tytuł: "BEZDROŻA RADIESTEZJI" AUTOR: Przemysław Kiszkowski doktor fizyki, ul. Taczanowskiego 19 m 18, 60-147 Poznań. tel 061 61 76 99 SPIS TREŚCI STR ONA 1. Od autora. 3 2. Nauka i antynauka. 5 3. Co obiecuje swym adeptom radiestezja, w tym różdżkarstwo. 8 4. Krótkie podsumowanie naszych badań. 10 5. Krytyka i odrzucenie zjawisk różdżkarskich. Argumenty z geologii, fizyki, fizjologii i psychologii. 31 6. Zagadnienia teologiczne związane z różdżkarstwem. 44 7. Konkluzje. 57 8. Modlitwa. 61 9. Bibliografia. 62 Wrzesień, 1994. 1. OD AUTORA. 13 lat temu, we wrześniu 1981 roku, na sesji plakatowej Zjazdu Polskiego Towarzystwa Fizycznego w Lublinie, prezentowałem negatywne rezultaty prawie siedmioletnich badań nad radiestezją, a konkretnie różdżkarstwem. Stałem obok wywieszonego tekstu mojego referatu przez parę godzin, ale zainteresowanie było niewielkie. Wcześniej odbyłem telefoniczną rozmowę z profesorem Uniwersytetu Londyńskiego Johnem Taylorem. Od kilku lat pozostawaliśmy bowiem w stałym kontakcie właśnie w sprawach wyników naszych badań nad radiestezją. Opowiedziałem mu o ich załamaniu. Odrzekł mi na to, że trzeba się przyznać do niepowodzenia. Z jego wystąpień w programach naukowych BBC oraz z artykułu w prestiżowym czasopiśmie "Nature" wiedziałem, że i on przeszedł podobne rozczarowanie. Zgromadziwszy bardzo dużą ilość aparatury, badał wszelkie dostępne zjawiska paranormalne: różdżkarstwo, telepatię, telekinezę (poruszanie przedmiotów na odległość), zginanie łyżeczek oraz fenomen uzdrawiania. Taylor sprawdzał, czy w zjawiskach paranormalnych nie mamy przypadkiem do czynienia z wytwarzaniem jakiegoś pola elektromagnetycznego i czy w oparciu o to, nie można owych zjawisk wytłumaczyć. Szereg przeprowadzonych przez Taylora eksperymentów zdecydowanie nie potwierdziło jego oczekiwań. Jestem fizykiem, za rok kończę 70 lat. Całe życie zawodowe spędziłem prowadząc badania naukowe, które nadal kontynuuję. Interesowały mnie jednak również zagadnienia filozofii (zwłaszcza katolickiej) teologii, medycyny, a obecnie także archeologii. W trakcie mej pracy na Unwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w Instytucie Fizyki, straciłem wzrok. Działo się to powoli. Musiałem więc stopniowo przestawić się na inny sposób pracy oraz częściej korzystać z magnetofonu i maszyny do pisania. Piszę "na ślepo", podobnie jak każda doświadczona maszynistka. Mam dobrą pamięć i mogę na niej polegać. Zawsze ceniłem niezależność myśli i unikałem wejścia w rutynę. Miałem też czas, by przemyśleć wiele zagadnień, z których tylko niektóre analizuję w tym artykule. Nauczyłem się wykonywać w pamięci wiele wyprowadzeń matematycznych i tylko do trudniejszych używam magnetofonu, tego właśnie, za pomocą którego nagrywam te słowa. Mam wszechstronne wykształcenie fizyczne. Moja praca magisterska polegała na zaprojektowaniu aparatury elektronicznej dla celów medycznych, natomiast doktorat robiłem z fizyki teoretycznej, w zakresie fizyki ciała stałego. Już po studiach nauczyłem się łaciny, aby czytać w oryginale Św. Tomasza z Akwinu. Swobodnie posługuję się językiem angielskim, niemieckim i rosyjskim. Dzięki mym przyjaciołom z Kanady od 18 lat co miesiąc otrzymuję dźwiękową wersję miesięcznika "Scientific American" (Świat Nauki). Słucham regularnie cotygodniowych przeglądów naukowych stacji radiowej BBC, aby zorientować się w bieżących wynikach różnorodnych badań naukowych. Wszystkie te informacje podaję w celu uwiarygodnienia dalszych swoich rozważań. Spotykałem się bowiem wielokrotnie z postawami pewnej rezerwy u osób znających mnie tylko pobieżnie, poddających w wątpliwość moją wiedzę i zdolność do przeprowadzenia rzetelnych badań naukowych, ze względu na brak wzroku. 2. NAUKA I ANTYNAUKA. Jesteśmy świadkami zalewu naszego rynku przez literaturę pseudonaukową. Horoskopy drukują już prawie wszystkie gazety, z wyjątkiem katolickich. Ruch Nowego Wieku, tzw. New Age, propaguje spirytyzm i różne metody wróżenia (z kart, dłoni itp). W prasie wszechobecne są ogłoszenia bioenergoterapeutów i zawodowych wróżek. Dlaczego tak się dzieje ? Dlaczego naukę zastępuje się pseudonauką ? Dlaczego uniwersytety i szkoły wyższe nie stanowią już autorytetu dla wielu ludzi, a ich miejsce zajmują nieprzygotowane do tej roli środki masowego przekazu, szukające bardziej sensacji niż prawdy ? Myślę, że jest to sprawa stara jak świat, a właściwie tak stara, jak historia człowieka. W Starym Testamencie, w pierwszej jego księdze czytamy o dziejach grzechu pierworodnego. Nigdy nie zamilkła szatańska pokusa: " ...Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło." (Rdz 3,5). Natomiast słowa Boga odnoszące się do ziemi: "...w trudzie będziesz zdobywał z niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni swego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła.." (Rdz 3,17-18) obrazować mogą również mozolny proces dochodzenia do prawdy naukowej. W jego przebiegu zdarza się wiele błędów i pomyłek, bardzo przeszkadza ludzka pycha i egoistyczne ambicje. Aby zapoznać się z wynikami badań szczegółowych, potrzeba wiele czasu, a sporo zagadnień trzeba sprawdzać samemu. W rezultacie rozszerzenie dotychczasowej wiedzy wymaga też wiele pracy, trudu i nakładów materialnych. Dzisiejszemu człowiekowi, często zabieganemu i zagubionemu we współczesnym świecie, brakuje czasu na szerszą refleksję, na powiązanie różnych dziedzin wiedzy i wyciągnięcie ogólniejszych wniosków. Jednocześnie pojawiają się fałszywi prorocy, oferujący iluzję prostych i łatwych metod dostępu do wiedzy dla wtajemniczonych. I tak przy pomocy np. radiestezji proponuje się możliwość błyskawicznego kursu medycyny, wykrywania i leczenia chorób, oferuje się zdobycie wiedzy na temat własnej i cudzej przyszłości oraz iluzję świadomego wpływania na przyszłe wydarzenia zgodnie ze swoją wolą. Ogólnie rzecz biorąc współczesnemu człowiekowi próbuje się wmówić, że proponowane ćwiczenia pozwolą mu osiągnąć praktycznie nieograniczone możliwości. Wystarczy tylko zapoznać się z wiedzą tajemną, czyli gnozą, aby zdobyć nadludzkie umiejętności. Tymczasem wyniki badań naukowych rzadko bywają zrozumiałe dla ogółu. Rozwój wielu dziedzin nauki w XX wieku jest tak dynamiczny, że często kolega nie rozumie kolegi pracującego w pokrewnej gałęzi tej samej dyscypliny naukowej. Dlatego stosunkowo nieliczne próby przedstawiania wyników badań na poziomie popularnym spotykają się nierzadko z lekceważeniem kolegów używających hermetycznego języka naukowego. Skończył się już sen dziewiętnastowiecznej nauki o rozwiązaniu wszystkich zagadek i trudności ludzkiego bytowania. W tej materii staliśmy się na szczęście zdecydowanie bardziej skromni. Nadal trwają też zmagania fizyków, którzy już od siedemdziesięciu lat bezskutecznie poszukują jednoznacznej interpretacji fundamentalnej teorii kwantów [13]. Osobliwe mikroskopowe własności materii doskonale opisywane w ramach tej teorii, stają się proste i zrozumiałe dopiero, gdy przyjmie się istnienie osobowego Boga. Pisze o tym Zbigniew Jacyna - Onyszkiewicz [14,15], profesor fizyki z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Z kosmologii relatywistycznej, którą zajmowałem się przez pewien czas wiemy, że materia miała swój początek w wielkim wybuchu [13]. Co było przedtem ? Na to pytanie współczesna nauka o wczesnym Wszechświecie - kosmologia kwantowa, daje szokującą odpowiedź. Wszechświat eksplodował ze stanu aczasowego, w którym nie było czasu. Nie było "przedtem, "teraz" ani "potem". Wobec takich pojęć nasza wyobraźnia staje bezradna. Kosmologia kwantowa dowodzi jednak, że na najbardziej fundamentalnym poziomie fizyki parametr czasu w ogóle nie występuje. Istnienie aczasowe nie jest więc metafizyczną sprzecznością ale określonym stanem Wszechświata. Zdajemy sobie sprawę, że mogą istnieć inne wszechświaty, z którymi nie mamy i nigdy nie będziemy mieli kontaktu [13]. Współczesne koncepcje fizyki kwantowej są bardzo śmiałe, często potwierdzone eksperymentami, a przynajmniej z nimi niesprzeczne. Również najnowsze zdobycze archeologii potwierdzają autentyczność opisów biblijnych. W poglądach pseudonauki natomiast, więcej jest iluzji i fantazji niż liczenia się z faktami. Przyrodnik XIX wieku napotykał spore trudności w pogodzeniu nauki z wiarą. Postęp nauki w XX wieku doprowadził do tego, że te trudności zasadniczo zniknęły, a wymienione wcześniej osiągnięcia wyraźnie wskazują na istnienie Stwórcy [14,15]. Zawsze jednak mogą się zdarzyć ludzie przemądrzali, lansujący błędne teorie i nowe odkrycia, które w końcu okazują się nieporozumieniem. Często nie mają oni odwagi przyznać się do pomyłki. Odwołuję się tu do szczególnie istotnej książki Andrzeja Wróblewskiego [4], profesora fizyki z Uniwersytetu Warszawskiego, pod tytułem "Prawda i mity w fizyce". Obecną sytuację jednym zdaniem trafnie podsumował dominikanin Ojcec Tomasz Aleksiewicz: "...szatan przestał się posługiwać nauką jako bronią, a przerzucił się na parapsychologię". 3. CO OBIECUJE SWYM ADEPTOM RADIESTEZJA, W TYM RÓŻDŻKARSTWO ? Posługiwanie się różdżką i wahadełkiem jest praktyką bardzo dawną i trudno dziś ustalić jej początki. W latach trzydziestych jej zwolennicy utworzyli nowy termin radiestezja od greckiego radios - promień i estesis - odczuwanie. Jest to zatem sztuka odczuwania jakiegoś bliżej nieokreślonego promieniowania przy pomocy tzw. "szóstego" zmysłu, mającego znacznie rozszerzać ludzkie możliwości. Radiestezja ma się dzielić na radiestezję fizyczną i mentalną. Ta pierwsza polega na beznamiętnym obserwowaniu reakcji różdżki czy wahadła, druga zakłada istnienie umownego kodu porozumiewania się radiestety z różdżką czy wahadłem, który pozwala otrzymywać odpowiedzi na zadawane pytania z różnych dziedzin wiedzy. W bogatej literaturze różdżkarskiej, wydawanej np. przez Wielkopolskie Stowarzyszenie Różdżkarzy i inne lokalne związki radiestetów, mówi się o tym, że możliwe jest wykrywanie tzw. żył wodnych, złóż różnorodnych minerałów, zagubionych przedmiotów i ludzi, diagnozowanie chorób, określanie przydatności i dawkowania leków, dokonywanie pomiaru ciśnienia krwi bez użycia aparatury medycznejitp. Radiestezja mentalna ma rzekomo oferować odpowiedzi na praktycznie wszystkie pytania, a zajmując się również wróżbiarstwem, zahacza o spirytyzm. Tzw. teleradiestezja ma umożliwiać prowadzenie badań radiestezyjnych na odległość przy pomocy mapy i głównie wahadełka. Chodzi tu o wykrywanie wody, złóż mineralnych, zaginionych ludzi, diagnozowanie chorób, a nawet pomaganie i szkodzenie ludziom na odległość. Praca w terenie wykonywana jest przez radiestetów za pomocą różdżki. Istnieje kilka odmian różdżek, z których najbardziej znana ma kształt rozwidlonej gałęzi. Obecnie stosuje się często różdżki wykonane z drutu stalowego z rękojeściami o łącznej długości od 30 do 40 cm. W niektórych przypadkach stosuje się również wahadełko, czyli ciężarek zawieszony na nitce, ważący od kilku do stukilkudziesięciu gramów. Na temat posługiwania się tymi przyrządami istnieje rozległa literatura o rozmaitym poziomie kompetencji. Teoria radiestezji jest tam zazwyczaj bardzo rozbudowana, jednak główny nacisk kładzie się na doświadczenie, podając w literaturze sporo fascynujących przykładów osiągnięć radiestetów graniczących wręcz z cudami. Autorzy operują wieloma pojęciami naukowymi, zwłaszcza tymi najnowszymi, wykazując niejednokrotnie zasadnicze luki w swym wykształceniu. Miałem okazję osobiście zapoznać się z literaturą, jak również uczestniczyć w wielu wykładach i prelekcjach popularyzujących radiestezję. Spotkałem tam sporo ludzi dobrej woli, ale również wielu szarlatanów zdradzających objawy wręcz schizofrenii. Ci ostatni, wykorzystując ludzką naiwność i chęć ratowania zdrowia za wszelką cenę, zapewniają, że znają rozwiązania wielu tajemnic z tej dziedziny. Ciągną przy tej okazji krociowe zyski ze swej działalności. Często też, zupełnie bezpodstawnie, stwierdzają występowanie wyimaginowanych chorób, powodując u badanych nieuzasadniony niepokój i przyjmowanie niepotrzebnych lekarstw. Ludziom sugeruje się istnienie tajemniczych "żył wodnych" wysyłających promieniowanie zabójcze dla życia ludzkiego. Radiesteci utrzymują, że pod ziemią istnieje bliżej nieokreślona sieć strumyków z płynącą w nich wartko wodą. Mają one szerokość do kilkudziesięciu centymetrów i służą rzekomo do zasilania studni wodą. Jednocześnie ich szkodliwy wpływ ma sięgać najwyższych pięter naszych budynków. Sposoby wykrywania żył wodnych oraz zabezpieczenie się przed ich ponoć szkodliwym wpływem stanowią przedmiot większości publikacji radiestezyjnych oraz praktycznej działalności różdżkarzy i wahadlarzy. Sprawami wykrywania wody zajmuje się wspomniana wyżej radiestezja fizyczna. Radiestezja mentalna, badająca rzeczywistość na odległość przy pomocy myśli, twierdzi z kolei, ze jej możliwości są nieograniczone w czasie i przestrzeni. W takim ujęciu wahadełko i różdżka pełnią podobne funkcje jak wirujące stoliki, umożliwiające spirytystom uzyskiwanie odpowiedzi na zadawane duchom pytania. Trudno oczekiwać, aby tego typu podejście współczesna nauka traktowała poważnie i aby mogło się ono stać przedmiotem badań fizycznych. 4. KRÓTKIE PODSUMOWANIE NASZYCH BADAŃ. Grupa poznańska, która zajęła się badaniami nad radiestezją, składała się z 4 osób. Kierownikiem grupy był prof. dr hab. Henryk Szydłowski, kierownik Zakładu Nauczania Eksperymentu Fizycznego Instytutu Fizyki UAM. W naszych pracach brali również udział mgr fizyki Ewa Ogórkiewicz-Szulczewska, mgr fizyki Roman Smuszkiewicz i piszący te słowa. Badania rozpocząłem jesienią 1974 r, a cały zespół dołączył w maju 1975r. Byłem wówczas wielkim zwolennikiem radiestezji. Moja entuzjastyczna postawa uległa zmianie dopiero po podsumowaniu rezultatów obozu naukowego w Objezierzu k/Obornik Wlkp. w roku 1981, a stała się jeszcze bardziej krytyczna po opracowaniu wyników dwóch następnych obozów naukowych: 1982r.