Polaków i zmobilizować ich dla każdej wielkiej i słusznej sprawy. Wtedy to oddałem się Matce Najświętszej w Jej macierzyńską niewolę. Gdy później zacząłem głosić ideę niewolnictwa Maryi w Polsce, Bracia odważni, lecz małoduszni, powiedzieli: na tym punkcie Prymas się potknie. A tymczasem stało się inaczej... Na początku tak zwanej klęski trzeba zawsze postawić na Maryję. Przeżywałem ciężkie chwile na konklawe. Dla mnie oddanie tak wybitnego współpracownika w Polsce, jakim był kardynał Wojtyła, jest olbrzymią stratą. Trzeba znać tajemnice naszej współpracy i wzajemnego oddziaływania na siebie, aby to zrozumieć. Ale gdy jeszcze byłem pełen bólu i łez, nowy Papież zaczął mówić o Matce Najświętszej - ze swojej pozycji. I zaraz w prasie napisano: to będzie Papież maryjny, bo już dwa razy mówił o Matce Najświętszej. - A policzcie, ile już razy od tamtej pory o NIej mówił. Prawdziwie, on wierzy w to, że zwycięstwo w Kościele Powszechnym, gdy przyjdzie, będzie to Jej zwycięstwo". Słów tych nie należy z pewnością rozumieć w taki sposób, że kardynał Wyszyński wiedząc, iż w Polsce Kościół oparł się ateizmowi państwowemu, proponuje Kościołowi Powszechnemu mechaniczne naśladownictwo Kościoła polskiego. Prymas wzywał przede wszystkim Polaków, żeby wspierali nowego Papieża modlitwą, wyjednując mu łaski Boże za pośrednictwem Maryi. Pragnął całym sercem, by pobożność maryjna upowszechniała się w całym świecie katolickim. Był jednak najdalszy od narzucania czegokolwiek Janowi Pawłowi II i Kościołowi Powszechnemu. Przekonanie Prymasa, że można czerpać także z polskich tradycji i źródeł duchowych, nie narzucając bynajmniej wyłączności tych przekazów, wydaje się w pełni zgodne z uniwersalizmem Kościoła rzymskiego, katolickiego. Zaraz po powrocie do kraju kardynał Wyszyński rzucił się w wir pracy. Często i wiele mówił o "polskim Papieżu", ale brał w swoje ręce wszystkie aktualne sprawy Kościoła w Polsce. Było to szczególnie potrzebne teraz, gdy nie przebywał już w kraju wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu, przewodniczący jego Rady Naukowej i Komisji do Spraw Nauki, a także do Spraw Duszpasterstwa Świeckich - kardynał Karol Wojtyła. Już 13 listopada Ksiądz Prymas przemawiał w Lublinie na uroczystości 60_lecia katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ujawniając tam fakt, że około dwie trzecie obecnego Episkopatu Polski wywodzi się z byłych studentów lub profesorów Kul_u. Władze państwowe, całkowicie zaskoczone wyborem Papieża Polaka, okazywały teraz Prymasowi niezwykłą atencję. Za każdym wyjazdem i powrotem do kraju żegnano lub witano go z całym protokołem dyplomatycznym. W dniu 12 listopada, w 30 rocznicę mianowania ówczesnego biskupa lubelskiego arcybiskupem metropolitą Gniezna i Warszawy, minister Kąkol przesłał Jubilatowi życzenia w imieniu rządu PRL. W Warszawie ruszyła wreszcie raźniej budowa kilkunastu świątyń... W dniach 28 i 29 listopada odbyła się Plenarna Konferencja Episkopatu Polski. Jan Paweł II wystosował na ręce Prymasa podziękowanie Episkopatowi, a szczególnie kardynałowi Wyszyńskiemu za jego dwudziestoletnią pracę w gronie Episkopatu. Papież, co było rzeczą nader charakterystyczną, z tytułu dotąd pełnionych funkcji, podkreślił w swym obszernym liście znaczenie, jakie nadal przywiązuje do zabezpieczenia akademickiego charakteru nauki katolickiej w Polsce oraz do apostolstwa świeckich. Papież określił te dwie dziedziny "ważnymi odcinkami frontu w tej duchowej walce, jaką Kościół w Polsce toczy pod opieką Matki Kościoła i Stolicy Mądrości". Prosił też biskupów polskich o modlitwę w intencji jego obecnych trudnych zadań. Konferencja ustaliła specjalny dzień modlitwy w całym kraju w intencji Ojca świętego na 2 lutego 1979 roku, w święto Matki Boskiej Gromnicznej. Modlitwę postanowiono zapowiedzieć w liście pasterskim, rozpoczynającym czwarty Rok Wdzięczności przed jubileuszem 600_lecia Jasnej Góry. Cały rok postanowiono poświęcić modlitwie o pomoc Kościołowi w Polsce i w świecie przez Maryję Matkę Kościoła, nazywając go "Rokiem Pomocników Matki Kościoła". Episkopat zwrócił się do władz państwowych o zwiększenie nakładów czasopism katolickich i ograniczenie cenzury w związku z powszechnym pragnieniem społeczeństwa wiadomości o pracach i działalności Ojca świętego. Niestety, postulat ten nie został zrealizowany. Episkopat przypomniał wiernym, że w roku 1979 przypada dziewięćsetna rocznica śmierci biskupa Stanisława męczennika. Opinia katolicka wiedziała już, że na tę właśnie rocznicę Ojciec święty chciałby przyjechać do Polski. Episkopat wybrał biskupa Ignacego Tokarczuka przewodniczącym Komisji do Spraw Nauki Katolickiej, a biskupa Mariana Rechowicza przewodniczącym Rady Naukowej Episkopatu. Biskupi wyrazili ubolewanie, że wydawnictwa katolickie otrzymują coraz mniejszy przydział papieru i do tego gorszej jakości. Szczególnie drastycznie zaznaczał się brak podręczników do nauki religii i literatury religijnej dla młodzieży oraz brak modlitewników. Biskupi ocenili politykę władz w tej dziedzinie jako ograniczenie praw Kościoła, gdyż na brak papieru rząd uskarżał się zawsze, marnując jednocześnie wielkie jego ilości na publikacje o bardzo małej wartości. W komunikacie z odbytej sesji stwierdzono także: "Konferencja Episkopatu nadal interesuje się trudną sytuacją ludzi pracy, szczególnie w górnictwie, hutnictwie i państwowych gospodarstwach rolnych. Problem wolnego czasu i odpoczynku, zwłaszcza w niedzielę i święta, musi być rozwiązany. Nie można poświęcać zdrowia fizycznego i moralnego, praw osobistych ludzi - na rzecz czegokolwiek, nawet dla wzrostu produkcji i postępu gospodarczego. Obrady Episkopatu zakończyły się wysłaniem listu dziękczynnego do Jana Pawła II. Wybór papieża Jana Pawła II nie był odosobnionym sukcesem kardynała Wyszyńskiego i Kościoła w Polsce. Można śmiało powiedzieć, że z końcem roku 1978 Kościół w Polsce był silniejszy niż kiedykolwiek. Działalność duszpasterską prowadziło 19913 kapłanów katolickich, w tym 15219 diecezjalnych i 4694 zakonnych. Tylko w roku 1978 zostało wyświęconych 569 kapłanów, w tym 149 zakonnych. W seminariach duchownych studiowało 5325 alumnów, w tym 1541 zakonnych. Następny rok miał w wyniku wizyty Ojca świętego przynieść znaczny wzrost powołań. Polska miała ich najwięcej w świecie w stosunku do liczby ludności. Mimo dyskryminacji wierzących świątynie były pełne i odnotowano wzrost udziału wiernych w życiu sakramentalnym. Postawy moralne bardzo często nie szły w parze z wyznawanymi zasadami katolickimi, ale w wielkiej mierze wynikało to z uwarunkowań społeczno_ gospodarczych, ze spadku stopy życiowej, wzrostu nierówności społecznych, korupcji i wielu innych konsekwencji wadliwego systemu i drastycznych błędów ekonomicznych. Społeczeństwo oczekiwało na przyjazd Papieża do kraju jako na niemal oczywistą konieczność. Wszystkie oczy były zwrócone na kardynała Wyszyńskiego, który musiał wynegocjować tę upragnioną przez naród wizytę. Prymas także o tym myślał, nie ustając zarazem w intensywnej pracy duszpasterskiej. Wygłaszał dziesiątki przemówień o polskim Papieżu, których fragmenty zawarte zostały w książce pt. "O polskim papieżu z Krakowa". Ksiądz Prymas wręczył tę książkę księżom w czasie bożonarodzeniowego "Opłatka" w 1978 roku. W dniu 1 stycznia 1979 roku zmarł w Warszawie przywódca Paxu Bolesław Piasecki. Odejście to było bardzo dramatyczne, gdyż twórca tak zwanego "ruchu społecznie postępowego katolików" leżał prawie dwa lata złożony śmiertelną chorobą. Do końca zachował jednak konsekwencję w swej antagonistycznej wobec kierunku Księdza Prymasa postawie ideowej. Dwukrotnie nawet porywał się z łóżka, by wygłosić referaty do swych zwolenników. Ostatnie przemówienie 6 października 1978 było już tylko aktem osobistego heroizmu człowieka śmiertelnie chorego, pragnącego podtrzymać psychicznie swoich stronników. Kilka miesięcy wcześniej Piasecki wygłosił przemówienie, w którym przeformułował swoją koncepcję dwuświatopoglądowości i dwupartyjności, według której miały współrządzić lub zmieniać się przy władzy dwie partie socjalistyczne, jedna marksistowska, a druga katolicka. Idea ta nie przewidywała udziału w życiu społecznym innych orientacji, a ustrój miał pozostawać kolektywistyczny. Komuniści pozwalali Piaseckiemu snuć te marzenia, ponieważ był ich sojusznikiem i występował przeciw programowi Księdza Prymasa. Teraz Piasecki wysunął koncepcję dwupodziału ideowego, której przedłużeniem nie miała być już partia marksistowska i ruch socjalistyczny katolików, ale dwuświatopoglądowość miała obowiązywać w samej partii, w istniejących w kraju fasadowych stronnictwach i organizacjach społecznych. Mało tego, koncepcję swoją proponował Piasecki także ZSRR, jako jedyną drogę prowadzącą do wygrania walki z ruchami dysydenckimi. Abstrahując od zupełnej nierealności tych abstrakcyjnych koncepcji, były one nadal polemiczne wobec wszelkich tendencji demokratyzacyjnych i zmierzały do ponownego wykazania własnej użyteczności jako alternatywy opozycji politycznej. Piasecki, skądinąd nieprzeciętny człowiek, do końca nie zdołał wywikłać się z gorszącej konfrontacji z Kościołem i oderwawszy się od życia skostniał, wysuwając coraz to bardziej oderwane formuły ideowe. W praktyce zaś udzielał zawsze poparcia rządzącej partii w starciach z Episkopatem. Umarł jako postać tragiczna. Ksiądz Prymas na wiadomość o jego śmierci polecił powiedzieć, że odprawi Mszę św. w intencji zmarłego. Niczego więcej nie mógł zrobić. Opinia społeczna by tego nie zrozumiała, byłaby nawet zgorszona. Dramatyczne życie Piaseckiego stanowi przykład, jak bardzo niebezpieczna jest polityka w systemie totalnym, jeśli odchodzi się od woli narodu i lekceważy wskazania Kościoła. Piaseckiego pochowano z honorami należnymi członkowi Rady Państwa. Nie zmieniło to wymowy jego klęski ideowej, szczególnie na tle uznawanego już autorytetu Prymasa Polski, wobec którego Piasecki przez cały okres powojenny odgrywał rolę dywersyjną. Już 24 stycznia odbyło się drugie spotkanie Księdza Prymasa z I Sekretarzem Partii Edwardem Gierkiem. Uzgodniony po rozmowie komunikat PAP_u głosił, że "kontynuowano wymianę poglądów na najważniejsze sprawy narodu i Kościoła, które mają doniosłe znaczenie dla właściwego układania stosunków oraz współdziałania Kościoła i Państwa: dla jedności narodu w dziele kształtowania pomyślności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i umacniania jej pozycji w świecie". Wizyta Prymasa była z pewnością sukcesem I Sekretarza, borykającego się nadal z rosnącymi trudnościami gospodarczymi i politycznymi. Także komunikat z rozmowy opinia odczytała jako bardzo korzystny dla rządu. Wynika z niego jednak, że mówiono najpierw o sprawach narodu. I wiemy także, w świetle wcześniejszych wystąpień publicznych Kardynała, co Prymas musiał powiedzieć I Sekretarzowi. Prymas nie po raz pierwszy odłożył na bok wszelkie względy prestiżowe, a nawet propagandowe, aby przestrzec rządzących i być moralnie w porządu wobec narodu. To był z pewnością główny aspekt rozmowy. Poza tym nastąpiło pogłębienie dobrej atmosfery, bez której nie mogłoby dojść do wizyty Ojca świętego w Polsce, dokładnie za cztery miesiące i tydzień. Rządzący słusznie cieszyli się z sukcesu. Prymas spełnił to, co uważał za swój obowiązek wobec narodu, a także - moim zdaniem - otworzył Papieżowi drogę do Polski. Jeszcze w gorącej atmosferze komentarzy i plotek po niedawnym spotkaniu, odbyło się 6 lutego w warszawskiej bazylice archikatedralnej uroczyste nabożeństwo z okazji jubileuszu 30_lecia posługi arcybiskupiej kardynała Wyszyńskiego. Analogiczna uroczystość odbyła się także w Gnieźnie. W dniu modłów całego Kościoła polskiego w intencji Papieża Ojciec święty skierował do Księdza Prymasa wymowną depeszę z okazji jego jubileuszu. Jan Paweł II pisał między innymi: "W dniu jubileuszu 30_lecia powołania Waszej Eminencji na Stolicę Prymasów Polski łączę się w serdecznej modlitwie z Dostojnym Jubilatem i z całym Ludem Bożym naszej Ojczyzny... Jezus Chrystus, Książę Pasterzy, w ciągu tych lat pozwolił Księdzu Prymasowi uczestniczyć we wszystkich swoich Tajemnicach, zwłaszcza w Tajemnicy Bolesnej. Mówiąc za św. Pawłem: "(Z łaski Bożej jest Ci dane dla Chrystusa nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć". Za Apostołem Narodów może Czcigodny Ksiądz Prymas także powiedzieć, że "Jego posługiwanie przyniosło korzyść Ewangelii, bo więcej braci ośmielonych w Panu wśród doświadczeń, coraz bardziej odważa się głosić bez lęku Słowo Boże"). W czasie uroczystości w archikatedrze warszawskiej kazanie wygłosił biskup Jerzy Modzelewski, który powiedział o Księdzu Prymasie, co następuje: "Pomny na słowa św. Piotra: "Bardziej trzeba słuchać Boga, aniżeli ludzi"... wyraźnie przekazywał prawdy Boże, wykazując, że ateizm, laicyzacja jest sprzeczna z wolą Bożą, godnością człowieka, polską racją stanu. Wypowiedzi i pisma głoszące dobrą nowinę docierały do wielu. Za taką postawę ponosił udręki fizyczne i moralne. Na kilka lat utracił nawet osobistą wolność... Wbrew nadziei ludzkiej jawił się wśród nas jako herold i zwiastun nadziei Bożej. W szczególny sposób okazał ją w dniach tragicznych przeżyć Warszawy i Wybrzeża. W tych ciężkich dla Ojczyzny godzinach nawoływał do rozwagi, cierpliwości i ufności w Bogu, wypełniając słowa św. Pawła: "Trudzimy się i walczymy, ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu Żywym"". Biskup Modzelewski mówił o zawierzeniu przez Prymasa Maryi, o jego roli jako obrońcy człowieka i narodu, rodzimej kultury i tradycji. Wspomniał też o wyborze Polaka na Stolicę Piotrową i o tym, że "przez ten wybór Bóg w swojej Opatrzności wynagradza naród za męki i cierpienia, za trudy i udręki, jakie ponosiła Ojczyzna w ostatnich dziesiątkach lat". Kardynał Wyszyński odpowiedział bardzo krótko. Podkreślił tylko, że starał się pozostać wierny swej dewizie biskupiej: "Soli Deo - Per Mariam". Jan Nowak napisał w marcu 1979 roku: "Oceniam osobiście Prymasa jako przywódcę na miarę tysiąclecia, ale nawet człowiek obdarzony największą odwagą, wolą i rozumem nic by nie zdziałał, gdyby nie miał mocnego oparcia w masach". Ważne byłoby tu stwierdzenie, że Prymas miał tak powszechne oparcie w rzeszach, bo nie występował pod sztandarem jakiegoś obozu politycznego, ale w imię podstawowych praw Kościoła, narodu i człowieka, w imię polskiej identyczności duchowej i kulturalnej. I trzeba się zgodzić z opinią, że jak pamięć sięga, żaden polski mąż stanu, książę Kościoła czy przywódca duchowy nie miał za życia tak niekwestionowanej, jak kardynał Wyszyński, pozycji Najwyższego autorytetu w narodzie. Jubileusz księdza Prymasa uczcili biskupi polscy uczestnicząc w uroczystości w archikatedrze warszawskiej. W dniach 7 i 8 lutego odbyła się Konferencja Episkopatu, na której odczytano list Ojca świętego do Prymasa. Biskupi stwierdzili w komunikacie z posiedzenia: "Dla wyrażenia Ojcu świętemu wdzięczności za jego niezłomną wolę przybycia do Polski uda się z ramienia Konferencji Episkopatu w najbliższym czasie do Rzymu specjalna delegacja. Kontynuowane też będą rozmowy z właściwymi władzami w sprawie programu przyjęcia Ojca świętego. Modlić się będziemy, aby pielgrzymka ta przyniosła jak największe owoce dla życia społecznego i religijnego". Episkopat dyskutował "żelazny" punkt swojego porządku dziennego- sprawę stosunków między Kościołem a państwem, wyrażając pełną aprobatę dla rozmowy kardynała Wyszyńskiego z Edwardem Gierkiem. Biskupi ponownie zwrócili uwagę władz, że "postęp społeczno_gospodarczy nie jest możliwy bez jednoczesnego poszanowania norm moralności społecznej i wolności". Ponownie podkreślono znaczenie laikatu w Kościele, wybierając zarazem następcę kardynała Wojtyły na stolicy św. Stanisława w Krakowie, arcybiskupa Franciszka Macharskiego, przewodniczącym Komisji do Spraw Apostolstwa Świeckich. Intensywne rokowania z rządem, prowadzone w atmosferze stworzonej przez rozmowę Prymasa z I Sekretarzem Partii, doprowadziły do opublikowania w całej prasie polskiej w dniu 3 marca komunikatu Sekretarza Episkopatu o przyjeździe Papieża do Polski. W komunikacie stwierdzono, że "Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński w imieniu Konferencji Episkopatu Polski skierował 22 lutego 1979 roku do Ojca Świętego Jana Pawła II oficjalny list, w którym wypowiedział wdzięczność za jego gotowość odwiedzenia Polski i Kościoła w Ojczyźnie naszej". Ksiądz Prymas wyrażał prośbę w imieniu Episkopatu i społeczeństwa, by wizyta Papieża nastąpiła w najbliższym czasie. Ojciec święty przychylił się do prośby Episkopatu i oczekiwań społeczeństwa. Jednocześnie zamieszczono komunikat Polskiej Agencji Prasowej, wyrażający zadowolenie przewodniczącego Rady Państwa, przekazane w imieniu najwyższych władz państwowych, z zaproszenia wystosowanego przez Episkopat do Papieża i z oświadczenia Jana Pawła II, iż pragnie odwiedzić swoją ojczyznę. Zapewniano, że Papież będzie przyjmowany serdecznie przez władze i społeczeństwo. Ustalono, że wizyta Jana Pawła II odbędzie się od 2 do 10 czerwca, informując, że Papież odwiedzi Warszawę, Gniezno, Częstochowę i Kraków. Opinia katolicka w Polsce wiedziała, że opublikowany komunikat stanowi kompromis. Papież chciał bowiem przyjechać zasadniczo w maju, żeby uczestniczyć w Krakowie w uroczystościach rocznicy śmierci św. Stanisława Męczennika, zabitego przez króla polskiego przed 900 laty. Dla rządu rocznica św. Stanisława była jednak drażliwa z kilku powodów. Chodziło o biskupa zabitego przez władcę państwa, któremu św. Stanisław nie wahał się mówić całej prawdy. W dniu św. Stanisława, 8 maja 1953 roku, kardynał Wyszyński przedstawił Episkopatowi słynny list "Non possumus", w którym biskupi polscy powiedzieli całą prawdę komunistycznym władcom Polski. Od lat 8 maja był dniem, w którym Prymas musiał kolejno rządzącym ekipom zwracać uwagę na ich