Emanuel Roztworowski Historia Powszechna Wiek 18 Wstęp 1. Fizjonomia stulecia Słupami milowymi historii nie są okrągłe daty: 1600, 1700, 1800, jednak posługujemy się pojęciami stuleci i gdy mówimy: wiek Xvii, Xviii czy Xix, to te nazwy mają jakąś konwencjonalną treść i barwę. Operowanie "wiekami" zakorzeniło się nie tylko w mowie potocznej, lecz zachowało żywotność i w terminologii naukowej. Nie rezygnując z posługiwania się wiekami historycy odnoszą się obecnie do ich granic dość swobodnie. Mówi się więc np. o "długim wieku Xvi", aby rozpocząć "smutny wiek Xvii" gdzieś około roku 1640. Wiek Xix otwiera się rokiem 1789 albo przesuwa się na lata 1815-1914. Jak wśród tych ruchomych wieków przedstawia się wiek Xviii i czy posługiwanie się tą nazwą ma jakąś przydatność dla określenia zasługującego na wyodrębnienie okresu historycznego? Zacznijmy od wyobrażeń najbardziej potocznych. Wiek Xviii kojarzy się z "rokokową" wizją markizów i hrabin w pudrowanych perukach niefrasobliwie zabawiających się wśród lustrzanych sal i strzyżonych szpalerów. Ten obraz zrodził się w kontraście z rokiem 1789, który tak bardzo zakłócił "słodycz życia" uprzywilejowanych. Owo przeciwstawienie nie jest pozbawione historycznego sensu. Obok obyczajowego "rokoko", drugie określenie coraz powszechniej stosowane do Xviii stulecia to "Oświecenie" (Lumieres. Enlightenment, Aufklärung, Illuminismo). Stają przed nami postacie encyklopedystów na tle procesu laicyzacji kultury, szerzenia się utylitarnej "filozofii", postępu nauki, oświaty i szkolnictwa. Jest to niewątpliwie zjawisko wyróżniające epokę. Wreszcie rozwijające się badania nad ekonomią i demografią wykazują, że w ciągu Xviii w. nastąpił przyspieszony wzrost gospodarczy Europy i jej zamorskich posiadłości. W związku z dynamizmem tego stulecia bardzo często, zwłaszcza w nauce francuskiej i amerykańskiej, pojawia się określenie "rewolucja". Czytamy więc o rewolucji demograficznej, rewolucji przemysłowej, rewolucji finansowej, rewolucji rolniczej, rewolucji technicznej, rewolucji intelektualnej. Może nie jest dziełem przypadku, że ową inflację rewolucyjnej terminologii lansują historycy narodów, które właśnie w Xviii w. przebyły "swoje" rewolucje polityczno-społeczne. Natomiast historycy brytyjscy, a więc przedstawiciele narodu, który niewątpliwie przodował w dynamicznym rozwoju tego stulecia, do owych rozlicznych rewolucji odnoszą się powściągliwie, a nawet powątpiewają, czy można mówić o tak już zakorzenionej w terminologii naukowej, a angielskiej właśnie, rewolucji przemysłowej Xviii w. Jakkolwiek ów sceptycyzm co do nazywania rewolucjami procesów narastających w ciągu wielu dziesięcioleci i nie mieszczących się nawet w ramach stulecia byłby uzasadniony, w wieku Xviii nastąpiło niewątpliwie przyspieszenie tempa przemian historycznych. Nie jest to jeszcze gwałtowny rozwój cywilizacji technicznej i przemysłowej, ale wraz ze wznoszeniem się wykresów różnych wskaźników wchodzimy w początkowe stadium tego przyspieszonego rozwoju. Jeśli więc możemy przyjąć, że wiek Xviii ma swoją barwę i treść zarówno jako czasy "słodyczy życia" uprzywilejowanych, "wiek Oświecenia", czy okres przyspieszonego wzrostu populacji i gospodarki europejskiej, to w jakich granicach go zamknąć? 2. Zakres geograficznyŃ i rzeczowy W nowożytnych i najnowszych dziejach ludzkości dokonuje się stopniowe przechodzenie od cywilizacyjnego policentryzmu do integracji. Jeśli rozpatrujemy krąg zjawisk połączonych wzajemnymi związkami i ograniczony w czasie, to rozległość pola badań będzie się zmieniać zależnie od tego, w jakim etapie rozwoju ludzkości przeprowadzimy cięcia chronologiczne i którą cywilizację przyjmiemy za punkt wyjścia. Tym punktem wyjścia dla naszego ujęcia Xviii w. będzie cywilizacja europejska. Z punktu widzenia historii powszechnej wybór jest uzasadniony nie tylko tym, że cywilizacja europejska wykazuje w owym czasie największy dynamizm; Europejczycy (a ściślej: ludzie należący do europejskich wspólnot cywilizacyjnych i językowych) pozostawali również w szczególnie aktywnych kontaktach z wieloma krajami pozaeuropejskimi i w znacznie większym stopniu wpływali na losy tych krajów, niż ulegali oddziaływaniu tego, co działo się na innych kontynentach. W takim przedstawieniu historia powszechna Xviii w. będzie wprawdzie w dużo większym stopniu historią świata niż podobnie ujęte dzieje średniowiecza, w znacznie jednak mniejszym niż historia Xix, a zwłaszcza Xx stulecia. W centrum naszego zainteresowania znajdzie się Europa i kraje przez Europejczyków opanowane. Mniej będziemy się zajmować krajami, które zachowały wprawdzie swoją państwową i cywilizacyjną niezależność, pozostawały jednak z szeroko pojętą Europą w stosunkach gospodarczych, w pokojowych czy wojennych konfrontacjach politycznych, w związkach wzajemnego przenikania. Na marginesie pozostaną kraje, które na ówczesnych europejskich mapach były jeszcze białymi plamami i żyły własnym życiem o całkowicie innym rytmie niż rytm owego powiązanego kompleksu zjawisk, zwanego historią powszechną. Na uboczu pozostawimy więc nie tylko Australię czy wyspy Oceanii, ale i głębie afrykańskiego interioru, puszcze nad Amazonką czy kraje dalekiej Północy. Historia powszechna powinna być historią integralną, a więc powinna obejmować różne, ale współzależne od siebie dziedziny życia ludzkiego. Owe związki współzależności nadają swoistą barwę czasu współczesnym sobie wydarzeniom, czy to będzie sposób gospodarowania, sposób prowadzenia polityki i wojny, sposób myślenia i wyrażania myśli, obyczaj, moda, styl w sztuce. Łatwiej jednak zarejestrować symptomatyczne dla danej epoki zjawiska niż przedstawiać mechanizm wzajemnych oddziaływań rozprowadzających ową barwę czasu. Zwłaszcza że czas, nawet w obrębie jednego kręgu cywilizacyjnego, jednego obszaru narodowego czy jednej prowincji, przepływa nierównomiernie. Inaczej osadzona jest w epoce nadmorska metropolia, inaczej zapadła wioska góralska. Występuje tu współistnienie różnych czasów historycznych i różnych rytmów historycznych przemian. Ujęcie jakiegoś wyodrębnionego odcinka historii powszechnej musi dawać pierwszeństwo tym nurtom, w których dokonują się najbardziej widoczne i najbardziej dla danej epoki charakterystyczne zmiany. Równocześnie jednak trzeba pamiętać, że poza zmiennością są wielkie obszary trwałości warunków ludzkiej kondycji. Historia jest jak rzeka, której brzegi można wytyczyć, ale brutalnym zabiegiem jest przecięcie przepływającego strumienia przyczyn i skutków. Wprawdzie każda rzeka między źródłem a ujściem zmienia się w sposób istotny, lecz rozczłonkowanie jej na bieg górny, środkowy i dolny to rzecz umowna. Toteż szukając możliwie dogodnego miejsca, aby wbić w dno rzeki słup graniczny, musimy pamiętać, że nieco powyżej czy poniżej tego punktu to wciąż rzeka nie tylko ta sama, lecz i taka sama, i że tzw. "poprzedni okres" wypełnia swoją treścią początek drogi. Przyrównując historię do rzeki, trzeba jednak zauważyć, że o ile rzeka z bystrego strumienia górskiego przechodzi w powolnie toczącą się masę wód, o tyle w "rzece historii" odleglejsza epoka, tym powolniejszy strumień przemian i tym głębszy obszar stojącej wody. Rozglądając się za zmarszczeniem powierzchni przez nowe prądy trzeba rozróżniać to, co nowe, od tego, co odwieczne. 3. Daty graniczne Stawianie rocznych dat granicznych to rzecz bardzo dowolna w obrębie historii narodowej, a tym bardziej historii powszechnej. Skoro jednak względy natury konstrukcyjnej narzucają taką potrzebę, to wypada szukać dat możliwie dogodnych. Francuzi swym czynem rewolucyjnym wyznaczyli datę końcową (1789Ď), a francuscy historycy dość skutecznie zasugerowali datę początkową (1715Ď). Mamy więc koncepcję Xviii w. "skróconego" (1715-1789Ď). Ciż sami Francuzi wysunęli później inną koncepcję, stulecia pełnego, ale "przesuniętego" (1715-1815Ď). Można oczywiście utrzymywać, że rewolucja jest następstwem kryzysu starego ładu, a Napoleon jest kontynuatorem rewolucji, czy nawet "ostatnim oświeconym despotą". Ale w łańcuchu historii wszystko w ten sposób się wiąże, a jeśli trzeba zastosować cięcie, to w naszym mniemaniu czasy rewolucyjne i napoleońskie są bardziej niezbędne dla zrozumienia wieku Xix niż dla zamknięcia wieku Xviii. Przyjmujemy więc, jako końcową datę graniczną, rok 1789. Natomiast rok 1715 jako datę wyjściową uważamy za bezzasadny. Mimo tak znacznej mocarstwowej i cywilizacyjnej roli ówczesnej Francji śmierć "Króla-Słońce" wypada w historii powszechnej uznać za wydarzenie o charakterze lokalnym. W historiografii angielskiej pojawia się koncepcja stulecia "skróconego", ale przykrojonego nieco inaczej niż przez Francuzów. Będzie to okres 1713-1783. Obie daty nie wydają się przekonywające. Wprawdzie pokój utrechcki (1713Ď) to wydarzenie ważniejsze niż śmierć Ludwika Xiv ale pokój ten nie zamyka nawet wojny o sukcesję hiszpańską, a tym bardziej nie kończy okresu przekształcających mapę Europy wielkich wojen z początku stulecia. Data końcowa: pokój wersalski 1783, nie może w naszym mniemaniu pretendować do zastąpienia roku 1789. Okres 1713-1783 został skonstruowany z brytyjskiego punktu widzenia. Uwzględniając wielką rolę Anglii można by jednak wskazywać raczej na "sławetną rewolucję" 1688 jako na początek zakończonego wybuchem rewolucji francuskiej stulecia "przesuniętego". Takie ujęcie miałoby niewątpliwie swoje walory, zwłaszcza w zakresie historii myśli i idei, bowiem w obrębie stulecia znalazłyby się wówczas lata działalności Newtona, Locke'a czy Bayle'a, ludzi, do których tak bardzo nawiązywał "wiek Oświecenia". Historia myśli nie jest jednak dziedziną, w której wypada szukać dat rocznych wyznaczających okresy historii powszechnej. Pozostawmy więc dla lat 1680-1715, wyodrębnionych przez Paula Hazarda jako lata "kryzysu świadomości europejskiej", określenie "pomostu między Xvii a Xviii wiekiem, początkowej zaś daty granicznej szukajmy w dziedzinie historii politycznej. Rewolucja 1688 r. i wojna 1688-1697 to wydarzenia ważne dla Zachodu. Natomiast polityczny układ osiemnastowiecznej Europy w sposób zasadniczy ukształtował się w toku i w wyniku dwóch wielkich wojen: sukcesyjnej hiszpańskiej i wielkiej północnej. W wypadku, gdy wojna stanowi historyczną cezurę, powstaje pytanie, czy wybuch wojny zamyka okres dawny, czy też raczej traktaty pokojowe otwierają okres nowy, Ogólnie rzecz biorąc dogodniejsze wydaje się rozpoczynanie okresu od wybuchu tego konfliktu zbrojnego, w toku którego ustalił się nowy układ sił. W naszym przypadku wychodzenie od traktatów pokojowych nastręczałoby tym więcej komplikacji, że mamy do czynienia z paralelnym szeregiem wojen, które rozpoczęły się niemal równocześnie, lecz nie równocześnie zostały zakończone, a więc za datę początkową Xviii w. przyjmujemy ów rok 1700, w którym śmierć ostatniego potomka Karola V otwarła sukcesję hiszpańską i w którym rozpoczęła się wielka wojna północna. Europa, która wyłoniła się z tych wojen, tak dalece różni się od "przedwojennej", że możemy, zdając sobie sprawę z umowności tego aktu, pod okrągłą datą 1700 wbić słup w dno rzeki. Proponujemy więc jeszcze jedną wersję stulecia "skróconego" (1700-1789Ď). Nie traktując tych dat granicznych zbyt sztywno, sądzimy, że są one stosunkowo dogodne dla wyodrębnienia 90 lat historii powszechnej. 4. Konstrukcja Różnie można konstruować historię powszechną. Stosuje się tu podziały pionowe (paralelne przedstawienie rozmaitych dziedzin ludzkiej działalności i historii poszczególnych krajów) i poziome (okresy chronologiczne, w granicach których usiłuje się wiązać różne wątki tematyczne i regionalne). Podziały pionowe przeważają tam, gdzie opracowanie historii powszechnej jest dziełem zespołowym większej liczby specjalistów. Bywa wówczas, że otrzymujemy pożyteczny podręcznik, w którym, połączone wspólnymi okładkami i tytułem, sąsiadują ze sobą autonomiczne zarysy historii poszczególnych zagadnień czy krajów (np. The New Cambridge Modern History czy radziecka Historia powszechna). Podziały poziome łatwiej przeprowadzić, gdy autor jest jeden lub jest ich niewielu (jak w kolejnych tomach serii Peu ples et Civilisations) i ten typ konstrukcji chyba bardziej odpowiada założeniom historii powszechnej, która powinna być nie sumą, ale syntezą. Konstrukcja taka nastręcza jednak dużo więcej trudności, a ponadto niesie ze sobą również niebezpieczeństwo dezintegracji, tym razem nie pionowej, lecz poziomej. Owa dezintegracja pozioma to rozbijanie na odcinki chronologiczne procesów, których tendencje rozwojowe zarysowują się w sposób wyrazisty dopiero w ciągu dłuższego niż te odcinki czasu. W konstrukcji tej książki postaramy się zastosować wyjście kompromisowe. W pierwszej części przyjmiemy podział pionowy, aby dla całego okresu 1700-1789 przedstawić ogólne tendencje procesów sekularnych. Tutaj zostanie również pokazana Europa w relacji ze światem i znajdzie się zarys historii krajów pozaeuropejskich. Inny rytm dziejów Europy, Afryki i Azji sprawia, iż zasadne dla Europy cezury chronologiczne dla pozaeuropejskiego świata byłyby całkowicie sztuczne. Wyjątek wypadnie jednak uczynić w odniesieniu do Turcji oraz europejskich kolonii w Ameryce, którymi zajmiemy się bliżej w dalszych częściach. Te trzy dalsze części, obejmujące dzieje Europy wraz z jej koloniami i Turcją, będą skonstruowane na zasadzie podziału chronologicznego. Do ujęcia w procesy sekularne bardziej nadają się zjawiska o charakterze masowym, do przedstawienia zaś w węższych ramach chronologicznych bardziej pasują jednostkowe fakty historyczne. Nie zamierzamy jednak rozłączać, przez odmienne i odrębne ich ujęcie, historii gospodarczo-społecznej i opisu politycznych czy kulturalnych wydarzeń. Część pierwsza ma stanowić jedynie tło i ogólny kontekst, do którego będzie można odnieść zawarte w częściach dalszych informacje o polityce, społeczeństwie i kulturze krótszych okresów oraz poszczególnych europejskich krajów. Można się zastanawiać nad właściwą kolejnością uogólnienia i wyszczególnienia. Może znajdą się czytelnicy, którzy woleliby widzieć część pierwszą na końcu. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby czytać tę książkę w takiej kolejności. Autor mniema jednak, że lepiej się słyszy poszczególne melodie, kiedy się już jest muzykalnym. Proponując podział lat 1700-1789 na trzy okresy, nie chcemy już powracać do rozważań na temat umowności i względności wszelkich tego rodzaju podziałów. Dogodnych dat granicznych należy szukać w dziedzinie faktów politycznych o międzynarodowym znaczeniu. Wyznaczone tymi datami okresy powinny jednak w miarę możności zawierać charakterystyczne dla siebie treści gospodarczo-społeczne i kulturalne. Względy kompozycyjne podsuwają również podział na części mniej więcej równe, jeśli ta kompozycyjna symetria nie napotyka merytorycznych przeciwwskazań. Wiek Xviii dzielimy więc na okresy. 1Ď) 1700-1733, 2Ď) 1733-1763, 3Ď) 1763-1789. Okres pierwszy to lata wielkich wojen i powojennej stabilizacji osiemnastowiecznej Europy. Jest to okres dużych trudności gospodarczych, pod koniec nadchodzi jednak dobra koniunktura. Jest to wreszcie okres wczesnego Oświecenia i późnego Baroku. Lata 1733-1763 znów są wypełnione wojnami, wojny te nie hamują jednak znacznego wzrostu gospodarczego i ekspansji demograficznej. To czasy Encyklopedii - "południe Oświecenia". Rok 1763 (koniec wojny siedmioletniej) jako graniczna cezura jest w syntezach historii powszechnej ogólnie przyjęty. Otwiera on okres względnego pokoju, "rewolucji przemysłowej" (choć przyjmowanie roku 1763 jako progu tej "rewolucji" jest konwencją dość wątpliwej wartości) i dalszego przyspieszenia wzrostu gospodarczego, aczkolwiek nie bez kryzysów. To okres oświeconego absolutyzmu, neoklasycyzmu i preromantyzmu, fermentu ideologicznego i rewolucyjnych poruszeń po obu stronach oceanu, wreszcie ogólnego kryzysu "starego ładu". Ów potrójny podział, czyniąc zadość wymaganiom symetrii, nie wydaje się zbyt arbitralny i stwarza stosunkowo dogodne ramy dla przedstawienia przebiegu historii w rytmie odcinków mniej więcej trzydziestoletnich, a więc odpowiadających aktywności jednego pokolenia. W takich granicach można mówić o ludziach sobie współczesnych (choćby to była współczesność ojców i synów czy dziadów i wnuków). Być może nie bez pewnej praktycznej korzyści dla polskiego czytelnika będzie i ta okoliczność, że ujęcie historii powszechnej w rytm okresów 1700-1733, 1733-1763 i 1763-1789 pokrywa się (w sposób oczywiście przez autora nie zamierzony) z kolejnymi panowaniami trzech królów polskich. Ułatwiona więc będzie konfrontacja; kiedy to czy owo działo się w Europie, u nas zasiadał na tronie August Ii, August Iii czy Stanisław August. A każde z tych panowań ma w naszej historii swoją barwę. 5. Stan badań Odsyłając czytelnika do zestawionej na końcu książki bibliografii nie będziemy tu dokonywać szczegółowego przeglądu literatury przedmiotu, ograniczymy się jedynie do kilku ogólnych refleksji. Autor pracy monograficznej stawia sobie pytania, na które stara się znaleźć odpowiedź we własnych badaniach źródłowych. Autor syntetycznego opracowania z zakresu historii powszechnej jest zmuszony opierać się na wynikach prac cudzych. Stawia sobie również pytania, ale odpowiedź na nie zależy od rozeznania w obfitej literaturze i od jej stanu. Nie na wszystkie problemy, które autor uważa za ważne i godne rozwinięcia, znajdzie się zadowalająca odpowiedź. Obok niedostatków erudycji autora istnieje przyczyna obiektywna: bardzo różnorodny poziom i charakter historiografii poszczególnych krajów, a co za tym idzie, nierównomierne potraktowanie problematyki tych krajów w pracach syntetycznych. Prowadzone od dziesięcioleci intensywne badania nad historią gospodarczo-społeczną posuwają się szerokim, lecz niewyrównanym frontem. Można by zaryzykować najogólniejsze rozróżnienie, iż w b. krajach socjalistycznych więcej uwagi poświęcało się procesom produkcyjnym i towarzyszącym im stosunkom społecznym, w krajach zaś kapitalistycznych większą wagę przywiązuje się do wymiany handlowej i stosunków pieniężno-kredytowych. Te dwie orientacje badawcze pozostawały w związku z odmiennością ówcześnie istniejących systemów gospodarczych, ukierunkowanie badań historycznych jest bowiem powiązane z impulsami, jakie niesie bieżące życie. Świadczyć o tym może np. tak charakterystyczny dla lat trzydziestych naszego stulecia wzrost zainteresowania historią falujących koniunktur i cen (impulsem był tu wielki kryzys ekonomiczny) oraz dokonująca się od lat pięćdziesiątych Xx w, reorientacja historiografii gospodarczej świata kapitalistycznego na problemy ekonomicznego wzrostu i rozwoju techniki. Na początku lat siedemdziesiątych ukazywały się prace historyczne, których entuzjazm dla wzrostu i dynamizmu wypada łączyć z gospodarczym boomem, z wizją "społeczeństwa obfitości" i ekspansją "cywilizacji konsumpcyjnej". To jest sytuacja historiograficzna, w której pisałem tę książkę w latach 1968-1974. Ale w roku 1972 ukazał się głośny raport Klubu Rzymskiego "Granice Wzrostu", a w roku następnym (1973Ď) wybuchł kryzys naftowy. Wolno przewidywać, że tak silnie dochodzące obecnie do głosu zaniepokojenie wywołane zanieczyszczaniem środowiska, kryzysem energetycznym i recesją gospodarczą w warunkach światowej (ale silniejszej w krajach ubogich niż zamożnych) ekspansji demograficznej znajdzie swoje odbicie również w refleksji historyków. Nie mniejszy wpływ na ukierunkowanie historiograficznych ujęć miewa bieżąca polityka. Po drugiej wojnie światowej dobitnie wystąpił kierunek, który można by nazwać "atlantyckim". Kierunek ten zaznaczył się już w latach międzywojennych, co wiązało się z osłabieniem tak mocnej niegdyś pozycji historiografii niemieckiej i awansem nauki historycznej Francji i Anglii. Dzieje powszechne czasów nowożytnych ujmowano głównie pod kątem widzenia historii mocarstw zachodnich oraz imperiów kolonialnych. Po roku 1945 kierunek ów uległ nasileniu oraz pewnemu przekształceniu (podkreślanie wspólnoty cywilizacyjnej Europy Zachodniej z Ameryką Północną i Ameryką Łacińską). Rozwój badań "atlantyckich" (zwłaszcza w zakresie koniunktur gospodarczych) byłby zjawiskiem nader pozytywnym, gdyby nie towarzyszyła mu tendencja do przesadnego akcentowania podziału Europy Xviii w. na zachodnią i wschodnią. Wysunięta jeszcze w przedwojennej literaturze historycznej koncepcja linii przebiegającej od ujścia Łaby do Triestu (jako granicy dzielącej dwa systemy gospodarki agrarnej) uległa - nie bez związku z powojenną linią politycznego podziału - interpretacji rozszerzonej. Zwłaszcza w pracach syntetycznych pisanych w latach "zimnej wojny" obraz historycznej Europy bywał zniekształcany. Przykładem może tu być dzieło belgijskiego historyka Jacques Pirenne'a Les Grands Courants de l'histoire universelle. Dla krytycznego czytelnika tego rodzaju prac większą niedogodność niż deprecjonujące "wschód" koncepcje historiozoficzne stanowi ubóstwo i zawodność informacji na temat tego, co działo się na wschód od Łaby. Owo ubóstwo stanowi wciąż dość powszechną cechę literatury historycznej Zachodu. Nierównomierności występujące w opracowaniach syntetycznych wiążą się nie tylko z przyjętą hierarchią wartości, ale są spowodowane również trudnościami, jakie nastręczają bariery językowe. Twierdzenie, że dla naukowca bariery językowe nie powinny istnieć, należy niestety zaliczyć do pobożnych życzeń. Nie trzeba przeceniać poliglotyzmu pospiesznie zazwyczaj pracujących autorów syntetycznych kompendiów. Nawet w zakresie języków kongresowych. Francuz opiera się w głównej mierze na literaturze francuskiej, Anglosas na literaturze w języku angielskim. Rzadko przekraczaną barierę stanowią dla historyków zachodnich języki skandynawskie, hiszpański, portugalski, holenderski, nie mówiąc już o językach słowiańskich. Przykład Holandii jest bardzo wymowny. Żaden historyk-syntetyk nie zamierza kwestionować czy umniejszać przodującej roli tego kraju w Xvii i jeszcze na początku Xviii w., jednak w ujęciach syntetycznych dziejom Holandii poświęca się na ogół mało precyzyjne i zbyt zwięzłe ogólniki. Autorzy nie sięgają bowiem do historiografii holenderskiej. Niedostatki całościowych opracowań historii powszechnej należy rekompensować docierając do literatury historycznej poszczególnych krajów. Na drodze stoją jednak nie tylko wspomniane bariery językowe i ogrom tej literatury, ale również dokonujący się w niej stale proces starzenia i przewartościowywania. To normalne w nauce zjawisko w ostatnich dziesięcioleciach przebiega w szczególnie przyspieszonym tempie. Wciąż spotykamy się z przeciwstawianiem się "tradycyjnej" czy "ortodoksyjnej" historiografii, określanej mianem dziewiętnastowiecznej (choć uprawia ją i wielu autorów współczesnych). Proces odnowy tematyki i metod badań historycznych obejmuje nie tylko takie dziedziny, jak ekonomia, struktury społeczne, życie codzienne, cywilizacje i mentalności, lecz również dokonuje się w tak szacownej wiekiem dyscyplinie, jak historia polityczna. Za przykład może posłużyć Anglia, gdzie właśnie w badaniach nad Xviii w. Sir Lewis Namier i jego uczniowie jeszcze w latach przedwojennych podjęli gruntowną rewizję historii politycznej. Nie bez racji widzieli oni w "ortodoksyjnych" ujęciach przenoszenie w wiek Xviii wyobrażeń o rządzie, parlamencie, stronnictwach i politycznych programach, które pasowały bardziej do epoki wiktoriańskiej niż do czasów królów z dynastii hanowerskiej. Szkoła Namiera rozbijając stare schematy poszła w kierunku drobiazgowych badań nad grą interesów grup i jednostek. Po kilkudziesięciu latach realistycznych badań nad angielską oligarchią Xviii w. ostrożni uczniowie Namiera stwierdzają, że ich rozeznanie sięga takich a takich lat, dla innych zaś okresów nie mogą jeszcze poglądów "ortodoksów" zastąpić nowym obrazem. Wysunąłem ów przykład angielski, a więc tyczący kraju o bardzo rozwiniętej historiografii, aby unaocznić problem: skoro tak rzecz się przedstawia z historią polityczną Anglii, to w iluż krajach ludzie pokroju Namiera w ogóle jeszcze nie zaczęli potrząsać starymi schematami. Podejmując pracę z zakresu historii powszechnej łatwiej więc wytyczyć sobie nowoczesny kwestionariusz niż dać odpowiedź na jego pytania. Pisząc tę książkę nie zawsze udało mi się dowiedzieć tego, co pragnąłbym włączyć w obraz Xviii w. Tłumacząc się z góry z braków i niedostatków, chciałbym równocześnie skomentować to, co niekiedy może być uznane za nadmiar. Człowiek z drugiej połowy Xx w. przywykł widzieć społeczeństwo i gospodarkę w ujęciach statystycznych i ten sam głód konkretnych liczb odczuwa żyjący w Xx w. historyk minionych stuleci. Statystyka historyczna stanowi jednak dziedzinę jedynie bardzo niepewnych szacunków orientacyjnych, a dla wielu podstawowych kwestii nie znajduje odpowiedzi. Ludzie Xviii w. zaczęli odczuwać potrzebę statystyk i dość obficie je produkować. Są one jeszcze nader zawodne, ale stanowią punkt zaczepienia i wsparte mikrostatystycznymi badaniami archiwalnymi pozwalają posługiwać się liczbami w sposób nieco bardziej odpowiedzialny niż w odniesieniu do wcześniejszych stuleci. I w odniesieniu do Xviii w. większość liczb wymagałaby jednak obszernych komentarzy określających granice ich prawdopodobieństwa. Nie mając możności prezentowania w podręcznikowym zarysie tych komentarzy, wypada jedynie silnie podkreślić, że podane w tej książce liczby mają przeważnie charakter orientacyjnych hipotez, przyjmowanych w literaturze przedmiotu z różnymi znakami zapytania i szerokim marginesem błędu. Jeśli wbrew sceptykom co do stosowalności statystyki w historii (przed wiekiem Xix) posługuję się tymi liczbami, czynię to w przeświadczeniu, że nawet nader tylko hipotetyczna orientacja jest lepsza niż zupełny brak rozeznania w stosunkach ilościowych. Postscriptum do drugiego wydania Oddając do druku drugie wydanie, autor, korzystając z cennych uwag czytelników, wprowadził sporo (w granicach możliwości czasowych i techniki przedruku offsetowego) poprawek. Ze szczególną wdzięcznością pragnie tu wymienić Władysława Czaplińskiego, Krzysztofa Gawlikowskiego, Józefa Gierowskiego, Tadeusza Łepkowskiego i Jana Szemińskiego. Nieco uzupełnień dodano też w Bibliografii. Część I.Ń Przemiany w skali stulecia Rozdział pierwszy.Ń Ludność 1. Wzrost zaludnienia Wiek Xviii zajmuje szczególne miejsce w historii zaludnienia Europy i świata. W poprzednich stuleciach po okresach ekspansji demograficznej następowały regresy. Przy mniej więcej ustabilizowanej i bardzo wysokiej stopie urodzeń (40 na 1 tys.), stopa zgonów zniżała się w latach pomyślnych dla ludności warunków, potem jednak głody i epidemie powodowały wzrost śmiertelności, redukując stan zaludnienia do "normy" uwarunkowanej prymitywną gospodarką rolniczą, brakiem higieny i bezradnością medycyny. W Xviii w. Europa weszła w kolejny okres demograficznej ekspansji, po której jednak nie nastąpił regres. Mniej więcej od 1730 r. datuje się ów trwały wzrost zaludnienia Europy, który, poprzez wiek Xix, w coraz bardziej przyspieszonym tempie prowadzi do współczesnej nam "eksplozji demograficznej" w skali ziemskiego globu. Cechą charakterystyczną tej długotrwałej ekspansji jest nie tylko spadek śmiertelności (czyli przedłużanie się średniej długości życia ludzkiego), ale również spadek stopy urodzeń. Jest to prawidłowość, która występuje w ruchu demograficznym nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego. Zjawisko to po raz pierwszy zaobserwowano w Anglii u schyłku Xviii w., gdzie ludność szybko wzrastała przy nieco już malejącej liczbie urodzeń. W związku z sytuacją ludnościową w Anglii mówi się o "rewolucji demograficznej" czy o zmianie demograficznego "reżimu", towarzyszącej przejściu od społeczeństwa rolniczego do przemysłowego. Jakkolwiek paralelizm między brytyjską "rewolucją przemysłową" a "rewolucją demograficzną" wydaje się wskazywać na związek przyczynowy, stosunków angielskich z przełomu Xviii i Xix w. nie można jednak przenosić na kontynent europejski, który w Xviii w. był również widownią znacznej ekspansji demograficznej. Średnia życia ludzkiego wydłużyła się z około 25 lat na początku stulecia do około 30 lat u jego schyłku. Próby wyjaśnienia tego zjawiska nie wychodzą poza zakres mniej lub bardziej sugestywnych hipotez. W Europie po ekspansji demograficznej lat 1450-1600 nastąpił stuletni okres stagnacji, a nawet regresu. W Xvii w. wyludniały się kraje środkowej Europy i Hiszpania; w zasadzie nie podnosił się poziom zaludnienia Francji i Włoch (przy znacznych wahaniach okresowych), silnie wzrosło natomiast zaludnienie Holandii (ale tempo tego wzrostu szybko opadło w drugiej połowie stulecia) i dokonywał się dość znamienny przyrost ludności Anglii. Jako przyczyny demograficznej depresji wskazywano wojny religijne (zwłaszcza wojnę trzydziestoletnią) i epidemie, które szczególnie grasowały w krajach śródziemnomorskich, a również mocno dały się odczuć w Anglii i w Niemczech. Mówi się również o oddziaływaniu ogólnej depresji gospodarczej. Na związek między rozwojem gospodarki a sytuacją demograficzną może wskazywać przykład Holandii, która wyróżniała się w Xvii w. zarówno ekonomicznym rozkwitem,jak i przyrostem ludności. Rola Holandii w Xvii w. była jednak równie wyjątkowa, jak wyjątkową stała się rola Anglii w Xviii w. Obecnie próbuje się znaleźć szersze wyjaśnienie niepomyślnej dla zaludnienia Europy koniunktury w zmianach klimatycznych. Od schyłku Xvi w. notuje się okres ochłodzenia (tzw. "mała era lodowcowa"). Mroźne zimy, a zwłaszcza zimne wiosny i lata odbijały się ujemnie na urodzajach. Wskazuje się również na korelację między latami złych zbiorów a okresami nasilenia epidemii. Hipoteza czynnika klimatycznego napotyka jednak poważną trudność, faza oziębienia trwała bowiem w Europie do połowy Xix w., a więc jeszcze w obrębie tej fazy dokonał się demograficzny i gospodarczy wzrost. Trudność tę próbuje się rozwiązać przypuszczeniem, iż rośliny rolnicze drogą eliminacji słabszych przystosowały się do zmiany klimatu. Jakkolwiek by nie było, pozostaje faktem, że w Xviii w. powtarzają się lata nieurodzaju, słabnie natomiast korelacja między złymi zbiorami a epidemiami. Cofanie się częstotliwości i nasilenia epidemii to zjawisko bardzo istotne dla historii zaludnienia Europy w Xviii w. Jedynie w nader ograniczonym zakresie można tłumaczyć to zjawisko postępem medycyny. Niewątpliwie dokonano racjonalnych ulepszeń w sztuce lekarskiej, a zwłaszcza w chirurgii i położnictwie, z postępu tego korzystała jednak głównie wąska warstwa ludzi zamożnych. Nowe środki zapobiegawcze, jak szczepienie ospy, zaczęto stosować na szerszą skalę dopiero pod koniec stulecia, i to głównie na terenie Anglii. Znamienną dla drugiej połowy Xviii w. była troska rządów o zorganizowanie publicznej służby zdrowia (z punktu widzenia demografii najważniejszą jej gałęzią było położnictwo), ale to dopiero skromne początki. Stosunkowo największe znaczenie dla spadku umieralności mogły mieć środki administracyjno-sanitarne, za pomocą których zwalczano epidemie na terenie miast oraz regulowano sprawę pogrzebów i cmentarzy, a w skali całych prowincji i państw organizowano kwarantanny i kordony sanitarne. Przejawem owej świadomej "polityki zdrowia" były również prawa ograniczające spożycie dżinu w Anglii w połowie Xviii w. Mówi się też o poprawie warunków mieszkaniowych, podniesieniu poziomu kultury życia domowego i rodzinnego, większej dbałości o dzieci. Ale w jakim stopniu ów wzrost cywilizacji życia codziennego był zjawiskiem masowym? Pod tym względem różnie bywało w różnych krajach. Wydaje się, iż w skali europejskiego kontynentu trudno wiek Xviii zaliczać już do epoki, w której postęp medycyny, publicznej służby zdrowia i higieny życia codziennego istotnie kształtuje sytuację demograficzną. Poza skutecznym odgrodzeniem się Europy od azjatyckich i północnoafrykańskich ognisk dżumy cofnięcie się epidemii wypada chyba postawić, obok zmian klimatycznych, w sferze tych zjawisk przyrodniczych, które oddziaływają na ludzkość poza dziedziną jej świadomych poczynań. Faktem jest, że w Xviii w. ludność Europy nieco mniej cierpiała z powodu nieurodzajów i znacznie mniej cierpiała z powodu zaraz. Pozostaje do omówienia trzecia plaga - wojna, która, jak wiadomo, chodziła w parze z głodem i "powietrzem". Trudno jest ujmować statystycznie proporcje strat ludności cywilnej i działających armii, wolno jednak zaryzykować teze, że w Xviii w. zmniejszył się udział ludności cywilnej w stratach wojennych. Armie zostały poddane ściślejszej dyscyplinie, a ich zaopatrzenie dokonywało się w sposób bardziej zorganizowany. Zmniejszył się zakres żołnierskiej "swawoli", tak bardzo wybujałej w Xvii w. Straty działających armii oczywiście w dalszym ciągu stanowią jedynie część ogólnych strat wojennych, można je przyjąć jednak jako wskaźnik, któremu towarzyszy malejący udział strat cywilnych. Opracowana przez radzieckiego demografa B.C. Urłanisa statystyka strat armii europejskich ma wartość jedynie orientacyjną. Nie przywiązując nadmiernego znaczenia dla liczb bezwzględnych, można jednak, uwzględniając jednolite kryteria szacunków, wnioskować o proporcjach strat poniesionych w ludziach w poszczególnych wojnach europejskich Xviii w. Przedstawiałyby się one następująco: Tab. 1. Straty armii europejskich w Xviii w. Wojny: Lata - Straty O sukcesję hiszpańską: 1701-1713 - 700000 Północna: 1700-1721 - 300000 O sukcesję polską: 1733-1735 - 75000 Wschodnia: 1735-1739 - 45000 O sukcesję austriacką: 1740-1748 - 450000 Siedmioletnia: 1756-1763 - 550000 Rosyjsko-turecka (bez Turcji): 1768-1774 - 45000. Stosując przyjęty przez nas podział Xviii w. na trzy okresy (1700-1733, 1733-1763, 1763-1789Ď), wypada stwierdzić, że straty wojenne w trzecim okresie były nieznaczne (nie uwzględnione tu ówczesne wojny kolonialne nie pociągnęły wielkich strat). Najwięcej ofiar pochłonął okres drugi, ale straty poniesione w tym okresie rozkładają się na lat trzydzieści. Rozpatrując okres pierwszy trzeba natomiast wziąć pod uwagę, że bezpośrednio poprzedziły go ciężkie wojny schyłku Xvii w. i że główny ciężar działań w wojnach o sukcesję hiszpańską i północnej przypada na pierwsze dziesięciolecie Xviii w. Owa zamykająca kilkudziesięcioletni cykl wojenny dekada wyróżnia się jako najkrwawsza.Istnieją ponadto inne przyczyny, z powodu których początek stulecia był katastrofalny dla ludności Europy. W dobie wojny o sukcesję hiszpańską i wojny północnej straty wojenne w sposób klasyczny skumulowały się z klęskami głodu i pomoru. Zima roku 1708-1709 zapisała się w historii Francji jako "le grand hiver" (wielka zima). Wymarzły zboża, winnice i sady, ceny żywności wzrosły kilkakrotnie i nastał głód, w okresie którego zmarło ponad 2 mln Francuzów. Klęska nieurodzaju nawiedziła wszystkie kraje Europy, wszędzie srożyła się drożyzna i głód. Jak zawsze, osłabione organizmy ludzkie były mniej odporne na choroby. W latach 1708-1711 po raz ostatni na szeroką skalę zaatakowała środkowo-wschodnią Europę dżuma azjatycka, którą rozwlekały walczące armie. Dżuma dziesiątkowała ludność Polski, Węgier, Niemiec, Rosji, Szwecji i Danii. Epidemie grasowały w Anglii, Francji i Hiszpanii. Takiego nasilenia klęsk elementarnych Europa nie miała już przeżywać w Xviii w. Lokalną katastrofą było ostatnie pojawienie się dżumy w 1720 r. w Marsylii. Zmarło wówczas 50 tys. ludzi, ale ścisłe odizolowanie nawiedzonego zarazą miasta zapobiegało szerzeniu się pomoru. "Wielką zimę" i ostatnią wielką dżumę można w historii zaludnienia Europy uznać za końcowe ogniwo wieku Xvii. Przyjmując w poniższym zestawieniu za punkt wyjścia rok 1700, należy pamiętać, że później pojawia się w populacji krajów europejskich ta głęboka szczerba, którą nadrabiano w następnych dziesięcioleciach. Punkt ciężkości ekspansji demograficznej przypada więc na środkowe dekady i drugą połowę stulecia. Przypuszczalnie ludność Europy z około 120 mln w 1700 r. wzrosła do około 190 mln w 1800 r., a więc o 58%. Przy tym w latach 1700-1750 przyrost wyniósł około 20 mln (17%Ď), zaś w latach 1750-1800 około 50 mln (36%Ď). Tab. 2. Rozwój ludności niektórych krajów europejskich w Xviii w. Objaśnienia: A - w roku 1700Ď; B - w roku 1750Ď; C - w roku 1800Ď; x - brak danych; Kraje: Ludność (w tys.) - Stuletni przyrost Finlandia: 300A 420B 830C - 277% Prusy Wschodnie: 400A 600B 930C - 132% Irlandia: 2500A 3000B 5000C - 100% Wirtembergia: 340A xB 660C - 94% Śląsk (pruski): 1000A 1200B 1800C - 80% Czechy: 1700A 1900B 3000C - 76% Norwegia: 500A 600B 880C - 76% Belgia: 1800A xB 3000C - 70% Szkocja: 1000A 1200B 1700C - 70% Szwecja: 1450A 1800B 2350C - 66% Anglia i Walia: 5500A 6000B 9000C - 64% Rosja europejska (w granicach z 1721 r.): 18000A xB 29000C - 61% Włochy (ogólnie): 11500A 15000B 18000C - 57% Hiszpania: 7000A 8500B 10500C - 50% Niemcy (ogólnie, w granicach z 1937 r.): 15500A xB 22000 - 47% Portugalia: 2000A xB 2900C - 45% Dania: 700A 800B 1000C - 43% Szwajcaria: 1200A xB 1700C - 42% Francja: 20000A 23000B 27000C - 35% Toskania: 900A xB 1200C - 33% Lombardia: 1000A xB 1150C - 15% Holandia: 2000A xB 2100C - 5%Ď. Nie uwzględniliśmy państw, których terytorium ulegało dużym zmianom, jak Polska (przed pierwszym rozbiorem około 12 mln mieszkańców), Prusy (wzrost z niespełna 2 mln do 8,7 mln) i monarchia habsburska (wzrost z 8 do 23 mln; szczególnie dynamiczny był tu przyrost naturalny ludności Węgier). Podane w tabeli liczby, oparte na przyjmowanych w literaturze przedmiotu szacunkach, są oczywiście dalekie od ścisłości. Wyjątek stanowi Szwecja, dla której mamy dokładną statystykę narodzin i zgonów. Stwierdzenie przyrostu o 66% ludności tego rolniczego i rozporządzającego wielką przestrzenią kraju stanowi szczególnie cenną wskazówkę. Z orientacyjnych liczb widać, że ekspansja demograficzna nasilała się wprawdzie znacznie w krajach uprzemysłowionych (Anglia, Czechy, Śląsk), najwyższe jednak wskaźniki występują w krajach wyłącznie rolniczych, a nawet wręcz ubogich, jak Irlandia i Prusy Wschodnie, gdzie najwcześniej nauczono się ratować przed głodem kartoflami. Przykład Holandii świadczy natomiast, iż sam dobrobyt nie był wystarczającą przyczyną wzrostu ludności. Zarówno gospodarka, jak demografia tego bogatego kraju znalazły się w zastoju. Istotnym czynnikiem jest gęstość zaludnienia. Północne Włochy, Niderlandy i Francja były w Xviii w. wciąż najbardziej zagęszczonymi krajami Europy. Wyższe wskaźniki przyrostu ludności wystąpiły w mniej ludnych krajach Półwyspu Iberyjskiego, w południowych Włoszech i Piemoncie, a zwłaszcza w krajach północnej i wschodniej Europy. Zarówno na terenie Niemiec, jak monarchii habsburskiej obszary wschodnie były wciąż rzadziej zaludnione, ale wykazywały szczególny dynamizm wzrostu. Ekspansja demograficzna objęła szerokie przestrzenie Polski (jedynie w latach 1772-1791 przyrost wynosił prawdopodobnie 20%Ď), Rosji i krajów skandynawskich, a również Bałkany, dla których brak statystyk, ale istnieją dane świadczące o wzmożonym ruchu osadniczym. Trudno jest odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu ekspansja demograficzna Europy (w skali kontynentu przyrost o 58%Ď) zbiegła się, jak to niektórzy historycy przypuszczają, z ogólną koniunkturą klimatyczną sprzyjającą rozwojowi przyrostu naturalnego na świecie. Przyjmuje się co prawda, że w Afryce panowała stagnacja, a nawet nieznaczny ubytek ludności spowodowany handlem niewolnikami i pozostającymi w związku z nim wojnami, które szczepy murzyńskie toczyły między sobą, aby zdobyć przeznaczonych na sprzedaż jeńców. Podstawowe znaczenie ma jednak Azja skupiająca zapewne dwie trzecie ludzkości (400-600 mln), w Azji zaś Indie i Chiny. Najlepiej znane jest zaludnienie Japonii, które wykazywało w latach 1721-1846 wybitną statyczność (wahania w granicach 25-27 mln), co było następstwem dzieciobójstwa stosowanego na szeroką skalę w tym gęsto zaludnionym kraju. Ludność Indii wynosiła w 1800 r. około 150 mln, ale przypuszcza się, że uległa ona stosunkowo niewielkim zmianom od czasów starożytności. Niewątpliwie natomiast w Xviii w. znacznie wzrosła ludność Chin, świadczące o tym źródła fiskalne są jednak bardzo niejasne i rozbieżnie interpretowane przez historyków. Według jednak obliczeń w 1690 r. miało być 150 mln, a w 1780 r. - 270 mln Chińczyków, według innych ludność Chin podwoiła się między 1661 (105 mln) a 1812 r. (220 mln). Dla Xviii w. otrzymujemy hipotezę wzrostu o około 80% albo 55%. Wolno przypuszczać, że w Chinach dokonała się "rewolucja demograficzna" o dynamizmie co najmniej dorównującym europejskiej. Najszybciej wzrastała w Xviii w. ludność społeczeństw europejskich poza Europą. Społeczeństwa te były zasilane dopływem imigrantów, głównym czynnikiem był jednak niezwykle wysoki przyrost naturalny (rodzina mająca powyżej dziesięciorga odchowanych dzieci była częstym zjawiskiem). W 1657 r. przybyło do Kraju Przylądkowego 50 holenderskich osadników, w 1700 r. było ich 1300, a w 1795 r. w Afryce Południowej zamieszkiwało 15 tys. Holendrów. Liczba Francuzów kanadyjskich wzrosła z 16 tys. w 1706 r. do 130 tys. w 1784 r. w angielskich koloniach Ameryki Północnej było 375 tys.ludności białej w 1715 r., w roku zaś 1800 Stany Zjednoczone liczyły 4300 tys. ludności pochodzenia europejskiego. W tym samym czasie liczba Murzynów wzrosła z 60 tys. do 1 mln. O ludności indyjskiej - brak danych, w każdym razie jej udział w zaludnieniu Ameryki Północnej szybko malał (do około 10% z końcem stulecia). Natomiast w Ameryce Południowej Indianie stanowili znaczną większość ludności i po katastrofalnym wyludnieniu w Xvi w. (spowodowanym przywleczonymi z Europy chorobami), od drugiej połowy Xvii w. uczestniczyli w ogólnym wzroście populacji. Charakterystyczne dla tego kontynentu było krzyżowanie się ras. Obok Indian, Hiszpanów, Portugalczyków i Murzynów rosła liczba Metysów i Mulatów. Przyjmuje się, iż jedynie w drugiej połowie Xviii w. zaludnienie Ameryki Południowej i Środkowej wzrosło z 11 do 19 mln (a więc o 73%Ď) i że pod koniec stulecia znajdowało się tam 3-4 mln ludzi pochodzenia europejskiego. Aczkolwiek z końcem Xviii w. ludność obu Ameryk łącznie zapewne nie przekraczała zaludnienia Francji czy Japonii, ludność zaś pochodzenia europejskiego nie dorównywała zaludnieniu Wielkiej Brytanii, na terenie tych kontynentów rozpoczął się proces mający zmienić starą strukturę demograficzną świata. Dziesięciokrotny wzrost białej ludności Ameryki Północnej zaważył już na gospodarczej i politycznej historii Xviii w. Pobudził również do refleksji. Ludzie Xviii wieku żywo interesowali się zagadnieniami populacji, wykazywali jednak znaczny brak rozeznania w otaczającej ich rzeczywistości. W połowie stulecia Monteskiusz wyrażał zaniepokojenie z powodu domniemanego wymierania gatunku ludzkiego i tego rodzaju obawy były rozpowszechnione wraz z mitem "dobrych dawnych czasów". W Polsce np. często utyskiwano na wyludnienie kraju i powoływano się na stan "sprzed wojen szwedzkich". Do nie wspartej statystyką pamięci i wyobraźni bardziej przemawiały obrazy wielkich wojen, głodów i pomorów niż bilans narodzin i zgonów w pobliskiej parafii. Bicie na alarm towarzyszyło usilnej propagandzie rozrodczości pod hasłem, że populacja stanowi o bogactwie i sile kraju. Pod koniec stulecia lepsze rozeznanie statystyczne i rzeczywistość były na tyle wymowne, że upaść musiały obawy o wyludnienie ziemi. W 1798 r. uderzył z kolei na alarm Thomas Malthus. Biorąc za przykład Amerykę Północną obliczył, że ludzkości grozi głód z powodu nadmiernego przyrostu naturalnego. Równocześnie na drugim krańcu Euroazji chiński myśliciel Hong Liangj (1746-1809Ď) nader podobnie jak Malthus wywodził, że ludność wzrasta w szybszym tempie niż wzrost wydajności ziemi. Jak się wydaje, niektóre szczególnie zagęszczone rejony Europy i Azji zbliżyły się w Xviii w. do górnej granicy populacji możliwej w warunkach przedprzemysłowej gospodarki rolniczej. Po demograficznej ekspansji nie nastąpił jednak, według dawnego rytmu, zastój czy regres. Wzmożenie przyrostu naturalnego zbiegło się w Europie z postępem rolnictwa, techniki i medycyny, który w Xix w. podtrzymał osiemnastowieczną falę populacyjną i nadał wzrostowi zaludnienia świata nie spotykane dotąd przyspieszenie. Na progu nowej epoki, w którą wkraczała już Anglia, w niektórych krajach Europy, np. w Irlandii, Belgii, Szwajcarii, Francji, występowały objawy przeludnienia. O przeludnieniu można mówić wtedy, kiedy w warunkach danej struktury społeczno-gospodarczej i podziału dochodu narodowego znaczna część ludności ma trudność w zdobyciu minimum utrzymania. Swoista forma przejściowego "przeludnienia" występuje w okresach nieurodzajów i głodów, a w kraju cierpiącym na strukturalne przeludnienie zła koniunktura kumuluje się z nim w sposób szczególnie groźny. Tego rodzaju kumulacja nastąpiła we Francji przed rokiem 1789. Wprawdzie wynik stuletniego przyrostu naturalnego w porównaniu z innymi krajami nie był we Francji wysoki (35%Ď), ale ów kraj od czasów starożytności miał ludność gęstą i ustabilizowaną, która w pomyślnej koniunkturze połowy stulecia powiększyła się o 7 mln Francuzów. Kiedy nadeszły lata nieurodzaju, drożyzny i gospodarczego zastoju, owe 7 milionów zaważyło na szali społecznych konfliktów. 2. Migracje Największym przemieszczeniem etnicznym, które w zasięgu oddziaływania europejskiego kręgu cywilizacyjnego dokonało się w ciągu Xviii w., było przerzucenie przez ocean zapewne około 6 mln Murzynów. W przeciwieństwie do białych imigrantów czarni niewolnicy w Nowym Świecie mieli bardzo słaby przyrost naturalny. Przywożono przeważnie mężczyzn, wśród których śmiertelność była wysoka. Pod koniec Xviii w. mogło być w obu Amerykach około 4 mln Murzynów (największe skupiska w Brazylii i na Antylach). Rekrutacja białej ludności do Ameryki miewała również na poły niewolniczy charakter. Jeśli nie wręcz deportacja, to różne fortele i gwałty kolonialnych przedsiębiorców zniewalały europejską biedotę do zaprzedawania się w "kontraktową" niewolę za oceanem. Po odsłużeniu kontraktu ludzie ci odzyskiwali jednak wolność. Głównym motorem migracji do Ameryki było szukanie przez mieszkańców przeludnionych krajów lepszego losu i religijnej swobody. Odkrycie w Xviii w. złota i diamentów w Brazylii przyciągnęło do tego kraju wielu Portugalczyków, co wywołało obawy, iż Portugalii grozi wyludnienie. Wydawano też niezbyt zresztą skuteczne ustawy utrudniające emigrację z Półwyspu Iberyjskiego do Ameryki Łacińskiej. Swobodniejszy ruch kierował się ku Ameryce Północnej, która wchłonęła kilkaset tysięcy imigrantów zasilających szybko zwiększającą się ludność brytyjskich kolonii. W 1790 r. 77% białej ludności Stanów Zjednoczonych stanowili Brytyjczycy i Ulsterczycy z Irlandii (znaczny udział tych ostatnich). Pozostałe 23%, czyli około 700 tys.ludzi, stanowiło już jednak zaczątek tej wielonarodowej populacji mieszającej się w amerykańskim tyglu. A więc obok przeszło 200 tys. Niemców było tam 130 tys. Irlandczyków (katolików), 100 tys. Francuzów i francuskich Kanadyjczyków, 95 tys. Holendrów. 45 tys. Belgów, 30 tys. Szwajcarów, 20 tys. Hiszpanów meksykańskich, 15 tys. Szwedów, po kilka tysięcy Duńczyków, Norwegów, Czechów, Portugalczyków. Wśród tych nacji znajdowało się sporo angielskich, holenderskich i portugalskich Żydów. Przedstawienie migracji wewnątrz Europy wypada rozpocząć od Francji, aby śledzić datującą się od 1685 r. diasporę hugenotów. Exodus francuskich kalwinistów trwał jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach Xviii w. W jednym z punktów etapowych wychodźstwa, we Frankfurcie nad Menem, zarejestrowano w latach 1685-1701 przepływ około 32 tys. emigrantów, a w latach 1705-1725 jeszcze 27 tys. Pierwsza połowa Xviii w. jest okresem, w którym hugenoci zakorzenili się w nowych krajach. Masa wychodźców (200- 300 tys.) rozproszyła się od Ameryki Północnej (osiadali tu w koloniach angielskich, nie zaś we francuskiej, lecz katolickiej Kanadzie) po Petersburg i Stambuł. Z wielkiej fali wychodźczej, która u schyłku Xvii w. przeszła przez Szwajcarię i Holandię, pozostały znaczne skupiska w Genewie i Amsterdamie. W 1720 r. było około 60 tys. hugenotów w Londynie i 17 tys. w Brandenburgii. Grupy francuskich emigrantów religijnych osiadły w wielu miastach niemieckich i skandynawskich, w Warszawie. a nawet w tak katolickich krajach, jak Hiszpania (Kadyks) i Portugalia (Lizbona). Przedsiębiorczy hugenoci osiedlali się przeważnie w tych miastach, w których żywo pulsowało tętno międzynarodowego życia gospodarczego i umysłowego. Poza wychodźstwem religijnym opuszczała Francję emigracja zarobkowa. Trwały wędrówki (często sezonowe) robotników, rzemieślników i drobnych przekupniów do Hiszpanii. Szczególnie charakterystyczna dla Xviii w. była migracja związana z promieniowaniem francuskiej cywilizacji i mody. Wszędzie, a zwłaszcza w krajach środkowo-wschodniej Europy, wielu było francuskich guwernerów i guwernantek, perukarzy, modystek, kucharzy, lokai i ogrodników, a także ludzi pióra, nauki i sztuki, którzy mile byli widziani na monarszych i magnackich dworach. W eksporcie talentów i umiejętności wyprzedzała Francję Italia, która tradycyjnie dostarczała Europie architektów i malarzy, aktorów, tancerzy scenografów i dekoratorów, śpiewaków i muzyków, a także biegłych w subtelnościach gry politycznej dyplomatów. W środkowej i wschodniej Europie ruchliwym elementem byli niemieccy oficerowie, technicy i naukowcy. Zwłaszcza w rosyjskiej służbie państwowej niemieccy fachowcy byli liczni i dochodzili do wysokich stanowisk. We Francji osiadła niewielka, ale ważna ze względu na swą gospodarczą aktywność grupa politycznych emigrantów ze Szkocji (jakobitów). Szczególne wszakże miejsce, zważywszy na szczupłość jej terytorium i ludności, zajmowała Szwajcaria, w której dokonała się w Xviii w. prawdziwa nadprodukcja inteligencji. Z tego alpejskiego kraiku wyroili się cenieni za swą solidność pedagodzy, lekarze, sekretarze i powiernicy możnych tego świata. Największy udział w tej migracji miała Szwajcaria romańska. Wśród przemierzających Europę genewczyków i przybyszów z kantonu Vaud wielu było potomków naturalizowanych w Szwajcarii francuskich hugenotów. Żywioł ten zasilał promieniowanie francuskiego języka i francuskiej kultury (w jej kalwińskim wariancie). Pęd wykształconych Szwajcarów do szukania lepszego losu poza ojczyzną wypływał z przeludnienia tego kraju i pozostawał w związku ze starą tradycją migracji zarobkowej. Główną jej formą było wynajmowanie się w charakterze zaciężnych żołnierzy W Xviii w. migracja wojskowa Szwajcarów ogromnie się nasiliła (w ciągu stulecia 300-350 tys. ludzi). W 1748 r. regimenty szwajcarskie za granicą (zwłaszcza we Francji, w Holandii, Hiszpanii, Królestwie Sardynii i Królestwie Neapolu i Sycylii) liczyły około 80 tys. ludzi. W 1787 r. liczba ta spadła do 40 tys., a rewolucja francuska przyniosła kres zaciężnym regimentom szwajcarskim. Rekrutowały się one w kantonach niemieckich. Z kantonów tych wywodziła się również emigracja chłopska, która udawała się do różnych krajów, a w Xviii w. w zwartych grupach kolonizacyjnych, przede wszystkim do Prus i Hiszpanii (Sierra Morena). Obok Szwajcarów do służby wojskowej za granicą wynajmowali się masowo Irlandczycy, a także Szkoci i Niemcy, którzy nie tylko służyli w cudzoziemskich regimentach, ale na szeroką skalę zaciągali się indywidualnie do obcych armii. Bardzo czynnym obszarem emigracji chłopskiej były gęsto zaludnione południowo-zachodnie Niemcy (Palatynat, Hesja, Frankonia, Szwabia, Bawaria; wychodźców z tych krajów określano wspólnym mianem Szwabów). Na zachód, poza Ameryką, kierowali się oni do Holandii; głównym jednak kierunkiem migracji Szwabów była środkowa i wschodnia Europa. Po wyludnieniu spowodowanym wojną północną wielu z nich osiedliło się w Wielkopolsce i na polskim Pomorzu. Często występowali tu jako tzw. olędrzy (nazwa ta nawiązywała do form organizacyjno-prawnych pierwotnego osadnictwa holenderskiego). Za panowania Fryderyka Ii na terenie państwa pruskiego osiedlono 300 tys. kolonistów (m.in. krajem intensywnej kolonizacji był Śląsk). W drugiej połowie Xviii w. około 100 tys. Szwabów sprowadzono do krajów monarchii habsburskiej, najwięcej do Galicji i na Bukowinę. Na początku panowania Katarzyny Ii 25 tys. Niemców (zwłaszcza Hesów) osiadło w zwartej grupie nad Wołgą. W Xviii w. znaczne ruchy migracyjne dokonywały się na terenie Węgier i krajów bałkańskich. Szczególnie ruchliwym elementem byli tu Serbowie (osadnictwo na Węgrzech, a w połowie stulecia spora kolonia w południowej Rosji, tzw. Nowa Serbia), Bułgarzy (osadnictwo w Serbii i Macedonii) i Albańczycy (osadnictwo w Grecji). Przesunięciom ludów bałkańskich towarzyszyło przechodzenie od gospodarki pasterskiej do rolniczej. Na Kretę i Peloponez napływali Turcy. Na północy Europy Szwedzi penetrowali głąb Finlandii. W drugiej połowie Xviii w. napływ około 65 tys. Szwedów w sposób istotny i trwały zmienił strukturę narodowościową tego rzadko zaludnionego kraju. Wielki ruch osadniczy, zmieniający rozmieszczenie ludności wewnątrz Rosji (przesunięcie z północy na południe), z wolna posuwał się poza wschodnią granicę Europy. Rosyjskie osady na terenie Syberii miały jednak jeszcze głównie charakter garnizonów i ośrodków administracyjnych oraz punktów oparcia dla wędrownych myśliwych i handlarzy futrami. Czyniło jednak postępy i osadnictwo rolnicze, a zwłaszcza rozwinęły się kopalnie i huty w regionach: jekatierynburskim i ałtajskim. Według spisu ludności sporządzonego w latach 1762-1764, a więc w niespełna 200 lat po przekroczeniu Uralu przez Jermaka, znajdowało się na Syberii 360 tys. Rosjan (ludność tubylczą szacuje się na około 200 tys.). Bezludna Syberia była krajem osiedlenia zesłańców politycznych i jeńców wojennych. Około 1770 r. pojawiła się tam grupa polskich sybiraków - 5 tys. konfederatów barskich. Nie wszyscy powrócili do kraju po ukazie amnestyjnym, a na Kamczatce rozpoczęła się awanturnicza epopea Maurycego Beniowskiego. Na terenie Azji największym ruchem migracyjnym była penetracja Chińczyków, kierująca się w Xviii w. już nieco ku zachodowi (Mongolia, Turkiestan, Tybet), ale jeszcze głównie szlakiem wędrówek Chińczyków na południe (Birma, Wietnam, Syjam, Półwysep Malajski i wyspy Indonezji). Po otwarciu dla Europejczyków specjalnej dzielnicy w Kantonie (1720Ď) liczba ich z około 1 tys. wzrosła na schyłku stulecia do około 4500. To już było koncesjonowane skupisko kupieckie w stylu "dzielnicy białych". W związku z rozwojem terytorialnego władania Europejczyków w Indiach i w Indonezji zwiększyła się w Xviii w. liczba europejskich kolonizatorów w tych krajach. Nie licząc jednak przepływowego elementu wojskowego, liczba Europejczyków osiadłych w południowo-wschodniej Azji zapewne nie przekroczyła w Xviii w. 20- 30 tys. W Indiach Brytyjskich było w latach osiemdziesiątych Xviii w. jedynie około 5 tys. cywilnych Anglików. Europejska kolonizacja w południowej Azji, napotykając kraje o gęstym zaludnieniu, starej cywilizacji i nie sprzyjającym białym ludziom klimacie, miała całkowicie odmienny charakter niż kolonizacja Ameryki, skromne jeszcze, lecz szybko rosnące zasiedlenie Afryki Południowej i mające się rozpocząć osadnictwo w Australii. Wracając do Europy, wypada zatrzymać się jeszcze przy klasycznym kraju wychodźstwa, przeludnionej Irlandii. Irlandczycy kierowali się za ocean, a także do Wielkiej Brytanii. Dopływ ludności z "zielonej wyspy" do Anglii i Szkocji wyrównywał odpływ Brytyjczyków do Ameryki. Irlandczycy szukali w Anglii pracy w rolnictwie i przemyśle jako tani robotnicy najemni. Nasilenie migracji tego typu jest zjawiskiem znamiennym dla nadchodzącej epoki kapitalizmu. 3. Rozwój miast Największym miastem świata był w Xviii w. Pekin, który u schyłku stulecia liczył około 3 mln mieszkańców. Rojące się od stłoczonej w gęstej i lichej zabudowie ludności wielkie miasta Azji rosły lub kurczyły się w sposób dość kapryśny, zależnie od przesuwania się ośrodków życia państwowego i nawiedzających te kraje demograficznych kataklizmów. W Chinach, Japonii, Indiach i krajach islamu sporo miast przekroczyło 300-400 tys. mieszkańców. Wśród tych miast na progu Europy znajdował się wielki Stambuł, zamieszkiwany od Xvi w. przez ponad 600 tys. mieszkańców i dopiero w interesującym nas okresie zdystansowany przez Londyn. W Ameryce powstawały dopiero zalążki przyszłej ekspansji wielkich miast. Największe miasto Ameryki Łacińskiej, Rio de Janeiro, osiągnęło w 1800 r. około 100 tys. mieszkańców, zaś najludniejsza w Ameryce Północnej Filadelfia liczyła wraz z przedmieściami około 25 tys. Natomiast miasta europejskie, aczkolwiek pod względem ludności znacznie ustępowały azjatyckim kolosom, znajdowały się już w stadium rozwoju zapewniającym im przodującą rolę w dziejach miejskiej cywilizacji. Granica między osiedlem rolniczym a miastem była płynna, a kryteria administracyjne stosowane przy spisach ludności zawodzą przy ustalaniu stosunku liczbowego między ludnością żyjącą z roli a utrzymujących się z zajęć pozarolniczych. We Francji w drugiej połowie Xviii w. współcześni szacowali ludność miejską na 20 lub 30%, obecnie jednak oblicza się, że w skupiskach liczących powyżej 2 tys. mieszkańców nie żyło więcej niż 16% Francuzów (w tym wielu właścicieli winnic, ogrodników, rybaków, drobnych rolników i najemnych robotników rolnych). Nie można też przywiązywać zbytniej wagi np. do austriackich spisów z połowy stulecia, według których w Dolnej Austrii było 23% ludności miejskiej, w Czechach zaś 20%. Rozmiar miasta nie stanowi również wystarczającego kryterium dla określenia jego funkcji gospodarczej. Obok sporych niekiedy miast rolniczych były małe miasteczka stanowiące ożywione ośrodki rzemiosła i handlu. Były również wielkomiejskie aglomeracje, jak Neapol, gdzie w sprzyjającym klimacie "żywiły się słońcem" dziesiątki tysięcy "lazzaronów". Uczyniwszy to zastrzeżenie, wypadnie nam jednak skupić uwagę na miastach dużych, których zaludnienie jest stosunkowo nieźle zbadane i których wzrost może dostarczyć ogólnej wskazówki. Jeśli przyjmiemy za granicę wielkiego miasta 50 tys. mieszkańców, to w 1700 r. granicę tę przekraczało w Europie 30 miast (w tym 10 powyżej 100 tys. mieszkańców). Listę członków "wielkomiejskiego klubu" podajemy w kolejności najzasobniejszych w duże miasta krajów i regionów oraz wielkości miast: Włochy - Neapol, Wenecja, Rzym, Mediolan, Palermo, Mesyna, Florencja, Bolonia, Genua Francja - Paryż, Lyon, Marsylia, Rouen, Lille Niderlandy (Holandia i Belgia) - Amsterdam, Antwerpia, Bruksela, Gandawa Hiszpania - Madryt, Sewilla, Grenada Wielka brytania z Irlandią - Londyn, Dublin Niemcy - Hamburg, Berlin Rosja - Moskwa Monarchia habsburska - Wiedeń Galia - Lizbona Polska - Gdańsk Skandynawia - Kopenhaga W 1800 r. liczba miast przekraczających 50 tys. mieszkańców wzrosła do 55, w tym 19 powyżej 100 tys. mieszkańców. Dokonany w ciągu Xviii w. awans do "wielkomiejskiego klubu" w poszczególnych krajach Europy przedstawia tabela 3. Tab. 3. Rozkład miast europejskich mających powyżej 50 tys. mieszkańców Objaśnienia: A - w roku 1700Ď; B - w roku 1800. Kraj: Liczba miast - Przyrost (miasta, które w Xviii przekroczyły barierę 50 tys. mieszkańców) Wielka Brytania z Irlandią: 2A 10B - 8 (Manchester, Liverpool, Birmingham, Bristol, Edynburg, Glasgow, Cork, Leeds) Hiszpania: 3A 7B - 4 (Kadyks, Barcelona, Walencja, Saragossa) Francja: 5A 8B - 3 (Bordeaux, Nantes, Tuluza) Niemcy i Śląsk - 2A 5B - 3 (Drezno, Wrocław, Królewiec) Włochy: 9A 11B - 2 (Turyn, Livorno) Monarchia habsburska: 1A 3B - 2 (Praga, Budapeszt) Rosja: 1A 2B - 1 (Petersburg) Skandynawia: 1A 2B - 1 (Sztokholm) Portugalia: 1A 2B - 1 (Porto) Polska: 1A 1B - 0 (odpadł Gdańsk, weszła Warszawa) Niderlandy (Holandia i Belgia): 4A 4B - 0 (odpadła Antwerpia, wszedł Rotterdam) Razem: 30A 55B - 25 Kształtowanie się na początku i na końcu stulecia czołówki 10 największych miast europejskich pokazuje tabela 4. Tab. 4. Dziesięć największych miast europejskich w Xviii w. Lp. - w roku 1700 (miasto - ludność); w roku 1800 (miasto - ludność) 1Ď) Londyn - 500Ď; Londyn - 1000 2Ď) Paryż - 400Ď; Paryż - 600 3Ď) Neapol - 215Ď; Neapol - 426 4Ď) Amsterdam - 180Ď; Moskwa - 400 5Ď) Moskwa - 150Ď; Wiedeń - 240 6Ď) Wenecja - 138Ď; Amsterdam - 220 7Ď) Rzym - 130Ď; Petersburg - 200 8Ď) Mediolan - 120Ď; Dublin - 200 9Ď) Madryt - 100Ď; Lizbona - 180 10Ď) Wiedeń - 100Ď; Berlin - 172 W dziesięciu największych miastach Europy w 1700 r mieszkało łącznie 2 mln ludzi, a w 1800 r. - 3,6 mln. Przyrost wyniósł w tej grupie 80%. Skład czołówki uległ jednak zmianie. Odpadły: Wenecja, Rzym, Mediolan i Madryt, na miejsce ich zaś weszły: Petersburg, Dublin, Lizbona i Berlin. Te przesunięcia są znamienne dla kierunku ogólnej ewolucji (awans Wschodu i Zachodu kosztem Południa), ale może budzić zastrzeżenie reprezentatywność stopy wzrostu. Zobaczymy więc jeszcze, jak wyglądał rozwój ludności w trzech grupach miast, dla których mamy szacunkowe dane porównawcze. Te grupy obejmują po 8 największych (ale tych samych na początku i końcu stulecia) miast Włoch, Hiszpanii i Niemiec (tab. 5Ď). Tab. 5. Wzrost ludności największych miast Włoch, Francji, Hiszpanii i Niemiec w Xviii w. Objaśnienia: A - w roku 1700Ď; B - w roku 1800Ď; x - brak a) Włochy Miasto: Ludność - Wzrost Turyn: 44A 94B - 116% Neapol: 215A 426B - 98% Mediolan: 120A 170B - 42% Palermo: 99A 140B - 40% Rzym: 130A 167B - 29% Genua: 61A 77B - 26% Florencja: 70A 80B - 14% Wenecja: 138A 137B - -1% Razem: 877A 1292B - 47% b) Hiszpania Miasto: Ludność - Wzrost Barcelona: 35A 95B - 171% Kadyks: 35A 66B - 88% Madryt: 100A 160B - 60% Walencja: 60A 95B - 58% Sewilla: 65A 80B - 23% Saragossa: 50A 55B - 10% Grenada: 60A 60B - x Kordowa: 40A 35B - -12% Razem: 435A 646B - 48% c) Niemcy i Śląsk Miasto: Ludność - Wzrost Berlin: 56A 172B - 207% Hamburg: 60A 130B - 116% Drezno: 30A 62B - 107% Lipsk: 20A 40B - 100% Królewiec: 35A 60B - 71% Frankfurt n. M.: 30A 48B - 60% Wrocław: 40A 60B - 50% Kolonia: 40A 40B - x Razem: 311A 612B - 97% Przedstawione tabele pozwalają uzyskać pewną orientację w niełatwym do syntetycznego ujęcia zagadnieniu kierunków rozwojowych i intensywności wzrostu europejskich miast w Xviii w. Pierwszym nasuwającym się wnioskiem jest zgoła wyjątkowa sytuacja Wielkiej Brytanii. Na schyłku Xvii w. obok ogromnego Londynu jedynie Bristol miał 30 tys. mieszkańców; poza tym żadne z miast angielskich nie przekraczało 15 tys. Podczas gdy na kontynencie europejskim miasta rozwijały się przeważnie na bazie średniowiecznej sieci miejskiej, w Anglii Xviii w. sieć miejska ulegała zasadniczej modyfikacji. Wiele starych miast trwało w zastoju lub upadku (stąd problem polityczny tzw. zgniłych miast, których tradycyjna reprezentacja w parlamencie nie odpowiadała stanowi faktycznemu). Niewielkie natomiast pierwotnie miasta południowo-zachodniej Anglii, jak Manchester, Liverpool i Birmingham, weszły w okres niebywałego rozwoju. Te miasta żelaza, węgla, bawełny i handlu oceanicznego powiększyły swą ludność pięcio- lub sześciokrotnie osiągając na schyłku Xviii w. po 70-80 tys. mieszkańców. Podobny awans obejmował całe regiony, jak hrabstwo Lancashire, którego ludność w Xviii w. wzrosła przeszło czterokrotnie. Wielka Brytania wyprzedziła resztę Europy wchodząc na drogę kapitalistycznej urbanizacji. Dlatego też należy ją wyodrębnić. Na kontynencie europejskim gęstą sieć miejską odziedziczyły po ubiegłych stuleciach Italia i Niderlandy, a w mniejszym stopniu Francja, kraje Półwyspu Iberyjskiego, Szwajcaria i południowo-zachodnie Niemcy. Właściwością krajów śródziemnomorskich były duże skupiska miejskie ludności mało produktywnej. Zacofana Sycylia, obok tak wielkich skupisk miejskich, jak Palermo, Mesyna i Katania, liczyła na schyłku Xviii w. około 30 miast mających ponad 10 tys. mieszkańców. W Italii dynamicznie rozwijał się Turyn i portowe Livorno (z 14 do 49 tys.). Na Półwyspie Iberyjskim znaczny rozwój przeżywały porty oceaniczne. W Portugalii - Lizbona (z 73 do 180 tys.) i Porto (z 21 do 64 tys.), w Hiszpanii - Kadyks. Miastem portowym i przemysłowym była szybko rosnąca Barcelona. Wiele miast hiszpańskich miało jednak podobny charakter do miast południowowłoskich, a ich względny rozwój oznaczał nieraz powrót do stanu sprzed wyludnienia w Xvii w . W Hiszpanii słabo była rozwinięta sieć wiejska, w związku z czym ludność rolnicza w znacznej mierze żyła w miastach. We Francji, poza wielkim Paryżem, jedynie przemysłowy Lyon i portowa Marsylia przekroczyły w Xviii w. barierę 100 tys. mieszkańców. Rozwinęły się porty oceaniczne (zwłaszcza Bordeaux, Nantes, Rouen), ośrodki przemysłowe (Lille, Nimes, Amiens, Reims) i miasta garnizonowe. Stare centra regionalne wewnątrz kraju wykazywały nieznaczny postęp. Brak jest źródeł do statystycznego ujęcia ogólnego rozwoju miast francuskich w Xviii w. Niektóre (zwłaszcza mniejsze) podwoiły swą ludność, niektóre wzrosły o 50%. Przeważał jednak wzrost bardziej powolny, lecz dość równomierny w skali kraju, na skutek czego liczba miast przekraczających 20 tys. mieszkańców zapewne powiększyła się w ciągu stulecia z 20 do 35. Na obszarze Niderlandów, południowo-zachodnich Niemiec i Szwajcarii miasta rozwijały się słabo. W Holandii panowała stagnacja. Rozrastały się co prawda Amsterdam i Rotterdam, ale kosztem innych miast. W Niderlandach Południowych (Belgii) szybciej wzrastała ludność wiejska niż miejska. W Szwajcarii rozwinęła się Genewa, ale to największe miasto przekroczyło zaledwie 20 tys. mieszkańców. W południowych Niemczech miasta trwały na poziomie, który osiągnęły na progu średniowiecza i czasów nowożytnych. Mówiąc o względnym zastoju należy jednak pamiętać, że ten obszar Europy został w przeszłości bardzo dobrze wyposażony w miasta. Sieć miejska rozrzedzała się na terenie środkowo-wschodnich Niemiec, Austrii i Czech, aby stać się mało widoczną na rozległych obszarach wschodniej i północnej Europy. Węzłami życia gospodarczo-społecznego były tu miasteczka targowe i odpustowe oraz miejsca popasów i gospód pocztowych; siedziby urzędów sądów i garnizonów służyły sprawom publicznym. Miasta jednak w znaczeniu dużych skupisk osiadłej ludności były rzadkie. Ażeby unaocznić ten kontrast policzmy w niektórych krajach zachodniej i wschodniej Europy miasta mające pod koniec Xviii w. powyżej 10 tys. mieszkańców. Pomijając już osobliwy fenomen południowowłoski (obok liczącego 400 tys. mieszkańców Neapolu 60 miast tego rzędu w Królestwie Neapolu i Sycylii), w małej Belgii było tych miast 18, w Hiszpanii około 40, a we Francji około 70. W Polsce natomiast (w granicach sprzed pierwszego rozbioru), przewyższającej Francję obszarem i liczącej połowę jej ludności, miast powyżej 10 tys. było 6, na ludnych Węgrzech 4 i również 4 na terenie krajów skandynawskich (Szwecja, Dania i Norwegia łącznie). W środkowo-wschodniej Europie wystąpił natomiast w sposób szczególnie charakterystyczny ów fenomen, właściwy zresztą wszystkim krajom kontynentu, jakim jest wzrost w Xviii w. wielkich metropolii. W metropoliach położonych nad morzem kumulowały się dwa ogólne trendy wzrostu: stolic i miast portowych. Podwoiły swą ludność: Londyn, Neapol, Kopenhaga (która przekroczyła 100 tys.) i Sztokholm (osiągnął 75 tys.). Lizbona wzrosła o 133%. W zachodniej Europie wolniej rosły stolice położone w głębi lądu. Paryż powiększył się o około 50%, Madryt o 60%. Wyjątkowy dynamizm wśród lądowych miast zachodniej części kontynentu wykazał stołeczny Turyn (116%Ď). Na wschodzie Europy Berlin wzrósł trzykrotnie, Wiedeń o 140%, podwoiły swą ludność: Praga (75 tys.), Budapeszt (54 tys.) i Drezno (62 tys.). Moskwa powiększyła się o 166%, stając się czwartym miastem Europy. Wśród lądowych stolic najszybciej rozwijała się Warszawa, która, w drugiej połowie Xviii w. zwiększywszy swą ludność czterokrotnie (do 120 tys.), osiągnęła tempo wzrostu spotykane jedynie w przemysłowych miastach zachodniej Anglii. Największym jednak osiągnięciem urbanistycznym stulecia był Petersburg. Miasto nad Newą, łączące funkcje stolicy imperium i bałtyckiego portu, rozpoczęto budować na pustkowiu w 1703 r. U schyłku stulecia liczyło już około 200 tys. mieszkańców. W Xviii w. zmniejszył się dystans między zachodnią i wschodnią Europą pod względem rozmieszczenia wielkich miast. W 1700 r. na 10 miast liczących powyżej 100 tys. mieszkańców jedynie 2 (jedna piąta) znajdowały się w krajach na wschód od Łaby, zaś w 1800 r. na 19 miast tej rangi już 6 (jedna trzecia) przypada na środkowo-wschodnią Europę. Nie wydaje się, aby w Europie Xviii w., poza Anglią, dokonała się jakaś zasadnicza zmiana w stosunku ilościowym ludności mieszkającej na wsi i w miastach. Rozwój miast wypada śledzić na tle ogólnej ekspansji demograficznej. Sekularna stopa przyrostu w tych dwóch szeregach kształtuje się dość paralelnie. Jako ogólna prawidłowość zarysowuje się powolniejszy rozwój miast w krajach o wyższym stopniu urbanizacji, szybszy natomiast w krajach o mniej rozwiniętej sieci miejskiej. Wśród krajów o tradycyjnie gęstej sieci miejskiej Holandia, Włochy i Hiszpania wykazywały paralelizm rozwoju miast i ogólnego wzrostu ludności. W południowo-zachodnich Niemczech, Szwajcarii i Belgii, a więc w krajach, z których wyruszyły migracje, ogół ludności rósł szybciej niż miasta. We Francji wzrost miast był szybszy niż dość powolny przyrost ludności. Natomiast spektakularny rozwój miast angielskich dokonał się w kraju o niskim, poza Londynem, stopniu urbanizacji u schyłku Xvii w. Na terenie północno-wschodnich Niemiec wzrost dużych miast wykazywał wyższą stopę niż ogólny przyrost ludności Niemiec. Dynamicznie rozwijały się duże miasta w środkowo-wschodniej Europie. Poprzez te regionalne wahania w skali kontynentu niewiele się zmieniła stara równowaga między liczbą ludności miast a wsi. Jak zawsze, miasta były demograficznie deficytowe, utrzymywały się i rosły jedynie dzięki stałemu dopływowi ludności wiejskiej. Zagadnienia rozwoju miast i miejskiej cywilizacji nie można jednak ujmować jedynie w aspekcie stosunku liczbowego: miasto - wieś. Ludności dużych miast i wsi nie wystarczy liczyć, trzeba ją również ważyć. W dużych miastach dokonywała się bowiem intensyfikacja życia gospodarczego, społecznego i kulturalnego. Nie jest rzeczą obojętną, czy w danym kraju na 10 mln mieszkańców przypada 1,5 mln ludności miejskiej (15%Ď) i ani jedno miasto powyżej 100 tys., czy też przy 50-procentowym wzroście całej populacji (ale na wsi 45%, w miastach 70%Ď) na 15 mln mieszkańców przypadnie 2,55 mln ludności miejskiej (17%Ď), a w tym metropolia o 200 tys. Stosunek ilościowy: miasto - wieś zmieni się niewiele (z 15Ď:85 na 17Ď:83Ď), ale waga cywilizacji miejskiej wydatnie wzrośnie. Mniej więcej według tego schematu dokonał się wzrost urbanizacji Europy w Xviii w. Wzrost dużych miast stanowić może ogólny wskaźnik rozwojowych procesów gospodarczych i państwowotwórczych, aczkolwiek nie należy w tym względzie ulegać zbytniemu fetyszyzmowi liczb. Mówiliśmy już o miastach "lazarońskich" czy rolniczych, i należy pamiętać, że w okresie przedfabrycznym wytwórczość przemysłowa była rozsiana na wsiach i w małych miasteczkach. Wielkie miasta, stanowiące oczywiście ważne ośrodki produkcji i handlu, równocześnie były w coraz większym stopniu miastami "rezydencjonalnymi", skupiającymi dużą liczbę ludzi nie zaangażowanych bezpośrednio w miejskim życiu gospodarczym. Niezależnie jednak od swej przynależności zawodowej czy stanowej mieszkańcy tych miast byli włączeni w miejską cywilizację. Miasta rozwijały się wraz z rozwojem organizmów państwowych. A jeśli mieszkańcy metropolii często nie byli producentami, to byli konsumentami o rosnących w Xviii w. apetytach i korzystali z usług związanych z rozwojem wielkomiejskiej infrastruktury. Wokół wielkich miast zagęszczały się i wydłużały sieci powiązań rynkowych. Rozdział drugi.Ń Gospodarka 1. Gospodarka światowaŃ a merkantylistycznaŃ polityka gospodarcza Zamożny Europejczyk w Xviii w. był konsumentem produktów czterech kontynentów. W jego garderobie znajdowały się ubiory z chińskiego jedwabiu, indyjskiej czy perskiej bawełny, syberyjskie czy kanadyjskie futra; gorsety i krynoliny dam były usztywnione fiszbinami z grenlandzkich wielorybów. W spiżarni obok korzennych przypraw z wysp Indonezji niezbędnym produktem stał się cukier trzcinowy z Brazylii czy Antyli, a także napoje, jak chińska czy japońska herbata, jawajska kawa, czekolada z meksykańskiego i antylskiego kakao oraz pędzony z trzciny cukrowej rum. Po wypiciu kawy Europejczyk zapalał fajkę czy cygaro z amerykańskiego tytoniu, a jeszcze bardziej nagminnie zażywał tabakę. W apteczce znajdowały się leki wyrabiane z azjatyckich, afrykańskich i amerykańskich roślin, jak np. proszek z kory rosnących na stokach Andów chinowców (chinina). Drewna (mahoń, heban) na wytworne meble dostarczały amerykańskie, afrykańskie i azjatyckie puszcze. Cenne przedmioty inkrustowano kością słoniową, szylkretem, koralem z mórz południowych. Szlachetne kamienie i perły napływały z Ameryki Południowej, Afryki i Azji. Co może jednak najważniejsze, monety z meksykańskiego srebra i brazylijskiego złota zarówno brzęczały w sakiewce Europejczyka, jak przepływały przez ręce chińskich czy arabskich kupców i zdobiły szyje murzyńskich kacyków. Wymiana dóbr między Europą a Afryką i Azją jest równie stara jak śródziemnomorska cywilizacja, ale nasilenie tej wymiany bywało różne. Od Xvi w. handel oceaniczny przyćmił handel lewantyński, otwarły się zasoby Nowego Świata i wszystkie wymienione powyżej produkty były znane w Europie już przed rokiem 1700. Chodzi wszakże o ilość. To, co w Xvii w. było jeszcze wyszukanym zbytkiem lub nowością wywołującą zgorszenie moralistów i potępienie teologów (np. kawa. herbata, tytoń), w połowie Xviii stulecia jest strawą codzienną coraz szerszego kręgu konsumentów; to, co było modą, staje się nawykiem i potrzebą. Nowe potrzeby rosną nie tylko w Europie. Amerykańscy Indianie czy Murzyni z zachodnich wybrzeży Afryki nauczyli się posługiwać wyrobami ze szwedzkiego, angielskiego i rosyjskiego żelaza oraz odziewać się w indyjsko-europejskie barwne tkaniny, zaś Chińczycy potrzebowali amerykańskiego srebra. W ciągu Xviii w. nie tylko zwielokrotniło się krążenie dóbr między Europą a resztą znanego świata, ale pod wpływem europejskiej ekonomii zmieniał się gospodarczy krajobraz wybrzeży dalekich kontynentów i wysp. Takie rośliny, jak kawa, herbata, trzcina cukrowa, indygo, tytoń, bawełna czy ryż, odbywały dalekie wędrówki. Pola azjatyckie zieleniły się amerykańską florą, amerykańskie zaś azjatycką. W starej Europie również rozprzestrzeniały się importowane uprawy, jak ryż, kukurydza, ziemniaki, tytoń, morwa, pomidory. Wszystko to nie jest nowością; wzajemne przenikanie rolniczych kultur Starego i Nowego Świata oraz zamorskie plantatorstwo rozwinęło się już w Xvi i w Xvii w. Ale znów chodzi o ilość. W Xviii w. eksploatowane przez białych ludzi podzwrotnikowe obszary plantatorskie znacznie wzrosły i wezbrał transoceaniczny prąd niosący murzyńskich niewolników z Afryki do obu Ameryk. Międzykontynentalna wymiana gospodarcza to nie tylko handel światowy, ale i nastawiona na ten handel produkcja wraz z konsekwencjami międzykontynentalnego przemieszczania grup etnicznych. Czy zaznaczone powyżej zjawiska upoważniają do mówienia o gospodarce światowej w Xviii w.?. Sądzimy, że tak, aczkolwiek wypada uczynić zastrzeżenie, iż jest to gospodarka światowa wciągająca w swoją orbitę głównie wybrzeża i miasta, ale słabo jeszcze penetrująca głębokie wnętrza kontynentów. W literaturze historycznej zagadnienie panującego w danej epoce typu gospodarki rozpatrywane jest jednak nie tylko w aspekcie czynników ilościowych i terytorialnego zasięgu zjawisk, ale i pod kątem widzenia ekonomiczno-politycznych struktur. Pewną żywotność zachowało jeszcze w historiografii włączanie Xviii wieku w epokę "gospodarki narodowej", czyli merkantylistycznej, aczkolwiek owo szerokie pojmowanie terminu "merkantylizm" ulega coraz dalej idącej rewizji. Zwolennicy określania Xvi-Xviii wieku jako "doby merkantylizmu" (należy do nich znany u nas J. Kuliszer) ową epokę "gospodarki narodowej" pojmują jako okres, w którym na terytorium całego państwa stosuje się takie same zasady ochrony przemysłu i handlu, jakie stosowały miasta w poprzedniej epoce "gospodarki miejskiej". Państwowa czy narodowa polityka gospodarcza polega na protegowaniu krajowego przemysłu i odgradzaniu się za pomocą ceł i zakazów (prohibicji) od importu towarów mogących konkurować z krajowymi, ostatecznym zaś celem ma być gromadzenie w kraju pieniądza kruszcowego. Zakładanie zamorskich kolonii, uzależnionych monopolistycznymi prawami od metropolii, jest przedłużeniem tej narodowej polityki gospodarczej. Gdyby system merkantylistyczny był powszechnie stosowany, prowadziłby do powstania organizmów gospodarczych zamkniętych w granicach państwa czy imperium kolonialnego. Byłaby to istotnie epoka "gospodarki narodowej". Jednakże opancerzone monopolami i prohibicjami państwo, aby uzyskać upragniony dodatni bilans handlowy i ściągać pieniądz, łamie monopole i prohibicje drugiego państwa. W tej sytuacji handel międzynarodowy staje się "wojną handlową". Nie dostrzega się możliwości dwustronnych czy wielostronnych (pośrednictwo) korzyści, przy wymianie bowiem musi ktoś zyskiwać, a ktoś tracić i międzynarodowe traktaty handlowe są wynikiem gry antagonistycznych sił. Na szczególny nacisk z zewnątrz narażona była gospodarka tych kolonialnych imperiów, które nieomal monopolizowały produkcję szlachetnych kruszców, a więc Hiszpanii i Portugalii. Toteż ich monopole zostały rychło przekreślone literą traktatów, a bardziej jeszcze praktyką międzynarodowego życia gospodarczego. Tak w ogólnych zarysach można by scharakteryzować merkantylistyczno-protekcyjną politykę gospodarczą, która jeszcze w Xviii w. znajduje swój wyraz zarówno w literaturze ekonomicznej jak i w poczynaniach rządów. Stosowanie przez państwa protekcyjnej polityki gospodarczej nie wyłączało jednak tych państw ze wzrastającego obiegu dóbr w skali gospodarki światowej. Mnożyły się międzynarodowe traktaty handlowe (choćby pojmowane jako zawieszenia broni w "wojnie handlowej"), a cła i monopole były nagminnie łamane przez kontrabandę. Międzynarodowe środowiska finansistów, kupców i armatorów wykazywały wiele zaradności i towary trafiały, choć nieraz okrężną drogą, tam, gdzie był na nie popyt. Praktyka życia gospodarczego na tyle rozmijała się z merkantylistyczno-protekcyjną teorią, iż od połowy stulecia torują sobie drogę nowe doktryny ekonomiczne pod hasłami: "laissez faire, laissez passer". Nie przeceniając i teraz wpływu teorii na praktykę, nie będziemy wywodzić z poglądów Adama Smitha genezy liberalnych traktatów handlowych, charakterystycznych dla schyłku interesującego nas okresu. Traktaty te natomiast świadczą o wyrastaniu gospodarki światowej z powijaków merkantylizmu. Owe powijaki zresztą nigdy nie były tak sztywne, jak sztywne są schematyczne konstrukcje okresów gospodarki miejskiej, narodowej i światowej. 2. Rolnictwo europejskie Różne przyczyny powodowały stagnację w tzw. tradycyjnym rolnictwie. Istotną barierą ograniczającą wzrost wydajności ziemi była wyjaławiająca glebę monokultura zbożowa i niemożność dostarczenia odpowiedniej paszy (zwłaszcza w zimie) dla liczniejszego pogłowia bydła i trzody, co z kolei powodowało nie tylko niedobór mięsa, mleka i skór dla konsumenta, lecz również niedostatek siły pociągowej i nawozu zwierzęcego dla rolnictwa. Wielkie obszary musiały więc ugorować i pozostawać poza uprawą jako pastwiska lub naturalne łąki, dostarczające na zimę lichego siana dla wychudzonego bydła. Zastoju w technice rolnej nie należy wywodzić jedynie z ciemnoty i tradycjonalizmu rolników. Dopóki rolnik nie odczuwał braku ziemi i produkował głównie na zaspokojenie własnych potrzeb, ów system ekstensywnej gospodarki był opłacalny, a więc racjonalny. Udoskonalenie uprawy, a więc i narzędzi rolniczych, wymagało żelaza, którego wytwarzano mało i które było drogie. Przejście do bardziej intensywnej gospodarki, a także opłacalność inwestycji zależała od rozwoju stosunków rynkowych i kredytowych oraz środków transportu. Jednym słowem, zachodziła ścisła współzależność między poziomem rolnictwa a całokształtem stosunków gospodarczych. Kolebką nowożytnego rolnictwa intensywnego były Niderlandy, ów niewielki kraj o wyjątkowo gęstym zaludnieniu, siedziba miast kwitnących handlem, rybołówstwem, rzemiosłem i przemysłem. Kraj ten już w Xvi w. przestał być samowystarczalny w produkcji zbóż i w znacznym stopniu żywił się ziarnem sprowadzanym z krajów nadbałtyckich. Rolnicy niderlandzcy wcześnie i na szeroką skalę przestali produkować na własne potrzeby. Wokół miast rozwinęło się ogrodnictwo i sadownictwo, osiągając poziom spotykany jedynie na niektórych obszarach Włoch. Była to szkoła bardzo starannej uprawy. Równej troskliwości wymagały rośliny przemysłowe, jak len, farbniki roślinne (marzanna), rzepak i inne oleiste, chmiel czy tytoń. Wysiewaną na poletkach rozsadę sadzono w grzędach na polach otoczonych rowami, starannie zmeliorowanych i nawożonych. Wraz z rozwojem ogrodnictwa i upraw roślin przemysłowych postępował chów bydła. Już w Xvi w. nauczono się obsiewać ugory koniczyną i lucerną. Ta praktyka umożliwiła przejście od trójpolówki do płodozmianu. Drogą empiryczną odkryto, że rośliny motylkowe nie tylko dostarczają obfitej paszy, ale przywracają glebie azot, w dużej ilości zużywany przez zboża. Nie mniejszy przewrót w rolnictwie wywołała uprawa rzepy, brukwi i marchwi pastewnej. W Xviii w. rozpowszechniła się polowa uprawa kartofli, która przyniosła dalsze dobroczynne następstwa dla struktury gleby. Stosując siew rzędowy w różnej kolejności przeplatano uprawę zbóż, roślin pastewnych i przemysłowych. Wprowadzono również siew międzyrzędowy, poplony, mieszanki. Uprawa roślin pastewnych i zakładanie sztucznych łąk pozwoliło na ograniczenie areału pastwisk. Zamykane zaś w oborach bydło dostarczało obfitego nawozu. W dziedzinie intensywnego rolnictwa przodowali zrazu właściciele małych gospodarstw o ubogich glebach. Posługując się łopatami stosowali głęboką uprawę i pielęgnowali swe pólka tak starannie jak ogrodowe grzędy. W ślad za nimi podążyli więksi właściciele i dzierżawcy, którzy jednak na miejsce ogrodniczej techniki wprowadzali ulepszone narzędzia. Stosowany od początku Xviii w. słynny pług brabancki umożliwił głęboką orkę. Pojawiły się różne typy bron i walców, a w drugiej połowie stulecia zaczęto eksperymentować z siewnikami rzędowymi. Postępowi rolnictwa towarzyszył postęp hodowli. Dzięki dobrej paszy i umiejętnej selekcji sztuk rozpłodowych uzyskano rasy bardzo różniące się od zwierząt domowych otaczających człowieka średniowiecza. Zwierzęta te były wówczas drobne, grubokościste, wielkogłowe, chude, zmierzwione. Szukające żołędzi po lasach świnie przypominały dziki, a wałęsające się po podmokłych wrzosowiskach małe a długorogie krówki również bardziej były podobne do dzikiej zwierzyny niż do rozrośniętych, mięsistych i mlecznych krów naszych czasów. Protoplastów dzisiejszych krów, ciężkich koni pociągowych, opasłych świń i rasowych owiec należy szukać w Niderlandach Xvii - Xviii w. oraz w osiemnastowiecznej Anglii. Te zwierzęta dawały bez porównania więcej mięsa (w ciągu Xviii w. w Anglii przeciętna waga sztuki bydła i owiec wzrosła przeszło dwukrotnie). mleka, wełny i skóry, równocześnie zaś areał konieczny do ich utrzymania uległ zmniejszeniu. Na przełomie Xvii i Xviii w.. obszar objęty intensywnym rolnictwem był niewielki. Gdy mówimy o przodującym rolnictwie niderlandzkim, to na terytorium Republiki Zjednoczonych Prowincji i Niderlandów Południowych (Belgii) należy wyróżnić jedynie niektóre regiony, jak Flandrię, zachodnią Brabancję, Zelandię i południową Holandię. Podobny poziom osiągnęło rolnictwo francuskie na belgijskim pograniczu. W krajach śródziemnomorskich, w niektórych okolicach Hiszpanii, Włoch i południowej Francji dokonał się znaczny wzrost wydajności ziemi dzięki nawodnieniom oraz uprawie ryżu i kukurydzy. Były to jednak tylko wyspy na obszarach tradycyjnego rolnictwa zbożowego. Natomiast w toku Xvii w. Anglicy zaczęli uczyć się pilnie od Holendrów zrazu melioracji, potem uprawy i płodozmianu, aby w następnym stuleciu zająć pierwsze miejsce w europejskim rolnictwie. Rolniczy prymat Wielkiej Brytanii w Xviii w. ma charakter względny. Na obszarze Anglii nie osiągnięto takich wyników, jak we Flandrii, Anglicy jednak zastosowali nowe metody na bardzo szeroką skalę i wyciągając wnioski z niderlandzkiej empirii wydali bogatą literaturę agronomiczną. Intensywne rolnictwo i racjonalna hodowla rozprzestrzeniły się w południowo-wschodniej i środkowej Anglii, na nizinach szkockich oraz w Irlandii. Najwięcej rozgłosu zyskało "norfolskie gospodarstwo" i jego słynny przedstawiciel lord Charles Townshend. Przykład angielskich wielkich panów przyczynił się do powstania na kontynencie mody na rolnictwo, która w połowie stulecia ogarnęła wszystkie kraje Europy. Wszędzie w salonach i w towarzystwach naukowych rozprawiano o płodozmianach, kartoflach, koniczynie i owcach - merynosach. Podobnie jak Anglicy uczyli się rolnictwa od Holendrów, tak Europa uczyła się od Anglików. Powstała niezmiernie obfita wielojęzyczna literatura agronomiczna, w której przodowali Brytyjczycy, począwszy od Jethro Tulla (1674-1741Ď), a skończywszy na Arthurze Youngu (1741-1820Ď). Bibliografia europejskich książek rolniczych wykazuje dla Xvii w. 130 pozycji, dla Xviii zaś 1200. Gdyby na podstawie zawartości bibliotek i periodyków można było sądzić o praktyce, to Europa od Lizbony po Petersburg byłaby ogarnięta "rewolucją rolniczą". W rzeczywistości jednak angielskie ziarno dużo wolniej przyjmowało się na kontynencie niż swojego czasu holenderskie w Anglii. W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w Niderlandach, istniały sprzyjające warunki do rozwoju rolnictwa: gęste zaludnienie, liczne miasta, handel i przemysł. Istniała ponadto potężna warstwa wielkich obszarników, wśród których byli ludzie skłonni racjonalnie inwestować kapitały w ziemi. Niesłuszny jest spotykany nieraz pogląd, jakoby "nowe rolnictwo" wiązało się z "wielką uprawą". Przykład Niderlandów wskazuje nawet na historyczny prymat "małej uprawy". Gospodarka chłopska była jednak w większości krajów ówczesnej Europy obarczona albo systemem pańszczyźniano-poddańczym, albo systemem wspólnot gminnych. W Anglii proces odgradzania ziemi, który w Xviii w. uczynił decydujące postępy, była to operacja brutalna, ale dzięki niej brytyjscy obszarnicy i dzierżawcy na swych ogrodzonych polach uzyskali taką samą swobodę agronomicznych eksperymentów i ulepszeń, jaką mieli holenderscy farmerzy na swych otoczonych rowami poletkach. I przy podobnej ogólnogospodarczej koniunkturze osiągnęli podobne wyniki, aczkolwiek Holendrzy hodowali więcej krów, Anglicy zaś hodowali więcej owiec i przeznaczali więcej gruntów na pastwiska. O ile w Xvi i Xvii w. z jednego wysianego ziarna zboża zbierano w Anglii, Holandii 7 ziaren, o tyle pod koniec Xviii w. osiągnięto zbiór 10 ziaren. W pozostałych krajach położonych na zachód od Łaby, a więc na obszarze, gdzie chłopi byli w zasadzie ludźmi wolnymi i stosunki poddańczo-senioralne były jedynie reliktami, intensywne rolnictwo, racjonalna hodowla, ogrodnictwo i sadownictwo szerzyły się zwłaszcza w pobliżu wielkich miast. Nowe metody przyjęły się na dużą skalę w Szwajcarii i w Nadrenii, a pod koniec stulecia również w Danii, gdzie przeprowadzono ważne reformy agrarne. W krajach na wschód od Łaby system pańszczyźniano-poddańczy nie sprzyjał rozprzestrzenianiu się nowego rolnictwa, które wymagało wiele inicjatywy i staranności. Niemniej jednak wśród wielkich właścicieli i monarchów Europy Wschodniej nie brakowało zwolenników "norfolskiego gospodarstwa". W historii rolnictwa każdego z krajów europejskich Xviii w. możemy znaleźć poczet nazwisk wielkich panów, którzy kazali siać koniczynę i rzepę, wprowadzali płodozmiany oraz przy pomocy holenderskich i szwajcarskich krowiarzy czy szkockich owczarzy imali się racjonalnej hodowli. Można również wskazać monarchów i mężów stanu, którzy podejmowali prace melioracyjne (osuszanie bagien) i drogą administracyjną rozprzestrzeniali nowe uprawy, jak morwa czy kartofel. Inicjatywy te dawały różne wyniki. Niezależnie od tak różnorodnych w poszczególnych krajach ogólnych warunków naturalnych i gospodarczo-społecznych należy podkreślić i tę okoliczność, że wiedza rolnicza zaczerpnięta z literatury agronomicznej Xviii w . nie dawała jeszcze zbyt pewnych wskazówek. Wyniki, do których doszły pokolenia niderlandzkich i angielskich praktyków, nie zawsze można było osiągnąć w odmiennych warunkach klimatycznych i glebowych, a teoria rolnictwa miała uzyskać solidną podbudowę naukową dopiero w połowie Xix w. Niemniej jednak na mapie Europy Xviii w. rozszerzyły się zwarte obszary intensywnego rolnictwa i nie było europejskiego kraju, w którym nie pojawiłyby się mniejsze czy większe wysepki "norfolskiego gospodarstwa". W krajach południowych, zwłaszcza we Francji i Portugalii, znacznie powiększył się areał winnic. W skali europejskiej kosztem ugorów czy nawet "wiecznego żyta" wzrastała produkcja pszenicy. Zbiory zbóż kształtowały się w granicach 4-5 ziaren z jednego wysianego. Na północy Europy, od Irlandii po Prusy Wschodnie, rozszerzała się sfera polowej uprawy kartofli; na południu zaś, od Portugalii po Bałkany, strefa kukurydzy. Rośliny te lepiej niż zboża zabezpieczały ubogich przed widmem głodu. Rozmiary i proporcje postępu, który dokonał się w rolnictwie europejskim Xviii w., są przedmiotem dyskusji i niełatwo doprowadzić do ujęć statystycznych, łatwiej natomiast ulec sugestiom współczesnych źródeł opisowych, przedstawiających to obraz nędzy, to znów obraz obfitości. Do sprawy tych kontrastów jeszcze powrócimy. Zapewne w skali kontynentu wciąż dominowało tradycyjne rolnictwo ekstensywne i wydaje się słuszny pogląd tych historyków, którzy twierdzą, że w interesującym nas okresie kultura rolna była na ogół bliższa stanu z Xiii w. niż połowy Xix, jednakże równolegle z intensyfikacją niektórych regionów postępowała ekspansja rolnictwa ekstensywnego poprzez zwiększanie areału upraw czy wypasów o nowe grunty. Pod tym względem znaczne przesunięcia dokonały się zwłaszcza na terenie wschodniej Europy. Szczególnie silny ruch osadniczy wystąpił na obszarach Prus, Skandynawii, krajów monarchii habsburskiej, na Bałkanach i w Rosji. W tym ostatnim kraju dokonało się nie tylko przesunięcie punktu ciężkości rolnictwa z ziem centralnych ku żyznym czarnoziemom południa, lecz także obszar zasiewów posunął się poza granice Europy, przez Ural na Syberię. Kolonizacji rosyjskiej towarzyszyło wdrażanie do rolnictwa ludów, które go dotąd nie znały lub też stosowały formy całkowicie pierwotne. Jakkolwiek przedstawiałby się stan techniki rolnej w Xviii w., o znacznym wzroście globalnej produkcji żywności świadczy znany nam już wzrost zaludnienia Europy. Do końca stulecia nie brakło lat nieurodzaju i niedostatku, ale Europa nie przeżywała już wielkich katastrof demograficznych. Ludność rosła, miała bowiem co jeść, rosnąc zaś produkowała więcej żywności i w miarę demograficznego i gospodarczego "zagęszczenia" przechodziła od rolnictwa ekstensywnego do intensywnego. Wytwarzanie przez wieś nadwyżek żywnościowych było podstawowym warunkiem rozwoju miast i przechodzenia ludności do zajęć pozarolniczych. Stan ówczesnego rolnictwa i transportu wyeliminował wielkie katastrofy, nie zapobiegał jednak periodycznemu występowaniu kryzysów rolniczych. Przeważająca gospodarka zbożowa nie miała jeszcze należytej elastyczności, aczkolwiek zaczęto już doceniać rolę kartofli w walce z głodem. Brakowało rezerw żywnościowych, a transport i handel nie mógł wyrównywać niedoborów w skali międzynarodowej. Gdy nadszedł rok nieurodzaju czy pomoru na bydło, ceny żywności gwałtownie rosły, a drożyzna dla ubogich oznaczała głód. W takich latach ludzie szukali pożywienia w lasach, wygotowywali jakąś strawę z żołędzi i chwastów, kory i skór. Tłumy nędzarzy i żebraków pojawiały się w miastach i wsiach; w ślad za niedożywieniem szły choroby. Do tych złych lat należy odnieść drastyczne opisy wiejskiej nędzy. Kiedy jednak nadchodziły lata urodzaju, rychło następował względny dobrobyt, który pod piórem współczesnych stroił się w barwy pogodnej sielanki. W Xviii w. zmniejszyły się rozmiary i następstwa klęsk żywiołowych. Niemniej jednak lata nieurodzaju powodowały kurczenie się rynku i zaburzenia w ogólnym ruchu cen, stanowiąc (obok wojen) jedną z głównych przyczyn bardziej lub mniej lokalnych fluktacji ekonomii rolniczej Europy. Rozwój rolnictwa i przemysłu odbijał się ujemnie na stanie lasów, drzewo zaś było podstawowym artykułem opału, budownictwa i energii cieplnej. W Europie obok krajów z natury w drzewo ubogich (Hiszpania, południowe Włochy), były też i takie, w których lasy zostały znacznie wyniszczone (Anglia, Holandia). W większości krajów znajdowały się jeszcze znaczne rezerwy leśne, ale trudno je było eksploatować ze względu na ówczesne środki transportu. Nawet w kraju obfitującym w puszcze odczuwano brak drzewa, gdy wykarczowano nadrzeczne tereny spławne i gdy chłop nie miał lasu dosłownie pod ręką. Toteż ceny drzewa szybko rosły i problem racjonalnej gospodarki leśnej stawał się palący. Wiek Xviii przyniósł początki teorii i praktyki nowożytnego leśnictwa. W sprawy te ingerowały władze państwowe, a towarzystwa ekonomiczne prowadziły usilną propagandę zalesiania nieużytków i racjonalnego wyrębu. Odrębnym, ale poniekąd łączącym się z leśnictwem i sadownictwem zagadnieniem było obsadzanie drzewami dróg prywatnych i publicznych. Chodziło tu zarówno o utrwalenie traktów, jak i o uboczne korzyści w postaci drewna i owoców. 3. Plantacje zamorskie,Ń niewolnictwo, Antyle W Xviii w. w krajach zasiedlonych przez europejskich kolonistów coraz większe obszary obejmowało rolnictwo stanowiące mieszaninę uprawy roślin krajowych i sprowadzonych z Europy (kukurydza, kartofle, fasola, maniok, banany, orzechy ziemne, ryż, obok pszenicy, jęczmienia, oliwek, winnej latorośli). To ekstensywne przeważnie rolnictwo zaspokajało przede wszystkim potrzeby miejscowej ludności, której liczba szybko rosła. Odgrywało jednak pewną rolę także w gospodarce światowej. W hiszpańskiej Ameryce i w Brazylii rozwinął się na wielką skalę wędrowny chów na poły zdziczałego bydła i koni. Z krajów tych sprowadzano do Europy duże ilości skór i łoju. Farmerzy Ameryki Północnej nie tylko zaopatrywali w zboże i suszone mięso okręty uczestniczące w handlu i rybołówstwie oceanicznym, lecz także opanowali rynek żywnościowy strefy karaibskiej. W drugiej połowie stulecia nadwyżki amerykańskiego zboża zaczęły już docierać na rynki europejskie. Holenderscy farmerzy osiadli na południowym cyplu kontynentu afrykańskiego dostarczali żywność okrętom opływającym Afrykę w drodze do Azji. Jednakże nie ów rozwój "konwencjonalnego" rolnictwa decydował o wielkim znaczeniu europejskich posiadłości zamorskich w gospodarce światowej. Plantacje to monokultury południowych roślin przeznaczonych na handel i wymagających szczególnie troskliwej uprawy. Historycznie rzecz ujmując wypada rozpocząć od owych "wysp korzennych", które tak bardzo działały na wyobraźnię ludzi średniowiecza i do których wreszcie dotarli Portugalczycy w Xv w. Wyspy Indonezji oraz Cejlon były od połowy Xvii w. penetrowane przez Holendrów, których Kompania Wschodnioindyjska dzierżyła monopol korzeniami. Holendrzy otrzymywali korzenie drogą handlu z tubylcami, który przybierał formy coraz bardziej przymusowe i przemieniał się w rodzaj daniny. Wyspy Moluki dostarczały goździków i gałki muszkatołowej, Wybrzeże Malabarskie, Sumatra i Jawa - pieprzu, Cejlon - cynamonu. Holendrzy dbali o utrzymanie monopolu i wysokich cen korzeni, dlatego też niejednokrotnie kazali niszczyć plantacje i ograniczać uprawy do pewnych ściśle kontrolowanych terenów. Nie uchronili się jednak przed wykradaniem sadzonek przez Anglików czy Francuzów, którzy przenosili je na swoje wyspy. Niemniej jednak holenderska Indonezja zachowała zdecydowany prymat w uprawie i handlu korzeniami. Handel ów, w zestawieniu z Xvii w, miał charakter statyczny. Przynosił wielkie zyski, ale był typową eksploatacją nastawioną na jakość, a nie ilość. W Xviii w. dokonała się konsolidacja terytorialnego władania Kompanii Wschodnioindyjskiej na Jawie, której mieszkańcy składali daninę w ryżu, pieprzu i trzcinie cukrowej. Już w Xvii w. Holendrzy próbowali aklimatyzować na Jawie krzewy kawowe; w 1707 r. rozdali sadzonki naczelnikom okręgów i naznaczyli daninę w ziarnie. Niezmiernie szybko rozprzestrzeniły się plantacje w okolicach Batawii (Dżakarty); w 1716 r Kompania otrzymała 100 tys. funtów kawy, a w 1723 r. już 12 mln funtów. Wprawdzie i w tej dziedzinie Holendrzy narzucili reglamentację, ale w połowie Xviii w. Batawia stała się światową stolicą kawy i kawa jawajska wyparła z europejskich rynków arabską (aczkolwiek "mokka" pozostała przysmakiem koneserów). Wkrótce pojawiła się silna konkurencja kawy antylskiej. Holendrom nie udało się ustrzec monopolu kawowego i Francuzi, wśród romantycznych przygód, przeszczepili w 1723 r. drzewka kawowe na Martynikę, a potem na Santo Domingo, Anglicy zaś na Jamajkę. Plantacje kawy szybko się tu rozwinęły. Pod koniec Xviii w. na rynku światowym zaczęła się pojawiać również kawa brazylijska. Na Antylach i w Brazylii plantacje kawy uprawiali już nie na wpół zależni Azjaci, ale murzyńscy niewolnicy. Czarne niewolnictwo w kręgu europejskiej gospodarki łączy się nie wyłącznie, ale głównie z plantatorstwem, przy czym szczególną rolę odegrała tu uprawa trzciny cukrowej. W średniowieczu zarówno ta uprawa, jak handel niewolnikami były w strefie śródziemnomorskiej procedurami arabskimi. Od połowy Xv w Portugalczycy prześcignęli na tym polu "Maurów". Opanowawszy bazy na zachodnim wybrzeżu Afryki i wyspy atlantyckie stworzyli na małą skalę to, co potem rozwinęło się na wielką skalę w Nowym Świecie. Początkowo wielu niewolników sprowadzano do samej Portugalii, ale właściwym prototypem europejskiej gospodarki plantatorsko-niewolniczej stały się portugalskie wyspy oceaniczne, zwłaszcza Madera, Wyspy Zielonego Przylądka i Wyspa Świętego Tomasza (Sao Tome) w Zatoce Gwinejskiej. To były pierwsze "wyspy cukrowe". Powstał w ten sposób precedens, do którego nawiązano po usadowieniu się Hiszpanów w strefie karaibskiej i Portugalczyków w Brazylii. Kiedy okazało się, iż trudno używać Indian do pracy niewolniczej w plantacjach i kopalniach, powstał w Xvi w., między Afryką a Ameryką "czarny most", który się stale poszerzał, aby uzyskać maksymalne rozmiary w drugiej połowie Xviii w. Po murzyńskiej rewolucji na Santo Domingo (1791Ď) i zniesieniu w imperium brytyjskim handlu niewolnikami (1811Ď) zaczęła się era schyłkowa przewozu Murzynów przez Atlantyk. W Xix w. wzrósł natomiast afrykańsko-azjatycki muzułmański handel niewolnikami. Jest to już jednak inna, nie związana z plantatorstwem historia. Liczba przewiezionych przez ocean Murzynów bywała bardzo rozbieżnie przez historyków szacowana. Najbardziej krytyczne i udokumentowane jest opublikowane w 1969 r. obliczenie amerykańskiego historyka Philipa Curtina. Jak zawsze w tego rodzaju szacunkach bardziej wiarygodne od liczb bezwzględnych są proporcje między poszczególnymi okresami. Warto zobaczyć, jak w tej statystyce przedstawia się wiek Xviii (tab. 6). Tab. 6. Import niewolników z Afryki do Ameryki w Xv-Xix w. Objaśnienia: A - lata 1450-1600Ď; B - lata 1601-1700Ď; C - lata 1701-1810Ď; D - lata 1811-1870Ď; x - brak danych Obszar - Liczba niewolników (w tys.) Europa i wyspy atlantyckie - 149,9A 25,1B xC xD Brazylia - 50A 560B 1891,4C 1154,4D Ameryka hiszpańska - 75A 292,5B 578,6C xD Ameryka Północna - xA xB 348C 51D Antyle - xA 453,5B 3233,5C 702D Razem - 274,9A 1341,1B 6051,7C 1907,4D Średnia roczna - 1,8A 13,4B 55C 31,6D Statystyka obejmuje niewolników dowiezionych do miejsca przeznaczenia. Chcąc policzyć załadowanych w afrykańskich portach, trzeba dodać zmarłych na morzu. Te straty szacuje się dla Xvii w na 20%, dla Xviii na 15%, dla Xix w. na 10%. Głównym czynnikiem zmniejszania się śmiertelności na niewolniczych okrętach był wzrost ich tonażu i szybkości żeglugi. Tak więc, jeśli w latach 1701-1810 dowieziono do Ameryki około 6 mln Murzynów, to zaokrętowano ich około 7 mln. Aby ocenić spowodowany handlem niewolnikami ubytek afrykańskiej ludności, należy uwzględnić zmarłych w czasie karawanowego transportu lądowego do portów i targowisk, a zwłaszcza poległych w czasie wojen i polowań mających za cel zdobycie cennych jeńców. Niektórzy historycy przypuszczają, że na jednego sprzedanego niewolnika wypada liczyć 4-5 poległych. Są to jednak domysły wątpliwej wartości. Wielu niewolników nie było jeńcami, ale ludźmi sprzedawanymi przez swych władców w warunkach pokojowych, a ponadto mordercze walki między szczepami murzyńskimi były starsze niż transatlantycki "czarny most". Odwieczność wewnątrzafrykańskiego niewolnictwa oraz częste zabijanie na tym kontynencie jeńców to argumenty, na które skwapliwie powoływali się obrońcy czarnego niewolnictwa w Ameryce. Wciąż powtarzano, że niewola u białych jest lepszą dolą niż los murzyńskich jeńców, że w Ameryce czeka Murzynów chrzest otwierający im drogę do nieba, że niewolnictwo w Nowym Świecie to dla Afrykanów niemal dobrodziejstwo. U początków tej doktryny znajdował się też dylemat podjęty w Xvi w przez wielkiego obrońcę Indian, hiszpańskiego dominikanina Bartolome Las Casas. Chcąc ratować ginących w warunkach niewolniczej pracy Indian uznał on import do Ameryki Murzynów za mniejsze zło. Zapoznawszy się bliżej z warunkami murzyńskiego niewolnictwa Las Casas wyrzucał sobie gorzko ów pomysł, ale pozostawała podjęta przez jezuitów doktryna mniejszego zła i różne paternalistyczne wyobrażenia, przedstawiające białego pana wśród czarnych niewolników jako chrześcijańskiego ojca rodziny. Przechodząc od teologii do ekonomii, trzeba stwierdzić, że ogromny popyt na niewolników bardzo nasilił wewnątrzafrykańskie niewolnictwo oraz wojny między szczepami i że praca czarnego niewolnika w Ameryce była kilkakrotnie bardziej wydajna od pracy zniewolonego Indianina. Szacowano, iż już po roku zwracała się suma wyłożona na kupno niewolnika, a średni okres eksploatacji Murzyna obliczano na lat siedem. Była to eksploatacja wyniszczająca. Młodym i silnym ludziom, w znacznej większości mężczyznom, którzy przeszli przez eliminującą słabszych selekcję arabskiej karawany i strasznej podróży w ładowniach niewolniczych statków, nie było pisane długie życie w Ameryce. Różnie bywało z niewolnicami, jeśli jednak nabywano je nie w celach erotycznych, lecz gospodarczych, to macierzyństwo traktowano przeważnie jako zawadę, a szanse na odchowanie dzieci były niewielkie. Dopiero w drugiej połowie Xviii w. W gospodarce niewolniczej zaczęto zdecydowanie przechodzić od krótkoterminowej eksploatacji wyniszczającej do "hodowli" niewolników. Z czasem, zwłaszcza w Xix w., import tracił znaczenie w porównaniu z przyrostem naturalnym. Dobitnie o tym świadczy murzyńska populacja w Stanach Zjednoczonych. W 1800 r. było tam około 1 mln Murzynów, a w 1808 r. zakazano przywozu niewolników. Wielki boom bawełniany zwielokrotnił jednak zapotrzebowanie na pracę niewolniczą. Istniał oczywiście nielegalny przemyt niewolników, ale nie tą drogą ludność murzyńska w latach 1800-1860, a więc jeszcze w warunkach niewolnictwa, wzrosła czterokrotnie osiągając 4 mln. Wracając do Xviii w. i cyfr Curtina, przyjmujemy, że w tym stuleciu przybyło do Ameryki około 5-6 mln Murzynów, z czego 54% przypada na Antyle, a 33% na Brazylię. Wielu czarnych niewolników pracowało w kopalniach i jako służba domowa, podstawowa ich masa była jednak zatrudniona na plantacjach, zwłaszcza trzciny cukrowej. W Xvii w. głównym światowym producentem cukru była Brazylia, ale w następnym stuleciu zdecydowanie na plan pierwszy wysunęły się wyspy Morza Karaibskiego. Wtargnięcie w tę hiszpańską strefę Anglii, Francji, Holandii i Danii wraz z usadowieniem się tych państw na wybrzeżu Gujany i czasowym opanowaniem przez Holendrów północnej Brazylii było pierwszym wielkim konfliktem kolonialnym w Ameryce Xvii w. Portugalczycy odzyskali Brazylię, ale Anglicy i Francuzi stali się na Antylach cukrowymi mocarstwami. Zrazu prym dzierżyły wyspy angielskie (Barbados, Jamajka); na schyłku Xviii w dominujące miejsce na rynku cukrowym przejęły Antyle francuskie (Santo Domingo, Martynika, Gwadelupa). Mniejsze znaczenie miały cukrowe wyspy holenderskie (Curacao) i duńskie (St. Thomas). O gospodarczej randze Antyli i ich awansie w ciągu Xvii i Xviii w. świadczy wielki wzrost importu niewolników (tab. 7Ď). Dla pięciu najważniejszych spośród wysp cukrowych liczby te przedstawia tab. 8. Tab. 7. Import niewolników na Antyle Objaśnienia: A - w latach 1601-1700Ď; B - w latach 1701-1810. Obszar - Liczba niewolników Antyle angielskie - 263700A 1401300B Antyle francuskie - 155800A 1348200B Antyle holenderskie wraz z Surinamem - 40000A 460000B Antyle duńskie - 4000A 24000B Razem - 463500A 3233500B Tab. 8. Import niewolników na główne wyspy cukrowe Objaśnienia: A - w latach 1601-1700Ď; B - w latach 1701-1810. Wyspy cukrowe - Liczba niewolików Barbados - 134500A 252500B Jamajka - 85100A 662400B Santo Domingo - 74600A 789700B Martynika - 66500A 258300B Gwadelupa - 12700A 237100B Antyle stanowiły obszar, na którym ludność indiańska już w Xvi w. niemal doszczętnie wyginęła. Toteż we francuskich Indiach Zachodnich Murzyni stanowili 85% zaludnienia. W 1789 r w Santo Domingo było ich pół miliona, na Martynice i Gwadelupie po 100 tys. Pozostałe 15% ludności w połowie stanowili biali plantatorzy, w połowie Mulaci i wyzwoleńcy. Podobnie przedstawiała się struktura ludnościowa na wyspachangielskich. Antyle stały się więc czarnym archipelagiem. Praca niewolnicza, najcięższa w młynach cukrowych i na plantacjach trzciny, była pod względem technicznym prymitywna. W miarę jak Europejczycy z farmerów stawali się właścicielami niewolników, odchodzono od posługiwania się pługiem do uprawy za pomocą motyk. Popędzana batem dozorcy ręczna siła robocza była w warunkach niewolnictwa najbardziej opłacalna. Zaniedbywano też mniej rentowne rolnictwo "wyżywieniowe". Na skutek jednostronnego rozwoju plantatorskich monokultur eksportowych wyspy cukrowe były pod względem żywnościowym zależne od importu z metropolii, a potem w coraz większej mierze z Ameryki Północnej. Handel z Antylami stanowił 30% kolonialnego handlu Francji i około 10% całego handlu zagranicznego Wielkiej Brytanii. Eksport z wysp obejmował głównie cukier i melasę, a z Antyli angielskich również rum (w 1720 r. ok. 60 tys. galonów, a w 1780 r. ok. 2 mln), którego nie wolno było destylować na wyspach francuskich. W Xviii w. cukier trzcinowy stał się w Europie Zachodniej artykułem rozpowszechnionym (konsumpcja cukru w Anglii wzrosła z 10 tys. ton w 1700 r. do 150 tys. ton w 1800 r.) i kraje posiadające zamorskie plantacje (Holandia, Anglia, Francja, Dania) rozwinęły przemysł rafineryjny. Ponadto gęsto zaludnione wyspy były chłonnym rynkiem dla wyrobów przemysłowych, nade wszystko zaś stanowiły punkt docelowy wielkiego handlu niewolnikami. W warunkach ówczesnej komunikacji, kiedy woda zbliżała, a ląd oddalał, położenie wyspiarskie przedstawiało wielki walor i też nieco zabezpieczało przed zbiegostwem niewolników. Na małej wyspie nie było takich miejsc niedostępnych, jak np. w Brazylii, gdzie zbiegli Murzyni mogli w głębi kraju wręcz zniknąć z pola widzenia białych. Plantatorska wyspa morza południowego stanowiła w Xviii w. idealny model posiadłości kolonialnej. Toteż w ówczesnej Europie większą wagę przywiązywano do cukrowych Antyli, niż do wielkich obszarów kontynentalnych. W rejonie Morza Karaibskiego trzcina cukrowa częściowo wyparła inne mniej opłacalne uprawy, jak np. tytoń i kakao. Jednakże Antyle angielskie dostarczały większości surowca przemysłowi bawełnianemu metropolii, zaś na francuskich wyspach uprawiano na znaczną skalę kakao, kawę, indygo. W Ameryce hiszpańskiej było dużo plantacji kakaowców. W angielskich koloniach Ameryki Północnej uprawiano na plantacjach ryż, bawełnę, indygo, a przede wszystkim tytoń (Wirginia i Maryland). Dokonywała się tu ewolucja charakterystyczna zwłaszcza dla plantacji tytoniowych: od drobnych upraw farmerskich do wielkich eksploatacji plantatorskich posługujących się pracą niewolniczą. W 1775 r. w Ameryce Północnej znajdowało się już pół miliona Murzynów. W pięciu koloniach (Georgia, obie Karoliny, Wirginia i Maryland) liczba niewolników dorównywała liczbie białych lub nawet ją przewyższała. Pod koniec Xviii w. w Ameryce zaczęły się szybko rozrastać plantacje bawełny; gwałtowna ekspansja amerykańskiej bawełny, jak również brazylijskiej kawy, miała się jednak rozwinąć dopiero w następnym stuleciu. Pierwsze sygnały zmierzchu świetności wysp cukrowych przyniosła doba wojen rewolucyjnych i napoleońskich, kiedy to plantacje Santo Domingo uległy dewastacji i pojawił się w Europie cukier buraczany. Wprawdzie już w 1747 r. niemiecki chemik A. S. Marggraf otrzymał cukier z buraka, ale około 1790 r. zaczęto się jednak dopiero domyślać przemysłowej wartości tej europejskiej rośliny. W interesującym nas okresie podstawowymi produktami "kolonialnymi" były, obok tradycyjnie już holenderskich korzeni, antylski i brazylijski cukier, jawajska i antylska kawa, kakao z Wenezueli i Martyniki, tytoń z Wirginii i rum z Jamajki. Aczkolwiek europejscy plantatorzy próbowali uprawiać herbatę, ten zaliczany do "artykułów kolonialnych" towar pozostawał przedmiotem importu z Chin. 4. Rybołówstwo i łowiectwo Im mniej w danym kraju ludzi, tym więcej w nim ryb i zwierzyny i tym większą rolę w gospodarce odgrywa polowanie i rybołówstwo. W gęsto zaludnionej Europie polowanie stawało się sportem, a ryb słodkowodnych, przede wszystkim karpi, w coraz większej mierze dostarczały stawy hodowlane (rozwijające się zwłaszcza w krajach śródlądowych, jak Niemcy, Polska, Czechy, Węgry). Pozostawały jednak morza i dalekie puszcze jako teren łowów organizowanych na skalę masową i dostarczających towaru na międzynarodowe rynki. Przy ówczesnych warunkach transportu i konserwacji świeże ryby były w zasadzie obiektem rybołówstwa słodkowodnego lub morskiego przybrzeżnego, przeznaczonego na konsumpcję lokalną. Jednakże w Xviii wieku zaczęto urządzać w ładowniach statków sadze (komory o przypływie wody), co umożliwiało transport ryb żywych. Na wodach Morza Śródziemnego i Oceanu zwiększył się zasięg połowów tuńczyków, makreli i sardynek. Francuzi wynaleźli sposób puszkowania sardynek (gotowanych i zalanych tłuszczem). Od połowy Xviii w rybacy baskijscy poławiali je na dużą skalę. Jednakże główną rybą handlową był suszony lub solony śledź i dorsz. Po zniknięciu śledzia z Bałtyku w Xvi w i wynalezieniu przez Holendrów ulepszonego sposobu solenia zdobyli oni zdecydowany prymat na łowiskach Morza Północnego. W połowie Xvii w. poławiała śledzie wielka holenderska flota rybacka współdziałająca ze statkami pomocniczymi, dowożącymi żywność i sól. Około 1690 r. holenderskie rybołówstwo śledziowe dostarczało 300 tys. ton ryby rocznie (wartość 6 mln funtów szterlingów). To był szczyt. Wojny przełomu Xvii-Xviii w. zachwiały rybacką potęgę Holandii, dla której uciążliwa była zależność od importu francuskiej czy hiszpańskiej soli. Do schyłku Xviii wieku Holandia utrzymywała jeszcze pierwsze miejsce w rybołówstwie śledziowym, ale w coraz ostrzejszej konkurencji ze Szkotami, i pod koniec stulecia prymat przejęła Wielka Brytania (przy wydatnej pomocy protekcyjnej polityki rządu). Holendrzy i Anglicy eksportowali śledzie (najpopularniejszą rybę handlową) do wszystkich krajów Europy i Ameryki. W ciągu Xviii w Francuzi wycofali się z połowów śledzi i swe dalekomorskie rybołówstwo ograniczyli do dorszy. Od Xvii w. państwa Północy zaczęły bacznie przestrzegać nienaruszalności wód terytorialnych i wybrzeży, suszenie zaś i solenie dorszy odbywało się na brzegu. Najbogatsze europejskie łowiska dorszy na wodach Norwegii i Islandii były więc głównie eksploatowane przez gospodarzy tych wód, Duńczyków i Norwegów. Francuzi i Anglicy musieli zapuszczać się daleko na północne łowiska, ale najważniejszym terenem ich połowów i rywalizacji były niezwykle bogate ławice dorszy na wodach Nowej Fundlandii. Już w średniowieczu docierali tu rybacy baskijscy i irlandzcy, a o panowanie terytorialne nad tą wyspą toczyły się między Anglią i Francją walki rozstrzygnięte w roku 1713 na korzyść Wielkiej Brytanii. Rozwijające się na początku Xviii w. rybołówstwo morskie Kanady zostało więc przytłumione, a uprawnienia rybaków francuskich bardzo ograniczone.Jednakże w 1719 r. znów znalazło się 500 francuskich statków na łowiskach Nowej Fundlandii. Na skutek czynionych przez Anglików trudności Francuzi wprowadzili sposób solenia dorszy w beczkach na statku. Ulepszono system połowu (zamiast ręcznych wędek - liny z haczykami). Przy wzrastającym nacisku ze strony konkurencji angielskiej, a potem i amerykańskiej, Francuzi uporczywie trzymali się nowofundlandzkich łowisk. Obok Norwegów, Duńczyków i Anglików pozostali poważnymi konsumentami i eksporterami dorsza. W Xviii w. europejski przemysł dorszowy zatrudniał około 1500 statków i 25-30 tys. marynarzy. Suszony dorsz pośledniejszego gatunku stanowił strawę wielkomiejskiej biedoty i czarnych niewolników. Do dalekiej natomiast przeszłości należał prymat Francuzów (Basków) w dziedzinie wielorybnictwa, które w połowie Xvii w. opanowali Holendrzy. Przemysł wielorybniczy miał wielkie znaczenie ze względu na olej tak ważny w epoce, kiedy służył do wyrobu mydła, a źródłem oświetlenia były łojówki i olejne lampki. Z końcem Xvii w. Holendrzy na wodach wysp Spitsbergen łowili około tysiąca sztuk rocznie. Z początkiem Xviii w. wieloryby na tych wodach były już mocno przetrzebione i punkt ciężkości wielorybnictwa przeniósł się na łowiska zachodniej Grenlandii. Wiek Xviii upłynął pod znakiem zaciętej rywalizacji holendersko-angielskiej (oba kraje posiadały łącznie kilkaset okrętów wielorybniczych), aż wyłonił się trzeci konkurent, który zdobył trwały prymat. Już w 1712 r. angielscy koloniści z Ameryki zaczęli polować na zasobne w ambrę i w olej kaszaloty, aby potem przerzucić się i na wielkie wale grenlandzkie. W 1775 r. amerykańska flota wielorybnicza liczyła 350 statków obsługiwanych przez niezwykle wytrwałych i śmiałych wielorybników. Przyspieszona rzeź wielorybów przyniosła rychło kres połowom na wodach północnych i u schyłku stulecia Amerykanie zaczęli penetrować Pacyfik i wody antarktyczne. Podobny cel, jak wielorybnikom, przyświecał łowcom fok. Obok tak pożądanego tłuszczu miały one jednak również cenne skóry. Intensywne połowy w Xviii w. doprowadziły do przetrzebienia fok zrazu w rejonie Spitsbergenu, potem i na łowiskach grenlandzkich. Najbardziej obfite i najbardziej rabunkowo eksploatowane łowiska odkryto na schyłku stulecia na wodach antarktycznych. W polowaniach na foki prymat dzierżyli zrazu Norwegowie, potem Anglicy i Amerykanie. Dalekomorskie rybołówstwo i łowiectwo wymagało dużych nakładów kapitału. W krajach intensywnie eksportujących zasoby mórz przybrzeżne rybołówstwo typu "rzemieślniczego" stopniowo ustępowało dużym przedsiębiorstwom organizowanym przez kupców rybnych i armatorów, wydzierżawiających statki i najmujących załogi. Powiększył się tonaż statków rybackich i pojemność ich ładowni. Połowy dalekomorskie stanowiły ważną dziedzinę życia gospodarczego, z którą wiązało się wiele politycznych i prawnych problemów międzynarodowych. Puszcze Ameryki Północnej były terenem rozwijającego się w Xviii w łowiectwa zwierząt futerkowych, zwłaszcza bobrów, których sierść stanowiła surowiec do wyrobu filcowych kapeluszy. Handel futrami był podstawową gałęzią gospodarki kanadyjskiej i odgrywał również dość poważną rolę w gospodarce kolonii angielskich. Najważniejszą instytucją była tu Kompania Zatoki Hudsońskiej, która wiele się przyczyniła do eksploatacji dalekiej Północy. W Londynie francuscy emigranci hugenoccy utworzyli największy ośrodek wyrobu filcu, eksportowanego do całej Europy (wartość eksportowanego z Anglii filcu była sześciokrotnie wyższa niż importowanych z Ameryki futer). W połowie stulecia nasiliła się francusko-angielska rywalizacja o opanowanie futrzanych szlaków, wzdłuż których powstawały faktorie i forty. W puszcze amerykańskie zapuszczali się i biali traperzy, łowcami byli jednak przeważnie Indianie, od których Francuzi i Anglicy skupowali skóry zwierząt futerkowych. Starsze tradycje miał handel futrzany Rosji, stanowiący jedną z istotnych przyczyn rosyjskiej penetracji w głąb Syberii. Ludy syberyjskie płaciły carom daninę w futrach (jasak) które również skupowali zapuszczający się na daleką Północ kupcy rosyjscy. Wśród łowców soboli stopniowo coraz większą rolę odgrywali Rosjanie, rozporządzający bronią palną i udoskonalonymi sidłami. Bardzo cenione futra sobolowe, poza sprzedażą na rynki europejskie, były szczególną gałęzią carskiego eksportu w postaci upominków przeznaczonych na jednanie sobie przyjaciół za granicą. W Rosji, podobnie jak w Ameryce, handel futrzany wiązał się z pionierską penetracją Północy i miał doniosłe konsekwencje polityczne. W Xviii w. terenem intensywnych polowań na wydry stała się Kamczatka. Wydłużające się szlaki futrzane zaprowadziły rosyjskich kupców i myśliwych u schyłku Xviii w. aż na Alaskę (pierwsza kolonia rosyjska została założona w 1784 r. na wyspie Kodiak). Łowcy rosyjscy spotkali się z łowcami amerykańskimi. 5. Przemysł Rok 1700 przyjmuje się orientacyjnie jako datę, od której rozpoczyna się okres wielkiego rozwoju postępu technicznego. Przełomową rolę Xviii w. w dziejach techniki może zobrazować statystyka i punktacja wynalazków (mających zastosowanie praktyczne) opracowana przez S. Lilley'a. W dziedzinie wynalazczości, podobnie jak w ogólnym rozwoju gospodarki, po wzroście w Xvi w. następuje depresja wieku Xvii i przyspieszony wzrost w Xviii w. Z przebiegu krzywej wynalazczości nie należy jednak zbyt pospiesznie wnioskować o analogicznym wzroście produkcji przemysłowej. Wiele czasu upływało między dokonaniem wynalazku i jego praktycznym zastosowaniem, a zwłaszcza masowym rozpowszechnieniem. Choć doniosłych wynalazków technicznych dokonywano już w pierwszej połowie Xviii w., rewolucja przemysłowa, czyli gwałtowny skok w produkcji, nastąpiła dopiero w ostatnich dekadach stulecia, i to głównie na terenie jednego kraju - Wielkiej Brytanii. Dla przemysłu europejskiego Xviii wieku stosowanie węgla kamiennego, a tym bardziej maszyny parowej, nie jest jeszcze zjawiskiem typowym. Podobnie jak w poprzednich stuleciach bazą techniki były stopniowo i powoli doskonalone mechanizmy wprowadzane w ruch siłą wody, wiatru oraz mięśni zwierząt i ludzi, głównym zaś źródłem energii cieplnej było drzewo. We wciąż jeszcze rolniczej Europie podstawową formą pozarolniczej produkcji pozostawało rzemiosło. Chłopi na własne potrzeby przędli i tkali, zajmowali się ciesielstwem, garncarstwem czy kowalstwem, a w miastach działały cechy rzemieślnicze. Wiejskie i miejskie rzemiosło stanowiło dziedzinę gospodarczego konserwatyzmu stawiającego zaporę społecznemu podziałowi pracy i postępowi technicznemu. Zwłaszcza organizacje cechowe, broniąc swych przywilejów i swoistego egalitaryzmu rzemieślniczego, uporczywie przeciwstawiały się wprowadzaniu nowych maszyn i obniżaniu cen wyrobów, a więc wejściu na drogę produkcji tańszej i bardziej masowej. jednakże tradycyjne rzemiosło znalazło się w Xviii w. pod silnym naporem zarówno ze strony kapitału kupieckiego, jak i władz państwowych. Pod tym naciskiem albo kostniejąc usuwało się z wolna na margines życia gospodarczego, albo rezygnując z zasad reglamentacji i rzemieślniczego egalitaryzmu uległo daleko idącemu wewnętrznemu rozwarstwieniu, a nawet rozpadowi na przedsiębiorców i najemnych robotników. Kryzysowi średniowiecznego rzemiosła towarzyszyła ekspansja systemu nakładczego. Napotykając opór miejskich cechów ten system organizacji produkcji rozwijał się z większą swobodą na wsi. W krajach Europy Zachodniej kupiec-przedsiębiorca angażował wolnych chałupników, w krajach zaś, gdzie istniało poddaństwo chłopów, posługiwano się również przymusem pańszczyźnianym. Poza sprawą rąk do pracy na lokalizację przemysłu na wsi wpływało rozmieszczenie surowców i źródeł energii (woda, drzewo). Wolny czy poddany chałupnik na dostarczonym przez przedsiębiorcę materiale wykonywał pewne ogniwo procesu produkcyjnego. Niektóre czynności wykonywano w zakładach przedsiębiorcy. W różnych gałęziach przemysłu różnie kształtował się stosunek warsztatów chałupniczych do zakładu przedsiębiorcy. Małe warsztaty zdecydowanie przeważały w przemyśle tekstylnym, urządzenia typu fabrycznego odgrywały zaś większą rolę w metalurgii. Proces wypierania indywidualnego rzemiosła przez system nakładczy postępował od schyłku średniowiecza, w Xviii w. nastąpił jednak punkt krytyczny, to znaczy w przodujących pod względem gospodarczym regionach system nakładczy zaczął zyskiwać ilościową przewagę. Natomiast na dużo mniejszą skalę rozwijały się manufaktury scentralizowane. Zakłady przemysłowe, w których w zasadzie cały proces produkcyjny odbywał się pod dachem przedsiębiorcy, powstawały z przyczyn natury technicznej lub ze względu na dyscyplinę pracy i tajność produkcji. Technika narzucała koncentrację w tego typu zakładach przetwórczych, jak młyn, gorzelnia, rafineria cukru, papiernia czy wielki piec hutniczy. W miarę wprowadzania dużych urządzeń mechanicznych w przemyśle tekstylnym czy metalurgicznym, ów typ przedsiębiorstwa będzie w toku rewolucji przemysłowej torował drogę nowożytnej fabryce. Pod dachem i pod okiem majstra pracowali również czeladnicy i uczniowie cechowi. Majster czuwał, aby nie ginęły materiały i aby nie wynoszono poza warsztat sekretów produkcyjnych. Doglądał też jakości pracy, zwłaszcza wymagającej precyzyjnego wykonania. Z podobnych przyczyn charakter warsztatów zamkniętych miały duże zakłady produkujące wyroby luksusowe. Mury tych manufaktur chroniły ponadto cudzoziemskich specjalistów i nie zrzeszony w cechach personel przed niechęcią indywidualnych rzemieślników. Powstawały również zamknięte zakłady o nieskomplikowanej technice i nastawione na proste produkty, ale posługujące się pracą przymusową. W tych zakładach zatrudniano włóczęgów i żebraków, sieroty, więźniów, umysłowo chorych. Ów typ manufaktur, wprawdzie scentralizowanych, ale nie na zasadzie technicznej konieczności, jest równie stary jak produkcja dóbr luksusowych i praca niewolnicza. W Xviii w. nastąpił jednak szczególny rozwój zamkniętych manufaktur w związku z inicjatywą państwa. Klasyczny przykład państwowej inicjatywy dali Ludwik Xiv i Colbert, a od schyłku Xvii w. rozwinęła się między monarchami, charakterystyczna dla doby merkantylizmu, rywalizacja w dziedzinie produkcji i eksportu przedmiotów luksusowych, takich jak lustra, porcelana, dywany, makaty, ozdobne meble. Dla rozwoju przemysłu większe znaczenie miała jednak inna rywalizacja - militarna. W Xviii w. znacznie wzrosła liczebność armii, a były to armie regularne, lokowane w koszarach, zaopatrzone w ujednolicony ubiór, sprzęt i broń. Dla przemysłu zbrojeniowego pracowały największe zakłady zamknięte, a w toku licznych wojen pilne zamówienia dla armii i floty stanowiły bodziec do organizowania systemem nakładczym wielkich dostaw produktów o ściśle określonej jakości. Wiek Xviii był wreszcie okresem znacznego rozwoju miast i handlu morskiego, w związku z czym rozwijał się przemysł budowlany i stoczniowy. Często pomijany przez historyków przemysł budowlany był sektorem zatrudniającym w Xviii w. zapewne nie mniej pracowników niż przemysł tekstylny. Na początku Xviii w najbardziej uprzemysłowionym krajem w Europie była Holandia, na dalszym zaś miejscu uplasowały się: Anglia, Saksonia, Czechy, Śląsk oraz niektóre regiony Francji, Włoch i Hiszpanii. W 1789 r. Holandia i Włochy utraciły już dawne znaczenie, zdecydowany zaś prymat zyskała Wielka Brytania. Znaczny wzrost przemysłu dokonał się we Francji, Belgii, Szwajcarii, Saksonii, Czechach i na Śląsku. Duże zakłady i ośrodki przemysłowe rozwinęły się w tych krajach, które rozporządzały potęgą militarną, a więc we Francji, Austrii, Prusach i Rosji. W tym ostatnim kraju rozwój przemysłu był szczególnie dynamiczny, aczkolwiek jednostronny. Angielskie kolonie w Ameryce, które w warunkach swej zależności od metropolii rozwinęły duży przemysł stoczniowy, w toku Xviii w. dążyły do przemysłowej samodzielności, stanowiącej jedną z przyczyn wojny o niepodległość i warunek sukcesu. Nie jest łatwo określić stopę tego wzrostu wytwórczości przemysłowej, który dokonał się w Europie w latach 1700-1789. Wzrost ów bardzo nierównomiernie występował w różnych krajach i w różnych gałęziach produkcji. Obok przemysłów "tradycyjnych", bardziej statycznych, lecz wciąż ilościowo dominujących, były dziedziny wytwórczości, w których dokonywał się wzrost gwałtowny, "rewolucyjny". Przyjmuje się, że w Anglii w latach 1700-1790 cała produkcja przemysłowa wzrosła dwukrotnie. W tym samym czasie sukiennictwo francuskie wykazało wzrost o 60%, ale była to gałąź przemysłu "tradycyjnego". Dawną również tradycję miało we Francji jedwabnictwo lyońskie, jednak ów nastawiony na eksport przemysł wykazał w latach 1720-1788 wzrost o 185%. Można by mnożyć przykładowo cyfry i częściowe wskaźniki, ale operowanie globalną statystyką przemysłową w skali europejskiego kontynentu w Xviii w. byłoby przedwczesne. Wolno jedynie wnioskować, że stopa wzrostu produkcji przemysłowej przewyższyła stopę przyrostu ludności. W przemyśle tekstylnym należy wyróżnić główne ośrodki produkujące na rynki europejskie i zamorskie. W dziedzinie sukiennictwa pierwsze miejsce zajmowała Anglia, na kontynencie zaś okręg brandenbursko-wielkopolsko-śląski, Saksonia, Czechy i niektóre kantony szwajcarskie. W przemyśle lnianym przodował Śląsk, Czechy, Łużyce, północna Francja i Holandia. Poważnym producentem i eksporterem płótna żaglowego i konopnych sznurów była Rosja. Ośrodek jedwabnictwa w Xvii w. przeniósł się z Włoch do Francji. W Xviii w. europejską stolicą jedwabiu pozostawał Lyon, ale przemysł ten rozwijał się również w Anglii, Rosji i Szwecji. Francja przodowała w koronkarstwie, dziewiarstwie i produkcji wstążek. Najbardziej doniosłe zmiany dokonywały się w dziedzinie przemysłu bawełnianego. Od czasów średniowiecza w Europie, zwłaszcza w Niderlandach i zachodnich Niemczech, produkowano barchan (mieszanina bawełny z lnem), materiały zaś czysto bawełniane sprowadzano z Azji. W Xvii w. dużą rolę odgrywał import drukowanych tkanin z Indii (tzw. indiennes lub calicoes) wyróżniających się taniością i pięknymi barwami. Ów import, jak również próby drukowania tkanin bawełnianych w Europie, wywoływał energiczne sprzeciwy miejscowych tkaczy. W Anglii i we Francji zakazano drukowania tkanin; potrzeba i moda były jednak silniejsze niż litera prawa i w drugiej połowie Xviii w. zakazy te zostały cofnięte. Wyrób i drukowanie tkanin bawełnianych wymagało stosunkowo dużych urządzeń mechanicznych i przemysł bawełniany stał się tą gałęzią przemysłu tekstylnego, w której najwcześniej rozwinęła się produkcja typu fabrycznego. Zrazu przodowała Holandia, Szwajcaria i niektóre okręgi zachodnich Niemiec, a po cofnięciu zakazów nastąpił gwałtowny rozwój przemysłu bawełnianego we Francji i w Katalonii, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. W latach 1701-1780 wartość eksportu angielskich wyrobów bawełnianych wzrosła piętnastokrotnie (z 23 tys. funtów do 355 tys.), w dziesięcioleciu zaś 1780-1790 niemal pięciokrotnie (do 1660 tys.), aby w 1800 r. osiągnąć sumę 5400 tys. funtów. W produkcji wyrobów luksusowych i galanteryjnych przodowała Francja. W połowie Xvii w. Francuzi wydarli Wenecjanom sekret wyrobu zwierciadeł, aby na dużą skalę rozwinąć przemysł lustrzany. Francuskie ubiory, meble i obicia, a także perfumy i kosmetyki opanowały rynki europejskie. W przemyśle ceramicznym, stanowiącym ongiś dziedzinę prymatu Hiszpanii i Włoch (majoliki), na przełomie Xvii i Xviii w. rywalizowała z Holandią (Delft) Francja, w której na przełomie Xvii-Xviii w. powstało wiele manufaktur wytwarzających porcelanę miękką (fajans). Ale pierwszeństwo w dziedzinie ceramiki luksusowej zdobyła Saksonia, gdzie w 1709 r. Johann Friedrich Bottger wynalazł porcelanę twardą. Od 1710 r. działała słynna wytwórnia saskiej porcelany w Miśni. W toku Xviii w. liczne manufaktury porcelany twardej powstały w Niemczech, Francji, Anglii, Holandii i Włoszech. Obok Miśni, na czoło przemysłu porcelanowego wysunęły się wytwórnie w Wiedniu (1718Ď), Capodimonte (1743Ď), Chelsea (1747Ď), Seyres (1756Ď), Berlinie (1763Ď), "Etrurii" koło Hanley (1769Ď), Kopenhadze (1775Ď) i Hadze (1775Ď). W Xviii wieku na wielką skalę rozwinęła się produkcja zegarów i zegarków głównie w Szwajcarii (Genewa i Neuchatel). Rozwojowi zegarmistrzostwa towarzyszył ogólny rozwój mechaniki precyzyjnej. W strukturze przemysłu i w ogóle gospodarki danej epoki czy kraju szczególnie ważnym ogniwem jest metalurgia. Dopóki głównym konsumentem żelaza były armie i floty wojenne, narzędzia zaś rolnicze, urządzenia przemysłowe i środki transportu sporządzano z drewna skąpo jedynie wyposażając je w części metalowe, dopóty gospodarka nie mogła przekroczyć progu ekonomii rolniczej, przedprzemysłowej. Poziom zaś metalurgii był określony poziomem techniki, a zwłaszcza barierą paliwa. W miarę pogłębiania się kopalń palącym problemem stawało się ich odwadnianie. Pierwsze maszyny parowe zastosowano w Anglii do pompowania wody z kopalń. Po eksperymentach z przełomu Xvii i Xviii w. praktycznym sukcesem była maszyna Newcomena (1714Ď). Również James Watt rozpoczął w 1763 r. swe prace nad ulepszeniem maszyny parowej w związku z jej zastosowaniem do odwadniania. Poza wydobyciem rudy, niezmiernie trudny do rozwiązania był problem paliwa koniecznego do wytopu surówki. Przemysł hutniczy pochłaniał takie ilości drzewa, że o rozwoju metalurgii decydowały nie tyle kopalnie, co lasy. W połowie Xvii w. Anglia wysunęła się w produkcji żelaza na pierwsze miejsce (30 tys. ton rocznie) prześcigając Austrię i Hiszpanię. Na skutek wyniszczenia lasów produkcja angielska spadła jednak z końcem stulecia. Prymat przejęła bogata w rudę i drzewo Szwecja, osiągając z początkiem Xviii w. wytop 50 tys. ton, w roku 1740 - 80 tys. Był to punkt szczytowy, jaki osiągnęła Szwecja w produkcji żelaza, po czym nastąpiła stagnacja, a nawet powolny spadek. Niezwykłe natomiast tempo wzrostu osiągnęło w Xvii w. hutnictwo rosyjskie. W 1700 r. wytapiano w rejonie Tuły 2500 ton surówki, w roku zaś 1770 Rosja wyprzedziła Szwecję osiągając produkcję 83 tys. ton rocznie (w tym 80% przypadało na założone dopiero przez Piotra I huty uralskie). W tym samym czasie Francja podwoiła swoją produkcję żelaza, a borykając się z deficytem drzewa Anglia zdołała powrócić do stanu z połowy Xvii w. Poza wyjątkowym przypadkiem Szwecji, rozkład produkcji żelaza w Xviii w. można uznać za dość zrównoważony i miarodajny dla określenia potencjału militarnego mocarstw. Ów rozkład w dużo mniejszym natomiast stopniu może służyć za wskaźnik rozwoju gospodarczego, bowiem w przedprzemysłowej ekonomice żelazo nie odgrywało jeszcze tej roli, co w Xix w., a ponadto o znaczeniu żelaza w gospodarce danego kraju świadczy nie produkcja, lecz konsumpcja (S. Kurowski). Tab. 9. Produkcja surówki żelaza w 1770 r. Kraj: Ilość (w tonach) - Ilość na głowę ludności (w kg) Rosja: 83000 - 2,8 Szwecja: 70000 - 35,0 Francja: 65000 - 2,5 Austria: 60000 - 2,9 Anglia: 32000 - 3,7 Niemcy: 20000-25000 - 1,2 Ameryka Pn. - 12000 - 3,5 Przemysł żelazny Szwecji i Rosji był nastawiony na eksport. W szczytowych latach rozwoju 50-80% produkcji przeznaczono w Rosji na eksport, z czego 75% przypadało na Wielką Brytanię. O ile Francja czy Austria gospodarowały i wojowały własnym żelazem, o tyle mocarstwowe Prusy zbroiły się żelazem szwedzkim, Anglia zaś rozwijała swą gospodarkę opierając się zrazu na szwedzkim, a potem głównie rosyjskim imporcie. W latach 1710-1775 import żelaza do Anglii wzrósł czterokrotnie, podczas gdy produkcja surówki wzrosła jedynie o 80%. W połowie Xviii w. Wielka Brytania była największym konsumentem żelaza zarówno w cyfrach bezwzględnych, jak i w przeliczeniu na głowę mieszkańca. Jeżeli jednak w latach 1750-1760 import znacznie przewyższał produkcję krajową, to w ostatnich dekadach stulecia zdołano przezwyciężyć barierę paliwa i hutnictwo angielskie gwałtownym skokiem znacznie wyprzedziło wszystkie kraje Europy. W 1735 r. Abraham Darby zastosował koks do wytopu surówki, a w połowie stulecia ten epokowy wynalazek zaczął być praktycznie stosowany. Stopniowe przechodzenie na koks i przemieszczanie angielskiego przemysłu żelaznego z okolic obfitych w drzewo do rejonów węglowych trwało do lat osiemdziesiątych. W 1780 r. Anglia produkowała 40 tys. ton surówki, w roku 1790 - 80 tys., w roku zaś 1800 - 190 tys. ton. Dokonany w 1784 r. wynalazek pudlingowania sprawił, że angielskie żelazo stało się bezkonkurencyjne także pod względem jakości. Równie szybki był wzrost produkcji miedzi w Kornwalii (z 7500 ton w latach trzydziestych Xviii w. do 48 tys, ton pod koniec stulecia). Węgiel kamienny od dawna stosowano do ogrzewania budynków w Anglii, a również w północnej Francji i Belgii. Zastosowanie w przemyśle spowodowało szybki rozwój górnictwa węglowego. W Xviii w. wydobycie węgla w Wielkiej Brytanii wzrosło czterokrotnie, we Francji zaś siedmio - ośmiokrotnie (próg wyjściowy był tu jednak znacznie niższy). Rewolucja, która u schyłku Xviii w. rozpoczęła się w przemyśle bawełnianym, metalurgicznym i węglowym, nie powinna nam jednak przesłaniać swym fabrycznym dymem rzemieślniczego i chałupniczego rękodzieła, będącego podstawową formą pozarolniczej produkcji tego stulecia. Właściwy dla Xviii w. krajobraz odmalował w latach dwudziestych Daniel Defoe w A Tour Throuhg the Whole Island of Great Britain (Wędrówka po całej wyspie Wielkiej Brytanii). W okolicach Halifaxu "ujrzeliśmy, że cały kraj tworzył jakby jedną nieprzerwaną wieś, mimo że teren był wszędzie górzysty; rzadko natrafiało się na dom oddalony od innych bardziej niż na odległość głosu. Wkrótce poznaliśmy zajęcie mieszkańców: słońce wzeszło, a wraz z blaskiem jego promieni spostrzegliśmy przed każdym niemal domem krosna sukiennicze, na każdym zaś sztukę grubego sukna [...] Gra świateł na tych tkaninach, których biel błyszczała w słońcu, dawała niezwykle przyjemny dla oka obraz. [...] W jakimkolwiek kierunku zwracaliśmy nasze spojrzenie, od podnóża wzgórz aż do ich szczytów, wszędzie przedstawił się nam ten sam widok: mnóstwo domów i krosien, a na wszystkich krosnach sztuki białej tkaniny". 6. Transport Im gorsze drogi i im bardziej prymitywne środki komunikacji, tym więcej energii i środków pochłaniał transport. Aby przewozić towary i ludzi po wyboistych i błotnistych drogach, trzeba było zaprzęgać do pojazdów po cztery czy po sześć koni, a owe pojazdy szybko ulegały zniszczeniu. Na wąskich drożynach czy bezdrożach wypadało posługiwać się najbardziej prymitywnym, a zarazem najbardziej kosztownym transportem na grzbietach zwierząt jucznych i wierzchowych (ten rodzaj transportu bardzo długo utrzymywał się nawet w rozwiniętej gospodarczo Anglii). Gdy brakowało mostów (w Londynie był aż do połowy Xviiiw. tylko jeden most na Tamizie), trzeba było posługiwać się promami i łodziami. Gdy szlaki rzeczne nie były spięte kanałami, wypadało ciężkie ładunki (dla których najdogodniejszy był transport wodny) przenosić ze statków na wozy. Płytkość portów ograniczała tonaż okrętów lub zmuszała do posługiwania się przy ładowaniu i wyładunku towarów statkami pomocniczymi. Rzeki były równocześnie drogami komunikacji i źródłami energii dla przemysłu, a te dwa sposoby ich wykorzystania kolidowały ze sobą, jazy bowiem i młyny zagradzały drogę barkom i tratwom. Ponadto pobieranie licznych opłat mostowych, groblowych i drogowych oraz ceł wewnętrznych nie tylko podrożało koszty transportu, lecz także działało hamująco na jego i tak bardzo przecież powolne, ze względów technicznych, tempo. Wreszcie podobnie jak cechy krępowały rozwój przemysłu, tak korporacje przewoźników, flisaków i wioślarzy narzucały różne ograniczenia w dziedzinie komunikacji. Na skutek tych wszystkich czynników ogromną liczbę ludzi i zwierząt zatrudniano przy transporcie, a koszty przewozu były bardzo wysokie. Poprawa środków transportu stanowiła jeden z podstawowych warunków gospodarczego rozwoju. W czasach, gdy woda łączyła, a ląd rozdzielał, na pierwsze miejsce tradycyjnie już wysuwa się transport morski. Aczkolwiek proces zamulania postępował w niektórych ważnych niegdyś portach, jak w Sewilli, Wenecji czy Gdańsku, to w ciągu Xviii w. dokonano rozbudowy i pogłębienia wielu portów we Francji, w Anglii, Niemczech i we Włoszech. Otwierano też porty jako wolne (Triest, Livorno); pośród nowych najważniejszym był Petersburg. Osiągnięta w Xvi w. górna granica tonażu wielkich okrętów oceanicznych (2 tys. ton) nie została przekroczona. Te przeznaczone do handlu z Dalekim Wschodem kolosy były budzącą sensację osobliwością. Przeciętny okręt handlowy miał 200 ton wyporności, a 500-tonowe należały jeszcze do wyjątków. Wciąż nie wystarczająca głębokość portów narzucała ograniczenia. Natomiast w budownictwie miejsce rzemieślniczej empirii zajęła inżynieria morska i okręt z drugiej połowy Xviii w. był w swej konstrukcji bliższy osiągającego perfekcję żaglowca Xix w. niż swego poprzednika z Xvii w. Zanikają na okrętach rzeźbione ornamenty, podwyższono przód, a zniżono lub zlikwidowano tylny kasztel, w części podwodnej obicia z miedzianej blachy zastąpiły ciężkie gwoździe. Dzięki tym udoskonaleniom zmniejszył się opór powietrza i wody, a ulepszone ożaglowanie zwiększyło szybkość i zdolność manewru. W zakresie przyrządów nawigacyjnych około 1750 r. wprowadzono sekstans, a wkrótce potem rozwiązany został najbardziej palący problem - określenie długości geograficznej. Prace nad chronometrem, podjęte jeszcze przez Galileusza, a od 1714 r. prowadzone z inicjatywy rządu angielskiego, dały wreszcie w 1761 r. praktyczne wyniki (chronometr Harrisona) i po dalszych ulepszeniach w latach siedemdziesiątych Xviii w. rozpoczęła się w żegludze morskiej era nawigacyjnej precyzji. Aby ograniczyć ryzyko związane z handlem morskim, już w średniowieczu kupcy włoscy stosowali ubezpieczenie morskie. System ten rozwinęli Holendrzy (w 1720 r. było w Amsterdamie już 100 maklerów ubezpieczeniowych) i w ciągu Xviii w. rozpowszechnił się również w innych krajach. Obok prywatnych asekurantów powstawały - towarzystwa ubezpieczeniowe, a wysokość stawek, która w Xvii w. była bardzo wygórowana, w toku Xviii w . znacznie się obniżyła. W związku z postępem technicznym i wzrostem bezpieczeństwa nastąpił znaczny rozwój flot handlowych. W latach 1702-1790 tonaż floty brytyjskiej wzrósł pięciokrotnie (z 260 tys. ton do 1300 tys. ton). W połowie stulecia owa flota zdystansowała swą rywalkę - flotę holenderską, która w okresie swojej świetności w Xvii w., kiedy to Holandię zwano "szyprem świata", osiągnęła 600 tys. ton. Prymat brytyjski nie był jednak tak bezwzględny, jak swego czasu holenderski, bowiem w drugiej połowie Xviii w. szybko rozwijały się również floty innych krajów, zwłaszcza francuska (niemal dorównując angielskiej) i duńska (niemal dorównując holenderskiej). W 1790 r. łączny tonaż europejskiej floty handlowej wynosił około 4 mln ton. Roczna zdolność przewozu tej floty mogła wynosić około 10 mln ton. Handel i transport morski efektownie świadczy o wzroście gospodarki światowej w Xviii w., jednak dla rozwoju gospodarczego Europy bardziej podstawowe znaczenie miała komunikacja śródlądowa. Dopóki furmanki ze zbożem tonęły w błocie, dopóki nakładcy rozwozili po domach chałupników worki z wełną na grzbietach koni czy mułów, a lądowy transport tak ciężkich towarów, jak materiały budowlane, drzewo, węgiel i żelazo, nastręczał ogromne trudności, dopóty aktywność gospodarcza podstawowych mas ludności była ograniczona do wąskich opłotków lokalnych. Rozwijała się wprawdzie morska żegluga przybrzeżna i transport rzeczny (prace nad oczyszczaniem koryt rzecznych z pni i głazów), ale te tradycyjne środki komunikacji nie mogły zmienić gospodarczej geografii Europy. Niezbędna była rozbudowa sieci dróg i kanałów, tego rodzaju zaś prace wymagały nakładów i inicjatywy państwa. W związku z rozwojem organizmów państwowych w Xviii w . powstały odpowiednie ku temu warunki. Pod względem budowy dróg bitych na pierwsze miejsce wysunęła się Francja, gdzie od 1715 r. działał słynny Zarząd Dróg i Mostów, powstał Korpus Inżynierów Komunikacji, a w 1747 r. założono Szkołę Budowy Dróg i Mostów. Za panowania Ludwika Xv Paryż został połączony z miastami prowincjonalnymi wspaniałą, jak na owe czasy, siecią brukowanych traktów (pod koniec stulecia sieć ta osiągnęła około 5 tys. km). W 1720 r. przystąpiono do budowy dróg bitych w Hesji, a w 1733 r. w Badenii. Anglia, która na początku stulecia przy dużym ruchu ludzi i towarów szczególnie cierpiała z powodu złego stanu dróg, pod koniec Xviii w. miała już dobrą i dość gęstą sieć dróg bitych. W dziedzinie budowy dróg wiele zdziałano w Italii. Największym osiągnięciem, podjętym z inicjatywy rządów habsburskich, była tu ukończona w 1772 r budowa transalpejskiej drogi kołowej przez przełęcz Brennerańską; przecinając Nizinę Padu i Apenin Toskańsko-Emiliański dochodziła ona do Florencji. W 1777 r. przystąpiono do budowy dróg w bardzo zacofanej pod tym względem Hiszpanii. Budowę wielkich dróg lądowych podejmowano w znacznej mierze ze względów administracyjnych oraz w celu usprawnienia transportu ludzi i poczty. Wiek Xviii to era traktów pocztowych i stosunkowo szybkich, dzięki rozstawnym koniom, dyliżansów. Regularnie kursujące, duże i dobrze resorowane pojazdy w drugiej połowie stulecia zajęły miejsce trzęsących karetek pocztowych stosowanych w zachodniej Europie już w Xvii w. Jednakże nawet we Francji brak było dostatecznie rozgałęzionej sieci dróg bocznych i lokalnych, tak iż dobre drogi łączyły jedynie znaczniejsze miasta. Dla przewozu towarów za najdogodniejszy uważano wciąż transport wodny. W Holandii już w Xvii w. istniała gęsta sieć kanałów i transport towarów odbywał się głównie tą drogą. We Francji w Xvii i w Xviii w. przeprowadzono budowę wielkich kanałów łączących za pomocą rzek Morze Śródziemne z Północnym i Oceanem Atlantyckim. W Xviii w. intensywnie budowano kanały w państwie pruskim i w Lombardii. Za czasów Piotra I rozpoczęto budowę kanałów w Rosji i w połowie Xviii w. dzięki łączącym rzeki kanałom, był eksploatowany wielki szlak wodny od Uralu do Petersburga (tzw. droga żelazna). Przekopane w Polsce za panowania Stanisława Augusta kanały połączyły rzeki wpadające do Bałtyku i Morza Czarnego. Prace te usprawniły żeglugę rzeczną, w której jednak, zanim wprowadzono statki parowe, nie potrafiono rozwiązać problemu płynięcia pod prąd (holowanie statków w górę rzeki przez ludzi i zwierzęta było bardzo kosztowne). Tam, gdzie teren był dostatecznie płaski, przyszłość transportu towarowego upatrywano w rozbudowie sieci kanałów komunikacyjnych, na wzór Holandii. Tą drogą poszła Anglia, gdzie w 1755 r. budową kanału łączącego Liverpool z Manchesterem rozpoczęto prace zakrojone na szeroką skalę. Ostatnie dziesięcio-lecia Xviii w. i pierwsze Xix w. to "era kanałów" w transporcie zachodniej Europy. I znów Anglia wysunęła się tu na pierwsze miejsce. W dziedzinie transportu lądowego nie dokonano w Xviii w. ulepszeń technicznych, które można by porównać z udoskonaleniem żaglowca. Powozy były wygodniejsze, ale w zasadzie już w średniowieczu zaprzęg konny osiągnął szczyt swych technicznych możliwości. W związku z rozwojem górnictwa i hutnictwa wzrosła liczba dawniej już stosowanych konnych kolejek szynowych. Nie po szynach toczyły się jednak pierwsze eksperymentalne wozy parowe (1770 i 1784Ď). Parowóz szynowy zastosowano w górnictwie w 1797 r. Otwarła się perspektywa wielkiej rewolucji w transporcie lądowym, ale jest to perspektywa Xix, a nie Xviii w. Podejmując prace budowlane i organizując komunikację pocztową państwa Xviii w. stopniowo ograniczyły i likwidowały wewnętrzne cła i myta. W skali kontynentu dokonał się niewątpliwy postęp w dziedzinie komunikacji śródlądowej i obniżenie kosztów transportu. Niemniej jednak złe drogi stanowiły wciąż dotkliwą bolączkę i niewyczerpany temat utyskiwań podróżników-pamiętnikarzy. Trudności komunikacyjne na lądzie krępowały życie gospodarcze kontynentu, kierując energię i inicjatywę ludzką ku morzom. 7. Handel międzynarodowy W rozwoju gospodarczym Europy Xvii w. wystąpiły znaczne dysproporcje, których najbardziej jaskrawym wyrazem było opanowanie przez Holendrów pośrednictwa w handlu morskim i pogłębiony niszczącymi wojnami regres środkowej Europy (Niemcy, Czechy, Austria, Polska). W Xviii w. ukształtował się układ bardziej zrównoważony. Kraje środkowej Europy dźwignęły się z ruiny i prowadziły między sobą ożywiony handel lądowy, którego głównym ośrodkiem stały się Frankfurt nad Menem i Lipsk, gdzie odbywały się wielkie targi. Hamburg zaś stał się najważniejszym po Amsterdamie miastem portowym kontynentu. Nowym zjawiskiem było wyłonienie się Rosji jako poważnego partnera gospodarczego. W latach 1720-1788 ogólna wartość handlu zagranicznego Rosji wzrosła trzykrotnie (z 15 do 45 mln rubli). Utrzymała się jednak zdecydowana przewaga krajów nadoceanicznych, pośród których Holandia z wolna traciła swą przewagę w handlu morskim na rzecz Anglii, Francji, Danii i Hamburga. Handel holenderski, który osiągnął swój szczyt około 1700 r., w następnych dziesięcioleciach uległ stagnacji lub nawet trochę się zmniejszył. Zważywszy jednak na jego punkt wyjściowy, należy pamiętać, że była to wciąż wielka potęga rozporządzająca flotą o półmilionowym tonażu. Start Anglii i Francji był znacznie skromniejszy, ale w toku Xviii w oba te państwa czterokrotnie powiększyły swoje obroty handlowe. Wartość eksportu brytyjskiego w latach 1700-1790 wzrosła z 5 do 20 mln funtów szterlingów, eksport zaś francuski, może zbyt optymistycznie, szacuje się na 120 mln liwrów w 1720 r. i 500 mln w 1789 r. Byłyby to sumy mniej więcej równorzędne, trzeba jednak pamiętać, że Francja miała przeszło dwa razy tyle ludności co Wielka Brytania. Te oficjalne (w wypadku Anglii) liczby mają wartość jedynie orientacyjną, kryją się bowiem za nimi nadużycia przy szacunkach celnych i kwitnąca w Xviii w. kontrabanda. W warunkah ogólnego wzrostu obrotów handlowych państw morskich szczególnie dynamicznie rozwinęła się w Xviii w. wymiana z krajami pozaeuropejskimi. Podczas gdy w statycznym handlu holenderskim na handel "kolonialny" przypadało około 20-30%, to handel Wielkiej Brytanii z Ameryką, Azją i Afryką stanowił w 1700 r. 16% całości obrotów handlowych, zaś w 1785 r. już 53%. W latach 1715-1788 udział handlu z Ameryką (głównie z Antylami) wzrósł z 13% do 28% całego handlu zagranicznego Francji. Zanim jednak w drugiej połowie Xviii w. punkt ciężkości handlu brytyjskiego przeniósł się na oceaniczne szlaki, zarówno Anglia, jak w jeszcze wyższym stopniu i pozostałe mocarstwa rywalizowały głównie o rynki europejskie i lewantyńskie. Na Morzu Północnym Holendrzy, Anglicy i Francuzi współzawodniczyli o opanowanie morskiego eksportu i importu Niemiec, których głównymi portami był Hamburg (dorzecze Łaby połączone kanałami z dorzeczem Odry) i Brema (dorzecze Wezery). Podczas gdy te stare miasta hanzeatyckie w Xviii w. przeżywały powtórny okres rozwoju, to należące niegdyś do Hanzy porty bałtyckie nie odzyskały dawnego znaczenia. Na Bałtyku spod hegemonii handlowej Holendrów stopniowo wyzwalały się kraje skandynawskie (dynamiczny rozwój Kopenhagi), a zwłaszcza Anglia, która prowadziła ożywioną wymianę ze Szwecją i zdołała w znacznym stopniu opanować handel rosyjski. Widownią zawziętej rywalizacji angielsko-francuskiej było Morze Śródziemne. Kupcy angielscy zdobyli mocną pozycję w północno-zachodniej Italii (zwłaszcza w Toskanii z jej przeżywającym wówczas rozkwit wolnym portem Livorno), Francuzi natomiast osiągnęli nad nimi przewagę w handlu lewantyńskim. Partnerami ich byli tutaj kupcy greccy, którzy w Xviii w. rozwinęli znaczną aktywność na terenie imperium osmańskiego. Główny szlak lewantyński prowadził z Marsylii do Smyrny. Szczególne znaczenie miał handel z Półwyspem Iberyjskim, bowiem do Kadyksu i Lizbony płynął z Nowego Świata strumień szlachetnych kruszców. Już w Xvii w. cudzoziemcy opanowali zagraniczny i kolonialny, a nawet wewnętrzny handel hiszpański. Zrazu najmocniej usadowili się w Kadyksie kupcy holenderscy i co roku "srebrna flota" złożona z 30-50 okrętów wyruszała stąd do Amsterdamu. Pod koniec Xvii w. połowa produkcji amerykańskich kopalń szlachetnych kruszców lądowała na rynku amsterdamskim. W Xviii w. obok Holendrów coraz większą rolę odgrywali w Kadyksie kupcy angielscy, genewscy i francuscy. Francuzi za pomocą handlu, kontrabandy, a również wynajmując się jako robotnicy, W połowie Xviii w. wysunęli się na pierwsze miejsce wśród krajów pompujących z Hiszpanii srebro. Około 1789 r. wartość eksportu francuskiego do Hiszpanii czterokrotnie przewyższała wartość eksportu hiszpańskiego do Francji (dodatnie dla Francji saldo tej wymiany wynosiło 65 mln liwrów). Anglicy natomiast niemal całkowicie opanowali handel z Portugalią, do której w Xviii w . napływały wielkie ilości brazylijskiego złota. W latach 1710-1780 Anglia w handlu z Hiszpanią osiągnęła nadwyżkę w wysokości 25 mln funtów, w handlu zaś z niewielką Portugalią w wysokości 45 mln. Mocarstwa morskie nie tylko opanowały rynki państw Półwyspu Iberyjskiego, ale również, łamiąc ich kolonialne monopole lub uprawiając żeglugę pod hiszpańską banderą, handlowały z krajami Ameryki Łacińskiej. W miarę wzrostu ludności pochodzenia europejskiego w obu Amerykach oraz rozwoju amerykańskich plantacji i nowofundlandzkiego rybołówstwa, w Xviii w. handel transatlantycki przybrał wielkie rozmiary. Już nie z rzadka kursujące uprzywilejowane floty, ale setki okrętów przemierzały Ocean. Jakościowo najważniejszy był import do Europy kruszców, cukru, kawy, kakao, tytoniu, indyga i bobrowych futer; ale handel z Ameryką nie był już dawnym tradycyjnym handlem kolonialnym, ograniczającym się do przewozu niewielkich ładunków szczególnie cennych towarów. Obok szybko rosnącej ilości "towarów kolonialnych" rozwijał się masowy transport surowców oraz wyrobów tekstylnych i metalurgicznych, narzędzi, materiałów do budowy okrętów, drewna stolarskiego, melasy, skór, suszonych ryb, solonego mięsa, tłuszczów zwierzęcych, ryżu, a nawet zboża. W tym międzykontynentalnym obrocie szczególne miejsce zajął tzw. handel trójkątny. Głównymi portami wyjściowymi owego handlu były: w Anglii - Liverpool i Bristol, we Francji - Nantes i Bordeaux. Okręty wyładowane jaskrawymi tkaninami, strzelbami, wyrobami żelaznymi, paciorkami, lusterkami i rumem udawały się do wybrzeży zachodniej Afryki (Gwinei i Angoli). Tutaj przy pomocy arabskich kupców i miejscowych kacyków wymieniano towar na czarnych niewolników. Niewolników, dostarczonych do Ameryki, zwłaszcza na Antyle, wymieniano z kolei na cukier, melasę, rum i inne miejscowe produkty, z którymi powracano do portów macierzystych. Obrót ten, aczkolwiek powolny i ryzykowny, przynosił wielkie zyski i stanowił poważny bodziec do dalszego rozwoju wytwórczości przemysłowej nastawionej na eksport do Afryki. Przeżywający zakłócenia w czasie wojen morsko-kolonialnych "handel trójkątny" osiągnął największe nasilenie w latach między pokojem paryskim (1783Ď) a początkiem wojen rewolucyjnych i napoleońskich, kiedy to wywożono z Afryki Zachodniej do Ameryki około 100 tys. niewolników rocznie. Połowę tej masy ludzkiego towaru ładowano wówczas na okręty angielskie, a jedną czwartą na okręty francuskie. Holendrzy i Portugalczycy, którzy w pierwszej połowie Xviii w. mieli jeszcze znaczny udział w "handlu trójkątnym", stopniowo tracili swe znaczenie. W paradoksalny sposób liberalizm handlowy najwcześniej torował sobie drogę właśnie w dziedzinie handlu niewolnikami. Holendrzy chętnie dostarczali ludzki towar wszelkim nabywcom, a potrzebujący wielkiej liczby niewolników Portugalczycy z Brazylii byli gotowi kupować u wszelkich dostawców. Uzyskanie przez Wielką Brytanię w 1713 r. uprawnienia na dostarczenie niewolników do hiszpańskich kolonii w Ameryce ( Asiento) również podważało merkantylistyczne zasady "gospodarki narodowej". Poza od dawna zakorzenioną na zachodnim wybrzeżu Afryki Portugalią na początku Xviii w. miały tu swe faktorie i forty uprzywilejowane kompanie handlowe Anglii, Francji, Holandii, Danii i państwa brandenbursko-pruskiego. Ta ostatnia, utworzona w 1682 r. dla handlu z duńskimi Antylami, najwcześniej została zlikwidowana (1713Ď). a jej afrykańskie posiadłości odsprzedano Holandii. Źle prosperowała w Afryce również kompania duńska, która w 1733 r. przekazała handel niewolnikami kupcom prywatnym. Mimo rozbudowanych posiadłości francuskiej Kompanii Zachodnioafrykańskiej od 1716 r. każdy Francuz uzyskał prawo handlowania niewolnikami. Z czasem forty Kompanii przejął rząd francuski i "handel trójkątny" został całkowicie opanowany przez firmy prywatne. Podobny był los brytyjskiej Królewskiej Kompanii Afrykańskiej, która utraciła uprawnienia monopolisty w 1698 r., a niewolników dostarczanych na mocy Asiento hiszpańskim koloniom kupowała już w Ameryce od prywatnych dostawców. Po ostatecznym zniesieniu Królewskiej Kompanii Afrykańskiej w 1750 r. brytyjskie forty w Afryce przejęła Kompania Kupców Handlujących z Afryką. Po roku 1750 nastała więc w strefie "handlu trójkątnego" era wolnokonkurencyjnej rywalizacji kupców i armatorów. Handlarze niewolników byli równocześnie przemytnikami na wielką skalę i wiele się przyczynili do rozkładu systemu kolonialnych monopolów handlowych. Wśród zawziętej konkurencji postępowała koncentracja kapitałów. Zarówno w Anglii, jak we Francji i w Holandii zmniejszała się liczba małych handlarzy niewolnikami, kosztem których rosły nieliczne wielkie firmy i spółki. Pod koniec Xviii w. na zdecydowanie pierwsze miejsce w "handlu trójkątnym" wysunął się Liverpool. Poza niewolnikami Europejczycy importowali z zachodniej Afryki złoty piasek, gumę i kość słoniową. Arabskie kraje Maghrebu pozostawały w słabych kontaktach handlowych z Europą, a tunezyjscy, algierscy, i marokańscy piraci aż do połowy Xviii w. stanowili wciąż postrach dla kupieckich statków i europejskich wybrzeży śródziemnomorskich. Pod koniec stulecia Francuzi i Anglicy zaczęli dość żywo interesować się Egiptem. W zasadzie jednak Afryka w Xviii w. leżała na uboczu gospodarki światowej, poza wielkim handlem niewolnikami. Obok głównego eksportu do Ameryki wywożono również sporo czarnych niewolników do krajów islamu oraz do francuskich wysp na Oceanie Indyjskim (Isle de France i Isle Bourbon) i holenderskich posiadłości w Indonezji. Morski handel Europy z dalekimi krajami Azji rozwijał się wolniej niż handel atlantycki. Przykładowo można wskazać, że holenderska Kompania Indii Wschodnich wysyłała do wszystkich swych posiadłości azjatyckich około 30 okrętów rocznie, podczas gdy do jednej małej kolonii holenderskiej w Ameryce, Surinamu, w latach sześćdziesiątych Xviii w. przepływało 60-70 okrętów rocznie. Ściśle podporządkowany monopolistycznym kompaniom handel azjatycki był nastawiony na jakość a nie na ilość. Wschodnioindyjskie kompanie: holenderska, brytyjska i francuska, w ciągu Xviii w . zdziałały wiele w budowie terytorialnego władania państw europejskich w Indiach i Indonezji, jako przedsiębiorstwa handlowe były to jednak biurokratyczne machiny, ociężałe i skorumpowane. Ponadto Azjaci nie okazywali takiego zainteresowania europejskimi wyrobami jak afrykańscy Murzyni i biali ludzie zamieszkujący Amerykę. Niewiele więc okrętów okrążało Afrykę w drodze do Azji, ale były to okręty o największym tonażu i wiozły ładunki szczególnie cenne, toteż ich udział w ogólnej wartości obrotów handlowych był znaczny. Od czasu otwarcia dla Europejczyków uprzywilejowanego portu w Kantonie, a zwłaszcza po 1720 r., rozwinął się handel z trudno dostępnymi uprzednio Chinami. Najbardziej czynni byli tu Anglicy, a obok nich Francuzi i Holendrzy. Ci ostatni mieli ponadto od dawna monopol handlu z Japonią. Po 1786 r. do Kantonu zaczęły zawijać liczne okręty amerykańskie z Bostonu, Nowego Jorku i Filadelfii. Import z krajów azjatyckich obejmował głównie korzenie, surowy jedwab, herbatę, kawę, bawełnę i cukier, ale również jedyne wyroby przemysłowe, które Europa sprowadzała na większą skalę: chińskie wyroby z porcelany i laki oraz perskie i hinduskie tkaniny. Europejczycy pośredniczyli też między krajami Azji. W polityce handlowej pierwsze dziesięciolecia Xviiiw. stanowią kontynuację poprzedniego okresu, co znajduje wyraz w pomnażaniu liczby monopolistycznych kompanii i w zaciętej walce o przywileje handlowe. Później w strefie atlantyckiej tendencje te słabną i następuje znaczna liberalizacja w obrocie handlowym. Natomiast w środkowej i wschodniej Europie do końca stulecia utrzymywała się, a nawet umacniała, polityka protekcyjna w duchu merkantylizmu. Na terenie Azji monopole handlowe kompanii europejskich spotykały się z monopolami i prohibicjami w tych państwach azjatyckich, które, jak Chiny i Japonia, nie ulegały politycznej penetracji Europejczyków. 8. Produkcja szlachetnychŃ metali i obieg pieniądza W toku Xvii w. z wolna kurczył się dopływ szlachetnych metali z Nowego Świata. Wysychały najwydajniejsze dotąd kopalnie srebra w Potosi (obecnie Boliwia). Światowa produkcja srebra z około 420 ton rocznie na przełomie Xvi i Xvii w. spadła u schyłku stulecia do około 340ton. Nie kompensował tego ubytku wzrost wydobycia złota (wahający się w granicach 8-10 ton). Przy stosunku wartości tych kruszców 1Ď:15 ilość srebra decydowała o wartości handlowej ogólnej masy szlachetnych metali i na srebrze opierał się ówczesny system pieniężny. Niedostatek białego metalu stanowił jedną z przyczyn zastoju gospodarczego, jaki przechodziła Europa w drugiej połowie Xvii i na początku Xviii w. Wiek Xviii przyniósł znaczne zmiany na światowym rynku szlachetnych metali. U schyłku Xvii w. odkryto bogate złoża złota w Brazylii i wzbierający strumień tego kruszcu osiągnął w latach 1740-1760 poziom 25 ton rocznie w skali produkcji światowej (udział w tym Brazylii wynosił 15 ton), co stanowiło wartość 7 mln dukatów, czyli 3,5 mln funtów szterlingów. Nadeszły "złote lata" w ekonomice światowej; rozpowszechnia się zasada bimetalizmu, Wielka Brytania zaś opiera swój system pieniężny na złotej walucie. Wprawdzie brazylijskie źródła złota pod koniec stulecia zaczęły wysychać, ale niezmiernie bogate okazały się pokłady srebra w Meksyku. Ten kraj, który w produkcji srebra znajdował się w Xvii w. daleko za kopalniami Peru (z Potosi), w ostatnich latach Xviii w. dostarczał 65% światowego wydobycia białego metalu, które wówczas zbliżyło się do 900 ton rocznie (wartość 8 mln funtów szterlingów). Dopływ złota z Afryki utrzymywał się na poziomie ustabilizowanym w poprzednich stuleciach. W Europie natomiast wydajność starych kopalń srebra w krajach habsburskich wzrosła z 10 do 25 ton (produkcja złota utrzymywała się tu na poziomie jednej tony rocznie), uruchomione zaś w połowie Xviii w. kopalnie rosyjskie od lat sześćdziesiątych Xviii w. dostarczały około 20 ton srebra (i nieco złota). Wartość handlowa ogólnej produkcji kruszców w drugiej połowie Xviii w. przeszło dwukrotnie przewyższała stan z drugiej połowy Xvii w. Wzmożony napływ szlachetnych metali zbiegł się z okresem reformowania i porządkowania systemów monetarnych. W Xvii w. w stosunkach pieniężnych panowała wielka płynność, mnogość inicjatyw menniczych, różnorodność monet "klepanych" i obrzynanych jak się dało, częste zmiany zawartości kruszcu w stopie. Zwłaszcza w okresach wojen monarchowie chwytali się procederu "przebijania" pieniądza i wypuszczania nowego o mniejszej ilości srebra, ale o tej samej wartości nominalnej (celował w tym Ludwik Xiv). Te procedery nie będą obce i władcom Xviii w., że wspomnimy choćby znane fałszerstwa monetarne Fryderyka Ii z czasów wojny siedmioletniej. Niemniej jednak już w Xvii w. obok niezawodnych dukatów weneckich bardzo solidnym pieniądzem były złote dukaty i srebrne daaldersy holenderskie. Na progu nowego stulecia uporządkowała swoje sprawy monetarno-mennicze Anglia, wkrótce potem Francja (1726Ď), a za nimi inne kraje. Produkcja mennic była staranna. Wprowadzono monety z wypukłym otokiem, co uniemożliwiało ich obrzynanie. Przede wszystkim jednak ustabilizowano wartość kruszcową, co usunęło w życiu gospodarczym wielką zawadę, jaką była utrudniona porównywalność dawnych monet. Przeprowadzone w pierwszych dziesięcioleciach Xviii w. reformy szły na ogół w kierunku obniżania wartości pieniądza. Tak więc francuski liwr, który na przełomie Xvii i Xviii w. reprezentował wartość 7,5 grama czystego srebra, od 1726 r. ustalił się jako pieniądz rachunkowy reprezentujący wartość 4,5 grama srebra. Rosyjski "stary rubel" (jefimok, rosyjski talar) około 1700 r. zawierał 25 gramów srebra. Od 1718 r. rubel miał niespełna 21 gramów, a od 1734 r. ustaliła się jego zawartość kruszcu na 18 gramów. Podobną dewaluację przeszedł pruski Reichstaler, który w 1750 r. ustabilizował się jako pieniądz o zawartości 17 gramów srebra. System pieniężny w Austrii i w Rzeszy został uregulowany konwencją z 1753 r. Trzeba więc pamiętać, że liwry, ruble, pruskie talary i austriackie guldeny miały większą zawartość srebra na początku stulecia niż w jego drugiej połowie. Z powodu tych zmian historycy na ogół powstrzymują się od informowania czytelników o wartości pieniędzy. Ale wówczas nazwy dukatów, funtów szterlingów,liwrów czy guldenów, którymi się jednak posługują, pozostają dla niewtajemniczonych pustymi dźwiękami. Zważywszy stabilizację wartości kruszcowej pieniędzy, dokonującą się w się w Xviii w. i niemal definitywną w całej Europie od jego połowy, można przecież uzyskać pewną porównawczą orientację. W Xviii w. obok kursujących monet materialnych istniały idealne pieniądze rachunkowe, takie jak konwencjonalny talar, francuski liwr czy brytyjski funt szterling (do 1766 r. również złoty polski). Trzeba więc uwzględnić zarówno pieniądze realne, jak rachunkowe w obrębie jednostek najczęściej używanych w budżetach państw i bilansach handlowych. Będzie to porównanie jedynie orientacyjne, bowiem: 1Ď) nie sposób tu wnikać we wszystkie ułamki grama i drobne zmiany zawartości kruszcu (zaokrąglamy ją do 0,5 grama czystego srebra), 2Ď) handlowe przeliczenia i giełdowe notowania monet nie zawsze ściśle trzymały się ich wartości kruszcowej, 3Ď) w drugiej połowie Xviii w. zaznaczył się dość znaczny ruch w dziedzinie cen, a więc i realnej wartości pieniądza, 4Ď) ten sam pieniądz (czyli ta sama ilość kruszcu) w tym samym czasie, ale w różnych krajach Europy miał różną siłę nabywczą. Sądzę, że dla polskiego czytelnika najpożyteczniej będzie przyjąć jako punkt odniesienia wartość złotego polskiego. Był to wprawdzie pieniądz słaby, ale od 1717 r. ustalony w relacji do dwóch międzynarodowych i stabilnych potęg walutowych: złotego dukata (18 złp) i srebrnego talara konwencjonalnego (8 złp). Zawartość czystego srebra w złotym polskim wynosiła od 1717 r. - 3,03 grama, od 1766 r. - 2,92 grama, a od 1787 r. -2,76 grama. Zaokrąglając dla całego stulecia wartość kruszcową złp do 3 gramów czystego srebra, sygnalizujemy tu ową różnicę ćwierci grama, aby unaocznić stopień podanych w tabeli 10 przybliżeń. Przy wielomilionowych sumach takie różnice mają już znaczenie. Ważniejsza jest jednak zmienność siły nabywczej kruszcowego pieniądza. Aby uzyskać niejakie wyobrażenie o sile nabywczej złotego polskiego w drugiej połowie Xviii w., można zaryzykować uogólnienie, iż dzienna płaca robotnika niewykwalifikowanego wynosiła 0,5-1 złp,a robotnika wykwalifikowanego (murarza, cieśli) 1-2 złp. Za 1 złp można było nabyć około 7¬7¦kg chleba albo 0,5¬7¦kg mięsa, 0,25¬7¦kg masła, 30 jaj lub litr wódki. Para butów kosztowała 6 złp. Wszystko to są ceny notowane w większych miastach. Równocześnie płace (liczone w srebrze) robotników angielskich czy francuskich były mniej więcej dwukrotnie wyższe. Nie wynika stąd jednak, aby robotnik angielski czy francuski mógł za swą dniówkę nabyć dwukrotnie więcej chleba, jaj czy wódki. W Anglii i Francji produkty rolnicze były droższe niż w Polsce, natomiast wyroby przemysłowe i towary "kolonialne" tańsze. Trzy gramy srebra (1 złp = 6 pensów = 12 sous) miały w tych krajach różną siłę nabywczą, przy czym można uogólnić, że wartość ta była zdecydowanie wyższa w krajach mniej rozwiniętych niż w krajach bardziej rozwiniętych gospodarczo. W całej północnej Europie bardzo rozpowszechnionym pieniądzem handlowym był holenderski dukat. Ta sama złota moneta oczywiście co innego oznaczała w towarach i usługach nabywanych w najdroższym mieście świata, jakim był Amsterdam, a co innego na rosyjskiej wsi. Wreszcie w ostatnich dekadach Xviii w. zaznaczył się wzrost cen, a więc i spadek siły nabywczej pieniądza. Zjawisko to wystąpiło we wszystkich krajach Europy, ale w sposób bardzo nierównomierny. W szczególnie nawiedzonej zwyżką cen Francji siła nabywcza liwra (a więc w ogóle srebra) była w 1789 r. może o jedną trzecią niższa niż w 1726 r. Trudno jednak uogólniać tę sprawę w skali całej Europy i jej systemów pieniężnych. Po tych niezbędnych komentarzach i zastrzeżeniach podajemy zestawienie wartości kruszcowej w drugiej połowie Xviii w. najważniejszych jednostek pieniężnych, podkreślając nazwy tych, które były w danym kraju używane w ogólnych bilansach (tab. 10). Tab. 10. Zestawienie wartości kruszcowej najważniejszych jednostek pieniężnych w drugiej połowie Xviii w. Objaśnienia: znakiem | wyróżniono nazwy jednostek pieniężnych używanych w danym kraju w ogólnych bilansach Kraj: Nazwa pieniądza - Zawartość czystego srebra (w gramach) - Wielokrotność wartości kruszcowej złp Polska: |złoty |polski (30 groszy sr.) - 3 - 1 Hiszpania: |real - 3 - 1 Francja: |liwr (20 sous, od r. 1795 frank) - 4,5 - 1,5 W. Brytania: szyling (12 pensów) - 5,5 - 1,8 Holandia: |gulden (|floren) - 9,5 - 3,2 Austria: |gulden (pół talara konw.) - 12 - 4 Francja: |ecu (3 liwry) - 13,5 - 4,5 Prusy: |talar (Reichstaler) - 17 - 5,7 Rosja: |rubel - 18 - 6 Włochy: |srebrne |dukaty, |scudi, |dukatony (różne w różnych krajach) - 18-26 - 6-8 Miedzynarodowy (zwł. Niemcy): talar konwencjonalny (Konwentionstaler, Kreutztaler) - 24 - 8 Hiszpania: peso (hiszp. talar, 8 reali) - 24 - 8 Stany Zjednoczone: |dolar (amerykański talar, 100 centów) - 24 - 8 Francja: grand ecu (6 liwrów) - 27 - 9 Holandia: daalder (3 guldeny) - 28,5 - 9,5 W. Brytania: |funt |szterling (20 szylingów) - 111 - 37 Turcja: |piastr (wywodzi się z peso i talara, różne monety produkowane w Turcji i importowane) - ok. 20Ď? - brak danych. Wśród grubych pieniędzy srebrnych wyróżnia się potężna familia talarów, obejmująca monety o zawartości czystego srebra rzędu 20-30 gramów. Z familii tej wywodzą się zarówno hiszpańskie pesos, włoskie scudi i dukatony, lewantyńskie piastry i francuskie grands ecus, jak holenderskie daaldersy, rosyjskie ruble i amerykańskie dolary. Ponad talarami stał złoty dukat (czerwony złoty - 18 złp) o wartości kruszcowej (3,5 grama czystego złota) nieco przewyższającej dwa talary konwencjonalne. Spośród pozostałych złotych monet najgrubsze były francuskie louis-d'ory (wartości 24 liwrów) i brytyjskie gwinee (wartości 21 szylingów), ale w europejskim systemie pieniężnym nie odgrywały one tej roli co weneckie, holenderskie i węgierskie dukaty. Nie było monety odpowiadającej wartości brytyjskiego funta. Próby wypuszczenia złotych gwinei o kursie funta zostały zaniechane. Potocznym pieniądzem angielskim był szyling, a funt szterling pozostał do końca Xviii w. pieniądzem rachunkowym o wartości odpowiadającej dwóm dukatom, a przeszło czterem talarom konwencjonalnym i 24 francuskim liwrom. Ponieważ najczęściej będziemy mieć do czynienia z funtami i liwrami, warto zapamiętać zwłaszcza tę ostatnią relację 1 : 24 (przed 1726 r. - 1 : 14Ď). Polepszeniu jakości metalowych pieniędzy towarzyszył w Xviii w. ich ilościowy wzrost. Pieniądz kruszcowy (zwłaszcza srebrny, a ten dominował) był jednak nader niedogodny do dokonywania wielkich transakcji. Tragarze uginali się pod workami ze srebrem, a przechowywanie tych worków czy ich transport w brykach i na statkach wymagały wielu środków ostrożności. Ponadto monety, niezależnie od procederu obrzynania, zużywały się w sposób naturalny przez wytarcie. Toteż już w średniowieczu kupcy włoscy, niderlandzcy, niemieccy i angielscy doskonalili po trosze technikę obrotu bezgotówkowego. Technika ta była już w pełni rozwinięta i szeroko stosowana w Xvii w. Od dawna posługiwano się przekazami pieniężnymi, wekslami, czekami i przekazami żyrowymi. Bankierzy, biorąc w depozyt sumy pieniężne czy klejnoty, wydawali kwity depozytowe, czyli banknoty. Na międzynarodowych targach posługiwano się przeliczeniowym pieniądzem bankowym, w związku z czym mnożyły się banki publiczne. Udziałowcy kompanii handlowych i ubezpieczeniowych posiadali akcje, wierzyciele zaś państwa - państwowe renty. Wszystkie te papiery wartościowe były przedmiotem handlu i spekulacji na giełdzie. Owa "dematerializacja" pieniądza nie tylko ułatwiała transakcje i przyspieszała tempo obrotu (a przez to zwielokrotniła gospodarczą funkcję środków wymiany). Wypraktykowano, że ciesząc się odpowiednim zaufaniem i zachowując pewną ostrożność można było puszczać w obieg pisemne zobowiązania finansowe na większe sumy, niż wynosiło ich pokrycie w kruszcu czy w innym towarze. Pod względem tych praktyk wiek Xviii miał już dobrze utorowaną drogę przez liczne pokolenia włoskich czy holenderskich kupców i finansistów. W interesującym nas okresie wprowadzono jednak wiele udoskonaleń w zakresie obrotu wekslowego (dyskonto), ubezpieczeń czy kredytu hipotecznego oraz istotną nowość: państwowe banki emisyjne. Wprawdzie ich geneza w Szwecji i w Anglii sięga schyłku Xvii w., ale szeroki obieg emitowanych przez państwo banknotów jest zjawiskiem właściwym dla Xviii stulecia. Obieg not Banku Angielskiego z niespełna miliona funtów szterlingów w roku jego założenia (1694Ď) w latach dwudziestych Xviii w. wzrósł do 5 mln, w latach siedemdziesiątych przekroczył 10 mln. W 1762 r. wypuszczono w Austrii pierwsze "Bankozettle", a w 1790 r. kursowało już 30 mln papierowych guldenów. W owym czasie na szeroką skalę posługiwano się papierowym pieniądzem również w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii i Rosji. Jako główny ośrodek międzynarodowych finansów do schyłku wieku utrzymał swą dominującą rolę Amsterdam, z którym coraz poważniej rywalizował Londyn, aby w latach osiemdziesiątych wysunąć się na pierwsze miejsce. Od lat dwudziestych Xviii w. szybko rozwijał się kredytowo-pieniężny rynek Hamburga, wewnątrz zaś Niemiec finansowym centrum był Frankfurt nad Menem. W rejonie Morza Śródziemnego wciąż potęgą bankową pozostawała Genua. W toku stulecia rosło również międzynarodowe znaczenie Genewy. W miastach tych gromadził się stock metalowy, ich kredyt zasilał handel światowy i tu szukały pożyczek rządy państw europejskich. Banki o bardziej lokalnym znaczeniu istniały oczywiście we wszystkich miastach handlowych i sieć tych instytucji kredytu i wymiany stawała się coraz bardziej gęsta. Rozszerzał się również terytorialny zakres sieci bankowej. W połowie stulecia powstały pierwsze banki w Rosji, a za panowania Stanisława Augusta mnożyły się banki w pozbawionej ich dotąd Warszawie. W wielu zapóźnionych pod względem rozwoju bankowości krajach zaznaczała się inicjatywa rządów. W 1706 r. powstał Państwowy Bank w Wiedniu, w 1736 r. Courantbank w Kopenhadze, w 1765 r. Królewski Bank w Berlinie, a w 1782 r. Bank św. Karola w Madrycie. W obu głównych niemieckich stolicach (Wiedeń i Berlin) otwarto w Xviii w. giełdy. Wielkim ośrodkiem handlu światowego, a więc i życia finansowego, była Francja. Charakterystyczny dla tego kraju był jednak nerwowy rytm finansowych przesileń i Paryż, ze swą otwartą w 1724 r. giełdą, nie stał się tak ustabilizowaną potęgą kapitałową jak Amsterdam czy Londyn. W owym czasie, kiedy podwoił się napływ szlachetnych kruszców, a równocześnie wydoskonalił się i rozszerzył system obiegu bezgotówkowego, rosły skarbce wielkich banków. Pieniądz metalowy musiał jednak również służyć coraz żywiej pulsującym w krajach europejskich transakcjom potocznym i, co niemniej ważne, zasilać handel światowy. W wymianie handlowej z lewantyńskimi, arabskimi, perskimi, hinduskimi czy chińskimi kupcami nie można się było posługiwać czekiem czy banknotem. Kupcy ci chcieli mieć w ręku solidne srebro i nawet przywiązywali wagę do wyglądu monety. W handlu lewantyńskim wypadało posługiwać się pewnym szczególnie cenionym rodzajem piastrów, w drugiej zaś połowie stulecia wielką karierę na Bliskim Wschodzie i w Afryce zrobiły piękne austriackie talary z wizerunkiem Marii Teresy (te tzw. talary lewantyńskie wybijano dla handlu z krajami Wschodu aż do 1914 r.). Za pomocą srebrnych monet europejskich, mających dla Murzynów wartość biżuterii o magicznych właściwościach, Arabowie drenowali z Afryki złoty piasek i czarnych niewolników. Amerykańskie zaś kruszce szerokim strumieniem przepływały przez Europę, Morze Śródziemne i oba oceany do Indii i Chin, aby pozostawać w tych krajach i zasilać tamtejszy obieg pieniężny. Kanton stał się nie tylko ośrodkiem handlowej wymiany międzykontynentalnej, lecz i ważnym rynkiem szlachetnych kruszców, gdzie na skutek odmiennego niż w Europie stosunku wartości złota i srebra (1 : 10Ď) Europejczycy dokonywali niezmiernie korzystnych transakcji. Ówczesny rozwój gospodarki światowej był na tyle intensywny, aby europejskie i pozaeuropejskie koniunktury przenikały się nawzajem, równocześnie jednak między różnymi regionami gospodarczymi i systemami monetarnymi istniały jeszcze na tyle wyraźne odrębności i wysokie progi różnic (nawet w obrębie Europy), że handel pieniądzem i spekulacja, przynosząc bardzo wysoką stopę zysku, absorbowały wiele ekonomicznej inicjatywy. W związku ze wzrostem wydobycia kruszców i rozwojem obiegu bezgotówkowego zarysował się w Xviii w. nieznaczny proces inflacyjny, którego rozmiary bywają w literaturze przejaskrawiane. Owa inflacja nie może być zestawiana z wielką inflacją, która dokonała się w Xvi w. Wprawdzie wiek Xviii wyprodukował tyle samo szlachetnych metali co dwa poprzednie stulecia łącznie, ale ów wzmożony dopływ dokonywał się stopniowo i "naoliwiając" wysuszoną z pieniądza ekonomikę schyłku Xvii w. nie spowodował gwałtownych zmian. Pewną funkcję niwelującą spełniał wspomniany wyżej odpływ srebra do krajów Wschodu oraz tezauryzowanie znacznych ilości kruszców w kosztownościach. Ważniejsze jest jednak to, że w samej Europie wzrostowi wymiany towarzyszył wzrost produkcji i wzrost zaludnienia. Ogromna literatura światowa poświęcona historii cen przynosi gąszcz skaczących nerwowo wykresów, notujących wahania cen różnych produktów w różnych ośrodkach. Różnice zarysowują się w sposób szczególnie ostry w cenach zbóż, ówczesne kryzysy miały bowiem głównie charakter kryzysów rolniczych, były następstwem lat nieurodzaju. Za cenami zbóż podążały zwłaszcza ceny najbardziej prostych, a więc niezbędnych do życia produktów rzemiosła i przemysłu. Cykliczne wahania miały charakter lokalny i w sposób bardziej gwałtowny występowały w regionach kontynentalnych niż w nadmorskich, gdzie łagodząco działał kontakt z rynkiem światowym. Jakkolwiek szerokie byłyby amplitudy tych powtarzających się co kilka lat wahań cen, w skali dłuższego okresu znosiły się one wzajemnie. Stanowiąc charakterystyczną cechę gospodarki opartej na tradycyjnym rolnictwie, owe periodyczne krótkie cykle nie nadają się do ujęcia w skali tendencji długofalowej. Jednakże poprzez lokalne i krótkofalowe wahania z wolna torował sobie drogę ogólny trend wzrostu cen i proces ten uległ przyspieszeniu w ostatnim trzydziestoleciu Xviii w. Rosły zwłaszcza ceny żywności i drzewa, a co za tym idzie i ziemi, obniżały się natomiast proporcjonalnie, a nawet bezwzględnie, ceny wyrobów przemysłowych. Ogólną tendencją było utrzymywanie się, a nawet pogłębianie, rozpiętości między cenami a płacami. W owym ruchu cen i płac znalazła wyraz sekularna koniunktura, zachęcająca do inwestowania kapitałów. 