- Gniezno i 1983r.- Strzelce Krajeńskie. Po tym ostatnim obozie zmuszeni byliśmy zakończyć nasze badania definitywnie. W sumie w terenie odbyło się 8 obozów naukowych głównie z udziałem studentów fizyki oraz członków naszej grupy badawczej. Równolegle do badań terenowych przebiegała praca doświadczalna w laboratorium i interpretacja teoretyczna wyników w naszym Zakładzie Nauczania Eksperymentu Fizycznego Instytutu Fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przy ulicy Grunwaldzkiej 6. Opracowanie wyników stanowiło temat sześciu prac magisterskich, których byłem promotorem. Badacz zajmujący się radiestezją napotyka na podstawową trudność, którą stanowi brak wiarygodnych danych. Po weryfikacji dostępnych informacji z tej dziedziny należy się zapoznać z innymi dyscyplinami nauki, niezbędnymi przy wyjaśnianiu zagadnień radiestezyjnych. Ich wachlarz jest bardzo szeroki; od zagadnień geologii, elektrochemii przez fizjologię, zwłaszcza neurologię, aż do psychologii. Rozmowy ze specjalistami z tych dziedzin stanowiły dla nas źródło bardzo cennych informacji. Szukaliśmy również kontaktu z różdżkarzami zdolnymi do praktycznej weryfikacji naszych hipotez. W ramach zespołu badawczego zajmowałem się nie tylko całością zagadnienia, ale także teoretycznym wyjaśnieniem wyników eksperymentalnych jak i całego zagadnienia, doborem, wykonaniem i interpretacją eksperymentów oraz weryfikacją różnych hipotez. Trzy osoby pracujące w naszym zespole posiadały szczególne uzdolnienia różdżkarskie i stosowały wahadełka. Ja natomiast nauczyłem się wykrywania tak zwanych żył wodnych przy pomocy podniesionych rąk, podobnie jak to się praktykuje w Indiach. W naszych pracach zajęliśmy się opracowaniem fizycznych podstaw działania instrumentów radiestezyjnych. Z dwóch tajemniczych przyrządów radiestezyjnych, jakimi są różdżka i wahadełko, na początku naszych badań zajęliśmy się tym ostatnim, ponieważ łatwiej się nim posługiwać. Trzeba było sprawdzić, jakie parametry fizyczne są tu istotne. W pierwszej kolejności badaliśmy materiał stosowany do wykonywania wahadełka. Okazało się, że pozytywne rezultaty osiągano zarówno z metalami magnetycznymi (żelazo) jak i niemagnetycznymi (mosiądz i miedź) oraz izolatorami (szkło, tworzywa sztuczne, a nawet plastelina), jak również materiałami organicznymi, np. owoc kasztanowca. Wahadlarze często używają małych wahadełek z ostrym czubkiem, zwłaszcza przy pracy z mapą, co ma dawać bardziej precyzyjne ustalenia. Teoria wahadła zajmuje kilka stron w każdym uniwersyteckim podręczniku fizyki. Pomijając wzory matematyczne można powiedzieć, że drgania wahadła polegają na okresowej zamianie energii ruchu (energii kinetycznej) na energię przyciągania ziemskiego (energię potencjalną). Wahadło wytrącone ze stanu spoczynku podczas wychylania lekko unosi się tracąc prędkość aż do zatrzymania ruchu, następnie opada znowu nabierając prędkości. W położeniu środkowym, najniższym, osiąga prędkość maksymalną i dalej znowu się wznosi wytracając prędkość. Jeśli do układu nie dostarczamy energii z zewnątrz, energia wahadła powoli zamienia się na ciepło, wskutek oporu stawianego przez powietrze, tarcia w nitce, na której zawieszono ciężarek, bądź tarcia w łożysku. W miarę upływu czasu, w wyniku utraty energii, drgania stają się coraz mniejsze, co w końcu powoduje zatrzymanie wahadła w stanie spoczynku. Czas, w jakim wahadło z jednego skrajnego wychylenia poprzez drugie skrajne wychylenie wraca z powrotem do pierwszego nazywamy okresem wahadła, a ilość przebiegów wahadła w jednej sekundzie nazywana jest częstotliwością drgań. Zawieszając skupioną w małej objętości masę na bardzo cienkiej i elastycznej nitce, minimalizujemy straty energii, osiągając wydłużenie czasu wahania. Tak dzieje się również, kiedy obrączkę zawiesić na długim kobiecym włosie, co dla wahadłującego może mieć znaczenie psychologiczne lub wręcz magiczne. Pierwsze próby posługiwania się wahadełkiem wykonywano często właśnie przy pomocy złotej obrączki zawieszonej na włosie. Pozycja ręki trzymającej wahadło jest stosunkowo męcząca, co w rezultacie powoduje zmęczenie pewnych partii mięśni i mimowolne ich drganie. Drgania mięśni powodują dostarczanie energii do układu wahadła zawieszonego na nitce, pobudzając z kolei do ruchu samo wahadło. Radiesteta obserwujący drgania wahadła może im przeciwdziałać przez ich kompensowanie ruchem ręki bądź je wzbudzać przez podtrzymywanie drgań. Konieczna tu jest obserwacja wahadła i dlatego dobre rezultaty osiąga się przy pracy z wahadłem błyszczącym. W naszych badaniach zaobserwowaliśmy też pewną prawidłowość. Zamknięcie oczu powodowało wytłumienie drgań wahadła, a osoby niewidome w ogóle nie mogły się nim posługiwać. Okres drgań wahadła zależy bezpośrednio od długości nici. Dla wahadła o długości 25 cm okres drgań wynosi 1 sekundę. Przy wahadle 4 razy krótszym (6,25 cm) otrzymujemy dwa okresy drgań na jedną sekundę. Okres drgań jest odwrotnie proporcjonalny do pierwiastka kwadratowego z długości nici. Badając amplitudę, czyli odległość między dwoma skrajnymi położeniami wahadła w zależności od długości nici, w czasie pomiarów przetestowaliśmy kilkadziesiąt osób. Najlepiej w ręku radiestety poruszało się wahadło o długości 5-30 cm, przy czym długości były różne dla różnych osób. Nie zaobserwowano jednak występowania jakiejś jednoznacznej zależności od długości nici. Gdyby ręka miała drgać z określoną częstotliwością, to należało się spodziewać drgań wahadła jedynie przy określonej długości nici. Tak jednak nie jest. Wskazuje to na bezpośrednią zależność ruchów wahadła od zmysłu wzroku, pozwalającego na korelowanie drgnień ręki z ruchami wahadła. Nasze badania potwierdziły, że wahadełko jest wzmacniaczem mechanicznym o bardzo dużym wzmocnieniu (200 do 300 razy). Stwierdziliśmy to doświadczalnie. Przy takim wzmocnieniu drgnienie ręki zaledwie o 0,1 milimetra powoduje 2-3 centymetrowe wychylenie wahadła. Warto dodać, że drgnienie ręki o 0,1 milimetra jest zupełnie niewidoczne zarówno dla różdżkarza jak i obserwatora. Zaobserwowaliśmy również, że różdżkarz wprawia wahadło w ruch nie przez jednostajne kiwanie ręką (co wydłużałoby czas rozbujania wahadełka), lecz przez serię pojedynczych szarpnięć. Dla bardziej dociekliwego czytelnika podaję, że można wyznaczyć wzmocnienie wahadła przez jego zawieszenie na sztywnym podłożu i wprowadzeniu go w ruch. Liczymy ilość okresów (wahnięć w kierunku tam i z powrotem) do momentu, gdy amplituda zmaleje do wartości 1 dzielone przeze równej około 0,37. Oznaczmy tę wartość początkowego wychylenia przez N. Wówczas wzmocnienie Ka wyniesie Pe razy eN. Możemy też liczyć wahnięcia do momentu, kiedy amplituda zmniejszy się o połowę i wówczas współczynnik wzmocnienia obliczamy ze wzoru: Ka = Pe dzielone przez logarytm naturalny z dwuch razy N0,5, gdzie N0.5 oznacza ilość okresów potrzebnych do zmniejszenia amplitudy o połowę. W naszym doświadczeniu otrzymaliśmy N = 100, co odpowiada wartości N0,5 na poziomie 70 i współczynnikowi wzmocnienia ponad 300. Jeżeli ręka drgałaby równomiernie z amplitudą np. 0,1 mm, to dopiero po 70 okresach wahadełko osiągnęłoby amplitudę 1,5 cm czyli połowę maksymalnej wartości. Tymczasem obserwowaliśmy, że u różdżkarzy następuje bardzo szybkie osiągnięcie maksymalnej amplitudy, przykładowo po 5 do 10 sekundach czyli najwyżej kilkunastu okresach. Wyobraźmy sobie dziecko siedzące na huśtawce. Jedna sekwencja pchnięć spowoduje rozbujanie huśtawki, inna może doprowadzić do wytłumienia jej ruchu. Innymi słowy pchnięcia muszą być skorelowane w czasie. Podobnie drobne drgnienia dłoni różdżkarza obserwującego wahadło mogą wzmocnić jego drgania, bądź je wytłumić. Sam proces wzbudzania niekoniecznie musi być świadomy i może zachodzić na poziomie podświadomości. Wykonajmy pewien eksperyment. Spróbujmy utrzymać ołówek na czubku palca w pozycji pionowej. W tym celu musimy wykonywać drobne korekcyjne ruchy dłonią, zapobiegające spadaniu ołówka. Mózg posiada zakodowany odpowiedni program umożliwiający wykonanie takiego przedsięwzięcia. Jest on jednak dostosowany do bryły sztywnej. Różdżka natomiast, czy wahadełko, które są wzmacniaczami mechanicznymi, powodują pewne przekompensowanie. Zamiast utrzymać wahadełko w pozycji nieruchomej, inicjujemy jego drgania (czy też drgania czubka rożdżki). Nasz mózg daje się niejako oszukać przez nietypowe dla niego zachowanie. Zmysł wzroku odgrywa tu jeszcze jedną ważną rolę. Jak podają sami różdżkarze w swej literaturze, wahadełko odtwarza w pewnym sensie kształty, np. nad linią prostą drgania są równoległe lub prostopadłe do niej, a nad kołem - kołowe. W przypadku nożyczek nad rękojeściami zaobserwujemy drgania kołowe, a drgania proste - nad ostrzem. Przy kształtach nieregularnych wahadełko w ręku różdżkarza zatrzymuje się. Efekt ten wykorzystuje się przy konstruowaniu tzw. odpromienników, mających niwelować szkodliwe wpływy żył wodnych. Kształty odpromienników są bardzo często nieregularne. Układając w miejscu zapromieniowanym np. kłębek drutu (chodzi tu raczej o kształt, a nie metal) obserwuje się zatrzymanie wahadełka, co według różdżkarza ma świadczyć o zniwelowaniu szkodliwego promieniowania. Jednocześnie należy pamiętać, że sam kształt takiego odpromiennika jest zbyt skomplikowany, by ruchy wahadełka mogły odtworzyć jego zarys. Według mnie, działanie odpromienników ogranicza się wyłącznie do wspomnianego aspektu psychologicznego. Drugim przyrządem radiestezyjnym jest różdżka. Dawniej posługiwano się sprężystą gałęzią o kształcie rozwidlonym. Współcześni różdżkarze stosują najczęściej różdżkę z drutu stalowego o długości 30-40 cm z mosiężnymi rękojeściami o długości około 10 cm. Czubek łączący oba druty jest błyszczący i również wykonany z mosiądzu. Różdżka trzymana jest w taki sposób, aby jej rękojeści znalazły się możliwie dokładnie w linii prostej. Powstaje w ten sposób dźwignia o dużej przekładni, przy czym sprężystość materiału może powodować złudzenie, że różdżka wykonuje samoistne drgania. Znajduje się ona w równowadze nietrwałej. W pewnych sytuacjach może dochodzić nawet do trzydziestokrotnego wzmocnienia drgnięć ręki trzymającej różdżkę. Przy odpowiednim skręceniu rąk możemy zaobserwować tzw. wybicie różdżki, kiedy błyszczący czubek przemieszcza się gwałtownie w górę lub w dół. Mamy tu do czynienia z mechanizmem kompensacji, który został omówiony wyżej. Literatura różdżkarska zaleca początkującym adeptom takie trzymanie różdżki, by jej czubek wskazywał linię horyzontu, podczas gdy łokcie powinny być mocno przyciśnięte do klatki piersiowej. Jeśli się zastanowić, to staje się jasne, że w miarę oddychania i poruszania się klatki piersiowej, przyciśnięte łokcie będą się poruszały również. Obserwowany czubek zacznie więc wykonywać drgania, które mózg będzie się starał skompensować. Musimy również uwzględnić możliwość występowania niekontrolowanych drgań zmęczonych mięśni. Rezultatem takiego procesu może być subiektywne wrażenie, że różdżka wykonuje samoistne ruchy. W naszych badaniach zajęliśmy się również innymi rodzajami różdżek, łącznie z chętnie stosowaną różdżką jednoramienną, tzw. hiszpańską. Badania wykazały, że wszystkie one są wzmacniaczami mechanicznymi, o prawie trzydziestokrotnym stopniu wzmocnienia. Teoretycznie możliwe jest nawet jeszcze większe wzmocnienie, ale w praktyce tylko takie udawało się nam uzyskać. Wcześniej wspomniałem o związku między kształtem badanego przedmiotu, a ruchami wykonywanymi przez wahadło. Podobny mechanizm daje się zaobserwować przy posługiwaniu się różdżką. Jeden ze znajomych różdżkarzy wyznał, że kiedy nie bardzo wie, gdzie się znajduje tzw. żyła wodna, to najczęściej lokalizuje ją pod środkiem drogi, wzdłuż jej osi. Występuje tu więc swoisty punkt lub kierunek odniesienia (np. droga czy miedza), sugerujący różdżkarzowi pewne zachowania. Podobne reakcje zaobserwowałem również u innych różdżkarzy. Rozpoczęcie badań nad różdżką i wahadełkiem było możliwe dzięki postawieniu hipotezy roboczej, której autorem był piszący te słowa. Wysunąłem przypuszczenie, że różdżkarz reaguje na pole elektryczne niskiej i bardzo niskiej częstotliwości. Wiadomo, że między ziemią a jonosferą istnieje stałe pole elektryczne o natężeniu około 100 V/m. Drgająca powierzchnia wody w otwartych zbiornikach wodnych może być przyrównana do drgającej okładki kondensatora. Drgania wody powinny więc wytwarzać zmienne pole elektryczne. Udało się je rzeczywiście wykryć nad powierzchnią jeziora przy pomocy czułej aparatury konstrukcji mgr Romana Smuszkiewicza. W miarę kontynuowania badań doszedłem do wniosku, że stałe pole elektryczne pod ziemią jest miliony miliardów razy mniejsze od pola między ziemią, a jonosferą. Zatem generowanie zmiennego pola elektrycznego przez płynące wody podziemne praktycznie tam nie zachodzi ze względu na znikome wartości stałego pola elektrycznego. Jednocześnie faktyczny mechanizm przepływu wody pod ziemią, polegający na powolnym jej sączeniu (na ogół od 10 - 20 cm na dobę), znacznie się różnił od modelu, jaki sobie wyobrażałem przez pierwszych kilka lat. Skoro nie mamy tu do czynienia z intensywnym falowaniem powierzchni sączącej się wody, a stałe pole elektryczne jest właściwie znikome, to praktycznie nie można mówić o generowaniu pod ziemią jakiegoś sygnału stanowiącego efektywny nośnik informacji odbieranej przez różdżkarza. Do postawienia hipotezy o wrażliwości organizmu ludzkiego na pola