błędy i niedolę społeczeństwa. Wszystkie te okoliczności sprawiły, że władze kategorycznie odmówiły zgody na majowy termin wizyty Ojca świętego. Zdawało się to grozić impasem, ale Papież sam wysunął chętnie termin czerwcowy, nie rezygnując zresztą z jubileuszowych uroczystości ku czci Biskupa Męczennika w Krakowie i przenosząc je na czerwiec. W ten sposób wyminięto jedną z raf, która zdawała się stawiać wizytę Jana Pawła II pod znakiem zapytania. A uzgodniony termin czerwcowy okazał się idealny: w Polsce była akurat wspaniała pogoda. Dnia 9 marca 1979 roku odbyło się posiedzenie Rady Głównej Episkopatu, która wydała komunikat do wiernych o wizycie Ojca świętego, powołując jednocześnie Komitet Honorowy pod przewodnictwem kardynała Wyszyńskiego i Ogólnopolski Komitet Koordynacyjny dla przygotowania wizyty Papieża. Rada Główna wybrała też trzyosobową delegację Episkopatu w osobach arcybiskupa Macharskiego, biskupa Bareły i biskupa Dąbrowskiego, która udała się do Rzymu, by podziękować Ojcu świętemu za gotowość przyjazdu do Polski. Było raczej rzeczą oczywistą, że zadaniem delegacji jest ustalenie z Papieżem programu jego wizyty. Przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński wystosował 2 marca list do Jana Pawła II zawiadamiający o przychylnym stosunku władz do pielgrzymki Papieża do Polski. Kurtuazyjną odpowiedź Papieża opublikowano w Warszawie 13 marca. Obradująca w dniach 21 i 22 marca Konferencja Episkopatu Polski stwierdziła między innymi: "Przybycie Namiestnika Chrystusowego i Głowy Kościoła Katolickiego do Polski - związanej od przeszło tysiąca lat z kulturą chrześcijańską i Stolicą Piotrową - jest w dziejach naszego narodu wydarzeniam wyjątkowym o wymiarze religijnym i nadprzyrodzonym. Wyjątkowość tej wizyty podkreśla fakt, że dokonuje jej syn polskiej ziemi jako Namiestnik Chrystusa na ziemi". Biskupi nawoływali wiernych do godnego przyjęcia Papieża i modlitw w jego intencji, a także wyrażali nadzieję, że wizyta Jana Pawła II przyczyni się do normalizacji stosunków między Kościołem a państwem. Komunikat nie wspominał o najbardziej rewelacyjnym dla opinii światowej aspekcie wizyty Jana Pawła II, a mianowicie o fakcie, że po raz pierwszy Namiestnik Chrystusa miał przybyć do państwa rządzonego przez komunistów. Nie ma wątpliwości, że było to możliwe dzięki konsekwentnemu kierunkowi postępowania kardynała Wyszyńskiego, który stawiając zawsze na Naród, nigdy nie uchylał się od rozmów i porozumienia z państwem. Jego cierpliwość miała teraz zaowocować dla Kościoła i narodu polskiego, a w pewnej mierze także dla narodów innych krajów rządzonych przez komunistów. Chwilowo biskupi musieli jednak znowu zwrócić uwagę rządowi na prawo młodzieży uczącej się w szkołach zawodowych i technicznych do religii, także upomnieć się o większą wolność w dziedzinie budowy i pracy punktów katechetycznych. Już w czasie odbywającej się sesji Episkopatu przybył do Warszawy sekretarz Rady do Spraw Publicznych Kościoła arcybiskup Agostino Casaroli w celu negocjowania z rządem programu wizyty papieskiej. Arcybiskup spotkał się 22 marca z biskupami polskimi, a z Księdzem Prymasem odbył specjalną rozmowę, dotyczącą wizyty Papieża i stosunków między Kościołem a państwem. Agostino Casaroli opuścił Warszawę 26 marca, ale jak można było zorientować się z komunikatu PAP_u, w czasie jego pobytu nie zdołano uzgodnić pełnego programu pobytu Ojca świętego w Polsce. Andrzej Micewski Kardynał Wyszyński Prymas i Mąż Stanu Tom Całość w tomach Polski Związek Niewidomych Zakład Nagrań i Wydawnictw Warszawa 1993 Tłoczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1 Przedruk z wydawnictwa "~editions du Dialogue Soci~et~e d'~Editions Internationales" Paris 1982 Pisała J. Szopa Korekty dokonali: St. Makowski i K. Kruk Rozdział VI Uznanie wielkości Prymasa Wybór i pielgrzymka Papieża Polaka (1970_#1979) (c.d.) IV (c.d.) Trwały więc intensywne przygotowania do wizyty, choć jej ostatecznego programu na razie nie uzgodniono. Władze państwowe dążyły do możliwie pełnego przejęcia w swoje ręce przygotowań do pielgrzymki Papieża, by zachować nad nią pełną kontrolę polityczną. Wzbudzało to wątpliwości w wielu kołach katolickich, ale i tym razem Prymas Polski przyjął postawę równie odważną jak skuteczną. Zgodził się mianowicie na przejęcie spraw organizacyjnych, na budowę wielkiego krzyża w Warszawie, pod którym Papież miał odprawić Mszę św., a nawet na obsługę prasową wizyty przez agendy państwowe, wiedząc, że i tak właściwy charakter pielgrzymce nada sam Ojciec święty. Przyszłość pokazała, że kardynał Wyszyński nie pomylił się, choć wielu księży i świeckich było zaniepokojonych, zwłaszcza gdy ukazał się komunikat o zorganizowaniu w związku z wizytą Papieża Centrum Prasowego Agencji "Interpress", mającej specyficzną opinię polityczną. Prymas jednak ze spokojem twierdził, że cieszy się, gdy "bracia czerwoni" budują krzyże. Opinia społeczna spodziewała się, że obsługa prasowa pielgrzymki Papieża znajdzie się w rękach Kościoła, jednak władze kościelne ograniczyły się do przygotowania własnych materiałów informacyjnych o Kościele i katolicyzmie polskim. Na nic więcej Kościół nie miał środków technicznych, telefonów, dalekopisów itp. Ksiądz Prymas energicznie prowadził także wszystkie inne sprawy Kościoła w Polsce, niezależnie od przygotowań do wizyty papieskiej. Przemawiał 2 kwietnia na sesji Atk poświęconej papieżowi Janowi Pawłowi II. Kardynał zabiegał o możliwie najszybsze obsadzenie wakujących diecezji. Metropolia krakowska, dotychczasowa stolica Jana Pawła II, została obsadzona w rekordowo szybkim czasie, zważywszy na stosunki panujące w dziedzinie obsadzania stanowisk duchownych w Polsce. Także nominacja biskupa Stroby na metropolię poznańską i biskupa Majdańskiego na ordynariusza w Szczecinie były ważnymi dla Kościoła i szybko uzyskanymi decyzjami personalnymi. Dnia 21 kwietnia kardynał Wyszyński konsekrował na biskupa nowego ordynariusza warmińskiego, swego gnieźnieńskiego kapelana, ks. dra Józefa Glempa. W ten sposób doprowadził do takiego stanu, w którym żadna stolica biskupia nie wakowała. Chodziło mu o przyszłość, być może dalszą niż jego własne życie. Po śmierci kardynała Villota Jan Paweł II mianował dnia 30 kwietnia 1979 arcybiskupa Agostino Casaroli prosekretarzem stanu, podnosząc go do rangi sekretarza stanu po obradach konsystorza, na którym Arcybiskup został powołany do godności kardynalskiej. Władze warszawskie przyjęły nominację arcybiskupa Casaroli z wielkim zadowoleniem, widząc w nim człowieka ustępliwego. Ksiądz Prymas także nie miał powodów do niezadowolenia. Arcybiskup Casaroli mógł się już wielokrotnie przekonać, jak wygląda prawda o stosunkach między Kościołem a państwem w Polsce, a poza tym papieżem był Polak, znający te stosunki z własnej praktyki od podszewki. Upłynęły dwa miesiące od ogłoszenia komunikatu o wizycie Jana Pawła II w Polsce, a nadal nie był znany szczegółowy program tej wizyty. Dla opinii publicznej stało się rzeczą oczywistą, że są trudności w jego uzgodnieniu. Wkrótce agencje i prasa zachodnia informowały, że władze państwowe nie chcą zgodzić się na planowaną przez Papieża wizytę u grobu św. Jadwigi w Trzebnicy oraz na spotkanie z robotnikami Śląska w Piekarach. Dopiero w dniu 8 maja prasa przyniosła komunikat Sekretariatu Episkopatu Polski o programie wizyty Jana Pawła II. Komunikat przynosił decyzje będące formalnym zadośćuczynieniem żądaniom rządu, na przykład nie przewidywano wizyty Papieża w Trzebnicy i Piekarach, ale faktycznie program spełniał to, o co chodziło Ojcu świętemu i Prymasowi Polski. Przewidywał zarówno spotkania z robotnikami, jak i z młodzieżą, tyle tylko, że robotnicy musieli przybyć do Częstochowy, a młodzież do Warszawy, Gniezna i Krakowa. Komunikat stwierdzał też, że "podróż Ojca świętego ma charakter religijny - pielgrzymki do ojczystego kraju, w roku poświęconym dziewięćsetnej rocznicy męczeńskiej śmierci św. Stanisława, biskupa krakowskiego". Dzięki więc elastycznej i cierpliwej taktyce Prymasa "wilk był syty i owca cała", uwzględniono żądania władz, nie zmieniając programu pobytu Papieża. A trzeba powiedzieć, że w ciągu dwóch miesięcy napiętych rokowań opinia katolicka przeżywała sporo niepokoju, a nawet niecierpliwości. Imponujący spokój Prymasa i dystans wobec spraw małych spowodowały, że wszystko skończyło się jak najlepiej. Ksiądz Prymas przechodził wiosną dłuższe zaziębienie, ale gorąco pragnął pojechać do Rzymu i spotkać się z Ojcem świętym przed jego przyjazdem do Warszawy. Urzeczywistnił swój zamiar i w niedzielę 20 maja koncelebrował wraz z innymi biskupami polskimi Mszę św. pod przewodnictwem Jana Pawła II na zakończenie pielgrzymki polonijnej, która przybyła do Rzymu. Nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, że Prymas tak bardzo pragnął udać się do Rzymu, w przededniu przyjazdu Papieża, by móc omówić z nim najważniejsze problemy zamierzonej pielgrzymki do Polski i inne sprawy kościelne. Jak bardzo owocne były rozmowy na Watykanie, mogliśmy się przekonać już w czasie pobytu Jana Pawła II w Polsce. Każdy dzień i właściwie każda godzina tego pobytu złożyła się na urzekającą mozaikę, która przedstawiała zwartą myśl i przejrzysty program duszpasterski i społeczno_moralny. W liście do wiernych z 23 maja kardynał Wyszyński pisał o radości, z jaką Papież przygotowywał się do nawiedzenia Ojczyzny, apelując jednocześnie do społeczeństwa o "wzajemną pomoc" i wyrażając nadzieję, że władze "uczynią wszystko, co jest możliwe, by uruchomić środki lokomocji dojazdu pociągami i autobusami do Warszawy, do Gniezna, do Częstochowy, do Krakowa, do Oświęcimia i tych miejscowości, które Ojciec święty chce nawiedzić". Można powiedzieć, że władze państwowe odpowiedziały na ten apel selektywnie. Formalnie wszystko było w porządku. Ale były też dworce kolejowe, na których nie sprzedawano biletów do Częstochowy. Nie sposób jednak nie przyznać, że wkład organizacyjny władz w przygotowanie wizyty Papieża był decydujący. W niedzielę 27 maja z ambon świątyń warszawskich został odczytany list Prymasa Polski do miasta stołecznego Warszawy na powitanie Ojca świętego. Kardynał Wyszyński pisał w nim: "Ta bohaterska i tolerancyjna Warszawa pozostała zawsze miastem katolickim, nigdy nie odeszła od Kościoła, choć usiłowano jej nadawać różne zabarwienia. Warszawa - pomost między rzymskokatolicką Europą, a dalekimi szlakami misjonarskich wypraw, tworząca główne osnowy kultury narodowej i religijnej". Znając te słowa Prymasa nie byliśmy specjalnie zdziewieni, gdy Jan Paweł II mówił o całej Słowiańszczyźnie, gdy zwracał się ponad granicami Polski, którą odwiedzał, do ludzi i narodów żyjących w sąsiedztwie i czerpiących swe żywotne soki kulturalne z pokrewnych nam źródeł duchowych chrześcijaństwa. W czasie gdy w Warszawie trwały gorączkowe przygotowania do wizyty papieskiej, w Watykanie ogłoszono 26 maja zwołanie pierwszego konsystorza za pontyfikatu Jana Pawła II. Wśród 15 nowych kardynałów znalazło się dwóch Polaków, arcybiskup Franciszek Macharski i biskup Władysław Rubin. A więc Kościół polski miał znów trzech kardynałów, tak jak przed śmiercią kardynałów Filipiaka i Kominka. Na cztery dni przed przyjazdem Papieża do Warszawy kardynał Wyszyński miał 29 maja kolejne spotkanie w Sejmie z I Sekretarzem PZPR Edwardem Gierkiem, poświęcone zbliżającej się wizycie Jana Pawła II. Spotkanie to obudziło wielkie nadzieje, gdyż w komunikacie ogłoszonym po jego odbyciu znalazły się następujące słowa: "Kardynał Wyszyński stwierdził, że umacnia się przekonanie o doniosłości pracy religijno_moralnej Kościoła w Polsce. Episkopat Polski pragnie, aby wszędzie Papież był przyjmowany radośnie i godnie, a Jego spotkaniom towarzyszył ład, kultura i powaga, odpowiadające tej wyjątkowej wizycie. Prymas Polski przekazał podziękowanie dla naczelnych i terenowych władz za ich pomoc i wysiłek w przygotowaniu wizyty Papieża. Wyrażono przekonanie, iż wizyta Papieża Jana Pawła II przyniesie nowe impulsy współdziałania Kościoła i Państwa oraz dla dalszego rozwoju stosunków między Polską i Stolicą Apostolską: służyć będzie jedności Polaków w realizowaniu celów narodowych dla pomyślności Ojczyzny - Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej". Nadzieje obudzone tym komunikatem nie spełniły się. Stało się rzeczą oczywistą, że władze polskie poza pozytywną decyzją co do samej wizyty Papieża, podjętą z wszelką pewnością w ścisłej konsultacji w ramach bloku wschodniego z ZSRR, w sprawach merytorycznych dalej pójść nie mogą. Niezależnie od tego faktu wizyta Jana Pawła II w Polsce stała się wydarzeniem narodowym. Cały naród nabrał poczucia godności, wyprostowały się kręgosłupy moralno_ideowe Polaków, dokonała się zdecydowana konsolidacja postawy wierności Kościołowi i polskim tradycjom religijnym i duchowym. Dokonało tego doskonałe wynegocjowanie wizyty przez Prymasa Polski, ale naturalnie w sposób decydujący sprawił to w czasie jej przebiegu sam Jan Paweł II, mający charyzmat duchowej łączności z wielkimi rzeszami. Pobyt Jana Pawła II w Polsce w dniach od 2 do 10 czerwca 1979 jest dobrze znany wszystkim Polakom i opinii światowej, ma też już swoją literaturę, niestety bogatszą w językach obcych niż w polskim. Nie będziemy więc referowali przebiegu pielgrzymki Papieża, ale spróbujemy spojrzeć na to wydarzenie z perspektywy życia kardynała Wyszyńskiego. Perspektywa ta oznacza spojrzenie z punktu widzenia powojennej historii Kościoła w Polsce. Kardynał Wyszyński nie miał bowiem innego życia poza służbą Kościołowi i narodowi. Osobiście wyrzekł się wszystkiego. Miał nawet mało czasu na lekturę i studia nad socjologią katolicką. Całe jego życie stało się posługiwaniem biskupim. Prymas potrafił połączyć w nim niezmordowaną pracę w diecezjach i parafiach, wygłaszanie po 600 i więcej kazań w ciągu roku z koncentrowaniem się na najważniejszych sprawach Kościoła i narodu. Prymas przetrzymał wszystkie powojenne etapy walki z Kościołem, bo był ożywiony motywami nadprzyrodzonymi, a natura obdarzyła go systemem nerwowym o nieprawdopodobnej odporności. Pozwalało mu to w tym samym dniu uczestniczyć w sprawach dramatycznych, wymagających najwyższego napięcia, i potem spotykać się z maluczkimi, z ludem, i zawsze znajdować z nim wspólny język. Prymas miał niewzruszoną, dziecięcą wiarę, której można mu było tylko zazdrościć. A jednocześnie był człowiekiem życiowym i elastycznym, nie na zasadzie spekulacji politycznych, ale na podstawie znajomości życia społeczeństwa i jego potrzeb. Wreszcie kardynał Wyszyński zdołał, mimo systemu i rządów komunistycznych, utrzymać więź Kościoła i narodu, co było fundamentem wszystkich jego osiągnięć. Mniej więcej do końca roku 1970, a więc prawie przez ćwierćwiecze swego prymasowskiego posługiwania, kardynał Wyszyński był przez komunistów przedstawiany jako skrajny konserwatysta, tak w sprawach teologicznych, jak i społeczno_politycznych. Ocenę tę kupili - a niektórych dla niej kupiono - wszyscy komunistyczni fellow travellers (towarzysze podróży), a także znaczna część liberalnej lewicy zachodniej, a nawet liczni katolicy równie radykalni jak niezorientowani. W świetle przedstawionych faktów systematycznej walki państwa ateistycznego z Kościołem z oceną tą nie bardzo warto polemizować. Przeczą jej bowiem same fakty. Nie było uchwały Soborowej, która nie zostałaby wprowadzona w Kościele polskim, choć wszystkie zmiany postanowiono przeprowadzać stopniowo i najpierw przygotować duchowieństwo i wiernych do ich przyjęcia ze zrozumieniem. Konserwatyzmem i reakcyjnością Wyszyńskiego nazywano natomiast jego walkę przeciw ograniczaniu i niszczeniu Kościoła, przeciw przymusowej ateizacji narodu oraz przeciw łamaniu praw ludzkich. Nie ma powodu nie stwierdzić, że Prymas Polski swą koncepcję religijności i swą metodę oporu przeciw ateistycznemu państwu oparł na tradycji i historii, wiedząc, jak bardzo wiążą one naród polski i utrudniają jego sowietyzację, odebranie mu własnego ducha, jego tożsamości kulturalnej. Ta postawa obronna, uwarunkowana ciągłą walką, oporem, ratowaniem tradycji Kościoła i narodu, stworzyła być może pewną rezerwę Prymasa wobec nowych tendencji teologicznych. Była ona uwarunkowana głównie specyfiką sytuacji polskiej. Poza tym Prymas był tak dalece polski, tak związany na śmierć i życie z polską cząstką Kościoła Powszechnego, że miał mniejszą podatność na akceptowanie sytuacji i uwarunkowań panujących w innych cząstkach Kościoła. Poza tym Prymas z wszelką pewnością nie budował się zbytnio tym, co się dzieje w Kościele na Zachodzie, choć nie jest łatwo obiektywnie ocenić wszystkie cywilizacyjne uwarunkowania tamtejszej dechrystianizacji i szerzącego się materializmu praktycznego. Ale właśnie kryzys Kościoła na Zachodzie kazał Prymasowi Polski niejeden raz w czasie Soboru i Synodów Biskupów podkreślać demonstracyjnie związek Kościoła polskiego ze Stolicą Apostolską, jego wierność doktrynalną i posłuszeństwo Namiestnikowi Chrystusa. Jeśli zna się choć najogólniej poglądy społeczno_gospodarcze kardynała Wyszyńskiego, to nie można mieć wątpliwości, że według zachodnich kategorii myślenia należałoby uznać go za dość radykalnie postępowego wyraziciela chrześcijańskiej nauki społecznej, kwestionującego niemal z jednakową surowością materializm dialektyczny i zbudowaną na jego podstawach rzeczywistość społeczną, jak liberalizm indywidualistyczny i wyrosły na jego gruncie system nieograniczonego kapitalizmu. Powiedziałbym nawet, że Prymas jest dla kapitalizmu czasami nazbyt surowy, bo ma przed oczami jego wizję z czasów swojej młodości. Wie naturalnie, że zarówno władza tajemnych sił masońskich, jak też pełna przewaga kapitału nad pracą należą już w dużej mierze do przeszłości, a współczesny Zachód przeżywa ewolucję w kierunku państwa społecznego, społeczeństwa otwartego i rzeczywistych uprawnień socjalnych i