Maria Dąbrowska __ _ DZIENNIKI POWOJENNE 1960 -1965t. 4 Wybór wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski Czytelnik. WarszawA 1996 1960 3 I 1960. Niedziela Przed południem mimo padającego deszczu poszłyśmy do Hołyń- skich z życzeniami noworocznymi. Jakaś scena Goyowsko-Brueglowska. Ich w zeszłym roku zbudowa- na chałupina zaroiła się od suczek - wszystkie namiętnie przyjazne i uradowane zachowują się tak, jakbyśmy do nich właśnie przyszły w gościnę. Jest się obskoczonym, dokumentnie na wszystkie strony ob- lizanym, wszystko to się łasi, wdzięczy, jedno na kolanach, drugie włazi pod pachę, trzecie wspina się na kark i liże w ucho, inne wiją się u nóg, liżą ręce. Zgiełk, jazgot, skomlenie - ledwo można rozmawiać.[...] Pani Hołyńska od razu na wstępie zapytała, czy Dyl wrócił. I obie z Nadzią' opowiedziały nam wzzuszającą przygodę Dyla. Nadzia jecha- ła z suczką "na wesele" do Włoch, nagle okazało się, że Dyl jest w ko- lejce. Ktoś zaczął wołać: "To pies pani Dąbrowskiej". Kto inny: "To trzeba go przerzucić do pierwszego wagonu. Pani Dąbrowska zawsze jeździ w pierwszym wagonie". Ktoś jeszcze: "Gdzie by pani Dąbrowska tak wiozła go bez smyczy. On się zabłąkał". Nadzia poradziła, żeby go wyrzucić z pociągu w Pruszkowie. "A czy on trafl do domu?" "Trafi, trafi". Konduktor więc w Pruszkowie go wyrzucił. I Dyl trafił, a nam nawet przez myśl nie przeszło, co się z nim działo. 1 N a d z i e j a I w a n i e c, pochodziła z Białorusi, od 14 roku życia pracowała u J. i I. Hołyńskich, wówczas przy hodowli psów. 4 I 1960. Poniedziałek Rano nieoczekiwanie przyszedł mąż wnuczki starego Czekana'. Przyniósł mi [wiadomość)od swego teścia, Jerzego Czekanowskiego:- Słuchał on 2 stycznia audycji z Londynu, którą Wierzyński "poświęcił mojej osobie", prosząc słuchaczy o powiadomienie mnie o tym. Audy- cję miał zakończyć słowami: "Dąbrowskajest nam danajak talizman na szczęście", przeciwstawiając mnie "wielu pisarzom, którzy swoim po- 5 stępowaniem i serwilizmem wywołują burzę tak w kraju, jak za grani- cą". Co za stek uproszczeń i nieporozumień! Nie cierpię panegiryków, nawet gdy dyktowane są najszczerszymi uczuciami. Wiję się pod nimi, jak deptana - bardziej niż pod naganami. A prócz tego - nigdy nie starałam się przypodobać emigracji, ani dbam o jej względy. Najchętniej mówiłabym tzw. gorzkie prawdy nie tylko naszemu rządowi, ale i naszemu społeczeństwu, i naszej emigra- cji. Nie mogę ich mówić rządowi, milczę też wobec społeczeństwa i emigracji. To cała tajemnica mojego rzekomego talizmanu. Nie mówię już o tym, że taka audycja nie wyświadcza mi dobrej przysługi tu w kra- ju. O tym nigdy nie pomyślą emigranci, zwłaszcza wybitni, podobni w tym do wybitnych Żydów z czasów okupacji, pogrążający siebie i swo- ich polskich "schronodawców", bo miłość własna nigdy nie pozwala im do końca wytrwać w ukryciu tego, że są właśnie tacy wybitni. Żałosna sprawa. Potem Brzostkowa w emocjach zawiadomiła, że proboszcz "idzie do nas z kolędą". Jakoż przyszedł, bardzo ugrzeczniony, zapytując, czy może "dokonać poświęcenia domu". "Ależ, bardzo proszę". Pokropił (właściwie symbolicznie, bo nawet nie widziałam, by padła choć kropla święconej wody) pokoje, ale zapomniał o miejscu najważ- niejszym, o kuchni i pokoiku Brzostkowej, dla której jedynej ta ceremo- nia miała realne znaczenie. Wskazałam mu dyskretnie drogę i poświęcił dziedzinę Brzostkowej, ofiarowując jej trzy święcone obrazki. Przymó- wił się o "nabycie moich książek" - ofiarowałam mu z dedykacją nowe y " wydanie "Noc i dni. ' B a r b a r a M a r i a B u k o w i e c k a z d. Czekanowska (ur. 1930), córka Je- rzego, a wnuczka Stanisława Czekanowskiego. Franciszek Ksawery Bukowiecki(ur.1921),drinż.łąkarz,jejmąż; pracownik Instytutu Melioracji i Użytków Zielonych w Falentach. 5 I 1960. Wtorek Na wieczór chciałam zobaczyć, dlaczego Tula nie może zapamiętać formuły chemicznej nadtlenku wodoru, dlaczego w ogóle nie może, jak widać, zrozumieć chemu, którą od wczoraj wkuwa popołudniami. Wie- czorem po kolacji posiedziałam z nią trochę nad tą chemią i zdjęło mnie przerażenie. Od czasu, gdy byłam w szkołach, urosła cała olbrzymia no- wa chemia, która już w ósmej klasie (dawnej czwartej gimnazjalnej) graniczy i z nową (monstrualnie trudną) fizyką, i niemal z wyższą mate- matyką. Teoretycznie to się to wie, ale jak wejrzeć w to praktycznie, włosy stają dęba na głowie. Umysł trzynastoletniego dziecka nie jest w stanie tego wszystkiego dobrze się nauczyć ani całkiem zrozumieć, o ile nie ma specjalnych zdolności do nauk ścisłych. Problem reformy śred- niego ogólnego wykształcenia staje się wręcz palący. Jedyne, co mogło- by go rozwiązać, nie jest w dzisiejszych okolicznościach ani w tym ustroju możliwe. Jedynie tylko szeroka wolność nauczania, możność otwierania pry- watnych szkół i szkół eksperymentalnych, i szkół dla dzieci o specjal- nym typie umysłu i osobowości; jedynie powrót do kilku typów szkół średnich ogólnokształcących (przyrodniczy, humanistyczny) mógłby tu coś pomóc. Rozluźniłby przeludnione klasy, stworzył możliwe warunki dla pracy nauczyciela i nauki dziecka, pozwoliłby kierować dzieci we- dług ich uzdolnień i upodobań do odpowiedniego typu szkół. Inaczej większość będzie się tylko męczyć, a młodym pokoleniom będzie grozi- ło biologiczne wyniszczenie. Wciąż rosnącego zasobu wiedzy nic nie jest możliwym [sic!] do wtłoczenia we wszystkie umysły nawet przy 12-letniej szkole. Szkoła jest dziś rzeczywiście męczarnią i gehenną. Od pewnego cza- su pytam każde poznane lub znajome dziecko, czy lubi swoją szkołę. Znam bardzo mało takich, które odpowiadają pozytywnie. Także chło- piec, który wczoraj przyszedł tu z księdzem, Grzegorz Bielicki, skrzy- wił się na to zapytanie. A pamiętam, jak w zeszłym roku, w Moskwie, mały Staniukowicz zapytany o to powiedział: "Cztob ona (tj. szkoła) sgorieła". "Beznadziejne to wszystko" - jak pisze w świątecznym felietonie- powtarzając to niby refren - młody Konwicki. 6 I 1960. Środa Około 10 rano Tula wyjeżdża. O dwunastej przyjechał Henryk - oca- liłam dla niego (także przed własnym łakomstwem) trochę chruściku- arcydzieła Anny. O trzeciej wyjechał. Zrobiło się strasznie pusto. To aż dziwne - ale brak mi Tulci. Przy wszystkich przykrych cechach usposobienia, trzeba przyznać, że jest idealnie dyskretna, cicha, a czuje się przynajmniej żywego człowieka za ścianą. Tyleż potrzebuję samotności, co zaczynam się od pewnego cza- su bać przebywania samotnie w tym przeraźliwie pustym domu. 6 10 I 1960. Niedziela Cały czwartek, piątek i sobotę odwalałam zalegającą stosami kore- spondencję. Jestem aż do niestrawności nażarta korespondencją. Ale dziś chybajuż z tym skończę. Mam najdziwniejszych korespondentów. Nudne jak lukrecja są listy dzieci ze szkół', wszystkie na to samo ko- pyto. Ale czasem przemknie się w nich coś naiwnie i wzruszająco włas- nego, lecz bardzo rzadko. Kartki z podziękowaniami zabierają mi nie- zmiernie dużo bezpowrotnie umykającego czasu. Ciężkie są zagranicz- ne listy, na które muszę odpowiadać w obcych językach. Zabierają trzy razy tyle czasu, co polskie. Ale najgorsi są grafomani i natręci (jak owa R. z wierszami swego zmarłego męża). "Matysiakowie"z już też wywierają swój wpływ. Jakiś słuchacz z Elbląga przysłał mi swoje dwa kawałki: trywialna bzdura pi- sana pod "Matysiaków". Jeden z nich - niby fikcyjna rozmowa ze mną. Bóg wie, co takiemu strzeli do głowy i komu jeszcze pośle tę rozmów- kę. Odsyłając tę przesyłkę musiałam mu to zganić jako nadużycie czyje- goś nazwiska. Jeżeli tyle ludzi uwierzyło, że wydaną w Kaliszu w 1912 roku bzdurę pt. "Żyje się tylko raz", popełnioną przez jakąś Marię Dą- browską, napisałam ja3, a nawet w bibliografii IBL-u i w Moskwie w Bibliotece Lenina ta broszurka figurowała pod moim hasłem - to i nonsens owego Wizela [?] z Elbląga ktoś może wziąć serio. Namnożyło się też starych babsk, które raptem przypomniały sobie, że miały koleżanki szkolne o nazwisku Maria Dąbrowska. [...] Swoją drogą wielkim błędem było nie zostać przy swoim panieńskim nazwi- sku Szumska, o tyle jednak rzadszym niż Dąbrowska. Oszczędziłoby mi to wielu, wielu godzin traconych na korespondencję. Tak zresztą robi większość kobiet spodziewających się rozgłosu swej twórczości, lecz ja się go nie spodziewałam. Jedna Orzeszkowa zyskała na zmianie nader częstego nazwiska Pawłowska na oryginalne mężowskie Orzeszko. Nie- ważne zresztą. i W swym archiwum Dąbrowska zachowała listy dzieci sprzed wojny, kiedy poprzez czytanki i lektury szkolne kontaktjej ze szkołą był żywszy (Oddział Rękopisów BUW). 2 Popularna powieść radiowa zbiorowego autorstwa (J. Janicki, D. Połtorzycka S. Stampfl, W. Żesławski; obecnie już tylko pierwszych dwoje), ciągnąca się od 1955 do dziś. 3 iVlowa tu o wierszowanym pamflecie na mieszkańców miasta Wielowody (w któ- rym n;etrudno rozpoznać Kalisz) pt. Żyjmy tylko, aby użyć! Gawgdy i obrazki, Kalisz, druk. A. Czerwińskiego,1912. Prawdopodobnie, zgodnie z odżegnywaniem się Dąbro- wskiej, wyszedł on spod innego pióra, jakkolwiek w jej dzienniku pod datą 14 XII 1915 spotkać można podobne strofy (por. M. Dąbrowska - Dzienniki,1988, t. I). 11 I 1960. Poniedzialek W nocy zerwał się wiatr i wieje cały dzień. Mróz zelżał na pięć sto- pni. Ciśnienie spadło. Chwilami sypie trochę śniegu, lecz idzie, zdaje się, do odwilży. Dzień mroczny. Pustka taka, że prócz ludzi idących niekiedy z kolejki żywego ducha nie widać. Głucha pustka i jak dla m- nie - obcość straszliwa tego Komorowa. Jeszcze nigdy nie żyłam w tak absolutnej samotności i nie myślałam, że na taką samotność skazana bę- i dę w starości. ; Próbuję czytać Faulknera: "Absalomie, Absalomie...." i "Światłość # w sierpniu". I wciąż porzucam tę lekturę. Ten pisarz jest nie tylko trud- ny. Jest w jakiś męczący sposób nudny. Jakiś "crispe" i zarazem "stri- dent"1. Czytając go mam uczucie, że kurczę się wewnętrznie, jak pod świdrującym borkiem dentystycznym. Conrad ma też bardzo trudne konstrukcje utworów. Ale u Conrada ' przerywanie wątku, nawracanie i wybieganie naprzód nie przeszkadza # bo w każdym zdaniu jest tak przykuwający i fascynujący ładunek wiel- kiej sztuki i wielkiej poezji, że przy każdym zapominamy chętnie o i wszystkim innym i do wszystkiego innego równie chętnie z woli twór- czej potęgi konstruktora tej całej budowy wracamy. Z Faulknerem jest inaczej -jego prozajest zbyt mało nasycona poezją, niecierpliwimy się, , gdy przerywa wątek, co nas zajął - skłonni jesteśmy szukać jego nawro- , tu. Wciąż jeszcze nie wiem, w czym jest wielkość Faulknera, choć wie- rzę jak mogę temu, co mówią o jego wielkości. " p y W "Szkicach o Conradzie na om kam, że w "Dzikich palmach ' i w "Starym" zdają się być pewne wpływy Conrada2. Coś o Conradzie w związku z Faulknerem pisał Iwaszkiewicz w swoich rozmowach o książkach. Teraz, kiedy wiem już coś niecoś o biografii Conrada, do- strzegam jeszcze inne oprócz literackich powiązania jego z Conradem. Faulkner jest z południowych stanów, ze stanów "feudalnego" - jak się teraz mówi - ziemiaństwa, z tych stanów, które krwią broniły niewol- nictwa Murzynów, a jednocześnie miały do nich patriarchalny stosunek. Coś trochę w rodzaju kresowego pochodzenia Conrada, który jest nadto twórcą "rotmistrza Blunta" ("Złota strzała"), który mówił o sobie: "Je ů suis Americain, catholique et gentilhomme"#. W tym świetle zrozumiałym się staje, dlaczego na Faulknera w mło- dości wrażenie zrobiło Sienkiewicza "Na polu chwały", które, o ile pa- t miętam z jakiegoś wywiadu, zachował w swej bibliotece dla pewnego arcypolskiego zdania (już nie pamiętamjakiego)4. 8 1 C r i s p e (fr.) - tu: niecierpliwiący; s t r i d e n t (fr.) - przeraźliwy z M. Dąbrowska - Pożegnanie z Conradem w: Szkice o Conradzie, 1959. 3 J e s u i s... (fr.) -jestem Amerykaninem, katolikiem i dżentelmenem, Złotu str#a- ła,1948, s. 42. 4 We wstępie do The Faułkner Reader, powstałym w 1953, pisarz wspomina, że za młodu, w roku 1915-16 wziął z biblioteki swego dziadka i przeczytał "napisaną przez Polaka Sienkiewicza opowieść o czasach Sobieskiego, kiedy Polacy ratowali Europę przed Turkami", że szczególnie zapadła mu w pamięć przedmowa do tej książki z przy- taczanymi swobodnie słowami o pisaniu dla pokrzepienia serc, które stały się dla niego dewizą całej przyszłej twórczości. Nie wiadomo, która książka okazała się dla Faulkne- ra ważna: czy było to Na połu chwały, czy ostatnia część Trylogii, i oczywiście nie przedmowa, lecz końcowa apostrofa, przynosząca słynną formułę pisarstwa H. Sienkie- wicza: "dla pokrzepienia serc", rozumiana zresztą i rozwijana przez Faulknera swoiście. O tej idei wypowiadał się Faulknerjuż wcześniej, z powodu nadania mu Nagrody Nob- la (1949), lecz bez wskazania nazwiska swego patrona. ll I(sic!) 1960. Poniedziałek Cały dzień nad opowiadaniem, któremu dałam tytuł: "Klara i Angeli- ka". 12 I 1960. Wtorek Dalej nad opowiadaniem. Chciałabym napisać tom opowiadań zabar- wionych humorem i z tragicznością tylko w tle. Ale jeśli będę pisać tyl- ko jedno opowiadanie na rok?' i Jak widać, Kłarę i Angełikę przeznaczała Dąbrowska do zamierzonego tomu Małe obłędy istnienia. którego nie zrealizowała. Kalisz. 22 I 1960. Piątek Rano pakujemy się do Kalisza. Już o pierwszej przyjechało auto z panią Sutarzewicz, polonistką z Liceum Pedagogicznego'. Na pierwszy rzut oka sympatyczna, ładna, ładnie ubrana, siwawa, lecz o młodej syl- wetce i twarzy pani. O trzy na drugą wyjeżdżamy. Zarezerwowano nam pokój w Hotelu Europejskim (al. Wolności dawna - Józefiny). [...] Kiedyśmy już zjadły i zabierały się do spania, raptem... zastukała i weszła pani Fuldowa, objuczona kobiałkami. Po- myślałam: "Biedna kobieta, dopiero teraz wraca z pracy i w dodatku ob- juczona sprawunkami". Jakież było zażenowanie i zdziwienie, gdy się okazało, że... przyniosła nam kolację: herbatę w termosie, jakąś sałatkę, Halina Sutarzewicz mnóstwo smakołyków. Była przerażona, gdy się okazało, żeśmy za to wszystko podziękowały nie będąc w stanie zjeść po raz drugi kolacji. Zachowywała się dziwnie, prawie jak jedna z "wariatek z Chaillot". Uniżona, niemal pełzała przede mną, co mnie doprowadzało do szaleń- stwa i wściekłości. A jednak ta stara sentymentalna wariatka jest śród ludzi spotkanych w Kaliszu jedną z dramatyczniejszych, z najbardziej "powieściowych" postaci. Pamiętam, jak w 1930 czy 193I roku gościłam u niej w podkaliskim majątku Żydowie, w luksusowo urządzonym domu - i jak mi tam do łóżka podano luksusowe śniadanie. Potem stracili wszystko, nie przyjęli volkslisty. Fulde przesiedział 6 lat w obozie, rozstrzelano mu jedynego syna, będącego w konspiracyjnym AK (w Neu Reichu!)z. A teraz przy- nosi mi kolację w kobiałkach. Prawie gotowe opowiadanie: "Dwa śnia- dania" czy "Dwie kolacje". # H a 1 i n a S u t a r z e w i c z (1910-1991), polonistka. Ukończyła fslologię polską na Uniwersytecie Poznańskim. Podczas okupacji pracowała w Kaliszu jako robotnica. 10 II prowadząc równocześnie tajne nauczanie. Po wyzwoleniu uczyła w szkołach średnich, a w I. 1960-75 w studium nauczycielskim. Przewodnicząca kaliskiego koła Towarzy- stwa im. M. Konopnickiej. Interesuje się pisarzami związanymi z Kaliszem, wśród nich M. Dąbrowską (wiele publikacji na jej temat w "Roczzuku Kaliskim" i "Południowej Wielkopolsce"); wydała m.in.: Asnyk, Konopnicka i Dąbrowska w Kaliszu,1977. z Informacje nieścisłe. Koleżanka Dąbrowskiej z kaliskiej pensji, Łucja Fibiger, wy- szła za mąż za Fuldego, przemysłowca i właściciela majątku Żydów. Gdy Dąbrowska w okresie nuędzywojennym wybrała się do Kalisza z wieczorem autorskim, zatrzymała się w Żydowie. Podczas okupacji Fuldowie z dziećmi, podobnie jak wielu innych zie- mian niemieckiego pochodzenia na terenach włączonych do Rzeszy, podpisali volksli- stę i pozostali nadal w Żydowie. Na przełomie 1941/42 sporo młodzieży z tych świeżo spolszczonych, półniemieckich jeszcze rodzin, m.in. z rodziny Fibigerów, przystąpiło do konspiracji antyhitlerowskiej i miało powiązania z AK; w marcu i grudniu 1944 na- stąpiły wśród nich aresztowania; m.in. aresztowano młodych Elwirę Fibigerównę i Hen- ryka Fulde, skazano ich na śmierć i na kilka dni przed ucieczką z Kalisza, mimo że wy- roki były nieprawomocne, rozstrzelano. W tymże procesie na ławie oskarżonych zasia- dał Fulde-ojciec, który został skazany na 10 lat więzienia i prosił sąd o zamianę wyro- ków z synem. Podobno Ł. Fuldowa marzyła, aby Dąbrowska napisała o losie ich syna. 23 I 1960. Sobota O wpół do dwunastej zawieźli nas do teatru na ową uroczystą sesję Rad Narodowych Miejskiej i Powiatowej. Okazało się, o czym mnie w żadnym zaproszeniu nie zawiadomiono, że to nie tylko inauguracja 1800-lecia Kalisza', ale i "rocznica wyzwolenia". Cała sesja miała cha- rakter wybitnie propagandowy i upolityczniony. Przemówienia były nie tylko monstrualnie długie i złe, ale wszystkie nieodmiennie kończyły się awanturami z neohitleryzmem w Niemczech Zachodnich, które są istot- nie przerażające, ale podejrzewam, że są prowokowane przez Rosję, od- powiednio sobie przygotowującą atmosferę na "spotkanie na szczycie". Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć, ale źle i "nie u #iebie" czuję się w tym wszystkim. Bardzo źle. Fatalnie. Po wręczeniu dyplomów i "uściskaniu się" z Kulisiewiczemz - wy- chrypiałam parę słów podziękowania i usprawiedliwienia się wciąż drę- 12 13 Łucja i Emil Fuldowie Jubileusz XVIII wieków Kalisza. Akademii przewodniczy Piotr Jaroszewicz, za stołem prezydialnym m.in. M. Dąbrowska i T. Kulisiewicz czącą mnie chrypką, że nie mówię więcej. Przy wyjściu z teatru oblega- ły mnie tłumy, zwłaszcza młodzieży szkolnej, usiłującej mnie fotogra- fować. Tłum przyciskał się wprost do szyby samochodu, czułam się jak zwierz w zoo - i mimo woli myślałam, jak cierpieć muszą zwierzęta ob- legane przez ludzi w klatkach zoo. Pojechałyśmy do hotelu, a okazało się, że powinnyśmy były jechać wprost do Ratusza na bankiet. Spóźniłyśmy się tam, wszyscy już jedli i wiwatowali. Siedziałam przy Kulisiewiczu. Jedzenie było dobre. Z drugiej strony siedział Jaroszewicz3. Nie opodal mnie siedzieli górni- cy... spod Konina, z nowych kopalń węgla czy rudy żelaznej, albo jed- nego i drugiego. Toasty również upolitycznione, a nawet, oho, ho - ze wstawaniem na toast za "drużbę" polsko-sowiecką, za "uspiechy" etc. etc. Nawet były przemówienia konsulów (ze Szczecina i Wrocławia) ro- syjskiego i niemieckiego! Jedyny do rzeczy i dowcipny toast był Gieysztora4, profesora zasłu- żonego w archeologii kaliskiej i w komitecie uczczenia tych starożytno- ści: - "za sprawcę tego, że się teraz tak musimy męczyć, za Klaudiusza Ptolemeusza"5. Około szóstej urwałyśmy się do hotelu [...). Ale jeszcze przychodzili do hotelu ludzie - pani Sutarzewicz, pani Fuldowa, a już kiedy leżały- śmy, zastukał jakiś młody człowiek, że chce zamienić kilka słów. Prze- prosiłam, żejuż nie można. ' Kalisz dzięki Ptolemeuszowi, który w formie "Kalisia" odnotował jego istnienie w II w.n.e., ma najstarszą w Polsce metrykę pisaną. Okoliczności jubileuszowe skłoniły do rozwinięcia badań archeologicznych i historycznych dotyczących Kalisza. Podczas uroczystej sesji rad narodowych z powodu tego wyjątkowego jubileuszu dwoje wybit- nych kaliszan: Maria Dąbrowska i Tadeusz Kulisiewicz, otrzymało honorowe obywatel- stwa miasta (były to pierwsze akty tego rodzaju, później tytuł ten spowszedniałj. W ramach dalszych obchodów 22-24 VII 1960 odbył się w Kaliszu Zlot byłych Wy- chowanków Kaliskich Szkół Średnich, w którym Dąbrowska obiecała swój udział. Nie mogąc ze względu na stan zdrowia przyjechać, przesłała do swych koleżanek i kolegów piękny list (por. H. Sutarzewicz - Wspomnienia, powrotv, materii #ycia przetwarzanie, "Południowa Wielkopolska",1983, nr 6). = T a d e u s z K u I i s i e w i c z (1899-1988), znany rysownik, grafik. Studiowal w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie u W. Skoczylasa i M. Kotarbińskiego. I 926-39 należał do stowarzyszenia Ryt. Od I946 profesor grafiki w ASP w Warszawie. Do 1939 uprawiał głównie drzeworyt (m.in. z podróży do Francji i Belgii 1930, cykl Szlembark, 1931). Po wojnie tworzy prawie wyłącznie cykle rysunków tuszem, poszukując ciągle nowych rozwiązań (m.in. Warszawa I945, I945-45, Szlembark,1947-48, Chinv, 1953, "Kaukuskie kredowe koło" B. Brechta,1955, Indie,1956, Brazvlia,1963). # P i o t r J a ro s z e w i c z (1909-I992), polityk, generał. Do 1939 pracowałjako nauczyciel. Podczas wojny przebywał w ZSRR, od 1943 w Armu Polskiej, gdzie w 1944 został zastępcą dowódcy I Armii do spraw politycznych. W 1. 1945-50 wiceminister ob- rony narodowej. W 1. 1950-62 zastępca przewodniczącego PKPG, 1952-70 wicemini- ster, od 1964 w Biurze Politycznym KC PZPR. W 1. 1970-80 premier. W 1981 wyklu- czony z PZPR. W 1992 zamordowany wraz z żoną, Ireną Solską (dziennikarką), w ich willi w Aninie. # A 1 e k s a n d e r G i e y s z t o r (ur. 1916), historyk. Podczas wojny pracownik DIP w Delegaturze Rządu londyńskiego. Od 1949 profesor UW, od 1955 dyrektor In- stytutu Historii PAN; w 1. 1980-83 i 1990-92 prezes PAN. W 1. 1948-53 stał na czele Kierownictwa Zespołu Badań nad Początkami Państwa Polskiego; m.in. uczestniczył w pracach nad najstarszą historią Kalisza, redagował wraz z K. Dąbrowskim Osiemnaście wiekó#v Kuli.sza. Studia i materiah# do d#iejów m. Kulis#a i regtonu kaliskiego, t. I-III, Kalisz 1960-62, dyr. Zamku Królewskiego w Warszawie 1980-91. Wydał m.in. Wiad#a Karola Wielklego iv opinii sv.spófc#esnej, 1938, Encvkltki Sergius:.a IV, 1948, współau- 14 Pierwsi honorowi obywatele Kalisza: M. Dąbrowska i T. Kulisiewicz tor Historii Polski, t. I, 1958, Historia kultury średniowiecznej w Polsce,1963, Mitolo- gia słowiańska,1982. 5 K 1 a u d i u s z P t o 1 e m e u s z (ok. 100-168), astronom, matematyk, geograf i teoretyk muzyki. Całokształt ówczesnej wiedzy astronomicznej zawarł w 13-tomowym dziele Megdle syntaxis, znanym pt. Almagest. Drugie jego dzieło, Wstgp do geografii, omawiało zasady konstruowania map oraz zawierało zestawienie ok. 8 tys. nazw geo- graficznych (na jednej z załączonych map zaznaczony został właśnie Kalisz), pierwot- nie znane głównie w świecie arabskim, na łacinę przełożone dopiero w XV w. Ponadto jego Harmonikd (w 3 księgach) należy do głównych źródeł wiedzy o muzyce starożyt- nej Grecji. 24 I 1960. Niedziela Droga była dobra. Dzień mroźny, przepysznie słoneczny. Po drodze widziałyśmy w wielu miejscach stada kuropatw. Setki, tysiące kuro- patw. Chodziły nawet po szosie, dziwnie śmiało. Żadne stado nie zry- wało się i nie uciekało nawet przed samochodem. Trzeba było je wymi- jać biegnące pieszo niby kury czy kaczki. Pierwszy raz w życiu widzia- łam coś podobnego. Słyszałam, że kuropatwy i bażanty są pod ochroną jako niszczyciele stonki. Ale czyżby wiedziały o tym? Warszawa. 28 I 1960. Czwartek Jestem już o tyle zdrowa (czy już coś teraz można u mnie nazwać zdrowiem?), że aby nie robić zamieszania, pojechałam z Anną na "pro- szony" obiad u Zawieyskiego. Trzypokojowe mieszkanko w nowym bloku na Polnej. Mieszka z "przyjacielem" (dopiero parę lat temu do- wiedziałam się, że i on jest homoseksualistą), też już niemłodym pa- nem, bardzo sympatycznym psychologiem wieku szkolnego. Nie wiem nawet, jak się nazywa, tylko że na imię ma Staśl. Zawieyski zapowie- dział "niespodziankę" - okazało się, że zaprosił... Jurka. Obiad z sakra- mentalnym indykiem (nie cierpię indyków) był suto zakrapiany domo- wą śliwowicą, którą Jurek i Zawieyski bardzo się podpili. Do kawy Zawieyski zapowiedział likier trapistów ofiarowany mu przez Prymasa - i który dla nas dopiero otworzył. Po spróbowaniu oka- zał się to gorzki jak piołun ekstrakt eukaliptusowy. Anna powiedziała: " Dajcie okulary" i odczytała etykietkę butelki. Odczytała po włosku, że to jest niezawodne lekarstwo na influenzę. Nasypaliśmy do kieliszków cukru i zjedli to "jako krople na cukrze". Setnieśmy się przy tym na- śmieli, że Zawieyski nie zna swego Prymasa. Likiery i kardynał Wy- szyński, jakoś to nie pasuje do siebie - i cóż innego mógł przywieźć od tra istów, jak nie gorzkie lekarstwo? Ale nastrój tego "męskiego domu" jest jakiś przyjemny i mimo wszy- stkie okropności chwili, o których Z. wciąż napomyka - jakiś wesoły. Zawieyski w swej roli członka Rady Państwa robi dużo dobrego lu- dziom i jako sposobność do tego traktuje tę całą swoją posadę. Jest też mediatorem między Gomułką i Prymasem. W największej tajemnicy opowiadał nam, że doprowadził do spotka- nia tych dwu "opatrznościowych mężów. W cztery oczy, w miejscu neutralnym. Rozmowa trwała cztery godziny. 2 - Dzienniki, t. 4 17 Prymas Stefan Wyszyński i Jerzy Zawieyski w warszawskim Klubie lnteligencji Katolickiej Ale trudno nie widzieć, że ta nieoczekiwana kariera wprawia go chy- ba w trochę zbytnią euforię. I że mimo woli ulega opiniom środowiska partyjnego, w którym się obraca. Wróciłyśmy jednak z tej wizyty w do- brych humorach. Zapomniałam dodać, że w Kaliszu jedynym dyskretnym "wielbicie- lem" był jakiś pan, który zaraz po przyjeździe podał mi goździki z kar- tką: "Od przypadkowego przechodnia, który widząc nadjeżdżającą Ma- rię Dąbrowską" etc. Bez podpisu - i natychmiast się wycofał. Musiał wiele czasu czekać na przyjście samochodu. Dziękując zapytałam jed- nak o nazwisko. Jakiś lekarz Pniewskiz, ale nie krewny architekta. Ten mi został w najwdzięczniejszej pamięci, bo niczego nie żądał, nawet "chwilki rozmowy". ' S t a n i s ł a w T r ę b a c z k i e w i c z (1910-1980), dr psychologii rozwojowej, którą od lat 60. wykładał na KUL-u. Przyjaźń z Zawieyskim trwała od lat 30. Po śmierci Zawieyskiego w mieszkaniu na Brzozowej prowadził salon literacko-aktorski. Pocho- wany w Laskach. # T a d e u s z P n i e w s k i ( 1914-1994), doktor medycyny. Studia medyczne roz- począł przed wojną w Poznaniu, ukończył w 1946 na Uniwersytecie Łódzkim. Podczas okupacji żołnierz AK, od 1944 Ludowego Wojska Polskiego. Speejalizował się w za- kresie diagnostyki laboratoryjnej i transfuzji. W 1946-62 był kierownikiem Pracowni Analitycznej Szpitala Miejskiego a następnie dyrektorem Wojewódzkiej Stacji Krwio- dawstwa w Kaliszu. Od 1966 w Łodzi; dyrektor WSK i kierownik Zakładu Diagnostyki Szpitala Chorób Płuc. Autor ok. 50 publikacji naukowych. W rodzinnym Kaliszu udzie- lał się społecznie: był radnym miejskim, członkiem Komitetu Jubileuszowego; honoro- wy obywatel m. Kalisza. Napisał wspomnienia Kalisz z oddali. Podczas wizyty pisarki z okazji 1800-lecia miasta z ramienia Rady Narodowej opie- kował się Dąbrowską. Jak świadczy powyższy zapis, czynił to dyskretnie. 29 I 1960. Piątek Rano przed wyjściem do miasta przyjechali do mnie Kasiński i Szy- mańska, której się ucieszyłam, bo jest zawsze pełna żyeia i werwy. Przyjechali, niby to żeby omówić wyjście z impasu, jaki powstał około wydania pism Jerzego Stempowskiego. Ale właściwie mówiliśmy o wszystkim, tylko nie o tym. O tak tajemniczo zakomunikowanym nam spotkaniu Wyszyńskiego z Gomułką wszyscy już głośno mówią. Ma z tego wyjść zachowanie dotychczasowego status quo w stosunkach z Kościołem. A już podobno było postanowione "upaksowić" katolicyzm, to znaczy zrobić taki ko- ściół rządowy jak w Rosji. To zdaje się więc tymczasem przestało nam zagrażać. Wieczorem (na zaproszenie Anny przez ambasadę japońską) poszły- śmy na japoński film "Narayama Bushi-Ko"1. Kolorowy film - ilustra- cjajakiejś pieśni, ballady, czy podania o głodnej wsi, która swoich star- ców wysyła na górę Śmierci, by pozbyć się choć jednej gęby do osz- czędnego zapasu ryżu. Właściwie historia bohaterskiej 70-letniej kobie- ty, która ma złego wnuka a dobrego syna, która jest duszą domu, i za- nim uda się na górę Śmierci, wszystko urządza tak, by pozostającym było jak najlepiej. Dobry syn sam niesie matkę na górę Narayama, a gdy zaczyna padać śnieg, żegnając ją woła: "Matko, masz szczęście. Zaczyna padać śnieg". To znaczy, zamarznie pod nim - nie rozdziobą jej żywcem krążące sępy i kruki. Film okrutny i ponury, ale chyba świetnie zrobiony - bo straszna pamięć tych obrazów zostaje długo. Bardzo umowny. Cały w atelier robiony i bez ukrywania sztuczności krajobrazów. Lekkie zasłony z jednym widokiem rozsuwają się, aby ukazać drugi. Jaskrawo kolorowy. Świetnie grany, zwłaszcza owa mat- kajest doskonałą aktorką2, choć wygląda nie na 70, ale na 170 lat. Jej tragedia - że mimo to ma wszystkie zęby, tym więc groźniejsza 19 Tadeusz Pniewski, Kalisz, I 958 jako partner do nędznej miski. Okrzyknięta za czarownicę, niezdolną odejść na górę Śmierci. Aby uniknąć tej "hańby", wybija sobie kamie- niami wszystkie przednie zęby i pokazuje skrwawione dziąsła na do- wód, żejuż godnajest odejścia w dobrowolną śmierć. Obrzydliwie stra- szne. Siedząca obok mnie Słonimska pomrukiwała, że pejzaże są kiczem a la Rapacki. W samej rzeczy za mało zachowano w nich precyzyjnej doskonałości malarstwa japońskiego. Ale rzecz jest w swoim rodzaju mocna i w swej beznadziejności nędzy, ciemnoty i okrucieństwa zabo- bonu. iBallada o Narayamie,1958, reż. Keisuke Kinoshita (ten sam mit powtórnie sfilmo- wany pod tym samym tytułem,1983, reż. Skodrei Imamura). 2 K i n y o T a n a k a (1910-1977), aktorka i reżyserka, weteranka filmu, gwiazda pierwszego mówionego filmu japońskiego. W młodości występowała w tradycyjnym zespole muzycznym. W 14 roku życia zaczęła pracować w wytwómi Shochilen, kręciła ponad 10 filmów rocznie. W ostatnich latach grała m.in. w filmach: Siostrv Munehata, 1950, Okusan,1952, Życie O'Hary,1953, starą kobietę w Balladzie o Narayamie,1958; reżyserowała m.in.: List mtlosny, Górnik skazany na śmierć, Parasolka w świetle k.riężvcu. Komorów. 30 I 1960. Sobota Pani Hołyńska podobno jest na mnie obrażona o opowiadanie "Szczęśliwa istota", choć dalibóg niczym jej w nim nie ubliżyłam, prze- ciwnie - jedynie "ferma psów rasowych" jest w nim potraktowana bez ironu. 31 I 1960. Niedziela O czwartej odprowadzam Annę i Tulę na stację. Na chwilę spuściłam Dyla i od razu uciekł. Tym razem chyba już nie wróci. Na dworze jest 12 st. mrozu. Gdzieś zamarznie. Szkoda. To był miły - choć bardzo kłopotliwy piesek. Jak czynią panowie, miał dwa domy i był wieczny kłopot z pil- nowaniem go, żeby nie uciekał do Hołyńskich. Bardzo go lubię, ale tym razem nie miałamjuż siły, aby po niego iść. Ostatnio,14 stycznia zazię- biłam się szukając i wołając go po lesie. Choć jestem już u podnóża Na- rayamy - nie chce mi się umierać dla psa. Skoro tak niewierny - trudno, niech już raczej ginie przede mną. Ale żal mi go, lituję się nad jego sza- leństwem, które jeśli nie tym razem jeszcze, którymś następnym przy- prawi go o śmierć nieuchronnie. 2 II 1960. Wtorek Józefa Retingera "Conrad and his Contemporaries"'. [...] To nie jest żadna świeżo wydana książka. Pisana przed wojną, wyszła w New Yor- ku w 1943. W pierwszej chwili wprawia w zażenowanie równorzędnym traktowaniem własnej biografii z biografią Conrada. Niby dwa równo- ległe losy, nawet to samo gimnazjum w Krakowie i mieszkanie na tej samej ulicy, ten sam początek wojażu: najpierw Francja, potem Anglia- tyle, że wszystko o 20 lat później. Akcentowanie tej równoległości, nie- mal rozwodzenie się nad nią, jest aż tak zabawne, skoro z jednego losu wyszedł Conrad, a z drugiego postać skądinąd interesująca, o życiu peł- nym przygód ([...] w czasie wojny - już 50-letni skakał ze spadochro- nem do Polski), ale jednak tylko Retinger (tzw. Jussuf). Poza tym książ- ka czyta się lekko i daje dużo ciekawego (choć czasem wątpliwej warto- ści) materiału. Bodaj najciekawszy jest rozdział o Arnoldzie Bennetcie, 20 21 Psia ferma Hołyńskich nad którym Ret. też się tak bardzo rozpisał z uwagi na siebie. Mianowi- cie Bennett wprowadził go do Conrada i w "serce" spraw angielskich. #Józef Hieronim Retinger(1888-1960).Pośmierciojca,adwokatakra- kowskiego, opiekował się nim hr. Władysław Zamoyski. Ukończył studia na Sorbonie ze stopniem doktora filologu. W 1911 wydawał "Miesięcznik Literacki i Artystyczny". Z ramienia polskich stronnictw niepodległościowych przed I wojną światową znalazł się w Londynie, gdzie propagował sprawę polską i dla swej akcji pozyskał Josepha Conra- W Prezydium Rady Ministrów w Londynie. Od lewej: sekretarz Adam Kułakowski, Ka- rol Popiel, gen. Władysław Sikorski, Józef Hieronim Retinger da. Najego zaproszenie Conrad w 1914 odwiedził Polskę. Po I wojnie wydalony z Fran- cji wywędrował do Meksyku, służył rewolucji meksykańskiej, a nawet w jej imieniu po- dejmował misje pojednawcze w USA. Równocześnie od 1923 stał sięjak gdyby łączni- kiem między Labour Party i PPS. Pisywał w "Wiadomościach Literackich" pod pseudo- nimem Jussuf i przyjaźnił się z pisarzami tego kręgu. W miarę wzrastającej opozycji wobec Piłsudskiego zbliżał się do gen. Wł. Sikorskiego i stał się za granicą rzecznikiem Frontu Morges. Gdy podczas ll wojny światowej rząd gen. Sikorskiego (nie bez pomocy Retingera) znalazł się w Anglu, prowadził jego sekretariat cywilny i stał się "szarą emi- nencją". Odbywał wiele podróży dyplomatycznych, m.in. do ZSRR. Jako zaufany An- glu odbył w kwietniu-lipcu 1944 podróż informacyjną do okupowanego kraju. Po woj- nie czynny w ruchu integracyjnym zachodniej Europy, m.in. przy tworzeniu zacho- dnioeuropejskiego parlamentu. Uważany za masona. Napisał m.in. Conrad and his Contemporarie.r, London,1941, Memoirs ofan Eminence Grise,1972. Dąbrowska poznała J. H. Retingera w Londynie przed I wojną światową, gdy pełnił podobne funkcje jak jej mąż. To on ułatwił Marianowi Dąbrowskiemu przeprowadzenie dla "Tygodnika Ilustrowanego" rozmowy z Conradem, która odbyła się w Londynie, prawdopodobnie w mieszkaniu Retingerów (por. M. Dąbrowska - Polski wywiad pra- sowv :. Conradem w: S4kice o Conradzie,1959). 7 II 1960. Niedziela Ku mojemu zdziwieniu dzisiaj skończyłam definitywnie przedwczo- raj zaczęte przepisywanie opowiadania "Klara i Angelika". Wyszło ja- koś dość żwawo, prawie by z tego mogła być jednoaktówka do telewi- zji. Ale wierna Orłowskiej, posyłamjej to do radia'. Dawno nic nie zrobiło na mnie tak silnego wrażenia, jak artykuł St. Ossowskiego (w "Życiu Warszawy") o świadomym macierzyństwie`. Dotąd (będąc zresztą zwolenniczką regulacji urodzin) patrzyłam na tę akcję trochę przez ramię, jak na Ligę Kobiet, walkę z alkoholizmem, esperanto itp. zabawy poczciwych ludzi, nie rozporządzających żadny- mi istotnymi środkami naprawy, argumentujących zaś nieudolnie i nud- nie. Dopiero Ossowski postawił to zagadnienie w sposób zdolny każde- go zdobyć, a nadto z taką siłą przekonania, jaką może mieć tylko rzetel- ny naukowiec i wielkiej klasy człowiek-humanista. To jest wezwanie pod adresem propagandy walczącej z regulacją urodzin, czyli mówiąc jasno - pod adresem Kościoła. Ale z jakim taktem i umiarem to jest zro- bione, z jaką umiejętnością i dobrą wolą nieobrażania nikogo, a pokazy- wania tylko w jakimś jaskrawym blasku uczciwej prawdy życia. Gdyby każda argumentacja wyjaśniająca aktualne przemiany życia i świata by- ła tak nieodparta, nierównie mniej byłoby tej strasznej grudy i zakalca w stosunkach międzyludzkich. Niestety, nie każda głoszona dzisiaj prawda jest równie prawdziwa i nie każda nadaje się do tak rzetelnej obrony. Rozumiem zresztą występowanie przeciw przerywaniu ciąży. To już jest zabijanie życia i może być stosowane tylko w wypadku konieczno- ści ratowania życia matki. Ale kto chce, żeby nas było 60 milionów przy dzisiejszym stanie opanowania epidemii, ztnniejszania śmiertelności niemowląt i przedłużenia życia - ten chce nie tylko głodu (o zagrażają- cym mnożącemu się światu braku żywności piszą najpoważniejsze pis- ma i książki bogatych krajów Europy), nie tylko wojny i innych przed- potopowych środków regulowania przyrostu naturalnego, ale ten chce 22 23 też coraz większej męczarni dzieci w przeładowanych szkołach, coraz większego scherlaczenia młodych pokoleń itp. Nie mówiąc o tym, że ilość nie decyduje dziś o jakości, o wartości narodów. Holandia, Dania, Szwecja, Norwegia, Szwajcaria i Belgia są każda w swoim rodzaju krajami wielkich narodów, choć liczą po kilka milió- nów mieszkańców. Ilość w znaczeniu demograficznym była potrzebna przy wojnach dawnego typu, przy prymitywnych cywilizacjach nawie- dzanych morem i głodem, przy śmiertelności wszystkich niemal chorób, gdy dzisiaj większość przestała być śmiertelna. Doprawdy, rzadko co jest równie sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy i cywilizacji jak wal- ka z regulacją przyrostu naturalnego, a raczej ze społeczną świadomo- ścią nieuchronności zapobiegania nadmiernemu przyrostowi naturalne- mu. Kiedy się pomyśli w dodatku, że naprawdę najobficiej mnożą się alkoholicy i gruźlicy, ciarki przechodzą z przerażenia o przyszłość naro- du. Artykuł Ossowskiego powinien być przedrukowany przez całą prasę polską. # M. Dąbrowska - Klara i Angelika, pierwodruk "Twórczość" 1960, z. 4; opowiada- nie nadane przez radio, a następnie przerobione przez W. L. Terleckiego na,jedno- aktówkę do telewizji". z S t a n i s ł a w O s s o w s k i (1897-1963), socjolog, teoretyk kultury, metodo- log nauk społecznych. Studiował na UW u J. Łukasiewicza i W. Tatarkiewicza. Debiu- tował w 1917 w "Pro arte et studio" szkicem Opatriotyzmie. W 1934 doktoryzował się u T. Kotarbińskiego na podstawie pracy Analiza pojęcia znaku. Od 1933 docent UW, od 1936 przy katedrze socjologu prof. J. St. Bystronia. Działał wówczas społecznie na tere- nie WSM. W 1. 1945-47 profesor uniwersytetu w Łodzi, 1956-62 kierownik Zakładu Kultury i Przemian Społecznych Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Od 1956 prze= wodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, w 1.1956-62 wiceprzewodniczą- cy International Sociological Association. Główne prace: U podstaw estetyki, 1933, Więź spoleczna i dziedzichvo knvi, 1939, Ku nowymformom życia spolecznego, 1943, Struktura klasowa w spolecznej świadomości, 1957, O osobliwościach nauk spolec:- nych,1962. Omawiany tu artykuł Ossowskiego Jak wytlumaczyć tę propagandę ?, "Życie War- szawy" 1960, nr 33, b#ł nieco skróconym stenogramem przemówienia z dyskusji na zjeździe Towarzystwa Swiadomego Macierzyństwa. 8 II 1960. Poniedziałek Przeczytałam trzy pozycje młodej literatury: Stanisława Stanucha " Portret z pamięci"' (właściwie trzy portrety), Aleksandra Minkowskie- go "Nigdy na świecie"z i Włodzimierza Odojewskiego "Miejsca nawie- dzone"3. Wszystkie trochę chybiają w tytułach. Według mego rozumienia po- winno być: "Portrety z pamięci", "Nigdy w świecie" i "Miejsce nawie- dzone" - ale wszystkie są interesujące, wszystkie świadczą o tym, że zaczynamy mimo wszystko wchodzić w coś, co można już nazwać kul- turą literacką. Zaczynamy posiadać to, o co się upominałam w 1945 ro- ku w ankiecie ówczesnej "Twórczości" - po prostu dobrą literaturę. Dawniej mieliśmy tylko wieszczów i geniuszy (albo co gorsza pretensje do tej rangi) i bezwartościową szmirę. Dziś większość ukazujących się książekjest na poziomie. Wszystkie trzy książki są raczej pesymistyczne, dwie z nich zajmują się psychologią stanów raczej psychopatycznych. To nic nie szkodzi. Autorzy zgodnie z klasyczną maksymą Flauberta nie wyprowadzają wniosków. Te należą do czytelnika. Nawet najbardziej kontrowersyjnie usposobiony - musi myśleć, czuć, ruszać się duchem. Dla każdego (prócz tych, co nie są jeszcze na poziomie odpowiedniego wyrobienia artystycznego) są te książki - mo- gą i powinny być w każdym razie - płodną lekturą. Najbardziej oryginalnie polska jest "Nigdy w świecie". To bardzo dobra książka. Trudno o mniej schematyczne i bardziej prawdomówne zaangażowanie się w "tematykę aktualną". Dramat młodego lekarza za- grzebanego w miasteczku głuchej prowincji. Walka o zachowanie god- ności i uczciwości w grzęzawisku niedoli zapóźnionego w kulturze i cy- wilizacji środowiska. Trochę zbyt schematycznie, z najlepszą zresztą wolą potraktowana postać księdza. Znam i w tym środowisku mnóstwo ludzi usiłujących sprostać godności i uczciwości. A zadanie to jest u nich niepomiernie trudniejsze jak u świeckich. Fala nabożnej ciemnoty, mającej niewiele wspólnego z chrześcijaństwem i katolicyzmem, który wyznaje - sama niesie. Wśród młodych światłych księży są postacie tak samo się męczące jak lekarz Minkowskiego. Zresztą, prawdę mówiąc, Minkowski daje rację i księdzu. Więc to naprawdę dobra książka. Świetne powiedzenie "patriarchalne stosunki i XX wiek - piorunująca mieszanka. A my jesteśmy w środku i musimy z tym coś zrobić" - mó- wi sekretarz partii, pierwszy tego rodzaju żywy człowiek w literaturze. Powieść trochę przypomina Hamsuna. Tak, aż Hamsuna! W sensie po- krewieństw - nie wpływów. U nas już dawno nie wydaje się i nie czyta Hamsuna. Dwie pozostałe książki są wyraźnie pod wpływami zagranicznymi- J. Joyce i Kafka, i zwłaszcza powieściopisarska technika francuska teo- rii o "antypowieści" itp. przychodzą tu na myśl. Nie wiem, czy pod wpływami bezpośrednimi, czy z drugiej ręki te wpływy. 24 25 " Portret z pamięci" nie tylko z powodu tytułu każe myśleć o "Portre- cie nieznajomego" Nathalie Sarraute. Przypomina ją także w szczegó- łach4. Trochę za dużo strachów [słowo nieczytelne], uczucia tropienia i bycia tropionym. Niektóre partie każą myśleć o Czechowie, np. miej- sce, gdzie młody człowiek przychodzi starać się o posadę, a siedzący za stołem dyrektor po świetnej zresztą tyradzie "bohatera" mówi do niego: "Gdyby biedny ojciee znał pana poglądy, byłby bardzo zasmucony" ("Mężczyzna"). Zbieżność może bye przypadkowa, a może być świado- ma. Nie dziwiłabym się przyjmowaniu wpływów od Czechowa. Uwa- żam go za prekursora dzisiejszej literatury. Dostojewski wywierał wpływ na Zachód w czasie Gide'a i Prousta. Czechow jest na wskroś dzisiejszy i dzisiejsi właśnie pisarze mogą się wiele od niego nauczyć. Gdy myślę o "Trzech siostrach", muszę myśleć o "Czekając na Go- dota". Mała "krotochwila" - "Niedźwiedź" (całkiem trywialnie potrak- towana przez recenzentów) przypomina Osborne'a. "Sala nr 6" i "Moje życie" zwiastują "Upadek" Camusa. Muszę dodać, że Stanuch jest bardziej zajmujący od Nathalie Sarrau- te (zresztą cudownie nudnej), czyta się z pasją. Wiele należy oczekiwać po takim debiucie. W obecnych warunkach trzeba się cieszyć, że takie książki jednak wychodzą. Hłasko nie był więc meteorem - są już dziś młodzi równie dobrzy, a może będą lepsi od niego. A dlaczego się tak rozpisałam o wpływach? Na ogół tego nie lubię i większość dociekań na ten temat wydaje mi się nietrafna. Ale to spo- sobność, żeby właśnie stanąć w obronie "wpływów". Odciąć się od ob- cych wpływów - skąd ja to znam? Aha, to tak przecież zaczynają się "Noce i dnie". "Niechcicowie (dawni) czuli się organiczną częścią potężnego jakby plemienia, które wystarczało samo sobie, miało własną rodzinno-przyja- cielską gwarę, zastanawiało się, w jaki sposób wychowywać swe dzieci, aby je raz na zawsze uchronić przed wpływami z zewnątrz"... Taka po- stawa nie może trwać - i na szczęście już Bogumił chce budować no- woczesne mieszkania dla służby folwarcznej (sprawa dotąd aktualna), a Barbara - uczyć dzieci obcych języków. Odciąć kogoś od wpływów z zewnątrz, to udusić go we własnym sosie.[...] Ciekawe, że Anglia i Ameryka nie odeszły właściwie od tradycyj- nych form powieści, ulepszyły je tylko, rozszerzyły problematykę (Ca- ry5, Angus Wilsonb), nadały prozie jędrność, zwięzłość, precyzję. Zmie- nili postawę do zagadnień. Najwięcej zmian formalnych daje Francja. Wszystko to jest różnymi formami rozwoju, a nie upadku literatury. Mimo tytułu i paru szczegółów z Sarraute, nie Stanuch a Odojewski wydaje mi się do niej trochę podobny. Trochę też tu z Kafki, z Camusa. Przy tym temat umierającego gruźlika ma już w polskiej literaturze wca- le dobrą pozycję, jak na owe czasy dosyć rewelacyjną i oryginalną. To "Śmierć" Ignacego Dąbrowskiego. Zdaje się, że tak się to nazywało'. Osobiście chyba najwyżej stawiam Minkowskiego "Nigdy na świe- cie". Nic nie wiem o tych autorach. O żadnym. "Les Arts" pisząc o pogarszającej się sytuacji literatury w Polsce za- kończyło słowami: "Żadnego nowego Hłaski na horyzoncie". Nie miało racji. Jesteśmy wytrawne konie, umiemy brać przeszkody - żyć i two- rzyć wśród przeszkód. Co nie znaczy, że nie trzeba w pocie czoła usuwać przeszkód, uwła- czających XX wiekowi. I tak znajdzie się ich dosyć, wynikających z sa- mej natury komplikującego się świata. Wracając do tych trzech książek młodych pisarzy, to załamują się tylko na sprawach erotycznych. Tu z wyjątkiem paru trafnych odkryw- czych spostrzeżeń panuje absolutna wulgarność, i to niestety - mimo- wolna. Tematem literatury francuskiej bywała długi czas amor profanus albo po prostu stosunki z prostytutkami. Ale i w tym temacie Francuzi dawali pełną gamę liryzmu, tragizmu, satyry lub ironicznego humoru. Tu nie ma żadnej skali, choć przedstawione stosunki erotyczne dotyczą studenckiej młodzieży. Panuje lepka wulgarność, w której ani sławny Casanova ani Restif de la Bretonne nie dorównywają naszym uzdolnio- nym debiutantom. Ale i tojestjakieś gorzkie świadectwo prawdy nasze- go czasu. Nawet sławny wiersz Villona jest wobec Stanucha pełen poezji. Wo- bec niektórych postaci "trzeciego portretu" Stanucha Hłasko jest czysty jak lilia (a propos: w tymże "Portrecie" jest scena z dyrektorem i Cze- chowowskim zdaniem [?]. Nie darmo autor dał i motto z Czechowa). Istotą tych utworów jest osaczenie człowieka (to samo jest i w prozie Różewicza), z którego motto całej książki. # S t a n i s ł a w S t a n u c h (ur. 1931), prozaik, publicysta. Ukończył wydział dziennikarski UJ. Debiutował w 1951 na łamach prasy jako poeta. Prowadził stały felie- ton o ksiąźkach w krakowskim "Dzienniku Polskim". Wydał m.in. Portret :. pamięci, 1959, Przystanek w szczerym polu, 1966, Wpefnym świetle, 1970, Sceny, # życia męż- czyzn w wieku średnim,1982. 2 A 1 e k s a n d e r M i n k o w s k i (ur.1933), prozaik, autor książek dla młodzieży, scenarzysta. W okresie wojny w ZSRR, ukończył filologię rosyjską na UW. Debiutował w 1956 na łamach prasy. W 1. 1969-70 w USA. Wydał m.in. Bfękitna miłość, 1958, Nigdy na świecie,1959, Czterdziestu na górze,1961, Wielkipoker,1961, Wyznania od- 26 szczepieńca,1963, Kwiaty: dla Klementyny,1964, Odmieniec,1982; wiele książek oraz pozycji sensacyjnych dla młodzieży; sztuki i scenariusze TV, m.in. współautor serialu Dyrektorzy. W 1.1990-92 red. nacz. pisma "Skandale". 3 W ł o d z i m i e r z O d o j e w s k i (ur.1930), prozaik, autor słuchowisk radio- wych i widowisk TV, krytyk teatralny. Debiutował w 1948 na łamach prasy jako poeta. Ukończył socjologię na Uniwersytecie Poznańskim. W 1. 1945-51 redaktor w "Gazecie Poznańskiej", 1956-59 zastępca redaktora naczelnego "Tygodnika Zachodniego". Od 1960 pracował w PR w Warszawie. W 1971 wyjechałjako stypendysta do RFN i pozo- stał w Monachium. Wydał m.in.: Miejsca nawiedzone, 1959, Wyspa ocalenia, 1962, Zmierzch świata, 1962, Zasypie wszystko, zawieje..., 1973, Zabezpieczanie śladów, 1990. 4 N a t h a 1 i e S a r r a u t e (ur. 1900), powieściopisarka i eseistka francuska. Po- chodziła z Rosji, skąd wyniosła kult Dostojewskiego. Później wyznawczyni Kaflci. We Francji podjęła reformę prozy. Portret nieznajomego (1947) stał się manifestem ruchu "nowej powieści" ("nouveau roman"), do czego przyczyniła się też przedmowa Sartre'a. 5 J o y c e A r t h u r L u n e 1 C a r y (1888-1957), powieściopisarz angielski, autor dwóch trylogu: Sama się dziwię, dotyczącej spraw sztuki (1941-44) oraz Niewolnik fa- ski, trylogii politycznej (1952-54). Każdy tom tych trylogu opowiadanyjest w pierwszej osobie przez kogo innego. 6 A n g u s W i 1 s o n, właśc. Frank Johnstone, (ur.1913), powieściopisarz, noweli- sta angielski. Obok Anglosaskich póz (1956) - powieści: Dojrzafe fata pani Eliot (1958) i Późne wstawanie (1964) uznano za szczytowe przejawy zawsze silnego w pro- zie an#ielskiej gatunku powieści psychologiczno-obyczajowej. # Smierć (1893) - debiutancka powieść Ignacego Dąbrowskiego, który sam był gruźlikiem. 9 II I960. Wtorek Notatka. Pozycje literackie omówione wyżej idą też wprost z tradycji takich książek jak "Wspólny pokój" Uniłowskiego. Recenzent z dzisiej- szego "Życia Warszawy" nie ma racji, twierdząc, że to książka o tema- tyce przestarzałej, nikogo dziś już nie obchodzącej. Uniłowski jest pre- kursorem dzisiejszej "beat generation"'. i Z b i g n i e w U n i ł o w s k i (1909-1937), autor przede wszystkim Wspófnego pokoju (1932) i Dwudziestu fat życia (1937). Po wojnie wciąż miał mocną pozycję - co prawda Wyka lansował go w studium Tragiczność, dnvina i reafizm jako realistę, a nie jako "młodego gniewnego". 10 111960. Środa Znowu zgiełk w domu, nic nie robię. O czwartej zjawia się Henryk. Komunikujemy sobie różne zaszłe wydarzenia, z czego nic godnego uwagi nie wychodzi. Grzecznie nudzimy się z sobą, ale chętnie przysta- ję na tę codwutygodniową liturgię przyjaźni, z godną podziwu syste- matycznością uprawiając swoje "poletka sentymentów". Zwłaszcza tych dawnych z okresu przed potopem. Po odejściu Henryka, nie mając maszyny, zabrałam się do sprawdza- nia moich rachunków za 1959 rok. Ponieważ nie mam żadnych wpły- wów poza kontem w PKO i przekazami pocztowymi (drobny procent wpływów), więc stosunkowo nietrudno było i to obliczyć. Zarobiłam w owym roku około 320 tys. zł. Wydałam około 120.000 - z zarobku +50.000 podejmowane dla wypełniania braków z książeczki PKO. To nie jest tak wiele, jeśli zważyć, że mam do utrzymania dwa domy i 6 osób. Anna zarobiła w ciągu tego roku 40 tysięcy zł, z czego prawdopo- dobnie około 20 weszło też w utrzymanie domu na Niepodległości. Tak że trzeba liczyć, że wszystko razem kosztuje nas do 200 tys. rocznie. Czyli na pełne utrzymanie każdej z 6 osób wypada około 2.800 zł mie- sięcznie. To nie jest zbytkowne. Film japoński "Narayama" to jednak bardzo silny film. Wraca mi wciąż przed oczy jak obsesja. I ta aktorka grająca Matkę jest w jakimś sensie genialną aktorką. Gdy tylko zamknę oczy, podjeżdża mi ta twarz z przerażającą jaskrawością - jakby to była twarz z najintensywniejszą ekspresją, dojakiej zdolnajest fizjonomia człowieka. Ile sław i gwiazd widziałam już na scenie. Zacierają się wszystkie (zarówno gra, jak twarze), nawet Jean Barrault', nawet tyle sławny Ge- rard Philipe - wszystkie Masiny2 i Brygidy Bardot3. Tylko Fernandel i ta Japonka zostają we wspomnieniu - twarze genialne, choć niepiękne. A sam film jest japońskim "memento mori", bardzo wstrząsającym. Tyle we mnie wiedzy o katolickim "pamiętaniu o śmierci", a dopiero " Narayama" uprzytomniła mi nieuchronność odejścia na górę śmierci. I co więcej: straszliwy fakt, że to żywi spychają nas w śmierć. Nie tylko z głodu i z nędzy ma się w końcu dosyć za długo żyjących ludzi. W młodych działa iracjonalne i podświadome wypychanie ich w śmierć. Drugim takim memento było dla mnie przedwczorajsze zepsucie się maszyny. Do ostatniej chwili funkcjonowała świetnie i nagle stop! - od- mówiła pracy. Tak jest i ze mną. Niby to doskonale #ak na mój wiek) funkcjonuję, a w środku coś się pomału zamula, psuje - aż nagle nieoczekiwanie wszystko się skończy. Nagłość i nieoczekiwanie jest tu pozorne- w gruncie rzeczy, wszystko w nas tę chwilę stopniowo przygotowuje. Tylko nie jesteśmy w stanie wciąż to badać, temu zapobiegać - to 2g 29 Kadr z filmu Ballada o Narayamie z wszystkich sił odwlekać. Stokroć mniejszą męką jest udawać, że to się z nami nie dzieje. 1 J e a n-L o u i s B a r r a u 1 t (ur. 1910), aktor i reżyser francuski. Szczególne uz- dolnienia mimiczne, dąży do syntezy dramatu, pantomimy i baletu. Od 1940 w Komedii Francuskiej; w 1946 założył własny zespół (głośna adaptacja Procesu Kafki). Od 1935 gra w filmie (postać mima w Komediantach,1945). 2 G i u I i e t t a M a s i n a (1920-1994), włoska aktorka filmowa, teatralna i radio- wa. Wielkie role w filmach F. Felliniego: La strada, Noce Cabirii, Giulietta i duchy. 3 B r i g i t t e B a r d o t (ur. I934), popularna francuska aktorka filmowa. Główne role w Paryżance, Prawdzie, Viva Maria! 12 II 1960. Piątek H. opowiadał mi wstrząsającą historię jakiejś pani Olejniczakowskiej (czy Olejniczakowej). Wywieziona w 1939-40 do Rosji. Znalazła się #uż w okresie ujarzmiania bomby atomowej) w grupie około 1000 osób, które pewnego dnia spuszczono helikopterami [w] samo serce ‰ północnej syberyjskiej tajgi. Wraz z grupą inżynierów itp. speców. Naj- pierw mieszkali w ziemiankach, potem pobudowali sobie drewniane bu- dy. Srogie życie. Okazało się - uran. Zaczęto budowę kopalni; wkrótce eksploatację. Po roku, czy może więcej zjawiły się tam jakieś władze i uroczyście ogłosiły, że wszyscy wywiezieni tam nie są już więcej więźniami ani zesłanymi, lecz wolnymi obywatelami. Od tej pory za- częto im dostarczać odzieży i świetnego jadła, kawior nie kawior - tajga zresztą bogata była w zwierzynę, ryby, pstrągi etc. Choć "wolni", o ucieczce nikt ani śnił, pójście w głąb tajgi - śmierć # pewna. Krajobrazy fantastyczne, niebo jak nigdzie na świecie itp. W całej tej społeczności górników uranu (były tam wszystkie naro- dowości) wytworzyło się ich własne prawo, własne poczucie sprawied- liwości. Uczciwość absolutna - nic nikomu nie mogło zginąć, nikt niko- go oszukać. Każdy, kto by się sprzeniewierzył tej niepisanej moralno- ści, wiedział, że to nie przelewki, bo zaraz go ukatrupią. Zresztą od ra- dioaktywności uranu ludzie marli gęsto. Tylko ekipa kierownictwa była chroniona i zabezpieczana. Oprócz uranu, najgroźniejszym wrogiem człowieka były olbrzymie niedźwiedzie. Ludzie tam mówili: "Co mnie prokurator. Mój prokurator - to niedźwiedź". Tę panią wykołatał stamtąd syn. A ona tam w tej tajdze wychowała # sobie niedźwiedzia. Chciała go ze sobą zabrać, ale syn się nie zgodził. Zostawiła go z płaczem, bo tylko do niej był przywiązany i z nią oswo- jony. W tajdze los jego nie mógł być inny tylko [sic!] - wzięli misia na mięso. # Co za człowiek ten syn! Tu oddaliby misia do któregoś z ogrodów zoologicznych i nie miałby tak źle. , Owa pani już po powrocie zaczęła straszliwie chorować - sińce, wrzody, zakrwienie i wysadzenie oczu itp. Lekarze w głowę zachodzili, na co ją leczyć. Dopiero kiedy powiedziała o tym uranie, wzięli się do niej tak, że ją wyleczyli, a przynajmniej jakoś zaleczyli. Takie oto jest życie. ! Od Heluni Jonkajtys z Afganistanu miałam ciekawy list #ej mąż' bu- 30 31 się rosyjskiego) przesiadując na zsyłce na Syberii. Kiedy spytałam nad Amu-Darią, ile należy się za przewiezienie nas (trzy żony pracowni- ków) i mnóstwa rzeczy, powiedzieli mi, że między nimi i mną nie może być mowy o pieniądzach, bo my mamy z sobą specjalne rachunki". Oto fakt, którego żadna historia nie zanotuje. I oto druga, która nie żywi w sercu zemsty, a nawet w sowieckich pogranicznikach znajduje człowieka. # K o n r a d J a k u b o w s k i (ur.1913), inżynier budownictwa lądowego. ITkoń- czył Inżynierską Szkołę Podchorążych w Warszawie i Politechnikę w Londynie. Praco- wał m.in. w Biurze Projektów Budownictwa Przemysłowego, z jego ramienia w 1.1959-61 przebywał w Afganistanie. duje tam jakiś most, tzn. Polska buduje Afgańczykom ten most). A oto interesujący i wiążący się ze zsyłkami fragment listu: "Drogę do Afga- nistanu całą odbyłam pociągiem, 3 dni byłam w Moskwie, 4 dni jecha- łam potem do Termezu. Nie mam słów dla serdeczności i życzliwości Rosjan i potem radzieckich żołnierzy z wojsk pogranicza, którzy przewieźli mnie przez Amu-Darię, gdzie po afgańskiej stronie czekał Konrad... Wszyscy Rosjanie byli dla mnie tak dobrzy, jak się dowie- dzieli, skąd znam rosyjski, oczywiście, przyznałam się, że (nauczyłam # 3 - Dzienniki, t. # 3 3 ##a#t1 rh ,n s# W kopalni uranu. Fot. T. Kizny H Jakubowscy, Baghlan w Afganistanie,1960 22 II 1960. Poniedziatek Zaczęli mi przysyłać "Le Monde". Jaka zawstydzająca jest ta radość z powodu wyrzucenia pierwszej bomby atomowej'. Aż trudno uwie- rzyć, że de Gaulle wysłał do komendanta tego aeroportu na Saharze de- peszę zaczynającą się od słów: "hourra pour la France!" A toż to nie triumf! To wstyd, hańba puszczać nową chmurę pyłu radioaktywnego na świat i jeszcze cieszyć się z tego. Świat kompletnie oszalał! 1 Wybuch pierwszej francuskiej bomby atomowej nastąpił 13 II 1960 roku koło Reg- gane na Saharze. 23 II 1960. Wtorek Wyszłam na spacer i przeżyłam coś, co może stać się opowiadaniem. Pejzaż roztopów. Śnieg pociemniał i zesztywniał, leży jak stalowe płyty brzegami odstające od ziemi. Gdzieniegdzie płaty śniegu jeszcze brud- nobiałe, pełne okrągłych czarnych dziur, ułożone w fantastyczne figury, jak negatywy rzeźb Henry'ego Moore'a. Resztajest wodą, bo ziemiaje- szcze nie rozmarzła i nie chłonie roztopów. Zalany wygon - kilka brzóz. Do tej wody pędzi chłopak dziesięcioletni. Krzyczy wniebogłosy: "Chodźcie, chłopcy, na te wody ! Chodźcie na te wody ! Chłopcy, na te wody! No, chłopcy! Na te wody!" Kilku chłopców uwięzło pod siatką czyjegoś ogródka, jak psy, co z pasją obwąchująjakieś miejsce. Odkrywca czaru wód wrzeszczy jak opętany: "Chodźcie na te wody! No, durnie ! Gdzieście tam utknęli. Durnie ! Durnie ! Bobaki !" - Zawra- ca. Biegnie do opieszałych. Krzyczy: "Nie stójcie! Chodźcie!" W końcu wszyscy pędzą, są w gumowych butach, skaczą w wodę, brodzą do pół łydki, cali w rozprysku kropel. Krzyczą: - "Woda! Wo- da!" - Niemaljakby krzyczeli: "Tu alarm" [?]. Z daleka krzyk pawia, rozdzierający, świdrujący jak zdławiona roz- pacz miłosna. Raptem na obraz roztopów, chłopców opętanych wodą i krzyku pa- wia - nałożył się obraz życia Komorowa. Ślub cywilny robotnika z urzędniczką. Przewodniczący RM jako "ksiądz". Pogrzeb zabitej przez pijaka żony. Żona porzucająca przystojnego, niespełna czterdzie- stoletniego męża dla sześćdziesięcioletniego organisty. Córka "gosposi" umierająca w sanatorium przeciwgruźliczym. Nadzia jadąca po mięso dla psów - i krzyk pawia, i chłopcy, i wiosna. I emigranci zagrzewani 34 [?] tęsknotą, klecący [?] stół ze wspomnień. I krokusy wyłażące spod ziemi. I wiosna! 24 II 1960. Środa Tyle się mówi, pisze o konflikcie pokoleń. Aja, cóżja? Od tylu lat, gdy widzę młodych krążących wespół ze mną po ulicy, muszę się zdobyć na wielki wysiłek umyshz, aby uprzytomnić sobie, że to nie są ci sami młodzi, którzy chodzili wespół ze mną 40 i 50 lat temu. 35 Pejzaż roztopów. Fot. Kwiatkowski Dla mnie to są zawsze ci sami, tacy sami. A przecież to jest już drugie czy trzecie pokolenie dorosłych, na które patrzę tak świeżymi i bratnimi oczyma. Żadnej obcości, inności. To są ci sami towarzysze mojego lo- su, a ja ich. Cała różnica, że za młodu wolałam starszych od siebie, a te- raz - czuję się młodsza od tych smutnych, zwątpiałych dzisiejszych młodych. Po południu przyjechał Henryk - był do szóstej.11 kwietnia będzie miał wernisaż swojej wystawy. Pierwszy wernisaż w 68 roku życia! To mocny fakt ! 25 II 1960. Czwartek Notatka z dzisiejszej nocy: Nie chciałabym wrócić do stanu młodo- ści. Za nic przecież nie wyrzekłabym się wszystkich moich doświad- czeń, przeżyć i pamięci o nich. Chciałabym odzyskać i zachować całko- witą sprawność fizyczną, to wszystko. Gerontologia, oto Mefisto współ- czesnego Fausta. Niech będzie starość z odzyskaną, odnowioną spraw- nością fizyczną. Dusza to lubi, duch twórczy dotrze [?] się w sprawnej rzewnej starości. Czytam amerykańską książkę Sarah Newmeyer "Enjoying Modern Art"'. Wybornie napisana historia ostatnich stu lat malarstwa, właściwie francuskiego - aż do wznawianego dziś abstrakcjonizmu. Lubię abstrakcjonistów, ale niech mówią co chcą, okazuje się: sztuka ich ewoluuje w kierunku tworzywa zanieczyszczającego wszelkie sztuki stosowane. I Sarah Newmeyer słusznie zaznacza, że wszystkie kierunki malarstwa w ostatnim półwieczu (a raczej trzech ćwierciach wieku) sta- ły się źródłami przełomu dla architektury, sztuki fotograficznej, meblar- stwa, konstrukcji wnętrz itp. I co tu dużo gadać. Żadna abstrakcja nie jest w stanie eliminować form znajdujących się w naturze - bo w rzeczywistości, bo w rzeczywi- stości znajduje się wszystko. Ja mam za sobą dwa lata studiów uniwersyteckich w laboratorium biologicznym. Żadna sztuka abstrakcyjna nie prześcignie tego, co się widzi przez mikroskop. Niezwykłe kompozycje "abstrakcyjne", a prze- cie konkretnie istniejące w naturze może pokazać kamera fotograficz- na. [...] Nie jesteśmy w stanie stworzyć nic, czego nie ma w naturze, rzeczy- wistości konkretnej. Możemy ją tylko rozkładać na elementy pierwsze i kombinować. Twórczość to zawsze obrabianie istniejącego choc'by in spe. Przypadkiem usłyszałam w radiu w "koncercie życzeń" muzyki po- ważnej preludium Debussy'ego "Zatopiona katedra". To bardzo ładne ale to jest przecież odtwarzanie plusku wody, dźwięku dzwonów itp. Muzyka nowoczesna odbywa (czy odbyła) drogę odwrotną do tej, którą idzie plastyka i literatura. Od czystej formy muzycznej, rzeczy najbar- dziej abstrakcynej ze wszystkiego, co istnieje w naturze - muzyka idzie do naturalistycznej kombinacji dźwięków naśladujących najpierw litera- turę, a teraz rzeczywistość. Przykładem nawet Schónbergz albo dzisiej- 36 ! 37 Maria Dąbrowska. Fot. Z. Nasierowska wybitni ludzie pochodzą ze wsi, a w każdym razie z małomiejskiej pro- wincji, nie z wielkich miast przemysłowych. Wszyscy - to chyba prze- sada, ale że większość, to pewna. sza "Zatopiona katedra", albo "Port" Albeniza, albo "Święto wiosny" Strawińskiego. Same tytuły utworów o tym świadczą. Ze znanych mi muzyków tylko Bartók3 i Spisak4 idą inną drogą jakby nowoczesnej kontynuacji czystej formy muzycznej. Też RavelS. Czytam amerykańską "antypowieść" - bukoliczny opis wskrzeszania ideału fermy wiejskiej amerykańskiego pisarza Louisa Bromfielda: " Pleasant Valley". Epoka powrotu do ziemi (bez jednego dialogu, sam czysty opis). Reklamowane jako "sławna książka sławnego autora o je- go szczęśliwym życiu na fermie w Ohio". Ciekawe, że w wieku sztucznych satelitów i pocisków kosmicznych - to jest amerykański bestseller. Zastanowiła mnie jedna uwaga Bromfielda: że wszyscy wielcy albo 1 Sarah Newmeyer - Enjoying Modern Art, New York, I 957. 2 A r n o 1 d S c h # n b e r g (1874-195 I), austriacki kompozytor, jeden z najwybit- niejszych przedstawicieli awangardy muzycznej XX w. W zakresie muzyki był niemal całkowitym samoukiem. Zaczynał w Berlinie jako dyrygent i aranżer muzyki lekkiej. Po I wojnie światowej założył w Wiedniu Towarzystwo Prywatnych Wykonań Muzycz- nych, które stało się bazą wykonawczą eksperymentów Sch#nberga i jego uczniów. W twórczości przeszedł ewolucję od neoromantyzmu poprzez ekspresjonizm do nowej dwunastodźwiękowej techniki serialnej, tzw. dodekafonu (pierwsze dzieło uważane za całkowicie dodekafoniczne Klaviersuite op. 25,1925). W tymże roku otrzymał stanowi- sko profesora mistrzowskiej klasy kompozycji w berlińskiej Akademii Sztuki. Po doj- ściu Hitlera do władzy osiedlił się w USA, gdzie wykładał w konserwatorium w Bosto- nie, następnie na uniwersystecie w Los Angeles. Stworzył wiele utworów orkiestro- wych, kameralnych, fortepianowych, wokalnych, opery; m.in. kantatę Ocalały z War- s#awy. 3 B e 1 a B a r t ó k (1881-1945), węgierski kompozytor, pianista, etnograf, jedeń z czołowych twórców XX w. Studiował w Akademu Muzycznej w Budapeszcie, od 1907 objął w niej klasę gry fortepianowej. Od 1905 prowadził badania etnograficzne na Węgrzech i za granicą. W 1940 wyemigrował do USA, gdzie pracował w Archiwum Muzyki Prymitywnej przy Columbia University. Odkrył i wykorzystał w swej twórczo- ści autentyczny folklor węgierski, usunięty w cień przez muzykę cygańską. Jego harmo- nika wyzwolonajest z więzów systemu funkcyjnego, uprzywilejowuje silnie dysponują- ce interwały oraz żywiołowy motoryczny rytm. Pozostawił wiele kompozycji opero- wych (Cudowny mandaryn) i koncertów. Zgromadził obszerne zbiory melodii ludo- wych, ok. 2000 opracował. 4 M i c h a ł S p i s a k (1914-1965), polski kompozytor stale mieszkający w Paryżu. Ukończył konserwatorium w Katowicach, potem uczeń K. Sikorskiego w Warszawie i N. Boulanger w Paryżu. Do 1937 występował jako skrzypek, później poświęcił się działalności kompozytorskiej. Jego muzyka, w której przeważają tendencje neoklasycz- ne, charakteryzuje się różnorodnością faktury instrumentalnej, kunsztowną polifonią (Sonata na altówkę i fagot), bogactwem kolorystyki przy konwencjonalizmie harmoni- cznym. 5 M a u r i c e R a v e 1 (1875-1937), francuski kompozytor. Ukończył konsenvato- rium w Paryżu. W 1922-32 odbył kilka podróży koncertowych po Europie i Ameryce Płn., dyrygując swymi utworami. Klasyczna tradycja francuska znalazła u niego najczy- stszą kontynuację (powściągliwość, zmysł logiki i ironii, wyrafinowana wrażliwość). Nieobcy mu był impresjonizm (Jeux d'eau, Miroirs) i Schónbergowski atonalizm (3 Poemes de Mallarme#, przywoływał echa przeszłości, wciągał do muzyki jazz na wzór Gershwina (Koncert G-dur), stwanał wyimaginowane folklory i egzotykę. Stworzył bli- sko 60 utworów (opery, balety, utwory orkiestralne, kameralne, wokalno-instrumental- ne). 39 Arnold Schónberg Warszawa. 26 II 1960. Piątek Anna zadzwoniła, że Juliusz i Helena Krajewscy' chcą koniecznie, ażebym zobaczyła ostatni dzień ich wystawy w "Zachęcie", gdzie są je- go szkice ilustracyjne do moich "Ludzi stamtąd". I że przyjadą po mnie autem. [. . . ] Rysunki do "Ludzi stamtąd" nie wybiegają poza przeciętność. Jak na tak entuzjastycznego amatora tej mojej książki zdradzają za mało in- wencji, fantastyki. Krajewskajest znacznie bardziej interesująca od męża. Szuka, próbu- je, eksperymentuje. Używa różnych technik. Kolor jest u niej bardzo istotnym elementem obrazu - rzuca się w oczy, krzyczy, podbija. Może dlatego w szarych reprodukcjach katalogu różnice na korzyść Kraje- wskiej prawie zanikają. W czarno-szaro-białej reprodukcji Juliusz Kra- jewski jest niemal równie dobry jak jego żona. Znaczy, że decyduje tu kolor. Ale i rysunki tuszem Krajewskiej są bardzo interesujące. Ciekawe, że w latach 1948-1952, kiedy oboje mieli paskudną opinię i wygłaszali socrealistyczne mowy na konferencjach plastycznych, ona malowała kompozycje z wyraźnych wpływów francuskiego kubizmu pochodzące. Nigdy nic naprawdę nie wiadomo o ludziach. ' J u 1 i u s z K r aj e w s k i (1905-1992), artysta malarz. Ukończył Wydział Prawa UJ i ASP w Warszawie. Od 1932 do 1936 w ZNMS "Życie". Należał do grupy artysty- cznej "Czapka Frygijska". W 1945 wstąpił do PPR; przewodniczył komisji programo- wej Wyższego Szkolnictwa Artystycznego; 1944-49 wiceprezes, a 1949-52 prezes ZPAP, główny rzecznik socrealizmu. Wiele wystaw indywidualnych. Znane obrazy: Kamieniarze,1935, Ziemia chłopom,1952, Pogrzeb na wsi,1958, Żydówka,1972, cykl pejzaży z Pienin, Świdra i Mielnika,1972-85, Nędza, 1986; ilustracje do Dzieci ulicy E. Szelburg-Zarembiny,1938 i Ludzi stamtąd,1961 (nie publikowane). 27111960. Sobota Dziś jest świętowany jubileusz Juliana Krzyżanowskiego. Już od przedwczoraj prof. Libera przypomina mi o tym telefonem, żeby być " i na rannych uroczystościach, i na bankiecie w "Bristolu. Oni, o nieba, serio traktują ten mój "doktorat honoris causa", czysty symbol, do któ- rego nie przywiązuję żadnej wagi. [...] Zrazu chciałam pójść tylko na wieczór do "Bristolu", ale gdy się do- wiedziałam, że to kolacja na 20 osób, a więc prawie sami uczeni - po- stanowiłam pójść na część rannego programu. I tak się kolebiąc w koń- cu wciągnięta zostałam i najedno, i na drugie. [...] Potem z Anną jeszcze o tym niegodziwie złym przemówieniu Krzy- żanowskiego, gdy mnie promowano na doktora h.c.' Powiedzieć, że po- mimo niesympatycznej jędzy Barbary powieść się czyta z zajęciem, to byłby skandal dla zwykłego czytelnika, a dla profesora literatury - to skandal piętrowy. Pomyśleć, że dla tej postaci, dla Barbary powieść głównie powstała. Jakże nikt tego nie zrozumiał. Nikt, nikt! Poza paru wyjątkowymi cu- dzoziemcami! A ile jeszcze jest do powiedzenia o Barbarze! Do zoba- czenia w Barbarze. Toż to właściwie jedyna niedekadencka nonkonfor- mistka "Nocy i dni". Jedyna, kwestionująca wszystko w otaczającym nas bycie. Prototyp dzisiejszych angry young men. Nikt nie napisał jesz- 40 ' 41 Zdzisław Libera cze żadnego studium o tej postaciz. Dwie postacie niekonformistyczne, dekadenckie to jeszcze Janusz i Celina. No, mniejsza z tym. Zapomniałam dodać, że w czasie południowego przyjęcia u rektora prof. Gieysztor zwrócił się do mnie z prośbą, abym w moich "Dziennikach" poruszyła problem dalszych tomów "18 wie- ków Kalisza", gdyż przy następnych tomach mają trudności z cenzurą, że za dużo zabytków sakralnych. O głupoto, ajakież inne być mogły. 1 Tekst drukowany we fragmentach w: "Świat" 1957, nr 12. 2 Napisano wiele studiów bardzo rozmaicie i sprzecznie naświetlających tę postać, m.in.: A. Grzymała-Siedlecki - Pani Barbara Niechcicowa, "Kurier Warszawski" 1932, nr 22, A. Puganow (E. W. Chiriakowa) - Piered licom żizni, "Za swobodu" 1932, nr 1, L. Fryde - Odwet kobiety, "Bluszcz" 1933, nr 45, K. hzykowski - Zagadnienie filister- stwa w powieści Dąbrowskiej "Noce i dnie, "Polonista" 1933, t#r 4; a także po wojnie, m.in. A. Tatarkiewicz -Pani Barbara, "Kultura" 1975, nr 50. 28 II 1960. Niedziela Wczoraj z największym trudem zapewniłyśmy sobie bilety na występ Wojciecha Siemiona w Studenckim Teatrze Satyryków' (Leszno 76). Siemionz wypełnia sobą cały program. Powiedzieć - recytuje, odgry- wa, przechodząc niekiedy w nucenie, ogromny repertuar tekstów ludo- wych - to jest nic nie powiedzieć. Siemion stwarza "ósmy cud folklo- " " ru, wobec którego nawet "Mazowsze, które uważałam dot d za w- jątkową na materii folkloru kreację - zdaje się banałem. Przede wszystkim - potraktowanie pieśni ludowej jako poezji ludo- wej - to nowość, i świetna. Coś takiego próbowała robić kiedyś Sola- rzowa z Gaci, ale to były zaledwie niedołężne przeczucia tej kreacji, którą zabłysnął Siemion. Wydobył spod melodii właściwy sens pieśni ludowej - wiersz, po- ezję. Wiersze są właściwie zawsze do śpiewania, lecz tam, gdzie zostały " zaśpiewane" do niepoznaki tekstów - trzeba je wydobyć spod melodii, pokazać ich materię poetycką. Tę nieomylność metafor, porównań, prąd humoru, tragizmu, te asonanse - to wszystko. - Choćbym pamiętała i "nadpamiętała" - jakże to brzmi już po Norwidowsku. Siemion dał pierwszą autentyczną interpretację poezji plebejskiej, au- tentyczną, bo nie realistyczną. Tak jak nie jest realistyczna ta poezja, choć zbudowana z najbardziej realistycznych elementów pierwszych. Tak samo nie realistyczna jest gestykulacja, mimika, a wszystko bez- błędne, nieomylne, genialne. Trzeba koniecznie widzieć Siemiona. # Mowa o montażu tekstów ludowych pt. Wieża malowana, przygotowanym przez E. Brylla i W. Siemiona. 2 W o j c i e c h S i e m i o n (ur. 1928), aktor teatralny i filmowy, dyrektor teatru. Ukończył wydział aktorski PWST. Debiutował w 1948 w teatrze lubelskim. Od 1951 występował w Warszawie, m.in. w teatrze "Komedia" (Magis w Jajku, Felek w Królo- wej Przedmieścia, Korejko w Złotym cielcu), którego dyrektorem był w 1.1966-68 (reż. Króla wlóczęgów). Od 1959 współpracował z STS (m.in. Wieża malowana, Widowisko o Rudolfie Hessie - wrogu ludzkości, 1960). W 1.1962-67, a następnie od 1972 w Te- atrze Narodowym (Chrystus i Waluś w Slowie o Jakubie Szeli, Józef w Żywocie Józefa, Chrystus w Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu Pariskim, Bohater w Kartotece, Grabiec w Balladynie, Stara Kobieta w sztuce Różewicza). Od 1972 prowadzi teatr w Starej Prochowni. Główne role filmowe: Kubala w Przygodzie na Mariensztacie per- sonalny w Zezowatym szczęściu, Wojtek Naróg w serii filmów batalistycznych: Skąpani w ogniu, Kierunek - Berlin, Ostatnie dni, Zwycięstwo. 42 43 Wojciech Siemion w Wieży malowanej I III 1960. Wtorek W południe z Anną w Muzeum Narodowym na "Czterech wiekach drzeworytujapońskiego". W kolorowym drzeworycie japońskim bardzo ciekawy "skok w abs- trakcję". Nie myślę, aby się zrodził w Japonii. Na pewno jest z wpły- wów Europy, która odegrała tu taką rolę, jaką XIX-wieczny (czy i wcześniejszy) kolorowy drzeworyt japoński odegrał w malarstwie pa- ryskim, to znaczy europejskim. Wiadomo, że miał wpływ na fowistów, kubistów i nawet na największe osobowości malarskie tego czasu. 3 III 1960. Czwartek Wieczorem z Anną po raz pierwszy na kólacji u Czajki. Jej niepo- wściągliwy język, rubaszny hałaśliwy humor, autoreklama poprzez au- toironię, obosieczny dowcip etc. mogą bawić jak dobry kabaret - pod warunkiem, że się ją widzi i słyszy raz na kilka lat. Częściej widziana jest nadto rozkrzyczaną staruchą, powtarza się, wiele znanych anegdot bez ceremonii kładzie na swoje konto. Ostatnimi czasy dużo podróżuje po całym świecie, śladami swoich dawnych kochanków i na ich zaproszenia. Pisze facecje pamiętnikar- sko--reportażowe, pokazuje się w telewizji, gada w radiu, jest błaznem posiedzeń partyjnych, o czym opowiada pikantnie - słowem, zyskała na starość pewien specyficzny rozgłos. Pod "figurą" sędziwego enfant ter- rible i starej naiwnej weredyczki mówi różnym ważnym personom im- pertynencje, które nikomu innemu by nie uszły. A przynajmniej opo- wiada, że mówi. Żyje na zasadzie "wariackich papierów" i kontuzjowa- nia w głowę. Dziw bierze, z jaką łatwością załatwia sobie wszystkie po- dróże. Premier usuwa wszystkie trudności paszportowe, w samolotach zawsze jest dla niej miejsce, na statkach - kabiny, apartamenty etc. Koniec końców nie wiemy, kto to jest ta dawna Bela Hertz. # 5 III 1960. Sobota # W "Twórczości" ukazał się artykuł Berezy o "Szkicach o Conra- dzie"'. Rzecz przezabawna. Bereza kończy artykuł: "##Szkice o Conra- ! dzie,# są książką pierwszorzędnej wagi. Bez tej książki można by najfał- szywiej tłumaczyć sobie postawę Dąbrowskiej, bez tej książki można by posądzić ją o nieświadomość najtrudniejszych spraw współczesnego świata. Za jej motywami zgody na świat kryje się pełna wiedza o moty- wach niezgody. Conrad jest tym bogiem Dąbrowskiej, który jej ukazał wszystkie zakamarki piekła. Bez ##Szkiców o Conradzie" nie sposób właściwie zrozumieć dzieła Dąbrowskiej". ' ka ! Z Co za dziecinna pomył tego artykułu widać, do jakiego stopnia młodzi krytycy już mnie nie czytają, do jakiego stopnia wiedzą o mnie tylko to, co głosi tzw. "fama" utkana z fałszywych legend i wyobraźni. A gdyby tak skonfrontować te beztroskie sądy z "odczytaniem na no- # wo" "Ludzi stamtąd", "Nocy i dni", "Znaków życia", dramatów! Nikt dotąd nie rozpoznał postaci Barbary. Nikt oprócz Nałkowskiej, która mi kiedyś powiedziała: "Barbara to postać całkiem ##na nowo" zobaczona i pokazana". Nie ma takiej drugiej w literaturze. To postać prekursor- ska. W samej rzeczy jest zapowiedzią wszystkich dzisiejszych niezado- wolonych i podejrzewających życie o same najgorsze rzeczy. . Czyżby mnie trzeba było aż Conrada, żeby zobaczyć piekło życia? Czytałam wielu autorów mówiących o piekle życia, a poznałam je nie z książek, ale z rzeczywistości. Jest go dość w moich utworach, nie wie 44 45 Ohmae Hiroshi Dzieło, drzeworyt o tym, kto ich nie czyta. Kiedyś powiedziano mi o "Ludziach stamtąd": - "Ci ludzie na folwarku mieli złe życie, ale aż tak straszne nie było". I powiedział mi ktoś o "Nocach i dniach": "Nie mogę wprost czytać tej książki, tyle w niej nieszczęść i taka smutna". Nikt nigdy nie rozpoznał, że mój "optymizm" jest po prostu wielkim wysiłkiem zachowania męstwa pomimo wszystko. To aż dziwne być tak nie rozumianą. Gdybym jeszcze miała czas na tym świecie, zaczęła- bym wreszcie sama pisać o sobie. Conrad nie jest dla mnie żadnym bogiem ani uświadomicielem stra- sznych stron życia. Jest po prostu pisarzem, a tak wartościowym, że warto było o nim napisać w ciągu życia książkę. I wartościowym mię- dzy innymi dlatego, że widzi te straszne rzeczy, które widzę i ja. 1 H. Bereza - Conrad Marii Dąbrowskiej, "Twórczość" 1960, z. 2. Komorów. 7 III 1960. Poniedziałek Conrad zaczynając swoją ostatnią powieść "Suspense" pisał do Andre Gide'a: "Mam wrażenie, że nigdy tego nie skończę. Ta myśl nie jest mi niemiła. Znajdą się zawsze głupcy, którzy powiedzą: chciał stworzyć tak wielkie dzieło, że zdechł. Piękne epitafium"'. Parandowski w przedmowie do "Złotej strzały" mówi o "Suspense", że zachowana część powieści kończy się sceną nocną w łodzi, której wioślarze rozma- wiają o gwiazdach. "Każdy ma swoją gwiazdę, a gdy kto umiera, jego gwiazda znika. W tej chwili spostrzegają, że jadący z nimi starzec umarł. Milczą. Po chwili: ##I on miał swoją gwiazdę,# - mówi jeden. ##Tak - powiada drugi - ale kto zauważy jej brak na niebie?" Były to- mówi Parandowski - ostatnie słowa, jakie Conrad w życiu napisał. Na- zajutrz umarł nagle" z Ale Jean-Aubry powiada, że w ostatnich dniach życia Conrad zarzu- cił pisanie "Suspense" ("W zawieszeniu") "dla napisania artykułu pod tytułem ##Legendy,#. Artykuł ten miał wejść w skład nowego tomu wspomnień żeglarskich... Tego dnia napisał kilka akapitów. Nazajutrz rano, w niedzielę 3 siezpnia 1924, o godzinie 8.30 zsunął się z fotela, już nie żył"3. Wracając do Berezy, to mój spokój płynie z przyjęcia, że życie jest tragiczne już przez to samo, że rodzimy się, aby umrzeć. Ale z drugiej strony równie ślepy jest dla mnie ten, co nie dostrzega "rzeczy strasz- nych", jak ten, co nie dostrzega rzeczy wspaniałych, dla których warto żyć. Ten drugi jest, być może, bardziej ślepy. # List J. Conrada do A. Gide'a, cyt. za: G. Jean-Aubry - Życie Conrada, przeł. M. Korniłowiczowa,1958, s. 377. 2 J. Parandowski - Sfowo wstępne w: J. Conrad - Zfota strzafa,1958, s.19. 3 G. Jean-Aubry - Życie Conrada, jw., s. 387-8. 9 III 1960. Środa O dziewiątej siadam do porcji "Dziennika" na wynos. Ledwo dziesią- tą część tych notatek, i to obłaskawioną, mogę podać do druku, i to z ry- zykiem, że nie przejdzie. 46 Henryk Bereza. Fot. D. Łomaczewska O wpół do pierwszej skończyłam pisać "Mały dziennik zimowy". Nie wiemjeszcze, dokąd by to posłać? Wiatr nie ustaje, niebo bez chmurki. Duże już dnie - ale mróz trwa. Śniegu ani śladu - ziemia twarda i dźwięcznajak gliniany garnek. Warszawa.10 I111960. Czwartek Po pohzdniu wedle umowy przyszedł Mycielski z panią Nadią Bou- langer'. Ma już 72 lata - jeszcze wykłada i jeszcze koncertuje, bierze udział w jury konkursów etc. Mycielski tytułuje ją Mademoiselle Bou- langer. Francuzi zachowują ten tytuł, który u nas zwłaszcza u dam star- szych odpada na rzecz "Pani". Tylko wielkie panny w rodzaju Sempoło- wskiej albo Zagórskiej obstawały przy zachowaniu zwrotów: "Panna Stefania", "Panna Aniela". Pani Boulanger, gdy weszła - zrobiła na mnie wrażenie bardzo sędziwej, jakby osnutej siwą pajęczyną. Słowo Narayama" zadźwięczało we mnie, prawie zobaczyłam ją niesioną " w bambusowym krześle na górę śmierci. Zdawkowa rozmowa, której tylko Anna, gdy do nas przyszła, dodała nieco dowcipu i ożywienia. Nie byli długo, śpiesząc na przedostatnią epreuve2 Konkursu Chopinowskie- go. P. Boul. mówi, że nie ma w tym konkursie indywidualności artysty- cznych szczególnie się wybijających. Raczej pianiści niż artyści. 1 N a d i a B o u 1 a n g e r (1887-1979), francuska kompozytorka, dyrygent, peda- gog. Ukończyła z nagrodami konserwatorium w Paryżu. W 1908 zdobyła drugą lokatę w konkursie Prix de Rome. W 1.1920-37 profesor Ecole Normal de la Musique w Pary- żu. 1939-45 wykładała w Stanach Zjednoczonych, 1921-50 kierowała amerykańskim konserwatorium w Fontainebleau pod Paryżem i wykładała w konserwatorium w Pary- żu. Wykształciła wielu wybitnych muzyków (I. Markevitch, J. Fran#aix), również pol- skich (G. Bacewiczówna, M. Kondracki, S. Skrowaczewski, W. Kilar i in.). z E p r e u v e (fr.) - próba, tu: przesłuchanie 14 I111960. Poniedziafek Fizycznie czułam się cały czas tak, jakbym była np. po ciężkim pi- jaństwie. Trudno to opisać, ale nigdy chyba jeszcze nie odczuwałam ta- kiego stanu i byłam trochę przestraszona. Ale wciąż nie dawałam za wygraną i postanowiłam pójść na jubileusz Ćwiklińskiej: 60 lat pracy scenicznej, 80 lat życial' Jurek pojechał się przebrać, ja też ustroiłam się w moją taftową suk- nię - i... jednak załamałam się w czasie przedstawienia. , Nagle zrobiło mi się zimno i gorąco. Serce tak zaczęło nawalać, że w małej przerwie między pierwszym i drugim obrazem trzeciego aktu musieliśmy wyjść. Auto, które zamierzam sprzedać, okazało się w tym wypadku zbawienne. W pięć minut byliśmy w domu, ale tak byłam sła- ba, że nawet nie mogłam siedzieć. Zaraz się położyłam. Anna się tak przestraszyła, że p. Hania wytelefonowała doktora z Lecznicy Minister- stwa Zdrowia. Strasznie byłam zawstydzona, że ta 80-letnia Cwikła gra- ła rozkręcając się - a mnie właśnie siły zawiodły. 1 M i e c z y s ł a w a Ć w i k 1 i ń s k a (1880-1972), aktorka. Debiutowała w 1900. W okresie międzywojennym głównie w teatrach warszawskich. Podczas wojny praco- wała w kawiarni "U aktorek". W 1945 grała w teatrze im. Słowackiego Podstolinę w Zemście i Lulu w Skizie, z tymi przedstawieniami objechała niemal całą Polskę. Po powrocie do Warszawy pracowała w Teatrze Nowym i Polskim. Do jej najwybitniej- szych kreacji należały role fredrowskie i molierowskie; ponadto Dulska w sztuce Zapol- skiej i Julia Czerwieńska w Domu Kobiet. Największą popularność zdobyła sobie w ostatnim okresie w roli Babki w Drzewa umierają stojąc, granej od 1958 prawie do końca życia. 4 - Dziennilu, t 4 49 Mieczysława Ćwiklińska w sztuce Drzewa umierają stojąc Komorów.15 III 1960. Wtorek Rano mogłam przytomniej zastanowić się nad wczorajszą Ćwikliń- ską. Grane były drugi i trzeci akt (bo tylko w tych aktach "jubilatka" występuje) sztuki "Drzewa umierają stojąc". Mierna sztuka, "bulwaro- wa", jak się wyraził Jurek; bez pierwszego aktu trudno się było zrazu połapać w "intrydze". Ale to majuż coś koło 300 przedstawień', ludzie chodzą głównie dla Ćwiklińskiej. Gra w samej rzeczy wyśmienicie. Ju- rek, który ją widział pierwszy raz, orzekł: "widać, że ma to wszystko w małym palcu", ale rozentuzjazmowany nie był. Ja też nie. To znaczy- Ćwikła jest na pewno w tej chwili najsławniejszą i najpopularniejszą aktorką w Polsce. Jej vis comica i cały w ogóle kunszt aktorski są prze- znakomite, a jej wygląd i "trzymanie się" w tak podeszłym wieku - to po prostu fenomen. Ale właśnie dla mnie jest jak na sędziwą aktorkę za młoda. Zanadto już gładziutka, biała i różowa, za wysoki, za dziewczę- cy ma głos. Zbyt pokazowo zakonserwowana cudna babunia. Znacznie bardziej przekonywające były dla mnie w swej potężnie twórczej starości Siemaszkowa i niezrównana Wysocka. Nawet Perza- nowska2 bardziej mi w kreowaniu starych kobiet odpowiada. Jedynie, także przecie fenomenalnie uzdolniona, Dulębianka miała innego rodza- ju, ale podobnie intensywną minoderię, takie samo podkreślanie "wie- cznej młodości", zamiast uwydatniania zwyciężającej wszelką młodość i "kobiecość" imponującej starości. Gładka, zalotna "wieczna młodość" Ćwiklińskiej zadziwia, ale nie imponuje, nie podbija możliwościami starości. O ile bardziej wstrząsająca jest japońska aktorka grająca starą matkę w filmie "Narayama". Ćwiklińska zanadto podkreśla swoją ładność, zyskaną zresztą podob- no za pomocą operacji kosmetycznej, a więc jakby cokolwiek porcela- nową. ' Alejandro Casoa - Drzewa umierają stojąc, przekład z hiszp. Maru Sten, gościnnie występuje M. Ćwiklińska, Teatr Rozmaitości, prezruera IO XII 1958. Podczas przedsta- wieńjubileuszowych pomijano akt I, w którym Ćwiklińska nie występowała. 2 S t a n i s ł a w a P e r z a n o w s k a (1898-1982), aktorka, reżyserka. LTkończyła Warszawską Szkołę Aplikacyjną. Od 1919 grała w teatrach krakowskich, wileńskich, warszawskich. W 1. 1935-41 była reżyserką i aktorką Teatru Polskiego w Wilnie, w 1941-44 warszawskiego jawnego teatru "Komedia". Po wojnie reżyserowała w łódz- kim teatrze "Syrena". Od 1947 w Warszawie, w 1.1949-57 w Teatrze Narodowym (Bu- łyczowa w sztuce Gorkiego, Walentowa w Karykaturach), później w Teatrze Współ- czesnym (Babette w Biedermannie i podpalaczach, Anfisa w Trzech siostrach). 161111960. Środa Po południu przyjeżdża Henryk. Zostawia mi swoje pamiętniki. Czy- tałam to długo w noc i jakby trzęsienie ziemi pode mną zahuczało. Mało mnie szlag nie trafił od tego czytania. To wstrząsająca rzecz, ale nie w taki sposób, jakbym chciała, by jego rzeczy mną wstrząsały. Gdy się ma do wyboru same złe rzeczy, mogę zrozumieć i usprawiedliwić wy- bory zła mniejszego, a nieuniknionego. Ale nie jestem w stanie znieść apoteozy wybranego zła. Można o tym mówić tylko w kategoriach tra- giczności. Jakąś rozmowę z nim na te tematy z trudem sobie mogę wyob- razić. 18 III 1960. Piątek Największym, kosmicznym wydarzeniem chwili jest wystrzelenie przez Amerykanów nowego "Explorera", który krąży dookoła słońca na miliony kilometrów od ziemi. Nasza prasa wcale tego nie obwieściła i podaje o tym nikłe, mętne wzmianki petitem. Ten satelita słońca nada- je stamtąd sygnały i zdjęcia radiowe?! 50 51 Amerykański satelita "Explorer" A tu w Komorowie, 20 km od stolicy kraju, przeżywającego "najwię- kszą epokę swej historu" - toniemy w błocie po kolana. Żadne auto nie pokazuje się od dwu dni na terenie Komorowa. Ciężarówki z towarem dla kiosków musiano wyciągać z błota końmi. Nawet chodzić po tym błocie jest męczarnią. [...] Pogotowie odmawia przyjechać, bo nie mogą dotrzeć przez bagno. Komorów jest upośledzony, jeśli idzie o najkonieczniejsze inwesty- cje cywilizacyjne. Jest w zasadniczej niełasce, karany za to, że był kie- dyś siedzibą zamożnych ludzi, a częściowo eks-ziemian. 21 III 1960. Poniedziałek Przepisuję trochę dawnych dzienników (1956). Kiedyż skończę tę corvee! Marzę o tym, żeby przepisywaniem sta- rych jzienników dogonić aktualne i robić potem od razu dwa egzempla- rze - jeden na po śmierci, drugi do druku. 22 III 1960. Wtorek Po południu od niechcenia rzuciłam okiem na program radiowy i zo- baczyłam, że właśnie grają "Bolero" Ravela. Otworzyłam aparat, już je zaczęli. Ale wysłuchałam niemal w całości w tym samym upojeniu, co zawsze. Fascynacja tego utworu ma tak szeroką skalę, że gdy go słu- cham, jest we mnie jednocześnie "Hosanna" i "Alleluja", "Requiem" i "Dies irae". Oglądam ogród. Za mało mi wszystkiego. Za mało krokusów ma pą- czki, za mało tulipanów wychodzi z ziemi. Za późno wschodzą byliny, których jeszcze ani widu, ani słychu. Za żółta, za martwa mi jeszcze tra- wa. Warszawa. 24 III 1960. Czwartek Z Anną w kinie "Moskwa" na premierze polskiego filmu "Miejsce na ziemi"'. Niezły film, ale z trochę nużącymi dłużyznami. [...] Film prze- mawia na korzyść dzielnych starszych ludzi, a raczej przeciw bez- nadziejności i bezradności młodzieży. Toteż nie podobał się młodym, których dużo było na sali. Wychodząc słyszałam, jak młode dziewczyny mówiły międźy sobą: "Podobało ci się? Nie. Mnie t#ż wcale się nie po- doba". Jest to film o "kluczowym" zagadnieniu młodego pokolenia: aliena- cja i poczucie bezsensu życia. Charakterystyczna oszczędność dialogu, który w ogóle w nowoczesnych filmach sprowadza się do półzdań i po- jedynczych słów, co mi, zresztą, odpowiada. # Miejsce na ziemi,1959, scen. K. Filipowicz i T. Różewicz, reż. St. Różewicz. 30 III 1960. Środa # Śniły mi się krokusy, powygraczane [sic!] przez Brzostkową. Trzy- małam całą ich wiązkę płacząc nad śmiercią tych młodzianków. Znów ' teraz miewam dużo snów. Sucha słoneczna pogoda trwa, lecz ciepło mi- ja. O wpół do pierwszej przyjechali Szypowscy. Przywieźli fotografie moich rysunków z pobytu na Rabie w 1936 roku. Aż zdziwiłam się, że tak dobrze to wyszło. 24 rysunki! Kosztowało 280 zł. Wzięli całą moją korespondencję z dwu lat, którą pani Marysia ma uporządkować. Wkrótce po obiedzie odjechali. O czwartej przybył Rykuńcio. Roz- mowa z nim o jego pamiętnikach. I jak to źle, że nie był cały czas za- granicą. Mógłby to teraz tam wydać. O dziwo, zachwycił się moimi ry- sunkami z Rabu. Nie chciał wierzyć, że ja to robiłam.- "Wziąłbym to za rysunki jakiegoś bardzo dobrego malarza". 3 IV 1960. Niedziela Żółkiewski zwrócił mi fragment dziennikal. Nie chce drukować na- wet mojego zastępczego tekstu (mój sen o sądzie nad książką). Więc cenzor snów. Ile jest rzeczy, których ci ludzie muszą się tak wstydzić, że nawet najbardziej okrężną drogą nie można o nich wspomnieć. Ode- słał maszynopis z drugim potężnym listem, który będzie stanowił klej- not (smutny) w moim "archiwum parszywizny". W telewizji oglądałyśmy film "Baza ludzi umarłych". Dobry film, choć nie bez wad. Rzadko się zdarza, aby film zrobiony z opowiadania ("Następny do raju") tak przylegał do tekstu jak ten. A jednak nazwisko Hłaski nigdzie w scenariuszu nie podane. Mówią, że sam Hłasko nie zgodził się na podanie nazwiska, lecz film nie daje do takiej decyzji żadnego powodu. Chyba, że nie zgodził się na zmianę tytułu; co jednak zdarza się przy filmowaniu utworów literackich. A w samym scenariu- szu słowa "następny do raju" parę razy się powtarzają. Pewno więc wszystko było inaczej. 52 53 # Żółkiewski redagował wówczas "Nową Kulturę". W końcu Mały dziennik zimowy wydrukowała pisarka w "Życiu Literackim" 1960, nr 16. Warszawa. 4 IV 1960. Poniedziałek Wiadomość o tym, że Lorentz dostał polecenie zakupienia do Muze- um mnóstwa "Krajewskich" itp. malarzy socrealistów, a niekupowania abstrakcjonistów. O ósmej oglądamy w telewizji inscenizację własną opowiadania Manna: "Mario i czarodziej". Jedno z lepszych widowisk telewizyj- nych. Świetny Kreczmar w roli Manna-nanatora i Holoubek w roli demonicznego "czarodzieja"'. Sam utwór jest mimo małych rozmiarów wstrząsającą metaforą skie- rowaną przeciwko faszyzmowi, a już w przeczuciu nadchodzącego hit- leryzmu. Rzeczjest napisana w 1931 roku. Akcja - w małym włoskim kąpieli- sku nadmorskim i Włochem jest "czarodziej" - pełen jadu i pogardy dla ludzi, metodą somnambulizmu zmuszający widzów do ślepego posłu- szeństwa, upokarzając ludzką godność każdego z zasugestionowanych. Jeden z nich zabija prestidigatora-despotę wystrzałem z rewolweru. Świetnie pokazane, jak w każdym wodzu despocie u podstaw leżą ja- kieś kompleksy niższości. "Czarodziej" jest kulawy - podchwytuje w sali każdy odruch krytyki czy buntu wobec jego złowrogich żartów, i [za] każdą złośliwą uwagę o sobie "karze" buntującego się. Anna mó- wi, że "cały Durrenmatt wyszedł z takich opowiadań Manna". W samej rzeczy Mann powiedział już niemal wszystko, co było do powiedzenia. Przeczytałam w czasie tego pobytu "Przemianę" Michała Butora2. Cała ta "antypowieść" - to podróż koleją z Paryża do Rzymu. Temat- banalny trójkąt małżeński i jego nierozwiązalność. Absolutne milczenie, zaledwie wzmianki, że w tym pociągu ktoś rozmawia. Poza tym tylko nikły dialog wewnętrzny "bohatera" z obu kobietami. Obsesja przed- miotów. Ludzie też jak przedmioty nasuwają się pod oczy wykonując machinalne gesty właściwe podróżującym w pociągu. Obsesja ruchu pociągu: świateł, ciemności, stacji, odpraw celnych i paszportowych. Kilka innych podróży na trasie: Rzym - Paryż - Rzym - nakłada się bez ustanku na siebie. W tej monotonii dźwięczących i obsesyjnych przeżyć (faszerowanych snami) jest jednak jakiś rodzaj majsterstwa, że się to czyta z zajęciem od początku do końca, choć i sarh przeżywający to wszystko podróżnik, i obie kobiety kołaczące się w jego mózgu wśród obsesji przedmiotów są najzupełniej nieinteresujące. Nie wiem, co my- śleć o takim rodzaju twórczości i czy w ogóle cośkolwiek bym o niej myślała, gdyby nie moda i sława "nouvelle vague"3, która ją do nas przygnała. Całe nowatorstwo jest chyba w użyciu drugiej osoby zamiast pier- wszej czy trzeciej. Cała powieść napisanajest w drugiej osobie i często w czasie przyszłym w roli teraźniejszego: pójdziesz, uczujesz 1 Tomasz Mann - Mario i czarodziej, thim. L. Staff, adapt. J. Wilczek, reż. St. Wohl, scen. X. Zaniewska, TVP, premiera 14 llI 1960 (powtórzenie). 2 G u s t a w H o 1 o u b e k (ur.1923), aktor, reżyser. Ukończył krakowską PWST. Debiutował w 1947 w Słomkowym kapeluszu w Starym Teatrze. W 1.1949-57 był akto- rem, a od 1954 i kierownikiem artystycznym Teatru im. Wyspiańskiego w Katowicach (Łatka w Dożywociu, Król w Mazepie). Od 1958 w Teatrze Polskim (Cust w Trądzie wpałacu sprawiedliwości). W I.1959-62 i 1968-82 był aktorem, od 1972 do 1983 dyre- ktorem i kierownikiem artystycznym Teatru Dramatycznego, w 1.1963-68 aktorem Te- atru Narodowego, 1983-89 Teatru Polskiego, a od 1989 w Ateneum; stworzył wiele słynnych kreacji, m.in. Goetza w Diable i Panu Bogu, Edypa w Królu Edypie, Hamleta i Ryszarda II, Przełęckiego w Przepióreczce, Gustawa i Konrada w Dziadach, Żebraka w Elektrze, Skrzypka w Rzeźni, Stańczyka w Weselu, Prospera w Burzy. Grał też i reżyse- rował w filmie i telewizji (Książę Homburgu w sztuce Kleista). Od 1972 wykładowca warszawskiej PWST. W 1.1970-81 był prezesem SPATiF-u; w 1.1976-82 poseł na Sejm. z M. Butor - Przemiana,1960, przeł. I. Wieczorkiewicz. 3Nouvellevague(fr.)-nowafala 5 IV l960. Wtorek "Zezowate szczęście"'. Doskonały film o pechowcu przeprowadzo- nym przez dwudziestolecie, wojnę i obecną Polskę. Należy trochę do gatunku filmów Chaplinowskich. Tylko gdy u Chaplina jest konflikt bu- dzącego żałość człowieka ze zmechanizowaną zbiorowością, tutaj Pisz- czyk jest nie tylko ofermą i ofiarą schematycznie głupiej, a w końcu- zbiurokratyzowanej społeczności, ale i sam każdą okoliczność, w jakiej się znajdzie, stara się nabrać i oszukać. Mamy tu jakby szereg krótkich spięć między dwoma rodzajami absurdu. Absurdalna jest zarówno zbio- rowość, przedwojenna, powojenna czy okupacyjna i absurdalny jest pe- chowiec Piszczyk. Filmjest właściwie głęboko pesymistyczny, kompro- mituje zarówno jednostkę, jak zbiorowość. Absurdalność i sytuacji czło- wieka, i sytuacji społeczeństwa pokazana jest z dużą komiczną siłą i sa- la wciąż rechocze ze śmiechu. Uważny widz raczej się nad tą uprawnio- ną, ale aż zastanawiającą swoją na wszystko rozciągniętą satyrą zamyśli filozoficznie. Jednak i ja kilka razy nie mogłam się powstrzymać od 54 55 " wyzwalającego" śmiechu. Świetne deformacje formalne. "Polska szko- ła filmowa" - mimo szykan - nie daje za wygraną. Ogromna pomysło- wość - trochę męcząca świadomość, że wszystkie perypetie Piszczyka muszą się kończyć groteskową katastrofą. Wyborny w roli Piszczyka Bogumił Kobiela2 i równie dobry Siemion w roli urzędasa "z awansu społecznego", który wtrąca Piszczyka do znaje "samokrytycznie" całą swoją biografię, a okazuje się, że ma być wyrzucony za nieprzyzwoity czterowiersz na "naczalstwo" wpisany do jego "Gazetki ściennej" przez zawistnego rywala w karierze. Satyra na Polskę przedwojenną jest chwytem umożliwiającym satyrę na dzisiejszą. Jurek wyjeżdża na trzy lata aż do Kalkuty3. Powiada, że w ostatniej chwili może to być utrącone przez intrygi zawistnych. Już ktoś w biurze powiedział, że słyszał, jakoby Szumski był Żydem! Bo tylko Żydzi wy- # jeżdżają na placówki zagraniczne. Mój Boże! Zamiast cieszyć się, że wreszcie znalazł się Polak, który to osiągnął tylko wskutek tego, że jest i bardzo zdolny. 1 Zezowate szczęście, 1960, scen. według Sześciu wcieleń Jana Piszczyka Jerzy S. Stawiński, reż. Andrzej Munk. 2 B o g u m i ł K o b i e 1 a (1931-1969), aktor filmowy i teatralny, przede wszy- ; stkim komediowy. Ukończył PWST w Krakowie. W 1.1953-55 grał w teatrze "Wybrze- że",1955-60 w kabarecie "Bim-Bom". Od 1963 aktor scen warszawskich. Przede wszy- stkim w filmach: Zołzikiewicz w Szkicach węglem, por. Dębecki w Eroice, Drewnowski w Popiele i diamencie, Piszczyk w Zezowatym szczęściu, Kawaler maltański w Rękopi- sie znalezionym w Saragossie, Bobek we Wszystko na sprzedaż. Zmarł wskutek obrażeń w wypadku samochodowym. 3 J. Szumski, bratanek pisarki, w czerwcu 1960 oddelegowany został służbowo przez MHZ do pracy w Konsulacie Handlowym PRL w Kalkucie jako kierownik dziahi. # W Indiach przebywał 4 lata. 7 IV 1960. Czwartek W nocy czytam w "Preuves" (numer poświęcony Camusowi) Miło- # sza rzecz o Camusiel. Świetnie napisane, ale nie zachwyca mnie, żeby nawet w takiej okazji pisać wyłącznie o sobie. Dla Miłosza wszystko jest okazją do wielkiego plaidoye# własnej sprawy. Camus jest dla nie- go wielki, bo jedyny z ówczesnych komunistów nie potępił go za "opu- szczenie socjalistycznej Polski". Zaznacza nawet mimochodem, że nie lubi jego stylu. 1 Cz. Miłosz - L'interlocuteurfraternel (Braterski rozmówca), "Preuves" 1960, nr 4. zPlaidoyer(fr.)-obrona więzienia, gdyż podejrzany wydaje mu się jego entuzjazm dla "spra- wozdawczości" i dla "patosu dziejów", którym gorliwie służy. Znako- micie podchwycona właściwość naszych specjalnie warunków, w któ- rych człowiek nigdy nie wie, w czym zawinił i o co będzie podejrzany, a wie, że musiał w czymś zawinić i musi być podejrzany. Piszczyk wy- 12 IV 1960. Wtorek Na wystawę Henrykal. Bardzo akuratna wystawa, jak by powiedział p. Jerzy. Bardzo silnie zaakcentowana odrębność malarska Henryka. 56 Bogumił Kobiela w Zezowatym szczęściu ta podróż da? Ściśle mówiąc - mnie nic ona prócz zmęczenia nie da. Nie ma tam w tym Paryżu ani jednego człowieka, któremu zależałoby najakimkolwiek podaniu mojej osoby i twórczości tzw. światu! Ale, że pisarzowi w końcu wszystko się opłaci, więc może coś jesz- cze dla swego pióra wyniosę. Sporawo ludzi - przyjechali z Nieborowa Wegner i p. Rybicki. Była Słonimska; tłumaczyła, że Antoni nie może wchodzić na drugie piętro. Byli dwaj ponad 90-letni starcy: Czekan (93) i Cezio Popławski (97)- obaj w fenomenalnej formie. Anna przyjechała na wystawę z konsulatu francuskiego z wiadomością, że wizy będą dopiero jutro. 1 Pierwsza indywidualna wystawa malarska Henryka Józewskiego w Galerii MDM (33 płótna olejne, w tym 6 poświęconych Wiśle). W 1924 Józewski wydał u J. Mortkowicza cykl litografii pt. Widzenia; w tymże roku projekty sceniczne do Hamleta, ocenione wysoko przez W. Horzycę. 13 IV 1960. Środa Wydałam na tę podróż już 21 tysięcy, a jeszcze nie# wyjechałyśmy i nie wiemy, kiedy wyjedziemy. A jeśli w końcu wyjedziemy - cóż nam Paryż.15 IV 1960. Wielki Piątek # Co do mnie to dziwnie dobrze i zdrowo nawet znoszę tę podróż, któ- ra w gruncie rzeczy nie sprawia mi przyjemności. W Paryżu pełnia ! wiosny - kwitną bzy, kasztany i fikusy, będące tu potężnymi drzewami. Na skwerkach koło kościoła Notre-Dame-des-Champs gwizdał kos tak donośnie, że słychać go było poprzez wrzawę samochodów. Tula w Pa- ryżu jest znacznie przyjemniejsza niż w Warszawie albo Komorowie. ; Podobnie jak Anna jest typem zabawowym, ludique - i sobą jest tylko śród przyjemnych rozrywek. 17 IV 1960. Niedziela Wielkanocna ! Jedziemy autobusem 75 pod Odeon, a stamtąd pieszo do Luksembur- skiego Ogrodu. Jakoś oglądam to jakby na nowo. Pamiętam dobrze tyl- I ko miejsce przy studni "Medycejskiej", przy której stawaliśmy z Maria- nem oboje młodzi, weseli, szczęśliwi - a teraz staję ja, 70-letnia kobie- ta, gdy jego kości już spróchniały w ziemi, a ja wciąż jeszcze czuję się młoda w sobie. Przecudne gwizdanie kosa. Wychodzimy na Boul-Mich. ! Wjakiejś brasserie pijemy kawę z ekspresu. Anna mówi, że przygniata ją w Paryżu "ciężar wspomnień". A mnie uskrzydla - choć i ja tu przeżywałam kiedyś inne, silne wrażenia! ! O pierwszej przychodzi do nas Wierzyński. Z nim jedziemy metrem na Place de la Nation. Kazio pokazuje nam gigantyczną Foire Wielka- ' nocną, na którą zjeżdżają (od wieków) kupcy z całej Francji, a także z Włoch, Szwajcarii, z Niemiec. Kazio jest upojony tym kiermaszem, # patrzy na to oczyma szalonego poety. Ja takie kiermasze znam z Belgii, ale ten przerasta w istocie rozmiarami wszystko, co w tym rodzaju wi- działam. Cieszy mnie, że w Kaziu jest wciąż tyle świeżości uczuć. Z listów Kazia wyobrażałam sobie, że mieszkanie ich jest staro- świeckie i biedne. Tymczasem mieszkają w nowym bloku - ślicznie i nowocześnie. Filozofia (bardzo skromna), do której doszłam po tych 21 latach, jest, 59 Hiacynt i penicylina. Mal. H. Józewski że światy rozdzielone rzekomo żelazną kurtyną różnią się w gruncie rzeczy mniej ze sobą, niż to na pozór wygląda. I że inność cywilizacji, kultury i polityki zaczęła się wszędzie jako proces nieuchronny po I wojnie światowej. 