elektromagnetyczne niskiej i bardzo niskiej częstotliwości przyczynił się również fakt, że częstotliwość impulsów nerwowych, dzięki którym mózg kontaktuje się z całym ciałem, mieści się w granicach od zera do 100, czy 200 impulsów na sekundę. Wyobrażałem sobie, że drobne zakłócenia przebiegających impulsów są odbierane przez organizm radiestety i mogą wyzwalać reakcję wahadełka czy różdżki. Zaczęliśmy wobec tego badać wpływ na organizm ludzki pola o częstotliwości od kilku Hz do kilku tysięcy Hz. Przykładane napięcia były bardzo małe i nie przekraczały nawet poziomu napięcia impulsu nerwowego (0,07 V). Wpływowi pola elektrycznego poddawaliśmy rękę, bądż inne części ciała radiestety. Celem eksperymentów było ustalenie wrażliwości różdżkarza na poszczególne częstotliwości i w konsekwencji zlokalizowanie poszukiwanego przez nas tzw. "szóstego zmysłu" radiestezyjnego. W warunkach laboratoryjnych udało się nam stworzyć model sztucznej żyły wodnej. Dzięki temu mogliśmy przejść do badań bardziej szczegółowych. Wyniki tej fazy badań zostały ogłoszone w miesięczniku "Problemy" z sierpnia 1976, w artykule pod tytułem: "Człowiek jako detektor fal elektromagnetycznych niskiej częstości". Dziś, z perspektywy czasu, uważam, że w ówczesnych badaniach nie uwzględniono bardzo istotnego czynnika, jakim jest wpływ sugestii i autosugestii na otrzymywane rezultaty. Przyroda nie oszukuje i nie podlega sugestii. Nasze badania zakładały więc podejście raczej przyrodnicze niż psychologiczne. Człowiek był tu traktowany podobnie jak przyrząd pomiarowy służący do odczytywania fizycznych wskazań. Osoby poddane eksperymentom informowaliśmy o częstotliwości przykładanego im napięcia, wprowadzając tym samym element nieobiektywnej sugestii. Uświadomienie sobie wagi czynnika sugestii następowało stopniowo. Najpierw zaskoczeniem dla nas był fakt rzekomego reagowania radiestety na bardzo niskie natężenia pola elektromagnetycznego. Chodziło o natężenia leżące znacznie poniżej poziomu otaczającego nas pola elektrycznego i magnetycznego generowanego przez przewody sieci elektrycznej o częstotliwości 50 Hz znajdującej się w budynku. Na naszej aparaturze obserwowaliśmy reagowanie osób badanych na znacznie słabsze pola o tej samej częstotliwości. Natężenie pola elektromagnetycznego o częstotliwości 50 Hz wynosiło w pokoju np. 100 V/m, a pole przykładane do lewej dłoni różdżkarza nie przekraczało wartości 1 V/m. Starałem się wtedy ratować pierwotną hipotezę przez wprowadzenie dodatkowych założeń. Dzisiaj wiem jednak, że były to pierwsze sygnały załamywania się hipotezy, których wówczas nie chciałem dokładniej analizować. W ciągu roku przebadaliśmy w naszym laboratorium około 200 osób. Uzdolnienia radiestezyjne stwierdziliśmy u ok 30 % badanych. Podczas naszego pierwszego obozu radiestezyjnego w okolicach Leszna Wielkopolskiego staraliśmy się wyszukiwać w terenie tzw. żyły wodne przy pomocy metod radiestezyjnych. Wiedzieliśmy już z literatury, że tzw. żyła wodna nie emituje sygnałów możliwych do zbadania przyrządami pomiarowymi, a przynajmniej jak dotąd nikomu nie udało się wykryć takiego sygnału. Doszliśmy do wniosku, że może to być sygnał ukryty w "szumach". Takimi szumami w terenie są brzęczenia sieci energetycznej tzn. częstotliwość 50 Hz i jej harmoniczne (wielokrotności tej częstotliwości). Początkowo do poszukiwań sygnału tzw. żyły wodnej stosowaliśmy magnetofon kasetowy. W terenie, gdzie różdżkarz stwierdził występowanie zjawiska tzw. żyły wodnej, wbijaliśmy w ziemię dwie elektrody wzdłuż osi żyły i łączyliśmy je przewodami z gniazdem wejściowym wzmacniacza magnetofonu. Następnie uruchamialiśmy zapis magnetofonowy rejestrując sygnał akustyczny. Po podłączeniu do gniazda głośnikowego długiego przewodu układaliśmy go na terenie, według opinii różdżkarzy, wolnymod tzw. zapromieniowania. Tam odtwarzaliśmy zapisany na taśmie sygnał i obserwowaliśmy zachowanie różdżkarzy. Nad naszym przewodem elektrycznym ich wahadełka i różdżki reagowały identycznie jak nad żyłą wodną. Niestety, wcześniej informowaliśmy uczestników eksperymentu o fakcie uruchomienia magnetofonu, zamiast testować ich zdolność do ustalenia, czy magnetofon w danej chwili pracuje. W tej fazie badań kierowaliśmy się wyłącznie opinią radiestetów, którzy potwierdzali w terenie występowanie tzw. żyły wodnej. Skromny budżet naszych badań nie przewidywał finansowania prac związanych z wierceniami geologicznymi, a wyłącznie one mogłyby potwierdzić lub też wykluczyć istnienie żyły wodnej w miejscu wskazywanym przez różdżkarza. Stąd kierowaliśmy się opiniami kilku różdżkarzy, którzy byli zgodni, że w konkretnym miejscu występuje tzw. żyła wodna. Drobne różnice w ich odczytach tłumaczyliśmy sobie niejednakową wrażliwością organizmu różdżkarzy na odbierany sygnał. Jednocześnie pozwalaliśmy im na wzajemne kontaktowanie się w czasie pracy, co, jak się okazało, nie pozostało bez wpływu na uzgadnianie wyników. W takim przypadku decyduje bowiem autorytet szefa grupy lub bardziej doświadczonego różdżkarza, któremu reszta na ogół bezwiednie podporządkowuje się. Wracając do kwestii nagrań magnetofonowych: dokonywaliśmy ich także w terenie, gdzie według opinii różdżkarzy nie ma tzw. żyły wodnej. Nasi koledzy akustycy analizowali szczegółowo oba sygnały, lecz nie znaleźli żadnych widocznych róźnic. Były one identyczne. Obserwacje na oscyloskopie skłaniały do przypuszczeń, że jedyne różnice mogą występować w samym kształcie przebiegu sygnału. Dziś jest dla mnie oczywiste, że magnetofon kasetowy zupełnie nie nadawał się do prowadzonych badań, ze względu na ograniczony zakres przenoszonego pasma, co w konsekwencji powodowało znaczną deformację przebiegów obserwowanych na ekranie oscyloskopu. Badanie sygnału tzw. żył wodnych wiązało się z koniecznością wyjazdów w teren. Ze względu na uciążliwości częstego przenoszenia naszej specjalistycznej aparatury laboratoryjnej postanowiliśmy sztucznie symulować kształty przebiegów towarzyszących efektowi żył wodnych i analizować ten sygnał w warunkach laboratoryjnych. Testowani różdżkarze znali oczywiście cel naszych badań i wiedzieli, czego od nich oczekujemy. W końcu metodą prób i błędów wykonaliśmy układ pojemnościowo - oporowy z diodą, który przez radiestetów rozpoznawany był jako tzw. żyła wodna. W rezultacie badań doszliśmy do wniosku, że poszukiwany przez nas sygnał tzw. żyły wodnej nie daje się wyodrębnić z "szumów" przy pomocy posiadanej przez nas aparatury. Należało więc podejść do zagadnienia niejako z drugiej strony. Chcieliśmy utworzyć sztucznie odpowiedni sygnał przypominający możliwie wiernie sygnał emitowany przez tzw. żyłę, by w ten sposób pośrednio zorientować się, co właściwie wysyła sama żyła wodna. W trakcie badań powstawały i upadały coraz to nowe hipotezy. Wśród wielu możliwych braliśmy pod uwagę również teorię zmiany kształtu sygnału, nie wykluczaliśmy też hipotezy lokalnie przesuwającego się pola, (jakby porwanie pola istniejącego na zewnątrz) i wiele innych. Każda z hipotez wymagała podbudowy fizycznej i mozolnych obliczeń, które tu pominę. Innym żródłem zdobywania informacji był eksperyment związany z wykrywaniem wody płynącej z kranu przez rurkę przy pomocy wahadełka. Stosowaliśmy rurki szklane, plastykowe, metalowe czy nawet na przemian: plastykowe i metalowe. Naszym celem było stwierdzenie, kiedy płynąca woda oddziałuje na radiestetę, a kiedy nie. Zauważyliśmy wtedy zjawisko wówczas zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Jeśli woda płynąca przez szklaną rurkę zawierała widoczne przez szkło bańki powietrza, za każdym razem wahadełka reagowały mocniej. Dziś rozumiem, że eksperymentatorzy orientowali się w ten sposób, że woda faktycznie płynie. Kiedy natomiast rurkę wykonaną z plastyku umieściliśmy pod blatem stołu, badani przez nas różdżkarze nie byli w stanie stwierdzić faktu przepływu wody. Nie potrafili również określić położenia rurki plastykowej pod stołem, mimo, że wcześniej, kiedy była ona widoczna, reagowali na obecność wody wyraźnie i jednoznacznie. Co ciekawsze, przy badaniu żył modelowanych przez układ elektroniczny zdarzały się nam pomyłki w podłączeniu przewodów. Ku mojemu zdumieniu nawet w sytuacji, kiedy w układzie nie mógł płynąć prąd z powodu błędnego połączenia, wahadełka wskazywały na obecność żyły wodnej modelowanej elektrycznie. Trzeba pamiętać, że różdżkarz oczekujący na wystąpienie efektu żyły wodnej wyraźnie pozostawał pod wływem autosugestii. Dopiero kiedy poinformowałem go, że osobiście stwierdziłem przerwę w układzie elektrycznym, jego wahadełko zatrzymywało się. Nie pamiętam przypadku, aby którykolwiek różdżkarz samodzielnie wykrył błąd w połączeniu układu elektrycznego. W roku 1978 zaczęliśmy nową serię eksperymentów, stosując metodę kompensacyjną. Wyniki zdawały się być bardzo obiecujące. W jednym z pomieszczeń budynku, gdzie różdżkarze stwierdzali występowanie efektu żyły wodnej, rozciągaliśmy pętlę wykonaną z przewodu elektrycznego. Następnie pętlę zwieraliśmy przy pomocy regulowanego rezystora i kondensatora. Dobierając odpowiednio rezystancję i pojemność (stała czasowa dla 50 Hz), dążyliśmy do sytuacji, w której różdżkarz informował nas o stwierdzeniu zaniku efektu żyły wodnej. W czasie badań rozciągaliśmy naszą pętlę wokół całego budynku lub też wokół rzekomo zapromieniowanych obszarów na terenie otwartym. Metoda kompensacyjna wydawała się bardzo obiecująca. Pozwalała na wykonywanie pomiarów ilościowych, których dokładność wydawała się wzrastać z dnia na dzień. Wszyscy byliśmy zafascynowani naszymi wynikami, a zwłaszcza wysoką dokładnością jaką osiągaliśmy przez zbliżanie się do punktu zerowego, czyli wygaszenia efektu żyły wodnej. Wydawało się nam, że zbliżamy się do wyjaśnienia tajemnicy charakteru promieniowania tzw. żyły wodnej i wkrótce będziemy mogli zastosować nasze odkrycie do zabezpieczania stosunkowo rozległych obszarów przed szkodliwym promieniowaniem. W tym samym czasie zacząłem otrzymywać sporo telefonów z propozycją opatentowania metody. Zdawałem sobie sprawę, że jest na to zbyt wcześnie. Dotychczasowe rezultaty nie pozwalały wytłumaczyć wszystkich niejasności i wskazywały na konieczność kontynuowania naszych badań. W końcu 1980 roku, na jednym z obozów naukowych, udało się przetestować naszą metodę na dwóch niezależnych grupach różdżkarzy. Zamiast oczekiwanej jednej wartości oporu, przy której następowała kompensacja oddziaływania tzw. żyły wodnej, otrzymaliśmy kilka zupełnie różnych wartości. W miarę prowadzenia badań pojawiało się ich coraz więcej i więcej. Takie rezultaty podważyły wiarygodność metody (opierającej się w dużej mierze na sugestii i autosugestii) i skłoniły nas do jej odrzucenia. Warto dodać, że energia pola elektromagnetycznego wytwarzanego przez naszą pętlę była miliardy razy mniejsza niż energia pola wytworzonego przez prąd zmienny w otaczającej nas sieci energetycznej. Badany różdżkarz musiałby więc wykazywać niewyobrażalną umiejętność selektywnego wyodrębnienia sygnału naszej pętli z miliardy razy silniejszego tła. Prototyp pętli do kompensacji efektu żyły wodnej znajdował się jeszcze we wstępnej fazie badań, kiedy ku naszemu zdumieniu stwierdziliśmy, że trafił on do seryjnej produkcji. Zajęła się tym bez naszej wiedzy pewna poznańska spółdzielnia, oferując urządzenie jako uniwersalny odpromiennik i zarabiając na jego rozprowadzaniu spory majątek. Jednym z aspektów badanych w naszych eksperymentach była zdolność określania kierunku przepływu wody. Radiesteci twierdzą, że potrafią określić kierunek przepływu wody w tzw. żyle wodnej przy pomocy wahadełka. Sprawdzaliśmy reakcję wielu osób i to zarówno na wodę płynącą przez rurkę plastykową bądź szklaną, jak i na nasze symulatory. Jednym z pierwszych był postawiony pionowo magnetofon kasetowy. Jego silnik wytwarza podczas pracy wirujące pole magnetyczne, uwzględniane w jednej z hipotez efektu towarzyszącego tzw. żyle wodnej. Osobiście byłem świadkiem ok. 20 rodzajów reakcji nad i obok występującej tzw. żyły wodnej. Ruchy wahadła mogły być koliste, w kierunku lewo i prawo; odbywały się też w płaszczyźnie nachylonej do żyły pod różnymi kątami, a nawet po obracającej się elipsie, tworzącej rozetę podobą do orbity Merkurego. Po pewnym czasie w naszej grupie badawczejustabilizował się pewien określony rodzaj drgań wahadełka w płaszczyźnie równoległej do osi tzw. żyły wodnej i - w miarę zbliżania się do jej krawędzi - ruchy wirowe, tak jakby płynąca woda je obracała. Dzięki temu można było określić kierunek przepływu wody. Taka reakcja występowała u szefa grupy prof. Szydłowskiego. Początkowo jedna z osób, mgr Ogórkiewicz - Szulczewska, obserwowała u siebie przeciwny kierunek wirowania wahadełka niż u prof. Szydłowskiego. W miarę upływu czasu zaobserwowaliśmy przejęcie przez nią identycznego kierunku wirowania wahadełka jak u szefa grupy i całej reszty. Reakcje te występowały nie tylko nad płynącą wodą ale również nad naszymi symulatorami, które na ogół wytwarzały albo wirujące pole magnetyczne (jak w przypadku silniczka), albo przesuwające się wzdłuż listwy z odpowiednimi cewkami czy elektrodami pola elektryczne względnie magnetyczne. Na wiosnę roku 1981 szef grupy prof. Szydłowski zademonstrował w mojej obecności nowy efekt. Wyobraźmy sobie symulator lub rurkę z wodą na tarczy zegara z możliwością obracania ich wokół osi (jak w przypadku wskazówek zegara). Przy symulatorze ułożonym na osi 12 - 6 wahadełko stoi i nie pozwala określić kierunku teoretycznie przepływającej wody. Między godziną 12 a 3 udawało się wyznaczyć kierunek przepływającej wody zgodnie z faktycznym. Na osi 9 - 3 wahadełko zatrzymywało się. Przy dalszym obracaniu symulatora, w