politycznych swoich obywateli. Słusznie niepokoi Prymasa natomiast materializm praktyczny Zachodu. Trzeci wreszcie aspekt postawy społecznej kardynała Wyszyńskiego to osławiony zarzut, że jest antykomunistą i wrogiem lewicy. Dostojnik Kościoła katolickiego nie może być naturalnie entuzjastą komunizmu, a Prymas zna jego błędy i słabości lepiej niż kto inny, bo nie tylko jako znawca katolickiej nauki społecznej, ale także jako człowiek kierujący Kościołem przez 35 lat rządów komunistycznych i borykający się z ich wszystkimi absurdami. Absurdy te są takie, że dosłownie co parę lat powodują rozlew krwi, potężne zaburzenia społeczne, a kardynał Wyszyński za każdym razem proszony jest o uspokajanie narodu w celu uniknięcia jeszcze większych nieszczęść. Człowiek mający za sobą tę wiedzę teoretyczną i te doświadczenia praktyczne, mimo wszystko proponował porozumienie każdej kolejno rządzącej ekipie komunistycznej. Komuniści tych propozycji szczerze nie przyjmowali, a jeśli zawierali umowę, to tylko po to, by ją z czasem złamać i pogwałcić. Potem upływało nieco czasu i Prymas musiał dla dobra Polski znów ratować komunistów przed nimi samymi, przed nieszczęściami, jakie sprowadzali na kraj. Czy można to wszystko zakwalifikować do konserwatyzmu i reakcyjności? Myślę, że mamy tu raczej do czynienia z absolutną wiernością nauce społecznej Kościoła, połączoną z nieustannym posługiwaniem się cnotą roztropności, która - jak wiadomo - jest kierowniczką wszystkich innych cnót. Myślę też, że nie ma na świecie osobistości kościelnej i zarazem duchowego przywódcy narodu, który w tak dramatycznych okolicznościach, w jakich działał kardynał Wyszyński, pozostawałby równie jak on bezgranicznie wierny swojej własnej doktrynie, a jednocześnie był tak elastyczny, że rządzący przeciwnicy do niego właśnie zgłaszają się o pomoc i ratunek - i nie zostają im one odmówione. Prymas nie odmawiał pomocy, gdyż chodziło mu o naród. Ale nie szczędził w tych wszystkich dramatycznych momentach słów prawdy, których rządzący musieli wtedy z cierpliwością wysłuchiwać. Czyż w świetle tych kilku uwag, poprzedzonych przecież olbrzymim zestawem faktów potwierdzających je, można w ogóle z poczuciem sensu mówić o kardynale Wyszyńskim jako o konserwatyście? Gdyby żył na Zachodzie, przypuszczam, że uchodziłby za społecznego radykała, choć nie byłby z wszelką pewnością zwolennikiem teologii rewolucji i w ogóle rewolucji jako metody naprawy społeczeństwa. Zastanówmy się na koniec, w jakiej mierze postać i program Prymasa Polski zaznaczyły się w czasie pielgrzymki Jana Pawła II do Polski? Kiedy kardynał Wyszyński na pierwszym spotkaniu Papieża z wiernymi na Placu Zwycięstwa w Warszawie zaczął mówić o słowach Piusa XII, skierowanych do kolonii polskiej w Rzymie 15 listopada 1944 roku, starszym z zebranych przypomniała się powojenna praca ks. Stefana Wyszyńskiego o Piusie XII. Stanowiła ona odpowiedź na próby dyskredytowania tego papieża w oczach Polaków przez obejmujących władzę szermierzy systemu materialistycznego. A Prymas teraz, po 35 latach, przypomniał najgorętsze słowa Piusa XII o powstaniu warszawskim: "Kaźń ognista? Nie! Powiedzmy raczej tygiel, w którym oczyszcza się i uszlachetnia złoto najwyższej próby. I jakkolwiek głęboko odczuwamy litość na widok tego ogromu cierpienia, to jeszcze głębsze ogarnia nas uczucie podziwu, które każe nisko pochylić czoło przed męstwem bojowników i ofiar. Te ofiary i ci bojownicy wykazali światu, do jakich to wyżyn wznieść się potrafi bohaterstwo zrodzone i podtrzymywane przez owo tak szlachetne poczucie honoru i przez silne przekonanie wiary chrześcijańskiej". W czasie tej samej uroczystości w Warszawie w dniu 2 czerwca papież Jan Paweł II mówił o gorącym pragnieniu Pawła VI przyjazdu do Polski, tak silnym, "że przerosło ramy jego pontyfikatu i - w sposób po ludzku trudny do przewidzenia realizuje się dzisiaj". Słuchając tych słów Papieża trudno było nie myśleć o wieloletnich wysiłkach Prymasa, aby Papież mógł przybyć do Polski, i o wizycie prałata Casaroli w końcu 1966 roku, w czasie której próbował on wynegocjować przyjazd Papieża na Wigilię na Jasną Górę, a kardynał Wyszyński był poddany nieprawdopodobnym napięciom, by w końcu dowiedzieć się, że władze odrzucają tę pełną miłości do Polski, choć tak trudną do praktycznej realizacji propozycję Pawła VI. Gdy Jan Paweł II mówił: "(...) Chrystusa nie można wyłączyć z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi, pod jakimkolwiek znakiem długości czy szerokości geograficznej", przychodziły nam na myśl setki wypowiedzi Prymasa na ten temat, zwłaszcza co roku przez niego przypominane prawo dzieci i młodzieży do Boga. Gdy Papież mówił o Gnieźnie, o dziękczynnym "Te Deum" w 1966 roku za Tysiąclecie Chrztu i o swojej wówczas tam obecności oraz o obecnym powtórzeniu swego dziękczynienia - Prymas Polski musiał mieć przed oczyma główne dzieło swego życia. To samo zresztą dotyczyło słów Jana Pawła II odnoszących się do całej Słowiańszczyzny, bo poczucie odpowiedzialności Prymasa za Kościół nigdy formalnie i faktycznie nie było ograniczane do terytorium współczesnej Polski. Swego rodzaju apogeum współbrzmienia duchowego głosu Papieża i Prymasa przeżyliśmy w Częstochowie 4 czerwca 1979 roku. Prymas Polski powiedział tam o obronie narodu przez Matkę Bożą: "Tę obronę odczuwamy nie tylko w wymiarze historycznych wspomnień, od czasów obrony Jasnej Góry i ślubów królewskich. Odczuwamy ją szczególnie dziś, wśród licznych doświadczeń, które przysporzyły jeszcze więcej chwały Bogurodzicy w Jej królestwie. Wasza Świątobliwość dobrze zna przeżycia Narodu i Kościoła w okresie świętego Milenium Chrztu Polski. Wtedy to postawiliśmy wszystko na Matkę Chrystusa. Wtedy ponowiono śluby narodu, które stały się współczesnym programem religijnej, moralnej i społecznej odnowy. Stały się one programem Wielkiej Nowenny Narodu i przedziwnie zespoliły się z soborową odnową Kościoła Powszechnego. Z natchnienia tej nowenny powstały Czuwania Soborowe, które wspierały prace Soboru Watykańskiego Drugiego. Tutaj na Jasnej Górze, pod opieką Świętej Bożej Wspomożycielki, rodziły się na Konferencjach Episkopatu myśli oddania narodu w macierzyńską niewolę Maryi za Kościół Boży. I tutaj dokonał się ten wielki milenijny akt, ku pomocy Kościoła w Polsce i kościoła Powszechnego... Wszak również na Jasnej Górze Konferencje Episkopatu rozwijały myśli oddania całego świata Matce Kościoła... Dzięki wielkiej życzliwości Poprzednika Waszej Świątobliwości, Polska otrzymała pozwolenie na obchodzenie święta "Matki Kościoła" - które właśnie dziś obchodzimy - oczekując, że stanie się ono radością Kościoła Powszechnego, gdy przyjdzie chwila oddania całej rodziny ludzkiej w ramiona Matki Kościoła". Przemówienie Prymasa nie miało bynajmniej charakteru konwencjonalnego powitania. Stanowiło nową propozycję programową. I Papież w pełni ją przyjął, potwierdził program Prymasa i zapowiedział starania o jego realizację w skali Kościoła Powszechnego. Mówił: "W sposób szczególny pragnę potwierdzić i ponowić milenijny akt jasnogórski z dnia 3 maja 1966 roku, w którym oddając się Tobie, Bogurodzico, w macierzyńską niewolę miłości, Biskupi polscy pragnęli przez to służyć wielkiej sprawie wolności Kościoła nie tylko we własnej ojczyźnie, ale i w całym świecie. W kilka lat później, w dniu 5 września 1971, oddali Ci, Matko Kościoła, ludzkość całą, wszystkie narody i ludy współczesnego świata, swoich pobratymców w wierze, w języku, we wspólnocie dziejowych losów, rozszerzając swoje zawierzenie do owych najdalszych granic miłości, jak tego domaga się Twoje serce: Serce Matki, która ogarnia każdego i wszystkich, wszędzie i zawsze. Pragnę w dniu dzisiejszym, przybywając na Jasną Górę jako pierwszy Papież Pielgrzym, odnowić całe to dziedzictwo zawierzenia, oddania i nadziei, które tu tak wielkodusznie zostało nagromadzone przez moich Braci w biskupstwie i Rodaków. I dlatego zawierzam Ci, o Matko Kościoła, wszystkie sprawy tego Kościoła, całą jego misję i całą jego służbę w perspektywie kończącego się drugiego tysiąclecia dziejów chrześcijaństwa na ziemi". Papieżowi i Prymasowi nie chodziło o słowa. Obaj byli świadomi, że ich maryjna wizja programowa może natrafić na opory i wątpliwości w różnych elitarnych kręgach kościelnych, szczególnie na Zachodzie. Obaj jednak równie silnie wierzyli w doniosłość pośrednictwa Maryi w walce o wolność Kościoła na całym świecie i Jej właśnie chcieli zawierzyć całą jego misję. Następnego dnia, 5 czerwca, w późnych godzinach wieczornych widziano Jana Pawła II i Prymasa Polski w niewielkim gronie osób szczególnie im bliskich. Z oblicza Prymasa Polski emanowało wręcz szczęście. Powiedział, nie bez pewnego patosu, do swego do niedawna współpracownika, a dziś Papieża, że o więcej już nie śmie prosić, bo Ojciec święty spełnił jego najśmielsze pragnienia. Utrudzony nabożeństwami całego dnia ponad miarę, Jan Paweł II był też wzruszony, ale pogodny i starał się obrócić w żart słowa podzięki kierowane ku niemu. Musiał jednak mieć także świadomość, że poprzedniego dnia wypowiedział przecież słowa, które zaważą na jego pontyfikacie, które stanowią program nie tylko odważny, ale także kontrowersyjny. Sama jednak tonacja jego słów świadczyła, jak bardzo był przeświadczony o ich słuszności. Obserwując przez dwadzieścia lat biskupstwa program i dzieło Prymasa, został nimi w pełni przekonany. Okazało się, że tych dwóch ludzi, których politycy różnego autoramentu chcieli wzajemnie sobie przeciwstawiać, myślało i wierzyło niemal jednakowo. Wystąpienie maryjne Jana Pawła II musiało być dla kardynała Wyszyńskiego punktem szczytowym wizyty Papieża w Polsce. Kardynał, wyniesiony w młodym wieku do najwyższej w kraju godności kościelnej, po kilku latach został wtrącony do więzienia, tam zawierzył wszystko Maryi i nie tylko odzyskał wolność, ale wbrew panującemu systemowi zdołał obronić potęgę społeczno_moralną Kościoła i doczekał się cudu wyboru Papieża Polaka, co w sposób zupełnie niezwykły wzmacniało pozycję Kościoła w całym bloku wschodnim. Wzmacniało tak bardzo, że nastąpiło wydarzenie na miarę drugiego cudu, a mianowicie wizyta papieża rzymskiego w państwie rządzonym przez komunistów, przy ich czynnym, pomocnym udziale. Kardynałowi w pełni "sprawdziło się" jego postawienie na Maryję. Było psychologicznie faktem całkowicie zrozumiałym, że tego samego życzył Kościołowi w innych krajach rządzonych przez komunistów oraz wszędzie tam, gdzie Kościół nie był w pełni wolny. Można by jeszcze wyliczyć inne liczne akcenty przemówień Papieża w Polsce, w których odnajdujemy przewodnią myśl kardynała Wyszyńskiego. Na przykład w wystąpieniu na posiedzeniu Episkopatu Polski w dniu 6 czerwca Jan Paweł II zajął identyczne z Prymasem stanowisko w sprawie narodu i państwa, polegające na idei wszczepiania się Kościoła w naród i na dążeniu do porozumienia z państwem, ale tylko pod warunkiem zagwarantowania Kościołowi jego praw. Papież mówił: "(...) nie tylko ustrój hierarchiczny Kościoła został w roku 1000 zdecydowanie wpisany w dzieje Narodu, ale równocześnie dzieje Narodu zostały w jakiś opatrznościowy sposób osadzone w tej strukturze Kościoła w Polsce, jaką zawdzięczamy Zjazdowi Gnieźnieńskiemu (w roku 1000 przybyli legaci papieża Sylwestra II i cesarz Otto III i ustanowiono metropolię w Gnieźnie ze stolicami biskupimi w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu - dopisek autora). Twierdzenie to znajduje swoje pokrycie w różnych okresach dziejów Polski, ale zwłaszcza w okresach najtrudniejszych. Wówczas, kiedy zabrakło własnych, ojczystych struktur państwowych, społeczeństwo w ogromnej większości katolickie znajdowało oparcie w ustroju hierarchicznym Kościoła. I to pomagało mu przetrwać czasy rozbiorów i okupacji, to pomogło utrzymać, a nawet pogłębić świadomość swej tożsamości. Może ktoś obcy uzna to za sytuację "nietypową". Niemniej dla Polaków sprawa ta ma swoją wymowę jednoznaczną. Jest po prostu częścią prawdy o dziejach własnej Ojczyzny". W innym miejscu Jan Paweł II stwierdził, że "prawdziwy dialog (z rządzącymi - dopisek autora) musi oznaczać pełne poszanowanie przekonań ludzi wierzących, pełne zabezpieczenie ich praw obywatelskich oraz normalne warunki działalności Kościoła jako wspólnoty religijnej, do której przynależy ogromna większość Polaków". Tak więc Papież, i to w Polsce, opowiedział się za pełną normalizacją stosunków z państwem, a nawet za dialogiem, ale na tych warunkach, które stawiał zawsze kardynał Wyszyński. Podstawową przesłanką działania pozostawał zaś związek z narodem. Doprawdy, Prymas nie mógł nawet marzyć o tak wiernym poparciu przez Stolicę Apostolską swej zasady i programu. Przypomnijmy tu słowa Jana Pawła II, gdy żegnał się ze społeczeństwem polskim na Błoniach krakowskich w ostatnim dniu swego pobytu. Papież apelował do Polaków i zobowiązywał ich: "(...)zanim stąd odejdę, proszę Was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię "Polska", raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością - taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na Chrzcie świętym, - abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się i nie zniechęcili, - abyście sami nie podcinali tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę Was: - abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, - abyście od Niego nigdy nie odstąpili, - abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On "wyzwala" człowieka, - abyście nigdy nie wzgardzili tą miłością, która jest "największa", która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu. Proszę Was o to - przez pamięć i potężne wstawiennictwo Bogarodzicy z Jasnej Góry i wszystkich Jej sanktuariów na ziemi polskiej; przez pamięć św. Wojciecha, który zginął dla Chrystusa nad Bałtykiem; przez pamięć św. Stanisława, który legł pod mieczem królewskim na Skałce. Proszę Was o to. Amen". Ten gorący, być może w pełni zrozumiały tylko dla ludzi znających historię Polski i jej obecne dramatyczne dzieje apel papieża Jana Pawła II do Polaków stanowi wielkie zobowiązanie dla naszego społeczeństwa, dla obecnego i przyszłych pokoleń. Ale ten apel o dochowanie wiary ojców, o utrzymanie kultury chrześcijańskiej w Polsce, o zachowanie własnej tożsamości duchowej był także zobowiązaniem Stolicy Apostolskiej i Ojca świętego do wspierania narodu polskiego w jego wysiłkach, żeby oprzeć się materializmowi i dochować wierności chrześcijaństwu. Dlatego właśnie twierdzę, że kardynał Wyszyński osiągnął więcej niż przypuszczał. Czyż mógł marzyć o przyjeździe do rządzonej przez komunistów Polski Papieża Polaka i o zaklinaniu przez Ojca świętego rodaków, by wytrwali w wierze i w wierności chrześcijańskim źródłom kultury narodowej? Jeszcze przed rokiem, kilkoma miesiącami czy tygodniami poprzedzającymi to wydarzenie każdy uważałby, że jest ono niemożliwe. Słowa Ojca świętego stanowią - powtórzę to raz jeszcze - zobowiązanie dla społeczeństwa polskiego, ale także dla Stolicy Apostolskiej tak długo, jak długo Polska będzie znajdowała się w swojej obecnej sytuacji. Pochyliwszy się nad pielgrzymką Jana Pawła II do naszego kraju, Prymas mógł oglądać jak w zwierciadle własne dzieło i zarys własnego oblicza duchowego. Możemy więc powiedzieć o kardynale Wyszyńskim, że mało komu Opatrzność zgotowała tak wiele, jak jemu właśnie. Imię Prymasa Polski będzie ze czcią wymawiane przez wszystkie następne pokolenia polskie. Rozdział VII Niezastąpiony do końca (1979_#1981) I Pielgrzymka Papieża po Polsce przydała kardynałowi Wyszyńskiemu wielkiego blasku. Nie był on jednak człowiekiem, który mógłby zadowolić się spełnionym już dziełem. Wyłaniały się nowe, poważne, a nawet dramatyczne problemy. Nadchodziły burzliwe wydarzenia w Polsce. Jednocześnie Ksiądz Prymas realizował swój kolejny program duszpasterski. Trwały sześcioletnie przygotowania do uroczystości sześćsetletniej obecności na Jasnej Górze cudownego obrazu Matki Bożej. Program sześcioletnich przygotowań zaczął się w 1976 roku. Każdy rok miał inną ideę przewodnią. Obejmowały one kolejno: historię Jasnej Góry i refleksję nad promieniującymi z niej siłami jednoczącymi Polaków; przypomnienie Ślubów Narodu, które zostały powtórzone 26 sierpnia 1977 roku na Jasnej Górze i we wszystkich parafiach Polski; przypomnienie milenijnego oddania Polski w opiekę Maryi; powrót do idei pomocników Matki Kościoła; wypełnianie programu Ojca świętego, sformułowanego w czasie pielgrzymki do Polski. Prymas wzywał do zawieszania krzyży we wszystkich domach rodzinnych, Szósty, 1981 rok programu był poświęcony bezpośredniemu przygotowaniu się do jubileuszu 600_lecia, przez narodowy rachunek sumienia, spowiedź i Komunię świętą ogółu wiernych, aby mogli uczcić jubileusz w stanie łaski uświęcającej. I właśnie w 1981 roku miało nastąpić nieszczęście, które uniemożliwiło Prymasowi doprowadzenie osobiście jego programu do końca. Nie ma jednak wątpliwości, że program ten i uroczystość 600_lecia Kościół polski będzie realizował zgodnie z wolą Prymasa. W dniu swoich imienin 3 sierpnia 1979 roku Ksiądz Prymas w przemówieniu do kapłanów zacytował list Papieża z 22 lipca 1979 roku, a więc napisany w 12 dni po opuszczeniu przez niego kraju. Papież pisał: "W dniu 26 sierpnia pragnę wraz z całym Kościołem w Polsce otoczyć szczególną czcią i miłością naszą Panią Jasnogórską i Matkę Kościoła w Jej Częstochowskim Sanktuarium". Papież wyrażał też wdzięczność rodakom za zgotowane mu przyjęcie w Ojczyźnie. Z kolei Prymas we wspomnianym przemówieniu powiedział: "Już w Gnieźnie, kiedy Ojciec święty przemawiał do młodzieży z balkonu rezydencji prymasowskiej, w otoczeniu Papieża mówiono: "Jednakże Polska to naród wielkiej kultury. Wyczuwamy ją w całym stylu, zachowaniu się młodzieży i rzesz, z którymi wokół się spotykamy". To jest w dużej mierze zasługą Kościoła, jego wielkiej pracy i jego