18 IV 1960. Poniedzialek Wielkanocny O 12.20 wyjeżdżamy z Gare St. Lazare do Maisons-Laff#itte. Razem z nami jedzie Barbara Majewskal. Giedroyc czeka u wejścia na stację. Wszystko wydało mi się inaczej. Same nieznane osoby: Hertz- owie2, Zarembowie (historyk)3, z gości warszawskich Basia Kwiatko- wska ("Ewa chce spać", "Zezowate szczęście"), która kręci tu film fran- cuski4. Bardzo po warszawsku nowoczesna - bez makijażu, potargana, duże czarne oczy o przyjemnym spojrzeniu. Jej mąż i reżyser filmów eksp"rymentalnych ("Dwaj ludzie z szafą") Polański5 - bardzo interesu- jący, brzydki i pełen wdzięku. Reżyser filmu, w którym gra, podarował 5 #1 jej szczeniaka-pudelkę. Są też dwa psy-spanielki: czarna Giedroycia i "tycjanowska" żółto-biała Czapskich. Jest i kot, ale to nawet nie roz- chmurza Tuli. Chce zaraz iść do lasu, chce zawsze czego innego. Śniadanie polskie z wódką, szynką, kiełbasą, majonezem i bigosem (poematycznym). Nastrój przyjemny, swobodny i wesoły. Potem z pół- torej godziny u Józiówb na ich pięterku. Prowadzą tam autonomiczne życie, mają nawet własną służącą i własny telefon. Na śniadaniu też nie byli, wyszli na obiad do bistro i przyszli pod koniec. Rozmowy nijakie - głównie o filmach i plastyce. Józio czyta ze swe- go dziennika relację ze spotkania z Broniewskim. Z tym dialogi łatwe są do zanotowania - i Józio świetnie to zrobił. O szóstej Giedroyc od- prowadza nas na stację, ale spóźniliśmy się na pociąg i czekaliśmy tam prawie godzinę. Po drodze cudna Francja: trzy razy Sekwana, śliczne kwiateczki w wiosennych ogródkach. 60 61 Śniadanie wielkanocne w Maisons-Laffitte, 1960. Siedzą od lewej: Zygmunt Hertz, Barbara Kwiatkowska, Jerzy Giedroyc, Maria Dąbrowska, Tula Kowalska, Anna Ko- walska Dom "Kultury". Rys. J. Czapski 1 B a r b a r a M a j e w s k a (ur.1933), krytyk sztuki. Ukończyła historię sztuki na UW; debiutuje jako krytyk w 1956. W 1. 1962-78 przebywa w Paryżu, żona malarza Izaaka Celnikera; współpracuje z sekcją polską radia francuskiego, pisuje do prasy pol- skiej i norweskiej. Po powrocie do Polski wydaje niezależne pismo "Szkice". W 1.1990-93 dyrektorka galeru Zachęta. Autorka książki Sztuka inna - sztuka ta sama,1974. 2 Z y g m u n t H e r t z (1908-1979), prawnik. Przed wojną pracowal w zakła- dach Solvay. Z o f i a H e r t z (ur.1911), z d. Neuding, prawnik-notariusz. Wywie- zieni ze Lwowa na roboty przymusowe do Maryjskiej Republiki Autonomicznej. Wraz z Arnuą gen. Andersa opuścili Sowiety i wojnę zakończyli we Włoszech. Oboje byli wspóhwórcami Instytutu Literackiego, z nim przenieśli się do Francji i zamieszkali w Maisons-Laffitte. Z. Hertzowa po dziś dzień pozostaje podporą redakcji "Kultury"; Z. Hertz pełnił jakby funkcję sekretarza Instytutu (por. Z. Hertza Listy do Cz. Miłosza, 1992; Byfa raz "Kuftura"! Rozmowy Z. Chruślińskiej z Z. Hertzową,1994). 3 P a w e ł Z a r e m b a (1915-1979), historyk, dziennikarz. Pod koniec woj- ny hiszpańskiej wysłany jako obserwator II Oddziału Sztabu Generalnego. Brał udział w kampanii wrześniowej; do końca wojnyjeniec oflagu. Osiedlił się w Anglii, gdzie od- dawał się pracy redaktorskiej i badawczej. Od 1967 w zespole kierowniczym Radia Wolna Europa w Monachium. Wydał m.in.: Historię Stanów Zjednoczonych,1957, Hi- storig Pofski, t. 1, 1961, Historig 15 Pułku Ufanów oraz zbiór pogadanek radiowych o Historii Dwudziestolecia, t. 2,1981. 4 B a r b a r a K w i a t k o w s k a-L a s s (1940-1995), aktorka filmowa. Ukończyła Szkołę Baletową w Warszawie. Od 1960 występuje także w filmach francuskich i wło- skich pod przybranym nazwiskiem Lass. Role: Ewa chce spać, l958, Zezowate szczg- ście (Jola),1961, Mifość dwudziestolatków, wł.-fr. (Basia w części polskiej), Co za ra- dość żyć, wł.-fr. (Włoszka Franca), Jowita (Agnieszka-Jowita). 5 R o m a n P o 1 a ń s k i (ur. 1933), reżyser filmowy, aktor. Ukończył PWSTiF w Łodzi. Uznanie zdobyły już jego prace szkolne: Dwaj ludzie z szafą,1958, Gdy spa- dają aniofy, 1959. W 1962 debiut fabularny; po wyjeździe realizuje filmy we Francji, Anglii, USA. Jako aktor występował w Pokofeniu (Mundek), Niewinnych czarodziejach (Dudzio). Filmy własne: Nóż w wodzie, 1962, Najpigkniejsze oszustwa świata, 1964 (fr.-wł. jap.), Nieustraszeni zabójcy wampirów,1966 (USA), Chinatown,1974 (USA). 6 U rodzeństwa Marii i Józefa Czapskich. M a r i a C z a p s k a (1894-1981), literatka, thimaczka, badaczka reformacji i romantyzmu. Studia ukończyła na UJ ze stopniem doktora filozofii,1925. Od 1945 na emigracji we Francji; współpracownica Instytutu Literackiego. Wydała m.in.: Ludwika Śniadecka, 1938, Mifosierdzie na miarg kfgsk, 1954, Szkice Mickiewiczowskie, 1963, Dwugfos wspomnień (z J. Czapskim), 1965, Europa w rodzinie, 1970, Gwiazda Dawi- da,1974, Czas odmieniony,1978. Dąbrowska poznała rodzeństwo Czapskich w 1927 r. przez D. Fiłosofowa i od tego czasu zaczęła się ich przyjaźń. Szkice malarskie Czapskiego wykorzystywała w pracy nad Przygodami człowieka myśfącego. 19 IV 1960. Wtorek Dzwonię rano do Jeleńskiego', aby mu podziękować ża piękne kwia- ty, które nam przysłał do hotelu. Jedyne to było eleganckie powitanie, jakie nas w Paryżu spotkało. Zapraszam go na chwilę rozmowy. Ledwo przyszedł - zjawiły się i Anna z Tuleią. Anna w szubienicznym humo- rze, bardzo dowcipna, Jeleński jest nią zachwycony. "Cóż to za urocza osoba jest pani Kowalska" - woła wychodząc ze mną do restauracji Konstanty Jeleński,1966. Fot. B. Paczowski Coupole, gdzie one już poszły przed nami. Siedzi jeszcze z nami w Coupole. Rozmowy o Maisons-Laffitte. - "Bo wie pan - mówi Anna- nieważne są wielkie różnice. Grają rolę małe - malusieńkie". "A tak- myślę - niedawno czytałam o mężu, który się rozwiódł z żoną z powo- du różnicy poglądu na zupę pomidorową". - Jest taka sytuacja, że ludzie są i nie ma ich. Zjawiają się, potem zni- kają. 62 63 - Pan się domyśla - pytam - do czego jest ta aluzja. On pytająco: Do "Kultury"? - Tak. Wymagało piekielnej dyplomacji z naszej strony, a niesamo- witych krygów z tamtej, abyśmy mogły być i na dole, i na górze. - Nie ! Panie były na dole i na górze? No, to jest akt wielkiej odwagi ! Jel. zapytuje mnie, czy pojadę na zjazd Tołstojowski do Wenecji, do- kąd zapraszają mnie właśnie dzięki niemu. Powiedziałam, że nie poja- dę. Nie zajmuję się Tołstojem. Wspomniałam o złym wrażeniu, jakie by to wywołało w społeczeństwie, Jest zbyt silna alergia na Rosję. - A temu pani nie powinna ulegać. To pani powinna zwalczać nie tylko w sobie, ale i w społeczeństwie. Doskonały sobie. Dlaczego sam jej nie zwalczy w takim stopniu, że- by nie wracać [sic!] do Polski? Siedzi sobie w Paryżu i z tej immunizo- wanej odległości "zwalcza w Polsce alergię do Rosji". Niektórzy enu- granci postępują tak jak państwa Zachodu, które zrobiły Jałtę i Teheran, i doradzały Polsce pogodzenie się z panowaniem Rosji. Aby potem wy- szydzić ją i potępić za każdy przejaw przystosowania się do narzuco- nych okoliczności. 1 K o n s t a n t y A. J e 1 e ń s k i (1922-1987). W 1939 opuścił wraz z rodziną Pol- skę. W 1940 wstąpił do anxui polskiej we Francji. W Anglii studiuje w Saint Andrews i w Oxfordzie. Jako czołgista bierze udział w Pierwszej Dywizji Pancernej w walkach o wyzwolenie Europy. W 1. 1949-51 pracuje w FAO w Rzymie (Międzynarodowa Or- ganizacja dla Spraw Żywności i Rolnictwa). Od 1952 na stałe we Francji. W l.1952-73 w sekretariacie Kongresu Wolności Kultury, jako członek zespoh> redagował "Preu- ves". W ostatnim okresie doradca Instytutu Badawczo-Doświadczalnego Francuskiego Radia i Telewizji. Od 1950 współpracował z "Kulturą"; autor kilku książek, m.in. zbio- ru szkiców literackich Zbiegi okoliczności, t.1-2,1981. Tłumaczył Gombrowicza i Mi- łosza. 21 IV 1960. Czwartek W "Paris-Hótel". Gdyby dano nam tego rodzaju pokój albo nawet w najwspanialszym hotelu w tym stylu (wszak dawano) w Moskwie, psioczylibyśmy i wyśmiewali się chyba z pół roku. Jaka jest potęga aso- cjacyj - wszystko jest w nich. Widok na podwórze i "sur les toits de Pa- ris"'. Te popielate żaluzje, jakieś kwiaty we "francuskich oknach". Ta myśl nawet, że tu na tej ulicy mieszkał i umarł Juliusz Słowacki2, jakoś na mnie robi wrażenie. Pokoje są jasne i dawną modą - duże. Jest w nich coś przyjemnego, jakby na pięterku starych dworków. Ten styl pasuje do wracającego sty- lu strojów sprzed 100 lat - do wąskich spodni, przypominających epokę romantyczną. Tak czy owak, dopiero dziś poczułyśmy, że wreszcie przyjechałyśmy do Paryża i że wreszcie mieszkamy. # S u r 1 e s t o i t s... (fr.) - na dachy Paryża, parafraza tytułu flmu Rene Claira "Sous les toits..." z 1931 r. z Rue de Ponthieu (równoległa do Av. des Champs-Elysees). 22 IV 1960. Piątek Po obiedzie telefon Hoszowskiego', że przyjedzie po nas, aby zawieźć na herbatę z ambasadorem2. Jakoż przyjeżdża tym razem swoim autem. Herbata na tarasie. Prócz Żuławskiego3 i Hoszowskiego jeszcze jeden wesoły i dowcipny w rozmowie jegomość Ochęduszko4. Gajewski bardzo elegancki, przyjemny i przystojny. Dowcipy na temat Hemingwaya, 64 65 Hłaski - że w obu wypadkach użyto wielu wysiłków, aby osiągnąć wy- niki antypropagandowe. # R y s z a r d H o s z o w s k i (ur.1931), pracownik MSZ, w 1.1956-62 attache kul- turalny w ambasadzie polskiej w Paryżu, później radca w Egipcie. 2 S t a n i s ł a w G aj e w s k i (1912-1995), dyplomata. Ukończył studia prawnicze w Warszawie; przed wojną aplikant adwokacki. Po wyzwoleniu pracował w resorcie sprawiedliwości. W 1945 rozpoczął służbę dyplomatyczną:1945-48 sekretarz Ambasa- dy PRL w Pradze, 1948-53 dyrektor Departamentu Zachodnioeuropejskiego MSZ, 1953-54 delegat Polski do Międzynarodowej Komisji Państw Neutralnych w Korei, 1954-61 ambasador w Paryżu, 1961-62 dyrektor Departamentu Prawno-Traktatowego, 1962-72 doradca prezydium Sejmu do spraw międzynarodowych. Za działalność na po- lu zbliżenia polsko-francuskiego prezydent Ch. de Gaulle odznaczył go stopniem Wiel- kiego Oficera Legii Honorowej. Znał M. Dąbrowską sprzed wojny dzięki związkom rodziców z pisarką, datującym sięjeszcze z czasu studiów w Belgii. 3 M i r o s ł a w Ż u ł a w s k i (1913-1995), prozaik, reportażysta, dyplomata. Ukoń- czył wydział prawa i studium dyplomatyczne UJK we Lwowie. Debiutował w 1934 na łamach miesięcznika "Sygnały" jako poeta. W okresie okupacji pracował w Instytucie Weigla, działacz podziemia kulturalnego, żołnierz AK. Po wyzwoleniu w Lublinie za- stępca redaktora naczelnego dziennika "Rzeczpospolita". W 1.1945-49 na placówce dy- plomatycznej w Paryżu, 1949-52 w Pradze, 1956-63 radca kulturalny w ambasadzie w Paryżu, następnie wicedyrektor Departamentu Zachodnioeuropejskiego MSZ, 1973-77 ambasador w Republice Senegalu. W 1. 1952-55 członek zespohi redakcyjnego "Prze- glądu Kulturalnego". Wydał m.in. opowiadania, powieści, reportaże: Ostatnia Europa, 1947, Rzeka Czerwona, 1953, Drzazgi bambusa, (reportaże z Wietnamu), 1956, Psia gwiazda,1965, Opowieśćimojejżony,1970, UcieczkadoAfryki,1983. 4 J a r o m i r O c h ę d u s z k o (1912-1987), dziennikarz, dyplomata. Ukończył wydział prawa i nauk dyplomatycznych na UJK we Lwowie. Był współzałożycielem "Sygnałów". Uczestnik kampanii wrześniowej; brał udział w powstaniu warszawskim, pracował w radiu powstańczym. Po wyzwoleniu pracował w dzienniku "Rzeczpo- spolita", następnie 1946-52 attache prasowy w Ankarze, w 1.1952-57 sekretarz redakcji "Przeglądu Kulturalnego". W 1.1957-65 przebywał w ambasadzie w Pacyżu jako radca; następnie był wicedyrektorem Departamentu Zachodnioeuropejskiego MSZ; 1968-73 ambasador w Bukareszcie. Po powrocie do 1982 kierował polskim ośrodkiem UNE- SCO. 24 IV 1960. Niedziela Siedzimy z Czapskimi na dworze, na "do nich należącym" kwadracie ogródka. Ale że zimno - idziemy niebawem na górę. Usiłuję im prze- czytać mój kawałek "Dziennika", ale mi ciągle przerywają. Właściwie nic ich nie obchodzi literatura w Polsce. ' Jakaś pani Chądzyńska' z Argentyny opowiada śyvi#tne kawały o snobizmie i megalomanii Gombrowicza. Pokazuje swoją książkę, która wyszła pod tytułem: "A 1'ombre qui passe" - i pod nazwiskiem: Sophie Bogdan. Okazuje się, że wydawca jako warunek publikacji postawił, że- by nie było polskiego nazwiska. Przyjęła więc jako nazwisko imię mę- ża. Józio opowiada, że gdy miał wydać (bodaj "Ziemię nieludzką"), za warunek postawiono mu, żeby nie było za dużo o sprawach polskich, które nikogo nie obchodzą. I żeby nie było zanadto antysowieckie. Wszystko to odczuwam jako wielkie upokorzenie, które dziw, że znoszą ludzie, co tyle wydziwiają na naszą cenzurę. U nas w każdym razie nikt nie żąda, aby nie pisać o sprawach polskich lub nie używać polskiego nazwiska. Wieczorem przechodzimy na "inne wody terytorialne" i jemy kolację z Giedroyciem i Hertzami. 66 Rodzeństwo Czapscy, Maria i Józef,1962 Wracamy do Paryża autobusem i metrem o 10 wieczór. Tula naresz- cie roześmiana, wygadana i kontenta z dnia, bo widziała i stajnię koni wyścigowych - lokalną sławę Maisons-Laffitte. 1 Z o f i a C h ą d z y ń s k a (ur. 1912), powieściopisarka, tłumaczka. Ukończyła studia ekonomiczne na ANP w Warszawie. Od 1945 do 1961 przebywała poza Polską, przeważnie w Argentynie; w 1. 1981-85 mieszkała w Anglii. Debiutowała w 1958 w "Twórczości" jako prozaik. Wydała m.in. Ślepi bez lasek,1959 (thim. franc. Comme 1'ombre qui passe pod pseud. Sophie Bogdan), Chemia,1962, Skrzydfa sowy,1967; po- wieści dla xnłodzieży: Przez ciebie, Drabie!,1969, Życie za życie,1971, Wstggapawilo- nu,1992. Tłumaczy z hiszpańskiego, m.in. Borgesa, Cortazara. 25 IV 1960. Poniedziałek Zostałam z Kaziem w kawiarni. Rozmowa, z której właściwie nic nie wychodzi. Każde z nas mówi o swoim. Te rzeczy nie trafiają na siebie. Rozmawiamy jak somnambulicy. Zdaje się, że malentendu: niemożność porozunuenia się, niemożność wydawania sądów, niemożność rozróżnienia - to istota naszych czasów. Doskonale oddaje te rzeczy Sartre w małym zbiorze czterech nowel: " Le mur". Wieczorem Hoszowski przyjeżdża po nas swoim autem. Jedziemy do " Theatre des Nations" (Sarah Bernhardt) na przedstawienie sztuki Kru- czkowskiego: "Pierwszy dzień wolności". Znów koszmar. Po Kruczkowskim niczego się nie należało spodzie- wać, ale rozczarowała mnie gra. Francuzi nie są w stanie znieść takiego tempa, takich "przestojów", pauz, ani takich papierowo-gadatliwych sy- tuacji. Cybulski był o wiele poniżej poziomu "Popiołu i diamentu". Nic nie potrafił wydobyć z drętwej postaci Jana. Dykcja, tempo i poziom gry były doprawdy zawstydzające. Gajewski (byłyśmy w loży ambasa- dora), jakby chcąc uprzedzić reakcję sali i ewentualne głosy pisarzy, mówił o sztuce i grze najgorsze rzeczy... 26 IV 1960. Wtorek Czytam co dzień "France-Soir" albo "Figaro". Co się napsioczymy na nudę naszych gazet komunikujących tylko cykle produkcyjne. Ale francuskie są prawie wyłącznie zajęte zbrodniami, samobójstwami i tra- gicznyzni wypadkami - w ogóle okropnościami. To też pewna przesada, choć człowieka w tym więcej niż w ciągłych relacjach z fabryk. Ale mam wrażenie, że Grand Guignol' stał się dziś łagodnym barankiem w porównaniu z tym, co dają kino i prasa. 1 Grand Guignol - nazwa teatru na Montmartre w Paryżu, słynącego z makabry 29 IV 1960. Piątek O szóstej przychodzi Miłosz. Z nim na herbatę do kawiarni Ponthieu, o wpół do dziewiątej żegnamy się. Szczególne zjawisko. Wszyscy emigranci namawiają nas na miłość do Rosji: Giedroyc, Jeleński, nawet Miłosz. Ale żaden z nich nie wy- prowadza stąd jedynej dla siebie konsekwencji: wrócić i szerzyć te kon- cepcje w Polsce. Gdy im to doradzam - uśmiechają się jak z dowcipu, milkną. 30 IV 1960. Sobota O ósmej wychodzę z Anną do teatru de la Huchette, na ulicę tej sa- mej nazwy wychodzącą na Place St-Michel. Pijemy czarną kawę w ma- leńkim bistro. Stara uliczka, egzotyczne sklepy, greckie słodycze, turec- kie kawiarnie. Teatrzyk dziura, comme une boite des allumettes - kilka- dziesiąt miejsc. Już czwarty rok grają dwie jednoaktówki Ionesco: "La cantatrice chauve" i "La le#on"1. Rozkoszne przedstawienie, genialna po prostu gra. Jaki mi to dało apetyt na inne sztuki, inne teatry paryskie! Siedziałyśmy w drugim rzędzie. Przed nazni - czworo młodzieży: trzej chłopcy i dziewczyna - jak wyjęci z opowiadań Sartre'a, z powieści Musila ("Les desarrois de 1'eleve T#rless"z), z filmów "Plein soleil3 i "A bout de souffle"'. Rozhałasowani i dość bezczelni. Co chwila po- wtarzający słowo "deguellasse", jak u nas "gówno". Przed teatrem odwiedził nas Zygmunt Hertz, przyniósł konwalii. Konwalie są symbolem 1 Maja. W wilię 1 Maja i w samym dniu wolno sprzedawać konwalie bez licencji. Sprzedają je wszyscy, wszędzie, cały Paryż zakonwaliowany. Dobrze to było zobaczyć. # Eugene lonesco - Łysa śpiewaczka,1950, I.ekcja,1951. 2 Robert Musil - Niepokoje wychowanka Terlessa,1906. 3 Wpełnym słorcu (fr.-wł.),1960, scen. P.R. Highsmith, reż. Rene Clemont. 4 Do utraty tchu (fr.),1960, scen. Fr. Truffaut, reż. Jean-Luc Godard. [Parę stron nieczytelnych] 69 Te nieczytelne gryzmoły mówią dobitnie, w jakim stanie zdrowia i sił byłam przez ostatni tydzień Paryża. Dopiero dzisiaj leżąc "na obser- wacji" w klinice Ministerstwa Zdrowia, usiłuję zrekonstruować, co z te- go ostatniego tygodnia zapamiętałam. , l#.ů # #. =I.#, ,##j## .#-4#' r"# ,=X#" T#z # # ###~ '# "i, #`# ?Ć # Zapiski z ostatnich dni w Paryżu. Repr. M. Sokołowski II V1960. Środa # Wieczorem na sztuce "Les croulants se portent bien"1. Staroświecka komedia-farsa, ale na dobrze wyczute współczesne tematy. Młodzież dziś nazywa ludzi po czterdziestce "les croulants". Tymćzasem okazuje się, że ci "croulants" i sami popadają w przygody miłosne, i co zabaw- niejsze - młodzi zakochują się w czterdziestolatkach. Lekki pienisty do- wcip i bynajmniej nie kwaśny jak szampan, którego nie znoszę. No i gra - przeczarowna. W tęż środę o piątej według umowy widziałam się z Giedroyciem w Cafe de Rond Point des Champs Elysees. Tam wreszcie powiedzia- łam mu, co miałam do powiedzenia. Wszedł zresztą ze mną na górę do mego pokoju i tam dopełniliśmy reszty. # L e s c r o u 1 a n t s... (fr.) - Wapniaki trzymają się dobrze. 12 V1960. Czwartek Na Quai du Louvre, gdzie z prawdziwą satysfakcją oglądatn "menagerie" - cały kilometr chyba sklepów z najdziwaczniejszymi egzotycznymi ptakami, rybami, żółwiami itp. Także mnóstwo sklepów ogrodniczych, w których kupuję trochę nasion do Komorowa. Zwłaszcza nie mogę się powstrzymać od karłowatych nasturcji i cynii. Wieczorem u mnie p. Caillois' (zdawkowa wizyta na 10 minut z żoną Czeszką) i tylko dlatego, że zaproszony na dziś na obiad do Żuławskich nie mógł przyjść. Żuławscy2 mieszkają w dalekiej od nas dzielnicy, bodaj że Paris XV w nowym bloku na VIII piętrze w jednym z czterech mieszkań zakupio- nych przez Ambasadę. Prócz nas jest tylko para francuskich pisarzy (nazwiska zapomniałam; kariera: katolicy - komuniści - rewizjoniści); on interesujący i dowcipny. Ale najbardziej godny widzenia był z okien ich 8 piętra na wskroś nowoczesny, rezedowozielony gmach des allocations familiales - coś w rodzaju ich ubezpieczalni3, złożony jak teraz moda z parterowych gma- chów w kształcie grzybów - i z wieżowca o oryginalnych wysmukło rozpierzchających się liniach. To najładniejszy nowoczesny Paryż, jaki widziałam4. Prócz tego jeszcze jasnoniebieskie bloki po drodze na lotni- sko Bourget. Poza tym Paryż jest bardzo XIX-wieczny i secesyjny a Champs Elysees są szczytem burżuazyjnego blichtru i szpetoty. Jedynie drzewa ratują je od trywialności. Wracając widzimy feerycznie oświetlone "les monuments" - więc wieżę Eiffla (właśnie w tej dzielnicy mieszka Żuławski), obelisk, Made- laine, Łuk, fontanny na Rond Point. To wszystko na cześć już konferencji na szczycie, która zbliża się w dusznej atmosferze przedburzowej. 70 71 13 V 1960. Piątek Po wypoczynku na ten film "La douce vie"1, który jest sensacją festi- walu w Cannes. Ohydny, ale świetnie zrobiony film. Nasza strona ko- mentuje tojako kompromitację sfery arystokratyczno-burżuazyjnej. Ale prawdę mówiąc tam jest skompromitowana nie tylko "złota młodzież", rozwydrzona i orgiastyczna. Także np. tłumy plebejskie w świetnej sce- nie cudu. Także świat "inteligencji pracującej" w formie pokazania ohydnie cynicznej i niedyskretnej armii reporterów jak żuki-gnojniki czy jak szakale atakujących bez skrupułów wszelką padlinę, wszelkie nieszczęście, wszelkie wydarzenie ludzkiej doli. i Słodkie życie (fr.-wł.),1960, scen. F.T. Tulio Pinelli, E. Flaiano, n#ż. Federico Fellini. Nowoczesny Paryż lat 60. i R o g e r C a i I I o i s (1913-1978), pisarz francuski. Z wykształcenia etnolog, so- cjolog i filozof. W 1938 współtwórca "College de sociologie". Podczas wojny wspierał gen. de Gaulle'a w Londynie. Wiele zawdzięczał długoletniemu pobytowi w Ameryce Płd. i działalności w IlNESCO. Wydawał międzynarodowe pismo fdozoficzne "Diogene" i redagował serię literatury płd.-amerykańskiej u Gallimarda. Sympatyzując z nowo- czesnością i z tym co nieufne wobec poznania (Le mythe et I`homme,1938, L'homme et le sacre, 1939, I.esjeux et les hommes,1958), pozostaje obrońcą racjonalizmu i dyscy- pliny językowej (Vocabulaire esthetique, `1946). Jego badania zmierzają ku sprawom uniwersalnym (Esthetique generalisee, 1962, Approches de l' immaginaire, 1974). PIW-owską serię "Biblioteki krytyki współczesnej" otworzył tom Caillois Odpowie- dzialność i styl,1967. 2 Mirosław Żuławski z żoną - Czesławą z d. Janiakówną. 3 Rozwinięta częśE ubezpieczalni francuskiej, zajmująca się dodatkami rodzinnymi. 4 Nowoczesna dzielnica Paryża przy Quai de Grenelle. t Warszawa. Lecznica.19 V 1960. Czwartek Uległam naciskowi domu i lekarza i od wczoraj 6 wieczorem jestem w lecznicy przy Emilii Plater. Wyjednano mi osobny pokój, przynaj- mniej na razie. [...] Myślę, że krótko tu pobędę. Wejście do szpitala jest trochę jak wejście do więzienia. Wypytywanie lekarza przypomina śle- dztwo. Potworne wrażenie wyzwisk Chruszczowa, który (jakoby pod presją armii i Mao Tse tunga) zerwał konferencję na szczycie, przypisując wi- nę Amerykanom. Wstrętny grubiański język, którym się Chruszczow w swych enuncjacjach posługuje (a takim nie posługiwali się chyba na- wet Attyla i Dżyngis-chan), przypomina bardzo język Mołotowa z 1939 # i sprzed rozpoczęcia wojny Finlandzkiej. Finlandię także wówczas po- # mawiano o imperializm, agresję i prowokację. [...) Trzecia światowa, zdaje się, niestety, wisieć na włosku. O wpół do piątej była Anna - a choć milczała przez cały prawie czas, , jej obecność napełniała mnie rzewną błogością. Nareszcie ktoś bliski w tej strasznej obcości kliniki-więzienia. 20 V 1960. Piątek Czas kliniczny jest zupełnie innym czasem niż czas na świecie, na- wet jeśli się choruje np. w domu. Przy tym odróżniam czas kliniczny, gdy się jest ciężko chorym, i czas kliniczny, gdy się jest jak ja teraz po ostrym stadium choroby na obserwacji. W pierwszym wypadku ciężka choroba i wielka gorączka absorbują czas, wchłaniają go w siebie, obra- 72 73 stają tak jak ośmiornica zamykająca się nad ofiarą albo jak perła obta- czająca ziarenko piasku. Przy ciężkiej chorobie czas robi się malutki, niknie, przestaje odgrywać rolę. Noce, dnie, tygodnie zlewają się w jed- no. Czas się ani nie dłuży, ani nie "leci". Dlatego ja w 1942 mogłam lekko wytrzymać trzy miesiące w szpitalu i klinice nie nudząc się i nie przykrząc sobie tego. [...] Obecnie trudno mi jest wytrzymać w klinice dzień. Choroba nie jest dość silna, by pożreć czas, i ciągle nadmiar czasu mnie pożera. Ileż to dziś było czynności: elektrokardiogram. Śniadanie. Wizyta dr Wilkin. Obiad. Zapowiedziany "obchód z profesorem" i wizyta prof. Fejgina. Lekarstwa. Przybycie p. Hani (z tulipanami z Komorowa). Napisałam trzy listy. Przeczytałam dużo pism. Okazuje się, że każda z tych czyn- ności trwała 15-20 minut. Całe oceany godzin zostawały jeszcze puste, pełne nieszczęsnego na coś czekania. Boże, więc ja w ciągu 15 ostat- nich lat rozporządzałam co dzień taką niezmierną masą czasu i tak nic z tego nie zrobiłam? Och, wyleczyć się, nabrać sił, zacząć znów tęgo pracować. 22 V1960. Niedziela W "Nowej Kulturze" w tych morderczo nudnych Brandysa "Listach do pani Z." wzmianka o Niemcewiczu (przy lekturze "Pamiętników"): "Jako autorytet moralny był Marią Dąbrowską swojej epoki". Gwiżdżę na wszelkie autorytety moralne, a ów rzekomy mój jest czystą fikcją wyrosłą ze splotu fałszywych o mnie wyobrażeń. A w ustach Brandysa to czyste szyderstwo. [...] 24 V I 960. Wtorek Wczoraj wszedł młody lekarz zauważony przeze mnie jako jeden z dyżurujących nocą. Przedstawił mi się jako Dlouhy' - przyniósł ukło- ny od rodzicówz. Spędziliśmy z nim jako z uczniem i z jego rodzicami miesiąc we Włodzimierzu Wołyńskim. P. Stempowska nazywała jego ojca "Sowizdrzał". Uprzytomniłam sobie, że po śmierci St. nie mam już komu o tym opowiedzieć i nikogo na świecie poza St. nie może obchodzić, że małe- go Dlouhy'ego z Włodzimierza spotkałam tu jako doktora. i W o j c i e c h D 1 o u h y (ur.1922), lekarz kardiolog i intemista, doktor medycy- ny. Ukończył studia na UW w 1949 (w 1946 studiował w Belgii). Pracował w Klinice Chorób Wewnętrznych AM i Instytucie Doskonalenia Lekarzy; w 1.1960-65 - także w Lecznicy Ministerstwa Zdrowia. Od 1978 w Maroku. 2 J a n i n a z d. Świerczyńska (1894-1982) i W a c ł a w (1892-1972) D 1 o u h y. Komorów. 31 V1960. Wtorek Chcę uciec i przed Niepodległości. Męczy mnie aura Tuli i jej psa, niezadowolenie Anny - nęci spokój i wiosna Komorowa, i to poczucie, że to jest jednak jedyny jeszcze mój dom, miejsce, gdzie ja jestem ośrodkiem dyspozycji. Mnie tego potrzeba. Niepodległości stało się od dawna domem Anny, gdzie ja jestem tylko honorowym gościem, zupeł- nie w tej samej roli co na Lindego we Wrocławiu. Komorów, aleja Brzozowa 74 75 Lecznica. 8 VI 1960. Środa Jestem więc dziś o piątej znowu w tej przeklętej lecznicy. [...] Sam przyjazd tutaj już mnie zgryzł nerwowo. To jest lecznica na ni- "y. Nie ma tu żadnego rytmu, który sam przez się jest elementem lecz- niczym. Nie ma w nogach łóżka nawet karty z wykresem gorączki czy ciśnienia. Lekarze przychodzą, kiedy chcą - nierzadko, gdy pacjent właśnie je obiad. Żaden posiłek nie jest podawany o formalnie obowią- zującej godzinie. Siostry przychodzą z termometrem, kiedy chcą (o ile się nie ma własnego - pozostaje nawet u pacjenta słabe pojęcie o tym, jaka jest temperatura). Jest to lecznica cercle towarzyski dla partyjnych znajomych. Lekarze byli dobierani dawniej wyłącznie pod kątem partyj- nym. Teraz jest dużo młodych, którzy odbywają tu swój stage. Zaden lekarz nie jest specjalnie zainteresowany w tej lecznicy, a zwłaszcza jej kilku profesorów. Każdy ma własne zajęcia w klinikach Akademii Me- dycznej, specjalnych instytutach medycznych albo w Ubezpieczalni. Nawet operacje odbywają się tu popołudniami, bo nie mają własnych chirurgów. Toteż powrót tutaj to dla mnie koszmar i tortura i nie wiem, jak długo wytrzymam. 14 VI 1960. Wtorek Po pohzdniu Anna przyszła z Wandą'. Wstrząsnął mną bardzo starczy wygląd Wandzi - aż się przeraziłam i to przygasiło radość z jej przyj- ścia. Przyniosła mi róże i pewno nastawiła się na radosną scenę ich ofia- rowania. - "Pamiętasz? - powiedziała - Tak samo..." To było przypo- mnienie, jak 18 lat temu do Szpitala Dzieciątka Jezus przyniosła mi ta- kie same róże, z tego samego ich ogrodu. Miałam wtedy 40 st. gorączki, spałam. Zbudził mnie plusk wody. To Wanda nalewała z kranu wodę do wazonika z różami. Była to jakaś intensywnie szczęśliwa chwila moje- go życia i powinnam była jej to powiedzieć, ale nie powiedziałam. Za- czynam miewać takie zahamowania i opory jak Anna. Może i obecność Anny pomieszała i rozdwoiła m1 uczucia. Tyle miałam z nią do pomó- wienia. Byłoby inaczej, gdyby Wanda przyszła sama - a lepiej, żeby tak były przyszły każda oddzielnie. W jednym z "Monde'ów" jest opis szczegółowy zajść w Zielonej Górze. Poszło o to, że lokal użytkowany przez organizacje katolickie rząd chciał zająć na Filharmonię. Kobiety, a potem i robotnicy stoczyli walkę z policją. Ale ten lokal czy gmach należał przed wojną do religij- nych instytucji ewangelickich, nie katolickich. Otóż gmachy poewange- lickie były wszędzie traktowane jako własnośE poniemiecka, zajmowa- na przez państwo polskie. Prawnie w tym wypadku ono ma rację, tym bardziej że Filharmonia - cel nie polityczny i godziwy. Ach, jakie to wszystko złożone i trudne. W jeszcze innym numerze "Monde'u" jest artykuł Simone de Beau- voir (na kolumnie algierskiej) opisujący krew mrożące w żyłach tortury zadawane przez francuskie władze śledcze aresztowanej algierskiej dziewczynie. Swoją drogą to jest jednak Francja, gdzie można właśnie taki artykuł ogłosić. Czegoś takiego nie napisaliby o Niemcach nigdy nawet komuniści z NRD. i Wandą Dąbrowską 17 VI 1960. Piątek Odjęty mi jest sen, odjęta mi jest zdolność spania. Jakie to straszne. Już nawet na trzech tabletkach nasennych nie mogę zasnąć. Dotąd nigdy nie brałam więcej jakjedną. Raz tylko czuły sen - w środę, pół godziny nad ranem. Śniło mi się, że Kazio Wierz. przyjechał do Polski. I dzisiaj - o 11 wieczór - 5 minut zaśnięcia i znowu czuły sen. Dyl mi się przyśnił. Jeszcze otworzywszy oczy czy też śniąc tylko, że się budzę - widziałamjego łebek leżący mi na ręku. Dziwne. Dwie czułe istoty, o których myślę, a raczej które czuję with a kindness of heart' - nieszczęśliwy poeta i pies. 1 W i t h a k i n d n e s s... (ang.) - tu: z czułością 19 VI 1960. Niedziela Dziwne kombinacje cyfr. Pierwszy raz w klinice byłam od 18 V do 28 V. Drugi raz od 8 VI do 18 VI. Dziś minęło właśnie 18 lat od dnia, kiedy po raz pierwszy zachorowałam tak ciężko na zapalenie miedni- czek nerkowych. Niezwykle ożywiona była ta pierwsza niedziela w domu, ale teraz już późno, a ja na phanodormie i meprobamacie ani rusz zasnąć nie mogę. Anna wciąż dobra i czuła, ach, gdyby zawsze taka była, życie nabrałoby jeszcze uroku. 76 20 VI 1960. Poniedziałek Jeśli uda mi się pokonać ten zamęt i słabość w organizmie, będzie to niezwykłe zwycięstwo nad szturmującą do mnie śmiercią. A jest mi ono potrzebne ! Czytam Tadeusza Brezy "Spiżową bramę"'. Niezwykła książka, pra- wdopodobnie będzie thlmaczona na wiele języków. Co za zdolność zbiera- nia informacji, znajdowania stosunków, wywiadywania się wszystkie- go. To jest genialnie napisana monografta wywiadowcza tych ostatnich lat pontyfikatu Piusa XII Pacellego.[...] Przysłowiowy urok osobisty Ta- dzia Brezy, przeszłość dominikańska, pasja do przedmiotu, dopełniona świetnyzni lekturami paru (nie w#nienionych) książek oraz dotarciem do najtajniejszych archiwów (urok osobisty) stworzyły z tej książki po- zycję w literaturze polskiej z niczym nieporównywalną. 1 Tadeusz Breza - Spiżowa brama. Notatnik rzymski,1960. 21 VI 1960. Wtorek Próbuję robić korektę "Wyboru opowiadań" do "Biblioteki Po- wszechnej"', ale mnie to nudzi. Więc większość dnia czytam "Spiżową bramę" Brezy. Książka sprawdza bezbłędnie to, co się wie o Brezie- geniusz gromadzenia i przekazywania informacji. Dystans do opisywa- nego przedmiotu właściwy tylko arystokratom. Jest w tym coś pokrew- nego do "Leoparda" Lampedusy2 - tylko że tam ten dystans służy tylko bezinteresownemu zafiksowaniu doświadczeń arystokraty zanurzonego w epokę przewrotu. Ale jest coś pokrewnego - obie te książki są diag- nozą kompromisu. # Wybór opowiadań Dąbrowskiej w Bibliotece Powszechnej ukazał się dopiero w 1966 r. z Giuseppe Tomasi di Lampedusa - I.ampart (11 gattopardo), I 958. Komorów.12 VII 1960. Wtorek Charakterystyka książki Jocelyna Bainesa': Największą jej zaletą dla Polaków jest najszersze chyba w angielskich conradianach wykorzysta- nie materiałów, źródeł, a nawet opracowań polskich. Cytuje nawet "Pa- miętniki" T. Bobrowskiego, które są białym krukiem (przypadkowo przeze mnie posiadanym), gdyż jeden z tomów jest wielką kroniką skandaliczną kresowego ziemiaństwa. Pamiętam, że zostały przez nie wykupione i w znacznej części zniszczone. Cytuje także młodego Naj- dera2, z czego się ucieszyłam. Drugą zaletą jest oczywiście potwierdze- nie przez tekst książki wagi i trafności polskiego rodowodu Conrada, a tym samym także potwierdzenie wartości mojej książeczki. Nic u Bai- nesa nie przeczy polskim sądom o Conradzie, przeciwnie, znaczna część twierdzeń Bainesa na polskich źródłach się opiera. Po Ujejskim, który dał raczej biografię literacką, i Aubrym z jego biograftą sensu stricto - nareszcie mamy angielską biografię kombino- waną, zarówno życiorysową, jak literacką. A mimo cały swój krytycyzm dzieło Bainesa jest - może a con- tre--coeur - ale jest hołdem dla Conrada (to z listu). Wbrew twierdze- niom głupiego snoba Grabowskiego3 doskonałą ta książka nie jest. ' Jocelyn Baines - Joseph Conrad. A Critical Biography, London, l960. z Z d z i s ł a w N a j d e r (ur.1930), krytyk literacki, działacz politycmy. Studiował polonistykę i filozofię na UW i w Oxfordzie. Pracownik naukowy PAN i współpracow- nik "Twórczości". Jeden z organizatorów Polskiego Porozumienia Narodowego (PPN). W 1.1982-83 dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa; w 1983 zaocznie skaza- 78 79 Marian Wyrzykowski i Elżbieta Barszczewska z synem Juliuszem w Komorowie. Fot. A. Lipka ny przez sąd wojskowy PRL na karę śmierci. Po anulowaniu wyroku w 1990 powrócił do kraju. Przewodniczący Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność". Szef zespołu doradców w rządzie Jana Olszewskiego. Wydał m.in. Nad Conradem, 1965, Ile jest dróg?, 1982 (wybór publicystyki dnxk. pod pseud. Socjusz, Bronisław Lasocki, Marian Kowalski w mies. "Kultura"), Życie Conrada-Korzenio- wskiego,1983, Wymiarypolskichspraw,1990. 3 Z b i g n i e w G r a b o w s k i, anglista, doktoryzował się na UJ, po wojnie w Londynie. W owym czasie w "Wiadomościach" bilansował dorobek conradystyki (nr 611) i recenzował Szkice o Conradzie Dąbrowskiej. Być może, na apodyktyczność powyżej zapisanej oceny miała również wpływ jego uporczywa kampania koresponden- cyjna w "Kulturze" (1958-60) przeciw Gombrowiczowi, który wykorzystał ją zresztą dla swoich celów i znęcał się nad nim niemiłosiernie. 14 VII 1960. Czwartek Przyszli thzści państwo z Ursusa ze swą suczką do Dyla. Suczka z początku go gryzła, potem zaczęły się zaloty. Właściciele jak dwie kluchy siedzieli na ławeczce. Ona żarła czereś- nie (które jej podałam), choć uprzedziłam ją, że są z robakami. Obser- wowałam psy z okna. Był to rodzaj zabawy czy pełnych wdzięku psich tańców i miało to w sobie coś niesamowicie "ludzkiego". Kiedy się psie wesele odbyło, a staruchowie z suczką odeszli, byłam pewna, że Dyl będzie uspokojony najakiś czas. Tymczasem do wieczora tak szalał z tęsknoty za tą suczką, jakby się w niej teraz dopiero zakochał. Bez końca stawał w prawym kącie ogro- du, gdyż poszli w tamtą stronę - śpiewał, jęczał, myślałam, że siatkę rozgryzie. 15 VII 1960. Piątek Nad listem Żydów kaliskich z Tel-Awiwu. Boże, co za kompleksy! Oni nie zadowoliliby się niczym mniej, jak żeby w Polsce w każdym druku, przy każdej okazji mówiło się o zagładzie Żydów!1 1 Konutet Redakcyjny Księgi o Żydac# Kaliskich, zapraszający pisarkę listem z 25 VI 1960 do udziahz w niej, zmierzał głównie do upamiętnienia zagłady środowiska żydo- wskiego w tym mieście. W liście dano wyraz rozczarowaniu, że prospekt obchodów 1800-lecia Kalisza w ogóle tę sprawę pominął. W odpowiedzi z 20 VII 1960 Dąbro- wska wspominała o pierwszym tomie Osiemnastu wieków Kalisza, gdzie znalazła się rozprawa J. Sieradzkiego o Statucie Kaliskim z I 264 dla Żydów, oraz proponowała, by Komitet zwrócił się w gnębiącej go sprawie do kompetentnych czynników. 16 VII 1960. Sobota Myślę, że absolutna niekomunikatywność Tulci w stosunku do mnie wynika między innymi z niemożności obrania przez nią formy, w jakiej chce mówić. W jej rzadkich oburzeniach i protestach figuruje: Ależ, Maryjko! - Ale poza to nie idzie. Nie chce mi mówić ani ty, ani pani. Pozostałaby feudalna forma: Niech to zrobi, niech przyjdzie - ale tej nie zna. Skąd jej ze mną konwersacja ogranicza się do zdań bezosobowych, informujących o rzeczach trzecich. Czy można by sobie wybaczyć po- dobne dziwactwo? Przeczytałam dwie zadziwiające książki: Tomasza Manna "Der Erwahl- te" (czytałam to już raz po niemiecku). Przekład Ani L. jest mistrzo- wski. Za ten przekład można jej wybaczyć, że jest wariatka, kłamczu- cha, plotkara, niedyskretna do niemożliwości. Ale cóż to za powieść le- genda! Może poza Sigridą Undset, która jest rozwlekła - chyba nikt tak sugestywnie nie podał średniowiecznej legendy. Mann, jak w paru utworach, patrzy tam z pogardą na największe odchylenia od normy moralnej, a nawet zgoła na zbrodnie i przestępstwa. Coś w rodzaju po- stawy artystycznej Hamsuna, tylko na górniejszych piętrach sztuki pisa- nia. Ale w takim razie według jakich kryteriów nadludzko wyrozumia- ły? [Kilka zdań nieczytelnych] i Tomasz Mann - Wybraniec,1951, przeł. A. Linke,1960. 17 VII 1960. Niedziela Jak w nocy piszę, wychodzą gryzmoły wariata. Jestem snadź mało przytomna, nawet gdy nie śpię. Ostatnie zdania więc są: Druga książka, to Krleźy: "Filip Latinowcz"'. Cóż za rozkład wszel- kiej rzeczywistości na elementy pierwsze, aż do obrzydliwości. Przypo- mina to pewien wiersz Tuwima o oddzielnym wszystkiego widzeniu, o niepowiązaniu niczego z niczym. Krleźa widzi oddzielnie już nie posta- cie czy przedmioty. Widzi oddzielnie kiszki, wątroby, tkanki, odchody, kupy tego wszystkiego... Pierwsza część książki to takie pogruchotane widzenie, w którym ni- by w półabstrakcyjnym obrazie od czasu do czasu ukazują się sceny fi- guratywne - jak wspomnienia owego stylu malarskiego, bo z reguły na- leżące do przeszłości autora. Od połowy zaczyna być mniej w typie 80 81 6 - Dzienniki, t. 4 antypowieści, przybiera postać normalnego opowiadania o słabo zwią- zanym z główną postacią związku, lub może świadomie zacierające główną postać. Tak czy owak - służy też wyrazowi bezsensu życia i alienacji autora. Odkrywamy stopniowo coraz więcej prekursorów " antypowieści". Krleźa niewątpliwie do nich należy. Jego powieść wyszła pierwszy raz w 1932 ("Powrót Filipa Latinowi- cza"). Jest to powieść jako tako interesująca, a jednak - mimo swego prekursorstwa w pesymizmie i w rozbiciu tradycyjnej formy - ani rewe- lacyjna, ani nawet wybitna. Gdzież to porównać z "Der Erwahlte" To- masza Manna, które [sic!] jest rewelacyjne od pierwszego zdania do ostatniego. Bardzo ciekawe, bo to jest w istocie swojej książka katoli- cka, a w każdym razie genialnie zrobiona na katolicką. W ciągu tak krótkiego czasu - trzecia (oprócz Brezy "Spiżowej bramy" były "Klu- cze Piotrowe" Rogera Peyrefitte'az) książka o papieżu! Jest w niej sporo ironii, ale to nie góruje nad jego pogardą wobec grzechu, byle pokuta była na miarę grzechu. i Miroslav Krleźa - Powrót Filipa Latinowicza,1932; przeł. M. Krukowska, Z. Sto- berski,1958. 2 Roger Peyrefitte - Klucze Piotrowe,1952, przeł. H. Szumańska-Grossowa,1958. 19 VII 1960. Wtorek Dzień niby bogaty, a dla mnie złowieszczo pusty. Nic nie robię w sensie pisania. Mann największe rzeczy napisał między 70 a 80 ro- kiem życia ! 20 VII 1960. Środa W "Świecie" jest recenzja Anny "Kandelabra"' - bardzo przyjemna. Jak po śmierci męża Anna zaczęła się rozwijać na dobrą pisarkę, tak po wyzbyciu się mnie z Niepodległości - rozkwitła w całej pełni. To są Emersonowskie prawdy: trzeba się pozbywać ukochanych, bliskich- tylko dalecy dają szansę. Ja tego' nigdy nie potrafiłam. Odejście nawet najbardziej męczącej bliskości rozsypywało mnie w gruzy. Wynik - schodzę na coraz dalszy margines. P. Hania przywiozła lipcowo-sierpniowy numer "Kultury". Co za frajdę sprawił mi Gombrowicz swoim dziennikiem o Beethovenie i li- stem do redakcji, w którym miażdży Zbigniewa Grabowskiego. Ucało- wałabym go za to, gdyby nie jego wstręt do takiej manifestacji uczuć ze strony kobiety i to starej, choć pederaści lubią tylko starsze panie. 1 A. Międzyrzecki - Kandelabr efeski, "Świat" 1960, nr 29 21 VI11960. Czwartek Cały dzień od świtu pada ulewny deszcz. Ustaje dopiero na sam wie- czór. Skończyłam wspomnienie o Zydach kaliskich dla Księgi Pamiąt- kowej Izraela. ' # Prośbę Żydów kaliskich pisarka starała się spełnić. Przesłane do Izraela wspomnie- nie nie znalazło się jednak w księgach pamiątkowych kaliszan: Seifer Kalish, Tel- Awiw, Nowy Jork,1964, Seifer Kalish, Tel-Awiw, Nowy Jork 1967, The Kalish Book, Londyn, 1968. Dopiero w końcu lat 80. udało mi się odnaleźć w Izraelu maszynopis niewielkiego, pięciostronicowego wspomnienia Dąbrowskiej pt. To co pamiętam, w którym pisarka przypomina środowisko żydowskie w Kaliskiem oraz w Nocach i dniach, tłumacząc szczupłość i błahość swych wspomnień wczesnym rozstaniem z ro- dzinną okolicą. Być może ów w pewnej mierze przyczynkarski charakter tekstu zdecy- dował, że nie znalazł się on w kaliskich "pinkasach". W liście towarzyszącym przesyła- nemu wspomnieniu, podejmując pewne wątki zaproszenia, Dąbrowska pisała ogólniej: "Bywała miłość i bywała nienawiść - z obu stron. Lub używając skromniejszych słów - i sympatie, i animozje, uprzedzenia, fałszywe wyobrażenia bywały obustronne i miały z obu stron różne uzasadnienia. Musimy chyba mówić o tym bez kompleksów- myślę o całokształcie historii, nie zaś o bestialstwach hitleryzmu, które wykraczały poza wszelkie złe czy dobre normy współżycia ludzi". 22 VII 1960. Piątek Około szóstej przyjeżdżają Lipkowie z półtorarocznym Jasiem. Przy- gotowałam się na to, że wizyta takiego małego dziecka będzie męcząca, tymczasem dziecko jest czarujące, ujmujące, wesołe, komunikatywne [...]. A to dzisiaj ważne, bo tak już mało jest miłych ludzi na świecie. Zdradza też pewne przejawy inteligencji. Poznaje Jurka na pierwszy raz widzianej fotografu. Na telefon, który widział tylko w czasie trzytygo- dniowego pobytu w Nieborowie, woła: Hallo, hallo. Świetnie naśladuje wszystkie zwierzęta, a najlepiej - gruchanie gołębi. Ma słuch, tańczy (z czym się przed nami nie popisał) i nuci piosenki: "Wlazł kotek na płotek" i "Karliku, Karliku" nie fałszując. Po bliższym przyjrzeniu mu się znika podobieństwo do cioć lipkowskich. Budowa czaszki i czoła zdumiewająco przypomina Bogusia, uśmiech i dołeczek #ak u mnie w 82 83 prawym policzku) - Jurka. Oczy tylko ma bardzo ciemne, zapewne bę- dą czarne. Słowem, to dziecko chwyciło mnie za serce i może przywróci wiarę w sympatyczne dzieci. 25 VII 1960. Poniedziałek W numerze "Listenera" z 30 czerwca jest artykuł: "The Japanese and Mr Eisenhower's Visit", który stara się osłabić wrażenie thzmnych ja- pońskich manifestacji przeciw Eisenhowerowi i Stanom Zjednoczonym. Przypisywanie głównej roli w rozruchach czynnikom ościennym - to znamy, to zawsze wszyscy robią. W artykule jest tylko jedno zdanie do- tyczące Hiroszimy: "Japan today is probably the most determinedly pa- cif#ist country in the world, thanks largely to Hiroshima"'. Czy można tutaj używać słowa: "thanks"? I czy nie bliższe prawdy byłoby: "Myśle- liśmy, że Japończycy zapomnieli. Ale Japończycy nie zapomnieli i nie wybaczyli Hiroszimy". W PKO wkłady oszczędnościowe wzrosły już do 13 miliardów. Zwłaszcza wzrosły wkłady na książeczki "docelowe" i premiowane. Ale niezależnie od tej okoliczności to jest jednak sprawdzian zarówno pew- nej (mimo wszystko) stabilizacji i zaufania do ustroju. Pożyczyć Pań- stwu 13 miliardów złotych to jest wielkie zaufanie, tak wielkie, że w za- mian można społeczeństwu pozwolić trochę pokrytykować i ponazzekać. A oto jeden z kwiatków naszej ludowej administracji. Wszystkim na- rożnym domom w Komorowie polecono wywiesić dwie tabliczki z dwoma numerami. Np. mój dom na mieć tabliczkę: ul. Kraszewskie- go 3 i ul. Słowackiego 7. To nonsens zakrawający na obłęd. 1 J a p a n t o d a y... (ang.) - Japonia jest dzisiaj prawdopodobnie najbardziej pacy- fstycznym krajem świata, w dużej mierze dzięki Hiroszimie. Warszawa. 27 VII 1960. Środa Z p. Hanią w kinie "Wars" (Nowe Miasto) na filmie Bergmana "Tam gdzie rosną poziomki"'. Świetnie zrobiony film, daleko odbiegający od beznadziejności "nouvelle vague" czy szkoły włoskiej. Nie pokazuje, że wszystko nonsens i alienacja, lecz że obie te rzeczy wynikają z oschło- ści serca i umysłu, z egoistycznego zamknięcia się na śamym sobie. Wiele smutku i ponurości jest w tym filmie, dość też ironii i humoru, aby go uważać za nowoczesny. Ale jest szukanie wyjścia z tego stanu. I wyjście bardzo proste się znajduje. Film kończy się happy endem. Stary 78-letni profesor jadący na swój jubileusz (świetnie pokazana nadęta uroczystość) do Lund, zanim stamtąd powrócił, odnajduje w sobie czu- łość serca dla ludzi - dla matki, syna, synowej. [...) Urocza trójka mło- dzieży "ultranowoczesnej" - urwisy i pozorni cynicy, którym jednak o coś chodzi. Chłopcy biją się o to, czy należy wierzyć w Boga, czy nie. W przeciwieństwie do pokazywanej dziś na filmach młodzieży - ci ma- ją serca otwarte do ludzi, czułe, a o to właśnie chodzi. Właściwie ten film mógłby być uważany za udane arcydzieło w duchu sztuki socreali- stycznej. Choć jednocześnie to jest film o śmierci - jakby rachunek sumienia w obliczu zbliżającej się śmierci. Koszmarne sny profesora - przezna- komicie zrobione, jeden przypomina mi trochę sen Barbary po śmierci matki. Sprawdzianem społecznej wartości filmu jest, że bardzo podobał się p. Hani, która nie rządzi się kryteriami estetycznymi, lecz wyłącznie moralnymi. Kiedyśmy wyszły, powiedziała: "Po tym filmie człowiek wyrzuca sobie, że jest za mało dobry, i chciałby być lepszy". To nie jest wcale takie do pogardzenia zadanie sztuki! 1 Tam gdzie rosną poziomki (szw.),1957, scen. i reż. Ingmar Bergman. Komorów. 29 VII 1960. Piątek Dziś nareszcie zaczęło się przejaśniać, dużo cieplej, wyjrzało słońce! Pomyśleć! Koniec lipca i żyto jeszcze nie pokoszone - to niebywała rzecz. Mimo "Lata w Nohant" (było tych "lat" sześć), dopiero z książki Wierzyńskiego' uprzytomniłam sobie, ile na przyśpieszeniu śmierci Chopina zaważyło zerwanie z nim George Sand. Tylko przez rok trwał (wedle przytoczonych źródeł) ich stosunek miłosny: 7 pozostałych łą- czył ich przyjacielski mariage blanc2. Ta dziwna kobieta była mu matką i opiekunką. Pobyty w Nohant - powietrze, troskliwa pamięć o wszy- stkim, czego dla zdrowia potrzebował - powstrzymywały proces rozwi- jania się gruźlicy. Ale nienawidził go syn George Sand, bałwochwalczo kochany przez matkę. Pod wpływem napięcia przez to wytwarzanego Sandowa oskarżyła... Chopina, że nienawidzi jej dzieci, chce ją z nimi poróżnić itp. I zerwali. A tym, który nieodzownie potrzebował ciepła tej 84 85 swojej przybranej rodziny, był Chopin. Choroba nasiliła się wśród cier- pień tego nieporozumienia. Jakie to podobne do mojej sytuacji z moją przybraną rodziną. Tyle że nie dojdzie do zerwania, bo mamy bardziej opanowane temperamenty niż wybuchający trywialnymi scenami dom Sandowej. Przeraża mnie, że zaczynam prowadzić "dziennik lektury". Pisarz, co stał się lektorem, przestaje być pisarzem. Wszystko, co napisałam najlep- szego, powstało, kiedy mało czytałam. I Kazimierz Wierzyński - Życie Chopina, wyd. ang.1949, wyd. pol.1953. z M a r i a g e b 1 a n c (fr.) - białe małżeństwo 3I VII 1960. Niedziela Ze snu zbudziło mnie szczekanie Dyla w ogrodzie i znajomy, trochę tylko głuchy głos, mówiący: "Dyluś, Dyluś". Poznałam, że to Hubert Stempowski, który listem z Otwocka na dziś się zapowiedział. Był dwie godziny. Zaleczyli mu lewe płuco o tyle, że wraca do domu. Ma jakiś żółtawy odcień, zwłaszcza na załamaniach rysów, bokach twarzy, jak gdyby twarz miała żółtawą aureolę. Ale poza tym wygląda lepiej niż przed chorobą. Ten człowiek, co nigdy sobie nie pozwolił na urlop i kil- kanaśnie lat pracował niemal dzień i noc, tak że właściwie z przepraco- wania zachorował - odpoczął nareszcie przez rok w sanatorium. To mu dobrze zrobiło. Był dwie godziny. Żałowałam, że nie jestem teraz tak swobodna w rozdawaniu pieniędzy, jak byłam dawniej, i że nie mogę mu od razu dać na to spółdzielcze mieszkanie w Radomiu. Dawniej nie czekałby ani minuty. Warszawa. I VIII 1960. Poniedziałek Po drodze parę drobnych przygód, jak koszmary z filmu "Tam gdzie rosną poziomki". Na stacji siadłam na ławce naprzeciw zegara, żeby wiedzieć, jak długo przyjdzie mi czekać. Spojrzałam: zegar był bez wskazówek. Po przyjeździe na Grójecką wsiadłam do taksówki, kierow- ca pyta: "Na Powązki?" Aż się wzdrygnęłam: "Czy tak wyglądam?"- Szofer w śmiech: "Nie, wcale tak pani nie wygląda. A to mi się dopiero powiedziało. Myślałem, że na 1 sierpnia, bo to pani nie wie, co się dziś działo na Powązkach". W Komorowie zaczęłam czytać "La peau" Malapartego'. Z tego, co o nim czytałam u Brezy i w "Encounter" - nie spodziewałam się nic szczególnego. Tymczasem te pierwsze rozdziały cóż to za jadowita świetność, jak tam wszystko do niczego dotąd napisanego niepodobne. Jak tam pokazane niedola i upokorzenie "wyzwalanego" narodu. Jak ja- dowicie, choć za pomocą samych komplimentów, pokazani wyzwalają- cy Anglosasi, a zwłaszcza "dobrzy Amerykanie". Ten styl i to podejście zrobiły na mnie wrażenie. # Curzio Malaparte - La Pelle, 1949, Skóra, zbiór reportaży o wyzwoleniu Włoch przez aliantów. 2 VIII 1960. Wtorek Wczoraj wieczór wzięłam "Spiżową bramę" Brezy, żeby odszukać rozdziały, gdzie opisana śmierć Malapartego w 1957 roku. Jaka różnica 86 Hubert Stempowski z rodziną między książką twórczą a choćby najgenialniej podaną informacją. Bre- zy niepodobna czytać drugi raz. Już to nas nudzi. Ten pobyt w lecznicy jest dziwny na skutek jednoczesnego przeby- wania tu Bronka Linkego, a wskutek tego i bezustannie Ani. Wskutek 9 Autoportret szpitalny. Rys. M. Dąbrowska Lecznica.16 VIII 1960. Wtorek Słychać deszcz i leniwą burzę. Noc w lecznicy! Trzeba by się chyba upić, żeby zasnąć, żadne środki nasenne nie skutkują. Męką jest patrzeć na Bronka jak na skazańca, choć być może oboje jesteśmy skazańcat#Zi. 17 VIII 1960. Środa Którejś niedzieli Iwaszkiewicz rozeźlił się wściekle przeciw ogłasza- niu (fragmentarycznemu) dzienników pisarzy za życia. Uznał to za wy- raz pychy i egotyzmu'. Nie widzę, aby w ogóle ogłaszania utworów lite- rackich za życia nie można było podciągnąć pod tę samą kategorię py- chy i egotyzmu. Najskromniej jest unikać w ogóle. Ale czy pożytecz- nie? Pojęcia nie mam, co tak Jarosława rozeźliło? Przecież jego własne " Rozmowy o książkach" (często b. słabe) są wyrazem apodyktyzmu i pychy najczęściej. I nadto - polskie przynajmniej dzienniki są mu z re- guły życzliwe. ##.j,Q-#!i 6#'# # ' ## tego więcej towarzyskiego urozmaicenia i nowe z nimi zbliżenie, ale je- go sprawa nie przedstawia się wesoło. [...) # Jarosław Iwaszkiewcz - Dzienniki, "Życie Warszawy" 1960, nr 182 19 VIII 1960. Piątek Coraz głupiej ze mną i nie wiem, w jakiej jestem sytuacji. Czy to umieranie, czy to zdrowienie? [...] Albo wyzdrowieję, albo umrę - bez diagnozy. Choć nikt nie tylko w moją śmierć, ale w moją chorobę nie chce wierzyć. Podobno popra- wiam się na wyglądzie, przybyło mi 900 g. Ale łączność z życiem tak już przerwana, że nie wiem, jak ją nawiążę. Niepodległości, Komorów - zdają się leżeć w innej części świata. Na napisanie czegoś większego już nigdy się nie zdobędę! Może ta zgryzotajest główną przyczyną mo- jej choroby? W ciągu wczorajszego dnia i dzisiejszej nocy przeczytałam Conrada 88 89 Dom w Komorowie. Rys. M. Dąbrowska ,Suspense" po polsku. Ohydny przekład'. Sam tytuł: "Oczekiwanie" nie ma nic wspólnego z "Suspense". I tradycyjnie przez polskich conrady- stów używany był tytuł: "W zawieszeniu". Sam przekład ohydny roi się od różnych młodopolskich "grani", "zrębów", "zewów", "pustaci" itp. Humorystyczna archaizacja, naduży- wanie słowa "suponuję", komiczne "markizostwo", "yorkshireski". Sama rzecz mówi dobitnie, co Conrad byłby w stanie stworzyć, gdy- by nie był tak ciężko chory i pożył jeszcze lat kilka. Niewątpliwe dla mnie, że zabił go wysiłek nad tym potężnie zakrojonym dziełem. i J. Conrad - Oczekiwanie, przeł. Jerzy Bohdan Rychliński,1960 20 VIII 1960. Sobota Bronek odwiedził mnie dziś wróciwszy z Instytutu Onkologii, gdzie go drugi raz naświetlano promieniami Roentgena. Był ubrany w brązo- wą marynarkę i z humorem opowiadał o pielęgniarzu, który go zawozi i przywozi z Wawelskiej. Mówi: "Pan się już tak dobrze poczuł, że te naświetlania to romansik". Albo: "To taki stadion choroby". 22 VIII 1960. Poniedziałek Wymierzyli mi podatek wyrównawczy w wysokości 28 268 zł. Mój Boże, te pieniądze będą zmarnowane lub też przez kogoś ukradzione. O ile wolałabym móc je włożyć np. w melioracje osiedla Komorów. Nie tylko mojego domu, ale w ogóle Komorowa dotyczące. 23 VIII 1960. Wtorek Kiedy ja będę nie już u siebie, ale sobą. Człowiek w położeniu pa- cjenta bardzo mało jest sobą. Nieoczekiwanie przyszła pani Szymańska z korektą wspomnień o Żeromskim'. To bardzo lichy kawałek, ale Szymańskiej się ucieszy- łam. Miałam z nią zawsze do czynienia chyba od 1945 roku i zawsze była dla mnie wyjątkowo uprzejma i dobra. Prócz tego uważam ją za osobę b. dzielną, skuteczną, umiejącą dobrze planować i uczynną. i M. Dąbrowska - Wspomnienie o Żeromskim, pierwodruk "Gazeta Ludowa",1946, nr 2; przedruk z niewielkimi zmianami w: Wspomnienia o Stefanie Żeromskim, 1961, oraz w: PR, t. II. Komorów. 28 VIII 1960. Niedziela Wczoraj mimo wszystko nie udało mi się wyjechać do Komorowa. Jakoś jeszcze zbyt wytrącona z równowagi, a nadto na piątą zapowie- dział się Henryk. Henryk zjawił się nieco wcześniej, wyszedł po szóstej. Byłam rada, że mogłam mu oddać pozostałe 1000 zł za obraz - f#iołkowo-szary olej, prawie abstrakcyjny pejzaż znad Wisły. Jest w dobrej formie i bardzo serdeczny. Wyrzucam sobie, że nie oddaję mu tej serdeczności z na- wiązką, jak to było zawsze w moim zwyczaju wobec ludzi okazujących mi serdeczność. Po obiedzie wyruszyłyśmy z p. Hanią kolejką do Komorowa. Anna powitała mnie przepięknym bukietem gladiolusów. Stoi w moim pokoju jak rozłożysta katedra różowo-biało-purpurowa; olbrzymie kwiaty, tęgie grube łodygi. 12 IX 1960. Wtorek W ciągu czasu do 10 IX napisałam dla "Polonii" 3-stronicowy kawa- łek pt. "Miejsca straceń w Warszawie" (skurtyzowany przez cenzurę, # bo nic nie wolno powiedzieć przeciw Niemcom dzisiejszym zachodnim ani przeciw Ameryce)1, 5 stron "Młodzi w literaturze polskiej" dla wy- # miennego z "Życiem Warszawy" numeru "Journal de Geneve" (pra- wdopodobnie nie przyjęty, bo dotąd nie ma stamtąd żadnego telefonu- Korotyński zawsze dziękował, kiedy mu coś przesłałam) - i 14 stron dziennika-reportażu z pobytu w Jugosławii w 1934 r.z To ostatnie było # tylko przepisywaniem i kosmetyką. Ale idzie o wysiłek fizyczny, jakim jest pisanie. 22 strony na maszynie, prócz jeszcze kilku listów - to do- syć, że już pojawiła się temperatura 37 do 37,4 i abym dostała jakiegoś małego ataku serca w niedzielę w Komorowie. # M. Dąbrowska - Miejsca straceń w Warszawie, "Polska" 1960, nr l 1. z M. Dąbrowska - Dziennikpodróży do Jugosławii w 1934, PR, t. I,1964. I 7 IX 1960. Sobota To załamywanie się mojego pisania (i sensu, i znaków), gdy tylko próbuję coś zanotować w łóżku - przeraża mnie. Zdaje się więcej mó- wić o stanie mojego zdrowia niż wszystkie diagnozy. Charakterystyczne są moje zapomnienia. Dotyczą najczęściej moich 90 91 interesów pisarskich albo w ogóle spraw pisarskich, które tak mało mnie obchodzą. Jak "chory z urojenia" jestem pisarzem mimo woli. Belgrad. 21 IX 1960. Środa W Belgradzie' - dla mnie to zawsze nieoczekiwane - czeka mnóstwo osób z wydawnictw i z Societe des editeurs. Kwiaty, reporterzy, fotore- porterzy, których flesze biorę zrazu za błyskawice nadciągającej burzy. Zamiast do hotelu (co jest zawsze naszym ideałem) wiozą nas daleko za miasto, w parkową dzielnicę, gdzie mają wille jakichś plutokratycznych emigrantów jako domy rządowe dla przyjęcia wyjątkowych lub wysoko postawionych gości. Willa w ogrodzie. 1 Do Jugosławii Dąbrowska (wraz z Anną Kowalską) wyjechała prywatnie na wypo- czynek. Pisarka dysponowała honorarium za Znaki życia i właśnie mający się ukazać w Lublanie przekład Nocy i dni. Mimo to przyjazdjej i pobyt potraktowano niemal oficjal- nie i z wielkimi honorami. 22 IX 1960. Czwartek Po bankiecie odpoczywamy. Wieczorem do kina na tutejszy film " Kapitan Leczi". Kino b. źle urządzone: zaduch, palą, jedno wejście i wyjście. Wszyscy się tłoczą niemożliwie; palą jeszcze bardziej. Publi- czność ludowa, pachnąca niemytymi ciałami, niepranym odzieniem. " Waniliowa nóżka" jak mawiał St. A pomimo to zachowuje się cierpli- wie, skromnie i przyzwoicie. Film popularny o temacie podobnym do " Popiołu i diamentu", z którym jednak nie może się w najmniejszym stopniu równać. ' Gruby, słabo zrobiony f#ilm o "bandach reakcyjnych" w ostatnim ro- ku wojny. Jest parę dobrych kreacji; teren - najbardziej zachowawcza część Jugosławii Czarnogorje (Skopje). Sytuacja "band" powojennych jest tu zupełnie inna niż u nas i cał- kiem jednoznaczna. Bandy składają się z kolaborantów, wchodzili w nie nawet Niemcy. U nas było odwrotnie. Walczący z Niemcami nie wyszli z lasów, gdy wkroczył drugi okupant. U nas problem jest bardziej tragi- czny i zawiły. Parę dobrych kreacji aktorskich, świetna rola komiczna w rodzaju "dobrego wojaka Szwejka" - a to się zawsze udaje. Jugosławia ma aż sześć republik: Serbia, Chorwacja, Słowenia, Ma- cedonia, Bośnia i Hercegowina, Czarnogórze. Antagonizmy są zdaje się bardzo ostre - mimo że ludzie dobrej woli robią co mogą, żeby je zała- godzić. Dubrownik. 24 IX 1960. Sobota Miałam z tego Pile wspomnienie nieładu nowej dzielnicy. Tymcza- sem od dwudziestu kilku lat zrobiło się ślicznie. Wrażenie południa ogromne. Anna nie czuje się rozczarowana. Błoga słoneczna pogoda. Powietrze pachnie, cudownie pachnie. Czu- ję się po raz pierwszy, jakbym nie była chora, toucheel, zagrożona. lTouchee(fr.)-tu:tknięta 28 IX 1960. Środa Znów cudna letnia pogoda. Wieczorami księżyc na morzu. Cudo. I ta radość. Już dawno Anny nie widziałam w takim świetnym i dowcipnym humorze. Ostatnimi nocami, nie mogąc dhzgo zasnąć, czytałam przywiezione- go tu ze sobą "Pana Tadeusza" w kieszonkowym wydaniu. Po raz pier- wszy w życiu czytałam to z bardzo mieszanymi uczuciami. Jan Nepo- mucen Miller, który niegdyś krytycznym artykułem o "Panu Tadeuszu" zabłysnął jako zapowiedź wielkiej w Polsce krytyki, zdołał to rozwinąć w książkę "Zaraza w Grenadzie", ale skrzyczany przez wszystkich. Na- wet i ja wzięłam wtedy udział w pełnym co prawda atencji dla Millera, ale pro-Panatadeuszowym komentarzu. I dotąd te moje racje są dobre, ale dalibóg żywe są i racje Millera, choć nie z tak ciasnego marksisto- wskiego względu należało je podać. Nostalgia, tęsknota do "kraju lat dziecinnych" - wszystko to dobre i śliczne. Epika - fajnie. Ale wszy- stko to uważając "Pan Tadeusz" jest jednak trywialny. Cała metaforyka utworu dziwnie kunsztowna i - mimo porzucenia akcesoriów mitologi- cznych - pseudoklasyczna. 29 IX 1960. Czwartek Gdyby Anna była naprawdę taką, jaką jest, kiedy gra rolę czarującej, przedowcipnej, interesującej (wręcz świetny talent aktorski), życie z nią byłoby przeurocze. Ale to tylko rola. Gdy się nią zmęczy i staje się cał- 92 93 kiem sobą prawdziwą - zionie złością jak witriolej ' - nienawiść i pogar- da dominuje, nawetjej spojrzenia zabijają. Impertynencjajej odezwań się w takich szczerych momentach nie ma sobie równej. Mnie to bardzo przygnębia i choć robię "bonne mine", jestem od razu bardziej chora. # W i t r i o 1 e j (śrdn. łac.) - kwas siarkowy Hvar. 2 X 1960. Niedziela O trzeciej w nocy budzę się z mocnego snu z uczuciem absolutnej szczęśliwości. Rano słońce i cudowna pogoda. Za oknem morze już uspokojone szerzy się i szeleści. W pokoju czarujący balkon, tylko żalu- zje źle funkcjonują. Przed południem "odkrywamy" Hvar. Jest całkiem inny jak Dubrow- nik czy Lokrum, ale też b. piękny. Pinie mają w tej porze roku dziwnie świeżą, jasnozieloną barwę. Pachną. Całe powietrze pachnie tak, że na- wet ja to czuję, co mam tak słabe powonienie. 3 X 1960. Poniedziałek Dziś rano przeprowadzono mnie trzeci raz do pokoju nr 3, mającego łazienkę wspólną z pokojem Anny. Ale dziwne. Wszystko, co nas ota- cza i czym starają się tu nam dogodzić, powinno nas uszczęśliwiać. I uszczęśliwia w takim stopniu, w jakim to jest dla mnie jeszcze, a dla Anny w ogóle - móżliwe. Ale raz tylko w czasie tej podróży miałam chwilę takiego błogiego rozweselenia, jak kiedyś za pierwszym przyby- ciem do Jugosławii. Wmawiam w siebie, że mnie uleczy i jeszcze jakoś odmłodzi. Ale na to trzeba tu siedzieć ze sześć tygodni, a zważywszy na program, jaki dla nas obmyślono w Beogradzie, postanowiłyśmy już wyruszyć 25 X. To jest tego samego dnia, którego ja w 1934 po raz pierwszy w życiu do Jugosławii przyjechałam (do Dubrownika). 5 X 1960. Środa Wbrew oczekiwaniom - ten słabnący i nasilający się na przemian szum wody męczy mnie i drażni. Wszystko już drażni chore zmęczone Wyspa Hvar p 9 # # ciało, w którym wolny, wesoły duch (pomyślany jako nieśmiertelny) czuje się niby zamknięty w łagrze. Nie wiem, czy powinnam się upierać przy życiu, co już tak mało jest życiem. Ledwie ze dwa dni zdawało mi się, że wracam do zdrowia i do sił. 7 X I 960. Piątek Dzisiaj są moje imieniny. Z inicjatywy Anny, a więc przez nią, zosta- łam nieoczekiwanie obdarowana czarującym spacerem. [. . . ] Koło ruin pałacu (zdaje się, XVI-wiecznego poety Hektorovicia') zaczęłyśmy się piąć po schodach wiodących ku fortom Napoleona. Szłyśmy bardzo wolno, bo to wysokość na dobre kilkanaście pięter. Nagle minęły nas dwa konie idące w górę lekkim truchtem po tychże schodach. Na rogu jednej z poprzecznych uliczek stały juki osła. Po prostu mieszkał tu 94 osioł na ósmym, powiedzmy, piętrze. Między miastem a Fortem Napo- leona tarasami park urządzony przez miasto. Cisy, cyprysy, oliwki, aga- wy, opuncje. Zakosami alei zaszłyśmy dosyć wysoko. Widok stamtąd na miasto przecudny i na morze. Miasto jak malarska kompozycja hisz- pańskiego kubisty. Morze pod chmurami zachodu fiołkowo-purpurowe - jak w poezjach starożytnej Grecji. Morze koloru wina. Zielone na nim wyspy. Wybrzeża śródziemnomorskie są groźne i patetyczne. Starożyt- ność, bieda i skały. Hvar jest pod tym względem typowy. Wyjątek sta- nowi może jeden Dubrownik, pełen wesołego, uśnuechniętego czaru. Po powrocie wciąż jeszcze rozśmieszała nas myśl o koniach idących schodami w górę. W głębi wieczoru nostalgiczne szlochanie osłów. Ko- biety z ciężarami na głowach, często nie podtrzymywanymi nawet ręką. Po kolacji gwiazdy - migotanie jakby reflektorów czy błyskawic na morzu. Dziwnie w tym absolutnym nieróbstwie nie mam już na nic czasu. Cokolwiek zamyślę zrobić, tak mi jest, jakbym to miała robić w pocią- gu, w którym zaraz krzykną na mnie: "Wysiadać!" - i to będzie moja stacja ostatnia. 1 P e t a r H e k t o r o v i ć ( 1482-1572), jeden z pisarzy dalmatyńskiego Renesansu, mieszkający na wyspie Hvar; autor poematu o rybakach. 10 X 1960. Poniedziałek Wciąż wyje ten przerażający wiatr jugo. Nie przypuszczałam, że przebywanie na Południu, na owym sławnym z piękności Południu, mo- że być taką torturą. Wciąż zdaje zni się, to że nas szlag trafi przy tej wi- churze i tych zmianach ciśnienia, to że nagle będzie trzęsienie ziemi. Jak to uczy skromnego zadowolenia z tego, w czym urodzić się nam i żyć przypadło. To właśnie dla nas jest dobre, jeśli tylko mamy w sobie jakąś treść. 11 X I 960. Wtorek Dziś wiatr się wreszcie uspokoił, ale morze jeszcze się rusza i ciężko wzdycha. Rano rysuję klasztorek franciszkanów. O piątej idziemy zwie- dzić "muzeum" klasztorku. Wychodzi w końcu stary, chudy zakonnik. Mówi, że "muzeum" o tej porze roku otwiera się tylko rano. Pytamy, dlaczego nie ma krzyża na kościele? Odpowiada, że piorun go strącił, a postawienie nowego kosztowałoby 20 tysięcy dinarów. Nie wierzymy 96 w tę bajkę i podkreślamy, że w Hvarze na żadnym kościele nie ma krzy- ża. [...] Kościół tu jest, zdaje się, prześladowany i bardzo biedny, a lu- dzie obojętni religijnie. A może ta okoliczność jest przyczyną, że ko- ścioły czynią tu wrażenie takiej biedy i opuszczenia, trochę też jakby były z pierwszych wieków chrześcijaństwa. 13 X 1960. Czwartek Anna bardzo dobra, ale piekielnie się tu nudzi. Zanotowała dziś po- mysł opowiadania na temat klasztorku franciszkanów. I ja chciałam o tym zrobić opowiadanie - więc to już odpada. Ja już nic nie napiszę. We mnie pomału zagospodarowuje się śmierć. Ciekawe, że Anna pierwszy szkic utworu pisze po francusku. IS X 1960. Sobota Przyszły listy od Sawy Andjelkovicial. Przysłał listy od Tuli i p. Hani na adres belgradzki przysłane i numer pisma "Knjiga i Svet". Niemal cały poświęcony Annie i mnie. Jest artykuł Subotina, jego przekład "ga- wędy o literaturze"z, a nade wszystko ku mojej radości dużo reprodukcji moich rysunków z Rabu z 1936 r. # S a v a A n d j e 1 k o v i ć, podówczas pracownik Stowarzyszenia Wydawców, które podejmowało Dąbrowską; później dziennikarz. Po powrocie pisarki z Jugosławii parokrotnie do niej pisał o jej sprawach wydawniczych. z S t o j a n S u b o t i n (1921-1977), serbski badacz i tłumacz literatury polskiej. Studiował slawistykę na uniwersytetach w Bernie i Krakowie. Od 1960 profesor uni- wersytetu w Belgradzie. Autor książki o powieściach płd.-słowiańskich T. T. Jeża, 1966, i wielu studiów i artykułów o klasykach i współczesnych pisarzach polskich (od Mickiewicza do Borowskiego). Przełożył kilkanaście książek polskich, także z zakresu wiedzy o literaturze (Markiewicz, Janion); ponadto wybór nowel Sienkiewicza, antolo- gię polskiej prozy fantastycznej i polskich baśni ludowych. 22 X 1960. Sobota Boże, oddal ode mnie przynajmniej to poniżenie utraty władz umy- słowych. Mimo ustania bólów leżę z powodu nie ustępującej już od przedwczoraj tachikardu i tak wielkiego osłabienia, że ledwo trzymam się na nogach. Ku mojemu osłupieniu jestem gorzej niż przy najgorszych wyjściach z kliniki. Anna rano idzie zwiedzić klasztorek franciszkanów. Bardzo 7 - Dzienniki. t. 4 żałuję, że mi się tego nie udało zobaczyć. Anna opowiada z przejęciem o tej wizycie. Oprowadzał pater Paulo, 85 lat, piękny, w typie (psychi- cznym jakoby) p. Stanisława. Brat Kazimierz (który obecnie jest gwar- dianem klasztorku) ma lat ponad 70 i jest właściwie rzeźbiarzem. Wedle średniowiecznej tradycji rzeźbi w drzewie. Chciałabym kiedyś jeszcze zawadzić o Hvar, żeby naprawdę poznać wyspę i ten klasztorek. Być tylko, powiedzmy, tydzień. 23 X 1960. Niedziela Doktor Vinko. Młody, przystojny, czarne oczy troszkę wypukłe, wy- gląda bardzo na Włocha, oprócz kroackiego mówi też trochę jedynie po włosku. Straszliwie narzeka na nieludzkie przemęczenie. Jest państwo- wym lekarzem nie tylko na Hvar, lecz i na okoliczne wsie. Co dzień motorówką dociera do jakiejś wsi. Wszyscy mają do niego pretensje. Pacjenci, gdy zapisuje lekarstwa, których nie ma w hvarskiej aptece. Państwo, kiedy zapisuje środki droższe zamiast tańszych (?). Opowia- danie swoje (mówi po włosku do Anny) kończy słowami: Credo che de- vo e basta'. # C r e d o c h e... (wł.) - Sądzę, że muszę, i koniec. 24 X 1960. Poniedziałek Jak dobrze teraz rozumiem i "Śmierć w Wenecji", i opis ostatniej po- dróży matki Nielsa Lyhne z synem do Szwajcarii. Anna cudownie, ge- nialnie zapakowuje mi walizkę. Boże, nie zrobić jej niechcący kawału ani kłopotu. Rijeka. 26 X 1960. Środa Mimo gniewy Andzi na "mały statek" myślę, że "Partizanka" jest wybornym, dużym okrętem. Płynęłyśmy 18 godzin. W nocy była silna burza, w kabinie ledwie się to dało uczuć, nawet Annie podlegającej morskim chorobom. Tyle, że się obudziła i wzięła paryską pigułkę con- tre la maladie de mer. Podpływaliśmy wtedy do Rabu. Od strony okienka widać było ten właśnie brzeg zatoczki, gdzieśmy mieszkali w 1936. Był po tej stronie wtedy tylko hotelik "Continental". Teraz sznur latarń wzdłuż całej zato- czki. W świetle błyskawic widać wyrosłe nowe gmachy. 98 Przy trapie mały koszmar, nim rozpoznałam, a raczej zostałam roz- poznana przez prof. France Vodnika, który wsadza nas do auta i wiezie wprost do Lublany. Vodnik wzruszający. Ma za sobą 21 przekładów polskich książek. Tłumaczy teraz "Noce i dnie". Studiował w Polsce w 1928-9 u Chrza- nowskiego. Jest właściwie jedynym polonistą w Słowenii.' Ale wszystkie Vodnika przekłady umykają - pochłania nas oczaro- wanie pejzażem. Co za prześliczny kraj ! # F r a n c e V o d n i k (1903-1986), słoweński poeta, krytyk literacki i teatralny, edytor oraz wybitny, choć nie jedyny - jak pisze Dąbrowska - znawca i thimacz litera- tury polskiej w Słowenu. Po studiach w Lublanie, w 1. 1928-29 nadal studiował jako stypendysta w Krakowie, słuchał wykładów m.in. profesorów I. Chrzanowskiego i K. Nitscha. W młodości związany był z odnowieńczym ruchem katolickim, skupionym wokół czasopisma "Krzyż na Górze", wydał antologię słoweńskiej liryki religijnej (1928,1980), a w 1932 jedyny własny zbiorek poetycki Borilec z Bogom. W 1.1930-65 był nauczycielemjęzyka i literatury słoweńskiej, przez pewien czas wykładał w wyższej szkole dramatycznej przy konserwatorium w Lublanie. Był redaktorem "Doma in sveta" (1933-37) i "Dejanja" (1939-41). W 1942-43 więziony w obozie koncentracyjnym w Gonars (Włochy). Po wojnie nadal rozwijał działalność krytyczną, wydał wiele zbiorów szkiców literackich i teatralnych, m.in. Idea ijakość,1964, Od horyzontu do horyzontu, 1972, Dialektyka i metafizyka słoweriska, 1983. Przełożył z literatucy polskiej, m.in. utwory H. Sienkiewicza, S. Żeromskiego, J. Korczaka, J. Kadena-Bandrowskiego, Z. Nałkowskiej, M. Dąbrowskiej (Noce i dnie), J. Andrzejewskiego, I. Newerlego, S. Le- ma. Ogłosił wiele artykułów o literaturze polskiej, wydał antologie polskiej noweli (1937, 1951) oraz słownik polsko-słoweński (1977). Laureat rozmaitych nagród w Sło- wenii, a także nagród polskiego Pen-Clubu (1964, 1970), ZAIKS-u (1980) i SEC (1984). Lublana. 27X 1960. Czwartek O czwartej według umowy przychodzi do mnie p. France Vodnik. Opowiada, jak ciężko chorował zeszłego roku na żołądek - już myślał niekiedy, że umrze i że musi zaniechać dalszej pracy nad przekładem "Nocy i dni". Ale jakoś w końcu wydobrzał, tyle że się wszystko spóźniło. Ale dwa pierwsze tomy są już w druku. Przyniósł odbitki, przeczytał mi część rozdziału o śmierci babci (I tom). Czytał z przeję- ciem i wzmagającym natchnieniem. Widać, ile serca kładzie w tę pracę. Zdaje mi się, że to jest dobra robota przekładowa. P. Vodnik jest tak nerwowy i tyle ma mi do powiedzenia, że ja prawie nie mogę dojść do słowa. Zaczął jako poeta, potem został eseistą i krytykiem teatralnym. Poka- 99 zuje przedwojenną francuską antologię poezji jugosłowiańskiej, gdzie i jego wiersz pt. "Walka z Bogiem". Trochę kasprowiczowskie, ale mniej pretensjonalne, prostsze, bardziej spontaniczne. Więcej mi się też podobało niż - nawet w owych czasach - Kasprowicz. Belgrad. 30 X 1960. Niedziela Przy wspólnym śniadaniu w hotelu Sava Andjelković potwierdził, że "novac obezbedjen"', to znaczy, że dostaniemy na Wiedeń szylingi, i oznajmił... że jutro rano o wpół do dziewiątej będziemy z wizytą u... Tita. Ze Towarzystwo Wydawców już poinformowało się w jego rezy- dencji, że nas przyjmie. Trochę zdrętwiałyśmy i osłupiały wewnętrznie, bo wszystko w nas było jak najdalsze od projektów takiej wizyty. Ale jakoś nie uchodziło zgorszyć się ani odmówić. Dałyśmy jednak nieśnuało wyraz naszemu nieprzygotowaniu na taką inscenizację. Uspo- kojono nas, że wizyta będzie czysto konwencjonalna i że taki tu zwy- czaj, że Tito przyjmuje pisarzy i artystów goszczących w Belgradzie. Anna zakończyła więc rzecz pointą swego niezawodnego humoru: "A nie, tam gdziejajestem, nie ma mowy o niczym oficjalnym". 1 N o v a c o b e z b e d j e n (serb.-chorw.) - pieniądze zapewnione 31 X 1960. Poniedzialek Zorica proponuje przejażdżkę do Topoli (82 km), gdzie jest cerkiew z grobami królów dynastii Karadjordjeviciów. Nowe olśnienie. Serbiajestjeszcze dziksza, lecz w takim samym sto- pniu zajmująco piękna co Słowenia, Kroacja, Dalmacja. Rozkołysany pagórzysty krajobraz daje wrażenie ogromnej rozległości horyzontu. Z każdej strony tyle rozmaitego świata mieści się pod nieboskłonem. A prawda. Rano o dziewiątej przyjechał po nas Sava Andjelković i pokrążywszy trochę po mieście (przepiękna willowa dzielnica, głów- nie dla korpusu dyplomatycznego), aby wycelować ściśle na wpół do dziesiątej, zajeżdżamy przed rezydencję Tita. Biała bramka odsuwa się jak drzwi zautomatyzowanej windy i odsła- nia dekorację, jak z kolorowego amerykańskiego filmu. Aż dziwne, że to nie męczy mieszkać w takim domu jak lśniąca karta reklamowa ame- rykańskiego periodyku. Cudownie podobierane i utrzymywane kwiaty. Jacyś panowie witają się z nami, wreszcie wychodzi Tito, taki, jakiego tu poznałyśmy z ciągle powtarzających się portretów na ścianach i w prasie. Zaczynam coś mówić po francusku. "Kultywowana jednostka" prze- rywa mi: - "It's better we speak English, please"'. Anna, która po dro- dze z dziedzińca zobaczyła dwa psy, zaczyna rozmowę o "swej córce" wielbicielce psów, o tym, jak Tula zobaczyła w telewizji Gomułkę na spacerze z dwoma psami i że dopiero od tej chwili stał się dla niej waż- nym człowiekiem. Nawiązuje do zobaczonych psów i zapytuje, jakiej są rasy. Tito zrazu mówi, że nie wie, ale potem wyjaśnia się, że są to ow- czarki macedońskie z okolicy, która się nazywa Sarpanina, czy jakoś tak2. Cała wizyta trwa 20 minut. Sava Andjelković nie odezwał się ani sło- 100 101 Spotkanie z Josipem Broz-Tito wem, patrzył tylko na nas rozanielonym wzrokiem. Żegnamy się, ży- cząc sobie wzajemnie zdrowia i wszelkiej pomyślności. Anna ogląda się, mówi: "Miałam tu z sobą torbę". Torby jednak nig- dzie nie widać. Domyślamy się, że pewno została w aucie. Nie, nie zo- stała w aucie. Andzia zażenowana mówi: "Ależ na pewno miałam ją ze sobą i położyłam za sobą na fotelu". Uprzytomniłam sobie od razu, co się stało. Nasza Andziunia waży 102 kg. Kiedy położyła za sobą w miękkim skórzanym fotelu torebkę, a potem siadła, siedzenie ugięło się pod nią tak, że torebka wsunęła się w szparę nuędzy poręczą a sie- dzeniem. Wśród nieprzepartego śmiechu objaśniłam to Andjelkovicio- wi. Pobiegł, pobiegli sekretarze. Z triumfem przynieśli wydobytą z fote- la torebkę. Element wizyty na wskroś chaplinowski. 1 I t's b e t t e r... (ang.) - może lepiej mówmy po angielsku. z Śar-Planina I XI 1960. Wtorek Rano dzwoni Korzeniowski'. Zagabuje o to, czy jednak nie złożyły- byśmy małej wizyty ambasadorowi. Stwierdzam, że dopiero po połud- niu będę mogła powiedzieć mu, jaki dzień czy porę mamy wolne. Dziś mamy spotkanie z wydawcami na Francuskiej 7 o szóstej. Nagle Korzeniowski zagabuje: "Czy ta wizyta, proszę pani, była z pań inicjatywy, czy z ich". Zrazu nie uprzytamniam sobie, o co idzie. aka wizyta - pytam, i na le. "Ach, tak. Nie, no ocz wiście nie z naszej inicjatwy. Oni, widzi pan, chcą nas uraczyć wszystkim, co uważają za najlepsze". Korzeniowski nie wytrzymuje fasonu i pyta: " O czym była rozmowa?" - "O psach" - odpowiadam. W paru słowach streszczam humorystycznie, jak dowiedziałyśmy się o rasie psów Cycu- sia. # S t a n i s ł a w K o r z e n i o w s k i (ur. 1913), ukończył szkołę pedagogicz- ną, przed wojną był nauczycielem. Po wojnie pracował w MSZ; dwukrotnie przebywał na placówce dyplomatycznej w Belgradzie, po raz drugi w 1.1958-64, pełniąc funkcję I sekretarza ambasady. 2 XI 1960. Środa Męczące spotkanie, bo nic się o nikim nie wie. Prawie jak wybawie- nie witamy Ivo Andricia', o którym dzięki dziennikarce z "Borby", któ- ra mnie odwiedziła była w Warszawie, wiem, że jest uważany za naj- większego, obok Krleźy, pisarza Jugosławu. I że niektórzy porównują jego twórczość z moją. Anna zna dwie z jego książek, przełożonych na polski: "Przeklęte podwórze" i "Most nad Driną". Przed wyjazdem do Jugosławii zdążyłam przeczytać jedną z nich - "Przeklęte podwórze". Ivo Andrić To już zawsze pozwoliło mi wiedzieć, z kim rozmawiam. A trzeba do- dać, że Andrić jest czarującym, delikatnym eleganckim starszym panem wyglądającym nader młodo (trochę mi przypomina Giliczyńskiego2). Z nim więc najwięcej nawiązuję rozmowę. Okazuje się, że przed pier- wszą wojną światową studiował w Krakowie. Zna polski, czyta polską literaturę, cytuje Słowackiego [...]. 102 103 Andrić w czasie obiadu wspomina, ile za jego studenckich lat nawet znakomite osobistości Krakowa poświęcały czasu i uwagi studentom obcej narodowości. Np. Marian Zdziechowski3, wówczas profesor w Krakowie, zapraszał go i innych cudzoziemskich studentów codzien- nie do ich domu na podwieczorek. "I gdyby nie to - kończy - że wybu- chła pierwsza wojna europejska, może zostałbym w Polsce na zawsze". Z takimi dziwnymi rzeczami się spotykamy. I I v o A n d r i ć (1892-1975), pisarz serbski, laureat Nagrody Nobla (1961). Nale- żał do narodowo-rewolucyjnego ugrupowania młodzieżowego "Młoda Bośnia", w 1. 1914-17 więziony przez Austriaków. Studiował m.in. na UJ w Krakowie; później doktor h.c. tego uniwersytetu. Przed II wojną światową był dyplomatą Królestwa Jugo- sławii. Debiutował przed I wojną światową jako poeta symbolista. W 1920 rozpoczął cykl prozatorski o Starej Bośni, pisany przez całe życie, m.in. zbiór opowiadań Przeklę- te podwórze, 1954, powieści: Most na Drinie, 1945, Konsulowie ich cesarskich mości, 1945, Panna,1945. W swej epickiej twórczości sięgał do starych kronik i dokumentów, do źródeł ludowych oraz do żywiołu języka mówionego, stawiając w niej główne pyta- nia ludzkie. zBolesław Kazimierz Giliczyński (1882-1939),mierniczy,zwierz- chnik w Ministerstwie Rolnictwa Dąbrowskiej, z którym sympatyzowała; działacz PPS, organizator urzędów ziemskich, a następnie kolonizacji polskiej w Brazylii. 3 M a r i a n Z d z i e c h o w s k i (1861-1938), historyk kultur i literatur słowiań- skich, krytyk literacki, publicysta. Studiował na uniwersytetach w Dorpacie i Petersbur- gu. Silny wpływ na jego poglądy wywarł L.N. Tołstoj, jak i przedstawiciele myeli filo- zoficzno-religijnej, W.S. Sołowjow, N.A. Bierdiajew i in. Od 1899 profesor UJ, 1919-32 uniwersytetu w Wilnie; od 1902 członek AU. Rozwijał badania nad "psycholo- gią narodów słowiańskich" (m.in. Mesjaniści i słowianofile, 1888, Wpływy rosyjskie na duszę polską, 1920). Położył duże zasługi w upowszechnianiu wiedzy o Sło- wiańszczyźnie i kontaktach kulturalnych Polski z krajami słowiańskimi. Związany z no- wszymi kierunkami w katolicyzmie (Pestis perniciosissima, 1905), wyznawca mistyki romantycznej i słowianofil, uprawiał krytykę moralno-dydaktyczną; zajmował się m.in. twórczością Z. Krasińskiego, St. Brzozowskiego; polemicznie odnosił się do modern- izmu (Szkice literackie,1900). W szkicach publicystycznych (Widmoprzyszłości,1936, W obliczu korica,1938) głosił katastrofizm. 4 XI 1960. Piątek Pozostało nam 90 tysięcy dinarów, które Andjelković chce wpisać na mój bankowy rachunek. Nie zgadzam się na to i za radą Zoricy (co do celu) ofiarowuję to na "sieroty wojenne". Warszawa.14 XI 1960. Poniedziałek Niby czuję się lepiej. Wszystkie te straszne sensacje się uspokoiły Dotknęłamjak Anteusz ziemi rodzinnej. Komorów. IS XI 1960. Wtorek W aucie czegoś robi się przyjemnie i wesoło. Już dawno nie byłam w towarzystwie o tak sympatycznej atmosferze. Nakładają się liryczne ob- razy moich podróży z Jurkiem naszą bladoniebieską Elżbietką-wartbur- giem, który tak lubiłam. Liryczne i pełne humoru przejazdy z Jurkiem. Ich z Elą zajazd przed garaż, kiedy wyglądali jak z amerykańskiej ilu- stracji, a ich ojciec umierał. To wszystko było, to wszystko było moim życiem, a wszystko inne nie było moim życiem, a tylko męką wśród nieprzyjaznej obcości. Wchodzę do domu w Komorowie. Szczekanie Dyla. Jakieś dziwne wzruszenie chwyta za gardło. To jest jednak po Polnej - jedyny już mój dom. Tylko miejsce, gdzie nie ma ponurości, niesamowitej obcości mogę odczuwać jako mój dom. [...] Otwieram radio. Ślicznie komentowana historia pieśni Chopina. Jak rzewnie, jak lirycznie. Już od niezmiernie dawna nie czułam się tak do- brze. Chyba od Lipek. 22 XI 1960. Wtorek Ostrowski [...] z PIW-u zawiadomił mnie, że mimo wniesionych na życzenie cenzury zmian w moim szkicu "Zagadnienia cenzury w ##Poto- pie,# i ##Szkicach węglem,# Sienkiewicza" - ta rzecz nie przeszła. To by- ło wygłoszone w maju 1956 roku w Towarzystwie im. Mickiewicza, a potem zaraz drukowane w "Życiu Literackim". Muszę powiedzieć, że to jest chyba pierwszy tego rodzaju artykuł o zagadnieniach cenzury jako zjawiska towarzyszącego od wieków lite- raturze. Ten artykuł po raz pierwszy rozszyfrowuje perypetie Sienkie- wicza (a więc pisarzy tego okresu) z cenzurą. Jest więc oryginalnym twórczym przyczynkiem naukowym. PIW wydał książkę "Sienkiewicz" z cyklem odczytów o Sienkiewiczu, wygłoszonych w kwietniu i maju 1956 roku. Wyrzucenie z tej książki mojego szkicu jest sfałszowaniem książki i zamienieniemjej w wydawnicze oszustwo'. [...] Telefonował Korotyński, chce przyjechać i wytłumaczyć mi się z konfiskaty zamówionego, a nawet wyżebranego przez "Życie Warsza- wy" artykułu o "Młodych w polskiej literaturze"2. Odmówiłam. 104 , 105 To jest już bodaj czwarta konfiskata moich już nie zdrowiem, ale ży- ciem pisanych rzeczy. I dziwić się tu, że coraz więcej polskich pisarzy pisze w prasie emigracyjnej, że "Cmentarze" Hłaski wyszły w paryskiej Bibliotece "Kultury", że Swinarski świeżo wydał swoje dramaty w In- stytucie Wydawniczym tejże "Kultury". Zdaje się, że nie ma innej drogi, aby pisarstwo polskie przeżyło. ' Książka zbiorowa Sienkiewicz (1960) zawierała cykl jubileuszowych odczytów, zorganizowany przez Towarzystwo Literackie im. A. Mickiewicza. Tekst pt. Przyczvnek do mało znanej sprawy w nieco odmiennej wersji (w stosunku do drukowanego w "Ży- ciu Literackim" 1956, nr 47) znalazł się w PR, t. II,1964. 2 Po konfskacie zamówionego artykułu przez cenzurę lub przez instancje polityki kulturalnej Dąbrowska starała się - przez Jerzego Stempowskiego - o jego publikację (w nieco rozszerzonym rozmiarze) w tym samym szwajcarskim dzienniku bez oficjalne- go pośrednictwa. Oczywiście, Szwajcarzy na to nie poszli. Po latach tekst ten, wydoby- ty (przez Jana St. Witkiewicza) z archiwum Stempowskiego w Bernie, opublikowany został przez "Wiadomości Kulturalne" (1994, nr 1). 23 XI 1960. Środa Po południu zjawił się Henryk świetnie wyglądający i pełen radości życia, chciwy na relację z naszej podróży, rozentuzjazmowany podarun- kami, które mu przywiozłam: wełniany miękki szal ciemnowiśniowy z czarnym, dobre tuszowe ołówki, żeby jego rysunki były wyraźniejsze, i skatpety stretchery w kolorach, pożal się Boże, Virtuti Militari. Takie jedynie nędzne Virtuti Militari mogę mu ofiarować zamiast tego, które mu się słusznie po tej wojnie należy. W ciągu naszej tyloletniej znajomości, a potem przyjaźni ani przez jedną minutę nie czułam do niego żadnych uczuć erotycznych (ani on do mnie), ale ja odżywam i oddycham jedynie w towarzystwie męż- czyzn. Całe życie przeżyłam z mężczyznami i to było szczęśliwe życie. Może byłabym dotąd, jak wszyscy mi przepowiadali, radosna, młoda i silna, gdyby tak pozostało. Klęską mojego życia i zdrowia jest, że koń- czę je w towarzystwie kobiet. Ostatnia wojna miała dla mnie jeszcze ten aspekt, że naszła na moje życie inwazja kobiet. [skreślenia] Warszawa. 28 XI 1960. Poniedziałek Tym razem bardzo mnie Dejmek rozczarował. Pamiętam przedsta- wienie "Warszawianki" bodaj że Schillerowskie. W tej jednoaktówce jest sporo młodopolskiego koturnu i nieznośnych jęków patriotycznych. Ale ze wszystkich sztuk Wyspiańskiego poza "Weselem" i "Sędziami" - ta jedna ma i akcenty energiczne, a nawet parodystyczno-satyryczne. Przedstawienie, jakie widziałam w 20-leciu, było bardziej realistyczne i odkoturnowane. Po prostu kilku generałów zamiast być na polu bitwy kłóci się nieporadnie. Wysłaniec klęski kończy sztukę - stojąc z salutu- jącą ręką w absolutnym milczeniu. W tym milczeniu jest cała wymowa sztuki. Tutaj to wszystko znikło. Dejmek zrobił to dla telewizji. Pokazał tylko głowy w interesujących zbliżeniach. Poprzeplatał to rysunkami Wyspiańskiego (i to do "Achil- leis"', zdaje się). Wysłaniec - żołnierz z pola bitwy (zazwyczaj grali tę milczącą scenę wielcy aktorzy) ukazuje się jako obszarpane nogi, prze- chodzące w rysunek Wyspiańskiego - głowy do tej postaci. Sztukę koń- czą żenujące lamenty kobiet, które w dodatku zimą, w źle na pewno ogrzanym salonie i w czasie bitwy pod Olszynką Grochowską występu- ją w balowych sukniach, obnażone do połowy biustu. W sumie wraże- nie raczej nudne i śmieszne. Szkoda. Tę sztukę można było dużo lepiej pokazać. Lepiej nawet, niż była napisana. # Wyspiański nie ilustrował Achilleis; mowa o jego rysunkach do Iliady. 29 XI 1960. Wtorek W nocy sięgnęłam na półkę za łóżkiem, trafiłam na dzieła Wyspiań- skiego i przeczytałam "Warszawiankę". Nie, to jest jednak (i było za- wsze na mój gust) bardzo koturnowe. I zabawne, jak pamięć przestawiła mi obrazy. Przysięgłabym, że pojawienie się starego wiarusa salutujące- go w wymownym znilczeniu kończy sztukę. Tymczasem pojawia się on istotnie w jej środku - i to inscenizacja Schillera (?) zrobiła tę scenę tak wymowną. U Wyspiańskiego sztuka kończy się jak u Dejmka żałobnie patriotycznym szczebiotaniem dwu panien. Tylko w scenariuszu nic o tym, że były w lutym, w małym podwarszawskim dworku tak obnażo- ne. Nie, z tej sztuki tylko inscenizacja może zrobić rzecz dziś jeszcze strawną. Ale w czasach tamtej rosyjskiej niewoli to musiało robić wra- żenie, choć jest raczej demaskatorskie niż rekonfortujące. 1 XII 1960. Czwartek Miarą wolności i demokracji jest też, ile wolno pisać przeciw własne- mu krajowi. Przypadkiem wpadł mi w ręce ów polski dodatek "Journal 106 107 de Geneve" przy "Życiu Warszawy"'. Więc "Życie Warszawy" powa- żyło się nie puścić mego kawałka o młodych pisarzach, pisanego na ko- rzyść obecnej Polski, a bez zarumienienia się ze wstydu wydrukowało dodatek szwajcarski, w którym każdy artykuł krytycznie omawia Szwajcarię, a na czele numeru jest wiersz Darrenmatta: "Do mojej oj- czyzny"z, w którym są takie oto ustępy: O Szwajcario, Don Kichocie narodów! Czemuż muszę Cię kochać! Jakże często wznoszę przeciwko Tobie, pobladły i z wykrzywionym obliczem, pięść zaciśniętą! Niby kret chronisz skarby swoje. Zetleje, coś ukochała, i ostanie się tylko to, czym pogardzasz. Kocham Cię inaczej, niźli chcesz, by Cię kochano. Nie podziwiam Ciebie. Nie popuszczę chwytu zębów moich niby wilk, który się w Ciebie wgryza. Depcząc sytość Twoją, wyszydzam Ciebie w niegodziwościach Two- ich. Nie wzruszam się przodkami Twymi, ziewam, skoro o nich posłyszę. Nie kocham Cię, jaką jesteś ani jaką byłaś, lecz możliwości Twoje kocham. . . itp. Strasznie mnie przygnębia i deprymuje nachodzenie na Polskę nowe- go okresu czarnej ciemnoty i umysłowej nocy. Shzsznie też p. Jerzy nazywa w liście ostatnim genewski dodatek "Życia Warszawy" postnym i nudnym jak flaki z olejem, tak że nawet Brandys ("list do Pani Z.") "wygląda w tym kontekście jak szynka w Wielki Piątek". 1"Journal de Geneve - Supplement de ##Życie Warszawy,#",12 XI 1960 z W tłumaczeniu Witolda Wirpszy. 3 XII 1960. Sobota O wpół do dziesiątej otworzyłam radio. Mówił Gomułka do górni- ków. Od razu poznaje się go po złej gwarowej wymowie ("poznajom", [słowo nieczytelne]). Ale przede wszystkim, co za straszliwie drętwa mowa. Zupełny brak poczucia śmieszności. "Wyścig zbrojeń państw kapitalistycznych jest nonsensem ekonomicznym i zbrodnią zagrażającą światu wojną" - ale "bomby atomowe i pociski rakietowe Związku Ra- dzieckiego są gwarancją pokoju". "Kraje kapitalistyczne osiągnęły wy- soką stopę życiową za pomocą zdzierstwa, wyzysku i grabieży. Obóz socjalistyczny zyskuje ją za pomocą sprawiedliwości, bez krzywdy" etc. Boże, Rosja wylała morze krwi i łez i zamęczyła miliony ludzi! Komorów. 4 XII 1960. Niedziela Spotkał mnie najdziwniejszy wypadek mego życia. Wracałyśmy z Anną ze spaceru po lesie. Anna mówiła: "Jednak błogosławić trzeba ten Komorów. Przecież tu dopiero przyszłaś do siebie". - "Tak, od kilku dni czuję, że zaczynam przychodzić do nadziei wyzdrowienia". W tejże chwili na rogu Konopnickiej i Sportowej wypadł skądciś ogromny wilk, rzucił się na Dyla i zaczął nim tak szarpać, gryźć, dusić, przygniatać... Dyl skowyczał i jęczał jak nigdy, a tak był oghzpiały, że nie był w stanie on, taki chybki, mu uciec. Rzuciłam się do tych psów, żeby Dyla spod kłów tego wilczura wydobyć. To trwało wszystko mi- nutę. Zaatakowany przez nas laskami wilk znikł. Ja zobaczyłam, że mam rękę zalaną krwią. Rozorał mi kłem całą rękę na przegubie. 8 XII 1960. Czwartek Rano usiłuję pisać brulion kawałka "Święta we mgle", ale nie wy- chodzi, wszystko wydaje mi się już raz na zawsze napisane i pisarsko odkryte. Po południu wizyta Terleckiego i Grochowiaka. Grochowiakl ma 26 lat i pięcioro dzieci. Jest też odpowiednio mizerny. Sympatyczna twarz o cienkich rysach. Przyszli prosić mnie o coś do noworocznego numeru. [...] Nie byłam z siebie zadowolona po tej wizycie. Za mało dowiedziałam się o ich ży- ciu - tych młodych. ' S t a n i s ł a w G r o c h o w i a k (1934-1976), poeta, dramatopisarz, prozaik. De- biutował w 1951 jako poeta w młodzieżowym dodatku do "Słowa Powszechnegó '. Stu- diował polonistykę w Poznaniu i Wrocławiu. W 1958 wszedł w skład redakcji dwuty- godnika "Współczesność", w 1959-60 był jego redaktorem naczelnym. W 1. 1961-70 w "Nowej Kulturze", a następnie w "Kulturze" prowadził dział poetycki. W 1973 zastę- pca redaktora naczelnego miesięcznika "Poezja". Wydał m.in. wiersze i poematy: Balla- da n#cerska, 1956, Menuet z pogrzebaczem, 1958, Rozbieranie do snu, 1959, Kanon, 1965, Totentanz in Polen,1969, Polowanie na cietrzeivie, 1972, Allende,1974; utwory dramatyczne: Rzeczy na głosy, 1966 (m.in. Partita na instrument drewnianv, Szachv, Chłopcv, Król IV); opowiadania i powieści: I.nmentnice, 1958, Trismus 1963, Karabi- ny,1965; współautor z J. Maciejewskim antologu Poezja polska, t.l-II,1973. 108 109 14 XII 1960. Środa O piątej - wedle umowy - przyszedł Słonimski. Świetny popis jego dowcipu. Mordercze opowiadanie o wizycie u Kazia Wierzyńskiego. " On tak strasznie krzyczy: - Halino - woła - on mnie dokucza". Kazio ma humor bez dowcipu. O poezji jego Sł. wyraża się z przekąsem: "Są wszystkie akcesoria towarzyszące poezji bez zaistnienia takowej". Opo- wiada, jak ofiarował Kaziowi książkę z dedykacją: "W dniu spotkania na szczycie Skamandryta Skamandrycie". Kazio długo się namyślał i naradzał z żoną, jak mu zadedykować "Tkankę ziemi". Wreszcie przy- niósł z triumfem dedykację: "W dniu spotkania na szczycie Skamandry- ta Skamandrycie". Obu nam z Anną przypomniało się opowiadanie St. o Waciu Stempowskim, któremu kazano napisać przykład na zdanie proste niezłożone - np. "Chłopiec poszedł do lasu". Długo namyślał się, y p " wreszcie napisał: "Dziewcz nka oszła do lasu. Słonimski wspaniale naśladował Władysława Grabowskiego, opo- wiadając o sławetnej pamięci zerwaniu przedstawienia "Wieczoru Trzech Króli" - z powodu jego upicia się w sztok. Jak siedział na sce- nie, bełkotał jak Chudogęba: "Teraz ja" albo "Tiepier ja". Potem jesz- cze lepiej, wprost genialnie - Tadeusza Brezę. Okazuje się, że jest "nie- wyżytym aktorem". Pożegnałam go słowami: "Dziękujemy za humor z dowcipem". 17 XII I 960. Sobota Dnie są ciemne jak zmierzchy i całkiem nieruchome. Taka bezwie- trzność u nas niezmiernie rzadka. Cały czas poram się z tym kawałkiem "Święta we mgle". O jedenastej skończyłam'. Do dwunastej wciąż jeszcze to sceptycz- nie czytałam, dziwiąc się, że tyle błędów maszyny. Odzwyczaiłam się pisać na maszynie. Zasnęłam o wpół do drugiej - nie bez satysfakcji, że jeszcze coś potrafię skończyć. # W związku z prośbą "Przeglądu Kulturalnego" o jakiś tekst do numeru świąteczne- go Dąbrowska napisała (na podstawie dziennika okupacyjnego) nowy fragment od daw- na nie ruszanej powieści. To właśnie Święta we mgle, opublikowane w "Przeglądzie..." 1961, nr 1 jako fragment powieści, sprowokowały redakcję do propozycji druku tej po- wieści w odcinkach, a więc odegrały w końcowej fazie historu Przygód czfowieka my- ślącego rolę rozstrzygającą. 110 20 XII 1960. Wtorek Do powrotu p. Hani, pisząc całe przedpołudnie, skończyłam kawałek do "Współczesności" zatytułowany "Conrad skandaliczny"' - co wpra- wia mnie w dobry humor. Zwłaszcza że i ogólny stan zdrowia się nie pogorszył. To wydaje mi się niemal cudem, ale moje zdrowie jest teraz lepsze, niż było kiedykolwiek od półtora niemal roku. # M. Dąbrowska - Conrad skandaliczny, "Współczesność" 1961, nr 1; przedruk w: Szkice o Conradzie, wyd. II uzupełnione,1974. 27 XII 1960. Wtorek W drugie święto byłam o dziesiątej na mszy. Msza przy ołtarzu była cicha - chór śpiewał kolędy, ale też trochę fałszował. Kościół wtórował fałszywie tylko kolędom "Bóg się rodzi", "W żłobie leży" i "Przybieżeli do Betlejem pasterze". Innych już nie znają. Kazanie wygłosił, zdaje się, stary proboszcz, w tłoku nie widziałam. Mówił defetystycznie, wzy- wał do aktywności religijnej, jakby komunista wzywał do aktywności partyjnej. Ewangelia była o św. Szczepanie, pierwszym męczenniku Kościoła. Ze mszy poszłam do Toli Pęskiej. 28 XII 1960. Środa Święta minęły cicho, spokojnie, z wyjątkiem tych zakłóceń przynie- sionych z zewnątrz: radio i światło. Trochę jakieś zrezygnowane święta, na nic specjalnie przyjemnego nie nastawione. Anna mówi: "Przestałam czekać. Przestałam w ogóle na cokolwiek czekać". Smutne tojakieś. I melancholijne listy do nas obu od Hernasa. Skończyła się dawna uliczka Lindego. Już po ciemku z Anną trochę na spacer. Trochę mi do- lega, że właśnie lepiej się czując spędzam dnie jedynie na czytaniu. 29 XII 1960. Czwartek Mam dziwne demaskujące mnie zapomnienia. 27 grudnia wieczorem zadzwoniła z Krakowa Hanka Olczakowa. Jej matka umarła tego dnia po operacji raka. Podobno chciała leżeć w Warszawie. P. Hanka prosi, żebym zatelefonowała do Iwaszkiewicza, aby wyjednał pogrzeb na Po- wązkach Wojskowych (świecki cmentarz). 28 rano zadzwoniłam do Ja- 111 rosława. Już wiedział, dzwonił do Gisgesa i miał dzwonić do Kraśki z KC'. I zaraz na śmierć o tym wszystkim zapomniałam, takjakby pani Jani- na już dawno dla mnie nie żyła. Mam niewierne serce, które pogrzebało już wszystkich przecież żyjących ludzi z mego dawnego czasu. Umarł już i ten czas. A jednak jeszcze nie na tyle, żebym mogła zrobić z niego tworzywo powieści. # W i n c e n t y K r a ś k o (1916-1976), działacz polityczny, dziennikarz. Ukończył studia prawnicze na USB w Wilnie. Podczas wojny pracował jako robotnik rolny. Po wyzwoleniu pracował w redakcji "Dziennika Bałtyckiego", następnie redaktor naczelny "Kuriera Szczecińskiego", "Głosu Wielkopolskiego", "Słowa Ludu", "Gazety Poznań- skiej". Od 1948 w PZPR, od 1959 członek KC. Od 1954 sekretarz propagandy, a w końcu I sekretarz KW PZPR w Poznaniu. W 1. 1960-71 kierownik wydziahz kultury KC PZPR. Następnie wicepremier, a od 1972 członek Rady Państwa. Od 1974 sekretarz KC PZPR. 30 XII 1960. Czwartek Zaczęłam wreszcie ponownie przepisywać "Dzienniki" (1956 rok). Chcę opracować na nowo "Skórkę od słoniny". Ciągle ciemno a ciem- no. Nabrałam zwyczaju czytywać nocą do 1-2 godziny. Przeczytałam Faulknera "Światłość w sierpniu". Wciąż rotmistrz Blunt przychodzi na pamięć. I ta "conradowska" obsesja wierności przegranej sprawie, wid- mom przegranej sprawy. Czytam "Urząd" Brezy. Też świetna powieść. Co za szatańskie wy- konanie. Przecież ten urząd sądu kardynalskiego działa ściśle jak nasza partia, nasze UB. Świetny pensjonacik skwaszonych emigrantów. Cza- sem popadam w półsen i wtedy tworzę dalsze zdania powieści. Otwie- ram oczy i na próżno szukam ich na kartkach książki. 31 XII 1960. Piątek Wysłałam list do prof. Zorina', kierownikajakiejś stacji doświadczal- nej południowych owoców. Jest tam cytrusowe "drzewo przyjaźni", na którym zaszczepiają gałązki coraz innych odmian na cześć coraz innych ludzi. Uczestnik polskiej wycieczki przywiózł mi miniaturę noża ogrod- niczego, którym zaszczepiono gałązkę imienia mojej siostry, Jadwigi Szumskiej. Prof. Zorin czytał "Pielgrzymkę do Warszawy". To dziwnie wzruszający wypadek, a jednak i on mętne jakieś znajduje w moim ser- cu echo. Cóż stąd, gdy nie mogę już o tym Jadzi powiedzieć. Ale odpisałam z największą serdecznością i podziwem. I cóż, prawdą jest, że w Polsce nikt niczym Jadzi nie uczcił. Tylko w tym dalekim Soczi - gdzie miesz- kiwał Stalin - tak chciana uroczystość. Paradoks. Anna przywiozła wiadomość, że pogrzebu Mortkowiczowej w War- szawie nie będzie, ale nie wie dlaczego. Dziwna i przykra jest sytuacja, bo nawet nie wiadomo, kiedy będzie pogrzeb w Krakowie2. lFiodor Michajłowicz Zorin(1904-1967),uczonysadownik.Po ukończeniu technikum rolniczego w Riazaniu trafił do ośrodka prowadzonego przez I. W. Miczurina. W 1928 przeszedł jako specjalista sadownik do Urzędu Ziemskiego w Kozłowsku, uczestniczył w kolektywizacji. W początku lat trzydziestych pracował w Okręgowym Urzędzie PóhZocno-Osetyńskim i równocześnie studiował w Instytucie Rolniczym w Gorsku. Od 1933 rozpoczął pracę w stacji doświadczalnej kultur poh>- dniowych i subtropikalnych w Soczi jako kierownik selekcji; wyhodował nowe rodzaje śliw, cytrusów, drzew figowych i orzechowych. Gdy stację doświadczalną objął Instytut Badawczy, jako kandydat nauk, został w nim starszym pracownikiem naukowym. Napi- 8 - Dzienniki, t 4 1 13 Fiodor Michajłowicz Zorin, Soczi,1967 1961 sał wiele prac naukowych oraz broszur i artykułów popularyzatorskich. Był deputowa- nym do rady miejskiej Soczi i członkiem władz Krasnodarskiego Towarzystwa Nauko- wego. W 1940 przyjął się zwyczaj, iż nowe szczepy na pierwszym wyhodowanym przez F.M. Zorina cytrusie zaczęto poświęcać rozmaitym ludziom. Z czasem do Soczi płynąć zaczęły ze świata różne pamiątki, a wokół spontanicznie powstałego muzeum posadzo- no 36 drzew poświęconych pamięci całych narodów, m.in. polskiego. Gdy Dąbrowska przypadkiem dowiedziała się, że jeden ze szczepów "drzewa przyjaźni" nosi imię jej siostry napisała list do F.M. Zorina; między pisarką a uczonym sadownikiem wywiąza- ła się korespondencja, przechowywana w muzeum w Soczi (por. reportaż Marka Jurko- wicza - Gafązka mandarynki. Marii Dąbrowskiej listy do Soczi, "Trybuna Ludu" 1984, nr 282). 2 Janina Mortkowiczowa pochowana została w Krakowie na Cmentarzu Rakowic- kim. Dąbrowska napisała o niej wspomnienie pośmiertne pt. Działalność bezjubileuszu, "Życie Literackie" 1961, nr 6; przedruk w PR, t. I,1964. 3 I 1961. Wtorek Potrzebuję snu i lubię spać, a jednak w nocy nie mam ochoty spać, jakby za mało było przede mną życia, żeby zużywać je na sen. Czasem zasypiam przy lampie i budzi mnie łoskot książki wypadającej mi z rąk na podłogę. Często na dobre zasypiam koło trzeciej, czwartej. Nie bu- dzę się teraz wcześnie, jak przez całe życie. Bywa, że budzę się o ós- mej. Jestem przesycona barbituranami i gęsto, i często najawie majaczę myślami lecącymi samopas. Już wiem, dlaczego ja tak niechętnie śpię w nocy. Podsypiam tylko od czasu do czasu. Bo tylko wtedy jestem sama i wiem, że nikt nie wej- dzie do mego pokoju. Wykorzystuję to błogie szczęście. 