9. AkumulacjaŃ i inwestowanieŃ kapitałów Rozdział produkcji rolniczej i rzemieślniczo-przemysłowej, czyli gospodarka rynkowa, umożliwia gromadzenie pieniądza. Aczkolwiek w gospodarce wiejskiej krajów europejskich Xviii w. w znacznej jeszcze mierze utrzymywała się gospodarka naturalna, to rozwój stosunków rynkowych stale zmniejszał jej zakres. Oczywiście w różnych regionach kontynentu różne było tętno pulsowania rynku wewnętrznego, ale i kraje o słabym rozwoju rzemiosła i przemysłu uczestniczyły w międzynarodowej wymianie towarowo-pieniężnej, czy to dzięki eksportowi płodów rolnych i surowców (jak np. Polska), czy też dzięki rozporządzaniu źródłami szlachetnych metali (jak np. Hiszpania). W warunkach przedkapitalistycznej gospodarki główną postacią bogactwa było akumulowanie renty gruntowej. W Xviii w. od reguły tej nie można wyłączyć, poza Holandią, nawet najbardziej rozwiniętych krajów Europy Zachodniej. Najbogatszymi ludźmi byli właściciele ziemscy i posesorowie dóbr funduszowych (jak duchowieństwo) z monarchami i udzielnymi władcami na czele. W ich ręku znajdowały się, w mniejszym stopniu na zachodzie Europy, w większym na wschodzie, środki przymusu pozaekonomicznego, umożliwiające bez pieniężnej zapłaty eksploatowanie pracy i dyktowanie warunków ludności uzależnionej na mocy praw i przywilejów. W wielu krajach postąpił w Xviii w. proces koncentracji własności ziemskiej. W wyniku akcji "ogradzania" rozwinęły się w Anglii latyfundia, w których prowadzono gospodarkę nie opartą na przymusie pozaekonomicznym. Natomiast w północno-wschodnich Niemczech, w krajach monarchii habsburskiej i w Polsce odbudowa gospodarki rolnej po niszczących wojnach Xvii w. odbywała się tylko kosztem areału chłopskiego, lecz także w warunkach systemu pańszczyźniano-poddańczego. Jakkolwiek różny był sposób władania ziemią i gospodarowania angielskich landlordów i polskich magnatów, w opinii współczesnych należeli oni do najbogatszych ludzi w Europie. W znacznym stopniu na zaspokojenie potrzeb i upodobań członków owej warstwy nastawiony był handel światowy, w którym tak poczesne miejsce zajmowały towary luksusowe. Struktura wydatków tych ludzi (z monarchami włącznie) ma istotne znaczenie dla ogólnego rozwoju gospodarczego. Obok akumulacji renty gruntowej gromadził się kapitał w sferze gospodarki rzemieślniczej i kupieckiej, powiązanej z zamorskimi plantacjami i kopalniami. Wiek Xviii widzi się zazwyczaj w perspektywie nadchodzącego wieku Xix i stąd pewna skłonność do nadużywania słów: burżuazja i kapitalizm. Gospodarka pozarolnicza w skali kontynentu nie tylko miała wciąż ilościowo drugoplanowe znaczenie, ale ponadto ujęta była w system przywilejów, monopoli i regaliów. Niemniej jednak stopień akumulacji kapitału handlowego stanowił wskaźnik rozwoju gospodarczego poszczególnych krajów. Kapitał handlowy, który wyrastał z podłoża intensywnych stosunków rynkowych i rozwoju rzemiosła, nadawał z kolei kierunek międzynarodowemu obiegowi pieniądza i wiążąc się z wytwórczością zasilał kapitał przemysłowy. Przejście od kapitału handlowego do przemysłowego nie następowało jednak w sposób automatyczny, charakter inwestycji zależał bowiem od zasobów surowcowych i rynku pracy w danym kraju. Rozwój przemysłu mógł się również dokonywać dzięki inwestycjom podejmowanym przez dysponentów renty gruntowej i środków pozaekonomicznego przymusu. Toteż różnymi drogami postępował proces uprzemysłowienia Europy Xviii w. i nie tylko wśród mieszczan przejawiał się wzrost gospodarczej inicjatywy. W wyobrażeniach ludzi Xvii w. utrwaliły się dwa stereotypy: dumny i leniwy Hiszpan oraz pracowity i skrzętny Holender. Z ucieczki amerykańskiego srebra przez Kadyks do Amsterdamu wypływała nauka, że pieniądz "leniwego" ląduje w kieszeni "pracowitego". A więc nie szlachetny kruszec, ale aktywność gospodarcza jest źródłem bogactwa. Niezwykła akumulacja kapitału handlowego w Holandii pozostawała jednak w dysproporcji z naturalnymi zasobami tego niewielkiego kraju. W nasyconej kapitałami Holandii w Xviii w. osłabła inicjatywa handlowa. Holendrzy z kupców stawali się po trosze bankierami i rentierami. Zadowalając się niewysokim procentem, lokaty dla swych sum szukali w akcjach, hipotekach i pożyczkach zagranicznych. W 1787 r. ulokowane za granicą kapitały przyniosły Holendrom ogromną sumę około 30 mln renty, czyli przeciętnie 15 guldenów na głowę mieszkańca. Holendrzy doprowadzili do rozkwitu swoje intensywne rolnictwo, ale w tym bogatym kraju nie rozwijał się przemysł. Brak było miejscowych surowców, a zwłaszcza odpowiedniego rynku pracy, robotnik holenderski był bowiem tak drogi, że bardziej opłacał się import różnych produktów niż wytwarzanie ich w kraju. W opinii Xviii w. Holender z "pracowitego" stawał się "wygodny" i "ostrożny". Mimo owej ostrożności lokowane za granicą bogactwa Holandii stawały się niezbyt pewne. Holandia, w powiększonej skali, odegrała podobną rolę jak swego czasu miasta włoskie i południowoniemieckie, które z "akumulatorów" kapitału handlowego stały się dystrybutami międzynarodowych finansów, aby z czasem utracić znaczenie na rzecz większych organizmów gospodarczo-państwowych. Zanim jednak wojny napoleońskie przyniosły pogrom holenderskich finansów, eksportowane z Amsterdamu kapitały inwestowano w kontynentalnej i kolonialnej gospodarce niemal wszystkich krajów europejskich, m. in. we Francji, w Niemczech, Szwecji i Rosji, nade wszystko zaś w Wielkiej Brytanii. Anglia, która w Xviii w. osiągnęła najwyższy stopień akumulacji kapitału handlowego, w której tak znaczną część kapitałów holenderskich, miała również najbardziej rozwinięty rynek pracy. Nawet jednak i w tym kraju jeszcze niełatwo w Xviii w. ściśle rozgraniczyć "sektory" gospodarki prywatnej od publicznej (państwo, gminy, miejskie, uprzywilejowane kompanie). To wzajemne przenikanie występowało zwłaszcza w zakresie handlu zagranicznego i robót użyteczności publicznej (budowa dróg, kanałów, mostów i portów). Od początku Xviii w. nie było jednak w Anglii monopoli przemysłowych i poza niektórymi zakładami pracującymi dla armii i floty wojennej nie było państwowego przemysłu. Państwo nie udzielało również subwencji prywatnym przedsiębiorcom. Niezwykle szybki rozwój nakładczego przemysłu chałupniczego, przemysłu fabrycznego, górnictwa i hutnictwa dokonał się w Wielkiej Brytanii dzięki inwestowaniu kapitałów prywatnych. Znaczne kapitały inwestowali również angielscy obszarnicy w rolnictwo. Ten kraj, w którym w klasycznej postaci spełniły się warunki akumulacji pierwotnej, stał się też przodującym krajem kapitalistycznych inwestycji. Udogodnienia kredytowe zapewniała sieć banków prowincjonalnych ( country banks), których liczba z około 12 przed 1750 r. wzrosła do 334 w 1797 r. Inaczej już proces akumulacji i inwestycji przedstawiał się we Francji. W gospodarczo-społecznym życiu tego kraju większą rolę odgrywały przywileje; znamienna była dążność wzbogaconych mieszczan do nabywania urzędów oraz dóbr ziemskich. Dlatego też znaczną część skumulowanego drogą handlu kapitału przeznaczano na zdobycie awansu stanowego i statusu ziemianina-rentiera. Ponadto nagromadzone w prywatnych rękach sumy pieniężne wędrowały w postaci pożyczek do skarbu państwa. Lokowanie kapitałów w rentach państwowych było we Francji zjawiskiem masowym, mimo że bywała to lokata dość ryzykowna, bowiem wiecznie dziurawy skarb królestwa niejednokrotnie znajdował się na krawędzi bankructwa i za pomocą różnych operacji redukował dług publiczny kosztem wierzycieli i rentierów. Z rozdętego budżetu monarchii francuskiej szeroką ręką czerpał dwór i dworacy, znaczne jednak sumy przeznaczano także na inwestycje gospodarcze w postaci manufaktur królewskich, wielkich robót publicznych (zwłaszcza budowa dróg i kanałów) czy wreszcie subwencjonowania przedsiębiorstw handlowych i przemysłowych. Rozbudowa przemysłu we Francji dokonywała się przy wydatnej pomocy państwa i stosunkowej (w porównaniu z Anglią i Holandią) słabości kapitału prywatnego. Ów kapitał prywatny bywał jednak we Francji zasilany nie tylko subwencjami, ale i przez nielegalne obracanie funduszami publicznymi. Otwierał do tego pole system wydzierżawiania poboru podatków prywatnym przedsiębiorcom, którzy zanim odprowadzili pobrane sumy do skarbu, często korzystnie je inwestowali jako swoje. Ów proceder miał szczególnie duże znaczenie w handlu kolonialnym. Pod względem rozwoju stosunków kapitalistycznych Francja znajdowała się na połowie drogi między Wielką Brytanią a krajami środkowo-wschodniej Europy. W północno-wschodnich Niemczech, krajach monarchii habsburskiej, Polsce i Rosji akumulacja kapitału w sferze gospodarki rzemieślniczej i kupieckiej była stosunkowo nieznaczna, natomiast panujący i właściciele ziemscy posiadali w swym ręku rozległe domeny, kopalnie, podatki i monopole oraz środki przymusu w stosunku do ludności poddańczej. Im słabszy w danym kraju był obieg pieniężny, tym większą rolę w poczynaniach inwestycyjnych odgrywał przymus pozaekonomiczny i przywilej. Na tej zasadzie w domenach carskich i w latyfundiach polskich magnatów powstawały manufaktury pańszczyźniane. Książęta niemieccy byli największymi przedsiębiorcami w swych krajach. W Prusach i w Austrii, obok zakładania przedsiębiorstw państwowych, monarchowie pożyczkami z państwowych banków inwestycyjnych, subwencjami i przywilejami wspierali przedsiębiorstwa prywatne czy półprywatne. Różnorodne poczynania państwowe i magnackie w zakresie rozwoju przemysłu często były nierentowne i nietrwałe. W literaturze historycznej często podkreśla się te cechy, jednak w niedostatecznej mierze uwzględnia się fakt, że efemeryczność i bankructwa przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych były wówczas zjawiskiem nagminnym, i to w najbardziej rozwiniętych krajach zachodniej Europy. W środkowo-wschodniej Europie rozwój przemysłu był jednak niewątpliwie ograniczony mniejszą chłonnością rynku wewnętrznego i niższym poziomem techniki. Mimo państwowego protekcjonizmu i bezgotówkowych nakładów produkty krajowe pod względem jakości i ceny z trudem wytrzymywały konkurencję towarów zagranicznych. Toteż na wschodzie, bardziej niż na zachodzie, przemysł w Xviii w. był ochraniany barierą cen i prohibicji. Nie tracąc z oczu podstawowej dla całego kontynentu europejskiego cechy, którą jest prymat rolnictwa i klasy posiadaczy ziemskich, możemy zauważyć, iż w gospodarce krajów Zachodu bardziej ważył element mieszczański, w gospodarce zaś krajów Wschodu element szlachecko-państwowy. Ogólnie rzecz biorąc, szlachcic miał bardziej konsumpcyjny stosunek do swej "intraty" niż mieszczanin, w którego ręku "pieniądz rodził pieniądz". W zachodniej Europie gromadziło się bogactwo i rozwijała aktywność gospodarcza, żywiołowo reagująca na mechanizmy rynkowe. Natomiast w krajach środkowo-wschodniej Europy znaczną rolę w ekonomii odgrywał "woluntarystyczny" czynnik państwowy. Polityka inwestycyjna w Austrii, Prusach i Rosji doprowadziła do rozwoju tych dziedzin gospodarki, które decydują jeśli nie o bogactwie kraju, to o potędze państwa. Charakterystycznym dla Xviii w. zjawiskiem będzie przesunięcie się, wbrew "geografii bogactwa", punktu ciężkości politycznej mocarstwowości z zachodu na wschód Europy. Postępującemu procesowi akumulacji kapitału i koncentracji bogactwa towarzyszył zarówno wzrost środków obracanych na gospodarcze inwestycje, jak i wzrost sum przeznaczanych na tezauryzację i konsumpcję luksusową. Rosły zarówno manufaktury, jak i pałace; w historii gospodarczej Xviii w. niekiedy przecenia się rolę pierwszych, a nie docenia ekonomicznego znaczenia drugich. Dzięki swej pozycji społeczno-prawnej stany uprzywilejowane mogły bardzo znaczną część rosnącego dochodu społecznego obracać na własne spożycie. Ten sam system społeczno-prawny, który ochraniał interesy oraz konsumpcyjny styl życia stanów uprzywilejowanych, stanowił zaporę dla swobodnej gry sił ekonomicznych. O ile w krajach mniej rozwiniętych przywileje, monopole, reaglia i taryfy zabezpieczały proces akumulacji, o tyle w krajach bardziej zaawansowanych w gospodarce kapitalistycznej ów stanowo-korporacyjny system prawny był już jedynie podporą dla przeżywających się stosunków społecznych "starego ładu". 10. Problem daty 1750.Ń Ruch cen Gdy ujmujemy wiek Xviii jako całość i przedstawiamy zmiany, które dokonały się między 1700 a 1800 (czy 1789Ď) r., powinniśmy zawsze pamiętać, że w toku tego stulecia nie mamy do czynienia z równomiernym tempem rozwoju. Inne było tętno życia gospodarczego w pierwszej i w drugiej połowie Xviii w. Toteż w wielu syntezach historii gospodarczej jako datę graniczną stawia się rok 1750. Pierwszą połowę Xviii w. łączy się często z drugą połową poprzedniego stulecia, natomiast rok 1750 przyjmuje się jako próg, od którego rozpoczyna się, prowadzący od czasów nam współczesnych, okres przyspieszonego rozwoju. Okrągła data roczna ma oczywiście znaczenie symboliczne, zwraca jednak uwagę na niewątpliwy fakt, że w połowie stulecia dokonało się w gospodarce europejskiej głębokie przesilenie. Problem daty 1750 najwyraźniej rysuje się w relacji cen zboża, ziemi i wysokości renty gruntowej z jednej strony, a poziomem płac i cen wyrobów przemysłowych z drugiej strony. Od połowy Xvii w. do lat trzydziestych czy czterdziestych Xviii w. w całej Europie ceny zboża wykazują stałą tendencję zniżkową. W ślad za tym obniżały się czynsze dzierżawne i spadała cena ziemi. Równocześnie rosły płace i ceny wyrobów przemysłowych. Świadczyło to o gospodarczym zastoju czy nawet regresie, znamiennym dla przełomu Xvii i Xviii w. Taniość zboża nie wypływała bowiem z obfitości płodów rolnych, ale ze słabości wymiany rynkowej między wsią a miastem. Dola chłopów była ciężka, właściciele ziemscy ubożeli, a wzrost płac i cen przemysłowych świadczył o słabym rozwoju pozarolniczej działalności gospodarczej. Od połowy Xviii w. zaznaczyło się bardzo wyraźne odwrócenie koniunktury gospodarczej. Odtąd ceny zboża stale rosną. W latach 1750-1790 ów wzrost osiągnął w Anglii, Francji i we Włoszech około40%, w Niemczech i Danii - 20-30%. W ślad za tym rosły czynsze dzierżawne i ceny ziemi. W latach 1730-1789 renta gruntowa wzrosła we Francji o 100-150%. W Niemczech w latach 1740-1790 cena ziemi podniosła się o 150%. Równocześnie płace robotnicze, w przeliczeniu na kilogramy zboża, wszędzie spadają. Jeszcze bardziej obniżają się (w przeliczeniu na zboże) ceny wyrobów przemysłowych. Ta tendencja zniżkowa była wyraźniejsza w krajach bardziej uprzemysłowionych (Anglia), słabiej zaś zaznaczała się w krajach mniej rozwiniętych (Niemcy), ale i one włączyły się w ogólnoeuropejski trend (W. Abel). Tab. 11. Relacja cen i płac w Anglii i w Niemczech w Xviii w. Objaśnienia: A - Anglia N - Niemcy Okres: Ceny zboża - Ceny artykułów przemysłowych - Płace 1701-1766Ď: 100A 100N - 100A 100N - 100A 100N 1767-1789Ď: 147A 117N - 97A 110N - 125A 111N 1790-1803Ď: 193A 157N - 107A 125N - 168A 121N Są więc silne argumenty przemawiające za tym, aby wiek Xviii dzielić na dwie kontrastujące ze sobą pod względem gospodarczym połowy. Ów proces można jednak ująć i w proponowany przez nas podział na trzy trzydziestolecia. Pierwsze trzydziestolecie (1700-1733Ď) to przedłużenie złej koniunktury gospodarczej z drugiej połowy Xvii w., pogłębionej klęskami elementarnymi z lat wielkich wojen. Jest to okres dużych trudności finansowych, które pobudzają do bardzo ożywionej działalności w zakresie usprawnienia kredytu i wybujałej spekulacji. Na fali finansowych kryzysów wypływają awanturniczy aferzyści. Drugie trzydziestolecie (1733-1763Ď) obejmuje przełomowy okres zmiany koniunktury i reorientacji w ruchu cen i płac. Zaznacza się teraz ekspansja demograficzna i wzmożony napływ kruszców. Nadchodzą złote lata dla właścicieli ziemskich, którzy bogacą się dzięki wzrostowi miast i chłonności rynku. Wreszcie ostatnie ćwierćwiecze (1763-1789Ď) to okres przyspieszonego wzrostu gospodarczego i demograficznego w warunkach znamiennego dla nadchodzącej epoki kapitalizmu pogłębiania się polaryzacji społecznej. Początki rewolucji przemysłowej niosły ze sobą nie tylko zaostrzenie kontrastów bogactwa i nędzy wewnątrz europejskich społeczeństw, lecz również naruszały tę pewną równowagę, która w połowie Xviii w. znamionowała rozwój poszczególnych krajów Europy. Pod koniec stulecia czynił postępy nie tylko międzynarodowy, lecz i międzykontynentalny podział pracy oraz podział dochodu. Anglia w radykalny sposób zdystansowała wszystkie kraje. Zajmując się ludźmi Xviii w. należy więc zawsze mieć na uwadze datę 1750, a może bardziej jeszcze tę okoliczność, że mamy do czynienia z trzema pokoleniami, z których każde żyło w odmiennych warunkach dość szybko zmieniającego się świata. Podkreślając owo "przyspieszenie historii" należy jednak zachować również należyty umiar, bowiem w porównaniu z Xix, a zwłaszcza z Xx w. był to jeszcze ruch powolny. Rozdział trzeci.Ń Społeczeństwo 1. Szlachta Liczba szlachty wzrastała w Europie być może nieco szybciej niż liczba ludności innych stanów. Aczkolwiek szlachta na polach bitew składała wysoką daninę krwi, nie zagrażał jej jednak, tak jak chłopom, głód, a mieszkając przeważnie na wsi mniej niż mieszczanie cierpiała od grasujących w miastach epidemii. W owym czasie stopa przyrostu naturalnego zależała głównie od wieku, w którym zawierano związki małżeńskie. W śród szlachty częstsze niż wśród klas pracujących były ożenki w młodocianym wieku. Wreszcie nie tylko syn szlachcica pozostawał szlachcicem, ale i nieszlachcic mógł dostąpić szlachectwa. Najwięcej szlachty było w Polsce (około 700 tys., czyli 8% ludności) i w Hiszpanii (około 500 tys. - 5% ludności). Może te liczby są zawyżone. W ludnej Francji liczono około 300 tys. szlachty ( 1,2% ludności), ale ostatnio raczej tylko 120 tys. (0,5%Ď). W Szwecji w połowie stulecia zaledwie 9 tys. (0,5%Ď), a jeszcze mniejszy odsetek w Danii i Norwegii. Pod koniec Xviii w. mogło być w Europie 2 mln "herbowych". Ta masa była jednak tak dalece zróżnicowana, że trudno ją ujmować w jedną kategorię. Polska szlachta zaściankowa i czynszowa, drobna szlachta bretońska czy hiszpańscy hidalgowie w dziurawych płaszczach - była to ludność żyjąca niemal po chłopsku, ale szczycąca się herbowym "klejnotem". Ów klejnot nie był pustym ornamentem, zapewniał bowiem immunitety podatkowe i ułatwiał ubogim szlachcicom awans w wojsku, w administracji i w Kościele. Niemniej jednak drobny szlachcic znajdował się na drabinie społecznej faktycznie znacznie niżej niż "gorzej urodzony", ale zamożny mieszczanin. Podczas gdy przywileje stanowe podpierały pozycję społeczną wielu ludzi zbiedniałych, gnuśnych i ciemnych, którzy mogli się wykazać jedynie szlachetnym urodzeniem, nowe fortuny i talenty żywiołowe dążyły do Wielkiej Brytanii. Dopóki główną socjalną aspiracją wzbogaconego mieszczanina była możność zapewnienia sobie stosownego miejsca w obrębie klasy panującej. Istota zagadnienia szlachectwa w Xviii w. sprowadza się do problemu, w jakim stopniu ówczesna ruchliwość społeczna mieściła się w strukturze stanowych podziałów. W miarę rozwoju akumulacji kapitałów w sferze gospodarki miejskiej oraz w miarę rozrostu biurokracji państwowej nasilało się napięcie wewnątrz i wokół stanu szlacheckiego. Zmagały się ze sobą dwie tendencje: ekskluzywny i konserwatywny duch kastowo-stanowy oraz napór elementu burżuazyjno-urzędniczego, który dążył do uzyskania statusu społecznego odpowiadającego jego faktycznemu znaczeniu. Sprawa ta przedstawiała się rozmaicie w różnych krajach Europy. Wypada rozpocząć od Anglii, aby ją znów wyodrębnić. W Anglii ściśle określoną grupę arystokratyczną (nobility) stanowiło jedynie około setki rodów parowskich (książęta, hrabiowie, w baronowie), którym przysługiwał przywilej dziedzicznej reprezentacji w Izbie Lordów. Tytuły i dobra (majoraty) dziedziczyli tylko najstarsi synowie, natomiast na wakujące miejsca król mógł powoływać nowych parów nie oglądając się na ich pochodzenie. Była to więc grupa niewielka, o dość ustabilizowanej liczebności (do czasów Pitta Młodszego, który znacznie powiększył liczbę parów), i zapewnionym dopływie nowej krwi. Aczkolwiek parowie odegrali doniosłą rolę w życiu politycznym Anglii, nie ich jedynie ma się na myśli, gdy wiek Xviii określa się jako epokę panowania landlordów. Landlordowie to zarówno arystokratyczna nobility jak i ziemiańska gentry. Członkowie rodzin parowskich (nobility) zajmowali około 20% miejsc w Izbie Gmin, podczas gdy ziemianie (gentry) uzyskiwali 60% mandatów. Ponadto ziemianie jako sędziowie pokoju sprawowali jurysdykcję lokalną. Poza tym jednak nie mieli przywilejów (np. podatkowych) i nie stanowili zamkniętego stanu. Osobliwością Wielkiej Brytanii jest okoliczność, iż wypada tu mówić raczej o ziemiaństwie niżo szlachcie. W obrębie gentry jedynie około 10% stanowiły rodziny o dziedzicznych szlacheckich tytułach baronetów i rycerzy (kinghts); reszta byli to ludzie grzecznościowo tytułowani esquires i gentlemen. Z tego samego pnia wywodzące się słowa: angielskie "gentleman" i francuskie "gentilhomme", nabrały różnego znaczenia. Gentilhomme to człowiek z szlachecką genealogią, dżentelmen natomiast to człowiek "dobrze ułożony" i honorowy. Najwłaściwszą dla dżentelmena oprawą jest wiejska posiadłość z końmi, psami i polowaniem, ale ów dżentelmen-ziemianin (landlord) legitymuje się bardziej stylem życia i majątkiem niż galerią antenatów. W 1726 r. pisał Defoe: "W Anglii handel tworzy dżentelmenów i zaludnił ów kraj dżentelmenami. Bowiem dzieci, a przynajmniej wnukowie kupca, stają się równie dobrymi dżentelmenami, politykami, parlamentarzystami, radcami stanu, sędziami, biskupami i szlachcicami (noblemen), jak ludzie o najwyższym urodzeniu i z najstarszych rodów". W złotym wieku angielskiego ziemiaństwa (1688-1832Ď) dokonywało się zrośnięcie szlachty i burżuazji. Parowie lokowali kapitały w handlu, kupcy zaś w ziemi, którą wypadało posiadać dla społecznego i towarzyskiego standardu czy dla kandydowania do Izby Gmin, ale która nade wszystko stanowiła dobrą i wciąż najpewniejszą lokatę. Grunty uprawiali dzierżawcy, a więc właściciel ziemski nie był zawodowo przywiązany do swych dóbr. Dżentelmen mógł być jedynie konsumentem renty gruntowej, mógł się też sam zajmować gospodarką rolną i mógł pomnażać swój majątek w jakiejkolwiek sferze gospodarczej działalności. Potomkowie młodszych synów arystokratów, pozbawieni tytułów i dóbr rodowych, szukali różnych dróg kariery. Małżeństwa między osobami pochodzącymi z rodzin szlacheckich i mieszczańskich były dość częstym zjawiskiem. Słabość armii i tradycji militarnych nie sprzyjała rozwinięciu się ducha kastowego, choć istniały oczywiście towarzyskie snobizmy. Pochodzenie szlacheckie ułatwiało życie, ale o pozycji społecznej decydował pieniądz. Stanowisko społeczne gentry w Xviii w. odpowiadało dominującej jeszcze roli rolnictwa w gospodarce wejścia w szeregi ziemiaństwa (co bynajmniej nie oznaczało wycofania się z miejskich interesów), elastyczna gentry spełniała funkcję klasy panującej ku zadowoleniu partnerów feudalno-burżuazyjnego kompromisu. Równowaga ta zaczęła załamywać się dopiero w Xix w., kiedy Anglia z kraju rolniczo-przemysłowego stała się krajem przemysłowym. Na drugim krańcu Europy, w Rosji, problem szlachty miał również bardzo swoisty i odrębny charakter. W Xvii w. stopniowo zacierał się podział na wotczyny (dziedziczne władanie ziemią) i pomiestie (dobra dożywotnie w zamian za służbę). Piotr I nadał szlachcie rosyjskiej jednolity charakter: wszystkie dobra uznano za wotczyny, równocześnie zaś całą szlachtę pociągnięto do obowiązku dożywotniej w zasadzie służby w armii, flocie lub administracji cywilnej (tzw. hierarchia czynów). Służba szlachcica zaczynała się już od dziesiątego roku życia, kiedy jego nauka podlegała państwowej kontroli. Obowiązek służby, stopniowo rozluźniany, został zniesiony w 1762 r., niemniej jednak do końca Xviii w. szlachta rosyjska pozostawała w wysokim stopniu zbiurokratyzowana i zmilitaryzowana. Służba państwowa umożliwiała uzyskanie szlachectwa, a łaska carska wynosiła ludzi niskiego pochodzenia lub cudzoziemców na szczyty szlachecko-państwowej hierarchii. Szlachta rosyjska w Xviii w. była czymś pośrednim między szlachtą w europejskim tego słowa znaczeniu a stanem dygnitarskim w krajach Azji, gdzie panujący powoływali na najwyższe stanowiska ludzi z ludu, a nawet wyzwoleńców i niewolników. W Rosji jednak tytuły były dziedziczne, aczkolwiek zatwierdzony przez cara wyrok sądu mógł pozbawić szlachectwa. Stare rody bojarskie kultywowały ekskluzywne skłonności arystokratyczne, a nadana przez Katarzynę Ii w 1785 r. Karta szlachectwa upodobniła status szlachty rosyjskiej do zachodnioeuropejskiej. Ewolucja w tym kierunku miała się dopełnić w Xix w. W interesującym nas okresie szlachta rosyjska była równocześnie stanem uprzywilejowanym i stanem służebnym. Wewnątrz stanu szlacheckiego istniało duże zróżnicowanie zarówno majątkowe (wielcy latyfundyści obok drobnych ziemian), jak i służbowe (14 czynów). Niwelującą rolę odgrywała carska łaska i niełaska. Sposobiąc szlachtę do służby państwowej dbano o jej wykształcenie (szlacheckie korpusy kadetów). W tej sferze tworzyły się zaczątki rosyjskiej inteligencji. Stanowiąc państwową kadrę, szlachta miała silną pozycję społeczną. Mieszczaństwo nie było dla niej konkurentem czy partnerem. Dość podobną funkcję spełniała szlachta w monarchii pruskiej. Aczkolwiek jej rola służebna nie była tak zinstytucjonalizowana jak w Rosji, niemniej jednak na szlacheckiej kadrze opierał się pruski militaryzm, a od czasu panowania Fryderyka Ii również pruska biurokracja. Szlachta pruska nie była bogata i w służbie państwowej sztukowała swoją kusą fortunę; wytworzył się charakterystyczny duch kastowy: oficerski i urzędniczy. Pruskie wzory naśladowała w drugiej połowie Xviii w. Austria. W obu krajach szlachta ziemiańska ex officio uczestniczyła w administracji lokalnej. W monarchii habsburskiej szlachta była jednak bardziej zróżnicowana: więcej tu było możnych magnatów i większą rolę, niż w junkierskich Prusach, odgrywało życie dworskie. W erze józefińskiej przy angażowaniu urzędników nieco mniej uwagi poświęcano ich genealogii, ale za to cesarze szczodrze szafowali nobilitacjami i tytułami arystokratycznymi. O ile w Prusach wyższy urzędnik z reguły był szlachcicem, o tyle w Austrii dochodził do szlachectwa przez urząd. W krajach tych od urzędników wymagano kwalifikacji (studia nauk kameralnych), ustalono tok kariery i pragmatykę służbową. W Prusach i w Austrii pozycję społeczną szlachty umacniała najwyżej w Europie rozwinięta warstwa urzędnicza. W tych szlachecko-urzędniczych monarchiach środkowej Europy, podobnie jak w Rosji, dokonał się w Xviii w. szybki wzrost mocarstwowej potęgi. W Polsce szlachta swą niezwykłą liczebnością i przywilejem przytłaczała inne stany i autorytet korony. Do schyłku Xviii w. dominował duch ekskluzywny, pogarda dla plebejów i zamykanie przed nimi drogi do nobilitacji. W ostatnich latach istnienia Rzeczypospolitej doszli do głosu zwolennicy otwarcia mieszczanom dostępu do szlachectwa i do urzędów. Tendencja ta stanowiła próbę umocnienia pozycji szlachty jako stanu obywatelskiego, nie zaś realizację kompromisu feudalno-burżuazyjnego na angielską modłę. W Polsce szlachta miała zdecydowaną przewagę gospodarczą i społeczną, a również spośród szlachty wywodziła się znaczna większość ludzi wyróżniających się wykształceniem i aktywnością intelektualną. Podobnie jak w Polsce przedstawiała się sytuacja na Węgrzech, gdzie szlachta była bardzo liczna, zasiadała w przedstawicielskich organach władzy politycznej, miała rozległe przywileje (m.in. monopol posiadania ziemi i piastowania urzędów) oraz prymat w życiu kulturalnym. Madziarowie i Sarmaci wytworzyli zbliżone typy społeczeństw szlacheckich. Trzecim wreszcie krajem kontynentu, w którym szlachta sprawowała rządy za pośrednictwem ciał przedstawicielskich, była Szwecja (po 1720 r.). Szlachta szwedzka miała wprawdzie przewagę, ale nie monopol władzy politycznej (w sejmie obok szlachty zasiadali duchowni, mieszczanie i chłopi). W tak zwanej erze wolności (1720-1772Ď) szlachta przejawiała ekskluzywność stanową (utrudnienie nobilitacji) i przeciwstawiała się władzy monarszej, która szukała poparcia u "stanów niższych". Pozycja gospodarczo-społeczna nielicznej szlachty była w Szwecji znacznie słabsza niż w Polsce czy na Węgrzech i za panowania Gustawa Iii szwedzka szlachta utraciła swą dominującą pozycję polityczną. W Rzeszy Niemieckiej (z której wyłączamy tu Prusy) silny był element feudalno-arystokratyczny, który przejawiał się w wielkiej liczbie udzielnych dynastów, sprawujących władzę w miniaturowych często państewkach. Mnogość dworów książęcych pozwalała szlachcie niemieckiej szczycić się różnymi dworskimi czy państwowymi funkcjami i tytułami oraz umacniała kastowe przedziały, charakterystyczne nie tylko dla szlachty, lecz dla całego ówczesnego społeczeństwa niemieckiego. W niemieckiej mozaice znalazło się też miejsce i dla wolnych miast Rzeszy z ich starym patrycjatem. Pod względem kulturalnym, a często i majątkowym, mieszczaństwo górowało nad arystokracją i szlachtą. Rozdrobnienie feudalne umacniało jednak hierarchiczną strukturę społeczeństwa z jego operetkowymi dworami i panami o długich tytułach, a często nader kusych fortunach. Zasobni i kulturalni mieszczanie z respektem oddawali tym panom pierwszeństwo. Różnorodną mozaikę stanowiła również Italia, gdzie obok feudalno-arystokratycznego południa istniała też w Państwie Kościelnym swoista oligarchia rodów kardynalskich oraz na północy stare miasta-państwa, w których trudno przeprowadzić linię podziału między szlachtą a miejskim patrycjatem. Następstwem hiszpańskiego panowania w Italii było nie tylko osiedlenie się w tym kraju sporej liczby hiszpańskiej szlachty, lecz również przejęcie przez Włochów hiszpańsko-arystokratycznych manier. Swoista "arystokratyzacja" dokonała się w Xviii w. również w mikrokosmosie szwajcarskim, gdzie obok feudalnych enklaw i chłopskich republik zasadniczy trzon związku stanowiły republiki miejskie. Rządzące w tych ostatnich rody patrycjuszowskie chętnie popisywały się herbowymi tarczami. Natomiast oligarchia mieszczańska rządząca Holandią (tzw. regenci) stała w hierarchii społecznej znacznie wyżej niż dziedzice szlacheckich tytułów. W Republice Zjednoczonych Prowincji zamknięta w swych wiejskich zameczkach szlachta stanowiła pozbawiony znaczenia relikt przeszłości, z którą zerwali Holendrzy zrzucając panowanie hiszpańskie. Królowie hiszpańscy w Xvi i Xvii w. otoczyli się szlachtą dworską na nie spotykaną przedtem w Europie skalę. Wytworzył się tu styl "pozłacanej" i ujętej w wyszukany protokół dworski bezczynności arystokracji. Grandowie naśladowali królów skupiając wokół siebie dworaków i klientów, a rozmnożona szlachta pędziła leniwy, choć nieraz ubogi żywot, przebywając więcej w miastach niż na wsi. Szlachta hiszpańska nie dbała o wykształcenie, natomiast wielką wagę przywiązywała do genealogii, co w tym kraju, gdzie obowiązywały prawa "czystości krwi", było istną obsesją. Zamiłowana w swojskości i folklorze szlachta hiszpańska w swych upodobaniach uległa w Xviii w. swoistemu "plebejanizmowi", nie wyzbywając się jednak szlacheckiej dumy oraz pogardy dla niższych stanów i niegodnych hidalgi zajęć. Wsparta przez liczny i bogaty kler nie znajdowała konkurentów w mieszczaństwie, które hołdując snobizmowi i tytułomanii starało się do szlachty upodobnić. Ludwik Xiv poszedł za przykładem królów hiszpańskich, ściągając arystokrację na swój dwór. Rujnujące się na dworski zbytek francuskie rody arystokratyczne królowie wspierali pensjami i rozdawnictwem beneficjów kościelnych. Potomkowie wielkich rodów chętnie również "pozłacali swoje herby" koligacąc się z rodzinami finansistów i zasiadającej w parlamentach szlachty urzędniczej (noblesse de robe). Drogą zakupywania urzędów i dóbr feudalnych góra mieszczańska przenikała do szlachty, nie wytworzyło się jednak we Francji coś w rodzaju angielskiej gentry, mimo że pośredni stan między szlachtą rodową a mieszczaństwem, noblesse de robe, był w Xvii i w początkach Xviii w. grupą dynamiczną, wykazującą dużo większą aktywność polityczną, umysłową i gospodarczą niż szlachta rodowa (noblesse d'epee). Spośród tej warstwy pośredniej rekrutowali się przeważnie królewscy ministrowie. W toku Xviii w. ustaliła się jednak dziedziczność stanowisk w parlamentach (najwyższych sądach) i noblesse de robe stawała się zamkniętą, ekskluzywną i konserwatywną kastą. W latach poprzedzających rewolucję, w okresie tzw. reakcji feudalnej, podobna tendencja wystąpiła wśród szlachty rodowej. Energicznie rewindykowała ona stare przywileje; jako warunek nabycia stanowiska oficerskiego wprowadzono np. obowiązek przedłożenia wywodu genealogicznego. O ile za czasów Ludwika Xiv większość kadr administracyjnych pochodziła spośród uszlachconych mieszczan, o tyle za panowania Ludwika Xvi wysokie urzędy zajmowali przeważnie ludzie już "szlachetnie urodzeni". Wprawdzie wrota nobilitacji pozostawały wciąż dość szeroko otwarte, ale "stara" szlachta przeciwstawiała się "nowej". Naprzeciw zamykającej się szlacheckiej kasty (w obu jej gałęziach, tej od miecza i tej od parlamentarnej togi) stało we Francji rosnące w bogactwo, talenty i ambicje mieszczaństwo. Pogłębiał się równocześnie kontrast między arystokratycznym i bardzo bogatym wyższym klerem a plebejskim duchowieństwem parafialnym. Fizyczna, liczebna siła stanów uprzywilejowanych była we Francji, jak wiemy, niewielka, a pod względem wykształcenia i kultury umysłowej szlachecka elita nie górowała nad elitą mieszczańską. Oparciem dla uprzywilejowanych była państwowa machina monarchii; lecz szlachta, zwłaszcza urzędnicza, w drugiej połowie stulecia w swych rewindykacjach stanowych burząc się przeciw królewskiemu absolutyzmowi, "podcinała gałąź, na której siedziała". Ujmując syntetycznie położenie szlachty w Xviii w. należy wyodrębnić kraje wschodniej i zachodniej Europy. Na terenach na wschód od Łaby szlachta, gospodarując w pańszczyźnianych folwarkach, była w sposób bezpośredni związana z produkcją rolną. W krajach tych stanowiła ona ponadto rzeczywistą kadrę administracji państwowej oraz warstwę najbardziej wykształconą. Front walki klasowej przebiegał tu między szlachtą a chłopami, praktycznie bez udziału "trzeciego stanu". W tych warunkach panowanie szlachty nie było zagrożone i dalszy rozwój gospodarczo-społeczny tych krajów miał się dokonywać pod hegemonią klasy szlachecko-ziemiańskiej. Na Zachodzie natomiast (pomijając Anglię) szlachta w dużo większym stopniu stała się już warstwą głównie konsumpcyjną. W tych krajach szlachta w zasadzie nie zajmowała się rolnictwem, lecz pobierała czynsze, daniny i renty. Służąc tradycyjnie w armii i figurując w różnych gałęziach administracji państwowej, nie miała kompetencji na miarę swych przywilejów i roszczeń. Wobec rozwoju mieszczaństwa i wyłanianych przez nie wolnych zawodów uprzywilejowane stanowisko szlachty stawało się w nowoczesnym społeczeństwie przeżytkiem. Mieszczaństwo jednak starało się urządzić obok szlachty lub w miarę możności - wewnątrz szlachty, i ta symbioza będzie charakterystyczna dla osiemnastowiecznego starego ładu, póki nie dojdzie do napięcia i eksplozji w tym kraju, w którym kontrast między pozycją uprzywilejowanych a rzeczywistym układem sił społecznych był szczególnie jaskrawy, a więc we Francji. Nie uprzedzając jednak faktów, czyli zamykającego interesujący nas okres francuskiego kryzysu, wypada stwierdzić, że szlachcie europejskiej powodziło się w drugiej połowie Xviii w. lepiej niż kiedykolwiek. Korzystając z ogólnego rozwoju gospodarczego i wzrostu renty gruntowej szlachta wytworzyła tę salonowo-pałacową cywilizację, która może niezbyt grubym, ale dość jednolitym pokostem pokryła cały kontynent. Mimo różnic dzielących np. Hiszpanię od Rosji czy Francję od Polski, ówczesne europejskie "dobre towarzystwo" łatwo znajdowało wspólny język (nie tylko w tym sensie, że była to francuska mowa) i przyjęło podobny styl życia. Ów styl kształtował się w związku z rozwojem życia dworskiego i postępującym procesem urbanizacji bogatej szlachty. Przykład Wersalu naśladowany był w całej Europie i arystokracja w większym niż uprzednio stopniu żyła w orbicie monarszych dworów. Obok wielkich stolic mnożyły się "małe Wersale" w rezydencjach książąt niemieckich czy polskich magnatów. Atrakcyjność dworów i życia dworskiego był to czynnik oddziałujący na ogólny ruch szlachty ku miastom. Miejski tryb życia przyjęła najwcześniej szlachta w Italii i w Hiszpanii. W Xviii w. pęd szlachty do miast opanował wszystkie kraje. Uznano, że wieś jest w zimie nudna, a życie w mieście atrakcyjne. Wprawdzie w drugiej połowie Xviii w. uroki życia wiejskiego stały się modne i lubowano się w rozkosznych wiejskich rezydencjach. Ale to było dobre na lato czy sezon jesiennych polowań. Bogata szlachta upiększała wiejskie rezydencje, wiele czasu spędzała jednak w swych miejskich domach i pałacach. Urbanizacja bogatej szlachty czyniła szczególne postępy we Francji i w ogóle w tych krajach, w których szlachta nie prowadziła gospodarki folwarcznej. Ale i w takich miastach, jak Wiedeń, Warszawa, Moskwa czy Petersburg, pełno było pańskich pałaców. Wielkie sumy wydobyte z dóbr ziemskich przechodziły do miast, aby ożywić w nich rzemiosło, a zwłaszcza kwitnący w Xviii w. przemysł budowlany. Wędrówka do miast szlachty, której towarzyszyła liczna służba i ludność trudniąca się zaspokajaniem pańskich wybujałych potrzeb konsumpcyjnych, stanowiła istotny czynnik rozwoju miast i miejskiej cywilizacji. W tych warunkach z jednej strony szlachta wrastała w miejski tryb życia, z drugiej zaś sąsiadujący z nią bogaci mieszczanie starali się "żyć po szlachecku" ( vivre noblement). Pogłębiał się dystans między tą elitą a prowincjonalnymi hreczkosiejami, których, z odcieniem pogardy, nazywano wiejskimi szlachcicami. 2. Mieszczaństwo, ludzieŃ interesu, wolne zawody Wewnątrz stanu miejskiego między holenderskim "regentem" a szewskim czeladnikiem z Płocka istniała nie mniejsza przepaść społeczna niż między hiszpańskim księciem krwi a czynszowym szlachcicem spod Łukowa. Średniowieczna struktura mieszczaństwa, z jego municypalną organizacją podzieloną na stany, porządki czy ordynki, konfraternie i cechy, stanowiła na równi z przywilejami szlachty element starego ładu. A w obrębie tego starego ładu, gdzie na życie gospodarczo-społeczne nakładały się lokalnie zróżnicowane przedziały stanowo-prawne, wszelkie uogólnienia są rzeczą trudną i często zawodną. Każdej "regule" można tu przeciwstawić liczne wyjątki. Czyniąc te zastrzeżenia, podejmiemy jednak ryzyko scharakteryzowania pewnych przemian dokonujących się wewnątrz tak bardzo zróżnicowanego "stanu miejskiego" w Xviii w. Jak wiemy, najbardziej przedsiębiorczy i ambitni mieszczanie różnymi sposobami przenikali do szlachty, co zresztą bynajmniej nie było zjawiskiem nowym. Znamienne dla epoki jest natomiast nasilenie się dążeń mieszczaństwa do lokowania kapitałów w ziemi. We Francji np. w drugiej połowie Xviii w. - już więcej ziemi należało do mieszczan (ok. 30%Ď) niż do szlachty (ok. 20%Ď). W tych krajach, gdzie posiadanie ziemi stanowiło monopol szlachty (jak w Polsce), prawo do nabywania dóbr ziemskich stało się jednym z głównych postulatów mieszczaństwa. Nabywanie posiadłości ziemskich prowadziło często do uszlachcenia, ale nie to było głównym celem. Rozwój nowego rolnictwa, a zwłaszcza wzrost renty gruntowej skłaniały do ekonomicznej kalkulacji. W zachodniej Europie wzrastała warstwa nieszlacheckiego ziemiaństwa. Choć ludzie ci niekoniecznie zrywali z miejskimi interesami, w pewnym sensie jednak oddalali się od miejskiego stanu. W życiu municypalnym silnie natomiast tkwił patrycjat, który tradycyjnie łączył prymat w ratuszu z posiadaniem podmiejskich dóbr ziemskich. Ta mieszczańska arystokracja miała charakter kastowy i konserwatywny. Patrycjuszowskie rody, które ongiś w handlu i rzemiośle doszły do znaczenia i bogactwa, miały skłonności do zamykania się w stan dygnitarski. Obok nich dużym prestiżem społecznym cieszyli się miejscy juryści, żyjący z sądów i municypalnych finansów. Wreszcie konfraternie kupieckie i starszyzna cechowa stały na straży reglamentowania produkcji i obrotu według zasad "sprawiedliwej ceny". Była to cena wyśrubowana, w związku z nastawieniem wytwórczości na jakość, a nie na ilość, przestrzeganiem średniowiecznych procederów rękodzielniczej techniki oraz kupieckiej etyki, potępiającej wolną konkurencję. Patrycjat, magistraccy juryści, konfraternie kupieckie i starszyzna cechowa był to miejski establishment, w sposób dziedziczny trzymający w ręku organa średniowiecznego samorządu. W miarę wzrostu wielkomiejskich aglomeracji i ograniczania autonomii miejskiej przez władze państwowe stopniowo tracił znaczenie stary stan municypalny. Proces ten miał różny przebieg w poszczególnych krajach i miastach. Tam, gdzie miasta znajdowały się w stagnacji i utrzymywały swój dawny status prawny, jak w południowo-zachodnich Niemczech, w Szwajcarii czy w miejskich republikach włoskich, stabilizowały się zamknięte oligarchie patrycjuszowskie. Natomiast w rosnących miastach "rezydencjonalnych" i przemysłowych oraz w ośrodkach międzynarodowego handlu i finansów średniowieczne struktury municypalne były rozmywane przez elementy nie mieszczące się w ich ramach. Sytuację tę można określić jako ścieranie się żywiołów staromiejskich i nowomiejskich oraz wprowadzić rozróżnienie między starym mieszczaństwem a "ludźmi interesu". Rozróżnienia tego oczywiście nie należy traktować sztywno, nie można bowiem zapominać o tym, że wielu patrycjuszy prowadziło wielkie interesy, a w tak czysto burżuazyjnym kraju, jak Holandia, administracja państwowa i wielki biznes tradycyjnie zbiegały się w tych samych rękach. Starając się jednak wyróżnić charakterystyczne dla epoki tendencje rozwojowe, wypada podkreślić wagę tych ludzi interesu, którzy rozwijali ożywioną działalność gospodarczą obok staromiejskiego establishmentu, a często wbrew niemu. Istotne znaczenie mieli tu ludzie obcy. Różny bywał stopień owej "obcości". Podstawową masę stanowili oczywiście ludzie tej samej narodowości, przybywający z innych miast i ze wsi. Zwłaszcza w szybko rosnących przemysłowych miastach angielskich i francuskich tego rodzaju przybysze rychło zmajoryzowali stare mieszczaństwo. Nowi ludzie stanowili z jednej strony masę ciemnych, zahukanych i najbardziej wyzyskiwanych chłopów, z drugiej rzutkich przedsiębiorców na dorobku, którzy wykazywali wiele inicjatyw i zaradności. Początki rewolucji przemysłowej obfitują już w efektowne kariery ludzi, którzy z bardzo skromnego startu dochodzili do wielkich fortun. W krajach o największym dynamizmie rozwoju miast i mieszczaństwa, takich jak Anglia i Francja, ruchliwość społeczna w największym stopniu rozsadzała sztywne struktury stanowo-korporacyjne. W aspekcie historii poszczególnych krajów podstawowym zjawiskiem był wzrost nowoczesnego mieszczaństwa angielskiego, francuskiego czy niemieckiego. W aspekcie zjawisk o charakterze międzynarodowym wypada jednak wskazać i na rolę ludzi interesu o szczególnie wyraźnym charakterze "obcości". Już w średniowieczu właściwością miast handlowych był ich międzynarodowy charakter, a na progu wieków średnich i czasów nowożytnych nadzwyczaj ruchliwym elementem byli Włosi. Napływowe "nacje" wtapiały się jednak dość łatwo w municypalną społeczność dzięki wspólnej więzi parafialnej. W interesującym nas okresie takie miasta, jak Kadyks, Lizbona, Londyn, Amsterdam czy Hamburg (a także Warszawa), roiły się natomiast od cudzoziemców, którzy reprezentowali nie tylko mnogość języków, ale i wyznań religijnych. Jakkolwiek tezy M. Webera i W. Sombarta, wywodzące "ducha kapitalizmu" z judaizmu i kalwinizmu, są przejaskrawione, to jednak, sprowadzone do właściwych proporcji, pozostają przydatne dla analizy pewnych społeczno-gospodarczych faktów związanych ze zjawiskiem diaspory. Ludzie znajdujący się w religijnej diasporze byli obcy w społeczeństwie, w którym żyli, zachowywali natomiast solidarność ze swymi pobratymcami w innych krajach. To położenie predestynowało ich do rozwijania działalności ekonomicznej w warunkach narzuconych przez środowisko ograniczeń i ostrej konkurencji, a równocześnie z zapleczem zagranicznych powiązań. Drogą awansu dla tych ludzi nie była drzemka na magistrackiej ławie, ale interesy prowadzone na przyspieszonych obrotach. Nie mogąc lokować kapitału w urzędach czy w ziemi, mogli nim jedynie obracać. Zachodnioeuropejscy i niemieccy Żydzi w Xviii w. na tyle już wyszli z getta, że nie ograniczali się do drobnego handlu i lichwy, pozostawali jednak na tyle obcy, że byli wyłączeni z municypalnych wspólnot. Pomijając pomniejsze diaspory wyznaniowe należy podkreślić duże znaczenie gospodarcze diaspory hugenockiej. Francuscy kalwiniści nie byli wprawdzie tak wyobcowani jak Żydzi, ale ich wychodźstwo było na tyle świeżej daty, że w Xviii w. w pełni odnosiły się do nich scharakteryzowane wyżej warunki diaspory. Poprzedzili ich w Xviii w. Holendrzy, których grupy znalazły się we wszystkich węzłowych punktach gospodarki europejskiej i światowej. O ile etyka katolicka traktowała kupiectwo jako zło konieczne i potępiała lichwę, o tyle według światopoglądu kalwińsko-purytańskiego i żydowskiego aktywność gospodarcza była wypełnieniem woli bożej, pożyczka na procent - rzeczą godziwą, zbytek zaś i chęć użycia - nader zdrożne. Zwłaszcza Holendrzy byli w Xvii w. pionierami burżuazyjnych cnót prowadzących do akumulacji kapitału: pracowitości i oszczędności. Diaspora holenderska odegrała w Xvii w. rolę pobudzającą zwłaszcza w Anglii, gdzie osiedliło się później również wielu hugenotów i Żydów. Ośrodkami gospodarczej aktywności Żydów o międzynarodowym znaczeniu były w Xviii w. Amsterdam, Londyn, Marsylia, Bordeaux, Rouen, Hamburg, Frankfurt nad Menem, Livorno, Smyrna. Liczni kupcy żydowscy przybywali z Polski i Czech na targi lipskie. Rozsiani po Europie francuscy hugenoci mieli swą główną centralę w Genewie, a za pośrednictwem pozostałych w kraju krewnych i znajomych (często kryptohugenotów) utrzymywali liczne powiązania z gospodarką francuską. Ruchliwym elementem była również diaspora szkockich jakobitów. Ludzie diaspory w znacznym stopniu opanowali międzynarodowy handel pieniężny. Bankierzy i finansiści stanowili kosmopolityczny element słabo związany z ustatkowanym mieszczaństwem. To mieszczaństwo w całej środkowo-wschodniej Europie pomstowało na Żydów, że zagrażają jego handlowi i rzemiosłu sprzedając towary po niższych cenach. Istotnie "żydowskim wynalazkiem" była zasada, że opłaca się zwiększyć i przyspieszać obrót przy zniżaniu cen. Wstrząsało to rutyną życia gospodarczego i starą etyką kupiecko-cechową. Szczególnie ostra walka toczyła się w Xviii w. wewnątrz i wokół cechów. Stare mieszczaństwo obstawało przy reglamentacji cen, jakości i rozmiarów produkcji oraz przeciwstawiało się ulepszeniom technicznym. Ludzie interesu, poszukując taniej siły roboczej, organizowali wytwórczość chałupniczą na wsi. Przemysł fabryczny rodził się w Anglii wbrew oporowi korporacji rzemieślniczych. Pionierami tego przemysłu byli przeważnie nie bogaci mieszczanie, ale drobni zrazu wytwórcy, którzy rozbudowywali i doskonalili własne warsztaty. W zachodniej Europie duże znaczenie miały uprzywilejowane kompanie handlowe o mieszanym mieszczańsko-szlacheckim kapitale. Nie brakło również, np. w Anglii czy we Francji, arystokratów-przemysłowców. We wschodniej Europie silniej jednak w dziedzinie przemysłu zaznaczała się inicjatywa państwa i bogatej szlachty, posługując się sprowadzonymi z zagranicy fachowcami. Wędrówki fachowców i przedsiębiorców były zresztą charakterystyczne dla całej Europy. W nowych miejscach osiedlenia byli oni przybyszami. W Xviii w. postępował w miastach europejskich rozkład dawnych struktur i dawnych obyczajów. Cechy rozpadały się nie tylko w Anglii i Francji, ale i w krajach niemieckich, gdzie ich tradycyjna pozycja była najsilniejsza. W Wiedniu np. w 1734 r. na 7800 majstrów jedynie 2640 należało do cechów. W etyce i obyczaju kupieckim dokonywały się zmiany w kierunku akceptowania konkurencji z towarzyszącą jej reklamą. Ogłoszenia handlowe rozlepiane na murach lub zamieszczane w gazetach zaczęły się pojawiać w Holandii i Anglii na schyłku Xvii w., a w Xviii w. rozpowszechniły się w Europie wraz z obyczajem przynęcania przechodniów towarem wystawionym w witrynach sklepowych. W drugiej połowie stulecia jeździli już komiwojażerowie z próbkami firmowych wyrobów Według dawnych kanonów szanujący się kupiec czy rzemieślnik powinien zachowywać się dostojnie, chodzić wolnym krokiem, w sklepie czy warsztacie statecznie czekać na klienta. Obecnie pogoń za klientem przestała uwłaczać mieszczańskiej godności. Rozpływaniu się żywiołu staromiejskiego w nowomiejskim towarzyszyło ogólne przyspieszenie gospodarczego rytmu miejskiego życia. Zjawiska tego nie należy jednak zbytnio uogólniać. Trzeba pamiętać i o miastach drzemiących w cieniu dawnej świetności, i o rolniczych miasteczkach, jak te polskie mieściny, w których "sławetni" żyli z podmiejskich ról i ogrodów z pędzenia trunków dla przybyłych na jarmark chłopów. Dążenia ożywionych "duchem kapitalizmu" ludzi interesu ścierały się z przywilejami, monopolami, przepisami reglamentacyjnymi. Na tym tle rozwinęła się ideologia burżuazyjna i elementy doktryny ekonomicznego liberalizmu. Wyrazicielami tej ideologii była warstwa "oświeconych". Wśród nich nie brak było ludzi spośród szlachty i kleru czy ze sfer wysokich urzędników, na Zachodzie rekrutowali się jednak przeważnie spośród mieszczańskich "wolnych zawodów". Miasta, w większym stopniu na zachodzie Europy, w mniejszym na wschodzie, dostarczały rosnącą zarówno pod względem liczebności, jak wykształcenia warstwę prawników, lekarzy, uczonych i pedagogów, drukarzy, księgarzy i wydawców, ludzi pióra (począwszy od koryfeuszy filozofii Oświecenia, a skończywszy na wyręczających analfabetów "pisarzach publicznych"), artystów, architektów i techników. Ludzie ci w znacznym stopniu byli powiązani ze staromiejskimi strukturami, z instytucjami państwowymi i arystokratyczno-szlachecką klientelą. Równocześnie jednak w ich świadomości najwyraźniej rysowały się sprzeczności między światem starych autorytetów i przywilejów a nowym, krytycznym i pragmatycznym sposobem myślenia, postulującym "racjonalne" sposoby gospodarowania i administrowania. Bogaci mieszczanie nie byli doktrynerami i w swej praktycznej działalności umieli łączyć korzyści płynące z gospodarki wolnokonkurencyjnej ze zręcznym manewrowaniem w sferze przywilejów i uprzywilejowanych. Najbogatsi byli społecznie bliscy arystokratycznej elicie, do której po trosze przenikali. Stanowe i kastowe przedziały oraz związane z nimi ograniczenia i upokorzenia wywoływały jednak w kraju o tak rozwiniętym mieszczaństwie, jak Francja, rozgoryczenie i frustrację, szczególnie silne wśród ambitnych "ludzi talentu". Z nich też rekrutowali się główni aktorzy rewolucji francuskiej oraz galeria przyklaskujących im zagranicznych sympatyków. 3. Lud miejski i początkiŃ klasy robotniczej W miarę jak średniowieczne stare miasta rozpływały się w wielkomiejskich aglomeracjach, rosła masa miejskiego ludu, wciąż zasilana dopływem przybyszów ze wsi. W coraz mniejszym stopniu przybyszów tych wchłaniały organizacje cechowe. Cechy zamykały się dla ludzi nie należących do rodzin majstrów i coraz pospolitszy stawał się typ tzw. wiecznego czeladnika, nie mogącego się doczekać wyzwolenia na mistrza. Ci wieczni czeladnicy faktycznie zatrudniani byli przez majstrów w charakterze pracowników najemnych. Poza cechami rozwijało się rzemiosło "partackie". Tam, gdzie utrzymywały się monopolistyczne uprawnienia cechów, "partacze" znajdowali pole do działania na przedmieściach czy w wyłączonych spod jurysdykcji magistratów posiadłościach szlacheckich i kościelnych (w Polsce tzw. jurydyki). W wielu miastach organizacje cechowe traciły dawne znaczenie i swobodnie rozwijało się wolne rzemiosło. Czeladnicy we Francji organizowali się w tajne stowarzyszenia pod nazwą Compagnonages. Geneza ich sięgała głęboko w średniowiecze, ale znaczenie rosło obecnie w związku z rozkładem cechów. Zakazane przez państwo i potępiane przez Kościół Compagnonages, w których kultywowano tajemnicze rytuały i zakonspirowaną hierarchię, stanowiły rodzaj ludowej masonerii. Bardziej jawny charakter miały rzemieślnicze stowarzyszenia wzajemnej pomocy (tkaczy, gręplarzy, krawców, przewoźników itp.), które od początku Xviii w. zaczęły się rozgałęziać na całą Anglię. Nadaremnie władze starały się zlikwidować te związki, które, podobnie jak i francuskie Compagnonages, solidarnie obstawały przy określonych warunkach płacy, organizowały strajki oraz charakterystyczne dla Anglii już w Xviii w. rozruchy połączone z niszczeniem warsztatów. Czeladnicy, ze swoimi stowarzyszeniami, bractwami religijnymi, obrzędami, gospodami i starymi tradycjami, stanowili najlepiej zorganizowaną siłę społeczną miejskiego ludu. Aczkolwiek często poróżnieni z cechową starszyzną, podzielali jej niechęć do innowacji technicznych, przemysłu manufakturowego i wolności handlu (zwłaszcza w przypadku importu z zagranicy konkurencyjnych produktów). Ów krewki żywioł skłonny był do wzniecania tumultów, a stateczne mieszczaństwo chętnie oskarżało rzemieślników o lenistwo i zbytnią skłonność do zabaw i trunków. Obok rzemieślników wśród ludu miejskiego elementem względnie zawodowo ustabilizowanym byli drobni przekupnie, służba domowa, ogrodnicy czy woźnice, a w miastach nadmorskich rybacy i marynarze. Ponadto istniała liczna kategoria najuboższej ludności o płynnym trybie życia i dorywczym sposobie zarobkowania. Włóczęgostwo i żebractwo nie jest zjawiskiem nowym, gdy jednak czyta się relacje z Xviii w., a zwłaszcza z jego drugiej połowy, odnosi się wrażenie, jakoby cała Europa - od Hiszpanii i Anglii po Polskę i Rosję - była zalana inwazją włóczęgów. Te głosy współczesnych pozostają w związku z laicyzacją stosunku do ubogiego, z tak powszechną wówczas propagandą pracowitości i nawoływaniem do wykorzystania całej rozporządzalnej siły roboczej. Niezależnie od przejaskrawień owych relacji pozostaje faktem, że na skutek przyspieszonego wzrostu ludności i rozwoju pracy najemnej w rolnictwie, przemyśle, budownictwie i transporcie zwiększyła się liczba płynnego elementu "ludzi luźnych". Pozornym paradoksem jest okoliczność, że utyskiwaniom na nadmiar włóczęgów towarzyszyły często skargi na brak rąk roboczych. Jeśli w Xviii w. można mówić o rynku pracy, to należy podkreślić swoisty charakter tego rynku. Niewykwalifikowaną siłę roboczą angażowano w sposób bardzo dorywczy. Nie tylko sezonowe roboty rolne i budowlane czy doraźne zatrudnienia w transporcie wodnym i lądowym miały charakter kontraktów krótkoterminowych, ale i ówczesny przemysł pracował w sposób mało rytmiczny. Zależnie od falujących koniunktur przedsiębiorca potrzebował to mało, to znów dużo robotników. Chociaż nie zatrudniał ich w okresach przestojów, chciałby ich mieć w odwodzie do dyspozycji, gdy nadejdzie sezon większych zamówień. Robotnicy zaś, pobrawszy zapłatę, szli dalej w świat. Dorywcze zarobki przeplatali włóczęgą, żebraniną, niekiedy złodziejskim i rozbójniczym procederem. Ten tryb życia wypływał z sezonowego charakteru zatrudnień, ale i z upodobania do niezależności oraz z uzasadnionego przekonania, że z włóczęgowskiego procederu można żyć nie gorzej niż z nędznej zapłaty. Zwłaszcza w krajach katolickich i prawosławnych, gdzie ubóstwo było otoczone religijnym szacunkiem, żebrakom i wiecznym pątnikom nie najgorzej się powodziło. Prym pod tym względem wiodła Hiszpania.Póki istniały inne możliwości egzystencji, wielu ludzi unikało pracy najemnej, zwłaszcza w manufakturach, a tam właśnie za pomocą policyjnego przymusu starano się włóczęgów ulokować. Praca w scentralizowanej manufakturze (14-16 godzin na dobę) poddana była koszarowym rygorom, do których nie był przystosowany ani nawykły do samodzielnej produkcji rzemieślnik,ani dorywczo angażujący się wyrobnik, ani tym bardziej włóczęga. Manufaktury też stale cierpiały na brak rąk do pracy i na dezercję robotników. Obok zachęconych dobrą płacą wykwalifikowanych majstrów w wielu manufakturach pracowali ludzie przymuszeni, zatrudniani w więzieniach, sierocińcach, szpitalach, koszarach, a w krajach wschodniej Europy pańszczyźniani chłopi. Człowiek wolny szedł pracować do manufaktury w ostateczności, zniewolony ekonomiczną sytuacją. Chętniej wysyłał tam dzieci. Już w Xviii w., zwłaszcza w Anglii, praca nieletnich była eksploatowana na szeroką skalę. Zarówno jednak dzieci, jak kobiety i dorośli mężczyźni uczestniczyli w produkcji przemysłowej typu kapitalistycznego nie tyle w scentralizowanych manufakturach, ile jako chałupnicy. Chałupnik bardziej swobodnie niż robotnik rozporządzał swoim czasem, a często posiadając drobne gospodarstwo rolne mógł łatwiej przetrwać okresowe bezrobocie. Z czasem jego zależność od nakładcy wzrastała, tracił własny warsztat i pracował za pomocą narzędzi dostarczanych przez przedsiębiorcę, który roztaczał nad nim coraz bardziej drobiazgową kontrolę. U kresu tej ewolucji znajdowały się już warsztaty ustawione pod dachem fabrykanta. Tą głównie drogą, zarówno w miastach, jak na wsi, rzemieślnicy stopniowo przekształcali się w proletariuszy. Natomiast nie posiadający warsztatu wolnonajemni wyrobnicy stanowili już faktyczny proletariat. W ówczesnych miastach istniał rynek pracy w dosłownym znaczeniu. to znaczy na miejskich placach przesiadywały gromady biedaków w oczekiwaniu, że ktoś ich wynajmie. Było to zwłaszcza charakterystyczne dla Italii i Hiszpanii. W krajach tych często sezonowi robotnicy rolni byli mieszkańcami miast. Kapitalistyczny rynek pracy na największą skalę rozwinął się w Anglii i w tym kraju najdobitniej sformułowano teorię owego rynku. Według niej robotnik powinien zarabiać jedynie na niezbędne minimum życiowe, a praca winna mu wypełniać cały dzień. Inaczej - jak głoszono - popadnie w lenistwo i krnąbrność. Zwolennicy tej teorii domagali się likwidacji świąt i podwyższenia ceny trunków oraz cieszyli się ze wzrostu cen zboża. "Najlepsze wyroby - pisał William Temple - powstają w najgorszych czasach. Kiedy zatrudnienie jest niedostateczne, każdy pracownik dąży do doskonałości w swej dziedzinie, w obawie, że utraci pracę". "Każdy, kto nie jest głupcem - głosił Arthur Young - wie dobrze, że niższa klasa powinna być utrzymana w ubóstwie, albo nigdy nie stanie się pracowitą". Aby utrzymać niższą klasę w "błogosławionym" ubóstwie, ustalano maksymalne płace. Tab. 12. Taryfa dziennej płacy niewykwalifikowanego robotnika w Anglii. Objaśnienia: A - w roku 1700 B - w roku 1750 C - w roku 1788 Miasto - Płaca (w pensach) Lancashire - 8A 12B 20C Oksford - 14A 14B 16C Londyn - 20A 24B 24C W całej Europie od połowy Xviii w. płace z reguły nie nadążały za wzrostem cen zboża. Postępowała więc pauperyzacja najemnych robotników. Ta ogólna tendencja, towarzysząca ekspansji demograficznej i początkom kapitalizmu, torowała sobie drogę poprzez liczne i sezonowe wahania. Na obszarach, gdzie dokonano szczególnie intensywnych inwestycji, popyt na pracę przewyższał podaż i płace rosły. Najbardziej bodaj rozwijającym się w Xviii w. regionem gospodarczym w Europie było hrabstwo Lancashire. Ruch płac kształtował się tu też zgoła odmiennie niż w starych ośrodkach miejskich Anglii (T.S. Ashton). Jeśli towarzyszące industralizacji inwestycje zwiększyły popyt na rynku pracy, to z kolei trudność w uzyskaniu taniej robocizny stanowiła jedną z istotnych przyczyn, dla których przedsiębiorcom opłacało się wprowadzać w przemyśle maszyny. Angielscy robotnicy buntowali się przeciw tym nowym mechanicznym konkurentom, ale nie mogli zawrócić historycznego procesu ani powstrzymać napływu do przemysłu zadowalającej się byle jaką płacą biedoty z przeludnionej wsi irlandzkiej. 4. Chłopi Rozwój stosunków kapitalistycznych prowadził do gospodarczego indywidualizmu. Najbardziej istotne aspekty ówczesnego życia społecznego to trwałość starych wspólnot względnie objawy ich rozsadzania przez nowe stosunki. Jeśli w miastach postępował w Xviii w. rozkład korporacji cechowych, działo się to w ścisłym związku z procesami dokonującymi się na wsi. Wśród wielkiej różnorodności form poddaństwa chłopów i ich stosunku prawnego do uprawianej przez nich ziemi, cechą charakteryzującą stan chłopski, zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie Europy, były gospodarczo-społeczne wspólnoty. Gromadzkie życie płynęło w opłotkach wspólnot sąsiedzkich czy parafialnych, a zasadniczą właściwością przedkapitalistycznych wspólnot wiejskich był kolektywizm agrarny. Wieś nie stanowiła sumy gospodarstw, ale gospodarczy organizm powiązany wspólnym użytkowaniem ziemi i wspólnie ponoszonymi świadczeniami. Element wspólnoty gminnej przeważał na zachodzie, element zaś wspólnoty poddańczo-pańszczyźnianych świadczeń na wschodzie Europy. Oba te elementy stanowiły zaporę dla gospodarczego indywidualizmu. W krajach zachodniej Europy osobiste poddaństwo chłopów zanikało, aczkolwiek jego lokalne relikty gdzieniegdzie się utrzymywały i były dość silne na Sycylii czy we wschodniej Francji. Chłopi przeważnie nie posiadali pełnej własności ziemi, lecz użytkowali ją na zasadzie dzierżawy. Pod tym terminem kryje się wielka różnorodność form od dzierżawy wieczystej (emfiteuzy) czy dziedzicznej do krótkotrwałej. Dzierżawa dziedziczna w praktyce bliska była własności, bowiem na skutek postępującej od stuleci deprecjacji pieniądza czynsze stopniały do mało znaczących sum. W krajach południowej Europy (Hiszpania, Włochy, południowa Francja) przeważały jednak dzierżawy krótkoterminowe (umożliwiające podnoszenie czynszów) i połownictwo (mezzeria, metayage), na mocy którego rolnik oddawał właścicielowi połowę zbiorów. W zachodniej Europie właściciele ziemscy nie prowadzili gospodarki folwarcznej, często jednak wydzierżawiali grunty nie chłopom, lecz wielkim dzierżawcom, którzy z kolei przeważnie poddzierżawiali je chłopom. Dominowała więc drobna uprawa, obciążona różnymi postaciami renty. Poza pobieraniem czynszów dzierżawnych panowie otrzymywali i od chłopów będących właścicielami ziemi różne reliktowe feudalne daniny oraz ciągnęli korzyści z monopoli, jak przymus korzystania z pańskiego młyna, piekarni, prasy do tłoczenia wina czy oliwy. Szacuje się, że wszystkie niezależne od czynszów dzierżawnych świadczenia feudalne (wraz z dziesięciną kościelną) pochłaniały we Francji 25% produktu chłopskiego. Przysługiwało również panom dokuczliwe dla chłopów prawo polowania. Oznaczało to zarówno tratowanie przez myśliwych chłopskich zasiewów, jak niszczenie ich przez zwierzynę, chronioną surowymi karami przeciw kłusownictwu. W systemie drobnej własności (we Francji około 40% ziemi stanowiło chłopską własność) i drobnych dzierżaw istniały pewne możliwości dla agrarnego indywidualizmu. Przejawiał się on zwłaszcza w gospodarstwach podmiejskich, wśród ogrodników i winiarzy. W zasadzie jednak rolnik był właścicielem czy dzierżawcą roli, korzystał natomiast ze wspólnych gminnych pastwisk, łąk i lasów. Uprawne pola również w pewnym stopniu były objęte wspólnym użytkowaniem w postaci zbierania pozostałych po żniwach kłosów oraz wypasów na ścierniskach. Prace rolnicze były poddane wspólnemu rytmowi i przymusowi polowemu (rozmieszczenie chłopskich działek w trzech polach, na których cała wieś była zobowiązana solidarnie uprawiać zboża ozime i jare oraz ugorować trzecie pole). System otwartych pól i gminnych użytków pozwalał wegetować wiejskiej biedocie, ale i bogatszy chłop był zainteresowany w korzystaniu z gminnych pastwisk i lasów. Ten stan rzeczy zamykał wieś w gospodarczej rutynie i powstrzymywał proces majątkowego rozwarstwienia chłopów. Już w Xvi w. szybko postępował w Anglii proces "ogradzania", równoznaczny z likwidacją wspólnych użytków i wprowadzeniem pełnej indywidualnej własności ziemi. Po osłabnięciu w następnym stuleciu, proces ten w toku Xviii w., a zwłaszcza w jego drugiej połowie, nabrał przyspieszonego tempa i dobiegł niemal końca. W Anglii dokonała się likwidacja stanu chłopskiego. Drobni właściciele (freeholderzy, yeomeni) nie mogli się obyć bez zagarniętych przez landlordów gruntów gminnych. Daremne były akty rozpaczliwego niekiedy oporu i yeomeni w bardziej lub mniej przymusowych warunkach wyprzedali swoje role obszarnikom, a freeholderzy wtopili się w masę farmerów, łącząc drobną własność z dzierżawieniem ziemi od obszarników. Na wsi angielskiej ostali się wielcy właściciele. kapitalistyczni dzierżawcy i najemni robotnicy rolni. Zapanował agrarny indywidualizm. Ludzie "zbędni" musieli opuścić wieś lub też pozbawieni możności życia z ziemi szukali środków utrzymania w chałupniczym przemyśle domowym. W ten sposób mutacja w stosunkach agrarnych stała się zjawiskiem paralelnym i ściśle współzależnym z rozpoczynającą się rewolucją przemysłową. Kraje kontynentalne zachodniej Europy nie były w Xviii w. widownią tak wielkich przeobrażeń w ustroju rolnym. Poza Anglią ogradzanie pól i likwidacja gminnych użytków nie stały się zjawiskiem masowym. Rozbieżności interesów występowały między panami i wielkimi dzierżawcami z jednej a chłopami z drugiej strony oraz między chłopami zamożniejszymi a ubogimi. Ci ostatni najbardziej uporczywie bronili swych uprawnień do zbierania chrustu i kłosów, do wypasów umożliwiających im utrzymanie krowy lub choćby kilku owiec czy kóz. Różne stanowiska zajmowały rządy. Na przykład we Francji, w przeciwieństwie do Anglii, państwo starało się chronić gminne wspólnoty, widząc w nich zabezpieczenie przed nędzą. Ogradzanie jednak z wolna czyniło postępy we Francji i w zachodnich Niemczech, w północnych Włoszech i w krajach skandynawskich. Indywidualizm agrarny znajdował zwolenników wśród wielkich dzierżawców i bogatych chłopów. Postępowała proletaryzacja wiejskiej biedoty, co było równoznaczne z jej aktywizacją gospodarczą w tych regionach, gdzie istniało zapotrzebowanie na najemnych robotników i zatrudnienie dla chałupników. Ludzie wyluzowani z wiejskiej wspólnoty imali się bardziej produktywnych zajęć niż pasanie kóz czy zbieranie kłosów. Nie wszędzie jednak ekspansji demograficznej towarzyszył gospodarczy rozwój. W Hiszpanii i południowych Włoszech pogłębiała się pauperyzacja biedoty, która opuszczała wiejską wspólnotę, aby zasilać szeregi mało produktywnego proletariatu typu lazarońskiego. Na wschód od Łaby system pańszczyźniano-poddańczy pozostał w Xviii w. określającą cechą stosunków agrarnych, a nawet w takich krajach, jak Meklemburgia, Prusy Wschodnie czy Rosja, zacieśniały się rygory osobistego poddaństwa chłopów, które zbliżało się do niewolnictwa (sprzedawanie chłopów bez ziemi). W ustroju pańszczyźniano-poddańczym na wspólnoty gminne nakładał się system administracji dworskiej, który ograniczając samodzielność gromady umacniał kolektywny styl życia i pracy. Dotyczy to zwłaszcza wsi obsługujących pańszczyźnianą pracą folwarki. We wsiach tych dwór określał typ i rozmiar służebnych gospodarstw chłopskich, hamując proces gospodarczego zróżnicowania. Pańszczyźniany folwark sprzęgnięty z pańszczyźnianą wsią stanowił najbardziej typową jednostkę gospodarczą w krajach na wschód od Łaby, stosunki agrarne na tych terenach były jednak różnorodne. We wschodnich Niemczech czy w zachodnio-północnej Polsce rozwijała się również gospodarka folwarczna oparta na pracy najemnej. W warunkach poddaństwa chłopów były to najmy mniej lub bardziej przymusowe, prowadziły jednak do proletaryzacji chłopów i wzrostu areału dworskiego kosztem pól chłopskich. Tam znów, gdzie dwór rozporządzał nadmiarem pańszczyzny względnie rezygnował z prowadzenia gospodarki folwarcznej, chłopi uiszczali świadczenia w naturze lub w pieniądzu i stosunki agrarne były zbliżone do panujących na zachodzie Europy. Odchodzenie ludzi ze wsi do zajęć pozarolniczych było skrępowane systemem poddańczym, przypisanie do ziemi chłopów-gospodarzy i członków ich rodzin wyglądało jednak różnie w poszczególnych krajach i w poszczególnych kategoriach dóbr (szlacheckich, państwowych, kościelnych, starościńskich). W Rosji np. czynszowi chłopi mogli parać się wozactwem, handlem i rzemiosłem, w związku z czym zdarzały się paradoksalne sytuacje, iż osiadły w mieście chłop-kupiec dochodził do większej fortuny niż jego "pomieszczyk", w którego poddaństwie wciąż pozostawał. Poza drogami legalnymi istniały nielegalne (zbiegostwo), a również charakterystyczne dla Rosji (na mniejszą skalę i dla Polski) przymusowe kierowanie pańszczyźnianych chłopów do pracy w przemyśle. Można tu wspomnieć także o słynnych zespołach muzycznych, baletowych i teatralnych, które rosyjscy magnaci w Xviii w. tworzyli ze swych poddanych. Podobne zjawisko występowało sporadycznie i na wschodnich obszarach Rzeczypospolitej polsko-litewskiej. Główną postacią pozarolniczego zatrudnienia ludności wiejskiej był jednak, tak jak w całej Europie, przemysł chałupniczy. W krajach wschodniej Europy przemysł ten był nie tylko eksploatowany przez kapitał kupiecki, lecz również obciążany świadczeniami na rzecz dworu. W krajach wschodniej Europy istniała duża gradacja stopni poddaństwa i mnogość kategorii gospodarczo-służebnych. Obok chłopów poddanych byli i wolni lub uprzywilejowani, wśród nich osadnicy wojskowi w Rosji (Kozacy) i w monarchii habsburskiej (granicznicy). Różnorodność ta świadczyła o sile stosunków feudalnych, których przeciwieństwem jest niwelacja pod względem prawnym. Chłopi środkowo-wschodniej Europy, obciążeni licznymi przymusami i znacznie bardziej rozbudowanym niż na Zachodzie systemem monopoli dworskich (np. w Polsce propinacja z "narzutem" konsumpcji trunków), zamknięci w granicach miniaturowych państewek, którymi były pańskie włości, eksploatowani i doglądani przez wszechobecną zwierzchność dworską, ale w wypadku ruiny wspierani dworską zapomogą (boć trzeba, żeby kmieć mógł wyjść ze sprzężajem na pańskie), byli szczególnie mocno osadzeni w gromadzkiej organizacji. W egzekwowaniu dworskich powinności panowie wyręczali się urzędami wiejskimi (wójtowie, ławnicy, przysiężni). Bywało jednak, iż te służebne w zasadzie urzędy stawały się czynnikiem organizującym chłopski opór. Wśród lokalnie zróżnicowanych struktur agrarnych wschodniej Europy dokonywały się w Xviii w. znaczne ruchy osadnicze, nasilały się wędrówki ludzi luźnych i rosły miasta, co świadczyło o powolnych przemianach starych wspólnot wiejskich i w tej części Europy. Szczególne miejsce wśród europejskich chłopów zajmowali wolni kmiecie szwedzcy (bonder) i górale z pasterskich kantonów Szwajcarii, którzy brali udział w zgromadzeniach stanowych. Ci chłopi-obywatele mieli organizację militarną typu milicyjnego. W toku Xviii w. zaznaczył się wzrost zainteresowania państwa stanem chłopskim jako dostarczycielem podatków i rekruta. Zwłaszcza kraje środkowej i północnej Europy stały się na schyłku stulecia widownią prób reformatorskich, których ogólną tendencją było ograniczanie poddaństwa osobistego i świadczeń na rzecz szlachty oraz bardziej bezpośrednie podporządkowanie chłopów władzom państwowym. W drugiej połowie stulecia starano się również szerzyć na wsi oświatę. Kontakt chłopów z państwowymi sądami i urzędami, powroty na wieś obytych z szerokim światem wysłużonych żołnierzy i okruchy elementarnej wiedzy praktycznej rozsiewane przez szkoły i duchowieństwo - były to czynniki pobudzające pewną ruchliwość umysłową i społeczną. Równocześnie opiece rządowej towarzyszył wzrost chłopskich świadczeń na rzecz państwa. Obok świadczeń na rzecz właścicieli ziemskich i dziesięcin kościelnych podatki stawały się coraz większym obciążeniem chłopskich budżetów. We wszystkich krajach Europy chłopi byli na ogół tradycjonalistami, chcieli żyć i pracować tak jak ich ojcowie i dziadowie. Propagowane przez ludzi Oświecenia ulepszenia narzędzi i upraw natrafiały na wsi na opór i nieufność. Żyjąc w wiecznej trwodze przed głodem i pomorem, ratunku na kaprysy pogody szukali chłopi w rytuałach, w które obfitowała ich formacja religijna, bardziej zabobonna w krajach katolickich i prawosławnych niż w protestanckich. Rozpowszechniony był na wsi mit dobrego króla. Daleki monarcha miał stanowić obronę przed złymi panami, w wielu krajach (np. we Francji) król był przyobleczony w religijne charyzmaty. Jeśli niekiedy witano kijami królewskich poborców, to upatrywano w nich ludzi jakoby nadużywających imienia monarchy. Chłopski monarchizm znajdował bezpośredni wyraz polityczny tam. gdzie kmiecie uczestniczyli w życiu państwowym, a więc w Szwecji. Ozdobę życia wiejskiego stanowiły święta, przybytkami emocjonalnych i estetycznych przeżyć były kościoły. Duchowieństwo parafialne, często swym pochodzeniem społecznym było bliskie chłopom. Kariera kościelna stanowiła główną szansę awansu chłopskiego. W niektórych krajach katolickich te możliwości awansu ograniczały się do niższych szczebli (Polska, Francja), w innych jednak przed chłopskimi synami stały otworem i wysokie godności kościelne (Włochy, Hiszpania). W tych wyznaniach chrześcijańskich, w których stan duchowny nie był zobowiązany do celibatu, pastorzy i popi rekrutowali się przeważnie spośród pastorskich i księżych rodzin. Duchowieństwo prawosławne swą pozycją społeczną bliższe było chłopów, duchowieństwo zaś protestanckie - mieszczaństwa. Działalność oświatowa prowadzona przez duchowieństwo protestanckie była też na ogół bardziej zabarwiona "duchem burżuazyjnym" (kult pracowitości, empiryczny praktycyzm, indywidualizm). Stan chłopski w swej masie pozostawał najmniej ruchliwą częścią społeczeństwa kontynentalnej Europy Xviii w. Dokonywały się wprawdzie na wsi zmiany korelujące ze zmianami zachodzącymi w miastach; trzeba wszakże pamiętać, że chłopi stanowili zapewne nie mniej niż 75% ludności Europy i nawet nieznaczny rozpad wspólnot wiejskich wystarczał, aby zasilić krwioobieg rosnących organizmów gospodarczych (przemysł) oraz ożywić wymianę między miastem a wsią. Panujące stosunki agrarne stanowiły natomiast platformę może najostrzejszych, a w każdym razie najbardziej masowych konfliktów socjalnych, przeciwstawiających wiejskie wspólnoty konsumentom renty feudalnej. W drugiej połowie Xviii w. rosły dochody z ziemi. Przesadny byłby pogląd, jakoby równocześnie chłopi stale ubożeli. W przypadających zwłaszcza na połowę stulecia latach ogólnego dobrobytu wzrastała i zamożność chłopska (czego nie można powiedzieć o robotnikach najemnych). Z rolniczej prosperity znacznie większe jednak korzyści niż bezpośredni producenci ciągnęli właściciele ziemi oraz związanych z nią świadczeń i monopoli. Chłopi w niewielkim stopniu korzystali ze wzrostu cen płodów rolnych, prawie cały ich zbiór był bowiem obracany na własne spożycie, zasiewy i daniny. A kiedy nadchodziły złe lata nieurodzaju, gwałtownie wzrastało realne obciążenie chłopskiej gospodarki. Wysokość czynszów nie zależała od zbiorów. A jeśli chłop oddawał rentę w naturze, to nie było dla niego obojętne, czy z zebranych w dobrym roku 10 cetnarów odda tytułem połownictwa 5, czy też z zebranych w złym roku 5 cetnarów odda 2,5. Pozornie zarówno chłop, jak i rentier są stratni o 50%Ď; ale dla chłopa oznacza to głód, dla rentiera zaś możność sprzedania 2,5 cetnarów po tak wygórowanej w roku nieurodzaju cenie, że zainkasowana zapłata może być nie mniejsza niż za 5 cetnarów w roku dobrym. Przy wahaniach rolniczych koniunktur zawsze tlejący antagonizm między chłopem a panem nasilał się w latach krytycznych. Choćby bowiem powinności dworskie i czynsze dzierżawne nawet nie były aralnie podwyższane, to zmieniały się czasy, a wraz z nimi zmieniał się realny ciężar świadczeń. Wiek Xviii, tak jak i poprzednie stulecia, był więc widownią buntów i powstań chłopskich, mniej lub bardziej lokalnych, zawsze stłumionych. Aż w 1789 r. nadszedł we Francji przednówek po roku katastrofalnych nieurodzajów i rozpaliła się na wsi "wielka trwoga". Tym razem chłopski bunt nie miał zostać poskromiony. 5. Życie codzienne W Xviii w. przybyło w Europie ludzi i domów, domów rodzinnych. Podejmuje się obecnie próby wyjaśnienia ekspansji demograficznej rozwojem kultury życia domowego i rodzinnego. Rodzice, którzy w całej Europie odchowali więcej dzieci, widać zapewnili im lepsze warunki i poświęcili im więcej troski. Wiele świadectw przemawia za tym, iż tak było w sferach arystokratycznych i mieszczańskich. Dbałości o fizyczną i umysłową edukację dzieci towarzyszyła atmosfera serdeczności, tak wyraziście poświadczona przez sentymentalną literaturę i sentymentalne malarstwo drugiej połowy stulecia. Jednakże nie rodziny arystokratyczne i mieszczańskie, ale rodziny chłopskie decydowały o europejskiej populacji. Ponadto ekspansja demograficzna dokonywała się w krajach zarówno bardziej, jak i mniej ucywilizowanych. Nie można więc np. na podstawie jako tako zbadanych stosunków francuskich (a więc kraju, w którym przyrost naturalny był zresztą stosunkowo niewielki) wnioskować o sytuacji w całej Europie. W celu podbudowania nęcącej skądinąd tezy należałoby wykazać znaczne podwyższenie się w Xviii w. poziomu kultury życia domowego i rodzinnego wśród mas ludowych na obszarach sięgających od Irlandii po Ural. Wszelkie uogólnienia w tak trudnej do zbadania sprawie i w skali całego tak bardzo zróżnicowanego kontynentu byłyby ryzykowne. Zapewne wszędzie chłopi w większym stopniu niż mieszkańcy miast i pałaców żyli podobnie jak ich praojcowie. Z drugiej znów strony materialna i duchowa kultura wsi na pewno nie była obszarem bezruchu. Badania budownictwa wiejskiego i folkloru pozwalają na zasygnalizowanie pewnych zjawisk. Najstarszą i najtrwalszą kamienną zabudowę miały kraje śródziemnomorskie (Włochy, Hiszpania). Tego typu zabudowa w Xviii w. bardzo się rozprzestrzeniła na wsi francuskiej, gdzie wiele do dziś stojących budynków pochodzi z tych czasów. Dotyczy to zarówno domów mieszkalnych (często piętrowych, z dwiema ogrzewanymi izbami), jak i zabudowań gospodarskich. Również zabytki budownictwa ceglanego i ceglano-drewnianego (tzw. pruski mur) stosowanego w Anglii i krajach niemieckich świadczą o dużym postępie, który dokonał się w Xviii w. Poza budownictwem indywidualnym w państwie pruskim i monarchii habsburskiej wyróżniają się nowoczesne zespoły nowo zakładanych w drugiej połowie Xviii w. osiedli (kolonii). Dominująca w Skandynawii, Polsce i Rosji zabudowa drewniana była najmniej trwała. Ale i tu zachowane pozostałości oraz źródła pisane świadczą o pojawianiu się w drewnianych chatach murowanych pieców z kominami "nad dach wyprowadzonymi". Zarówno w strefie budownictwa kamiennego, jak ceglanego i drewnianego istniały standardy porządnej i odpowiednio ogrzewanej zabudowy wiejskiej. Obok tego były nędzne lepianki z gliny i chrustu, bez ruchomych okien i kominów, gdzie w mrocznych i zadymionych wnętrzach pod jednym dachem gnieździli się ludzie i zwierzęta domowe. Wolno mniemać, że w Xviii w. w skali całego kontynentu stosunek ilościowy domów i lepianek ewoluował na korzyść tych pierwszych i że w drugiej połowie stulecia chłopi na ogół nieco lepiej mieszkali niż w Xvii w. Zabytki kultury ludowej (folkloru) w całej Europie w znacznej większości pochodzą z Xix w., co wiąże się nie tylko z rozwojem twórczości, lecz z rozbudzonym zainteresowaniem zbieraczy. Ale wśród wcześniejszych epok wiek Xviii zajmuje miejsce uprzywilejowane. Zabytki pochodzące z tego stulecia nie są już taką rzadkością, jak pozostałości z Xvii czy Xvi w. Można więc sobie wyrobić niejakie pojęcie o wnętrzach domów lepiej mających się chłopów Francji, Niemiec, Austrii, Szwajcarii czy Skandynawii. Obok łóżek, stołów, ław i skrzyń pojawiają się w Xviii w. krzesła, a zwłaszcza szafy, często ozdobnie rzeźbione i malowane. W ubiorze, obok wyrabianych na miejscu płócien i wełnianych samodziałów, większą rolę odgrywają świadczące o kontakcie z rynkiem materiały wełniane, a w ostatnich dekadach stulecia i bawełniane. Chłopskie snycerstwo, malarstwo czy hafciarstwo, obficiej poświadczone dla wieku Xviii niż czasów dawniejszych, pozwala mniemać, że życie chłopskie stało się nieco mniej zgrzebne i nieco bardziej ozdobne. Wiek Xviii był w zachodniej i środkowej Europie epoką dużego rozwoju ogrodnictwa i sadownictwa przydomowego. Zwiększył się asortyment jarzyn, do których zaliczano i kartofle, tylko w niektórych krajach uprawiane już na polach, natomiast dość powszechnie w ogrodach. Podstawą wyżywienia było jednak wciąż zboże, mniej jeszcze jako chleb, przeważnie zaś w postaci mącznej zupy i rozgotowanej papki kaszanej. Od połowy stulecia datuje się jednak znaczny wzrost spożycia chleba, w Anglii i we Francji chleba pszennego. Poza Anglią mięso rzadziej trafiało na chłopski stół niż w Xvi w., natomiast europejski chłop w porównaniu z Azjatą czy Afrykaninem w dalszym ciągu spożywał znacznie więcej nabiału i tłuszczu (na północy słonina, na południu oliwa). Najbardziej widoczną zmianą w chłopskiej konsumpcji było szerokie rozpowszechnienie trunków: na południu wina, na północy gorzałki. Wiek Xviii to "złoty wiek" wiejskich karczem. Zjawisko to znalazło szerokie odbicie w reformatorskiej i moralizatorskiej literaturze wielu krajów (między innymi Polski). W pijaństwie widziano chęć ucieczki od nędznego bytu, a również następstwo gospodarczej polityki dzierżycieli monopoli. Dziś mówi się również o potrzebie wyrównania niedoborów kalorycznych skąpej i monotonnej strawy. Życie kulturalno-towarzyskie wsi ogniskowało się wszędzie wokół kościoła (zboru, cerkwi) i karczmy. Nic w tym nowego. Ludowe zabawy, kiermasze, festyny, tańce i śpiewy są jednak lepiej opisane i znane w odniesieniu do Xviii w. niż epok wcześniejszych. Stąd wypływa może przesadna sugestia, jakoby chłopi byli teraz bardziej skorzy do śpiewów i zabaw. Z drugiej jednak strony może nie należy stawiać zbyt sztywnych granic między kulturą ludową a kulturą "warstw wyższych". A skoro rokoko było kulturą zabawy, muzyki i tańca, to mogłoby się to w pewnym sensie odnosić i do wszystkich stanów, a więc zarówno do pańskich oper i redut, jak wiejskich karczem i jarmarków. Niewątpliwą nowością w Xviii w. był wzrost oświaty ludowej w zachodniej Europie i w Niemczech. Z postępów alfabetyzacji nie należy jednak pochopnie wnosić o postępach czytelnictwa, poza lekturą Biblii wśród protestantów. Kultura ludowa była audiowizualna, a jedną z podstawowych kwalifikacji oczekiwanych od wiejskiego nauczyciela (często organisty) było nauczanie śpiewu. Świecka lektura, która w Xviii w. dość już często trafiała pod strzechy, była to lektura słuchana. Sprawa ta jest zwłaszcza wyeksponowana w historiografii francuskiej. W zimowe wieczory zbierano się wokół lektora (często wynajętego za parę groszy organisty czy kościelnego), który czytał różne bajdy i cudowności dostarczane przez literaturę straganową. Trafiały się tam okruchy informacji historycznych czy geograficznych, wiadomości o szerokim świecie, z reguły jednak w tych almanachach brak czytanek na tematy rolnicze. Chłopi uczyli się rolnictwa oczywiście od rodziców, a nie z książek. Według ówczesnego francuskiego przysłowia w życiu ludu "wszystko jest albo festynem, albo postem". Mówiąc o "festynie" trzeba pamiętać o "poście", o pracowitym i ubogim życiu codziennym milionów drobnych właścicieli i dzierżawców na Zachodzie oraz przyciśniętych pańszczyźnianym jarzmem chłopów-poddanych na Wschodzie. W warunkach życia chłopskiego zapewne więcej zmian dokonało się w zachodniej i środkowej niż w południowej i wschodniej Europie. Bardziej wyraźnych i bardziej porównywalnych w skali całego kontynentu przemian w scenerii i stylu życia codziennego wypada szukać w miastach, przede wszystkim wielkich i stołecznych. Wiek XVIII, a zwłaszcza jego druga połowa, to czasy "policji miejskiej", czyli władz pilnujących "dobrego porządku" i ingerujących w sprawy zabudowy. La Poix de Freminville w swym Dictionnaire ou traite de la police generale des villes (Słownik, czyli traktat o ogólnej policji miejskiej, 1758) pisał: "Piękno miast polega przede wszystkim na regularnym wytyczeniu (l'alignement) ulic". Dbano więc, aby fasady domów były wyrównane, liczba pięter jednakowa, nowo budowane ulice odpowiednio trasowane. W wielu miastach burzono teraz średniowieczne mury obronne, a na ich miejscu zakładano promenady. Burzenie murów usuwało wyraźną granicę między starymi miastami a przedmieściami. Charakterystyczne zwłaszcza dla Francji były prace podejmowane w celu modernizacji starych śródmieści, w których wyburzano rozległe tereny pod wielkie place i arterie. Niekiedy klęski elementarne otwierały pole szerokiej działalności urbanistycznej. Po katastrofalnym pożarze w 1666 r. uprzednio drewniany przeważnie Londyn został odbudowany jako miasto murowane, stosownie do nowych przepisów porządkowo-budowlanych. Straszne trzęsienie ziemi, które w 1755 r. nawiedziło Lizbonę, dało początek jednemu z najpiękniejszych rozwiązań urbanistycznych XVIII w. Z wielkich miast najbardziej planową zabudowę otrzymał wzniesiony na pustkowiu Petersburg. Ale w całej Europie powstało wiele regularnych wielkomiejskich perspektyw, które możemy oglądać na modnych wówczas miejskich pejzażach (w Polsce Canaletto) i z których niemało pozostałości przetrwało w istniejącej jeszcze zabudowie. Wiele zdziałano w dziedzinie brukowania i oświetlania ulic. Najtrudniejszy był problem kanalizacji i zaopatrzenia miast w wodę. Nie tylko ozdobą, ale i źródłem wody były fontanny na miejskich placach. W latach osiemdziesiątych XVIII w. w ślad za Londynem zaczęto stosować parowe pompy i w Paryżu. Dla innych miast w najlepszym razie rysowano plany. W zasadzie podobnie jak na wsi korzystano z podwórzowych studzien i z płynących przez miasta rzek. Brudna woda czerpana z Sekwany to było główne źródło dla półmilionowej ludności Paryża. W tym mieście kilka tysięcy - ludzi trudniło się roznoszeniem wody. Z wiadrami na nosidłach wspinali się na piąte, szóste piętra. Problem wody i kanalizacji, wraz z jego implikacjami w dziedzinie higieny, unaocznia nam sytuację, której nie mogą przesłonić piękne i regularne fasady. W XVIII w. daleko jeszcze do tego wielkomiejskiego komfortu, który przyniosła dopiero druga połowa XIX w. A dotyczy to nie tylko wodociągów i kanalizacji. Żywiołowy rozwój wielkomiejskich aglomeracji z rozrastaniem się miast na przedmieścia wystąpił z brzegów urbanistyki średniowiecznej, wyprzedzając na ogół nowe urbanistyczne planowanie. Miasta wchłaniając sąsiednie wsie rozbudowywały się często bezładnie w krzywe ulice i zaułki z plątaniną domów, szop, zajazdów i stajni. Znajdujemy się w czasach, kiedy środkiem opału było drzewo, środkiem lokomocji trakcja konna, a bruk i oświetlenie bynajmniej nie stanowiły jeszcze reguły. Pomniejsze ulice tonęły w błocie pomieszanym z wylewanymi przez okna nieczystościami lub, stosownie do pory roku, pełne były kurzu i gołoledzi, a w nocy panowała na nich nie zawsze bezpieczna dla przechodniów ciemność. Toteż szanujący się człowiek nie poruszał się inaczej niż w lektyce, konno lub w powozie. Ileż trzeba było tych powozów i wozów zwożących żywność oraz stosy drzewa zrzucanego z łoskotem na progu domów. Mnóstwo koni, stajni, końskiego nawozu. W wielkim mieście XVIII w. nie brakowało też chlewów i obór. Do pospolitej miejskiej fauny należały oczywiście szczury. Ulice wielkich miast były brudne i hałaśliwe. Dobrodziejstwo bruku pociągało też za sobą uboczną dokuczliwość w postaci turkotu okutych kół pojazdów i szczęku.podków. Toteż wielcy panowie, zwłaszcza gdy w ich domach zagościła choroba, kazali wyściełać ulice słomą. Te kontrasty wielkomiejskiej scenerii miały swój odpowiednik w kontrastach społecznych. Postępująca w XVIII w. polaryzacja bogactwa i nędzy była tu szczególnie widoczna. Druga połowa stulecia to czasy rosnącej rozpiętości między płacami a cenami żywności, drzewa i czynszów lokatorskich. Mieszkańcy rzemieślniczych i robotniczych przedmieść żyli w ubóstwie. Płynna była granica między nimi a ludźmi społecznego marginesu. Najubożsi, których nie stać było na założenie rodziny i "domowego ogniska", płacili za swój nędzny byt najwyższe ceny. Pozbawieni własnego gospodarstwa i jakichkolwiek rezerw nie gromadzili zapasów na przednówek i nie piekli z mąki chleba. Ludzie ulicy konsumowali z dnia na dzień to, co w gotowym stanie mogli na tej ulicy dostać. Stanowili klientelę handlarzy starzyzną i sprzedawców resztek z pańskich kuchni. Gorącej strawy szukali u przekupniów pitraszących coś na rogach ulic. Zarobionymi za najniższe posługi groszami musieli opłacać koszty utrzymania bardzo wysokie w stosunku do jakości konsumpcji. Miejska biedota płodziła w swych norach nieślubne dzieci, masowo podrzucane. Pod koniec XVIII w. w Mediolanie na 100 noworodków 20 było podrzuconych, a w Paryżu 25% noworodków czekał los podrzutka. Wśród licznych profesji uprawianych w stolicy Francji istniał i zawód zbieracza podrzutków. Dźwigając na plecach specjalnej konstrukcji skrzynię z przegródkami obchodził on dzielnice nędzy, aby zbierać porzucone niemowlęta i wysypywać w przytułkach już martwe i jeszcze żywe. Te ostatnie zazwyczaj nie żyły długo. Wśród miejskiej biedoty śmiertelność była ogromna. Siedliskiem nędzy i śmierci były publiczne szpitale. Ludzie trzydziestoletni byli zniszczonymi starcami. Ludzie XVIII w. wypowiadali na temat miast najsprzeczniejsze opinie. Można by złożyć antologię entuzjastycznych pochwał piękna, świetności i bogactwa miast będących warsztatami cywilizacyjnego i gospodarczego postępu. Można by też zebrać niemałą litanię gromów rzucanych na nowożytne "Babilony", gniazda zepsucia, zgiełku, zaraz, plugastwa i nędzy. Różne były punkty widzenia, tak jak i różne były miasta. Zagęszczone przez nas kontrasty tyczą zwłaszcza miast największych lub najszybciej się rozwijających, takich jak Londyn, Paryż, Neapol, przemysłowe miasta angielskie czy Warszawa. Inna była fizjonomia spokojnych i schludnych miast szwajcarskich czy południowoniemieckich. Wreszcie wszędzie między biegunami bogactwa i nędzy znajdowała się solidna warstwa "stanu średniego", owo właściwe mieszczaństwo rosnące w zasobność i podnoszące swój standard życiowy. W dziedzinie tych standardów i "sztuki życia" warstwą wyprzedzającą i dyktującą modę byli jednak ludzie najbogatsi, stanowiący silnie upodobniającą się w różnych krajach Europy arystokratyczno-mieszczańską elitę. W poprzednich stuleciach wystawny luksus wyprzedzał komfort. Liczne anegdoty mówią o tym, jak przepych i prymityw sąsiadowały ze sobą na monarszych dworach, o wystrojonych dworzanach zamieniających pałacowe schody w kloaki, o przejmującym chłodzie w królewskich salonach Wersalu, o ucieraniu nosów w obrusy na cesarskim dworze w Wiedniu. W XVIII w. komfort i savoir-vivre doganiały luksus. Aby się o tym przekonać, należy opuściwszy hałaśliwe ulice wejść do domów ludzi bogatych. Skupiały się one w dzielnicach zwanych "pięknymi" czy "rezydencjonalnymi" lub odgradzały się od miasta zielenią parków. Bogaty dom był jasny i przewietrzany, dzięki szklanym oknom, wielkim i ruchomym. W dziedzinie sztucznego oświetlenia nie dokonały się zmiany jakościowe, ale nie szczędzono na świece i lampy olejne. Jasne wnętrza przestały być zimne i wilgotne, dokonał się bowiem postęp w konstrukcji kominków i pieców, a zamiast kamiennych czy ceglanych podłóg rozpowszechniły się drewniane parkiety. Ponadto życie codzienne nie skupiało się w trudnych do ogrzania pompatycznych amfiladach wielkich sal, ale w mniejszych, intymnych apartamentach. Zdobyczą XVIII w. jest przedzielone korytarzami i przedpokojami mieszkanie, składające się z pokoi o zróżnicowanym przeznaczeniu i umeblowaniu, jak pokoje sypialne, jadalnie, dziecinne, garderoby, gabinety do pracy, biblioteki i małe saloniki obok otwieranych dla gości dużych salonów czy sal balowych. Zaopatrzone w instalacje wodne łazienki i ubikacje pozostawały jeszcze rzadkim luksusem, ale z Anglii z wolna rozprzestrzeniała się instytucja water-closetów. Z pokoi znikały szafy i skrzynie (przesunięte do spiżarni i garderoby) ustępując miejsca komodom i sekretarzykom. Wielką karierę zrobiły kanapy. Bogaty człowiek spał i siedział wygodnie w miękko wytapicerowanych łóżkach (w dobrze ogrzanych mieszkaniach przestały one być osłaniane baldachimami), kanapach i fotelach. Świadom był biegu czasu, bowiem nie tylko miał zegar na kominku, ale i coraz powszechniej używał zegarka kieszonkowego (damy nosiły zegarki na łańcuszkach). Szklane zwierciadła przestały być rzadkim zbytkiem i zwykły śmiertelnik mógł na co dzień oglądać swą fizjonomię w lustrze. To poufne sam na sam z własną twarzą zapewne sprawiało, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni XVIII w. tyle uwagi poświęcali makijażowi i fryzurze, wiele czasu spędzając przy "gotowalni". Moda o nie spotykanej dotąd zmienności dyktowała kształt mebli i kolor obić, nade wszystko jednak rządziła fryzurą i strojami. Jak w kalejdoskopie zmieniały się barwne i lekkie stroje, mniej krępujące niż krochmalone krezy i sztywne od ozdób gorsety paradnych strojów w XVII w. Rosło zapotrzebowanie na jedwab, aksamit, drukowaną bawełnę, muślin, koronki, wstążki. Prawdziwy przewrót nastąpił w dziedzinie bielizny, o którą dawniej niezbyt się troszczono. Dbałość o częstą zmianę i jakość bielizny, zwłaszcza tej ukrytej dla oka (jak kalesony), to istotny objaw doganiania luksusu przez komfort. Podobny postęp dokonał się w dziedzinie bielizny pościelowej i stołowej. Stół jadalny bogatego Europejczyka osiągnął w XVIII w. aktualny do dziś standard. Obrusy i serwety, porcelanowe talerze, filiżanki, półmiski i wazy, szklanki i kieliszki, obok łyżek i noży dopiero teraz rozpowszechniające się widelce, obsługa i sposób zachowania się przy stole - wszystko to złożyło się na obowiązujący "przyzwoitego człowieka" kanon. Również jadłospis niezmiernie się wzbogacił i zbliżył do współczesnego nam, aczkolwiek podawano jeszcze znacznie więcej potraw. W wykwintnym świecie osłabło upodobanie do korzennych przypraw, natomiast cukier, czekolada, kawa i herbata stały się strawą codzienną. Obok pieczystego (pojawiły się teraz na stołach indyki) i ciast podawano urozmaicony asortyment jarzyn i owoców, a wiele cenionych do dziś sosów, pasztetów czy deserów nosi nazwiska znakomitych mężów. w XVIII w. Smakoszostwo należało do dobrego tonu, a sztukę kulinarną szerzyły słynne książki kucharskie. Metryki znanych dziś gatunków "wielkich" win francuskich wywodzą się z tego stulecia, w którym nauczono się je umiejętnie butelkować, przechowywać i transportować. Komfort mieszkań (a również dobrze resorowanych pojazdów) oraz wyrafinowanie mody i kuchni to proces kumulujących się poprzez dziesięciolecia ulepszeń i naśladownictwa. Nakreślony tu obraz odnosi się głównie do Europy ostatnich dziesięcioleci XVIII w. Jednakże historycy kraju przodującego w ówczesnej "sztuce życia", a więc historycy francuscy, zgodnie wskazują na przełomowe pod tym względem znaczenie lat regencji po śmierci Ludwika XIV. W pojęciu owego "Style Regence" mieści się zarówno model kultury materialnej, jak obyczajowości i mentalności "pięknego towarzystwa" z XVIII w. Harmonii między luksusem a komfortem towarzyszyła swoboda, jeśli nie wręcz swawolność obyczajów. Brak zgodności między formalnie respektowanymi nakazami religii a postępowaniem nie rodził ani hipokryzji, ani buntu. "Piękne towarzystwo" na swój wewnętrzny użytek wytworzyło kodeks eleganckiego libertynizmu, porozumiewało się ze zmrużeniem oka, smakowało w ironii. W błyskotliwej konwersacji i w lekkiej epistolografii wytworzyli ludzie XVIII w. ów swoisty styl, który najlepiej określa nieprzetłumaczalny zwrot francuski: "badinage". Wśród wyższych sfer dokonała się towarzyska emancypacja kobiet, które królowały w salonach. Życie towarzyskie, ujmując swobodę w ramy "dobrych manier", osiągnęło nie spotykany dotąd polor. Dla człowieka przyjętego do "dobrego towarzystwa" i mającego odpowiednie rekomendacje stały otworem ekskluzywne domy w całej Europie. A ponadto miasto raczyło zarówno swoich mieszkańców, jak i coraz liczniejszych wojażerów urokami i wygodami wielu przedsięwzięć publicznych, jak hotele i powozy do wynajęcia, obficie zaopatrzone sklepy i domy mody, restauracje i cukiernie, a także galerie obrazów, koncerty, gabinety osobliwości, ogrody botaniczne i publiczne prelekcje naukowe. Atrakcję miast stanowiły modne promenady i publiczne ogrody, miejsca nawiązywania znajomości i romansowych wątków. Szczególną jednak uwagę wypada poświęcić teatrom i kawiarniom. Historią dramaturgii, muzyki operowej i baletu zajmiemy się później. Teraz interesuje nas życie teatralne. A więc najpierw budynek. Gmach publicznego teatru w tej postaci, która bez większych już zmian niemal przetrwała do naszych czasów, wykształcił się w Italii w XVII w. Okazała budowla obejmująca scenę i widownię otoczoną kilkoma piętrami lóż i górnymi galeriami zawierała również okrężne korytarze z wejściami do lóż oraz rozliczne pomieszczenia dla widzów i aktorów. Zmienne wieloplanowe dekoracje pokryte iluzjonistycznymi malowidłami, naśladującymi przeważnie uliczne, pałacowe i ogrodowe perspektywy, oraz maszyneria wprawiająca w ruch obłoki i niebiańskie postacie olimpijskich bogów, były to również włoskie wynalazki. Styl dekoracji zmieniał się stosownie do gustów, a więc zrazu były one barokowe, potem rokokowe, wreszcie klasycystyczne i preromantyczne z większą dbałością o historyczną wierność w odtwarzaniu antycznej czy średniowiecznej (gotyckiej) scenerii. Zarówno w dekoracjach, jak kostiumach występowały jednak pewne trwałe konwencje, które można by nazwać stylem teatralnym. Żywotny do końca XVIII w. był pseudorzymski kostium z czasów Ludwika XIV czy pseudoorientalny ubiór "wschodniego władcy". Fantazyjno-historyczne kostiumy beztrosko mieszały się na scenie ze strojami współczesnymi i zwłaszcza aktorki nie rezygnowały z tego, aby w historycznych czy egzotycznych rolach występować w kreacjach najświeższej mody. W nowoczesnych teatrach scena definitywnie oddzieliła się od widowni ukrytą orkiestrą, a efekty świetlne wraz z feeryczną dekoracją, posiłkującą się niekiedy przejrzystymi a barwnymi zasłonami, stwarzały świat iluzji. O sugestywności kreacji "innego świata" decydowała jednak przede wszystkim gra zawodowych aktorów, śpiewaków, tancerzy i mimów. Teatr przestał być amatorszczyzną i improwizacją, a stał się wielkim kunsztem. Takie budynki i taka inscenizacja rozprzestrzeniły się w XVIII w. z Italii na całą Europę. Dotyczy to zwłaszcza teatru operowego, który był najbardziej reprezentacyjnym i reprezentatywnym rodzajem teatru stulecia. Oczywiście były narodowe inwencje i odmiany, ale bardziej w dziedzinie dramaturgii i stylu gry niż inscenizacji i budownictwa teatralnego. W ostatnich dekadach XVIII w. Europejczyk znajdował się więc w swojskim otoczeniu, gdy wchodził do teatru-opery w Mediolanie, Paryżu, Londynie, Dreźnie, Warszawie, Sztokholmie czy Petersburgu. Nowoczesny teatr publiczny powstał z połączenia dwóch nurtów, które można by bardzo skrótowo określić jako "jarmarczny" i "dworski". Zarówno zamknięte spektakle dworskie, jak uliczne widowiska "jarmarczne" oczywiście nie zanikały, ale nie one nadawały ton teatralnemu życiu europejskich elit. Teatr publiczny wchłonął zarówno dorobek improwizowanej commedia dell'arte, taneczno-wokalnego folkloru i akrobatycznych popisów, jak dworskiej opery i baletu oraz klasycznej dramaturgii literackiej. Będąc czymś pośrednim między kiermaszem a dworem teatr publiczny stał się ważnym zjawiskiem społecznym. Spotykali się tu monarchowie, dygnitarze i arystokraci z literatami i artystami, mieszczanami, oficerską i studencką młodzieżą. Oczywiście między lożami, galeriami i krzesłami istniały przedziały i dystanse, a także były teatry bardziej i mniej ekskluzywne. Niemniej jednak widzowie znajdowali się w jednej sali. Poza przeżyciami estetycznymi, zabawą i chęcią oglądania podziwianego aktora czy uwielbianej śpiewaczki istniał problem: być widzianym w teatrze, spotkać się z kimś czy komuś się ukłonić w teatrze, oklaskiwać czy nie oklaskiwać czegoś w teatrze. W teatrze toczyła się więc gra społeczna podsycana różnorodnością widowni i różnorodnością podawanych ze sceny treści. Widowiska podlegały cenzurze, ale ludzie teatru w znacznym stopniu zachowali przywilej błaznów, to znaczy przywilej mówienia ludziom prawdy w oczy, i to przy świadkach. Życiu teatralnemu nieobce więc były ideologiczne i polityczne napięcia, zwiększające jeszcze ogromną atrakcję, jaką na ludzi XVIII w. wywierała scena. I nie tylko scena. Teatry publiczne były instytucjami subwencjonowanymi przez państwo, ale też były imprezami dochodowymi. Z biegiem czasu rozluźniały się monopole teatralne i postępowała komercjalizacja. Przedsiębiorcy czerpali zyski z urządzania w teatrach publicznych zabaw, zwłaszcza bali maskowych i redut, których atrakcją było mieszanie się publiczności z artystami, możność swobodnych kontaktów ludzi "różnych stanów", a także gra w karty. Kulisy teatralne były wreszcie miejscem spotkań tzw. świata z tzw półświatkiem. Atmosfera panująca wokół świątyń sztuki nie zawsze była szacowna. Zamiłowanie ludzi XVIII w. do teatru wychodziło poza ramy instytucji o charakterze publicznym i zawodowym. Rozwinięty już w XVII w. teatr szkolny był wciąż kultywowany. Może nie bez racji znajdowano, że szkolne przedstawienia kształcą umiejętność poruszania się, pamięć, wymowę i sentymenty. Widać rygor szkolny nie obrzydził młodzieży amatorskiego aktorstwa, bowiem w XVIII w. przeżywało ono wielki rozkwit. Począwszy od dworów monarszych, a skończywszy na skromnych domach mieszczańskich, wszędzie uprawiano "theatre do societe". W przeciwieństwie do różnych ludowych jasełek był to teatr literacki. Zarówno księżne i ambasadorowie, jak kupieckie córki i subiekci z przejęciem uczyli się ról i przygotowywali kostiumy do przedstawień, które odgrywano na uroczystościach dworskich i świętach rodzinnych. Równie nagminne było muzykowanie. Ludzie, których było na to stać, wiele czasu poświęcali zabawie. Nie trzeba tego jednak widzieć jedynie w aspekcie: "tańce, hulanki, swawola". W zabawę i amatorszczyznę wkładano sporo kunsztu i starań, co niewątpliwie przyczyniało się do cywilizowania warstw oświeconych i sentymentalnych. Obok teatromanii i melomanii charakterystyczne dla XVIII w. było życie kawiarniane. To już nie arystokratyczne, a bardziej inteligenckie i mieszczańskie upodobanie. Spotykano się przy kawie i fajce, aby omawiać interesy, dzielić się politycznymi i literackimi nowinami, plotkować i czytać gazety, grać w bilard. Z życia kawiarnianego rozwijało się po trosze na kontynencie życie klubowe. Najwcześniej i w najbardziej zinstytucjonalizowanej postaci kluby pojawiły się w Anglii. Duży wzrost spożycia używek (kawa, herbata, czekolada) oraz cukru, jak się przypuszcza, nie był bez wpływu na pobudzenie ruchliwości umysłowej. Konsumentami tych "towarów kolonialnych" byli mieszkańcy miast, ale już nie jedynie ich "pięknych dzielnic". W miastach dużych, zwłaszcza w miastach portowych i garnizonowych, robotnicy, marynarze i żołnierze nagminnie pili kawę i rum, kurzyli fajki i zażywali tabakę. W Anglii i w Holandii (na mniejszą skalę również w Rosji) herbata w ostatnich dekadach XVIII w. stała się codziennym napojem używanym przez wszystkie warstwy społeczne. Pewien model komfortu, konsumpcji i życia towarzysko-kulturalnego, który dość wyraźnie wykształcił się wśród bogatych sfer Europy drugiej połowy XVIII w., stanowił standard, do którego osiągnięcia zdążali ludzie awansujący na społecznej drabinie. Atmosfera Style Regence i w ogóle arystokratyczno-dworskiej kultury starego ładu była czymś nietrwałym, ale wiele elementów elitarnego zrazu standardu cywilizacyjnego miało się w przyszłości rozpowszechnić i "zdemokratyzować". Niektóre innowacje już w XVIII w. przeszły charakterystyczną ewolucję, jak kawa i herbata, uważane zrazu za lekarstwo (ale i za diabelską sztuczkę), potem za luksus, wreszcie stały się artykułami masowego spożycia. 6. Narody Wiek XVIII jest często przedstawiany jako epoka kosmopolityzmu, kontrastująca z eksplozją uczuć i dążności narodowych, która ujawniła się w dobie rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich. Kontrast ów jest jednak pozorny Krzepnięcie więzi narodowych to długotrwały proces, w którym wiek XVIII przygotowywał teren dla przyspieszonej krystalizacji europejskich narodów w XIX stuleciu. Kosmopolityzm "pięknego towarzystwa" i "literackiej republiki" XVIII w. to zjawisko raczej powierzchniowe, tak jak powierzchniowym zjawiskiem była, miła takim historykom znad Sekwany, jak Louis Reau i Rene Pomeau, wizja Europy francuskiej. Osłabienie więzi i antagonizmów wyznaniowych ułatwiało ponadnarodowe zbliżenia, dla których "wehikułem" była przodująca cywilizacja francuska. Między wojnami religijnymi XVII w. a wojnami narodowymi XIX w. zaistniała przelotna koniunktura dla salonowego i filozoficznego kosmopolityzmu. Głęboki nurt historii XVIII w. wyrażał się jednak w konsolidacji dużych organizmów gospodarczych i państwowych. Bezpowrotnie załamały się podejmowane niegdyś przez Habsburgów, a potem przez Burbonów próby narzucenia Europie hiszpańskiej czy francuskiej preponderancji. Wiek XVIII niesłusznie bywa określany jako okres preponderancji angielskiej. Ówczesną funkcję Wielkiej Brytanii wypada zredukować do roli stróża "równowagi europejskiej" A owa równowaga była wręcz zaprzeczeniem żywotnych ongiś w Madrycie czy w Wersalu dążeń hegemonistycznych. Kiedy na progu XIX w. cesarz Francuzów podjął próbę narzucenia Europie hegemonii, to powleczona francuskim pokostem kulturalnym Europa XVIII w. wyszła z tej konfrontacji jedynie wzmocniona w swym gospodarczo-politycznym pluralizmie. Aczkolwiek język francuski w pewnej mierze zajął miejsce wychodzącej stopniowo z użycia łaciny, to jednak francuszczyzna rozpowszechniała się jako elitarny język konwersacji, korespondencji i lektury, podczas gdy łacina stanowiła niegdyś nie tylko język kościelny, lecz również język szkolny (i naukowy) oraz urzędowy. W XVIII w. ze szkół i urzędów wypierały łacinę języki narodowe. Troska o doskonalenie tych języków stanowi charakterystyczną cechę stulecia. Kraje, które w epoce Odrodzenia wykształciły nowożytne języki literackie (jak Włochy, Francja, Hiszpania, Anglia, Niemcy, Polska), albo w sposób nieprzerwany wzbogacały i szlifowały to narzędzie kultury narodowej, albo po okresie przejściowej dekadencji językowej dokonywały świadomego wysiłku, aby swą mowę oczyścić z obcych naleciałości i barbaryzmów, ująć ją w gramatyczne prawidła i uczynić równie doskonałą jak język francuski. Ów renesans języków literackich jest charakterystyczny dla niemieckiego, duńskiego, szwedzkiego i polskiego piśmiennictwa XVIII w. (zwłaszcza w jego drugiej połowie). W tym samym czasie wykształcił się nowożytny język literacki w Rosji. Troska o język literacki i literaturę narodową w ostatnich dekadach stulecia uwidacznia się też w sposób wyraźny, choć w różnym stopniu, wśród Węgrów, Czechów, Serbów, Chorwatów, Rumunów czy Greków. Na obszarze środkowo-wschodniej i północnej Europy, a więc w krajach, które w większym stopniu niż Anglię, Włochy czy Hiszpanię można było zaliczyć do "Europy francuskiej", w drugiej połowie XVIII w., wszędzie powstawały literackie teatry narodowe i bujnie rozwinęło się czasopiśmiennictwo. Wśród Żydów wystąpiła charakterystyczna tendencja, aby przyswoić sobie dobrą znajomość języka i kultury kraju osiedlenia (czołowym rzecznikiem tego prądu był Żyd - pisarz niemiecki Moses Mendelssohn). Nie bez znaczenia było rozbudzenie się wśród intelektualnych elit zainteresowań zagadnieniami ekonomicznymi. Od Hiszpanii po Rosję pokryła Europę sieć towarzystw zwanych "ekonomicznymi" lub "patriotycznymi". Towarzystwa te miały na celu popularyzowanie umiejętności gospodarczych, zwłaszcza wiedzy rolniczej. Znamienne jest tu traktowanie "gospodarności" i "patriotyzmu" jako pojęć wymiennych. Owi "ekonomiści-patrioci" XVIII w. zabiegali o rozwój swoich regionów, krajów, ojczyzn, które stanowiły pewne powiązane stosunkami rynkowymi całości. Rozwój narodowych literatur, czasopism i teatrów czy "patriotyczna" działalność ekonomicznych towarzystw są to jednak zjawiska o zasięgu społecznym ograniczonym do nader jeszcze wąskiej warstwy ludzi wykształconych. Głębiej w masy ludowe sięgały wpływy rozrastających się w XVIII w. aparatów państwowych (biurokracja, sądownictwo, służba wojskowa, szkolnictwo elementarne) powiązanych z organizacjami kościelnymi. Chłop uważał się za "cesarskiego" czy "królewskiego", za "prawowiernego" (katolika, prawosławnego czy luteranina). Jeśli łączyła go z monarchą wspólna mowa i wspólna wiara, to świadomość przynależności państwowej i kościelnej umacniała budzącą się świadomość narodową. Zwłaszcza jeśli nieprzyjaciele króla byli nie tylko obcej mowy, ale i obcej wiary, jak w wypadku Francuzów i Anglików. Jednakże w Europie XVIII w., w której tak znaczne obszary zajmowały państwa wielonarodowościowe i wielowyznaniowe jak Wielka Brytania wraz z Irlandią, monarchia habsburska, Rzeczpospolita polsko-litewska, państwo pruskie, cesarstwo rosyjskie i imperium tureckie), liczne wspólnoty plemienne i religijne znajdowały się pod naciskiem obcych językowo czy wyznaniowo władz. Sytuacja ta przyczyniła się w pewnym stopniu do ruchów emigracyjnych (np. wędrówka Irlandczyków za ocean). Istotniejszym momentem były procesy wynarodowienia, często pozostające w związku z obcoplemienną kolonizacją (jak w monarchii habsburskiej i w państwie pruskim). Język i kultura panującego narodu czyniły postępy zwłaszcza w miastach. Jednakże masy chłopskie silnie trzymały się mowy i obyczaju przodków i one na dalszą metę zdecydowały o narodowej geografii Europy. Chłopskiego obyczajowo-językowego konserwatyzmu nie należy jednak utożsamiać z bezruchem. W XVIII w. cierpliwie i powoli postępował proces integracji językowej narodów, który to proces dopiero w XX w miał się dopełnić za sprawą powszechnego obowiązku szkolnego i środków masowego przekazu. Od XVI w. w krajach protestanckich, a w XVIII w. również we Francji i w Austrii duże postępy czyniła alfabetyzacja mas ludowych. Statystyczne ujęcia umiejętności podpisywania się należy jednak oględnie odnosić do sprawy rzeczywistej biegłości w czytaniu i pisaniu. Analfabetyzm pozostawał zjawiskiem jeszcze przeważającym na zachodzie, a zdecydowanie dominującym na południu i wschodzie Europy. Ewolucja mowy mas analfabetów jest to zjawisko trudno uchwytne w odniesieniu do epoki, w której nie prowadzono badań nad gwarami. Istnieją jednak dane pozwalające stwierdzić rosnący w XVIII w. zakres mowy powszechnie zrozumiałej w obrębie danego narodu (a może ściślej ludów, które miały się stać narodem). Należy uzmysłowić sobie tę okoliczność, że wykształcony paryżanin mógł w konwersacji z wykształconym petersburżaninem wymieniać wszelkie niuanse języka Woltera, ale tenże paryżanin wręcz nie rozumiał mowy chłopa z niedalekiej Pikardii. W okresie gospodarki naturalnej każda prowincja, dolina, nieomal każda wieś, posługiwała się swoją gwarą o zasięgu wspólnoty sąsiedzkiej. Pod powierzchnią znanych nam języków literackich kryło się mnóstwo bardzo różniących się od siebie narzeczy. Istniejące do dziś regionalne odcienie mowy francuskiej, niemieckiej, angielskiej czy włoskiej (w Polsce wystarczy wskazać górali podhalańskich i Kaszubów) dają jedynie nader blade wyobrażenie o różnorodności języków mówionych sprzed stuleci. Zanim powszechna szkoła i powszechna służba wojskowa przyspieszyły procesy niwelacyjne, integracja językowa dokonywała się głównie jako funkcja życia gospodarczego i religijnego. Postęp, który dokonał się w XVIII w., należy więc przypisać nie tylko szkołom, armiom i urzędom (które bywały zresztą narzędziem wynaradawiania), ale również wydłużaniu się szlaków komunikacyjnych, zacieśnianiu się stosunków rynkowych, wędrówkom przekupniów i najemników, stapianiu się przybyszów ze wsi w wielkomiejskie skupiska ludu miejskiego. Wielkie miasta to ośrodki narodowych rynków, rynek zaś to obszar wymiany nie tylko towarów, lecz i słów. Mówiony język literacki docierał do ludu miast i wsi głównie w kościołach. W dziedzinie szerzenia języków narodowych pierwszeństwo przypada wyznaniom protestanckim, ale języki te stopniowo coraz większą rolę odgrywały również w katolickich modlitwach, pieśniach i kazaniach. Równolegle z rozwojem języków literackich postępowała więc integracja języków mówionych i rozpoczął się proces formowania nowożytnych narodów. Proces ten znajdował pomyślne warunki w granicach scentralizowanych państw narodowych, przezwyciężał jednak i te przeszkody, które stanowiło rozbicie polityczne czy podległość władzy obcego monarchy. Kwestie różnych zjednoczeń narodowych i różnych narodowych niepodległości miały zaprzątać Europę w XIX i XX w. Ale nie bez racji historycy zarówno narodów rozdrobnionych w XVIII w. na wiele państw, jak Niemcy i Włosi, jak i narodów wchłoniętych przez wielonarodowościowe imperia, jak Czesi, Chorwaci, Serbowie, Rumuni i Grecy, upatrują w XVIII stuleciu początki swego "risorgimento". Rozdział czwarty Państwo 1. Monarchie i oligarchie W syntezach historii powszechnej wiek XVIII bywa często ujmowany łącznie z drugą połową XVII w. jako "czasy absolutyzmu". Absolutyzm był może najbardziej typową formą przejścia od rozdrobnienia feudalnego do scentralizowanego państwa; w poszczególnych krajach Europy przejście to dokonywało się jednak w tak różnych czasach i w tak różnych postaciach, iż uznanie absolutyzmu za nadrzędną cechę określającą charakter rozwoju państw europejskich XVIII w. budzi zastrzeżenia. Nowożytne monarchie wywodzą się z przezwyciężenia dualizmu uprawnień księcia oraz ziem i stanów. Te ostatnie określano mianem wolności. Poprzedzające wiek XVIII stulecia wypełnione są walką monarchów z obrońcami dawnych wolności stanowych oraz samorządów i odrębności prowincjonalnych i municypalnych. W miarę koncentracji skarbowych i militarnych środków monarchowie umacniali swą zwierzchność nad prowincjami i stanami. Ta ogólna tendencja torowała sobie drogę poprzez wiele zakrętów, wśród których czynnik stanowy również odnosił sukcesy, wymuszał na władcy nowe "wolności" (często w tradycjonalistycznej postaci "egzekucji dawnych praw"). Ponadto monarchowie tworzyli swój aparat władzy poprzez kreowanie dworskich dygnitarzy i powoływanie nadwornych rad, a owi dygnitarze i "panowie rada", często dożywotni, niekiedy dziedziczni, zapuszczali korzenie w żyzną w przywileje glebę stosunków feudalnych i stawali się czynnikiem mniej lub bardziej samodzielnym. Elementy: stanowy, samorządowy i dygnitarski, zrastały się w tych krajach, w których wykształciły się różne postacie ogólnokrajowych instytucji parlamentarnych. Niektóre z owych krajów, jak Anglia i Szwecja, miały za sobą fazę wczesnego absolutyzmu, który został przezwyciężony. Pod względem formalnoprawnym państwa "starego ładu" stanowiły mozaikę różnych nieograniczonych i ograniczonych monarchii oraz "rządów mieszanych". Współcześni na próżno starali się definiować je według wyniesionych z humanistycznej szkoły i nieadekwatnych do stosunków feudalnych pojęć antycznych: monarchia, republika, despotia, oligarchia, arystokracja, demokracja. Za pomocą owych terminów można było poniekąd określić stosunki panujące w najbliższych antycznej polis republikach miejskich. Pojęcia arystokracji i demokracji miały swoją aktualną treść w Genewie z czasów Jana Jakuba Rousseau. Jednakże w odniesieniu do większych państw pozostawały niefortunne nowotwory w rodzaju: "monarcho-arystokracja" czy "arysto-demokracja"; najchętniej więc stosowano też starą, bo arystotelesowską, ale niewiele mówiącą formułę: "rządy mieszane". Jeśli więc obsługujemy się tu terminami: monarchia i oligarchia, to nie w celu precyzowania stanu konstytucyjnego, lecz określenia pewnego faktycznego układu stosunków społeczno-politycznych. Monarchią nazywamy kraj, w którym dziedziczny władca jest w niewielkim stopniu ograniczony przez ciała stanowe, a o powoływaniu i odwoływaniu wysokich urzędników decyduje monarsza łaska i niełaska. Oligarchią nazywamy kraj, w którym albo nie ma dziedzicznego władcy, albo jest on w sposób istotny ograniczony przez ciała stanowe i dygnitarzy. Przykładów oligarchii "konstytucyjnej", ustawowo oddającej suwerenność w ręce niewielkiej liczby dygnitarzy, szukać wypada głównie wśród republik miejskich. Natomiast wszędzie tam, gdzie władza monarchy była silnie ograniczona, faktyczne rządy sprawowała w XVIII w. oligarchia możnych i bogatych rodzin, które za pomocą odpowiednio preparowanych wyborów, kooptacji i patronatu (udział w nominacjach na urzędy i synekury) opanowywały ważne stanowiska i mogły skutecznie przeciwstawiać monarsze swą wolę. Rządów koterii dworskiej, która by kierowała poczynaniami absolutnego monarchy (małoletniego czy nieudolnego) z jego formalnym przyzwoleniem, nie uznajemy za oligarchię, piastunem suwerenności pozostawał bowiem monarcha, którego łaska i niełaska decydowała o personalnych konstelacjach władzy. Struktura absolutnego państwa była zresztą tej natury, że w imieniu nieudolnego władcy rządziła zazwyczaj nie koteria, lecz jednostka (zaufany minister, faworyt). Usystematyzowanie występujących w ciągu XVIII w. fluktuacji monarchii i oligarchii nie jest łatwe. Wskazuje się na czynniki przypadkowe, jak kryzysy dynastyczne i osobowość poszczególnych monarchów. Kryzysy dynastyczne niewątpliwie sprzyjały oligarchii w Anglii czy w Szwecji, nie mówiąc już o Polsce z jej wolną elekcją królów. Jednakże wyjątkowo liczne kryzysy sukcesyjne nie wstrząsnęły rosyjskim samodzierżawiem, monarchie hiszpańska i habsburska z wojen sukcesyjnych wyszły umocnione, a częste zmiany dynastii na tronach włoskich nie miały wpływu na charakter rządów. Osobowość takich władców, jak Piotr I, Fryderyk Wilhelm I czy Maria Teresa, niewątpliwie przyczyniła się do okrzepnięcia monarchicznej władzy w ich państwach, podczas gdy właściwości charakteru Ludwików XV i XVI zaważyły na osłabieniu monarchii francuskiej. Wolno wszelako wątpić, czy Piotr lub Fryderyk, gdyby im było dane zasiadać na polskim lub angielskim tronie, zdołaliby w tych krajach zaprowadzić absolutum dominium. Jednostka bowiem w ograniczonej mierze może modyfikować instytucje i stosunki społeczne, które zastała w danym kraju. Niekiedy stosowano przeciwstawienie "czynnika państwowego" i "czynnika społecznego", przy czym państwo miało znajdować swoje uosobienie w monarsze, społeczeństwo zaś w ciałach przedstawicielskich. Aczkolwiek monarchia jest również instytucją sterowaną przez zespół ludzi i społecznie uwarunkowaną, ówczesne zaś ciała przedstawicielskie reprezentowały interesy jedynie nader wąskich warstw społecznych, teoria owych "czynników" nie jest pozbawiona pewnej przydatności. Absolutyzm natrafiał na przeszkody tam, gdzie polityczny pluralizm wyrastał z silnej (materialnie i społecznie) pozycji jednostek i korporacji, zdolnych do obronienia zasady "nic o nas bez nas". W tzw państwach wolnych istniała ponadto opinia publiczna, z którą oligarchiczna elita władzy musiała się w pewnym stopniu liczyć. Wolno uogólnić, że monarchia absolutna stanowiła najskuteczniejszy sposób zapewnienia państwu potęgi militarnej, natomiast ciała przedstawicielskie wykazywały szczególną żywotność w krajach bogatych, nadmorskich lub zabezpieczonych dogodnym położeniem geograficznym (republiki miejskie, Holandia, Anglia, Szwecja, Szwajcaria) lub w krajach, gdzie wyrosła potężna magnateria (Polska, Węgry, w pewnym sensie Rzesza Niemiecka, jeśli udzielnych książąt potraktujemy jako poddanych cesarza). Ujmując rzecz chronologicznie, wypada stwierdzić, że okresem zwycięskiej ekspansji absolutyzmu była druga połowa XVII w. i początek XVIII w.: czasy Ludwika XIV we Francji, Leopolda I w Austrii, elektora Fryderyka Wilhelma i króla Fryderyka Wilhelma I w państwie brandenbursko-pruskim, Karolów XI i XII w Szwecji, Fryderyka III w Danii, Piotra I w Rosji. Po restauracji monarchii w Anglii Stuartowie podejmowali próby rządzenia bez parlamentu, a w Holandii rządy stadhoudera Wilhelma III Orańskiego zbliżyły się do monarchii. Krzepła suwerenność książąt Rzeszy Niemieckiej. Stary absolutyzm hiszpański nabrał na progu XVIII w. nowego wigoru wraz z objęciem tronu przez Burbonów. W pierwszej połowie XVIII w. w wielu krajach zaznaczył się wzrost oligarchii. W Polsce samowola magnacka osiągnęła swój szczyt. W Anglii za czasów pierwszych królów z dynastii hanowerskiej rządziła oligarchia wigów. W Holandii republikańska oligarchia odsunęła dom orański. Szwecja po 1718 r. weszła w kilkudziesięcioletnią "erę wolności". Do przejściowego zachwiania monarchii absolutnej doszło we Francji w latach regencji po śmierci Ludwika XIV i aczkolwiek oligarchiczne zapędy "olisynodii" rychło się załamały, monarchia Ludwików nie odzyskała już dawnego autorytetu. Bardziej przelotny był zryw oligarchii bojarskiej w Rosji. Podjęta w 1730 r. próba narzucenia Annie Iwanownej czegoś w rodzaju polskiej konstytucji nie powiodła się; samodzierżawie pozostało jednym z najbardziej absolutystycznych reżimów Europy XVIII w. Jednakże następcy Piotra I czynili coraz dalej idące ustępstwa na rzecz szlachty. Równocześnie umacniały się rządy absolutne w monarchii habsburskiej, w państwie pruskim i w innych księstwach Rzeszy, w Hiszpanii i w królestwach włoskich. Stare republiki włoskie (Wenecja, Genua) konserwowały swą oligarchiczną formę rządów, a w kantonach szwajcarskich umacniał się pierwiastek oligarchiczny w walce tym razem nie z Koroną, lecz z municypalnym i wiejskim gminem. Druga połowa XVIII w. przyniosła z jednej strony ekspansję "oświeconego absolutyzmu", z drugiej zaś wzrost napięć "między majestatem a wolnością". W Szwecji Gustaw III opierając się na niższych stanach dokonał monarchicznego zamachu stanu. W Holandii, w warunkach wojny domowej i obcej interwencji, nastąpiła restauracja rządów domu orańskiego. W sytuacji skomplikowanej przez obcą kuratelę za panowania Stanisława Augusta postępowało ograniczenie w Polsce oligarchii magnackiej. W Anglii Jerzy III usiłował powstrzymać proces erozji monarchii. We Francji rząd borykał się z parlamentami i podejmował próby reform w warunkach narastającej "reakcji feudalnej". W krajach oświeconego absolutyzmu monarchia z "bożej łaski" przemieniała się w monarchię "racjonalną", szukającą swej ideologicznej motywacji w użyteczności publicznej. Podejmowane przez monarchiczne rządy reformy napotykały opór uprzywilejowanych, łączący się niekiedy z oporem ludowym (gdy w grę wchodziły podatki i uprawnienia Kościoła). Zanim najśmielszy z koronowanych reformatorów, Józef II, zakończył swe panowanie w warunkach głębokiego kryzysu, próby oświeceniowych reform załamywały się w Portugalii, we Włoszech, w Danii. Konflikty drugiej połowy XVIII w. w znacznym stopniu rozgrywały się jeszcze w obrębie starej alternatywy, według której osłabienie pozycji monarchy wychodziło na korzyść grupom oligarchicznym, ograniczenie zaś wpływów wielkich panów wzmacniało stanowisko monarchy. Na przechylanie sie szali w jedną czy drugą stronę mogła oddziaływać postawa pomniejszej szlachty, mieszczan, chłopów, ale owa gra miała swoje granice zakreślone podstawami ustroju społecznego. Alternatywa: monarchia - oligarchia, była bowiem alternatywą starego ładu, z którego feudalnej gleby wyrastał zarówno tron,jak i "wysokie krzesła". W stosunkach między rządzącymi a rządzonymi coraz większą jednak rolę odgrywała opinia publiczna, której znaczenie rosło już nie tylko w "krajach wolnych", ale i w krajach monarchicznych. W dziedzinie ideologii i propagandy dokonywało się przesunięcie od dawnych, dogmatycznych lojalności do argumentów uzasadniających społeczne interesy. Postępujący kryzys starego ładu znajdował wyraz zarówno w desakralizacji monarchii, jak i w dążeniach do rozszerzania społecznej podstawy ciał przedstawicielskich. Reformy oświeconego absolutyzmu nieco niwelowały istniejące między stanami różnice prawne. W Anglii i w Polsce stanęła na porządku dziennym antyoligarchiczna reforma ordynacji wyborczej. Z lektury starożytnych autorów, z egalitarnych wywodów religijnych sekciarzy, z wysublimowanej przez Rousseau rzeczywistości genewskiej i z przykładów zwycięskiej rewolucji amerykańskiej (która odświeżała pamięć rewolucji angielskiej z połowy XVII w.) czerpali republikańskie inspiracje ludzie, którzy nie widzieli dla siebie perspektyw w alternatywie: monarchia - oligarchia. Państwa monarchiczne były bardziej otwarte dla indywidualnego awansu. Ludzie nowi i cudzoziemcy robili wielkie kariery na dworach absolutnych władców. Bardziej ekskluzywne i zakorzenione w lokalnych stosunkach były oligarchiczne elity władzy; przełamanie barier stanowych i przezwyciężenie politycznych praktyk oligarchii otwierało natomiast w państwach posiadających instytucje parlamentarne drogę do szerokiego awansu obywatelskiego. Naczelny postulat polityczny rozwijającej się burżuazji to wolność cywilna i formalna równość wobec prawa. W pewnym stopniu dogadzała tym aspiracjom niwelacyjna polityka monarchii oświeconego absolutyzmu; monarchia jednak zawsze w swej istocie pozostawała arystokratyczna i akcja równania w poddaństwie miała swoje stanowe granice. Odpowiadającą rozwiniętej burżuazji formą było państwo parlamentarne. Podporządkowane w XVIII w. rządom oligarchii instytucje angielskie miały ulec ewolucyjnemu przekształceniu i stać się klasycznym modelem państwa burżuazyjno-liberalnego. Pierwszym etapem zamykającej interesujący nas okres rewolucji francuskiej było zwołanie Stanów Generalnych, od dawna odłożonych przez monarchię do lamusa. Rewolucyjne przeobrażenie się Stanów Generalnych w Zgromadzenie Narodowe rozpoczyna proces wykształcania się klasycznego modelu burżuazyjnej republiki. Natomiast te same monarchie, w których podejmowano najbardziej głośne reformy oświeconego absolutyzmu, w niedalekiej przyszłości miały się stać ostoją Świętego Przymierza. 2. Administracja W większości krajów Europy dokonała się w XVIII w. znaczna rozbudowa administracji państwowej w kierunku centralizacji i specjalizacji. Przejściową formą między ustrojem stanowym a konstytucyjnym rozgraniczeniem kompetencji ciał przedstawicielskich i wykonawczego aparatu urzędniczego był kolegializm. W systemie kolegialnym zrastał się pierwiastek urzędu i rady. Kolegialne ciała administracyjne przeprowadzały głosowania i większością głosów podejmowały rezolucje. W krajach monarchicznych rezolucje te były propozycjami, które monarcha przyjmował lub odrzucał. Niższe kolegia podlegały wyższym, a o obsadzie stanowisk decydował w ostatniej instancji monarcha. Administracyjny kolegializm nie stanowił więc w państwach monarchicznych ciał samorządnych, lecz radzące i zespołowe organy wykonawcze. Kolegializm był jedną z głównych postaci rozwoju administracji w XVII i XVIII w. (Prusy, Austria, Rosja). Równocześnie jednak w niektórych krajach (Francja, Hiszpania) rozwinął się system administracji oparty na wzorach wojskowych. Urzędy były kierowane przez jednostki odbierające i wydające rozkazy. Teoretycznie rzecz biorąc, ów system był bardziej scentralizowany, w praktyce jednak bywało, iż urzędnik-oficer miał więcej inicjatywy i faktycznej niezależności niż kontrolowany w interesie monarchy przez urzędników-radców prezes administracyjnego kolegium. Najbardziej ogólną tendencją reform administracyjnych w krajach monarchicznych była stopniowa likwidacja partykularyzmów i samorządów prowincjonalnych. Podtrzymywanie tych odrębności stanowiło natomiast właściwość republik. W literaturze politycznej XVIII w. powszechnie przyjęła się teza, iż najbardziej odpowiednim polem działania dla ustroju republikańskiego jest niewielki obszar państwa-miasta. Jeśli natomiast republika obejmuje rozległe terytorium, to powinna stanowić federację samorządnych prowincji. W przeciwnym bowiem razie władze centralne prędzej czy później zniosą obywatelskie wolności. Przykłady republikańskiej federacji stanowiły: Republika Zjednoczonych Prowincji (Holandia) i Szwajcaria. Na schyłku interesującego nas okresu doszedł nowy wzór: powstałe na podłożu kolonialnych samorządów Stany Zjednoczone. Koncepcje federalistyczne były żywotne w myśli i literaturze politycznej, a w toku rewolucji francuskiej miało dojść do wielkiej batalii między federalistami (żyrondystami) a centralistami (jakobinami). Natomiast w praktyce administracyjnej Europy XVIII w. można jedynie odnotować jako zjawisko nader marginesowe pewne reformy podejmowane w kantonach szwajcarskich. Wszędzie w Europie postęp administracyjnej centralizacji i specjalizacji torował sobie drogę wśród istnej dżungli zazębiających się kompetencji terytorialnych i rzeczowych różnych urzędów, instytucji i jurysdykcji, które wyrosły w ciągu minionych stuleci. Im bogatszą przeszłość i większą żywotność miały różnorodne elementy, które zrastały się w nowożytne państwo, tym trudniej było zaprowadzić w tym państwie logicznie pomyślany i jednolity porządek administracyjny. Najbardziej rozwinięte kraje Zachodu: Holandia i Anglia, w niewielkim też stopniu były widownią reformatorskich poczynań. W Holandii wiązało się to z postępującą sklerozą oligarchicznych rządów. W Wielkiej Brytanii rządy parlamentarno-gabinetowe wykształciły się drogą praktyki i obyczaju, które zmieniały rzeczywistość, ale nie naruszały litery prawa. Wśród "państw wolnych" w dziejach administracji państwowej szczególne miejsce zajmuje Szwecja, w której kolegializm wykształcił się w toku stuleci zmagań między Koroną a stanami. Kolegializm szwedzki, zależnie od sytuacji politycznej, służył monarchii lub oligarchii. Szwedzkie przykłady znalazły naśladowców wśród absolutnych władców (Dania, Prusy, Rosja), jak i w Polsce, gdzie za panowania Stanisława Augusta dokonano przebudowy władz państwowych w duchu sprzęgniętego z parlamentaryzmem kolegializmu (Rada Nieustająca i jej departamenty). Na progu XVIII w. wzorem wielkiej centralizowanej monarchii była Francja Ludwika XIV Aczkolwiek i w tym kraju istniały rady królewskie, to jednak charakterystyczne dla Francji było jednoosobowe kierownictwo resortów ministerialnych (wśród których za rządów Ludwika XIV postąpił rozdział kompetencji) i skupienie rządów prowincji w rękach intendentów. Zakres ich władzy był znaczny i niekiedy przeciwstawiali się rządowi, w zasadzie jednak płatni i usuwalni ze stanowisk intendenci nie byli w swych 30 prowincjach lokalnymi wielmożami, ale sługami państwa. Przykład Francji starali sie naśladować Burbonowie hiszpańscy. Monarchia hiszpańskich Habsburgów u schyłku XVII w. stanowiła konglomerat starych królestw iberyjskich oraz zamorskich posiadłości, spojony bardzo rozbudowaną i bardzo ociężałą machiną kilkudziesięciu rad królewskich o nader zawiłym zakresie kompetencji terytorialnych i rzeczowych. Silnie zakorzeniona w regionalnych partykularyzmach biurokracja hiszpańska przodowała w Europie XVI w. ale od tego czasu jej organizacja nie uległa zmianom, postępowała natomiast korupcja i ociężałość. W XVIII w. Burbonowie ograniczyli rozrost rad administracyjnych i ponad nimi ustanowili na francuską modłę ministrów o racjonalnie rozgraniczonych kompetencjach. W prowincjach podporządkowano dawne urzędy kapitanom generalnym oraz intendentom o szerokim zakresie funkcji. W pierwszej połowie XVIII w. w podobnej sytuacji jak Hiszpania znajdowała się monarchia Habsburgów austriackich. Każdy z krajów monarchii (Górna i Dolna Austria, Tyrol, Styria, Karyntia, Czechy, Morawy i Śląsk, Lombardia i Belgia) miał odrębny charakter i tradycje, a niedawno zjednoczone pod berłem Habsburgów Węgry stanowiły samoistny twór państwowy o silnych instytucjach stanowych. Centralne organa kolegialnej biurokracji w XVIII w. stopniowo coraz bardziej ograniczały krajowe instytucje stanowe. W przeciwieństwie do Hiszpanii, centralistyczne reformy zmierzały do łączenia starych rad nadwornych i tworzenia nowych ciał kolegialnych o wyspecjalizowanym zakresie czynności, nad którymi czuwał organ ogólnego nadzoru - Rada Stanu. Wielkim osiągnięciem Austrii XVIII w. stała się administracja lokalna, organizacja guberni i starostw, spajająca tak różnorodny zlepek w dość jednolity organizm państwowy. Na poczynania reformatorskie w Austrii za panowania Marii Teresy i Józefa II oddziaływały przykłady głównego rywala ich monarchii - Prus. W państwie brandenbursko-pruskim szczególnie dużą rolę odgrywały dobra monarchy (domeny) i rząd tego kraju rozwijał się na wzór osobiście kierowanej przez właściciela administracji dóbr. Dolne ogniwa owej administracji stanowili zarządcy domen i regaliów oraz poborcy podatków, ponad którymi stały prowincjonalne urzędy kameralne i rozbudowywane w XVIII w. kolegialne organa władz centralnych. Stosownie do zrastania się na szczeblu centralnym pionów: zarządu domen i władz fiskalno-wojskowych, kraj został podzielony na okręgi, na których czele stały Kamery Wojny i Domen. Rozrost tej administracyjno-militarnej machiny dokonywał się kosztem prowincjonalnych instytucji stanowych i starej brandenburskiej Tajnej Rady. W administracji pruskiej na wszystkich szczeblach panowała zasada kolegializmu. królowie jednak skutecznie pilnowali tego, aby na kolegialnym gruncie nie wyrosła jakakolwiek polityczna inicjatywa. Fryderyk II miał w swym ręku najdoskonalszy w XVIII w. aparat administracyjny oraz sprawował osobiste rządy w kraju najbardziej pozbawionym życia politycznego. Wzory fryderycjańskich Prus z większym lub mniejszym powodzeniem starali się naśladować inni władcy rozdrobnionych Niemiec. Na szeroką skalę korzystał z obcych doświadczeń (zwłaszcza szwedzkich i pruskich) Piotr I. Gruntowna reorganizacja rosyjskich urzędów i zaprowadzenie w nich niemieckiej terminologii nie powinny jednak przesłaniać faktu, że reformy Piotra I zostały przeprowadzone na terenie przygotowanym przez rozrost administracji centralnej, który nastąpił w Rosji w drugiej połowie XVII w. Rozrost ów nie eliminował pewnych swobód stanowych zasiadających w Dumie bojarów, w dziedzinie zaś centralnych urzędów (prikazów) dokonywał się w warunkach daleko idącego pomieszania kompetencji terytorialnych i rzeczowych. Można uogólnić, że Piotr I zastąpił Dumę Bojarską ściśle administracyjnym najwyższym ciałem kolegialnym - Senatem, na miejsce zaś rozmnożonych w XVII w prikazów wprowadził kolegialne ministerstwa (kolegia) o wyraźnie zakreślonych kompetencjach rzeczowych w skali całego kraju. W toku XVIII w. ulegały zmianom nazwy centralnych instytucji i dokonywano ich reorganizacji, naczelną zasadą pozostał jednak biurokratyczny i zhierarchizowany kolegializm. Piotr I, dzieląc kraj na gubernie, a później gubernie na prowincje wytyczył również kierunek dalszego rozwoju rosyjskiej administracji lokalnej. O ile z władz centralnych Rosji XVIII w. został całkowicie wyeliminowany pierwiastek stanowy, o tyle w administracji lokalnej istniały pewne formy ograniczonego samorządu szlacheckiego. Szlachecka biurokracja spoiła Rosję w jednolicie administrowane państwo zdolne do wielkich wysiłków militarnych. Mimo autokratycznej struktury władzy w ogromnym imperium carów element szlachecko-urzędniczy miał większe znaczenie polityczne niż we fryderycjańskich Prusach. Jakkolwiek racjonalnie byłaby pomyślana struktura administracji państwowej, o jej skutecznym działaniu decydowały kwalifikacje urzędników. Nie sposób tu wnikać w politykę personalną poszczególnych rządów i władców, rozpatrywać różne mechanizmy protekcji i patronatu. Można jedynie wskazać na instytucjonalne źródła słabości względnie sprawności administracji w niektórych krajach. Tam, gdzie urzędy nabywano drogą kupna (m.in. we Francji i w Hiszpanii), powstawała dla rządu pokusa łatania trudności skarbowych przez kreowanie zbędnych urzędów, z których trudno było usunąć nabywcę, bowiem trzeba go było wówczas spłacić. Ponadto zasada sprzedaży urzędów oczywiście usuwała na plan dalszy kwalifikacje kandydata. W państwach starego ładu pleniły się zarówno synekury (uposażenia bez faktycznych funkcji), jak i stanowiska urzędowe pozbawione regularnej płacy. W wielu krajach (m.in. w Anglii) urzędnicy pobierali wynagrodzenie z tzw. akcydensów (opłat od stron) i procentów od załatwianych spraw, co sprzyjało korupcji i łapówkarstwu. Brak pragmatyki służbowej i zabezpieczenia emerytalnego sprawiał, iż niepewni jutra urzędnicy starali się jak najbardziej "obłowić". Dyletantyzm szerzył się wszędzie tam, gdzie o nominacjach decydowało urodzenie, protekcje lub kupno urzędu i gdzie brak było odpowiednich szkół zawodowych umiejętności. Na tym tle wyróżnić należy kraje niemieckie, a zwłaszcza Prusy i Austrię, gdzie rozwinęła się nauka i nauczanie wiedzy administracyjnej (kameralistyki) i od kandydata na urząd wymagano egzaminu oraz praktyki. W Prusach i w Austrii wprowadzono w XVIII w. pragmatykę służbową ustanawiając szczeble awansu, regularne pensje z dopłatą za wysługę lat oraz emerytury. Równocześnie nad urzędnikami roztoczono baczną kontrolę. W tych warunkach powstał wykształcony, sprawny, szanowany i w miarę uczciwy stan urzędniczy. W podobnym kierunku zmierzały reformy rosyjskie z tabelą rang i przymusem szkolnym dla szlachty. Stosunkowo ubogie monarchie środkowo-wschodniej Europy wytworzyły w XVIII w. najsprawniejsze aparaty administracyjne, za pomocą których zbudowały największe machiny militarne. 3. Wojskowość Europa w XVIII w. była może mniej wojownicza niż w poprzednim stuleciu, stała się natomiast bardziej zmilitaryzowana. Dawniej wojna stanowiła w większym stopniu akcję improwizowaną i walczące armie na własną rękę zdobywały dla siebie środki utrzymania (kosztem ludności cywilnej). Po skończonej wojnie żołnierze byli zwalniani ze służby i pod bronią pozostawały jedynie nieliczne jednostki armii stałej. Obecnie dokonał się znaczny rozrost regularnych armii stałych i zmniejszyła się rozpiętość między liczebnością wojsk w czasie wojny a w czasie pokoju. Regularne armie otrzymały ujednoliconą broń i mundury. Aprowizację wojska przejęło państwo organizując skup, dostawy oraz tworząc sieć magazynów wojskowych. Rozbudowany system intendentury, stałych koszar i kwatermistrzostwa, szpitalnictwa wojskowego oraz domów inwalidów i szkolnictwa wojskowego stanowił wykończenie machiny militarnej w XVIII w. Istnieje ścisły związek między rozwojem stałej armii a rozwojem techniki i sztuki wojennej. Pojawiający się na schyłku XVII w. karabin skałkowy z bagnetem stał się uniwersalną bronią piechoty. Zniknął podział na muszkieterów i pikinierów oraz znacznie wzrosła siła ognia. W latach czterdziestych XVIII w. wszedł w użycie karabin, którym można było oddawać trzy strzały na minutę. Była to jak na ówczesne warunki broń szybkostrzelna, ale o niewielkim zasięgu i bardzo niecelna. Tylko więc ogień masowy, i to prowadzony z bliska, był skuteczny. Wprowadzenie łatwo przenośnych dział polowych sprawiło, że artyleria w skali masowej wytoczyła się z fortec na pola bitew. Nie tylko ogień baterii kierowano na stanowiska nieprzyjacielskie, lecz działa batalionowe, toczone w lukach między kompaniami, towarzyszyły ruchomym działaniom piechoty. Kawaleria traciła dawne znaczenie. Ograniczona pod względem liczebności (w XVIII w. stanowiła przeciętnie jedną czwartą wojsk liniowych), wyposażona w broń palną, stawała się jednak formacją wymagającą w nowych warunkach szczególnie wysokiego wyszkolenia i dyscypliny, aby spełniać swoje zadania w kunsztownych bitwach. Konna ruchawka na niewytresowanych i płochliwych koniach mogła jedynie wzniecać zamieszanie we własnych szeregach. Dążąc do maksymalnego wykorzystania siły ognia wprowadzono tzw. taktykę linearną. Wojska rozwinięte na polu bitwy w płytkie linie posuwały się z wolna ku sobie ostrzeliwując się nawzajem intensywnym, choć niecelnym ogniem. O zwycięztwie decydowała sprawność i karność zautomatyzowanych mas ludzkich, umiejętnie rozwijających się z kolumn marszowych w linie proste lub skośne, szybko strzelających i wytrzymujących morderczy ogień. Wielkie bitwy XVIII w., a bywały takie, w których brało udział ponad 100 tys. ludzi, były bardzo krwawe. Od żołnierza nie wymagano inicjatywy bojowej, lecz ślepego posłuszeństwa. Zwyciężał ten, kto nie cofnął się przed ogniem nieprzyjaciela. Nie cofał się ten, kto według fryderycjańskiej maksymy bał się bardziej oficera i podoficera niż przeciwnika. Armii zdolnej do udziału w prowadzonych według taktyki linearnej bitwach nie można było zaimprowizować. Przygotowaniem do bitwy były lata tresury opartej na drobiazgowych regulaminach i drakońskich karach. Dryl miał nie tylko prowadzić żołnierza w ogień, ale i powstrzymać go od dezercji, która bardziej niż bitwy dziesiątkowała szeregi. Stąd nader ścisły nadzór w koszarach, w marszach, na polowych kwaterach. Zdyscyplinowane i zaopatrzone przez "gospodarkę wojskową" armie były mniej uciążliwe dla ludności cywilnej, natomiast los żołnierza utracił tę atrakcyjność, którą miał w dobie łupieżczych i "swawolnych" wojen dawnych czasów. Typowym obrazem życia wojskowego w XVII w był biwak, gdzie przy ogniskach gromadzili się zaciężni żołnierze przemierzający Europę w poszukiwaniu zatrudniającej ich wojny. Dla żołnierza XVIII w. typowe było życie garnizonowe, koszary i plac musztry. Ulubionym ubiorem monarchów stał się mundur wojskowy, a ulubionym zajęciem asystowanie przeglądom i ćwiczeniom. W XVIII w. stopniowo przeżywał się system wojsk zaciężnych. Ochotniczy werbunek zamieniał się w polowanie na ludzi dokonywane pod pretekstem "wolnego bębna", a raz zwabiony czy zniewolony "ochotnik" stawał się niewolnikiem swego regimentu. Aczkolwiek w wielu armiach europejskich aż do końca XVIII w. zaciężne regimenty stanowiły większość regularnej siły zbrojnej, jednak wszędzie, stopniowo i w różnych postaciach, wchodził w życie pobór rekruta. Owo przejście od wojsk zaciężnych do armii narodowych dokonywało się przeważnie poprzez nawiązywanie do reliktów dawnych powinności wojskowych ziem i stanów, instytucji pospolitego ruszenia, municypalnych i powiatowych milicji czy osadnictwa wojskowego. Prowadzenie ewidencji ludzi objętych powinnością wojskową oraz egzekwowanie tej powinności stało sie jedną z istotnych przyczyn rozrostu aparatów administracyjnych w XVIII w. We Francji i Anglii. a później również w Hiszpanii i w Piemoncie, obok stałej armii zaciężnej istniały milicje odbywające w czasie pokoju periodyczne ćwiczenia, a w czasie wojny powoływane do służby regularnej. W Szwecji każdy regiment miał swój okręg rekrutacyjny, z którego obciążeni powinnością wojskową chłopi królewscy dostarczali odpowiedniej liczby żołnierzy (szwedzkie wzory budziły żywe zainteresowanie w Rosji i w Prusach). Chłopskie osadnictwo wojskowe stanowiło podstawę nieregularnych formacji w Rosji (kozacy) i w monarchii habsburskiej (graniczne pułki słowiańskie). Od czasu Piotra I rosyjska armia regularna w całości opierała się na poborze chłopskiego rekruta (jeden z 20 zagród, potem ze 100 dusz). W drodze do zaprowadzenia powszechnej służby wojskowej najdalej posunęły się Prusy. Fryderyk Wilhelm I podzielił cały kraj na obwody rekrutacyjne (kantony), w których wszyscy podlegli konskrypcji (było tu jednak wiele "wyłączeń") odbywali służbę rekrucką, a później pozostawali do dyspozycji swoich jednostek i co pewien czas byli powoływani na ćwiczenia. Aczkolwiek fryderycjańskie Prusy swą armię stałą w dalszym ciągu opierały głównie na żołnierzu zaciężnym (przeważnie Niemcy spoza granic Prus), dzięki systemowi kantonalnemu dysponowały na wypadek wojny obfitym zapleczem wyszkolonych rezerwistów. W drugiej połowie XVIII w. podobny do pruskiego system rekrutacyjny wprowadziła Austria. Obok armii zaciężnych zjawiskiem powszechnym w XVIII w. stała się więc konskrypcja, obejmująca ludność nie posiadającą, a więc przede wszystkim chłopów. O rozmiarach poboru decydowała aktualna potrzeba państwa. Poboru dokonywano na zasadzie wyboru spośród ludzi objętych konskrypcją i zamieszkałych w danych obwodach rekrutacyjnych. Wybierano rekrutów we Francji za pomocą losowania w parafiach, w Prusach czyniły to władze wojskowe, w Austrii władze wojskowe wyręczały się zwierzchnością dominialną, a w Rosji wciągały do współudziału komisarzy ziemiańskich. Poza werbunkiem i poborem wszędzie przymusowo wcielano do wojska włóczęgów, a w Rosji stosowano również "oddanie w sołdaty" jako karę. Przymus wojskowy był dla chłopów postrachem i jedną z głównych przyczyn zbiegostwa za granice państwa. Właściciele ziemscy byli również przeciwnikami poboru, pozbawiał ich bowiem poddanych i rozluźniał nieco system przypisania chłopa do ziemi w tych krajach, w których on istniał (np. szlachta polska aż do Sejmu Czteroletniego skutecznie uchylała wszelkie próby poboru rekruta). Absolutystyczne rządy wprowadziły pobór rekruta nie bez wewnętrznych oporów. Kryzys ludzki, który przeżywały armie "starego ładu" w okresie napiętego wyścigu zbrojeń, zmuszał jednak do szybkiego przejmowania innowacji zaprowadzonych przez sąsiadów czy rywali w systemie uzupełnień dziesiątkowanych wojnami i dezercją szeregów. Monarchowie europejscy chcąc nie chcąc ubrali w mundury i uzbroili w karabiny wielkie armie chłopów. Nie jest łatwo przedstawić liczebność armii europejskich w XVIII w., zmieniała się ona w latach wojen i pokoju, a ponadto obok wojsk "regularnych" czy "liniowych" istniały bardziej luźne formacje zwane"nieregularnymi", "rezerwowymi czy "milicyjnymi", których efektywne stany w czasie pokoju są niezbyt uchwytne. Jako wskaźniki rozwoju wypadnie przyjąć liczebność niektórych armii regularnych na etacie pokojowym. Na przełomie XVII i XVIII w. największą potęgą militarną była Francja Ludwika XIV. Wytworzona przez nią machina wojskowa stanowiła dla Europy wyzwanie i wzór do naśladownictwa. Na progu swych zdobywczych wojen, w 1667 r. miał Ludwik XIV około 70 tys. żołnierzy, zaś po 10 latach 280 tys. Największy wysiłek mobilizacyjny Francji przypada na lata wojny o sukcesję hiszpańską, kiedy to znalazło się pod bronią około 400 tys. Francuzów (wliczając w to milicje). Poziomu tego nie osiągnęła już Francja w żadnej z wojen XVIII w. Od wojny o sukcesję hiszpańską aż do 1789 r. stan armii francuskiej na stopie pokojowej znajdował się w stagnacji wahając się w granicach 150-180 tys. ludzi. Obok Francji można wymienić Holandię i Szwecję jako kraje, które apogeum swojej potęgi militarnej osiągnęły w dobie wielkich wojen z początku XVIII w. Znakomita armia Karola XII liczyła około 120 tys. ludzi. Równocześnie zaciężne wojska w służbie Holandii dochodziły do 100 tys. Te dwa europejskie mocarstwa XVII w. w następnym stuleciu spadły do rangi państw drugorzędnych, takich jak Saksonia, Bawaria, Dania, Królestwo Neapolu i Sycylii, Królestwo Sardynii czy Portugalia, które utrzymywały na stopie pokojowej 20-30 tys. żołnierzy. Poniżej tego poziomu znalazła się Polska z armią liczącą 12-18 tys. ludzi. Zważywszy rozległość tego kraju wypada go uznać za faktycznie zdemilitaryzowany. Liczne w czasach saskich prywatne wojska magnatów miały swoje znaczenie w politycznych rozgrywkach i w utrzymywaniu chłopów w rygorach poddaństwa, nie miały jednak wartości bojowej. Szczególne miejsce zajmuje w XVIII w. Wielka Brytania, która pod względem liczebności stałej armii lądowej zalicza się do krajów drugorzędnych (15-30 tys.ludzi). Kraj ten jednak, tak jak niegdyś Holandia, w razie wojny wystawiał liczne armie zaciężne (70-100 tys.), a dla ewentualnej obrony wyspy miał w obwodzie milicje. Ponadto Wielka Brytania prowadziła wojny przy pomocy subwencjonowanych sojuszników. Po dezorganizacji wojskowości hiszpańskiej z doby wojny o sukcesję hiszpańską kraj ten stopniowo rozbudował swą armię lądową osiągając u schyłku interesującego nas okresu 80 tys. ludzi na etacie pokojowym. Dość liczna armia hiszpańska niewiele jednak ważyła na szali europejskich wojen. Analogiczny jak we Francji Ludwika XIV przewrót w dziedzinie militarnej dokonał się w XVIII w. na terenie środkowo-wschodniej Europy. Najbardziej dynamiczny był rozwój armii brandenbursko-pruskiej. Na przełomie XVII i XVIII w. armia ta liczyła na stopie pokojowej około 30 tys. ludzi. Fryderyk Wilhelm I w 1740 r. pozostawił swemu następcy 83 tys. Gdy w 1786 r. zmarł Fryderyk II, armia pruska liczyła 186 tys. z możliwością natychmiastowej mobilizacji do 230 tys. W ciągu stulecia nastąpił w tym kraju sześciokrotny wzrost armii stałej na etacie pokojowym. W tym samym czasie regularne siły zbrojne monarchii habsburskiej powiększyły się z około 100 tys. do ponad 200 tys. Pod względem wzrostu ilościowego podobny był dynamizm rozwoju armii rosyjskiej, przy czym za panowania Piotra I dokonała się tu zasadnicza zmiana jakościowa, na skutek której dość liczna, ale daleka od europejskiego standardu siła zbrojna siedemnastowiecznej Moskwy przemieniła się w armię nowoczesną. Piotr I umierając pozostawił 130 tys. regularnego wojska, na schyłku zaś interesującego nas okresu Katarzyna II miała do dyspozycji ponad 200 tys. żołnierzy. Mówiąc o armii rosyjskiej i austriackiej wypada wspomnieć o ich euroazjatyckim partnerze, który ważył na szali militarnego układu sił w Europie. Armia turecka była liczna, ale w nieznacznym jedynie stopniu uczestniczyła w ewolucji nowożytnej wojskowości i sztuki wojennej. W toku XVIII w. dokonało się zasadnicze przegrupowanie w czołówce pięciu militarnych mocarstw Europy. Na początku stulecia przodowała Francja, pozostawiając znacznie w tyle: Szwecję, Austrię, Anglię i Holandię. Pod koniec okresu kolejność, według liczebności pokojowych etatów, przedstawiała się następująco: Rosja, Austria, Prusy, Francja i Hiszpania. Pod względem faktycznego potencjału militarnego miejsce Hiszpanii powinna jednak zająć Anglia. Istnieje pogląd, że ewolucja rozkładu sił wojskowych prowadziła do ustalenia się pewnej proporcjonalności między potencjałem ludnościowym a militarnym. Proces ów stopniowo eliminował z szeregu mocarstw kraje małe czy słabo zaludnione, jak Szwajcaria, Wenecja, Holandia, Szwecja. Teoretycy wojskowości w XVIII w. uważali, że armia stała powinna stanowić jeden procent ludności. W drugiej połowie stulecia bliskie tej normy były armie Rosji, Austrii, Francji i Hiszpanii, jak również wiele operetkowych niekiedy armii krajów drugo i trzeciorzędnych. Pomijając wyspiarski przypadek Wielkiej Brytanii wypada jednak wskazać dwa wyjątki, znacznie odbiegające od tej reguły. We fryderycjańskich Prusach armia na etacie pokojowym stanowiła 3% ludności (w czasie wojny siedmioletniej 4,5%), w Polsce zaś 0,1 -0,2%. Stosunek wysiłku militarnego tych dwóch sąsiadujących ze sobą krajów wyraża się w liczbach 1:30 względnie 1:15. Jeśli ogólną prawidłowością w XVIII w. było budowanie armii proporcjonalnych do zaludnienia i terytorium, to niewielkie Prusy weszły na drogę rozszerzania terytorium w proporcji do niezwykle rozdętej armii, aby osiągnąć równowagę dopiero w erze Bismarcka. Sejm polski natomiast zatroszczył się o siłę zbrojną odpowiadającą europejskim normom dopiero w 1788 r., podejmując uchwałę o 100 tys. armii (1% ludności). Znacznie większym wahaniom niż etaty armii lądowych podlegały stany flot wojennych. Bardzo kosztowne eskadry bywały niszczone w toku bitew morskich, a w czasie pokoju drewniane okręty szybko butwiały w portach. W XVIII w. nastąpił zmierzch śródziemnomorskich flot wojennych poruszanych wiosłami (galer). Po 1718 r. utraciła znaczenie flota wenecka (zatrudniona głównie walką z korsarzami mającymi swe gniazda w krajach arabskiej północnej Afryki). Liczna, ale bardzo zacofana flota turecka okazała swą słabość w starciu z Rosjanami (1770 r.). Największą i najbardziej ustabilizowaną potęgą morską była Wielka Brytania, w której flocie na stopie pokojowej służyło 10-20 tys. ludzi, w czasie wojny zaś cztero- lub pięciokrotnie więcej. Liczba angielskich okrętów wojennych wahała się w granicach 200-400, w tym wielkie okręty liniowe stanowiły na początku stulecia około połowy, pod koniec zaś około jednej trzeciej (ale liczba okrętów faktycznie zdatnych do użytku była bardzo zmienna i jest bardzo rozbieżnie określana). Po wojnach z początku XVIII w. floty: holenderska, duńska i szwedzka, straciły swe znaczenie. Wśród dramatycznych wzlotów i upadków flota francuska utrzymywała się na drugim miejscu po angielskiej, osiągając w 1781 r. rekordową liczbę 80 okrętów liniowych. Trzecie miejsce zajmowała flota hiszpańska, pod względem liczby okrętów niemal dorównująca Francji. Nową potęgą morską stała się zbudowana przez Piotra I wojenna flota rosyjska. Zaniedbana przez następców cara-reformatora, ponowny rozkwit przeżywała za czasów Katarzyny II, kiedy to osiągając stan przeszło 50 okrętów liniowych zbliżyła się do floty hiszpańskiej. Dla określenia faktycznej skuteczności flot wojennych wskaźniki ilościowe są jeszcze bardziej zawodne niż liczebność armii lądowych, jako kryterium potęgi mocarstw kontynentalnych. Wolno wszakże uogólnić, iż w XVIII w. w dziedzinie potęgi morskiej, podobnie jak w dziedzinie sił lądowych, postępował proces eliminacji państw małych (Wenecja, Holandia, Dania, Szwecja). Na oceanach rywalizowały trzy mocarstwa kolonialne (Anglia, Francja i Hiszpania), na wewnętrzne zaś morza Europy wkroczyła nowa potęga rosyjska. Rozpatrując wysiłek militarny tych państw należy do ich budżetów wojskowych doliczyć bardzo wysokie koszty zbrojeń morskich. W pokojowym roku 1785 armia lądowa Francji kosztowała 100 mln liwrów, zaś równie liczna armia pruska jedynie 12 mln talarów (równowartość kruszcowa 45 mln liwrów). Budżety znacznie większych armii: austriackiej i rosyjskiej, wynosiły wówczas 30 mln guldenów (równowartość 80 mln liwrów) i 20 mln rubli (również równowartość 80 mln liwrów). Armia francuska, obciążona wielką liczbą oficerów synekurzystów (na pensje 12 tys. oficerów szła połowa wydatków wojskowych), była luksusowym tworem "starego ładu". Armia ta na stopie pokojowej pochłaniała wprawdzie tylko niespełna jedną czwartą wpływów skarbowych, ale po potrąceniu sum idących na pokrycie długu państwowego owe 100 mln wraz z 50 mln na flotę wojenną stanowiło przeszło połowę państwowych wydatków. Również połowę swych dochodów przeznaczały na wojsko nie obciążone długami Prusy oraz stopniowo coraz bardziej zadłużająca się Rosja (w tej połowie mieszczą się również wydatki na flotę). Austria w latach pokoju wydawała na armię nieco mniej niż połowę, ale było to państwo mocno zadłużone. We wszystkich monarchiach militarnych XVIII w. aparat fiskalny pracował głównie na zaspokojenie bieżących potrzeb wojskowych i spłacanie zaciągniętych w czasie wojen długów. 