przedziale między godziną 3 do 6, wahadełko wirowało w kierunku przeciwnym do kierunku płynącej wody. Na osi 6 - 12 znowu obserwowano zatrzymanie wahadełka i wirowanie zgodne z kierunkiem przepływającej wody w przedziale między godziną 6 a 9. Na osi 9 - 3 miało miejsce kolejne zatrzymanie wahadełka i kolejna zmiana jego kierunku wirowania. Zatrzymanie wahadełka następowało regularnie co 90 stopni . Efekt ten komplikował wprawdzie określanie kierunku przepływu wody, ale dawał wielkie nadzieje statystycznego opracowania wyników w przyszłości. Wiele się spodziewałem po obozie naukowym zorganizowanym w roku 1981 koło Obornik Wielkopolskich. Sądziłem, że przebadamy kolejno uczestników, z których każdy powinien wyznaczyć strefy zerowania się ruchów wahadełka w zależności od kierunku przepływu wody. W ten sposób chciałem zarówno statystycznie udowodnić efekty związane z różdżkarstwem, jak i powiązać reakcje człowieka z polem magnetycznym ziemi lub polem generowanym przez sieć energetyczną. Uczestnicy poddawani ścisłej kontroli i pozbawieni kontaktu ze sobą zaczęli jednak otrzymywać coraz to inną liczbę punktów zerowania ruchów wahadełka. Ku naszemu zdumieniu jedna z osób stwierdziła nie cztery, lecz pięć takich punktów. Wówczas jeszcze nie zwróciłem uwagi, że o takim efekcie literatura radiestezyjna zupełnie nie wspomina. Kiedy jeden z uczestników obozu, zapalony radiesteta K.R, zademonstrował zmianę kierunku wirowania wahadełka przy zmianie ułożenia listwy na "tarczy zegara" co 2,5 stopnia (tzn. przy zmianie położenia o najmniejszą działkę na kompasie), zrozumiałem, że doświadczenie to cechuje się brakiem powtarzalności i jako takie nie spełnia warunków eksperymentu naukowego. W miarę prowadzonych badań jeden kierunek przepływu wody rozszerza się w sposób niewytłumaczalny na cztery różne możliwości (co 90 stopni ), a następnie rozmywa się na 144 alternatywne kierunki. Podobnie zaczęły się gmatwać nasze wyniki badań kompensacji efektu żyły wodnej. Taka kontrowersyjność otrzymywanych rezultatów musiała wpłynąć zasadniczo na mój stosunek do radiestezji. Wyniki wskazywały też na wyjątkową podatność różdżkarzy na sugestię i autosugestię. Przy kolejnych badaniach zadbaliśmy więc o wykluczenie możliwości kontaktowania się uczestników eksperymentu między sobą. Okazało się, że przy takim zaostrzeniu kontroli otrzymywane wyniki prezentowały całkowitą dowolność i przypadkowość. W 1983 roku na obozie naukowym w Strzelcach Krajeńskich zadaniem kilkunastu uczestników było zbadanie identycznego obszaru i zaznaczenie wszystkich wykrytych żył wodnych na planie terenu. Każdy z różdżkarzy przechodził tą samą, ustaloną trasą. Naniesione przez nich na plan obszaru punkty odczytu rozmieszczone były z jednakową gęstością, bez jakichkolwiek wyróżnionych obszarów, potwierdzając tym samym całkowitą przypadkowość odczytu. Inne próby wyznaczania przebiegu żył wodnych w pomieszczeniach lub w terenie także kończyły się niepowodzeniem, choć ta w Strzelcach Krajeńskich przeprowadzona była na największą skalę. W trakcie naszych badań analizowaliśmy zarówno własne jak i cudze hipotezy związane z różdżkarstwem. W znanym tygodniku "Przekrój" znaleźliśmy artykuł autorstwa H. Radwanowskiego pt; "O niektórych cechach żył wodnych", podający zestaw zjawisk mających towarzyszyć występowaniu tzw. żył wodnych. Analizowaliśmy więc wilgotność terenu (miała być zwiększona) i temperaturę (miała być podwyższona o kilka dziesiątych stopnia). Nasze badania nie wykazały jednak żadnych znaczących różnic w tym zakresie. Z kolei francuski geofizyk Ives Rockard sugerował w swych artykułach, że nad płynącą wodą mają występować anomalia ziemskiego pola magnetycznego. Uważał, że stały prąd elektryczny, powstający na skutek ruchu wody i tarcia cząsteczek wody o podłoże, generuje bardzo słabe pole magnetyczne. Podał również sposób wytworzenia takiej anomalii sztucznie przy pomocy stałego prądu elektrycznego. W tym celu budował bramkę o wymiarach 2m na 1m, przez którą przechodził różdżkarz. Powtórzyliśmy jego eksperyment, nie otrzymując jednak żadnego statystycznie znaczącego rezultatu. W naszej próbie uczestniczyło kilkanaście osób. Zajęliśmy się też samym efektem elektrokinetycznym odpowiedzialnym za wytworzenie prądu stałego na skutek tarcia cząsteczek wody o podłoże. Zarówno rozważania teoretyczne, jak i pomiary wykazały, że wspomniane zjawisko nie może być odpowiedzialne za efekt różdżkarski. Szczegóły w tym miejscu pomijam. Kolejna hipoteza zaproponowana przez różdżkarzy zakładała, że woda wypromieniowuje falę elektromagnetyczną o długości 21 centymetrów, którą potrafią oni wyczuć. Zwolennikiem tej hipotezy był nieżyjący już prof. Wilhelm Rotkiewicz z Politechniki Warszawskiej (konstruktor pierwszego produkowanego w Polsce po wojnie radioodbiornika Pionier). Utrzymywałem z nim stały kontakt aż do jego śmierci. W warunkach wysokiej próżni, np. kosmicznej, wodór jednoatomowy faktycznie wysyła promieniowanie o długości fali 21,1 cm, co potwierdzają astrofizycy. Trudno się jednak spodziewać takiego promieniowania w warunkach ziemskich, gdzie wodór występuje w postaci gazu dwuatomowego względnie wchodzi w skład bardziej złożonych związków. Interesujący nas wodór jednoatomowy można uzyskać laboratoryjnie przez poddanie wody bardzo złożonym procesom i trudno przypuszczać, aby odpowiednia sekwencja reakcji chemicznych mogła zachodzić samoistnie w wodzie sączącej się pod ziemią. Idąc jednak tym tropem, dzięki uprzejmości Politechniki Warszawskiej, wypożyczyliśmy generator klistronowy do eksperymentów z bardzo krótkimi falami. Badania prowadziliśmy na obozie naukowym w 1978 roku. Negatywne wyniki potwierdziły nasze przypuszczenia. Inne hipotezy miały tak fantastyczne uzasadnienia, że nie warto się nimi tu zajmować. Próbowaliśmy też weryfikować inne pewniki lansowane przez podręczniki radiestezyjne. Jeśli chodzi o roślinność, która rzekomo upodobała sobie tereny zapromieniowane, to literatura różdżkarska prezentuje tu pewną dowolność, a nawet niezgodności. Natomiast lansowane szeroko przekonanie o upodobaniu kotów do spania na miejscach zapromieniowanych, a unikaniu tych miejsc przez psy, należy zaliczyć do legend różdżkarskich. Niechęć psów do wyboru tych samych legowisk, na których śpią koty, da się wyjaśnić w sposób zupełnie prozaiczny. Skoro psy charakteryzują się dobrym węchem, to trudno sobie wyobrazić, aby normalny pies chciał spać na miejscu, gdzie mógłby wyczuć intensywny zapach kota. Nikt też nie przeprowadził wiarygodnych badań w tym zakresie przez poszukiwanie wody mającej rzekomo występować pod legowiskiem kota przy pomocy np. wierceń geologicznych. Zasadniczą trudność stanowi bowiem kwestia potwierdzenia występowania w terenie tzw. żyły wodnej środkami bardziej obiektywnymi niż tylko opinia różdżkarza. Ponieważ sprawa dotyczy tworów znajdujących się pod ziemią, możemy albo uwierzyć różdżkarzowi, albo spróbować zweryfikować jego opinię przez wiercenia. Przy okazji trzeba dodać, że nawet stwierdzenie wody w wykonanym odwiercie nie mówi nic o jej zachowaniu pod ziemią. Należałoby więc kontynuować analizę: czy nie jest to przypadkiem woda stojąca, a jeśli płynie, to z jaką prędkością i w jakim kierunku? Wszystkie te analizy są bardzo kosztowne, lecz niezbędne dla weryfikacji teorii występowania tzw. żył wodnych. Właśnie w tym celu, już pod koniec programu naszych badań, zakupiłem z własnych funduszy komplet wierteł geologiczno - inżynieryjnych, firmy Jan Szkurłat z Miłosnej pod Warszawą. Były to świdry ręczne i umożliwiały odwiert do 7 m. W poszukiwaniu tzw. żył wodnych wykonaliśmy ponad 100 wierceń sprawdzających wskazania różdżkarzy i nawet w miejscach określanych przez nich jako pewne nie natrafiliśmy na strukturę choćby zbliżoną do żyły wodnej (poza jedną może specyficzną strukturą w okolicach Leszna). W naszych badaniach stosowaliśmy również metodę elektromagnetycznego poszukiwania żył wodnych przy pomocy prądów zmiennych już istniejących lub generowanych przez nasze urządzenia. Rezultatem było udoskonalenie metody elektrooporowej i jej zastosowanie do wykrywania obiektów archeologicznych, nad czym pracuję obecnie. Reasumując: Badania nad różdżkarstwem i wahadlarstwem prowadziłem od jesieni 1974 roku do lipca 1983. W tym czasie zorganizowaliśmy 8 obozów naukowych. Cztery w okolicach Leszna Wlkp, jeden w Pieninach, jeden w okolicach Obornik Wlkp, jeden w okolicach Gniezna i ostatni w Strzelcach Krajeńskich. Opiekowałem się siedmioma pracami magisterskimi, prowadziłem doświadczenia z różdżkarzami na obozach i w laboratorium oraz w mieszkaniu prywatnym. Mój początkowy entuzjazm i zaangażowanie musiały jednak ustąpić wobec jednoznacznie negatywnych wyników naszych eksperymentów. Obecnie moje stanowisko wobec wiarygodności wskazań podawanych przez różdżkarzy jest stanowczo krytyczne. Co więcej, uważam, że brak też podstaw do kontynuowania dalszych badań. Niemniej negatywne wyniki są przecież konkretnymi wynikami i dlatego twierdzę, że nie zmarnowałem czasu przez te wszystkie lata. Jak sądzę, rezultaty osiągnięte przez nasz zespół badawczy pozwalają krytycznie zweryfikować wiele bałamutnych twierdzeń współczesnej literatury różdżkarskiej. 5. KRYTYKA I ODRZUCENIE ZJAWISK RÓŻDŻKARSKICH. Argumenty z dziedziny fizyki, fizjologii, psychologii i ekologii. W tej części opracowania pragnę podać argumenty przeciw radiestezji ze strony nauki związanej z tym zagadnieniem. Są to moje i nie tylko moje przemyślenia oparte na wielu dyskusjach i literaturze naukowej. Samo występowanie tzw. żył wodnych stoi pod znakiem zapytania. Różdżkarze lansują pogląd, że pod ziemią istnieje sieć strumieni z płynącą wartko wodą, które można porównać do naczyń krwionośnych umieszczonych pod skórą. Zarówno geologia, jak i hydrogeologia zupełnie nie potwierdzają takiej koncepcji. Górna warstwa skorupy ziemskiej na terenie prawie całej Polski podlegała działaniu lodowca nasuwającego się kilkakrotnie w przeciągu ostatniego miliona lat. Pokrywa lodu osiągała grubość ponad kilometra, wywierając na dolne warstwy ciśnienie w granicach 100 atm (10MPa). Lodowiec ze Skandynawii w okresach zimniejszych nasuwał się na terytorium dzisiejszej Polski, transportując całe masy przemielonego piasku oraz materiału skalnego zbieranego po drodze. Rezultatem działania lodowca jest materiał o różnorodnym uziarnieniu (piasek, pył, glina, ił), a także grubszy materiał jak rumosze i żwiry (stanowiące źródło piasku, czy żwiru) oraz znacznej wielkości głazy narzutowe. W cieplejszych okresach masy lodu topniały, stając się źródłem strumyków i rzek. W przypadku wartkiego prądu rzeki w jej nurcie na dnie osadzał się piasek, tak jak to się dzieje dziś w naszych rzekach. W wodzie stojącej lub płynącej powoli osadzały się najdrobniejsze cząstki, tworząc złoża iłu. Lodowiec ukształtował większość terytorium dzisiejszej Polski na podobieństwo geologicznego tortu, gdzie pokłady piasku przekładane są nieregularnie pokładami gliny. Woda deszczowa przesącza się przez przepuszczalne pokłady piasku i zatrzymuje się na nieprzepuszczalnej warstwie gruntów spoistych, tworząc warstwę wodonośną. Filtracja wody przez piasek odbywa się 1000 i więcej razy szybciej niż przez glinę. Prędkość filtracji dla piasku sprawdziliśmy eksperymentalnie, osiągając rezultat w granicach do 10 cm na dobę. Wynik jest zgodny z danymi podawanymi przez hydrogeologię [1]. Zaznaczam, że chodzi tutaj o sączenie się przez piasek wody spływającej po stropie gliny lub iłu, nieznacznie nachylonym do poziomu. Filtracja wody przy większym nachyleniu terenu może bowiem zachodzić znacznie szybciej. Prędkość jej przenikania przez glinę wynosi około 1 mm na dobę, natomiast rozmieszczenie warstw wodonośnych w ziemi przypomina raczej tort niż naczynia krwionośne. Pozyskanie wody dla gospodarstw odbywa się przez studnie wykopane w gruncie, do których sączy się woda z otaczającej je warstwy wodonośnej. Ilość wody deszczowej nie jest wcale taka mała i w ciągu roku dla Polski nizinnej wynosi średnio 500 litrów/metr kwadratowy, w górach około 1000 litrów, a na Hali Gąsienicowej około 1500 litrów na metr kwadratowy. Głównym źródłem zasilania studni nie jest woda pochodząca z gór, ale po prostu lokalne opady deszczu. Zakładając, że do studni przesiąka tylko 10 % wody z opadów, to dla koła o promieniu 15 m otrzymamy dobową wydajność studni w granicach 100 litrów, czyli 10 wiader. Jest to wydajność zdolna zaspokoić potrzeby średniej wielkości gospodarstwa domowego. Dla koła o promieniu 50 m wydajność dobowa wyniesie już 1000l, czyli 100 wiader, zaspokajając potrzeby gospodarstwa wiejskiego. Z tego przykładu widać, że nie są tu konieczne jakieś mityczne podziemne rzeki, które według różdżkarzy mają nieustannie transportować wodę z terenów górskich na niziny. Proponowane przez różdżkarzy tzw. żyły wodne mają mieć bowiem średnicę od 20 do około 40 cm. Przyjmijmy większą średnicę. Dla prędkości wody w granicach 10 cm na dobę żyła mokrego piasku o średnicy 40 cm, powstała w wyniku pęknięcia warstwy gliny, może dostarczyć jedynie 12,5 l na dobę (1 i 1/4 wiadra). Taka konfiguracja nie nadaje się więc do zasilania studni. Trudno założyć, że tzw. żyła wodna może być wartkim strumieniem podziemnym o średnicy 20-40 cm. Strumień wody płynący w pokładzie piasku musiałby szybko spowodować zamulenie oraz zaczopowanie takiego kanału i w konsekwencji zarwanie i osunięcie gruntu znajdującego się nad strumieniem wody. Nie wiadomo również, skąd miałoby pochodzić ciśnienie nadające podziemnej wodzie tak dużą prędkość, skoro piasek stanowi dla wody naturalną przeszkodę hamującą jej bieg. Problem zamulania małych przekrojów rur jest dobrze znany służbom