7 I I 961. Sobota Skończyło się moje szczęście. Całą noc miałam 37,7". To znów ta ta- jemnicza niby grypa, od której zacznie się pewno nowy cykl chorób. Już tyle było we mnie nadziei i nagle wszystko zaczyna się znów przedstawiać jako sytuacja bez wyjścia. Nie dostanę tu nikogo do domu, p. Hania się załamie. Nigdy już nie wyzdrowieję. Będę musiała sprze- dać dom. Nie wiem, gdzie się na resztę lat podzieję? Zapomniałam odnotować jednej rzeczy, która bardzo zaważyła na moim "komorowskim" samopoczuciu. Kiedy w okresie świąt poszły- śmy z Anną naszą "klasyczną" drogą do lasu - nagle katastrofa. Najpiękniejsza część lasu, wspaniały starodrzew dębowy wycięty! Leżą pnie, nawet krzewy powycinane. Pustynia po miejscu, które od- kryłyśmy jako największy powab Komorowa, jako najpiękniejszą część lasu. Jak to możliwe - gdy mowa o zadrzewianiu, zalesianiu - tak bar- barzyńsko i całkowicie wyciąć wspaniały las. Tam najwięcej kosów i wilg, i szpaków gwizdało. Jakże piękne były te dęby. One - nie dom- były prawdziwą moją własnością w Komorowie. Skradziono mi, znisz- czono ten cudny las - i to już na zawsze. Już nikt z nas nigdy nie zo- baczy tych dębów. Płakać mi się chciało z bezsilnego gniewu i smut- ku. 114 115 "Drzewo przyjaźni" w Soczi; szczep z tabliczką: "Ku pamięci Jadwigi Szumskiej - bohaterki Podziemia War- szawskiego. Poland 1959". Fot. M. Jurkowicz 8 I 1961. Niedziela P. Marysia' przywiozła posegregowane przez nią pudło z moimi dawnymi fotografiami, przy których trzeba było ustalić daty i miejsca. Trwało to do czwartej i trochę mnie zmęczyło. Dałam p. Marysi czek na 1000 złotych na koszta fotografowania Henryka i jego obrazów. " Maria Szypowska "# ł 9 I 1961. Poniedzialek Dzisiaj uroczy Jurek Jodko' przyniósł radio. Tamten partacz, kuzyn tutejszej fryzjerki, popsuł je tak akuratnie, że połamała się jakaś płytka i pękła cewka. Niestety, młody Jodko nie mógł nigdzie dostać tych czę- ści. Fabryki dająje tylko dla punktów obsługi radiotelewizyjnej, a te nie chcą ich odprzedawać, gdyż to ich główny atut, że je mają. Młody Jod- ko więc sam wszystko połatał, pokleił, polutował i radio gra teraz, jak nigdy nie grało, nawet zaraz po kupieniu. Ale mówi, że to nie jest moc- ne i trzeba się liczyć z tym, że zawsze może znowu nawalić. Kiedy zapytałam, ile mu jestem winna, powiedział: "Osiemdziesiąt złotych". - "To niemożliwe. Pański poprzednik, od razu jak wszedł, po- wiedział: To będzie kosztowało 180 zł". Roześmiał się, ale nie chciał przyjąć więcej jak sto zł, czuję się, jakbym go oszukała. ' J e r z y J o d k o, elektronik, wówczas asystent Politechniki Warszawskiej I I I I 961. Środa Dziś skończyłam przepisywać i skracać "Dzienniki" za czas od maja " do września 1956 r. W powojennej epoce mojego życia to był chyba najszczęśliwszy okres, a w każdym razie od śmierci St. P. Kowalska' przysłała mi książkę Jerry Allen o Conradzie pod pre- tensjonalnym tytułem: "The Thunder and the Sunshine"z. Autorka nazy- wa to "biografią Conrada", ale właściwie najbardziej rozbudowany jest okres marsylski. Zaletą książki jest szerokie pokazanie zaplecza, tła, czy , bazy historycznej, literackiej, społecznej, wśród której powstaje twór- czość Conrada. Tego nie zrobił nikt, a najmniej Baines. Amerykańska autorka, chciałoby się rzec, używa tu niemal metody marksistowskiej, która w tym zakresie jest przydatna. Rozszerza, oświetla, pogłębia obraz działającej na tych "bazach" wielkiej osobistości, będą- cej ważką cząstką kulturalnej "nadbudowy". W szczególności szeroko i zajmująco został od tej strony pokazany okres marsylski, rozbudowany trochę aż za szeroko i rozpychający książkę, w której reszta biografii staje się niewielkim rozmiarami dodatkiem. Rozbudowa marsylskiego epizodu miała posłużyć pani Allen do udo- wodnienia rewelacyjnej rzekomo tezy, że Rita de Lastaola ze "Złotej strzały" - to śpiewaczka opery budapeszteńskiej Paola de Somoggyi, Węgierka chłopskiego pochodz#nia. W samej rzeczy - w biografu Con- radowskiej Rity są niektóre szczegóły wzięte z biografu Paoli de So- 116 117 Maria Dąbrowska i Dyluś. Fot. A. Szypowski moggyi (prawdziwe nazwisko Horwath), kochanki i utrzymanki Don Carlosa Burbona, pretendenta do tronu hiszpańskiego z lat 70. Ale teza, że ta właśnie osoba była marsylskim romansem Conrada, nie wytrzy- muje krytyki - już choćby ze względu na chronologię. Don Carlos po- znał Paolę w listopadzie 1877 roku w czasie podróży na wschód Europy (był wówczas na froncie wojny rosyjsko-tureckiej), kiedy ją przywiózł do Europy, była jeszcze prostaczką nie znającą żadnego języka prócz węgierskiego i odrobiny niemieckiego. Don Carlos zawiózł ją do Pary- ża, a stamtąd do Anglii. Nie ma żadnych dowodów ani poszlak, aby kie- dykolwiek była w Marsylii - a tym bardziej w roli wpływowej "karli- stki"3, w jakiej przybywa tam kilkakrotnie Rita de Lastaola - już bardzo światowa, na swój sposób wykształcona Dama, dziedziczka fortuny Henryka Allegre - malarza, kolekcjonera. Albo więc Conrad opisał romans fikcyjny, do którego model wziął z biografii Paoli (ówczesna prasa szeroko się o niej rozpisywała), albo uderzony pewnym podobieństwem losów ozdobił swoją marsylską ko- chankę świetnościami późniejszej Paoli. Szczegóły biograficzne dotyczące Rity, powtarzające się trzy razy (w "The Mirror. . . ", "The Sisters" i "The Arrow of Gold") mówią jed- nak o autentyzmie tej postaci w życiu Conrada. Niepodobna też aż tak nie wierzyć jego wielokrotnym zapewnieniom, że wszystkie fakty przedstawione w "Złotej strzale" są autentyczne. W samej rzeczy auten- tyczne jest nawet nazwisko rotmistrza Blunta. Ale cały epizod marsyl- ski rozegrał się w roku 1877-78, więc w czasie, gdy Paola dopiero poja- ę "P " wiła si w życiu retendenta. Sprawa więc, kim była Rita, pozostaje nadal tajemnicą. Być może była również przelotnie "I'amie du Roi". Tak samo jak tajemnicą pozo- stanie sprawa pojedynku, który rzekomo Baines rozstrzygnął defmityw- nie na rzecz próby samobójstwa. Dwie rzeczy szczególnie dziwią w nierozwiązalnej tajemniczości tej historii. Beztroska, z jaką Jeny Allen mówi wciąż o Paoli jako kochance Conrada w roku 1977-78 - choć dla każdegojasnejest, że z nie znającej żadnego języka chórzystki nie mogła się już wtedy przeobrazić w świa- tową damę kilkujęzyczną. I druga, jeszcze dziwniejsza, że fotografia Paoli de Somoggyi, choć zeszpecona pretensjonalnym strojem i ucze- saniem, ma rodzaj urody b. podobny do tego, którym obdarzył Conrad Ritę. Możliwe, że jednak wykryje się, czy Paola bywała lub nie w Marsylii w owym czasie. Możliwe, że zdołała już wtedy nauczyć się po francu- sku, jeśli była tak zdolna i inteligentna. Możliwe, że Conrad nie ukształtowaną jeszcze dziewczynę, która by- ła pasją jego młodości i najżywszym wspomnieniem miłosnym przez całe życie - obdarzył w powieścijej późniejszą biograf#ią. Nałożył nieja- ko jej późniejszy portret na to, co poznał w Marsylii. Bo faktem jest, że : śledził tę biografię bardzo dokładnie aż do śmierci Paoli. I że dopiero po jej śmierci odważył się ostatecznie napisać "Złotą strzałę". # Na to jednak trzeba by znaleźć dowody, że Paola bywała w Marsylii. Książka pani Allen takich dowodów nie podaje. Przyjmuje to jako fakt i oczywisty i równie dowolnie przesuwa fakt poznania Paoli przez Karola Burbona na rok 1876. # A n i e 1 a K o w a 1 s k a, profesor UŁ, wydała m.in. Człowiek i morze x, twórczo- ści Conrada,1946, Conrad i Gombrowicz w walce o swoją wybitność,1986. 2 Jeny Allen - The Thunder and the Sunshine. A biography ofJoseph Conrad, New York,1958. 3 Karlistka - tu: zwolenniczka monarchii Don Carlosa, walczącej od 1833 o tron hi- szpański z partią liberałów, popierających królową regentkę Marię Krystynę. W 1873 ruch ten rozpowszechnił się w północnej i północno-zachodniej części Hiszpanii. 12 I 1961. Czwartek O czwartej po południu ksiądz z kolędą. Wikary, młody i śliczny chłopiec - ksiądz Eugeniusz'. "Jak księdza tytułować?" - "Nazywają mnie prefektem". Już teraz prefekt "in partibus inf#idelium"2, bo szyto-kryto- nie wiadomo, jak i kiedy - lekcje religii w szkołach zostały skasowane. # Co za nielojalność! Przecież w październiku 1956 zostały oficjalnym zarządzeniem wprowadzone. 1 Ks. E u g e n i u s z R a c i b o r s k i, w 1.1959-62 wikary parafii Komorów, lubia- ny przez młodzież; przeniesiony do Łowicza, a później na probostwo do Kiernozi. # I n p a r t i b u s i n f i d e I i u m (łac.) - przen. piastujący godność nominalną. 21 I 1961. Sobota Anna i Tula przyjeżdżają wcześniej, niż ich oczekiwałam. Andzia jest teraz dobra i słodka jak miód. Gdybyż zawsze taka być chciała. Tak się mało teraz widujemy, że prawie mniej, niż kiedy mieszkała we Wrocławiu. Ja chyba już ze dwa miesiące nie byłam w Warszawie. Więc wesoła kolacja, ale już nie wychodzimy na spacer i wcześnie spać. 118 119 Na dworze mróz, troszkę śniegu, a na chodnikach przeważnie okropna gołoledź. Gadamy o "Nine Stories" Salingera'. Anna twierdzi, że to jest ilustra- cja do japońskiej filozofii "Zen"z, która jest teraz bardzo w modzie w Europie Zachodniej i w Ameryce. Ja widzę tam tylko znakomicie po- kazane formy obłędu "na co dzień" - w znacznej części spowodowane- go wojną, towarzystwem okropnych ludzi i niesamowitością dzieci. Może tylko mały dziewięcioletni Teddy z ostatniego opowiadania re- prezentuje z przerażającą dojrzałością jakąś filozofię dość mało prze- konywającą, i zresztą znaną (trochę jak Bradleya3). Najbardziej dziwne, że przepowiada własną śmierć, a nawetjej rodzaj. 1 Jerome David Salinger - Nine Stories,1953, (Dziewigć opowiadań, przeł. A. Glin- czanka i K. Zarzecki,1964). z Z e n (jap.: medytacja) - sekta buddyzmu japońskiego, przeniesiona ok. 1191 z Chin do Japonii przez mnicha Eisai. 3 F r a n c i s H e r b e r t B r a d 1 e y ( 1846-1924), filozof angielski, od I 876 profe- sor uniwersytetu w Oxfordzie; wyznawca tzw. absolutnego idealizmu (jedyną prawdzi- wą rzeczywistością, tj. absolutem, jest duch), nawiązujący polemicznie do heglizmu. W pracach swoich zwalczał elementy sensualizmu, hedonizmu, utylitaryzmu w myśli angielskiej, głównie u J. Benthama i J. S. Milla. Najważniejsze prace: Ethical Studies, 1874, Principles ofl,ogic,1883, Appearance and Reality,1893. 22 I 1961. Niedziela W Czechowa "Opowieści nieznanego człowieka" jest ustęp przeciw ironicznemu traktowaniu spraw życia. Właśnie najbardziej antypatyczne jego postacie mówią o wszystkim z ironią, wszystko wyszydzają. Ironia jest rodzajem alibi dla ich lenistwa i niezaangażowania się w nic. Żyją, jak żyją - urzędasy-miernoty, bo życie i ludzie zasługują tylko na cyni- czne szyderstwo, gruby żart i ironię. Uderzyło mnie to, bo dziś ironię wynosi się do najwyższej rangi za- równo w życiu, jak w sztuce. U mnie w "Nocach i dniach" jest ustęp trochę pokrewny. Młodszym dzieciom Niechciców wszystko wydaje się śmieszne i warte jedynie żartu. W tym wypadku to jest alibi dla ich nie dość realnej inteligencji, braku zainteresowań, lenistwa w poznawaniu świata. Wszystko jest dla nich śmieszne, bo niezrozumiałe. Niezrozu- miałe, a więc warte jedynie śmiechu i parodystycznego traktowania. Co nie znaczy, abym była przeciw ironii. Ironia jest także samoobro- ną przed... inwazją, bywa też formą walki o coś. 23 I 1961. Poniedziałek Cały ubiegły tydzień, aż dotąd prasajest pełna wracających z Kanady skarbów wawelskich, głównie "wotowanych" przez Zygmunta Augusta Rzplitej Polskiej arrasów. (Swego czasu, gdy kampania o zwrot tych ar- rasów się zaczynała, "Świat" ogłosił artykuł pod ogromnym tytułem: "Rzeczypospolitej polskiej watuję etc." - zamiast "wotuję". I pismo te- go nie sprostowało). ; Bardzo się cieszę, że skarby dawnej kultury wróciły do Polski, ale # wyznaję, że mam zdrożną antypatię do arrasów. Wszelkie wschodnie # dywany niefiguralne i nie tak zabójczo realistyczne mają większą war- ; tość estetyczną od tych scen realistycznie przedstawionych na arrasach. To tylko majstersztyk wielkiej zręczności tkackiej. Ale ubezpieczone były w 28 krajach na najwyższą sumę, jaka znana jest w dziejach ubezpieczeń. A więc na ponad 30 milionów dolarów. Podobno przedstawiają wartość 60 milionów dolarów. Kto te cholernie wysokie ubezpieczenia płacił przez cały czas? Przypuszczam, że miało to wpływ na bezpieczeństwc i ochronę arrasów, ale w razie ich znisz- czenia za żadną przecie sumę odszkodowania nie można by ich ani ku- pić, ani odtworzyć. I Lorentz, zanim jeszcze wiozący arrasy statek "Krynica" przyciągnął je do Gdyni, udzielił wywiadu prasowego, w którym twierdzi, że wła- # ściwie arrasy powinny być w Warszawie, a nie w Krakowie. Ten czło- wiek jest zachłanny! I zdaje się, wytargował krakowskim targiem, że połowa czy jakaś część ma zostać w Warszawie. Niby dlaczego wszy- stko ma być w Warszawie - a poza tym pustynia kulturalna? Tu będą w szpetnym muzeum, a w Krakowie - w pięknym zamku królewskim, do którego pasująjak ulał. 26 I 1961. Czwartek W poniedziałek wieczorem o wpół do siódmej przyjechał fotorepor- ter Jałosiński' z fotografiami. - Mój Boże, ci fotografowie uwzięli się na mnie. Widzę fotografie ludzi równych mi wiekiem albo starszych - są gładkie; mnie, o której wszyscy krzyczą, że nie wyglądam na swój wiek - na fotografu podkreślają każdą fałdkę, że wyglądam na nich na sto lat. Wczoraj zgryzłam wreszcie resztę korespondencji, a i takjeszcze kil- ka listów zostało na załatwienie w Warszawie. Stefan Gołębiowski=, smutny (ułomny) nauczyciel z Bieżunia pod Żurominem, napisał: "W klasie XI po feriach zaczną się ##Noce i dnie##. Tytuł na czasie z akcen- 120 121 tem czy pierwszeństwem nocy, gdyż od dni dłuższe. Nocne kontempla- cje więcej powieści odpowiadają niż światło dnia słonecznego. W kraju chorującym na niepokój Barbary jakże nam potrzeba Bogumiła, który by umacniał w nas wiarę w życie". Zauważył Barbarę! Żaden z krytyków ani historyków nigdy nie zain- teresował się Barbarą, na której przecie stoi cała powieść. Barbara to matka naszych czasów, ludzi naszego czasu. To pierwiastek nocy w "Nocach i dniach". To protoplasta wszystkich (czy jedna z nich) alie- nowanych, kwestionujących i podejrzewających życie, jego sens, war- tość i bezpieczeństwo. Jeśli ja sama traktuję ją z lekką nutą ironii i dys- tansem, to samoobrona przed zbytnim solidaryzowaniem się z jej niepo- kojem. # A 1 e k s a n d e r J a ł o s i ń s k i (ur.1931), fotoreporter, fotografik. Ukończył fi- lozofię na UW. Pracował dla wielu pism, zwłaszcza "Sztandaru Młodych", "Kultury", "Rzeczypospolitej" i "Polityki". Był sąsiadem Dąbrowskiej w domu przy A1. Niepodległości. W Komorowie robił fo- toreportaż o Dąbrowskiej dla "Zwierciadła"; po jego publikacji pisarka odezwała się li- stownie. 2 S t e f a n G o ł ę b i o w s k i (1900-1991), nauczyciel, literat, thimacz, działacz społeczny. Ukończył studia humanistyczne na UW. Z zawodu nauczyciel; po wyzwole- niu dyrektor liceum ogólnokształcącego w rodzinnym Bieżuniu. W 1. 1957-65 poseł na Sejm. Debiutował w 1936 na łamach "Skamandra" jako poeta. Wydał m.in. poezje: Kłos śmierci,1937, Trud, 1953, Alter ego,1964, Bez opamiętania,1969, Mafe poematv, 1973; opowiadania: Stworzenie,1972. Tłumaczył m.in. Pieśni Horacego,1972. 31 I 1961. Wtorek Po południu jadę na Łowicką 52 do pp. Robinsonów', którzy mnie zaprosili na "Makbeta". Z wyjątkiem "Króla Leara" nie lubię innych hi- storycznych tragedii Szekspira. A nie wyłączając "Hamleta" wszystkie sztuki Szekspira wolę już czytać niż oglądać. Mówią, że teraz, kiedy znów w całkiem nowej postaci zjawiło się zagadnienie władzy i walki jednostek o władzę - "Makbet" znów nabrał rumieńców życia, i że to znów gra, nawet w tym skrytykowanym przedstawieniu Korzeniewskie- go. To dziwne, ale tak jest. Dziś znów jak za dawnych wieków, jak za królów - idzie walka na śmierć i życie o władzę jednostki lub przeciw władzy jednostki. Dzisiejsze lady Makbet nie uśmiercają przeciwników, ale pani Go- mułkowa może zażądać uśmiercenia satyrycznego kabaretu "Koń" albo satyrycznego programu w telewizji. Jakoś u nich jako tako mi się mówiło po angielsku. Anglicy dziwili się, dlaczego wyprowadziłam się z Polnej, gdzie jest sławny Polna-mar- ket, który oni nazywają supermarket. Pojechaliśmy w siedem osób jed- nym autem do Teatru Narodowego. Po drodze p. Klinge# chwalił bar- dzo mój przekład Pepysa, że taki adekwatny z oryginałem, aja wstydzi- łam się jak piekło, że tak fatalnie mówię po angielsku. It's a disaster for a writer not to be able to say all he will3. Przedstawienie bardzo dobre. Ale w miarę zmęczenia coraz gorzej mówiłam po angielsku. To mnie deprymowało tak, że już nie miałam si- ły jechać do ambasady na buffet supper. i Państwo Robinsonowie byli w owym okresie pracownikami British Institut w War- szawie. 2 K r z y s z t o f K 1 i n g e r (1924-1982), dziennikarz, thimacz. Studia psychologii odbył w W. Brytanu. Pracował jako kierownik dziahi w "Polish Perspectives". Przethi- maczył wiele powieści z angielskiego. 3 I t's a d i s a s t e r... (ang.) - Jest wielkim nieszczęściem dla pisarza, gdy nie mo- że powiedzieć tego, co chce. 1 II l961. Środa Najprzyjemniejsza rzecz spotkała nas wieczorem. Poszłyśmy we trzy z Tulą na film do "Stolicy" wiedząc tylko, że idziemy na sławnego aktora Guinnessa. Okazało się, że film "The Horse's Mouth" - niewłaściwie przetłuma- czony "Koński pysk"' - jest według powieści Joyce'a Cary'ego (którą niedawno czytałam w polskim przekładzie pod równie niewłaściwym tytułem "Z pierwszej ręki")z. Świetny film i znakomity aktor. Wolę to od Szekspira... ' Koński pysk (ang.), 1958, scen. wedhig powieści J. Cary'ego Alec Guinness, reż. Ronald Neame, główny aktor Alec Guinness. z Joyce Arthur Lunel Cary - The Horse's Mouth, 1944 (Z pierwszej ręki, przeł. W. Komarnicka,1960). 2 II 1961. Czwartek Rano w banku po pieniądze. Anna dostała z PIW-u 10 tysięcy i ofia- rowała się przez ten miesiąc finansować dom na Niepodległości, co mnie szalenie ujęło i rozczuliło. Swoją drogą zaraz kupiła mi jako pre- zent fiołek alpejski i grzebień. 122 123 P. Markowska dała nam do przeczytania książkę Czajki "Lecę w świat"'. Ta starucha żyje na zasadzie "wariackich papierów" i na tej- że zasadzie pisze. I koniec końców napisała książkę o emigrantach, ja- kiej nikomu innemu by nie puszczono nawet w tak humorystycznym tekście. Jedzie niby to bez pieniędzy - i nawet z ubogiego Józia Cza- pskiego zdołała wydusić 2 tysiące złotych [?). Jedzie do Urugwaju do rodzeństwa, które potem strasznie opieprza, utrzymywana przez daw- nych kochanków i jakieś tłumy entuzjastów obsypujących ją zbytkow- nymi darami. Czytam to do późna w noc. Bardzo zabawna lektura i bar- dzo żydowska. 1 Izabela Czajka-Stachowicz - Lecę w świat,1956 5 f11961. Niedzieła Czytam Manna "Jak powstał ##Doktor Faustus""'. On też w 70 roku życia był ciężko chory - w depresji i upadku sił witalnych. Ale napisał wtedy "Doktora Faustusa" ! Zapomniałam zapisać, że w sobotę przed południem zdążyłam jesz- cze być u Erazmów. Zawsze u nich czyściutko, schludnie i co to za nie- zwykli starcy. Całkiem niezależnie od starości i od jakichkolwiek rze- czy zewnętrznych. On ma 77 lat, ona grubo ponad osiemdziesiąt. Mają emeryturę Erazma i ona 1000 zł pensji dla zasłużonych. Żyją w jednym pokoju, w którym jest zawsze coś z artyzmu schludnej bohemy. Pogod- ni. Jeszcze czasami chodzą do kina i teatru. Na wystawy. Zupełna zgoda na obecną ich postać życia. Zawsze mają entuzjastycznych przyjaciół, nawet młodych. I mimo wszystko - nawet już nie u Wacków, a zawsze u nich wieje czymś z mojej młodości. Są niezniszczalni. Na stole "Roz- mowy" Eckermanna, które Erazm sobie kupił. Wedle zapisów - od koń- ca wojny kupił około 1000 książek. Ona pisze książkę popularną o ma- larstwie. Wyszłam pod ożywczym wrażeniem. " p Mann w swoim: "Jak owstał ##Doktor Faustus" isze m.in.: "W kraju (tj. w USA) panowała nienawiść do Żydów, Rosjan, Anglików- tylko nie do Niemców, z którymi należało wojować" (str. 88). 1 Tomasz Mann - Jak powstał "Doktor Faustus". Powieść o powieści, przeł. M. Kurecka,1960. 6111961. Poniedziałek Pani Jakubowska' funkcjonuje bardzo poprawnie. Siadam więc do maszyny, pewna cichego przedpołudnia. Ale wciąż mi przerywają. Przyszedł listonosz, który nigdy nie zamyka za sobą furtki, zaraz więc uciekł Dyl. Przyszedł ogrodnik, że chce już przycinać drzewka. Telefo- nował "Przegląd Kulturalny", że chce zapowiedzieć moją powieść, bo " to dla nich "wielka reklama. Nie zabroniłam stanowczo, ale u rzedzi- łam, że to jeszcze nieprędkoz. Może to będzie ten bodziec, którego mi potrzeba, żeby wreszcie coś zrobić z tą powieścią? Anna jest teraz tak ujmująca i dobra, że to wprost nie do wiary. I to także mnie trwoży. Zaznawać jeszcze szczęścia domowego, wydaje mi się czymś niebezpiecznym. Każda pomyślność losu zdaje mi się zagro- żona czymś nieoczekiwanym i złym. Skąd zaczerpnąć odrobiny beztro- ski? 124 125 Sekretarzyk, przy którym pisarka pracowała w Komorowie,1961. Fot. A. Jałosiński Czytam "Doktora Faustusa" po polsku. O ile dobrze pamiętam orygi- nał - przekład nie jest bez usterek. Muszę to porównać z oryginałem, przynajmniej jeden rozdział. Prześliczny dzień szafirowy i biały z małym przymrozkiem, ale by- łam tylko na krótkim spacerze z Dylem-włóczęgą na smyczy. 1 W ł a d y s ł a w a J a k u b o w s k a, w pierwszych latach mieszkania Dąbro- wskiej w Komorowie jej codzienna dochodząca pomocnica domowa. 2 Zapowiedzi wówczas nie dano. Pojawiła się ona dopiero na tydzień przed rozpo- częciem druku powieści ("Przegląd Kulturalny" 1961, nr 41 z 12 X 1961). 7 II 1961. Wtorek Rano poboliwa mnie głowa. Wstaję o ósmej. Mimo kiepski stan sia- dam do maszyny i robię brulion nowej serii "Szkiców o Conradzie". Tym razem o fatalnym przekładzie powieści "The Suspense"'. Czytam z pasją polski przekład "Doktora Faustusa". Ciekawe. Mimo całego znaczenia, jakie miało dla mnie pisarstwo Conrada, nie byłabym w stanie ulegać jego wpływowi - i zaledwie tylko jednemu rozdziałowi " Nocy i dni" przypisuję ten wpływ. Ale jeszcze teraz w głębokiej staro- ści byłabym w stanie ulec wpływom i czarowi Tomasza Manna. Bo mi- mo wszystko nie ma wielu pokrewieństw między mną i Conradem, a są, owszem, pokrewieństwa między mną a Tomaszem Mannem. # M. Dąbrowska -Pisane zprzykrością, pierwodruk "Życie Literackie" 1961, nr 10; przedruk w: Szkice o Conradzie, wyd. II uzupełnione, I974. 811 I961. Środa O wpół do dziesiątej siadam do przepisywania brulionu o przekładzie Conradowskiego "Suspense". Do obiadu zaledwie wybrnęłam ze wstę- pu. Po południu śpię trochę i czytam "Doktora Faustusa". Nie pamięta- łam, że tam jest iście Gombrowiczowski ustęp o "potędze niedojrzało- ści" (w dyskusjach studentów z Halle). Od piątej do ósmej popycham krytykę przekładu "Suspense". Koniec końców zrobiłam dzisiaj trzy stronice maszynopisu. Powinny dojść do tego jeszcze dwie. Jutro chyba skończę. Wieczorem telefonowała Anna. Jest oburzona, że znowu zajmuję się Conradem, a nie powieścią. "Znienawidzę tego Conrada, po co o nim piszesz? Ty samajesteś Conradem". A ja jeśli porzucę te parę dawno przygotowanych tematów, to stracę resztę zaufania do siebie. 10 II 1961. Piątek Czytam "Doktora Faustusa" (polską wersję). Nie pamiętałam, że tam cała treść "Wybrańca" jako temat do kompozycji muzycznej jest opo- wiedziana. P. Hania przywozi korespondencję. "Who's Who?", międzynarodo- wa encyklopedia angielska, przesyła mi wycinek o mnie do korekty, ew. dopełnienia, gdyż z powodu jubileuszowego numeru (25-lecie) dają no- we wydanie encyklopedii. Mój Boże, nasze encyklopedie w ogóle nie przedstawiają tekstów żyjącym autorom. Warszawa.14 ( ?) II 1961. Wtorek Rano przeczytałam w "Życiu Warszawy", że teatr Skuszanki dziś także daje przedstawienie "Radości z odzyskanego śmietnika" (według " Generała Barcza" Kadena-Bandrowskiego)1, i nagle poczułam zu- chwały jak na moje siły pomysł uzyskania biletów na to przedstawienie. Czegoś wydało mi się, że powinnam to zobaczyć. Po raz pierwszy od czasu trapiących mnie chorób czułam się młodo, wesoło i przedsiębiorczo. Po przyjeździe do domu p. Hania niebawem wyruszyła po bilety i już dziesięć po siódmej byłyśmy w Teatrze Pol- skim, tak że miałyśmy jeszcze czas przejrzeć program. Co za paradoks. Do programu dodano fotokopię numeru "Żołnierza Polskiego" z dnia 15 grudnia 1918 roku. I oto cała widownia - przed każdą twarzą arkusz - zaczytana w legionowy wariant Mazurka Dąbro- wskiego z refrenem: Marsz, marsz Piłsudski, Prowadź na bój krwawy, Pod twoim przewodem, Tryumf naszej sprawy. Na drugiej stronie wydrukowano stronicę z "Polski Zbrojnej" ze sty- cznia 1939 roku. Tu już dano dowolny fotomontaż dodając teksty pod kątem satyry. [. . .] W przerwie Brzechwa powiedział krzywiąc się: "Bardzo myszką trą- 126 127 ci". Jest to oficjalna opinia o tym przedstawieniu, które, mimo całą saty- ryczność wobec początków drugiej niepodległości, nie w smak jest sfe- rom partyjnym. A przedstawienie było niezwykle interesujące. Może najbardziej "no- woczesne" z tych, jakie ostatnio widziałam. B. dobra strona dekoracyj- na Szajny, ciekawa ilustracja muzyczna. Jest to chyba owa muzyka kon- kretna (Jerzego Kaszyckiego), złożona z szumów, szmerów, dudnień i zgrzytów - a przecież wywierająca silne wrażenie, nowego zupełnie wykorzystania tonów, i świetnie współbrzmiąca z tekstem. Wychodzi się pod wrażeniem, że to jest pamflet na "prise de pouvoir"2. Wiele elementów tego opanowania śmietnika i chaosu jest zadziwiająco aktualne po dziś dzień, i to wszędzie. Major Pyć (istotna część każdej państwowości) doskonale grany przez Pyrkosza3. Generałem Barczem był Franciszek Pieczka, ten sam, co wspaniale grał w "Geniuszu siero- cym" rolę Kisiela. Jest to aktor o tak nobliwej postaci, tak szlachetnym geście i tak wspaniałej dykcji i pięknego głosu, że mimo elementów groteski i deformacji pozostawia wrażenie raczej dodatnie, choć tragicz- ne - co wprawia we wściekłość dzisiejszą recenzentkę "Życia Warsza- wy"4. "Reżyser i adaptator - pisze - niepotrzebnie wdaje się z tymi ku- kłami w dyskusje (tzn. przytacza dyskusje Kadenowskie). Każe im pre- zentować ich racje, wyposaża je jak pełnowymiarowych ludzi". A jed- nak racje te przebijają poprzez groteskę nieuchronnie, choć są to racje mnie osobiście antypatyczne. Ale i dzisiaj aparat państwowy jest apara- tem "brania ludzi za pysk", "tworzenia ścisłych, gładkich, nieubłaga- nych ram". Zastanawiające tylko, jak już daleko odeszliśmy od takiego sposobu tworzenia powieści. Ci czterej generałowie z Pyciem i Rasińskim u bo- ku szamoczą się w próżni społecznej. Nie ma tutaj nawet w pobieżnym naszkicowaniu tego narodu, o którego los idzie. Dziś już niemożliwa jest powieść polityczna bez ukazania tej żywej "bazy" konfliktów per- sonalnych. Kaden próbował to pokazać w "Czarnych skrzydłach" i w "Mateuszu Bigdzie", ale poszło mu z tym o wiele gorzej niż z "Genera- łem Barczem" - koniec końców najlepszą jego powieścią. Ja jednak patrzę na ten utwór poprzez realia mojej młodości. [...] Przejmująca była dla mnie myśl, co by też [Kaden] powiedział widząc po czterdziestu latach i w takim kontekście rzeczywistości swoją po- wieść na scenie? O teatrze marzył zawsze i napisał sztukę "Karty w tass" z czasu wojny 1919-1920, którą nam głośno czytał i która nam się nie podobała. Doczekała się premiery w Łodzi i była bolesnym fia- skiem. Padła po drugim przedstawieniu. Nie była nigdy drukowana i nie wiem nawet, czy pozostał gdzie rękopis tej sztuki, a miała dosyć prekur- sorską formę. 1 Jerzy Krasowski - Radość z odzyskanego śmietnika według powieści J. Kadena- -Bandrowskiego Generał Barcz, reż. J. Krasowski, scen. J. Szajna, muz. J. Kaszycki, Teatr Nowej Huty, premiera 18 XII 1960, występ gościnny w Teatrze Polskim w Wac- szawie. 2 P r i s e d e p o u v o i r (fi.) - aluzja do tytułu powieści Cz. Miłosza po fiancusku. 3 W i t o 1 d P y r k o s z (ur.1927), aktor. Ukończył krakowską PWST. Debiutował w 1954 w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. W 1.1955-64 gra w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie (m.in. Trynkula w Burzy), 1964-75 w Teatrze Polskim we Wrocławiu (Cześnik w Zemście, Łatka w Dożywociu, Anzelm w Pier-wszym dniu wolności, Clo w Końcówce). Od 1976 w Teatrze Polskim w Warszawie (Podkolesin w Ożenku). 4 M. Kosińska - Rekwizyty przeszłości (Gościnne występy Teatru z Nowej Huty), "Życie Warszawy" 1961, nr 40. 128 129 Komorów.15 II 1961. Środa Rano o wpół do dziewiątej pojechałyśmy z p. Hanią na stację EKD. Było słońce i błękit, ale jakoś ciemnawo, pejzaż miasta jakby widziany przez zaciemniające na liliowo okulary. Zobaczyłyśmy paru kolejarzy z okopconymi szkiełkami patrzącymi w słońce. Przypomniało mi się, że to miało dzisiaj być zaćmienie słońca widziane w Polsce prawie w dzie- więćdziesięciu procentach. Kolejarze użyczyli nam szkiełka, zobaczyły- śmy słońce w postaci sierpa niby księżycowego. I w tym półliliowym niby świecie, choć już był biały dzień, przebyłyśmy podróż do Komoro- wa. Ale nie zdawało mi się, aby ktokolwiek z mnóstwa na ulicach i w kolejce ludzi interesował się tym zjawiskiem lub w ogóle je zauwa- żył. Nie zauważyła go też Anna, z którą rozmawiałam telefonicznie wieczorem. Prawda, wczoraj był zapustny wtorek, a jednak wracając o jedenastej z teatru nie zauważyłyśmy żadnego śladu ostatków, żadnego zapustnego rozbawienia. Boże, co się działo w ostatki za czasów mojej młodości w Lozannie i Brukseli! Ludność miast szalała w korowodach ulicznych. Radość i wesołość wymierają na świecie. 16 II 1961. Czwartek Dziś jest 49 rocznica śmierci mojego Ojca. Nie wiem, dlaczego pa- miętam ją co roku. A nigdy nie odnotowuję śmierci Matki (8 grudnia minęła trzydziesta piąta). Choć z Matką żyłam o tyle bliżej i dłużej. Nie odnotowuję też innych moich żałobnych rocznic. Ta jedna staje mi co roku w pamięci. Pewno dlatego, że to było pierwsze tego rodzaju loso- we nieszczęście w moim życiu. 19 II 1961. Niedziela Anna i Tula nie przyjechały. Mimo ten nastrój pustej niedzieli #ak " puste noce" przy zmarłym) od wczoraj rozłożyłam wszystkie teki z materiałami do powieści i siedzę nad tym i czytam nie bez przeraże- nia. Olbrzymi materiał całkiem pierwszego brulionu, kilka drukowa- nych fragmentów - morze nudy i banału. Kilka rozdziałów dobrych- jeden z okresu 20-lecia, może ze dwa z powstania. Co z tym robić, na Boga, co z tym robić? 20 II 1961. Poniedziałek Wieczorem Anna dzwoniła. Okazało się, że pół Polski wczoraj nie miało światła o tej samej godzinie. I że o tym było obszernie w "Życiu Warszawy". Taka jestem zaprzątnięta tym materiałem do powieści, że to przegapiłam. Ale co to znów znaczy? Anna nie chciała objaśnić, zniechęcona tym, że ja tego w "Życiu" nie zauważyłam. Ja też jestem zniechęcona do siebie. Ocean słów i wszystko nic nie- warte. Nie mam koncepcji. Nie wiem, czy zrobić z tego trzy powieści, czyjedną? Co z tym zrobić? Od czego zacząć, na czym skończyć? To jest więk- sza mgławica, niż były "Noce i dnie", kiedy ich treść opowiadałam St. w roku 1927. Schyłek życia - i od tego czasu nie mogę się zdobyć na napisanie drugiej powieści. Nie dam sobie rady z tym materiałem, a je- śli dam - to chyba nad tym zemrę. 21 II 1961. Wtorek Na całe przedpołudnie miałam się zamknąć i przykładnie zacząć ,ostatnie dzieło mego życia". Nic z tego. Przyszli dekarze reperować dach: przyszedł "ogrodnik" (ten rozgadany człowiek, wściekle zarozu- miały i którego nie znoszę); przyszedł wreszcie Czesław', żeby powie- dzieć, że jutro albo pojutrze przyjdzie rąbać drzewo. P. Hania i Jakubowska wniosły do mnie stół Anny, na którym poroz- kładałam teki z tą masą pisanych przez tyle lat brulionów. Stoję nad tym bezradnie, bez koncepcji, natchnienia, talentu, a tylko z jakimś poczu- ciem nieuchronnej konieczności skonstruowania czegoś z tej kupy ce- gieł, którą nagromadziłam. Dlaczego? Na co? Nie mam już pewnej ręki ani pewnej głowy; nie mam już serca ani płci. Czym pisać? Tylko pa- mięcią? Czy możliwe jest coś zbudować z tego nic, jakim się stałam. Je- stem byłym człowiekiem, który ma pisać o rzeczach posępnie wrzą- cych. - Boże, daj mi w tę wiosnę, wiosnę we mnie. Przywróć mi siły i zaciekłość, wpraw mnie we wściekłość, w miłość, w czułość - w lodo- wate zimno wiecznego widzenia. Nie mogę wyskoczyć z moich granic epicko-realistycznych, których y " nie znoszę od skończenia "Noc i dni - od lat 26. Z czego zrezygnować, co zostawić, co odrzucić? Od czego zacząć? Gdyby znaleźć pierwsze zdanie i zdanie ostatnie - potoczyłoby się. Przychodzi mi na myśl, żeby okraść Henryka z tego zwrotu i dać tytuł " Kompozycja istnienia". Zapytam go o to. Dlaczego rozdzieliłam matkę I30 131 na dwie matki i rodzeństwo na dwa cioteczne rodzeństwa? Dlaczego upieram się znów przy historii rodziny? Męka nieopisana, tortura. 1 C z e s ł a w Ś 1 i w i ń s k i, zarobkował dorywczymi pracami 26 II 1961. Niedziela Tak więc ku mojemu zdziwieniu zeszło do niedzieli na przepisywa- niu 6 stron pierwszego rozdziału, i to takiego, który jest rodzajem wstę- pu do powieści, mającego objąć czas około 50 lat. Czy nie szaleństwo i czy to nie będzie znów podobne do "Nocy i dni"? Co ja robię, czy to ma jakiś sens? I jak ja z tego wybrnę? I kiedy? Wciąż brak koncepcji. Nie wiem właściwie, o czym będzie ta powieść czy też ta "historia kil- korga ludzi"? Czytam ponownie Manna "Doktora Faustusa". Co za straszliwa szczegółowość. [...] Gdy rozważam biografię artystyczną i ludzką Leverkuhna, przypomina mi się mimo woli mowa Surkowa na jednym ze Zjazdów ZLP. Surkow jest antypatyczny i ortodoksyjny, ale nie taki głupi. Powiedział wtedy, że wszelkie ekstrawagancje pisarskie, nad- mierny estetyzm - formy wyobcowujące się z wszelkiego nurtu życia prowadzą do faszyzmu. A w gruncie rzeczy Mann dowodzi tego same- go. W dziedzinie polityki przefajnowana inteligencja niemiecka docho- dzi do zapowiadającego hitleryzm kultu rześkiego barbarzyństwa, w sztuce nieludzkość, choć i genialna, Leverkuhna wynika z paktu z szatanem, tym samym szatanem, szatanem tego samego opętania, któ- re, jak wykłada Mann, przywiodło Niemcy do hitlerowskiej hańby i zguby. Zrobiłyśmy spacer do lasu. Już pod koniec powrotnej drogi, jeszcze w lesie wypadł jakiś kundlowaty szpic i przy pozorach zwykłego powi- tania rzucił się na Dyla, od razu wtłoczył go pod siebie i zaczął gryźć. Anna trzymała mnie za połę, żebym znów nie została pogryziona. [...] I tak dzień minął. 28 II 1961. Wtorek Dalej w niepisanej męce nad pierwszym rozdziałem napisanym w 1950 r. Nie wiem, czy nie pogrążam się w coś, co mnie zapędzi na brzeg przepaści. Forma powieściowa mi zbrzydła, innej wymyślić nie mogę, nikt nie wyskoczy ze siebie. 61111961. Poniedziałek Dzisiejszy dzień był też dość wypełniony, bo rano o wpół do jedena- stej miałam wizytę Poniatowskiego, z którym załatwiałam sprawę mo- żliwości powrotu Gryziewiczówl z Addis Abeby. Prócz tego opowie- dział mi, jak się u nas traktuje rzeczy udane. Po Październiku, kiedy rozlatywały się wszystkie fikcyjne i deficytowe spółdzielnie produkcyj- ne, Ochab zarządził, że PGR-y, których pracownicy wyrażą na to zgo- dę, mogą być przez nich objęte jako gospodarstwa spółdzielcze. To spotkało się z taką niechęcią w stalinowskim aparacie państwowym, że mimo iż chętnych było na to wielu, powstało zaledwie około 10 takich gospodarstw. Przy czym postawiono je od razu w warunki największe- go obciążenia. Postawiono za warunek, że w ten sposób mogą być obej- mowane tylko PGR-y deficytowe, zaznaczono, że deficyt pegeerowski pokryje państwo, ale nie pokryje już deficytu gospodarstwa spółdziel- czego, gdyby ono nawet dało go tylko w pierwszym roku i gdyby roko- wało dobre nadzieje na przyszłość. Tak że zakładanie tego rodzaju spół- dzielń, jako "nietypowych" dla systemu, wymagało nieomal bohater- stwa. Mimo takie szykany jakieś pięć bodaj z tych gospodarstw spół- dzielczych wytrwało i są teraz doskonale prowadzone. Otóż tego udane- go eksperymentu nigdzie się nie pokazuje, ani się o nich ni słowem nie wspomina; mimo że są jedynym przekładem udanej spółdzielczości w rolnictwie. Poniatowski je właśnie odwiedzał. Po wizycie Poniatowskiego poszłam z p. Hanią na "Krzyżaków"2. Nasi, a także zagraniczni krytycy, którym ten film się nie podobał, nie rozróżniają kryteriów, wedhig jakich osądza się różne rodzaje sztuki. Nie można tego filmu sądzić wedle najnowszych osiągnięć kinemato- grafii eksperymentalnej ani też według norm sztuki ekskluzywnej. Bardzo rzadko zdarza się, aby sztuka popularna, przeznaczona dla masowego odbioru, była dobra, a bodaj znośna także z punktu widzenia wybredniejszego smaku. A to jest właśnie film popularny, nieomalże doskonały. O wiele lepszy od tego, co o nim od pięknoduchów słysza- łam. Nie jestem zblazowana i choć zajmują mnie eksperymenty artysty- czne najbardziej wyszukane - przyznaję, że pzzez cały czas dławiło mnie wzruszenie i łzy mi ciekły z oczu. 132 i 133 To był straszliwy wysiłek pokazania karkołomnie trudnej rzeczy, która z łatwością mogła być kiczem, a nie jest kiczem - jest filmem atrakcyjnym i groźnie pięknym. [...) Słowem: wiwat Ford i wszyscy, co pracowali z nim nad tym filmem, który jest nie tylko dziełem sztuki, ale i dziełem nieskłamanej populary- zacji historii Polski. Zapotrzebowanie na historię Polski zadecydowało też o jego wyjątkowym powodzeniu. Podobno kosztował 38 milionów, a przyniósł już dochodu 100 milionów. lStanisław Gryziewicz,ekonomistaiMaria Gryziewiczowa (z d. Małkowska, córka Jana Onufrego i Maryny z Nenckich), polonistka, bibliotekarka. Po wybuchu wojny zagranicą, osiedli w Wielkiej Brytanii. z Krzyżacy,1960, scen. wedhig powieści Sienkiewicza J. S. Stawiński, reż. A. Ford, zdjęcia M. Jahoda. 7 III 1961. Wtorek Na ogół czuję się dosyć raźnie i nogi przestały mnie boleć przy cho- dzeniu. Ale dziś zdołałam tylko załatwić zeznanie do podatku wyrów- nawczego, któremu w tym roku nie podlegam, gdyż zarobiłam tylko 62 tysiące przez cały ubiegły chorowity rok. 8 III 1961. Środa Czytam po raz drugi opowiadanie Iwaszkiewicza w "Twórczości" "Kochankowie z Marony"1 (niby "Kochankowie z Werony"). Tym ra- zem o wiele bardziej mi się podobało, może pod sugestią słów Kotta, że to świetne opowiadanie. Zawiera 89 stron prawie wyłącznie dialogu, ale dobrze oddaje nieporadność dzisiejszej młodzieży w sprawach miłości. Także nieporadności rozmowy, którajest iście współczesnym bełkotem, nic nie mogącym wyrazić. 1 J. Iwaszkiewcz - Kochankowie z Marony, pierwodruk: "Twórczość" 1961, z. 2. 101111961. Piątek Zasnęłam przy lampie. Zbudziłam się o pierwszej z niesłychanej ja- skrawości snem. Przez wielką salę pałacową szła ze mną moja siostra Hela. Rzekła nagle: "Obetnij sobie prawą stopę". Pod wpływem niezro- zumiałego impulsu wzięłam ostry nóż i odcięłam sobie prawą stopę. Szło jak po maśle, jakby nie było żadnych kości. Ale nie oddzieliłam tej stopy, trzymała się, odcięta w nałożonym bucie. Nagle rozpacz, co ja też zrobiłam. Był przy mnie St. - żyjący. Okazało się, że jesteśmy w szwajcarskim mieście Lacselitz [?) czy jakoś tak i za chwilę zobaczymy się z Jerzym. St. telefonował do niego, a za chwilę był już z nami. Mó- wił taką groźną chrypką jak Bronek, który ma raka. Ale obaj nie mogli pojąć, jak mogłam coś podobnego zrobić. - "Teraz - mówił Jerzy - kie- dy pani ma tyle możliwości podróży po całym świecie i na księżyc". I powtarzali to obaj. Zaczęłam sama nie dowierzać i uchyliłam buta, żeby zobaczyć. Nic, stopa była odklejona i z pięty zaczęła chlustać krew. Wi- działam ją wszędzie, kapiącą na Iśniące posadzki, po których wciąż chodziłam. Mówię: - "To czysta dostojewszczyzna". Ogarnął mnie na- strój z "Biesów" Dostojewskiego. "Kochani, ale przecie czuję - powia- dam - palce w bucie, mogę nimi poruszać. Więc może nie całkiem sto- pa się oderwała. Może przyrośnie". Opatruje mnie jakiś doktor, ale tyl- ko obmywa krew, stopa robi się biała. Pytam, dlaczego nie zrobi szwu dookoła. - "Ta stopa - mówi lekarz -już się nie zrośnie". Czarna rozpacz. Powtarzam. - "To czysta dostojewszczyzna". Sen był tak wyrazisty, że jeszcze chwilę po zbudzeniu myślałam, że nie mam stopy. Dopiero po paru minutach ulga. - "Przecież to tylko sen". Czy to reminiscencja z męczeństwa Juranda ze Spychowa w f#ilmie "Krzyżacy"? Parę zawiłych szczegółów tego snu znikło. Pamiętam, że powtarzałam różnym ludziom: - "To moja siostra powiedziała: Obetnij sobie stopę" - aż mi St. zwrócił uwagę, że nie trzeba tego tak powta- rzać. "Może to się da ukryć". Zaraz zapisałam ten sen, ale znów nie śpię od dwu godzin. Trudno spać, jak się we śnie obcięło sobie prawą stopę. 20 III 1961. Poniedziałek Zaczęłam trzeci rozdział. Jakież to błahe i nieważne. Chcę w jednym tomie przelecieć trzy epoki. Próbajakaś, nie wiadomojaka. 25 III 1961. Sobota Czytam "Rozmowy" Eckermanna'. Cóż za naiwne gawędy - zale- dwie gdzieniegdzie rodzynek żywej myśli. I cóż za monstrum skąpstwa i egoizmu ten Goethe! Pożarł 9 lat życia biednego Eckermanna, wyko- rzystał jego pracę do szpiku kości i nic mu nie płacił, zaledwie zapra- 134 , 135 szając od czasu do czasu na śniadanie, obiad czy przyjęcie. Eckermann żył w nędzy - do życia miało mu wystarczyć obcowanie z Olimpijczy- kiem. Zaledwie potem dobił się 300 talarów rocznie i umarł jako "lieber Doktorchen" - tolerowany Hofrat-emeryt dworu weimarskiego. Goethe nawet w testamencie nic mu nie pozostawił. Niemieccy wielcy ludzie są właśnie nieludzcy. Ten pierwiastek miał w sobie i Tomasz Mann - Leverkahn. Twórczość pożera wszystko. Mo- że dlatego ja nie jestem wielkim pisarzem. Gdyż teraz dopiero czuję to zobojętnienie dla ludzi, które mogłoby mnie oddać bez zastrzeżeń twór- czości. Może dlatego Mickiewicz w pięćdziesiątych latach życia złamał pióro - ku wiecznej szkodzie literatury. Napisałam już większość czwartego rozdziału. ' Johann Peter Eckermann - Rozmowy z Goethem, t. I-II, przeł. K. Radziwiłł i J. Zeltzer, posłowie i przypisy B. Płaczkowska,1960. 26 III 1961. Niedziela Napisałam z wielkim trudem cztery strony IV rozdziału, chociaż to łatwe, i zawdzięczając Bieńkowskiej, że nic się w jej powieści bezpo- średnio nie dzieje, tylko wszystko jest opowiadane przez "bohaterów". Sama oparłam dwa rozdziały na opowiadaniach Teodora. Ale u mnie to opowiadanie (tak samo jak scena z Joasią i opowiadanie Teodora o Warszawie-cmentarzu) są zapowiedzią przeżyć, których potem będą uczestnikiem lub świadkiem. W dodatku całe opowiadanie oparłam na pamiętniku Jana Drabiko- wskiego (II tom "Pamiętników chłopów")', jak i cała powieść będzie kompilacją różnych wydanych i nie wydanych listów i pamiętników. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale nic oryginalnego - to pewne. ' J a n D r a b i k o w s k i, ogrodnik z Kujaw, autor pamiętnika nr 3 w seru II Pa- migtników Chfopów,1936. Z zawodu kowal. Za młodu poznaje Polskę; za pierwsze za- pracowane pieniądze jedzie zobaczyć Gopło. W Łodzi kuma się z "towarzyszami spod czerwonego sztandaru". Jako poborowy rosyjski poznaje Turkiestan i Mandżurię, rewo- lucję przeżywa w Rosji, a później dwukrotnie jeździ na zarobek do Ameryki. Ale wciąż wraca do swej kuźni, do swojej wsi, w których wprowadza wiele cywilizacyjnych no- wości. Jest apolityczny, z konieczności wstępuje do PSL- "Wyzwolenie". Niegdyś, przed wojną, Dąbrowska, zachwycona pamiętnikiem J. Drabikowskiego, proponowała, by go sfilmować. Pod koniec życia ów chłop-pamiętnikarz staje się mo- delem postaci Teodora Popiołka-Todra w Przygodach czfowieka myślącego. W prologu powieści wyrasta on na postaE symboliczną. Ale miał to być główny bohater całej po- 136 wieści. Zamiar ten jednak, przede wszystkim pod ciśnieniem wcześniej napisanych par- tii z dalszych ogniw powieści, nie został zrealizowany. 29 1111961. Środa Anna mi ofiarowała zeszyty z ładniejszym, bielszym papierem, ale to tylko pozór lepszej jakości. Papier jest "przepuszczalny" i można na nim, zwłaszcza ołówkiem tuszowym, pisać tylko na jednej stronie. Za- częłam w nim kończyć notatki o książce Czapskiego "Oko"' i przezna- czyłam go do pierwszego brulionu następnych rozdziałów powieści (najtrudniejszych, bo nie mam do nich żadnego materiału). 1 Józef Czapski - Oko, Paryż,1960. 30 III 1961. Czwartek Skończyłam czytać Eckermanna "Rozmowy". Goethe wyssał z niego wszystkie soki, ale być może bez niego byłby dziś zapomnianym, bar- dzo miernym poetą, a dzięki Goethemu - mimo całą niebezpośredniość tych rozmów - zyskał sławę, która aż dotąd jest aktualna. 31 III 1961. Wielki Piątek Wieczorem niechcący trafiłam w radiu na odtworzenie koncertu symfonicznego z Berlina. Najpierw był to Koncert fortepianowy Dvoraka, którego wzięłam za Rachmaninowa, bo tego koncertu (g-moll op. 33) nie pamiętałam. Bardzo wdzięczny. Ale potem (idzie dotąd) symfonia "Manfred" Czajkowskiego, której, dalibóg, nie znałam. Za- chwyca mnie ta muzyka i wydaje mi się lepsza ta symfonia nawet od słynnej "Patetycznej" (daleko bardziej elegancka). Szczególnie pier- wsza część "Lento lugubre". Może trochę przeładowana, za długa, ale słyszę tam piękności ! Przedtem słuchałam krótkich utworów orkiestralnych lub instrumen- talnych starej i nowej muzyki. Można było pochwycić niektóre istotne elementy różnic. Dawna muzyka niesie spokój, nawet gdy jej charakter jest dramatyczny. Ten spokój płynie z porządkującej chaos istoty wszel- kiej sztuki, z rewelacji, że tak oto można kształtować rzeczywistość. Muzyka nowa budzi niepokój tego samego rodzaju co hałas, uczucie lę- ku i niebezpieczeństwa, okropne poczucie niemożności odzyskania ja- kiegokolwiek ładu rzeczy. 137 5 IV 1961. Środa Piszę listy do Giedroycia, do p. Jerzego, do Kazia Wierz. i do p. Ha- ni, ale na biurku stroszy się coraz wyżej stos zalegającej koresponden- cji, którą trzeba jednak załatwić. Wreszcie wieczorem piszę ogromny list do Józia Czapskiego, właściwie rodzaj szkicu o jego "Oku", który ma mi się przydać do powieści. Mgnienia zgrozy na myśl, że St. jest już tylko szkieletem w spróch- niałych resztkach odzienia. 7 IV 1961. Pi#tek O 10-tej na zebranie Zarządu Związku (plenarne). Zebranie było wy- jątkowo antypatyczne. Była tam bowiem alergiczna sprawa ponownego utworzenia czegoś w rodzaju Koła Młodych przy Związku. To jest żą- danie partii, która znów chce wziąć młodych w kluby - ale o tym się, oczywiście, nie mówi, tylko wysuwa się całkiem odmienne axgumenty, rzekomo sprzyjające eksperymentowaniu młodej poezji. Przemówił Karpowicz', że sytuacja młodych poetów nie jest znów taka alarmowa, żeby im pomagać za pomocą Koła Młodych. Ja go po- parłam, w niedołężnych jak zwykle słowach. Mach, który sam należy do Komisji, mającej owo Koło Młodych urządzać czy też mu patrono- wać, udał naiwnego i zapytał, czym się właściwie owa Komisja ma zaj- mować. Na to Iwaszk. "Czy ty oszalałeś!" - co wszyscy wzięli za do- wcip i przyjęli śmiechem. Tymczasem Iwaszk. (który ostatnimi laty robi się coraz bardziej zły) dalej krzyczał wymyślając Machowi ordynarnie od złośliwców, etc. i rycząc prawie, że przecież wiadomo, bo dawno to się omawia i projektuje etc. - i po to powstała owa Komisja (której bar- dzo złą polszczyzną pisany i mętny w treści referat przeczytał Śpie- wak2). Zgoła krzyczał, jak niegdyś Putrament, tylko że tamtem miewał jeszcze dowcip i jakąś iskrę poczucia humoru, a to tylko brutalna złość i nic więcej - ton, który całkiem nie przystoi prezesowi i przewodniczą- cemu zebrania. Każdy inny musiałby być w takim wypadku "przywoła- ny do porządku" za nieparlamentarne maniery.[...] W dodatku na zakończenie w wolnych wnioskach Iwaszk. z jadowi- tym w moją stronę: "Nie shichaj, Mario" - oznajmił ku mojemu osłu- pieniu, że IBL przygotowuje na początek przyszłego roku... nową sesję poświęconą mojej twórczości! ! i proszą o delegowanie kogoś. Na jego wniosek, milcząc i właściwie z obrzydzeniem tego słuchając, "delego- wano", czy nie delegowano Przybosia - co już zakrawa na kpinę ze mnie, bo Przyboś wszystko, co miał do powiedzenia o mnie, już powiedział i nic więcej do powiedzenia nie ma. Mniejsza z tym, ale mnie już konie- cznie chce się uważać za umarłą i wpycha się mnie w grób. Pierwszy raz słyszę o tej sesji i mimo woli zaprotestowałam, na co Jarosław jesz- cze jadowiciej i już na pewno fałszywie: "Trudno, Mario - jesteś wielką pisarką" ! Przecież wiem, że nie ma mnie i nie może mieć za wielką pi- sarkę, którą też prawdę mówiąc nie jestem. Dawniej uważałam się za nowatorkę-odnowicielkę języka - dziś powiadomiono mnie już dokład- nie, że jestem staroświecka, XIX-wieczna. Wyszłyśmy stamtąd, jak zmyte (Anna zachowała przez cały czas kompletne milczenie), tym bar- dziej, że Iwaszk. zrobił mi jeszcze jeden komplement, który brzmiał jak obelga. Kiedy po jego krzykach zaznaczyłam, że to wszystko nie było jasne w referacie, powiedział: "Tobie wolno o tym nie wiedzieć, bo ty jesteś Maria Dąbrowska". 138 139 Zawsze kompletnie głupieję i nie wiem, co odpowiedzieć na takie... insynuacje, bo trzeba było odpalić: "Z tego nie wynika, żebym była uważana za idiotkę". Ja już pomyślałam tylko: "Boże, co za szczęście, że jest dom, że jutro wracam do Komorowa". Ale potem myślałam całkiem na odwrót: "Bo- że, jakja zdziczałam, trzeba koniecznie więcej bywać w świecie, więcej widywać się z ludźmi, być bardziej au courant, lepiej się w nich wszy- stkich orientować". I takjestem miotana sprzecznymi uczuciami nie go- rzej od owego Czycza z opowiadania "And" w "Twórczości"3. 1 T y m o t e u s z K a r p o w i c z (ur. 1921), poeta, dramatopisarz. Debiutował w "Prawdzie Wileńskiej" (1941) pod pseud. Lirmian; członek ZPP. Po wojnie w Szcze- cinie. W 1.1949-54 studiował filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim i praco- wał jako asystent. Prezes oddziału wrocławskiego ZLP, współredaktor czasopism "No- we Sygnały", "Odra", "Poezja" (z-ca red. nacz.). Wykłada na uniwersytetach w RFN i USA (Chicago). Wychodząc od założeń Awangardy Krakowskiej współtworzy nurt tzw. poezji lingwistycznej. Podobne założenia fantastyki lingwistycznej przeniósł do swego teatru. Wydał m.in. poezje: Kamienna muzyka,1958, Znaki równania, 1960, W imię znaczenia, 1962, Trudny las, 1964, poemat Odwrócone światfo, 1972; sztuki te- atralne: Zielone rękawice,1960, Charon od świtu do świtu,1972. Zajmuje się teorią po- ezji (Poezja niemożliwa. Modele Leśmianowskiej wyobraźni 1975). Tłumaczy z wielu języków. 2 J a n Ś p i e w a k (1908-1964), poeta. Pochodził z Ukrainy. Studiował filologię polską na UJK we Lwowie, ukończył w Warszawie. Debiutował w 1929 w "Kurierze Literacko-Naukowym" jako poeta. W latach wojny zesłany w głąb ZSRR. Po wojnie w Łodzi i w Warszawie; ożenił się z Anną Kamieńską; członek komitetu red. "Twórczo- ści". Wydał m.in.: Wiersze stepowe,1938, Doświadczenia,1953, Zstąpienie do krateru, 1963, Anna,1967, oraz wspomnienia Przyjaźnie i animozje,1965. 3 Stanisław Czycz -And, "Twórczość" 1964, z. 4, przedruk w: Ajol,1967. Warszawa. 8 IV 1971. Sobota Pracowicie próżnujący dzień. O 10 rano z Anną w kinie "Wiedza" na filmie: "Bohaterowie są zmęczeni" produkcji francusko-meksykań- skiejl. Dobry, interesujący i w pewien sposób śmiały fůilm. Sceneria: Afryka dzika, folklorystyczna i odrażająca. Murzynki odstawiające eu- ropejskie damy. Dwu eks-oficerów, eks-lotników - Francuz i Niemiec (Yves Montand i Jurgens) usiłują zapomnieć o świecie wojny za pomo- cą znalezionych przez Francuza w zestrzelonym samolocie brylantów. Nie są już walczącymi wrogami, lecz "zmęczonymi bohaterami". W końcu w nieco zbyt banalnie awanturniczych przygodach tracą i ko- bietę, o którą jeszcze ze sobą walczą, i brylanty - i idą razem pojednani w swoje zmęczenie. Montand, taki świetny piosenkarz, jest zaledwie niezłym aktorem, ale się widać przy aktorstwie upiera. Po filmie idę do doktora Hoffmana. Niestety, ciśnienie znów jest 200 na 100 i spadam na wadze. Ważę 44 kilo - mniej niż w najgorszych okresach zeszłorocznej choroby. 1 Bohaterowie są zmęczeni,1955, według Clvistine Garnier, scen. Yves Ciampi, Jac- ques-Laurent Bost, reż. Yves Ciampi, główni wykonawcy: Yves Montand, Kurt Jurgens. 10 IV 1961. Poniedziałek W "Kulturze" jest wiadomość, że Jerzy Stempowski dostał eseistycz- ną nagrodę "Kultury", i zapowiedź wydania wyboru jego prac przed- i powojennych pt. "Chimera jako zwierzę pociągowe". Bardzo się ucie- r lr 1 l Jerzy Stempowski. Szkic Dieneke Tzaut, Berno,1967 140 141 szyłam, tylko tytuł niedobry. O wiele lepszy i bardziej obejmujący ca- łość jego twórczości, a i oddający jej istotę byłby tytuł: "Notatnik nie- spiesznego przechodnia". Więc drugi list gratulacyjny do p. Jerzego. 12 IV 1961. Środa O dziesiątej otworzyłam radio, czekałam na zapowiedzianą panią Krzycką [?), która chce robić film z opowiadania "Klara i Angelika". W radiu jakaś muzyka, którą przerwano, aby ogłosić, że dziś rosyjski major Jurij Gagarin obleciał ziemię i wylądował w "zachodniej części Związku Radzieckiego". A więc prawdopodobnie na naszych dawnych kresach'. Więc dzień epokowy. Jak może wyglądać takie wylądowanie prawie pięciotonowego pocisku kosmicznego? Dla lądującego i dla tych, na ko- go wylądował? Może na jakąś wieś czy miasteczko, dla których ten triumf nauki był kosmiczną katastrofą. Zaraz potem telefon z Robotniczej Agencji Prasowej, żebym się wy- powiedziała, co o tym sądzę. Dziwne pytanie. Co można sądzić o tak niebywałym fakcie? I na co tu potrzebny czyjś sąd? Przecież i tak cały świat już wie o tym człowieku. Dzień epokowy, ale co ta epoka będzie znaczyć? Któż może powiedzieć... # J u r i j A. G a g a r i n (1934-1968), radziecki pilot kosmonauta, podpułkownik, Bohater Związku Radzieckiego. 12 IV 1961 na statku kosmicznym "Wostok 1" (start z kosmodromu "Bajkonur") dokonał pierwszego w świecie lotu po orbicie okołoziem- skiej, lądując w okolicy wsi Smiełowka w obwodzie saratowskim; lot trwał 108 minut. Komorów.16 IV 1961. Niedziela W "Życiu Warszawy" sprawozdanie z wczorajszej konferencji praso- wej z Gagarinem. Oczywiście zaprzecza on pogłosce, jakoby był księ- ciem. Zaprzecza w słowach następujących: "Wyczytałem w gazetach, że znaleźli się w Stanach Zjednoczonych niepoważni ludzie, jacyś dale- cy krewni księcia Gagarina, którzy utrzymują, że jestem potomkiem te- go księcia. Muszę ich rozczarować, postępują oni po prostu niesolidnie i niepoważnie. Jestem zwykłym człowiekiem radzieckim". Oczywiście. Ale to brzmi niezwykle delikatnie i elegancko w porównaniu z podo- bnymi oświadczeniami "prostych ludzi radzieckich". Sposób mówienia Gagarina wskazuje na dłuższą tradycję kulturalną, niż może ją dać , awans społeczny" proletariusza i w pierwszym pokoleniu inteligenta. Najbardziej przekonywające byłoby tu podać życiorys rodziców, lecz o tym ani słowa. I w ogóle co za głupota! Jeśli Gagarin jest księciem, była to sposobność do bardzo sympatycznego gestu propagandowego: "Oto wnuk księcia - tak wywdzięczył się Związkowi Radzieckiemu za wieki ucisku feudalnego sprawowanego przez jego rodzinę", czy coś Jurij Gagarin podobnego albo coś w tym rodzaju. Tylko prościuchy w rodzaju Chru- szczowa nie rozumieją, jaka to by była dopiero propaganda na rzecz ko- munizmu. Cała ich propaganda tego wielkiego osiągnięcia jest w złym smaku- i mimo wszystko świadczy o jakiejś wewnętrznej słabości. Ani słowa na cześć nauki. Tylko partia i rząd bez końca deklinowane przez wszystkie 142 143 przypadki. To robi fatalnie żenujące wrażenie. Biedny Gagarin - nie- wątpliwie człowiek - a robią z niego Łajkę ludzką lub coś zbliżonego do maszyn cybernetycznych. Zanotowałam jeszcze takie dwie rzeczy: Po wydźwignięciu się pojazdu ponad gęste warstwy atmosfery, gdy kosmonauta zobaczył ziemię, aparatura odbiorcza stacji naziemnej ode- brała jego słowa: Jak pięknie. Tak reaguje człowiek o duszy artystycz- nej - i raczej książę niż syn kołchoźnika. Wszystkie wypowiedzi Gagarina prócz tego, co mu kazano powie- dzieć, mają w sobie delikatność i elegancję. W rozmowie telefonicznej z Chruszczowem powiedział: "Niechaj teraz wszystkie kraje nas dościg- ną"... Na co grubianin Chruszczow zaraz podkreślił: "Shisznie mówicie, niechaj kraje kapitalistyczne dogonią nasz kraj" etc. Znamienne także jest, że jego namiętnością są: matematyka, muzyka, literatura i sport. W jego domu "między książkami na etażerce dzienni- karze dostrzegli tom Moliera, który niedawno (?) otrzymał Jurij Gagarin od swych przyjaciół w dniu urodzin". I 7 IV 1961. Poniedziałek Wciąż załatwiam dalszy ciąg korespondencji. Pogoda marzenie nie- winnego człowieka. Nasz "lud" nie wierzy w kosmiczną podróż Gagari- na. Powiadają po prostu: "Mówi, co mu kazali, ja mogę też powiedzieć, że spadłem z księżyca". Co zrobić z narodem, który wierzy we wszy- stkie kłamstwa i zabobony, a nigdy nie wierzy w prawdę, zwłaszcza groźną dla niego? [...] Telefonem uzyskuję bilety (i to zaproszeniowe) do "Ateneum" na " Ryszarda III" z Woszczerowiczeml. Nie zawiodłyśmy się. Przedsta- wienie było przeznakomite. Od dawna już wolałam czytać Szekspira niż oglądać go na scenie. Przekonałam się, że można go na scenie oglądać z zachwytem, w napięciu. 1 W. Szekspir - Ryszard III, oprac. tekstu, insc. i reż. J. Woszczerowicz, scen. W. Sieciński, muz. T. Baird, "Ateneum", premiera 17 X 1960. 19 IV I961. Środa Wedle telefoniczne o zamówienia biletów idziemy na Sartre a " Dia- beł i Pan Bóg"'. Wbrew oczekiwaniom sztuka bardzo słaba. Holoubek beaucoup trop juifz, a nadto przypomina zni gierki Węgierki3. Woszcze- rowicz jest o wiele bardziej autentyczny, i to [słowo nieczytelne] dla do- rosłych, świadomych spraw sztuki. 1 J. P. Sartre - Diabeł i Pan Bóg, przekład. J. Kott, reż. L. Rene, muz. T. Baird, de- kor. J. Kosiński, kostiumy A. Wojciechowska, Teatr Dramatyczny, premiera 28 V 1960. 2Beaucouptropjuif(fr.)-owielezbytżydowski. 3 A 1 e k s a n d e r W ę g i e r k o (1893-1941) aktor i reżyser. Debiutował w 1912 w Wilnie; zdobył rozgłos rolą tytułową w Orlątku E. Rostanda. W I.1913-39 grał w Te- atrze Polskim w Warszawie (z przerwą 1917-23). Po wybuchu wojny kierował Pań- stwowym Teatrem Polskim Białoruskiej SRR w Pińsku, Białymstoku, Mińsku; w 1941 aresztowany przez gestapo. Główne role: w Fantazym Higgins w Pigmalionie, Figaro w Weselu Figara. Reżyserował m.in. sztuki Pirandella, Shawa, Giraudoux, Dickensa. Lecznica. 29-30 IV 1961. Noc z soboty na niedzielg Postanowiłam nie pisać, bo rzeczy zapisane w chorobie są absolutnie nieczytelne. Ale oto dziś pierwszą noc nie śpię. Skończyły mi się domo- we narkotyki, a te, co tutaj dają, są żałośnie niewystarczające. W tej ni- by klinice, czy klinice na niby, nie mają pojęcia, co to jest bezsenność. Nie wiem, jak na to zaradzić, już do rana nie będę spała. 3 V I 961. Środa Zaczynam tu miewać fantastyczne sny, jakich już od lat nie miewam. Raz zasnęłam po południu i śniło mi się, że moja krew w pęcherzyku o kształcie małego koła ratunkowego wyrzucona została w przestrzeń kosmiczną i krążyła około ziemi, aż nagle wróciła na ziemię i roztrza- skała się. Moja krew - miliony czerwonych kropel latało w powietrzu. Dziś nad ranem przyśniło mi się, że do mojego pokoju wszedł ksiądz młody i przyjemny. Wiedziałam, że to jest pacjent z tej lecznicy, i dzi- wiłam się, że są tu pacjenci księża. Po długiej chwili milczenia rzekłam na wieki wieków" i dodałam: "Odpowiadam na słowa, które ksiądz na " " pewno wchodząc tutaj pomyślał. Po raz pierwszy mam pokusę paktu z diabłem. Gdyby Fejgin' był diabłem, a już samo nazwisko brzmi diabelsko - zawarłabym z nim pakt na trzy lata absolutnego zdrowia i sił. Potem niech się zapadnę. i M i e c z y s ł a w F e j g i n (1894-1975), doktor medycyny, profesor AM w War- szawie; podówczas ordynator oddziału chorób wewnętrznych Lecznicy Ministerstwa Zdrowia. 144 145 _ 1 1 1 ff 0 1 1 5 V1961. Piątek Notatki z myśli nocnych (zużytkować w liście do Józia Cz.): Jak wszyscy rewolucjoniści, tak i awangarda malarska - nie wchodzi do Ziemi Obiecanej. A jeśli wchodzą do niej awangardziści plastycy i inni - tak jak wszyscy rewolucjoniści - natychmiast stają się tyranami. Nie rewolucje są niebezpieczeństwem, ale ich "prise de pouvoir", aby użyć zwrotu Miłosza. Komorów. 6 V 1961. Sobota Śpieszyłam do Komorowa wbrew zaleceniom lekarzy, aby jeszcze załapać resztę wiosny. Ale wszystko najpiękniejsze już się stało. W ogrodzie gęsta, "dorosła" i letnia zieleń, tyle tylko, że jeszcze trochę świeżobarwna. Lecz na brzozach już i kolor liści jak w lipcu. Jedynie tulipany. Tulipany zakwitły jak nigdy. Pierwszy raz tak obficie - aż krzyknę- łam z zachwytu, ale już o piątej położyłam się zmęczona do łóżka. 7 V 1961. Niedziela Obudziłam się i do okna - spojrzeć na przepych tulipanów. Niestety, w nocy złodziej zerwał je niemal wszystkie, powyrywał nawet niektóre cebulki. Aż mi się serce zacisnęło - nie tylko z żalu po kwiatach, ale ze zgryzotyjakiejś ogólniejszej natury. Zyjemy w niewoli barbarzyństwa, ciemnoty, brudu i złodziejstwa. I tej niewoli nikt nie dostrzega, a więc jest najniebezpieczniejsza. Teraz złodziej sprzedaje moje tulipany na św. Stanisława! 10 V 1961. Środa Ciekawe, że Amerykanie zawsze uprzedzają o mających nastąpić do- świadczeniach astronautycznych. Rosjanie ogłaszają tylko wyniki i tyl- ko zawsze udane. Ciekawe, że Shepard' także wydostawszy się poza ziemską atmosferę nadał pierwszy meldunek: "What a beautiful!" - więc tak samo jak Ga- garin nadał pierwszy meldunek spoza atmosfery: "Kak priekrasno!" ' Allen B. Shepard (ur. 1923), amerykański kosmonauta, który 5 V 1961 od- był pierwszy amerykański lot kosmiczny na statku "Mercury"; powtórnie prowadził 146 __ "Apolla 14" (13 I-7 II 1971). Przedtem marynarz US Navy, później lotnik; w latach pięćdziesiątych był pilotem oblatywaczem. 27 V I961. Sobota We środę był Henryk. Z jego wystawy w Łodzi Ministerstwo Kultury i Sztuki kupiło jego płótno (tulipany) za trzy i pół tysiąca. Jeden obraz kupił nadto jakiś Polak z Kanady. Henryk zostawił mi swoją rzecz o Piłsudskim. Niestety, tak źle, nie- dołężnie, a nadto z pretensjonalną grandilokwencją pisaną, że nie byłam w stanie doczytać tego do końca. We czwartek rano z p. Hanią do lecznicy na owe wszystkie badania kontrolne, w piątek u dr. Hoffmana. Wyniki badań nieszczególne. [...] Ale to wszystko jest nic w porównaniu z wstrząsającym wrażeniem, jakie na nas zrobiła czwartkowa wizyta u Bronka Linkego w lecznicy! 147 5 V 1961. Piątek Notatki z myśli nocnych (zużytkować w liście do Józia Cz.): Jak wszyscy rewolucjoniści, tak i awangarda malarska - nie wchodzi do Ziemi Obiecanej. A jeśli wchodzą do niej awangardziści plastycy i inni - tak jak wszyscy rewolucjoniści - natychmiast stają się tyranami. Nie rewolucje są niebezpieczeństwem, ale ich "prise de pouvoir", aby użyć zwrotu Miłosza. Komorów. 6 V1961. Sobota Śpieszyłam do Komorowa wbrew zaleceniom lekarzy, aby jeszcze załapać resztę wiosny. Ale wszystko najpiękniejsze już się stało. W ogrodzie gęsta, "dorosła" i letnia zieleń, tyle tylko, że jeszcze trochę świeżobarwna. Lecz na brzozach już i kolor liści jak w lipcu. Jedynie tulipany. Tulipany zakwitły jak nigdy. Pierwszy raz tak obficie - aż krzyknę- łam z zachwytu, ale już o piątej położyłam się zmęczona do łóżka. 7 V 196I. Niedziela Obudziłam się i do okna - spojrzeć na przepych tulipanów. Niestety, w nocy złodziej zerwał je niemal wszystkie, powyrywał nawet niektóre cebulki. Aż mi się serce zacisnęło - nie tylko z żalu po kwiatach, ale ze zgryzotyjakiejś ogólniejszej natury. Zyjemy w niewoli barbarzyństwa, ciemnoty, brudu i złodziejstwa. I tej niewoli nikt nie dostrzega, a więc jest najniebezpieczniejsza. Teraz złodziej sprzedaje moje tulipany na św. Stanisława! 10 V 1961. Środa Ciekawe, że Amerykanie zawsze uprzedzają o mających nastąpić do- świadczeniach astronautycznych. Rosjanie ogłaszają tylko wyniki i tyl- ko zawsze udane. Ciekawe, że Shepard' także wydostawszy się poza ziemską atmosferę nadał pierwszy meldunek: "What a beautiful!" - więc tak samo jak Ga- garin nadał pierwszy meldunek spoza atmosfery: "Kak priekrasno!" # A 11 e n B. S h e p a r d (ur. 1923), amerykański kosmonauta, który 5 V 1961 od- był pierwszy amerykański lot kosmiczny na statku "Mercury"; powtórnie prowadził Allen B. Shepard "Apolla 14" (13 I-7 II 1971). Przedtem marynarz US Navy, później lotnik; w latach # pięćdziesiątych był pilotem oblatywaczem. 27 V 1961. Sobota We środę był Henryk. Z jego wystawy w Łodzi Ministerstwo Kultury ' i Sztuki kupiło jego płótno (tulipany) za trzy i pół tysiąca. Jeden obraz kupił nadto jakiś Polak z Kanady. Henryk zostawił mi swoją rzecz o Piłsudskim. Niestety, tak źle, nie- dołężnie, a nadto z pretensjonalną grandilokwencją pisaną, że nie byłam w stanie doczytać tego do końca. We czwartek rano z p. Hanią do lecznicy na owe wszystkie badania , kontrolne, w piątek u dr. Hoffmana. Wyniki badań nieszczególne. [...] Ale to wszystko jest nic w porównaniu z wstrząsającym wrażeniem, jakie na nas zrobiła czwartkowa wizyta u Bronka Linkego w lecznicy! 146 ' 147 Wyszłyśmy z windy, kiedy go właśnie do niej podwożono na wózku w pozycji siedzącej. Wychudła, tragiczna, zirytowana twarz. Pierwszy raz zobaczyłam w naturze to, co w malarstwie jest kubizmem. Był cały w łamanych liniach. Powiedział grzecznie: "Na badania. Gardło". Dhzgo czekałyśmy na niego. Ani nie było. Wrócił - rzucił się na łóż- ko w pantoflach. - "W gardle nic nie ma. Nigdzie nic nie ma. Tylko oko. Ograniczone pole widzenia - mówił z gniewem. - Oślepnąć to dla mnie koniec. To już koniec. Wprawdzie ma się te przywileje - miejsce w tramwaju - ha ". Kiedy przyszła Ania i zapytała, jak wypadło badanie gardła - powie- dział: "W dupie mam gardło. Tu idzie o oczy. To już koniec dowci- pów". Wciąż śmieje się pokazując mnóstwo zębów - jak matka. I cóż tu ro- bić, co mówić wobec takiego nieszczęścia. Z p. Hanią do Kordegardy na wystawę Marka Żuławskiego'. Szczę- śliwym trafem spotkałam tam samego Żuławskiego. Wystawa różni się znacznie od poprzedniej, którą widziałam bodaj w 1957 roku. Tamta była w terakotowobrunatnych kolorach i o jakichś bardzo posępnych te- matach. Akcent ponurości podkreślał autoportret, na którym zobaczy- łam pięknego w 1947 roku młodego człowiekajako ascetycznego starca z kudłatą brodą. Ale swoją drogą, kiedy potem zobaczyłam śpiącego w ziemistych ruinach brunatnego robotnika - było to kubek w kubek jak jedna z jego leżących postaci. Ta wystawa jest jakby mniej posępna i bardziej kolorowa. Mimo że przeważają czernie, ale rozświetlone jakimiś blaskami żółci, zieleni w różnych tonach. Czarne kompletnie morze - właściwie czarna płasz- czyzna przekreślona wymownym rąbkiem białej piany. Nie wiem, dla- czego przypomniała mi Hvar z moją chorobą i tym wrzaskiem wichru, powiewów z morza. [...] Zauważam, że o ile dawniej malarz przez całe życie był sobą, tak że obrazy z różnych epok życia można było zidentyfikować jako prace te- go samego autora - teraz w okresie szybkich zmian we wszystkich dzie- dzinach życia zarówno plastycy, jak pisarze próbują coraz to innych te- chnik wyrazu jakby dla coraz nowych w sobie osób. Klasycznym wzo- rem jest tu Picasso, który reprezentował po kolei wszystkie kierunki XIX i XX wieku. Tylko kiedy się wie, można różne jego sprzeczne ze sobą techniki przypisać jednemu autorowi. Tylko może w szkicowych rysunkach istnieje zawsze ten sam Picasso. Czy to znaczy, że znajduje się wyraz dla kilku w sobie osobowośei, czy że świadomie chce się zagubić osobowość wyznaczając prądy i kie- runki? U nas taką kameleonową zmiennością postawy twórczej w pisar- stwie odznacza się Andrzejewski. Czy aby utrzymać się przy sławie, trzeba pokazać światu, że umie się malować każdym stylem, tak jak się pływa różnymi stylami? 1 M a r e k Ż u ł a w s k i (1908-1985), malarz, grafik, syn pisarza Jerzego, brat Ju- liusza i Jerzego Wawrzyńca. Studiował malarstwo w ASP w Warszawie (u K. Tichego, F.Sz. Kowarskiego i L. Pękalskiego) i w Paryżu. W 1937 osiadł w Londynie. W 1.1935- -46 malarstwo jego pozostawało pod wpływem postimpresjonizmu; później wypraco- wał własny styl z charakterystycznym uproszczeniem formy i zgaszonymi kolorami; uprawiał malarstwo sztalugowe i ścienne. Wydał: Od Hogartha do Bacona,1973, Ro- mantyzm, klasycyzm - i z powrotem,1976, Studium do autoportretu,1980. 148 149 trzebuje bardziej rzeczowej obrony przed paszkwilami komunistów, ale potrzebuje też rzeczowej krytyki. Po odjeździe H. idziemy z Anną na spacer poprzez nowe łany wciąż jeszcze kwitnących żarnowców, które zaległy teraz całą przestrzeń oko- ło stawku "Kalisz" (z rechotem żab), brzegiem koło Hołyńskich (to je- dyny kierunek, przy którym Dyl, o dziwo, nie ucieka). Perłowo-zielone żyta, orgiastycznie żółte żarnowce, czerwono-czarne sosny, majowa zieleń dębiny - wszędzie mnóstwo impresjonistów, Pissarrów i Sisley- ów. Impresjoniści wyczerpali wszystkie możliwości pejzażu i stworzyli sposób jego widzenia. Koło Hołyńskich skręciłyśmy do lasu i wciąż w tej majowej dębinie, porozjaśnianej jeszcze słońcem. Aż śmiałyśmy się z zachwytu. Tylko ten zupełny brak śpiewu (nawet o wschodzie i zachodzie) jest manka- mentem podwarszawskich okolic. # Prawdopodobnie Dąbrowska pisze tu albo o Myślach o Józefie Pifsudśkim - wy- odrębnionej części II tomu Opowieści o istnieniu, albo o całym właśnie ukończonym drugim tomie, w którym pełno rozważań o J. Piłsudskim (H. Józewski - Zamiast pa- miętnika, l.c.). 31 V 1961. Środa Z Henrykiem ciężka rozmowa, bo mi się nie podobała jego rzecz o Piłsudskim'. Trochę genialnych zdań, ale całość - zbyt wiele grandilo- kwencji i "kultu jednostki". Wiekopomną zasługą Piłsudskiego jest, że pchnął przynajmniej część Polaków do walki o niepodległość i że w 1920 roku chciał zrealizować ideę Polski jako ośrodka federacji środkowoeuropejskiej. Ale w tym drugim wypadku nie liczył się zupeł- nie z rzeczywistymi możliwościami Polski. A i potem nie liczył się zu- pełnie ze sprawami społecznymi i gospodarczymi, ulegał presji warstw posiadających, nie miał żadnego czucia z masami; obchodziła go tylko armia, ale i to wszystko, co zrobił dla jej organizacji, okazało się iluzo- ryczne. Nie przeczuł wcale, jaki może być charakter wojny w XX wie- ku. Nie przeczuł roli lotnictwa, oparł wszystko na mnóstwie dywizji ka- waleryjskich, działał jak dowódca z czasów powstania 1863 roku. Ta wielka w swoim rodzaju, ale bardzo kontrowersyjna postać po- 1 VI 1961. Czwartek. Boże Ciało Ponieważ koło nas jest ołtarz i Jakubowską p. Albinl prosił o upraso- wanie czerwonej materu i o wodę do kwiatów - wyszłam o dwunastej na procesję. Spotkałam Władysława Terleckiego ("Współczesność"!) z żoną i dziećmi i przeszłam przez dwa ołtarze. Spiewano "U drzwi Twoich stoję, Panie", co zawsze pamiętałam jako pieśń pogrzebową i adwentową. Z trudem znoszę przebywanie, a zwłaszcza poruszanie się w tłumie. A widok mnóstwa starych i szpetnych kobiet stawiał mi przed oczy na- sze ostatnie dwie "pobożne", których oschłe zdrewniałe na wszystko prócz księży serca obrzydziły mi bardzo naszą, w każdym razie polską pobożność. 1 J ó z e f A 1 b i n, kierownik składu opałowego w Pruszkowie. 10 VII I961. Poniedziałek Dziś po miesiącu z górą wróciłam z lecznicy prosto do Komorowa. 3 VII w poniedziałek prof. Fejgin skierował do mojego pokoju Annę na I50 151 badania. To był najprzyjemniejszy tydzień w lecznicy. Nareszcie same i odcięte od nękających kłopotów. Cieszyłyśmy się stwierdzając, jak ijej, i mnie ten pobyt w lecznicy dobrze robi. Hemingway (62 lata) zabił się czyszcząc myśliwską broń. Niedawno wyszedł powtórnie z kliniki, gdzie leczył się na nadciśnienie (jedno z pism napomyka nawet o raku). Wypadek z bronią u tak doświadczo- nego myśliwego zdaje się rzeczą dziwną. Przypuszczam, że restrykcje, jakie nałożyła na niego medycyna, były dla tego rodzaju temperamentu nie do zniesienia. Wolał zrezygnować z życia. Czemuż ja się tak przy nim upieram? 14 VII 1961. Piątek Artykuł Rogera Caillois "Les traces" o mimowolnych dziełach sztuki rozrz#.zconych przez samą przyrodę, jakby bawiącą się kombinacjami barw i kształtów #eu de nature). Artykuł zawiera mnóstwo uwag, które ja zapisałam kilka miesięcy temu myśląc i pisząc o malarstwie abstrak- cyjnym. Zdanie:..."Il n'est pas de composition de formes ou de couleurs con#ue et executee par I'homme, si eloignee de la realite que 1'artiste 1'ait voulue, a laquelle on ne puisse decouvrir dans la nature un modele ou un point de depart"' - jest powtórzeniem to samo twierdzących mo- ich własnych sądów, zapisanych już dawno na kartkach tego notatnika, a parę miesięcy temu napisanych także do Józia Czapskiego a propos je- go teorii linii prostej jako jedynej nie istniejącej w naturze, a więc mo- gącej być wziętą za punkt wyjścia do prawdziwej kreacji artystycznej. Wszystko jednak istnieje w naturze, nawet linia prosta (nić pajęczyny). Caillois zwraca także uwagę na rolę przypadku, o której po raz pier- wszy mówiliśmy tej zimy z Henrykiem, że teraz przypadek gra rolę co- raz większą w sztuce współczesnej. Caillois przytacza jednak jakiś przykład malarza M. I. Gaffarela z XVII wieku, który nie mógł namalo- wać piany cwałującego konia. W końcu zniecierpliwiony rzucił gąbką w obraz, aby go zamazać. I ten przypadkowy rzut gąbką dał obraz piany na koniu. Ale dziś przypadkowość jest nadużywana. # Nie ma kompozycji form lub kolorów pomyślanej i wykonanej przez człowieka, tak oddalonej od realności, jak tego pragnąłby artysta, w której modelu czy punktu wyj- ścia nie można by odkryć w naturze". Roger Caillois -Les traces (Tropy), "Preuves" 1961, z. 7, s. 26. 15 VII 1961. Sobota Jeszcze w klinice, po przyjściu Anny - przeczytałam Hemigwaya: [tytuły nieczytelne]. To mi odkryło innego Henungwaya, o wiele bliższego niż z wojen- nych powieści "Komu bije dzwon" i "Pożegnania z bronią". , Czytałam przez cały miesiąc bez końca, bo co było robić w tej klinice? M.in. amerykańską powieść Nevila Shute'a "On the Beach"1. Akcja zaczyna się sielankowo, a okazuje się, że to jest koniec świata. Rok 1963 - w półtora roku po trzeciej wojnie światowej. Wywołana została omyłkowo przez... Albanię, trwa miesiąc. Zagładzie życia wszelkiego . uległa cała póhiocna półkula. Ludzie żyją jeszcze tylko w Australii i w Południowej Ameryce. Wśród nie znanych im dotąd trudności, bo np. brak środków napędnych do motorów, wskutek czego jeździ się końmi. Wszyscy wiedzą, że zostało im pół roku życia. Fale radioaktyw- ne toczą się z nieubłaganą i nieodwracalną koniecznością i wkrótce cały glob ziemski będzie radioaktywny w stopniu zabijającym dla życia. A jednak wszyscy żyją tak, jakby nie miało być końca świata - nawet wyścigi motocykli odbywają się wedhzg dorocznego programu, okazało się, że każdy na ten cel miał zapasik benzyny ukryty z chwilą rozpoczę- # cia III wojny światowej. Zrobiło na mnie też wrażenie motto tej książki wzięte z Eliota. Re- i fren strofy brzmi: This is the way the world ends This is the way the world ends This is the way the world ends. Not with a bang but a whimper.z Jest jeszcze inny wiersz o końcu świata napisany przez Czesława Mi- łosza w czasie okupacji z powtarzającym się refrenem: "Innego końca świata nie będzie"3. Strofę Miłoszowego wiersza też by tu można dać za motto do tej pogodnie apokaliptycznej powieści. Z ponowną, a nawet jakby odnowioną aprecjacją' przeczytałam Faulk- nera (po polsku) "Intruza" i "Niepokonane"5. Zakalec, bo zakalec, ale warto się przedrzeć do wyrośniętego miąższu. Obie książki w pełni potwierdzają moje widzenie Faulknera jako amerykańskiego Conrada - z obsesją przegranej sprawy i racji tych, którzy nie mają racji. Znakomita babcia Rosa. I ci biedni zwycięscy Janke- si, na każdym kroku nabierani i właściwie bici przez zwyciężonych. I ta 152 153 16 VII 1961. Niedziela Nocą czytam Miłosza "Rodzinną Europę"'. Co za dziwne przeocze- nie. Od paru lat ta książka stoi na półce i ani do niej nie zajrzałam, prze- konana, że to są artykuły znane mi z "Kultury". Teraz czytam nie mogąc się oderwać. Po kilka razy wracam do stro- nic już przeczytanych. Po raz pierwszy jestem urzeczona Miłoszem. To jest jego autobiografia, aby tak rzec historiozoftczna i trochę apologety- czna. Ale trudno o dalsze "odskoczenie od siebie" (mówiąc słowami Flauberta), aby siebie znaleźć i wszystkie swoje kompleksy wytłuma- czyć. Bo rzecz jest napisana dla rozwiązania kompleksów, a tych jest mrowie. Ale jak to jest napisane. Nawet nie umiem wypowiedzieć, do jakiego stopnia ta książka mi odpowiada. Ani sformułować, na czym polega jej jedyność, a nawet jej swoista wielkość. To jest o wiele lepsze i od "Doliny Issy", i od "Zniewolonego umysłu". To jest Miłosza arcy- książka. wieczna (w "Intruzie") kropla krwi białej w Murzynie, a czarnej w bia- łym. i Nevil Shute (właśc. nazwisko Norway) - On the Beach (przekład polski Ostatni brzeg,1973). 2 I tak się właśnie kończy świat I tak się właśnie kończy świat I tak się właśnie kończy świat Nie hukiem, ale skomleniem. (T. S. Eliot - Wydrążeni ludzie, przeł. Cz. Miłosz w: Poezje,1978, s. 97). 3 Czesław Miłosz - Piosenka o koricu,świata. Z cyklu: Głosy biednych ludzi (1943-44). 4 A p r e c j a c j a (z łac.) - docenianie 5 W. Faulkner - Intruz,1961, Niepokonane,1961, przeł. E. Życieńska. 1 Czesław Miłosz - Rodzinna Europa, Paryż,1959 17 VII 1961. Poniedzialek Około piątej miałam małą zapaść sercową, którą udało mi się ukryć przed Anną. Ale dotąd trochę wewnątrz siebie dygocę. Wczoraj miałam tak intensywne ujrzenie Russowa i ekstatycznego doznawania świata w dzieciństwie, że to był istny spazm szczęścia, a wszystko, co potem aż dotąd się dzieje, wydało mi się imitacją życia i świata. Mimo niekomunikatywności i milkliwości Tuli - jej nieobe- cność daje się odczuć z dużą siłą. Dziś po południu nagle żywy, dojmujący smutek. Tak rozpaczliwie smucić się już dawno nie potraftę. To jeszcze także znaczy, że się żyje. Zdolność doznania takiego smutku wydała mi się prawie że szczęściem. " Rodzinna Europa" to znakomita monografta jednostki wpisanej w koło Historii. To niemal monografia każdego z nas. Jako wydarzenie literackie to nowa "Zdrada klerków", tylko lepsza, bo tamto oskarża- to wyjaśnia. Benda wywyższył się nad klerków. Miłosz stara się skrom- nie, a wszechstronnie i przenikliwie mówić o jednym z nich - i nie wa- ha się siebie samego stawić na cenzurowanym. 154 155 Czesław Miłosz 19 VII 1961. Środa O 9 rano przyjechał p. Lorens'. Dziwne zdarzenie. Nie myślałam, że kiedy jeszcze zobaczę tego eks-mojego wartburga, a cóż dopiero, że nim pojadę nie z Jurkiem do Warszawy. Na korytarzach Hipoteki są zawsze tłumy. Ludzie wszelkiego wieku, nawet przy matkach nieletnie dzieci. Ale przeważają typy z wczorajszej epoki. Jakiś siwosz z białym zarostem a la Napoleon III. I rejent archai- czny. Gdy czekałam na korytarzu, aż p. Lorens załatwi resztę formalno- ści, podbiegła urzędniczka z tego pokoju wyrażając zachwyt nad "No- cami i dniami" i z pretensją, dlaczego uśmierciłam Bogumiła. Że czyta- ła "Noce i dnie" pięć razy, za każdym razem płacząc nad tą śmiercią.- "Cóż - bąknęłam. - Los człowieka". # Nabywca auta 20 VII 1961. Czwartek Podobnie jak córki podsypują pod babcie wnuki - same wyruszając w świat, tak Tula podsypała pod nas te dwa psy, które właściwie absor- bują nas cały dzień, zwłaszcza ten olbrzym - Egon - Annę. W dodatku Dyl, który tolerował świetnie Egona, gdy przywożono go tylko na krót- ko (zdawał się przy tym wiedzieć, że ten wielki czarny należy do Tulci i z nami nie ma nic wspóhiego), teraz, kiedy go ujrzał stale tutaj będą- cym i wciąż koło nas się kręcącym, popada w szały zazdrości - istny Otello. Wystarczy, że Egon zbliża się do mnie, a zwłaszcza do mego tap- czanu, aby w gardle Dyla zaczęło się gotować straszliwe warczenie i wszystkie zęby wyłażą na wierzch zupełnie inaczej, jak kiedy się uśmiecha. A nawet obecność Egona gdzieś w pobliżu już wprawia Dyla w stan napięcia, drży cały i oczy wprost wyłażą mu z orbit. Egon w końcu też odpowiada warknięciami jak grzmot. A ile razy Dyl szczeka na kogoś zbliżającego się do domu, on też szczeka, a głos ma w istocie piękny jak organy. Oba psy znoszą się i nawet są sobie przyjazne jedynie na spacerze, kiedy biegają po lesie. 21 VII 1961. Piątek Przeczytałam na nowo "Dzikie palmy" Faulknera. Kiedyś przed laty ta książka nasunęła mi myśl o wpływach Conrada na Faulknera. Nie- 156 dawno dowiedziałam się, że zauważyła to już krytyka angielska. U mnie potem ta paralela poszła innymi torami - poprzez pisma wyłoniła się pokrewność nie tyle pióra, ile raczej postawy. Obaj południowi kresow- cy, przedstawiciele i w pewnym sensie piewcy przegranej sprawy. Tym razem z wyjątkiem pierwszej strony już mi nawet wcale nie nasuwała się myśl o Conradzie. Raczej, że dwaj wielcy pisarze amerykańscy He- mingway i Faulkner dają obraz inteligenckiej bohemy (Steinbeck daje raczej świat farmerów, lumpenproletariatu etc.). Bo dopiero co czytałam Hemingwaya "The Sun Also Rises". Europa w zestawieniu z tymi dwiema książkami (obu z tzw. dwu- dziestolecia) wydaje się strasznie zmieszczańszczona. U nas artysta mu- siał żyć jak burżuj - tam nawet nieartysta uciekał od cywilizacji miesz- czańskiej w bohemę, a nawet w dzikość. Tylko, że to także nie daje żad- nej szansy zwycięstwa. Conrad mimo całego pesymizmu jest w jakiś sposób krzepiący. Faulknerjest przygnębiający. 22 V111961. Sobota Święto państwowe. Po południu przyjechał Juliusz Poniatowski. Nie- podobna skłonić do czegokolwiek [jego] uwagi. Ma cały czas wykład na pasjonujące go tematy rolniczo-wychowawczo-oświatowe. Idzie o zatrzymanie inteligencji wiejskiej na wsi. Jego wykład jest właściwie doskonały. Precyzja myśli i wyrazu, dobra, dyskretna i wymowna ge- stykulacja, niekiedy świetny wysokiej klasy dowcip. Ale najdoskonal- szy wykład w czasie wizyty męczy. Usiłowałyśmy przerwać lżejszymi tematami. Grzecznie je podejmował i zaraz wracał do swego. 24 VII 1961. Poniedziafek Idziemy na film angielski "Jak zabić starszą panią"' z Alekiem Guin- nessem. To doprawdy prześwietny aktor, a i komedia doskonała. Znako- mitą partnerką Guinnessa jest owa starsza pani - niestety, nie pamiętam nazwiska, ale podobno za tę rolę dostała najwyższą nagrodę w Cannes. Film jest jednak nie wytrzymany w konwencji. 3/4 taśmy zdaje się być przewyborną komedią satyryczną na tzw. kryminały, trochę ośmieszają- cą policję (poczciwa i naiwna), trochę samych przestępców (w gruncie rzeczy niezdolni do zbrodni). Koniec natomiast robi się makabryczny. W końcu wszyscy przestępcy giną mordując się wzajemnie, a starsza pani odziedzicza ukradzione przez nich pieniądze. Ośmieszona jest tak- 157 że uczciwość dosłowna, którą reprezentuje dziwaczka - starsza pani. Chodzi ona wciąż do policji, żeby zwrócić jej uwagę na to lub owo. Tylko w Anglii możliwe są takie utwory, gdzie "chodzenie na policję" i w ogóle współpraca z policją nie jest kompromitacją, a przeciwnie- każdy może to zrobić z największym dla siebie aplauzem. 1 Jak zabić starsz4 panią (ang.),1955, scen. William Rose, reż. Mackendrick; tytuło- wa bohaterka Katie Johnson. 5 VIII 1961. Sobota Podobno Tula do późna w noc przedwyjezdną czytała ostatni tom "Nocy i dni". Kiedy Anna perswadowała jej, że powinna się wyspać przed podróżą i że przecież mówiła, że tak dalece ją ta powieść nie zaj- muje - Tula miała na to odpowiedzieć: "Wydoroślałam czytając". Okazuje się, że zauważyła Barbarę, a nawet pisała o niej do koleżan- ki, a nawet mówiła o tym jeszcze w pociągu. Powstał dla niej problem Barbary. Uważam to za niezwykły sukces "Nocy i dni". 13 VIII 1961. Niedziela A oto w jaki sposób prasa fůigluje z faktami, wypacza prawdę. By ocenić stopień tego procederu, wystarczy znać dane fakty.W którymś numerze "Życia Warszawy" notatka: "Rudniki - największa cementow- nia" - zaczynająca się od słów: "Gotowe są już projekty powstającej w Rudnikach koło Częstochowy największej polskiej cementowni. No- wa cementownia rozpocznie produkcję w r.1964" etc. Jest możliwe, że cementownia w Rudnikach rozbudowuje się do roz- miarów największej w Polsce. Ale istniała ona już przed pierwszą woj- ną światową. Pamiętam ją doskonale, bo pierwszy rok wojny spędziłam w Sabinowie pod Częśtochową i jeżdżąc do Piotrkowa zawsze tuż przy stacji Rudniki widziałam tę cementownię, robiącą wtedy na mnie wra- żenie jakichś dziwacznych budowli z księżycowego jakby świata. Pa- miętam ją też dlatego, że jej ówczesny właściciel, patriota polski żydo- wskiego pochodzenia, był jednym z rzadkich wtedy ludzi, co się nie bali okazywać sympatii Legionom, czyli raczej Strzelcom Piłsudskiego. Notatka nocna: Dopiero kiedy siły uczuć słabną, poznajemy, dowia- dujemy się, jaką straszną siłą motoryczną jest nasz organizm; każdy je- go ruch - każde drgnienie fizyczne czy psychiczne - to jak obrót koła napędowego o miażdżącej sile. 14 VIII 1961. Poniedzialek W 31 numerze "Przeglądu Kulturalnego" jest recenzja Putramenta (a propos, są w tym numerze aż trzy jego pozycje) książki (kryminahz) S. S. Van Dine'a: "Piosenka śmierci"'. Putrament zjechał tę powieść na- zywając ją utworem bez ikry, schematycznym, o postawach "pozosta- wiających czytelnika w stanie doskonałej obojętności"2. Ja jestem zda- nia zupełnie przeciwnego [...]. Jest to najbardziej oryginalny, najlepszy kryminał, jaki w ogóle czytałam. Jego niesamowitość polega na tym:1) że zbrodniczy wujaszek zabijał "realizując teksty dziecinnych wierszy- ków" - to jest moment zaskakującej rewelacji, że rzeczy tak niewinne jak wiersze dla dzieci (oczywiście w Polsce takie wiersze nie są możli- we - jesteśmy na to zbyt poczciwi) mogą być bodźcem (element zaba- wowy wzięty dosłownie) do zbrodni; 2) przedstawia świat najwyższej klasy naukowców matematyków, fizyków; 3) moment zaskoczenia i niespodzianki jest jaskrawszy niż we wszystkich znanych mi powie- ściach sensacyjnych i z "suspense". Do końca czytelnik nie przypuszcza ani na chwilę, że maniakiem- -mordercą jest główna postać powieści - stary profesor safanduła; wszystkie poszlaki wiodą do innych, właściwie powinno się to kończyć przegraniem detektywa tak jak u Darrenmatta w "Obietnicy". Tylko, że wtedy byłaby powieść psychologiczna, a nie kryminał. 1 S.S. Van Dine -Piosenka śmierci,1961, przeł. J. Sujkowska. z J. Putrament - Piosenka co brzmi cienko, "Przegląd Kulturalny" 1961, nr 31 15 VIII 1961. Wtorek Zapomniałam zapisać (choć może zapisałam), że 5 lub 6 sierpnia "zmarł w Paryżu Andrzej Stawar, świetny krytyk marksistowski", jak podały gazety. Szanowałam Stawara i jako człowieka, i jako pisarza- -myśliciela. Ale prawda o jego śmierci była zupełnie inna. Już 9 sierp- nia przyszedł ekspres od p. Jerzego, opisujący ostatnie chwile Stawara. Był on we Francji od kilku miesięcy. W kwietniu przebywał u...Vincen- za' w Grenoble, potem na wsi w Grasse, wreszcie 26 lipca przyjechał do... Maisons-Laffůitte. 158 ' 159 Lekceważył swoje "zaburzenia" wątroby i żołądka, okazało się, że miał nowotwór wątroby wielkości sporego melona. Nastąpiła niedroż- ność jelit - wypadek był nieoperacyjny. Stawar został karetką przewie- ziony do szpitala w Saint-Germain-en-Laye i tam umarł. P. Jerzy od- wiedzał go codziennie. Giedroyc zapłacił za niego szpital po 60 NF dziennie. Zwłoki Stawara zostały sprowadzone do Kraju i pochowane na Powązkach Wojskowych oficjalnie jako wybitnego krytyka-marksi- styz. 1 Zaprzyjaźniony z A. Stawarem od czasów wojny. 2 Zapewne Dąbrowska nie znała podłoża opisywanych zdarzeń. Otóż po zdemasko- waniu stalinizmu, gdy Stawarowi przywrócono prawo druku, uważał on za swój obo- wiązek wznowienie własnej przedwojennej publicystyki antystalinowskiej, uzupełnio- nej komentarzem współczesnym. Miała się ona ukazać w bibliotece "Po prostu", lecz bibliotekę zlikwidowano wraz z pismem. Wówczas Stawar złożył zbiór swych artyku- łów w "Książce i Wiedzy", która na podstawie recenzji J. Bermana oddaliła go. Wów- czas, po wyjeździe do Francji, nie mając żadnych zhidzeń co do stanu swego zdrowia, oddał do druku ów zbiór opatrzony napisanymi w ostatnich miesiącach życia Glosami. Pisma ostatnie A. Stawara ze wstępem P. Hostowca (J. Stempowskiego) ukazały się po jego śmierci (5 VIII 1961) w Instytucie Literackim w Paryżu (1961), lecz nie - jak w ostatniej chwili zdecydował Giedroyc - jako zwykła pozycja Biblioteki "Kultury", lecz w serii Dokumenty. 20 VIII 1961. Niedziela Minęła nadzwyczaj przyjemnie, bo czułam się dobrze i byłyśmy sa- " me tylko we dwie. Rozmow o "Panu Tadeuszu. Anna zwróciła mi uwagę na ustęp ze spowiedzi Jacka Soplicy: Moskwa mnie uważała gwałtem za stronnika, Dano Soplicom znaczną część dóbr nieboszczyka, Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczycić Urzędem. - Gdybym wtenczas chciał się przemoskwicić ! Szatan radził -już byłem możny i bogaty; Gdybym został Moskalem? najpierwsze magnaty Szukałyby mych względów; nawet szlachta braty, Nawet gmin, który swoim tak łacnie uwłacza, Tym, którzy Moskwie służą, szczęśliwszym - przebacza! Wiedziałem to, a przecież - nie mogłem. Uciekłem z kraju! To mi od razu dało tak wiele do myślenia - cały w głowie esej po- wstał o "Panu Tadeuszu", nowe odczytanie tej epopei narodowej, której akcja odbywa się wśród monstrualnie złożonych i skomplikowanych stosunków kresowych. W tym okresie podejrzanym w najwyższym sto- pniu, kiedy Katarzyna II występowała jako gwarantka niepodległości, a Targowica mieniła się stronnictwem rozumu patriotycznego i racji sta- nu. Krótko streszczając "Pana Tadeusza" - Soplicowie dostali część dóbr Horeszkowskich za to, że Jacek Soplica zabił Stolnika, który zbroj- nie opierał się wojskom moskiewskim. Lecz bohaterem pozytywnym poematu jest nie Stolnik - przeciwnik Targowicy, który był w istocie 160 11- Dzienniki t 4 161 Adam Mickiewicz, Paryż,1834, wedhig Karoliny Jaenisch swojej pyszałkiem feudalnym bez serca, lecz zabójca, szaławiła Jacek Soplica, który w niefortunnych okolicznościach zastrzelił cynicznego magnata. Jacek Soplica to właściwie Mickiewicz sam - i ten sam późniejszy Conradowski problem zdrady i zadośćuczynienia, wykupie- nia się z grzechu. Asesor był zwolennikiem i sługą nowego porządku rzeczy i do swego shzżącego Wasyla mówił po rusku. On też w czasie zajazdu sprowadził zapewne Moskali, gdy szlachtę antydobrzyńską, li- tewską, stojącą za Soplicami, sprowadził zapewne Jankiel. W "Panu Ta- deuszu" pełno jest spraw dwuznacznych, mętnych, z czego autor świet- nie sobie zdaje sprawę. Niekonsekwencje: nie wiadomo, dlaczego Gerwazy tylko w Hrabim widzi "ostatniego z Horeszków choćby po kądzieli", gdy Zosia była au- tentyczną, bezpośrednią wnuczką Stolnika Horeszki, a o niej Gerwazy nigdy nie wspomina. Czyżby tego nie wiedział? Telimena jest niedwuznacznie zruszczoną damą - ideałem jej jest Pe- tersburg i Rosja. Wszyscy ci szlachcice miotają się w zaistniałej sytuacji. Robak jest katalizatorem tych fermentów i on to koniec końców sprawia, że za- miast wyrzynać się wzajemnie szlachta bije się z Moskalami. Wersyfikacja Mickiewicza zdumiewająca, rosyjskie akcentowaniaje- go czasowników zwrotnych', np.: Podchodził, wstrzymywał się, lornetkę przecierał albo: Miałożby to cudowne śliczne widowisko Zginąć, zmienić się, gdy podejdę blisko? Odpowiednikiem "Pana Tadeusza" w naszej literaturze dzisiejszej jest Miłosza "Rodzinna Europa" - ta zarazem najlepsza książka tego au- tora. ' Mylne stwierdzenie. W staropolszczyźnie enklityki (tu: się) tworzyły jedność akcentową z wyrazami samodzielnymi akcentowo, powodując przesunięcia akcentów w tych ostatnich (np. stałQsię). 23 VIII 1961. Środa Wstałam do obiadu, ale potem zaraz dostałam tachikardii. Byłam przy tym czerwona i tak nienaturalnie wyglądałam, żem to już brała za ostatnią godzinę. Ale jakoś przetrwałam i nie dałam p. Hani dzwonić do Lecznicy. Głównie mi pomógł bellergal, a potem środki nasenne. Środ- ki uspokajające, to jest to, czego potrzebuję. Był dr Czubalski, ale jego po wielu latach wizyta nic mi nie pomogła. Nie miał nawet ze sobą stetoskopu. Stwierdził tylko, że nie ma żadnej bolesności w nerkach, które wygniótł. Opowiedział natomiast b. ciekawe rzeczy o tym, jak po wyjściu z więzienia miał największe przykrości nie od władz bezpieczeństwa, lecz od kolegów lekarzy, którzy chcieli mu odebrać prawo praktyki i wysiedlić go z Warszawy. Wie Pani, kto mi pomógł? Komuniści. Ale miałem kilka lat ciężkich " w jednym pokoju we czworo. Po Październiku nagle dostałem trzypo- kojowe mieszkanie na Noakowskiego 14 i zostałem dyrektorem szpita- la. Ale na to zgodziłem się tylko na pół roku, bo mnie to nie interesuje. Teraz jestem kierownikiem oddziału urologicznego w szpitalu św. Du- cha na Woli. Największy to oddział urologiczny w Polsce. Ciężka pra- ca, ciężkie operacje". Za nic nie chciał przyjąć honorarium. Kiedy mu przekładałam, że wiem, w jak ciężkim położeniu są lekarze, machnął rę- ką i powiedział: "Lekarzy nic nie uratuje". 24 VIII 1961. Czwartek Dziś zrobiono mi w domu elektrokardiogram, który wypadł dobrze. To zasługa Ancerewicza, który mi przepisał miostriatol. Potem był dr Hoffmann. Ciśnienie dziś było 140 na 70. Też chce mnie wpakować do Lecznicy, a ja za nic. Czuję, że w końcu sama się wyleczę. Jezus Maria. Ze mnie chcą zrobić przedmiot, którym się dowolnie dysponuje. Odzyskać władzę nad moim życiem, odzyskać zdrowie. Oto nakaz dla mojej woli. Na dworze zimno i niepogoda. Nie będzie już la- ta. 13 XII 1961. Czwartek Czy mam jeszcze podjąć przerwany od przeszło dwu miesięcy dzien- nik?' Tyle się działo przez ten czas, co rzadko kiedy. I de publicis, i osobi- ście. Najgorsze, że od półtora miesiąca wciąż choruję. Ataki gorączki do blisko 40". I ta straszliwa samotność w chorobie - coś, co zaznaję pierwszy raz w życiu. 162 I63 E1i'IaYi/ifi*i/Y * # #* >f / iiitX 1.!r # #ZlfII#/iI/D# Zapowiedź w,Przeglądzie Kulturalnym" (12 X 1961) nowej powieści Dąbrowskiej Repr. M. Sokołowski Une tristesse atroce2. Zabłysło szczęście. Helenka Jonkajtys i jej mąż mieli tu kupić do- mek, blisko mnie. Ale to jest zbyt piękne, ażeby było prawdziwe, i pew- nie nic z tego nie będzie. Jestem teraz urządzona. Mam Litwinkę Melanię Andruszkiewicz3 - na stałe. Zdaje się, że zacny nabytek. Oby się trzymała na dłużej tego domu ! Dziś opowiadała mi (podobnie jak Frania mówi przypowieściami): Otóż Pan Bóg stworzył człowieka i dał mu 30 lat życia. Człowiek dzi- wił się, że tak mało. Stworzył wołu i dał mu także 30 lat życia. Wół zdziwił się - na co mu tyle życia? - "Dobrze, to oddaj 20 lat człowieko- wi". - "Zgoda!" Potem Pan Bóg stworzył psa - dał mu też 30 lat życia. Pies rozpacza: - "Na co mi tyle życia?" - "Dobrze, oddaj 20 lat czło- wiekowi". I odtąd człowiek ma 30 lat życia ludzkiego, 20 wołowego i 20 - pieskiego. Listopad i grudzień są tak ciemne, że cały dzień lampy trzeba palić. Dawno nie pamiętam tak ciemnego dnia roku. A jednak zdaje zni się, że zbliża się ostatni okres jeszcze jednej szczęśliwości. Nie wiem, skąd to przyjdzie, ale przyjdzie. Y Etlt 64t #/ j / ii#t! r # ##r t y#tg*I*:; #f %##f/* F 1 / 1 Dąbrowska przerwała pisanie dziennika wskutek intensywnie od sierpnia prowa- dzonej pracy nad powieścią. W październiku 1961"Przegląd Kulturalny" (nr 41) anon- sował: "Przygody czfowieka myślącego - nowa powieść największej polskiej pisarki Maru Dąbrowskiej po 27 latach od ukazania się Nocy i dni - druk rozpoczynamy w na- stępnym numerze".19 X 1961 ukazał się pierwszy odcinek powieści zaopatrzony wstę- pem, w którym pisarka nie kryła, że stan zaawansowania powieści jest nieznaczny, że tytuł prowizoryczny etc. - i zagrzewała się słowami bojowej piosenki: "Naprzód wiara, iść przytomnie..." Równocześnie z drukiem w "Przeglądzie..." powieść czytano w radio. zUnetristesseatroce(fr.)-smutekokrutny 3Melania Andruszkiewicz(ur.1910),zwanaMelą.PochodzizWilna, od 9 roku życia w shiżbie. W 1957 repatriowała się do siostry, do Białogardu. Powróci- wszy do Warszawy trafiła do domu na Niepodległości. Od 1961 do końca życia Dąbro- wskiej prowadziła dom w Komorowie, zaskarbiając sobie jej wdzięczność. 1962 [siedem wyciętych kartek] 10 I I 962. Środa Jeszcze z małymi temperaturami siadłam piątego do maszyny i mając nóż na gardle (w radiu już zawaliłam program i musieli ogłosić prze- ; rwę) do wczoraj, czyli w cztery dni, napisałam od razu na maszynie i na czysto 15-stronicowy rozdział VII. I tylko dwie ostatnie stronice drugi raz wczoraj przepisałam, i to wprowadzając jedną minimalną zmianę. To mi się pierwszy raz w życiu zdarzyło! Okazuje się, że można coś do- brego zrobić pod terrorem, choćby pod terrorem terminu. Tylko czy coś dobrego? Obawiam się, że ten rozdział jest nic niewart. Miałam tylko pomysł f zakończenia, całą resztę wymyśliłam na poczekaniu na podstawie daw- no zasłyszanego opowiadania. Choć mgliście wiedziałam, że ten temat ' właśnie wyzyskam. Powinnam już zasiąść do następnych rozdziałów, ale nie mam na to dość sił. Więc jutro jadę wypocząć do Warszawy! Jak tylko nie mam roboty (a żeby nie ta przekłęta powieść, miałabym ją i miłą - przepisywanie "Dzienników"), zaczyna się wręcz zrozpaczo- na samotność. To jednak katastrofa, że mi się nie uchował nikt bliski do 164 165 starości. Żadna głupia "sława", czy nawet domniemana sympatia publi- czna, nie zastąpi osobistej bliskości. A ta powieść... Przecież ja ją z głupia frant improwizuję i absolutnie nie wiem, co przez nią chcę powiedzieć. Nie rozumiem, dlaczego ludzie ją chwalą, co w niej mogą widzieć dobrego, czemu zagraniczni wydaw- cyjuż się o nią zwracają. To przecież śmieszne! Trzy razy słuchałam Kreczmara czytającego w radiu tę powieść. Części opisowe czyta dobrze, ale dialogi zanadto gra po aktorsku, uda- jąc nawet płacz (Nadzi) itp. To mi się nie podoba - wolę czytanie z dys- tansem. Wysłuchałam dzisiejszego odcinka, części rozdziału VI - listy. Tak- że słabo czytane; zanadto realistycznie akcentowane, a nie całkiem wła- ściwie. Szkoda. "Na wsi wesele" czytywał znacznie lepiej, a nawet do- skonale. Teraz jakby się spieszy i zbyt zapoznina, że to nie scena. II I 1962. Czwartek Po pohzdniu trochę rozmawiam z Anną, trochę leżę i śpię. Mówimy głównie o Kornackim. Dostał rok z zaliczeniem czasu już przesiedzia- nego. Dr Flatau (Sche-Flatau), psychiatra z Tworek', twierdzi, że to psychopata, ale nie do granic nieodpowiedzialności prawnej. Psychiatrów zdumiewa złość i nienawiść do wszystkich ludzi, jaką jest przepełniony. Ów jego sławny dziennik jest w połowie obsceniczny (m.in. wszystkie akty seksualne z Heleną są w nim opisane), w połowie notuje accusativime [?] wszystko, co ktokolwiek w jego obecności po- wiedział (miał zdaje się pamięć taśmy magnetofonowej i to był jedyny "talent", jakim rozporządzał). Na zapytanie dr Flatau, dlaczego notował wszystko, co było mówione na Krzywym Kole (wskutek czego zagrożo- ny jest m.in. los Jasienicy), mimo że tam na każdym zebraniu proszono, aby nikt nie notował, odpowiedział: "Ja nie otrzymywałem zaproszeń, tylko Helenka". Oto jaką zemstę wymyślił za to, że nie on, "genialny", ale Boguszewska otrzymywała zaproszenia. I w jak paskudny sposób zemścił się i na samym Krzywym Kole: "Nie przysyłacie zni zaproszeń, a więc macie. Mnie nie zaproszonego intruza dyskrecja nie obowiązu- je". To i inne miejsca w sławetnym dzienniku świadczą o ambiwalen- tnym stosunku i do samej "Helutki". "Kocham Helutkę zmysłowo" - pi- sał, a zarazem nienawidził jej za talent. Nie ma człowieka, o którym by źle i ohydnie źle w tym dzienniku nie pisał. Jakoby najbardziej kompro- mitujące politycznie partie jej właśnie dyktował. Był więc i potwornie 166 obłudny, bo do wszystkich gości czulił się z największą uprzejmością, a potem do tych samych, o ile byli dygnitarzami, a jeszcze do tego Żyda- mi, wysyłał nazajutrz wierszowane anonimy, często ze szczegółami ich życia seksualnego, których się ze swą babią wścibską naturą podowia- dywał. Podobno jest w tym dzienniku expressis verbis napisane, że chciałby, aby to wpadło w ręce UB. Możliwe, że przez swoją b. daleko posuniętą ograniczoność umysłową stał się narzędziem jakiegoś prowo- katora, który go i na ten charakter dziennika i na całe to pisywanie ano- nimów prowadzące nieuchronnie do aresztu - namówił. Obrońcy (m.in. Krzysztof Bieńkowski) lękali się, że im uniemożliwi obronę (idącą w kierunku zbagatelizowania sprawy), odstawiając Rejtana. Jednak dał się jakoś namówić na milczenie i w czasie sprawy prawie się nie odzy- wał. Wyrok jest zbagatelizowaniem sprawy, może z niechęci do wyta- czania zbyt wielu spraw na podstawie dziennika, który wszak mógł być i kłamliwy. Charakterystyczne jest, że odmówił widzenia z Heleną, mi- mo że w drodze wyjątku uzyskała pozwolenie jeszcze w czasie śledz- twa. W jadowitych ocenach dziennika nie oszczędził nawet zacnych Beylinówien, które były im tak oddane, że spędzały u nich nawet wszy- stkie "sylwestry". Dla jego znajomych i przyjaciół kłopot zacznie się po jego wypusz- czeniu (a sądzę, że wypuszczony zostanie wcześniej). Takie chwile są próbą przyjaźni i wszyscy, co u nich bywali, stanęli na wysokości tej próby - wszyscy odwiedzali nieszczęsną blisko 80-letnią, głuchą w do- datku Boguszewską, nawet ja, będąc w tym okresie przeważnie obłoż- nie chora, napisałam do niej list, Anna zaś była u niej dwa razy. Ale teraz jak wyjdzie, kto do nich pójdzie ze świadomością, że on za- raz truchtem poleci zapisywać, co mówił, a przecież będzie to robił, i te- raz już zapewne bezpośrednio dla UB. I jak w ogóle okazywać mu choćby radość i współczucie, kiedy to jest sprawa obrzydliwa. Przecież nie pisze się masowo anonimów, kiedy ma się taki dziennik w domu. Pisanie anonimów do kogokolwiek bądź jest świństwem, a w tych oko- licznościach zakrawa na obłęd lub prowokację. Wolałoby się już to pierwsze. A on wróci, czekając na ogólnonarodowe hołdy. A moim zda- niem na tyle sprytu ma, by potrafił zrobić ze siebie męczennika i boha- tera. I ze swym zoologicznym antysemityzmem wyląduje zapewne w PAX-ie, bo już przedtem coś dla ich prasy pisał. Jeśli nie w UB czy wśród "eks-natolińczyków" - to tylko w PAX-ie jest dla niego miejsce. A może cała prasa będzie go wreszcie drukować (jeśli tylko cenzura pozwoli) i nareszcie rozładuje się jego kompleks zawiści i niższości. 