4.Skarbowość. Porównując przedstawienie dochodów państw europejskich jest z wielu względów trudne i zawodne. I to nie tylko dlatego, że liczby podawane w literaturze bywają niepewne i rozbieżne. Płynne były granice między budżetami państwowymi a "samorządowymi" (stanów, prowincji, miast). Zmieniała się wartość pieniądza w czasie (dewaluacje, wzrost cen) i w przestrzeni (siła nabywcza rosnąca w kierunku z zachodu na wschód). Rzeczywista wartość dochodów, które mogły być obrócone na cele cywilne i wojskowe, zależała też od zadłużenia państwa. Nominalnie bardzo wysokie i wciąż rosnące dochody hiszpańskiej Korony nie stanowią np. wskazówki o zasobach skarbu, były bowiem od XVII w., "na pniu" pochłaniane przez wierzycieli. Pozostawiając na uboczu osobliwy zarówno ze względów na amerykańskie srebro, jak szczególną strukturę długu publicznego fenomen hiszpański, warto jednak uzyskać pewną orientację co do wzrostu dochodów skarbowych pięciu głównych mocarstw Europy XVIII w. Z wyjątkiem Polski wszystkie kraje znacznie zmniejszyły dystans dzielący je od Francji. Szczególnie efektywny jest awans Rosji i Prus. Doganianie Zachodu przez Wschód wystąpi jeszcze dobitniej, jeśli uwzględnimy wyższą na Wschodzie siłę nabywczą srebra oraz okoliczność, iż skarby Francji i Wielkiej Brytanii były obciążone obsługą wyjątkowo wysokich długów państwowych (o czym niżej). Francja w XVIII w. miała budowę swego systemu fiskalnego już za sobą. Austria, Rosja i Prusy weszły na drogę wytężonego fiskalizmu, przy czym w stanie skarbowości rosyjskiej odzwierciedla się również przyspieszone przechodzenie tego kraju od gospodarki naturalnej do pieniężnej. Przyjmuje się, że w latach 1688-1801 dochód narodowy w Wielkiej Brytanii wzrósł czterokrotnie, przy czym do szczególnego przyspieszenia tego wzrostu doszło w latach wykraczających poza datę graniczną 1789 (w 1800 r. wpływy skarbowe osiągnęły 30 mln funtów, co w stosunku do 1700 r. daje wskaźnik wzrostu 7,5). Zapewne więc w latach 1700- 1788 dochód narodowy Brytyjczyków uległ niewiele więcej niż podwojeniu. Zważywszy dynamiczny rozwój gospodarki brytyjskiej można przyjąć, że był to w Europie XVIII w. wzrost maksymalny, znacznie przewyższający osiągnięcia pozostałych krajów kontynentu. W Anglii dochód skarbu wzrastał niemal dwukrotnie szybciej niż dochód narodowy, a Wielka Brytania nie była krajem zbyt natężonego fiskalizmu. Ów fakt stanowi dla nas orientacyjną wskazówkę. Państwo w XVIII w. nie tylko bogaciło się wraz z ogólnym rozwojem gospodarczym, ale wydatnie podnosiło stopę drenażu swych poddanych na rzecz skarbu. Jak już o tym była mowa, skarb pruski w połowie opierał się na dochodach z dóbr kameralnych. Królewszczyzny odgrywały istotną rolę w budżecie wojskowym Szwecji, a w mniejszym stopniu również i Polski. Dobra stołowe i regalia (kopalnie, mennice) wszędzie zasilały skarb panującego, a w takich krajach, jak Hiszpania, Austria i Rosja, ich znaczenie było poważne. Rozwój nowożytnej skarbowości zmierzał jednak od stuleci na ogół do przesunięcia punktu ciężkości z prywatnego poniekąd majątku panującego na system podatkowy. Ów system fiskalny ciągnął wpływy z trzech głównych źródeł: opłat celnych, podatków konsumpcyjnych i monopoli (akcyza) oraz podatków bezpośrednich. W Anglii na początku XVIII w. wpływy z ceł, akcyzy i podatków bezpośrednich przynosiły równe sumy (po półtora miliona funtów). Do 1790 r. wpływy z podatków bezpośrednich uległy podwojeniu, dochody skarbowe z ceł wzrosły trzykrotnie, z akcyzy zaś sześciokrotnie (8,5 mln). Niewielkie początkowo wpływy z opłat pocztowych i stemplowych urosły do poważnych pozycji, dochód z poczty powiększył się bowiem pięciokrotnie (do 300 tys. funtów), z opłat stemplowych zaś przeszło dziesięciokrotnie (do 1400 tys. funtów). Ta ewolucja struktury wpływów skarbu brytyjskiego jest charakterystyczna dla ówczesnego fiskalizmu drenującego za pomocą podatków pośrednich wzrost handlu (cła), transakcji (opłaty stemplowe) i konsumpcji (akcyza). Szybko rosnące spożycie trunków, jak również kawy, herbaty i tytoniu, stanowiło wdzięczne pole do fiskalnej inwencji. Akcyza odgrywała wielką rolę w skarbowości pruskiej i austriackiej, w Hiszpanii również istniał nader rozgałęziony system podatków pośrednich, a we Francji, obok tradycyjnego podatku od soli (la gahelle) mnożyły się w XVIII w. różne monopole i skarbowe opłaty stemplowe. Wiele pomysłowości wykazywały rosyjskie władze skarbowe wprowadzając podatki od okien, drzwi, murowanych kominów, a nawet od dębowych trumien i zezwolenia na noszenie brody. Troska o dochody z ceł stanowiła bardzo istotny czynnik w polityce międzynarodowej. Mimo tego bujnego rozwoju podatków pośrednich, w ówczesnej teorii skarbowości na plan pierwszy wysuwają się podatki bezpośrednie. Dotychczas miały one charakter podatku gruntowego (we Francji-la Taille, w Anglii - Land-tax, w Polsce - łanowe, w Brandenburgii - kontrybucja, w Rosji - podworne) lub podatku osobistego (różnego rodzaju pogłówne). Elementy świadczeń gruntowych i osobistych łączyły podatki obciążające gospodarstwa chłopskie typu podymnego. Procedura wymiaru i poboru tych podatków stanowiła bodziec do przeprowadzania pierwszych spisów ludności i pomiarów gruntów. owe zabiegi statystyczne w XVIII w. znacznie się nasilały (np. wprowadzone przez Piotra I i dokonywane w Rosji co 15 lat "rewizje dusz"). Podatki gruntowe lub osobiste opłacali w głównej mierze chłopi, aczkolwiek trzeba przyznać, że rządzące Anglią ziemiaństwo nie uchylało się od podatku gruntowego (co wywołuje zdziwienie niektórych historyków). Ale, jak wiemy, Land-tax stał się w brytyjskim budżecie pozycją trzeciorzędną. W bardziej rolniczych i w większej mierze bazujących na podatkach bezpośrednich państwach kontynentu europejskiego stany uprzywilejowane nie tylko potrafiły się od podatków uwalniać, ale - we własnym zresztą interesie - zabiegały też o nieprzeciążanie chłopów świadczeniami na rzecz państwa. Chłop miał bowiem tylko jedną skórę, a o zdzieranie tej skóry konkurowali ze sobą panowie i państwo. Statyści w drugiej połowie XVIII w. dążyli do wprowadzenia progresywnego podatku dochodowego, a nawet do oparcia systemu skarbowego na tym podatku, jako na podatku jedynym (l'impot unique). W tym celu biurokracje niektórych krajów podjęły wielkie prace nad sporządzeniem opisów hipotecznych i katastralnych, jak słynne katastry terezjańskie i józefińskie w Austrii i mniej znany (bo bez praktycznych następstw), ale niezmiernie drobiazgowy kataster sporządzony w połowie stulecia w Hiszpanii. Do udanych w zasadzie prób wprowadzenia podatku dochodowego można zaliczyć "ofiarę dziesiątego grosza", uchwaloną w 1789 r.w Polsce. Zawodził tu jednak system wymiaru, brak bowiem było reformie podatkowej owych katastralnych przygotowań. Od schyłku XVII w. kilkakrotnie usiłowała wprowadzić podatek dochodowy monarchia francuska, ale stany uprzywilejowane zawsze potrafiły się od tych podatków uchylić czy wykupić (duchowieństwo opłacało się ryczałtowym subsydium); nowe podatki, obciążające głównie stan trzeci, nie przynosiły spodziewanych skutków. W warunkach starego ładu przeprowadzenie szerszej reformy systemu podatkowego było sprawą nader trudną, a to zarówno ze względów społecznych, jak i technicznych. We wszystkich krajach aparat skarbowy stanowił najbardziej rozbudowaną dziedzinę administracji publicznej. Przy pomocy rzeszy celników, "akcyźników" i poborców państwa potrafiły zwielokrotnić swoje wpływy. Przeważnie jednak moralne i zawodowe kwalifikacje aparatu skarbowego nie stały na wysokości zadania, gdy chodziło o przeprowadzenie wielkich operacji podatkowych, wymagających zarówno umiejętności statystycznych, jak i nieprzekupności urzędników. Wyrazem bezradności niektórych rządów był system wypuszczania poboru podatków w dzierżawę prywatnym przedsiębiorcom. System ten zarzuciły w połowie stulecia Holandia i Hiszpania, ale utrzymał się on w niektórych państwach włoskich i we Francji aż do rewolucji. Dzierżawcy podatków, zdejmując z administracji państwowej troskę o uciążliwy pobór, oczywiście gorliwie troszczyli się o swój zysk. Ogólną tendencją monarchii absolutnej było, jak wiemy, ograniczanie samorządów krajowych, municypalnych czy cechowych. Tendencję te jednak hamowała słabość biurokratyczno-skarbowego aparatu i konieczność wyręczania się ciałami samorządowymi. Ministrowie dochodzili np. do wniosku, że wprawdzie cechy są z punktu widzenia gospodarczego szkodliwe, ale bez ich pomocy nie sposób wycisnąć z rzemieślników podatków. System skarbowy w znacznej mierze tkwił więc w partykularyzmach starego ładu, gdzie każda prowincja czy każde miasto miały swoje odrębności, przywileje czy zwolnienia. Umowa między stanami a Koroną o podatki leżała u podłoża parlamentaryzmu. Ale i tam, gdzie ta umowa formalnie nie obowiązywała, władza monarchy nad kieszeniami poddanych była ograniczona realnym układem sił społecznych i operatywnością biurokracji. Trzeba pamiętać o tych ograniczeniach, aby nie przeceniać absolutyzmu absolutnych władców. Niemniej jednak w owych zmaganiach o grosz publiczny rządy były na ogół stroną zwyciężającą, skoro w XVIII w. wpływy skarbowe wzrastały wielokrotnie szybciej niż dochód narodowy. W sprawie obciążenia podatku w poszczególnych krajach pewną orientację daje zestawienie sporządzone przez R. R. Palmera. Podane w tabeli kwoty pomnożone przez liczbę mieszkańców nie dadzą nam pełnego obrazu wpływów skarbowych. Wyraźny próg, przypadający na monarchię habsburską, odgranicza kraje, w których skarbowość oparta była na podatkach, od krajów, w których znaczną rolę odgrywały również domeny i regalia. Ponadto rządy uboższych w pieniądz krajów wschodniej Europy w większym stopniu obciążały swych poddanych bezgotówkowymi świadczeniami służebnymi. Niemniej jednak zestawienie daje niejakie rozeznanie co do bogactwa krajów i ich rządów, z jednym wszakże wyjątkiem. Polska nie była tak ubogim krajem, jak ubogim był skarb Rzeczypospolitej (cały budżet nie dorównywał połowie wpływów skarbu brytyjskiego z papieru stemplowego). Od czasu wojny północnej Polska była natomiast krajem, praktycznie rzecz ujmując, zdemilitaryzowanym i neutralnym. Budżety państw europejskich w latach pokoju były mniej więcej zrównoważone, to znaczy wpływy pokrywały się z wydatkami. Osobliwy wyjątek stanowiły Prusy ze swą niezwykle sprawną i niezwykle oszczędną administracją. Pokojowy militarysta Fryderyk Wilhelm I pozostawił swemu następcy nie tylko 83 tys. żołnierzy, ale i 8 mln talarów oszczędności. Jeszcze większą osobliwością był spadek po wojowniczym militaryście Fryderyku II: blisko 200 tys. żołnierzy i 60 mln oszczędności. Z reguły jednak system podatkowy państw europejskich nie mógł sprostać kosztom wojen, które prowadzono na kredyt lub korzystając z subsydiów państw sprzymierzonych. W ten sposób powstawał i na skutek kolejnych wojen narastał dług publiczny. Już w późnym średniowieczu wykształciła się we włoskich miastach-państwach instytucja długu publicznego i renty państwowej. Gdy skarb był w potrzebie, zaciągano u obywateli pożyczki, które spłacano lub od których uiszczano procenty w postaci długoterminowych, dożywotnich lub wieczystych rent. W XVI i XVII w. ów system rozpowszechnił się wśród państw Europy Zachodniej, a zwłaszcza wybujałą postać przybrał w Hiszpanii, gdzie wielkie dochody Korony nie przechodząc przez skarb były bezpośrednio pobierane przez wierzycieli-rentierów. Zadłużenie wielkich mocarstw osiągnęło szczególne nasilenie w XVIII w. Wojny bowiem, prowadzone wówczas w bardziej "cywilizowany" i mniej łupieżczy sposób, powodowały ogromne wydatki. Sprawę długu publicznego możemy pokazać na przykładzie Anglii i Francji, a więc dwóch państw, które nie tylko łożyły wielkie sumy na swe armie i floty wojenne, ale również subsydiami opłacały wysiłki militarne swoich sprzymierzeńców. Na progu XVIII w. (a więc już po wojnie z lat 1688-1697) dług publiczny w Anglii wynosił 14 mln funtów, po wojnie o sukcesję hiszpańską przekroczył 50 mln, w następstwie zaś wojny o sukcesję austriacką zbliżył się do 80 mln. Wojnę siedmioletnią zakończyła Wielka Brytania z długiem 130 mln, wojnę zaś o niepodległość Ameryki z obciążeniem wysokości 250 mln. W toku wojen napoleońskich angielski dług publiczny miał urosnąć do 700 mln funtów Na wypłacanie rent i umożenie długów przeznaczała Wielka Brytania w XVIII w. 25-50% swych wpływów skarbowych. W latach pokojowych zadłużenie państwa jedynie nieznacznie malało, aby gwałtownie wzrastać w toku każdej wojny. Wykres angielskiego długu publicznego przedstawia się więc w postaci stromo wspinających się schodów, których stopniami są europejskie i kolonialne wojny. Jeśli w latach 1700-1790 dochody skarbowe wzrosły czterokrotnie, to zadłużenie państwa powiększyło się osiemnastokrotnie. Jakkolwiek mogłoby się wydawać, że Wielka Brytania zmierza tą drogą do bankructwa, to w istocie rząd angielski stał się tak bardzo zadłużony właśnie dlatego, że był zawsze wypłacalny. Od czasu utworzenia Banku Angielskiego, a zwłaszcza Funduszu Amortyzacyjnego ( Sinking Fund, 1717), skarb brytyjski rzetelnie honorował wojenne długi i dzięki temu miał zawsze otwarty kredyt w kraju i za granicą. Kierownicy publicznych finansów nie starali się redukować długu publicznego za pomocą drastycznych środków i wierzyciele skarbu spokojnie bogacili się na rentach państwowych. Był to wielki tryumf idei kredytu oraz empirycznego sposobu myślenia Anglików, których nie wprowadzały w panikę astronomiczne sumy zadłużenia, byle na bieżące potrzeby były bieżące środki. W Europie XVIII w. coraz bardziej zadłużająca się Anglia uchodzi, obok ciułających oszczędności Prus, za kraj o "najzdrowszych" finansach publicznych. I niewątpliwie te finanse były zdrowsze od wzorowo zrównoważonego, ale karłowatego budżetu ówczesnej Polski. Inaczej niż w Anglii sprawa długu publicznego przedstawiała się we Francji. Wprawdzie w Anglii dług rósł znacznie szybciej niż wpływy skarbowe, ale te ostatnie stale się powiększały i w XVIII w. roczny dochód nigdy nie stanowił mniej niż jedną piętnastą globalnego zadłużenia. Natomiast u schyłku panowania Ludwika XIV dług publiczny osiągnął we Francji wysokość 2382 mln liwrów, dochody zaś spadły ze 100 do 50 mln rocznie, stanowiąc jedną pięćdziesiątą zadłużenia. Cały wiek XVIII wypełniają dramatyczne próby uwolnienia się od tego długu. Mimo jednak krzywdzących wierzycieli państwa manipulacji trzeba było wypłacać tak wiele rent i procentów, że nawet w pokojowych latach znaczny deficyt był we Francji regułą. A państwo to prowadziło nie mniej niż Anglia wojen. Toteż u schyłku ancien regimu świadczenia na rzecz długu publicznego pochłaniały 65% wpyłwów skarbowych i przy 500 mln dochodu budżet zamykał się 125 mln liwrów deficytu. A był to budżet pokojowy. Kredyt skarbu francuskiego był głęboko zachwiany, na skutek czego wynoszący wówczas 5 mld dług publiczny stawiał państwo w obliczu bankructwa. Nieźle radząca sobie z długiem publicznym Anglia i rozpaczliwie zmagająca się z nim Francja to dwa skrajne przypadki; pomiędzy nimi można umieścić położenie skarbowe pozostałych państw europejskich, których normalne dochody nie mogły sprostać kosztom wojen. Wciąż beznadziejnie zadłużonym państwem była Hiszpania, która po wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych zamykała pokojowe budżety deficytem 60 mln reali. Na Austrii ciążył po wojnie siedmioletniej dług 290 mln guldenów, który w związku z wojną turecką wzrósł w 1790 r do 360 mln. W owym czasie cesarski budżet przy 80 mln dochodów zamykał się 20 mln deficytu. Nie lepiej przedstawiała się wówczas sytuacja skarbu rosyjskiego. 5."Policja" Pojęcie "policja" miało w XVIII w. zakres bardzo szeroki. Można uogólnić, że nazwą tą określano całokształt wewnętrznej działalności administracji państwowej, z wyjątkiem administracji w sprawach wojskowych i skarbowych. Bywało jednak, że na szczeblach administracji lokalnej funkcje "policyjne" łączyły się również z poborem podatków, rekrutacją do wojska i troską o zaopatrzenie armii. Rozgraniczenie między szeroko pojętą policją a sądownictwem było płynne. Ówcześni teoretycy, tzw. policyści, różnie definiowali zakres tej gałęzi administracji. Jedni, jak Johann Heinrich Justi, bardzo szeroko, inni, jak Joseph Sonnenfels, węziej. Te rozbieżności wypływały nie tylko z różnych założeń teoretycznych, ale i z różnorodności praktyki administracyjnej w poszczególnych krajach. Ażeby pojąć, czym była w XVIII w. owa "policja", wypada podejść do tego zagadnienia genetycznie. Z pojęciem policji wiążą się czynności mające na celu utrzymanie porządku publicznego. Owego porządku pilnowały na wsi władze dominialne, kościelne i gromadzkie. Natomiast życie miejskie wymagało dużo bardziej złożonej ingerencji władz. Trzeba było regulować sprawę budownictwa miejskiego i urządzeń użyteczności publicznej, pilnować czystości i porządku na ulicach i placach, kontrolować miary i wagi oraz jakość produktów i ich ceny na targach i w sklepach, zarządzać sądami, więzieniami, szpitalami, przytułkami i cmentarzami. Władze troszczyły się o służbę przeciwpożarową i sanitarną, sprawdzały uprawnienia do wykonywania zawodów (np. lekarzy, chirurgów, akuszerek i aptekarzy), sprawowały nadzór nad obyczajami poprzez kontrolę karczem, gospód i łaźni, nadzór widowisk i zabaw publicznych, rejestrację prostytutek. Szczególne baczenie zwracano na żebraków i włóczęgów, wydalając ich z miasta lub starając się ich kierować do szpitali i domów pracy przymusowej. W miastach istniały różne gminy wyznaniowe, których działalność należało utrzymać w ramach mniej lub bardziej tolerancyjnych czy nietolerancyjnych praw. W miastach wreszcie ogniskowało się życie umysłowe i ruch wydawniczy, a więc otwierało się pole do roztoczenia nadzoru cenzorskiego nad drukarniami i księgarniami. W miarę rozrostu miast utrzymanie w nich porządku i bezpieczeństwa oraz walka z przestępczością i tłumienie socjalnych "tumultów" wymagały coraz bardziej rozbudowanego aparatu władzy i kontroli. W ten sposób w obrębie miast wykształcił się ów różnorodny zespół funkcji "policyjnych". Zjawisko nienowe, sięgające swymi korzeniami głęboko w średniowiecze. W czasach nowożytnych dokonała się jednak istotna zmiana polegająca na tym, że "policja miejska", należąca pierwotnie do samorządów municypalnych, została podporządkowana administracji państwowej. Współistnienie obok siebie władz państwowych i municypalnych stanowiło szczególny problem w miastach stołecznych. Dozoru nad porządkiem i bezpieczeństwem w siedzibie panującego nie można było pozostawić jedynie trosce miejskiego samorządu. Toteż w miastach "rezydencjonalnych" powstały pierwsze organa czegoś na kształt policji państwowej, jak np. jurysdykcja marszałkowska w Polsce. Rozwój nowożytnych instytucji policyjnych, wywodzących się z miast stołecznych, prowadził zrazu do ogarnięcia administracją państwową miast prowincjonalnych oraz łączących miasta szlaków komunikacyjnych i traktów pocztowych. Opanowawszy tę sieć nadzór władz policyjnych stopniowo obejmował terytorium całych państw. Podporządkowanie miast państwowym władzom policyjnym dokonało się we Francji już za panowania Ludwika XIV. W 1667 r. utworzono dla Paryża urząd dyrektora Policji (lieutenant de la Police), którego zakres czynności stopniowo się rozszerzał i który w 1674 r. został przemianowany na generalnego dyrektora ( lieutenat general). Od 1699 r. we wszystkich większych miastach prowincjonalnych istniały urzędy dyrektorów Policji, podległe generalnemu dyrektorowi w Paryżu. Francuzem był też pierwszy policysta Nicolas Delamare (1639-1728), autor fundamentalnego dzieła w 4 tomach: Traite de la Police (Traktat o Policji, 1707-1738). We francuskiej praktyce i teorii policja poza służbą bezpieczeństwa obejmowała szeroki zakres spraw gospodarczych (reglamentacja towarów, kontrola miar i cen oraz produkcji manufaktur), podlegał jej nadzór nad urbanistyką, opieką społeczną (polegającą głównie na zwalczaniu żebractwa) i służbą zdrowia, dozór nad obyczajami, kontrola ruchu ludności, cenzura. Szerzej jeszcze pojmowano policję w XVIII w. w krajach niemieckich, gdzie do kompetencji władz policyjnych zaliczano również opiekę nad rolnictwem, lasami, spławnością rzek, drogami i pocztą, politykę osiedleńczą, przeprowadzanie wszelkich operacji statystycznych, dozór nad szkolnictwem. Policja miała służyć do zapewnienia państwu dobrobytu i potęgi, przy czym szczególną uwagę zwracano na środki mające spowodować wzrost zaludnienia (stąd w służbie zdrowia duży nacisk na położnictwo). Za pomocą drobiazgowych przepisów niemieccy policyści zamierzali roztoczyć ścisłą kontrolę nad społeczeństwem i pokierować gospodarką. Osiągnięto w tej dziedzinie pewne wyniki, zwłaszcza w Prusach. Maksymalistyczne teorie "państwa policyjnego" ( Polizeistaat} na ogół jednak przerastały możliwości ówczesnego aparatu władzy. Podobnie jak we Francji Ludwika XIV, główną tendencją rozwoju policji w monarchiach europejskich XVIII w. było zastąpienie w miastach samorządów municypalnych administracją państwową lub podporządkowanie tej administracji dawnych organów policji miejskiej. Temu celowi miał np. służyć w Polsce Departament Policji Rady Nieustającej i miejskie Komisje Dobrego Porządku. Wobec ogólnej słabości aparatu administracyjnego kompetencje i środki tych ciał były dość nikłe. Ale Polska w postaci Departamentu utworzyła centralną instytucję policyjną, co było zjawiskiem dość rzadkim. Na ogół bowiem im szerzej pojmowano pojęcie policji, tym mniej wyraźnie była ona wyodrębniana z całokształtu administracji publicznej. Niezależnie jednak od tego, czy nadzór państwa nad miastami był czy też nie był wyodrębniony w osobny pion administracyjny, w XVIII w. administracja centralna odniosła w skali ogólnoeuropejskiej decydujące zwycięstwo nad miejskimi samorządami. Dyrektorzy policji ustanowieni w drugiej połowie XVIII w. w miastach austriackich czy pruskich lub policmajstrzy i horodniczowie mianowani przez Senat w miastach rosyjskich - to byli urzędnicy państwowi. Ich zakres kompetencji obejmował po dawnemu różne dziedziny służby publicznej, jak nadzór budowlany, brukowanie i oświetlanie ulic, straż pożarna, szpitalnictwo i cmentarze, kontrola cen i miar, jednym słowem to wszystko, co składało się na pojęcie "dobrego porządku". Równocześnie jednak państwowe urzędy policyjne były organami służby bezpieczeństwa, nastawionymi na ściganie przestępstw pospolitych i politycznych. Rozporządzały siłą zbrojną oraz policją śledczą i policją tajną. Owe funkcje policji są oczywiście odwieczne, ale przed przeprowadzeniem centralistycznych reform pozostawały w dyspozycji różnych czynników. Dopiero stanąwszy mocną nogą w tych głównych ośrodkach życia publicznego, jakimi były miasta, państwo mogło zorganizować jednolitą i centralnie kierowaną służbę bezpieczeństwa. Dokonany w XVIII w. rozwój szeroko pojętej policji państwowej stworzył warunki do późniejszego rozdzielania funkcji administracyjnych i policyjnych już w tym węższym znaczeniu, jakie nadano im w XIX w. 6. Sądownictwo W warunkach starego ładu wymiar sprawiedliwości charakteryzował się pluralizmem kompetencji sądowniczych i mnogością jurysdykcji lokalnych. Zwłaszcza w środkowo-wschodniej Europie jurysdykcje patrymonialne (władza sądownicza panów nad chłopami), ziemskie, miejskie, kościelne czy prowincjonalne odzwierciedlały stanową strukturę społeczeństwa. W pojęciu "jurysdykcji" łączyły się kompetencje sądownicze z koncepcją "zwierzchności". Sąd był jedną z głównych funkcji władzy. Wraz z rozwojem absolutyzmu rozszerzał się zakres jurysdykcji monarchy Ów proces sprzyjał ujednoliceniu sądownictwa, ale nie jego niezależności. Kolebką niezależnego sądownictwa stała się natomiast Anglia, kraj, w którym zaistniała swoista równowaga między Koroną a stanami. Żaden inny kraj nie miał sądownictwa tak szanowanego i w takim stopniu niezależnego od władzy wykonawczej. Toteż przykład Anglii posłużył w XVIII w. do sformułowania zasady podziału władzy (wykonawczej, prawodawczej i sądowniczej). Aczkolwiek ta monteskiuszowska idea podziału władzy historycznie wywodziła się poniekąd z przeciwstawienia Korony i stanów, służyła ona koncepcji wyodrębnienia nie stanowego, lecz państwowego sądownictwa jako samodzielnej gałęzi służby publicznej. Zasada podziału władz zyskała wprawdzie wielki rozgłos, pozostawała jednak na kontynencie na ogół daleką od praktyki teorią. Pewien stopień niezależności od rządu miały tu francuskie parlamenty czy królewskie sądy hiszpańskie, nie mówiąc już o instytucjach sądownictwa stanowego (jak np. cieszące się wielką niezależnością sądownictwo szlacheckie w Polsce). Ogólną tendencją reform podejmowanych w XVIII w. było stopniowe ograniczenie tych stanowych jurysdykcji, immunitetów i odrębności. Wzrastający wpływ państwa na sądownictwo nie zmierzał jednak do usamodzielnienia "władzy sądowniczej". Kolegialne ciała administracyjne miały uprawnienia sądownicze w stosunku do podległych im funkcjonariuszy oraz w zakresie swych kompetencji terytorialnych czy rzeczowych. Wraz z rozwojem administracji rosło znaczenie resortowych sądów administracyjnych, jak jurysdykcje wojskowe, skarbowe, "policyjne" czy "sądy mieszane" do rozpatrywania spraw między duchowieństwem a czynnikami świeckimi. Zrośnięcie się administracji z sądownictwem było szczególnie charakterystyczne dla krajów środkowej i wschodniej Europy. Toteż w Prusach i w krajach habsburskich w stopniu nie znanym na Zachodzie wymagano wykształcenia prawniczego od kandydatów na wyższe stanowiska w całej administracji. W Rosji kolegia administracyjne i Senat były równocześnie sądami. Podobnie było w innych krajach. Jednakże w drugiej połowie XVIII w. torowała sobie drogę tendencja do wyodrębnienia ciał o kompetencjach sądowniczych jako wyspecjalizowanych urzędów. Na szczeblu centralnym ciałem takim stała się w Austrii kancelaria Nadworna, w Prusach Tajna Rada, w Rosji Senat. Podejmowano starania, aby w procedurę podległych tym ciałom sądów nie wtrącały się inne czynniki administracyjne. Można by nawet mówić o dążeniach do zaprowadzenia praworządności, gdyby nie pozostawało otworem szerokie pole do arbitralnych ingerencji monarchy w działalność sądów (celował w tym Fryderyk II). Pod umacniającą się kuratelą administracji państwowej utrzymywały się w środkowo-wschodniej Europie liczne relikty jurysdykcji stanowych, zwłaszcza sądownictwa patrymonialnego. System immunitetów i przywilejów bardzo komplikował porządek prawny. Ponadto obok starych norm prawa zwyczajowego i stanowionego powstawały wciąż nowe normy drogą królewskich ordonansów i patentów, uchwał parlamentarnych czy dekretów ciał administracyjnych. Zespół starych i nowych praw składał się na całość niezrozumiałą dla przeciętnego człowieka, zawiłą i pełną sprzeczności. Niemały chaos panował we Francji, gdzie na południu obowiązywało prawo rzymskie, na północy zaś prawo zwyczajowe. W Hiszpanii istniało mnóstwo zwodów praw, a procedura była niezmiernie powolna. Wszędzie niedostatki prawa stanowiły przysłowiową mętną wodę, w której obławiali się juryści przeciągający w nieskończoność zawiłe procesy. Kodyfikacja praw była naglącą potrzebą i w drugiej połowie XVIII w. wiele w tej dziedzinie dokonano, a więcej jeszcze inicjatyw podjęto. We Francji charakter kodyfikacji miały poniekąd wielkie ordonanse Ludwika XIV i Ludwika XV (właściwie kanclerza d'Aguesseau) z lat 30-ych, ale potem sprawa kodyfikacji nie posunęła się naprzód. W Rosji pierwsze prace nad kodyfikacją praw podjęto w 1700 r., ale wielokrotnie powoływane w XVIII w. komisje kodyfikacyjne nie przyniosły wyników. Załamały się próby kodyfikacji praw podejmowane w Polsce za panowania Stanisława Augusta. Jedynie fragmentaryczne wyniki przyniosły prace kodyfikacyjne prowadzone w Królestwie Neapolu i Sycylii, Państwie Kościelnym, Hiszpanii, Portugalii, Szwecji i Danii. Na tym tle wyróżniają się osiągnięcia Bawarii, Austrii, księstwa toskańskiego i Prus. Usiłowania podejmowane przez liczne komisje kodyfikacyjne w XVIII w., choć często nie uwieńczone powodzeniem lub wchodzące w życie już po roku 1789 (jak pruski Landrecht), wytyczają perspektywę, która prowadzi do wielkich osiągnięć z początku XIX w., jak Kodeks Napoleona i kodeks karny bawarski. Wśród prac kodyfikatorskich można rozróżnić mające na celu zebranie i uporządkowanie istniejących praw oraz zmierzające do realizacji programu reformatorskiego. Te dwie tendencje w sposób charakterystyczny uwidoczniły się w przeprowadzonych w ciągu dwudziestolecia dwóch kodyfikacjach austriackiego prawa karnego: konserwatywnej i surowej "Theresianie" (1768) oraz przepojonej duchem Oświecenia "Józefinie" (1787). Obok kodeksów Józefa II reformatorskim programem wyróżnia się deklaratywna "Instrukcja" Katarzyny II (1768), toskańska "Leopoldina" (1786), pruski Landrecht (1791), a również obie próby kodyfikatorskie podjęte w Polsce (1778 i 1792). Nowatorskie kodeksy miały być łatwo zrozumiałe. Porzucając łacinę ogłaszano je w językach narodowych. Reformie sądownictwa na schyłku XVIII w. przyświecała obfita literatura prawnicza, w której do najwybitniejszych teoretyków nowej kodyfikacji zaliczają się Włoch Gaetano FiIangieri i Francuz Jacques Pierre Brissot de Warville. Ówczesnych pisarzy cechował krytyczny stosunek do prawa zwyczajowego i w ogóle "starych praw", na miejsce których chcą wprowadzić wywodzące się z prawa natury "rozumne prawodawstwo", charakteryzujące się egalitaryzmem w prawie cywilnym i humanitaryzmem w prawie karnym. Dążności humanitarne silnie nurtowały opinię i stały się przedmiotem szerokiej dyskusji publicystycznej, w której głos "filozofów" był donioślejszy niż prawników. Na progu XVIII w. wśród rzeczników humanitaryzmu wyróżnił się pisarz niemiecki Christian Thomasius, szersze jednak oddziaływanie miały w połowie stulecia pisma Monteskiusza, a zwłaszcza książka pisarza włoskiego Cesare Beccaria, "Dei Delitti e delle Pene" (O przestępstwach i karach, 1764), bardzo gorliwie wspieranego przez Woltera. Ataki humanitarystów kierowały się zwłaszcza przeciw procesom o czary, hiszpańskiej inkwizycji, stosowania tortur w czasie przewodu sądowego i tak okrutnemu w XVI i XVII w katalogowi kar. Karę traktowano już nie jako pokutę i zadośćuczynienie, lecz jako środek wychowawczy i prewencyjny. Według głośnego hasła Beccari celem ustawodawcy winno być "możliwie największe szczęście dla możliwie największej liczby ludzi". Zanim żmudne prace komisji ekspertów przyniosły wyniki w dziedzinie kodyfikacji, pod naciskiem opinii i z inicjatywy rządów dokonywały się zmiany w praktyce sądowej, często wbrew oporowi stawianemu przez konserwatywnych jurystów. Na wiek XVII przypada największe nasilenie procesów o czary (zarówno w krajach katolickich, jak protestanckich), ale u schyłku tego stulecia "polowanie na czarownice" niemal ustało we Francji i w ciągu XVIII w. stopniowo zanikało w całej Europie. Zniesienie tego barbarzyńskiego procesu dokonywało się zarówno drogą abolicyjnych ustaw, jak też poprzez zaniechanie stosowania praw jeszcze obowiązujących. Ostatnie "czarownice" spalono w Polsce w 1775 r., a w roku następnym sejm zniósł karę śmierci za czary. Ostatnia w Europie "czarownica" została spalona na stosie w Glarus (Szwajcaria) w 1782 r. W porównaniu z poprzednim okresem w XVIII w. osłabła nieco surowość inkwizycji hiszpańskiej, ale ku oburzeniu oświeconej Europy płonęły jeszcze wciąż stosy na placach Madrytu i Sewilli. Za panowania fanatycznego Ferdynanda VI (1746-1759) represje inkwizycji nawet przez pewien okres nasilały się. Ale za rządów Karola III władza inkwizycji uległa radykalnemu ograniczeniu i ostatni człowiek został żywcem spalony z powodów religijnych w Sewilli w 1781 r. Poza Półwyspem Iberyjskim i Ameryką Łacińską trybunały inkwizycyjne, od dawna już nie posługujące się stosem, uległy w XVIII w. stopniowej likwidacji. Palenie czarownic i heretyków to najbardziej drastyczne przejawy tego szerokiego zjawiska, jakim było stosowanie tortur w toku śledztwa i przy wykonywaniu "kwalifikowanej" kary śmierci. Już w XVII w. angielska praktyka wymijała surowy wciąż kodeks, a na kontynencie ruch abolicyjny rozpoczął się w latach trzydziestych XVIII w. Wówczas to nastąpiło znaczne ograniczenie stosowania tortur w Szwecji oraz w Królestwie Neapolu i Sycylii, a w 1740 r., w kilka dni po objęciu tronu, Fryderyk II zniósł tortury w Prusach. Wprowadzona przez tego króla humanitarna praktyka w procesie karnym zyskała wielki rozgłos i wpływ. W niektórych krajach, jak w Wenecji, od połowy XVIII w. zaniechano stosowania tortur, choć dla postrachu zachowano groźne narzędzia w gmachach sądowych. Po wystąpieniach Beccańi i Woltera w całej Europie rozgorzała wielka batalia między humanitarystami a konserwatywnymi "obrońcami porządku społecznego". Ostatnie pozostałości stosowania tortur zniesiono w Szwecji i w Królestwie Neapolu i Sycylii. W 1774 r. przeprowadzono abolicję w Austrii, a w 1776 r. w Polsce. W latach 1780-1788 Ludwik XVI stopniowo zniósł tortury we Francji (wbrew uporczywej opozycji parlamentów). Katarzyna II w swej "Instrukcji" z 1767 r. zadeklarowała ogólne zniesienie tortur, ale był to gest propagandowy, a nie akt prawny. Aczkolwiek w procedurze karnej niektórych krajów europejskich tortury przetrwały do początków XIX w., to jednak w drugiej połowie XVIII stulecia dokonał się niewątpliwy przełom. W tej dziedzinie współdziałanie "filozofów" i oświeconych absolutystów okazało się istotnie owocne. Zniesieniu tortur w śledztwie i kar kwalifikowanych oraz ograniczeniu stosowania wyroków śmierci, którymi tak szczodrze szafowało dawne sądownictwo, towarzyszył znaczny wzrost represji więziennej. W XVII w. ujętych przestępców tak masowo karano śmiercią również dlatego, że nie bardzo wiedziano, co z nimi począć. W warunkach rozbudowanej administracji państwowej znalazły się środki na więzienia i dozorców. Więziennictwo stało się ważną gałęzią służby publicznej. Ludzie Oświecenia domagali się humanitarnego traktowania więźniów, co znajdowało odbicie i w pracach kodyfikacyjnych, i w praktyce. Rządy i przedsiębiorcy troszczyli się jednak również o wyzyskiwanie więźniów jako taniej siły roboczej. Istniały zresztą w tej dziedzinie stare precedensy, jak skazywanie przestępców na galery i pracę w kopalniach czy zsyłanie ich do pracy w koloniach. Wszystkie te kary były w dalszym ciągu stosowane, ale nowoczesne więzienia stawały się i czymś w rodzaju manufaktur, w których więźniowie wytwarzali pończochy czy kapelusze. 7 Państwo a kościół Pokój westfalski z 1648 r. zakończył epokę wielkich wojen religijnych w Europie. Choć w XVIII w. wybuchały jeszcze sporadyczne konflikty zbrojne na tle wyznaniowym, miały one przeważnie charakter buntu uciskanej mniejszości liczącej na pomoc z zewnątrz. W latach 1702-1704 chwycili za broń francuscy hugenoci. W dobie wojny północnej i konfederacji barskiej oglądali się na obcą pomoc polscy dysydenci. Konflikty religijne w Wielkiej Brytanii pozostawały w związku z roszczeniami jakobitów i podtrzymującymi te konflikty wojnami angielsko-francuskimi. Zarzewie klasycznej wojny religijnej najdłużej utrzymywało się w Szwajcarii, aby rozpalić się w tym kraju jeszcze w połowie XIX w. Były to jednak w skali ogólnoeuropejskiej zjawiska marginesowe i wiek XVIII, nie bez racji, choć może z pewną przesadą, określany jest jako stulecie tolerancji religijnej. Duch tolerancji był w zasadzie obcy wszystkim chrześcijańskim wyznaniom. Każde z nich uważało się za nosiciela jedynej prawdy i walczyło o tolerancję tylko wówczas, gdy stanowiło zagrożoną w swym bycie mniejszość. Tak więc katolicy palili heretyków w Hiszpanii, a domagali się tolerancji w Anglii, kalwiniści zaś tępili "papistów" w Genewie, a walczyli o tolerancję we Francji. Jako reakcja na okropności wojen religijnych, a również w związku z pewną erozją systemów dogmatycznych, pojawiały się, zwłaszcza w początkach XVIII w., niejakie tendencje ekumeniczne. Świadczyć o tym może słynna korespondencja luteranina Leibniza z biskupem Bossuetem, pewne inicjatywy podejmowane przez teologów angielskich w celu zbliżenia anglikanizmu z katolicyzmem i prawosławiem czy starania kalwińskiej dynastii panującej w luterańskich Prusach o pogodzenie tych dwóch wyznań protestanckich, nie mówiąc już o takich sojuszach taktycznych, jak współdziałanie w ruchu dysydenckim luteranów, kalwinistów i prawosławnych w Polsce. Te inicjatywy i poczynania nie przyniosły żadnych doktrynalnych i organizacyjnych wyników. Sprawa tolerancji czyniła postępy nie dzięki teologom, ale dzięki politykom, którzy chcieli zapewnić pokojowy modus vivendi różnowyznaniowej ludności swych krajów i zachęcić do osiadania różnowierczych imigrantów. Politycy w mniejszym niż dawniej stopniu liczyli się z motywacjami natury teologicznej. Na rzecz tolerancji działał rosnący nacisk opinii urabianej przez laickich ideologów Oświecenia. Krajem dużej swobody religijnej była tradycyjnie Holandia, w XVIII w. szeroką tolerancję zaprowadzono w państwie pruskim. Tolerancja czyniła postępy w Wielkiej Brytanii, ale bardziej w odniesieniu do nonkonformistycznych wyznań protestanckich (częściowe odwołanie praw przeciw dysydentom w latach 1711-1714) niż w stosunku do katolików. Pewne ustępstwa na rzecz tych ostatnich dokonane w latach 1778-1779 wywołały gwałtowne antypapistowskie rozruchy. Ulgi z lat siedemdziesiątych miały szczególne znaczenie dla Irlandii. W kraju tym istniała zresztą paradoksalna sytuacja. Organizacja kościelna obejmująca kilkumilionową masę katolików pozostawała formalnie poza prawem. Ale prawo było bezsilne wobec tak masowego przestępstwa i solidarności milionów przestępców. Toteż istniała w Irlandii liczna rzesza wędrownych księży, tajne zakony, kształceni i nominowani za granicą biskupi. Ucisk religijny nie podważył katolicyzmu na Zielonej Wyspie, natomiast pogłębiał społeczną degradację Irlandczyków. Wśród krajów protestanckich bastionem wojującego luteranizmu była Skandynawia, ale i w Szwecji w 1781 r. wprowadzono wolność wyznań. Mozaika protestanckich i katolickich kantonów stwarzała pozory tolerancji, jeśli spoglądano na Szwajcarię z odległości i pojmowano ją jako pewną całość, w gruncie rzeczy jednak helwecki mikrokosmos obfitował w wyznaniowe napięcia. Protestanci i katolicy bardziej zgodnie współżyli w Niemczech, mniejsze bowiem niż w Szwajcarii znaczenie miały tu gminy wyznaniowe, ponad którymi stał w Rzeszy autorytet monarchów. W świecie katolickim kraje Italii i Półwyspu Iberyjskiego zachowały swą utrzymaną w dobie kontrreformacji jednolitość wyznaniową. Najbardziej niegdyś tolerancyjna Polska przeżywała od połowy XVII w. okres katolickiego prozelityzmu skierowanego w XVIII w głównie przeciw prawosławiu. Przy ingerencji postronnych mocarstw różnowiercy uzyskali jednak w 1768 r. nie tylko pełną tolerancję, ale i zrównanie w prawach politycznych (dotyczyło to różnowierczej szlachty). We Francji nietolerancyjna polityka Ludwika XIV uległa w praktyce złagodzeniu za czasów jego następców, a w 1788 r. wyszedł edykt tolerancyjny przyznający hugenotom prawa cywilne. Nieco wcześniej, bo w 1781 r. protestanci i prawosławni otrzymali patent tolerancyjny w monarchii habsburskiej. Od dawna tolerancyjną politykę wobec prawosławia na Bałkanach stosowała Turcja, popierając centralistyczne dążenia patriarchów konstantynopolitańskich. W XVIII w. w coraz większym stopniu hierarchię kościołów bałkańskich opanowywali Grecy, zaś Serbowie i Bułgarzy tracili resztę kościelnej niezależności. Na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, po niemal całkowitym wyparciu prawosławia przez unię za panowania Sobieskiego, dokonał się w XVIII w. renesans prawosławnej cerkwi, kościelnie i politycznie powiązanej z Rosją. W Rosji, począwszy od panowania Piotra I, rząd surowo zwalczał wyrastające z prawosławia sekty, darzył natomiast tolerancją przybyszów z zagranicy oraz różnowierczą ludność włączonych do imperium prowincji (protestanckie kraje bałtyckie, katolicy z ziem pierwszego rozbioru Polski). W drugiej połowie XVIII w. ulega poprawie sytuacja ludności żydowskiej w Europie. Dotyczy to głównie żydów zamożnych, bowiem w związku z nowymi administracyjno-policyjnymi rygorami z różnych niemieckich krajów rugowano żydowską biedotę (Betteljuden). Status prawny ludności żydowskiej był zresztą nadal bardzo zróżnicowany i nawet w tak tolerancyjnych krajach, jak Holandia i Prusy, daleki jeszcze od równouprawnienia. Zresztą sami żydzi, kultywując wewnętrzny samorząd i religijno-narodową odrębność kulturalną, w swej ortodoksyjnej masie bynajmniej nie kwapili się do emancypacji niosącej ze sobą perspektywę obyczajowej i kulturalnej asymilacji z otaczającym ich środowiskiem. Czynnikiem w pewnym stopniu sprzyjającym tolerancji był rozwój stałej służby dyplomatycznej. Kościoły czy kaplice utrzymywane przy obcych poselstwach stanowiły często pierwszy wyłom w systemie zakazów danego kultu i punkt oparcia dla miejscowych współwyznawców. Mówiąc o postępie tolerancji religijnej należy pamiętać o względności tego pojęcia w XVIII w. i o licznej rzeszy ludzi z przyczyn wyznaniowych upośledzonych pod względem prawnym. Wskazywaliśmy na sytuację Irlandczyków, jako uciskana większość stanowią bowiem przykład szczególnie drastyczny. Pewnej analogii można by upatrywać w położeniu prawosławnych na wschodnich terenach Polski, ale tu granica między unią a dyzunią była w odczuciu miejscowej ludności dość płynna i za pomocą odpowiedniego nacisku na kler dość łatwo powodowano masowe "apostazje" w tę lub tamtą stronę. Typowym natomiast losem ofiar nietolerancji było położenie grup mniejszościowych (jak francuscy hugenoci), które uporczywie obstając przy swym wyznaniu nie tylko natrafiały na przeszkody w wykonywaniu praktyk religijnych, ale będąc również drastycznie upośledzone w dziedzinie praw cywilnych (cały kompleks zagadnień własnościowo-majątkowych, uprawnień do wykonywania zawodów, legalności małżeństw i urodzeń) znajdowały się w sytuacji pariasów. Następstwem wyznaniowego zróżnicowania Europy było pojęcie religii panującej. Jeśli rządy wydając tolerancyjne prawa czyniły ustępstwa na rzecz różnowierców i filozoficznych opinii, to - niezależnie od osobistych poglądów rządzących na sprawy religii - traktowały te ustępstwa poniekąd jako zło konieczne. Ideałem bowiem każdego rządu był kraj pod względem wyznaniowym jednolity i objęty organizacją w miarę możności jak najbardziej narodowego Kościoła panującego. Tron bowiem wspierał się na ołtarzu i we wszystkich krajach rola religii i Kościoła w życiu publicznym była bardzo rozległa. Parafie stanowiły urzędy stanu cywilnego, poprzez ambony docierały do ludności ogłoszenia i rozporządzenia władz, duchowieństwo miało w swym ręku szkolnictwo i instytucje opieki społecznej (szpitale, przytułki, sierocińce), a wreszcie rozległe dobra, jurysdykcje i "rząd dusz". Rozprzestrzeniające swe agendy organizmy nowożytnych państw, jeśli nie zmierzały jeszcze do przyjęcia opanowanych przez Kościół dziedzin życia publicznego, to dążyły do roztoczenia nad nimi coraz ściślejszej kontroli. Nader istotną cechą cywilizacji średniowiecznej Europy był dualizm władzy świeckiej i duchownej. Na pograniczu tych dwóch władz toczyły się od stuleci mniej lub bardziej ostre spory między Kościołem a Państwem. W krajach prawosławnych bizantyńskie tradycje cezaropapizmu dawały przewagę przyobleczonej w religijne charyzmaty władzy świeckiej. Tam, gdzie zwyciężyła reformacja, również dokonało się zrośnięcie władzy świeckiej i duchownej w postaci podporządkowanych panującym kościołów narodowych. Terenem klasycznego dualizmu władzy świeckiej i duchownej pozostały kraje katolickie, tutaj bowiem organizacja kościelna religii panującej pozostawała pod zwierzchnictwem ponadnarodowej instytucji papiestwa i centralnych władz zakonów. Jeśli w krajach prawosławnych i protestanckich zagadnienia kościelne i religijne stanowiły sprawę ściśle wewnętrzną, to w krajach katolickich zaognił się w XVIII w. odwieczny problem podwójnej suwerenności monarchy i papieża. Ponadto na stosunkach między Kościołem a Państwem ważył tu problem tzw. dóbr martwej ręki - rosnący z pokolenia na pokolenie drogą nabożnych fundacji ogromny majątek kościelny (np, we Francji i w Polsce 10% uprawnych gruntów), na który łakomym okiem spoglądały władze skarbowe. Należy pamiętać, że wielki przewrót dokonany przez Reformację w znacznej mierze polegał na wywłaszczeniu Kościoła. Stosunki między Kościołem a Państwem, takie jak ukształtowały się w krajach protestanckich w XVI i XVII w., oddziaływały obecnie swym przykładem, który można zamknąć w formule: narodowy zarząd kolegialny (synod, konsystorz), składający się z duchownych i świeckich, a pozostający pod zwierzchnictwem monarchy. Spośród krajów niekatolickich w XVIII w. najistotniejsze zmiany dokonały się w Rosji, nie bez wpływu protestanckiego otoczenia Piotra I. W przeszłości patriarchowie Moskwy uzyskiwali niekiedy znaczny stopień politycznej niezależności, a w posiadaniu cerkwi i klasztorów znajdowała się jedna piąta dóbr ziemskich. Piotr zniósł urząd patriarchy i zarząd Kościoła powierzył Najświętszemu Synodowi, którego członków mianował car. Dobra kościelne za rządów Piotra I i Katarzyny II uległy w znacznej mierze sekularyzacji. Rosyjska cerkiew prawosławna stała się jedną z najbardziej uzależnionych od państwa organizacji kościelnych w Europie. Zdaniem Woltera był to wzór, który powinny naśladować kraje katolickie, zrywając z zasadą "dwóch władz" (świeckiej i duchownej). Polityczne znaczenie papiestwa i Państwa Kościelnego w XVIII w. chyliło się ku upadkowi. Nieudolnie administrowane i bezbronne Państwo Kościelne było narażone w dobie wojen włoskich na interwencje obcych wojsk. Trzy wielkie monarchie katolickie: Hiszpania, Francja i Austria, rozporządzając prawem weta na konklawe wywierały duży wpływ na obsadę Stolicy Apostolskiej. Z początkiem stulecia ustała dyplomatyczna inicjatywa papieży. Papiestwo, zewsząd atakowane, znajdowało się w stałej defensywie. Niemal wszystkie dwory katolickie były opanowane regalistyczną doktryną kościelną, która głosiła zwierzchność Państwa nad Kościołem i kościelnym majątkiem. W tych antyrzymskich rewindykacjach obok absolutystycznych dążeń monarchów dochodziły do głosu i decentralistyczne w stosunku do Stolicy Apostolskiej tendencje episkopalne. Występowały też dążenia do demokratyzacji Kościoła poprzez rozszerzenie zasady kolegializmu i elekcyjności, z powoływaniem się na ustrój pierwotnych gmin chrześcijańskich i tradycje koncyliaryzmu. Pod szczególną presją rządów, a również i części duchowieństwa świeckiego, znalazły się zakony, które w sposób bardziej bezpośredni zależały od Rzymu niż silniej powiązany z lokalnymi stosunkami kler diecezjalny. Wiek XVIII przyniósł głęboki kryzys zgromadzeń zakonnych, których liczebność w pierwszej połowie stulecia znacznie wzrosła, ale których dalszy byt został w następnych dziesięcioleciach wręcz zakwestionowany. Zakonom kontemplacyjnym i żebrzącym zarzucano gnuśną bezczynność, jezuitom natomiast zbytnie wpływanie na sprawy tego świata. Również nagromadzenie próżniaczych synekur i beneficjów w szeregach kleru świeckiego pobudzało nie tylko do wystąpień antyklerykalnych, lecz i do napięć wewnątrz stanu duchownego. Wszystko to nie były sprawy nowe, znamiennym dla XVIII w. zjawiskiem było jednak powszechne natężenie konfliktów w świecie katolickim. Wiele krajów znalazło się na krawędzi schizmy, a jeśli w tym stuleciu nie doszło do dramatycznych kryzysów na skalę reformacji, to stało się to dzięki mniejszej żarliwości ludzi XVIII w. w doktrynalno-teologicznych sporach oraz na skutek ostrożnej ustępliwości Watykanu. Uwidoczniła się ona zwłaszcza za pontyfikatu Benedykta XIV (1740-1758), "papieża konkordatów". Potem nadszedł ostry kryzys lat sześćdziesiątych (sprawa likwidacji zakonu jezuitów) oraz najwyższe w tym wieku wzniesienie narodowych i etatystycznych dążności w katolickich krajach, związane z pojęciem febronianizmu i józefinizmu. Kulminację tych tendencji stanowiła polityka kościelna Napoleona, ale działał on już w warunkach zmienionych w sposób zasadniczy na skutek rewolucji francuskiej i jej ekspansji w Europie (zwłaszcza na terenie Italii i duchownych księstw Rzeszy). Podważona w XVIII w. polityczna i materialna potęga Kościoła katolickiego została na progu XIX w. podcięta. Okrzepła natomiast wewnętrzna dyscyplina kościelna, a w obliczu rewolucyjnego zagrożenia odradzał się sojusz między ołtarzem a tronem. Kościelna polityka katolickich krajów oświeconego absolutyzmu była zjawiskiem nader charakterystycznym dla schyłku XVIII w., ale pozbawionym historycznej perspektywy. Polityka ta bowiem zmierzała do ustalenia stosunków między Kościołem a Państwem w układzie, który rychło przestał być aktualny. Dążąc do uczynienia z duchownych urzędników państwowych, reformatorzy chcieli włączyć do państwowej machiny administracyjnej organizację kościelną z jej dawnym, szerokim zakresem funkcji publicznych. Kładąc nacisk na te pozytywnie oceniane, "użyteczne" funkcje (szkolnictwo i oświata dla dorosłych, opieka społeczna i służba zdrowia) zamierzali poszerzyć ich rolę w Kościele. Likwidując zakony kontemplacyjne chcieli widzieć w klasztorach zakłady wychowawcze, szpitale i warsztaty produkcyjne. Kler parafialny miał szerzyć oświatę rolniczą, zasady higieny, znajomość elementów medycyny i weterynarii. Było to w pewnym sensie stawianie wobec Kościoła takich cywilizacyjnych zadań, jakie we wczesnym średniowieczu mieli spełniać benedyktyni czy cystersi i jakie stały przed misjonarzami w "dzikich" krajach. Jednakże w szybko rozwijających się krajach Europy te założenia, może jeszcze aktualne "na dziś", wkrótce stały się anachronizmem. Rozwój świeckiej administracji terenowej, postęp specjalizacji, a równocześnie i masowości w dziedzinie szkolnictwa czy służby zdrowia redukowały znaczenie duchownych jako funkcjonariuszy użyteczności publicznej. Rozpatrując sytuację nie z perspektywy nadchodzącego wieku XIX, lecz dobiegającego kresu wieku XVIII, wypada jednak stwierdzić, że w wielu katolickich krajach "inteligencja" świecka była jeszcze nader nieliczna, duchowieństwa zaś było więcej niż wojska. Jeśli pod koniec XVIII w. we Francji kler świecki i zakonny liczył 130 tys. osób, to w o połowę mniej ludnej Hiszpanii 200 tys., a w dziesięciokrotnie mniej ludnej Portugalii 60 tys. W Polsce, gdzie ludność rzymskokatolicka mogła liczyć około 5 mln (jedna piąta ludności Francji), w męskich klasztorach było 14 tys. zakonników (we Francji 25 tys.). Wśród milionowej masy osób noszących sutanny i habity wielu było bezczynnych synekurzystów i ciemnych prostaków. Niemniej jednak była to rzesza ludzi mających w zasadzie ponadprzeciętne wykształcenie i rozporządzających potężnymi środkami oddziaływania. Od czasów soboru trydenckiego trwał nieprzerwanie rozwój szkolnictwa wewnątrzkościelnego (seminaria duchowne) oraz prowadzonych przez duchowieństwo szkół dla osób świeckich. Wielką wagę Kościoła w bilansie materialnych, umysłowych i moralnych sił epoki poświadcza ów "przewrót umysłowy" zwany Oświeceniem. I to zarówno w aspekcie przeciwstawiania się Kościołowi, i jak prób przeniknięcia i przetworzenia Kościoła. Rozdział piąty Oświata i oświecenie 1. Przewrót umysłowy Co to jest Oświecenie? Pytanie to postawił sobie w 1784 r. Immanuel Kant ("Was ist Aufklarung?") i odpowiedział: "Oświecenie to wyjście człowieka ze stanu małoletności, w której był zatrzymany z własnej winy. Małoletność to niezdolność posługiwania się rozumem bez kierunku nadanego przez inną osobę. Powiemy, iż człowiek pozostaje w stanie małoletności z własnej winy,jeśli przyczyną tego stanu nie jest niedostatek rozumu, ale brak decyzji i odwagi, aby się nim posługiwać bez czyjegokolwiek kierownictwa. Sapere aude! Miej odwagę posługiwać się swoim własnym rozumem! Oto dewiza Oświecenia". Zawołanie Horacego: "Sapere aude!" (odważ się być mądry) było już wcześniej stosowane w XVIII w. jako inskrypcja na medalach i motto dzieł podejmujących walkę z "ciemnościami". Od 1736 r. słowa te stanowiły dewizę berlińskiego Towarzystwa Miłośników Prawdy. W Polsce medalem z napisem "Sapere auso"(temu, co odważył się być mądry) Stanisław August uczcił w 1756 r. Stanisława Konarskiego. Dla oddania atmosfery oświeceniowego przewrotu umysłowego refleksja Kanta o wyjściu ze stanu małoletności jest nader przydatna. Można się posłużyć metaforą przyrównującą mentalność Oświecenia do umysłowości dojrzewającego chłopca, który przechodzi kryzys wierzeń religijnych, a znajduje się w zakonnej szkole. Chłopiec odebrał gruntowną edukację religijną i pozostaje pod rygorem przełożonych. Samodzielność myślenia pasuje się przede wszystkim z dogmatyką i etyką kościelną w warunkach buntu przeciw otoczeniu i żarliwej dyskusji z własnym religijnym dzieciństwem. Problematyka światopoglądowa Oświecenia była zdominowana sporem z religią i o religię, o jej miejsce w systemie uznawanych prawd, wartości i dyrektyw. Krytyczne wystąpienia wymagały odwagi zarówno w stosunku do samego siebie, jak i do przełożonych. Toteż co innego szeptano między kolegami na korytarzach szkoły (wypowiedzi w korespondencji i w pismach nie przeznaczonych do druku), a co innego mówiono "przy tablicy" (wypowiedzi w druku), ważąc słowa, aby być w miarę możności w zgodzie z własnymi poglądami, a równocześnie nie narazić się na wydalenie ze szkoły. Rozpowszechnioną formą ambiwalentnych wypowiedzi stały się dialogi, w których ryzykowne poglądy, wkładane w usta "niedowiarka" czy "ateisty", spotykały się z ortodoksyjnymi kontrargumentami innych uczestników fikcyjnej rozmowy i nie miały wyraźnego charakteru deklaracji autora. Coraz śmielsze przenoszenie kwestii szeptanych na korytarzach do szkolnej sali i przechodzenie od oratio obliqua do oratio recta oznaczało, wraz z rosnącą pobłażliwością przełożonych, przewrót umysłowy. Według Kanta istotą Oświecenia było więc wolnomyślicielstwo i to określenie (nie zacieśniane, jak to się później w potocznej mowie przyjęło, do tendencji antyreligijnej czy antyklerykalnej) wydaje się nam najbardziej właściwe. Charakteryzowanie Oświecenia jako prądu umysłowego wyróżniającego się racjonalizmem, empiryzmem czy utylitaryzmem jest nieprecyzyjne wobec wieloznaczności tych pojęć oraz przeciwstawności racjonalizmu i empiryzmu w zakresie teorii poznania. Racjonalizm XVIII w. należy pojmować umownie jako afirmację autonomii ludzkiego umysłu nie chcącego nic przyjmować na wiarę, domagającego się uzasadnień i nie podporządkowującego się bezkrytycznie autorytetom. Krytyczne wolnomyślicielstwo zakreślało granice rozumowego poznania i było często zabarwione sceptycyzmem. Poszanowanie dla faktów łączyło ów dociekliwy i sceptyczny racjonalizm z empiryzmem. Filozofia XVIII w. odeszła od metafizyki i zwróciła się ku "naturze". To niezmiernie wieloznaczne i w swej wieloznaczności odwieczne pojęcie jest wszechobecne w refleksji wieku Oświecenia. Wciąż mówi się o religii naturalnej, prawach natury, naturalnych potrzebach i skłonnościach, o "systemie natury". Wszystko to nie nowe, nowością jest jednak naturalistyczna euforia i prymat przyrodoznawstwa jako modelu naukowego myślenia. Teoria powszechnego ciążenia Newtona stanowiła prawzór ustalenia prawa natury i na podobieństwo tego prawa starano się odkryć również prawa rządzące życiem psychicznym, moralnym i społecznym. Im bardziej myśliciele XVIII w. oddalali się od metafizycznych spekulacji i religijnego dogmatyzmu, tym bardziej absorbowały ich problemy etyczne. Jeśli empiryzm, historyzm, ludoznawstwo i religioznawstwo Oświecenia często są już bliskie relatywizmu w ujmowaniu spraw ludzkich, to zwrócony ku doczesnemu szczęściu eudajmonizm i euforyczny naturalizm skłaniały do szukania zasad uniwersalnych. Jednym z naczelnych nurtów myśli etycznej XVIII w. był utylitaryzm, pogląd głoszący zgodność szczęścia jednostki z pomyślnością ogółu. W pojęciu natury zawsze była niejasna granica między tym, co realne, a tym, co idealne, między ideą pozytywną a normatywną, między faktem a prawem. "Głos natury" zarówno więc nawoływał do obowiązków, jak i rozgrzeszał. Według określenia Jean Ehrarda "najlepszym sposobem naturalizacji moralności była moralizacja natury". Funkcja wieloznacznego i obfitującego w antynomie pojęcia natury ulegała zmianom. Czyniąc wielkie uogólnienie można przyjąć za Ehrardem, że na schyłku XVII w. koncepcja natury wzywała do rezygnacji i poddawania się konieczności, w pierwszej połowie XVIII w. pogodnie głosiła, iż "wszystko jest dobre" w ostatnich dekadach stulecia, rozsadzana antynomią determinizmu i wolności, służyła namiętnej walce z "przesądami". Stanowiąc zrazu alibi dla arystokratycznego epikureizmu, "natura" w połowie stulecia podbudowała dobre samopoczucie ekspansywnej burżuazji, aby stać się wreszcie "wojenną machiną" skierowaną przeciw staremu ładowi. W obrębie naturalizmu wytworzyły się nowe myślowe stereotypy i konwencje, poza które nieczęsto przebijało się wolnomyślicielstwo wieku Oświecenia. Wnikając bliżej w poglądy czołowych myślicieli XVIII w. nie jest łatwo sprowadzić je do jakiegoś wspólnego mianownika i ująć w jeden nurt. Niezastąpiona dotąd synteza Ernsta Cassirera rozpatruje "filozofię Oświecenia" jako drogę prowadzącą do kantyzmu. Takie ujęcie pozwoliło neokantyście Cassirerowi zbudować potężną i sugestywną, ale nieco aprioryczną konstrukcję. Lepiej się w niej mieszczą filozofowie niż "filozofowie". Bez tego rozróżniającego cudzysłowu nie obejdzie się historyk XVIII w. A "filozofowie" to tacy ludzie, jak Helvetius czy Holbach, którzy zajęli wprawdzie drugorzędne miejsce w historii filozofii, ale pierwszoplanowe w dziejach ideologii i mentalności XVIII w. Często występuje nawet tendencja do postawienia znaku równości między Oświeceniem a ową popularną i bojową "filozofią". Przemawiają za tym pewne racje, zarówno zwyczajowe, jak i merytoryczne, aby mówić o Oświeceniu w sensie węższym i szerszym. W pierwszym przypadku, łączymy Oświecenie z "filozofami". w drugim z postępem "świateł", a więc z ogólnym rozwojem nauki i oświaty oraz formowaniem się typowych poglądów wykształconych ludzi XVIII w. Na poglądy te "filozofowie" wywierali znaczny wpływ, nie można jednak wszystkich ludzi oświeconych zaliczyć do węższego grona zdeklarowanych adeptów oświeceniowej "filozofii". Poglądami filozofów i "filozofów" XVIII w. zajmiemy się bliżej w dalszych rozdziałach. Tutaj postaramy się przedstawić, jak przewrót umysłowy zaznaczył się w świadomości europejskich elit. Wzorzec osobowości określony w XVII w. przez francuskiego moralistę kawalera de Mere (ok. 1607-1684) jako "honnet homme" (przyzwoity człowiek) przetrwał w sferach arystokratyczno-dworskich aż do rewolucji francuskiej. Dobre wychowanie i staranna edukacja miały wszczepić "przyzwoitemu człowiekowi" wykwintną ogładę, ujmujący wdzięk, wirtuozerię życiową o szerokiej skali doznań i wyróżniające, a więc "trudne" ,cnoty kodeksu honorowego. "Honnet homme" nie powinien być uczonym pedantem, ale wszechstronnie wykształconym dyletantem, człowiekiem znającym się na sztuce i literaturze, ciekawym świata. Na kanwie modelu "przyzwoitego człowieka" Wolter rozwinął koncepcję "człowieka światowego" (homme du monde). W połowie XVIII w. wypadało "światowcowi" być oświeconym i ludzkim. W drugiej połowie stulecia w modelach osobowości coraz większą wagę przywiązywano również do wrażliwości i delikatności sentymentów. "Przyzwoity człowiek" nie mógł pozostać na uboczu tego, co działo się w europejskiej cywilizacji. Według słów Kanta ludzie Oświecenia podnieśli "bunt przeciw przesądom". Garść zbuntowanych wolnomyślicieli nie mogłaby osiągnąć tak wielkiego znaczenia i tak silnie oddziałać na mentalność elit, gdyby ich działalność nie przypadła na lata kryzysu tradycyjnych autorytetów i wartości. Stosunki gospodarczo-społeczne nurtowała sprzeczność między feudalnymi przywilejami a rzeczywistym podziałem ekonomicznego i umysłowego potencjału między uprzywilejowanych i nieuprzywilejowanych. W świadomości ludzi wykształconych pogłębiała się rozbieżność między katechizmem i kodeksem a ich "świecką" wiedzą i moralnością. Obraz świata rysował się w kontraście "świateł" i "mroków". Po stronie "mroków" znajdował się zabobon i fanatyzm religijny, hipokryzja i pycha rodowa, narzędzia tortur, stosy inkwizycji i indeks zakazanych ksiąg oraz cały balast przeszłości określanej jako "barbarzyńska", "gotycka" czy "feudalna". Bardzo często używane było określenie "dawne przesądy". Po stronie "świateł" stawiano zdobycze nauki oraz porządek społeczny i moralny "zgodny z rozumem i naturą". Nie tylko "filozofowie" i mieszczańscy inteligenci, lecz również wywodzący się ze stanów uprzywilejowanych oraz noszący suknie duchowne "przyzwoici ludzie" starali się odgrodzić od "mroków" i ustawić po stronie "świateł". Różnie można było interpretować "zgodny z rozumem i naturą" porządek i różny był stopień radykalizmu "filozofów". Ci ostatni zabiegali przeważnie o protekcję monarchów i we władzach państwowych pokładali nadzieję na urzeczywistnienie postulowanych reform. Nie będąc rewolucjonistami torowali jednak drogę prawdziwej rewolucji w umysłach ludzi XVIII w. Owa rewolucja - to sekularyzacja kultury i etyki. W dziedzinie nauk matematyczno-przyrodniczych wielki postęp nastąpił w XVII w., ale społeczny odbiór dokonywanych przez uczonych odkryć był jeszcze nader wąski. W XVIII w. dalszemu postępowi badań towarzyszyła popularyzacja zdobyczy nauki na nie spotykaną dotąd skalę. Człowiek wykształcony nie zadowalał się już szkolną humanistyką, ale chciał mieć orientację w dziedzinie matematyki i astronomii, fizyki i chemii, biologii i nauk o ziemi. Nastała moda na fizyczne i chemiczne eksperymenty, fascynujące doświadczenia z elektrycznością, odwiedziny obserwatoriów astronomicznych czy gromadzenie zbiorów przyrodniczych. Nowością stulecia były przyciągające wielu ciekawych publiczne prelekcje i pokazy oraz popularyzatorska literatura przedstawiająca problemy naukowe w przystępnej i powabnej formie. Ambicją osiemnastowiecznych autorów było tak pisać o astronomii czy fizyce, aby ich dzieła mogła z upodobaniem czytać światowa dama. Otrząsana z kurzu "pedanterii" i uperfumowana nauka wkraczała do salonów. Było w tym wiele płytkiego snobizmu i elementów gry towarzyskiej. Ów modny dyletantyzm torował jednak drogę idei wszechstronnego wykształcenia, która stopniowo znajdowała wyraz także i w programach szkolnych. Kartezjuszowska zasada "jasności" rugowała z nauki i nauczania zawiłą aparaturę pojęciową scholastycznej łaciny. Przełamanie barier dzielących garstkę wtajemniczonych od tłumu profanów stanowiło jedną z najbardziej istotnych cech szeroko pojmowanego Oświecenia. "Człowiek światowy", który za pośrednictwem pism Woltera nabył niejakie wyobrażenie o systemie Newtona, był oczywiście daleki od pełnego zrozumienia newtonowskiej matematyki i fizyki. Jednakże otaczający go świat i rządzące nim prawa utraciły dawną tajemniczość. Jeśli sam nie pojmował jeszcze "porządku natury", to uwierzył, że ów porządek jest prosty i zrozumiały, podległy rozumowemu poznaniu. Newtonowski wszechświat przedstawiał mu się jako ogromny mechanizm, nieskończenie bardziej złożony, ale w zasadzie podobny do zegara, który tykał na jego kominku. Dyskusyjna jest sprawa, w jakim stopniu rozwój nauk matematyczno-przyrodniczych oraz ich popularyzacja spowodowały zachwianie wierzeń religijnych. Sam Newton był gorliwym chrześcijaninem i wśród rozlicznych dociekań zajmował się również spekulacjami na temat Apokalipsy. W ogóle w krajach protestanckich konflikt między nauką a wiarą był słabszy niż w świecie katolickim. Władze kościelne zajmowały jednak pozycje obronne, a zwłaszcza na stanowisku Watykanu ciążyła stara tradycja potępień rzucanych na naukę Kopernika czy Galileusza. Dopiero w 1757 r., a więc w dobie, gdy newtonizm opanował już zwycięsko Europę, Benedykt XIV zdecydował, aby nie domagać się przestrzegania dekretów potępiających teorię Kopernika. Oczywiście już od dawna katoliccy uczeni nie mniemali, iż słońce obraca się wokół ziemi i "philosophia recentiorum" po trosze przenikała do katolickich szkół. Jednakże formalne decyzje były nader spóźnione i przeciwnicy Kościoła wykorzystywali tę sytuację, aby z popularyzacji nauk przyrodniczych uczynić oręż w walce z wierzeniami religijnymi. Jeśli jednak wszechświat pojmowano jako wielki zegar, to pozostawał problem "zegarmistrza". Na tej zasadzie teologowie godzili się ze zdobyczami nauki, aczkolwiek czynili to w sposób defensywny i opóźniony. "Filozofowie" też na ogół nie negowali istnienia boskiego "zegarmistrza" (deizm), toczyli jednak z teologami spory na temat jego ingerencji w funkcjonowanie raz już puszczonego w ruch mechanizmu. Właściwym terenem tych sporów nie były nauki przyrodnicze, ale filozofia przyrody i człowieka (etyka) oraz krytyka religii objawionej. Rozbicie jedności chrześcijaństwa przez Reformację przyniosło wielką falę polemik wyznaniowych, które spowodowały kontrowersyjne interpretacje Pisma świętego i tradycji kościelnej. Apologeci broniąc prawdziwości swego wyznania wykazywali błędność wyznań odmiennych. Na tym podłożu rozwijała się, zwłaszcza w krajach protestanckich, krytyczna egzegeza biblijna. Równocześnie datujące sie od czasów Renesansu szerokie zainteresowanie kulturą antyku i nasycenie programów szkolnych literaturą starożytną wymagały apologetycznego antidotum w postaci wykazywania fałszów pogańskiej religii i mitologii. Wreszcie poszerzająca się znajomość świata pozaeuropejskiego wprowadziła na horyzont myślowy Europy systemy religijne i etyczne dalekich kontynentów. To również wymagało apologetycznej odpowiedzi. Chrześcijańscy teologowie, z dużym nakładem intelektualnej inwencji wykazując bajeczność różnych religijnych tradycji, symbolikę mitów i szarlatanerię "fałszywych kapłanów", wypracowali metody krytyki religii. W XVII w. "libertyni", a w następnym stuleciu "filozofowie" podjęli wyostrzony przez apologetów oręż i skierowali go przeciw tradycjom i dogmatom chrześcijańskim. Miejsce krytyki prowadzonej z pozycji jedynie prawdziwej wiary zajęła laicka krytyka totalna. Otwarte traktowanie chrześcijaństwa jako zbioru legend i mistyfikacji było przed rewolucją francuską zjawiskiem o wąskim zasięgu społecznym. Skrajnie antyreligijne poglądy stanowiły własność zamkniętej "sekty filozofów", która nadawała im ograniczony obieg nie tylko ze względu na przeszkody stawiane przez cenzurę. Znamienne są często powtarzane ostrzeżenia Woltera: "Mamy do czynienia z mnóstwem łotrzyków, z tłumem hołoty, gburów, pijaków, złodziei: nauczajcie ich, jeżeli chcecie, że nie ma piekła i dusza jest śmiertelna. Ja będę im wrzeszczał w samo ucho, że zostaną potępieni na wieki, jeżeli mnie okradną". Pan na Ferney uznawał Użyteczność społeczną religii w odniesieniu do "warstw niższych" i pod tym względem podzielał opinie sfer rządowych i klas panujących. Zdeklarowana niewiara wprawdzie stosunkowo znacznie rozprzestrzeniła się w XVIII w., pozostawała jednak zjawiskiem raczej podziemnym. Sceptycyzm i relatywizm w sprawach wyznaniowych odcisnął natomiast na epoce bardzo wyraźne piętno w postaci latitudynaryzmu. Ów termin latitudynaryzm oznacza nurt teologiczny w Anglii, domagający się "szerokości" poglądów religijnych, głoszący, że formy wyznaniowe są sprawą drugorzędną i że różnymi drogami można dążyć do zbawienia. Owa nazwa jest przydatna do określenia zjawisk znacznie wybiegających poza granice Wielkiej Brytanii i ruch latitudynarystów w ścisłym tego słowa znaczeniu. To szerokie i mgliste pojmowanie religii w większym stopniu odpowiadało postawie "człowieka światowego" XVIII w niż przypisywany mu często deizm. Deista bowiem odrzucał religię objawioną i system kościelny. Latitudynarysta natomiast nie zrywał z wyznaniem, w którym wypadło mu się urodzić, ale też nie przejmował się zbytnio dogmatyczną i obrzędową stroną swojej religii. W przeciwieństwie do strzegących czystości doktryny apologetów, w innych wyznaniach i w innych religiach dostrzegał raczej nie to, co odmienne, ale to, co jest wspólne. Skłonnościom latitudynarystycznym hołdowało wielu duchownych, i to nie tylko w obrębie kościołów protestanckich. W świecie katolickim znamienne były podejmowane przez misjonarzy jezuickich próby kompromisu z konfucjanizmem i buddyzmem. Przeważnie jednak noszący fiolety biskupie czy zakonne habity latitudynaryści kierując się pragmatyzmem nie ryzykowali doktrynalnych sporów, które uważali za zbędne i szkodliwe. W sporach między Kościołem a Państwem skłonni byli ulegać władzy świeckiej i szukali wspólnego języka z "filozofami". Zredukowanie religijności do bardzo ogólnikowych zasad i położenie głównego nacisku w działalności Kościoła na funkcje użyteczności publicznej sprzyjało pewnej laicyzacji w szeregach duchowieństwa. Wielu księży należało do potępionej przez Rzym masonerii. Prądy Oświecenia nie tylko z zewnątrz uderzały w Kościół, ale powodowały proces doktrynalnej i dyscyplinarnej erozji wewnątrz organizmów kościelnych. Postulaty reform społecznych oraz humanitarne i egalitarne dążenia epoki płynęły jednak również z inspiracji ewangelicznej i znajdowały rzeczników wśród ortodoksyjnych duchownych. Mimo nasilającej się w drugiej połowie XVIII w. walki "filozofów" z teologami, dopiero rewolucja francuska i antyrewolucyjna reakcja przyniosły definitywną polaryzację, stawiając duchownych i spadkobierców filozofii XVIII w. po przeciwstawnych stronach barykady. Osłabieniu autorytetów religijnych towarzyszyła afirmacja autonomii człowieka. Nieskrępowana myśl badawcza zgłębiała "naturę" przyrody, człowieka i stosunków międzyludzkich. Z obrazu świata eliminowano czynniki nadprzyrodzone, bowiem boskiego stwórcę identyfikowano z naturą, a w religii widziano zjawisko naturalne, wyrażające się w pewnych intuicyjnych i powszechnych ideach wrodzonych każdemu człowiekowi. Człowiek powinien żyć zgodnie z naturą i dążyć do doczesnego szczęścia. Stosunki międzyludzkie powinny się opierać na prawie naturalnym. W odziedziczonym po "wiekach ciemności" porządku prawnym, społecznym i etycznym widziano wiele zjawisk sprzecznych z naturą. Z większą śmiałością myśli niż znajomością mechanizmu zjawisk historycznych reformatorscy ideologowie spodziewali się drogą zmowy oświeconych ułożyć stosunki społeczne według zasad zgodnych z rozumem i naturą. "Ludzie światowi" wyznawali obiegowe idee o naturalnym prawie człowieka do własności i wolności oraz o "gotyckim barbarzyństwie" przywilejów i poddaństwa. Przeważnie jednak nie kwapili się, aby z tych rewolucyjnych idei wyprowadzić rewolucyjne konsekwencje. Niemniej jednak system ideologicznych motywacji służących podtrzymaniu "starego ładu" ulegał rozluźnieniu i stawał się niemodny nawet w salonach uprzywilejowanych. Jeśli ludzie salonów rozprawiali na temat "naturalnych praw człowieka" sposób mniej lub bardziej platoniczny, to okazywali wiele skłonności, aby "zgodnie z naturą" układać swoje życie osobiste. Już w XVII w. pojęcie w libertynizmu przeszło znamienną ewolucję od wolności myśli do swobody obyczajowej. Z religijnego sceptycyzmu światowy libertyn wyciągnął wniosek, iż może korzystać z uciech tego świata nie uważając się za grzesznika. Daremnym trudem byłoby dociekanie, w jakim stopniu ludzie w różnych epokach stosowali się do przykazań dekalogu. Można wszelako zastanawiać się nad stopniem jawności w przekraczaniu zakazów etyki religijnej, a zwłaszcza nad towarzyszącą temu przekraczaniu opinią grzeszności. Od czasów Renesansu za oknami pałacowych kaplic swawoliły na fontannach i wśród parkowych drzew posągi nimf i satyrów. To współistnienie wątków chrześcijańskich z pogańskimi, tak charakterystyczne również dla literatury i humanistycznej szkoły, świadczy o zadawnionym w europejskiej cywilizacji dualizmie. Był to jednak dualizm antagonistyczny. Afirmacja zmysłowej radości życia przysłaniała swą grzeszność mitologicznym kostiumem, który na zasadzie wątpliwego kompromisu uzyskał społeczną aprobatę. Można było pokazać wizerunek nagiej kobiety, jeśli nazwano go Afrodytą. Ale Afrodyta to szatańskie mamidło. Ludzie Reformacji gorszyli się rezydencjami kardynałów i katolickich książąt. Do przezwyciężenia porenesansowego dualizmu chrześcijańsko-pogańskiego zmierzali, podobnie jak purytanie, choć w odwrotnym kierunku konsekwentni, libertyni i "filozofowie". Oświecenie w większym stopniu niż niegdyś Renesans było - jak to określił Peter Gay - "przypływem nowoczesnego pogaństwa" (The Rise of Modern Paganism). I to nie tyle z powodu radującego libertynów rozgrzeszenia Afrodyty i Bachusa, ile z racji zastąpienia pojęć grzechu i zasługi na antyczną modłę filozoficznym, a więc laickim, pojęciem cnoty i występku. "Przyzwoici ludzie" XVIII w. może byli swobodniejsi od swych przodków w życiu erotycznym, a na pewno łatwiej rozgrzeszali uleganie "naturalnym skłonnościom". Obok przeciwstawiania się ascezie i rozluźniania pewnych obyczajowych zakazów, laicka etyka wzywała jednak do wypełniania różnych "powinności". Człowiek z racji swej natury jest istotą społeczną, a więc do jego naturalnych obowiązków należy troska o rodzinę i staranne wychowanie dzieci, przestrzeganie sprawiedliwych praw, przyczynianie się do "dobra publicznego". Etyka religijna rozróżniała obowiązki wobec Boga, wobec siebie (zbawienie duszy) i wobec bliźnich. Etyka świecka kładła nacisk na tę ostatnią kategorię zobowiązań, eksponując powinności wobec społeczeństwa i wobec państwa. Żyjący zgodnie z naturą, a więc cnotliwy człowiek powinien być użyteczny, a nawet zdolny do heroizmu w obronie publicznego dobra. W drugiej połowie XVIII w. coraz wymowniej głoszono kult obywatelskiej cnoty. W zlaicyzowanych prądach etycznych XVIII w. można rozróżnić dwa główne nurty. Obyczajowy libertynizm rozgrzeszając i pochwalając wszelkie uciechy dosładzał słodycz życia uprzywilejowanych. Szerzyły się poglądy afirmujące luksus i komfort jako dźwignię cywilizacyjnego i gospodarczego postępu. Nie tylko jednak duchowni słabnącym głosem potępiali grzeszność libertynów, lecz i laiccy rzecznicy społecznego obowiązku w ostatnich dziesięcioleciach XVIII w. silnie piętnowali społeczną szkodliwość zbytku, próżniactwa i cynicznej rozwiązłości. W wielkomiejskich i pałacowych "przybytkach rozkoszy" widzieli pogoń za zaspokajaniem wyrafinowanych, a więc sztucznie stworzonych i nienaturalnych potrzeb. życie zgodne z naturą powinno się cechować skromnym dostatkiem, ochoczą pracowitością, prostotą obyczajów i szczerością w "czułych związkach". Pałacowi przeciwstawiano chatkę "dobrego dzikusa" czy "cnotliwego wieśniaka". Zblazowani mieszkańcy pałaców byli wprawdzie na tyle wrażliwi na podmuchy mody, że w zacisznych zakątkach swych parków stawiali kryte słomą chatynki i zabawiali się w pasterzy. Apostoł naturalnej prostoty, Jan Jakub Rousseau, miał niemało wielbicielek wśród wielkich dam, które starały się upodobnić do "Nowej Heloizy" i wychować swe dzieci na "Emilów". Spośród czytelników dzieł Jana Jakuba wywodzą się jednak nade wszystko ci, którzy podjęli hasło:."wojna pałacom, pokój chatom", "Przypływ nowoczesnego pogaństwa" można rozpatrywać jako pewną całość przeciwstawiającą się "wiekom ciemności". W obrębie tego "pogaństwa", jak i w galerii jego antycznych antenatów, było jednak miejsce zarówno dla epikurejczyków, jak stoików, dla Lukullusów i Brutusów. Jeśli "przewrót umysłowy" traktujemy jako zjawisko charakterystyczne dla XVIII w., to zasadnicze znaczenie ma społeczny zakres tego zjawiska. U schyłku stulecia Kant powiedział o swych czasach, że to był "wiek Oświecenia, ale nie wiek oświecony". Niemal wszystkie elementy głównych odkryć naukowych oraz poglądów charakterystycznych dla libertynizmu i Oświecenia występowały już na przełomie XVII i XVIII w., a w toku stulecia zakres przewrotu umysłowego stale się poszerzał. Ale ów przewrót docierał jedynie do wąskiej warstwy wykształconych i czytających ludzi. A bardzo wielu owych wykształconych i, co ważniejsze, piszących i nauczających ludzi nosiło suknie duchowne. Oświecenia, pojmowanego jako wolnomyślicielski przewrót umysłowy, nie można w mechaniczny sposób wyprowadzać z rozwoju oświaty i czytelnictwa. Jednakże dynamika tego prądu była tak silna, iż stopniowo w coraz większym zakresie przenikał tam, gdzie docierała szkoła i książka. "Wiek Oświecenia" stawał się więc po trosze "wiekiem oświeconym". Postępy oświaty, czytelnictwa i Oświecenia wypada rozpatrywać w ich wzajemnych uwarunkowaniach i związkach. 2 Wychowanie i szkolnictwo Wychowanie oraz kształcenie dzieci i młodzieży to newralgiczny punkt zetknięcia się koncepcji światopoglądowych z praktyką społeczną. Dlatego też w epoce "przewrotu umysłowego" wokół spraw edukacyjnych toczyły się bardzo namiętne spory. Obok tych oświatowych batalii niemniej charakterystyczne dla epoki reform były również kompromisy, na skutek których do opanowanych przez duchowieństwo szkół docierały idee Oświecenia odpowiednio rozrzedzone i przyprawione ad usum Delphini. Żywiąc wiarę w dobroć rozumu ludzie Oświecenia wywodzili moralne i społeczne zło z ciemnoty i zabobonów. Poprzez usilne zabiegi o oświatę dla dzieci i dorosłych spodziewano się dojść do społeczeństwa dostatniego, sprawiedliwego i szczęśliwego. Utylitarny cel edukacji dobitnie wyraziła polska Komisja Edukacji Narodowej: " Ucznia sposobnym ze wszech miar uczynić do tego, żeby i jemu było dobrze, i z nim było dobrze". Główny nurt myśli pedagogicznej XVIII w. prowadzi od Johna Locke'a do Jana Jakuba Rousseau. Poglądy obu tych myślicieli wyrosły na podłożu ostrego przeciwstawiania się ówczesnej praktyce wychowania domowego i szkolnego. Niedbałość o higienę i rozwój fizyczny dzieci lub też źle zrozumiana troska o ich zdrowie (krępowanie nieszczęsnych niemowląt powijakami, zbytnie wydelikacenie dzieci z bogatych rodzin) powodowały wysoką śmiertelność i osłabiały kondycję fizyczną tych, którym udało się przeżyć dzieciństwo. Locke rozpoczął swój słynny traktat Myśli o wychowaniu (1693) maksymą: "W zdrowym ciele zdrowy duch". Odtąd zrozumienie dla higieny i wychowania fizycznego czyniło stałe i znaczne postępy w pedagogicznej teorii i praktyce XVIII w. Obok gimnastyki i sportu zalecano również pracę fizyczną oraz niechronienie się przed deszczami, upałami czy mrozami. Za wzór dla paniczów stawiano chowane "na łonie natury" dzieci chłopskie. Swoboda ruchów i niekrępujący ubiór miały sprzyjać nie tylko rozwojowi fizycznemu, lecz również psychicznemu. Ważnym odkryciem pedagogów XVIII w. było uznanie w dziecku godności ludzkiej i przyznanie mu właściwych wiekowi praw. Locke, który w dzieciństwie wiele wycierpiał od szkolnej rózgi, wydał walkę stosowaniu kar fizycznych. Humanitaryzm w stosunku do dzieci czynił w XVIII w. analogiczne i paralelne postępy jak humanitaryzm w wymiarze sprawiedliwości. Większy nacisk kładziono na wychowanie fizyczne i moralne niż na wtłaczanie przemocą pewnego pensum szkolnej wiedzy, uznanej teraz w znacznej mierze za bezużyteczną. Nauczyciel nie powinien komenderować i straszyć, ale zaciekawiać, naprowadzać na właściwe rozwiązania, wdrażać wychowanków do samodzielności myślowej. Afirmację autonomii dziecka Rousseau doprowadził aż do paradoksalnych skrajności. Locke, potępiając ówczesne szkoły (nazywał je "zarazą nieokrzesania, błędów, oszustw, gwałtów i zarozumiałości"), kreślił swój program pedagogiczny na użytek domowego wychowania małego gentlemana, który z rąk rodziców ma przejść w ręce prywatnych nauczycieli. Kontynuatorem tej elitarnej koncepcji w paradoksalny sposób stał się "ojciec demokracji" - Rousseau. Odizolowane od "zepsutej cywilizacji" dziecko ma być oprowadzane po ścieżkach natury przez starszego przyjaciela i mędrca. Ta samotnicza para pacholęcia i idealnego pedagoga była pedagogiczną utopią. Wskazania Locke'a i Rousseau niewątpliwie przyczyniły się do tego, że pewna liczba chłopców z arystokratycznych rodzin otrzymała nader staranne wychowanie domowe. Istotne znaczenie miało jednak zastosowanie na użytek szkolny koncepcji pedagogicznych zrodzonych z krytyki staroświeckiej szkoły. Pionierem zasady poglądowości w nauczaniu był niemiecki pedagog Johann Bernhard Basedow. W najbardziej konsekwentny sposób wdrożył nowe metody do praktyki szkolnej wielki pedagog szwajcarski Johann Heinrich Pestalozzi. Jego pierwsze eksperymenty szkolne i pedagogiczne publikacje przypadają na schyłek interesującego nas okresu ( 1775), ale reformy Pestalozziego nabrały historycznego znaczenia dopiero w początkach XIX w. Dla XVIII stulecia charakterystyczne są poczynania nacechowane eklektycznym praktycyzmem. Elementy nowej pedagogiki, a zwłaszcza nowych, nastawionych na przedmioty "użyteczne" programów nauczania, wrastały w systemy szkolne, które, niezależnie od tych zmian jakościowych, rozwijały się pod względem ilościowym. O szkoły ludowe czy elementarne troszczył się w przeszłości kler parafialny, zatrudniając jako nauczycieli przeważnie zakrystianów czy organistów. Liczebność i poziom tych szkółek zależały od inicjatywy proboszczów. W następstwie reformacji, kładącej tak wielki nacisk na indywidualną lekturę Biblii, kraje protestanckie zyskały zdecydowaną przewagę w zakresie czytelnictwa i oświaty ludowej. Kościół katolicki podjął to wyzwanie na soborze trydenckim, zalecając duchowieństwu prowadzenie szkół. Pod koniec XVII w. zaznaczyły się szersze inicjatywy oświatowe, podejmowane przez duchowieństwo i przez władze państwowe. We Francji w latach osiemdziesiątych XVII w ksiądz Jean Baptiste de La Salle założył Zgromadzenie Braci Szkół Chrześcijańskich oraz zorganizował w Reims pierwsze w Europie seminarium nauczycielskie. W początkach XVIII w. w szkołach zgromadzenia pobierało bezpłatnie naukę 10 tys. ubogich dzieci. Dalszy rozwój szkolnictwa ludowego we Francji wiąże się z inicjatywą Ludwika XIV, który po odwołaniu edyktu nantejskiego chciał za pomocą szkół parafialnych wyplenić różnowierstwo. Edyktem z 1698 r. król nakazał utworzenie w każdej gminie wiejskiej szkoły i powszechne nauczanie dzieci do czternastego roku życia (ze szczególnym naciskiem na katechizm). Mimo iż ponowny edykt z 1724 r. groził karami dla rodziców nie posyłających dzieci do szkół, przymus szkolny (nad którego wykonaniem mieli czuwać proboszczowie) nie był zbyt ściśle egzekwowany. Różnie ta rzecz przedstawiała się w różnych prowincjach. W Szampanii np. w 1789 r. każda parafia miała szkołę i72% mężczyzn oraz 22% kobiet umiało czytać. W niektórych prowincjach szacuje się jednak (może zbyt pesymistycznie), iż jedynie 10% chłopców w wieku szkolnym otrzymywało rzeczywistą edukację. Podjęta przez La Salle'a inicjatywa zakładania seminariów nauczycielskich nie rozwinęła się na szerszą skalę i aż do rewolucji szkolnictwo ludowe we Francji pozostało w rękach gmin i proboszczów, posługujących się służbą kościelną i zakonnicami (nauczanie dziewcząt). W XVIII w. dokonał się jednak wielki postęp i lud francuski w 1789 r. nie stanowił już masy analfabetów. Około 50% mężczyzn i 25% kobiet umiało się podpisać. Oczywiście, umiejętność złożenia wyuczonego podpisu nie świadczy jeszcze o biegłości w pisaniu i czytaniu, ale jedynie statystyka podpisów i krzyżyków w aktach parafialnych pozwala ująć liczbowo wyniki nauczania elementarnego. W Wielkiej Brytanii władze państwowe nie okazywały zainteresowania szkolnictwem. W drugiej połowie XVII w. kler anglikański rozpoczął organizowanie tzw. szkół dobroczynnych (Charity schools) dla ubogich dzieci, zwłaszcza w Londynie, a potem i w innych miastach. Szkoły dobroczynne przeżywały rozkwit na przełomie XVII i XVIII w. W 1732 r. było ich około 1500, od połowy XVIII w. z wolna jednak podupadały z powodu braku funduszów, niskiego poziomu nauczycieli i podejmowania przez angielskie dzieci na coraz szerszą skalę pracy zarobkowej. W 1780 r. rozpoczęła się kolejna inicjatywa, nastawiona tym razem na edukację dzieci już pracujących, dla których otwierano szkoły niedzielne (sunday schools). Kuratelę nad szybko rozwijającym się ruchem rychło przejęło duchowieństwo organizując w 1785 r. Towarzystwo Zakładania i Popierania Szkół Niedzielnych. W początkach XIX w. do szkół niedzielnych uczęszczało już około miliona dzieci. Zarówno w szkołach dobroczynnych, jak w szkołach niedzielnych edukacja polegała na nauce czytania Biblii oraz zwalczaniu przestępczości, pijaństwa, a zwłaszcza bezbożności. Inne angielskie szkoły elementarne miały również ściśle religijny charakter i wykazywały w XVIII w. dynamizm dzięki rywalizacjom między różnymi wyznaniami i sektami, zabiegającymi o pozyskanie wyznawców i umocnienie ich w wierze. Wśród angielskiego ludu szerzyła się alfabetyzacja (z końcem XVIII w. 70% mężczyzn umiało się podpisać), ale pod względem powszechności i poziomu elementarnego nauczania znacznie wyprzedziła Anglię Szkocja. W tym kraju za sprawą Kościoła i pod naciskiem opinii publicznej w zasadzie wszystkie dzieci pobierały naukę. Chociaż nie było tu państwowego przymusu szkolnego, Szkocja zajmowała w XVIII w. pierwsze miejsce wśród krajów europejskich obejmujących oświatą masy ludowe. Liczba potrafiących podpisać się mężczyzn wzrosła tu z 50% w 1700r. do 90% w 1800 r. W krajach niemieckich, obok motywacji religijno-moralnych, zaznaczył się silnie praktycyzm sfer rządowych, dla których elementarne nauczanie było środkiem do uzyskania pojętnych żołnierzy, wydajnych producentów i zdyscyplinowanych poddanych. Niektóre pomniejsze kraje Rzeszy (jak np. księstwo Gotha) już w połowie XVII w. wprowadzały dość rygorystyczny obowiązek szkolny. Na tę drogę wkroczyło w 1698 r. państwo brandenbursko-pruskie, w którym obowiązek szkolny stopniowo obostrzano, aż w 1763 r. Fryderyk II ogłosił powszechny przymus pobierania nauki. Prusy u schyłku XVIII w. w szybkim tempie dogoniły Szkocję. Za panowania Fryderyka II rozwinęły się również elementarne szkoły zawodowe rolnicze (Bauernschulen) i przemysłowe (Industrieschulen). Pruskie wzory przeniósł do Austrii augustianin Johann Feliger, który w 1773 r. został powołany przez Marię Teresę na stanowisko generalnego dyrektora szkół elementarnych w całej monarchii habsburskiej. W toku przeprowadzonej przez Feligera reformy organizowano we wsiach i miasteczkach jednoklasowe szkoły trywialne. Nieco odrębny charakter miała reforma szkolnictwa ludowego w Czechach, gdzie Ferdinand Kindermann nadał jej szczególnie praktycystyczny kierunek, rozbudowując sieć elementarnych szkółek zawodowych. W krajach monarchii habsburskiej ingerencja państwa w dziedzinę szkolnictwa ludowego miała węższy zakres niż w Prusach i nie wprowadzano przymusu szkolnego. Niemniej jednak za czasów Józefa II pobierało w Austrii naukę 30% dzieci. Mniej zdziałano w tak słabo wyposażonych pod względem szkolnictwa elementarnego krajach, jak Rosja, Polska i Hiszpania, wszędzie jednak zaznaczała się w drugiej połowie XVIII w. charakterystyczna dla tych czasów tendencja. W Rosji Piotr I, który kładł szczególny nacisk na szkolnictwo techniczne, chciał je podbudować siecią elementarnych szkół rachunkowych. Tych szkół założono jednak niewiele i uczęszczały do nich objęte przymusem szkolnym dzieci szlacheckie. Katarzyna II nakazała otwarcie szkoły elementarnej w każdym mieście powiatowym. Sieć szkolna rozwinęła się w miastach, ale nie na wsi. W Polsce Komisja Edukacji Narodowej bez większego powodzenia starała się zaktywizować szkółki parafialne. Opracowano wzorowe elementarze i programy nauczania. W Hiszpanii po roku 1770, w związku z działalnością towarzystw ekonomicznych, zakładano tzw. szkoły patriotyczne o zawodowym charakterze. Dwa duże zakłady powstały w Barcelonie: Szkoła Żeglarska i Szkoła Szlachetnych Rzemiosł. Postęp w dziedzinie szkolnictwa elementarnego dokonywał się w XVIII w. tak nierównomiernie, iż ulegały pogłębieniu kontrasty między takimi krajami, jak Wielka Brytania, Prusy, Francja i Austria z jednej strony, a południowe Włochy, Hiszpania, Polska i Rosja z drugiej.Jeśli jednak nie wszędzie rozkrzewiano oświatę, to wszędzie rozprawiano o jej potrzebie i zbawiennych następstwach dla gospodarki. Spod ręki wyedukowanego chłopa czy robotnika miał wypłynąć strumień dóbr wzbogacający wszystkie stany. To mniemanie skłaniało do tak znamienitego dla epoki popierania elementarnego szkolnictwa zawodowego. Była w owym ruchu pewna doza optymistycznych złudzeń wieku Oświecenia, a także znajdowała tu wyraz postawa, która wykrystalizowała się po rewolucji francuskiej w postaci "oświeconego konserwatyzmu". Krzewienie nauczania zawodowego już na szczeblu szkoły elementarnej było czynnikiem stabilizującym społeczną kondycję. Dziecko chłopskie, rzemieślnicze czy robotnicze miało być wyszkolone na chłopa, rzemieślnika czy robotnika. Natomiast perspektywę dalszego wyboru zawodu i awansu społecznego otwierała szkoła elementarna ogólnokształcąca. Do tej koncepcji szkoły podstawowej należała przyszłość. W skali całego europejskiego kontynentu bardziej równomierny był rozwój szkolnictwa średniego, w obrębie którego i wokół którego ostro ścierały się konserwatywne i nowatorskie kierunki. Po wieku XVII odziedziczono dwa typy szkół średnich: dominujące ilościowo szkoły humanistyczne, nastawione głównie na nauczanie języków klasycznych i wymowy, oraz szkoły rycerskie o bardziej urozmaiconym i praktycznym programie nauczania (języki nowożytne, elementy wojskowości, prawa, matematyki, duży nacisk na dobre maniery, jazdę konną, szermierkę, taniec itp.). W krajach katolickich szkoły humanistyczne opanowane były przez zakony. Wszędzie prym wiedli jezuici, z którymi konkurowali w Hiszpanii - dominikanie i augustianie, we Francji - oratorianie, we Włoszech, w Polsce i Austrii - pijarzy. Pod względem programu nauczania niewiele różniły się od zakonnych kolegiów protestanckie gimnazja w Niemczech czy szkoły publiczne (public schools) w Anglii. Humanistyczna szkoła średnia była w zasadzie pomyślana jako szczebel do łacińskich studiów uniwersyteckich, mających kształcić nauczycieli, teologów, prawników i lekarzy. Dla większości wychowanków humanistyczna szkoła stanowiła jednak kres edukacji, po odbyciu której wchodzili w życie ze znajomością łaciny i retoryki. W XVIII w. z rosnącym zniecierpliwieniem zapytywano, jaką przydatność ma wiedza wyniesiona ze szkoły. Szkoły humanistyczne, zwłaszcza zakonne, znalazły się pod obstrzałem krytyki "filozofów". Niepokoiła również zakony nauczające konkurencja szkół rycerskich, których użyteczności nie kwestionowano i które przyciągały szlachecką elitę. Brak syntetycznych ujęć ilościowego wzrostu szkół średnich w Europie XVIII w., wiadomo jednak, że ów wzrost był znaczny. Dla przykładu można podać, że w przeżywającej marazm kulturalny Polsce czasów saskich w latach 1700-1760 liczba szkół pijarskich wzrosła z 9 do 29, kolegiów jezuickich zaś - z 46 do 66. Wzrost liczby ludzi ze średnim wykształceniem był znacznie wyższy niż przyrost zaludnienia. Był to doniosły fakt społeczny i kulturalny, niezależnie nawet od poziomu ówczesnych szkół. A równocześnie na całym obszarze objętym humanistycznym szkolnictwem zakonnym, od wybrzeży Ameryki Południowej po bagna poleskie, toczyła się dyskusja nad reformą szkoły średniej. Pierwsze reformy polegały na zakładaniu elitarnych kolegiów szlacheckich (collegia nobilia), które wprowadzały w klasztorne mury programy i metody wypracowane w szkołach rycerskich, zachowując jednak wiele z humanistycznych tradycji. Takie kolegia zakładali jezuici w Hiszpanii, a później, w ślad za pijarskim przykładem (Collegium Nobilium Konarskiego, 1740 r.) i w Polsce. Kolegia szlacheckie służyły za wzór dla reformowania pozostałych szkół zakonnych. Dążenia reformatorskie natrafiały na opór konserwatystów. Główna batalia toczyła się o rolę łaciny i języka narodowego w nauczaniu oraz o uwzględnianie w programach nauk matematyczno-przyrodniczych. Nikt nie zamierzał usuwać ze szkoły łaciny, chodziło jednak o to, aby przede wszystkim przyswoić uczniowi poprawną znajomość języka ojczystego i uczynić zeń język nauczania innych przedmiotów, łaciny zaś uczyć jak języka obcego. W ślad za przyznaniem prymatu narodowemu językowi wprowadzono do programów szkolnych literaturę i historię ojczystą oraz elementy geografii i prawodawstwa krajowego. Konserwatyści bronili łacińskości szkoły jako wypróbowanego przez stulecia narzędzia rzymskokatolickiego uniwersalizmu kościelnego. Jeszcze silniej zwalczali wprowadzenie do szkół nowych zdobyczy nauk matematyczno-przyrodniczych, w których widzieli pachnące herezją "filozoficzne nowinki". Obok motywacji ideologicznych w sporach tych znaczną rolę odgrywała oczywiście i niechęć wielu pedagogów do zrywania z wygodną rutyną, reforma nauczania wymagała bowiem zarówno odnowienia zasobu szkolnych bibliotek, jak i gruntownego przeszkolenia nauczycieli. W toku toczonych dyskusji i dokonujących się stopniowo reformatorskich przemian, w które od połowy XVIII w. dość energicznie włączali się i jezuici, nastąpił wielki wstrząs w szkolnictwie katolickiej Europy. Na skutek wygnania jezuitów z Portugalii, Hiszpanii i Francji, a potem całkowitego zniesienia zakonu (1773 r.) powstał problem pojezuickiej sukcesji: setki opróżnionych szkół i wielkie dobra zakonu przeszły do dyspozycji rządów. W szkolnictwie jezuickim, nie bez "filozoficznej" przesady, upatrywano kulminację wszystkich ujemnych cech dawnej szkoły zakonnej. Toteż likwidacja potężnego zakonu dała możliwość przeprowadzenia prawdziwej rewolucji w zakresie szkolnictwa średniego, a częściowo i wyższego (w wielu krajach istniały jezuickie akademie, a ponadto jezuici zajmowali katedry i na niejezuickich uniwersytetach). Najgłębsze zmiany nastąpiły w Polsce i w Austrii. W Hiszpanii i Portugalii, a zwłaszcza we Francji wysunięto wiele interesujących projektów, w znacznej jednak mierze spadek po jezuitach przejęły w tych krajach inne zakony nauczające. We Francji zwiększyli swój stan posiadania oratorianie, którzy, podobnie jak pijarzy w Polsce, szerzej od jezuitów wprowadzali naukę przyrody, historii i geografii. Przejęciu pojezuickich szkół i majątków towarzyszyły organizacyjne i kadrowe trudności, na skutek których w najbliższych latach po kasacie działalność sporej liczby szkół uległa zachwianiu. Uderzenie zakonnego systemu szkolnego w najsilniejsze jego ogniwo otwierało natomiast możliwość utworzenia państwowej szkoły średniej, której model kształtował się w protestanckich Niemczech. Wśród dobrze postawionych niemieckich szkół średnich, łączących elementy szkoły humanistycznej z elementami szkoły rycerskiej i torujących drogę dziewiętnastowiecznemu gimnazjum, szczególną rolę odegrało Philantropinum założone w 1774 r. w Dessau przez Johanna Bernharda Basedowa. W Niemczech również powstał nowy typ szkoły średniej nastawionej głównie na umiejętności praktyczne, tzw. szkoła realna. Uczono w niej matematyki, fizyki, geografii, architektury, nauki o manufakturach, wiedzy handlowej, księgowości, języków obcych itp. Pierwsza szkoła realna powstała w Berlinie w 1747 r. W ten sposób zarysowały się dwa nurty w rozwoju szkolnictwa średniego: szkoła ogólnokształcąca o silnych elementach nauczania klasyczno-humanistycznego i szkoła realna, bliższa koncepcji szkoły zawodowej. Wyraźnie już zawodowy charakter miały liczne szczególnie w Niemczech w drugiej połowie stulecia szkoły handlowe. We wszystkich monarchiach militarnych, przede wszystkim jednak we Francji, w XVIII w. nastąpił znaczny rozwój szkół wojskowych i morskich. Uniwersytety, zwłaszcza w krajach katolickich, były na ogół ostoją konserwatyzmu. Życie naukowe rozwijało się poza murami tych uczelni, które z oporem przyjmowały nowe zdobycze wiedzy. W największym zastoju znajdowały się uniwersytety hiszpańskie, francuskie i polskie, zachowujące nadal charakter średniowiecznych korporacji podporządkowanych wydziałom teologicznym. W krajach katolickich pewne ożywienie wystąpiło w uniwersytetach włoskich (Pawia, Bolonia, Neapol, Turyn) i austriackich, a później również w Portugalii, Hispanoameryce i w Polsce. Wiązało się to z reformatorską inicjatywą państwa, które, rozbijając stary samorząd uniwersytecki, postawiło przed wyższymi uczelniami nowe wymagania. Początki wielkiego renesansu uniwersytetów, mającego dokonać się w XIX w., wystąpiły w krajach protestanckich: Wielkiej Brytanii, a przede wszystkim w Niemczech. Na początku XVIII w. przodowały uniwersytety w Lejdzie i Edynburgu. W drugiej połowie stulecia na pierwsze miejsce wysunęły się uczelnie w Glasgow, Halle, Tybindze i Getyndze. Zwłaszcza świeżo założony (1737) uniwersytet w Getyndze przy wydatnej pomocy państwa hanowerskiego rozwinął się niezwykle szybko i osiągnął znakomite wyniki. Łącząc żywą działalność naukową z wysokim poziomem nauczania Getynga w większym stopniu niż jakakolwiek inna wyższa uczelnia XVIII w. wytyczyła kierunek dalszego rozwoju uniwersytetów. Przy całym zróżnicowaniu poziomu uniwersytetów trzeba podkreślić, że w XVIII w. zagęszczała się ich sieć w Europie i Ameryce. Poza powstaniem wspomnianego już uniwersytetu w Getyndze ważną datę stanowi założenie pierwszego rosyjskiego uniwersytetu w Moskwie (1755). Mimo wszelkich oporów i opóźnień stopniowo przenikały poza stare mury zdobycze nowej, pozauniwersyteckiej nauki. Rosło znaczenie matematyki, fizyki, medycyny, powstawały przy uniwersytetach obserwatoria astronomiczne, do akademickich podręczników trafiały zasady Newtona. Skostniałe formy organizacyjne i trzymający się kurczowo średniowiecznych komentarzy Arystotelesa konserwatyzm naukowy były zewsząd atakowane. Dość radykalne projekty reformy uniwersyteckiej wysuwano w latach siedemdziesiątych XVIII w. nawet w Hiszpanii. Największy kontrast między ogólnym rozwojem umysłowym kraju a zacofaniem uniwersytetów istniał we Francji, gdzie Sorbona była dla "filozofów" synonimem ciemnoty. Ten stan rzeczy miał się utrzymać aż do rewolucji. Świetnie natomiast rozwinął się ośrodek badań i wykładów przyrodniczych w królewskim Jardin des Plantes (była to faktycznie wyższa uczelnia), a u schyłku stulecia dokonał się renesans nauk humanistycznych w starym College Royale (późniejsze College de France). Nastąpił też we Francji znaczny rozwój szkół wyższych typu zawodowego. Wiek XVIII stanowi przełomowy okres w dziejach nauczania technicznego. Pobudzającą rolę odgrywał tu rozwój sztuki wojennej. W 1752 r. powstała słynna austriacka Akademia Wojskowa w Wiener Neustadt, w 1777 r. paryska Królewska Szkoła Wojskowa otrzymała status wyższej uczelni. Wcześniej, w latach czterdziestych XVIII w., powstały wyższe szkoły inżynierii wojskowej w Saksonii i we Francji. W drugiej połowie stulecia w różnych krajach założono wyspecjalizowane szkoły artyleryjskie. Ten wojskowo-inżynieryjny kierunek, do którego wielką wagę przywiązywał Piotr I, dał początek szkolnictwu wyższemu w Rosji. Natomiast wzorem dla nowożytnych uczelni inżynierii cywilnej stała się założona w 1747 r. słynna francuska Szkoła Budowy Mostów i Dróg (Ecole des Ponts et Chaussees). Równocześnie w Brunszwiku została otwarta Szkoła Górnicza (1745), a ślad za nią powstały tego typu uczelnie we Freibergu (1765), Clausthal (1775) i Paryżu (1778).W XVIII w. nie było jeszcze wyodrębnionych wyższych szkół rolniczych, ale na niemieckich uniwersytetach wprowadzono kursy rolnictwa i melioracji rolnych. W ten sposób umiejętności techniczne, które dawniej przyswajano sobie w ramach nauki i praktyki cechowej, stały się przedmiotem nauczania na wszystkich szczeblach szkół publicznych. Zjawisko nowe, związane z wejściem gospodarki i cywilizacji europejskiej w okres przyspieszonego rozwoju. 3. Świeckie środowisko intelektualne. Towarzystwa naukowe, kręgi literackie, loże masońskie Jeśli szkoła w XVIII w. pozostawała wciąż w cieniu Kościoła, to coraz bujniejsze życie umysłowe rozwijało się poza Kościołem i poza szkołą. Świeckie środowisko intelektualne wywierało nacisk na stare instytucje, penetrowało je i przekształcało, ale ponadto tworzyło własne więzi i formy organizacyjne. W średniowieczu, kiedy to intelektualiści rekrutowali się głównie spośród ludzi w sutannach i habitach, inteligencję świecką reprezentowali przede wszystkim lekarze. Dawna wiedza medyczna miała zakres szeroki i uczonych lekarzy można właściwie utożsamić z badaczami przyrody czy natury. Ten stan rzeczy był w znacznym stopniu aktualny jeszcze i w XVIII w. Adepci Eskulapa, mając dostęp do najdostojniejszych pacjentów, zawsze stanowili bractwo ruchliwe i wpływowe. Obracając się na pograniczu wiedzy tajemnej, prognostykarstwa, alchemii, lekarze rozwijali swe praktyki i teorie pod słabą stosunkowo kontrolą czynników kościelnych. W czasach nowożytnych medycyna stopniowo wyzwalała się z otoczki szarlatanerii i stawała się naukowym przyrodoznawstwem, zachowując i poszerzając swój margines niezależności i społeczny prestiż. Lekarzami z wykształcenia byli ojciec filozofii Oświecenia Locke i twórca angielskiego utylitaryzmu Hartley. Lekarzami byli: najskrajniejszy wśród filozofów XVIII w. materialista La Mettrie, botanik Linneusz, ekonomista Quesnay, fizyk Galvani czy fascynujący współczesnych swymi teoriami o magnetyzmie Mesmer. Nic w tym dziwnego, że wśród licznej rzeszy świeckich naturalistów, ludzi dobrze sytuowanych, żonatych i często tworzących zawodowe "dynastie", wybijały się różnorodne talenty. Warto natomiast podkreślić, że od schyłku XVII w. mnożyły się lokalne towarzystwa czy akademie medyczne, a w XVIII w. lekarze stanowili mocno powiązane środowisko międzynarodowe. Na progu XVIII w. sławę "nauczyciela całej Europy" zdobył holenderski lekarz, chemik i botanik Herman Boerhaave (1668-1738), twórca słynnej lejdejskiej szkoły klinicznej. Spośród jego niezliczonych uczniów wystarczy wymienić Albrechta Hallera (1708-1777), fizjologa, myśliciela i poetę, który zajął kluczowe miejsce w życiu umysłowym Szwajcarii, oraz Gerharda yan Swietena (1700-1772), męża stanu, reformatora szkolnictwa i służby zdrowia w Austrii oraz twórcę medycznej szkoły wiedeńskiej. Ludzie tego pokroju, patronując trzem wielkim środowiskom medycznym, w Holandii, Szwajcarii i Austrii, utrzymywali kontakty ze swymi konfratrami w całej Europie. Swymi rekomendacjami decydowali o obsadzie katedr i stanowisk dworskich lekarzy w odległych stolicach, a łącząc wiedzę medyczną z szerokimi zainteresowaniami intelektualnymi torowali drogę przyrodniczemu, naturalistycznemu poglądowi na świat. Lekarze zasługują na uwagę ze względu na swą liczebność i głębokie wnikanie w społeczeństwo, ale oczywiście inne środowiska naukowe również miały swoje powiązania nieraz o szerokiej skali międzynarodowej. Na przełomie XVII i XVIII w. szczególną rolę odegrał Gottfried Wilhelm Leibniz (1646-1716), niemiecki filozof, matematyk i dyplomata, który prowadził olbrzymią korespondencję z uczonymi i mężami stanu. Marzeniem Leibniza było pokrycie Europy siecią akademii nauk, które, składając się z członków krajowych i zagranicznych, stanowiłyby międzynarodową wspólnotę uczonych. Ojczyzną akademii, jako towarzystw naukowo-literackich pozostających pod protekcją władców, była Italia doby Renesansu. W związku ze skostnieniem uniwersytetów oraz rozwojem państwowego mecenatu w dziedzinie nauki powstały w XVII w. akademie nauk w Anglii (Royal Society, 1660) i we Francji (Academie des Sciences, 1666). Liczba akademii szybko wzrastała w XVIII w. Za sprawą Leibniza powstała w 1700 r, akademia nauk w Berlinie, a później tego typu instytucje zostały założone w Madrycie (1713), Petersburgu (1724), Kopenhadze (1742), Getyndze (1751), Monachium (1759), Brukseli (1772), Lizbonie (1779), Bostonie (1780), Edynburgu (1783) i Sztokholmie (1786). Wymieniamy tu jedynie najznaczniejsze i najtrwalsze, powołano bowiem do życia wiele towarzystw naukowych typu akademickiego. Nowe akademie różniły się od dawnych mniej erudycyjno-literackim, a bardziej matematyczno-przyrodniczym ukierunkowaniem. Powołując członków zagranicznych i wymieniając między sobą publikacje akademie przyczyniały się znacznie do ożywienia i umiędzynarodowienia życia naukowego, choć postęp ów nie był na miarę wielkich wizji Leibniza. Tak modne w XVIII w. towarzystwa naukowe typu akademickiego bywają traktowane przez historyków z pewnym lekceważeniem, jako że upodobniały się do "klubów gentelmanów". Jednakże to mieszanie się naukowców z zajmującymi wpływowe stanowiska dyletantami stanowiło ważny czynnik jeśli nie w dziejach nauki, to w historii życia umysłowego. Przykład miast stołecznych był naśladowany na prowincji. W XVIII w. Francja pokryła się gęstą siecią akademii prowincjonalnych. W 1700 r. było ich 7, w 1750 r. - 24, a w przededniu rewolucji - 35. Akademie skupiały miejscowych notabli, lekarzy, jurystów, literatów i nauczycieli. Odbywały się posiedzenia dyskusyjne, których wyniki ogłaszano drukiem, rozpisywano konkursy (często na praktyczne tematy), podejmowano imponujące niekiedy swym rozmachem publikacje. Podobny charakter miały prowincjonalne towarzystwa naukowe w innych krajach, liczne zwłaszcza w kolebce akademii we Włoszech, a także w Niemczech, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Granica między towarzystwem naukowym mającym swój status prawny a grupą przyjaciół zbierającą się na dyskusje w domach prywatnych czy w kawiarniach była płynna. Często z takich właśnie spotkań rodziły się późniejsze towarzystwa i prowincjonalne akademie. Szczególny charakter miały towarzystwa zwane ekonomicznymi lub patriotycznymi, które bujnie rozpleniały się w drugiej połowie XVIII w. Głównym ich celem było podniesienie rolnictwa, z czym wiązał się cały kompleks problematyki przyrodniczej, gospodarczej, medycznej, oświatowej. Najsłynniejsze, służące za wzór były towarzystwa: irlandzkie w Dublinie i szwajcarskie w Bernie. W towarzystwach ekonomicznych spotykali się właściciele ziemscy, urzędnicy, duchowni, naukowcy, lekarze. Nader żywe były międzynarodowe związki i wymiana doświadczeń sięgająca od Półwyspu Iberyjskiego i Italii po Skandynawię, Polskę i Rosję. Ważną datą w historii rosyjskiego Oświecenia było założenie w 1765 r. Wolnego Towarzystwa Ekonomicznego. W takim kraju jak Hiszpania, która pozostawała stosunkowo zamknięta na obieg idei Oświecenia, towarzystwa ekonomiczne stały się terenem ekspansji praktycystycznych koncepcji stulecia. Początek ruchu dało tu utworzenie w 1765 r. Baskijskiego Towarzystwa Przyjaciół Kraju; na schyłku XVIII w. - przy poparciu rządu - tego rodzaju towarzystw było w Hiszpanii około 60. Ich działalność to główny argument, którym posłużył się Jean Sarrailh, aby wprowadzić Hiszpanię na mapę europejskiego Oświecenia. Ponad prowincjonalnymi akademiami czy towarzystwami ekonomicznymi wzrastały w niektórych krajach zrzeszenia intelektualistów o charakterze ogólnonarodowym. Utworzone w 1762 r. Towarzystwo Helweckie przezwyciężało kantonalne partykularyzmy szerząc w Szwajcarii idee Oświecenia i patriotyzmu. Podobną rolę spełniało za oceanem założone w 1769 r. przez Beniamina Franklina Amerykańskie Towarzystwo Filozoficzne. W rozdrobnionych politycznie Niemczech działały powiązane ze sobą Towarzystwa Miłośników Prawdy. Poza ramami organizacji o charakterze formalnych instytucji powstawały najbardziej rewolucjonizujące myśl europejską ugrupowania filozoficzno-literackie. Takim ugrupowaniem była tzw. republika literacka skupiona wokół Woltera i encyklopedystów. Francuscy wolnomyśliciele, utrzymujący ścisłą więź ze swymi konfratrami w Anglii, Szwajcarii, Holandii Włoszech oraz korespondujący z oświeconymi monarchami, utworzyli potężną kuźnię laickich opinii. Rolę "patriarchy" Woltera można by pod względem skali międzynarodowych kontaktów przyrównać do tej, jaką odgrywał Erazm z Rotterdamu w XVI w. czy Leibniz na przełomie XVII i XVIII w. Zakres oddziaływania Woltera na poglądy i gusty współczesnych stanowił chyba jednak zjawisko bez precedensu. Nieraz wewnętrznie skłócona, ale solidarna na zewnątrz "republika literacka", prowadziła nasiloną akcję propagandową i rozporządzała rozgałęzionym aparatem przekazu. Ekspozyturami jej były literackie salony Paryża, które starano się naśladować w innych krajach. W salonach pisarze poddawali swe utwory próbie lektury i dyskusji lżejszej i bardziej błyskotliwej niż akademickie debaty. Królujące na tych spotkaniach towarzyskich damy odgrywały dużą rolę w lansowaniu talentów i urabianiu opinii oraz intelektualnej mody. Pod powierzchnią tak szeroko krzewiących się w XVIII w. towarzystw naukowych i kręgów literackich rozbudowały się w całej Europie i za oceanem tajne związki wolnomularskie. Kolebką nowoczesnej masonerii była Anglia, gdzie w 1717 r. powstała Wielka Loża. Odtąd cechować będzie masonerię swoisty aliaż intelektualistów, wielkich panów, wysokich urzędników, oficerów przedstawicieli wolnych zawodów i ludzi interesu. Przy całej różnorodności masońskich rytów, w których przeplatały się wątki racjonalistyczne i mistyczne, można uogólnić, iż wolnomularstwo podważało zinstytucjonalizowane kościoły zastępując dogmatyczne systemy religii objawionej kultem Najwyższej Istoty i humanitarną doktryną braterstwa ludzi. Masoneria, jako tajne bractwo wzajemnej pomocy, służyła też różnym celom praktycznym, ułatwiając wtajemniczonym zdobywanie pozycji i nawiązywanie kontaktów. "Pomoc "braci była szczególnie cenna dla ludzi zmieniających miejsce pobytu i znajdujących się w obcym środowisku. Toteż wielu masonów było wśród tak licznie przemierzających Europę w XVIII w przedsiębiorczych wędrowników, osiadających poza granicami swych krajów ojczystych. Mimo potępienia masonerii przez Rzym, w pierwszej połowie XVIII w. sieć lóż wolnomularskich pokryła wszystkie kraje Europy, zarówno protestanckie, jak i katolickie. W ślad za arystokracją angielską (z domem panującym na czele) garnęli się do masonerii wolnomyślni arystokraci krajów kontynentu. Wśród monarchów wolnomularzami byli: cesarz Franciszek I (mąż nabożnej Marii Teresy), król pruski Fryderyk II i król polski Stanisław August. Spośród koryfeuszy Oświecenia można wymienić takie nazwiska, jak Monteskiusz, Helvetius, Condorcet, Franklin. Pod koniec XVIII w. działalność bardzo już licznej masonerii zaczęła niepokoić niektóre rządy. Jak to bywa z tajnymi związkami, rola masonerii jest przedmiotem różnych domysłów i spekulacji, często wyolbrzymiających jej domniemaną wszechmoc i wszechobecność. Nie ulega jednak wątpliwości, że wielka ekspansja lóż w Europie XVIII w. przyczyniła się w sposób istotny do wytworzenia klimatu umysłowego epoki Oświecenia. Brytyjska genealogia masonerii sprzyjała również promieniowaniu na Europę angielskiego modelu kompromisu feudalno-burżuazyjnego. Dopatrywanie się w obsadzonych przez arystokrację lożach źródła rewolucyjnego demokratyzmu należy zaliczyć do owych wybujałych spekulacji "masonologii". Wolnomularstwo jednak, łącząc więzami braterstwa arystokratów i mieszczan, zacierało ostrość stanowych podziałów. Ów prąd wreszcie, podważając ołtarz, w swej obiektywnej wymowie historycznej podważał również wspartą na ołtarzu monarchię z bożej łaski. 4. Książki i czasopisma Liczbę tytułów wydawniczych i wysokość nakładów wydawanych w XVIII w. książek i periodyków trudno przy obecnym stanie badań ująć w miarodajną dla całej Europy statystykę. Są jednak wskazówki pozwalające stwierdzić, że w tym stuleciu dokonał się wielki wzrost ilościowy, któremu towarzyszyły charakterystyczne zmiany jakościowe. Liczba tytułów wydawanych rocznie w Niemczech i w Anglii wzrosła czterokrotnie. Analiza tytułów uzyskujących przywilej wydawniczy we Francji wykazuje znaczny spadek pozycji z zakresu literatury religijnej i paralelny wzrost literatury naukowej (F. Furet). Zważywszy prymat języka i literatury francuskiej wypada tym przesunięciom w tematyce książek przyznać europejskie znaczenie. Francuskie książki nie tylko były eksportowane do wszystkich krajów, ale tłumaczono je również na różne języki. W latach 1701-1780 liczba książek tłumaczonych z francuskiego na polski wzrosła przeszło dziesięciokrotnie. Wśród tych tłumaczeń do 1740 r. przeważała literatura religijna. W latach siedemdziesiątych stanowiła ona już jedynie 20%. W ruchu wydawniczym XVIII w. spotykały się więc dwa trendy. ogólny wzrost masy wychodzących na rynek książek oraz przesunięcie w rozkładzie procentowym w kierunku zmniejszania się literatury religijnej i awansu literatury naukowej. W zakresie tej ostatniej szczególny dynamizm wykazywała literatura rolnicza, historyczna i polityczno-ekonomiczna. Biblioteki i wypożyczalnie zwielokrotniły obieg książek. W absolutnych monarchiach państwo roztaczało ścisły nadzór nad wydawnictwami i drukarniami. Choć ukazywało się,zwłaszcza we Francji,wiele publikacji nielegalnych zaopatrzonych w fikcyjne miejsca druku, literatura nieprawomyślna była jednak wydawana głównie za granicą. Strefą względnej wolności druku była Anglia, Holandia, Szwajcaria i niektóre wolne miasta Rzeszy Niemieckiej. Panującą tu wolność druku określamy jako względną, bowiem publikacje tyczące wewnętrznych spraw tych krajów podlegały może luźniejszej niż w absolutnych monarchiach, ale zawsze dość wnikliwej kontroli czynników politycznych i kościelnych. Natomiast z całkowitą swobodą można tu było drukować książki krytykujące np - stosunki polityczne panujące we Francji czy Kościół katolicki. Toteż najśmielsze płody myśli francuskiego Oświecenia ukazywały się poza Francją, głównie w Holandii, Szwajcarii i Londynie. W krajach tych mieściły się również "kuźnice" wypuszczające pamflety i paszkwile o międzynarodowym obiegu. W zakresie publikacji dotyczących wewnętrznych spraw politycznych znaczna swoboda panowała w Polsce i w Szwecji "ery wolności", ale tamtejsze wydawnictwa nie miały znaczenia międzynarodowego. Na tle ogólnego wzrostu liczby druków szczególne miejsce zajmuje w XVIII w. dynamiczny rozwój czasopism. W zakresie prasy informacyjno-politycznej o międzynarodowym zasięgu Holandia utrzymała ów prymat, który zdobyła w ostatnich dziesięcioleciach XVII w. W całej Europie czytano cztery gazety wydawane w Holandii w języku francuskim: "Gazette d'Amsterdam" (założona w 1662 r.), "Gazette de la Haye" (założona w 1667 r.), "Gazette de Leyde" (założona w 1677 r.) i "Gazette d'Utrecht" (założona w 1710 r.). Zewsząd napływały do redakcji tych gazet wiadomości, które wyzyskiwano w sposób niezwykle swobodny i obiektywny. Z polityczną prasą holenderską konkurowały gazety wydawane w języku francuskim w małych państwach Nadrenii i Szwajcarii. Spośród czasopism drukowanych w języku niemieckim największy zasięg miały hamburskie. W drugiej połowie XVIII w. weszły na rynek europejski dwie francuskie gazety. wydawana od 1767 r w nadreńskich posiadłościach Prus "Courrier du Bas-Rhin" i ukazujący się od 1776 r w Londynie "Courrier de l'Europe". Te doskonale redagowane pisma w większym jednak stopniu ulegały inspiracji mocarstw niż prasa holenderska, wśród której największy prestiż zachowała aż do czasów rewolucji francuskiej "Gazette de Leyde". W porównaniu z gazetami o zasięgu międzynarodowym znacznie skromniej przedstawiały się urzędowe i nudne gazety przeznaczone na wewnętrzny rynek poszczególnych państw kontynentu. Od czasu pojawienia się tych gazet w połowie XVII w. liczba ich jednak wzrosła i obok pism stołecznych rozpleniły się prowincjonalne. Poza ściśle cenzurowanymi wiadomościami politycznymi, publikacją rozporządzeń, opisami różnych uroczystości i kroniką życia towarzyskiego prasa informacyjna XVIII w. zawierała coraz więcej ogłoszeń handlowych i wiadomości gospodarczych. Obok gazet o ogólnym charakterze wytworzył się specjalny typ gazet handlowo-ogłoszeniowych. Pod tym względem kraje kontynentu naśladowały Holandię i Anglię, które w XVIII w. stały się ojczyzną nowożytnej prasy. W Anglii nie było cenzury prewencyjnej i monopolu prasowego. Każdy obywatel mógł wydawać gazetę i czasopisma stały się organami partii politycznych, które starały się pozyskać sobie najzdolniejszych publicystów. Dziennikarstwem parały się takie pióra, jak Defoe, Swift, Fielding. Pisywali do gazet również mężowie stanu i wybitni politycy. Po długich staraniach prasa uzyskała w 1771 r. prawo publikowania sprawozdań z posiedzeń parlamentu. W angielskich gazetach rozwinął się bardzo dział handlowo-ogłoszeniowy. W połowie stulecia pewien dziennikarz był zdania, że "przemysł reklamowy jest obecnie tak bliski doskonałości, iż niełatwo w tej dziedzinie zaproponować jakieś ulepszenie". Gazety w XVIII w. ukazywały się przeważnie dwa lub trzy razy w tygodniu. Pierwszym dziennikiem stał się w 1702 r. angielski "Daily Courant". O opóźnieniu kontynentu w zakresie rozwoju prasy świadczy pojawienie się dopiero w 1777 r. pierwszego dziennika francuskiego ("Journal de Paris"). W Anglii, a w ślad za nią w Europie i w koloniach amerykańskich, rozpowszechniły się cztery typy periodyków: 1) gazeta polityczna, 2) gazeta handlowo-ogłoszeniowa, 3) gazeta "moralna", 4) magazyn wszelkich ciekawostek. Przeważnie te cztery elementy mieszały się ze sobą na łamach czasopism, ale przewaga jednego z nich decydowała o charakterze pisma. Wzorem czasopisma "moralnego" (obyczajowo-kulturalnego) stał się angielski"Spectator" (lata 1711-1712). Pismo to, tłumaczone i naśladowane w wielu krajach, wprowadziło atrakcyjny styl eseistyki oraz krytyki literackiej i artystycznej. Z Anglii wywodzi się również pierwszy magazyn wydawany od 1731 r. "Gentleman's Magazine", gromadzący interesujące wiadomości z całego świata. W niemieckich gazetach informacyjno-ogłoszeniowych ukazywało się z czasem coraz więcej artykułów o charakterze popularnonaukowym (zwłaszcza na tematy geograficzno-gospodarcze). Ukazywały się też w drugiej połowie XVIII w. tygodniowe dodatki do gazet pod nazwą "Inteligenzblatter", przeznaczone zwłaszcza dla urzędników państwowych. Znajdowali tu oni wiadomości statystyczne i prawnicze. Osobną kategorię stanowią tzw. czasopisma uczone, które w drugiej połowie XVII w. zainicjował we Francji "Journal des Savants", w Anglii, "Philosophical Transactions", w Niemczech (Lipsku) "Acta Eruditorum", we Włoszech "Bibliotheca Volante", w Holandii "L'Europe Sayante". "Czasopisma uczone" były często powiązane z towarzystwami typu akademickiego. Towarzystwa te wydawały pokłosie swych prac w biuletynach, rocznikach czy pamiętnikach. Niejako organem francuskich encyklopedystów był wydawany od 1759 r. nie we Francji, lecz w Leodium "Journal Encyclopedique". We wszystkich krajach Europy rozwinęły się czasopisma literackie, zamieszczające poezje i nowele oraz streszczenia i recenzje książek. Od schyłku XVII w. prymat w tej dziedzinie miała Francja ("Mercure de Frace"). Z czasem pojawiły się czasopisma poświęcone życiu muzycznemu i teatralnemu, malarstwu i architekturze, a także modzie. W ogólnym rozwoju prasy nie zabrakło oczywiście i czasopism religijnych, jak ostro polemizujący z filozofami Oświecenia jezuicki "Journal de Treyoux" czy jansenistyczne "Nouvelles Eclesiastiques". Czasopisma w XVIII w. były dość drogie, tak iż abonowali je przeważnie ludzie zamożni. Najbardziej atrakcyjne gazety o zasięgu międzynarodowym wychodziły w języku francuskim, co ograniczało krąg odbiorców do wykształconej elity. Ten elitarny charakter wolnej prasy holenderskiej, szwajcarskiej czy nadreńskiej sprawił, iż stosunkowo łatwo przyjmowana była w obwarowanych monopolami i cenzurą monarchiach. Rządy monarchiczne uważały bowiem, że inną strawę duchową można podawać wąskiej elicie, a inną szerszym kręgom odbiorców. Ta dwutorowość w polityce kulturalnej i prasowej państw starego ładu powodowała bardzo znamienne dla XVIII w. zjawisko, jakim było ideologiczne "rozmiękczenie" elity. A wraz z rozwojem edukacji i ekspansją języka francuskiego zasięg tej elity poszerzał się. Dostęp do czasopism zwielokrotniał się dzięki udostępnianiu ich w czytelniach publicznych, klubach i kawiarniach. Bywalec kawiarni otrzymujący wraz z filiżanką gazetę to już typowa dla XVIII w. postać. Zgrabne niewielkie tomiki osiemnastowiecznej literatury, które można było włożyć do kieszeni, wertować przy gotowalni czy czytać w dyliżansie, w lekkiej, powabnej formie przekazywały treści przewrotu umysłowego zwanego Oświeceniem. Rozwój prasy informacyjnej sprawił, iż mimo wszelkich ograniczeń cenzuralnych większa niż kiedykolwiek dotąd liczba ludzi uzyskała rozeznanie w tym, co się dzieje w ich kraju i w świecie. Czasopisma moralne, uczone i literackie oraz magazyny niosły strumień wiadomości encyklopedycznych, kształtujących świadomość przeciętnego czytelnika, którego zniechęciłoby studiowanie uczonych foliałów. Ta różnorodna strawa intelektualna zastępowała kalendarze, almanachy, bajdy i cudowności, którymi karmili się w XVII w. ludzie wyedukowani w łacińskiej szkole, a które w XVIII w. stały się już pokarmem dla prostaczków. 5. Wiara w postęp W południe stulecia, w 1750 r., Wolter napisał: Boerhaave utilior Hippocrate, Newton tota antiquitate Tassus Homero: sed gloria primis. (Boerhaave przydatniejszy od Hipokratesa, Newton od całej starożytności, Tasso od Homera: lecz chwała pierwszym) W słowach tych zawarł Wolter pogląd, który torował sobie drogę na przełomie XVII i XVIII w. i miał zatriumfować w czasach Oświecenia: przekonanie o wyższości intelektualnej współczesnych przy równoczesnym kulcie dla "pierwszych" - wielkich umysłów starożytności. Rozpoczęła się zasadnicza reorientacja w poglądach na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Od czasów starożytności ludzkość upatrywała złoty wiek w zamierzchłej przeszłości. Judaistyczno-chrześcijańska doktryna o skażeniu natury ludzkiej przez grzech pierworodny widziała obraz ziemskiej szczęśliwości w utraconym raju. Nadzieje niektórych mistycznych sekt wybiegały wprawdzie ku przyszłości, ku mającej nadejść erze Ducha Świętego i królestwa bożego na ziemi, ale ortodoksyjna nauka chrześcijańska widziała kres historii w kataklizmach poprzedzających koniec świata. Dla ludzi zaś Odrodzenia niedościgłym ideałem był świat grecko-rzymskiego antyku. Zarówno więc chrześcijanie, jak i adepci nowożytnego pogaństwa za szczytowy punkt historii uważali jeśli już nie złoty wiek i raj, to czasy Cycerona i Horacego czy też Chrystusa i apostołów. W myśleniu potocznym zakorzeniony był pogląd przeciwstawiający "dobre dawne czasy" złej teraźniejszości. Postawę tę umacniało kościelne moralizatorstwo, wciąż stawiające ludziom przed oczyma ich grzeszność i zepsucie obyczajów, a świetlane przykłady cnót upatrujące w osnutej legendą przeszłości. W ostatnich dziesięcioleciach XVII w. wystąpiło zjawisko określane jako kryzys świadomości europejskiej. Postęp dokonany w dziedzinie nauk budził zaufanie do ludzkiego rozumu, akumulującego i pomnażającego osiągnięcia. Afirmację tej postawy znajdujemy w poglądach Kartezjusza czy Locke' a, ale filozoficzne uogólnienie dał Leibniz. Ten chrześcijański filozof przeciwstawił się chrześcijańskiemu pesymizmowi w poglądzie na świat doczesny (w chrześcijańskiej moralistyce słowo "świat" było synonimem grzeszności). Według Leibniza świat jest najlepszy z możliwych i ulega dalszemu doskonaleniu. Żaden dobry czyn nie ginie i każdy przyczynia się do ulepszenia wszechświata. Przekonanie o postępie w dziedzinie nauki łączyło się z optymistycznym poglądem na ogólny rozwój ludzkości. Zagadnienie postępu wyłoniło się również w głośnym sporze literackim starożytników z nowożytnikami. Starożytnicy (Boileau) uważali, że kanon starożytnej poetyki stanowi w literaturze wartość najwyższą i niezmienną. Główny przedstawiciel nowożytników, Charles Perrault, w swej czterotomowej Paralleles des Anciens et des Modernes (Porównanie starożytżnych z nowożytnymi, 1688-1697), rozwinął myśl, że przecież nowożytni są od starożytnych starsi o nagromadzone dziedzictwo, a przez to bardziej doświadczeni i mądrzejsi. Po stronie nowożytników zabrał w tym sporze głos również Bernard Fontenelle, który krytykując zarówno chrześcijaństwo, jak i starożytność antyczną stał się na przełomie stuleci najwybitniejszym propagatorem idei nieskończonego perfekcjonizmu w dziedzinie nauk i cywilizacji. Pojęcie postępu zaczęto też rozciągać na dziedzinę moralności i polityki. Począwszy od 1712 r. przez 30 lat ksiądz de Saint-Pierre niestrudzenie propagował idee trwałego pokoju zabezpieczonego przez ponadpaństwową organizację. Wojny traktował jako objaw "dzieciństwa ludzkości", z którego powinna już wyrosnąć. Projekty wieczystego pokoju opracował w połowie stulecia Stanisław Leszczyński, a do myśli księdza de Saint-Pierre'a nawiązywali później Rousseau i Kant. Filozofowie Oświecenia stawiali organizacjom państwowym za cel zapewnienie szczęścia lub przynajmniej ulżenie w cierpieniach możliwie największej liczbie ludzi. Wierząc w dobroć rozumu, w dziejach widzieli zmaganie się pierwiastka Oświecenia z rodzącym cierpienia zabobonem i ciemnotą. Jako epoki oświecone Wolter przedstawiał czasy Peryklesa, Augusta, Medyceuszów i Ludwika XIV. Te jasne epoki przeplatane były wiekami ciemnoty, a zwłaszcza przegradzającą starożytnych i nowożytnych nocą średniowiecza. Wolter w latach trzydziestych uważał, że "wiek Ludwika XIV" stanowił szczytowy okres w dziejach cywilizacji. W dwadzieścia lat później stwierdził jednak, że dopiero czasy Ludwika XV przyniosły rozprzestrzenienie się świateł na nie spotykaną dotąd skalę i że nadszedł czas, aby wykorzenić źródła zabobonu, tak aby nie mógł się on już nigdy odrodzić. Z pojęciem postępu w zakresie stosunków międzyludzkich, ludzie Oświecenia wiązali postawę woluntarystyczną: o postęp trzeba świadomie walczyć. Od przełomu stuleci umacniało się jednak przekonanie także i o pewnym automatyzmie akumulowania się osiągnięć na coraz wyższym poziomie. Za tą koncepcją przemawiał postęp nauk. A w dziedzinie nauk przyrodniczych najbardziej reprezentatywną i najbardziej czczoną postacią stał się w połowie stulecia Georges Buffon. Jego dzieła przynosiły zapowiedź rozwojowego pojmowania przyrody (zmienność gatunków pod wpływem środowiska). Tego rodzaju poglądy prowadziły do zerwania ze statyczną koncepcją natury i stanowiącego część tej natury społeczeństwa ludzkiego. Najbardziej wykończoną teorię postępu opracował w latach 1793-1794 francuski matematyk i filozof Jean Antoine Condorcet. Według niego nieskończony postęp ludzkości ma charakter konieczny, wynika bowiem z natury ludzkiej, której właściwością jest zdolność umysłu do nieskończonego doskonalenia się. Prąd umysłowy, przebiegający od filozoficznego optymizmu Leibniza do "matematyki społecznej" Condorceta, u schyłku XVIII w. rozpowszechnił się w poglądach obiegowych. Cechował je krytyczny stosunek do dawnych czasów z wyjątkiem czynionym dla wielkich "pierwszych" starożytności, dumna afirmacja zdobyczy wieku połączona z niecierpliwą krytyką przeżytków przeszłości i wiara w lepszą przyszłość. Wiara ta zasilała myśl reformatorską. Wierzący w postęp racjonaliści spodziewali się w sposób łatwy i szybki zmienić oblicze świata, układając na nim stosunki "zgodnie z naturą" Ajeśli wdawali się w kompromisy, to odczuwali potrzebę usprawiedliwiania się przed potomnością. Charakterystyczne dla tej postawy są słowa Hugona Kołłątaja ze wstępu do Prawa politycznego: "Wielu projekt mój za zbyt śmiały osądzą, gdy ja sam, zagłębiając się w przyszłość, która łatwiejszy przystęp prawdzie do serc ludzkich zgotuje, patrzę nań jako nieodpowiadający zupełnie chęci dobrem ludzkości zajętej. Przyjdą następne po nas pokolenia i jeżeli to małe pismo czytać będą, rzekną: Przecież w roku 1789 odważono się mówić za prawdą, lecz jak wówczas przesądom ulegać trzeba było, kiedy w nim nie dość jeszcze śmiało przy prawdzie obstawano". Rozdział szósty Europa w świecie. 1. Wielka Europa na mapie świata Pokryta gładkimi, a barwnymi plamami państw i imperiów, polityczna mapa świata to źródło częstych złudzeń. Owe barwy nabierają znaczenia dopiero wtedy, gdy naniesiemy je na mapę fizyczną, demograficzną, gospodarczą i kulturalną. Liczy się nie abstrakcyjna przestrzeń, ale obszary gór, pustyń, bagien, puszcz i pól uprawnych, ukształtowanie wyżyn, dolin i wybrzeży, sieć rzek i dróg. Liczy się gęstość zaludnienia i stan pogłowia zwierząt domowych, poziom kultury materialnej i kultury duchowej. Na mapie cywilizacji liczy się ilość energii, którą rozporządza człowiek poza siłą własnych mięśni i stopień rozpowszechnienia znajomości pisma. Niełatwo taką globalną mapę narysować. Aby ją w najogólniejszych zarysach opowiedzieć, zacznijmy od rozmieszczenia zaludnienia świata. Na progu czasów nowożytnych, a więc na przełomie XV i XVI w., istniały trzy obszary "gęste", skupiające łącznie około 70-80% ludzkości. Były to wschodnie Chiny (wraz z Koreą i Japonią), Indie i Europa (z punktem ciężkości w południowej i zachodniej). Pomiędzy obszarami "gęstymi" znajdowały się na południu i zachodzie tereny "półgęste", gdzie ludność skupiała się na wyspach i w oazach rozrzuconych wśród mórz i pustkowi. Takim obszarem między Chinami i Indiami były Indochiny wraz z Indonezją, a między Indiami i Europą kraje Bliskiego Wschodu. W Czarnej Afryce "półgęste" obszary znajdowały się na południe od Sahary, a w przedkolumbijskiej Ameryce na terenie państw Azteków, Majów i Inków. Pozostałe obszary obu Ameryk, Afryki, Australii i północno-środkowej Azji były jeśli nie bezludne, to w znikomym stopniu zaludnione. Mimo niewielkiej liczebności agresywni azjatyccy koczownicy ważyli jednak w dziejach średniowiecznej Euroazji i jeszcze do XVIII w. pozostali dynamicznym elementem w dziejach Azji. Jednakże wraz z tym stuleciem ludy pasterskie i myśliwskie, a więc "rozrzedzone", bezpowrotnie straciły szansę nie tylko ataku, lecz i obrony w konfrontacji z "gęstymi" ludami osiadłymi. W ciągu XVI i XVII w. nastąpił wzrost zaludnienia świata przede wszystkim na trzech obszarach "gęstych". Największym dynamizmem charakteryzowała się Europa, ale pozostawała ona wciąż na trzecim miejscu po Chinach i Indiach. Proporcje w strukturze zaludnienia świata nie ulegały większym zmianom, natomiast niewielka Europa pozyskała niebywale rozległe "przedłużenia" terytorialne na zachód i na wschód. Podbój Ameryki spowodował katastrofę demograficzną Indian, czego do schyłku XVII w. nie zrekompensował napływ Europejczyków i czarnych niewolników. W 1700 r. było w obydwu Amerykach około miliona białych ludzi, którzy jako tako "kontrolowali" 3 mln km2 (a więc 7% obszaru kontynentów obejmujących 42 mln km2). Wprawdzie Ocean Atlantycki stał się "wewnętrznym morzem Europy", ale bogaty w kruszce i dostarczający cukru Nowy Świat stanowił jeszcze słabo spenetrowane pustkowie i stosownie do tego nikły był ruch na transoceanicznych szlakach. Druga "konkwista", wnikająca w głąb kontynentów i udziesięciokrotniająca europejską ludność w Ameryce, miała się dokonać dopiero w XVIII w. Jeszcze mniej ważyła biała ludność na drugim, azjatyckim szlaku terytorialnej ekspansji Europy, gdzie znikoma liczba ludności tubylczej nie mogła stawiać nawet tak słabego oporu, jak Indianie. Natomiast ciężkim do pokonania przeciwnikiem była przyroda, przestrzeń i klimat. W ciągu stulecia, od schyłku XVI do schyłku XVII w., Rosjanie doszli od Uralu po Amur i Kamczatkę. Któż obliczy, w jakim stopniu w 1700 r. może około 200 tys. Rosjan "kontrolowało" 10 mln km2 Syberii? Władztwo nad futrzanymi szlakami przynosiło już jednak w 1680 r. prikazowi syberyjskiemu dochody stanowiące 12% całego budżetu Rosji i państwo carów uzyskało nad Amurem wspólną granicę z Chinami. W toku XVI i XVII w. Europa, licząca 80-100 mln mieszkańców na 10 mln km2, jeśli nie faktycznie opanowała, to przypisała sobie niepodważalne prawo do władania nad 42 mln km2 Ameryki i 10 mln km2 północnej Azji. Europejczycy, stanowiący około 20% ludności świata, uznali się za władców połowy terytorium czterech kontynentów (nie licząc jeszcze piątego - Australii). Równocześnie pojawił się i stopniowo zagęścił łańcuszek portugalskich, francuskich, holenderskich, angielskich i duńskich faktorii kupieckich, biegnących wzdłuż wybrzeży i wysp afrykańskich oraz południowoazjatyckich - od Madery po Makau w Chinach i Nagasaki w Japonii. Niektóre z tych faktorii były pilnie strzeżonymi przez gospodarzy koncesjami, ale sporo zakorzeniło się jako uzbrojone zaczątki europejskich władztw terytorialnych. Odnosi się to zwłaszcza do baz afrykańskich, portugalskiego "Estado da India" w Goi i posiadłości holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej na Cejlonie, Półwyspie Malajskim i wyspach Indonezji. Wreszcie prowincją formalnie należącą do Hispanoameryki były na azjatyckich wodach Filipiny. Patrząc na te europejskie poczynania w Afryce i południowej Azji z perspektywy późniejszych dokonań często z pewną przesadą mówi się o kolonializmie i panowaniu na morzach. Europejczycy w XVI i XVII w. głosili różne szumnie brzmiące monopolistyczne roszczenia, w zasadzie jednak ich "hegemonia" na Oceanie Indyjskim polegała na zajęciu miejsca kupców arabskich. Na ich nieszczęście Azjatom, zbyt mało zainteresowanym żeglugą morską, było w gruncie rzeczy dość obojętne, czy handlują z Europejczykami, czy z Arabami. Europejskie okręty były jeszcze dużo rzadszymi gośćmi na morzach południowych niż na Atlantyku. Wszędzie było pełno korsarzy, statki arabskie, hinduskie i malajskie oraz chińskie dżonki bynajmniej nie znikły, a więc o faktycznym monopolu czy władztwie mórz nie mogło być mowy. Nastawione na śródlądową gospodarkę azjatyckie kolosy nie czuły na swej skórze tych małych morskich ssawek Europy. Jednakże... Roztoczenie przez Europę od północy i zachodu jeszcze pustawych, lecz ogromnych skrzydeł amerykańskich i syberyjskich oraz podwiązanie Afryki i Azji od południa zrazu wiotkim, lecz zacieśniającym się łańcuszkiem faktorii i baz stanowiło coś na kształt sieci o światowym zasięgu. Po gwałtownym pchnięciu europejskiej ekspansji w XVI w. nastąpiło w XVII w. (poza kierunkiem syberyjskim) zwolnienie czy zastój, określany jako horyzontalna linia rozwoju europocentrycznej gospodarki światowej. Wzbierała jednak druga fala mutacji przekształcającej małą Europę w wielką. O ile źródłem pierwszej fali był wyłącznie stary kontynent, o tyle w rozkołysaniu drugiej silnie już współdziałały pozycje osiągnięte poza Europą. Wypada jednak z tej penetracji obwodów powrócić do najważniejszego centrum. Pierre Chaunu, autor dwóch kolejnych dzieł: La civilisation de l'Europe Classique i La civilisation de l'Europe des Lumieres, na krawędzi XVII i XVIII w. widzi przejście od małej "Europy klasycznej" do wielkiej "Europy świateł". Teza, iż "krótki wiek XVII" (1630-1680) był pomyślny dla "gęstego centrum" Europy (Francja, Niderlandy, Anglia, północne Włochy),a katastrofalny dla tzw. Europy peryferycznej, jest przekonywająca, gdy spojrzymy na losy Niemiec, Polski, Hiszpanii, południowej Italii. Nieco inaczej przedstawia się sprawa dalszych "peryferii" północno-wschodnich: Skandynawii i Rosji. Ale, poza Danią, była to istotnie strefa bardzo "rzadka". Na przestrzeni ogarniającej przeszło połowę powierzchni Europy zamieszkiwała niespełna jedną piątą jej ludności. Co ważniejsze, obejmująca 90% tej jednej piątej, przedpiotrowska prawosławna Ruś, była nie tylko geograficznie, lecz i kulturalnie bardzo daleka od "gęstego centrum". Niemniej jednak dla historyka, który - tak jak Chaunu - przywiązuje wielką wagę do zaczerpniętej z północnoamerykańskiej historiografii i rozszerzonej koncepcji ruchomej granicy osadniczej jako czynnika wzrostu,siedemnastowieczna Rosja zasługuje na baczną uwagę jako typowy już kraj "pochodu granicy". Mimo tych zastrzeżeń wypada się zgodzić, że "Europa klasyczna" była w swej aktywności kulturotwórczej i pomyślności gospodarczej bardziej zacieśniona do "gęstego centrum" niż Europa Renesansu, czyli Europa świetności Italii, Hiszpanii, Niemiec i "złotego wieku" Polski. Bardziej dyskusyjny jest pogląd Chaunu (a reprezentuje on tu całą szkołę) o początkach "startu" (demarrage, take off) "wielkiej Europy". Jakoby "wszystko zaczęło się" w Brazylii, w której, w związku z gorączką złota, na przełomie stuleci "eksplodowała granica" tak gwałtownie, iż w 1750 r. Brazylijczycy "kontrolowali" już nie tylko wąski pas wybrzeża na 500 tys. km2, ale ponoć aż 3 mln km2. Nieco później ruszyła klasyczna "granica" w Ameryce Północnej, a również Ameryka hiszpańska w sposób mniej spektakularny, ale systematyczny rozszerzyła w ciągu XVIII w. obszar "kontrolowany" z 2,5 do (też ponoć) 8 mln km2. Wielki terytorialny, ludnościowy i gospodarczy rozwój europejskich prowincji w Ameryce zwielokrotnił wagę Nowego Świata i wraz z ogromnym nasileniem transatlantyckiej żeglugi przybliżył ów Nowy Świat do Europy. Nie można nie doceniać pobudzającej roli atlantyckiej koniunktury na wzrost Europy. Jednakże ów czynnik oddziaływał głównie na "gęste centrum". Trzeba bowiem uwzględnić fakt, że bogactwa Ameryki Łacińskiej były w dwóch trzecich faktycznie eksploatowane nie przez Hiszpanię i Portugalię, ale przez Anglików, Francuzów, Holendrów i Duńczyków. Mimo tego atlantyckiego przypływu rozwój Europy XVIII w. nie pogłębiał dysproporcji między zagęszczającym się "centrum" a rozrzedzającą się "peryferią", ale przeciwnie, w obrębie "wielkiej" Europy dokonywał się proces wyrównywania poziomów i doganiania Zachodu przez Wschód. Nie trzeba więc popadać w atlantycką przesadę. Różne były motory przejścia od "małej" do "wielkiej" Europy. Chaunu dzieli "Europę świateł" na trzy strefy o mniej lub bardziej ruchomym zakresie. Najmniejszy i najbardziej ustabilizowany obszar to Europa śródziemnomorska (z wyłączeniem krajów pod panowaniem tureckim), ograniczona do Półwyspu Iberyjskiego oraz do środkowych, południowych i wyspiarskich Włoch, a zamieszkana przez 20% ludności Europy. Jest to ponoć strefa stagnacji i pogłębiającej się "peryferyczności" czy "egzotyki". "Gęste centrum" obejmuje zrazu 40%, potem 50% ludności, ale 80% tego, co się "naprawdę liczy". Mnożnikiem potencjału ludnościowego jest tu najbardziej rozwinięta na świecie sieć komunikacyjna, szybkie krążenie dóbr i informacji, skupienie ponoć 90% Europejczyków umiejących czytać i 95-98% ludzi twórczych w dziedzinie nauk doświadczalnych. W ciągu XVIII w. to "federujące jądro" Europy za sprawą oświeconego absolutyzmu rozszerzyło się na wschód obejmując Niemcy i Austrię. Wreszcie druga po śródziemnomorskiej "strefa peryferyczna" obejmuje obszary północno-wschodnie (zrazu 40%, potem, na skutek "awansu" Niemiec i Austrii, 30% ludności). W przeciwieństwie do zablokowanej peryferii południowej jest to strefa wielkich przestrzeni i dynamicznego wzrostu dokonującego się na zasadzie ruchu osadniczej "granicy". Przedstawiając ów sugestywnie przez Chaunu nakreślony, a reprezentatywny dla zachodnioeuropejskiej awangardy historycznej obraz "przestrzeni świateł", możemy postawić kilka znaków zapytania. Czy rzeczywiście Europa śródziemnomorska (okrojona zresztą przez wyłączenie północnych Włoch i południowej Francji) była w XVIII w. tak bardzo nieruchoma? Czy wielka "peryferia" północno-wschodnia stanowiła istotnie takie obszary bezdroży, puszcz, bagien, stepów i analfabetyzmu? Czy dla wyjaśnienia "startu" tej "peryferii" wystarcza magia oświeconego absolutyzmu i magia osadniczej granicy? Czy tak uwrażliwiony na morsko-handlowe sprawy w ich oceanicznym aspekcie historyk nie stracił z pola widzenia Bałtyku i Morza Czarnego, a nawet poniekąd Morza Śródziemnego? Ludzie XVIII w. nie znali podziału Europy na Wschód i Zachód ani na "centrum" i "peryferie". Pojęcie "Europy" utożsamiano nadal z pojęciem "chrześcijaństwa" (tożsamość "Europe" z "Chretiente" występuje jeszcze w języku Woltera), a nazwę "Wschód" odnoszono do Azji (zwłaszcza do krajów Bliskiego Wschodu). W obrębie chrześcijaństwa rzymskokatolickiemu Kościołowi "zachodniemu" przeciwstawiano prawosławne kościoły "wschodnie" czy "greckie". Ta terminologia sięga swymi korzeniami podziału cesarstwa rzymskiego na wschodnie i zachodnie; ale od czasu podbicia cesarstwa wschodniorzymskiego przez Turków ów stary greckochrześcijański Wschód wszedł w skład muzułmańskiego Orientu. Jeszcze wcześniejszy podbój Rusi przez Tatarów na długo wciągnął ten kraj w orbitę Azji. Europa swój Wschód utraciła i jeśli nazwa "wschodni" utrzymała się w terminologii kościelnej, to przestała być używana w sensie polityczno-geograficznym. Kiedy Rosja, w odczuciu mieszkańców zachodniej Europy jeszcze w XVII w. na poły azjatycka, w czasach Piotra I powróciła do europejskiej wspólnoty, to nie zaliczano jej do krajów Wschodu, ale do krajów Północy. Powszechnie przyjętym podziałem Europy był bowiem nie południkowy podział Wschód - Zachód, ale równoleżnikowy podział Północ - Południe. Granica między Południem i Północą biegła od pogranicza między Belgią a Holandią, poprzez południowe Niemcy i wzdłuż północnej granicy monarchii habsburskiej, aby zetknąć się z imperium osmańskim, a więc już z Orientem. Linia ta w znacznej mierze pokrywała się ze starożytną północną granicą imperium rzymskiego oraz z poreformacyjnym podziałem Europy na katolicką i protestancką, przy czym protestanckie enklawy na Południu znajdowały się w Szwajcarii, na Morawach i na Węgrzech z Siedmiogrodem, wielkimi zaś enklawami katolickimi na Północy były polsko-litewska Rzeczpospolita i Irlandia. W obrębie Południa mieścił się cały świat romański, w obrębie Północy znaczna większość świata germańskiego i słowiańskiego. Podział to równie dobry jak wiele innych, a mający za sobą walor zgodności z pojęciami współczesnych. Obok względów natury historycznej, językowej czy wyznaniowej do wyobrażeń ludzi XVIII w. przemawiały silnie względy natury geograficzno-klimatycznej. Według Monteskiusza "w Europie występuje rodzaj równoważenia się między narodami Południa i Północy. Pierwsze mają wszelkie dogodności do życia i mało potrzeb; drugie mają dużo potrzeb i mało dogodności do życia". Stąd jakoby większa tężyzna i większy dynamizm ludów Północy. Wolter przepowiadał im wielką przyszłość i z niewątpliwą przesadą, a może i nie bez przekory, wielokrotnie stwierdzał, że już za jego czasów "światła" przenoszą się z Południa na Północ. Głoszona przez "filozofów" pochwała Północy miała za sobą argumenty w interesującej nas tu teraz dziedzinie ekspansji. Najbardziej ekspansywnymi państwami w XVIII w. były takie mocarstwa północy, jak Wielka Brytania, Prusy i Rosja. Na Południu niewątpliwie ekonomiczne i kulturalne "gęste centrum" stanowiła Francja, ale apogeum monarchii Ludwików to minione już czasy "Europy klasycznej". Najbardziej politycznie ekspansywnym elementem Południa była natomiast - w swym charakterze najmniej południowa, bo najsłabiej wszczepiona w przeszłość śródziemnomorskiego Imperium Romanum, nieromańska i stykająca się z Orientem - naddunajska monarchia Habsburgów. Mówiąc o "wielkiej" Europie trzeba więc oddać krajom nadatlantyckim (po obu stronach oceanu) to, co się im należy, równocześnie jednak trzeba nie mniejsze znaczenie przypisać temu, co działo się w Euroazji. W relacji Europa - Azja dokonała się zasadnicza zmiana w czterech punktach: 1) wyparcie Turków z całych Węgier i Siedmiogrodu, 2) "europeizacja" Rosji, ruch osiedleńczy na Powołżu i za Uralem oraz rosyjska ekspansja nad Morzem Czarnym, na Kaukazie i w Azji Środkowej, 3) stworzenie przez Holendrów imperium terytorialnego w Indonezji, 4) stworzenie przez Anglików imperium terytorialnego w Indiach. Dwie pierwsze mutacje to znaczne zwiększenie europejskiej wspólnoty międzynarodowej oraz dokonana na Turkach i Tatarach "reconquista". Dwie drugie to początek nowej fazy w dziejach kolonializmu. Z końcem XVIII w. pozostawało jeszcze pod tureckim panowaniem około 10 mln Europejczyków, równocześnie jednak pod zwierzchnictwem Europy (wraz ze Stanami Zjednoczonymi) znajdowało się już nie tylko kilkanaście milionów amerykańskich Indian, Metysów, Murzynów i Mulatów oraz kilkaset tysięcy syberyjskich Azjatów, lecz również kilka milionów Tatarów, Gruzinów i Kazachów oraz około 50 mln mieszkańców Azji Południowej. Ludność Europy (około 180 mln) wraz z jej koloniami (około 80 mln, w tym 8 mln białych ludzi pochodzenia europejskiego i drugie tyle Metysów i Mulatów) stanowiła 30% ludności świata. Czy wolno nam jednak mówić "Europa" i "europejskie kolonie"? Czy nie należałoby raczej zawsze mówić precyzyjnie o Portugalii, Hiszpanii, Holandii, Anglii, Francji i Rosji oraz o ich pozaeuropejskich posiadłościach? Aż nazbyt dobrze wiemy, ile wojen toczyły między sobą państwa europejskie w Europie i poza Europą. Ale jeśli spojrzymy na te wojny z szerszego, światowego punktu widzenia, to nie będzie nas szokować nazwanie przez hinduskiego historyka K. M. Panikkara wojny 1914-1918 "europejską wojną domową". Wojna ta, a jeszcze w większym stopniu wojna 1939-1945, w zasadniczy sposób osłabiły pozycję Europy (ale już nie europejskiej cywilizacji) w świecie. Nie można tego jednak powiedzieć o wcześniejszych "europejskich wojnach domowych". Zwłaszcza prowadzone w sposób bardziej zdyscyplinowany i mniej pustoszący kraje niż poprzednio, wojny XVIII w. były równoczesne ze wzrostem Europy i stanowiły jedną z napędowych sił tego wzrostu. Międzynarodowa rywalizacja i konkurencja skłaniała do mobilizowania wysiłków i środków oraz prowadziła do rozluźnienia sztywnych monopolistycznych struktur handlu kolonialnego. Dopiero wojny napoleońskie stały się w istotny sposób niszczące dla kontynentu i pozabrytyjskich imperiów kolonialnych, natomiast stanowiły potężny wiatr w żagle imperializmu brytyjskiego. Kapitalistyczna Europa w XIX w. szybko jednak podźwignęła się z tych zniszczeń i poszła wytyczonym przez Anglików szlakiem kolonialnego podboju i uzależnienia niemal całej Azji i Afryki. Europa w swym politycznym pluralizmie i cywilizacyjnej jedności była tworem szczególnym, ale nie tak znów wyjątkowym, jak wynikałoby to z pobieżnego a europocentrycznego spojrzenia na historię świata. Dwa pozostałe "gęste" obszary, a więc Chiny i Indie, były to również wielojęzyczne i politycznie rozczłonkowane konglomeraty. W Indiach imperialna jedność stanowiła raczej wyjątek, a "wojna domowa" raczej regułę. W dziejach Chin też nie brak epok "trzech królestw", "pięciu dynastii" i "dziesięciu królestw" czy "dwóch cesarstw", a Chińczycy niewiele wojen stoczyli z obcymi, natomiast często wojowali między sobą. Były to jednak przypominające średniowieczną Europę wojny typu feudalnego. Polityczny pluralizm Indii i Chin nie doprowadził więc do wykrystalizowania się na tych obszarach trwałych "systemów" rywalizujących mocarstw. Tak różny od misternej rzeźby europejskich półwyspów i mórz geograficzny substrat azjatyckich kolosów przemawiał za dośrodkowością, kontynentalizmem, izolacją. Najeżdżane przez nomadów "gęste" obszary Azji asymilowały mniej cywilizowanych zdobywców i przez tysiąclecia oscylowały między rozpadaniem się a jednoczeniem mało ekspansywnych na zewnątrz imperiów. Jeśli jednak uproszczeniem byłoby mówić o Europie w liczbie pojedynczej, to również uproszczeniem jest mówić w liczbie pojedynczej o Indiach, a nawet i o Chinach. Jak już wiemy, na progu ery kolonialnej na tych trzech gęstych obszarach zamieszkiwało 70-80% ludności świata. Gęstość zaludnienia świadczy o sukcesie cywilizacji. Cywilizacje chińska i hinduska były w swej odwiecznej ciągłości starsze od europejskiej. Dlaczego najmłodszy i najbardziej zaludniony z trzech gęstych obszarów w czasach nowożytnych tak zdecydowanie wysunął się na pierwsze miejsce?Dlaczego cywilizacja europejska stała się podstawą współczesnej nam cywilizacji światowej? Te najbardziej fundamentalne pytania nasuwają się przy każdym etapie badania historii powszechnej, wolno więc je postawić i przy rozważaniach nad wiekiem XVIII w. Ale łatwiej takie pytania postawić niż na nie odpowiedzieć. Czy można np. znaleźć jakąś teorię w sposób zadowalający wyjaśniającą fenomen ruchliwości umysłowej starożytnych Greków czy fenomen zdolności adaptacyjnych nowożytnych Japończyków? Wiele mówiono o determinującej roli środowiska geograficznego, klimatu, ras, systemów organizacji państwa, wierzeń i kultów religijnych. Zajmiemy się tu bliżej jedynie sugestiami wysuniętymi niedawno przez Fernanda Braudela i jego szkołę. A więc młodość cywilizacyjna Europy jest pozorna, cywilizacja śródziemnomorska wywodzi się bowiem z cywilizacji Mezopotamii i Egiptu, a podstawową zdobyczą tego kręgu cywlizacyjnego było rolnictwo zbożowo-hodowlane mające technologiczną i odżywczą wyższość nad nazbyt rękodzielniczym i żmudnym rolnictwem ryżowym (Azja) i nazbyt łatwym kukurydzianym (Ameryka). W cywilizacjach pozaeuropejskich istniał podział na "roślinożerne" ludy rolnicze oraz "mięsożerne" pasterskie i myśliwskie, podczas gdy bliskowschodniemu, a zwłaszcza europejskiemu rolnictwu zbożowemu towarzyszyło posługiwanie się, na nie spotykaną w innych cywilizacjach skalę, siłą zwierząt domowych. To spowodowało z kolei wyjątkowo wysoką wśród ludów rolniczych konsumpcję mięsa i nabiału, w skład których wchodzą wysoko wartościowe białka. jeśli Europa ustępowała azjatyckim centrom gęstością zaludnienia, to nigdzie indziej na świecie nie było takiego zagęszczenia potrzebujących też przestrzeni i paszy zwierząt domowych, źródła energii, protein i nawozu. Bardzo dobrze, w porównaniu z resztą świata, odżywieni Europejczycy zrewolucjonizowali w XIII w. technikę, wprowadzając młyn wodny o wielorakim zastosowaniu. Od tego czasu, jeśli nie znacznie wcześniej, powstała stale pogłębiająca się technologiczna granica między "rozwiniętym" światem europejskim a całą resztą przodków dzisiejszego "trzeciego świata". Już przed rewolucją przemysłowo-techniczną dzięki "motorom" zwierzęcym, młynom i kieratom statystyczny Europejczyk na progu XVIII w. dysponował ilością energii wielokrotnie przewyższającą siłę jego mięśni i znacznie wyższą od tej, którą rozporządzali przedstawiciele starych cywilizacji pozaeuropejskich. Na tle tego energetyczno-kalorycznego bilansu wtórne już znaczenie mają wątpliwe zresztą europejskie priorytety w dziedzinie techniki okrętowej i militarnej. Wprawdzie Chińczycy znacznie wcześniej niż Europejczycy zaczęli posługiwać się busolą i prochem strzelniczym, tak jak i wcześniej pojawił się u nich druk. Jednakże nie w Chinach, lecz w Europie wynalazki kumulowały się w dynamiczny prąd. Sprawą o podstawowym znaczeniu była alfabetyzacja. Prastare cywilizacje pisma były cywilizacjami elitarnymi. Najpraktyczniejszy alfabet grecko-łaciński i najpraktyczniejszy hindusko-arabski system cyfrowy zostały zastosowane w Europie na skalę masową. Wreszcie "rewolucja naukowa" z lat 1630-1680przynosząc matematyzację nauki zwieńczyła bezkonkurencyjną "skuteczność" europejskiej cywilizacji. Mimo całej zręczności, staranności, pomysłowości i artyzmu chińskich czy hinduskich mistrzów i rzemieślników ich "rękodzielniczo-ogrodnicza" cywilizacja mogła zadziwiać wyrafinowaniem, ale okazywała się krucha w zetknięciu z energią, organizacją i praktyczną wiedzą Europy. Europa miała jednak zarówno w geograficznym, jak w cywilizacyjnym sensie znacznie bliższych konkurentów niż Hindusi i Chińczycy. Od południa i wschodu otoczona i zagrożona przez świat islamu, wywalczyła swój priorytet po długiej i ciężkiej walce, mającej zadecydować o tym, która z dwóch najbardziej dynamicznych cywilizacji stanie się światową. Wiek XVIII stanowił schyłkową fazę tej przesądzonej już na korzyść Europy, ale jeszcze nie rozegranej do końca kampanii. 2. Europa, Islam i Azja Południowo-Wschodnia U schyłku XV w., zanim Kolumb dotarł do Ameryki, a Vasco da Gama do Indii, "każdy bezstronny obserwator postawiłby swoje pieniądze raczej na islam niż na chrześcijaństwo". Tak brytyjski geograf Colin McEvedy sportowo podsumował swój komentarz do mapy świata z 1483 r. Główny atut "chrześcijaństwa" widział w postępującej piśmienności i prasach Gutenberga. Należy jednak dodać, że nie jest to już tylko ilościowa sprawa znajomości i powielania pisma. Znamienny dla wczesnego średniowiecza arabsko-perski prymat w życiu naukowym i kulturalnym w XV w. należał już do przeszłości, natomiast ludy turecko-mongolskie zyskując dominujące miejsce w świecie islamu stworzyły silne organizacje państwowe i militarne, a Arabowie pozostawali najbardziej przedsiębiorczymi kupcami i żeglarzami. Na przełomie XV i XVI w. świat islamu obejmował północną i wschodnią Afrykę, Bliski Wschód, znaczną część Azji Środkowej, głęboko wnikał w Indie, Malaje, Indonezję i Filipiny. W Europie Turcy dzierżyli Bałkany, Tatarzy - wybrzeża Morza Czarnego i Kaspijskiego wraz z Powołżem. Wyznawcy Proroka panowali nad Afryką i Azją od Maroka po chińskie pogranicza i nad wybrzeżami mórz południowych od Mozambiku po Filipiny. W ich ręku znajdowały się szlaki handlowe łączące ówczesny świat z Europą: handel lewantyński, korzenny, środkowoazjatycka "Jedwabna Droga" i transsaharyjski "Złoty Szlak Maurów". Świat islamu, znacznie przewyższający swym zasięgiem terytorialnym i skalą międzynarodowych powiązań pozostałe wspólnoty cywilizacyjne, jest najbardziej porównywalny z Europą. Wspólne śródziemnomorskie judeo-greckie dziedzictwo oraz bliskość ożywionych równym prozelityzmem, a więc nieubłaganie sobie wrogich religii monoteistycznych stanowiły podłoże kulturowego pokrewieństwa. Kraje islamu, które podobnie jak Europa reprezentowały jedność w różnorodności, wyprzedziły Europę w dynamicznej ekspansji, w roszczeniu i dążeniu do panowania nad światem. Pod względem narodowościowym i rasowym bardziej zróżnicowani od chrześcijan, wyznawcy Proroka stanowili wspólnotę wielkiej liczby ludów, że wymienimy tylko Arabów, Berberów, sudańskich Murzynów, Irańczyków, Turków, Tatarów, Uzbeków, Turkmenów, Kazachów, Kirgizów, Afgańczyków, Hindusów, Malajów, Jawajczyków, a także przechodzących z chrześcijaństwa na islam Czerkiesów, Albańczyków, Bośniaków, bułgarskich Pomaków i wszelkiego rodzaju "renegatów", przed którymi wyznanie wiary otwierało drogę nie tylko do raju, lecz także do najwyższych godności w muzułmańskich państwach. Podobnie jak chrześcijaństwo miał też islam swoje herezje i schizmy (zwłaszcza podział na sunnitów i szyitów), ale jeden był Prorok, jeden Koran i odwiedzane przez pielgrzymów święte miejsca. Język arabski, jako język Koranu, teologii i nauki, spełniał w świecie islamu równie uniwersalną funkcję, jak łacina w Europie. Wykwintnym międzynarodowym językiem poetyckim i dworskim, czymś w rodzaju naszej francuszczyzny, był język perski. Każdy uczony muzułmanin powinien znać arabski i perski, a narodowe języki literackie naszpikowane były arabizmami i persjanizmami. W obrębie tak rozległej i geograficznie rozczłonkowanej strefy islamu polityczny pluralizm, podobnie jak w Europie, przybrał postać ustabilizowanego systemu wielopaństwowego. Czymś na kształt Świętego Cesarstwa Rzymskiego było imperium osmańskie ze swymi roszczeniami do kalifatu i zwierzchności nad całym światem sunnickiego islamu. Jednakże ekspansja turecka zatrzymała się na zachodzie na granicy silnego państwa Maurów marokańskich, a na wschodzie na granicy "heretyckiej"' bo szyickiej Persji Safawidów. Obok Turcji i Persji trzecim muzułmańskim mocarstwem było założone w 1526 r. indyjskie cesarstwo Wielkich Mogołów. Wiele niezależnych chanatów i sułtanatów w środkowej i południowo-wschodniej Azji uzupełniało obraz międzynarodowej społeczności muzułmańskiej. Pod względem wewnętrznej struktury i spoistości tych państw więcej było analogii z Europą średniowieczną niż nowożytną. Silny był tu element plemienny, a nawet rodowy, powszechnym zjawiskiem zależności lenne, daniny, haracze i znaczna autonomia prowincji. Często zdarzały się bunty i wojny domowe. Ale mówiąc o tak wielkim obszarze i tak różnorodnej populacji należy uogólniać ostrożnie. Północnoafrykański, bliskowschodni i środkowoazjatycki substrat świata islamu należał do "półgęstej" lub wręcz "rzadkiej" strefy globu. Wśród skalistych, bezwodnych, pustynnych i stepowych obszarów rozrzucone były urodzajne oazy i doliny. tu gnieździła się większość wyznawców Proroka. Na pustyniach i stepach koczowali wojowniczy nomadzi, którzy niekiedy ujarzmiali osiadłą ludność, a często zakłócali jej rolniczy i rzemieślniczy tryb życia. Ten substrat stanowił istotną różnicę między światem islamu a urodzajną i gęstą Europą, z wyjątkiem jej stepowych kresów południowo-wschodnich, stanowiących też przez wiele stuleci domenę Tatarów, Baszkirów czy Kałmuków. Na zamieszkanym przez około 30 mln ludzi północnoafrykańskim i środkowowschodnim "klasycznym" terenie islamu najgęstsze skupiska znajdowały się w Egipcie, Anatolii i Persji. Tu wyrosły dwa muzułmańskie mocarstwa, spośród nich Turcja, oparta o Bałkany i Krym, stała się w połowie XVI w. największym mocarstwem militarnym świata. Jednakże czasy zdobywcy Węgier - Sulejmana Wspaniałego (1520-1566) - to osiągnięcie przez środkowowschodni islam górnej granicy, której nie można było przekroczyć bez dalszych znacznych podbojów w Europie. Korzenie imperium osmańskiego tkwiły jednak w zbyt jałowym gruncie, którego nie użyźniały przechwycone już przez Europejczyków szlaki handlowe. Być może światowe szanse islamu rozgrywały się na innym terenie, który mógłby się stać "gęstym centrum" wielkiej Azji - w Indiach Wielkich Mogołów. Tutaj jednak wyznawcy Proroka stanowili mniejszość. Otoczona od południa i wschodu Europa nie mogła przebić muzułmańskiego okrążenia, ale je wyminęła drogą morską. Dążąc do źródeł legendarnych bogactw wschodnich i do znalezienia w Azji sojuszników w walce z Półksiężycem przypadkowo odkryto Amerykę, co miało wiadome dla wzrostu Europy następstwa. W dalekich krajach nie napotkano spodziewanych chrześcijan (legenda "księdza Jana"), ale dość skutecznie wyrwano z rąk "Maurów" część handlu mórz południowych i uniezależniono Europę od muzułmańskiego pośrednictwa. Europa rosła, a bliskowschodni islam stał w miejscu, odnosząc zresztą peryferyczne sukcesy wyznaniowe wśród Murzynów czy ludów kaukaskich i mongolskich. Turcy i Tatarzy byli wciąż groźni na Morzu Śródziemnym i nad Morzem Czarnym, na Bałkanach i na polskim pograniczu, ale Rosja dokonała pierwszego przebicia na terenie pozostałości Złotej Ordy. Zdobycie Kazania (1552) i Astrachania (1556) oraz rozbicie Chanatu Syberyjskiego (1598) otwarło drogę w głąb północnej Azji. Tak dochodzimy do przełomowego w stosunkach między Europą a światem islamu okresu schyłku XVII w. i pierwszych dziesięcioleci XVIII w. Korsarze z północnej Afryki wciąż zagrażali europejskim okrętom i mieszkańcom śródziemnomorskich wybrzeży. Europejscy niewolnicy byli sprzedawani na targach Kairu i wiosłowali na tureckich galerach, a jasnowłose dziewczęta wysoko ceniono w haremach. Sułtan Maroka Isma'il (1672-1727) odnosił zwycięstwa nad Hiszpanami i odebrał Anglikom Tanger (1683). Były to jednak sprawy peryferyczne. Sprawą zasadniczą było podjęcie wielkiej ofensywy tureckiej, w wyniku której zdobyto wenecką Kretę (1669), oderwano od Polski Podole i obłożono Rzeczpospolitą haraczem (1672), wkroczono na habsburską część Węgier, aż w końcu Kara Mustafa stanął pod Wiedniem (1683). W owym czasie obok dalekiego cesarza chińskiego Kang Si (Kangxi) (1662-1722) było trzech najpotężniejszych monarchów na świecie: nazywany przez swoich przeciwników padyszachem - Ludwik XIV (1652-1715) i dwóch rzeczywistych padyszachów: sułtan turecki Mehmed IV (1648-1687) i Wielki Mogoł Aurangzeb (1658-1707). Zapewne władca 20 mln Francuzów byłby na polu bitwy najsilniejszy, ale nie sąsiadował on z państwami islamu i był ich przyjacielem. Cesarz Leopold był za słaby, aby się sam na sam potykać z liczącym 25 mln mieszkańców imperium osmańskim, które dopiero po 15 latach ciężkich walk zmogła subwencjonowana przez papieża oraz wspierana przez państwa Rzeszy i Italii koalicja Austrii, Wenecji, Polski i Rosji. Aurangzeb nie wypróbował swych wojsk w wojnie z wrogiem zewnętrznym i może jego bojowe słonie, kusze i nieliczne muszkiety niewiele by dokazały przeciw europejskiej sztuce wojennej. Był to jednak monarcha wręcz bajeczny - zjednoczyciel 120-milionowego subkontynentu Indii. Zapewne przewaga "wielkiej" Europy nad światem islamu od dawna już była w głębokim nurcie historii przesądzona. Jednakże w swej wydarzeniowej warstwie był to dramatyczny zbieg okoliczności. Klęski poniesione przez Turków pod Wiedniem (1683), Mohaczem (1687), Azowem (1696) i Zentą (1697), jak się to zazwyczaj mówi, "złamały" potęgę osmańską. Odwracanie sie mocarstwowej karty w dziejach Turcji trwało jednak długo, bo cały wiek XVIII. W latach dwudziestych nastręczyła się sposobność powetowania na wschodzie strat poniesionych w Europie. Korzystając z perskiego kryzysu Turcy anektowali wielkie graniczne obszary i zhołdowali afgańskiego szacha. Ale pojawił się w Persji jeden z tych zadziwiających azjatyckich "biczów bożych" - Nadir. Nie zbudował on trwałego imperium, zadał natomiast ciężkie ciosy dwóm muzułmańskim cesarstwom. Turcję osłabił na wiele lat i wyłączył z europejskich rozgrywek w ważnym dla wschodu momencie walki o polski tron. Indyjskiemu cesarstwu Wielkich Mogołów wymierzył Nadir cios dobijający. Penetracja islamu w Indiach trwała od VIII w.; ważnymi etapami było opanowanie przez muzułmanów w X w. Pendżabu, a w XI w Bengalu i utworzenie sułtanatu ze stolicą w Delhi (1206). Wśród zmiennych losów sułtanat delhijski był przez kilkaset lat bazą islamu i hindusko-perskiej kultury muzułmańskiej w północnych Indiach. Podbój tego sułtanatu przez władcę Kabulu Babura (1526) zapoczątkował erę cesarstwa Wielkich Mogołów. Już za panowania Akbara Wielkiego (1556-1605) dwie trzecie subkontynentu podlegało władzy padyszacha. Wywodzący się od Timura i Czyngis-chana Mogołowie, a zwłaszcza Akbar, wyróżniali sie wśród muzułmańskich władców tolerancyjnością. Ta ponoć mongolska cecha (prymat zmysłu politycznego i państwowego nad emocjami religijnymi) była ważna w rządzeniu imperium składającym się z wielu zarówno hinduskich, jak i muzułmańskich prowincji, przy czym w tych ostatnich często tylko warstwy panujące były muzułmańskie, a lud pozostawał przy hinduizmie. O tolerancyjności Wielkich Mogołów decydował jednak zapewne nie tyle "mongolski indyferentyzm", co relatywna słabość mogolsko-muzułmańskiego żywiołu w Indiach. Osiągnięcie kompromisu między mogolskimi dżagirdarami (posiadaczami wielkich nadań lennych) i hinduskimi książętami oraz próby utworzenia ogólnokrajowej religii synkretycznej - to była subtelna gra Akbara. Tymczasem islamizacja Indii czyniła postępy, a z ostrożną polityką poprzedników zerwał fanatyczny sunnita Aurangzeb, który dążył do zjednoczenia Indii w rządzone przez dżagirdarów i nawabów (namiestników prowincji) monolityczne imperium muzułmańskie. Wśród wypełniających jego długie panowanie wojen Aurangzeb dokonał podboju południowych Indii i poskramiał powstania na dawniej opanowanych przez Mogołów terenach środkowych i północnych Indii. Obłożył wyznawców hinduizmu wysokim podatkiem pogłównego, rugował ich ze stanowisk państwowych, zarządził "zniszczenie wszystkich świątyń i szkół niewiernych". Tak zjednoczone imperium, obejmujące 120 mln mieszkańców na 4 mln km2, kryło w sobie wiele wewnętrznych napięć, ale nie tylko na mapie przedstawiało się w sposób imponujący. Jeszcze w połowie XVII w. podróżnicy europejscy odnosili wrażenie, że przybywają do kraju o wyższej cywilizacji. Podziwiali wielkie miasta, dobre drogi, wspaniałe pałace i ogrody, przepych cesarskich i książęcych dworów, doskonałej jakości wyroby hinduskiego rzemiosła. Spersjanizowani Mogołowie dawno zapomnieli o swej przeszłości nomadów. Indoperska literatura i sztuka wytworzyły świetny mogolski styl, najbardziej znany w malarstwie miniaturowym. Sam Aurangzeb zapisał się w historii literatury jako wybitny epistolograf. Szlachta hinduska przyjmowała mogolski strój i obyczaj. Rozsiane na wybrzeżu europejskie faktorie pokornie zabiegały o sowicie opłacane cesarskie przywileje. I któż mógłby przewidywać, że te faktorie stanowią zalążek kolonialnego podboju? Jednakże gdy w 1707 r. wśród utrapień wojny z Radźputaną zmarł sędziwy Aurangzeb... Graniczna w dziejach Indii data śmierci "męczennika jedności", jak z zastanawiającą sympatią nazywa despotycznego prześladowcę hinduizmu hinduski historyk K. M. Panikkar, ma tylko symboliczne znaczenie. Jeszcze za życia wielkiego padyszacha trzeszczało imperium Mogołów i nie od razu po jego śmierci się rozpadło. Polityczne zamieszki towarzyszące zmianie panującego były normalnym zjawiskiem w dziejach Azji, a zwłaszcza w Indiach Wielkich Mogołów. Tym razem jednak zamieszki przybrały charakter chroniczny, a ich siłą napędową, obok walk wewnątrz dynastii i książęcych partykularyzmów, była hinduska reakcja przeciw agresywnemu islamowi łącząca radżów, braminów i chłopów. Być może tolerancyjna polityka Akbara też w sposób trwały nie zespoliłaby subkontynentu. Być może forsowna islamizacja, gdyby jej było dane trwać dłużej, stanowiłaby skuteczniejszą formułę mocarstwowości. W każdym razie syn Aurangzeba Bahadar Szach I (1707-1712) był ostatnim przed królową Wiktorią cesarzem Indii, który usiłował jeszcze nie tylko panować nad ogromnym imperium, lecz nim rządzić. Jego następcy na delhickim tronie byli już tylko figurantami. Za Muhammada Szacha (1719-1748) faktyczne władztwo Wielkiego Mogoła ograniczało się do północno-zachodnich Indii (Delhi, Pendżab, Kaszmir) i południowo-wschodniej części Afganistanu. Z nie większym terytorium rozpoczynał przed 20 laty założyciel cesarstwa Babur, a dzieje Azji i Indii obfitowały w odpływy i przypływy. Ale w ten okaleczony trzon cesarstwa uderzył w 1738 r. "bicz boży". Ostatni w dziejach Azji i islamu wielki zdobywca Nader Szah, który z turkmeńskiego pastucha-nomady i herszta bandy rozbójników stał się naczelnym wodzem (1726), a potem szachem perskim (1736-1747), w ciągu kilkunastu lat zbudował imperium rozciągające się od Tygrysu na zachodzie po Indus na wschodzie i od Morza Arabskiego na południu po Kaukaz i Morze Aralskie na północy. Wokół fascynującej postaci Nader Szaha obrosła zarówno biała, jak czarna legenda. Ponoć myślał o zjednoczeniu krajów islamu i w tym celu porzucił szyityzm, podejmując reformę religijną mającą pogodzić wierzenia szyitów, sunnitów, żydów i chrześcijan. Ponoć chciał naśladować Piotra I i wprowadzić do swych krajów europejskie porządki. Ale też był ponoć jednym z najbardziej krwawych i barbarzyńskich tyranów w dziejach Azji, a szlaki jego pochodów znaczyły popioły spalonych miast i na staromongolską modłę układane piramidy z ludzkich głów. W każdym razie siłę Nader Szaha stanowiło wojsko, a wojsko to żyło z łupów. Zdobywcze wyprawy Nadera miały zarówno imperialny, jak doraźnie łupieżny charakter. Najsłynniejsza z tych wypraw prowadziła do Delhi. W 1739 r. Nader w bitwie pod Karnal rozbił znacznie liczniejszą armię padyszacha i zajął Delhi. Powstająca przeciw najeźdźcom ludność miasta została tak krwawo zmasakrowana, że do dziś słowo "nader-szahi" znaczy w Indiach rzeź. Nader zdecydował się pozostawić Muhammada na tronie, ale wziął od niego jako okup bajeczne skarby Wielkich Mogołów i przyłączył do imperium perskiego połowę jego państwa. Wprawdzie po śmierci Nadera rozpadło się imperium perskie, ale z tego rozpadu wyłoniło się silne państwo afgańskie, które utrzymało i rozszerzyło podboje Nadera w północno-zachodnich Indiach. Odtąd przez wiele dziesięcioleci napady afgańskich nomadów pustoszyły ziemie będące ongiś kolebką imperium Mogołów. Z klęski padyszacha skorzystali na północy Sikhowie, a na południu - Marathowie. Najeżdżana przez Afgańczyków i Marathów cesarska domena ograniczyła się do rozmiarów i znaczenia delhijskiego księstwa. Nie mogło to już być "federujące jądro" Indii. W połowie XVIII w. najbliższą tej roli była rozległa, ale luźna antymuzułmańska federacja księstw marackich. Jednakże w 1761 r. Marathowie ponieśli pod Panipatem decydującą klęskę w bitwie z Afgańczykami. W ten sposób sami Azjaci stworzyli sytuację, w której stał się możliwy podbój (czy raczej opanowanie) Bengalu przez Anglików. Rok 1739, data znów raczej tylko symboliczna, otwiera w dziejach subkontynentu erę już nie rozpadu imperium, ale anarchii i zamętu. Słowa te należy starannie ważyć. Rozpadnięcie się większej struktury politycznej na mniejsze to w dziejach Indii rzecz dość banalna i nie trzeba tu nadużywać takich określeń, jak "rozdrobnienie" czy "anarchia". Pamiętajmy zawsze o indyjskich wymiarach. Sprawy rozgrywają się wśród populacji równej europejskiej i na obszarze połowy Europy (powiedzmy Europa bez Rosji i Bałkanów). Podziału Europy na około 20 państw (nie licząc pomniejszych księstw Rzeszy i Italii) nie nazywamy anarchią i rozdrobnieniem. Anarchii nie oznacza też podział Indii na kilkanaście czy kilkadziesiąt politycznych jednostek. Kiedy władza spoczywała w rękach miejscowych dynastów, którzy raz podlegali wyższemu zwierzchnikowi (będąc suwerennymi książętami), istniała stabilizacja władzy, legalności i lojalności w obrębie mniejszych politycznych struktur. Jednakże dziedzictwo Mogołów było szczególne, zerwali oni bowiem z tradycją namiestników-książąt i stworzyli centralną, niedynastyczną administrację. Po rozpadnięciu się więzi imperialnych na znacznych obszarach Indii dynastyczni książęta stali się po prostu niezależni od cesarza (dotyczy to zwłaszcza federacji marackiej). W wielu prowincjach utrzymali się jednak u władzy mogolscy namiestnicy, nawabowie i generałowie. Ci mianowani niegdyś przez padyszacha dygnitarze dążyli teraz do przemienienia się w dziedzicznych dynastów, wciąż jednak potrzebowali legalizacji swych poczynań w postaci przywilejów i potwierdzeń ze strony bezsilnego figuranta z Delhi. W tej sytuacji prowincje pomogolskie stały się widownią intryg i kryzysów sukcesyjnych szczególnie zawiłych wobec braku więzów lojalności między rządzonymi i rządzącymi. O ile rządzący byli z reguły muzułmanami, to wśród rządzonych znajdowało się wielu bogatych i wpływowych wyznawców hinduizmu. Stan politycznej niepewności i anarchii dawał się szczególnie odczuć w tak ważnych nadmorskich prowincjach, jak Bengal, Hajdarabad i Karnatak. W tych warunkach przyczepione do wybrzeży europejskie faktorie zaczęły penetrować w głąb. W miarę jak zanikała władza cesarza i podupadała zakłócana wojnami domowymi produkcja hinduskiego rzemiosła, Europejczycy na własną rękę troszczyli się o bezpieczeństwo na przyległych do faktorii terenach i zaczęli siłą wymuszać terminowe dostawy dla okrętów, których rejsy były ściśle uzależnione od sezonowych wiatrów. Stosunki z Europejczykami układały się nader korzystnie dla części hinduskich kupców i lichwiarzy, a pretendenci do władzy sami wciągali coraz bardziej możne i zbrojne faktorie w swe wewnętrzne rozgrywki. Losy faktorii i francusko-angielskich walk w Indiach będą przedstawione na innym miejscu. Tutaj wypada jedynie podkreślić owo wniknięcie i zakorzenienie poprzedzające krytyczny w dziejach kolonializmu moment, którym było opanowanie przez Anglików Bengalu. W dniu 21IV 1757 r. rozegrała się pod Plassey bardzo szczególna bitwa - niebitwa, uważana za jedną z największych dat w dziejach kolonializmu. Siradż ud-Daula, nawab 30-milionowego Bengalu, stanął do walki z Robertem Clive'm, urzędnikiem brytyjskiej Kompanii wschodnioindyjskiej. Nawab miał 50 tys. żołnierzy i 53 armaty, Clive 800 Anglików, 2200 hinduskich sojuszników i 12 dział. Po krótkiej strzelaninie wojska nawaba rozpierzchły się i Clive, tracąc 72 ludzi (w zabitych i rannych), stał się faktycznym władcą Bengalu. Od dawna zakorzenieni w Kalkucie Anglicy byli w zmowie z niechętnymi islamowi Hindusami, kupcami i bankierami, pretendentami do władzy i wrogami nawaba. Na zapleczu tej bitwy decydującą rolę odegrały intrygi, przekupstwo i zdrada. Strona europejska nie pokonała 15-krotnej przewagi liczebnej i czterokrotnej przewagi artyleryjskiej Bengalczyków dzięki przewadze w sile ognia. W ogóle w dziejach europejskich podbojów często zbyt wielkie znaczenie przypisuje się uzbrojeniu. Skuteczność, koordynacja i energia działań, wygranie różnych środków natury politycznej i militarnej dały przewagę Clive'owi, nawaba zaś charakteryzowała polityczna i militarna nieudolność. Bitwa pod Plassey niewiele zmieniła pod względem prawnym. Kompania otrzymała uprawnienia zamindara (posiadacza) w 24 okręgach wiejskich wokół Kalkuty obejmujących łącznie 2331 km2. Jednakże następcy straconego Siradża ud-Dauli stali się marionetkami w rękach Anglików, którzy do spółki z hinduskimi finansistami przystąpili do bezprzykładnej grabieży Bengalu. Kiedy cesarz zdecydował się wreszcie interweniować w sprawie Bengalu i poparł przeciw Kompani nawaba Mir Kasima, wojska nawaba i Wielkiego Mogoła zostały rozbite przez Anglików (w gruncie rzeczy wyćwiczonych i dowodzonych przez nich sipajów) w bitwie pod Buksar (1764). W następstwie tej bitwy dwór w Delhi nadał Kompanii Wschodnioindyjskiej prawo diwani, to znaczy prawo sprawowania administracji i pobierania podatków na całym obszarze Bengalu z przyległościami. W ten sposób brytyjska kompania handlowa stała się suwerenną władczynią hinduskiego państwa, formalnie zależnego od Wielkiego Mogoła. Anglicy czerpali z Indii już nie tylko korzyści kupieckie, ale eksploatowali fiskalnie przeważnie mahometańską 30-milionową ludność jednego z najbogatszych obszarów Azji. Opanowawszy Bengal, Kompania Wschodnioindyjska za pomocą różnych układów i nacisków uzależniała od siebie inne kraje Indii. Podobne przejście od eksploatacji handlowej do władztwa terytorialnego dokonało się nieco wcześniej na Jawie. Nie trzeba zbytnio dowierzać mapom, które zamalowywują Cejlon i wielkie wyspy Indonezji holenderską barwą. Indonezja to kraj 3 tysięcy wysp o łącznej powierzchni 2 mln km2 i o niezdrowym dla Europejczyków klimacie. Wyspy te były miejscami bezludne, ale miejscami gęsto zamieszkane przez wielomilionową ludność reprezentującą dużą rozmaitość etniczną i kulturową. Archipelag miał za sobą wielką przeszłość imperium Majapahit (XIII-XV w.). W gęstych centrach i w miastach portowych przeważały tak rozwinięte cywilizacje,jak chińska, hinduska i arabska. Od XVI w. najbardziej dynamiczny był islam, który wypierał hinduizm i przyczynił się do rozpadnięcia imperium na wiele królestw i sułtanatów. Nęcąca od wieków swym handlem korzennym zarówno Azję, jak Europę, Indonezja nie była tak otwarta pod każdym względem dla Europejczyków, jak Ameryka. Równocześnie nie było tu jednak tak silnych państw, jak na azjatyckim kontynencie. Indonezja stała się też modelem europejskiego kolonializmu w Azji, oczywiście na miarę owych czasów i możliwości tych kilku tysięcy Holendrów pocących się w parnych jawajskich upałach. Obok typowego dla ekspansji handlowej systemu faktorii w działalności holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej odgrywała również rolę eksploatacja plantatorska. Trzeba jednak pamiętać, że plantacje goździkowców i muszkatołowców na Molukach czy potem kawy na Jawie były to złotodajne i pilnie strzeżone, ale zrazu małe obszary całkowicie niknące na mapie wielkiej Indonezji. Reżim kolonialno-plantatorski zaprowadzili Holendrzy w XVII w. jedynie na najmniejszych z korzennych wysp Moluków, a i tu musieli się często borykać z buntami, których przyczynę byli skłonni widzieć w muzułmańskim fanatyzmie ludności. Poza tymi wysepkami mieli Holendrzy w swym bezpośrednim zarządzie niewielkie terytorium wokół Batawii oraz sieć zbrojnych faktorii rozrzuconych po archipelagu. Ich zwierzchność nad Indonezją polegała na opanowaniu mórz i nie zawsze skutecznej dążności do zmonopolizowania handlu wysp zarówno z Europą, jak i z krajami Azji. W celu uzyskania dostaw towarów zawierali traktaty handlowe z sułtanami i narzucali niektórym z nich coś na kształt zwierzchności lennej, posługując się niekiedy przemocą, częściej fortelem i intrygą. O istotnej ingerencji Holendrów w wewnętrzne sprawy tak ogromnych wysp, jak Sumatra i Borneo, nie mogło być mowy. Najważniejszą i najludniejszą częścią Indonezji była Jawa i tutaj też holenderska Kompania Wschodnioindyjska założyła swoją siedzibę w Batawii (1621). Rozpostarta na 120 tys. km2 wyspa była cztery razy większa od Holandii i dorównywała jej zaludnieniem (około 2 mln mieszkańców). Największym państwem na wyspie był sułtanat Mataram, którego władcy często prowadzili wojny z sąsiadami i buntującymi się wasalami. Nie brakło też waśni dynastycznych wewnątrz sułtańskiej rodziny. Mimo zdecydowanej już przewagi islamu nad hinduizmem tliły się na Jawie antagonizmy religijne. Holendrzy zręcznie wykorzystywali i podniecali te konflikty, uzyskując od sułtana w zamian za poparcie przywileje i dostawy. Ten system "pośredniego panowania" był tani i skuteczny. W miarę, jak rozwijały się w okolicach Batawii plantacje kawy i trzciny cukrowej, rozszerzano domenę bezpośredniego władztwa kompanii, przymuszając jawajskich chłopów do na poły niewolniczej pracy. Głównym jednak sposobem eksploatowania ludności wyspy były przymusowe dostawy. Na tym tle dochodziło do antyholenderskich wystąpień w Mataramie. Po jednym z nich gubernator Gustaw van Imhoff rozpoczął w 1743 r. politykę likwidowania niezależnych sułtanatów. Doktryna Holendrów głosiła, że Kompania odziedziczyła suwerenne prawa sułtanów do własności całej ziemi. Nadal, poza domeną Batawii, nie sprawowali Holendrzy bezpośrednich rządów, ale rozdrobnili wyspę na państewka, na których czele postawili mianowanych przez Kompanię "regentów". Odpowiedzialni za dostawy "regenci" stali się dziedziczną arystokracją jawajską, wiążącą swą pozycję z holenderskim panowaniem. Stopniowo jawa przeobrażała się w jedną wielką holenderską plantację dozorowaną przez Jawajczyków. Równocześnie z opanowaniem wnętrza Jawy Holendrzy umacniali swą zwierzchność nad innymi wyspami Indonezji i na wybrzeżach Cejlonu. Aż do XIX w. niemal cała ekspansja Europy na terenie Starego Świata dokonywała się w bardziej lub mniej bezpośredniej konfrontacji ze światem islamu. Były tu dwie linie styku o odmiennym charakterze: północna i południowa. Na północy, a więc wzdłuż śródziemnomorskiej, bałkańskiej, czarnomorskiej i środkowoazjatyckiej krawędzi, państwa europejskie sąsiadowały z państwami islamu. Na tej krawędzi świat muzułmański był stosunkowo mocno opancerzony i kruszenie go wymagało wielkiego wysiłku militarnego. Nie powiodły się próby hiszpańskiej ekspansji w Maroku. Po cofnięciu na przełomie XVII i XVIII w. Turków w Europie, odzyskali oni część strat w pierwszej połowie XVIII w.: Peloponez (1718) oraz północną Serbię i zachodnią Wołoszczyznę (1739). Mimo kolejnych wojen wschodnich granica z 1739 r. na Bałkanach została utrzymana przez Turcję do końca XVIII w., Rosja zaś była zmuszona odstąpić w latach 1732-1735 Persji zakaukaskie zdobycze Piotra I. Jednakże cofnięcie się było wyjątkiem, regułą natomiast stało się posuwanie południowej granicy carskiego imperium. Kolejne nabytki to: nad Morzem Czarnym Azow (1696 i 1739), Krym (1774 i 1783) i Jedysan (1792); na Kaukazie Kabarda (1774) i Gruzja Wschodnia (1783); w Azji Środkowej zachodni i środkowy Kazachstan (1731 i 1740). Nabytkite Rosja częściowo wywalczyła w ciężkich zmaganiach z Turcją, częściowo nabyła w drodze układów. Dotyczy to zwłaszcza objęcia protektoratu nad zagrożonymi przez Dżungarię Kazachami. Zawsze jednak w tych zarówno wojennych, jak i dyplomatycznych zdobyczach w sposób zasadniczy ważyła potęga militarna sąsiadującego z krajami islamu euroazjatyckiego mocarstwa terytorialnego. A w ślad za przesuwaniem się rosyjskiej granicy państwowej przesuwała się rosyjska granica osadnicza. Całkiem inna była sytuacja w Azji Południowo-Wschodniej. Tutaj z takimi muzułmańskimi państwami, jak Bengal i Maratam, stykały się nie o tysiące kilometrów odległe europejskie państwa, ale agentury kompanii handlowych. Kompanie miały oczywiście poparcie macierzystych krajów, ingerencja w ich sprawy kolonialne odbywała się jednak w sposób bardzo pośredni i przy użyciu bardzo ograniczonych środków militarnych. A nawet znikoma część angażowanych w europejskich i amerykańskich wojnach sił wojskowych służyła w Azji bardziej do rozgrywek między Europejczykami niż do wojny z Azjatami. Poprzedzona ekspansją handlową ekspansja terytorialna Europy w Azji Południowo-Wschodniej była bardziej wniknięciem niż podbojem. Nie mogło być mowy o europejskim osadnictwie w tych gęsto zamieszkanych i wysoko cywilizowanych krajach tropikalnych. Nieliczni Holendrzy i Anglicy wypracowali system rządzenia Azjatami za pomocą Azjatów. Wykorzystywali ich waśnie, które umiejętnie podsycali. Według znanych słów Raynala, Holendrzy na Jawie "uzbrajali ojca przeciw synowi i syna przeciw ojcu. Zależnie od okoliczności popierali słabych przeciw silnym i silnych przeciw słabym. Jednego dnia stali po stronie monarchy, następnego zaś po stronie wasali". Ważnym czynnikiem niespoistości tych feudalnych państw i społeczeństw były antagonizmy między hinduizmem i islamem w Indiach oraz między hinduizmem, islamem i chińskim buddyzmem w Indonezji. Muzułmańscy sułtani i nawabowie nie mogli tu zjednoczyć swych poddanych pod sztandarem świętej wojny z niewiernymi. Na południowym styku z najbardziej w stosunku do cywilizacji europejskiej konkurencyjną cywilizacją islamu napotykali Europejczycy islam słaby i "rozrzedzony". 