melioracyjnym, które nieustannie walczą z zamulaniem drenów. A przecież rura początkowo nie zawiera piasku i umożliwia przepływ wody przy minimalnym tarciu o ścianki. Jeśli teraz wyobrazimy sobie, że ścianki rury mają być wykonane z piasku, to płynąca woda musiałaby na nich gwałtownie wytracać prędkość. Można założyć, że ścianki naszej podziemnej rury wykonane będą z gliny, natomiast trudno by było uzasadnić, w jaki sposób miałby powstać tak skomplikowany twór geologiczny i na jakiej zasadzie woda miałaby drążyć tunele w pokładach gliny w krajobrazie nizinnym. Struktury podobnego typu istnieją w Tatrach oraz Dolomitach i określane są mianem zjawisk krasowych. Woda faktycznie drąży tutaj tunele, a nawet jaskinie, nie w pokładach gliny, lecz w skałach wapiennych. Zakładając nawet wystąpienie zjawiska krasowego, powstaje pytanie, czy różdżkarz faktycznie jest w stanie określić bieg wody w sytuacji, kiedy jest możliwa uczciwa weryfikacja jego domniemywań. Eksperymenty przeprowadzane z inicjatywy samych różdżkarzy kończyły się w naszym przypadku całkowitym fiaskiem. Literatura podaje np. opis eksperymentu przeprowadzonego na stadionie we Włoszech, Na boisku zakopano rurę, przez którą płynęła woda. Znani różdżkarze nie byli jednak w stanie wyznaczyć jej przebiegu. Pisze o tym wspomniany John G. Taylor, a cytuje prof. A. Wróblewski w swej książce pt. "Prawda i mity w fizyce". Znajdziemy w niej cały ustęp poświęcony krytycznemu ujęciu zagadnień związanych z różdżkarstwem. [4] Trzeba zaznaczyć, że w Polsce nizinnej znajdują się specyficzne struktury tzw. pradolin kopalnych. We wcześniejszych okresach lodowcowych istniały rzeki, których koryta z biegiem czasu zostały zasypane piaskiem oraz żwirem i aktualnie są bardzo słabo widoczne w terenie. Woda ze wszystkich warstw wodonośnych ścieka do takiego tworu geologicznego przypominającego wąwóz wypełniony piaskiem i stanowi znakomite ujęcie dla np. wodociągów miejskich. Szerokość owych struktur geologicznych wynosi przynajmniej kilkanaście metrów, a nie 40cm, jak chcą różdżkarze. Jest możliwe, że taka dolina kopalna, ciągnąca się nieraz na przestrzeni setek kilometrów, wyróżnia się delikatnie na powierzchni specyficzną szatą roślinną czy barwą gleby. Różdżkarz może reagować na tę informację nawet nieświadomie przy pomocy wychylenia różdżki. Jest to jednak koncepcja niepotwierdzona. Natomiast analiza szaty roślinnej dostarczyć może istotnych informacji o faktycznej głębokości struktury wodonośnej w terenie. Potwierdzają to prace dr inż. hab. Jana Jeża z Politechniki Poznańskiej.[2] Generalnie rzecz biorąc, woda występuje na obszarze Polski nizinnej prawie wszędzie. Tak więc trudno znaleźć obszar zupełnie jej pozbawiony. W tych okolicach Polski, gdzie lodowiec nachodził i cofał się kilkakrotnie mogło dochodzić do znacznego przemieszczenia gruntu prowadzącego w szczególnych sytuacjach nawet do pionowego ustawienia przemieszczanych struktur geologicznych. Z takim zjawiskiem zetknęliśmy się właśnie w 1976 r. na obozie naukowym w okolicach Leszna Wielkopolskiego, gdzie poniżej sześciometrowego pokładu mniej więcej jednorodnego gruntu pokazały się pionowo ustawione sąsiadujące warstwy gliny i warstwy piasku o grubościach kilku centymetrów. Piasek był mokry i sączyła się z niego woda, a cała struktura została uwidoczniona dzięki robotom ziemnym w związku z budową drogi w tym terenie. Trudno określić jak rozległa mogła być ta struktura. Wspominam o niej dlatego, że wówczas stanowiła ona dla nas podstawowy argument przemawiający na korzyść istnienia tzw. żył wodnych. Dziś z perspektywy czasu, zdobytego doświadczenia i zgromadzonej wiedzy oceniam tą interpretację zjawiska krytycznie z kilku powodów: 1. Okolice Leszna Wlkp. są pod względem geologicznym nietypowe. 2. Mieliśmy tam do czynienia z sączeniem się wody przez piasek z bardzo małą prędkością. 3. Nie była to izolowana żyła wodna o szerokości 20 - 40 cm jak tego chcą różdżkarze. Rzeczywista struktura geologiczna, najbardziej typowa dla terenu Wielkopolski, to warstwy gliny i piasku ułożone na sobie na podobieństwo tortu z występującymi warstwami wodonośnymi. Pierwsza warstwa wodonośna, tzw. woda podskórna, charakteryzuje się dużą ilością zanieczyszczeń. Są to zarówno części organiczne, jak i sole mineralne (nawozy ściekające z pól) oraz rozwijające się w takim środowisku bakterie. Dopiero głębiej, w niższych pokładach wodonośnych, rozlanych szeroką warstwą na podkładzie gliny, woda jest wystarczająco czysta i przefiltrowana. Różdżkarze najczęściej mają spore trudności z określeniem rzeczywistej głębokości pokładów wodonośnych, a przypadki niepowodzeń wyjaśniają właśnie przy pomocy niezgodnej z wiedzą geologiczną teorii istnienia tzw. żył wodnych. Mają one rzekomo charakter wędrujący, czyli mogą nieoczekiwanie zmieniać swoje usytuowanie w strukturach geologicznych, co ma tłumaczyć liczne niepowodzenia różdżkarzy. Warto dodać, że instytucje zajmujące się zawodowo wyszukiwaniem wody rezygnują aktualnie z usług różdżkarzy na rzecz doświadczonych geologów i geofizyków (mgr Ewa Ferchmin, informacja prywatna). Literatura radiestezyjna podaje 3 podstawowe teorie próbujące uzasadnić mechanizm wyszukiwania wody przez różdżkarza: 1. promieniowanie geoteluryczne pochodzące z wnętrza ziemi, 2. żyła wodna jako źródło wysyłanego promieniowania, 3. różdżkarz jako źródło promieniowania (teoria radaru). Teoria promieniowania geotelurycznego zakłada, że jądro ziemi lub jej głębokie warstwy są źródłem promieniowania, które woda przesłania. Biorąc jednak pod uwagę warstwową budowę ziemi, trzeba pamiętać, że na danym obszarze może występować kilka różnych pokładów wodonośnych, w których woda sączy się w różnych kierunkach. Taki obraz odbierany przez różdżkarza byłby bardzo złożony i skomplikowany, jeśli idzie o rozróżnienie warstw płytszych od głębszych. W drugiej teorii przyjmuje się, że płynąca woda wytwarza jakiś rodzaj promieniowania; najczęściej sugeruje się zakres promieniowania elektromagnetycznego. Trzecia hipoteza zakłada, że różdżkarz wysyła jakieś promieniowanie, które odbija się od wody i to odbicie rejestruje on przy pomocy różdżki lub wahadła. Oszacujmy najpierw poziom energii, z jakimi mamy do czynienia przy wodzie płynącej w pokładach wodonośnych. Jeśli sączy się ona do studni z wysokości 1 m, to przy wydajności 100 l na dobę otrzymujemy energię na poziomie 1000 J (dżuli). Daje to moc w granicach 0,01 W (wata). Zaświecenie jednej żaróweczki latarki kieszonkowej wymagałoby energii ze 100 takich studni i to przy założeniu, że 100 procent wytworzonej energii zamienia się na światło. Jak wiadomo, w żarówce zaledwie 1 procent energii zamienia się na światło, reszta ucieka w postaci ciepła. Nawet przy założeniu, że różdżkarz potrafi selektywnie wydobyć nikły sygnał "promieniującej" pod ziemią wody z "szumów" tła, czyli odnaleźć igłę w stogu siana, należy się spodziewać fali jako nośnika informacji. Fizyka mówi, że każde promieniowanie jest falą. Dociekając natury promieniowania, o którym mówią różdżkarze, mamy do wyboru trzy możliwości: 1. fale mechaniczne, 2. fale grawitacyjne, 3. fale elektromagnetyczne. W pierwszym przypadku płynąca woda musiałaby stanowić żródło drgań. Tymczasem sączy się ona między ziarenkami piasku, i to bardzo wolno. Trudno też oczekiwać możliwości formowania drgań mechanicznych w wiązkę o ostro zarysowanych granicach. Do zagadnienia ogniskowania wiązki powrócę przy omawianiu hipotezy fal elektromagnetycznych. O falach grawitacyjnych można tu wyłącznie wspomnieć. Teoretycznie zostały one przewidziane przez Einsteina, ale jak dotąd nikomu nie udało się ich wykryć z całą pewnością. Ponadto teoria przewiduje tak znikome natężenie tych fal, że praktycznie w naszych rozważaniach możemy je pominąć. Zajmiemy się więc wyłącznie falami elektromagnetycznymi. Fala "zauważa" przedmiot stojący na jej drodze przez odbicie się od niego. Ma to miejsce wówczas, kiedy jest krótsza niż sam przedmiot. Od żyły wodnej o szerokości, wg różdżkarzy, około 20 cm odbić się mogą jedynie fale krótkie (około 1 cm). Fale krótkie są jednak przez ziemię intensywnie tłumione. Można rozważać fale dłuższe, które łatwiej penetrują pokłady ziemi, lecz z racji swej długości mogą takiej struktury "nie zauważyć". Z kolei fala elektromagnetyczna o częstotliwości 50 Hz (sieć energetyczna) przenika 1000 razy głębiej niż bardzo krótka fala radaru. Zakładając nawet, że tzw. żyła wodna wysyła wiązkę fal elektromagnetycznych o długości poniżej 1 cm, i przyjmując opór właściwy ziemi na poziomie 100 omometrów, można obliczyć, że sygnał dotrze na powierzchnię ziemi osłabiony 1800 razy. W tych samych warunkach fala o częstotliwości 50 Hz dotrze na powierzchnię ziemi osłabiona tylko o 0,6 procent. Tłumienie fali elektromagnetycznej w ziemi jako ośrodku przewodzącym zachodzi wg wzoru wykładniczego. Dla niższych częstości współczynnik tłumienia jest proporcjonalny do pierwiastka z częstości. Powyżej pewnej częstości krytycznej jest od niej niezależny. Tak np. dla ziemi o oporze właściwym 100 omometrów i o stałej dielektrycznej równej 7,25, fala elektromagnetyczna o częstości 50 Hz (czyli pochodząca od sieci energetycznej) przenika 500 razy głębiej niż fale radarowe. Warstwa ziemi o grubości 10 m. tłumi falę radarową 1100 razy, podczas gdy fala o częstości 50 Hz przechodzi przez tę samą warstwę osłabiona w minimalnym stopniu (0,4 %). Zatem do penetracji ziemi nadaje się raczej fala o niskiej częstotliwości. Jednak niska częstotliwość nie "zauważa" małych obiektów, w naszym przypadku tzw. żył o średnicy około 20 cm. Podobnie zachowują się fale mechaniczne, akustyczne oraz ultradźwięki. Te ostatnie z powodzeniem stosujemy przy odzwierciedlaniu wnętrza ludzkiego ciała w ultrasonografii. Tkanki ciała są jednak w miarę jednorodne i w 95 procentach składają się z wody. Natomiast ziemia jest porowata i niejednorodna. Różnicę w tłumieniu można porównać do różnic w rozchodzeniu się głosu słyszanego przez cienką ścianę i przez gruby mur. Na dodatek zupełnie niezrozumiały i wręcz nieprawdopodobny jest sam proces wytwarzania i ogniskowania hipotetycznych fal. Różdżkarze mówią przecież o bardzo wąskiej, skupionej wiązce. Przy założeniu, że fala wytwarzana przez tzw. żyłę wodną ma się rozchodzić wg znanych praw fizyki, niezrozumiały jest fakt wykrywania jej promieniowania wyłącznie w sytuacji ustawienia różdżkarza bezpośrednio nad poszukiwaną żyłą. (Pomijam tu kontrowersyjne rezultaty teleradiestezji). Jeśli odbiera on jakieś promieniowanie, to powinien reagować na obecność żyły stojąc w odległości np. kilku metrów od niej i podać kąt, pod jakim ma się ona znajdować w głębi ziemi. Literatura różdżkarska nie zna jednak takich przypadków i wymaga, aby różdżkarz stawał bezpośrednio nad tzw. żyłą wodną. Mogłoby to świadczyć o wysyłaniu przez płynącą wodę wyjątkowo ukierunkowanej wiązki promieniowania. Kierunkowość jest jednak zjawiskiem wymagającym szczególnych zabiegów technicznych. Płomień stojącej na stole świecy dostrzegany jest przecież jednakowo dobrze przez wszystkich obserwatorów stojących wokół stołu, a jej światło rozchodzi się sferycznie jak większość fal w przyrodzie. Mimo że geologia w ogóle nie stosuje pojęcia żyły wodnej, spróbujmy przeanalizować możliwość wystąpienia ukierunkowanej wiązki hipotetycznego promieniowania generowanego przez płynącą wodę. Do jej wytworzenia niezbędne jest źródło promieniowania oraz reflektor. Jak wielokrotnie wspominałem różdżkarze przyjmują, że szerokość tzw. żyły wodnej wynosi około 20 cm. Efektywnie działający reflektor musi mieć w tej skali średnicę powyżej 2 metrów (przynajmniej o rząd wielkości większą). Nawet przy idealnej konstrukcji reflektora opuszczająca go wiązka nie jest idealnie równoległa i ulega rozszerzaniu (rozmyciu) w miarę oddalania się od źródła. Reflektor samochodowy zaprojektowano specjalnie, aby wysyłał światło w określonym kierunku, a mimo to można je dostrzec stojąc również z boku jezdni. Kąt rozwarcia takiej wiązki wynosi 1,22 x l/D, gdzie l jest długością fali, a D szerokością wiązki w miejscu wychodzenia z reflektora. Zbadajmy, do jakich wniosków prowadzi przyjęcie istnienia tzw. żyły wodnej zgodnie z opisem podawanym przez różdżkarzy. W tym celu załóżmy fizycznie mało prawdopodobne, ale dla zwolenników radiestezji bardzo korzystne założenie, że nasza wiązka poszerza się dwukrotnie dopiero na wysokości 1000 m nad źródłem promieniowania. Wówczas przy szerokości żyły wodnej około 20 cm na wysokości 100 m rozmycie wyniesie 1cm, dając szerokość żyły wodnej w granicach 21 cm. Takie rozmycie będzie praktycznie niezauważalne dla różdżkarza. Na podstawie podanego wyżej wzoru maksymalna długość fali dla tzw. żyły wodnej o szerokości 20 cm wyniesie 33 mm. Odpowiada to promieniowaniu w zakresie podczerwieni, które podobnie jak światło nie przenika przez pokłady ziemi. Przez ziemię może przejść dopiero fala kilkaset razy dłuższa. Jednocześnie jej rozmycie będzie również kilkaset razy większe i nie pozwoli na wyznaczenie ostrych granic poszukiwanej żyły. Obawiam się, że wobec takich argumentów różdżkarze będą się ratować innymi hipotezami o promieniowaniu rentgenowskim czy gamma lub jeszcze innym. Nie podadzą jednak wiarygodnego mechanizmu wytwarzania tego promieniowania przez sączącą się wodę o małej energii. Nie wyjaśnią też natury zogniskowania jej wiązki w rzeczywistych strukturach geologicznych zwłaszcza bez pomocy reflektora. Literatura radiestezyjna podaje jeszcze jedną, opartą na fantazji, hipotezę powłok magnetycznych. Według niej obok tzw. żyły wodnej i równolegle do niej występuje siedem stref zadrażnień, czyli obszarów, w których różdżkarz