wysiłku. Chociaż jesteśmy narodem skłonnym do entuzjazmu, nie zagubimy nigdy realizmu, poczucia rzeczywistości, wiemy, co w danej chwili można zrobić, a z czego chwilowo zrezygnować, z czym jeszcze poczekać". W tymże kazaniu kardynał Wyszyński nawiązał do różnych obaw w społeczeństwie, związanych z udziałem władz państwowych w organizowaniu wizyty Papieża, a nawet w budowaniu przez nie wielkiego krzyża na Placu Zwycięstwa w Warszawie. Prymas odpowiedział na te wątpliwości: "Boicie się, że to bracia komuniści budują krzyż na Placu Zwycięstwa? Przecież o to właśnie idzie. Dzięki Bogu, że budują". Po wizycie Papieża w Polsce nastąpił wzrost religijności i umocnienie postaw moralnych społeczeństwa. I tak 268 pielgrzymka piesza z Warszawy do Częstochowy objęła 38 tysięcy ludzi. Wzięło w niej udział ponad 400 kapłanów diecezjalnych i zakonnych i wiele młodzieży, w tym studentów zagranicznych, a wśród nich 900 Włochów. Prymas w kazaniu wygłoszonym 15 sierpnia 1979 roku na Jasnej Górze zatytułowanym "Czas to miłość" mówił: "Jak powiedział Ojciec święty w dniu 4 czerwca, Jej wszystko zawdzięczamy. Jej też dziękujemy dzisiaj za pamiętny rok 1920, w którym przyczyna Matki Najświętszej wsparła nasz naród tak potężnie, że zdołaliśmy zachować wolność". Przemówienie Prymasa było tak przejmujące, że rozmodlił skupione wokół Jasnej Góry masy pielgrzymów, które skandowały za nim: "czas to miłość, czas to miłość"! Kardynał Wyszyński coraz to nawiązywał do niedawnej pielgrzymki Papieża. Stale jeszcze rzucała ona smugę światła na rzeczywistość polską. W słowie Prymasa Polski na Tydzień Miłosierdzia w dniach od 7_#13 października 1979 czytamy: "Nauczyciel dobry wypełnił całe swoje życie dobrymi czynami, tak, że Jego nieprzyjaciele nie mogli mu nic zarzucić. Chcąc Chrystusa skazać na śmierć, musieli posłużyć się kłamstwem. Dziś dzieje się podobnie - zarzuty przeciw Chrystusowi i Jego Kościołowi opierają się głównie na kłamstwach i oszczerstwach, a chociaż Kościół jest prowadzony przez ludzi, to jednak światło Ducha Świętego daje mu taką moc, że przez wieki całe został ustrzeżony przed złem i nieustannie budzi w ludziach pragnienie wydobywania ludów i narodów z niedoli zła i grzechu". Prymas dodawał, mając na myśli pielgrzymkę Papieża: "(...) w skali ogólnonarodowej w całym okresie 10 dni zmalała ilość przestępstw kryminalnych do nienotowanych rozmiarów. Spożycie alkoholu zmniejszyło się do 25_#35%. Nad wielkimi masami unosiła się atmosfera religijnej dostojności, powagi i godności". Poza akcją pastoralną Prymas musiał podejmować także normalne obowiązki związane z zarządzaniem Kościołem i regulowaniem jego stosunków z władzami państwowymi. Dnia 13 i 14 grudnia 1979 Konferencja Episkopatu Polski na posiedzeniu - poprzedzonym obradami Rady Głównej - bardzo krytycznie oceniła sytuację społeczno_gospodarczą w kraju. Podkreślano dezorganizację życia, kryzys moralny, braki gospodarcze, korupcję, alkoholizm i wszelkie inne przejawy zła społecznego i moralnego. Poddano także krytyce politykę obsadzania stanowisk przede wszystkim ludźmi posłusznymi, a nie kompetentnymi, uzależnionymi deklarowaniem urzędowej ideologii. Episkopat domagał się pełnej praworządności w kraju. Warto zwrócić uwagę, że teksty komunikatów z posiedzeń Episkopatu w omawianym okresie zawierały coraz więcej ostrzeżeń i wyraźnie zapowiadały zbliżanie się kryzysu. Przed samym Bożym Narodzeniem 23 grudnia 1979 roku nastąpiło nieoczekiwane, a bardzo bolesne i ostre spięcie między Kościołem a państwem. Konflikt powstał w wyniku próby odgrodzenia Jasnej Góry od miasta Częstochowy przez budowę trasy szybkiego ruchu. Była to decyzja zadziwiająca. Groziła nie tylko utrudnieniem dostępu pielgrzymom do sanktuarium maryjnego, ale stanowiła także zagrożenie dla bezcennego architektonicznie klasztoru jasnogórskiego przez wstrząsy powodowane ruchem na projektowanej autostradzie. Nie bardzo można było zrozumieć, czy decyzja budowy tej trasy została podjęta na szczeblu centralnym, czy też stanowiła dywersję jakichś czynników lokalnych lub innych wobec zrównoważonej polityki wyznaniowej prowadzonej w ostatnich latach przez państwo. Prymas Polski delegował biskupów, z kardynałem Macharskim na czele, celem dokonania wizytacji robót wokół Jasnej Góry. Po otrzymaniu ich sprawozdania w dniu 23 grudnia Prymas wysłał do biskupów wizytujących prace telegram, w którym użył słów ostrych, rzadko przezeń wypowiadanych. Nazwał on zamiar odgrodzenia Jasnej Góry od miasta "barbarzyństwem, dla którego brak słów oburzenia". Zdecydowane stanowisko Prymasa, zajęte publicznie, ogłoszone w środkach masowego przekazu całego świata, wpłynęło przesądzająco na zmianę decyzji. Sprawa ta ciągnęła się jednak jeszcze przez pewien czas, aż znalazła ostateczne rozwiązanie, korzystne zarówno dla całości architektonicznej klasztoru, jak też gdy chodzi o możliwości dostępu pielgrzymów do sanktuarium maryjnego. Następnego dnia po wysłaniu swego dramatycznego telegramu Prymas wygłosił zwyczajowe wigilijne przemówienie do kapłanów stolicy pt. "Głos na dzień w prawdzie". Kardynał ujawnił między innymi prowadzenie przez siebie codziennych zapisków, tak zwanych "pro memoria", których zebrało się 30 tomów i które będą stanowiły kiedyś bezcenne źródło dla historyków opracowujących biografię Prymasa, jak też powojenne dzieje Kościoła w Polsce. W przemówieniu do księży 24 grudnia Prymas ponownie zaprotestował przeciw próbie odgrodzenia Jasnej Góry od miasta Częstochowy trasą szybkiego ruchu. Jeden po drugim następujące protesty Prymasa musiały być w napiętej sytuacji społecznej i gospodarczej brane pod uwagę przez władze państwowe. Zresztą sytuacja w kraju zaostrzała się dosłownie z każdym tygodniem, a może i dniem. Toteż 6 stycznia 1980 roku, w dwa lata po swym słynnym kazaniu na Trzech Króli, Prymas nawiązał do tamtej wypowiedzi o zasadach istnienia i działania Kościoła w Polsce, a jednocześnie poddał ostrej krytyce sytuację w kraju. Krytyka ta, wychodząca przede wszystkim z przesłanek moralnych, alarmowała rządzących, że istniejąca sytuacja gospodarcza i społeczna jest nie do utrzymania i wcześniej czy później musi skończyć się katastrofą. Jest wprost nie do wiary, że wszystkie te apele i ostrzeżenia, formułowane przecież - jak pamiętamy - także w osobistych rozmowach Prymasa Polski z najwyższymi przedstawicielami państwa, nie odnosiły skutku, nie były słyszane! Kardynał Wyszyński w swych przemówieniach wyrażał niepokój także o sprawy dotyczące nie tylko Polski. Troszczył się przejawami napięcia sytuacji międzynarodowej. W czasie Apelu Jasnogórskiego 10 stycznia 1980 Prymas wzywał do pokoju i rozbrojenia. Myślał o wyjednaniu za pośrednictwem Maryi i Syna Bożego łaski nie tylko dla swojego kraju, ale także dla całego świata. Ponownie natrafiamy tu na mesjanistyczny nurt w myśli i koncepcjach duszpasterskich Prymasa Polski. W dniach 17 i 18 lutego 1980 roku obradowała Konferencja Episkopatu, na której zwracano uwagę na trudną sytuację społeczną i moralną kraju, domagano się prawdy i wolności w życiu publicznym oraz rozpoczęcia rzeczywistego dialogu władz ze społeczeństwem. Biskupi ponownie wyrazili niepokój z powodu sytuacji panującej wokół Jasnej Góry. Widzimy, że ta ostatnia sprawa mimo dramatycznych apeli Prymasa i Episkopatu ciągnęła się nadzwyczaj długo. Kryła się za nią z pewnością rozgrywka wewnątrz panującego systemu władzy. Najważniejszym motywem uchwał Episkopatu było ponowne zwrócenie uwagi na nadciągający kryzys. Nie było w tym okresie kazania Prymasa czy biskupów, ani komunikatu z Konferencji Episkopatu, w którym by nie alarmowano rządzących, że nadchodzi wielka burza i wielkie niebezpieczeństwo dla kraju. Kościół mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobił zawczasu wszystko, co się dało. Było charakterystyczne, że cała akcja duszpasterska Prymasa i Kościoła polskiego po wizycie Papieża coraz to nawiązywała do jego pielgrzymki po Polsce. I tak 31 marca 1980 roku wydano dokument pt. "Biskupi polscy wzywają do odpowiedzialności i modlitwy za narody pobratymcze". Dokument Episkopatu odczytano z ambon 27 kwietnia 1980 r. Została w nim podjęta jedna z głównych myśli wyrażonych w Polsce przez Ojca świętego. Pielgrzymując po swym kraju ojczystym nie chciał i nie mógł zapomnieć, że leży on wśród narodów pobratymczych, pragnących także chrześcijaństwa i mających mniejszy dostęp do jego wartości niż Polacy. Sytuacja w kraju nie zmieniła się. Ciągle pogarszał się stan gospodarki, wyczuwało się także rosnące napięcie polityczne. Kolejna Konferencja Episkopatu w dniach 6 i 7 maja 1980 roku ponownie ostrzegała przed niepokojącymi zjawiskami w życiu społecznym, kulturalnym, gospodarczym i politycznym. Episkopat nie tylko przestrzegał władze, nie tylko uświadamiał im powagę sytuacji, ale wysuwał postulat przeprowadzenia głębokich reform gospodarczych i społecznych. Postulaty Episkopatu korespondowały z tym, co w tym czasie głosiła opozycja świecka i co było wyrazem przekonania wszystkich fachowców, inżynierów, ekonomistów, techników, całej inteligencji polskiej. Można stwierdzić, że i w tym czasie głos Kościoła był nadal głosem całego narodu. Niestety, głos Kościoła, podobnie jak głos narodu, nie był wysłuchiwany. Naród stawał się coraz bardziej przedmiotem, a nie podmiotem życia społecznego. Człowiek był coraz bardziej lekceważony. Nic też dziwnego, że kolejna Konferencja Episkopatu obradująca na Górze Świętej Anny 27 i 28 czerwca 1980 roku, a więc w przededniu wielkich wstrząsów społecznych w Polsce, podkreśliła ponownie rosnące trudności w życiu społecznym. Zwracano uwagę rządzących na niedolę społeczeństwa, a jednocześnie biskupi stwierdzili "brak zasadniczych postępów w normalizacji stosunków między Kościołem a Państwem". Nierozstrzygnięcie najważniejszych spraw społecznych, gospodarczych i kościelnych miało już niedługo doprowadzić do głębokiego wstrząsu. Wspominaliśmy, że w okresie rządów ekipy Gierka nastąpiły przejawy poprawy klimatu w stosunkach między Kościołem a państwem. Pojawiały się jednak także czynniki zakłócające atmosferę. Konferencja Episkopatu Polski zmuszona była w takich wypadkach reagować dość kategorycznie. Świadczy o tym na przykład list Episkopatu do premiera Edwarda Babiucha z dnia 27 kwietnia 1980 roku, w którym czytamy między innymi: "Wobec systematycznie narastających ograniczeń i zakazów wyznawania i praktykowania wiary oraz prób wychowywania przez instytucje państwowe dzieci i młodzieży, także katolickiej, w duchu etyki laickiej, a nawet wbrew zasadom moralności ogólnoludzkiej, Episkopat Polski stwierdza, że realizowany przez instytucje państwowe kierunek wychowania jest sprzeczny z porządkiem prawnym PRL, a szczególnie z Konstytucją, która w art. 80 stanowi: "Polska Rzeczpospolita Ludowa otacza szczególną opieką wychowanie młodzieży i zapewnia jej najszersze możliwości rozwoju". W zakres tego rozwoju wchodzi również właściwie ujęty system wartości etycznych i moralnych. Demoralizacja młodzieży i stwarzanie ku temu różnego rodzaju okazji muszą być potępione przez wszystkie systemy etyczne cywilizowanego świata jako zagrożenie duchowego rozwoju młodego człowieka". W uzasadnieniu stwierdzeń zawartych w przytoczonym piśmie wskazywano na stosunki panujące na koloniach letnich organizowanych dla dzieci i młodzieży. Episkopatowi znane były przypadki, że dzieci uczęszczające do kościoła lub też modlące się były karane klęczeniem przez dwie godziny z rękoma podniesionymi do góry. Zajęcia dla młodzieży organizowano w ten sposób, by nie miała czasu na odmówienie pacierza. Wyśmiewano modlące się dzieci. Wychowawcy i starsza młodzież wspólnie pili alkohol. Dopuszczano także do daleko posuniętych swobód seksualnych. Najdrastyczniejsze były wypadki wywabiania młodych dziewcząt na wieczorne spotkania z wychowawcami. Sprawy przytoczone w memoriale Episkopatu nie były w tamtym okresie jedynymi kontrowersyjnymi w stosunkach między Kościołem a państwem. I tak na przykład Urząd do Spraw Wyznań otrzymał 21 grudnia 1979 roku od władz kościelnych wykaz spraw od dłuższego czasu nie załatwionych. Chodziło między innymi o niereagowanie na wielokrotne zabiegi o podwyższenie nakładu "Tygodnika Powszechnego". Starano się także o reaktywowanie miesięcznika "Kółko Różańcowe". Władzom przekazywano wiele przykładów bezprawnych i bezzasadnych ingerencji cenzury w teksty religijne i teologiczne. Biskupi starali się o polskie wydanie międzynarodowego przeglądu teologicznego "Communio". Przedmiotem sporów był plan wydawniczy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Nadal nie dokonano podziału przedsiębiorstwa "Libella", w którym większość udziałów należała do Klubu Inteligencji Katolickiej i miesięcznika "Więź". Episkopat bronił praw głównych właścicieli "Libelli". Występowano także przeciw różnego rodzaju dyskryminacjom, sprzeciwiając się poborowi do wojska w 1979 roku alumnów z seminariów w niektórych diecezjach. Występowano w obronie świeckich działaczy katolickich, którym odmawiano paszportów na wyjazdy zagraniczne. Przypominano o zaniedbaniach w zakresie budownictwa kościelnego. Biskupi podnosili sprawę własności cmentarzy, na przykład cmentarza Północnego w Warszawie. Episkopat kategorycznie i wielokrotnie występował przeciw czterobrygadowemu systemowi pracy w górnictwie węglowym. Społeczeństwu dobrze są znane wysiłki Kościoła, aby nie dopuścić do oddzielenia Jasnej Góry od miasta Częstochowy przez trasę szybkiego ruchu, mniej znane są natomiast fakty, że biskupi w podobny sposób musieli interweniować, aby uchronić zabytkową katedrę gnieźnieńską, a także katedrę łódzką przed bezpośrednim sąsiedztwem nowych szlaków komunikacyjnych. Przytoczyłem tylko niektóre przykłady interwencji Episkopatu, obejmujące krótki okres czasu. W gruncie rzeczy jednak - mimo poprawy ogólnego klimatu - w stosunkach między Kościołem a państwem pozostawało nadal wiele problemów spornych lub otwartych. Ciągle jeszcze nie działała Komisja Wspólna przedstawicieli Episkopatu i rządu, jedyne forum, na którym można było przeprowadzić decyzje najbardziej żywotne dla Kościoła. Mimo tych trudności Ksiądz Prymas pracował normalnie. Dnia 30 czerwca 1980 roku zaprosił na pielgrzymkę do Polski delegację Niemieckiej Konferencji Biskupów. Chodziło tu o rewizytę po pielgrzymce biskupów polskich odbytej przed dwoma laty w Republice Federalnej Niemiec. Przypomnijmy, że przewodnim motywem tamtej pielgrzymki było zwrócenie uwagi na jedność korzeni kulturalnych całej Europy. Należało się spodziewać, że i tym razem ten motyw będzie najważniejszy. Mimo trudnej sytuacji kraju, kardynał Wyszyński uważał za możliwe i konieczne nawiązywanie do tych źródeł i tych korzeni, które zawierają najgłębsze pokłady humanizmu. Odbyta we wrześniu 1980 roku pielgrzymka biskupów niemieckich po Polsce spełniła wiązane z nią nadzieje moralne i ideowo_kulturalne. II Wielokrotne nawoływania i przestrogi Kościoła, społeczeństwa, intelektualistów, fachowców nie odniosły skutku. Musiało więc nastąpić to, co było nieuniknione. Musiał nastąpić potężny wstrząs i protest społeczny. Wyraził się on w lipcu i sierpniu 1980 roku wielką falą strajków w Polsce, która została zakończona dopiero 31 sierpnia 1980 roku podpisaniem tzw. "umów społecznych", w szczególności umów robotników i rządu w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu. "Umowy społeczne" przewidywały powstanie w Polsce niezależnych samorządnych związków zawodowych i uznanie prawa robotników do strajku. Umowy objęły także zagadnienia ogólniejsze: sprawy wolności kultury, nauk humanistycznych, wolności Kościoła, jego dostępu do środków masowego przekazu, ograniczenia bezprawnych ingerencji cenzury, słowem, całokształtu życia narodowego. Zanim jednak doszło do podpisania umów społecznych, zanim nastąpiły - krótkie zresztą - dni odprężenia, w opinii kół zorientowanych były co najmniej dwa momenty, w których zdawało się, że sprawy polskie mogą się wymknąć z rąk Polakom i że do naszych spraw ze względów międzynarodowych mogą włączyć się inni. Wydaje się, że po raz pierwszy taka groźba powstała w okresie strajku w Lublinie, kiedy w kilku miejscach kraju zostały zablokowane tory kolejowe biegnące ze wschodu na zachód. Na szczęście kolejarze odblokowali owe trasy. Po raz drugi niebezpieczeństwo ingerencji zewnętrznej powstało pod koniec strajku stoczniowców na Wybrzeżu, który zakończył się - jak wiemy - ich zwycięstwem. W ostatnich dniach strajku sytuacja była bardzo groźna i znów powstało uzasadnione domniemanie o możliwości wymknięcia się spraw z rąk polskich. Przed wygłoszeniem kazania w dniu 26 sierpnia 1980 roku kardynał Wyszyński miał spotkanie najpierw ze Stanisławem Kanią, a potem na prośbę Kani z Edwardem Gierkiem. Prymas powiedział sekretarzowi KC Kani, że być może winien jest rozmową dać panu Gierkowi "należną mu pociechę". Uprzedził jednak, że ma już przygotowane kazanie na dzień 26 sierpnia i obie rozmowy nie będą miały żadnego wpływu na jego treść. Kontrowersyjne kazanie w Częstochowie zostało więc wygłoszone przez Prymasa nie pod naciskiem, ale w wyniku jego własnej troski z powodu niebezpieczeństw grożących Polsce. Prymas wzywał w swym kazaniu "do dojrzałości narodowej i obywatelskiej". Jednocześnie wskazywał na "propagowaną ateizację, która podrywała więź i siłę kulturalną milenijnego Narodu". Kardynał Wyszyński bardzo szeroko rozwijał ten wątek wskazując, że monizm materialistyczny i ateizm, odrzucenie chrześcijańskich korzeni polskiej kultury narodowej były jednym z elementów kryzysowych, załamujących społeczeństwo - jego dynamikę, także dynamikę pracy. Niestety cała ta część kazania Prymasa została pominięta w telewizji i nadano tekst zniekształcony, co spowodowało nieporozumienia. Prymas mówiąc o ateizmie jako przyczynie powodującej złe konsekwencje społeczne, apelował do narodu o przezwyciężenie ich. Między