3. Czarna Afryka Całe wybrzeże zachodnioafrykańskie między Senegalem a Angolą zwano w XVIII w. Gwineą. Znajdowało się tu wiele europejskich faktorii i fortów, skupionych na odcinku między Przylądkiem Białym (Blanco) a Sierra Leone i na Złotym Wybrzeżu (obecnie Ghana). Poza portugalską Angolą europejskie posiadłości nie wnikały w głąb lądu i mieszkało w nich bardzo mało ludności białej, więcej Mulatów. Jedynie nikłe zawiązki władztw terytorialnych stanowiły francuskie posiadłości w Senegalu (z miastem Saint-Louis) oraz brytyjskie w Gambii i Sierra Leone. W czasie wojny siedmioletniej Anglicy zajęli francuski Senegal (1758) i połączyli go z Gambią w kolonię Senegambię. W toku wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych Francuzi odzyskali jednak Senegal (1779) i próby jakiejś większej brytyjskiej ekspansji kolonialnej w Afryce zostały zaniechane. Dopiero w 1787 r. Anglicy zaczęli posyłać osadników do Sierra Leone, gdzie założono Freetown dla przybyłych z Europy Murzynów. Inicjatywa ta łączyła się z ruchem antyniewolniczym i w 1792 r. przybyła do Freetown większa liczba murzyńskich lojalistów (zwolenników Anglii w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych) z Nowej Szkocji. W latach osiemdziesiątych XVIII w. Francja opanowała wybrzeże między Przylądkiem Białym a Przylądkiem Zielonym, tworząc najbardziej zwartą, poza Angolą, posiadłość europejską w Afryce Zachodniej. Były to jednak tylko przyległe do morza małe skrawki lądu. Celem państw europejskich nie była to ekspansja terytorialna, ale handel niewolnikami, który odbywał się nie na zasadzie kolonialnej dominacji. Główne ośrodki handlu niewolnikami znajdowały się na Złotym Wybrzeżu i w delcie Nigru, gdzie państwa europejskie nie miały większych posiadłości. Kolonizację połączoną z europejskim osadnictwem rolniczym rozwinęli w Afryce w XVIII w. jedynie Holendrzy na południowym cyplu kontynentu. Stopniowo w coraz większym stopniu posługiwali się pracą niewolniczą, tak iż z końcem XVIII w. w Kraju Przylądkowym więcej już było czarnych niewolników niż białych osadników. Afrykańscy Holendrzy (Afrykanerzy, Burowie) parli z Kapsztadu na wschód, zderzając się na ruchomym osadniczym pograniczu z wędrującymi z północy na południe pasterskimi szczepami grupy Bantu, zwanymi Kaframi. W 1779 r. doszło do pierwszej wojny Burów z Kaframi. Odbywało się tu na małą skalę to, co na wielką skalę dokonywało się w Ameryce Północnej. Jednakże Kraj Przylądkowy to był wciąż jeszcze całkiem znikomy skrawek Afryki. Wschodnie wybrzeże Afryki było widownią wyjątkowego w tym czasie zjawiska rugowania Europejczyków. Byli to wprawdzie Portugalczycy, będący niemal wszędzie poza Brazylią, w odwrocie. Ale podczas gdy normalną rzeczy koleją miejsce Portugalczyków zajmowali Holendrzy czy Anglicy, w Afryce Wschodniej wyparli Portugalczyków Arabowie i Murzyni. Sięgające niegdyś od ujścia rzeki Limpopo na południu po Zatokę Adeńską na północy posiadłości portugalskie skurczyły się do Mozambiku. A Mozambik był już jedynie cieniem kolonii, której handel opanowali Arabowie. Położona naprzeciw Mozambiku wielka wyspa Madagaskar zajmowała ważne miejsce na morskim szlaku prowadzącym z Europy do Azji. Należąca geograficznie do Afryki, ale zamieszkana przez ludność o pochodzeniu malajsko-polinezyjskim, wyspa uległa na swych wybrzeżach silnej "arabizacji" (w tym regionie świata mianem Arabów określano również Persów czy Hindusów). Osiadali tu różni przybysze, ale bezskuteczne były podejmowane w XVII w. próby opanowania Madagaskaru przez Francję. Na przełomie XVII i XVIII w. wyspa stała się siedzibą słynnego gniazda europejskich i amerykańskich korsarzy, którzy założyli "Międzynarodową Republikę Wolności". Zasilani przez piratów przepędzanych ze strefy Morza Karaibskiego korsarze z Madagaskaru zostali wspólną akcją Anglii i Francji zlikwidowani w latach dwudziestych XVIII w. Nie powiodły się dalsze próby kolonizacji podejmowane przez Francję w latach 1768-1771 i 1774-1776. Tą drugą wyprawą kierował Maurycy Beniowski, który potem z pomocą Amerykanów znów wylądował na wyspie, ogłosił się "cesarzem Madagaskaru" i poległ w potyczce w 1785 r. Wyczyny korsarzy i awanturników w rodzaju Beniowskiego podniecały wyobraźnię Europejczyków, ale nie miały znaczenia w historii malgaskich królestw. Natomiast Francja objęła w rzeczywiste posiadanie położone na wschód od Madagaskaru małe wyspy Isle Bourbon (1643) i Isle de France (1721), które stały się plantatorsko-niewolniczymi koloniami i bazami francuskiej floty na Oceanie Indyjskim. Te wyspy handlowały z Madagaskarem, którego głównym towarem eksportowym byli malgascy niewolnicy. Podczas gdy okrążenie Czarnej Afryki od zachodu i południa przez przybrzeżne posiadłości europejskie było jeszcze nader wiotkie, to od północy i wschodu od dawna i w sposób bardziej masywny oskrzydlali czarny ląd Arabowie. W związku z obecnością jednych i drugich dokonywały się dwa procesy o zasadniczym znaczeniu dla wewnętrznych dziejów Afryki w XVIII w.: nasilenie islamizacji i handlu niewolnikami. Cały obszar między Saharą a strefą lasów tropikalnych, zwany Sudanem, był terenem stale postępującej islamizacji i siedzibą stosunkowo najbardziej rozwiniętych murzyńskich organizacji państwowych. Wschodni Sudan (najsilniejszy był tu wciąż sułtanat Sennar) wraz z Somali i wybrzeżem w rejonie wyspy Zanzibar był obszarem nie tylko islamizacji, ale i arabizacji. Obok "czystych" Arabów wielu tu było arabsko-murzyńskich mieszkańców i istniała podobna gradacja metyzacji jak w Ameryce Łacińskiej. W środkowym Sudanie, w rejonie jeziora Czad, wciąż nieźle prosperowały takie stare już muzułmańskie i nieco zarabizowane państwa murzyńskie, jak Bornu, Bagirmi i Dar Fur. Znaczna część Sudanu Zachodniego znajdowała się w XVI i XVII w. w obrębie imperium marokańskiego. Po rozpadzie tego imperium kastą rządzącą pozostali w Sudanie nigeryjskim chciwi i okrutni murzyńscy żołnierze dawnej marokańskiej armii, którzy tworzyli niezależne księstwa i toczyli między sobą wojny; czasem dochodzili do ugody i powoływali spośród siebie paszę. Na zachodnim krańcu Sudanu zislamizowani Murzyni podporządkowali sobie pasterskie szczepy Fulbe, które stały się w XVIII w. najbardziej dynamicznymi szerzycielami murzyńskiego islamu. Ci fanatyczni muzułmanie założyli teokratyczne państwa w Futa Dżalon (1728) i Futa Toro (1776), a w swych pasterskich wędrówkach zapuszczali się daleko na wschód i południe. W Sudanie i Afryce Wschodniej islam przyjmował się najbardziej w ośrodkach handlowych i wśród szczepów pasterskich. Pozostające przy animizmie szczepy rolnicze ulegały podbojom. Znaczenie islamizacji dla Czarnej Afryki jest przedmiotem rozbieżnych opinii. Niewątpliwie Arabowie przynosili wyższą cywilizację, zaszczepiali jednak Murzynom ożywioną fanatyzmem wyznaniowym wojowniczość, a utrzymujący haremy władcy mieli zbyt wielu potomków, pretendujących do sukcesji. Dzieje murzyńskich czy murzyńsko-arabskich sułtanatów i emiratów to pasmo zaciętych walk szczepowych, rodowych i rodzinnych, wśród których jak w kalejdoskopie łączyły się, to znów rozpadały muzułmańskie państwa i państewka. Wreszcie Arabowie i zarabizowani Murzyni mieli pociąg do handlu, a głównym towarem Afryki byli niewolnicy. Muzułmańscy "łowcy" niewolników, podobnie jak i portugalscy Metysi, zdobywali towar w sposób szczególnie niszczycielski, zbrojnie najeżdżając i pustosząc murzyńskie wioski. Tego rodzaju procedury uprawiano na szeroką skalę w Afryce Wschodniej; tu centrum handlu niewolnikami stanowiła opanowana na początku XVIII w. przez państwo Oman wyspa Zanzibar. Wprawdzie eksport niewolników z wybrzeża wschodniego był dużo mniejszy niż z wybrzeża zachodniego, ale większe straty przypadały na głowę doprowadzonego żywcem jeńca. Arabscy i murzyńscy muzułmanie z Sudanu dostarczali również niewolników karawanami poprzez Saharę krajom Afryki Północnej i doprowadzali ich do europejskich faktorii na Zachodzie. Na wybrzeżu zachodnim głównym źródłem wielkiego eksportu było jednak "niewolnictwo domowe". Europejskie faktorie umieściły się na krawędzi najgęściej zaludnionych obszarów Czarnej Afryki, u zbiegu sudańskiej sawanny i ciągnących się do Konga lasów tropikalnych. O ile sawanny były krajem pasterzy, o tyle u ujścia rzek (Senegal, Wolta, Niger, Kongo) i na leśnych polanach zamieszkiwały nie uległe islamizacji osiadłe ludy rolnicze o tak starej przeszłości kulturalnej, jak Benin, i państwowej, jak Kongo. Nie powiodły się Portugalczykom w XVI w. próby penetracji i chrystianizacji Konga. Murzyni nie wpuszczali Europejczyków w głąb swych krajów, ale też Europejczycy nie dążyli do podbojów. Niewolników uzyskiwano drogą polubownej wymiany handlowej. Handel ów miał wielki wpływ na losy murzyńskich społeczeństw i państw. Starszyzna plemienna nabrała upodobania do europejskich towarów, świecidełek, tekstyliów, tytoniu, alkoholu, wyrobów metalowych, broni palnej. Ta ostatnia stawała się stopniowo coraz bardziej podstawowym artykułem importu. W związku z nastawieniem na import zamierała rozwinięta już w tej strefie Afryki metalurgia i upadało miejscowe rzemiosło. Nasilało się natomiast "niewolnictwo domowe" i militaryzm. Na zapleczu europejskich faktorii powstawały silne państwa, których władcy chcieli utrzymać w swym ręku wymianę niewolników na europejskie towary. Nie mogli zaspokoić europejskiego popytu sprzedawaniem własnych poddanych, zdobywali więc cudzych drogą wojen albo występując w roli pośredników. Wzdłuż szlaków niewolniczych powstawały federacje szczepów, rozwinął się wieloszczeblowy system "pompowania" niewolników z głębi kontynentu na zachodnie wybrzeże. Rzecz pozostawała w rękach Murzynów i Arabów, a Europejczycy nie mieli bezpośrednio "nic wspólnego" z tym całym przygotowawczym procederem. Nie opuszczając swych faktorii płacili jedynie atrakcyjną cenę. Tego rodzaju stosunki w decydujący sposób wpłynęły na charakter dwóch najlepiej znanych w XVIII w. murzyńskich państw Afryki Zachodniej - położonych na zapleczu Złotego Wybrzeża królestw Dahomeju i Aszanti. Niewolnictwo w tych krajach stało się niemal powszechne, a despotyczną władzę sprawowali królowie przy pomocy uzbrojonych w strzelby wojowników. Siła tych militarnych państw trwożyła nawet faktorie, ale żeby mieć niewolników, trzeba było dostarczać broń domagającym się jej władcom Dahomeju i Aszanti. Niektóre szczepy w Gwinei porzuciły rolnictwo, aby wyłącznie poświęcić się zdobywaniu niewolników. Musiała to być bardzo absorbująca praca; jeśli wierzyć najnowszym obliczeniom, na schyłku XVIII w. eksport niewolników do Ameryki sięgał stu tysięcy ludzi rocznie. Zamieszkujące ogromne obszary Afryki Równikowej i Południowej szczepy grupy językowej Bantu wraz z Pigmejami i Buszmenami znajdowały się właściwie "poza historią". Nie było tu znaczniejszych czy trwalszych organizacji państwowych. W XVIII w. dokonywał się ruch migracyjny pasterskich szczepów z północnego zachodu ku południowemu wschodowi, gdzie, jak już wiemy, Kafrowie zetknęli się z ekspansją Burów. Na mapie Czarnej Afryki szczególne miejsce zajmuje Etiopia. Pod względem etnicznym pokrewna hamito-semickim ludom wschodniego Sudanu, ale odgrodzona od świata islamu swym prastarym chrześcijaństwem monofizycko-koptyjskim, w pałacach i klasztorach kultywująca cywilizację na poziomie średniowiecznej Europy, ale w skali kraju bliska prymitywizmu wsi murzyńskiej, odwieczna Etiopia znajdowała się na marginesie historii. Odrzuciwszy nawiązane w XVI w. związki z Europą i katolicyzmem pozostała tym, czym była od czasu okrążenia jej przez islam, a więc światem zamkniętym w sobie. Największe i najtrwalsze z państw Czarnej Afryki też stanowiło konglomerat szczepów, księstw i prowincji, w którym feudalno-plemienna wojna domowa była stanem chronicznym. Cesarz Ijasu I Wielki (1682-1706) był bliski zjednoczenia swego cesarstwa, ale został zamordowany przez synów, którzy toczyli między sobą krwawe walki. Za czasów okrutnego Bekaffy (1721-1730) i wpływowej za panowania Ijasu II Małego (1730-1755) cesarzowej matki Myntyuab dwór w Gonderze popierał budownictwo, literaturę i sztukę. Był to pomyślny okres w dziejach abisyńskiej kultury, ale pod względem stosunków politycznych cesarstwo pogrążało się w anarchii. Rosło znaczenie świeckich i duchownych możnowładców, którzy mieli własne wojska i brali udział w walkach o tron. A walki te były pasmem spisków, zamachów, zbrodni i okrucieństwa. Pojmanych przeciwników karano obcinaniem rąk i nóg. W drugiej połowie XVIII w. nastał okres rozbicia dzielnicowego i władza cesarzy stała się czysto nominalna. Rok 1784 (ustąpienie Tekle Gijorgisa I zwanego "ostatnim z cesarzy") otwiera w historii Etiopii "okres książąt". Walczące ze sobą grupy etniczne i możnowładcze likwidowały (duszenie muślinem) i kreowały cesarzy, których bywało po kilku równocześnie (w 1788 r. czterech). Jedynie nieliczne prowincje uznawały władzę stolicy, a rządził w niej nie cesarz, lecz namiestnik Gonderu. Od 1784 r. stanowisko to stało się dziedziczne w rodzie Sjeru Guangul. Namiestnicy Gonderu wynosili na tron i strącali z niego cesarzy-figurantów. I tak być miało aż do połowy XIX w. 4. Afryka północna i Bliski Wschód Zważywszy panowanie Turcji na Bałkanach i ścisłe związki imperium osmańskiego z historią polityczną Europy, zajmiemy się bliżej Turcją dopiero w dalszych częściach tej książki. Czy można jednak mówić o Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie pomijając najważniejsze w tym regionie mocarstwo? Odsyłając do tego, co już o Turcji powiedziano i co jeszcze będzie powiedziane, ograniczymy się tu jedynie do stwierdzenia, że zasadniczy trzon imperium stanowił kompoleks anatolsko-bałkański, podczas gdy arabskie prowincje i lenna pozostawały w dość luźnej i w toku XVIII w. rozluźniającej się zależności od Stambułu. Oczywiście Anatolia, czyli Turcja właściwa, stanowi ważną część Bliskiego Wschodu, a padyszach ze Stambułu pozostawał suwerenem wchodzących w skład imperium arabskich krajów. Nie zapominając o azjatycko-afrykańskiej wadze Turcji wydaje się jednak rzeczą dogodniejszą złączyć jej polityczne dzieje raczej z "systemem europejskim" niż ze światem arabskim. Położone na zachodnim krańcu arabskiego świata Maroko znajdowało się na przełomie XVII i XVIII w. w okresie politycznej świetności. Okrutny i pobożny sułtan Isma'il (1672-1727) skonsolidował militarne imperium i mimo utraty łączności z Sudanem zadbał o rozmnożenie czarnej armii. Murzyńska armia sułtana liczyła ponoć ponad 100 tys. Była to zwarta wojskowa kasta ludzi żonatych i wychowujących swe dzieci na żołnierzy. Isma'il utrzymywał całe imperium w posłuchu wysyłając w razie potrzeby groźne ekspedycje karne. Zwycięski w walkach z Hiszpanią, sułtan podporządkował sobie uprawiane w Maroku, tak jak i w innych krajach Maghrebu, korsarstwo i chciał się bogacić dochodami z ceł. Rozwinął się też handel Maroka z Europą. Głównym ośrodkiem tego handlu był Fez, nowym zaś partnerem Maroka Anglia (aprowizacja Gibraltaru). Posługując się pracą wielkiej rzeszy poddanych i białych niewolników Isma'il wznosił w swej stolicy Meknes wspaniałe budowle, w których uwidoczniły się wpływy architektury europejskiej. Sułtan utrzymywał przyjazne stosunki z Ludwikiem XIV i nawet poprosił go ponoć o rękę francuskiej księżniczki, co spotkało się z uprzejmą odmową. Niestety, miał on zbyt wiele żon i zbyt wielu synów. Po śmierci Isma'ila Maroko popadło w trzydziestoletni okres zamętu wypełniony walkami synów sułtana o tron. W rozgrywkach tych murzyńscy żołnierze odgrywali rolę pretorianów wynosząc i strącając sułtanów. Arabsko-berberskie szczepy odzyskały niezależność i Maroko utraciło swe bazy na Saharze. Nastąpił upadek marokańskiego handlu transsaharyjskiego. Kres anarchii przyniosło panowanie Muhammada Ibn Abd-Allaha (1757-1790). Odebrał on Portugalii Mazagan (1769), tak iż jedynymi posiadłościami europejskimi na terenie Maroka pozostały hiszpańskie bazy w Ceucie i Melilli. Maroko nie podjęło już ekspansji na południe, za panowania Muhammada ożywiła się natomiast na pewien czas działalność marokańskich korsarzy. Puściwszy ich przeciw Francuzom i Hiszpanom, od których wymuszał okupy, sułtan prowadził równocześnie pokojowy handel z Holandią, Anglią i Danią. Potem rozwinął też wymianę z Francją i Hiszpanią, która zawsze była głównym partnerem. Marokańsko-algierska granica teoretycznie stanowiła zachodnią granicę imperium osmańskiego, ale wraz z osłabieniem floty tureckiej zwierzchność Stambułu nad Algerią, Tunezją i Trypolitanią była iluzoryczna, ograniczała się do pobierania rocznej daniny, mającej właściwie charakter podarku. W krajach tych rządziły oligarchie wojskowe. W Algierii oficerowie janczarscy od 1671 r. wybierali bejów (od 1705 r. nazwę zmieniono na dejów), którzy byli formalnie tureckimi gubernatorami. Spośród 30 dejów sprawujących ten urząd w latach 1671-1818 połowa doszła do władzy drogą zbrojnego zamachu stanu i po zamordowaniu poprzednika. Dej rządził prowincjami za pomocą bejów, którym sprzedawał urzędy i którzy mu płacili podatki. Faktyczna zwierzchność tego rządu rozciągała się tylko na niewielką część Algierii, która w znacznej większości była terenem niezależnych lub wciąż buntujących się szczepów koczowniczych, sekt religijnych, księstw i korsarskich republik. Podobnie było w Tunezji, gdzie jednak Husajn, proklamowany przez agów bejem, ustalił w 1710 r. władzę dynastyczną. Korzystając z kryzysu dynastycznego Algierczycy zajęli w 1756 r. Tunis i uczynili z tunezyjskich bejów opłacających trybut wasali algierskiego deja. Bej Tunezji wyzwolił się jednak z tej zależności w 1790 r. W Trypolitanii od 1711 r. ustaliła się dynastyczna władza janczarskiego rodu Karamanli. Kraje Maghrebu w XVIII w. traciły znaczenie wraz ze zmierzchem północnoafrykańskiego korsarstwa, stanowiącego w XVI i XVII w. źródło bogactw i świetności pirackich miast. Szeregi arabskich piratów zasilali wówczas korsarze różnego pochodzenia, wśród których było wielu europejskich renegatów. Poza łupieniem europejskich okrętów i wybrzeży proceder polegał głównie na porywaniu niewolników. Część z nich szła na galery i była używana do innych niewolniczych posług, największe zyski przynosiło jednak pobieranie wykupów na zwolnienie z korsarskiej niewoli. Rosnąca sprawność europejskich flot w połowie XVIII w. bardzo już ograniczyła możliwości piratów. W tym też czasie proceder okupów przybrał formę układów między algierskim dejem czy sułtanem Maroka a europejskimi państwami, które w zamian za daninę uzyskiwały gwarancję bezpieczeństwa dla swych statków. Powiązania marokańskich, algierskich i tunezyjskich władz z korsarskimi republikami były pośrednie, a w miarę, jak proceder przestawał być tak bardzo zyskowny, dochodziło do rozbieżności interesów. Bejowie Tunisu chcieli się bogacić monopolem handlowym, a korsarstwo rujnowało handel. Dotkliwe też były interwencje europejskich flot i bombardowanie miast. Na terenie Algierii Hiszpania wprawdzie nie utrzymała swych zdobyczy z XVI w. i w 1708 r. utraciła ostatnią bazę w Oranie, ale w 1732 r wielka wyprawa floty hiszpańskiej odzyskała Oran. Północnoafrykańskie korsarstwo wegetowało, bardziej już jako środek skłaniającego do profilaktycznych okupów szantażu niż zaczepnych działań. Przedsiębiorcy wycofywali się z nierentownego interesu. Liczba algierskich okrętów korsarskich z 24 w 1724 r. spadła w 1788 r. do dziesięciu. Przejściowe ożywienie korsarstwa miało nastąpić w dobie wojen napoleońskich. Rzeczywistą prowincją imperium osmańskiego był w Afryce dopiero Egipt rządzony przez mianowanego w Stambule paszę i utrzymujący liczną armię. Egipskie korpusy uzyskały jednak znaczną autonomię wybierając co rok agów i namiestników, którzy potem wchodzili w skład dyrektoriatów zarządzających korpusami i rekrutacją. Powstała więc i w Egipcie oligarchia wojskowa, a ponadto władza cywilna w 24 prowincjach spoczywała w rękach stojących na ich czele mameluckich bejów. Dokonawszy w XVI w. podboju Egiptu i Syrii Turcja utrzymała osobliwą organizację mameluckiego imperium, w którym rządząca kasta rekrutowała się z białych niewolników, przeważnie Czerkiesów i Gruzinów. Mamelucki dygnitarz był już oczywiście wyzwoleńcem, ale stawszy się bejem kupował kaukaskich niewolników i czynił z nich ślepo sobie oddanych mameluków, wśród których więzy niewolniczej przeszłości były silniejsze niż więzy krwi. Mimo swego odwiecznego trwania mamelucka kasta wciąż się więc odnawiała przez napływ nowych wyzwoleńców. Despotyczni i bezwzględni mamelucy od XIII w. utrzymywali władzę w Egipcie, który od 200 lat znajdował się pod podwójną mamelucką i turecką administracją, i obok tureckich korpusów utrzymywał mameluckie lenne domeny i mamelucką konnicę. Było to ciężkie brzemię dla fellachów i kupców ubożejącego i wyludniającego się kraju. Między tureckimi paszami, troszczącymi się głównie o pobór 600 tys. piastrów sułtańskiego trybutu i o wzbogacenie się na swym rocznym urzędzie, a mameluckimi bejami i oligarchią wojskową stosunki były skomplikowane. Od schyłku XVII w. dzieje Egiptu obfitowały w paraliżujące turecką władzę polityczne i społeczne kryzysy. Do największego z nich doszło w czasie wojny rosyjsko-tureckiej (1768-1774). Syn gruzińskiego popa i mamelucki dygnitarz Ali Bej usunął w 1769 r. paszę Egiptu i stanął na czele armii, którą sułtan rozkazał zgromadzić na wojnę z Rosją. Ogłosiwszy się "sułtanem Egiptu i władcą dwóch mórz" (Śródziemnego i Czerwonego) Ali Bej rozpoczął podbój Syrii i Półwyspu Arabskiego. Mamelucy zdobyli Mekkę, doszło jednak wśród nich do rozłamu i Ali Bej został zamordowany (1773). Jego zięć i rywal Muhammad Abu ad-Dahab (też były niewolnik) otrzymał inwestyturę od Porty i odtąd stanowisko paszów Egiptu znalazło się w rękach mameluków. Ze zwierzchności tureckiej pozostał już tylko cień w Egipcie, który był widownią walk wewnątrz mameluckiej zbrojnej oligarchii. W związku z budową brytyjskiego imperium w Indiach Europa coraz żywiej interesowała się skróconą drogą na Wschód przez Suez. Anglia (1775) i Francja (1785) otrzymały prawo żeglugi na egipskich "dwóch morzach" i przewozu towarów między nimi. W Kairze i Aleksandrii pojawiły się europejskie firmy i konsulaty. Imperialne zainteresowania Egiptem i drogą do Indii doprowadziły wreszcie do sławnej ekspedycji Napoleona Bonaparte (1798). Posłużył się on pretekstem, iż działa w interesie Turcji, aby położyć kres mameluckim uzurpacjom i wyzwolić Egipcjan spod mameluckiego despotyzmu. Sama możliwość wysunięcia takiej argumentacji świadczy, jak słabo już u schyłku XVIII w. Egipt tkwił w strukturze imperium osmańskiego. Na Półwyspie Arabskim zwierzchność turecka rozciągała się jedynie na środkowo-wschodnie wybrzeże Morza Czerwonego, ale był to Al-Hidżaz, serce islamu ze świętymi miejscami Mekką i Medyną. Porta przywiązywała wielką wagę do Al-Hidżazu ze względów religijno-prestiżowych oraz korzyści płynących z pielgrzymek i towarzyszących im jarmarków. Rzeczywistymi władcami kraju byli jednak szarifowie Mekki. Turcja nie pobierała z Al-Hidżazu podatków, a nawet paszowie Egiptu i Syrii byli zobowiązani do składania darów duchowieństwu w Mekce i subwencjonowania szejków hidżaskich plemion. Turecki pasza Al-Hidżazu był bardziej przedstawicielem sułtana przy szarifie niż gubernatorem kraju. Położony na południe od AI-Hidżazu Jemen (wówczas Sana) już w 1633 r. uniezależnił się od Turcji. Pod władzą imama Sany znajdował się również ważny port Aden, który w 1735 r. został zdobyty przez sułtana Lahidżu. Cała ta południowo-zachodnia część Półwyspu Arabskiego, obejmująca Jemen, Aden, Lahidż i Hadramaut, była to wysławiana już w starożytności Arabia Felix (Arabia Szczęśliwa), urodzajna kraina Mokki (od tego miasta nazwa kawy) i adeńskiego handlu. Znaczenie tego handlu w czasach nowożytnych zmalało po odkryciu przez Portugalczyków morskiej drogi do Indii i rozwinięciu się plantacji kawy na Jawie. Ale u schyłku XVIII w. Anglicy zaczęli żywo interesować się Adenem. Po wyparciu Portugalczyków w XVII w. z południowo-wschodniej Arabii rozrosło się tam silne państwo morskie Oman, bogacące się handlem i korsarstwem. Imamowie Omanu kontynuowali ekspansję kosztem Portugalii i w XVIII w. rozbudowali swe imperium na wschodnim wybrzeżu Afryki i wyspie Zanzibar. Za czasów Nader Szaha Persowie podjęli próbę podboju Omanu, ale zostali stamtąd wyparci w 1741 r. Przywódca w walce z Persami, kupiec z Maskatu Ahmad Ibn Sau'd, został proklamowany dziedzicznym imamem (uprzednio tron Omanu był elekcyjny). Oman długi czas skutecznie bronił się przed europejską penetracją, nie zezwalając na założenie francuskich i angielskich faktorii w Maskacie. Pod koniec XVIII w. brytyjska Kompania Wschodnioindyjska uzyskała tu jednak przywileje handlowe. Na północ od Omanu, na wybrzeżu Zatoki Perskiej, znajdowały się liczne drobne państewka arabskie, których ludność trudniła się korsarstwem (Wybrzeże Piratów) i poławianiem pereł. Na północnym krańcu tej strefy, u styku Arabii z Irakiem i Persją, powstało w XVIII w. silne księstwo Kuwejt. Obrzeżony ciągnącym się od Al-Hidżazu do Kuwejtu pasmem nadmorskich państw Półwysep Arabski był w swym rozległym, pustynnym wnętrzu Nadżd krajem niemal całkiem nieznanym i odizolowanym od świata. Arabowie z wybrzeży niewiele wiedzieli o tym, co się dzieje wśród koczujących beduinów i osiadłych w oazach szczepów. I przez wiele stuleci poza ciągłymi walkami rodowymi i plemiennymi nie działo się tam nic szczególnego. Ale na przełomie XVIII i XIX w. Nadżd miał wstrząsnąć światem islamu. We wszystkich muzułmańskich krajach Afryki i Azji pojawiało się wielu wędrownych kaznodziei, mistyków, ascetycznych derwiszów i marabutów, którzy pozyskiwali sobie grupy wyznawców i niekiedy tworzyli polityczne związki. Były to jednak przeważnie zjawiska nietrwałe lub o lokalnym znaczeniu. Około 1740 r. w pustynnym wnętrzu Arabii rozpoczął nauczać nowy mistrz Muhammad ibn Abd al-Wahhab, który zarzucił całemu muzułmańskiemu światu "odstępstwo od islamu". Reforma wahhabicka miała charakter ascetyczny, purytański i konserwatywny.Potępiono zarówno kult świętych i żywotne wśród beduinów pozostałości fetyszyzmu, jak i wszelkie obyczaje nie znajdujące literalnej sankcji w Koranie, jak palenie tytoniu i picie kawy. Sekta znalazła fanatycznego wyznawcę w osobie emira federacji Anaza - Muhammada Ibn Sau'da (1747-1765), założyciela do dziś panującej dynastii saudyjskiej. Wahhabizm stał się narzędziem zjednoczenia Nadżdu. Muhammad i jego syn Abd al-Aziz (1765-1803) wypowiedzieli "świętą wojnę" wszystkim księstwom i plemionom, które nie przyjmą nauki Abd al-Wahhaba. Po czterdziestu latach nieustających wojen u schyłku lat osiemdziesiątych XVIII w. cały Nadżd przyjął wahhabizm i uznał zwierzchnią władzę emirów Ibn Sau'dów. Wówczas nadeszła pora do skierowania "świętej wojny" przeciw dalszym "odstępcom od islamu", za których uznawano zarówno Turków, jak szarifów Mekki. Jeśli dojrzewanie wahhabizmu wewnątrz Nadżdu należy do historii XVIII w., to dalsza ekspansja wahhabickiego państwa w rejonie Morza Czerwonego i Zatoki Perskiej stanowi już element dziewiętnastowiecznej "kwestii wschodniej" i postępującego w tym stuleciu rozkładu imperium osmańskiego. Na północ od Półwyspu Arabskiego znajdował się obszar słabo kontrolowanych przez Portę prowincji tureckich. Syria wraz z Libanem i Palestyną były widownią rywalizacji arabskich emirów i szejków, a rola Stambułu polegała głównie na udzieleniu inwestytury (firmanów) zwycięzcom. Od 1710 r. emirowie Libanu uzyskali znaczną niezależność. W Libanie nastąpiło wzmocnienie chrześcijaństwa w obrządku maronickim i zacieśnienie związków tego Kościoła z Rzymem. Studiujący we Włoszech maronici byli najbardziej zeuropeizowanymi Arabami i wydali kilku uczonych mających poważny wkład w europejską arabistykę. Bardziej podporządkowana tureckiemu paszy była oligarchia rządząca w Syrii, choć i tu ścierały się wpływy protureckich i antytureckich klanów ("biali" i "czerwoni") oraz umacniała się pozycja lokalnych wielmożów. Jeden z nich, szejk Az-Zahir, w połowie XVIII w. stworzył sobie spore państwo w północnej Palestynie i południowym Libanie. Odbudował on i ufortyfikował leżące w ruinie od czasu wypraw krzyżowych portowe miasto Akkę, z którego sprawował dyktatorskie rządy. Pod surowymi, ale sprawiedliwymi rządami Az-Zahira jego państwo dobrze prosperowało pod względem gospodarczym. W 1769 r. palestyński dyktator sprzymierzył się z powstaniem mameluków, podobnie jak Ali Bej licząc na pomoc Rosji, której flota działała na syryjskich wodach. Az-Zahir dokonał znacznych podbojów w Syrii, ale uległ połączonym siłom emira Libanu i wojsk tureckich. Oblężony w Akce, został w 1775 r. zamordowany. Przy rozgromieniu Az-Zahira odznaczył się Ahmad Pasza al-Dżazzar, który rozpoczął swą karierę jako bośnicki niewolnik Ali Beja i w służbie mameluków zasłużył sobie na przydomek "rzeźnika". Mianowany przez Turcję gubernatorem Sydonu (Sajdy), Ahmad al-Dżazzar, poczynał sobie równie samowolnie jak niegdyś Az-Zahir. Na terenie Palestyny, Libanu i Syńi zbudował rozległe państwo ze stolicą w Akce. Licząc się z faktem dokonanym Porta w 1780 r. uczyniła uzurpatora wielkorządcą całej Syńi. Był jej faktycznym królem aż do swej naturalnej (rzecz niezwykła) śmierci w 1804 r. Ahmad Pasza stworzył silną armię zorganizowaną na mamelucką modłę, wsławił się terrorem i okrucieństwem, ale z powodzeniem stawił w Akce czoła Bonapartemu. Kwitnąca niegdyś Mezopotamia nie podźwignęła się po najazdach mongolskich i pod panowaniem tureckim pogłębiał się upadek gospodarczy kraju będącego terenem częstych wojen między Persją a Turcją. Bagdad i Basra z średniowiecznych metropolii arabskiego świata stały się licho wegetującymi miastami prowincjonalnymi. Zmniejszyła się powierzchnia ziem uprawnych i wzrastała liczba koczowników. Na terenie dzisiejszego Iraku Turcy utworzyli dwa paszałyki: bagdadzki (o ludności przeważnie arabskiej) i mosulski (zamieszkany głównie przez Kurdów). Stosunki polityczne w Kurdystanie, gdzie panował ustrój rodowo-plemienny, były płynne. Panowanie tureckie opierało się na lennach wojskowych, ale Kurdowie zawsze lawirowali między Turcją a Persją. Władza turecka była silniejsza w paszałyku bagdadzkim, w którym jednak w XVIII w. powstała sytuacja przypominająca mamelucki Egipt. Mianowany na początku stulecia tureckim wielkorządcą Bagdadu Hasan Pasa po 20 latach wojen z arabskimi plemionami podporządkował sobie cały Irak (wraz z Kurdami) i ustanowił dynastyczną władzę. Wiążąc się rodzinnie z arabskimi szejkami stworzył Hasan, potężny klan. Trzymał kraj w ręku przy pomocy janczarów i kulemenów, białych niewolników sprowadzanych przeważnie z Kaukazu i będących odpowiednikiem egipskich mameluków. W latach 1750-1831 rządzili Irakiem paszowie pochodzący albo z rodu Hasana, albo spośród jego külemenów. Od Zatoki Perskiej (Al-Basra) po Kaukaz (Gruzja) ciągnęło się niespokojne turecko-perskie pogranicze. Zachodnia Gruzja pozostawała pod zwierzchnością Turcji, wschodnia Gruzja pod zwierzchnością Persji. Podobnie podzielona była Armenia, a terytorium spornym pozostawał wielki obszar Azerbejdżanu. W XVIII w. w rejonie Kaukazu i południowo-zachodniego wybrzeża Morza Kaspijskiego pojawiło się trzecie mocarstwo - Rosja. Zakotłowało się w tej części świata w związku z wielkimi kryzysami wstrząsającymi państwem perskim. W XVI i XVII w. Persja pod panowaniem dynastii Safawidów (1502-1736) przeżywała okres politycznej, gospodarczej i kulturalnej świetności. Stolica Safawidów, Isfahan, stała się jednym z najpiękniejszych miast Wschodu. Pomyślnie rozwijały się stosunki handlowe z Europą, zwłaszcza z Francją, z którą szach Husejn I (1694-1722) zawarł w 1708 r. traktat przyjaźni. Gwałtowne załamanie się monarchii Safawidów miało zapewne różnorodne przyczyny, można jednak wskazać jedną, typową dla dziejów Azji. U początku dynastii stał zazwyczaj utalentowany uzurpator, często "barbarzyński" zdobywca. Jego najbliżsi następcy przyswajali sobie kulturę dworską będąc równocześnie energicznymi monarchami. Później jednak atmosfera orientalnych przepychów i rozkosze haremów powodowały degenerację i "zniewieściałość" apatycznych samodzierżców. I wówczas zjawiał się nowy uzurpator, i rozpoczynał się nowy cykl. Tak się też rzecz miała z ostatnimi Safawidami. W 1709 r. we wschodniej części imperium rozpoczęły się bunty afgańskich lenników szacha, którzy ogłosili "świętą wojnę" sunnitów przeciw "perskim heretykom". Nieudolny Husejn I próbował pertraktować, podczas gdy powstanie objęło cały perski Afganistan. W 1722 r. wódz afgański Mir Mahmud wyruszył na podbój Iranu, w bitwie pod Golnabad rozpędził dobrze uzbrojoną armię perską, zdobył Isfahan i ogłosił się szachem Persji. Zdobywca Isfahanu niedługo cieszył się tą godnością, bo w następstwie walk między różnymi afgańskimi ugrupowaniami w 1725 r. tron przypadł Aszrafowi. Równocześnie w północnym Iranie utrzymywali się Safawidzi (szach Tahmasp). Korzystając z rozpadnięcia się Persji Turcja i Rosja dokonały zaboru pogranicznych obszarów. W latach 1722-1723 Turcy zajęli wschodnią Gruzję i Armenię oraz południowy Azerbejdżan i Kurdystan, Piotr I zaś podbił wybrzeża Morza Kaspijskiego po Astarabad. Uznał te nabytki Rosji Tahmasp, który zabiegał o pomoc Piotra I przeciw Afgańczykom. Aszraf próbował walczyć z tureckim najazdem, ale w 1727 r. zawarł pokój z Turcją i uznał się jej lennikiem. Od 1725r. na służbie szacha Tahmaspa był znany już nam Nader. Opierając się na turkmeńskich plemionach koczowniczych stworzył on dziką i niezwyciężoną armię, która w 1729 r. rozbiła wojska Aszrafa i wygnała Afgańczyków z Iranu. Nie będziemy tu opowiadać wojennej epopei Nadera. W wyniku zwycięskiej wojny z Turcją odzyskał on wszystkie prowincje państwa Safawidów, a Rosja polubownie odstąpiła mu zdobycze Piotra I. Podboje Nadera sięgnęły w głąb Azji Środkowej, Indii i Półwyspu Arabskiego, ale nie były trwałe. W 1732 r. Nader złożył z tronu szacha Tahmaspa i jako regent przy małoletnim Abbasie III objął rządy. W parę lat później zainscenizował wybory i obwołany szachem Persji koronował się na Stepie Mugańskim (1736) kładąc kres formalnemu panowaniu dynastii Safawidów. Ciężko już doświadczony w latach afgańskiego podboju i wojny między dwoma szachami Iran za panowania Nader Szaha (1736-1747) znalazł się pod żelazną ręką militarnego despotyzmu. Szach na szeroką skalę konfiskował dobra ziemskie, stanowiące lenna starszyzny plemiennej (tiule), a także majątki kościelne i prywatne. Znosił dożywotność i dziedziczność dygnitarstw przemieniając wielkorządców w urzędników mianowanych i odwoływanych na rozkaz monarchy. Po złupieniu skarbów Wielkiego Mogoła ogłosił 1739 r. uwolnienie ludności swego państwa na trzy lata od podatków. W związku z ustawicznymi wojnami wkrótce jednak ustanowiono podatki wyższe niż kiedykolwiek i pobierano je z surową bezwzględnością. Wybuchające na terenie wielkiego imperium powstania i bunty Nader Szah topił w morzu krwi. Podczas karnej ekspedycji przeciw zrewoltowanym Kurdom w 1747 r. Nader został zamordowany w swoim namiocie. Po śmierci szacha jego bratankowie podjęli bratobójczą walkę o władzę. Nastąpił szybki rozpad imperium i nadeszły lata zamętu, w których największą plagą było przemienienie się licznej armii Nadera w bandy rozbójników. Z tego kryzysu wyłoniły się dwa niezależne państwa: Persja i Afganistan. Pierwszym etapem w drodze do ponownego zjednoczenia Iranu było okrzepnięcie władzy chanów turkmeńskiego plemienia Kadżarów w prowincjach północnych i opanowanie prowincji południowej przez przywódcę kurdyjskiego plemienia Zandów - Karim Chana. Po długiej walce w 1758 r. pokonał on Kadżarów i prawie cały Iran uznał jego władzę. Przezorny Karim-Chan nie ogłosił się szachem, ale rządził zrazu jako regent przy małoletnim potomku Safawidów, Ismaile III, a po śmierci tego chłopca już samodzielnie, ale bez budzącego tyle namiętności tytułu. Przeniósł też swą stolicę z Isfahanu do Szirazu, gdzie wzniesiono wiele pięknych budowli i zakładów przemysłowych. Rządy wakila (delegata narodu) Karim Chana Zanda (1760-1779) były w historii Persji pomyślnym okresem przywrócenia porządku publicznego i rozwoju gospodarczego. Aby ożywić handel niekoronowany król Iranu zawarł w 1763 r. traktat z Anglią, zezwalając na założenie ufortyfikowanych faktorii brytyjskich w Bandar Abbas i Buszahr nad Zatoką Perską. Przyznanie rozległych przywilejów Kompanii Wschodnioindyjskiej miało zaważyć nad przyszłością tej strefy. Po śmierci Karim Chana Persja znów stała się widownią długotrwałych walk o władzę i wojen między dynastią Zandów a chanami kadżarskimi. Ostatecznego zjednoczenia czy też podboju całego Iranu dokonał Agha Mohammad Chan, który w 1795 r. przyjął tytuł szacha i dał początek panującej do 1925 r. dynastii kadżarskiej. We wschodniej części byłego imperium Nader Szacha utrzymał jedność założyciel silnego państwa afgańskiego - emir Ahmad Szah Durrani (1747-1773). Nie tylko zostały spełnione cele odwiecznej walki chanów afgańskich o uniezależnienie się od Persji na zachodzie, a od Wielkich Mogołów na wschodzie, ale Afganistan stał się państwem ekspansywnym i zaborczym. Ahmad Szah kontynuował kierunek wytyczony przez Nader Szaha. Niełatwo było utrzymać w ryzach wojowniczych chanów afgańskich i niewiele można było wycisnąć pieniędzy z tego górzystego kraju koczujących pasterzy. Władców Kabulu zawsze pociągała bogata nizina Pendżabu. Ekspansja w kierunku Indii nie była jedynym szlakiem afgańskich podbojów, ale w dziejach Indii o największym znaczeniu powszechnodziejowym. Ahmad Szah podbił cały Pendżab (1751) i Kaszmir (1752), złupił Delhi i odebrał Wielkiemu Mogołowi Sirhind (1757), wreszcie w 1759 r. z wielką armią wkroczył do Indii na walną rozprawę z federacją maracką. Zakończyła się ona pogromem Marathów w bitwie pod Panipatem (16 I 1761), stanowiącej jedną z ważniejszych dat w dziejach Indii. Wprawdzie później Sikhowie wyparli Afgańczyków z Pendżabu, a w 1764r. oddziały afgańskie wspomagały nawaba Bengalu przeciw Anglikom, ale Ahmad Szah w sposób istotny nadwyrężył główne siły Indii. Ponadto państwo afgańskie żyło kosztem eksploatacji swych posiadłości w Hindustanie. Następcy Ahmada Szaha utrzymali jedność Afganistanu do 1818 r., kiedy to rozpadł się na cztery księstwa. Wkrótce miały się rozpocząć wojny afgańsko-angielskie. Poza Iranem i Afganistanem imperium Nader Szaha obejmowało jeszcze wiele krajów, które w połowie XVIII w. uzyskały niezależność. Azerbejdżan rozpadł się na wiele drobnych chanatów i z końcem XVIII w. stał się terenem wpływów rosyjskich. Uniezależniła się od Persji wschodnia Gruzja, aby w 1783 r. poddać się pod protektorat Katarzyny II. Spośród podbitych przez Nadera w Azji Środkowej chanatów uzbeckich i turkmeńskich największe znaczenie miały Buchara i Chiwa. Oporną Chiwę najeźdźca gruntownie spustoszył, natomiast w uległej Bucharze ustanowił swym namiestnikiem Muhammada Rahima z uzbeckiego plemienia Mangytów. Po śmierci Nadera Muhammad Rahim przybrał tytuł emira i założył dynastię panującą w Bucharze do XX w. Aczkolwiek Buchara w XVIII w miała już za sobą czasy swej ekonomicznej i kulturalnej świetności, to pod rządami mangyckich emirów chanat bucharski stał się silnym i ekspansywnym państwem. Natomiast targany plemiennymi walkami Turkmenów i Uzbeków chanat chiwijski bardzo powoli dźwigał się z ruiny. Po upadku imperium Nader Szaha oba chanaty wraz z całą Azją Środkową znalazły się w orbicie oddziaływania Rosji i Chin. 5. Chiny pod panowaniem Mandżurskiej dynastii Cing W czasie swej długiej historii Chiny wielokrotnie były podbijane i opanowywane przez "barbarzyńców". Dokonany w połowie XVII w. podbój Niebiańskiego Cesarstwa przez Mandżurów był jednak zjawiskiem szczególnym zarówno ze względu na łatwość podboju, jak i szybkość i trwałość stabilizacji rządów mandżurskiej dynastii. Złożyły się na to dwie przyczyny: sytuacja wewnątrz Chin na schyłku epoki Ming i charakter nowych zdobywców. Po wyzwoleniu się spod mongolskiego panowania Chiny za czasów dynastii Ming (1368-1644) nie odtworzyły środkowoazjatyckiego imperium. Żywa zwłaszcza w XV w. ekspansja chińska kierowała się teraz ku morzom i krajom południowo-wschodniej Azji. Bardziej handlowa i osadnicza niż polityczna penetracja Indochin, Filipin, Malajów i Indonezji była zjawiskiem długotrwałym, ale nie miały celów zdobywczych niezwykłe w dziejach Chin wielkie ekspedycje cesarskiej floty ( 1405-1433), która pod dowództwem mahometańskiego eunucha Czeng Ho (Zheng He) docierała aż do wschodnich wybrzeży Afryki. Mimo nasycenia południowo-wschodniej Azji chińskim żywiołem Mingowie nie rozbudowali więc imperium na południu i cesarstwo zamknęło się w obrębie Chin Wewnętrznych. Odbudowawszy z wielkim nakładem zniszczony za Mongołów Wielki Mur, Chińczycy zajęli na północy postawę defensywną. Wschodnie wybrzeża były nawiedzane przez japońskich korsarzy i Japończycy opanowali Koreę, z której zostali wyparci przez Mingów po ciężkiej wojnie. Mówi się często, że walki z Japończykami oraz z najazdami mongolskich i mandżurskich koczowników podcięły siły cesarstwa Ming. Czemu to jednak władcy stumilionowego imperium nie podcięli sił japońskich piratów i stepowych pasterzy? Trzeba stwierdzić, że Chińczycy nie byli narodem wojowników, aczkolwiek generałowie odgrywali dużą rolę w historii Chin. Wojny chińskie były to przede wszystkim wojny domowe, w których wiele było buntów i pacyfikacji, a także konwencjonalnej gry wojenno-politycznej. U schyłku dynastii Ming, nie po raz pierwszy zresztą w dziejach Chin, ciężką plagą stała się rozwielmożniona na dworze i w administracji koteria skorumpowanych eunuchów. Ucisk fiskalny, postępująca koncentracja własności ziemi w rękach obszarników oraz nasilenie swoistej feudalno-lichwiarskiej eksploatacji spowodowały ostre konflikty na wsi. Przyczyną upadku dynastii Ming były wielkie powstania chłopskie i wojna domowa. Jedna ze stron wezwała pomocy Mandżurów, którzy opanowali stołeczny Pekin i Chiny Północne nie jako zdobywcy, lecz jako interwenci. Przedmiotem rzeczywistego mandżurskiego podboju stały się dopiero Chiny Południowe. Mandżurowie w pierwszej połowie XVII w. nie byli już prymitywnymi koczownikami. Zjednoczyciel całej Mandżurii Nurhaczi (1559-1626) zbudował silne państwo, łączące organizację militarno-plemienną z kunsztem administracyjnym wdrażanym na chińską modłę. Mandżurowie podporządkowali sobie Mongolię Wewnętrzną i penetrowali tereny nad Amurem, a w latach 1618-1629 podbili kresową prowincję chińską Liaotung (Liaodong) i zhołdowali przyległą do niej Koreę. W krytycznym roku 1644 na północ od Wielkiego Muru rozpościerało się państwo, w którym najliczniejszą grupę etniczną stanowili Chińczycy z Liaotungu i którego 150-tysięczna armia składała się w połowie z Mandżurów, a w połowie z Chińczyków i Mongołów. Po błyskawicznym opanowaniu Chin Północnych rozpoczęły się blisko czterdziestoletnie wojny na Południu. W pierwszym etapie były to prowadzone głównie przez współpracujących z Mandżurami chińskich generałów i dygnitarzy walki z "południowymi Mingami". Po ich pokonaniu przybyli z północy chińscy zwycięzcy zaczęli sobie poczynać jak udzielni władcy i zostali z kolei rozbici przez wojska mondżurskie. Ten drugi etap podboju południowych Chin zakończył się w 1683 r., kiedy poddało się ostatnie gniazdo oporu na wyspie Tajwan. Definitywnym zdobywcą Chin Południowych i właściwym fundatorem cesarstwa Cing (Qing) był Kang Si (Kangxi) (1662-1722). Został on cesarzem mając 8 lat, a osobiste rządy objął po zrzuceniu regencji w 1673 r. Ten silnie już schińszczony i uczony Mandżur zachował jeszcze wiele z charakteru północnego chana. Rozmiłowany w koniach i łowach, był wielkim wojownikiem. Po krótkim panowaniu Jung Czenga (Yongzhenga) (1723-1736), które zapisało się głównie rozbudową tajnej policji i szpiegostwa, zasiadł na tronie Cien Lung (Qianlong) (1736-1796). W przeciwieństwie do swego fizycznie i umysłowo ruchliwego dziada nie opuszczał pałaców i ogrodów Miasta Cesarskiego w Pekinie. z tego chińskiego Wersalu (choć raczej o tyle młodszy Wersal wypadłoby nazwać francuskim Miastem Cesarskim) Cien Lung przy pomocy generałów, mandarynów, policji i poetów rządził ciałami i duszami już chyba 200 milionów poddanych Niebiańskiego Cesarstwa. W półwieczu panowania Kang Si więcej było przemian, a w sześćdziesięcioleciu panowania Cien Lunga więcej skostnienia. Pamiętając o tym oraz różnych indywidualnościach dziada i wnuka można jednak cały chiński wiek XVIII traktować jako okres dość jednolity. Historia Chin za panowania mandżurskiej dynastii Cing (1644-1911) dzieli się na dwie bardzo kontrastujące ze sobą epoki. Wiek XVIII to szczyt ekspansji terytorialnej i materialnej pomyślności cesarskich Chin, wiek XIX zaś to okres gwałtownej dekadencji politycznej, gospodarczej i kulturalnej Państwa Środka. Historycy mają często skłonność patrzeć na chiński wiek XVIII poprzez wiek XIX i dostrzegać "robaka lęgnącego się już w kwiecie" Katastrofą Chin w XIX w. było zderzenie z europejskim imperializmem. Czy - gdyby nie mandżurskie rządy - Chiny byłyby lepiej materialnie, intelektualnie i moralnie przygotowane do tej nieuniknionej konfrontacji? Nie sposób na tego rodzaju pytanie odpowiedzieć. Można jedynie zauważyć, że już za czasów dynastii Ming drogi rozwojowe zachodniej Europy i Chin szły w niebezpiecznym dla przyszłości Niebiańskiego Cesarstwa kierunku. Za symboliczną datę można uznać ów rok 1433, kiedy to w Pekinie zakończono wyprawy wielkich cesarskich dżonek, a w Lizbonie Henryk żeglarz wysłał karawelę z rozkazem wypłynięcia poza uważany za "kraniec świata" afrykański przylądek Bojador. Ale nawet rozpatrując epokę Cing jedynie w aspekcie wewnętrznych dziejów Chin stajemy wobec zagadnienia nader złożonego. Wydaje się bowiem, że te same czynniki, które w XVIII w. działały na rzecz mocarstwowej na ówczesną azjatycką skalę potęgi cesarstwa, w dalszej przyszłości stały się źródłami słabości. W pierwszym okresie mandżurskiego podboju zanosiło się na to, że Chiny,jak to już nieraz bywało, rozpadną się na Cesarstwo Północne i Cesarstwo Południowe. Zręczna polityka i siła bojowa Mandżurów nie dopuściły do tego, pogłębił się jednak odwieczny podział. Dla skorych do kolaboracji obszarników z Północy przybycie Mandżurów oznaczało kres wojen chłopskich i wojny domowej, bardziej lojalnym w stosunku do Mingów ludziom z Południa przyniosło zaś cierpienia czterdziestoletniej wojny. Ważniejsza była okoliczność, że na skutek połączenia mandżurskiego państwa z Chinami Pekin przestał być miastem przygranicznym i północna część imperium rozrosła się o mongolsko-mandżurskie prowincje, kraje znacznie uboższe od Chin Wewnętrznych, ale będące kolebką zdobywców. Mandżurowie lepiej od Mingów czuli się w tak usytuowanym Pekinie i Nankin (za Mingów niejako odpowiednik Moskwy w popiotrowej Rosji) utracił znaczenie drugiej stolicy. W północnych prowincjach i w rozbudowywanym paromilionowym Pekinie mieściła się więc stolica, dwór, armia urzędników i główne mandżurskie garnizony. Tutaj wydatkowano też znaczną większość dochodów państwowych, które płynęły przeważnie z bardziej ludnych i bogatych prowincji południowych. Ludziom z Południa znacznie trudniej było piąć się po szczeblach urzędniczej kariery niż ludziom z Północy. Na południu najwięcej też było rozgoryczonych i skłonnych do konspirowania zwolenników powrotu dynastii Ming, mających powiązania z chińską diasporą w południowo-wschodniej Azji. Ale to upośledzenie i niezadowolenie Południa, tak jak inne ujemne zjawiska towarzyszące mandżurskim rządom, stało się politycznym problemem dopiero w sto lat po zakończeniu wojen domowych XVII w. Mandżurowie byli lepszymi żołnierzami od Chińczyków i mandżurska organizacja plemienno-militarna zapewniła sukcesy pierwszych cesarzy dynastii Cing. Aby nie dopuścić do rozpłynięcia się tej siły w chińskim oceanie, zakazano Mandżurom żenić się z Chinkami i zajmować się czymkolwiek poza służbą wojskową i urzędniczą. Urzędy państwowe obsadzano w połowie Mandżurami, a w połowie Chińczykami. W epoce gruntowania się nowej władzy była to może decyzja przezorna. Mandżurscy kandydaci na urzędy przechodzili przez takie same mandaryńskie egzaminy co Chińczycy, ale wobec ilościowych proporcji dwóch populacji uczony Chińczyk stawał do konkursu w tłumie konkurentów, a pozbawiony rywali mandżurski panicz od dzieciństwa mógł być pewien uzyskania promocji. Podzielony na sławetne Osiem Chorągwi i rozlokowany po garnizonach, wyłączonych dzielnicach miast i urzędach naród mandżurski stał się utrzymywaną na koszt państwa uprzywilejowaną kastą, żyjącą z nadań ziemskich i "ryżu z danin". W tych warunkach Mandżurowie pogrążyli się w nieróbstwie i wygodnictwie, stali się utracjuszami, pijakami i palaczami opium oraz całkiem utracili tak cenione zalety bojowe. Na dopełnienie się tego procesu degeneracji trzeba było jednak kilku pokoleń, dał więc on o sobie znać dopiero pod koniec XVIII w. Poza wszczepieniem w chiński organizm mandżurskiej plemienno-militarnej organizacji Ośmiu Chorągwi (wyższe stanowiska zastrzeżone dla "chorągwianych" Mandżurów, Mongołów i Chińczyków; wprowadzenie 3 urzędowych języków), dynastia Cing nie tknęła starych instytucji Niebiańskiego Cesarstwa. Pilnujący swej rasowej "czystości" Mandżurowie pod względem kulturalnym szybko ulegli sinizacji, w czym przewodził dwór cesarski. Mówi się, że Cingowie byli "bardziej chińscy niż Chińczycy". Przyczyną tego była zarówno rozsądna polityka jednania sobie nowych poddanych, jak i uzasadniony podziw niedawnych nomadów dla wyższej cywilizacji. Brali z niej to, co było najbardziej uświęcone tradycją i najbardziej sprzyjało stabilizacji autorytetu, a więc ortodoksyjną doktrynę neokonfucjańskiej scholastyki. Skostnienie tej doktryny było już odwieczne, ale Mandżurowie wiele zdziałali, aby umocnić konserwatywny konformizm ideologiczny i wytrzebić wszelką nieprawomyślną myśl. W rządzonych przez urzędników-uczonych Chinach życie intelektualno-artystyczne łączyło się najściślej z polityką. Dwaj najwybitniejsi cesarze z dynastii mandżurskiej: Kang Si i Cien Lung zasłynęli jako wielcy mecenasi chińskiej nauki, literatury i sztuki, a Cien Lung sam napisał niezliczoną liczbę wierszy (w czym musieli mu pomagać ministrowie) i namalował mnóstwo średniej jakości obrazów. Mecenat Cingów był połączony z niezmiernie wnikliwą czujnością cenzorską tyczącą zarówno żywych, jak i umarłych. Epoka wielkich kataklizmów towarzyszących upadkowi Mingów i mandżurskiemu podbojowi wstrząsnęła życiem umysłowym Chin i wydała sporo wybitnych myślicieli wyłamujących się z kanonów konformistycznej ortodoksji. Nazwiska tych ludzi zajmują poczesne miejsce w historii chińskiej literatury naukowo-filozoficznej, ale ich pisma wydobyto z utajenia i zapomnienia dopiero u schyłku XIX i XX w. Cingowie postarali się o to, żeby za życia było o nich głucho, a wobec uczonych zastosowano metodę kagańca i synekur. W tych warunkach w połowie XVIII w. wygasło ożywienie oryginalnej i krytycznej myśli, nastały natomiast złote lata dla posłusznych erudytów, filologów, kompilatorów, słownikarzy, bibliografów, encyklopedystów i kopistów. Spośród wielu kompilowanych na cesarskie zlecenie zespołowych prac erudycyjnych najsławniejsza jest tzw. Cesarska biblioteka rękopisów sporządzona w latach 1772-1792 przy pomocy ogromnego sztabu uczonych i cenzorów oraz 15 tys. kopistów. Cien Lung polecił dokonać przeglądu całego chińskiego piśmiennictwa stworzonego w ciągu tysiącleci i oddzielenia tego, co godne pamięci, od tego, co należy na zawsze wymazać. Spisano więc indeks tysięcy ksiąg zakazanych, które rozkazano w całym państwie zniszczyć. Inne dzieła poddano cenzurze, wykreślając z nich wszelkie mogące mieć pejoratywny wydźwięk wzmianki o Mandżurach i wcześniejszych koczownikach oraz wszystko, co zawierało myśli wywrotowe i nieprawomyślne. Tak oczyszczone piśmiennictwo chińskie zostało zebrane i usystematyzowane w 36 tysiącach tomów przepisanych w czterech egzemplarzach. Troska o "czystość" literatury wiązała się z jej szczególną rolą w chińskiej biurokracji. Wszystkie awanse na urzędy były poprzedzone konkursowymi egzaminami, w których należało się wykazać filozoficzną erudycją i poetyckim kunsztem. Ta odwieczna praktyka uległa za Cingów dalszemu skostnieniu w ortodoksyjnym, całkowicie oderwanym od praktycznej i empirycznej wiedzy klasycyzmie. Podstawowe nauki moralne, ujęte w duchu konfucjańskiego i cesarskiego paternalizmu, wyłożył w 1670 r. cesarz Kang Si w "Edykcie napominającym". Edykt głosił kult wieloszczeblowego autorytetu płynącego od cesarza poprzez urzędników do ojców rodzin i mężów, którym poddani - podatnicy,podsądni,żony i synowie - winni okazywać posłuszeństwo,cześć i ceremonialną uprzejmość. "Edykt napominający", rozbudowany potem przez Cien Lunga, stanowił credo, które miało być czytane w Chinach dwa razy w miesiącu aż do końca panowania dynastii mandżurskiej (1911). Paternalizm i konserwatywny konformizm umysłowy był zgodny z chińską tradycją państwową i dobrze służył konsolidacji mandżurskiej administracji, aż do czasu, kiedy ujawniła się groźna przepaść między techniczną sprawnością Europy a scholastyczną i drobiazgową uczonością mandarynów. Ale to dalsza historia. W XVIII w. aktualnym problemem była korupcja, ta chroniczna choroba uczonej chińskiej biurokracji. Po rozpędzeniu rozpanoszonych za Mingów eunuchów nastąpiła pewna "sanacja". Przestrzegano, aby urzędnik nie sprawował władzy w prowincji, z której pochodzi. Miało to zapobiegać zarówno politycznym partykularyzmom prowincji, jak krzewieniu się łapówkarsko-złodziejskich koneksji wśród "swoich ludzi". Zmianom na tronie towarzyszyły "czystki", radykalne zwłaszcza za krótkiego panowania despotycznego Jung Czenga. Ale uprzywilejowane stanowisko degenerujących się Mandżurów nie sprzyjało na dłuższy czas uczciwości urzędniczego stanu. Do stanowisk dochodzono nie tylko zdając rzeczywiste egzaminy, ale poprzez kupowanie promocji. O mandżurskich generałach panuje opinia, iż rozmyślnie przedłużali działania wojenne i stwarzali pozory zagrożenia, aby ciągnąć ogromne nielegalne zyski z wojen i pacyfikacji. Szerzeniu się korupcji sprzyjały zwłaszcza długie panowania, kończące się zgrzybiałością cesarza. Rekord długowieczności na cesarskim tronie ustanowił urodzony w 1711 r. Cien Lung. Kiedy w 1796 r. okres jego panowania dobiegł już lat sześćdziesięciu, szacunek dla pamięci dziada Kang Si (panował też lat 60, ale -jak wiemy - zaczął jako małoletni pod regencją) kazał mu abdykować na rzecz syna. Była to jednak tylko formalność i Cien Lung jako "nadcesarz" faktycznie panował aż do swej śmierci w 1799 r. I dopiero wtedy syn mógł się rozprawić z faworytem i pierwszym ministrem ojca - Mandżurem Ho-szenem (Heshenem), którego skonfiskowany majątek oszacowano na bajeczną sumę 223 mln taeli. W dwudziestoletnim okresie faworów Ho-szena korupcja wśród dworzan i urzędników osiągnęła nawet jak na chińskie stosunki skandaliczne rozmiary. Ale pod koniec panowania Cien Lunga pod wieloma już względami zaczęło się źle dziać w cesarstwie mandżursko-chińskim. Idąc za utartym już obyczajem spojrzeliśmy na chiński wiek XVIII poniekąd od końca. Za panowania Kang Si i w pierwszych dziesięcioleciach panowania Cien Lunga przeżywały jednak Chiny stulecie pod wielu względami wyjątkowo pomyślne. Było to przede wszystkim stulecie niemal całkowitego wewnętrznego pokoju. Wprawdzie Mandżurowie, lubiący się chełpić sukcesami militarnymi, wymieniali w swych annałach różne zwycięstwa odniesione i na terenie Chin Wewnętrznych, ale zważywszy obszar, zaludnienie i różnolitość imperium było tego w latach 1682-1796 niezwykle mało. Kilka poważniejszych operacji pacyfikacyjnych przeprowadzono przeciw buntującej się ludności obcoplemiennej (zwłaszcza narodowość Miao w środkowo-południowych Chinach) i muzułmańskiej (w północno-zachodniej prowincji Kansu-Gansu). Najcięższe walki stoczono w latach 1748-1749 i 1772-1774 w zachodnim Syczuanie. Był to nominalnie teren Chin Wewnętrznych, ale zamieszkujące niedostępny rejon plemiona znad rzeki Czin Czuan pozostawały dotąd faktycznie niezależne od cesarskiej administracji i nie chciały się jej poddać. Wyprawy Mandżurów przeciw tym plemionom miały więc charakter nie wojny domowej, ale imperialnego podboju. Osobliwością "Pax Manchurica" był brak tak częstych w dziejach Chin powstań chłopskich. Polityka agrarna Cingów i sytuacja agrarna w Chinach XVIII w. nie jest jeszcze dostatecznie wyjaśniona. Spotykamy się zarówno z opiniami o "ludowej dyktaturze opierających się na chłopach cesarzy", jak o "pogłębiającym się ucisku feudalnym na wsi". Zdobywający władzę w okresie wielkich wojen chłopskich Mandżurowie głosili zrazu hasło "wyrównania ziemi" i znacznie obniżyli podatki. Wywłaszczono wielu obszarników związanych z Mingami, ziemie ich nie przeszły jednak w ręce chłopów, ale stały się uposażeniem cesarskiej rodziny i mandżurskich dygnitarzy z Ośmiu Chorągwi. Ogólne obniżenie podatków też nie było trwałe. Usprawniono wprowadzony już w XVI w. system "jednego bicza", czyli obejmującego wszystkie warstwy uproszczonego podatku powszechnego płaconego w srebrze. Poza bardzo szeroko pojętą rodziną cesarską (stanowiącą chiński odpowiednik uprzywilejowanej arystokracji dziedzicznej) i stanem chorągwianych nie było w Chinach warstw korzystających z przywilejów podatkowych. Teoretycznie cała ziemia stanowiła własność cesarza, za rządów dynastii Cing prywatna własność ziemi została jednak jakby nieoficjalnie uznana i panował wolny obrót gruntami. Zdarzało się nawet dość często, że ziemie państwowe i wojskowe z rąk zadłużonych Mandżurów przechodziły na własność chińskich lichwiarzy. Tego rodzaju transakcje powodowały jednak anulujące dekrety. W literaturze historycznej przyjęło się teraz określanie chińskich obszarników angielską nazwą gentry. Wszelkie analogie między europejskimi a chińskimi stosunkami należy stosować oględnie, sytuacja na wsi chińskiej o tyle jednak przypominała angielską, że chłopi w znacznej większości byli dzierżawcami, a bogacze rządzili w gminach. Przeważnie spośród "gentry" rekrutowała się chińska biurokracja, bardzo drobiazgowo wnikająca w życie kraju. Źródłem znaczenia bogaczy nie były arystokratyczne przywileje, ale pieniądz, wykształcenie i urząd oraz ich wzajemne powiązania. Obszarnicy potrafili się uchylać od podatkowego "jednego bicza" i ciążące na gminach świadczenia zbiorowe przerzucać na chłopów. Chłopi byli w zasadzie wolni, mogli posiadać ziemię, kupować ją i sprzedawać. Proces koncentracji ziemi w rękach obszarników i popadania chłopów w osobistą zależność dokonywał się głównie poprzez zadłużenie ubogich analfabetów u bogatych i ustosunkowanych panów. A kredyt w Chinach był lichwiarski i prawa wobec dłużników surowe. Kiedy brzemię czynszów dzierżawnych, podatków państwowych i lichwiarskich procentów stawało się już nazbyt ciężkie, pracowici i cierpliwi chłopi chińscy podnosili bunt. Za panowania Mandżurów nieprędko miało dojść do sytuacji grożącej chłopskim buntem na większym obszarze cesarstwa. Po kataklizmach z XVII w. chińska "gentry" łatwo pogodziła się z Cingami, którzy skonfiskowali jedynie niewielką w skali ogromnego kraju część obszarniczych majątków, kultywowali wyznawany przez ziemiańsko-urzędniczą warstwę konfucjanizm i nie wtrącali się do stosunków agrarnych wewnątrz ustabilizowanych domen. Poza obrębem tych domen rząd cesarski poprowadził jednak politykę agrarną o dużym znaczeniu. Ziemie opustoszałe (a tych było po wojnach XVII w. wiele) i leżące odłogiem zwolniono od podatków Stanowiło to zachętę dla osadnictwa, które szerokim frontem posunęło się z gęsto zaludnionego Wschodu na Zachód. Ten ruch nawet nieco przekroczył granice Chin Wewnętrznych i przenikał na podbite przez Mandżurów wielkie obszary zachodnie. Ze względów politycznych zakładano tu osady wojskowe. Jeśli nie na tym "dzikim zachodzie", to na obszarze właściwych Chin nastąpiło znaczne powiększenie powierzchni ziemi uprawnej. Zjawisko to jednak tylko częściowo tłumaczy fenomen podwojenia się w tym czasie chińskiej populacji. Wielka ekspansja demograficzna najdobitniej świadczy o dobrodziejstwach stuletniego wewnętrznego pokoju. Równocześnie z postępami osadnictwa na Zachodzie dokonywała się intensyfikacja starannych upraw w prowincjach południowo-wschodnich, rozwój plantacji herbaty i pracochłonnego jedwabnictwa. Za czasów Cingów rosły wielkie miasta i bardzo wiele budowano. W architekturze i sztukach plastycznych, podobnie jak w piśmiennictwie, uwidacznia się w XVIII w. osłabienie inwencji twórczej. Nastała moda na wyszukane formy dekoracyjne, techniczną wirtuozerię, eklektyczny i archaizujący historyzm. Czasy Cien Lunga to epoka kolekcjonerów, spośród których największym był sam cesarz. Jego ogromna galeria obrazów stanowi poniekąd odpowiednik pomysłu zebrania całego chińskiego piśmiennictwa w "Cesarskiej bibliotece rękopisów". W sztuce epoki Cingów dostrzega się już objawy schyłkowości i wyjałowienia, w które miała popaść coraz bierniej powielająca stare wzory sztuka chińska XIX w. Zaznaczający się w dziedzinie kultury duchowej i artystycznej impas nie tyczył jednak kultury materialnej i rzemiosła. Cesarskie budowle zadziwiają wspaniałością, a wyroby sztuki stosowanej świetnym wykonaniem. Najbliższa rzemiosłu gałąź wielkiej chińskiej sztuki - porcelana, osiągnęła w XVIII w. szczyt jeśli może nie artystycznej to technicznej doskonałości. Nigdy też nie produkowano w Chinach porcelany w takiej ilości. Zniszczona w czasie wojen XVII w. cesarska manufaktura w Czingteczen (Jingdezhen) została za panowania Kang Si odbudowana i rozbudowana w gigantyczny zakład wyposażony w trzy tysiące pieców. Chińczycy jednak w swym ogrodowniczym rolnictwie i rękodzielniczym rzemiośle doszli do "górnego pułapu", ponad który nie można było wyjść bez naukowo-technicznej, przemysłowej i rolniczej "rewolucji". Odprawiając poselstwo angielskie, które w 1793 r. zabiegało o rozszerzenie stosunków handlowych z Chinami, cesarz Cien Lung napisał do króla Jerzego III: "Posiadamy wszystko, co istnieje. Nie przywiązuję wagi do przedmiotów dziwnych lub wymyślnych i nie odczuwam potrzeby wyrobów waszego kraju... Nasze Cesarstwo posiada wszystkie rzeczy w nieprzebranej obfitości i nie brakuje nam żadnych produktów wewnątrz jego granic. Nie ma zatem potrzeby przywożenia wyrobów barbarzyńców zagranicznych w zamian za nasze własne wyroby. Ponieważ jednak herbata, jedwab i porcelana produkowane przez Cesarstwo są całkowicie niezbędne dla narodów Europy i dla was, pozwoliliśmy, w drodze wyjątkowej łaski, kupcom europejskim osiąść w Kantonie". Dumne słowa cesarza odprawiającego z niczym lorda Macartneya zawierały jedynie część prawdy. Chińczycy istotnie nie odczuwali potrzeby żadnych europejskich wyrobów, przywykli natomiast do amerykańskiego srebra, które stało się podstawą obiegu pieniężnego w Chinach. Od czasu pojawienia się w XVI w. u chińskich wybrzeży portugalskich okrętów uprawiających na równi handel, co korsarstwo, Chińczycy odnosili się do europejskich kupców z dużą nieufnością. Europejczycy wraz ze swym pożądanym srebrem nieco jednak przeniknęli w głąb Chin u schyłku dynastii Ming i w czasie wojny Mandżurów z "południowymi Mingami". Po ustabilizowaniu się Cingów przywrócono ścisłe restrykcje ograniczające handel morski z Europą do Makau i Kantonu (obecnie Guangzhou). W 1720r. nastąpiła reorganizacja handlu kantońskiego przez utworzenie chińskiej konfraterni kupieckiej Kohong (Gonghong), mającej monopol na morski handel z Europą i pozostającej pod kontrolą władz państwowych. Od tego czasu handel kantoński silnie się rozwinął. Równocześnie jednak obostrzono przepisy izolujące Europejczyków (poza cieszącymi się łaską cesarską jezuitami) w wydzielonej dzielnicy Kantonu i w dzierżawionym przez Portugalię Makau. Niechęć do "zamorskich diabłów" nasilały zdarzające się często w Kantonie awantury oraz napływające wiadomości o tym, co działo się na terenie chińskiej diaspory. Bardzo wielu Chińczyków mieszkało na hiszpańskich Filipinach i holenderskiej Jawie. Chińscy kupcy z Manili stanowili ważny kanał, którym płynął chiński jedwab do Ameryki Łacińskiej i meksykańskie srebro do Chin. W postępowaniu władz hiszpańskich wobec filipińskich Chińczyków było wiele wahań i sprzeczności. Od 1709r. wciąż wydawano i odwoływano dekrety wyganiające Chińczyków z wysp. Hiszpanie nie bardzo sobie mogli poradzić na Filipinach bez obrotnych i pracowitych Chińczyków, ale starali się ich na siłę chrystianizować oraz wielokrotnie wszczynali prześladowania i krwawe pogromy. Jeszcze gorzej działo się na Jawie. Mimo wyrugowania z wyspy już w XVII w. chińskich kupców, bardzo liczna kolonia chińska opanowała tu rzemiosło i plantacje cukru, a chińscy lichwiarze i dzierżawcy podatków byli potęgą popieraną do czasu przez Holendrów. Nadszedł jednak czas prześladowań i deportowania Chińczyków jako niewolników na Cejlon. Sprowokowawszy chiński tumult, Holendrzy dokonali w 1740 r. wielkiej rzezi, mordując w samej Batawii przeszło 10 tys. Chińczyków. Pogrom ten, możliwy dzięki animozjom między Chińczykami a Jawajczykami, nie zakończył "sprawy chińskiej" na Jawie, która jątrzyła się do końca XVIII w. Stosunki między Chinami i Rosją też nie układały się zbyt przyjaźnie. Dekrety Cien Lunga z 1757 r. zaostrzyły politykę izolacji. Niebiańskie Cesarstwo nie chciało mieć nic wspólnego z Europejczykami, poza srebrem. Bilans, rosnącego od 1720 r. szybko, a od początku lat 1780-ych gwałtownie handlu Europy i Ameryki z Chinami był dla krajów Zachodu zdecydowanie ujemny. Chińczycy wymieniali herbatę, jedwab i porcelanę niemal wyłącznie na srebro, które płynęło do Kantonu szerokim strumieniem z Europy przez południowo-wschodnią Azję i bezpośrednio z Meksyku przez Filipiny. Chcąc zapobiec tej ucieczce srebra Europejczycy nadaremnie starali się wynaleźć jakieś atrakcyjne dla Chińczyków towary. Pewien popyt znajdowało drzewo sandałowe z Azji Południowej, hinduska bawełna, kanadyjskie i syberyjskie futra, angielskie sukno oraz rosyjska drobnica metalowa, ale wszystko to w znikomym stopniu równoważyło wartość towarów sprowadzanych z Chin. Chwycono się więc procederu równie lukratywnego, jak haniebnego. Od początku XVIII w. zaczął się szerzyć w Chinach nałóg palenia opium. Prawa cesarstwa od 1729 r. zabraniały przywozu tego narkotyku, ale szedł przemyt z Indii. Umocniwszy swe imperium w Indiach brytyjska Kompania Wschodnioindyjska założyła w Biharze pilnie strzeżone plantacje maku. Produkowane tu opium było zakazane na terenie Indii i przeznaczone jedynie dla Chin. Skrzynie z opium miały na sobie gwarantującą jakość wyrobu pieczęć Kompanii, ale zachowywano pozory ładując je na nie należące oficjalnie do Kompanii statki przemytnicze. Zawijały one nie do samego Kantonu, ale do Lingtingu u ujścia Rzeki Perłowej. Wraz z rozpowszechnianiem się nałogu palaczy opium i korupcji chińskich urzędników nielegalny handel szybko się rozwinął (z 1000 skrzyń w 1767r. do4tys.w 1790r.). Była to zresztą dopiero zapowiedź społecznej plagi narkomanii i zastąpienia w brytyjsko-chińskim handlu srebra przez opium w pierwszych dekadach XIX w. Miało to doprowadzić do stanowczego przeciwdziałania władz cesarskich i przełomowej w dziejach Chin pierwszej wojny opiumowej (1840-1842), stanowiącej walne zwycięstwo Wielkiej Brytanii "w obronie wolności handlu". Mówiliśmy już o upośledzeniu i niezadowoleniu Południa, o degenerowaniu się mandżurskich trutniów, o korupcji urzędników, o sklerozie neokonfucjańskiej scholastyki i akademizmu mandaryńskich egzaminów. Wszystkie te z wolna postępujące procesy zaważyły wówczas, kiedy Chiny weszły w okres ciężkiego kryzysu społeczno-gospodarczego. W stuleciu wewnętrznego pokoju podwoiła się ludność Chin, ale mimo postępów osadnictwa i intensyfikacji upraw nie podwoiła się produkcja rolna. Ogromne Chiny nie mogły wyrównywać braków importem żywności, a zresztą zewnętrzny handel Chin był nastawiony jedynie na import srebra. Rozwijające się za czasów Cingów budownictwo, roboty publiczne i produkujące wciąż przede wszystkim na rynek wewnętrzny rzemiosło nie mogły dać zatrudnienia i środków utrzymania wszystkim "zbędnym rękom" i głodnym ustom na wsi. W warunkach ówczesnej struktury ekonomicznej i poziomu techniki w Chinach u schyłku XVIII w. wystąpiły objawy przeludnienia, a więc bezrobocie i głód. W gęsto zaludnionych prowincjach południowo-wschodnich ludzie gnieździli się na tratwach i dżonkach, a kiedy nadszedł rok gorszych urodzajów, na drogi wylegały tłumy bezdomnych i wokół miast rozrastały się dzielnice nędzy. Ogromne miasta chińskie składały się z trzech zróżnicowanych kwartałów. Z główną dzielnicą wspaniałych pałaców i świątyń (na wzór pekińskiego Miasta Cesarskiego) graniczyła licho zabudowana, ale ruchliwa i przedsiębiorcza kupiecka i rzemieślnicza "wielka wieś", w osobnym zaś kwartale nędznie wegetowali w lepiankach kulisi. W Chinach był wielki rynek pracy, ale nie było kapitalizmu. Ubodzy zaprzedawali się lichwiarzom, ale lichwiarze nie budowali fabryk i inwestowali przeważnie w rolnictwo. Cechy broniły się przed konkurencją "partaczy". Biurokraci wzywali ubogich do pokory i przestrzegania religijnego kultu hierarchii autorytetów. Historia antymandżurskich tajnych stowarzyszeń sięga początków podboju Chin przez Cingów i ma jeszcze dawniejsze antecedencje. Ludowy Związek Białego Lotosu istniał od niepamiętnych czasów i odegrał polityczną rolę już w okresie obalania w Chinach panowania mongolskiego w XIV w. W latach siedemdziesiątych XVII w. mnisi buddyjscy z południowej prowincji Fucien (Fujian) utworzyli związek Niebo i Ziemia zwany "Triada". "Triada" rozgałęziła się w południowych Chinach i miała powiązania z buddyjską i antymandżurską diasporą chińską w południowowschodniej Azji. W połowie XVIII w. powstał w Chinach Środkowych Związek Braci i Starszych, który krzewił się wśród chłopów, rzemieślników i "bezdomnych". Mingowska konspiracja polityczna była jednak aż do schyłku XVIII w. bardziej "inteligencka" niż ludowa. Rządy mandżurskich "barbarzyńców z północy" upokarzały wielu uczonych Chińczyków mających zamkniętą drogę do urzędniczych karier. Stawiając sobie za cel przywrócenie tronu Mingom przez cały wiek XVIII zmawiano się i porozumiewano za pomocą tajemnych znaków, nie stwarzając poważniejszego zagrożenia dla mandżurskiej dynastii. W okresie pomyślności cesarstwa policja Jung Czenga sprawnie tępiła spiski, które jednak nie ustawały mimo surowych represji. Sytuacja zmieniła się wraz z nadejściem społeczno-gospodarczego kryzysu. Wtedy najbardziej rozgałęziony w całych Chinach Biały Lotos poruszył masy chłopskie. Pierwsze powstanie wzniecone przez Biały Lotos w północnej prowincji Szantung (Shandong) (1774-1775) zostało łatwo stłumione. Wykrycie w 1792 r. przygotowań do następnego powstania spowodowało wielką falę policyjnych represji, w czasie których bez sądu mordowano podejrzanych. Terror jednak nie złamał, ale wzmógł działalność Białego Lotosu. W 1795 r. wybuchło w prowincji Hupej powstanie pod hasłem: "urzędnicy zmusili naród do buntu". Powstanie o charakterze wojny chłopskiej rozszerzyło się z prowincji Hupej (Hubei) na wielkie obszary Honanu (Henan), Szensi (Shaanxi) i Syczuanu (Sichuan). Walki trwały dziewięć lat (1795-1804) i mandżurscy generałowie nie mogli sobie poradzić z buntem. Stłumiono go wreszcie za pomocą chińskiej milicji (Zielonej Chorągwi) i zastosowania strategii "wzmacniania murów i oczyszczania kraju". Strategia ta polegała na izolowaniu, systematycznym niszczeniu i braniu głodem terenów opanowanych przez powstańców. W operacji brało udział 300 tys. milicjantów. Ta sama nędza chłopska skłaniała jednych do buntu pod egidą Białego Lotosu, drugich do szukania zarobku w szeregach Zielonej Chorągwi. Ta bratobójcza wojna zamyka długi okres wewnętrznego pokoju i otwiera katastrofalny w dziejach Chin wiek XIX. Zanim doszło do kryzysu, dynastia mandżurska zbudowała jednak w XVIII w. największe w dziejach Chin imperium. 6. Ekspansja mandżursko-chińska Zamykające się dla świata zewnętrznego cesarstwo Cingów odbudowało z naddatkiem azjatyckie imperium mongolskiej dynastii Juan (Yuan) (XIII-XIV). U schyłku epoki Ming wyrosły na tym terenie dwie nowe potęgi: rosyjska Syberia i zachodniomongolska Dżungaria (chanat dżungarski). Od czasu założenia Jakucka (1632) i utworzenia województwa jakuckiego (1640) Rosjanie systematycznie opanowywali tereny wschodniej Syberii, wybrzeża Morza Ochockiego i rejon jeziora Bajkał (Irkuck). Już w 1643 r. Wasilij Pojarkow dokonał eksploracji Amuru, a w 1651 r. wspierany przez wojewodę jakuckiego Jerofiej Chabarow rozpoczął podbój kraju Daurów nad Amurem. Po raz pierwszy ekspansja rosyjska zderzyła się tu z ekspansją mandżursko-chińską. Rosjanie zostali w 1658 r. wyparci z obszarów nadamurskich, ale założywszy bazę w Nerczyńsku (1659) ponownie podjęli z niej penetrację w dół rzeki. Podczas gdy Mandżurowie byli zajęci podbojem Chin Południowych, Rosjanie kontynuowali podbój i kolonizację okręgu amurskiego, co zostało uwieńczone założeniem województwa ze stolicą w Ałbazinie (1684). Kang Si był już jednak wtedy władcą całych Chin i w 1658 r. rozpoczął wojnę z Rosją. Mandżurowie zdobyli Ałbazin i po długich rokowaniach podpisano pokój w Nerczyńsku (27 VIII 1689), na mocy którego Chinom zostały przyznane tereny na północ od Amuru. Był to pierwszy traktat zawarty między Rosją a Chinami. Wytyczona w Nerczyńsku granica chińsko-rosyjska utrzymała się w rejonie Dalekiego Wschodu aż do 1858 r. (traktat ajguński). W XVIII w. chińsko-rosyjska granica czy też krawędź stref wpływów miała przeciąć wzdłuż całą Azję od Morza Ochockiego po Morze Kaspijskie. Na tym ogromnym pograniczu po 1689 r. nie chodziło do bezpośrednich starć między dwoma cesarstwami, aczkolwiek będąc przedmiotem imperialnej penetracji środkowo-azjatyckie chanaty w drugiej połowie XVIII w. lawirowały między Chinami a Rosją, przyjmując to chińskie, to znów rosyjskie poddaństwo. Mandżurom zależało na poprawnych stosunkach z Rosją, zwłaszcza do czasu ostatecznego rozprawienia się z głównym przeciwnikiem Cingów - Dżungarią. Podjęte w 1726 r. rokowania rosyjsko-chińskie doprowadziły do podpisania traktatów: burejańskiego (1727) i kiachtyńskiego (1728). Ostatecznie uregulowano granicę nerczyńską i ustalono punkt wymiany handlowej w Kiachcie, która stała się drugim po Kantonie-Makau emporium handlu Chin z Europą. Określany dalszymi traktatami (1744 i 1761) handel kiachtański rozwijał się pomyślnie i transsyberyjski szlak Wołogda - Tobolsk - Narym - Irkuck - Kiachta skutecznie konkurował z podupadłym od czasu mongolskich najazdów środkowoazjatyckim Jedwabnym Szlakiem. Nie udało się jednak Chińczykom nakłonić Rosjan do wystąpienia przeciw Dżungarii, o co zabiegały poselstwa wysyłane z Pekinu do Moskwy w latach 1730-1731. Można było uznać za chiński sukces, że Rosja nie udzieliła pomocy Dżungarom. Wojowniczy Mongołowie też się o taką pomoc starali, zdołali jednak swymi łupieżczymi najazdami dokuczyć i rosyjskim pograniczom. Wielka rozprawa azjatycka dokonała się więc bez udziału Rosji. Wśród rozdrobnionych na wiele chanatów Mongołów Wschodnich (Chałchasów) i Mongołów Zachodnich (Ojratów zwanych też Oleutami) w XVII w. wyróżniło się wojowniczością jedno z ojrackich plemion, które podporządkowało sobie wszystkich Ojratów i stworzyło wielki chanat dżungarski. Dżungarowie podbili Turkiestan Wschodni (muzułmańską Kaszgarię, najeżdżali Kazachstan, penetrowali Tybet i byli postrachem całej Azji Środkowej. Chan Dżungarów Galdan (1644-1697) dążył do zjednoczenia Mongolii i przywrócenia potęgi z czasów Czyngis-chana. Mongolia Wewnętrzna znajdowała się jednak pod panowaniem Mandżurów, a terytorium Chałchasów (późniejsza Mongolia Zewnętrzna) stanowiło strefę mandżurskich wpływów. Podjęty w 1688 r. pierwszy atak Galdana na Mongolię Zewnętrzną spowodował mandżurską interwencję, w następstwie której wszyscy książęta chałchascy złożyli w 1691 r. hołd cesarzowi Kang Si. Druga wyprawa Galdana na Mongolię Zewnętrzną zakończyła się w 1696 r walną bitwą w pobliżu Urgi (Ułan Bator). Dowodzona przez samego cesarza 80-tysięczna armia mandżursko-chińska zadała Dżungarom miażdżącą klęskę. Dominująca w dotychczasowych dziejach Azji siła bojowa konnych łuczników uległa broni palnej. Pokonany i opuszczony "ostatni Mongoł" Galdan popełnił samobójstwo w Górach Ałtajskich. Odtąd Mongolia Zewnętrzna weszła na trwałe w skład mandżursko-chińskiego imperium i koligacący się z cesarską rodziną książęta chałchascy stali się wierną podporą tronu Cingów. Teren dalszej rozprawy Mandżurów z Dżungarami przesunął się na zachód. Wielkie znaczenie w świecie mongolskim i w ogóle w świecie środkowoazjatyckiego buddyzmu miały teokratyczne państwa tybetańskie, wśród których w XVII w. zdecydowany prymat uzyskało "święte miasto" Lhasa. Najwybitniejszy z władców tybetańskiej teokracji, V dalajlama Lo-Bzang-rgya-mtsho (Ngag-ndbang-blo-bzang-rgja-mc'o) (1617-1682), wspaniale rozbudował położony koło Lhasy klasztor-zamek Potala, z którego rozciągnął religijną i polityczną zwierzchność na prawie cały Tybet. Siedziba żywego wcielenia Buddy była ponadto czymś w rodzaju Rzymu czy Mekki dla szeroko w Azji rozgałęzionej sekty "Żółte Czapki" lamaizmu. Obok dalajlamy wcieleniem Buddy był jednak również rezydujący w klasztorze Taszilungpo (Taszilhunpo) panczelama. Istniały rywalizacje między tybetańskimi klasztorami i sektami, co otwierało pole do interwencji mongolskich chanów. Pod koniec XVII w. mocno usadowiło się w Lhasie niezależnie od Dżungarii ojrackie plemię Choszotów. W 1716 r. Dżungarowie zdobyli Lhasę, wypędzili z Tybetu Choszotów i osadzili swojego dalajlamę. Opanowanie tybetańskiego "klucza do Mongolii" przez Dżungarów było wyzwaniem dla cesarstwa Cingów. W 1720 r. Kang Si wysłał silną armię do Tybetu i odniósł na tym terenie drugie walne zwycięstwo nad Mongołami. Mandżurowie nie tylko zmienili narzuconego przez Dżungarów dalajlamę na swojego człowieka, ale pozostawili w Lhasie chiński garnizon i cesarskiego rezydenta. Ojraci jednak na krótko odzyskali wpływy w Lhasie, gdzie w 1750 r. wybuchło antychińskie powstanie. Po jego stłumieniu wprowadzono status (1751), który przetrwał do 1911 r. Obsypany zaszczytami dalajlama pozostał "papieżem" sekty "żółte Czapki", ale w Lhasie rządzili przysłani z Pekinu rezydenci-doradcy. Włączenie Tybetu z jego świętym miastem do mandżursko-chińskiego cesarstwa bardzo podniosło prestiż Cingów w świecie buddyzmu. Po wyparciu Dżungarów z Tybetu Mandżurowie przez 35 lat ze zmiennym szczęściem toczyli wojny z groźnymi koczownikami. Tak jak w odniesieniu do wszystkich wojowniczych ludów mongolsko-tatarskich, zadziwia militarna siła nielicznej stepowej populacji. Liczebność wchodzących w skład chanatu dżungarskiego plemion ojrackich szacuje się na około 200 tys. rodzin, a więc może około miliona głów. Ale wszyscy mężczyźni byli zaprawionymi od dzieciństwa do konia i broni wojownikami. Ponadto Dżungarowie mieli pod swą władzą i w zasięgu swych łupieżczych wypraw wielkie obszary Azji Środkowej, w tym stare i wciąż jeszcze zasobne oazy Jedwabnego Szlaku (Kaszgar, Kokand). Wypierani przez Mandżurów na wschodzie, Dżungarowie tym silniej parli na zachód. Opanowawszy w Kazachstanie terytorium Starszej Ordy zapuszczali się w głąb siedzib Średniej Ordy i Młodszej Ordy. Powodowało to migracje Kazachów na zachód, aż za Ural. Wreszcie Młodsza Orda w 1731 r., a Średnia Orda w 1740 r przyjęły poddaństwo rosyjskie. Budowa fortec Orenburg (1735) i Troick (1743) umocniła panowanie rosyjskie w zachodnim Kazachstanie, ale w latach czterdziestych XVIII w. nie ustawały napady Dżungarów na rosyjskich wasali. Około 1750 r. doszło w Dżungarii do wewnętrznych zamieszek, w następstwie których jeden z głównych wodzów, Amursana, przeszedł na stronę Cingów. W 1755 r. wojska mandżursko-chińsko-mongolskie weszły do Dżungarii i większość Ojratów poddała się im bez walki. Ale w dwa lata później zbuntował się Amursana i pociągnął za sobą wszystkie ojrackie plemiona. W latach 1757-1758 toczyła się na terenie Dżungarii zażarta wojna dosłownie na śmierć i życie, w wyniku której Dżungarowie zniknęli z mapy Azji. Jedną trzecią pokonanego narodu wymordowali Mandżurowie, jeszcze więcej zmarło na epidemię ospy, a niedobitki z Amursaną uciekły na Syberię. Rozprawiwszy się z Ojratami wojska mandżursko-chińskie łatwo już dokonały w 1759 r. zajęcia muzułmańskich posiadłości chanatu dżungarskiego: Turkiestanu Wschodniego, Kirgizji i Kazachstanu Wschodniego. Włączone do imperium Cingów terytorium Dżungarii i Kaszgarii zostało potem zorganizowane w wielką, lecz bardzo rzadko zaludnioną zachodnią prowincję Chin - Sinciang. Wraz z terytorium rozległego chanatu dżungarskiego Chiny przejęły penetrowaną ongiś przez Dżungarów strefę wpływów w środkowo-zachodniej Azji. W ślad za podległymi teraz Chinom Kokandem hołdy Cingom składały takie uzbecko-tadżyckie miasta i chanaty, jak Taszkent, Andiżan, Buchara i Chiwa. Wraz z pokojową stabilizacją, po zniknięciu z widowni Nader Szaha i Dżungarów, zdawały się wracać dobre czasy Jedwabnego Szlaku. Chińskie poddaństwo przyjęła nie tylko Starsza Orda, ale przyjmowali je również kazachscy chanowie Średniej, a nawet Młodszej Ordy. Tutaj, jak też i na kirgiskim pograniczu znajdował się obszar, na którym azjatyckie ludy lawirowały między Rosją a Chinami. Zadziwiającego wyczynu dokonało ojrackie plemię Torgutów, zwane Kałmukami, które w XVII w. opuściło Dżungarię, osiadło nad Wołgą i z czasem zasiliło rosyjskie formacje wojskowe typu kozackiego. Po przeszło stuletnim pobycie w Rosji znaczna większość Kałmuków zwartą masą kilkudziesięciu tysięcy rodzin przebiła się w 1771 r., ponosząc ogromne straty, z Powołża do ojczyzny swych przodków, aby szukać tu chińskiego azylu. Niedobitki Kałmuków dały znów początek ojrackiemu zaludnieniu na opustoszałych, ale teraz kolonizowanych przez Chińczyków stepach Dżungarii. Opanowanie przez Mandżurów, jeszcze przed podbojem Chin, Mongolii Wewnętrznej było pierwszym krokiem, z którego logicznie wywiązał się łańcuch ekspansji prowadzącej przez Mongolię Zewnętrzną, Tybet, Sinciang aż po zachodnie kresy Azji Środkowej. Z kolei konsekwencją panowania w Tybecie był podbój Nepalu. Ten himalajski kraj został w latach sześćdziesiątych XVIII w. zawojowany przez niezmiernie bitne hinduskie plemię Gurkhów. Napady Gurkhów na sąsiadujący z Nepalem i nęcący bogactwem klasztorów Tybet spowodowały w 1792 r. akcję odwetową. Była to przeprowadzona w trudnych wysokogórskich warunkach jedna z najlepszych operacji wojskowych Mandżurów. Nadaremnie Gurkhowie zabiegali o pomoc Anglików z przyległego Bengalu. Nie chcieli oni narazić się na chińskie represje w Kantonie. Od 1792 r. Nepal stał się wasalnym państwem Cesarstwa Cing. Uzależnienie Nepalu stanowi ostatni etap w zachodnim kierunku ekspansji, który można określić jako bardziej mandżurski niż chiński. Bardziej natomiast chiński niż mandżurski charakter miała ekspansja południowa skierowana w stronę Indochin. Po nietrwałej próbie ponownego podboju Wietnamu (XV w.) cesarstwo Mingów niewiele mieszało się w sprawy Półwyspu Indochińskiego. Na tym sąsiadującym z Chinami obszarze nie była jednak czystą teorią doktryna o zwierzchności cesarza nad światem. Za Mingów Chińczycy więcej mieli skłonności do penetracji osadniczej i ekonomicznej niż do orężnych podbojów. Za panowania dynastii mandżurskiej zrazu też Chiny pozostawały na południu politycznie bierne. Feudalnie rozdrobnione i powaśnione, wiecznie prowadzące ze sobą wojny narody Indochin od wieków nie zagrażały granicom cesarstwa, a były otwarte dla chińskich dóbr materialnych i duchowych. Czujność Pekinu rozbudziły dopiero wydarzenia zmieniające tradycyjny układ stosunków na półwyspie oraz oznaki postępującej penetracji jego wybrzeży przez Europejczyków. Stosownie do swej nazwy Indochiny stanowiły obszar pośredni między dwoma azjatyckimi kolosami, obszar prastarych cywilizacji różnorodnie powiązanych z hinduską i chińską. Najbliższa kulturalnie i etnicznie Indii i Tybetu była oczywiście sąsiadująca z nimi buddyjska i mnisza Birma. Najbardziej natomiast schińszczonym, konfucjańskim i mandaryńskim krajem półwyspu był pozostający przez tysiąc pięćset lat pod chińskim panowaniem Annam (późniejszy Wietnam), do którego należała większość Laosu. Między tym zachodem i wschodem znajdował się w środku Syjam (z Kambodżą), na swym południowym krańcu stykający się już ze "zarabizowanym" i najdawniej tkniętym przez Europę światem malajsko-indonezyjskim. Syjam nie sąsiadował z Chinami i odkąd z końcem XVII w. zamknął się szczelnie dla Europejczyków, nie było powodu, aby budził większe zainteresowanie w Pekinie, chyba jako teren ekspansji birmańskiej. W Birmie natomiast i w Wietnamie zaczęły się w drugiej połowie XVIII w. dziać rzeczy zastanawiające. Na terenie Birmy od schyłku XVI w. nie było jakiegoś silniejszego ośrodka państwowego, ale szereg wojowniczych księstw (Awa, Pegu, Taungu, Arakan) walczących między sobą i z sąsiednim Syjamem. W tym rozdrobnionym, a leżącym przy morskim szlaku między Indonezją a Indiami kraju wcześnie pojawili się Europejczycy, oczywiście z Portugalczykami na czele. W XVII w. w porcie Syriam mocno usadowiła się faktoria angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która w XVIII w. przeciwstawiała się penetracji francuskiej. Francuzi uzyskali wpływy wśród Monów (mieszkańców państwa Pegu) popierając ich ekspansję skierowaną przeciw Awie. W walce z Monami odznaczył się birmański bohater narodowy Alaungpaja. Z pomocą Anglików odniósł on zwycięstwo i ogłosił się królem Birmy (1752-1760). Pierwszy król dynastii Konbaung (panowała do 1885 r.) podporządkował sobie większość birmańskich państewek i założył stolicę w Rangunie. Wkrótce popadł w zatarg z Anglikami, którzy w zamian za dostawy broni chcieli przywłaszczyć przylądek Negrais. Zorganizowawszy silne państwo birmańskie Alaungpaja wyruszył na podbój Syjamu, ale zmarł podczas oblężenia jego stolicy Ajutthaji. Następni królowie kontynuowali jednak z powodzeniem pustoszącą kraj wojnę w Syjamie. W 1768 r. Ajutthaja została zdobyta i doszczętnie złupiona przez Birmańczyków, ale ich dalsze postępy w Syjamie wstrzymała interwencja chińska. Armia cesarska wkroczyła do północnej Birmy i w latach 1767-1769 prowadziła dość ciężkie a niezbyt chwalebne walki z bitnymi Birmańczykami. W następstwie tej interwencji królowie Birmy stali się jednak lennikami Chin. Zwierzchność Cingów rozciągnęła się pośrednio i na Syjam. Sytuacja wewnątrz tego kraju była w ostatnich dziesięcioleciach XVIII w. skomplikowana, pozostawał on jednak w zasadzie silnie uzależniony od płacącej trybut cesarzowi Birmy. W związku z okrzepnięciem sytuacji politycznej w zachodniej części Indochin, podjęta w 1784 r. działalność angielskiej faktorii w Rangunie nie miała już charakteru kolonizatorskich poczynań z połowy stulecia. Tak być miało do czasu. Na wschodnich krańcach półwyspu posuwał się wzdłuż Gór Annamskich ruch migracyjny z północy na południe, wytyczając kierunek terytorialnej ekspansji Królestwa Annamu (Wietnamu). Do Wietnamu Północnego (Tonkinu) i środkowego napływało nieco Chińczyków, Wietnamczycy (Annamici) zaś napierali na Khmerów, zajmując w połowie XVII w. deltę Mekongu z Sajgonem (dziś Ho Chi Minh). W Wietnamie istniały od stuleci dość swoiste stosunki polityczne. Nominalnie panowali nad całym krajem rezydujący w Hanoi królowie z dynastii Le Późniejszej, faktyczna władza spoczywała jednak w rękach dwóch rodów dziedzicznych wielkorządców. Na Północy rządzili więc Trinhowie (ze stolicą w Hanoi), na Południu Nguyenowie (ze stolicą w Hue). Trinhowie i Nguyenowie wciąż byli ze sobą na stopie wojennej, a poza tą chroniczną wojną domową Wietnamczycy wojowali w Laosie i Kambodży, spotykając się tu z Syjamczykami. Niespokojny Wietnam był w XVII i XVIII w. dość szeroko otwarty dla francuskich kupców i misjonarzy. Okres gwałtownych zmian w tym kraju rozpoczęło w 1773 r. ludowe, ale i nieco rozbójnicze powstanie pod przywództwem trzech braci Tajsonów. Powstańcy rozgromili zarówno Nguyenów, jak i Trinhów i zdetronizowali króla-figuranta, na którego miejsce w 1778 r. ogłosili Tajsonów królami całego Wietnamu. Wówczas przypomniano sobie w Hanoi i w Pekinie dawną zależność lenną Wietnamu od Chin i zdetronizowany król otrzymał pomoc swego suwerena. Działającej w północnym i środkowym Wietnamie armii chińskiej niezbyt dobrze powodziło się w wojnie z walecznymi Tajsonami (1788-1789). Natomiast na południu jeden z członków rodu Nguyenów - Nguyen Anh, uzyskawszy pomoc z Syjamu, a także dość swoiste wsparcie z Francji, zwycięsko posuwał się z Sajgonu na północ. Zapomniawszy o swoich zobowiązaniach wobec dynastii Le Chińczycy uznali Nguyen Anha królem, a potem nawet cesarzem Wietnamu. Ów wybitny władca, który jako cesarz przyjął imię Gia Longa (1802-1820), dokonał zjednoczenia całego Wietnamu w silne państwo wzorowane na cesarstwie chińskim. Choć tolerancyjny w stosunku do chrześcijan, Gia Long nie ulegał europejskim wpływom politycznym. Wietnam jako chińszczące się i wasalne państwo przez pół wieku dobrze zamykał południową flankę wielkiego cesarstwa Cingów. Tak obwarowane od północy, zachodu i południa, Chiny były bezpieczne również od wschodu. Przynależność do cesarstwa podbitej już w VII w. wyspy Tajwan była w ciągu tysiąclecia formalna i często się rwąca. W XVI w. pojawili się tu Portugalczycy, którzy nazwali Tajwan Formozą, a w latach 1624-1661 faktycznymi władcami wyspy byli Holendrzy. Wyparł ich z Formozy wierny Mingom i dysponujący silną flotą ród Czengów (Zhengów). Utworzyli oni na Tajwanie niezależne państwo morskie i dopiero w 1683 r. poddali się Mandżurom. Odtąd Tajwan stał się integralną częścią cesarstwa. Na wodach Morza Żółtego i Morza Wschodniochińskiego napady japońskich korsarzy należały już do przeszłości i Chiny prowadziły niezbyt ożywiony, ale pokojowy handel z Nipponem. Stanowiąca niegdyś przedmiot chińsko-japońskiej rywalizacji Korea (królestwo Dzoson) była od 1636 r. aż do końca XIX w. wiernym wasalem Cingów. Za panowania Mandżurów nigdy władze pekińskie nie miały kłopotów z królami z dynastii Li (1392-907), którzy prowadzili politykę ścisłego izolowania Korei, nie dopuszczając do żadnych kontaktów ze światem pozachińskim, a więc zarówno z Europejczykami, jak i z Japonią. Spośród lennych krajów cesarstwa królestwo Dzoson było najbardziej schińszczone i konfucjańskie, a w swych szczególnie skostniałych strukturach stanowiło niejako małą replikę wielkich Chin. U schyłku panowania Cien Lunga wraz z uzależnieniem Nepalu, Birmy i Wietnamu osiągnęły Chiny szczytowy w swej historii zakres ekspansji terytorialnej. Tak zabezpieczone i tylu buforami otoczone Państwo Środka zaczęło się jednak psuć od wewnątrz. 7. Japoński izolacjonizm O ile imperium mandżursko-chińskie, mimo polityki "zamkniętych drzwi", dzięki swemu ogromowi, ekspansji terytorialnej, chińskiej diasporze, handlowi i prastarej cywilizacji, a także fascynacji, jaką ta cywilizacja budziła w Europie, ma wielką wagę w historii powszechnej XVIII w., o tyle Japonia Tokugawów znajduje się właściwie poza jej obrębem. Inaczej było w XVI w., kiedy to pełno było Japończyków na morzach chińskich i południowych, w Korei i w krajach południowo-wschodniej Azji, a także pełno było w Japonii europejskich kupców i misjonarzy. Inaczej będzie w drugiej połowie XIX w., nie mówiąc już o wieku XX. Pośrodku znajduje się okres niezmiernie interesujący, w dziejach japońskiej sztuki i literatury chyba najświetniejszy, ale to rozdział przedziwnej historii Japonii, a nie historii współzależnych zjawisk, czyli historii powszechnej. Dla kogoś, kto nie jest specjalnie zainteresowany społeczeństwami i kulturami Dalekiego Wschodu i kto nie jest szczególnym miłośnikiem japońskiego malarstwa, Japonia epoki izolacji przyciąga uwagę głównie ze względu na swą przyszłość jedynego pozaeuropejskiego kraju, który miał uniknąć kolonialnego podboju czy półkolonialnego uzależnienia. Zastanawiający jest problem niejako zamkniętego laboratorium, w którym dojrzewały przesłanki światowej potęgi Japonii. Na progu ery kolonializmu Europejczycy nie tyle podbijali kraje Azji, ile wnikali w ich wnętrze, interweniując w sprawy i w spory Azjatów. W momencie wejścia Europy w Japonię kraj ten znajdował się w epoce zarówno bujnego rozwoju, jak i ciągłych wojen domowych. Dążący do zjednoczenia Japonii i położenia kresu wojnom domowym shogunowie zorientowali się w porę, że wojujący z nimi książęta zawsze będą mogli liczyć na pomoc Europejczyków, choćby w postaci wolnego handlu bronią palną. Shogunowie z rodu Tokugawa byli dość silni, aby narzucić swą zwierzchność japońskim wyspom, a wyspiarskie położenie Japonii umożliwiało jej zamknięcie. Zamknięcie nie tylko dla Europejczyków, ale dla całego zewnętrznego świata. Rywale shogunów mogli bowiem czerpać siły, zasoby i inspiracje również ze swych handlowych, korsarskich czy politycznych kontaktów z krajami Azji. Na mocy ustaw z lat 1616-1640 zlikwidowano w Japonii chrześcijaństwo, usunięto wszystkich cudzoziemców, zakazano Japończykom opuszczać wyspy i odcięto powrót na nie Japończykom z diaspory, ograniczono żeglugę do przybrzeżnej i rybackiej, zakazano budowy statków dalekomorskich. Wzdłuż całych wybrzeży ustanowiono system czujnych wartowni, a jako jedyny punkt handlu zewnętrznego pozostawiono port Nagasaki. Mogło tu zawinąć roczniejedynie30statków chińskich i2statkiholenderskie o ściśle określonej wartości towarów. Statki holenderskie nie wpływały zresztą do portu, ale przybijały do wysepki Deshima połączonej z Nagasaki mostem. Mostem tym nie wolno było przejść bez szczególnego zezwolenia, a przybywające do Deshimy statki poddawano ceremonii rozbrajania przez japońskich funkcjonariuszy. Na wysepce (a właściwie wielkim drewnianym pomoście) mogło stale zamieszkiwać 7 holenderskich kupców i jeden holenderski lekarz. W tak zamkniętej Japonii istotnie ustały wojny domowe. Obok zadowalającego się skąpo wydzielaną mu przez shoguna daniną w ryżu cesarza-figuranta i rządzącego w jego imieniu dziedzicznego shoguna byli niezależni książęta, mający swoich wasali i samurajów. Książęta wprawdzie nie płacili shogunowi danin, ale składali mu dary i nie mogli się przeciwstawiać sile potentata z Tokio (ówcześnie Edo). Swym bezpośrednim poddanym, a ci stanowili znaczną większość ludności, shogunowie narzucili sztywny system stanowy. Tyczyło to piastujących dziedzicznie urzędy dajmiów, samurajów i chłopów. Ziemi nie wolno było sprzedawać ani dzielić między potomstwo. Chłopi nie mogli opuszczać swej wsi, zakazane im było wejście do miasta i posiadanie broni. Życie codzienne (np. ubiór i odżywianie stosowne dla każdego stanu) było drobiazgowo reglamentowane edyktami opartymi na konfucjańskiej filozofii i kodeksie honorowym ( busido). W tym sztywnym systemie istniało jedno elastyczne ogniwo. Dajmiowie mogli zajmować się tylko urzędami, samurajowie rzemiosłem wojennym i nauką, chłopi uprawą roli. Cała wymiana dóbr i cała pozarolnicza produkcja pozostawały w rękach kupców, a im bardziej pozostałe stany były ekonomicznie unieruchomione, tym bardziej wszechobecni pośrednicy byli ekonomicznie ruchliwi. Teoretycznie kupcy stali w japońskiej hierarchii niżej od chłopów. Konfucjańscy uczeni głosili: "Chłopstwo jest podstawą kraju. Bez chłopów nie możemy się obyć, podczas gdy możemy się obejść bez kupców i rzemieślników". Hierarchiczny system japońskiego feudalizmu opierał się w zasadzie na gospodarce naturalnej, na daninach w ryżu. Równocześnie jednak od XVI w. panowała gospodarka pieniężna, a pieniądz był w rękach kupców, u których zadłużały się wszystkie "wyższe stany". Stali się oni potęgą, tworzyli wielkie spółki i banki, organizowali produkcję rzemieślniczą, wykupywali dobra ziemskie i samurajskie tytuły. Konfucjańska reglamentacja, edykty moralne i prawa przeciw zbytkom szły swoją drogą, a życie swoją. Japonia XVIII w. była krajem wielkich miast (Tokio osiągnęło milion mieszkańców) i kwitnącej miejskiej cywilizacji. Pozostająca dotąd pod przemożnym wpływem Chin kultura japońska w erze izolacji nabyła tę bogatą oryginalność, którą Europa miała odkryć dopiero w drugiej połowie XIX w., w epoce impresjonistów. Toteż nie będziemy się tu rozwodzić na temat wielobarwnych drzeworytów, teatru lalek (z pierwszymi na świecie scenami obrotowymi), powieści "przemijającego życia", subtelnej poezji i ciętej satyry, aren zapaśniczych, herbaciarni i gejsz. Trzeba natomiast zwrócić uwagę na odwrotną stronę medalu. W warunkach pokoju i gospodarczej pomyślności miast Japonia bardzo szybko osiągnęła górną granicę populacji, którą mogły wyżywić rolnictwo i rybołówstwo. Wprawdzie wody japońskich mórz były wyjątkowo obfite w ryby i Japończycy byli sprawnymi rybakami, ale ograniczono się do przybrzeżnej żeglugi. Wprawdzie Japończycy bardzo starannie nawadniali swoje pola ryżowe, ale, podobnie jak Chińczycy, uprawiali grunty głównie na nizinach. A te stanowiły jedynie 15% powierzchni górzystych wysp. Japonia była bardzo małym krajem jak na blisko 30 mln mieszkańców, którą to liczbę osiągnęła w 1726 r. i nie miała przekroczyć do 1850 r. Wielkie miasta żywiły się chłopskim ryżem, a chłopi żyli na krawędzi głodu. Gdy tylko nie dopisały zbiory, nastawał katastrofalny głód i wybuchały "bunty ryżowe". Bunty te nie przeradzały się, tak jak w Chinach, w wojny domowe. Były to lokalne wybuchy desperacji i lokalne masakry, z ponurą regularnością powtarzające się co kilka lat. Jeśli Japończycy nie mieli głodować i zabijać dzieci, to ten przeludniony kraj i utalentowany naród musiał się "otworzyć" na technikę, przemysł i handel międzynarodowy. Japonia epoki Tokugawów trzymała się zewnętrznego świata cienką nitką Nagasaki - Deshimy. Nie interesują nas już teraz wielkie legalne i nielegalne zyski, które ze swego monopolu handlu zagranicznego czerpała konfraternia kupiecka Nagasaki-kaisio, ale okoliczność, iż na drugim końcu nitki znajdował się mały, ale przodujący kraj europejski. W XVI w. Japończycy interesowali się bardzo żywo tym wszystkim, co przynieśli im kupcy i jezuici. Jezuici byli zakonem uczonym i w swej działalności misyjnej w Azji posługiwali się zdobyczami nauki europejskiej, przedstawiając je jako coś ściśle związanego z doktryną chrześcijańską. Toteż kiedy shogun wydał walkę chrześcijaństwu, w 1630 r. potępiono w Japonii wszystkie europejskie książki jako "chrześcijańskie". Zakaz ten obowiązywał do 1720 r. Ale dla prowadzenia handlu z Holendrami potrzebni byli japońscy tłumacze, na wysepce Deshima rezydował holenderski lekarz i holenderska delegacja co roku składała hołd shogunowi w Tokio. Holendrzy byli w Japonii jak najdalsi od religijnego prozelityzmu i w toku tych kontaktów Japończycy wyzbyli się obawy, że cała europejska nauka jest równoznaczna z potępionym chrześcijaństwem. W Japonii nazwano naukę europejską nauką holenderską ( rangakuj ) i tak już być miało do połowy XIX w. W 1720 r. shogun nie tylko zniósł zakaz europejskich książek (z wyjątkiem dzieł o treści religijnej i politycznej). ale polecił kilku japońskim uczonym opanowanie języka holenderskiego i mianował swego lekarza Aaoki Bunzo pierwszym profesorem nauki holenderskiej. Aki Bunzo opracował naukowy słownik japońsko-holenderski, który wydał w 1761 r. W drugiej połowie XVIII w. działała w Japonii już spora grupa "rangakuska" (znawców nauki holenderskiej), którzy zajmowali się głównie naukami matematyczno-przyrodniczymi. Nauczano więc w Japonii astronomii kopernikańskiej, trygonometrii, logarytmów, "holenderskiej" anatomii i botaniki. Ukazywały się liczne tłumaczenia i adaptacje, atlasy astronomiczne i geograficzne ilustrowane przyjętą z Europy techniką miedziorytniczą. Posługiwano się teleskopami, mikroskopami, termometrami i barometrami. Jedną trzecią wartości całego importu z Holandii stanowiły lekarstwa. Przesadą byłoby twierdzić, że rangaku już w XVIII w. zapanowała w japońskiej wiedzy matematyczno-przyrodniczej, która zresztą w dziedzinie matematyki miała wybitne osiągnięcia rodzime. Żaden z penetrowanych przez Europę narodów azjatyckich nie był jednak tak receptywny na nowoczesną naukę jak odizolowana od świata Japonia. W stosunkach między Europą i Azją ów osobliwy most łączący Tokio z Amsterdamem, tak jak i cała osobliwa historia Japonii, wymija obszar kolonializmu. 8. Misje Okrążona przez kraje islamu Europa była do schyłku XV w. odgrodzona od pozaeuropejskiego świata, a więc i od prastarych reliktów chrześcijaństwa w Afryce i w Azji. Na terenie Egiptu, Palestyny, Libanu, Syrii i Persji pośród muzułmańskiego morza utrzymały się wyspy kościołów i obrządków wschodnich: koptyjskiego, armeńskiego, maronickiego, syryjsko-chaldejskiego. Panującymi w pozaeuropejskich państwach kościołami chrześcijańskimi był Kościół koptyjski w Etiopii i autokefaliczny Kościół prawosławny w Gruzji. Na stanowiącym szczególną mieszaninę narodowości, kultur i religii Wybrzeżu Malabarskim (południowo-zachodnim) Indii istniała enklawa Kościoła syryjsko-chaldejskiego i utrzymywała się tu tradycja o misyjnej działalności apostoła Tomasza. Te słabe okruchy afroazjatyckich kościołów stwarzały w nie znającej świata Europie złudzenie, iż poza pierścieniem "Maurów i Saracenów" znajduje się "drugie chrześcijaństwo". Gdy w 1498 r. Vasco da Gama dotarł do Indii, jeden z uczestników wyprawy napisał: "Przybyliśmy tu szukać chrześcijan i korzeni". Korzenie znaleziono, natomiast "drugie chrześcijaństwo" okazało się urojeniem. Dopiero wielkie odkrycia geograficzne XVI w. unaoczniły Europejczykom prawdziwe rozmiary zarówno przestrzenne, jak i ludzkie niechrześcijańskiego świata. Portugalczycy i Hiszpanie rzucili się na ten fakt z niebywałym zuchwalstwem. Słusznie kolonialno-misyjną konkwistę uważa się za naturalny ciąg dalszy i przedłużenie wypierającej z Półwyspu Iberyjskiego "Maurów" rekonkwisty. Działał tu impet krucjaty - szczególne połączenie zachłannej zaborczości z fanatycznym prozelityzmem. "Podbój duchowy" tworząc "drugie chrześcijaństwo" stanowił moralne usprawiedliwienie wszystkich okropności konkwisty. Od stuleci zaprawione na własnym terenie w walce z muzułmanami, a przez to i cywilizacyjnie im bliskie narody iberyjskie zaprezentowały coś na kształt chrześcijańskiego islamu. Splecenie się kolonializmu z działalnością misyjną to sprawa zawiła. Misjonarze szli razem ze zdobywcami i tylko tam, gdzie szli razem z nimi, chrystianizacja osiągnęła trwałe wyniki. Budowana na zdobytych ziemiach organizacja kościelna miała wielki udział w eksploatacji podbitej ludności. Trzeba jednak widzieć różnicę między klerem diecezjalnym a stanowiącymi misyjną awangardę zakonami. Starając się bronić swych neofitów przed niewolnictwem i grabieżą misjonarze często popadali w ostre konflikty z kolonizatorami. Wreszcie, wielkie aspiracje misyjne, których kulminacja przypada na drugą połowę XVI i pierwszą połowę XVII w., miały znacznie szerszy zasięg terytorialny niż wczesny kolonializm. Zwłaszcza jezuitom i utworzonej w 1622 r. watykańskiej Kongregacji Propagandy Wiary przyświecała wizja nawrócenia całego świata. Sięgający poza Europę rozmach potrydenckiej kontrofensywy katolicyzmu przekraczał granice handlowych czy imperialnych dążeń takich czy innych krajów europejskich. Inna sprawa, że misjonarze siłą rzeczy, mając bardzo ograniczone możliwości, pozostawali w koneksjach z kupcami i agentami, szukali oparcia w faktoriach i "patronacie" katolickich państw. Nie mogąc osiągnąć swych wielkich zamierzeń i odnosząc jedynie marginesowe sukcesy, misjonarze w krajach niezależnych od Europy działali więc w pewnym sensie na rzecz torowania dróg europejskiej penetracji gospodarczej i politycznej. "Nawrócenie całego świata" było utopią. Aby ocenić tę wizję i służące jej subiektywne usiłowania, można jednak zastanowić się nad perspektywą jej fikcyjnego urzeczywistnienia. Załóżmy więc na chwilę, że misjonarze osiągają szczyt swych marzeń i że cesarz Chin i Indii przyjmują chrzest, a w ślad za nimi ich stumilionowe narody. Czy "nawrócony świat" otwarłby się tym łacniej dla europejskiej ekspansji, czy też "nawrócone" państwa Azji nie umocniłyby raczej swojej pozycji wobec Europy, tak jak stało się to z północnymi narodami pogańskimi przyjmującymi chrześcijaństwo we wczesnym średniowieczu? Te nader abstrakcyjne rozważania może nie są zbędne, aby sobie uświadomić, że wytrwale zabiegający o nawrócenie dworu pekińskiego jezuici nie zmierzali do tego, żeby "ich cesarz" stał się wasalem Europy. Oni chcieli narody Azji włączyć do katolickiej wspólnoty, zachowując zresztą wiele szacunku dla ich cywilizacji. Dzięki nim też Europa zaczęła się zapoznawać z kulturą starych krajów Azji, a zwłaszcza Chin. Dzieje pozaeuropejskich misji w XVI-XVIII w. to pewna zamknięta całość, przy czym wiek XVIII stanowi w historii misji katolickich okres schyłkowy, w historii zaś misji protestanckich okres początkowy. żeby zrozumieć to, co się stało w XVIII w., trzeba się nieco rozeznać w wyjściowych pozycjach misyjnej kampanii, która toczyła się równolegle na dwóch bardzo różnych terenach: amerykańskim (wraz z Filipinami) i azjatyckim. Dwie były metody misyjnej działalności. Pierwsza domagała się od neofity, aby całkowicie zerwał z dotychczasowymi wierzeniami, obrzędami, obyczajami, jednym słowem z całą kulturą, w której wyrósł. Ta metoda "tabula rasa" odpowiadała iberyjskiemu temperamentowi i teologicznej rutynie, a łatwiej ją było stosować wobec ludów o niższej kulturze i zwłaszcza tam, gdzie za misjonarzem stało silne "ramię świeckie". Druga metoda starała się ukazywać nową wiarę jako rozwinięcie i wydoskonalenie znanych już neoficie pojęć, usiłując w miarę możności godzić chrześcijaństwo z dawnymi nawykami, rytuałami, z tradycjami miejscowej kultury. Tę metodę "adaptacji" stosowali jezuici tam, gdzie napotykali ludy o wysokiej cywilizacji i gdzie misjonarz musiał działać bardziej perswazją i przykładem niż przymusem, a więc w starych krajach Azji. Od początku konkwisty i "podboju duchowego" Hiszpanie zastosowali w Ameryce metodę "tabula rasa". Wprawdzie w krajach Azteków, Majów i Inków zastali stare i pod pewnymi względami wysoko stojące cywilizacje, ale te wyrafinowane cywilizacje neolitu okazały się bardzo kruche w zetknięciu z europejską, a inne ludy indiańskie znajdowały się w stanie "dzikości". Trzeba przyznać, że drastyczne i ludobójcze obrzędy religijne cywilizowanych Indian, a zwłaszcza Azteków, musiały wśród przybyszów z Europy wzbudzić zgrozę. Uznając te religie za kult szatana, niszczyli je więc z całą bezwzględnością, a wraz z religiami rozbijali stare cywilizacje indiańskie. Indiańską elitę poddano forsownej chrystianizacji i hispanizacji, opornych pogan obracano w niewolników, "nawrócone" masy w chłopów poddanych władzy kacyków, corregidorów i parafii misyjnych. Rzeczywiste podporządkowanie władzy świeckiej i duchownej uznanych za poddanych hiszpańskiej albo portugalskiej korony Indian zależało od stopnia opanowania wielkich przestrzeni przez niewielu białych ludzi. Ameryka Łacińska w stosunku do liczby swej europejskiej ludności była wyposażona w bardzo silną strukturę kościelną. Pod koniec XVIII w. było tu przeszło 30 biskupstw, ponad tysiąc klasztorów i około 70 tys. kościołów i kaplic. Dobra kościelne obejmowały jedną trzecią uprawnych gruntów. Liczny i bogaty, ale przeważnie ciemny i o wątpliwej moralności kler latynoamerykański stanowił gorsze wydanie duchowieństwa Hiszpanii i Portugalii. Próżniacze zakony lokowały się głównie w miastach, a księża świeccy żyli wśród Kreolów i często przebywali na hacjendach jako kapelani. Na opanowanych terenach Indianie byli chrześcijanami, ale ci formalnie włączeni w hiszpańsko-portugalski system kościelny chrześcijańscy pariasi stanowili jeśli nie oporną, to bierną i milczącą masę poddaną nader pobieżnej i swoistej opiece duszpasterskiej. Od wielu już pokoleń chrzczeni Indianie byli traktowani przez kolonialny kler wciąż jako małoletni. Zwykle zaniedbywano głoszenia dla nich kazań, nie udzielano im eucharystii, nie dopuszczano do seminariów duchownych. Dopiero synod w Limie 1772 r. uznał możliwość sprawowania kapłaństwa przez Indian i Metysów, ale od tej decyzji do powstania indiańskiego kleru droga była daleka. Księża wymagali od Indian uczestnictwa w mszy niedzielnej i dorocznej spowiedzi, do czego często przymuszano biciem i więzieniem lub przywabiano częstując winem. "Paternalistyczny" system egzekwował w parafiach te elementarne praktyki religijne odwołując się wciąż do pomocy "ramienia świeckiego". Bywało, że Indianie podpalali kościół i uciekali w las. Stopniowo przyzwyczajali się jednak do zewnętrznych form iberyjskiej pobożności, pięknych barokowych kościołów, śpiewów, procesji z tańcami. Niszczona w czasach konkwisty sztuka indiańska odradzała się w bujnej latynoamerykańskiej dekoracji kościelnej późnego baroku. Łącząc tajemnie kultywowane pogańskie wierzenia i magiczne obrzędy z elementami katolickiej dewocji Indianie z opanowanych terenów stali się wielomilionową masą, w sposób trwały, choć raczej formalny wchodzący w statystykę katolicyzmu w świecie. Rzeczywista działalność misyjna dokonywała się nie na objętych już organizacją parafialną terenach wewnętrznych, ale na tak ruchomych w XVIII w. pograniczach. Takie zakony misyjne, jak dominikanie i franciszkanie, a zwłaszcza jezuici, starały się ochronić Indian z nowych ziem przed niewolniczą rolą ofiar konkwisty. Powstawały zamknięte dla świeckich kolonizatorów i łowców niewolników tereny misyjne, na których zakony uzyskiwały prawo wyłączności. Misjonarze zawierali układy z "dzikimi" plemionami, zapewniając, że przyjęcie chrztu zabezpieczy je przed podbojem. Na tej zasadzie tworzono tzw. wolne republiki indiańskie, z których najsławniejszą była republika Guaranów zorganizowana przez jezuitów w Paragwaju. Założona już w 1610 r., po różnych początkowych trudnościach i najazdach przez łowców niewolników, republika Guaranów osiągnęła rozkwit w XVIII w., kiedy to Wolter nazwał ją "triumfem ludzkości". Około setki jezuitów sprawowało teokratyczne rządy w trzydziestu kilku wielkich osadach (redukcjach), liczących łącznie 100-150 tys. mieszkańców. Stosunek ilościowy rządzących i rządzonych świadczy o niezwykłym talencie organizacyjnym zakonu i o zadowoleniu Guaranów ze swego losu. Przy pomocy wyedukowanej przez siebie i zorganizowanej w kongregacje guarańskiej elity jezuici wprowadzili powszechne nauczanie, uformowali dobrze uzbrojoną indiańską milicję, postawili na wysokim poziomie rolnictwo, hodowlę, rzemiosła, sztuki piękne, teatr. Pod koniec istnienia redukcji znajdowały się w nich cztery drukarnie wydające książki w języku Guaranów Wspólnota ziemi i pracy, równy podział dóbr oraz wielka dyscyplina społecznego życia stanowiły udane połączenie przedkolumbijskich tradycji indiańskich z jezuickimi metodami szkolnymi. Za słabą stronę republiki uważa się jednak zazwyczaj ów nazbyt szkolny i paternalistyczny stosunek jezuitów do Guaranów, którzy mimo dość rozbudowanych form samorządu i osiągnięcia wysokiego poziomu cywilizacji nie byli dopuszczani do kapłaństwa i członkostwa zakonu, a więc do ścisłej elity władzy i samodzielnych decyzji. Kiedy wśród dramatycznych okoliczności łączna akcja Hiszpanii i Portugalii zniszczyła zakonną republikę, Guaranie okazali tyleż desperacji, co bezradności. Sprawa jezuickich redukcji w Paragwaju oraz ich likwidacja wywoływała w XVIII w. i do dziś wywołuje wiele emocji i rozbieżnych sądów. Tak jak wokół różnych spraw związanych z jezuitami, funkcjonuje tu zarówno czarna, jak i biała legenda. Obecnie przeważa pogląd, że republika Guaranów była jednym z największych osiągnięć w historii misji chrześcijańskich i jednym z najciekawszych eksperymentów społecznych w epoce wczesnego kolonializmu. Jezuici zarówno w Starym, jak i w Nowym Świecie byli zakonem bogatym, a misje amerykańskie stanowiły również przedsiębiorstwa dochodowe. Trzeba jednak przyznać, że jezuici zapewnili Guaranom nie spotykany wśród Indian dobrobyt, a czerpane z misji dochody w misje inwestowano. Poza Paragwajem mieli wiele redukcji i "doctrinas" na różnych amerykańskich pograniczach, gdzie starali się organizować i chrystianizować Indian w podobny sposób jak Guaranów W XVIII w. jezuici uzyskali niemal zupełną suwerenność na terenie swych pionierskich misji w Kalifornii. Obszary na północ od Meksyku były wówczas teatrem terytorialnej i misyjnej ekspansji hiszpańskiej Ameryki. Kierunek północno-wschodni (Teksas, Luizjana, Floryda) "kontrolowali" franciszkanie, kierunek północno-zachodni - jezuici. W Kalifornii napotkali koczownicze plemiona, którym wypadło nadać znacznie luźniejszą organizację niż Guaranom. Zamknięta dla ludzi z zewnątrz jezuicka Kalifornia była przedmiotem pogłosek o legendarnych zyskach zakonu, kopalniach złota itp. Po wygnaniu jezuitów przejęli kalifornijskie misje franciszkanie, którzy założyli San Francisco. Udział misionarzy w przesuwaniu amerykańskich granic zakończył się porażką. Los redukcji paragwajskich jest tu symboliczny. Chroniące i izolujące Indian przed drapieżnością kolonialistów obszary misyjne nie były czymś trwałym. Kiedy misjonarze dopełniali swej pracy, na opanowane przez nich tereny przychodziła normalna administracja państwowa i kościelna. Nakłonieni przez misjonarzy do przyjęcia chrześcijaństwa "wolni Indianie" zostawali włączeni w normalny mechanizm kolonialnej degradacji. W warunkach Ameryki Łacińskiej, po zapomnianych już czasach szesnastowiecznej konkwisty, nie była to przynajmniej eksterminacja. Wspólnota wyznaniowa biało- i czerwonoskórych zapewne narzucała jednak pewne hamulce. Zabrakło tych hamulców w Ameryce Północnej. Mniej liczni i bardziej "dzicy" Indianie z puszcz i prerii północy nie byli przedmiotem podporządkowania, lecz wypierania. Zrazu wydawało się, że ziemi jest tak wiele, iż to wypieranie nie przyniesie zagłady. Na ogromnych obszarach Kanady i Luizjany władztwo Francuzów nad Indianami było przeważnie tylko nominalne. Pozostawali oni faktycznie wolni i byli na ogół niepodatni na podejmowane przez francuskich misjonarzy próby chrystianizacji. Największy sukces misyjny odniesiony w połowie XVII w. przez jezuitów wśród Huronów zakończył się pogromem dokonanym przez Irokezów. Później istniały tylko drobne ogniska osiadłej francusko-indiańskiej symbiozy chrześcijańskiej. W połowie XVIII w. było w Ameryce Północnej około 2 tys. nawróconych Indian. Wystarczyło to dla nabycia przez misjonarzy cennych wiadomości ludoznawczych, ale w skali kontynentu stanowiło kroplę w morzu. Indianie pozostawali przy wierzeniach swych przodków, kiedy ruszyła przeciw nim nieubłaganie niszcząca północnoamerykańska granica osadnicza. Przedmiotem misjonarskich starań i doświadczeń byli wreszcie w Ameryce murzyńscy niewolnicy, zwłaszcza na francuskich Antylach. Poza muzułmanami przyjmowali oni chrzest bardzo chętnie, chcieliby nawet chrzcić się po kilka razy, było to bowiem związane ze zwolnieniem od pracy i wręczaniem upominków. Niedzielne i świąteczne praktyki religijne stanowiły wczasy i rozrywkę. Jednakże na ogół nie dopuszczano misjonarzy na plantacje i do młynów cukrowych, tak iż ich klientelę stanowili przeważnie niewolnicy zatrudnieni jako służba domowa. W Ameryce XVIII w. kiełkowało murzyńskie chrześcijaństwo, które z czasem miało się stać ważnym zjawiskiem kulturowym. Ale jak zweryfikować statystykę Kongregacji Propagandy Wiary, która w 1773 r szacuje ewangelizowanych Murzynów antylskich na 400 tys.? W Czarnej Afryce misje nie zapuściły korzeni. Czynił tam wciąż postępy islam. Sukcesy odniesione na przełomie XVI i XVII w. przez jezuitów w Etiopii były nietrwałe. Koptyjska reakcja w 1633 r zamknęła ten kraj dla misjonarzy i w ogóle odizolowała od kontaktów z Europą. Portugalczycy na zachodnim wybrzeżu w XV i XVI w. niejednokrotnie chrzcili murzyńskich kacyków, którzy wraz z tysiącami swych poddanych beztrosko poddawali się tej uprzejmościowej ceremonii, nie myśląc oczywiście o tym, aby wyrzekać się poligamii i pozostawać chrześcijanami. W ogóle zachodnie wybrzeże niewolnicze, to "jądro ciemności" ówczesnego świata, było najmniej właściwym terenem dla głoszenia przez Europejczyków z podniesioną głową Ewangelii. W Angoli utrzymywało się biskupstwo bezczynne i niemal pozbawione księży. Na wschodnim wybrzeżu, w silnie zislamizowanym Mozambiku, usiłowania misjonarzy były daremne. Efemerycznymi okazały się misje na Madagaskarze i tylko tam, gdzie Francuzi sprawowali rzeczywistą władzę, a więc na wyspach Isle de France i Isle Bourbon, było kilka tysięcy czarnych katolików. Jedynym krajem Azji, który w sposób niemal powszechny i po dziś trwały przyjął chrześcijaństwo, były Filipiny. Hiszpanie nasycili tę kolonię instytucjami kościelnymi bardziej jeszcze niż swe posiadłości amerykańskie i duchowieństwo było czynnikiem współrządzącym Filipinami. Zastosowanie misyjnej metody "tabula rasa" natrafiało tu na bardziej skomplikowaną sytuację niż w Ameryce. Na Filipinach obok bardziej uległych pogan i wyznawców hinduizmu były silne grupy muzułmańskie i buddyjskie. Oporu ich do końca nie złamano, ale też nie wdawano się w żadne kompromisy. Hiszpańscy księża domagali się od panujących chrzest filipińskich Chińczyków, aby ścinali włosy i przestali świętować nowy rok księżycowy, jednym słowem, aby zerwali z chińską kulturą. Wobec opornych Chińczyków stosowano deportacje i krwawe pogromy. Z tego hiszpańskiego okna na Azję, którym były Filipiny, dominikanie z Manili z niepokojem i zgorszeniem obserwowali jezuickie poczynania w Chinach. Zetknięcie się dwóch metod misyjnych, a także dwóch konkurujących w Azji kościelnych patronatów: hiszpańskiego "Patronato" (arcybiskupstwo Manili) i portugalskiego "Padroado" (arcybiskupstwo Goa), przyczyniło się do powstania doniosłego sporu o tzw. ryty chińskie i ryty malabarskie. Początki stosowanej przez jezuitów w Azji metody "adaptacji" wiążą się z imieniem św. Franciszka Ksawerego (1506-1552) i wielkimi sukcesami, które jego uczniowie przez kilkadziesiąt lat odnosili w Japonii. Misjonarze w tym kraju do tego stopnia upodobniali się do buddyjskich bonzów, że w japońskich źródłach z owych czasów chrześcijaństwo bywa traktowane jako nowa odmiana buddyzmu. Przy słabej znajomości języka i subtelności terminologicznych misjonarze pozyskali wśród wszystkich warstw społecznych Japonii setki tysięcy wyznawców mgliście wykładanej i mgliście pojmowanej doktryny. Kiedy równoczesne z rozwojem japońsko-europejskiego handlu szerzenie się chrześcijaństwa zaczęło być problemem politycznym, a wśród rywalizujących w Japonii Europejczyków górę wzięli myślący tylko o handlu a nie o misjach Holendrzy, największy sukces misyjny w Azji zakończył się największymi w dziejach nowożytnych prześladowaniami chrześcijan. Zanim to nastąpiło, w pierwszych dziesięcioleciach XVII w. jezuici przeżywali okres bardzo górnolotnych nadziei. U schyłku XVI w. w Japonii bliskie wydawało się pozyskanie dla chrześcijaństwa elity władzy. W Etiopii cesarze przeszli na katolicyzm. W Indiach cesarz Akbar wzywał jezuitów na teologiczne dysputy i nie było jasne, czy skłania się on bardziej do islamu, hinduizmu czy do chrześcijaństwa. Kiedy walił się już gmach misji japońskich, jezuici wniknęli na dwór chińskich cesarzy. W walce z mandżurskim najazdem Mingowie korzystali z techniczno-militarnej wiedzy jezuitów i w obliczu decydującej już klęski chwycili się katolicyzmu jako ostatniej deski ratunku. Rodzina wypartego na południe pretendenta do tronu, Czu Ju-langa (Zhu Youlanga), przyjęła chrzest i symboliczne imiona: cesarzowa Helena i cesarzewicz Konstanty. Wysłany przez nich w 1651 r. z poselstwem do papieża polski jezuita-sinolog Michał Boym powrócił z Rzymu już po zupełnym rozgromieniu Mingów. Jednakże triumfujący w Chinach Mandżurowie byli dla uczonych jezuitów łaskawi, a misjonarzom niełatwo było zapomnieć o wizji nowego cesarza Konstantyna w Azji. Dość jeszcze powierzchownie stosowana w Japonii metoda upodabniania się misjonarzy do bonzów zainicjowała różne systemy "adaptacji", która miała na celu pozyskanie w Azji warstw kierowniczych z myślą, że za nimi pójdą masy. Jezuici w Chinach, Indiach, Wietnamie czy Syjamie mieli się stać chińskimi, wietnamskimi czy syjamskimi uczonymi, mandarynami i braminami, gruntownymi znawcami języków, literatury, religii, filozofii i kultur tych narodów. Równocześnie ci "wschodni mędrcy" powinni być biegli w europejskiej wiedzy praktycznej, zwłaszcza w zakresie matematyki, astronomii, kartografii, mechaniki i medycyny. Wśród następców Franciszka Ksawerego jako twórcy elitarnych i intelektualnych szkół czy metod misyjnych w Azji wyróżnili się trzej jezuici: Ricci w Chinach, De Nobili w Indiach i de Rhodes w Wietnamie. Matteo Ricci (1552-1610) zaniechał prób symbiozy chrześcijaństwa z buddyzmem i skierował zainteresowania misjonarzy ku wyznawanej przez chińską elitę nauce Konfucjusza, w której widział bardziej filozofię niż religię. Uważał, że chrześcijaństwo można pogodzić z konfucjanizmem równie dobrze, jak niegdyś pogodzono je z etyką Sokratesa i metafizyką Arystotelesa. Przywdziawszy chińskie szaty i przybrawszy nazwisko Li Ma-tou (Li Madou), Ricci skrupulatnie przestrzegał wszystkich ceremonii chińskiej etykiety i głosił możność godzenia liturgii katolickiej z wieloma chińskimi obrzędami. Jezuici przetłumaczyli na język chiński dużo dzieł z zakresu literatury religijnej i naukowej, ale starania o wprowadzenie chińskiej liturgii zostały przez Rzym odrzucone. Opanowanie łaciny przez chińskich księży było sprawą trudną, zwłaszcza że rekrutowali się oni przeważnie spośród wdowców, a więc już ludzi niemłodych. Na skutek chińskiego obyczaju zawierania w dzieciństwie nierozerwalnych zaręczyn nie można było chłopców przysposabiać do stanu duchownego. W XVII w. imponujący swą wiedzą i budzący zaciekawienie jezuici zyskali sporo zwolenników wśród mandarynów i uczonych, ale te zabiegi o intelektualną elitę nie przyniosły trwałych wyników. Na przełomie XVII i XVIII w. w różnych prowincjach Chin znajdowało się około 200 tys. chrześcijan, byli to jednak przeważnie prostaczkowie. Uczeni i urzędnicy odnosili się do misjonarzy mniej lub bardziej uprzejmie, w zależności od pozycji jezuitów na cesarskim dworze. O losach misji katolickich w Chinach decydowała więc temperatura łask okazywanych około 10 rezydującym przy cesarzu "ojcom z Pekinu". W XVIII w. byli to przeważnie Francuzi. Głównym atutem jezuitów w Chinach była ich wiedza w zakresie nauk matematyczno-przyrodniczych. Ricci dobrze reprezentował poziom nauki europejskiej ze schyłku XVI w., jego następców charakteryzował jednak naukowy konserwatyzm, który miał swoiste przyczyny. Jezuici starali się przedstawiać Chińczykom swą wiedzą matematyczno-przyrodniczą i swe poglądy religijne jako pewną ograniczoną całość, składającą się na "nową doktrynę Zachodu". Nie chcieli więc dezawuować przestarzałych już poglądów naukowych Ricciego, aby nie podważać zaufania do niezmiennej wartości całej "doktryny". Toteż do końca swej działalności w Chinach jezuici trzymali się np. astronomii Ptolemeusza, choć szli za postępem w umiejętnościach praktycznych. Przy opracowywaniu map stosowali triangulację, leczyli chininą, wydawali tablice anatomiczne, demonstrowali cesarzowi mechaniczne zabawki (jak sławny śpiewający słowik) zbudowane na zasadzie maszyny parowej. Wygrawszy współzawodnictwo z astronomami i astrologami arabskimi (jeszcze jedna potyczka chrześcijaństwa z islamem) jezuici przejęli bardzo ważną w Chinach funkcję układania kalendarzy. Od 1644 r. w ich ręku pozostawał wysoki dworski urząd przewodniczących Trybunału Astronomii. Bywały momenty niełaski, które miały od razu reperkusje w całym państwie powodując internowanie i wydalanie misjonarzy. W zasadzie jednak cesarze wysoko cenili wiedzę swoich jezuickich mandarynów i aby im dogodzić Kang Si wydał w 1692 r. edykt tolerancyjny dla chrześcijan. Sam cesarz pobierał coś w rodzaju lekcji u jezuitów i posyłał do nich na naukę mandaryńskich synów. Nie była to jednak nauka religii. Wbrew intencjom jezuitów Chińczycy potrafili rozróżniać matematykę i astronomię od religijnych aspektów "nowej doktryny Zachodu". Nadzieje na nawrócenie dworu cesarskiego, które wydawały się bliskie urzeczywistnienia u schyłku dynastii Ming, za czasów mandżurskiej dynastii Cing okazały się zupełnym złudzeniem. "Ojcowie z Pekinu" bardziej przejmowali się nauką Konfucjusza, którą skutecznie rozpropagowali w Europie, niż mandaryni Ewangelią. Wydaje się, iż w tej grze Chińczycy przechytrzyli mądrych jezuitów. Cesarz nie znosił myśli, aby jego poddani zależeli od jakiejś obcej władzy, toteż "ojcowie z Pekinu" nie tylko ukrywali swoją zależność od Rzymu, ale nawet dyskretnie tuszowali obecność w Chinach swego prowincjała. Kiedy w związku ze sprawą tzw. rytów chińskich ujawniła się w Pekinie ingerencja papieskiego legata, Kang Si w 1707 r. wydał zarządzenie, że w Chinach mogą pozostawać tylko ci misjonarze, którzy złożą zobowiązanie, iż będą przestrzegać "doktryn i praktyk" Ricciego. Na skutek tego zarządzenia liczba misjonarzy stopniała do połowy. Cesarz swój pogląd na chrześcijaństwo wyłożył jasno w pouczeniu dla syna: "Co się tyczy doktryny zachodniej, wysławiającej Pana Nieba, to jest ona całkowicie przeciwna ortodoksji naszych świętych ksiąg i Państwo zatrudnia tych apostołów jedynie ze względu na ich głęboką znajomość nauk matematycznych. Strzeż się, aby o tym nie zapominać". Jung Czeng (Yongzheng) istotnie nie zapomniał ojcowskiej nauki i wydalił z Chin wszystkich misjonarzy poza dworskimi jezuitami. Za wyjątkowo długiego panowania Cien Lunga były przypływy i odpływy względnej tolerancji, ale ogólnie rzecz ujmując chrześcijaństwo stale się cofało. Kilku uczonych jezuitów z niejakim pożytkiem dla chińskiej nauki a z większym dla europejskiej sinologii przetrwało w Pekinie kasatę zakonu i doczekało tu naturalnej śmierci. Mimo stupięćdziesięcioletniej działalności w Pekinie jezuici, których uczone chińskie dzieła tonęły w cesarskiej bibliotece, nie zdołali dla nowożytnej nauki europejskiej znaleźć takiego rezonansu i wyjścia naprzeciw, z jakim w Japonii spotkała się "nauka holenderska". Kiedy w latach osiemdziesiątych XVIII w. wymarli "ojcowie z Pekinu", zlikwidowano w Chinach chrześcijaństwo systematycznymi prześladowaniami. W Indiach tradycyjne metody chrystianizacji odnosiły sukcesy jedynie tam, gdzie sięgało panowanie portugalskie, a więc na skrawku zachodniego wybrzeża. Nie znający języka i kultury Hindusów księża portugalscy porozumiewali się z ludnością przez tłumaczy i wraz z bardzo prymitywną katechizacją narzucali im europejski obyczaj (m.in. jedzenie wołowiny itp.). Chrystianizacja na terenie Goi była połączona z portugalizacją i dla Hindusów z wnętrza kraju oznaczała degradację. Nie liczący się z systemem kastowym portugalski katolicyzm mógł się zakorzenić jedynie wśród ludzi należących do najniższych kast. Adaptację chrześcijaństwa do hinduizmu zainicjował włoski jezuita Roberto De Nobili ( 1577-1656). Podjął on gruntowne studia filologiczne, zgłębił literaturę wedyjską i sanskrycką, przybrał strój i obyczaj hinduskiego mędrca, zerwał z europejskim środowiskiem i wniknął w kastę braminów. Największą trudność w pracy misyjnej w Indiach stanowiło pogodzenie kastowości z chrześcijańską doktryną o równości ludzi przed Bogiem. De Nobili nie został, jak się to często mniema, formalnie braminem, ale "szlachetnym pokutnikiem" (sannyassi)mogącym obcować jedynie z braminami. Uczniowie De Nobilego, którzy mieli działać wśród niższych kast, zostawali "szlachetnymi pokutnikami niższego rzędu (pandara). Mogli się oni kontaktować nawet z "niedotykalnymi" pariasami, zachowując jednak największą ostrożność, jak np. podawanie komunii jedynie na końcu laski. Dzięki tym karkołomnym wysiłkom jezuiccy misjonarze odnieśli pewne sukcesy wśród niezależnych Hindusów. De Nobili pozyskał przychylność władcy królestwa Maduraj w południowym Dekanie, skąd misje rozszerzyły się na Majsur i Karnatak. Entuzjastami metod De Nobilego stali się francuscy jezuici z Pondichery. Na początku XVIII w. w tej strefie misyjnej było ponoć 150 tys. chrześcijan. Misjonarze-sannyassi w celu uzyskania prestiżu roztaczali wokół siebie orientalny przepych i wyszukaną etykiete. Wydali oni wybitnych filologów-hinduistów, tworzących literaturę religijno-filozoficzną w języku tamilskim. Najżywszą działalność na tym polu rozwinął Constantino Beschi (1680-1742), który w 1731 r. założył szkołę katechetyczną. Działalność misjonarzy z Maduraju wywoływała podobne zastrzeżenia doktrynalne jak "ryty chińskie" i po długich badaniach i wahaniach praktyki stosowane przez jezuitów w Dekanie zostały w 1744 r. kategorycznie potępione przez papieża jako tzw. ryty malabarskie (nazwa nieścisła, bowiem metody De Nobilego sięgały wschodniego Wybrzeża Koromandelskiego, ale nie docierały do zachodniego Wybrzeża Malabarskiego). Anarchia wojenna panująca w połowie XVIII w. w Dekanie, prześladowania ze strony muzułmanów i walki między Europejczykami podkopały tę działalność misyjną w Indiach, a kasata jezuitów zadała jej cios decydujący. Zanim to nastąpiło, próby pozyskania dla chrześcijaństwa hinduskiej elity nigdy zresztą nie osiągnęły wyników mogących mieć jakieś znaczenie w skali subkontynentu. U schyłku XVIII w. utrzymało się w Indiach kilkaset tysięcy chrześcijan, ale byli to nie liczący się w życiu politycznym i kulturalnym poddani silnie nasyconego instytucjami kościelnymi portugalskiego państewka Goa i wyznawcy prastarego kościoła syryjsko-chaldejskiego na Wybrzeżu Malabarskim. Ci nader skromnej kondycji "chrześcijanie św. Tomasza" utrzymywali jedynie bardzo luźne i rwące się kontakty z Rzymem. Pozostałością portugalskiego panowania na Cejlonie były wreszcie dość liczne gminy chrześcijańskie, które mimo wyrugowania z wyspy Portugalczyków przez Holendrów pozostały w jakimś sensie katolickie. Wszystko to były znikome i poniekąd plebejskie marginesy hinduistyczno-muzułmańskiego świata Indii. Zwolennicy metod "adaptacji" nieco trwalsze wyniki niż w Chinach i Indiach osiągnęli Indochinach. Tutaj działalność misjonarzy bardziej też splotła się z polityką. Pierwszymi chrześcijanami w Wietnamie byli chroniący się tu przed prześladowaniami w swej ojczyźnie Japończycy. Działali wśród nich jezuici, którzy za pomocą rozdawania zegarków (był to jeden z głównych misjonarskich "chwytów" w Azji) i swej matematyczno-astronomicznej wiedzy utorowali sobie drogę na dwór w Hanoi. Głównym twórcą misji w Wietnamie był francuski jezuita Alexandre de Rhodes (1591-1660). Opanował on doskonale mowę Wietnamczyków i dokonawszy transkrypcji ich pism na alfabet łaciński dał początek pisanej tym alfabetem literaturze misjonarzy i wietnamskich chrześcijan. Przyjąwszy strój i obyczaj krajowy, szkoląc misjonarzy i wietnamskich księży w zakresie medycyny i mechaniki, kładąc w nauczaniu główny nacisk na etykę oraz akceptując miejscowe formy rytuałów pogrzebowych i kultu przodków - Rhodes pozyskał wielu zwolenników wśród bonzów i mandarynów. Ponoć za jego czasów liczba chrześcijan w Wietnamie szybko sięgnęła około 100 tys. W Wietnamie, tak zresztą jak we wszystkich krajach Azji, Afryki i Ameryki, istotną trudność w pracy misyjnej stanowiła chrześcijańska doktryna o monogamicznym i nierozerwalnym małżeństwie. Zwłaszcza tam, gdzie misjonarze docierali do sfer dworskich, spotykali się z energicznym przeciwdziałaniem konkubin, "drugich żon" i eunuchów. Owe "intrygi seraju" często były źródłem represji i wydalania misjonarzy, co dwukrotnie spotkało Rhodesa. Były oczywiście i inne przyczyny, z powodu których w burzliwych dziejach osiemnastowiecznego Wietnamu misje przeżywały to pomyślne, to krytyczne chwile (ostre prześladowania w latach 1696, 1713, 1721, 1730, 1750, 1773-1778). Niemniej jednak Wietnam północny (Tonkin) stał się najsilniejszym skupiskiem chrześcijan na nie podlegającym "kontroli" Europejczyków terytorium Azji. Tonkińscy chrześcijanie doczekali się też u schyłku stulecia wyjątkowo pomyślnej koniunktury politycznej. Sto lat wcześniej zanosiło się na wielkie sukcesy misyjne w Syjamie, gdzie przy boku króla Phra Narai faktyczne rządy sprawował jego minister greckiego pochodzenia Constantin Faulkon. Poparł on francuskich jezuitów i za ich pośrednictwem nawiązano rokowania w sprawie francusko-syjamskiego sojuszu. Wiele rozgłosu zyskały poselstwa syjamskie do Ludwika XIV (1684, 1686). Towarzyszyli tym poselstwom wysłani do Francji na studia młodzi syjamscy arystokraci, uroczyście chrzczeni w Paryżu. Wynikiem tych negocjacji był jednak poniekąd prekursorski, typowy dla późniejszych stosunków między europejskimi mocarstwami a krajami Azji "nierównoprawny" traktat. Gwarantami umowy były wprowadzone do Syjamu francuskie garnizony. Skłaniający się do przyjęcia chrześcijaństwa król nadał rozległe przywileje misjonarzom, którzy założyli seminarium duchowne w stolicy Syjamu Ajutthai. Wszystko to skończyło się katastrofą. Nie bez udziału Anglii i Holandii wybuchła w 1688 r. gwałtowna reakcja antychrześcijańska i antyfrancuska. Phra Narai został zdetronizowany, minister Faulkon stracony, a wojska francuskie zmuszone do pospiesznej ewakuacji. Na sto lat Syjam zamknął się dla Europy. Pozostałością niefortunnego wmieszania się misjonarzy w wielką politykę było seminarium w Ajutthai. Zostało ono wraz z syjamską misją zniszczone przez najazd Birmańczyków (1760). Odtwarzane i przenoszone w różne miejsca, znalazło wreszcie trwałą siedzibę na francuskim terytorium w Indiach (Pondichery), To Seminarium św. Józefa było głównym ośrodkiem kształcenia katolickich księży - Azjatów, a dla Europejczyków siedzibą studiów orientalnych. Srożąca się u schyłku XVIII w. i skądinąd niszcząca misje wojna domowa w Wietnamie otwarła przed misjonarzami wielkie perspektywy. Wyparty z kraju pretendent Nguyen Anh schronił się do Kambodży, gdzie znalazł opiekę u wikariusza apostolskiego Kochinchiny, biskupa Pigneau de Behaine. Nguyen Ang myślał o uzyskaniu pomocy militarnej od któregoś z państw europejskich. W obawie, ażeby wybór nie padł na Anglików czy Holendrów, biskup obiecał pomoc Francji. W towarzystwie syna pretendenta, młodego księcia Canh, Pigneau de Behaine przybył w 1787r. do Paryża i tu w imieniu swego podopiecznego zawarł traktat między Francją a Wietnamem. W zamian za pomoc wojskową Francja otrzymywała różne korzyści handlowe i terytorialne. Ale borykający się z przedrewolucyjnymi trudnościami wewnętrznymi rząd niechętnie angażował się w tę azjatycką interwencję i mimo podpisania traktatu ostatecznie odmówiono jego wykonania. Wówczas Pigneau de Behaine na własną rękę zaangażował w Pondichery francuskich ochotników i z dwoma uzbrojonymi okrętami przybył w 1789 r. do Sajgonu. Pomoc francuskich inżynierów wojskowych i artylerzystów przyczyniła się do zwycięstw Nguyen Anha, który zjednoczył cały Wietnam i pod imieniem Gia Longa ogłosił się cesarzem. "Nierównoprawny" traktat z 1787 r. nie wszedł w życie i jeśli energiczne poczynania biskupa torowały drogę kolonialnej ekspansji Francji, to nie w sposób bezpośredni i nie na bliską przyszłość. Pigneau de Behaine zyskał mocną pozycję na dworze, choć zawiodły go nadzieje pokładane w swym wychowanku, następcy tronu księciu Canh, który wprawdzie przyjął chrzest, ale dopiero na łożu śmierci (1801). Za panowania Gia Longa chrześcijanie cieszyli się tolerancją, a nawet poparciem cesarza. Trudności były raczej ze strony Rzymu, bowiem i w Wietnamie dała się odczuć rygorystyczna postawa wobec "rytów" - zakaz uczestnictwa w obrzędach kultu przodków. Mimo to na przełomie XVIII i XIX w. było w Wietnamie około 200 tys. chrześcijan. Sytuacja zmieniła się po śmierci Gia Longa, kiedy to Wietnam odgrodził się od kontaktów z Europą, a misjonarze i wietnamscy chrześcijanie stali się przedmiotem surowych prześladowań. I wówczas uwidocznił się ów zawiły splot łączący działalność misyjną z kolonializmem. W połowie XIX w. prześladowanie chrześcijan stało się pretekstem do podboju Wietnamu przez Francję. W porównaniu z wykazanym w XVI i XVII w. rozmachem i bogactwem inwencji, katolicka działalność misyjna w XVIII stuleciu słabła. Jako przyczyny tego osłabienia wskazuje się zazwyczaj wygasanie żarliwości religijnej w samej Europie, postępy sceptycyzmu i "ducha filozoficznego", wyparcie na wielu terenach kolonialnych mocarstw katolickich przez kolonialne mocarstwa protestanckie, rywalizację między "patronatami" państw katolickich (Portugalii i Hiszpanii oraz najpóźniej przybyłej, a energicznie dobijającej się swych praw Francji). Wewnątrz Kościoła ścierały się aspiracje różnych hierarchii i różnych zakonów, a także różne metody pracy misyjnej. Obecnie w katolickiej literaturze historycznej uważa się za duży błąd potępienie zrehabilitowanych w XX w. rytów chińskich i rytów malabarskich. Niewątpliwie, odrzucenie jezuickich metod utrudniało działalność misyjną w Azji, a kasata zakonu, odwołująca ze swych posterunków 3 tys. najbardziej wykształconych, doświadczonych i pomysłowych misjonarzy, była dla katolickich misji katastrofą. Wydaje się jednak, że odpływ misyjnej ofensywy wypada również łączyć z rozpoznaniem rozmiarów trudności czy wręcz niemożności, z których nie zdawali sobie sprawy misjonarze, z tak wielkim optymizmem wyruszający w XVI w. na "duchowy podbój" świata. Często uważa się, że niepowodzenia misjonarzy były spowodowane jaskrawym kontrastem między głoszoną przez nich Ewangelią a nieludzką praktyką zaprezentowaną przez chrześcijańskich zdobywców i kolonizatorów. Czyniąc rachunek europejskiego sumienia nie należy jednak zapominać, że pozaeuropejski świat też nie był idylliczny, że pełno w nim było okrucieństwa, niewolnictwa, despotyzmu, że - nie mówiąc już o afrykańskim i polinezyjskim ludożerstwie czy przysłowiowych "chińskich torturach" - nawet łagodni Hindusi mieli obyczaj rytualnego palenia wdów na pogrzebach mężów. Jednakże to wszystko było "swoje", a przybysze z Europy byli "obcy". W drugiej połowie XVIII w. w kręgu działalności katolickich misjonarzy mogło się znajdować w Ameryce, Afryce i Azji około miliona ludzi (nie licząc ustabilizowanych kościelnie krajów Ameryki Łacińskiej, Filipin i portugalskiego "Estado da India" w Goi). Były to drobne, ale rozrzucone na wielkich geograficznych i ludzkich przestrzeniach okruchy świata, stanowiące niezrównane pole do obserwacji jego różnorodności, dziwności i opornej obcości. Misjonarze usiłowali tę obcość oswoić, a wśród różnorodności doszukać się wspólnego podłoża "religii naturalnej". Wielu kupców, żołnierzy, urzędników i kolonistów stykało się z pozaeuropejskimi ludami, ale zanim wykształciła się etnografia naukowa, nikt tych ludów tak blisko nie poznał i tak nie opisał, jak misjonarze. Oni nie tylko uczyli się "egzotycznych" języków, ale często tworzyli dla tych języków gramatyki i pismo, a do ich zawodu należało dokładne zapoznawanie się z obyczajami, poglądami i wierzeniami. Toteż ludoznawcza wiedza katolickich misjonarzy, a zwłaszcza jezuitów, była przez długi czas bezkonkurencyjna. Ale w XVIII w. zaczęli się także pojawiać misjonarze protestanccy. Ilościowo było to w porównaniu z misjami katolickimi zjawisko raczej bez znaczenia. Protestanci nie mieli takich środków oraz tak zorganizowanych sztabów i frontów działania jak Kongregacja Propagandy Wiary i wielkie zakony misyjne. O ile jednak katolicy przywiązywali dużą wagę do odprawianej w niezrozumiałej łacinie liturgii, obrzędowości i sakramentów, co w działalności misyjnej sprowadzało się często do poprzestawania na formalnych i zewnętrznych wymaganiach, o tyle protestanccy kaznodzieje i "badacze Pisma" starali się dotrzeć do neofitów przede wszystkim ze zrozumiałym dla nich słowem i Biblią. Dlatego też skromne liczbowo misje protestanckie są ważne w swym ludoznawczym i językoznawczym aspekcie. Wypierający w XVII w. Portugalczyków z ich afrykańskich i azjatyckich placówek Holendrzy nie byli ożywieni duchem misyjnym. W Malakce i Indonezji bardziej troszczyli się o wykorzenienie "papizmu" niż o krzewienie protestantyzmu, a w Japonii udzielili sogunowi zbrojnej pomocy w rozprawie z chrześcijanami. Jedynie na Cejlonie Holendrzy masowo chrzcili tubylców (podobno 300 tys.), ale w połowie XVIII w. było tam tylko 5 pastorów. Prozelityzm wyznaniowy obcy był anglikanizmowi. Zanim w świecie anglosaskim rozwinął się metodyzm, najwięcej fanatycznej żarliwości religijnej przejawiali purytanie w Nowej Anglii. Wśród tych zawziętych wrogów "czerwonoskórych diabłów" niewiele było misjonarskich powołań. Ci jednak, którzy próbowali chrystianizować Indian, przystępowali do dzieła z purytańską gruntownością. Tak więc John Eliot (1604-1690) przetłumaczył i wydrukował całą Biblię w języku Mohikanów, a od 1701 r. purytańskie Towarzystwo do Krzewienia Ewangelii prowadziło pracę misyjną wśród Delawarów. W drugiej połowie XVIII w. dynamiczny prozelityzm rozwinęli w Ameryce Północnej metodyści, baptyści i bracia morawscy, w niewielkim stopniu trafiając do Indian, natomiast dość skutecznie do Murzynów. Wywodzący się z pietyzmu przypływ prozelityzmu protestanckiego uwidaczniał się najbardziej w trzecim (po Holandii i Wielkiej Brytanii) protestanckim państwie kolonialnym, którym była Dania. Misje protestanckie w Indiach zainicjowali Duńczycy w 1706 r. w swej faktorii na Wybrzeżu Koromandelskim - Trankebarze. Uczeni pastorzy Bartholomaus Ziegenbalg i Heinrich Plütschau wyprzedzili tu jezuitów zakładając w 1713 r. pierwszą w Indiach drukarnię i wydając w języku tamilskim kazania Lutra i Nowy Testament. W 1733 r. ordynowano w Trankebarze pierwszego hinduskiego pastora. Równocześnie norwesko-duński misjonarz Hans Egede (1686-1758) rozpoczął działalność na całkiem nowym terenie - wśród Eskimosów Grenlandii. Dalszy rozwój misji na Dalekiej Północy wiąże się z niezwykłą misjonarską przedsiębiorczością braci morawskich. W drugiej połowie XVIII w. zainicjowali oni protestanckie misje wśród afrykańskich Murzynów (działając z Przylądka Dobrej Nadziei) i południowoamerykańskich Indian (działając ż holenderskiej Gujany-Surinamu), największe jednak zainteresowanie wzbudzili swą działalnością w Grenlandii i na Labradorze. Organizowanie Eskimosów w rygorystycznie kierowane przez braci morawskich gminy chrześcijańskie wywoływało skojarzenie z jezuickimi redukcjami w Paragwaju. Europejczycy jeszcze w XVIII w. poznawali cywilizacje pozaeuropejskie głównie poprzez relacje misjonarzy. Wielu z nich odznaczało się dociekliwością badawczą i obiektywizmem przekazywanych informacji. Misjonarze nie byli jednak zrzeszeniem podróżników - etnografów, ale "łowcami dusz" Ich poglądy na pozaeuropejskie cywilizacje i ludy kształtowały się w zależności od formacji religijnej i przyjętych metod pracy misyjnej. Zwolennicy metody "tabula rasa" skłonni byli widzieć w pozachrześcijańskim świecie obraz zepsucia natury ludzkiej i królestwo szatana. Zwolennicy metody "adaptacji" dowodzili "niewinności" różnych obyczajów i obrzędów, a w pozachrześcijańskich wierzeniach religijnych i normach etycznych odnajdywali ślady "pierwotnego objawienia" i "religii naturalnej". Ludzie epoki Oświecenia chętniej dawali wiarę optymistycznym jezuitom z Pekinu niż pesymistycznym dominikanom z Manilii. Ten selektywny odbiór misjonarskich relacji przyczynił się w znacznym stopniu do podbudowania filozoficznego poglądu o uniwersalizmie i dobroci ludzkiej natury. 9. Podróże badawcze i odkrycia geograficzne Na mapie świata z 1700 r. można było znaleźć dość poprawne kontury Europy, Afryki i południowych wybrzeży Azji. Wschodni brzeg Azji już był dziedziną mniej lub bardziej trafnych domysłów, wytyczenie zaś północnego wybrzeża pozostawało w dziedzinie fantazji. Majaczyły tu jakieś ogromne wyspy czy półwyspy arktyczne, a sprawa domniemanego połączenia lądowego Syberii z Ameryką pozostawała wielką niewiadomą. Ameryka Południowa (poza swym południowym cyplem) była natomiast zarysowana w sposób dość poprawny. To samo dotyczy Ameryki Środkowej i wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej aż po Zatokę Hudsona. Powyżej rozpościerała się znów strefa mglistych domysłów i fantazji, sięgająca, idąc ze wschodu na zachód, aż po Kalifornię (uważaną nie za półwysep, ale wyspę). Najbardziej działał na wyobraźnię pobieżnie "dotykany" w XVI i XVII w. przez różnych portugalskich i holenderskich żeglarzy obszar "Nowej Holandii" (Australii łączonej w jeden ląd z Nową Gwineą i Nową Zelandią) i wysp Oceanii. Domyślano się, że poza bardzo słabo rozpoznanymi, ale mającymi jakiś odpowiednik w rzeczywistości, zarysami lądu i wysp istnieje na południu olbrzymi kontynent. Od czasów Ptolemeusza geografowie mniemali, że ciężar kontynentów uplasowywanych w północnej chemisferze musi być na południu odpowiednio zrównoważony przez masę lądu, zwaną "Terra Australis Incognita". Kartografowie, nie mogący się doczekać jej odkrycia, często już umieszczali na mapie ową legendarną "Australię". oczekiwano sensacji i korzyści na miarę podboju Ameryki. Kontury lądów i mórz na północy i na południu rozpływały się więc w nieznane, ale i tam, gdzie linie wybrzeży zostały ustalone, wnętrze krajów była to dla Europejczyków w większości "terra incognita". Jeśli owe kraje były zamieszkane, to oczywiście tubylcza ludność umiała się po nich poruszać na dużych przestrzeniach i często posługiwała się wystarczającymi dla swoich potrzeb znakami i prymitywnymi mapami. Z pomocą miejscowych przewodników europejscy kupcy i misjonarze mogli eksplorować wnętrza kontynentów, ale nanoszenie orientacyjnych szkiców na poprawną mapę wymagało nie lada wiedzy, przyrządów i środków. Aż do schyłku XVII w. trudno było rozgraniczyć odkrycia zamierzone i mimowolne. Każdy podróżnik miał jakiś wkład w poznanie tajemniczego świata, które upowszechniano drogą opowieści i pisemnych relacji odkrywców-amatorów. Z drugiej znów strony spółki kupieckie czy władze rządowe często strzegły swej geograficznej wiedzy jako zawodowej i państwowej tajemnicy. Oczywiście nie można odmówić wysokich naukowych kwalifikacji znakomitym odkrywcom z przełomu XV i XVI w. oraz ich następcom. W pełni metodycznie naukowe i stawiające cele poznawcze na pierwszym miejscu wielkie przedsięwzięcia podróżnicze wiążą się jednak dopiero z newtonowskim przewrotem w nauce. Jako epokową datę uważa się rok 1698, kiedy to z ramienia londyńskiego Royal Society blisko współpracujący z Newtonem astronom Edmund Halley (1656-1742) udał się do Afryki i Ameryki, aby sporządzić pierwsze mapy deklinacji magnetycznej. Ażeby sprawdzić teorię Newtona o spłaszczeniu kuli ziemskiej przy biegunach, francuska akademia Nauk wysłała w 1735 r. ekspedycje w celu zmierzenia łuku południka. Jedna ekipa (z Maupertuisem i Clairautem) prowadziła badania poza kołem podbiegunowym w Laponii, druga (z La Condamine'm) na równiku w peruwiańskich Andach. Teoria Newtona została doświadczalnie potwierdzona, a ponadto francuscy naukowcy uczestniczący w wyprawie do Peru przez wiele lat pozostali w Ameryce Łacińskiej. Tutaj La Condamine opracował pierwszą stosunkowo dokładną mapę dorzecza Amazonki, a Joseph Jussieu przez 35 lat badał amerykańską florę. Odtąd eksploracja lądów i mórz nabrała nowego charakteru. Okręty Bougainyille'a, Cooka i La Perouse'a to już będą "pływające laboratoria", obsadzone przez ekipy naukowców z różnych dziedzin, wyposażone w aparaturę i biblioteki, wykonywające starannie obmyślone programy badawcze. Podobnie rzecz się będzie przedstawiać z ekspedycjami lądowymi. Wypada jednak zauważyć, że w historii podróży odkrywczo-naukowych z XVIII w. ważną datę stanowi rok 1763. Dopiero po zakończeniu wielkich wojen z połowy stulecia i po rozprzestrzenieniu się w Europie "encyklopedycznego ducha", zarówno inicjatywy rządowe, jak zainteresowania naukowe nadały eksploracji wielki rozmach. Trzeba więc pamiętać, że w zakresie naukowego poznania pozaeuropejskiego świata więcej zdziałano w ostatnim dwudziestoleciu niż w pierwszym siedemdziesięcioleciu interesującego nas okresu. Wśród badanych przez Europejczyków pozaeuropejskich lądów pierwsze miejsce zajmowały oczywiście tereny poddane władzy europejskich państw, a więc zwłaszcza Ameryka i Syberia. Północne obszary Ameryki i Azji należały do najbardziej bezludnych i najmniej znanych obszarów świata. Historycy eksploracji zastanawiają się nad problemem, dlaczego Rosjanie przebyli olbrzymią drogę od Uralu do Pacyfiku znacznie szybciej niż Francuzi i Anglicy o tyle krótszą przestrzeń między Oceanem Atlantyckim a Oceanem Spokojnym. Zadecydowała tu bezpośrednia łączność terytorialna Rosji z Syberią, biegnący przez Syberię do Kiachty szlak handlu Rosji z Chinami, żywsza niż w koloniach amerykańskich inicjatywa państwa w dziedzinie eksploracji oraz bardziej kontynentalny charakter imperium carów. Za panowania Piotra I Rosja stawała się jednak i państwem morskim. Pasjonujący się sprawami żeglugi car pragnął zbadać syberyjskie wybrzeże Pacyfiku i rozwiązać zagadkę połączenia Azji z Ameryką. W ślad za siedemnastowieczną eksploracją Syberii przez kupców, łowców i Kozaków podjęto w pierwszej połowie XVIII w. systematyczne badania już o charakterze naukowym. Jedną z ostatnich czynności Piotra I było zarządzenie dalekowschodniej ekspedycji, ale zmarły w 1725 r. car nie doczekał się "pierwszej wyprawy kamczackiej" (1725-1730). Stojący na czele ekspedycji duński żeglarz w rosyjskiej służbie Vitus Bering (1680-1741) wyruszając z Ust-Kamczacka na północ przepłynął w 1728 r. dzielącą Azję i Amerykę cieśninę, nazwaną potem jego imieniem. Nie został jednak jeszcze rozwiązany problem ewentualnego połączenia południowej Kamczatki z Ameryką. Z udziałem założonej w tym czasie w Petersburgu Akademii Nauk zorganizowano "drugą wyprawę kamczacką" zwaną też "wielką ekspedycją północną" (1732-1743). Kilkuset uczestników wyprawy podzieliło się na wiele oddziałów, eksplorujących przez 10 lat północne wybrzeża Syberii i cały ogromny obszar od jeziora Bajkał do Zatoki Anadyrskiej. Wykonano wówczas wielkie prace kartograficzne, najwięcej sławy zyskały jednak osiągnięcia na morskim szlaku wyprawy. Bering wyruszając z południowej Kamczatki wylądował w 1741 r. na Alasce. W drodze powrotnej zbadał Aleuty i stwierdził, że nie stanowią one pomostu między Ameryką a Azją. Z powodu braku wody i żywności załoga była zmuszona w strasznych warunkach zimować na jednej z Wysp Komandorskich, gdzie Bering zmarł na szkorbut. Z wyprawy do Alaski zdołał szczęśliwie powrócić witany jako "rosyjski Kolumb" Aleksiej Czirikow. Poza Syberią rosyjskie ekspedycje docierały w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. również do Azji Środkowej i na Zakaukazie. W połowie stulecia działalność eksploratorska osłabła, aby znów rozwinąć się na wielką skalę za panowania Katarzyny II. Spośród licznych cudzoziemskich badaczy w rosyjskiej służbie (jak Lesseps i Billings) najbardziej zasłużył się dla poznania Azji Peter Simon Pallas (1741-1811), który w latach 1768-1774 i 1793-1794 kierował wyprawami do rejonów Powołża, Uralu, Syberii i południowego Kaukazu. Jego główne dzieło: Reise durch verschiedene Provinzen des Russischen Reiches (Podróż po różnych prowincjach rosyjskiego cesarstwa, 1771-1776). było przez długi czas podstawowym źródłem do znajomości Syberii w Europie. W Ameryce Północnej Francuzi śmiało zapuszczali się z Kanady na południe, w dół doliny Missisipi do Zatoki Meksykańskiej, ale na północnym zachodzie ich eksploracja utknęła u podnóży Gór Skalistych, do których w 1743 r. dotarli bracia La Verendrye. Decydującego "przebicia" na Daleką Północ dokonali podróżnicy angielscy, działający z ramienia zajmującej się handlem futrzanym Kompanii Zatoki Hudsona. W 1771 r. Samuel Hearne (1745-1792)jako pierwszy biały człowiek w Ameryce przekroczył koło podbiegunowe i dotarł do Morza Arktycznego, a w drodze powrotnej odkrył Wielkie Jezioro Niewolnicze. Alexander Mackenzie (ok. 1755-1820) wypłynął w 1789 r. z tego jeziora wielką rzeką, nazwaną później jego imieniem, która zaprowadziła go do Morza Beauforta. W 1792 r. Mackenzie popłynął w górę rzeki Peace i przeszedł przez Góry Skaliste, osiągając wreszcie drogą lądową wybrzeże Oceanu Spokojnego. Wybrzeże to nie było dotąd eksplorowane od lądu powyżej Kalifornii. Eksploracja hiszpańska, prowadzona na północ od Meksyku przez jezuitów i franciszkanów, osiągnęła swą północną granicę wraz z odkryciem przez franciszkanina Silvestre de Escalante jeziora Utah (1776). Mimo dużej w XVIII w. ruchliwości na południowoamerykańskich pograniczach osadniczych wiele tu było obszarów nietkniętych stopą białego człowieka. Dotyczy to zwłaszcza rejonu między Orinoko a Amazonką oraz środkowej i górnej Amazonii, a także południowych krańców kontynentu. Najśmielej penetrowali brazylijski interior ludzie o najmniejszych kwalifikacjach naukowych - bandy polujących na niewolników portugalskich Metysów z Sao Paulo (paulistów). Systematyczne badania w Ameryce Łacińskiej prowadzili głównie zakonnicy, wśród których wyróżnił się chilijski jezuita J. I. Molina (1738-1829). Od czasu objęcia przez Burbonów hiszpańskiego tronu zostały nawiązane w Ameryce Łacińskiej bliższe kontakty z francuskimi uczonymi, a w drugiej połowie XVIII w. silny impuls przyniosły reformy administracyjne Karola III. W związku z hiszpańsko-portugalskimi sporami i rozgraniczeniami w rejonie La Platy obszar ten został lepiej rozpoznany. W ostatnich dekadach stulecia eksplorowało Amerykę hiszpańską wiele ekspedycji świeckich już geografów i przyrodników. Kraje południowej Azji były obejmowane badaniami w miarę postępowania w tej strefie świata kolonializmu. Indonezja już w XVII w. była dość dokładnie rozpoznana przez Holendrów, a to samo tyczy penetrowanych przez Portugalczyków, Holendrów, Anglików i Francuzów wybrzeży Indii. Opanowanie przez Brytyjczyków państwa bengalskiego przyniosło nowy etap wniknięcia Europejczyków w głąb subkontynentu. Gubernator Bengalu Warren Hastings wsławił się zarówno brutalną eksploatacją tego kraju, jak poparciem na szeroką skalę zakrojonych prac naukowych. W okresie wielkorządów Hastingsa (1773-1786) James Rennell (1742-1830) opracował wielki atlas geograficzny Bengalu (1779). Ponadto kilka ekspedycji angielskich przeprowadziło badania górnego biegu Brahmaputry i dotarło do Tybetu. Znawcami tego tajemniczego kraju stali się George Bogle i Alexander Hamilton. Hastings patronował również filologicznym i historycznym badaniom nad kulturą indo-perską, tak iż w kręgu jego mecenatu zrodziła się nowoczesna hinduistyka. Najwybitniejszym jej przedstawicielem był William Jones (1746-1794). Staraniem Hastingsa i Jonesa założono w 1784 r. w Kalkucie Asiatic Society of Bengal. Od 1788 r. ukazywały się periodycznie rozprawy tego towarzystwa poświęcone krajoznawczej i humanistycznej wiedzy o Indiach. W Czarnej Afryce trzymające się jedynie krawędzi wybrzeży zaczątki kolonii nie wnosiły wkładu w europejską wiedzę o świecie, poza dość intensywnym eksplorowaniem przez Holendrów z Przylądka Dobrej Nadziei kraju Kafrów, w czym niepośledni udział miały misje braci morawskich. Wyspiarskimi Malagaszami z Madagaskaru i Isle de France dość żywo interesowała się nauka francuska. Odgrodzone od północy podwójną barierą krajów islamu i Sahary wnętrze Afryki pozostawało jednak najmniej znaną częścią Starego Świata. Badanie tego wnętrza zainicjował w 1762 r. szkocki lekarz i podróżnik James Bruce (1730-1794). Wiedza medyczna jednała mu życzliwe przyjęcie w krajach północnej Afryki, Erytrei i Etiopii, gdzie dotarł do jeziora Tana i odkrył źródła Nilu Błękitnego. Niewspółmierną do wartości naukowej sensację wywołała książka Bruce'a Travels to Discover the Source of Nile (Podróże dla odkrycia źródeł Nilu, 1790). Zanim ukazało się to dzieło, relacje Bruce'a i przywiezione przez niego zbiory zainspirowały założenie w Londynie w 1788 r. African Association. Jest to istotna data początków nowoczesnego afrykoznawstwa. Najbliższe geograficznie i cywilizacyjnie Europy kraje Bliskiego Wschodu były to kraje niepodległe, nieufne wobec "niewiernych", często zamknięte i wrogie. Ale oczywiście początki europejskiej orientalistyki są równie stare, jak dzieje biblistyki oraz karmiącej się myślą arabską średniowiecznej filozofii i nauki (z poczesnym miejscem właśnie dla geografii). Mimo odwiecznej wojny chrześcijaństwa z islamem Europa miała swoje korytarze handlowej, politycznej i kulturalnej penetracji na Bliski Wschód. Przyjazne na ogół stosunki turecko-francuskie otwierały tu szczególne możliwości dla "Franków". Królom francuskim przysługiwało prawo opieki nad chrześcijanami w imperium osmańskim. Świat islamu był całkowicie niepodatny na katolicki prozelityzm, tolerowano jednak misjonarzy działających wśród resztek bliskowschodniego chrześcijaństwa. Nie brakowało więc tu jezuitów, a między nimi dobrych znawców języków i krajów muzułmańskich. Można wspomnieć o przebywającym w Persji i Turcji polskim jezuicie Tadeuszu Krusińskim (1675-1757), którego książka o stosunkach persko-afgańskich stanowiła jedno z nielicznych dzieł polskich autorów, tłumaczonych na wiele języków i szeroko znanych na Zachodzie. Książka ta ukazała się też po turecku jako jeden z pierwszych druków wydanych w Stambule (1729). Studia orientalne można było uprawiać - i też od stuleci je uprawiano - w europejskich bibliotekach nie wyjeżdżając na Wschód. Podejmowane w XVIII w. podróże naukowe do krajów Bliskiego Wschodu miały szczególny aspekt łącząc eksplorację krajoznawczą z poszukiwaniami filologicznymi i archeologicznymi. Trzeba jednak wspomnieć o dwóch wielkich wydarzeniach podróżniczych, w sposób istotny rozszerzających europejskie horyzonty. Francuski orientalista Abraham Anquetil-Duperron (1731-1805) podróżując po Persji i Indiach odkrył w Suracie rękopis Awesty, który w 1771 r. wydał w oryginale z francuskim tłumaczeniem jako Zend-Avesta. To był początek europejskiej iranistyki oraz pierwsze bezpośrednie zetknięcie się z mazdaizmem, z fascynującymi potem tak wiele umysłów (od starego Woltera począwszy) naukami Zaratusztry. Bardziej krajoznawczy, ale też i filologiczno-archeologiczny charakter miała wielka ekspedycja wschodnia Carstena Niebuhra (1733-1815). Ten Niemiec w duńskiej służbie z inicjatywy teologów i na koszt rządu z całą ekipą uczonych wyruszył w podróż, z której on jeden tylko powrócił z życiem. Niebuhr w latach 1761-1767 zwiedził Egipt, Syrię, Arabię, Indie, Persję i Turcję. Zebrane przez niego materiały archeologiczne z Persepolis i Niniwy miały duże znaczenie dla studiów nad starożytnym Wschodem i pismem klinowym, jednak głównym przedmiotem zainteresowań Niebuhra była Arabia. Jego opis Jemenu stał się wzorem krajoznawczej monografii, a takie dzieła, jak: Beschreibung von Arabien (Opisanie Arabii, 1772) i Reisebeschreibung nach Arabien und anderen umliegenden Landern (Opis podróży po Arabii i innych przyległych krajach 1774-1778), zapoczątkowały nowoczesną arabistykę i przyczyniły się do rozbudzenia arabskich upodobań preromantyków. Przedmiotem równie gruntownej, jak swoistej eksploracji były szczelnie zamknięte przed Europą Chiny Poza trzema dostępnymi dla europejskich kupców punktami wymiany Makau, Kantonem i Kiachtą - w głąb kraju mogli się przedostawać jedynie misjonarze. Z polecenia cesarza pekińscy - jezuici w latach 1708-1717 przeprowadzili triangulację całych Chin i wydali drzeworytową mapę w 35 arkuszach. W 50 lat później jezuiccy mandaryni przeprowadzili prace geodezyjne i kartograficzne na jeszcze szerszą skalę, wydając w 1769 r. mapę Azji Środkowej na 104 arkuszach. Dzięki "ojcom z Pekinu" i oddanym przez mandżurską biurokrację do ich dyspozycji ogromnym środkom Chiny stały się w XVIII w. jedną z najlepiej kartograficznie opracowanych części świata. Ale te piękne mapy były wydane po chińsku i na chiński użytek. Oczywiście jezuici przekazywali nieco swej krajoznawczej wiedzy Europie, ale zarówno znajomość wnętrza Chin, jak i sinologia przez 200 lat pozostawały niemal wyłącznym ich monopolem. Przechodząc od sprawy znajomości lądów do badań i odkryć morskich wypada stwierdzić, że poza podróżami Beringa i Czirikowa pierwsza połowa XVIII w. nie przyniosła wielkich rewelacji. Oczywiście, wielu żeglarzy "dotknęło" nieznanych wysp i fragmentów wybrzeży, tak iż mapy morskie ciągle się po trosze doskonaliły. Dopiero jednak w 1763 r. rozpoczęła się seria wielkich wyczynów angielskich i francuskich żeglarzy, których rejsy poruszyły całą Europę i przykuły jej uwagę do Pacyfiku. Do tej pory Ocean Spokojny był morską pustynią. Poza azjatycką i południowoamerykańską przybrzeżną żeglugą przecinały jego wody tylko dwa samotne hiszpańskie galeony, kursujące ściśle ustaloną trasą raz w roku między meksykańskim portem Acapulco a Manilą. Od połowy XVII w. (podróży holenderskiego żeglarza Tasmana) nie podejmowano większych wypraw badawczych. A przecież gdzieś na południowych obszarach Pacyfiku powinna się znajdować "Terra Australis Incognita". Podjęte zaraz po zakończeniu wojny siedmioletniej angielsko-francuskie współzawodnictwo morskie zaczęło się od zamierzenia o ograniczonym i ściśle kolonialnym charakterze. Francuski pułkownik Louis Antoine de Bougainville (1729-1811) w 1763 r. wylądował na położonych na południowo-wschodnim krańcu Ameryki Południowej Falklandach (wówczas te bezpańskie wyspy jeszcze się tak nie nazywały), nazwał je Malwinami i ogłosił francuską kolonią. W rok później zjawił się tam zbrojnie i groźnie brytyjski komandor John Byron (1723-1786), nazwał wyspy Falklandami i w imieniu króla Jerzego III objął w posiadanie. Wówczas Francuzi uznali Hiszpanię za prawowitą władczynię wysp. Nie interesuje nas tu dalszy bieg tego nader zresztą charakterystycznego dla owych czasów sporu, ale okoliczność, że Byron "zrobiwszy swoje" na Falklandach przepłynął Cieśninę Magellana i zaczął eksplorować wyspy Pacyfiku. Dalej to dzieło miał prowadzić Samuel Wallis (1728-1795), który w 1766 r. wyruszył z Anglii w podróż dookoła świata. Tegoż roku i też w podróż dookoła świata wyruszył z Francji Bougainyille. Rejsy Wallisa (1766-1768) i Bougainyille'a (1766-1769)jako wyczyny żeglarskie są niemal równorzędne. Dla obu przepłynięcie przez Atlantyk do Cieśniny Magellana nie miało znaczenia, a badawcza przygoda zaczynała się na Pacyfiku. Obaj wzięli kierunek zbyt na północ, przez co nie mogli definitywnie rozstrzygnąć dylematu "Terra Australis". Obaj dokonali podobnej liczby odkryć i obaj też "odkryli" odkrytą już niegdyś przez Holendrów Tahiti, na której doznali podobnych wzruszeń. Wallis nieco wyprzedzał w czasie Bougainyille'a, ale Francuz swą sławą całkowicie zaćmił Anglika. Bougainyille był matematykiem, żeglarzem i człowiekiem Oświecenia o wielkiej kulturze, miał okręt znakomicie wyposażony i wiózł na nim grono wybitnych naukowców. Pod względem naukowego opracowania zasad żeglugi na Pacyfiku Bougainyille zdziałał więcej od Wallisa, przede wszystkim jednak wzbudził zainteresowanie swymi obserwacjami nad przyrodą i ludnością Polinezji. Wydana w 1771 r. książka Bougainville'a Voyage autour du monde (Podróż dookoła świata) stała się sensacją zarówno naukową, jak i literacką. Wyspa Tahiti, którą Bougainyille nazwał "Nouvelle-Cythere" (Kytera - grecka wyspa kultu Afrodyty), zrobiła zawrotną karierę w Paryżu i w całej Europie. Dobroduszna swoboda tahitańskich kobiet tak oczarowała Diderota, iż w Supplement au voyage de Bougainville (Dodatek do podróży Bougainyille'a) wyłożył program całkowitego przewrotu w dziedzinie etyki życia seksualnego. Bougainyille miał tyleż zasług w badaniu Pacyfiku, co w umocnieniu w Europie mitu "dobrego dzikusa". Zanim Bougainyille w towarzystwie uroczego i uwielbianego potem w paryskich salonach tahitańskiego "Piętaszka" Auturu powrócił do Francji, już w 1768 r. wyruszył z Plymouth w drogę największy żeglarz i badacz mórz XVIII w. - James Cook (1728-1779). Ten syn wiejskiego parobka z Yorkshire, oddany na praktykę do sklepikarza, uciekł i od czternastego roku życia przebywał na morzach, awansując z chłopca okrętowego na kapitana. Wytrwałym samouctwem zdobył rozległą wiedzę matematyczną, astronomiczną i geograficzną, którą wykazał w pracach nad pomiarem wybrzeży Labradoru. Na rok 1769 była zaplanowana wielka międzynarodowa akcja, mająca na celu obserwowanie w różnych punktach świata przejścia Merkurego przez tarczę słoneczną. Cookowi powierzono przeprowadzenie obserwacji astronomicznych na Tahiti oraz zbadanie Pacyfiku w poszukiwaniu "południowego kontynentu". Pierwsza podróż Cooka dookoła świata (1768-1771) biegła jeszcze wytyczonym przez Magellana kierunkiem na zachód, a więc zaczynała się od okrążenia Ameryki Południowej. Dokonawszy na Tahiti obserwacji zaćmienia słońca, Cook dokładnie zbadał wschodnią strefę Nowej Holandii (Australii), ostatecznie ustalając, iż nie łączy się ona z Nową Zelandią (którą rozpoznał jako dwie oddzielne wyspy) ani z Nową Gwineą. Zbadawszy wschodnie wybrzeże Australii (1770) nadał mu nazwę Nowej Południowej Walii i ogłosił brytyjskie panowanie nad tym kontynentem. Pierwsza podróż Cooka nie rozwiązała definitywnie problemu "Terra Australis", która mogła się znajdować bardziej na północ lub bardziej na południe od przebytej trasy. W drugą podróż (1772-1775) wyruszył Cook z jeszcze większym sztabem naukowców, dokonując po raz pierwszy okrążenia globu z zachodu na wschód. Od Przylądka Dobrej Nadziei zapuścił się na południe, po raz pierwszy przepłynął południowe koło podbiegunowe (17 I 1773) i wytrwale eksplorował wody antarktyczne, ocierając się o ławice lodowe i manewrując wśród pływających gór lodowych. Zataczając szerokie pętle na północ i południe Cook przemierzył na Pacyfiku 80 tys. km. Ubocznym wynikiem drugiej podróży było zbadanie Nowych Hebryd oraz odkrycie wysp Fidżi, Nowej Kaledonii, a na wodach antarktycznych Georgii Południowej i Sandwichu Południowego. Głównym osiągnięciem było definitywne stwierdzenie, iż "Terra Australis" nie istnieje. Trzecia podróż Cooka (1776-1779) miała na celu rozwiązanie problemu "wielkiego przejścia" północnego między Atlantykiem a Pacyfikiem. Niejednokrotnie już bezskutecznie usiłowano sforsować to przejście od strony Atlantyku (tzw. przejście północno-zachodnie). Cook spróbował przejścia północno-wschodniego. Po drodze odkrył Wyspy Cooka, Wyspę Bożego Narodzenia i Hawaje. Przepłynął Koło podbiegunowe w rejonie Alaski (1778), ale znów natknął się na ściany lodowe. Udał się więc na Hawaje, zamierzając powrócić na północ w sposobniejszej porze roku. Hawajczycy uznali go za boga i otoczyli kultem. Doświadczenia Cooka z mieszkańcami wyspy Pacyfiku były różne. W czasie drugiej podróży jeden z oddziałów zwiadowczych na Nowej Zelandii został pojmany i zjedzony przez ludożerców. W czasie trzeciej wyprawy na idyllicznej Tahiti ekspedycja była świadkiem składania ludzkich ofiar. Anglicy nie bratali się tak z wyspiarzami,jak uczestnicy wyprawy Bougainyille'a. Cook zarówno w stosunku do swoich ludzi, jak tubylców stosował surowe rygory panującej w marynarce brytyjskiej dyscypliny. Nastroje wyspiarzy były zmienne i nieobliczalne. Ubóstwiony Cook nieświadomie naruszył jakieś tabu, popadł w zatarg z Hawajczykami i 14 II 1779 r. został zabity w potyczce. Anglicy zdołali odzyskać jedynie ogryzione kości podróżnika. Obejmujący po Cooku dowództwo Clerke spróbował jeszcze raz sforsować przejście północno-zachodnie, ale zmarł wśród pól lodowych. Wyprawa powróciła jednak do Anglii ze znakomitymi mapami i dziennikami okrętowymi Cooka. Dzięki trzem podróżom Cooka dokonany został zasadniczy przełom w znajomości Oceanu Spokojnego, a obok odkryć geograficznych wyprawy te przyniosły bardzo obfite żniwo obserwacji przyrodniczych i ludoznawczych. Do ich spopularyzowania najwięcej przyczynili się niemieccy uczestnicy drugiej ekspedycji - Johann Reinhold Forster (1729-1798) i jego syn Johann Georg (1754-1794). "Młody Forster", który był potem profesorem Uniwersytetu Wileńskiego. Na podstawie notatek ojca i własnych obserwacji napisał jedno z najsławniejszych podróżniczo-przyrodniczych dzieł: A Voyage Round the World (Podróż dookoła Ziemi, 1777). Wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych, która wybuchła w czasie trzeciej podróży Cooka, wstrzymała dalsze morskie wyprawy badawcze. Dobrze jednak świadczy o ówczesnym poszanowaniu dla badań naukowych fakt. iż rząd francuski zalecił swej flocie wojennej przyjazne zachowanie się wobec ewentualnie napotkanego angielskiego podróżnika. Po zawarciu pokoju zdystansowana przez Cooka Francja rychło przystąpiła do dalszego morskiego wyścigu z Wielką Brytanią. Świetnie wyposażona ekspedycja pod komendą hrabiego La Perouse'a (1741-1788) wypłynęła w 1785 r. z Brestu mając na celu uzupełnienie odkryć Cooka przez zbadanie zachodnich wybrzeży Ameryki Północnej, wschodnich wybrzeży Azji i zachodniej strony Australii. Zwłaszcza eksploracja Morza Japońskiego była dużym osiągnięciem naukowym. Odwiedzając rosyjski port Pietropawłowsk na Kamczatce, La Perouse na szczęście wysłał do Europy swoje mapy i dzienniki okrętowe. W drodze na południe doszło do krwawego zatargu między ekspedycją a ludnością wyspy Manua. Ostatni raz widzieli Anglicy okręty La Perouse'a w lutym 1788 r. przy wschodnim wybrzeżu Australii. Wyruszyły stamtąd w stronę Melanezji i wszelki słuch o nich zaginął. Kolejnym etapem podróży miało być eksplorowanie zachodniego brzegu "Nowej Holandii". Angielsko-francuski wyścig morski był nie tylko wysokiej klasy współzawodnictwem naukowo-badawczym, lecz także w nie mniejszej mierze przejawem rywalizacji mocarstw kolonialnych. Były to czasy, kiedy wystarczyło postawić stopę na odkrytej wyspie czy lądzie, aby wziąć ten kraj w posiadanie. Na wschodnioaustralijskim wybrzeżu, nazwanym Nową Południową Walią, pierwszy stanął w 1770 r. James Cook. W wyniku wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych Anglicy utracili możność zsyłania przestępców do karnej kolonii w Wirginii. Dlatego też w 1786 r. rząd brytyjski zdecydował się założyć taką kolonię w miejscu lądowania Cooka - Botany Bay koło późniejszego Sydney. W dniu 18 I 1788 r. przybył tam komandor A. Phillip, wysadzając na ląd 717 skazańców (w tym 188 kobiet), 1 byka, 5 krów, 1 barana i 29 owiec. W ten sposób rozpoczęło się zasiedlanie przez Europejczyków kontynentu, który w 1814 r. zdecydowano się na pamiątkę mitu "Południowej Ziemi" nazwać Australią. 