167 Przed tym wszystkim ma być jeszcze koniec świata, już w nocy 5 lu- tego. W tym dniu wszystkie główne planety naszego systemu słonecz- nego (Księżyc, Mars, Wenus, Jowisz etc.) mają się znaleźć najednej li- nii, co podobno zdarzyło się 13 tysięcy lat temu i wtedy zginęła Atlan- tyda. Tak i teraz oceany i lądy mają się gruntownie przemienić, a mały "przylądek" Europy zniknąć w morskich falach i trzęsieniach ziemi. Na razie było małe w Jugosławii. lHelena Kruszewska-Flatauowa,drmed.psychiatra,ordynatorwTwor- kach, biegły sądowy. Warszawa.12 I 1962. Piątek Pierwszy to raz od lat byłam wczoraj na tzw. "proszonej kolacji". Chociaż ważniejsze od jedzenia są: rozmowa i towarzystwo - tu obie strony przyjęcia były godne uwagi. Tak smacznej kolacji nie jadłam od czasów, gdy miałyśmy Bogucką, która była prawdziwą mistrzynią ku- chni. [...] Słonimscy mają ślicznie i pomysłowo urządzone mieszkanie - trochę antyków, a przecież nowoczesne. Takie mieszkania udają się zwłaszcza u Polaków żydowskiego pochodzenia, i w dodatku artystów "antycyga- neryjnych". Byli Kottowie, Międzyrzeccy' i Rudniccy (bo okazuje się, że Rudni- cki ma też znów żonę, jakąś młodziutką Basię z cyganeru). Towarzy- stwo więc oprócz mnie z Anną, chyba bez Julii Hartwig-Międzyrzeckiej i może owej Basi, choć ona nie na pewno - raczej żydowskie, a więc i zajmujące. Żydzi przestawszy się zajmować handlem, w której branży Polacy ich nie bez powodzenia (zwłaszcza w "lewych" interesach) zastąpili- wysunęli się od razu na czoło w sztuce, literaturze, towarzystwie. Cóż to za uzdolniony naród, i to we wszystkim, czego się tknie, teraz więc na- wet celuje w polskości i antyrosyjskości. Anna tym razem milczała, ja grzecznie podejmowałam tematy dla nich zajmujące, albo je nawet dla nich wszczynałam. Z nich nikt nie zainteresował się nawet przez mgnie- nie ani naszą pracą czy bodaj zdrowiem. Sami toczyli jakby dalej prze- rwane między sobą "w prasie i gdzie indziej" dyskusje, gęsto sobie wza- jemnie a niby dla kawału przycinając. [...] 1 J u 1 i a H a r t w i g (ur.1921), pisarka, thimaczka. Debiutowała w 1944 na łamach lubelskiego "Odrodzenia" jako poetka. Studiowała flologię polską na tajnym UW, po wojnie na UJ, oraz filologię romańską w Krakowie i w 1947-50 w Paryżu gdzie praco- wała w dziale kulturalnym ambasady. W 1.1972-74 przebywała w USA. Wydała m.in. poezje: Pożegnania,1956, Wolne ręce,1969, Dwoistość,1971 Czuwanie 1978, Chwila postoju, 1980, Obcowanie, 1987; monografie literackie: Apollinaire, 1961, Gerard de Nerval,1972 oraz Dziennik amerykański,1980; przekłady z poezji francuskiej i amery- kańskiej. Wiele książek dla dzieci wespół z A. Międzyrzeckim. Wspólnie też opracowa- li antologię poezji amerykańskiej Opiewam nowoczesnego człowieka,1992. A r t u r M i ę d z y r z e c k i (ur.1922), pisarz, thimacz. W okresie wojny w ZSRR, od 1942 w Wojsku Polskim, brał udział w kampanii włoskiej. Debiutował w 1943 na ła- mach prasy wojskowej jako poeta. W 1950 powrócił do Polski.1952-56 redaktor działu literackiego tygodnika "Świat";1956-58 członek zespołu "Nowej Kultury";1965-68 za- stępca redaktora naczelnego miesięcznika "Poezja"; w 1. 1971-74 przebywał w USA. Od 1978 wiceprezes, a od 1991 prezes polskiego Pen-Clubu i wiceprezes Swiatowej Fe- deracji Pen-Clubów. Wydał m.in. poezje: Namiot z Kanady;1943, Szyby Auchel 1951, Południe, 1956, Noc darowana, 1960, Zamówienia, 1968, Wojna ner-wów,1984, Ko- niec gry, 1987, Między nami mówi4c, 1992; proza: Opowieści mieszkańca namiotów, 1957, Powrót do Sorrento,1958, Śmierć Robinsona,1963, Złota papuga,1970; szkice: Wieczory muranowskie, 1954, Poezja dzisiaj,1964, Dialogi i sąsiedztwa,1970; thima- czył m.in. G. Apollinaire'a, R. Chara i poetów amerykańskich. 13 I 1962. Sobota Pochmurno, ale ciepło i nie pada. Przed południem z Anną w mie- ście, kupuję dla Meli Biblię, bo mi wyjęła z półki pamiątkowy stuletni egzemplarz St. z jego uwagami i ręcznymi wkładkami. Niech więc ma własną, bardzo się cieszę z tego, że ją interesują książki. Nauczyła się też co dzień czytać "Życie Warszawy" i wypytuje o różne przeczytane sprawy - co to Katanga, Kongo, OAS itp. Tyle lat żyła w kraju po- wszechnej oświaty i dopiero tu u mnie, jak sama powiada, pierwszy raz w życiu czyta gazety. A umysł ma, owszem, pełen zainteresowań (wil- nianka, 52 lata, mówi językiem z "Leśnika" Kuncewiczowej). Po południu Anna mówi, że chciałaby pójść zobaczyć rosyjski film "Czyste niebo"1, który dostał nagrodę na międzynarodowym festiwalu w Moskwie. I poszłyśmy na wpół do dziewiątej. To film "odwilżowy, technika dość staroświecka, operują mechanicznym odsuwaniem i przy- suwaniem postaci, kolor raczej ubogi, ale film w granicach ich możli- wości bardzo dobry, stosunkowo "śmiały", dość zgrabnie unikający większych wypaczeń prawdy, po makabrycznych filmach "nouvelle va- gue" francuskich czy włoskich zachodnim jurorom ta "nouvelle vague" rosyjska musiała się wydać ożywcza. Dwoje głównych aktorów gra doskonale. Sporo nie podrabianego hu- moru. Koszmar wojny ukazany wyłącznie w przeżyciach osobistych; 168 ! 169 i Czyste niebo (radz.),1961, scen. D. Chrabowicki, reż. G. Czuchraj, zdjęcia S. Połu- janow; para głównych aktorów: N. Drobyszewa, E. Urnański. cała jej makabra w jednej znakomitej scenie - pociągu wojskowego, którego pasażerowie dali znać swym kobietom, że będą wtedy a wtedy przejeżdżać przez dworzec. Tłum zbiedzonych kobiet starych i mło- dych, nerwowe oczekiwanie. Jedno jedyne krągłe lusterko podawane z ręki do ręki, bo każda chce ludzko wyglądać dla ojca, męża, syna, bra- ta czy kochanka. I ten straszny krzyk, te setki rozbieganych oczu, wytę- żonych twarzy, gdy pociąg przejeżdża nie zwolniwszy nawet biegu. Mi- ja i nastaje pustka. Nikt nikogo nie zdążył, nie zdołał zobaczyć lub mo- że ktoś jeden, drugi zobaczył. Pustka. Jest nawet scena w łóżku, ale jakież to skromne w porównaniu ze zwalaniem się kochanków w "A bout de souffle" - czy "En plein sole- il". I chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że tamte filmy stoją po stronie śmierci, ten jednak po stronie życia i wiary w jakiś sens życia - a doza pokazanego cierpienia jest niemała jak na to mocarstwo gargantuicz- nych samochwałów. Komorów. IS I 1962. Poniedziałek " l y Jakiś czas temu rzecz tałam w "Encounter artykuł numer st cz- niowy z 1962 r.) Dwighta Mc Donalda o Erneście Hemingwayu'. Nie uwielbiam twórczości Hemingwaya i zawsze mnie dziwiły nieprzytom- ne zachwyty nad nim, a zwłaszcza nad jego książką "Komu bije dzwon", przez którą osobiście nie byłam w stanie przebrnąć nie z powo- du zbyt gęstej materu, ale że tej materu tak mało. McDonald wyśmiewał go tak jadowicie i szyderczo, że dla pisarza jest aż zasmucające czytać taką krytykę [...]. A jednak w końcu McDo- nald przyznaje, że Hemingway jest innowatorem stylu (narzuconego ja- koby przez Gertrudę Stein, która była, jak wiadomo, maniaczką "dosko- nałego banału"), który jednak b. wcześnie przerodził się w manieryzm i którego wirtuozeria już dziś nie budzi żadnego uczuciowego rezonansu. I na końcu autor zdobywa się na genialną, moim zdaniem, uwagę. Przeciwstawia Hemingwayowi takich pisarzy, jak Stendhal i Tołstoj, którzy są absolutnie pozbawieni efektownego stylu, a dotąd czytani są z przejęciem. I dodaje: "Nie ma potrzeby odnawiania takich stylów, ale im bardziej styl jest oryginalny i zaskakujący, tym oczywistsza jest po- trzeba odnawiać taki styl. Innowatorzy jak Joyce i Picasso wymyślają, wykorzystują i porzucają tuziny stylów; Hemingway miał tylko jeden styl (nowatorski) i to nie wystarczyło". Pisał więc wciąż naśladując sa- mego siebie. Aby tego dowieść, nie potrzeba było być aż tak insynuatorsko złośli- wym (choć dowcip artykułu sprawia przyjemność), to było raczej tragi- czne. Mocny człowiek uwikłany w jakąś immanentną niemoc. Ostatecz- nie przecież nie popełnia się samobójstwa bez samowiedzy jakiejś okrutnie poniesionej klęski. Tragiczne poczucie poniesionej klęski u szczytu przecie powodzenia i sławy raczej wywyższa Hemingwaya, także jako pisarza, co pragnął rzeczy dla siebie niemożliwej, i wiedział, żejużjej nie doczeka. [...] Zataiłam przed Anną, że w sobotę miałam prawie 38" gorączki - tego dnia, co byli Linkowie. # Przedruk polski w: Hemingway w oczach krytyki światowej,1968. 170 ' 171 Czyste niebo, N. Drobyszewa i E. Urnański 17 I 1962. Środa Wstąpiłam do Toli Pęskiej. Dziwną grę prowadzi ta wciąż jeszcze piękna kobieta ze śmiercią. Od czterech lat wciąż mówi o tym, że "od- chodzi z pełną świadomością", i tak odbywa się to Beckettowskie przedstawienie, aż się raz w istocie zakończy śmiercią, choć nie wiado- mo, czy np. ja ją przeżyję, a nie ona mnie. Zaczynam widzieć ją, jak g " ow Winnie z drukowanej w ostatnim "Dialo u dwuaktówki Becketta , Radosna śmierć", coraz głębiej wkopującą się w ziemię (choć przy czytaniu rzecz wydawała mi się idiotyczna). 21 I 1962. Niedziela Trzy dni minęły bez notatki - a tak prędko! Otwierając zeszyt byłam pewna, że nie notowałam najwyżej przez jeden dzień. Do czwartku mę- czące przebijanie się przez próżnię do VII rozdziału powieści. Szukanie materiałów. Ten przed ostatnią wojną napisany rozdział, owszem, przy- da się, ale trzeba w nim dużo zmienić, wiele skasować, niektóre rzeczy przenieść do dalszych rozdziałów. Nieoczekiwaną pomocą okazał mi się dziennik Bogusia', który przed kilku laty oceniłam jako banalny. Owszem, z wyjątkiem kilku zdań grandilokwencji patriotycznej okazał się b. dobry. W końcu zaczęłam pisać we czwartek wieczór i napisałam półtorej 1 Pamigtnik Bogumiła Szumskiego, szeregowca ułanów 1 Brygady Strzelców Piłsud- skiego, oryginał częściowo w zbiorach rodzinnych, częściowo w Archiwum M. Dąbro- wskiej w Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza; obejmuje lata 1915-1920; niegdyś Dąbrowska namówiła brata na prowadzenie zapisków. 25 I 1962. Czwartek Dziś o siódmej wieczór skończyłam rozdział, 15 stron z ogonkiem. I jak po każdym będę musiała tydzień odpocząć. Jeśli zdołam to zakoń- czyć w 40 rozdziałach pisząc mniej więcej dwa na miesiąc, to praca mu- siałaby trwać jeszcze I6 miesięcy, a więc do maja 1963. Trzeba więc będzie przyśpieszyć tempo. To musi być skończone w tym roku. A tu jeszcze te stogi zalegającej korespondencji! 26 I 1962. Piątek Tula była z klasą na filmie "Czyste niebo". Podobał jej się, ale cieka- we, że wszystkie te dziewczęta zaśmiewały się z tego, że ci dwoje tak się kochają. Miłość śmieszy młodych, ale jak dalece to jest poza, świadczy, że wszyscy się żenią, wychodzą za mąż i może właśnie w świecie inteli- gencji odradza się jeszcze tzw. życie rodzinne (dla mnie np. rzecz zu- pełnie zbędna - jestem bardzo nierodzinnym człowiekiem - aż dziwne, że mimo to i moja druga powieść wychodzi na "rodzinną"). Autobus do socjałizmu. Mal. B. W. Linke. Muzeum Narodowe 172 ' 173 I II 1962. Czwartek Wszyscy mówią o niezwykłej koniunkcji planet i o końcu świata. Lu- dzie, widać, chcą końca świata, że tak wciąż go głoszą. Na pewno zie- mia stanie się w końcu zastygłą wymarłą planetą, bo wszystko, co żyje - umiera. Ale myślę, że znany nam z historii etap życia globu ziemskie- go jest jeszcze bardzo młody i potrwa długo. Krótsze jest natomiast ży- cie narodów, cywilizacji, państw. Czasem wystarczy jednego życia lu- dzkiego, żeby zobaczyć parę takich końców jakiegoś świata. Warszawa. 4 II 1962. Niedziela O dwunastej pojechałyśmy [...] do Linków. Ta wizyta czegoś zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Oni są jednak wspaniali ludzie. W tej sytu- acji tak się trzymać. Bronek pokazywał swoje obrazy. Jego olej "Auto- bus do socjalizmu" jest po Boschowsku wstrząsający. Oczywiście tylko pierwsze słowo tytułu jest oficjalnie aktualne. Zainteresowała mnie też jego czerwona głowa (akwarela, a raczej tempera) porośnięta lasem. Wydaje mi się jakby próbą trochę nowej techniki, choć Bronek temu za- przecza - nieshzsznie. 6 II 1962. Wtorek Bardzo fatalnie się czuję - i temperatura około 38. Serce bębni tachi- kardiowo. Mimo to gdy zawiadomiono mnie z Teatru Współczesnego, że są dla mnie zarezerwowane trzy bilety na Brechta - nie miałam siły odmówić. I nie żałowałam Ta "Kariera Artura Ui czytana w "Dialo- gu" była po prostu szmirą ponurą wedle schematu marksistowskiego, niemal socjal-realistycznego [sic!] avant la lettre - w teatrze zagrałajak sto diabłów. Brecht to szatan sceny! Czegokolwiek się tknie, w jakiej- kolwiek konwencji to ujmie, jakikolwiek schemat ideologiczny temu narzuci - rzecz jest diabelsko udana, teatralna do n-tej potęgi. To chyba po Szekspirze pierwszy geniusz teatru, nie genialny pisarz teatralny, ale właśnie geniusz teatru ! 1 Bertolt Brecht - Kariera Artura Ui, przeł. R. Szydłowski i W. Wirpsza, insc. i reż. Erwin Axer, scen. Ewa Starowieyska i Konrad Swinarski, muz. Zbigniew Turski, Teatr Współczesny, premiera 6 I 1962. Komorów.16 II 1962. Piątek Po południu przyjechali autem Wyka i Korzeniewska. Na gwałt for- sują wbrew mojej chęci i woli to "Pięćdziesięciolecie twórczości"1, w które żaden wydawca nie chce wydać żadnej mojej książki! Ładny ju- bileusz mojej twórczości. # Mowa o przygotowaniach do sesji naukowej Instytutu Badań Literackich PAN, po- święconej twórczości Dąbrowskiej. I I111962. Piątek Od 10 I napisałam dotąd, od razu na czysto, cztery (nie dwa, jak mi się zdawało) rozdziały. Zaczęłam XI. Piszę jak poprzednio od razu od ręki na czysto, ale ten idzie mi jak z kamienia. Wprawdzie 5 stron jest gotowych, ale to do luftu - ten rozdział nie mo- że się udać. Jest piekielnie trudny i nie mam do niego żadnej koncepcji'. 1 Rozdział XI. Ewa odkryta blask. 174 175 Scena z przedstawienia Artura Ui; w roli tytułowej Tadeusz Łomnicki Warszawa.16 I111962. Piątek Jestem od 10 dni w Warszawie. I tyle tylko, że nie gorączkuję i serce znacznie się uspokoiło. Przepisałam tu wszystkie moje sny za czas od 1918 do 1939 roku, zapisane w dziennikach, a którymi mam zamiar ob- dzielić moje postacie z "Kompozycji istnienia"'. # Jeszcze w trakcie druku powieści w "Przeglądzie..." autorka używa oboczniejej in- nego tytułu. Co do snów, częściowo zostały one w powieści wykorzystane. Po śmierci pisarki A. Kowalska część tego wyboru pisarki osobno opublikowała pt. Sny, we "Współczesności" 1966, nr 10. Komorów. 261111962. Poniedziałek Film "Wojna i pokój". Też amerykańskil - wszyscy się nim zachwy- cają, a raczej wszystkie nasze snoby (choć to śmieszna rzecz snobować się na bezsnobliwe Stany Zjednoczone) z tzw. elity intelektualnej, z któ- y ", p ch nikt nie poszedł na "Krz żaków bo olskie to szmira. T mcza- sem "Wojna i pokój" to jest o wiele gorsze od "Krzyżaków". To jest w porównaniu z "Krzyżakami" taniutkie artystycznie jak barszcz. [...) Przyjemna jest aktorka grająca Nataszę2. Przez uprzejmość dla Tuli nie powiedziałam, co o niej myślę - ale to żadna Natasza. # Wojna ipokój (am.),1956, scen. wedhig powieści L. Tołstoja, reż. King Vidor 2 Audrey Hepburn 1 VII 1962. Niedziela Od marca do drugiej połowy maja miałam dwa razy ciężką grypę, dwa zapalenia środkowego ucha (jednego i drugiego), podróż do Buda- pesztu i ową Sesję Naukową w Warszawie i Kaliszul. Zawaliłam po- wieść - "Przegląd" zrobił przerwę miesięczną. Przez marzec napisałam tylko jeden rozdział 24-stronicowy. Teraz piszę rozdział XV, idzie mi jak z kamienia; mam napisane 5 stron, a do skończenia rozdziału zale- dwie cztery dni ! Umieram z przerażenia myśląc, co będzie dalej. Zwłaszcza że sił ma- ło i zdrowie niby lepsze, jak było w minionych dwu latach, ale nietęgie. Piszę przez siłę, niemal kosztem życia. Z Kalkuty przyjechał Jurek z żoną Hinduską2 na dwumiesięczny ur- lop. Zaraz nazajutrz byli u mnie na podwieczorku. To niebanalna, a na- wet niesamowita historia, którą może zdołam osobno zanotować. Przez te trzy miesiące dużo się działo, a właśnie nic nie pisałam, choć jedyne, co mnie jeszcze zajmuje, to pisanie dziennika. i Sesja naukowa w pięćdziesięciolecie pisarstwa M. Dąbrowskiej (choć daty tej nie ustalono ściśle) odbyła się 15-17 maja 1962 w Warszawie oraz 19 maja w Kaliszu. Se- sję zorganizował Instytut Badań Literackich przy wspóhidziale Związku Literatów; uro- czystości kaliskie przygotowała Miejska Rada Narodowa. Poza pisarzami i badaczami polskimi wzięło w sesji udział wielu historyków literatury i thimaczy z zagranicy. Ucze- stniczyła w niej też pisarka, na koniec części warszawskiej wygłosiła przemówienie. Z okazji sesji osiedlu przy ul. Górnośląskiej ("za Raciborską Rogatką", gdzie powie- ściowy Anzelm przewidywał rozwój miasta) Rada Narodowa Kalisza nadała nazwę Ka- liniec, a głównąjego ulicę nazwała imionami Bogumiła i Barbary. Dorobek sesji opublikowano w księdze Pięćdziesiąt lat twórczości Marii Dąbro- wskiej. Referaty i materiafy sesji naukowej pod red. E. Korzeniewskiej,1963. Zarówno przygotowania do sesji, jak i sesja dały impuls do podjęcia rozmaitych prac porządko- wych i materiałowych. 2Jayanti Szumska zd.Hazra;córka:Dominika Maria(ur.1963.W 1964 powrócili do kraju, w 1968 rozwiedli się. 2o voto Żyżun, 3o voto de Virion. L2 - Dzienniki, t. 4 Sesja o twórczości M. Dąbrowskiej w Pałacu Staszica w Warszawie. Od lewej siedzą (m. in.) w pierwszym rzędzie: prof. J. Krzyżanowski, M. Dąbrowska, doc. E. Korzenio- wska, min. T. Galiński, prof. S. Żółkiewski; w drugim - J. Stryjkowski, J. Przyboś J. Zawieyski; w trzecim - H. Mortkowicz-Olczakowa, dyr. S. Baliński. Fot. A. Szypowski Zdaje się, że ten wieczór był dosyć udany, choć miałam do pokona- nia zmęczenie. Ale jakoś coraz lepiej udaje mi się je pokonywać. Warszawa. 21 VII 1962. Sobota We środę o 17.30 przyjechał po mnie Jurek z Jayanti. Zjedliśmy mnóstwo malin, które Jayanti zna, bo jako dziecko żyła w Nepalu, gdzie są maliny. (Ten rok jest malinowy - wielki urodzaj na maliny, zresztą wszystko, co nie przepadło od tych deszczów - zboża, owoce i jarzyny - jest wspaniałe!). Wstąpili do nas na Niepodległości. Jurek po drodze zabrał z ich mieszkania płytę longplay z nagraniem koncertu szwagra Jayanti sitarzysty (sławnego także poza Indiami). Sitar to ciekawy in- strument szarpany (takim trójkącikiem) o kilkunastu strunach. Zacho- wując w muzyce wschodni prymitywny folklor - daje zarazem szcze- gólne wrażenie bogactwa jakby orkiestralnego, struny niskie doskonale dają efekt bębnów, bębenków, przy skrócie struny - innych instrumen- tów perkusyjnych. Jayanti opowiadała o bogini Kali i w ogóle o mitolo- gii braminizmu - kończąc zdaniem jakby "ścierającym z tablicy" po- przedni tekst: "w gruncie rzeczy te rzeczy są mi dość dalekie" lub coś w tym rodzaju. Coraz bardziej zauważam subtelność jej inteligencji - i jej dużą kul- turę osobistą. W porównaniu z dziewczętami Wschodu nasze wydają się hożymi wulgarnymi barbarzyńcami (moje takie samo wspomnienie młodych Chinek). Komorów. 29 VII 1962. Niedziela Przeczytałam bardzo dobre opowiadanie Mirosława Żuławskiego w "Twórczości" pt. "Godzina tygrysów"'. Ciekawe, jak powszechnie ! realizuje się przepowiednia Sienkiewicza, że przyszłą formą powieści będzie pamiętnik. Powieść gardząca tradycyjną konwencją - antypo- wieść czy inne eksperymenty; prawie się nie spotyka prozy artystycznej # nie pisanej w pierwszym zaimku osobowym. U nas może Andrzejewski # jest pod tym względem wyjątkiem. Wynika to między innymi z rezyg- # nacji z wszechwiedzy autora. Moim zdaniem - rezygnacji niesłusznej. Któż ma być wszechwiedzący jak nie ten, co stwarza nowy świat- ! autonomiczny świat sztuki? Pogoda w lipcu wcale dobra, zwłaszcza w drugiej połowie. Anna uważa te kilka dni spędzonych ze mną za bardzo przyjemne, ale ja my- ślę, że to tylko jej grzecznościowy frazes. W gruncie rzeczy wspaniale się ze mną nudziła. Za dużo już między nami przemilczeń, aby mogła być mowa o przyjemności obcowania. Najwyżej wspólny zachwyt nad jakąś liliowo kwitnącą trawą albo nad aleją Komorowa, który, jak po- ! wiada, bardzo lubi. Chyba dlatego, że mnie tu wyparła z mieszkania na Niepodległości. Coraz rzadziej i krócej tam bywam, a jak bywam, ogar- nia mnie żałość, że to już takie utracone, takie nie moje. Ale nie jest sztuką żyć w harmonu, sztuką jest żyć w dysharmonii, która jest we , wszystkich sprawach istnienia. Posiadłam w końcu tę wiedzę (częścio- wo właśnie dzięki Annie), ale nie zdążyłam (i już nie zdążę) posiąść umiejętności sensownego życia wśród dysharmonii. Toteż jestem w pełni świadoma, że i ja ponoszę odpowiedzialność za niezbieżności współżycia z Anną. Nie tylko "niezawiniona" odpowie- # dzialność za to, co Anna uważa za mój grzech pierworodny - niemoż- ność odpowiedzenia w pełni na jej specyficzne uczucia. Wieczorem Przeczytałam w "Twórczości" Leszka Kołakowskiego "Etyka bez kodeksu"z. Trochę się to wywodzi od Guyau: "Moralność bez sankcji , i zobowiązań"3 - trochę z Petrażyckiego, choć może to przypadkowa (lub raczej nieunikniona) pokrewność. Temat "roszczenia i powinności" daleko przejrzyściej i genialniej ujęty jest przez Petrażyckiego (jakie to 178 179 Sesja w Kaliszu. Przewodniczy H. Sutarzewicz, przemawia K. Wyka dziwne, że jego pisma zostały tak zapomniane). Styl Kołakowskiego niestety z każdą nową pracą zamiast uzyskiwać przejrzystość, traci ją na rzecz stylizacji przeładowanej nadmiarem definicjowania i ciężkiej. Użył wyrażenia "do wyborniejszych przyjemności życia". Nic nie można mieć przeciw temu, ale to dziwne - przymiotnik "wy- borny" - zdaje się być superlatywem nie domagającym się stopniowa- nia - może dlatego że (zgodnie zresztą z tezą Kołakowskiego o niemoż- ności częściowego wykonywania pewnych czynności czy aprobowania pewnych faktów) nie można czegoś mniej albo bardziej wybrać. A już przymiotniki "świetny" czy "doskonały", wprawdzie nie domagają się stopniowania, ale dobrze je znoszą. Dobre zdanie o "odpowiedzialności za zło w naszych dobryćh wybo- rach". Nieadekwatny jest natomiast jego zwrot (dwa razy użyty) "z pun- ktu widzenia kosmosu". Raczej by tu należało powiedzieć - "pod kątem naszego pojęcia kosmosu", czy coś takiego. O siódmej, kiedy siadałam do herbaty, nieoczekiwanie zjawił się ksiądz, którego widuję niekiedy na ulicy. Nazywa się Feliks Leśnie- wski, spędza urlop czy odbywa (jak mówił) kurację u siostry mającej domek w Komorowie. Wysoki, szczupły, wygląda bardzo młodo, zdu- miałam się, gdy powiedział, że ma już pod siedemdziesiątkę. Bardzo sympatyczny - jest bez parafii, co trochę zagadkowe. - "Ach, mam już dosyć tego wszystkiego - powiedział - ale staram się o parafię i pewno coś dostanę, bo przecież trzeba z czegoś żyć". Był proboszczem w oko- licach Włodawy, narzekał, że to taki zabity ciemny kąt. Ale nową para- fię może dostać tylko w diecezji siedleckiej, bo do tej diecezji należy. Chodzi w kremowym "prochowiaku" nakładanym na sutannę i tym zwrócił moją uwagę, bo rzadko widuje się księży w jasnym okryciu. Tak tu jestem przeraźliwie samotna, że każda czyjaś o mnie pamięć i bezinteresowna wizyta robi mi wielką przyjemność - byle w porę, a przyjście w czasie posiłku jest właśnie bardzo w porę. Poczęstowałam go migdałowym tortem i herbatą i porozmawialiśmy bardzo mile. By- łam mu wdzięczna za przerwanie tej straszliwej niedzielnej pustki. 180 181 Leszek Kołakowski Jean Marie Guyau. Leon Petrażycki I Mirosław Żuławski - Godzina tygrysów, pierwodruk "Twórczość" 1962, z. 7; prze- druk w: Psia gwiazda,1965. z Leszek Kołakowski - Etyka bez kodeksu, "Twórczość" 1962, z.7. 3 M a r i e J e a n G u y a u (1853-1888), fiancuski pisarz, filozof, uczeń A. Fouille'a. Zajmował się głównie etyką, #tyką religu, estetyką. Sztuka i moralność według Guyau są najwyższymi przejawami życia. Rzecznik ewolucjonistycznej etyki "bez powinności i bez sankcji"; za naczelną zasadę moralną uważał dążenie do uintensywnienia życia (Zarys moralności bez powinności i sankcji,1885, wyd. pol.1910). We Francji i na Za- chodzie uznawany za jednego z głównym twórców laickiej moralności typu indywi- dualistycznego i romantycznego. W latach 30. Dąbrowska w swych pracach estetycz- nych i etycznych (Zawód literacki jako sfużba społeczna, Na marginesie niedrukowa- nej polemiki, Czy piękno zobowiązuje ?) oraz w przedwojennych i powojennych szki- cach Conradowskich czerpie wiele inspiracji z myśli Guyau. 31 VII1962. Wtorek " j p W czerwcowym numerze "Twórczości est o owiadanie Marka No- wakowskiego pt. "Kocioł"'. Pisane mocno pod Gombrowicza, ale dobrą techniką, jaką już teraz wszyscy sprawnie się posługują. [. . .] Rzecz jest pisana z pikanterią szczegółów, jakby przez starca usiłują- cego się podniecić obrazami. A żadnej tragedii nie było, tylko niechluj- ne świństwo głupich próżniaków, unurzanych w pijaństwie i niepoczy- talnej rozpuście. i Marek Nowakowski - Kociof, "Twórczość" 1962, z. 6; przedruk w: Silna gorą- czka,1963. 7 VIII 1962. Wtorek Wczoraj po południu zasnęłam i znów śnił mi się koszmar - że przy- bywam (znów z Budapesztu) do Komorowa i zastaję całe mieszkanie zajęte przez dzikich lokatorów. Na wszystkich tapczanach leżą obcy lu- dzie, nawet na łóżku składanym i jeszcze na innych wstawionych. Pa- trzą na mnie złym okiem mężczyźni o wygłądzie zbójów. Wołam, bła- gam: "Na Boga, przecież ja tu muszę pracować. Muszę tu pracować". Smieją się na to. "Panowie jesteście dzikimi lokatorami". "Tak - odpo- wiadają - jesteśmy dzikimi łokatorami". Ach, móc się uwolnić od tych obsesji ciągłego przez coś zagrożenia. Kornacki wyszedł z więzienia i zachowuje się ściśle tak, jak to Anna przewidywała. Jako tryumfator, bohater narodowy oczekujący hołdów. Takjakby pod sugestią snu spirytystycznego mówi ściśłe według recep- ty Anny. "Pytałem tych, którym pokazywano dzienniki. Wszyscy mówi- li, że to oszałamiająca lektural. Gdyby nie aresztowanie, musiałbym czekać na tę opinię do po śmierci". A więc prawdąjest, że sprowokował aresztowanie, byle zyskać sławę bodaj wśród ubiaków. Jest to wypadek niebezpiecznego obłędu. Nie mógł znieść braku sła- wy i że była tylko pisarka Boguszewska. Ludzie czasem się mylili mó- wiąc: Boguszewscy. Dla czczej sławy unieszczęśliwił, a nawet ponie- kąd zhańbił starą kobietę. Anna #nówi (była u nich wczoraj), że ona wy- gląda, jakby miała niedługo umrzeć. ' Po wyjściu z więzienia na prośbę o zwrotjego skonfiskowanych obszernych dzien- ników prywatnych zabranych jako "dowód rzeczowy" Kornacki otrzymał oficjalne pro- kuratorskie poświadczenie ich urzędowego zniszczenia. Przeciw temu szczególnemu aktowi bezprawia zaprotestowano w prasie (J.J. Lipski - "Zapis" 1978, nr 5, "Więź" 1992, z.10; H. Kirchner - "Odra" 1992 z. 9,10). Po opublikowaniu fragmentu zapisków Dąbrowskiej dotyczących sprawy Kornackiego ("Polityka" 1993, nr 35, dodatek "Kul- tura") wyszło na jaw, że jego dzienniki w archiwach L1B na szczęście ocalały i po śmierci pisarza po cichu zwrócone zostały rodzinie. Niechętne reakcje na propozycje druku, padające z różnych stron, wskazywałyby jednak, że rodzina nie kwapi się z ich publikacją. 22 VIl11962. Środa Dziś po południu zasnęłam i co za cudowny miałam sen. Siedziałam przy stole z Matką i jakimiś dziećmi czy rodzeństwem. Nagle Matka wyszła; okazało się, że Ojciec przyjechał. Ojciec wrócił do nas! Ale okazało się, że nie on nas rzucił, ale Matka spowodowała to rozstanie. Czekałam w czułym napięciu, że zaraz wejdą razem. Nie! Matka wróci- ła sama. "Jak to - wołam bardzo rozżalona - więc Ojciec nie próbował zostać?" "Tak, chciał, ale ma inną żonę, dzieci". "A to przecież Mamu- sia zabrała nas od niego! - krzyczę. - Ja muszę go zatrzymać, muszę go zobaczyć! Czy przyjechał konno?" "Tak, konno". Wybiegam. Widzę Ojca, jak wsiada na konia. Jest piękny, podobny do fotografii z czasu, gdy żenił się z moją Matką. Budzę się z uczuciem tak wielkiej radości, jakby mnie spotkało coś niezwykle dobrego - rzeczywiste szczęście. Co za rekonfortujący sen. Jeden ze snów o powrocie mężczyzny do domu. Dom bez mężczyzny jest miejscem kaźni, karykaturą domu. Ale sny o powrotach Mariana były zawsze przeraźliwie bolesne, bo nigdy nie chciał się ze mną zobaczyć. Tu także Ojciec się ze mną nie zobaczył, ale ujrzałam go młodego, pięknego, a jednocześnie teraźniej- szego. Obudził mnie łopot uszu Dyla. Sen o powrocie Ojca pasował do przyjazdu Wandy, która ma pier- wszy raz nocować w Komorowie. Ona należy do świata szczęśliwej 182 183 dawności, a jednocześnie rozumie czasy dzisiejsze, tak jak ja je rozu- miem. Nagadałyśmy się z Wandą i do samego pójścia spać byłam po- godna aż do dna - a nadto nabrałam znów pewności, że potrafię dalej snuć powieść. Dobry piękny dzień mimo złej pogody. Przerażająca wiadomość (o produkowanych) przez przemysł chemi- czny NRF tabletkach uspokajających Thalidomid, które okazały się złowrogie dla matek w ciąży. Te, które w Niemczech, Francji i Anglu zażywały owe tabletki, zaczęły rodzić potwory bez rąk i nóg (albo z prawą ręką wyrastającą z brzucha), a za to ze znamionami niespospoli- tej inteligencji. Importowi tych tabletek do USA (gdzie środki uspakaja- jące spożywane są tonami) przeszkodziła kobieta (nazwiska zapomnia- łam), kierująca kontrolą leków i żywności. Niemiecka firma wszczęła przeciwko niej oszczerczą kampanię, pomawiając ją o ignorancję itp. O mało nie utraciła swego odpowiedzialnego stanowiska. Kiedy dowodnie okazało się, że tabletki są złowrogie - wyróżniono ją najwyższym od- znaczeniem za "ocalenie narodu amerykańskiego". Tabletki (i ich po- chodne) zostały wycofane z obiegu, ale nie słychać, aby tej "ludobój- czej" f#irnue wytoczono proces. [...) Prowadzi się alarmujące badania nad lekarstwami w ogóle. Przeda- wkowanie ludzkości lekarstwami prowadzi do nieoczekiwanych, nawet śmiertelnych chorób. Lekarz do niedawnego czasu był ściśle związany z medykamentami. Za mego pobytu w 1913-14 w Anglii jeszcze byli lekarze, sami w swej przygabinetowej apteczce przyrządzający lekarstwa. Bodaj że 13 sierpnia Rosjanie wypuścili dwa statki kosmiczne z dwu kosmonautami - Nikołajewem i Popowiczem. Drugi w dobę po pier- wszym. Nikołajew leciał cztery doby okrążając ziemię coś około 90 ra- zy. Popowicz trzy doby'. Obaj pomyślnie wylądowali w Kazachstanie j , eden w 6 minut po dzugim. - Pomyśleć, że to wszystko dzieje się na przestrzeni mojego życia pamiętającegojeszcze... konne tramwaje, dyli- żanse i pierwsze loty aeroplanów ! Takie latanie w kosmosie może w imperium sowieckim grać rolę unowocześnionego zbawienia wiecznego. Wiele mankamentów życia na ziemi można wycierpieć z dumy nad tym życiem podniebnym, z nadziei na błogie niespodzianki czekające nędzarzy z kołchozów na in- nych planetach. Okrzyk Leśmiana: "Czemuż innego nie ma świata!" do- chodzi do realizacji. # "Wostok Ill" z Andrijanem G. Nikołajewem wystanował 11 VIII i dokonał 64 okrą- żeń dokoła Ziemi; "Wostok IV", prowadzony przez Pawieła R. Popowicza, wystartował 12 VIII i okrążył Ziemię 48 razy. 28 VIl11962. Wtorek January Grzędziński, postać zawsze dla mnie antypatyczna', zaczął w "Świecie" drukować część swoich "Pamiętników" z 20-lecia2. W chwili kiedy nawet paszkwilant Arski - dowolnie interpretując prawdę - zdo- bywa się przecie (lub sprawnie wykonywa instrukcję) na pewną obie- ktywność nawet wobec "Pierwszej Brygady"3 - Grzędziński pisze pa- szkwil. O ile wyżej stawiam pracę Jabłońskiego o początkach państwo- wości w 1918 r. i następnych4. Ten komunista też przykrawa prawdę hi- storyczną do swojej ideologii - ale o wiele lepszy poziom i to jest jed- nak krytyka (której 20-lecie bardzo potrzebuje). Grzędziński jest "demaskatorski" dla efektu, a może i dla pieniędzy. Przy tym, jak zawsze, gdy tylko zna się dany fakt, zaraz odzywa się w tego rodzaju publicystyce fałsz. Tak np. [...) kłamstwemjest, że Wła- dysław Zambrzycki z rodziną "założył w r. 1932 pismo rewolwerowe 184 185 Popow i Nikołajew niedługo po wylądowaniu ##Merkuryusz Polski Ordynaryjny#,. Oryginalny i czarujący pisarz Zam- brzycki5 niedawno zmarły i nie mogący się bronić - nie miał żadnej ro- dziny - był czymś tam w "Merkuryuszu" zapewne w podobny sposób jak pisał "horoskopy" w "Ekspresie". Znając jego twórczość, a więc i postawę życiową - można sobie doskonale wyobrazić, jak nie przywią- zywał żadnej wagi do tego, co robił zawodowo i dla zarobków. Z litera- tury przecież nie mógł wyżyć. Był zresztą i cenzorem - ale czym nie bywali pisarze. Ich biografie są przeważnie mało budujące. Rzadko któzy #ak Parandowski) dopaso- wuje je do swojej "chwały pisarskiej". i J a n u a r y G r z ę d z i ń s k i (1891-1975), wojskowy, dziennikarz, literat. Ukoń- czył studia inżynieryjno-lotnicze we Francji. Shiżył w Legionach, m.in. w adiutanturze J. Piłsudskiego. Był jednym z twórców polskiego lotnictwa, założył pismo "Lot" i Ae- roklub Polski, następnie LOPP. Ok.1927 przeniesiony do piechoty, m.in. jako dowódca pułku. W 1937 założył antysanacyjny tygodnik "Czarno na Białem", za co zwolniono go z wojska. Współzałożyciel Stronnictwa Demokratycznego. Podczas II wojny walczył we Francji, po kapitulacji internowany w Maroku. W 1957 powrócił do kraju i zajmo- wał się pracą dziennikarską i literacką. Wydał m. in. Maj 1926, Kartki z pamigtnika, 1936,1965, szkice Maroko, kraj kontrastów, 1957, Algieria i z daleka i z bliska,1960; powieść Pasterz z gór Atlasu,1959, oraz prace o tematyce lotniczej. Dąbrowska poznała go w czasach studenckich w Brukseli, a całą rodzinę podczas I wojny światowej w Piotrkowie; bliższe stosunki utrzymywała jedynie z siostrą "Jarka" - Nelly Strugową. z January Grzędziński - Obóz pod Kockiem, "Świat" 1962, nr 34. 3 Stefan Arski - My, Pienvsza Brygada,1962. 4 Henryk Jabłoński -Narodziny drugiej Rzeczypospolitej (1918-1919),1962. 5 W ł a d y s ł a w Z a m b r z y c k i (1891-1962), powieściopisarz, dziennikarz. Ukończył Ecole Superieure des Textiles w Verviers. Podczas wojny wstąpił do wojska polskiego; od 1920 w Warszawie.1930-36 należy do redakcji Ekspressu Porannego", 1933-35 red. odpowiedzialny "Merkuryusza Polskiego Ordynaryjnego", 1938-39 współwydawca "Nowych Wiadomości Ekonoxnicznych i Naukowych". Po wojnie przez wiele lat w "Ekspresie Wieczornym" prowadził rubrykę "Kto chce, niech czyta". Debiutował jako prozaik w 1908 w prasie belgijskiej. Poczytność zdobył tomem hu- moresek Wigksza z kropelkami (1929), oraz powieścią Nasza Pani Radosna, czyli Dziw- ne przygody pulkownika armii belgijskiej Gastona Bodinau (1931), wznowionej po wojnie (1959); Warszawę sprzed utworzenia Księstwa Warszawskiego ukazuje Pamigt- nik Filipka (1956), zaś Kwatera bożych pomylericów (1959) czas powstania warsza- wskiego. 29 VIII 1962. Środa Jestem do śmierci uwięziona w Komorowie. Nie ma już celu ani na- rzekać, ani coś chcieć urządzić, przeobrazić. Pod koniec długiej drogi jest się zmęczonym i trzeba tylko cierpliwie doczekać końca podróży. Ostatnie 18 lat były ciężkie, ale i one miały chwile złudzeń i ulgi. Wszystkie poprzednie znaczone były nieszczęściami jak piorunami, ale na ogół miały potężny ładunek szczęścia. Aż za dosyć na jedną osobę. Wczoraj przyrządziłam do druku moje przemówienie na zakończenie majowej sesji w Warszawie'. Co zdążę zrobić dzisiaj? 1 M. Dąbrowska - Z magnetofonowej taśmy w: Pigćdziesiąt lat twórczości..., jw. Opracowując spontaniczne przemówienie, pisarka świadomie zachowała wszelkie ce- chy "stylu mówionego". I IX 1962. Sobota Anna i pani Korzeniewska przyjechały już o jedenastej. Choć wsta- łam b. wcześnie, ledwo zdążyłam uporządkować wszystko zalegające papiery, uprzątnąć trochę pokój. Tak oceniam trudy, jakie dla moich pi- sanin podejmuje, a tak się strasznie męczę, gdy zaczyna trmie nudzić 186 lg# Władysław Zambrzycki o fotografie, o różne szczegóły. Wie już o mnie więcej niż ja sama. Cze- go nie wyszperała! [...] Wieczorem długa do jedenastej rozmowa z Anną o "Gąszczu"', który ponownie czytam. To o wiele lepsza powieść, niż ktokolwiek zdał sobie z tego sprawę. Ale też bardziej ponura, niż ktokolwiek zdołał to zauwa- żyć. Powieść o nieszczerości przenikającej wszystko, nawet miłość, na- wet miłość do samego siebie. Powiedziałam Annie, że sama skazała się na życie w miłościach nie- szczęśliwych, bo nikt nie był i nie mógł być w stanie sprostać cudowi, którego zawsze wyczekiwała. Cudów się nie czeka - cuda się czyni, al- bo ich nie ma. Rozmowa była burzliwa, ale w jakiś sposób chyba po- chlebiła Annie - tak to wyczułam, że jakoś czuła się w mojej interpreta- cji kimś niezwykłym. Nie rozpoznała potępienia. I Anna i Jerzy Kowalscy - Gąszcz, powieść,1961; rozpoczęta w 1935; rękopis oca- lał po powstaniu wywieziony przez prof. St. Lorentza wraz z papierami Dąbrowskiej z piwnicy na Polnej; opracowana ostatecznie przez A. Kowalską. I I IX 1962. Wtorek Piszę XVII rozdział z oporem, katorżna robota. Z wewnętrzną nie- cierpliwością. Grzędziński w "Świecie" (rozdział "Bracia od kielni"1) nałgał nie- godnie głupstw, które mu pewno ta obłąkana Nelly nagadała. Że Strug był założycielem masonerii, gdy był nim Józek Dąbrowski (a raczej od- nowicielem)2, który już w 1914 roku pozyskał dla tej idei ziemianina ("postępowego") Krzyżanowskiego, a potem Kiersnowskiego z Majko- wa (zdaje się, że mylę nazwisko). Że Strug wyrzucił sanacyjnych puł- kowników z masonerii, kiedy zrobił to St. Stemp. na mocy udzielenia mu w tym celu specjalnych pełnomocnictw. To się działo przecież na moich oczach na Polnej i było jedyną rzeczą z "klapustra", z której St. mi się zwierzył, bo to było takie dla niego ciężkie przeżycie. Pamiętam, jak przychodził do St. Pieracki, groził mu "konsekwencjami", jeśli tej decyzji nie cofnie. Ja wtedy wyprosiłam od wyrzucenia Medarda Dow- # narowicza i Kadena-Bandrowskiego, którzy zresztą nie brali, zdaje się, i w tym żadnego czynnego udziału, ale wylanie z masoneru było wtedy # uważane za despekt. Poza tym nie miałam nigdy nic wspólnego z masonerią, choć wszy- scy moi znajomi i bliscy - łącznie z Marianem (a oprócz Wacka) byli masonami. Uważałam to za niewinne alibi moralne starszych panów. # Ale i to wiem, że tych wszystkich pułkowników jako piłsudczyków (którym jeszcze sam był) przyjął do masonerii właśnie Strug, który był Wielkim Mistrzem w latach dwudziestych (już po śmierci Józka, który by tego nie dopuścił, bo był wrogiem masonerii [sic!]). , Jak piszę, to już nie mam wiele do zanotowania. # January Grzędziński - Bracia od kielni, "Świat" 1962, nr 35. 2 J ó z e f D ą b r o w s k i, pseud. Grabiec (1876-1926), działacz społeczny, publi- cysta, pułkownik; szwagier M. Dąbrowskiej. Jako uczeń wydalony z gimnazjum za nie- prawomyślność; w 1897 wstąpił do PPS. Ukończył studia historyczne w Krakowie, pra- wnicze w Warszawie; w latach studenckich współorganizator "Spójni". Działalność PPS-owską rozwija w Warszawie, w Zagłębiu Dąbrowskim, w Okręgu Łódzkim; na tle f rozbieżności politycznych występuje z PPS w początku 1905. W 1908 osiada w Kali- szu, gdzie prowadzi kancelarię adwokacką i rozwija działalność oświatową. Współdzia- ła z radykalnym ruchem ludowym, skupiającym się w Kongresówce wokół tygodnika lgg 189 Maria Dąbrowska i Anna Kowalska na Niepodległości "Zaranie", staje się jego ideologiem (O ludowcach, idei ludowej i polityce narodowej ludowców, 1913). Należy do odnowicieli masonerii w Polsce. W latach wojny bliższy orientacji Wł. Sikorskiego; zakłada efemeryczną inteligencką Ligę Państwowości Pol- skiej. W 1917 wstępuje do Legionów, zostaje kapitanem audytorem. Jesienią 1918 orga- nizuje sądownictwo wojskowe, od 19l6 sędzia Najwyższego Sądu Wojskowego. Przez cały czas uprawia publicystykę; wydał m.in. Rok 1963 (1913), książkę o Wielopolskim Ostami szlachcic (1924), Czer-wona Warszawa przed ćwierćwieczem (1925). J. Dąbro- wski wprowadził Dąbrowską do działalności w ruchu zaraniarskim, gdzie zwano ją "bratową Grabca"; jako młoda działaczka i publicystka często zasięgała u niego rad. Warszawa.19 IX 1962. Środa Jednak przerabiam tu ten nieszczęsny XVII rozdział i może go jakoś dociągnę. Piszę wieczorami IO-12 i rano dojedenastej. Cojest cenne na Niepodległości, to rozkład mieszkania. Tu możemy obie jednocześnie pracować nie słysząc się wzajemnie. Instytut Literacki w Paryżu (tj. Giedroyc) przysłał mi "Zeszyty Hi- storyczne" 2 (nie pamiętam, żebym dostała pierwsze, ale Anna twierdzi, że są w Komorowie) zawierające szczegóły powrotu do kraju i śmierci Rydza-Śmigłego' (nastąpiła na serce w kilka tygodni po powrocie - mó- wią o tym dwuznacznie, jakby został zgładzony) i 30 nie znanych listów Józefa Piłsudskiego - z wyjątkiem paru - wszystkie pisane do Leonardy Lewandowskiej, jego pierwszej miłości poważniejszej. Listy pisane są z zesłania z Syberii, Irkucka, Kireńska, Torunkiz. To bezcenny i history- czny, i ludzki dokument, jak listy Sobieskiego do Marysieńki. Tylko że to listy młodzieńca: co za czułość, bezpośrednia serdeczność, jaka - po- wiedziałabym - niewinność serca. Jakie szczere zaabsorbowanie tylko życiem po prostu (choć co prawda warunki zesłańca nie usposabiały do wynurzeń innego rodzaju) i jaki - tak uważałam, póki nie doczytałam li- stów do końca - najzupełniejszy brak bodaj przeczucia, czym będzie w przyszłości. Ale przecież w jednym z ostatnich listów znalazłam całe- go przyszłego władcę in nuce. W kontekście z tym listem inaczej od- czytuje się pozostałe. Spośród sławnych zesłańców przeszłości są dwa typy: jedni o umysłach i duszach twórczych, adaptowali się do zesłania, zżyli z ludnością miejscową i zaczęli badania naukowe czy przynaj- mniej opis zaznanego świata. Polskim zesłańcom Syberia zawdzięcza wiele odkryć i badań naukowych jej flory, gleby, fauny i ludności. My zawdzięczamy Sieroszewskiemu "Dwanaście lat w kraju Jakutów" i ca- łą jego twórczość. Czekanowski3 i Dybowski' nie tylko dokonali tam mnóstwa prac badawczych, ale tak się rozkochali w Syberii, że po amnestiach dobrowolnie do niej wracali. Leonarda Lewandowska. Józef Piłsudski na zesłaniu I drugi typ, którego "honorowym" przedstawicielem jest Piłsudski, to tzw. ludzie czynu, a eo ipso - ludzie władzy. Ci nie adaptują się do śro- dowiska, nudzą się nim i czekają tylko na swoją chwilę, swoją wielką szansę po powrocie z zesłania. Osobiście sympatyzuję z pierwszym typem, ale rozumiem i drugi, a te listy Piłsudskiego rozbrajają nadto wielkim urokiem duchowym, którym ten "dyktator" na pewno różni się od wszystkich innych współ- czesnych. # Bazyli Rogowski - Wspomnienia o Marszałku Śmigłym; E. Rydz-Śmigły - Czy Polska mogla uniknąć wojny ?, "Zeszyty Historyczne" 1962, z. 2. z Józef Piłsudski - Listv, oprac. Wł. Pobóg-Malinowski, jw. Gdy Leon Wasilewski i Wł. Pobóg Malinowski - jak stwierdza ten ostatni - w 1935, w ostatnich tygodniach życia Marszałka Piłsudskiego zaczęli publikować w "Niepodległości" (organie Instytutu Najnowszej Historu Polski) jego listy z lat 1893-98, wówczas "od nie znanej starszej pani z Żoliborza" otrzymali 35 listów, które ukazały się dopiero po 27 latach. 3Aleksander Piotr Czekanowski(1833-1876),geologigeograf.Ze- słany za udział w powstaniu 1863 na Syberię, prowadził badania geograficzne i geologi- czne w regionie jeziora Bajkał. W wyprawach do Mongolu, nad brzegi Morza Arktycz- 190 I91 nego, nad rzekę Oleniok i do delty rzeki Leny przebył 25 tys. km po częściowo nie zna- nych okolicach i zgromadził ogromne zbiory przyrodnicze. Zmarł śmiercią samobójczą. Jego imię nosi m.in. jedno z pasm gór w Syberu Wschodniej. 4Tadeusz Benedykt Dybowski(1833-1930),zoologilekarz,członek PAU i AN ZSRR. Studiował w Dorpacie, we Wrocławiu i Berlinie. W 1882 profesor Szkoły Głównej w Warszawie; za działalność konspiracyjną aresztowany w 1864 i ska- zany na cięikie roboty na Syberii, gdzie przebywał do 1877. W porozumieniu z Towa- rzystwem Geograficznym w hkucku i AN w Petersburgu prowadził - wcaz z współpra- cownikami, wśród których znajdowali się też polscy zesłańcy: J. Czerski, A. Czekano- wski, W. Godlewski - kompleksowe badania naukowe. Zwłaszcza badania reliktowego jeziora Bajkał postawiły go w rzędzie zoologów świata. Po odbyciu wyroku, nie mogąc sobie znaleźć w kraju warsztatu pracy, powrócił na Kamczatkę na 3 lata jako lekarz ob- wodowy, kontynuując swe prace. Jego wspomnienia (m.in. Wyspy Komandorskie,1884, O Syberii i Kamczatce,1900, Pamięmik od roku 1862 pocz4wszy do roku 1878,1930) zawarły wszechstronny materiał. W 1. 1883-1906 profesor zoologii uniwersytetu we Lwowie; popularyzator darwinizmu, zwolennik E. Abramowskiego. Napisał ok. 350 prac i artykułów dotyczących zoogeografii, systematyki zwierząt, anatomii porównaw- czej oraz z dziedziny historycznej, społecznej, politycznej. 21 IX 1962. Piątek W poniedziałek będąc u dr. Hoffmana spotkałam nieoczekiwanie Krysię Światłową-Dąbrowską'. W ciągu 22 ostatnich lat raz tylko była u mnie (I940), kiedy wróciliśmy ze Lwowa. Była wtedy b. nieprzyjem- na, "pryncypialna", dogmatycznie i agresywnie komunistyczna, zupeł- nie obca.[...] Potem raz jeden spotkałam ją i Olenę (córki Grabca) na Powązkach we Wszystkich Św. u naszego grobu. Wydały mi się wtedy tak postarzałe i zwiędłe, aż zasmuciłam się, mając uczucie, że sama wy- glądam nieprzyzwoicie młodo. Teraz w pierwszej chwili jej nie poznałam, tak odmłodniała, prawie dziewczęca, nieoczekiwanie łagodna, serdeczna i sympatyczna. Powie- działam jej o tym wrażeniu sprzed 22 lat: - "Prawie się ciebie bałam, ta- ka byłaś wtedy pryncypialna". - "Tak, potem dostałam tak mocno po głowie, że przestałam być pryncypialna" [...]. Jakże miała będąc komu- nistką wyjść za mąż inaczej jak za robotnika. Potem partia wykształciła go i ma z niego aparatczyka. Pokazywała mi fotografię córki, b. ładnej 14-letniej dziewczyny z VIII klasy - podobno trudnej i posępnej. Zośka (wdowa po Józku, która całe życie była "umierająco chora") żyje, ma już z 80 lat. Mieszkają każda w oddzielnym mieszkanku na Żoliborzu. Powiedziałam, żegnając ją, żeby kiedy zadzwoniła - zdjęta nagłą chęcią do bliższego poznania tej komunistycznej rodziny Józka. Zwłaszcza uderzyło mnie przyjemne podobieństwo Krysi do młodzieńczych foto- grafii Mariana. We wtorek byłyśmy z Anną na Dejmkowskim przedstawieniu "O Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" (tekst Mikołaja z Wilkowie- cka, XVI wiek; rubaszne intermedia z wieku XVIIz). To doskonałe przedstawienie - i o ile aktualniejsze, współcześniejsze są te teksty od wielu dzisiejszych rzeczy silących się na nowoczesność. I treść, i język! Powiedziałam do Anny: "Trzeba ciągle czytać pomniki starej polszczy- zny, żeby odświeżać język". W samej rzeczy - nasz obecny język wy- daje się stary i strupieszały wobec tej rzeczywistej kreacyjności, wiele 192 13 - Dzienniki, t 4 193 Historvja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu. . . , Teatr Narodowy w Warszawie rzeczy po raz pierwszy odkrywczo nazywającej. I jak już wszystko ten antyczny Mikołaj Wilkowiecki nazwał ! Ja znam te teksty. Studiowałam je do odczytu o teatrze staropolskim, który miałam na podziemnym PIST-cie z inicjatywy Bogdana Korze- niewskiego. Ale chciałabym do nich wrócić. Mira Ziznińska miała pełną bibliotekę teatralną, którajej się spaliła w 1944 r. Z niej korzystałam. Znakomitym pomysłem było podawanie przez aktorów tekstu razem z odautorskim komentarzem inscenizacyjnym: "I obróci się ku mnie i rzecze albo fuknie tupnąwszy nogą" itp. Inicjatorem tego był chyba Gałczyński w "Zielonej gęsi", gdzie uwagi inscenizatorskie aż się pro- szą, by je "grać" razem z tekstem. Oczywiście trudno sobie wyobrazić to przedstawienie bez Siemiona, który zrobił arcydzieło ze zmartwychwstałego Chrystusa (zrobiony na Chrystusika Frasobliwego). Siemion gra też dwie farsowe role w inter- mediach. Te intermedia były dla Dejmka bardzo kuszące, bo mówią do- bitnie, jaka silna była społeczna mys1 satyryczna, ale w widowisku XVI-wie- cznym brzmią też trochę anachronicznie, kiedy bity i prześladowany chłop (Siemion) zapowiada, że ucieka na Zaporoże przed uciskiem pańsz- czyzny (przytoczyłam ten tekst w moim odczycie, jest to już bardzo XVII- -wieczne, bo w XVI wieku właściwie pańszczyzna dopiero się zaczynała). Jedyne zastrzeżenie budzi dykcja większości aktorów. Zamysł reży- serski chwycili świetnie, ale dykcja jeszcze szwankuje. Także za mało wyróżniony ton kwestii "granych" od mówionych komentarzy insceni- zacyjnych. Na widowni była ogromna ilość młodych ludzi - dawno już nie wi- działam tak młodej widowni. Ciekawa jestem, czy tzw. szersza publicz- ność jest w stanie ocenić wszystkie smaki tego przedstawienia, a zwła- szcza jego język. We czwartek Anna była na sesji rodziców w szkole Tuli, a ja kupi- wszy w ulicznym kiosku kwiatowym koło nas 10 prześlicznych róż za 80 zł (za celofan, który w Paryżu dają darmo, dopłaca się 3 zł) pojecha- łam odwiedzić Bronka Linkego, który od przedwczoraj leży w Leczni- cy. SZan jest b. groźny [...]. Ania przy nim nocuje, gdyż tylko pod tym warunkiem #ak ona powiada) zgodził się pójść do Lecznicy. Zrazu wytelefonowana przez woźnego zeszła do mnie, mówiąc z wielkim zhi- steryzowaniem, że boi się dla mnie wstrząsu, jakim będzie zobaczyć Bronka, gdyżjest taki zmieniony. [...] lTbrano mnie więc w szpitalny fartuch i pojechałyśmy na górę. Osłu- piałam: Bronek siedział przy stoliku i jadł kolację. Wyszłyśmy na kory- 194 tarz, żeby mu nie przeszkadzać. Gadałyśmy, a raczej ona mówiła, aż na- gle krzyknie: Bronek! Wyszedł sam na próg pokoju, żeby nam dać znać, że skończył. Bardzo wychudł, miał gorączkę 38" z kreskami, ale przez to może miał żywą cerę i błyszczące oczy. Położył się w szlafroku na łóżku i zapalił fajkę. Mój Boże, nawet z umierającym Bronkiem rozmo- wajest zajmująca. Anna lubi Linków, ale zwłaszcza do Ani odnosi się z jadowitą ironią - a ja nawet na jej lep idę. Dla mnie to jedni z najbardziej zajmujących przyjaciół. W ilu ciężkich momentach życia działali jak bodziec ożyw- czy. Nigdy żywą pamięcią nie zapomnę, jak w tym strasznym, najecha- nym przez bolszewików Łucku, kiedy byliśmy tacy zrozpaczeni i sami, Ania rzuciła mi się na ulicy na szyję, a potem ich poznanie, ich wszy- stkich czworga ozłociło ten pobyt, jakim byli dla nas wsparciem wszy- scy czworo. Starzy Zajdenmanowiejeszcze byli młodzi i uroczy; onaja- ka dowcipna. Myśleliśmy wszyscy to samo. Dzięki Bronkom koszmar Łucka był pełen chwil szczęśliwych i wesołych. Ach, jaką mam chęć 195 Ernestyna Zajdenmanowa, Maria Dąbrowska, Maurycy Zajdenman; stoi Anna Linke tym starym dwojgu Żydom i tej młodej parze wystawić pomnik w koń- cowej partii powieści, ale to mi ją znowu rozedmie i czyż potrafię. A potem w ten straszny ranek śmierci St., kiedy zawiadomieni przez Kowalewa przybiegli do mnie na Polną pierwsi. [...) Jakbym chciała, żeby on nie umierał przede mną ! 1 K r y s t y n a Ś w i a t ł o z d. Dąbrowska (ur.1919), córka Józefa Dąbrowskiego. Ukończyła psychologię na UW, należała do ZNMS; podczas okupacji wstąpiła do PPR i AL; w powstaniu warszawskim walczyła w oddziale AL na Żoliborzu. Po wojnie dzia- łała w ZWM; wyszła za mąż za Adama Światłę, działacza politycznego, doktora peda- gogiki. Ukończyła INS; pracowała na UW, następnie w Studium Nauczycielskim. 2 Mikołaj z Wilkowiecka - Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pariskim, opr. dram. i reż. K. Dejmek, scen. A. Stopka, Teatr Narodowy, premiera 7 IV 1962. 24 IX 1962. Poniedziałek Ranek był ciemny jak noc, o czwartej po pohzdniu spadła potopowa ulewa. Wieczorem trochę się wypogodziło; barometr idzie na pogodę. Raptem uprzytomniłam sobie, że ostatni tom "Nocy i dni" ukazał się równo w I00 lat po napisaniu "Pana Tadeusza". Gdybym była zarozu- miała, mogłabym myśleć, że mnie zapowiadały słowa "Epilogu": "Nim się te usta znajdą, wiek przeminie". A mnie bawią tylko takie koincy- dencje cyfr: Mój Ojciec urodził się w roku I 844. Moja Matka w listopa- dzie 1855, na dwa tygodnie przed śmiercią Mickiewicza. A co ja mam wspólnego z Mickiewiczem? Chyba to tylko, że też parałam się społecznikowaniem i jak on za wcześnie "złamał pióro" - tak ja za późno wzięłam je w sensie właści- wym do ręki. Przez co muszę jeszcze tak ciężko pracować - i tak długo żyć, gdy już powinnam odpocząć żywa albo już w grobie. Smutne to wszystko. 27 IX 1962. Czwartek Mela wysyła listy do Jurka i do p. Błaszczyka, który przysłał mi swój szkic o odkryciu "zagrody wybranieckiej w Russowie"1: zachował się stary spichrz "sołek" i charakterystyczny dom mieszkalny z podziałem bezsłupowym. A szczególnie wzruszające, że ta właśnie historyczna za- groda należała od wieków do rodziny Witczaków-Wolnych, których znaliśmy jako dzieci, a ich przyjaźń z moimi rodzicami musiała być dość zażyła, skoro mój Ojciec podawał do chrztu jednego z synów sta- rego Witczaka, o ile pamięć mnie nie myli - Wojciecha. Otóż właśnie Wojciech Witczak był głównym informatorem Stanisława Błaszczyka. Stary Witczak figuruje w "Nocach i dniach" jako Alojzy Witczak, sołtys i pszczelarz. Ich zagroda tak mi się wraziła w pamięć, że ją miałam na myśli opisując zagrodę Boguszów w "Łucji z Pokucic", a także opisując zagrodę Kolańskich, w której odbywa się wesele Wikty Kolańszczanki z rządcą Serbinowa Olczakiem. To wesele jest już fikcją powieściową, ale Wojtek Witczak jest drugim konkurentem do ręki owej Wikty, co zresztą także jest ftkcją. Z odbitki (z "Materiałów do historii Wielkopol- ski") Błaszczyka dowiedziałam się nie znanego mi szczegółu, że w ro- dzinie Witczaków spadkobierstwo było po linii żeńskiej. Pamiętam z dzieciństwa legendę często opowiadaną, że jakoby któryś z ostatnich królów polskich miał przejeżdżać szosą koło Russowa, było gorąco, chciało mu się pić i piękna dziewczyna z rodziny Witczaków podała mu od żniwa dzban wody. Król miał jakoby ofiarować jej sznur korali, a po- 196 197 __ tem przysłał rodzinie Witczaków jakieś nadania czy przywilejez. Łączo- no to z tym, że Witczakowie nigdy nie robili pańszczyzny (stąd przydo- mek Wolny), jednak wątpię, czy w takich okolicznościach mogło się odbyć zwolnienie od pańszczyzny, od której Witczakowie jako osada wybraniecka musieli już być wolni w XVI wieku. Czy jednak ta legen- da nie łączy się właśnie ze spadkobierstwem ziemi po linii żeńskiej? O przynależności Witczaków do piechoty wybranieckiej nie słyszałam w dzieciństwie, nie znałam również nazwy "sołek". Architekturą zabytko- wą tej zagrody nie interesowałam się wtedy, ale że z dzieciństwa zapa- miętuje się również rzeczy zasłyszane tak plastycznie jak przeżyte real- nie, pamiętam lub wydaje mi się, że pamiętam, jak mi pokazywano ów królewski bicz korali. Ucieszyłam się bardzo, że mój rodzinny Russów stał się odkryciem zabytku architektury chłopskiej, i to należącego do tak mi pamiętnej ro- dziny Witczaków. To nadało mojej wsi rodzinnej nowe i ważne znacze- nie. i Stanisław Błaszczyk (1906-1989), etnograf. Ukończył przed wojną stu- dia polonistyczne, a po wojnie etnograficzne na Uniwersytecie Poznańskim ze stopniem doktora. Od 1950 kierował oddziałem etnograficznym Muzeum Narodowego w Pozna- niu. Od 1966 na Uniwersytecie w Poznaniu, a w 1974-78 także we Wrocławiu prowa- dził wykłady o sztuce ludowej. Autor ok. 150 publikacji, m.in. książek: Staropolski przeklad Sylwa Maireta,1933, Ludowaplastyka kultowa w Wielkopolsce,1975. St. Błaszczyk przesłał Dąbrowskiej odbitkę swej rozprawy Zagroda wybraniecka. O najstarszym zabytku architektury chłopskiej w Russowie. Studia i Materialy do Dzie- jów Wielkopolski i Pomorza ( 13), t. VII, z 1,1962 (przedtem wspominał o wybraniec- twie w Russowie w artykule Kultura ludowa ziemi kuliskiej w świetle badań terenowych w: Osiemnaście wieków Kalisza, t. II, 1961). Dąbrowska zareagowała listem z 25 IX 1962 ze wspomnieniami o rodzinnej wsi i uwagami co do sposobu ich wykorzystania w twórczości (które budzą zresztą pewne zastrzeżenia fachowe adresata). Znalezisko opi- sane przez St. Błaszczyka uległo, niestety, zagładzie: w dwóch kolejnych pożarach za- groda wybraniecka w Russowie spłonęła, pozostałjedynie sołek (spichlerzyk). 2 Tej legendzie poświęciła Dąbrowska jedno z wczesnych opowiadań (Królewskie korale w: Notatnik z opowiadaniami, Muzeum Literatury), którego fragmenty opubliko- wał E. Polanowski w broszurze M. Dąbrowska w Russowie i o Russowie,1976. 3 X 1962. Środa Od owego ataku w sobotę czuję się tak słaba, że mam lęk przed wyj- ściem z domu, a nawet w domu poruszam się niechętnie. Mowy nie ma o XVIII rozdziale. Zresztą jeżeli jakimś słowem miałabym wyrazić mój 198 istotny stosunek do jakiegokolwiek pisania (poza dziennikiem), słowem tym byłby - wstręt. [...] Dziś zdobyłam się na pójście do fryzjerki, ale szłam noga za nogą- i tak słaba, że nawet rozmowność przy zabiegu mnie opuściła. Ponie- waż znaczną część tego stanu przypisuję nerwom, zadzwoniłam dziś do dr. Ancerewicza prosząc, żeby mi skontrolował ciśnienie. Wszystko znalazł świetnym - ciśnienie 150-90, serce "jak zegarek", słowem, kie- dy tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Ale w istocie znacznie mnie to uspokoiło - i nawet jakbym nabrała ochoty do pisania. 6 X 1962. Sobota Wojtek zadzwonił z wiadomością, że Bronek umarł dziś o 6 rano. Natychmiast pojechałam do Lecznicy - kupiwszy po drodze na targu przy Polnej, gdzie Anna wysiadła, róż. Kiedy się rozbierałam w szatni, podszedł Mostowicz (redaktor "Szpilek")' i powiedział: "Właśnie go znoszą". Jakoż za chwilkę zniesiono po schodach szczupły kształt owi- nięty w prześcieradło. Potem Ania, zgarbiona, wyglądająca na sto lat. I dwie panie - Kobylińska (żona Szymona) i Sapieżanka (córka Eusta- chego), adoptowana przez jakichś bogatych Szwajcarów w Bernie, któ- ra się z Linkami tak w Bernie zaprzyjaźniła, że teraz przyjechała i była z Anią do ostatniej chwili Bronka. [...] Po powrocie do domu odbieram parę depesz. Jedna z nich jest z Fał- kowa, a więc od Hubów. Jeszcze otwierając byłam pewna, że jak co ro- ku przysyłają mi życzenia imieniniowe, choć zazwyczaj robili to w li- ście. Otwieram - depesza brzmiała "Hubert umarł. Pogrzeb poniedzia- łek godzina 15.00. Zuzanna Stempowska". Tego to się już najzupełniej nie spodziewałam. Oczywiście nic i nikogo już nie można było odwoływać - i dzień po- toczył się wedle planu. Goście przyszli mniej więcej punktualnie o siód- mej - było wszystkich 27 osób - z nieoczekiwaną trójosobową delega- cją z Kalisza i z nami 33 osoby. Ale zostało zjedzone wszystko co do okruszyny, bo też wszystko było arcydoskonałe, a zwłaszcza torty pani Harna2. Arnold Mostowicz (ur. 1914), dziennikarz, popularyzator nauki. Studia medyczne ukończył w Tuluzie. Podczas oblężenia Warszawy był lekarzem w Szpitalu Dzieciątka Jezus, później - w łódzkim getcie. Zesłany do Oświęcimia. Po wojnie z po- 199 wodu choroby phzc odstąpił od pracy lekarskiej; w 1946 rozpoczął pracę dziennikarską w "Trybunie Dolnośląskiej". W 1. 1949-55 założyciel i redaktor naczelny "Gazety Kra- kowskiej"; 1955-69 redaktor naczelny "Szpilek", gdzie prowadził stały felieton jako Teofil. Od 1992 przewodniczący Stowarzyszenia Żydów Kombatantów i Poszkodowa- nych II wojny światowej. Po przejściu na emeryturę zajął się pracą popularyzatorską z zakresu biologii i medycyny (Biologia zmienia czfowiekn, 1978, Biologia zmienia me- dycynę,1982, My z kosmosu,1978); ponadto prace edytorskie i tłumaczeniowe. z W a 1 e r i a n o w a H a r n o w a, b. restauratorka ze Lwowa, w Komorowie pro- wadziła wraz z mężem prywatną jadłodajnię i wypiek ciast; obydwoje nie żyją. 9 X 1962. Wtorek taxt pogrzee świecxt. #om pogrzeuowy - #aK stacy#xa xoiei czy pocze- kalnia dentysty. Mechaniczna muzyka, dźwięki marszów żałobnych rozlegające się gnuśnie z megafonów po całym cmentarzu. Pierwszą osobą, na którą natknęłam się, był Galiński. [...] Dla ludzi urodzonych w tradycji obrzędów katolickich, będących naj- piękniejszą i najbliższą sztuce ludowej obrzędowością, taki świecki po- grzeb jest niesłychanie oschły i postny. Wyobrażam go sobie doskonale namalowany w makabrycznym stylu Bronka. Ten pogrzeb to był temat dla niego. [. . .] Był to najkrótszy pogrzeb ze wszystkich, na jakichkolwiek byłam- to dobrze, bo dzień był zimny, bezwietrzny - bardzo szary i jakiś maje- statycznie cichy. Ignacy Witz (parszywiec, denuncjował Henryka po jego wystawie) sfałszował życiorys Bronka pisząc: "Okres wojny spędził w ZSRR". Spędził - ale na srogim zesłaniu. Wrócił nienawidząc Rosji i rosyjskie- go systemu. Takim pozostał mimo współpracy rysunkowej z "Trybuną Ludu" (niedzielny dodatek). Przypuszczam, że nikt inny współpracy mu nie ofiarował. Tak samo fałszowaniem biografii był ten pogrzeb w Alei Zasłużo- nych (tuż obok mauzoleum Bieruta). Bronek był cały czas antyrosyjski i antykomunistyczny, ponieważ był przeciw totalizmowi. Był także za- wsze antyamerykański, stąd jego antyamerykańskie karykatury mogły mylić. Ale wszystkie jego wielkie obrazy miały podwójne tytuły - pry- watne były anty. Np. ostatni wielki obraz namalowany już po operacji miał tytuł: "Autobus do socjalizmu", oficjalnie nazywał się "Autobus w niebyt". 18 X 1962. Czwartek Październik, ten mój miesiąc, biegnie z niezmierną chyżością, z nie- zwykłą wprost chyżością. Oto już druga jego połowa, a ja nie mam na- wet napisanego rozdziału i w dodatku będę musiała jeszcze raz go prze- pisywać. Niezdrowie z ostatniego tygodnia bardzo mi przeszkodziło, nie tylko z powodu nagłego znów upadku sił. Mam ich tylko tyle, żeby się bawić autobiografią Marka Twaina', która jest najrozkoszniejszą lektu- rą, jaką można sobie wyobrazić. Chętnie przetłumaczyłabym to, i bawi- łabym się tym z równą przyjemnością, jak przekładem Pepysa. Mark Twain - jego humor - porusza się na granicy trywialności, któ- rej unika ze zręcznością akrobaty - i to popadając od razu w wielkość. Ostatnie rozdziały biografii są właściwie małymi esejami. Autobiografi- czność jest w nich właściwie pretekstem dla pokazania kilku, jak się okazuje, niemal odwiecznych problemów życia pisarskiego. Niektóre z nich przetłumaczyłabym same w sobie, bodaj dla "Współczesności". 1 The Autobiography ofMark Twain, Including chapters now publishedfor thefirst time, New York,1959; przekład polski Piotr Skurowski,1993. 28 X 1962. Niedziela Od tygodnia konflikt Rosja - USA zaostrzył się tak, że właściwie wojna światowa, a właściwie globowa - bo to już idzie o istnienie globu ziemskiego - wisi na włoskul. 200 201 ny i bogaty (za bogaty), ale bojący się tych rozwydrzonych staruchów. Poszło o Kubę. [...) Ze względu na zbliżającą się wojnę atomową, a z nią koniec świata, zrobiłyśmy sobie dziś z Anną (a raczej Mela zrobiła) królewski obiad: barszczyk (domowego kiszenia) z kruchymi słonymi krążkami, wybor- ną kaczkę z jabłkami i czerwonym winem i na deser migdałowy tort. Maksymą tego obiadu były słowa babki Brillat-Savarina, która, umierając w czasie obiadu, zawołała: "Je vais passer - vite le dessert!" Na lament ludzkości zgodzono się na jakieś rozmowy. Ludzie mówią " koniec świata odłożony na trzy tygodnie" - i trochę zelżało w skle- pach, z których wykupywano już wszystko. To zdanie "koniec świata odłożony" brzmi jak żart, ale nie jest żartem. Bandy gangsterów nigdy nie rozstrzygają swoich konfliktów inaczej jak krwawo. A tym są rządy wielkich mocarstw. W dodatku, że straszni starcy z nieludzką obojętno- ścią gotowi są zniszczyć ten świat, tak piękny, taki warty istnienia. I wśród nich miotający się Kennedy, młody, ale już ciężko chory, ambit- i Tzw. kryzys w strefie Morza Karaibskiego. W związku z rosnącym i różnorodnym zagrożeniem Kuby ZSRR zainstalował wyrzutnie rakietowe na Kubie. USA odpowie- działy blokadą morską Kuby. Kryzys zakończył się - dzięki porozumieniu między pre- mierem i pierwszym sekretarzem N.S. Chruszczowem a prezydentem J.F. Kennedym- kompromisem: ZSRR wycofał broń rakietową, a Stany Zjednoczone oficjalnie wyrze- kły się inwazji. 29 X 1962. Poniedziałek Rano list od pana Jerzego. Napisał najbardziej nieludzki list. Mimo słów, jestem zatroskany" itd. jest [to) najbardziej arcyobojętny list, jaki kiedykolwiek brat napisał na wiadomość o śmierci brata. Ta obojętność graniczy już z Mannowskim "nieludzkim chłodem", a więc niemal z szataństwem. [...] Andrzej Kijowski napisał esej: "Jakim językiem piszemy, mówimy, myślimy"'. "Zaszczycił" mnie kilkudziesięciu cytatami z "Nocy i dni", mającymi dowieść niepoprawności mego języka. Trudno zrozumieć, czy chciał tę niepoprawność pochwalić, czy zganić. Ale w obu wypad- kach powinien był chwilę zastanowić się, zanim wprowadził nawiasy podające rzekomo poprawne odpowiedniki moich zwrotów. W tych bo- wiem nawiasach kryje się cała jego niewiedza i niepoprawność języko- wa. Na wypadek, gdyby chciał ten swój artykuł drukować w zbiorze esejów - należałoby podać drukiem (także ze względu na wprowadzo- nych w błąd czytelników) te jego błędy2. A więc: "postąpić zasług" - nie znaczy "wypłacić zaliczkę", ale "pod- nieść zapłatę". Powodować sobą w znaczeniu "kierować sobą" śp. Zawodziński wy- tknął mi był nie jako zwrot dziś nieprawidłowy, ale jako zwrot w tym przenośnym znaczeniu jeszcze niezrozumiały w czasach młodości Bo- gumiła i Barbary. "Kurierka" to nie "poczta specjalna", ale stale kursująca między mia- 202 203 stami karetka pocztowa, czyli po prostu dyliżans. Jeszcze za mego dzie- ciństwa, a cóż dopiero za młodości Barbary, między Łodzią, Turkiem, Koninem i Kołem chodziły takie dyliżanse. Była nawet piosenka na nu- tę trąbki pocztyliona (tak nazywano wówczas dyliżans): "Kurierka od- chodzi z Kalisza do ł odzi, siadajcie kpy-y-y". Nie wiem, dlaczego pasa- żerowie jadący do Łodzi byli w niej tak źle potraktowani. ;.Z #alisza do #odzi-gurjerka oiich#dzi!.... " " Korcić" kogoś nie znaczy budzić czyjąś sympatię - lecz znaczy mieć na coś chętkę - równie dobrze może kogoś korcić do spłatania ko- muś złośliwego figla. Nie pamiętając kontekstu (nie czytam przecie już własnych dawnych książek), nie wiem, co w danym przypadku oznacza moje "korci". " Dajcie znać telegramą" - użyte jest u mnie w liście Teresy Kociełło- wej pisanym w początkach lat 90. zeszłego wieku. Wówczas tak mó- wiono. Ale już Agnieszka Niechcicówna "nadaje" czy "wysyła depe- szę". U mnie narratorzy zmieniają się nie tylko zależnie od osób (świet- na uwaga o wielu językach "Nocy i dni", dziękuję za nią), ale i zależnie od czasu, który został skasowany i udziwniony, ale jednak tak istnieje. "Nieupamiętany" nie znaczy nieushzchany, lecz nieopamiętany. Słow- nik Karłowicza podaje to hasło i dodaje synonimy: "nieumiarkowany, niepowściągliwy, niepohamowany" i wiele innych. Jako synonimy sło- wa "korcić" Słownik Karłowicza podaje: "nie dawać spokoju", "trapić", "gryźć", "kusić", "pobudzać"; "korci go" - "bierze go chętka". "Kim drugim się zająć" - czytelnicy "Byków i byczków" zarzucili mi, że użyłam gdzieś "drudzy" zamiast inni. To nieprawda, drudzy jest równie dobre jak inni, choć teraz wyszło z użycia. Za mojego dzieciń- stwa używane często w języku masowym, zarazem chłopskim jak szla- checkim. W kolędzie "Hej w dzień Narodzenia" jest zwrotka: "Już zaś pierwsi wyszli, ale drudzy przyszli". U mnie oczywiście użycie tej for- my musi odpowiadać osobie, o której się myśli lub mówi - ale nie pa- miętam, z jakiego to jest kontekstu. "Tańcować" obok "tańczyć", używane dotąd zwłaszcza na prowincji: "Tańcowała ryba z rakiem". "Podawać do chrztu" używa się dotąd obok "trzymać do chrztu" zgodnie z dwoistością funkcji: dziecko się trzyma na ręku i podaje się je księdzu do ochrzczenia. [...] "Pokażę ci karmnika". Mój język nie jest poprawny i jestem co do te- go w dobrym towarzystwie, ale nie powiem w jakim. Ale do tego sto- pnia złym język ten nie jest, żebym w chlewku, gdzie karmią trzodę, po- wiedziała inaczej jak: pokażę ci karmnika. O tym znaczeniu słowa "kar- mnik" dowiedziałam się zajrzawszy do słownika Kalisza. W Wielkopol- sce, do której językowo przynależą "Noce i dnie", słowo "karmnik" oz- nacza tylko "tuczonego wieprza" - istotę żywą (do czasu), którą "poka- zuje się" w drugim przypadku. "Postanowiła do ząbków ani zajrzeć" - "postanowiła nie zaglądać do ząbków" - to mi przypomina odsyłacz prof. Kallenbacha do Słowackie- go. W dodatku "ani zajrzeć" i "nie zaglądać" to trochę co innego. Ja użyłam tu umownego skrótu. Kijowski proponuje rozwlekłą staroświec- kość. " Uchyliła jednego oka" - dlaczego miałoby tu być jedno oko - prze- cież to byłby błąd już wyraźnie gramatyczny. Słowo uchylić ma bardzo dużo form składniowych - zarówno w przenośnym, jak w dosłownym znaczeniu. Można uchylić czegoś, uchylić coś, uchylić się czemuś, uchylić się przed czymś i uchylić się od czegoś. Ale najpopularniejszą i najtrwalszą jest składnia - uchylić czegoś. Uchylić oka, uchylić okna lub okno - zależnie od kontekstu, uchylić kapelusza, uchylić rąbka pra- wdy, tajemnicy etc. Mickiewicz pisze "Bałwanowi wschodnieniu świat uchylił czoła" i "Niechaj oręż rozstrzygnie, kto karku uchyli". "Bo się pouduszacie" to trochę co innego jak: bo się podusicie. Słow- nik Karłowicza podaje analogiczne: pouciszać, poudzierać, pouciekać- 204 205 w znaczeniu jedno po drugim - uciekać kolejno jeden po drugim. I u mnie " pouduszacie" ma takie samo znaczenie - i jest poprawne. " Po troszeczku" - co prawda nie znam słowa "troszeczek" - znam przyimek "potroszeczku" i tak piszę, tylko mi potem adiustatorzy roz- dzielają wedhzg jedynej rzeczy przejętej z zapałem z tak pogardzanych czasów sanacyjnych - ortograf#ii, bardzo wątpliwej, która nastręczała słów dziwolągów, słów kadhibków, w rodzaju "spod", "znad", rozdzie- lają pospołu, pomału itp. Ale to osobny temat. Nie znam za to i nie zna- lazłam w żadnym słowniku słowa "potroszkę", które Kijowski uważa za poprawne - ale może to błąd zecerski i miało być "potrosze". "Pastuch od ludzkich krów" - to nie znaczy chłopskich - ludzka obo- ra, ludzkie krowy, ludzka kuchnia - to w epoce Barbary i Bogumiła o- znaczało zawsze i w całej Polsce - rzeczy przynależne do służby dwor- skiej czy folwarcznej. Andrzej Kijowski już nie musi tego wiedzieć, ale mógłby, skoro pisze o języku. Zgadzam się, że każda nauczycielka poprawi zdanie zaczynające się od słów "Gdyż" albo od "I". Ale czy będzie miała rację? Przeczytawszy przykład Kijowskiego: "Gdyż wiele zła składało się wtedy na ich obe- cność", w głowę zachodziłam, gdzie ja mogłam takie idiotyczne i nie- zrozumiałe zdanie napisać. Na szczęście w tym jednym wypadku Kijo- wski podał stronicę i znalazłam kontekst, który brzmi: "Wszystkie te kłopoty nie malały, lecz rosły, tak że ciężkie dnie z Lalickimi wydawały się wśród nich ledwo kroplą goryczy, a nawet może i nie goryczy wca- le. Gdyż wiele zła składało się wtedy na ich (Lalickich - nawias mój) obecność, a teraz nie było i tej wymówki". Zdanie to jest częścią po- przedniego. Zaznaczyłam kropką, która miała oznaczać pewne zawie- szenie myśli przed dojściem do tej konkluzji. A tak nie lubię kropek, że w ręcznym piśmie wszystkie moje zdania kończą się kreską3. Dawniej tłumaczyłam adiustatorom, że interpunkcja nie należy do ortografii, lecz do stylu. Ale teraz nastał styl antyinterpunkcyjny. Może w przyszłości stanie się on tak obowiązujący, że ukaże się jeszcze (lub nie ukaże) wy- danie "Nocy i dni" bez interpunkcji w ogóle - a może wtedy uwierzą " nowocześni", że ich styl nie jest staroświecki ani przestarzały. Zdanie "I każdy czuł się właśnie tym stojącym przy pompie" należy do fragmentu pisanego umyślnie złym i pompatycznym stylem, do frag- mentu przenoszącego styl epoki. Andrzej Kijowski tego nie zauważył. Ale muszę dodać, że według mnie zdanie może się zaczynać od każdej części mowy i od każdego słowa, jeśli ono się wiąże z kontekstem. Pewne restrykcje mogły tu istnieć dla zdania zaczynającego utwór, rozdział, czy tzw. za moich czasów szkolnych "okres". Ale dziś już i te restrykcje nie istnieją. Przeglądając "Pana Tadeusza" znalazłam zdania (po kropce albo nawet i na początku księgi czy fragmentu), zaczynające się od "Bo", od "Choć", od "Gdy", od "Jakoś", od "Kto z nas", od "A" [słowo nieczytelne], od "Owe", od "Kiedyśmy" itp. oraz mnóstwo zdań (zwła- szcza co prawda ściągniętych lub do dialogu użytych), od "Lecz", od "J akowy ś", od "Ale", od "Już". I miał rozum - zawołał Tadeusz z zapałem. . . I owe odpowiedzi tak wiejskie, tak gminne. . . I szły pary po parach hucznie i wesoło. . . I znowu cichość w dole. . . I cóż brat myśli o tym?. . . Nie wiem, czy Andrzej Kijowski chciał moją niepoprawność języka zganić, pochwalić czy po prostu stwierdzić. To pewna jednak, że pozo- stał daleko w tyle za pierwszymi nieumiejętnymi jeszcze adiustatorami przyrządzającymi "do produkcji" pierwsze powojenne wydanie "Nocy i dni". Ci proponowali mi zmiany językowe na każdej stronicy tekstu. ' Zadałam sobie wiele trudu (podjęłam wielki trud), żeby ich przekonać, nie że mój język jest najlepszy, ale [że] "Noce i dnie" stracą na tych zmianach, bo tylko właściwym mojemu pisaniu językiem się trzymają. Dali, a raczej dały się o tym przekonać. A może miały trochę racji? Bo jeśli słownik ich był ubogi, a bogactwo różnych składni je raziło - to choć ja lubię to bogactwo, przyznaję, że języki wysoko rozwinięte mają mniej form składniowych niż język polski, bardzo bogaty w różnora- kość odmian (rosyjski jest jeszcze pod tym względem bogatszy) - to świadczy to o jego młodości; języki stare dążą do form uproszczonych i precyzyjność osiągają innymi sposobami jak nasza jeszcze młoda mo- wa polska. # A. Kijowski - Jaką polszczyzną mówimy, piszemy, myślimy, "Przegląd Kulturalny" 1962, nry 42, 43; O Nocach i dniach w drugiej części. 2 Powyższy tekst przedrukowany został pod tym samym tytułem w: Andrzej Kijo- wski - Arcydzieło nieznane,1964. 3 Zwyczaj ten dominował w rękopisach najwcześniejszych utworów Dąbrowskiej, dla których charakterystyczny był pewien nalot młodopolski. Ciekawe, że odżywa on również w pewnych późniejszych partiach dziennika. Ponieważ pisarka w tekstach dru- kowanych trzebiła pierwotny nadmiar myślników (np. w książkowej wersji Uśmiechu dzieciństwa), w podobny sposób postępowałem z kreskami w tekście dziennika. 206 207 Warszawa. 9 XI 1962. Piątek Minęło 10 dni "bez znaku". We środę wieczorem przyjechał po mnie Wacek autem i przez drogę do Warszawy raczył mnie swoją malowni- czą rozmownością. Nigdy nie jestem w stanie odtworzyć tego stylu, który byłby smacznym kęskiem. Mówi co chwila "dosłownie" i "ina- czej mówiąc". Wygłosił cały speech przeciwko wojnie atomowej.- "Pani ma rację, to jest szatańska pokusa, żeby zniszczyć świat. I co? Ja miałbym iść się bić? Za kogo? Z kim? Po co? Mam 35 lat, co ja użyłem życia. W wojsku to stracony czas, a potem na ćwiczenia. Ledwo czło- wiek zaczął żyć, chciałby spokojnie pożyć. I co taki Chruszczow, taki Kennedy sobie myślą? Że oni ocaleją? Mnie to nic nie obchodzi, ja na to gwiżdżę koncertowo. A tak jak ja myślą wszyscy. I co, my jak bydło mamy ginąć, dlatego że tym panom zachciało się wojny?" Kiedyśmy wjeżdżali w obręb Warszawy: - "No niech pani dosłownie powie, jak ta Warszawa jest oświetlona. Ulica ma ze trzy kilometry i dwie latarnie. Wjeżdża się dosłownie jak w puszczę. I co to inaczej mówiąc za takie rzeczy". Bardzo lubię Wacka. Wymyślili bibliotekę dla nauczycieli - serię książek o pisarzach, któ- rych utwory wchodzą do lektur szkolnych. [...) Jak dotychczas obrabiali w ten sposób zmarłych: Sienkiewicz, Prus etc. Raptem wpadli na świet- ny pomysł zoperować i mnie, zbyt niecierpliwi, aby doczekać się mojej śmierci, przynajmniej wtedy obojętna byłabym na to, co ze mną wyra- biają. Libera zwrócił się do mnie, abym to przejrzała. Zwlekałam i klu- czyłam, żeby się z tego wycofać, ale przyparł do muru - w końcu przy- słał opasły rękopis', którego sama objętość mnie przeraziła, a przeczyta- nie tego z największym oporem i zasypianiem z nudy zajęło znaczną część pobytu w Warszawie. [...] Powiedziałam: Pan mnie zanadto upoczciwia, robi pan ze mnie moralizującą starą ciotkę, niech pan mnie trochę odpoczciwi. - Cóż, demonizować trudno - odpowiedział - i to było najinteligen- tniejsze, co usłyszałam od tego profesora. [. . .] Od powrotu nic jeszcze w sensie pisania powieści nie zrobiłam, zała- twiam tylko korespondencję. Jak ja mam dalej pisać tę zbędną powieść, którą nie wiem po prostu, jak dalej pisać? Czarna rozpacz. Chyba nie lepiej się z tym czuję, jak Tula w szkole. # Mowa o maszynopisie przygotowywanej wówczas książki: Maria Dąbrowska. Wstęp, wybór materiałów i przypisy Zdzisfaw Libera, która ukazała się w 1963 (wyd. II zmienione 1975) w ramach Biblioteki "Polonistyki". Komorów.10 XI 1962. Sobota Przez niespełna tydzień mojej nieobecności opadły wszystkie liście oprócz liści oliwki, która - paradoksalna - ogałaca się najpóźniej, oprócz jaśminów, które nigdy nie żółkną i opadają zielone - i oprócz berberysu, którego krzak świeci bardzo jaskrawym karminem na tle mocno jeszcze zielonych trawników. Jak wyjeżdżałam, było jeszcze bardzo kolorowo - czemu mi tego żal? Czy jeszcze zobaczę wiosnę? Straszne jest to uczucie dojeżdżania do ostatniej stacji i chyba tej nie- wiedzy - czy ona tuż-tuż - czy jeszcze trochę dalej. Właściwie obcho- dzi mnie już tylko - jak umrę. Dużo ludzi czeka na moją śmierć. I z czym jeszcze zdążę - choć po co z czymś jeszcze zdążyć? Dawno prze- żyłam samą siebie i nie mam już nic nikomu do powiedzenia. A tu trze- ba układać papiery, czasopisma - po co? Zważywszy na ilość fałszy- wych interpretacji i mojego życia, i mojej twórczości, powinnam jesz- cze napisać moją autobiografię pisarską. l I XI 1962. Niedziela Rocznica odzyskania niepodległości. Święto smutne, skonfiskowane. Pierwszy śnieg, wiatr, zimno. Dziś w nocy nieoczekiwanie miałam 38o gorączki. Nie wiem, skąd się to wzięło. Anna cudownie spała i wstała w świetnym humorze. Dobrze, że ta moja przeraźliwa komorowska sa- motnia choć dla niej jest wytchnieniem i dobrym wypoczynkiem. Męczy mnie, że Anna wciąż czegoś niezwykłego ode mnie oczekuje i wciąż jest rozczarowana. A ja już przecież tylko powoli umieram. An- ny to mi żal. W niej prócz okrucieństwa, ostrej jak brzytwa złośliwości, popędliwego gniewu -jest też coś bardzo ludzkiego, dobrego i czułego. Ale jej wymagania i siła jej pasji są tak gigantyczne, że nikt nie jest w stanie temu sprostać. Poza efemerydami krótkich efektownych sukce- sów może przeżywać tylko rozczarowania. Biedna Andzia, ale i ja z nimi biedna. Utrzymać pozory harmonii współżycia - a one są wzorowo utrzymywane - przy tak kompletnym niedopasowaniu się wzajemnym - jakiż to ciężki wysiłek. To jeszcze prawie cięższe jak dokończenie tej powieści. Jak ja to wszystko resztka- mi sił udźwignę. Obrazu dysharmonii dopełnia Lonia. Także une alienee - tylko że w prymitywnym wydaniu. 14 - Dzienniki, t 4 209 12 XI 1962. Poniedziałek Znów ten ciągle powracający obsesyjny sen o powrocie skądciś do Komorowa i zastaniu go zajętym przez gromadę obcych ludzi. Tym ra- zem po prostu mnie wyrzucają, nie dają mi wejść. Ściany pomalowane w okropne desenie przez szablony, w jakieś szlaki. Jakieś na pół mi znane osoby, w każdej cząstka jakby kogoś znajomego, a zwłaszcza ja- kiejś służącej. I coś z Brzostkowej, i coś z Jasi, i coś z Loni. Ta z jakąś szczyptą Loni wydaje mi się szczególnie groźna. Wreszcie opuszczam ten dom, tym razem towarzyszy temu szalona żałość, okrutna nostalgia, że już nigdy więcej nie zobaczę tych drzew, tego pejzażu (a są to zarazem trochę drzewa Russowa). Podobne uczu- cie, o podobnym natężeniu tęsknoty miałam kiedyś w snach o wrocła- wskim ogrodzie Anny. Powinnam była zanotować ten sen natychmiast, bo już po paru go- dzinach najistotniejsze szczegóły mi się zatarły. 13 XI 1962. Wtorek Tej nocy próbowałam spać bez phanodormu czy luminalu. O jedena- stej zaczęłam drzemać tak powierzchownie, że co chwila otwierałam oczy. Było bardzo jasno, bo pełnia, ale widać pochmurno, bo przez kre- tonowe zasłonki nie było widać księżyca. Wreszcie zasnęłam i przyśnił mi się pierwszy sen o starości i bezsilności. Byłam dokądś zaproszona, czymś wieziona po nocy przez obce Miasto, które było jednak Warsza- wą.Tak bardzo nie chciałam jechać na to przyjęcie, tak bardzo wiedzia- łam, że nie powinnam już jechać na żadne przyjęcie i tak bardzo się wściekałam, że znów uległam głupim i słabym, żerującym na mojej by- łej sile. Gniew był głównym elementem tego snu. Było to niby starożyt- ne miasto, a jednak mnóstwo zrujnowanych dzielnic, albo tak wygląda- jących jak cała Ameryka w Mailera "Nadzy i martwi"1 (reminiscencja), tak że musiałam schodzić z wehikułu (a jaki to był, nie wiem) i schodzić na dolny poziom ulicy schodkami wąskimi, skrzypiącymi, spróchniały- mi. Wszystko bez kolorów - wyjątkowo czarno-szary sen. Stąpnęłam najakąś blachę i raptem poruszyli [?) się dwaj i zaraz podnieśli mnie na tej blasze - miała dwa drążki (według 2 nossów u Mailera) - w górę. Był tam bodaj Wańkowicz i jeszcze ktoś z polskich literatów. Je me debattez, proszę: "Proszę, zostawcie mnie, co to za podłość, co za nikczemność", a oni mnie noszą jak na procesji feretron. Wreszcie ja- kiś element architektury znajomy mi. Przysięgłabym, że z któregoś z domów Starego Miasta, coś w rodzaju wykusza z dachówką [?, trzy sło- wa nieczytelne]. Nagle rozpacz, że jestem w zielonej w kratę sukience i szalu, że mam nieostrzyżone brudne włosy, a to ma być przyjęcie u Bronisławy Orłowskiej, która strojna, wita gości. Raptem fragment przyjęcia. Siedzą Muszałówna i Korotyński. Ona mówi. Na razie mówimy o machinacjach Żydów. Redaktor opowiada.- Kiedy - mówię - ja lubię Żydów. Żydzi są zawsze zajmujący. Tu sen się kończy jakimś znowu wstydem i czarną rozpaczą. Zbudziłam się zdziwiona. Dochodziła dwunasta. Nie spałam nawet godziny. Jeszcze trochę pomęczyłam się i wzięłam phanodorm. 13 XI 1962. Wtorek #powtórnie) Moje poczucie obcości w stosunku do A. i T. płynie stąd, że one na- leżą do świata żywych, a ja już do świata umierających. Zobaczyłam to z całą pewnością wyszedłszy przed zmierzchem na mały spacer, z któ- rego zaraz zawróciłam, bo chwycił mnie znajomy ból w sercu. Ale ja- # koś minął bez nitrogliceryny. Anna na pewno włożyła w naszą przyjaźń siebie całą. Można powie- # dzieć banalnie, ale prawdomównie - złożyła b. wiele na tym ołtarzu przyjaźni i ja jej wiele zawdzięczam. O moim rozkładzie wewnętrznym świadczy, że "dziennik" tak całkiem zmienia charakter - zaczynam się przed samą sobą wywnętrzać, czym tak pogardzam. Ale to rodzi się , stąd, że tak bardzo zobojętniały mi, zbrzydły całkiem wszystkie sprawy publiczne i ogólne. Nie umiem też żyć w małym świecie, kończącym się dla [?] mnie. To bezustanne doznawanie własnego coraz gorzej fun- kcjonującego organizmu. Bardzo jestem przywiązana do Anny - poza nią nie mam już nikogo na świecie. Może jeszcze Henryk. Ale z nim nic nie przeżyłam prócz właśnie spraw publicznych. Gdyby widział, biedak, jak dla mnie nie ma już żad- nego znaczenia ta cała w czasie okupacji współpraca z "Polska Wal- czy". Takie małe alibi - wobec kogo, czego? Wobec siebie? Dziś o jedenastej przyjechała Ewa Korzeniewska z panną z IBL-u. W jednym pokoju ta panna odnotowywała przekłady moich książek, w drugim Korzeniewska nękała mnie o jakieś zdania, zwroty, słowa w tej publicystyce3. Jakie to obrzydliwe to grzebanie się w mojej biogra- 210 211 fii, w mojej dawnej grafomanii. Jak przeklinam wszystkie lata młodości i tego "społecznikowania" - to wszystko nic niewarte, a teraz dyskontu- ją i wydymają to do nie wiem jakich rozmiarów. pisma rozproszone #LO # oni # O # I6 #P s#8ů ůż e o # # #. # a sZoe 'r:#~ roszo a ty #1 'd a ó IR N A R t A LT # B R C! s i; A jeśli w ogóle literatura mogłaby mieć jakieś bezpośrednie wpływy na życie, to same tylko utwory o drugiej wojnie uniemożliwiłyby trzecią wojnę światową. Ale literatura nie ma żadnego wpływu na życie. 1 Norman Mailer - Nadzy i marhvi, przeł. J. Zakrzewski,1957. 2 J e m e d e b a t t e (fr.) - bronię się. 3 Prawdopodobnie w związku z przygotowywaniem M. Dąbrowskiej Pism rozpro- szonych (pierwsze wydanie książkowe pod redakcją i z przypisami E. Korzeniewskiej), t. I-II, Wydawnictwo Literackie,1964. PISMA ROZPROSZOI#IE ' 19X11962. Poniedziałek rI,Ma##t x,lrarlr I;slnz,llw# Do soboty napisałam z największym wysiłkiem trzy stronice XIII PI,II Mtl,%#I)A I Y #Mt,rl!IrHt rozdziału. Skandal i czarna rozpacz. Niczego na świecie tak przerażają- t:R'Y #t?HZEh)!:wSAIE) ;U" ) co nie chcę jak dalszego pisania tej powieści. Ciekawe, że dopiero marksistowska interpretacja historii przekonała Tulę do tego znienawidzonego przedmiotu. Na wiadomość, że wynale- zienie i zastosowanie pługa było głównym powodem zjednoczenia Pol- ski po epoce podziałów Bolesława Krzywoustego, powiedziała: "Wre- szcie widzę, że historia majakiś sens". Jest w sposób naturalny marksi- ! stką. Inne ciekawe zjawisko dotyczy Meli. Jest ona antykomunistyczna wvunw# )i #rwn i.)rr r)ni ), ) e cH#Aow),ro. Okładka i karta tytułowa Pism rozproszonych M. Dąbrowskiej. Repr. M. Sokołowski Zajęło mnie studium o Mailerze w "Encounter" i przeczytałam "Na- dzy i martwi". W czasie czytania rozpoznałam, że już raz to czytałam, a całkiem zapomniałam. Teraz już nie zapomnę. I rozpoznałam, że tzw. literatura demaskatorska ma istotnie wpływ rozkładowy na psychikę na- wet tak wytrawnego "speca" jak ja. Życie traci wartość, gdy czytać na każdej stronie po kilkanaście razy gówno, dupa, pieprzyć, włazić - i in- ne równie śmierdzące synonimy na spółkowanie. Książka bez wstydu pisana a przecież nieprawdziwa: Ameryka nie jest tylko rozkładającym się łajnem. [...] Druga wojna światowa tak została spreparowana przez literaturę, że ! z powodów religijnych, ale jednocześnie mówi, że jakby tylko dostała ,wyzow", to natychmiast wróciłaby do Wilna, bo tam kobiety już mając 55 lat dostają rentę starczą, więc miałaby ją już za dwa lata, a tu dopiero za siedem. Z drugiej strony krzywi się na Sobór Watykański i na papie- , ża: "Mnie się to nie podoba, że papież mówi o Odrze i Nysie". Gdy jej tłumaczę, że wszyscy Polacy chcą mieć ziemie zachodnie, mówi: "Niech oddadzą ruscy, co zabrali". Nie dowierza, gdy jej mówię, że żadna Rosja nie oddałaby nam tych ziem. Myśli, jak większość Pola- ków, że jakby tylko upadł bolszewizm - zaraz wszyscy stamtąd wrócili- by do Wilna, Lwowa etc. I jak taki naród ma tworzyć politykę i histo- rię? Ja raczej ubolewam nad tym, że tyle historii naszej działo się na tam- tych ziemiach i nad naszą do nich nieszczęśliwą miłością, którą podzie- lam. Jak każda nieszczęśliwa miłość - i ta jest upokarzającą katastrofą wewnętrzną. 212 213 23 XI 1962. Piątek Najciekawsze wypadki tygodnia to decyzja papieska zawieszenia dyskusji dogmatycznej i wybrania nowej komisji do tych spraw'. Uwa- żane to jest za zwycięstwo, a w każdym razie szansę biskupów "rewi- zjonistów". Druga rzecz to wyrok w procesie w Leodium, uniewinnienie matki, która za zgodą ojca udusiła swoją córkę, niemowlę urodzone (po zaży- waniu przez matkę thalidomidu) bez rąk i nóg. To fakt świadczący o głębokich jakichś przemianach w światowym poczuciu moralności. By- ły i są we Francji procesy uniewinniające morderstwa popełnione w afe- kcie, ale żaden nie miał rozgłosu światowego. Ciekawe, że przeciw te- mu wyrokowi zaprotestowała prasa Watykanu i... uczeni radzieccy (Ki- sielew). 1 Na pierwszej sesji II Soboru Watykańskiego komisja teologiczna (jeszcze przedso- borowa, zachowawcza) pod przewodnictwem kardynała Ottavianiego opracowała jeden z węzłowych "schematów" (czyli projektów dokumentów soborowych) pt. O #ródfach objawienia, który wzbudził krytykę i w głosowaniu wstępnym nie uzyskał 2/3 głosów poparcia. Ponieważ jednak głosów przeciw też nie było 2/3, więc formalnie "schemat" nie powinien być odrzucony. Wszelako dalsze debaty nad nim groziły ugrzęźnięciem w impasie, a może i zerwaniem Soboru. W tej sytuacji Jan XXIII zdecydował się na roz- cięcie "węzła gordyjskiego" i powołał nową komisję specjalną, w zmienionym składzie, pod przewodnictwem kardynałów Ottavianiego i Bea (lider przeciwnego obozu, zasłu- żony dla ekumenizmu, późniejszy przewodniczący Sekretariatu do Spraw Jedności Chrześcijan). Ten krok papieża był poparciem dla obozu reformatorów. 27 XI 1962. Środa Zmierzono dno Pacyfiku w jakimś miejscu. Największa znana dotąd głębokość -11000 m. Nie ma gór tak wysokich, jak są głębokie głębie. Warszawa. 3 XII 1962. Poniedziałek O szóstej na wieczorze autorskim Iłłakowiczówny. Coś niepraw- dopodobnie żałosnego. Starzy ludzie nie powinni występować publicz- nie. To, co daje się jeszcze jakoś zamaskować kameralnie - na sali wy- chodzi ohydnie, więc starość, zmiętość sylwetki, wysilony, nędzny -jak przy mutacji - na przemian piejący i schrypnięty głos, ten jakiś przypła- szczony kapelusik, to byle jakie starcze ubranie (starość nie może sqbie pozwolić na nieświetne ubranie). I siła tej staruchy! Ona po prostu zmusiła wszystkich do przyjścia, wysłała sto kart pocztowych i drugie tyle telefonów. Wszyscy witali ją i dziękowali za zaproszenia. Właściwie to był wieczór - za jej zaprosze- niami. Tekst dała niezły: mieszaninę wspomnień i wierszy, wszystko bardzo już staroświeckie. Najlepsza była wstawka o tym, dlaczego wróg jest godny miłości. Cała jej natura w tym. Wróg jest konieczny dla na- szego dobrego samopoczucia. Tylko wrogów my coś obchodzimy, tylko wróg nami się naprawdę interesuje i podżega nas twórczo do przekro- czenia samych siebie. To było dobre, bo to była cała ona. Całe życie ho- duje sobie con amore wrogów i sama żyje nienawiścią do wszystkich. Moja natura jest diametralnie inna. Mnie świadomość istnienia wro- 214 215 Kazimiera Iłłakowiczówna. Fot. D. Łomaczewska gów przygnębia. Mogę żyć tylko w przyjaznej atmosferze, a od szeregu lat żyję tylko w nieprzyjaznej i wściekłej. Sama oczywiście straciłam w tym resztki śladów dobrego humoru i jakiejkolwiek sympatyczności. 4 XII 1962. Wtorek Przyszedł list od Jurka, tak zdawkowy i nudny, że niepodobna mi go doczytać do końca. Co się z tym chłopcem zrobiło po ożenku z tą okrop- ną Hinduską, którą się wszyscy zachwycają. Jego listy, na które dawniej czekałamjak na fascynującą lekturę, stały się obojętne, zdawkowe, nud- ne, żadne. Na siódmą do Teatru Współczesnego na "Temat z wariacjami"1, to jest trzy jednoaktówki: Durrenmatta - "Nocna rozmowa z człowiekiem, którym się gardzi", Harolda Pintera (Anglia) "Samoobsługa" i Edwarda Albee (Ameryka): "Opowiadanie z ZOO". Wszystkie na jeden temat: dwu mężczyzn, z których jeden zabija drugiego. Darrenmatt modnie re- toryczny. Pinter - najbardziej zbliżone do "kryminału", w dialogach mocno Beckettowsko-Ionescowskie, niezłe. Albee - motyw beatnika, który doprowadza niedzielnego burżuja do tego, że ów zabija go jego własnym nożem. Anna nazwała to genialnym - jako problem samotnej młodości, która na próżno szuka porozumienia ze światem: "bo wszy- stkojest lepszejak obojętność". Oczywiście przełożyła to sobie na Tulę [...]. Gra była "koncertowa" zwłaszcza drugiej (Kondratz i Czechowicz3) i trzeciej (Łomnicki i Fijewski - dwu Tadeuszów). W Darrenmatcie Bardini i Borowski byli raczej przeciętni - mieli też słabsze role do za- grania. Czechowicza pierwszy raz widziałam - to bardzo dobry aktor charakterystyczny. Łomnicki4 to chyba aktor genialny. Oprócz paru sta- rych mamy sporo świetnych młodych aktorów, ale nie ma wcale do- brych młodych aktorek. Może Szaflarska i ta, co grała w "Kochanym kłamcy" (listy G.B.S.) Gordon... - zapomniałam jej podwójnego nazwi- ska5, ale pamiętam grę. A wśród młodych aktorów - Gogolewski i Jasiukiewicz jakoś prędko wygaśli, ale Łomnicki i Siemion są prawdziwymi gwiazdami pierwszej wielkości. Holoubek (ideał pensjonarek) jest za to gwiazdorem w zna- czeniu vedette, rodzajem męskiej primadonny - bardzo pretensjonalny i raczej nie lubię jego efekciarskiej gry. 1 Temat z wariacjami, 3 jednoaktówki: Fr. Durrenmatt - Nocna rozmowa z czfowie- kiem, którym się gardzi, przeł. M. Jastrun; H. Pinter - Samoobsfuga, przeł. A. Tarn; E. Albee - Opowiadanie z ZOO, przeł. K. Jurasz-Dąmbska, Teatr Współczesny, reż. Je- rzy Kreczmar, scen. J. Kosiński, premiera 17 X 1962. 2 T a d e u s z K o n d r a t (1908-1994), aktor. Debiutował w 1928. Do 1939 wystę- pował w teatrach poznańskich i krakowskich. Po wojnie wpierw w Teatrze im. Wy- spiańskiego w Katowicach, później w Starym Teatrze w Krakowie. Od 1951 w Teatrze Polskim w Warszawie. Główne role: Nos w Wesefu, Dudek-Tyzba w Śnie nocv fetniej, # Peters w Niemcach, Rzecki w Lafce, Afroditow w Płaszczu, Lambeto Laudiro w Tak jest jak sig pańsnvu zdaje, Fortynbras w Krófu IV Grochowiaka. 3Mieczysław Czechowicz(1930-1991),aktor.Debiutowałwl954wroli , telegrafisty w Czfowieku z karabinem w Teatrze Narodowym. Od 1958 w Teatrze Współczesnym, gra m.in. Schmidta w Biedermanie i podpalaczach, Parobka B w Zaba- # wie, Edka w Tangu, Malcolma w Makbecie, XX w Emigrantach. Był współautorem ka- # baretu "Koń", występował w Kabarecie Starszych Panów. ) 4 T a d e u s z L o m n i c k i (1927-1992), aktor i reżyser, dyrektor teatru. Ukończyt Studio Teatralne przy Starym Teatrze i wydział reżyserski PWST. Debiut w 1945 epizo- ; dyczną rolą w Mgżu doskonafvm. Pracował na zmianę w Teatrze im. Wyspiańskiego # w Katowicach i w Starym Teatrze w Krakowie. Od 1950 w Warszawie we Współczes- nym i Narodowym. Od 1969 prorektor i rektor warszawskiej PWST. W 1976 objął dy- rekcję Teatru na Woli. Pamiętne role: Puka w Śnie nocy letniej, Kordiana, Orestesa w Mucltach, Artura Ui Brechta, Edgara w Pfay Strindberg, Prisypkina w Pfuskwie, Goyi w Gdv rozum śpi i w in. Pisał własne sztuki i reżyserował. Zmarł w trakcie przed- # stawienia Krófa Leara. 5 A n t o n i n a G o r d o n-G ó r e c k a (1914-1993), aktorka. Uczęszczała na tajny PIST. Debiutowała w 1945 w teatrze Wojska Polskiego w Łodzi; następnie grała w Ka- # towicach, Krakowie, Łodzi i Warszawie. Od 1958 należała do zespołu Teatru Współ- czesnego, gdzie grała m.in. Pośredniczkę matrymonialną w sztuce Wildera, Martę w Kto się boi Wirginii Wooff? Albee'go, Helenę w Lekkomyśfnej siostrze, Paulę w Prze- budzeniu wiosny Wedekinda. 5 XII 1962. Środa Zatelefonowała wczoraj czy przedwczoraj Małyniczówna przerażona wiadomością przeczytaną w "Tygodniku Powszechnym", że "w Lozan- ' nie zmarł w połowie października znany eseista Jerzy Stempowski pi- szący pod pseudonimem Paweł Hostowiec". Kiedy dowiedziałyśmy się, że autorem tej makabrycznej wieści jest Kisiel, od razu wiedziałyśmy, że to nieodpowiedzialna plotka. [...] Za to w grudniowej "Kulturze" jest wiadomość o śmierci Władysła- wa Pobóg-Malinowskiego, historyka dwudziestolecia i biografa Piłsud- , skiego. W tymże numerze artykuł tegoż Pobóg-Malinowskiego w związku z książką Miłosza: "Człowiek wśród skorpionów" (o Brzozo- wskim).1 Malinowski powołuje się na nie znane Miłoszowi źródła 216 217 stwierdzające kontakty (zapewne wymuszone i wyszantażowane) z Ochraną. Słusznie zarzuca Miłoszowi nietrafność w obwinianiu całego społeczeństwa o nagonkę na Brzozowskiego. W samej rzeczy społe- czeństwo (może tu być tylko mowa o jego intelekturalnych kręgach, po- za którymi Brzozowski był nie znany) broniło raczej dobrej sławy Brzo- zowskiego. Nawet ci, co go obwiniali, znajdowali dla niego okoliczno- ści łagodzące ze względu na fascynację jego pióra. # Wł. Pobóg-Malinowski - Sprawa Brzozowskiego, "Kultura", Paryż,1962, z.12. 7 XII I 962. Piątek O dziesiątej idziemy na Zjazd ZLP. Bardzo dobre przemówienie Iwa- szkiewicza. Mówił wyjątkowo jak na niego śmiało o złym stanie spraw wydawniczych, o nieufności czynników rządowych do pisarzy, o nie- możności uzyskania żadnej rozmowy o sprawach życiowych pisarzy z ministrem kultury i sztuki, o krzywdzącej prowizji itd. Po południu jużeśmy nie poszły na Zjazd. 8 XII 1962. Sobota W "Życiu Warszawy" urzędowe sprawozdanie PAP-u ze Zjazdu tak oto przedstawiło mowę Iwaszkiewicza. [...]. Wywrócono, jak to czyni zawsze prasa, kota do góry ogonem i zamiast względnie śmiałego prze- mówienia zrobiono serwilistyczne. Miałam chęć podnieść to jako przy- kład dezinformacji prasowej, ale przy wejściu na drugi dzień obrad spotkałyśmy Iwaszkiewicza, który wyraźnie był kontent z takiego spra- wozdania. Jego przemówienie było snadź obliczone na zdobycie głosów do powtórnej kadencji prezesowskiej, które też zdobył. Został ponownie prezesem. Cały ten Zjazd był jakiś bardzo smutny i jakby sparaliżowany. Dziw- ne zachowanie się Stryjkowskiego, który naraz "kaja się" przede mną i Anną, że "był taki ghzpi" w czasie podróży z nami do Moskwy w 1953 i "że co my musiałyśmy o nim myśleć" itp. 9 XII 1962. Niedziela Wczoraj po odejściu Juliusza czytałyśmy cały wieczór ogromny arty- kuł nowego emigranta Witolda Jedlickiego w "Kulturze" paryskiej, pt. "Żydy i Chamy" - o kulisach października. Podano jego życiorys: jako- by był członkiem ostatniego Zarządu "Klubu Krzywego Koła", jest ży- dowskiego pochodzenia, wyemigrował do Izraela i przyjął obywatel- stwo izraelskie. O ile to wszystko nie jest mistyfikacją i o ile to nie są zużytkowane przez redakcję "Kultury" materiały wydobyte z kraju'. Użyte w tekście słowo "trend" świadczyłoby o tym. y Artykuł jest wstrząsającą bombą odsłaniającą kulisy "października" r 1956 r. Są w nimjednak niejasności i sprzeczności a także parę nietraf- nych chyba rozróżnień. Z tego, że tam wtedy nade wszystko chodziło ; o rozgrywki partyjne w walce o władzę, zdawałam sobie sprawę za- f wsze, ale nie że aż tak cynicznie to wyglądało. Po dwukrotnym przeczy- # taniu tej rzeczy ogarnęło mnie wielkie przygnębienie. Jacyż jesteśmy naiwni, żyjąc wśród samych zbrodniarzy bez skrupułów. Po co piszę tę moją przeklętą powieść - trzeba się ograniczyć do życia prywatnego i # prywatnego pisania. Telefonował Tarn2, że przed paru dniami wrócił z Paryża, a 9 listopa- da był w Bernie i widział się z Jerzym Stempowskim. ' W i t o 1 d J e d 1 i c k i (1929-1995). Ukończył filozofię na uniwersytetach w Ło- # dzi i Warszawie, był asystentem socjologii UW. Wyjechał z Polski w 1962; po 4 latach w Ameryce zamieszkał w Jerozolimie. Tekst Żydy i chumy drukowany w "Kulturze" był wstępnym rozdziałem książki pt. Klub Krzywego Kota,1963. z A d a m T a r n (1902-1975), dramatopisarz, redaktor. Dzieciństwo spędził w Szwajcaru. Studiował na Wolnej Wszechnicy w Warszawie i zagranicą; w 1926 dokto- rat nauk ekonomicznych w Lille; w 1939 doktoryzował się w zakresie filozofii w Gene- wie. W latach 1936-37 był współpracownikiem "Dziennika Popularnego". Wojna zasta- ła go we Francji, gdzie wstąpił do wojska polskiego; w 1940 wyjechał do Stanów Zjed- i noczonych: pracował w Office of Warsaw Information, następnie w ONZ. Po powrocie do Polski pracował w MSZ w 1. 