reaguje na promieniowanie. Najsilniejsza ma być strefa ostatnia dochodząca do powierzchni ziemi. Owa mityczna żyła wodna ma być rzekomo otoczona powłokami cylindrycznymi na podobieństwo pola magnetycznego otaczającego przewód elektryczny, w którym płynie prąd. Istnienie powłok z ostrymi granicami jest z punktu widzenia fizyki niemożliwe. Pole magnetyczne nie ma natury powłokowej, lecz jest jednorodne, a jego natężenie maleje w sposób płynny (nie skokowy) odwrotnie proporcjonalnie do odległości. W tej sytuacji wytłumaczenia ostrych granic rzekomych siedmiu powłok można by szukać jedynie w teoriach siatki dyfrakcyjnej. Fala o długości 33 mm wymagałaby jednak zastosowania całego systemu precyzyjnie dobranych szczelin o odległościach wzajemnych 47 mm, aby uzyskać siódmy prążek interferencyjny pod kątem 45 stopnia. Przy wykryciu tego prążka można by się pokusić o wyznaczenie dokładnej głębokości, na jakiej płynie woda. Prążek ten nie będzie jednak wcale najsilniejszy. Począwszy od pierwszego, kolejne prążki będą coraz słabsze. Im krótsza fala, tym szczeliny muszą być rozmieszczone gęściej. Nie wiadomo również, skąd w gruncie miałby się znaleźć skomplikowany system szczelin rozmieszczonych w tak unikalny i precyzyjny sposób. Różdżkarska teoria powłok magnetycznych wygląda raczej na żonglerkę pojęciami z dziedziny ruchu falowego i to bez elementarnej wiedzy w tym zakresie, przy jednoczesnym braku wyobraźni przestrzennej. Podane tutaj obliczenia oraz argumenty wykluczają możliwość detekcji tzw. żył wod- nych przy pomocy zjawisk mieszczących się w ramach znanych nam praw fizyki. Wspomniany wcześniej prof. J. G. Taylor podczas swoich eksperymentów z dziedziny parapsychologii nie wykrył udziału żadnego promieniowania o charakterze elektromagnetycznym. Nie wykrył go również w przypadku różdżkarzy, u których dodatkowo badał wrażliwość na bardzo krótkie fale. Przy okazji warto dodać, że różdżkarze bardzo silnie poddają się sugestii. Jeśli tylko wspomnimy im o efekcie, jakiego się spodziewamy w eksperymencie, zapowiedziany efekt z dużym prawdopodobieństwem pojawi się u różd żkarza, nawet jeśli wcześniej literatura radiestezyjna nic nie wspomina o podobnym rezultacie eksperymentu. Fizjologa różdżkarstwa. Pozycja dłoni lub rąk trzymających różdżkę czy wahadełko jest stosunkowo męcząca dla mięśni. W rezultacie zmęczenia pojawia się drżenie rąk różdżkarza. Zmysł wzroku przesyła do mózgu informację o występujących drganiach i zazwyczaj uruchamiają się wówczas mechanizmy zmierzające do ich skompensowania. Przy nadmiernie silnej reakcji, w wyniku przekompensowania, drgania mogą zostać tak zsynchronizowane, że spowodują rozbujanie wahadełka. Jest to najczęściej proces podświadomy, ale istnieje tu również pewne "pole manewru" dla różdżkarza oczekującego konkretnej reakcji, a tym bardziej dla szarlatanów. Wspomniałem wcześniej, że w ręku doświadczonego różdżkarza wahadełko osiąga maksymalne wychylenie w wyjątkowo krótkim czasie (5-10 sekund). Ten właśnie czas sugeruje zastosowanie przez różdżkarza raczej serii skorelowanych ze sobą, niedostrzegalnych krótkich szarpnięć niż jednostajnego ruchu ręki. Taki jednostajny ruch wymagałby bowiem znacznie dłuższego czasu (kilku minut) na rozbujanie wahadełka. Mechanizm utrzymywania kija w pozycji pionowej przetestowano na małpach. Stwierdzono, że polega on na połączeniu niewielu synaps (tzn. połączeń komórek nerwowych) i w związku z tym reakcja korygowania odchyleń kija od pionu następuje bardzo szybko. Mózg ma możliwość przełączania się na odpowiedni program zachowania. W czasie eksperymentu położenie kija jest nieustannie kontrolowane przy pomocy wzroku, reagującego szybciej niż mogą to uczynić mięśnie. Mechanizm kompensacji przewidziany dla bryły sztywnej daje nieoczekiwany wynik w przypadku wzmacniacza mechanicznego, jakim jest różdżka lub wahadełko. W rezultacie obserwujemy wyraźne rozbujanie testowanych wzmacniaczy mechanicznych. Nie bez znaczenia jest również wykonanie wahadełka lub czubka różdżki z połyskującego metalu. Błyszczące przedmioty są chętnie stosowane do wprowadzania pacjentów w stan hipnotyczny. W przypadku poszukiwania wody cała uwaga jest koncentrowana na jej szukaniu i czyni różdżkarza, wpatrzonego w połyskujący punkt, bardzo podatnym na wejście w mało poznany stan kataleptyczny, bez konieczności zapadania w widoczny trans. Jednocześnie mamy do czynienia z tzw. efektem oczekiwania. Nasza uwaga narasta, a przy braku decyzji lub oczekiwanego zjawiska następuje zmniejszenie napięcia mięśni. Efekt ten obserwowałem uważnie na sobie samym. Stwierdziłem również silny związek zjawiska z częstotliwością oddechu. Zauważyłem, że idąc nabieram powietrza mniej więcej co 3 lub 4 kroki. Przy łokciach przyciśniętych do klatki piersiowej można się więc spodziewać wybicia różdżki w stosunkowo regularnych odstępach czasu. Myślę, że takim mechanizmem reakcji organizmu różdżkarza można wyjaśnić istnienie regularnych linii (co 1 - 2 m) tzw. siatki szwajcarskiej. Jej rzekome występowanie może się wiązać z pobudzeniem różdżki przy zachowaniu odpowiedniego rytmu oddechu maszerującego różdżkarza. W artykule opublikowanym w "Nature" D.F. Marks [8] podaje trzy podstawowe wyjaśnienia efektu różdżkarskiego: 1. Wspomniany wyżej efekt oczekiwania. 2. Drobne wskazówki w krajobrazie badanego terenu, rejestrowane przez różdżkarza na poziomie podświadomości (zmiana w szacie roślinnej, odcieniu zieleni, widok ścieżki, miedzy lub kopca mrowiska). 3. Prawo wielkich liczb. Jeśli rzucamy kostką do gry, to wyrzucenie 6 oczek pięć razy pod rząd jest mało prawdopodobne. Kontynuując nasz eksperyment przez cały dzień możemy się jednak spodziewać wystąpienia takiego wyniku. 6. ZAGADNIENIA TEOLOGICZNE. Pisząc ten rozdział zdaję sobie sprawę, że ograniczam tym samym możliwość przedstawienia swych rozważań w formie typowego artykułu naukowego. Decyduję się na takie działanie świadomie i uważam, że bez uwzględnienia aspektu teologicznego opracowanie będzie niepełne. Badania i eksperymenty wykazały bowiem wyjątkowo silne zaangażowanie psychiki i wyobrażni w proces poszukiwania tzw. żył wodnych. W rozważaniach opieram się na cyklu audycji Radia Watykańskiego pod tytułem: "Rozeznawanie niechrześcijańskich postaw" autorstwa ks. Aleksandra Posackiego S.J., z którym pozostaję w kontakcie telefonicznym. Polecam też kasetę wideo autorstwa Jaquesa Verlinde, p.t. "Pan Bóg mnie ocalił". Autorem jest Belg, który na podstawie własnych doświadczeń mówi o niebezpieczeństwach związanych z uprawianiem między innymi różdżkarstwa i wahadlarstwa. Dlaczego tak się dzieje, że tylu ludzi bezkrytycznie wierzy w istnienie i szkodli- wość tzw. żył wodnych, w różdżkarstwo i jego nieograniczone możliwości ? Irracjonalna wiara w istnienie fenomenu tzw. żył wodnych utrzymuje się od setek, a może nawet tysięcy lat, mimo, że geologia i hydrogeologia zaprzeczają ich istnieniu. W podręcznikach naukowych pojęcie żyły wodnej w ogóle nie figuruje. Cały szereg publikacji różdżkarskich można zakwalifikować do literatury pseudonaukowej, opartej wyłącznie na fantazji autorów. Z teologicznego punktu widzenia, jak podaje ks. A. Posacki, istnieją trzy sposoby wytłumaczenia zjawisk paranormalnych, do których zaliczamy różdżkarstwo: 1. Hipoteza oszustwa (świadoma manipulacja dokonywana przez różdżkarza). Osobiście przyjaźniłem się z wieloma różdżkarzami i dlatego nie jest mi łatwo dokonywać krytyki ich działalności. Sądzę, że w większości starali się oni uczciwie wykonywać doświadczenia i szczerze wierzyli w interpretację otrzymanych rezultatów. Muszę jednak wspomnieć, że i w mojej obecności dokonywano świadomego fałszowania wyników. Mimo to uważam, że nie można tłumaczyć wszystkich rezultatów osiąganych przez różdżkarzy wyłącznie oszustwem. 2. Hipoteza sił naturalnych (tłumaczących zjawisko różdżkarstwa). W czasie moich prawie dziesięcioletnich badań nad różdżkarstwem nie wykryliśmy żadnych znanych współcześnie sił naturalnych, a zwłaszcza obecności fal elektromagnetycznych, które mogłyby tłumaczyć występowanie efektu różdżkarskiego. Próby wyjaśnienia tego zjawiska przy pomocy elektromagnetyzmu można było podejmować jeszcze w wieku XIX ze względu na ówczesny stan wiedzy. Dziś, w świetle dokonań współczesnej nauki, jest to założenie nie do utrzymania. W fenomenie różdżkarstwa mamy natomiast do czynienia przede wszystkim ze zjawiskiem sugestii, autosugestii, pamięci podświadomej oraz wieloma innymi efektami psychologicznymi o podobnym podłożu. Musimy też uwzględnić zależności pozostające jedynie w sferze wyobraźni, niepowiązane z realnymi zjawiskami fizycznymi. Wracając jednak do zagadnień fizycznych, jak wspomina Taylor, współczesna fizyka zna cztery rodzaje oddziaływań: * GRAWITACJA * ODDZIAŁYWANIA ELEKTROMAGNETYCZNE * ODDZIAŁYWANIA SŁABE * ODDZIAŁYWANIA SILNE Jeżeli oddziaływania jądrowe silne przyjmiemy za 1 (we wnętrzu jadra atomowego wyniesie ono około 10 do potęgi minus 15 Niutonów), to oddziaływanie elektromagnetyczne wewnątrz jądra atomowego będzie około 100 razy słabsze, oddziaływanie jądrowe słabe - około miliard razy mniejsze (10 do potęgi minus 9 ), a oddziaływanie grawitacyjne aż 10 do potęgi 39 razy słabsze (jedynka z 39 zerami). Oddziaływania jądrowe silne i słabe wiążą się z siłami o bardzo małym zasięgu, działającymi wewnątrz jądra atomowego o średnicy zaledwie 10 do potęgi minus 15 metra w przypadku atomu wodoru. Siły grawitacji są z kolei bardzo słabe. Siły przyciągania grawitacyjnego i przyciągania bądź odpychania pomiędzy ładunkami elektrycznymi mają tę wspólną własność, że maleją z kwadratem odległości. Siły jądrowe słabną znacznie szybciej. Aby to zilustrować posłużę się przykładem. Jeżeli weźmiemy dwa jądra atomu wodoru (protony), to siła przyciągania grawitacyjnego z odległości 4 cm będzie taka jak ich wzajemne odpychanie na skutek działania ładunków elektrycznych umieszczonych między ziemią, a najbliższą gwiazdą, odległą od nas o 4 lata świetlne. Jeżeli jednak oddziaływania grawitacyjne są tak słabe, to dlaczego w życiu codziennym spotykamy się właśnie z nimi, a nie z siłami pochodzącymi od ładunków elektrycznych? Po pierwsze: ładunki są bardzo dokładnie skompensowane - każdemu ładunkowi dodatniemu odpowiada ładunek ujemny. Po drugie: masa ziemi jest bardzo duża i wynosi 6 razy 10 do potęgi 24 kilogramówg. Dla przykładu: gdyby chcieć przetransportować tak ogromną masę przy pomocy statków o nośności miliona ton, przepływających co sekundę, to potrzeba by na takie przedsięwzięcie 200 milionów lat. Rozważmy jeszcze oddziaływania grawitacyjne zachodzące między żyłą mokrego piasku o gęstości 40 kg/m na różdżkarza o masie 70 kg, którego środek ciała znajduje się w odległości 1,5 m od osi żyły. Siła grawitacji wyniesie 3,9 razy 10 do potęgi minus 7 Niutonów, co odpowiada przyciąganiu przez ziemię pyłka o masie 40 mikrogramów (np. kropli wody o średnicy 0,424 mm). Każdy powiew wiatru, bicie serca i pulsowanie krwi bardziej się zaznaczy niż efekt grawitacyjnego oddziaływania żyły mokrego piasku. Z tego względu w naszych rozważaniach nad różdżkarstwem wspomniane siły możemy więc pominąć. Pozostają zatem oddziaływania elektromagnetyczne, które, jak pokazałem wyżej, również nie tłumaczą teorii promieniownia tzw. żyły wodnej. Intensywne prace prowadzone w laboratoriach całego świata i coraz bardziej skomplikowana aparatura badawcza nie dają nam dziś żadnych podstaw do konieczności zakładania istnienia nowej siły, wykraczającej poza wspomniane wyżej cztery rodzaje oddziaływań, wystarczających w zupełności do opisu otaczającej nas makroskopowej rzeczywistości. Co prawda niektóre teorie wielkiej unifikacji przewidują możliwość istnienia jeszcze jednej siły, która jednak z założenia ma się charakteryzować nadzwyczaj małym zasięgiem, tryliony razy mniejszym od średnicy jądra atomowego. Siła ta nie może więc mieć żadnego znaczenia w omawianych przez nas zagadnieniach. Współczesny poziom wiedzy pozwala nam też wykluczyć możliwość zbudowania perpetum mobile czy alchemiczne mrzonki przemiany metali w złoto, nad którymi trudziły się kiedyś daremnie wielkie umysły badaczy. Podobnie poziom energii, z jakimi mamy do czynienia przy sączeniu się wody przez piasek, nie pozwala nam oczekiwać nowych spektakularnych zjawisk fizycznych, które dziś miałyby się wymykać współczesnemu aparatowi badawczemu nauki. Tak więc wyniki własne, jak i publikacje innych naukowców, np. prof. Andrzeja wróblewskiego [4] i wyniki prac dr hab. Jana Jeża [2],[3], zmuszają mnie do całkowitego odrzucenia hipotezy sił naturalnych mających uzasadniać możliwości wykrywania wody przez różdżkarzy. 