10. Wyobrażenia o świecie pozaeuropejskim. Dobry dzikus i Chińszczyzna Historycy posługujący się kategorią "wieku" często nadużywają takich terminów, jak: "wiedza XVIII w.", "poglądy", "mentalność" czy "myśl XVIII w.". W tego rodzaju ujęciach występuje skłonność, aby sumę czy też kwintesencję stuletnich przemyśleń i doświadczeń przypisać świadomości jakiegoś abstrakcyjnego "człowieka XVIII wieku". Gruntownie wykształcony i oczytany Europejczyk miał oczywiście inną wiedzę o świecie w 1700 r., a inną w 1790 r. Jeśli szukać czegoś pośredniego i możliwie najbardziej reprezentatywnego dla całej epoki, to najwłaściwszym polem obserwacji będzie przyjęcie horyzontu myślowego europejskiego intelektualisty z około 1750 r. Środkowe dekady stulecia, określone przez nas jako "południe wieku Oświecenia", to lata, w których skrystalizowały się poglądy Monteskiusza, Woltera, Rousseau, Quesnay'a, Hume'a czy Hartleya i w których dojrzała Wielka Encyklopedia. Jeśli chodzi o interesującą nas teraz znajomość świata pozaeuropejskiego, to trzeba stwierdzić, iż geograficzny i ludoznawczy horyzont 1750 r. był znacznie bliższy horyzontu 1700 r. niż horyzontu 1790 r. Na przełomie XVII i XVIII w., w okresie fermentu myśli nazwanym przez Hazarda "kryzysem świadomości europejskiej", żywe zainteresowanie "egzotyką" przyniosło zasób wiadomości i wyobrażeń, które bez większych zmian przetrwały do połowy stulecia. Dokonane w latach 1770-1790 wielkie eksploaracje lądów, mórz, literatur, kultur i obszarów "dzikości" pozaeuropejskiego świata otwierają już bardziej horyzonty nadchodzącego XIX niż kończącego się XVIII w. Od przełomu XVII i XVIII w. narastała bardzo obfita literatura podróżnicza wydawana w językach: angielskim, francuskim, niemieckim, holenderskim i duńskim, a także jeszcze po łacinie. Powstawały duże serie wydawnicze zbiorów czy "bibliotek" podróżniczych. Przodowali tu zrazu Anglicy, ale w połowie stulecia najbardziej znana była francuska seria pt. Histoire des Voyages (Historia podróży), wydawana od 1745 r. przez księdza Prevosta. Edytor zaopatrywał tomy Histoire indeksami, przypisami i komentarzami, a także dość znacznie ingerował w teksty podróżników, dostosowując je do swojej "filozofii". Wielka Histoire des Voyages była podstawą wiedzy o pozaeuropejskim świecie dla encyklopedystów, którzy znajdowali tu już materię przetrawioną przez Prevosta. Wydawane w połowie XVIII w. w tłumaczeniu i adaptacji Prevosta relacje podróżników przeważnie pochodziły ze schyłku XVII w. i z pierwszych dziesięcioleci XVIII w. Wśród autorów tej krajoznawczej i ludoznawczej literatury poczesne miejsce zajmowali misjonarze. Zaangażowani w zamorskim handlu i w kolonialnej ekspansji Europejczycy interesowali się pozaeuropejskim światem w sposób praktyczny. Stanowili oni jednak w połowie XVIII w. jeszcze znikomą mniejszość czytającej i myślącej publiczności, która w swej masie interesowała się "egzotycznymi krajami" w sposób teoretyczny. Poza zaciekawieniem i sensacją, jakie budziły barwne przygody i opowieści o nieznanych krajach, ludach i obyczajach, wiedza o pozaeuropejskim świecie wzbogacała refleksję teologiczną, etyczną, polityczną czy w ogóle filozoficzną. A relacje podróżników i misjonarzy podsuwały tu już pewne gotowe formuły. Wiadomo, jak bardzo szerzył się w XVIII w. mit "dobrego dzikusa" przeciwstawianego "zepsutej cywilizacji", ale mniej znany jest rodowód tego przeciwstawienia wywodzący się z relacji misjonarzy. Tam, gdzie europejscy kolonizatorzy stykali się z "dzikimi", a więc przede wszystkim w Ameryce, wytworzyło się podstawowe dla ówczesnej antropologii rozróżnianie "stanu cywilizacji" i "stanu dzikości". To nie J. J. Rousseau zainicjował krytykę cywilizacji. Jeśli nie sięgać już do antycznych precedensów, to wypada zatrzymać się przy misjonarzach przeciwstawiających "zepsuciu" grzesznych Europejczyków "pierwotną cnotę dzikich". Odgradzając swych Guaranów od kontaktu z Europejczykami, jezuici głosili, iż w redukcjach paragwajskich odżywa "pierwotne chrześcijaństwo". Bardzo istotne dla ówczesnej refleksji było utożsamienie "dzikości z "pierwotnością". Dopiero na samym schyłku XVIII w. zaczęto się zastanawiać nad zasadniczymi różnicami kultur i ras, nad możliwościami regresu czy "wynaturzenia" u "dzikich". W XVIII w. powszechnie panował jednak pogląd, że "ludy pierwotne" przedstawiają obraz, w którym Europejczyk może odczytać swoją przeszłość. Pierwszą syntezą tego rodzaju refleksji etnograficznej było dzieło francuskiego jezuity Josepha-Francois Lafitau (1670-1740): Moeurs des sauvages Americains comparees aux moeurs des premiers temps (Obyczaje dzikich Amerykanów przyrównane do obyczajów pierwszych czasów, 1724). Lafitau stworzył porównawczą metodę powszechnej nauki o człowieku. Za pomocą tej metody starał się dowieść tezy, iż nie ma ludów ateistycznych. Powszechna religijność miała nie tylko świadczyć o istnieniu wszędzie "religii naturalnej", ale również upatrywano w niej śladów "pierwotnego objawienia", wywodząc amerykańskie, afrykańskie i azjatyckie ludy od potomków Kaina czy synów Noego. Ten nie nowy w chrześcijańskiej apologetyce motyw znajdował coraz szersze pole zastosowania, w miarę jak poszerzały się kontakty Europy zarówno z "dzikimi", jak i "cywilizowanymi" krajami pozaeuropejskiego świata. Coraz częściej też w światopoglądowych sporach powoływano się na "dzikich" oraz na Persów czy Chińczyków. Obok sięgania do mniej lub bardziej realistycznych opowieści podróżników i misjonarzy tworzono również obrazy utopijnych społeczeństw zamieszkujących urojone wyspy. Mieszkańcy tych wysp byli wyposażeni w jakąś syntezę pozytywnych cech przypisywanych pozaeuropejskim ludom, łączyli więc "pierwotną niewinność" z "mądrością Wschodu". Przybysz z Europy doznawał na wyspie Utopii zawstydzenia. Bywały też inne schematy "przygód na wyspie". Daniel Defoe w Robinsonie Crusoe (1719) wyśpiewał hymn na cześć zetknięcia się cnotliwego i cywilizowanego Robinsona z cnotliwym i dzikim Piętaszkiem. Europejczyk zawstydzony i Europejczyk cywilizujący - to dwa literackie bieguny motywu "dobrego dzikusa". Mit "dobrego dzikusa" łączy się zazwyczaj z nazwiskiem J. J. Rousseau, który nie byłjednak etnografem czy preetnografem (jak Lafitau), lecz filozofem. Dla Jana Jakuba "człowiek dziki" to abstrakcyjna idea istoty przedspołecznej. Będący przedmiotem sporów między teologami a libertynami "dobry dzikus" stanowił natomiast istotę konkretną i realną, wyposażoną już w "pierwotne" cnoty społeczne. Świadectwo "dzikiego" miało walor wówczas, gdy był on jeszcze nietknięty "cywilizacją". Szczególne zainteresowanie budziły więc tak "dziewicze" ludy, jak szczepy z dorzecza Amazonki i Orinoko, Indianie z Gujany, Eskimosi, potem Tahitańczycy czy Papuasi. Diderot wyrażał troskę, że "prawdziwi dzicy" znikają już z powierzchni ziemi i że trzeba się spieszyć, aby zbierać zacierające się ślady "pierwszych czasów". Ta preetnografia starała się odwoływać do realiów, ale była głęboko uwikłana w odwieczne marzenia o Edenie i o Złotym Wieku. Podczas, gdy teologowie odkrywali wśród "dzikich" ślady "pierwotnego objawienia" lub też dowody ułomności nieoświeconej "prawdziwą wiarą" natury ludzkiej, libertyni szukali u ludów żyjących w niewinności i szczęściu bez praw, bez kapłanów, bez pojęć "twoje i moje", argumentów przemawiających za wyższością "naturalnej moralności". Zarówno potępianie "dzikich" (jako niecywilizowanych), jak i apoteozowanie "dzikich" (jako niecywilizowanych) pozostawało w kręgu dyskusji o wartościach europejskiej i chrześcijańskiej cywilizacji. Próby obserwowania "dzikich" z beznamiętnym obiektywizmem przyrodnika, a więc narodziny naukowej etnografii i antropologii, przypadają dopiero na ostatnie dekady XVIII w. Ekspansja Europy obok "pierwotnej dzikości" wprowadziła na europejski horyzont myślowy "mądrości Wschodu". Oczywiście w śródziemnomorskim świecie odwiecznie stykano się z judaizmem i islamem oraz z jakimiś mistyczno-ezoterycznymi mądrościami starożytnego Egiptu czy Babilonii. Bliskowschodnie antecedencje i pogranicza europejskiej cywilizacji to więc horyzont nie nowy, ale pradawny. W tradycyjnie wrogim stosunku do świata islamu pojawił się jednak nowy element - zaciekawienie. Na przełomie XVII i XVIII w. francuski orientalista Antoine Galland (1646-1715) dokonał tłumaczenia Koranu i wprowadził w sposób trwały do europejskiej literatury adaptowany przekład arabskich baśni Tysiąc i jedna noc. Równocześnie libertyn de Boulainvilliers zajął się życiem i nauką Mahometa, snując niepokojące analogie między chrześcijaństwem a islamem. Obok tych arabistycznych i religioznawczych zainteresowań przedmiotem europejskiej refleksji było imperium osmańskie. W stosunku do Turcji dominował zdecydowanie negatywny stereotyp, którym się często posługiwano w krytyce europejskiego absolutyzmu monarszego i fanatyzmu wyznaniowego. Stambuł to dla pisarzy i pamflecistów XVIII w. stolica "wschodniego despotyzmu", o którym rozprawiano głównie z myślą o Europie. Atakując despotycznego króla mówiono o sułtanie, arbitralnego ministra nazywano wezyrem, intrygi dworskie przyrównywano do intryg seraju, a kler katolicki do muftich, mułłów i derwiszów. Aczkolwiek Monteskiusz w 1721 r. kreował przybysza z Persji na mądrego Azjatę, natrząsającego się z europejskich niedorzeczności, iranistyka wraz z mazdaizmem weszła na europejski horyzont dopiero po 1770 r Kraje Bliskiego Wschodu zaciekawiały barwną egzotyką i oddziaływały na wrażliwość artystyczną, ale najbardziej fascynujące intelektualnie i nowe dla Europejczyków obszary starej "mądrości wschodniej" odnaleziono poza strefą muzułmańskiego sąsiedztwa Europy. W filozoficzno-fantastycznej literaturze XVIII w. ważną postacią stał się bramin. Przy niewielkiej jeszcze znajomości hinduizmu bramin był bardziej uosobieniem ogólnikowo pojmowanej mądrości niż rzeczywistym Hindusem. Indie najlepiej były znane w Europie ze swych muślinów i wzorzystych tkanin bawełnianych. Niełatwa do przeniknięcia kultura tego kraju była do czasów Hastingsa i Jonesa poznawana w sposób powierzchowny. Ożywiony handel i "adaptacyjne" zabiegi jezuickich misjonarzy torowały jednak drogę podziwowi dla kunsztu hinduskich rzemieślników i wejściu na europejski horyzont owej postaci bramina. Bardziej mędrzec niż kapłan, miłośnik pokoju i sprawiedliwości, pojawiał się bramin w literaturze jako zawstydzający Europejczyków moralista. Równolegle z europejską penetracją postępowała jednak polityczna i ekonomiczna degradacja Indii, a ludziom Oświecenia trudno było zaakceptować hinduski system kastowy. Toteż w wyobrażeniach Europy bramin nie wytrzymał konkurencji z mandarynem. W przeciwieństwie do Indii, Chiny aż do schyłku XVIII w. przeżywały okres mocarstwowej ekspansji i gospodarczej pomyślności. Chińska sztuka i rzemiosło artystyczne osiągnęły szczyty technicznej doskonałości i wyrafinowanej elegancji. Tyczyło to zwłaszcza porcelany. Panowanie dynastii mandżurskiej miało różne nieprzyjemne aspekty, ale wyobrażenia Europejczyków o Chinach kształtowały się głównie na podstawie znajomości przepięknych dzieł chińskiej sztuki stosowanej i relacji jezuickich misjonarzy. "Ojcowie z Pekinu" konsekwentnie idealizowali Chiny i propagowali w Europie chińszczyznę. Imponujące Państwo Środka od schyłku XVII w. było przedmiotem fascynacji, utrzymującej się aż do ostatnich dziesięcioleci XVIII w. Dla przeciętnego Europejczyka Chiny kojarzyły się z herbatą, jedwabiem, porcelaną i ceremonialną grzecznością, a wszystko to świadczyło o wysokiej cywilizacji. Towarzyska elita czasów rokoka była rozmiłowana w dekoracyjnych "chinoiseriach". Nie ograniczano się do importu przedmiotów z porcelany i laki, drobnych mebli, parawanów i tapet. Motywy chińskie były naśladowane w europejskiej ceramice, meblarstwie, architekturze i ogrodnictwie. Moda wymagała, aby w wielkopańskich rezydencjach znajdowały się chińskie gabinety, chińskie pawilony, chińskie ogrody i chińskie mosty. W teatrach wystawiano chińskie balety. Łączenie się w owej chińszczyźnie elementów oryginalnie chińskich z dekoracyjną stylizacją późnego baroku było nader charakterystyczne dla rokokowych gustów. Podobny aliaż wschodnich i zachodnich motywów pojawiał się i na drugim krańcu Eurazji. Chińczycy chcieli dogodzić upodobaniom swych europejskich odbiorców i upodobniali eksportowe wyroby do europejskiej "chińszczyzny". Tak więc "chińska" porcelana wyrabiana w Saksonii bywała wzorem dla autentycznie chińskiej porcelany wyrabianej dla Europy. Kopiowano też na porcelanie, papierze czy jedwabiu europejskie malarstwo, już nie to udające chińszczyznę, ale oryginalne. Trafiają się więc zaskakujące chińskie talerze z holenderskimi okrętami czy mitologiczno-pasterskimi scenami sielankowymi. Ale to wszystko tworzono na eksport. W chińsko-europejskiej kulturalnej osmozie dużo bardziej Europejczycy ulegali wpływom Chin niż Chińczycy Europy. Na schyłku XVIII w., w epoce neoklasycyzmu, moda na chińszczyznę zaczęła się wyraźnie cofać. Tyczy to zarówno sztuk dekoracyjnych, jak dziedziny myśli. Na intelektualnym horyzoncie Europy Chiny pojawiły się pod koniec XVI w. Ważną datę stanowi ukazanie się w 1588 r. książki hiszpańskiego augustianina J. Gonzaleza de Mendoza, który wskazywał na różne priorytety Chińczyków (druk, kompas, artyleria) i podziwiał "czystość ich religii". Uczyniło to duże wrażenie na Montaigne'u. Bliższą znajomość Chin i doktryny Konfucjusza przyniosła jednak dopiero wielka seria publikacji jezuickich zainicjowana w 1615 r. dziełem M. Ricciego: De christiana expeditione apud Sinas suscepta a Soc. Jesu (O misji chrześcijańskiej podjętej w Chinach przez Towarzystwo Jezusowe), a zamknięta piętnastotomowym zbiorem Memoires cncernant l'histoire, les sciences, les arts, les moeurs, les usages etc des Chinois, par les missionnaires de Pekin (Pamiętniki tyczące historii, nauk, sztuk, obyczajów itd. Chińczyków, napisane przez misjonarzy z Pekinu, 1776-1789). W entuzjazmie dla Chin i konfucjanizmu najdalej chyba poszedł wśród jezuitów Louis Le Comte (1656-1729), który w 1696 r. pisał: "Szczęśliwsze w swych początkach niż jakikolwiek naród świata Chiny zaczerpnęły prawie u źródła święte i pierwsze prawdy swej starożytnej religii". Le Comte pochwalał brak w Chinach dziedzicznej arystokracji oraz naukowe egzaminy jako wstęp do dygnitarskiej kariery. Misjonarze nie tylko pisali o Chinach, ale wydali w przekładzie wielu chińskich klasyków. Jezuickie rewelacje na temat Chin przysparzały kłopotów teologom i historykom w związku z trudnościami pogodzenia chronologii biblijnej i chronologii chińskiej. Przeciw azjatyckiemu "latitudynaryzmowi" jezuitów występowali janseniści (począwszy od Pascala) i obrońcy katolickiej ortodoksji. Wśród nich Bossuet przeciwstawił Le Comte'owi tezę, iż poza Żydami wszystkie narody były bałwochwalcze. Wśród tych kontrowersji wyłonił się spór o "ryty chińskie". Problem Chin, który zrazu nurtował głównie teologów, w sposób przez nich nie zamierzony stał się jednak przede wszystkim wielkim problemem laickiej myśli Oświecenia. Trudna dla Europejczyków do pojęcia chińska maksyma o "trzech drogach do jednego celu", pozwalająca współistnieć buddyzmowi, taoizmowi i konfucjanizmowi, była pojmowana jako tolerancja. Jezuici przedstawiali Chińczyków niemal jako chrześcijan, ale też w Konfucjuszu widzieli przede wszystkim filozofa. Stąd można było wyciągnąć wniosek, że wielkie i wysoce cywilizowane społeczeństwo może się obyć bez pozytywnej religii, kierując się jedynie zasadami filozofii. Dalszy krok to uznanie Chińczyków za społeczeństwo ateistów. Rządy uczonych mandarynów przedstawiały się jako urzeczywistnienie platońskiego ideału państwa rządzonego przez filozofów. Już w 1641 r. La Mothe Le Vayer w rozprawie De Confucius le Socrate de la Chine (O Konfucjuszu chińskim Sokratesie) wypowiedział słowa jak gdyby wyjęte z literatury Oświecenia: "Czy można wymarzyć większe szczęście niż widok królów filozofujących albo filozofów królujących? Rzadki los zdołał połączyć te dwie szczęśliwości w Chinach". Zetknąwszy się z "ojcami Pekinu" Leibniz stał się entuzjastą idei wielkiej cywilizacyjnej syntezy europejsko-chińskiej. W swych Novissima sinica (1698-1699) pisał: "Myślę, że jakieś szczególne zrządzenie losu umieściło na dwóch krańcach naszego kontynentu najbardziej cywilizowane i ogładzone części rodzaju ludzkiego: Europę i Chiny... Być może te dwa najbardziej kulturalne narody [zasługuje tu na uwagę nazwanie Europy "narodem" - E.R.] wyciągając ku sobie ramiona stopniowo udoskonalą wszystko, co się znajduje między nimi. Przewyższamy Chińczyków w logice, metafizyce, naukach matematycznych, sztuce wojennej; oni nas przewyższają w zasadach cywilizowanego życia i filozofii praktycznej. Ich monarcha [Kang Si] dał wolność religii chrześcijańskiej i pokochał europejskie nauki. Obawiam się, że wkrótce pod każdym względem będziemy przewyższeni przez Chińczyków; stanie się prawie koniecznością przyjmowanie od nich misjonarzy, aby się uczyć stosowania teologii naturalnej, tak jak my posyłamy do nich misjonarzy, aby ich uczyć teologii objawionej". Za największą sprawę swych czasów uważał Leibniz misje w Chinach przynoszące "wymianę świateł, która za jednym zamachem może nam dać owoce ich kilkutysiącletniej pracy, im dać nasz dorobek, i w ten sposób podwoić prawdziwe bogactwa z jednej i z drugiej strony". Wizja Leibniza była jeszcze "jezuicka". przewidywała chrystianizację Chin, upatrywała w Europie stronę dającą w wymianie bogactw metafizykę i teologię objawioną. Inny kierunek wskazywał współczesny Leibnizowi Pierre Bayle i za nim poszli "filozofowie" XVIII w. Bayle'a interesowała w Chinach zrazu przede wszystkim tolerancja. Toteż w roku odwołania przez Ludwika XIV edyktu nantejskiego (1685) pisał: "Nie wiem, dlaczego chrześcijanie tak mało się zastanawiają nad duchem tolerancji panującym wśród królów pogańskich, których wyniośle traktują jako dzikich barbarzyńców. Oto cesarz chiński, choć głęboko przekonany, że religia jezuitów jest fałszywa i całkowicie sprzeczna z religią wyznawaną przez niego i wszystkich jego poddanych, nie tylko toleruje misjonarzy, ale ich traktuje z wielką ludzkością". Później rozwinął Bayle tezę o chińskim ateizmie, przypisując go nie tylko elicie uczonych, lecz także całemu chińskiemu ludowi. Od Bayle'a prowadzi prosta droga do Woltera, który upatrywał w Chinach wzór wszelkiej doskonałości. W dialogu jezuity z mandarynem pt. Entretiens chinois (Chińskie rozmowy) słowa mądrości i ludzkości znajdują się oczywiście w ustach mandaryna, który daje konkluzję dyskursu: "O wy, fanatycy aktywni, którzy od dawna mącicie świat waszymi rozumowanymi kłótniami, a także wy, fanatycy bierni, którzy nie rozumiejąc daliście się pokąsać przez tamtych wściekłych i jesteście zarażeni tą samą wścieklizną, starajcie się wyleczyć. Spróbujcie zastosować następującą receptę: Czcijcie Boga nie starając się go zrozumieć; kochajcie go nie narzekając na zło, które na świecie jest pomieszane z dobrem; uważajcie za swych braci Japończyka, Syjamczyka, Hindusa, Afrykańczyka, Persa, Turka, Rosjanina, a nawet mieszkańców tego małego kraju na południowym-zachodzie Europy, który tak niewiele miejsca zajmuje na mapie". W obliczu wielkich i mądrych Chin stawia Wolter Europejczyka małego i zawstydzonego. Przedstawiwszy filozoficzne rządy chińskie w swej wielkiej syntezie historii powszechnej Essai sur les Moeurs (1760) pisze Wolter: "Co powinni czynić monarchowie europejscy słysząc o takich wzorach? Podziwiać, czerwienić się ze wstydu, a przede wszystkim - naśladować". Dla encyklopedystów spreparowane przez jezuitów Chiny były zbrojownią argumentów przeciw dziedzicznej arystokracji i uprzywilejowanemu Kościołowi. Pod urokiem Chin pozostawali fizjokraci. Przemawiał do nich głoszony przez konfucjanistów prymat rolnictwa i Quesnay w Chinach upatrywał wzór nie uznającego przywilejów systemu powszechnego i jedynego podatku. Z myślą o Chinach wylansował Mercier de la Riviere słynny termin: legalny despotyzm (despotisme legal), z którego się wywodzi pojęcie oświeconego absolutyzmu. Henri Bertin mawiał: "Trzeba nam zaszczepić nieco chińskiego ducha". Europejska elita intelektualna nie była jednak w swym podziwie dla Chin jednomyślna. W napisanym przez Fenelona dialogu Sokratesa z Konfuncjuszem Grek skutecznie przypierał do muru Chińczyka. Monteskiusz nie gustował w chińskiej wersji "wschodniego despotyzmu". Rousseau szedł oczywiście tym samym torem, wskazując na bezużyteczność "rzekomej mądrości ustaw które wraz z "wszystkimi mędrcami" nie uchroniły ogromnych Chin przed despotyzmem garstki barbarzyńskich Mandżurów. Linia podziału między wielbicielami a krytykami Chin w znacznej mierze pokrywała się z podziałem na zwolenników sui generis republikanizmu i monarchizmu. O dalekich i na poły legendarnych Chinach rozprawiano bowiem w Europie głównie z myślą o europejskich sprawach. W miarę, jak opanowywała umysły wiara w postęp i gruntowało się przekonanie, że głównym warsztatem tego zmieniającego oblicze świata postępu jest Europa, przestawała imponować odwieczność cywilizacji. Rewolucyjny republikanin, a zarazem najbardziej konsekwentny doktryner idei postępu, Condorcet, zarzucił Chinom bezruch. Wprawdzie Chińczycy dokonali niegdyś wielkich wynalazków, ale nie zrobili z nich właściwego użytku na skutek despotyzmu narzucającego "absurdalne przesądy". "Umysł ludzki, poddany ignorancji i przesądom, został skazany na wstydliwy bezruch w tych wielkich imperiach, których nieprzerwane trwanie od dawna zniesławia Azję". Rokokowa, jezuicka i "filozoficzna" chińszczyzna wraz z mitem "dobrego dzikusa" ustępowała na schyłku XVIII w. znamiennej dla nadchodzącej ery klasycznego kolonializmu pogardzie dla świata "dzikości" i dla azjatyckiego "zastoju". Postawa ta uzasadniała koncepcję ",misji cywilizacyjnej", w której cywilizację utożsamiano z cywilizacją europejską. Tak jak chrystianizacja usprawiedliwiała niegdyś konkwistę, tak misja cywilizacyjna miała teraz usprawiedliwiać kolonializm. Jeśli europejski humanitaryzm dochodził do głosu w zetknięciu z mieszkańcami "egzotycznych krajów", to wyrażał się we współczuciu dla ofiar podboju i niewolnictwa, w dążnościach asymilatorskich, ale nie w poczuciu rzeczywistego partnerstwa z pozaeuropejskimi cywilizacjami. W Europie epoki Oświecenia, przeżywającej w obrębie swej cywilizacji okres głębokich przewartościowań, często oglądano się na pozaeuropejski świat, aby dawać wyraz zawstydzeniu. Kontakt z "egzotyką" niewątpliwie rozszerzał horyzonty i pobudzał do refleksji. Refleksja ta przejawiała się jednak głównie w dziedzinie literacko-filozoficznej abstrakcji i fikcji z silnym elementem maskarady. W usta "dobrych dzikusów", "Persów", "braminów" czy "mandarynów" chętnie wkładano własne poglądy, niewiele mające wspólnego z autentyczną "pierwotnością" czy z autentyczną "mądrością Wschodu". Pozaeuropejski świat służył do tworzenia europejskich mitów. Mity te odegrały rolę w przemianach dokonujących się wewnątrz Europy, ale nie wpłynęły na realny stosunek do pozaeuropejskiego świata. Wiek XVIII uchodzi za epokę kosmopolityzmu, co w odniesieniu do intelektualnych elit jest poniekąd uzasadnione. Ówczesny "obywatel świata" był jednak w gruncie rzeczy obywatelem "wielkiej Europy" Poza bardzo ograniczonym polem działalności misyjnej, "bratem" mieszkańca starego kontynentu był Hiszpan z Limy, Holender z Batawii, Anglik z Filadelfii czy z Kalkuty, Rosjanin z Pietropawłowska Kamczackiego, ale nie Chińczyk, Hindus czy Indianin. Dla wytyczenia obszaru kosmopolityzmu wieku Oświecenia bardziej przekonywająca niż wolterowskie braterstwo Chińczyków, Hindusów czy Afrykańczyków z "mieszkańcami małego kraju" jest deklaracja włożona przez Włocha Caraccioliego w usta przedstawiciela "Europy francuskiej". "Włosi, Anglicy, Niemcy, Hiszpanie, Polacy, Rosjanie, Szwedzi, Portugalczycy! Wy wszyscy jesteście moimi braćmi, wszyscy przyjaciółmi, wszyscy równie dzielni i cnotliwi". W wiecznie skłóconej europejskiej rodzinie pojęcie międzyludzkiego braterstwa wiązało się z chrześcijańskimi kościołami i masońskimi lożami, z przynależnościami stanowymi i korporacjami akademickimi, ze znajomością łaciny i francuskiego, jednym słowem, ze wspólnotą cywilizacji. Pomimo wszystkich chrześcijańskich i filozoficznych rachunków europejskiego sumienia w obrębie tej cywilizacji panowało mocne przekonanie o jej wyższości. Na drugim krańcu Eurazji na pewno nie słabsze przeświadczenie o swej wyższości nad całą resztą barbarzyńskiego świata żywili Chińczycy. Część II Kształtowanie się Europy XVIII w. (1700-1733) Uwagi wstępne Mówiąc o Europie XVIII w. mamy na myśli mapę polityczną, na której europejskie posiadłości Korony hiszpańskiej ograniczają się do Półwyspu Iberyjskiego, Szwecja jest państwem już tylko skandynawskim, Polska krajem zależnym, a Holandia i Wenecja nie zaliczają się do rzędu mocarstw. W klasycznym wieku XVIII monarchia francuska nie jest już państwem dążącym do hegemonii w Europie, o której losach decyduje "system" pięciu mocarstw: Francji, Wielkiej Brytanii, Austrii, Rosji i Prus. Klasyczny wiek XVIII to również czasy Oświecenia i stylu rokoko. Ów układ stosunków politycznych i treści kulturowych nie istniał jeszcze w 1700 r., ale ukształtował się w toku trzech następnych dziesięcioleci, często określanych jako "wczesny XVIII wiek". W ciągu tych dekad różne kraje w różnych momentach zajmowały swą "osiemnastowieczną" pozycję polityczną i włączały się do "osiemnastowiecznej" kultury Trzeba jednak uczynić wyjątek dla dwóch państw, w których wiek XVIII w sposób wyraźny rozpoczął się jeszcze dość głęboko w wieku XVII. Dotyczy to Rosji i Anglii. Początek panowania Piotra I (1689) otwiera historię mocarstwowej Rosji XVIII w., dlatego też zajmując się tym państwem wypadnie cofnąć się poza ogólne ramy chronologiczne naszej książki. W równie wyraźny sposób rewolucja 1688 r. rozpoczyna historię Anglii XVIII w. "Glorious Revolution" została przedstawiona w poprzednim tomie, nie będziemy więc tu już do niej wracać. Należy jednak pamiętać, że zwycięska rozprawa z absolutystyczno-militarnymi, katolickimi i frankofilskimi dążeniami Stuartów w zasadniczy sposób określiła polityczną fizjonomię Wielkiej Brytanii ery wigów. "Sławetna Rewolucja" miała również wielkie znaczenie w rozwoju życia kulturalnego Anglii, której myśl i literatura o pokolenie wyprzedziły kontynent europejski. Zajmując się kulturą umysłową Europy XVIII w. konieczny więc będzie ekskurs w ostatnie dekady angielskiego XVII w. Wiek XVIII wreszcie rozpoczyna się dwoma wojnami na gigantyczną skalę i wielkie wojny europejskie toczone przy pomocy bardzo licznych oraz nowocześnie zorganizowanych, uzbrojonych i zdyscyplinowanych armii będą do 1763 r. znamienne dla tego stulecia. Można przyjąć, że pierwszą tego typu osiemnastowieczną wojną były angażujące na schyłku XVII w. pół miliona żołnierzy ciężkie zmagania Ludwika XIV z tzw. koalicją augsburską, złożoną z cesarza, Rzeszy, Hiszpanii, Anglii i Holandii. Ta wyczerpująca wojna, dla której przyjmuje się obecnie w histografii nazwa wojny dziewięcioletniej (1688-1697), powstrzymała ekspansję francuską. Udaremnienie restauracji w Anglii katolickich rządów Stuartów pod francuską kuratelą to było wydarzenie o zasadniczym znaczeniu w dziejach Europy. Poza tym traktat pokojowy nie zmienił w sposób istotny mapy kontynentu. Ale między pokojem w Rijswijck a wybuchem wojny o sukcesję hiszpańską upłynęły jedynie 4 lata. Rozdział pierwszy Wojna o sukcesję hiszpańską (1702-1714) 1. Mocarstwa zachodnie po pokoju w Rijswijck Wojnę Ludwika XIV z koalicją augsburską (1688-1697) historycy brytyjscy (D. B. Horn) nazywają wojną o sukcesję angielską. Najważniejszym postanowieniem kończącego tę wojnę traktatu w Rijswijck było dla nich uznanie przez Francję królem Anglii Wilhelma III Orańskiego oraz zobowiązanie Ludwika XIV, że nie udzieli poparcia roszczeniom wygnanego króla Jakuba II Stuarta. Anglia nie była jeszcze wielkim mocarstwem, a może raczej nie miała jeszcze pełnej świadomości swej rosnącej potęgi. Anglicy uważali się wciąż za zagrożonyh ze strony francuskiego supermocarstwa i narażonych na ingerencje w swe wewnętrzne sprawy. Kwestia zabezpieczenia "protestanckiej sukcesji" była naczelnym postulatem utrzymania niezależności narodowej i anglikańskiej organizacji kościelnej. Sprawy wyznaniowe łączyły Anglików z Holendrami, oba tzw państwa morskie tworzyły bowiem wspólny front przeciw katolickiemu prozelityzmowi Ludwika XIV. W świadomości Anglików i Holendrów był to czynnik istotny, a liczni w obu krajach francuscy uchodźcy hugenoci podsycali atmosferę międzynarodowej solidarności i wrogości świata protestanckiego wobec agresywnego "papizmu" króla Francji. Silnie przemawiające do mas sprawy religijne umacniały sojusz, który opierał się jednak głównie na racjach natury politycznej i gospodarczej. W walkach o przewagę na Zachodzie kluczowe miejsce zajmowało pogranicze cesarstwa z Francją, a więc Alzacja, Lotaryngia, biskupstwa Metz, Toul i Verdun, Palatynat, Niderlandy Hiszpańskie (Belgia) i Holandia. Na tym pograniczu toczyły się główne zmagania między Ludwikiem XIV a kolejnymi koalicjami. Tutaj Francja wdzierała się swoimi "reunionami", z których była zespołowym wysiłkiem wypierana. Ekspansja Francji w tym kierunku stanowiła zagrożenie dla Anglii, której kontynentalnym punktem oparcia stała się Holandia. Holandię zaś dzieliła od Francji Belgia, a bardzo osłabiona Hiszpania nie mogła zapewnić jej skutecznej obrony. Z postanowień pokoju w Rijswijck największe znaczenie dla Holandii miał więc traktat o tzw. barierze, na mocy którego Holendrzy utrzymywali garnizony w łańcuchu fortec położonych na terenie Belgii. Wilhelm III (1689-1702), będący równocześnie królem Anglii i stadhouderem Holandii, uosabiał ścisły sojusz państw morskich, a prowadząc bardzo zręczną politykę stał się stróżem i arbitrem równowagi europejskiej. Traktat w Rijswijck zadowalał Orańczyka, który dla swych wyczerpanych długoletnią wojną kupieckich państw pragnął trwałego pokoju. Mniej zadowolony był trzeci uczestnik koalicji augsburskiej, cesarz Leopold I (1658-1705). Państwa morskie zawarły separatystyczny pokój nie oglądając się na swego austriackiego sojusznika, który, osamotniony, musiał potem przystąpić do traktatu w Rijswijck. Cesarz niechętnie jednak rezygnował z projektu odebrania Francji Alzacji ze Strasburgiem. Terytorialne spory pograniczne między Francją a cesarstwem miały jeszcze przez długi czas pozostać jednym z żywotnych problemów Europy Zachodniej. W stosunkach między Francją a państwami morskimi ważną rolę odgrywały sprawy handlowe. Na razie w mniejszym stopniu były to problemy kolonialne. Handel oceaniczny daleki był jeszcze od tego rozwoju, który miał osiągnąć w toku XVIII w. Anglicy, wyrugowawszy ongiś Holendrów z Ameryki, pogodzili się z nimi na Wschodzie na zasadzie: dla nas Indie, dla was Indonezja. Występowały wprawdzie konflikty kolonialne między państwami morskimi a Francją, ale były one raczej pochodną ich konfliktów europejskich. Kiedy toczono wojny w Europie, to strzelano także trochę i w koloniach oraz uprawiano korsarski proceder na morzach. Na wielkie rozprawy kolonialne miał jednak nadejść czas dopiero w połowie stulecia. Obecnie natomiast podstawową sprawą był handel z Hiszpanią, a pośrednio i z jej amerykańskim imperium. O opanowanie tego niezmiernie lukratywnego handlu, będącego źródłem napływu kruszców do Europy, toczyła się ostra rywalizacja między Francją, Anglią i Holandią. Sama Hiszpania była tu raczej stroną bierną. Jednakże przyszłość Hiszpanii miała już wkrótce stać się sprawą otwartą o zasadniczym znaczeniu dla układu stosunków w Europie Zachodniej. 2. Testament Karola II (1700) Jeszcze zanim doszło do pokoju w Rijswijck, wiedziano już od 1696 r., że ostatni potomek hiszpańskiej linii Habsburgów jest nieuleczalnie chory i skazany na bezpotomne zejście. Ten żałosny degenerat, upośledzony na ciele i umyśle Karol II (1665-1700), został królem jako czteroletnie dziecko. Rządzili za niego regenci, a potem kobiety. W czasie tych 35 lat imperium, "nad którym słońce nigdy nie zachodzi", doszło do stanu skrajnej słabości. Amerykańskie srebro przepływało przez ten kraj jak przez sito. Zubożała i pogrążona w marazmie monarchia była praktycznie pozbawiona armii i floty wojennej, które liczyły 20 tys. ludzi i 20 okrętów. Hiszpania nie mogła o własnych siłach decydować o swojej przyszłości. Niemało było pretendentów, którzy ze względu na dynastyczne powiązania mogli zgłaszać roszczenia do hiszpańskiej sukcesji. Wnukami króla hiszpańskiego Filipa III byli zarówno Ludwik XIV jak cesarz Leopold I. Od królów hiszpańskich wywodził się również syn elektora bawarskiego Józef Ferdynand (kilkuletnie dziecko). Do pretendentów zaliczali się też książę sabaudzki Wiktor Amadeusz II i król Portugalii Piotr II. Połączenie tronu hiszpańskiego z francuskim czy cesarskim obaliłoby europejską równowagę i spowodowało powszechny sprzeciw. Toteż Ludwik XIV myślał o jednym ze swoich wnuków, a cesarz Leopold o jednym ze swoich synów. Przejście ogromnej sukcesji hiszpańskiej w całości na któregoś z tych kandydatów stanowiłoby jednak także wielkie wzmocnienie francuskich Burbonów czy austriackich Habsburgów. Nasuwał się projekt podzielenia schedy, i to w ten sposób, aby, w myśl zasady: bliższa koszula ciału, części hiszpańskiej sukcesji przypadły bezpośrednio Francji i Austrii. O tak poważnej transakcji nie można było jednak decydować w gronie rady familijnej i wypadało wysłuchać głosu arbitra równowagi europejskiej, Wilhelma III. Państwa morskie sprzyjały oczywiście kandydatowi najsłabszemu, czyli książątku bawarskiemu. Z tą kandydaturą pogodził się i Ludwik XIV, ale na zasadzie rozbioru posiadłości hiszpańskiej Korony. W 1698 r. państwa morskie i Francja podpisały traktat w Hadze, na mocy którego Józef Ferdynand miał być dziedzicem Hiszpanii, Belgii i kolonii w Ameryce, a włoskie posiadłości Hiszpanii miały być podzielone między Francję i Austrię. Wiadomość o tym traktacie wywołała oburzenie wśród Hiszpanów, zdecydowanych utrzymać jedność swojego imperium. W tej sytuacji Karol II sporządził testament, w którym zapisywał wszystkie swoje kraje księciu bawarskiemu. Z początkiem 1699 r. Józef Ferdynand zmarł na ospę. Pozostali na placu boju coraz bardziej skłóceni: Ludwik XIV i Leopold I. Cesarz niechętnie odnosił się do podziału i dążył do zapewnienia całej schedy swemu synowi arcyksięciu Karolowi. Ludwik XIV, chcąc uniknąć wojny, pertraktował nadal z Wilhelmem III. w marcu 1700 r. doszło do drugiego traktatu rozbiorowego. Arcyksiążę Karol miał otrzymać Hiszpanię, Belgię i kolonie, wszystkie posiadłości włoskie przypadłyby francuskiemu delfinowi, z tym, iż miał później zamienić Lombardię na Lotaryngię (od dawna wymarzony obiekt ekspansji francuskiej). Traktat, przeciw któremu gwałtownie protestował cesarz Leopold, przedłożono do ratyfikacji państwom Europy. Sporządzono jednak rachunek bez gospodarza. Hiszpanie nie chcieli słyszeć o rozbiorze. W zamroczonym umyśle Karola II tkwił silny instynkt dynastyczny. Dogorywający król starał się jeszcze pozostawić potomka, a wobec beznadziejności tych usiłowań chciał przekazać swe państwa austriackiemu Habsburgowi. Hiszpanie jednak rozważali przede wszystkim problem, który z sukcesorów zdoła uratować całość imperium. Grandowie uznali, że może to zapewnić jedynie potęga Ludwika XIV. Rada Państwa jednomyślnie uchwaliła rezolucję, aby wszystkie kraje przekazać wnukowi króla francuskiego, Filipowi księciu d' Anjou, z zastrzeżeniem, że korony Hiszpanii i Francji nigdy nie będą mogły być połączone. Karol II opierał się, zwlekał, zasięgał rady teologów i papieża. Innocenty XII, obawiając się przewagi cesarskiej we Włoszech, opowiedział się za Burbonem (miało za to w toku wojny odpokutować państwo papieskie). Wreszcie król podpisał 2 X 1700 r. testament na rzecz Filipa. Wkrótce potem, 1 XI 1700 r., zmarł ostatni hiszpański Habsburg. Starzejący się Ludwik XIV stanął przed niezmiernie ważną decyzją. Układając z państwami morskimi traktaty rozbiorowe chciał uniknąć nowej wojny, Francja była bowiem bardzo wyczerpana niedawno zakończoną wojną dziewięcioletnią. Wiedział, że przyjęcie testamentu stanie się wyzwaniem. Olśniła go jednak myśl spełnienia u kresu życia najdumniejszych marzeń swojego panowania. Ogłosił księcia d' Anjou królem Hiszpanii Filipem V i niezwłocznie wysłał go do Madrytu. Legenda przypisuje Ludwikowi XIV wypowiedzenie słów: "Il n'y a plus de Pyrenees" (Pireneje przestały istnieć). Słowa te znalazły się w "Mercure de France", w okresie wielkiego entuzjazmu, z którym Francja przyjęła sukces swej dynastii. 3. Koalicja przeciw Francji - układ sił (1701-1702) Po przyjęciu testamentu Karola II wojna z cesarzem była nieunikniona, a z państwami morskimi bardziej niż prawdopodobna. Ludwik XIV, podjąwszy raz decyzję, przestał się z czymkolwiek liczyć. Postępowanie króla było wręcz prowokacyjne. Już w lutym 1701 r. wprowadził francuskie garnizony do Mediolanu (czym sprowokował cesarza) i usunął holenderskie załogi z twierdz bariery (czym sprowokował Holandię i złamał traktat z Rijswijck). Równocześnie wydał patent zapewniający Filipowi V i jego potomkom prawo do dziedziczenia tronu francuskiego (co było niezgodne z testamentem Karola II). Hiszpania przyznała Francji monopol na przywóz murzyńskich niewolników do amerykańskich kolonii (tzw. asiento). Monopol ten był od dawna przedmiotem ostrej rywalizacji międzynarodowej, niezależnie bowiem od wielkich zysków z handlu niewolnikami służył on za pretekst do szerszej penetracji w handel hiszpańskiej Ameryki. Państwa morskie zawarły z cesarzem przymierze w Hadze (7 IX 1701). Ów traktat przewidywał trwałe rozłączenie koron francuskiej i hiszpańskiej, przyznanie Anglii i Holandii przywilejów handlowych w Hiszpanii i w hiszpańskiej Ameryce (z zamknięciem tego handlu dla Francji) oraz oddanie włoskich posiadłości hiszpańskich Austrii i uczynienie z całej Belgii niezależnej bariery między Francją a Holandią. Ludwik XIV odrzucił warunki i w swych prowokacjach posunął się do najbardziej drastycznego kroku. Gdy 16 IX 1701 r. zmarł Jakub II, król francuski ogłosił jego syna Jakuba Edwarda Stuarta de iure królem Anglii, Szkocji i Irlandii (pod imieniem Jakuba III). W Anglii podzielone były opinie co do nowej wojny z Francją. Przeciwnikami wojny byli mający większość w Izbie Gmin torysi, natomiast wigowie opowiadali się za ścisłym współdziałaniem z Holandią oraz interweniowaniem w sprawy kontynentu. Ówczesne podziały między partiami były wprawdzie dość płynne, można jednak uogólnić, że torysi reprezentowali interesy szlachty ziemiańskiej (landed interest) i kościoła anglikańskiego, wigowie natomiast interesy kupiectwa i finansjery (moneyed interest) oraz głosili tolerancję wobec protestanckich sekt dysydenckich (w czym byli bliscy Holandii). Proklamacja Jakuba III zjednoczyła angielską opinię przeciw Francji i przy Wilhelmie Orańskim. Parlament uchwalił tzw. Act of Settlement zapewniający protestanckie następstwo tronu po bezdzietnym Wilhelmie również bezpotomnej Annie Stuart, a potem wywodzącej się po kądzieli od Stuartów dynastii elektorów hanowerskich. Król rozwiązał Izbę Gmin i nowe wybory przyniosły zwycięstwo wigom. Uchwalono podatki na wojnę. Wprawdzie wkrótce na skutek upadku z konia zmarł Wilhelm Orański (19 III 1702), ale śmierć głównego organizatora walki z francuską preponderancją nie powstrzymała biegu wypadków. Królowa Anna (1702-1714) i jej torysowskie ministerium chcąc nie chcąc kontynuowali politykę poprzednika. W Holandii kierownictwo objął wielki pensjonariusz Antonie Heinsius, najbliższy współpracownik zmarłego stadhoudera i leader oranżystów (zwolenników domu orańskiego), który przezwyciężył pokojowe skłonności regentów (oligarchia kupiecka). Dnia 15 V 1702 r. cesarz, Anglia i Holandia wypowiedzieli wojnę Francji i Hiszpanii. Po stronie koalicji wystąpiła Dania i większość książąt Rzeszy, a wśród nich zwłaszcza elektor hanowerski Jerzy oraz król pruski Fryderyk I (elektor brandenburski w 1701 r otrzymał od cesarza ów tytuł królewski jako zapłatę za udział w koalicji). Stary weteran walk z Francją, cesarz Leopold I, wkrótce zmarł (1705) i tron objął po nim Józef I (1705-1711). Duszą koalicji był triumwirat: znakomity wódz cesarski książę Eugeniusz Sabaudzki, równie znakomity wódz i dyplomata angielski John Churchill książę Marlborough (który przez żonę Sarę miał wielki wpływ na królową Annę) oraz wytrawny polityk holenderski Heinsius. Koalicja rozporządzała wielką przewagą na morzu, a również liczebność jej połączonych armii (które miały osiągnąć pół miliona ludzi) przewyższała siły lądowe Francji. Brakło jednak niekiedy jednolitości dowództwa, a zwłaszcza zawieść miała jednolitość politycznego kierownictwa. Ludwik XIV nie był zrazu osamotniony. Po stronie Francji opowiedzieli się elektor bawarski Maksymilian VII Emanuel i jego brat elektor-arcybiskup koloński, co dawało niezłe oparcie w Rzeszy. Sojusznikiem Ludwika XIV był również zręcznie lawirujący między Austrią a Francją książę sabaudzki oraz król portugalski, który zamknął swe porty dla angielsko-holenderskiej floty. Francja nie bez racji mogła liczyć na antyhabsburską dywersję ze strony księcia Siedmiogrodu Franciszka II Rakoczego. Natomiast pozostali tradycyjni wschodni sojusznicy Francji w jej rywalizacji z Austrią byli zaabsorbowani wojną północną (Szwecja i Polska), lub też politycznie bierni (Turcja). Po stronie Francji stało wreszcie imperium hiszpańskie. Młody król Filip V (obejmując tron miał 17 lat) od 1701 r. próbował przy pomocy francuskich doradców wprowadzić pewien ład w rozprzężonej monarchii. Hiszpańskie siły zbrojne zaczęto jednak organizować dopiero w toku wojny i nie miały one większego znaczenia w regularnych działaniach. Natomiast guerrilla odegrała ważną rolę w wojnie domowej, która rozgorzała na Półwyspie Iberyjskim. W pierwszych latach wojny wykruszyli się sojusznicy Francji i Ludwik XIV był zdany na własne siły. Były to jednak siły największego mocarstwa Europy. W 1702 r. Francja miała 200 tys. liniowej armii regularnej, a w okresie największego wysiłku mobilizacyjnego liczba Francuzów pod bronią (wraz z milicją i służbą wewnętrzną) osiągnęła400 tys. Stary król nie miał już przy sobie tak świetnego grona współpracowników jak we wcześniejszym okresie panowania. Minister spraw zagranicznych Torcy był wprawdzie zręcznym dyplomatą, a Vendome, Villars i Berwick wybitnymi dowódcami i organizatorami armii, wśród ministrów i generałów znajdowało się jednak wiele miernot. Podjąwszy największą grę swego życia Ludwik XIV o wszystkim decydował osobiście - za Francję i za Hiszpanię. W dziejach Europy nie było jeszcze regularnych działań wojennych na tak wielką skalę, tak długotrwałych i tak kosztownych. 4. Sukcesy wojenne koalicji (1702-1709) Ludwik XIV w latach 1702-1703 działał ofensywnie, montując wielkie operacje sił francuskich i bawarskich oraz Węgrów Rakoczego, mające na celu opanowanie Wiednia. Wysiłki te załamały się. W morderczej bitwie pod Hochstadt, jak ją nazywają Francuzi, czy pod Blenheim, jak ją zwą Anglicy (13 VIII 1704), w której brało udział 100 tys. ludzi, książę Eugeniusz i Marlborough rozbili wojska francusko-bawarskie. W następstwie tej bitwy cała Bawaria aż do końca wojny była okupowana przez Austrię. Powstanie Rakoczego utrzymywało się jeszcze przez długi czas na Węgrzech, ale w izolacji od głównego terenu wojny. Jeszcze wcześniej, w 1703 r., odstąpili Francję jej południowi sojusznicy. Książę sabaudzki Wiktor Amadeusz II zawarł przymierze z cesarzem, a Portugalia z państwami morskimi. Zawarty wówczas portugalsko-angielski traktat handlowy (znany jako traktat lorda Methuena) w sposób trwały związał Lizbonę i Rio de Janeiro z Londynem i uczynił z Anglików konsumentów ciężkich win portugalskich. Na razie Portugalia stała się dla Anglików otwartą bramą do Hiszpanii. W 1704 r. alianci proklamowali arcyksięcia Karola królem Hiszpanii (Karolem III) i ów don Carlos wylądował w Lizbonie, skąd z angielsko-portugalskimi wojskami ruszył na Madryt. Odparty przez Berwicka (naturalnego syna Jakuba II Stuarta), zyskał arcyksiążę uznanie separatystów katalońskich i osiadł w Barcelonie. Nieco wcześniej, 1 VII 1704 r., Anglicy zajęli Gibraltar, gdzie usadowili się już na stałe. Morze Śródziemne zostało opanowane przez flotę aliancką, a Hiszpania stała się terenem wojny domowej. Religijna wojna domowa nawiedziła również Francję. Od 1702 r. tliło się w Langwedocji powstanie hugenockich chłopów (tzw. kamizardów), które w 1704 r. rozpaliło się tak mocno, że trzeba było rzucić przeciw nim 25-tysięczną armię i w celu ich poskromienia odwołać z frontu marszałka Villarsa. Natomiast nie powiodło się odstępcy Wiktorowi Amadeuszowi i w latach 1704-1705 Francuzi zajęli Sabaudię oraz prawie cały Piemont. Był to sukces nietrwały. Rok 1706 przyniósł dalsze klęski Francji. Po zwycięskiej bitwie pod Ramillies (23 V 1706) Marlborough zajął Belgię i osiągnął terytorium Francji, a we wrześniu pobił Francuzów pod Turynem książę Eugeniusz. Wódz ten był już z ramienia cesarza gubernatorem Mediolanu. Austriacy swobodnie maszerowali z Mediolanu do Neapolu, upokarzając po drodze papieża Klemensa XI, który musiał uznać prawa arcyksięcia Karola do neapolitańskiego i hiszpańskiego tronu. W 1707 r. Ludwik XIV zdecydował się ewakuować Włochy. Losy wojny miały natomiast korzystniejszy dla Francji obrót w Hiszpanii. Don Carlos 28 VI 1706 r. wkroczył do Madrytu z angielsko-portugalskimi wojskami dowodzonymi przez francuskiego hugenotę, markiza de Ruvigny. Ale Kastylijczycy, nienawidzący Katalończyków, Aragończyków i Portugalczyków, a zwłaszcza angielskich i holenderskich heretyków, wszczęli tak skuteczną guerrille, że już w sierpniu Filip V mógł wrócić do wyzwolonego Madrytu. W roku następnym Berwick wyparł Anglo-Portugalczyków z Walencji i Aragonii, a arcyksiążę utrzymał się tylko w wiernej mu Barcelonie. Wprawdzie raz jeszcze, w 1710 r., don Carlos wkroczy do Madrytu, ale znów powstanie przeciw niemu lud Kastylii. Te akcje partyzanckie w znacznej mierze zadecydowały o przyszłości tronu Hiszpanii. Ludwik XIV w ciężkich chwilach wojny niejednokrotnie gotów był zrzec się praw Filipa V do hiszpańskiej korony w zamian za jakieś korzyści terytorialne dla Francji. Jego wnuk coraz bardziej jednak czuł się Hiszpanem i coraz mocniej był w Hiszpanii zakorzeniony. Od schyłku 1706 r. decydujący głos w Anglii miała kierowana przez Marlborougha i lorda Godolphina partia totalnego zwycięstwa, występująca pod hasłem: "No peace without Spain" (nie ma pokoju bez Hiszpanii). Podjęta w marcu 1708 r. nieudana próba jakobicko-francuskiego desantu w Szkocji jeszcze podsyciła ducha narodowej wojny. Przyciśnięty do muru Ludwik XIV kilkakrotnie zgłaszał propozycje pokojowe. Gotów był całkowicie wyrzec się roszczeń terytorialnych dla siebie i swego wnuka. Holendrzy z zainteresowaniem słuchali tych propozycji, ale cesarz domagał się Alzacji, a w Londynie wysuwano żądanie, aby sam król francuski wygnał przemocą Filipa V z Hiszpanii. Na takie upokorzenie Ludwik XIV nie mógł się zgodzić i wyniszczająca wojna ciągnęła się dalej. Wśród ciężkich walk alianci posuwali się w 1708 r. we Flandrii. Na Morzu Śródziemnym Anglicy zajęli Minorkę i Sardynię. Nadeszła straszliwa zima 1708-1709, w czasie której żołnierze marli z głodu i zimna. Ludwik XIV przekazał do mennicy swą złotą zastawę stołową i nakładał nowe podatki. W całym kraju wybuchały rozruchy, odradzały się powstania kamizardów. Alianci podjęli plan ofensywy na Paryż. O losach tej ofensywy zadecydowała bitwa pod Malplaquet (I 1 IX 1709), jedna z najkrwawszych w historii. Książę Eugeniusz i Marlborough zmusili wojska Villarsa i Boufflersa do odwrotu, ale wśród zaścielających pole 35-40 tys. poległych więcej było aliantów niż Francuzów. Ofensywa została zatrzymana. Rok następny przyniósł zwycięstwa francuskie w Hiszpanii (bitwy pod Brihuega i Villaviciosa). Wśród aliantów zachwiała się wiara w możność, a co ważniejsza - w sens totalnego zwycięstwa. 5. Rozkład koalicji (1710-1712) Koalicja była ciałem wielogłowym reprezentującym różne interesy. Z chwilą uznania arcyksięcia Karola za dziedzica całej schedy hiszpańskiej wszyscy członkowie koalicji teoretycznie działali na korzyść Habsburga. Zamawiano sobie u niego przywileje handlowe, ale on miał być panem hiszpańskich posiadłości. W miarę jak posiadłości te były zajmowane przez wojska koalicji, wyłaniały się jednak różne problemy terytorialne. Od 1706 r alianci okupowali Belgię. Wypłynęła znów kwestia bariery. Holendrzy chcieli ją utrzymać i rozszerzyć na całe dorzecze Mozy i Skaldy Anglicy, usadowiwszy się w Gibraltarze i na Minorce, nie zamierzali wypuścić ze swych rąk tych kluczy do Morza Śródziemnego. Wreszcie cesarz Józef I miał imperialne aspiracje do zwierzchnictwa nad Italią. Chciał widzieć Mediolan i Neapol pod swoim cesarskim berłem, a nie pod hiszpańskim berłem swego brata. Narastały wśród aliantów rozbieżności. A czy można było liczyć na trwałe uregulowanie skomplikowanych spraw związanych z hiszpańską sukcesją bez udziału największego europejskiego mocarstwa, którym wciąż była niepokonana Francja? Przeciągająca się wojna wyczerpywała aliantów nie mniej niż Francję, a Londyn i Amsterdam były to stolice, w których wypadało się liczyć z głosem opinii publicznej. Holenderscy kupcy narzekali, że rujnują się w interesie Anglii, torysi zaś pomstowali, że Anglia wprzęgła się w służbę Holandii. Znakomity pisarz i publicysta Jonathan Swift, stawszy się z wiga torysem, pisał: "Sześć milionów subsydiów i dług niemal 50 milionów funtów! Ich wysokoście panowie sojusznicy nas zrujnowali. Skoro nasze wojska zdobywają jakieś miasto we Flandrii, to Holendrzy je zagarniają, a my z radości puszczamy fajerwerki". W Anglii płynne dotąd podziały partyjne usztywniły się na tle stosunku do sprawy wojny czy pokoju. Na wojnie tracili płacący podatki ziemianie, a, bogacili się aferzyści związani z wigowskim kierownictwem państwa. Konflikt między landed interest a moneyed interest uwidoczniał się wyraźnie w schyłkowych latach wojny. Jakkolwiek królowa Anna miała raczej sympatie torysowskie, jej ministerium z biegiem czasu stało się zdecydowanie wigowskie. Poniekąd ponad partiami stał Marlborough, niegdyś torys, a teraz praktycznie wig, zwycięski wódz, po uszy pogrążony w niezbyt czystych aferach wojennego biznesu. Wigowie mieli zdecydowaną większość w obu izbach parlamentu, ale przeciw nim obróciła się w 1710 r. opinia publiczna. Do tego przyczyniły się i sprawy religijne. W miarę jak rozwiewało się "papistowskie" zagrożenie protestanckiej sukcesji, wzrastała niechęć Kościoła anglikańskiego do dysydentów, których popierali "przeklęci Holendrzy" i którym pobłażali wigowie. Antywigowskie nastroje rozkołysał słynny kaznodzieja Sacheverell. Doszło do rozruchów przeciw dysydentom i aferzystom wojennym. W owym czasie dawna faworyta królowej Anny, księżna Marlborough, popadła w niełaskę i została wygnana z dworu. Królowa powołała do rządu torysów i w październiku 1710 r. rozwiązała parlament. Nowy rząd, na którego czele stanął lord Bolingbroke, zorganizował na rzecz pokoju szeroką kampanię prasową, w której zaangażowały się najlepsze pióra Anglii: Daniel Defoe, Alexander Pope i Jonathan Swift. Wybory do Izby Gmin przyniosły zwycięstwo torysów. Wigowie chcieli jeszcze posłużyć się swoją przewagą w Izbie Lordów, ale królowa kreowała 12 nowych parów, czym zapewniła torysowską większość także w Izbie Wyższej. Wielu wigów zostało osadzonych w więzieniu za nadużycia finansowe (m.in. Robert Walpole). Pozbawiony wszystkich godności i pozwany przed sąd o malwersacje Marlborough zbiegł za granicę. Trwały jeszcze działania wojenne i nawet nasiliły się walki w Kanadzie. Torysi wyznawali bowiem doktrynę wycofania się z konfliktów kontynentalnych, a pilnowania spraw morskich i zamorskich. Głównym terenem działań była francuska kolonia Akadia, która stanowiła obok Nowej Fundlandii ważną bazę rybołówstwa dorszowego. Półwysep akadyjski położony między ujściem Rzeki Św. Wawrzyńca a Nową Anglią miał również kluczowe znaczenie strategiczne na drodze łączącej Nową Francję (Kanadę) poprzez ocean z metropolią. Akadyjski fort Port Royal (dziś Annapolis) stanowił bazę dla licznej flotylli kaperskiej (właściwie korsarskiej), która zadawała dotkliwe ciosy flocie brytyjskiej. W 1710 r Anglicy wysłali do Ameryki regularne wojska i zdobyli Port Royal. Wkrótce potem podjęli wyprawę na Quebec, w której brało udział 7 pułków brytyjskich (pierwsza tak wielka armia w dziejach Ameryki Północnej). Operacja załamała się jednak i wojna toczyła się dalej wśród lokalnych utarczek kolonistów i nękających zagonów posiłkujących obie strony Indian. Od stycznia 1711 r. prowadzono tajne rokowania angielsko-francuskie. Pertraktacje natrafiały na duże trudności, ale nadeszło wydarzenie o zasadniczym znaczeniu. Dnia 17 IV 1711 r. zmarł cesarz Józef I nie pozostawiwszy męskiego potomka. Po śmierci brata jedynym spadkobiercą monarchii habsburskiej stał się don Carlos, obecnie cesarz Karol VI. Utrzymanie w jego ręku sukcesji hiszpańskiej oznaczałoby powrót do potęgi Karola V. Poza nowym cesarzem nikt z władców Europy tego nie pragnął. Obecnie łatwiej było Anglikom nakłonić Holendrów do rokowań z Francją. W styczniu 1712 r. zebrał się kongres w Utrechcie i obrady jego trwały do wiosny 1713 r. Kolejno następowało zawieszenie broni między Francją a Anglią, Portugalią, Sabaudią, Prusami, wreszcie najbardziej oporną Holandią. Państwa te podpisały traktat pokojowy 11 IV 1713 r. Nie oznaczało to jednak końca wojny. Hiszpania, w której imieniu samowolnie występował w Utrechcie Ludwik XIV, z ociąganiem przystąpiła do traktatu pokojowego, podpisując w latach 1713-1715 kolejne umowy z kontrahentami utrechckimi. Porzucony przez sojuszników Karol VI toczył jeszcze samotnie wojnę z Francją. Zakończył ją traktatem podpisanym 7 III 1714 r. w Rastatt, do którego przystąpiła Rzesza Niemiecka w Baden (6 IX 1714). Drażliwa sprawa bariery została ostatecznie uregulowana między Anglią, Holandią a cesarzem traktatem z 15 XI 1715 r. Stan wojny utrzymał się między dwoma rywalami o hiszpańską sukcesję: Filipem V a Karolem VI. Traktaty pokojowe z lat 1713-1715, które w sprawach zasadniczych wytyczyły nowy kształt mapy politycznej Europy Zachodniej, nie zakończyły więc formalnie wojny o sukcesję hiszpańską. Znajdzie ona jeszcze swój gorący epilog włoski w latach 1717-1720, a stan wojny między Hiszpanią a Austrią zakończy się formalnie dopiero w 1725 r. 6. Traktaty pokojowe w Utrechcie (1713) i Rastatt (1714) W kompleksie umów międzynarodowych kończących główną fazę wojny sukcesyjnej dokonano rozbioru europejskiego imperium Habsburgów hiszpańskich. Hiszpanię wraz z wszystkimi jej koloniami otrzymał Filip V cesarzowi przypadła Belgia oraz Neapol, Mediolan, Mantua, hiszpańskie porty w Toskanii i Sardynia. Wiktor Amadeusz Sabaudzki dostał Sycylię wraz z godnością królewską, a oprócz tego skrawki Lombardii i fortece strzegące przejścia do Włoch (tzw bariera alpejska). Holandia uzyskała w Belgii barierę w twierdzach graniczących z Francją oraz skrępowanie na swą korzyść handlu przechodzących pod panowanie habsburskie krajów belgijskich. Anglia zatrzymała Gibraltar i Minorkę. Ponadto Hiszpania przyznała Anglii na 30 lat monopol na dostarczanie murzyńskich niewolników ( Asientoj do hiszpańskiej Ameryki oraz prawo wysyłania tam corocznie jednego okrętu handlowego o wyporności 500 ton. Portugalia zyskała pewne korzyści terytorialne w Ameryce. Francja utraciła na rzecz Anglii tereny nad Zatoką Hudsona oraz Nową Fundlandię i Akadię (zwaną odtąd Nową Szkocją). Były to posiadłości ważne ze względów gospodarczych (łowiska rybackie) i strategicznych (wrota Kanady). Anglia otrzymała także na Antylach "cukrową" wyspę Saint Christopher. Ponadto Francja zobowiązała się zburzyć port w Dunkierce, stanowiący bazę wypadową przeciwko Wyspom Brytyjskim. Cesarz zobowiązał się przywrócić elektorom bawarskiemu i kolońskiemu ich posiadłości i prawa. Poza sprawami terytorialnymi i handlowymi traktaty regulowały kwestie dynastyczne. Anglia otrzymała gwarancję sukcesji hanowerskiej. Filip V zrzekł się swych praw do sukcesji francuskiej, a Ludwik XIV w imieniu francuskiej linii Burbonów wyrzekł się roszczeń do sukcesji hiszpańskiej. Nie wszystkie postanowienia traktatów okazały się trwałe. Status terytorialny Italii miał ulec różnym przekształceniom, a sprawy handlowe były zawsze bardziej płynne niż litera prawa. Wojnę sukcesyjną hiszpańską nazywano najbardziej kupiecką ze wszystkich dotychczasowych wielkich wojen. Następstwa tej kupieckiej wojny niezupełnie jednak spełniły nadzieje kupców z Londynu i Amsterdamu. Wprawdzie handel niewolnikami przynosił duże zyski, a zawiający do portu Puerto Bello uprzywilejowany okręt z angielskim towarem przy przekupności hiszpańskich urzędników łatwo było zamienić w całą flotę. Podstawowym jednak wynikiem wojny sukcesyjnej było władanie Burbonów nad Hiszpanią i jej amerykańskim imperium. Burbonowie hiszpańscy mieli w niedalekiej przyszłości związać się z Burbonami francuskimi "paktem familijnym" i w tym sojuszu przypaść miał Francji główny udział w zyskach płynących z handlu hiszpańskiego. Dla Wielkiej Brytanii korzystniejszy niż wymuszone na Hiszpanii przywileje handlowe okazał się traktat z 1703 r. z Portugalią, który skierował do Londynu strumień brazylijskiego złota. Aczkolwiek Hiszpanie uważali traktaty rozbiorowe za wielką klęskę i upokorzenie, to odłączenie od Hiszpanii jej włoskich i niderlandzkich posiadłości wyszło na dobre zarówno tym krajom, jak i dawnej metropolii. Dzięki tej "amputacji" okrzepło hiszpańskie państwo narodowe, a Italia pozbyła się marazmu hiszpańskich wielkorządców. We Włoszech miało się jeszcze dokonać wiele przetasowań władców i terytoriów. Ale obok wyrugowania smutno zapisanej w historii półwyspu dominacji hiszpańskiej, trwałym następstwem wojny sukcesyjnej był wzrost znaczenia domu sabaudzkiego, który w dalszej przyszłości miał się stać ważnym czynnikiem narodowego odrodzenia i zjednoczenia Italii. Traktaty pokojowe z lat 1713-1714 nie zlikwidowały antagonizmów między Habsburgami a hiszpańskimi i francuskimi Burbonami. Cesarz wciąż marzył o Alzacji, a Francja o Lotaryngii. Filip V i Karol VI mieli podjąć grę o Italię. Elektor bawarski pozostał głównym antagonistą cesarza na terenie Rzeszy. W stosunkach między cesarzem a Holandią dokuczliwą zadrę stanowiły twierdze bariery i ograniczenia narzucone handlowi belgijskiemu. Natomiast dwaj główni partnerzy mocarstwowych zmagań na Zachodzie, Francja i Anglia, pogodzili się w sposób dość trwały. Rozdział drugi Nowy układ stosunków w Europie Zachodniej 1. Zmiany rządów w Anglii i Francji (1714-1715). Sojusz brytyjsko-francuski (1716) Dopóki żył Ludwik XIV, utrzymywało się jeszcze napięcie w stosunkach między Londynem a Wersalem. Francja ociągała się ze zburzeniem obwarowań Dunkierki i dyplomacja francuska przeszkadzała brytyjskiej w sprawach związanych z wojną północną. źródłem nadziei i niepokojów po obu stronach kanału La Manche była wciąż kwestia pretendenta. Wprawdzie w traktacie utrechckim Francja wyrzekła się jakobickiej sprawy, ale sprawa ta właśnie teraz odżyła na terenie Wielkiej Brytanii. Królowa Anna po cichu bardziej sprzyjała swojemu bratu niż wyznaczonemu na sukcesora tronu elektorowi hanowerskiemu. Hanowerska sukcesja była dziełem wigów i rządzący od 1710 r. torysi zaczęli przechylać się na rzecz Stuarta. Zasadniczą trudność stanowiła niechęć pretendenta do zmiany wyznania. Skorzystali z tego wigowie. Gdy 1 VIII 1714 r. zmarła Anna Stuart, natychmiast elektor hanowerski został ogłoszony królem jako Jerzy I. W wyborach 1715 r rząd wigów uzyskał większość w Izbie Gmin. Ale przy ówczesnej ordynacji i praktyce wyborczej nie było to równoznaczne z osiągnięciem przewagi w opinii publicznej. Torysowskie było ziemiaństwo i duchowieństwo anglikańskie. Przeciw wigom i "hanowerskim szczurom" spiskowali usunięci ministrowie (z leaderem torysów lordem Bolingbroke na czele). Zagrożeni aresztowaniem przywódcy torysów zbiegli do Francji i jawnie przeszli w służbę pretendenta. Zawiodły jednak rachuby na pomoc Francji, gdzie dogorywał Ludwik XIV Jesienią 1715 r. wybuchło powstanie w Szkocji i w północnej Anglii, ale maszerujący na Londyn jakobici zostali pokonani w bitwie pod Preston (13 XI 1715). Jakub III, który wylądował w Szkocji, opuścił ją w lutym 1716 r. Tak szybka klęska jakobityzmu była następstwem nieudolności kierownictwa, a nie słabości ruchu. Wigowsko-hanowerski rząd czuł się niepewnie. U samego początku angielskiej wojny domowej zmarł 1 IX 1715 r. Ludwik XIV. Uprzednio stracił on w latach 1711-1712 syna, wnuka i najstarszego prawnuka, tak iż dziedzicem korony został młodszy prawnuk Ludwik książę d' Anjou, wątłe pięcioletnie dziecko. Życie dzieci w czasach, gdy ospa przynosiła śmierć i nie omijała królewskich pałaców, było bardzo niepewne. Po wyłączeniu od sukcesji Burbonów hiszpańskich najbliższym krewnym króla był książę Filip Orleański. Jemu przypadała regencja i sukcesja tronu w wypadku bezpotomnego zejścia Ludwika XV. Stary król, niechętny Orleanowi, chciał temu zapobiec. Pozostawił testament, którym przyznał prawo dziedziczenia tronu swym wylegitymowanym nieślubnym synom i bardzo ograniczył kompetencje regenta. Pierwszym krokiem Filipa Orleańskiego stało się unieważnienie testamentu Ludwika XIV. Odtąd przewodnią myślą polityki regenta było uzyskanie dla Orleanów tronu francuskiego. Na drodze do urzeczywistnienia tych planów stały, poza kruchym życiem Ludwika XV, różne przeszkody natury wewnętrznej i międzynarodowej. Filip Orleański podporządkował więc politykę zagraniczną Francji na lat kilka swym dynastycznym celom ("sekret regenta"). Powstała pewna zbieżność między interesami regenta Francji a dopiero sadowiącym się w siodle wigowsko-hanowerskim rządem Wielkiej Brytanii. Na terenie Francji przebywali toryskowsko-jakobiccy emigranci (tu schronił się m.in. Bolingbroke, który został ministrem spraw zagranicznych pretendenta Jakuba III) i Francja mogła zawsze podnieść jakobicką sprawę. Z drugiej zaś strony Anglia miała ważny głos w regulującym sukcesje "koncercie europejskim". Obaj partnerzy dysponowali atutami, które można było rozegrać w imię hanowersko-orleańskiej solidarności. Tajne rokowania francusko-angielskie doprowadziły do podpisania traktatu sojuszniczego w Hadze (28 XII 1716). Do traktatu przystąpiła później Holandia (11 I 1717). W dziejach dyplomacji europejskiej dokonał się zwrot nie mniej doniosły niż słynne "odwrócenie aliansów" przed wojną siedmioletnią. Ale dzieło negocjatorów z 1716 r., Stanhope'a i Dubois, mniej frapowało uwagę współczesnych i historyków. Wydawało się bowiem zrazu kombinacją nieco awanturniczą i nietrwałą. Przymierze było niepopularne po obu stronach kanału La Manche. Francuzi widzieli w nim osobistą grę regenta, Anglicy podporządkowanie polityki Wielkiej Brytanii interesom Hanoweru. Poza podbudowaniem orleańskiej sukcesji i pogrzebaniem sprawy pretendenta, chodziło w 1716 r. o pozyskanie współdziałania Francji w hamowaniu ekspansji Piotra I w Niemczech, niepokojącej króla-elektora. Te koniunkturalne względy rychło jednak przestały być aktualne. Zmieniło się wielu kolejnych kierowników polityki Francji i Wielkiej Brytanii, a sojusz trwał i odgrywał ważną funkcję w Europie. Okazało się bowiem, iż - niezależnie od okoliczności, które doprowadziły do zbliżenia - oba główne mocarstwa Zachodu były zainteresowane w utrzymaniu pokoju na warunkach traktatu utrechckiego. Istotnym argumentem przemawiającym za polityką pokojową było wyczerpanie finansowe państw mających za sobą przeszło 20 lat wojny (1688-1713), przedzielonych jedynie 4 latami pokoju (1697-1701). 2. System angielsko-francuski i zmienne przymierza (1716-1731) W następstwie wojny sukcesyjnej hiszpańskiej i wojny północnej dokonały się w Europie tak wielkie zmiany, że państwa z trudem i niejako po omacku odnajdywały swe miejsce na nowej mapie politycznej. Monarchowie i dyplomaci nawykli do atmosfery doniosłych decyzji i nieprzewidzianych zwrotów.Nagromadziło się wiele zawiłych spraw sukcesyjno-terytorialnych i antagonizmów handlowych, które zamierzano regulować za pomocą bardzo rozległych, kunsztownych i nietrwałych kombinacji politycznych. Dla tych powojennnych lat charakterystyczny jest rys wizjonerstwa w dyplomacji. Wystarczy wskazać takich hazardzistów w wielkim stylu, jak Holsztyńczyk w służbie szwedzkiej Gortz i Włoch w służbie hiszpańskiej Alberoni, obaj powiązani z jakobicką sprawą. W Europie, zarówno Zachodniej, jak Wschodniej, gęsto było od pretendentów, sekretów, rozbiorowych i zamiennych planów, brak natomiast zdecydowanej, wojennej determinacji, a jeśli ktoś pajęczynę jawnych i tajnych układów chciał przeciąć orężem, to powstrzymał go arbitraż i przemożna waga dwóch sprzymierzonych mocarstw, Francji i Wielkiej Brytanii. Nie wchodząc w szczegóły dyplomatycznego galimatiasu lat 1717-1731 wystarczy wskazać ważniejsze traktaty łączące i dzielące mocarstwa zachodnie. A więc trójprzymierze Francji, Anglii i Holandii staje się w 1718 r, czwórprzymierzem z udziałem Austrii. Ten nowy alians zwrócony był przeciw Hiszpanii, która po krótkiej wojnie przystąpiła w 1720 r. do czwórprzymierza. Od 1720 r. obradował bezpłodnie kongres w Cambrai, który się rozpadł w 1725 r. W tymże roku doszło do traktatu wiedeńskiego między Austrią a Hiszpanią (formalne zakończenie stanu wojny i zawarcie przymierza), do którego przyłączyła się Rosja. Przeciwko temu aliansowi utworzyła się w 1726 r. liga hanowerska (Francja, Anglia, Holandia, Prusy). Po krótkim kryzysie wojennym (próba odebrania Anglii Gibraltaru) w latach 1728-1729 obradował bezowocnie kongres w Soissons. W 1729 r. traktat sewilski połączył Francję, Anglię i Holandię z Hiszpanią. W 1731 r. podpisano w Wiedniu traktat angielsko-austriacki. Wśród tych zmiennych przymierzy ważne ze względu na dalszy bieg wypadków było związanie się Francji i Hiszpanii w 1729 r. traktatem w Sewilli. Odtąd dwie monarchie burbońskie stanowiły parę bliskich sobie sojuszników. Dość trwałym związkiem okazał się również traktat wiedeński między Anglią a Austrią z 1731 r. Jednakże sojusze te stanowiły dopiero zapowiedzi nowego układu sił, który powstał po rozkładzie systemu angielsko-francuskiego, w toku i w następstwie wojny o sukcesję polską (1733-1735). W latach 1717-1731 stabilnym elementem był wywodzący się z poprzedniego stulecia sojusz państw morskich. W sojuszu tym Holandia nie spełniała już roli mocarstwowej, lecz była, jak mawiano, szalupą przycumowaną do brytyjskiego okrętu. Natomiast czynnikiem określającym sytuację było współdziałanie Francji i Anglii, realizowane kolejno przez Stanhope' a, Townshenda i Walpole'a z jednej strony, a przez kardynała Dubois, księcia Burbona i kardynała Fleury'ego z drugiej. W owych latach politycznej współpracy Anglia i Francja nie przestały rywalizować ze sobą o rynki i o panowanie na morzach. Podpisany w Utrechcie francusko-angielski traktat handlowy (1713) nie został ratyfikowany przez brytyjski parlament i między obu mocarstwami przez cały czas trwała wytężona "wojna handlowa". Ale na kontynencie funkcjonował angielsko-francuski arbitraż. Austria, choć nieraz z dużymi oporami, poddawała się temu arbitrażowi. Cesarz Karol VI nie miał męskiego potomka i od 1713 r. zaprzątała go sprawa uzyskania międzynarodowej gwarancji dla ustanowionego przez siebie statusu następstwa tronu (sankcja pragmatyczna). Spośród wielu spraw, którymi zajmowali się uczestnicy licznych negocjacji i kongresów, arbitrzy Europy Zachodniej najwięcej uwagi musieli poświęcić sprawom włoskim. 3. Sprawy włoskie (1717-1731) Jak wiemy, Filip V i Karol VI aż do 1725 r. nie zawarli między sobą pokoju. Cesarz wciąż się tytułował królem Hiszpanii. Dawny don Carlos przez długi jeszcze czas utrzymywał stosunki z wiernymi mu Katalończykami, a na cesarskim dworze przebywało wielu uchodźców z Hiszpanii. Stanowili oni w Wiedniu tzw hiszpańską radę, mającą znaczne wpływy. Filip V nie wyrzekł się natomiast dawnych posiadłości hiszpańskich we Włoszech. Obaj pretendenci do hiszpańskiej sukcesji byli równie dumni i uparci. Filip V nawiedzony "melancholią", popadał wprawdzie w apatię i dewocję, ale nie zbywało na energii jego drugiej żonie, Elżbiecie Farnese. Królowa miała przy swym boku płodnego w pomysły rodaka, kardynała Julio Alberoniego, który został pierwszym ministrem Hiszpanii. Ta włoska para podsycała niezłomny legitymizm Filipa V i kierowała wysiłki Hiszpanii ku Italii. Filip miał z pierwszej żony dwóch synów, a więc Elżbieta dla swego don Carlosa widziała przyszłość tylko we Włoszech. A wygasały tam dwa stare rody książęce: Farnese (księstwo Parmy i Piacenzy) i Medici (księstwo Toskanii), do spadku, po których Elżbieta miała roszczenia (tzw. sekret Farnesów). Wprawdzie żyli jeszcze książęta Parmy i Toskanii, ale wypadało zabezpieczyć schedę hiszpańskim garnizonem. Nie tylko zresztą po te księstwa sięgał Filip, Elżbieta i Alberoni. Gra toczyła się o Italię. Korzystając z tego, że cesarz był zajęty wojną z Turcją, w 1717 r. flota hiszpańska niespodzianie zajęła Sardynię. Alberoni wystawił wielką armadę (300 statków), jakiej nie widziała Hiszpania od czasów bitwy pod Lepanto. W czerwcu 1718 r. Hiszpanie opanowali Sycylię (z planem zajęcia później Neapolu, Livorno i Genui). Alberoni nawiązał sieć intryg z pretendentem Stuartem, z przeciwnikami regenta we Francji, z Rakoczym, Turcją, Rosją i Szwecją (maczał w tym palce i Stanisław Leszczyński. Byli to albo sojusznicy "widma", albo zbyt odlegli. Cesarz zawarł pokój z Turcją i w obronie porządku utrechckiego sprzymierzył się z Francją, Anglią i Holandią. Flota hiszpańska podjęła nieudaną próbę desantu jakobickiego w Szkocji, natomiast flota angielska rozbiła śródziemnomorską armadę pod przylądkiem Passero (11 VIII 1718). W 1719 r. armia francuska pod dowództwem Berwicka (tego samego, co tak skutecznie bronił Filipa V w czasie wojny sukcesyjnej) wkroczyła do Hiszpanii. Przed taką przemocą ugiął się Filip V. Oddalił Alberoniego i w 1720 r. zgłosił akces do czwórprzymierza. Alianci postanowili, że Wiktor Amadeusz zamieni Sycylię na Sardynię, a Sycylia dostanie się cesarzowi. KarolVI uznał Filipa V królem Hiszpanii. Potwierdzono prawa don Carlosa do sukcesji Parmy i Toskanii. Filip V uznał prawa regenta do sukcesji francuskiej. Usuwając tę kość niezgody między burbońskimi monarchami spodziewał się uzyskać pomoc Francji w odzyskaniu Gibraltaru. Ostateczne uregulowanie spraw odesłano do kongresu w Camrai, który wlókł się bezpłodnie. Anglicy nie chcieli się wycofać z Gibraltaru, a cesarz nie chciał wpuścić don Carlosa do Włoch. W 1727 r. Hiszpania wypowiedziała Anglii wojnę i rozpoczęto oblężenie Gibraltaru. Znów starano się załagodzić spory na jałowym kongresie w Soissons. Kiedy umarł Antoni książę Parmy (1731), Karol VI zajął to księstwo jako lenno cesarskie. Sprawa don Carlosa po raz trzeci zaprowadziła Europę na krawędź wojny. Alianci sewilscy (czyli Francja i Anglia) załagodzili kwestię parmeńską, ale włoskie porachunki między Karolem VI a Filipem V dalekie były od wyrównania. Ten przewlekły epilog wojny o sukcesję hiszpańską odrodzi się w dobie wojny o sukcesję polską. 4. Wielkie kryzysy finansowe (1719-1720) W następstwie wojny o sukcesję hiszpańską długi publiczne we Francji, Anglii i Holandii urosły do niebywałych dotąd rozmiarów. Francja zakończyła wojnę z zadłużeniem w wysokości 2382 mln lirów (roczny dochód skarbu około 100 mln), w Holandii dług publiczny osiągnął 150 mln guldenów (roczny dochód 13 mln), a w Anglii przekroczył 50 mln funtów (roczny dochód w czasie wojny wzrósł z 4 do 9 mln). Austria prowadziła wojnę za pomocą subsydiów państw morskich i wyciskała kontrybucje z okupowanej Bawarii. Mimo to skarb cesarski znajdował się również w stanie ruiny. W toku wojny wszędzie wzrosło znaczenie i wpływy wielkiej finansjery, bez której pomocy rządy nie mogły sprostać ogromnym wydatkom. W Holandii od dawna sfery rządowe i finansowe były ze sobą ściśle powiązane. Kierownictwo spraw politycznych i gospodarczych łączyło się w rękach tych samych ludzi: tzn. kupiecko-bankierskiej oligarchii. Po wojnie umorzenie ogromnego długu publicznego dokonało się więc w tym kraju bez większych polityczno-finansowych przesileń, aczkolwiek zaciążyło na gospodarce Holandii. Podniesiono podatki, którym najbogatsze społeczeństwo Europy mogło sprostać, a zabezpieczeniem długu publicznego były wielkie sumy lokowane przez Bank Amsterdamski za granicą (największym dłużnikiem Holandii była Anglia - około 100 mln guldenów). Cesarza wyciągnęli z opresji żydowscy bankierzy. Natomiast we Francji i w Anglii w związku z zadłużeniem państw doszło do dramatycznych kryzysów, w toku których finansjera osiągnęła wielkie znaczenie w życiu politycznym. W Anglii jeszcze w czasie wojny powstała koncepcja, aby dług publiczny potraktować jako "fundusz kredytowy" przeznaczony na finansowanie przedsiębiorstw handlowych. Przewidywane zyski tych przedsiębiorstw miały w przyszłości umożliwić umorzenie długu. W tym celu utworzono w 1711 r Kompanię Mórz Południowych (South Sea Company), przeznaczoną do eksploatowania handlu z Ameryką hiszpańską. Kompania ściśle powiązała się z Bankiem Londyńskim i stopniowo przejęła cały dług skarbu angielskiego. Akcje Kompanii były wyżej oprocentowane niż obligacja długu publicznego, toteż wierzyciele państwa zmienili obligacje na akcje. W 1719 r. zaczęła się dzika spekulacja akcjami, których kurs w roku następnym wzrósł dziesięciokrotnie (płacono 1050 za 100 funtów wartości nominalnej). Anglię ogarnął szał spekulacji. Powstało mnóstwo tzw. bubbles (bańki mydlane; stąd "bubel"), efemerycznych spółek akcyjnych spekulujących na obietnicach różnych fikcyjnych zysków. Rząd wigów nie ukracał tych oszustw, sfery rządowe były bowiem zaangażowane w największy "bubel", jakim były akcje Kompanii Mórz Południowych (Bubble of South Sea). W 1720 r. bańka mydlana pękła. Nastąpił wielki krach, gwałtowny spadek kursu akcji, bankructwo wielu ludzi i kompromitacja wielu polityków. Gorączka spekulacji ogarnęła równocześnie Holandię, gdzie kurs akcji Kompanii Wschodnioindyjskiej wzrósł o 1200%. Była to jednak sprawa wrażliwej na koniunktury międzynarodowe amsterdamskiej giełdy, a nie rządu. Natomiast paralelnie i we współzależności z "bublowym" kryzysem w Anglii nastąpił wielki kryzys finansowy we Francji. U schyłku panowania Ludwika XIV i na początku regencji Filipa Orleańskiego zastanawiano się, czy przytłoczone ogromnym długiem publicznym państwo nie powinno po prostu ogłosić bankructwa. W monarchii francuskiej pomiędzy skarbem państwa a jego wierzycielami (posiadaczami obligacji i rent) nie było tak elastycznego ogniwa, jak Bank Londyński i wielkie kompanie handlowe. Ogłoszenie niewypłacalności państwa spowodowałoby jednak wielki kryzys polityczny i uderzyło w coraz bardziej wpływowych finansistów. Przykład Anglii działał i Filip Orleański uciekł się do pomocy szkockiego aferzysty Johna Lawa. Do dzisiaj podzielone są zdania, czy był to prekursorski geniusz finansowy, czy też jeden z największych oszustów w historii. Już w latach 1705-1707 John Law pisał teoretyczne memoriały, w których dowodził wyższości pieniądza papierowego nad kruszcowym. Pieniądz - według Lawa - to nie tyle miernik wartości, co środek wymiany, który powinien mieć jak najszybszy obieg. Pokryciem dla pieniądza jest bogactwo, a bogactwo z kolei rodzi się z przyspieszonej cyrkulacji. W 1715 r. Law przedłożył regentowi projekt "nowego prywatnego banku akcyjnego z prawem emisji banknotów. Kapitał tego banku w 75% oparty był na biletach państwa, a więc od początku wiązano z tym przedsięwzięciem likwidację długu państwowego. W 1717 r. Law założył Kompanię Zachodnią dla handlu z Ameryką. Pokryciem dla wypuszczonych akcji miały być zyski z handlu z Luizjaną (który dopiero miał się rozwinąć). Wokół banku i Kompanii powstało ogromne konsorcjum "systemu" Lawa. Opanował on wszystkie stare kolbertowskie kompanie handlowe i połączył je w jedną Kompanię Indyjską. Ponadto otrzymał monopol tytoniowy, przywilej menniczy i przywileje na wydzierżawienie podatków. Z początkiem 1720 r. Law został ministrem (kontrolerem generalnym) finansów. Szkocki cudotwórca objął kontrolę nad całokształtem finansów i całym handlem zamorskim Francji. Kompania Zachodnia wypuściła do 1720 r. 600 tys. akcji na łączną sumę 300 mln lirów. Chociaż zyski z Luizjany były dzieleniem skóry na niedźwiedziu, Francję ogarnął szał spekulacji przewyższający jeszcze londyńską gorączkę "bublową". W szczytowym momencie za jedną akcję o wartości nominalnej 500 liwrów płacono 18 tys. A owe tak poszukiwane akcje wolno było nabywać jedynie za banknoty emitowane przez bank Lawa. Gorączka spekulacji przezwyciężyła początkową nieufność do banknotów. Nastąpił run na banknoty i kasy banku napełniły się kruszcem. Wówczas bank został upaństwowiony. W maju 1720 r. emisja banku doszła do astronomicznej sumy 2696 mln liwrów. Law rozpętał moce, nad którymi jUż nie panował. Na próżno starał się przyhamować spekulację. Doszły do głosu także intrygi polityczne. Zwalczała Szkota stara finansjera francuska i działała przeciw niemu Anglia, obawiając się, iż Law nada zbytni rozmach morskiemu handlowi Francji. Nieprawdopodobnie rozdęta francuska bańka mydlana pękła, wywołując krach na większą jeszcze skalę niż w Londynie. Law zdołał w 1721 r. zbiec za granicę. Gorączkę spekulacyjną lat 1719-1720 można by nazwać chorobą dziecięcą wczesnego kapitalizmu. W niewielkim stopniu uległ jej najwyżej rozwinięty kraj - Holandia. Holendrzy, którzy mieli już za sobą "gorączkę tulipanową" z XVII w., w latach "bubli" i "systemów" zachowali umiar. Anglia przeszła chorobę gwałtownie, ale wyniosła z niej pożyteczne doświadczenia. Usprawniono organizację kredytu państwowego (fundusz amortyzacyjny) i system bankowy, a przeciw nierzetelnym zrzeszeniom parlament uchwalił w 1720 r. tzw. Buble Act. Kompania Mórz Południowych przetrwała kryzys. Społeczeństwo francuskie, mniej doświadczone w sprawach biznesu niż sfery gospodarcze Amsterdamu i Londynu, rzuciło się w wir spekulacji z całym zapamiętaniem. Duże korzyści wyniósł z "systemu" Lawa skarb państwa, dług publiczny został bowiem zredukowany w 1723 r. do 1700 mln liwrów. Ale stworzone przez Lawa instytucje w większości uległy likwidacji, a w polityce finansowej i handlowej nastąpił nawrót do tradycyjnych metod kolbertyzmu. W społeczeństwie francuskim zakorzeniła się nieufność do banków emisyjnych, pieniędzy papierowych i spekulacji giełdowych. Po obu stronach kanału La Manche gorączka spekulacji spowodowała ruinę bardzo wielu ludzi, ale równocześnie licznie wyrosły nowe fortuny. Spekulowali ludzie z wszelkich warstw społecznych i niejeden drobny kupiec, oberżysta czy lokaj, który szczęśliwie odsprzedał akcje w okresie hossy, stawał się człowiekiem bogatym i nabywał dobra ziemskie. Bogactwo zbliżało do siebie ludzi o różnym pochodzeniu i nastąpił proces przemieszania składu społecznego elit, w których finansjera utrzymała mocne stanowisko. Gorączka spekulacji zbiegła się wreszcie z nadejściem około 1720 r. pomyślnej koniunktury i spełniły się obawy Anglików, iż "system" Lawa przyczyni się do ożywienia morskiego handlu Francji. 5. Rywalizacje handlowe. Sprawa kompanii ostendzkiej (1722-1731) W handlu morskim wciąż prym dzierżyła Holandia, ale systematycznie i stale traciła swą przewagę na rzecz Anglii i Francji. Państwa te już w drugiej połowie XVII w. uniezależniły się od holenderskiego pośrednictwa, wprowadzając merkantylistyczną politykę handlową. Politykę tę utrzymały w pierwszej połowie XVIII w. Równocześnie przybywali konkurenci, którzy za pomocą merkantylistycznego protekcjonizmu chcieli utorować swym flotom kupieckim miejsce na morzach i rynkach. Główne znaczenie miał jeszcze handel pomiędzy krajami europejskimi, handel lewantyński i handel wschodni (Indie, Indonezja). Ale po 1720 r. coraz głębszego oddechu nabierał handel atlantycki. Niedarmo z prognozami na rozwój tego handlu wiązał się Bubble of South Sea i "system" Lawa. Aferzyści zuchwale antycypowali spodziewane zyski, ale trafnie stawiali na wielką przyszłość handlu z obu Amerykami. Anglia umocniła swoją pozycję w Europie zawierając liczne traktaty handlowe, z których najważniejszymi były: z Portugalią (1703), Hiszpanią (1713), Austrią (1715) i Rosją (1734). Ten ostatni petryfikował dawny już prymat Anglii w handlu morskim z Rosją. Głównym przedmiotem traktatów zawieranych przez Anglię z państwami europejskimi była zniżka ceł na wyroby angielskiego przemysłu wełnianego. Wciąż jeszcze aktualną wymowę miał symboliczny worek z wełną, który spoczywał pod tronem królów angielskich. Po opanowaniu Gibraltaru i Minorki oraz po ogłoszeniu toskańskiego Livorno wolnym portem, handel angielski zdobył mocną pozycję na Morzu Śródziemnym. Livorno (do pokoju utrechckiego pod wpływami hiszpańskimi, potem cesarskimi) rychło zaćmiło dawne metropolie handlowe Italii. Z Anglikami i Holendrami usadowionymi w Livorno konkurowała Marsylia. Francuzi nie dali sobie odebrać prymatu w handlu lewantyńskim i wkrótce przeszli do kontrofensywy na wszystkich frontach handlowej rywalizacji z Wielką Brytanią. Silne emocje polityczne budził handel kolonialny, który działał w ramach uprzywilejowanych kompanii. Dawnymi potentantami były tu kompanie holenderskie: Kompania Wschodnioindyjska i Kompania Zachodnioindyjska oraz angielska Kompania Wschodnioindyjska. Nie miała tego znaczenia założona przez Colberta francuska Kompania Wschodnioindyjska, ale, po połączeniu jej przez Lawa z innymi kompaniami w Kompanię Indyjską, nabrała nowego wigoru. Nowe kompanie handlowe powstały w Hiszpanii, która w latach dwudziestych podjęła na morzach politykę odwetu za ciosy, które zadał jej handlowi traktat utrechcki. Poza strefą Bałtyku i Morza Północnego wyszły już kraje skandynawskie. W Szwecji działała Kompania Wschodnioindyjska, a w Danii Kompania Azjatycka oraz Kompania Indii Zachodnich i Gwinei. W tym wyścigu o korzyści płynące z handlu kolonialnego nie zabrakło Austrii. Wojna sukcesyjna i zaraz po niej następująca wojna z Turcją (1715-1718) zrujnowały finanse monarchii habsburskiej. Cesarz Karol VI miał wielkomocarstwowe aspiracje i nie chciał być zależny, jak to było dotąd, od subsydiów państw morskich. Podjął na szeroką skalę merkantylistyczną politykę gospodarczą wewnątrz kraju, ale pragnął również wyprowadzić swoją śródlądową monarchię na morza. Zaraz po zawarciu pokoju z Turcją założył w 1719 r. nastawioną na handel lewantyński Kompanię Wschodnią, której statut wzorował się na Kompanii Zachodniej Lawa. Handlowi temu miały służyć otwarte w tymże roku na Morzu Adriatyckim porty w Trieście i Fiume (Rijeka). Lewantyńskie plany nie rozwinęły się na miarę zamierzeń cesarza, ale wolny port w Trieście wyrósł z czasem na rywala Wenecji. Szczególną jednak wagę przywiązywał Karol VI do złotodajnego handlu kolonialnego, a dzięki uzyskaniu Belgii jego monarchia stała się państwem atlantyckim. W czasie rokowań utrechckich Holandii tak bardzo zależało na barierze nie tylko ze względów obronnych, ale aby krępować handel sąsiedniej Belgii (wytargowała w tym względzie uprawnienia w "traktacie bariery" z 1715 r.). Belgia była po Holandii najzamożniejszym krajem Europy. Armatorzy i kupcy belgijscy, stawszy się z poddanych hiszpańskich poddanymi cesarskimi, nie chcieli wyrzec się korzyści płynących z handlu morskiego. Wbrew traktowi podjęli po 1715 r. działalność na swych dawnych szlakach prowadzących do Hiszpanii i Azji. Porty belgijskie konkurowały z Londynem i Amsterdamem jako targi herbaty, porcelany, korzeni, jedwabiu. Przeciw temu procederowi protestowali Holendrzy i Anglicy, a rząd austriacki był zrazu ostrożny. Ale po zażegnaniu kryzysu wojennego z Hiszpanią (1719-1720) cesarz, korzystając z rad rodaka Lawa, szkockiego aferzysty Johna Ker of Kersland, założył w 1722 r. Kompanię Indyjską w Ostendzie. Przez 10 lat sprawa Kompanii Ostendzkiej stanowiła, obok powikłań włoskich, najbardziej zapalną kwestię w Europie Zachodniej. Cesarz był uparty, ale państwa morskie w bezwzględny sposób broniły interesów Londynu i Amsterdamu. W czasie kryzysu gibraltarskiego (1727) flota angielska zatapiała statki Kompanii. Karol VI zrazu zawiesił (1727), a w 1731 r. zniósł Kompanię Ostendzką. W zamian za to uzyskał zagwarantowanie przez państwa morskie sankcji pragmatycznej. W owym przetargu położono na szali interesy handlowe i interesy dynastyczno-sukcesyjne, dwie kategorie spraw, które najbardziej zaprzątały polityków europejskich tych czasów. 6. Zjednoczone królestwo Wielkiej Brytanii. Szkocja i Irlandia W czasie wojny sukcesyjnej dokonała się unia realna Anglii i Szkocji. Aktem z 6 III 1707 r. Szkocja zrzekła się odrębnego rządu i parlamentu. W parlamencie westminsterskim zasiadło 45 szkockich posłów i 18 parów. Tak powstało Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii. W mowie potocznej to zjednoczone państwo nazywano Anglią, tak jak Rzeczypospolitą Zjednoczonych Prowincji nazywano Holandią. Połączenie dwóch królestw, związanych uprzednio unią personalną, dokonało się w imię umocnienia solidarności wojennej. Wprawdzie w Szkocji żywe było przywiązanie do dynastii Stuartów, ale królowa Anna była siostrą pretendenta i Szkoci mogli ją uważać za "swoją" królową. W dojściu do zjednoczenia państw istotną rolę odegrały względy ekonomiczne. Szkoci zostali dopuszczeni do wszystkich przywilejów handlowych, od których byli dotąd wyłączeni jako cudzoziemcy. Szkoci zrazu traktowali akt z 1707 r. jako pewnego rodzaju kontrakt handlowy. Kiedy Anglicy ustanowili cło na len ( 1711), a potem na słód (1713), posłowie szkoccy w parlamencie uznali to za naruszenie umowy i domagali się rozwiązania unii. Na dalszą jednak mete zjednoczenie królestw przyniosło wielkie korzyści szkockiej gospodarce, zwłaszcza krajów nizinnych.Trwalsze trudności w Zjednoczonym Królestwie powodowały rozbieżności między Kościołem anglikańskim a szkockim Kościołem prezbiteriańskim, a zwłaszcza sprawa jakobicka. W czasie kryzysu 1714-1715 szkoccy jakobici współdziałali z angielskimi torysami, nie był to więc ruch zwrócony przeciw unii. Bolingbroke dążył właśnie do zacieśnienia przy tronie Stuartów brytyjskiej wspólnoty. Leader toryzmu w swej walce z nowobogacką oligarchią wigów chciał oprzeć się na historycznych siłach w Anglii i na Szkocji. Długo jeszcze szkocka i angielska szlachta wychylała kielichy za zdrowie "króla za morzem", ale po klęsce 1715 r. był to rytuał już raczej niegroźny dla hanowersko-wigoskich rządów. Za panowania Jerzego I i Jerzego II (a więc do 1760 r.) szkoccy parowie i posłowie uprawiali systematyczną opozycję w stosunku do dynastii, ale była to opozycja parlamentarna, a nie buntownicze spiski. Natomiast aktywny jakobityzm przetrwał wśród szkockich górali i angielskich intelektualistów. Z biegiem czasu jakobityzm nabierał swoiście demokratycznego zabarwienia. Jakobickie sympatie zaczęły bowiem być utożsamiane z każdym protestem przeciw panującym stosunkom, a więc również przeciw stosunkom społecznym. Według słów Walpole'a, Stuartowie mogli liczyć na poparcie jedynie "ludzi najniższego stanu". Niewielkie powstanie jakobickie wybuchło w Szkocji w 1719 r. Rozgałęziony spisek został wykryty w Anglii w 1722 r. Na czele stał biskup anglikański Atterbury, którego przyjaciółmi byli dwaj najwięksi ówcześni pisarze: Alexander Pope i Jonathan Swift. Do rozruchów na tle ekonomicznym doszło w Szkocji w 1725 r., aż wreszcie wielkie jakobickie powstanie szkockich górali miał przynieść rok 1745. W warunkach Zjednoczonego Królestwa pogłębiały się różnice między Szkocją nizinną a górską. W górach utrzymywała się organizacja klanowa, na Poły zbójnicka, na Poły rycerska, w swoisty sposób feudalno-demokratyczna. Aby zabezpieczyć się od strony tego niespokojnego kraju Anglicy budowali forty i drogi strategiczne. Natomiast bogacące się niziny szybko integrowały się z Anglią. Nizinna Szkocja była krajem wysoce kulturalnym, o czterech uniwersytetach i znacznie bardziej gęstej niż w Anglii sieci szkolnej. W Szkocji powstało w 1723 r. pierwsze z europejskich towarzystw rolniczych. Edynburg, siedziba jednego z przodujących wówczas uniwersytetów i słynnej szkoły lekarskiej, stał się głównym ogniskiem Oświecenia w Wielkiej Brytanii. Odmienny był los trzeciego kraju brytyjskiej Korony - Irlandii. Po krwawym stłumieniu jakobickiego powstania z lat 1689-1691 status tego kraju określił traktat w Limerick. Był to reżim kolonialny. Wprawdzie Irlandia utrzymała swój odrębny parlament, ale był on organem jedynie mieszkającej na wyspie znikomej mniejszości anglikańskiej. Ta wrogo nastawiona do katolickich Irlandczyków garść irlandzkich Anglików też zresztą niewiele miała do powiedzenia, wyspą bowiem rządził lord namiestnik, a parlament dubliński podlegał westminsterskiemu. Sprawę tej podległości przesądzono w 1717 r. Wówczas to spór między izbami lordów (irlandzką i brytyjską), która z nich ma sądzić apelacje od wyroków irlandzkich sądów, parlament rozstrzygnął na rzecz Londynu. Po nowych konfiskatach gruntów niewiele ziemi pozostało w rękach katolików. U schyłku XVII w. rozwinęła się w Irlandii hodowla owiec i przemysł wełniany, ale w latach 1699 i 1702 Anglicy zakazali wywożenia wełny z Irlandii na kontynent i do kolonii. Politykę krępowania irlandzkiego handlu i przemysłu kontynuował Walpole. Bezskutecznie protestował anglikański parlament. Niezadowolenie wrzało w prezbiteriańskim ( a więc pozbawionym praw politycznych) Ulsterze. Katolicka masa Irlandczyków była oczywiście z natury rzeczy potencjalnie "rebeliancka" i jakobicka, ale wyspę trzymano w twardych ryzach kolonialnego reżimu. 7 Parlamentarno-gabinetowe rządy Wigów w Anglii. Robert Walpole (1721-1742) Oligarchia wigów opanowawszy rządy w 1714 r. już ich przez kilkadziesiąt lat nie wypuściła z rąk. Po Jerzym I (1714-1727) nastąpił Jerzy II (1727-1760), ale zmiana figuranta na tronie nie miała znaczenia. Jerzy I spędził wiele czasu w Hanowerze i obaj pierwsi królowie z dynastii hanowerskiej interesowali się bardziej sprawami swego elektoratu niż Wielkiej Brytanii. Unia personalna brytyjsko-hanowerska miała pewien wpływ na kontynentalną politykę Anglii. Natomiast obce pochodzenie i obce zainteresowania oraz nijaka osobowość dwóch kolejnych Jerzych stanowiły okoliczność sprzyjającą wykształceniu się w Wielkiej Brytanii praktyki rządów parlamentarno-gabinetowych. Jerzy I nie nauczył się nigdy po angielsku i ze swoimi poddanymi porozumiewał się po francusku lub po łacinie. W tej sytuacji dla otyłego władcy zbyteczną fatygą było przewodniczenie gabinetowym naradom ministrów. Te narady przybrały charakter systematycznych posiedzeń Gabinetu, a przewodniczący na nich minister otrzymał nazwę "pierwszego ministra" (zrazu tak go nazywała opozycja, widząca w tym uzurpację władzy). Sposób obradowania Gabinetu, podział w nim kompetencji i funkcji premiera utarły się drogą zwyczajową, aby stać się jedną z ważnych zasad nie pisanej konstytucji królestwa. W podobny, typowy dla Anglików sposób weszła w życie zasada, iż ministrami są przywódcy stronnictwa mającego większość w parlamencie. Za czasów Wilhelma III i królowej Anny bywały mieszane wigowsko-torysowskie ministeria; zdarzały się i takie sytuacje, że rząd był torysowski, a większość w izbach wigowska, lub na odwrót. Ministrów bowiem mianował król według swego upodobania. Tej prerogatywy monarchy nikt nie zakwestionował. Przyjął się jednak zwyczaj,że król powołuje do ministerium jedynie ludzi należących do partii mającej większość w parlamencie i że w wyborze osób stosuje się do propozycji wysuniętej przez premiera. Ten obyczaj mógł się zakorzenić dzięki temu, że wigowie mieli większość w sposób trwały. Aby zabezpieczyć swą większość w parlamencie wigowie przeprowadzili w 1716 r. prawo przedłużające kadencję Izby Gmin z trzech lat do siedmiu (Septennial Act). Wybory bowiem to zawsze pewne ryzyko, a przy tym rzecz kosztowna. Angielskiemu prawu wyborczemu wypadnie przypatrzeć się na innym miejscu. Tutaj wystarczy jedynie stwierdzić, że to prawo (czy też prawa) pozwalało o wynikach wyborów, zarówno w hrabstwach, jak w okręgach miejskich, decydować wielkim właścicielom ziemskim. Przekupstwo wyborcze stało się w Anglii powszechną praktyką. Wybranych już posłów też należało sobie pozyskać, żeby szli za zdaniem rządu. Dawano wprost łapówki, ale większe znaczenie miało posługiwanie się tzw. patronatem, czyli rozdawnictwem urzędów, synekur, pensji i rent królewskich. Rozdawnictwo łask było prerogatywą Korony, ale praktycznie znalazło się w ręku premiera. Ponoć Walpole mawiał o posłach: "Ci wszyscy ludzie mają swoją cenę". Przypisuje mu się też bardziej sofistyczne powiedzenie: "Płacę im nie po to, żeby głosowali wbrew sumieniu, ale właśnie, żeby głosowali zgodnie z sumieniem". "Sławetna rewolucja" przyniosła zwycięstwo wigowskiej zasadzie o prawie do stawiania oporu królowi, jeśli narusza on zasadnicze ustawy państwa. Od 1688 r. król nie mógł rządzić bez parlamentu i nie zwoływać go w oznaczonych prawem kadencjach. Ponadto doświadczenia związane z panowaniem Holendra Wilhelma III oraz obawy przed niemieckimi rządami dynastii hanowerskiej spowodowały podjęte za czasów królowej Anny uchwały wykluczające cudzoziemców od piastowania urzędów publicznych, zasiadania w parlamencie i posiadania dóbr ziemskich w Anglii. Nazwano to "aktem mającym dodatkowo ograniczyć Koronę i zabezpieczyć prawa i wolności poddanych". Poza tym konstytucyjne prerogatywy królów pozostały obszerne (pełnia władzy wykonawczej i nominacyjnej, prawo rozwiązywania parlamentu i zarządzania nowych wyborów) i wigowie tych prerogatyw formalnie nie uszczuplili, tylko po prostu objęli nad nimi faktyczną kontrolę i poniekąd je wykupili. Dynastia hanowerska zawdzięczała koronę wigom, a wśród ludzi "mających swoją cenę" był i król Wielkiej Brytanii, dla którego parlament uchwalał odpowiednio wysoką listę cywilną. Ów system, który doszedł do doskonałości za rządów Roberta Walpole'a (1721-1742), polegał na połączeniu prerogatyw Korony z wielkimi wpływami i środkami oligarchii wigów. Przywódcy wigów byli to z reguły wielcy magnaci ziemscy o świeżych tradycjach i silnych powiązaniach ze sferami wielkiego biznesu. Wśród nich były różne koterie, rodzinne parantele i wspólnoty interesów. A również w obrębie starej i nowej magnaterii angielskiej podział na wigów i torysów nie przebiegał tak klarownie, jak to się przedstawia w uproszczonych schematach. Wokół rządu i parlamentu toczyła się gra grup nacisku, ale była to gra "między swoimi", w obrębie obszarniczo-finansowej oligarchii. Po roku 1714 kierownictwo państwa spoczywało w ręku grupy Townshenda i jego szwagra Walpole'a, ale w 1717 r. wyparła ich ekipa Stanhope'a i Sunderlanda. Kryzys "bublowy" skompromitował tę ekipę i w ogóle zachwiał pozycję wigów. "Zbawcą ojczyzny" okazał się przywrócony na stanowisko kanclerza skarbu Walpole, który też w "bublach" maczał palce, ale w porę się wycofał i bił na alarm. A potem okazał wielką zręczność w ratowaniu skarbu państwa i Banku Londyńskiego, a także Kompanii Mórz Południowych. Od 1721 r. Walpole współrządził z Townshedem, który w 1730 r. został zmuszony do ustąpienia. Walpole utrzymał się na stanowisku premiera do 1742 r. Premier umiejętnie manewrował wśród różnych grup wigowskiej koalicji i odpierał ataki torysów. W 1723 r. Bolingbroke uzyskał zezwolenie na powrót do kraju i choć pozbawiony miejsca w Izbie Lordów, włączył się w życie polityczne. Torysi wystawili ekipę utalentowanych mówców parlamentarnych, których wymowa rozbijała się jednak w Izbie Gmin o mur wigowskiej większości. Nie tylko bowiem korupcyjne zabiegi, ale i polityka Walpole'a doprowadziła do przesunięcia się sympatii duchowieństwa anglikańskiego i gentry w stronę wigów. Człowiek o powierzchowności wiejskiego szlachcica, wielkopańskim trybie życia i talentach pierwszej rangi biznesmana, dobrze się nadawał do rządzenia Anglią ery hanowerskiej, Uzdrowił finanse, protegował handel, popierał przemysł, a równocześnie stał na straży świętych praw własności. W czasach, gdy gwałtownie postępował proces ogradzania pól, gdy burzyli się zrujnowani drobni rolnicy, a ziemianie tępili kłusowników, parlament wydał ustawy zabezpieczające interesy gentry, która wchodziła w swój złoty okres. Nadeszły lata wielkich osiągnięć w angielskim rolnictwie. W 1731 r. Jethro Tull wydał swoje przełomowe dzieło: The New Horse-houghing Husbandry (Nowy sposób prowadzenia gospodarstwa rolnego), a wśród jego uczniów najznakomitszy był szwagier Walpole'a lord Townshend. Ów leader wigów wycofawszy się z polityki prowadził słynne "norfolskie gospodarstwo" zyskując zaszczytne przezwisko Turnip-Townshend (Townshend-Rzepa). Oligarchia wigów wyzbyła się po trosze awanturnictwa z czasów walki o władzę i wielkich spekulacji: nabierała ziemiańskiej stateczności. W polityce zagranicznej Walpole, twardo broniąc interesów handlowych Anglii, starał się o utrzymanie pokoju i dobrych stosunków z Francją. Anglicy i Francuzi nie lubili się wzajemnie, ale stosunki między nimi ułożyły się dość ambiwalentnie. Anglicy wciąż mieli kompleks niższości wobec swych sąsiadów zza morza. Imponowała im francuska kultura i moda, uczyli się języka. Nie bardzo byli jeszcze świadomi tego, jakoby idealnym ustrojem politycznym był ich reżim, z tak ostrym sarkazmem krytykowany przez wolną prasę i publicystykę brytyjską. Francuzi natomiast wylansowali w Europie modę na "angielski rząd". Pierwsi uczynili to uchodźcy hugenoccy, którzy z nienawiści do Ludwika XIV stali się propagatorami Wielkiej Brytanii. Za hugenotami poszli filozofowie: Wolter (1734) i Monteskiusz (1748). 8. Holandia bez stadhoudera (1702-1747) W dziejach politycznych Rzeczypospolitej Zjednoczonych Prowincji zmagały się ze sobą dwie siły: kupiecka oligarchia (regenci) i stadhouderat, najwyższy urząd republiki wywodzący się od hiszpańskich namiestników. Stadhouderzy reprezentowali dążności centralistyczne i poniekąd monarchiczne, konserwatywni regenci utrzymali natomiast niezmiernie zdecentralizowany i skomplikowany ustrój Rzeczypospolitej. W latach 1650-1672, zwanych okresem "prawdziwej wolności", Holandia obywała się bez stadhoudera. W 1672 r., w obliczu francuskiego zagrożenia, Wilhelm III Orański obalił rządy oligarchii i przywrócił dziedziczny stadhouderat. Gdy uzyskał również angielską koronę, mawiano o nim, że jest stadhouderem w Anglii, a królem w Holandii. W tak schematycznym ujęciu jest wiele uproszczeń. Centralizm i "monarchizm" stadhouderów nie były zbytnio dynamiczne, a wśród regentów kołatała również myśl reformy i modernizacji Rzeczypospolitej. Wilhelm III sprawował rządy w Holandii w warunkach koncentracji wysiłków wojennych i na zasadzie osobistego autorytetu, podporządkowując sobie instytucje republikańskie, ale nie zmieniając ich struktury konstytucyjnej. Trzeba jednak przyjąć, że w skomplikowanej rzeczywistości politycznej Holandii stadhouderat stanowił główną potencjalną siłę centralizmu państwowego i wokół niego skupiały się stany, szlachecki, oficerski, marynarski i chłopski. Stany te od połowy XVII w. stale traciły znaczenie na rzecz umacniającej się oligarchii kupieckiej. Zamykająca się oligarchia, obsadzająca swoimi ludźmi wszystkie kluczowe stanowiska, stanowiła zadowolony z istniejącego ustroju establishment. Gdy w 1702 r. zmarł bezpotomnie Wilhelm III, stadhouderat został znów zniesiony. Spadkobierca Wilhelma, Jan Wilhelm Friso (zm. 1711), utrzymał jedynie namiestnictwo prowincji Fryzji. Pozostawił syna - pogrobowca, ułomnego Wilhelma IV Orańskiego. W latach 1722-1723 kilka prowincji (Fryzja, Geldria, Groningen) opowiedziało się za przywróceniem stadhouderatu, ale decydujący głos wśród prowincji miała Holandia, której regenci byli zdecydowanie przeciwni restauracji domu orańskiego. Przez niemal pół wieku Rzeczpospolita Zjednoczonych Prowincji, ponownie obywając się bez stadhoudera, przeżywała powtórny okres "prawdziwej wolności". Po wojnie sukcesyjnej z wolna słabło tętno tak niezwykle ożywionego w XVII w. życia gospodarczego kraju. Handel nie rozwijał się, zaznaczał się regres w rybołówstwie i przemyśle stoczniowym. Dobrze prosperowało rolnictwo i Amsterdam był wciąż stolicą światowych finansów. Rządząca krajem oligarchia stawała się mniej kupiecka, a bardziej rentierska. Byli to ludzie bardzo bogaci, ale w kraju wyjątkowo nasyconym pieniądzem, a po słabnącej aktywności gospodarczej, panowała drożyzna i pogłębiające się bezrobocie. Nasilały się kontrasty bogactwa i nędzy oraz rozruchy na tle socjalnym. Narastały również rozbieżności między poszczególnymi prowincjami i miastami. W warunkach gospodarczego zastoju, czy nawet regresu, wiele miast podupadło i cała aktywność handlowa miała tendencję do koncentrowania się w Amsterdamie. Wywoływało to zawiści, które podsycało niesprawiedliwe, zdaniem różnych prowincji, rozłożenie tak przytłaczających kraj kosztów wojny sukcesyjnej. Powstawały związki miast skierowane przeciw dyktatowi Amsterdamu (np. w sprawie forsowanej przez amsterdamskie kompanie walki z Kompanią Ostendzką). Prymat amsterdamskiej oligarchii był jednak nie do podważenia. Umacniał ją jeszcze sojusz z Hanowerem i wigami, którym Holandia oddała istotną przysługę wysyłając w 1715 r. 6 tys. żołnierzy do walki z jakobickim powstaniem. Amsterdamska oligarchia wyprowadziła zresztą kraj z powojennych trudności finansowych i doprowadziła do obniżenia stopy procentowej (2,5%), co tradycyjnie stanowiło siłę atrakcyjną holenderskich finansów. Zredukowała natomiast Holandia armię do 30 tys. ludzi i całkiem zaniedbała flotę wojenną, której stan skurczył się do 30 okrętów. W Europie długo jeszcze utrzymywał się prestiż dawnej mocarstwowej Holandii. Wyzyskiwali ten prestiż holenderscy dyplomaci, z kupiecką zręcznością targujący się na różnych międzynarodowych konferencjach. Nie można jednak było zbyt długo żyć pozorami. Holandia pozostała w XVIII w. potęgą finansową, centralą wydawniczą i prasową o międzynarodowym zasięgu, azylem dla wszelkiego rodzaju nieprawomyślnych religijnie i politycznie ludzi, siedzibą przodującej szkoły lekarskiej w Lejdzie, ośrodkiem nauk prawniczych, filologicznych i przyrodniczych, wytwórnią precyzyjnej aparatury naukowej. W tym wysoce kulturalnym kraju słabło jednak wyraźnie tętno twórczości artystycznej i życia umysłowego, a także politycznego. Od śmierci Antonia Heinsiusa (1720) Holandia nie wydała wielkiego męża stanu. Wśród światłych Holendrów nie brakowało ludzi, którzy widzieli potrzebę naprawy i usprawnienia anachronistycznej machiny państwowej Rzeczypospolitej. poważną próbę reformy konstytucyjnej podjął wielki pensjonariusz Simon van Slingelandt (1727-1736). Chciał on zaprowadzić w Stanach Generalnych głosowanie większością (obowiązywała tam, jak w Polsce, jednomyślność) oraz ściślej powiązać prowincje między sobą i ze Stanami Generalnymi. Nic z tego jednak nie wyszło. Konserwatywna oligarchia regentów popadła w drzemkę ludzi sytych i bezpiecznych. Krótkotrwałe przebudzenie miało przyjść w czasie wojny o sukcesję austriacką, kiedy to, znów w obliczu zewnętrznego zagrożenia, doszło do restauracji stadhouderatu (1747). 9. Ostatnie lata panowania Ludwika XIV Ciężka atmosfera panowała we Francji w ostatnich latach panowania Ludwika XIV I to nie tylko z powodu przewlekającej się wojny i towarzyszących jej klęsk elementarnych. Król zbudował i pozostawił wspaniałą machinę "monarchii administracyjnej", z wydoskonalonym systemem biur, urzędów, archiwów, intendentury, koszar, szpitali. Machinę tę sprawnie obsługiwała wyszkolona kadra urzędników mieszczańskiego pochodzenia. Reżim był jednak politycznie zużyty. Od 25 lat kierowanie francuską myślą wymknęło się tak ongiś skutecznemu mecenatowi króla. A starzejący się despota coraz bardziej pogłębiał rozbrat między sobą i swym imponującym dworem a społeczeństwem. Do rozpaczy doprowadził chłopów, ale to w końcu było normalne następstwo tak ciężkiej i długotrwałej wojny. Niezależną od spraw wojny była polityka religijna Ludwika XIV która stała się ciasno ultramontańska i projezuicka. Po przejściu quasi-tolerancji król od 1711 r. gwałtownie zaostrzył prześladowanie hugenotów, którzy wciąż byli liczni wśród francuskiego mieszczaństwa (przeważnie jako kryptohugenoci). Dużą siłę w społeczeństwie francuskim reprezentował jansenizm, mocno powiązany ze środowiskiem parlamentów. A w miarę, jak król skłaniał się do ultramontanizmu, zbliżali się do jansenitów gallikanie z arcybiskupem Paryża na czele. Ludwik XIV kazał zaorać sanktuarium jansenistów w Port-Royal-des-Champs (1710) i wyrobił w Rzymie potępiającą ich bullę Unigenitus (1713). Wpływową wśród duchowieństwa i na dworze osobą był wychowawca królewskiego wnuka (księcia Burgundii), arcybiskup Cambrai Francois Fenelon. Był on wprawdzie przeciwnikiem jansenizmu, ale ośmielił się krytykować despotyzm królewski. Ściągnął na niego Ludwik XIV bullę potępiającą go za skłonności do kwietyzmu i usunął z arcybiskupstwa. Pryncypialną i gwałtowną krytykę absolutyzmu monarszego prowadzili oczywiście hugenoccy emigranci z Pierre Jurieu na czele. Rozprawiali oni o umowie społecznej i suwerenności ludu. Polityczne znaczenie miało jednak to, że dworak Fenelon nazwał monarchię "zepsutą maszyną", a marszałek Vauban chciał tę maszynę naprawić ogłaszając w 1707 r. traktat La dime royale (Dziesięcina królewska). Twórca systemu fortyfikacyjnego Francji został za to zdymisjonowany. Głębiej w krytykę monarchii wniknął Pierre Boisguillebert w swym Factum de la France (Rzecz o Francji, 1707), ale był on tylko uczonym ekonomistą i urzędnikiem sądowym. Groźnym dla reżimu zjawiskiem była natomiast okoliczność, że poglądy hugenotów i ekonomistów oraz przykłady tego, co się dzieje w Anglii, zaczęły przemawiać do francuskiej arystokracji. Ta od pół wieku zamknięta przez Ludwika XIV w złotej klatce magnateria zaczęła sobie przypominać czasy frondy. W latach 1705-1710 powstał wokół Ludwika księcia Burgundii opozycyjny ośrodek, inspirowany przez Fenelona i księcia de Beauyilliera, do których zbliżył się i książę de Saint-Simon. W planach opozycjonistów łączyły się aspiracje magnackiej reakcji ze śmiałymi pomysłami reformatorskimi. Przyszła monarchia miała być pokojowa, miała pozbyć się "podłych mieszczan" na wysokich urzędach, a dopuścić do rządów arystokrację rodową i ciała pośrednicze (Stany Generalne, parlamenty). Przedwczesna śmierć księcia Burgundii (który na krótko stał się delfinem Francji), majestatyczny upór Ludwika XIV i wytrwałość francuskich żołnierzy we Flandrii pokrzyżowały te plany. Ale gdy wreszcie zmarł żegnany bez żalu przez wszystkie stany Francji Wielki Król, wybuchł arystokratyczny przewrót, który przybrał postać pokojowej frondy. 10. Regencja (1715-1723) i rządy we Francji kardynała Fleury (1726-1743) Regent Filip Orleański był cynicznym hulaką bez jakichkolwiek politycznych zasad, poza swoim "sekretem", mającym utorować Orleanom drogę do tronu Francji. Kierował się oportunizmem. Chciał sobie wszystkich zjednać, poza nieprzejednaną koterią wylegitymowanych bastardów i ludzi "starego dworu". Aby skasować testament Ludwika XIV (i ustanowioną nim radę regencyjną), posłużył się parlamentem Paryża. W zamian za to przywrócił parlamentom zniesione od czasów frondy ich uprawnienia polityczne (remonstracji i odmowy rejestracji edyktów królewskich). Janseniści zostali wypuszczeni z więzień, a bulla Unigenitus zawieszona. Żeby zaspokoić żądnych odwetu jansenistów, uwięziono kilku jezuitów i wygnano z kraju spowiednika zmarłego króla, ojca Le Tellier. W 1715 r. myślano przelotnie o zwołaniu Stanów Generalnych, ale znalazło się inne wyjście usatysfakcjonowania żądnej władzy i reform magnaterii. Kierując się radami księcia de Saint-Simon, regent zniósł jednoosobowe ministerstwa Ludwika XIV (sekretariaty stanu) i na ich miejsce utworzył siedem rad. Tak zwana polisynodia obejmowała rady, wojny, marynarki, finansów, spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych, handlu i wyznań. Trzy ostatnie były innowacją nie mającą odpowiednika w strukturze dawnych sekretariatów stanu. Koordynującym czynnikiem była Rada Regencji obradująca pod przewodnictwem regenta. Filip Orleański zapełnił rady kwiatem arystokracji francuskiej. To grono wymownych dyletantów stanęło w obliczu grożącego bankructwa skarbu, zaognionych waśni religijnych, gwałtownie rozbudzonych aspiracji politycznych parlamentów i skomplikowanej sytuacji międzynarodowej. Odwykła od działalności państwowej magnateria francuska okazała się niezdolna do spełnienia roli wigów czy torysów. Po dwóch latach ta bańka mydlana pękła. W 1717 r. rady zostały zniesione i przywrócono dawne sekretariaty stanu. Ale nie był to jeszcze okres innowacji. Nadeszły lata systemu Lawa z wiadomymi skutkami. Dopiero po 1721 r. struktura państwa wyłoniła się z potopu w tym kształcie, jaki nadał jej Ludwik XIV. Wobec małoletności króla przywrócono urząd pierwszego ministra, którym został najbliższy powiernik regenta, kardynał Dubois. Osobliwa koalicja, łącząca rozwiązłego regenta z purytańskimi jansenistami i dumną arystokracją rodową z ambitną noblesse d e robe, była efemerydą, ale przyniosła rozładowanie duszącej atmosfery schyłku Wielkiego Panowania. Następstwem kryzysu z lat 1715-1721 było ponadto trwałe pęknięcie w monolitycznym gmachu monarchii Ludwika XIV. Wprawdzie regent w 1717 r. ukrócił jansenistów i gallikanów oraz cofnął polityczne uprawnienia parlamentów, ale noblesse de robe nie dała się już zmusić do milczenia. Wytrwała opozycja parlamentów, które będą chciały stać się parlamentem, wypełni historię polityczną Francji XVIII w. Wielcy panowie, którzy wygadawszy się w polisynodii wrócili do swoich zamków, również nie wyzbędą się aspiracji, aby zastąpić miejsce mieszczan w wysokich urzędach monarchii. Jednakże do zbiorowego wystąpienia w charakterze politycznego "ciała" arystokracja francuska ruszy dopiero za lat siedemdziesiąt. Po śmierci regenta urząd pierwszego ministra objął książę Ludwik Henryk Burbon. To krótkie ministerium (1723-1726) upłynęło pod znakiem intryg metresy księcia, markizy de Prie, oraz przyjaciela tej pary, wzbogaconego na wojennych interesach finansisty Paris-Duverneya. Rządy księcia Burbona upamiętniły się w historii Francji dwoma wydarzeniami: założeniem giełdy paryskiej (1724) i ślubem Ludwika XV z Marią Leszczyńską (1725). Młody król osiągnął "wiek sprawny" (15 lat), a jeszcze regent, aby oddalić moment utrwalenia losu dynastii, zaręczył go z kilkuletnią infantką hiszpańską. Burbon, na przekór sukcesyjnym rachubom Orleanów, zerwał zaręczyny (wywołało to ostry kryzys w stosunkach francusko-hiszpańskich) i ożenił Ludwika z dojrzałą kobietą, córką wygnanego z Polski króla Stanisława. W skojarzeniu małżeństwa grały rolę i osobiste interesy księcia, ale głównie zwrócona ku Polsce myśl dynastyczna. Poza delfinem miała się urodzić z tego związku długotrwała polska polityka Ludwika XV, tzw. sekret króla. W 1726 r. książę Burbon i jego kompania popadli w niełaskę, a Ludwik XV, tak jak jego pradziad w 1660 r., proklamował rządy osobiste. Istotnie, już nigdy nie powołał pierwszego ministra. Ale w 1726 r. król oświadczył, że przy wszystkich czynnościach państwowych ma mu towarzyszyć jego dawny wychowawca, biskup Frejus. Ów biskup, a rychło kardynał Fleury cieszył się bezwzględnym zaufaniem młodego króla i stał się faktycznie czymś więcej niż pierwszym ministrem. Długotrwałe rządy sędziwego kardynała Fleury (1726-1743) były okresem restauracji i konsolidacji ancien regime'u. Ostrożny, cierpliwy i wytrawny polityk nie imał się nowości, tylko przywracał stan rzeczy z czasów Ludwika XIV. Z tą wszakże różnicą, że prowadził politykę pokojową i starał się o dobre stosunki z Anglią. Ambasadorem brytyjskim w Paryżu był zaprzyjaźniony z kardynałem Horatio Walpole, brat premiera. Fleury, który dyskretnie sprzyjał jezuitom, borykał się po trosze z jansenistami, gallikanami i parlamentami. Spory te nie były już tak gwałtowne jak za czasów regencji. Biura ministerialne obsadził statecznymi mieszczanami i ludźmi z noblesse de robe. Z innowacji regenta utrzymał założone w 1722 r. Biuro Handlu, które odegrało dużą rolę w dziedzinie wspierania przez państwo handlu morskiego. Minister skarbu Orry (1730-1745) powrócił do kolbertowskich reglamentacji w handlu wewnętrznym. Troszczył się szczególnie o szlaki komunikacyjne i podjął wielkie dzieło budowy sieci dróg bitych (nakładając na chłopów corvee royale). Kanclerz d' Aguesseau porządkował prawa cywilne (majątkowe). Rządy kardynała Fleury'ego był to okres pomyślności gospodarczej. Nadeszły lata dobrych urodzajów i korzystnej koniunktury handlowej. Także i polityka państwa przyczyniła się do wejścia Francji w erę dobrobytu, którą datuje się od roku około 1730. Fleury nie nakładał nowych podatków i nie tykał immunitetów podatkowych stanów uprzywilejowanych. Przestrzegał natomiast oszczędności państwowych i dworskich wydatków. Sarkała na to dworska arystokracja. Krążyło powiedzenie, że Francję kurowało trzech lekarzy w kardynalskiej purpurze. Pierwszy (Richelieu) puścił jej krew, drugi (Mazarin) dał na przeczyszczenie, a trzeci (Fleury) przepisał dietę. Wynikiem tej diety był niebywały w dziejach ancien regime'u fakt, że Orry zamykał budżet z nadwyżką skarbową. Oszczędność kardynała znalazła wyraz w polityce zagranicznej Francji w postaci obcinania subsydiów dla sprzymierzeńców. Nie oszczędzał natomiast na flotę wojenną. Choć sojusznik Anglii, Fleury bacznie pilnował interesów Francji na morzach. Rządy zaprzyjaźnionego z finansistami kardynała były pomyślne dla francuskiej burżuazji. 11. Hiszpania pod panowaniem Burbonów. Filip V (1700-1746) Mocarstwo, jeszcze na początku XVII w. zajmujące pierwsze miejsce w Europie, w ciągu tego stulecia wyczerpało się i zubożało w zadziwiający sposób. Tak frapująca historyków hiszpańska "dekadencja" bywa wprawdzie może niekiedy zbyt generalizowana. Iberyjska monarchia składała się z różnych krajów. Inna była sytuacja w aktywnej gospodarczo Katalonii, inny w jałowej i bynajmniej nie Użyźnianej amerykańskim srebrem Kastylii. Ale właśnie Kastylia stanowiła trzon imperium. A posiadanie imperium wciągało w imperialne wojny i pozwalało łudzić się imperialnym bogactwem, które nie było inwestowane w gospodarkę metropolii. W drugiej połowie XVII w. kraj się wyludniał (w latach 1683-1685 nawiedziła Hiszpanię ostatnia wielka epidemia dżumy). Ludność ubożała i pogrążała się w marazmie. Poza wielką twórczością w dziedzinie architektury wyraźnie słabło tętno życia kulturalnego kraju, który jeszcze tak niedawno wydał Velazqueza (1599-1660) i Calderona (160O-1681). Rosnące w liczebność i bogactwo duchowieństwo było w swej masie ciemne. Liczna i leniwa szlachta wyzbywała się wojennego animuszu. Stan wojskowy tracił społeczny prestiż. A na 100 Hiszpanów było pięciu szlachciców i trzech duchownych. W tej setce mieściło się również kilku wiecznych pątników i żebraków. Hiszpania w XVII w. prowadziła wciąż wojny i płaciła subsydia sojusznikom, na skutek czego skarb królewski popadł w kompletną ruinę. Na podatkach bogacili się poborcy i wierzyciele państwa, a uwikłana w imperialne konflikty monarchia znalazła się w końcu niemal bez armii i floty wojennej. W tej sytuacji łączność z posiadłościami zamorskimi była zagrożona i monopol handlu kolonialnego iluzoryczny. Hiszpania cierpiała na niedowład gospodarki i przerost biurokracji. Wewnątrz kraju brak było dróg, ale pełno komór celnych. Ociężała, skomplikowana i obsadzona mnóstwem płatnych urzędników machina biurokratyczna i sądownicza kilkudziesięciu królewskich rad w każdej prowincji była inaczej zorganizowana. Hiszpania była konglomeratem iberyjskich królestw o silnych partykularyzmach, a nawet dość żywych skłonnościach separatystycznych. Czynnikiem integrującym ów konglomerat była święta inkwizycja i osoba panującego. Degeneracja żeniących się wciąż w bliskiej rodzinie hiszpańskich Habsburgów okazała się fatalna dla państwa, które pilnie potrzebowało modernizacji i reform. I za panowania nieszczęsnego Karola II trafili się ministrowie o reformatorskich ambicjach. Wszystko pozostawało na papierze. Król był imbecylem, a dumni grandowie zapatrzeni w przeszłość. Filip V, któremu Ludwik XIV zalecał szanowanie obyczajów swych nowych poddanych, rychło stał się "dobrym Hiszpanem". Był wielkim dewotem i nie przeszkadzała mu preponderancja duchowieństwa (zwłaszcza jezuitów) w życiu Hiszpanii. Nauczył się asystować z trybuny auto-da-fe, które traktował jako budującą ceremonię religijną. W czasie wojny sukcesyjnej zachowywał się dzielnie i pozyskał sobie serca Kastylijczyków, którzy "męstwo cenić umieją". Był jednak francuskim Burbonem i, co może ważniejsze, w pierwszych latach jego panowania faktycznie rządził Hiszpanią Ludwik XIV. On też może być uznany za pierwszego reformatora burbońskiej Hiszpanii. Po 1700 r. przybyła do Madrytu ekipa francuskich ekspertów od spraw administracji i skarbowości, którzy współpracowali z ambasadorami Ludwika XIV. Potem napłynęły do Hiszpanii francuskie wojska. Francuzom zależało, żeby Hiszpania miała swój udział w wojnie. Wysiłek mobilizacyjny stymulował aktywność reformatorską. Administratorem Hiszpanii stał się rutynowany biurokrata francuski Orry. Zreorganizował on rząd na francuską modłę. Ustanowił urząd generalnego intendenta finansów i cztery sekretariaty stanu (wojny, marynarki, spraw zagranicznych oraz spraw kościelnych i sprawiedliwości). Radę Kastylii podzielił na wyspecjalizowane izby. Ponad skarbami prowincjonalnymi utworzył skarb centralny, z odpowiednim aparatem urzędniczym w terenie. W ten sposób wycisnął z Hiszpanii pieniądze i wojsko. W 1711 r. Hiszpania miała już przeszło 100 batalionów piechoty i 20 tys. kawalerii. W bardzo istotny sposób przysłużyła się burbońskiemu centralizmowi secesja Katalonii, Walencji i Aragonii, a także lawirowanie w czasie wojny kastylijskich grandów między Filipem a Karolem. Mając oparcie we Francji można było ukarać niewiernych. Wprawdzie już po wyjściu Austriaków Berwick musiał w 1714 r. zdobywać Barcelonę, ale secesjoniści zapłacili za to zniesieniem partykularyzmów, przywilejów i wolności prowincjonalnych. Podporządkowanie Katalonii, Walencji i Aragonii madryckiej administracji pozwoliło na zwiększenie dochodów Korony o jedną trzecią. Filip V starał się naśladować Ludwika XIV. Popierał biurokratyczny centralizm i kolbertowskie metody w polityce gospodarczej. Zakładał królewskie manufaktury i chciał wybudować w San Ildefonso drugi Wersal. Orry miał rozległe plany. Król jednak rychło popadł w hipochondrię, a w 1724 r. abdykował nawet na rzecz swego syna. Ów Ludwik I zmarł po kilku miesiącach i Filip powrócił na tron, ale niewiele zajmował się sprawami państwa. Rzeczywistą monarchinią była od 1714 r. druga żona Filipa V - przedsiębiorcza Elżbieta Farnese. Interesowała się głównie polityką zagraniczną, na którą potrzebowała pieniędzy. Wewnętrznymi sprawami Hiszpanii rządzili ministrowie, zrazu koteria włoska Alberoniego (Orry został w 1714 r. odesłany do Francji). Impuls nadany administracji hiszpańskiej przez Ludwika XIV i Orry'ego był zjawiskiem trwałym. Umacniano stanowisko ministrów - sekretarzy stanu. Starano się uładzić kompetencyjny chaos licznych rad królewskich, podporządkowując je Radzie Kastylii i Radzie Indii. W zarządzie prowincji zastępowano wicekrólów kapitanami generalnymi. Często jednak zmieniały się nazwy, a nie istota rzeczy. Nowe instytucje nakładały się na stare, które trwały i stawiały bierny opór. Nie dostawało wykwalifikowanych ludzi i sił społecznych zaangażowanych w dzieło reformy. Był to więc proces powolny. Wyjście Hiszpanii z długotrwałego marazmu wymagało ożywienia gospodarki kraju. W poczynaniach rządu największe więc znaczenie miały usiłowania skierowane na handel i morza. A zbiegły się one z przypływem pomyślnej koniunktury światowej. Alberoni jako pierwszy minister (1714-1719) znosił cła wewnętrzne, ustanowił w Kadyksie Kolegium Morskie, odbudował arsenały i flotę wojenną. Została ona zmarnowana w awanturze sycylijskiej, ale Hiszpania już nie zapomni, że jest mocarstwem morskim. Wśród następców Alberoniego wyróżnił się baron Ripperda (pierwszy minister w latach 1725-1726, ale już od 1718 r. bardzo wpływowy w rządzie), z pochodzenia Holender, postać też nieco awanturnicza, ale człowiek o dużym zrozumieniu dla spraw gospodarczych. Popierał manufaktury i handel, miał bardzo rozległe plany, m.in. założenie Banku Hiszpańskiego. Przy tych ministrach wybił się na wysokich stanowiskach wykonawczych Jose Patino, właściwy twórca floty Alberoniego. Objął on po Ripperdzie kierownictwo spraw morskich i gospodarczych. Stał się pierwszym od wielu lat wielkim ministrem - Hiszpanem. W latach 1727-1736 Patino zreformował starą strukturę hiszpańskiego handlu kolonialnego. Przeniósł z Sewilli do Kadyksu Izbę Handlową Indii (Casa de Contraction de Indias), przez co związał tę skostniałą instytucję z pulsującym centrum handlu oceanicznego. Założył liczne kompanie do handlu z Antylami, Wenezuelą, Filipinami. Musiał rozluźnić monopol uprzywilejowanych flot, łatwiej teraz zezwalając na handel z Ameryką "okrętom zarejestrowanym", należącym do kupców z Kadyksu i Sewilli zrzeszonych w Consulado. Założył nowe porty, stocznie i arsenały w Hiszpanii, Wenezueli i na Kubie. Kompanie handlowe otrzymały prawo zakładania fortów i uzbrajania swoich okrętów. Jedną z głównych trosk Pantiny była walka z angielską kontrabandą w AIheryce Południowej. Wybrzeża Ameryki były od 1728 r. patrolowane przez 24 okręty wojenne, a drugie tyle stało w pogotowiu w portach. W 1732 r. Hiszpania wysłała na Morze Śródziemne 500 statków na zdobycie Oranu. W latach 1700-1737 wpływy skarbu Korony wzrosły ze 140 do 200 mln realów. Hiszpania odzyskiwała swoje miejsce w Europie i na morzach. Nasilał się jej antagonizm z Anglią. 12. Przewaga Austrii we Włoszech. Królestwo Sardynii Przejęcie przez Austrię hiszpańskich posiadłości we Włoszeh (Mediolan i Neapol, a od 1720 r. również Sycylia) dało Karolowi VI silną pozycję w Italii. Cesarskie prowincje oskrzydlały od południa i północy Państwo Kościelne, a od wschodu, północy i zachodu Republikę Wenecką. Na Adriatyku naprzeciw Wenecji wyrósł Triest, na Morzu Liguryjskim naprzeciw Genui - Livorno. We Włoszech i w Wiedniu odżywały dążności gibelińskie. Kierowały się one przeciwko powiązanej z hiszpańskimi wielkorządami supremacji Kościoła w życiu Italii. Włoscy patrioci i zwolennicy reform wiązali wielkie nadzieje z przejęciem przez cesarza rządów w Mediolanie i Neapolu. Rozwinął się ruch regalistyczny (głoszący zwierzchność władzy świeckiej nad duchowną), którego najwybitniejszym przedstawicielem był neapolitański prawnik Pietro Giannone. Zrazu wydawało się, że nadzieje te nie są płonne. Rządy cesarskie były dużo sprawniejsze od hiszpańskich. Podjęto wiele administracyjnych i gospodarczych reform, zwłaszcza w księstwie mediolańskim. Silny był jednak opór starych struktur, a mocarstwowa i dynastyczna polityka Karola VI wiązała energię rządu wiedeńskiego na bardzo różnych i odległych teatrach działań. Stosunki między cesarzem a papieżem uległy poprawie. Giannone, potępiony w 1723 r. przez Innocentego XIII, został wygnany z Neapolu. Trwałym nabytkiem Austrii stała się Lombardia i rozpoczęte w księstwie mediolańskim reformy miały przed sobą przyszłość. Natomiast panowanie cesarza w południowych Włoszech okazało się w 1734 r jedną z tak licznych w dziejach półwyspu efemeryd. Rozwiały się gibelińskie nadzieje na zwierzchność cesarza nad całą Italią. Nadzieje te miał w odległej przyszłości urzeczywistnić dom sabaudzki. Często snuje się paralele między historią Sabaudii-Piemontu a historią Prus. Działa tu niewątpliwie sugestia końcowego wyniku, jakim było zjednoczenie Włoch i Niemiec w połowie XIX w. Nie ulegając zbyt daleko idącym sugestiom można jednak dopatrzyć się pewnego paralelizmu w rozwoju dwóch niewielkich zrazu organizmów państwowych, które szczególnie wiele zawdzięczały energii i konsekwencji swych władców. A we wzroście Sabaudii-Piemontu i Prus początek XVIII w. stanowił równie ważny etap. Wiktor Amadeusz II był jedynym monarchą włoskim liczącym się w ówczesnej Europie. Jego przodkowie, zręcznie lawirując między Francją a Habsburgami, zbudowali u stoków Alp duże i silne księstwo. Kontynuował tę politykę Wiktor Amadeusz, który w czasie wojny z lat 1688-1697 oraz wojny o sukcesję hiszpańską zmieniał sojuszników i na szalę zmagań mocarstw rzucał stosunkowo liczną i bitną, jedyną włoską armię. Położenie Piemontu sprawiało, że ów kraj był zarówno dla Francji bramą prowadzącą do Italii, jak dla Austrii bramą prowadzącą z Włoch do południowej Francji. Dbająca o równowagę europejską Anglia starała się tę bramę umocnić i zaryglować. Wiktor Amadeusz w traktacie utrechckim otrzymał nie tylko Sycylię wraz z królewskim tytułem, ale również twierdze alpejskiej bariery (zamykającej Lombardię) i liguryjski port Oneglia. Wiktor Amadeusz był jednym z najwybitniejszych reformatorów i administratorów tych czasów. Narzucał ścisłą dyscyplinę klasom uprzywilejowanym, szlachcie, a zwłaszcza duchowieństwu. Gdy został królem Sycylii, podjął ostrą walkę z rozwielmożnionym na wyspie klerem. Niedługo jednak miał możność uprzątać na Sycylii pohiszpański nieład. W 1720 r. musiał zamienić Sycylię na Sardynię. I odtąd aż do zjednoczenia Włoch państwo sabaudzko-piemoncko-sardyńskie nazywało się Królestwem Sardynii. Nowe Królestwo miało 3 mln mieszkańców. Turyn rozrastał się w wielką stolicę. Wyposażona w dobrą artylerię armia liczyła na stopie pokojowej 18 tys. żołnierzy z możnością mobilizacji do 60 tys. (dla których było zaopatrzenie w arsenałach). W skarbie Królestwa znajdował się zapas na dwa lata wojny. Obiektami ekspansywnych dążeń Królestwa Sardynii były kraje alpejskie (przeciw Francji i Szwajcarii), dolina Padu (przeciw Austrii) i wybrzeże liguryjskie (przeciw Republice Genui i Francji). Wybór kierunku zależał od okoliczności. Pomyślną koniunkturę dla Królestwa stanowiły konflikty francusko-austriackie. Zbliżenie między tymi mocarstwami pozbawiało możliwości, a nawet wręcz zagrażało granicom. Wiktor Amadeusz II w 1730 r. abdykował na rzecz syna Karola Emanuela i usunął się do klasztoru. Gdy potem chciał wrócić do władzy, syn zamknął go w zamku Moncalieri, gdzie stary król umarł w 1732 r. Karol Emanuel (1730-1773) zerwał z filocesarską, gibelińską i antypapieską polityką Wiktora Amadeusza, zwracając się ku dworom burbońskim (Francji i Hiszpanii). Przestawianie zwrotnic leżało w tradycjach domu sabaudzkiego. Poza tym syn kontynuował państwowe dzieło uwięzionego ojca. 13. Francuskie i Brytyjskie kolonie w Ameryce Północnej Amerykański epizod wojny o sukcesję hiszpańską, który przeszedł do anglosaskiej historiografii pod nazwą "wojny królowej Anny" ( 1702-1713), zakończył się utratą przez Francję posiadłości w rejonie Zatoki Hudsona i Zatoki Świętego Wawrzyńca. Szczególnie dotkliwa była strata nowofundlandzkich łowisk i zamieszkanej przez 20 tys. normandzkich rybaków i chłopów Akadii, której Anglicy nadali nazwę Nowej Szkocji (Port Royal został przemianowany na Annapolis). Wielkie lesiste obszary Nowej Francji (Kanady) były krajem bardzo rzadko zaludnionym. Na początku XVIII w. znajdowało się tam jedynie kilkanaście tysięcy Francuzów. Wprawdzie w 1740 r. ludność ta wzrosła do ponad 50 tys. i dokonał się rozwój rolnictwa, w warunkach charakterystycznej dla Kanady feudalnej struktury agrarnej (system senioralny był w Nowej Francji silniejszy niż w metropolii). Gospodarka kanadyjska była jednak nastawiona głównie na rybołówstwo, łowiectwo i handel futrzany. Nowa Francja, nie mając dostatecznego osadniczego i rolniczego zaplecza, mogła prosperować jedynie dzięki dobrym stosunkom z Indianami i wsparciu metropolii. Znikomy potencjał ludnościowy stanowił zasadniczą słabość francuskiego imperium kolonialnego w Ameryce. Siłę tego imperium stanowiła natomiast dogodna sieć naturalnych dróg wodnych, etniczna i wyznaniowa spoistość francuskiej społeczności (utworzone w 1674 r. biskupstwo Quebecu stworzyło mocną organizację parafialną) oraz polityka władz kolonialnych, dużo bardziej planowa i centralistyczna niż brytyjskie poczynania w Ameryce. Francuzi w większym stopniu niż Anglicy kierowali się względami natury strategicznej. Aby zrekompensować utratę Akadii i Nowej Fundlandii Francuzi wykorzystali pozostałą jeszcze w ich ręku w Zatoce Świętego Wawrzyńca wyspę Cape Breton, na której w latach 1717-1720 wybudowali potężną twierdzę Louisbourg, przy której rozwinęło się dobrze prosperujące rybackie i handlowe miasto. Odtworzywszy w ten sposób wschodni bastion Kanady, podjęto na szeroką skalę zakrojony plan połączenia jej z Zatoką Meksykańską. Kierunek ekspansji nad Missisipi został wytyczony już za Ludwika XIV, ale francuskie panowanie nad ogromnym obszarem Luiziany było tylko nominalne. Rzeczywiste opanowanie i eksploatacja tego kraju stały się podstawowym celem polityki regenta Filipa Orleańskiego i Johna Lawa. Jak wiemy, na tych rachubach zbudowany był cały sławetny "system" finansowy. "System" zawiódł, ale Luizjana stała się obok Kanady i wysp antylskich trzecim i wiążącym poprzednie ważnym członem francuskiego imperium w Ameryce. W 1717 r założono nad ujściem Missisipi miasto nazwane na cześć regenta Nowym Orleanem; w 1722 r. stało się ono stolicą Luizjany. Różnymi sposobami ściągano kolonistów (m.in. wsławione przez Prevosta deportacje paryskich prostytutek) i nad dolnym biegiem Missisipi rozwinęła się gospodarka kolonialna typu plantatorskiego. Pięknie rozbudowany Nowy Orlean zasłynął jako "wesołe miasto". W 1731 r. rząd francuski wykupił dobrze prosperującą kolonię z rąk Kompanii Indyjskiej. Dalsza ekspansja zmierzała do powiązania dolnego biegu Missisipi z regionem Wielkich Jezior Kanadyjskich poprzez okrążenie angielskich kolonii, ciągnących się wąskim pasmem wzdłuż wschodniego wybrzeża. Było to jednak okrążenie przez władców pustkowi kraju stosunkowo ludnego i zasobnego. Anglia niezbyt się troszczyła o swoje amerykańskie kolonie, nie utrzymywała w nich garnizonów i nie budowała fortów, a władzom lokalnym pozostawiała dużą niezależność. Niezależność tę krępowała jedynie merkantylistyczna polityka gospodarcza metropolii, na skutek której utrudniano rozwój przemysłu w koloniach. W tych warunkach społeczność angielsko-amerykańska rozwijała się w sposób spontaniczny i różnorodny. Każda z dwunastu kolonii stanowiła autonomiczne państewko i kierowała się własnymi interesami, nie oglądając się na sąsiadów, z którymi często była zwaśniona. Swobodne życie w koloniach miało dużą siłę atrakcyjną i przyciągało licznych przybyszów ze starego świata. Był to element przedsiębiorczy i nonkonformistyczny, często na tle spraw wyznaniowych skłócony z brytyjską Koroną. W pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. najliczniejszą grupę imigrantów stanowili Irlandczycy (Irowie) i irlandzcy Szkoci (ulsterczycy), którzy ze względów wyznaniowych (jako prezbiterianie) zostali w XVII w. wygnani z północnej Irlandii, gdzie również cierpieli z powodu gospodarczej dyskryminacji Zielonej Wyspy. Obok masowego napływu Irlandczyków drugie miejsce zajmowała fala imigrantów niemieckich, przeważnie protestantów z Palatynatu. Irlandzcy Szkoci i Niemcy osiadali głównie w Pensylwanii i Wirginii. W owym czasie imigracja w większym jeszcze stopniu niż przyrost naturalny spowodowała gwałtowny wzrost zaludnienia kolonii, których ludność z około 300 tys. na początku stulecia doszła w 1750 r. do 1200 tys. W warunkach Ameryki Północnej było to zaludnienie gęste, a osadnictwo miało charakter głównie rolniczy, do czego przyczyniała się krępująca przemysł polityka gospodarcza metropolii. W poszukiwaniu nowych ziem farmerzy z Pensylwanii i Wirginii parli ku zachodnim pustkowiom, gdzie spotykali się z francuskimi traperami i ich indiańskimi sojusznikami. W warunkach dynamicznego rozwoju angielskich kolonii zaznaczało się zróżnicowanie między handlowo-rybacko-przemysłową północą, farmersko-ziemiańskim środkiem i plantatorskim południem. Stratyfikacja przebiegała też pionowo między bardziej angielskim, arystokratycznym, ustabilizowanym i kulturalnym nadmorskim wschodem a pionierskim, traperskim, różnorodnym narodowościowo i awanturniczym zachodem. Kraj, w którym były dwa uniwersytety i w każdej wsi nauczyciel, dziesiątki drukarni i od 1704 r. coraz więcej gazet, mógł już wydać takiego człowieka, jak Benjamin Franklin, który rozpoczął swą działalność publiczną w 1727 r. zakładając w Filadelfii klub "Junto". 14. Hiszpańskie i portugalskie kolonie w Ameryce Łacińskiej Imperium hiszpańskim w Ameryce pod koniec panowania Habsburgów zarządzano w sposób równie nieudolny jak metropolią. Skorumpowana i jałowa w swej drobiazgowości administracja kolonialna była ponadto paraliżowana systemem wymagającym decydowania o wszystkich ważniejszych sprawach przez madrycką Radę Indii, co przy ówczesnej komunikacji powodowało wielkie straty czasu. Urzędy były dostępne drogą kupna głównie dla Hiszpanów z Hiszpanii z upośledzeniem Hiszpanów urodzonych w Ameryce (Kreolów). Kraje Ameryki hiszpańskiej nie mogły więc wyłonić własnej elity rządzącej i pozostawały pod władzą niezbyt kompetentnych przybyszów zza Oceanu. Przejęcie tronu madryckiego przez Burbonów spowodowało, podobnie jak w metropolii, stopniową i powolną poprawę systemu rządów. Za panowania Filipa V ograniczono kompetencje Rady Indii i dokonywano lepszego doboru ludzi na urzędach. podział imperium na dwa wicekrólestwa: Nowej Hiszpanii (Meksyk) i Peru (Lima) uległ zmianie przez wydzielenie (czasowe) w 1717 r, z części Peru wicekrólestwa Nowej Granady ze stolicą w Santa Fe de Bogota (Bogota). Zrazu w Nowej Hiszpanii, a potem i w Peru przeprowadzono ważną reformę monetarną i usprawniono eksploatację kopalń srebra. Polityka morska i handlowa Patiny uelastyczniła i ożywiła wymianę między Ameryką a metropolią. Niezależnie zresztą od poczynań rządu madryckiego Ameryka hiszpańska była krajem rozwijającym się i bogacącym. Nawet w najgorszych latach panowania Karola II imperium nie zubożało tak jak metropolia. Przybyszów z Ameryki raziło ubóstwo Madrytu, a Hiszpanów zadziwiało bogactwo Meksyku i Limy. W strukturze agrarnej za czasów Filipa V zniesiono ostatecznie relikty powinności feudalnych (enconzienda) i powszechną formą użytkowania ziemi była już dzierżawa i własność (hacienda). Obok hiszpańskiej biurokracji i kreolskiej szlachty ważnym czynnikiem w życiu kraju był Kościół, a zwłaszcza jezuici. Na pierwsze dziesięciolecia XVIII w. przypada nasilenie działalności misyjnej na pograniczach (zwłaszcza nad Zatoką Meksykańską oraz w Paragwaju i Urugwaju), połączonej z tworzeniem indiańskich wspólnot rolniczych pracujących pod rygorystycznym kierunkiem księży. Misje te przyczyniły się do rozwoju rolnictwa i towarzyszyły ekspansji terytorialnej hiszpańskich kolonii. Aczkolwiek Ameryka Łacińska miała znacznie więcej ludności niż Ameryka Północna, i tutaj obszary gęstego osadnictwa stanowiły niewielkie pasma i wyspy, oparte na pozostałościach zaludnienia przedkolumbijskich państw Azteków i Inków, w przestrzeniach pustego kraju koczujących Indian. Kraj ten stopniowo penetrowali i opanowywali misjonarze, żołnierze, kupcy i osadnicy, którzy zbliżali się do swych angielskich, francuskich i portugalskich sąsiadów. Na północy Hiszpanie parli w górę Rio Grande zakładając osady oraz forty w Nowym Meksyku. Na tym terenie, a również na terenie Teksasu ścierali się z Francuzami z Luizjany. Na Florydzie spotkali się z Anglikami. W rejonie La Platy doszło wreszcie do ostrej konfrontacji z Brazylią. W portugalskiej Brazylii administracja kolonialna odgrywała znacznie mniejszą rolę niż w posiadłościach hiszpańskich. Bujnie natomiast rozwija się tu inicjatywa prywatna granicząca z samowolą. Zaznaczyło się to zwłaszcza w epoce "gorączki" złota i diamentów, która ogarnęła Brazylię z początkiem XVIII w. Bazą awanturniczych poszukiwaczy złota, łowców niewolników i śmiałych eksploratorów było miasto Sao Paulo. Przez cały wiek XVII wyruszały stąd zbrojne oddziały (bandeiras) tzw. paulistów, składające się z niewielkiej liczby Portugalczyków, a przeważnie z Metysów, murzyńskich wyzwoleńców i indiańskich niewolników. Wprawdzie od 1609 r władze wciąż ogłaszały ustawy deklarujące wolność Indian (takie edykty ponawiano m.in. w latach 1705, 1715, 1718), ale ta częstotliwość świadczyła właśnie o ich bezskuteczności. Dostarczanie plantatorom indiańskich niewolników było głównym zajęciem paulistów, którzy w związku z tym popadli w ostre konflikty z jezuitami. Bandeiras posuwały jednak na zachód i akcję osiedleńczą. Na schyłku XVII w. pauliści odkryli niezmiernie bogate złoża złota. Górnicze obozy przyciągnęły tysiące osadników i już w 1698 r. pauliści zorganizowali regularną komunikację między tym rejonem a Sao Paulo, co w tamtejszych warunkach terenowych było wielkim osiągnięciem. Około 1715 r. pracowało w kopalniach złota 20 tys. białych robotników i 80 tys. Murzynów, a w 1720 r. utworzono nową prowincję (kapitanię), Minas Gerais (Kopalnie Generalne). W 1728 r. w północnej części tego kraju odkryto diamenty i już w 1735 r. miasto Diamentina liczyło 40 tys. mieszkańców. Pauliści z Minas Gerais zapuszczali się wzdłuż rzek daleko w głąb kontynentu i w latach 1700-1758 kilkakrotnie powiększył się w Brazylii obszar opanowany przez Portugalczyków. Klimat brazylijskiego interioru nie stwarzał warunków do gospodarki plantatorskiej, rozwinęło się tu natomiast na dużą skalę ranczerskie rolnictwo i wędrowny chów bydła. Indianie dużo lepiej nadawali się do pracy w na Poły koczowniczym pasterstwie niż w rolnictwie czy kopalniach. Konni pasterze gauchos (przeważnie Metysi i Indianie) byli ludźmi wolnymi. Wielkie stada stanowiły oczywiście własność Portugalczyków i rozwijały się latyfundia hodowlane. Była to gospodarka eksportowa. Już z początkiem XVIII w. wysyłano z Brazylii do Portugalii rocznie 60 tys. skór bydlęcych. W gospodarce Brazylii kończył się "cykl cukru" i zaczął "cykl złota". Traciła dominujące znaczenie ustabilizowana plantatorska północ ze stolicą wicekrólestwa Bahią (Salvador). Punkt ciężkości Brazylii przesunął się na południowy, górniczo-pasterski rejon Sao Paulo i Minas Gerais. Obsługujący ten obszar port Rio de Janeiro stał się najbogatszym miastem kraju. Gorączka złota wciągała mieszkańców północy i wybrzeży w głąb zachodnio-południowego interioru, ale ten ubytek rekompensował wzmożony napływ imigrantów z Europy i niewolników z Afryki. Dynamiczna ekspansja na południe zaprowadziła Brazylijczyków na brzeg La Platy, na której chcieli oprzeć granicę kraju. Założona nad La Platą portugalska Colonia do Sacramento stała się bazą angielskiej, holenderskiej i francuskiej kontrabandy, przenikającej w posiadłości hiszpańskie. Pierwszą połowę XVIII w. wypełniały hiszpańsko-portugalskie spory w rejonie La Platy. W 1699 r przybył do Lizbony pierwszy transport zawierający 514 kg złota, a już w 1712 r. przesłano rekordowy transport 14 ton. Były duże roczne wahania w wadze dostaw i bardzo wiele złota omijało oficjalną drogę. Od początku XVIII w. brazylijskie złoto stało się istotnym czynnikiem w gospodarce światowej, a strumień tego złota płynął (zarówno poprzez Lizbonę, jak i "bokami") głównie do Anglii. Rozdział trzeci Wojna Północna i wojny tureckie (1700-1721) 1. Początki panowania Piotra I (1689-1700) Olbrzymie państwo rozciągające się od Dniepru po Amur i Kamczatkę uchodziło na Zachodzie wciąż za kraj bardziej azjatycki niż europejski. Odgrodzona od Bałtyku przez imperium szwedzkie, a od Morza Czarnego przez imperium osmańskie, Rosja posiadała tylko nad Morzem Białym zamarzający zimą port w Archangielsku. Poprzez ten port dokonywała się dość ożywiona wymiana handlowa z Anglią i Holandią. Kupcy Londynu i Amsterdamu wiedzieli coś niecoś o państwie carów. Rosnącą w XVII w. siłę militarną tego państwa odczuwali sąsiedzi. Jednakże zmagania Rosji i Polski o przewagę na Wschodzie pozostawały w zasadzie na marginesie spraw zajmujących mocarstwa europejskie. Dopiero kiedy od 1676 r. wszczęły się wojny turecko-rosyjskie, zaczęto w Wiedniu i w Wenecji baczniej interesować się Moskwą. Od dawna prawosławni poddani polsko-litewskiej Rzeczypospolitej i imperium tureckiego (Ukraińcy, Białorusini, Serbowie, Czarnogórcy, Wołosi, Bułgarzy, Grecy) grawitowali ku jedynej prawosławnej stolicy, "Trzeciemu Rzymowi" - Moskwie. Ale właśnie prawosławie odgradzało Rosję od żywszej wymiany kulturalnej z resztą Europy. Dla "prawowiernych" kontakt z cudzoziemcami był rzeczą zdrożną, wyjazdy na studia za granicą zakazane. Wejście Rosji w Europę i Europy w Rosję dokonało się za panowania Piotra I w sposób tak gwałtowny, iż zdumiewało współczesnych i wciąż zdumiewa historyków. Któż w 1700 r. mógł się spodziewać, że za lat kilkanaście moskiewski car będzie arbitrem spraw Rzeszy Niemieckiej i że stolica prawosławnego imperium będzie miała niemiecką nazwę Petersburg? Nie umniejszając, ale też i nie wyolbrzymiając historycznej roli niezwykłego człowieka, trzeba mieć na uwadze, iż gwałtowną "mutację" w dziejach Rosji poprzedził długotrwały i nie dostrzegany w Europie proces mocarstwowego wzrostu państwa moskiewskiego. W XVII w. rozwinął się handel i rynek narodowy, okrzepła ekonomika, okrzepł wsparty na służebnej szlachcie i podporządkowanej państwu Cerkwi carski absolutyzm. Stopniowo obumierały stare instytucje monarchii stanowej: Sobór Ziemski i Duma Bojarska, rozrastały się natomiast organa scentralizowanego aparatu władzy - prikazy. Z walki z patriarchą Nikonem samodzierżawie wyszło zwycięsko (1660). Obok dawnych formacji feudalnej wojskowości moskiewskiej: szlacheckiej konnicy, strzelców i kozaków, od połowy XVII w. istniały regularne pułki cudzoziemskiego autoramentu, zaopatrzone w dobrą artylerię. W owych pułkach "nowogo stroja" służyli przeważnie rosyjscy chłopi, ale wśród oficerów wielu było cudzoziemców. W związku z tą okolicznością, a również w związku z rozwojem handlu powstała w Moskwie Niemiecka Słoboda, osiedle zamieszkane nie tylko przez Niemców, lecz również przez Holendrów, Szkotów, Anglików, Szwajcarów. Byli to wojskowi, kupcy, lekarze, rzemieślnicy. Budowali oni domy na zachodnioeuropejską modłę, mieli protestancki kościół. W drugiej połowie XVII w. wpływy kultury zachodniej docierały do Moskwy także i inną drogą. Za panowania Fiodora III (1676-1682) nastawała w sferach dworskich moda na polszczyznę w stroju, obyczajach, mowie. Po przyłączeniu Ukrainy łacińsko-zachodnia maniera promieniowała też na Rosję z Akademii Mohylańskiej w Kijowie. Wpływy te wiążą się z tzw. moskiewskim barokiem. Polska owych czasów nie mogła być jednak dla Rosji przekazicielem tego, czego ona potrzebowała w zakresie umiejętności praktycznych i skutecznych metod działania. Większą rolę niż dość rozlewna polska moda miało spełnić małe osiedle protestanckie za Ziemnym Wałem. Panowanie nieudolnego polonofila Fiodora III było okresem przejściowego osłabienia samodzierżawia. Konkurowały ze sobą o wpływy bojarskie koterie Naryszkinów i Miłosławskich. Gdy w 1682 r. zmarł bezpotomnie Fiodor, Naryszkinowie wynieśli na tron dziesięcioletniego Piotra. Wówczas Miłosławscy wywołali bunt strzelców. Po krwawej rozprawie proklamowano współrządy Piotra I i jego przyrodniego brata Iwana V. W imieniu obu małoletnich carów objęła rządy regentka carewna Zofia i jej faworyt Wasilij Golicyn. Piotr osiadł z matką, Natalią Naryszkiną, w podmoskiewskiej wsi Preobrażenskoje. Edukacja młodego cara była niezbyt systematyczna, ale za to urozmaicona.Nabożna matka powierzyła go pieczy sprytnego diaka, pijaczyny Zotowa. Później wychowanek zrobił z niego błazna występującego w stroju papieża. Z lepszym skutkiem Holendrzy, Timmerman i Brandt, uczyli Piotra geometrii i żeglugi na jeziorze. Największe znaczenie miała jednak zabawa w wojsko. Szkot, gen. Patrick Gordon, dostarczył instruktorów, którzy wymusztrowali "potiesznyja roty" ze szlacheckiej młodzieży Car dzielił czas między ćwiczenia wojskowe a odwiedziny Niemieckiej Słobody, gdzie zaprzyjaźnił się ze szwagrem Gordona, Szwajcarem Francois Lefortem. "Potiesznyja roty" po trosze zamieniły się w pułki: Preobrażeński Pułk Gwardyjski i siemionowski. Kiedy w 1689 r. nadeszła do Preobrażeńskiego wieść, że regentka Zofia za pomocą strzelców chce zdetronizować osiągającego pełnoletność Piotra, stronnictwo Naryszkinów dokonało zamachu stanu. Jako siedemnastoletni chłopiec Piotr objął rządy osobiste. Bratu Iwanowi pozostawił tytuł współregenta, ale ów nie mieszał się do niczego i zmarł w 1696 r. Piotr I (1689-1725) w dalszym ciągu pasjonował się żeglugą, musztrował "potiesznych" kompanów, przebywał w towarzystwie Gordona i Leforta. Lekceważeniem tradycji cerkiewnych i forytowaniem heretyków Piotr niemało gorszył "prawowiernych". Gromadził też koło siebie młodych Rosjan nie zważając na ich pochodzenie. Najbliższym przyjacielem cara stał się jego rówieśnik Aleksandr Mienszykow, który jako chłopiec ponoć sprzedawał na ulicy pierogi. Od 1676 r. ciągnęła się przewlekła wojna z Turcją o Azow, którego opanowanie miało otworzyć Rosji wyjście na Morze Czarne. Niepowodzenia Golicyna pod Azowem przyczyniły się do upadku regentki Zofii. W 1695 r Piotr I wypróbował swoje wojska, służąc zresztą pod komendą Leforta jako zwykły bombardier Piotr Michajłow. Próba zdobycia Azowa nie powiodła się z powodu braku floty. Ogromnym wysiłkiem car przy pomocy niemieckich i holenderskich inżynierów zbudował w zimie 1695-1696 w Woroneżu nad Donem pierwszą rosyjską flotę wojenną. W 1696 r. Azow został zdobyty, a Lefort mianowany pierwszym admirałem Rosji. Morze Czarne miało być "oknem Rosji na świat". W marcu 1697 r. Piotr wyruszył w słynną podróż na zachód, wchodząc w skład wielkiego poselstwa, któremu przewodniczył Lefort. Celem poselstwa miało być skłonienie mocarstw do wspólnej akcji przeciw Turcji. Droga prowadziła przez północne Niemcy do Holandii i Anglii. Car uczestniczył w poselstwie incognito, wciąż pod imieniem Piotra Michajłowa. Był to drugi etap jego edukacji. Obdarzony ciekawością świata oraz zamiłowaniem do techniki, Piotr uczył się sztuki artyleryjskiej w Królewcu, jako cieśla okrętowy praktykował w holenderskich stoczniach i zapoznawał się z kunsztem budowy okrętów w Londynie. Odtąd przyswoił sobie holendersko-niemiecko-angielski żargon portowy. Wszystkim się zresztą interesował i wszystko pilnie zwiedzał (teatr, opery, kościoły różnych sekt, parlament). Dalszym etapem podróży był Wiedeń, skąd Piotr zamierzał udać się do Wenecji, aby uzgodnić współdziałanie przeciw Turcji i zapoznać się z flotą galerową. W lecie 1698 r. doszła go w Wiedniu wiadomość, że znów w Moskwie strzelcy podnieśli bunt. Pospiesznie poprzez Polskę (gdzie zwiedził kopalnię w Wieliczce i spotkał się w Rawie Ruskiej z nowym królem Augustem II) wrócił do Rosji. Olbrzymiego wzrostu i atletycznej budowy, człowiek o niespożytej energii i pomysłowości oraz wyjątkowo chłonnym umyśle i upodobaniu do rzeczy nowych, łączył car Piotr swoisty demokratyzm stylu życia z zamiłowaniem do dyscypliny wojskowej, despotyzmem i okrucieństwem. Zakazał swoim poddanym klękać na widok cara, ale przed jego żelazną wolą wszyscy musieli się uginać. Bunt strzelców był już surowo stłumiony, ale Piotr I wykorzystał sposobność, aby krwawo się rozprawić z tymi pretorianami starej Rusi. Okrutna kaźń strzelców rzuciła postrach na bojarską opozycję i przeciwników cudzoziemskich "nowinek". A po powrocie z Zachodu ogarnął Piotra gorączkowy zapał, aby natychmiast upodobnić swych prawosławnych poddanych do Niemców, Holendrów czy Anglików. W 1699 r. rozkazał bojarom i dworianom zgolić brody, przywdziać niemiecki strój i palić fajki (tytoń uważano w Rosji za "diabelskie ziele"). Nowa moda obowiązywała również kobiety, które miały zachodnim obyczajem brać udział w życiu towarzyskim. Car musztrował bojarskie żony i córki, tak jak niegdyś "potiesznych". Kazał przychodzić na obowiązkowe "assamble", osobiście uczył tańca. Zmieniono kalendarz, datując lata od narodzenia Chrystusa (dotąd datowano od stworzenia świata) przenosząc początek nowego roku z 1 września na 1 stycznia. Kiedy w 1700 r. zmarł patriarcha Moskwy Adrian, Piotr zawiesił urząd patriarchy i tymczasowy zarząd Cerkwi powierzył "opiekunowi tronu patriarszego" Ukraińcowi Stiepanowi Jaworskiemu, wychowankowi kijowskiej Akademii Mohylańskiej. Początkowa działalność reformatorska w niewielkim jeszcze stopniu dotyczyła struktury władz państwowych. Piotr rozpoczął od rewolucji obyczajowej, a nade wszystko zajmował się modernizacją i rozbudową armii. Wojsko moskiewskie było liczne (około 200 tys.), ale w znacznej większości składało się z formacji nieregularnych, o niewielkiej sprawności bojowej. Piotr zniósł formację strzelców (nazywał ich "łajdakami, a nie żołnierzami"). W 1698 r. wyszedł nowy regulamin wojskowy. "Potieszne" pułki: Preobrażeński Pułk Gwardyjski i siemionowski, stały się pułkami gwardyjskimi, a równocześnie czymś w rodzaju korpusu kadetów. Młodzi dworianie służyli w tych pułkach jako prości żołnierze, a potem przechodzili na stanowiska oficerskie do pułków liniowych. W 1699 r. przeprowadzono pierwszy pobór rekruta do służby stałej w pułkach regularnych. Z rekrutów sformowano 27 pułków piechoty. W 1700 r. miał Piotr 40 tys. regularnego wojska liniowego. Wielkiemu poselstwu nie udało się wciągnąć państw morskich do wojny z Turcją i czarnomorski teatr wojenny przestał zaprzątać uwagę cara. Czekał jedynie na ostateczne uregulowanie pokoju z Turcją, aby rzucić swe siły w tym kierunku, który podpowiadał mu w Rawie Ruskiej August II. 2. Elektor Saski królem Polski (1697). Koniec wojny tureckiej (1700) Po śmierci Jana III Sobieskiego (17 VI 1696) nastąpiło bezkrólewie wyjątkowo długie i burzliwe. Złożyły się na to waśnie między ugrupowaniami magnackimi i ostra konkurencja niezwykle licznych cudzoziemskich kandydatów do polskiej korony. Największe szanse zdawał się mieć kandydat francuski, Franciszek Ludwik książę Conti, którego wspierał Ludwik XIV rozdając w Polsce wielkie sumy. Za Contim był interreks prymas Michał Radziejowski oraz silne fakcje Sapiehów i Lubomirskich. Przeciw Francuzowi działały jednak państwa morskie, a co ważniejsze - również sąsiedzi Rzeczypospolitej: Brandenburgia, Austria i Rosja. Piotr I zagroził, że będzie uznawał francuskiego księcia za sprzymierzeńca Turcji, a więc za swego wroga. W tej skomplikowanej sytuacji najpóźniej zgłosił swoją kandydaturę elektor saski Fryderyk August I (z dynastii Wettinów). Uznając, że "Varsovie vaut une messe", przeszedł z luteranizmu na katolicyzm. Pozyskał poparcie wszystkich zagranicznych przeciwników francuskiego kandydata, ucieszonego konwersją papieża oraz sporej części polskiej magnaterii. Miał ponadto w pobliżu polskiej granicy wojsko, a Francja była daleko. Na polu elekcyjnym w czerwcu 1697 r. doszło do rozdwojenia. Większość opowiedziała się za Contim (którego prymas proklamował), ale dość silna mniejszość ogłosiła królem elektora saskiego. Jako król polski przyjął imię Augusta II. Zanim Conti z flotą francuską przybył we wrześniu do Gdańska, August II w lipcu wkroczył z wojskiem saskim do Polski i 15 IX 1697 r. koronował się na Wawelu. Francuz opuścił Gdańsk, a August II na sejmach pacyfikacyjnych 1698 i 1699 r. został powszechnie uznany królem Polski. Mogło się wydawać, że unia personalna Polski i Saksonii umożliwi Augustowi II prowadzenie wielkomocarstwowej polityki. Saksonia była najbardziej rozwiniętym gospodarczo krajem Rzeszy Niemieckiej, w której obok Brandenburgii i Bawarii rozporządzała najliczniejszą siłą zbrojną. Polska od lat przeżywała kryzys magnackiego nierządu, ale wciąż jeszcze na zewnątrz opromieniona była glorią zwycięstw Sobieskiego. W schyłkowej fazie wojny z Turcją Rzeczpospolita miała pod bronią około 40 tys. żołnierzy, co w połączeniu z 20-30 tys. Sasów stanowiło znaczną siłę. Tylko czy Polacy będą chcieli maszerować obok Sasów? Czy Augustowi Mocnemu (otrzymał przydomek z powodu niezwykłej siły fizycznej) uda się wzmocnić tak nadwątloną władzę króla Rzeczypospolitej? Przyszłość miała okazać. Na razie z nowym królem liczono się w Europie i król ten miał ambitne plany. August II, tak jak wielu jego poprzedników, chciał podbudować elekcyjny tron Rzeczypospolitej dynastycznym władaniem w którymś - z dawnych krajów lennych Polski. Ponadto drezdeńscy merkantyliści opracowywali rozległe plany związane z bałtyckim czy też czarnomorskim handlem. Pierwotną myślą Augusta było zdobycie dla swej dynastii Mołdawii. Po zwycięstwie Piotra I pod Azowem (1696) i księcia Eugeniusza Sabaudzkiego pod Zentą (1697) dogasał opór Turcji przeciw państwom Świętej Ligi (Austrii, Wenecji, Polsce, a od lutego 1697 r. już formalnie i Rosji). W 1698 r. ruszyły na Mołdawię polsko-saskie wojska, ale ich współdziałanie zawiodło i nie dokonały żadnych zdobyczy. W rokowaniach pokojowych nie udało się niczego wytargować ponad zwrot Ukrainy i Podola z Kamieńcem. Pokój karłowicki (26 I 1699) ustalił w sposób trwały granicę polsko-turecką. Austria otrzymała Węgry z Siedmiogrodem, a Wenecja wschodnią Dalmację i Peloponez. Na razie pozostawała jeszcze otwarta sprawa Azowa i Zaporoża, bowiem Turcja zawarła z Rosją w Karłowicach jedynie rozejm. Wreszcie Turcja zrzekła się Azowa traktatem podpisanym w Stambule 14 VII 1700 r. Piotr I jedynie połowicznie osiągnął swój cel na Morzu Czarnym, a August II wyszedł z wojny tureckiej z pustymi rękoma. Obaj mogli się zająć sprawami bałtyckimi. 3. Szwecja i Dania. Początki panowania Karola XII (1697-1700) Po traktacie w Lundzie (1679) nastał w strefie bałtyckiej dwudziestoletni okres pokoju. Szwecja, utraciwszy na rzecz Brandenburgii część Pomorza, utrzymała Skanię i zachowała dominującą pozycję na Bałtyku. Utrata Skanii pozbawiła Danię panowania nad Sundem. Bałtyk pozostawał więc "szwedzkim jeziorem", a Dania przestała być tego "jeziora" klucznikiem. Za panowania w Szwecji Karola XI (1660-1697), a w Danii Chrystiana V (1670-1699) w obu rywalizujących o bałtyckie wrota krajach okrzepły silne monarchie absolutne. Dania bardziej bogaciła się handlem i rybołówstwem, miała posiadłości kolonialne i rozległe interesy na dalekich morzach i oceanach. Rywalizując z państwami morskimi nie była zbyt mile widziana w Londynie i Amsterdamie. Szwecja natomiast, wyposażona w doskonałą organizację wojskową i wielki przemysł metalurgiczny, była państwem zdecydowanie bałtyckim i nadbałtyckim. Od czasu, gdy państwo to przestało być sojusznikiem Francji i nie stawiało przeszkód angielskim i holenderskim statkom na bałtyckich szlakach, stosunki między Sztokholmem, Londynem i Amsterdamem układały się przyjaźnie. Karola XI nazywano "wielkim ekonomem" Szwecji. Obaliwszy w 1680 r. rządy oligarchii, w sposób radykalny doprowadził do końca rewindykację na rzecz Korony dóbr niegdyś państwowych, które drogą różnych nadań przeszły w ręce prywatne. W połowie XVII w. dobra koronne prawie nie istniały, a szlachta posiadała 72% gruntów. Natomiast na skutek przeprowadzenia tzw. redukcji 36% ziemi stało się własnością Korony, 31% należało do wolnych kmieci ( bönder) a tylko 33% pozostało w rękach szlachty. Tak wielki przewrót w strukturze własności ziemskiej dokonywał się w warunkach ostrej walki z magnaterią. Redukcja miała szczególnie radykalny charakter w tzw. prowincjach wschodnich (Ingria, Estonia, Inflanty) i budziła tu najżywszy opór. Absolutna monarchia miała silne poparcie wolnych kmieci, mieszczaństwa, duchowieństwa, niższej szlachty i szlachty urzędniczej. Przeprowadzenie redukcji nie tylko wzbogaciło skarb, ale umożliwiło dokonanie wielkiej reformy wojskowej. Poszczególne oddziały kawalerii otrzymały uposażenie w królewskich dobrach. Oficerowie i żołnierze mieszkali obok siebie, co wytworzyło szczególną spoistość pułków szwedzkiej konnicy. Bönder wykupili się od osobistej powinności wojskowej opłacając najemnych piechurów, którzy również otrzymali uposażenie w ziemi (zagrody żołnierskie). Po ugruntowaniu absolutyzmu oraz przeprowadzeniu redukcji i reform wojskowych budził się w Szwecji dawny duch ekspansji. Stosunki z Danią stawały się coraz bardziej zaognione. Kością niezgody było księstwo holsztyńskie, nad którym Dania miała zwierzchność, a z którym Szwecja związała się dynastycznie i politycznie. Karol XI udzielił pomocy swemu zięciowi holsztyńskiemu Fryderykowi IV w budowie zwróconych przeciw Danii fortów. Znajdujący się u nasady Półwyspu Jutlandzkiego Holsztyn był dla Duńczyków punktem newralgicznym. Szwecja dokonywała manewru oskrzydlającego Danię. Gdy po śmierci Karola XI (15 IV 1697) królem został jego piętnastoletni syn Karol XII, wśród szwedzkich magnatów i zagranicznych przeciwników Szwecji spodziewano się, iż - jak to już nieraz bywało - za panowania małoletniego króla powrócą rządy oligarchii. Bardzo się zawiedziono. Przy królu była ekipa wybitnych polityków i generałów. Po kilku miesiącach Karol XII zrzucił regencję i ogłosił się pełnoletnim. W tym chłopcu był żelazny upór i szaleńcza odwaga. Wkrótce miał się okazać genialnym wodzem. Karol XII odnowił traktaty swego ojca z państwami morskimi i cesarzem. Szwecja miała dobrze przygotowany plan mobilizacyjny. Kiedy Duńczycy zniszczyli kilka fortów księcia Fryderyka, wojska szwedzkie w lecie 1699 r. weszły do Holsztynu. Prowokując Danię nie zdawali sobie Szwedzi sprawy z tego, iż powstała już przeciw nim wielka koalicja. 4. Liga północna przeciw Szwecji (1698-1700) August II, jak zresztą wszyscy polscy królowie, zobowiązał się w paktach konwentach odzyskać "awulsy", czyli utracone niegdyś prowincje. Wśród awulsów na poczesnym miejscu znajdowały się Inflanty Od 1693 r. tułał się po Europie skazany zaocznie na karę śmierci przywódca szlachty inflanckiej, Johann Reinhold Patkul. Przyciśniętemu "redukcją" inflanckiemu rycerstwu uśmiechały się polskie szlacheckie wolności. W 1698 r. Patkul przybył do Warszawy i wszedł w służbę Augusta II. W tajnych rokowaniach poprzedzających wojnę północną August II nie występował jednak jako król Polski, lecz jedynie jako elektor saski. Pierwszym ogniwem Ligi Północnej był sasko-duński sojusz defensywny podpisany 24 III 1698 r. W kilka miesięcy potem, w sierpniu, August II omawiał w Rawie Ruskiej bałtyckie plany z Piotrem I. Po roku tajną "kapitulacją" August II wziął pod opiekę niezadowolone rycerstwo inflanckie (24 VIII 1699). Przymierze sasko-duńskie zostało zamienione z obronnego na zaczepno-obronne (25 IX 1699) i August II wysłał Patkula z tajną misją do Moskwy. W wyniku tej negocjacji zawarto podstawowy akt ligi, traktat preobrażeński (12 XI 1699). Był to zaczepno-odporny sojusz Saksonii, Danii i Rosji. Pozostawała jeszcze sprawa Brandenburgii, z którą Polska miała konflikt o Elbląg. August II załagodził ten spór i podpisał tajny traktat z Brandenburgią (2 II 1700). Wreszcie, już w czasie wszczętych działań wojennych, podpisano przymierze duńsko-brandenburskie (6 IV 1700). Celem ligi było dokonanie rozbioru imperium szwedzkiego. Główny inicjator, August II, miał otrzymać Inflanty w swoje dynastyczne władanie. Rosja miała uzyskać upragnione "okno na morze" w Ingrii i Estonii. Dania zamierzała rozprawić się z Holsztynem i odzyskać skański rygiel Sundu. Elektorowi brandenburskiemu marzyło się szwedzkie Pomorze (Szczecin). Angażował się on jednak w ligę połowicznie, gotując się do zadania ciosu wtedy, gdy Szwecja będzie już powalona. Tak połączyły się interesy uderzonych redukcją bałtyckich baronów, dynastyczne aspriacje Wettinów oraz dążenia państw pragnących uzyskać czy odzyskać miejsce na "szwedzkim jeziorze" i jego wybrzeżach. Spodziewano się, że rozprawa z osiemnastoletnim już Karolem XII nie będzie zbyt trudna. 