innymi apelował do pielgrzymów o pracę. Niektórzy zrozumieli to jako apel do strajkujących robotników. Stworzyło to nieporozumienie. Skrócenie i zniekształcenie kazania Prymasa przez środki masowego przekazu, a zwłaszcza przez telewizję, zwiększyło jeszcze powstałe nieporozumienie i niepokój. Należy więc zwrócić uwagę, że w tym samym dniu 26 sierpnia 1980 roku pod przewodnictwem Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego odbyło się posiedzenie Rady Głównej Episkopatu, która uchwaliła Komunikat przygotowany już kilka dni wcześniej. Dokument ten Prymas Polski posiadał wygłaszając swoje kazanie w dzień święta Matki Boskiej Częstochowskiej. Opublikowany przez Biuro Prasowe Episkopatu 27 sierpnia 1980 roku Komunikat Rady Głównej stwierdzał, że warunkiem pokoju społecznego w kraju jest poszanowanie niezbywalnych praw narodu, a wśród nich prawa do zrzeszania się w związkach zawodowych. Episkopat uzasadniał swoje stanowisko w tej sprawie odwołując się do Uchwał Soboru Watykańskiego Drugiego, mówiących o wolności ruchu zawodowego. Zestawiając oba teksty: kazanie Prymasa z 26 sierpnia i Komunikat Rady Głównej Episkopatu opowiadający się za wolnością ruchu zawodowego, nie ma wątpliwości, jakie było rzeczywiste stanowisko Kościoła. Sprzyjało ono wolnemu ruchowi zawodowemu, nowemu fenomenowi życia polskiego. Jednocześnie, uwzględniając złożoność międzynarodowego położenia i sytuacji Polski, Episkopat apelował do społeczeństwa o rozwagę i spokój społeczny, by nie sprowokować jakiejkolwiek zewnętrznej ingerencji w nasze sprawy. Wydarzenia w kraju rozwijały się bardzo szybko. Było oczywiste, że dwa miesiące poruszenia społecznego i strajków, mimo podpisania umów, muszą doprowadzić nie tylko do zmian personalnych na szczytach władzy, ale także do zasadniczych zmian w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym kraju. Nie trzeba było na nie długo czekać. Już 6 września 1980 roku na nocnym posiedzeniu VI Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej doszło do zwolnienia I Sekretarza Edwarda Gierka ze stanowiska szefa partii i do powołania na I Sekretarza Stanisława Kani. Najwyższe gremium partyjne dokonało także innych zmian personalnych, które zostały jeszcze rozszerzone na następnych kolejnych posiedzeniach Komitetu Centralnego. W trzy dni po plenum Komitetu Centralnego 9 września obradowała na Jasnej Górze Rada Główna Episkopatu Polski, oceniając aktualną sytuację kraju i związane z nią zadania Kościoła. Rada Główna ponownie analizowała przyczyny kryzysu, zdecydowanie wspierając nowy ruch zawodowy, a jednocześnie wyrażając troskę o zapanowanie w Polsce pokoju społecznego, aby sprawy polskie były załatwiane we własnym zakresie. Niestety, zmiany w Polsce nie następowały dostatecznie szybko. Władze żywiąc wdzięczność w stosunku do Kościoła za troskę o pokój społeczny, skłaniały się do pewnej liberalizacji na tym odcinku. Dnia 24 września 1980 roku odbyła pierwsze posiedzenie reaktywowana Komisja Wspólna przedstawicieli Episkopatu i rządu. Komisja ta nie istniała w czasie całych lat siedemdziesiątych, mimo że już wtedy mówiliśmy o względnej poprawie klimatu między Kościołem a państwem. Teraz jednak władze państwowe zdecydowały się na reaktywowanie formalnej płaszczyzny stałego dialogu. Niedługo po tym 21 października 1980 roku Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński spotkał się z nowym I Sekretarzem KC PZPR Stanisławem Kanią i omawiał z nim dalej napiętą sytuację w kraju. Podpisane umowy społeczne nie były realizowane. Wiele lokalnych konfliktów, przeradzających się w strajki, w dużej mierze paraliżowało normalne funkcjonowanie kraju. Jednym z głównych problemów, który niepokoił kardynała Wyszyńskiego, było zwlekanie władz z formalną rejestracją przez sąd nowo powstałych Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych "Solidarność". Prymas zwracał uwagę na pilność tej sprawy i otrzymał zapewnienie, że zostanie ona pozytywnie załatwiona. Toteż 23 października kardynał Wyszyński wyjechał do Rzymu, pragnąc w ważnych sprawach kościelnych, a także polskich, odbyć rozmowy z Ojcem świętym Janem Pawłem II. Swoim współpracownikom, zwłaszcza biskupowi Dąbrowskiemu, powierzył dopilnowanie rejestracji "Solidarności". Jedną z głównych spraw uzgodnionych w porozumieniu z Gdańska i dotąd nie realizowanych było ograniczenie samowoli cenzury. Już po wyjeździe do Rzymu kardynała Wyszyńskiego Episkopat Polski złożył w tej sprawie 30 października 1980 roku obszerny memoriał na ręce nowego premiera Józefa Pińkowskiego. Memoriał został podpisany przez wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu kardynała Franciszka Macharskiego i zastępcę sekretarza Episkopatu ks. Alojzego Orszulika. W tym ważnym dokumencie czytamy: "Kościół szanując wolność i godność osoby ludzkiej z zasady jest przeciwny prewencyjnej cenzurze państwowej. Istnienie tej cenzury trzeba traktować jedynie jako sytuację wyjątkową, przejściową, wynikającą ze szczególnych okoliczności. Dzisiaj wszyscy stwierdzają, że dotychczasowe działanie cenzury wyrządziło Narodowi i Państwu ogromne szkody. Wypada tu przypomnieć słowa przestrogi Prymasa Polski wypowiedziane w katedrze warszawskiej 6 stycznia 1978 roku, który między innymi mówił, że życie społeczne wymaga jawności i wolności opinii społecznej. "Dlatego - mówił Prymas - trzeba unikać wszelkiej alienacji w zakresie tworzenia opinii publicznej, zwłaszcza przez nadmiernie rozbudowaną cenzurę pod pozorem tajemnic państwowych. W rzeczywistości nakłada ona okulary na oczy ludzi, dezinformuje ich, a co gorsza, zwalnia od odpowiedzialności za Naród. Bardzo często ludzie nie znają prawdy, nie wiedzą, jak sprawy stoją i wskutek tego nie poczuwają się do odpowiedzialności za sytuację w dziedzinie życia społecznego, gospodarczego czy moralnego". Ten cytat z kazania Prymasa z 1978 roku ukazuje w pełni, jak często Kościół wyprzedzał opinię publiczną. Kościół był w tym konsekwentny, a ponieważ zobowiązania w sprawie cenzury nie były realizowane, w memoriale Episkopatu z 30 października 1980 roku stwierdzono: "(...) dotychczasowa polityka wydawnicza oraz zakres kompetencji i sposób działania Głównego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk stanowiły jaskrawe zaprzeczenie jednego z podstawowych praw człowieka - prawa do prawdy. Negacja tego prawa doprowadziła społeczeństwo i państwo polskie do krawędzi katastrofy". "[...] Realizowana dotychczas przez cenzurę ochrona nieomylności władzy i niedopuszczanie do ujawniania niezależnych inicjatyw społecznych musi wywołać negatywne reakcje ze strony ludzi najbardziej wartościowych, najbardziej wrażliwych na społeczne potrzeby i chętnych do działania". Memoriał Episkopatu Polski wychodził poza sprawy samej cenzury i wskazywał na konieczność zasadniczych reform całej polityki wydawniczej. Przytoczymy jeszcze jeden fragment: "Obok ustawy o cenzurze należy wydać w jak najbliższym czasie korespondującą z nią ustawę o prasie i wydawnictwach, która powinna w szczególności ustanowić następujące zasady: a. wszystkie stowarzyszenia, związki zawodowe, Kościół katolicki oraz związki wyznaniowe mają prawo do swobodnego powoływania własnych czasopism i wydawnictw, b. dopóki nie ma możliwości nieograniczonego zakupu papieru, rozdział puli papierowej powinien być dokonywany zgodnie z rzeczywistym zapotrzebowaniem czytelniczym, ustalanym przy pomocy obiektywnych kryteriów, w szczególności na podstawie zgłoszeń na prenumeratę oraz opinii odpowiednich ciał społecznych, c. nie mogą podlegać limitom objętości i nakładu publikacje drukowane na papierze znajdującym się w dyspozycji wydawcy, d. papier zakupiony za dewizy lub otrzymany z zagranicy nie może podlegać opodatkowaniu, e. należy znieść ograniczenia dotyczące zakupu, sprowadzania z zagranicy i użytkowania urządzeń poligraficznych przez legalnie działające instytucje, f. wymóg zatwierdzeń planów wydawniczych przez organy państwowe nie może dotyczyć wydawnictw nie finansowanych przez państwo. W wydawnictwach zaś finansowanych przez państwo zatwierdzenie planów wydawniczych może mieć jedynie charakter ramowy, bez ingerowania w poszczególne tytuły, ich objętość i nakład. Nie mogą mieć miejsca zakazy dotyczące pewnych dziedzin kultury, tematów czy autorów". Z powyższego widać, że Kościół był daleki od wyrażania troski tylko w swoje sprawy wydawnicze i zajmował stanowisko wobec potrzeb kultuty polskiej w ogóle. Przejawem tego było także żądanie zawarte w memoriale, by organy cenzury podlegały Sejmowi i zostały wyłączone ze struktury administracyjnej rządu. Podczas pobytu Prymasa w Rzymie z kraju dochodziły nadal głosy niepokojące. Władze sądowe w pierwszej instancji nie zarejestrowały Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". Nie dotrzymano obietnic danych wcześniej Kościołowi. Najbliżsi współpracownicy Kardynała interweniowali u władz. Prymas zdecydował wrócić do kraju w dniu, w którym miała zapaść otateczna decyzja. Liczono się z możliwością jego publicznego protestu. Prymas wrócił 10 listopada 1980 roku do Warszawy i w tym samym dniu przyjął przedstawicieli Nszz "Solidarność" z Lechem Wałęsą na czele. Właśnie w tym dniu Sąd Najwyższy zarejestrował wreszcie Nszz "Solidarność". Prymas przemówił do ich przedstawicieli z wielką serdecznością, wspominając własną przedwojenną pracę w związkach zawodowych i życząc przedstawicielom nowych związków wielu sukcesów w ich jakże potrzebnej dla narodu pracy. Przemówienie kardynała Wyszyńskiego zostało w pełni opublikowane między innymi w "Tygodniku Powszechnym" z 23 listopada 1980 roku. Było oczywiste, że pod nieobecność Prymasa Sekretariat Episkopatu Polski, a w szczególności ksiądz biskup Bronisław Dąbrowski w ścisłym porozumieniu z Kardynałem dokonywał energicznych kroków i nacisków skłaniających władze państwowe do rejestracji "Solidarności". Rejestracja stworzyła klimat umożliwiający ponowne posiedzenie - w dniach 20 i 21 listopada 1980 roku - przedstawicieli rządu i Episkopatu w ramach Komisji Wspólnej. Także 9 grudnia 1980 roku odbyło się posiedzenie Komisji Wspólnej. Kościół katolicki nie uzyskiwał w wyniku tych posiedzeń żadnych przywilejów, a jego stan posiadania od sierpnia 1980 roku praktycznie nie wzrósł. Głównym przedmiotem narad i rozmów przedstawicieli Kościoła i państwa była sytuacja ogólna, a w szczególności sprawy związane z łagodzeniem konfliktów, napięć strajkowych i nieporozumień między "Solidarnością" a rządem. Władze miały tendencję niespostrzegania formalnie i prawnie uznanej "Solidarności". Nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji faktu, że liczy ona blisko 10 milionów ludzi i że stała się jednym z głównych współczynników polskiej rzeczywistości społeczno_politycznej. Kościół próbował wszystko to uzmysłowić rządowi, a jednocześnie przyczyniał się do łagodzenia wielu konkretnych sytuacji konfliktowych. Dnia 10 i 11 grudnia 1980 roku odbyło się ponowne posiedzenie Konferencji Episkopatu Polski, które rozpatrzyło złożoną, pełną napięć społecznych sytuację w kraju, opowiadając się za szeroką odnową życia narodowego. O odnowie mówili wszyscy: partia, prasa, środki masowego przekazu. Jednocześnie w życiu społecznym można było stwierdzić stagnację, niezdecydowanie rządu oraz silne działanie sił konserwatywnych, które nie chcąc zrezygnować z posiadanych przywilejów, dążyły do zahamowania reform. W tej sytuacji 14 grudnia 1980 roku biskupi polscy opublikowali list pasterski pt. "Biskupi polscy wzywają do chrześcijańskiej odpowiedzialności za Ojczyznę". List ten był ważnym krokiem zmierzającym do przezwyciężenia stagnacji, do skłonienia społeczeństwa i rządzących, aby we wzajemnym dialogu przystąpli do rzeczywistych reform. W kilka dni później 16 i 17 grudnia 1980 roku przedstawiciele trzech jakże innych sił społecznych: Episkopatu Polski, rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych "Solidarność" wzięli wspólnie udział w uroczystościach w Gdańsku i Gdyni z okazji 10 rocznicy tragicznych wydarzeń z grudnia 1970 roku. Ta wspólna uroczystość odsłonięcia na Wybrzeżu pomników zastrzelonych robotników, stoczniowców, w której brali udział przedstawiciele trzech głównych sił społecznych kraju, była wielkim wydarzeniem, a mogła stać się początkiem pojednania narodowego. Niektórzy wyciągali z niej nawet zbyt daleko idące wnioski. Chcieli w niej widzieć przejaw kompromisu historycznego albo koalicji trzech głównych sił społecznych w Polsce. Było w tym pewne nieporozumienie. Koncepcja kompromisu historycznego, znana z Włoch, była postulatem kompromisu między partią komunistyczną i chrześcijańsko_demokratyczną. Kościół nie zawiera kompromisów z partiami politycznymi, ponieważ jego cele mają charakter religijny i nadprzyrodzony, a nie polityczny. Kościół może porozumiewać się z instytucjami o celach doczesnych w konkretnych sprawach i zawierać z nimi układy czy porozumienia. Kościół uznaje państwo i oddaje "cesarzowi, co jest cesarskiego". Natomiast trudno mówić o kompromisie historycznym lub o koalicji, zwłaszcza z państwem ideologicznym, marksistowskim. Kościół miał bardzo ściśle sprecyzowany stosunek do związków zawodowych. Chrześcijańska nauka społeczna opierała się zawsze o zasadę pomocniczości. Według tej zasady społeczność najwyższego rzędu, czyli państwo, nie powinna zastępować w funkcjach innych społeczności, związków i organizacji niższego rzędu. Jeśli mogą, powinny one wykonywać ważne, dostępne sobie funkcje społeczne. W oparciu o tę zasadę Kościół nie tylko popierał nowe tworzące się związki zawodowe, ale stawał się w gruncie rzeczy ich głównym sojusznikiem. Działo się to nie na zasadzie kompromisu czy koalicji politycznej, ale na zasadzie doktrynalnej, na zasadzie pomocniczości w chrześcijańskiej nauce społecznej. Zresztą o kompromisie historycznym w Polsce nie mogło być w ogóle mowy. Dnia 10 stycznia 1981 roku obradowała znów Komisja Wspólna przedstawicieli rządu i Episkopatu i zajmowała się po raz pierwszy tak elementarnym tematem jak korelacja świeckiego charakteru państwa w Polsce i pluralizmu światopoglądowego społeczeństwa. Nie opublikowano żadnych rezultatów tej ważnej dyskusji. Dnia 13 stycznia 1981 roku Lech Wałęsa na czele delegacji "Solidarności" udał się do Rzymu celem złożenia wizyty Ojcu Świętemu. Sytuacja w kraju była jednak napięta. Już 16 stycznia miał miejsce w Warszawie strajk komunikacyjny, który rozszerzył się także na szereg innych ośrodków, po ostrych wypowiedziach I sekretarza Kani, sekretarzy Kc Grabskiego, Olszowskiego i innych przywódców partii polemizujących z "Solidarnością". W napiętej sytuacji 19 stycznia Wałęsa wrócił z Rzymu i tego samego dnia był u Prymasa Polski a następnie u premiera. Głównym przedmiotem narad i sporów w tym czasie była sprawa wolnych sobót i rejestracji "Solidarności" wiejskiej. Dzień wcześNiej, 18 stycznia, Komisja Krajowa "Solidarności" uchwaliła w Gdańsku postulat wszystkich wolnych sobót z tym, że robotnicy dobrowolnie po uzgodnieniu z rządem będą w niektóre pracować. Ostatecznie stanęło na tym, że jedna sobota w miesiącu będzie poświęcona pracy, a wszystkie inne wolne. Zanim do tego jednak doszło, nastąpiła nowa próba sił. Wieczorem 21 stycznia odbyły się rozmowy przedstawicieli Komisji Krajowej "Solidarność" z premierem Pińkowskim. Porozumienia nie osiągnięto. Rząd proponował czterdziestodwu i pół godzinny tydzień pracy, "Solidarność" tydzień pracy o jedną godzinę krótszy. Wobec tego 22 stycznia w kilku ośrodkach odbył się strajk ostrzegawczy. W sobotę 24 stycznia miała miejsce nowa próba sił, strajk całodniowy. Władze musiały kontynuować rozmowy na temat skracania czasu pracy. Rząd wystąpił także z propozycją powołania stałej komisji mieszanej dla systematycznego omawiania i kontroli realizacji porozumień oraz rozpatrywania istotnych spraw bieżących. Z dzisiejszej perspektywy można mieć wątpliwości co do linii Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych "Solidarność", które główny przedmiot sporu uczyniły z wolnych sobót i rozlały na cały kraj falę strajków w okresie, w którym sytuacja gospodarcza była katastrofalna, a kraj bardzo potrzebował stabilizacji. Nie sposób jednak nie uwzględnić faktu, że społeczeństwo we wszystkich tych strajkach dawało "Solidarności" pełne poparcie. Społeczeństwo było poirytowane i znużone dotychczasową polityką władz, ociąganiem się z przeprowadzeniem reform, z jakimikolwiek decyzjami i ciągłym graniem na zwłokę. Toteż radykalne elementy działające w "Solidarności" znajdowały posłuch. Jest to fenomen wart podkreślenia, gdyż właśnie szeroki posłuch społeczny, jaki miała "Solidarność", spowodował duże przeobrażenia w myśleniu władz, które w miarę rosnącego protestu coraz bardziej uzmysławiały sobie konieczność zawarcia kompromisu i traktowania nowych związków zawodowych w sposób partnerski. Dnia 30 stycznia 1981 roku po fali strajków w całym kraju po południu rozpoczęły się rozmowy rządu i "Solidarności". Objęły one trzy główne grupy tematów: skracanie czasu pracy, samorząd chłopski i dostęp "Solidarności" do środków masowego przekazu. Następnego dnia 31 stycznia 1981 roku o godzinie #/4#00 rano osiągnięto porozumienie w sprawie czasu pracy. Uzgodniono 42_godzinny tydzień pracy i wstępne porozumienie w sprawie dostępu do środków masowego przekazu. Sprawa chłopska została nadal w zawieszeniu z wyraźną tendencją rządu do negatywnego jej załatwienia. Miało to miejsce 31 stycznia. Dnia 1 lutego 1981 wieczorem odbyła się konferencja prasowa Wałęsy i Karola Modzelewskiego, którzy dali pełne poparcie "Solidarności" wiejskiej. III Już następnego dnia 2 kutego 1981 r. kardynał Wyszyński wygłosił w Gnieźnie nadzwyczaj ważną homilię. Jak wiemy, władze państwowe pogodziły się już formalnie z istnieniem Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych w mieście. Nie chciały przyjąć natomiast do wiadomości powstania tych