1949-50. Następnie kierownik literacki Teatru Po- wszechnego i "Ateneum". W 1956 założył miesięcznik "Dialog", którym kierował do 1968. Wskutek szykan emigrował do Stanów. Napisał m.in. powieść Obraz ojca w czterech ramach,1934, sztuki teatralne: Zwykta # sprawa,1950, Ortegu,1952, Stajnia Augiasza,1954. Tłumaczył A. Maltza, W. Saroya- na i in. Komorów. IOXII 1962. Poniedziałek Porządkuję papiery, szukam zgubionych rzeczy. Bardzo słabo czuję się z sercem. Coraz częściej ulegam straszliwemu przeświadczeniu, że # nie będę w stanie dokończyć powieści, a nade wszystko nie zdołam już przepisać i opracować dzienników od 1956 roku. To mnie napełnia bez- dennym po prostu smutkiem. I ta ironia losu: na Zjeździe wszyscy bez 218 219 wyjątku witali mnie słowami: "Jak pani świetnie wygląda!" Skąd u li- cha bierze mi się ten dobzy wygląd przy tak rozpaczliwym samopoczu- ciu. To przeraźliwa rozbieżność między stanem zupełnej jasności umy- słu, dobrym wyglądem a stanem serca, które już słyszę i czuję bez ustanku wszędzie, w każdej cząsteczce organizmu. I tylko czekam, czy- ham z rozpaczą, kiedy się raptem zatrzyma - gdy tyle nie zrobionego, nie załatwionego, nie przeżytego we mnie. Ach, gdyby jeszcze choć ze dwa lata normalnego czucia się, funkcjo- nowania fizycznego niezauważalnego, zdrowego ! 14 XII 1962. Piątek Mela dokonała dziś mnóstwa rzeczy z godną podziwu energią. [...] Weszła z okrzykiem: - "Trzy rzeczy załatwiłam! Więcej mam szczęścia jak rnzumu". A ja mam teraz mnóstwo węgla i odrobinę koksu. Jednak wieczorem p. Szczypior' zatelefonował, że i koks, ten urzędowy, na- dejdzie zapewne w tych dniach. Wśród tego całego bałaganu przemogłam się jakoś i napisałam pierwsze dwie strony XX rozdziału. Widzę jego ton i koloryt, ale jak to osiągnąć - jeszcze nie wiem. Mela opowiada, jak ów jej lekarz-dentysta odczytał personelowi Komisji mój do niego list, proszący o możliwie szybkie zrobienie jej protez, bo przechodziła owrzodzenie dwunastnicy i brak uzębienia źle się odbija na jej zdro- wiu. I jak te członkinie-kobiety powiedziały: "Widzi (styl Meli), jak my jesteśmy pokrzywdzeni (tak!), pan doktór dostał list od pani Dąbro- wskiej, będzie miał taką pamiątkę, a nas tu jest czworo, i my też chcieli mieć choć podpis pani Dąbrowskiej". - "Nie wiem - dodaje - czy tak żartowali, czy poważnie mówili". Ale widziałam, że mój "prestiż" znów urósł wjej pojęciu. W "Monde" z 7 grudnia ciekawe sprawozdanie z kongresów partii komunistycznych. To jest coś niesłychanie zabawnego. Wszyscy pioru- nują na Albanię. Na zjeździe partii czechosłowackiej wręcz schizmą na- zywano anty-Chruszczowowskie stanowisko Albanii2. Tylko Pajetta na zjeździe włoskiej PK powiedział: "My nie potrzebujemy mówić Alba- nia, kiedy chcemy powiedzieć Chiny". Wszędzie chińscy delegaci opo- nują, za to potępienie "bratniej partii albańskiej", za "sianie niezgody między bratnimi partiami". I sami sieją niezgodę napadając na partię ju- gosłowiańską za "zdradę zasad marksistowsko-leninowskich". [...] Sło- wem, nie daje się już ukryć, że są zasadnicze poważne rozbieżności w rzekomym monolicie "obozu" socjalistycznego. Jeśliby marksizm, który w rosyjskiej wersji stał się ostoją konserwa- tyzmu i cezaryzmu, dbającego tylko o utrzymanie się przy władzy, ru- szył od tych schizmatyckich zapędów z miejsca i stał się zdolny do względnego rozwoju - toby było dobrze. Całe nieszczęście socjalizmu polega na tym, że teorię sprzed z górą stu lat zrobiono nietykalnym do- gmatem. Ale przedziwne to jest widowisko. # C z e s ł a w S z c z y p i o r (ur.1910), zawiadowca ruchu i łączności Elektrycznej Kolei Dojazdowej, obecnie WKD. Żołnierz AK. Członek Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Pruszkowie, przewodniczący Komitetu FJN i Samorządu Osiedlowego w Komorowie. W wielu praktycznych sprawach dopomagał pisarce. z W 1961 Albańska Partia Pracy wystąpiła przeciw podstawowym uchwałom XXII Zjazdu KPZR, potępiającym "kult jednostki" oraz głoszącym konieczność współistnie- nia państw o różnych ustrojach. Był to pierwszy objaw konfliktu znacznie poważniej- szego: różnicy stanowisk między ZSRR a Chinami, która wkrótce doprowadzi do rozła- mu. 16 XII 1962. Sobota Wbrew zapowiedziom meteorologów ciągle pada śnieg i temperatura trzyma się około zera. Przed południem idziemy z psami do lasu. Jest tak pięknie - popielato-biało-rdzawo-złotawo-szaro-buro - jak na naj- piękniejszych zimowych rysunkach czy szaro-białych akwarelach chiń- skich z XII wieku. Gdybyż ten śnieg chciał potrwać! Pejzaż zimowy bez śniegu jest w naszym klimacie przygnębiający jak wielka niesto- sowność natury. 1963 2 I 1963. Środa Słuchając któregoś wieczoru audycji "tanecznej" usłyszałam zapo- wiedź: - "A teraz relaks - stary walc". I w samej rzeczy "popłynęły" ła- godne, uspokajające tony. Potem znów jazz, intensywny: napięcie, su- spense, niepokój, hałas. Zobaczyłam jaskrawo, do jakiego stopnia te ce- chy właściwe naszym czasom są cechami barbarzyńskiej dzikości, na- pełnionej głosami dżungli. Zawsze mnie nęka ta myśl, że wysokie stany 220 221 w niej inwencji, dowcipu, humoru, elegancji, radości. Osobliwość tej opery jest, że śpiewają same soprany i basy z jednym tylko barytonem (Almavival). Ciekawe, że w tych dawnych operach powierzając role młodzików kobietom nie używano w takich wypadkach altów czy kontraltów. To mi się wydaje błędem. cywilizacji stykają się z niskimi zamykając jakiś cykl - pierścień cywi- lizacyjny. 3 I 1963. Czwartek Wieczorem shichałam w bardzo dobrym nagraniu opery-buffo Mo- zarta "Wesele Figara" - i słuchałam z rozkoszą. Ostatni raz widziałam i słyszałam to w inscenizacji Schillera jako komedię z niektórymi tylko partiami muzyki Mozarta, która mnie i wtedy, i gdy słuchiwałam jej cząsteczek w różnych audycjach radiowych (jak np. słynna aria Figara do Cherubina) zachwyca, choć już wtedy była to muzyka "stara", a ja byłam osobą młodą. Bo też taka muzyka będzie zawsze młoda - ileż # Książę Almaviva - szlachcic z Andaluzji, jedyny baryton w Weselu Figara Mozarta. 5 I 1963. Sobota Po południu przyjechał Wołosiukl, który wczoraj telefonem zapowie- dział się, że chce o czymś porozmawiać. To mnie też przyprawiło o wczorajszą tachikardię i zdenerwowanie, bo się bałam jakichś gryma- sów cenzury. Tymczasem szło o ich kłopoty finansowe. Zredukowano im personel i obcięto budżety. Nie chcą mi zniżać stawki tygodniowej, ale niepokoją się, czy nie będą musieli mnie drukować jeszcze przez ca- ły rok. Choć to dla mnie niekorzystne, ucieszyłam się, że nie chodzi o cenzurę. Obiecałam się namyślić, jak z tego wybrnąć. Zaproponowa- łam, że zastosuję dla celów pisma skróty i że postaram się zmieścić ca- łość w czterech miesiącach roku, ale wątpię, czy mi się to uda. Obłąkane wzięłam na siebie zadanie. Co tu robić? Ach - żeby to serce pozwoliło mi choćby na regularną codzienną pracę. # J a n W o ł o s i u k (ur. 1922), dziennikarz, pracuje w dziennikarstwie od 1957. W l. 1960-63 był sekretarzem redakcji "Przeglądu Kulturalnego", następnie "Kultury" i "Literatury". Należał do założycieli "Miesięcznika Literackiego", z którym współpra- cował dojego likwidacji. 10 I 1963. Czwartek Rano przed dziesiątą przyjechał prof. Carlo Verdiani. Powiedział mi rzecz nie do wiary, że "Ludzie stamtąd" mają mieć u Feltrinellego dru- gie wydanie. To byłby pierwszy mój sukces na Zachodzie. II I 1963. Piątek Tak niby mi się zdaje, że nic nie upisuję, a tymczasem okazało się, że mam już 12 stron rozdziału. Jedenasta rocznica śmierci Stacha, więc jak co roku telefonuje Helenka. Siedziałam dziś do wpół do pierwszej w nocy i... skończyłam XX rozdział. 222 223 Stary rybak, akwarela chińska z XIII w. Napisałam dziś do każdej strony ad hoc notatki - 8 stron. To mi się już od wielu miesięcy nie zdarzyło. Warszawa. 29 I 1963. Wtorek Dziennik traci pomału rytm i sens. Tak jak i moje życie. "Pocie- szanie" się, że ma ono jeszcze pełną wartość - jest idiotyzmem. Nie ma. [...] W pełni poznaję prawdę smutnego powiedzenia: "Tragedią starości niejest starzenie się, ale to, że czujemy się młodzi!" Ja czuję w sobieje- szcze nieograniczone możliwości bycia młodą. Byle trafić na kogoś, kto by to rozdmuchał, dodał klimatu, w którym to rozkwitnie. To paradoks, ale czasem czuję coś z dawnej siebie, gdy pobędę z Erazmami albo z Wandą, chociaż oni są tacy sędziwi! Jest w nich ta czuła serdeczność obcowania, która towarzyszyła zawsze mojemu życiu, w której rozkwi- tam. W moim pokoju jest korytko pełne winobluszczów. To jest jeszcze ostatnia żywa resztka Polnej, to z tamtej hodowli pochodzą te rośliny. Nie wiem, dlaczego Polną - znieszkanie widzę zawsze w głębi. Tak jak- bym z wysokiego brzegu patrzyła w głąb jeziora. Na te ukochane poko- je patrzę z góry - błyszczy się wszystko. Może to w ten sposób powsta- ją legendy o zatopionych miastach - szczęśliwych i wspaniałych. Bo tam byłam szczęśliwa - mimo wszystkie nieszczęścia, co mnie spotkały. We czwartek bodaj przyszedł na moją propozycję Wołosiuk, któremu oznajmiłam, że przerywam dalszy druk powieści. Niby to się zmartwił, ale wiem, że w gruncie rzeczy są kontenci'. A ja nie mogę tak gonić z numeru na numer. To się stało niebezpieczne dla życia, a więc dla ukończenia powieści, a chcęjąjeszcze ukończyć. W sobotę byłam w kinie "Moskwa" na polskim filmie "Jak być ko- chaną" (reż. Has, scenariusz według opowiadania Brandysa). Bardzo dobry film, świetne teksty, b. inteligentna gra Krafftówny2, ale według mnie także Zbyszka Cybulskiego, o którym nikt w recenzji nie wspomi- na, a dla mnie on jest zawsze pełen uroku mimo zbędnego utycia, oku- larów etc. Jedno tylko w tym ftlmie jest potknięcie. Człowiekiem, którego Kraff- tówna przez pięć i pół lat przechowywała w krakowskim mieszkaniu- w wyobraźni Brandysa, a zdaje się, że i w tekście jego opowiadania- był Zyd. W filmie to niczym nie jest nigdzie zaznaczone, w filmie to 224 jest polski chłopak. Otóż Polak może popełnić wszelkie łajdactwa, mógł zachować się tak paskudnie wobec kobiety jak ten ocalony przez nią w filmie. Ale żaden Polak, zły czy dobry, nie wytrzymałby siedzenia przez 5 lat w kryjówce - urwałby się i rzucił w przygodę - dobrą lub złą. To nie znaczy, żeby i Żyd nie mógł się trafić taki, co się urwie w przygodę, ale tylko Zyd mógł wytrzymać przez 5 lat w kryjówce bez wychodzenia. To jest jedyny psychologiczny mankament tego filmu, ale owszem duży, bo sytuacja nie tylko nieprawdziwa, ale nieprawdopo- dobna. Krafftówna jest kreacją. 1 Przygody czfowieka myślącego Dąbrowska drukowała w odcinkach,Przeglądu Kulturalnego" - z dwiema niewielkimi przerwanu - od października 1961 do stycznia 1963. Dzięki Przygodom... nakład pisma wzrósł o 10 tys. egz. Opinie o powieści były podzielone - pisarka to czuła. 2 B a r b a r a K r a f f t ó w n a (ur.1928), aktorka. Ukończyła Studium Dramatycz- 15 - Dzienniki, t 4 225 Wacław i Wanda Dąbrowscy, ok.1960 ne Iwo Galla w Krakowie. Debiutowała w 1946 w teatrze "Wybrzeże"; pracowała ko- lejno w Gdańsku, Łodzi, Wrocławiu i Warszawie; w 1. I 957-64 w Teatrze Dramatycz- nym (grając m.in. Iwonę w sztuce Gombrowicza, Zerzabellę w Paradach, Słowiczkę w Ptakach, Laurę w Indyku). l965-69 w Teatrze Narodowym (Kurka Wodna, Lektorowi- c2ówna we Wściekliey, Achiza w Żywocie Józefa), od 1969 w Teatrze Współczesnym (Alicja w Play Strindberg, Dorota w Matce St. I. Witkiewicza). Główne role filmowe: Felicja w Jak być kochaną,1962, Camilla w Rękopisie znalezionym w Saragossie,1964, Honorata w Czterejpancerni ipies,1968. Od 1983 mieszka w USA. 2 II I963. Sobota Katastrofa z opałem trwa. Nie wiem, kiedy wrócę do Komorowa, za czym bardzo tęsknię. Wymyślono sputniki, Bóg wie nie co, a nie wy- myślono nic, aby stale odmrażano zwrotnice. [...] Do wszystkich tych kłopotów wczoraj doszła przetelefonowana mi przez Melę z Komorowa wiadomość o śmierci mojego szwagra'. Jedno- cześnie na adres warszawski przyszedł od Heli list, że Stach jest w sta- nie agonalnym. Wysłałam depeszę, 1000 zł i list ekspres. O żadnej jeździe na pogrzeb przy moim stanie serca i przy tych mrozach nie ma mowy. Wczoraj miałyśmy bilety na Frischa "Andorrę"z, więc poszłyśmy, choć ja byłam przygnębiona. Zresztą to sztuka, której tekst bardzo się nadaje na czas pogrzebowy. "Ateneum" - tam nawet bez mrozów jest bardzo zimno. Tym razem było więc lodowato, wiało mrozem ze wszy- stkich stron. Tak że wyszłyśmy po pierwszym akcie, zwłaszcza że sztu- ka zapowiadała się słabo. Tematy retoryczne, a these - bardzo znów te- raz modne i to jest w świecie kapitalistycznym zwycięstwo rosyjskiej koncepcji socrealistycznej. Przedwczoraj byłam sama na filmie Antonioniego "Przygoda"3, który dawali tuż obok nas w "Stolicy". Krytyka, i także Anna i Tula, orzekli: arcydzieło, nowa fala, nowa konwencja. Owszem, jeśli idzie o gubienie wątków, "nieważkość" głównych postaci, ekspozycje murów, miast, lu- dzi, tłumów jako atmosfery koszmarnego snu - jest w tym coś przykro nowego. Ale "nieważni" bohaterowie natrętnie narzucają się scenami staroświeckimi, wulgarnie melodramatycznie sentymentalnymi scenami histerycznymi. Natomiast nie wyczuwa się wcale dramatu peehowego architekta, jakim jest ów dziwkarz Sandro, o czym napomykać mają ciągle wizje pięknej starej architektury, ale o czym też dowiadujemy się z jednego późnego i krótkiego dialogu. W sumie zostaje wrażenie jakiejś niesamowitości, ale to nie całkiem wychodzi. # Stanisław Hepke 2 Max Frisch - Andorra, przeł. I. Krzywicka i J. Garewicz, reż. J. Warmiński, dek. A. Sadowski, muz. T. Baird, premiera 2 V 1962. 3Przygoda (wł.-fr.), 1959-60, scen. M. Antonioni, E. Bartolini, T. Guerra, reż. M. Antonioni. Komorów. 5 II 1963. Wtorek Całe życie jeśli czekałam na coś lub na kogoś (obojętne czy to miało być dobre albo przykre), nie mogłam już tego dnia wziąć się do żadnej roboty. Tak teraz wiedząc, że czekam na nieuchronną śmierć, nie mogę wziąć się do żadnej roboty. Za krótkie terminy mam przed sobą. 18 II 1963. Poniedziałek Ponieważ dwie tony w żaden sposób mi nie wystarczą przy wciąż trwającej wielkiej zimie, skorzystałam więc nieoczekiwanie z dostaw "na lewo". Pewnego dnia o czwartej po południu zajechał raptem przed furtkę olbrzymi furgon pocztowy z napisem "Łączność" - ciężarówka jak kamienica. Weszło dwu drabów. "Pani zamawiała koks". Wystra- szyłam się tak, że dostałam bólów anginalnych i tętna ponad sto. "Ależ panowie - kto zajeżdża takim wozem olbrzymim? Przecież tu ludzie się zbiegną. Ja się boję brać tego koksu". "Co pani wygaduje, my co dzień z koksem jeździmy, a pani się boi. My mamy kwity, wszystko w po- rządku, czego pani się tak trzęsie?" "To dla mnie straszny kłopot". "Żeby pani tylko takie kłopoty miała. Niech pani siądzie przy oknie i liczy kosze, będzie 40 koszy po 50 kilo". Było tam prócz szofera czterech mężczyzn, jeden wyjął okno, trzech nosi- ło, zwijali się jak diabły, w pół godziny znieśli wszystko, przyszedł ów przedsiębiorca, człowiek cichy, niemal anielski, zabrał 2200 (po 1100 tona) zł i jeszcze wieczorem przyszedł, żeby pomóc Meli zgarnąć to, czego wskutek zawalenia okienka nie zdołali wsypać, i zamknąć okno. Ale naliczyłam tylko 36 koszy - możliwe, że przerwał mi ów do- stawca. Wszedł do pokoju - myślałam, że to ktoś obcy, znów się zlę- kłam i na chwilę odeszłam od okna, a to szło piorunem. Myślałam, że w ciągu tego czasu trupem padnę - ta walka świado- 226 227 mości, że jednak muszę kupić ten koks, bo inaczej nie przetrzymam zi- my - z rozpaczą, że oto korzystam z opału kradzionego. Dotknęłam go- spodarczego podziemia, a przecież nie miałam innego wyjścia. Ta że- branina u władz też była upokarzająca. Ale tylko pierwszy krok do zła jest trudny. Odtąd nie będę już nudzić i męczyć państwowych przedsiębiorstw opałowych ani niechętnego mi Albina. Będę się zaopatrywać w koks jak się da. Oficjalnie przyznane mi 3 i pół tony nie starcza nawet na łagodniejszą zimę. Ostatecznie pań- stwo zmusza do takich rzeczy, skoro nie jest w stanie obsłużyć ludności artykułami pierwszej potrzeby. 21 II 1963. Czwartek Wciąż jeszcze jestem pod wrażeniem znakomitego funkcjonowania tej nieoficjalnej dostawy koksu. Przecież w porównaniu z tym dostawy państwowe są niedołężne, prastaroświeckie. [...] Tak znakomicie fun- kcjonowałoby wszystko, gdyby dopuszczono inicjatywę prywatną przy- najmniej do dystrybucji artykułów pierwszej potrzeby. I jeszcze jeden oshzpiający dziwoląg. Zadzwoniła Kazia prosząc, że- bym zadzwoniła do Tarłowskiej i podziękowała jej za koks. Myślałam, że wystarczy, kiedy złożyłam podziękowanie na ręce Kazi, ale: "Każdy ma, wiesz, swoją miłość własną i chciałby od ciebie usłyszeć, że wszy- stko w porządku". Dobrze. Choć wszystko jest w największym niepo- rządku = zadzwoniłam do Tarłowskiej. Ku mojemu osłupieniu usłysza- łam: "To był nasz obowiązek, ale mam do Pani jedną maleńką prośbę. Niech pani zadzwoni do ministra Lesza, jemu będzie tak przyjemnie, jak od pani usłyszy" etc. Zupełnie ceremoniał dalekiego Wschodu, gdzie trzeba wezyrom czy mandarynom na wszelkich stopniach władzy kłaniać się i dziękować. Dwa dni nie mogłam zdobyć się na ten żenują- cy telefon. W moim pojęciu praworządności ów minister winien był m- nie przeprosić, że na tak wyjątkowej drodze zmuszona jestem otrzymy- wać coś, co należy do podstaw życia w naszym klimacie. W końcu za- " j dzwoniłam drżąc, że "minister Lesz każe mi eszcze komuś dzi kować - może Cyrankiewiczowi czy innym Wielkim Wezyrom. Na szczęście, międzymiastowa przerwała naszą rozmowę i skończyło się na banal- nym: "Dziękuję panu Ministrowi za uratowanie mnie od zimna". Boże, tyle komedii o dwie tony koksu, gdy jednocześnie rzuca się w błoto mi- liony przez nieumiejętność, nieprzezorność, złe planowanie. 228 22 II 1963. Pi#tek Wczoraj zdołałam jednak zacząć XXI rozdział i dzisiaj upisałam cztery stronice. Mała ulga. Tylko nie wiem, co zrobić z postacią Marii Ersztynowej, skoro z tego samego modelu Stryjkowski zrobił bohaterkę swojej powieści "Czarna róża"'. 1 Julian Stryjkowski - Czarna róża,1962. Modelem bohaterki Przygód... była Stani- sława Blumenfeld - Stryjkowski twierdził, że jej w ogóle nie znał. 24 II 1963. Niedziela W ostatnim "Tygodniku Powszechnym" zastanowiła mnie ogromna ilość życzliwych informacji niekatolickich wyznań chrześcijańskich. To jest zupełne novum wynikłe "z ducha Soboru". Także felieton Kisiela broniący "Mazowsza" (i "Śląska") przed zarzutami, że jest fałszywym a nie autentycznym folklorem, gdyż - wedle Kisiela - nie ma on być folklorem, lecz przejawem polskiej "kultury masowej". Zgoda, lecz Ki- siel też coś przeoczył, zwłaszcza mówiąc jednym tchem o "Mazowszu" i "Śląsku". "Śląsk" jest banalną chałturą, a "Mazowsze" jest kreacją ar- tystyczną, mimo że wbrew Kisielewskiemu obok tańców i pieśni nic z autentycznym folklorem nie mających wspólnego, ma całe partie au- tentycznego folkloru. Mira posługuje się Kolbergiem, który nic prócz autentycznego folkloru nie zawiera. Ale dzięki genialnej instrumentacji Sygietyńskiego i niemniej pomysłowej kostiumologii (także na podma- lowanych rysunkach z Kolberga opartej) przekształciła ten autentyczny folklor w jedyną może udaną kreację sztuki masowej. Wielkopolskie pieśni o "świniarzu" i "nodze bolącej w biodrze" były najdosłowniej tak samo śpiewane i tańczone w Russowie w czasach mojego dzieciństwa i są autentyćznym folklorem, choć może nie ściśle polskim, gdyż śpiewane są i od dawna były na melodię "sztajerka" przybyłą do nas prawdopodobnie z Niemiec lub z Czech. A tak samo jest z wielu innymi numerami " Mazowsza" - prócz tych, które z folklo- rem autentycznym nie mają nic wspólnego, jak choćby słynny i ulubio- ny "Woźnica" napisany przez Ficowskiego, a śpiewany na znaną melo- dię nieznanego pochodzenia. W "Listenerze" z 31 stycznia jest ciekawy artykuł Comptona Mac- kenzie, 81-letniego autora czterdziestu, jak sam powiada, powieści o sztuce pamięci - "The Art of Memory". [...] Z tym pamiętaniem rze- czy, gdy się miało osiem miesięcy, to to jest jednak złudzenie. Zawsze 229 nakłada się tu coś później zasłyszanego. Ja np. pamiętam na pewno róż- ne pojedyncze rzeczy z okresu, gdy miałam dwa i trzy lata, lecz jedną rzecz pamiętam z okresu, gdy miałam najwyżej rok i parę miesięcy. Mianowicie pamiętam, jak wieziono mnie wózkiem niemowlęcym do- koła klombu przed domem (zajazd), a przed wózkiem biegł mały chło- paczek w czerwonym ubranku. Mógł to być mój trzyletni brat Janek', który umarł na dyfteryt, gdy miałam półtora roku. Ale o Janku mówiono (Matka) nam, późniejszym dzieciom tak dużo. Wózek mój niemowlęcy znałam z czasu, gdy jeszcze shzżył mojej siostrze Heli (był pleciony, łu- biany i malowany na szaro z błękitnym odcieniem), młodszej ode mnie o półtora roku. Także czerwone ubranko Janka widziałam nieco później mając może 6 lat, gdy Matka likwidowała pamiątki po tym chłopcu roz- dając je "ludziom" - tak że nie mam pewności, czy ten obraz chłopczy- ka biegnącego przed wózkiem był pamięcią autentyczną, czy też po- wstał na skutek późniejszych skojarzeń. W każdym razie nie twierdziła- bym tego z taką pewnością, jak to uczynił Mackenzie w 81 roku życia. Bo dlaczegóż bym w takim razie nie pamiętała nic z choroby i śmierci mojego starszego brata, wydarzeń na pewno dla rodziny epokowych. # Jemu poświęciła Dąbrowska jedno ze swych pierwszych opowiadań, które aprobo- wała: Janek, pierwodruk "Prawda" 1914, nr 23, przedruk w: Uśmiech dzieciństwa, 1923. 25 II I 963. Poniedziałek Ciekawa jestem, czy Anna zdaje sobie sprawę, że cała zabawna stro- na wizyty Lednickiego, jeśli o tym pisałam do Kazia (bo dalibóg nie pa- miętam), jest zasugerowana przez jej świetną, ale właśnie bardzo humo- rystyczną i nawet satyryczną charakterystykę gościa. I jeśli o nim pisa- łam z humorem, to popełniłam plagiat cytując bez podania źródła jej własne słowa. Pamiętam też, z jaką niechęcią mówiła o Lednickim po bytności na jego odczycie. Z moją banalną naturą zgodniejsze jest za- chwycać się każdą wizytą, a zwłaszcza kiedy gość mówi mi kompli- menty, tak jak Lednicki. To prawda że jestem już bardzo sfatygowana życiem i że nawet mili goście często mię nużą i męczą. Ale ironicznego i ostrzejszego spojrzenia na ludzi nabrałam od Anny, co jest zresztą dla mnie korzystne; "moje uniwersytety"' to są partnerzy mego życia. I nie bez racji są ci, co mówią, że moje utwory powstają pod ich wpływem, a w każdym razie, że widać w nich te wpływy. Tylko "Ludzie stamtąd" są utworem absolutnie wolnym od jakichkolwiek literackich czy życio- wych wpływów, absolutnie oryginalnym. No, może trochę przesadzam, bo właściwie tylko "Szkiełko" w "Znakach życia" jest napisane z opo- wiadania St. 1 Aluzja do tytułu powieści M. M. Gorkiego z jego autobiograficznego cyklu 28 111963. Czwartek Radio i telewizja wszędzie na świecie są przedsięwzięciami docho- dowymi. U nas są deficytowe. A że oszczędności państwowe idą głów- nie w kierunku obcinania budżetów na kulturę i zdrowie - więc z osłu- pieniem obejrzałam dziś tygodnik "Radio i Telewizja". Nie tylko obję- tość zmniejszona tak, że program włazi na program, ale są to programy zmarłych. Dla oszczędności radio z żywych pisarzy nadaje tylko daw- niejsze nagrania na taśmę, a poza tym nadaje głównie nagrania umar- łych. Tak więc "Pan Tadeusz" będzie nadany w "dawnych nagraniach" (Leszczyński, Zelwerowicz etc.). W odcinku pomienionym, w którym nadawano także dawniej nagrane moje dwa opowiadania z "Ludzi stam- tąd", zapowiada się Żeromski: "Syzyfowe prace", czyta A. Zelwero- wiCz. To samo zjawisko na poszczególnym odcinku życia kulturalnego, co na ogólnym - upaństwowionego. To państwo funkcjonowałoby dosko- nale bez obywateli. Wydawcy, radio i telewizja przynosiłyby większe dochody (przynoszą tylko... 5 miliardów), gdyby nie było żyjących pi- sarzy, którym trzeba płacić honoraria. Państwo trupów i cieni. Państwo trumienne. 8 I11 I 963. Piątek Wielka, można powiedzieć elephantiasistyczna' dyskusja nad książką Załuskiego "Polskie siedem grzechów głównych"2 jest właściwie pozo- rowaną dyskusją - tak jak książka jest pozorem. Powstała w dobie szczególnego nasilenia zimnej wojny, kiedy z natchnienia władz należa- ło wychwalać Somosierrę i inne bohaterstwa "walk narodowowyzwo- leńczych". A swoją drogą za tę książkę ludzie dziś płacą po 500 zł, taki jest głód apologii przeszłości. Tak samo poszukiwana jest książka pa- szkwilanta Arskiego "My, Pierwsza Brygada". Sam tytuł wzbudza żą- dzę jej posiadania, choć to też książka kłamliwa, trochę już tylko zręcz- niejszajak poprzednie paszkwile. 230 ; 23 I 1 E 1 e p h a n t i a s i s (gr., med.) - słoniowacizna 2 Zbigniew Zahiski - Siedem polskich grzechów głównych,1962. 12 III 1963. Wtorek Obiad wypadł zajmująco i kolorowo. Rozmowę podtrzymywał Za- wieyski opowiadając b. zajmująco o... sobie. Więc o przyjęciu przez pa- pieżal, i że [papież] powoływał się na rozmowę z nim nazywając go bardzo miłym człowiekiem - a jemu radził poznać się z obserwatorami prawosławnymi zachwycając się liturgią prawosławną, zwłaszcza ich chórami cerkiewnymi i refrenem "Hospody, pomiłuj". Sam poznał te rzeczy będąc nuncjuszem w Bułgarii. Potem opowiadał b. dobrze swój w grudniu powrót samolotem z Pa- ryża, który trwał trzy dni z dwukrotnym defektem silników, z niemoż- nością wystartowania w Zurychu, z zawracaniem od Bratysławy do Wiednia, a wszystko w gronie 70 pasażerów Polaków i w czasie gdy właśnie w Warszawie nastąpiła ta wielka katastrofa świeżo zakupionego w Anglii samolotu - o czym dowiedzieli się w Wiedniu. A wreszcie lą- dowanie w Warszawie, wyczekiwanie rodzin i gremialny płacz radości na lotnisku. On sam, jak powiada, rozpłakał się wysiadłszy na Okęciu. Brzmiało to jak scenariusz filmu, a dziwnym przypadkiem jechał z re- żyserem filmowym Kawalerowiczem2 i jakimś jeszcze antreprenerem filmowym Hagerem3, który zresztą, jak to jest świetną cechą żydowską, walnie przyczynił się do umożliwienia wystraszonym pasażerom dalszej podróży, powołując się wszędzie na Zawieyskiego jako członka Rady Państwa, a jego prosząc, żeby wszędzie mówił, że musi lecieć z nim i z Kawalerowiczem. A owi siedemdziesięciu też patrzyli na Zawiey- skiego jak na deskę ratunku i szli za nim, i tak przypadła mu rola ojca ojczyzny. Zawieyski trochę mi przypomina Pepysa. To samo amatorstwo życia, radość ze swego losu, kariery, zadowolenie z siebie - ta sama łatwość łączenia służby publicznej w komunizmie z prywatną na boku inną kon- cepcją życia, z prywatnym dla siebie kzytycyzmem. Nie jestem pewna, czy też nie wymyślił szyfrowanego dziennika. 1 Papież Jan XXIII przyjął 20 XI 1962 Jerzego Zawieyskiego jako jednego z pier- wszych "cywilnych" Polaków, zapewne z racji sprawowanego przez niego urzędu. 2 J e r z y K a w a 1 e r o w i c z (ur. ł922), reżyser, scenarzysta filmowy. Ukończył ASP i Instytut Filmowy w Krakowie. Wieloletni kierownik artystyczny zespohi filmo- wego "Kadr"; pierwszy prezes SFP, obecnie prezes honorowy; wykładowca szkoły fll- mowej. Zrealizował filmy, m.in.: Cełułoza,1953, Pod gwiazd4fi)'BiJską,1954, Poci#g, 1959, Matka Joanna od Aniołów,1961, Faraon, ł965, Śmierćprezydenta,1971, Auste- ria,1982. 3 L u d w i k H a g e r, producent filmowy i wieloletni kierownik produkcji. Przed wojną członek grupy filmowej "Start". W 1.1959-68 szef produkcji zespohi filmowego "Kadr". Emigrował z Polski; zginął śmiercią tragiczną 7 V 1985. 18 III 1963. Poniedziałek, 6 rano Refleksje na temat wczoraj przeczytanej relacji z mowy Chruszczo- wa w świetle listu, który z pocztą moją przywiozła Anna. Jest to klasy- czny list tzw. masowej czytelniczki wyrażający jej potrzeby "artystycz- ne". A są to potrzeby milionów. 232 233 Maria Dąbrowska i Jerzy Zawieyski,1962. Fot. D. Łomaczewska Pisze ta pani, że nie może się zgodzić z końcem "Nocy i dni", z ich smutnym zakończeniem. Kiedy przy trzeciej lekturze "ta myśl" zaczęła ją nurtować, zdecydowała się napisać do mnie. Postawiła szereg zapytań: "1. Dlaczego tak za wcześnie ##uśmierciła" Pani Bogumiła, on wszy- stkiego nie dokonał, co był powinien. 2. Dlaczego tak żałośnie dla p. Barbary zakończyła Pani tę powieść? 3. Dlaczego nie pozwoliła nam Pani przeżyć wraz z p. Barbarą spot- kania z dziećmi, wszak ona żyła z tymi dziećmi? 4. Dlaczego pani nie pozwoliła spotkać się jej w końcowym etapie z Toliboskim, który tak niezatarte wspomnienie pozostawił u p. Barba- ry? Jakby to było dobrze, żeby się spotkali, nawiązali do wspomnień, on jest wdowcem, ona też, itd." Wciąż myślę o długich ciągnących się przez kilka pokoleń historiach powieściowych, angielskich czy amerykańskich, choćby znana powieść angielska ciągnąca się i prowadzona przez angielskie radio przez 25 lat! Itd. Otóż mowa Nikity Chruszczowa jest wyrazicielką dążeń kultural- nych takich czytelników, których na świeciejest najwięcej. Takjak naj- więcej istnieje odbiorców kultury plastycznej, dla których ideałem jest sarenka czy jeleń w lesie "jak żywym"; i w tym sensie wszystko, co jest o sztuce w powieści Parandowskiego "Powrót do życia"1 powinno być przedrukowane złotymi literami i przesłane Nikicie Chruszczowowi w safianowej czerwonej oprawie jako dowód, że najwięksi pisarze Polski tak właśnie rozumieją sztukę jak Nikita Chruszczow. Nikita Chrusz- czow przemawiał tu rzeczywiście jako przedstawiciel smaku najszer- szych mas, cześć mu za to i chwała. Mówiąc serio - Nikita Chruszczow jest tu wyrazicielem najgorszego smaku drobnomieszczaństwa. To już tak jest. Klasa, która za pomocą rewolucji zdobywa władzę - wzoruje się w rzeczach smaku i kultury najchętniej na obalonej klasie społecznej. Tak było za czasów Pepysa, kiedy nowi mieszczanie i dygnitarze rekrutujący się z dołów społecz- nych naśladowali odepchniętą szlachtę i panów, doczepiali sobie herby etc. Tak było po rewolucji francuskiej, kiedy kapral stał się cesarzem, a prości żołnierze marszałkami, królami i książętami. Tak jest i po wiel- kiej proletariackiej rewolucji rosyjskiej. Przy czym - to jest już chyba prawo jak przy monecie - nowa rządząca klasa wzoruje się nie na najle- pszych, lecz na najgorszych gustach klasy pokonanej. Już Flaubert, któ- ry nienawidził burżujów, przewidywał z rozpaczą (w czasie Komuny), że zwycięski proletariat będzie się żywił najgorszego gatunku miesz- czańską prasą i mieszczańskimi gustami. I tak się stało. 1 Jan Parandowski - Powrót do życia,1961 25 III 1963. Poniedziałek W sobotę byli u mnie Terleccy. Ona znalazła b. ładne teczki z blasz- ką do przytrzymywania listów. On przyniósł mi wydaną przez pismo "Kraj Rad" mowę Chruszczowa na przepięknym papierze oddzielnie zbroszurowaną z fotografią gęby Chruszczowa'. Jak czytać tę mowę in extenso, to można boki zrywać! Nigdy jeszcze na świecie nikt nie sły- szał, żeby ktoś publicznie wygłosił taki pean na rzecz kiczu i szmiry. To jest dopiero propaganda mieszczaństwa i chałtury. Jak on się nie wsty- dzi? O ile bardziej pasuje do niego, kiedy zdejmuje but i wali nim w stół. Cóż za żer dla najwspanialszej satyry. Ale, niestety, za tym straszliwym głupstwem stoją rosyjskie tanki, stoi możność pozbawienia artystów chleba przez niedrukowanie i nie- wystawianie niczego, co nie podpada pod straszliwe głupstwo Nikity. A jeśli Rosja rozleje się na świat, a to jest bardzo możliwe - przewiduję czas dla literatury i sztuki tragiczny. [...] Zeszłej środy odwiedził mnie mój bratanek S. Zupełny, nieinteligen- tny, o tępej twarzy robotnik - jest nim też w Ursusie. Ci chłopcy Stasia, którzy jako dzieci zapowiadali się bardzo dobrze, mając otwartą drogę do wszelkiego wykształcenia, pożenili się z robotnicami (S., zdaje się, z pielęgniarką czy salową, M. z tkaczką). Zdeklasowali się kompletnie. Tak że odbywa się i proces odwrotny. Tylko żeby osiągnąć wysoki sto- pień kultury - złożyć się na to musi całe pokolenie; żeby zdeklasować się kulturalnie, wystarczy kilkanaście lat. Inteligentne, żywe, subtelne twarze prostaczeją, tępieją i schodzą od razu na najniższy stopień wy- glądu i zachowania się w klasie, którą wybrali lub do której zeszli. Wie- lu robotników z dziada-pradziada wygląda lepiej jak ten S. - Żal mi tych chłopców, bo oni się cofnęli w rozwoju. A cóż ja mogłam na to po- radzić? Nie mogę za wszystkich żyć. # Nikita S. Chruszczow - Wysoka ideowość i mistrzostwo artystyczne wielkQ silą ra- dzieckiej literaturv i sztuki. Przemówienie na spotkaniu pr#wódców partii i rzQdu z działaczami literatury i sztuki 81111963, wyd. specjalne tyg. "Kraj Rad",1963. 234 235 271111963. Środa Wracając jeszcze do Nikity to on, biedak, występując także przeciw jazzowi (jako oczywiście muzyce amerykańskiej), nie wie o tym, że jazz jest sztuką murzyńską, na wskroś ludową, trochę tylko popsutą przez ducha złej muzyki "rozrywkowej". Nie dziwiłabym się wcale, gdyby na podstawie tej muzyki, ale autentycznej w jej murzyńskości, powstał ja- kiś "Chopin jazzu", co by te elementy muzyczne przekształcił w wielką muzykę. Od jazzu kabaretowo-knajpowego wolę oczywiście autentyczną mu- zykę murzyńską (którą słyszałam w czasie festiwalu młodzieży). Czytam książkę Georga F. Kennana "Russia and the West"'. Cała na- sza wiedza o polityce czasu obu wojen i międzywojennego dwudziesto- lecia jest mglistym a peu pres w świetle faktów podanych w tej książe- czce, którą każdy powinien kilka razy przeczytać. Jeszcze do niej wró- cę. 1 Georg Frost Kennan - Russia, the Atom and the West, London 1958. 30 ( ?) III 1963. Sobota Piątkowe dzienniki zostały szybko i całkowicie wykupione z powodu mowy Cyrankiewicza z ogłoszoną podwyżką cen gazu, elektryczności, czynszów i opału! Tak wynagrodzona została ludność za straszliwe cierpienia marznięcia przez tę zimę! W "Życiu" ukazał się komentarz do tych drakońskich postanowień pt. "Konieczna oszczędność"1, świad- czący o kompletnej utracie przytomności i przyzwoitości. Mówi się tam wyraźnie, że podniesienie cen gazu, węgla, elektryczności ma na celu skłonić do oszczędnej gospodarki tymi artykułami, przy czym daje się takie przykłady oszczędności: np. nie otwierać na kilka minut piecyka gazowego dla nabrania szklanki wody do mycia zębów. Polsce w to graj, żeby oszczędzać gaz na umyciu zębów i w ogóle na myciu. 1 Z. K. - Konieczna oszczędność, "Życie Warszawy" 1963, nr 77 2 IV 1963. Wtorek W domu kaloryfery ledwo letnie, do wpół do trzeciej fatalnie doku- czało mi serce i nie mogłam się dogrzać. W końcu wstałam (z niechęcią wstaję, gdy mam takie stany przedzawałowe), nałożyłam podwójne skarpety, kurtkę od piżamy i jakoś po 2 i pół tabletkach phanodormu za- snęłam. Ale serce mi tak dokuczało, że na czystej odwrotnej stronie li- stu od Kazi napisałam ołówkiem szkic mojej ostatniej woli'. Przewidu- ję, że umrę na udar (o ile nie od końca świata), tak że właściwie powin- nam być bez ustanku gotowa. Rano dopiero koło południa [sic!] zrobiło mi się lepiej i od razu odzyskałam dobry humor. Pogoda ciemna, mroźna, zapowiadają śnieg. i Był to pierwszy, lecz nie ostatni testament pisarki (por. zapis 13 VI 1963). 5 IV 1963. Piątek Intensywny (drugi taki) piątek zakończył się wizytą Greka Jana Tho- mopulosa, będącego w Paryżu greckim przedstawicielem UNESCO, a teraz od stycznia przebywającym w Polsce na stypendium naszego rzą- t du. To naprawdę była pierwsza od dłuższego czasu zajmująca, a nawet pasjonująca wizyta. Lotna inteligencja, błyskawiczne reakcje - czuje się to zaplecze wieków największej kultury świata. Jest filologiem klasycz- nym, ale, widać, fenomenalnie zdolny, bo już niezgorzej mówi po pol- sku, a prócz teraźniejszych trzech miesięcy był jeszcze tylko przez mie- siąc w Polsce przed wojną. Opowiadanie o dwu wysepkach u wylotu Cieśniny Dardanelskiej, za- ludnionych [...] przez Greków prawosławnych. Wysepki po drugiej wojnie światowej przypadły Turkom, którzy natychmiast przerobili Greków na Turków i mahometan. Sekretnie jednak pozostali Grekami, , w podziemiach, jak niegdyś nasi unici, odprawiają nabożeństwa prawo- sławne i odprawiającymi te msze są rzekomo mułłowie meczetów, w tej roli występujący jawnie. Co więcej, odwiedzają te wysepki Ameryka- nie, którzy są w istocie rzeczy synami i wnukami mieszkańców i tak jak oni rodowitymi Grekami - emigrantami zarobkowymi do USA. Nazy- wa się jednak, że to do Turków przybywają Amerykanie. Rzadko moż- , na podać w takiej kondensacji, na malutkiej przestrzeni przykład-sym- bol naszej epoki, w której nic nie znaczy tego, co znaczy. Ten biedny Thomopulos zbiera informacje o literaturze polskiej u Parandowskiego, Libery i Jakubowskiego. Anna była prawdziwie tą wizytą ufetowana. 236 237 6 IV 1963. Sobota Fenomen ta Nela! Ma co najmniej lat 88, jeśli nie więcej. Debiutowa- ła przed kilku laty książeczką dla młodzieży: "Jak patrzeć na obrazy" która miała już dwa wydania. A teraz ma już w korektach książkę "Hi- storia form malarskich"' - 300 stron tekstu i 300 reprodukcji. Ma wyjść w 20 tysiącach egzemplarzy, a Dom Książki ma już zamówienia na 17 tysięcy egz. ! To się nazywa sukces niebywały i "unikalny", jak się dziś mówi. I sprawdzający słowa, które wezoraj powiedział mi Kodejszko cytując jakiegoś niemieckiego naukowca: "Zycie zaczyna się po osiem- dziesiątce". Mój Boże, do czego doszłaby Jadzia, gdyby długo żyła! 1 Nela Samotyhowa - Patrzymy na obrazy,1956; Malarstwo zachodnioeuropejskie Popularny zarys rozwojuform malarskich od katakumb do polowy XX wieku,1964. 13 IV 1964. Wielka Sobota Przed południem, kiedy dziewczynki poszły do lasu - my z Anną w charakterze dzieci wzięłyśmy maleńki koszyczek z jajami, kawałkiem kiełbasy, chlebem i bukszpanem - poszłyśmy do kościoła na święcenie jadła. Mela bowiem była obrażona, że w zeszłym roku poszła "ze świę- conem" na rezurekcję i "tylko wstydu się najadła", "nie wiedziała, gdzie ukryć ten koszyczek", bo ksiądz nie święcił. W Wilnie, jak twierdzi, święci się przy rezurekcji. W każdej rzeczy uważa odstępstwo od wileń- skich zwyczajów niemal za zdradę narodu i jest obrażona, gdy mówi- my, że w całej Polsce święci się jadło w Wielką Sobotę. Nie chciała pójść: "Już ja i w tym roku nie będę miała święconego jadła" - powta- rzała zawzięcie. Więc poszłyśmy za nią. W kościele były rzeczywiście same dzieci i na prowizorycznym stole ich koszyki. Było chłodno i cze- kało się na księdza tak dhzgo, że w końcu Anna została. 15 IV 1963. Poniedziałek Wielkanocny Wczoraj w pół do piątej rano zaczęła się wielka strzelanina rezure- kcyjna. Dalibóg, pierwszy raz taką w Komorowie słyszałam. Obudziło nas to, a Dyl tak się przeraził, że dał istne przedstawienie psiej paniki. Przez cały czas trwania strzałów dygotał, ziajał, krył się za moją podu- szkę, oczy wyszły mu na wierzch, nie wiedział, gdzie się podziać, ogon, a raczej szczątek ogona wtulił tak pod siebie, że był jak przyrośnięty do zadka. Kiedy poszłam go wypuścić, bojąc się, aby się nie posikał ze strachu, zrazu poskoczył ochoczo, snadź pewny, że w ten sposób ujdzie spod huku, ale gdy na schodkach już usłyszał huknięcie, zawrócił prze- rażony do domu i jeszcze do godziny 10 bał się wyjść z domu. Ale za- chował się przez cały czas przyzwoicie, żadnych fizjologicznych skut- ków jego przerażenia nie było. Pierwszy raz coś podobnego widziałam, tulił się do nas jak człowiek. 19 IV 1963. Piątek Ciekawe opowiadanie Kazi o godnym zachowaniu się dr. Rutkiewi- cza wobec słynnej już manifestacji pielęgniarek, kiedy tysiąc pielęgnia- rek wkroczyło na podwórze Ministerstwa Zdrowia. Żądały widzenia się ze Sztachelskim (którego nie było wtedy w Warszawie). Wyszli do nich wiceministrowie Widy-Wirski' i Rutkiewicz. Ten pierwszy wystąpił z 238 239 W Komorowie. Od lewej siedzą: H. Józewski, M. Dąbrowska, A. Kowalska, M. Andru- szkiewicz; stoją: J. Wyrzykowski, E. Barszczewska i M. Kowalska bestialskim kazaniem zalecając manifestantkom, żeby brały przykład z bezinteresownej of#iarnej pracy podziemnej pielęgniarek za okupacji, dzięki której mogą teraz żyć i pracować w Polsce Ludowej. Odpowie- działo temu tupanie, okrzyki zrozpaczonego gniewu i walenie krzesła- mi, a mało brakowało do poshlżenia się nimi. Wtedy Rutkiewicz od- ciągnął Widy-Wirskiego, sam wszedł na mównicę i powiedział jakoby mniej więcej: "Minister Sztachelski będzie tu za dwa dni. Przyrzekam paniom, że powiadomię panie o jego obecności i powiadomię wszystkie szpitale i ośrodki zdrowia o dniu, w którym delegacja pielęgniarek bę- dzie mogła z nim rozmawiać, skoro jemu życzycie sobie przedstawić te wasze żądania. Przyrzekam też, że jeśli okoliczności sprawią, że nie bę- dę mógł wypełnić tego przyrzeczenia, nie przestąpię więcej tego pro- gu". Więc jednak dr Rutkiewicz stanął na wysokości zadania. Są plotki, że w czasie ogłoszenia sławnych kwietniowych zarządzeń o represyjnej podwyżce cen Jędrychowski i Ochab wyszli z sali sejmo- wej i że jakoby do końca sprzeciwiali się temu posunięciu, za co Go- mułka jakoby nazwał ich tchórzami. W tej wersji Gomułka jest jakoby autorem całej tej niecnie ghipiej imprezy i upierał się przy niej. Ciekawa jestem, kiedy Gomułka uzna za akt najwyższej komunistycznej odwagi strzelanie do robotników. Niejestjuż od tego daleki. Inna wersja mówi na odwrót, że cała ta troska o "niezapalanie piecy- ków gazowych dla nagrzania szklanki wody do zębów" jest autorstwa Jędrychowskiego, a sprzeciwiali się Oskar Lange i Michał Kalecki. 1 F e 1 i k s W i d y-W i r s k i (1907-1982), działacz polityczny, lekarz, publicysta. Początkowo działacz ZPMD, od 1931 NPR-Lewicy; podczas okupacji członek Zarządu Głównego, później prezes SP; od 1958 w PZPR. W 1945 wojewoda poznański, 1946 kierownik Ministerstwa Informacji i Propagandy, a następnie wiceminister kultury i sztuki, wiceminister żeglugi. 1952-55 bezpodstawnie oskarżony i więziony, po czym zrehabilitowany. Od 1961 wiceminister zdrowia i opieki społecznej. Od 1965 kierownik Ośrodka Naukowego PAN w Paryżu. Poseł na Sejm wielu kadencji. 20 IV 1963. Sobota W "Le Monde" ukazał się skrót XVIII encykliki papieża "Pacem in terns". Ciekawe, zawiera mnóstwo rzeczy, których nie było w bardzo małym skrócie "Tygodnika Powszechnego"1. Interesujące, że "Tygo- dnik" nie zamieścił całości encykliki. W "Le Monde" niemalże całość jest zupełnie inna jak w "Tygodni- ku". Są tam całe ustępy o władzy i stosunkach między ludźmi a władza- mi publicznymi. Jest rozdział "o potrzebie autorytetu". Jest ustęp o "refugies politiques"z. Jest zdanie: "Personne ne veut etre soumis a des pouvoirs politiques etrangers a sa communaute ou a son groupe ethni- que"3. Zbyt optymistycznie Jan XXIII zaznacza, że "on assiste chez beaucoup a la disparition du complexe d'inferiorite qui a regne pendant des siecles et des millenaires; chez d'autres s'attenue et tend a dispa- raitne, au contaire, le complexe de superiorite, issu de privileges econo- miques et sociaux, du sexe ou de la situation politique"4. Na przeszło szóstej części globu ziemskiego licząc z "demokracjami ludowymi"- panująjeszcze obydwa te kompleksy. Ale jest też zdanie: "On ne peut, certes, admettre la theorie selon la- quelle la seule volonte des hommes - individus ou groupes sociaux- serait la source unique et premiere d'ou naitraient droits et devoirs des citoyens, d'ou deriveraient la force obligatoire des constitutions et 1'autorite des pouvoirs publics"5 - które daje do myślenia. Jest dezyderat "d'une autorite publique de competence universelle"b. Anna dziś niechcący podsłuchała telefon Loni. Trudno nie słyszeć go, bo nieszczęsna, ale też ghzpia i bez godności, nie może się po- wstrzymać i już przy nas telefonuje. Użerała się, oczywiście, ze swym stolarzem o spotkanie, którego on nie chce i wiecznie tak samo odmawia. Ona myśli, że wzbudzi miłość podarunkami dla niego lub jego dziecka, bo ma synka, rozszedł się z żo- ną, ale chce do niej wrócić. Anna słyszała: "To ja jestem nachalna? To ty jesteś nachalny" - co za niezorientowanie się w sytuacji ! ! Potem za- pytuje Anny: "Co to znaczy, kiedy mężczyzna etc." Kiedyś zapytała: Proszę pani, co to znaczy, jak pięcioletni chłopiec powie do kogoś: "Jak cię kopnę, to polecisz na strych". To naturalnie jego chłopiec tak do niej mówi. Zastanowiła mnie odpowiedź Anny: "To znaczy, że chłopiec jest bardzo nieszczęśliwy". Taka odpowiedź nie była, oczywiście, ad usum Loni. Mogła ją tylko podżec do chęci uszczęśliwiania chłopca i tym zdobycia przychylności ojca. I Anna jest za dobrym psychologiem, by tego nie wiedziała. 1"Le Monde",11 IV 1963, nr 5671, Tygodnik Powszechny" 1963 nr 16. z Ustęp o Pomocy dla uchodźców politycznych i emigrantów (103-8). Przekład pol- ski przytoczonych urywków podaję za: Pacem in terris, Społ. Inst. Wyd. "Znak", Kca- ków (Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, Warszawa) - choć różni się on istotnie od tekstu francuskiego i od interpretacji nadawanej mu przez autorkę (oba tek- sty są, oczywiście, tłumaczeniami z łacińskiego oryginału). 3 "Żadna też społeczność nie chce już pozostawać pod obcym panowaniem" (43). Ib - Dzienniki, t 4 24 I " "W naszych bowiem czasach zdezaktualizowały się poglądy głoszone przez tyle stuleci jakoby jednym warstwom społecznym przysługiwało niższe miejsce, innym zaś należało się pierwszeństwo, czy to ze względów gospodarczych i społecznych, czy też z racji płci, czy też wreszcie z powodu stanowiska, jakie zajmowały w społeczności" (43). 5 "Nie można przyjąć zapatrywania tych, którzy twierdzą, że z woli czy to poszcze- gólnych ludzi, czy też niektórych społeczności, jako ze swego pierwszego i jedynego źródła, rodzą się prawa i obowiązki obywateli, wypływa moc obowiązująca konstytucji, a rządzący otrzymują władzę rozkazywania" (78). b Dezyderat "powszechnej władzy publicznej" ( 136-9). 21 IV1963. Niedziela Po wspaniałej encyklice Jana XXIII, która zrobiła ogromne wrażenie na całym chrześcijańskim i niechrześcijańskim, a nawet komunistycz- nym świecie - zbrodnie idą swoją koleją. Zapowiadane są coraz nowe zbrojeniajądro-atomowe, coraz nowe z nimi doświadczenia. Najnowocześniejszy amerykański statek podwodny poszedł na dno Atlantyku, zginęła cała załoga plus kilkunastu uczonych i konstrukto- rów. Inne takie statki wyruszają na Morze Śródziemne, wszystkie z kil- kunastu "Polarisami"'. Franco bestialsko zamordował Juliana Grimaua, hiszpańskiego komunistę za... udział w wojnie domowej sprzed 27 lat. Co prawda trudno wymagać ludzkości i sprawiedliwości od faszysto- wskiego dyktatora, kiedy w "pierwszym państwie komunistycznym" przy takich samych parodystycznych sądach, "sądach krzywoprzysię- głych" skazywano na śmierć nie burżujów i jawnych wrogów, ale ty- siące wypróbowanych komunistów. Niemniej zbrodnia pozostaje zbrod- nią straszliwą, dwugodzinny "sąd" był urągającą człowieczeństwu paro- dią. A stało się to w państwie katolickim, a wydał ten wyrok władca ka- tolicki uznający autorytet papieża. Nie dość na tym. Mordują się w Je- menie, Laosie, Wietnamie - a bezpośrednio po tej encyklice, na którą pozytywnie zareagował nawet świat muzułmański, w Algierze jakiś sza- lony czegoś fanatyk, eks-student arabski, dokonał zamachu na Moha- meda Khemisti, Ben-Belliz ministra spraw zagranicznych, najmłodszego ministra świata. Zamachowiec strzelił w twarz, kula uwięzła w mózgu, nastąpił kom- pletny paraliż. "Umarły-żywy" utrzymywany jest przy pozorach życia (możejuż umarł) przez sztuczne oddychanie i masaż serca. Żaden z chi- rurgów, wzywani byli i paryscy, nie podjął się w tych warunkach opero- wać mózgu. To wszystko dzieje się po encyklice "Pacem in terris" - zaświadcza- jąc, jak bezsilne są słowa będące nawet tak wstrząsającym wydarzeniem jak słowa wielkiego Jana XXIII. ' Polaris - rakiety-pociski dalekiego zasięgu 2 A h m e d B e n B e 11 a (ur.1909), polityk algierski; jeden z przywódców zbroj- nego powstania antyfrancuskiego (1954) i Frontu Wyzwolenia Narodowego, pierwszy premier (1962-65) i prezydent (1963-65) niepodległej Algierii; obalony w wyniku woj- skowego zamachu stanu i uwięziony. 25 IV 1963. Czwartek Około 11 wieczorem kończę XXII rozdział ze smutną świadomością, że muszę to jeszcze raz przepisać. Ale wyciągnąć ten rozdział z mate- riału rozciągniętego w około 100 stronach brulionu z różnych epok nie było łatwo. 26 IV 1963. Piątek Aktualna anegdotka: Jaka jest miara nudy? Gomuło-godzina. Wieczorem idziemy z Anną do kina "Stolicy". Film "Jak zdobyć mę- " ża?" - i amerykański, i kolorowy, i panoramiczny - i bardzo banalny, mydlany, bez wartości. Kronika też zła. Y W miarę powiększania się cenzury jałowieje prasa, radio i filmy. Krótkometrażowe dodatki są teraz prawie wyłącznie o wojsku. 28 IV 1963. Niedziela Przed południem - Ewa Korzeniewska. Cenzura robi mi mnóstwo skreśleń nawet w przedwojennych artykułach. Merde! Utłuc w moź- dzierzu i rozrzucić na pustyni wszystkich cenzorów! I czym wytłuma- czyć to śmierdzące tchórzostwo tak potężnego zwierza? Czyżby słowo ' miało istotnie taką potęgę, że nawet stare i zwietrzałe jest groźne dla USSR (Usrać się - w samej rzeczy!). 8 V 1963. Środa Dziś znowu miałam uderzenie krwi do głowy, a potem tachikardię- tak że kiedy przyjechał Henryk, leżałam w łóżku. Mimo to był prawie do siódmej i opowiadał mi właściwie rzeczy wstrząsające o zamachu na jego życie w I943. W śledztwie nie kryto wcale tego, że zamachu doko- 242 243 nali komuniści, a ten, który rzucił granat, żyje i jest na wysokim stano- wisku (chyba, jak myślę, w UB albo wojsku). 9 V 1963. Czwartek W radiu pojawiło się ohydne słowo "aranżacja". "Nowa aranżacja piosenki". Nie było żadnej potrzeby, bo jest na to słowo "układ". Nie je- stem przeciwniczką słów obcego pochodzenia i sama chętnie ich uży- wam. Ale to jest wyjątkowo zbędnie, sztucznie i sprzecznie z duchem języka "przyswojone". Na "cja" kończą się słowa, które w danym ob- cym języku mają formę "tion". Nie ma francuskiego słowa "arranga- tion" - jest "arrangement", więc mogłoby być tylko "aranżament", tak jak testament czy sakrament. Ale po co? 10 V 1963. Piątek Psuje się telefon z powodu zarastających druty gałęzi [...]. Zakładając osiedle ogrodowe, gdzie przy każdym domu jest pełno zieleni, nie należało już sadzić drzew po obu stronach dosyć wąskich uliczek. Zwłaszcza w kraju tak biednym i źle zagospodarowanym, że nie stać go na kable telefoniczne podziemne. (W Brukseli już za moich studenckich czasów, a więc przed przeszło 50 laty, tramwaje chodziły na trakcji podziemnej, prąd szedł rowkiem w szynach). Te komoro- wskie drzewa przyuliczne są wiecznie obcinanymi kalekami, a prócz zaplątywania się w druty zaciemniają niepotrzebnie ogrody. II V1963. Sobota Przepisałam zaledwie 5 stron XXII rozdziału. Nic nie daje się skró- cić. Żeby mieć atom chęci na cokolwiek. Jedną molekułę woli do cze- gokolwiek. Świat odpłynął ode mnie, a nie mam już chęci, aby za nim podążyć, ani go przywołać. Miałam wszystko i wszystko straciłam. We "Współczesności" ukazał się świetny artykuł Słojewskiego o Chrystusa "szaleństwie Krzyża" i znaczeniu chrześcijaństwa dla kultury europejskiej pt. "Mała złota szubienica"'. Cała prasa go przemilczała. Jedynie "Tygodnik Powszechny" dał obszerne streszczenie. # Hadrian (J. Z. Słojewski) - Malerika złota szubienica (w cyklu: Komentarze Ha- driana), "Współczesność" 1963, nr 9, przedruk w: Maleńka złota szubienica,1969. 20 V 1963. Poniedziałek Minął tydzień bardzo pięknej pogody, choć z przelotnymi burzami i deszczami. Od lat nie pamiętam równie pięknego maja, a pierwszy raz, odkąd jestem w Komorowie, śpiewają tu namiętnie i masowo słowiki. To dla mnie bardzo wielkie przeżycie, że nocą nie mam ochoty zasnąć, bo wolę słuchać słowików. Jaka natura jest tajemnicza - niechże to wy- jaśnią naukowcy opętani zakłócaniem ładu w kosmosie, dlaczego przez sześć lat nie było tu słowików lub dawały się słyszeć wyjątkowo, dla- czego nie było ich w zeszłym roku, kiedy tak długo i tyle wody było w Komorowie - a w tę stosunkowo mało mokrą wiosnę śpiewają dzień i noc na każdej niemal działce. Tylko w moim ogródku ich nie ma. # Przeczytałam u Sokołowskiego, że słowiki nie lubią zbyt czysto utrzy- manych ogrodów. Lubią ogrody, gdzie nie sprząta się ściółki jesiennej- która pozwala im słyszeć najlżejszy szelest zbliżającego się napastnika # (a głównym ich wrogiem są koty, których też za to nie jestem w stanie darzyć nawet śladem sympatii). Cały ten tydzień zajęta byłam przepisywaniem rozdziału XXII, ale 244 245 Komorów, ul. Kraszewskiego w końcu wypadł nie tak źle, jak się zapowiadał. Ponure jest, że tego ro- ku napisałam tylko dwa rozdziały! Ale zbliżyłam się już do drukowa- nych tekstów i mam nadzieję, że przynajmniej kilka rozdziałów potoczy się dość szybko. Wśród pism tylko "Monde" i prasa emigracyjna piszą nowsze, ży- wsze i ciekawsze rzeczy. Bardzo ożywiły się londyńskie "Wiadomo- ści". Zeszły wreszcie z pozycji "cmentarza wspominków". Dają wielki dodatek tekstów radiowych "Wolnej Europy", gdzie już nie ordynarna antypropaganda, ale obiektywna dyskusja z opiniami Kraju. W ostatnim tym dodatku "Na antenie" wstrząsające szczegóły zamykania wszy- stkich zakładów wychowawczych i eharytatywnych prowadzonych przez klasztory. 22 V 1963. Środa Po południu Henryk. Zetknął się wreszcie z książkami o cybernetyce i jest szalenie tym przejęty. To go zmusza, zdaje się, do pewnych kore- ktur w jego f#ilozof#icznej "Księdze o istnieniu". Jest jednak do tego sto- pnia zadufany w sobie, że twierdzi, jakoby nowe dziedziny wiedzy szły ku temu, o czym on właśnie pisze. Gdyby znał języki, rozszerzył swoje lektury - doszedłby na pewno do poważnych wyników nie tylko w ma- larstwie, ale i w filozofowaniu. Ale jest zbyt Rejowski, zbyt wierzący w wagę swojej "domorosłości". Wieczorem jeszcze piszę, ale tymi dniami kiepsko się czuję z ser- cem. Co napiszę stronicę, to muszę się kłaść na pół godziny i tak ciągle jestem spóźniona. 29 V 1963. Środa Wiadomości o Erazmie od Neli są raczej dobre. Nie tylko mówi, ale rozmawia i żartuje, silnie jakoby ściska dłoń na pożegnanie, je, a naj- ważniejsze, że zaburzenia wzroku już się cofnęły. Ich przyjaciele kursu- ją między szpitalem i Nelą po kilka razy dziennie. Samotyhowie osiąg- nęli to, co w starości jest skarbem największym i szczęściem najwię- kszym. Otoczeni są gronem przyjaciół, którzy są gotowi shzżyć im wszystkim - we dnie i w nocy. Kiedyś myślałam, że ja będę miała taką starość. Miałam zawsze takie szczęście do ludzi! Ale moje życie skręci- ło na inny tor, który zupełnie zmienił mi charakter i usposobienie. Cieszę się dla nich, że odejdą w słońcu dobrych uczuć. 31 V 1963. Piątek Dziś rano zdobyłam się wreszcie na wizytę u tutejszego proboszcza, ks. kanonika Józefa Jakóbczyka. I nie żałuję tego. Dowiedziałam się trochę o kapucynach i podziwiałam mnóstwo winogron już z owocami. Warszawa.1 VI 1963. Sobota O 11.15 przyjechali Irena Szymańska i Kasiński. Ta wizyta była mi przyjemna i wszystkie rozmowy z nimi prowadzone były mi przyjemne. Tak samo jak przyjemna mi była wczoraj długa rozmowa z Terleckim, bo łaknę życzliwości, kontaktu z ludźmi niezakoszmarzonymi. Wstąpili- śmy do Antoszewskiego po maszynę', byłam wesoła, jak dawno nie by- wałam. Po drodze mnóstwo bardzo kwitnących akacji. To już czerwiec. Nad wieczorem zatelefonowała Nela z kliniki. W stanie Erazma na- stąpiło pogorszenie, ujawniły się komplikacje od strony serca i nerek [...]. Jednocześnie wiadomość o agonii papieża, to mnie bardzo przejmuje. # # W ł a d y s ł a w A n t o s z e w s k i (zm.1978), z wykształcenia prawnik. Przed E wojną przedstawiciel na Polskę firmy "Royal". Po wojnie prowadził zakład naprawy maszyn do pisania przy ul. Marszałkowskiej 66, róg Wilczej, który później prowadziła # wdowa, Barbara Antoszewska. Z jego usług korzystało wielu znanych pisarzy. 2 VI 1963. Niedziela O 9 rano telefonuje Janek Miłkowski'. Erazm umarł dziś rano. Potem cały dzień telefony. Koszmar. Najpierw radzą się mnie, czy ma być po- grzeb świecki, czy z księdzem? Byłam zdumiona, że mogło powstać ta- ' kie zagadnienie. Świeckim cmentarzem jest cmentarz komunalny i Po- wązki Wojskowe. O ile wiem, na Powązkach z kościołem Karola Boro- meusza odbywają się tylko pogrzeby tradycyjne. Dla mnie Erazm był mistykiem, a w ogóle był siostrzeńcem czy bra- tankiem proboszcza, który go wychował. Powiedziałam jednak: "Te rzeczy rodzina musi już sama decydować. Ja w każdym razie każę się pochować po katolicku, już choćby dla uczczenia Jana XXIII". Umieranie Jana XXIII rozdziera serce i chyba serce świata. Najwię- kszy papież w dziejach, mobilizator dobroci w tych wilczych czasach. i J a n M i ł k o w s k i (ur.1904), syn Jana, nauczyciel i urzędnik. Ukończył studia , prawno-ekonomiczne w Warszawie i Poznaniu. Przed wojną pracował jako urzędnik w Ministerstwie Komunikacji. Podczas okupacji, za skierowaniem Dąbrowskiej, zaczął pracować w "Społem" w różnych miejscowościach, najdłużej w Jarosławiu. Po wojnie 246 247 zajął się organizacją placówek gospodarczych "Społem" na Ziemiach Odzyskanych. Później dyrektor zespołu szkół ekonomicznych CRS "Samopomoc Chłopska", a nastę- pnie nauczyciel tegoż zespołu w Nałęczowie. J. Miłkowski od 6 klasy gimnazjalnej wychowywał się w domu swoich wujostwa Samotyhów, u których mieszkał do 1927. Dzięki temu znał całe wspólne środowisko Samotyhów i Dąbrowskich (zwłaszcza z kręgu Edwarda Abramowskiego). Datujące się z tego czasu bliskie stosunki z Dąbrowską zachowały się do końca jej życia (odwiedzał ją jeszcze w klinice); pisarka broniła też go przy rozmaitych konfliktach zawodowych po wojnie. 3 VI I963. Poniedziałek Zapomniałam wspomnieć, że w niedzielę po południu pojechałyśmy z Anną do Neli. To była w jakimś sensie wzruszająca wizyta. Nela przejrzysta, nie tylko nie postarzała, ale poprzez warstwy sędziwości stała się nagle dziewczęca. W zielonym jasnym sweterku i białej bluzce wyglądała wprost pięknie. Bardzo miła ta ich sąsiadka p. Cesia, jakaś cała w dobrym gatunku. Janek Miłkowski i jego zawsze patetyczna hi- storia pozytywnego bohatera prześladowanego. Wieczorem widziałam jakiś program piosenkarski w TV. Wszystkie "gwiazdy" do niczego, w złym guście, każda (każdy) tylko tym zajęta, czy ma dość sex appealu, a raczej czy jest dosyć sexbombą, aby ją wzię- li do filmu. Jeden tylko Bohdan Łazukal zachwycił mnie w parodysty- cznej piosence o "Ali Beju". I tekst dobry (reszta i teksty, i muzyka- nic!). Tak że w ciągu tych osiemnastu lat tylko dwa razy z satysfakcją słuchałam w Polsce dwu piosenek: tej - Bogdana Łazuki, przy czym i sam wykonawca mnie zachwycił - i raz kiedyś w radiu piosenkę uliczną z refrenem: "A ja sobie, a ja sobie kiwam giczołami". Świetny tekst, b. dobra muzyka, doskonała wykonawczyni, a nawet jej nie widziałam, bo aparat otwarłam, jak już śpiewała i nie wiem nawet, kto to śpiewał ani czyj tekst czy muzykaz. 1 B o g d a n Ł a z u k a (ur. 1938), piosenkarz i aktor. Uczeń L. Sempolińskiego, ukończył wydział aktorski warszawskiej PWST; już na przedstawieniu dyplomowym zwrócił uwagę wykonaniem lekkich piosenek ironicznych, satyrycznych lub grotesko- wych. Wkrótce stał się "gwiazdorem"; pierwszy ze świata polskiej piosenki miał własny recital w Sali Kongresowej w Warszawie. Jego przeboje to: Bal na Gnojnej, Dzisiaj, ju- tro, zawsze, Bogdan, trzymaj się i in. Gdy jego rodzaj interpretacji nieco się opatrzył- zaczął grać w teatrach warszawskich ("Komedia", "Syrena"), a także w filmach i TV. 2 A ja sobie, a ja sobie kiwam giczofami - piosenka kabaretowa niemiecka, autor- stwa Klabunda, tłum. J. Pomianowski, muzyka J. Abratowski; w kabarecie "Szpak" śpiewała tę piosenkę B. Rylska. 5 VI 1963. Środa Leżę z tak złym sercem, że choć opornie to idzie, proszę Kodejszkę o wizytę w domu. Przyszedł i jeszcze bardziej postraszył, że w EKG jest niedotlenienie tylnej ściany z możliwością małej neurosis. Za to wszystkie inne badania wypadły na "piątkę z plusem". [...) Ale obstaje przy leżeniu dwa tygodnie. Anna wytelefonowała Zbyszka Illga na przedstawienie Sofoklesa, Eurypidesa i Arystofanesa'. Jakże żałuję, że nie mogłam na to iść. Też hiperbolizowali, że to są pełnospektaklowe przedstawienia i że wieczór będzie trwał "cztery godziny co najmniej, a wrócimy z niego po dwuna- stej". Ja jednak i z wyboru Arystofanesa i z "Chmur" w "Dialogu" i z dawnej pamięci tragików wiem, że to są przedstawienia jak duże jed- noaktówki. Jakoż (Tula) wróciła już około wpół do jedenastej, a na mo- je zdumienie, że tak prędko, oznajmiła: "Bo z ##Żab" wyrzucono cały ustęp o emigrantach". Oczywiście nie dlatego. Już cięcia reżyserskie Dejmka miały na celu "ustawić" w czasie te trzy rzeczy dla publiczno- ści. Nawet Zbyszek, naukowiec-chemik czy fizyk, o b. ograniczonych horyzontach powiedział: "Nie przypuszczałem, abym sztuki ze starożyt- ności mógł słuchać z takim wzruszeniem i przejęciem". Ale to ciekawe! Autor sprzed 2500 lat jest dziś w tym śmierdzącym wychodku niecen- zuralny. Nie wiem, co tu bardziej podziwiać - bezgraniczną tępotę? czy bezgraniczną słabość i śmierdzące tchórzostwo? # Aischylos - Agamemnon, tłum. St. Srebrny, Eurypides - Elektra i Arystofanes- Żaby, tłum. A. Sandauer, reż. K. Dejmek, scen. Zenobiusz Strzelecki, muz. St. Kisiele- wski, Teatr Narodowy, premiera 5 VI 1963. 6 VI 1963. Czwartek Wstałam i pojechałyśmy na pogrzeb Erazma. Nela zgodziła się w końcu na pogrzeb kościelny, ale w klepsydrze nie dała śp., choć do ni- kogo słowa "świętej pamięci" tak dosłownie nie pasowały jak do Era- zma. Nie dała też klepsydr na kościele, tak że przez chwilę miałam wąt- pliwości, czy nie pomyliłam dnia. Widziałam mnóstwo starców i staru- szekjakby z czasów pozytywizmu warszawskiego. Był Kotarbiński, był Juliusz Poniatowski, Zygmunt Poniatowski i pani Futa (on bardzo ciągle przystojny). Rodzina Erazma z Nelą na czele nie umieli się zachować w czasie mszy, nawet w czasie podniesienia siedzieli jak kołki. To robiło nie- przyjemne wrażenie. 248 249 Nela w nowym kostiumie [dwa lub trzy słowa nieczytelne] i... bia- łych płóciennych pantoflach bardzo dobrze i godnie wyglądała. Ale to czerstwe serce, a Erazm to był miód anielski. Komorów. I3 VI 1963. Czwartek. Boże Ciato Przebywanie w Komorowie bez pracy jest koszmarem osamotnienia. Z tego samego można umrzeć na serce. Słuchając dziś preludium 24 d-moll prawie wypłakałam się. Nie lubię niczego wspominać, ale od tych tonów tyle cudownego życia stanęło nagle w pamięci'. Jakże udane było to życie, mimo wszystkie nieszczęścia, od 1943 roku, kiedy zaczę- ło się moje wielkie f#iasko. Czytam ponownie "Dialog" (jaki to świetny miesięcznik). Arystofa- nesa "Chmury" w przekładzie Sandauera i ze cztery interesujące ko- mentarze do Arystofanesa2, którego nagły renesans - trochę przez Darrenmatta, u nas przez Dejmka. Przyznaję rację Sandauerowi, że Arystofanesa nie można archaizo- wać, że należy go tłumaczyć językiem współczesnym; godzę się na wszystkie inne licencje przekładowe Sandauera i na ich uzasadnienie. Ale jeśli Sandauer wyobraża sobie, że przełożył "Chmury" na język współczesny, to się ze śmiertelną powagą i absolutnie myli. To jest ję- zyk Słowackiego ("Balladyny" niemal), podźwiękująey co najwyżej Wincentym Polem albo Wyspiańskim. Nic tu nie pomoże szafowanie "pedziami" itp. Nikt z dzisiejszego pokolenia nie znajuż słów takichjak "cny" ani zwrotów,jakich S. używa. # Tego dnia (13 VI 1963) Dąbrowska napisała definitywny tekst testamentu, złożony u bratanicy, w którym m.in. napisała: "Proszę, aby mnie pochowano wedle obrządku religii rzymsko-katolickiej, skrom- nie, na koszt ZAIKS-u, gdzie mam fundusz pogrzebowy. Nie w żadnej Alei Zasłużo- nych, lecz w grobie na ten cel nabytym, o ile można, w pobliżu moich ś.p. Matki, Ludo- miry z Gałczyńskich, Siostry Jadwigi i Brata Bogumiła (kwatera 238). Pogrzeb religijny nie jest manifestacją przeciw obecnemu ustrojowi, któremu życzę tylko więcej rozumu i serca, lecz jest hołdem dla piękności obrzędów katolickich, w których się wychowałam, dla tysiącletniej chrześcijańskiej tradycji mego narodu, pokornym wreszcie hołdem dla pamięci Jana XXIII, największego człowieka naszych czasów, który potrafił to co nikt, ożywił i zmobilizował ludzką dobroć". Ponadto Dąbrowska rozporządziła swym mieniem oraz dorobkiem pisarskim. Posta- nowienia co do publikacji niniejszego dziennika i korespondencji przytoczyłem we wstępie. Czuwanie nad spuścizną powierzyła pisarka imiennie powołanej przez nią ra- dzie. W parę miesięcy po śmierci znaleziono jeszcze ołówkowy testament z 21 XII 1963 r., /3. Yi 6# III"!a #"#f~# '% #'# ~:# lc # # ~# z ### #' #ć # # 4 / 4 #%~## #z ##, #k###8.###t ' Y 'a#-# "# #'# 4 / #Y# ` #Ju;# #, % # # ##4 # ##'#/r# # z y.#L# # # #i#.f który różnił się co do składu rady, co w dodatkowym postępowaniu sądowym zostało uwzględnione. z Arystofanes - Chmury (Nefelai), przeł. A. Sandauer; komentarze: A. Sandauec- Źle o poprzednikach, K. Wolicki - Arystofanes - propozycja dla ceatru, G. Sinko - Ko- media świata, J. Koenig - Od Arystofanesa do STS-u, "Dialog",1963, z. 5. 30 VI 1963. Niedziela W piątek wieczór skończyłam XXIV rozdział (z opowiadania "A te- raz wypijmy..."). Wczoraj jeszcze go poprawiłam i z wielkim trudem napisałam list do Geisenheynera' w sprawie wypłaty naszych honora- riów w Bernie. 250 251 # E r n s t W. G e i s e n h e y n e r, właściciel firmy Geisenheyner & Crone, mię- dzynarodowej Agencji Literackiej z siedzibą w Stuttgarcie (NRF), która reprezentowała na Zachodzie interesy wielu polskich pisarzy, m.in. Dąbrowskiej. 4 VII 1963. Czwartek Zapomniałam wspomnieć, że w zeszły czwartek czy piątek conclave wybrało na papieża kardynała Montiniego, który przybrał imię Paw- ła VI'. Montini był kandydatem Jana XXIII. Stara inteligencja katolicka antyfaszystowska. Ma bodaj trzy doktoraty, z czego jeden świecki z fi- lologii. Ciekawe, że obaj ostatni papieże przybrali imiona papieży z naj- trudniejszego okresu papieskiego średniowiecza, z okresu wrzenia, nie- pokoju i antypapieży. Był już papież Jan XXIII jako antypapież w Awi- nionie. Nadeszły z Krakowa pierwsze arkusze korekty publicystykiz. Mnó- stwo w związku z tym wątpliwości. 1 Paweł VI, Giovanni Batista Montini (1897-1978), wybrany na papieża 21 VI 1963; syn dziennikarza, deputowanego Włoskiej Partii Ludowej. Ukończył studia w zakresie filozofii, prawa kanonicznego, literatury i dyplomacji. W 1923 pracował w nuncjaturze warszawskiej. Od 1924 pracownik Sekretariatu Stanu, od 1937 podsekretarz, a od 1952 prosekretarz stanu (Pius XII nie mianował sekretarza sta- nu); od 1954 biskup, od 1955 arcybiskup Mediolanu, od 1958 kardynał. Kontynuował i zakończył (grudzień 1965) obrady Soboru Watykańskiego II, z którym związała się je- go encyklika Ecclesiam suam, 1964. Powołał 1964 Sekretariat do Spraw Religu Nie- chrześcijańskich,1965 Sekretariat do Spraw Niewierzących. Odbył podróże do Palesty- ny i Bombaju. W encyklice Mense Maio (1965) i w przemówieniu w ONZ wezwał świat do zachowania pokoju. z Tak nazywa Dąbrowska przygotowywane przez krakowskie "Wydawnictwo Lite- rackie" Pisma rozproszone, które częściowo objęły również publicystykę. 16 VII 1963. Wtorek Zeszłego wtorku wyjechałyśmy z Melą wedle umowy, żeby nazajutrz odwiedzić Zawieyskiego w kupionej przez niego wiejskiej rezydencji. We środę o wpół do dwunastej w południe sam przyjechał po nas au- tem. Nawet nie wiadomo było, gdzie nas wiezie. Belwederska, piękna wilanowska szosa, rozległy lipcowy pejzaż dużych przestrzeni rolnych. Koniec końców okazało się, że to jest tzw. Królewska Góra (gdzie ro- dzice Ani Linke mieli willę) między Konstancinem a Skolimowem. Przepiękny (jak na okolice Warszawy) pejzaż mocno lesisty. Domek biały z trzema pokojami, z lokalną kanalizacją, ale... bez łazienki. Trzy pokoiki nieduże, przyjemne, ładnie "cepeliowo" urządzone, na górze dwa malusieńkie i ciemne, ale strych za to porządnie wykończony, nie tak nędzna nie wykończona przestrzeń jak u mnie, do niczego nie mo- gąca shzżyć... Całość robi wrażenie "rezydencji" wiejskiej i tym góruje nad Komo- rowem, który ma nielubiany przeze mnie charakter podmiejskiego osiedla. Zawieyski był bardzo niespokojny i zdenerwowany, ponieważ źle się czuje [...]. W poniedziałek wykupiono w pięć minut "Trybunę Ludu". Na tę 252 253 Papież Paweł VI telefoniczną wiadomość Anny Mela we wtorek znalazła mi ten numer u kogoś z paru osób kupujących "Trybunę" w kiosku. Podany w niej na czterech kolumnach petitu tekst odpowiedzi KPZR na sławny list chiń- ski' zarzucający Rosji (a właściwie Chruszczowowi) zdradę marksizmu i rewolucji i domagający się ni mniej, ni więcej, tylko żeby nie Mosk- wa, ale Pekin przewodniczył na przyszłość światowemu komunizmowi. 1 Skrót listu KC KP Chin do KC KPZR z 14 VI 1963 i List otwarty KC KPZR do or- ganizacji partyjnych i do wszystkich komunislów w ZSRR, "Trybuna Ludu", 1963, nr 194. W tych dokumentach na czoło wysuwają się rozbieżności w sprawie wojny i po- koju oraz w sprawie walki z następstwami kultu jednostki. Chińczycy zarzucali przy tym KPZR przyjęcie "linu nierewolucyjnej", przekształcenie partii w "partię reformisty- czną". 22 VII 1963. Poniedziałek O dwunastej przychodzi Maja Komorowska'. Należała do Teatru 13 Rzędów w Opolu. Ten teatr się rozprzęga, będzie pewno zamknięty ze względu na nową politykę kulturalną, politykę szmiry. Została bez miejsca, ma pięciomiesięcznego synka - jej mąż przepadł na końco- wych egzaminach z prawa (krakowskie studia zaoczne) [. . . ]. Ona skoń- czyła szkołę teatralną w Krakowie, ale wydział teatrów lalkowych. Do eksperymentalnych "13 Rzędów" ją przyjęto, ale Warszawa wymaga dla przyjęcia na scenę dyplomu aktorskiego. W związku z tym telefonuję do Kreczmara - niestety, na czwarty rok w PIST-cie nie przyjmują; radzi, żeby zdawała jako ekstern, daje wska- zówki, gdzie się z tym zwrócić. Już po telefonie pani Maja mówi, że wedle tego, co jej powiedziano, jako eksterni mają prawo zdawać tylko ci, co po trzecim roku PIST-u mają poprawki. Przewodniczącym Komi- sji Egzaminacyjnej eksternów jest Bohdan Korzeniewski, dzwonię więc do niego, ale nikt się nie odzywa. Słowem, klops. i M a j a K o m o r o w s k a-T y s z k i e w i c z (ur.1937), aktorka teatralna i fil- mowa. Ukończyła wydział lalkarski krakowskiej PWST. Debiutowała w 1960 w Te- atrze Aktora i Lalki w Krakowie. W 1. 1961-68 należała do zespohi Teatru 13 Rzędów w Opolu i Teatru Laboratorium we Wrocławiu (grała m.in. Agłaję w Idiocie, Violettę w Kordianie, w Ksigciu Niezłomnym). Następnie w teatrach wrocławskich: Współczesnym (m.in. Krasawica, Śmierć i Echo w Boleslawie Śmialym Wyspiańskiego, Starą Kobietę w sztuce Różewicza, Gwiazdę w Paternoster Kajzara) i Polskim (Antygona Sofoklesa, Hamm w Koricówce Becketta). Od 1972 pracuje w Teatrze Współczesnym w Warsza- wie (m.in. Kordelia w Learze, Laura w Kordianie, główna rola w Letycja i lubczy,k). Wiele głośnych ról ftlmowych m.in.: Za ścianą, Życie rodzinne, Wesele, Panny z Wilka, 254 Ocalenie, Spirala, a także zagranicznych (m.in. Rok spokojnego slorica). Od 1991 pro- fesor PWST. W czasie stanu wojennego czynna w Komitecie Pomocy Internowanym. Rozwija szeroką działalność społeczną, ostatnio wokół budowy Hospicjum. Starania M. Komorowskiej o zdobycie pełnych uprawnień aktorskich wiązały się nie tyle z przejściowymi wtedy kłopotami teatru Grotowskiego (do którego po urodzeniu syna powróciła), co przede wszystkim z ambicjami osobistymi. Dzięki pomocy Dąbro- wskiej złożyła wówczas egzamin eksternistyczny. 25 VII 1963. Czwartek Wczoraj wpadła na chwilę Maja Komorowska ze swoim synem Pa- włem'. Co za urocze niemowlę. Na ogół nie lubię dzieci, podziwiam, że ludzie chcą je rodzić, ale takie dziecko jak ten Paweł to każdy chciałby 255 Maja Komorowska, Komorów,1963 mieć. Skrzeczy, wyciąga ręce do każdego i bez ustanku do każdego prześlicznie się uśmiecha. Już od razu w niemowlęciu widać, jaką bę- dzie miało w przyszłości postawę wobec świata i ludzi. I P a w e ł T y s z k i e w i c z (ur. 1963), ukończył filozofię na ATK w Warsza- wie. Od 1991 wicekonsul w Los Angeles, później konsul w Montrealu. Ożenił się z Ma- rzeną Kraszewską, mają czworo dzieci. 26 VII 1963. Piątek Imieniny Anny. Przyjechała już rano ugotowana z dusznego upału. Byli tylko: Maja Komorowska z matką', Terleccy2 i mieli być Lipkowie, ale on wyjechał shzżbowo, a Ela zjawiła się (wskutek prac popołudnio- Irena Komorowska. Maja Komorowska z synem Pawłem, ok.1966 wych) dopiero około siódmej. Tak że zapowiadający się ładnie "pod- wieczorek młodych" (mieli być jeszcze Bogdańscy, ale jej wypadł "ostry dyżur") był trochę kusy, ale mimo to przyjemny i nienudny. 1 I r e n a K o m o r o w s k a (1913-1975); bliska sąsiadka, matka Mai i Magdy. 2 L u c y n a T e r 1 e c k a z d. Basaj (ur. 1930), żona pisarza Władysława. Studia polonistyczne ukończyła na KLTL. Pracowała w redakcji WTK we Wrocławiu. Od 1956 wraz z mężem zamieszkała w Komorowie; w 1.1956-59 pracowała w PAX-ie; od 1964 w Wydawnictwie Spółdzielczym. Od 1959 nawiązał się bliższy kontakt między Dąbrowską a W. i L. Terleckimi. W 1. 1962-63 L. Terlecka porządkowała archiwum korespondencji M. Dąbrowskiej, w czym pisarka żywo uczestniczyła. 12 VIII 1963. Poniedziałek W ciągu tygodnia od czwartku do czwartku ku własnemu zdumieniu napisałam rozdział XXIV z dawnego fragmentu pt. "Miało się ku świta- niu". Z 52 stronnic skróciłam na 26. Trochę zaostrzyłam pointy psycho- logiczne, zdaje się, że terazjest lepiej. Notatki z książki Antoniny Valentin o Leonardzie da Vinci'. Już Bot- ticelli utrzymywał, "że szkoda... tracić czas na obserwowanie przyrody, skoro wystarczy rzucić o ścianę gąbką umaczaną w farbie, aby w po- wstających w ten sposób plamach dojrzeć najpiękniejszy krajobraz". Dziwne zawsze interpretacje homoseksualizmu. Autorka wspomina- jąc o zajściu z policją obyczajową prześladującą oskarżonych, a m.in. Leonarda o homoseksualizm - pisze: "Czy można by przypuszczać, że jakieś nieczyste pragnienia ukrywały się za tym głodem piękna, który skierował Leonarda ku młodym ludziom o z lekka niewieścim wdzię- ku?" Że brutalne i cyniczne wtargnięcie policji w sprawy intymnie oso- biste może człowiekiem wstrząsnąć na całe życie, to pewne. Ale dlacze- go homoseksualizm nazywać "nieczystym pragnieniem", "brudem" itp. Taka sama miłość jak inne - może być "czysta" lub "nieczysta", zależ- nie od wzajemności - może być rozpustą albo wielkim szczęściem. A wszyscy autorzy rozpatrujący takie postacie jak Leonardo czy Mi- chał Anioł (Staf#) oburzają się tylko faryzejsko za "podłość posądzania ich o homoseksualizm". Nic w takim domniemaniu uwłaczającego nie ma, a dopiero uwłaczające jest ściganie "posądzonych". # Antonina Valentin - Leonardo da Vinci, przeł. S. Sielski,1951 2 Leopold Staff-Michaf Aniof,1934. 22 XII 1963. Niedzielal Dziś w południowym koncercie radiowym Beethoven i Mozart- symfonia Es-dur. Zawsze z rozkoszą słucham i Beethovena, i Mozarta. A jednak to brzmi już coraz bardziej jak muzyka z gwiazd, jak wzrusza- jąca praprzeszłość. Niemożliwe już dziś tak tworzyć, choć może to był muzyki wiek złoty. Od tego ponurego pobytu w Warszawie przed dwoma czy trzema 256 I 7 - Dzienniki, t 4 257 była temu winna, że ona ma takiego pecha do spraw z ludźmi, do ludzi. O mało szlag mnie na miejscu nie trafił i dwukrotnie w ciągu nocy i na- stępnego dnia był atak wysokiego ciśnienia. Nie jestem już w stanie ni- czego znieść, ale to tylko dowód, że postronki życia całkiem się już wy- tarły, i pyłku nie mogę udźwignąć, a tu trzeba dźwigać takiego kolosa. # Ponad 4-miesięczna luka w dzienniku wynikła w znacznej części z powodu nie no- towanej podróży do Szwajcarii i Włoch (od ok. 20 VIII do połowy października), ostat- niej podróży za granicę. 1964 tygodniami miewam po dwa razy na dobę ataki takiego ciśnienia z sen- sacjami w głowie nigdy dotąd w życiu nie doznawanymi. Jednej nocy tak mi było źle, że Mela wezwała pogotowie. Potem był Ancerewicz. Dawali mi largactil, jaki daje się wariatom. Następne ataki wytrzymy- wałam już nikogo nie wzywając, ale dziś w nocy napisałam moją ostat- nią wolę. Już byłam w lepszej formie - i nawet wychodziłam na spacer, kiedy przedwczoraj wieczór Anna powiadomiła mnie, że musi iść na Wita Stwosza do milicji wymeldować Lonię, której gach, ów stolarz, zatele- fonował, że dokonała dwa razy włamania do jego domu, że przychwyci- ła ją milicja, spisała protokół etc. Mówiła to wszystko właściwym sobie stylem i tonem, krzycząc na mnie za każde odezwanie się, jakbym ja 258 31 I I964. Piątek Kręcę się tylko po samym Komorowie, wciąż w kółko. Zabieram na- wet Dyla, ale mnie męczy, bo rzuca się gryźć małe psy i warczy na dzieci. To brzydka cecha charakteru w tym tak łagodnym, przyjaznym, bojaźliwym piesku. Muszę go wziąć chyba na smycz. Puszczam go ze smyczą luźno wiszącą. Kiedy zacznie biegać galopem, potrafi się smycz splątać na kilka węzłów. Na szczęście jest na tyle posłuszny, że na gwizdek wraca, nawet od spotkanego psa, już obchodzonego na sztyw- nych nogach z bojowym warczeniem. Tzudniej, gdy sięjuż gryzie. Miewam dziwaczne albo przerażające sny. Raz mi się śniło, że na ja- kiś dźwięk z kuchni Dyl z ludzkim okrzykiem: "Co tu dają, kompot!?" - zerwał się z fotelika i ukośnym, sztywnym susem, jak psy na wazach etruskich, skoczył przez pokój. Notatka do powieści: "Nie dziw się, że słyszysz obelgi. To nie ja je- stem ich źródłem. To ty jesteś ich źródłem. Zawsze będziesz przerażać każdego, kto cię kocha, budzić zgrozę w każdym, kto chce zaspokoić jakiekolwiek twoje życzenie, marzenie, bo twoje ambicje w każdej dzie- dzinie są tak monstrualnie wielkie, że niczym nigdy nie zaspokajalne. Okłamujesz się mówiąc, że ##potrzeba ci tak mało do szczęścia#,.- Na to, żeby potrzeba mało, trzeba w sposób naturalny cieszyć się dru- gim człowiekiem. W tobie to nie istnieje". 259 Z ostatniej podróży za granicę: Włochy - A. Kowalska, M. Kowalska, I. Szymańska i M. Dąbrowska w Ostii. Fot. R. Matuszewski Parę tygodni temu odbyło się tzw. "plenum" (znów wraca nudna tra- dycja tych plenów) poświęcone krytyce literackiej 20-lecia. Zebranie było burzliwe i pełne wspaniałych podobno przemówień. Zwłaszcza za- błysnął stary "rojalista" Cat-Mackiewicz, który mówił jak "człowiek wolny", prócz niego Jasienica, Kisielewski, Paweł Hertz, Wańkowicz- słowem, o wolność słowa i poziom literatury czy krytyki upominali się wielcy starcy z przewagą wilnian. "Buntowi starców" nie sekundowali młodzi'. Przemówienia ich były anemiczne i "przystosowane", upominali się jedynie o sprawy konwencji i zgodnie z "odgórnymi życzeniami" chwa- lili osiągnięcia. To nieszczęśliwe pokolenie, zaledwie z dzieciństwa pa- miętające wieczorną zorzę wolności, której potem już nie zaznało, dziś trochę duchowo zwałaszone, trochę życiowo cyniczne, bardzo zdolne, ale któremu nigdy nie dane było, i być może nie będzie, wypowiedzieć się vr świetle swobody. Tak że nawet stary reakcjonista Cat-Mackie- wicz, który nawet po udarze wygląda sam jak zdetronizowany król- góruje nad nimi i aparycją (ci młodzi wyglądają przy nim jak pajączki czy oskubane pobite ptaki), bo był dwa razy wolny - raz w Polsce, dru- gi raz w Anglii, choć w Polsce przeszedł Berezę. Ale cóż to było wobec piekła obozów niemieckich i rosyjskich (choć każde z tych piekieł było inne - z godności odzierano w nich ludzi jednakowo). Galiński i Kliszko czy Kraśko - siedzieli na tej sesji cały czas jak ka- mienie, nie wyszli po inauguracji jak zawsze bywało. Cóż - potem za- pewne orzekli, że "bunt starców" z natury rzeczy krótko już będzie trwał - przecież niebawem pomrą. Zebranie to niektórzy pisarze nazywają historycznym, ale wieść o nim nie przeniknęła do narodu. W "Życiu Warszawy" ukazało się spra- wozdanie, że wszystko cacy, odbyło się "w serdecznej atmosferze". Po- tem - po raz pierwszy ogłoszenie w "Życiu", że odbędzie się zebranie POP-u Oddziału Warszawskiego z przedstawicielami KC partu. Wieść o tych obradach nie przeniknęła także do publicznej wiadomości, choć także mogło być burzliwe. Na owym "plenum" nawet Brandys podobno świetnie i "rewolucyjnie" czy przynajmniej ewolucyjnie przemawiał. Czytam ponownie (już chyba po raz setny) "Pana Tadeusza" i znowu znajduję nowe rzeczy. Pokorny Litwin, nienawidzący cywilizacji za- chodniej, napisał tę "epopeję narodową" przeciw emigracji, przeciw Za- chodowi, nawet przeciw powstańczym ambicjom uchodźstwa. Przecież bohaterami zrobił ród Sopliców powiązany zbiegiem przypadków z Tar- gowicą, zrobił ludzi przystosowanych już do nowego reżimu, jakby na złość wszystkim chciał wykazać, że w tej postawie można znaleźć ludzi szlachetnych, ba, nawet na przekór wszelkim pozorom (czy wszelkiej oczywistości) bohaterskich. To coś jakby się usprawiedliwiało przysto- sowanych do okupacji czy do dzisiejszego reżimu. Jedna z najsympaty- czniejszych postaci, ów Maciek nad Maćkami, jest nawet przeciw Le- gionom i Napoleonowi, a wszyscy, już urzeczeni "Peterburkiem"2, oka- zują się w gruncie rzeczy niepodległościowcami. Przy tym - to coś j ak Meli nieomylność pattern of culture3 litewskiej prastarej. Ona tak samo rzewnie wspomina wiejskie łaźnie i opowiada o obyczajach swojej wsi, takich samych jak za "Pana Tadeusza", mówi tonem i stylem epopei narodowej. # Zamiast przypadającego na rok 1963 walnego zjazdu ZLP, który postanowiono po- łączyć z dwudziestoleciem Polski Ludowej (odbył się we wrześniu 1964),17-18 I 1964 ZG zwołał rozszerzone plename zebranie, którego punktem programu był referat prof. J. Z. Jakubowskiego o literaturze powojennej. I to właśnie naruszenie statutu stało się okazją do ataku, jaki przypuszczono w dalszej części plenum (prócz wymienionych po- wyżej przemawiali w tym duchu A. Słonimski i M. Jastrun). Przedmiotem ostrej krytyki stały się: spadek produkcji literatury pięknej (po raz pierwszy Słonimski stwierdził, iż w produkcji książki Polska spadła na ostatnie miejsce w bloku socjalistycznym), likwida- cja w ubiegłym roku dwu pism: "Nowej Kultury" i "Przeglądu Kulturalnego", i powsta- nie na to miejsce "Kultury" oraz kłopoty literatury współczesnej z cenzurą. Na zarzuty odpowiadali m.in. J. Iwaszkiewicz, J. Putrament, T. Hohij, H. Zatorska i in. (por. steno- gram zebrania, archiwum ZLP). 2 Tak Telimena zwie Petersburg (ks. II, w. 599). 3Patternofculture(ang.)-wzorzeckultury 3 II 1964. Poniedziałek Najważniejsze stają się teraz sprawy Kościoła. Dzięki Janowi XXIII potoczyły się one w całkiem nowym kierunku. Paweł VI zdaje się być bardziej sophisticated', niemniej jak tamtego słowa (pierwsze prawdzi- we słowa publiczne od czasu wojny), tak tego uczynki mają wagę, mó- wią całemu światu, że w świecie ducha zaczyna się dziać coś nowego. Bez biur propagandy, bez urzędów bezpieczeństwa, popierających fał- szywą grandilokwencję, bez sił orężnych autorytet Watykanu rośnie na całym świecie niebywale, niestety głównie wśród niewierzących (a przynajmniej nie praktykujących) i wśród "innowierców". Ciemne ma- sy katolickie (w każdym razie w Polsce) i świeckie, i duchowne (księża) w ogromnej części nie są w stanie zrozumieć dwu papieży nowatorów, a nawet ich nienawidzą. Czy Watykan zdoła wygrać walkę "o nowe" z własną swoją owczarnią? 260 261 Co gorsza, nasz Wyszyński, tak gorąco przyjmowany przez wielkie- go Jana, jest podobno "le dur"2 i sprzeciwia się wszelkim próbom kon- kordatu, który jest jednak koniecznością w dziele tej ewolucji Kościoła. Podobno watykańskim kandydatem na Prymasa Polski jest nowy arcy- biskup Wojtyła3, człowiek nowego ducha. Ale prymasostwo jest doży- wotnie. Ciekawe, jak odżywa odwieczny konflikt "Stanisława i Bogu- miła" - arcybiskupów krakowskiego i gnieźnieńskiego. Tylko jeśli pra- wda, co mówią o Wojtyle - dzisiaj Kraków może być nosicielem nowe- go. Nowe wiadomości o Piusie XII. Był nie tylko prohitlerowcem, ale i antysemitą. Podobno w czasie wojny odmówił właśnie późniejszemu Janowi XXIII sprowadzenia do Włoch i uratowania grupy dzieci żydo- wskich. Papież chrześcijański! Stąd Jan XXIll - pierwsza rzecz - usunął z tekstów mszy słowa o perfidnych Żydach, a nawet przerwał mszę, w której ksiądz wbrew jego zarządzeniom wygłosił te słowa, i kazał po- wtórzyć tekst liturgiczny bez tych słów. Zrobił to przeciw antychrze- ścijańskiemu duchowi Piusa Xll. Polska jest i tu w okropnym położeniu. Jej katolicyzm nie ma i nie miał nigdy żadnego ruchu intelektualnego. Intelektualizm reprezentowali zawsze katolicy żydowskiego pochodze- nia. 1 S o p h i s t i c a t e d (ang.) - tu: intelektualny 2 L e d u r (fr.) - twardy # K a r o 1 W o j t y ł a (ur.1920), od 1978 papież Jan Paweł II, podówczas arcybi- skup metropolita krakowski, kardynał, członek watykańskich kongregacji. 4 II 1964. Wtorek Przy pomocy niezawodnego zawsze Jana Bogumiła Sokołowskiego ustaliłam, że dziwne ptaki oglądane w niedzielę na jabłonce to synogar- lice zwykłe (Steptopelia roseogrisea). W istocie są one piaskowego ko- loru wpadającego w różowy. Na karku mają czarną półobróżkę. Zawsze myślałam, że synogarlica i turkawka to jedno, przed czym właśnie So- kołowski przestrzega. Synogarlica woła właśnie "cu-kru" - ja jednak znam tylko głos turkawki. Był młody człowiek z "Tygodnika Powszechnego" wyglądający na 20 lat mimo blond bródki, ale majuż trzydzieści', żonę i córkę siedmio- miesięczną. Chaotyczna rozmowa, której wyniki ma on przesłać. O trzeciej po południu ostatni zastrzyk depot padutinu. Potem pomału za- czynam się przygotowywać do pojutrzejszego wyjazdu. Chcę być w Warszawie 10 dni - to wszystko ucieczka od powieści. i W i e s ł a w P a w e ł S z y m a ń s k i (ur. 1932), krytyk i historyk litera- tury. Studiował w Wyższej Szkole Administracyjno-Handlowej w Częstochowie oraz polonistykę na KUL-u. Debiutował jako krytyk w 1953. Po przeniesieniu do Krakowa pracował jako redaktor działu kult. kolejno w "Tygodniku Powszechnym", "Kierun- kach" i "Za i przeciw". Od 1969 pracuje na UJ, obecnie profesor; członek zespołu mie- sięcznika "Arka". Wydał m.in. Świadomość estetyczna pofskiej aw,angardv, 1971, Neo- symbolizm, 1973, Outsiderzy i sfowiarze, 1973, Uroki dworu (tu: pamflet na Dąbro- wską),1994.Ponadtopowieść:Niedźwiedźwkatedrze,t.1-3,1981. 5 II 1964. Środa Wczoraj młody człowiek opowiadał m.in., że w czasie drugiej sesji Soboru Watykańskiego rozrzucono nuędzy Ojcami łacińską ulotkę prze- ciw prymasowi Wyszyńskiemu i że ktoś puścił plotkę, że to Turowicz, 262 263 Prymas Stefan Wyszyński i arcybiskup Karol Wojtyła redaktor "Tygodnika Powszechnego", napisał tę ulotkę. "Co jest- stwierdził - oburzającym nonsensem". Pomyślałam, że ktokolwiek to napisał, potwierdza to pogłoski o " twardości" Wyszyńskiego wobec jakoby wysuwanych prób konkorda- towych. Osobiście chciałabym, żeby był konkordat i żeby nuncjusz pa- pieski wrócił do swego pałacyku w A1. Szucha. Może spełniłyby się marzenia Jasia Parandowskiego i zostałby wreszcie ambasadorem przy Watykanie? Już widzę, jak się do tego przygotowuje. Choć z drugiej strony - nuncjusz w państwie komunistycznym, to mi się wydaje nie- możliwe. Warszawa.151111964. Niedziela Młody Lipski (ten z "Krzywego Koła")1 przyniósł jakiś króciutki tekst zwracający się do Rządu o rozszerzenie wolności słowa zawaro- wanej Konstytucją2. Było tam już dużo podpisów uczonych i pisarzy o bardzo sławnych nazwiskach. Nie palę się do takich "petycji", bo to nic nie da, ale tak wciąż wszystkiego odmawiam, że zawsze w końcu zda- rzy się coś, czemu po prostu na zasadzie prawa liczb czy prawdopodo- bieństwa nie odmówię. Bez dyskusji więc chciałam podpisać w przypa- dającej na mnie kolejności. Lipski na to: "Chciałem prosić - bo tu pod prof. Infeldem zrobił się taki odstęp - żeby to miejsce wypełnić, r#oże tu pani podpisze" (Infelda podpis był pierwszy). Podpisałam bezmyśl- nie. Bezmyślność to moja największa wada. Bo to był b. naiwny ma- newr, żeby uzyskać mój podpis na tzw. "czołowym" nuejscu. Powin- nam była powiedzieć: "Nie, proszę pana, to jest niedobry manewr. Ad- resaci pomyślą od razu, że inni podpisali, widząc mój podpis. Tymcza- sem rzecz się miała odwrotnie. Ja podpisałam widząc tyle podpisów". Iłła odmówiła podpisu, uważając to za "gest", a jest przeciwna ge- stom. Tak to uzasadniła w liście do Anny. Żałuję, że nie mogłam być na promowaniu prezydenta Finlandii Ur- ho Kekkonena na doktora honoris causa UW. Byłam wtedy chora i wy- słałam depeszę. Mam taką czułość do Finlandii, że zachowała niepodle- głość i tak się wspaniale broniła w 1939-40. Co prawda ten cud stał się za przyczyną Szwecji i jej łożysk kulkowych dostarczanych Rosji. Fin- landia to jedyny kraj wchodzący (z uzurpacji) w orbitę interesów rosyj- skich, którego Zachód nie sprzedał, którego niepodległość raczej kupił. Ale czy na długo? Prezydent Kekkonen był u nas przyjmowany z takimi splendorazni jak żadna "Głowa Państwa", choć już parę takich u nas go- 264 ściło. W naszych tak straszliwie doświadczonych umysłach rodzi to na- tychmiast trwożne podejrzenie, że kryje się za tym coś złego. Czy nie oznacza to przyłączenia Finlandii do Zw. Radz. albo przyrzeczenia wej- ściajej w socjalistyczny obóz satelitów? 1 J a n J ó z e f L i p s k i (1926-1991), krytyk i historyk literatury, działacz społe- czno-polityczny. Podczas okupacji w Szarych Szeregach i AK, walczył w powstaniu warszawskim. Ukończył studia polonistyczne na UW. Debiutował w 1948 w " Nowi- nach Literackich"jako krytyk. W 1953-60 pracował w PIW-ie. W 1957 kierownik dzia- łu kulturalnego "Po prostu"; jeden z organizatorów Klubu Krcywego Koła. W 1. 1961-81 pracownik IBL. 1976-81 członek KOR, z powodu tej działalności więziony. Wielki Mistrz wznowionej masoneru. Lider odrodzonej PPS; z jej ramienia senator. Wydał m.in. Twórczość Jana Kasprowicza, t. I-II, 1967, 1975, Dwie ojczyzny i inne szkice, 1985, oraz wiele prac edytorskich, m.in. antologię felietonu Warszawscy "Pustelnicy" i "Bywalcy", t. I-II,1973. 2 Tzw. List 34; cytuję jego tekst wedhig przemówienia M. Dąbrowskiej (stenogram Walnego Zebrania członków Oddziału Warszawskiego ZLP 12 VI 1964, archiwum ZLP): "Ograniczenia przydziahi papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cen- zuzy stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uzna- jąc istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i czetelnej infor- macji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polityki kulturałnej w duchu praw zagwarantowanych przez Konstytucję Pań- stwa i zgodnym z dobrem narodu". List podpisany przez 34 osoby (podaję alfabetycznie: J. Andrzejewski, M. Dąbro- wska, St. Dygat, K. Estreicher, M. Falski, A. Gieysztor, K. Górski, P. Hertz, L. Infełd, P. Jasienica, M. Jastrun, S. Kisielewski, Z. Kossak, T. Kotarbiński, J. Kott, A. Kowal- ska, J. Krzyżanowski, K. Kumaniecki, E. Lipiński, St. Mackiewicz, M. Ossowska, J. Pa- randowski, St. Pigoń, A. Rudnicki, A. Sandauer, W. Sierpiński, A. Słonimski, J. Szcze- pański, Wł. Tatarkiewicz, J. Turowicz, M. Wańkowicz, A. Ważyk, K. Wyka, J. Zagór- ski) złożony został 14 II 1964 do kancelarii premiera J. Cycankiewicza. Komorów.19 III 1964. Czwartek Imieniny mojego Ojca. Z dzieciństwaje pamiętamjako ciepło i wios- nę. Rzodkiewki wyjmowane z pulchnej ziemi w inspektach. Dzień raczej niepomyślny. W "Tygodniku Powszechnym" ukazała się rozmowa z owym Szymańskim' bez fotografii, snadź ta przeczernio- na Nasierowskiej nie dała się reprodukować. A samą rozmowę pohara- tano, zwłaszcza pytania reportera. Z mojego tekstu dwa zdania o "wiel- kiej metaforze" i o Herlingu-Grudzińskim z powodu jego artykułu o " Nocach i dniach" jeszcze sprzed wojny (i o którym pierwszy raz się dowiedziałam). Zdania były niewinne i zabawne - skreślono je chyba 265 dla satysfakcji samego cenzora, bo tylko mały procent czytelników "Tygodnika" znajego nazwisko i wie, że to pisarz emigracyjny. Zatelefonowała Ela, że Agnieszka ma świnkę i co gorsza, że Jurek prawdopodobnie nie zostanie w tym roku odwołany do kraju na skutek oszczędności dewizowych. Nie chcą płacić sprowadzenia jednej rodzi- ny, wyprawienia i zainstalowania drugiej. Tym to się strasznie zmartwi- łam. W moim wieku rok to epoka. Może nie zobaczę już Jurka. # Wiesław P. Szymański - Wywiad z Marią Dąbrowską, "Tygodnik Powszechny" 1964, nr 12. 2 7 III 1964. Piątek Anna, Tula i pies przyjechali zgodnie z obietnicą około południa. Warszawskie nowiny. Słonimski okazał się dżentelmenem doskonałym. W związku ze złożeniem owej skromnej petycji o zwiększenie przy- działów papieru aresztowany został Lipski, który zbierał podpisy. Sło- nimski nie tylko ową petycję złożył osobiście w prezydium Rady Mini- strów, podając swój adres, ale po aresztowaniu Lipskiego od razu zor- ganizował delegację w składzie: Słonimski, Ossowska, Kisielewski; po- szli do prokuratora m.st. Warszawy i stanęli w obronie Lipskiego (przy czym Słonimski znowu wziął odpowiedzialność na siebie), że po 24 go- dzinach go wypuszczono - zauważając z przekąsem, że "zatrzymany" był nie w tej sprawie. W domu jego zrobiono rewizję. Zabrano mu listy Jerzego Stemp. i jakieś pojedyncze egzemplarze "Kultury", zabrano całą bibliotekę mniej więcej taką, jaką ma każdy z nas. Nie darmo Wacek (nasz kierowca) mówi o Słonimskim: "To świetny gość, dumny facet". 281111964. Sobota Rano zbudziłyśmy się jak w Boże Narodzenie. Widocznie śnieg pa- dał całą noc. Ale ta głęboka biel topniała tak szybko jak śnieg na serwi- sie Wojskiego. We dnie już 3" ciepła. Niestety, ponuro. Mimo to wszy- stko - już koło domu rozkwitło około 50 krokusów. Tak rozmnożyły się te dziesięć przywiezione przez Annę z Norwegii. Komorów jest jedną topielą - nie odważyłam się wyjść z domu. P. Harna przyniósł tort i babkę parzoną. Oświadczył nam, że słyszał w "Wolnej Europie" ów list do Cyrankiewicza - i pod nim także nasze podpisy. Był tym wyraźnie przejęty i podniecony, choć traktuje sprawę z diametralnie odmiennej niż my pozycji. My chcemy ustrój ożywić, uzdrowić, uwielkodusznić, unowocześnić - on chciałby powrotu do dawności. 29 III I964. Niedziela Wielkanocna Rano już o wpół do czwartej zaczęła się kalichlorikumowa rezurek- cyjna kanonada potężniejsza niż kiedykolwiek. Podobnie jak w zeszłym roku Dyl zaraz przybiegł do mnie w panice. Ziajał jak szalony, serce mu łomotało, cały dygotał i chował się do mnie na poduszkę. Ponieważ ka- 266 267 Jan Józef Lipski nonada trwała długo jeszcze po rezurekcji i huki były coraz bliższe, bo- jąc się, aby po prostu nie padł z przerażenia, dałam mu tabletkę mepro- bamatu (skoro doktor Migdalska' daje go swojemu foksterierowi). Ale i to niewiele pomogło, dopiero koło dziewiątej usnął i spał całe przedpo- łudnie! O wpół do pierwszej przyjechali Lipkowie z dziećmi. Miałam trochę tremę, jak "wypadną" te dzieci, ale dzieci okazały się przeurocze zarówno Janek, jak Agnieszka, może zwłaszcza 3-letnia Agnieszka2. Najprzyjemniejsze dla mnie było, że w ogóle nie chciały wyjeżdżać. "My tu zostaniemy" - wołały. Dzieci są szczere i jeśli im się gdzieś nie podoba, potrafią nudzić: "Mamo, jedźmy już, mamo, ja chcę do domu" itp. Bardzo też ładnie zachowywały się przy stole. I w ogóle są nie tylko miłe, ale i ładne. 1 Z o f i a M i g d a 1 s k a (zm. 1995), doktor medycyny, docent w Klinice Neu- rologicznej AM w Warszawie. Mieszkałajakiś czas w Komorowie. 2 A g n i e s z k a D z i e w a n n a L i p k a, obecnie Lipka-Forslind, córka Gabrieli z Szumskich i Andrzeja Lipków. Zajmowała się tkactwem artystycznym. Wyemigrowa- ła do Szwecji. 30 I111964. Poniedziałek Pogoda okropna, dokoła woda i błoto - szara opona chmur - ani mi- nuty - nie już słońca, ale choćby "przejaśnienia". Czuję, że Anna jest znudzona i zasępiona. Mówię: "Może zaprosimy Terleckich?" Chara- kterystyczna odpowiedź: "Poproś. Przynajmniej będzie pozór życia". Natychmiast zatelefonowałam - i nie ma to jak młodzi. Telefon o jede- nastej - już o pierwszej byli u nas na świątecznym śniadaniu. I było z nimi przyjemnie. Terlecki, Odojewski i inni młodzi pracują w radiu. Otóż z KC przyszła do Radia instrukcja, aby pisarze, którzy podpisali list do Cyrankiewicza, nie byli czytani w Radiu, aby skreślić ich słucho- wiska, występy etc. Na razie wyłączeni z tej listy "proskrypcyjnej" są Parandowski, i... Dygat,. 1 Na te pierwsze represje, jak dziś wiemy (por. wstęp A. Garlickiego do tekstu prze- mówienia Dąbrowskiej, jw.), Iwaszkiewicz zareagował pismem do min. kultury i sztuki z 29 III 1964, w którym krytycznie odnosząc się do "Listu 34" przypomniał obietnicę "w najwyższym miejscu", że nie wywoła on represji wobec podpisanych, oraz pośred- nio zagroził swoim odejściem (Archiwum Akt Nowych,1354-220-5). 6 IV 1964. Poniedziałek Kiedy byli u nas Lipkowie z dziećmi (pięć lat i trzy), położyło się je po południu u Anny w pokoju ("pani Anna nas już uspokoiła"). Tula za- bawiała je pokazując stare dziecinne książki, m.in. francuską książkę z obrazkami i historiami z Biblu. Okazuje się, że oboje nigdy w życiu nie słyszeli o Adamie, Ewie, Raju itp. Czegoś straszliwie postne i oschłe wydało mi się wychowanie dzieci bez śladu znajomości największych, powiedzmy, Legend Świata, całkiem bez pierwiastka religijnego. Jak to niezmiernie zuboży choćby ich język. Język wszystkich narodów jest, i długo jeszcze będzie, przerośnięty cytatami z Biblii. Przy tym dzieci wychowane w tradycji religijnej zawsze w końcu dochodzą same w miarę kształcenia się do krytycyzmu. Ale pozostaje w nich przynaj- mniej pewien osad treści kulturalnych i ważnych dla kultury. Fanatycy religijni mogą tylko pochodzić z ciemnych w ogóle sfer al- bo właśnie z ludzi później "nawróconych". Ale jednak na siłę wycho- wuje się na ogromnym obszarze świata pokolenie "bezbożnicze". Dla tych pokoleń najprostszy nawet język mojego pokolenia będzie już cał- kiem niezrozumiały. 7 IV 1964. Wtorek Dziwne to, że w starości można uzyskać jakąś nową wrażliwość. Wrażliwość (dosyć przykrą) na zmiany pogody. Do niedawna i w ciągu całego życia moje samopoczucie fizyczne nie było w sposób widoczny wrażliwe na tę ciągłą przecie u nas zmienność warunków atmosferycz- nych. Widziałam dzisiaj na szybie pierwszą w tym roku biedronkę. Jutro muszę jechać do Warszawy. Jak odzew na hasło porannej wia- domości od Terleckich zadzwoniono z Urzędu Rady Ministrów: "Pan Premier prosi panią na rozmowę jutro o 1 w południe". Zaraz zadzwoni- łam do Związku, była pani Stolarkowa', dadzą mi auto. Potem do Anny. Ona też dostała takie zaproszenie, więc może jednak wszyscy. Anna mówi, że to będzie podwójne millenium, bo wszyscy obecni razem wzięci będą mieli dwa tysiące lat. # H a 1 i n a S t o 1 a r k o w a z d. Kublik (ur. 1926). Ukończyła studia polonisty- czne na UW. W 1.1952-83 sekretarka Zarządu Głównego Związku Literatów Polskich. 268 269 8 IV 1964. Środa O dwunastej zatelefonowała nie znana mi pani Radolińska z Cegla- nej 12 (to za torem kolejki), przed której domem właśnie Wacek utknął w błocie i która pomagała mu, czym mogła, wyciągnąć wóz. I nawet za- dzwoniła do Rady Gromadzkiej prosząc o traktor dla wyciągnięcia wo- zu. Rozmawiałam też z Wackiem, był bardzo zdenerwowany. Więc znów do Anny, żeby na mnie nie czekała, bo to może trwać do dwu go- dzin, gdyż traktora nie ma akurat pod ręką. O pierwszej znowu do p. Radolińskiej z prośbą, żeby Wacek, jeśli go wyciągną, dojechał jed- nak do mnie wypocząć i choć herbaty się napić. Rozmówiła się z nim i dała znać, że jednak nie dojedzie. Jest bardzo zmęczony i zdenerwo- wany i boi się ryzykować. Wróci wprost do Warszawy. Ileż gorzkiego humoru w tym, że z podstołecznego osiedla nie mo- głam pojechać na "rozmowę z premierem państwa" - z powodu błota. O piątej zadzwoniła Anna, że w tej chwili wróciła z narady i jeszcze nie zdjęła płaszcza. Że było bardzo interesująco i że Premier stanął na wysokości zadania - mówił lepiej niż wszyscy pisarze. Nie wszyscy by- li zaproszeni, obecni byli głównie naukowcy. 9 IV 1964. Czwartek Tekst skreślonego przez cenzurę pytania Szymańskiego w wywiadzie ze mną dla "Tygodnika Powsz.": "Niedawno czytałem ##Zawód literacki a służba społeczna,# i pamiętam pytanie Pani w nim zawarte: Czy pań- stwo posiada w ogóle jakieś odpowiednie kryteria do sądzenia, na ile dzieło literatury służy społeczeństwu? Odpowiedź, którą Pani dała, była jednoznaczna, analogiczna do tej, jaką znalazłem w niedawno wydanej u nas powieści Brocha pt. ##Śmierć Wergilego". W słynnej polemice z cezarem Augustem Wergiliusz stwierdza, że sztuce żadnych obowiąz- ków narzucać nie można, ani służebnych wobec państwa, ani jakichkol- wiek innych, uczyniono by z niej w ten sposób antysztukę". Z Terl. mówiliśmy o artykule J. Szeląga w ostatniej "Kulturze"'. Jest to w samej rzeczy najnikczemniejszy chyba artykuł, jaki w publicystyce polskiej ostatnich lat czytałam. Prawie równie nikczemny jest artykuł Wilhelmiego z poprzedniego numeru pt. "Granice wolności"z. Pierwszy nie tylko apoteozuje cenzurę, ale dowodzi, że jest ona istotą i esencją życia. Właściwie nie ma zjawisk nie cenzurowanych. Drugi - że właści- wie nic nie jest wolnością, ponieważ każda wolność jest ograniczona na wiele sposobów. ' Jan Szeląg (właśc. Zb. Mitzner) - Tak i nie, "Kultura" 1964, nr 15. ` Janusz Wilhelmi - Zakres wolności, "Kultura" 1964, tu 14. 