5. Zwycięstwa Karola XII. Podbój przez Szwecję Polski i Saksonii (1700-1706) W lutym 1700 r. wojska saskie wkroczyły z Kurlandii do Inflant i przystąpiły do oblężenia Rygi. W marcu Dania zaatakowała Holsztyn. Wojska rosyjskie gromadziły się na pograniczu Ingrii i Estonii w oczekiwaniu na wiadomość o finalizacji rokowań pokojowych w Stambule. Kontruderzenie Szwedów było błyskawiczne. Korzystając ze wsparcia floty angielskiej i holenderskiej w lecie 1700 r Karol XII wylądował w Zelandii i zagroził pozbawionej załogi Kopenhadze. Dania, przy pośrednictwie państw morskich, zawarła pokój w Travendal (19 VIII 1700). Książę holsztyński odzyskał swoje posiadłości i prawa. Równocześnie jednak weszły do akcji wojska rosyjskie, które obległy Narwę. Po wycofaniu się z wojny Danii, Szwedzi całkowicie panowali na Morzu Bałtyckim. W październiku Karol XII przeprawił się z wojskiem do Estonii. Młody król miał powrócić do Szwecji dopiero po 15 latach. Zaczęła się jedna z najbardziej zdumiewających epopei wojennych. Karol XII i generał Rehnskold ruszyli na odsiecz oblężonej przez Rosjan Narwie. Dnia 30 XI 1700 r. odbyła się jedna z decydujących bitew. W strasznej śnieżnej zamieci 10 tys. Szwedów zadało pod Narwą druzgocącą klęskę 40-tysięcznej armii rosyjskiej. Po kapitulacji swej armii przygnębiony Piotr I myślał o pokoju. Antyszwedzka koalicja rozpadała się, ale w Karolu XII odżył zaborczy duch Karola Gustawa. Pilny czytelnik Biblii i żywotu Aleksandra Wielkiego, milczący, tajemniczy, surowy, uwielbiany przez żołnierzy, z którymi dzielił obozowe i bitewne trudy, ów król przybrany w niebieski mundur szwedzkiego dragona uznał, iż jest mieczem w ręku Boga. Pokonawszy Duńczyków i Rosjan zwrócił się przeciw Sasom. Już we wrześniu 1700 r. Szwedzi odparli Augusta II spod Rygi. Karol XII pokonał wojska saskie nad Dźwiną (19VII1701) i ścigając je wkroczył do Kurlandii. Ziemie Rzeczypospolitej stały się głównym teatrem wojny. Wyprawa na Inflanty była osobistą imprezą Augusta II jako elektora saskiego. Polska pozostawała neutralna. Od czasu elekcji w 1697 r. kraj był jednak politycznie rozdarty. Szczególnie zaogniona była sytuacja na Litwie, gdzie doszło do wojny domowej. Pokonani w tej wojnie Sapiehowie uciekli się pod protekcję Szwecji. Przeciwnicy Sapiehów na własną rękę związali się z Rosją. W to pęknięcie uderzył Karol XII domagając się od Rzeczypospolitej w sierpniu 1701 r. detronizacji Augusta II i ofiarowując jej sojusz przeciw Rosji, z perspektywą odzyskania Kijowa i Smoleńska. Nie czekając na odpowiedź wojska szwedzkie parły w głąb Polski. Karol XII zajął w 1702 r. Warszawę (maj), pokonał Augusta II w generalnej bitwie pod Kliszowem (19 lipca) i zajął Kraków (sierpień). Na ziemiach okupowanych przez Szwedów powstała konfederacja w Środzie (1703), potem generalna konfederacja warszawska (41 II 1704), która ogłosiła bezkrólewie. W obozie otoczonym przez wojsko szwedzkie 12 lipca 1704 r. zebrano ośmiuset szlacheckich elektorów, którzy obwołali królem wojewodę poznańskiego Stanisława Leszczyńskiego. Był on marionetką w ręku Karola XII. Podpisano w Warszawie traktat sojuszniczy polsko-szwedzki (18XI1705), który całkowicie podporządkował Rzeczpospolitą pod względem politycznym i gospodarczym Szwecji. Ponadto Stanisław zrzekał się nie tylko Inflant, lecz także Kurlandii. Aneksjonizm szwedzki zagrażał także Pomorzu Gdańskiemu. Szczególną opieką otoczył Karol XII w Rzeczypospolitej protestantów. Utrzymanie porządku rzeczy określonego traktatem warszawskim stanowiłoby ostateczne zamknięcie Bałtyku w obcęgach szwedzkiego imperium, sięgającego poprzez uzależnioną Polskę aż do granic tureckich. Aczkolwiek część magnaterii popierała Karola XII i Leszczyńskiego, łupiestwa wojsk szwedzkich i deptanie praw Rzeczypospolitej wywoływały sprzeciw większości. Przy prawowitym królu wiązały się od 1702 r. lokalne konfederacje, aż wreszcie generalna konfederacja sandomierska podpisała w Narwie traktat sojuszniczy z Rosją (30 VIII 1704). Władza Leszczyńskiego sięgała tam, gdzie sięgały okupacyjne garnizony szwedzkie. Karol XII miał w Polsce około 30 tys. Szwedów i 10-12 tys. wojska Leszczyńskiego. Większość wschodnich połaci rozległego kraju była kontrolowana przez wojska polskie i rosyjskie. Rzeczpospolita stała się terenem niszczącej wojny między mocarstwami połączonej z wojną domową. Liczne armie carskie przegrywały bitwy ze szwedzkimi generałami ale nie dały się wciągnąć do generalnej rozprawy. Karol XII postanowił spacyfikować Polskę pozbawiając ją legalnej głowy, króla Augusta II. Rozbicie wojsk saskich pod Wschową (13II1706) otwarło Szwedom drogę do elektoratu. We wrześniu 1706 r. Karol XII poprzez Śląsk wkroczył do Saksonii. Na próżno Sasi proponowali jakieś kompromisowe rozwiązanie (uznanie Leszczyńskiego sukcesorem Augusta czy podział między obu królów Korony i Litwy). Karol XII parł w głąb kraju i niedaleko Lipska, w obozie pod Altranstadt, podyktował Sasom pokój (24 IX 1706). August II złożył koronę na rzecz Leszczyńskiego i wyrzekł się sojuszu z Piotrem I. Patkul został wydany w ręce Szwedów i okrutnie stracony. Karol XII przebywał w Altranstadt niemal przez rok. Był to szczytowy moment jego znaczenia w Europie.Większość państw uznała Leszczyńskiego królem Polski. Zmagające się w wojnie o sukcesję hiszpańską mocarstwa zabiegały o względy zwycięskiego "Lwa północy". Karol XII ingerował w sprawy Rzeszy Niemieckiej, wobec cesarza występował jako protektor śląskich protestantów, dyktował mu twarde warunki. Dyplomacja francuska starała się pchnąć Szwecję przeciw Austrii lub przynajmniej uzyskać jej mediację w sprawie wojny sukcesyjnej. W ślad za ambasadorem francuskim Besenvalem przybył jednak w marcu 1707 r. do Altranstadt sam Marlborough. Angielski wódz wskazywał kierunek uderzenia na Rosję. Milczący Szwed nie szukał niczyich rad.Odkarmiwszy kosztem Saksonii swoją armię i pomnożywszy ją o niemieckie zaciągi gotował się do decydującej rozprawy na wschodzie. 6. Decydująca rozprawa między Szwecją a Rosją. Bitwa pod Połtawą (1709) i jej następstwa W bitwie pod Narwą regularna armia rosyjska została rozbita, artyleria stracona. Jednakże - według słów Piotra I - "Szwed ugrzązł w Polsce". Rosja zyskała czas, który dobrze wykorzystała. Car był miernym dowódcą, ale znakomitym organizatorem. Najpierw dzwony cerkiewne zostały przelane na armaty, a potem uruchomiono przemysł zbrojeniowy na Uralu oraz bliżej teatru działań wojennych, w zagłębiu ołonieckim i w Karelii. W latach 1700-1710 powstało 14 państwowych przedsiębiorstw hutniczych. Założono manufaktury zaopatrujące wojsko w mundury i ekwipunek. Wznawiano pobory rekruta, a od 1705 r. system uzupełnień przewidywał coroczny napływ 30 tys. ludzi. Ten ogromny wysiłek mobilizacyjny obejmował również prace dla szeroko pojętego zaplecza armii. Spędzono dziesiątki tysięcy chłopów do hut i manufaktur, do kopania kanału łączącego dorzecze Wołgi z Bałtykiem, do budowy twierdz bałtyckich. Wielkie obciążenia, które spadły na barki rosyjskich chłopów, powodowały ich masowe zbiegostwo nad Wołgę i Don. Wybuchły zbrojne powstania Tatarów astrachańskich (1705-1706), Kozaków dońskich (1707-1708) i Baszkirów (1705-1711). Ale w 1708 r. odbudowana armia regularna liczyła już ponad 100 tys. żołnierzy. W 1702 r. wojska rosyjskie przeszły nad Bałtykiem do działań zaczepnych i feldmarszałek Szeremietiew opanował ujście Newy. W 1703 r. rozpoczęto budowę twierdzy pietropawłowskiej i Kronsztadu. W tymże roku powstała stocznia i wodowano pierwszą jednostkę floty bałtyckiej. To były początki Petersburga. W 1704 r. Rosjanie zdobyli Dorpat i Narwę. Wśród ciężkich walk ze Szwedami opanowano większość Kurlandii. W latach 1705-1706 Piotr I zapuścił się w głąb Litwy. Po traktacie w Altranstädt stanowisko Polski miało duże znaczenie w zbliżającej się rozprawie między Rosją a Szwecją. Karol XII spodziewał się znaleźć w Rzeczypospolitej solidne zaplecze dla planowanej ofensywy. Mimo abdykacji Augusta II konfederacja sandomierska w dalszym ciągu nie chciała jednak uznać Leszczyńskiego i poddać się protektoratowi Szwedów, którzy prowadzili wojnę na koszt Polski i wymuszali z kraju wielkie kontrybucje. Konfederaci utrzymali sojusz z Rosją i ogłosili akt bezkrólewia (8 VII 1707). Piotr I i konfederaci snuli różne plany obsadzenia wakującego tronu, aby przez to zyskać poparcie któregoś z europejskich obozów. Chwilowo najważniejsze były sprawy militarne. Konfederacja miała około 40 tys. wojska. Nie przedstawiało ono wysokiej wartości bojowej, ale wiązało w Polsce siły Szwecji i Leszczyńskiego. Późnym latem 1707 r. Karol XII na czele wyborowej armii liczącej 45 tys. ludzi pociągnął z Saksonii na wschód. Leszczyński okazał się słabym sojusznikiem. Jego 20-tysięczne wojsko wypadało zasilić szwedzkim korpusem generała Krassowa, aby mógł stawiać w Polsce opór konfederatom. Karol XII i Leszczyński liczyli natomiast na powstanie ukraińskiej kozaczyzny. Doszli oni do układu z hetmanem Mazepą, który pod polską zwierzchnością miał odbudować wielką obubrzeżną Ukrainę. Karol XII zamierzał powtórzyć operację altransztadzką: uderzyć na Moskwę, zdetronizować Piotra I i jego następcy, jakiemuś Golicynowi czy Dołgorukiemu, podyktować szwedzki pokój. Armia króla miała się na rosyjskiej granicy połączyć z inflancką armią generała Lowenhaupta, od południa zaś miał działać Mazepa. Karol XII posuwał się przez Grodno, Mińsk na Smoleńsk. Armia rosyjska cofała się, unikając walnej bitwy i pustosząc opuszczony kraj. Szwedzi odnieśli zwycięstwo pod Hołowczynem (13 VII 1708), ale forsowanie drogi na Moskwę okazało się zbyt trudne. Karol XII dokonał ostrego zwrotu na południe, kierując się ku Ukrainie. Spotkały go dwa ciężkie zawody. Armia Lowenhaupta, maszerująca z Rygi z wielkim transportem zaopatrzenia i parkiem artyleryjskim, została rozbita przez Rosjan pod Leśną (9 X 1708). Lowenhaupt, który utracił 9 tys. poległych i cały tabor, doprowadził do obozu Karola tylko 5-6 tys. niedobitków. Równocześnie załamało się powstanie Mazepy. Większość Kozaków dochowała wierności carowi. Mienszykow zburzył hetmańską stolicę (Baturyn) i Mazepa przybył do obozu Karola jedynie z 4 tys. Kozaków. Żadna pomoc nie nadeszła z Polski. Nastała straszna w całej Europie wczesna zima 1708-1709. Nawet zahartowani szwedzcy żołnierze setkami marli z odmrożeń. Karol XII nie upadł jednak na duchu. Otrzymał pewną pomoc od Kozaków zaporoskich i nawiązywał kontakty z Turcją i Tatarami. Wiosną poprowadził swoje wygłodzone wojska dalej na południe, ku Połtawie, gdzie Rosjanie zgromadzili wielkie magazyny żywności i gdzie spodziewał się doprowadzić wreszcie do decydującej bitwy. Bitwa pod Połtawą rozpoczęła się wczesnym rankiem 8 VII 1709 r. Stanęło naprzeciw siebie 42 tys. Rosjan dowodzonych przez cara i Mienszykowa oraz 22 tys. Szwedów z kilku tysiącami kozackich posiłków. Ranny w czasie rekonesansu w nogę i noszony w lektyce Karol XII nie mógł osobiście dowodzić. Między generałami Rehnsköldem i Löwenhauptem panowała niezgoda. Szwedzki plan bitwy był znakomicie przygotowany i przewaga liczebna Rosjan nie stanowiła nowości. Rosjanie mieli jednak znacznie silniejszą artylerię i nie było to już wojsko dawnej Moskwy. Rosjanie przez 9 lat dużo nauczyli się od Szwedów. Nazajutrz po zwycięstwie Piotr I w ręce wziętych do niewoli szwedzkich generałów wzniósł toast "za zdrowie tych, co mnie nauczyli sztuki wojennej". Pod Połtawą zginęło 7 tys. Szwedów, a 2 500 wraz z feldmarszałkiem Rehnskoldem dostało się do niewoli. Karol XII opuścił pole bitwy i z tysiącem żołnierzy pomknął w lektyce ku polskiemu pograniczu. Towarzyszyli mu Mazepa i Polak w szwedzkiej służbie Stanisław Poniatowski. Ranny król nie uważał się jeszcze za pokonanego. Resztki armii (około 15 tys.) pod dowództwem Lowenhaupta miały się wycofać na południowy-zachód. Dogoniony przez kawalerię Mienszykowa Lowenhaupt skapitulował pod Perewołoczną (11 VII 1709). Armia Karola XII przestała istnieć. Dowiedziawszy się o tym król skierował się w stronę granicy tureckiej. Bitwa pod Połtawą stanowiła zasadniczy punkt zwrotny w losach wojny północnej, a także w dziejach całej Europy Wschodniej. Na wieść o klęsce Szwedów natychmiast odrodziła się Liga Północna. Dania, odnowiwszy sojusz z Saksonią i Rosją, wszczęła w 1709 r. wojnę ze Szwecją. August II, wyrzekając się traktatu altransztadzkiego, powrócił do Polski i na spotkaniu z Piotrem I w Toruniu odnowił rosyjsko-saskie przymierze. Ostateczna restauracja panowania Wettina w Polsce dokonała się na warszawskiej Walnej Radzie (1710). W 1710 r. Rosjanie zdobyli Rygę, Rewel i Wyborg. Rosyjskie okno na Bałtyk zostało szeroko otwarte. Petersburg był już miastem oraz handlowym i wojennym portem. Wojna północna miała się jednak toczyć jeszcze długie lata. Agonia Szwecji mocarstwowej i dalsza epopeja Karola XII przyniesie jeszcze różne obroty fortuny. Szwecja, bezsilna we wschodniej strefie Bałtyku, okazała się groźna na zachodzie. Jesienią 1709 r. Duńczycy zajęli Skanię, ale w lutym 1710 r. zostali rozbici przez Magnusa Stenbocka pod Halsingborgiem i jedynie niedobitki zdołały ujść do Danii. W 1712 r. Stenbock przeprawił swą armię na szwedzkie Pomorze z zamiarem wtargnięcia stamtąd do Polski. Według planu Karola XII armia pomorska miała się spotkać w Polsce z ciągnącą od południa armią turecką. W latach 1710-1714 sprawy bałtyckie splotły się z czarnomorskimi i,nad Polską znów zawisła groźba, iż stanie się teatrem wielkich zmagań między mocarstwami. 7. Wojny tureckie i sprawy bałkańskie (1709-1718) W tym czasie, gdy w Europie toczyły się paralelnie dwie wielkie wojny, wiążące cesarza na zachodzie, a Rosję i Polskę na wschodzie, nadeszła dla Turcji pomyślna koniunktura, aby podjąć rewizję traktatu karłowickiego. Przez wiele lat Ludwik XIV nadaremnie usiłował popchnąć Turcję przeciw Austrii, a Karol XII i Leszczyński wskazywali Porcie i Tatarom, iż nadeszła sposobna pora na rozprawę z Rosją. Wojna ze Świętą Ligą na długo złamała ekspansywną potęgę Turcji, a w pierwszych latach panowania sułtana Ahmeda III (1703-1730) rządy były chwiejne i nie ustabilizowane. Turcy nie wyzbyli się jednak myśli odzyskania utraconych prowincji. Potęga cesarza budziła w Turcji największy respekt. Słabszymi przeciwnikami były Wenecja i Polska, a Wysoka Porta nie przywykła jeszcze uważać Rosji za wielkie mocarstwo europejskie. Działały też wewnątrz imperium osmańskiego różne siły wskazujące kierunek odwetu. Od dawna toczyła się ostra rywalizacja handlowa między Wenecją a coraz bardziej wpływowymi w Stambule Grekami. Grecy dążyli do odzyskania pozycji Turcji na morzach Adriatyckim i Egejskim. Chanat krymski reprezentował natomiast politykę czarnomorską skierowaną przeciw Rosji i Polsce. Wahając się co do kierunku i momentu odwetowego uderzenia, Porta pozwoliła przeminąć najpomyślniejszej dla siebie koniunkturze. Charakterystyczną właściwością polityki zagranicznej Turcji było jej słabe skoordynowanie z rytmem wydarzeń europejskich, spóźnione reakcje oraz przeplatanie się długotrwałych okresów apatii z gwałtownymi zrywami ekspansywnych dążeń i wojennej determinacji. Pokój karłowicki był wielką klęską Porty, równocześnie jednak nie spełnił dalej idących nadziei ujarzmionych przez Turków ludów bałkańskich. Po 1699 r. spadły na buntowników surowe represje, ale niepodległościowe aspiracje nie zostały stłumione. Kiedy w latach wojny północnej wojska rosyjskie zadomowiły się na południowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej, wzrastał na Bałkanach prestiż prawosławnego cara, który stał się poniekąd sąsiadem Mołdawii. Piotr I, angażując się w sprawy bałtyckie, nie zaniedbywał polityki czarnomorskiej. Prowadził tajne pertraktacje z mołdawskimi i wołoskimi hospodarami. Oderwanie od Turcji księstw rumuńskich przyniosłoby oskrzydlenie głównego przeciwnika Rosji na południu - chanatu krymskiego. Pobyt wojsk rosyjskich w Polsce oraz kontakty cara z hospodarami budziły zaniepokojenie Porty. Zaniechano na razie myśli o wojnie z Wenecją i uderzono w tym kierunku, który wskazywali uciekinierzy spod Połtawy. Karol XII, wraz z garścią Szwedów, Polaków i Kozaków uzyskawszy od Porty azyl w mołdawskim mieście Bendery, rozwinął energiczną akcję dyplomatyczną. Dużą rolę odegrał w niej Polak na służbie szwedzkiej i partyzant Leszczyńskiego - Stanisław Poniatowski. Czynna była też grupa mazepińskich Kozaków. Po śmierci hetmana Mazepy (2 X 1709) następcą jego został Filip Orlik. Poddał on kozaczyznę pod protekcję chana krymskiego Dewlet Gireja. W związku z tymi szwedzko-polsko-kozackimi zabiegami Porta wydała deklarację, domagając się od Piotra I, aby zburzył rosyjskie forty nad Donem i Morzem Azowskim, przywrócił Kozakom ich dawne swobody, uznał Stanisława Leszczyńskiego królem i pomógł mu wyrugować Augusta II z Polski, zwrócił Szwecji nadbałtyckie prowincje i zburzył Petersburg. Było to równoznaczne z wypowiedzeniem Rosji wojny, co nastąpiło w listopadzie 1710 r. Flota turecka ruszyła na Azow, a z początkiem 1711 r. Tatarzy wraz z Orlikiem i Józefem Potockim wkroczyli na rosyjską i polską Ukrainę, idąc w awangardzie ofensywy tureckiej. Piotr I już w 1709 r. zawarł tajny układ z hospodarem wołoskim Konstantynem Brincoveanu, który w razie wojny obiecywał stanąć po stronie Rosji z 30 tys. wojska. W kwietniu 1711 r. car spotkał się w Łucku z uczonym hospodarem mołdawskim Kantemirem, który poddał Mołdawię pod protektorat Rosji i ogłosił wojnę z Turcją. Piotr I wydał manifest wzywający wszystkie ludy bałkańskie do powstania. Posłuchali tego wezwania Czarnogórcy. Gotowało się też powstanie w Serbii, ale zawiódł hospodar wołoski, który przeszkodził Serbom połączyć się z Mołdawią. Wojska rosyjskie zepchnęły Tatarów i Kozaków Orlika za Dniestr. Piotr I wkroczył z Polski do Mołdawii. W czerwcu Rosjanie zajęli Jassy, ale 40-tysięczna armia miała trudności z aprowizacją. Nastało wyjątkowo upalne i suche lato, które Rosjanom na stepach mołdawskich dokuczyło nie mniej niż przed dwoma laty mrozy nękające Szwedów na stepach ukraińskich. Ciągnącą na południe armię Piotra I osaczyły nad Prutem przeważające siły tureckie, dowodzone przez wielkiego wezyra Mehmeda Baltaci. Tatarzy odcięli odwrót na północ. Piotr I znalazł się w matni. Z Bender nadciągał Karol XII. Zanim jednak król szwedzki mógł się nasycić odwetem, Rosjanie zdołali wykorzystać niechęć janczarów do kontynuowania wojny i przekupić wezyra. Dnia 1 VII 1711 r. podpisano rozejm, zwany traktatem pruckim. Rosjanie zobowiązali się ewakuować Mołdawię, oddać Turcji Azow, zburzyć twierdze nad Donem oraz nie mieszać się do spraw polskich i kozackich. Sicz zaporoska spod zwierzchności rosyjskiej przeszła pod dość zresztą luźny protektorat turecko-tatarski. Zważywszy krytyczne położenie Piotra I, uzyskał on korzystne warunki. Karol XII nie zaprzestawał wysiłków, aby zmienić te decyzje. Wśród intryg i przesileń w rządzie tureckim Porta dwukrotnie jeszcze wypowiedziała Rosji wojnę: w grudniu 1711 r. (aby zawrzeć pokój w kwietniu 1712r.) i ponownie w listopadzie 1712r. Do wznowienia działań wojennych jednak nie doszło. Porta wyczekiwała na wkroczenie Stenbocka do Polski, a szwedzki generał osaczony był na Pomorzu przez aliantów. Turcy, odzyskawszy Azow i Zaporoże, wycofali się ze swych żądań w sprawach bałtyckich. Ostateczny rosyjsko-turecki traktat pokojowy został na warunkach traktatu pruckiego podpisany 16 VI 1713 r. w Adrianopolu (Edirne). Zamknąwszy porachunki z Rosją Porta skierowała swój odwet ku Polsce. Już wyprawa z początku 1711 r. miała na celu utworzenie zależnej od Turcji Ukrainy. Celowi temu służył traktat prucki, pozbawiający Augusta II rosyjskiej pomocy. Wprawdzie wpływy Karola XII w Porcie upadły i doszło nawet do zbrojnego z nim zatargu (luty 1713), ale Turcja nadal uznawała królem Polski Leszczyńskiego, a nie Augusta II. Jesienią 1713 r zażądano oddania Ukrainy i poseł polski w Stambule został wzięty pod straż. Była to zapowiedź wojny, na którą gotowano wielkie zbrojenia. Ale znów Turcja straciła sposobny czas. Dalsze klęski Szwecji zmieniały układ sił na północy, a koniec wojny o sukcesję hiszpańską przywracał Austrii swobodę ruchów na wschodzie. Turcja uznała wreszcie Augusta II i odnowiła z Polską traktat karłowicki (22 IV 1714). Pozostawał najsłabszy przeciwnik - Wenecja, przeciw której postanowiono Użyć siły zgromadzone na wojnę z Polską. W Porcie rosły wpływy stambulskich Greków, a ich peloponescy pobratymcy źle się czuli pod rządami weneckimi. Zapalnym ogniskiem były też zachodnio-północne kresy tureckich Bałkanów. Mimo nadpruckiej klęski Rosjan utrzymywał się przez cztery lata podsycany przez Piotra I zbrojny opór Czarnogóry. Kiedy w 1714 r. Turcy rozbili wojsko Czarnogórców, powstańcy wraz ze swym przywódcą, władyką Daniłą Petrowiczem-Niegoszem schronili się na terytorium Wenecji. Turcja domagała się wydania władyki, a odmowa Wenecji stała się bezpośrednią przyczyną wojny wypowiedzianej przez Portę 9XII1714r. W 1715 r. Turcy zdobyli cały Poloponez, Wenecjanie stawiali natomiast silny opór w Dalmacji i Albanii. Republika nie mogła jednak podołać samotnej walce z imperium osmańskim. Wenecjanie czynili rozpaczliwe starania o wznowienie Świętej Ligi. Otrzymali niewielką pomoc morską od papieża i państw włoskich. Rosja i Polska zajęte własnymi sprawami i nie chciały się angażować. Pozostawała Austria. W Wiedniu ścierały się dwa stronnictwa, zwane hiszpańskim i niemieckim. Stronnictwo hiszpańskie kierowało uwagę Austrii ku sprawom włoskim. Stronnictwo niemieckie, na którego czele stał Eugeniusz Sabaudzki, dążyło do rozprawy z Turcją i ekspansji na Bałkanach. Karol VI wahał się między obu stronnictwami i czekał na wyklarowanie się sytuacji europejskiej. Dopiero gdy zmarł Ludwik XIV (listopad 1715) i gdy Austria zgromadziła na Węgrzech 80 tys. wojska, cesarz w kwietniu 1716 r. zawarł sojusz z Wenecją. Od przyciśniętej przez Turków Republiki Austria wytargowała sobie swobodę żeglugi na Adriatyku. Z początkiem czerwca Karol VI wypowiedział wojnę sułtanowi. Kiedy Eugeniusz Sabaudzki pokonał wezyra w walnej bitwie pod Petrovaradinem (5 VIII 1716) i zdobył Belgrad (sierpień 1717), znów zawrzało w bałkańskim kotle. Po stronie Austrii walczyli Serbowie. Antytureckie powstanie wybuchło w Bukareszcie. Część bojarów wołoskich przeszła na stronę Austrii i prosiła Karola VI o włączenie Wołoszczyzny do monarchii habsburskiej. Stronnictwo austriackie działało również w Mołdawii, którą wojska cesarskie opanowały po Seret. Tymczasem uwagę zwycięskiej na Bałkanach Austrii zaabsorbowały sprawy włoskie. W czerwcu 1718 r. Hiszpanie uderzyli na Sycylię. W lipcu tegoż roku cesarz i Wenecja, przy angielskiej mediacji, pośpiesznie zawarli z Turcją pokój w Pozarevacu (Passarowitz). W traktatach pokojowych (17 i 27 VII 1718) Austria uzyskała północną Serbię z Belgradem, Banat i Małą Wołoszczyznę oraz korzystną umowę handlową z Turcją. Wenecja poszerzyła Dalmację, ale utraciła Peloponez (Moreę). W wyniku wojen tureckich, mających na celu rewizję traktatu karłowickiego, Porta dokonała odwetu na Rosji i Wenecji. Sukces odniesiony nad Rosją miał się okazać przejściowy, natomiast Wenecja w sposób definitywny utraciła mocarstwowe znaczenie. Wenecki handel, wsparty dotychczas na zamorskich posiadłościach i sile floty wojennej, podupadł na rzecz Austrii i Greków. Głównym zwycięzcą była Austria, której ekspansja terytorialna sięgnęła na Bałkany poza granice Węgier i dla której otwarły się perspektywy ekspansji handlowej na Adriatyku i w Lewancie. Lata 1711-1714 przyniosły wreszcie zasadniczy zwrot w stosunkach polsko-tureckich. Był to ostatni zryw ekspansji osmańskiej na Ukrainę. Odtąd granica z 1699 r. nie będzie już kwestionowana, a interpretacja traktatu pruckiego przejdzie znamienną ewolucję. Klauzula, zabraniająca Rosji mieszania się w polskie sprawy i utrzymywania wojska na terenie Polski, miała zrazu służyć tureckiemu zamachowi na Ukrainę. W przyszłości klauzula ta będzie interpretowana jako turecka gwarancja niezawisłości Rzeczypospolitej. 8. Dalsze zmagania nad Bałtykiem i koniec Wojny Północnej (1712-1721) W czasie pobytu Karola XII w Benderach sytuacja Szwecji pogarszała się coraz bardziej. W latach 1712-1714 Rosjanie opanowali prawie całą Finlandię i na fińskim wybrzeżu, koło przylądka Hangö Udd, bałtycka flota Piotra I odniosła swoje pierwsze zwycięstwo (7 VIII 1714). Nie lepiej powodziło się Szwedom na zachodzie. W ciężkich walkach toczonych na terenie Pomorza i Meklemburgii z Duńczykami, Rosjanami i Sasami wprawdzie Stenbock bywał zwycięski, ale wreszcie osaczony w twierdzy Tonningen musiał skapitulować (maj 1713). Wkrótce przybyli nowi przeciwnicy. Koniec wojny sukcesyjnej hiszpańskiej rozwiązał ręce Hanowerowi i Prusom. Zrazu państwa te zachowywały jeszcze pozory neutralności, ale elektor hanowerski odkupił od Danii zdobyte na Szwedach Bremę i Verden, a król pruski zajął "w sekwestr" Szczecin (wrzesień 1714). W 1715 r. Hanower i Prusy przystąpiły już formalnie do wojny ze Szwecją. Utraciwszy nadzieję na pchnięcie Turcji przeciw Rosji, Karol XII w przebraniu kuriera przegalopował w listopadzie 1714 r. z Bender przez Węgry i Niemcy do Stralsundu. Był to już niemal ostatni bastion szwedzki na południowym wybrzeżu Bałtyku. Po roku Stralsund kapitulował (24 XII 1715). W przeddzień kapitulacji Karol XII zdołał przemknąć się morzem do Skanii. Na Bałtyku panowały floty: duńska, rosyjska i angielska. Utraciwszy wszystkie zamorskie prowincje Szwecja stała się poniekąd państwem lądowym. Państwo to nie było jeszcze wyczerpane. Właściwa Szwecja nie ucierpiała od działań wojennych, a Karol XII prowadził do 1709 r. wojnę głównie kosztem krajów podbitych. Powróciwszy do swojej ojczyzny król stłumił wszelkie objawy oporu, zawiesił działalność konstytucyjnych władz i zaprowadził surowy reżim wojennego absolutyzmu. Ustanowiono nowy urząd o nieograniczonych pełnomocnictwach - Deputację Zakupów. Deputacja wypuszczała obligacje skarbowe i monetę miedzianą o wysokiej wartości nominalnej, nakładała nowe podatki i przymusowe pożyczki, przeprowadzała pobory rekruta. Tym organem wojennej gospodarki kierował wygnany przez Duńczyków minister holsztyński, baron Georg Heinrich von Gortz. Zajął się on również polityką zagraniczną i stał się faktycznie pierwszym ministrem Karola XII. Koncepcją Gortza było pojednanie z Rosją, odstąpienie jej prowincji wschodnich i skierowanie całego wysiłku na zachód. Polityka ta opierała się na pogłębiających się rozdźwiękach między aliantami. Wypchnąwszy Szwedów za morze alianci naturalną rzeczy koleją zaczęli spierać się o łupy. Zdumiewało zwłaszcza i niepokoiło tak niespodziewane rozwielmożnienie się Rosji nad Bałtykiem i w północnych Niemczech. Zdobywszy szwedzkie Inflanty Piotr I nie zamierzał oddawać ich Augustowi II. Co więcej, Rosja faktycznie opanowała lenno Rzeczypospolitej - Kurlandię. Wyparłszy Szwedów z Kurlandii wojska rosyjskie okupowały to księstwo, a w 1710 r. Piotr I ożenił księcia kurlandzkiego Fryderyka Wilhelma ze swoją bratanicą Anną Iwanowną. Po rychłej śmierci księcia (1711) Rosjanie w imieniu wdowy rządzili Kurlandią. A niezależnie od suwerennych uprawnień Rzeczypospolitej mieli dynastyczne apetyty na to księstwo Wettinowie i Hohenzollernowie. Ciążyła wreszcie Augustowi II kuratela, którą Piotr I sprawował nad Polską. Chociaż przywrócony na tron rosyjskim orężem, August II stał się zdeklarowanym przeciwnikiem Piotra I. Podobne uczucia żywił drugi król-elektor, Jerzy I angielsko-hanowerski. Rosjanie od 1716 r. mocno usadowili się w sąsiadującej z Hanowerem Meklemburgii. Piotr I ożenił swoją drugą bratanicę, Katarzynę Iwanowną, z księciem meklemburskim Karolem Leopoldem. Wojska carskie okupowały księstwo, Rosjanie ingerowali w jego wewnętrzne sprawy i popierali roszczenia terytorialne Karola Leopolda. Opanowanie przez Rosję wschodnich portów bałtyckich oraz wyjście na Bałtyk handlowej i wojennej floty rosyjskiej nie podobało się też i angielskim poddanym króla Jerzego. Dokonał się więc antyrosyjski zwrot w brytyjsko-hanowerskiej polityce. Również Danię niepokoiło żywe zainteresowanie Rosji sprawą Holsztynu, którego niezawisłość chciał Piotr I utrzymać. Wreszcie Karol VI miał porachunki z carem, który pozostawał w kontaktach z Rakoczym, skazał na śmierć swego syna, a cesarskiego szwagra carewicza Aleksego, trzymał wojska w sąsiadującej Polsce i okupował podległą cesarskiej zwierzchności Meklemburgię. Gortz starał się rozdmuchiwać wszelkie ogniska niepokoju w Europie i nawiązywał stosunki z różnymi emigrantami politycznymi, jak Leszczyński, pomazepińska Kozaczyzna, jakobici, zwolennicy Rakoczego. Spotykał się tu z równie pomysłową i pogmatwaną polityką Alberoniego. Wyłaniała się z tego wizja zupełnie nowego porządku w Europie, opartego na współdziałaniu Szwecji, Rosji, Hiszpanii, Francji i Turcji, czego wynikiem miała być jakobicka Anglia, hiszpańska Italia, Węgry Rakoczego, Polska Leszczyńskiego i szwedzko-rosyjskie kondominium na Bałtyku. Na razie Szwecja miała jedynie odnowiony przez Ludwika XIV w 1715 r. sojusz z Francją. Za czasów regencji sojusz ten tracił znaczenie, ale Piotr I również zwrócił wzrok ku Francji. W latach 1716-1717 car odbył swą drugą podróż na Zachód. Odwiedził Paryż i oświadczył regentowi: "Chcę wam zastąpić Szwecję", co oznaczało zachętę do podjęcia antycesarskiej i antyangielskiej polityki Ludwika XIV. Filip Orleański nie zamierzał zerwać z "angielskim systemem", ale w sierpniu 1717 r. został podpisany w Amsterdamie ogólnikowy traktat rosyjsko-francuski; Francja obiecywała swoje usługi w rokowaniach pokojowych między Rosją a Szwecją. W 1717 r. Rosja wstrzymała działania wojenne przeciw Szwecji, a w maju 1718 r. Gortz i pełnomocnik cara Ostermann rozpoczęli na Wyspach Alandzkich rosyjsko-szwedzkie rokowania pokojowe. Szwecja miała odstąpić Rosji Inflanty, Estonię, Ingrię i część Karelii. W zamian za to Rosja zwróciłaby Finlandię i udzieliła pomocy Szwecji w wojnie z Hanowerem (o Bremę i Verden) i Danią (o Holsztyn i Norwegię). Mówiono również o detronizacji Augusta II i powrocie na polski tron Leszczyńskiego. Rokowania na Wyspach Alandzkich odbywały się w czasie, kiedy cesarz zajęty był wojną z Turcją, a Hiszpania uderzyła na Sycylię. Sytuacja w Europie była wyjątkowo płynna i obfitująca w miraże. Nie czekając na wynik negocjacji Gortza Karol XII wyruszył na podbój Norwegii. Są przypuszczenia, że dalszym zamiarem była inwazja na Wielką Brytanię w celu restauracji Stuartów. Kiedy 30 XI 1718 r z okopów pod Fredrikshald król obserwował prace oblężnicze, kula ugodziła go w skroń. Przypuszcza się, że Karol XII padł ofiarą mordu politycznego. W Szwecji też istniała sprawa sukcesyjna. Król był bezdzietny i do następstwa po nim pretendowali:szwagier, Fryderyk książę heski, oraz siostrzeniec, Karol Fryderyk książę holsztyński. Nagły zgon Karola XII przyniósł klęskę partii holsztyńskiej. W Szwecji dokonał się oligarchiczny przewrót i Gortz, oskarżony o despotyczne rządy, został skazany na ścięcie. Rokowania na Wyspach Alandzkich zerwano i w polityce Szwecji nastąpił zwrot antyrosyjski. Po śmierci Karola XII, zakończeniu wojny tureckiej i zlikwidowaniu odwetowej polityki Alberoniego zaczęto montować w Europie wielką koalicję przeciw Rosji. W styczniu 1719 r Karol VI, Jerzy I i August II (jako elektor saski) zawarli w Wiedniu przymierze, aby zmusić Rosję do wycofania wojsk z Niemiec i z Polski oraz zobowiązać ją do nieingerowania w wewnętrzne sprawy tych krajów. Cesarz upoważnił Hanower do okupowania Meklemburgii. Dawni alianci Rosji wstrzymali działania wojenne przeciw Szwecji i kolejno zawierali z nią traktaty pokojowe. Na mocy tych traktatów Hanower otrzymał Bremę i Verden (listopad 1719), Prusy - część szwedzkiego Pomorza ze Szczecinem oraz wyspy Uznam i Wolin (styczeń 1720), Dania - rezygnację Szwecji z wolności od ceł w Sundzie i wolną rękę w Holsztynie (czerwiec - lipiec 1720). Za cenę tych ustępstw Szwedzi spodziewali się uzyskać pomoc przeciw Rosji. Główną rolę w rokowaniach pokojowych odegrała Anglia i ona wysunęła się na czoło w akcji przestawiania antyszwedzkiej ligi na sojusz antyrosyjski. W lecie 1719r. wypłynęła na Bałtyk eskadra admirała Norrisa mająca zamknąć flotę rosyjską w Zatoce Fińskiej. Powtarzano tę operację w 1720 i 1721 r., ale zawsze bezskutecznie. Rosja wznowiła działania przeciw Szwecji i dokonywała nękających desantów na jej wschodnim wybrzeżu. Piotr I wycofał natomiast swoje wojska z Meklemburgii i z Polski (1719). Rozładowało to antyrosyjskie nastroje w Rzeczypospolitej, która na sejmach z lat 1719-1720 odmówiła przystąpienia do traktatu wiedeńskiego. Również cesarz zadowolił się ewakuacją Meklemburgii i niepokoiło go z kolei umocnienie się w tym księstwie pozycji Hanoweru. Prusy zdecydowanie przeszły na stronę Rosji. Wizja antyrosyjskiej wyprawy Szwedów, Hesów, Anglików, Hanowerczyków, Austriaków, Sasów, Polaków, Kozaków i Tatarów rozwiała się tak jak wiele innych kombinacji ery zmiennych przymierzy. Po dwunastu latach zaowocowało zwycięstwo połtawskie i Europa musiała się pogodzić z wielkomocarstwowym statusem Rosji Piotra I. Za pośrednictwem Francji został podpisany 10 IX 1721 r. w fińskim mieście Nystad traktat pokoju między Rosją a Szwecją. Rosja otrzymała Inflanty, Estonię, Ingrię i część Karelii z wybrzeżem morskim od Rygi po Wyborg oraz wyspami Ozylią i Dago. Szwecja uzyskała zwrot Finlandii, wypłacenie 2 mln jefimek (talarów rosyjskich) odszkodowania oraz zobowiązanie niepopierania przez Rosję roszczeń do tronu szwedzkiego księcia holsztyńskiego, narzeczonego córki Piotra I Anny. W traktatach z lat 1719-1721 pożywili się kosztem Szwecji wszyscy uczestnicy Ligi Północnej, z wyjątkiem Augusta II. Główny inicjator antyszwedzkiego aliansu nie tylko nic nie zyskał, ale będące saskim celem wojny Inflanty przeszły z rąk słabnącej Szwecji pod panowaniem potężniejącej Rosji. Odtąd polsko-saskie roszczenia do Inflant stały się zupełną fikcją. Ponadto Rzeczpospolita faktycznie utraciła na rzecz Rosji zwierzchność nad Kurlandią. Polska wyszła z wojny północnej skrajnie wyczerpana wieloletnią gospodarką obcych wojsk na jej terenie, wojną domową i klęskami elementarnymi (nieurodzaje, epidemia dżumy). W latach dwukrólewia pogłębiło się polityczne rozdarcie kraju ("Od Sasa do Lasa", - Leszczyńskiego) i nastała era zachwiania suwerenności Rzeczypospolitej. Polska i Saksonia nie zawarły pokoju ze Szwecją. Na przeszkodzie stała sprawa Inflant, odszkodowań wojennych i Leszczyńskiego. Wreszcie uznano, jakoby stan wojny nigdy nie istniał, i sklecono akty "odnowienia przyjaźni" między Szwecją a Saksonią (1729) oraz między Szwecją a Polską (1732). Ten ostatni, na skutek ustawicznego zrywania polskich sejmów, nigdy nie doczekał się ratyfikacji, ale nie miało to znaczenia. Podobnie jak z Turcją ustaliły się na cały wiek XVIII pokojowe i dobrosąsiedzkie stosunki między Polską a Szwecją, dwoma krajami, które poniosły w wojnie północnej klęskę, pierwszy polityczną, a drugi militarną. Klęska Szwecji przyniosła definitywny kres "ery mocarstwowej" w jej dziejach. Wielkomocarstwowa polityka kraju liczącego 1,5 mln mieszkańców okazała się na progu XVIII w. anachroniczna. Po utraceniu zdobytych w XVI i XVII w. południowych prowincji ostała się jednak właściwa Szwecja wraz z Finlandią jako żywotne państwo zajmujące na mapie Europy miejsce stosowne do jego demograficznego i ekonomicznego potencjału. Wielkim zwycięzcą wojny północnej był Piotr I. Poza wywalczeniem dla Rosji rangi europejskiego mocarstwa i uzyskaniem upragnionego okna na morze, car traktatem nysztadzkim posiadł nowych poddanych: niemieckie mieszczaństwo portów bałtyckich oraz niemiecką szlachtę Inflant i Estonii. Odtąd Piotr I miał przy swym boku nie tylko ubranych po niemiecku Rosjan i licznie sprowadzanych z zagranicy cudzoziemców, lecz również zastęp bałtyckich baronów, którzy mieli odegrać istotną rolę w administracji i armii Rosji XVIII w. Rozdział czwarty Nowy układ stosunków w Europie Wschodniej 1. Cesarstwo rosyjskie Piotra I Po pokoju nysztadzkim Piotr I przyjął tytuł Imperatora Wszechrosji i państwo carów przybrało nazwę Cesarstwa Rosyjskiego (1721). Było to uwieńczenie zwycięskiej wojny i dzieła wewnętrznej przebudowy państwa. Reformy Piotra I, podjęte zaraz po powrocie z pierwszej podróży na Zachód, dzielą się na dwa etapy. Do bitwy pod Połtawą (1709) nad wszystkimi poczynaniami cara dominował wysiłek wojenny. W dziedzinie spraw ustrojowych podejmowano reformy w sposób niezbyt systematyczny, niekiedy wręcz chaotycznie. Już w 1699 r. car-nowator powołał do życia tzw. Kancelarię Bliską (Bliżnaja Kancelarja), co stanowiło ważny krok w drodze do całkowitej likwidacji Dumy Bojarskiej. Piotr kreował ministrów zasiadających w radach gabinetowych, ale obok tego istniały dawne prikazy. Moskwa otrzymała Izbę Burmistrzowską (1699), przemianowaną niebawem na Ratusz, a w pozostałych miastach utworzono obieralne izby ziemskie (członkowie ich byli zwani burmistrzami). Dążenie do utworzenia na zachodnią modłę samorządu miejskiego było próbą przeszczepienia na rosyjski grunt instytucji, które na Zachodzie stały się już zawadą w drodze do budowy scentralizowanego państwa absolutnego. Toteż centralista i absolutysta Piotr rychło przekształcił samorządy miejskie w organy państwowego fiskalizmu, a później podporządkował je administracji centralnej i gubernialnej. Podniósł jednak pozycję mieszczan i dał im możność posługiwania się w przemyśle pracą pańszczyźnianych chłopów. W warunkach rosyjskich służyło to lepiej gospodarczej mobilizacji niż samorządy miejskie. Prowizoryczny charakter miały również pierwsze reformy kościelne. Po zawieszeniu działalności moskiewskiego patriarchatu (1700) ustanowiono zarząd tymczasowy i przywrócono Prikaz Monasterski, którego głównym zadaniem była częściowa sekularyzacja rozległych dóbr klasztornych. Duchowieństwo i mieszczaństwo miało świadczyć na rzecz państwa i jego mobilizacyjnego wysiłku. Wojenne potrzeby podsycały niechęć Piotra I do "próżniaczego" kleru zakonnego. Największym osiągnięciem przedpołtawskich lat była budowa wojennego przemysłu i reforma armii. Po zniesieniu szlacheckiego pospolitego ruszenia, strzelców i wojsk zaciężnych, opierała się ona na regularnym poborze chłopskiego rekruta. Państwo dawało żołnierzom umundurowanie i ekwipunek, ale żywności i furażu dostarczała ludność chłopska. Aby zapełnić skarb, przeprowadzono reformę pieniądza, zmniejszając ilość srebra w monetach (1701-1703). Z dużą pomysłowością nakładano nowe podatki, np. od łaźni, okien, drzwi, nawet od zezwolenia na noszenie bród. W tym wszystkim było wiele wojennej improwizacji. Trwałe jednak następstwo przedpołtawskich lat stanowił znaczny wzrost obciążenia chłopów na rzecz państwa. Początek gruntownej i systematycznej przebudowy ustroju państwa wiąże się z powołaniem Senatu Rządzącego (1711) i przeniesieniem stolicy z Moskwy do Petersburga (1712). Ażeby zaludnić to miasto, stosowano przymusowe przesiedlenia. Piotr I wydał zakaz budownictwa murowanego w całej Rosji z wyjątkiem Petersburga, co spowodowało napływ architektów i rzemieślników do nowej stolicy. Wznoszono przede wszystkim monumentalne gmachy państwowe, siedziby władz oraz warsztaty dla armii i floty. Moskwa była dla cara symbolem starej Rusi - bojarskiej i cerkiewnej, brodatej, szubiastej, ociężałej, konserwatywnej. Z granitowych gmachów Petersburga miała na cały kraj emanować nowatorska energia nowej Rosji. Piotr I nauczył się od Szwedów nie tylko sztuki wojennej; interesował się również żywo organizacją tego państwa. Za czasów Karola XI i Karola XII niewielkie znaczenie miał sejm. Silną strukturę stanowił natomiast aparat biurokratyczny zbudowany na zasadzie kolegializmu: Rada Stanu, czyli Senat, z podporządkowanymi mu kolegialnymi ministerstwami. Ze szwedzkimi regulaminami zapoznał Piotra Niemiec w holsztyńskiej, a potem rosyjskiej służbie, Heinrich Fick. Piotr I również bacznie obserwował sprawną biurokrację brandenbursko-pruską, zbudowaną także na zasadzie kolegializmu i sporo czerpiącą ze szwedzkich wzorów. Wśród zalecających kolegializm doradców cara znalazł się sam Leibniz. Wyruszając na wojnę z Turcją Piotr I zniósł Dumę Bojarską i na jej miejsce utworzył Senat Rządzący. Początkowo miał to być organ zastępujący nieobecnego cara, po powrocie znad Prutu Piotr I przekształcił jednak Senat Rządzący w instytucję stałą. W przeciwieństwie do Dumy Bojarskiej Senat składał się z niewielkiej liczby (dziewięciu) osób wyznaczonych przez cara niezależnie od ich pochodzenia. Senat miał zwierzchność nad całą administracją, przygotowywał projekty ustaw i stanowił najwyższy sąd. Aby ulżyć przeciążonemu pracą Senatowi i zaprowadzić w administracji racjonalny podział kompetencji, Piotr I zniósł chaotyczne prikazy i ustanowił w 1718 r. 9 kolegiów, których liczba wzrosła potem do 11. Były to: Kolegium Wojskowe, Admiralicja, Spraw Zagranicznych (te trzy stanowiły grupę "wyższych kolegiów państwowych"), Dochodów Państwowych (Kamer-kollegia), Wydatków Państwowych (Stats-kontor-kollegia), Kontroli Dochodów i Wydatków Państwowych ( Rewizjon-kollegia), Górnictwa (Berg-kollegia), Manufaktur (Manufaktur-kollegia), Handlu (Kommerc-kollegia), Sprawiedliwości (Justic-kollegia), Dóbr Rodowych ( Wotczinnaja Kollegia). W kolegiach, składających się z 10 osób (przewodniczącego, wiceprezesa, 4 radców i4 asesorów), podejmowano decyzje większością głosów. Początkowo wszyscy prezesi kolegiów zasiadali w Senacie Rządzącym. Piotr I uznał jednak, że utrudnia to kontrolę pracy kolegiów i w 1722 r. odwołał ich z Senatu, poza prezesami trzech "wyższych kolegiów". W tym samym roku car powołał najwyższy w państwie urząd generał-prokuratora, który miał "czujnie śledzić" działalność Senatu. Miał on pod sobą prokuratorów, którzy kontrolowali działalność kolegiów. Obok tego aparatu dozoru prokuratorskiego istniał od początku utworzenia kolegialnej biurokracji rozbudowany aparat tajnego nadzoru finansów. Przy Senacie urzędował oberfiskał, któremu podlegali fiskalowie kontrolujący wszystkie szczeble administracji. Wreszcie w twierdzy pietropawłowskiej mieściła się Tajna Kancelaria, czyli urząd bezpieczeństwa z aparatem śledczym i inkwizycyjnym przeznaczonym do ścigania przestępstw politycznych. W 1721 r. Piotr I zdecydował się na przeprowadzenie radykalnej reformy władz kościelnych, formalnie znosząc wakujący od 20 lat urząd patriarchy moskiewskiego i pryncypialnie uchylając zasadę zwierzchności patriarchy moskiewskiego nad prawosławną Cerkwią w Rosji. Doradcą cesarza w sprawach kościelnych był arcybiskup nowogrodzki Fieofan Prokopowicz, podobnie jak Stiepan Jaworski i wielu popieranych przez Piotra dygnitarzy cerkiewnych wywodzący się z Akademii Mohylańskiej w Kijowie. Człowiek gruntownie wykształcony i żywiący cichą sympatię do luteranizmu, zwolennik władzy absolutnej i zwierzchności państwa nad Kościołem, Prokopowicz ułożył Regulamin Duchowny i swoje poglądy rozwinął w traktacie Prawda woli monarszej. Według tych zasad został utworzony na wzór konsystorzy ewangelickich Najświętszy Synod (zwany też Kolegium Duchownym), w którym zasiadali wyznaczeni przez cesarza biskupi i metropolici w obecności świeckiego aberprokuratora, rzecznika woli monarszej, który z czasem stał się przewodniczącym Najświętszego Synodu. Odtąd cesarz był faktycznie głową rosyjskiej Cerkwi. Piotr I surowo zakazał przechodzenia z prawosławia na inne wyznanie, zwalczał Unię i starowierców (raskolników), obcym wyznaniom przyznał natomiast pełną tolerancję i pozwolił budować kościoły. W zakresie administracji prowincjonalnej było sporo nietrwałych eksperymentów. Po powstaniu Kozaków dońskich w 1708 r. cały kraj został podzielony na 8 guberni, na których czele stali gubernatorzy o szerokiej władzy wojskowej, finansowej i policyjnej. W 1713 r. przydano gubernatorom ciała doradcze - Landraty, których członkowie byli teoretycznie wybierani przez szlachtę, ale w praktyce landratów mianował Senat na wniosek gubernatorów. Ogromne gubernie okazały się zbyt ociężałymi jednostkami administracji lokalnej. Zwiększono ich liczbę o 19, ale przemienionoje w obwody wojskowe i gubernatorzy zachowali jedynie zarząd spraw wojskowych. W 1719 r. kraj podzielono na około 50 prowincji, na których czele stali mianowani przez Senat wojewodowie. Kierowali oni licznym personelem urzędniczym. Poza sprawami wojskowymi wojewodowie znosili się bezpośrednio z władzami centralnymi w Petersburgu. Scentralizowana została również administracja miejska. Wydany w 1720 r. Regulamin Magistratu powołał w Petersburgu Główny Magistrat, od którego uzależniono magistraty miast prowincjonalnych. Po powstaniu Mazepy rząd carski stopniowo znosił instytucje hetmańskie na Ukrainie Lewobrzeżnej (tzw. Hetmańszczyźnie) upodabniając jej administrację do ogólnorosyjskiej. W 1722 r. zarząd kraju objęło Kolegium Małorosyjskie. Piotr I wszystkim urzędnikom wyznaczył stałe pensje, co było w Rosji rzeczą zupełnie nową. Miało to zapobiec przekupstwu i zdzierstwu. Mimo dozoru fiskałów i prokuratorów młoda biurokracja nie była jednak ani zbyt sprawna, ani zbyt uczciwa. Rozbudowa administracji prowincjonalnej służyła głównie celom wojskowym i fiskalnym. W celach podatkowych przeprowadzano spisy ludności i w 1718 r. Piotr I wprowadził pogłówne (80 kopiejek od każdej "duszy chłopskiej" płci męskiej). W latach 1710-1724 dochody państwa wzrosły z 3400 tys. rubli do 8500 tys. (w czym na pogłówne przypadało 4600 tys.). było to nowe wielkie obciążenie chłopów, a w związku z poborem pogłównego zaostrzono również i rozszerzono rygory poddaństwa osobistego. Mimo rozbudowy kosztownego aparatu administracji nie mogła ona sprostać zadaniom fiskalnym i od 1722 r. podatki były egzekwowane bezpośrednio przez wojsko. Jakkolwiek przede wszystkim na chłopskich barkach ciążyły podatki, szarwarki przy robotach publicznych i dożywotni pobór w rekruty, również i szlachta poczuła na sobie ciężar wojskowo-biurokratycznego absolutyzmu Piotra. Car-nowator nie zapomniał o tym, że szlachta rosyjska to byli od wieków ludzie służebni (slużyły je ludi). Obowiązek służby uległ w drugiej połowie XVII w. pewnemu rozluźnieniu, a sam i Piotr zniósł powszechną powinność wojskową szlachty Na miejsce doraźnego pospolitego ruszenia wprowadził dożywotnią służbę rzeczywistą. Najpierw ujednolicił status prawny szlachty. Ukazem z 1714 r. car zniósł podział na wotczyny (własność bezwarunkowa i dziedziczna, przeważnie bojarska) i pomiestia (własność warunkowa, dożywotnia, przeważnie dworiańska), wszystkie dobra ziemskie uznając za wotczyny. W ten sposób znikła różnica prawna między bojarami a dworianami i powstał jednolity stan szlachecki. Ażeby ustabilizować stan majątkowy szlachty car zakazał dzielenia dóbr ziemskich, które miały być w całości przekazywane tylko jednemu z synów. W 1722 r. wydano tabelę rang ustalając 14 stopni (czynów) w armii i flocie (od chorążego i konstabla do feldmarszałka i generał-admirała) oraz w administracji (od rejestratora kolegialnego do kanclerza). Cała szlachta była zobowiązana do dożywotniej służby i wszyscy musieli zaczynać od najniższego czynu. A jeszcze wcześniej zaczynał się przymus szkolny (od dziesiątego do piętnastego roku życia), po czym służba w gwardii w charakterze prostego żołnierza lub we flocie w charakterze prostego marynarza. Dla młodego szlachcica pozostał jedynie wybór między armią, flotą lub służbą cywilną. Tabela rang przewidywała również awans dla ludzi spoza szlachty, bowiem osiągnięcie jedenastego czynu umożliwiało uzyskanie dziedzicznego szlachectwa. Reforma stanu szlacheckiego i tabela rang przyniosły degradację bojarów oraz awans społeczny dworiaństwa, połączony jednak z trwałym rygorem służby. Dobra szlachcica uchylającego się od służby ulegały konfiskacie. Za panowania Piotra I obok tracących znaczenie starych rodów bojarskich wyrosła nowa arystokracja i nowa elita władzy. Car nadawał wielkie majątki ziemskie, najwyższe godności państwowe i arystokratyczne tytuły swym zaufanym współpracownikom, niezależnie od ich pochodzenia. Na potentatów wyrośli tacy ludzie "niskiego pochodzenia", jak Mienszykow, Jagużyński czy Szafirow. Najbardziej zawrotną karierę zrobiła litewska chłopka Marta Skawrońska, która jako Katarzyna Aleksiejewna ze służącej w domu inflanckiego pastora, poprzez biwakowe usługi u feldmarszałka Szeremietiewa i Mienszykowa trafiła do sypialni Piotra. Ukazem z 1711 r. Katarzyna została uznana żoną cara, a w 1724 r. koronowana na cesarzową. W nowej elicie nie brakło oczywiście cudzoziemców. Po utworzeniu kolegiów przez czas pewien ich przewodniczącymi z reguły byli Rosjanie, zastępcami zaś przewodniczących cudzoziemcy Zmarli przyjaciele i mentorzy młodości Piotra: Lefort i Gordon. Przyszło nowe pokolenie Ostermanna i Munnicha. Na starą i nową, rosyjską i cudzoziemską arystokrację stołeczną nałożył Piotr I obowiązek życia towarzyskiego. Wszyscy wielmoże musieli kolejno urządzać wystawne przyjęcia z udziałem cesarza. Polerowały się tak rosyjskie obyczaje, ale szerzył się i rujnujący zbytek. Cywilizując dorosłych na "assamblach", starał się Piotr I równocześnie o edukację młodzieży i o rozbudowę szkolnictwa o praktycznym nastawieniu. W latach 1701-1715 car założył Szkołę Nawigacji (przemienioną później w Akademię Morską), Szkołę Artyleryjską, Szkołę Inżynieryjną i Szkołę Medyczną. W Karelii i na Uralu otwarto szkoły górniczo-hutnicze. Akademia Morska dostarczała nauczycieli do pierwszych rosyjskich państwowych szkół elementarnych, tzw. cyfirnych (rachunkowych), których w 1722 r. było 52 (z około 2 tys. uczniów). Ta impreza, pozostająca w zarządzie Admiralicji, nie okazała się trwała. Bardziej rozwinęły się prowadzone przez duchowieństwo szkoły diecezjalne. W Holandii i w Moskwie drukowano dla szlacheckiej młodzieży podręczniki dobierane według upodobań Piotra, a więc głównie z zakresu arytmetyki, nawigacji, astronomii. Od 1710 r. wprowadzono w druku nowe liternictwo, tzw. grażdankę, bardziej uproszczoną niż cerkiewna cyrylica. Car sam przyłożył ręki do druku pierwszej rosyjskiej gazety (1703). Popierał naukowe ekspedycje geograficzne. Wreszcie, idąc za radami Leibniza i Christiana Wolffa, założył w Petersburgu Akademię Nauk (1724), która została otwarta już po jego śmierci (1725). W dziedzinie spraw gospodarczych Piotr I szczególnie dbał o budowę kanałów, rozwój hutnictwa i przemysłu stoczniowego. Entuzjasta Holandii, chciał swoje olbrzymie cesarstwo spiąć siecią dróg wodnych. Po połączeniu dorzecza Wołgi z Bałtykiem (Kanał Wyszniewołocki) rozpoczęto prace nad kanałem okrężnym wokół burzliwego jeziora Ładoga. Opracowano też wiele nie zrealizowanych projektów budowy kanałów. Podstawowe znaczenie miał jednak fakt, że huty uralskie zostały połączone drogą wodną z Petersburgiem. Wielki rozwój uralskich kopalni i hut sprawił, że pod koniec panowania Piotra I rosyjski wytop surówki osiągnął 20 tys. ton rocznie i Rosja stała się eksporterem żelaza. Poza żelazem podstawowymi artykułami eksportu rosyjskiego było drzewo, konopie i len. W związku z opanowaniem wybrzeża bałtyckiego rozwinął się bardzo handel morski. O ile w 1701 r. zawinęły do Archangielska 103 zagraniczne okręty, w 1725 r. do rosyjskich portów bałtyckich (Petersburg, Narwa, Ryga, Rewel, Wyborg) wpłynęło 914 okrętów, a do Archangielska 32. Merkantylistyczna polityka gospodarcza doprowadziła do wysoce dodatniego bilansu handlu zagranicznego Rosji. Pod koniec panowania Piotra I wartość eksportu szacuje się na 4,2 mln rubli, importu zaś na 2,1 mln. Największym przedsiębiorstwem przemysłowym była stocznia Admiralicji w Petersburgu, która zatrudniała około 10 tys. robotników. Na schyłku panowania Piotra I Rosja dysponowała najsilniejszą flotą wojenną na Bałtyku oraz 200 tys. wojska, w czym 130 tys. przypadało na regularne pułki liniowe. Ostatni raz użył cesarz swej armii przeciw Persom. Korzystając z najazdu Afgańczyków na Iran i ubiegając zakusy Turcji, Piotr I w latach 1722-1723 podbił zachodnie i południowe wybrzeże Morza Kaspijskiego (Derbent, Baku, Reszt aż do Astarabat). Ziemie te odstąpiła Persja traktatem pokojowym podpisanym w Petersburgu (23 IX 1723). Zdobycze te okazały się nietrwałe i w 10 lat po śmierci Piotra Rosja miała je zwrócić (traktatami z lat 1732 i 1735). Cesarz wytyczył jednak kierunek zakaukaskiej ekspansji i nowymi laurami przyozdobił swą imperatorską koronę. Poza podbojami terytorialnymi Rosja za czasów Piotra I uzyskała wielkie wpływy polityczne w Polsce w Kurlandii, Meklemburgii, Holsztynie, Szwecji, wśród narodów bałkańskich i na Zakaukaziu. Posługując się prawosławiem, dynastycznymi małżeństwami, wojskiem, rublami i bardzo sprawną służbą dyplomatyczną, Piotr I głęboko wnikał w wewnętrzne sprawy tych krajów. Prowadził politykę prawdziwie imperialną. Dzieło panowania pierwszego cesarza Rosji było imponujące. Monarsze ukazy nie mogły jednak z dnia na dzień zmienić społecznej rzeczywistości i przeobrazić Rosjan w naród żeglarzy i inżynierów, na obraz i podobieństwo cara - cieśli okrętowego, nawigatora i budowniczego. Reformując Rosję w gorączkowym pośpiechu i nieraz w sposób powierzchowny, Piotr I na wszystkich dziedzinach życia wycisnął piętno swojej niezwykłej osobowości. Ale czy tak osobiste dzieło będzie mogło przetrwać, gdy przestanie działać napędowy motor "woli monarszej"? Piotr I w pierwszym okresie reform próbował uruchomić ciała samorządowe (izby ziemskie, Landraty), podejmował projekty kodyfikacji praw i utworzenia niezależnego od administracji sądownictwa. Próby te zostały zaniechane. W zakresie kodyfikacji powstał jedynie Kodeks Wojskowy (1715) i surowe artykuły kryminalne tego kodeksu zastosowano do całej ludności. Rosja żyła poniekąd pod prawem wojennym, w warunkach wytężonej mobilizacji i szczytowego nasilenia samodzierżawia. Potęga cesarstwa wyrosła kosztem ogromnego ucisku mas chłopskich, które, podburzane przez popów i raskolników, przeklinały po cichu cara-antychrysta i jego cudzoziemskie zberezeństwa. Podobnie myślano na drugim krańcu społecznej drabiny, w bojarskich dworach. Narastał konflikt między moskiewską Rusią a z niemiecka przybraną petersburską Rosją. Konflikt ten uwidocznił się nawet wewnątrz carskiej rodziny. Następcą tronu był syn Piotra z pierwszego małżeństwa, carewicz Aleksy. Na próżno ojciec dawał mu niemieckich preceptorów, ożenił go z księżniczką brunszwicką i chciał z niego zrobić żołnierza. Carewicz był apatyczny, miał pociąg do popów i starych obyczajów, a żywił wstręt do floty i wszelkich innowacji. Wiązała z nim swoje nadzieje bojarska i cerkiewna reakcja. Toteż skoro Piotr z małżeństwa z Katarzyną doczekał się syna Piotra Piotrowicza, zmusił Aleksego, aby wstąpił do klasztoru (1715). Carewicz, za namową swoich zwolenników, zbiegł w 1717 r. do Wiednia (cesarz Karol VI był jego szwagrem). Podstępnie sprowadzony do Rosji i katowany w Tajnej Kancelarii, Aleksy przyznał się do spisku. Piotr I, za pośrednictwem specjalnego trybunału złożonego z generalicji, Senatu i Najświętszego Synodu, kazał syna stracić (7 VII 1718). Wkrótce jednak umarł czteroletni Piotr (1719) i car nie doczekał się już syna. Ukazem z 5 lutego 1722 r. postanowił, że o następstwie tronu w Rosji decyduje ostatnia wola panującego nieskrępowana żadnym prawem dynastycznym. W pełni sił, w wieku 53 lat, Piotr I zmarł po krótkiej chorobie o gwałtownym przebiegu (8 II 1725). Testamentu nie pozostawił. Sprawa sukcesji tronu była otwarta. 2. Zachwianie i przywrócenie samodzierżawia w Rosji (1725-1730). Bironowszczyzna (1730-1740) Jedynym męskim potomkiem Piotra I był jego wnuk, a syn straconego carewicza Aleksego - Piotr Aleksiejewicz. Golicynowie, Dołgorukowie i inne magnackie rody spodziewały się uchwycić władzę przy małoletnim cesarzu, przywrócić Dumę Bojarską i obalić reformy Piotra I. Ale dawni współpracownicy Piotra I skupili się wokół Mienszykowa, który jako przewodniczący Kolegium Wojskowego miał pod swoją komendą gwardię cesarską. Pułk preobrażeński otoczył pałac, w którym deliberowano nad sukcesją i wdowę po Piotrze proklamowano cesarzową Katarzyną I (1725-1727). Mienszykow był jej faworytem i stał się faktycznym dyktatorem. Obawiając się wybujałych ambicji Mienszykowa inni współpracownicy Piotra I (Tołstoj i Apraksin) zawarli z oligarchią bojarską kompromis, w którego wyniku sukcesorem Katarzyny uznano Piotra Aleksiejewicza, a w wypadku jego bezpotomnej śmierci następstwo tronu miało przejść na córki Katarzyny: Elżbietę i Annę. Mienszykow zabezpieczył się na przyszłość, zaręczając Piotra ze swoją córką Marią. W następstwie kompromisu między nową a starą arystokracją utworzono Najwyższą Tajną Radę, której podlegały trzy wyższe kolegia (Wojskowe, Admiralicji i Spraw Zagranicznych). Senat utracił nazwę "rządzący", którą zastąpiono terminem "wysoki". Najwyższa Tajna Rada była organem rządów oligarchii, w obrębie której równoważyły się wpływy nowej i starej arystokracji. Katarzyna I niewiele zajmowała się sprawami państwa. Jej krótkie panowanie stanowiło niejako zawieszenie broni w walce o władzę i o "petersburską" czy "moskiewską" koncepcję państwa. Po śmierci Katarzyny I (6 V 1727) cesarzem został dwunastoletni Piotr II (1727-1730), a Najwyższa Tajna Rada objęła regencję. Początkowo dominująca była pozycja Mienszykowa, ale po paru miesiącach jego przeciwnicy pozyskali pułki gwardyjskie i dokonali zamachu stanu. Mienszykow został zesłany na Syberię i jego zwolenników usunięto z Rady, w której przewagę zyskali Golicynowie i Dołgorukowie. Zerwano oczywiście zaręczyny Piotra II z Marią i zaręczono go z Katarzyną, córką Aleksieja Dołgorukiego. Stolica została przeniesiona z Petersburga do Moskwy. Zniesiono Tajną Kancelarię, Główny Magistrat oraz ustanowioną przez Piotra I administrację prowincjonalną. Przywrócono instytucje z XVII w. i wojewodowie uzyskali dużą niezależność. Młody cesarz większość czasu spędzał na polowaniach w podmoskiewskich lasach, w czym towarzyszyli mu wszyscy członkowie Najwyższej Tajnej Rady. Zwycięstwo bojarskiej Rusi miał przypieczętować ślub Piotra z Katarzyną Dołgoruką, wyznaczony na 29I1730 r. Na ślub cesarza zebrali się w Moskwie dygnitarze i tłumnie zjechała szlachta. Ale w wyznaczonym na obrządek dniu Piotr II zmarł na ospę. W ostatniej chwili Aleksiej Dołgoruki uzyskał podpis cesarza wyznaczający Katarzynę jego następczynią. Większość członków Najwyższej Tajnej Rady poparła jednak Dymitra Golicyna, który korzystając z kryzysu dynastycznego podjął próbę podważenia samodzierżawia. Tron zaproponowano bratanicy Piotra I, owdowiałej księżnej kurlandzkiej Annie Iwanownej. Wzorując się na przykładzie danym w 1719 r. przez oligarchię szwedzką, ową elekcję związano z przyjęciem przez elektkę wstępnych warunków. Golicyn ułożył "kondycje", według których cesarzowa miała współrządzić z Najwyższą Tajną Radą. Bez zgody Rady nie mogła wyjść za mąż ani wyznaczyć następcy, wypowiedzieć wojny ani zawrzeć pokoju, mianować oficerów powyżej rangi pułkownika, nadawać czy konfiskować dóbr. Przy Radzie pozostawało dowództwo armii i gwardii cesarskiej. Anna podpisała w Mitawie przedłożone jej "kondycje". Rosja otrzymała oligarchiczną konstytucję. Ów epizod w historii cesarstwa miał trwać niespełna miesiąc. Zgromadzona w Moskwie na wesele, a potem na pogrzeb Piotra II szlachta nie sprzyjała bojarskiej oligarchii. Działali również ludzie z dawnej ekipy Piotra I, zwłaszcza generalny prokurator Paweł Jagużyński. Moskwę ogarnął duch sejmikowy. Szlachta układała różne petycje i postulaty. Nie zmierzały one do ograniczenia samodzierżawia, ale dotyczyły interesów stanu szlacheckiego. Domagano się więc skrócenia czasu służby państwowej, zniesienia ograniczeń w zakresie dziedziczenia dóbr ziemskich, uwolnienia szlachty od obowiązku rozpoczynania służby wojskowej w charakterze szeregowców czy marynarzy i ustanowienia szkół oficerskich. Dnia 20 II 1730 r. Anna przyjęła na Kremlu delegację szlachty. Część z nich, z dyplomatą i poetą Antiochem Kantemirem, prosiła o przywrócenie samodzierżawia. Wysuwano i inne żądania, ale gwardziści wyciągnęli szable i cesarzowa podarła arkusz z mitawskimi "paktami konwentami". Za panowania Anny Iwanownej (1730-1740) nastąpiła częściowa restauracja reżimu Piotra I. Najwyższa Tajna Rada została zniesiona, a jej członkowie zesłani lub straceni. Bojarska arystokracja już nigdy nie miała odzyskać politycznego znaczenia. Stolicę przeniesiono z powrotem do Petersburga, przywrócono Tajną Kancelarię oraz prerogatywy Senatu Rządzącego. Nie przywrócono jednak rozbudowanej przez Piotra I administracji prowincjonalnej ani Głównego Magistratu. Liczba kolegiów rządowych uległa ograniczeniu, a ponad Senatem wyrosła nowa instytucja: kilkuosobowy Gabinet Ministrów. Miał on być ciałem pośredniczącym między cesarzową a najwyższymi organami administracji państwowej. Anna oddała jednak faktycznie rządy Gabinetowi, a w 1735 r ogłosiła, że decyzje Gabinetu mają moc cesarskich ukazów. Ograniczono więc zasade kolegialności na rzecz dalszej centralizacji władzy, a władza ta znalazła się w rękach cudzoziemców. Faworytem Anny był nieokrzesany masztalerz, kurlandzki Niemiec Ernst Biron. Nie zajmował on oficjalnego stanowiska prócz zarządu cesarską stadniną (na tę stadnine wydawano rocznie 100 tys. rubli, podczas gdy na potrzeby Akademii Nauk i Akademii Admiralicji mniej niż połowę tej sumy). Zdaniem współczesnych Biron "mówił o koniach,jak oludziach, a o ludziach, jak o koniach". Ten brutalny despota uzyskał ogromny wpływ na sprawy państwowe. Panowanie Anny przeszło do historii Rosji pod nazwą bironowszczyzny. Istotą bironowszczyzny było panoszenie się na urzędach i synekurach państwowych licznej rzeszy niemieckich awanturników i aferzystów. Dopuszczali się oni różnych nadużyć, stosowali bezwzględny terror policyjny i byli znienawidzeni przez Rosjan. W ekipie Birona znaleźli się jednak również i utalentowani współpracownicy Piotra I. jak wicekanclerz Ostermann i feldmarszałek Munnich. Biron, niepewny cesarskiej gwardii, stworzył nowy przyboczny pułk izmajłowski, rekrutujący się z Niemców bałtyckich, Estończyków i Łotyszów. Rosją rządził niemiecki triumwirat: Biron, Ostermann i Munnich. Odnowienie samodzierżawia dokonało się w 1730 r. dzięki antybojarskiej postawie szlachty, a w czasach regencji Najwyższej Tajnej Rady prowincjonalna szlachta zyskała znaczenie przejmując pewne funkcje zredukowanej administracji, zwłaszcza pobór podatków. Rosję nawiedziły nieurodzaje, sytuacja ekonomiczna była ciężka i rosły zaległości podatkowe. Dwór Anny i klika Birona trwonili wprawdzie wielkie sumy, ale tym bardziej nie stać było rządu na odbudowanie kosztownej biurokracji Piotra I. Za panowania Anny szlacheckie postulaty z 1730 r. zostały częściowo spełnione. Zniesiono ukaz o dziedziczeniu ziemi tylko przez jednego z synów i w 1731 r. utworzono szlachecki korpus kadetów. Zezwolono na rozpoczynanie służby wojskowej już ze stopniem oficerskim i ograniczono czas trwania służby do 25 lat. Wreszcie jeden z synów danej rodziny otrzymywał całkowite zwolnienie ze służby, aby mógł się zajmować zarządzaniem dobrami. O tym, jak bardzo ciążył szlachcie wprowadzony przez Piotra I rygor służbowy, świadczyło masowe korzystanie z możności brania urlopów i podawania się do dymisji. Zarysowała się w Rosji perspektywa oparcia samodzierżawia na mniej służebnym, a bardziej uprzywilejowanym stanie szlacheckim. Na zawadzie stała jednak bironowszczyzna, a także zbyt daleko idące aspiracje szlachty. Przeciw niemieckim rządom wystąpiła w 1739 r. szlachecka grupa pod przewodnictwem rosyjskiego członka Gabinetu Ministrów Artemija Wołyńskiego. Zazdroszcząc polskiej szlachcie jej politycznych swobód, domagał się rozszerzenia przywilejów szlacheckich, zastąpienia na wysokich urzędach Niemców Rosjanami oraz usunięcia Birona. Spisek Wołyńskiego został zlikwidowany, a on sam okrutnie stracony (lipiec 1740). Wkrótce jednak zmarła bezpotomnie Anna Iwanowna (17 X 1740) i zbliżał się koniec bironowszczyzny. Następcą Anny został wnuk jej siostry, księżnej meklemburskiej - kilkumiesięczny Iwan IV (1740-1741). Przy kołysce tego cesarza-niemowlęcia rozgorzała walka wewnątrz stronnictwa niemieckiego. Tylko trzy tygodnie utrzymał się Biron na stanowisku regenta, które przy poparciu Munnicha i gwardii przejęła matka Iwana, księżna brunszwicka Anna Leopoldówna. Munnicha wysadził z kolei z siodła Ostermann. Po roku zamętu nastał kres niemieckich rządów wraz z objęciem tronu przez córkę Piotra I - Elżbietę (25 XI 1741). Przewroty wstrząsające Rosją po śmierci Piotra I czyniły w Europie wrażenie, iż słabnie potęga imperium i że dzieło wielkiego cara może okazać się nietrwałe. Były to jednak pozory. Podczas gdy na powierzchni życia politycznego toczyła się walka o władzę między bojarami, kobietami, faworytami i cudzoziemcami, instytucje państwowe działały sprawnie. Po załamaniu się porywów bojarskiej oligarchii, okrzepła petersburska koncepcja cesarstwa w Rosji. Wprawdzie w latach bironowszczyzny forsowna europeizacja Rosji przybrała postać wynaturzoną, ale było to wynaturzenie przejściowe. Poprzez wszystkie zmiany na cesarskim tronie konsekwentną politykę zagraniczną prowadził Ostermann, Münnich doskonalił siłę zbrojną. Miała się o tym przekonać Europa w latach wojny o sukcesje polską (1733-1735) i wojny tureckiej (1735-1739). W polityce zagranicznej Rosji podstawowe znaczenie miał od 1726 r. sojusz z Austrią. 3. Opanowanie całych Węgier przez Habsburgów (1699-1718) Jeszcze przed podpisaniem traktatu pokojowego w Karłowicach (1699) wojska cesarskie wyparły Turków z Węgier i Siedmiogrodu. W 1687 r. sejm węgierski wyrzekł się prawa wypowiadania posłuszeństwa monarsze (ius resistendi) i uznał dziedziczność tronu w męskiej linii Habsburgów. Tegoż roku arcyksiążę Józef został ukoronowany królem Węgier (1687-1711). Nie dokonano jednak pełnego zjednoczenia ziem Korony św. Wacława. Gdy zmarł książę Siedmiogrodu Michał Apafi (1690), cesarz Leopold I zachował godność książęcą dla siebie. Faktyczną władzę w Siedmiogrodzie sprawował gubernator austriacki. Wyodrębniono również z terytorium Węgier pas ziemi wzdłuż granicy tureckiej, tzw. Pogranicze Wojskowe. Osiedleni na tych ziemiach Serbowie byli zorganizowani w pułki dowodzone przez austriackich oficerów. Pogranicze Wojskowe podlegało bezpośrednio wiedeńskiej Radzie Wojennej ( Kriegsrath). Pułki "graniczarów" miały służyć nie tylko do odpierania napadów tureckich, lecz również być narzędziem władz centralnych przeciw ewentualnym ruchom niepodległościowym na Węgrzech i w Siedmiogrodzie. Centralistyczna i kontrreformacyjna polityka Habsburgów oraz wzmagający się ucisk wyniszczonej wojną ludności chłopskiej rychło spowodowały falę ludowego oporu. Powstanie chłopskie rozszerzyło się w latach 1701-1703, ale nie miało szans powodzenia, póki kraj okupowany był przez Austriaków. Sytuacja zmieniła się, kiedy po wybuchu wojny o sukcesję hiszpańską wojska cesarskie pociągnęły na zachód. W 1703 r. powrócił zbiegły z austriackiego więzienia największy magnat węgierski - Franciszek II Rakoczy. Stanął na czele powstania, które przybrało charakter ruchu ogólnonarodowego. Przez zgromadzone stany Rakoczy został ogłoszony księciem Siedmiogrodu (1704) i księciem Węgier (1705). Powstańcy opanowali większą część kraju i wystawili liczną armię. Z końcem 1705 r. Rakoczy nawiązał pertraktacje z Habsburgami, domagając się przywrócenia dawnych wolności sprzed 1687 r., utworzenia 40-tysięcznej armii narodowej i całkowitej niezależności Siedmiogrodu. Gdy Wiedeń odrzucił te warunki, działania wojenne zostały wznowione. W 1707 r. zgromadzony w Ónod sejm ogłosił detronizację Habsburgów i niepodległość Węgier. Od samego początku powstanie Rakoczego wspierane było finansowo przez toczącą wojnę z Austrią Francję. Węgrzy prowadzili również pertraktacje z Polską, Mołdawią, Wołoszczyzną i Turcją. W czasie pobytu Karola XII w Polsce Rakoczy starał się o sojusz ze Szwecją, ale spotkawszy się z odmową przerzucił się na stronę Rosji. We wrześniu 1707 r. został podpisany w Warszawie układ węgiersko-rosyjski. Piotr I nosił się wówczas z myślą osadzenia Rakoczego na zwolnionym po abdykacji Augusta II polskim tronie i przeciwstawienia go Leszczyńskiemu. Tymczasem niepowodzenia wojenne Francji pozwalały Austriakom skierować większe siły do walki z powstańcami. Wojsko węgierskie poniosło ciężką klęskę w bitwie pod Trenczynem (1708). Teren objęty powstaniem skurczył się do północno-wschodniego skrawka Węgier, chłopi opuszczali szeregi, a w kierownictwie powstania zyskali przewagę wielcy magnaci. Kiedy podejmowane w 1711 r zabiegi o pomoc Rosji okazały się bezskuteczne, zastępujący przebywającego w Polsce Rakoczego Sandor Karolyi złożył broń ( 1 V 1711) i zawarł z cesarzem pokój w Szatmar. Rakoczy nie uznał kapitulacji. Przebywał w Polsce i we Francji, a od 1717 r. w Stambule. Wiązał swoje nadzieje z politycznymi mirażami Alberoniego i Gortza, a w latach wojny turecko-austriackiej (1716-1718) spodziewał się odzyskać Siedmiogród przy pomocy Turcji. Pokój pożarewacki (1718) przekreślił nadzieje zwolenników Rakoczego (zmarł on w Turcji w 1735 r.), przyniósł natomiast ostateczne zjednoczenie ziem węgierskich pod berłem Habsburgów. Odzyskany wówczas Banat w znacznej części został włączony do Pogranicza Wojskowego. Podpisując układ w Szatmar powstańcy otrzymali obietnicę, że cesarz będzie przestrzegać praw węgierskich, przywróci uczestnikom powstania skonfiskowane majątki i uszanuje swobody religijne na Węgrzech. Warunki te nie zostały dotrzymane. Zwolenników Rakoczego wygnano, a ich dobra skonfiskowano. Rządy habsburskie na Węgrzech oparły się na proaustriackiej magnaterii (tzw. labancach), która nawiązała bardzo dobrą komitywę z Eugeniuszem Sabaudzkim. Sejm 1712-1715 zniósł pospolite ruszenie szlachty i powołał do życia stałą armię pod dowództwem austriackim i składającą się w połowie z cudzoziemców. Potem sejm stracił znaczenie, zwoływany był coraz rzadziej, a w ostatnich 10 latach swego panowania Karol VI obywał się w ogóle bez sejmu. Wojsko podporządkowano wiedeńskiej Radzie Wojennej. Na Węgrzech i w Siedmiogrodzie organem rządów centralnych były Rady Namiestnicze, na czele których stał namiestnik na Węgrzech, a gubernator w Siedmiogrodzie. Wszystkie ważne sprawy załatwiano w Wiedniu. Karol VI kontynuował kontrreformacyjną politykę Leopolda I i ogłosił religię katolicką jako panującą. Szlachcie pozostawiono jej obszerne uprawnienia stanowe, samorządy komitatowe i sądownictwo patrymonialne nad chłopami. O ile magnateria bardzo szybko się niemczyła, o tyle szlachta pozostała gorąco madziarska i trzymała się szkolnej łaciny. Ale i szlachta pogodziła się z habsburskimi rządami, które uszanowały jej immunitety podatkowe oraz trzymały w ryzach skorych do buntów węgierskich, słowackich i rumuńskich chłopów. Proces włączenia Węgier w monarchię habsburską formalnie przypieczętowało przyjęcie w 1723 r. przez sejm sankcji pragmatycznej. Sprawdzianem faktycznej integracji miała się stać postawa szlachty węgierskiej w czasie wojny o sukcesję austriacką. 4. Monarchia Karola VI (1711-1740) Trwałe włączenie całych Węgier w skład naddunajskiej monarchii stanowiło na progu XVIII w. największe osiągnięcie Habsburgów i miało najbardziej zaważyć na dalszych losach ich państwa. Zanim jednak punkt ciężkości przyszłych Austro-Węgier zdecydowanie przechylił się na wschód, wiedeńscy Habsburgowie przeżyli miraż odnowienia monarchii Karola V. Nie udało się im opanować Hiszpanii i hiszpańskich kolonii, ale traktatami z lat 1713-1714 otrzymali Belgię i większość Italii. Nabytki te, wraz z Węgrami, przyniosły ogromny wzrost terytorialnego władania domu austriackiego, pod którego berłem znalazło się przeszło 20 mln poddanych. Za panowania Karola VI dwugłowy orzeł cesarski patrzył zarówno na wschód, jak na zachód. Na wiedeńskim dworze ważyły się wpływy "stronnictwa niemieckiego" i "rady hiszpańskiej". Wiedeń stał się kosmopolityczną stolicą późnego baroku i schyłkowej fazy kontrreformacji. Nastąpił rozkwit włosko-hiszpańsko-flamandzko-czesko-austriackiej sztuki dworskiej, pałacowej i kościelnej. Dwór Karola VI był najbardziej pompatycznym, majestatycznym i etykietalnym dworem Europy. Cesarz zaniechał gibelińskiej polityki Józefa I. Otoczył się jezuitami, był podporą papiestwa, prześladował protestantów w Austrii, Czechach i na Śląsku oraz wspierał podobne poczynania w katolickich księstwach Rzeszy. Przy pomocy wojsk cesarskich wygnano w 1731 r. z Salzburga przeszło 20 tys. protestantów. Czasy Karola VI spotykają się z rozbieżnymi ocenami historyków. Czy był to okres świetności Wiednia, wyrafinowanej kultury dworskiej, rozkwitu architektury, teatru, opery, czy też "era ciemnoty"? Czy stworzono w tych latach podwaliny nowożytnej Austrii mocarstwowej, czy też państwo pogrążone było w marazmie? Trudno na te pytania odpowiedzieć w sposób jednoznaczny. W każdym razie przed najbardziej katolickim i arystokratycznym dworem Europy stały wielkie zadania, jeśli tak bardzo różnolita monarchia miała sprostać mocarstwowym ambicjom cesarzy. Następcy Leopolda I, Józef I i Karol VI, wśród wojennych wysiłków monarchii kontynuowali merkantylistyczną politykę gospodarczą ojca. Skarb państwa oczywiście borykał się z wielkimi trudnościami. W latach wojny o sukcesję hiszpańską (której koszty oblicza się na 350 mln guldenów) bankrutowali wspierający swym kredytem skarb żydowscy bankierzy (Oppenheimer, Wertheimer i inni). W 1706 r. założono jednak w Wiedniu bank państwowy (Wiener Stadt-Bank) i hrabia Gundaker Starhemberg zaprowadził porządek w finansach. Popieraniu handlu wewnętrznego miały służyć: Deputacja Komercyjna Krajów (1705) i Komisja Merkantylna (1714). Zakładano państwowe manufaktury i ustanawiano monopole. Nie powiodło się Karolowi VI z Kompanią Ostendzką, a w handlu lewantyńskim wkrótce Grecy zdystansowali austriackich partnerów, zalewając wschodnie prowincje monarchii swoim towarem. Nie zdołał więc Karol VI uczynić z Austrii mocarstwa handlowego, rozwinął się jednak wolny port w Trieście. Największym osiągnięciem w dziedzinie polityki gospodarczej była budowa dobrej, jak na owe czasy, sieci dróg oraz zniesienie wielu ceł wewnętrznych. Podstawowym jednak warunkiem wzbogacenia skarbu i umocnienia państwa była reforma administracji. Monarchia austriackich Habsburgów pod wielu względami przypominała monarchię ich hiszpańskich kuzynów. Był to słabo spojony konglomerat krajów i prowincji o bardzo różnorodnym ustroju lokalnym i silnych jeszcze instytucjach stanowych. Organa kolegialnej administracji centralnej były ociężałe i o skomplikowanej strukturze, zazębiającej się z kompetencjami władz lokalnych. Karol VI nic w tej strukturze nie zmienił. A więc najwyższym organem władzy była Tajna Konferencja (Geheime Konferenz), w której zasiadało 6 ministrów pod przewodnictwem cesarza i pierwszego kanclerza. Organami centralnymi były również Nadworna Izba Skarbowa i Nadworna Rada Wojenna oraz poniekąd Kancelaria Nadworna. Kancelaria Nadworna była ciałem powołanym do zarządzania dziedzicznymi krajami austriackimi, ale jej kompetencje rozszerzyły się na wiele ogólnych spraw monarchii. W Wiedniu urzędowały również kancelarie: czeska, węgierska i siedmiogrodzka, a po przyłączeniu nowych prowincji także włoska i niderlandzka. Z ramienia cesarza działały w prowincjach Rady Namiestnicze czy Gubernatorskie, obok których istniały dawne instytucje stanowe o tak różnej strukturze, jak różniła się Belgia czy Lombardia od Siedmiogrodu. W tym wszystkim panował niemały chaos. Kraje monarchii były wielonarodowościowe, rozrzucone, bez żadnej wspólnoty interesów, wyczerpane wojną lub wyniszczone niedbałymi rządami hiszpańskimi we Włoszech czy tureckimi na Węgrzech. Rządy Karola VI, poza podporządkowaniem Wiedniowi Węgier, niewiele przyniosły w dziedzinie umacniania biurokratycznej centralizacji. A jednak ów cesarz stworzył prawną podwalinę pod budowę jednolitej monarchii. Nie mając męskiego potomka Karol VI wydał w 1713 r. sankcję pragmatyczną, ustanawiającą "wieczystą łączność i niepodzielność" wszystkich krajów, w których panował, a które w razie wygaśnięcia linii męskiej miała dziedziczyć najstarsza córka ostatniego z rodu. W latach 1722-1723 cesarz przeprowadził przyjęcie sankcji przez władze stanowe wszystkich krajów monarchii. W ten sposób łącząca dotąd te kraje unia personalna przemieniła się w unię realną, wiążącą prowincje w jedną i niepodzielną całość. Podstawowy w konstytucji monarchii habsburskiej akt prawny, jakim była sankcja pragmatyczna, doraźnie niewiele zmienił w wewnętrznej sytuacji państwa. Karol VI niestrudzenie zabiegał o międzynarodową gwarancję sankcji na terenie Rzeszy Niemieckiej i całej Europy. Cesarz, wielki legalista, nadmierną wagę przywiązywał do umów prawnych. O niepodzielności jego krajów miał zadecydować oręż. Kolejni cesarze: Leopold I, Józef I i Karol VI, mieli na swej służbie znakomitego wodza w osobie księcia Eugeniusza Sabaudzkiego (1663-1736). Z pochodzenia Włoch, a z kultury i obyczajów Francuz, człowiek, który stał się jedną z największych postaci w dziejach Austrii, słynny Prinz Eugen reprezentował tę kosmopolityczną arystokrację, która rządziła monarchią habsburską na przełomie XVII i XVIII w. W czasie wojny o sukcesję hiszpańską liczebność armii austriackiej doszła do 170 tys. żołnierzy. Książę Eugeniusz prowadził armie cesarskie do zwycięstw, ale nie zdołał przeprowadzić głębszych reform w strukturze wojskowości austriackiej. Mimo wielkich talentów organizacyjnych Sabaudczyka reformy te były niemożliwe bez uporządkowania administracji państwa. Pokój w Pozarevacu (1718) zamyka "heroiczną erę" w dziejach Austrii. Pod koniec panowania Karola VI armia cesarska liczyła 80 tys. ludzi. Zestarzał się książę Eugeniusz i zestarzeli się inni ministrowie. W Tajnej Konferencji zasiadało sześciu znakomicie urodzonych sędziwych sklerotyków. Józef I i Karol VI pragnęli umocnić albo przynajmniej utrzymać autorytet cesarski w Rzeszy. Wciąż jednak rosło znaczenie i niezależność elektorów świeckich. Spośród pięciu elektorów trzech uzyskało królewskie korony. Od 1697 r. elektor saski był królem polskim, od 1701 r. elektor brandenburski nosił tytuł króla pruskiego, a od 1714 r. elektor hanowerski panował w Wielkiej Brytanii. Ci królowie-elektorzy władali w krajach nie podlegających - coraz bardziej zresztą nominalnej - zwierzchności cesarza i prowadzili politykę znacznie wybiegającą poza sprawy Rzeszy. Czwarty elektor, bawarski, miał również mocarstwowe ambicje, i to skierowane wręcz przeciw Habsburgom. Jedynie elektor Palatynatu był mało znaczącym niemieckim księciem. Skomplikowane sprawy Rzeszy bardziej krępowały cesarza, niż wzmacniały jego potęgę. Podobnie rzecz się miała z Italią. Za panowania Karola VI monarchia Habsburgów miała jeszcze postać nie wyklarowaną. W tej kosmopolitycznej, cesarsko-arystokratyczno-kontrreformacyjnej otoczce dojrzewało jednak nowożytne mocarstwo naddunajskie, oparte na swym austriacko-czesko-węgierskim trzonie. 5. Królestwo pruskie. Militaryzm Fryderyka Wilhelma I (1713-1740) O mocarstwowym wzroście państwa brandenbursko-pruskiego mawia się, że w rzadko spotykanym stopniu był on osobistym dziełem władców tego kraju. Ale też elektorowie brandenburscy, a potem królowie pruscy w rzadko spotykanym w Europie stopniu byli niejako prywatnymi właścicielami swego państwa. Wszędzie istniały królewskie domeny czy dobra stołowe, w XVIII w. były to już jednak przeważnie mało znaczące relikty. W państwie brandenbursko-pruskim natomiast domeny przynosiły połowę dochodów skarbowych (w latach 1700-1786 wpływy z domen i lasów wzrosły z 2 do 10 mln talarów) i w dobrach tych zamieszkiwało 25-30% chłopów. Pod tym względem można porównać państwo Hohenzollernów jedynie ze Szwecją po przeprowadzonej przez Karola XI redukcji dóbr koronnych. W przeciwieństwie jednak do Szwecji, Fryderyk Wilhelm zwany Wielkim Elektorem (1640-1688) wcześnie i skutecznie złamał instytucje wolności stanowych (sejmy krajowe - Landtagi). W kraju tym nie było wielkiej magnaterii, a brandenbursko-pruska szlachta w zamian za umocnienie jej władztwa nad chłopami łatwo wyrzekła się politycznych aspiracji. Na ubogich, piaszczystych i rozczłonkowanych ziemiach domu brandenburskiego wyrósł w drugiej połowie XVII w. niezwykle silny i sprawny aparat biurokratyczno-militarnych rządów absolutnych. Następca Wielkiego Elektora, Fryderyk III (1688-1713), nie odziedziczył po ojcu talentu i energii, był natomiast człowiekiem bardzo próżnym. Chciał naśladować Ludwika XIV stworzył okazały dwór i zabawiał się w mecenasa nauki i sztuk pięknych. Istotne zasługi miała w tej dziedzinie jego wysoce kulturalna żona, Zofia Karolina księżniczka hanowerska (siostra późniejszego króla Anglii Jerzego I). Założono uniwersytet w Halle (1692), Akademię Sztuk Pięknych w Berlinie (1696), a wreszcie, kierując się radami Leibniza, Akademię Nauk (1700). Uwieńczeniem ambicji Fryderyka III było uzyskanie tytułu królewskiego (1701). Zapłacił za to wysoką cenę, wspierając cesarza w wojnie o sukcesję hiszpańską i pozłacając odpowiednim splendorem swoją świeżą koronę. Odtąd, jako Fryderyk I, był królem w Prusach (König in Preussen). W Brandenburgii pozostał elektorem, na Pomorzu, w Magdeburgu, Halberstadt, Kleye i Minden - księciem, w Mark i Rayensberg - hrabią. Ale cały ów konglomerat rozrzuconych między Renem a Niemnem posiadłości Hohenzollernów przybrał zwyczajową nazwę królestwa pruskiego. Za panowania Fryderyka I mogło się wydawać, że nowa monarchia utraci swój zaborczy dynamizm, a Berlin stanie się przybytkiem muz i pałacowych festynów. W dobie wojny o sukcesję hiszpańską i wojny północnej stanowisko Prus było miękkie i chwiejne. Tak groźna za czasów Wielkiego Elektora armia nie zaważyła na losach tych wojen. Kiedy jednak zmarł Fryderyk I, jego następca skierował Prusy na drogę skrajnego militaryzmu. Fryderyk Wilhelm I (1713-1740), zwany królem-sierżantem, rozpędził próżniaczy a kosztowny dwór, zredukował pensje urzędników i akademików, filozofię i sztuki piękne miał w pogardzie. Oszczędny, pracowity, systematyczny i brutalny, miał tylko dwie słabości: fajkę i upodobanie do gwardzistów-wielkoludów. Ująwszy swój dwór w koszarowy regulamin, wyznaczył ministrom i dworzanom godzinę wspólnego z królem palenia fajek (tzw. Tabakskollegium). Jedyny zbytek, na który sobie pozwalał, to było wyławianie z całej Europy dwumetrowych dryblasów do królewskiej gwardii. Poza tym trzymał się ściśle dewizy: "Die Truppen und die Taler sein meine besten Freunde" (wojska i talary to moi najlepsi przyjaciele). Przystąpiwszy w schyłkowej fazie wojny północnej do antyszwedzkiej ligi Fryderyk Wilhelm I okupował Szczecin (1714), który wraz z południową częścią szwedzkiego Pomorza został włączony traktatem pokojowym do Prus (1720). Nadeszła pora, aby zlikwidować pomorskie partykularyzmy i całą prowincję (ze stolicą w silnie ufortyfikowanym Szczecinie) zreorganizować w duchu pruskiego centralizmu (1724). Opanowanie Pomorza Zachodniego oddało w ręce Prus bałtycką bramę wyjściową dorzecza Odry i Warty. Ale dalsze podboje pozostawił Fryderyk Wilhelm swemu synowi. W ciągu 20 lat pokojowej wytężonej pracy zgromadził dla niego wojska i talary. Stworzona przez Wielkiego Elektora stała armia było to wojsko zaciężne. Za panowania Fryderyka I próbowano tworzyć chłopskie milicje na wzór organizacji szwedzkich zagród wojskowych. Fryderyk Wilhelm zarzucił te eksperymenty. Werbunek do armii zaciężnej nie mógł jednak sprostać wymaganiom króla-sierżanta. Przestał on respektować terminowe umowy zawierane z najemnikami i przemienił żołnierzy niemal w więźniów. Gwałty werbowników i walka z dezercją wprowadziły w całym kraju terror i wywołały masowe akty oporu oraz zbiegostwo za granicę. Ciasny wielbiciel garnizonowego drylu z konieczności stał się nowatorem. Ażeby nie obciążyć zbytnio nieproduktywnym licznym wojskiem gospodarki krajowej oraz ulżyć doli żołnierzy, wprowadzono system urlopowania na szeroką skalę. Ponadto, aby zapewnić dopływ nowego rekruta, każdy regiment otrzymał okręg, w którym sporządzano listę kandydatów do stanu żołnierskiego (Enrollirung). Wciąganie na listę odbywało się zrazu przy pomocy takiego samego indywidualnego terroru jak werbunek aktualnych żołnierzy. Od 1721 r. zaczęto jednak stosować wobec chłopów obowiązek służby wojskowej. Praktyka masowego urlopowania żołnierzy i wpisywania "nadliczbowych" na listy regimentów została w latach 1733-1735 usystematyzowana i rozciągnięta na ludność całego kraju w słynnej reformie kantonowej. Państwo podzielono na kantony obejmujące po 5 tys. gospodarstw i stanowiące obwody rekrutacyjne stacjonujących w danym kantonie regimentów. Poza szlachtą, właścicielami domów i gospodarstw oraz robotnikami manufaktur wszyscy mężczyźni byli wciągani na listę kantonistów i pozostawali w dyspozycji swoich jednostek. Po odbyciu służby rekruckiej (1-2 lata) kantoniści wracali do domu, aby co roku powracać do regimentu na ćwiczenia. W razie wojny stanowili przeszkoloną rezerwę. W ten sposób w Prusach uczyniono zasadniczy krok w kierunku przejścia od wojsk zaciężnych do armii narodowej. Obok kantonistów istniało jednak nadal wojsko zaciężne. Składało się ono przeważnie z ludzi werbowanych poza granicami Prus. Fryderyk Wilhelm I przeniósł swoje regimenty z wiejskich kwater do miast, gdzie zamknął je w koszarach. Miasta pruskie stały się miastami garnizonowymi, co wywarło wielki wpływ na ich organizację i charakter. Szlachta pruska, choć wyłączona od obowiązku kantonowego, również została zmilitaryzowana. Fryderyk Wilhelm I postanowił, że synowie szlacheccy mają obowiązkowo służyć w armii jako junkrzy czy chorążowie oraz że stan ich służby będzie systematycznie zapisywany w "Tabeli wasali". Początkowo szło to bardzo opornie, ale po ustanowieniu korpusu kadetów (1722) młodzież szlachecka wdrożyła się do służby i wytworzył się wśród niej silny duch oficerskiej kasty. Wreszcie na stanowiska niższych urzędników król systematycznie powoływał wysłużonych podoficerów. Prusy przemieniły się w wielkie koszary i król-sierżant dokonał rzeczy bez precedensu. W 1740 r. kraj liczący około2,5 mln mieszkańców posiadał na stopie pokojowej 83 tys. regularnej armii stałej. Na rzecz pruskiej armii pracowała najsprawniejsza machina biurokratyczna ówczesnej Europy. Zarząd tego kraju rozwinął się na wzór osobiście kierowanej przez właściciela administracji dóbr. Dolne ogniwa owej administracji stanowili zarządcy domen i regaliów (beamci) oraz poborcy podatkowi (landraci i steuerraci). Ponad beamtami stały prowincjonalne urzędy kameralne, podporządkowane utworzonej z początkiem XVIII w. Generalnej Dyrekcji Finansów. Landraci i steuerraci administrowali wpływami fiskalnymi (na wsi kontrybucja, w miastach akcyza) przeznaczonymi na cele wojskowe. Ponad nimi były prowincjonalne komisariaty podległe Generalnemu Komisariatowi Wojny. W 1723 r. połączono Generalną Dyrekcję i Generalny Komisariat w Generalny Dyrektoriat Finansów, Wojny i Domen (General-Ober-Finanz-Kriegs-und-Domanen-Directorium). Stosownie do zrastania się na szczeblu centralnym pionów: zarządu domen i fiskalno-wojskowego, kraj został podzielony na okręgi, na których czele stały Kamery Wojny i Domen (Kriegs-und-Domanenkammer). W miastach lokalne komisariaty wojskowe przejęły kompetencje rad miejskich. Szlachcie pozostało uprawnienie wybierania w powiatach (Kreis) kandydatów na urząd landrata, ale nominacji dokonywał król. Stosował on politykę przenoszenia landratów do powiatów, z których nie pochodzili, aby przeciąć ich związki z lokalną szlachtą. Szlachta zachowała natomiast w pełni władzę patrymonialną (sądowniczą i administracyjną) nad chłopami z dóbr rycerskich. Wewnątrz Generalnego Dyrektoriatu powstało pięć departamentów, które dzieliły między siebie zarząd poszczególnych prowincji, ale również kierowały pewnymi gałęziami administracji w skali ogólnokrajowej. Podział kompetencji nie był tu zbyt klarowny. Dyrektoriat i jego departamenty pracowały systemem kolegialnym, tak jak i wszystkie niższe ogniwa administracji. Rozrost tej administracyjno-militarnej machiny dokonywał się kosztem starej brandenburskiej Tajnej Rady. Gdy spod kompetencji Rady wyłączono i sprawy zagraniczne (przez utworzenie w 1728 r. kolegialnego Ministerstwa Gabinetowego), Rada przekształciła się w Ministerstwo Sprawiedliwości. Związana z tym ministerstwem była nowa instytucja fiskału. Na czele stał generalny fiskał (Generalfiskal), któremu podporządkowani byli fiskałowie przy wyższych sądach oraz organach administracji. Głównym ich zadaniem była ochrona fiskalnych interesów władcy oraz sprawowana z jego ramienia kontrola działalności urzędów. W polityce gospodarczej rząd Fryderyka Wilhelma I dążył do samowystarczalności kraju. Ostre przepisy przeciw zbytkowi tępiły import artykułów luksusowych. Zamykały Prusy również swoje granice przed napływem zboża z Polski, Saksonii i Meklemburgii. Na potrzeby armii pracowały królewskie manufaktury. Surowo zwalczając włóczęgostwo i wszelkie przejawy "lenistwa" rząd organizował domy pracy przymusowej. Wprzęgano również do pracy produkcyjnej żołnierzy. Zabiegając o wzrost populacji i osadnictwa, zachęcano do osiadania w państwie brandenbursko-pruskim wojskowych i cywilnych przybyszów z zagranicy. W tym celu stosowano tolerancję religijną. Od schyłku XVII w. dużą rolę w życiu gospodarczym kraju odgrywali francuscy hugenoci. Z początkiem XVIII w. powstała w Berlinie liczna i aktywna gmina żydowska. Fryderyk Wilhelm I sprowadzał kolonistów ze Szwabii i Szwajcarii, a w 1732 r. osiedlono w Prusach Wschodnich protestanckich uchodźców z Salzburga. Kalwiński władca luterańskiego kraju tolerował również katolików i dla swych katolickich żołnierzy pozwalał budować garnizonowe kościoły. W następstwie reform administracyjnych oraz fiskalnej i gospodarczej polityki rządu pruskiego wpływy skarbowe za panowania Fryderyka Wilhelma I wzrosły trzykrotnie (z 4 do 12 mln talarów). Nie mniejszym fenomenem niż wystawienie przez małe Prusy 83 tys. żołnierzy była okoliczność, iż równocześnie z tym wysiłkiem militarnym w skarbie państwa zgromadzono 8 mln talarów oszczędności. Fryderyk Wilhelm I miał różne zaborcze apetyty (zwłaszcza kosztem Polski), ale nie mógł się zdecydować na użycie swych ukochanych wojsk i w polityce zagranicznej był raczej bierny. Ze swym fajczarskim kolegium, wielkoludami i kapralskim kijem uchodził w Europie za nieco groteskową postać, na której temat kursowało wiele zabawnych anegdot. Wielka armia małego i pokojowego króla mogła uchodzić za jakąś maniacką zabawę w wojsko. żelazną pięść fryderycjańskich Prus miała jednak Europa poznać natychmiast po zgonie króla-sierżanta. 6. Upadek absolutyzmu w Szwecji (1719-1723). Rządy Arvida Horna (1720-1738) W 1693 r szwedzki Sejm Stanowy ( Riksdag) oświadczył, że "król jest samowładny, wszystkim rozkazujący i wszystkim rozporządzający, przed nikim na ziemi nie odpowiada za swe uczynki". Absolutne rządy Karola XI i Karola XII całkowicie podporządkowały sobie dawne instytucje, ale ich nie zniosły. Sejm, Rada Państwa ( Riksrad) i podległe jej kolegia rządowe (Izba Skarbowa, Kolegium Admiralicji, Sąd Nadworny, Rada Wojenna i Kolegium Kancelaryjne) utraciłyjakąkolwiek samodzielność. Obok nich powstawały nowe organy władzy centralnej, zwłaszcza rozbudowane w dobie wojennego absolutyzmu Karola XII. Wydoskonalony aparat kolegialny administracji służył w Szwecji, zależnie od sytuacji politycznej, to monarchicznym, to znów oligarchicznym rządom. W okresie największego nasilenia absolutyzmu za panowania Karola XII dawne instytucje konstytucyjne stały się siedliskiem cichej opozycji. Stara arystokracja szwedzka wprawdzie wiele utraciła na skutek redukcji królewszczyzn, ale hrabiowie i baronowie umocnili swoje uprzywilejowane dobra dziedziczne. Dokonywano komasacji włości poprzez przekazywanie państwu bardziej rozrzuconych i gorszych gruntów dziedzicznych w zamian za uzyskiwanie na własność dogodniejszych ze względu na położenie i urodzajność ziem królewskich. W toku przeprowadzania redukcji wyrosły również fortuny nowej arystokracji urzędniczej. Stara i nowa magnateria żywiły nostalgię do oligarchicznych rządów. Nagła śmierć Karola XII i kryzys sukcesyjny umożliwiły urzeczywistnienie tych aspiracji. Do następstwa po Karolu XII pretendowała jego siostra Ulryka Eleonora oraz siostrzeniec zmarłego króla - Karol Fryderyk książę holsztyński. Ulryka Eleonora uzyskała poparcie Rady Państwa, która zniosła wszystkie nowe instytucje stworzone przez Karola XI i Karola XII, pozbawiła Karola Fryderyka praw do tronu i zwołała sejm. Ów sejm ogłosił w 1719 r. Ulrykę Eleonorę królową elekcyjną i uchwalił nową konstytucję. Ulryka Eleonora niechętnie godziła się na ograniczenie władzy królewskiej, ale przywódca partii oligarchicznej, Aryid Horn, skłonił ją w 1720 r. do abdykacji na rzecz swego męża księcia heskiego. Został on królem Szwecji jako Fryderyk I (1720-1751), oczywiście za cenę przyjęcia nowej konstytucji. Fryderyk I próbował potem wzmocnić prerogatywy korony i uzyskać sukcesję tronu dla linii heskiej (Hessen-Kassel). Starał się na sejmie 1723 r. o poparcie najbardziej rojalistycznego stanu chłopskiego. Na tym burzliwym sejmie wystąpiło jednak silnie i stronnictwo holsztyńskie. Wśród powaśnionych stronnictw i stanów Horn odegrał rolę mediatora. Monarchiczne zamierzenia nie powiodły się i Riksdag w 1723 r. ostatecznie określił formę rządów, która ustaliła się na 50 lat tzw. ery wolności. Ustawy z lat 1719, 1720 i 1723 wprowadziły w Szwecji ustrój niemal republikański. Król, któremu sejm przed 30 laty przyznał pełnię władzy, obecnie stał się przewodniczącym Rady Państwa. W zgromadzeniu tym rozporządzał dwoma głosami i musiał się podporządkować zdaniu większości. Nie przysługiwało więc królowi nawet prawo weta. Rada Państwa, której skład ustalono na 16 osób, stała się najwyższym organem rządów oligarchicznych. Miejsca w Radzie oraz najwyższe urzędy ustawowo zastrzeżono tylko dla arystokracji, która otrzymała potwierdzenie zwolnienia od podatków. Ponad Radą Państwa stał Sejm; składał się on z czterech stanów (szlachta, mieszczaństwo duchowieństwo i chłopi) i zbierał się co trzy lata. Stany obradowały w czterech izbach, w których decydowano większością głosów. W okresach międzysejmowych kontrolę nad rządem sprawował wyłoniony przez Sejm Tajny Wydział, składający się ze 100 członków (50 przedstawicieli szlachty, 25 - mieszczaństwa i 25 - duchowieństwa). Tajny Wydział miał duży wpływ na skład Rady Państwa, przedstawiał bowiem po trzech kandydatów na stanowiska członków Rady, z których jednego zatwierdzał król. W rękach Sejmu (wraz z jego Tajnym Wydziałem) oraz Rady Państwa znajdowały się sprawy skarbowe, sądownictwo, kierownictwo polityką zagraniczną i dowództwo nad wojskiem. Na progu ery wolności, kiedy przestał działać dotychczasowy arbitraż monarchii, rozgorzały spory między stronami. Toczyły się one i wewnątrz stanu szlacheckiego. W czasach absolutyzmu Izba Panów dzieliła się na trzy grupy, z których każda obradowała oddzielnie: arystokracja rodowa (hrabiowie i baronowie), arystokracja urzędnicza (członkowie Rady Państwa i ich potomkowie) oraz niższa szlachta. W 1723 r. zniesiono ten podział i wprowadzono formalną równość szlachty, wśród której oczywiście dominującą pozycję utrzymała magnateria. Szlachta stawała się stanem coraz bardziej zamkniętym, utrudniając nobilitacje ludzi nowych. Izba Panów miała przewagę w sejmie i wraz z Radą Państwa stanowiła ostoję republikańsko-oligarchicznych rządów. Ale stany niższe dość skutecznie broniły swoich praw i uzyskały możność posiadania części uprzywilejowanych dóbr. Stan wolnych kmieci ( bönder), choć pozbawiony głosu w Tajnym Wydziale (a więc i w sprawach wielkiej polityki) w erze wolności rozszerzył swój stan posiadania. W latach 1700-1772 obszar opodatkowanych gruntów wzrósł z 31% do 47%. Rządzona przez oligarchię Szwecja pozostała krajem o stosunkowo znacznej równowadze między stanami, a udział chłopów w życiu parlamentarnym stanowił zjawisko unikalne w ówczesnej Europie. Władza królewska została znacznie bardziej ograniczona niż w Polsce, natomiast stanowo-oligarchiczny rząd był dużo lepiej zorganizowany. Mimo tych różnic występowały uderzające podobieństwa w życiu politycznym dwóch największych państw parlamentarnych kontynentu. Zauważył to przybyły w 1722 r. do Sztokholmu rosyjski dyplomata Michaił Bestużew: "Zdieś nastojaszczaja Polsza stała" (nastała tu istna Polska). Oba kraje stały się bowiem widownią zawziętych walk partyjnych, podsycanych i zasilanych finansowo przez obce państwa. W pierwszych latach ery wolności walczyły w Szwecji stronnictwa: holsztyńskie i heskie. Traktat nysztadzki dał Rosji formalny tytuł do opieki nad szwedzką wolnością i mimo uchylenia sukcesyjnych roszczeń księcia holsztyńskiego cieszył się on poparciem swoich cesarskich teściów. Karol Fryderyk, ożeniony z córką Piotra I i Katarzyną, przebywał w Petersburgu, skąd inspirowano działalność stronnictwa holsztyńskiego. W 1724 r. stronnictwo to uzyskało przewagę i doszło do podpisania przymierza szwedzko-rosyjskiego, skierowanego przeciw Danii, a pośrednio i przeciw popierającej Danię Anglii. W interesy handlowe Anglii godził wydany w tymże roku akt nawigacyjny, na mocy którego okręty mogły przywozić do Szwecji tylko produkty swojego kraju. Polityka partii holsztyńskiej była poniekąd kontynuacją polityki zagranicznej Gortza. Natomiast stronnictwo heskie, powiązane z niemieckimi interesami króla Fryderyka jako landgrafa heskiego, czerpało inspiracje i zasiłki pieniężne z Anglii i Danii. Partia holsztyńska utraciła znaczenie w 1727 r., kiedy to po śmierci Katarzyny I Rosja przestała się interesować sprawą Holsztynu i szwedzkiej sukcesji, a Karola Fryderyka wydalono z Petersburga. Lawirując między stronnictwami: heskim i holsztyńskim, Aryid Horn od 1720 r. utrzymał się na stanowisku kierownika rządu, a w latach 1727-1738 miał decydujący głos w Radzie Państwa. Był to szczytowy okres znaczenia tej oligarchicznej instytucji. Starając się o dobre stosunki zarówno z mocarstwami zachodnimi, jak z Rosją, Horn prowadził pokojową politykę zagraniczną i merkantylistyczną politykę gospodarczą. Akt nawigacyjny z 1724 r. został utrzymany i pogodziła się z nim Anglia, której bardzo zależało na imporcie szwedzkiego żelaza i drzewa. Nowy powód do niezadowolenia w londyńskiej City wywołało utworzenie szwedzkiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (1731). Szwecja dzięki wielostronnym powiązaniom zagranicznym i pomyślnemu rozwojowi gospodarki odzyskiwała niezależność i międzynarodową pozycję. Nie była to już oczywiście pozycja wielkiego mocarstwa, lecz państwa drugorzędnego. 7 Polska w unii z Saksonią i pod wpływem Rosji. August II (1697-1733) August jako elektor saski dążył do umocnienia autorytetu i władzy panującego, starał się naśladować Ludwika XIV, wznosił w Dreźnie wiele okazałych budowli (m.in. Zwinger) oraz lubował się w karnawałowym przepychu. Za jego panowania dokonał się w Saksonii znaczny rozwój życia gospodarczego i kulturalnego. To bogate i dobrze administrowane księstwo chciał August w sposób trwały połączyć z polską Koroną i opierając się na zasobach elektoratu narzucić Rzeczypospolitej jeśli nie absolutyzm, to monarchiczną formę rządu. Od początku panowania nosił się z projektami zamachu stanu, ale wydarzenia wojny północnej na wiele lat udaremniły realizację tych planów. W czasie wojny nastąpiła w Polsce dalsza decentralizacja państwa, a zwłaszcza wzrosło znaczenie sejmików. W latach 1703-1710 sejm nie zbierał się, a o podatkach i zaciągach wojska decydowały sejmiki. Krajem rządziły konfederacje tworzone przy poparciu Szwecji czy Rosji. Zwłaszcza długotrwałe współdziałanie konfederacji sandomierskiej z Piotrem I utorowało drogę silnym wpływom politycznym Rosji, której wojska przez lat kilkanaście przebywały na terenie Rzeczypospolitej. Po wymuszonej przez Szwecję abdykacji Augusta II (1706) dla części Polaków, którzy nie uznawali Leszczyńskiego, kraj znajdował się przez cztery lata w stanie bezkrólewia. Protektorem owej Rzeczypospolitej bez króla był Piotr I, który doszedł do wniosku, że słaba i anarchiczna Polska jest dogodnym sąsiadem jego imperium. Car poparł restaurację Augusta II (1710), ale był przeciwny wzmocnieniu władzy królewskiej w Rzeczypospolitej. Wśród nieszczęść wojennych, dezorientacji politycznej i wzrastającej niechęci do oligarchicznych ministrów (zwłaszcza hetmanów, których samowola wybujała teraz najbardziej) nurtowała wśród szlachty myśl o naprawie Rzeczypospolitej. Debatująca na sejmikach i radach konfederackich szlachta z nadziejami na pokój wiązała aspiracje reformatorskie. Wciągnięcie kraju w rujnującą wojnę przypisywano osobistym ambicjom Augusta II. Dwukrólewie (równoczesne panowanie Leszczyńskiego i Augusta, z których każdy kreował swoich dygnitarzy) przyniosło dalszą kompromitację autorytetu monarszego. Niech więc Polska stanie się prawdziwą Rzecząpospolitą szlachecką, rządną, zdolną do obrony swoich granic, ale pokojową i żyjącą w zgodzie z sąsiadami. W literaturze politycznej najdobitniej wyraził te aspiracje Stanisław Dunin-Karwicki. Jego program to usprawnienie władz Rzeczypospolitej i ograniczenie prerogatyw królewskich. Również August II i jego saskie otoczenie (zwłaszcza feldmarszałek Flemming) planowali reformy, ale - rzecz prosta - przeciwstawne dążeniom szlachty. Ich celem było zaprowadzenie dziedziczności tronu i podporządkowanie Rzeczypospolitej autorytetowi monarszemu, środkiem zaś do urzeczywistnienia tego celu miała być przede wszystkim armia saska. Na początku restauracji Augusta doszło jednak do przejściowego współdziałania między królem a demokracją szlachecką na tle antagonizmu z oligarchią magnacką i potęgą buław. Magnateria dążyła do utrzymania konstytucyjnego status quo. Była nazbyt między sobą skłócona i miała nazbyt wybujałe aspiracje do indywidualnej suwerenności "królewiąt", aby dążyć do zaprowadzenia prawdziwie oligarchicznych rządów. Jej decydujące znaczenie w państwie wyrosło na pośrednictwie i utrzymywaniu równowagi między władzą królewską a szlacheckim republikanizmem. Przesunięcie szali na jedną czy drugą stronę ukróciłoby "władzę pośredniczą" i podporządkowałoby wielmożów autorytetowi monarchy lub autorytetowi rządnej Rzeczypospolitej. Niech więc król zachowa swoje prerogatywy (zwłaszcza tyczącą wielkich panów władzę rozdawniczą) i szachuje nimi złotą wolność, zaś wolność szlachecka, uciekając się do pomocy możnych pośredników, niech nie pozwala królowi rozszerzać swojej władzy. A jeśli zagrozi utrata równowagi i arbitraż magnackich pośredników okaże się nie wystarczający, aby równowagę utrzymać, wtedy należy wezwać pomocy obcych arbitrów. Zwycięstwo opozycji hetmańskiej na Sejmie 1712 r. udaremniło próbę współdziałania króla z reformatorską grupą szlachty. August II chwycił się ostrych środków. Zagrożenie tureckie dostarczyło pretekstu, aby w 1713 r. wprowadzić do Polski wojska saskie. Ich zachowanie było prowokacyjne. Sasi zmierzali do wywołania kryzysu, którego pacyfikacja dałaby możność zaprowadzenia nowego ładu. Zbrojne wystąpienia szlachty zaczęły się w 1714 r., a w roku następnym rozgorzały w całym kraju walki z wojskiem saskim. Odgrywał tu rolę także motyw wyznaniowy (Sasi byli "lutrami"). Pod laską Stanisława Ledóchowskiego zawiązała się w Tarnogrodzie konfederacja generalna (25 XI 1715), z którą połączył się związek wojska komputowego. Ruch szlachecki kierował się nie tyłko przeciw dworowi i wojskom saskim, ale i przeciw hetmanom. Był to ostatni zryw demokracji szlacheckiej, która podjęła walkę na dwa fronty. Rozmiar reakcji przerósł zamierzenia prowokatorów. August II, znów zagrożony detronizacją, znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Różne siły czynne były przy rozniecaniu konfederacji tarnogrodzkiej. Wciąż jeszcze trwała wojna północna i sytuacja polityczna w Polsce i wokół Polski była bardzo płynna. Poza saską prowokacją działały inspiracje szwedzko-stanisławowskie, działała też i Rosja, niezadowolona z samowładnych poczynań Augusta II. W tym zaognionym konflikcie najpierw zaczęli oglądać się na carską mediację hetmani, potem zwrócili się ku Rosji konfederaci, a w końcu i August II przyjął pośrednictwo Piotra I. W rozpoczętych na wiosnę 1716 r. rokowaniach między dworem a konfederatami jako mediator występował w imieniu cara poseł Grigorij Dołgoruki. Rokowania szły opornie, póki 18 tys. wojska rosyjskiego nie wkroczyło do Polski. Od tego momentu Dołgoruki stał się czynnikiem decydującym i za jego sprawą podpisano 3 XI 1716 r. traktat warszawski. Traktat ten przyjęto na jednodniowym Sejmie zwanym niemym (bo nikogo nie dopuszczono do zabierania głosu) 1 II 1717 r. Polityka sasko-polska Augusta II poniosła decydującą porażkę. Postanowienia traktatu przekreśliły próbę ściślejszego zespolenia dwóch państw. Reformatorski program szlachty został częściowo zrealizowany w dziedzinie skarbowo-wojskowej. Uchwalono stałe podatki na stałą armię, ale w sile teoretycznie 24 tys., a praktycznie około 12 tys. żołnierzy. Uporządkowanie spraw wojskowo-skarbowych byłoby krokiem pozytywnym, gdyby nie ustalono budżetu i etatu na poziomie odpowiadającym drugorzędnemu państwu Rzeszy Niemieckiej czy Italii, a nie jednemu z najrozleglejszych państw Europy, otoczonemu największymi potęgami militarnymi ówczesnego świata. Z reformą wojskowo-skarbową wiązało się pewne uszczuplenie władzy hetmańskiej i ukrócenie rządów sejmikowych. Ograniczeniu samorządu prowincjonalnego nie towarzyszyła jednak ani reforma sparaliżowanego przez liberum veto Sejmu, ani zaprowadzenie administracji terenowej. Sejm niemy ustalił ustrój Rzeczypospolitej na"blisko 50 lat. Konstytucje tego Sejmu były tak trwałe, bowiem po wielkich planach Augusta II i po wielkim zrywie tarnogrodzkim ustaliła się na wiele lat chwiejna równowaga między majestatem a wolnością, co znalazło swój wyraz w zaniku ustawodawstwa. Był to sukces magnackich pośredników, a również rosyjskiej mediacji. Z racji podpisu Dołgorukiego Rosja rościła sobie uprawnienia gwarantki uchwał Sejmu 1717 r. W XVII w. było już wiele umów międzynarodowych dotyczących wewnętrznych spraw Polski. Rosyjska interpretacja traktatu warszawskiego wprowadzała jednak pojęcie obcej gwarancji, zaakceptowanej przez Rzeczpospolitą. W latach 1719-1720 August II podjął tzw. emancypacyjną politykę, łącząc się z Anglią i Austrią przeciw Rosji. Nie zdołał pociągnąć za sobą Rzeczypospolitej, która zadowoliła się wyjściem wojsk carskich ze swego terytorium. Odtąd zawiedziony August zaczął snuć plany rozbioru Polski, licząc na wprowadzenie dziedzicznej monarchii w zmniejszonym państwie. Piotr I nie tylko te plany odrzucił, ale ujawnił je przed polską opinią. Car, mediator i gwarant, stał na stanowisku obrony integralności terytorialnej Rzeczypospolitej i jej wolności. Przez wolność rozumiano utrzymanie dotychczasowego ustroju, a zwłaszcza elekcyjności tronu. Wielkie a bezwładne, zdemilitaryzowane państwo miało zapewnić spokój zachodniej granicy Rosji. W tym celu Rosja zawarła wiele umów gwarantujących polskie wolności i wolną elekcję: w 1720 r z Prusami i Turcją, w 1724 r. ze Szwecją, w 1726 r. z Austrią, w latach 1730 i 1732 z Prusami. Wszystkie te umowy były skierowane przeciw sukcesyjnym planom Augusta II. Za panowania Piotra I Rosja ingerowała również w sprawy wyznaniowe. Na przełomie XVII i XVIII w. w Polsce nastąpił przypływ katolickiego prozelityzmu. Ograniczono uprawnienia protestantów, przemocą narzucono prawosławnym wyznanie greckokatolickie i niemal całkowicie zlikwidowano organizację kościelną prawosławia. W czasie wojny północnej Piotr I doprowadził do odtworzenia w Polsce hierarchii prawosławnej, zależnej od rosyjskiej Cerkwi. Ostatnia interwencja cara nastąpiła w związku ze sprawą toruńską. W 1724 r. doszło w Toruniu do tumultu wyznaniowego, w wyniku którego burmistrza i kilku członków luterańskiego magistratu skazano na śmierć. August II chciał się w tej sprawie przypodobać katolickiej opinii. Piotr I, popierając protesty Anglii i Prus, wystąpił bardzo energicznie w obronie zarówno prawosławnych, jak i protestantów w Polsce. Sprawa toruńska urosła do rozmiarów konfliktu międzynarodowego, ale śmierć cara zażegnała kryzys. Pozostał precedens, do którego po 40 latach nawiązała Katarzyna II. Po śmierci Piotra I osłabło nasilenie rosyjskich ingerencji w sprawy polskie, ale zawsze istniało w Rzeczypospolitej tzw. stronnictwo moskiewskie (żywotne zwłaszcza na Litwie). Rosja kontynuowała politykę przeciwną sukcesji saskiej w Polsce i udaremniała próby Wettinów pozyskania tronu kurlandzkiego. August II do końca życia snuł różne rozległe plany, nawracał do myśli zamachu stanu i rozbioru Polski, ale głównie troszczył się o zapewnienie polskiej korony swemu synowi. W Polsce przebywał bardzo mało, przyjeżdżając jedynie na jałowe i przeważnie zrywane sejmy. Starał się klecić stronnictwo dworskie z episkopatu i części magnaterii (Czartoryscy), ale było to budowanie na piasku. Po klęskach, które przyniosła wojna północna i szamotania się narodu z królem, Polska przeżywała okres politycznego, gospodarczego i kulturalnego upadku. Schyłek panowania Augusta II to najciemniejsze lata epoki saskiej. 8. Imperium Tureckie za panowania Ahmeda III (1703-1730) i w wojnie z Persją (1730-1736) Ekspansywna potęga Turcji w Europie załamała się w ostatnim ćwierćwieczu XVII stulecia, ale azjatycko-europejsko-afrykańskie imperium osmańskie pozostało mocarstwem mającym swoją wagę w europejskim układzie sił. Dopóki ekspansja osmańska zagrażała "chrześcijaństwu", odzywały się w Europie hasła antytureckiej krucjaty. Wprawdzie w XVI i w XVII w. różne państwa (zwłaszcza Francja) wiązały się politycznie z Wysoką Portą, ale była to rzecz wstydliwa i w stosunkach ze Stambułem wystrzegano się wszelkiej ostentacji. Po pokoju karłowickim już bez skrupułów zaczęto traktować Turcję jako państwo poniekąd europejskie i element europejskiej równowagi. Zagęściła się sieć stałych przedstawicielstw dyplomatycznych w Stambule (choć sułtan po dawnemu nie utrzymywał poselstw w Europie). Turcja otwarła się też bardziej na wpływy kulturalne Zachodu, nie w takim jednak stopniu, aby dokonać europeizacji swej administracyjnej i militarnej organizacji. Wiele się mówi o osłabieniu czy załamaniu potęgi tureckiej w XVIII w., na plan pierwszy trzeba tu jednak wysunąć kryterium porównawcze. Turcja była krajem na poły europejskim i w okresie dynamicznego rozwoju Europy została w sposób definitywny zdystansowana przez swoich europejskich partnerów i rywali. W tym pogranicznym kraju wystąpił więc nie tyle kryzys azjatyckiego imperium, ile uwidoczniła się nierównomierność historycznego rozwoju Europy i Azji. Dopiero uczyniwszy to zastrzeżenie można przystąpić do rozważań na temat wewnętrznych czynników osłabienia Turcji. Mówiliśmy już na innym miejscu o rozluźnianiu się więzów między Stambułem i arabskimi krajami imperium. Chanat krymski był państwem wasalnym dość niezależnym od Wysokiej Porty. Silniej uzależnione były lenne księstwa sułtana, Mołdawia i Wołoszczyzna. Właściwy trzon imperium stanowiły jednak trzy prowincje: Anatolia (Azja Mniejsza), Rumelia (Bułgaria, Tracja, Macedonia, Grecja i Albania) oraz Bośnia. Prowincje te miały ongiś bardzo sprawnie działającą organizację militarną. Wiązała się ona z całym ustrojem społeczno-gospodarczym i politycznym Turcji, który to ustrój w drugiej połowie XVII i w XVIII w. przechodził dość istotną ewolucję. W Turcji nie było prywatnej wielkiej własności ziemskiej ani arystokracji rodowej. Wszyscy mieszkańcy kraju byli sługami sułtana, a w okresie świetności imperium sułtani na najwyższe dygnitarstwa najchętniej powoływali ślepo im oddanych ludzi "niskiego pochodzenia", wyzwoleńców i przyjmujących islam bałkańskich renegatów. Wyborowa janczarska piechota była uzupełniana drogą branki chrześcijańskich chłopców, wychowywanych potem na członków fanatycznie muzułmańskiego, religijno-rycerskiego zakonu. Kontyngentów konnicy (sipahiów, zwanych w Europie spahisami) dostarczały tzw. lenna wojskowe. Aby uniknąć mylącej analogii z europejskimi stosunkami feudalnymi, lepiej nazwać te "lenna" beneficjami. Posiadacze owych beneficjów w zamian za wystawianie i utrzymywanie żołnierzy pobierali dochody i podatki z nadanych im do czasowej eksploatacji dóbr państwowych. Dochodami z dóbr państwowych byli również uposażeni tureccy urzędnicy i dygnitarze. Sułtan mógł w każdej chwili usunąć swego sługę z urzędu czy z wojska, a co za tym idzie - pozbawić go związanego z daną służbą beneficjum. Wszechwładzę sułtana ograniczały jedynie przepisy Koranu. W sprawie ich interpretacji zasięgał opinii muzułmańskich teologów (ulemów) z wielkim muftim na czele. Tak było za Sulejmana Wspaniałego i tak pozostawało w teorii, ale praktyka ewoluowała w kierunku słabnięcia rzeczywistej władzy sułtanów. Nieufni sułtanowie zamykali swych synów w specjalnych pawilonach, zwanych klatkami (kąfes). Nie był to najlepszy sposób przysposobienia następców tronu do sprawowania rządów. Od połowy XVII w. sułtanowie przestali przewodniczyć na posiedzeniach Dywanu (rady najwyższych dygnitarzy) i w historii Turcji więcej się słyszy o wezyrach niż o padyszachach. Na wysokie stanowiska rzadziej powoływano utalentowanych renegatów, a częściej tureckich wielmożów. Urzędy i beneficja nagminnie kupowano u Wysokiej Porty, przez co utrwalało się ich posiadanie w rękach ludzi z bogatych rodzin. Drogą kumulacji beneficjów rosły wielkie fortuny, a posiadacze nadań wojskowych zaniedbywali swą rycerską powinność. Wraz z ustaniem zdobywczych wojen sipahiowie przestali się bogacić łupami wojennymi. Głównym źródłem zysków była wzmożona eksploatacja chłopów i wystąpiły w Turcji zaczątki gospodarki folwarcznej. Pojawił się też rodzaj ziemiańsko-urzędniczej arystokracji dziedzicznej, zwanej ajanami (notablami) i derebejami (panami dolin). Można w tych procesach dostrzegać pewną analogię z ewolucją, którą przeszły kraje europejskie na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych. W przeciwieństwie do krajów europejskich Turcja nie wytworzyła jednak nowożytnej skarbowości i armii regularnej. Od połowy XVII w. zaniechano przymusowego poboru chrześcijańskich chłopców do korpusu janczarskiego, który wyzbył się swoich zakonnych rygorów. Janczarzy zaczęli się żenić i przestali mieszkać w koszarach, a pobierając żołd zajmowali się równocześnie handlem i rzemiosłem. Uzyskawszy rozległe przywileje stanowe i włączywszy się w życie stołecznej ulicy, janczarzy utracili tak znakomitą niegdyś wartość bojową, stali się natomiast w wewnętrznych dziejach politycznych Turcjiczynnikiem ważnym, niekiedy wręcz decydującym. Obok stanowiących niegdyś fundament tureckiej armii sipahiów i janczarów wiele było formacji wystawianych przez lenników i liczne wojska zaciężne. Administracja turecka nie wykształciła jednak nowożytnego systemu fiskalnego. Borykający się z rosnącym deficytem skarb państwa notorycznie zalegał z żołdem i bunty niepłatnych żołnierzy stały się częstym zjawiskiem. Największe znaczenie miały bunty janczarów. Tym uzbrojonym przekupniom i rzemieślnikom łatwo było rozkołysać skore do tumultów pospólstwo Stambułu. Ogromne miasto nad Bosforem (przeszło 600 tys. mieszkańców), do którego napływali zbiegli przed uciskiem chłopi z różnych prowincji wielonarodowościowego imperium, stało się siedliskiem społecznych napięć i politycznych niepokojów. Ponieważ ponad sułtanem stał jedynie Koran, jedynie z Koranem w ręku można było występować przeciw sułtańskim rozporządzeniom i sułtańskim dygnitarzom. W czasie politycznych kryzysów w Turcji na plan pierwszy wysuwano hasła religijne i doniosłą rolę odgrywali ulemowie. Odstąpienie "niewiernym" na mocy traktatu karłowickiego tak wielu ziem bardzo podważyło autorytet sułtana Mustafy II (1695-1703). Kiedy w 1703 r. zbuntował się oddział zaciężnych żołnierzy, wypadki potoczyły się lawinowo. Janczarzy, ulemowie i lud stambulski poparli buntowników. Janczarzy zabili kilku dygnitarzy i wybrali nowych. Nowy mufti ogłosił, że sułtan nadużył władzy i lud ma prawo do wypowiedzenia posłuszeństwa. Powołany przez powstańców Dywan ogłosił detronizację Mustafy II i oddał tron jego bratu Ahmedowi III (1703-1730). Następstwa przewrotu z 1703 r. ograniczyły się jednak tylko do zmian personalnych. Nowy sułtan rychło pozbył się tych, którym zawdzięczał wyniesienie na tron, i nie kwapił się do wojny z "niewiernymi". Turcja nie dała się wciągnąć Karolowi XII (zwanemu przez Turków "żelazną głową") do wojny o Polskę i wypuściła Piotra I z matni nad Prutem. Po klęskach poniesionych w wojnie z Austrią (1716-1718) sułtan i jego wielki wezyr Ibrahim Pasza Nevsehirli prowadzili politykę pokojową. Zięć sułtański Ibrahim Pasza, który wyjątkowo długo utrzymywał się na stanowisku wezyra (1718-1730), był wybitnym mężem stanu. Wiele zdziałał, aby poprawić sytuację skarbu, czego dokonał podwyższając podatki. Umocnił panowanie tureckie na Bałkanach. Po wyprawie Piotra I nad Prut i po wojnie z Wenecją i z Austrią Turcja straciła zaufanie do swoich rumuńskich i słowiańskich wasali. Odtąd na hospodarów powoływano Greków, tzw. fanariotów (od nazwy zamieszkanej przez Greków dzielnicy Stambułu - Fanar). Grecy umocnili również swoją pozycję wśród bałkańskiego kleru prawosławnego. Rządy fanariotów utrzymają się w Rumunii już do końca XVIII w. Równocześnie Grecy opanowali wszystkie dostępne dla chrześcijan wyższe stanowiska w Stambule (sułtańskich dragomanów, pośredników, dostawców, bankierów). Fanarioci stanowili najbardziej oświecony element w stolicy i na sułtańskim dworze. Byli oni pośrednikami w przenikaniu kultury i mody europejskiej. Rozwijała się również tzw. dzielnica Franków Pera - siedziba ambasad i konsulatów, faktorii kupieckich i banków - podlegająca zwierzchności państw europejskich, zwłaszcza Francji. Wpływy Fanaru i Pery uwidoczniły się w tureckiej architekturze i malarstwie. W pałacowej kulturze nastał okres zwany tureckim rokoko lub erą tulipanów. Te sprowadzone z Holandii kwiaty, z zamiłowaniem hodowane przez tureckich dygnitarzy, stały się modnym motywem w sztuce stosowanej. W erze tulipanów z motywami tureckimi mieszały się europejskie, perskie i chińskie (te ostatnie docierały przez Persję, ale też i okrężną drogą via Europa). Najwybitniejszym wyrazicielem "tulipanowej" kultury był wykwintny poeta dworski Ahmed Nedim (1681-1730). Sułtan Ahmed III był wielkim miłośnikiem zabaw i amatorem europejskiej mody. Dla ulubienic ze swego haremu budował urocze pałacyki rokokowe w dzielnicy nad Słodkimi Wodami, zwanej domem Szczęścia (Sadabad). Na sułtańskie zbytki szła znaczna część pieniędzy wyciskanych z podatników przez Ibrahima Paszę. Zarówno w zdzierstwie, jak i w zbytkach naśladowali sułtana dygnitarze, również budujący wille nad Słodkimi Wodami. W życiu kulturalnym pojawiła się jednak i poważniejsza innowacja, pierwsza turecka drukarnia założona w 1727 r. przy pomocy sturczonego Węgra Ibrahima Müteferriki. Wymagało to przezwyciężenia zastrzeżeń i oporów natury religijnej (zezwolono zresztą jedynie na drukowanie książek świeckich). Sporo dzieł europejskich przetłumaczono na język turecki. Nie dokonano jednak zmian w organizacji wojskowości i technice militarnej, które pozostały na poziomie XVI w. Korzystając z podboju Persji przez Afgańczyków, Turcja zajęła w latach 1723-1727 Gruzję, Azerbejdżan, Kurdystan i Chuzestan. Opanowanie tego wielkiego terytorium odbyło się niemal bez walk, bowiem chanowie afgańscy byli zajęci pacyfikowaniem opornych Irańczyków. Łatwy sukces rozbudził wśród Turków wojenne zapały. Kierowały się one również przeciw Rosji, rywalizującej z Turcją w zaborze perskich posiadłości. Afgańczyk Aszraf, który ogłosił się szachem perskim, zawarł w 1727 r. pokój z Turcją i uznał się jej lennikiem. Wywołało to zaniepokojenie Rosji. Popierała ona ostatniego Safawidę, szacha Tahmaspa II. Na służbie Tahmaspa był znakomity wódz Nader Szah, który w 1730 r. rozpoczął wojnę z Turcją. Niepowodzenia wojenne, pokojowa polityka dążącego do układów z Persami wezyra Ibrahima Paszy oraz wstręt ulemów i ludu do panoszącej się na dworze mody europejskiej spowodowały wybuch w Stambule wielkiej janczarskiej rewolty (28 IX 1730). Na czele stanął prosty janczar Patrona Halil. z pochodzenia Albańczyk, niegdyś handlarz szmatami i łaziebny, stał się na parę miesięcy niemal dyktatorem. Z buntem janczarów połączyło się powstanie ludowe. Plądrowano domy bogaczy i zburzono owe przybytki rozkoszy nad Słodkimi Wodami. Powstańcy nosili czerwone turbany i pod tą nazwą przeszli do historii. Stracono wielu dygnitarzy z wezyrem-pacyfistą na czele. Sułtana Ahmeda III zmuszono do abdykacji na rzecz swego bratanka Mahmuda I (1730-1754). Bunt "czerwonych turbanów" miał podłoże społeczne, ale równocześnie stanowił charakterystyczną dla Turków eksplozję religijno-wojennego fanatyzmu. Powstanie wybuchło pod hasłem szybkiego rozprawienia się z Persją i wszczęcia świętej wojny z "niewierną" Rosją. Wkrótce jednak Patrona Halil i przywódcy "czerwonych turbanów" zostali podstępnie wymordowani. W marcu 1731 r. stłumiono nowe powstanie i po zesłaniu wielu tysięcy janczarów rząd Mahmuda I opanował sytuację w Stambule. Nowy wezyr powierzył w 1731 r: reorganizację tureckiej artylerii i inżynierii wojskowej francuskiemu renegatowi Bonneyalowi Paszy, który stał się człowiekiem wpływowym w Porcie. Francuzi spodziewali się, że Turcja da się w razie potrzeby użyć przeciwko Rosji czy Austrii. Wysoka Porta nie zamierzała jednak prowadzić wojny na dwa fronty. Przez wiele lat siły tureckie były związane na perskim pograniczu. W 1732 r. Nader, rozprawiwszy się ostatecznie z Afgańczykami, wzmógł działania wojenne przeciw Turcji. Inspirowała go w tym kierunku Rosja, która traktatami z lat 1732 i 1735 wyrzekła się na rzecz Persji zakaukaskich zdobyczy Piotra I. Wojna turecko-perska ciągnęła się do 1736 r. i zakończyła się traktatem w Stambule, na mocy którego Nader odzyskał wszystkie prowincje dawnego państwa Safawidów. Działania wojenne zostały jeszcze na krótko wznowione w 1743 r. i dopiero w 1746 r. został zawarty definitywny pokój kończący długą historię wojen turecko-perskich. Ta azjatycka rozprawa ku zadowoleniu Wiednia i Petersburga wyłączyła Turcję ze spraw europejskich. Równocześnie na zachodnim krańcu osmańskiego imperium zaognił się turecko-hiszpański konflikt w Algierii (wyprawa armady na Oran w 1732 r.). Był to dodatkowy czynnik krępujący poczynania w Stambule sprzymierzonej z Hiszpanią Francji. 9. Sojusz dworów cesarskich (1726) i traktat trzech czarnych orłów (1732) Epoka zmiennych przymierzy przyniosła, podobnie jak na zachodzie, wiele nietrwałych związków politycznych także na wschodzie Europy. Wśród tego dyplomatycznego chaosu wyłonił się jednak "system" o bardzo doniosłym znaczeniu. Był to sojusz austriacko-rosyjski. Austria zrazu niechętnie lub wręcz wrogo ustosunkowała się do mocarstwowego wzrostu Rosji. Obok konfliktowych sytuacji w północnych Niemczech i na Bałkanach, obrazę Wiednia wywołało stracenie carskiego szwagra carewicza Aleksego i przyjęcie przez Piotra I imperatorskiego tytułu. Przyczyny zadrażnień odeszły jednak niebawem w cień wobec podstawowej wspólnoty interesów. Na terenie Europy i Rzeszy Niemieckiej krępował cesarza angielsko-francuski arbitraż, a ów "system" ciążył również Rosji w jej polityce bałtyckiej. Większe jeszcze znaczenie miały sprawy wschodnie. Po rosyjskiej klęsce nad Prutem i po austriackich zwycięstwach na Bałkanach w Rosji utrwalił się pogląd, iż przeciw Turcji trzeba działać w porozumieniu z cesarzem. Głównym terenem sporów rosyjsko-tureckich były wybrzeża Morza Czarnego, a głównym wrogiem Rosji chanat krymski. Pozostawiając Austrii swobodę na Bałkanach, można się było z nią ułożyć co do wspólnej polityki skierowanej przeciw wciąż potężnej Turcji. Po śmierci Piotra I Rosja była również skłonna uzgadniać z Austrią swoją politykę w Niemczech i w Polsce. Podpisane 6 VIII 1726 r. w Wiedniu przymierze między Katarzyną I a Karolem VI mogło się zrazu wydawać jedną z przelotnych kombinacji dyplomatycznych tych lat. Działały tu tak uboczne i koniunkturalne względy, jak sprawa holsztyńska czy tytuł księcia Rzeszy Niemieckiej uzyskany dla Mienszykowa. Stopniowo wykrystalizowała się jednak wspólnota interesów i traktat z 1726 r. okazał się jedną z najtrwalszych umów międzynarodowych zawartych w XVIII w. Ów tak zwany sojusz dworów cesarskich stał się podstawowym czynnikiem określającym sytuację polityczną w Europie Wschodniej. Główną rolę odgrywał wspólny antagonizm z Turcją. Poważne znaczenie miały również sprawy polskie. Jak wiemy, Piotr I i jego następcy zdecydowanie przeciwstawiali się sukcessji saskiej w Polsce, Austria natomiast była tradycyjnie wrogo nastawiona do francuskiej kandydatury na tron Rzeczypospolitej. Od 1725 r. kandydatem tym był teść Ludwika XV - Stanisław Leszczyński. Ponadto Saksonia, mająca ze względu na powiązania dynastyczne roszczenia do sukcesji austriackiej, wraz z Bawarią reprezentowała w Rzeszy stronnictwo antypragmatyczne. Na tle wspólnych dążeń skierowanych przeciw sankcji pragmatycznej powstała platforma współdziałania między Augustem II a Francją. Współdziałanie to dotyczyło tylko spraw niemieckich, a nie polskiej korony, co do której zamierzenia Francji i Saksonii były diametralnie sprzeczne. August II stał się jednak osobą źle widzianą w Wiedniu, co rzutowało również na jego polskie plany. Dwory cesarskie uzgodniły swoją postawę wobec Polski. W 1730 r. zawarto układ rosyjsko-austriacki wykluczający od polskiego tronu zarówno Leszczyńskiego, jak i syna Augusta II. Równocześnie narosło wiele spornych spraw między Rosją a Rzecząpospolitą. Chodziło o dalszy los Kurlandii, o opiekę Rosji nad prawosławiem w Polsce, o wydanie zbiegłych do Polski rosyjskich chłopów i o regulację "zatartej" granicy polsko-rosyjskiej, wytyczonej traktatem pokojowym z 1686 r. Wobec ciągłego zrywania w Polsce sejmów Rosja nie mogła uzyskać zaspokojenia swych roszczeń w drodze rokowań z Rzecząpospolitą. Z początkiem 1732 r. Austria obiecała Rosji mediację w jej sporach z Polską. a w wypadku, gdyby Rzeczpospolita nie przyjęła tego pośrednictwa, cesarz miał dostarczyć Rosji 30 tys. wojsk posiłkowych. W tym samym czasie nawiązano rokowania mające na celu wciągnięcie Prus do rosyjsko-austriackiego współdziałania w sprawach polskich. Prusy żywiły wobec Polski plany zaborcze, zmierzające zwłaszcza do opanowania Pomorza Gdańskiego czy Kurlandii. Z takimi propozycjami wystąpił Fryderyk I wobec Piotra I w 1709 r. i otrzymał od cara odpowiedź: "Es sei nicht praktikabel" (tego nie można zrobić). Odtąd wszystkie rozbiorowe sugestie pruskie i prusko-saskie spotykały się ze zdecydowanym oporem Rosji, a potem sprzymierzonych dworów cesarskich. W 1732r. zastosowano jednak wobec Prus przynętę, czyniąc nadzieję na poparcie kandydatury młodszego syna króla pruskiego na tron kurlandzki. Obietnice te były nieszczere, ale za ich pomocą uzyskano przystąpienie Fryderyka Wilhelma I do układu zawartego 13 IX 1732 r. za pośrednictwem wielkiego koniuszego carowej Anny - K.G. von Löwenwolda. Rosyjsko-austriacko-pruski sojusz, zwany traktatem Lowenwolda lub traktatem trzech czarnych orłów, został ostatecznie podpisany 13 XII 1732 r. Na mocy tego traktatu trzy mocarstwa zobowiązały się do wspólnej akcji militarnej i finansowej, aby po śmierci Augusta II sprzeciwić się elekcji Stanisława Leszczyńskiego lub elektora saskiego oraz nie dopuścić do włączenia Kurlandii (po wygaśnięciu panującej w tym księstwie dynastii Kettlerów) do Polski. Tron mitawski miał przypaść księciu wybranemu przez kurlandzkie stany, a książę ów nie mógł posiadać żadnych posiadłości poza Kurlandią. Uzgodniono kandydaturę na tron polski cesarskiego krewniaka, infanta portugalskiego Emanuela, na tron zaś kurlandzki kandydaturę królewicza pruskiego Augusta Wilhelma. W związku ze znacznie późniejszymi wydarzeniami doby rozbiorów, traktat trzech czarnych orłów przybrał w historiografii postać złowrogiego dla Polski symbolu współdziałania trzech głównych mocarstw Europy Wschodniej na szkodę Rzeczypospolitej. Połączonym siłom tych mocarstw ani Polska, ani inne państwa Europy nie mogły się skutecznie przeciwstawić. Wiele czasu miało jednak upłynąć, zanim doszło do uzgodnienia w sprawie Polski stanowiska dworów cesarskich i zaborczej polityki Prus. Traktat Lowenwolda miał na celu oszukanie Prus i ich wyłączenie ze zbliżającej się rozgrywki o polską koronę. Podstawową treścią układu z 1732 r. był sprzeciw dworów cesarskich wobec popieranej przez Francję kandydatury Stanisława Leszczyńskiego. 10. Sprawa Stanisława Leszczyńskiego i francuska koncepcja "bariery wschodniej" W latach wojny północnej i wojen tureckich zadzierzgnął się szczególny węzeł między sprawami bałtyckimi a czarnomorskimi. Symboliczne poniekąd znaczenie miała marszruta Karola XII od Narwy poprzez Warszawę, Altranstad i Połtawę do Benderu. Zarysował się antyrosyjski front Szwecji, Polski Leszczyńskiego, kozaczyzny Orlika oraz Turcji i Krymu. Było to następstwo nieskoordynowanego starcia się dwóch ekspansywnych mocarstw XVII w. (Szwecji i Turcji) z rosnącą potęgą nowej Rosji, która sięgnęła od morza do morza. W tym układzie Polska była przedmiotem szwedzkiego podboju i zaborczych planów Turcji. Kiedy jednak pod ciosami Rosji i Austrii załamało się mocarstwowe znaczenie Szwecji i Turcji, powstała koncepcja rzeczywistego współdziałania tych państw z Polską i utworzenia w ten sposób trzeciej siły w Europie Wschodniej. Koncepcję tę rozwinęła dyplomacja francuska, nawiązując do precedensów swej polityki wschodniej w XVII w. Zmagająca się z Habsburgami Francja kardynała Richelieu, Mazariniego i Ludwika XIV wypracowała "system" antycesarskich, dywersyjnych sojuszów wschodnich. Wiele dyplomatycznych i finansowych wysiłków kosztowały Francję w XVII w. starania, aby skoordynować antyaustriacką akcję Szwecji, Polski, Węgrów i Turcji. Konflikty polsko-szwedzkie i polsko-tureckie nader często rozprzęgały jednak ów "klasyczny instrument" wschodniej polityki Francji. Polska była równocześnie centralnym i najsłabszym ogniwem "systemu". Toteż Francja uporczywie dążyła, aby mieć w Warszawie "swojego" króla lub przynajmniej podporządkowane sobie silne stronnictwo. Aczkolwiek po objęciu hiszpańskiego tronu przez Burbonów przestało istnieć habsburskie okrążenie, antagonizm francusko-austriacki w pierwszej połowie XVIII w. zachował swą żywotność. Zmieniła się natomiast sytuacja na Wschodzie, gdzie mocarstwowa potęga Rosji wyrosła kosztem tradycyjnych sojuszników Francji. Wschodnia polityka dworu wersalskiego znalazła się na rozdrożu. Czy, w myśl sugestii Piotra I, wiązać się z Rosją, czy też w dalszym ciągu opierać się na Szwecji, Polsce i Turcji? Państwa te wprawdzie uległy osłabieniu, ale równocześnie wyzbyły się dzielących je dawniej antagonizmów. Pozycja zaś mocarstwowa Rosji wydawała się po śmierci Piotra I zachwiana. W tej gruntownie zmienionej, ale jeszcze nie okrzepłej sytuacji Europy Wschodniej dyplomacja francuska podejmowała alternatywne kombinacje. Jedną z pozostałości wojny północnej był królewski tytuł Stanisława Leszczyńskiego. Wprawdzie Leszczyński prowadził tajne negocjacje z Augustem II w sprawie zrzeczenia się swoich roszczeń w zamian za odpowiednie odszkodowanie, ale kontrahenci nie doszli do ugody. Po zawarciu pokoju między Rosją a Szwecją i w okresie nasilonego antagonizmu między Augustem a Piotrem I, Stanisław główne nadzieje pokładał w Rosji. Znalazł jednak trwałe poparcie gdzie indziej. Francja nie wyrzekała się myśli o odwecie za klęskę elekcyjną z 1697 r, o uzyskanie polskiego tronu (przy pomocy Rosji) starali się Orleanowie. Chcąc wykorzystać w swej polityce wobec Polski roszczenia Leszczyńskiego regent udzielił mu azylu w Alzacji (1719). Po śmierci regenta dyplomacja francuska wysunęła już wręcz kandydaturę Stanisława (1724), którego córka jedynaczka Maria miała poślubić francuskiego księcia krwi i zbliżyć do polskiej sukcesji boczną linię Burbonów. Zrazu kandydatem do ręki Marii był pierwszy minister Ludwik Henryk Burbon, potem zdecydowano wydać ją za samego króla Ludwika XV (1725). Od tego momentu aż do śmierci Augusta II dyplomacja francuska przez 8 lat działała na rzecz powrotu Leszczyńskiego na polski tron. Wobec zasadniczego antagonizmu francusko-austriackiego należało z góry założyć przeciwdziałanie cesarza. Natomiast stanowisko Rosji aż do 1732 r. wydawało się niejasne. Francja kilkakrotnie podejmowała próby zbliżenia z Rosją, ale główną trudność stanowiły rozbieżne stanowiska tych państw wobec Turcji. Rosjanie obawiali się również, że powrót Leszczyńskiego na tron może przyczynić się do rozbudzenia odwetowych dążeń w Szwecji. Pertraktacje francusko-rosyjskie nie zdołały więc rozluźnić przymierza dworów cesarskich, przyniosły natomiast sporo złudzeń i spowodowały sporo straty czasu w Wersalu. Paralelnie z rozmowami w Petersburgu Francja starała się przygotować wspólną akcję w Polsce, w Szwecji i w Turcji, aby w razie niepowodzenia rokowań z Rosją nastawić ów "klasyczny instrument" równocześnie przeciw Austrii i Rosji. W latach 1725-1732 niewiele zdołano osiągnąć w Sztokholmie i w Stambule, bowiem Szwecja była uwikłana w spory z Danią, a Turcja w wojnę z Persją. Ponadto te osłabione państwa mniej były skłonne działać w interesie odległej Francji, niż się to wydawało francuskim politykom. Niezależnie od konkretnych osiągnięć wschodniej polityki Francji powstała koncepcja, która bardzo silnie zakorzeniła się w nawykach myślowych wersalskich dyplomatów i którą podsycali różni Polacy, Szwedzi, Turcy, Tatarzy i Kozacy, spodziewający się uzyskać zasiłki pieniężne i poparcie w swych osobistych zamierzeniach. Według tej koncepcji Szwecja, Polska i Turcja miały pod francuską egidą stanowić barierę wschodnią, rozdzielającą terytorialnie dwa cesarstwa i stojącą na przeszkodzie austriacko-rosyjskiej hegemonii w Europie Wschodniej. Koncepcja ta, zrazu w wersji bardziej antyaustriackiej, później bardziej antyrosyjskiej, zachowa żywotność aż do końca panowania Ludwika XV, wiążąc się z polityką "sekretu króla". Owa sekretna dyplomacja, niejednokrotnie rozbieżna z oficjalną polityką rządu francuskiego, wobec nieuleczalnej słabości tradycyjnych sojuszników będzie wchodzić w coraz bliższe koneksje z polityką pruską. Bowiem Prusy staną się obok Austrii i Rosji trzecim mocarstwem decydującym o losach Europy Wschodniej. Rozdział piąty Późny barok i wczesne Oświecenie 1. Geografia kultury europejskiej pierwszych dziesięcioleci XVIII w. Miejsce w niej Francji i kartezjanizmu W zarysach historii powszechnej rozdziały poświęcone kulturze duchowej zawierają przeważnie nazwiska największych twórców i omówienie ich najznakomitszych dzieł. Stanowi to niewątpliwie pewien wskaźnik poziomu życia kulturalnego w poszczególnych krajach, pojawienie się wielkiej indywidualności twórczej jest bowiem zarówno dziełem genetycznego trafu, jak i kulturalnego podłoża, z którego wrodzony talent czerpał treści i podniety. Jeśli powiemy, że Polska w połowie XVIII w. wydała Stanisława Konarskiego, a Rosja Michaiła Łomonosowa, to takie stwierdzenie coś mówi o stanie kultury umysłowej w tych krajach. Będziemy i w tej książce, utartą rzeczy koleją, mówić o wielkich ludziach oraz ich znaczących dziełach. Wymaga to jednak komentarza ostrzegającego przed zatraceniem właściwych proporcji. Życie kulturalne nie jest dziełem garstki wybitnych uczonych, myślicieli, pisarzy i artystów, ale wytworem całych społeczeństw oraz ich międzynarodowych powiązań. Najznakomitsze osiągnięcia to "rodzynki w cieście". Zajmując się nimi nie można zapomnieć o tkance społecznej, w której tkwią. Ponadto dla historyka dziejów powszechnych ważne są nie dzieła same w sobie, ale ich społeczny odbiór. Znakomitym umysłem był np. działający na początku XVIII w. neapolitański historiozof Giambattista Vico, ale został on doceniony dopiero w XIX w, a na współczesnych nie wywarł większego wpływu. W historii XVIII w. będzie więc mniej ważny niż myśliciele niższego lotu, ale bardziej poczytni. Mówiąc o tych czytanych należy też zawsze pamiętać o wąskim zasięgu odbioru. Żyjąc w epoce powszechnego nauczania, prasy, radia i telewizji, muzyki mechanicznej i barwnych reprodukcji dzieł sztuki, zasobnych bibliotek publicznych i szybkiej turystyki, łatwo można ulec złudzeniu, że przeciętny europejski "inteligent" z pierwszej połowy XVIII w. miał pod ręką jeśli już nie dzieła Newtona czy Leibniza, to bardziej popularne książki Fontenelle'a czy Wolffa, a do poduszki czytał powieści Defoe czy Prevosta, obcował z obrazami Watteau czy Tiepola, słuchał muzyki Bacha czy Vivaldiego. Tak oczywiście nie było. Wyselekcjonowane przez historyków najwybitniejsze i dotąd najżywsze dzieła epoki miały odbiór regionalny lub były dostępne bardzo wąskim elitom wyłonionym z niewielkiego odsetka ludzi mających nie tylko umiejętność, lecz i nawyk czytania. Cenione dziś odkrycia, myśli i utwory nieprędko i w nader ograniczonym zakresie trafiały do wciąż jeszcze nielicznych szkół. Lekturą amatorów czytelnictwa była w większości literatura dziś zapomniana, przeważnie książki o treści religijnej, szkolni klasycy starożytni, różne cudaczne powieścidła, kalendarze i almanachy oraz w ogóle literatura określana obecnie jako straganowa. Znajdujące się w pałacach dzieła sztuki były zamknięte pałacowymi kratami, a fasady pałaców przesłaniała zieleń parków. Z dzieł wielkiej sztuki najbardziej dostępne dla człowieka z ulicy były fasady miejskiej architektury, a jeśli chodzi o wyposażenie wnętrz, to kościoły. Tutaj obcował z rzeźbą i malarstwem, a także słuchał muzyki, śpiewu i kazań. Kultura masowa była audiowizualna, karmiła się folklorem, a odświętnie sztuką i oratorstwem kościelnym, niekiedy dworską czy wojskową paradą. Uczyniwszy te zastrzeżenia, wypada jednak stwierdzić, że w XVIII w. rośnie nie tylko liczba i jakość książek i czasopism, ale też mnożą się opisy podróży i rzeczy godnych widzenia, na coraz większą skalę powiela się w postaci sztychów podobizny dzieł architektury, rzeźby i malarstwa oraz w pokaźnych nakładach drukuje się nuty utworów muzycznych, zwłaszcza kameralnych. Poza uprzywilejowaną elitą rośnie liczba mieszczaństwa i duchowieństwa czytającego wartościową literaturę, artystycznie muzykującego i oglądającego ryciny. Ówczesne środki przekazu coraz szerzej rozprowadzały treści kulturowe o zasięgu europejskim. Nie będą to przeważnie dzieła uznawane dziś za najwybitniejsze, ale ci najwybitniejsi znajdowali dość licznych naśladowców, popularyzatorów czy polemistów, za których pośrednictwem dawali znać o sobie. Sprawa europejskiego zasięgu treści kulturowych wymaga też komentarza. Interesują nas dzieła mające pewien poziom i styl odpowiadający międzynarodowym standardom. Każde społeczeństwo ma jakąś sobie właściwą kulturę i na mapie kultur nie istnieją białe plamy. Można jednak o nich mówić z punktu widzenia wytwarzania dzieł liczących się w skali ówcześnie przyjętych europejskich standardów. Nasze gusty są dziś eklektyczne, historyczne, relatywistyczne, pluralistyczne. Początki tego zarysowały się właśnie w XVIII w., ale to były zaledwie początki. W zasadzie obowiązywał jeszcze postrenesansowy kanon, uznający średniowiecze i egzotykę za barbarzyństwo. Znawcy sztuki wyżej obecnie cenią stare cerkiewne ikony niż dość zręczne, ale wtórne naśladowanie przez Rosjan w połowie XVIII w. sztuki zachodniej. Podzielając ten pogląd, wypada nam tu jednak przyjąć odmienny, osiemnastowieczny punkt widzenia i uznać za postęp wypieranie kultury bizantyńsko-ruskiej przez ogólnoeuropejską. Przykład ten wyjaśni, na jakiej zasadzie wytyczamy mapę aktywności kulturalnej Europy, uznając na niej za białe plamy obszary folkloru, egzotyki, zamkniętych kultur lokalnych, a także biernej recepcji kulturowych importów. Tak pojęta aktywność kulturalna społeczeństw często nie szła w parze z potęgą polityczną i militarną państw. Zarówno politycznymi, jak kulturalnymi mocarstwami były Francja i Anglia, przy czym mocarstwowość Francji w obu dziedzinach była już dawno ustalona, Anglia zaś dynamicznie pięła się w górę. Prymat Francji w sposób bardziej równomierny obejmował różne dziedziny twórczości naukowej, literackiej i artystycznej, do czego przyczynił się mecenat dworu Ludwika XIV W kraju tym nie tylko więc żyła tradycja wielkiej literatury XVII w. i klarownej myśli kartezjańskiej, ale wzorców dla całej Europy dostarczała francuska architektura, rzeźba, malarstwo, sztuka ogrodnicza, muzyka, teatr, opera, balet. W dziedzinie sztuk audiowizualnych Anglia nie miała wówczas wiele do powiedzenia, natomiast angielska nauka, myśl religijna, filozofia, publicystyka i powieść weszły na nowe tory, wyprzedzając resztę Europy. W interesującym nas okresie angielska "rewolucja kulturalna" jedynie w niewielkim stopniu oddziaływała na kontynent. Trwała tu kulturalna hegemonia Francji i dopiero Francuzi przyswoiwszy sobie angielskie osiągnięcia szeroko je rozpropagują w Europie w połowie XVIII w. Poza Anglią i Francją o pewnego rodzaju paralelizmie potencjału politycznego i kulturalnego można też mówić w odniesieniu do Holandii, Hiszpanii i Polski. Holandia cofała się we wszystkich dziedzinach aktywności, ale był to powolny odwrót kraju niegdyś przodującego. Tak znakomite w XVII w. malarstwo holenderskie traciło inwencje i stawało się rękodziełem powielającym sceny rodzajowe, martwe natury oraz pejzaże z krowami i wiatrakami, znajdujące wciąż chętnych nabywców w Europie. W dziedzinie teologii, filologii, nauk przyrodniczych i prawnych oraz jako ośrodek wydawniczy Holandia utrzymywała jeszcze wysoką, międzynarodową pozycję. Hiszpania już od połowy XVII w. stała się krajem zamkniętym na międzynarodowy obieg wartości kulturowych. Obwarowana przez inkwizycję, w sposób nietwórczy przeżuwała wielkie dziedzictwo swej literatury i myśli teologicznej, kultywując w metropolii i w Ameryce swoisty barok iberyjski, który w dziedzinie architektury osiągnął na przełomie XVII i XVIII w. rozkwit i oddziaływał na sztukę sakralną południowej Italii, Austrii oraz austriackich (do niedawna hiszpańskich) Niderlandów (Belgii). Wraz z objęciem tronu przez Burbonów do Hiszpanii dotarła fala kulturalnych wpływów Francji. Wzrost tych wpływów był paralelny do odbudowy znaczenia politycznego Hiszpanii. Po zniszczeniach i wewnętrznych rozterkach z czasów wojny sukcesyjnej oba procesy w latach trzydziestych XVIII w. znajdowały się dopiero w stadium początkowym, a kosmopolityczna francuszczyzna spotykała się z oporem hiszpańskiego konserwatyzmu i ksenofobii. Podobny jak w Hiszpanii zastój życia kulturalnego widoczny był w przeżywającej również upadek znaczenia politycznego Polsce. Kraj ten nie wytworzył jednak w przeszłości tak zwartej cywilizacji, jak Hiszpania i nie był tak wyodrębniony w swym położeniu geograficznym. O ile w Europie późnego baroku można mówić o wyraźnym stylu hiszpańskim, o tyle dość trudno mówić o polskim. W Rzeczypospolitej krzyżowały się i współistniały obok siebie wpływy i importy włoskie, niemieckie i francuskie, a również orientalne. Ta właśnie mieszanina składała się na swoisty i malowniczy aliaż sztuki późnego baroku w Polsce. Była to bardziej sztuka w Polsce niż sztuka polska. Narodowy charakter wyrażał się dobitniej w piśmiennictwie, które na przełomie XVII i XVIII w. wypada zaliczyć do sarmackiego folkloru pozostającego na marginesie życia umysłowego Europy. Paralelizm znaczenia kulturalnego i politycznego kończy się, gdy wkraczamy na teren rosnących w potęgę mocarstw środkowo-wschodniej Europy: Austrii, Prus i Rosji. Wiedeń był wprawdzie stolicą najdostojniejszego w Europie dworu o wielkiej przeszłości i tradycji, ale na mapie kultury europejskiej owych czasów monarchia habsburska zajmuje dość podobne miejsce jak Polska. Życie kulturalne Wiednia i monarchii naddunajskiej było wprawdzie znacznie intensywniejsze niż Warszawy i polsko-litewskiej Rzeczypospolitej, ale tu i tam obce importy i wpływy przeważały jednak nad oryginalną twórczością krajową. Rozkwit audiowizualnej sztuki późnego baroku w Austrii czerpał swe soki z południowych Niemiec, Czech, Italii, Belgii, Hiszpanii. W życie umysłowe Europy Austria do połowy XVIII w. nie wnosiła aktywnego wkładu. Pasywnym kulturalnie krajem były również zmilitaryzowane Prusy Fryderyka Wilhelma I. Trzeba jednak zaznaczyć, że wraz z wprowadzeniem powszechnej służby wojskowej państwo pruskie wcześnie podjęło starania zmierzające do wprowadzenia powszechnego nauczania. Na dworze króla-sierżanta panowały stosunki wręcz barbarzyńskie. Nie było magnaterii, a więc i magnackiego mecenatu. W protestanckim kraju nie krzewiła się sakralna sztuka barokowa, tak jak w usianej kościołami i klasztorami monarchii habsburskiej i w Polsce. Potrzebnych państwu fachowców dostarczała w znacznej mierze emigracja hugenocka oraz napływ ludzi z innych krajów niemieckich, a także z Italii. Podjęte za czasów Fryderyka I poczynania w dziedzinie dworskiego mecenatu kulturalnego były nietrwałe. W skali europejskiej liczył się w państwie Hohenzollernów jedynie uniwersytet i ośrodek pietyzmu w Halle, hanzeatyckim mieście niedawno przyłączonym do Brandenburgii. Za czasów Piotra I kultura rosyjska czy też kultura w Rosji znalazła się na ostrym zakręcie. Ten do niedawna dość szczelnie zamknięty kraj stał się najbardziej "biorącym" z krajów europejskich. Dotyczyło to zrazu oczywiście jedynie bardzo wąskich warstw, ale rozpoczął się trwały proces europeizacji petersburskiej Rosji. Ważną rolę odegrało wcielenie do imperium krajów nadbałtyckich. Przeważały wpływy i importy z krajów protestanckich: północnych Niemiec, Holandii, Anglii i Szwajcarii, ale w dziedzinie sztuk pięknych istotną rolę odegrali też Włosi. Postać cara-reformatora fascynowała Europę, nie mogło być jednak jeszcze mowy o aktywnym wkładzie europeizującej się kultury rosyjskiej w kulturę ogólnoeuropejską. Obok Prus, Austrii, Polski i Rosji strefa kulturalnej bierności czy też kultur o charakterze lokalnym obejmowała również Meklemburgię i kraje skandynawskie. Mocarstwowa Szwecja Karola XII była dla Europy krajem "gotyckim", a panującą ideologią stał się skutecznie wylansowany przez fanatyka i fantastę nacjonalizmu Olofa Rudbecka (1630-1703) "gotycyzm" (utożsamienie Szwecji z Atlantydą i uznanie jej za kolebkę kultury europejskiej), swą prymitywną megalomanią przypominający nasz sarmatyzm. Zamożna i kupiecka Dania bardziej liczyła się na mapie kultury, zwłaszcza w zakresie nauk przyrodniczych, był to jednak margines międzynarodowego obiegu dóbr duchowych. Kraje skandynawskie jako teren szerzenia się pietyzmu najsilniej były związane z rytmem europejskich zjawisk kulturowych w dziedzinie prądów religijnych. W przeciwieństwie do kulturalnie biernych lub "biorących" mocarstw środkowo-wschodniej Europy kulturalnie ekspansywne były pozbawione politycznego znaczenia państwa i państewka Italii, Niemiec i Szwajcarii. Włosi przodowali w dziedzinie sztuk audiowizualnych, jeśli nie zawsze pod względem jakości, to ilości skomponowanych oper i koncertów, trup teatralnych i baletowych oraz słynnych i zatrudnionych w całej Europie architektów, rzeźbiarzy i malarzy, scenografów i dekoratorów, kompozytorów, skrzypków i śpiewaków. Poza wciąż jeszcze żywą twórczością improwizowanej komedia dell'arte literatura włoska ze swym arkadyjskim akademizmem była już raczej zjawiskiem regionalnym. Uniwersytety i akademie Italii miały natomiast międzynarodowe znaczenie w dziedzinie nauk prawnych, historycznych i przyrodniczych. Papieski Rzym był oczywiście stolicą orzecznictwa teologicznego i kanonicznego w katolickim świecie. Pod względem twórczości artystycznej i naukowej Rzym tracił jednak stopniowo swój siedemnastowieczny prymat na rzecz Wenecji, Padwy, Mediolanu, Pawii, Turynu, Bolonii czy Neapolu. W Niemczech należy przeprowadzić rozgraniczenie między protestancką północą a katolickim południem, przy czym miejsce poniekąd pośrednie zajmuje luterańska Saksonia ze swą katolicką dynastią. Południowe kraje Rzeszy wraz z Saksonią, Śląskiem, Czechami i Austrią stanowiły w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. promieniujący na Węgry i Polskę wielki region świetnego rozwoju późnobarokowej architektury. Oddziaływały tu wpływy włoskie (zwłaszcza w architekturze sakralnej) i francuskie (zwłaszcza w architekturze pałacowej), ale wytworzył się oryginalny styl południowoniemieckiego i saskiego rokoko. Osiągnięciom niemieckich architektów nie dorównywały prace niemieckich rzeźbiarzy i malarzy. W dziedzinie sztuk wizualnych późny barok południowoniemiecki był w porównaniu ze sztuką francuską i włoską zjawiskiem o charakterze regionalnym. Zrazu w cieniu triumfującej w Europie muzyki włoskiej pozostawała również muzyka niemiecka. Ale ten muzykalny naród pastorów, organistów i muzykujących w domowych kwartetach mieszczan właśnie w interesującym nas okresie wydał genialnych twórców, którzy podnieśli muzykę europejską na nie osiągane dotąd wyżyny, i z czasem zepchnęli z piedestału włoskich maestrów. Niemiecka literatura piękna nie liczyła się jeszcze w Europie,natomiast filozofowie,matematycy, teologowie i juryści z protestanckich krajów Niemiec uplasowali się wysoko, obok Francuzów i Anglików. Głównymi ośrodkami życia umysłowego w Niemczech był Lipsk, Tybinga, Hanower, Hamburg i Halle. Położony na pograniczu Niemiec, Francji i Włoch konglomerat szwajcarskich państewek zajmował szczególne miejsce w strukturze europejskiej kultury. Wielonarodowy i wielowyznaniowy alpejski kraj był przede wszystkim bardzo czynnym warsztatem myśli naukowej i teologicznej, pomostem między kulturą francuską a niemiecką oraz dostarczycielem wędrownych intelektualistów, którzy potrafili zadomowić się we wszystkich, zarówno protestanckich, jak katolickich i prawosławnych krajach Europy. Przedstawiając geografię kultury po wykładzie historii politycznej wysunęliśmy kryterium paralelizmu politycznego i kulturalnego znaczenia poszczególnych krajów. Można by oczywiście wędrówkę po tej mapie odbywać według innego porządku, a spośród wielu możliwych nasuwa się nadrzędne wówczas w sprawach kultury kryterium przynależności wyznaniowej. Można by tu zaryzykować bardzo szerokie uogólnienie, że w krajach katolickich znajdowano szersze pole wypowiedzi w sferze kształtów i barw, a w krajach protestanckich w sferze konstrukcji myślowych. W każdym razie przedreformacyjna Europa nie znała takiego kontrastu między architektoniczno-malarskim Południem a czytającą Biblię i dociekliwą Północą, między cywilizacją ołtarza a cywilizacją lektury Pisma. W obrębie tej ostatniej obok protestantów znajduje się również rozsiany po Europie naród żydowski, który w życie kulturalne krajów osiedlenia najwcześniej zaczął się włączać w Holandii i w Niemczech. Zaproponowany podział, jak każde tak szerokie uogólnienie, nastręcza w szczegółach wiele wątpliwości. Nade wszystko jednak nie mieści się w nim Francja. Kraj Wersalu i kartezjanizmu, jezuitów, gallikanów, jansenistów i hugenotów stanowił szczególną syntezę cywilizacji ołtarza i cywilizacji Pisma. Francja nie tylko obejmowała i równoważyła różne elementy kultury europejskiej, ale wytworzyła model w dziedzinie, o której nie było sposobności mówić zajmując się twórczością naukową i artystyczną. Dziedziną tą była sztuka życia, ów naśladowany w całej Europie styl salonowej ogłady, konwersacji, dowcipu, zabawy. Różne były przyczyny, dla których Francja fascynowała Europę. Potęga i splendor Ludwika XIV, stanowiące przedmiot naśladowczej admiracji pomniejszych monarchów, w krajach protestanckich po 1685 r. (odwołanie edyktu nantejskiego) były przedstawiane jako apokaliptyczne zagrożenie. W znacznej mierze w opozycji do poczynań Wielkiego Króla rozwinęła się w Europie (a także we Francji) krytyka despotyzmu i liberalne, "wigowskie", doktryny polityczne. Ludwik XIV mobilizował przeciw sobie aktywną intelektualnie diasporę hugenocką, budził gorące zachwyty i gwałtowne sprzeciwy, nie dawał o sobie zapomnieć. Wyjątkowa rola Francji w dziejach kultury umysłowej Europy wiąże się jednak nie tyle z Wersalem i dworskim mecenatem, ile z kartezjanizmem. Żywiołowe i niesystematyczne filozofowanie ludzi Renesansu nie zastąpiło scholastyki, która pozostawała już od dawna skostniałym, ale wciąż najbardziej zwartym systemem myślowym do czasu wystąpienia Rene Descartesa (1596-1650). Ten twórca nowożytnej filozofii odrzucił całą dotychczasową wiedzę, przyjął postawę "metodycznego zwątpienia" i autonomii rozumu, kierującego się kryterium jasności i oczywistości. Swą metodę niezawodnego myślenia oparł na wzorach rozumowań matematycznych, do których chciał przystosować wszelkie dociekania naukowe. Zbudował teorię poznania wywodzącą się z pewności samowiedzy (cogito ergo sum) i mechanistyczną filozofię przyrody. Przyjął istnienie Boga jako konstruktora świata i gwaranta wiarygodności ludzkiej wiedzy. Idea Boga jest wrodzona i udziela on człowiekowi "światła naturalnego". Oparta na objawieniu teologia pozytywna znalazła się poza obrębem kartezjańskiego systemu nauk. Przez kilkadziesiąt lat po śmierci Kartezjusza cała żywotna myśl filozoficzna i naukowa w Europie rozwijała się w nawiązaniu lub w opozycji do kartezjanizmu. Kontynuatorzy Kartezjusza poszli bardzo różnymi drogami. Jedni, nawiązując do augustiańskich pierwiastków w poglądach Kartezjusza na Boga i duszę, łączyli kartezjanizm z doktryną katolicką (Malebranche, janseniści, oratorianie). Inni, przezwyciężając trudności tkwiące w kartezjańskim dualizmie (Boga i stworzenia, substancji myślącej i rozciągłej), dochodzili do panteistycznego czy ateistycznego monizmu (Spinoza), monadologii (Leibniz), immaterializmu (Berkeley) czy właśnie materializmu (La Mettrie). We Francji najbardziej rozpowszechnił się kartezjanizm połowiczny, będący orientacją umysłową przepojoną metodologią Kartezjusza (reguła posługiwania się pojęciami jasnymi) i jego mechanistyczną filozofią przyrody z pominięciem kartezjańskiej problematyki metafizycznej. Ów pokartezjański sposób myślenia obok angielskiego empiryzmu stanowił podłoże, z którego wyrósł pozytywizm Oświecenia. 2. Kościoły i prądy religijne. jansenizm, pietyzm, bracia Morawscy W Kościele katolickim postępował długotrwały proces wprowadzenia w życie postanowień soboru trydenckiego. Zagęszczała się sieć seminariów diecezjalnych i podnosił poziom edukacji kleru. Rozwijały się zakonne szkoły średnie i szkółki parafialne, aczkolwiek w dziedzinie szkolnictwa elementarnego postęp był mniej wyraźny. Religijne motywacje oświaty (zwłaszcza ludowej) uwidaczniają się w fakcie, iż poświęcano jej szczególną uwagę tam, gdzie zagrożona była prawowierność wyznaniowa. Dotyczy to zarówno szkół katolickich, jak protestanckich. W okresie walki z hugenotami rozwinęły się we Francji na szeroką skalę szkoły dobroczynne (ecoles charitables), prowadzone przez Zgromadzenie Braci Szkół Chrześcijańskich, ale w połowie XVIII w. ruch ten zaczął słabnąć. Podobny był los zainicjowanych przez duchowieństwo anglikańskie w okresie "papistowskiego" zagrożenia szkół dobroczynnych (Charity schools).Potem odzywały się głosy, iż nadmiar edukacji odciąga lud od właściwych mu prac fizycznych. Kościół kładł większy nacisk na kształcenie inteligencji, a lud pouczał głównie poprzez ustną katechizację, prowadzoną w kościołach za pomocą potrydenckich katechizmów. Za pontyfikatu i za sprawą Benedykta XIV nastąpił w połowie stulecia duży rozwój teologii pastoralnej. Opracowano nowe mszały oraz przepisy w sprawie nabożeństw i sakramentów. Charakterystyczne dla drugiej połowy stulecia tendencje antyzakonne nie uwidoczniły się jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. Przeciwnie, rosła liczba klasztorów i zakonników, rosły ich majątki i wpływy. Kwitło późnobarokowe budownictwo klasztorne, upodabniające się do architektury pałacowej. Spośród nowszych zakonów nauczających i uczonych rozszerzali swą działalność teatyni i oratorianie we Włoszech i we Francji, pijarzy w krajach habsburskich i w Polsce. Wszędzie prym wiedli jezuici. W dziedzinie erudycji historyczno-paleograficznej wielkie osiągnięcia mieli francuscy benedyktyni z kongregacji Saint-Maur. Żywotna była zwłaszcza szkoła Jean Mabillona (1632-1707) w paryskim opactwie Saint-Germain-des-Pres. W oficjalnej doktrynie Kościoła utrwaliła się supremacja tomizmu. Żywe w drugiej połowie XVII w. kontrowersje teologiczne osłabły. Potępiony w 1687 r. kwietyzm przestał być zarzewiem doktrynalnego niepokoju w Kościele katolickim, choć dyskretny i łagodny mistycyzm głoszony przez kwietystę Fenelona miał w XVIII w. sporo adeptów w unikających ostentacji sferach arystokratycznych, zwłaszcza wśród kobiet. Dłużej utrzymał się spór w sprawie probabilizmu. Ta popierana przez jezuitów doktryna głosiła, iż w sytuacji, kiedy zastosowanie jakiejś normy moralnej jest wątpliwe, należy kierować się "opinią prawdopodobną", zaczerpniętą z precedensów i teologicznej literatury (kazuistyka). Ostra na terenie Włoch kontrowersja między probabilistami a rygorystami zakończyła się kompromisem zalecającym spowiednikom stawianie łagodnych wymagań. Jezuici propagowali niechętnie widziany przez rygorystów kult miłosierdzia Bożego - nabożeństwo do Serca Jezusowego. W związku z rozwojem jezuickich misji w Azji wyłoniła się ważna doktrynalnie sprawa tzw. rytów chińskich. Misjonarze głosząc podobieństwo między chrześcijaństwem a konfucjanizmem wprowadzili do liturgii pewne elementy chińskich modlitw i ceremonii. Podobnie postępowali jezuici w Indiach (tzw. ryty malabarskie). Wywołało to duże zainteresowanie szerszej opinii i niepokój w Watykanie, gdzie od 1699 r. badała sprawę specjalna komisja papieska. Praktyki jezuickie w Azji zostały zakazane orzeczeniami z lat 1704 i 1715, a ostatecznie potępione w 1742 r. Przyczyniło się to do ruiny misji katolickich w Chinach, nad czym ubolewał protestant Leibniz. Natomiast dominikanie, franciszkanie i janseniści ostro krytykowali jezuitów, oskarżając ich o łączenie chrześcijaństwa z bałwochwalstwem. Znamienne dla krajów katolickich konflikty między papiestwem a władzą monarszą były i będą jeszcze omawiane w rozdziałach poświęconych historii politycznej. Tutaj wypadnie jedynie wspomnieć o występowaniu narodowych, regalistycznych i gallikańskich dążeń wewnątrz Kościoła. Gallikanizm we Francji miał różne zabarwienia i przechodził różne etapy. Mówi się więc o gallikanizmie królewskim, gallikanizmie biskupim i gallikanizmie proboszczów. Gallikanizm królewski miał już za sobą swoje szczytowe stadium z czasów Ludwika XIV kiedy w 1729 r. ukazał się podstawowy wykład tej doktryny, De Ecclesia Christi, napisany przez księdza Honore Tournely'ego (1658-1729). Żywy w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. gallikanizm biskupi był powściągany przez bardziej teraz ultramontańską władzę królewską. Gallikanizm królewski i gallikanizm biskupi miały wpływ na kształtowanie się doktryn regalistycznych i episkopalnych w innych katolickich krajach, dla samej Francji najistotniejszy był natomiast gallikanizm proboszczów. Niechęć do ulegania Rzymowi łączyła się w nim z demokratyczną koncepcją narodowego Kościoła (biskupi mieli być wybierani przez proboszczów). Z kolei episkopat stawał się ultramontański, a gallikańscy proboszczowie zbliżali się do jansenistów. Jansenizm, podobnie jak reformacja luterańska i kalwińska, wywodził się z augustiańskiego nurtu doktryny chrześcijańskiej, nurtu bardziej dramatycznego, pesymistycznego, iluministycznego i indywidualistycznego niż pogodny, zrównoważony i pogodzony ze światem tomizm. Jansenistyczne tezy na temat skażenia i znikomości człowieka wobec Stwórcy, niemożności zasługi, predestynacji, łaski i wolnej woli należą jednak bardziej do historii tej doktryny w jej wczesnym, siedemnastowiecznym stadium. Janseniści nie oderwali się od Kościoła; potępieni w 1653 r., podporządkowali się orzeczeniom papieskim i pozostali wewnętrzną frondą. Ponowne potępienie jansenizmu bullą Unigenitus z 1713 r. godziło już mniej w teologiczną doktrynę, co w antykurialne, antybiskupie i antyjezuickie tendencje oraz w zbliżony do purytanizmu rygoryzm etyczny i obrzędowy. Różne były nurty w jansenizmie XVIII w. Ludowy jansenizm fanatycznych "konwulsjonistów" i "nawiedzonych" sąsiadował z jansenizmem energicznych i nieustępliwych proboszczy; jansenizm gallikańskich notabli z Parlamentu Paryża z jansenizmem uczonych adeptów kartezjanizmu, oddzielających wewnętrzne oświecenie wiary od racjonalistycznej wiedzy. Łączyła jansenistów nonkonformistyczna żarliwość, ascetyczna surowość, wewnętrzny niepokój i krytyczny stosunek do porządków panujących w Kościele. Po bulli Unigenitus pozostali w jego obrębie, ale obstawali przy swej wewnętrznej wolności sumienia i dążyli do zewnętrznych reform. Jansenizm promieniował z Francji na Włochy, Belgię, katolickie kraje niemieckie. Łączył się tu z antykurialnymi dążnościami do demokratyzacji stosunków kościelnych i do przeniesienia starań duszpasterskich z kultywowania obrzędowości na krzewienie surowej moralności. W świecie protestanckim najznaczniejszą organizacją kościelną był anglikański Kościół episkopalny, którego szefa, arcybiskupa Canterbury i prymasa Anglii, nazywano alterius orbis papa. Episkopat anglikański był znacznie bardziej uzależniony od władzy królewskiej niż episkopaty katolickie. Zwierzchność władzy świeckiej nad duchowną w angielskiej praktyce przenosiła się jednak z króla na parlament, zwłaszcza iż wątpliwy był anglikanizm takich królów, jak katolik Jakub II, kalwinista Wilhelm III i luteranin Jerzy I. Na początku XVIII w. toczyły się spory na temat granic zależności Kościoła od państwa. Wśród episkopatu przeważała skłonność do uległości, wiążąca się z doktrynalnym latitudynaryzmem, natomiast niższe duchowieństwo bardziej obstawało przy niezależności i wyznaniowym rygoryzmie. Najwybitniejszym przedstawicielem anglikańskiego integryzmu był Charles Leslie (1650-1722), autor dzieła Case of the Regale and the Pontificate (Sprawa królewskości i kapłaństwa, 1700). Spór o status Kościoła, który nasilił się w 1717 r., zakończył się zwycięstwem państwa. Lord kanclerz w 1734 r. wprowadził zasadę, że przepisy prawa kanonicznego mogą obowiązywać ludzi świeckich jedynie wtedy, gdy są "ratyfikowane" przez parlament. W 1753 r. parlament uchwalił prawo małżeńskie. Mimo przyznania duchowieństwu anglikańskiemu monopolu udzielania ślubów (od czego wykluczono ministrów dysydenckich), było to zdecydowane wkroczenie władzy świeckiej w dziedzinę odwiecznych kompetencji władzy duchownej. Kościół anglikański przypisywał sobie, a częściowo i miał szczególną pozycję w świecie protestanckim. Arcybiskupi Canterbury poczuwali się do przywództwa i wspólnoty religijnej ze wszystkimi kościołami protestanckimi na kontynencie, które chcieli włączyć w zachowaną w Anglii biskupią "filiację apostolską". Na tym tle powstała swoista dwutorowość między skierowanym na zewnątrz panprotestantyzmem a dyskryminacją w stosunku do miejscowych dysydentów. W życiu umysłowym Anglii dysydenci wykazywali niewspółmierną w stosunku do swej liczebności aktywność. Nie dopuszczani do anglikańskich uniwersytetów zakładali własne akademie (Northampton, Warrington, Hackney itd.) o bardziej nowoczesnym programie nauczania niż tradycyjny system gramatyczny. W 1727 r. ministrowie prezbiterianów, independenów i baptystów, połączyli się w Powszechny Związek Dysydenckich Ministrów Protestanckich Trzech Wyznań, a w 1731 r. ów związek przemieniono w zgromadzenie wybieranych przez gminy deputowanych. Deputowani energicznie bronili praw cywilnych dysydentów. Ruch ten był zwłaszcza silny na terenie Londynu, gdzie dochodziło do wyboru dysydentów na stanowiska szeryfów. Zyskując coraz szerszą tolerancję dysydenci tracili wyznaniową żarliwość. Obok braku prześladowań przyczyniło się do tego ewoluowanie poglądów wielu dysydentów ku racjonalizmowi oraz ogólne stygnięcie w Europie kalwinizmu, z którego wywodzili się angielscy dysydenci. Sporo gruntownie wykształconych dysydentów przechodziło na anglikanizm i wyróżniło się w dziejach Kościoła Anglii. Rządzący tym Kościołem latitudynaryści skłaniali się do tolerancji wobec dysydentów, zawsze jednak stosowali inną miarę do nich, a inną do protestantów europejskich. Wydawało się zrazu, że unia dynastyczna Wielkiej Brytanii z Hanowerem może uczynić z elektoratu przyczółek anglikanizmu na kontynencie. Hanowerscy luteranie oparli się jednak rozszerzeniu unii dynastycznej na unię kościołów i będący zwierzchnikami Kościoła anglikańskiego królowie Jerzy I i Jerzy II pozostali w głębi duszy luteranami. Mimo to stojąca za anglikańskim Kościołem potęga Wielkiej Brytanii wspierała europejską politykę arcybiskupów Canterbury. Wybitnym mężem stanu był William Wake (1657-1737), prymas Anglii w latach 1716-1737. Działalność jego przypada na okres sojuszu angielsko-francuskiego oraz aktywności polityki angielsko-hanowerskiej na terenie Niemiec. Wake spodziewał się, iż połączenie po bulli Unigenitus jansenizmu z gallikanizmem doprowadzi do oderwania się Francji od Rzymu i w 1718 r. starał się zainicjować ugodę między kościołami: angielskim i gallikańskim. Równocześnie patronował próbom zjednoczenia luteran i kalwinistów, dla których bodźcem było obchodzenie w 1717 r. dwóchsetlecia Reformacji. Trzech wybitnych teologów szwajcarskich: J. A. Turretini (1671-1737), S. Werenfels (1657-1740) i J. F. Ostervald (1663-1747) pracowało nad unią opartą na zasadach "rozumnej ortodoksji" i mającą za wzór Kościół Anglii. Kościół ten podobał się siostrzeńcowi i zięciowi Jerzego I, Fryderykowi Wilhelmowi I, który chciałby mieć taki sam w Prusach. Wake pertraktował z Fryderykiem Wilhelmem w sprawie unii kościelnej anglikańsko-pruskiej, trzeba było jednak najpierw przeprowadzić zjednoczenie kościołów w państwie pruskim. Idące w tym kierunku starania króla popierał pietysta Christoph Mathaus Pfaff (1686-1760), który w 1723 r. wydał w Halle zbiór pism zjednoczeniowych zwany Pax Tubingenesis. Zabiegi prymasa Anglii i króla pruskiego nie przyniosły konkretnych wyników, a sceptyczny Fryderyk II zaniechał poczynań swego ojca w dziedzinie teologii. Zacierały się jednak rozbieżności i umacniało poczucie powinowactwa wewnątrz protestanckiego świata. Do tego świata zbliżyła się prawosławna Rosja, której Cerkiew została nieco zluternizowana przez Piotra I i Fieofana Prokopowicza. Znamiennym wyrazem solidarności stała się w 1724 r. wspólna interwencja Anglii, Prus i Rosji w sprawie toruńskiej. Na terenie protestanckich państw niemieckich pozycja Kościoła w stosunku do państwa była jeszcze słabsza niż w Anglii. W przeciwieństwie do republikańskiego kalwinizmu Szwajcarów, Holendrów, francuskich hugenotów i angielskich dysydentów, niemiecki luteranizm głosił kult władzy książęcej. W obec mnogości podlegających zwierzchnictwu książąt lokalnych kościołów ośrodkami kształtowania się teologicznych i prawniczych doktryn protestantyzmu w Niemczech były zwłaszcza uniwersytety. Szerzył się w nich pogląd Samuela Pufendorfa ( 1632-1694), że Kościół nie może być traktowany jako rodzaj państwa w państwie. Profesor uniwersytetów w Lipsku i w Halle, humanitarysta i teoretyk prawa natury Christian Thomasius (1655-1728) negował wszelki rząd kościelny jako niezgodny z prawami monarchy. Kanclerz uniwersytetu w Tybindze C.M. Pfaff starał się zdefiniować Kościół jako utworzone za zgodą członków "kolegium", które podlega "inspekcji" władzy świeckiej, kompetentnej we wszystkich sprawach tyczących porządku publicznego (a więc m.in. w zakresie prawa małżeńskiego). Wraz z afirmacją absolutnej władzy monarchy, będącego summus episcopus, szerzył się w luterańskich Niemczech naturalizm i racjonalizm. Naturalizm uzasadniał absolutyzm prawem natury. Racjonalizm eliminował z teologicznych dyskusji argumenty opierające się na autorytetach czy uczuciu. Autorytetem pozostawało oczywiście Pismo, ale jego egzegeza i interpretacja były przedmiotem rozumowej manipulacji. Klasykami racjonalistycznej krytyki biblijnej byli Johann Albrecht Bengel (1687-1752) i Johann Jakob Wettstein (1693-1754). Oficjalna teologia luterańska stała się "oschła", a Kościół zbiurokratyzowany. Odpowiednikiem jansenizmu, jako wielkiego ruchu religijnego rozwijającego się na marginesie ortodoksji, był w świecie protestanckim pietyzm. Początki tego ruchu wywodzą się z sekciarskiego fermentu wśród holenderskich kalwinistów i z hiszpańsko-francuskiego kwietyzmu (odnalezienie spokoju przez całkowite zdanie się na wolę bożą). Pierwszym ogniskiem pietyzmu na terenie Niemiec stał się Frankfurt nad Menem, gdzie dużą popularność zyskał pastor Philipp Jakob Spener (1635-1705). Od 1670 r. organizował on tzw. collegia pietatis poświęcone wspólnej modlitwie i komentowaniu Biblii. Spener nawiązał do wczesnych idei Lutra o demokracji kościelnej i powszechnym kapłaństwie wiernych. Doktrynę swoją wyłożył w książce Pia desideria (Pobożne życzenia, 1675). Poglądy Spenera rozwinął jego uczeń August Hermann Francke (1663-1727), pastor i pedagog z Lubeki, który przeniósł naukę mistrza do Lipska (gdzie założył collegia philobiblica), a od 1694 r. osiadł w Halle, które stało się stolicą pietyzmu. Pietyści nie tylko opanowali nowo otwarty uniwersytet, ale Francke założył w Halle wielki zespół zakładów wychowawczych (tzw. Franckesche Stiftungen), obejmujący bezpłatne szkółki dla biednych (Armenschulen), wzorową szkołę dla młodzieży zamożnej (Pedagogium), gimnazjum dla dziewcząt i szkołę kształcącą nauczycieli (Seminarium Praeceptorum). Łącząc poglądowe metody Komeńskiego z surową dyscypliną szkolną i nowoczesnym programem nauczania (nacisk na matematykę, historię, geografię), Francke zainicjował odnowę szkolnictwa w Niemczech i wytyczał drogę rozwoju późniejszych szkół realnych. Ośrodek w Halle znacznie pobudził życie umysłowe Prus. Cała ta wielka działalność służyła pierwotnie krzewieniu "religii serca", żywej pobożności połączonej z purytańską moralnością, skłonnej do mistycyzmu i wizjonerstwa, a obojętnej na różnice dogmatyczne. Z Halle promieniował pietyzm nie tylko na wszystkie protestanckie kraje europejskie (zwłaszcza na Szwajcarię, Danię, Norwegię i Szwecję), ale również na kraje zamorskie (do których wyruszyli protestanccy misjonarze). Pietyści tworzyli ludową literaturę religijną, w której jako autor popularnych hymnów zapisał się zwłaszcza zięć Francke'a Johann Anastasius Freylinghausen (1670-1739). Niektórzy z przywódców ruchu (jak Gottfried Arnold) lekceważyli wszelką ortodoksję w sposób trudny do pogodzenia z jakąkolwiek dyscypliną kościelną. Przeciwstawiając się racjonalizmowi w teologii pietyści przez swój religijny indywidualizm w gruncie rzeczy na równi z racjonalistami podważali autorytet instytucji kościelnych i systemów teologicznych. Swoistą odmianą pietyzmu stał się odnowiony ruch braci morawskich. Ci prześladowani przez władze austriackie anabaptyści znaleźli opiekuna w osobie hrabiego Nikolausa Ludwiga von Zinzendorf (1700-1760), gorliwego ucznia Francke'a, który w 1722 r. przyjął grupę morawskich wygnańców w swych dobrach w Saksonii i założył dla nich osadę Herrnhut. Zinzendorf stał się religijnym dyktatorem gminy, którą poddał niezwykle rygorystycznej dyscyplinie, wnikającej w szczegóły najbardziej intymnego życia, ustanowił liturgię i ogłosił się biskupem morawskim. Choć Zinzendorf zreformował braci morawskich w duchu luteranizmu, wywołał sprzeciw władz saskich i w 1737 r. został na wiele lat wygnany z Saksonii. Rozproszenie nie osłabiło dyscypliny sekty, która wydała najbardziej przedsiębiorczych misjonarzy protestanckich tych czasów. Kiedy ruch pietystów zaczął się już przesilać w Niemczech i w Skandynawii, a bracia morawscy znajdowali się w diasporze, w nawiązaniu do poglądów i metod misyjnych Spenera, Francke' a i Zinzendorfa rozwinął się w połowie XVIII w. ostatni wielki ruch religijny tego stulecia, angielski metodyzm. 