3. Hipoteza ingerencji sił nadnaturalnych. Teologiczna [Teos-Bóg]. Jest to hipoteza uwzględniająca możliwość oddziaływania duchów inteligentnych, istot niematerialnych obdarzonych inteligencją oraz wolą. Mógłby ktoś twierdzić, że również i ta hipoteza jest próbą tłumaczenia nieznanego przez nieznane. Jestem jednak człowiekiem wierzącym i dla mnie świat duchowy opisany w Biblii jest światem jak najbardziej realnym. Zresztą fizykowi XX wieku trudno pozostać ateistą, zwłaszcza wobec ostatnich wyników z dziedziny fizyki mikroskopowej i kosmologii. W najnowszych interpretacjach mechaniki kwantowej jak i modelach wszechświata jako całości [13], dochodzi się wyraźnie do pojęcia istnienia Boga, będącego najprostszym wytłumaczeniem zaobserwowanych zjawisk [14,15]. Fizyka odeszła również od zasady przyczynowości w takim ujęciu, które nie pozwalało na istnienie wolnej woli i nie uwzględniało bezpośredniego działania Boga w przyrodzie. Również inne gałęzie nauki dostarczają więcej argumentów przemawiających na korzyść wiary niż niewiary w istnienie Boga. Zagadka istnienia życia i jego powstania ciągle nie jest wyjaśniona. Wiele faktów z historii ewolucji wskazuje na celowe działanie, a odkrycia archeologii i biblistyki (np. w Qumran) potwierdzają historyczność Pisma Świętego. Ktoś, kto nie wierzy w istnienie Boga, mówi tak nie w oparciu o jakieś naukowe dowody, ale na podstawie swej subiektywnej wiary, opartej na słabych przesłankach, bardziej koniunkturalnych i emocjonalnych niż rozumowych. W ramach hipotezy nadnaturalnej różdżkarstwo możemy próbować uzasadnić następująco: 3.1. Różdżkarstwo jest wywołane ingerencją Boga lub aniołów. Mam na myśli byty przychylne człowiekowi i pomagające jemu w zbawieniu (List do Hebrajczyków Hbr 1,14). Myślę, że takie ingerencje mogą się zdarzać sporadycznie. Generalnie sądzę jednak, że Bóg ma znacznie szersze możliwości oddziaływania niż te, które nam oferuje radiestezja. Postawa głębokiego życia sakramentalnego i szczera modlitwa będzie sprzyjać rozwiązywaniu naszych problemów przez kochającego nas Boga, bez konieczności angażowania się w podejrzane i nienaukowe eksperymenty radiestezyjne. 3.2. Różdżkarstwo jest wywołane ingerencją bytów duchowych wrogich człowiekowi. Ta hipoteza wydaje się najbardziej prawdopodobna. Jak podaje kardynał Suenens w swoim opracowaniu "Odnowa charyzmatyczna, a moce ciemności", ochronny parasol wiary zabezpiecza nas przed działaniem szatana i jego sług, czyli demonów. Siły te czynią nieustanne wysiłki, aby nas stamtąd wyciągnąć. W tym celu podważają naszą wiarę i podsuwają nam jakieś zjawiska i fenomeny noszące znamiona ciekawostek, a nawet pozory naukowości. Często też kontakt z siłami nadnaturalnymi niewiadomego pochodzenia zaczyna się przez techniki stosowane w radiestezji. Uważałem, że szereg dziedzin parapsychologii opiera się na siłach naturalnych, a badania nad różdżkarstwem, zjawiskiem, jak wówczas sądziłem, osadzonym głęboko w realiach fizyki, pozwolą nam na wyjaśnienie wielu tajemnic. Dlatego praca naszego zespołu szła w kierunku potwierdzenia naukowych podstaw tego zjawiska. Jak już wspomniałem w poprzednim rozdziale, wyniki naszych badań nie dają żadnych podstaw, by zjawiska różdżkarskie mogły zostać uzasadnione naukowo. Kiedy prowadziliśmy nasze eksperymenty w warunkach zaostrzonej kontroli, otrzymaliśmy wyniki sprzeczne ze sobą, co pokazuje, że teoria istnienia żył wodnych okazała się hipotezą niepotwierdzoną. Według prawideł znanych współczesnej fizyce istnienie wszechobecnej tajemniczej sieci wrogich człowiekowi żył wodnych nie jest możliwe. Skompromitowane w naszej opinii różdżkarstwo stanowi jednak marginalną część aktywności ludzi związanych z radiestezją. Według literatury zajmują się oni diagnozą chorób, ich leczeniem przy pomocy wahadełka, nierzadko również na odległość, ustalaniem przydatności spożywanych pokarmów, odnajdywaniem zagubionych przedmiotów i osób oraz zwykłym wróżbiarstwem, niebezpiecznie przypominającym eksperymenty spirytystów z wirującymi stolikami. Zagadkowy jest mechanizm uzyskiwania odpowiedzi. Wahadlarz stawia pytanie sformułowane w taki sposób, aby możliwa była wyłącznie odpowiedź: "tak" lub "nie". Zabieg ten sprawia wrażenie, że radiesteta traktuje wahadełko jako istotę inteligentną, mogącą udzielać odpowiedzi w sprawach dotyczących również wydarzeń z odległej przyszłości. Różdżkarz najczęściej tłumaczy swoje umiejętności odpowiedziami udzielanymi jakoby przez jego podświadomość, która, nie wiadomo dlaczego, ma mieć wgląd również w przyszłe wydarzenia. Zastanawia jednak fakt stawiania pytań adresowanych tak, jakby wahadełko było istotą inteligentną. Stąd już tylko krok dzieli nas od przyjęcia hipotezy, że odpowiedzi udzielane są faktycznie przez byty inteligentne, które słyszą zadawane pytanie i udzielają odpowiedzi przez odpowiedni kierunek wirowania wahadełka, tak jak dzieje się w przypadku wirujących stolików. Trzeba jednak pamiętać, iż owe byty inteligentne niekoniecznie muszą być człowiekowi przychylne. Osoba posługująca się wahadełkiem potrafi często podawać informacje zawierające sporą dozę wiadomości prawdziwych. Interesującą historię opowiadał mi znajomy działacz Solidarności, aresztowany swego czasu za redagowanie tajnej gazetki. W czasie przesłuchań poinformowano go o jednoczesnym aresztowaniu wszystkich jego pięciu kolegów. On sam przy pomocy wahadełka stwierdził, iż dwie z tych osób przebywają jednak na wolności i prawidłowo wymienił nazwisko jednej z nich. Faktem tym zupełnie zaskoczył służby bezpieczeństwa prowadzące przesłuchanie. Problem polega jednak na tym, że osoba posługująca się wahadełkiem nigdy nie potrafi rozgraniczyć, gdzie kończy się prawdziwa informacja, a zaczyna fantazja. Mimo to, w imię rzekomego dobra, często nie wzbrania się ona przed doradzaniem ludziom w dokonywaniu istotnych życiowo wyborów, takich jak wybór partnera w małżeństwie czy zmiana pracy. Myślę, że niewielu wahadlarzy zaryzykowałoby eksperyment polegający na zbadaniu wahadełkiem zawartości dwóch szklanek, z których jedna zawiera czystą wodę, a druga truciznę. Wypicie zawartości jednej ze szklanek byłoby wówczas pewnym testem prawdziwości i wiarygodności stosowanej techniki. Jednocześnie wielu różdżkarzy nie waha się przed dobieraniem lekarstw dla swoich pacjentów, nie mogąc gwarantować stuprocentowej trafności doboru. Jak przyznają bowiem radiesteci, zawsze istnieje pewien znaczny margines błędu. Co gorsza, nie brakuje szaleńców, którzy decydują się nawet na wyrzucenie lekarstw istotnych dla życia, wierząc bardziej opinii radiestety niż lekarza. Nasze badania nad różdżkarstwem umożliwiały stosunkowo prostą weryfikację rezultatów. Zjawiska badane przez nas okazały się świadomą manipulacją bądź autosugestią, która dyskwalifikowała wiarygodność technik stosowanych przez różdżkarzy. Skoro ta część radiestezji okazała się fikcją, to obawiam się, że pozostałe techniki ingerujące głęboko w psychikę pacjenta stanowią konkretne zagrożenie i poważne niebezpieczeństwo dla wszystkich, którzy się owym technikom poddają. Gdyby jakaś istota inteligentna chciała wciągnąć człowieka w pułapkę niebezpiecznych i ryzykownych eksperymentów z wahadełkiem, to sądzę, że zastosowałaby model działania zaobserwowany przez nas w dziedzinie radiestezji. Mechanizm jest prosty. Rezultaty pierwszych doświadczeń prowadzonych w dziedzinie różdżkarstwa wydają się być obiecujące i powtarzalne. Przy kontynuacji badań wyniki zaczynają się gmatwać. Wówczas, w celu ratowania swojej hipotezy, zainteresowany próbuje rozbudować teorię, wprowadzając dodatkowe założenia. Zastanawia się, czy przykładowo należy trzymać wahadełko w kierunku Pn-Pd lub Wsch-Zach lub czy w pewnych sytuacjach lepiej stosować wahadełko mosiężne bądź drewniane z próbką materiału w środku, zwiększając tym samym stopień komplikacji teorii zjawiska. Człowiek starający się jeszcze zachować obiektywizm będzie nadal otrzymywał wyniki w granicach tolerancji rachunku prawdopodobieństwa. Jednak przy głębszym zaangażowaniu w praktyki różdżkarskie radiesteta zaczyna przypuszczać, że dysponuje jakimiś nadnaturalnymi zdolnościami i jest jedyną kompetentną wyrocznią w pewnych sprawach. Wobec osób bez takich uzdolnień zachowuje się często wyniośle, zaczyna w nim dominować pycha i poczucie własnej nieomylności. Taka osoba uważa się często za artystę w swoim zawodzie, traktując swe działania bardziej jak sztukę niż naukę. Otrzymywane wówczas wyniki zaczynają się gmatwać, a ich wiarygodność spada do zera. Ze świadectw O. Jaquesa Verlinde wynika, że szereg ludzi praktykujących różdżkarstwo faktycznie otrzymuje pewne nadnaturalne umiejętności. Najczęściej jednak nie poprzestają oni na szukaniu wody. Możliwość uzależniania i podporządkowania sobie innych ludzi stanowi dla nich pokusę nie do przezwyciężenia i wówczas różdżkarstwo przekształca się w pewne magiczne formy uzdrawiania czy, w skrajnych przypadkach, szkodzenia ludziom na odległość. Takie uzależnienie powoduje najczęściej wyraźne zmiany w sposobie zachowania, stosunku do Kościoła i do wiary. Człowiek zaczyna uważać, że Bóg przestaje mu być potrzebny, bowiem rozwiązanie swoich problemów można osiągnąć przy pomocy działań magicznych, bez konieczności uporządkowania swoich relacji z Bogiem. Jest to wyraźna iluzja samowystarczalności prowadząca nieuchronnie do utraty wiary w Boga i w konsekwencji do wyraźnych negatywnych zmian w zachowaniu oraz psychice osoby praktykującej różdżkarstwo. W audycji radia BBC w programie Network U.K. (Z życia kraju) słyszałem kiedyś krótką audycję p.t. "Occult" dotyczącą parapsychologii. Brało w niej udział kilka osób, m.in. pastor, prawnik i psycholog. Informowano w niej o przerażających skutkach zabawy z wahadełkiem. Ludzie uprawiający wahadlarstwo przez dłuższy czas, prędzej czy później, płacą okrutną cenę za swoje zaangażowanie, stając się wręcz psychicznymi wrakami. Moje osobiste kontakty i rozmowy z ludźmi uprawiającymi czynnie różdżkarstwo, niestety w pełni potwierdzają istnienie tego zagrożenia i to zarówno dla wiary, jak i zdrowia, nie tylko psychicznego. Pismo Święte nie pozostawia wątpliwości co do tożsamości ojca kłamstwa. Jest nim szatan (Jan 8,44), który jest bytem zbyt inteligentnym, aby kłamać w sposób ewidentny i łatwy do zdemaskowania. Jego subtelne sztuczki polegają na przedstawieniu kłamstwa w otoczeniu wiarygodnych prawd i półprawd, jak miało to miejsce przy kuszeniu Adama i Ewy (Rdz 3,4-5). Informacje przekazywane przez siły demoniczne są często mieszaniną faktów oraz kłamstw, noszących pozory prawdy. Ponieważ wiarygodność rezultatów otrzymywanych przez radiestetów jest bardzo wątpliwa, pragnę przestrzec, zwłaszcza osoby szczególnie poświęcone Bogu, czyli kapłanów i wspólnoty zakonne, aby nie firmowały autorytetem swojego stroju duchownego tak ryzykownych eksperymentów. Często w dyskusjach z ludźmi praktykującymi różdżkarstwo słyszę bowiem argument, że przecież wahadełkiem posługują się osoby duchowne. W mojej opinii eksperymenty z wahadełkiem odwracają uwagę ludzi od wszechmocy i miłosierdzia Boga, powodując wyraźny zamęt w ich życiu duchowym. W Dziejach Apostolskich nie znajdziemy żadnej wzmianki o posługiwaniu się wahadełkiem przez chrześcijan pierwotnego Kościoła. W trakcie mych badań docierały do mnie najróżniejsze nieprawdopodobne teorie, łącznie z taką, która zakładała, że Mojżesz uderzający laską w skałę na pustyni prezentował pierwowzór praktyk radiestezyjnych wyszukiwania wody - Księga Wyjścia (Wj 17,6). Laska ta jednak służyła do uderzenia o skałę, a nie wskazywania położenia w ziemi domniemanych żył wodnych, jak chcą niektórzy różdżkarze. Przypis do Pisma Świętego Starego Testamentu Biblii Poznańskiej (wyd. Pallottinum, Poznań 1982) podaje co następuje: "Rabini uważali, że skała ta towarzyszyła potem Izraelitom w sposób cudowny przez cały czas trwania wędrówki. Echem tego zapatrywania jest Pierwszy List do Koryntian (10,4), por. także Ps 18,3, gdzie Bóg jest zwany Skałą Izraela". Warto też pamiętać, że przy pomocy tej samej laski Mojżesz sprowadził plagi na Egipcjan (Wj.7) oraz spowodował rozstąpienie się wód Morza Czerwonego (Wj.14), Myślę, że tego rodzaju działania stanowczo przekraczają możliwości współczesnych różdżkarzy. Księga Ozeasza (4,12), w wersecie stanowiącym aluzję do praktyk posługiwania się różdżką, porównuje "zasięganie rady u swego drewna" do nagannego aktu cudzołóstwa stanowczo obrażającego Boga. Biblia Tysiąclecia w przypisie do tego wersetu wyjaśnia, że chodzi tu o technikę rabdomancji (inna nazwa praktyk różdżkarskich). 7. KONKLUZJA. Zajmując się badaniem zjawisk różdżkarskich i namawiając do tego innych, sądziłem, że uda się nam nie tylko rozwikłać zagadkę natury procesów radiestezyjnych, ale i wiele innych zjawisk paranormalnych. Miałem już nawet gotową hipotezę sądząc, że chodzi tu o fale elektromagnetyczne niskiej i bardzo niskiej częstotliwości. Pierwsze wyniki zdawały się nawet potwierdzać moją hipotezę. Przypuszczałem, że człowiek reaguje na fale i stąd nawet tytuł naszej pierwszej publikacji w "Problemach": "Człowiek jako detektor pól elektrycznych i magnetycznych niskiej częstotliwości" (Problemy, 1976). Na podstawie ówczesnych wyników doświadczeń sądziłem, że jesteśmy świadkami odkrycia na miarę nagroda Nobla. Moim entuzjazmem mobilizowałem innych do jeszcze bardziej intensywnej pracy. Pierwszym poważnym sygnałem ostrzegawczym, który zresztą zlekceważyłem, była niechęć do współpracy z nami ze strony najbardziej znanych radiestetów. Wyjątkami byli dr med. Danuta Sotnik-Kondycka, obecnie zamieszkała w Londynie, mgr Janina Franek-Dobrońska z Gdyni, mgr inż. Stanisław Jastrzębski z Wrocławia, i nieżyjący już ś.p. mgr inż. Henryk Załęski ze Słupcy, koło Środy Wlkp. oraz ś.p. ks. Władysław Góra z Izbicy Kujawskiej koło Koła. Spotkałem się również ze stwierdzeniem, że radiestezja jest sztuką i nie ujawnia swych tajemnic zawodowych osobom postronnym, zwłaszcza za darmo. Nasze możliwości finansowe były ograniczone, a i tak niejednokrotnie w badania inwestowaliśmy swoje prywatne pieniądze, wspierając skromne możliwości Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Spotkaliśmy się natomiast z próbami nielegalnego wykorzystania naszych osiągnięć, a nawet próbami przekupienia współpracownika. Sądzę, że zrobiliśmy wszystko, co było możliwe do wykonania w naszych warunkach, w sposób rzetelny i zupełnie wystarczający do wyciągnięcia miarodajnych wniosków. Na studiowanie różdżkarstwa poświęciłem dziewięć najlepszych lat swej działalności naukowej i zawodowej. Do dziś nie spotkałem wiarygodnego zjawiska, które mogłoby uzasadniać kontynuację badań. W świetle uzyskanych wyników różdżkarstwo okazało się zupełną fikcją i mitem opartym