19 IV 1964. Poniedziałek Dwa głosy (Czeszki' i Koziełła) usiłujące przeciwstawić się tak ha- niebnemu biegowi rzeczy, są tak zakamuflowane, że zaledwie kilkana- ście osób jest w stanie domyślić się, o co tym dwu na pewno uczciwym, ale niezdolnym przedrzeć się przez żelazną kurtynę cenzury ludziom idzie. A przecież całą sprawę wyjaśnić i rozwikłać mogłaby tylko publi- czna dyskusja. Dyskusja zarówno z żerującą na owym liście emigracją, jak z naszą tu "polityką kulturalną". Lecz w naszej prasie ani mru mru o sprawie, o której mówi już cały kraj. Tak samo przemilczane zostały dwa wiece studenckie tym sprawom poświęcone. I pomyśleć, że w żadnej instytucji (Radio i Telewizja), w żadnym pi- śmie czy wydawnictwie, którym polecono dyskryminować pisarzy, nie znalazł się bodaj jeden człowiek, który by ujął się za pisarzami pozba- wionymi w trybie administracyjnym możności zarobkowania. Wczorajsza niedziela była przyjemna. Anna przyjechała w sobotę już przed południem, a w niedzielę po południu przyjechał Dag Halvorsen #, który już dobrze mówi, a wszystko rozumie po polsku. Jego zdaniem, które jest również zdaniem Anny i moim, Zachód nie ruszy palcem, na- wet gdyby ludność Polski została zamknięta w obozach koncentracyj- nych. Większość społeczeństwa, które nigdy nie zostało zepchnięte w taką reakcję jak obecnie, ale co gorsza wszystkie władze rządu i partii nie wiedzą nic o oczywistym fakcie, że Zachód woli Gomułkę niż Gie- droycia. ' Bohdan Czeszko - O troskę r#etelną, "Kultura" 1964, nr.16 2 D a g H a 1 v o r s e n (ur. 1934), norweski dziennikarz. Ukończył studia filo- logiczne na uniwerstytecie w Oslo i na UJ. Przyjechał do Polski jako stypendysta; w l. 1965-68 został akredytowanym korespondentem norweskiej socjaldemokratycznej ga- zety "Arbeiterbladet"; później był korespondentem w Wiedniu, lecz od 1982 znów objął zasięgiem swej obsługi dziennikarskiej Polskę. Napisał szkic o polityce kulturalnej w pierwszym dziesięcioleciu PRL; wydał: Europa Wschodnia, 1979, Polskie dialogi, 1980. Bodajże dzięki znajomości jego ojca z A. Kowalską od 1958 bywał w domu na Nie- podległości, a także w Komorowie. 270 271 2 7 IV 1964. Poniedziałek Dostałam list od Korotyńskiego z wiadomością, że czytelnicy dono- szą mu o racji mojego przypuszczenia, że pomnik ks. Józefa został zni- szczony przez Niemców w czasie powstania. Na końcu listu podzięko- wanie raz jeszcze za artykuł i prośba o pamięć o piśmie, czyli o nastę- pne artykuły. Odpowiedziałam listem, którego kopię zachowuję w tecz- ce z odpisami ważnych dla tego czasu listów. Krótko mówiąc oznajmi- łam jak najuprzejmiej, że jak dhzgo pisarze, co podpisali list do Premie- ra, podlegają dyskryminacji - i ja nie czuję się w prawie do drukowania czegokolwiek i pobierania jakichkolwiek honorariów, proszę więc o niewypłacanie honorarium za artykuł "Nie to i nie tak"'. Nazajutrz zadzwonił, że jest bardzo moim listem zgryziony i czy mo- że jutro rano przyjechać. [...] Siedział do pierwszej. Rozmowa była oży- wiona i z pozorami szczerości, choć kto tam wie, co ten człowiek w za- nadrzu chował. Moja "teza" była taka, że rozgłosowi zagranicznemu w prasie i w eterze winne są te czynniki, które w odpowiedzi na list do 272 premiera natychmiast zastosowały represje. Wedle mnie prasa powmna była podać zawiadomienie o "Liście 34" i otworzyć nad nim publiczną dyskusję. Wtedy prasa zagraniczna czy "Wolna Europa" mogłyby jedy- nie przedrukować czy transmitować wypowiedzi krajowe. Powiedzia- łam, że zastosowane represje2 są więcej szkodliwe dla interesów pań- stwa, gdyż rozdmuchują tę sprawę do niepożądanych rozmiarów. Zda- wał się ze mną zgadzać, że przedsięwzięte kroki nie były dość przemy- ślane, ale usiłował bagatelizować represje. Właściwie nie ma żadnych, ' po prostu zalecenie, by "do wyjaśnienia sprawy" nie zwracać się czas jakiś do tych a tych pisarzy. Ale w gruncie rzeczy przyjechał, by mi po- F kazać listy, jakie większość uczonych i jeden pisarz - Jan Parandowski, oczywiście, napisali do premiera, ubolewając nad "nie wiadomo jak" spowodowanym rozgłosem sprawy za granicą. Był zdaje się pewny, że te listy mnie "skruszą" i zyskają moją aprobatę lub skłonność do przyłą- czenia się do nich. Tymczasem ja przeczytawszy te oświadczenia wręcz ! osłupiałam nad nędzą naszego świata nauki. Żałuję, że przeczytałam te i listy pod koniec wizyty Korot., bo zdążyłam mu tylko powiedzieć: pro- szę pana, ci profesorowie zachowali się nie jak profesorowie, ale jak ża- ki albo zgoła malcy ze szkoły podstawowej, co podnoszą palee i wołają: "Proszę pani to nie ja, ja nie widziałem, ja nic nie wiem, naprawdę". ; Pamiętam tylko, że pewną godność zachowali tylko Wyka i Estrei- cher (wspólny list), a także zdaje mi się Szczepański i Lipiński, którzy # zaznaczyli przynajmniej konieczność czy słuszność takiego wystąpie- nia. Wszyscy jednak bez wyjątku biadali tylko nad zagranicznym roz- głosem zapewniając tylko, że nie są mu winni. A żaden - ale to żaden ' nie pokusił się nawet o istotną diagnozę incydentu. [...] Zastosowanie w trybie administracyjnym represji wobec większości pisarzy w postaci instrukcji z KC do radia, TV, prasy i wydawnictw na- kazujących dyskryminację tych pisarzy, a tym, co mieli wyjechać za granicę (Kott i Sandauer), cofnięto paszporty - to dopiero stało się że- rem dla antypolskiej propagandy i rozdmuchało całą sprawę. [...] A rzecz jest w tym, że Zachód lubi sensacje na temat Wschodu, tak # samo jak Wschód - na temat Zachodu. U nas przecie też wszelkie wie- ści niekorzystne dla europejskiego czy amerykańskiego Zachodu radio, TV i prasa rozdmuchują natychmiast do niebywałych rozmiarów. [...) W niedzielę o czwartej przyjechali Bohdan i Ewa Korzeniewscy. I tu znów teatr nie tyle ogromny, co absurdalny. Już o 6 wieczorem Dyl za- czął poszczekiwać. Ktoś wszedł - myślałam, że to Mela, lecz zapukano mocno do drzwi pokoju Anny. Otwieram - we drzwiach stoi Putrament I 8 - Dzienniki, t. 4 Henryk Korotyński Co znaczyła ta wizyta? Czy myślał, że jestem sama, chciał mnie za- agitować do podpisania "kontrlistu", który z Koźniewskim fabrykują. Czy przyniósł "pojednawczego kabana"? 1 M. Dąbrowska - Nie to i nie tak, "Życie Warszawy" 1964, nr 89. 2 Władze ostro zareagowały na ten list uczonych i pisarzy: zakazano wielu sygnata- riuszom na czas nieograniczony występowania w radiu i TV, publikacji w prasie, cof- nięto paszporty. Dąbrowska do represjonowanych nie należała. # To samo zdarzenie, które Dąbrowska przedstawia jako niejasny przypadek, J. Pu- trament w Pół rvieku (Natasza,1978) oświetla następująco: "Czemu się śmiała? Obejrzałem się na podwórzu, nie, wszystko było pozapinane, nic nie oderwane, nie naddarte. Speszony wróciłem do domu. Czułem mętnie, że - jak mi kilkakrotnie się zdarzyło - znów wpadłemjak Piłat w credo. Na temat mej wizyty zrazu chodziły kawały, puszczone przez Słonimskiego, że pró- bowałem złapać Dąbrowską na ##martwą rybkę##. Ładna mi rybka, ponad cztery i pół kilo. Ale potem mi ktoś szepnął. To jeszcze był dalszy ciąg tych trzydziestu czterech jeźdźców Apokalipsy. Dąbrowska napisała list do Gomułki z prośbą o rozmowę. Czeka- ła właśnie na odpowiedź. Na mój widok była pewna, że niosę odpowiedź. A ja niosłem tylko bolenia. Miała prawo się śmiać". trzymając olbrzymią blisko na metr rybę. Czerwony na twarzy coś bąka, że oto przywiózł mi rybę. Mówię: "A to dobrze, "bo właśnie są Anny urodziny". "To pani Anna tu jest?" - Wchodzimy do mojego pokoju. Putrament kręci się, coś mówi, że wpadł na chwilę, bo właśnie jedziemy do Iwaszkiewicza, wrócił wcześniej z Włoch i jest chory". Coś zakręci- ło się - nie wiem nawet, czy kto się z kim przywitał. "Cóż to za taka ry- ba?" - mówię. - "To taki drapieżnik rap (czy rapa). Najlepiej zaniosę to ##na kuchnię"" - i nie wiem, jak znaleźliśmy się w kuchni, gdzie złożył to szybko w misie zlewu i wyszedł3. Towarzyszyłam mu do drzwi bal- konu, skąd zobaczyłam auto Związku, Gisgesa w zielonkawym paletku, które znam od lat, i Wacka. Przywitałam ich z daleka, wróciłam do mo- ich gości i nagle zanieśliśmy się od śmiechu. Nie wiem, czy wszystko to trwało dwie minuty - najdłużej chyba trwał nasz śmiech, bo nie mogli- śmy się uspokoić. 4 V 1964. Poniedziałek # I ten ubiegły tydzień obfitował w niespodzianki. Po owej niedzieli z Orłowską, Korzeniewskimi i pojawieniem się Putramenta - zaraz ! w poniedziałek zadzwoniono do mnie z KC. Starewicz': "Słyszałem od Terleckiego, że pani zgodziłaby się mówić z I Sekretarzem KC PZPR. Otóż jest taka możliwość"2. "To mnie raczej robiono takie sugestie- mówię. - Ale naturalnie chętnie będę rozmawiać z Władysławem Go- , mułką, tylko w tej chwili nie jestem dobrze ze zdrowiem". "Właśnie słyszeliśmy, że Pani choruje, ale w każdej chwili, kiedy Pani będzie się czuła na tyle dobrze, żeby być w Warszawie, to proszę dać znać, aby- śmy mogli umówić dzień i godzinę". "Dobrze, postaram się zadzwonić w przyszłym tygodniu". Zapisuję jego telefon, ale jestem też całkiem # speszona tym telefonem. Wieczorem, też przez telefon, Anna mówi raptem wśród obojętnego ' kontekstu: "Wielkie wrażenie zrobił na mnie Odojewski: zimny, bardzo rzeczowy, trochę podobny do Kubackiego". Nic nie śmiem pytać, nie rozumiem, skąd się wziął Odojewski. We wtorek rano dzwonię do Anny - powiada, że czeka w tej chwili , na Mela. Było koło 9 rano. "Czy mogłabyś jutro o jedenastej przyjąć 5 osób kawą i tym torcikiem z niedzieli albo czymś takim?" "Dobrze"- mówię, bo się już niczemu nie dziwię, chociaż się dziwię. 274 275 Jerzy Putrament We środę rano Anna telefonuje: Przyjedziemy autem koło dwunastej. Ale przyjechali już o jedenastej. Anna weszła pierwsza: "Kto przyje- chał?" - pytam. - "Znasz wszystkich" - mówi niedbale. Jakoż przyje- chali: Wańkowicz, Słonimski i Jasienica - z Anną cztery osoby. Antoni poprosił o mleko do kawy, drżałam, czy się nie zwarzy - stało od czwartej rano, ale na szczęście dzień był chłodny. Okazało się, że już "wszyscy" wiedzą o projekcie "wizyty". Przyje- chali, żeby mnie poinformować o rozmiarach i naturze zastosowanych represji - jakbym już wszystkiego nie wiedziała. Jedynie nowe dla mnie: zdjęcie z prasy wywiadów z Kottem, Andrzejewskim, Ważykiem, niepublikowanie w prasie komunikatu o Nagrodzie Wydawców dla Ja- sienicy za "Polskę Jagiellonów", rozwiązanie przez RSW Prasę umowy o książkę z Wańkowiczem. Najwięcej mówił (a nawet ględził) Melo. Antoni tryumfował i dowcipkował. Jasienica i Anna milczeli. Melo za- strzegał uprzejmie, żebym w "tej rozmowie" nie była zbyt twarda, prze- ciwnie, trzeba mówić pojednawczo, że chcieliśmy przez nasze wystą- pienie pomóc Polsce Ludowej, że chcemy zacząć nowe dwudziestolecie od porozumienia etc. Mój Boże, ja nawet nie wiem, czy "ta rozmowa" w ogóle się odbędzie i gdzie ta moja twardość w czymkolwiek. Zanadto ustępuję wszystkim i wszystkiemu z drogi. Najlepsze z tego wszystkiego było Mela białoruskie: "I ja nie ja, i chata nie moja". Tak właśnie we wszystkim wygląda "Polska Rzeczpospolita Ludo- wa" - kompletna dezinformacja albo głuche milczenie o wszystkim, co obchodzi naród. A potem, kiedy już wyjeżdżali, przedstawiłam Wańkowiczowi Melę i to była scena do zapisania na taśmie, kiedy się na chwilę rozgadali o swoich stronach rodzinnych, a Melo przeszedł na tamtejszą gwarę, ja- ką mówi Mela. We czwartek rano zadzwonił Iwaszkiewicz, czy może do mnie pod- jechać. [...] Przyjechał tegoż dnia o czwartej, by mi oznajmić, że Prezy- dium Zarządu ZLP będzie miało w poniedziałek rozmowę z Władysła- wem Gomułką. - "I ty zapewne będziesz z nim rozmawiać" - dorzucił. Zreferował, co ma zamiar wysunąć w tej oficjalnej rozmowie #akbym była jakąś instancj ą). [. . .) Kiedy coś napomykał o rzekomych "przyjaciołach i nieprzyjacio- łach" - powiedziałam na pożegnanie: "Ty nie masz przyjaciół albo nie- przyjaciół, tylko członków Zarządu, którego jesteś prezesem. I o tym musisz pamiętać". Z tym rozstaliśmy się. Dziwna wizyta. 276 W dwie godziny po jego odjeździe pojawiła się Anna sama. Tula wy- biera się na jakąś wycieczkę. Dopiero wtedy dowiedziałam się, co zna- czył Odojewski. Terlecki z Odojewskim zjawili się u niej, by powie- dzieć, że o rozmowę moją z Gomułką zabiegają jacyś dwaj sekretarze Gomułki wysuwając projekt przyjazdu Gomułki do Komorowa. Stare- wicz ich ubiegł, działa "konkurencyjnie" czy na własną rękę. Byli wia- domością o jego telefonie zaskoczeni. A więc jakiejś rozgrywki "w ło- nie władzy". 1 A r t u r S t a r e w i c z (ur. 1917), działacz polityczny. Od młodości w ZMS i ZNMS "Życie", trzykrotnie przed wojną aresztowany. Studiował na UW i Wolnej Wszechnicy; w 1.1938-39 we Francji. Podczas wojny w ZSRR ukończył wyższe studia techniczne i pracował jako inżynier chemik. Do PPR wstąpił w 1944, od tego czasu peł- niąc wiele funkcji partyjnych: w komitetach wojewódzkich w Rzeszowie i Krakowie; zostaje pierwszym sekretarzem KW we Wrocławiu; następnie m.in. w 1. 1956-63 kie- rownik Biura Prasy KC,1963-71 sekretarz KC, w 1.1971-78 ambasador w Londynie. z A. Garlicki we wprowadzeniu do drukowanego przemówienia Dąbrowskiej (l.c.) podaje bezpośredni dowód osobistego zainteresowania się Gomułką Listem 34" - no- tatkę Kraśki dla Gomułki z końca kwietnia bądź początku maja 1964. Według niej re- 277 Paweł Jasienica presje zarządzone były "po wspólnym uzgodnieniu sprawy między Biurem Prasy i Wy- dziahi Kultury w ustnej rozmowie tow. Olszowskiego z tow. Bidą dnia 26 III 1964. Na tej podstawie powstał zapis cenzorski nr 45, wstrzymujący wszelkie publikacje 12 spo- śród 34 (po kilku dniach wycofano sankcje wobec trzech). Ponadto wspomina się o roz- mowach w tej sprawie z tow. Sokorskim, Korotyńskim i innymi. 8 V 1964. Piątek Imieniny St., przed którymi całe życie uciekał, nie lubiąc swego pa- trona, aż "poddał się" w czasie okupacji niemieckiej, kiedy wszelka in- tymność i domowa uroczystość znaczyły - Polska. Po wojnie, gdy tylko uprzemysłowienie, mass-culture, rozruchy i rurociągi przyjaźni oraz sa- tyra na Zachód i Amerykę stały się jedynie chrzcielne [?) - zamierający już zwyczaj obchodzenia imienin wezbrał i rozpowszechnił się tak, że nawet wielu niewierzących i bezpartyjnych obchodzi wiecznie imieni- ny. St. zresztą nigdy nie mógł się w ten dzień opędzić od gości. Nie mogąc być na Powązkach, przesłałam pieniądze i zlecenie li- stownie prosząc, żeby na 8 maja wszystko było gotowe. Odtelefonowali na trzeci dzień zapewniając z niezwykłą uprzejmością, że wszystko zo- stanie zrobione wedle mego życzenia i na porę. Pierwszy raz doznałam takiej grzeczności ze strony kancelarii Cmentarza Powązkowskiego. Za- wsze byli oschli, zdawkowi i raczej mało grzeczni. Zmianę tonu przypi- suję, niestety, huczkowi zrobionemu w "Wolnej Europie" w związku z moim (choć był jednym z wielu) podpisem w liście do Premiera. W zawiłej obecnie sytuacji powtarzam często słowa Epikteta z "Dziennika" Pepysa: "Niektóre rzeczy są w naszej mocy, inne zaś- nie". 9 V 1964. Sobota Na Zjeździe Pisarzy Zachodniej i Północnej Polski Kliszko wygłosił ohydną mowę pomawiając sygnatariuszy listu do Premiera o "nieczyste intencje"' itp. W czyim interesie jest to paskudne jątrzenie sprawy? Ciągle grają tu rolę tajemnicze czynniki partii. Komuś zależy na tym, żeby poróżnić między sobą pisarzy, żeby wywołać chaos i zamęt. ' W przemówieniu na VII Zjeździe Pisarzy Ziem Zachodnich i Północnych Zenon Kliszko mówił o sprawie "Listu 34": "Tym dwóm czy trzem organizatorom sprawy listu nie chodziło o przedyskutowanie tych czy innych postulatów. Im chodziło o demonstrację, do której, nadużywając ich za- ufania i dobrej woli, wciągnęli kilkudziesięciu pisarzy i naukowców. Tych kilku inicjatorów akcji, powodowanych niezbyt czystymi intencjami i zawie- dzionymi ambicjami, kierowało list w istocie rzeczy nie do władz państwowych nasze- go kraju, lecz do ośrodków zagranicznych, przy czym drogę do nich znaleźli wcześniej aniżeli do oficjalnego adresata". "Życie Warszawy" 1964, nr 112. W komentarzu warszawskiej "Kultury" (1964, nr 20) ostatnie zdanie od słów "przy czym. . ." pominięto. 13 V I 964. Środa Bardzo intensywny, za intensywny dzień. Rano pani Ostrowska z Mielca. Małe tragedie wielkiej prowincji. Przyjechała z córeczką zna- # jomej do Instytutu Chirurgii Kostnej prof. Grucy. Dziewczynce krzywi # się kręgosłup. Wyznaczono jej przyjęcie... na grudzień, mówiąc: "Pro- I szę pani, tutaj czekają po cztery lata". Znów cienie i blaski państwo- # wych monopolów w każdej dziedzinie. Bez wątpienia miliony takich co się nie leczyli, są leczeni. Ale potrzeby rosną - obsługa nie wystar- cza. Myślę, że nawet ubodzy rodzice daliby nie wiem co, żeby ich dziecko nie miało krzywego kręgosłupa. [...] i Zadzwonił umówiony telefonicznie prof. Folejewski z Wisconsin 278 279 Zbigniew Folejewski,1959 University'. Krótka i drobna twarzyczka, bladawa, sympatyczna. Siwa czupryna. Nieskazitelnie schludny, czysty. Wilnianin. Jest w Ameryce od 1934 r. [sic!). Wraca z Krakowa. Zachwycony pięknem uroczysto- ści, gorącym przyjęciem pochodu przez tłumy, zamożnością i zelektry- fikowaniem wsi oglądanych po drodze. Przytakuję. Prof. Zbigniew Fo- lejewski pisał o mnie w periodyku "Books Abroad" szkic, który mnie zastanowił, a tym bardziej to, co mówił dzisiaj. Nie godzi się z krytyka- mi wiążącymi mnie z tradycją XIX w. Nazywa moją twórczość "re- alizm unowocześniony". Mówi o zastosowaniu dwu różnych technik w budowie głównych postaci. Biografia i cały dramat życia Barbary zary- sowany jest w pierwszych rozdziałach. Bogumił wchodzi do powieści jako postać manifestująca się tylko swoim zachowaniem. O jego we- wnętrznych i zewnętrznych dziejach do czasu pojawienia się - dowia- dujemy się stopniowo aż niemal do dniajego śmierci. "Otóż takiej tech- niki przedstawiania postaci nie użyłby żaden realista XIX ani nawet po- czątków XX wieku". (Nie wiem, czy to jest ścisłe: wszystkie techniki już były w XIX wieku. Mnie się zdaje, że mojej "nowoczesności" jesz- cze nikt nie odkrył). # Z b i g n i e w F o 1 e j e w s k i (ur. I 910), poeta, historyk literatury, językoznaw- ca. Studiował polonistykę i historię na USB w Wilnie. Debiutował w 1930 na łamach prasy jako prozaik. Przez wiele lat był lektorem: wpierw w Charbinie, 1937-47 w Sztokholmie,1947-51 w Uppsali, uzyskując równocześnie habilitację. W 1950-51 kon- tynuował studia lingwistyczne w Londynie i Paryżu. W I.1951-65 profesor slawistyki, a od 1960 kierownik wydziahi slawistyki na uniwersytecie stanu Wisconsin (USA), wy- kładał też na innych uniwersytetach. W 1967 przeniósł się do Kanady na uniwersytet w Vancouver; przewodniczył kanadyjskiemu Komitetowi Slawistów. W 1973 otrzymał doktorat h.c. UW. Wydał m.in. wiersze Dom w Gorcach, 1937; prace naukowe: La fonction des elements dialectaux dans les oeuvres lltteraires, 1949, Studies in Modern Slavic Poetry, 1955, Maria Dąbrowska, 1967, Futurism and its Place in Modern Po- etry,1980, ponadto wiele studiów, tekstów encyklopedycznych i opracowań. Na temat stosunku do Dąbrowskiej w liście do mnie 8 V 1984 pisał: "Moja znajo- mość z nią, a raczej z jej utworami, datuje się od lat szkolnych. W domu Orkana (który był drugim mężem mojej matki) i gdzie spędzałem wszystkie lata, spotykając tam jako chłopiec naszych wielkich: Reymonta, Żeromskiego, Staffa, Kasprowicza, były nowele Dąbrowskiej i dyskusje o nich, zwłaszcza o Ludziach stamtąd, interesujących autora Komorników. Gdy zaczęły się ukazywać Noce i dnle, mieliśmy gorące dyskusje w Kole Polonistów na uniwersytecie w Wilnie. Nasi awangardyści krzywili się nieco, ale ja akurat byłem w kręgu kronik rodzinnych T. Manna, Galsworthy'ego, Tołstoja i in. i epickość Nocy i dni odczuwałem właśnie w tych wymiarach (potem - w Szwecji - zro- zumiałem pokrewieństwa z sagami skandynawskimi: S. Undset, S. Lagerl#f, J. P. Ja- cobsen). Właśnie w Szwecji zrodziła się pierwsza myśl o potrzebie pisania o Dąbro- wskiej na Zachodzie". Poza książką o Dąbrowskiej w seru literatury światowej Twayne'a (tom XVI) napi- sał: M. Dąbrowska's Place in European Literature ("Books Abroad", Winter 1964), M. Dąbrowska i russkaja literatura (kwart. "Nowyj Żurnał", NY,1967), referat na sesji UNESCO w Warszawie Dąbrowska i jej prawda o człowieku, 1972, i in. Jak wspo- mniałem, w 1958 był referentemjej kandydatury do Nagrody Nobla. 14 V 1964. Czwartek Ogłoszono list-protest przeciwko "Wolnej Europie". Zaprasza do te- go błagalnie Egzekutywa POP przy ZLP'. List, co podobnie jak list pro- fesorów do "Timesa"2, rozdmucha na nowo kampanię przeciwpolską. i W związku z rezonansem "Listu 34" za granicą POP PZPR literatów rozesłała do członków ZLP apel o podpisywane oświadczenia protestującego przeciw "uprawianej na łamach prasy zachodniej oraz na falach dywersyjnej rozgłośni ##Wolnej Europy## zor- ganizowanej kampanii oczerniającej Polskę Ludową". Tekst Protestu..., podpisany t przez ponad 150 literatów, opublikowało "Życie Warszawy" 1964, nr 113. Dalsze listy podpisów (w sumie ponad 600) przynosiła prasa. z W tymże numerze "Życia Warszawy" ukazał się List do redaktora " Times 'a ", wy- stosowany przez część sygnatariuszy "Listu 34" (wkrótce zamieszczony w londyńskiej gazecie). W liście, będącym reakcją na korespondencję "Times'a" z Warszawy oraz oświadczenie 21 brytyjskich intelektualistów, pisano m.in.: "Ubolewamy nad tym, iż sprawa ta dała okazję do zorganizowania kampanii przeciw naszemu krajowi opartej na nieprawdziwych informacjach, ukazujących się zwłaszcza w prasie zachodnioniemiec- kiej oraz głoszonych przez radio ##Wolna Europa##". Stwierdzamy, że nie jest nam wia- domo, aby którakolwiek z osób, które podpisały list do Premiera, była obecnie pozba- wiona prawa wykładania czy publikowania swych książek". List podpisali profesoro- wie: A. Gieysztor, K Górski, L. Infeld, K. Kumaniecki, J. Krzyżanowski, E. Lipiński, J. Szczepański, W. Sierpiński, Wł. Tatarkiewicz, K. Wyka. 18 V 1964. Niedziela Dzień schodzi na niczym prócz smutku. O wpół do 9 wieczorem oglądam "Klarę i Angelikę" w Teatrze Telewizji'. Szok. Nic z wizji ' przedstawionej mi przez Kanickiego2 w styczniu, którą zaaprobowałam. Wszyscy wielcy aktorzy odmówili grać, o czym zawiadomiono mnie na tydzień przed widowiskiem. Przypadkowy, b. zły zespół, Jaroszewska3, prowincjonalna, ponura twarz bez uśmiechu. Jeden tylko "Leon" Jawor- ski' grał jak aktor z prawdziwego zdarzenia, zresztą epizod dopisany przez Terleckiego. - Przepadły wątki metaforyczne [?], dramat jubileu- . szu - Tytus-Pachulska. Wszystko było nędznie prowincjonalne, naturalistyczne, głęboko prowincjonalne. Sceny z reporterami, które miały być całe na fleszach i 280 281 ukazujących się kreacjach [?) - zwykłe, bez tempa, żadne. Słowem, po- niosłam klęskę i nie z winy tekstu, który jest raczej samograjem dla TV. Zawiedli adaptator, reżyser, aktorzy, dekoracje, "dokrętki" - wszystko. Głęboko rozgoryczona, długo w noc nie śpię. Liczyłam na to przed- stawienie jak na jedyną pociechę wśród osaczających mnie mroków i trosk. # Adaptacja opowiadania Dąbrowskiej, dokonana przez W. Terleckiego i wystawio- na przez I. Kanickiego w warszawskim Teatrze Telewizji. Główne role: Zofia Jarosze- wska, Maria Klejdysz, Stanisław Jaworski. 2 I r e n e u s z K a n i c k i (1929-1982), aktor, reżyser, dyrektor teatrów. De- biutował na początku lat pięćdziesiątych, grał m.in. w Kaliszu i Poznaniu. W 1.1964-71 był dyrektorem teatrów warszawskich: Klasycznego, "Rozmaitości", "Widziadła". Jako reżyser odniósł największy sukces montażem piosenek partyzanckich Dziś do ciebie przyjść nie mogę (ok. 800 przedstawień w Warszawie i za granicą). Zmarł tragicznie. 3 Z o f i a J a r o s z e w s k a (1902-1985), wybitna aktorka. Ukończyła Oddział Dramatyczny przy Konserwatorium Warszawskim. W I. 1922-39 występowała w te- atrach warszawskich, wileńskich i krakowskich. Po wojnie również związana z Teatrem im. Słowackiego w Krakowie; prócz 1. 1954-61, kiedy grała w Starym Teatrze. Główne role: Pani Soerensen w prapremierze Niemców, Lubow Jarowaja w sztuce Treniewa, Raniewska w Wiśniowym sadzie, George Sand w I,ecie w Nohant, Siostra Angelika w Port Royal, Julia w Cocktail-party. A. Braun w felietonie telewizyjnym w "Życiu Warszawy" był zgoła przeciwnego niż autorka zdania na temat gry Z. Jaroszewskiej w Klarze i Angelice twierdząc, że "jej kre- acja nie da się już oderwać od tego utworu". 4 S t a n i s ł a w J a w o r s k i (1895-1970), ceniony aktor charakterystyczny z Te- atru Dramatycznego w Warszawie. Przez lata występował jako Klemens Kolasiński w powieści radiowej Matysiakowie. 20 V 1964. Środa Którejś nocy miałam sen. Było powstanie na polanie leśnej, dokoła szklane ściany. Biegaliśmy, tłumy, całkiem bez broni. Walczyliśmy tyl- ko tym ruchem. Ja usiłowałam powstrzymać to szaleństwo. Był tam i H., miotał się o lasce na jednej nodze, tę chorą unosząc w powietrzu. Wołałam: "Przestańcie. Nie mamy broni! Wybiją nas. Patrzcie na har- maty!" Ze wszystkich stron biły działa o paszczach olbrzymichjak kra- tery. Biły z hukiem, nie thzkły szklanych ścian, ale ludzie padali poko- tem. Zbudziłam się strasznie zmęczona - nigdy zresztą nie budzę się wy- poczęta. Wiadomość o egzaminach maturalnych. Tematy z literatury polskiej: 282 1) Jaką wartość dla współczesnego czytelnika ma postępowa myśl dzieł pisarzy polskiego Oświecenia. 2) Realizacja ideałów Stefana Żerom- skiego w osiągnięciach dwudziestu lat Polskiej Rzeczypospolitej Ludo- wej. 3) Jak kształtują się postawy społeczne i moralne bohaterów litera- tury Polski Ludowej (na przykładzie wybranych autorów). Oczywiście większość wybrała temat drugi (Żeromski), ale nie o to idzie. - Tylko że to nie są tematy literackie! To są tematy społeczno-po- lityczne, których młodzież ma zadość w innych przedmiotach, jak na- uka o współczesnej Polsce, historia itp. Jak młodzież, której daje się ta- kie tematy, może kształcić w sobie smak artystyczny, jak ma w ogóle i skąd wiedzieć, co to jest w ogóle literatura? Odpowiedzi mogą być tyl- ko sztampą i drętwą mową. [...] Noc na 21 V 1964 Przed 20 laty rzekła owa Istota: "Zawładnę resztą twojego życia tak, że nie będziesz mogła tchnąć". I zawładnęła, lecz sama spłonęła prze- stawszy być sobą jak smok, co pożarł barana wypchanego siarką. Bo ja nim byłam na wszelkie zło, choć nie wiedziałam o tym. Wszystko, co myślę, piszę, jest bez znaczenia, skoro nie mogę tego powierzyć nikomu i nic z tego nikomu. O, Marksie, Marksie, przyjdź i pogrom tych, co cię tak spustoszyli, zmniejszyli robiąc z twojej teorii mit i religię, z twoich, pożal się Boże, realizatorów - bożków. W pochodzie majowym Warszawa zaportretowana Gomułką - Beo- grad - Titem. Chruszczowa kult jednostki na miejsce kultu Stalina. Cóż warta jest teoria, której nie dają się zmieniać. Cóż warta jest jej zmumifikowana obecność, gdy świat rozwija się poza nią, wchłonąwszy jej płodność w siebie. Tylko świat socjalistyczny (oby) jej nie wchłonął, ale ją skazał na więzienie, na loch i katorgę myśli. Może zatryumfować imperializm Rosji, ale nie jej skłamany socjalizm, który jest martwy. Pozostaną nam pzzestrzenie kosmiczne. [Dalszy ciąg niezrozumiały]. Każde moje słowo jest niecenzuralne - choć każdym chcę pomóc światu. Ale chcąc wyjść w świat, działać w nim, trzeba by zacząć od popeł- niania zbrodni - od przepędzenia faryzeuszy i oszustów. Czy świat mo- że się posuwać naprzód, w głąb, wzwyż bez zbrodni? Wiedzieli to już anachoreci średniowieczni - usuwając się od świata. 283 Wiedzieli, że bez zbawienia jednostki nie ma zbawienia społeczno- ści, która jest abstrakcją. I że świat - społeczność, a raczej stado - nigdy nie pozwoli na zbawienie jednostki. Zawsze ją zniszczy. Gracia Kerenyi mówiła o kieszonkowych magnetofonach japońskich tranzystorowych, na których można zapisywać, mówiąc je - nocne my- śli. 2I V1964. Czwartek Przeczytałam "Burzę" Szekspira - dwa razy. Jakaż to posępna "sie- lanka". Dlaczego mówią przez wieki o filozoficznej pogodzie tej kome- dii? Wszyscy w niej siebie warci - potencjalni mordercy. Antonio wydarł księstwo Prosperowi. Prospero mu je odbiera z po- mocą magu i jest wspaniałomyślny, jak bywają tyrani. W tym "świetle" inaczej wychodzi Kaliban. On też uważa, że Prospero wydarł mu wy- spę, a Prospero znęca się nad nim niemal jak gestapowiec - i ma dla niego pogardę niemal taką samą jak wszyscy prześladowcy do prześla- dowanych. I nie darmo Prospero mówi: "Ja z jednej z nimi ulepiony gli- ny, jak oni ludzkich świadom namiętności". Nie darmo mówi w epilo- gu: "Jak sami chcecie grzechów odmienienia, tak mi przebaczcie moje przewinienia". Jak płytko i fałszywie mówi się o tym utworze "utopia idylliczna o życiu panującym nad naturą tylko". Prosper panuje z pasją nad Kalibanem w taki sposób, że nasuwa się myśl o dalekim prekursor- stwie "Jądra ciemności". "Burza" wcale nie jest pogodna, dzieje się tam mnóstwo okropnych rzeczy, a filozofia Prospera jest raczej pesymistyczna. Jest to wywołany czarnoksięskimi sposobami sen o szlachetnej zemście, ale sen minie i wszystko wróci do realnej nienawiści Kalibana, pogody Prospera, tra- ktującego nawet ukochaną córkę jak niewolnicę, operującego wobec wszystkich groźbami represji, a wobec Kalibana stosującego je nawet w magicznych torturach. Antonio będzie nadal marzył o zgładzeniu Alon- sa, Kaliban o zgładzeniu Prospera, a minie sen niewinnej miłości Mi- randy i Ferdynanda, Prospero powie wręcz: Jasne pałace, i wieże w chmur wieńcu, Święte kościoły, wielka ziemi kula, Tak wszystko kiedyś na nic się rozpłynie, Jednego pyłku na ślad nie zostawi, Jak moich duchów powietrzne zjawisko. 284 Sen i my z jednych złożeni pierwiastków, Żywot nasz krótki w senjest owinięty...l A kiedy w epilogu wyrzeka się operowania "snem", to mówi: "I roz- pacz tylko czeka na mnie wszędzie". Ariel też nie jest szczęśliwym duszkiem poetyckim - lecz "duchem- -wyrobnikiem" spełniającym rozkazy Prospera jako daninę za uwolnie- nie z "uwięzienia w sosnę" na 12 lat przez matkę Kalibana - czarowni- cę. Jedynym przedstawicielem "szczęśliwej utopii" jest stary radca dworu, zacny pijak #edyny dobry) Gonzalo, kiedy roi: "Wszystko bym w mojej rzeczypospolitej na wspak urządził" etc. Roztacza obraz ponie- kąd "komunistycznego raju", "nieznanego ludu". Jestem w dalszym ciągu wewnętrznie sparaliżowana. Utraciłam to, co było moją siłą - swobodę bycia sobą. Podbechtałam Melę, żeby sprzątnęła piwnice i wysadziła do ogrodu pelargonie. [...] Mam podejrzenie, że tylko takie bezpośrednie widome przedsięwzięcia mogłyby mi jeszcze sprawiać przyjemność. 1 Przekład Leona Ulricha w: W. Szekspir - Dzieła dramatyczne,1964, Komedie, t. I, s. 217. 29 V 1964. Piątek Znudziło mi się pisanie. Po raz nie wiem już który nudzi mnie i ten dziennik. Doszłam do wniosku, że wrocławska maszynka wypowiada już służbę [...]. Kupiłam więc kosę za... 150 złotych! Mela tryumfuje # z racji tego powrotu do dawności, która okazała się praktyczniejsza (Mela nigdy nie chciała tknąć maszynki - nie cierpiała#jej). A mnie przeszkadza jej hałas - kosa tnie cicho. Koniec końców jednak wskutek upadku sił uzależniam się coraz bardziej od Kalibana. i Wszyscy powtarzają absurdalną plotkę, że Gomułka z Gomułkową byli u mnie w Komorowie. Kiedy zaprzeczam tej oczywistej niepraw- , dzie, patrzą na mnie z niedowierzaniem. Jastrunowie też się sami wczo- raj telefonicznie zaprosili. Teraz wszyscy ciągle chcą się z kimś wi- dzieć. Każdy myśli, że ma coś do powiedzenia, lub czeka, że od kogoś usłyszy zbawcze słowo. A co można powiedzieć albo usłyszeć wobec monstrualnych głupstw popełnianych przez partię, czego nie można po- # wiedzieć, bo się ją podżegnie do jeszcze większych głupstw. 285 2 VI 1964. Wtorek Umarł Nehru'. Trzech zdarzyło się w naszej epoce wielkich ludzi niosących światu nadzieję - wszyscy odeszli: Jan XXIII za późno wy- brany; Jan Kennedy, zabity w sile męskiej młodości; Nehru, przed- .# ##% , #!v. Jawaharlal Nehru z córką Indirą wcześnie zmarł. Być może świat ten śmierdzący kłamstwem i zepsu- ciem nie był ich wart. Został Chruszczow - fałszywy anioł pokoju. Panowie z "Listu 34" chcą2, żebym ja na zebraniu Warszawskiego Oddziału przedstawiła tę sprawę. Sama myśl o tym pogrążyła mnie w osłupienie i pogorszyła mój stan f#izyczny tak, że wczoraj cały niemal dzień przeleżałam. Zebrałam resztki sił, żeby uporządkować materiały 286 dotyczące sprawy, co niepotrzebnie zatruła mi, sparaliżowała przeszło dwa miesiące czasu, ujęła zdrowia i życia, którego tak mało. Dziś muszę zacząć pisać. To męka - gdy napiszę dwa listy, jestem już kompletnie bez sił. Co z tego będzie? # J a w a h a r 1 a 1 N e h r u (1889-1964), przywódcapolityczny Indii, długoletni premier. Ukończył studia przyrodnicze i prawne w Anglu. Od 1915 jako adwokat i członek partii Indyjskiego Kongresu Narodowego zaangażował się w związku z rozru- chami chłopskimi w działalność polityczną. Mimo różnic zdań uważał Gandhiego za swego mistrza i jak on był przeciwnikiem stosowania przemocy. Ok. 10 lat więziony przez Brytyjczyków. W 1929 po raz pierwszy wybrany przewodniczącym Kongresu, zdeklarował się jako socjalista. Zajmując niedwuznaczne stanowisko wobec faszyzmu, żądał równocześnie od Anglii przyznania Indiom wolności. Od odzyskania niepodległo- ści Indu w 1947 do końca życia premier i minister spraw zagranicznych. W polityce wewnętrznej zwolennik fabiańskiego socjalizmu i gospodarki planowej, w polityce za- granicznej - niezaangażowania i współistnienia (skonkretyzował je w odniesieniu do Azji wespół z Czou En-laiem w deklaracji Pańcza Sila); stał się autorytetem w skali światowej. ! 14 VI 1964. Niedziela Znowu zamiast dziennika pamiętnik. # Według mojej koncepcji to nie powinno być krótkie oświadczenie, które nabrałoby charakteru jakiejś manifestacji, ale możliwie obiektyw- ne, trzeźwe i spokojne przedstawienie historii "Listu 34" i reakcji na ten list. Niestety, wyszło to zbyt obszernie, bo sama materia dokumentarna . jest ogromna, a wydaje mi się, że niepodobna jej pominąć. Pewno to wszystko źle zrobiłam, a pewna byłam, że źle będzie przyjęte, gdyż więk-szość podpisała kontrlist sześciuset, a tym samym, aby usprawied- liwić ten krok musi być przeciw nam. Ja też zresztą jestem częściowo przeciw nam, bo towarzystwo Cat-Mackiewicza jest rzeczą okropną i ! bardzo utrudnia sytuację. Nigdy nie poszłabym z nim do żadnej walki i bardzo mi jest niedogodne, że on figuruje na "Liście 34". Ale uwikła- # łam się już w tę sytuację i muszę zachować wobec niej lojalność do końca. Kto wlepił tam tego Mackiewicza, nie mam pojęcia. Nie mówiąc o tym, że to mój osobisty wróg i był nim zawsze od cza- sów "Rozdroża" - zniesławił mnie wtedy nie mniej jak ci, co nas dziś zniesławiają. Ale trudno. We wtorek 9 czerwca - Zawieyski i Anna przyjechali do mnie na obiad. Miałam 5 stron rękopisu już zrobionych na czysto. Przeczytałam im, pytając, czy to jest do czegoś podobne. Ku ' 287 mojemu zdziwieniu zaaprobowali w pełni, nawet zachwycili się. [...) Potem aż do środy do 1 w nocy pisałam resztę. Miałam za mało czasu, żeby tojeszcze skrócić ijeszcze spokojniej ułożyć. Cały ten tydzień miałam okropne noce prawie nie spane, z tachikar- dią, z atakami wysokiego ciśnienia. Często myślałam, że to już ostatnia noc, i prawie chciałam umrzeć, zanim przyjdzie ta chwila, której się ba- łam strasznie, bo już myślałam, że nigdy nie będę musiała występować publicznie, zwłaszcza w tak trudnej, tak poplątanej sprawie. Ale nie umarłam i w miarę męczenia się jakby mi sił przybywało. Zapomniałam dodać, że we środę część sygnatariuszy Listu była u Anny - stanęło na tym, że nikt już po mnie głosu nie będzie zabierał, żeby nie jątrzyć sprawy. Słonimski na szczęście wyjeżdżał do Sopot, ale okazało się potem, że i moje przedstawienie sprawy było jątrzące. IS VI 1964. Poniedziałek Dzisiaj dopiero kończę te "wspomnienia z teraźniejszości"'.. Więc czytałamz starając się tak jakby mówić, bo moje teksty umiem zawsze niemal na pamięć. Zrazu siedziałam, ale już po kilku zdaniach zobaczyłam, że siedząc trudniej głos wydobywać, a i tak mnie zawodził. Mój Boże, gdzie mój świetny głos, którym zawsze mogłam bez wysiłku mówić w największej, najmniej akustycznej sali. Czytając namyślałam się, co opuszczać [...]. Ale sala, dotąd hałaśliwa i niesforna, tak cicho bez szmeru słuchała, że niejako samotokiem prze- czytałam wszystko z opuszczeniem jednego tylko ustępu. Parę razy przerywały mi oklaski, co mnie czegoś nie cieszyło, a raczej żenowało. Kiedy skończyłam, były długie i wielkie oklaski. Potem dowiedziałam się, że sala wstała, ja tego nie zauważyłam, czułam się mało przytom- nie, już żałowałam, że w ogóle było to przemówienie, że nie powiedzia- łam więcej tzw. "ciepłych słów", a tylko na zakończenie, że nie opuści- łam więcej. Ostateczną zgrozę wywołało we mnie, gdy zabrał głos Mac- kiewicz. Zobowiązał się i przyrzekł, że nie będzie mówił. Wychwalił pod niebiosy, o Boże, strzeż nas od "sprzymierzeńców". Wolę tysiąc ra- zy przeciwników. Zapomniałam dodać, że pierwszy po mnie przema- wiał Putrament. Mówił b. dobrze, lojalnie, nie można mu ani słowa za- rzucić. Potem zabrał głos Iwaszkiewicz. To jest niestety, "szatan sentymen- talny". Strasznie się litował nad sobą i wypraszał sobie brak szacunku dla jego trudów. Dawał do zrozumienia, że nie mamy prawa nic kryty- kować, skoro - tu wymienił kilka nazwisk naszych - nie przychodzili- śmy na zebrania Zarządu, a potem zrzekaliśmy się w nich udziału. Tu padło to insynuacyjne i prawie donosicielskie zdanie: "O, patrzcie, jak się zrzekali kandydować, żeby nie jechać do Lublina". Powiedział m.in.: "Nie to mnie zabolało, że pani Dąbrowska źle o mnie mówiła, je- stem do tego przyzwyczajony" - chociaż ja nigdy przedtem źle o nim nie mówiłam, najwyżej z Anną charakteryzowałyśmy jego szatańską, ale zawiłą i być może b. nieszczęśliwą psychikę [...]. Właściwie powinnam była wyjść, kiedy zaczął mówić Mackiewicz, któremu przerywano najbardziej wrogimi okrzykami. Ale zrobiło mi się jakoś bardzo słabo, bałam się, że mnie nogi nie wyniosą. 2gg #9 - nz;e##;w, # 4 289 U Dąbrowskiej w Komorowie. Stoją od lewej: P. Jasienica, A. Kowalska i M. Wańko- wicz. Fot. M. Wańkowicz Dopiero kiedy Koźniewski wleciał na mównicę i zaczął wołać: "Ja widziałem, kto klaskał i wstawał po przemówieniu pani Dąbrowskiej, ja nie klaskałem i nie wstawałem, ale ja widziałem. Klaskali i wstawali ci, co prywatnie wypowiadali się przeciw ##Listowi 34"" - tak mi się przy- pomniały identyczne delatorskie przemówienia z najgorszych czasów stalinowskich, że znalazłam siłę, żeby wyjść. Anna wyszła ze mną za- niepokojona, czy nie dostanę ataku wysokiego ciśnienia. Ale nie, siły mi dopisały. Muszę jeszcze dodać, że Iwaszkiewicz dostał taką samą owację jak ja3. Psychicznie czuję się fatalnie. Z okropnym dyzgustem do siebie i wszystkiego, co robię, do tej przeklętej "Wolnej Europy", do wszy- stkich moich "współsygnatariuszy", do życia i do śmierci. Ten stan ducha pogłębia jeszcze czytanie dramatów czy kronik histo- rycznych Szekspira. Nic tak dobrze nie uświadamia, że świat władzy jest i musi być zbrodniczy. To najczarniejsza literatura ze wszystkich za taką okrzyczanych. A jednak teatr i publiczność czasów Elżbietańskich znosiły to. 1 Określenie K. Brandysa, podtytuł kilku jego książek. z Dąbrowska wspomina swoje przemówienie na walnym zebraniu Oddziału Warsza- wskiego ZLP w dniu 12 VI 1964 (wybory delegatów na zjazd w Lublinie). W dyskusji Dąbrowska zabrała głos i przedstawiła - po publicznych oskarżeniach Z. Kliszki - spra- wę "Listu 34" i konfliktu wokół niego. Był to ostatni w życiu występ pisarki. Tekst przemówienia opublikowany został dopiero po 30 latach w: "Polityka" 1994, nr 10; do druku podał i opatrzył wstępem A. Garlicki. 3 W swym obszernym przemówieniu Dąbrowska przedstawiła treść, przebieg i kuli- sy sprawy listu, a także - choć zaznaczyła, iż przemawia z upoważnienia kolegów- swoje własne stanowisko. Dąbrowska zaprotestowała przeciw piętnowaniu anonimo- wych organizatorów listu (,.jeśli nasze władze to wiedzą - mówiła - niech jawnie, głoś- no powiedzą, kto to zrobił, i niech przedstawią dowody"). Uznała, że podstawę i argu- mentację listu stanowiło plenum ZLP z 17-18 I 1964. Dałoby się uniknąć -jej zdaniem - rozgłosu zagranicznego, gdyby sprawę traktowano jawnie. Zaatakowała wywiad pre- zesa J. Iwaszkiewicza w "Życiu Warszawy" (1964, nr 119), który "nie skorzystał z szansy, by uśmierzyć powstały zamęt". Podtrzymując meritum zarzutów w "Liście 34" i swój podpis, ubolewała nad nieporozumieniami i wyraziła nadzieję, że "zakończymy mniej kłótliwie to polskie drugie trudne dwudziestolecie". Prosiła także o zniesienie wszelkich represji i dyskryminacji. Prócz rzeczowych polemik, zarówno J. Iwaszkiewicza (który uznał, iż Dąbrowska nie docenia jego trudów w działalności związkowej) i J. Putramenta (który mówił o skomplikowanej sytuacji władzy popaździernikowej), zebranie stało się areną wieco- wych spięć podczas przemówień Cata-Mackiewicza i J. Grzędzińskiego. 16 VI 1964. Wtorek Teraz powinnam na nic się nie oglądając zrobić coś z moją nie- szczęsną powieścią. Ale na to potrzeba spokoju ducha, a ja spostrzegam ze wstydem, że się boję. Boję się dnia i nocy, jakbym się spodziewała czasów wielkiego terroru. Boję się rewizji, nawet aresztowania. Czemuż by nie miały nastać Szekspirowskie czasy owych Henryków i Ryszar- dów, kiedy co chwila rozlegało się owo użyte potem w "Alicji w krainie czarów": - "Precz z jego głową" ("Off with his head"). Jak w drama- tach historycznych Szekspira bezwzględnie i straszliwie pokazana względność wszystkich intencji, uczynków. Boję się, podle się boję, jak zwierzę, co się wychyliło z dziupli na świat, pełny czyhających okrutnych sił. A to jest stan niedobry, ściąga- jący burzę. 19 VI 1964. Piątek Z sprawozdań IV Zjazdul. Wszyscy niemal mówcy od Gomułki po- cząwszy mówili o Chinach. Gomułka scharakteryzował nawet całą tę sprawę świetnie i wypowiedział kilka b. dorzecznych zdań, pod którymi każdy się może podpisać. Np.: "Prawda życia jest zawsze głębsza, mą- drzejsza i bardziej wielostronna od teoru dnia wczorajszego". Albo: "Nic nie przemawia za tym, aby w naszej epoce przejścia od kapitali- zmu do socjalizmu życie musiało zawsze stosować się do powtarzanego przez KPCh schematu, że ##gwałtowna rewolucja proletariatu i dyktatura proletariatu#, jest niezbędnym i koniecznym warunkiem marszu ku so- cjalizmowi". Albo: "Jest wysoce prawdopodobne, zwłaszcza w wielu krajach nowo wyzwolonych, których przywódcy początkowo nie sta- wiali przed rewolucją narodową socjalistycznych celów, że samo życie pchać będzie siły patriotyczne do zespalania odrodzenia narodowego z przeobrażeniami socjalistycznymi w nowych, nie znanych dotąd for- mach". Dobre też jest sformułowanie kompleksu Chin na punkcie uzyskania mocarstwowego stanowiska, co Gomułka uważa za straszne, ale do cze- go, jak słusznie zauważa, nie można dążyć wszystkimi środkami aż do zniszczenia jedności ruchu komunistycznego. Z jego przemówienia do- wiedziałam się, że Związek Radziecki odmówił Chinom pomocy przy rozbudowie ich siły nuklearnej. Wprawdzie zrobił to we własnym interesie - Chińczycy mogą, w tym usposobieniu, w jakim są, zaatakować zarówno Syberię, jak Stany Zjed- 290 291 noczone - ale to było mądre posunięcie. Szkoda, że Ameryka nie bierze z tego przykładu i [nie] usiłuje wstrzymać Niemcom Zachodnim broń termojądrową [sic!]. [...] Co mnie zaskoczyło, to, że wszyscy reprezen- tacyjni mówcy mówili o "Liście 34" w tym samym oskarżającym i uwłaczającym tonie, jaki ma cała prasowa kampania przeciw niemu. Megalomanią byłoby przypuszczać, że moje przemówienie mogłoby coś zmienić. Ale jeszcze raz przekonałam się, jak nic nie może słowo pisarza, jak dalece należy w tych okolicznościach znilczeć. [...] Ciekawe, że najlepszą, jedynie w pełni żywą była część mowy Go- mułki o Chinach. Jest coś w naturze człowieka, że najlepiej mówi, gdy krytykuje. Czytam kroniki historyczne i tragedie Szekspira. Mimo wszystkie zbrodnie i "błędy", które zostały popełnione, nasze czasy wydają się ła- godne i niemal rajskie w porównaniu z tym arcyokrutnym widzeniem życia i świata, i historii. # W dniach 15-20 VI 1964 obradował IV Zjazd PZPR, który głównie zajął się - poza wyborami władz - oceną mijającego dwudziestolecia, wytyczeniem perspektyw, zmia- nami w statucie partii. Referat W. Gomułki na IV Zjeździe opublikowały "Nowe Drogi" 1964, nr 7. 23 VI 1964. Wtorek W sobotę po pohidniu przyszedł raptem młody wikary. Jest tutaj rok i właśnie opuszcza Komorów przenosząc się do Skierniewic. Wikarzy zmieniają się tak często, że poznaję już chyba czwartego, a paru w ogó- le nie poznałam. Ten twierdzi, że "ludzie tu jacyś obcy, niedobrzy", a podobno z naszym proboszczem współżycie nie jest łatwe. Nazywa się Zdzisław Zdanowicz, jest z Białegostoku. Przyniósł trzy pierwsze tomy "Nocy i dni" z prośbą o dedykację. Powiedział: - "Podobno jest nowe wydanie w twardej oprawie, bardzo ładne, ale ja nie wiedziałem i kupi- łem to". "Tak - mówię - ale tamto jest bardzo drogie, kosztuje 150 zł a to - 60". "Ach - powiada - kupiłbym i takie drogie". Jedno kupił dla siebie, dwa dla swoich przyjaciół - księży. Nie wiem, czemu zawdzię- czam, że księża zaczęli kupować "Noce i dnie". Pewno wywiadowi pra- sowemu w "Tygodniku Powszechnym". Oto minęły najdłuższe dnie. Od jutra czy pojutrza dnia już zaczy- na ubywać. Pół roku przetoczyło mi się na niczym prócz przykrych pe- rypetii. Czy jeśt możliwe, żebym zrobiła coś jeszcze z tą nieszczęsną powie- ścią? Znowu kładę się spać z poczuciem kompletnej bezużyteczności mo- jego życia. Dwa pośmiertne wydania nie skończonych Przygód. . . : w formie powieściowej i w for- mie nowelistycznej. Repr. M. Sokołowski 2 VII 1964. Czwartek Zasnęłam wcześnie przy lampie, której bliskość podnosi widać ciś- nienie, bo zbudziłam się o dwunastej ze straszliwego snu. Wędrowałam podziemiami wielkiego miasta, niby podziemiami metra paryskiego, ale pieszo i to była Warszawa. Na każdej stacji zatrzymywała mnie groma- da urzędników żądając ode mnie takiego mnóstwa dokumentów, za- świadczeń, wypełniania formularzy - a dokądś bardzo się śpieszyłam- że w końcu w poczuciu, że tracę ostatnią jakąś wielką szansę życia, za- częłam przeraźliwie krzyczeć, wołać pomocy, choć jednocześnie wie- działam, że jestem sama na tym świecie i nikt nigdy już mi w niczym nie dopomoże. Nie ma już wybawienia z tego kręgu piekieł urzędniczej 292 I 293 , ,. e. obcości. Zbudziłam się ze strasznym biciem serca, ale bez krzyku (na szczęście, bo w pokoju Tuli nocuje M-me La Paille'), tylko huk, ucisk i łoskot tętna w głowie. Przeczytałam z przyjemnością Iwaszkiewicza "Księgę moich wspo- mnień"z, z której, jak się okazuje, pierwotnie znałam tylko fragmenty. To jest pamiętnikarska autobiografia w autonomicznie skomponowa- nych rozdziałach, bardzo lirycznych i rzewnych - ładnych w całym zna- czeniu tego słowa. Zbędne tylko i już na benefis naszych czasów doda- ne uszczypliwe epitety czy definicje na temat 20-lecia, m.in. Legionów, Skamandrytów ("światopogląd, którego nie mieli") - i zadziwia często powtarzane o sobie: "naiwny jak przez całe życie", "moja wrodzona na- iwność i nieśmiałość". [...] Tak dalece inni jesteśmy w oczach innych i we własnym widzeniu.W jakim prawdziwi? Być może na granicy tych dwóch widzeń rozgrywa się nasza prawdziwość. Przypisywanie wszystkim snobizmu - niedostrzeganie go u siebie. Podobnie jak Żeromski spędził całą młodość na korepetycjach i kondy- cjach, niby przypadkiem w domach hrabiowskich i książęcych. Jak Że- romski miał kompleks arystokracji - tylko bez kontrkompleksu socjal- no-czerwonego. [. . .] Jedno jest pewne, że ma życie bogate i bujne, i pełne rozmaitości, jak rzadko kto. Najpiękniejszy jest, naprawdę wzruszający rozdział o jego zespoleniu z nową ojczyzną, Mazowszem, o Byszewach. I jest na swój sposób arcyznakomitym pisarzem, co jedno będzie mu na przyszłość pamiętanym. Na przekór jego do mnie i do Anny antypatii, obie mamy do niego - mimo wszystko - sympatię i słabość, choć Anna mawia żar- "P tobliwie, że akt z diabłem to on ma". i Tak nazywano Wacławę Słomkiewicz, gosposię u A. Kowalsluej w Warszawie. 2 Jarosław Iwaszkiewicz - Książka moich wspomnieri,1957. 4 VII 1964. Sobota Kiedy szłam do kolejki w ubiegłą sobotę, zaczepił mnie hydraulik Płaszyński, który kiedyś z powodu pijaństwa wziąwszy ode mnie 150 zł zaliczki, nie wykonał umówionej pracy, przepił pieniądze, pojawił się dopiero po miesiącu i żądał ich na nowo. Trochę się na niego wtedy roz- gniewałam, a on przez dłuższy czas nie kłaniał mi się przy spotkaniu. W tym roku zaczął kłaniać się, a teraz wręcz przyłączył się i nuż gadać. Był w b. ładnej zielonej koszuli, ale tak pijany, że i język, i nogi mu się plątały. "Tak młodo pan wygląda, że pana nie poznałam" - mówię. "Mam już te 45 lat i marnie żyję". "Dlaczego? Jest pan przecież hydrau- likiem, wszyscy mówią, że dobrym, teraz latem tyle się tu buduje, to chyba pracy panu nie brak". "Nie pracuję teraz jako hydraulik, tylko przy nórach (czy czymś takim). Za jakie dwa miesiące zacznę znów pracować jako hydraulik". "A to dlaczego? Co się stało?" A tak, wie pa- ni, garbate życie, garb mi wyrósł". "Co pan opowiada, prosty pan jest jak świeca". "Na duszy garb mi wyrósł, duchowo jestem garbaty i tak z tym garbem żyję". Pytam go o dzieci - ma ich sześcioro, starsze już kończą szkoły. Coś mówi o tym bełkotliwie, nagle pochyla się i pyta: "Gniewa się pani jeszcze?" "Wcale się nie gniewam, to pan się na mnie obraził, a niesłusznie". Gdy mijaliśmy sklepik zwany "U Szymańskiej" (choć dawna właścicielka Szymańska już nie żyje), nagle pożegnał się całując mnie w rękę. "Bardzo panią przepraszam, ale ja tu wstąpię i na- piję się piwa" - a już wódka od niego buchała. "To się nazywa przestał pić" - pomyślałam, bo słyszałam od wielu, że Płaszyński teraz nie pije. Dag przywiózł mi dla mnie przepisane moje przemówienie na dru- gim Zjeździe ZLP w Łodzi w grudniu 1946. Przeczytałam je nie bez przerażenia. W ciągu 20 lat "wygłosiłam" więc dwa przemówienia poli- tyczne (przy czym to łódzkie było mówione - nie czytane) i napisałam dwa artykuły polityczne - o Froncie Jedności Narodowej w latach I 9401 i o wyborach do Sejmu w 1957 (styczeń). Przemówienia były krytycz- ne, artykuły apologetyczne w stosunku do nowej rzeczywistości, więc równanie zamknięte. Ale i tak było o te cztery pozycje za dużo. Po co się wtrącam w nie swoje rzeczy, na których się nie znam? Wszystkie te cztery wystąpienia były zrobione pod naciskiem środowiska, żadne z mojej inicjatywy. Tak więc zawsze ulega się jakiemuś naciskowi. 1 Pomyłka: Dąbrowska wyraźnie ma na myśli artykuł W trzynastą rocznicę najazdu z roku I 952 ("Nowa Kultura", nr 36). 7 VII 1964. Wtorek W sobotę Wańkowiczowie przyjechali w ulewny deszcz. On wyjąt- kowo zdurniał w stosunku do tego, czym się zdawał być zaraz po po- wrocie z Ameryki. Nie może np. zrozumieć, że dla każdego, bez różni- cy poglądów od czerwonych do najbielszych, rażące jest, że powróci- wszy do Polski na stałe - nie zrzekł się obywatelstwa amerykańskiego. Wprawdzie Anna twierdzi, że obywatelstwo amerykańskie to jest jak ci- 294 295 vis Romanus, wartość, której nigdy zrzekać się nie należy, mogę się z tym zgodzić (choć jest to w przeciwieństwie do rzymskiego obywatel- stwa najłatwiejsze do uzyskania), ale w takim razie nie należało wracać na dobre do Polski, a tylko ją odwiedzać. W istniejącej sytuacji obywa- telstwo amerykańskie stwarza uprzywilejowaną sytuację, co musi draż- nić. Melo zarobkuje w kraju, a ostatecznie kraje zachodniej Europy ob- cym obywatelom nawet w razie krótkiego pobytu każą składać deklara- cje, że nie będą zarobkowali ani obciążali danego państwa utrzymywa- niem ich. Wobec Mela nie zastosowano takiej klauzuli, wskutek czego korzysta on z przywileju zarobkowania (i świetnego) w Polsce - i pozo- stawania obywatelem Stanów Zjednoczonych, czyli nietykalności. To cokolwiek za wygodne. Wyjechaliśmy z nimi do Warszawy około ósmej. Wstąpił na Niepod- ległości, by nam przeczytać list zrzekający się członkostwa Związku (w obawie, aby go zmieniwszy odpowiednio statut nie wyrzucili). List agresywny i arogancki, ani jedno zdanie nie potrzebne. A i w ogóle na jego miejscu nie występowałabym ze ZLP i zrzekłabym się obywatel- stwa amerykańskiego. W niedzielę rano wyszłyśmy na spacer z Egonem, wieczorem były- śmy na zaproszenie Skuszanki w Teatrze Polskim na dwuaktówce Boh- dana Drozdowskiego: "Ballada polska" (powstanie 1944)1. Dużo dobrej intencji, stosunkowo mało wypaczenia prawdy. Stosunkowo! Dopiero jak przyjrzeć się bliżej temu, co nie razi jako fałsz, widać, ile w tym je- szcze zaślepionej nieprawdy. Jakie hałdy tej nieprawdy są w utworach, co rażą! Już sama proporcja jest komicznie sfałszowana. W czasie sier- pień-wrzesień 1944 nie do pomyślenia była sytuacja, gdzie by na dzie- sięciu powiedzmy komunistów (a zwłaszcza AL-owców) w grę wcho- dził jeden AK-owiec czy dwu, licząc doktora. Sytuacja była zawsze od- wrócona. Na IO dekujących się w piwnicy AK-owców byłoby I00 ran- nych "Jurcysiów" i tyleż zdrowych. Komiczne jest również postępowa- nie w pierwszym dniu powstania rozhisteryzowanych lekarza i żołnie- rza AK. Postawa lekarzy była do końca wzorowa - a tak samo żołnie- rzy. Załamania się w tym środowisku (choć więcej wśród ludności cy- wilnej) mogły się zdarzać w najbardziej nieludzkich momentach na Wo- li, na Starówce, przy przechodzeniu kanałami. Trzeba przyznać że i AL-owcy Drozdowskiego są zhisteryzowani. To już prędzej można zrozumieć. Wiedzieć, że całe miasto walczy z okupantami i czekać bezczynnie rozkazu od Rosji, marzyć o przedosta- niu się na drugi brzeg Wisły, gdzie się nie biją, wszystko to może zhi- steryzować. Trzeba przyznać, że w końcu ten "oddziałek" AL decyduje się wyjść z piwnicy i dostać się na Wolę (zgodnie z prawdą). [...) Obaj AK-owcy 1 sierpnia popadają w histerię i płaczą. Ale obaj są ranni od niemieckiej kuli, AL-owiec Groźny natknął się na sęk i boi się tężca. Mój Boże, ten biedny Drozdowski nawet wyobrazić sobie nie może, jak cierpieli, jak się zachowywali, w jakich warunkach leżeli ran- ni w powstaniu 1944, ile spokoju, pogody, nawet humoru było w tragi- cznym umieraniu Jadzi ! 1 Bohdan Drozdowski - Ballada polska, reż. A. Dobrowolski, scen. J. Golk, Teatr im. Żeromskiego, Kielce, premiera, 5 VII 1964. 14 VII 1964. Wtorek Przeczytałam nadesłane mi przez "Tygodnik Kulturalny" dzienniki pt. "Miesiąc mojego życia"1. Trudno mieć o tym jakiekolwiek zdanie skoro na prawie 2000 prac nadesłanych wybrano 28 do druku. W bar- dzo nudnej przedmowie Chałasińskiego nie podano, według jakich kry- teriów wybrano tych 28, czym się one różnią lub co mają wspólnego z pozostałymi 2 tysiącami nie wybranych do druku? Tak że żadnych do- rzecznych wniosków obiektywnych z tego materiału wyprowadzić nie można. Czytając to można by dojść do wniosku, że wszyscy pracujący w Polsce od lekarza, pielęgniarki poprzez "inseminatora krów", rolnika do górnika są 100-procentowymi, choć nie bezkrytycznymi entuzjasta- mi ustroju, wszyscy samymi bezinteresownymi "bohaterami pozytyw- nymi" pracy, "czynów społecznych" itd. i że cała pracująca Polska jest zlaicyzowana (tylko jeden z piszących wspomina o "wypełnianiu ob- rządków religijnych" w niedzielę), że cała czyta mnóstwo prasy i litera- tury, a przede wszystkim, że cała jest obyczajna, grzeczna, pełna dobrej woli, najlepszej wiary i wiedzy, a przecież tak nie jest. W Krzywickiego "Pamiętnikach chłopów, bezrobotnych i emigrantów" starano się druko- wać rzeczy reprezentatywne dla wszystkich najbardziej sprzecznych po- staw społecznych, politycznych, etycznych. Nie unikano pamiętników drastycznych obyczajowo, dlatego też tamten materiał jest bardziej mia- rodajny dla pojęcia o tym, jak wyglądało życie ludzi pracy w Polsce przedwojennej. Ale czyta się to bardzo dobrze, choć aby pisać o tym "na 20-lecie Polski Ludowej", jak chciał redaktor "Tygodnika", za mało znalazłoby się materii na optymizm. Tych najlojalniejszych, "najlepszych" obywa- 296 2g# teli Polski Ludowej cechuje straszliwe przemęczenie pracą (praca zawo- dowa, sprawozdawczość, konferencje, prace zlecone [?]), raczej bieda z trudem wiążąca koniec z końcem, psychicznie - nowa drobnomiesz- czańskość w pragnieniach małych dóbr ziemskich (telewizor, pralka, motocykl), w gustach i upodobaniach. To wszystko wielbiciele "Maty- siaków", "Podwieczorku przy mikrofonie" i "Kobry". Zaczytują się po- wieściami, o których w środowiskach literackich nic się nie wie, z rzad- ka - zaledwie połowa po jednym razie - sięga do książek ambitniejszej rangi. Cokolwiek szersze i trafniejsze są upodobania filmowe. Jeden ocenia entuzjastycznie film "Zezowate szczęście" nie zdając sobie jed- nak sprawy z jego istotnych walorów. Wszyscy bez wyjątku są z awan- su społecznego. Jednak jest to awans, jaki w krajach zachodniej Europy dokonał się już w XVII i XVIII, najpóźniej XIX wieku (mimo wszy- stkie wyzyski i uciski), a jaki po II wojnie światowej - mając już o tyle dawniejszą solidną bazę - rozszerzył się tam w o wiele bardziej zawrot- nym tempie i zakresie niż u nas. I Miesiąc mojego życia. Wybór pamiętników z konkursu Polskiego Radia i "Tygo- dnika Kulturalnego", wstęp J. Chałasiński,1964. 15 VII 1964. Środa Nad ranem dziwny sen. Telefon. Nie poznaję głosu, aż raptem okazu- je się, że to Iwaszkiewicz. Mówi o czymś, ale wiem, że dzwoni z pole- cenia Jarosława. Raptem on sam realizuje się tuż koło mnie. Jedziemy dokądś bryką, niby to w tkliwej chęci powiedzenia sobie czegoś ważne- go i... dobrego. Las, błotnista droga w lesie, wysiadamy, widzę nie wy- kończony kwadratowy dom w rodzaju mojego. Oglądam nie wyprawio- ne pokoje bez podłóg. Dowiaduję się w jakiś sposób, że zrzekł się Sta- wiska i kupił ten domek. I w dodatku bardzo blisko mnie, niby to nie w Komorowie, a przecież w Komorowie. Cały sen owiany milczącą ra- dością, że się będziemy teraz częściej widywali, okazuje się wreszcie, że nie jest prawdą, jakoby mnie tak nie lubił i działał na moją szkodę. Jarosław jest jakiś wewnętrznie promieniejący, łagodny, zupełnie bez tej opryskliwej chropowatości, która mnie przejmuje zawsze strachem. Dziwny sen, ale zgodny z moją naturą, która lubi tylko jedno. Żyć z ludźmi w porozumieniu i zgodzie. 16 VII 1964. Czwartek Sen pt. "Przegrana". Była to jakaś wielka klęska objawiająca się krzykiem, tym szpetnym krzykiem z brzydkiego szkicu Muncha' i wyraźnie, jak utwór nosząca tytuł "Przegrana!" Ale czy to była prze- grana moja, czy Miasta (jakby powstanie), czy Kraju, czy Ameryki (ja- koby miało nią być zwycięstwo Goldwatera2) - nie wiem. Jakieś tablice z wyrytymi na nich napisami. Krzyk. ' E d w a r d M u n c h (1863-1944), norweski malarz i grafk. Studiował w Oslo i w Paryżu, gdzie uległ wpływowi postimpresjonistów; wiele lat spędził w Niemczech, Francji, Włoszech; przyjaźnił się ze St. Przybyszewskim; był związany z symbolistami z kręgu S. Mallarmego i ze szkołą z Pont-Aven. Po ciężkiej chorobie nerwowej osiadł 1909 w Norwegii. Tworzył symboliczne kompozycje figuralne zbliżone atmosferą do dzieł J. A. Strindberga, wyrażające obsesje erotyczne (Na drugi dzieri, Zazdrość, Podlo- tek), samotność i lęki (Krzyk, 1895, Taniec życia, Dziewczgta na moście). W swych dziełach stosował silny kontur, płynną secesyjną linię oraz zróżnicowany koloryt, z któ- rym wiązał treści symboliczne. W ostatnim okresie stworzył wiele cennych portretów i pejzaży. Mająca silny wpływ sztuka Muncha stała się jednym ze źródeł ekspresjonizmu; w Polsce wpływ ten zaznaczył się w sztuce Młodej Polski. 2 B a r r y M o r r i s G o 1 d w a t e r (ur. 1909), polityk amerykański, od 1953 senator, od 1955 związany z ugrupowaniami ultraprawicowymi, uczestniczył z ramienia partii republikańskiej w wyborach prezydenckich 1964. 17 VII 1964. Piątek Zgodnie z umową telefoniczną o piątej po południu przyjechali kolej- ką Słonimscy. On powiedział: "W tym kapeluszu i z tym pieskiem wy- gląda pani jak postać z Czechowa". Sam wydał mi się też bardzo po- czciwie staroświecki. Wyszłam po nich na stację, żeby się nie błąkali, ale niestety bardzo bolały mnie nogi i jakaś byłam rozbita. Oni oboje, także Antoni, o wiele lepiej ode mnie chodzą. Odjechali po siódmej. Ta wizyta zostawiła mi smugę dziwnie przyje- mnego wrażenia. Antoni jest właściwie ociekający zaciekłością [?], wcale nie tak naiwny, nie tak znów wyłącznie zajęty sobą, jakim przed- stawiła mi go Anna, która zawsze przeważnie przesadza na niekorzyść ludzi, o których mówi. Zabrali trochę czereśni. 20 VII 1964. Poniedziałek Wieczorem przyszli Terleccy zabrać czereśnie, z którymi nie wiado- mo było, co robić. Bardzo lubię, jak oni przychodzą - mam wtedy roz- koszne wrażenie, że żyję i żywi są ze mną. 298 299 było się źle zrozumianym. A to poczucie miałam z konieczności sły- sząc, co mówiono o "Liście 34" na IV Zjeździe Partii. Dziś po południu zasnęłam - i przepięknie kolorowy sen. Niby to wi- dziane z aeroplanu, ale o cudownych wyraźnych barwach brunatne, zło- te, zielone, kompletnie jak na obrazach kubistów lasy sosnowe o szkar- łatnych pniach - jeziora - niezwykłe kwiaty. Usiłowałam komuś - mo- że Annie - zwrócić uwagę na to mijane piękno, ale nadaremnie. Rzadko już miewam takie piękne sny. 26 VII 1964. Niedziela Imieniny Anny. Tym razem Komorów obesłał ją kwiatami. Pani Słomkiewicz już wcześnie rano ofiarowała jej róże, p. Harna, który przyszedł z torcikiem malinowym z pianką, przyniósł też róże, nawet ci mili sąsiedzi "spod kościoła" pp. Kasprowiczowie', przynosząc zamó- wione maliny i poziomki w wielkiej obfitości, przynieśli (ściślej mó- wiąc ona - b. miła) także róże, a potem ni stąd, ni zowąd Tola Pęska przysłała czarnych, arcydojrzałych, słodkich czereśni i parę kwiatów (rumianków i cynii) z ich zapuszczonego ogrodu. O piątej po południu zaczęli się pojawiać goście: Terleccy, Lipkowie. Zbyszek Illg, Kazia M. i wreszcie Teslarowie, którzy spędzają lato w Leśnej Podkowie. Ci ludzie są fenomenem. Umierają i zmartwy- chwstają coraz pełniejsi życia. [...] W sumie te imieniny były pod jakąś dobrą gwiazdą - darów, możliwości, możliwości zmartwychwstań. 21 VII 1964. Wtorek Dziś tylko o czwartej miałam 37,2a, potem bardzo spotniałam i spad- ło. Nic nie robię, trawię to lato na niczym - to jest chyba ta moja "Prze- grana" ! W czasie wizyty Terleckich zatelefonowała p. Korzeniewska, że i ona, i jej mąż, każde z innego, pewnego źródła dowiedzieli się, że Go- mułka dopiero teraz dostał do przeczytania moje przemówienie, że zro- biło na nim wrażenie i że zażądał ponownie całego nasłuchu radiowego w tej sprawie. To samo mówił mi był Antoni, dodając, że Gomułka ja- koby powiedział: "Chyba Dąbrowska nie kłamie, a więc ja byłem źle informowany". Ale nie przypisywałam temu wielkiego znaczenia, my- śląc, że to plotka. Tymczasem to się potwierdza. Nie mogę powiedzieć, żeby mi ta wiadomość nie sprawiła przyje- mności - tak przykro jest mieć poczucie, że się mówiło w próżnię albo ! ' J a k u b K a s p r o w i c z ( 1909-1975 ), artysta malarz z żoną A n i e 1 ą [ur # 1933). Warszawa. 31 VII 1964. Piątek Kiedyśmy kwadrans po trzeciej (tak dhzgo trwa to "Dolce vita", wy- ' szły z kina, zbaraniałam z zachwytu: tak szafirowe było niebo, tak wło- skie jaśniejsze słońce, tak pięknie w przeczystym powietrzu grała archi- tektura. Kościół Sakramentek, stare domy Nowego Rynku, z których narożny (gdzie niegdyś u dr. Adamskiego' pielęgnowałam Stachna po ataku - i wtedy ostatecznie zakochaliśmy się w sobie) dostał nowy tynk o iście neapolitańskiej ciemnej czerwieni. Film "Dolce vita" oglądałyśmy 4 lata temu w Paryżu. Zresztą każdy film tych wielkich reżyserów dobrze jest obejrzeć dwa razy. 300 301 Lucyna i Władysław Terleccy Film jest przykry - stanowi już zbyt beznadziejnie okrutną karykatu- rę życia "sfer wyższych", i to zarówno "inteligencji pracującej", jak burżuazji, jak arystokracji. Zbytjuż może przeładowany wciąż na nowo powstającymi obrazazni nudy życia, bezsensu życia. Jednak wszystkie te nadmiary i szczegóły są do końca zamierzone, przemyślane artysty- cznie. Także jak w "Otto e mezzo"2 i w "Prywatnym życiu"3 obsesja hordy fotoreporterów, filmowców i dziennikarzy jak stado psów myśli- wskich żerujące na wszystkim - czy to będzie śmietnik, padlina czy nie- szczęście ludzkie. Najbardziej przerażające są sceny z ojcem Marcella, choć z pozoru nic takiego złego prócz dość poczciwej trywialności w nich nie pokazano. Bezsilny protest Steinera, cichego marzyciela o le- pszym życiu, który zabija siebie i dzieci; kompletny rozkład duchowy Marcella, ukazany w orgiastycznej "zabawie" świata "kultury i sztuki". Samo zakończenie wreszcie, gdzie rybacy ("świat pracy") przed oczy- ma "złotej gawiedzi" wyciągają z morza nie normalny połów, lecz apo- kaliptyczną rybę-potwora. Cały ten film zdaje się mówić: oto jak wyko- rzystuje się możliwości ludzkiego istnienia, oto "słodkie życie", które nie jest nawet gorzkie, ale jest śmierdzącym absurdem. U nas nazywa się to oficjalnie satyrą na świat kapitalistyczny. Ale gdyby ktoś chciał pokazać prawdziwą miażdżącą satyrę na nasz świat- może nie wyglądałby on lepiej. Choć i to nie byłoby o nim całą prawdą, tak jak nie jest całą prawdą o życiu we Włoszech ftlm Felliniego - ani nawet o życiu klas posiadających. Wieczorem na "rzece nieba" nad naszą ulicą ukazały się rozmazane białe pierzaki zwiastujące zmianę tej cudownej pogody. ' J a n W ł a d y s ł a w A d a m s k i (1882-1958), wybitny lekarz społecznik, członek masonerii; prezes Polskiego Związku Przeciwgruźliczego, wiceprezes Polskie- go Towarzystwa Medycyny Społecznej, wieloletni dyrektor departamentu początkowo w Ministerstwie Zdrowia, następnie w Ministerstwie Opieki Społecznej; autor wielu prac m.in. dotyczących stanu sanitarnego (Mieszkania suterenowe, Higiena mieszkanio- wa w ustawodawstwie polskim). 2 Osiem i pół (wł.),1962, scen. F. T. Pinelli, E. Flaiano, B. Rondi, reż. F. Fellini. 3 Życieprywatne (fr.),1962, scen. L. Malle i J. P. Rappeneau, reż. L. Malle. Komorów.1 VIII 1964. Sobota Jakże ożywczo działa na mnie pobyt w mieście, jak wielki błąd zrobi- łam zamieszkawszy na resztę życia w pustynnym Komorowie, jak bar- dzo mnie to zamęczyło i sparaliżowało psychicznie. A odrobić tego- niestety - nie miałabymjuż siły. [...] Wczoraj po pohidniu amerykańska rakieta Ranger 7 uderzyła w po- wierzchnię księżyca nadając przedtem zdjęcia jego powierzchni. Trzy wojenne okręty USA o napędzie atomowym wyruszyły z Gibraltaru w podróż dokoła świata. Będzie to pierwszy rejs okrętów o napędzie atomowym, nie odnawiających przez całą trasę paliwa. Lecz wszystko to nie brzmi zapowiedzią pokoju. 3 VIII 1964. Poniedziałek Wszystko bym jakoś znosiła, żeby nie ten huk w głowie i w uchu, nie to przyspieszone tętno, nie ta świadomość, że tak daleko posunięta skle- roza to taki sam wyrok śmierci jak rak. Nieuchronnym jej końcem jest śmierć, na którą powinnam być przygotowana, bo przecież przeszłam już wszystkie ternziny śmierci mojej rodziny, w której nikt nie dożył 74 lat. I żeby nie ta zupełna utrata chęci i możności pracy! Te siedem lat Komorowa zostały w sensie pracy zmarnowane. 4 VIII I 964. Wtorek Zapomniałam odnotować, że podobało mi się przemówienie Zenona Kliszki w 20 rocznicę Powstania'. Starał się być w miarę możności obiektywny i przekazał pozdrowienia żołnierskie dowódcy AK, pod którym walczył jego oddział AL-owski. We wczorajszym czy przedwczorajszym numerze "Życia Warsza- wy" Putrament w swym morderczo nudnym "Za granicą" (programowo nudnym, żeby uwierzono, że świat zachodni jest taki nieinteresujący) napisał: "Zagrzeb. Stoimy pół godziny. Wybiegam i stwierdzam, że ko- ło dworca podobne to bardzo do Czech, Galicji, Węgier, słowem do c.k. Austrii. Nie tylko domy i kościoły, w ludziach także coś takiego... Mia- sto zresztą, zwłaszcza kościoły, bardzo ładne..."2 Co prawda Putrament nie znał c.k. Austrii, ale nawet nie wie, jak znamienną napisał prawdę. Państwo nawet nie autokratyczne i nie totalne jest potężną machiną i wpływa bardzo silnie na styl życia i typ człowieka. Zabór austriacki był podobny do Austru, zabór pruski - do Niemiec, zabór rosyjski był zacofany gospodarczo, brudny, niechlujny jak carska Rosja; miasta i miasteczka im dalej na wschód od Warszawy, tym były podobniejsze do 302 303 rosyjskich, tych opisywanych przez Czechowa. W pewnym stopniu te wpływy państw zaborczych dają się do dziś odczuwać, tylko że dziś ca- ła Polska staje się podobna do Związku Radzieckiego. Tenże Putrament powiedział przed jakimiś 10 czy 11 laty namawiając mnie na podróż do Rosji: "Trzeba się przypatrzyć tamtejszym ludziom, bo ten typ człowie- ka za pięć, sześć lat zapanuje i w tym kraju". Tak się też stało albo staje - bez względu na pozytywny czy nega- tywny stosunek do Rosji czy komunizmu. Korekta wprowadzona przez "polskość" jest raczej nikła. W Sabinowie pod Częstochową, gdzie u Jełowickich (mojej ciotecz- nej siostry dużo starszej) spędziłam pierwszą jesień i zimę wojny, po- wstała przed 10 laty - dziś "jedna z największych w Europie" - fabryka wzmacniania rud żelaznych, która we wrześniu montuje piąty piec pra- żalniczy i buduje wielką płuczkę rud. Dostarcza już 800 tysięcy wzbo- gaconej rudy żelaza Nowej Hucie i hutom śląskim. Ma produkować 1 milion ton wzbogaconej rudy rocznie. Ten mały, cichy, tak bardzo sielski folwarczek przekazany, o ile pa- miętam, przez Marysię Jełowicką po śmierci męża Ubezpieczalni na sa- natorium dla dzieci - zamienił się w wielkie zakłady przemysłowe. Oto dla mnie najbardziej widomy znak osiągnięć XX-lecia powojennego. Czy mam jeszcze i gdzie rysunki i malunki tam robione? Sabinów był o 4 km od częstochowskiego przedmieścia Stradom i o kilometr od wsi Dźbów, o której jest wzmianka w "Potopie". Chłop ze Dźbowa przy- wiózł do Jasnogórskiego klasztoru saniami ryb na wilię i wiadomość, że Szwedzi odstąpili od oblężenia3. Co też teraz jest w Dźbowie? O 4 godzinie zgodnie z zapowiedzią telefoniczną przyjechał Juliusz Poniatowski. Ma już blisko 80 lat, ale jest jeszcze b. sprawny, chociaż miał w zeszłym roku zawał serca. Jest b. nisko ciśnieniowy (80-90, naj- wyżej 100 ma w górnej granicy). I bardzo optymistyczny. W rozmowie o apokaliptycznych perspektywach naszej epoki powie- dział: "Każda epoka ma swoją miarę strachu. Nasz strach jest na miarę naszej epoki". To mi się podobało i w jakiś sposób dodało mi otuchy. 304 20 - Dzienniki, t. 4 Sabinów,1915. Rys. M. Dąbrowska Sabinów współcześnie Jest przekonany, że ludzkość da sobie świetnie radę i z grożącym brakiem wyżywienia, i z brakiem wody, i z "wyżami demograficzny- mi", i ze złowrogimi wynalazkami. Ale przecież znane jest powszechnie wyginięcie mnóstwa gatunkow zwierząt i roślin. Dlaczegóż by człowiek miał być wieczny? Może zginąć i on, i jego ziemia. i Z. Kliszko - W dwudziestą rocznicę powstania warszawskiego, referat na akademii w Warszawie, "Trybuna Ludu" 1964, nr 211. z J. Putrament - Pół wieku. Rok 1947 - za granicą, odc. 54, "Życie Warszawy": 1964, nr 185. 3 H. Sienkiewicz - Potop,1963, t. II, s. 335. Działo się to wprawdzie później, w no- cy po świętym Szczepanie, i dotyczyło zwierzyny, lecz istotnie chłop ze "Dźbowa" przy- niósł tę niezwykłą wiadomość. 7 VIII 1964. Piątek Czesław przyszedł o 9-tej (pracuje w tym tygodniu "na noc"), wy- strzygł trawę między bylinami, chciałam jeszcze coś mu dać do roboty, ale był tylko do wpół do pierwszej. Powiedział: "Ta nocna zmiana to jest najgorsza. Człowiek we dnie nigdy się nie wyśpi". Bardzo się spie- szył, może miał coś jeszcze - jakieś nieporozumienie w domu? Bo za- wsze po nocnej pracy przychodzi dopiero koło południa. Dziś więc coś go wcześniej z domu wygnało. Od blisko dwu tygodni Komorów tonie nocą w absolutnych ciemno- ściach. Żadne reklamacje Rady Gromadzkiej nie pomagają. Popsuły się liczniki i elektryfikacja wysiadła. W całym Komorowie nie pali się ani jedna lampa. Jak to jest możliwe, żeby taka rzecz nie była natychmiast naprawiona? Żeby to trwało już prawie dwa tygodnie, a poszczególne lampy (m.in. ta z rogu Kraszewskiego i Słowackiego) to nie palą się już od pół roku. Otóż takie rzeczy są nie do pomyślenia w ustroju kapitali- stycznym - a nie muszą być naprawiane w ustroju socjalistycznym. By- le chciał on się nastawić nie na węgiel, stal, ale na interesy człowieka. Warszawa.12 VIII 1964. Środa Rano pojechałam oddać mocz do analizy w spółdzielni na Waryń- skiego i maszynę do Antoszewskiego. Tula wspaniałomyślnie ofiarowa- ła mi się towarzyszyć, a była b. potrzebna, bo musiałabym nosić maszynę. Wieczorem słuchałyśmy Festiwalu Piosenek z Sopot. Śpiewało 26 cudzoziemców. Wszystko razem do luftu. To nie były piosenki, tylko morderczo nudne liryczno-sentymentalne melodramatyczne pieśni bar- dzo staromodne, mające coś wspólnego z "Modlitwą dziewicy" raczej niż z pojęciem "piosenki". Piosenka - rodzaj sztuki wywodzący się z XIX-wiecznego kabaretu francuskiego, jest cocktailem złożonym z liry- zmu, patosu, humoru, goryczy, temperamentu, przymrużenia oka, ironii, świetnego tekstu i pasjonującej muzyki plus na wskroś aktorska indywi- dualność piosenkarzy. Tu nie było bodaj żadnego z tych elementów. 13 VIII 1964. Czwartek Na 17.30 poszłyśmy do "Feminy" na film według powieści Mauria- ca: "Teresa Desqueyroux"1. Film bardzo ładny (zdjęcia okolic Bor- deaux), aktorka (Rivaz) b. dobra. Ujęcie dość staroświeckie - zgodne zresztą z czasem powstania powieści. I zgodnie z Mauriakiem - świat ludzi ponurych. Ale "tragizm losu" Teresy nie budzi ani przez chwilę współczucia, ani nawet nie jest dosyć przekonywający. Pewną umiarko- waną sympatię budzi raczej jej nie dotruty mąż. Możliwe, że za mało został wyeksponowany rzeczywisty dramat Teresy, która najoczywi- ściej kocha się w Annie, siostrze swojego męża. Ta pasja pcha ją do tru- ' cia męża nadmiernymi dawkami wzmacnianych przez fałszowane re- cepty kropel nasercowych i do usuwania z jej drogi młodego chłopaka- narzeczonego. Tragedia jest w absolutnej bezowocności tych zdrożnych wysiłków, ile że Annie nawet się nie śni miłość homoseksualna - zwy- kły bolesny los homoseksualistów kochających się zawsze w partnerach niehomoseksualnych (zauważył to już bodaj Proust). ; Po powrocie słuchamy drugiego koncertu festiwalowego z Sopotu, a właściwie słuchają Anna i Tula. Mnie wywołały dopiero, kiedy śpie- wała Ewa Demarczyk3. Ta jedna jedyna musiała bisować swój numer i rzeczywiście zachwyciła mnie (jak zresztą już raz w audycji niedziel- nej "Rewia piosenek"). Miała znakomity tekst - urywek z "Kwiatów ' polskich" Tuwima, "Valse brillante". I jest przepyszną indywidualno- ścią piosenkarską - z dobrym głosem, pełną ekspresji twarzą, bezbłędną # gestykulacją. Słuchało się jej z pasją i z pasją też śpiewała. To jest pio- senkarka na miarę Edith Piaf - i nie pojmuję, dlaczego dostała drugą, a nie pierwszą nagrodę na tegorocznym sopockim festiwalu (pierwszą dostała German4). # Teresa Desqueyroux (fr.),1962, scen. według powieści Mauriaka (1927), Fr. Mau- riac, C1. Mauriac, G. Franju, reż. G. Franju. 306 307 2 E m m a n u e 11 e R i v a (ur.1927), aktorka francuska. 3 E w a D e m a r c z y k (ur.1941), wybitna piosenkarka. Rozpoczynała w kabare- cie "Cyrulik". Rozgłos zdobyła dzięki występom w "Piwnicy" krakowskiej. W 1966 ukończyła wydział aktorski krakowskiej PWST. Wprowadziła modę na poezję śpiewa- ną; śpiewała umuzycznione wiersze Baczyńskiego, Białoszewskiego, Leśmiana, Rilke- go, Tuwima i in. Wśród jej najpopularniejszych piosenek były m.in.: Madonny, Grande valse brillante, Tomaszów, Narodziny Bolesława Krzywoustego wedle Anonima Galla. Wielokrotnie występowała za granicą. 4 A n n a G e r m a n (1936-1982), piosenkarka o wybitnych możliwościach gło- su, popularna w latach sześćdziesiątych; śpiewała głównie piosenki poetyckie, np. Tari- czące Eurydyki, Bal u Posejdona, Zakwitłam róż4. Po ciężkim wypadku samochodo- wym na kilka lat znikła z estrady; po powrocie komponowała własne, intymne, kame- ralne piosenki, które miały znacznie mniejsze powodzenie. 14 VIII 1964. Piątek Zamiast Festiwalu dawano z teatru "Rozmaitości ' sztukę Czechowa " Iwanow"1. Nie widziałam początku i były przerwy na pożegnanie Tuli etc. Anna przyszła dopiero po wyjeździe Tuli na ostatni akt sztuki. Ale jakże zasłużony jest dzisiejszy renesans Czechowa i jak dalece jest on prekursorem dzisiejszej sztuki - nie mówiąc o tym, że i Mann niejedno mu zawdzięcza. Co do mnie, to już tłumacząc przed 12 laty opowiadania Czechowa zauważyłam tak wielkie jego pokrewieństwa ze mną, że gdybym go by- ła znała, zanim powstała cała niemal moja twórczość - być może nie odważyłabym się na pisanie. I tak dla współczesnych rozszerza się jego teatr! Do niedawna znane były jedynie: "Trzy siostry" (i to nie docenio- ne), "Diadia Wania" i "Wiśniowy sad". i Antoni Czechow - Iwanow, przeł. A. Sandauer, reż. A. Ziębiński, scen. W. Krako- wski, transmisja telewizyjna z teatru "Rozmaitości", premiera 15 X11963. Komorów.16 VIl11964. Niedziela Mimo złe popołudnie - sporo dziś zrobiłam. Kończę wreszcie przepi- sywać XXII zeszyt dziennika (1957-58 rok). Jutro już z tym ostateczny koniec. Jeśli załatwię zalegającą korespondencję, może od września za- atakuję tę cholerną "powieść" - choć mam chęć raczej na wszystko niż na to. Siezpień jest mało słoneczny i raczej chłodny. Chyba już nie wróci się do całkiem letnich sukien. Ewa Demarczyk 17 VIl11964. Poniedziałek Na skraju nocy około dwunastej zasnęłam przy świetle. Koszmarny sen: chcę dojść do telefonu i zaplątuję się w sieć miedzianych drutów. # Nie sposób się wyplątać. W końcu wyciągam z samej siebie miedziane druty, a potem niby ze starego "fokowego" futra, które mam na sobie, wyciągam zmięte różne rzeczy, m.in. błam szarego futerka. Zgroza. Skąd się to we mnie wzięło? Czy to ukradłam. Chcę rzucić ten błam fu- tra w ogień. Anna mi nie daje. Anna, która zresztą nie wygląda jak An- na, ale jak new-yorski posąg wolności - twarda, zimna i potężna, tylko uśmiech ma żywy, ale nieprzyjemnie znaczący. Usihzje mnie objąć i po- całować, widząc, że jestem w takiej rozterce i dekompozycji. Każde jej dotknięcie sprawia mi nieznośny ból. Boli mnie dotkliwie wszystko, na- wet broda, której dotyka palcem. Krzyczę przerażona: "Mnie boli. Mnie wszystko tak straszliwie boli!" Budzę się, ale bez krzyku - z atakiem wysokiego ciśnienia. Przed zaśnięciem czytam jeszcze trzy zaległe numery "Tygodnika 308 309 Powszechnego". Niesłychanie ciekawa historia oddziału powstańczego na Ochociel, który - zdziesiątkowany, bez możności porozumienia się z dowództwem okręgu - wychodzi torem EKD z Warszawy. Po drodze stacza dwie potyczki z posterunkami niemieckimi, 2 sierpnia toczy krwawą bitwę pod Pęcicami, gdzie poniesiono duże straty. Jego resztka powraca okólną drogą do Warszawy i bierze udział w powstańczej o- bronie Mokotowa. Ile jest jeszcze nieznanych szczegółów w bezprzy- kładnym bohaterstwie powstańców ! 1 Janusz Chyczewski (kpt. "Pawlak") - Godzina " W" na Ochocie, "Tygodnik Po- wszechny" 1964, nr 33. 22 VIII 1964. Sobota Wczoraj wieczorem napisałam po 7-miesięcznej przerwie długi list do p. Jerzego, który się wreszcie odezwał pisząc przez ostrożność do Anny i zapytując, czy nie byłoby właściwe "zacząć z panną Tulą kore- spondencję po francusku". Donosi o swojej przewlekłej chorobie - niedomagania podobne do moich - które, jak i u mnie, lekarze nazywają przewlekłą grypą. W isto- cie rzeczy są to pierwsze ataki Czarnej Damy-Kostuchy. Można się te- mu oprzeć i funkcjonować jeszcze na nieco gorszym poziomie. Przedwczoraj posłałam 1000 zł Henrykowi, od którego przyszła wia- domość, że mieszka w Rozewiu na strychu bez okna. A także I000 zł Heli. 29 VIl1 I964. Sobota Nie mogłam się Anny doczekać, a nie chciałam się przebierać. Wło- żyłam więc stary, możliwie najdłuższy płaszcz, spod którego niewiele tych spodni było widać - i wyszłam jej naprzeciw. Kiedy zbliżałam się, żeby usiąść na ławce, która jest naprzeciw kościoła, przyjechało na ro- werach dwu młokosów. Jeden zawołał ujrzawszy moje spodnie: "Zwa- riowała baba na stare lata". Nic się tym nie przejęłam. Czysto rodzimy, b. prowincjonalny chuliganizm. Na Zachodzie widzi się stare, siwe ko- biety w spodniach, blezerach, i to na ulicach wielkich miast. Po chwili od strony kościoła nadeszła Anna. - "Przed chwilą - rzekła - widziałam następującą scenę. Jechało na rowerach dwu 18-latków. Je- den powiedział: ##Wiesz, kto była ta pani, co usiadła na ławce pod ko- ściołem? Maria Dąbrowska". Drugi: ##O, cholera, i czemużeś mi tego wcześniej nie powiedział,#". # I IX, 4 IX (skreślone) 22 X 1964. Środa. (według tekstu 8 X) ; Pięć tygodni przeleżałam w Lecznicy walcząc z zapaleniem ropnym ' miedniczek, a potem z kompletnym klopsem serca. Raczej walczyli le- # karze, najpierw dr Leśniewskal, która 2 X wyjechała z Orkiestrą Filhar- monii do USA, potem pani dr Zofia Wilkin2 znana mi już dawniej. Do- stałam 25 milionów jednostek colimycyny, którą fatalnie znosiłam, czu- łam się w stanie agonalnym. Ale w końcu minęło ponad przepisowe 10 dni bez temperatury i bez bólów podmostkowych, nie miałam już cierpliwości, parłam do wyjścia, choć opad był jeszcze o wiele za wyso- ki: 95 w pierwszej minucie. "Ten opad mi się nie podoba" - i nie była za moim wyjściem. 5 X w wilię mojej 75 rocznicy urodzin Jurek - bo w międzyczasie wrócił do Polski Jurek z Jayanti i Dominiką3 - odwiózł mnie do Komorowa. Ku mojemu osłupieniu zjawili się w Komorowie: przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Sztuki z olbrzymim bukietem czerwonych róż, szofer z "Życia Warszawy" z takimż bukietem żółtych róż i wreszcie # najmilsza pani Stolarkowa z największym bukietem różnobarwnych róż od Iwaszkiewicza i jego osobistym b. serdecznym listem, co mnie ucie- szyło. Pani Stolarkowa przywiozła mi pierwszą entuzjastyczną relację o wczorajszym (właśnie gdy jechałam do Komorowa) otwartym zebraniu, , na którym Kliszko odpowiadał na moje przemówienie. W dzień moich imienin wstałam w dobrej formie, bez temperatury, dzień był ciepły, słoneczny i minął wyjątkowo przyjemnie. Będąc w stanie bardzo jeszcze ostrożnej rekonwalescencji nikogo nie zapraszałam - wynik był ten: że goście przybywali cały dzień [...) # B a r b a r a L e ś n i e w s k a, lekarka internistka. z Z o f i a W i 1 k i n, lekarka internistka. Podczas okupacji pracowała w Szpitalu Ujazdowskim; później m.in. w 1. 1952-67 w Lecznicy Ministerstwa Zdrowia, a nastę- pnie w Ośrodku Medycyny Pracy Budowlanych. 3Dominika Maria Szumska,zmężaJakubowska,ukoń- czyła filologię angielską na UW. Ma córkę, Z o f i ę (ur. 1990); pracuje w redakcji pisma "Mamo, to ja". 310 311 9 X 1964. Czwartek Całe rano przespałam, o dwunastej zaczęły się dreszcze. Trzęsło mnie z górą dwie godziny, tak że tapczan dygotał. Czekałam końca dre- szczów, żeby zmierzyć temperaturę. Było 40,3 kreski. Trochę nie wie- działam, co robić. [...] Warszawa.10 X 1964. Piątek Dr Wilkin przyszła urzędowo w białym kitlu między trzecią i czwar- tą. Miałam wtedy 39,8. Zbadała mnie i orzekła: "Natychmiast do Lecz- nicy". W jakąś godzinę potem zatelefonowali, że już karetka wyjeż- dża. To też była karetka luksusowa, nie dla "proletów". Było w niej tyl- ko dwu młodych ludzi, którzy dla zabawy i że już było po godzinach pracy - puszczali sygnał alarmowy - tak że w 5 minut byliśmy w Lecz- nicy. Dostałam pokój 206, też pojedynkę. W karetce było mnóstwo miej- sca, tak że Anna w specjalnym fotelu siedziała. Mimo soboty i wieczoru I zastosowano do mnie ostry dyżur. Pobrano wszystkie analizy i krwi, i #, moczu i miano je tego samego wieczora jeszcze zrobić. O dziesiątej da- no mi lekarstwa - a przede wszystkim chlorometycynę. ! Zasnęłam w błogim i grzesznym poczuciu, że dobrze być uprzywile- jowanym, zwłaszcza gdy się ma 75 lat. Od tego dnia leczono mnie na wszystkie możliwe sposoby, a zain- teresowanie stanem mojego zdrowia było tak wielkie jak nigdy jeszcze. W życiu chyba nie dostałam tylu kwiatów (głównie cudownych róż), co przez te pięć tygodni. Co najdziwniejsze dyrektor Lecznicy ajednocześ- nie ordynator interny wciąż zgłaszał mi zainteresowania telefoniczne moim zdrowiem od takich osób jak Putrament, dyrektor M.K. i St. Neu- mark', minister Wieczorek2 itp. Nie miałam pojęcia, co to znaczy - aż dopiero po tym otwartym ze- braniu POP z dnia 5 X - domyśliłam się przyczyn. Partia postanowiła się rozprawić z argumentami mojej wypowiedzi z dnia 12 czerwca3. Dygnitarze byli więc w najwyższym stopniu zainteresowani, w jakim stanie dzień tej rozprawy mnie zastanie. Czy będę umierająca albo może umarła, czy zdrowiejąca i jaki w danych okolicznościach ton będzie ' można przybrać. Pierwsze relacje miałam właśnie od pani Stolarkowej, która szóstego i weszła do pokoju w Komorowie ze słowami: "Jak to, pani nie wie o wczorajszym zebraniu, o porażce Kliszki, owacji dla Słonimskiego i dla pani?" Potem przyszły inne dokładniejsze relacje. Zebranie było najidiotyczniejszym pomysłem, moje argumenty, ope- rujące tylko suchą obiektywną prawdą, dowodziły, że partia rozegrała # całą historię "Listu 34" w sposób dla siebie szkodliwy. Fatalnym pomy- słem było zaczęcie zebrania od odczytania mojej wypowiedzi. Podobno Dziarnowska przeczytała to z większym niż ja przejęciem, a sala wysłu- chała w absolutnej ciszy. # Potem Kliszko zaczął: "Maria Dąbrowska powiada w tym a tym miejscu, że "resztajest matnią"... Sala woła: "Głośniej!" - Kliszko po- wtarza "Maria Dąbrowska mówi tu i tu, że reszta jest matnią". Sala krzyczy "głośniej! Nie słychać!" Nieszczęsny powtarza to po raz trzeci - wreszcie woła: "10 tysięcy razy przemawiałem, pierwszy raz mi się zdarza, żeby mnie nie słyszano". Czajka wyrwała się: "Mów, synku, do mikrofonu, sala cię prosi". Podobno już wtedy sali zaczynało być żal Kliszki. Jego główne argumenty były, że czytał dwa razy "Noce i dnie", raz w więzieniu sanacyjnym, drugi raz w więzieniu stalinowskim. "My- 312 313 Zenon Kliszko i Władysław Gomułka na zjeździe ZLP w Lublinie 18 X 1964 r. Fot. D. Łomaczewska ślę, że na sali jest wielu takich, co czytali dwa razy ##Noce i dnie"". Sala odpowiedziała nieartykułowanym wyrazem oburzenia, na co Kliszko: " Ale nie w takich warunkach". Kliszko był jakoby żałosny, jego argumenty rozśmieszały, m.in. gdy odczytał list Konrada Górskiego do Premiera (o którym powiedziałam była: "Danym mi było czytać listy profesorów napisane do premiera, wszystkie były godne i ubolewały nad reakcją Wolnej Europy na ##List 34##, ale wycofał podpis tylko jeden. Biedak nie doczekał się tej nawet satysfakcji, żeby ktośkolwiek publicznie się tym wycofanym podpisem pochwalił (to nie był Galileusz)"4. Andrzejewski parsknął głośnym śmiechem. Słonimski powiedział: Za mną nie stoi ani rząd, ani partia, ani woj- sko, ani UB. Ja mam tylko swoje gołe słowo, któremu możecie wierzyć lub nie. Żadnego listu w sprawie 34 na Zachód nie wysyłałem, nato- miast w lutym telefonowałem do mojego przyjaciela Bormana, któremu powiedziałem: "Słuchajcie, przestańcie o nas pyskować, bo nam tylko szkodzicie" - o czym p. Zenon Kliszko na pewno wie, bo to było prze- cież nagrane na taśmę UB. W jakimś kontekście dodał: "Jeśli p. Zenon Kliszko ma choć trochę poczucia humoru..." - na co odpowiadając na dyskusję Kliszko miał po- wiedzieć: "Nie wiem, czy ja mam poczucie humoru, ale chyba nie, bo mnie nazywają ponurakiem". Biedny Kliszko zrobił też dwa dziwne posunięcia jak na męża stanu i polityka. Przyznał, że kontrolowana jest zagraniczna korespondencja [kilka wtrąconych słów niezrozumiałych] i że cenzura prasowa skreśliła Iwaszkiewiczowi cały ustęp o cenzurze (przeciw). Kliszko wyświadczył tym olbrzymią przysługę Jarosławowi - i to na Zachodzie, bo to prze- cież zaraz dotrze na Zachód. W dyskusji podobno bardzo przyzwoicie i dobrze przemawiał Iwaszkiewicz. Treść była taka: "Pan Zenon Kliszko mi wybaczy, jeśli powiem, że całe to zebranie było niepotrzebne. Roz- dmuchało sprawę zbędnie wyolbrzymioną i stworzyło dla Wolnej Euro- py nowy pretekst do występowania przeciw Polsce Ludowej. Osobiście nie kwestionuję dobrej woli żadnego z 34 i uważam tę sprawę za zakoń- czoną i zlikwidowaną". Złośliwi twierdzą, że Jarosław "robi sobie twarz na Zachód" dla otrzymania Nagrody Nobla. Ja sądzę, że jest on miesza- niną anielstwa i paktu z diabłem i że w danym wypadku był szczery. Najgorsze było, że zebranie się przeciągało, a o szóstej miał być wie- czór autorski Brandysa. Tłumy stały na schodach - tupały, śmiały się i hałasowały albo wręcz wołały: "To Kliszko odpowiada Maru Dąbro- wskiej". W czasie [skreślone: mojej choroby] odwiedziło mnie takie mnóstwo ludzi, że chyba ich nie zliczę [...]. 1 S t a n i s ł a w N e u m a r k, dyrektor gabinetu ministra kultury i sztuki. 2 J a n u s z W i e c z o r e k (1910-1980); pracował niezmiennie w Urzędzie Rady Ministrów, w 1.1956-80 szeftego Urzędu w stopniu ministra. 3 Domysły Dąbrowskiej znajdują potwierdzenie w dokumentach. Po przemówieniu Dąbrowskiej wygłoszonym na walnym zebraniu Warszawskiego Oddziału ZLP posta- nowiono zwoływać otwarte zebrania organizacji partyjnych oddziałów ZLP w całej Pol- sce, by zapoznawać z tekstem Dąbrowskiej i odpowiedzią partu. Na zebraniu w War- szawie rozpoczynającym tę akcję przemawiał Zenon Kliszko. Według Jerzego Eislera (List 34, 1993, s. 107) nie było to jednak przemówienie Kliszki, lecz tekst napisany przez samego Gomułkę. Wręczając mu Gomułka miał powiedzieć: "Zenon idź i po- wiedz im to jako swoje przemówienie". W innych oddziałach oba teksty mieli odczyty- wać "towarzysze posiadający dobrą dykcję". ' Cytaty z własnego przemówienia tutaj przytoczone niewiernie, raczej streszczające. Lecznica. 24 X 1964. Piątek # Mój drugi pobyt w klinice zaczął się od ostrego dyżuru. Odtąd leczą mnie z największą intensywnością i staraniem. Doktor # Wilkin jest naprawdę kochana. Pomału oswajam się i z dyrektorem Krzymienieml. Siostry są wszystkie urocze, salowe bez zarzutu. Gdy- byż całość Polski Ludowej tak funkcjonowała! Na czwartym piętrze leży Jarosław. Jest też Brzechwa, odwiedzał # mnie trzy razy, jest chodzący, ale straszliwie wychudzony. Zdaje się, niestety, że ma tę chorobę co Mikulski. Sartre dostał Nagrodę Nobla i nie przyjął jej. Na mnie to zrobiło złe wrażenie. Jest to afront wyrządzony Królowi Szwedzkiemu i całej Aka- demii Szwedzkiej mającej jak najlepsze i starającej się mieć najpostępo- wsze intencje. Jest to również akt skrajnej pychy: - Ja - Sartre - jestem tak wielki, że niczym mnie już wywyższyć niepodobna. Możliwe, że # jest dość bogaty, aby nie potrzebować tej nagrody. Ale ileż jest celów, na które mógłby ją przeznaczyć?! Nawet w wypadku Pasternaka miało to przyzwoitszy przebieg. Jakkolwiek idiotyczne głupstwo Rosja wtedy zrobiła, pozwolono Borysowi Paternakowi zadepeszować do Szwecji dziękując i przepraszając, że wskutek niezależnych od niego okoliczno- ści nagrody przyjąć nie może. 314 315 Sartre uzasadnił to podobno listem, że nie przyjmuje żadnych wyróż- nień. Ja też nie lubię wyróżnień. Ale nie odmawia się ich, aby nie obra- żać tych, co wyświadczają nam w swoim rozumieniu zaszczyt i przyjem- ność. Chyba gdyby konieczna była manifestacja protestacyjna, gdyby np. fundatorem nagrody była frankistowska Hiszpania albo Unia Połu- dniowo-Afrykańska czy Dominikana! To jeszcze rozumiem, ale tak- czysty gest pychy i pozy na oryginalność. Wracam jeszcze do zebrania POP-u z 5 X. Otóż Kliszko najostrzej występował przeciw Słonimskiemu, tak że wszyscy mieli o niego pietra. Ale wspomniał i o Wańkowiczu w odpowiedzi na moje pytanie z 12 IX "Jeśli są jakieś zarzuty, to niech zostaną podane imienne fakty, prosimy o to". Podał więc fakt: że wszczęte zostało śledztwo przeciw Wańkowi- czowi. Podobno szło o jakiś memoriał, napisany przez Mela, a jaki miał być wygłoszony przez Andzię. Tymczasem poszedł za granicę. Ale podob- no jest jakiś kruczek prawniczy pozwalający otwierać korespondencję osób, będących "pod śledztwem", a zawsze można powiedzieć, że dana osoba była "pod śledztwem", gdy otwierało się jej korespondencję. Tak czy owak Melo wystawił nas, a w szczególności mnie, do wiatru. Podję- łam się bowiem zreferować sprawę "Listu 34" w przekonaniu, że nikt niczego za granicę nie wysyłał. 1 H e n r y k K r z y m i e ń, lekarz, w owym okresie dyrektor Lecznicy 28 X 1964. Środa Jadąc na dworzec Anna podrzuciła do Lecznicy Tulcię, która była bardzo miła, siedziała aż do podania kolacji i nie zdawała się nudzić. Wkrótce zresztą przyszedł paryski eks-ambasador Gajewski ze swoją drugą żoną Chądzyńską. Nie znam chyba drugiego człowieka o równie jaskrawo turkusowych oczach. 4 XI 1964. Środa Dano mi dziś ten albumin w kroplówce, ale mnie się zdaje, że to był zbyteczny zabieg. Do mojego organizmu nie potrzeba już nic wstrzyki- wać czy wkraplać. Jest przedozowany lekarstwami. Trzeba go zostawić w spokoju, by pod kontrolą kliniki przychodził do siebie. 5 XI 1964. Czwartek Oto jak wygląda moje pismo kliniczne. Niewyraźne znaki i łańcuszek z kresek, więc powtarzam nie dokończone zdanie pisane wczoraj późnym wieczorem. Nie rozumiem, co to jest za metoda, że Anna wma- wia we mnie często rzeczy sprzeczne z oczywistością i szyderczo wma- wia we mnie brak pamięci. Mamjąjednak zawsze doskonałą i nieomyl- ną i jeśli czegoś zapomniałam, mówię po prostu, że zapomniałam. ' Toczy się proces M. Wańkowicza o przekazywanie "szkalujących I Polskę" wiadomości za granicę. Stempowscy zawsze mnie ostrzegali przed Melem, że nie jest czło- , wiekiem honoru ani gentlemanem. I jeśli rzeczywiście coś przekazywał za granicę (bo nasza "sprawiedliwość", gdy dla manewru politycznego tego potrzeba z łatwością dowiedzie, że ja np. jestem matko- czy ojco- bójcą), to wobec mnie okazał się wyjątkowo nielojalny. Wiedział prze- cież, że zgodziłam się zabrać głos tylko w przekonaniu, że nikt z nich nic za granicę nie przesyłał. Były dziś u mnie Anna i Helenka. Mimo całego dziwactwa tej pary- ja Helenkę odczuwam jako autentyczną i uroczą. Nie rozumiem, dlacze- go Anna przeważnie mówi jej impertynencje. Dlaczego w ogóle Anna i tak lubi mówić wszystkim impertynencje? Dlaczego uważa, że życie tylko wtedy jest interesujące, kiedy się mówi impertynencje i -jako pie- I szczota - grube słowa ("Ten łajdak Maryjka, ta bura suka"). Anna ma skłonność do mówienia źle o każdym, kto mi jest sympaty- czny lub o kim bodaj mówię dobrze. Przecież niemożliwe, żeby tu jesz- cze grała rolę zazdrość? 6 XI 1964. Piątek Przyszedł Słonimski z dużym tomem swoich wierszy zebranych- dwoma egzemplarzami dla nas obu. # Był w "kuluarach" procesu Wańkowicza, uchylono się od wpuszcze- nia go na rozprawę pod pozorem, "że nie ma miejsc siedzących". Koro- # tyński miotał się, że Wańkowicz to faszysta. Nie jest on już tak młody, żeby nie pamiętał, że Melo Wańk. cokol- wiek by złego można o nim powiedzieć, nigdy faszystą nie był. I że gros polskich faszystów należy szukać w szeregach partii i Paxu. Wiersz Mi- łosza: "A spadkobiercą Oeneru partia"' - pozostanie wierszem wieko- pomnym. Aja miałam Korotyńskiego za przyzwoitego człowieka! Proces Wańkowicza - tak jak wszystko, co zrobiono dla rozdmucha- 316 317 nia sprawy "Listu 34" - obraca się całym swym ostrzem przeciw partii, szkodzi jej interesom, wzmaga, a nie zmniejsza, niechęć jeśli nie do ustroju, to do rządu i partii. A chyba chodzi im o coś przeciwnego. Oka- zuje się, że piątego w czasie tego zebrania Wańk. już był aresztowany. Prawdopodobnie Kliszko miał zamiar to powiedzieć, ale kiedy zoba- czył, jaki jest nastrój sali, ograniczył się do ogólników. A szkoda, że nie powiedział! W nastroju, jaki był -jedyną odpowie- dzią byłby okrzyk: "Hańba!" i tupanie. Nie mogę uwierzyć, aby w grę tu wchodziło cokolwiek prócz kore- spondencji z wnuczką, której zięć jest, niestety, pracownikiem radia amerykańskiego. Myślę, że na Melu się nie skończy. Będą chcieli "skompromitować" i innych sygnatariuszy. W systemie policyjnym każdemu można dowieść 318 wszystko. Ponawia się czas z anegdotki o uciekających z ZSRR "kobył- kach". "Dlaczego uciekacie?" "Bo mają zabijać żyrafy!" - "Ale prze- cież wy nie jesteście żyrafami! "Nie jesteśmy. Ale kto tego dowiedzie". i Dokładnie: "Jest ONR-u spadkobiercą Partia" (z Traktatupoetyckiego,1957). # 7 XI 1964. Sobota # Po prof. Doroszewskim jestem chyba największym liberałem języko- # wym, ale niektóre rzeczy nie przestają mnie razić jako błędy języka. ' Np. w przeczytanym właśnie "Erazmie" Huizingil w przekładzie Kurec- kiej na str. 197 jest zdane: "Czemuż tak niemiłosiernie prześladujemy # innych za błędy, skoro każdy z nas nie jest wolny od pomyłek". Jasne, że zamiast "każdy" powinno tu być "żaden z nas" albo "nikt z nas". # W polskim języku w przeciwieństwie do wielu innych zachowujemy dwa przeczące określenia. Ale to tak wadliwie użyte "każdy" zamiast "nikt" albo "żaden" po- wtarza się coraz częściej w całej prasie, a nawet wśród pisarzy. Może więc i to z czasem przyjmie się jako reguła, od której wyjątkiem było , "ani", po którym w dawnej polszczyźnie już nie następowało drugie przeczenie. Ale teraz i ja już używam "ani" z drugim przeczeniem, choć # gdzie można, staram się zachować dawną formę - np. "ani go widać, ani słychać". Ale ja powiem: "Ani go nie widuję, ani go nawet nie znam" (choć dobrze byłoby: "ani go znam"). Chyba zacznę pisywać li- sty do prof. Doroszewskiego. Może on moje uwagi w swoim poradniku językowym uwzględni. Jeśli nie obraził się na mnie za umieszczenie # krytyki jego "Słownika" w moich "Pismach rozproszonych". Erazm z Rotterdamu jest tak podobny do mnie i do różnych ludzi mego gatunku, że nic dziwnego, jeśli od tak dawna (od przeczytania je- go "Pochwały głupoty") uważam go za swego patrona. I Cytaty z Huizingi: "Stałe jego nieopowiadanie się po czyjejkolwiek stronie - wywodzi się z imperatywnej potrzeby absolutnej niezależno- , ści". "Zawsze chciałem być sam i nienawidziłem zaciekle stronniczych ludzi. Erazm jest jednym z tych, którzy czują się osłabieni z powodu zetknięcia się z ludźmi". "Natury podobne do Erazma, które każde zetk- nięcie się z ludźmi wyprowadza z równowagi..." "Erazm mówi o swojej epoce: ##najbardziej zbrodnicze stulecie, naj- nieszczęśliwszy i najbardziej zepsuty wiek, jaki tylko można sobie wy- obrazić !,# 319 Anna Kowalska z córką w mieszkaniu na Niepodległości,1965. Fot. A. Szypowski Należał on do tych, co wyprowadzają ##z niewoli egipskiej,#, ale nie chcą wejść ##do ziemi obiecanej,#". # Johan Huizinga - Erazm, przeł. M. Kurecka, wstęp M. Cytowska, konsultacja na- ukowa L. Kołakowski,1964. 8 XI 1964. Niedziela Drażni mnie do szaleństwa to załgiwanie w prasie na wszystkie stro- ny dwudziestolecia Niepodległości. Wszystkie interpretacje wszystkich faktów są fałszywe, pełne złej wiary i złej woli. Tamto dwudziestolecie - choć i ja to teraz dopiero wiem - było dopasowywaniem się do szan- sy, która nastąpiła dopiero po Drugiej Wojnie Światowej - do szansy niebycia 17 Republiką Rosji. Gdyby utrzymał się rząd lubelski 19 I 8, gdybyśmy nie poszli na Kijów, a potem nie odparli bolszewików pod Warszawą, gdybyśmy w pakcie nieagresji zgodzili się na "przemarsz Rosjan przez Polskę" - bylibyśmy w 1918, w 1920 - a może nawet 1938 czy 1939 -17 Republiką ZSRR. Błędy, któreśmy popełnili, pozwoliłyby nam dotrwać do sytuacji, gdy powstała koncepcja państw satelitów Rosji. A innej alternatywy nie było i chyba nigdy nie będzie. Przed obiadem zasnęłam i przyśnił mi się jakiś nowy kłopot z Komo- rowem. Znowu ktoś tam mieszkał obcy, kto założył księgarnię. Te nękające sny o Komorowie są świadectwem, jak wielkim kłopo- tem dla mnie jest Komorów. Nawet jeśli wyjdę z Lecznicy żywa, nigdy już nie będę miała sił "zarządzać Komorowem". Miejscem w dodatku nie lubianym w tej szpetnej podwarszawskiej okolicy i w jedynym to- warzystwie tej wcale nie łatwej, nieapetycznej Meli. Trzy pokoje w cichej dzielnicy w Warszawie we dwoje - oto co je- dynie uczyniłoby moje życie znośnym. Gdyby nie to, że już nie jestem w stanie przyzwyczaić się do żadnych nowych miejsc, może najchętniej zamieszkałabym w Krakowie. Wszyscy mówią, że tak się poprawiłam na wyglądzie. Nie tylko go- ście, ale nawet lekarka dyżurująca. Dlaczego w takim razie ja tak u diabła od czterech, a nawet od sied- miu lat choruję? Obawiam się, że przyczyna mojej choroby jest psychi- czna, i to nie publicznej, ale na wskroś prywatnej natury. 