związków na wsi. Władze nie chciały zrozumieć, że rodzinne gospodarstwo rolne jest nie tylko gospodarstwem najbardziej wydajnym, produktywnym, ale także przez fakt pracy wszystkich członków rodziny nie ma charakteru sprzecznego z zasadami sprawiedliwości społecznej, a nawet z panującym w Polsce systemem ustrojowym. Toteż kardynał Wyszyński, w czasie kiedy najwyższe władze polityczne w kraju opowiadały się jeszcze przeciw "Solidarności" wiejskiej, mówił w homilii 2 lutego 1981 r.: "Jeżeli pracownicy przemysłowi uzyskali prawo zrzeszania się, to trzeba to prawo przyznać również i pracownikom rolnym. Cztery dni później, 6 lutego odbyły się u Prymasa dwa spotkania. Kardynał najpierw przyjął przedstawicieli "Solidarności" miejskiej z Lechem Wałęsą, a następnie tego samego dnia wygłosł w Warszawie przemówienie do delegacji "Solidarności" wiejskiej, udzielając jej ponownie pełnego poparcia i podkreślając przyrodzony charakter prawa ludzi do zrzeszania się. Przyrodzony charakter powoduje, że prawa do zrzeszania nikt ludziom odebrać nie może, że nie może go im odebrać żadna władza polityczna. Toteż Prymas przestrzegał przed próbami podważania praw przyrodzonych. Jednocześnie kardynał Wyszyński przestrzegł rolników i ruch zawodowy przed możliwością wpływu na ich ruchy czynników zewnętrznych, realizujących inne cele polityczne. Chciałbym przytoczyć cytatę z homilii Prymasa w Gnieźnie z 2 lutego do rolnioków. Padły tam bowiem słowa bardzo kategoryczne: "Nie trzeba tego prawa "przyznawać" [prawa do zrzeszania, dopisek autora], ono po prostu istnieje i nikt go nam odmówić nie może. Jest jedno prawo przyrodzone takie samo dla każdego człowieka bez względu na to, co on robi, czy pracuje w fabryce, w kopalni czy na roli, każdy ma takie samo prawo przyrodzone naturalne zespalania swych sił i wysiłków dla wspólnego przeprowadzenia zadań, które człowiek ma do wykonania. Ponadto jest to również prawo indywidualne jak najbardziej osobiste... Stąd też zwlekanie z przyznawaniem ludności rolniczej prawa do zrzeszania się, tak jak ona tego chce, jest nierozumne, więcej - jest przeciwne prawu przyrodzonemu i prawu własnemu tego wielkiego żywiciela naszego narodu, jakim jest ludność rolnicza". Było rzeczą charakterystyczną, że kardynał Wyszyński w sprawie rolników indywidualnych zabierał głos wielokrotnie. W przemówieniu do rolników 6 lutego Prymas mówił, że kilka miesięcy wcześniej wystosował list do władz państwowych w obronie ludności w Kampinosie i Płudach, którą na gwałt wysiedlono. Mówił do rolników, że wie, iż gdzie indziej się to także działo. Przypominał, że wystosował protest do władz przeciwko wysiedleniu ludzi. Sprawa ta miała całą swoją historię. Kardynał mówił: "Biskup Dąbrowski jako sekretarz Episkopatu Polski jest świadkiem licznych memoriałów, które Episkopat wysyłał do władz państwowych w obronie ludności przymusowo wysiedlanej. W rozmowach, które ksiądz biskup często prowadzi z mandatu Episkopatu z władzami państwowymi i politycznymi ciągle ten temat się przewija. Ostatnio stworzyliśmy specjalną Komisję do Spraw Duszpasterstwa pracowników przemysłowych, a rozważaliśmy także i sprawę - sytuację pracowników rolnych, zwłaszcza w Pgr_ach i w gospodarce uspołecznionej". Kardynał Wyszyński kontynuował: "Ponadto sprawy te idą na ambonę, idą także do partii. Ja rozmawiam ze wszystkimi. Gdy zachodzi potrzeba, rozmawiam i z pierwszym sekretarzem, i z premierem. Mówię to po to, aby was bracia uświadomić, że problem, który was w tej chwili tak żywo i słusznie obchodzi, jest problemem Episkopatowi polskiemu bardzo bliskim. Jesteśmy tym żywo zainteresowani, bo wiemy, że Polska jako kraj z natury rolniczy nie może być w takim stopniu uprzemysławiana, żeby się wyrzekła swego wrodzonego przeznaczenia rolniczego, stając się krajem na wskroś przemysłowym". Prymas mówił dalej: "Mówią wam, że nie potrzeba nowych związków, bo są kółka, niech sobie będą kółka, ale jeżeli one nie wystarczają, nie zaspokajają waszych potrzeb, macie najsłuszniejsze prawo żądać wolności tworzenia takich stowarzyszeń, które odpowiadają aktualnym Waszym potrzebom. To jest moje stanowisko. Wyrazicielem tego stanowiska byłem nieraz. Ostatnio jak już powiedziałem w katedrze gnieźnieńskiej, a także przyjmując "Solidarność" gnieźnieńską i poznańską oraz tworzący się ośrodek "Solidarności" wiejskiej w Wielkopolsce. Dzisiaj byłoby zbędną rzeczą więcej o tym mówić, bo stanowisko Prymasa Polski w tej sprawie jest znane". Rzeczywiście stanowisko Prymasa było znane, ale w przytoczonym tu przemówieniu do rolników na Miodowej 6 lutego zawarty został także fragment ściśle związany z istniejącymi w Polsce napięciami społeczno_politycznymi i z obawami Prymasa, aby sprawy polskie nie wymknęły się z rąk naszych i nie były rozwiązywane przez czynniki zewnętrzne. Warto zacytować więc i ten ustęp przemówienia: "Mówiłem tu przed chwilą z panem Wałęsą i delegacją z Bielska_Białej, że ruch, który zrodził się w Polsce - odnowy moralnej i społecznej, jest wybitnie polski. Ten ruch, musi służyć przede wszystkim sprawie polskiej, to znaczy ludności polskiej, czy to będzie ludność rolnicza, czy robotnicza, dla zaspokojenia jej potrzeb. Trzeba się strzec, żeby nie wplątali się tacy ludzie, którzy mają inne założenia i chcą przeprowadzić nie polskie sprawy. Trudno to po nazwisku wymieniać. Ludziom tym zależy na tym, aby Polskę wplątać w jakieś sytuacje polityczne. Tymczasem wasz ruch jest przede wszystkim ruchem społecznym i zawodowym. To sobie, najmilsi, zapamiętajcie na dłuższy czas, bo dopiero w tej pracy społeczno_zawodowej umocnicie wasz ruch. Na razie musicie się zająć wszystkimi dolami i niedolami ludności rolniczej i jej potrzebami. Musicie się starać zespolić jak największą ilość ludności trudzącej się na roli, aby czynić ziemię poddaną - sobie, waszym rodzinom, narodowi i Ojczyźnie. Tak, jak nieraz mówiłem z ambony - na przykładzie Drzymały i Reymontowskiego Boryny". Celowo zacytowałem stosunkowo obszernie wypowiedzi Księdza Prymasa związane z "Solidarnością" wiejską, gdyż wyrażały się w nich szerzej sprawy społeczne, które stale były w kraju nie rozwiązane. Kościół starał się reprezentować nurt rozsądku i odpowiedzialności tak, aby z jednej strony zapewnić przeprowadzenie reform, a z drugiej strony zabezpieczyć kraj przed ingerencją czynnika zewnętrznego. Obawa Prymasa przed wymknięciem się spraw polskich z naszych rąk była tak silna, że zdecydował się na silny akcent polemiczny, bolesny dla krytykowanych radykałów. Ale Prymas kierował się głębokim przekonaniem, że zbytni radykalizm jest niebezpieczny dla Polski i szkodzi sprawie związków zawodowych. Akcentowanie przez Prymasa polskości ruchu zawodowego budziło różne pytania. Odpowiedź może być tu tylko jedna. Prymas odróżniał nadrzędny interes narodowy od partykularnych interesów środowisk politycznych i grup wyrastających na marginesie "Solidarności". W styczniu główną kontrowersję stanowiła właśnie sprawa "Solidarności" wiejskiej. Dnia 10 stycznia stanowczo przeciwko wolnym związkom zawodowym rolników wypowiedział się I sekretarz Kc partii Kania. Takie było oficjalne stanowisko władz przez cały styczeń i dlatego właśnie w lutym kardynał Wyszyński kilkakrotnie wypowiedział się w sposób tak kategoryczny. We wszystkich sprawach dla narodu zasadniczych Prymas zajmował postawę nieugiętą. Wszędzie jednak tam, gdzie chodziło o konflikty w sprawach drugorzędnych, namawiał obie strony do kompromisu. Współdziałanie między niezależnymi związkami zawodowymi a Kościołem układało się harmonijnie. Rząd znalazł się w sytucaji przymusowej, gdy 1 lutego "Solidarność", a 2 lutego Kościół katolicki dali pełne poparcie związkom zawodowym rolników, na których rejestrację nie godziły się władze państwowe. Mimo że Kościół katolicki bardzo wyraźnie opowiadał się najpierw za "Solidarnością", a potem za związkiem zawodowym rolników indywidualnych, linia jego spotkała się z krytyką ze strony czynników radykalnych, której echo znalazło się także w prasie zagranicznej. Sądzę, że polemiki te były zasadniczo niesprawiedliwe, gdyż w linii Kościoła najściślej związano dwa elementy. Element pomocy w wywalczeniu przez społeczeństwo prawa do samorządności i element ostrożności, aby uniknąć interwencji sił zewnętrznych w sprawy Polski. Nie sposób też nie zgodzić się ze stanowiskiem Prymasa, że na terenie ruchu zawodowego dochodziły do głosu partykularne interesy polityczne. Prymas nigdy nie nazwał ich po imieniu, choć był wobec nich zdecydowanie krytyczny. Powstaje jednak pytanie, czy tak wielki ruch, jakim stała się "Solidarność", mógł być całkiem wolny od wpływów politycznych? Jedność "Solidarności", Kościoła i całego społeczeństwa spowodowała, że partia zaczęła wreszcie rewidować swoją politykę. Dnia 9 lutego 1981 r. odbyło się VIII Plenum Kc, które zwolniło z zajmowanego stanowiska premiera Pińkowskiego, czyniąc go w pewnym sensie kozłem ofiarnym, odpowiedzialnym za politykę zwlekania przez szereg miesięcy z podjęciem koniecznych decyzji. Plenum wyznaczyło na premiera gen. Jaruzelskiego - ministra obrony narodowej. Członkowie kierownictwa partii atakowali na plenum Komitet Samoobrony Społecznej Kor, uważając, że to on radykalizuje "Solidarność". Prawda była bardziej złożona. Silne prądy radykalizacji ogarnęły dużą część robotników, zwłaszcza młodych. Dnia 10 lutego Sąd Najwyższy zawyrokował, że rolnicy mogą się zrzeszać, ale nie mogą tworzyć związków zawodowych, a więc rząd mimo zmiany premiera trwał w sprawie związku rolników indywidualnych dalej przy stanowisku, które wobec nastawienia całego społeczeństwa, Kościoła i "Solidarności" nie mogło się ostać. Prymas Polski rozmawiał 7 lutego z I sekretarzem Kanią. Nie osiągnął jednak porozumienia w sprawie "Solidarności" wiejskiej. Dlatego też nie ukazał się zwyczajowy komunikat z odbytej rozmowy. Sejm wybrał 11 lutego formalnie Wojciecha Jaruzelskiego na premiera. Dnia 12 lutego odbyło się jednocześnie posiedzenie Sejmu w Warszawie i Komisji Krajowej "Solidarności" w Gdańsku. Premier Jaruzelski prosił o 90 dni spokoju i przestrzegał przed "walką bratobójczą". Jednym z wicepremierów wybrany został Mieczysław Rakowski. "Solidarność" postanowiła wstrzymać strajk poligrafów i podtrzymała propozycję rozmów z władzami. Powstały pierwsze oznaki odprężenia, pierwsze rezultaty woli całego społeczeństwa, w którym brała górę orientacja umiaru i rozwagi. W tydzień po nominacji nowego premiera, 20 lutego zawarto umowę ze studentami, przewidującą utworzenie Niezależnego Związku Studentów. Podpisano też umowę ze strajkującymi chłopami w Rzeszowie i Ustrzykach Dolnych, gwarantując własność indywidualną, ale odłożono sprawę formy prawnej związku rolników na przyszłość. Jednak zarysował się kolejny konflikt. Mianowicie 19 marca rozeszła się wiadomość, że w Bydgoszczy po okupacji przez rolników indywidualnych budynku Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, doszło do incydentu na posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Narodowej. Milicja usuwała zaproszonych tam przedstawicieli "Solidarności" i trzy osoby zostały przy tej okazji ciężko ranne i odwiezione do szpitala. Spowodowało to 20 marca strajki ostrzegawcze w Całej POlsce, a 25 marca w niedzielę odbyły się rozmowy między Wałęsą a Rakowskim, które nie przyniosły rezultatu. Powstała realna groźba strajku generalnego. Kościół czynił wszystko, by go uniknąć. Było pewne, że przyniósłby zastosowanie siły i w konsekwencji doprowadził do ingerencji zewnętrznej. W czasie dwóch kolejnych spotkań 27 i 28 marca zaznaczyły się postępy rozmów. Dnia 29 marca odbyło się IX Plenum Kc, które pod wpływem silnej presji dołów partyjnych wypowiedziało się za porozumieniem z "Solidarnością". Znamienne było powstanie tzw. organizacji poziomych czy horyzontalnych w partii i wypowiedzi szeregu działaczy partyjnych, m.in. Stefana Bratkowskiego, opowiadających się za autentycznym poszanowaniem samorządności społecznej w Polsce. Dopiero 30 marca, a więc po plenum, nastąpiło porozumienie komisji Rakowski_Wałęsa, a 31 marca "Solidarność" odwołała strajk, zachowując pogotowie strajkowe. Dnia 1 kwietnia Komisja Strajkowa odwołała pogotowie strajkowe z wyjątkiem Bydgoszczy. Z początkiem kwietnia zachodnie środki masowego przekazu donosiły uporczywie o przygotowaniach Zsrr do interwencji w Polsce. Tym razem głównym powodem miała być erozja partii ujawniona na IX Plenum Kc. Prymas Polski, niedomagający na zdrowiu już od połowy marca, z wielkim niepokojem śledził rozwój sytuacji. Konferencja Plenarna Episkopatu Polski 11 marca 1981 skierowała odezwę do duszpasterzy, opublikowaną 23 marca. Zawarto w niej zarówno uprawnione postulaty pod adresem władz, jak i słowa przestrogi skierowane do społeczeństwa. Czytamy m.in.: "[...] wysiłek zmierzający do rozszerzenia granic sprawiedliwości i wolności społecznej jest moralny i uzasadniony". "Pracę nad upowszechnieniem zasad zdrowego ładu społecznego, obronę praw osobowych, zwłaszcza warunków pracy ludzkiej, Kościół prowadzi nie od dziś, ale od pierwszych lat nowego etapu w dziejach Polski. Niekiedy zapomina się o tym, że właśnie wtedy, gdy wszystko zamilkło pod naciskiem terroru politycznego, jedynie Kościół nie ustąpił, a jego biskupi i kapłani za swoją odwagę płacili więzieniem, usuwaniem ze stanowisk kościelnych i ciężkimi mandatami karnymi. Kościół, Episkopat Polski, biskupi stawali w obronie ludzi represjonowanych i pokrzywdzonych przez władze w różnych okresach napięć społecznych w naszym kraju; wystarczy wspomnieć rok 1968, 1970 i rok 1976. Kościół podnosił w tych sprawach głos publicznie, kierował pisma i memoriały do władz. Niósł pomoc w różnych formach, także materialną (kolekta w kościołach w 1971 roku na rzecz rodzin poległych robotników na Wybrzeżu). [...] Wszystkich [...] krzywd doznanych, które zapadły w życie i świadomość narodu, nie da się naprawić z dziś na jutro. Takie już jest prawo życia, że gleba zakwaszona wymaga dłuższej kultywacji. Na pewno jest w Polsce dużo sił, poczynań, instytucji, które chcą dobrze, i to możliwie rychło. Ale i tu potrzeba rozwagi i działania systematycznego wszystkich sił narodowych, moralnych, społecznych i państwowych, które będą działały zgodnie i miały tylko jedno pragnienie - by to czynić jak najlepiej, bez tworzenia nowych krzywd i strat narodowych". Popierając wszelkie formy samorządu w myśl katolickiej nauki społecznej, biskupi pisali, że "kapłani i duszpasterze, którzy mają bardziej podstawowe i rozległe zadania regilijno_duszpasterskie, nie powinni łączyć swych prac kapłańskich z politycznymi wystąpieniami. Kościół bowiem w Polsce nigdy w swych dziejach nie uzależniał się od powstających ugrupowań politycznych czy pseudopolitycznych i nigdy się im nie oddawał na służbę". W słowach tych łatwo odnaleźć styl i myśl Prymasa Polski. Całym sercem sprzyjał on odnowie społecznej w kraju, ale nie życzył sobie powiązań duchowieństwa z grupami politycznymi, choćby były one szlachetne czy opozycyjne. Na tej samej konferencji Episkopatu 11 marca 1981 roku uchwalono list pasterski do odczytania z ambon w dniu 26 kwietnia 1981 roku. Biskupi z pełną jasnością ukazywali niegodziwości życia w Polsce. Pisali: "[...] moralnym nazywano to, co służyło systemowi lub określonym osobom, niemoralnym, czyli złym, to, co im przeszkadzało. W ten sposób moralność została wzięta w niewolę systemu i ludzi". [...] "Słowo straciło swą wartość. Nieprawda panowała w środkach społecznego przekazu, fałszowano informacje, przemilczano prawdę, dawano przewrotne komentarze. Wszyscy stwierdzali: prasa kłamie, radio kłamie, telewizja kłamie, szkoła kłamie. Aż w końcu kłamstwo obróciło się przeciw kłamcom". Biskupi poruszali także sumienia wiernych: "[...] wielu ludzi dało się zastraszyć. Strach kazał milczeć, nie piętnować zła i nie stawać w obronie dobra. Strach nie pozwalał wielu ludziom chodzić do kościoła, przyjmować sakramentów, zawierać katolickich małżeństw, chrzcić dzieci i posyłać je na katechizację. [...] Niejeden udawał niewierzącego, niktórzy publicznie wypierali się wiary. Obawiano się nagany, utraty dobrego stanowiska". Tak więc mimo napiętej sytuacji Episkopat wzywając niezmiennie do roztropności, w sprawach zasadniczych zajmował stanowisko jak zwykle niedwuznaczne. Gdy redagowano przytoczony list, zaczynała się choroba Prymasa, gdy go odczytano w kościołach, stan Kardynała był już poważny. Prymas cały czas trzymał jednak rękę na pulsie wydarzeń, które były dalej niepokojące. W "Solidarności" zarysował się spór wokół umowy warszawskiej, która zapobiegła strajkowi generalnemu. Spór dotyczył nie tyle meritum sprawy, ile uprawnień negocjatorów do zawarcia umowy. Także w partii można było zaobserwować rosnące różnice w ocenach politycznych. Głównymi zagadnieniami politycznymi w Polsce w tym okresie było ustalenie terminu zjazdu partii, sprawa rejestracji "Solidarności" wiejskiej oraz wyjaśnienie sprawy pobicia trzech osób w Bydgoszczy. Komisja Krajowa "Solidarności" postanowiła 9 kwietnia rozmawiać z rządem, domagając się jednocześnie transmitowania rozmów w środkach masowego przekazu. Oczywiście, postulat ten był nierealny i świadczył o wpływach skrzydła radykalnego w Związku. Dnia 10 kwietnia premier Jaruzelski wygłosił "expos~e", w którym zażądał od Sejmu 2 miesiące bez strajków. Sejm podjął w tej sprawie uchwałę, która z punktu widzenia prawnego właściwie nie była aktem wiążącym. Komisja Krajowa "Solidarności" odpowiedziała na tę uchwałę zasadniczo negatywnie, ale w sposób nie zaostrzający sytuacji. Natomiast 18 kwietnia w Toruniu odbył się zjazd tzw. dołów partyjnych, a więc organizacji poziomych, domagających się reform. Okazało się, że ferment w partii stawał się głównym problemem politycznym w kraju. Na innych odcinkach sytuacja też się nie stabilizowała. I tak 16 kwietnia rozpoczęła się okupacja jednego z budynków przez