na domniemaniach. Konsekwencje uprawiania różdżkarstwa są poważne i w skrajnych przypadkach mogą prowadzić do destrukcji osobowości i utraty zdrowia psychicznego. Zjawiska, które obserwowaliśmy w czasie naszych badań, ocierały się bowiem o zagadnienie spirytyzmu, stanowiącego dla człowieka realne zagrożenie. Jakie wnioski wypływają z wszystkich naszych rozważań, badań, niepowodzeń ? Sądzę, że bardzo optymistyczne. Żyły wodne nie istnieją ! W związku z czym nie musimy się obawiać ich rzekomo szkodliwego wpływu na organizmy żywe. To Chrystus powiedział "..miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat" (J 16,33). Papież Jan Paweł II w swym nauczaniu kontynuuje tę myśl podkreślając, że dla chrześcijanina nie ma sytuacji beznadziejnych. Przypomina mi się wypowiedź pewnego Afrykanina animisty; "Wy, chrześcijanie jesteście szczęśliwi, bo nie boicie się demonów. My na każdym kroku spodziewamy się ich i drżymy przed nimi". Takim nowoczesnym demonem stały się m.in. żyły wodne. Człowiek stworzony przez Boga odczuwa potrzebę oddawania czci swemu Stwórcy. Jeśli jednak jego wiara nie jest ugruntowana, łatwo może się uwikłać we frapujące zagadnienia parapsychologii, w tym radiestezji i bioenergoterapii. Wielu traci zdrowy rozsądek i poddaje się bezkrytycznie myśleniu nieracjonalnemu, traktując tzw. żyły wodne z zabobonnym lękiem. Możemy więc spokojnie usunąć tzw. odpromienniki, wyrzucić spod naszych łóżek kasztany, skorupki jaj, sprężynki, bateryjki, butelki z olejem i tajemnicze płytki, wszystko co ludzka i chyba nie tylko ludzka fantazja wymyśliła. Sam tak właśnie uczyniłem i mogę powiedzieć, że sypiam dziś znacznie lepiej niż w czasach, kiedy próbowałem stosować zalecane przez różdżkarzy odpromienniki. Również sporo moich znajomych uczyniło podobnie i nie zaobserwowało pogorszenia swojego snu. Sprawdźmy natomiast uważnie, w jakich warunkach przebywamy w naszych mieszkaniach. Czy nie są one nadmiernie zawilgocone, czy nie śpimy w przeciągu, czy kolor ścian stwarza oczekiwany przez nas nastrój, czy meble lub parkiety nie zawierają szkodliwych formaldehydów, a inne sprzęty nie są pokryte szkodliwymi farbami, lakierami i klejami. W naszych miastach powstały przecież gigantyczne osiedla z wielkiej płyty, która produkowana z dodatkiem popiołów zawiera znaczne ilości radu. W zamkniętych pomieszczeniach gromadzi się promieniotwórczy gaz radon. Mamy tu faktycznie do czynienia ze szkodliwym promieniowaniem mogącym powodować białaczki, a jedynym ratunkiem może być systematyczne wietrzenie mieszkań. Jeśli faktycznie źle śpimy w naszych domach w wyniku wspomnianych przyczyn, to zaproszony różdżkarz natychmiast będzie sugerował, że w okolicach naszego łóżka mamy do czynienia z promieniowaniem żyły wodnej. Często zaleci zmianę miejsca spania. Po dokonaniu przemeblowania pokoju zmęczony tą pracą mieszkaniec stwierdzi na zasadzie sugestii, że rzeczywiście lepiej się spało i uwierzy różdżkarzowi. Zastanawia jednak fakt, że przebieg tzw. żył wodnych wyznaczanych przez różnych różdżkarzy w tym samym miejscu (np.mieszkaniu) wykazuje dużą dowolność, a wyniki zupełnie się nie pokrywają ! Co jednak radzić tym, którzy szukają miejsca na dobrą studnię ? Sprawa jest znacznie łatwiejsza dziś niż kilka lat temu. Za niewielką cenę można obecnie nabyć dokładne mapy geologiczne i hydrogeologiczne, które do niedawna były utajnione. Z ich pomocą, nawet niefachowiec, zaznajomiony pobieżnie z geologią, jest w stanie wyciągnąć właściwe wnioski. W każdym większym miasteczku istnieje specjalistyczna komórka geologiczna, gdzie można zasięgnąć porady fachowego geologa zaznajomionego z wynikami wierceń gruntowych na terenie naszego kraju. Istnieją też wyspecjalizowane firmy mające dużą wprawę w wierceniu studni. Mój znajomy rozmawiał z kierownikiem takiego przedsiębiorstwa i pytał o rolę różdżkarzy w tych poszukiwaniach. Przedsiębiorca stwierdził, że ze względu na mizerne rezultaty osiągane przez różdżkarzy musiał zrezygnować ze współpracy z nimi. Wspominał jednak o jakimś starszym panu, który na podstawie szaty roślinnej w terenie potrafił określić występowanie strefy wodonośnej i jej głębokość. Robił to na podstawie nie jednej rośliny, lecz całego ich zbiorowiska. Zainteresowanym polecam również prace dr. hab. inż. Jana Jeża podane w bibliografii, [2], [3], gdzie znajdą wiele informacji z zakresu wyszukiwania wody metodami przyrodniczymi, na podstawie obserwacji szaty roślinnej. Woda z nowej studni powinna zostać przebadana przez najbliższą placówkę SANEPID lub uczelnię techniczną. Dzięki temu poznamy skład mineralny wody i jej czystość pod względem bakteriologicznym. Mimo niedoceniania i słabego opłacania naukowców dysponują oni przecież wiedzą i sprawdzonymi metodami efektywnego pozyskiwania i badania wody. Wyniki ich badań można sprawdzić i porównać, w przeciwieństwie do opinii autorytatywnie wypowiadających się różdżkarzy, którym trzeba wierzyć na słowo. Swoją drogą - hańbą naszych czasów jest fakt, że różdżkarz czy wróżka zarabiają znacznie lepiej niż profesorowie uniwersytetu ! Kończąc to opracowanie uważam, że nie zmarnowałem dziewięciu lat mojej pracy i dzięki zdobytemu doświadczeniu mogę ludziom pomóc przezwyciężyć wyjątkowo irracjonalny strach przed nieistniejącymi żyłami wodnymi. Wierzącemu w Boga wszystko pomaga ku dobremu. W tym miejscu pragnę podziękować wszystkim, którzy poddawali się cierpliwie naszym badaniom, pomagali nam w laboratorium, na obozach naukowych, a nawet na spotkaniach towarzyskich w mieszkaniach prywatnych. Raz jeszcze dziękuję osobom, które pomogły mi w ostatecznym zredagowaniu niniejszego opracowania, zajęły się nie tylko korektą językową i przepisaniem tekstu, ale zwróciły mi również uwagę na konieczność wprowadzenia uzupełnień, bowiem niektóre z moich myśli sformułowane były w sposób zrozumiały wyłącznie dla fizyka. Wszystkich nazwisk nie jestem w stanie wymienić, ale zdaję sobie sprawę, że bez ich udziału przygotowanie opracowania w jego aktualnym kształcie nie byłoby możliwe. 8. MODLITWA. Panie Boże ! W twoje ręce oddaję to opracowanie. Pragnę Ci służyć całym swoim umysłem. Oddaję Ci wszystkich ludzi zajmujących się z przekonaniem różdżkarstwem, w tym wielu moich przyjaciół. Prowadź mój umysł, jeśli zbłądziłem. Daj, bym się nie unosił pychą z powodu owoców moich przemyśleń i nie oceniał ludzi z powodu ich zainteresowań. Pozwól, aby to opracowanie pomogło ludziom zrezygnować z błędnych nauk, ku Twojej chwale. Powierzam Ci to wszystko przez ręce Maryi Niepokalanej. Amen ! Poznań 2 października 1994. BIBLIOGRAFIA - LITERATURA UZUPEŁNIAJĄCA: 1. Artur Wieczysty, Hydrogeologia inżynierska, PWN, Warszawa - Kraków, 1970, pierwsze wydanie. Ukazały się też następne wydania. Jest to jeden z podręczników hydrogeologii. Słownictwo nie zawiera w ogóle nienaukowego pojęcia "żyła wodna". Operuje się tu definicją pokładu lub warstwy wodonośnej. 2. Jan Jeż. Ocena właściwości geotechnicznych podłoża gruntowego na podstawie szaty roślinnej, wyd. Politechniki Poznańskiej, Rozprawa nr 218. Poznań 1989 (rozprawa habilitacyjna). 3. Jan Jeż, Przyrodnicze aspekty bezpiecznego budownictwa, wyd. Politechniki Poznańskiej, Poznań 1995 (w druku). Autor podaje, w jaki sposób analizując szatę roślinną można uzyskać informacje o występowaniu i głębokości warstwy wodonośnej. Pozycja [3] jest poszerzeniem pozycji [2]. Autor opowiada również o swoich utarczkach z różdżkarzami z punktu widzenia geologa. 4. Andrzej Kajetan Wróblewski, Prawda i mity w fizyce, Iskry 1989. Na stronach 155-158 autor omawia doświadczenia z różdżkarzami. "Oto w końcu marca 1979 r. w pobliżu miasteczka Formello, niedaleko Rzymu, przeprowadzono kontrolowany test zdolności różdżkarskich. Wzięli w nim udział znani i reklamowani różdżkarze włoscy. Test polegał na tym, by wykryć wodę płynącą w ilości co najmniej 5 litrów na sekundę w rurze o średnicy 8 cm znajdującej się na głębokości pół metra. Pod powierzchnią placu testowego umieszczono trzy różne rury, którymi mogła płynąć woda z rezerwuaru do drugiego zbiornika. Specjalny zawór umożliwiał kierowanie wody przez jedną tylko rurę wybieraną przypadkowo bez wiedzy egzaminowanego. Różdżkarz miał za zadanie wskazanie drogi przepływu wody w danym etapie testu. Wyznaczono nagrodę dla zwycięzcy konkursu w wysokości 10 000 dolarów, a każdy uczestnik miał możliwość wykonania trzech prób. Okazało się, że żaden (!) z uczestników nie odgadł nawet w przybliżeniu przebiegu rur; na ogół kreślili oni rzekomy przebieg rur w kierunkach zupełnie różnych od rzeczywistego układu. Należy dodać, że w konkursie wzięli udział sławni różdżkarze włoscy, jak Giorgio Fontana, Lino Borga czy Vittorio Senatore, warunki konkursu były z nimi uzgodnione i wszyscy byli przekonani, że bez żadnych trudności zdobędą nagrodę". Prof. Wróblewski podaje również inne przykłady negatywnych rezultatów ekspery- mentów z różdżkarzami, o których sami różdżkarze najczęściej milczą. 5. J.G. Taylor, E. Balanovski, Does Electromagnetism Explain ESP ? Nature 1978, tom 275, str 64. 6. J.G. Taylor, E. Balanovski, Is There Any Scientific Explanation of the Paranormal ?, Nature 1979, tom 279, str.631-633. 7. John Taylor, Nauka i zjawiska nadnaturalne, PIW, Warszawa 1990. "Nature" jest angielskim tygodnikiem naukowym wydawanym w Londynie. Publikuje się tam nowości z różnych dziedzin nauk przyrodniczych. Autorzy zgromadzili bardzo specjalistyczną aparaturę naukową, umożliwiającą wykrywanie promieniowania elektromagnetycznego wszystkich długości fal. Starali się wykryć owo promieniowanie przy zjawiskach paranormalnych oraz ustalić możliwość jego wykrywania przez różdżkarzy. Wyniki doświadczeń są całkowicie negatywne. Rozpatrywana jest możliwość innego nośnika informacji. W latach 1970 - tych Taylor był entuzjastą badań zjawisk paranormalnych i przeprowadzał eksperymenty z udziałem Uri Gellera. Otrzymane rezultaty zmieniły jego stanowisko na sceptyczne. Obecnie zaprzestał badań w tej dziedzinie. 8. David F. Marx, Investigating the Paranormal, Nature 1986, tom 320, str 119-124. Artykuł ten prezentuje stosunek całkowicie krytyczny wobec zjawisk paranormalnych. Za autorem podaję w tekście 3 hipotezy próbujące analizować różdżkarstwo: 1. Efekt oczekiwania - powolne narastanie napięcia i gwałtowne jego opadanie. 2. Podświadoma reakcja różdżkarza na drobne wskazówki (hints). 3. Prawo wielkich liczb. Wydarzenie mało prawdopodobne wydarzy się prawie na pewno przy coraz większej ilości prób. Ponieważ jest niezwykłe, zostanie przez nas zapamiętane. Autor podaje obszerną bibliografię - 69 pozycji. 9. Ks. Aleksander Posacki, S.J. Rozeznawanie niechrześcijańskich postaw, dwa cykle audycji Radia Watykańskiego w latach 1991-93. Dokonałem osobiście prawie kompletnego nagrania wszystkich audycji. Stanowiły dla mnie cenny materiał, zwłaszcza jeśli chodzi o stronę teologiczną zjawisk paranormalnych i możliwości ingerowania w te zjawiska sił demonicznych. Trzeci cykl audycji ma się zacząć w przyszłym roku. Z rozmów telefonicznych wynika, że autor ma zamiar wykorzystać w nim moje pierwsze opracowanie p.t. "O Niebezpieczeństwie różdżkarstwa". Wcześniej tego tematu nie poruszał. 10. Ks. Jaques Verlinde, Bóg mnie ocalił. Kaseta video i ścieżka dźwiękowa na kasecie audio. Autor jest księdzem katolickim, zakonnikiem ze Zgromadzenia Św. Józefa z Nazaretu. Po ukończeniu doktoratu z fizyki i chemii przez cztery lata praktykował medytację wschodnią, potem przez trzy lata zajmował się radiestezją i próbował leczyć przy pomocy tzw. magnetyzmu. Następnie wstąpił do zakonu. Powyższe praktyki, jak sam stwierdza, spowodowały u niego stany lękowe i poważne problemy ze zdrowiem psychicznym. Podaje przykłady bardzo silnych ingerencji demonicznych w zjawiskach związanych z radiestezją. Spokój odzyskał dopiero po zaprzestaniu niebezpiecznych praktyk. Osobiście nie spotkałem się z tak wyraźnymi zjawiskami, nie mniej jednak moje doświadczenia wskazują na konieczność uwzględnienia możliwości wpływów demonicznych. 11. Henryk Szydłowski i Przemysław Kiszkowski, Człowiek jako detektor fal elektromagnetycznych niskiej częstotliwości, Problemy, sierpień 1976. W artykule omówiono wyniki rocznych badań. Wydawały się one bardzo obiecujące. W eksperymentach tych nie uwzględniono jednak czynnika psychologicznego. Różdżkarzy traktowano bowiem jak rzetelny, biologiczny przyrząd pomiarowy. W trakcie badań stwierdzono dominujący wpływ sugestii i autosugestii podważających obiektywność otrzymanych rezultatów. 12. Przemysław Kiszkowski, O niebezpieczeństwie różdżkarstwa. 12 - stronnicowy maszynopis adresowany był głównie do Ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Z tego powodu skróciłem tam bardzo wyniki badań własnych, by uniknąć wprowadzania zbyt wielu terminów z dziedziny fizyki. Spopularyzowana forma mogła sprawiać wrażenie, że argumentacja oparta jest wyłącznie na przypuszczeniach, a nie na wieloletniej pracy eksperymentalnej. 13. Paul Davies, God and the New Physics, J.M.Dent & Sons Ltd, London 1983. 14. Zbigniew Jacyna - Onyszkiewicz, Fundamentalne problemy i osiągnięcia fizyki współczesnej, Wydawnictwo Naukowe, UAM, Poznań 1991. 15. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz, Problem istnienia - immaterialna interpretacja teorii kwantów, w: Nauka, religia, dzieje, pod redakcją J. A. Janika, materiały VII interdyscyplinarnego seminarium w Castel Gandolfo, Wydawnictwo Naukowe UJ, Kraków, 1994, str. 35-63. Oprócz podanych tu źródeł przeprowadziłem wiele rozmów z różnymi osobami oraz korzystałem również z audycji zarówno BBC,jak i Polskiego Radia. Wszystkim czytelnikom, choć może nie podzielają moich poglądów, składam serdeczne >>Szczęść Boże<< !