9 XI 1964. Poniedziałek Martwi mnie tak strasznie jałowość naszych książek, prasy. Wszyscy piszą o niczym, przeżuwają trociny, a "bieżąca Polska" toczy się cał- kiem obok. Np. opowiadanie naocznego świadka o pewnym PGR-ze w Opolszczyźnie. Jest to jeden z tych dobrych PGR-ów, czyli przynosi dochód. Kierownik zna się na rzeczy, gopodarczo prowadzi obiekt do- brze. Zdawałoby się, duży plus, osiągnięcie do pochwalenia. Ale zaraz minusy, które są po prostu straszne. Ten kierownik wszy- stkim mówi "ty", nawet inżynierom, rządzi jak feudalny ekonom na fol- warku. Ajednocześnie ta wybitnajednostka obdarzona dużą władzą nie może kupić kilograma gwoździ. Nie ma prawa (musiałby się chyba ustrój zmienić), żeby mógł kupić kilo gwoździ. To jeszcze nic, PGR obrabiają dwa rodzaje robotników: stali i w okresie żniw czy wykopek bandosi z... Kielecczyzny #ak w "Lu- dziach stamtąd" - Słupecki). Bandosy mieszkają w barakach po 8 w iz- bie (są to przeważnie dziewczyny, a nawet stare kobiety). Mają jedną miskę na 8 osób, więc właściwie nie myją się... 10 XI 1964. Wtorek Oto co znów zrobiło się z notatek pisanych po 11 w nocy i już po wzięciu środka nasennego. Miałam jednak dość przytomności, żeby za- mknąć zeszyt i zgasić lampę. To wszystko jeszcze nic. Ten PGR ma walące się budynki, wszędzie gruzy, brud i rozwalone płoty! Ohyda! Obok PGR-u, jak to zwykle koło majątków, jest wieś chłopska z tzw. autochtonów, którzy optowali na rzecz Polski. I może byliby już dziś Polakami, gdyby polityka kochanej Polski Ludowej nie sprawiła, że stali się z powrotem Niemcami. Dzieci chodzą do polskiej szkoły, ale w domu mówią tylko po niemiecku. Ta wieś jest czysta, schludna, ludność jej nie pije, świetnie gospodaruje, mają łazienki, patrzą na ten skandaliczny "dochodowy" PGR i przecze- kują! Najbardziej bolesne jest, że takie rzeczy się widzi, o takich rzeczach się wie, ale nic na to nie można poradzić, bo słowa drukiem nie puszczą, a za mówienie mogą najwyżej proces wytoczyć o szkalowanie ustroju. Tak fenomenalnie głupi ludzie nami rządzą. Mimo pewność, że w takiej Lecznicy jak ta musi być podsłuch w każdym pokoju, rozmawiamy swobodnie o sprawie Mela Wańkowicza. Dziś ogłoszono wyrok w tym niepoważnym, kompromitującym inte- 320 2I - Dzienniki, t 4 32 I resy Polski Ludowej procesie. Nikt na świecie nie uwierzy, że Wańko- wicz przesyłał za granicę szkalujące Polskę materiały. A zresztą co w ogóle znaczy taki zarzut? Gdybym była aparatczykiem partii i chciała "zniszczyć" któregoś z redaktorów - zebrałabym wycinki z "Trybuny Ludu" i "Życia Warszawy". Tylko na podstawie drukowanych tam arty- kułów o nadużyciach, brakoróbstwie i wszelkich innych postaciach zła nękającego Polskę - artykułów dostępnych wszak całemu światu- można by z największą łatwością sformułować oskarżenie o szkalowa- nie Polski. Wańkowicza zasądzili na trzy lata z zastosowaniem amnestii skraca- jącej to do połowy, tj. na półtora roku. Stronom przysługuje prawo ape- lacji. Wskutek "m.in. podeszłego wieku i stanu zdrowia oskarżony zwolniony został z aresztu tymczasowego". Nie wiem, co to znaczy, czy na czas terminów apelacji?' Wańkowicz jest jednym z najpopularniejszych pisarzy. Wiadomość o jego procesie i wyroku obiegła od razu całą Polskę i świat. Jest dziś po tym wyroku jednym z najsławniejszych ludzi. Co więcej, ci, co nic dotąd nie wiedzą o "Liście 34" i nie shichają "Wolnej Europy" - powta- rzają sfałszowaną (tym razem przez społeczeństwo) wersję: "Podobno to była jakaś większa sprawa, w którą zamieszanych było dużo pisarzy, ale wszyscy wyplątali się z niej sprytem, a tylko Wańkowicz wpadł". Ot i masz prawdę historyczną! # M. Wańkowicza aresztowano 5 X 1964 i oskarżono o "przekazywanie dla rozpo- wszechnienia materiału oczerniającego Polskę Ludową" (za dowód poshiżył fakt, że "Wolna Europa" nadała m.in. fragmenty nie wygłoszonej mowy Wańkowicza w odpo- wiedzi Z. Kliszce, tekstu przesłanego córce do USA w prywatnym liście pocztą dyplo- matyczną). Rozprawa odbyła się przed sądem w Warszawie w dniach 26 X i 3-5 XI 1964. Wyrokiem ogłoszonym 9 XI 1964 Wańkowicz skazany został na 3 lata, zmruej- szone dzięki amnestu do półtora roku, czego też nie odsiadywał (Por. wspomnienia M. Moczara Czy M. Wańkowicz chciał siedzieć ?, "Życie Literackie" 1983, nry 49, 50). 8 I 1965 przyjęty został na audiencji przez Wł. Gomułkę. Na tym kończą się bezpośrednie reperkusje "Listu 34". 14 XI 1964. Sobota Dziś rano byłam ważona. Przybyło mnie trochę ponad 2 kg, ważę 46,200. - Hura! Cieszę się, że słońce zaczyna trochę przebijać się przez mgły i że An- na będzie miała może ładną pogodę na swój weekend. Czasem zapominam jakichś słów, to mnie doprowadza do rozpaczy, ale jak dotąd nie ma wypadku, żebym sobie ich nie przypomniała, gdy tylko zacznę wysiłek przypominania, samo podpływa. Tak np. któregoś wieczora usiłowałam sobie przypomnieć, jaki był herb nazwiska mojej matki - Gałczyńskiej (dla celów pamiętnikowych), i dopiero po upływie kilku dni przypomniałam sobie: Sokola. Dziś zapomniałam raptem sło- wa "kminek", ale przypomniałamje sobie pojakichś dwu godzinach. Sny mam mniej koszmarne, ale dziwne. Śniło mi się np., że Jadczak, dozorca w naszej kamienicy, okazał się być szefem jakiejś wielkiej firmy dostarczającej smołę na cały świat. Znak tej fumy widziałam wszędzie na murach - czarną smołą w kształ- cie koła wypisane słowa: Sołdek - Smoła - Morze. Drugi sen, że usprawiedliwiałam się przed Nałkowską, że nie prze- czytałam jej książki "Niecierpliwi". Nałkowska słuchała ze zwieszoną głową, a ja czułam się coraz bardziej winna, że nie doczytałam nigdy jej książki "Niecierpliwi". Jeśli wyzdrowieję, będzie to jakby zmartwychwstanie. A nawet Chrystus po zmartwyćhwstaniu żył tylko niewiele dni. 16X11964. Poniedziałek. ll wieczór Słyszę, że leje deszcz, zdaje się, że zerwał się (i zmienił kierunek) wiatr - i że się ochłodziło. Z tego jak nic mogą przyjść śniegi i mrozy. Mela nic w ogrodzie nie zrobiła ani kazała zrobić. Szkoda, zmarnuje się ogródek! 18 XI 1964. Środa Była rewizja u J. N. Millera, będzie miał proces o drukowanie w lon- dyńskich "Wiadomościach" pod pseudonimem Nieznira. J. Grzędziński będzie miał proces, bo napisał do swojej byłej żony w Casablance list, opisujący czerwcowe zebranie Związku. Karol Modzelewskil został za- trzymany i będzie miał proces o rzekome przygotowywanie jakiegoś memoriału do władz ZMS. Karol M. to "wierzący" komunista. Tylko "wierzący" (co najmniej w ustrój) piszą petycje i memoriały - jak ktoś dowcipnie powiedział. 1 K a r o 1 M o d z e 1 e w s k i (ur.1937), historyk, działacz polityczny. Ukończył Wydział Histocyczny UW; zwolniony z asystentury po opublikowaniu razem z J. Kuro- 322 323 niem listu otwartego do członków PZPR. Współorganizator "Solidarności", ezłonek Za- rządu Regionu Dolny Śląsk i Komisji Krajowej, wielekroć aresztowany i więziony. Senator RP I kadencji, czynny w wielu koxnisjach. Dawniej jeden z liderów Unii Pracy, obecniejej honorowy przewodniczący. Profesor w Instytucie Historu PAN. Autor wielu rozpraw i książek: m.in. Społeczeństwo i gospodarka wczesnośred- niowiecznych Wfoch,1978, Chfopi w monarchii wczesnopiastowskiej,1987. 19 XI 1964. Czwartek Nowa nomenklatura prawna: "Sporządzenie materiału". Na podsta- wie tej definicji można wytoczyć proces każdemu. Pisanie czegokol- wiekjest sporządzeniem materiału. Żyjąc "sporządzamy materiał"! 20 XI 1964. Piątek Wśród mnóstwa przeczytanych tu książek przeczytałam Marquanda (USA) dwie powieści. Jedna, której tematem (oryginalnie ujętym) jest immanentna niejako "grzeszność" pisarza (Manna: "Każdy pisarz jest zbrodniarzem"), który niejako krwią swoich bliźnich karmi swoje ima- ginacyjne postacie. (Paradoks - kochanka, na którą w jej mniemaniu na- pisał paszkwil, uznana zostaje za "doskonałą kobietę", za pierwszą lu- dzką i ze współczuciem opisaną postać autora - taki jest też tytuł powie- ści "A Perfect Woman"). I drugą - tego samego autora: "The Late George Apley"'. To historia trzech pokoleń wyższej burżuazji. Krytyka nazywa to "a wicked satire"z, ale trzeba być bardzo inteligentnym, by z pozorów śmiertelnej powagi epickiej wyłuskać tę satyrę, humor i do- wcip. 1 John Phillips Marquand - 7he Late George Apley (a novel in theform ofmemoir), Boston 1937. z A w i c k e d s a t i r e (ang.) - złośliwa satyra Warszawa. 23 XI 1964. Poniedziałek I cokolwiekjest teraz -jakie to szczęście, że był Marian, St. - że tyle lat minęło w harmonii i w radości. Gdybym była zdrowa, kochałabym i ten świat, co jest, jakikolwiek jest. Bardziej niż takie czy inne ustroje martwi mnie szaleństwo uprze- mysławiania. Rzeki całego świata są już zatrute, powietrze całego świa- ta jest już zatrute. Środki owadobójcze wyniszczą wkrótce kwiaty i owoce. Znikną lasy wyparte przez zakłady fabryczne i przez poszuki- waczy kopalń. Wymrą ptaki, gdy powietrzem i kosmosem zawładną la- tające maszyny. I tak ludzkość z bombą czy bez bomby atomowej zgo- tuje pomału koniec życia na ziemi, walcząc jednocześnie o przedłużenie życia i o zniknięcie epidemii. O paradoksie ! 25 XI 1964. Środa Zatelefonowałam z czystej przyzwoitości do Mela, który "zważy- wszy na mój wiek i chorobę" "ofiarował się" przyjść dla zobaczenia się z nami. Bardzo zdziwiła mnie jego pretensja, że przez cały czas jego procesu Anna ani razu do niego nie zatelefonowała. Śmieszny człowiek. Anna jest ostatnią osobą, którą można by posądzać o to, że się czego bądź boi. Anna uważa słusznie, że wysyłając swój elaborat do córki w Ameryce Wańkowicz postąpił nielojalnie wobec mnie, która 12 czerwca zapewniłam w najlepszej wierze i woli, że nikt niczego za granicę nie wysyłał. Wprawdzie nie świadczy o wolności, potędze i sile państwa, gdy "autorytety moralne" (he, he) muszą składać takie oświadczenia (normalnie powinno się móc pisać o własnym kraju wszystko i wszę- dzie - z wyjątkiem czasu wojny. Przykład, choćby wiersz Durrenmatta o Szwajcarii) i wprawdzie Melo wysłał swój elaborat już po 12 czerw- ! ca, ale niemniej postąpił nielojalnie i przyczynił się do skompromitowa- nia sprawy "Listu 34", o co sferom partyjnym chodziło. Wańk. nie po- winien był wysyłać elaboratu o stosunkach kulturalnych w Polsce, a państwo nie powinno było wytaczać mu procesu, zwłaszcza opartego na I wykradzeniu (pod pozorem wypożyczenia) rzeczonego elaboratu przez II sekretarza ambasady polskiej w USA (którego fotokopia była dowo- ! dem "przestępstwa"). ' 29 XI 1964. Niedziela Na kolacji byli: Henryk i Jurkowie. Po raz pierwszy występowałam ubrana i wręczałam Jayanti złoty naszyjnik, b. skromny, ale gustowny, który natychmiast nałożyła. Jurek powiedział, że według zwyczajów hinduskich dopiero teraz dokonał się akt "acknowledgement"1 przez ro- dzinę męża. Henryk był bardzo przejęty widokiem tej rzeczy. Anna wy- stąpiła ze znakomicie przyrządzonym karmazynem po grecku. #Acknowledgement(ang.)-uznanie 324 325 Komorów. 9 XII 1964. Środa Terlecki zachwycił się opowiadaniem, które Anna dała do "Współ- czesności"1. Strasznie zmartwiło mnie, że Anna jest przez tylu ludzi nie lubiana, a w tzw. "sferach" nazywana "złym duchem Maru Dąbrowskiej". Źródło antypatii i [słowo nieczytelne] duchowego do niej jest to samo co źródło antypatii do Słonimskiego: ostrość i dowcip jej języka. Ale przecież mało znam ludzi, którzy by równie silnie jak ona chcieli, żeby Polska teraźniejsza się udała. Przed przyjściem Leszków słuchałam audycji Odojewskiego "Coraz dalej, dalej..." Dwie osoby - pierwszorzędna obsada: Holoubek i Gor- don-Górecka. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że tekst tego tak wysoko przeze mnie stawianego pisarza nie stoi powyżej moich możliwości. [...] 1 Zapewne mowa o opowiadaniu: O róży, o sfowiku, "Współczesność" 1965, nr 4. 10 XII 1964. Czwartek Dopiero wróciwszy po trzech i pół miesiącach do domu zrozumiałam w pełni przysłowie: "Pańskie oko konia tuczy". Ale to też męczy przy- kro: mieć dom - to jest być koniecznie zawsze obecnym. Człowiek już nie jest wolny. Ileż rodzajów niewolniczej zależności jest jego przezna- czeniem. Jurkowie przyjechali o szóstej - na five o'clock za późno, na kolację za wcześnie. Gdy okazali apetyt na specjalność Meli - twarożek z kminkiem - Mela podała także karmazyna po grecku, nie gorszego niż u Anny. Zjedli z przyjemnością, potem było ciasto, herbata, wyborne konfitury z wiśni. Wizyta była przeurocza i jakoś mi się niezgorzej roz- mawiało po angielsku. Coraz więcej lubię Jayanti - ta para czyni moje znędzniałe życie miłym, tacy mi są życzliwi, tacy mną zainteresowani, tak mi z nimi swobodnie i dobrze jak z nikim. Niestety, dziś 3 razy musiałam brać nitroglicerynę. 1965 5 I 1965. Wtorek Dorzeczne byłoby na 1964 skończyć dziennikowanie i zabrać się wy- łącznie do przepisywania reszty lat i do zrobienia wyboru z dzienników przedwojennych. Ale nałóg jest czymś, na co nie ma rady. Coraz gorzej znoszę prze- rwy w pisaniu, chociaż bywają coraz dłuższe. Myśli coraz mniej, fakty coraz uboższe, jak to niemożebne uwierzyć, że wiecznie młoda Maryjka zmienia się w staruszkę grającą w ciuciubabkę ze śmiercią. Był u nas na obiedzie Jan Kott, który czegoś do szaleństwa rozdrażnił Annę. Wrócił dopiero z Paryża (Festiwal Szekspirowski) i ze Szwajca- rii, gdzie spędził czas z córką, 17--letnią Teresą, umieszczoną tam w specjalnej szkole, gdyż tu nikt z nią nie mógł dać sobie rady. Przywiózł piękne swojej roboty fotografie p. Jerzego i mnóstwo tej córki - i w sa- mej rzeczy o niczym innym jak o sobie i o tej córce nie mówił. My mo- głyśmy doskonale dla niego nie istnieć. Anna uważa to za akt straszli- wej pychy i złego wychowania. Dla mnie jednak to zafascynowanie "złą córką" było interesujące. W sobotę przyjechała niespodziewanie pani Stefanowa O[...] - świę- ta kobieta, uosobienie dobroci. [...] Przy kolacji opowiedziała nam rzecz, z której grozy nie zdaje sobie sprawy. St. O[...] jest dzieckiem wielkiej przygody. Bratanek generała, syn wielkiego rodu ziemiańskie- go, wychowanek korpusu paziów w Petersburgu. Po rewolucji przedarł się do Polski (bił się od dziecka, jak mówi Anna), został lotnikiem, w drugiej wojnie brał udział w "Bitwie o Anglię", wrócił w 1947 roku, przecierpiał śmierć żony, więzienie i katowanie przez l1B. Po wyjściu z więzienia (po Październiku) zrehabilitował się [sic!] w oczach wszy- stkich grając w amatorskim teatrze w M. [...] Jest urzędnikiem w fabry- ce odrzutowców: nie dopuszczono go do latania - uciekł w urojony świat teatru. Pani O. cierpi niewymownie, że się rozbałamucił, że "pew- na osoba" co dzień dostaje od niego kwiaty, że wraca do domu po pół- nocy. Koniec końców postawiła ultimatum: albo ja i dzieci, albo teatr. I St. O. przyrzekł, że teatr opuści. Anna powiedziała jej od razu: "W ta- kim razie St. umrze" - a ja też pomyślałam, że nie należy nigdy stawiać spraw: albo - albo. Pozbawiony teatru, skazany wyłącznie na żonę, która będzie mówiła, że sprzedali siano i ile za nie wzięli, albo jabłka itp. - rozpije się (bo mu 326 327 Komorów. 9 XII 1964. Środa Terlecki zachwycił się opowiadaniem, które Anna dała do "Współ- czesności"1. Strasznie zmartwiło mnie, że Anna jest przez tylu ludzi nie lubiana, a w tzw. "sferach" nazywana "złym duchem Marii Dąbrowskiej". Źródło antypatii i [słowo nieczytelne] duchowego do niej jest to samo co źródło antypatii do Słonimskiego: ostrość i dowcip jej języka. Ale przecież mało znam ludzi, którzy by równie silnie jak ona chcieli, żeby Polska teraźniejsza się udała. Przed przyjściem Leszków słuchałam audycji Odojewskiego "Coraz dalej, dalej..." Dwie osoby - pierwszorzędna obsada: Holoubek i Gor- don-Górecka. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że tekst tego tak wysoko przeze mnie stawianego pisarza nie stoi powyżej moich możliwości. [...] # Zapewne mowa o opowiadaniu: O róży, o sfowiku, "Współczesność" 1965, nr 4. 10 XII 1964. Czwartek Dopiero wróciwszy po trzech i pół miesiącach do domu zrozumiałam w pełni przysłowie: "Pańskie oko konia tuczy". Ale to też męczy przy- kro: mieć dom - to jest być koniecznie zawsze obecnym. Człowiek już nie jest wolny. Ileż rodzajów niewolniczej zależności jest jego przezna- czeniem. Jurkowie przyjechali o szóstej - na five o'clock za późno, na kolację za wcześnie. Gdy okazali apetyt na specjalność Meli - twarożek z kminkiem - Mela podała także karmazyna po grecku, nie gorszego niż u Anny. Zjedli z przyjemnością, potem było ciasto, herbata, wyborne konfitury z wiśni. Wizyta była przeurocza i jakoś mi się niezgorzej roz- mawiało po angielsku. Coraz więcej lubię Jayanti - ta para czyni moje znędzniałe życie miłym, tacy mi są życzliwi, tacy mną zainteresowani, tak mi z nimi swobodnie i dobrze jak z nikim. Niestety, dziś 3 razy musiałam brać nitroglicerynę. 1965 5 I 1965. Wtorek Dorzeczne byłoby na 1964 skończyć dziennikowanie i zabrać się wy- łącznie do przepisywania reszty lat i do zrobienia wyboru z dzienników przedwojennych. Ale nałóg jest czymś, na co nie ma rady. Coraz gorzej znoszę prze- rwy w pisaniu, chociaż bywają coraz dłuższe. Myśli coraz mniej, fakty coraz uboższe, jak to niemożebne uwierzyć, że wiecznie młoda Maryjka zmienia się w staruszkę grającą w ciuciubabkę ze śmiercią. Był u nas na obiedzie Jan Kott, który czegoś do szaleństwa rozdrażnił Annę. Wrócił dopiero z Paryża (Festiwal Szekspirowski) i ze Szwajca- rii, gdzie spędził czas z córką, 17-letnią Teresą, umieszczoną tam w specjalnej szkole, gdyż tu nikt z nią nie mógł dać sobie rady. Przywiózł piękne swojej roboty fotografie p. Jerzego i mnóstwo tej córki - i w sa- mej rzeczy o niczym innym jak o sobie i o tej córce nie mówił. My mo- głyśmy doskonale dla niego nie istnieć. Anna uważa to za akt straszli- wej pychy i złego wychowania. Dla mnie jednak to zafascynowanie "złą córką" było interesujące. W sobotę przyjechała niespodziewanie pani Stefanowa O[...] - świę- ta kobieta, uosobienie dobroci. [...] Przy kolacji opowiedziała nam rzecz, z której grozy nie zdaje sobie sprawy. St. O[...] jest dzieckiem wielkiej przygody. Bratanek generała, syn wielkiego rodu ziemiańskie- go, wychowanek korpusu paziów w Petersburgu. Po rewolucji przedarł się do Polski (bił się od dziecka, jak mówi Anna), został lotnikiem, w drugiej wojnie brał udział w "Bitwie o Anglię", wrócił w I947 roku, przecierpiał śmierć żony, więzienie i katowanie przez LTB. Po wyjściu z więzienia (po Październiku) zrehabilitował się [sic!] w oczach wszy- stkich grając w amatorskim teatrze w M. [...] Jest urzędnikiem w fabry- ce odrzutowców: nie dopuszczono go do latania - uciekł w urojony świat teatru. Pani O. cierpi niewymownie, że się rozbałamucił, że "pew- na osoba" co dzień dostaje od niego kwiaty, że wraca do domu po pół- nocy. Koniec końców postawiła ultimatum: albo ja i dzieci, albo teatr. I St. O. przyrzekł, że teatr opuści. Anna powiedziała jej od razu: "W ta- kim razie St. umrze" - a ja też pomyślałam, że nie należy nigdy stawiać spraw: albo - albo. Pozbawiony teatru, skazany wyłącznie na żonę, która będzie mówiła, że sprzedali siano i ile za nie wzięli, albo jabłka itp. - rozpije się (bo mu 326 327 to już po więzieniu groziło i teatr go uratował), stanie się dla domowni- ków przykry, obcy, a był zawsze dobry i cichy. On ma 63 lata, w tym wieku nie można już zabraniać tego, co trzyma przy życiu i odmładza. Mam chęć napisać do pani O., ale nie wiem, czyby mnie zrozumiała. (powtórnieJ 5 I 1965. Wtorek Zrobiłam tylko te notatki i napisałam trzy listy, w tym do Szpitala Wolskiego o zmarłym nagle doktorze Stefanie Czubalskiml. W roku 1942 uratował mi życie, wyciągnął ze stanu przedagonalnego w tym sa- mym co teraz ropnym zapaleniu miedniczek bakterią coli. Pogoda dziś bardzo zmienna, nie sprzyjająca memu sercu. 328 # Wspomniany list Dąbrowska przesłała do ordynatora oddziału urologicznego (na- stępcy dr. S. Czubalskiego) do Szpitala Miejskiego nr 1, Kasprzaka 17, gdzie pisała m.in.: "Poruszona do głębi śmiercią doktora Stefana Czubalskiego przesyłam na Pańskie ręce wyrazy żalu i współczucia dla Jego Rodziny, dla Lekarzy i Personelu Oddziału Urologu w Szpitalu Wolskim. Doktor Czubalski uratował mi życie, kiedy w roku 1942, w ciężkich wanxnkach oku- pacji, chorowałam niebezpiecznie na ropne zapalenie miedniczek nerkowych bakterią coli. Wypadek był wyjątkowo złośliwy i po póhoramiesięcznym pobycie w klinice uni- werstyteckiej (dawny Szpital Dzieciątka Jezus) lekarze tamtejsi, zresztą doskonali, zwątpili w możliwość utrzymania mnie przy życiu. [...] Doktor Czubalski wyraził wów- czas gotowość dalszego leczenia mnie w Omedze. Koszta kuracji pokryło ##Społem##. On sam zadowolił się, jak mi opowiadano, połową przewidzianego w takich okoliczno- ściach honorarium. I wyleczył mnie zacząwszy od czterokrotnej transfuzji krrvi, zabiegu wówczas nie tak pospolitego jak dzisiaj, a następnie stosując bakteriofagi dr Kryńskiej oraz Jego własne metody likwidowania zapaleń bakterią coli. Choroba trwała cztery miesiące [...]. Poznałam Go wtedy takim, jakim przedstawia Go, zbyt pobieżne, wspomnienie za- mieszczone w ##Życiu Warszawy#,. Był nie tylko świetnym lekarzem, ale najczulszym, najtroskliwszym człowiekiem. Pazniętam, że w ostrym okresie choroby odwiedzał mnie dodatkowo co dzień późnym wieczorem darząc mnie poczuciem opiekuńczej czujno- ści". 8 I 1965. Piątek Środę i czwartek przeleżałam nękana atakami bolesnymi serca nie- mal przy każdym ruchu. Trudno przy tym opisać, jak w tym Komoro- wie jest smutno i samotnie. To przechodzi ludzkie pojęcie. Anna nie wytrzymałaby tej pustki, śmiertelnej ciszy i samotności bez żadnych bodźców z zewnątrz ani przez tydzień. Anna śpieszyła też przyjechać, bo miała "pasztet" od Mela. Zadzwo- nił, jak byłyśmy tu wszystkie na święta, czy zastanie kogoś w domu i sam to przyniósł. To znaczy teczkę, w której oprawne, na ślicznym amerykańskim papierze teksty jego obrony w sądzie i jego ostatniego słowa. Ta kilkudziesięciostronicowa obrona, choć jest w niej wiele rze- czy drastycznie prawdziwych i słusznych, robi żałosne i niesmaczne wrażenie. Potwierdza zresztą moją tezę, że rząd zrobił nie tylko kapital- ne głupstwo, ale głupstwo bez precedensu wytaczając proces najwię- kszemu swemu entuzjaście. Wańkowicz nie tylko wyznaje swoją miłość do Polski Ludowej, ale łka, że to miłość niewzajemna, a nadto spowiada się z całego swojego życia, z czego wynika jak na dłoni, że całą swoją działalnością pisarską, wydawniczą, nawet reklamówką ("cukier krze- pi") przygotowywał dzisiejszy sojusz z Rosją i Polskę Komunistyczną. 329 Maria Dąbrowska i Jan Kott Jest w tym niesłychana megalomania. Melo uważa się za największego pisarza i kraju, i emigracji. Bardzo dobrze. Ale po drodze jest nielojalny i to imiennie wobec wielu pisarzy -jadowicie mówi o Czapskim, o Mi- łoszu (a b. brzydko opisawszy emigrację powinien już o niej milczeć), insynuacyjnie o mnie (że niby mówiłam o braku odpowiedzi premiera na moje listy interwencyjne spokojnie, bez emocji, jakbym uważała to zmu i aby nie widział jego zasadniczych błędów. Tak obrany z rozumu chyba nie jest. Lepsze jest jego ostatnie słowo, krótsze i bardziej cięte. Snadź mowa prokuratora (wyobrażam sobie, co to było za kretyństwo) zdopingowała jego sklerotyczny umysł. Dobrym też (nawet moralnie) posunięciem by- ła odmowa apelowania. W ten sposób Melo wprawił w kłopot durniów, co cały ten sąd urządzili. Bo jakiż pożytek Polsce Ludowej może mieć [sic!] trzymanie w więzieniu starego bardzo popularnego pisarza, w do- datku ciężko chorego (tak, jak ja). A nuż im umrze w celi. To przecież nie rząd, ale Melo stanie się świętym i bohaterem narodowym w cza- sach, w których rząd jest mimo wszystko o wiele mniej popularny jak Wańkowicz. 9 I 1965. Sobota Przed południem Anna wyjechała. Od jej przyjazdu do dziś 3 razy brałam nitro, to znaczy co najmniej o połowę rzadziej niż poprzednimi dniami. Wracając do Mela - to prawdziwie imponujące jest, że w warunkach tego sądu, będąc pod aresztem i stale pilnowany przez dwu milicjantów (swoich wielbicieli), był w stanie tak obszerną obronę przygotować. 10 I 1965. Niedziela Ze znalezionej kartki zanotowuję tu refren kolędy, którą tego roku słyszałam w radiu, a którą czasu okupacji tak ślicznie śpiewali jako dzieci Jurek i Ela: Jak miła ta nowina, Mów, gdzie jest ta Dziecina, Byśmy tam pobieżeli i ujrzeli. za normę). Jest przy tym w tej całej mowie jakaś naiwna perfidia. Naiw- ne jest przypuszczać, że podobne oświadczyny zrobią na kimkolwiek z tych sędziów wrażenie. Perfidią jest aż takie łkające przedstawianie sie- bie jako tzw. "poputczika", bo mimo że istotnie, jak pamiętam "Rój", wydawał całą (wtedy świetną) literaturę sowiecką - trudno mi uwierzyć, aby Melo był aż takim zwolennikiem aktualnego rosyjskiego komuni- Dziś w południe śpiewali piosenki Demarczyk ("Valse brillante"), Łazuka ("Tylko ja") i Jędrusik'. Zapowiedziano "Strażacki walczyk"z. Pod tym niewinnym tytułem jest znakomity tekst, który dwa razy zda- rzyło mi się słyszeć w grudniu. Ta piosenka dostała największą ilość głosów w konkursie na grudniową "piosenkę miesiąca". Ucieszyłam się, 330 331 Melchior Wańkowicz że znów to usłyszę. Niestety, cały tekst prawdopodobnie skonfiskowano - śpiewana była tylko ostatnia zwrotka o tańczeniu walca - bez znacze- nia. Pierwszą zwrotkę, ale tylko pierwszą, podał jeszcze przedostatni " riumer "Radia i Telewizji. Brzmi ona: Gdy we wsi jest spokój i cisza, To nuda nas dręczy i spleen I każdy wygląda, czy widać gdzie dym I wzdycha, by pożar już był. A kiedy wreszcie pożarjest, Orkiestra gra strażacki walc, Pożar, pożar, coś wreszcie pali się. Pożar, pożar, pędzą strażaki Dzielne junaki, pompy w dłonie, Kwiat na skronie- Coś nareszcie pali się, Co za piękny dzień. W takie tematy ucieka się, żeby pozuszyć tę martwotę, w której sły- szy się tylko o rozruchach pieców i rurociągach przyjaźni. Ale i to tro- chę życia policja zwęszyła zostawiając liczman ostatniej zwrotki. Ale Osiecka3 to fajna dziewczyna. Skądkolwiek ją wygonią, znajdzie sposób, żeby swoje powiedzieć. Jakoż gdzieś, ale gdzie? - w "Podwie- czorku przy mikrofonie" przemyciła rosyjską piosenkę "Murka"- świetnie przełożoną przez Agnieszkę, a równie dobrze zaśpiewaną przez Sławę Przybylską4. 1 K a I i n a J ę d r u s i k (1931-1991), aktorka. Ukończyła krakowską PWST. De- biutowała w 1953 w teatrze "Wybrzeże". Kolejno występowała w Teatrze Narodowym w Warszawie (m.in. Zofa w Ostrym dyżurze), Współczesnym (Polly w Operze za trzy grosze, Luzzi w Pierwszym dniu wolności, Ofelia w Zamku w Szwecji), teatrze "Zwier- ciadło" i "Rozmaitości". Stale występowała w Kabarecie Starszych Panów. z Strażacki walczyk, słowa A. Osiecka, muzyka E. Pałłasz i St. Młynarczyk. 3 A g n i e s z k a O s i e c k a (ur. 1936), poetka autorka tekstów piosenek, sztuk i musicali. Ukończyła wydział dziennikarski UW oraz Szkołę Filmową w Łodzi. Debiu- towała w 1954 na łamach prasy jako reporterka; w 1. 1955-56 należała do zespołów "Po prostu" i "Sztandaru Młodych". Od 1955 związana z STS-em w 1.1963-69 redaktorka Radiowego Studia Piosenki Literackiej. Napisała m.in. Kolory. Piosenki estradowe, 1962, musicale: Niech no tylko zaksvimą jabłonie, 1964, Apetyt na czereśnie, 1968, wspomnienia Szpetni czterdziestoletni,1984, oraz wiele innych tekstów dla sceny, radia i TV. 4 S ł a w a P r z y b y I s k a (ur.1934), piosenkarka. Jako studentka SGPiS wystę- powała w kabarecie studenckim "Stodoła", także STS. W 1958 wygrała konkurs piosen- karski PR, co otworzyło jej karierę profesjonalną. Największe sukcesy odnosiła w stylu ballady romantycznej. 12 I 1965. Wtorek Dzisiaj aż 6 stron "Dziennika" z 1958 r. przepisałam. Przy moim obecnym niedołęstwie wydaje mi się to dużym wyczynem. Wprawdzie trzy razy chwytały mnie bóle i brałam nitro, ale teraz występują one ja- koś "autonomicznie" i gdy miną, jestem na ogół silniejsza czy mniej słaba niż dotąd. Warszawa.15 I 1965. Piątek Około dwunastej autem Związku do Warszawy i tego samego wie- czora o szóstej na Festiwalu Filmów Festiwalowych. Chodzę na szóstą, bo tak mi kupiła bilet Ania Linke. 332 333 Agnieszka Osiecka,1957. Fot. M. Hłasko Była tego dnia "Czerwona pustynia" Antonioniego'. Miała być ostat- nia - przesunięto ją na bliższy termin, ponieważ Włochy zażądały szyb- szego zwrotu. Jest to film co do treści taki sam, jak wszystkie Antonio- niego: zagubienie się w życiu, wskutek tego bezsens - frustracja - alie- nacja - obłęd, bo właściwie główna bohaterka jest już dokładnie obłąka- na. Prawdziwe novum stanowi kolor. Jeszcze nikt nigdy tak w filmie koloru nie używał. Tu idzie o to, że kolor jest komponentem filmu. Nie odtwarzany, ale świadomie "wytwarzany". Antonioni musi być świet- nym plastykiem. Na sugestię Anny umówiłam się, że przyjedzie po mnie Jurek. Ale choć zrobił to, jak zawsze, w sposób czarująco miły - nie będę więcej z tego korzystała. On jest zbyt przemęczony i zajęty. # Czerwona pustynia (wł.), scen. M. Antonioni i T. Guena, reż. M. Antonioni, zdję- cia C. de Palma. I 111965. Poniedziałek Nasza prasa w ogóle nazywa ten Festiwal Festiwali Filmowych naj- ważniejszym ze wszystkich. Anna, która chodziła na większość filmów, nie jest nim aż tak zachwycona. Obie za to przeżyłyśmy wstrząsające wrażenie oglądając w sobotę o 10.45 rano bezpośrednio z TV BBC - pogrzeb Churchilla'. To się pa- trzyło jakby na pogrzeb całej epoki, pogrzeb Imperium - a zarazem słu- chało się jak spisu osób ze sztuki Szekspira: Królowa Matka, Książę i Księżna Gloucester, Książę i Księżna Kentu, Księżniczka Małgorzata i Lord Snowdon, Królowa Brytyjska Elżbieta II, następca tronu, Karol ks. Walii, Filip, Książę Mountbatten etc. Lord Mayor Londynu w średniowiecznym stroju, Arcybiskup Can- terbury w stroju odwiecznym, bardzo podobnym do naszych arcybisku- pich. Powóz jak z Lampedusy, wiozący lady Churchill. Lśniące limuzyny Królowej i świty były jedynym nowoczesnym akcentem w tej uroczy- stości, no i stroje trójki królewskiej. Zgodnie z życzeniem Churchilla- szły przedstawicielstwa wszystkich ulubionych jego pułków i innych jednostek wojsk lotniczych, lądowych i marynarki - wszystko w parad- nych strojach - i szło to jak jakiś zmechanizowany balet. Ale jakie to musiało być w kolorach ! ! De Gaulle przewyższający wszystkich głową; król duński, król bel- gijski, królowa holenderska i jeszcze różne głowy panujące. Wojsko według odwiecznych zapewne zwyczajów broń trzymające odwróconą lufami nie tylko na dół, ale i do tyłu. Tak samo oficerowie cały czas nieśli dobyte szable ostrzami do dołu i do tyłu. Mnóstwo historycznych ubiorów. Przy ordynarnej chamskości na- szych czasów i przy ciągłej zmienności wszystkiego - ta śmiałość w po- kazaniu przeżytych gdzie indziej form dawała także wrażenie pięknej epoki. 334 335 Pogrzeb Winstona Churchilla Drugim silnym wrażeniem był "Fantazy" w Teatrze Telewizji2. Ho- loubek miał nareszcie godną siebie rolę do zagrania. Prócz niego świet- ny był Gogolewski jako Jan. Wszyscy inni byli mierni, ale tekst poda- wali świetnie, a to jest tekst znakomity. Gdyby Polska miała większe znaczenie jako państwo albo chociaż w kulturze - to "Fantazy" byłby dotąd grany na całym świecie. I jakie to dzisiejsze zarówno w finezyj- nym dowcipie, precyzji intelektualnej, jak w tragizmie. Moja "teza", i tojuż od przedstawienia, w którymjako Dianę widzia- łam Elżunię Barsz. (ona rzeczywiście zachowywała się i wyglądała jak hrabianka - dzisiejsze zdolne, ale wulgarne dziewczyny nie były hra- biankami), a jako Majora Zelwerowicza - jest, że Słowacki nie wydru- kowałby tego dramatu za życia ani nie wystawił, nawet gdyby mógł. Je- go współcześni chyba by nie znieśli tak jadowitego potraktowania roda- ków, i tak pięknie przeciwstawionego im Majora rosyjskiego (choć zła- godzonego wyznaniem, że jest Czerkiesem i grekokatolikiem). Dosko- nałym Janem, stokroć lepszym od oglądanego przeze mnie kiedyś Mi- leckiego - był Gogolewski. Trzecią ważną rzeczą dzisiejszego dnia był list od p. Jerzego, b. dłu- gi, aż 4 strony maszynopisu - list o rosnącym osamotnieniu, bezuży- teczności. List smutny i jakiś ludzki, a przy tym arcyciekavby pisarsko. # Winston Leonard Spencer Churchill (1874-1965), brytyjski mąż stanu, pisarz, dhigoletni przywódca Partu Konserwatywnej, zmierzający do zacho- waniajedności imperium brytyjskiego i utrzymania równowagi sił w Europie. W 1895 ukończył szkołę wojskową, uczestniczył w walkach na Kubie, w Indiach, Sudanie; jako korespondent także w wojnie burskiej. Działalność polityczną rozpoczął w 1900 jako deputowany do Izby Gmin. Wpierw z ramienia liberałów, a następnie już Partii Konser- watywnej wchodzi do rządu. Sprzeciwia się ugodowej polityce wobec Hitlera. W 1. 1940-45 premier rządu; wespół z Rooseveltem i Stalinem stworzył koalicję antyhitlero- wską; uczestnik konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. W I. 1951-55 ponownie premier rządu; ma znaczny udział w utworzeniu bloku atlantyckiego i remilitaryzacji Niemiec. I później wywierał znaczny wpływ na politykę brytyjską. Autor licznych prac wojskowych i politycznych, m.in. The World Crisis, The Second World War, Pamiętnik, t. I-VI, A History of the English-Speaking Peoples, t. I-IV. Laureat literackiej Nagrody Nobla. Honorowy obywatel USA. z Juliusz Słowacki - Fantazy, reż. J. Antczak, scen. A. Kilian, Teatr TV,1 II 1965. Komorów. 6 II 1965. Sobota Powinnam umieć znieść samotny los i samotną śmierć w kraju. I wszystko by się zniosło, żeby tu nie było panowania Rosji. Nie jestem w stanie żyć ani pisać pod panowaniem Rosji. Jaka męka była pisać w niewoli za młodu. Wyszło się z tego - znów się pod to weszło, pod to moskiewskie jarzmo. Mój Boże, rozpadło się cesarstwo austriackie, jedyne, które miało w sobie zalążki na przyszłe Stany Zjednoczone Europy, jedyne mające naród sympatycznych Niemców. A panoszy się Rosja, która nawet z so- cjalizmu zrobiła tylko nowe wcielenie dawnego imperium rosyjskiego. Mój Boże! Gdybym była w stanie uwierzyć w jakąkolwiek możliwość odrodzenia się Rosji, nie byłabym tak strasznie nieszczęśliwa, nie zmar- nowałabym tak okropnie tych dwudziestu lat przeżytych pod okiem ba- zyliszka. 12 II 1965. Piątek Na obiad Anna samochodem z Szypowskimi. Marysia Szypowska powiedziała, że Towarzystwo im. Maru Konopnickiej zgłosiło do PIW-u protest przeciw jej książce, jako "szarpiącej święte imię poetki". To jest Polska ! Na to ja: "Ach, mam dwa takie straszne Towarzystwa, które nie dają mi żyć - Towarzystwo im. Konopnickiej i Towarzystwo Przyjaciół Zwierząt. To ostatnie zwróciło się do mnie m.in. o podpisanie listu do Soboru Watykańskiego w sprawie złego traktowania zwierząt!" Zdaje się, że najbardziej zaszkodziła mi broszura Kijowskiegol- bryk napisany na zamówienie "Wiedzy Powszechnej", wydany w 20 ty- siącach egzemplarzy [...]. Poprzekręcał, poprzemieniał fakty o moich utworach. M.in trzy strony poświęca "Gutanowi" Michalszczakowi z "Tryumfu Dionizego", traktując go jak Żyda obco czującego się we wsi. Pomieszał tu obłąkanego Żyda Szaję, którego podwozi mleczarz Dioni- zy, z Józefem Michalskim, "synem oprządki i ponojakiegoś nietutejsze- go pana", którego Dionizy zabiera innym razem i przywozi do jego ro- dzinnej wsi - Rusocina. Bogumiłowi Kijowski każe "całować ziemię", bo Boryna w "Chło- pach" całuje ziemię. Kijowski nie może nie wiedzieć, że ja nie znoszę " Chłopów" i w żadnym z moich utworów nie ma i nie może być żadnej analogii do "Chłopów". W "Nocach i dniach" nie ma też żadnej sceny "całowania ziemi" przez kogokolwiek. I to mnie, chemicznie wyczysz- czoną z wszelkiego sentymentalizmu, pomawiać o taką tanią czułostko- wość! Kłamliwie! Bogumił nazwany jest półanalfabetą kulturalnym. Kłamstwo! W Barbarze widzi tylko osobę, która nie wie, czego chce. 336 ; 22 - Dzienniki, t. 4 337 Nie rozumie i nie dostrzega mnóstwa ważnych wątków. Nic nie zrozu- miał z Janusza i Celiny. Jest to stek dezinformacji. [...] ' Andrzej Kijowski - Maria Dgbrowska,1964. Lecznica. 21 II 1965. Niedziela Anna wyjechała we środę po południu, a ja wieczorem poczułam się tak infarktycznie i źle, że po raz pierwszy spałam z drzwiami otwartymi do hallu i do Meli. Rano nie lepiej. Około 4.30 zjawia się Wacek i w towarzystwie Helenki ledwo żywa, łykając po drodze nitroglicerynę -jadę znów do kliniki. Kapitulacja! Stan tętna był taki, że dr Leśniewska, którą jak wtedy w sierpniu spotykam na dyżurze - kazała mi wstawić do pokoju balon z tlenem - i nim dwa razy po 10 minut oddychać. Ale dziś po 3 dobach klinicznego traktowania bolesne ataki znikły, czuję się tak dobrze, że już bym chciała wstać. Choć dr Leśniewska wbiegła w sobotę z moim elektrokardiogramem wołając: "Tak złego elektrokardiogramu jeszcze u pani nie widziałam". "To dzwonek ostrze- gawczy". "Trzeba leżeć bez ruchu" itp. Leżę więc. Wszyscy są tu dla mnie anielsko dobrzy i na to nic nie po- radzę. Nie było tu radia, bo poprzednia pacjentka roztrzaskała aparat. Kiedy powiedziałam, że chcę słuchać koncertu inauguracyjnego Kon- kursu Chopinowskiego (VII) - zaraz mi z pierwszego opuszczonego po- koju dali nieźle funkcjonujące radio i słuchałam dziś tego koncertu. Głównie chciałam usłyszeć "Mszę żałobną" Lutosławskiego zapowie- dzianą w prasie - ale jej właśnie nie było. Były "Freski symfoniczne" Kaziznierza Serockiego' odzwierciedlają- ce b. charakterystyczne hałasy świata. Słychać było w planowy nieład ułożone wszystkie dźwięki, zgrzyty, szelesty, huki, piski etc., które tak przeszkadzają żyć. Słusznie ta muzyka nazywa się konkretną, gdyż od- twarza konkretne dźwięki produkowane głównie przez cywilizację me- chaniczną. Taka muzyka bywa świetnajako ilustracja do takiego np. fil- mu jak Munka "Spacerkiem po Starym Mieście"z. Drugim utworem był "Tryptyk muzyczny" Witolda Szalonka czy Szalanka3 do słów wiersza Iłłakowiczówny z chórem, orkiestrą kameral- ną i recytacją Siemiona. Tu muszę powiedzieć, że równie przejmujące- go całokształtu artystycznego dawno, a może nigdy nie słyszałam. I Sie- mion, i Iłła, i chór, i cała muzyka tego Szalanka czy Szalonka grała ze sobą - kongenialnie i genialnie. Tytuł tego tryptyku wzięty chyba z Iłła- kowiczówny był "Wyznania". Trzecim utworem były zdaje się "Ekspresje" Bairda. Po przerwie da- no "Harnasie" Szymanowskiego. Bardzo lubię "Harnasie", ale to jednak da się doskonale porównać z tym, co zrobił Sygietyński z muzyką ludo- wą w "Mazowszu". 1 K a z i m i e r z S e r o c k i (ur. 1922), kompozytor, pianista, uczeń S. Szpinal- skiego i K. Sikorskiego w Łodzi, N. Boulanger i L. Levy'ego w Paryżu. Wkrótce po- święca się wyłącznie kompozycji i tworzy wraz z J. Krenzem i T. Bairdem "Grupę 49". Jego twórczość jest wynikiem ciągłych poszukiwań; po ekspresjonistycznej I Symfonii zwraca się (Suita preludiów) ku technice dodekafonicznej, później punktualistycznej (Oczypowietrza, Segmenti). Freski symfoniczne powstały w 1964. 2 Spacerek staromiejski, 1956, scen. i reż. A. Munk, zdjęcia Kurt Weber, muzyka Andrzej Markowski. # W i t o 1 d S z a 1 o n e k (ur. 1927), kompozytor, pianista, uczeń W. Chmielo- wskiej i B. Wojtowicza w Katowicach. Ważniejsze kompozycje: Pastorale, Ballada lu- dowa, Suita kurpiowska, Satyra symfoniczna, Les Sons, pieśni i opracowania pieśni lu- dowych, muzyka teatralna. Wyznania - to tryptyk na głos recytujący, chór i orkiestrę kameralną,1959. 19 I111965. Piątek Od kiedy notowałam - prawie miesiąc agonii we wszystkich sensach cierpienia i umierania. Od dwu dni dopiero zaczynam wierzyć, że jeszcze i tym razem nie umrę, ale od razu góra wymagań; odrobić największe zapóźnienia w stu innych zapóźnieniach (jak jajko chińskie w stu innych). I dziś porażają- ca wiadomość: Człowiek wyszedł z pojazdu kosmicznego i złączony z nawą linką ratunkową 20 minut przebywał w pustce kosmicznej foto- grafując. Oczywiście to także jajko w jajku. Jego wystrój był małą kabiną kos- miczną umieszczoną w większej. Oczywiście - Rosjanie. I nawet nie ta- cy młodzi. Bielajew 40, Leonow 30 lat (ten, co wyszedł). Lot jeszcze nie skończony'. Miałam w tym potępieńczym ostatnim tygodniu colimycynowym najdziwniejsze w moim życiu zdarzenie. Śniło mi się, że w tropikalnej dżungli muszę uciekać przed stadem słoni. Pokój był jakimś bungalow i zarazem pokojem w Lecznicy, a jednocześnie pokojem w Komorowie. Chcę również ocalić Annę. Otwieram okienniczkę w miniaturowym okienku w ścianie nad łóżkiem, którego okienka nie ma ani w Komoro- 338 339 wie, ani tu w Lecznicy, lecz ponieważ w Komorowie nasze pokoje przy- tykają do siebie i Anna nieraz mówi, że zrobimy w ścianie okienko, że- byśmy mogły rano ze sobą rozmawiać - bo i śpimy tam właśnie po obu stronach jednej ściany; więc w tym śnie takie okienko się zrealizowało i stukam w nie, ale nikt nie odpowiada. Widzę z daleka, jak dżunglą prze- myka się Anna okryta szlafrokiem komorowskim. Przypominam sobie, że mam też szlafrok w szafie, otwieram szafę, kładę szlafrok i wycho- dzę. W sąsiednim pokoju, który ma być pokojem doktora dyżurnego, a jest pokojem Anny - więc Anny nie ma albo śpi. Obok otwierają się drzwi na jakieś abstrakcyjne kształty, których trójkątne i graniaste zary- sy są silnie oświetlone. - Anna się nie przebudziła? - To Anna się nawet nie przebudziła? - mówię dwukrotnie, raz z nie- pokojem, drugi z żalem, zdziwieniem, ale i ulgą. Nagle otwieram oczy. Leżę w łóżku, światło się pali, na fotelu siedzi siostra. - Coś się ze mną stało? - pytam uprzytamniając sobie niejasno, że się coś dziwnego dzieje. - Nic, nic - mówi siostra. - Czy panią nic nie boli? Nic pani nie potrze- ba? - Nic. Niech pani się nie męczy ze mną - mówię - niech pani idzie spać. Miałam zły sen. Nagle oczy moje widzą, że na krześle leży mój szlafrok i że ja na- prawdę wyszłam z pokoju w nocy. Ta lunatyczna noc była nocą przesilenia się pogody z mrozu na wiosnę. Na Niepodległości Egon2 zachorował. W Komorowie kładą nową blachę na dach. 1 I 8 III 1965 Paweł J. Bielajew i Aleksiej A. Leonow na statku "Woschod II" doko- nali 17 okrążeń Ziemi w ciągu 26h02'. A. A. Leonow był pierwszym cztowiekiem któ- ry wyszedł w przestrzeń kosmiczną. Wkrótce, 3 VI 1965, dokonał tego również Edward White z amerykańskiego statku "Gemini 4", prowadzonego przez Jamesa McDivitta. 2 Egon, owczarek niemiecki, pies Tuli Kowalskiej. 22 III 1965. Poniedziałek W pismach była wiadomość o wykonaniu wyroku na tym jakimś Wawrzeckim z afery mięsnej. Co za błąd! Taki błąd jak skazanie ks. Enghien. Czy ci "marksiści" wiedzą, że Marks był bezwarunkowo przeciwko karze śmierci? Czy kto z nich czytał kiedy niecenzurowanego w Moskwie Marksa? Prawdziwą przyshigę socjalizmowi wyświadczyłby, kto by na Zachodzie zaczął ogłaszać prawdziwego nie okrawanego Marksa, a nawet Engelsa. Obaj 340 341 są tu znani tylko w wersjach skażonych. Czy kto zna tu prawdziwy ży- ciorys Herzena? Nie mam już gorączki. Wyrywam się ze szpitala, gonię uciekającą smugę życia - smugę światła. Wiem, że mi jest jeszcze przeznaczone. Jakiś szczęśliwy przy- padek musi położyć kres temu, żeby tak duże jeszcze moje siły żywotne szły na walkę z bakterią coli i ze skutkiem jej leczenia! A na to idą bez reszty. 20 IV 1965. Wtorek powielkanocny Opowiadanie salowej p. Kazi o krawcu-strażaku, miłośniku pier- ścionków. Pani Kazia mówi: Znam sama jednego strażaka, bo to i mój mąż jest strażak, więc ze środowiska. Ale tamten jest krawcem w straży. Córki wykształcił, jedna jest lekarzem. Żonę pochował i dopiero zaczął osz- czędzać: miał krowę, bo to tak u nas na przedmieściu - to wszystko spod niej sprzedał, a sobie tylko litr mleka zostawiał. A tłuste było mle- ko, bardzo dobre. To do tego mleka dolał pół wody, i tym mlekiem żył. A miał tylko jedno zakochanie - a tym były pierścionki. To już tych pierścionków miał z pięć kupionych, aż w sklepie u jubilera zobaczył taki, co mu się więcej podobał od wszystkich. To jak zaczął szyć, to prywatnej roboty sobie dobierał i szył całymi dniami i nocami, żeby ze- brać na ten pierścionek. A co dzień biegł zobaczyć na wystawę do tego jubilera, żeby zobaczyć, czy on aby jest. Aż milicja zwróciła na to uwa- gę i zaczęli go śledzić, co on tak tę wystawę u jubilera ogląda. Aż wreszcie zebrał tyle, ile [?) mu potrzeba było na ten pierścionek, poleciał i kupił. I taki szczęśliwy, że ma, czego upragnął - aż tu przy- chodzi milicja, zrobili rewizję, znaleźli pierścionki, aresztowali go. I choć wszyscy za nim świadczyli, że uczciwy, tylko tę jedną manię ma, pierścionki kupuje, strawy sobie od gęby odejmie, a kupi. - Ale nie.- Siedział 7 miesięcy jako spekulant. - Ale pierścionki mu zwrócili? - A - a - nie. Skąd by mieli zwracać. Zabrali sobie - taka gratka! 8 V 1965. Sobota Imieniny St. Jestem ciągle w Lecznicy. Dziś trzeci (czwarty) zastrzyk autoszczepionki, możliwie zniesiony bez temperatury (37o) i bez mdłości. Po południu głęboki spokojny sen, bez koszmarów. Sen o obfitości, a obfitością tą był wskrzeszony Russów. Russów tamtych czasów - jakby przez fantastę powtórnie wymalo- #' :#z :## ^# zt e ż v # # . '!x Ct # # r ; * # i, i;C #'## #,# r # #. _ ; ' t i# d # #'z : #' z # #r # "zwt- ' L Facsimile przedostatniej strony dziennika. Repr. M. Sokołowski 342 343 wany, pojawiło się nieistniejące już miejsce, część domku, brałam mia- rę na okiennicę w pokoju babci, gdzie miała zamieszkać nasza gosposia C j ) y", Teonia rodza Jasi. Kto byli ci "m co mieli tam zamieszkać - nie wiem dokładnie, ale ktoś był ze mną arcybliski - wszechobecny, a nie- odczuwalny jak powietrze. I wszystkie drzewa dzieciństwa stanęły na swoim miejscu - wszystkie jaskółki, a nadto wielka obfitość gęsi, bydła, owiec, świniaków różowych, czochrających się, czystych i pachnących #" ## 6L #1 eH ### ## #. 4,# / D- #l /a"#"# Cv d Facsimile końcowej strony dziennika: ostatnie słowa zapisane najedenaście dni przed śmiercią. Repr. M. Sokołowski nie chlewikiem, ale smażonym boczkiem. W ogóle pachniały wszystkie cudowne potrawy, za którymi tak tęsknię krztusząc się tą mdłą strawą szpitalną. Była to najbardziej Russowska Russowość, ale chyba i Australijskość (reminiscencja Ewy z Macha wybierającej się emigrować do Australii, tej nostalgii mojego dzieciństwal). Mdły - czy może być bardziej pejoratywne słowo? Otóż w naszym życiu tak z pozoru bujnym jest za dużo pierwiastka mdłego. Podobnie zresztąjak w dzienniku [?). 1 Mowa o powieści W. Macha Agnieszka, córka Kolumba,1964. Australią zwały też dzieci "nieprzyjemną i cudzoziemską", lecz pociągającą część parku russowskiego w Uśmiechu dzieciristwa. 344 Spis ilustracji s. 2 Maria Dąbrowska,1961. Fot. A. Jałosiński s.11 Halina Sutarzewicz (ze zbiorów H. Sutarzewicz) s.12 Łucja i Emil Fuldowie (ze zbiorów H. Walczakowej) s.13 Jubileusz XVIII wieków Kalisza. Akademii przewodniczy Piotr Jaroszewicz, za stołem prezydialnym m.in. M. Dąbrowska i T. Kulisiewicz (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s.14 Pierwsi honorowi obywatele Kalisza: M. Dąbrowska i T. Kulisiewicz (CAF) s.17 Prymas Stefan Wyszyński i Jerzy Zawieyski w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej (ze zbiorów B. Wita) s.18 Tadeusz Pniewski, Kalisz,1958 (ze zbiorów T. Pniewskiego) s. 21 Psia ferma Hołyńskich (ze zbiorów Biblioteki im. Marii Dąbrowskiej w Komorowie) s. 22 i W Prezydium Rady Ministrów w Londynie. Od lewej: sekretarz Adam Kułakowski, Karol Popiel, gen. Władysław Sikorski, Józef Hieronim Retinger (ze zbiorów O. Terleckiego) s. 30 Kadr z fllmu Ballada o Narayamie (ze zbiorów Filmoteki Polskiej) s. 32 W kopalni uranu. Fot. T. Kizny (z Archiwum Ośrodka "Karta") s. 33 Helena i Konrad Jakubowscy, Baghlan w Afganistanie,1960 (ze zbiorów rodzinnych) 347 s. 35 Pejzaż roztopów. Fot. Kwiatkowski (CAF) s. 37 Maria Dąbrowska. Fot. Z. Nasierowska (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s. 38 Arnold Schónberg (Archiwum Dokumentacji Mechanicznej) s. 41 Zdzisław Libera (ze zbiorów rodzinnych) s. 43 Wojciech Siemion w Wieży malowanej (CAF) s. 44 Ohmae Hiroshi Dzieło, drzeworyt (ze zbiorów Muzeum Narodowego) s. 47 Henryk Bereza. Fot. D. Łomaczewska (ze zbiorów ZLP) s. 49 Mieczysława Ćwiklińska w sztuce Drzewa umierają stojąc (CAF) s. 51 Amerykański satelita "Explorer" (jw.) s. 56 Bogumił Kobiela w Zezowatym szczęściu (jw.) s. 58 Hiacynt i penicylina. Mal. H. Józewski (ze zbiorów Muzeum Narodowego) s. 60 Dom "Kultury", rys. Józef Czapski (z pocztówki służącej jako zamówienie pisma i książek Instytutu Literackiego,1956) s. 61 Śniadanie wielkanocne w Maisons-Laffitte, 1960; siedzą od lewej: Zygmunt Hertz, Barbara Kwiatkowska, Jerzy Giedroyc, Maria Dąbrowska, Tula Kowalska, Anna Kowalska (z archiwum "Kultury") s. 63 Konstanty Jeleński,1966. Fot. B. Paczkowski s. 65 Stanisław Gajewski w swym gabinecie w Paryżu. Photo Louvion (ze zbiorów St. Gajewskiego) s. 67 Rodzeństwo Czapscy, Maria i Józef, 1962 (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s. 70 Zapiski z ostatnich dni w Paryżu (Repr. M. Sokołowski z dziennika, z. 74) s. 72 Nowoczesny Paryż lat 60. (CAF) s. 75 Komorów, aleja Brzozowa (ze zbiorów Biblioteki im. M. Dąbrowskiej) s. 78 Marian Wyrzykowski i Elżbieta Barszczewska z synem Juliuszem w Komorowie. Fot. A. Lipka s. 86 Hubert Stempowski z rodziną (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s. 88 Dom w Komorowie. Rys. M. Dąbrowska (Repr. M. Sokołowski z dziennika, z. 24) s. 89 Autoportret szpitalny. Rys. M. Dąbrowska (repr. M. Sokołowski z dziennika, z. 72) s. 95 Wyspa Hvar (CAF) s.101 Spotkanie z Josipem Broz-Tito (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s.103 Ivo Andrić (CAF) s.113 Fiodor Michajłowicz Zorin, Soczi, 1967 (z naukowo-badawczego Instytutu Sado- wnictwa, Oddział Kultur Subtropikalnych) s.114 "Drzewo przyjaźni" w Soczi; szczep z tabliczką: "Ku pamięci Jadwigi Szumskiej- bohaterki Podziemia Warszawskiego. Poland 1959". Fot. M. Jurkowicz (ze zbiorów "Trybuny Ludu") s.116 Maria Dąbrowska i Dyluś. Fot. A. Szypowski (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) 348 349 s.125 Sekretarzyk, przy którym pisarka pracowała w Komorowie, 1961. Fot. A. Jałosiński (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s.128 Scena z przedstawienia Radości z odzyskanego śmiemika; od lewej: Krywult - Tadeusz Szaniecki, Barcz - Franciszek Pieczka (z archiwum Teatru Ludowego Nowa Huta) s.138 Józef Czapski - Autoportret (CAF) s.141 Jerzy Stempowski. Szkic Dieneke Tzaut, Berno,1967 (ze zbiorów M. Gawryś) s.143 Jurij Gagarin (CAF) s.147 Allen B. Shepard (jw.) s.149 Marek Żuławski. Fot. B. Kołodziejski (archiwum "Zachęty") s.150 Marek Żuławski - Morze 1 (archiwum Muzeum Narodowego) s.154 Czesław Miłosz (ze zbiorów IBL) s.161 Adam Mickiewicz, Paryż, 1834, według Karoliny Jaenisch (Muzeum Narodowe w Krakowie) s.164 Zapowiedź w "Przeglądzie Kulturalnym" (12 X 1961) nowej powieści Dąbrowskiej. Repr. M. Sokołowski s.170 Czyste niebo, N. Drobyszewa i E. Urnański (ze zbiorów Filmoteki Polskiej) s.173 Autobus do socjalizmu. Mal. B. W. Linke. Muzeum Narodowe (klisza ze zbiorów A. Linke) s.175 Scena z przedstawienia Artura Ui; w roli tytułowej Tadeusz Łomnicki s. 177 Sesja o twórczości M. Dąbrowskiej w Pałacu Staszica w Warszawie. Od lewej siedzą (m. in.) w pierwszym rzędzie: prof. J. Krzyżanowski, M. Dąbrowska, doc. E. Korzenie- wska, min. T. Galiński, prof. S. Żółkiewski; w drugim - J. Stryjkowski, J. Przyboś, J. Zawieyski; w trzecim - H. Mortkowicz-Olczakowa, dyr. S. Baliński. Fot. A. Szypo- wski (ze zbiorów IBL) s.178 Sesja w Kaliszu. Przewodniczy H. Sutarzewicz, przemawia K. Wyka (ze zbiorów H. Walczakowej) s.180 Leszek Kołakowski s.181 Jean Marie Guyau (z archiwum Muzeum Literatury). Leon Petrażycki (CAF) s.185 Popow i Nikołajew niedługo po wylądowaniu (jw.) s.186 Władysław Zambrzycki (z archiwum "Nowych Książek") s. I 88 Maria Dąbrowska i Anna Kowalska na Niepodległości (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s.191 Leonarda Lewandowska (z Instytutu Historu) s.191 Józef Piłsudski na zesłaniu (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s.193 Historyja o Chwalebnym Zmarnvychwstaniu. . . , Teatr Narodowy w Warszawie s.195 Ernestyna Zajdenmanowa, Maria Dąbrowska, Maurycy Zajdenman; stoi Anna Linke (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s. 197 Zabytki architektury chłopskiej w Russowie: Zagroda wybraniecka Witczaków-Wolnych (spłonęła); Sołek, czyli spichlerz w głębi. Fot. S. Błaszczyk (z książki Oslemnaścre wieków Kalisza, t. II) s. 201 Z Fizjologii smaku s. 202 Nikita Chruszczow i John Kennedy w Wiedniu,1961 (CAF) 350 ' 351 s. 204 "Kurjerka" (ze zbiorów IBL) s.212 Okładka i karta tytułowa Pism rozproszonych M. Dąbrowskiej. Repr. M. Sokołowski (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s.215 Kazimiera Iłłakowiczówna. Fot. D. Łomaczewska (ze zbiorów Domu Literatury) s. 222 Stary rybak, akwarela chińska z XIII w. (archiwum Muzeum Narodowego) s. 225 Wacław i Wanda Dąbrowscy, ok. 1960 (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) 232 Maria Dąbrowska i Jerzy Zawieyski, 1962. Fot. D. Łomaczewska (ze zbiorów Domu Literatury) s. 239 W Komorowie. Od lewej siedzą: H. Józewski, M. Dąbrowska, A. Kowalska, M. Andruszkiewicz; stoją: J. Wyrzykowski, E. Barszczewska i M. Kowalska (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s. 245 Komorów, ul. Kraszewskiego (ze zbiorów Biblioteki im. M. Dąbrowskiej w Ko- morowie) s. 251 "Moja ostatnia wola". Testament M. Dąbrowskiej w posiadaniu Jerzego Szumskiego s. 252 Papież Paweł VI (CAF) s. 255 Maja Komorowska, Komorów 1963 (ze zbiorów M. Komorowskiej) s. 256 hena Komorowska. Maja Komorowska z synem Pawłem, ok.1966 (jw.) s. 258 Z ostatniej podróży za granicę: Włochy - A. Kowalska, M. Kowalska, I. Szymańska i M. Dąbrowska w Ostu. Fot. R. Matuszewski (jw.) s. 262 Prymas Stefan Wyszyński i arcybiskup Karol Wojtyła (CAF) s. 267 Jan Józef Lipski (z archiwum "Nowych Książek") s. 272 Henryk Korotyński (CAF) s. 274 Jerzy Putrament (ze zbiorów J. Putramenta) s. 277 Paweł Jasienica (ze zbiorów rodzinnych) s. 279 Zbigniew Folejewski,1959 (ze zbiorów Z. Folejewskiego) s. 286 Jawaharlal Nehru z córką Indirą (CAF) s. 288 U Dąbrowskiej w Komorowie. Stoją od lewej: P. Jasienica, A. Kowalska i M. Wańkowicz. Fot. M. Wańkowicz (ze zbiorów Aleksandry Ziółkowskiej) s. 293 Dwa pośmiertne wydania nie skończonych Przygód. . . : w formie powieściowej i w formie nowelistycznej. Repr. M. Sokołowski (Archiwum M. Dąbrowskiej w Muzeum Literatury) s. 300 Lucyna i Władysław Terleccy (ze zbiorów rodzinnych) s. 304 Sabinów,1915. Rys. M. Dąbrowska s. 305 Sabinów współcześnie (CAF) s. 309 Ewa Demarczyk (jw.) s. 312 Zenon Kliszko i Władysław Gomułka na zjeździe ZLP w Lublinie 18 X 1964 r. Fot. D. Łomaczewska (ze zbiorów Domu Literatury) s.318 Anna Kowalska z córką w mieszkaniu na Niepodległości,1965. Fot. A. Szypowski (ze zbiorów M. Gawryś) s. 328 Maria Dąbrowska i Jan Kott (CAF) 23 - Dzienniki, t. 4 s. 330 Melchior Wańkowicz (CAF) s. 333 Agnieszka Osiecka,1957. Fot. M. Hłasko (ze zbiorów A. Osieckiej) s. 335 Pogrzeb Winstona Churchilla (CAF) s. 340 Wyjście A. Leonowa w kosmos (jw.) s. 343 Facsimile przedostatniej strony dziennika. Repr. M. Sokołowski z dziennika, z. 72 s. 344 Facsimile końcowej strony dziennika: ostatnie słowa zapisane na jedenaście dni przed śmiercią. Repr. M. Sokołowski z dziennika, z. 72 Ilustracje przygotowali: Danuta Orlik Marian Sokołowski Opis całości materiałów źródłowych I. Rękopisy A. W Muzeum Literatury 1. "Dziennik czasów wojennych" (9,5x7cm), k. 96, zapisanych 86 31 VII 1914 - 26 IX 1917 2. "Raptularzyk 1915" (9,5x6,5 cm), k. 37 7 III 1915 -17 VI 1915 3. "Raptularzyk 1915" (13,5x10 cm), k. 31 18 VI 1915 -13 XII 1915 4. Zeszyt (15x9,5 cm), k. 94 11 V 1915 - 6 XII 1915 5. Zeszyt (1 lx9 cm), k. 62 6 VIII 1915 - 9 XI 1917 6. Zeszyt ( 11 x8,5 cm), k. 90 26 XI 1916 -10 XI 1917 7. Zeszyt (12,5x10 cm), k. 95 11 XI 1917 -13 X 1918 8. Zeszyt (13x9,5 cm), k. 47 3 X 1918 - 30 X 1919 9. Zeszyt (1 lx9 cm), k. 94 10 XI 1917 - 20 VI 1920; 8 I 1921; 8 IX 1922 10. Zeszyt (l0,5x8 cm), k. 62 21 XII 1919 - 21 VII 1921; 3 I 1922 11. "Tematy do opracowania" (1 lx7 cm), k. 64 3 X 1917 -18 I 1918; 9 XII 1925 -1 VII 1926 12. Zeszyt (14,5x11 cm), k. 29 wcześniej niż 8 II 1922 - 25 XII 1924; 28 VII 1926;12 I 1927 13. Zeszyt (22xl7 cm), k.126, k. 30 -101 czyste 15 X 1922 - 6 XII 1922; 2 II 1923 14. Zeszyt (11,5x10,5 cm), k. 38, zapisanych 16 17 VIII 1926 - 22 IX 1926; 30 III 1927 15. "Mały informator 1927" (13,5x7 cm), k. 71, k. 49-51, k. 55-71 czyste 20 III 1927 - 31 XII 1927 355 16. Zeszyt (17,5x10,5 cm), k. 75 1 I 1928 - 31 XII 1928 17. Zeszyt (18x7,5 cm), k. 77 111929-lXIIl933 18. Zeszyt (20x16 cm), k. 81 6 XII 1933 -1 VIII 1935 19. Zeszyt (17x12,5 cm), k. 99 26 IX 1934 - 31 I 1936 20. Zeszyt (14,5x14,5 cm), k. 79 6 II 1936 -1 IX 1936 21. Zeszyt (15x13 cm), k. 98 2 IX 1936 - 5 VIII 1937 22. Zeszyt (15x12,5 cm), k. 92 14 VIII 1937 - 5 XI 1938 23. Zeszyt (15x13,5 cm), k. 98 8 XI 1838 - 24 VIII 1939 24. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 45 13 VI 1940 -18 XI 1940 25. Zeszyt (IS,5x10 cm), k. 28 19 XI 1940 - 4 III 1941 26. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 24 5 III 1941-19 V 1941 27. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 28 20V1941-lfX1941 28. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 24 1 IX 1941- 29 XII 1941 29. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 24 30 XII 194 I - 24 IV 1942 30. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 24 25 IV 1942 - 4 XI 1942 31. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 24 5 XI 1942 -1 IV 1943 32. Zeszyt (15,5x10 cm), k. 31 2 IV 1943 -1 IX 1943 33. Zeszyt (19,5x13 cm), k.139 2 IX 1943 - 5 X 1945 34. Zeszyt (22x9,5 cm), k. 57 (luźne kartki) 4 X 1945 - 21 III 1946 35. Zeszyt (21x14,5), k. 21 18 XI 1946 - 31 I 1947 36. Zeszyt (21x14,5 cm), k. 20 6 II 1947 -16 VI 1947 37. Zeszyt (21x14,5 cm), k. 20, zapisanych 11 przed 17 VI 1947 -13 VII I 947 38. Zeszyt (26,5x20,5 cm), k. 67 26 XII 1947 - 21 VII 1948 39. Zeszyt (26,5x20,5 cm), k. 85 21 VII 1948 - 23 XI 1948 40. Kołonotatnik (26,5x20,5 cm), k. 72 30 XI 1948 - 3 III 1949 41. Kołonotatnik (26,5x20,5 cm), k. 71 3 III 1949 - 5 X 1949 42. Kołonotatnik (30x21 cm), k. 75 5 X 1949 - 22 I 1950 43. Kołonotatnik (30x21 cm), k. 75 22 I 1950 -14 V 1950 44. Kołonotatnik (30x21 cm), k. 74 14 V 1950 - 7 VII 1950 45. Kołonotatnik (30x21 cm), k. 73 7 VII 1950 - 21 X 1950 46. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k.100 25 X 1950 - 8 I 1951 47. Zeszyt granatowy (2 Ix15 cm), k. 98 2011951-13V11951 48. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 99 14 VI 1951- 24 IX 1951 49. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 99 5 X 1951- 3 VII 1952 50. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 85 3 VII 1952 - 28 XI 1952 51. Zeszyt granatowy (21 x 15 cm), k. 96 28 XI 1952 - 30 III 1953 52. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 98 9 IV 1953 - 21 VII 1953 53. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 91 22 VII 1953 -16 VII 1954 54. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 99 17 VII 1954 - 28 XI 1954 55. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 94 28 XI 1954 - 24 VI 1955 56. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 96 25 XI 1955 - 5 XII 1955 57. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k.100 8 XII 1955 - 22 V 1956 356 357 58. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 98 22 V 1956 -15 IX 1956 59. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 94 16 IX 1956 -14 XI 1956 60. Zeszyt granatowy (21 x I 5 cm), k.100 14 XI 1956 -11 III 1957 61. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k. 96 21 III 1957 -1 IX 1957 62. Zeszyt granatowy (21x15 cm), k.100 2 IX 1957 -12 I111958 B. W Oddziale Rękopisów Biblioteki Uniwerstytetu Warszawskiego 1. Zeszyt (14,5x20,5 cm), k. 32 2 IV 1956 - lipiec 1956 (Sztokholm, kongres Pen-Clubu) 2. Zeszyt (21x15 cm), k. 69 13 III 1958 - 28 VII 1958 3. Zeszyt (21x15 cm), k. 68 28 VII 1958 - 30 XI 1958 4. Zeszyt (21x15 cm), k. 65 1 XII 1958 - 29 IV 1959 5. Zeszyt (21x15 cm), k. 30 13 I 1959 - 23 I 1959 (Moskwa) 6. Zeszyt (21 x 15 cm), k. 98 30 IV 1959 -15 XI 1959 7. Zeszyt (21x15 cm), k. 97 17 XI 1959 - 2 I111960 8. Zeszyt (21x15 cm), k.100 2 III 1960 -19 VIII 1960 9. Zeszyt (21x15 cm), k. 43 11 IV 1960 -13 V 1960 10. Zeszyt (21x15 cm), k.101 20 VIII 1960 - I 4 XI 1960 11. Zeszyt (21x15 cm), k. 99 16 XI 1960 - 28 III I 961 12. Zeszyt (21x15 cm), k.101 29 1111961-13 XII 1961 13. Zeszyt (21 x 15 cm), k. 28 29 III 1961 (notatki z książki Czapskiego i Eckermanna) 14. Zeszyt (21x15 cm), k. 92 10 I 1962 - 9 XI 1962 15. Zeszyt (21x15 cm), k.101 10 XI 1962 - 30 VI I 963 16. Zeszyt (21x15 cm), k.100 1 VII 1963 - 21 V 1964 17. Zeszyt (21x15cm), k.100 21 V 1964 -16 XI 1964 18. Zeszyt (21x15 cm), k. 48 17 XI 1964 - 8 V 1965 19. Blok listowy - notatki z lektur, bruliony 2 listów, zapiski medyczne, k. 6 II. Maszynopisy autorskie W Muzeum Literatury 1. "Raptularzyk z r.1914 -1915", k.1-9*, 3a 2. "Dodatek do raptularzyka. Sierpień 1914 - marzec 1915", k.1-8 3. "Raptularzyk 1915 (od czerwca do połowy grudnia)", k.1-22 4. "Rok 1916 (styczeń - listopad)", k.1-25, 4a 18a,19a 5. "Raptularzyk 26 XI 1916 -10 XI 1917", k.1-32 6. "Listopad 1917 - październik 1918", k.1-28 7. "13 X 1918 - 30 X 1919", k.1-16 8. "21 XII 1919 - 23 XII 1925", k.1-26 9. "Uzupełnienia notatek z ola-esu od 30 X 1919 do 1 I 1927", k.1-27,15a, 21a 10. "3 I 1926 - 31 XII 1927", k.1-34 11. "Raptularzyk za rok 1928", k.1-34,19a, 20a 12. "Raptularzyk za lata 1929-1933", k.1-50 13. "Od 6 grudnia 1933 do 31 sierpnia 1935" k.1-11 14. "Raptularzyk od 26 IX 1934 do 30 I 1936", k.1-44, 24a, 37a 15. "Dziennik. Rok 1936", k.1-45 16. "Rok 1937", k.1-41 17. "Rok 1938", k.1-39 18. "Rok 1939", k.1-32 19. "Dziennik 1947-1948" (26 XII 1947 - 8 I 1948), k.1-7 20. "Dziennik z lat 1947-1948", k.1-130 21. "Rok 1949", k.131-245 22. "Rok 1950" (od 5 X 1949 "V zeszyt, szary, krakowski na drucikach"; od 24 I "Zeszyt VI, szary, krakowski na drucikach"; od 14 V "Zeszyt VII, szary krakowski na drucikach"; od 7 VII "Zeszyt VIII, krakowski, szary na drucikach"; od 25 X "Zeszyt I, warszawski, mały w sztywnej, czarnej okładce"), k. 246-412, 329a, 377a * Tekst pisany przeważnie z małym odstępem między wierszami. W wielu miejscach odręczne uzupełnienia. a Liczba kart wg zachowanej fołiacji autorskiej. 358 359 23. "Rok 1951" (od 18 I zeszyt poprzedni; od 20 I "Zeszyt II, sztywny grana- towy brulion, forxn. zeszytowy"; od 14 VI "Zeszyt III, granatowa ósemka w tekturze"; od 5 X "7eszyt IV, sztywny brulion granatowy"), k. 413-517, 413a 24. "Rok 1952" (do 3 VII zeszyt poprzedni; od 3 VII "Zeszyt V granatowy w sztywnej oprawie..."; od 28 XI "Zeszyt VI, sztywny, granatowy..."), k. 518-587 25. "Rok 1953" (do 30 III zeszyt poprzedni; od 9 IV "Zeszyt VII, sztywny, granatowy..."; od 22 VII "Zeszyt VIl1, granatowy, sztywny"), k. 588-660 26. "Rok 1954" (do 16 VII zeszyt poprzedni; od 17 VII "Zeszyt IX, granato- wy, w sztywnej oprawie"; od 28 XI "Zeszyt X, sztywny, granatowy..."), k. 661-713 27. "Rok 1955" (do 24 VI zeszyt poprzedni; od 25 VI "Zeszyt XI, granatowy w sztywnej oprawie"; od 8 XII, "Zeszyt XII, sztywny, granatowy"), k. 714-770 28. "Rok 1956" (do 22 V zeszyt poprzedni; od 20 V ##sic!## "Zeszyt XIII..."; od 16 IX "Zeszyt XIV..."; od 15 XI "Zeszyt XV..."), k. 771-884 29. "Rok 1957" (do 11 III zeszyt poprzedni; od 21 III "Zeszyt XVI, granat., twardy"; od 2 IX "Zeszyt XVII..."), k. 885-959 30. "Rok 1958" (do 27 V); (do 12 III zeszyt poprzedni; od 13 III "Zeszyt XVIII, beżowy, cienki, miękki karton"), k. 960-990 31. "Dopełnienie raptularzyka za lata 1917-1918, tj. do końca pierwszej woj- ny światowej" (na końcu data: "Warszawa,11 lipiec 1943"), k.1-17 "Dopełnienie raptularzyka za okres 1926-1928" (na końcu data: "1943"), 1-14 "Sny", k.1-14 "Uzupełnienie raptularzyków za łata 1929-1935" (niedokończone), k.1-12 III. Urywki publikowane przez diarystkę 1. Urywek wspomnieri (z Uzupełnień do dziennika, pisanych w 1943), pier- wodruk "Zeszyty Wrocławskie",1947, z 4; przedruk w: Pisma rozproszo- ne, t. I, s. 200-214 2. Urywki z dziennika z lat 1933-34 (6 XII 1933 - 25 III 1934), pierwodruk "Kurier Codzienny",1947, nr 350; przedruk w: Pisma rozproszone, t. I, s. 215-225 3. Mały dziennik wakacyjny. Potrzeba lata w zimie (1 VIII -18 VIII 1959), pierwodruk "Przegląd Kulturalny",1959, nr 51/52 4. Mały dziennik na zawołanie (17 IX - 9 X 1959), pierwodruk "Życie War- szawy" 1959, nr 247 5. Mały dziennik zimowy (25 XI - 21 XII 1959), pierwodruk "Życie Literac- kie",1960, nr 16 6. Dziennik podróży do Jugosławii w 1934 roku (25 X -18 -19 XI 1934), pierwodruk w: Pisma rozproszone, t. I, s. 374-396 Opracowała: Wiesława Kordaczuk 360 Echa prasowe pierwszego wydania Dzienników Elżbieta Sawicka - Nasza prababka, "Tygodnik Polski" 1988/41; Zygmunt Lichniak - Czytając cudze ż)'cie, "Kierunki" 1988/40, 41; Jan Walc - Pisać, "Tygodnik Kulturalny" 1988/40; Bogusław Sławomir Kunda - Fresk M. Dą- browskiej, "Dziennik Polski" 1988/198; Kazimierz Koźniewski - Dwie dusze, "Polityka" 1988/341; Ryszard Matuszewski - Nad dziennikami M. Dąbro- wskiej, "Życie Literackie" 1988/35; A.M. (Anna Mieszkowska) - Dzienniki M. Dąbrowskiej, "Odrodzenie" 1988/311; Janusz Węgiełek - "Dziennik" M. Dą- browskiej, "Powściągliwość i praca" 1988/12; O "Dziennikach" M. Dąbro- wskiej - Władysław Terlecki - Zapis totalny; Hanna Kirchner - Nieznane arcydzieło; Zdzisław Libera - Portret duchowy; Zofia Kucówna - Skromna i pyszna, "Kultura i Życie" dodatek do "Życia Warszawy" 1988/16; Witold Na- wrocki - "Drogo moja, wyjaśnij mi się... ", "Kultura" 1988/27; Krzysztof Na- rutowicz - M. Dąbrowska. Życie osobiste, "Kierunki" 1988/40; Jerzy Kraw- czyk - Sukces i porażka (M. Dąbrowska i K. Iłłakowiezówna), "Z reporterskie- go notesu" 1988/7; Adam Zagajewski - International book of the year, "The Times Literary Supplement" 1988/4470; Andrzej Mencwel - Rdzeri, "Polity- ka" 1988/50; Krzysztof Pysiak - Wydarzenie, "Życie Warszawy" 1988/147; Michał Radgowski - Ta niezwy'kła pani Maria, "Kobieta i życie" 1988I32; Elż- bieta Sawicka - Odcienie kobiecości: J. M. N. Śp. inteligencja polska, "Tygo- dnik Polski" 1988/37; Stanisław Żak - Pisać o sobie, glossa do "Dzienników" M. Dąbrowskiej, "Przegląd Katolicki" 1988/48; Zdzisław Otałęga - Przygody kobiety myślącej, "Gazeta Krakowska, 1988/125; Maciej M. Kozłowski- "Dzienniki" M. Dąbrowskiej' Dwiepowieści; Prawdziwie wielka rzeka, "Zie- mia Kaliska" 1988/48, 49; Tadeusz Sobolewski - Dąbrowska sama w sobie, "Res Publica" 1988/11; Krzysztof Pysiak - Świadectwo, "Konfrontacje" 1988/9; Jan Chmielewski - Nad dziennikami M. Dąbrowskiej, "Za i przeciw" 1988/41; Ryszard M. Groński - Sny M. Dąbrowskiej, "Polityka" 1988/3 I ; Ry- szard Wojna - Przewidywalność historii, "Rzeczpospolita" 1988/159, 27; Zbigniew Bieńkowski - Dziennik pisarza, "Tygodnik Kulturalny" 1988/44; Maria Kędzierska - Wydarzenie, "Gazeta Poznańska" 1988/192; Ryszacd Cie- miński - M. Dąbrowska na Pomorzu, "Fakty" 1988/37; Wojciech Roszewski- Wypisz, wymaluj, "Sprawy i ludzie" 1988/33; Teresa Krzemień - Mdfy, mdłe, mdla, "Odrodzenie" 1988/34; Marek Baster - Pisz# według sumienia, "Tak i nie" 1988/36; FZK - Co M. Dąbrowska sądziła o ł,azuce, "Szpilki" 1988/36; 363 Zygmunt Greń - Sen, "Życie Literackie" 1988/38; M. W. - Jakaś wielka cisza zalegla wśród ludzi, "Żołnierz Wolności" 1988/267; Barbara Majewska - Pier- wszyporyw serca, "Razem" 1988/12; J. Korkozowicz - M. Dąbrowska ijej nie wydane dzienniki w tegoż: Od Paska do Przybyszewskiej,1988. Henryk Markiewicz - Prawdziwe przygody człowieka myślącego, "Nowe Książki" 1989/1; Przygoda z dziennikami - z T. Drewnowskim rozmawia E. Sawicka; Marta Wyka - Kompozycja istnienia, "Odra" 1989/4; Ryszard H. Mi- chalski - Odkrycie, "Tygodnik Demokratyczny" 1989/2; Ewa Piasecka- Dzienniki pań sławnych, "Nowa Wieś" 1989/8; Bożena Chodynecka - 7.a co kochamy dzienniki, Kurier Polski 1989/18; Renata Gorczyńska - Marsz, marsz D., "Kultura" 1989/3; Helena Zaworska - Don Kichot na siwce z Wojsławic, "Literatura" 1989/5; Autentyzm jest w cenie - z. T. Drewnowskim rozmawia Anna Okulicz (Anna Mazurkiewicz), "Filipinka" 1989/3; Dyskusja nad "Dziennikami " (udział biorą: Krzysztof Pomian, Wojciech Karpiński, Renata Gorczyńska, Krzysztof Rutkowski), "Zeszyty Literackie" 1989; Cecylia Błoń- ska - Poufny zapisjej dni i nocy, "Profile" 1989/4; Dziennik intymny i malow- niczy - z T. Drewnowskim rozmawia Bożena Szal, "Ziemia Kaliska" 1989/9; Krzysztof Biedrzycki - Inna Dąbrowska, "Znak" 1989/4; Zenona Macużanka - Przygody człowieka czującego, "Nowe Drogi" 1989/9; Zofia Sieradzka- Małżeńskie noce i dnie, On był mi tarczą, W stronę kobiet, "Argumenty" 1989/30, 32, 34; Leszek Bugajski - Teatr dzienników, "Twórczość" 1989/4; Grażyna Nowicka - M. Dąbrowskiej przypadki, "Gazeta Pomorska" 1989/297; M. Dąbrowskiej "Dzienniki", Czesław Miłosz; Jan Kott, "Zeszyty Literackie" 1989/26; Jeannine Luczak-Wild - Briefe an das zukunftige Ich, "Neue Zuricher Zeitung" 1989/261. Zdzisław Libera - "Dzienniki" M. Dąbrowskiej, "Kronika Warszawy" 1990; Tadeusz Drewnowski - Jak wydawalem "Dzienniki " Dąbrowskiej, "Edi- tor" 1990/3; Marta Kijowska - Nichts beweise wollen, "Suddeutsche Zeitung" 18 IV 1990; Tadeusz Nowakowski - Am Abend wird leise abgerechnet, "Die" 1990; Andrzej Szczypiorski - "Dzienniki" M. Dąbrowskiej, "Dialog" (niem.) 1990; Tadeusz Z. Bednarski - Krakowskie Impresje M. Dąbrowskiej (w ćwierćwiecze śmierci), "Dziennik Polski" 1990/126; II Rzeczpospolita w "Dziennikach" Dąbrowskiej, oprac. T. Słocińska "Gazeta Pomorska" 1990/278. Andrzej Józef Dąbrowski - Dąbrowska, Gombrowicz i muzyka, "Przegląd Polski" 1991/12; Tadeusz Drewnowski - Dzienniki "czasów oniemialych", "Przegląd Humanistyczny",1991/2 Jerzy Waksmański - Prawda o M. Dąbro- wskiej, "Trybuna Śląska" 1991/75. Anna Żukowska-Maziarska - Polna 40 m 31, "Nowy Świat" 1992/103. Magdalena Legendz - Podglądanie Dąbrowskiej, "Twórczość" 1992/10; Wie- sław P. Szymański - M. Dąbrowska - Uroki dworu, "Arka" 1992/42. Polemiki: Bronisław Mamoń - Po prostu głupia baba; Krystyna Heske- -Kwaśniewska, "Tygodnik Powszechny" 1993/4; Wiesław P. Szymański - List do Br. Mamonia, jw. 5; Jan Marx - Dąbrowska w katolickim sosie, "Tygodnik Popularny",1993/7; Elżbieta Sawicka - Czy Dąbrowska była podła ?, "Rzecz- pospolita" 1993/19; Olga Niecikowska-Płotek - Ludzie stamtąd (Czy M. Dą- browska była antysemitką?, "Polityka", dod. kult. 1993/5; Bohdan Korzenie- wski - O kolaboracji. Przemówienie na Niezależnym Forum Kultury, "Dialog" 1993/8. Jan Bratkowski - Zagadka reżyserska, "Teatr",1994/4; Danuta Wilhelmi- -Machalica - "Po co ja w ogóle wyjeżdżałam?", "Życie Warszawy", 1994/129; Wokół "Dzienników", podał do druku i skomentował Jan St. Witkie- wicz, "Wiadomości Kulturalne", 1994/9; Grażyna Nowicka - Pani stamtąd, "Gazeta Pomorska",1994/272. 364 Od wydawcy Zamykając pierwsze wydanie Dzienników przed ośmiu laty sporządziłem długą listę podziękowań - poczynając od komitetu opiekującego się spuścizną Dąbrowskiej, który powierzył mi dokonanie pierwszego wyboru, i tych osób w "Czytelniku", dzięki którym po kilkunastoletnich zakazach doszło do jego wy- dania, aż po spis 44 osób, które w realizacji tego przedsięwzięcia uczestniczy- ły. Nie sposób tę listę powtarzać, choć moja wdzięczność dla nich z latami nie zwietrzała. Przy obecnym wydaniu moje zadłużenia jeszcze wzrosły. Nie licząc wielu uwag wydawniczych w opiniach drukowanych (zestawienie ich znajduje się obok) - w związku z moim apelem do czytelników o nadsyłanie sprostowań, dopełnień i nowych informacji otrzymałem ponad 60 listów, niektóre bardzo szczegółowe i fachowe. Ze względu na ograniczony do dzienników powojen- nych charakter niniejszego wydania skorzystałem z tej korespondencji tylko częściowo. Pragnę podziękować imiennie: Maru Bilewiczowej, Tomaszowi Burkowi, Marii Dunin-Wąsowicz, Adamowi Galisowi, Marii Gamdzyk- -Kluźniakowej, Irenie Giżyckiej, Romanowi Goetlowi, Elżbiecie Goetel-Dą- browskiej, Helenie Jonkajtys, Irenie Kanabusowej, Jackowi Kolbuszewskiemu, Lidii Kottowej, Marii Kowalskiej-Gawryś, Maru Krasickiej, Andrzejowi Kru- czkowskiemu, Joannie Landy-Tołwińskiej, Antoniemu Marianowiczowi, Hen- rykowi Markiewiczowi, Jerzemu Plebańskiemu, Anieli Kmita-Piorunowej, Ja- dwidze Raczyńskiej, Wandzie Sokołowskiej, Michałowi Szczyglińskiemu, Je- rzemu Szumskiemu, Jerzemu Timoszewiczowi, Romanowi Taborskiemu, Ire- nie Tur, Jerzemu Waldorffowi, Czesławowi Żylińskiemu (niestety, kilkoro spośród wymienionych nie ma między nami). W toku przygotowań do rozsze- rzonej edycji dopomogli mi: Barbara Baczyńska, Maria Dernałowicz, Stani- sław Drewniak, Stefan Frankiewicz, Anna Micińska i in. Dzięki pomocy Bar- bary Krasnodębskiej, prowadzącej wspaniałe archiwum ZASP, mogłem opa- trzyć przypisami, co było jednym ze zgłoszonych postulatów, również kronikę teatralną, jaką zawierają dzienniki. Ponadto winienem wdzięczność tym, którzy wiernie towarzyszą tej pracy od początku: Irenie Szymańskiej i Władysławowi Terleckiemu za przejrzenie nowego wydania, Wiesławie Kordaczuk za pomoc przy kontroli tekstów, Da- nucie Orlik za ofiarną pracę nad materiałem ilustracyjnym. Ale przede wszy- 367 stkim za wytrwałość i wyrozumiałość dziękuję redaktorce pierwszego i obe- cnego wydania - Wandzie Starskiej-Żakowskiej. Wydaje mi się, że przy opracowywaniu tego rodzaju i kalibru świadectw jak dzienniki Marii Dąbrowskiej, duże znaczenie ma, w miarę możności, współ- udział świadków i zainteresowanych. Moje przeświadczenie w tej sprawie po- twierdziło pierwsze wydanie. Zwracam się więc ponownie do Czytelników z prośbą o nadsyłanie wszelkich uściśleń, poprawek i uzupełnień, dotyczących zarówno tekstu, jak komentarzy i ikonografii (mój adres: ul. Ignacego Krasic- kiego 27 m 1, 02-611 Warszawa). Wprawdzie nie noszę sięjuż z zamiarem po- dejmowania następnych wydań, lecz wszystkie materiały zostaną przekazane we właściwe ręce. 27 czerwca 1995 Tadeusz Drewnowski Indeks nazwisk* Abkina M. E. III 258, 259 Abramowski Edward I 19, 22, 348; II 340; III 287, 313, 424; IV 192, 248 Achmatowa Anna A. (właśc. A. A. Go- rienko) I 157 Ackermann, krawiec z Łodzi II 259 Adalberg Samuel III 143,144 Adamczewski Stanisław I 78; II 180,182, 189 Adamski Jan Władysław IV 301, 302 Adnet Vitis Carmen I 470 Adwentowicz Karol I 189; II 414, 415; III 23, 315 Agapkina Tamara P. III 258 Ajschylos III 168,187 Albee Edward Franklin IV 216, 217 Albert, brat zakonny II 263 Albert I, król Belgów III 11-13 Albin Józef IV 151, 228 Albrecht Jerzy II 147,151,153 Aleksander III Wielki, król macedoński I 81, 345 Aleksandrow Gieorgij F. II 424 Alfea, szarytka I 174,175 Allegre Henryk IV 118 Allen Jerry IV 117-119 Alster Antoni I 278 Amiel Henri-Frederic I 13 Amis Kingsley III 361, 363 Ancerewicz Mieczysław III 392; IV 163, 258 Anders Władysław I 394; II 115; IV 62 Andersen Hans Christian I 95, 393 Andjelković Sava IV 97,100-102,104 Andrić Ivo III 399; IV 102,103, l04 Andruszkiewicz Melania (Mela) I 25,131, 134, 135; III 268; IV 164, l65, 169, 196, 203, 213, 220, 226, 227, 238, 239, 253, 254, 258, 261, 273, 275, 276, 285, 320, 323, 326, 338 Andrycz Nina I 330, 331, 425; II 148; III 189, 299 Andrzejewska Agnieszka I 298 Andrzejewska Jadwiga I 188,189 Andrzejewska Maria I 290, 296-298, 300 Andrzejewski Jerzy I 15, 106, 260-262, 290, 291, 294, 296, 297, 300, 302, 304, 305; II 22, 23, 32, 96, 343, 344, 424, 427, 455; III 37, 38, 109, 160, 161, 167, 216, 254, 264, 272, 276, 337, 42fi; IV 99,149,179, 265, 276, 314 Andrzejewski Marcin I 298 Andrzejowie zob. Lipka Gabriela Maria i Lipka Andrzej Aneleres Dominique In 201 Angelico Fra ( właśc. Giovanni da Fieso- le) I 343; II 452 Anouilh Jean I 92; III 160,161,189, 426 Antczak Jerzy IV 336 Antczak Zygmunt II 48, 70, 71, 83, 85 Antoine, fryzjer I 359 Antoni, listonosz I 157; II 283 Antoniewicz Włodzimierz II 280 Antonioni Michelangelo IV 227, 334 Antonowicz Stanisław II 337, 340 Antoszewska Barbara IV 247 Antoszewski Władysław IV 247, 306 Apollinaire Guillaume (właśc. Wilhelm Apolinary Kostrowicki) I 231; IV 169 Appuleius II 246 Aragon Louis I 92,176; II 9; In 274 Arciszewski Tomasz I 148 Arct Eugeniusz I 212, 2l3 Arctowa hena II 472, 473 Arkawin Helena I 362, 363 Aron Raymond III 165,167 * Cyframi rzymskimi oznaczono numery tomów; strony, na których znajdują się bio- gramy, podano kursywą. 24 - Dzienniki, t. 4 369 Arski Stefan III 185,187, 231 Arystofanes III 168; IV 249-251 Askenazy Szymon II 117,118 Assorodobraj Nina I 502 Aszkenazi Władimir III 11,12 Attlee Clement Richard II 135,136, 227 Attyla IV 73 August II Mocny, król polski II 68, 411; III 63 August III, król polski II 68 Autant-Lara Claude III 52 Awerczenko Arkadij T. II 177,178 Axer Erwin I 254; II 322; III 27; IV 174 Axer Maurycy III 105 Axer Otto I 509, 510; II 8, 36, 322; III 383, 427, 445 Axerowa Maria Fryderyka III 101,105 B., działkowiczka II 458, 459, 463; III 38, 39, 58 Bacewiczówna Grażyna I 318, 3l9; IV 48 Bach Johann Sebastian I 98, 280, 282, 486; II 42, 219 Bach Zelewski Erick von dem II 338 Baczyńska Barbara IV 367 Baczyński Krzysztof Kamil II 215; IV 308 Bahr Adam I 68 Baines Jocelyn IV 79,117,118 Baird Tadeusz II 313, 314; III 60; IV 144,145, 227, 339 Bajon Filip III 402 Balicki Stanisław Witold I 68; II 416 Balzac Honore de II 230 Banach Stefan I 247 Bandrowska-Turska Ewa I 368, 369; II 148 Bandrowski Kaden Juliusz I 22,116, 314; III 111, 341, 349, 380; IV 99, 127, 129,189 Bang Herman III 290 Bańkowski Sebastian II 47 Barbusse Henri I 176 Barcikowska, żona Wacława II 413; IlI 115 Barcikowski Wacław I 353; II 383, 384, 385, 386; III 115 Bardecki Andrzej, ks. In 254 Bardini Aleksander III 60; IV 216 Bardot Brigitte IV 29, 30 Barlicki Norbert III 80 Barrault Jean Louis IV 29, 30 Barszczewska Elżbieta I 80,165, 215, 248, 251, 369, 371, 425, 431; II 147, 148, 197,198, 297, 343, 366, 414; III 23, 266, 299, 300, 427, 428; IV 78, 239, 336 Bartel Kazimierz I 97; II 117 Bartelska Maria Halina II 468, 469; III 18 Bartelski Lesław M. II 133, 243, 468, 469; In 18,188, 300, 360, 361, 380, 381, 397 Bartók Bela IV 38, 39 Bartolini E. IV 227 Bartoszewicz Julian I 125 Baster Marek IV 363 Baudouin I, król Belgów III 13 Bayerstetter Ludmiła I 277 Bączkowscy II 463 Bąk Wojciech II 96 Bea Augustin IV 214 Beaumarchais Pierre Augustin de I 474 Beauvoir Simone de IV 77 Beck Józef II 404 Beckett Samuel III 223, 224; IV 172, 254 Bednarski Tadeusz Z. IV 364 Beethoven Ludwig van I 98, 216, 280, 282, 345, 433, 503; II 219; III 56, 57, 202, 233, 348; IV 82, 257 Bekwarek Balint III 160 Belina-Prażmowski Władysław zob. Praż- mowski-Belina Władysław Ben Bella Ahmed IV 242, 243 Benda Julien I 32; IV 155 Bendix Reinhard III 197 Bennett Arnold IV 21, 22 Bentham Jeremy IV 120 Berent Wacław I 359 Bereska Henryk III 56, 58,123 Bereza Henryk III 430; IV 45-47 Berezowska Maria (Maja) II 459, 460 Bergman Ingmar IV 84, 85 Beria Ławrientij P. II 355, 375, 398, 400, 402; III 92,100,104 Berman Jakub I 246, 330, 353, 354; II 30, 32, 148,151, 187, 272, 275-277, 292, 338, 340, 376; III 70, 90, 95; IV 160 Bernadotte Folke I 284, 285 370 f Bernanos Georges II 7, 90 Bernarda, gospodyni z Kuźnicy na Helu III4l3 Bernhardt Sarah IV 68 Bevin Ernest I 328, 329 # Beylin Karolina (ps. Maria Maliszewska) I 161,165,166,167 Bębenek Stanisław I 6 Bialer Seweryn III 130, l31 Białogrzywiec Michał II 64 ' Białopiotrowiczowa Konstancja z Gie- droyciów II 103 Białoszewski Miron I 15 ; III 441; IV 308 # Białostocki Jan I 408 Bibrowski Mieczysław I 64, 65, 66 Bickowa Hanna zob. Nałkowska-Bickowa Hanna Biczycki Jan III 299 ' Bida IV 278 Bidault Georges I 329 Biedrzycki Krzysztof IV 364 Biegun Franciszek I 245 Bielajew Paweł J. IV 339, 341 Bielecki, kolega Zygmunta F. Lipki III 144 Bielicki Grzegorz IV 7 Bielicki Marian III 195 Bieliński Stanisław III 444 Bieliński Wissarion G. II 292 Bieńkiewiczówna I 80 Bieńkowska Danuta z d. Strzeszewska I , 475, 500, 501; II 300; III 213, 291, 384, 417; IV 136 Bieńkowska Flora ll 19 Bieńkowski Łada Krzysztof I 500; II 24, 25, 26, 74-77, 165, 300, 467; III 291; IV I 67 Bieńkowski Władysław I 278; II 19; III 81,125,186, 272 Bieńkowski Zbigniew II 233, 234; III 272; IV 363 Bierdiajew Nikołaj A. III 323 Bierdiajew Walerian I 215, 318 Bierut Bolesław I 24, 71, 99, 128, 129, 148, 224, 246, 251, 277, 278, 353-357, 404, 406, 407, 419, 435, 446, 484-487, 492; II 83, 98, 146, 159, 187, 197, 295-298, 301, 327, 337-340, 344, 348, 397, 424-426; III 31-33, 88-91, 93, 109, 398; IV 200 Biggers Earl Derr III 444, 445 Bilewiczowa Maria IV 367 Biliński Bronisław I 169, 174, l75, 178, 185, 229 Billig Wilhelm I 434 Bismarck Otto von II 27 Bizet Georges I 397 Blumenfeld Izydor I 295, 495; II 154; III 358 Blumenfeld Jan I 193 Blumenfeldowa Stanisława z d. Adolf, I v. Bałabanowa I 24, 294, 295, 494, 495; II 121,154; III 76, 348, 358; IV 229 Błaszczyk Stanisław IV 196,197,198 Błok Aleksandr A. I 275 Błońska Cecylia IV 364 Błoński Jan III 381, 439 Bobińska Celina I 499 Bobińska Helena I 498, 499; II 1?7 Bobiński Stanisław Feliks I 499; II 177, l 78 Bobkowski Andrzej I 158,159 Bobola Andrzej, św. III 241, 326 Bobrowski Czesław I 446, 448; III 252 Bobrowski Tadeusz IV 379 Boccaccio Giovanni II 396 Bocheński Aleksander II 53,128; III 341 Bodnicki Władysław II 111 Bogdańska Janina III 18 Bogdańska Zofia z d. Teodorowicz I 452, 453; II 25 Bogdański Aleksander II 25, 26; III 57 Bogdański Leszek III 17, 56, 58 Bogucka, pomoc domowa II 432, 444, 453; III 13, 45; IV 168 Bogusiak Mateusz III 308 Bogusiowie zob. Szumska Łucja i Szum- ski Bogumił Józef Bogusławski Wojciech I 455, 456, 499 Boguszewska Helena I 66, 68, 103, 104, 140-142, 164, 233, 262, 264-267, 285-287, 358, 383, 466, 497-499; II 19, 30, 38, 48, 50, 54, 101, 108-I10, 177, 214, 392; III 21, 109, 166, 185, 193, 380; IV 166,167,183 Bohdziewicz Antoni I 463; III 70, 77, 78 371 Bohdziewicz-Demkowska Ariadna I 431; III 68, 70, 77, 78 Bohowiczowa Enułia I 191 Boiłeau-Despreaux Nicołas II 177 Bolesław Chrobry, krół połski I 77, 125; II 303; III 282 Bolesław Krzywousty, krół polski I 57, 68, 121, 125, 133, 134, 302, 304; II 155, 303; III 403; IV 213 Bołesław Pobożny, książę polski III 147, 148 Bołesław Śmiały, król polski I 57, 71,125 Bolkowska, straganiarka III 17 B#11 Heinrich II 17, 209 Bołtuć Irena II 246 Bonejsza Jerzy I 47, 48, 71, 114, 152,167, 168, l97,198, 202, 203, 223, 224, 227-229, 235, 242, 243, 262, 265, 267, 312, 317, 318, 352-354, 367, 368, 372, 373, 384, 407, 411, 496; II 20, 30, 371, 380, 405 Borges Jorge Luis IV 68 Borkowicz Leonard I 200, 300, 301, 302; II 200 Borkowski Dunin Piotr (Pinio) I 110, 309 Born Max III 118 Borowski Henryk IV 216 Borowski Tadeusz I 260, 262, 291, 359; II 29, 32, 89, 90,197, 240, 241, 444; IV 97 Borowski Wacław I 372 Borowy Wacław I 165; II 179,180, 181, 189, 220, 280 Borudzka Wanda I 140,141 Borycka, pielęgniarka II 283 Borysiewicz, sąsiad Wandy i Wacława DąbrowskichlI 125,127 Borysow Wiktor M. III 365, 366, 368 Bost Jacques-Laurent IV 141 Botticelłi Sandro I 151; IV 257 Boułanger Nadia I 319; III 13; IV 39, 48, 339 Boulier Jean I 274, 276 Bourrilły Jean III 422, 423 Boy zob. Żełeński Tadeusz Boyer Lucienne III 207, 208 Bradley Francis Herbert IV 120 Brahmer Mieczysław II 180 Brandstaetter Roman III 239 Brandys Kazimierz I 15; II 32, 60, 63, 125, 175, 289; III 374; IV 74, 108, 224, 260, 290, 314 Brandys Marian II 362, 363, 385, 386 Branicka Ełiza I 254 Branicki Franciszek Ksawery I 53, 56 Bratkowski Jan IV 365 Bratny Roman (właśc. Roman Mularczyk) III 272 Braun Andrzej II 23; III 353, 355; IV 282 Braun Jerzy Bronisław I 287 Breał, żona R. Rołanda III 217 Brecht Barbara III 281 Brecht Bertolt II 393; III 28, 67, 153, 281, 347; IV 15,174, 217 Breyer Tadeusz II 142 Breza Achiłłes I 337 Breza Tadeusz I 106, 168, 260, 337, 473; II 98, 103-105, 175-177, 196, 344, 352-354, 423; III 327, 454; IV 78, 79, 82, 87, 88,110,112 Brezowa Zofia II 98 Brik Lila II 9 Briłlat-Savarin Anthełme I 287, 288, 309 Broch Hermann IV 270 Brodowicz Eugeniusz III 392, 393 Brodowska Maria I 136 Brokmanowa I 90 Brokmanowie I 92 Bromfiełd Louis IV 38 Broniewska Janina z d. Kunig I 144, 490; II 243, 424, 427, 444; III 48,100,103, 104, 254 Broniewska Maryna II 211 Broniewska-Kozicka Anna I 144; II 444 Broniewska-Pijanowska Maria I 373, 375 Broniewski Władysław I 15, 141, 144, 324, 325, 375; II 115,118, 444; III 3 ł, 34,104,115,116,195, 391; IV 61 Broniszówna Seweryna ( właśc. Seweryna Chwatówna) III 59, 60 Bronkowie zob. Linke Anna Maria i Lin- ke Bronisław Wojciech Broszkiewicz Jerzy II 103,111,175, 243; III 48, 51, 84 Brown Christine II 395; III 350 Bróda Andras II 90 Bruckner Aleksander I 231, 233 Brucz Stanisław I 217 372 # Bruegel Pieter st. I 343ů II 452 Brunetiere Ferdinand i 33 Bruniewska Stanisława I 452, 453 ' Brun Bronowicz Julian I 499 Brus Włodzimierz III 252 # Bryant Arthur I 161 Brydziński Wojciech I 507 Bryłl Ernest III 439, 440, 441; IV 43 Bryła Stefan Władysław I 257, 260, 283 Brystiger Jułia z d. Preiss III 31, 32 Brzechwa Jan (właśc. Jan Lesman) I 431; III 215, 2l6, 455; IV 127, 315 Brzostkowa Kazimiera III 253, 270, 285, ' 379, 392, 393, 397, 407, 416; IV 6, 53, 210 Brzoza Jan II 62 Brzozowski Stanisław I 22; IV 104, 217, 218 Brzóska Stanisław III 127 Buchner Georg II 209 Buczkowski Leonard I 124 Buczkowski Leopołd I 87, 150-153, 154; III 68, 70, 78, 421 i Buczkówna-Jastrunowa Mieczysława II 356; III 166, 328; IV 285 Budzyk Kazimierz II 275, 277 Buga Stanisław II 54 Bugajski Leszek IV 364 Buhłer Josef I 239 Bukowiecka Barbara Maria IV 5, 6 Bukowiecki Franciszek Ksawery IV 5, 6 , Bukowski Ryszard II 211 Buganin Nikołaj A. II 375, 378; III 7, 37 Bunin Iwan A. I 345 Burbon Conde d'Enghien Louis Antoine Henri de III 312; IV 341 Burbon Don Carłos IV 118,119 Burbonowie, dynastia III 312 Burdecki Fełiks I 68 Burek Tomasz III 355; IV 367 Burian Frantiśek III 271 Burin des Roziers Etienne III 376 Burin des Roziers Etienne, żona Etienne'a III 376 Burska, krawcowa III 55, I 12 Busch Ernst III 284 Butłer Samueł III 9 Butor Michał IV 54, 55 Buynowa Zofia z d. Plater-Zyberek II 209 Byłczyński Janusz II 217, 218 Byrnes James Francis I 118 Byron George Gordon II 452 Bystroń Jan Stanisław IV 24 Bystrzycka Zofia I 48 Caiłłois Roger IV 71, 72, ł52 Camus Ałbert I 195; III 274, 399; IV 26, 27, 57 Capote Truman (właśc. T. Streckfus Per- sons) II 461 Carpine Giovanni da Pian deł I 206 Cary Joyce Arthur Lunel IV 26, 28,123 Cosona Ałejandro II 364; IV 50 Cat-Mackiewicz Stanisław zob. Mackie- wicz Stanisław Cather Willa Sibert III 70 Cecił Gerard I 164 Cełine Louis Ferdinand (właśc. Louis Fer- dinand Destauches) II 90 Cełniker Izaak IV 62 Cervantes Saavedra Migueł II 230, 396 Cesia, sąsiadka N. i E. Samotyhów IV 248 Chachłica Edward II 361 Chaczaturian Aram I 506; II 343 Chałasiński Józef IV 297, 298 Chamson Andre III 186,188 Chanow, aktor I 426 Chaplin Charlie I 382; IV 55 Char Rene IV 169 Chądzyńska Zofia IV 66, 68 Chimanienko Krystyna III 299; IV 316 Chirjakow Eugenia z d. Weber (ps. An- drej Puganow) I 439; IV 42 Chirjakow Hełena I 438, 439 Chmielewski Jan IV 363 Chmielewski Czesław I 289, 294, 299 Chmiełowska Wanda IV 339 Chmurkowski Fełiks III 330, 331 Chodynecka Bożena IV 364 Choiński Bogusław Ill 299 Chojnacki Józef III 307 Chomicz Zbigniew II 295, 336, 34ł; III 186,188 Chopin (Szopen) Fryderyk I 215, 287, 288, 367, 395, 396, 403, 4ł0, 414, 440, 373 455; II 104, 111, 174, 192, 299, 317; III 309, 371, 391; IV 85, 86,105 Choromański Michał I 254 Chrabowicki D. IV 171 Christian-Jacque III 52 Christie Agatha III 444 Croft, prof. II 450 Chruszczow Nikita S. I 498; II 375, 378; III 37, 90, 92-95, 170, 173, 178, 179, 181, 188, 190, 238, 320, 409, 419; IV 73, 143, 144, 202, 203, 208, 233-236, 283, 286 Chruściel Antoni (ps. Monter) III 168 Chruślińska Z. IV 62 Chrzanowska Maria II 156,157, 242, 245, 246, 251, 303, 307, 308, 380, 396, 415; III 156 Chrzanowski Adam II 95, 97, 303, 383; III 156 Chrzanowski Ignacy IV 99 Chrzanowski Ludwik I 277 Chrzanowski Tadeusz III 403 Chrzanowski Wiesław I 287 Chrzanowski Wojciech III 156 Chudek Józef Marian I 35 Chudzik, chłop III 142 Chudzikowa, chłopka III 143 Churchill Clementine IV 334 Churchill Winston Leonard Spencer I 419; II 135,136, 277, 387; IV 334, 335, 336 Chwalewik Witold II 180,181 Chychła Zygmunt II 387 Chyczewski Janusz IV 310 Ciampi Yves IV 141 Cicha, woźna II 206 Cidre Georges III 376, 377 Ciecierski Jan III 197,199 Ciemiński Ryszard IV 363 Cierniak Jędrzej I 57, 380 Ciołkosz Adam I 148 Ciołkoszowa Lidia I 180 Clair Rene III 51, 52; IV 65 Clemont Rene IV 69 Cohn Ludwik I 332, 334 Collins, wydawca I 161 Comte Auguste I 32 Condillac Etienne Bonnot de I 13 Conrad Joseph (właśc. Józef Teodor Kon- rad Korzeniowski) I 64, 86, 151, 168, 236, 273, 318, 398, 421, 451; II 15, 110, 182, 416; III 195, 261, 266, 267, 335, 351, 366, 375, 376, 379, 389, 414, 447, 448, 450, 453; IV 9, 21, 22, 23, 45, 46, 47, 79, 89, 90, 117-119, 126, 153,156,157 Constant de Rebecque Benjamin Henri I 13 Corneille Pierre I 168; III 51 Conazar Julio IV 68 Coster Charles T. H. de I 87, 236, 237 Coty Rene III 241 Croce Benedetto I 195 Csokor Franz Theodor I 368 Csorba Helena III 199, 200 Csorba Tibor III 199 Cybis Jan I 14, I5; II 378 Cybulski Zbigniew III 336, 337; IV 68, 224 Cyrankiewicz Józef I 18, 330, 331, 353- 355, 425; II 148, 238, 292, 320, 344, 376, 389, 390, 401, 423; III 93, 95. 