rolników w Inowrocławiu. Rząd skłaniał się do spóźnionej decyzji w sprawie rolników. Prof. Szczepański, przewodniczący specjalnie powołanej komisji sejmowej, depeszował jeszcze przed okupacją budynku w Inowrocławiu do Bydgoszczy, że Sejm rozszerzy ustawę związkową o paragraf zezwalający chłopom na utworzenie związków zawodowych rolników indywidualnych. A więc dopiero w połowie kwietnia rząd zmienił linię w tej sprawie. Jak wiemy, Prymas Polski wypowiedział się na ten temat w sposób kategoryczny już 2 lutego 1981 roku. Dnia 17 kwietnia doszło do podpisania w Bydgoszczy porozumienia między rządem a "Solidarnością" wiejską w sprawie rejestracji związków zawodowych rolników, zaś 12 maja, po rozszerzeniu przez Sejm ustawy o związkach zawodowych o paragraf dotyczący prawa rolników do zakładania ich związków, zarejestrowano Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych. Prymas i tym razem okazał się człowiekiem przewidującym. Niestety, i teraz pokój społeczny w Polsce nie był pewny. Przeciwnie, było wiele powodów do niepokoju. Do tego doszły dwa nieszczęścia, które dotknęły wszystkich Polaków. Dnia 13 maja nastąpił zamach na papieża Jana Pawła II i trzeci kolejny komunikat o pogorszeniu się stanu zdrowia Prymasa Polski. Relacją o sytuacji ogólnopolitycznej wyprzedziliśmy świadomie wydarzenia dziejące się na odcinku kościelnym, w których - jak zwykle - czołową rolę odgrywał kardynał Stefan Wyszyński. Mianowicie 10 lutego 1981 uchwalono Komunikat Rady Głównej Episkopatu Polski o sprawach narodu, Kościoła i państwa, w którym stwierdzono: "Stosowanie siły, nacisków, pogróżek i drażniącej propagandy nie prowadzi do pokoju wewnętrznego, przeciwnie, rodzi nowe napięcia i różne formy protestu". Rada Główna zaleca pokój wewnętrzny w kraju domagając się ponownie zagwarantowania rolnikom własności uprawianej ziemi i praw do zawodowego zrzeszania się. Dnia 2 marca 1981 obradowała Komisja Wspólna rządu i Episkopatu omawiając m.in.. sprawę dostępu Kościoła do środków przekazu, cenzurowanie publikacji religijnych, a przede wszystkim sprawy związane z napięciem społecznym w kraju. Kolejna Konferencja Episkopatu odbyła się 11 i 12 marca 1981 i omawiała aktualny stan polityczny, zawodowy i gospodarczy kraju, kreśląc zadania Kościoła wobec złożonej i delikatnej sytuacji. Dokumenty uchwalone przez biskupów cytowaliśmy już wyżej. Poza tym Episkopat wyrażał troskę o wolność i suwerenność Ojczyzny. Ten akcent był związany z rozpowszechnionym w opinii Polskiej i światowej przekonaniem, że wydarzenia polskie mogą doprowadzić do interwencji zewnętrznej. Jeśli chodzi o ruch zawodowy, to Kościół udzielił mu ponownie poparcia, zwłaszcza rolnikom indywidualnym. W komunikacie apelowano o kierowanie się roztropnością, by istniejący kryzys można było przezwyciężyć siłami samych Polaków. Pojawia się znów to samo dążenie Prymasa i Biskupów: z jednej strony do pomożenia społeczeństwu w wywalczeniu prawa do samodzielności, a z drugiej strony do zachowania spokoju społecznego i stabilizowania sytuacji w tych granicach, które nie spowodują interwencji zewnętrznej. Dnia 22 marca 1981 w czasie radiowej Mszy św. odczytano "Słowo" Prymasa Polski wzywające naród do "spokoju, równowagi i odpowiedzialności", zaś rząd do "szacunku dla całości fizycznej i duchowej każdego obywatela". Było oczywiste, że "Słowo" Prymasa wiąże się najściślej z pobiciem związkowców w Bydgoszczy i groźbą związanego z tym strajku generalnego. Prymas wzywał społeczeństwo do spokoju, a rząd do tego, żeby zaprzestano uciekania się do niepraworządnych metod sprawowania władzy. Dnia 26 marca, a więc w okresie napięć politycznych, chory już Prymas Polski odbył rozmowę z premierem, gen. Wojciechem Jaruzelskim, dążąc do przezwyciężenia istniejącego w kraju groźnego napięcia społecznego. Pierwszego kwietnia, a więc w dzień odwołania strajku generalnego związanego z pobiciem związkowców w Bydgoszczy, obradowała Komisja Wspólna rządu i Episkopatu wzywając do usuwania w porę napięć społecznych. Władze państwowe podzięKowały Ojcu świątemu Janowi Pawłowi II, Prymasowi Polski i Episkopatowi za przyczynienie się do pokojowego rozwiązania powstałego konfliktu. Chodziło oczywiście o wpływ Kościoła na odwołanie strajku generalnego związanego z wydarzeniami w Bydgoszczy. Rząd wysoko cenił perswazję czynników Kościelnych wobec "Solidarności", a w szczególności perswazję kardynała Wyszyńskiego, który był jedynym autorytetem, mającym niemal powszechny wpływ na postawy społeczne. Koła radykalne nastawione na podjęcie strajku generalnego zdawały się nie uwzględniać zewnętrznego niebezpieczeństwa. Dnia 2 kwietnia 1981 roku Prymas Polski przyjął członków prezydium ogólnopolskiego komitetu założycielskiego Nszz Rolników Indywidualnych, udzielając w przemówieniu kolejnego poparcia związkowi. Na Wielkanoc zaś 1980 roku kardynał ogłosił "Słowo Prymasowskie" o chrześcijańskiej nadziei życia, które nie ustaje po śmierci, tylko się odnawia. Słowa te były szczególnie przejmujące dla tych, którzy wiedzieli, jak ciężko chory jest kardynał Wyszyński. Niedługo też rozpoczęto publikować komunikaty o stanie jego zdrowia. IV Jak wspomniałem od połowy marca było pewne, że Prymasa Polski trawi poważna choroba. Jej stały postęp spowodował, że 15 kwietnia 1981 ogłoszono komunikat Sekretariatu Prymasa o chorobie przewodu pokarmowego kardynała Wyszyńskiego, wzywając do modłów w jego intencji. Kolejny komunikat wydany tym razem przez Sekretariat Episkopatu został ogłoszony 26 kwietnia 1981. Mówił on o trwającym leczeniu domowym Prymasa Polski, wzywając wiernych do modłów o zdrowie dla Kardynała. Ksiądz Prymas bardzo chciał pojechać na uroczystość ku czci św. Wojciecha 23 kwietnia do Gniezna, a potem 3 maja do Częstochowy. Osłabienie organizmu powodowane przez postęp choroby uniemożliwiało obydwa te wyjazdy duszpasterskie. W czasie uroczystości Nmp Królowej Polski 3 maja 1981 na Jasnej Górze biskupi udzielili wiernym arcypasterskiego błogosławieństwa. Chory kardynał Wyszyński udzielał go równocześnie w domu arcybiskupów warszawskich. Dnia 14 maja 1981 opublikowano komunikat lekarski o stanie zdrowia Prymasa Polski, podpisany przez zespół wybitnych lekarzy. Stwierdzali oni: "W toku postępowania diagnostycznego ustalono, że choroba dotyczy narządów jamy brzusznej z towarzyszącym wysiękiem. Badania kliniczne oraz badania laboratoryjne, przeprowadzone z udziałem specjalistów, ustaliły rozpoznanie. Zastosowano leczenie farmakologiczne zasadniczej choroby i wzmacniające organizm. Kolejne narady zespołu specjalistów stwierdziły, że choroba - mimo leczenia - ma przebieg postępujący. Stan chorego Księdza Kardynała Prymasa jest poważny". Nie trzeba być lekarzem, by z komunikatu tego wyciągnąć wniosek co do charakteru choroby i jej nieuleczalności. Społeczeństwo przyjęło ogłoszony komunikat z głębokim przygnębieniem. Jak wiemy, dzień wcześniej odbył się w Rzymie zamach na Papieża. Społeczeństwo było dosłownie zaszokowane. W całej Polsce odbywały się modły za Ojca świętego i Prymasa. W Warszawie odbyła się uroczysta Msza św., podczas której nadano z taśmy magnetofonowej "Słowo Prymasa Polski". Kardynał Wyszyński mówił ze swego łoża boleści słowa heroiczne: "Dzisiaj pozostaje nam jedno: wszystkie nasze osobiste cierpienia, udręki, starajmy się dołączyć do tych wielkich udręk świata. Na pewno Ojciec Święty też tak to przeżywa, ażeby osobiste udręki składać w dłonie Matki Kościoła, której zawierzył się na Jasnej Górze. To jest Jego naważniejsze dzieło. W porównaniu z tym wielkim dziełem nasze osobiste cierpienia stają się maluczkie i dlatego, najmilsi, i ja, dotknięty obecnie w moich najrozmaitszych dolegliwościach fizycznych, muszę uważać je za skromne i małe w porównaniu z tym, co dotknęło Głowę Kościoła". Prymas mówiąc to sam stał w obliczu śmierci i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. W słowach kardynała Wyszyńskiego odezwała się także ponownie jego przewodnia idea zawierzenia wszystkiego Matce Kościoła. Mało jest ludzi, którzy w obliczu własnej śmierci wykazywaliby taki hart i taką integralność duchową. Prymas przeżywał wraz z całym narodem polskim pomyślny przebieg leczenia pooperacyjnego Ojca Świętego. Dnia 18 maja wysłał do Papieża telegram następującej treści: "Umiłowany Ojcze Święty, usłyszeć błogosławieństwo Twoje "Urbi et Orbi" - w rocznicę Twoich urodzin jest wielką nadzieją rodziny ludzkiej, Ojczyzny, Biskupów, Duchowieństwa oraz Narodu modlącego się w Kościele o Twoje zdrowie. A jednak słowa Prawdy, Miłości i pokoju oraz nadziei na lepszą przyszłość nie da się związać, bo mowa Pańska trwa na wieki. Daremną jest rzeczą wierzgać przeciwko ościeniowi. Zasyłamy z Polski te życzenia oddając Twoje życie Jasnogórskiej Matce Kościoła, której tak zawierzyłeś wraz z nami. Złączony z Twoimi przeżyciami Episkopat i Prymas Polski Stefan Kardynał Wyszyński". A więc znów słowa wyrażające osobisty heroizm, gdy Prymas pisał o "nadziei na przyszłość", przecież już nie swoją. Słowa Prymasa uderzają tym silniej, jeśli zestawimy je z dwoma komunikatami, opublikowanymi dzień wcześniej w prasie polskiej. Przytoczę je w całości: "Polska Agencja Prasowa otrzymała w niedzielę 17 maja komunikat Sekretariatu Prymasa Polski: W ciągu ostatnich dni w stanie zdrowia Jego Eminencji Księdza Kardynała Prymasa nie zaszły istotne zmiany. W dniu 14 maja 1981 r. stwierdzono zaburzenie czynności serca, które łatwo poddało się leczeniu. Na własne życzenie Ksiądz Kardynał Prymas jest nadal leczony w domu przez zespół specjalistów. Zostały stworzone warunki intensywnej opieki z monitorowaniem chorego Księdza Prymasa i ze stałym dyżurem lekarskim. Sekretariat Prymasa Polski gorąco dziękuje za wszelkie formy pomocy medycznej, Ksiądz Kardynał Prymas korzysta jednak wyłącznie z terapii stosowanej przez zespół leczący". I komunikat drugi opublikowany tego samego dnia: "Polska Agencja Prasowa otrzymała z Sekretariatu Prymasa Polski następujący komunikat: W sobotę 16 maja 1981 roku Jego Eminencja Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas POlski, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski, w swojej rezydencji warszawskiej przyjął w formie uroczystej Sakrament Chorych, którego udzielił jego osobisty spowiednik ks. Edmund Boniewicz, pallotyn, w obecności następujących osób: sekretarza Episkopatu księdza biskupa Bronisława Dąbrowskiego, wikariusza generalnego warszawskiego księdza biskupa Jerzego Modzelewskiego, wikariusza generalnego księdza prałata Stefana Piotrowskiego, kierownika Sekretariatu Prymasa Polski księdza prałata Hieronima Goździewicza, oficjała Warszawskiego Sądu Metropolitalnego i dyrektora Domu Arcybiskupów Warszawskich księdza prałata Franciszka Borowca, rektora Seminarium Duchownego w Gnieźnie księdza prałata Jana NOwaka, rektora Seminarium Duchownego w Warszawie księdza prałata Kazimierza Romaniuka, kapelana Prymasa Polski księdza prałata Bronisława Piaseckiego i przedstawicieli Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu oraz domowników. Po przyjęciu Sakramentu, Jego Eminencja przemówił do zebranych: na wstępie złożył publicznie wyznanie wiary, następnie powierzył Kościół szczególnej opiece Matki Boskiej Częstochowskiej, podziękował obecnym za długoletnią współpracę i udzielił swego błogosławieństwa". Kardynał Wyszyński przygotowywał się do odejścia z wielką godnością, którą może dać tylko spokój wynikający z głębokiej wiary. Dnia 22 maja otworzył posiedzenie Rady Głównej Episkopatu Polski. Dziękował za współpracę członkom Rady. Miał powiedzieć wiele słów ważkich i znaczących. Następnie przekazał prowadzenie obrad kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu. Kardynał Macharski zdał relację ze swej wizyty w Rzymie u Ojca Świętego. Rada Główna omówiła planowany udział dwudziestoosobowej delegacji Episkopatu Polski na zwołanym przez Jana Pawła II zgromadzeniu przedstawicieli Episkopatów świata. Uroczystość miała odbyć się w święto Zesłania Ducha Świętego w Rzymie z okazji 1600 rocznicy I Soboru Konstantynopolitańskiego i 1550 rocznicy Soboru Efeskiego. Omawiano także sprawy stosunków z rządem, koncentrując się na sprawie "Caritasu" i dostępu Kościoła do środków masowego przekazu, a także na sprawie budownictwa sakralnego. Tymczasem dnia 23 maja 1981 opublikowano następujący komunikat lekarski o stanie zdrowia Jego Eminencji Kardynała Stefana Wyszyńskiego Prymasa Polski: "Od ogłoszenia komunikatu lekarskiego z dnia 14 maja br. stan zdrowia J. Em. Ks. Kardynała Prymasa uległ dalszemu pogorszeniu. W dniu 14 i 21 maja obserwowano przejściowo zaburzenia krążenia i oddychania, które ustąpiły pod wpływem leczenia. Oprócz leczenia farmakologicznego dokonywano kilkakrotnych przetoczeń krwi, plazmy i albumin. Na dalsze wyraźne życzenie Księdza Kardynała Prymasa, pozostanie Jego Eminencja nadal w swojej rezydencji. Stworzono warunki oddziału intensywnej opieki medycznej, z zastosowaniem nowoczesnej aparatury. Zorganizowano stały dyżur lekarzy specjalistów. Obserwacje kliniczne i wyniki badań laboratoryjnych wskazują na dalszy postęp choroby zasadniczej. Stan J. Em. Ks. Kardynała Prymasa jest bardzo poważny". Bezpośrednie zagrożenie życia Prymasa Polski stało się, niestety, już zupełnie oczywiste. Kościół Polski trwał w modlitwie. Dopóki Prymas nie w pełni zdawał sobie sprawę, jak ciężki jest stan jego zdrowia, bardzo pragnął wziąć udział w uroczystościach rzymskich 7 czerwca, związanych z rocznicami dwóch wielkich Soborów. Chyba jednym z ostatnich jego gorących życzeń była chęć rozmowy z Ojcem świętym. Nadzieję na odbycie tej rozmowy zniweczył zamach na Papieża 13 maja, a potem prawie jednoczesne gwałtowne pogorszenie się stanu zdrowia Prymasa. Ojciec Święty, mimo leczenia pooperacyjnego, był zorientowany w beznadziejnym stanie zdrowia kardynała Wyszyńskiego. Wiedział też, jak gorąco Prymas pragnie go zobaczyć. Gdy już wszyscy stracili nadzieję, że będzie to możliwe, Papież zatelefonował 24 maja z kliniki Gemelli do Prymasa. Rozmowa nie doszła jednak do skutku, bo przewód telefoniczny przy aparacie nie sięgnął do łóżka Kardynała. Ksiądz Prymas musiał odczuć to bardzo boleśnie. Niejako symbolicznie zrywała się główna nić łącząca Jego życie ze światem zewnętrznym, ze Stolicą Apostolską. Naturalnie, otoczenie Prymasa sprawiło, że technicy telefoniczni przedłużyli przewód i następnego dnia, 25 maja Ojciec Święty zatelefonował ponownie do kardynała Wyszyńskiego. Prymas życzył Papieżowi szybkiego wyzdrowienia. Ponieważ obaj Rozmówcy znali prawdę Ojciec Święty mógł przekazać Prymasowi tylko słowa pociechy religijnej, wyrazy miłości, wspólnoty w cierpieniu i modlitwie, najlepsze życzenia oraz Błogosławieństwo Apostolskie. Dramatyzm tych rozmów, jednej niedoszłej i drugiej, w której Wielcy Hierarchowie chcieli powiedzieć sobie wiele, ale nie było to już możliwe, jest trudny do wyobrażenia. Ileż uczuć musiało w krótkiej rozmowie przeniknąć serca i umysły Papieża i Prymasa, którzy wiedzieli, że się już nie zobaczą? Mamy jednak podstawy do przypuszczeń, że Prymas przekazał już wcześniej Papieżowi swoje myśli w specjalnym piśmie. Wiemy też, że Prymas liczył się z trudnym okresem dla kraju, ale w niczym nie chciał krępować Papieża, zawierzając Mu w pełni sprawy Kościoła w Polsce. Następnego dnia, 26 maja lekarze stwierdzili w opublikowanym komunikacie, że stan zdrowia Prymasa jest krytyczny. Nagłe pogorszenie nastąpiło w godzinach rannych 26 maja 1981. Zbliżało się to, co było już nieuchronne, a co jednak w jakiś sposób zaskoczyło społeczeństwo, przyzwyczajone do myśli, że chory Prymas trwa i pracuje, do końca żywo interesuje się trudną sytuacją kraju, podpisuje dokumenty i wydaje decyzje kościelne. Wielu ludzi, którzy czcili kardynała Wyszyńskiego, niejako zwiodła siła jego ducha, który zawsze zwyciężał słabości fizyczne tego tak już przecież schorowanego i kruchego człowieka. Toteż Jego odejście, choć spodziewane, było gromem z jasnego nieba, wielkim wstrząsem dla całego społeczeństwa polskiego. Dnia 28 maja 1981 roku o godzinie #/4#40 w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego odszedł do Boga Stefan Kardynał Wyszyński, Arcybiskup Metropolita Gnieźnieński i Warszawski, Prymas Polski, przewodniczący Konferencji Episkopatu. Komunikat lekarski głosił, że przyczyną zgonu "był rozsiany proces nowotworowy jamy brzusznej o wybitnej złośliwości i szybkim postępie". ** ** ** Kardynał zmarł na dwa miesiące i sześć dni przed ukończeniem 80 roku życia. Przeżył w kapłaństwie 57 lat, w biskupstwie 35 lat, arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim oraz Prymasem Polski był przez ponad 32 lata, a członkiem Kolegium Kardynalskiego 28 lat. Życie jego było tak bogate w wydarzenia, przypadło na czasy tak burzliwe, a Prymas był tak nietypową i wielką indywidualnością, że nie sposób pokusić się o pełną, syntetyczną ocenę jego postaci. W książce tej świadomie nie pominąłem niektórych szczegółów z życia Prymasa, bo często mówią one o kardynale Wyszyńskim więcej, niż mogłyby powiedzieć próby ocen generalizujących. Był człowiekiem duchowo niezwykle integralnym. Każda jego idea, czyn, decyzja, a nawet gest i sposób bycia zdawały się charakteryzować całą osobowość Prymasa. W przedziwny sposób potrafił łączyć majestat Kościoła Rzymskiego, godność i dumę polskiego męża stanu, surowe wymagania wobec samego siebie, szczery protest lub naganę wobec wszystkiego, co uważał za niestosowne, z otwartym sercem, dobrocią i miłością wobec ludzi, z którymi zetknęły go losy życia. Szacunek dla człowieka i gotowość do uważnego wysłuchania go, umiejętność przebaczania i zapominanie o złej przeszłości, chęć zrozumienia motywów i mentalności prześladowców - oto niektóre tylko cechy Prymasa. Czcił każdego człowieka. Widziałem, jak całował w rękę kapelana, służącego mu do Mszy św., w podzięce za współuczestnictwo w Ofierze eucharystycznej. Nigdy