3. Wyjście poza chrześcijaństwo. Religia naturalna, deizm, masoneria Koncepcja religii naturalnej nie była antychrześcijańską innowacją, ale od dawna stanowiła istotny element chrześcijańskiej teologii i apologetyki. Obok objawionej w obrębie judaizmu i chrześcijaństwa religii pozytywnej uznawano istnienie religii naturalnej, wywodzącej się z "objawienia pierwotnego" (towarzyszącego stworzeniu człowieka) i poświadczającego powszechnie religijny charakter natury ludzkiej. Według tego poglądu religia naturalna była podłożem, z którego wyrosły wszystkie nieoświecone autentycznym objawieniem, a więc fałszywe religie pozytywne. Odrzucając owe religie afirmowano ich wspólne podłoże. Wśród dowodów istnienia Boga walne miejsce zajmował argument powszechnej zgody, odwołujący się do religii naturalnej. W miarę poszerzania się znajomości pozaeuropejskich systemów religijnych niektórzy apologeci, zwłaszcza jezuici, byli skłonni sprowadzać je do monoteizmu i doszukiwać się w nich daleko idących podobieństw z chrześcijaństwem. Na przełomie XVII i XVIII w. rozwinęła się szeroka i skuteczna propaganda utwierdzająca przekonanie o powszechności religii naturalnej, mającej dość sprecyzowaną treść teologiczną i etyczną. Owe analogie miały podbudować przekonanie o prawdziwości religii chrześcijańskiej, ale apologeci wprowadzili myśl religijną na niebezpieczne dla ortodoksji drogi. Skoro religia naturalna jest tak zbliżona do pozytywnej, to konieczność objawienia staje się problematyczna. Człowiek może dojść do podstawowych praw religijnych kierując się jedynie "naturalnym światłem rozumu". Ten tok myślenia prowadził do deizmu. Skoro w różnych religiach występują podobne elementy i godne uwielbienia święte nauki, to nadrzędne staje się "objawienie pierwotne", lub można przyjąć pluralizm równorzędnych objawień. Ten tok myślenia prowadził do synkretyzmu. Już w XVI w. mianem deizmu określano antytrynitaryzm (socynianizm, arianizm), odrzucający naukę o Trójcy i głoszący jedność Osoby Boskiej. Ojczyzną nowożytnego deizmu była jednak Anglia z przełomu XVII i XVIII w. Angielscy deiści uważali za swego mistrza lorda Edwarda Herberta ofCherbury (1583-1648). Według niego rozum poznaje prawdy religijne, które mają charakter powszechny i są wspólne wszystkim ludziom. Ta koncepcja religii naturalnej nie wspierała religii objawionej, ale do objawienia zastosowano kryterium zgodności z rozumem. Herbert of Cherbury nie wyszedł jeszcze poza granice chrześcijaństwa, uczynili to jego następcy. Mówi się, iż tyle było deizmów, co deistów. Istotnie, trudno o jednomyślność wśród ludzi, którzy przyjęli zasadę wolnomyślicielstwa (Freethinking). Byli deiści bliżsi i dalsi chrześcijaństwu. Byli wśród deistów adepci "oschłej" mechanistycznej filozofii przyrody, widzący w Bogu jedynie pierwsze źródło ruchu, obok neoplatońskich entuzjastów panteistycznego kultu natury. Wśród tej wieloznaczności należy się zatrzymać przy grupie myślicieli religijnych, którzy uznawali istnienie osobowego Boga, zakładając jednak, iż może on działać jedynie zgodnie z rozumem ludzkim, z jego zdolnością rozróżnienia i oceniania, co dobre i złe, co prawdziwe i fałszywe. Tzw. kontrowersję deistyczną zapoczątkował John Toland (1670-1722) traktatem Christianity not Mysterious (Chrześcijaństwo bez tajemnic, 1696), w którym sprowadzał chrześcijaństwo do systemu etycznego i uznawał wszystkie cudowne zjawiska nadprzyrodzone za legendy. Charakterystyczny dla deistów był znacznie bardziej krytyczny stosunek do Starego Testamentu niż do Ewangelii, co stanowiło odejście od poreformacyjnej tradycji angielskiej. Z większym od Tolanda temperamentem prowadził kampanię deistyczną Anthony Collins (1676-1729), autor A Discours of Freethinking (Rozprawa o wolnomyślicielstwie, 1713). Wolnomyślicielstwo, które ma doprowadzić do wytworzenia właściwego obrazu Boga i rozumnej interpretacji Pisma, powinno stanowić obronę przed ateizmem. Ateizm - według Collinsa - jest jednak mniejszym złem niż naiwne przesądy religijne. Całkowitą emancypację moralności w stosunku do religii objawionej głosił Thomas Chubb (1679-1747). Obok rzemieślnika-samouka Chubba wśród czołowych deistów znajdował się znany już nam przywódca torysów lord Bolingbroke (1678-1751). Reprezentował on wyraźnie antychrześcijański kierunek deizmu, równocześnie jednak uważał, iż wolnomyślicielstwo powinno pozostać przywilejem warstw wyższych. Religia objawiona jest bowiem potrzebna dla mas. Latitudynarystyczne nastawienie sceptycznego wobec cudów duchowieństwa anglikańskiego szło tak daleko w kierunku akceptowania racjonalizmu religijnego, że kontrowersja deistyczna rozpłynęła się w Anglii z powodu braku energicznej opozycji. Przyczyniał się do tego również elitarny charakter deizmu. Obok skrajnego deizmu "krytycznego" częstsze były wśród deistów poglądy bardziej w stosunku do religii chrześcijańskiej pojednawcze, uzupełniające etykę wiarą w nagrody i kary pośmiertne. Wydawało się to zgodne z ludzkim poczuciem sprawiedliwości. Odrzucano natomiast wieczne potępienie jako sprzeczne z przypisywaną Bogu dobrocią i miłosierdziem. Niebo było oczywiście "otwarte dla wszystkich", nie tylko dla chrześcijan. Tego rodzaju naturalistyczne i bliskie deizmu poglądy szerzyły się w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. także wśród duchowieństwa francuskiego, zanim "filozofowie" przenieśli do Francji laicki i krytyczny deizm angielski. O ile deizm był produktem eliminowania z religii pierwiastków niezrozumiałych i tajemniczych, o tyle chrześcijańska ortodoksja na swym drugim pograniczu od wieków stykała się z magią, kabalistyką, demonologią, astrologią, alchemią i wszelkiego rodzaju okultyzmem kultywowanym w tajnych zrzeszeniach. Postępy racjonalizmu nie rugowały jeszcze z kultury europejskiej wiedzy tajemnej, a w sferze jej inspiracji dokonywano nawet ważnych wynalazków praktycznych. Na przykład saski alchemik Johann Friedrich Bottger (1682-1719) zrewolucjonizował przemysł ceramiczny odkrywając w 1709 r. sposób wyrabiania twardej porcelany. Dla wiedzy tajemnej charakterystyczny był religijny synkretyzm, łączący elementy chrześcijańskie i judaistyczne z egipskimi, babilońskimi, asyryjskimi, pitagorejskimi czy arabskimi. Rozwój religioznawstwa poszerzał sferę inspiracji i wtajemniczeń na buddyzm, konfucjanizm, hinduizm, mazdaizm. Na początku XVIII w. okultystyczne, teozoficzne i synkretyczne nurty europejskiego podziemia kulturalnego zaczęły spływać do wspólnego łożyska, którym stała się masoneria. Masoneria "spekulatywna" wywodzi się z "operatywnej", której początki sięgają dalekiej i o mglistej przeszłości. Zrzeszenia "wolnych mularzy" ( architektów i budowniczych) strzegły zawodowych sekretów i maiąc poniekąd sakralny charakter były przesiąknięte hermetycznym elementem "spekulatywnym" (wiedza architektoniczna, matematyka, filozofia, teologia). Bractwa masońskie przyciągały i dopuszczały do wtajemniczenia poszukujących mądrości ludzi spoza zawodu, ezoterycznych filozofów i alchemików. Rozpowszechnienie druku oraz jawnej i dostępnej wiedzy (m.in. podręczników architektury) zdezaktualizowało monopol wtajemniczonych murarzy, a na kontynencie władze państwowe likwidowały bractwa jako siedliska fakcji i niepokojów. "Operatywna" masoneria najdłużej przetrwała w Anglii i w Szkocji. W XVII w. loże wolnomularskie upodabniały się tu do renesansowych włoskich akademii i szerzących się na kontynencie ezoterycznych bractw różokrzyżowców. Stopniowo element napływowy spośród intelektualnej i społecznej elity wypierał autentycznych architektów i muratorów. Masoneria stała się modna wśród wielkich panów i została wciągnięta w grę polityczną między Stuartami a domami orańskim i hanowerskim. Jako koniec masonerii "operatywnej" przyjmuje się 1702 rok, kiedy to najwybitniejszy architekt angielski tych czasów Christopher Wren, zrzekł się funkcji wielkiego mistrza londyńskiej loży św. Pawła, która otwarła się dla ludzi z wszelkich zawodów. Z mularskiej przeszłości pozostały w masońskiej symbolice fartuchy, kielnie, piony i młoty oraz określanie Boga mianem Wszechmocnego Architekta Świata. Aczkolwiek loże były ze sobą połączone węzłami braterstwa i solidarności, w masonerii "operatywnej" nie było zhierarchizowanej organizacji i obowiązywała zasada: "wolny mularz w wolnej loży". Początki nowoczesnej masonerii "spekulatywnej" wiążą się z utworzeniem w 1717 r. wolnomularskiej hierarchii. Cztery loże londyńskie połączyły się w Wielką Lożę Anglii i wybrały wielkiego mistrza, którego władzy podlegali wszyscy bracia. Na wykształcenie się wolnomularskiej doktryny najbardziej wpłynął jeden z pierwszych wielkich mistrzów tej loży, John Theophilus Desaguliers (1683-1744). Był to syn hugenockiego emigranta z Francji, londyński pastor będący równocześnie prawnikiem, fizykiem i matematykiem, członek Royal Society, kapelan księcia Walii i przyjaciel Newtona. W 1723 r. Wielka Loża Anglii otrzymała konstytucję (Magna Charta), którą na podstawie starych regulaminów i tradycji wolnomularskich zredagował szkocki pastor James Anderson, wywodząc początki masonerii od praojca rodzaju ludzkiego Adama. Zachowano cechowy podział na stopnie (uczniów, czeladników i mistrzów), ustalono symboliczny i tajemniczy rytuał bractwa oraz wytyczono historyczne drogi, którymi ezoteryczna mądrość i oświecenie płynęły od Adama poprzez różne objawienia i wtajemniczenia do masońskich "warsztatów" teozoficznych spekulacji i filantropijnego działania. Masoneria nie utrzymała się jako organizacja jednolita i nie wytworzyła zwartej doktryny religijnej. Powstały różne ryty (zwłaszcza związany zrazu z jakobityzmem "ryt szkocki"), a treść wtajemniczeń bywała mglista. Z początkami "regularnego" wolnomularstwa wiązała się działalność anglikańskich latitudynarystów, ale masoneria w nie mniejszym niż deizm stopniu wychodziła poza granice chrześcijaństwa. Właściwością bractwa była tolerancja i pozytywne zainteresowanie różnymi systemami religijnymi. Przysięgę masońską wolno było składać na dowolną księgę świętą, zarówno Biblię, jak Koran czy Konfucjusza. W atmosferze wolnomularskiej znajdowało się więc miejsce dla synkretyzmu, którego wyrazicielem był szkocki poeta, myśliciel i mason Allan Ramsay. W swych pismach z lat 1727-1748 rozwinął on wielką panoramę religijną, w której zatarło się uprzywilejowane miejsce religii judeo-chrześcijańskiej. Z czasem dołączyli do masonerii przedstawiciele wszelkiego rodzaju heterodoksji: okultyści, mistycy, różokrzyżowcy. Aczkolwiek masoneria zrodziła się w cieniu tajemnicy i przyciągała adeptów tajemniczości, to jednak niedogmatycznie ujęte tajemnice nie odstręczały od wolnomularstwa i tych spośród deistów, którzy mimo zerwania z religią objawioną i dyscypliną kościelną znajdowali upodobanie w podniosłej atmosferze obrzędów i duchowej egzaltacji. Ideologię masońską można było sprowadzić do kultu Wszechmocnego Architekta czy Najwyższej Istoty oraz do humanitarnej etyki i zasady powszechnego braterstwa ludzi. Wielka elastyczność i pojemność laickiego zakonu spowodowała niezwykłą popularność masonerii wśród wykształconych elit zrazu Wielkiej Brytanii, a potem całej Europy i Ameryki. W lożach nie było jedynie miejsc dla zdeklarowanych ateistów i materialistów oraz dla zdyscyplinowanych katolików. Masoneria została w 1738 r. potępiona przez Klemensa XII i powtórnie w 1751 r. przez Benedykta XIV. Mimo to szerzyła się nie tylko w katolickich krajach, lecz także wśród katolickiego duchowieństwa. 4. Ojcowie oświecenia: Newton, Locke, Shaftesbury, Mandeville, Bayle, Fontenelle "Nasi współcześni żyli za czasów Ludwika XIV". Słowa te, wypowiedziane w połowie stulecia przez Diderota, odnoszą się do garstki wybranych, ale ta garstka odegrała zasadniczą rolę w dziejach przewrotu umysłowego i w sposób decydujący zainspirowała naukę i filozofię wieku Oświecenia. Osiągnięcia "ojców", zyskawszy liczny zastęp utalentowanych kontynuatorów i popularyzatorów, podbiją intelektualną Europę XVIII w. Rozwój nowożytnej nauki prowadził przez uniezależnienie się poszczególnych dyscyplin od scholastycznej filozofii. W najściślejszej łączności z tą filozofią najdłużej pozostawało ogólne przyrodoznawstwo (fizyka pojmowana jako philosophia naturalis). Mimo wielkich odkryć Kopernika, Keplera i Galileusza, mimo matematyzacji fizyki i metodycznego przewrotu Kartezjusza nie znaleziono jeszcze ścisłych metod dla nauki o przyrodzie. Dedukcyjna metoda kartezjańskiego racjonalizmu lekceważyła empirię. Badacze przyrody nie zadowalali się opisem zjawisk i ustaleniem trwałych związków między nimi, ale dociekając transcendentnych przyczyn pozostawali uwikłani w problematykę metafizyki. Odżegnujący się od apriorycznej spekulacji trzeźwy empiryzm miał od czasu Francisa Bacona (1561-1626) sporo adeptów w Anglii, a od 1660 r. swój silny ośrodek w Royal Society. Entuzjastyczne "odkrycie" Bacona dokonało się jednak na kontynencie dopiero w XVIII w., równocześnie z recepcją newtonizmu. Dopiero bowiem dziełem Newtona był zasadniczy przełom w emancypacji nauki i znalezienie dla niej właściwej metody. Isaac Newton (1642-1727), wychowanek i profesor uniwersytetu w Cambridge, a od 1703 r. przewodniczący Royal Society, matematyk, fizyk i astronom, przeprowadził niezwykle szerokie i dociekliwe badania oparte równocześnie na eksperymentach i zasadach matematycznych, a więc posiłkujące się zarówno indukcją, jak dedukcją. Newton sformułował zasady mechaniki i prawo powszechnego ciążenia, dzięki czemu można było połączyć mechanikę niebieską Keplera z mechaniką ziemską Galileusza w jeden system, pozwalający w sposób matematycznie ścisły i sprawdzalny rozwiązywać dowolne konkretne problemy mechaniki i astronomii. Miał ponadto Newton genialne osiągnięcia w dziedzinie optyki, nauki o cieple i różnych gałęziach matematyki. Istotę newtonowskiej rewolucji stanowi jednak powszechna teoria ruchu, ustalona według praw ścisłych, a równocześnie niezmiernie ogólnych. Tak wielkie odkrycie, dokonane bez nawiązywania do jakiejkolwiek filozofii, odwróciło tradycyjny stosunek między "królową nauk" a opisową i eksperymentalną wiedzą o zjawiskach. "Hipotez nie wymyślam - pisał Newton - wszystko, co nie wynika ze zjawisk, jest hipotezą, hipotezy zaś metafizyczne czy też fizykalne, mechaniczne czy też dotyczące utajonych jakości - nie powinny być dopuszczalne w fizyce eksperymentalnej". Słowa te wypowiedział człowiek, który sam parał się filozofią i teologią. Dokonany przewrót polegał jednak na tym, że dotąd przeważnie filozofowie uprawiali nauki szczegółowe, stosując do nich ogólne teorie filozoficzne, a teraz eksperymentujący badacz przyrody w nawiązaniu do swych ustaleń wysuwał uogólnienia filozoficzne. Dla współczesnych mu Anglików Newton był filozofem w nie mniejszej mierze niż fizykiem, a w epoce emocji wywołanych kontrowersją deistyczną poglądy filozofa spotykały się bodaj z żywszym zainteresowaniem. Newton odrzucił kartezjańską teorię ruchu, która ze swym pierwotnym impulsem, powodującym wiry (tourbillons) bezwładnej materii, istotnie stanowiła w przyrodoznawstwie ślepy tor. Wraz z kartezjańską mechaniką świata Newton zanegował również sformułowane przez Kartezjusza prawo zachowania ruchu, stanowiące przesłankę prawa zachowania energii. Newton przeprowadził krytykę kartezjanizmu na płaszczyźnie fizyki eksperymentalnej, równocześnie jednak kartezjańska mechanika budziła światopoglądowy sprzeciw religijnego człowieka, który upatrywał w niej drogę prowadzącą do ateizmu. Newton nie wierzył w prawo zachowania energii, widział we wszechświecie zużycie i zamieranie ruchu, które powoli prowadziłoby do kresu, gdyby nie boska interwencja. Bóg był wszędzie obecny i czynny poprzez niematerialną absolutną przestrzeń, której koncepcję (przeciwstawną materialnej "rozciągłości" Kartezjusza) podzielał Newton z platonizującymi metafizykami z Cambridge. Widząc w Bogu nie tylko stwórcę najdoskonalszej maszyny wszechświata, ale również siłę nieustannie ingerującą w jej działanie, Newton wyprowadzał z przyrodoznawstwa argument przemawiający za istnieniem Boga. Ten tzw. argument fizyko-teologiczny zajął pierwsze miejsce wśród argumentów stosowanych w XVIII w. Zajmowaliśmy się poprzednio angielskim deizmem teologicznym, wywodzącym się z krytycznej analizy religii i etyki religijnej. Równocześnie występował deizm filozoficzny, widzący w Bogu stwórcę (zegarmistrza), który obdarzywszy naturę prawami nie ingeruje dalej w jej bieg. Newton jako filozof nie był deistą, ale teistą (kstałe opatrznościowe kierowanie świata przez Stwórcę), a jako człowiek pozostawał prawowiernym anglikaninem. Newtonizm szerzył się w Anglii w atmosferze religijnego entuzjazmu. Kartezjanie zza Kanału byli krytyczni lub wręcz zgorszeni. Siła grawitacji wydała im się czymś magicznym lub nawrotem do scholastyki (arystotelesowskie "sympatie" w naturze). Nie można było jednak przez czas dłuższy nie uznawać sprawdzalnych praw fizycznych. Dzieło autora Philosophiae naturalis principia mathematica (Matematyczne zasady filozofii przyrody, 1687) musiało zatriumfować. Natomiast jego filozoficzna interpretacja ulegała zmianom. Wolter, który najbardziej przyczynił się do spopularyzowania newtonizmu we Francji i w Europie, zdechrystianizował Newtona i zastąpił jego teizm filozoficznym deizmem. Na schyłku XVIII w. Laplace zinterpretuje fizykę Newtona jako ściśle mechanistyczną i oświadczy, iż "Bóg jest zbędną hipotezą". Newtonizm wprowadził do kultury europejskiej prymat sprzężonej z matematyką wiedzy emirycznej nad filozoficzną spekulacją i wiarę w ogromne możliwości naukowego poznania. W kształtowaniu poglądów Oświecenia nie mniejszą rolę niż Newton odegrał Locke i nazwiska obu Anglików często zestawiano twierdząc, iż czym był pierwszy dla poznania przyrody, tym drugi był dla poznania człowieka. Choć dziesięć lat starszy od Newtona, Locke był już "filozofem" w osiemnastowiecznym stylu, tzn. wolnomyślicielem czynnym na pograniczu nauki, polityki, pedagogiki i publicystyki. O ile ludzie Oświecenia poddali filozoficzne poglądy Newtona wiadomej manipulacji, o tyle Locke był już jednym z nich i został zaakceptowany bez zastrzeżeń. Pierwszy z "filozofów" nie był natomiast przez tradycyjnych filozofów uważany za filozofa, uznał bowiem, że rozum ludzki nie może rozwiązywać zagadnień metafizyki i zakres filozofii zacieśnił do teorii poznania oraz psychologii. Po rozdzieleniu filozofii od teologii (Kartezjusz) i wyemancypowaniu przyrodoznawstwa (Newton) był to ostatni akt demontażu średniowiecznej struktury nauk. Gmach tradycyjnej filozofii oczywiście stał jeszcze długo, ale rozpadał się w opinii ludzi, którzy w XVIII w. nazwali się "filozofami". John Locke ( 1632-1704), z wykształcenia lekarz, przez wiele lat był sekretarzem i guwernerem w domu przywódcy wigów, lorda Shaftesbury'ego, którego los dzielił na wygnaniu we Francji i w Holandii. Dopiero po rewolucji 1688 r. powrócił do Anglii, gdzie stał się wpływową osobistością i w późnym wieku rozpoczął publikowanie swych licznych dzieł. Przedmiotem filozoficznych rozważań Locke'a nie była ontologia, ale umysł ludzki, który chciał badać empirycznie, tak jak przyrodnicy badają ciało. W An Essay Concerning Human Understanding (Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego, 1690) przeciwstawił się kartezjańskiej koncepcji idei wrodzonych, twierdząc, że umysł człowieka przychodzącego na świat jest "nie zapisaną tablicą" (tabula rasa). Wiedza ludzka pochodzi wyłącznie z doświadczenia zewnętrznego (wrażenia zmysłowe) i wewnętrznego (refleksja powstająca przez obserwację samego siebie). Z doświadczenia powstają idee złożone. Słynne hasło Locke'a: "Nie ma nic w umyśle, czego nie było przedtem w zmyśle" ("Nihil est in intellectu, quod nonfuerit antea in sensu"), zostało później podjęte przez skrajnych sensualistów. Locke nie był jednak sensualistą i intuicyjne poznanie prawd ogólnych uważał za najważniejszy rodzaj poznania. W poglądach filozoficznych Locke'a kryło się sporo niekonsekwencji, płynących z łączenia empiryzmu z intuicjonizmem i ugodową w stosunku do chrześcijaństwa wersją deizmu ( The Reasonableness of Christianity. - Racjonalność chrześcijaństwa, 1695). Stworzył jednak zasadniczą dla XVIII w. orientację filozoficzną, skierowaną ku epistemologii i psychologii. Przedmiotem naukowej refleksji uczynił mentalność dzieci, ludów pierwotnych, umysłowo chorych. Według określenia Kanta był "fizjologiem umysłu". Odrzucając idee wrodzone Locke negował również istnienie wrodzonych zasad moralnych. Jedyne dwie tendencje przyrodzone człowiekowi to pragnienie szczęścia i unikanie cierpienia, a szczęście to szczytowa przyjemność ("the umost pleasure we are capable of"). W orientacji filozoficznej Locke'a były przesłanki do subiektywizmu i relatywizmu w etyce, do czego się niekiedy skłaniał. Dociekania na temat jakości najwyższego dobra (summum bonum) uważał za równie bezowocne jak spór, czy lepszy smak mają jabłka, śliwki czy orzechy. Łączące hedonizm ze stoickim wzorem godności ludzkiej i społecznym utylitaryzmem oraz przyjmując możliwość sankcji pozagrobowych, formułował jednak Locke konkretne dyrektywy moralne zgodne z etyką chrześcijańską. Cnota przynosi szczęście "prawdziwe", występek - "urojone". Nie będąc wrodzone, prawdy moralne są dla rozumnego człowieka oczywiste, wynikają bowiem z praw natury. Poznaniu tych praw i życiu zgodnie z nimi ma służyć pedagogika. Wielką wagę przywiązywał do niej empirysta, głoszący plastyczność dziecięcego umysłu zagrożonego spaczeniem i wszczepieniem przesądów przez złą edukację. Some Thoughts Concerning Education (Myśli o wychowaniu, 1693) otwarły nową epokę w dziejach pedagogiki. Liberalna i humanitarna edukacja, z lekceważeniem dla wiedzy książkowej rozwijająca osobowość i umiejętności przydatne w życiu praktycznym, była przeznaczona dla dżentelmenów (Locke napisał swój traktat w związku z objęciem edukacji syna lorda Shaftesbury'ego). Referując poglądy pedagogiczne Locke'a zazwyczaj pomija się jednak projekt szkoły pracy (working school), w której dzieci ubogich rodziców w wieku od 3 do 14 lat miały prząść i tkać, otrzymując w lecie chleb, a w zimie kaszkę na wodzie. Praca dzieci powinna przynosić szkołom zyski, a wdrożeni do pracowitości wychowankowie mieli być brani do domów rzemieślników i właścicieli ziemskich, aby w zamian za wikt służyć im do 23 roku życia. Rozpiętość tych dwóch programów edukacyjnych umiejscawia humanitarystę i liberała Locke'a w strukturze Anglii ery "sławetnej rewolucji". Wśród nieskłonnych na ogół do teoretyzowania angielskich pisarzy politycznych Locke zajmuje pozycje wyjątkową, co wiąże się z uleganiem wpływom szkoły natury (Pufendorf). a może bardziej z momentem dziejowym jego wystąpienia. Główne dzieła polityczne Locke'a: Epistola de Tolerantia (List o tolerancji, 1689) i Two Treatises of Governement (Dwa traktaty o rządzie, 1690) były pisane jeszcze na emigracji, w przededniu rewolucji 1688 r. Uzasadnieniu rewolucji służyła też sformułowana przez Locke'a nowa doktryna umowy społecznej. Według tej doktryny w przedpaństwowym stanie natury przysługiwały już ludziom niezbywalne, "naturalne" prawa do życia, wolności i własności. Własność powstała dzięki pracy. Swoją pracą człowiek wyłączył ze wspólnoty tyle ziemi, ile zdołał uprawić i tyle produktów, ile mógł zużyć (gromadzenie ponad potrzeby prowadziłoby do psucia produktów i marnotrawstwa). Ta teoria o przedpaństwowej, "naturalnej" genezie własności służyła Locke'owi do uniezależnienia jej od ingerencji państwa, nie wypływał zaś z niej wniosek o ograniczeniu majątków do drobnej własności. Zepsuciu nadmiaru wytworów własnej pracy zapobiegał bowiem wynalazek pieniądza i odtąd własność może być w sposób nieograniczony pomnażana, a dziedziczenie ojcowizny stanowi przyrodzone prawo natury. "Wielkim celem, dla którego ludzie połączyli się w społeczeństwo, jest korzystanie ze swej własności w spokoju i bezpieczeństwie". Jednostki, wiążąc się umową społeczną i wyłaniając spośród siebie rządzących, nie przelały na państwo swych naturalnych wolności i praw (jak u wcześniejszych naturalistów), ale zachowały "fundamentalne, uświęcone i niepozbywalne prawo samoobrony (self-preservation)". W społeczeństwie wszyscy ludzie są równi wobec prawa, bowiem "krzywda i przestępstwo są jednakowe, niezależnie od tego, czy popełnia je ten, kto nosi koronę, czy też jakiś niższego stanu rzezimieszek". Jednostkom przysługuje wolność działalności gospodarczej, kulturalnej i politycznej. Państwo pozostaje "neutralne" również w dziedzinie religii. Grupy wyznaniowe są "dobrowolnymi zrzeszeniami", a "taki już jest charakter umysłu ludzkiego, że nie można do wierzenia w cokolwiek zmusić go siłą". Z powszechnej tolerancji wyłączył jednak Locke katolików jako podległych obcej władzy (papiestwu) i ateistów, jako wrogów wszelkiego porządku społecznego i moralności. Według doktryny Locke'a państwo nie jest więc suwerenne, ale stanowi narzędzie ochrony praw stojących ponad nim. Wyznaczoną przez "ojca liberalizmu" państwu rolę określono później często jako "stróża nocnego", mającego chronić właścicieli przed złodziejami. Państwo sprawuje rządy "z przyzwolenia rządzonych". W przeciwieństwie do Hobbesa Locke miał optymistyczny pogląd na naturę ludzką i wierzył, iż większość reprezentuje słuszną sprawę. W wyniku wyrażonej przez większość woli doszło do umowy społecznej i większość ma decydować w ukonstytuowanych ciałach przedstawicielskich. Locke nie wysunął jednak postulatu powszechnego prawa wyborczego i milcząco zaakceptował współczesny sobie parlamentaryzm brytyjski. Gwarancję wolności widział w podziale władz na ustawodawczą i wykonawczą, które to władze miały być sprawowane przez różne osoby. Władza ustawodawcza, określana jako "najwyższa", miała należeć do reprezentantów obywateli. Obywatele są zobowiązani do posłuszeństwa rządowi, dopóki władza ustawodawcza działa zgodnie z prawem natury oraz zasadniczymi normami pozytywnymi i dopóki władza wykonawcza nie narusza stanowionych przez władzę ustawodawczą praw. Ustawa sprzeczna z prawem natury nie jest ustawą, a egzekutywa naruszająca ustawy przestaje być organem władzy. W ten sposób Locke umotywował swą zasadę "zalegalizowanego oporu". Rząd przekraczając granice legalności zrywa umowę społeczną i po prostu przestaje być rządem. Doktryna Locke'a dostarczyła motywacji prawnej zarówno rewolucji angielskiej 1688 r., jak w niemal wiek później amerykańskiej Deklaracji Niepodległości. Doktryna ta oddziaływała również poza obrębem świata anglosaskiego. Skonstruowana w oderwaniu od obowiązujących w Anglii praw i stanowiąca racjonalizację o zakresie ogólnoludzkim, doktryna Locke'a była aż do czasów wystąpienia Rousseau najbardziej rewolucyjną z mających szeroki obieg w Europie doktryn politycznych. Jako rzecznik konstytucjonalizmu oraz politycznego, religijnego i ekonomicznego liberalizmu Locke stał się głównym przekazicielem na kontynent ducha wczesnego, rewolucyjnego jeszcze wigizmu. Dobrym wigiem "z urodzenia, wychowania i przekonania" był Anthony Ashley Cooper III lord Shaftesbury (1671-1713), wnuk pryncypała Locke'a, syn jego wychowanka i sam wykształcony pod kierunkiem starego przyjaciela rodziny. Shaftsbury głosił tolerancję i liberalizm, wolność słowa i żartu, ale myślą polityczną zajmował się jedynie ubocznie. Wylansował on styl filozoficznej eseistyki, bardziej poetyckiej niż naukowej, przeciwstawiając się wszelkim próbom tworzenia metafizycznych systemów. Celem filozofii jest poznanie człowieka i nauczenie go sztuki życia, a "najprostsza droga do obłędu prowadzi przez system". Shatfesbury był w swym filozofowaniu najbliższy tradycji platońskiej (zawsze żywej w szkole Cambrigde) i jak żaden z nowożytnych myślicieli zbliżył się do autentycznych źródeł myśli greckiej. Odegrał doniosłą rolę w dziejach etyki i estetyki, które to dziedziny ściśle ze sobą połączył. Dotychczasowy proces uniezależniania moralności od religii prowadził przez racjonalistyczną krytykę doktryny chrześcijańskiej, przy czym podstawowe znaczenie miało odrzucenie dogmatu o skażeniu natury ludzkiej przez grzech pierworodny i o łasce jako odkupiającym winy czynniku przychodzącym z zewnątrz. Dziedziczna klątwa grzechu popełnionego przez Adama i Ewę oraz oczyszczenia dzięki cudzej zasłudze (męka Chrystusa, świętych obcowanie, wstawiennictwo modlitwą i w ogóle cała tzw ekonomia łaski) zostały uznane za niezgodne z rozumem i poczuciem sprawiedliwości. Podkreślając godność i wolność człowieka deiści nie zwalniali go od przykazań dekalogu i od indywidualnej odpowiedzialności, nawet pośmiertnej. Na tym tle zarysowała się w XVIII w. łatwość porozumienia między deistami a protestantami, wśród których osłabło zainteresowanie dla doktryny o grzechu pierworodnym i łasce. Doktrynę tę natomiast rygorystycznie zachował Kościół katolicki, na skutek czego w katolickich krajach dochodziło do szczególnie ostrej kontrowersji między doktryną religijną a naturalizmem etycznym wczesnego Oświecenia. Naturalizm ten pozostawał jednak w zasadzie w obrębie koncepcji religii naturalnej i pod silną inspiracją zracjonalizowanej etyki chrześcijańskiej. Shaftesbury w swych poglądach etycznych wprowadził nową, całkowicie areligijną orientację. Wprawdzie Shaftesbury odżegnywał się od ateizmu i mienił się teistą, ale ów teizm była to panteistyczna deifikacja harmonii wszechświata. Wykwintny lord nie wdawał się w krytykę religii pozytywnych, załatwiając tę sprawę zdaniem: "Zostawmy tego rodzaju mity w spokoju, tak jak nie kwestionujemy istnienia gryfów w heraldyce". Dość na tym, że Bóg nie był ani prawodawcą, ani sędzią. Zdaniem Shaftesbury'ego nie zasługuje na szacunek święty, który liczy na nagrodę w zaświatach. Piękno i dobro tkwią w harmonii natury, którą można ogarnąć nie drogą formuł rozumowych czy zestawienia doświadczeń zmysłowych, ale przez kontemplację. Czyny moralne wzbudzają taki sam podziw i upodobanie jak piękno, człowiek ma bowiem pokrewny zmysłowi estetycznemu zmysł moralny. Naturalnymi popędami człowieka jest dążenie do osobistego szczęścia i sympatia do ludzi, w cnocie wiążą się więc skłonności egoistyczne z altruistycznymi, a zdobywa się doskonałość przez twórczy wysiłek, życiową wirtuozerię. Estetyczna i etyczna harmonia czynnego życia oraz kontemplacja harmonii natury wywołują stan entuzjazmu i poczucie wzniosłości, podczas gdy uleganie nienaturalnym, czyli złym skłonnościom i zatracenie umiaru powoduje niesmak i poniżenie. "Kochać ludzi, dociekać, co powszechnym jest dobrem, i popierać interesy całego świata na tyle, na ile to leży w naszej mocy, to niewątpliwie szczyt dobra". W dziedzinie estetyki był Shaftesbury prekursorem, który zyskał szeroki rezonans dopiero w drugiej połowie XVIII w. na progu romantyzmu. W etyce zapoczątkował od razu szerzącą się szkołę "entuzjastów" (Francis Hutcheson, Joseph Butler), którzy rozwinęli doktrynę o zmyśle moralnym (jako władzy psychicznej pozwalającej rozpoznawać dobro) oraz o naturalnym charakterze skłonności społecznych. Poglądy Shaftesbury'ego, które próbowano pogodzić z chrześcijaństwem, utożsamiając zmysł moralny z sumieniem, oddziałały też na Woltera, Diderota, Hume'a i Smitha. Równocześnie z tą wielostronną recepcją wywołał Shaftesbury ostrą opozycję, przez co przyczynił się do wykrystalizowania drugiego nurtu angielskiej myśli etycznej. Pod każdym względem przeciwieństwem wysubtelnionego lorda-estety był rubaszny i cyniczny bywalec londyńskich tawern Bernard Mandeville (1670-1733). Wywodził się z hugenockiej diaspory, był z zawodu lekarzem, a z zamiłowania "anatomem natury ludzkiej". Mniemania Shaftesbury'ego o zmyśle moralnym i wrodzonej sympatii do bliźnich uważał za naiwne lub nieszczere poetyzowanie. Nawiązując do poglądów Hobbesa, Mandeville głosił skrajny egoizm natury ludzkiej, której obce jest pojęcie dobra i zła. Moralność jest wymysłem polityków i prawodawców, którzy za pomocą "schlebiania i zawstydzania" manipulują ludźmi. Teorię swą wyłożył w The Fable of the Bees (Bajka o pszczołach, 1705, wydanie z rozszerzonym komentarzem 1723), zaopatrzonej paradoksalnym podtytułem: Przywary osobiste korzyścią ogółu. Mówiąc o "przywarach" posługiwał się zresztą jedynie istniejącą terminologią, czynów ludzkich bowiem nie kwalifikował. Odpowiednio pokierowane egoizmy ludzkie stają się siłą napędową rozwoju cywilizacji i gospodarki. Towarzyszące publikacjom Mandeville'a aura skandalu, potępienia i chyba nie bezzasadnych oskarżeń o ateizm (przed czym się oczywiście bronił, przypisując z kolei bezbożność lordowi Shaftesbury'kemu) nie przytłumiła oddziaływaniu Bajki, która zawierała wiele nader przenikliwych, dowcipnych i demaskatorskich spostrzeżeń. Mandeville wpłynął na socjotechniczny i utylitarystyczny kierunek myśli angielskiej, widzący w zharmonizowaniu egoizmów jednostek działania dla dobra ogółu. Równocześnie jednak - przez swą skrajną szczerość i niepokojącą konsekwencję - kompromitował ów kierunek. Autor Bajki miał wiele wspólnego z francuskimi "gorszycielami" i nie darmo za swego mistrza uważał Bayle'a. Pierre Bayle (1647-1706), francuski hugenota od 1681 r. osiadły w Holandii (nazywał ją "wielką arką wygnańców"), filozof, który przeszedł z kalwinizmu na katolicyzm, a potem z katolicyzmu na protestantyzm, uchodził za ateistę i pierwszy publicznie głosił, że ateista może być uczciwym człowiekiem. Stosunek Bayle'a do religii ukształtował się pod wpływem doświadczeń epoki wojen religijnych i prześladowań hugenotów we Francji. Człowiek, który uważał systemy kościelne za źródło znieprawienia i zbrodni i który był potępiony zarówno przez katolików, jak protestantów, zapoczątkował bojowo antyreligijny nurt, charakterystyczny zwłaszcza dla francuskiej myśli Oświecenia. Pisma Bayle'a stanowiły dla późniejszych "filozofów" zarówno arsenał argumentów, jak i wzór taktyki. Bayle nie pisał do szuflady, ale chciał szeroko oddziaływać, musiał się więc liczyć z ograniczeniami narzuconymi i w Holandii przez cenzurę. Według słów Woltera, w dziełach Bayle'a, "nie ma ani jednego wiersza, który by zawierał ewidentne bluźnierstwo, a który równocześnie nie prowadziłby do niewiary". W dziejach myśli filozoficznej Bayle uchodzi za klasycznego przedstawiciela sceptycyzmu i relatywizmu. Nie systematyk, ale wielki erudyta, stosował metodę zestawienia w każdej kwestii obfitych argumentów za i przeciw, z czego wypływały wzajemne wykluczenia i zwątpienia. Nie było to "metodyczne wątpienie" Kartezjusza i obok systemów religijnych kartezjanizm stanowił główny przedmiot destruktywnej krytyki Bayle'a. Niesłuszny jest jednak pogląd przypisujący Bayle'owi zwątpienie nie "prowizoryczne", lecz "definitywne". Chociaż w świetle krytyki nie ostały się ani dogmaty religijne, ani prawa natury, Bayle był wytrwałym poszukiwaczem osiągalnej dla rozumu ludzkiego prawdy. Droga do prawdy była jednak zarośnięta błędami, złudzeniami i przesądami, na których karczowaniu upłynęło pracowite życie pioniera krytycznego encyklopedyzmu. Na największe manowce wchodzono, zdaniem Bayle'a, nie z niedostatków wiedzy, ale z powodu fałszywego kierunku poszukiwań. Istotnym wrogiem prawdy nie jest zwątpienie, ale mistyfikacja i dogmat, czyli ignorancja nadająca sobie pozory wiedzy. Kwintesencję swego pozytywnego sceptycyzmu wyraził Bayle w słowach: "Uważam, że przeszkody na drodze dobrego badania (bon examen) pochodzą nie tyle stąd, że umysł jest pozbawiony (pusty) wiedzy, ile stąd, że jest pełen przesądów". Metodycznej walce z przesądami służyło główne dzieło Bayle'a, czterotomowy Dictionnaire historique et critigue (Słownik historyczno-krytyczny, 1696-1697). Wznawiany w licznych wydaniach, Dictionnaire stał się biblią "filozofów" XVIII w. oraz prototypem nie tylko erudycyjnego, lecz i światopoglądowo zaangażowanego dzieła encyklopedycznego. Mimo unikania jawnych bluźnierstw wojujący i szyderczy sceptycyzm Bayle'a naraził go na prześladowania. Był to autor potępiony, gorszący, skandaliczny. Życie i dzieło francuskiego emigranta uplasowały go na marginesie narodowym, wyznaniowym i społecznym. W pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. Bayle oddziaływał głównie we Francji na podziemie kulturalne, wyrażające się w anonimowej twórczości "maitres caches" (ukrytych nauczycieli), szerzących radykalne wolnomyślicielstwo w licznych manuskryptach. W tym nurcie mieści się wiejski proboszcz-ateista Jean Meslier (1664-1729), który potępił religię chrześcijańską, monarchię i własność prywatną jako narzędzia społecznego ucisku i deprawacji człowieka. Filozoficzny materializm łączył on z programem ułożenia stosunków społecznych na zasadach komunizmu. Krążący w odpisach Testament księdza Mesliera (ok. 1711) został częściowo opublikowany przez Woltera dopiero w 1762 r. Jako daty sygnalizujące wyjście radykalnej myśli francuskiej z podziemia przyjmuje się publikację Listów perskich Monteskiusza (1721) i pośmiertne wydanie w 1730 r. Życia Mahometa, napisanego przez Boulainvilliers'a. Już wcześniej istniały oczywiście wzajemne związki między podziemiem a "dobrym towarzystwem", czego przykładem choćby wspomniany wyżej wolnomyślny hrabia de Boulainvilliers. Prekursorów Oświecenia można jednak znaleźć również w jawnym i szanowanym nurcie francuskiej literatury, a na plan pierwszy wysuwa się tu Fontenelle. Bernard Fontenelle (1657-1757), poeta, dramaturg, eseista i filozof, sekretarz Akademii Francuskiej, dworak i bywalec salonów, w swym stuletnim i niemal do końca czynnym życiu w sposób bardzo znamienny reprezentował przejście od XVII do XVIII w. Nie był to zbyt oryginalny myśliciel, ale człowiek wrażliwy na nowe prądy i znakomity popularyzator o dużym zasięgu oddziaływania. Kartezjanin połowiczny, przyjmujący metodę i fizykę, ale nie metafizykę Kartezjusza, długo bronił kartezjańskiej mechaniki świata, dał się w końcu jednak przekonać Newtonowi. Nawrócony na empiryzm, Fontenelle przeciwstawiał się programowi "powszechnej nauki", głosząc autonomię poszczególnych dyscyplin i zbliżając się do pozytywistycznego scjentyzmu. Nie popadając w gorszącą dociekliwość Bayle'a, uprawiał elegancki sceptycyzm w odniesieniu do problemów religijnych i metafizycznych. Pisząc dla wykwintnego świata, stworzył nowy gatunek lekkiej literatury popularnoprzyrodniczej i popularnofilozoficznej, w której balansował na pograniczu materializmu. Klasyczną pozycją owego gatunku, który miał się w XVIII w. tak bardzo rozpowszechnić, były jego Entretiens sur la pluralite des mondes (Rozmowy o wielości światów, 1686). W dziejach umysłowości europejskiej najważniejszą rolę odegrał Fontenelle jako propagator idei postępu. Włączył się on w literacki spór starożytników z nowożytnikami, rozszerzając platformę dyskusji na dziedzinę nauk i cywilizacji. Krytykując zarówno antyczną, jak i chrześcijańską tradycję, gromadził argumenty o wyższości osiągnięć współczesnej mu epoki. Z porównań tych wyciągnął wnioski na przyszłość i głosił optymistyczny pogląd o nieskończonym perfekcjonizmie w dziedzinie nauk, kunsztów i umiejętności współżycia między ludźmi. Poglądy "ojców Oświecenia" nieprędko miały trafić do szkół, weszły natomiast w krwioobieg nie zinstytucjonalizowanego filozofowania intelektualnych elit XVIII w. zwłaszcza w Anglii i Francji. Na przełomie XVII i XVIII w. widzimy już wykształcone te wszystkie angielskie i francuskie pierwiastki, które w połowie stulecia połączyły się w wolterianizmie, a więc uniezależnienie nauki od filozoficznych pryncypiów (Newton), empiryzm i tolerancyjny liberalizm (Locke), emancypacja etyki od religii (Shaftesbury), zaangażowany i szyderczy sceptycyzm (Bayle), postawa wierzącego w postęp laickiego filozofa-światowca (Fontenelle). Ten ostry cocktail nie był napojem ad usum Delphini. Szkolne filozofowanie i moralizowanie miało iść inną drogą. 5. Postawa koncyliatorska i nowa filozofia szkolna. Leibniz i Wolff Wśród intelektualistów z przełomu XVII i XVIII w. najbardziej europejską postacią był Gottfried Wilhelm Leibniz (1646-1716), człowiek o niebywałej wszechstronności zainteresowań, ruchliwości i zasięgu międzynarodowych kontaktów. Urodzony i wykształcony w Lipsku, jako dyplomata w służbie elektora Palatynatu poznał wiele krajów Europy, a od 1676 r. do śmierci był radcą dworu i bibliotekarzem elektorów hanowerskich. Leibniz zajął pierwszoplanowe miejsce w dziejach filozofii, matematyki, logiki formalnej i językoznawstwa, ale z równą pasją zajmował się teologią, prawem, historią, mechaniką, medycyną, mineralogią, alchemią (za młodu był różokrzyżowcem) i wogóle wszystkimi naukami, których jedność głosił i dla których chciał wypracować uniwersalny język symboliczny. Orientację myślową Leibniza charakteryzowało przekonanie, że w każdym poglądzie tkwi cząstka prawdy i że można z pożytkiem łączyć przeciwne sobie systemy. Już jako młody chłopiec rozmyślał nad tym, jak uzgodnić poglądy Demokryta, Platona i Arystotelesa. Właściwa mu przez całe życie postawa koncyliatorska nie prowadziła Leibniza do eklektyzmu, ale do niezmiernie oryginalnych i śmiałych konstrukcji wszechogarniającego systemu systemów. Będąc równocześnie myślicielem i działaczem, Leibniz usiłował wypracować platformy światopoglądowe i instytucjonalne, służące pogodzeniu rozbitych Niemiec, Europy i całej ludzkości. Przyjaciel i korespondent monarchów i mężów stanu, wśród których można wymienić Zofię Karolinę hanowerską i jej męża Fryderyka I króla pruskiego, Piotra I i księcia Eugeniusza Sabaudzkiego, utrzymywał bliskie kontakty z uczonymi i teologami całej Europy. Ów luteranin potrafił się przyjaźnić zarówno z jezuitami, jak jansenistami i wszczął rokowania z największym apologetą katolickiej ortodoksji, Bossuetem, mające na celu pogodzenie katolicyzmu z protestantyzmem. Marzeniem Leibniza było doprowadzenie do nowego soboru powszechnego, który by zrewidował kanony trydenckie. Układał wyznania wiary i modlitwy, mogące być przyjęte przez wszystkich chrześcijan. Żywo interesował się konfucjanizmem i był entuzjastą jezuickich misji w Azji. U schyłku życia skierował swe nadzieje na Wschód. Zrazu pasjonował się podbojami Karola XII, z którym nawiązał kontakt i w którym widział nowego Aleksandra Macedońskiego. Potem przeniósł swoje zainteresowania na Rosję i spodziewał się, iż stanie się ona pomostem łączącym wielką euroazjatycką wspólnotę religijno-kulturalną obejmującą Europę i Chiny. Wspólnocie intelektualnej miała służyć republika uczonych zinstytucjonalizowana w gęstej sieci akademii nauk. W w tej ostatniej dziedzinie miał konkretne osiągnięcia ów genialny wizjoner, łączący niezwykły polot wyobraźni ze ścisłością myślenia wielkiego matematyka i logika. W filozofii Leibniz był twórcą ostatniego, jak się mogło wydawać, systemu metafizycznego. Wiek XVIII odwrócił się od metafizyki i Leibniz-metafizyk wzbudził szersze zainteresowanie dopiero wraz z odrodzeniem metafizycznych spekulacji w XIX w. Dlatego też nie będziemy tu wnikać w bardzo zresztą trudne do zwięzłego ujęcia poglądy Leibniza na substancję, które pozostawały w obrębie siedemnastowiecznego, kartezjańskiego racjonalizmu filozoficznego, ale miały przezwyciężyć kartezjański dualizm ducha i materii (monadologia). Leibniz nie opublikował pełnego wykładu swego systemu i większość jego pism filozoficznych pozostała w manuskryptach, wydobytych dopiero przez późnych potomnych. Doraźnie zabierał głos (pisząc po łacinie lub po francusku) głównie, aby polemizować z Locke'em, Newtonem i Bayle'em. Z pozycji racjonalizmu skrytykował empiryzm epistemologiczny Locke'a, pozbawiając sensu maksymę: "Nihilest in intellectu, quod non fuerit antea in sensu "przez dodanie do niej: "nisi ipse intellectum" (poza samym rozumem). Podzielał z Newtonem postawę godzącą religijność z nauką, ale przeciwstawiał się włączaniu stałej interwencji boskiej w funkcjonowanie systemu natury. Zegar, wymagający ciągłego nakręcania swego mechanizmu, byłby dziełem poniżej godności doskonałego Stwórcy. Leibniz opowiadał się za względną autonomią porządku naturalnego, w którym dzianie się nie jest następstwem boskiej ingerencji, ale wypływa z harmonii wprzód ustanowionej ( harmonie preetablie). Harmonia ta wyraża się w powszechnie panującej ciągłości zjawisk. W przyrodzie nie ma skoków, są tylko przejścia. Pogląd Leibniza, iż każde zjawisko jest przejściem między innymi zjawiskami, jego słynne "prawo ciągłości" (lex continuij, silnie oddziałało na transformistyczno-ewolucjonistyczny nurt filozofii przyrody XVIII w. z filozoficznych pism Leibniza największą rolę w humanistyce XVIII w. odegrał skreślony w polemice z Bayle'em traktat: Essai de Theodicee sur la bonte de Dieu, la liberte de l'homme et l'origine du mal (Rozważania o teodycei, dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła, 1710). Wprowadzając nowy termin ( teodycea j, aby wyodrębnić i usystematyzować odwieczne rozważania, jak pogodzić doskonałość Boga z istnieniem zła, Leibniz wszedł w samo sedno światopoglądowej problematyki epoki, która nie chciała się pogodzić z grzechem pierworodnym i augustiańskim pesymizmem Pascala. W teodycei zastosował Leibniz dwie podstawowe zasady swej logiki: zasadę sprzeczności i zasadę racji dostatecznej. Skoro logicznie nie sprzeczne, a więc możliwe są inne światy niż świat istniejący, a fakt istnienia świata, tak jak każdy fakt, musi mieć swoją rację dostateczną, to racja powstania takiego a nie innego świata leży w wolnym wyborze Boga. Dobroć Boga jest gwarancją, iż stworzył on świat najlepszy z możliwych. Wszelkie istniejące zło jest koniecznym warunkiem ludzkiej wolności, wyższego od dobra moralnego i harmonii świata, a świat jest tak urządzony, iż ilość zła jest w nim najmniejsza, jaka być może. Dzięki istnieniu zła możliwe jest doskonalenie świata przez dobre czyny, z których żaden nie ginie, lecz każdy przyczynia się do ulepszania całości. W swej obronie doskonałości dzieła bożego Leibniz wyczerpał wszystkie możliwe argumenty, którymi zasilił szerzący się w XVIII w. światopoglądowy optymizm. Nie wszystkich przekonał o doskonałości świata jako dzieła wszechmocnej dobroci. Optymizm Leibniza stał się przedmiotem szyderstwa Woltera (Kandyd, 1759). Problem zła pozostał źródłem wątpliwości religijnych. stawianie tego problemu na płaszczyźnie teodycei bywało stosowane przez ateistów (skoro istnieje zło, to nie ma dobrego Boga) i amoralistów (skoro rzeczy określane jako złe są koniecznym składnikiem harmonii świata, to nie mogą podlegać kwalifikowaniu). Nurtujący problem genezy i przezwyciężenia zła próbowano postawić na innej, pozateologicznej płaszczyźnie estetyki (Shaftesbury) i stosunków społecznych (Rousseau). Optymizm Leibniza nie zadowolił przedstawicieli sceptycznego i krytycznego nurtu radykalnej myśli Oświecenia. rozpowszechnił się natomiast szeroko w Niemczech i Europie w postaci tzw. Leibniz- Wolffische Schule. O ile w kulturze XVIII w. autentyczny Leibniz funkcjonował jako matematyk, logik i metodolog (prawo ciągłości), o tyle jako filozof (poza teodyceą) został utożsamiony ze swym uczniem Wolffem. Utożsamienie to krzywdziło zarówno mistrza, jak ucznia, Wolff bowiem bardzo zbanalizował i spłycił oryginalne poglądy Leibniza, ale równocześnie czerpał też z innych źródeł (zwłaszcza naturalistów z Pufendorfem na czele) i wniósł duży osobisty wkład rygorystycznej systematyczności. Wolff przejął od Leibniza zasady jego logiki, racjonalizm, optymizm i koncyliatorską postawę, która pozwoliła mu włączyć do swego systemu różne elementy angielskiej i francuskiej myśli. Obcy mu był metafizyczny polot mistrza i łączył filozofię z religią w mniej organiczny sposób. Wolff uznawał rozum i objawienie za dwa odrębne źródła poznania, między którymi nie może dochodzić do kolizji. Tak zawężony racjonalizm nie mógł zagrażać religii pozytywnej, ale jej też nie wspierał. Christian Wolff (1679-1754) pochodził z habsburskiego wówczas Wrocławia, ale szukał kariery na protestanckich uczelniach i wcześnie związał się z uniwersytetem w Halle, na którym zyskał wielką sławę i ściągał uczniów z całych Niemiec. Popadłszy na tle religijnym w konflikt z pietystami został w 1723 r. potępiony i wygnany z państwa pruskiego. Objął katedrę w Marburgu (Hesja), gdzie znów przyciągał tłumy uczniów. Zwolennicy Wolffa w różnych niemieckich krajach zawiązywali towarzystwa miłośników prawdy i w 1737 r. naliczono już 107 wolffistów ogłaszających rozprawy naukowe. Po objęciu tronu Fryderyk II cofnął banicję i w 1740 r. Wolff triumfalnie powrócił do Halle. Wkrótce niemal wszystkie katedry uniwersyteckie w Niemczech były obsadzone przez uczniów filozofa, którego zwano "Praeceptor Germaniae". A był on nie tylko "nauczycielem Niemiec". Wpływ Wolffa promieniował na Szwajcarię, Austrię, Włochy, Polskę, i poza Anglią i Francją, niemal całą Europę. Z jego nazwiskiem wiąże się nie tylko protestanckie, ale i katolickie Oświecenie. W połowie XVIII w. czynniki kościelne pogodziły się z ugodowym filozofem i podręczniki Wolffa trafiały do szkół zakonnych. Niebywały sukces szkoły Wolffa był spowodowany zarówno treścią, jak formą podręczników mistrza, który niemal co roku wydawał nowy podręcznik, opracowany w łacińskiej i niemieckiej wersji. Treść była kompromisowa, łącząca siedemnastowieczny racjonalizm i naturalizm z szacunkiem dla religii pozytywnej oraz z oświeceniowym empiryzmem i utylitaryzmem. Forma wykładu była dogmatyczna, schematyczna i pedantyczna, bliska jeszcze formie scholastycznej, przez co znakomicie nadawała się, aby w umysłach rutynowanego ciała nauczającego zająć miejsce szkolarskiego arystotelizmu. Wolff przeprowadził klasyfikację nauk, z których wyodrębnił matematykę i logikę, przypisując im szczególną wartość w kształceniu sprawności umysłu. Pozostałe nauki podzielił na teoretyczne (ontologia, kosmologia, teologia racjonalna) i praktyczne (etyka, polityka, ekonomia). Na podział ów nakładał się drugi, rozróżniający nauki filozoficzne (racjonalne i dedukcyjne) oraz historyczne (empiryczne i indukcyjne). Stwierdzające tylko fakty nauki empiryczne dostarczają materiału naukom racjonalnym i pozwalają sprawdzić trafność dedukcji, która jedynie daje poznanie "jasne i wyraźne". Ten podział nauk na wiele dziesięcioleci stał się schematem filozofii szkolnej, a sam Wolff opracował podręczniki logiki, ontologii, kosmologii, psychologii, teologii naturalnej, fizyki, etyki, polityki, prawa natury, prawa narodów itp. W historiografii francuskiej i angielskiej przyjął się obyczaj traktowania z lekceważeniem "niemieckiego pedanta", który "przepuszczał do Niemiec idee Oświecenia wyjaławiając je z wszelkich znaczących treści politycznych i społecznych". Christian Wolff oczywiście nie był radykalnym wolnomyślicielem i nie grzeszył konsekwencją, łącząc wywiedzioną z "prawa natury" zasadę suwerenności ludu z dyrektywą zupełnego poddania się absolutnej władzy monarchy, na którego lud suwerenność swą przelał. Dziś Wolff, w przeciwieństwie do współczesnych mu filozofów angielskich i francuskich, jest tak nudny, iż wręcz nieczytelny. Trzeba jednak pamiętać, że wolffizm był wehikułem, za którego pośrednictwem w wielu krajach zaczęły dopiero docierać do szkół zdobycze nowożytnej nauki, i że w rozdrobnionych politycznie Niemczech uformował całą armię rygorystycznie myślących racjonalistów, którzy przygotowali wielki i samodzielny rozwój umysłowy tego kraju w drugiej połowie XVIII i w XIX w. Pod względem filozofii szkolnej i reform nauczania Niemcy w epoce Christiana Wolffa wyprzedziły Anglię i Francję. Wprawdzie obok Locke'a najbardziej subtelnym myślicielem pedagogicznym z przełomu XVII i XVIII w. był Fenelon, ale jego znakomity Traite de l'education des filles ( O wychowaniu młodzieży płci żeńskiej 1687) czy pisane dla następcy tronu dydaktyczne czytanki w rodzaju Histoire de Telemaque (1699) miały wąski, elitarny zasięg edukacji domowej. Wczesne Oświecenie francuskie w niewielkim stopniu oddziaływało na uniwersytety i szkolnictwo. Najbardziej miarodajny z autorów piszących w tym czasie dla szkół, Charles Rollin (1661-1741), w swym Traite des Etudes (1726-1728) reprezentował całkowicie siedemnastowieczny program gramatyczno-retorycznej humanistyki. Nie było mowy o naukach praktycznych" i "historycznych", o matematycznej i logicznej szkole myślenia. 6. Nauki humanistyczne. Naturalizm, erudycja i historyzm W humanistyce pierwszych dziesięcioleci XVIII w. występowały dwie główne orientacje: naturalistyczna i historyczna. Szkoła prawa naury i szkoła religii naturalnej uprawiały doktryny dogmatyczne, stojące na stanowisku powszechnych i niezmiennych właściwości zracjonalizowanej natury ludzkiej. Ów kierunek, wywodzący się od Grotiusa, Herberta of Cherbury i Pufendorfa, a znajdujący też wyraz w doktrynie politycznej Locke'a, miał na przełomie stuleci wybitnego przedstawiciela w osobie Thomasiusa i wszedł w skład filozofii szkolnej Wolffa. Naturalistyczna racjonalizacja koncepcji człowieka i spraw ludzkich stała się najbardziej rozpowszechnioną konstrukcją normatywnej myśli etycznej, prawnej, ekonomicznej i politycznej XVIII w. Równocześnie jednak refleksja humanistyczna szła też inną drogą, obficie czerpiąc z historyczno-filologicznej erudycji. Orientacje naturalistyczna i historyczna nie były sobie w sposób pryncypialny przeciwstawne, a nawet przeważnie posiłkowały się nawzajem. Istniała jednak różnica postaw między dogmatyzmem naturalistów, dążących do zracjonalizowania tego, co ogólnoludzkie, a relatywizmem ujęć historycznych, dających próby racjonalizacji w zakresie konkretnych narodów, kultur czy epok. Historyczno-filologiczna erudycja zasilała historiozofię, a spory historiozoficzne łączyły się ze sporami politycznymi i światopoglądowymi. Wielkie postępy czyniło kolekcjonerstwo, bibliotekarstwo, krytyka tekstów i edytorstwo źródeł. Jean Paul Bignon (1662-1743) uczynił z królewskiej biblioteki w Paryżu nowocześnie zorganizowany wielki warsztat naukowy. Nie spotykaną dotąd precyzję osiągnęła filologia klasyczna, zwłaszcza hellenistyka, której znakomitymi przedstawicielami byli: Anglik Richard Bentley (1662-1742) i Holender Tiberius Hemsterhuys (1685-1766). W dziejach archeologii i opracowywania zabytków starożytności wybitną postacią był Francuz Anne Claude de Caylus (1692-1765). Była już mowa o niemieckich egzegetach tekstów biblijnych. W ślad za szkołą Mabillona wszędzie, ale zwłaszcza we Francji, Anglii, Niemczech i Włoszech, rozwijała się paleografia i krytyczne edytorstwo źródeł średniowiecznych. Równie starannie publikowano nie pozbawione aktualności "pomniki prawa". Pochodzące z tych czasów wielkie serie wydawnicze do dziś służą nauce. Ruch ten z pewnym opóźnieniem dotarł również do Polski, gdzie upamiętnił się rozpoczętą przez Stanisława Konarskiego w 1732 r. publikacją Volumina Legum i opracowanym przez Macieja Dogiela (1715-1760) Codex diplomaticus (1758-1764). Erudycja historyczno-prawna szczególne miejsce zajmowała w dziejach życia umysłowego Italii, gdzie wszyscy najwybitniejsi przedstawiciele wczesnego Oświecenia byli historykami-antykwarystami i ze swej mediewistycznej wiedzy uczynili narzędzie zwróconej przeciw świeckiej władzy Kościoła doktryny regalizmu. Inicjatorem tego kierunku był zmarły w turyńskim więzieniu neapolitańczyk Pietro Giannone (1676-1748), autor Dell'istoria civile del Regno di Napoli (Historia cywilna Królestwa Neapolu, 1723). Obok niego we włoskim ruchu reformatorskim wyróżnili się: modeńczyk Lodovico Antonio Muratori (1672-1750), wydawca 28 tomów Rerum Italicarum scriptores (1723-1751), i weroneńczyk Scipione Maffei (1675-1755), łączący gruntowne prace archeologiczno-historyczne z publicystyką i dramatopisarstwem. Najoryginalniejszym umysłem tej włoskiej generacji był trzymający się na uboczu neapolitańczyk Giambattista Vico (1668-1744). Ów królewski historiograf na marginesie zajęć zawodowych studiował starożytne mity i języki, wyprzedzający humanistykę swych czasów sposób wiążąc zjawiska religijne i językowe z całokształtem stosunków społecznych i obyczajowych danej epoki. Swój system historiozoficzny wyłożył Vico w wiekopomnym, lecz poprzez współczesnych zapomnianym dziele Principi di una Scienza Nuova (Nauka nowa, pierwsze wydanie 1725, potem dalsze, rozwinięte). Ujął on człowieka jako istotę społeczną i historyczną, która, kierując się "instynktem" i "wspólnym zmysłem", równocześnie tworzy jednolite w danej cywilizacji instytucje (język, prawo, religia) i jest ich wytworem. Jako źródło kierującego aktywnością ludzką "instynktu" Vico wskazywał Boga i twierdził, iż jest "obrońcą Kościoła", ale jego myśl była daleka od wszelkiej ortodokcji. Historię ujmował rozwojowo, nie był to jednak rozwój całej ludzkości, lecz izolowanych od siebie poszczególnych cywilizacji. Historia każdego narodu przechodzi przez trzy kolejne staffia: epokę bogów, epokę bohaterów i epokę ludzi, którym to epokom w sferze literatury odpowiada przejście od poezji do filozofii. Po zakończeniu cyklu następuje rozpadnięcie się społeczeństwa i powrót (ricorso) do pierwszego stadium, tak iż trójfazowe cykle rozwojowe układają się w linie spiralne. Ojciec historyzmu i dialektycznego ujmowania rozwoju społeczeństw wyłożył swą myśl w nieodpowiadającej gustom epoki symbolicznej i scholastycznej formie, a katastroficzna koncepcja załamań i nawrotów również wywoływała sprzeciwy u optymistycznych wyznawców harmonijnego postępu. Do Nauki nowej nawiązała historiozofia XIX i XX w., inną natomiast drogą poszła historiozofia XVIII stulecia. Aczkolwiek w doktrynach naturalistów można było upatrywać pierwiastków myślenia historyczno-socjologicznego (przejście od stanu natury do stanu państwowego przez umowę społeczną),w zasadzie konstrukcje ich były abstrakcyjne i nie wysnuwali swych uogólnień z analizy konkretnych społeczeństw i konkretnych procesów historycznych. Bardziej historyczny charakter miała teologia chrześcijańska. Dzieje stworzenia świata i człowieka, jego upadku i odkupienia miały swój chronologiczny przebieg zawarty w księgach Starego i Nowego Testamentu oraz w historii Kościoła. Dwustopniowość objawienia odpowiadała dwóm różnym epokom w dziejach ludzkości, dwóm różnym tej ludzkości stanom. przy czym pierwszy był przygotowaniem do drugiego, który "nie zniósł zakonu. ale go odmienił". Zarówno przedmiot (rzeczywistość zmienia, ale ujęta w jeden nurt), jak i metoda (analiza źródła pisanego) teologii były historyczne, a od czasu św Augustyna teologowie snuli refleksje historiozoficzne. Na schyłku XVII w. nowy wykład chrześcijańskiej historiozofii dał Jacques Benigne Bossuet ( 1627-1704) w Discours sur l'histoire universelle ( Uwagi nad historią powszechną, 1681). Widział on w historii celowy rozwój, będący stopniowym urzeczywistnieniem boskiego planu (prowidencjalizm). Z historiozofią Bossueta wiązała się jego doktryna polityczna, wyłożona w wydanej pośmiertnie Politique tiree de l'Ecriture sainte (Polityka wysnuta z Pisma Świętego, 1709). Ta apologia absolutnej monarchii nie była tak dogmatyczna jak u naturalisty Hobbesa. Bossuet uważał monarchię tego typu jak państwo Ludwika XVI za formę rządu najbliższą boskiej intencji, ale aprobował wszelką władzę, która opiera się na tradycji i jest trwała. Ów tradycjonalizm i konserwatyzm zawierał pierwiastek relatywizmu i historyzmu w sprawach ustrojowych. Historiozoficzna i polityczna myśl Bossueta była zwalczana przez "filozofów" Oświecenia, stanowiła natomiast klasyczną doktrynę starego ładu, szeroko funkcjonującą do końca XVIII w. Można tu wspomnieć zwanego "polskim Bossuetem" jezuitę Szymona Majchrowicza (1717-1783). który z historiozofizycznego prowidencjalizmu wywiódł apologię szlacheckiej "złotej wolności". Związany z religijnym poglądem na świat prowidencjalizm był głoszony z ambon i katedr szkolnych. Inny natomiast typ historiozofii i historyzmu wykształcił się w laickim nurcie humanistyki XVIII w. Historiozoficzny aspekt miał wzmiankowany już spór nowożytników ze starożytnikami, który odnowił się we Francji w latach 1711-1720, i do którego po stronie nowożytników włączył się również teolog Fenelon. Mniej ogólnoludzki, a bardziej historyczno-polityczny charakter miała dysputa między "germanistami" a "romanistami". Ojcem francuskiego "germanizmu" był działacz reformacyjny Francois Hotman (1524-1590). Broniąc zasady suwerenności ludu i prawa do stawiania oporu władzy monarszej, wylansował on,mit o Frankach, którzy jakoby przynieśli wolność ujarzmionym przez Rzymian Gallom. Do tej teorii nawiązywał krąg francuskiej arystokracji frondującej na schyłku panowania Ludwika XIV i sięgającej po władzę za czasów regencji. Głównym teoretykiem odnowionego "germanizmu" stał się hrabia Henride Boulainvilliers (1658-1722), łączący libertyńskie wolnomyślicielstwo ze skrajnym arystokratyzmem,. Atakował on monarchię absolutną i Kościół katolicki jako instytucje, które zniweczyły dawne germańskie wolności. W przeciwieństwie do Hotmana, liberalizm Boulainvilliersa miał wąski, zdecydowanie feudalny charakter. Z wielkim nakładem historyczno-genealogiczno-heraldycznej erudycji i inwencji wywiódł on od Franków 200 tys. współczesnej mu francuskiej szlachty. Na skutek podboju powstało społeczeństwo podzielone na poddanych (potomków Gallo-Romanów) i panów (potomków Franków), którzy są jedynymi prawowitymi dziedzicami germańskiej wolności. Repliką na pośmiertnie wydane w latach 1727-1732 pisma Boulainvilliersa była L'histoire critique de l'etablissement de la monarchie franlaise dans les Gaules (Krytyczna historia powstania francuskiej monarchii w Galii, 1734) napisana przez księdza Jean Baptiste Dubos (1670-1742). Ów inicjator szkoły "romanistów" dowodził, iż Frankowie nie byli zdobywcami, ale weszli w układy z rzymskimi władcami kraju i że cała francuska cywilizacja wywodzi się z galloromańskich i rzymskokatolickich korzeni. Dubos arystokratycznemu i antykościelnemu liberalizmowi "germanistów" przeciwstawił swoisty egalitaryzm absolutyzmu monarszego, równającego ludzi w nie arbitralnym, lecz określonym prawami poddaństwie. Ów historyczny spór na temat podboju Galii miał szerokie reperkusje ideologiczne nie tylko we Francji. W różnych krajach teorią podboju posługiwali się obrońcy szlacheckich przywilejów i wolności, a do "romanizmu" nawiązywali rzecznicy oświeconego absolutyzmu. Historyczną genealogię i motywację otrzymała w owym czasie również konstytucja kraju szczycącego się połączeniem "germanizmu" z "romanizmem" - Wielka Brytania. Dokonał tego nie rodowity Anglik, ale osiadły w Anglii francuski hugenota Paul de Rapin-Thoyras (1661-1725), autor Disertation upon the Whigs und Tories (Rozprawa o wigach i torysach, 1717) oraz monumentalnego dzieła History of England (1723). Sens dziejów Anglii widział on w walce między wolnością a despotyzmem, uwieńczonej "mieszaną monarchią", która w cywilizowanym wieku zachowuje wywodzące się z zamierzchłych czasów wolności. Wydawane także w języku francuskim książki Rapin-Thoyrasa przyczyniły się do zaznajomienia Europy z historią i ustrojem Anglii w czasie, kiedy oryginalna literatura angielska nie przekraczała jeszcze granic Wyspy. 7 Literatura i publicystyka Kończył się "wielki wiek" francuskiej literatury. Kolejno odchodzili: Molier (1673), La Rochefoucauld (1680), Corneille (1684), La Fontaine (1695), La Bruyere (1696), Racine (1699), Bossuet (1704), Boileau (1711), Fenelon (1715). Nieprędko Francja miała znów wydać zespół autorów tej miary. Jednakże dzieła zmarłych mistrzów dopiero teraz podbijały Europę i torowały drogę pokoleniu epigonów władających znakomitym warsztatem pisarskim i podtrzymujących nie kwestionowany prymat literatury francuskiej. Dwór wersalski przestał być ogniskiem monarszego mecenatu, ale pozostała w Paryżu Akademia Francuska, a zwłaszcza kwitły w stolicy salony literackie. W pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. królowały w nich: markiza de Lambert (1647-1733), księżna du Maine (1676-1753) i pani de Tencin (1685-1749), debiutowała markiza du Deffand. Literatura francuska była teraz mniej dworska, a bardziej salonowa. Styl regencji wprowadzał ton eleganckiej frywolności. Nowa epoka w literaturze europejskiej rozpoczynała się w Anglii i twórczość Anglików oddziałała pobudzająco na odnowę literatury francuskiej. Wypadnie więc dokonać może nieco arbitralnego zabiegu rozdzielenia współczesnych sobie pisarzy francuskich na podążających za Anglikami nowatorów i na kontynuatorów tradycji "wielkiego wieku". Ci ostatni wciąż byli na pierwszym planie europejskiego odbioru. Nazwiska to przeważnie dziś już zapomniane, ale należy się liczyć z ich ówczesną rangą. Z dużym wyczuciem teatru pisał nawiązujące do klasycznych tradycji tragedie Prosper Crebillon (1647-1762), a w komediopisarstwie zręcznym epigonem Moliera był Florent Dancourt (1661-1725). Autorem komedii i librett operowych był również Jean Baptiste Rousseau (1671-1741), który zasłynął głównie jako poeta liryczny, bardziej dowcipny niż poetyczny. Nieprędko w XVIII w. z nazwiskiem Rousseau przestano kojarzyć imię Jana Baptysty, a zaczęto imię Jana Jakuba: Ambitne poematy religijno-dydaktyczne pisał Louis Racine (1692-1763), a wielkie tradycje francuskiego kaznodziejstwa podtrzymywał Jean Baptiste Massillon (1663-1742). Wśród pisarzy zaliczonych tu do epigonów wieku Ludwika XIV znakomitością był jedynie książę de Saint-Simon (1657-1755), klasyk francuskiego pamiętnikarstwa, który świetnym stylem opisał w 20 tomach życie dworskie Z czasów schyłku "wielkiego panowania" i regencji, wykazując mistrzostwo w kreśleniu psychologicznych portretów, zawiązywaniu sytuacji i śledzeniu intryg. Pamiętniki Saint-Simona, choć czytywane w kręgu wtajemniczonych, doczekały się druku dopiero jednak w XIX w. Nowa sytuacja w literaturze angielskiej powstała w związku z wydarzeniami politycznymi z przełomu XVII i XVIII w. Wraz z wypędzeniem Stuartów nastąpił upadek literatury dworskiej, która w epoce restauracji (1660-1688) pozostawała pod silnym wpływem literatury francuskiej. Arystokratyczno-dworska kultura restauracji gorszyła swym obyczajowym libertynizmem. Zwłaszcza wokół swawolnego teatru wytworzyła się aura skandalu. Rewolucja 1688 r. głosiła walkę z wszeteczeństwem i odnowę moralności. Nie był to nawrót do purytanizmu z czasów republiki, ale etyka wsparta jedynie nader ogólnikową motywacją religijną. Na wielką skalę rozwinęła się w Anglii satyra obyczajowa, skierowana przeciw wielkopańskiemu i wielkomiejskiemu zepsuciu. Głównym wehikułem satyry i moralizatorstwa nie był zdyskredytowany teatr, który na wiele lat utracił w Anglii swe dawne znaczenie, ale publicystyczna eseistyka i powieść. W 1695 r. zniesiono w Anglii cenzurę prasy, co wyzwoliło bujny rozwój publicystyki i satyry politycznej. Zanim doszło do ustabilizowania po pokoju utrechckim rządów wigów, życie polityczne toczącego wojnę kraju obfitowało w napięcia, a konstelacje partyjne były płynne. W tych niespokojnych latach najwięksi pisarze angielscy parali się publicystyką i dziennikarstwem, brali subsydia od polityków i często zmieniali swe partyjne powiązania. Można uogólnić, że wigami byli Defoe, Steele i Addison, torysami - Swift, Pope i Arbuthnot, jakobitą - Szkot Ramsay. Literaci potrzebowali, jak zawsze, protekcji i materialnego wsparcia, ale dzięki wieloośrodkowości angielskiego życia politycznego mieli możliwość wyboru. Nastawieni na ogół krytycznie i satyrycznie, skłonni byli do uprawiania publicystyki opozycyjnej. W 1713 r. Arbuthnot, Pope, Swift i Gay założyli klub literacki (do którego przystąpił później i lord Bolingbroke) zwany Scriblerus Club i prowadzili satyryczne protokoły opublikowane później jako Memoirs of Martinus Scriblerus (1741). Wkrótce po rewolucji, w 1690 r., zaczęło się ukazywać pierwsze czasopismo polityczno-literackie nowego typu, "Athenian Mercury" (redagowane przez Johna Duntona), ale prawdziwy rozkwit tego rodzaju prasy przypada na lata wojny o sukcesję hiszpańską. Od 1704 r. Defoe wydawał zaopatrzony w satyryczno-literacki dodatek wigowski tygodnik "Reviev", a w latach 1710-1711 Swift redagował torysowski "Examiner". Mistrzami realistycznego eseju obyczajowego i nowelistyki byli dwaj przyjaciele: Joseph Addison (1672-1719) i Richard Steele (1672-1729). Obaj pisywali utwory sceniczne i bez większego powodzenia próbowali odnowić angielski teatr, znakomicie natomiast wylansowali naśladowany później w całej Europie gatunek "czasopisma moralnego". W latach 1708-1711 Steele z współudziałem Adisona redagował "The Tatler", a w latach 1711-1712 Addison z współudziałem Steele'a wydawał "Spectatora". W 1713 r. Steele zaczął wydawać dziennik "Guardian", a w 1718 r. polityczny periodyk "Plebeian". Prawdziwą epokę w dziejach czasopiśmiennictwa stanowił "Spectator", którego łamy Addison i Steele zapełnili własnymi esejami. "Spectator" nie był pismem politycznym, choć głosił pochwałę Anglii, jej rządu i wolności. Autorów cechował optymizm, ostrożność w sądach, tolerancja religijna i zdrowy rozsądek. Krytykowali nieuctwo i nieokrzesanie wiejskiej szlachty, jej pijatyki i barbarzyńskie polowania. Piętnowali wielkomiejską rozwiązłość, brnięcie w długi, karciarstwo, wyniosłość i bezbożność arystokracji. Głosili pochwałę kupca, który dzięki oszczędności, pracowitości, metodyczności sam się bogaci i uszczęśliwia innych, a którego karierę powinno wieńczyć nabycie majątku ziemskiego. Władza polityczna powinna być w rękach ludzi bogatych, mniej bowiem niż biedacy ulegają pokusom pieniężnym. Godziwe i pożyteczne rozrywki to zabawianie się kunsztem ogrodniczym i rolniczym, sztuką, lekturą. Lansowane w nowelistyce "Spectatora" wzory osobowości wyposażone były w cnoty nie heroiczne, lecz uśmiechnięte, a Stwórca doskonałego świata nie był przedstawiony jako surowy sędzia, lecz jako życzliwy opiekun. Tę strawę duchową Addison i Steele potrafili podawać w bardzo atrakcyjnej formie literackiej. Nie podzielał tego pogodnego optymizmu Irlandczyk Jonathan Swift (1667-1745), który obok znanego już nam Mandeville'a władał najostrzejszym w ówczesnej Anglii piórem satyryka. Politycznie zaangażowany i bojowy publicysta, po zwycięstwie wigów przebywał głównie w Irlandii i poświęcił swój talent obronie gnębionych przez rządy Walpole'a mieszkańców Zielonej Wyspy. Jego najsłynniejsze dzieło, Podróże Guliwera (1726), dzięki swej przygodowo-fantastycznej warstwie stało się, po odpowiedniej adaptacji, klasyczną i do dziś żywą pozycją w literaturze dla dzieci. W swej istotnej treści Podróże są jednak gorzką i okrutną satyrą wyszydzającą nie tylko aktualnie stosunki polityczne panujące w Wielkiej Brytanii, ale przedstawiającą w czarnych barwach ogólne cechy natury ludzkiej. Zarówno społeczeństwo pierwotne, jak cywilizowane zostały przez Swifta potraktowane parodystycznie. Bardziej dobrodusznym satyrykiem był towarzysz Swifta z Scriblerus Club, szkocki lekarz John Arbuthnot (1667-1735). Stworzył on postać równie nieśmiertelną jak Guliwer. Tytułowy bohater jego powieści The History of John Bull (1712) został uznany za uosobienie narodowych cech przeciętnego Anglika. Pucołowaty, jowialny, obrotny, sprytny i żarłoczny, John Bull do dziś reprezentuje Anglię w rysunkowej karykaturze, pomimo iż od XVIII w. typowy Anglik ponoć zmienił się w postać szczupłą, małomówną i nie przywiązującą wagi do rozkoszy stołu. Inny członek satyrycznego klubu, pochodzący z tzw. dołów społeczeństwa John Gay (1685-1732), w swych utworach, zwłaszcza w poemacie Trivia (1716), dał realistyczny obraz londyńskiej ulicy. Wylansował on też nowy gatunek literacki będący parodią włoskiej opery, nawiązujący do plebejskiej literatury łotrzykowskiej i wprowadzający na scenę wielkomiejski folklor. Wielki sukces odniosła i długotrwały wpływ wywarła The Beggar's (Opera żebracza, 1728), w której światek złodziei, sutenerów i prostytutek w popularnych melodiach Johna Christophera Pepuscha wyśpiewywał takie kwestie, jak aria starej rajfurki: Łotrostwo w każdej profesji Ksiądz zedrze dzisiaj prawników. A adwokaci w sukcesji Oszwabią go znów bez krzyku. Krwista Opera żebracza nie zaradziła anemii angielskiego dramatopisarstwa, w którego dziejach można jednak odnotować pewne zjawisko pozbawione wprawdzie większych walorów artystycznych, ale symptomatyczne ze względów społecznych. George Lillo (1693-1739)zapoczątkował mieszczański "dramat domowy", osnuty wokół konfliktów rodzinnych w środowisku średniej burżuazji. Jego The London Merchant ( Kupiec londyński, 1731) stanowi datę w dziejach gatunku, który miał w XVIII w. dużą przyszłość i odpowiadał potrzebom mieszczańskiej widowni. Z punktu widzenia historii kultury europejskiej najważniejszym wydarzeniem literackim tych czasów były narodziny realistycznej powieści obyczajowej, zwanej mieszczańską, co wiąże się z nazwiskiem Daniela Defoe (ok. 1660-1731). Ów pochodzący z rzemieślniczej rodziny londyńczyk w swej bardzo obfitej i bardzo różnorodnej twórczości literackiej i publicystycznej był jednym z najbardziej zaangażowanych rzeczników liberalnych i racjonalistycznych ideałów młodej burżuazji. W satyrze The True-Born Englishman ( Rodowity Anglik, 1701 r. ośmieszał szlachtę, a skazany za obronę dysydentów na karę pręgierza uczcił to dumną odą Hymn to the Pillory (1704). Spośród wielu powieści Defoe najtrwalszą sławę zyskały Przypadki Robinsona Cruzoe (1719), które dały początek odrębnemu gatunkowi literackiemu (robinsonady) i w latach 1720-1770 miały w samych Niemczech już 55 naśladownictw. Ukazanie zaradności rozbitka na bezludnej wyspie stanowiło optymistyczną pochwałę potęgi opanowującego przyrodę rozumu ludzkiego oraz apoteozę kupieckich i purytańskich cnót bohatera. Robinson należy jednak do nurtu filozoficzno-dydaktycznych przypowieści i wraz z innymi przygodowymi powieściami Defoe ( Kapitan Singelton. Pułkownik Jacque) nie mieści się w ramach realizmu mieszczańskiego. W realiach londyńskiego życia jest natomiast umieszczona akcja drugiego arcydzieła Defoe. Doli i niedoli sławnej Moll Flanders (1722). Formalnie bliska jeszcze awanturniczej powieści łotrzykowskiej, Moll Flanders ukazuje już obiektywnie społeczne mechanizmy, w których trybach wikłają się przypadki cnoty i niecnoty. Po Defoe wystąpiła w połowie stulecia cała plejada angielskich powieściopisarzy (Fielding, Richardson, Smollet), którzy nadali powieści rangę właściwą już kulturze europejskiej drugiej połowy XVIII w. i XIX w. W angielskiej poezji tych czasów, zwanych erą augustiańską, panował klasycyzm, którego najwybitniejszym przedstawicielem był Alexander Pope (1688-1744), tłumacz Homera, teoretyk krytyki literackiej, autor heroikomicznego poematu The Rape of the Lock ( Pukiel włosów ucięty, 1712) i wierszy lirycznych, a także ciętych polemik i napastliwych inwektyw. Mistrz języka i stylu, łączył ironię i zgryźliwość satyryka (też członek Scriblerus Club) z humanitaryzmem i optymistycznym poglądem na świat. Człowiek pod wielu względami upośledzony, garbaty karzeł, z powodu swego katolicyzmu skazany w Anglii na różne ograniczenia, dorobił się piórem sławy, majątku i wysokich koneksji. Inspirowany przez lorda Bolingbrocke'a. wygłosił Pope entuzjastyczną pochwałę harmonii świata w swym deistycznym traktacie poetycko-filozoficznym The Essay on Man ( Wiersz o człowieku. 1733-1734). Był to jeden z najbardziej oddziaływających na Europę utworów literatury angielskiej, a pod silnym wpływem Pope'a znalazł się m.in. pokrewny mu formacją artystyczną i intelektualną Wolter. Na progu filozofującej poezji Oświecenia wyjątkowe więc miejsce zajmował angielski klasyk, który napisał: Skrytą w mroku naturę odgadnąć niełatwo. Rzekł Bóg: "Stań się, Newtonie" i - stało się światło. W nurcie "augustiańskiego" klasycyzmu mieścili się mistrzowie poezji elegijnej, Thomas Parnell (1679-1718) i Thomas Tickell (1686-1740), ale w tym tak urodzajnym dla angielskiej literatury okresie wystąpili już poeci, których zalicza się do prekursorów romantyzmu. Allan Ramsay (1686-1758) obok elegii, satyr i dramatów pastoralnych ogłaszał zbiory szkockich ballad ludowych, a James Thompson (1700-1748) w latach 1726-1730 wydał swe słynne The Seasons ( Pory roku), wnoszące do "oschłej" poetyki klasycyzmu nową nutę entuzjastycznego zachwytu przyrodą. Powracając z Anglii do Francji wypada raz jeszcze zwrócić uwagę na szczególną w kulturze europejskiej funkcję diaspory hugenockiej i jej baz w Holandii, Anglii i Genewie. Mowa już była o Bayle'u, Jurieu, Mandeville'u czy Rapin-Thoyrasie. Trzeba jeszcze wspomnieć heterodoksyjnego teologa z Genewy, Jean Le Clerca (1657-1736), który osiadł w Holandii, gdzie razem z Bayle'em redagował "Nouvelles de la Republique des Lettres" (Nowiny Republiki Literackiej, 1684), a później wydawał słynną "Bibliotheque universelle et historique" (1686-1718)."Biblioteka" była przeznaczonym dla francuskiego czytelnika magazynem wszelkiej religijnej i politycznej nieprawomyślności oraz organem propagującym newtonizm, filozofię Locke'a i literaturę angielską. W okresie politycznego zbliżenia Wielkiej Brytanii i Francji (1716-1731) ułatwione były kontakty osobiste między mieszkańcami obu krajów. W owym czasie przebywali w Anglii przez kilka lat Monteskiusz i Wolter. W Anglii i Holandii szukały schronienia i możliwości druku takie niespokojne duchy, jak księżna de Saint-Pierre i Prevost. Francuzi ci wszędzie spotykali swych hugenockich rodaków, z którymi wspólnie tworzyli francuską z języka, a antywersalską z ducha republikę literacką. W samej Francji jeszcze za życia Ludwika XIV ośrodkiem arystokratycznego wolnomyślicielstwa był krąg ludzi skupionych wokół znanego już nam "germanisty", hrabiego de Boulainvillier (wszedł on do literatury Oświecenia jako amfitrion biesiad filozofów-sceptyków). Tego rodzaju kręgi rozszerzyły się w latach regencji i były kuźnią tajnej literatury rękopiśmienniczej, która kwitła w latach 1710-1740, po czym zanikła w związku ze złagodzeniem cenzury we Francji i ustaleniem się procederu drukowania w Holandii, Anglii i Szwajcarii niecenzuralnych książek francuskich autorów.Przeniesieniem do Francji angielskiego wzoru był założony w 1724 r. w Paryżu dyskusyjny klub polityczno-literacki, tzw. Klub Antresoli ( Club de l'Entresol), który został w 1731 r. zamknięty na rozkaz kardynała Fleury. Ale w tym czasie powstawały już we Francji również importowane z Anglii loże masońskie. Założycielem i głównym animatorem Klubu Antresoli był ksiądz Charles Irenee de Saint-Pierre (1658-1743), przyjaciel Fontenelle' a, niewyczerpany w mające zbawić ludzkość projekty reformatorskie okaz zeświecczałego francuskiego abbe. Gorącego serca filantrop, który wprowadził do francuskiego języka słowo "bienfaisance" (dobroczynność), był przeciwnikiem zakonów i celibatu księży. Usunięty z Akademii Francuskiej za krytykę Ludwika XIV, w późnym wieku rozwinął niezwykle bujną twórczość publicystyczną. Wszystko chciał reformować: ortografię, język, edukację, sądownictwo, Kościół (księża mieli być lekarzami i nauczycielami), głównie jednak zapisał się w literaturze politycznej jako autor Project de paix perpetuelle (Projekt wieczystego pokoju, 1713) i Discours sur la Polysynodie (1718). W dziele tym propagował kolegialne rządy na podobieństwo wprowadzonych we Francji za czasów regencji, domagając się jednak elekcyjności konsyliarzy, a więc rządów przedstawicielskich. Na koncepcji parlamentarnej oparty był również jego projekt pokojowej organizacji Europy (sejm europejski). Do końca życia w niezliczonych wariantach rozwijający swą republikańsko-pacyfistyczną myśl, ksiądz de Saint-Pierre stał się w połowie XVIII w. synonimem utopisty i "fabrykanta" nieżyciowych projektów. Postawił jednak wiele problemów, które weszły w obieg europejskiej refleksji. Francuska publicystyka polityczna musiała szukać przytułku za granicą (Saint-Pierre publikował głównie w Holandii), we Francji rozwinęła się natomiast publicystyka literacka i moralno-obyczajowa. Od 1721 r. ruch literacki miał swój organ w postaci systematycznie recenzujących bieżącą twórczość "Nouvelles litteraires" i w tym samym czasie znakomity komedio- i powieściopisarz Marivaux rozpoczął redagowanie wzorowanego na angielskim "Spectatorze" periodyku "Le Spectateur Francais (1721-1724), za którym poszły dalsze "czasopisma moralne" tegoż redaktora: "L'Indigent Philosophe" (Ubogi filozof. 1726-1727) i "Le Cabinet du Philosophe" (Izdebka filozofa, 1734). Marivaux, obok Lesage'a i Prevosta, reprezentuje trójcę wielkich pisarzy francuskich, którzy dorównywali kroku Anglikom w odnowie literatury europejskiej. Alain Rene Lesage (1688-1747) to autor zajmujący szczególne miejsce w oszlifowanej klasycyzmem " wielkiego wieku" literaturze francuskiej. Podnosząc plebejski styl i humor do poziomu wielkiej sztuki i czerpiąc ze świetnych tradycji hiszpańskich w czasie, gdy literatura hiszpańska przestała się już liczyć w Europie, Lesage stał w połowie drogi między romansem pikarejskim a powieścią realistyczną i rzucił w salonową literaturę francuską ożywczą garść soli. Le Diale boiteux ( Diabeł kulawy, 1707) i Gil Blas de Santillane ( Przypadki Idziego Blasa, 1715-1735) oznaczają we Francji awans powieści z literatury straganowej do równorzędnego z epicznym poematem czy dramatem gatunku literackiego. Fabuła toczy się jeszcze w konwencjonalnej dla pikarejskiego stylu scenerii hiszpańskiej, ale bohaterowie powieści są już z krwi i kości Francuzami, uwikłanymi w problemy ówczesnego paryskiego życia. Z nazwiskiem Lesage'a wiąże się również rozkwit francuskiego tzw. teatru jarmarcznego (theatre de la foire).bliskiego tradycjom włoskiej arlekinady. Ten mieszczańsko-plebejski teatr satyryczny, kpiarski, parodystyczny, przeplatający teksty mówione partiami śpiewanymi, z powodzeniem rywalizował z klasycyzmem Komedii Francuskiej. Obok Lesage'a drugim mistrzem teatru jarmarcznego był Alexis Piron (1689-1773), pisarz o bardzo ciętym piórze, który skreślił dla siebie epitafium: "Tu spoczywa Piron, który był niczym, nawet nie członkiem Akademii". Z teatru jarmarcznego, skrzyżowanego z czynnym w Paryżu od czasów regencji teatrem włoskim, wywodzą się tak żywotne w XVIII w. gatunki, jak opera komiczna ( opera comique) i wodewil. Drugi ojciec francuskiej powieści, ksiądz Antoine Francois Prevost (1697-1763), był gorliwym i wytrwałym przenosicielem do Francji literatury angielskiej. Popularyzacji tej literatury służyło redagowane przez niego czasopismo "Pour et Contre" (Za i przeciw, 1737-1740). Człowiek o życiu burzliwym i niewiele mający wspólnego ze stanem duchownym (też typowy "abbe"), potrafił jednak pracować jak cała instytucja. Wydał ogromną serię relacji i pamiętników podróżniczych (co odpowiadało tak żywym wówczas zainteresowaniom dalekimi kontynentami i egzotycznymi ludami) oraz przeszło 50 powieści, z czego większość stanowiły tłumaczenia i adaptacje powieści angielskich. W oryginalnej twórczości Prevosta najważniejszą pozycję stanowi ośmiotomowy cykl powieściowy Les Memoires et aventures d'un homme de qualite (Pamiętniki i przygody szlachcica, 1728-1731), w którym znalazło się odbijające od tej całej seryjnej produkcji i do dziś żywe arcydzieło: Histoire du Chevalier Des Grieux et de Manon Lescaut ( Historia Manon Lescaut i Kawalera Des Grieux). Nie pozbawiona realizmu sytuacyjnego warstwa przygodowa jest sprawą wtórną w tej pierwszej powieści psychologicznej, która bez dydaktycznego moralizatorstwa pokazuje losy dwojga ludzi ogarniętych i kierowanych przemożną namiętnością. Nie gorzej niż Prevost służyły rozbudzonym we Francji upodobaniom czytelników (zwłaszcza czytelniczek) powieści Pierre Marivaux (1688-1763), autora bardzo płodnego i modnego, zwanego "anatomistą serca". Kształtujący się już styl romansu francuskiego zbliżał się do realizmu nieco inną drogą niż powieść angielska. Mniej tu realiów życia społecznego, więcej wnikliwych analiz psychologicznych. Nawet jednak najsłynniejsze z powieściowych cykli Marivaux: La vie de Marianne (życie Marrianny, 10 tomów, 1731-1741) i Le Paysan parvenu ( Kariera wieśniaka, 5 tomów, 1735-1736) nie zachowały trwałego miejsca w literaturze. Do dziś żywe są natomiast utwory sceniczne tego wielkiego odnowiciela francuskiej komedii, którego La Surprise de l'amour (Pułapka miłości, 1722) i Le Jeu de l'amour et du hasard (Igraszki trafu i miłości. 1730) nie schodzą z repertuaru teatralnego. Pogodne, dowcipne, oddające atmosferę "słodyczy życia", komedie Marivaux celują w delikatnej analizie uczuć kobiecych, maskowanych przekornymi kaprysami. Swoisty styl, łączący uczuciowość z ironią, określił Diderot terminem, który na trwałe wszedł do francuskiej mowy: "marivaudage". Innego kalibru ironię zademonstrował rówieśnik Marivaux i równocześnie z nim debiutujący Montesquieu. W Lettres persanes ( Listy perskie, 1721) przedstawił Paryż widziany oczyma przybysza z Persji, który w swych naiwnych refleksjach prostodusznego Azjaty przenicował i doprowadził do absurdu cały społeczno-polityczny system francuskiej monarchii. W tej literackiej igraszce po raz pierwszy tak ostre pazury pokazało francuskie Oświecenie, reprezentowane nie przez jakiegoś hugenotę czy "maitre cache", ale przez szanownego prezesa parlamentu w Bordeaux i bywalca literackich salonów Paryża, który w 1727 r. zasiadł w Akademii Francuskiej. Poza literaturą francuską i angielską jedynie włoska miała międzynarodowe znaczenie w zakresie poezji i dramaturgii. Powstała też we Włoszech zinstytucjonalizowana szkoła kultury literackiej. W 1690 r. grono literatów i uczonych utworzyło w Rzymie Akademię Arkadyjską, której celem było zwalczanie barokowego "złego smaku" w sztuce i poezji. Wkrótce stowarzyszenia arkadyjskie rozgałęziły się w całej Italii. Głównym pionierem tej odnowy kultury literackiej był Gian vicenzo Gravina (1664-1718). Ośmieszając barokowe ekstrawagancje i pustosłowie, nawiązując do tradycji antyku i włoskiego Renesansu oraz cyzelując reguły "dobrego smaku", arkadyjczycy dbali o poprawność formalną i naturalną prostotę. Ożywili zwłaszcza poezję liryczną, nadając jej lekkość i wdzięk. Zanim ów dość ciasny i nieśmiały "mały klasycyzm" arkadyjski, zyskawszy wielu adeptów wśród wierszopisów stał się powielaną i skostniałą manierą, walka ze "złym smakiem" była nowatorskim nurtem w życiu kulturalnym Italii. Wpływy Akademii Arkadyjskiej, czy też zjawiska o analogicznym charakterze i podłożu, uwidoczniły się w połowie XVIII w. w Hiszpanii, Portugalii i Polsce, a więc w krajach podobnie jak Włochy silnie obarczonych przeżytkami literackiej maniery baroku. Pośród ówczesnych pisarzy włoskich głośne w Europie nazwisko miał Scipione Maffei (1675-1755), którego tragedia Merope (1713) stała się wzorem dla Woltera, a szeroką sławę zdobył Pietro Metastaso (1698-1782) jako poeta liryczny i autor tekstów operowych. Libretta stanowiły dotychczas element zgoła podrzędny w stosunku do muzyki i dopiero Metastasio w latach dwudziestych XVIII w. podniósł tę gałąź dramaturgii do poziomu wysokiego artyzmu. Od 1730 r. nadworny poeta cesarski w kosmopolitycznym Wiedniu, przez lat kilkadziesiąt oddziaływał tak daleko, jak sięgała opera, a więc na całą dworską Europę. W każdym z pozostałych krajów można by wymienić jakieś nazwiska wyróżniających się pisarzy, jakieś nowe periodyki, jakichś "prekursorów Oświecenia", wszystko to ma jednak charakter lokalny. Wypada jedynie zasygnalizować pewne zjawiska szczególnie symptomatyczne. W Holandii moralista Justus van Effen (1684-1735) wydawał wzorowane na angielskich tygodniki (m.in. popularny w latach 1731-1735 "Hollandsche Spectator"), ale mimo że kraj ten znajdował się w centrum życia umysłowego Europy, znamienna jest anemiczność oryginalnej literatury holenderskiej (wyłączamy tu piśmienictwo naukowe). Natomiast w Niemczech i w niemieckiej Szwajcarii około 1730 r. pojawiają się już pierwsze sygnały nadchodzącego wielkiego ożywienia w dziedzinie literatury i literacko-estetycznej teorii. Ów teoretyczny aspekt wiąże się z dyscypliną myślową wdrażaną Niemcom przez Leibniz- Wolffische Schule. Na uwagę zasługują wreszcie zjawiska występujące w dwóch krajach, z których jeden zajmował dotąd dość peryferyczne (Dania), a drugi Całkowicie peryferyczne (Rosja) miejsce w literackim życiu Europy. Za właściwego twórcę duńskiej literatury narodowej uważany jest Ludvig Holberg (1684-1754). Ów pochodzący z Norwegii profesor uniwersytetu w Kopenhadze, niezwykle wszechstronny historyk, filozof, poeta i komediopisarz, napracował się za całe pokolenie i swą twórczością wypełnił w duńskiej literaturze okres zwany "wiekiem Holberga". Pełnymi rękami czerpał z literatury antycznej, francuskiej i angielskiej, ale mimo naśladownictwa i zapożyczeń był pisarzem oryginalnym, który wyszlifował duński język literacki i w poemacie heroikomicznym, powiastce filozoficznej, a zwłaszcza w komediopisarstwie reprezentował wysoki poziom europejski. Tłumaczony na obce języki, był Holberg znany i poza granicami Danii. Sztuki "Moliera Północy" do dziś są grywane w duńskich teatrach. W Rosji początki literatury petersburskiej wiążą się z tzw. "uczoną drużyną", która po śmierci Piotra I skupiła się wokół arcybiskupa nowogrodzkiego Prokopowicza. Dla tych zwolenników absolutyzmu bliska była francuska literatura "wielkiego wieku". Fieofan Prokopowicz (1681-1736), jako autor Prawdy woli monarszej zwany niekiedy "rosyjskim Bossuetem", uprawiał poezję okolicznościową i był autorem tragikomedii Wladimir. Na pismach Boileau i La Bruyere' a wzorował się zrusyfikowany książę mołdawski Antioch Kantemir (1708-1744), autor politycznych satyr (1729-1739), eposu Pietrida (1731) i traktatu filozoficznego Pisma o prirodie i czełowiekie (1741). Wasilij Tatiszczew (1686-1750) zainicjował nowożytną historiografię i historyczno-geograficzno-polityczną leksykografię rosyjską. W republikańskiej Polsce najoryginalniejszą gałęzią piśmiennictwa była literatura polityczna, ale w interesującym nas okresie reprezentowali ją głównie ludzie należący do XVII w. : Stanisław Herakliusz Lubomirski ( 1642-1702), autor sceptycznego traktatu De vanitate consiliorum (O znikomości rad 1699) i ostatni wybitny pisarz spośród polskich kalwinistów, Stanisław Dunin-Karwicki (1640-1724), który w De ordinanda Republica ( O urządzeniu Rzeczpospolitej 1705-1707) wniósł "hugenocką" śmiałość do naszej reformatorskiej myśli republikańskiej. Przedstawiając najwybitniejsze i najbardziej znaczące w jej późniejszym rozwoju osiągnięcia literatury należy równocześnie pamiętać, że w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. przeważającą ilościowo w skali kontynentu europejskiego formą literackiej wypowiedzi był jeszcze późny barok. Kwitła więc patetyczna poezja i proza panegiryczna, wyszukane krasomówstwo kościelne i świeckie, konwencjonalna liryka, pseudohistoryczny romans, hagiograficzne żywotopisarstwo i naiwne kronikarstwo. Przeciw temu heroizującemu i mitologizującemu wielosłowiu kierowali swe satyryczne i parodystyczne ataki ludzie, którzy podjęli walkę z późnobarokową manierą. Barok jednak wcześniej przeżył się w dziedzinie literatury niż sztuki. Aczkolwiek krytycy "złego smaku" rozciągali to pojęcie na bujność późnobarokowej architektury i rzeźby. w nowszych czasach uznano wielkość owego rozdziału w dziejach europejskiej sztuki. 8. Sztuki plastyczne U schyłku XVII w. można wyróżnić w Europie pięć ośrodków mających w sztukach plastycznych swe własne style czy szkoły. We Włoszech i w Hiszpanii wytworzyły się dwie różne odmiany baroku. We Francji i w Anglii przeważały gusty bardziej klasycystyczne czy akademickie, bliższe tradycjom antyku, przekazanym w późnej odmianie renesansu (palladianizmu). W Holandii wreszcie wykształciła się klasycyzująca (palladiańska) i funkcjonalna architektura mieszczańska (charakterystyczne łączenie cegły i kamienia) oraz realistyczne malarstwo. W XVIII w. Holandia przestała być ośrodkiem twórczym, ale jej wielka przeszłość artystyczna silnie oddziaływała na rozwój europejskiej sztuki. Kraje monarchii habsburskiej, Niemcy, Polska, kraje skandynawskie, później i Rosja, były terenem promieniowania wpływów włoskich i francuskich, w strefie Morza Północnego i Bałtyku również holenderskich. Na przełomie XVII i XVIII w. hiszpański barok wyłonił całkiem odrębny styl narodowy zwany churrigueryzmem. Nazwa pochodzi od "dynastii" architektów i snycerzy, której najwybitniejszym przedstawicielem był Jose Churriguera (1665-1725). Churrigueryzm nie wprowadził zmian w architektonicznych konstrukcjach wczesnego baroku, ale proste i wysokie fasady oraz wnętrza pokryto koronkowym kobiercem niebywale bogatej i fantazyjnej dekoracji. Zadziwiający przepych tego gąszcza ornamentyki nadał hiszpańskiej i latynoamerykańskiej architekturze pierwszej połowy XVIII w. piętno egzotyki, nie mające odpowiednika w żadnym z krajów Europy, a wykazujące pewne pokrewieństwo ze sztuką hinduską i dawną meksykańską. Mistrzowie churrigueryzmu potrafili w niezwykle sugestywny sposób eksponować tabernaculum, ku któremu prowadziła i z którego promieniowała ta cała rajska feeria dekoracji. Stworzona przez Joaquina Churriguerę (1647-1724) kaplica Vera Cruz w Salamance należy do arcydzieł europejskiej sztuki religijnej. W bardzo licznych dziełach adeptów tego stylu nie brakowało jednak i niesmacznych dziwactw, a mistrzostwu architektów i snycerzy z reguły nie odpowiadał poziom malarstwa, w którym w epigoński sposób nawiązywano do wzorów z XVII w. W Ameryce, zwłaszcza w Meksyku, churrigueryzm łączył się z elementami ornamentyki indiańskiej i przybierając szczególnie wybujałe formy przetrwał jako styl panujący do końca XVIII w. W Hiszpanii obok churrigueryzmu stopniowo rozwijał się styl bardziej umiarkowany i monumentalny, pozostający pod wpływem sztuki francuskiej i włoskiej. Styl ten popierany był przez jezuitów i dwór burboński. Cudzoziemscy artyści wybudowali i udekorowali wspaniały Pałac Królewski w Madrycie (początek budowy w 1738 r.). W połowie XVIII w. dworska sztuka w Hiszpanii stała się eklektyczna i kosmopolityczna, na dobrym poziomie. ale pozbawiona oryginalności. Narodowy charakter utrzymywał się w budownictwie i folklorze prowincjonalnym. I tak być miało aż do czasu pojawienia się genialnego Goyi. Włochy pozostawały wciąż jeszcze głównym warsztatem europejskiej sztuki, choć w XVIII w. nie wydały artystów na miarę takich twórców późnobarokowej architektury, jak Giovanni Bernini (1598-1680), Pietro Cortona (1596-1669), Francesco Borromini (1599-1667) i Camillo Guarini (1624-1683). W sztuce dwóch ostatnich (Borromini był czynny głównie w Rzymie, a Guarini głównie w Turynie) pojawiły się już wyraźne zapowiedzi przechodzenia baroku w rokoko. Wywarli oni wielki wpływ na późniejszy rozwój architektury, zwłaszcza w południowych Niemczech, Czechach i Austrii. Na przełomie XVII i XVIII w. najwybitniejszym architektem papieskiego Rzymu był Carlo Fontana (1634-1714), przedstawiciel późnobarokowego eklektyzmu. Jego uczeń Filippo Juvarra (1678-1736) opuścił jednak Rzym, aby działać głównie w Turynie, a także w Lizbonie, Londynie, Paryżu i Madrycie (według jego projektu wybudowano tu Pałac Królewski). Architekt o wielkiej pomysłowości i fantazji, Juvarra obok Guariniego wsławił papieży nie stać było na wielkie budowle pozwalające rozwijać szerokie koncepcje architektoniczne. Inwencja rzymskich artystów, zacieśniona do odnawiania i dekorowania wnętrz starych budowli, wyraziła się wirtuozerią i wyrafinowaniem w najmniejszych szczegółach. Promieniujące później na Europę prototypy wesołych i eleganckich form rokokowej dekoracji powstały na początku XVIII w w niektórych rzymskich kościołach i pałacach. Utemperowana rzymskim monumentalizmem rokokowa fantazja znalazła wyraz w wybudowanych w latach 1721-1725 słynnych Schodach Hiszpańskich i rozpoczętej w 1735 r.fontannie Trevi. Bardzo czystymi okazami nowego stylu dekoracyjnego było wnętrze kościoła jezuitów w Wenecji (1715-1728) i plafony pałacu królewskiego w Turynie. Stworzone we Włoszech rokoko było jednak tylko jedną z wielu stylistycznych manier Italii, w której długo jeszcze dominować miał monumentalny barok rzymski, a na północy palladianizm. Ponadto artyści włoscy, z właściwym sobie wyczuciem formy, zawsze podporządkowywali czynnik dekoracyjny konstrukcyjnemu. Dopiero Niemcy rozwiną włoskie motywy w ową żywiołową bujność, charakteryzującą dekoracyjną i malarską architekturę końcowego stadium baroku. W malarstwie włoskim na przełomie XVII i XVIII w. szczególną pozycję międzynarodową zajęło iluzjonistyczne malarstwo architektoniczne dekoracji teatralnych. Wspaniałe osiągnięcie "dynastii" scenografów z rodziny Bibiena zapoczątkowały ów włoski prymat, który w bujnym i kosmopolitycznym życiu teatralnym utrzyma się do końca stulecia. Teatralność i iluzjonizm krzewiły się we włoskiej manierze polichromii kościelnych. W Italii byli jednak jeszcze czynni i ostatni wielcy mistrzowie malarstwa religijnego, jak bolończyk Giuseppe Maria Crespi (1665-1747). Zarówno mistyczny nastrój, jak ciemna i światłocieniowa tonacja jego obrazów (panująca we włoskim i hiszpańskim malarstwie barokowym, "maniera tenebrosa") zostały zaniechane przez ucznia Crespiego, wenecjanina Giovanniego Battistę Piazettę (1682-1754), z którego nazwiskiem wiąże się początek zdecydowanego prymatu szkoły weneckiej w malarstwie włoskim XVIII w. Piazetta rozjaśnił swoją paletę i wprowadził ów srebrzysty ton, w którym mistrzostwo osiągnął najsłynniejszy malarz stulecia, wenecjanin Giovanni Battista Tiepolo (1696-1770). Swym dekoracyjnym malowidłom ściennym i plafonom o tematyce religijnej i mitologicznej nadał Tiepolo niezrównany blask. Jego europejskie sukcesy przypadną na połowę stulecia, kiedy to wenecką szkołę rozsławią również debiutujący wraz z Tiepolem pejzażyści Canal i Guardi. Wcześniej wielki międzynarodowy sukces odniosła wenecjanka Rosalba Carriera (1675-1757), która znakomicie utrafiła w ówczesny gust uprawiając intymny a schlebiający portret pastelowy. Zrywając z "ciemną manierą", malarze włoscy tych czasów mieli jasny i żywy koloryt, obrazy ich pełne były powietrza i światła. Artyści z Italii cieszyli się wciąż największym powodzeniem w całej Europie, preponderancji ich zaczęli jednak coraz poważniej zagrażać Francuzi. Za czasów Ludwika XIV wystąpiła w dworskiej sztuce francuskiej charakterystyczna i dla późniejszych czasów dwutorowość: inną drogą szła architektura, inną dekoracja wnętrz i rzemiosło artystyczne. Elewacje były utrzymane w stylu monumentalnej prostoty klasycyzmu, wnętrza zaś tonęły w barokowym przepychu rzeźb, malowideł, tapicerii, złoceń, zwierciadeł i ozdobnych mebli o giętych liniach. Do zharmonizowania pierwiastków klasycznych i barokowych dążył największy architekt tych czasów Jules Hardouin-Mansart (1646-1708). Według jego planów rozbudowywano wciąż zespół pałacowy wersalski i dopiero w 1735 r. ukończono rozpoczętą jeszcze w 1680 r. budowę wspaniałego kościoła Inwalidów w Paryżu. Wokół tego arcydzieła Mansarta wciąż toczą się spory, czy jest ono bardziej klasyczne, czy też barokowe. Stworzony przez Mansarta typ architektury rozsławiono w licznych traktatach i albumach z planami. Naśladowanie osiągniętej przez mistrza harmonii nie było jednak rzeczą łatwą. W architekturze francuskiej miejsce barokowego klasycyzmu zajął akademizm, kultywujący przez wiele dziesięcioleci styl Ludwika XIV z przewagą zimnego i rygorystycznego klasycyzmu w budownictwie monumentalnym, dopuszczający natomiast więcej "swobody" w budownictwie domów mieszkalnych. Rozwój sztuki francuskiej odbywał się w zasadzie w oderwaniu od ustabilizowanej w akademizmie architektury. Styl regencji zmierzał w kierunku lżejszej, mniej patetycznej dekoracji wnętrz. Dążono teraz do dyskretnej elegancji i wygody. Odstępowano od zasady symetrii, ozdabiano ściany muszlami i kamykami (stąd style rocaille), umieszczano lekkie kraty na balkonach, w dbałości o jasność wnętrz powiększano okna, a nad kominkami zamiast obrazów zawieszano zwierciadła. W rzeźbie francuskiej mniej było teraz dzieł monumentalnych. Pozy postaci i twarze portretowych popiersi są bardziej naturalne i wdzięczne. Mistrzem rzeźby portretowej był Guillaume Coustou (1677-1746). Na ogół jednak rzeźbiarze byli bardziej tradycyjni niż dekoratorzy wnętrz i malarze. Wśród dekoratorów epokę stanowi twórczość przybyłego z Turynu Włocha Justina Meissoniera (1695-1750), architekta, rzeźbiarza, malarza, złotnika, projektanta mebli i ceramiki, jednego z głównych współtwórców rokokowego stylu Ludwika XV, który w połowie stulecia zapanował nie tylko we Francji, lecz rozprzestrzenił się w całej Europie. Kiedy jednak w 1732 r. Meissonier wziął udział w konkursie na fasadę kościoła S. Sulpice w Paryżu i przedstawił projekt czegoś na w rodzaju wielkiej rokokowej komody, zwyciężył inny projekt, naśladujący antyczny portyk. We Francji rokoko nie miało w architekturze wielkiej przyszłości. W malarstwie klasykiem stylu Ludwika XIV był portrecista Hyacinthe Rigaud (1659-1743), który doprowadził do perfekcji przyjęty na stulecie w całej Europie typ reprezentacyjnego portretu dworskiego. Wśród znużonych późnobarokową manierą malarzy toczył się jednak spór "poussinistów" (wielbicieli N. Poussina), zwolenników akademizmu kładącego główny nacisk na poprawność rysunku, z "rubensistami" (wielbicielami P. P. Rubensa), znajdującymi, że tworzywem malarstwa jest kolor. Głównym przedstawicielem "rubensizmu" był największy malarz tych czasów, Antoine Watteau (1684-1721). Uczeń malarza dekoracji teatralnych Claude Gillota (1673-1722). Watteau połączył doskonałość kolorystów flamandzkich z idylliczną poetyckością i gracją stylu regencji, stwarzając teatralno-baśniową formę de fetes galantes. Termin to trudny do przetłumaczenia: "Święto miłości" czy "wykwintny festyn"? Obie próby tłumaczenia trywializują delikatną dwuznaczność fete galante, tak jak naśladowcy często trywializowali poetycką melancholię mistrza popadając w obnażony erotyzm lub sielankowy banał. Ciągnący się do schyłku XVIII w. szereg naśladowców Watteau otwierają jego współcześni: Nicolas Lancret (1690-1743) i Jean Baptiste Pater (1695-1736). Malarze de fetes galantes, przedstawiający wdzięczne igraszki w parkowych sceneriach, uważani są za najwierniejszych interpretatorów "słodyczy życia" epoki zwanej rokoko. Pierwsze dziesięciolecia XVIII w. zajmują szczególne miejsce w dziejach sztuki niemieckiej, która powraca do życia po długim letargu. Na przełomie XVI i XVII w. kraj ten zmierzał do wytworzenia własnej wersji baroku, wywodzącej się z nakładanej na gotyckie struktury i coraz bardziej wybujałej ornamentyki renesansowej. Spustoszenie kraju przez wojnę trzydziestoletnią zahamowało ten rozwój sztuki niemieckiej, która w XVII w. żyła importami wzorów i artystów z Włoch, Holandii i Francji. Z końcem stulecia zakończył się jednak okres biernej recepcji i wyszkoleni w obcych szkołach artyści niemieccy rozwinęli w dziedzinie budownictwa wielką, oryginalną twórczość. Łącząc późny barok włoski i barokowy klasycyzm francuski z rodzimą tradycją fantazyjnej dekoracyjności Niemcy stworzyli swój własny styl. Właściwością owej odmiany baroku była nie tylko bujność malowniczej ornamentyki, ale również wywodząca się ze szkoły Borrominiego i Guariniego niezwykła śmiałość i pomysłowość konstrukcji architektonicznych. Kombinacje różnych rzutów i motywów dawały nowe, często w bardzo skomplikowany sposób osiągnięte efekty kształtów i oświetleń. Architekci niemieccy nie wzdragali się przed tym, aby giąć mury w kształt falisty, jak ścianki rokokowej komody. Zapełniając te pomysłowe struktury roztańczonymi rzeźbami i feerią iluzjonistycznej polichromii, stworzono integralny, a nie tylko dekoracyjny styl przejściowy od monumentalnego baroku do fantazyjnego rokoko. W odczuciu estetycznym Francuzów było w tym wiele "barbarzyństwa" i zapewne niejedna budowla niemiecka z owych czasów znajduje się na granicy "złego smaku". W południowych Niemczech i w krajach habsburskich budowano jednak wiele i różnorodnie. Obok dzieł przeciążonych nadmiarem niewybrednej ozdobności powstawały pełne polotu arcydzieła architektury kościelnej, klasztornej i pałacowej. Z czasem, w połowie XVIII w. osłabła ta różnorodna inwencja i architektura niemiecka zbliżyła się do kosmopolitycznego rokoko, do którego wniosła swój wkład. Stolicą późnego baroku, "drugim Rzymem", stał się Wiedeń, w którym działali dwaj wielcy architekci: J B. Fischer von Erlach (1656-1723), budowniczy zamku cesarskiego Schonbrunn i kościoła Św. Karola Boromeusza, oraz J. L. von Hildebrandt (1668-1745), twórca pałacu Belweder. Dla cesarskiego dworu pracowali również dwaj najwybitniejsi ówcześni rzeźbiarze niemieccy: Balthasar Permoser (1651-1732) i Raphael Donner (1693-1741). Związana z cesarskim mecenatem artystyczna stołeczność Wiednia jest jednak względna, miasto to bowiem znajdowało się na wschodniej rubieży wielkiego obszaru późnobarokowej kultury, w którym sama Austria nie należała do krajów najbardziej aktywnych. Region tzw, baroku naddunajskiego obejmował kraje południowo-środkowych Niemiec, Bawarię, Czechy, Morawy, Śląsk, Austrię, Tyrol i katolickie kantony Szwajcarii, a promieniował na Węgry, Słowację i Polskę. Do najoryginalniejszych twórców późnobarokowej architektury i największych artystów niemieckich tych czasów zaliczają się Bawarczycy Christoph Dientzenhofer (1655-1722) i jego syn Kilian Ignaz Dientzenhofer (1689-1751), obaj działający głównie w Czechach, oraz Johann Balthasar Neumann (1687-1753), pracujący w służbie książąt biskupów Wurzuburga. Wśród twórców wspaniałych klasztorów-pałaców, wznoszonych wówczas między Dunajem a Alpami, wyróżnia się Jakob Prandtauer (1660-1726), budowniczy opactwa benedyktynów w Melk. Mniej związani z tradycją włoską, a bardziej posługujący się wzorcami francuskimi byli architekci z Nadrenii. W tym rozkwicie sztuki południowoniemieckiej ważną rolę odgrywał mecenat kościelny a na pierwsze miejsce wysunął się tu ród Schonbornów, który dał Wurzburgowi trzech kolejnych biskupów (stąd określenie Schonbornzeit - era Schonbornów). Zatrudniali oni w Wurzburgu największych artystów niemieckich (jak Neumann) i włoskich (jak Tiepolo). Spośród monarchów obok cesarza poczesne miejsce zajmował jako mecenas August II, dla którego Matthaus Daniel Poppelmann (1662-1736) wybudował w Dreźnie kompleks niemal już rokokowych pawilonów rozrywkowych - Zwinger (1711-1722). Inny kierunek reprezentował budowniczy Drezna mieszczańskiego, Georg Baehr (1666-1738), przedstawiciel surowego stylu protestanckiego. Północne Niemcy stanowiły odmienny krąg kultury artystycznej, otwarty na holendersko-francuskie wpływy klasycystyczne. Nie nastąpiło tu rozbudzenie twórczości oryginalnej. W Berlinie za panowania Fryderyka I działali cudzoziemcy, którzy wznieśli kilka okazałych budowli. Najwybitniejszym z nich był gdańszczanin Andreas Schluter (ok. 1660-1714), rzeźbiarz i dekorator, twórca słynnego pomnika elektora Fryderyka Wilhelma. Sztuka w Polsce nie zaznała ani takiego załamania w XVII w. ani takiego ożywienia w XVIII w. jak sztuka niemiecka. Późny barok wyrósł tu harmonijnie z wcześniejszego okresu dobrze prosperującej, ale niezbyt oryginalnej sztuki barokowej, zdominowanej wpływami włoskimi, do których teraz zaczęły się dołączać francuskie i niemieckie. Nader żywe na przełomie stuleci ośrodki artystyczne Lwowa i Wilna były to najbardziej na wschód i północ wysunięte ogniska rozpościerającej się od Hiszpanii i Portugalii strefy katolickobarokowej kultury artystycznej. Anglia była krajem, w którym gotyk zachował pewną żywotność aż do nadejścia mody na neogotyk, która zresztą też poczęła się w Anglii. W architekturze miejskich domów panowała funkcjonalna prostota zbliżona do stylu holenderskiego. Domy ludzi bogatych nie odznaczały się w Londynie okazałością czy ozdobnością fasad. O dystynkcji właściciela świadczyło głównie to, że dom jego znajdował się w dystyngowanej dzielnicy. W architekturze pałacowej, kościelnej i gmachów publicznych od połowy XVII w. powszechnie ustalił się przeniesiony z Włoch przez Inigo Jonesa (1573-1652) styl palladiański, uznany za doskonały i jedyny. Pewne odstępstwa od czystego palladianizmu na rzecz form barokowych wprowadził najsłynniejszy architekt angielski - Christopher Wren (1632-1723). Był to wybitny matematyk, astronom, mason i architekt-budowniczy-urbanista, ale artysta nie najwyższego polotu. Według planów Wrena dokonano odbudowy Londynu po pożarze z 1666 r. i wzniesiono mnóstwo gmachów z najokazalszą katedrą Św. Pawła (1675-1710) na czele. Wszystko to zimne, monotonne, eklektyczne. Następcy Wrena wrócili do czystego palladianizmu i ów reprezentacyjny styl architekktury angielskiej z niewielkimi odchyleniami przetrwał do drugiej połowy XVIII w., w przykry niekiedy sposób łącząc postrenesansowy klasycyzm z elementami gotyckimi. Entuzjastyczny kult tak wytrwale żywiony przez Anglików dla akademickiego formalizmu Paladia jest zjawiskiem zastanawiającym. Obok widocznego braku plastycznej inwencji godne uwagi są motywacje ideologiczne. Anglikom wydawało się, iż poprzez palladianizm sięgają do klasycznego Rzymu, że jest to styl "solidny, podporządkowany prawom, męski, pozbawiony afektacji" (słowa Inigo Jonesa). Anglików nie pociągała emocjonalna bujność baroku ani wyrafinowana elegancja rokoko. Palladianizm był uważany za logiczny, racjonalny. I jako taki przetrwał aż do odnowy architektury, którą przyniósł neoklasycyzm. Droga prowadząca od palladianizmu do neoklasycyzmu braci Adam była w Anglii dość prosta i ułatwiona. Jeśli angielska architektura palladiańska jako masowe zjawisko dużego formatu ważyła w kulturze europejskiej, to nie można tego powiedzieć o angielskiej rzeźbie i malarstwie. Anglia żywiła się importem, zwłaszcza holenderskim, a w dziedzinie recepcji dość trwale zakorzeniła się na Wyspie portretowa szkoła van Dycka. Wśród tego artystycznego ubóstwa jest wszakże jeden wyjątek, i to nader symptomatyczny. W interesującym nas okresie rozpoczął swą działalność pierwszy oryginalny malarz angielski - William Hogarth (1697-1764). Stał się on wybitnym portrecistą, ale nie w tym jego historyczne znaczenie. Hogarth był samoukiem, kształcącym się na kopiowaniu francuskich sztychów, a około 1718 r debiutował jako grafik wykonujący liczne ryciny ilustracyjne i satyryczne. Później malował cykle znakomitych scenek obyczajowych, które powielał w miedziorytach. Najsłynniejsze to: Kariera kurtyzany (1732), Kariera marnotrawcy. (1735) i Modne małżeństwo (1745). Jako realista, moralista i satyryk Hogarth idzie ręka w rękę z ówczesną angielską powieścią, dla której stanowi niezrównane dopełnienie ikonograficzne. Przejmujący obraz nędzy i występku londyńskiej ulicy, świetna galeria lekko skarykaturowanych jurystów, księży, belfrów, szlachciców i dandysów, pokazanych w tragicznych i komicznych realiach ówczesnego życia, ostra satyra polityczna (sceny przekupstw wyborczych) to zapowiedź późniejszego bujnego rozwoju angielskiej ilustracji i karykatury, a równocześnie już najwyższe osiągnięcie artystyczne w tym rodzącym się gatunku. Takie ryciny Hogartha, jak Ulica dżinu czy Więzienie za długi, stanowią odwrotną stronę społecznego medalu, na którego awersie Watteau odcisnął swoje fetes galantes. 9. Muzyka i balet O ile w dziedzinie sztuk plastycznych odwieczny prymat Italii miał się już ku końcowi, o tyle muzyka włoska przeżywała świetny rozkwit i umacniała swoją pozycję w Europie. Przodująca w XVII w. wenecka szkoła muzyki wokalnej cieszyła się wciąż wielkim prestiżem (Antonio Loti, Benedetto Marcello), ale największy z muzyków weneckich, Antonio Vivaldi, choć był autorem licznych oper, arii, kantat i kościelnych utworów wokalnych, zajął jednak pierwszoplanowe miejsce nie w dziejach muzyki wokalnej, lecz instrumentalnej. Wenecka opera z wolna przycichała, zagłuszona przez rozlewające się na całą Europę neapolitańskie bel canto. Początki ogromnej popularności opery neapolitańskiej wiążą się z nazwiskiem Sycylijczyka Alessandra Scarlattiego (1660-1725). Zrewolucjonizował on kantatę i operę, wprowadzając porywającą melodyjność i wirtuozerię, w muzyce religijnej zachował natomiast surową tonację kościelną. Następcy Scarlattiego upodobnili jednak muzykę kościelną do operowej, co nadało jej błyskotliwość i teatralność. Zarówno świeckie, jak religijne utwory takich uczniów Scarlattiego, jak Francesco Durante (1684-1755) i Leonardo Leo (1694-1744), rozniosły na Europę przysłowiową słodycz włoskiej kantyleny. W dziedzinie włoskiej muzyki instrumentalnej pierwsze miejsce zajmowały skrzypce. Na przełomie XVII w. i XVIII w. włoscy lutnicy osiągnęli w budowie tego instrumentu niedościgłą pod względem szlachetności i siły dźwięku doskonałość. Arcymistrzem lutnictwa był Antonio Stradivari (1643-1737), którego "stradivariusy" są do dziś marzeniem największych wirtuozów. W ciągu XVII w. stopniowo kształtowała się z elementów muzyki tanecznej i kancony całość zwana sonatą skrzypcową oraz podział sonaty na kościelną ( da chiesa ) i kameralną ( da camera). Panującą formą było trio sonatowe (dwa głosy skrzypcowe i klawesyn z wiolonczelą). Dalszy rozwój sonaty i koncertu wiąże się z twórczością dwóch mistrzów bolońskiej szkoły skrzypcowej: Corellego i Torellego. Arcangelo Corelli (1653-1713) nadał skończoną postać sonacie triowej i stworzył sonatę solową na skrzypce. Giuseppe Torelli (ok. 1650-1709) wypracował trzecią formę - concerto grosso (trio smyczkowe i orkiestra) oraz zainicjował solowy koncert instrumentalny (fragmenty na skrzypce solo przeciwstawiane występom zespołowego tutti). Corelli doprowadził do doskonałości concerto grosso w swych sławnych 12 koncertach (1712). Wreszcie Wenecjanin Antonio Vivaldi (ok. 1680 - ok. 1740) w kilkudziesięciu sonatach i kilkuset koncertach osiągnął szczyt formalnego i artystycznego rozwoju włoskiej instrumentalnej muzyki barokowej. Zwłaszcza solowy koncert skrzypcowy z orkiestrą, podzielony na trzy części (allegro-andante-allegro), uzyskał dzięki Vivaldiemu postać skrystalizowaną. Odtąd w życie muzyczne Europy weszły w dojrzałej postaci sonaty (triowe i solo) oraz koncerty (grosso i solo) obok skodyfikowanej opery neapolitańskiej. We włoskiej muzyce instrumentalnej zawsze dominowały skrzypce i zastęp doskonale wyszkolonych uczniów Corellego z wirtuozerią kultywował sonaty i koncerty skrzypcowe. Muzykę skrzypcową można było transkrybować na inne instrumenty i transkrypcją utworów Vivaldiego zajmował się m.in. Jan Sebastian Bach. Na początku XVIII w. włoska szkoła dobrze wyposażyła dwóch genialnych Niemców. W epoce baroku muzyka niemiecka na szeroką skalę przyswajała sobie wzory i techniki, zrazu holenderskie i włoskie, potem nade wszystko włoskie, z czasem również i klawesynistów francuskich. Różnorodność wyznaniowa oraz mnogość mecenasujących muzyce dworów książęcych i biskupich sprzyjały wieloośrodkowości i eklektycznej rozmaitości italianizującej w zasadzie muzyki niemieckiej. Oryginalny ton nadawała tej muzyce tradycja luterańskiego chorału organowego i oratoriów Heinricha Schutza (1585-1672). Wprawdzie na niemieckie oratoria wielki wpływ wywarł Włoch Giacomo Carissimi (1605-1674), a muzyka organowa wchłaniała formy koncertującej muzyki skrzypcowej, ale bogactwo organowej techniki polifonicznej i monumentalna powaga luterańskiej muzyki kościelnej stanowiły mocne rodzime podłoże. Bezpośrednimi poprzednikami Bacha byli tacy mistrzowie fug, toccat i chorałów organowych, jak Dietrich Buxtehude (1637-1707) i Johann Pachelbel (1653-1706). Niemcy były ojczyzną nie tylko znakomitych organistów, ale również najlepszych warsztatów organowych. Czym rodzina Stradivarich dla skrzypiec, tym rodzina Silbermannów była dla organów. Niemcy celowali też w budowie innych instrumentów klawiszowych (klawesyny, klawikordy), a rówieśnik Bacha, Gottfried Silbermann (1683-1753), pierwszy rozpoczął seryjną produkcję wynalezionego na początku stulecia fortepianu młoteczkowego ( Hammerclaviere ). Wśród muzykalnych i muzykujących niemieckich krajów na przełomie stuleci wyróżniały się dwa ośrodki: cesarski Wiedeń i hanzeatycki Hamburg. Dworska muzyka wiedeńska miała na wskroś włoski charakter. Obok znakomitych włoskich wykonawców i kompozytorów działał w Wiedniu najgłośniejszy muzyk niemiecki tych czasów, Johann Joseph Fux (1660-1741). Jego wystawiane w przepysznej barokowej scenerii opery należą do włoskiej sztuki. Bardziej oryginalny był Fux w muzyce kościelnej. Odznaczał się mistrzowską techniką i sztucznymi konstrukcjami formalnymi. Największą zasługą pedantycznego Fuxa było opracowanie podręcznika kompozycji Gradus ad Parnassum (Stopień do Parnasu, 1725), w którym wyłożył teorię i praktykę ścisłego kontrapunktu. Podręcznik ów, na którym wykształciło się kilka pokoleń niemieckich muzyków (aż po Beethovena i Schuberta), przygotował grunt pod późniejszy rozwój klasycznej szkoły wiedeńskiej. Hamburg był po Wenecji pierwszym miastem europejskim, w którym otwarto publiczny (nie dworski) teatr operowy (1678) i w którym odbywały się publiczne koncerty. To kupieckie miasto skupiło najbardziej, obok Fuxa, uznawanych muzyków niemieckich, jak Reinhard Keiser (1674-1739), Georg Phillip Telemann (1681-1767) i Johann Mattheson (1681-1764). Wszyscy oni, ówczesnym obyczajem, byli wirtuozami i kompozytorami, wszechstronnie uprawiającymi najróżniejsze gatunki muzyczne. Olbrzymia ilościowo twórczość Telemanna przyniosła mu za życia sławę całkiem przyćmiewającą Bacha. Wszyscy muzycy hamburscy układali oczywiście opery, ale operowym kompozytorem par excellance był wśród nich Keiser. Łącząc włoskie i francuskie wątki z niemiecką pieśnią, był on na drodze do stworzenia oryginalnego niemieckiego stylu operowego. Keiser znalazł rywala w młodym Haendlu, rozpoczynającym swą wielką karierę w tej muzycznej Mekce Niemiec, którą był wówczas Hamburg. Georg Friedrich Haendel (1685-1759) urodził się w Halle i debiutował jako organista tamtejszej katedry (później wsławił się w Europie jako genialny wirtuoz-improwizator gry organowej). Na szersze wody wypłynął w Hamburgu, gdzie został kierownikiem orkiestry operowej (1705) i skomponował swoje pierwsze opery. W czasie pobytu we Włoszech (1706-1709) przyswoił sobie Haendel włoski styl kantatowy i operowy. Od 1712 r. osiadł na stałe w Londynie, gdzie początkowo komponował głównie opery i stał się jednym z największych mistrzów neapolitańskiej szkoły operowej. W angielskim życiu muzycznym zastał Haendel szczególną sytuację. Był to kraj o wysokiej kulturze muzycznej, który jednak po wielkim Henry Purcellu (1659-1695) nie wydał żadnej wybitnej indywidualności i naśladując Włochów tracił swą oryginalność. Dopiero przybysz z Niemiec odnowił angielską muzykę i został uznany przez Brytyjczyków za największego jej przedstawiciela. Purcell wspaniale operował chórami i doprowadził do doskonałości takie typowo angielskie formy muzyki wokalnej, jak anathemas, hymny i psalmy. Haendel w genialny sposób nawiązał do swego brytyjskiego poprzednika i zarzucając stopniowo włoską operę przeszedł do monumentalnej muzyki kościelnej. W latach trzydziestych zaczął tworzyć oratoria biblijne, wśród których najsłynniejszymi arcydziełami są: Saul (1739), Izrael w Egipcie (1739), Mesjasz (1742), Samson (1743) i Juda Machabeusz (1747). Największy obok Bacha mistrz muzyki barokowej, uprawiał Haendel wszystkie gatunki muzyki wokalnej i instrumentalnej (wyróżniały się tu koncerty organowe z orkiestrą), ale unieśmiertelnił się nade wszystko jako twórca potężnych oratoriów. Dla Europy XVIII w. był jednym z mistrzów neapolitańskiej opery i odnowicielem angielskiej muzyki wokalnej, który ugruntował w tym kraju tradycję powszechnego amatorstwa śpiewaczego. Wielka indywidualność Haendla przytłoczyła wszystkie miejscowe talenty kompozytorskie i Anglia pozostała muzykalnym krajem bez wybitnych muzyków. Oddziaływanie autora Mesjasza ograniczało się do strefy protestanckiej muzyki kościelnej. W porównaniu z błyskotliwą karierą Haendla znacznie skromniejszy był żywot jego równolatka i drugiego z największych twórców nie tylko muzyki barokowej, ale muzyki w ogóle. Johann Sebastian Bach (1685-1750), pochodzący z Turyngii (Eisenach) organista z dziada pradziada, po służbie przy różnych kościołach i kapelmistrzowaniu na różnych drobnych niemieckich dworach książęcych w 1723 r. osiadł na stałe w Lipsku jako kantor przy kościele Św. Tomasza. Zaszczycony przez Augusta III tytułem "nadwornego kompozytora króla polskiego" (w Polsce nigdy nie był) i łaskawie przyjmowany w Berlinie przez młodego melomana Fryderyka II, nie był Bach przez współczesnych szczególnie wyróżniany wśród zastępu poważanych muzyków niemieckich, a poza granicami Niemiec było o nim głucho. Człowiek, który wchłonął całą włoską, niemiecką i francuską świecką i kościelną kulturę muzyczną swych czasów, który poza operą i oratorium biblijnym uprawiał w sposób najdoskonalszy wszystkie gatunki muzyki barokowej, doprowadził tę muzykę do szczytu i równocześnie wraz z Haendlem zamknął jej twórczy okres. Za życia Bacha zaczął wchodzić w modę rokokowy styl "galant", w którym mistrz nie gustował. Kończyła się epoka wielkiej sztuki religijnej, której najgenialniejszymi wyrazicielami w muzyce byli Haendel i Bach. Przechodzący w styl "galant" rówieśnik Bacha, Telemann, lepiej odpowiadał nowym upodobaniom, a uprawiający ów styl synowie Jana Sebastiana byli w XVIII w. bardziej znani niż ich wielki ojciec. Bach za życia niewiele opublikował. Dopiero w XIX w. jego pisma muzyczne zostały ogłoszone i stary arcymistrz baroku okazał się dla romantyków bardzo inspirujący i bardzo młody. Dwaj wielcy Niemcy na razie nie zagrozili jeszcze hegemonii muzyki włoskiej. Zagrożenie dla tej preoponderancji maestrów nadchodziło natomiast z Francji. Czym dla Włochów skrzypce, a dla Niemców organy, tym dla Francuzów był klawesyn. Instrument ten stosunkowo późno dotarł do Francji, gdzie przez długi czas w muzyce tanecznej i kameralnej utrzymywał się prymat lutni, ale w pierwszej połowie XVII w. klawesyn wyparł lutnię i zyskał wielką popularność. W drugiej połowie stulecia Francja wydała liczny zastęp wybitnych organistów-klawesynistów, którzy publikując swoje suity upowszechniali ten rodzaj muzyki. Najdoskonalszy kształt suicie klawesynowej nadał Francois Couperin (1668-1733), zwany Wielkim. Pochodził on z rodziny organistów i sam był kościelnym organistą, zanim w 1693 r. otrzymał stanowisko dworskiego klawesynisty. Couperin ograniczył w suicie dominujący dotąd pierwiastek taneczny i stworzył styl miniaturowego poematu muzycznego o ilustracyjno-programowym charakterze. Nadawał swym suitom, zwanym "ordres", literackie tytuły scenek rodzajowych, portretów psychologicznych, obrazów przyrody. Wydał cztery zbiory Pieces de clavecin (1713-1730) i metodyczny traktat L'art de toucher le clavecin (1716). Doskonała technika, bogactwo barw dźwiękowych, tonalna harmonika i nastrojowość wyrażonej językiem muzyki poetyckiej lub żartobliwej fabuły stały się charakterystycznymi i trwałymi właściwościami francuskiej kultury muzycznej. Zanim do mistrza klawesynu nawiązali francuscy impresjoniści z przełomu XIX i XX w. (Debussy, Ravel), dźwięczne akordy miniatur Couperina rozdzwoniły się we francuskiej i europejskiej muzyce XVIII stulecia. Bardziej wszechstronnym od Couperina twórcą francuskiej muzyki rokokowej był Jean Philippe Rameau (1683-1764). Ów syn organisty z Dijon, początkowo skrzypek w wędrownej trupie teatralnej, potem organista przy różnych kościołach, dopiero w 1722 r. zdołał dotrzeć do Paryża, ale w stolicy już szybko osiągnął pozycję najwyższego autorytetu muzycznego. Obok tańców (gawoty, menuety) Rameau na wzór Couperina tworzył ilustracyjne miniatury (Tamburyn, Kura, Apel ptaków) i rozwinął formy muzyki klawesynowej (rondo, wariacje), łącząc ją z innymi instrumentami. Był równocześnie kompozytorem i znakomitym pedagogiem-teoretykiem. Swe zbiory Pieces de clavecin (1706, 1724, 1728 i 1741) zaopatrzył we wskazówki, jak wykonywać utwory. Podstawowe znaczenie ma praca teoretyczna Traite de l'harmonie reduite a ses principes naturels (Traktat o harmonii sprowadzonej do jej naturalnych zasad, 1722), za którą poszły dalsze traktaty. Rameau w sposób definitywny określił w nich zasady harmoniki funkcyjnej i stworzył system, który w praktyce kompozytorskiej przetrwał do końca XIX w. Rameau układał ponadto muzykę do oper i baletów operowych, będących obok muzyki klawesynowej klasyczną domeną promieniującej na Europę francuskiej sztuki narodowej. Ażeby uchwycić to ogniwo, wypada się cofnąć do XVII w. Za panowania Ludwika XIV wielkie tradycje francuskiego baletu dworskiego ( Ballets de cour) zespoliły się z operą i kunsztem dekoratorskim w nowy styl widowiskowy. Sam król był entuzjastą tańca i zamiłowanym tancerzem. Tak dbający o swój majestat monarcha mając już 46 lat na oczach tysięcy widzów tańczył w 1685 r. rolę nimfy w balecie Eloge de Versailles. Ale bo też francuski "danse noble" (taniec szlachetny) był czymś zgoła różnym od skocznej bufonady baletów włoskich. Taniec, jako szkoła dworskiego ładu, grzeczności i gracji, był umiejętnością obowiązującą szlachcica. Ujęte w etykietę roztańczenie Wersalu stanowiło wręcz element polityki prowadzonej przez monarchę w stosunku do arystokracji. Feeryczne plenerowe widowiska, łączące teatr, muzykę, śpiew i taniec ze wspaniałością kostiumów, dekoracji, fontann, posągów, iluminacji i fajerwerków rozświetlających pałacowe fasady i parkowe szpalery - był to jakiś szczytowy wykwit dworskiej kultury starego ładu. Okazałe "festy" inscenizowano na wszystkich europejskich dworach, ale Wersal nadał im nowy ton. Nie był to styl weneckich karnawałów, improwizacji i żywiołu, lecz ujęty w reguły kunszt. Początki francuskiego stylu widowiskowego wywodzą się ze współpracy króla-tancerza z trzema zwłaszcza ludźmi: Molierem, Lullym i Beauchampem. Jean Baptiste (właściwie Giovanni Battista Lulli) Lully (1632-1687) był z pochodzenia Włochem, ale świetnie dostosował się do wersalskich gustów i stworzył odrębny styl francuskiej opery. Charakteryzowało tę operę stonowanie efektów muzyczno-wokalnych ("declamation chantee" przezywana złośliwie "psalmodią") z mocnym wyeksponowaniem triumfalnej uwertury oraz partii tanecznych i baletowych wstawek. Rozmiary owych choreograficznych elementów doprowadziły do powstania gatunku nazwanego opera-ballet. O stronę baletową troszczył się znakomity tancerz i choreograf Pierre Beauchamp (ok. 1635 - ok. 1705). Klasyk "szlachetnego tańca" ustalił pięć do dziś obowiązujących pozycji tanecznych i pierwszy zastosował specjalne znaki do zapisywania ruchu. W 1671 r. powstała Królewska Akademia Tańca, która miała czuwać nad tym, aby każdy dworzanin mógł godnie towarzyszyć królowi na balach i w baletowych spektaklach. Już w XVII w. systematycznie kształcono we Francji zawodowych tancerzy i zaczęto angażować tancerki (dotychczas kobiece role wykonywali mężczyźni). Następcy Lully' ego i Beauchampa rozwijali styl francuskiej opery i szlachetnego tańca, przeciwstawiając się gwałtowności, rubaszności i wyczynowej wirtuozerii stylu włoskiego. Panującą formą tańca salonowego stał się wytworny, delikatny i zalotny menuet. Na przełomie stulecia powstała we Francji literatura choreograficzna, której ojcem był Raoul Feuillet (1660-1730), autor epokowej La choreographie ou l'art d'ecrire la danse (Choreografia, czyli sztuka pisania tańca, 1699). Pierre Rameau w swym podręczniku Maitre a danser (1725) dawał wskazówki przeznaczone nie tylko dla zawodowców, lecz również dla "osób z towarzystwa", i mógł już mówić o prymacie francuskiego tańca we wszystkich krajach Europy. Poza dworską sceną odbywały się kameralne spektakle baletowe, jak Les grandes Nuits (Wielkie noce) u księżnej du Maine. Tutaj w 1714 r. pokazano pierwszą próbę samodzielnego dramatu baletowego (ballet d'action) osnutą na Horacjuszach Corneille'a. Biorąca udział w Wielkich nocach primabalerina królewskiej opery, Francoise Prevost (1680-1741), otwiera poczet słynnych tancerek, które swym kunsztem, ogólną kulturą, a także romansowymi przygodami i komerażami budziły najwyższe zainteresowanie paryskiego towarzystwa. Objęcie dyrekcji Opery przez Rameau otwarło nowy rozdział w dziejach francuskiego baletu. Odszedł on nieco od kanonów szkoły Lully'ego, wprowadzając do muzyki operowej więcej włoskiej śpiewności (spowodowało to tzw. konflikt lullistów i ramistów), nade wszystko jednak nadał niezwykłą świetność spektaklom typu opera-ballet. Harmonijne zespolenie muzyki, poezji i tańca święciło triumf w do dziś wznawianym balecie Les Indes galantes (1735). Niektórzy historycy są zdania, że balet był najbardziej reprezentatywną wypowiedzią artystyczną XVIII w. Może się wydać szokujące, gdy położymy na szali z jednej strony Les Indes galantes, z drugiej Mesjasza Haendla i Magnificat Bacha. Jeśli jednak będziemy tę rzecz rozważać nie w kategoriach formatu artystycznego, ale najwierniej wyrażających ducha czasu sukcesu i mody, to wypadnie przyznać, że Francja i Europa wkraczały w epokę rokoko przy dźwiękach klawesynowych akordów i menuetowym krokiem. Część III Stary ład i oświecenie (1733-1763) Uwagi wstępne Stary ład to pojęcie dość niejasne, niemniej jednak przydatne. Określenie ancien regime zawdzięcza swe powstanie rewolucji francuskiej i ściśle rzecz biorąc oznacza formę rządu istniejącą we Francji przed rokiem 1789. Ale regime to zarówno ustrój polityczny i rząd, jak ład, porządek, zbiór zasad czy układ stosunków. Przedrewolucyjny stary ład jest to więc w szerszym sensie całokształt francuskiego życia w warunkach monarchii z bożej łaski. Uznając ogólnoeuropejskie znaczenie rewolucji francuskiej, odnosi się teraz pierwotnie francuskie pojęcie starego ładu do stosunków panujących w całej Europie przed nadejściem "rewolucyjnej ery". Tak więc np. obejmujący lata 1713-1763 tom VII The New Cambridge Modern History zatytułowany jest: The Old Regime. Istotą starego ładu był oparty na dziedzicznych przywilejach system nierówności społecznej oraz prowincjonalnych i stanowych partykularyzmów, nie zaś monarchiczna forma rządu. Stary ład mógł być równie dobrze monarchiczny, jak republikański, byle był stary. Dobrze wyraził to w 1791 r. Szczęsny Potocki: "Rozumiem, że równie i kary, i pogardy warci ci, co Rzeczpospolitą w monarchię, jako i ci, co monarchię w Rzeczpospolitą przeistoczyć usiłują. Będąc republikaninem w Polsce, prawom monarchizmu w stanach austriackich przyjazny jestem. Brzydzę się tym duchem, co wszystko odmieniać, wywracać usiłuje, a nadzieją żyjąc, nie wątpię jeszcze, że Polska będzie Rzecząpospolitą, bo nią była". Słowa te zostały wypowiedziane wtedy, kiedy europejski stary ład trzeszczał już w posadach. Zanim do tego doszło, był on długo podgryzany przez "ducha nowości" w sposób niezbyt widoczny. Przywileje stanowe były odwieczne, nie będziemy jednak odnosić nazwy stary ład do wieków średnich czy do XVI i XVII w., ale do epoki, kiedy system przywilejów się "zestarzał", kiedy stał się przedmiotem krytyki i zaczęto zastanawiać się nad alternatywą bardziej "naturalnego" i zgodnego z "rozumem" ułożenia stosunków międzyludzkich, a więc do XVIII w. W obrębie tego wieku nie mają jeszcze piętna "starości" obfitujące w przemiany pierwsze dziesięciolecia. Stary ład, jako pojęcie przeciwstawne erze rewolucyjnej, odnosimy do układu stosunków ustabilizowanego w połowie stulecia. Elementami europejskiego starego ładu będzie więc zarówno Francja Ludwika XV jak Anglia wigów i Szwecja "ery wolności", zarówno wielonarodowościowa monarchia habsburska, jak wielonarodowościowa Rzeczpospolita magnatów Obojga Narodów, zarówno wewnętrzne sprawy państw jak i stosunki międzynarodowe. W naszym pojęciu stary ład to jednym słowem Europa epoki Oświecenia, ów społeczno-polityczny substrat filozoficznej refleksji i reformatorskich poczynań, a także błyskotliwego dowcipu i wyrafinowanej gry towarzyskiej "pięknego świata". Często zbyt silnie akcentowana antynomia starego ładu i Oświecenia oraz zbyt bezpośrednie traktowanie Oświecenia jako wstępu do rewolucji prowadzi do udramatyzowania i zniekształcenia atmosfery połowy stulecia. Wypada tu aprobująco zacytować słowa francuskiego historyka Roberta Mandrou: "Ten wiek XVIII, z którego rewolucja zrobiła sobie wstęp, uwerturę, co jest rolą chlubną, ale podrzędną (źródła intelektualne, źródła polityczne, cała litania dowodzących tego tytułów), był o wiele bardziej rozkwitem niż przygotowaniem do rewolucyjnych wydarzeń; kwiatem nareszcie cywilizowanego środowiska". Stary ład, nie bardzo świadom swej starości, starzał się sceptycznie i pogodnie, a kultura wieku Oświecenia była "uśmiechnięta". Była to kultura już miejska, ale jeszcze nie mieszczańska. Uprzywilejowani czuli się wciąż tak silnie w siodle, iż wielu z nich nie trwożyła krytyka takich czy innych "przesądów". W połowie XVIII w. Oświecenie wyrażało się głównie w wolnomyślicielstwie religijnym o bardziej wówczas arystokratycznym niż mieszczańskim charakterze. Zapomniano jednak w salonach po trosze o tym, ile same fundamenty stosunków społeczno-politycznych zawdzięczały religijnej sakrze, i że przywileje duchowieństwa to integralna część całego "reżimu", "porządku" czy "ładu". Połowa XVIII w. w obrębie europejskich elit wyraźnie zaznacza się wzrostem kosmopolityzmu oraz ucywilizowaniem i złagodzeniem obyczajów. Równocześnie lata 1733-1763 to pasmo wojen o bardziej ogólnoeuropejskim i światowym niż kiedykolwiek zasięgu. Owe wojny i systemy przeciwstawnych sojuszów w paradoksalny sposób świadczyły o jedności kontynentu sprzęgniętego jakby zębatymi kołami mechanizmu, tak iż ruch jednego koła pociągał za sobą obroty od Petersburga po Lizbonę i od Ameryki po Indie. Oświecony wiek zaprzestawał polowań na czarownice, znosił tortury, umacniał praworządność wewnątrz państw. Jednakże, jeśli przyrównać monarchów do właścicieli ziemskich. bo tym w gruncie rzeczy byli, to wśród zajeżdżających folwarki i wyrywających sobie schedy książąt panowała nieuleczalna anarchia. Chociaż największy wojownik tych czasów, Fryderyk II, był zarazem najgłośniejszym "filozofem" na tronie, to rujnujące i krwawe porachunki toczone na szczytach hierarchii społecznej starego ładu stanowiły jaskrawy kontrast z duchem Oświecenia. Aczkolwiek "filozofowie" byli na ogół skłonni uznawać scentralizowaną monarchię za formę rządu właściwą dla przeprowadzania racjonalnych reform, to główne źródło wojen upatrywali w ambicjach monarchów. Był to może pogląd zbyt uproszczony, wojny jednak niewątpliwie stały się jedną z istotnych przyczyn tego, iż krytyczny duch Oświecenia zwrócił się z czasem bardziej przeciw monarchiom niż republikom starego ładu. Rozdział pierwszy Wojny kontynentalne 1733-1748 1. Antagonizm francusko-austriacki i rozkład "systemu" angielsko-francuskiego (1731-1732) Zabiegając o gwarancję sankcji pragmatycznej Karol VI dążył nie tylko do zapewnienia niepodzielności krajów habsburskich pod berłem Marii Teresy, lecz również do powiększenia monarchii dla swych następców. Na męża Marii Teresy upatrzony był Franciszek Stefan Lotaryński, który po śmierci swego ojca Leopolda (1729) został księciem panującym. W 1732 r. Franciszek Stefan otrzymał stanowisko namiestnika Węgier i po zagwarantowaniu sankcji pragmatycznej przez Sejm Rzeszy spodziewano się w Europie, iż narzeczony Marii Teresy lada chwila może zostać ogłoszony królem rzymskim, czyli następcą cesarza. Lotaryngia od dawna stanowiła przedmiot aneksyjnych dążeń Francji i Austrii oraz sporów między tymi mocarstwami. Francja była zdecydowana nie dopuścić do tego, aby wklinowane w jej posiadłości księstwo weszło poprzez małżeństwo w skład monarchii habsburskiej. Wycieńczona wojnami Ludwika XIV, pod rządami kardynała Fleury odnowiła swe siły największego mocarstwa Europy. Sprawa lotaryńska stanowiła zarzewie grożące wojną na Zachodzie. W latach 1716-1731 gwarancję pokoju stanowił arbitraż angielsko-francuski, ale kraje te dzieliła pogłębiająca się rywalizacja handlowo-kolonialna oraz stara tradycja sporów o preponderancję na Zachodzie. Francja, według opinii pilnujących równowagi europejskiej wigów, stawała się znów zbyt silna. W 1731 r. Wielka Brytania podjęła próbę zbudowania nowego "systemu" poza plecami Francji, a w gruncie rzeczy zwróconego przeciw niej. Bez konsultowania się ze swą francuską sojuszniczką Anglia podpisała 16 III 1731 r. traktat wiedeński z Austrią. Na mocy tego traktatu cesarz zlikwidował Kompanię Ostendzką i uznał prawa don Carlosa w Parmie i Toskanii. W zamian za te ustępstwa Karol VI uzyskał brytyjską gwarancję sankcji pragmatycznej oraz obietnice poparcia tego księcia, którego cesarz zaproponuje na króla rzymskiego. Po kilku miesiącach, za pośrednictwem państw morskich, został zawarty traktat austriacko-hiszpański (22 VII 1731). Dotyczył on znów gwarancji włoskich roszczeń don Carlosa, ale Hiszpania musiała angielskiemu faktorowi zapłacić za to wysoką cenę w postaci ustępstw w handlu kolonialnym. Powstał wielki alians angielsko-holendersko-austriacko-hiszpański, który poprzez sojusz austriacko-rosyjski sięgał daleko na wschód, a poprzez silne wpływy angielskie w Danii i Szwecji rozpościerał się na Skandynawię. Mogło się wydawać, że Wielka Brytania uzyskała zupełną izolację polityczną Francji. Monarchia Ludwika XV była jednak zbyt potężnym państwem, aby można było bez jej udziału w sposób trwały układać sprawy europejskie. Według słów dyplomaty francuskiego (Chavigny) Wielka Brytania, zrywając angielsko-francuski system, "przywróciła Francuzów samych sobie". Przy boku ostrożnego kardynała Fleury działał jako kierownik departamentu spraw zagranicznych dynamiczny pieczętarz (garde des scaux) Chauvelin. Rozwinął on w Europie i w Rzeszy energiczną akcję antyaustriacką i antypragmatyczną. Francja podjęła współdziałanie z Bawarią i Saksonią oraz rozbiła sojusz wiedeński przeciągając na swoją stronę Hiszpanię. Od czasu, gdy Maria Leszczyńska dała Ludwikowi XV następcę tronu (1729), w stosunkach francusko-hiszpańskich została usunięta zawada, którą stanowiły sperandy hiszpańskich Burbonów na francuską sukcesję. Włoskie apetyty Filipa V i Elżbiety Farnese wybiegały daleko poza Parmę i Toskanię (co do których zresztą cesarz wciąż czynił trudności), a Hiszpanów jątrzyła sprawa Gibraltaru oraz panoszenie się Anglików w legalnym i przemytniczym handlu z hiszpańską Ameryką. W rokowaniach z Francją Hiszpania wykazywała nawet więcej wojennej determinacji niż dwór wersalski. Obawiając się, że pokojowo nastrojony kardynał Fleury może się w ostatniej chwili wycofać, Hiszpania była zdecydowana podpisać traktat sojuszniczy dopiero w obliczu niewątpliwej wojny. Jednakże już w 1732 r. cele tej wojny zostały między Francją a Hiszpanią ustalone. Podobnie rzecz się miała z Królestwem Sardynii, któremu miała przypaść w udziale Lombardia. U schyłku 1732 r. Europa dzieliła się na dwa obozy. z jednej strony Francja, Hiszpania, Królestwo Sardynii, antypragmatyczne stronnictwo w Rzeszy oraz francuskie agentury w Szwecji, Polsce i Turcji, z drugiej zaś strony Austria, Rosja i Wielka Brytania. Między Wersalem, Madrytem, Turynem, Monachium i Dreznem ustalono, iż moment wspólnego wystąpienia przyniesie zgon Karola VI lub ogłoszenie księcia Lotaryngii królem rzymskim. Równocześnie z zaognianiem się lotaryńsko-pragmatycznej sprawy Francja przygotowywała w Polsce elekcję Stanisława Leszczyńskiego. Nie można było przewidzieć, czy wcześniej rozpocznie się kryzys sukcesyjny austriacki, czy też śmierć Augusta II otworzy "sukcesję polską". Jednakże z chwilą, gdy przestał funkcjonować angielsko-francuski kompromis i arbitraż, konflikt między Francją a Austrią stał się nieunikniony. Dziełem przypadku była okoliczność, że wojna, która rozpoczęła się w 1733 r., przeszła do historii pod nazwą wojny o sukcesję polską. 2. Podwójna elekcja w Polsce (1733) Nigdy jeszcze kandydatura vivente rege nie była przygotowywana tak długo i starannie jak przez dyplomację francuską w latach 1726-1732. Ambasador Monti odniósł w Polsce duże sukcesy. Skutecznie przeciwdziałał umocnieniu się pozycji Sasów, głównie przez systematyczne zrywanie sejmów. Dla sprawy Leszczyńskiego Francja pozyskała najbardziej wpływowe, a rywalizujące ze sobą, koterie magnackie Potockich i Czartoryskich. Wprawdzie Stanisław, jako antykról narzucony przez Szwecję, nie był popularny w czasie wojny północnej. Teraz jednak, jako teść króla francuskiego i przeciwstawiony Sasowi "Piast", zyskał powszechną sympatię, którą Francja podsycała wielkimi sumami. Gdy zmarł August II (1 II 1733), interreksem został zwolennik Leszczyńskiego, prymas Teodor Potocki. Zwołany przez niego sejm konwokacyjny (kwiecień - maj) ogłosił wykluczenie cudzoziemców jako kandydatów do tronu i jednomyślnie zaprzysiągł, iż wszyscy oddadzą głos na "Piasta". Wynik konwokacji i przewaga stronnictwa stanisławowsko-francuskiego skłoniły Austrię i Rosję do zarzucenia myśli o kandydaturze infanta portugalskiego. Stało się rzeczą oczywistą, że jedynym kontrkandydatem, którego można przeciwstawić Leszczyńskiemu, jest syn zmarłego króla, elektor saski Fryderyk August. Sasi zachowali w Polsce garść magnacko-biskupiej klienteli, a elektor miał wojsko. Choć Rosja przez wiele lat przeciwdziałała saskiej sukcesji w Polsce, zdecydowano się poprzeć elektora w zamian za przyjęcie przez niego odpowiednich warunków. Saksonia podpisała traktat z Austrią (17 VII 1733), na mocy którego Fryderyk August wyrzekł się praw do sukcesji habsburskiej i, porzucając w tym względzie politykę swego ojca, zagwarantował sankcję pragmatyczną. Poparcie Rosji okupił elektor układem (25 VIII 1733), w którym obiecał Kurlandię faworytowi carowej Anny - Bironowi. Leszczyński w przebraniu niemieckiego kupca wyruszył w drogę z Francji do Warszawy, a wojska rosyjskie i saskie zaczęły maszerować ku polskiej granicy. Na polu elekcyjnym Stanisław został 12 września obwołany królem ogromną większością głosów (13 500), ale wieść o zbliżaniu się wojsk rosyjskich skłoniła część wyborców (zwłaszcza magnatów litewskich) do opuszczenia pola elekcyjnego. Secesjoniści, w liczbie około tysiąca szlachty (pod osłoną wojsk carskiego feldmarszałka Lascy'ego) 5 października obwołali królem elektora saskiego, który przyjął imię Augusta III. Leszczyński w towarzystwie ambasadora Montiego i w otoczeniu przywódców swego stronnictwa wycofał się do obronnego Gdańska, gdzie oczekiwał na francuskie posiłki. August III, poprzedzony korpusem Sasów, wkroczył do Polski i koronował się na Wawelu (17 I 1734). Przy Stanisławie i przy Auguście zawiązały się konfederacje, które prowadziły działania partyzanckie na niewielką skalę. Słabi i poróżnieni Polacy nie byli w stanie decydować o swoich losach. Wystarczyło 30 tys. Rosjan i 10 tys. Sasów, aby opanować kraj. Od stycznia 1734 r. Rosjanie oblegali Gdańsk i ataki na miasto nasiliły się, gdy komendę objął feldmarszałek Munnich. W obronie Stanisława dzielnie walczyła milicja gdańska i garść ochotników szwedzkich. Jednakże Szwecja i Turcja zajęły postawę wyczekującą. Dyplomacja francuska nie zdołała pchnąć tych państw do wojny z Rosją. Zresztą energiczne zabiegi poszczególnych ambasadorów hamował kardynał Fleury. Na odsiecz Gdańska Francja wysłała symboliczną ekspedycję morską w sile trzech batalionów. Gdy okręty francuskie wycofały się, samowolnie objął dowództwo ekspedycji ambasador Ludwika XV w Kopenhadze Plelo. Zawróciwszy niewielką flotę francuską dokonał on desantu na Westerplatte i zginął w czasie desperackiego ataku na linie oblężnicze Munnicha (27 V 1734). Wkrótce potem Gdańsk skapitulował. Ambasador Monti i prymas Potocki dostali się do rosyjskiej niewoli. Leszczyński zdołał się wymknąć i w chłopskim przebraniu przedostać na terytorium pruskie. Fryderyk Wilhelm I, który zerwał sojusz trzech czarnych orłów, udzielił Stanisławowi gościny w Królewcu. Król-sierżant spodziewał się wytargować od swego gościa jakieś korzyści terytorialne, Kurlandię lub kawałek Pomorza gdańskiego. W Polsce sprawy Leszczyńskiego broniła konfederacja generalna zawiązana pod laską Adama Tarły 5 XI 1734 r. w Dzikowie. Stanisław, jego pruski protektor i jego dzikowscy partyzanci wyczekiwali, jakie wyniki przyniesie wojna o polską sukcesję. Wojna ta rozpaliła się nie na wschodzie, lecz na zachodzie Europy. 3. Wojna o polską sukcesję (1733-1735) i pokój wiedeński (1738) Wystąpienie Austrii przeciw elekcji Leszczyńskiego dostarczyło Francji pretekstu, aby - w obronie pogwałconej polskiej wolności - wypowiedzieć cesarzowi wojnę (10X 1733). Teraz zadeklarowali się sojusznicy. Najpierw Karol Emanuel zawarł traktat z Francją (26 IX 1733), na mocy którego królestwo Sardynii miało odstąpić Francji część swych posiadłości alpejskich w zamian za pomoc w zdobyciu całej Lombardii. Wkrótce potem został podpisany w Escorial sojusz francusko-hiszpański (7 XI 1733), zwany paktem familijnym. Hiszpańscy Burbonowie mieli uzyskać nie tylko Parmę i Toskanię, lecz również Neapol i Sycylię. Francja, która czyniła także nadzieje na pomoc w odzyskaniu Gibraltaru, otrzymała znaczne korzyści w handlu z Hiszpanią i jej koloniami. Dużym osiągnięciem dyplomacji francuskiej było nadwyrężenie sojuszu państw morskich. Niechętna angażowaniu się w nową wojnę i poróżniona z cesarzem w sprawie bariery Holandia ogłosiła deklarację o swej neutralności (24XI 1733). Antycesarska koalicja miała zapewnioną znaczną przewagę na Zachodzie, pod warunkiem, że Wielka Brytania nie przystąpi do wojny. Anglicy byli skrępowani stanowiskiem Holandii, aksjomatem bowiem polityki brytyjskiej było solidarne działanie obu państw morskich. Obawiano się w londyńskiej City, że w wypadku wojennego zaangażowania się Anglii neutralna Holandia zyska zbyt wielkie korzyści handlowe. Istniało wprawdzie w Anglii silne stronnictwo wojenne, do którego skłaniał się król Jerzy II, ale Walpole dążył do zachowania pokoju z Francją. Rząd angielski, który borykał się wówczas z dużymi trudnościami wewnętrznymi, prowadził politykę chwiejną. Walpole podtrzymywał swe dobre osobiste stosunki z kardynałem Fleury, który starał się uchodzić za ofiarę wojowniczych zapałów Chauvelina i francuskiej generalicji. Kardynał bardzo dbał o to, aby nie sprowokować przystąpienia Wielkiej Brytanii do wojny. Francuska interpretacja motywów wypowiedzenia wojny przerzucała odpowiedzialność na cesarza, choć austriackie wojska nie działały w Polsce. Tę wykładnię przyjęli Anglicy, uchylając się od wypełnienia zobowiązań sojuszniczych wobec Austrii (angielsko-austriacki sojusz z 1731 r. miał charakter przymierza obronnego, a nie zaczepnego). W zamian za to Francja ograniczyła swe działania w Niemczech (mimo sojuszu z Bawarią i gotowości Prus nie uruchomiono antypragmatycznej akcji w Rzeszy) i wystrzegała się prowokowania Anglii w strefie Bałtyku. Jeśli wielu francuskich ministrów, generałów i ambasadorów dążyło do decydującej rozprawy w Niemczech, okupacji Saksonii i wysłania znacznych sił do Polski, to kardynał Fleury stanowczo powstrzymał te zapędy. Wielka Brytania pozostała neutralna, a działania wojenne sojuszników ograniczyły się do Lotaryngii i Italii, z której, w myśl traktatów zawartych między Francją, Hiszpanią i Królestwem Sardynii, planowano całkowite wyrugowanie Habsburgów. Jesienią 1733 r. Francuzi niemal bez oporu zajęli Lotaryngię, a w lecie 1734 r. marszałek Bervick zmusił do odwrotu starego księcia Eugeniusza i zajął na belgijskim pograniczu ważną twierdzę Philippeville. Jednakże dalsza ofensywa nad Renem została wstrzymana. Tymczasem we Włoszech marszałek Villars wraz z wojskami króla Sardynii zajął Mediolan, Hiszpanie zaś opanowali Sycylię i Neapol, ogłaszając don Carlosa królem tych krajów. Militarne cele sojuszników w Italii zostały spełnione i Francja okupowała Lotaryngię, natomiast w Polsce sprawa Leszczyńskiego przedstawiała się źle. W zimie na przełomie 1734/1735 r. Francja podjęła jeszcze jedną bezskuteczną próbę przeciągnięcia na swoją stronę Rosji. Rządząca w Petersburgu "bironowszczyzna" nie tylko osadziła Augusta III na polskim tronie, lecz wypełniła swe zobowiązania sojusznicze wobec cesarza na Zachodzie. W lecie 1735 r. korpus feldmarszałka Lascy 'ego (12 tys. ludzi) osiągnął Ren. Wojska rosyjskie po raz pierwszy zapuściły się tak daleko na zachód. Nie zaważyły jednak na losach wojny, kardynał Fleury bowiem nawiązał już tajne rokowania pokojowe z Karolem VI. Od początku wojny Fleury, mimo znacznej przewagi militarnej Francji, nie chciał przyciskać cesarza do muru i uważał za swój główny cel uzyskanie Lotaryngii na warunkach, które były by dla Austrii do przyjęcia. Dyplomacja francuska wykorzystała rozgoryczenie cesarza na zawodną sojuszniczkę Anglię i rokowania francusko-austriackie toczyły się poza plecami Wielkiej Brytanii, a także bez udziału francuskich sojuszników. Francja i Austria podpisały w Wiedniu preliminarze pokojowe (5 X 1735), na mocy których Ludwik XV zagwarantował sankcję pragmatyczną. Stanisław Leszczyński miał pozostać tytularnym królem Polski (przez co podkreślano legalność jego elekcji), a w zamian za utracone królestwo miał otrzymać księstwo lotaryńskie, które po jego śmierci miało przejść na Marię jako jej spóźniony posag, a więc zostać włączone do Francji. Jako odszkodowanie książę Lotaryngii Franciszek Stefan miał dostać księstwo Toskanii (po rychło spodziewanej śmierci Jana Gastona Medyceusza). Decyzja ta przekreślała wcześniejsze zobowiązania, według których Toskania miała przypaść Burbonom hiszpańskim. Kardynał Fleury, nie radząc się swych sojuszników, dokonał z Karolem VI nowego podziału Italii. Według preliminarzy wiedeńskich cesarz zatrzymywał Lombardię, poza drobnymi skrawkami odstąpionymi Królestwu Sardynii. Uzyskał ponadto księstwo Parmy i Piacenzy oraz Toskanię dla swego zięcia (Franciszek Stefan w 1736 r. ożenił się z Marią Teresą). Księstwo Toskanii miało stać się w przyszłości sekundogeniturą dynastii habsbursko-lotaryńskiej, tzn. miało zachować swą odrębność państwową pod berłem młodszego przedstawiciela panującej w Austrii dynastii. W ten sposób, wbrew traktatom z 1733 r., Habsburgowie nie tylko nie zostali wyparci z Italii, lecz Umocnili swą pozycję w północnej części Półwyspu Apenińskiego. Natomiast południowe Włochy, w postaci połączonych królestw Neapolu i Sycylii, otrzymał don Carlos jako sekundogeniuturę Burbonów hiszpańskich. Przeciwko tym wstępnym warunkom pokojowym protestowano w Madrycie i Turynie, a także wśród polskich zwolenników Leszczyńskiego. Jednakże wobec współdziałania Francji i Austrii oraz bierności osamotnionej teraz Wielkiej Brytanii kardynał Fleury stał się arbitrem Europy. W grudniu 1735 r. nastąpiło zawieszenie broni również w Italii. Zgon ostatniego Medyceusza (sierpień 1737) ułatwił sfinalizowanie sprawy lotaryńskiej. Na zasadach preliminarzy ułożonych w 1735 r. podpisano 18 XI 1738 r. w Wiedniu ostateczny traktat pokojowy między Francją a Austrią. Z ociąganiem przystąpiły do tego traktatu: Królestwo Sardynii (15 II 1739) i Hiszpania (31 IV 1739). Wszyscy kontrahenci zagwarantowali sankcję pragmatyczną. W następstwie wojny o polską sukcesje ustalono w sposób już niemal definitywny mapę polityczną Italii, która przetrwała do rewolucji francuskiej. Uzyskanie Lotaryngii było wielkim sukcesem Francji i zręcznej polityki kardynała Fleury, który zlokalizował wojne i utrzymał opinię "apostoła pokoju". Polska, firmująca swoją nazwą wojnę o Lotaryngię i Italię, poniosła dalszy uszczerbek w swej nadwyrężonej od czasów wojny północnej suwerenności. W 1736 r. Leszczyński podpisał akt abdykacji i jego zwolennicy musieli pogodzić się z Augustem III na sejmie pacyfikacyjnym. Sejm ten odbywał się jeszcze przy asyście wojsk rosyjskich i saskich, które następnie opuściły kraj. 4. Wojna Rosji i Austrii z Turcją i pokój belgradzki (1735-1739) W latach 1733-1735 francuska polityka "bariery wschodniej" nie zdała egzaminu. natomiast Rosja Birona, Ostermanna i Munnicha potwierdziła swą rolę wielkiego mocarstwa. Przeprowadziwszy swą wolę w Polsce Rosjanie niezwłocznie uderzyli na wciąż uwikłaną w wojnę perską Turcję. Działania rozpoczęto w 1735 r., ale operację na wielką skalę podjęto w roku następnym, kiedy to Lascy zdobył Azow, a Munnich wtargnął na Krym i spustoszył jego stolicę Bakczysaraj. Wojenne plany Munnicha były dalekosiężne: przewidywały ponoć kolejne zdobycie Krymu i Mołdawii, a wreszcie uderzenie na Stambuł. Zagrożona Turcja zawarła pokój z Persją (17 X 1736) i przyjęła mediację Austrii. W Wiedniu z zazdrością obserwowano rosyjskie zwycięstwa i podjęto pokojową mediację, aby uzyskać przetargową pozycję w celu dokonania wspólnego z Rosją rozbioru tureckich prowincji. Kongres pokojowy w Niemirowie (1737) był więc komedią, w czasie której dwory cesarskie prowadziły rokowania rozbiorowe. Wkrótce Austriacy uderzyli na Turcję, ale wojna przybrała niespodziewany obrót. Zorganizowana przy pomocy francuskich doradców armia turecka zadała dotkliwe klęski wojskom cesarskim, którym, po śmierci księcia Eugeniusza, brakowało zdolnego dowódcy. Turcy w 1738 r. zmusili również do odwrotu Munnicha i odzyskali zdobyty uprzednio przez Rosjan Oczaków, a w 1739 r. oblegli Austriaków w Belgradzie. Wprawdzie w tymże roku Munnich odniósł duże sukcesy w Mołdawii, zdobył Chocim i pobił Turków pod Stawuczanami (28 VIII), ale zdeprymowani Austriacy na własną rękę zawarli preliminarze pokojowe z Turcją. Wkrótce i Rosja przystąpiła do traktatu pokojowego podpisanego 18 IX 1739 r. w Belgradzie. Przebieg tzw. wojny wschodniej wykazał, że Turcja jest jeszcze zdolna do większego wysiłku militarnego, niż to przypuszczano w cesarskich stolicach, a pokój belgradzki był wielkim sukcesem dyplomacji francuskiej. Ambasador Francji w Stambule Villenevue stał się w czasie wojny najbliższym doradcą sułtana i w rokowaniach pokojowych francuską mediację przyjęła zarówno Austria, jak Rosja. Na mocy traktatu Turcja odzyskała wszystkie ziemie serbskie i wołoskie odstąpione Austrii w 1718 r., Rosja natomiast odzyskała utraconą w 1711 r. zwierzchność nad Kozaczyzną zaporoską. Musiała się jednak wycofać ze swych zdobyczy nadmorskich. Zatrzymano tylko Azow, którego fortyfikacje miały być zburzone, a rosyjskiej flocie zakazano żeglugi na Morzu Azowskim. Spore terytorium Kabardy (w rejonie Kaukazu Północnego) miało pozostać krajem niezależnym jako "bariera między cesarstwami". Za mediacyjne usługi wywdzięczała się Turcja Francji przyznając jej znaczne korzyści handlowe oraz uprawnienia w zakresie opieki nad katolikami zamieszkałymi na terytorium imperium osmańskiego. Odtąd ambasada francuska w Stambule będzie się przez 50 lat cieszyła szczególnymi względami Wysokiej Porty. Pokój belgradzki, zbiegający się w czasie z traktatem wiedeńskim, przyczynił się do przywrócenia w Europie Wschodniej prestiżu Francji. 5 Północna polityka Francji i wojna szwedzko-rosyjska (1741-1743) W latach wojny o polską sukcesję Anglia starała się umocnić swoją pozycję w Skandynawii; zawarła sojusz z Danią (1734) i zacieśniła swoje stosunki z rządem Horna w Szwecji. W 1736 r., w czasie podróży Walpola i Jerzego II na kontynent, powstał plan wielkiego sojuszu północnego, obejmującego Anglię, Hanower, Danię, Szwecję i Rosję. Rychło jednak Francja przystąpiła na tym terenie do kontrofensywy. Podobną rolę jak Villenevue w Stambule odegrał w Sztokholmie ambasador francuski Saint-Severin. Hojnie szafując pieniędzmi ożywił on działalność opozycyjnego w stosunku do Horna stronnictwa "kapeluszy". Walki partyjne w Szwecji toczyły się w znacznej mierze wokół orientacji polityki zagranicznej. Jeśli stronnictwo Horna ("czapki") wiązało się z Anglią i Rosją, to stronnictwo "kapeluszy" występowało pod hasłem odwetu przeciw Rosji i nawiązywało do tradycji Karola XII. Na sejmie 1738 r. Horn został obalony i stronnictwo "kapeluszy" zdobyło władzę. Nowy rząd zawarł 10 XI 1738 r. przymierze z Francją i gotował się do wojny z Rosją. Ten niepokojący przebieg wydarzeń na północy przyczynił się do pospiesznego zawarcia przez Rosję pokoju z Turcją. Głównym celem północnej polityki Francji było rozerwanie przymierza dworów cesarskich. Od 1739 r. nowy ambasador francuski w Petersburgu, markiz de La Chetardie, pracował nad obaleniem związanej z Wiedniem niemieckiej ekipy rządzącej w Rosji. Nawiązał on sekretne stosunki z córką Piotra I, carewną Elżbietą, cieszącą się wielką sympatią wśród oficerów gwardii i antyniemiecko nastrojonej szlachty rosyjskiej. W konspiracji brał udział również poseł szwedzki w Petersburgu. Planowana rewolucja pałacowa miała się zbiec z wkroczeniem wojsk szwedzkich, które wystąpiłyby pod hasłem uwolnienia Rosji od "niemieckiego jarzma". Z punktu widzenia interesów rosyjskich była to kombinacja nader dwuznaczna, Szwedzi bowiem myśleli głównie o odzyskaniu utraconych prowincji. W lipcu 1741 r. Szwedzi rozpoczęli działania wojenne. Elżbieta wahała się przez czas dłuższy, ale rozkaz wyjścia gwardii na front spowodował wybuch. W nocy z 24 na 25 listopada pułk preobreżański proklamował Elżbietę cesarzową. Małoletni car Iwan VI, jego matka regentka, Munnich i Ostermann zostali aresztowani. Na wieść o pomyślnym przebiegu przewrotu pałacowego wojska szwedzkie, tak jak to było ukartowane, wycofały się na terytorium Finlandii. Nowy rząd rosyjski, na którego czele stanął Aleksiej Bestużew, nie zamierzał jednak iść na pasku Francji i Szwecji. Rosjanie podjęli energiczną ofensywę i w 1742 r. zajęli niemal całą Finlandię. W Szwecji, która nie była dostatecznie przygotowana do wojny, rozgorzały powstania chłopskie i zacięte walki partyjne, prowadzące kraj na krawędź wojny domowej. Wśród tego krzyku wyłoniła się sprawa sukcesji. Po śmierci królowej Ulryki Eleonory (5 XII 1741) postanowiono wyznaczyć następcę tronu po jej bezdzietnym mężu Fryderyku I. Różne mocarstwa zalecały różnych kandydatów, ale największe poparcie mieli: Fryderyk królewicz duński i Adolf Fryderyk Holstein-Gottorp. Ten ostatni był kuzynem siostrzeńca Elżbiety, Karola Piotra Holstein-'Gottorp, który właśnie został proklamowany rosyjskim następcą tronu. Carowa uczyniła iunctim między zwrotem okupowanej Finlandii a powołaniem Adolfa Fryderyka. Po stronie królewicza duńskiego stanęli chłopi, ale ich powstanie zostało stłumione. Szwedzi przyjęli warunki Elżbiety i nowy następca tronu wylądował w kraju w asyście wojsk rosyjskich, które miały go osłaniać przed zwolennikami duńskiego pretendenta. Wojnę szwedzko-rosyjską zakończył traktat pokojowy w Abo (7 VIII 1743), na mocy którego Rosja zatrzymała południową część terytorium fińskiego po rzekę Kymi. Niefortunna próba szwedzkiego odwetu przyniosła potwierdzenie tego układu sił na Północy, który określił pokój nysztadzki. Ponadto, ingerując w sprawę sukcesyjną, Rosja zyskała znaczny wpływ na wewnętrzną politykę Szwecji. Odtąd przez czas dłuższy ważyć się będą w tym kraju wpływy rosyjskie i francuskie, nadając swoistą barwę walkom partyjnym "czapek" i "kapeluszy". W ciągu dziesięciolecia 1733-1743 Francja była czynna we wszystkich trzech ogniwach "bariery wschodniej" (Polska, Turcja, Szwecja), ale w sposób nieskoordynowany w czasie. Elekcja Leszczyńskiego o dwa lata rozminęła się z wojną wschodnią, a wojna wschodnia również o dwa lata rozminęła się z wojną szwedzko-rosyjską. Nie doszło więc do antyrosyjskiego współdziałania Polski, Turcji i Szwecji pod egidą Francji. Tego rodzaju koncepcja stanowiła jednak w polityce francuskiej element drugorzędny i zawsze rozważano w Wersalu możliwość oddalenia się Rosji od Austrii i Anglii oraz porozumienia francusko-rosyjskiego. Francja, która znów wchodziła w kolejną rundę swej rozgrywki z Austrią, dość skutecznie starała się wiązać siły Rosji na wschodzie, ale od 1740 r. oglądała się głównie na Prusy. 6. Początek panowania Fryderyka II i podbój Śląska przez Prusy (1740-1741) Z końcem maja 1740 r. umarł król-sierżant Fryderyk Wilhelm I i oświecone sfery Europy z aplauzem powitały objęcie tronu przez jego 28-letniego syna Fryderyka II (1740-1786). Właśnie przed paru miesiącami ukazała się rozprawa pruskiego następcy tronu pt. Anti-Machiavel, w której autor, korzystając z redakcyjnej pomocy Woltera, zbijał tezy florenckiego polityka. Nakreślony tu ideał pokojowego i lojalnego władcy, kierującego się wyższą etyką i dobrem poddanych, miał ucieleśnić nowy król-filozof. Od lat znane były literackie i artystyczne upodobania młodego Fryderyka, humanitarysty, masona i adepta francuskiej kultury. Ze współczuciem śledzono borykanie się tego pięknoducha z brutalnym ojcem-despotą. Bo też niezwykła była edukacja Kronprinza i niezwykły charakter największego z Hohenzollernów. Ojciec, gromadząc dla syna wojska i talary, chciał go urobić na swoje podobieństwo. Wychowywany według drakońskiego, koszarowego regulaminu, kilkunastoletni pułkownik uciekał do fletu i poezji, za co był publicznie przez ojca policzkowany. Chcąc wyrwać się z rodzinnego piekła Fryderyk podjął w 1730 r. próbę ucieczki do swego wuja, króla angielskiego Jerzego II. To była dezercja, a walka z dezercją stanowiła obsesję króla-sierżanta. Pojmany pułkownik został postawiony przed sądem wojennym w Kostrzynie. Zanosiło się na to, że powtórzy się rozprawa Piotra I (którego uwielbiał Fryderyk Wilhelm I) z carewiczem Aleksym. Kronprinzowi groził wyrok śmierci, ale karę złagodzono na degradację i zamknięcie w twierdzy kostrzyńskiej. Na oczach skazańca stracono towarzysza jego niefortunnej ucieczki porucznika von Katte. W Kostrzyniu Fryderyk miał się uczyć administracji państwowej, ślęcząc nad rachunkami kamery skarbowo-wojskowej. Okazał się pilnym urzędnikiem i po kilku latach uzyskał ojcowskie przebaczenie. Oddano mu dowództwo pułku i w 1734 r. odbył wojenną praktykę pod komendą księcia Eugeniusza Sabaudzkiego. Potem pogodził się z narzuconym mu przez ojca niemiłym ożenkiem i osiadł z własnym dworem na zamku Rheinsberg. Tutaj mógł już łączyć wyznaczone mu funkcje administracyjno-wojskowe z muzykowaniem, rozległą lekturą oraz pisaniem francuskich rozpraw i wierszy. Prowadził poufną korespondencję z Wolterem i w sekrecie przed ojcem pobierał zasiłki z Wiednia i z Paryża. Objąwszy tron w polityce wewnętrznej i kulturalnej pozostał Fryderyk księciem-filozofem, w polityce zagranicznej natomiast "antymachiawel" stał się cynicznym wiarołomcą i drapieżnym "rozbójnikiem Europy". W obu dziedzinach rozwinął swe niezwykłe polityczne i wojskowe talenty ku chwale i potędze domu brandenburskiego, którego kult oraz urzędniczą pracowitość skutecznie zaszczepił mu znienawidzony ojciec. Fryderyk II uruchomił zgromadzone przez Fryderyka Wilhelma I środki, wprowadzając w ociężałą politykę zagraniczną Prus nerw genialnego ryzykanta i gracza. Przez lat kilkadziesiąt osobowość króla pruskiego ważyła w sposób bardzo istotny na losach Europy. Pierwsze kroki nowego władcy odpowiadały oczekiwaniom oświeconych. Zniósł cenzurę i stosowanie tortur w procedurze sądowej. Proklamował pełną tolerancję religijną. Odnowił berlińską Akademię Nauk, sprowadzając do niej wybitnych uczonych z zagranicy. W polityce wewnętrznej zachował ciągłość. Wbrew obawom dygnitarzy Fryderyka Wilhelma nie odprawił tych rutynowanych sług biurokratyczno-militarnej machiny, lecz ściśle ich sobie podporządkował. Wśród rheinsberskich medytacji wytyczał Fryderyk różne plany ekspansji Prus. Kierunek uderzenia zależał od nastręczających się okoliczności, w myśl jego dewizy, aby "chwytać koniunkturę za włosy". Zręcznie wykręcił się od warunkowego hołdu, który winien był złożyć z Prus Wschodnich królowi polskiemu, użył przemocy w stosunku do biskupa Leodium i gotował się do zamachu na nadreńskie księstwo Berg, kiedy w październiku 1740 r. przyszła wieść o śmierci Karola VI. Można było przewidzieć, że mimo niestrudzonych zabiegów zmarłego cesarza o gwarancję sankcji pragmatycznej następstwo Marii Teresy w dziedzicznych krajach habsburskich i wybór jej męża Franciszka Stefana Lotaryńskiego na cesarza napotkają różne opory. Fryderyk II wyraził gotowość udzielenia poparcia habsbursko-lotaryńskiej parze, ale sam wyznaczył sobie za to zapłatę, którą nie pytając o zgodę zagarnął. Prusy miały jakieś zamierzchłe roszczenia do skrawków Śląska, które teraz rozszerzono na całą prowincję. W charakterze "sojusznika" wojska pruskie 16 XII 1740 r. wkroczyły na Śląsk i w ciągu paru tygodni opanowały niemal cały ten kraj. Na takie "zabezpieczenie"Śląska Maria Teresa odpowiedziała wojną. W dniu 10 IV 1741 r. rozegrała się niedaleko Wrocławia pod Małujowicami (Mollwitz) bitwa, którą można uznać za punkt zwrotny w dziejach Europy Środkowej. Prusacy pokonali Austriaków. W rozprawie tej nie zabłysnął jeszcze talent wojskowy Fryderyka II, który uszedł z pola bitwy przekazując dowództwo generałowi Schwerinowi. Zadecydowała twarda postawa wytresowanej przez króla-sierżanta pruskiej piechoty i jej ulepszona broń palna. Uczestniczący w tej bitwie austriacki oficer wspominał: "Nie widziałem w życiu czegoś wspanialszego. Maszerowali z największą pewnością i tak równo, jakby to było na placu parady. Lśniąca broń przedstawiała w słońcu najpiękniejszy widok, a ich ogień toczył się jak nieustający grzmot pioruna". Prusacy, dzierżąc cały Śląsk już nie jako podstępni sojusznicy, lecz jako zdobywcy, wystąpili w roli równorzędnego z Austrią mocarstwa. Wkroczenie Fryderyka II na Śląsk i bitwa pod Małujowicami wywarły wielkie wrażenie w całej Europie. Tzw. pierwsza wojna śląska rozpaliła się w wojnę o sukcesję austriacką. 