108,172,181,183, 215, 216, 299, 313, 406, 407; IV 228, 265, 266, 268 Cytowska Maria IV 320 Czachorowski Stanisław Swen III 439, 441 Czachowski Kazimierz Stanisław I 88 Czajka zob. Czajka-Stachowicz Izabela Czajka-Stachowicz Izabela (Czajka) I v. Hertz, II v. Gelbard I 202, 203, 342; II 433; III 71,113; IV 44, 45,124, 313 Czajkowski Piotr I. I 215, 318, 419; III 205;IV 137 Czakowski Aleksandr B. III 360, 362 Czanerle Maria III 400 Czang Kai-szek I 83, 339, 341 Czapczyński Tadeusz I 124, 125, 126, 150,193; II 9 Ćapek Karel III 445 Czapska Elżbieta I 265 Czapska Maria I 43, 265, 267, 276; IV 61, 62, 66, 67 Czapski Józef (właśc. J. Hutten-Czapski) I 157, 158,159, 265; III 107, 108, 201; IV 61, 62, 66, 67, 124, 137, 138, 146, 152, 330 374 Czarniecki Stefan II 315; III 269 Czartoryska, księżna II 251 Czechow Anton P. I 87, 168, 169, 275, 395, 417, 426, 437; II 9, 20, 162-164, 167,168,174,179,182,184,186,191, 198, 199, 200, 203, 205, 209, 220, 233-235, 238, 244, 262, 366; III 17, 222, 358, 387, 395, 414, 443, 444; IV 26, 27,120, 299, 304, 308 Czechowicz Mieczysław IV 216, 217 Czeczot Jan II 384 Czekalski Eustachy I 197,199 Czekan zob. Czekanowski Stanisław Czekanowski Aleksander Piotr IV 190, 191,192 Czekanowski Jan 11293 Czekanowski Jerzy II 378; IV 5, 6 Czekanowski Stanisław (Czekan) I 24, 292-294, 299, 406, 464; II 23, 25, 59, 122, 208, 290, 311, 377, 378; III 128, 211, 259, 320, 321; IV 5, 6 Czekańska-Heymanowa Róża I 368 Czepiejewska, działaczka II 204 Czernecki, administrator majątku I 308 Czernicka Paulina I 288 Czerny Anna Ludwika II 193,194,196 Czerny Zygmunt II 196 Czerny-Stefańska Halina I 469, 470 Czernyszewski Nikołaj G. II 277 Czerski Jan IV 192 Czerwiński A. IV 8 Czeszko Bohdan II 444; IV 271 Czop Jerzy II 289, 292 Czou En-lai IV 287 Czubalski Stefan I 227; IV 163, 328, 329 Czuchraj Grigorij N. IV 171 Czuprynówna Maria II 370 Czycz Stanisław IV 140 Czyż Henryk I 216 Ćwierczakiewiczowa Lucyna z d. Bach- man I 283, 284, 310 Ćwiklińska Mieczysława (Ćwikła) I 373; IV 48, 49, 50 Ćwiklińska Wisława I 474 Dahl (Dal) Władimir I. (ps. Kazak Ługan- slci) II 431 Dalbor Tadeusz Maksymilian I 254 Dalborowa Romana z d. Kwiatkowska I 251, 254 Dali Salvatore III 332 Danielewicz, lekarz II 127 Danielewiczowa Maria L. III 134 Daniłowski Gustaw II 367 Danysz Marian III 118 Dante Alighieri I 337 Daszewski Władysław I 472; III 224 Daszyński Ignacy I 163, 363 Dandet Alphonse I 164 Davies Garry I 344 Dawidowicz Bella I 469, 470 Dawidowiczowa, właścicielka pensjonatu w Truskawcu III 289 Dąbrowscy, rodzina I 428; II 470 Dąbrowska Olena zob. Haubold Olena Dąbrowska Wanda z d. Kociełł I 183, 208, 214, 320-323, 364, 383, 413; II 8, 125,127,137,138, 288, 290, 298, 318, 365, 373, 403, 404, 467; III 38, 105, 225, 354, 373, 375, 386, 438; IV 76, 77,124,183,184, 224, 225 Dąbrowska Zofia z d. Żerańska IV 192 Dąbrowski Bronisław I 458; II 148 Dąbrowski Andrzej Józef IV 364 Dąbrowski Ignacy IV 27, 28 Dąbrowski Jerzy I 219, 220 Dąbrowski Józef (ps. Grabiec) I 22, 218; II 341, 470; IV 189,190,192,196 Dąbrowski Konstanty II 32l Dąbrowski Krzysztof IV 15 Dąbrowski Marian I 19, 22, 23, 85, 97, 116,163,178, 221, 316, 352, 414, 427, 504; II 70, 318, 333, 346, 415, 465, 470; III 16, 43, 67,138,155,194, 276, 329, 348, 377, 386; IV 23, 59, 183, 189,193, 324 Dąbrowski Wacław I 183, 320-323, 383; II 125, 127, 128, 130, 137, 138, 367, 403, 404, 467, 470; III 386, 432; IV I 24,189, 225 Debussy Claude Achille IV 37 Decowa, żona szewca I 466 Degas (właśc. Edgar de Gas Hilaire) I 455 Dejmek Kazimierz II 269; III 167, 168; IV 106,194,196, 249, 250 375 Delacroix Eugene I 13 Demarczyk Ewa III 401, 402; IV 307, 308, 309, 331 Dembińska Zofia I 48,110,111,113, 224, 388, 468, 485; II 152 Dembiński Henryk I 111; III 377 Dembowski Edward I 56, 472 Dembowski Jan II 388, 391 Dembowski Leon I 472 Demkowska Ariadna zob. Bohdziewicz- -Demkowska Ariadna Demkowski, aktor I 471 Dernałowicz Maria IV 367 Dernburg Heinrich III 163 Dery Tibor III 4 I 6 Desnoyers, sekretarz Marii Ludwiki III 197 Dettloff Szczęsny II 124 Devechy Helena II 405 Diagilew Siergiej P. I 275, 346 Diakowa I 427 Dickens Charles I 171, 237; II 33, 69; III 9, 232, 350; IV 145 Dieckmann Eberhard III 123, 132, 133, 203, 281, 283, 395, 396 Dimitriu Petru III 214, 416-418 Dlouhy Janina z d. Świerczyńska IV 75, 76 Dlouhy Wacław IV 75, 76 Dlouhy Wojciech IV 74 Długosz Jan I 476 Długoszowski Wieniawa Bolesław I 221, 361, 362 Dłuski Ostap (właśc. Adolf Langer) II 422; III 100,101,104 Dmiterko Lubomir D. II 89, 90 Dmowski Roman (ps. K. Wybranowski) II 197; III 234 Dobczyńska, sprzątaczka na Powązkach I 222 Dobkiewicz A. I 410 Doboszyński Adam I 445, 446; III 71 Dobraczyń$ki Jan I 294, 296; II 147,171 Dobrowolska Zofia I 276 Dobrowolski A. IV 297 Dobrowolski Stanisław Ryszard I 217, 353-355, 356, 438; II 172, 309; IZI 166,167,195, 241 Dobrowolski Szczęsny (właśc. Szczęsny Feliks Zamieński) III 157,159 Dobrowolski Tadeusz II 124 Dołmatowski Jewgienij A. III 364 Donatello (właśc. Donato di Betto Bardi) III 121 Dorantowa I 208 Doroszewski Witold II 124, 180, 183, 184, 273-276; III 75; IV 319 Dorys Benedykt Jerzy I 209, 211; II 176, 363; III 106 Dostojewski Fiodor M. I 144, 168, 340, 356, 437; II 7, 200, 205, 236, 364, 448; III 103, 263, 327; IV 26, 28,135 Downarowicz Medard I 353; II 184; IV 189 Drabik Wincenty III 360 Drabikowski Jan I 35; IV 136 Dratwa, pianista II 299 Dreszerowa z d. Fulde III 303 Drewniak Stanisław IV 367 Drewniakówna Maria III 57 Drewnowski Jerzy II 166 Drewnowski Tadeusz I 9, 39, 116; III 339; IV 364, 368 Drobner Bolesław III 181 Drobyszewa N. IV 170,171 Drozdowski Bohdan IV 296, 297 Drożniak, dyrektor Banku Narodowego I 54 Drucka Natalia I 445 Drucki-Lubecki Franciszek Ksawery III 269 Drzewiecki Zbigniew I 215, 216, 395, 396, 411; II 466; III 12 Drzewińska Ewa z d. Ostromęcka II 23, 24 Drzewiński Stanisław I 23 Dubois Stanisław III 80 Dudek Antoni III 351 Duhamel Georges I 17 Dukalik, chłop III 142 Dukas Paul In 13 Dulęba Maria I 251; II 257, 258; III 68, 328, 383 Dumas Alexandre, st. I 171 Dungern Emil van I 138 Dunikowski Xawery I 358-361, 362, 363; III 367, 436 376 Dunin Teodor II 367 Dunin-Wąsowicz Maria II 360; IV 367 Durmaj Stefan II 196,197; III 241 Durrenmatt Friedrich II 209; III 67, 331, 387; IV 54, 108, 159, 216, 217, 250, 325 Dusza Józef II 461 Duszyński Jerzy I 123 Dutkiewicz Józef II 124 Duttlinger Klara I 293, 294, 299 Dvorak Antonin IV 137 Dworakowski Władysław I 278 Dybowski Stefan I 127,129, 506; II 342, 437 Dybowski Tadeusz Benedykt IV 190,192 Dydyński I 483 Dygat Stanisław I 337; II 388, 390; IV 265, 268 Dymsza Adolf (właśc. A. Bagiński) I 395 Dziarnowska Janina IV 313 Dzida Kazinuerz I 388 Dzierżyński Feliks II 83,169,170,173; II 95, 363 Dziewoński, z fabryki "Parowóz" II 56, 70 Dziewulska Estella (Stella) I 347; II 381 Dziewulski Andrzej I 508; II 381 Dziewulski Leon I 347; II 381 Dziewulski Wojciech I 346, 347; II 381 Dzięgielewski Józef I 332, 334 Dzikówna Jadwiga II 312, 313, 314 Dzioba Andrzej I 245 Dzwonkowski Aleksander III 330, 331 Dżyngis-chan IV 73 Eckermann Johann Peter IV 124,135-137 Ehrenberg Gustaw II 234 Ehrlich Mela III 44 Eibisch Eugeniusz III 11,13, 367 Eichlerówna hena III 27,135,136, 264 Einstein Albert II 27, 28; III 117,118 Eisai, mnich IV 120 Eisenhower Dwight David III 184, 320; IV 84 Eisler Jerzy IV 315 Ekier Jan I 395, 396, 439 Ekspedyt, syn Bernardy III 413 Ela zob. Lipka Gabriela Maria 377 Eliot Thomas Stearns IV 154 Elsner Józef Ksawery I 410 Eluard Paul II 9 Elżbieta, królowa Belgów III 11,12,13 Elżbieta II, królowa angielska IV 334 Elżunia zob. Barszczewska Elżbieta Emerson Ralph Waldo I 13; III 446; IV 82 Emeryk Władysław III 435 Emmanuel Pierre III 260, 261 Engels Friedrich I 357; II 74, 83, 277; III 16, 95; IV 341 Erazm z Rotterdamu II 278, 279; IV 319 Erdmann, działacz ludowy II 183 Erenburg Ilja G. I 158, 273, 274, 276, 340, 478, 480; IIZ 20, 99 Ertly Jerzy II 66 Estreicher Karol IV 265, 273 Eurypides III 168; IV 249 Eyck Jan van I 151 Ezop I 262, 357 Fabry Władysław I 236, 237 Fadiejew Aleksandr A. I 274, 276, 307 Fallada Hans (właśc. Rudolf Ditzen) I 187; II 17 Falski Marian IV 265 Fangor Wojciech II 42, 43 Faulkner William III 264, 399; IV 9, 10, 112,153,154,156,157 Fedecki Ziemowit II 205 ; III 340 Fejgin Mieczysław II 32; IV 74,145,151 Feldman, operator III 364 Feliński Alojzy III 444 Fellini Federico IV 30, 73, 302 Feltrinelli Giangiacomo III 340; IV 223 Fernandel (właśc. Fernand Joseph Desire Contandin) III 34, 35; IV 29 Ferrero Guglielmo III 445 Fethke Jan I 375 Feuchtwanger Lion III 374 Fevrier J. III 12 Fibiger Arnold I 191 Fibiger Gustaw III 303 Fibiger Łucja zob. Fuldowa Lucja Fibigerowie, rodzina I 192; III 303, 307; IV 12 Fibigerówna Elwira IV 12 Ficowski Jerzy III 381; IV 229 Fielding Henry I 318; III 252 Fijewski Tadeusz I 200, 373; II 315; IV 216 Fikus Dariusz III 107,108 Filip II, król hiszpański I 87,183 Filip IV, król hiszpański I 180 Filipkowska Wanda I 445 Filipowicz Kornel II 110, l 11; III 16; IV 53 Filkowski (Fiut), ogrodnik III 258, 261 Fiłosofow Dymitr W. I 24, 273, 275, 276, 340; II 21, 315, 316; IV 62 Fitelberg Grzegorz I 280, 282 Fitzgerald Francis Scott Key II 26; III 70 Fiut zob. Filkowski Fiutov#ski Walenty III 65, 85, 201 Flaiano E. IV 73, 302 Flaszen Ludwik II 309 Flaubert Gustave I 69,112; II 90; IV 25, 155, 234 Flier J. I 470 Florczak, zakonnik II 15 Flukowski Stefan I 358, 359, 363; II 153 Folejewski Zbigniew III 399; IV 279, 280 Fontane Theodor II 17 Forbert Władysław III 433 Ford Aleksander I 373, 375; IV 134 Fouillee Alfred IV 182 Fran#aix Jean IV 48 France Anatole I 92; II 50 Frania zob. Szczur Franciszka Franju G. IV 307 Frankiewicz Stefan IV 367 Fredro Aleksander I 126, 471, 483, 492; 11415 Friedman, muzyk I 483 Friml Rudolfl 210 Frisch Max IV 227 Fritsche LudwikllI 190, l92 Fromm Erich II 26 Fruhling Bolesław Jan III 301 Frycz Karol I 313; III 68 Frycz-Modrzewski Andrzej zob. Modrze- wski Frycz Andrzej Fulde Emil IV 11,12 Fulde Henryk IV 12 Fuldowa Łucja z d. Fibiger I 191,192; III 303, 304, 307; IV 10,12,15 Fuldowie, rodzina III 303 Futa zob. Poniatowska Stefania Gaffarelo M. I. IV 152 Gaga Grześ III 140 Gagałowa, z fabryki "Parowóz" II 72, 73, 83 Gagarin Jurij A. IV 142,143,144, I46 Gagowie, ród III 142 Gajcy Tadeusz III 44 Gajewicz, córka Bohdana III 232 Gajewicz Bohdan III 232 Gajewski Stanisław IV 65, 66, 68, 316 Galiński Tadeusz III 352, 354, 372, 386; IV 200, 260 Galis Adam IV 367 Gall Anonim II 68 Gall Iwo IV 226 Galsworthy John III 289; IV 280 Gałązka, z fabryki "Parowóz" II 56, 70 Gałczyńscy, wujostwo I 90 Gałczyńska Maria z d. Chrzanowska II 381 Gałczyński Bronisław II 381; III 57 Gałczyński Henryk II 381 Gałczyński Konstanty Ildefons I 291, 302, 337, 391, 392, 393; II 60, 61,179, 417; III 197,198; IV 194 Gałkowski Jan III 299 Gamdzyk-Kluźniakowa Maria IV 367 Gandhi Indira IV 286 Gandhi Mohandas Karamchand IV 287 Gantz Stanisław III 163,164 Garcia Lorca Federico III 383 Garczyński Stefan I 231 Garewicz J. IV 227 Garlicka Aleksandra II 44 I Garlicka Zofia I 210, 235, 237; II 81, 82 Garlicki Andrzej IV 268, 277, 290 Garnier Christine IV 14I Gamgue Tomaś I 207 Gaulle Charles de III 242, 376; IV 34, 66, 72, 335 Gautier Theophile I 69 Gazzo Michael III 337 Gebethner Gustaw I 431 378 Geer Anna M. de III 434 Geer Ludwik de III 434 Geisenheyner Ernst W. IV 251, 252 Gerbault Alaine II 435 German Anna IV 307, 308 Gerould Daniel C. I 250 Gershwin George III 73, 75, 76, 77; IV 39 I Gęsiunia zob. Oryng Janina # Ghirlandajo Domenico I 151 # Gibson William III 337 Gide Andre I 13, 176, 230; II 448; III 446; IV 26, 46, 47 Gieburtowski Wacław II 312, 313 Giedroyc Jerzy I 157, 158, 195; II 432; III 43, 46, 47, 54,107, 292; IV 60, 61, 67, 69, 71,138,160,190 Gierkowska Wanda II 50 Gierymski Aleksander II 255; nI 114,115 Gierymski Maksymilian II 255 Gieseking Walter I 470 Gieysztor Aleksander I 316; IV 15, 42, 265, 281 I Giliczyński Bolesław Kazimierz IV 103, 104 Giotto Bondone di II 452 # Gippius Zinaida I 275 Girard Alain I 12-14, 36 Giraudoux Jean I 459; II 259; III 136, 327, 328; IV 145 Gisges Jan Maria III 432, 433; IV 112, 274 Giżycka Irena IV 367 Glinczanka Agnieszka IV 120 Gliński Mateusz I 288 Gliński Wieńczysław II 217 i Gloger Zygmunt III 145,148 Glucksman Rafał I 160,161; II 123,124, 129 i Głowacka, żona Edwarda II 203 Głowacka Henryka zob. Kossakowska Łucja Głowacki Edward II 203, 204 Głowiński Michał I 12 Głuchowska Hanna (ps. Hanna Zapolska) III 45, 48, 53, 67, 95, 111, 112, 125, 133,138,140,141,143-145,164,169, 202, 211, 219, 240, 241, 245, 250, 253, 256, 261, 265, 267, 268, 271, 274, 285, 290, 291, 295, 301, 312, 317, 327, 345, 350, 369, 379, 384, 386, 407, 419; IV 49, 74, 82, 84, 85, 91, 97, 111, 115, 127,130,131,133,138,147,148,162 Gnedienko Boris W. III 285 Gniatczyński, generał I 376 Godard Jean-Luc IV 69 Godik Władysław I 373, 385 Godlewski Marian I 474 Godlewski Stefan I 368 Godlewski Wiktor IV 192 Goetel Ferdynand I 66, 68; II 214, 215 Goetel Roman IV 367 Goetel-Dąbrowska Elżbieta IV 367 Goethe Johann Wolfgang II 209; III 19, 25,180, 281, 416; IV 136,137 Gogol Nikołaj W. I 144, 437, 454, 458; II 9, 291, 293, 315, 317; nI 135, 443, 444 Gogolewski Ignacy In 59, 60; IV 216, 336 Gojawiczyńska Pola I 193; II 135,137 Goldwater Bany Morris IV 299 Golikowa, sprzątaczka z Powązek I 222, 316, 427, 428; II 302 Golk J. IV 296 Gołębiowski StefanlV 121,122 Gohibiew Antoni I 154; II 132; III 377 Gombrowicz Witold I 10, 14, 15, 158, 231, 337; II 390, 391, 398-400; III 47, 254, 255, 290, 444; IV 64, 66, 80, 82, 182, 226 Gomulicki Juliusz Wiktor I 234, 316, 348, 349 Gomulicki Wiktor (ps. Fantazy) I 349 Gomułka Władysław I 28, 99, 255, 257, 278, 330, 354-357, 485, 491, 492; II 249, 267, 311, 312, 460; III 105, 110, 134, 172-174, 179, 181, 183, 186-188, 190,191,193,198, 202, 206, 210, 211, 220, 229, 235, 248, 256, 292, 313, 372; IV 17, 19, 101, 108, 240, 276, 277, 283, 285, 291, 292, 300, 312, 315, 322 Gomułkowa Zofia IV 285 Goncourt Edmond de I 13,17, 69, 70, 84, 111;II347 Goncourt Jules de I 13,17, 69, 70, 84; II 347 Gonzaga de Nevers, ród III 197 379 Gorbatow Boris L. II 277 Gorczyńska Renata IV 364 Gordon-Górecka Antonina IV 216, 217, 326 Gorki Maksym M. (właśc. Aleksiej M. Pieszkow) I 43, 216, 217, 270, 271, 395, 431, 432;117, 93, 354, 355, 364, 416, 417, 431; IV 50, 231 Goryszewska Genowefa II 469, 470, 472 Gorzelany Wiktor I 245 Gostomska Zofia I 245 Goszczyńska, matka B. II 463 Gottesman Gustaw III 169 Goya y Lucientes Francisco de I 306 Goytisolo Juan II 364 Góralski Władysław III 33, 34 Górecki Piotr II 184 Górska Anusia II 24 Górska Julia z ks. Golicynów I 120 Górska Marta II 193 Górska Stefania I 188,189 Górska-Damięcka Irena I 460, 46l Górska-Szokalska Janina II 368 Górski Artur II 28 I Górski Konrad I 402; II 193, l95; III 272; IV 265, 281, 314 Górski Konstanty I 120 Górzyński Zdzisław I 506 Grabiec zob. Dąbrowski Józef Grabowska Dzitka I 508 Grabowski Adam Stanisław II 66, 68 Grabowski Jerzy I 92, 93 Grabowski Władysław IV 110 Grabowski Zbigniew IV 79, 80, 82 Grabowski Witold I 244, 247 Grabski Władysław I 123; II 166 Grabski Władysław Jan I 123, 124, 176; II 133,134 Gracian y Morales Baltasar I 176,180; II 160; III 232 Gramsci Antonio I 358 Grass Ganter II 393 Greco E1 (właśc. Dominikos Theotokopu- los) II 403 Greene Graham II I 10, 11 I ; III 69, 70, 380, 414 Greenwood Robert II 353, 354 Grenier Jean I 434 Greń Zygmunt I 431, 432; IV 364 Grifin, kardynał I 140 Griffiths Bede O. S. B. III 301 Grimau Julian IV 242 Grochowiak Stanisław I 492; III 439, 440; IV 109, 217 Grochowska Adela III 273 Grochowski, inżynier II 86 Grodzicki August II 80, 81, 257 Gróll Michał III 64 Gronkówna, pielęgniarka III 290 Gronowski St., sędzia III 192 Gronowski Tadeusz I 200; II 221 Groński Ryszard Marek IV 363 Groszowa hena III 62 Grotowski Jerzy IV 255 Grottger Artur II 361 Grousset Rene I 331, 339, 345 Grubas zob. Rudzki Przemysław Gruca Adam IV 279 Gruszczyński, chłop II 263 Gruszczyński Krzysztof II 197 Grydzewski Mieczysław (właśc. Mieczy- sław J. Grycendler) I 157; II 189 Gryziewicz Jan Onufry IV I 34 Gryziewicz Stanisław IV 133,134 Gryziewiczowa Maria z d. Małkowska I 461; IV 133,134 Gryziewiczowa Maryna z d. Nencka IV 134 Grzegorowa, żona Franciszka III 87, 88 Grzegory Franciszek III 65, 66, 85, 87, 88,199 Grzegorz VII (Hildebrand), papież III 334 Grześczak Marian III 134 Grzędziński January IV 185, l86, 187, 189, 290, 323 Grzyb Roman III 122 Grzymała-Siedlecki Adam I 191, 458; IV 42 Guerra T. IV 227, 334 Guilbert Yvette III 207, 208 Guinness Alec IV 123,157 Gunther John III 382, 383, 447 Gustaw ll Adolf, król szwedzki III 280 Gustaw V, król szwedzki I 285 380 Gutt Romuald I 325, 327 Guyau Jean Marie IV 179,181,182 Guze Joanna III 27 Guzek Czesław I I 86,187 Guzikowska Irena I I 71, I 72, I 78 Hadziewicz Rafał II 255 Hager Ludwik IV 233 Hales John I 162 ! Haller Józef de Hellenburg I 364 # Halvorsen Dag IV 271, 295 # Hamera Bogdan II 172 # Hamsun Knut (właśc. Knut Pedersen) II 416; IV 25, 81 Handelsman Marceli I 60, 202 Hanicka Kazimiera I I 77 Hanusz Karol III 166 Hańcza Władysław III 23, 25, 58, 190, 426, 431 Harasiewicz Adam III I 1,12, 309 Harasymowicz Jerzy III 421 Harich Wolfgang III 281, 284 Harna Waleaan IV 266, 301 # Harnowa, żona Waleriana IV 199, 200 Hartwig Julia IV 168 Has Wojciech Jerzy IV 224 ! Haubold Karol I 414 Haubold Olena z d. Dąbrowska I 414; IV 192 Hauptmann Gerhart I 59, 60 Hay Gyula II 35 i Haydn Joseph I 164, 281, 282 Hedley Arthur I 288 Hegel Georg I 206 Heidegger Martin III 287 Heine Heinrich II 209; III 25 Hektorović Petar IV 95, 96 Hela zob. Hepke Helena Helsztyński Stanisław III 375, 376, 427 ; Hemingway Ernest II 461; III 399, 449; IV 65,152,153,171 Hempel Jan II 281 Henryk zob. Józewski Henryk Henryk II Święty, cesarz niemiecki I 124, 125 Hepburn Audrey IV 176 Hepke Danuta zob. Kelch Danuta 381 Hepke Helena (Hela) z d. Szumska I 47, 48, 82, 371, 376, 377, 381, 382, 432, 433; II 12, 263, 381, 432, 433; III 83, 112; IV 134, 226, 230, 310 Hepke Stanisław I 375, 377, 380, 433; ll 432, 433; IV 226, 227 Hepkowie, rodzina I 83 Herbert Edward I 172 Herbert Zbigniew III 216 Herbertowa [?] II 206 Herbst Stanisław I 316, 318 Hercen Aleksandr I. II 361 Herling-Grudziński Gustaw I 158, 393, 394;IV 265 Herman Franciszek I 249 Hernas Antoni Czesław I I1, 494; II 32, 242, 243, 244, 246, 305, 325-327, 365, 418; III 220, 354, 421; IV 1 I I Hernasowa Maria II 325, 326, 327, 418; III 354 Hertz Aleksander I 203 Hertz Paweł I 106, 394; II 276, 384, 433, 435, 466, 467; III 264, 272; IV 260, 265 Hertz Zofia z d. Neuding IV 60, 62, 67 Hertz Zygmunt II 60, 61, 62, 67, 69 Herzen IV 342 Heske-Kwaśniewska Krystyna IV 364 Hesse-Bukowska Barbara I 469 Hewelke Paulina III 65, 211, 212 Heym Stefan III 393 Hierowski Zdzistaw III 374, 375 Highsmith Patricia R. IV 69 Himler Heinrich I 285 Hirszfeld Hanna I 138 Hirszfeld Ludwik I I 37,138, 398, 399; II 120 Hitler Adolf I 102, 244, 364, 479; II 27; III 147, 314; IV 336 Hlond August I 313, 319, 320 Hłasko Marek III 235, 266, 272, 273, 286, 292, 293, 295-297, 301, 335, 365, 375, 376, 381, 382, 397, 399, 416, 430, 439; IV 26, 27, 53, 66,106, 333 Hochfeld Julian I 154; II 118, l19, 123, 129; III 100 Hochuth Rolf III 284 Hoene-Wroński Józef Maria I 288 Hoffman, lekarz IV 141,147,163,192 Hoffman Paweł I 375; II 187, 277, 376; # 48, 49, 50, 254 Hoffmanowa Klementyna z Tańskich II 63 Hoffmanowa Wanda z d. Czerwieńska I 110,138, 393, 395, 409, 461; II 252 Hofmanowa Zofia z d. Łuczek I 373, 374, 375 Hofmokl-Ostrowski Zygmunt I 156 H#lderlin Friedrich III 25,180 Holoubek Gustaw IV 54, 55, 144, 216, 326, 336 Holzmann, karczmarz III 146 Holzmann Ićko III 146 Holzmann Lejzor III 146 Holzapfel Rudolf Maria I 295 # v# #,u##, 454; IV 261 Hołyńska hena z d. Lissowska IZZ 245-247, 248, 268, 274, 294, 295, 323, 341, 348, 355, 384, 397; IV 5, 20, 21,151 Hołyński Józef III 247, 248, 268, 280, 294, 295, 341, 348, 355, 384, 397; IV 5, 20, 21,151 Hołyński Stefan III 248 Homer I 452; III 187 Hoover Herbert Clark I 140 Horacy (Quintus Horatius Flaccus) I 130, 232; II 177; III 51,187 Horecka Krystyna III 431 Horecki Jerzy III 406 Horodyński Dominik II 376, 378 Horzyca Wilam I 250; II 415; III 264, 376; IV 58 Horzycowa Stanisława I 249, 250; II 262; III 376 Hostowiec Paweł zob. Stempowski Jerzy Hoszowski Ryszard IV 65, 66, 68 Hrabec Stefan II 196 Hrabyk Klaudiusz III 113 Hryniewiecka Alina z d. Stanisławska I 388, 390 Hryniewiecki Jerzy I 388, 390 Huberman Bronisław I 319 Hubowie zob. Stempowska Zuzanna i Stempowski Hubert Hugo Victor I 92; III 51 Huizinga Johan I 347, 348, 434; IV 319, 320 Hulewicz Jan I 98 Hurzeler Johannes III 320, 321 Husserl Edmund II 352 Huszcza Jan I 48 Huxley Aldous Leonard I 145 Huxley Julian Sorell I 143,145, 240, 275 Huxley Thomas Henry I 145 Ibsen Henrik I 461; III 299-301 Igumnow K. I 470 Ikonomow Dymitr III 317 Illg Leszek II 437; III 34,170 Illg Stanisław I 178; II 406, 407, 472 Illg Zbyszek II 428, 437; III 34, 419; IV 249, 301 407, 472 Iłła zob. Iłłakowiczówna Kazimiera Iłłakowiczówna Barbara II 209 Iłłakowiczówna Kazimiera (Iłła) I 24; II 206, 207, 209, 224, 225, 325, 326; III 16, 53; IV 214, 215, 264, 338, 339, 363 Iłowajski Dmitrij I. I 478 Imamura Skodrei IV 20 Infeld Leopold II 423; III 98-100, 107, 117,118,122,126; IV 264, 265, 281 Ingarden Roman II 352; III 20 Innocenty IV, papież I 206 lonesco Eugene III 67; IV 69 Iwa zob. Suchecka-Rosińska Danuta Iwo- na Irzykowski Karol I 14,15; IV 42 Iwan IV Groźny, car rosyjski II 177 Iwaniec Nadzieja IV 5 Iwanow Wiczo III 317 Iwanowa-Perczyńska Nina III 73, 75, 75 Iwańska Julia z d. Kaczmarek I 25, 257, 258, 283, 432, 483; III 80, I 12 IwańskiAugust, jr. I 79,123,124, 491; II 10, 21, 216 Iwański August, st. I 124 Iwaszkiewicz Jarosław I 70, 71, 72, 86, 105,113,115,124,154,155,162,177, 260, 262, 264, 274, 275, 355, 506; II 96, 98,147, 152,173,188, 189, 231, 382 262, 295-298, 344, 376, 402, 417, 421-423, 455, 460; III 11, 12, 103, 148,166,195, 216, 244, 272, 280, 387, 391, 431, 433, 449, 455; IV 9, 88, 89, 111,112,134,139, 218, 261, 276, 289, 290, 294, 298, 311, 315 Iwaszkiewiczowa Anna II 98; III 11 Izbicki R. III 415 Izokrates II 141 Jabłonowski Roman II 364 Jabłoński Bolesław III 416, 418 Jabłoński Henryk IV 187 Jacobsen Jens Peter II 104; III 242, 249; IV 280 Jadczak Wacław III 152, 162, 184, 218; 490 Jadzia, wnuczka Kadajowej z Lipek III 14t Jaenisch Karolina IV 161 i Jagiellonowie, dynastia I 476 # Jahoda Mieczysław IV 134 Jakimowicz Andrzej II 42, 43 # Jakimowicz Mieczysław II 42, 43 Jakowska Anna I 474 Jakóbczyk Józef III 246; IV 247 Jakub II, król Anglii, Irlandu i Szkocji II 118 # Jakubas Władysława (Wawa) I 175, 240, 286, 473, 480, 482; III 39, 101, 202, 251, 290, 291, 306, 397 Jakubowicz Tadeusz III 383 Jakubowska Wanda I 210 Jakubowska Władysława IV 125, 126, I 131,151 Jakubowska Zofia IV 311 Jakubowski Jan Zygmunt III 221; IV 237, 261 Jakubowski Jerzy III 78, 79, 80 Jakubowski Konrad III 388; IV 31, 32, 33 Jałosiński Aleksander IV 121,122,125 Jan XXIII (Angelo Giuseppe Roncalli), papież III 342, 382; IV 233, 241-243, 247, 250, 252, 253, 261, 262, 286 Jan B. II 464 Jan II Kazimierz, król polski III 197 Jan od Krzyża, św. I I 82 Jan Paweł II (Karol Wojtyła), papież IV 262, 263 Jan III Sobieski, król polski I 284; IV 10, 190 Jan z Lublina III 312 Janaćek Leoś 1II 281, 284 Janicki Jerzy IV 8 Janion Maria IV 97 Janka Walter III 284 Jankowska Hanna z d. Woyzbun II 82 Jankowska Magdalena II 82 Jankowska Zofia z d. Garlicka I 210; II 82 Jankowski Jan Stanisław I 55 Jankowski Janusz Paweł II 59 Jankowski Jerzy I 380 Jankowski Stanisław Michał II 82, 228 Januszewska, aktorka I 371 Jaracz Stefan I 48,164; II 93; III 210 Jarczakowa, nauczycielka z Russowa III 308, 309 Jaremko Zofia I v. Żytyńska, II v. Pyto- wska I l 76 Jarociński Stefan I 347, 348 Jarossy Fryderyk I 306; III 208 Jaroszewicz Piotr IV 13,14,15 Jaroszewska Zofia IV 281, 282 Jaroszewski, pracownik ZBUP II 51-53, 56, 70 Jarry Alfred III 396 Jasia, pomoc domowa z AI. Niepodległo- ści III 111, 112, 137, 138, 140, 144, 164, 235, 242, 268, 269, 295, 312; IV 210, 344 Jasienica Paweł (właśc. Leon Lech Bey- nar) III 109, 110, 449, 454, 455; IV 166, 260, 265, 276, 277, 287, 288 Jasieńczyk Janusz III 414 Jasieński Bruno 11364 Jasińska, żona Józefa I 414 Jasińska Hanna I 4 I 5 Jasińska-Nowicka A. III 397, 398, 419 Jasiński Józef I 414, 417 Jasiński Michał I 415 Jasiukiewicz Stanisław III 60; IV 216 Jaspers Karl III 287 383 Jastrun Mieczysław I 25, 442, 444; III 22,103, 246, 247, 356; Ill 17,19,126, 131,166,177,178,187,194,196, 215, 264, 282, 328, 353; IV 217, 261, 265, 285 Jastrunowie zob. Buczkówna-Jastrunowa Mieczysława i Jastrun Mieczysław Jastrzębowski Wojciech III 311 Jastrzębski, lekarz II 261 Jaszuński Grzegorz III 383 Jaśkiewicz Stanisław III 301 Jaworowski Jerzy I 308 Jaworski Roman I 254 Jaworski Stanisław IV 281, 282 Jaźwińska, żona Apolinarego III 190, 192, 240 Jaźwiński Apolinary Lucjan III 192, 206, 233, 240, 247, 416, 418 Jean-Aubry Gerard (właśc. Jean Aubry) III 334; IV 46, 47, 79 Jedlicki Witold IV 218, 219 Jeleński Konstanty A. IV 62, 63, 64, 69 Jełowiccy, rodzinal 15; IV 304 Jełowicka Maria z d. Leszczyńska I 233; II 405 ; IV 304, 305 Jełowicki Stanisław II 405 Jesienin Siergiej A. I 144 Jeż Teodor Tomasz (właśc. Zygmunt Mił- kowski) IV 97 Jędrusik Kalina IV 331, 332 Jędrychowski Stefan IV 240 Jędrzejewiczowa Cezaria III 269 Jędrzejewski Aleksander II 246 Jętkiewicz-Rządkowska Teresa II 16,17 Jochweds Beniamin II 132 Jodko Jerzy IV 117 Johann Ernst III 417 Johnson Katie IV 158 Joliot-Curie Frederic Jean I 128, 129; II 146 Jones James II 461 Jonkajtys Bronisław I 307, 308 Jonkajtys Grażyna I 307, 308; II 216 Jonkajtys Hieronim I 307, 308 Jonkajtys Jan I 307, 308 Jonkajtys Marian I 307, 308 Jonkajtys Teresa I 307, 308 Jonkajtys Zofia I 307, 308 Jonkajtys-Jakubowska Helena I 225, 226, 306-308, 501, 502; II 290, 385; III 211, 388; IV 31, 33, 164, 223, 317, 338 Jonkajtysowa Maria z d. Januszkiewicz I 307, 308 Jouvet Louis I 330; In 327, 328 Joyce James I 473; III 196; IV 25,171 Józefa, pomoc domowa III 389 Józek, krewny F. Szczur II 37 Józewska Helena III 128,130 Józewski Henryk I 24, 409; II 115, ll7, 295, 298, 327, 336, 340, 347; In 8, 45, 128,186-188, 205, 206, 210, 211, 213, 221, 223, 227, 257, 259, 261, 264-266, 269, 279, 287, 312, 316, 318, 320, 324, 325, 341, 343, 351, 352, 386, 387, 395, 428; IV 7, 28, 29, 31, 36, 51, 53, 57, 58, 91, 106, 116, 131, 147, 150-152, 200, 211, 239, 243, 246, 282, 310, 325 Jóźkiewicz Stanisław I 245 Jóźwiak Franciszek I 278 Jurasz-Dąmbska Krystyna IV 217 Jurga, ormowiec I 377, 378 Jurgens Kurt IV 140,141 Jurgielewiczowa hena z d. Drozdowicz II 267, 268 Jurkowa Janina I 44, 45 Jurkowicz Marek IV 114 K., ks. II 463, 464; III 38-41, 58 K., pani III 39-41, 58 Kaczmarek Józef I 257 Kaczorowska Zofia III 82, 83, 85 Kaczorowski Michał III 82, 85 Kaczorowski Wacław III 227, 230; IV 266, 270, 274, 338 Kaczurba Adam III 442 Kaczurbina, córka Cecylu Zdziechowskiej III 246 Kaczyński Zygmunt I 288 Kadajowa, z Lipek III 141 Kadar Janos III 185 Kaden-Bandrowski Juliusz zob. Bandro- wski Kaden Juliusz Kadhibek Wincenty zob. Wincenty zwany Kadhibkiem 384 Kaika Franz I 13; II 192; III 365; IV 25, 27, 28, 30 Kaim, dr III 395 Kajzar Helmut IV 254 Kalecki Michał III 101,104; IV 240 Kaliska, prawniczka II 34, 35,165 Kallenbach Józef IV 205 Kałużyński Zygmunt III 288 Kamieńska Anna IV 140 Kamińska K. III 25 Kamiński Stanisław I 245 Kanabus Irena IV 367 Kandinsky Wassily II 43 Kanicki Ireneusz IV 281, 282 Kaniewska Maria III 437 Kański, dyrektor I 294, 295 Kański Tadeusz II 7 Kapliński J. III 60 Kapuściński Witold Juliusz I 171,172 Karabanik Edward I 208, 210, 385-387; II 323; III 14,15, 23 Karadjordjevicie, dynastia IV 100 Karbowska hena z d. Micińska II 121 Karbowska-Pcentki Maria II 120,121; III 46 Karbowski Wacław II 121 Karczewska, żona St. III 212 Kacczewska-Markiewicz Zofia III 444, 445 Karczewski St., prof. geologii III 212 Karfik, prof. medycyny III 271 Karłowicz Jan Aleksander II 431; IV 204, 205 Karłowicz Mieczysław I 433 Karmazyn zob. Wiech Stanisław Karmen Roman III 364 Karniol Maurycy I 375 Karniol Piotr I 374, 375 Karny Alfons I 367; II 100,101, 243; III 82 Karol, książę Walu IV 334 Karol I, król Anglii, hlandu i Szkocji II 118 Karol I, książę mantuański III 197 Karpińska-Kreczmarowa Justyna I 492; II 86 Karpiński Wojciech III 288; IV 364 Karpiński Światopełk I 337 25 - Dzienniki, t. 4 Karpowicz Tymoteusz IV 139,140 Karski Gabriel I 90, 91,140, 417; III 19, 195, 416 Karst Roman III 19 Karuś zob. Pasławski Karol Kasiński Ludwik I 280; II 16, 455, 456; III 163,192, 420; IV 19, 247 Kasprowicz Aniela IV 301 Kasprowicz Jakub IV 301 Kasprowicz Jan I 60; IV 100, 280 Kasprowiczowa Maria z d. Bunin I 496 Kasprzycki Tadeusz Zbigniew I 445, 448 Kastner Erich II 277 Kaszycki Jerzy IV 128,129 Katajew Walentin P. II 91 Katarzyna II, cesarzowa rosyjska I 53, 54, 56, 331, 357; II 93,147; IV 161 Katarzyna lotaryńska III 197 Katz-Suchy Juliusz III 36 Kautsky Karl I 43 Kawalerowicz Jerzy IV 233 Kawierin Wenianun A. (właśc. Weniamin A. Zilber) II 91 Kazia zob. Muszałówna Kazimiera Teodora Kazia, salowa IV 342 Kazimierz, franciszkanin IV 98 Kazimierz, fryzjer II 448; III 112 Kazimierz I Odnowiciel, książę polski I 121 Kazimierz III Wielki, król polski I 121, 443, 490; II 303; III 148 Kazuro Stanisław II 59 Keesom Willem Hendrik I 80 Kekkonen Urho Kaleva IV 264 Kelch Danuta z d. Hepke I 82, 376, 377; II 70, 432, 433; III 309, 310 Kelch Jan III 3l0 Kelles-Krauz Kazimierz (Luśnia) I 22, 84; III 388 Kelles-Krauz Stanisław Maciej I 84, 85-87, 352 Kelles-Krauzowa Maria Helena z d. Nyn- kowska I 84, 85-87; In 242 Kennan Georg Frost IV 236 Kennedy John Fitzgerald IV 202, 203, 208, 286 Kennedy Margaret II 395 Kerenyi Gracia # 253; IV 284 385 Kędra Władysław I 410 Kędzierska Maria IV 363 Kiełpiński Andrzej I 185, 502, 503 Kiepura Jan III 381 Kierczyńska Melania I 75; II 90, 91,128, 228 Kierkegaard S#ren Aabye I 13; III 287 Kiernik Władysław I 64 Kiersnowski z Majkowa IV 189 Kierst Jerzy I 185 Kiesewetter Tymon III 167 Kijowska Marta IV 364 Kijowski Andrzej III 274, 353, 354; IV 203, 205-207, 337, 338 Kilar Wojciech IV 48 Kilian Adam IV 336 Kinoshita Keisuke IV 20 Kipa Emil II 440, 441 Kirchmayer Jerzy II 249 Kirchner Hanna I 116; IV 183, 363 Kisch Egon Erwin I 187 Kisiel zob. Kisielewski Stefan Kisielew, uczony IV 214 Kisielewski Stefan (ps. Kisiel, Tomasz Staliński) I 106;111 352, 354, 448; IV 217, 229, 249, 260, 265, 266 Kiślańska, sąsiadka I 249 Kiubasy zob. Suchecka-Rosińska Danuta Iwona (Iwa) i Suchecka-Ussorowska Hanna (Susanne) Kizny T. IV 32 Klara, św. II 326 Kleiner Juliuszl 252, 260, 261, 418 Kleist Heinrich von III 25, 51,180; IV 55 Klejdysz Maria IV 282 Klemensiewicz Zenon II 466 Klimaszewski Jan III 204, 242, 286, 295 Klimowiez, zbieg II 450 Klinger Krzysztof IV 123 Kliszko Zenon I 357, 362, 491, 492; III 259; IV 260, 278, 290, 303, 306, 311-316, 318, 322 Klonowski Stefan In 85 Kłosiewicz Wiktor II 338; III 170,175 Kmita-Piorunowa Aniela IV 367 Knot Antoni I 245 Knothe Jan II 228 Knothe Maria III 428 Kobiela Bogumił III 336; IV 56, 57 Kobylińska Danuta IV 199 Kobyliński Szymon IV 199 Koch Erich III 343, 344, 345 Kochanowski Jan I 232, 499; II 121,158, 278, 312, 322; III 58, 84, 160, 200, 389, 423 Kochanowski Jerzy II 81-83 Kocwa Eugenia II 291, 292 Kodejszko Eugeniusz I 80, 369; II 125- 127,164; IV 238 Kodejszko Helena I 369; II 125-127,164, 185, 346 Kodejszko Jarosław II 126 Kodejszko Maciej I 369, 370 Kodejszko Witold I 369, 370 Koenig Jerzy IV 251 Koerner, pianista 11343 Koestler Arthur I 204, 205, 206; II 25 Kolberg Oskar II 217; IV 229 Kolbuszewski Jacek IV 367 Kołaczkowski Jerzy II 312, 313 Kołaczkowski Stefan I 78 Kołakowski Leszek III 235, 381, 382, 438, 439; IV 179,180,182, 320 Kołłątaj Hugo I 126 Kołodziejska Hanna I 145,146,147, 227, 282; II 332, 421 Kołodziejski Henryk I 147,148, 224, 227 Kołodziejski Jan I 147 Kołoniecki Roman III 222 KomarWacławIII 173,175,188 Komarnicka Wacława IV 123 Komorowska Irena IV 256 Komorowska Magda III 245, 253, 268, 294; IV 256 Komorowska-Tyszkiewicz Maja IV 254, 255, 256 Komorowski Tadeusz (ps. Bór) III 168 Komorski, zdun I 468 Kon Feliks III 363 Kondeusze, ród książęcy III 3 I 2 Kondracki Michał IV 48 Koniew Iwan S. III 173 Koniński Karol Ludwik I 129 Konopnicka Maria I 60, 126; II l 14; III 198, 435 Konopnicka-Pytlińska Laura III 433, 435 386 Kondrat Tadeusz IV 216, 217 Konstanty, wielki książę I 501 Konwicki Tadeusz I 15; II 197; III 329, 330, 336, 435; IV 7 Kopecka Zofia II 325, 327 Kopecki Stefan II 327 Kopernik Mikołaj II 390, 401, 402 Koprowski Jan II 89 Korbut Gabriel I 349 Korcelli Kazimierz I 102; I11437 Korczak Janusz (właśc. Henryk Gold- szmit) I 337, 451; IV 99 Kordaczuk Wiesława IV 361, 367 Korkozowicz J. IV 364 Kormanowa Żanna II 234, 236 Kornaccy zob. Boguszewska Helena i Kornacki Jerzy Kornacki Aleksy I 264, 265, 497, 498 Kornacki Jerzy I 66, 68, 104, 264, 265, 285-287, 358, 383, 466, 497-499; II 30, 38, 48, 50, 54, 108, 177, 214, 392; III 21, 109, 166, 185, 193, 361, 380; IV 166,182,183 Kornijczuk Ołeksandr II 148; III 99,103, 105 Korniłowicz Władysław II 281 Korniłowiczowa Maria I 317, 318; III 334; IV 47 Korolenko Władymir G. II 369, 371 Korombel Bogumił III 402, 406 Korotyński Henryk II 376; III 152, 157, 158; IV 91, 105, 211, 272, 273, 278, 317 Korsak Władysław I 64 Korsakówna, dr I 202 Koryznowie, ogrodnicy II 95 Korzeniewska Ewa I 37, 116, 234, 237, 401; II 32, 227, 228; III 234, 287, 409; IV 175, 187, 211, 213, 243, 273, 275, 300 Korzeniewski Bohdan I 70, 72, 94, 167, 186,187, 418, 437, 438, 459, 492, 493, 501; II 86, 87, 93, 216-218, 243, 257, 315, 317, 369; III 192, 327, 328; IV 122,194, 243, 273, 275, 365 Korzeniowska Czesława z d. Oknińska I 80, 249, 250, 255, 259, 264 Korzeniowski Stanisław IV 102 Korzon, mąż Marii I 44, 45 Korzonowa Maria I 45, 80 Kos J. zob. Kosiński Jan Kosecki, rybak I 303 Kosińska Maria z d. Łodyńska IlI 66, 67 Kosińska Maria IV 129 Kosiński Jan II 317; III 27, 67, 264, 372; IV 145 Kosko Allan I 230, 231, 261, 309; III 211 Kossak Zofia I v. Szczucka, II v. Szatko- wska I 105, 115, 230, 317; II 50; III 168, 216, 217, 272, 292, 293; IV 265 Kossakowska Łucja III 264 Kossakowski Szymon I 56 Kostanecki Stanisław II 144 Kostrzewa Jan II 44, 48 Koszarowski Tadeusz Tomasz II 421, 422 Kościuszko Tadeusz I 420; III 95 Kot Stanisław I 64; II 252 Kotański Wiesław III 395 Kotarbiński Józef I 467 Kotarbiński Miłosz I 102, 368, 490; IV 15 Kotarbiński Tadeusz I 129; IV 249, 265 Kotlarczyk Mieczysław III 402 Kotoński Henryk III 257, 258 Kotowicz Mieczysław II 56, 59, 74, 85 Kott Jan I 74, 87,186,193, 260, 262, 421, 471, 472; II 88, 90,153,196, 243, 281, 392, 393, 410, 438; III 35, 36, 52,175, 181,183,188, 205, 220, 241, 264, 272, 273, 285, 299, 301, 354, 391, 427; IV 134,145,168, 265, 273, 276, 327, 328, 364 Kottowa Lidia z d. Steinhaus I 193; III 52, 220, 264, 285; IV 168, 367 Kottówna Teresa II 308; III 285; IV 327 Kowalczewska, właścicielka posesji I 122,137, 279; II 205 Kowalczyk II 423 Kowalczyk Andrzej Stanisław I 180 Kowalczykowa Ałina z d. Lorentz I 59, 60, 407, 408, 415; III 82, 85 Kowalew Sergiusz I 47, 158, l59, 264, 327; II 222, 224, 287, 288, 290, 352, 382, 391, 450; III 5; IV 196 Kowalik Michał II 36 I Kowalkowski Alfred II 191,192 Kowalska, żona elektromontera I 329, 330 387 Kowalska, żona Władysława I 442 Kowalska Aniela IV 117,119 Kowalska Anna z d. Chrzanowska I 10, 15, 21, 24, 25, 36, 42, 44, 45, 46, 47, 49, 52, 54, 55, 57, 58, 62, 67, 70, 72-74, 77-79, 85-87, 93, 96, 98,100,102-108, 110-112,117,130,131,133-137,141, 143, 148-150, 154-155, 158-160, 163- 165,168-175,178-180,184,185,195, 205-209, 211, 215-217, 220, 223, 228- 230, 232, 233, 237-238, 240-242, 244, 246, 247, 259, 260, 264, 270, 272, 274-277, 280-282, 284, 286, 303, 304, 314, 315, 319, 322, 334, 336, 349, 350, 358, 362, 264, 366, 371, 381, 384, 385, 387, 397, 409-411, 413, 414, 421, 431, 444, 451-453, 458-459, 462, 465, 466, 468, 469, 473, 475, 477, 480-483, 492, 494, 497; II 8, 9, 11, 12, 20, 24-32, 37-41, 54, 59, 60, 70, 73, 74, 77, 88, 89, 93-95, 98,100,101,104,106,109, 110, 122, 133, 135, 137, 139-140, 143-145,148,155-159,167-169,171-173, 186,191,193,194, 200, 202, 203, 209, 210, 219, 220, 230, 238, 242-246, 249, 252, 253, 255, 257, 262, 266, 269, 270, 279, 284, 288-291, 293, 294, 298, 300, 302, 303, 305-309, 311, 315, 322-326, 328, 332, 335, 336, 343, 345, 346, 348, 352, 356, 357, 360, 362, 365, 368, 369, 371, 372, 379, 380, 382, 383, 386, 387, 392, 395, 3%, 398, 401, 403, 404, 409-411, 414, 415, 417, 421, 423, 424, 426, 429, 430, 434-437, 440-449, 452-454, 457, 461, 462, 468, 472, 473; III 6, 9-11, 17, 18, 20, 27-29, 34, 35, 37, 38, 41, 42, 44, 45, 47, 52-56, 60, 63-65, 67-69, 75, 80, 83, 88, 90, 92, 94, 95, 98,100, 102, 103, 105, 110-113, 115, 123-125, 127,132,134,136,141,144,145,148, 152,155-160,162,163,166,167,169, 172,175,176,179,183-185,189,190, 193,1%,197, 201, 203-205, 215, 217-222, 225-227, 231, 233, 236, 240-245, 249, 250, 252, 254-256, 264, 265, 268-272, 274, 275, 278, 281, 283, 285-287, 291, 295-299, 307-309, 312-318, 320, 329, 332, 336-338, 347, 348, 352, 356, 357, 369, 372-374, 376, 377, 380, 381, 383, 386, 394, 395, 397, 399, 405, 408, 417, 418, 428-431, 436-439, 443, 444, 449, 453-456; IV 7, 16, 19, 20, 29, 40, 41, 44, 48, 49, 52, 54, 58, 59, 61, 63, 69, 73, 75-77, 82, 91-95, 97, 98, 101-103, 108,110,111,113,119,120,123,125, 126,130-132,137,139,140,151,153, 155,156,158,160,166-169,171,176, 179,182,183,187-190,193-195, 199, 203, 209-211, 216, 218, 226, 230, 233, 237-239, 241, 243, 248, 249, 254, 256, 258, 264-266, 268-271, 273, 275-277, 287, 288, 290, 294, 295, 299, 301, 307-310, 313, 316-318, 322, 325-327, 329, 331, 334, 337-341 Kowalska Stefania I 54 Kowalska-Gawryś Maaa (Tula, Tulcia) I 172-174, 175, 286, 411, 421, 444, 473, 480-482; II 8, 24, 39-41, 70, 97, 101, 202, 237, 249, 290, 291, 302, 303, 307, 308, 328, 335, 336, 348, 349, 352, 365, 379, 408, 409, 421, 428, 434, 444, 445, 447, 450, 452-454, 459, 467, 471, 472; III 10, 11, 23, 25, 26, 29, 36, 45, 47, 48, 52, 53, 55, 67, 87, 95, 123, 132, 138,140,144,151,152,167, 218, 219, 235, 242-246, 250, 251, 253, 254, 268- 270, 285, 286, 291, 295, 338, 341, 348, 355, 372, 373, 383, 395, 397, 411, 419, 428, 429, 438, 444, 455, 456; IV 6, 7, 20, 59, 61, 63, 68, 75, 81, 97,101,119, 123,130,155,156,158,173,176,194, 208, 211, 226, 239, 249, 258, 266, 269, 277, 294, 306-308, 310, 316, 318, 341, 367 Kowalski, elektromonter I 329, 491; II 283 Kowalski Jerzy I 24, 42, 46, 54, 55, 77, 104, 131, 132, 135, 155, 160, 169, 171-175,178,179,185, 284, 453; II 9, 407, 437; IV 189 Kowalski Władysław I 442; II 101, 214 Kowarski Felicjan Szczęsny I 327; IV 149 Kownacka Maria I 285; II 243 Kozak Włodzimierz I 245 Kozanka-LipkaHipolitllI 145,148 388 Kozik Michał III 144 Kozikowski Edward I 68, 467; II 182 Kozłowska Teresa II 327 Kozłowska Tesia II 325 Kozłowski Maciej M. IV 363 Kozłowski Władysław III 258 Kozubski, inżynier II 55 Koźniewski Kazimierz II 165, 166, 388; IV 275, 290, 363 Kraczkiewicz Zygmunt II 144 Krafftówna Barbara IV 224, 225 Krajewska Helena z d. Malarewicz II 42, 43; IV 40 Krajewski Juliusz IV 40 Krasicka Anna II 354 Krasicka Maria z d. Zdziechowska II 354, 360; IV 367 Krasicki Ignacy II 66, 68, 259 Krasicki Maciej II 354 Krasicki Szymon II 354 Krasicki Władysław II 354 Krasiński Maciej I 390 Krasiński Zygmunt I 183, 248, 249, 252, 254, 257, 418, 504; II 116, 183, 240; III 51, 423; IV 104 Krasnodębska Barbara IV 367 Krasnowiecki Władysław I 54, 2l7, 506; III 444 Krasowski Jerzy III 345, 346, 347, 373, 399; IV 129 Krassowska Eugenia III 425, 426 Kraszewski Józef Ignacy (ps. B. Bolesła- wita) I 337, 407; II 392 Kraśko Wincenty IV 112, 260, 277 Kraśnik Zdzisław I 439 Krawczyk Jerzy IV 363 Krawczyk Piotr III 226 Krawczyk W. I 334 Krawczykowski Zbigniew II 211 Krąkowska, sekretarka III 425 Krąkowska Wanda I 148, 149, 400; II 129,130 Kreczmar Jan I 251, 506; II 148, 152, 343, 414, 415; III 8, 23, 266, 433; IV 54,166, 254 Kreczmar Jeczy II 322; III 224 Krenz Jan I 200; IV 339 Kretowa Janina III 88 Kretowie III 65, 66, 68 Kridl Manfred II 334 Krleźa Mirosław I 114, 116; IV 81, 82, 103 Kropotkin Piotr A. I 43 Królik Jakub II 122 Królikowa Władysława z d. Śleszyńska I 25, 430; II 70,121,122, 370, 449 Królikówna Irena II 123 Królikówna Weronika II 121, 122, 123, 449, 45 I Kruczkowski Andrzej I 504, 505; IV 367 Kruczkowski Leon I 154, 442, 443, 465, 506; II 19, 139, 163, 169, 170, 187, 214-216, 218, 256, 257, 279, 281, 293, 297, 354, 414, 422, 423, 454; III 33, 48-50,162, 216, 374; IV 68 Krukowska Maria IV 82 Krukowski Kazimierz (Lopek) III 166 Krupska Nadieżda K. II 221 Kruszewska-Flatauowa Helena IV 166, 168 Krymow Jucij S. I 187; II 91 Kryńska, lekarz IV 329 Krystyna, królowa szwedzka II 280 Krzeczkowska Romana z d. Lewando- wska I 145,146 Krzeczkowski Konstanty I 147,197 Krzemień Teresa IV 363 Krzycka IV 142 Kczymień Henryk IV 315, 316 Krzywicka hena I 138, 417, 418; III 161, 195,196; IV 227 Krzywicki Ludwik I 22, 23, 138, 139, 147, 250, 398; II 234, 341; III 388; IV 297 Krzyżanowska Michalina (Mysza) z d. Piotruszewska I 197; III 8, 128, 130, 186, 215, 216, 351, 352, 395 Krzyżanowska Zofia z d. Świdwińska I 504; II 360 Krzyżanowski, ziemianin IV 189 Krzyżanowski JulianI 131,132,171,198, 260, 504; II 180, 202, 273, 280, 352, 360; III 221, 225, 226; IV 40, 41, 265, 281 Krzyżanowski Juliusz I 206 Krzyżanowski Konrad III 128,130 389 Kubacki Wacław I 154, 198; II 301; IV 275 Kubala Ludwik III 374 Kubik Edward I 245 Kucharska Maria I 371 Kucharski Jan Edward In 163 Kucówna Zofia IV 363 Kucza-Bogusiak Józef III 307 Kuczyński Henryk I 126, 245; II 148 Kudliński Tadeusz III 402 Kulczycka-Saloni Janina I 504, 505 Kulczyńska, żona Stanisława I 475; II 322, 323 Kulczyński Stanisław I 178, 179, 240, 244-247, 481, 482; II 59, 312; III 46 Kulisiewicz Tadeusz II 457; III 71, 367; IV 13,14, IS Kułakowski Adam IV 22 Kumaniecki Kazimierz Feliks III 186, 187; IV 265, 281 Kuna Madzia I 368 Kuncewiczowa Maria III 280; IV 169 Kunda Bogusław Sławomir IV 363 Kuprin Aleksandr I. II 205 Kurecka-Wirpszowa Maria I 302, 348; III 18; IV 124, 319, 320 Kurek Jalu (właśc. imię Franciszek) II 133 Kurenko Maria II 10 Kurnakowicz Jan I 455, 458; II 315 Kuroczko, prezes ZNP II 376 Kuroń Jacek III 97; IV 323, 324 Kuryluk Karol I 48, 154, 220, 275, 276, 284, 354, 424, 429, 436, 452, 468, 497, 506; II 30, 38, 39,101,110, 123, 124, 129,152,165, 372, 423; III 112,195 Kurylukowa Maria I 275, 276, 284; II 48, 54,101,110,424 Kusza Marian III 406, 407 Kuśmierek Józef Il 291, 292, 293 Kuthan Eugeniusz I 204 Kuthan Zbigniew I 203, 204 Kutschera Franz I 430 Kutuzow Michaił I. I 420 Kwiatkowska-Lass Barbara IV 60, 61, 62 Kwiatkowski, fotografik IV 35 L. II 385, 386, 390, 413, 414, 418 Labiche Eugene I 199, 200 Lafargue Paul I 43 Laffitte J. III 99 Lagerlóf Selma II 358; IV 280 Lagosz Kazimierz II 324; III 56 Lampe Wiktor II 144 Lampedusa Giuseppe Tomasi di IV 79 Landau Anastazy II 130,132 Landy-Tołwińska Joanna IV 367 Lange Oskar IV 240 Lasiński Leo II 371, 390; III 280, 283 Laskowska Irena III 330 Laskowski Jan III 330 Laskowski Kazimierz I 341 Laskowski Mieczysław III 271, 315 Lasota Eligiusz III 108 Lasota Grzegorz III 177,180 Lastaola Rita de IV 117,118 Latzarus Louis III 98 Laxness Halldór Kiljan III 331, 332 Lebiediew Wiktor III 166 Lebiedzińscy, ród III 142 Lebiedzińska Maria z d. Jaźwińska III 143,144 Lebiedziński Cyprian III 143,144 Lec Stanisław Jerzy III 239, 240 Lechoń Jan I 14, 15, 177, 337, 341; II 188, 390, 391; III 131,132,134-136 Lednicki Aleksander III 366, 368 Lednicki Wacław II 219, 220, 448; III 135, 368; IV 230 Lefeld J. II 162 Legendz Magdalena IV 364 Leger, kardynał III 370 Leleu Michele I 13 Lelewel Joachim I 115,116 Lelito Józef II 361 Lem Stanisław IV 99 Lenartowicz Stanisław III 435 Lenin Włodzimierz I. (właśc. Władimir I. Uljanow) I 280, 357, 360, 484; II 5, 14, 17, 27, 74, 83, 177, 178, 221, 419, 420; III 95 Lenz Siegfried II 17 Leon, z pensjonatu "Paulinum" I 388, 390 Leonardo da Vinci I 12, 457, 458; II 312; IV 257 Leoncavallo Ruggiero II 162 Leonidze Gieorgi II 17 390 Leonow Aleksiej A. IV 339-341 Leopold III, król Belgów II 96 Lesage Alain Rene III 252 Leski [?], poseł I 405 Leskow Nikołaj S. II 142 Lesz, minister IV 228 Leszczyńska Julia z d. Gałczyńska I 233 Leszczyński Jerzy I 373; II 343, 414, 415; IV 231 Leszek Czarny, książę polski III 145 Leśmian Bolesław (właśc. Bolesław Les- man) IV 308 Leśniewska Barbara IV 311, 338 Leśniewska Maria II 17 Leśniewski Feliks IV 181 Leśnodorski Bogusław I 165,166 Leśnodorski ZygmuntI 165,166 Levy, wydawca niemiecki III 282, 283, 365 Levy Lazare IV 339 Lewak Adam III 24 LewandowskaLeonarda IV 190,191 Lewański Julian I 107,108 Lewin Leopold II 20, 21, 22; III 195 Lewińscy II 328 Leykam Marek I 390 Libera Zdzisław III 221, 222, 225, 226; IV 40, 41, 208, 237, 363, 364 Lichniak Zygmunt II 180, 182; III 180; IV 363 Liebknecht Karl II 404 Liebknecht Wilhelm II 404 Likszyna II 68 Linke Anna Maria z d. Zajdenman I 101, 102, I11,113,154,196, 201, 210, 212, 264, 265, 306, 308, 324, 383, 412, 508, 510, 511; II 17, 22, 42, 161, 270, 288-290, 301, 302, 343, 410; III 77, 211, 313, 332, 355, 428; IV 81, 89, 148, 171, 174, 194, 195, 199, 253, 333 Linke Bronisław Wojciech I 101, 102, 109,113,114,154,196, 210, 212, 213, 264, 265, 306, 324, 367, 383, 508, 511; II 17, 22,161, 282, 288-290, 301, 302, 410; III 66, 211, 313, 332, 346, 355, 356, 411, 428; IV 88, 89, 135, 147, 171,173,174,194,195,199, 200 Lipiński Edward IV 265, 273, 281 Lipiński Wacław I I 17, ll8 Lipka Adam III 345 Lipka Agnieszka Dziewanna II 33; III 378; IV 266, 268 Lipka Andrzej III 9, 34, 119, 120, 123, 124,136,137,143,146,149, 205, 215, 226, 231, 323, 344, 345, 369, 379, 428; IV 78, 83, 256, 268, 269, 301 Lipka Asa z d. Falck III 345 Lipka Bogumiła Józefa III 123,126,127, 146 Lipka Bronisława z d. Panikłowicz III 126,127 Lipka Bronisława Zygmunta (Lola) III 124, l27,145,146,148,150 Lipka Gabriela Maria (Ela) z d. Szumska I 46, 48, 64, 80,161,183,184, 248, 258, 508, 511; II 13, 33, 35, 40, 41, 141, 160,161,176, 202, 244, 246, 263, 28&, 290, 301, 323, 324, 421, 429, 437; III 7, 9, 34, I 19, 120,123, 137, 152, 205, 215, 226, 231, 314, 315, 323, 345, 369, 378, 379, 428; IV 83, 105, 256, 266, 268, 269, 301, 331 Lipka Jan Bogumił II 33; III 344, 345, 378; IV 83 Lipka Jan Tadeusz III 126,127 Lipka Maria z d. Włodarska III 127 Lipka Maria Ludomira III 126,127,146 Lipka Tilde Magda III 345 Lipka-Witek Wacław III 148,149,150 Lipka Zygmunt Franciszek III 126, 127, 144 Lipki-Auguściki, ród III 142 Lipki-Bartosiki, ród III 142 Lipki-Cheluchniowie, ród III 142 Lipki-Chudzikowie, ród III 140-142,144, 151,229 Lipki-Dukaliki (Dukałowie), ród III 140 Lipki-Kadajowie, ród I11142 Lipki-Kocanki zob. Lipki-Kozanki Lipki-Kozanki, ród III 142 Lipki-Talarkowie, ród III 142 Lipki-Witkowie, ród III 142,150, 227 Lipki-Wszołczyki, ród III 142 Lipki-Zanoziki, ród III 142 Lipski Jan Aleksander II 68 391 Lipski Jan Józef IV 183, 264, 265, 266, 267 Lisiecki Arkadiusz Marian I 358, 359, 363 Lisowscy, rodzina II 409 Lissa Zofia III 24, 25 Li Syng Man II 305 Litauer Stefan III 252 Liżewski Bronisław I 180,181 Locke John I 13 Lola zob. Lipka Bronisława Zygmunta Lombroso-Ferrero Gina I 365; III 445 Long Marguerite III 12 Longos II 53 Lonia, pomoc domowa IV 241 Lorens, nabywca auta IV 156 Lorentz Alina zob. Kowalczykowa Ali- na Lorentz hena I 59, 60, 90, 112, 403, 407, 415; II 152; III 82, 85 Lorentz Stattisław I 59, 60, 90, 1 I 1,112, 266-269, 351, 366, 402-407, 415, 503; II 151, 152; III 82, 85, 118; IV 54, 121,189 Loyola Ignacy I 393 Lubecki-Drucki Franciszek Ksawery zob. Drucki-Lubecki Franciszek Ksawery Lucia zob. Szumska Łucja Lucjanowie zob. Niemyska Barbara i Nie- myski Lucjan Luczak-Wild Jeannine IV 364 Lukian z Samosaty II 279, 396, 397 Luther Martin III 282 Lutosławska Anna In 400 Lutosławski Wincenty II 99 Lutosławski Witold I 166, 215, 253, 461; II 162, 322, 414; III 11, 23, 25, 309; IV 338 Lutyk I 54 Łada-Bieńkowski Krzysztof zob. Bieńko- wski Łada Krzysztof Ładosz Henryk I 113 Łapot Stanisław III 175 Łaszowska I 435, 461 Łazariew Wictor N. II 26 Łazuka Bohdan IV 331 Łążyński Marian II 229 Łobodowski Józef I 421 Łomaczewska Danuta B. II 467, 468; IV 47, 215, 232, 312 Łomnicki Tadeusz IV 175, 216, 217 Łukasiewicz Jan IV 24 Łysakowski II 241 Łysenko Trofim D. I 482; II 144 Mac Carthy I 210 Mach Wilhelm II 213, 214, 262, 275; III 50, 51, 317, 443; IV 139, 345 Machiavelli Niccoló III 279 Machulski Jan III 330 Maciejewski Maciej III 431 Mackendrick Aleksander IV 158 Mackenzie Compton IV 229, 230 Mackiewicz Kamil II 42 Mackiewicz Konstanty II 42, 43, 59 Mackiewicz Stanisław (ps. Cat) III 131, 234; IV 260, 265, 287, 289, 290 Macużanka Zenona IV 364 Maczek Stanisław I 62, 415; II 13, 121; III 33, 249 Mailer Norman IV 210, 212, 213 Maine de Brian I 13 Majakowski Władimir W. I 275; II 9, 22, 115 Majewska Barbara III 361, 366; IV 60, 62, 364 Makarenko Anton S. II 267, 268, 269 Maklakiewicz Tadeusz III 264 Makowiecki Tadeusz I 401, 402; II 180 Makowiecki Witold I 402 Makowski Tadeusz I 14,15 Makuszyński Kornel In 437 Malaparte Curzio IV 87 Malawski Artur I 216 Malczewski Antoni I 231-233; III 307 Malczewski Jacek III 13 Maleczyńska Ewa I 475, 476, 477, 488, 490; II 323 Maleczyński Karol I 133,134, 245, 477; II 323 Malenkow Georgij M. II 375, 378; ZII 7, 8 Malewska Hanna I 154; III 377 Malicka Maria I 299, 302; III 190 Malinowski, lekarz III 90 Malinowski Pobóg Władysław IV 191, 217, 218 392 Maliszewska Maria zob. Beylin Karolina Maliszewski Aleksander I 80,165, 392; II 162,198, 243, 317, 322 Mallarme Stephane IV 299 Malle Louis IV 302 Malraux Andre I 204 Maltz Albert IV 219 Małaniuk Jewhen II 292, 347, 405 Małcużyński Witold III 370, 371 Małgorzata, księżniczka angielska IV 334 Małgosia, koleżanka Tuli III 444 Małkowski Stanisław II 280, 281 Małynicz Zofia I 164, 369, 418, 426, 439, 492, 501; II 8, 10, 146, 179, 216-218, 231, 243, 333, 366; III 23, 59, 241, 299, 327, 328, 383, 427, 428; IV 217 Mamak Wiktor I 245 Mamoń Bronisław IV 364 Mandalian Andrzej II 23 Maniuś I 510 Mann Klaus III 52 Mann Thomas I 220; II 7,17, 209; III 17, 18, 20, 21, 38, 42, 43, 56, 69, 70, 248, 252, 371, 414; IV 54, 55, 81, 82, 124, 126,132,136, 280, 308, 324 Manteuffel-Szoege Edward zob. Szoege- -Manteuffel Edward Manteuffel-Szoege Jerzy zob. Szoege- -Manteuffel Jerzy Manteuffel-Szoege Leon zob. Szoege- -Manteuffel Leon Manteuffel-Szoege Tadeusz zob. Szoege- -Manteuffel Tadeusz Mańka Irena II 32 Mao Tse-tung I 341, 471; IV 73 Marchlewski Julian II 83 Marconi Leandro I I 44 Marek Aureliusz (Marcus Aurelius Anto- ninus) III 233 Marek Krystyna I 180 Maria, pielęgniarka I 228 Maria Kazimiera (Marysieńka), królowa polska IV 190 Maria Krystyna, królowa hiszpańska IV 119 Maria Ludwika, królowa polska III 197 Marianowicz Antoni IV 367 Markevitch Igor IV 48 Markiewicz Henryk III 427; IV 97, 364, 367 Markowska Wanda III 137, 176, 177, 179,180, 207, 231; IV 124 Markowska-Minkiewicz Maria III 358 Markowski Andrzej IV 339 Marks Karl Heinrich I 357, 366, 472; II 74, 83, 398, 438; III 50, 84, 95, 323; IV 283, 341 Marquand John Phillips IV 324 Marshall Bruce II 171 Marshall George Catlett I Il8 Martin du Gard Roger I 176; II 50; III 328 Martinowa II 127 Martyka Stefan Wacław I 418, 420; II 265, 267, 269 Marszałek Tadeusz II 449, 451 Marx Jan IV 365 Masaryk Jan I 207 Masina Giulietta IV 29, 30 Maskiewicz Samuel I 14 Maszyński Mariusz II 315 Matejko Jan I 59, 300; II 152, 196; III 269 Matuszewska, właścicielka sklepu I 466 Matuszewski Ryszard I 193; II 281, 344; III 355; IV 258, 363 Matuszewski Tadeusz I 461, 464, 502; II 286, 287, 288 Mauersberger Adam I 336, 337; II 274, 276; III 222 Maugham William Somerset II 357, 358 Maupassant Guy de I 161; II 262 Mauriac Claude IV 307 Mauriac Fran#ois I 92, 176; III 399; IV 307 Maurois Andre (właśc. Emile Herzog) II 90 Maver Giovanni III 298 May, lekarz III 231 Mayenowa Maria Renata II 274, 275, 276 Mazur, robotnik II 79 Mazur J., ks. III 231 Mazurkiewicz III 68, 69,169 Mc Donald Dwight II 136; IV 171 McDivitt James IV 341 Mehoffer Józef III 311 Meissner Alfred II 123 393 Mela zob. Andruszkiewicz Melania Melcer Henryk II 299 Melcer Wanda I 75, 86, 87,143; II 19 Melina Michał III 2 7 Meller Marian I 75, 75 Memling Hans I 151 Mendes France Pierre IIZ 7 Mencwel Andrzej IV 363 Meredith George lIl 70 Mereżkowscy zob. Gippius Zinaida i Me- reżkowski Dymitr S. Mereżkowski Dymitr S. I 275, 345 Merimee Prosper III 27 Merkina Regina III 364, 368 Meysztowicz Walerian III 154 Męczkowska TeodoralI 60, 61, 63 Michajłow II 361 Michalak Antoni II 59 Michalina, pomoc domowa dra Rudzkiego I 56 Michalska Marta I 459 Michalski Ryszard H. IV 364 Michałowicz Mieczysław I 96 Michałowska Janina I 50 Michałowski Aleksander I 411 Michałowski Kazimierz III 11,13, 215 Michelet Jules I 13 Micińscy, rodzina I 159 Micińska Anna III 46, 47; IV 367 Micińska Aniela Alicja zob. Ulatowska Aniela Alicja Micińska Irena I v. Karbowska II 121 Micińska Maria Izabela z Andryczów II 120,121,187, 216, 301, 398, 430 Miciński Bolesław I 158,159; II 120,121 Miciński Kazimierz II 121 Mickiewicz Adam I 2I, 55, 73, 78, 118, 227, 231, 252, 287, 324, 332, 337, 357, 369, 379, 402, 418, 455, 479; II 18, 60, 83, 113, 149, 151, 180, 181, 217, 225, 343, 346, 387, 390, 398, 399; III 43, 58, 60, 106, 108, 132, 187, 198, 265, 346, 389, 395, 422, 423; IV 97, 136, 161,162,196, 205 Miczurin Iwan W. I 482; IV 113 Mieczychowski, adwokat III 192,193 Mielczarkowa, sprzątaczka na Powązkach I 222 Mieroszewski Juliusz III 259, 349 Mierżanow Wiktor I 469, 470 Mieszko I, książę polski I 304 Mieszkowska Anna IV 363 Międzyrzeccy zob. Hartwig Julia i Mię- dzyrzecki Artur Międzyrzecki Artur III 433; IV 83, 168, 169 Migdalska Zofia IV 268 Mijal Kazimierz III 175 Mikojan Anastas III 170,173, 357 Mikołaj II, car rosyjski I 485 Mikołaj z Wilkowiecka IV 193,194,196 Mikołajczyk Stanisław I 55, 56, 62-64, 99,117,122,129, 355 Mikołajska Halina II 231, 232, 293, 328 Mikulska Zofia I 207, 475; II 97, 249, 392, 415; III 68, 354 Mikulski Tadeusz I 105, 185, 198, 207, 282, 475; II 59, 60, 73, 97, 243, 249, 280, 356, 392, 415; III 68, 220, 221; IV315 Mikułko Anatol I 48 Milecki Mieczysław (właśc. Mieczysław Loretz) I 251, 254, 403; III 300, 336; IV 336 Milhaud Darius III 77 Mill John Stuart IV 120 Miller Arthur III 67,160 Miller Jan Nepomucen I 75, 81, 82, 90, 99,100,101,106,177,199; II 89,182, 183; IV 93, 323 Miller Jolanta II 182 Miller Romuald III 311 Milska Anna III 19, 24, 25, 26, 48, 77, 94, 105,112,113,176, 177,180,189, 207, 231, 390 Miłkowski Jan IV 247 Miłkowski Jan, jr. IV 247, 248 Miłobędzki Jerzy Adam III 65 Miłobędzki Tadeusz Benon III 65 Miłosz Czesław I 89, 90, 94, 158; II 7, 27, 162, 168, 169, 187, 211, 265, 266, 424, 427; III 94, 183, 216, 234, 296; IV 57, 64, 69,129,146,153-155,162, 217, 218, 317, 330, 364 Miłoszowa Janina z d. Dhiska, I v. Cękal- ska II 427 394 Minc Hilary I 227, 246, 278, 353, 354, 413 Mindszenty József III 209 Minkiewicz Henryk III 358 Minkiewiczowie zob. Markowska-Min- kiewicz Maria i Minkiewicz Henryk Minkowski Aleksander IV 24, 25, 27 Miriam zob. Przesmycki Zenon Misiorowski P. I 334 Mitzner Zbigniew (ps. Jan Szeląg) I 336; II 41; IV 270, 271 Młynarczyk St. IV 332 Mniszkówna Helena I 181 Mochnacka hena I 244, 246, 247 Mochnacki Maurycy I 231 Moczarski Kazimierz III 97 Modrzejewska Helena I 455, 458 Modrzewski Frycz Andrzej II 303; III 10, 187 Modzelewska Maria III 207, 208 Modzelewska Natalia II 151, 152, l53, 162-164,174,175,179,184-188,198-201, 205, 220, 234, 235, 238, 288-290, 295-297, 320, 355, 429; III 30, 62, 179, 222, 266, 357 Modzelewski Karol III 97; IV 323 Modzelewski Zygmunt I 24, 246, 274; II 175,187, 201, 235, 236, 296, 297, 320, 423, 424, 432, 433; III 30 Moliere (właśc. Jean Baptiste Poquelin) I 186,187, 492; II 50, 86, 87; IV 144 Mołczanow, kompozytor III 364 Mołotow Wiaczesław M. (właśc. Wiacze- sław M. Skriabin) I 91, 243, 248; II 355, 375; III 8, t70,173; IV 73 Mongirdowa Maria III 340 Moniuszko Stanisław I 459; ll 162, 334 Montand Yves III 207; IV 140,141 Monteskiusz zob. Montesquieu Charles Louis Secondat de Montesquieu Charles Louis Secondat de I 12 Montgomery Bernard Law I 487 Montherlant Henry Millon de III 426, 427 Moore Henry Spencer III 436; IV 34 Moraczewski Jędrzej II 166 Morawska Felicja I 423 Morawski Jerzy I11262, 297 Morcinek Gustaw I 294, 295, 379; II 133, 243, 377; III 195, 43 I Morgan Miehele I 176 Morgan Thomas Hunt II 356 Morozowicz Rufin II 261 Morozowicz-Szczepkowska Maria II 261; III 167,168,196 Morstin Ludwik Hieronim I 98, 331, 371, 372, 492; II 341; III 208, 239 Mortkowicz Jakub II 104; IV 58 Mortkowicz-Olczakowa Hanna I 138, 249, 451; II 111, 112, 349, 350; III 353, 399, 402, 407; IV 1 I 1 Mortkowiczowa Janina I 237, 371, 453; II 112,1 I 3, 349, 433; IV 112-114 Mostowicz Arnold IV l99 Mossor Stefan II 249 Mościcki Ignacy (Pobratyński) I 376, 435; III 421 Mozart Wolfgang Amadeus II 299, 343; III 56, 233; IV 222, 223, 257 Moździerz Jadwiga II 32 Mrozowska Zofia I 251, 254 Mrozowski Stanisław III 310, 311, 392 Mrożek Sławomir III 136,168, 216, 266, 330, 331 Mrożewski Stefan II 252 Mrugalski Antoni III 215, 216 Mularczyk Adam III 136 Multanowa Stanisława III 65, 88 Munch Edward IV 299 Munk Andrzej IV 57, 339 Munthe Axel I 187 Murchland Bernard G. III 301 Musil Robert II 17; III 441-443; IV 69 Musset Alfred de III 22, 25, 52 Mussolini Benito I 102; II 27 Muszałówna Kazimiera Teodora (Kazia) I 86, 122, 137, 145, 249, 350; II 145, 328, 332, 373, 374; III 68, 112, 125, 136, 210, 286; IV 211, 228, 230, 237, 239, 301 Mycielski Zygmunt I 372; III 1 l,13; IV 48 Mysłowski, dyrektor II 67 Mysza zob. Krzyżanowska Michalina Myszkowski M. III 300 Myśliwski Wiesław III 168 395 N. II 107 Nabokov Władimir W. (ps. Sirin) IZI 70 Nadzia In 348, 397 Nadzin Stanisław I 193; II 135 Naganowski Egon III 195,196 Nagy Imre In 184,185, 312, 313 Nahorski Stanisław II 284, 288 Najder Zdzisław IV 79 Nalepińska Cecylia z d. Trzaska I 251, 253 Nalepiński Tadeusz I 253 Nałkowska Zofia I 14-16, 23, 24, 31,106, 114,115,116,128,137, 260-262, 275, 276, 323, 399, 400, 500; II 20, 50, 89, 103,104,125,128,175, 234, 342-344, 417, 461, 469-473; III 68, 80, 114, 383; IV 45, 99, 323 Nałkowska-Bickowa Hanna II v. Stefano- wicz II 470, 471 Nałkowski Wacław III 388 Nana, pomoc domowa I 172, 208, 242; II 403 Napoleon I Bonaparte, cesarz Francuzów II 325; IZI 312; IV 95, 96, 261 Naruszewicz I 423 Naruszewicz Adam I 349 Narutowicz Gabriel I 128, 356, 364, 435 Narutowicz Krzysztof IV 363 Nasierowska Zofia IV 37, 265 Naszkowska, żona Mariana III 115 Naszkowski Marian III I15 Nawrocki, pośrednik III 169 Nawrocki Witold IV 363 Neame Ronald IV 123 Nehru Jawaharlal IV 286, 287 Nela zob. Samotyhowa Aniela Nenni Pietro II 148,151 Neuhaus H. I 470 Neumark Stanisław IV 313, 315 Newerly Igor (właśc. Igor Abramow) II 50; III 58; IV 99 Newmeyer Sarah IV 36, 39 Niczowa Wanda I 151,152 Niecikowska-Płotek Olga IV 365 Niedziałkowska Zofia I 44, 45 Niekrasow Wiktor P. I 50 Niemcewicz Julian Ursyn I 14; IV 74 Niemyska Barbara I 59, 60, 201; III 87 Niemyska Janina I 200, 202, 281, 282, 303, 318; III4S Niemyski Leon I 60, 282 Niemyski Lucjan I 59, 60, 200-202, 281, 282, 303; III 45, 87 Niepokólczycki Franciszek III 259 Niewiarowicz Roman I 395 Nikodemski Zdzisław Henryk I 113,114, 161 Nikołajew Andrijan G. IV 184,185 Nitsch Kazimierz IV 99 Nkrumah Kwame III 436 Noakowski Stanisław I 368 Nobel Alfred III 399 Norbert, arcybiskup magdeburski I 125 Norblin Marcin III 122 Norwid Cyprian Kamil I 165, 287, 349, 402; II 247; III 187, 287, 423 Nowaczyński Adolf (przydomek Neu- .wert) I 221 Nowak, sekretarz prezesa Rady Państwa III 126,128 Nowak Zenon III 220 Nowakowska Krystyna II 171-173 Nowakowski Marek IV 182 Nowakowski Tadeusz IV 364 Nowicka Grażyna IV 364, 365 Nowicka hena III 27, 60 Nowicki Romuald In 444 Nowowiejska Maria I 396, 401 O. Stefanowa IV 327, 328 Oborin Lew N. III 12 O'Brien, pracownica BOS I 92 O'Brien Lacy de I 445 Ochab Edward I 278; II 320, 321, 376; III 93, 173, 174, 176, 179, 188; IV 133, 240 Ochęduszko Jaromir IV 64, 65 Ochlewski Tadeusz II 314 Ociepa Stanisław II 58 Ociepka Teofil I 343, 344 Odier Jeanne II 452 Odojewski Włodzimierz IV 24, 27, 28, 268, 275, 277, 326 Offenbach Jacques III 208 Okulicki Leopold I 55 Okulicz Anna IV 364 396 Olczak, mąż Hanny Mortkowicz-Olcza- # kowej II 349 Olczakowa Hanna zob. Mortkowicz-O1- czakowa Hanna Olczakówna Joanna I v. Zimmerer, II v. ' Ronikier II 348, 349, 350, 352 Olkuśnik, krawcowa II 182 Olszewski Jan IV 80 Olszewski Krystyn II 91 Olszowski Stefan IV 278 Opletin, z Komisji Zagranicznej Związku Pisarzy Radzieckich III 365 Oraczewski Czesław, ks. II 98, 99 Ordonówna Hanka (właśc. Anna z Pietru- szyńskich Tyszkiewicz) III 207, 208 Ordyński Ryszard I 369, 370; II 185 Orkan Władysław (właśc. Franciszek Smreczyński) I 57; IV 280 , Orlik Danuta IV 367 Orłowska Bronisława III 6, 7, 327, 396; IV 23, 211, 275 Ortega y Gasset Jose III 276, 289 Orwell George (właśc. Eric Arthur Blair) I 195; III 31, 234 Oryng Janina (Gęsiunia) z d. Jankowska I 379, 380; III 316 Orzechowska, sekretarka ZLP I 460 Orzeszkowa Eliza I 57, 117; II 50, 284, 285, 288; III 289, 363; IV 8 Osborne John IV 26 Osiecka Agnieszka IV 332, 333 Osmańczyk Edmund I 236, 237, 262; II 158 Osóbka-Morawski Edward I 127, 354, 498 Ossendowski Ferdynand Antoni III 239, 240 Ossowska Maria z d. Niedźwiedzka IV 265, 266 Ossowski Stanisław III 107; IV 23, 24 Osterwa Juliusz (właśc. Julian Andrzej Maluszek) II 185, 217, 316; III 210 Ostrowska Barbara I 277 Ostrowska Zofia z d. Chrzanowska I 277; II 143; IV 279 Ostrowski Adam III 266, 273, 432; IV 105 Ostrowski Aleksandr N. I 302, 437 Ostrowski Stanisław II 172,173 Ostrowski Stefan II 144,168, 249 Ostrowski Wojciech I 270; II 403, 404; III 38 Otałęga Zdzisław IV 363 Ottaviani Alfredo IV 214 Ould Herman I 368 Owidiusz (Publius Ovidius Naso) IZI 180 Owiński Tadeusz I 245 Owsiannikow Antonia I 485 Oxenstierna Axel III 279, 280 Ozga-Michalski Józef II 376; III 30, 31, 32, 33, 45 Pacie M. III 13 Paczowski B. IV 63 Paderewski Ignacy I 396; III 371 Pajdak Antoni I 55 Pajetta Gian Carlo IV 220 Palma de C. IV 334 Pałłasz Edward IV 332 Pancewicz-Leszczyńska Leokadia II 216, 218, 231 Pankiewicz Michał In 284, 285 Pankowski Marian III 134 Panufnik Andrzej I 176; II 162, 433, 434, 440, 445 Pański Jerzy I 383, 384, 385; II 170,171 Papiewska Wanda II 297, 298 Papiewski, mąż Wandy II 297 Parandowska hena z d. Helcel I 98, 194, 500; II 9, 98, 99, 148, 150, 152, 177, 315; III 45, 72, 217, 267, 286 Parandowska Romana Julia zob. Szczep- kowska Romana Julia Parandowski Jan J. I 98, 127, 149, 150, 155,177,194, 220, 265, 266, 276, 315, 324, 325, 368, 431, 465, 500; II 9, 50, 53, 89, 98, 99,128,144,148,150,152, 177,188,189,196, 200-202, 225, 299, 315, 416, 417; III 11, 22, 131, 135, 186, 217, 239, 267, 286, 353, 389-391, 433, 454; IV 46, 47, 186, 234, 235, 237, 264, 265, 268, 273 Parandowski Piotr I 388; II 150, 202, 307, 328, 352, 354 Parnas Jakub Karol I 244, 246, 247 Parnicki Teodor I 15; IZZ 69, 70 397 Parysówna-Sokołowska Wanda zob. So- kołowska Wanda Paschalis II, papież I 126 Pasek Jan Chryzostom I 14 Pasławska Aleksandra I 396-398, 401 Pasławska Magdalena I 396, 397 Pasławski Karol (Karuś) I 397 Pasławski Stefan I 396, 397 Pasternak Boris L. III 39, 340, 362, 365, 399; IV 315 Paulo, franciszkanin IV 98 Paulus Friedrich II 21 Paweł VI (Giovanni Batista Montini), pa- pież IV 252, 253, 261 Pawlikowski Adam III 330 Pawłow Iwan P. II 177,178 Pelagia, niania I 102,104 Pełczyńska, żona Tadeusza Walentego III 269 Pełczyński Tadeusz Walenty (ps. Grze- gorz) I 445, 447; III 269 Pepys Samuel I 9, 13, 14, 17, 149,150, 157, 160,162,184,185,194-196, 212, 215, 224, 281, 422, 423, 425, 427, 434, 436, 437, 444, 462; II 38, I 10, 118, 119,165,186,191, 241, 293, 299, 305, 318, 334, 347, 393-396, 309, 410, 435, 452; lII 31, 200, 268, 316, 446; IV 123, 201, 233, 234, 278 Perczyńska Anna III 75 Perczyński Aleksanderl Il 75 Perczyński Maciej III 73, 74, 75 Perczyński Piotr III 75 Perkowski Piotr II 314; III 445 Perzanowska Stanisława I 200; IV 50 Perzyk Adam III 357 Perzyński Włodzimierz II 259 Peszyńska Janina I 80, 487, 488, 490 Petain Philippe II 243 Petelska Ewa III 293 Petelski Czesław III 293 Petersowa Zofia I 186,187,189,192-194 Petlura Semen I 43; II 117, 347 Petrażycki Leon I 323; II 310; III 162, 163; IV 179,181 Peyrefitte Roger IV 82 Peyret-Chappuis C. de II 231 Pękalski Leonard I 51; IV 149 Pęska Antonina (Tola) III 246, 247, 271, 274, 315; IV 111,172, 301 Pęska-Laskowska Mirosława III 271 Philipe Gerard III 51; IV 29 Piaf Edith IV 307 Piasecka Ewa IV 364 Piasecki Bohdan III 351, 385 Piasecki Bolesław II 338; III 31, 32,180, 350, 351, 385 Piasecki Sergiusz III 239 Piastowie, dynastia I 476, 479; II 325 Piątkiewicz Marian II 191,192 Picasso Pablo I 290, 342; III 281; IV 148, 171 Piechowska Wanda III 44 Pieczka Franciszek IV 128 Piekarska Małgorzata III 437 Piekarski Ryszard III 431 Piekiewiczowa, znajoma St. Stempowskie- goI2l6 Pieniążek Szczepan Aleksander III 86, 87 Pieńkowska Wanda z d. Garlicka II 82 Pieńkowski Kazimierz III 299 Pieńkowski St. I 364 Pieracki Bronisław IV 189 Pierzchała Andrzej III 283 Pierzchała Jan II 444, 445; III 83, 84, 201, 264, 283, 345, 349 Pierzchałowa, żona Jana III 283 Pietrasiewicz Stanisław III 205 Pietrkiewicz Jerzy II 214, 215 Pietrzak Włodzimierz I 193; II 281 Piętak Stanisław III 161 Pigoń Stanisław II 218; IV 265 Pilarski Władysław I 188,192 Pilniak Boris A. I 144 Piłsudski Józef I 23, 26, 43, 88, 226, 313, 325, 357, 363, 420, 455, 479; II 107, 117,137,140, 209, 295, 298, 299, 347, 404, 410, 424; III 31, 93, 233, 234, 249, 311, 343; IV 147, 150, 151, 158, 186,190,191, 217 Pinelli F. T. Tulio IV 73, 302 Pinter Harold IV 216, 217 Piotr I Wielki, car rosyjski III 187 Piórkowski Jerzy III 234, 297 Piprek Jan I 245 Pirandello Luigi IV 145 398 Pirożyński Marian II 324 Pius XI (Achille Ambrogio Damiano Rat- ti), papież III 334 Pius XII (Eugenio Pacelli), papież I 451; III 241, 334, 335, 33?; IV 78, 253, 263 Piwowarczyk Jan, ks. I 445, 446, 447 Plater-Zyberkowa Cecylia III 248 Platerowa z d. Grocholska III 322 Platon (właśc. Arystokles) I 82 Plaut (Titus Maccius Plautus) I 472; III 231 Plebański Jerzy III 118; IV 367 Plechanow Gieorgij W. IIZ 16 Plichta Anna II 32 Plievier Theodor II 277 Płaczkowska Barbara IV 136 Płaszyński, hydraulik III 285; IV 294, 295 Płomieński Jerzy Eugeniusz I 127,129 Płoński Michał III 122 Płoski Stanisław I 325, 327 Płoszewski Leon I 402; II 118, 133,180, 181 Pniewscy, rodzina III 107 Pniewski Bohdan II 224 Pniewski Jerzy III 117, Il8,119 Pniewski Tadeusz IV 18 Początek Józef I 299 Pobóg Malinowski Władysław zob. Mali- nowski Pobóg Władysław Pobratyński zob. Mościcki Ignacy Podhorska-Okołów Stefania II 152 Pogorzelska Zula (Zofia) I v. Runowiecka I 188; III 207, 208 Poklewska-Koziełł Emilia Stella I 500; II 64, 283 Poklewski-Koziełł Józef I 500; II 63-65, 66 Pol Wincenty III 97; IV 250 Polak Benedykt I 206 Polanowski Edward IV 198 Polański Roman IV 60, 62 Polewka Adam I 275 Polewoj Borys N. (właśc. Boris N. Kam- pow) I 398 Pollak Roman II 120 Pollak Seweryn III 340, 353, 355 Połtorzycka-Stampf'1 Dżennet II 13; III 53; IV 8 Pohcjanow Siergiej S. IV 171 Ponuan Krzysztofl 5; III 47; IV 364 Pomianowska Wanda II 183,184 Pomianowski Gustaw II 183,184 Pomirowska Maria z d. Głowacka I 460 Pomirowski Leon (właśc. Leon Pomper) II 427 Poncet Fran#ois I 327 Poniatowska Barbara I 58, 88 Poniatowska Stefania (Futa) z d. Myszkie- wicz II 427; IV 249 Poniatowska Zofia I 58 Poniatowski Józef II 325 Poniatowski Juliusz I 58, 88, 446; II 427; III 265, 269, 278, 279, 312, 318, 325, 343, 423; IV 133, 157, 218, 249, 305 Poniatowski Zygmunt II 427; IV 249 Ponomarenko Pantelejmon K. I 356; III 210 Popiel Karol IV 22 Popowicz Pawieł R. IV 184, I 85 Porazińska Janina III 130 Posner Stanisław (Poncz) I 24; In 388 Potiebnia Andrij II 361 Potiomkin Grigocij A. II 147 Potoccy,rodzinal 111 Potocka Delfina I 287, 288 Potocki Ignacy III 269 Potocki Stanisław Szczęsny I 56 Potocki z Parzymiechów III 343, 344 Potuliccy, rodzina I 285 Potworowski, dyrektor I 376 Poussin Nicolas I 253, 254 Pragier Adam III 208 Prażmowski-Belina Władysław II 77 Prentki Jacek II 120,121; III 46 Promiński Marian III 447 Pronaszko Andczej I 458, 461; III 328 Proust Marcel I 455; II 148, 201; III 414, 443; IV 26 Prus Bolesław (właśc. Aleksander Głowa- cki) I 171,198, 294, 337, 455, 505; II 50, 357, 367, 430, 431; III 216, 289, 311, 436; IV 208 Pruszkowski Tadeusz I 51,102, 213 399 Pruszyński Ksawery I 73, 113, 115, 116, 154, 262; II 262; III 234 Prutkowski Józef II 233 Przeradzka Jadwiga I 474; II 366 Przesmycki Zenon (ps. Miriam) I 349 Przetakiewicz Zygmunt IZZ 31, 33 Przewłocka hena II 171,173 Przybosiowa Bronisława III 94 Przyboś Julian I 78, 141-143, 144, 183, 237, 492; II 104, 111, 324, 344, 349, 431, 432; III 92, 94, 105, 165, 169, 194, 216, 272, 313, 349, 350, 422; IV 139 Przybylska Sława IV 332, 333 Przybyłko-Potocka Maria III 68 Przybyszewska Dagny z d. Juel III 427, 433, 434, 435 Przybyszewska Iwa III 427, 435 Przybyszewski Stanisław I 461; III 375, 427, 433-435; IV 299 Przybyszewski Westrup Zenon III 433, 434, 435 Przypkowski Tadeusz II 407, 409 Pstrowski Wincenty I 214 Ptolomeusz Klaudiusz IV 15,16 Puccini Giacomo II 162 Puszkin Aleksandr S. III 51, 60 Putowska Jadwiga z d. Garlicka, I v. Na- gabczyńska I 237; II 81, 82 Putrament Jerzy I 48, 153, 154, 353; II 89, 133-135, 139, 140, 143, 152, 167, 169,173,187,188, 214, 233, 238, 240, 297, 309, 327, 386, 424, 444; III 48, 131,162,177, 292, 374, 382, 448, 454, 455; IV 139, 159, 261, 273-275, 289, 290, 303, 304, 306, 313 Puzyna Konstanty III 387 Pużak Kazimierz I 148, 332-334 Pyrkosz Witold IV 128,129 Pysiak Krzysztof IV 363 Pytel Grzegorz III 351 Pytlakowski Jerzy III 195 R. I. 83 Rabelais Fran#ois III 427 Rabska Zuzanna I 368 Rachmaninow Sergiusz W. II 343; IV 137 Rachoń Stefan II 312, 314 Rachwalski Józef II 269; III 167 Raciborski Eugeniusz IV 119 Racine Jean Baptiste III 264 Raczyńska Jadwiga IV 367 Raczyński Edward III 197 Raczyński Roger III 47 Radgowski Michał IV 363 Radkiewicz Stanisław I 354, 407; II 338 Radkiewiczowa Ruta I 373, 375, 384 Radliński Ignacy I 104; III 388 Radolińska, znajoma z Komorowa IV 270 Radwan Władysław II 28 I Radziwiłł Albrycht II 119 Radziwiłł Edmund I 250 Radziwiłł Janusz I 246, 247, 250 Radziwiłł Karol I 250 Radziwiłł Krzysztof III 442; IV 136 Radziwiłł Michał III 64 Radziwiłłowa Anna z d. Lubomirska III 91 Radziwiłłowa Izabella, żona Karola I 250 Radziwiłłowa Izabella z d. Radziwiłł I 246, 249, 250; II 129 Radziwiłłowicz Rafał I 22 Radziwiłłowie z Nieborowa III 65 Rafałowska Balbina II 174 Rain P. III 351 Rajewski Czesław I 390 Rajk Laszló I 491, 492; II 460 Rakowiecka, urzędniczka Zarządu Miasta II 55 Rancewicz Józef III 291 Rapacki Adam I 354; III 172 Rapaport Natan II 142 Rappeneau J. P. IV 302 Raszewski Zbigniew I 94 Ravel Maurice I 56, 434; III 77; IV 38, 39, 52 Rączaszkowa Czesława z d. Niemyska II 461 Read Carol III 380 Redlich Włodzimierz I 401 Reicher Eleonora I 375 Reindl T. III 377 Rejtan Tadeusz I 324, 357 Rembieliński Rajmund I 501 Rembrandt (właśc. Rembrandt Harmensz van Rijn) III 207, 225 400 Renan Emile I 32 Rene Ludwik IV 145 Renoir Auguste I 455 Restif de la Bretonne Nicolas-Edme IZZ 275, 276; IV 27 Retinger Józef Hieronim (ps. Jussuf) IV 21, 22, 23 Retingerowie, rodzina IV 23 Rettinger Halina I 293, 294 Rettinger Mieczysław I 293, 294 Rettinger Roman I 293, 294 Rettingerowa Ludwika (Wichuna) I 294, 319 Reymont Władysław Stanisław IV 280 Rilke Rainer Maria III 25,180; IV 308 Rimski-Korsakow Nikołaj A. II 299 Ringeissen Bernard III 11,12 Ripka Hubert II 365 Rittner Tadeusz (ps. Tomasz Czaszka) I 454, 455, 458; II 259 Riva Emmanuelle IV 307, 308 Robinsonowie, pracownicy British Institu- te w Warszawie IV 122,123 Rodziewiczówna Maria I 181, 337, 338, 341; II 171 Rogalski Aleksander II 206, 207, 208 Rogge, minister skarbu Stanów Zjedno- czonych II 150 Rogowicz Wacław II 87, 88, 89, 224, 225 Rogowski Bazyli IV 191 Rogoziński Julian III 224 Rojczyk, współpracownik H. Stempowskie- goI3l0 Rojewski Jan I 105,106 Rokossowska Ada I 485 Rokossowska Helena I 485 Rokossowski Konstanty I 484, 485, 486, 487; II 83, 338, 340, 427; III 173,177, 179,182, 203, 392 Rokossowski Ksawery Wojciech I 485 Rolicz-Lieder Wacław I 349 Rolland Romain I 318; III 217 Romains Jules (właśc. Louis Farigoule) I 189 Romaniukowie, rodzina III 23, 47 Romaniukowa III 25 Romaniukówna Barbara III 25 Romaniukówna Małgorzata III 25, 26 26 - Dzienniki, t. 4 Romanow-Horecka Eugenia III 406 Romanowski Andrzej III 427 Romanówna Janina I 492; III 328, 431 Romer Witold Q 97, 98 Romerowa, żona Witolda II 97 Rondi B. IV 302 Ronthaler Edward I 78 Roos Hans III 233 Roosevelt Franklin Delano I 419; II 387; IV 336 Rose William IV 158 Rosińska Danuta Iwona zob. Suchecka- -Rosińska Danuta Iwona (Iwa) Rosiński Jacek I 52, 284 Rossini Gioacchino II 162 Rostand Edmund III 279; IV 145 Rostworowski Stanisław I 362, 363 Roszewski Wojciech IV 363 Roszkowska Teresa I 165,166,187, 212, 251, 253, 426;1187, 209-211, 414; III 22,190,192 Rothertowa Zofia I 504, 505; II 204 Rousseau Jean Jacques I 13; In 97, 98, 447 Roździeński Walenty II 119, 120, 190, 191 Różański Józef (Jacek) II 440, 460 Różewicz Stanisław IV 53 Różewicz Tadeusz I 231; II 58, 67, 216, 438; IV 43, 53, 254 Różycki Antoni II 366 Różycki, inżynier z Wrocławia I 241, 242 Rubinowicz Wojciech III I 18 Rubinstein Artur I 403 Rucińscy, sprzedawcy III 17 Rudnicka Barbara IV 168 Rudnicka Halina II 243 Rudnicki Adolf I 15, 262; II 30, 32, 62, 344, 433; III 276, 349; IV 168, 265 Rudnicki Lucjan I 262; II 62, 68, 69 Rudzki Kazimierz I 188,189, 364 Rudzki Przemysław (Grubas) I 24, 56, 446 Rulikowski Mieczysław I 215 Rusinek Michał I 213, 431, 465; II 98, 115, 116, 128, 152, 188; III 166, 186, 194, 215, 217, 286, 429, 430, 449 Rusinkowa Józefa 1198; III 166 401 Russell Bertrand Arthur W. III 28 Russell Ken 11231 Ruszkowski Ryszard III 208 Rutstad Stanisław III 90 Rutkiewicz Jan II l32 Rutkiewicz Jan, jr. I 93; II 130-132, 165, 287, 288, 290, 422, 471; III 312, 313; IV 239, 240 Rutkowski Bronisław I 403 Rutkowski KrzysztoflV 364 Rybicki, z Nieborowa IV 58 Rybka Eugeniusz II 401, 402 Rybnikow Sergiusz III 40, 41 Rychliński Jerzy Bohdan IV 90 Rychterówna Kazimiera I 85 Rydz-Śmigły Edward zob. Śmigły-Rydz Edward Ryklin, operator III 364 Rykuńcio zob. Józewski Henryk Rylski Maksym II 20, 21 Rytel Piotr II 314 Rzepecki Jan I 117,118; III 168 Rzeszewski Jerzy III 208 Rzeuska Maria Aleksandra II 333, 334 Rzewuski Seweryn I 56 Sachs Nelly III 180 Sadowska Maria z Brzezinów (ps. Zbig- niew) I 349 Sadowski Andrzej IV 227 Sahankowa z d. Rylska II 176, 269 Saint-Exupery Antoine de I 43, 236 Salacrou Armand I 201, 203, 204 Salinger Jerome David IV 120 Samotyha Erazm I 22, 50, 116, 249, 281, 367, 368, 421, 461, 483, 487; II 8, 74, 203, 288, 289, 336, 345, 352, 453; III 5, 8, 171, 223, 312, 319, 396; IV 124, 224, 246-250 Samotyhowa Aniela (Nela) z d. Miłko- wska I 22, 50, 249, 367, 368, 421, 483; II 42, 203, 335, 367; III 171, 223, 312, 319, 396; IV 124, 224, 238, 246-250 Sand George (właśc. Aurore Dudevant) I 117,118; IV 85 Sandauer Artur I 186, 187; II 366; III 275, 290, 292, 293, 296; IV 249-251, 265, 273, 308 Sapieha Adam Stefan II 243 Sapieha Eustachy Kajetan IV 199 Sapieżanka Elżbieta IV 199 Sarnecka, żona Tadeusza I 464 Samecki Tadeusz I 343, 344, 464; II 142, 373 Samówna, znajoma z Brukseli I 504 Saroyan William IV 219 Sarraute Nathalie IV 26, 27, 28 Sartre Jean Paul III 28, 29,100,114-116, 185,186, 287, 426; IV 28, 68, 69,144, 145, 315 Sari Ada (właśc. Jadwiga Szajer) III 55, 56 Satyros z Kallatis III 187 Sawan Zbigniew I 302 Sawicka, żona Jerzego I 463 Sawicka Elżbieta IV 363-365 Sawicki, nauczyciel polonista II 222 Sawicki Jerzy (ps. Lex) I 381, 384, 463 Sazonow Siergiej D. III 366, 368 Sąsiedzka, sympatia St. Stempowskiego I 216 Schayer, polonista z NRD III 123 Scheler Max III 20 Schiller Leon I 95, 167, 474; II 35, 43, 148; III 167,168; IV 107, 222 Schiller Friedrich II 192; III 18, 20, 22, 25, 28, 42, 53,180 Schneider Gerda I 210 Sch#nberg Amold IV 37, 38, 39 Schulz Bruno III 381 Schumann Robert II 33 ; III 276 Schweitzer Albert I 187 Scott Walter I 171 Sebyła Władysław I 8 I Seghers Anna (właśc. Netty Radvanyi) II 393; III 21,196 Semadeni Tadeusz I 503 Semadeniowa Helena I 503 ; III 307 Semerau-Siemianowski Mściwój Maria Tadeusz II 164,165 Sempołowska Stefania I 22, 234; III 97; IV 48 Seneka, młodszy III 199, 223 Serafimowicz Aleksandr S. (właśc. Alek- sandr S. Popow) I 187 Serocki Kazimierz IV 338, 339 402 Sęp Szarzyński Mikołaj II 121; III 423 # Shakespeare William (Szekspir) I 171, 393; II I82, 209-211, 452; III 51,194, 208, 239, 344; IV 122, 144, 284, 285, 290, 292, 334 Shaw George Bemard I 102, 331; III 25, 100,189,190,192; IV 145 Shepard Allen B. IV 146,147 Sheybal Władysław II 231, 232; III 136 Shute Nevil (właśc. Nevil Norway) IV i 153,154 Sieciński W. III 161; IV 144 Sieczkowski A. III 445 # Siedlecki Janusz Nel II 91 Siekierska JadwigalI 128,129,177, 206 Sielski Stanisław III 383 Siemaszkowa Wanda z d. Sierpińska I 467; III 299; IV 50 i Siemion Wojciech IV 42, 43, 56, 2I6, 338 Siemiradzki Henryk I 453, 455, 456, 458 Sienkiewicz Henryk I 171,181, 294, 317, 318, 338; II 50, 125, 171, 197, 200, 202, 272, 273, 335, 398; III 68, 77, 109, 200, 216, 248; IV 9, 10, 97, 99, 105,134,179, 208, 306 Sienkiewicz Henryk Józef I 317 Sienkiewicz Jerzy I 406, 408 Sienkiewicz-Oszyk Henryk II 327 Sienkiewiczowa, żona Henryka Józefa I 317,318 Sieradzka Zofia IV 364 Sieradzki Józef IV 80 Sieramski Władysław I 462, 467, 473, 493; II 16, 27 Sieroszewski Stanisław II 24 Sieroszewski Wacław (ps. Wacław Sirko) I 24; II 24, 25; IV 190 ' Sierpiński Wacław II 280; IV 265, 281 Sigalin Józef I 48; II 228, 320, 321 Sikorscy, rodzina III 142 Sikorska Helena z d. Freilich II 448 Sikorski Kazimierz II 314, 448, 465, 466; IV 39, 339 Sikorski Tomasz II 465, 466 Sikorski Władysław Eugeniusz I 446; IV ' 22,190 Simon-Pietkiewicz Jadwiga I 50, 51 Simonow Konstantin M. III 32 Singer Bernard (ps. Regnis) I 290, 292 Sinko Grzegorz IV 251 Sipayłło Janusz II 114,115, Il7, 295; III 395 Skarżanka Hanna II 216, 217, 218, 328 Skibiński Franciszek III 251 Skierski Kazimierz Zenon II 133 Skimborowicz Hipolit I 362 Skiwski Jan Emil I 66, 67, 68,106 Składkowski Felicjan Sławoj I 187, 188; II 265, 266 Skłodowska-Curie hena I 129 Skłodowska-Curie Maria II 344, 390 Skłodowska-Szalay Helena II 343, 344 Skoczylas Władysław IV I 5 Skoniecki Czesław III 262 Skowroński Zdzisław I 199 Skriabin Aleksandr N. I 318 Skrowaczewski Stanisław IV 48 Skrzeszewski Stanisław II 187; III 34 Skrzynecki Piotr III 401, 402 Skurowski Piotr IV 201 Skuszanka Krystyna I 124; III 345-347, 373, 399, 407; IV 127, 296 Slansky Rudolf (właśc. Rudolf Salzmann) II 460 Sławiński Kazimierz III 366, 368 Sławoj-Składkowski Felicjan zob. Skład- kowski Felicjan Sławoj Słocińska T. IV 364 Słojewski Jan Zbigniew (ps. Hamilto#, Hadrian, Karakalla) III 379, 380, 382; IV 244 Słomkiewicz Wacława IV 294, 301 Słoniewska, znajoma A. Kowalskiej ze Lwowa II 352 Słonimska Janina z d. Konarska I 149; III 158; IV 20, 58,168, 299 Słonimski Antoni I 25, 27, 64, 98, 99, 102,141-143, l44,149, 272, 356, 397; II 342, 388, 423, 427, 437; III 26, 48, 50, 54, 60, 62,131,135,158,159,194, 203, 215, 314, 352, 353, 374, 388-391, 428, 429, 432, 433, 436, 438, 448, 454; IV 58, 110, 168, 261, 265, 266, 275, 276, 287, 289, 299, 300, 313, 314, 316, 317, 326 Słotwiński Józef I 197,199, 202 403 Słowacki Juliusz I 82,135,165, 232, 248, 249, 252, 253, 324, 331, 332, 403, 418, 479, 492, 504; II 107, 177, 181, 183, 246, 247, 343, 356, 369, 398, 399, 414, 415, 463; III 53, 60, 132, 187, 198, 422, 423; IV 64,103, 205, 250, 336 Smendzianka Regina I 410, 41l; In 309 Smith John A. I 150 Smoleński, gość "Paulinum" I 388 Smoleński Dionizy I 245 SmoleP Jan Arnośt I 77 Smoter Jerzy Maria I 288 Smolka Stanisław III 374 Snowdon, lord IV 334 Sobańska Maria z d. Górska I 119,120; II 105, 205, 209 Sobański Kazimierz I 120 Sobolewski, mąż Elżbiety Szemplińskiej I 228 Sobolewski Tadeusz IV 363 Sofokles IV 249, 254 Sokolnicki Michał III 233, 234 Sokołowska Wanda (Dusia) z d. Parys II 180,182; In 45; IV 367 Sokołowski Jan Bogumił III 150,151; IV 245, 263 Sokołowski Marian I 79; II 302; IV 70, 164, 212, 293, 343, 344 Sokorski Włodzimierz I 217-219, 220, 404, 434, 435, 506; II 42, 197, 272, 309, 413, 422, 440, 441; III 26, 398; IV 278 Solarzowa Zofia I 57; IV 42 Solska Irena (właśc. hena Karolina Flora Poświk, ps. Górska, Pomian) I v. Sos- nowska, II v. Grosserowa I 455 Solska hena, żona P. Jaroszewicza IV 15 Solski Ludwik (właśc. Ludwik Napoleon Karol Sosnowski) I 31 I, 313, 368 Sołtyk Kajetan I 54, 56 Sołtykow-Szczedrin Michał I 87, 94 Sołtys Adam II 313 Samoggyi Paola de (właśc. Paola Hor- wath) IV 117-119 Sowiński Adolf II 276; III 20, 239 Spaak Paul-Henri III 202, 203 Spasowicz Włodzimierz I 505 Spisak Michał IV 38, 39 Spokomi, rodzina I 362, 364 Spokomy Maurycy I 364 Spychalska Barbara z d. Skrzypczyk 11I 46 Spychalski Marian I 99, 353, 354, 491, 492; II 247-249, 250;11146, 88,177 Spytko z Melsztyna I 489 Stachanow Aleksiej G. I 214 Staff Leopold I 213, 234, 348, 442, 496; II 112, 243; III 19, 241, 421, 423; IV 55, 257, 280 Stalin Józef W. (właśc. Josif W. Dżugasz- wili) I 56, 91,103,139,193, 246, 248, 278, 291, 324, 353, 354, 356-358, 419, 420, 483-487, 498, 504-507; II 5-7,14, 17, 27, 44, 60, 68, 74, 83, 98,146, 206, 221, 250, 275, 277, 327, 339, 355, 372-378, 393, 400, 401, 469; III 83, 90, 92, 93, 95,104,106,113, 221, 340; IV 113, 283, 336 Stampf'1 Stanisław II 113; III 53; IV 8 Stande Stanisław Ryszard I 144 Stanisław August Poniatowski, król polski I 53, 56; III 234 Stanisław (zw. Szczepanowskim), św. I 125 Stanisławski Jan I 359, 362, 363; III 311 Stanisławski Jan, aktor I 164; III 299 Staniszewski, kierowca II 175 Staniszewski Władysław III 210 Staniukowicz Andriej K. III 360; IV 7 Staniukowicz Jadwiga z d. Kozłowska III 73, 258, 259-363, 366-368, 389, 392, 394 Staniukowicz Kirył P. III 360-362, 363, 366, 367, 394 Staniukowicz Piotr A. III 362 Staniukowicz Sofia Z. III 360, 362 Stanuch Stanisław IV 24, 26, 27 Stańczak Marian III 301 Stapleton Olaf I 274, 276, 280 Starewicz Artur III 172; IV 275, 277 Starorypińska Maria (Mańcia) 1 193; III Starowieyska Ewa IV 174 Starska-Żakowska Wanda IV 368 Starski Ludwik I 124, 375 Starzewski Czesław II 246 404 Starzyński Juliusz I 408- II 42 # Staszewski Stefan II 376, 378; III 70, 71, 175 Staszic Stanisław III 269 Stawar Andrzej (właśc. Edward Janus) II 87, 88, 362, 363, 364; IQ 387; IV 159, 160 Stawiński Jerzy S. IV 57,134 Stefanowski Bohdan II 280, 281 Stefczyk Jan (ps. Władysław Kopaliński) , I 392, 393, 394; II 16, 152, 455, 457; III 273 Stehlik Mirosław II 269 # Stein Gertruda IV 171 Steinbeck John II 265, 374, 416; III 323, 325 Steinhaus Hugo Dyonizy I 244, 247; II 243, 280, 393-395; III 82, 205, 285 i Steinhaus Stefania z d. Smosz I 244 Steinsberg Emil III 97 Steinsbergowa Aniela z d. Berlinerblau III 96, 97,125 Stempowscy, rodzina I 159, 509; II 64, 302; III 154, 387 Stempowska Jadwiga z Bieńkiewiczów II 223 Stempowska Maria z d. Stempowska II 64, 283-285, 370; III 358; IV 74 Stempowska Zuzanna z d. KopeE I 508, 509; II 158, 161, 162, 165, 283, 289, 290, 409; IV 199 Stempowski Hubert, syn I 508 Stempowski Hubert, ojciec I 284, 285, 310, 435, 500, 508, 509; II 158, 162, 165, 273, 283, 285, 286, 288-290, 409, 412, 430; IV 86, 87,199 Stempowski Hubert, ojciec St. Stempo- wskiego II 223 Stempowski Hubert Stanisław II 412 Stempowski Jarema I 508 Stempowski Jerzy (ps. Paweł Hostowiec) I 25, 52, 96, 97, 143, 152, 157, 158, 179-181,186,195,199, 224, 227, 235, 236, 253, 254, 311, 312, 345, 348, 357, 435, 436, 463, 509; II 23, 107, 121, 204, 283, 289, 292, 431, 432; III 17, 22, 35, 36, 42, 43, 45, 46, 54, 92, 132, 195, 205, 215, 217, 218, 232, 233, 241, 287, 288, 292, 296, 297, 300, 318, 326, 336, 340, 351, 389, 399, 420, 421; IV 19, 57, 106, 108, 135, 138, 141, 142, 160, 203, 217, 219, 266, 310, 327, 336 Stempowski Paweł I 221, 316, 427 Stempowski Stanisław I 16, 20, 23, 24, 30, 42, 43-45, 49, 52, 56, 57, 60, 62, 64, 66, 74, 80, 86, 90, 94, 96, 98,102, 110,123,124,137,138,148,155,158, 159,168,173,176,177,180,185,196, 200-202, 208, 215, 216, 222, 223, 225, 226, 228-230, 237, 238, 240, 250, 251, 264, 267, 275, 276, 281, 282, 285, 287, 294, 320, 342, 343, 345, 348, 351, 369, 371, 379, 395, 401, 409, 417, 420, 422, 423, 425, 426, 430, 431, 433-436, 442, 444, 448, 461-463, 466, 474, 488, 491, 493, 494, 500, 502, 505, 508-511; II 8, 10, 14, 16, 17, 22, 27, 32, 37, 41, 59, 70, 80, 82, 90, 93, 95, 99, 101, 109, 110,112,117,118,121,123,125,127, 130,137,139,142,143,152,153,155, 157,158,163,169,186,187,195, 204, 215, 216, 220, 222-224, 229, 233, 238, 242, 244, 249, 250, 252, 253, 267, 281-290, 295, 300-302, 309, 317, 327, 336, 343, 345-347, 351, 357, 368, 382, 386, 398, 404, 410, 411, 415, 416, 427, 431, 437, 439, 451, 465; III 98, 101, 155,159,171,194, 206, 211, 219, 245, 257, 260, 276, 288, 300, 301, 348, 358, 387, 388; IV 74, 92, 98,110,117,131, 135,138,169,189,196, 223, 231, 278, 301, 317, 324, 343 Stempowski Wacław IV I 10 Sten Maria Gustawa II 362, 364; IV 50 Stendhal (właśc. Henri Beyle) I 13; III 52; IV 171 Stem Anatol I 442 Steme Laurence II 182 Stevenson Robert Louis I 415, 417 Stępiński Zygmunt II 228 Stępowski Tadeusz II 63-65, 66 Stępowski Janusz II 64 Stief Carl III 423, 424, 425 Stieglitzowie, rodzina I 361 Stoberski Zygmunt IV 82 Stofko Kamil I 245 405 Stolarkowa Halina z d. Kublik IV 269, 311,313 Stomma Stanisław III 376, 377 Stopka Andrzej I 458; IV 196 Strawiński Igor F. I 345; III 67, 77; IV 38 Strindberg Johan August IV 299 Strug Andrzej (właśc. Tadeusz Gałecki) I 22, 24, 254; III 388; IV 189 Strugowa Nelly (Eleonora) z d. Grzędziń- ska I 66, 96,186, 250; III 72; IV 187, 189 Strumph-Wojtkiewicz Stanisław II 125, 133 Stryjkowski Julian II 375, 386, 410, 411; III 374; IV 218, 229 Strzelecki Zenobiusz I 438, 492; II 218; III 68; IV 249 Studencki Władysław II 305 Studentowicz Kazimierz I 286, 287 Stuligrosz Stefan II 312, 313 Stwosz Wit (właśc. Stosz, Stvos) I 457; II 124; III 241 Styron William II 461 Subotin Stojan IV 97 Suchecka-Rosińska Danuta Iwona (Iwa) I 50, 51, 52, 284, 392, 508; II 68, 187, 288-290, 301 Suchecka-Ussorowska Hanna (Susanne) I 50, 51, 52, 176, 257, 393, 434, 435, 508; II 68, 289, 290, 301 Suchodolski Bogdan # 216, 297 Suchorzewska Ewa II 332 Suchorzewska hena II 259, 261, 328, 331, 332 Suchorzewska Simone II 260, 261 Suchorzewski Stanisław II 259, 260, 261, 328, 331 Suchorzewski Tadeusz II 261 Suchowo-Kobylin Aleksandr W. I 94, 437, 438 Sujkowska Janina IV 159 Sulima Helena I 455 Sumac Yma (właśc. Amy Camus) III 3l 7 Sumińska Hanna I 196 Surkow Aleksiej A. II 88, 89, 90; IV 132 Sutarzewicz Halina IV 10,11,15,178 Suworow Aleksandr W. I 420 Suzin Leon Marek II 142 Swinarska, sąsiadka z Komorowa III 345 Swinarski Artur Marya III 156, 239; IV 106 Swinarski Konrad IV 174 Sygietyński Tadeusz I 46; IV 229, 339 Szablowski Jerzy II 124 Szaflarska Danuta III 443, 444; IV 216 Szafnicki, ks. II 164 Szaja Stefan I 210; III 102,104 Szajna Józef III4OO, 407; IV 128,129 Szajnocha Karol I 476; III 374 Szal Bożena IV 364 Szalai Andras I 492 Szalapin Fiodor I. II 33 Szalonek Witold IV 338, 339 Szałowski Antoni I 215 Szaniawski Jerzy III 200, 208 Szaniawski Klemens (ps. Klemens Juno- sza) I 337, 341, 371; III 200 Szaykowska Berta II 155,157 Szczawiej Jan I 75, 90, 97, 99, 101, 140, 502 Szczepan, król węgierski, św. I 125 Szczepański Jan IV 265, 273, 281 Szczepański Jan Józef III 272, 273, 449, 454 Szczepkowska Romana Julia z d. Paran- dowska II 135, 203, 328 Szczepkowski Andrzej II 203, 293, 328; III 136, 428 Szczepkowski Jan I 454-456, 458 Szczerbakow Siergiej II 387 Szczur Franciszka (Frania) I 25, 57, 74, 78, 80, 110, 156, 163, 175, 194, 212, 249, 312, 313, 356, 371, 386, 395, 401, 410-414, 423, 427, 442, 443, 462-464, 491, 497, 509; II 12, 32, 35-37, 40, 69, 82, 109,139, 186, 197, 202, 233, 264, 266, 269, 286, 287, 290, 303, 317, 319, 365, 366, 380, 381, 395, 401, 410, 418, 432; III 5, 7,13,14, 338; IV 164 Szczyglińska Maria z d. Moszyńska I 363 Szczygliński Franciszek I 363 Szczygliński Henryk I 359, 361, 362, 363, 364 Szczygliński Maciej I 362 Szczygliński Michał IV 367 Szczypior Czesław IV 220, 221 406 # Szczypiorski Andrzej IV 364 Szekspir William zob. Shakespeare Wil- liam Szela Jakub I 482 ' Szeląg Jan zob.Mitzner Zbigniew Szelburg-Zarembina Ewa I 53,431; II 133; IV 40 Szemplińska-Sobolewska Elżbieta I 57, 58,72,228,229 i Szeptycki Stanisław Maria I 53 Szeptycki Władysław I 474 Szerer Mieczysław II 165,166 # Szeski Jerzy I 217 Szletyński Henryk I 472; III 427 Szleyenowa Zofia III 196 Szmaglewska Seweryna II 133; III 50, 51 # Szmydtowa Zofia I 504; II 180, 225, 278, 279 Szoege-Manteuffel Edward II 423 Szoege-Manteuffel Jerzy II 280 Szoege-Manteuffel Leon II 421, 423, 438 Szoege-Manteuffel Tadeusz II 423 Szokalska Wanda II 366, 367 Szokalski Kazimierz II 386, 367, 368 Szolc-Rogoziński Stefan III 18, 303 Szołochow Michaił A. II 16, 87, 90, 364; III 340 Szónyi Tibor I 492 Szostakowicz Dmitrij D. II 343 Szpakowicz Czesław III 161,192 Szpakiewicz Mieczysław I 420 Szpalski Karol I 367 Szpilczyński Stanisław I 245 Szpinalski Stanisław IV 339 Szrojt Eugeniusz II 3l8 Szron, pracownik w majątku Piaski I 433 Szronowa I 433 Sztachelski Jerzy I 497, 499; IV 239, 240 Sztompka Henryk I 367, 395, 396, 411 Szturm de Sztrem Tadeusz I 138, 139, 146,197, 324, 332-334 Szuchowa III 41 Szumańska-Grossowa H. IV 82 Szumscy, rodzina I 79 Szumska Barbara z d. Karwacka II 90 Szumska Dominika Maria z męża Jakubo- wska II 90; IV 177, 311 Szumska Florentyna z d. Sułkowska II 198 Szumska Gabriela Maaa zob. Lipka Ga- briela Maria Szumska Helena zob. Hepke Helena Szumska Jadwiga (Jadzia) I 22, 47, 58, 69, 79, 84, 90-92, 117, 151, 221, 316, 319, 396, 400, 427, 432, 469; II 35, 37, 38, 155, 157, 203, 222, 252, 302, 357, 381, 405, 449; III 138, 207, 212, 249, 425; IV 112,113, 238, 250 Szumska Jayanti z d. Hazra, II v. Żyżun, III v. de Virion IV 176,177,178, 311, 325,326 Szumska Ludomira z d. Gałczyńska I 22, 233, 234, 316, 427; II 381, 457; IV 130,183,196, 230, 250, 323 Szumska Łucja (Lucia) z d. Sahanek I 46, 47, 48, 62; II 35, 161, 287, 429, 458; III 251 Szumska Władysława z d. Bugajska I 258, 259, 260 Szumska-Barszczewska Maria (Mania) II 197,198,199 Szumski Bogumił Józef (Boguś) I 48, 62, 71, 96, 153, 199, 203, 248, 258, 264, 286, 413, 434, 464, 473, 486, 502, 509-511; II 13,14, 23, 33, 35, 40, 77, 87, 90, 121, 141, 160, 174, 197, 198, 202, 233, 263, 267, 269, 287, 301, 310, 312, 321, 366, 381, 421, 429, 437, 458; lII 13, 22, 52, 80, 94, 111, 114, 141, 183,192, 202, 214, 215, 220, 230, 231, 236, 244, 249, 251, 425; IV 83, 172, 250 Szumski Franciszek II 198 Szumski Janek IV 230 Szumski Jerzy Stefan (Jurek) I 49, 57, 74, 76-79, 82, 83, 92-94, 98,123,137,151, 153,160,161, 214, 216, 217, 227, 248, 270, 282, 320, 464, 486; II 8,13, 39-41, 82, 87, 90, 121, 126, 161, 176, 186, 202, 247, 263, 267, 288, 290, 322, 328, 332, 379, 410, 421, 422, 437, 458; III 6, 25, 72, 73,141,156,164,165, 173, 174,189,197, 205, 207, 210, 213, 215, 217, 218, 220, 222, 223, 225, 227, 236, 244, 249, 280, 281, 283, 291, 299, 312, 407 313, 317, 330, 348, 351, 352, 356-360, 363, 364, 366-369, 383, 388, 396, 425; IV 16, 50, 57, 83, 84, 105, 156, 176, 178,196, 216, 266, 311, 325, 326, 331, 334, 367 Szumski Józef I 23; II 381; IV 130,183, 196, 265 Szumski Ludomir Józef (Mirek) I 258, 259, 260, 263; IV 235 Szumski Maciej II 90 Szumski Sławomir (Sławek) I 258, 260; IV 235 Szumski Stanisław I 258-260, 263, 270; II 381; IV 235 Szuster, historyk rosyjski I 243 Szwalbe Stanisław I 154, 354; II 165, 166 Szwankowski Eugeniusz I 316, 317, 318 Szweigert Bolesław II 47 Szweykowski Zygmunt I 265; II 427 Szydłowski Roman IV 174 Szydłowski Stanisław I 290, 29l, 298, 299, 301; III 111,112 Szyfman Arnold I 70, 71, 72, 86, 95, 251-253, 258, 371, 418, 420; II 424; III 22, 222 Szymanowska Anna (Nula) I 95,100 Szymanowski Antoni III 399 Szymanowski Karol I 95, 124, 216, 282; IV 339 Szymanowski Wacław I 455 Szymańska Irena I 113, 317, 318, 379, 468, 485; II 16, 152, 416; III 26, 37, 38, 70, 272, 273, 432; IV 19, 90, 247, 258, 367 Szymański Wiesław Paweł IV 263, 265, 266, 270, 364 Szymański Zygmunt III 38, 70 Szymonowicz Zbigniew II 423 Szypowska Maria z d. Ostrowska III 302, 303, 307, 308, 335, 419; IV 53, 116, 337 Szypowski Andrzej I 166; II 353; III 178, 237, 275, 294, 302, 303, 304-308, 324, 385, 419, 432, 454; IV 53, 116, 318, 337 Szyszkow Wiaczesław J. II 93 Ścibor-Rylski Aleksander II 175, 177, 243; III 104,177, 435 Ścisłowski Włodzimierz I 138 Ślesińska Alina II 425, 436 Śliwińska Ewa I 325, 327; II 59 Śliwiński Czesław IV 131,132, 306 Śmigły-Rydz Edward III 93 ; IV 190,191 Śniadecki Jan II 144 Śniadecki Jędrzej II 144 Śniegocki Władysław II 305 Śpiewak Jan IV 139,140 Światło Adam IV 196 Światło Krystyna z d. Dąbrowska IV 192, 193,196 Świderski, aplikant sędziowski I 66, 67 Świderski Jan I 123; III 330, 338 Świerczewski Karol II 101 Świerczyński Rudolf I 390 Świętochowski Aleksander I 81; II 218 Świętosławski Wojciech Alojzy II 280 Świtalski Kazimierz II 107 Taborski Roman IV 367 Tacyt (Marcus Claudius Tacitus) I 480; II 118, 225 Tagliaferro M. I 410 Tanaka Kinyo IV 19, 20 Tańska-Hoffmanowa Klementyna I 14 Targowski Józef I 257, 258, 283 Tarłowska hena IV 228 Tarn Adam IV 2l9 Tarnowski Aleksander II 410 Tarnowski Stanisław I 231 Tatar Stanisław II 249 Tatarkiewicz Anna IV 42 Tatarkiewicz Władysław I 212, 387; II 261; III 216; IV 24, 265, 281 Taylor A. J. I 275, 276 Tazbir Stanisław I 386 Telakowska Wanda 111376, 377 Tenczynowa, żona Jana III 247, 322, 384, 416, 418 Teonia, pomoc domowa IV 344 Teoplitz Jerzy I 373, 375 Teresa, św. I 393; II 326 Teresa z Avila, św. I 182 Terlecka Lucyna z d. Basaj IV 235, 256, 257, 268, 269, 299-301, 326 408 Terlecki Władysław Lech III 439, 440, 441; IV 24, 109, 151, 235, 247, 256, 268-270, 275, 277, 281, 282, 299-301, 326, 363, 367 Terlikowska, stryjeczna siostra J. Terliko- ' wskiego III 227 Terlikowski Jan III 227, 228, 230 Teslar Tadeusz II 305, 438; III 236, 408; IV 301 Teslarowa Antonina z Boguszów II 302, , 303, 304, 322; nl 227, 236, 408; IV 301 Teslarówna Ewa II 322, 323, 403, 437, 438, 448; III 5, 227, 236, 408 # Tetmajer Przerwa Kazimierz III 412 Thackeray William Makepeace II 241 Thomopulos Jan IV 237 Thugutt Stanisław II 165,166 Tichonow Nikołaj S. II 20 ; Tichy Karol IV 149 Timofiejew Grzegorz I 170,171 Timoszewicz Jerzy I 95; III 168, 288, IV 367 Tito Josip Broz I 100, 247, 248; III 105, 181; IV 100,101, 283 Togliatti Palmiro (ps. Ercole Ercoli) I 284; II 358 Tołstoj Aleksiej N. I 144,157 Tołstoj Lew N. I 13, 43, 170, 186, 187, 439; II 7, 90,152, 219, 220, 225, 335; III 153, 383; IV 64,104,171,176, 280 Tołwiński Stanisław I 468 Tomassi Maria z d. Stefanowicz III 138 # Tomassi Ludomir III 138 Tomassi Witold III 138 Tomasz a Kempis, św. I 150, 393; III 248 Tomasz z Akwinu, św. I 149, 150, 393; In 248 Tomaszewski Henryk I 189; II 246 Tomaszewski Mieczysław II 191,192 Topolski Feliks I 337 Trakl Georg III 180 Trąmpczyński Wojciech I 53 Trembecki Stanisław I 349; II 108 Trębaczkiewicz Stanisław IV 16,18 Treniew Konstantin A. IV 282 Triolet Elsa II 9 Truchanowski Kazimierz I 138, 465, 503; II 80; III 442 Truffaut Fran#ois IV 69 Truman Harry I 118, 338, 341, 364; II 91, 107, 250 Tula zob. Kowalska-Gawryś Maria Tur hena IV 367 Tur Jadwiga I 265, 267 Tur Leonard I 267 Turczyński Józef I 396; III 371 Turgieniew Iwan S. I 426 Turowa Helena z d. Wędziagolska I 265, 267 Turowicz Jerzy I 68, 445, 447;11 133; IV 263, 265 Turowski, ojciec Józefa II 108 Tucowski Józef II 108 Turski Stanisław III 225, 226, 425 Turski Zbigniew In 27; IV 174 Turwid Marian II 190,192,193 Turzyński, ks. I 377 Tuszkiewiczowa Janina I 244, 245, 247 Tuwim Julian I 75, 189, 199, 200, 210, 221, 234, 261, 272, 344, 349, 353-355, 496; II 243, 317, 417; III 45, 53, 208; IV 81, 307, 308 Tuwimowa Stefania In 45 Twain Mark (właśc. Samuel Langhorne Clemens) I 34; IV 201, 281 Tynianow Jurij N. II 205 Tyrmand Leopold In 76, 77,169 Tyszkiewicz Beata Maria Helena I 388, 389, 390 Tyszkiewicz Krzysztof I 390 Tyszkiewicz Krzysztof Jan Benedykt I 388, 389, 390 Tyszkiewicz Paweł IV 255, 256 Tyszkiewiczowa Barbara z d. Rechowicz I 387-389, 390 Tzaut Dieneke II 289, 292; III 92; IV 141 Tzaut Henri II 292; III 92 Uhse Bodo II 17 Ujejski Józef I 402; III 180; IV 79 Ujejski Stanisław II 405 Ulatowska Aniela Alicja z d. Micińska I 159, 442; II 121 Ulatowski Jan I 159; II 365; III 350 Ulrich Leon IV 285 409 Ulrych Juliusz I 446 Umeda Ryochu Stanisław III 395 Umińska Eugenia II 423 Unamuno Miguel de II 364 Undset Sigrid II 334, 335; IV 81, 280 Uniechowski Antoni I 87 Uniłowski Zbigniew IV 28 Updike John III 70 Urbańczyk Stanisław II 466, 467 Urbański Siergiej IV 170,171 Usiejewicz Helena F. III 363 Ussorowska Elżbieta I 52 Ussorowska Hanna (Susanne) zob. Suche- cka-Ussorowska Hanna (Susanne) Ussorowski Michał I 52 Valentin Antonina IV 257 Valery Paul I 195 Vandenberg Ernest I I 40 Van Dine S. S. IV 159 Vega Carpio Lope Felix de II 244, 246 Vercors (właśc. Jean Bruller) I 92, 176; III 160, 206, 236 Verdi Giuseppe II I 62 Verdiani Barbara z d. Adamska III 428, 429 Verdiani Carlo III 420, 421; IV 223 Vergano Aldo II 7 Verhaeren Emile I 112 Verlaine Paul I 231 Vermeer van Delft Jan (właśc. van der Meer) II 452; III 22 Vidor King IV 176 Vigny Alfred de I 19 Villaume Józef II 470, 472 Villaume-Zahrtowa Zofia II 470, 471, 472 Villemain Abel Fran#ois I 112 Villon Fran#ois I 210; IV 27 Vincenz Andrzej II 120,121 Vincenz Stanisław I 295; II 121; IV 159 Vinko, lekarz IV 98 Vodnik France IV 99 Vogler Henryk III 448 Voltaire (właśc. Fran#ois Marie Arouet, Wolter) II 403 Voynich Ethel Lilian III 15,16 VujićiE Petar III 215, 216 W.I371 Wacek zob. Kaczorowski Wacław Wackowie zob. Dąbrowska Wanda i Dą- browski Wacław Wagner Richard I 236 Wajda Andrzej II 178, 231, 350; III 336, 428 Wajnkiper Zofia III 44 Waksman Selman A. I 499 Waksmański Jerzy IV 364 Walc Jan, dziadek I 281, 282 Walc Jan, ojciec I 281, 282 Walc Jan, syn I 282; III 45; IV 363 Walc Róża z d. Nowotna I 281, 282 Walcowa Wanda z d. Niemyska I 282 Walden Jerzy I 474 Waldorff Jerzy IV 367 Walicki Michał I 406, 408; II 43; III 82 Wandurski Witold I 114,144 Wańkowicz Melchior I 25; III 153,154, 155,157,158,160,184,185, 374, 380, 381, 391, 415, 431; IV 210, 260, 265, 276, 287, 288, 295, 295, 316-318, 321, 322, 325, 329-331 Wańkowiczowa Zofia IV 295 Warmiński Janusz IV 227 Wamecki Janusz I 372 Waryń, pracownik banku I 403 Waryński Ludwik, wnuk III 396 Waryński Ludwik, dziadek II 83 Waryński Tadeusz III 396 Wasilewska Wanda I 58; II 148, 214; III 99,101-104,105, 394 Wasilewski Leon III 105; IV 191 Wasilewski Zbigniew II 214, 215 Wasowski Jerzy I 254 Wat Aleksander (właśc. Aleksander Chwat) I 149, 150, 177, 355, 465; II 5-7, 128, 133,134,175,189, 274, 276, 356, 417; III 46, 60 Wat Paulina (Ola) II 5, 7,189; III 46 Wawa zob. Jakubas Władysława Wawrzecki IV 341 Ważyk Adam II 60, 174, 309; III 48, 49, 50, 52, 264, 405; IV 265, 276 Weber Kurt IV 339 Wedekind Frank IV 2 I 7 410 # Wegner Jan I 56; III 63, 64, 67, 85, 90, 107,108, 333; IV 58 Wegnerowa Jadwiga I 56 Wehrowie, rodzina In 87 l Weintraub Wiktor I 180; III 389 Weiss Wojciech III 13 Weissmann August II 356 Wendorfowie, rodzina II 77, 78 Werfel Franz III 406 , Werfel Roman II 171,172, l73, 238 Wergiliusz (Publius Vergilius Maro) II 355; III 180,187; IV 270 i Wermińska Wanda II 334; III 360 Weronicz Maksymilian I 88 Wertheim Bronisław I 147 Westrup Wilhelm IlI 434 Węgiełek Janusz IV 363 Węgierko-Juno Aleksander II 87; IV 144, 145 Węgierski Tomasz Kajetan I 349 Węglewska, właścicielka domu w Rejen- tówce II 108-110 White Edward IV 341 Whiteman Paul III 77 Wichuna zob. Rettingerowa Ludwika # Widy-Wirski Feliks IV 239, 240 Wiech (właśc. Stefan Wiechecki) I 324; II 42 Wiech Stanisław (Karmazyn) II 153-155 Wieczorek Janusz IV 313, 315 Wieczorkiewicz Irena IV 55 Wielądek Wojciech III 64 Wielopolscy, rodzina I 285 Wielopolska Jehanne I 23 Wielopolska Ludwika Marianna D'arqu- ien I 284 Wielopolski Aleksander III 234 Wielowieyska Helena II 111 Wieniawa-Długoszowski Bolesław zob. Długoszowski Wieniawa Bolesław Wieniewicz Józef II 187 Wierbłowski Stefan III 62 Wiercińska Maria II 244, 246, 366; III 68, 301, 383, 445 Wierciński Edmund I 165,166,167, 253; II 209-211, 243, 414; III 25 Wierzyński Kazimierz I 24; III 153, 199, 267, 412, 452, 453; IV 5, 59, 68, 77, 85, 86,110,138 Wiktor Jan I 379, 380 Wilczek Jan IV 55 Wilczkowa Helena II 429, 430; III 6,10, 273, 420 Wilder Thornton IV 217 Wiles Peter III 208, 209 Wilhelmi Janusz IV 270, 271 Wilhelmi-Machalica Danuta IV 365 Wilkin Zofia IV 74, 311, 312, 315 Willers Uno III 399 Williams Tennessee I 461 Wilson Angus (właśc. Frank Johnstone) III 361, 362; IV 26, 28 Winawer Władysław III 97 Wincenty zwany Kadhibkiem II 68 Winckler Henci III 445 Winczakiewicz Jan III 383 Winter Krzysztofll 191,192 Wirpsza Witold I 302, 348; III 18; IV 108,174 Wirpszowie zob. Kurecka-Wirpsza Maria i Wirpsza Witold Wirski Juliusz III 196 Wiszniewski Wsiewołod W. I 194 Witaszewski Kazimierz III 175,17?, 203 Witczak Wojciech IV 197 Witczakowie-Wolni, rodzina IV 196-198 Witkacy zob. Witkiewicz Stanisław Igna- cy Witkiewicz Jan St. IV 106, 365 Witkiewicz Stanisław Ignacy (ps. Witka- cy) I 94, 129, 250, 254, 342; II 232, 316; III 58, 136, 216, 374, 388, 421; IV 226 Witkiewicz Tadeusz I 250 Witold, wielki książę litewski I 372, 475, 476 Witos Wincenty I 64 Wittlin Józef III 98,134,199 Wittlinowa, żona Józefa III 98 Wittlin-Winnicka Wiktoria III 98, 100, 104,107 Witz Ignacy IV 200 Władysław II Jagiełło, król polski I 372, 443, 475-477, 489, 490 Władysław IV Waza, król polski III 197 Władysław Węgierski, król węgierski I 125 411 Władzia, usługująca w Piaskach I 376 Wnuk Marian II 437 Wodiczko Bohdan I 216 Wohl Stanisław IV 55 Wojciechowska Aniela IV 145 Wojciechowski Stanisław I 435 Wojdowski Bohdan III 58 Wojna Ryszard IV 363 Wojtowicz Bolesław I 414; IV 339 Wojtyła Karol zob. Jan Paweł II Wolak Antoni I 474 Wolf Christa III 281, 284 Wolf Erwin II 454, 455; III 33, 44 Woltlce Mieczysław I 80, 88,137 Wolica Andrzej I 58 Wolicki Krzysztof IV 251 Wolpe Henryk I 224, 225, 227, 319, 397, 398 Wolter zob. Voltaire Wołczacki Witold I 363 Wołłejko Czesław II 86, 87, 217, 297, 328; III 23,190 Wołosiuk Jan IV 223, 224 Wołoszynowscy zob. Dulęba Maria i Wo- łoszynowski Julian Wołoszynowski Julian I 25 1; II 257, 258 Wołowski Jacek I 156; II 19 Wołyniak, pamiętnikarz I 225 Woolf Virginia III 3 I 5 Woroszylski Wiktor II 22, 23, 32, 89, 197; III 189,194, 235 Woroszyłow Kliment J. II 375, 378 Woszczerowicz Jacek I 54,186,187, 437, 459; II 86,148,153, 216, 218; IV 144, 145 Woynicz M. III I5,16 Woytowicz Bolesław II 314 Woźna Zofia II 362, 364 Woźniakowie I 433 Wójcicki Bronisław Piotr Paweł II 44-46, 48, 52, 70 Wójcik Zdzisław III 33, 34 Wróblewski Andrzej (#is) II 428 Wrześniewska Maria I 505 Wsiechswiatska Justa S. III 366, 367, 368 Wsiechswiatskij Siergiej K. III 366, 368 Wycech Czesław I 64 Wyglądała Aleksandra I 50, 509; II 34, 37,139, 267 Wyglądała Felicja I 50 Wyglądała Ryszard I 50 Wyglądała Szczepan I 50,164, 413, 509; II 34, 37,139, 290, 418; III 218 Wygodzki Stanisław II 22, 362, 364 Wyka Jan III 105,196 Wyka Kazimierz I 68, 69, 70, 260, 319, 359, 362, 363, 467, 486, 492, 502; II 59, 60, 89,116-118, 228, 358; III 354; IV 28,175,178, 265, 273, 281 Wyka Marta I 69; IV 364 Wyrozembski Jan Zygmunt III 115 Wyrzykowie zob. Barszczewska Elżbieta i Wyrzykowski Marian Wyrzykowski Juliusz IV 78 Wyrzykowski Marian I 78, 80, 352-354, 506; II 148, 197,198, 297, 322, 343; III 59, 108, 210, 241, 300; IV 78, 239 Wysocka Stanisława Maria z d. Dzięgiele- wska II 258, 314; IV 50 Wysocka Tacjanna I 189 Wysocka-Ochlewska Janina 11312, 314 Wyspiański Stanisław I 165, 166, 202, 267, 337, 456, 505; II 116-118, 181, 358, 377, 398; III 58, 67, 117, 187, 188, 311, 382; IV 107, 250, 254 Wyszomirska Lucylla I 42, 45, 54, 56; II 113; III 265 Wyszomirski Jerzy III 19, 20, 444 Wyśzomirski Kazimierz I 42, 54, 56, 290; II 113; III 45, 265 Wyszyński Stefan, prymas Polski I 450; III 162, 182, 202, 209, 241, 279, 370, 377, 385; IV 16,17,19, 262-264 Z. II 383, 386, 390 Z. K. IV 236 Zabijewska I 110 Zabłudowski Tadeusz II 274-276, 277, 416, 431 Zagajewski Adam IV 363 Zagórska Aniela I 391, 393; II 26; IV 48 Zagórska Karola I 391, 393 Zagórski Jerzy II 349; III 167, 299; IV 265 412 # Zahorska Stefania z d. Lesser (ps. Pando- ra) III 134, 208 , Zahorski Lech III 81, 82 i Zahrt Gustaw II 472 Zajdenman Maurycy I 102, 306, 308, 501; 0290, 301, 302; IV 195 ! Zajdenmanowa Ernestyna I 102, 306, 308, 510; II 290, 301, 302; IV I95 Zakrzewski Jan IV 213 Zaleski M. III 445 Zalewski Witold II 197 Zahiski Zbigniew IV 231, 232 # Zambrowski Roman I 254, 255, 353, 354; II 17, 338 Zambrzycki Władysław IV 185,186,187 Zamkow Lidia III 331 Zamoyski Andrzej III 179 i Zamoyski Konstanty 1 144 Zamoyski Władysław IV 22 Zan Klemens II 209 Zan Tomasz II 209 Zaniewska Xymena IV 55 Zapolska Gabriela II 231 Zapolska Hanna zob. Ghichowska Hanna Zaremba Józef M. I 52, 53; II 152 Zaremba Paweł IV 60 62 # Zarembina, żona Pawła IV 60 Zarębińska Maria I 373, 375 Zaruba Jerzy I 189, III 23 Zarzecki Krzysztof IV 120 Zarzycka hena I 64, 65 Zarzycki Janusz III 157,158 Zarzycki Kazimierz III 210 Zatorska Helena z d. Felsenhardt Skalska II 309; III 374, 375; IV 261 Zatorski Aleksander III 375 Zawadzka Franciszka III 91 Zawadzka-Żeromska Anna zob. Żeromska Anna Zawadzki Aleksander I 354; II 338; III 60,125,126,128,130,174, 313 Zawieyski Jerzy I 15, 57, 177, 272, 315, 325, 379, 380, 460; II 5,128,133,134, 148, 152, 153; III 166, 168, 177, 186, 239, 286, 353, 369, 371, 376, 448, 453- 455; IV 16,17, 232, 233, 253, 287 Zawodziński Karol Wiktor I 135, 136, 23 I, 504 ; IV 203 Zaworska Helena III 276; IV 364 Zbigniew, książę polski I 121 Zborowska, hr. II 23 Zdanowicz Zdzisław IV 292 Zdunikówna Maria z męża Grzybowa III 87,121,122, 201 Zdziechowska Amelia z d. Lebowska II 354 Zdziechowska Cecylia III 246, 247 Zdziechowski Kazimierz II 354 Zdziechowski Marian II 420; IV 104 Zdziechowski Tadeusz III 247 Zechenter Witold I 68 Zeltzer Janina QI 442; IV 136 Zelwerowicz Aleksander I 113,164, 311, 313; II 196, 216, 218, 231; IV 231, 336 Zieja Jan, ks. III 202, 369, 370, 371 Zielińska Janina III 45 Zieliński Bronisław II 461 Zieliński Przemysław I 124 Zieliński Tadeusz I 365; III 180 Ziemann Sonia III 273 Ziembiński Wodzisław I 458 Zienkowska Józefa III 85, 211, 212, 213 Zienkowska Zofia III 212 Zienkowski Franciszek III 85, 211, 212, 213 Ziębiński Andrzej IV 308 Zimand Roman III 235 Zimińska-Sygietyńska Mira I 45, 46; II 393; III 207; IV 194, 229 Ziółkowska Aleksandra II 266 Złotnicki Jurek I 374, 375 Zmorski Roman I 77 Znaniecki Florian I 34, 348; II 420 Zola Emile I 92,154,155 Zonn W. III 444 Zorica IV 100 Zorin Fiodor M. IV 112, ll3,114 Zweig Arnold I 176 Zweig Stefan I 187; III 180 Zwoliński Józef III 85 Zygmunt ll August, król polski III 160; IV 121 Zygmunt Luksemburski, cesarz niemiecki I 476 413 Żabczyńska Maria II 23l Żabczyński Aleksander II 231 Żak Stanisław IV 363 Żamecki Stanisław III 308 Żaryn Stanisław III 78 Żdanow Andriej A. II 354 Żelazowski Roman III 192 Żeleńska Zofia z d. Pareńska I 418; II 26 Żeleński Stanisław II 312 Żeleński Tadeusz (ps. Boy) I 27,186,187, 254, 418, 474; II 10, 26; III 25, 98, 264, 433 Żerkowski, sąsiad z Polnej I 249 Żeromska Anna I 114; II 179, 256, 259 Żeromska Monika I 496; II 152,178,179, 189, 255, 256, 259, 261, 331, 461 Żeromska Olga III 414 Żeromski Stefan I 14,15, 22, 23, 80,170, 208, 407, 428, 467, 496, 505; II 10, 43, 50, 61, 114, 152, 178, 179, 188, 189, 198, 200, 201, 216-218, 220, 255-257, 281, 367; III 32, 77, 136, 210, 239, 412; IV 90, 99, 231, 280, 283 Żeromski Tadeusz III 328 Żesławski Władysław IV 8 Żmichowska Narcyza II 63 Żmudziński Tadeusz I 469, 470 Żółkiewski Stefan I 105, 106, 176, 177, 192, 260; II 88, 89, 179, 180; III 26, 272, 448, 454, 455; IV 53, 54 Żukow Georgij K. II 375, 378; III 173, 263 Żukowska-Maziarska Anna IV 364 Żukrowska Katarzyna I 475; lI 307, 444 Żukrowska Maria z d. Woltersdorf I 475; II 158, 160, 301, 407, 444; III 173, 428 Żukrowski Wojciech I l07,108,111,167, 168, 178, 349, 350, 379, 393, 475; II 115,133,158,160,168,169,182, 301, 315, 342, 343, 407, 409, 427, 428, 450; III 48, 49, 60, 65, 173, 313, 357, 379-381, 428, 449; IV 199 Żuławska Czesława z d. Janiak IV 71, 72 Żuławski Jerzy I 177; IV 149 Żuławski Jerzy Wawrzyniec IV 149 Żuławski Juliusz I 176, l77; II 289; III 262, 264; IV 149 Żuławski Marek I 393; IV 148, l49,150 Żuławski Mirosław IV 65, 66, 71, 72, 179,182 Żurawlew Jerzy I 410, 41l Życieńska Ewa IV 154 Żyliński Czesław IV 367 Żymierski Michał (ps. Rola) I 64, 353, 486; II 462 Wanda Starska-7akowska Spis treści Rok1960..... Rok 1961 Rok 1962 115 165 Rok1963... . ....221 Rok 1964 . . . . 259 Rok1965..... ....327 Spis ilustracji. . . . . 347 Opis całości materiałów źródłowych. . . . . 355 Echa prasowe pierwszego wydania Dzienników. . 363 Od wydawcy. . . . . . 367 Indeks nazwisk . . . . 369 Sprzedaż wysyłkową książek SW "Czytelnik" prowadzi Księgarnia Wysyłkowa "Faktor" 02-792 Warszawa 78, skrytka pocztowa 60 "Czytelnik", Warszawa 1996 Wydanie I w tym wyborze