nie siedział, gdy w otoczeniu stała kobieta. Wyniesiony na szczyty drabiny społecznej zachował całkowitą prostotę. Nigdy nie zapomniał o swych rodzicach. Odwiedzał ich groby i swoje strony rodzinne. Był otwarty dla maluczkich tego świata. Gruntownie wykształcony, najbliższy był mimo to ludu i umiał go zdobywać dla Kościoła. W tym, co pisał, był przede wszystkim duszpasterzem. Nie stworzył nowego kierunku w teologii, ale dał Kościołowi program duszpasterski i linię działania, które przyniosły zwycięstwo. Osiągał je swą dewizą: "Soli Deo - per Mariam". Myślał zawsze historycznie i sięgnął do najtrwalszych tradycji swego narodu. Sam Jan Paweł II powiedział, że bez Prymasa nie byłoby polskiego Papieża. Ojciec święty nazwał kardynała Wyszyńskiego - Prymasem tysiąclecia. Może to mieć podwójny sens, Prymas był bowiem twórcą programu Milenium Chrztu Polski, ale był też jedną z największych polskich indywidualności w Kościele w ciągu dziesięciu wieków. Prymas pozostał przez całe życie wierny tradycjom swojej młodości, kiedy obrona religii i polskości łączyły się w jeden imperatyw absolutny. Ale pozostając tradycjonalistą, potrafił sprostać wyzwaniom współczesności. Bardzo serio brał słowa jednego ze swych nauczycieli, który przewidywał nadejście czasów, kiedy księżom będzie się "wbijać gwoździe w tonsury". Przygotowany na taką ewentualność, wychowany w zasadach, które męczeństwo - zwłaszcza biskupa i kardynała - podnosiły do rangi oczywistej powinności, pozostał elastyczny i obserwował pilnie przemiany społeczne, a także wszystkie niuanse rozwoju życia umysłowego. Był jednym z pierwszych w Polsce, który dostrzegł szansę ewolucji systemu komunistycznego. Potrafił porozumieć się z przywódcami komunistycznymi tak różnej miary i autoramentu, jak BOlesław Bierut, Władysław Gomułka czy Edward Gierek. Po jednej rozmowie w Komańczy dostrzegł przepaść między mentalnością Zenona Kliszki i Władysława Bieńkowskiego. Jako socjolog katolicki widział zarówno ideowe bezdroża materializmu marksistowskiego, jak i nieuchronność reform społecznych. Kochał Rzym i Watykan, ale świat zachodni był mu zasadniczo obcy i daleki ze względu na swój materializm praktyczny. Wierzył w trzecią drogę i nieco mesjanistycznie marzył o jej realizacji w Polsce. Ale swój program układał nie tylko dla Polski. Na Soborze przeforsował uznanie Matki Bożej - Matką Kościoła. Sprawił, że Jan Paweł II obiecał oddać świat i Kościół pod Jej opiekę. Pragnął, by z Polski promieniowała trzecia droga rozwoju społecznego. Stąd też był tak gorącym sprzymierzeńcem niezależnych związków zawodowych, a zwłaszcza związków indywidualnych rolników. W stosunku do marksistowskiego państwa ideologicznego miał linię dwojaką. Uważał, że nie zniknie ono z dnia na dzień, więc próbował uznawać je za normalnego "cesarza", któremu oddaje się to, "co jest cesarskiego". Rokował z wszystkimi ekipami rządzącymi, ale gdy zaczynały łamać prawo, zdecydowanie im się przeciwstawiał. Został więc uwięziony. Ale gdy tylko pojawiały się oznaki spodziewanej przez niego ewolucji systemu, ułatwiał ją, wyciągając rękę do zgody, która jednakowoż nigdy nie była ugodą. Stworzył model postępowania wobec systemu. Kardynał Wyszyński nie dał się nigdy sprowokować do konfliktu, którego nie chciał, ale także nigdy nie szedł na porozumienie, które byłoby kapitulacją. Nigdy nie oddał całej inicjatywy stronie przeciwnej, bo zawsze miał zarówno swój program kościelny, jak i linię wynikającą z narodowej racji stanu. Był wielkim mężem stanu, a wielkich ludzi bardzo trudno jest naśladować. Nie znaczy to, że linii Prymasa nikt inny nie potrafi kontynuować. Dopóki w Polsce nie zmienią się warunki, dopóki będzie trwało państwo ideologiczne, linia jednoczesnego oporu i prób porozumienia jest jedyną racjonalną drogą. Ale w 1980 roku weszliśmy w okres nieodwracalnych zmian. Mogą być czasowe cofnięcia, ale pełnego powrotu do dawnych stosunków nie sposób sobie wyobrazić. Stąd też kontynuacja linii Kardynała musi być twórcza. To znaczy musi uwzględniać coraz to nowe elementy zmieniającej się rzeczywistości. I stąd właśnie wynikać będzie trudność podążania po linii Prymasa. Przewidywał przed śmiercią wielkie wstrząsy i trudności. Do końca wierzył jednak w zwycięstwo Kościoła i Polski. Z pewnością zmienia się także sam Kościół i społeczeństwo. Kunszt duszpasterski kardynała Wyszyńskiego polegał na tym, że w urbanizującym się oraz industrializującym się społeczeństwie potrafił zapewnić tryufm katolicyzmowi masowemu i ludowym formom pobożności. Potrafił także skorelować je z duchem i postanowieniami Vaticanum II. Prymas, człowiek uformowany w wiejskiej i patriarchalnej społeczności początków XX wieku, umiał przenosić jej wartości w nowoczesne warunki cywilizacyjne. Stąd jego niewątpliwego tradycjonalizmu nie można utożsamiać z konserwatyzmem. W ogóle kardynał Wyszyński nie mieści się w schemacie: prawica i lewica, postępowość i konserwatyzm. Obiektywne warunki, niezłomne zasady i niezwykła elastyczność postawiły go ponad tymi podziałami. Na Zachodzie uchodził za konserwatystę. Ale cóż to za konserwatysta, który zaczął od współpracy chrześcijańskich i klasowych związków zawodowych, potem zadziwił świat pierwszym w dziejach porozumieniem Episkopatu z rządem komunistycznym, by w końcu państwo rządzone przez komunistów ratować w chwilach kryzysów - dla dobra narodu. To prawda, że Prymas był ostrożny wobec zachodnich prądów teologicznych. Przez lata bronił przecież Kościoła w Polsce jak oblężonej twierdzy. Marksizm był mu zawsze obcy, ale pojęcie socjalizmu demokratycznego budziło jego zainteresowanie. Nawet w swym testamencie uważał za konieczne napisać o potrzebie reform społecznych. Osobiście żałuję tylko jednego. Tego, że nie zdążył odpowiedzieć na pytanie Leszka Kołakowskiego, czy jest przeciw systemowi dlatego, iż jest on ateistyczny, czy też dlatego, iż nie jest pluralistyczny. W każdym razie od totalizmu wszelkiej maści i barwy odcinał się całe życie. Trudno więc go posądzić o katolicki monopolizm czy antypluralizm. Natomiast jego rolą jako chrześcijanina i jako biskupa było wyznawanie i głoszenie Ewangelii, co też czynił przez całe swoje życie. Kardynał Wyszyński dał także w swym testamencie wyraz przywiązania i wdzięczności do trzech, jakże różnych papieży: Piusa XII, Jana XXIII i Pawła VI. W czasie pontyfikatu tych trzech papieży Prymas stał na czele Kościoła w Polsce. Z wszystkimi trzema zdołał się porozumieć, a nawet zdobył ich szacunek i miłość. Nie znaczy to, by w Watykanie nie napotkał na bolesne trudności. Najpierw sprawił sensację układem z rządem komunistycznym, potem chciano widzieć w nim przeszkodę dla szerszego dialogu i modus vivendi z państwami bloku wschodniego, by wreszcie przyznać mu rację, uznać, że na każdym etapie stosunków Kościoła i państwa sytuację oceniał trzeźwo i trafnie. Realizując swój własny program duszpasterski wprowadził w Polsce w życie wszystkie uchwały Soboru. A więc znów znalazł się niejako ponad podziałami. Jego miara była, jak sądzę, większa od tych podziałów. Znamieniem wielkości jest to, że niełatwo daje się zdefiniować i sklasyfikować. Miarą jego wielkości jest to, co pozostawił po sobie. Przez trzy dni i noce po jego śmierci na ulicach Warszawy wśród trwającej ulewy stały kilometrowe kolejki wiernych, ludu stolicy i całej Polski, pragnącego przejść przed trumną i oddać krótki, ostatni hołd Arcypasterzowi. Niezliczone rzesze wiernych przybyły na jego pogrzeb w dniu 31 maja 1981 roku. Papież nie przybył tylko dlatego, że sam leżał ciężko ranny po zamachu na jego życie. Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Agostino Casaroli. Przemówił i celebrował Mszę św. po polsku. Kardynał Franciszek Macharski odczytał wzruszające posłanie Ojca świętego, w którym Papież pisał, że znajdzie jeszcze okazję, by osobiście oddać hołd zmarłemu. Metropolita Krakowski Kardynał Macharski przemówił następnie we własnym imieniu. Był to, w moim odczuciu, jeden z najbardziej wzruszających momentów uroczystości pogrzebowych. Kardynał mówił głośno, silnie i dobitnie, ale chwilami ze wzruszenia załamywał mu się głos. Ludzie płakali i Kardynał miał łzy w oczach. Ale silnym głosem orzekł, że nie musimy ukrywać naszych łez. Najważniejszy był jednak hołd, jaki kardynał Macharski złożył jednocześnie ludowi stolicy i całej Polski. Mówił, że Polacy po śmierci Prymasa pokazali, w imię jakich wartości można ich skupić i zjednoczyć. W słowach tych była wielka prawda o ogólnonarodowym poruszeniu wywołanym przez śmierć kardynała Wyszyńskiego. Metropolita Krakowski utrafił w samą istotę rzeczy. Zmarły Prymas zjednoczył i skupił naród wokół Kościoła. Nienormalne warunki życia, przejawy nędzy i demoralizacja zrodzone z wadliwego systemu gospodarczego przesłaniają na co dzień polskie życie duchowe. W chwili śmierci Prymasa, w chwilach przełomów społecznych i narodowych wyłania się głębsza warstwa świadomości społeczeństwa, jego trwałe przywiązanie do wartości chrześcijańskich. Krakowski Kardynał dziękował za to całemu narodowi. Jego słowa zrobiły ogromne wrażenie. Będą owocowały w naszej świadomości społecznej, narodowej i religijnej. Już pod koniec uroczystości pogrzebowych w warszawskiej bazylice archikatedralnej św. Jana przyjaciel i biskup pomocniczy zmarłego Prymasa - Jerzy Modzelewski odczytał fragmenty testamentu duchowego kardynała Wyszyńskiego z 1969 roku. Prymas zdawał sprawę potomnym ze swej walki z ateizmem, z fałszywymi braćmi i błędną polityką państwową. Wybaczał wszystkim, także tym, którzy więzili go i atakowali. Testament Prymasa został napisany w jednym z cięższych momentów jego życia, jaki stanowiły lata sześćdziesiąte. W dwanaście lat później dokument ten miał przede wszystkim znaczenie historyczne. W ostatnich dwunastu latach Prymasa spotkały całkiem nowe, zaskakujące doświadczenia. Najpierw powszechnie uznano jego wielkość, uznali ją także przeciwnicy i rządzący. A potem Kardynał musiał pełnić rolę arbitra w dramatycznych konfliktach, które ogarnęły cały kraj. Z pewnością banalnie brzmi dziś stwierdzenie, że z jednej strony wsparł odnowę i ruch niezależnych związków zawodowych, a z drugiej baczył, by przemiany odbywały się w granicach rozsądku i roztropności. Mówił do działaczy "Solidarności", żeby nie chcieli wszystkiego na raz, żeby umacniali najpierw swoje imponujące osiągnięcia. W pewnych kręgach obawiano się, czy nie jest to za mało. Krytykowano wymowę kazania Kardynała z 26 sierpnia 1980 roku, nie zawsze uwzględniając fakt, że w tym samym dniu uchwalono, a w następnym opublikowano uchwałę Rady Głównej Episkopatu w pełni popierającą powstanie wolnych związków zawodowych. Jest pewne, że stanowisko Kardynała i jego otoczenia miało kolosalny, jeśli nie decydujący wpływ na rejestrację najpierw "Solidarności" miejskiej, a potem wiejskiej. Nie będę tu też szerzej przypominał roli Prymasa w doprowadzeniu do zwolnienia z więzień opozycjonistów, zarówno w roku 1977 jak i w 1981, i wielu innych aktów pomocy kołom demokratycznym. Sympatie Prymasa dla tendencji wolnościowych w Polsce opierały się najpierw o wiarę w opór ludu. Nie bez słuszności uważał, że inteligenci mają zbytnie skłonności do kompromisów. Poruszył go jednak list 34 z roku 1964, sprawa Jasienicy, rok 1968 i 1976. Prymas obserwował "bunt intelektualistów" i wejście na arenę polską młodej klasy robotniczej i młodej inteligencji z wielkim zainteresowaniem, choć zawsze strzegł niezależności Kościoła od polityki i polityków. Musiały z tego wynikać także nieporozumienia lub kontrowersje, szczególnie jeśli uwzględni się różnice w strategii Milenijnego Kościoła i rodzących się dopiero, ryzykujących tylko własnym losem środowisk demokratycznych. Należy dobrze rozumieć, że tak z przyczyn historycznych, jak i ze względu na pozycję i siłę katolicyzmu w Polsce, bez przesady każdy publiczny akt Prymasa mógł mieć konsekwencje dla całego Kościoła i Narodu. Prymas był życzliwy inicjatywom oddalonym, samodzielnym. Podkreślał, że polityka nie jest sprawą Kościoła, lecz świeckich. Nie miał najmniejszego zamiaru monopolizować życia publicznego dla Kościoła i katolików. Choć faktycznie stał się mężem stanu, był w intencjach przede wszystkim pasterzem. Sprzyjałby powstaniu w Polsce orientacji chrześcijańsko_społecznej, ale nie myślał, aby czas dojrzał do lansowania idei katolickiej partii politycznej. W ogóle nie chciał łączyć się z jakimkolwiek ruchem politycznym, nawet mającym najszlachetniejsze cele. W świetle nadprzyrodzonego charakteru i celów Kościoła było to jedyne logiczne stanowisko. Prymas bronił natomiast zawsze krzywdzonych i prześladowanych, także represjonowanych ze względów politycznych. I to było całkiem zgodne z jego linią generalną w obronie praw człowieka i moralnych praw narodu. Prymas porozumiewał się z państwem, ale nie myślał o żadnym kompromisie historycznym. Dotyczyło to zresztą nie tylko ideologicznego państwa marksistowskiego. Kardynał Wyszyński jako kanonista i socjolog katolicki, zbyt dobrze znał odmienność charakteru i celów Kościoła i państwa, by dążyć do ich politycznej symbiozy. Włoska formuła kompromisu historycznego dotyczyła przecież tylko dwóch partii politycznych, a nie Kościoła i państwa. I tak zresztą nic z niej nie wyszło. Koalicji politycznych Prymas także nie zawierał. Dbał, żeby Kościół pozostał Kościołem. Obdarzał sympatią tych polityków, działaczy czy publicystów, którzy wyrażali bliski mu system wartości moralnych i społecznych. Błądzących w sprawach doktrynalnych czy kościelnych zdarzało mu się napominać i karcić. Widząc pod koniec życia wielką rewolucję pojęć, nie omijającą niemal żadnego środowiska społecznego, Prymas - nie zawsze rozumiany przez ludzi myślących schematycznie - dopuścił do kontaktu z sobą ludzi i środowiska nie znajdujące uznania społecznego. Kardynał Wyszyński wierzył w człowieka i jego skłonność do dobra i prawdy. Uzasadniał to także fakt, że przełom duchowy jest w Polsce niemal powszechny. Należy więc żywić nadzieję, że ludzie, którym Prymas uchylił swych drzwi, nie zapomną, że uczynił to dla prawdy, a nie dla zakamuflowanego kłamstwa. Główną troską Prymasa w ostatnich latach życia było, żeby sprawy polskie nie wymknęły się z rąk Polakom i nie były rozstrzygane poza nami. W świecie podzielonym na bloki wojskowo_polityczne jest to wszakże realna możliwość. Toteż Prymas kładł wielki nacisk na zachowanie w kraju pokoju społecznego, na ograniczanie akcji strajkowych, na dialog i rokowania związków zawodowych i rządu. Bronił praw i wolności wywalczonych przez społeczeństwo, ale przestrzegał przed brakiem rozwagi, mogącym prowadzić do narodowej katastrofy i tragedii. Interpretowano to także w ten sposób, że Prymas stał się ustępliwy, dając się zastraszyć ewentualnością interwencji. Kardynał Wyszyński dał zbyt wiele dowodów odwagi - także w ostatnim okresie swego życia - by można było poważnie mówić o zastraszeniu. Prymas brał po prostu pod uwagę także najgorszą ewentualność. W świetle doświadczeń historycznych jest to obowiązek każdego polskiego męża stanu. Nikt nie będzie jednak w stanie dowieść Kardynałowi błędnego kompromisu. Prymas był naturalnie jednym z najlepiej poinformowanych ludzi w Polsce i wiedział o wszystkich konkretnych momentach zagrożeń. Zastraszyć się nie dał. Najlepiej świadczy o tym jego bezkompromisowa linia w sprawie rejestracji miejskiej i wiejskiej "Solidarności". Faktem jednak jest, że łagodził napięcia, był przeciwny rozwiązaniom radykalnym, na przykład przeciw strajkowi generalnemu po pobiciu w marcu 1981 roku związkowców w Bydgoszczy. Chciałbym jednak zapytać, czy ktoś rozumny w opinii polskiej opowiedział się rzeczywiście za strajkiem generalnym wtedy i w ogóle za stałą metodą strajkowania jako drogą odnowy. Dostrzegam tylko negatywną odpowiedź na tak postawione pytanie. W każdym wielkim procesie przemian jest zawsze skrzydło radykalniejsze i bardziej umiarkowane. Dopiero potem pokazuje się, które miało więcej racji. Prymas był w ostatnich latach zdecydowanym zwolennikiem drogi umiaru i roztropności. Nie ma jeszcze dostatecznej perspektywy historycznej, by móc definitywnie ocenić różne strategie ruchów wolnościowych w Polsce. W każdym razie za linią Prymasa przemawiał fakt, że dzięki niej stał się arbitrem, uzyskał pozycję w narodzie nadrzędną, rząd dusz, zaskarbiwszy sobie jednocześnie wdzięczność rządzących. Właśnie przez to mógł uzyskiwać wiele i przesądzać sprawy najważniejsze dla społeczeństwa. Dopiero po pewnym czasie zrozumiemy, co stracił Kościół i Polska w osobie kardynała Wyszyńskiego. Prymas miał wielką intuicję społeczną, instynkt męża stanu i niezawodną busolę moralną. Wszystko to pozwoliło mu sprostać najcięższym sytuacjom, przeprowadzić Kościół i naród przez burze i ostre zakręty historii. Gdy powstaną nowe problemy, napięcia i przełomy, najlepiej zrozumiemy, jak bardzo brak nam kardynała Wyszyńskiego. Ten szkic do jego biografii jest pomyślany jedynie jako próba zainicjowania badań nad jego życiem, z którego uczyć się będzie wiele pokoleń polskich. Jest to chwilowo pierwsza próba całościowego szkicu do biografii, pełna jednak luk i niedostatków, by mogła ukazać się jak najszybciej i zaspokoić pierwsze zapotrzebowanie czytelnicze. Doprawdy nie sposób powiedzieć na koniec krótko, kim był Stefan Wyszyński. Naturalnie Prymasem i mężem stanu, pasterzem i dobrym człowiekiem, Księciem Kościoła i przywódcą narodu, obrońcą człowieka, strażnikiem prawa i moralności. Ale to nie wszystko. Jego wielkość polegała w specyficznych warunkach polskich na tym, że nie tworząc nowej doktryny ani ideologii splótł tradycje narodu i chrześcijański system wartości. Zbudował w ten sposób bastion nie do obalenia. Z jego imieniem na wieki będzie się wiązał fakt, że Polska pozostała niezwyciężona. Kardynał ustrzegł jej duchową, narodową i europejską tożsamość. (Paryż, 14 czerwca 1981 roku)