7. Pierwsza faza wojny o sukcesję austriacką - wojna niemiecka (1741-1743) Mimo wszystkich traktatów gwarantujących sankcję pragmatyczną śmierć Karola VI i przykład dany przez Prusy rozbudziły różne dawne roszczenia do habsburskiego dziedzictwa. Dynastyczne tytuły mieli mężowie córek cesarza Józefa I (starszego brata Karola VI): elektor bawarski Karol Albert i elektor saski - król polski August III. Do habsburskich posiadłości we Włoszech wciąż żywiła roszczenia Hiszpania, a król Sardynii nadal pożądał Lombardii. Te antypragmatyczne dążenia popierała Francja, w której partia wojenna zyskiwała przewagę nad starym kardynałem Fleurym. Kierownik partii wojennej, marszałek Belle-Isle, zawierał układy, na mocy których Fryderyk II miał otrzymać Dolny Śląsk, August III Górny Śląsk i Morawy, a elektor bawarski Górną Austrię i Czechy. Jemu też miała przypaść cesarska korona. Maria Teresa nie mogła liczyć na pomoc Rosji zaangażowanej w wojnę ze Szwecją. Ostoję pragmatycznego stronnictwa w Europie stanowiła Wielka Brytania, Holandia i Hanower. Państwa te udzielały Austrii pomocy finansowej i dyplomatycznej, ale nie kwapiły się do otwartych działań wojennych. Również Francja zrazu nie występowała wprost, ale jako sojuszniczka Bawarii i Prus. Rozpętana przez Prusy wojna o sukcesję austriacką powoli i stopniowo rozszerzała swój zakres. Jesienią 1741 r. elektor bawarski, wspierany przez wojska francuskie, zajął Górną Austrię i Czechy, koronował się na arcyksięcia Austrii i króla Czech, a 24 I 1742 r. został we Frankfurcie obrany cesarzem jako Karol VII. Przyciśnięta do muru Maria Teresa nawiązała jednak za pośrednictwem Anglii tajne rokowania z Fryderykiem II, który niechętnie widział wzrost roszczeń Bawarii i Saksonii oraz nie chciał się z nikim dzielić Śląskiem. Uzyskawszy folgę ze strony tego najgroźniejszego sąsiada, Maria Teresa znalazła silne oparcie na Węgrzech, których postawa decydująco zaważyła na losach tak bardzo zagrożonej monarchii habsburskiej. W czasie koronacji na królową Węgier (18 V 1741) Maria Teresa obiecała przywrócenie dawnych swobód i za sprawą Janosa Palffyego Madziarzy zorganizowali liczną armię. W pierwszych miesiącach 1742 r. wojska austriacko-węgierskie podjęły walkę ofensywną i odzyskały nie tylko Górną Austrię, lecz zajęły również całą Bawarię. Wśród tych zmiennych losów wojny Fryderyk II wciąż lawirował. Zerwawszy rozejm z Austrią podjął wraz z Saksonią działania na Morawach i w Czechach. Prusacy znów pokonali Austriaków w walnej bitwie pod Chotusicami (Chotusitz 17 V 1742), a Fryderyk szybko wyzyskał ten sukces, aby nawiązać z Marią Teresą rokowania pokojowe. Na mocy traktatu podpisanego we Wrocławiu (11 VI 1742) i potwierdzonego w Berlinie (28 VII 1742) Prusy otrzymały cały śląsk prócz księstw cieszyńskiego i opawskiego. W ślad za Prusami wycofała się z wojny (z pustymi rękami) Saksonia. Wojska austriacko-węgierskie mogły teraz odzyskać Morawy i Czechy. Maria Teresa 12 V 1743 r. koronowała się w Pradze na królową Czech. Wisząca w 1741 r. nad monarchią habsburską groźba rozbioru jej posiadłości między Bawarię a Saksonię została zażegnana. Na terenie Niemiec rozpadło się stronnictwo antypragmatyczne. Za cenę ustąpienia Prusom Śląska Maria Teresa doprowadziła do izolacji Bawarii, której elektor zachował tytuł cesarski, ale utracił swój okupowany przez Austrię kraj. Karol VII, tułający się po Francji, spadł do roli pretendenta. W latach 1741-1743 nie doszło do większych działań wojennych na terenie Italii. Hiszpania w 1741 r. uzyskała od elektora bawarskiego uznanie swoich praw do wszystkich posiadłości habsburskich we Włoszech, ale podbój tych krajów był trudny. Na Morzu śródziemnym krążyła silna flota brytyjska, a droga lądowa z Francji do Italii prowadziła przez terytorium Królestwa Sardynii. Karol Emanuel był wprawdzie sojusznikiem Francji, ale obawiał się zbytniego wzrostu pozycji Burbonów w Italii. Kontynuował on tradycyjną politykę domu sabaudzkiego lawirowania między Francją a Austrią. Kiedy Hiszpanom na przełomie lat 1741 i 1742 udało się przy pomocy floty francuskiej wysadzić znaczną armię w Italii i połączyć z wojskami Królestwa Neapolu i Sycylii, król Sardynii zbliżył się do Marii Teresy. Wojska hiszpańskie i austriacko-sardyńskie szachowały się nawzajem, podczas gdy Karol Emanuel targował się na obie strony i podbijał w cenie. Tymczasem flota brytyjska opanowała sytuację na Morzu śródziemnym, co skłoniło Królestwo Neapolu i Sycylii do wycofania swych wojsk. Wreszcie za pośrednictwem angielskim Karol Emanuel dobił targu z Marią Teresą. W zamian za subsydia oraz obietnicę Piacenzy, części Lombardii i skrawków posiadłości genueńskich Sardynia we wrześniu 1743 r. zawarła w Wormacji sojusz wojenny z Austrią i Wielką Brytanią. Pokój wrocławski i traktat w Wormacji były to duże sukcesy dyplomacji brytyjskiej. Anglia, wciąż jeszcze w sposób pośredni, włączyła się również do działań wojennych. Po upadku Roberta Walpole'a (luty 1742), który starał się utrzymać pokój z Francją, kierownictwo polityki brytyjskiej objął przywódca opozycji John Carteret. Jerzy II utworzył mieszaną armię, składającą się z regimentów angielskich, hanowerskich, holenderskich, austriackich i najemnych niemieckich. Formalnie nie była to jeszcze armia koalicyjna, lecz posiłkujący Marię Teresę korpus noszący nazwę "armii pragmatycznej". Dowodzona przez lorda Staira "armia pragmatyczna", w której obozie znajdował się król angielski, pokonała Francuzów (wciąż formalnie jedynie sojuszników Bawarii) nad Menem w bitwie pod Dettingen (27 VI 1743). Wojna niemiecka stopniowo przemieniała się w powszechną wojnę europejską. 8. Druga faza wojny o sukcesje austriacką. - Wojna powszechna (1744- 1748) W pierwszych latach wojny o sukcesję austriacką stanowisko Francji było niezdecydowane. Maksymalny cel partii wojennej stanowiło wzięcie udziału w rozbiorze habsburskich posiadłości przez przyłączenie do Francji Austriackich Niderlandów (Belgii). Stanowiłoby to wyzwanie państw morskich na decydującą rozprawę. Kardynał Fleury był przeciwnikiem wojny. Wśród ścierających się tendencji Francja obrała połowiczną drogę popierania Karola VII. Od tego francuskiej kreacji cesarza i dziedzica krajów habsburskich można się było spodziewać różnych korzyści. Jednakże w ramach zlokalizowanej wojny niemieckiej sprawa Karola VII była już przegrana. Obok sukcesji austriackiej drugim zarzewiem powszechnego konfliktu była ciągnąca się od 1739 r. wojna kolonialna między Anglią a Hiszpanią. Po wycofaniu się z wojny Prus oraz przejściu Sardynii i Saksonii na stronę Austrii i Anglii, Hiszpania pozostawała jedynym sojusznikiem Francji. Zacieśnienie tego sojuszu prowadziłoby do eskalacji podstawowego konfliktu dwóch głównych mocarstw Zachodu: Francji i Wielkiej Brytanii. Po śmierci kardynała Fleury ( styczeń 1743) i wystąpieniu "armii pragmatycznej", Francja zdecydowała się podjąć wojnę na wielką skalę. W październiku 1743 r. został podpisany w Fontainebleau ścisły sojusz francusko-hiszpański (tzw drugi pakt familijny), skierowany przeciw Anglii. Oznaczało to rozpalenie wielkiej wojny kolonialnej. Pozostańmy jednak na razie przy sprawach kontynentu. W lutym 1744 r. Francja formalnie już wypowiedziała wojnę Anglii i podjęła w Dunkierce przygotowania do inwazji na Wyspy Brytyjskie. Zamierzano znów podnieść sprawę pretendenta Stuarta i szukać rozstrzygnięcia za kanałem La Manche. Wiosenne burze rozproszyły flotę desantową i projekt inwazji został zaniechany. Natomiast w kwietniu Francja formalnie wypowiedziała wojnę Marii Teresie i doborowa armia pod dowództwem najzdolniejszego marszałka Francji, hrabiego Maurycego Saskiego (naturalnego syna Augusta II), wkroczyła do Belgii. W obecności Ludwika XV Francuzi zdobyli twierdze Courtrai, Menin, Ypres. Równocześnie jednak armia austriacka, zaniechawszy obrony Belgii, odnosiła sukcesy - nad Renem i zagroziła Alzacji. W lecie 1744 r sytuacja Francji była trudna, ale znów pojawił się na scenie Fryderyk II. Król pruski z niepokojem obserwował przewagę Marii Teresy w Niemczech i trwałą okupację przez Austriaków Bawarii. Przewidywał, że wzmocniona Austria upomni się o Śląsk, a przy boku Francji spodziewał się dalszych zdobyczy na Śląsku i w Czechach. Zależało mu też na szybkim uzyskaniu od cesarza Karola inwestytury na hrabstwo Wschodniej Fryzji, do którego Prusy miały ekspektatywę a panująca dynastia właśnie wygasła. Fryderyk II zawarł w maju 1744 r. "unię" z Bawarią, Palatynatem i Hesją-Kassel w obronie praw Karola VII, a w czerwcu sojusz z Francją. Łamiąc pokój wrocławski król pruski uderzył na Czechy i 16 września zajął Pragę, czym zmusił Austriaków do wycofania się z Bawarii i odciążenia francuskiej granicy. Prusacy nie utrzymali się jednak długo w Czechach, a Austria w sojuszu z Saksonią podjęła próbę odzyskania Śląska (którego część miała przypaść Augustowi III). Nie udało się jednak wciągnąć do tego antypruskiego sojuszu Polski. Fryderyk II obronił śląsk w zwycięskiej bitwie stoczonej 4 VI 1745 r. pod Dobromierzem (Hohenfriedberg), najechał Saksonię i 15 grudnia pokonał armię Augusta III pod Kotliskami (Kesseldorf). Wtedy Austria i Saksonia za pośrednictwem angielskim pospiesznie zawarły pokój z Prusami w Dreźnie (25 XII 1745), potwierdzając postanowienia terytorialne traktatu wrocławsko-berlińskiego. W wyniku tzw. drugiej wojny śląskiej Fryderyk II nie zdołał poszerzyć swych zaborów, zyskał jednak wielką sławę wojenną i potwierdzenie mocarstwowego statusu Prus. Ponadto na mocy cesarskiej inwestytury wszedł spokojnie w posiadanie Wschodniej Fryzji. Tymczasem zmarł Karol VII (20 I 1745) i zbliżał się czas uregulowania sprawy sukcesji austriackiej na terenie Rzeszy Niemieckiej. Bezskutecznie dyplomacja francuska nakłaniała nowego elektora bawarskiego, aby podtrzymał roszczenia ojca. Maksymilian Józef pragnął jedynie spokojnie panować w świeżo odzyskanej Bawarii, wyrzekł się wszelkich pretensji do udziału w habsburskim dziedzictwie i obiecał poprzeć w czasie elekcji Franciszka Stefana. Również nie udało się Francuzom rozniecić cesarskich ambicji w Auguście III, który szukał teraz oparcia w Austrii. We Frankfurcie, przy nieobecności plenipotentów Prus i Palatynatu, zgodnie obrano cesarzem męża Marii Teresy (13 IX 1745). Nadal jednak na lądach i morzach toczyła się między mocarstwami walka zwana wojną o sukcesję austriacką. W czasie trwania drugiej wojny śląskiej Francja odnosiła sukcesy w Belgii. Maurycy Saski rozbił armię austriacko-angielską pod Fontenoy (11 V 1745), w następstwie czego niemal cała Belgia znalazła się pod okupacją francuską. Zagrożona Holandia zacieśniała swoje współdziałanie z Anglią, zastępując u jej boku coraz mniej aktywnych na tym teatrze wojny Austriaków. Bo też wojna stawała się coraz bardziej angielsko-francuska. Wśród tych zmagań znów wypłynęła sprawa pretendenta. Syn żyjącego jeszcze Jakuba III i Marii Klementyny Sobieskiej, Karol Edward Stuart, z niewielką pomocą francuską wylądował w Szkocji, gdzie wzniecił silne powstanie. Powstańcy opanowali Edynburg i bijąc wojska angielskie pod Prestonpans (21 IX 1745) i pod Falkirk (17 I 1746) poważnie zagrozili Londynowi. Dopiero pułki sprowadzone z Niderlandów zgniotły powstanie pod Culloden (16IV 1746). Poskromiciel Szkotów książę Cumberland zastosował okrutne represje. Karol Edward zdołał ujść do Francji, ale sprawa jakobicka była już bezpowrotnie pogrzebana. Ten ostatni akt awanturniczej i rycerskiej epopei "pretendentów i górali" stanowił dla Francji pomyślną dywersję. Maurycy Saski uczynił postępy w Belgii, pobił 11 X 1746 r. armie sprzymierzonych pod Raucoux (Rocourt) i osiągnął terytorium Holandii. Francja już formalnie wypowiedziała wojnę Holandii (17 IV 1747), chcąc ją przez to zmusić do zawarcia separatystycznego pokoju. Do takiego pokoju skłaniała się rządząca oligarchia, ale wobec francuskiej inwazji dokonano w Holandii antyoligarchicznego przewrotu. Stany Generalne 3 V 1747 r proklamowały Wilhelma IV Orańskiego dziedzicznym stadhouderem. Restauracja stadhouderatu dokonała się w podobnych okolicznościach jak zamach stanu Wilhelma III z 1672 r. i przebieg rewolucji był świadomym naśladownictwem tego historycznego wzoru. Jednakże były to już inne czasy i inni ludzie. Wielka Brytania - czynna za kulisami przewrotu - spodziewała się energicznego udziału Holandii we wspólnej wojnie. Wilhelm IV składał piękne obietnice, ale Holendrzy pragnęli pokoju i targowali się o angielskie subsydia. We Flandrii wlokła się wyczerpująca obie strony wojna. We Włoszech od 1744 r. toczyła się wojna na serio między tzw. Gallispanami (Francuzi i Hiszpanie) i Austrosardami (Austriacy i Sardyńczycy). Początkowo przewaga była po stronie państw burbońskich, do których w 1745 r. przyłączyła się Genua. Infant hiszpański don Felipe okupował część Piemontu i zajął Mediolan. Zmienny Karol Emanuel już chciał przejść na stronę Francji (czyniącej mu piękne sperandy), ale nie dopuściła do tego wrogo nastawiona wobec Królestwa Sardynii Hiszpania. Potem sytuacja odwróciła się na korzyść Austrosardów, którzy zająwszy Lombardię i zdobywszy Genuę, w 1746 r. zagrozili od strony Nicei granicom Francji. Ten kierunek uderzenia inspirowała Anglia, która dążyła do zniszczenia bazy floty francuskiej w Tulonie. Jednakże w grudniu 1746 r. wybuchła rewolta ludowa w Genui, z której Austriacy zostali wypędzeni. Podcięło to podstawę ofensywy Austrosardów na Tulon i Belle-Isle zmusił ich do odwrotu. Odtąd nie spodziewano się rozstrzygających wydarzeń od strony Italii. Po śmierci Filipa V (9 VII 1746) upadły wpływy Elżbiety Franese i osłabło zaangażowanie Hiszpanii w sprawy włoskie. Nowy król Ferdynand VII nie był skłonny zbytnio się wysilać, aby zaspokoić ambicje swej macochy i przyrodniego brata Filipa. Wśród powszechnego znużenia przewlekłą wojną Maurycy Saski odnosił dalsze, ciężko opłacone sukcesy w Niderlandach. Francuzi zdobyli ważną twierdzę holenderskiej Brabancji Bergem op Zoom (16 IX 1747). Ażeby zrównoważyć tę przewagę Francji starano się wzmocnić siły koalicji, w której chwiejnym ogniwem stawała się Holandia. Wsparcie przyszło od strony Rosji; odnowiwszy w 1746 r. sojusz z Austrią i uzyskawszy angielskie subsydia obiecała ona przysłać 30 tys. wojska na wiosenną kampanię 1748 r. Armia W. Repnina maszerowała przez Polskę, Śląsk i Czechy, aby w zapowiedzianym terminie stanąć nad Renem. Nie została użyta, Francja i Anglia podpisały bowiem 30 IV 1748 r. w Akwizgranie preliminarze pokojowe. 9. Pokój w Akwizgranie (1748) Pierwsze sondaże pokojowe wysunęła na wiosnę 1746 r. Holandia, podejmując się mediacji między Francją a Anglią na zasadzie status quo ante hellum. Francja zaproponowała dwie poprawki: neutralność Belgii zagwarantowaną przez Holandię oraz oddanie Toskanii don Felipowi. Anglicy nie przyjęli tych warunków. Następnie Austria za pośrednictwem Saksonii zaproponowała Francji zawarcie oddzielnego pokoju. Był to wyraz rozgoryczenia Marii Teresy na Anglię z powodu jej stosunku do Prus i Sardynii. Cesarzowa nie chciała w sposób definitywny wyrzekać się Śląska ani odstępować Piacenzy i części Lombardii swemu zmiennemu a łapczywemu sojusznikowi, Karolowi Emanuelowi. Proponowała natomiast ugodę z dworami burbońskimi na zasadzie oddania don Felipowi Parmy i Piacenzy i odstąpienia Francji części Belgii, jeśli Ludwik XV pozostawi Austrii wolną rękę w stosunku do Prus. Gabinet wersalski widział jednak we Fryderyku II zawsze pożądaną przeciwwagę Austrii na terenie Niemiec i nie zamierzał sobie zrażać króla pruskiego. Uchylając austriackie oferty Francuzi byli zdecydowani przeprowadzić zasadnicze rokowania pokojowe z Wielką Brytanią. Na początku 1748 r. Anglia znalazła się w trudnej sytuacji. Wilhelm Orański bowiem oświadczył, że Holandia nie jest w stanie prowadzić dalej wojny. Wobec zarysowującego się rozkładu koalicji Anglicy obawiali się twardych żądań Francji w sprawie Belgii, co do której byli bardziej nieustępliwi niż sama Austria. Francuzi jednak nie stawiali takich żądań, nie zdając sobie sprawy, do jakiego stopnia Wielka Brytania jest już wyczerpana kontynentalną i kolonialną wojną. Politycy angielscy z wielką skwapliwością podjęli rokowania pokojowe, a Francuzi, przeceniając siły Wielkiej Brytanii, okazali bezinteresowną wielkoduszność. Mimo mocnej pozycji militarnej Francja nie żądała dla siebie niczego, a dla swych sojuszników niewiele. Bardzo szybko też ustalono preliminarze pokojowe. W sprawach kolonialnych przyjęto status quo ante bellum i jedynie w niewielkim stopniu zmodyfikowano przedwojenną mapę Italii. Hiszpania otrzymała dla don Felipa Parmę i Piacenzę jako tercjogeniturę hiszpańskich Burbonów, a Karol Emanuel uzyskał obiecane mu traktatem w Wormacji skrawki Lombardii. Aczkolwiek Prusy nie uczestniczyły w rokowaniach akwizgrańskich, za sprawą Francji otrzymały potwierdzenie swych praw do Śląska. Ponadto sygnatariusze zbiorowo gwarantowali niepodległość Republiki Genueńskiej i uznali tytuł cesarski Franciszka I. Definitywny traktat pokojowy podpisany został przez Francję i Wielką Brytanię 28 X 1748 r., a inne państwa zmuszone były do niego przystąpić. Czyniły to niechętnie. Austria zżymała się z powodu wprowadzenia do traktatu Śląska. Hiszpania nie odzyskała Gibraltaru i Minorki, a nawet musiała zwrócić Anglii na 4 lata asiento i przywilej jednego okrętu. Sardynia nie otrzymała większości terytoriów obiecanych jej traktatem w Wormacji i musiała się wyrzec ekspansji kosztem Genui. Na wojnie o sukcesję austriacką prawdziwie obłowił się jedynie Fryderyk II. Stąd rozgoryczeni Francuzi ukuli przysłowie: "travailler pour le roi de Prusse" (pracować dla króla pruskiego). Mimo utraty Śląska, Parmy i Piacenzy Austria wyszła z wojny sukcesyjnej obronną ręką, jeśli zważy się, jak bardzo zagrożony był byt monarchii habsburskiej. Swój sukces Maria Teresa zawdzięczała w znacznej mierze chwiejnej w latach 1741-1743 polityce Francji, bierności Turcji, przedwczesnej śmierci Karola VII, a także zmiennej polityce Fryderyka II. Król pruski bowiem w sposób bardzo konsekwentny dążył do osiągnięcia określonego celu (zabór Śląska), nie licząc się z interesami swych antypragmatycznych sojuszników i lawirując między Francją a Wielką Brytanią. Jednakże monarchia habsburska swe obronne sukcesy zawdzięczała głównie własnym siłom oraz wytrwałości Marii Teresy, która okazała się niepospolitą władczynią. W toku wojny okrzepła administracyjna i militarna struktura państwa. Oręż austriacki, który zawodził w latach wojny o sukcesję polską i wojny wschodniej, mógł się poszczycić sukcesami. Mocarstwowa pozycja Austrii była w 1748 r. silniejsza niż w 1740 r. Dwa największe mocarstwa, Francja i Anglia, osiągnęły stan równowagi. Był to sukces Wielkiej Brytanii, która od początku konfliktu europejskiego stawiała sobie za cel obronę status quo. W toku wojny Anglia straciła jednak złudzenie co do walorów sprzymierzeńca holenderskiego i tak spoisty dotąd sojusz państw morskich uległ istotnemu nadwyrężeniu. Francji nie udało się narzucić przy pomocy Karola VII swej supremacji w Niemczech, na terenie których, jak się okazało, "pracowała dla króla pruskiego". Wypadło również na czas pewien zaniechać starych marzeń o aneksji Belgii. Francja jednak, choć za osobistych rządów Ludwika XV intrygi dworskie osłabiły jednolitość kierownictwa państwa, okazała się jeszcze potęgą militarną nie do pokonania. W toku wojny zacieśnił się jej "familijny" sojusz z Hiszpanią i zespoliły się morskie siły monarchii burbońskich przeciw ekspansji brytyjskiej na oceanach i w koloniach. Obok Prus największe korzyści z wojny o sukcesję austriacką odniosła Italia jako całość. W 1748 r. ustalono granice państw włoskich w sposób trwały i nastała na półwyspie 50-letnia era pokoju. Burbonowie hiszpańscy spokojnie panowali w Neapolu i Parmie, a dynastia habsbursko-lotaryńska w Mediolanie i Toskanii. Ekspansywne dążenia dworu turyńskiego nie miały szans urzeczywistnienia. W latach wojny sukcesyjnej Karolowi Emanuelowi i ministrowi francuskiemu d'Argensonowi świtała wizja uwolnionej od cudzoziemców rządów federacji północno-środkowych Włoch pod hegemonią Królestwa Sardynii. Tego rodzaju koncepcję wypadło odłożyć do XIX w. Ale wszystkie kraje ustabilzowanej w swym politycznym pluralizmie Italii pod względem rozwoju gospodarczego i kulturalnego wiele miały zyskać w zapoczątkowanym traktatem akwizgrańskim erze pokoju na Półwyspie Apenińskim. Rozdział drugi Wojny kolonialne i wojna siedmioletnia (1739-1763) 1. Konflikty amerykańskie (1739-1755) Rywalizacja o handel z Ameryką hiszpańską ogniskowała się w strefie Morza Karaibskiego. Na Przesmyku Panamskim zbiegały się szlaki prowadzące w głąb wicekrólestw Nowej Hiszpanii i Peru. Tutaj też, do Puerto Bello, przybijały z Hiszpanii galeony. Na mocy traktatu utrechckiego angielska Kompania Mórz Południowych otrzymała na lat 30 asiento (prawo sprzedaży co roku 4800 niewolników do hiszpańskich kolonii) oraz przywilej wysyłania co roku jednego 500-tonowego okrętu z towarem do Puerto Bello. Był to dotkliwie przez Hiszpanów odczuwany wyłom w ich monopolu handlu z amerykańskim imperium. Dla tego monopolu większy jeszcze uszczerbek niż uprawnienia traktatowe stanowiła prowadzona pod ich osłoną kontrabanda. Anglicy przemycali większą liczbę niewolników niż to przewidywało asiento, a w ładowniach okrętów przewożących niewolników kryły się różne zakazane towary. Często w Puerto Bello, pod osłoną nocy, przeładowywano ładunki z przemytniczych statków na okręt uprzywilejowany. Poza tym statki przemytnicze miały wiele innych sposobów docierania z towarami do hiszpańskich kolonii. Poza Anglią w tym procederze brały udział wszystkie kraje posiadające kolonie na Antylach, a wiec Francja, Holandia i Dania. Na Morzu Karaibskim floty czterech krajów prowadziły legalny handel ze swoimi koloniami i nielegalny handel z koloniami hiszpańskimi. Morze to roiło się od przemytników i korsarzy, których wabiło meksykańskie i peruwiańskie srebro. Za ministerium Jose Patiny Hiszpania podjęła energiczną walkę z kontrabandą. Zorganizowana przez ministra flota ochrony wybrzeży karaibskich (guarda-costas) wciąż zatrzymywała i rewidowała angielskie statki, dopuszczając się różnych szykan i w stosunku do handlu legalnego. Niemożliwą zresztą rzeczą było rozwikłanie, gdzie na Morzu Karaibskim kończył się handel, a zaczynał przemyt. Między Londynem a Madrytem toczyły się w tych sprawach przewlekłe i jałowe rokowania, w toku których w parlamencie brytyjskim coraz większy wpływ zyskiwali kupcy handlujący z Indiami Zachodnimi i ludzie związani z Kompanią Mórz Południowych. Stosunki między Anglią a Hiszpanią zaogniły się również na kontynencie amerykańskim. Pogranicze między Karoliną Południową a hiszpańską Florydą było płynne i na tym terenie Anglicy założyli w 1732 r. trzynastą kolonię - Georgię. Był to bastion zwrócony przeciw Hiszpanii. W 1738 r. angielski kapitan Jenkins w zatargu z hiszpańskimi stróżami wybrzeży utracił ucho, które skrzętnie zachował i przywiózł do Londynu. Sprawa ucha Jenkinsa wywołała w izbie Gmin wielką burzę i spowodowała uchwałę o obronie wolności żeglugi. Flota brytyjska demonstrowała na Morzu Śródziemnym u wybrzeży hiszpańskich. Choć Walpole konwencją w Prado (styczeń 1739) uzyskał ugodę z Hiszpanią na zasadzie wypłaty odszkodowania, Kompania Mórz Południowych odmówiła podporządkowania się konwencji. Było to ważne wydarzenie w dziejach angielskiego imperializmu, w którym do głosu dochodził coraz bardziej bezpośredni nacisk na rząd grup reprezentujących kolonialne interesy. W odpowiedzi na postawę Kompanii Hiszpania zawiesiła asiento i w październiku 1739 r. rozpoczęła się między Anglią a Hiszpanią wojna, która przeszła do historii pod nazwą "wojny o ucho Jenkinsa". Anglia dążyła do podboju hiszpańskich terytoriów w strefie karaibskiej i podjęła w 1740 r. wielką operację morską. Anglicy zdobyli Puerto Bello i zburzyli jego fortyfikacje, ale ataki na silnie obwarowaną Cartagenę (1741) i Santiago de Cuba nie powiodły się. Opłynięcie przez komandora Ansona przylądka Horn i zaatakowanie wybrzeży Peru było wielkim wyczynem żeglarskim, ale nie miało strategicznego znaczenia. W dalszym toku wojny głównym zadaniem floty brytyjskiej na Morzu Karaibskim było wspieranie kontrabandy, która kwitła bardziej niż kiedykolwiek, bowiem morski handel Hiszpanii został sparaliżowany. Na kontynencie podjęta w 1740 r. ofensywa z Georgii przeciw Florydzie nie powiodła się i w 1742 r. Hiszpanie spustoszyli Georgię. Dalsze walki w tym rejonie nie przyniosły rozstrzygnięcia. Kiedy w 1744 r. do wojny przystąpiła Francja, angielscy i francuscy plantatorzy trzciny cukrowej nie dążyli do podboju Antyli swych rywali (obawiali się, iż w takim wypadku ceny cukru spadną), ale chcieli te wyspy zrujnować i wyludnić przez porywanie niewolników i odcinanie aprowizacji. Głównym teatrem francusko-brytyjskich zmagań w Ameryce nie była strefa karaibska, lecz północ. Drobne utarczki między angielskimi a kanadyjskimi kolonistami przy udziale Indian toczyły się od 1739 r. (w rejonie Wielkich Jezior i rzeki Ohio), ale dopiero wejście Francji i Wielkiej Brytanii oficjalnie w stan wojny spowodowało działania na większą skalę. Francuzi usiłowali odzyskać Akadię (Nową Szkocję), na co koloniści angielscy odpowiedzieli przeciwuderzeniem na Louisbourg. Połączonym wysiłkiem kilku kolonii wysłano na wody Zatoki św. Wawrzyńca 3 tys. milicji, która przy wsparciu floty brytyjskiej zdobyła 17 VI 1745 r najsilniejszą twierdzę kontynentu. Anglicy utrzymali Louisbourg aż do pokoju akwizgrańskiego. Mimo sukcesów odniesionych przez Wielką Brytanię w Ameryce, na szali rokowań ważyła sytuacja z innych teatrów wojny o sukcesję austriacką i w traktatach z 1748 r Anglicy zwrócili Hiszpanii Puerto Bello a Francji Louisbourg. W strefie karaibskiej kilka spornych wysepek uzyskało status neutralności. Na mocy zamykającego handlową wojnę angielsko-hiszpańską traktatu z roku 1750 Anglicy w zamian za 100 tys. funtów wyrzekli się wszelkich roszczeń do asiento. Przemytniczy handel w strefie karaibskiej trwał dalej ale utracił legalny parawan i osłabł. Hiszpania, która od 1740 r. (upadek Puerto Bello) zaniechała wysyłania galeonów, na nowych zasadach odbudowała swój monopol handlu z amerykańskimi koloniami i stała się zdolna skuteczniej go osłaniać. Straciła na tym Anglia, a zyskała Francja, która powróciła do starego systemu przechwytywania hiszpańsko-amerykańskiego handlu w samej metropolii za pośrednictwem kupców z Kadyksu. Pokój akwizgrański w Ameryce Północnej niczego nie załatwił i nie przyniósł faktycznego pokoju. Francuzi niezwłocznie odbudowali Louisbourg i na granicy Nowej Szkocji wznieśli fort Beausejour. Anglicy umocnili się w Nowej Szkocji, sprowadzając tam licznych kolonistów i zakładając fort Halifax (1749). Gdy obie strony zbroiły się u morskich wrót Kanady, nasilały się tarcia między kolonistami w rejonie rzeki Ohio. Inwestowaniem w te zachodnie tereny zainteresowali się teraz bogaci plantatorzy z wybrzeży i w 1749 r. powstała w Wirginii Kompania Ohio (udziałowcami byli m.in. bracia Washington). W 1754 r. doszło do otwartej wojny między Wirginią a Kanadyjczykami i posiłkującymi ich Indianami. Wirginia której nie wspierały inne kolonie, ponosiła porażki. Rząd angielski wahał się między tezą, że konflikt z Kanadą jest wewnętrzną sprawą kolonistów, a koncepcją podjęcia przez Wielką Brytanię lokalnej wojny, mającej na celu zepchnięcie Francuzów do granic ich posiadłości z 1714 r. W listopadzie 1754 r. parlament opowiedział się za wysłaniem do Ameryki wojska. Na wiosnę 1755 r. wylądował w Wirginii korpus generała Braddocka, który w lasach nad Ohio usiłował działać według kanonów europejskiej sztuki wojennej. W lipcu 1755 r. Anglicy zostali doszczętnie rozbici przez garstkę strzelających z zasadzki Francuzów i ich indiańskich sprzymierzeńców. Indianie zapuszczali się w głąb Wirginii i Pensylwanii. Brytyjska próba przeprowadzenia lokalnej wojny załamała się i konflikty kolonialne wciągały mocarstwa do generalnej rozprawy. Konflikty te toczyły się również w Indiach. 2 Walki Francji i Wielkiej Brytanii w Indiach (1744-1754) W pierwszej połowie XVIII w. Anglicy i Francuzi nie podejmowali w Indiach podbojów terytorialnych. Główną faktorią angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej był na zachodnim wybrzeżu Surat (założony w 1612 r.), a na Wybrzeżu Koromandelskim - Madras (założony w 1639 r.). Zaczątkiem angielskiego władztwa terytorialnego stała się wyspa Bombaj, należąca do Portugalii i przekazana w 1661 r. królowi Karolowi II jako posag jego żony Katarzyny, królewny portugalskiej. Karol II wydzierżawił wyspę kompanii. Gubernator Bombaju John Child w 1686 r. spróbował na holenderską modłę opanować siłą część Bengalu. Jednakże poniósł porażkę i Anglicy, aby utrzymać się w swych faktoriach w delcie Gangesu, musieli zapłacić Aurangzebowi odszkodowanie w wysokości 150 tys. rupii. Odtąd Kompania Wschodnioindyjska nie próbowała podbojów. ale w 1717 r. uzyskała cesarski ferman, który zezwolił na znaczną rozbudowę Kalkuty i innych brytyjskich faktorii w Bengalu. W 1740 r. Kalkuta liczyła już 100 tys. mieszkańców. Anglia zajmowała pierwsze miejsce wśród krajów europejskich handlujących z Indiami portugalska posiadłość Goa była tylko skromną pozostałością dawnej świetności. Dość liczne faktorie holenderskie schodziły na drugi plan. Wschodnioindyjskie kompanie Danii i Szwecji nie liczyły się jako poważni rywale. Natomiast od schyłku XVII w. dynamicznie rozwijały się placówki francuskie. Francuzi mieli nawet pewien zalążek władztwa terytorialnego. W 1674 r. Francois Martin uzyskał dla kompanii skrawek Wybrzeża Koromandelskiego i założone tam Pondichery (dziś Puduććeri) rozwinęło się po 30 latach w duże miasto portowe. Francuzi mieli również dobrze prosperujące faktorie w Bengalu Chandemagore (dziś Candranagar) i na Wybrzeżu Malaharskim (Mahe). Rozpad imperium Wielkich Mogołów i pogłębiająca się anarchia w Indiach ułatwiły europejskim faktoriom ingerowanie w spory hinduskich książąt. Faktorie były ufortyfikowane i rozporządzały oddziałami składającymi się przeważnie z uzbrojonych i przeszkolonych na europejską modłę Hindusów (sipajów). Te siły liczyły się w dobie anarchii i Europejczycy, występując w charakterze sojuszników, zyskiwali coraz większe wpływy i przywileje w sąsiadujących z ich faktoriami księstwach. Najbardziej planową politykę rozbudowy sipajskiej armii i ekspansji terytorialnej podjął markiz Dupleix, który od 1741 r. był gubernatorem Pondichery. Dążenie Francuzów do zbudowania imperium kolonialnego w Indiach napotkało przeszkodę nie ze strony Hindusów, lecz Anglików. Gdy w 1744 r. rozpoczęła się wojna między Francją a Anglią, rządy tych mocarstw nie chciały rozszerzenia konfliktu na Indie. Doszło jednak w tym rejonie do morskich incydentów i wojowniczy Dupleix uzyskał interwencję francuskiej floty wojennej z wyspy Isle de France (Mauritius) koło Madagaskaru. Flota ta zdobyła w 1746 r. Madras. W końcowym okresie wojny o sukcesję austriacką Anglicy odzyskali przewagę na Oceanie Indyjskim, ale ich ataki na Pondichery były bezskuteczne. Traktatem akwizgrańskim Madras został oddany Anglikom w zamian za zwrócenie Francuzom w Ameryce Louisbourga. Mimo zawarcia pokoju między metropoliami w południowych Indiach trwała jednak dalej nieoficjalna wojna brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej z francuską Kompanią Indii. Interweniując w walki między książętami wschodniego Dekanu Dupleix rozciągnął wpływy francuskiej kompanii na wielkie terytorium obejmujące Hajdarabad i Karnatak (30 mln mieszkańców). W 1750 r. gubernator Pondichery przyjął tytuł nawaba południowych Indii. Anglicy zrazu reagowali słabo. ale Dupleix znalazł godnego rywala w osobie młodego urzędnika kompanii brytyjskiej, Roberta Clive. Przekonał on władze Madrasu o konieczności interwencji i uzbroiwszy sipajów zdobył w 1751 r stolicę Karnataku Arkot. W roku następnym Clive pokonał Francuzów w kilku bitwach i zmusił Dupleixa do układów. Imperialna polityka Dupleixa nie znalazła energicznego poparcia gabinetu wersalskiego, który nie chciał dopuścić do przemienienia się wojny między kompaniami w wojnę angielsko-francuską. W 1754 r. Dupleix został odwołany z Indii i kompanie zawarły układ, na mocy którego Francuzi zatrzymali zwierzchność nad Hajdarabadem odstępując Anglikom Karnatak. Podział wschodniego Dekanu zakończył pierwszą rundę walki między Francją a Anglią o Indie i pierwszy etap opanowania tego subkontynentu przez Europejczyków. 3. Odwrócenie przymierzy i początek wojny siedmioletniej (1755-1757) Do 1748 r wojny kolonialne toczyły się na marginesie zmagań kontynentalnych. Pokój akwizgrański nie położył jednak kresu francusko-angielskim walkom w Ameryce i w Indiach. a w 1755 r. konflikt kolonialny po raz pierwszy stał się zarzewiem wojny europejskiej. Ten zwrotny moment wiązał się z wielkim rozwojem handlu oceanicznego. Z rozrostem kolonialnych społeczności oraz z coraz silniejszym naciskiem zainteresowanych zamorskimi sprawami grup i opinii na rządy. Zarówno rząd Anglii, jak Francji nie kwapił się do generalnej rozprawy. Jednakże strzały które padły w 1754 r nad rzeką Ohio. spowodowały powolną eskalację konfliktu. W 1755 r. biły się już w Ameryce wojska regularne, a płynąca do Kanady flota została zaatakowana przez brytyjskie okręty. Wkrótce potem rząd brytyjski wydał rozkaz zatrzymywania na wszystkich morzach francuskich statków handlowych. Francja odpowiedziała na to w grudniu 1755 r. ultimatum i 18 V 1756 r. nastąpiło oficjalne wypowiedzenie wojny. Francuzi, którzy pozorowali przygotowania do desantu na Wyspy Brytyjskie, zwrócili w tym kierunku uwagę Anglików i natychmiast niespodziewanym atakiem zdobyli kluczową bazę brytyjską na Morzu Śródziemnym, Minorkę (28 V 1756). Wojna rozpoczęła się pod niepomyślnymi auspicjami dla Anglików. W latach narastającego konfliktu morsko-kolonialnego Wielka Brytania i Francja rozbudowały swoje floty wojenne; dufne w te siły mocarstwa wkraczając w stan wojny zamierzały rozegrać pojedynek na morzach i oceanach. Z obu stron liczono się jednak z tym, że ze względu na europejskich sojuszników może dojść do wojny na kontynencie. Dla Anglii szczególnie czułym miejscem był Hanower. Obawiano się, że jeśli Francja będzie ponosić niepowodzenie na morzach, to zechce poszukać rekompensaty, uderzając na europejskie posiadłości Jerzego II. Do takiego uderzenia namawiał zrazu Francję Fryderyk II. Rząd brytyjski musiał więc troszczyć się o swe kontynentalne przymierza. Po 1748 r. utrzymywały się w Europie konstelacje sojuszów z czasów wojny o sukcesję austriacką. Z jednej więc strony istniały związki i zobowiązania łączące Wielką Brytanię, Hanower, Holandię, Austrię i Rosję, z drugiej zaś - sojusz Francji z Hiszpanią i Prusami oraz dobra komitywa między gabinetem wersalskim a Turcją. Wpływy francusko-pruskie ścierały się z wpływami dworów cesarskich na terenie Polski, Saksonii i Szwecji. Był to rejon sekretnej polityki Ludwika XV, który nie zaprzestawał starań o wprowadzenie na tron polski francuskiego kandydata (miał nim być książę Conti), wbrew dworom cesarskim, a przy poparciu Prus, Szwecji i Turcji. Wśród powikłań sekretnej i oficjalnej dyplomacji, dworskich intryg i efemerycznych ministeriów, za osobistych rządów Ludwika XV słabła mocarstwowa pozycja Francji i jej potęga militarna. Nie Francja też, lecz Austria i Prusy odegrały główną rolę w zasadniczym zwrocie, który miał się dokonać w politycznej konstelacji Europy. Fryderyk II i Maria Teresa najlepiej wykorzystali siedmioletni okres pokoju, aby usprawnić administrację i wzmocnić siły zbrojne swych państw. A były to państwa nienawistnie zwaśnione o Śląsk i przewagę w Niemczech. Odzyskanie Śląska i rozbicie Prus stało się naczelną wytyczną polityki Austrii, którą kierował znakomity dyplomata, a od 1753 r. kanclerz Kaunitz. We wrogości względem Prus łączyła się z Austrią Rosja cesarzowej Elżbiety, poróżniona z Fryderykiem II w sprawach Szwecji i Polski oraz dążąca do podboju Prus Wschodnich (zamierzono je oddać Polsce w zamian za Kurlandię, lub ekwiwalent na Białorusi). Obie cesarzowe planowały więc rozbiór Prus, ale Kaunitz uważał, że skuteczne unicestwienie potęgi Fryderyka II wymaga udziału trzeciego mocarstwa - Francji. W stosunkach francusko-habsburskich dominował odwieczny antagonizm, ale po objęciu Hiszpanii przez Burbonów oraz po uregulowaniu spraw włoskich i sprawy lotaryńskiej antagonizm ów tracił swoje geopolityczne podłoże. Pozostały jeszcze francuskie aspiracje do Belgii, lecz i w tej sprawie nastręczyła się przetargowa kombinacja. Próby francusko-austriackiego zbliżenia zarysowały się już u schyłku panowania Ludwika XIV, a także w 1735 r. oraz w czasie rokowań akwizgrańskich. Wówczas to debiutujący politycznie Kaunitz wyciągnął wnioski z wyników wojny o sukcesję austriacką. Domeną mocarstwowej polityki Habsburgów nie jest zachodnia Europa, lecz środkowa, a głównym wrogiem Austrii nie jest Francja, lecz Prusy. Większe znaczenie niż Belgia ma dla Austrii Śląsk i można odstąpić Belgię Francji, jeśli pomoże ona w odzyskaniu Śląska. Austria dość już długo w imię obrony Niderlandów spełniała uciążliwą rolę angielskiego najemnika na kontynencie i swą politykę środkowoeuropejską powinna teraz oprzeć na współdziałaniu z Francją. Tę nową linię polityczną usiłował realizować Kaunitz jako austriacki ambasador w Wersalu (1750-1752) i później jako kanclerz. Długo jednak nie znajdował we Francji życzliwego przyjęcia. Gabinet wersalski pozostawał wierny sojuszowi z Prusami, a francuska opinia była tradycyjnie i żywiołowo antyaustriacka. Fryderyk II, wywindowawszy na wyżyny mocarstwowe swoje - mimo zaboru Śląska - wciąż niewielkie i terytorialnie rozczłonkowane państwo, zdawał sobie sprawę, że jest to "życie nad stan". Nie zaprzestawał więc marzeń o dalszych podbojach, które podbudowałyby terytorialnie jego tak wysiloną potęgę militarną. W nakreślonym w 1752 r. Testamencie politycznym król pruski pisał: "Chciałbym, abyśmy mieli dość prowincji, aby utrzymać 180 tys. wojska, a więc o 44 tys. więcej niż obecnie". Jako cele polityki pruskiej wskazywał zabór Saksonii, Prus Królewskich i reszty szwedzkiego Pomorza. Spełnienie tych celów wymagało jednak pomyślnej koniunktury. Fryderyk II przewidywał wojnę z Austrią, ale obawiał się Rosji. Perspektywy dalszej ekspansji Prus zakładały współdziałanie nie tylko z Francją, lecz i z Rosją. Premier brytyjski Newcastle przystępując do wojny z Francją chciał sprawdzić i umocnić "stary system" sojuszów kontynentalnych, funkcjonujący w myśl zasady: "Nie możemy nic zdziałać bez Holandii, Holandia bez Austriaków, Austriacy zaś bez Rosjan". Pierwsze ogniwo tego łańcucha - holenderskie - zawodziło już w czasie wojny o sukcesję austriacką, a obecnie amsterdamscy regenci byli jak najdalsi od gotowości podejmowania ryzyka bez gwarancji silnego zaangażowania się Austrii w Niderlandach i w ogóle na Zachodzie. W tym też sensie zwrócił się Newcastle na jesieni 1754 r. do Wiednia. Był przekonany, że Belgia po dawnemu stanowi fundament angielsko-holendersko-austriackiego współdziałania. Kaunitz jednak dro-żył się. Domagał się bardzo znacznych świadczeń wojennych ze strony Anglii, Holandii Hanoweru oraz brytyjskich subsydiów dla Rosji. W styczniu 1755 r. po raz ostatni Austria przedłożyła swoje oferty jeszcze w duchu "starego systemu", przerzucając jednak na Anglię główny ciężar ewentualnej wojny na Zachodzie. Nie otrzymawszy zadowalającej odpowiedzi z Londynu, Kaunitz już z całą determinacją zaczął dążyć do porozumienia z Francją. Tymczasem Newcastle starał się uchwycić pękający łańcuch za ostatnie, rosyjskie ogniwo. Wielka Brytania podpisała 30 IX 1755 r. w Petersburgu konwencję z Rosją, w zamian za subsydia zapewniając sobie jej pomoc w wypadku napadnięcia Hanoweru przez Prusy. W intencji Newcastle'a miał to być środek na powstrzymanie Prus, Rosjanie natomiast interpretowali konwencję jako narzędzie wojny z Prusami. Fryderyk II przeraziwszy się następstw konwencji petersburskiej dokonał zwrotu ku Anglii i, jak żywił nadzieję, ku Rosji. Prusy 16 I 1756 r, podpisały z Anglią w Whitehall konwencję (zwaną westminsterską) o neutralizacji Niemiec i o wspólnym działaniu przeciw temu, kto naruszy pokój Rzeszy. Newcastle spodziewał się naiwnie, iż na podstawie konwencji petersburskiej i westminsterskiej da się zapewnić izolację Francji i pokój na kontynencie na zasadzie pogodzenia Prus z dworami cesarskimi. Fryderyk II również łudził się co do siły wpływów angielskich w Rosji i gotowości Francji do pogodzenia się z faktem dokonanym. Konwencja westminsterska wywołała jednak łańcuchową reakcję, która doprowadziła do słynnego odwrócenia przymierzy. Francja, oburzona na wiarołomstwo pruskiego sojusznika, przyjęła austriackie oferty, w sprawie których jałowo toczyły się od roku tajne negocjacje. Dnia 1 V 1756 r. Francja i Austria podpisały tzw. pierwszy traktat wersalski. Austria ogłosiła neutralność w wojnie francusko-angielskiej i zawarła z Francją przymierze obronne (wyłączając jednak jako casus foederis obecną wojnę francusko-angielską). Kaunitz nie zdołał jeszcze wciągnąć Francji do swego planu zaczepnej akcji przeciw Prusom i rozbioru posiadłości Fryderyka. W Wersalu uważano traktat za definitywny i za narzędzie utrzymania pokoju w Europie, tym razem na zasadzie izolacji Wielkiej Brytanii. Na wieść o odwróceniu przymierzy Holandia zawarła z Francją konwencję o neutralności (14VI 1756). Jeszcze dotkliwszy cios spotkał dyplomację brytyjską w Rosji. Elżbieta wycofała się z konwencji petersburskiej i zawarła antypruskie przymierze wojenne z Austrią. W Petersburgu powitano traktat wersalski z entuzjazmem i aż nazbyt gorliwie namawiano Francję do wzięcia udziału w pogromie Prus. Wiele spraw dzieliło Francję i Rosję na terenie Turcji, Polski i Szwecji, a rząd francuski nie zamierzał posunąć się dalej poza traktat wersalski. Traktat ów wraz z konwencją westminsterską mogły stać się instrumentem ograniczenia konfliktu do wojny morskiej między Francją a Anglią. Jednakże Fryderyka II poniosły nerwy i sam rzucił się w zastawioną przez Kaunitza sieć. Na skutek wiadomości o zbrojeniach Austrii i Rosji oraz przejaskrawionych przez pruski wywiad informacji o zapadłych już jakoby wojennych decyzjach w Wiedniu, Petersburgu, Paryżu i Dreźnie, Fryderyk II doszedł do przekonania, iż jest osaczony. W lecie 1756 r. król pruski trzykrotnie zażądał od Marii Teresy zapewnienia, iż go nie zaatakuje ani w tym roku, ani w przyszłym. Nie otrzymawszy zadowalającej odpowiedzi postanowił uprzedzić przeciwników i uderzył w najsłabsze ogniwo domniemanej koalicji. Swoim zwyczajem, bez wypowiadania wojny, Fryderyk II 30 VIII 1756 r. wtargnął do Saksonii, błyskawicznie zajął Drezno i zamknął Augusta III wraz z całą armią saską (17 tys. ludzi) w położonej nad Łabą twierdzy Pirna. Pod względem strategicznym cios był dobrze wymierzony. Austria, a tym bardziej Rosja nie były gotowe do działań wojennych na większą skalę. Niedostateczną odsiecz austriacką zatrzymali Prusacy 1 X 1756 r. w bitwie pod Lovosicami (Lobositz) i zmusili wygłodzoną w Pimie armię saską do bezwarunkowej kapitulacji (16X 1756). August III uzyskał możność wyjazdu do Warszawy. Jeńców saskich Fryderyk wcielił do swojej armii i opanował cały kraj, który został włączony do pruskiej gospodarki wojennej. Podbój i drakońska eksploatacja bogatej Saksonii znacznie zwiększyły militarny potencjał Prus. Ponadto opanowawszy drezdeńskie mennice chwycił się Fryderyk II bardzo zyskownego procederu wybijania fałszywej polskiej monety. Zalawszy nią Rzeczpospolitą ciągnął wielomilionowe zyski. Śledząc dalsze losy wojny siedmioletniej należy pamiętać, że w czasie jej trwania Fryderyk II był faktycznym władcą zarówno Prus, jak Saksonii. Ten konglomerat stanowił już nie tylko militarne, lecz i terytorialne mocarstwo. Jednakże strategicznie korzystna "operacja saska" spowodowała groźne dla "rozbójnika Europy" następstwa na arenie międzynarodowej. Francja przestała czynić trudności w rokowaniach z Rosją i udzieliła jej subsydiów wojennych. Likwidując swoją dotychczasową politykę wschodnią dwór wersalski wyraził zgodę na przemarsz wojsk rosyjskich przez Polskę, przez co nadwerężył swoje stosunki z Turcją. Zwalczające się dotąd na terenie Szwecji dyplomacje francuska i rosyjska połączyły teraz swoje wysiłki, aby skłonić Sztokholm do wypowiedzenia wojny Prusom. W styczniu 1757 r. Austria przeprowadziła w sejmie Rzeszy (większością głosów 60:26) potępienie agresji na Saksonię i wystawienie przeciw Fryderykowi tzw. armii okręgowej, czyli armii Rzeszy (Reichsarmee). W Niemczech tylko Hanower, Brunszwik i Hesja-Kassel pozostały po stronie Anglii i Prus. Wreszcie legalista Ludwik XV, doczekawszy wygaśnięcia terminu swojego sojuszu z Prusami, podpisał z Austrią tzw. drugi traktat wersalski (1 V 1757). Był to sojusz tym razem zaczepny i Austria uzyskała od Francji 12 mln liwrów rocznego subsydium. Wśród zagęszczających się umów w obrębie antypruskiej koalicji jako cel wojny określano rozbiór posiadłości Fryderyka. Austria miała odzyskać Śląsk, Rosja otrzymać Prusy Wschodnie (jako przedmiot dalszych wymian z Rzecząpospolitą), Szwecja - Pomorze, Saksonia - Magdeburg, Halle i Halberstadt, a Francja - niektóre posiadłości nadreńskie domu brandenburskiego. Głównym wszakże udziałem Francji była Belgia, której część nadmorska miała zostać wcielona do królestwa, reszta zaś z uszanowaniem holenderskiej bariery przypaść ulubionemu zięciowi Ludwika XV, don Felipowi księciu Parmy, które to księstwo przeszłoby na Habsburgów. Była to replika zamiennej transakcji lotaryńsko-toskańskiej. Owa kombinacja miała wejść w życie dopiero wtedy, kiedy Austria przy francuskiej pomocy odzyska Śląsk. Od razu jednak granice Belgii otwarto dla wojsk francuskich. Długie zabiegi Kaunitza zostały uwieńczone pełnym powodzeniem. Na wspólny cel sojusznicy przeznaczyli ogromne siły. 130 tys. Francuzów, 165 tys. Austriaków, 80 tys. Rosjan, 24 tys. Niemców "okręgowych" i 20 tys. Szwedów. Sile tej mógł Fryderyk II na wiosnę 1757 r. przeciwstawić 180 tys. własnych wojsk. Hanoweru mieli bronić najemnicy Jerzego II w liczbie około 50 tys. Agresja pruska na Saksonię zrazu zaszokowała Anglię, ale w obliczu zagrożenia Francusko-austriackiej hegemonii na kontynencie postanowiono postawić na Fryderyka jako jedynego sojusznika i obrońcę europejskiej równowagi. Królowi pruskiemu przyznał rząd londyński wielkie subsydia w sumie 670 tys. funtów rocznie. Poza pruskimi bagnetami i angielskimi funtami starano się uruchomić również pewne siły moralne. Prusko-brytyjsko-holenderska propaganda przedstawiała sojusz wersalski jako "papistowską" zmowę, mającą na celu zniweczenie protestantyzmu w Niemczech. Sprawy wyznaniowe odgrywały pewną rolę w atmosferze błogosławionego przez Benedykta XIV zbliżenia między Wiedniem a Wersalem oraz w dzielących opinię francuską sporach "dewotów" z zapatrzonymi na Fryderyka "filozofami". Jakkolwiek indyferentny król-filozof przybierał pozę nowego Gustawa Adolfa, nie były to już jednak czasy wojen religijnych i Szwedzi nie mieli skrupułów, aby uderzyć na tego obrońcę protestanckiej sprawy. Póki nie okrzepła antypruska koalicja, póty w nerwowych negocjacjach prowadzonych w latach 1755-1756 odgrywały pewną rolę sprawy włoskie. Gdy jednak doszło do ścisłego współdziałania Habsburgów i Burbonów, Italia przestała być teatrem europejskich rozgrywek. Sardynia i Anglia straciły pole do politycznych manewrów i po raz pierwszy Włochy pozostały na uboczu wielkiej wojny. Do czasu trzymała się również na uboczu Hiszpania, podczas gdy Portugalia otwierała swe porty angielskiej flocie i przemytowi. W Turcji po odwróceniu przymierzy zachwiało się tradycyjne zaufanie do Francji, nie udało się jednak Prusom i Anglii nakłonić Turków i Tatarów do dywersji antycesarskiej. Wojna kontynentalna toczyła się w Niemczech i o losach Niemiec zadecydowała. 4. "Cud domu brandenburskiego" (1757-1761) Kampanię wiosenną 1757 r. rozpoczął Fryderyk ofensywą stutysięcznej armii na Czechy, pobił księcia Karola Lotaryńskiego pod Pragą (6 V) i oblegał go w tym mieście. podczas gdy pruskie zagony zapuszczały się w głąb Austrii, na odsiecz Pragi przyszła jednak rezerwowa armia generała Dauna, która pokonała Fryderyka pod Kolinem (18 VI) i zmusiła Prusaków do wycofania się do Saksonii. Od wschodu Rosjanie, pod dowództwem feldmarszałka Apraksina, pokonali armię broniącą Prus pod Welawą (Grossjägersdorf) (30 VIII). Od południa Austriacy zajmowali Śląsk i rajdami kawaleryjskimi zapuszczali się aż pod Berlin, a od północy Szwedzi wkroczyli na Pomorze. W tej skoordynowanej akcji zawiódł Apraksin, który nie wykorzystując zwycięstwa wycofał się na Żmudź (pociągnęło to za sobą proces oskarżonego o zdradę Apraksina i przyczyniło się do upadku Bestużewa). Niemniej jednak położenie Fryderyka było już krytyczne, a decydujący cios zagrażał od zachodu. Francuska armia księcia Richelieu pokonała wojska angielsko-hanowerskie księcia Cumberlanda, który 8 września podpisał kapitulację pod Kloster Zeven, oddając w ręce Francuzów Hanower i zobowiązując się do wycofania za Łabę. Druga armia francuska marszałka Soubise'a połączywszy się z niemiecką armią "okręgową" maszerowała na Saksonię. Fryderyk, który bezskutecznie próbował nawiązać rokowania z Francją, ponoć już myślał o samobójstwie. Przezwyciężywszy kryzys nerwowy ruszył jednak naprzeciw Soubise'a i u wrót Saksonii odniósł nad nim świetne zwycięstwo pod Rossbach (5 XI). Natychmiast przerzucił się na Śląsk i w pobliżu zajętego przez Austriaków Wrocławia zadał księciu Karolowi ciężką klęskę pod Lutynią (5 XII), zmuszając wojska cesarskie do ewakuacji Śląska. Tymi niespodziewanymi sukcesami zakończył król pruski tak groźny dla niego rok 1757. Po bitwie pod Rossbach nowy duch wstąpił w Anglików, którzy gotowali się już do wycofania z Hanoweru. Jerzy II zdezawuował kapitulację Cumberlanda i za radą Fryderyka na czele wojsk angielsko-hanowerskich postawił księcia Ferdynanda Brunszwickiego. Wiosną 1758 r. pokonał on Francuzów pod Krefeld i wyparł za Ren. Odtąd siły francuskie będą związane w Westfalii i Hesji, gdzie wśród lokalnych postępów i odwrotów ustali się na kilka lat chwiejna równowaga między znacznie liczniejszą armią francuską a wojskami księcia Brunszwickiego. Oznaczało to wielki upadek potęgi i prestiżu Francji, której zabrakło dowódców na miarę marszałków Ludwika XIV czy Maurycego Saskiego. Prócz nieudolności awansowanych za dworskie fawory generałów paraliżująco działały w obozach wersalskie intrygi, a także niechęć wielu eksponowanych osobistości do "nowego systemu", ich ciche sympatie dla Prus i zastarzała wrogość w stosunku do Austrii. Od 1758 r. Francja prowadziła działania wojenne jedynie przeciw Anglii. Armia "okręgowa" i wojska szwedzkie nie miały większego znaczenia. Fryderyk II, odciążony na zachodzie przez Anglię, będzie się w dalszym ciągu samotnie zmagał z dwoma cesarstwami. W zimie na przełomie lat 1757-1758 Rosjanie pod dowództwem Fermora opanowali całe Prusy Wschodnie i na wiosnę posuwali się dalej ku Odrze. Naczelnym założeniem obronnej strategii Fryderyka było niedopuszczenie do połączenia sił austriackich z rosyjskimi, duża ruchliwość i akcje uprzedzające, toczone na wybranym przez Prusaków terenie. Zaatakowawszy Morawy Fryderyk związał główne siły austriackie Dauna pod Ołomuńcem. Musiał jednak zwinąć oblężenie Ołomuńca i przerzucić się nad Odrę, gdzie Rosjanie oblegali Kostrzyn. W bitwie pod Sarbinowem (Zorndorf) (25 VIII 1758) nieumiejętnie dowodzeni żołnierze rosyjscy wykazali niezwykle twardą postawę. Obie strony ciężko się wykrwawiły i formalnie pobity Fermor w porządku wycofał swe wojska na leża zimowe do Wielkopolski. Odepchnąwszy Rosjan Fryderyk powrócił na południe, gdzie Daun zagrażał Saksonii. Prusacy zostali pobici pod Hochkirch (14 X). ale Daun tak drogo okupił zwycięstwo, że zaniechał ofensywy na Saksonię. W zimie, na przełomie lat 1758-1759, cesarscy alianci gotowali się do skoordynowanej i decydującej rozprawy. Nadaremnie Prusacy starali się na wiosnę unieruchomić Rosjan, atakując ich bazy w Wielkopolsce. Ofensywa ruszyła na zachód pod dowództwem następcy Fermora Sałtykowa, a Austriacy (Laudon) weszli do Saksonii, aby połączyć się z Rosjanami nad Odrą. Chcąc do tego nie dopuścić, Prusacy zastąpili drogę Sałtykowowi, ale zostali rozbici pod Kay (23 VII 1759). Fryderyk II musiał po raz pierwszy - stoczyć bitwę z połączonymi siłami przeciwników. Pod Kunowicami (Kunersdorf) stanął z 50 tysiącami Prusaków przeciw 50 tysiącom Rosjan (Sattykow) i 18 tysiącom Austriaków (Laudon). Dnia 12VIII 1759r.stoczono bitwę, która wydawała się rozstrzygająca. Fryderyk poniósł katastrofalną klęskę i nazajutrz miał przy sobie tylko 3 tys. żołnierzy. Wybuchły jednak spory w obozie przeciwników, wykrwawieni Rosjanie odmówili bowiem pościgu. W miesiąc po Kunowicach Fryderyk, którego porównywano do hydry o odrastających głowach, uderzył na Dauna w Dreźnie i oczyścił z Austriaków większość Saksonii. W zimie na przełomie 1759-1760 podjęto próbę rokowań pokojowych. Przewaga Anglii na morzach i przewaga koalicji w Niemczech stwarzały sytuację dogodną do przetargu między Francją a Wielką Brytanią. Jednakże Austria i Rosja nie zamierzały wypuścić z rąk spodziewanego totalnego zwycięstwa nad Prusami. W 1760 r. Fryderyk mógł przeciwstawić już jedynie około 90 tys. żołnierzy 232 tys. swych przeciwników. Wiosną Austriacy uderzyli na Śląsk. Fryderyk pobił wprawdzie Laudona pod Legnicą (15 VIII 1760) i nie dopuścił do połączenia głównych sił austriackich z Rosjanami, ale większość Śląska była stracona. Na północy rosyjsko-austriacki zagon zajął we wrześniu Berlin na kilka dni i wymusił kontrybucję. Kiedy Fryderyk wyruszył na odsiecz Berlina, wycofujące się wojska cesarskie uniknęły z nim spotkania. Wreszcie król pruski 3 listopada zadał ciężką klęskę Daunowi pod Torgau w Saksonii, ale nie zdołał odzyskać Drezna. Wykazując niezwykłą energię i wytrwałość organizacyjną oraz odnosząc wciąż świetne sukcesy taktyczne, Fryderyk II działał w coraz bardziej beznadziejnej sytuacji strategicznej. Kurczyło się zaplecze, wyczerpywały środki. Wyczerpani byli jednak też i przeciwnicy, a borykająca się z trudnościami finansowymi Francja obcinała Austrii subsydia. W 1761 r. nie doszło do większych bitew, których szukał Fryderyk, a unikali alianci, ale z wolna zaciskała się obręcz. Austriacy zdobyli Świdnicę (IX1761) a Rosjanie - Kołobrzeg (16XII1761). Po raz pierwszy armie cesarskie założyły zimowe kwatery na terenie Śląska i Pomorza. Upadek Pitta (październik 1761) stawiał pod znakiem zapytania dalszą przyszłość Sojuszu angielsko-pruskiego. Było rzeczą wątpliwą, czy przez pięć lat trwający "cud domu brandenburskiego" zdoła przetrwać nadchodzącą kampanię wiosenną 1762 r. 5. William Pitt i zwycięstwa Anglii na morzach i w koloniach (1757-1762) Początkowy przebieg wojny morsko-kolonialnej był niepomyślny dla Anglii. Zdobycie Minorki pozwoliło francuskiej flocie śródziemnomorskiej przenieść swe działania na ocean. W Ameryce Północnej przewaga była po stronie Francji, której indiańscy sojusznicy zagrażali angielskim granicom od Nowej Szkocji po Georgię. Odwrócenie przymierzy stworzyło groźną dla Wielkiej Brytanii sytuację na kontynencie. Wśród tych niepowodzeń doszło do kryzysu rządowego. Od wielu lat na czoło opozycji w Izbie Gmin wysuwał się utalentowany i namiętny mówca William Pitt, wnuk gubernatora Madrasu. Był on zwolennikiem skoncentrowania wszystkich wysiłków państwa na rozszerzenie posiadłości kolonialnych, krytykował natomiast zbytnie uwzględnianie przez starych wigów hanowerskich interesów dynastii. W grudniu 1756 r. ustąpił niefortunny premier Newcastle i Jerzy II pod naciskiem opinii powołał do gabinetu niemiłego mu osobiście Pitta. Nowy rząd, niejednolity i skłócony, nie opanował sytuacji i już w kwietniu 1757 r. Pitt został zdymisjonowany za sprawą księcia Cumberlanda. Po niesławnej kapitulacji Cumberlanda w Hanowerze Pitt powrócił do rządów, tym razem w warunkach kompromisu z Newcastlem, który formalnie znów objął stanowisko premiera. Premier zajmował się przede wszystkim sprawami wewnętrznymi i personalnymi (w tym był bardzo doświadczonym graczem), Pitt natomiast podporządkował sobie całkowicie sprawy zagraniczne, wojskowe i morsko-kolonialne. Lata 1757-1761 przeszły do historii Anglii jako "ministerium Pitta". Z ogromną energią przystąpił do rozbudowy potęgi morskiej. Głównym jego celem było zupełne zniszczenie francuskiego imperium kolonialnego. Był nie tylko eksponentem kolonialnych grup nacisku "nababów", plantatorów, armatorów, handlarzy niewolnikami, ale także zyskał w całym kraju wielką popularność. Stał się czołową postacią w dziejach brytyjskiego imperializmu. Pitt nie szczędził pieniędzy dla armii księcia Brunszwickiego i Fryderyka, ale był przeciwnikiem bezpośredniego angażowania sił brytyjskich na kontynencie. Sprawy niemieckie interesowały go tylko jako dywersja wiążąca Francję przeciwko której prowadził nieubłaganą wojnę morską. Anglicy na wszystkich morzach i wybrzeżach atakowali francuskie kolonie i okręty handlowe. Zmierzano jednak zrazu głównie do podcięcia potęgi morskiej Francji u podstaw, przez bombardowanie i blokowanie portów metropolii. Na schyłku 1758 r. doszło we Francji do zmian w rządzie. Miejsce negocjatora traktatów wersalskich, Bernisa, zajął książę Choiseul. Był on przeciwnikiem ofensywnego działania Francji w Europie i skłaniał się do wycofania z belgijskiej kombinacji, chciał natomiast skupić wszystkie siły do obrony imperium kolonialnego. Nie mogąc pokonać Anglików w Ameryce i w Azji, zamierzał szukać rozstrzygnięcia na Wyspach Brytyjskich. Od początku 1759 r. podjęto przygotowania do desantu na Anglie i Szkocję. Francja miała jeszcze potężną flotę wojenną. Jednakże wkrótce przestała ona niemal istnieć. Flotę śródziemnomorską, która wypłynęła przez Gibraltar, rozbili Anglicy u wybrzeży portugalskich pod Lagos (19VIII 1759). Flotę atlantycką, która miała konwojować desant w Szkocji, zniszczyli na południe od wyspy Belle-Isle (25XI1759). Odtąd Anglicy uzyskali zupełne panowanie na morzu. Mogli dokonywać nękających desantów na francuskie wybrzeża, porywać francuskie statki handlowe, zatrzymywać neutralne. Położona u brzegów Bretanii wyspa Belle-Isle została w 1761 r. zdobyta przez Anglików. Wojna stała się zyskowna dla angielskich armatorów i kupców, którzy podtrzymywali kredyt rządu. Po 1759 r. nie można już było marzyć o inwazji na Wielką Brytanię i katastrofa francuskiej floty przesądziła losy kolonii. W Ameryce Północnej po okresie francusko-kanadyjskiej przewagi dokonał się zwrot w 1758 r. Anglicy rzucili nie spotykaną dotąd w dziejach wojen kolonialnych siłę 20 tys. żołnierzy i 40 okrętów na oblężenie Louisbourga, który 27 VII 1758 r. skapitulował. Jesienią padł klucz do doliny rzeki Ohio, fort Duquesne, przemianowany odtąd na Fort Pitt (dziś Pittsburgh). Kanada nigdy nie była samowystarczalna gospodarczo. Z 60 tys. francuskiej ludności 15 tys. było teraz powołane pod broń i trzeba było żywić 6 tys. francuskich żołnierzy. Upadek handlu i przerwanie połączenia morskiego z Francją spowodowały głód i braki w sprzęcie wojennym. Plemiona indiańskie były zmuszone kolejno zawierać pokój z Anglią, która w 1759 r. podjęła ofensywę w górę Rzeki Św. Wawrzyńca. W operacji brały udział wielkie siły morskie i lądowe. W morderczej bitwie pod Quebekiem angielski generał Wolfe zginął, ale bitwa została wygrana. Kapitulacja Quebeku (18 IX) przesądziła o losach Kanady. Na wiosnę 1760 r. Francuzi z Montralu zaatakowali Quebec i odnieśli sukces w bitwie na przedpolu miasta, ale nie zdołali go odzyskać. We wrześniu przeszło trzydziestotysięczna armia angielska zmusiła załogę Montrealu (2500 ludzi) do podpisania bezwarunkowej kapitulacji. W strefie Morza Karaibskiego tradycyjną polityką Anglii było nie zdobywanie, lecz rujnowanie wysp francuskich. W 1758 r. Anglicy zajęli francuskie bazy w zachodniej Afryce (Saint-Louis i Goree), czym podcięli dopływ niewolników na francuskie Antyle. Angielscy handlarze niewolnikami byli zwolennikami aneksji wysp francuskich, czemu ze względów konkurencyjnych sprzeciwiali się plantatorzy trzciny cukrowej. Pitt, kierując się chęcią odebrania Francuzom wszystkich kolonii i doceniając strategiczne znaczenie strefy karaibskiej, zdecydował się na politykę podboju i aneksji. W 1759 r. Anglicy bez powodzenia atakowali Martynikę, zdobyli natomiast Gwadelupę. W strefie karaibskiej ważyły też siły morskie Hiszpanii. Po opanowaniu Gwadelupy Anglicy, zajęci na innych teatrach wojny, nie podejmowali większych działań. Pitt planował jednak ostateczną rozprawę z Francją na Antylach. W Indiach od 1756 r. główne siły angielskie zaangażowane były w podbój Bengalu, w toku którego Clive zajął również bengalską faktorię Francji, Chandernagore (13 III1757). Utarczki francusko-angielskie w Karnataku miały charakter działań lokalnych i do 1759 r. Anglicy byli na tym terenie w defensywie. Zaniepokojeni postępami Clive'a w Bengalu, Francuzi na wiosnę 1758 r. wysłali do Pondichery silną ekspedycję Lally-Tollendala z flotą z Isle de France. Po kilku bitwach morskich flota ta wróciła do bazy, co pozbawiło francuską ofensywę wsparcia z morza. Bez tego wsparcia oblężenie Madrasu (XI 1758- II 1759) było bezskuteczne. Zaważyły również kłótnie we francuskim dowództwie oraz nieudolność Lally-Tollendala. Spokojnie ukończywszy podbój Bengalu, Anglicy w 1759 r. przeszli do działań ofensywnych w Hajdarabadzie i Karnataku. Flota z Isle de France znów pojawiła się na Wybrzeżu Koromandelskim, ale ponownie wycofała się do bazy. Anglicy w bitwie pod Wandewasz (Wandewasi) 22 I 1760) pokonali Lally-Tollendala, który z niedobitkami wycofał się do Pondichery. Po trzymiesięcznym oblężeniu od lądu i morza Pondichery skapitulowało (8 I 1761). Uznany za winowajcę upadku imperium francuskiego w Indiach Lally-Tollendal został później stracony. W 1761 r. całe imperium kolonialne Francji (poza Luizjaną, resztą Antyli i Isle de France) było podbite przez Wielką Brytanię. Pitt nie uważał jeszcze swego dzieła za ukończone, ale angielska opinia domagała się pokoju. Anglicy obawiali się, że dalsze podboje mogą spowodować wystąpienie przeciw nim pozostałych mocarstw kolonialnych. Od 1759 r. Holandia starała się pośredniczyć w zawarciu pokoju między Anglią a Francją. Do tych dyskretnie prowadzonych negocjacji włączył się energicznie nowy (od 1759 r.) król Hiszpanii Karol III. Niepokoiła go przewaga Anglii w Ameryce i przy sposobności rokowań pokojowych chciał załatwić handlowo-kolonialne porachunki Hiszpanii z Anglią. Pitt odrzucał hiszpańską mediację, w odpowiedzi na co Karol III i Ludwik XV zawarli 15 VIII 1761 r. ścisłe przymierze (tzw. trzeci pakt familijny). Karol III postawił ultimatum, iż jeśli Anglia do 1 V 1762 r. nie podpisze pokoju z Francją na proponowanych warunkach, Hiszpania przystąpi do wojny. W Anglii po śmierci Jerzego II (25 X 1760) wstąpił na tron jego wnuk Jerzy III. Nowy król nie przywiązywał wagi do elektoratu hanowerskiego i zerwał z niemiecką polityką swoich poprzedników. Dążąc do osobistych rządów, Jerzy III był przeciwnikiem despotycznego i aroganckiego Pitta. Dominująca pozycja Pitta wiązała się z wojną. Król przeciwstawił mu w gabinecie swojego dawnego preceptora Bute'a, który zmierzał do pozostawienia Fryderyka II własnemu losowi i zawarcia pokoju z Francją. We wrześniu 1761 r. nastąpiło decydujące starcie w brytyjskim gabinecie. Pitt domagał się natychmiastowego wypowiedzenia wojny Hiszpani. Spotkawszy się z opozycją większości ministrów i króla Pitt w październiku podał się do dymisji. Upadek Pitta nie zapobiegł przystąpieniu do wojny Hiszpanii, przy której boku Choiseul spodziewał się wziąć odwet za poniesione klęski. Francja pospiesznie odbudowywała flotę wojenną i gotowała się do ofensywy w strefie karaibskiej. Hiszpania ultymatywnie zażądała od Portugalii, aby zamknęła dla Anglików swe porty. Dnia 2 I 1762 r. Hiszpania wypowiedziała wojnę Anglii i w lutym czterdziestotysięczna armia hiszpańska wkroczyła do Portugalii. Rok 1762 wykazał jednak zadziwiającą słabość licznych stosunkowo sił lądowych i morskich Hiszpanii i znakomite działanie zorganizowanej przez Pitta brytyjskiej machiny wojennej. Ofensywa hiszpańska ugrzęzła w Portugalii, która skutecznie broniła się przy pomocy kilkutysięcznego angielskiego korpusu posiłkowego. Nowa flota francuska, która wraz z flotą hiszpańską miała uderzyć na Jamajkę, zbyt późno przybyła do strefy karaibskiej. Anglicy zdobyli Martynikę (5 II 1762) i wkrótce wszystkie francuskie wyspy na Antylach (poza Santo Domingo) znalazły się w ich rękach. Wreszcie Anglicy wylądowali na Kubie i zmusili do kapitulacji najsilniejszy bastion Hiszpanii w Indiach Zachodnich, Hawanę (13 VIII 1762). Stawszy się zupełnymi władcami Morza Karaibskiego Anglicy uderzyli również na Filipiny, gdzie bez oporu poddała się Manila (22 IX). Był to aż nadmiar sukcesów dla zmierzającego do pokoju rządu brytyjskiego. Kapitulacja Hawany wywołała w Londynie wielki entuzjazm, przypływ nastrojów wojennych i popularności Pitta. Na szczęście dla rządu, wiadomość o zajęciu Manili dotarła do Europy już po podpisaniu francusko-angielskich preliminarzy pokojowych (3 XI), przeciwko którym demonstrowała londyńska ulica. Niefortunna interwencja Hiszpanii jedynie pomnożyła brytyjskie atuty w rokowaniach z zawiedzioną i wyczerpaną Francją. 6. Przewroty Petersburskie i traktaty pokojowe (1762-1763) Po upadku Pitta Anglicy naciskali na Fryderyka II, aby poszedł na ustępstwa terytorialne w stosunku do Austrii. Dążący do pokoju Bute chciał odzyskać dla Anglii dawnego sojusznika i zakończyć wojnę w Niemczech. Król pruski jednak z zadziwiającą determinacją trwał na straconej, zdawałoby się, pozycji. Anglia przestała wypłacać Prusom subsydia i zanosiło się na otwarte zerwanie między Berlinem a Londynem. W tym samym jednak czasie, kiedy na zachodzie Karol III rzucił na szale wojny miraż potęgi hiszpańskiego imperium, na wschodzie dokonał się jeden z najbardziej spektakularnych w dziejach przewrotów w rzeczywistym układzie mocarstwowych sił. Dnia 4 I 1762 r. umarła cesarzowa Rosji Elżbieta. Była ona bodaj jeszcze bardziej niż Maria Teresa nieprzejednanym wrogiem Prus. Wrogość ta miała jednak podłoże bardziej emocjonalne niż geopolityczne. O ile w Austrii nikt nie mógł żywić sympatii do zdobywcy Śląska, o tyle przez cały czas wojny istniało w Petersburgu ugrupowanie po cichu sprzyjające Anglii i Prusom. Skupiało się ono wokół tzw. "młodego dworu" następcy tronu, Piotra Holstein-Gottorpa i jego żony Katarzyny z domu księżniczki Anhalt-Zerbst. Nie miało tu znaczenia niemieckie pochodzenie wielkoksiążęcej pary, pojęcie bowiem Niemiec i niemieckości, w owych czasach bardzo płynne, wiązało się raczej z cesarstwem niż z Prusami. Piotr i Katarzyna nie byli dobranym małżeństwem, ale oboje - każde na swój sposób - podziwiali Fryderyka. U upośledzonego umysłowo Piotra było to fanatyczne uwielbienie, dla rozumnej i ambitnej Katarzyny uznanie siły Prus i potęgi Anglii stanowiło przesłanki do oparcia polityki rosyjskiej na nowych zasadach. Dopóki jednak żyła cesarzowa Elżbieta, dopóty nie mogło być mowy o pofolgowaniu Fryderykowi w wojnie, w której żołnierz rosyjski wykazał najbardziej twardą postawę. Pierwszą decyzją nowego cesarza Piotra III był rozkaz natychmiastowego zaniechania działań wojennych i wycofania armii z Pomorza i Prus Wschodnich. Dnia 2 V 1762 r. został podpisany pokój rosyjsko-pruski na zasadzie zwrotu wszystkich podbitych przez Elżbietę terenów bez żadnych odszkodowań. W ślad za Rosją na tych samych zasadach zawarła pokój z Prusami Szwecja (22V 1762). Piotr III nie zadowolił się pokojem, lecz natychmiast nawiązał rokowania o sojusz wojskowy ze swoim uwielbianym bożyszczem. Piotr wybierał się na wojnę z Danią o swój rodzinny Holsztyn i traktatem z 16 czerwca oddał do dyspozycji Fryderyka 16 tys. żołnierzy jako korpus posiłkowy w walce z Austrią o Śląsk. W tak radykalnie zmienionej politycznie i strategicznie sytuacji złowrogo zapowiadająca się dla króla pruskiego kampania 1762 r. przyniosła mu nowe zwycięstwa. Podczas kiedy książę Brunszwicki bił Francuzów w Hesji, Fryderyk po raz ostatni pokonał Dauna w bitwie pod Burkatowem (Burkesdorfem, 21 VII) i zajął Świdnicę (9 X). W Saksonii brat króla pruskiego Henryk rozbił niemiecką "armię okręgową" pod Freibergiem (29 X). Oręż pruski zagroził książętom Rzeszy, którzy skwapliwie wycofywali się ze swoich zobowiązań wobec Marii Teresy. W Wiedniu widmo sojuszu zaborczego Fryderyka z na poły obłąkanym Piotrem III budziło grozę. Nie wiadomo dokąd zaprowadziłby ten nowy impet Prus, gdyby nie ostudzające wiadomości z Petersburga. Nowy przewrót gwardyjsko-pałacowy 10VII 1762 r. obalił Piotra III i wyniósł na tron cesarzową Katarzynę II. Zaaprobowała ona pokój z Prusami, ale wycofała się z układów sojuszniczych. Wojska rosyjskie zostały odwołane z pruskich obozów. Na placu boju pozostały Prusy i Austria. Maria Teresa zrezygnowała z myśli o odzyskaniu Śląska i zabiegała o pokój za pośrednictwem Anglii i Francji. Obrażony na Anglików Fryderyk II odrzucił mediacje i wreszcie zgodził się na bezpośrednie rokowania z Austrią i Saksonią. Od grudnia 1762 r. toczyły się one w myśliwskim zamku Augusta III, Hubertsburgu. Nadaremnie Sasi domagali się odszkodowań za siedmioletnią, rabunkową gospodarkę wojenną prowadzoną przez Prusaków w ich kraju. W ciągu trwania rokowań Fryderyk II nie zaprzestał wyciskać z Saksonii kontrybucji i poborów rekruta, aż zmiękczył partnerów i 15 II 1763 r. podpisano w Hubertsburgu traktat pokojowy. Potwierdził on przedwojenne granice. August III odzyskał zrujnowaną Saksonię, a Maria Teresa ostatecznie wyrzekła się Śląska. Jedyną koncesją Fryderyka II była obietnica poparcia arcyksięcia Józefa na elekcji króla rzymskiego. Niemal równocześnie został podpisany w Paryżu pokój między Anglią, Francją i Hiszpanią (10II 1763). Poprzedziły ten akt skomplikowane rokowania. Bute, dążąc do zapewnienia trwałego pokoju między Francją a Wielką Brytanią, porzucił koncepcję Pitta aneksji wszystkich francuskich kolonii. Wahano się, co oddać: Kanadę czy Antyle? Francuzom bardziej zależało na wyspach cukrowych, lecz w Londynie też wielu ludzi uważało,-że-Martynika i Gwadelupa są cenniejsze niż Kanada i Luizjana. Przeważyła wreszcie opinia kupców zainteresowanych w kanadyjskim handlu futrzanym oraz plantatorów, którzy byli przeciwnikami włączenia francuskich Antyli w brytyjski system kolonialny. Anglia zatrzymała kilka pomniejszych wysp karaibskich, ale oddała Francji najważniejsze: Martynikę, Gwadelupę i Saint Lucię. W Ameryce Północnej Francja uzyskała jedynie prawo do połowów w rejonie Nowej Fundlandii i kilka małych wysepek jako bazy rybackie. Wyspa Cape Breton, Kanada i położona na wschód od Missisipi część Luizjany (poza Nowym Orleanem) stały się posiadłościami Wielkiej Brytanii. Resztę Luizjany (na zachód od Missisipi) dobrowolnie odstąpił Ludwik XV Hiszpanii. Chciał jej w ten sposób osłodzić utratę Florydy, którą zagarnęła Anglia w zamian za zwrot okupowanej Kuby i Manili. Zachodnia Luizjana miała duże znaczenie dla Hiszpanii jako bufor oddzielający Meksyk od angielskich kolonii i jako strefa angielskiego przemytu w rejonie Missisipi. Dla Francji natomiast ta niemal bezludna resztka utraconego imperium nie przedstawiała już większej wartości. Solidarność paktu familijnego zadziałała na korzyść Hiszpanii, która pozostawała teraz na kontynencie amerykańskim sam na sam z Anglią. W zachodniej Afryce Anglia odebrała Francji bazę Saint-Louis w Senegalu. W Indiach Francja utraciła wszystkie posiadłości terytorialne zachowując jedynie pięć starych faktorii (Chandernagore, Yanaon, Pondichery. Karikal i Mahe), które nie mogły być ufortyfikowane i których terytoria bardzo zacieśniono. Na Morzu Śródziemnym Francja zwróciła Anglii Minorkę, jedyną zdobycz, którą Choiseul mógł rozgrywać w pokojowych przetargach z Anglikami, a w zamian za Minorkę Anglicy oddali Belle-Ile. Francja poniosła w koloniach ogromne straty, nie była to jednak ta totalna klęska, do której dążył Pitt. Zawiódł się również Bute w swych nadziejach, że oględnie potraktowana Francja zaniecha dążeń do morsko-kolonialnego odwetu. Francuskie Antyle stały się złotą żyłą w gospodarce metropolii i pozostały ważną bazą strategiczną w strefie karaibskiej. Wyrugowanie Francji z Ameryki Północnej na dalszą metę okazało się dla Anglii niebezpieczne. Dynamicznie rozwijającym się koloniom angielskim zabrakło "naturalnego wroga", w walce z którym odwoływały się o pomoc do metropolii. Wkrótce nie hamowany przez Kanadyjczyków i Indian impet kolonistów zwróci się przeciw Wielkiej Brytanii. I wtedy wybije dla Francji godzina odwetu. Traktaty z 1763 r. niczego nie zmieniły w granicach państw europejskich i przez to samo spetryfikowały bardzo wiele. Francja, która musiała się wyrzec marzeń o Belgii, poniosła straty nie tylko w koloniach, ale i na znaczeniu w Europie. Anglia, wyzbywając się zainteresowania kompleksem spraw belgijsko-holendersko-hanowerskich, odwróciła się od kontynentu ku morzom i oceanom. Punkt ciężkości spraw europejskich przesuwał się na wschód. "Awantura pruska", która mogła się wydawać przelotnym fajerwerkiem, zakończyła się nie kwestionowaną promocją państwa Fryderyka na piąte (obok Anglii, Francji, Austrii i Rosji) wielkie mocarstwo Europy. Prusy "sprawdziły się" w wojnie siedmioletniej i dzięki niej zyskały żywotną na 200 lat legendę. W ramach żelaznej struktury państwa pruskiego i wokół jego legendy miały zjednoczyć się Niemcy, aby pójść na szlaki zaciętej wojny na wszystkich frontach, wierząc w totalny wysiłek i w szczęśliwy los. Na dziejach wojny siedmioletniej uczyły się pokolenia pruskich sztabowców i niemieckich polityków. Kiedy w kwietniu 1945 r. zmarł prezydent Roosevelt, w bunkrach Kancelarii Rzeszy mówiono: "Los przemówił. Umarła caryca Elżbieta". O szczęśliwym dla Fryderyka wyniku wojny siedmioletniej zadecydowała postawa Rosji, w której ręku znalazła się waga polityczna środkowo-wschodniej Europy. Pokój hubertsburski nie rozładował w tej strefie wzrastającego od 1740r. napięcia. Nie zostały zaspokojone zaborcze dążności Prus, w Austrii zaś nie zaprzestano myśleć o rekompensacie za utracony Śląsk. W samym środku owej strefy wysokiego ciśnienia znajdowała się ogromna a bezwładna Rzeczpospolita. Chociaż Fryderyk najechał dziedziczne kraje króla polskiego i chociaż na ziemiach polskich gospodarowały wojska rosyjskie i pruskie, w latach wojny siedmioletniej Rzeczpospolita pozostawała neutralna. Złożyły się na to równoważące wpływy różnych mocarstw i różnych koterii magnackich oraz ich waśnie z drezdeńsko-warszawskim dworem, głównym wszakże czynnikiem było od dawna pokojowe i beztroskie nastawienie magnacko-szlacheckiej społeczności. Historykowi (W. Konopczyński) nasuwa się refleksja: "Pomyśleć tylko, jaka rola otwierała się w takiej chwili Polsce, gdy wśród powszechnego natężenia i wyczerpania jeden korpus kawalerii mógł obrócić w perzynę Brandenburgię i rozstrzygnąć wojnę! W wielkiej koalicji od początku było miejsce dla Polaków..." Uwzględniając zadawnioną demilitaryzację Rzeczypospolitej można wszakże zapytać, czy zaimprowizowana interwencja wojskowa nie pociągnęłaby za sobą pruskiej inwazji i trwałego włączenia okupowanej części Polski (najzasobniejszej, zachodniej), w system pruskiej gospodarki wojennej, tak jak to stało się z Saksonią. W każdym razie wśród różnych obaw, które w latach 1756-1762 szarpały nerwy Fryderyka, nie było obawy przed najazdem ze strony Sarmatów. Aby mogli się oni stać groźni, trzeba by dłuższej przygotowawczej pracy. Słaba Polska w następstwie wyników wojny siedmioletniej znalazła się w bardzo trudnej i niebezpiecznej sytuacji międzynarodowej. Rozdział trzeci Monarchie starego ładu. 1. Podział na monarchie i republiki Stanisław Leszczyński w jednym ze swych francuskich memoriałów z czasów wojny siedmioletniej pisał: "Czyż Europa nie dzieli się na dwa rodzaje rządów? Jeden jest monarchiczny, jak: we Francji, Hiszpanii, Portugalii, Neapolu, Sardynii, Danii, Prusach i Rosji, nie licząc małych państw Italii i Niemiec, które składają się na Rzeszę Niemiecką. Rządami republikańskimi są: Anglia, Holandia, Szwecja, Polska, Wenecja, kantony szwajcarskie i Genua". Jest to klasyfikacja rzadko stosowana przez ówczesnych ludzi i nie przyjęta w literaturze historycznej ani historyczno-prawnej, w której przez republikę rozumie się państwo nie mające na swym czele monarchy, a zwłaszcza monarchy dziedzicznego. Jeśli więc w poczet republik może ewentualnie wchodzić Rzeczpospolita Polska z elekcyjnym królem, to nie zalicza się do nich Wielkiej Brytanii czy Szwecji. W odniesieniu do tych dziedzicznych monarchii parlamentarnych stosowano w XVIII w. nazwę "rząd mieszany", spotykamy się jednak też z określeniem Szwecji jako republiki mieszanej, w której prezyduje król (Argenson). Szerokie pojęcie republiki jako "rządu wolnego" właściwe jest polskiej myśli politycznej XVIII, na której tle przedstawiona przez króla Stanisława klasyfikacja nie stanowi odosobnionego zjawiska. Dla Leszczyńskiego główną troską republiki jest "utrzymanie swojej formy rządu, a zwłaszcza pełne używanie swej wolności". Wyciągnął stąd zbyt pospieszny wniosek, że zajęte wewnętrznymi sprawami republiki są, w przeciwieństwie do monarchii, pozbawione ducha podbojów, i snuł naiwne marzenia o lidze republik zapewniającej trwały pokój w Europie. O ile ryzykowny byłby podział krajów europejskich na republikańsko-pokojowe i monarchistyczno-wojownicze, o tyle przedstawiona przez Leszczyńskiego klasyfikacja stanowi dogodne wyodrębnienie dwóch podstawowych kategorii państw, w których życie polityczne toczyło się na odmiennych zasadach. Z jednej strony suwerenność władzy monarszej oraz zogniskowanie inicjatywy politycznej w obrębie dworu i w kręgu dworskich intryg, z drugiej strony rządy zazwyczaj wąskich, oligarchistycznych grup, którym przysługiwała inicjatywa polityczna na zasadzie udziału w suwerenności i dla których państwo stanowiło rzecz publiczną. (res publica,common wealth, rzecz pospolita). Różne były stopnie monarszego absolutyzmu i różne zakresy obywatelskich swobód. Gdy jednak ważyć kraje, w których życiu politycznym dominował czynnik dworsko-poddańczy lub stanowo-obywatelski, otrzymujemy podział odpowiadający współczesnej klasyfikacji króla Stanisława. Można oczywiście kraje europejskie grupować według zasady geograficznego sąsiedztwa czy stopnia społeczno-gospodarczego rozwoju. Sądzę jednak, iż przyjęcie podziału na monarchie i republiki będzie dogodne, aby przedstawić funkcjonowanie państw starego ładu w jego dwóch podstawowych postaciach prawnoustrojowych. Zarówno monarchie, jak republiki wypadnie z kolei podzielić na kraje katolickie i niekatolickie. W krajach katolickich występował bowiem problem współistnienia władz krajowych i ponadnarodowej władzy papieskiej. Im liczniejsze i bogatsze było duchowieństwo, tym większą wagę miały w danym państwie sprawy kościelne. W wielu krajach sprawy te wysunęły się w połowie XVIII w. na czoło zagadnień politycznych. 2. Papiestwo i monarchowie. Benedykt XIV (1740-1758) Namaszczona charyzmatami władza monarchów z bożej łaski opierała się na ołtarzu, ołtarze zaś w krajach katolickich podlegały zwierzchności papieża. W miarę jak katoliccy monarchowie dążyli do podporządkowania sobie spraw kościelnych, rosło napięcie między tymi koronowanymi pomazańcami a stolicą apostolską. Był to problem odwieczny w chrześcijańskim, a po schizmie i reformacji w katolickim świecie. Pewna równowaga w obrębie obfitującej w napięcia podwójnej suwerenności monarchów i papieży stanowiła istotny element starego ładu w katolickich krajach. W pierwszej połowie XVIII w. nasilał się nacisk monarchów, a równocześnie słabł świecki i duchowy autorytet papiestwa. Wstrząsający podwalinami starego ładu kryzys miał jednak nadejść dopiero w latach sześćdziesiątych. Państwo Kościelne stanowiło jeden z najbardziej zaniedbanych krajów Italii. Środki pieniężne napływające z całego katolickiego świata zapewniały świetność papieskich budowli i kardynalskich pałaców, ale kraj był fatalnie administrowany przez oligarchie kardynalskich rodów i rzymskich książąt. Nie raziło to jeszcze na tle hiszpańskiej Italii XVII w., ale kiedy inne kraje zaczęły się dźwigać, państwo papieskie zdecydowanie pozostawało w tyle. Utraciło ono znaczenie jako partner liczący się we włoskiej i europejskiej polityce. W czasie wojny o sukcesję hiszpańską wojska cesarskie najechały Państwo Kościelne i w 1708 r. zmusiły do kapitulacji dość liczną (20 tys. ludzi) armię papieską. Mimo poniesionych w toku tej wojny upokorzeń Klemens XI (1700-1721) był ostatnim papieżem, który odgrywał jeszcze pewną rolę w europejskiej dyplomacji i w myśl dawnych rzymskich tradycji asystował Wenecji i Austrii wojnie z Turcją (1714-1718). Za jego następcy Innocentego XIII (1721-1724) uszczuplono papiestwu prawa zwierzchności nad Parmą i Piacenzą. Słynący z pobożności Benedykt XIII (1724-1730) sprawy państwowe całkowicie powierzył kardynałowi Coscia, którego niedbałe i łupieżcze rządy doprowadziły do powstania ludu rzymskiego. Ukrócił te nadużycia Klemens XII (1730-1740), ale za rządów tego ślepego starca papieska polityka w Italii poniosła dalsze ciosy. W czasie wojny o polską sukcesję Klemens XII opowiedział się przeciw Burbonom, w konsekwencji czego don Carlos najechał Państwo Kościelne. Za pontyfikatu Benedykta XIV (1740-1758) nadeszły lepsze czasy dla Państwa Kościelnego. Ten wybitny papież zaprowadził ład w rozprzężonych finansach, reformował sądownictwo i czuwał nad porządkiem publicznym. W wojnie o sukcesję austriacką zachował ostrożną neutralność. Zaniechał anachronistycznych ambicji mocarstwowych i nie mieszał się w politykę włoską. Główną troską Benedykta XIV było rozładowanie napięć w stosunkach między Watykanem a katolickimi monarchami. Wprawdzie konflikt Ludwika XIV z papiestwem u schyłku panowania "króla słońce" uległ złagodzeniu, gallikanizm jednak silnie zakorzenił się we Francji, i to zarówno w sferach rządowych, jak i wśród duchowieństwa. Niechęć do Rzymu i jezuitów łączyła we Francji gallikanów z jansenistami. Objąwszy tron hiszpański, a potem neapolitański, Burbonowie przenieśli za Pireneje i na południe Włoch regalistyczną doktrynę kościelną. Regalizm opanował zresztą niemal wszystkie katolickie dwory i często znajdował poparcie w hierarchii narodowych kościołów. Główne postulaty tego kierunku to: 1) nominacja królewska na wyższe stanowisko kościelne, 2) "placet królewski", czyli zakaz przyjmowania i publikowania encyklik i bull papieskich bez uprzedniej zgody rządu, 3) ograniczenie jurysdykcji kościelnej nuncjuszy papieskich i opłat przesyłanych do Rzymu, 4) samorząd krajowych kościołów, podejmujących decyzje na synodach narodowych, 5) zwierzchność miejscowej hierarchii, a nawet czynników rządowych nad zakonami, 6) prawo do nakładania na dobra kościelne podatków, a nawet do ich sekularyzacji. W pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. w ostre zatargi z Rzymem popadły: Hiszpania, Portugalia, królestwa Neapolu i Sycylii, Sardynia-Piemont, Polska. z krajów tych odwoływano nuncjuszy i zawieszano ich trybunały. Zerwanie stosunków dyplomatycznych ciągnęło się przez dziesięciolecia. W 1737 r. Klemens XII zawarł ustępliwe konkordaty z Hiszpanią i z Polską, a pontyfikat Benedykta XIV upamiętnił się całą serią konkordatów: z Portugalią (1740), Królestwem Neapolu i Sycylii (1741), Królestwem Sardynii (1741), z Hiszpanią (1753) iz habsburskim Mediolanem (1757). Na mocy tych umów monarchowie otrzymywali prawo do nominacji biskupów i opatów, placet, opodatkowanie duchowieństwa i kontrolę narodowych episkopatów nad zakonami. Pojednawczy papież doszedł z władcami krajów południowych do ugody, która jednak w niedalekiej przyszłości miała się okazać jedynie zawieszeniem broni. Ustępstwa Watykanu wykazywały jego bezsilność, narastał też wielki konflikt w sprawie jezuitów. Benedykt XIV, który sam miał krytyczny stosunek do jezuitów, do czasu zażegnywał grożącą burzę. Pontyfikat Benedykta XIV stanowi szczególną kartę w dziejach Kościoła w XVIII w. Wybitny tomista i pisarz kanoniczny, był przyjacielem uczonych i protektorem sztuk pięknych. Nie tylko w stosunkach z monarchami działał w duchu pojednawczym. Z papieskim imprimatur drukowano w Rzymie dzieła protestanckiego filozofa Wolta i usuwano nieporozumienia między doktryną kościelną a nowoczesnym przyrodoznawstwem (m.in. cofnięcie potępienia teorii Kopernika). Benedykt XIV popierał pojednanie Kościoła z umiarkowanymi prądami Oświecenia i otwierał im drogę do kościelnych szkół. Papież, któremu Wolter dedykował Mahometa, był przeciwnikiem inkwizycji i stosów. Strzegł jednak ortodoksji i on to ostatecznie potępił ryty chińskie i ryty malabarskie, a w 1751 r. ponowił wydane przez Klemensa XII (1738) potępienie masonerii. Inteligentny, pogodny i dowcipny, pozyskał sobie szeroką sympatię również poza katolickimi sferami. Wolnomyślny Anglik Horatio Walpole pisał o nim: "Kochany przez papistów i szanowany przez protestantów, ksiądz bez zuchwalstwa i interesowności, książę bez faworytów, papież bez nepotów". Natychmiast po śmierci Benedykta XIV wzrosło jednak polityczne i ideologiczne napięcie w katolickim świecie. W 1759 r. nastąpiło wypędzenie jezuitów z Portugalii i w tymże roku Klemens XIII potępił Encyklopedię Diderota. 3. Królestwa i księstwa włoskie Italia stanowiła, obok Hiszpanii i Portugalii, kraj, w którym duchowieństwo było najbardziej liczne, bogate i wpływowe. Pomijając już teokratyczne Państwo Kościelne, można wskazać, że w państwie neapolitańskim Kościół posiadał jedną trzecią ziem i na 5 mln mieszkańców było 100 tys. duchownych, w tym 165 biskupów i 21 arcybiskupów. W niewielkim księstwie toskańskim znajdowało się 20 tys. księży i zakonników, a ambicją ostatnich Medyceuszy było wyposażenie swej stolicy w siedziby wszystkich, tak licznych i różnorodnych w Kościele katolickim, zgromadzeń zakonnych. Obdarzone szerokimi immunitetami i wsparte bliskością Rzymu duchowieństwo włoskie stanowiło dużą przeszkodę w dążeniach do centralistycznych reform państwowych. Wielka masa świeckiego i zakonnego kleru obciążała również gospodarkę krajów Italii. Toteż po wyjściu Włoch z ery marazmu hiszpańskich rządów nowi władcy weszli na drogę reform zmierzających do ograniczenia pozycji Kościoła. Ostrą walkę z duchowieństwem podjęło państwo sabaudzko-piemoncko-sardyńskie. Karol Emanuel III (1730-1773) kontynuował pod tym względem politykę swego ojca aż do 1741 r., kiedy to zawarto konkordat z Rzymem. Odtąd stosunki między Królestwem Sardynii a Watykanem były poprawne, a podporządkowane monarchii i uszczuplone w swych prerogatywach duchowieństwo stało się podporą tronu. Również początkowa polityka łamania przywilejów szlachty zakończyła się kompromisem i w połowie stulecia ustaliły się w tym północnym królestwie Italii konserwatywne rządy autokratyczno-klerykalne. Szeregi szlachty zasilili wzbogaceni mieszczanie, licznie zakupujący u króla tytuły. Do stabilizacji stosunków przyczyniła się sytuacja międzynarodowa, która uniemożliwiła domowi sabaudzkiemu prowadzenie mocarstwowej i ekspansywnej polityki. Dobrze administrowany i bogacący się kraj wciąż szczycił się swoją, po prusku wyćwiczoną, armią, która po 1748 r. służyła już tylko do parady. Kulturalny i silnie przesiąknięty francuszczyzną Piemont wydał sporo wolnomyślnych intelektualistów. Nie znajdowali oni swobody działania w skrępowanej surową cenzurą ojczyźnie i emigrowali za granicę. Dwór turyński stał się siedzibą sprawnego administracyjnie, ale nie oświeconego absolutyzmu. Sąsiadująca z Piemontem Lombardia weszła pod rządami austriackimi w okres rozkwitu gospodarczego i kulturalnego. Księstwo Mediolanu było w połowie XVIII w. najlepiej rządzonym krajem Italii. Sporządzenie katastru i ustanowienie jednolitego podatku gruntowego przyczyniło się do rozwoju rolnictwa. Ustawodawstwo niwelowało różnice stanowe. Na mocy konkordatu zawartego między Marią Teresą a Benedyktem XIV zniesiono wiele klasztorów i obłożono podatkami znaczną część dóbr kościelnych. Nowe idee szerzyły się w salonach Mediolanu i na uniwersytecie w Pawii. Mediolan stał się stolicą włoskiego Oświecenia. Księstwo Parmy i Piacenzy po wygaśnięciu rodziny Farneze i przejściowych rządach austriackich (1735-1748) przypadły hiszpańskim Burbonom. Książę Filip (1748-1765) był żonaty z córką Ludwika XV, Ludwiką Elżbietą, za sprawą której wpływy francuskie były bardzo silne na parmeńskim dworze. Rządy książęce dążąc do ograniczenia immunitetów kościelnych popadły w ostry konflikt z duchowieństwem, któremu Benedykt XV nadaremnie zalecał podporządkowanie się. Na uboczu tych napięć w osiemnastowiecznej Italii znajdowało się księstwo Modeny rządzone do końca stulecia przez starą dynastię d'Este i blisko związane z Państwem Kościelnym. Wklinowana w terytorium papieskie Toskania za panowania ostatnich Medyceuszy również pozostawała w cieniu Rzymu. Było to jednak księstwo zasobne i opromienione świetną przeszłością Florencji. Kiedy po wygaśnięciu Medyceuszy wielkim księciem Toskanii został mąż Marii Teresy, Franciszek Stefan Lotaryński(1737-1765), do Florencji przybyło sporo Lotaryńczyków i osadzono lotaryńskich kolonistów na zaniedbanej wsi toskańskiej. Pod nieobecność przebywającego w Wiedniu Franciszka I (od 1745 r. cesarza) księstwem rządzili jego ministrowie, którzy usiłowali usprawnić ociężałą biurokrację toskańską. Kraj cierpiał z powodu zacofania w rolnictwie, uciążliwych podatków i ceł wewnętrznych oraz nadmiaru księży i zakonników. Lotaryńsko-austriackie rządy przygotowywały jednak grunt pod doniosłe reformy, których widownią miała się stać Toskania za panowania Piotra Leopolda (1765-1792). Na południe od przedzielającego półwysep Państwa Kościelnego rozpościerały się największe, najludniejsze i najbardziej zacofane kraje Italii - królestwa Neapolu i Sycylii. Niewiele zmieniło się w tych krajach w czasie przejściowych rządów austriackich (1713-1733). Panowały tu stosunki feudalne w średniowiecznym tego słowa znaczeniu. Neapolitańscy i sycylijscy książęta i baronowie udzielnie władali w swych latyfundiach, przy pomocy zbrojnych band uciskając wynędzniałych chłopów i zagrażając autorytetowi korony. Niemniejszą potęgą był rozmnożony i rozwielmożniony a ciemny kler. Plagę kraju stanowiło żebractwo i bandytyzm. Neapol był jednak ogromnym miastem, w którym nie brakowało wybitnych prawników i zdolnych administratorów. W czasie wojny o polską sukcesję dwudziestoletni Burbon hiszpański, don Carlos, podbił południowe Włochy i objął tron neapolitański jako Karol VII (1734-1759). Podbój dał sposobność do podjęcia rozprawy z wielkimi feudałami, wśród których nowy król przy pomocy specjalnego trybunału ścigał sympatyków Austrii. Karol VII kontynuował regalistyczną politykę kościelną, zainicjowaną przez rządy austriackie. Ostry konflikt z papiestwem został złagodzony konkordatem z 1741 r., a potem nabożny król nawiązał dobre stosunki z Benedyktem XIV. W wyniku tych porozumień podporządkowano sądownictwo kościelne mieszanej komisji, nałożono na kler podatki i zredukowano liczbę obchodzonych świąt. Liczba świeckiego i zakonnego duchowieństwa spadła ze 100 do 80 tys. Energicznym rzecznikiem regalizmu był pierwszy minister Karola VII, toskański prawnik Bernardo Tanucci. Podejmował on również reformy sądownictwa i złagodził procedurę sądową. Budował okazałe pałace królewskie, ale również troszczył się o bardzo zaniedbane drogi. Tanucci zyskał wielkie wpływy i władzę, kiedy powołany na tron hiszpański Karol VII przekazał koronę swemu małoletniemu synowi Ferdynandowi IV. 4. Hiszpania Ferdynanda VI (1746-1759) Śmierć Filipa V zaważyła na polityce zagranicznej Hiszpanii, pociągnęła bowiem za sobą upadek wpływów Elżbiety Franeze i osłabiła zainteresowanie Madrytu sprawami Italii. Burbonowie hiszpańscy osiągnęli tu zresztą swoje główne cele osadzając don Carlosa w Neapolu i don Felipa w Parmie. Nowy król dążył do zachowania neutralności i poprawnych stosunków z Anglią. W tym kierunku oddziaływała na niego żona, infantka portugalska Barbara. Ferdynand VI powiększył liczbę degeneratów i hipochondryków na hiszpańskim tronie. Słabym monarchą kierowała królowa i spowiednik jezuita - ojciec Ravago. Indywidualne skłonności Ferdynanda przejawiały się głównie w upodobaniu do muzyki oraz w pobożności i religijnej prawowierności pojmowanej na starohiszpańską modłę. Chętnie asystował przy auto da fe, których liczba wzrosła (34 zbiorowe egzekucje w ciągu panowania) ku oburzeniu oświeconej opinii europejskiej. Poza nasileniem represji świętej inkwizycji panowanie Ferdynanda VI stanowi w sprawach wewnętrznych kontynuację panowania Filipa V. Liczne i ostre spory tego króla z Rzymem nie zostały w sposób trwały uregulowane konkordatem z 1737 r. Za panowania Ferdynanda VI rząd hiszpański prowadził nadal niemal gallikańską regalistyczną politykę kościelną, którą uwieńczył zawarty z Benedyktem XIV drugi konkordat (1753). Bardziej teraz podporządkowane Koronie i obłożone podatkami duchowieństwo zachowało wielką pozycję w życiu kraju. Wewnątrz zróżnicowanego stanu duchownego występowały jednak konflikty przeciwstawiające episkopat i zakony oraz antagonizmy między zakonami. Wielu przeciwników mieli najpotężniejsi jezuici. Wśród ministrów Ferdynanda VI pierwsze miejsce zajmował Ensenada (1743-1754), który kontynuował dzieło Patiny. Dążył on do zacieśnienia związków gospodarczych między Hiszpanią a koloniami, dbał o handel i flotę, modernizował porty i budował drogi. Próbowano rozbudować przemysł krajowy przy pomocy sprowadzanych z zagranicy fachowców. Aby zabezpieczyć kraj przed klęskami głodu, a zwłaszcza brakiem zboża siewnego, zakładano liczne magazyny zbożowe. Ensenada podjął również, i częściowo zrealizował, zasadniczą reformę administracyjno-skarbową. Po zakończeniu wojny o sukcesję austriacką finanse królestwa były oczywiście w opłakanym stanie, W 1749 r. zniesiono system wydzierżawiania podatków prywatnym przedsiębiorcom i pobór ich przekazano intendentom. Instytucję intendentów wprowadził już na francuski wzór Filip V, ale była to reforma nietrwała. Dopiero w 1749 r. utworzono scentralizowaną administrację intendencką, która, w przeciwieństwie do Francji, przejęła bezpośredni pobór podatków. Miał to być zrazu jedyny i powszechny podatek od majątku i dochodu, który w 1749 r. zadekretowano. W związku z tym przedsięwzięciem hiszpańska biurokracja podjęła niezmiernie drobiazgową pracę nad sporządzeniem katastru. Opisano wszystkie drzewka i płoty Hiszpanii, ale ta ogromna pisanina spoczęła w archiwum i ów podatek nie został wprowadzony w życie. W działalności Ensenady było w ogóle wiele papierowych projektów, które wiążą się jednak z coraz żywszym zainteresowaniem hiszpańskiej elity sprawami gospodarczymi. Nowy system administracyjno-skarbowy (w 1755 r. utworzono wyodrębnione ministerstwo finansów), dzięki intendenckiemu poborowi podatków, pomnożył znacznie dochody państwa i gdy umarł Ferdynand VI, w skarbie koronnym znajdowały się znaczne zasoby finansowe. Po bezpotomnej śmierci Ferdynanda wstąpił na tron, jako Karol III (1759-1788), jego przyrodni brat, a dotychczasowy król Neapolu i Sycylii. Przybył z Włoch już doświadczony w sztuce rządzenia. Miał się okazać wybitnym organizatorem, który w dotychczasowe hiszpańskie rządy wprowadził rygory nowoczesnej administracji. Obejmując tron, wśród powszechnego wyczerpania mocarstw europejskich wojną siedmioletnią, Karol III miał ambicje odegrania wielkiej roli rzucając na szalę zgromadzone przez Ferdynanda VI zasoby skarbowe oraz odbudowaną przez Patinę i Ensenadę morską potęgę Hiszpanii. Jak wiemy, spotkał go zawód i hiszpańska mocarstwowość okazała się złudzeniem. Niespodziewanie silnego przeciwnika znalazł Karol III w Portugalii. 5. Portugalia za panowania Jana V (1706-1750) i na progu rządów Pombala Z lidera europejskiej ekspansji morsko-kolonialnej w XV w. Portugalia stała się w XVII w. krajem biednym i zacofanym. W sposób szczególnie jaskrawy występowały tu pewne właściwości południowych krajów katolickich, spotęgowane kolonialnym pseudobogactwem. Podobnie jak w Hiszpanii, na stu Portugalczyków przypadało trzech księży i zakonników. W rękach duchowieństwa znajdowała się jedna trzecia ziemi. Stosy inkwizycji płonęły tu częściej niż w Hiszpanii. Jezuici w znacznej mierze kontrolowali handel i finanse zarówno w metropolii, jak w koloniach. Potęgą gospodarczą były też trzy zakony rycerskie wyposażone w400 bogatych komandorii. Dziedzicznym wielkim mistrzem wszystkich trzech zakonów był król, który tym sposobem miał dodatkową władzę nad zabiegającą o komandorie arystokracją portugalską. Król, przy pomocy sekretarzy stanu i rad wykonawczych, sprawował władzę absolutną. Teoretycznie istniały wprawdzie Kortezy, bez zgody których nie można było nakładać nowych podatków, ale to ciało stanowe nie było zwoływane od 1697 r. Królowie Portugalii nie mieli powodu troszczyć się o podatki, dochody ich bowiem opierały się na cłach i regaliach. A pod koniec XVII w. znacznie ożywił się handel portugalsko-angielski i do Lizbony zaczął płynąć strumień złota i diamentów z Brazylii (do króla należała jedna piąta wydobycia szlachetnych kruszców i kamieni). Handel z Anglią spowodował duże zmiany w gospodarce portugalskiej. Już w czasie "wojny dziewięcioletniej" (1688-1697) Anglicy przestawili swój import wina i oliwy z Francji na Portugalię, a tendencję tę przypieczętował traktat lorda Methuena z 1703 r. W Portugalii rozwinęły się bardzo nastawione na eksport winnice i sady oliwne kosztem upraw zbożowych. Kraj, który już przedtem nie mógł wyżywić swej ludności i był zależny od importu zboża z Hiszpanii, stał się terenem monokultur typu kolonialnego. Zaniechano podejmowanych w okresie złej koniunktury handlowej w XVII w. prób uprzemysłowienia. Portugalia była zalana wyrobami angielskimi, w zamian za które płacono winem, oliwą i brazylijskim złotem. W tym układzie dobrze się powodziło królowi, arystokracji i duchowieństwu, natomiast chłopi znajdowali się w ubóstwie graniczącym z nędzą. Stany uprzywilejowane nie płaciły podatków, czynsze zaś i świadczenia senioralne były bardzo wygórowane. Zakłócenia na rynku zbożowym zawsze groziły głodem. Toteż wielu Portugalczyków szukało lepszego losu w bogatszej niż metropolia Brazylii. Inne kolonie znajdowały się w stanie zastoju i regresu. Zastój i regres charakteryzowały również życie kulturalne Portugalii. Kraj ten w pierwszej połowie XVIII w. bywał przedstawiany w sposób karykaturalny. Przyczyniała się do tego także i osobowość króla. Jan V znaczne dochody Korony przeznaczał na dworski przepych (wzniósł wiele okazałych budowli) i na fundacje kościelne. W myśl starych tradycji dynastii król chciał po swojemu rządzić Kościołem portugalskim. Na tym tle popadał w zatargi z papiestwem, ale w końcu przeprowadził swoją wolę i dowodził swoim zachciankom śląc do Rzymu wielkie sumy. Chodziło o przyczynienie Portugalii kościelnych splendorów i o swobodne obsadzanie stanowisk marnymi kreaturami dworskimi. Tak więc Jan V erygował swoją pałacową kaplicę w patriarchat połączony z godnością kardynalską zastrzeżoną dla członków rodziny panującego. Przy wspaniałej bazylice kreował kanonie wyposażone w biskupie infuły i uzyskał dla patriarchy atrybuty niemal papieskiego dostojeństwa. Nie chcąc być gorszym od "arcychrześcijańskich" królów Francji czy "katolickich" królów Hiszpanii wyrobił wreszcie w Rzymie dla królów Portugalii tytuł "arcywiernych" (1749). W owym czasie Jan V znajdował się już od wielu lat w stanie umysłowego zamroczenia i sprawowała nad nim kuratelę rada regencyjna. Arystokracja portugalska była pogrążona w lenistwie i zbytku. Koncentracja władzy, niezależność finansowa monarchy oraz apatyczna bierność duchownej i świeckiej magnaterii sprawiły, że Portugalia równie łatwo poddawała się fanaberiom Jana V, jak i rewolucyjnym eksperymentom, które nastąpiły po jego śmierci. Za panowania ułomnego i nieudolnego Józefa I (1750-1777) władzę dyktatorską sprawował sekretarz stanu Sebastiao Jose Carvalho e Mello, który później otrzymał tytuł markiza Pombal i pod tym nazwiskiem jest znany. Pochodził ze średniej szlachty i rozpoczął karierę za czasów Jana V jako ambasador w Anglii i Austrii. Należał do tzw. estrangeirados, czyli ludzi znających stosunki panujące za granicą i zwolenników "cudzoziemszczyzny" (znamy to zjawisko z Polski). Pombal był dwukrotnie żonaty z Austriaczkami. Podziwiał potęgę gospodarczą Anglii i sprawność administracji austriackiej. Objął władzę za sprawą jezuitów i królowej matki, siostry cesarza Karola VI. Dążył do radykalnej zmiany stosunków w anachronicznej i słabej mimo kolonialnych bogactw Portugalii. W sposób niezmiernie brutalny zaatakował arystokrację i kler, stosując policyjne prowokacje i terror. Pierwszym krokiem Pombala było podporządkowanie państwu inkwizycji (1751), która stała się narzędziem w jego ręku. Przy pomocy dominikanów podjął walkę z jezuitami. Na skutek wielkiego trzęsienia ziemi w 1755 r. legła w gruzach Lizbona. Na energicznie podjętą przez Pombala odbudowę stolicy potrzebne były wielkie środki. Znalazł je w kościelnych i magnackich majątkach. W 1758 r. doszło do nieudanego zamachu na życie króla, być może zaaranżowanego przez policję Pombala. Pod zarzutem udziału w spisku zastosowano masowe aresztowania, konfiskaty dóbr i zbiorowe egzekucje. Represje objęły arystokrację (również członków rodziny królewskiej) i kler, a zwłaszcza jezuitów. Podjęte przez Pombala reformy wstrząsnęły podstawami starego ładu w Portugalii i spowodowały znaczne reperkusje w południowej Europie. Te gorączkowo przeprowadzane reformy wewnętrzne wypadnie omówić w innym miejscu. W pierwszych latach swych rządów Pombal zbudował flotę wojenną i wystawił zaciężną armię (30 tys. ludzi), która w 1762 r. z powodzeniem oparła się inwazji hiszpańskiej. 6. Hiszpańskie i portugalskie kolonie w Ameryce Łacińskiej. Sprawa jezuickich redukcji w Paragwaju Połowa XVIII w. była okresem szybkiego bogacenia się Ameryki Łacińskiej i dużych postępów osadnictwa na ogromnych i wciąż przeważnie bezludnych obszarach kontynentu. W koloniach hiszpańskich widoczne były starania rządu madryckiego o rozbudowę fiskalizmu i usprawnienie administracji, co spotykało się z oporem (niekiedy zbrojnym) Kreolów. Obok tych konfliktów "między białymi" (sprawa "czystości rasowej" większości Kreolów była zresztą nader wątpliwa) doszło w latach 1737-1750 do wielu spisków i powstań Indian peruwiańskich, dążących wciąż do odbudowania państwa Inków. W obliczu tego rodzaiu zagrożenia odradzała się solidarność między Hiszpanami. Rząd madrycki uczynił pewne koncesje na rzecz Kreolów, którzy w 1749 r. otrzymali prawo prowadzenia handlu nie tylko - jak to było dotąd - za pośrednictwem gildii kupieckich z Kadyksu i Sewilli. Jednakże długo jeszcze prawo to miało pozostać jedynie na papierze i aczkolwiek Kreole dochodzili do znacznych fortun, to jednak odczuwali swoje upośledzenie jako Hiszpanie drugiej kategorii. Kolonizacja i misje czyniły postępy zwłaszcza na kresach imperium, nad Zatoką Meksykańską oraz na urugwajskim i paragwajskim pograniczu z Brazylią. Akcja ta pozostawała w związku z polityką Patiny i Ensenady mającą na celu zamknięcie hiszpańskiej Ameryki dla handlu przemytniczego. W Brazylii, która przeżywała szczytowy punkt gorączki złota i diamentów, panowanie Jana V stanowiło okres zarówno dynamicznej ekspansji, jak anarchii i korupcji. Równie nominalna była zależność wicekróla od Lizbony jak prowincjonalnych dygnitarzy od wicekróla. Silną pozycję miały rządzące miastami oligarchiczne senaty, a wśród plantatorskiej arystokracji północy żywe były dążenia republikańskie, z powoływaniem się na wzory Holandii i Wenecji. W warunkach brazylijskiego niedowładu administracji centralnej dobrze sobie radzili przedsiębiorczy ludzie interesu, z których bogactwa skarb królewski otrzymywał jedynie okruchy. Brazylia była krajem otwartym dla legalnego i nielegalnego handlu angielskiego, który dążył do przeniknięcia stąd również w lepiej strzeżone kolonie hiszpańskie. Na różnych odcinkach kolonizowanego przez obie strony pogranicza hiszpańsko-portugalskiego w Ameryce dochodziło więc do konfliktów między hiszpańskim protekcjonalizmem a swoistym brazylijsko-angielskim leseferyzmem. Najbardziej newralgicznym punktem było ujście La Platy. Przemytnicza baza w Colonii do Sacramento stanowiła kość niezgody. wielokrotnie przechodząc z rąk portugalskich w hiszpańskie i na odwrót. Wreszcie podjęto próbę ugody. Całe wybrzeże Urugwaju wraz z Colonią do Sacramento miało być oddane Hiszpanii, która w zamian odstąpiłaby Portugalii część Paragwaju. Inspiratorką tego układu była Anglia, - która dążyła do odtworzenia istniejącej niegdyś międzyoceanicznej drogi śródlądowego handlu, prowadzącej od wybrzeży brazylijskich poprzez Paragwaj do wybrzeży Peru. Przy pomocy królowej Barbary Anglicy pozyskali dla tego planu Ferdynanda VI i w 1750 r. został podpisany hiszpańsko-portugalski traktat o zamianie terytoriów. Przeciwnikami traktatu byli Ensenada i hiszpańscy wielkorządcy w Ameryce, a nade wszystko jezuici. Mieli oni bowiem utracić na rzecz Portugalii siedem ze swych paragwajskich redukcji, które zamykały ów dawny szlak handlowy. Teokratyczne państwo jezuitów w Paragwaju stanowiło twór niemal niezależny od Korony hiszpańskiej. Zakon uruchomił swoje rozległe wpływy i wystąpił w sprawie budzącej sympatię obrońców monopolu hiszpańskiego handlu kolonialnego, a więc kupców z Kadyksu i wysokich urzędników po obu stronach oceanu. Uzyskano dwuletnie odroczenie ratyfikacji traktatu. Mimo że opinia hiszpańska w sprawie Paragwaju była po stronie jezuitów i Ensenady, w 1754 r. przystąpiono wreszcie do wykonania postanowień traktatu. Guaranie stawili opór i w latach 1754-1756 toczyła się wojna między Portugalią i Hiszpanią a siedmioma redukcjami. Rola odegrana w tym konflikcie przez jezuitów była i jest bardzo różnie przedstawiana. Według wersji zakonnej, jezuici na rozkaz swego generała mieli nakłonić Guaranów do podporządkowania się woli króla i opuścić redukcje, ale zostali siłą zatrzymani przez zdesperowanych Indian. Według wersji Pombala, wyłożonej przez niego w słynnej broszurze Relacao abbreviada (Krótka relacja. 1757), jezuici od 1750 r. zbroili i fortyfikowali redukcje, a potem kierowali "buntem" w Paragwaju i podburzali Indian do rebelii na terenie Brazylii. Wydaje się, że część paragwajskich jezuitów (około 10) istotnie brała udział w walkach, w których kościoły służyły Guaranom za fortece. Hiszpanie niechętnie i słabo współdziałali w tej wojnie z Portugalczykami, którzy wreszcie w bitwie pod Caybate (10 II 1756) rozbili Indian. Zginął wówczas wódz Guaranów Languiru z ok. tysiącem indiańskich milicjantów Guaranie jeszcze przez parę lat opierali się przesiedleniu i krążyli wokół zrujnowanych redukcji. Odstąpiona Portugalii traktatem z 1750 r część Paragwaju została spacyfikowana dopiero w 1761 r. Już wcześniej Pombal rozprawił się z jezuitami w Portugalii i Brazylii (1758), a po wygnaniu zakonu z Hiszpanii i jej kolonii (1767) zlikwidowano w 1768 r. jezuickie redukcje i w pozostałej przy Hiszpanii części Paragwaju. Sprawa paragwajskich jezuitów wywołała wielkie reperkusje w całym katolickim świecie, stanowiąc wstęp do kasaty zakonu. Jednakże wykonanie postanowień traktatu z 1750 r. nie zażegnało sporów w rejonie La Platy. Ustalono tu hiszpańsko-portugalską granicę dopiero w 1777 r. (i to raczej na papierze). 7 Francja Ludwika XV i markizy de Pompadour (1743-1764) Kiedy po śmierci kardynała Fleury młody Ludwik XV objął rządy osobiste, cieszył się wielką popularnością. Bardzo reprezentacyjny i urodziwy 33-letni monarcha zyskał sobie przydomek "ukochanego" (bien aime). Jednakże na schyłku panowania Ludwika XV krążyła po Francji karykatura przedstawiająca króla jako zaćmione słońce, ministra skarbu jako dziurawy worek i ministra spraw zagranicznych jako trzcinę chwiejącą się na wietrze. W piramidalnej strukturze francuskiej monarchii z bożej łaski osobowość króla, czy też jego pierwszego ministra, odgrywała istotną rolę. Ludwik XV żadnemu ze swych ministrów nie zawierzył już tak, jak zmarłemu kardynałowi, ale też często zmieniających się ministrów nie podporządkował sobie w sposób konsekwentny. Król nie ufał ministrom, śledził ich, prowadził poza ich plecami sekretną politykę dynastyczną, zabawiał się wygrywaniem jednych ministrów przeciw drugim i wciąż ich zmieniał. Intrygi dworskie stały się czynnikiem określającym charakter rządów francuskich za czasów Ludwika XV. W intrygach tych wielką rolę odgrywały królewskie metresy, kobiety bowiem obok polowania i kuchni (sam był znakomitym kucharzem) stanowiły główną namiętność króla. Był on ponadto człowiekiem religijnym i troszczył się o zbawienie swojej grzesznej duszy. Konserwatywny, wierny przyzwyczajeniom i nawykom, mimo trudności w podejmowaniu decyzji na swój sposób uparty, Ludwik XV pragnął utrzymać monarchię w takim stanie i kształcie, w jakim odziedziczył ją po Ludwiku XIV i przejął po swym preceptorze kardynale Fleury. Jednakże czasy się zmieniały i zmieniało się społeczeństwo francuskie. Nie pozbawiony inteligencji i zmysłu krytycznego król, który mawiał: "apres nous le deluge" (po nas choćby potop), nie podejmując reformatorskich inicjatyw zręcznie manewrował między dworskimi koteriami. Były to koterie "dewotów" i "filozofów". Z jezuickim stronnictwem "dewotów" związana była Maria Leszczyńska i jej syn Delfin, natomiast markiza de Pompadour sympatyzowała z wolnomyślnymi "filozofami". O ile w galerii ministrów Ludwika XV wzrok nie zatrzymuje się na postaci, której nazwisko firmowałoby jakiś dłuższy okres, o tyle w galerii królewskich kochanek zgoła wyjątkowe miejsce zajmuje markiza de Pompadour, której fawory trwały lat 20 (1745-1764). To już w historii Francji pewna epoka. Wprawdzie nawiązany w 1745 r. romans wygasł po pięciu latach i przez alkowę króla przesuwał się dalej orszak pięknych pań, ale markiza pozostała do swej śmierci najbliższą przyjaciółką, powiernicą i doradczynię Ludwika XV. z czasem uzyskała rozległe wpływy w Radzie Królewskiej, gdzie jej głos liczył się bardziej niż ministrów. Dzięki poparciu faworyty wszedł do służby dyplomatycznej (1754), a potem ministerium (1761) książę Choiseul, który wysunął się na czoło wśród efemerycznych mężów stanu tych czasów. Śliczna i ambitna mieszczka, która dzięki swej urodzie wyszła za szlachcica, któremu z kolei król w zamian za żonę dał tytuł markiza, jest postacią osławioną, często zniesławioną, teraz w historiografii raczej rehabilitowaną. Była wprawdzie bardzo rozrzutna, ale miała dobry smak i protegowała sztuki piękne, a wśród królewskich fundacji powstałych z jej inicjatywy znajdują się tak słynne instytucje, jak Szkoła Wojskowa w Paryżu i fabryka porcelany w Sevres. Co ważniejsze, była damą oświeconą i przyjaciółką encyklopedystów równoważącą na dworze wpływy "dewotów". Liczne wstawiennictwa markizy u króla działały na ogół w kierunku łagodzenia konfliktów. Przyczyniło się to do charakterystycznego dla dwudziestolecia jej faworów braku wyraźnej linii i jednoznacznych decyzji w postępowaniu Ludwika XV. Strawiona gruźlicą 43-letnia faworyta zmarła 15 IV 1764 r. Śmierć jej miała w dziejach Francji niemal takie znaczenie jak zmiana na tronie. Na lata osobistych rządów Ludwika XV przypada era dobrobytu, trwająca we Francji od około 1730 r. do około 1775 r. Zdarzały się wprawdzie lata nieurodzajów i głodów powodujących bunty (silne zwłaszcza w 1753 i 1773 r ), ale przeważnie zbiory były dobre i znacznie wzrosła produkcja rolna. Szybko rozwija się również przemysł i handel. Wielkim osiągnięciem było przeprowadzenie, rozpoczętej jeszcze za kardynała Fleury, budowy sieci dróg bitych. Pomyślnemu rozwojowi gospodarki francuskiej towarzyszył wzrost cen, w latach 1734-1758 jeszcze powolny, a w latach 1758-1770 dość szybki. Główną korzyść odnosili właściciele renty gruntowej. Życie uprzywilejowanych stało się łatwe i beztroskie. Budując piękne domy i pałace oraz konsumując wszelkie dobra, których dostarczała kwitnąca gospodarka metropolii i handel kolonialny, stworzyli oni wesoły i wyrafinowany styl życia Louis XV. Toczone poza granicami królestwa wojny kontynentalne i morskie czasowo krępowały handel, w zasadzie jednak nie odbijały się ujemnie na życiu gospodarczym. Wojny stanowiły impuls dla przemysłu i źródło wielkich zarobków dostawców wojskowych z kręgów możnej finansjery. W bogacącej się Francji skarb królestwa znajdował się jednak w stanie permanentnych trudności, a wydatki wojenne powodowały sytuacje krytyczne. Ludwik XIV obłaskawił francuską arystokrację, biorąc ją na żołd w postaci szczodrze rozdawanych dworskich pensji i kościelnych beneficjów. Wszędzie monarchowie opłacali w ten sposób mniej lub bardziej konkretne usługi, ale we Francji, w większej niż gdzie indziej mierze, opłacano bezczynność arystokracji. W ten sposób nakłoniono ją do uległości wobec absolutnych rządów, ale związano się również swoistym paktem z uprzywilejowanymi synekurzystami. Ludwik XV kontynuował tę tradycję ancien regime'u i zerwawszy z oszczędnością kardynała Fleury pomnażał liczbę świeckich i duchownych synekurzystów oraz powiększał wydatki na dworski przepych. Wprawdzie wzrastały i wpływy z podatków drenujących bogacący się kraj, ale wzrost ten nie nadążał za wzrostem wydatków. Nie zaniechano, tak jak w Hiszpanii, systemu wydzierżawiania podatków prywatnym przedsiębiorcom i rząd królewski wykazywał wielką oględność wobec ludzi najbogatszych. Szlachta i duchowieństwo zachowały immunitety podatkowe i w obronie tych immunitetów występowały ciała stanowe. Nie odgrywały już większego znaczenia szlacheckie zgromadzenia prowincjonalne, natomiast silną pozycję miały duchowieństwo i parlamenty. Między tymi ciałami stanowymi istniały kolizje, których monarchia nie umiała czy też nie chciała wykorzystać do przełamania przywilejów podatkowych. Wewnątrz stanu duchownego występował antagonizm między bardzo bogatym i arystokratycznym episkopatem a ubogim i plebejskim niższym duchowieństwem. Rozpowszechnioną wśród niższego kleru ideologią był richeryzm (nazwa pochodzi od pisarza teologicznego z XVII w. Richera). kierunek głoszący znaczną niezależność proboszczów i poniekąd parlamentarną strukturę Kościoła. z richeryzmem często łączyły się sympatie do jansenizmu. Dążąc do zaostrzenia dyscypliny kościelnej arcybiskup Paryża Beaumont zakazał duchowieństwu udzielania sakramentów osobom, które nie mogą się wykazać zaświadczeniem o spowiedzi (billet de confession) podpisywanym przez księdza akceptującego bullę Unigenitus potępiającą jansenizm. Przeciw temu rozporządzeniu arcybiskupa stanowczo wystąpiły sprzyjające jansenizmowi parlamenty. Ulegając wpływom "dewotów" Ludwik XV stanął po stronie hierarchii i w sprawie billets de confession stoczył w latach 1751-1753 ostrą walkę z parlamentami. Spór, który odbywał się w napięciu graniczącym z frondą, został rozstrzygnięty kompromisowo i billets de confession zniesiono (1756). Jednakże w toku tego kryzysu monarchia zmarnowała sposobność do obciążenia duchowieństwa podatkami, czego domagały się parlamenty. Jansenistyczny zapał wśród niższego duchowieństwa osłabł, ale utrzymał się richeryzm. W latach sześćdziesiątych powstawały syndykaty księży, domagające się udziału w synodach. Monarchia znów stanęła po stronie hierarchii i potępiła syndykaty (1765). O ile wyższe duchowieństwo było ściśle powiązane z arystokracją rodową, o tyle przeciw hierarchii i przywilejom kościelnym występowała noblesse de robe. Wewnątrz tego stanu istniała różnica politycznych postaw między służebną w stosunku do monarchii szlachtą urzędniczą (ministrowie finansów, intendenci), i sferami sądowniczymi, czyli parlamentami. Była to potężna korporacja, której podlegał personel liczący około 10 tys. osób. Od czasów regencji parlamenty uporczywie wykorzystywały swoją prerogatywę remonstracji i rejestracji. Wszystkie ordynanse i edykty królewskie wchodziły w życie dopiero po ich wpisaniu (rejestracji) w aktach trzynastu najwyższych trybunałów, czyli parlamentów, z paryskim na czele. Parlamenty miały dbać o poprawność sformułowań prawnych i mogły przedkładać swoje komentarze i zastrzeżenia (remonstracje) do edyktów królewskich. Jeśli mimo tych zastrzeżeń król domagał się rejestracji edyktu w niezmienionej postaci, to parlamenty nie mogły odmówić, ale dokonywano wpisu na nadzwyczajnym posiedzeniu, na którym król dyktował prawo. Nazywało się to: łoże sprawiedliwości (lit de justice). Od połowy XVIII w. trybunały interpretowały jednak odmowę rejestracji jako odrzucenie prawa i rościły sobie pretensje do tego, aby stać się czymś w rodzaju parlamentu kontrolującego rząd królewski (prawników zasiadających w parlamentach zwano "ojcami ojczyzny"). Chodziło głównie o sprawy skarbowe. Parlamenty broniły przywilejów podatkowych szlachty jako całości, atakowały natomiast immunitety kościelne. Szczególnie ostry antagonizm istniał między parlamentami a jezuitami. Na tym przewlekłym sporze ciążyły tradycje walki jezuitów z jansenizmem, ambicje noblesse de robe do odebrania jezuitom rządu dusz (szkolnictwa) oraz konflikty między aktywnymi gospodarczo sferami parlamentów a prowadzącymi wielkie interesy (zwłaszcza w zakresie handlu kolonialnego) zakonnikami. W walce z jezuitami parlamenty połączyły się z "filozofami" i po ich stronie stanęła monarchia. Chociaż Ludwik XV osobiście sprzyjał jezuitom, na dworze wzięła górę koteria "filozoficzna" (Choiseul, pani de Pompadour), którą inspirował również przykład innych katolickich monarchii. W 1762 r. parlament Paryża wydał dekret znoszący zakon jezuitów we Francji i nakładający sekwestr na ich majątek. Król zatwierdził decyzję (1764). Jednakże odniesiony sukces nie zaspokoił parlamentów, ale zachęcił je do dalszej opozycji. Wśród tych konfliktów rządy Ludwika XV nie zdobyły się na reformę skarbową. Ulegając naciskom hierarchii kościelnej i parlamentów, nie wygrywając konsekwentnie jednych przeciw drugim, a w gruncie rzeczy akceptując system przywilejów i synekur, konserwatywny monarcha stawiał w nader trudnej sytuacji swych ministrów finansów, od których domagał się coraz więcej pieniędzy. Energicznym ministrem był Machault (1745-1754), a fatalna sytuacja skarbu po zakończeniu wojny o sukcesję austriacką skłaniała do podjęcia radykalnych kroków. W 1749 r. ustanowiono vingtieme ("dwudziestnicę") jako stały podatek 5% od wszystkich dochodów, obciążający również szlachtę i duchowieństwo. Król zrazu przezwyciężył opór parlamentów, ale poszedł na ustępstwo wobec duchowieństwa, a potem idąc na kompromis także z parlamentami ostatecznie pogrzebał dzieło Machaulta. Usiłowano wznowić vingtieme w czasie wojny siedmioletniej, wywołało to jednak tak gwałtowny opór uprzywilejowanych, połączony z ludowymi rozruchami, iż rząd zdecydował się sztukować budżet za pomocą różnych środków doraźnych. W sytuacji Francji Ludwika XV można zauważyć paradoksalne kontrasty. Najzasobniejsze państwo znajdowało się w stanie nieuleczalnych trudności finansowych. Kraj, który stał się głównym ogniskiem Oświecenia, był najdalszy od wejścia na drogę reform. Monarchia, która tak niedawno stanowiła dla całej Europy wzór absolutnych rządów, najsprawniejszej administracji i najlepszej organizacji wojskowej, borykała się z buńczucznymi jurystami oraz ponosiła klęski na lądach i morzach. 8. Monarchia habsburska Marii Teresy (1740-1765) Luźny konglomerat posiadłości habsburskich został w latach wojny o sukcesję austriacką poddany krytycznej próbie. Stany czeskie łatwo i chętnie uznały za swego króla elektora bawarskiego, który 19XI1741 r. koronował się w Pradze jako Karol III. Równocześnie jednak Maria Teresa uzyskała skuteczne poparcie Węgrów w zamian za ustępstwa na rzecz swobód stanowych węgierskiej magnaterii i szlachty. Przy pomocy Węgrów Habsburgowie odzyskali Czechy i Morawy. Te wydarzenia wywarły wpływ na dalszą politykę monarchii, której naczelnym celem stało się odebranie Prusom Śląska. Skłaniało to do podjęcia wojskowych, skarbowych i administracyjnych reform. Wypełniły one lata między wojną o sukcesję austriacką a wojną siedmioletnią. Odeszli konserwatywni dygnitarze rządzący monarchią u schyłku panowania Karola VI i Maria Teresa powołała ekipę utalentowanych reformatorów, wśród których wysunęło się na czoło dwóch mężów stanu: Haugwitz i Kaunitz. Nie uległ zmianie status Belgii i posiadłości włoskich (Lombardia), które po dawnemu pozostawały pod zarządem gubernatorów i regionalnych kancelarii. W stosunku do Węgier zaniechano centralistycznej polityki Karola VI. Wprawdzie Maria Teresa nie dotrzymała obietnicy z 1741 r., iż jako królowa Węgier będzie rezydować W Budapeszcie, ale respektowała stanowe i podatkowe przywileje szlachty. Cesarzowa pozyskała sobie Węgrów powołując ich na wysokie dygnitarstwa i włączając do królestwa pograniczne terytoria Banatu i Serbii. Nikłość wpływów podatkowych z Węgier rekompensowała sobie monarchia nakładając wysokie cła na towary wywożone z królestwa. Maria Teresa powstrzymywała jednak dalsze zakusy wiedeńskich centralistów i zachowała odrębność państwową Węgier wraz z ich strukturą stanową. Już wówczas zaznaczył się dualistyczny charakter monarchii habsburskiej z odmiennym systemem rządów w krajach położonych po dwóch stronach rzek Morawy i Litawy. Terenem energicznych reform centralistycznych stały się kraje austriackie, czeskie i morawskie. W Czechach zastosowano represje przeciw niedawnym stronnikom Karola III i w sposób bezwzględny złamano władze stanowe. W oględniejszej formie, lecz równie skutecznie rozprawił się Haugwitz z ciałami stanowymi Austrii, które zresztą już od dawna były silnie podporządkowane Habsburgom i teraz nie okazywały większego oporu. W 1749 r. zostały zniesione kancelarie nadworne: austriacka i czeska, utworzono natomiast urzędy centralne, wspólne dla tych krajów. Rozdzielając kompetencje administracyjne i sądownicze, Haugwitz zorganizował Najwyższą Izbę Sprawiedliwości (Oberste Justizstelle). Wszystkie sprawy administracyjne i skarbowe zostały podporządkowane wielkiej centrali biurokratycznej pod nazwą Directorium in publicis et cameralibus (prezydentem tej dyrekcji został Haugwitz). Reforma z 1749 r. objęła również sprawy wojskowe. Obok Nadwornej Rady Wojennej utworzono Generalny Komisariat Wojenny i wprowadzono nowe zasady poboru rekruta. Haugwitzowi przyświecały wzory pruskie, którym przypatrzył się z bliska będąc początkowo administratorem tej części śląska, która pozostała przy Austrii. Urzeczywistnienie fiskalnych i militarnych celów, które stawiała sobie reformatorska ekipa, pociągało za sobą dalsze konsekwencje. Odebranie spraw podatkowych ciałom stanowym i nałożenie podatków na szlachtę wymagało rozbudowy administracji terenowej. W celach podatkowych sporządzano katastry (1748 i 1756). Podjęto prace nad kodyfikacją prawa sądowego. Państwo potrzebowało licznej rzeszy wykwalifikowanych urzędników, a kształcić ich miały uniwersytety, które zreformowano i podporządkowano państwu. Reformę uniwersytetu wiedeńskiego przeprowadził w latach 1749-1752 holenderski lekarz van Swieten. W 1752 r. założono w Wiener Neustadt Akademię Wojskową. Zanim te reformatorskie poczynania mogły przynieść na dalszą metę planowane wyniki, Austria znalazła się ponownie w stanie ciężkiej i przewlekłej wojny. W czasie wojny siedmioletniej nowa administracja zawodziła, stany krajowe zaczęły znów podnosić głowę i ukazywały się niedogodne strony w sposób mechaniczny wprowadzanych reform Haugwitza. W 1761 r. kanclerz Kaunitz podjął drugą za panowania Marii Teresy reorganizację władz państwowych. Utrzymał on scentralizowaną administrację krajów austriacko-czeskich, ale nadał jej bardziej elastyczną strukturę. Dla ogólnego kierownictwa i nadzoru została powołana Rada Państwa ( Staatsrat j, składająca się z kanclerza, 3 ministrów stanu i 6 radców stanu. Instytucja ta, jako doradcze ciało przy cesarzu, zajęła miejsce dawnej Tajnej Konferencji przybierając mniej dworsko-arystokratyczny, a bardziej fachowy charakter. Idąc dalej niż Haugwitz w rzeczowym podziale kompetencji, Kaunitz na miejsce Directorium in publicis et cameralius utworzył dla spraw administracyjnych Zjednoczoną Austriacko-Czeską Kancelarię Nadworną, dla spraw zaś skarbowych - Nadworną Izbę Skarbową oraz kontrolującą ją Nadworną Izbę Rachunkową. W 1762 r. Bank Wiedeński został upaństwowiony i podjął emisję pieniędzy papierowych. Z dawniejszych instytucji centralnych utrzymała się Tajna Kancelaria Stanu (sprawy zagraniczne). Nadworna Rada Wojenna i Najwyższa Izba Sprawiedliwości. Aczkolwiek wprowadzono jeszcze później pewne zmiany w nazwach i zakresie kompetencji, ta struktura władz naczelnych państwa utrzymała się w zasadzie do 1848 r. W dziedzinie administracji prowincjonalnej Kaunitz poszedł na pewne ustępstwa w stosunku do lokalnych tradycji i ciał stanowych. Biurokrację austriacką w czasie reformy Haugwitza budowano od góry i niższe szczeble nie były wystarczająco rozwinięte, aby sprostać wielostronnym wymaganiom. Trzeba więc było wciągać do współpracy miejscową szlachtę. Kaunitz rozbudowywał jednak podporządkowaną Zjednoczonej Kancelarii państwową administrację gubernialną, która stopniowo opanowywała niższe urzędy obwodowe. Reforma Kaunitza została podjęta w okresie wielkiego wycieńczenia monarchii i jej finansów na schyłku wojny siedmioletniej. Austria została jednak wyposażona w jeden z najsprawniejszych w Europie aparatów administracyjnych i zaczęła rozporządzać silną warstwą urzędniczą. Maria Teresa była kobietą bardzo religijną i o konserwatywnych zapatrywaniach. Naglące potrzeby fiskalnej i militarnej natury skłoniły jednak tę ambitną cesarzową do wejścia na drogę reform, prowadzącą do kolizji z uprzywilejowanymi. W sprawie opodatkowania szlachty i duchowieństwa władze austriackie nie były tak ustępliwe jak francuskie, austriacka zaś arystokracja i hierarchia kościelna okazywały więcej uległości. Maria Teresa prowadziła regalistyczną politykę kościelną, ale starała się utrzymać dobre stosunki z Rzymem. co za pontyfikatu Benedykta XIV nie było trudne. Współczesna z tym pontyfikatem działalność oświatowo-kulturalna władz wiedeńskich zyskała nazwę "katolickiego Oświecenia". Był to okres przejściowy między kontrreformacyjnym konserwatyzmem z czasów Karola VI a nadchodzącą erą józefinizmu. W tym okresie kompromisów przy boku Marii Teresy odgrywał dyskretną, ale dość istotną rolę współregent krajów habsburskich i cesarz małżonek Franciszek I (1745-1765). Był on protektorem uczonych i adeptem wolnomularstwa, które mimo papieskiego potępienia miało swobodę działania w Wiedniu i w Pradze. Od 1763 r. zasiadał w Radzie Państwa, jako następca tronu, arcyksiążę Józef, zwolennik reform radykalnych. Po śmierci ojca stał się w 1765 r. współregentem. 9. Księstwa niemieckie Rzesza Niemiecka składała się z około 250 księstw świeckich i duchownych, 50 wolnych miast cesarskich oraz około 1500 posiadłości rycerskich stanowiących bezpośrednie lenna cesarza (Reichsmittelbare). Wśród tej mozaiki dużych, małych i mikroskopijnych państw jedynie 30 miało zaludnienie przewyższające 100 tys. mieszkańców. Tych 30 księstw obejmowało jednak znaczną większość terytorium Rzeszy. Objęty międzynarodową gwarancją traktatów westfalskich status terytorialny Niemiec nie ulegał większym zmianom. Wewnątrz państw i państewek postępowała natomiast tendencja do umacniania suwerenności książąt kosztem lokalnych czynników stanowych i zwierzchniej władzy cesarza. Utrzymanie feudalnego rozdrobnienia terytorialnego w warunkach umacniania się władztwa terytorialnego książąt stwarzało niedogodne warunki dla szerszej wymiany handlowej. Książęta niemieccy prowadzili merkantylistyczną politykę gospodarczą i ogradzali swe małe państewka barierami celnymi. Sprzyjało to niekiedy lokalnej wytwórczości rzemieślniczej, ale mnogość systemów pieniężnych, książęcych miar i wag oraz komór zagradzających drogi rzeki spławne zamykała gospodarkę niemiecką w partykularnych opłotkach. Ten mikromerkantylizm służył fiskalnym zabiegom małych dworów książęcych, które ze swoimi pałacami, pięknie utytułowanymi dworzanami i dygnitarzami oraz operetkowymi wojskami miały ambicje naśladować dwory wielkich monarchów. Dla wszystkich krajów niemieckich charakterystyczne były sztywne i arystokratyczne struktury stanowe i kastowe, przybierające w niektórych małych państewkach postać dobrotliwego patriarchalizmu. Silnie rozwinięte lojalizmy i patriotyzmy lokalne niemal całkowicie przesłaniały poczucie niemieckiej wspólnoty. Umacniając absolutne a często drobiazgowo despotyczne rządy, władcy niemieccy pozostawiali szlachcie patrymonialną władzę nad chłopami. Poddaństwo chłopów miało szczególnie ostry charakter w nizinnych krajach północno-wschodnich, gdzie stosując rugowanie chłopów z ziemi poszerzano areał folwarków pańszczyźnianych. W krajach południowo-zachodnich stosunki agrarne były zbliżone do francuskich. Obok tych różnic w strukturze agrarnej również sprawy wyznaniowe przyczyniły się do odmiennego charakteru katolickich krajów południowych zachodu i protestanckich krajów północnego wschodu. Wśród katolickich księstw Rzeszy pierwsze miejsce zajmowała Bawaria (blisko 2 mln mieszkańców), kraj pod wielu względami podobny do sąsiadującej Austrii. Za panowania Karola Alberta (1726-1745) Bawaria wiele ucierpiała na skutek uczestnictwa w wojnie o sukcesję austriacką. Marzący o cesarskiej koronie elektor roztaczał wokół siebie dworski przepych, lubował się nade wszystko w polowaniach, zaniedbywał armię i pozostawił finanse państwa w opłakanym stanie. Pomyślne natomiast czasy nadeszły dla Bawarii za panowania Maksymiliana Józefa (1745-1777). Najgłośniejszym osiągnięciem tego panowania była dokonana pod kierunkiem kanclerza Kreittmayera nowoczesna kodyfikacja prawa karnego i cywilnego oraz procedury sądowej (1751-1756). Wyprzedzając w dziedzinie kodyfikacji inne kraje, Bawaria weszła na drogę reform oświeconego absolutyzmu. Dbając o rozwój rolnictwa i napływ kolonistów, Maksymilian Józef tolerował i sprowadzał do kraju protestantów. W 1759 r. została założona w Monachium Akademia Nauk, a zniesienie zakonu jezuitów umożliwiło przeprowadzenie reformy uniwersytetu w Ingolstadt. Od wschodu Bawaria sąsiadowała z arcybiskupim księstwem salzburskim, którego gospodarka podupadła po wygnaniu protestantów (1731-1732). Właściwy teren państw i państewek duchownych rozciągał się na północny zachód od Bawarii, w rejonie zbiegu Renu, Menu i Mozeli, zwanym "drogą księży" (Pfaffengasse). Dominowały tu trzy elektoraty duchowne, arcybiskupstwa: kolońskie, trewirskie i mogunckie, oraz dwa wielkie księstwa biskupie: wurzburskie i bamberskie. Tych pięć teokratycznych państw liczyło łącznie 1300 tys. mieszkańców. Ich władcy mieli okazałe dwory i niekiedy spore wojska; politycznie grawitowali ku Austrii, kulturalnie zaś - ku Francji. Niemieccy książęta w biskupich fioletach też nie byli w najlepszych stosunkach z Watykanem. Nad Renem i Mozelą żywe były tradycje episkopalizmu, do których nawiązał i które rozwinął biskup sufragan Trewiru Nicolaus von Hontheim, znany pod pseudonimem "Ferbroniusa". Jego dzieło De statu ecclesiae et legitima potestate Romani pontificis (O stanie Kościoła i legalnej władzy papieża, 1763) stało się teoretyczną podstawą józefinizmu. Podobny charakter jak niemieckie księstwa biskupie miało sąsiadujące z nimi belgijskie (ale nie wchodzące w skład austriackich Niderlandów) wielkie suwerenne księstwo biskupie Leodium (Liege). Biskupi Leodium byli książętami Rzeszy, a ich położone nad Mozą państwo stanowiło graniczące z Francją odgałęzienie Pfafengasse. Południowo-zachodnie Niemcy były najbardziej rozczłonkowaną częścią Rzeszy. Wśród tej mozaiki najznaczniejszymi księstwami świeckimi były Palatynat i Wirtembergia. Niektórzy z nadreńskich książąt słynęli w Europie ze swoich dziwactw i ekscesów, ale też i z mecenatu kulturalnego. Rządzone przez tych małych despotów kraje były terenem, z którego w połowie XVIII w. wyruszyła wielka emigracja chłopska sięgająca Rosji i Ameryki. W środkowych Niemczech pierwsze miejsce zajmowała Saksonia (przeszło 2 mln mieszkańców). Unia personalna tego kraju z Polską przydawała blasku dynastii Wettinów, ale nie przyniosła im spodziewanej mocarstwowości. Elektorat saski, kraj gospodarczo rozwinięty i bogaty, raczej tracił, niż zyskiwał z powodu dynastycznej polityki swych elektorów. Za panowania Augusta II i Augusta III Drezno rozbudowało się w piękną późnobarokową stolicę, a Lipsk był ośrodkiem handlu o europejskim znaczeniu. Pod względem polityczno-militarnym Saksonia została jednak bezpowrotnie zdystansowana przez Prusy, przy czym nie bez znaczenia było ugrzęźnięcie obu Augustów w sprawach polskich. Związane z ich polską polityką przejście Wettinów na katolicyzm przysporzyło również pewnych trudności wewnętrznych w kraju tak arcyluterańskim, jak Saksonia. Zaznaczające się na początku stulecia postępy absolutyzmu zostały w okresie unii polsko-saskiej wstrzymane i nie przybrały charakteru oświeconego absolutyzmu. August III, człowiek apatyczny i nieudolny, zdał się całkowicie na ministra Heinricha Briihla, tego zaś absorbowały jedynie dworskie i dyplomatyczne intrygi oraz chęć osobistego wzbogacenia. Gospodarka i finanse saskie ucierpiały pod pruską okupacją w czasie wojny siedmioletniej. Na zachód od elektoratu saskiego, w górach i dolinach Turyngii, znajdowała się strefa miniaturowych państewek saskich z patriarchalnymi dworami. Niektóre z nich (Weimar, Gotha) stały się ważnymi ogniskami niemieckiej kultury, w której dziejach zapisała się zwłaszcza uniwersytecka lena. Dalej na zachód, wśród księstw heskich, wyróżniała sie Hesja-Kassel, kraj niespełna półmilionowy, ale położony na strategicznych i gospodarczych szlakach oraz mający ambitnych władców. Landgrafowie hescy utrzymywali armię nieproporcjonalnie liczną w stosunku do zasobów kraju, ale też tradycyjnie wynajmowali swe pułki zabiegającym o to mocarstwom. Fryderyk I (1730-1751) łączył pod swym berłem Hesję i Szwecję, unia ta była jednak nietrwała. Wilhelm VIII (1751-1760) jako aliant Prus i Anglii w czasie wojny siedmioletniej naraził kraj na wielkie zniszczenie. Jego następca Fryderyk II (1760-1785) wsławił się już jedynie jako handlarz zaciężnym żołnierzem. Obok elektorów saskich i landgrafów Hessji-Kassel trzecią niemiecką dynastią, która w XVIII w. sięgnęła po odległy tron, był ród elektorów hanowerskich. Dzięki unii brytyjsko-hanowerskiej wzmocniła się międzynarodowa pozycja elektoratu, który uzyskał nabytki kosztem Szwecji. Jerzy I i Jerzy II byli bardzo przywiązani do Hanoweru, ale zmuszeni do przebywania przeważnie w Anglii. Jerzy III czuł się już wyłącznie Anglikiem. Nieobecność elektorów pozwoliła stanom krajowym zwiększyć swą władzę. Ten kraj, liczący milion mieszkańców i stanowiący zaplecze hanzeatyckich portów Hamburga i Bremy, wszedł w okres pomyślnego rozwoju gospodarczego, w toku którego północno-zachodnie Niemcy upodabniały sie do Anglii i Holandii. Na początku stulecia w Hanowerze mieszkał Leibniz, który stąd roztaczał sieć swoich kontaktów z całą europejską nauką. W 1736 r. Jerzy II założył w Getyndze uniwersytet zwany Gregorianą (Georg August Universität), który wkrótce stał się przodującą uczelnią Europy, a w 1751 r. powstała w Getyndze nie mniej sławna Akademia Nauk. Łaba, przyjmowana jako umowna granica dwóch stref Europy, w swym dolnym biegu istotnie rozdzielała bardzo kontrastujące ze sobą kraje: Hanower i najbardziej zacofaną część Niemiec, którą była Meklemburgia (od 1701 r. dzieliła się ona na dwa księstwa: Meklemburgię-Schwerin i Meklemburgię-Strelitz). Po zniszczeniach z czasów wojny trzydziestoletniej ten obszerny i rzadko zaludniony (niespełna 400 tys. mieszkańców) kraj stał się domeną wielkich majątków junkierskich. Stosunki agrarne były tu nacechowane szczególną brutalnością i barbarzyństwem, a pozycja stanowa szlachty - silna. Kiedy książę Meklemburgii-Schwerinu Karol Leopold (1713-1728) chciał powstrzymać rugowanie chłopów z ziemi, został zdetronizowany. Za panowania Chrystiana Ludwika (1728-1756) doszło w 1733 r. do wielkiego, krwawo stłumionego powstania chłopskiego. Książę przegrał przewlekłą walkę ze stanami, które w 1745 r. skonsolidowały swoje przywileje. Rugowanie chłopów czyniło postępy, a poddaństwo zbliżało się do niewolnictwa, to znaczy chłopi bez ziemi byli przedmiotem transakcji kupna-sprzedaży. Podobne jak w Meklemburgii formy poddaństwa istniały w Holsztynie i na Pomorzu Zachodnim, a także w nie wchodzących już w skład Rzeszy takich nadbałtyckich krajach niemieckich, czy też przez niemiecką szlachtę opanowanych, jak: Prusy Wschodnie, Kurlandia i Inflanty. 10. Prusy Fryderyka II (1740-1786) Elektorowie brandenburscy i królowie pruscy zajmowali w Niemczech miejsce szczególne, część bowiem ich posiadłości (Prusy Wschodnie, a też Neuchatel) nie należała do Rzeszy Wprawdzie Fryderyk Wilhelm I jeszcze czuł i okazywał respekt wobec cesarza, ale Fryderyk II wyruszając na podbój Śląska zmierzył się z Habsburgami jak równy z równym. Zachowując się jak faktycznie w pełni suwerenny monarcha, dążył też król pruski do formalnego przekreślenia resztek zależności prawnych. W niemieckim konglomeracie Prusy stały się równorzędnym rywalem Austrii. Na progu swego panowania Fryderyk II uczynił wiele gestów, które pozwalały w nim widzieć wielkiego reformatora i "przyjaciela ludzkości". W istocie rzeczy reformatorem i organizatorem Prus był jednak król-sierżant, a jego syn był przede wszystkim człowiekiem czynu, wojownikiem i zaborcą. Nie był on zwolennikiem systematycznych reform i mawiał, że "każdy kraj jest dziełem czasu". Jeśli coś zmieniał w biurokratyczno-militarnej machinie przekazanej mu przez ojca, były to głównie pociągnięcia doraźne, mające na celu jak najściślejsze podporządkowanie wszystkiego osobistemu kierownictwu monarchy. Fryderyk II uważał że centralne ciało kolegialne, Generalny Dyrektoriat Finansów, Wojny i Domen, jest zbyt ociężałe, a ponadto lekceważył swoich ministrów i nie ufał im. Kontaktował się więc z nimi bezpośrednio poza kolegium i tworzył nowe, niezależne od Dyrektoriatu ministerstwa, jak: handlu i manufaktur (1741). do spraw Śląska (1742), administracji wojskowej (1746), górnictwa (1768), lasów (1770). Wydzielił też, jako samodzielne działy administracji, zarząd spraw monetarno-menniczych (1751). monopol tytoniowy (1766) i kawowy (1781). Po wojnie siedmioletniej zaangażował ekipy francuskich urzędników, którym powierzył zarząd poczt i pobór podatków, nawiązując do francuskiego systemu ich dzierżawienia. Jedynym czynnikiem znającym całość spraw i koordynującym różne dziedziny administracji był sam król, który wydawał szczegółowe instrukcje i odbierał raporty. Wraz z uszczupleniem kompetencji ministerialnych ciał kolegialnych wzrosło znaczenie dyrektorów prowincjonalnych urzędów kameralnych, w których ręku zbiegały się różne gałęzie administracji na szczeblu prowincji. Dyrektorzy byli też bezpośrednio kierowani przez króla w trybie obiegu instrukcji i raportów. Tym skrajnie osobistym rządom towarzyszyła ogromna pisanina, z którą radził sobie niezwykle pracowity i operatywny, można powiedzieć genialny biurokrata Fryderyk. Ów system zakrojony na miarę osobowości króla krył w sobie niebezpieczeństwa. Co będzie, jeśli następca nie okaże się równie utalentowanym i gorliwym "sługą państwa"? Zresztą już w miarę terytorialnego rozrostu fryderycjańskich Prus, rozbudowy resortów i starzenia się Fryderyka coraz trudniej było monarsze wnikać we wszystkie szczegóły i osobiście administrować folwarkiem, który rozwinął się w latyfundium. Nie znosząc formalnie zasady kolegializmu Fryderyk II skutecznie zapobiegał, aby na gruncie kolegialnym nie wyrosła jakakolwiek inicjatywa polityczna. Był samowładny, ale samotny, bez rodziny, przyjaciół, zaufanych doradców. Zgryźliwy i krytyczny wobec swych sług, najlepiej czuł sie w towarzystwie ulubionych psów, z czasem rozkazy króla stawały się równie apodyktyczne jak nierealne, jego kontrola osłabła, a podwładni zaczęli oszukiwać i karmić iluzjami starego Fryderyka. Zanim do tego doszło, zdziałał niezwykłe rzeczy z tym najbardziej odpolitycznionym państwem i najbardziej pozbawionym inicjatywy społeczeństwem, jakim były Prusy wprzęgnięte we fryderycjański militaryzm. Panowanie Fryderyka II dzieli się na cztery okresy: wojny śląskie, pokojowe lata 1746-1755, wojna siedmioletnia i pokojowe lata 1763-1786. W czasie wojen troszczono się jedynie o armię, w latach pokoju organizowano dla niej zaplecze. W pierwszym okresie pokojowym przeprowadził jednak Fryderyk również istotne dzieło reformatorskie w zakresie sądownictwa. Już Fryderyk Wilhelm I powołał do życia ministerstwo sprawiedliwości i ustanowił komisję kodyfikacyjną z Samuelem Cocceji na czele. Fryderyk II, który spotkał się z aplauzem oświeconej Europy znosząc w 1740 r. tortury (choć w armii nie wyszły z użytku kapralskie kije). polecił w 1746 r. Cocceji dokonanie trzech rzeczy: 1) wprowadzenia w całym kraju scentralizowanego i jednolitego sądownictwa z możliwie uproszczoną i skróconą procedurą. 2) przeprowadzenia czystki personalnej w aparacie wymiaru sprawiedliwości i podniesienie jego kwalifikacji, 3) skodyfikowania prawa sądowego. W ciągu 5 lat Cocceji wykonał dwa pierwsze zadania. W każdej prowincji powstał sąd centralny, od którego przysługiwała apelacja do Sądu Najwyższego w Berlinie. Przekwalifikowani sędziowie otrzymali dobre uposażenie, ale ich niezależność była nader względna. Król wtrącał się do orzecznictwa i karał sędziów, z których był niezadowolony. Cocceji wydał kodeks procedury sądowej dla Brandenburgii (1748), ale wielka praca nad "Corpus Juris" przeciągnęła się lat kilkadziesiąt i zaowocowała dopiero w słynnym pruskim Landrechcie wydanym w 1791 r. i wprowadzonym w życie w 1794 r. Fryderyk II nie kwapił się więc z kodyfikacją, nie zniósł też jurysdykcji administracyjnej prowincjonalnych kamer. Na wsi zachowano jurysdykcję dominialną, z tym jednak, że właścicieli ziemskich reprezentowali justycjariusze, zaaprobowani na tym stanowisku przez państwo. Fryderycjańskie Prusy otrzymały sprawnie działające sądownictwo, jednak przesadna jest spotykana w literaturze historycznej opinia, jakoby stały się prototypem nowoczesnego "państwa prawnego" (Rechtstaat). W sprawach gospodarczych Fryderyk II wyznawał zasady merkantylizmu, głosząc, że celem handlu jest przyciąganie pieniędzy z zagranicy, a celem manufaktur zatrzymywanie pieniędzy w kraju. W słabo dotąd uprzemysłowionym kraju rozbudowano różne dziedziny wytwórczości, zwłaszcza jedwabnictwo, nie mówiąc już oczywiście o manufakturach pracujących dla armii. Duże znaczenie miała akcja kolonizacyjna i inicjatywa państwa w zakresie rolnictwa, zwłaszcza wprowadzenie na szeroką skalę uprawy kartofli i duża dbałość o gospodarkę leśną. Prowadzono wielkie roboty publiczne w zakresie komunikacji lądowej, a zwłaszcza wodnej (kanały łączące Łabę, Odrę i Hawelę), osuszania bagien, fortyfikacji (szczególnie na Śląsku) i zakładania magazynów zbożowych dla armii. Wszystkie te inicjatywy zostały zaplanowane i częściowo zrealizowane w okresie pokojowym między wojnami śląskimi a wojną siedmioletnią. Jednakże najintensywniej Fryderyk II zajął się zagospodarowaniem swych ponownie wyniszczonych wojnami krajów po 1763 r. Osiągnięcia miał znaczne, zwłaszcza w dziedzinie zasiedlania pustych ziem sprowadzanymi z innych krajów niemieckich kolonistami i rozwoju rolnictwa. Duże korzyści czerpały Prusy z nierównoprawnych stosunków gospodarczych z Polską. Za panowania Fryderyka II dochody państwa podwoiły się. U schyłku tego okresu zaczęło jednak występować sygnalizowane już tracenie kontaktu z rzeczywistością i uleganie fantazjom właśnie w sprawach gospodarczych. Król po gospodarsku dbał o chłopów jako producentów i dostarczycieli rekruta. Zniósł lub ograniczył poddaństwo osobiste w dobrach państwowych i wzywał szlachtę do przestrzegania umów dzierżawnych z chłopami. Dalej się jednak nie posunął, widząc w szlachcie podporę tronu i jedynie spośród niej rekrutując kadrę oficerską i urzędniczą. Sztywna pruska struktura stanowa nie tylko nie została za panowania Fryderyka II naruszona, ale umocniła się wraz z postępami militaryzmu. Po wojnie siedmioletniej Fryderyk II energicznie zajął się sprawami szkolnymi. Tym aspektem jego działalności oraz jego stosunkiem do religii i filozofów wypadnie się zająć rozpatrując kontrowersyjną postać Fryderyka na tle zjawiska określanego jako oświecony absolutyzm. Bilans długiego panowania przyjaciela Woltera zamyka się jednak najwymowniej w następujących liczbach. Na początku miał 120 tys. km2 kraju, 2,5 mln poddanych i 83 tys. żołnierzy, na końcu zaś 200 tys. km2, 6 mln poddanych i 186 tys. żołnierzy. 11. Dania i Norwegia za panowania Chrystiana VI (173O-1746) i Fryderyka V (1746-1766) Po śmierci Fryderyka III (1648-1670), który w 1660 r. zaprowadził absolutystyczną formę rządów, na duńskim tronie zasiadali władcy nieudolni i zdegenerowani. Cały wiek XVIII to era rządów faworytów i ministrów. Nowy ustrój przyniósł awans mieszczan, dopuszczonych do zasiadania w kolegiach rządowych. Pogodziwszy się z absolutyzmem monarszym i uczestnicząc w rozbudowanym życiu dworskim szlachta umacniała jednak swoją pozycję. Położenie chłopów, na których od czasu wojny północnej spadł jeszcze obowiązek służby w milicji wiejskiej, było ciężkie. Burzyli się oni, zwłaszcza w Norwegii, wobec której rządy kopenhaskie prowadziły politykę dyskryminacyjną. Mniej więcej do 1740 r. Dania i Norwegia pogrążone były w długotrwałej depresji gospodarczej, na której początku zaciążyło wyczerpanie finansowe, zniszczenia, epidemie i głód z czasów wojny północnej. W pierwszej połowie XVIII w. szerzył się w Danii pietyzm, mający zrazu charakter religijnego ruchu ludowego. Gorliwym entuzjastą tego ruchu stał się ograniczony i ułomny Chrystian VI, który drogą administracyjną rozpoczął forsować pietyzm odgórnie. Idąc za dorem Kopenhaga przybrała surowy i purytański styl życia. Chrystian VI starał się wprowadzić przymus szkolny, mając oczywiście na względzie wychowanie religijne. Niewiele wyszło z tych usiłowań. Zyskawszy poparcie najwyższych czynników pietyzm tracił popularność i charakter autentycznego ruchu religijnego. Następca pobożnego Chrystiana, Fryderyk V, był amatorem uciech doczesnych i Kopenhaga stała się wesołym miastem. W połowie XVIII w. nadeszła dobra koniunktura gospodarcza. Rozwijał się handel, zwyżkowały ceny zboża, bogaciła się szlachta i mieszczaństwo. W związku z wykupywaniem na własność prywatną gruntów państwowych pogarszało się jednak w Danii położenie chłopów. W Norwegii, której narzucono przymus prowadzenia handlu jedynie za pośrednictwem portów duńskich i w której wprowadzono nowe podatki, na początku lat sześćdziesiątych XVIII w. doszło do dużych rozruchów chłopskich. Norwegia bogaciła się jednak również dzięki rozwojowi rybołówstwa i górmictwa. Do pomyślnosci gospodarczej królestwa duńsko-norweskiego przyczyniła się jego neutralność w okresie wielkich wojen angażujących kraje środkowej Europy. Od czasów wojny północnej rządy duńskie wyzbyły się w polityce zagranicznej ambicji mocarstwowych. Starano się mieć dobre stosunki równocześnie ze Szwecją i z Rosją, a wobec tej ostatniej posuwano się do daleko idącej uległości. Rzecznikiem tej polityki był najwybitniejszy w owym czasie duński mąż stanu, Niemiec z pochodzenia, J.H. Bernstorff, który w latach 1751-1770 stał na czele rządu. W okresie rządów Bermstorffa troszczono się wiele o rozwój handlu, manufaktur i górnictwa, głównym problemem były jednak sprawy agrarne. Przy zachęcie ze strony rządu rozwinęła się od 1755 r. projektodawcza publicystyka poświęcona podniesieniu rolnictwa i zreformowaniu stosunków poddańczych. W 1757 r. powołano specjalną komisję do spraw wiejskich. Wezwano właścicieli ziemskich do spisania powinności chłopskich, a niektórzy wielcy panowie na własną rękę prowadzili reformy, zamieniali pańszczyznę na czynsze i parcelowali folwarki. Za panowania Fryderyka V Dania znalazła się na progu epoki Oświecenia, a Kopenhaga stała się wielkim, bogatym i kulturalnym miastem. 12. Rosja za panowania Elżbiety Pietrownej (1741-1762) Bezkrwawy zamach stanu carewny Elżbiety przyniósł kres rządów znienawidzonej kliki niemieckiej. Córka Piotra I hołdowała, w dość powierzchowny zresztą sposób, modzie francuskiej i za jej panowania francuszczyzna rozprzestrzeniła się w Petersburgu i w Moskwie. Elżbieta czuła się jednak przede wszystkim prawosławną Rosjanką i otoczyła się Rosjanami. Była to kobieta bez wykształcenia, próżna, lubująca się w wystawnych zabawach, leniwa, ale dość dobroduszna, czym ujmowała sobie tak srogo doświadczonych despotyzmem bironowszczyzny poddanych. Największy wpływ na dworze mieli amanci imperatorowej, wśród których czas dłuższy cieszyli się faworami Aleksiej Razumowski (zwany"cesarzem nocnym") i Iwan Szuwałow. Protekcji tych faworytów zawdzięczali swe kariery właściwi mężowie stanu, jak kanclerz Aleksiej Bestużew, jego następca Michaił Woroncow oraz bracia Czemyszewowie (Iwan, Piotr i Zachar). Za panowania Elżbiety rząd rosyjski najwięcej uwagi poświęcał sprawom polityki zagranicznej i wojnom. W dziedzinie ustrojowej przywrócono instytucje z czasów Piotra I, jak senat, kolegia i magistraty w miastach. W czasie wojny siedmioletniej powołano do życia węższy niż senat organ doradczo-wykonawczy pod nazwą Konferencji przy Najwyższym Dworze (za następców Elżbiety utrzymała się ta instytucja pod zmieniającymi się nazwami). Za czasów Elżbiety w dalszym ciągu umacniała się pozycja szlachty rosyjskiej. Podobnie jak w wypadku Anny Iwanownej nie bez znaczenia był tu fakt, że carowa zawdzięczała tron szlacheckim pułkom gwardyjskim. Elżbieta swym faworytom i poplecznikom nadawała ogromne dobra i dziesiątki tysięcy dusz chłopskich. Szlachta jako całość uzyskała dalsze przywileje. W 1746 r. został umocniony szlachecki monopol na prawo posiadania ziemi. Zaostrzył się reżim poddańczo-pańszczyźniany. Panowie uzyskali prawo przymusowego wysyłania chłopów na Syberię (było to traktowane jako odpowiednik oddawania rekruta i w ten sposób pozbywano się nie tylko krnąbrnych, ale też starych czy chorych poddanych). Szlachta handlowała chłopskimi "duszami" i ingerowała w osobiste życie poddanych. Pogorszenie się doli chłopów powodowało ich liczne zbiegostwo na pograniczne tereny Rzeczypospolitej. Uwieńczeniem szlacheckich zdobyczy był przygotowany za Elżbiety, ale ogłoszony już przez Piotra III (w lutym 1762) Manifest o wolności szlacheckiej. Znosił on obowiązek służby państwowej, zastępując go służbą dobrowolną, do której cesarz jedynie zachęcał. Panowanie w prymitywny sposób pobożnej Elżbiety było też pomyślnym okresem dla prawosławnej cerkwi. Dobra cerkiewne zostały zwolnione od podatków i obowiązku dostarczania rekruta. Duchowieństwo parafialne stawało się stanem zamkniętym, dopuszczano bowiem do święceń tylko synów duchownych (popowiczów). Do monasterów, z których rekrutowali się prawosławni biskupi, mieli dostęp ludzie z wszystkich stanów, w praktyce jednak wyższe godności kościelne dostawały się wyłącznie szlachcie. Prawowierna cesarzowa prześladowała sekciarzy, raskolników, muzułmanów i Żydów. W krajach tatarskich zamykano meczety. W połowie XVIII w. gospodarka rosyjska była włączona w rytm ogólnoeuropejskiego wzrostu. Bogaciło się kupiectwo, mnożyły manufaktury, rozwijał się zwłaszcza przemysł metalurgiczny na Uralu. Ukazem z 1753 r. zniesiono wiele wewnętrznych ceł. W latach 1726-1760 obroty handlowe Rosji wzrosły z 6 do 19 mln rubli, a bilans był wciąż dodatni, choć nie w tym stopniu co za Piotra I. Wzrastał import z zagranicy dóbr luksusowych, czemu sprzyjały taryfy celne dogadzające wybujałym konsumpcyjnym zachciankom dworu i rosyjskiej magnaterii. Aby ratować zadłużonych panów założono w 1754 r. Szlachecki Bank Pożyczkowy. Powstał jednak w tym okresie również Bank Kupiecki, a w Petersburgu i w Moskwie otwarto prywatne kantory bankowe. Dworska i magnacka kultura elżbietańskiej Rosji upamiętniła się pokaźną liczbą okazałych i pięknych budowli. Najwybitniejszym architektem tych czasów był Bartolomeo Rastrelli. W pałacach szumnie się bawiono, Petersburg i Moskwa gościły francuskie trupy teatralne oraz opery i balety. Szkolnictwo było w zaniedbaniu. Szlachta rosyjska skwapliwie korzystała ze zniesienia narzuconego jej przez Piotra I przymusu szkolnego. Rozwijała się jednak petersburska Akademia Nauk. a w 1757 r. Elżbieta założyła Akademię Sztuk Pięknych (faktycznie działa ona jednak dopiero od 1764 r ). Na czasy - Elżbiety przypada wreszcie niezwykle wszechstronna działalność pierwszego wielkiego uczonego Rosji - Michaiła Łomonosowa (1711-1765). Z jego inicjatywy otwarto w 1755 r. uniwersytet w Moskwie. Ważną politycznie sprawą było następstwo tronu po niezamężnej Elżbiecie. Swym sukcesorem ogłosiła ona jedynego wnuka Piotra I, Karola Piotra Ulryka księcia holsztyńskiego, którego w 1745 r. ożeniła z księżniczką Zofią Anhalt-Zerbst. Wielkoksiążęca niemiecka para przyjęła nowe rosyjskie imiona Piotra Fiodorowicza i Katarzyny Aleksiejewnej. Obok "starego dworu" cesarskiego powstał w Petersburgu "młody dwór" wielkoksiążęcy, który miał inne aspiracje i powiązania polityczne. Piotr ostentacyjnie pogardzał Rosją i rosyjskością. Katarzyna umiejętnie asymilowała się w nowym środowisku i pozyskiwała sobie względy przyszłych poddanych. 11. Turcja w latach pokoju (1739-1768) Po traktacie belgradzkim nastąpił niezwykle długi w dziejach wojowniczego imperium osmańskiego okres trzydziestoletniego pokoju. Nie był to pokój wewnętrzny. Zamieszki i lokalne wojny wstrząsały różnymi afrykańskimi i azjatyckimi prowincjami imperium. Faktyczna władza Stambułu coraz wyraźniej kurczyła się do obszaru Anatolii i krajów bałkańskich. W wojnie z Rosją i z Austrią z lat 1735-1739 Turcja odniosła sukcesy. Kilku dygnitarzy Wysokiej Porty zyskało sławę wojowników i organizatorów armii. Do modernizacji tureckiej wojskowości przyczynili się Francuzi: Bonneval, a później baron Tott. Reformy okazały się jednak nietrwałe i pozorne. Pewne próby europeizacji Turcji podejmowanei za panowania Ahmeda III (1703-1730) i Mahmuda I (1730-1754) miały płytki i zewnętrzny charakter. Rządy Osmana III (1754-1757) i Mustafy III (1757-1773) jeszcze mniej zdziałały, aby dotrzymać kroku europejskim sąsiadom. W polityce międzynarodowej Turcja zachowywała się biernie. Nadaremnie państwa europejskie starały się wciągnąć ją do udziału w wojnę o sukcesję austriacką i w wojnę siedmioletnią. Najsilniejsze wpływy miała w Stambule Francja, osiągając korzyści nie tyle polityczne, co handlowe. Układ (kapitulacja) francusko-turecki z 8 V 1740 r. otworzył nową kartę w dziejach handlu lewantyńskiego. W przeciwieństwie do dawniejszych krótkoterminowych "kapitulacji" układ, zawarty w 1740 r. przez Mahmuda I w imieniu własnym i swych następców,był wieczysty. Tradycyjnie silna pozycja handlu francuskiego w Lewancie przybrała teraz charakter hegemonii i sukno francuskie wyparło z tych rynków angielskie. Handel lewantyński znajdował się w rękach Greków i oni też byli najbardziej ruchliwym elementem w ospałym imperium osmańskim. W rządzonych przez fanariotów księstwach naddunajskich umacniał się reżim pańszczyźniany i wzrastało bogactwo oraz znaczenie rumuńskich i greckich bojarów. W związku z rozkładem organizacji militarnej mieszkańców osad wojskowych obracano w chłopów i przydzielano bojarom. Te zmiany w stosunkach agrarnych powodowały duże napięcia i masowe zbiegostwo chłopów. Wśród fanariotów wyróżnił się Konstantyn Mavrocordat, który w latach 1730-1769 sprawował rządy hospodarskie, z przerwami, pięć razy na Wołoszczyźnie i cztery razy w Mołdawii. Przeprowadził on różne usprawnienia administracyjne, głównym jednak jego dziełem było zniesienie poddaństwa chłopów na Wołoszczyźnie (1740) i znacznejego ograniczenie w Mołdawii (1749). Na Wołoszczyźnie chłop mógł wykupić się za 10 talarów i stawał się człowiekiem wolnym. W Mołdawii zakazano sprzedawania. zamieniania i przenoszenia chłopów. Obie reformy rozszerzały wolność osobistą chłopów, równocześnie jednak umacniały system pańszczyźniany. Wolny chłop nie był właścicielem ziemi i otrzymywał ją od pana jedynie w zamian za wykonywanie pańszczyzny. Choć bojarzy i klasztory z oporami przyjmowali reformę, była ona pomyślana w interesie wielkiej własności. W erze fanariotów we wszystkich bałkańskich krajach imperium postępował proces hellenizacji cerkwi i cerkiewnego szkolnictwa.Ponieważ duchowieństwo serbskie,czarnogórskie czy bułgarskie często brało udział w ruchach antytureckich, Porta udzieliła pełnego poparcia patriarchatowi konstantynopolitańskiemu, który ściśle sobie podporządkował kościoły bałkańskie i wszystkie wyższe stanowiska obsadzał Grekami. Akcja hellenizacyjna, w czasie której palono cerkwie i księgi słowiańskie, spotykała się z oporem mas ludowych.Na dalszą jednak metę hellenizacja przyczyniała się do podniesienia poziomu świadomości narodowej. Grecy byli najwyżej rozwiniętym narodem tej strefy i datujące się od połowy stulecia odrodzenie i oświecenie greckie oddziaływało inspirująco. Aczkolwiek patriarchat konstantynopolitański i fanarioci cieszyli się zaufaniem i poparciem Porty, to jednak Grecy przewidywali rozpad imperium osmańskiego i snuli ambitne plany odbudowania na gruzach mahometańskiej Turcji prawosławnego imperium greckiego. Rozdział czwarty Republiki starego ładu 1. Republiki włoskie Republiki włoskie miały najstarsze korzenie sięgające antycznych miast-państw (polis ) i średniowiecznej suwerenności miejskich gmin (komun). Właściwością tych organizmów państwowych było zogniskowanie samorządowego życia politycznego w obrębie miasta, któremu podlegało niekiedy obszerne terytorium okoliczne, pozbawione udziału we władzach republiki. Na progu czasów nowożytnych wiele włoskich miast-państw przekształciło się w księstwa (np. Mediolan, Ferrara, Parma, Florencja). Ten proces scalania się większych terytoriów pod władzą książęcą ominął takie małe miejskie republiki,jak Lukka i San Marino. Były to pozbawione znaczenia relikty średniowiecznego rozdrobnienia. Inny charakter miały dwa potężne miasta-państwa: Wenecja i Genua. Dzięki ogromnemu potencjałowi gospodarczemu, liczebności równorzędnych pod względem bogactwa i wpływów patrycjuszowskich rodów oraz dogodnemu położeniu geograficznemu republikańskie rządy - w Wenecji i Genui ani od wewnątrz, ani od zewnątrz nie były zagrożone przez tendencje monarchiczne. Stojący na czele obu republik obieralni dożowie (dożywotni w Wenecji, czasowi w Genui byli przedstawicielami patrycjuszowskiej oligarchii i ani mogli, ani chcieli zamienić swe obszyte gronostajem czapki na korony. Poniekąd republikański charakter miało też najdostojniejsze z włoskich miast-państw - papieski Rzym. Wprawdzie papież był wyposażony w pełnię władzy świeckiej nad Państwem Kościelnym i w pełnię władzy duchownej nad katolickim światem, ale był to monarcha bezdzietny i dożywotni, wybierany z wąskiego grona włoskich kardynałów. Przeważnie elekt był człowiekiem leciwym i jego rządy trwały krótko. W tych warunkach nie tylko w czasie konklawe, ale i w okresach szybko następujących po sobie pontyfikatów wiele do powiedzenia miała oligarchia kardynalskich i książęcych rodów rzymskich. Władca Państwa Kościelnego pod pewnymi względami przypominał weneckiego dożę. Było to podobieństwo jedynie faktyczne, bowiem pod względem prawnym papież był najbardziej absolutnym władcą w Europie. W XVIII w. poza Italią dochodziły do głosu dość żywe tendencje antykurialne, nawiązujące do tradycji koncyliaryzmu i episkopalizmu. Między innymi Stanisław Leszczyński nakreślił interesujący projekt przebudowy naczelnych władz Kościoła w duchu parlamentarnym. Papież miał przewodniczyć sejmowi biskupów wybieranych przez synody krajowe. Tego rodzaju projekty nie były oczywiście w Watykanie brane pod uwagę, tyczyły zresztą sprawowania rządów nad Kościołem, a nie nad Państwem Kościelnym. Tego szczególnego tworu państwowego nie można właściwie zaliczyć ani w poczet republik, ani w poczet monarchii. Wytworzona w średniowieczu forma rządów weneckich i genueńskich nie uległa żadnym zmianom. Wielka Rada wybierała Senat, a Senat wyłaniał Signorię, na której czele stał doża. Z biegiem czasu coraz bardziej utrwalał się i zawężał oligarchiczny charakter rządów patrycjuszowskich. Patrycjat przybrał postać zamkniętego stanu arystokratycznego. Nadmorskie republiki, które w tej formie rządu przeżyły okres świetności i potęgi, traciły swe znaczenie w XVIII w. może nie tyle z powodu skostnienia starych struktur społeczno-politycznych, co z powodu spychania starych miast-państw przez większe organizmy państwowe. Miasto-państwo było organizmem o "przeroście głowy i niedowładzie członków", czyli obszarów podporządkowanych miejskiej republice. W wypadku Genui, a zwłaszcza Wenecji, obszary te były rozległe, ale stare republiki nie potrafiły tak zorganizować i zespolić swych terytoriów, jak to czyniły nowożytne państwa scentralizowane. Portom, stoczniom, magazynom i warsztatom brakowało właściwego zaplecza, które nie tylko zasilałoby potrzeby gospodarcze metropolii, ale nadawało państwu wagę polityczną niezbędną przy ówczesnych rywalizacjach handlowych. Genua już w XVII w. stawała się miastem bardziej bankierskim niż kupieckim, a w XVIII w. handel republiki kurczył się na rzecz Livorno. Genua posiadała jednak wielkie nagromadzone bogactwa i zasoby, jej kupcy i bankierzy prowadzili rozległe interesy w innych krajach Italii (zwłaszcza w Mediolanie, Rzymie i Neapolu), a republika wynajmowała swoje okręty obcym kupcom. Genua była również poważnym ośrodkiem przemysłowym zorganizowanym na sposób kapitalistyczny, to znaczy kapitał bankierski i kupiecki spotykał się tu z masą najemnego proletariatu. To miasto było widownią największego wstrząsu społecznego ówczesnej Italii. W czasie wojny o sukcesję austriacką patrycjuszowski rząd skapitulował przed armią cesarską, ale po kilku miesiącach uciążliwej okupacji wybuchło w 1746 r. wielkie powstanie ludowe, które wypędziło z miasta Austriaków i na pewien czas opanowało władzę w republice. Wprawdzie patrycjat rychło powrócił do rządów, ale wypadki z 1746 r. podważyły jego autorytet i uczyniły wielkie wrażenie w całej Italii. Na mocy traktatu akwizgrańskiego Genua otrzymała gwarantowany przez mocarstwa status państwa neutralnego. Republika miała jednak trudności z zarządzaniem i utrzymaniem w posłuszeństwie swojego terytorium, tak iż w 1768 r. sprzedała Francji Korsykę. Genua przestała odgrywać rolę polityczną, ale samo miasto nieźle prosperowało gospodarczo,jego zaludnienie rosło i dekadencja republiki nie była tak widoczna, jak w wypadku Wenecji. Po niepomyślnej wojnie z Turcją (1715-1718) Wenecja utraciła rangę mocarstwową i do końca XVIII w. pozostała państwem neutralnym. Nie wspierany flotą wojenną handel republiki kurczył się i procesu tego nie powstrzymało ogłoszenie Wenecji w 1735 r. portem wolnym. Wenecja należała do tych nielicznych miast, które w końcu XVIII w. miało mniej mieszkańców niż na początku tego stulecia. Oznaczało to spadek aktywności gospodarczej, jakkolwiek Wenecja pozostała na swój sposób bardzo żywym miastem. Właśnie w XVIII w. stała się,jak to określano, "gospodą Europy". Zewsząd przybywali tu bogaci cudzoziemcy, żeby trwonić pieniądze wśród uroków, których dostarczało to przepiękne miasto karnawałów, koncertów, oper, teatrów, domów gry i kurtyzan. Ściągali tu różni awanturnicy, szukali zapomnienia zbankrutowani politycy, a także znajdowali azyl ludzie prześladowani. w Wenecji panowała bowiem atmosfera dużej swobody. Dotyczyło to jednak tylko cudzoziemców i miejscowej elity. W stosunku do własnych poddanych policyjne i szpiegowskie rządy Signorii były despotyczne i okrutne. Liczne były wyroki śmierci i wiele osób skazywano na dożywotnią służbę galerniczą stanowili oni niewolniczą siłę napędową weneckiej floty wiosłowej. Wenecja w XVIII w. pozostała wielkim ogniskiem kultury włoskiej promieniującym na całą Europę. Tyczyło to zwłaszcza malarstwa, muzyki i teatru. W wysoce kulturalnym środowisku weneckim nie brakowało także ludzi wrażliwych na polityczno-prawne doktryny Oświecenia, myślących o reformie ustroju republiki. Wielkim problemem było ułożenie stosunków między miastem (około 130 tys. mieszkańców) a jego terytorium liczącym około 3 mln ludzi zamieszkałych w północno-wschodnich Włoszech (Terraferma z takimi miastami jak Werona i Brescia, Itrii, Dalmacji i na Wyspach Jońskich. Bezskutecznie domagali się dopuszczenia mieszkańców Terrafermy do udziału w rządach republiki tacy zwolennnicy reform, jak Scipione Maffei z Werony i kardynał Angelo Querini z Brescii. Coraz bardziej apatyczna, a równocześnie despotyczna oligarchia kilkunastu wielkich rodów patrycjuszowskich nie dopuszczała do jakichkolwiek zmian w uświęconym wiekami porządku rzeczy. Po drugiej stronie Adriatyku kwitnąca niegdyś na dalmatyńskim wybrzeżu Raguza (Dubrownik) była miastem na poły włoskim, na poły słowiańskim. Od XVI w. pozostająca pod zwierzchnością turecką republika znajdowała się w XVIII w. w stanie ekonomicznego upadku. Raguza ulegała coraz dalej idącej slawizacji i stanowiła na Bałkanach oryginalne państewko o chorwackiej ludności, pięknej weneckiej zabudowie i tradycjach wysokiej kultury. Z Dubrownika pochodził jedyny ówczesny słowiański uczony o europejskiej sławie, wielki matematyk, fizyk i astronom Bosković, działał on jednak nie w swojej ojczystej republice, ale we Włoszech i Francji. 2. Rzesza niemiecka i jej wolne miasta Ludwik XIV kwestionując pierwszeństwo cesarza w Europie mawiał, że nie jest on suwerenem, lecz jedynie "kapitanem" republiki niemieckiej. Fryderyk II nazwał Rzeszę "republiką książąt". W istocie rzeczy niemiecki konglomerat pojmowany jako całość miał ustrój republikański, tak jak w wypadku wszystkich republik starego ładu tkwiący swymi korzeniami w średniowieczu. Dożywotnim zwierzchnikiem Rzeszy był elekcyjny cesarz. Habsburgowie byli tradycyjnie wybierani na to stanowisko, ale nie na zasadzie praw dynastycznych. Prawo wolnej elekcji dało o sobie znać w 1740 r. W zasadzie jednak owa elekcyjność, tak jak w ogóle funkcjonowanie naczelnych władz Rzeszy stawała się coraz bardziej fikcyjnym przeżytkiem przeszłości. W Ratyzbonie obradował permanentnie Sejm Rzeszy (Reichstag) składający się z trzech kolegiów: elektorów (3 duchownych i 6 świeckich), książąt (ok. 90 książąt świeckich i duchownych z głosami wirylnymi oraz ok. 140 prałatów, hrabiów i baronów, mających łącznie 6 głosów kurialnych) oraz miast wolnych (ok. 50). Kiedy tematem obrad stawały się sprawy religijne, nie głosowano w kolegiach, ale przedstawiciele członków Rzeszy dzielili się na dwa wyznaniowe zespoły ponadkolegialne: Corpus catholicorum i Corpus evangelicorum. Wykonawcą uchwał sejmowych był cesarz, ale ponieważ jego władza była nikła, więc i uchwały nie tyczyły spraw ważnych: podobnie było z najwyższym sądem Rzeszy ( Reichskammergericht) urzędującym w Wetzlarze. Procesowano się wprawdzie dość chętnie, z tym jednak skutkiem, że zalegały tysiące nie rozstrzygniętych spraw. Historycy może jednak na ogół zbyt lekceważą fakt istnienia owej ogólnoniemieckiej republiki, traktując ją niemal per non est. Ratyzbona była przecież terenem ciągłych kontaktów pełnomocników i "ucierania" różnych spraw, a strukturę Rzeszy wykorzystywano do akcji politycznych, jak to czynił pod koniec swojego panowania Fryderyk II, oczywiście w duchu antycesarskim. Ludzie starego ładu poświęcali dużo uwagi formalnościom prawnym. W kancelariach Rzeszy gromadziła się ogromna pisanina, a ustrój niemieckiej "republiki" był w XVIII w. przedmiotem wielu analiz historyczno-prawnych, w których bynajmniej nie zawsze lekceważono "to bezkształtne ciało podobne do potwora" (określenie Samuela Pufendorfa). Istniały wreszcie w bezwładnej strukturze Rzeszy istotnie republikańskie enklawy, którymi były wolne miasta. Jak wiemy, tendencją nowożytnego państwa było rozprzestrzenianie instytucji policyjnych i łamanie samorządów municypalnych, które były ciałami mikrorepublikańskimi. W mniej lub bardziej autonomicznej postaci istniały one niemal wszędzie w Europie, np. w miastach królewskich w Polsce. Analogii z wolnymi miastami Rzeszy wypada jednak szukać nie w Krakowie czy Poznaniu, ale w Gdańsku. Niezależność wolnych miast Rzeszy była jeszcze większa. Podlegały one jedynie anemicznemu sejmowi w Ratyzbonie i dalekiemu cesarzowi, sąsiadujący zaś z nimi książęta byli równorzędnymi suwerenami. W obrębie swego władztwa terytorialnego książęta dążyli do podporządkowania sobie miast, tak jak wszyscy monarchowie ówczesnej Europy. Jednakże wolne miasta Rzeszy znajdowały się poza zasięgiem tych dążeń. Ponad pięćdziesiąt małych republik miejskich władało niewielkimi przyległymi do nich terytoriami (tak jak Gdańsk Żuławami) i kultywowało swoje średniowieczne wolności. Owe wolności były przeważnie obracane na korzyść staromiejskich oligarchii. Stosunki wewnątrz tych miast układały się jednak różnie, w zależności od ich społeczno-gospodarczego rozwoju. Najważniejsze miasta wolne można podzielić na dwie grupy: południową i północną.Na południu były to: Kolonia (niezależna od elektoratu-arcybiskupstwa kolońskiego), Norymberga i Frankfurt nad Menem. Kolonia i Norymberga raczej wegetowały w cieniu swej dawnej świetności i podtrzymywały przeżytą strukturę cechową. Frankfurt był rozwijającym się emporium handlowym. Południowoniemiecki stan municypalny wyróżniał się kulturą prawną i przywiązaniem do obywatelskich wolności. Z takiego środowiska wyszedł Johann Wolfgang Goethe, syn miejskiego jurysty z Frankfurtu nad Menem. Na północy pierwsze miejsce zajmowały trzy miasta hanzeatyckie: Hamburg, Lubeka i Brema (niezależna od księstwa Bremy). Dwa ostatnie najpomyślniejsze czasy miały już za sobą, natomiast Hamburg rozwinął się w XVIII w. w najludniejsze niemieckie miasto, w największy po Amsterdamie port handlowy kontynentu europejskiego i w ważny ośrodek giełdowo-bankowy. Hamburg miał swoich konsulów i komisantów we wszystkich głównych centrach handlowych Europy, rozporządzał bardzo dobrymi źródłami informacji i publikował swobodną prasę o europejskim obiegu. Mając za sobą zaplecze połączonego unią z Anglią Hanoweru, republika hamburska nie okazywała jakichś własnych ambicji politycznych, ale jej potencjał gospodarczy i intelektualny ważył w tym rejonie Europy. Mieszczaństwo hamburskie osiągnęło w XVIII w. wysoki stopień kultury, zwłaszcza muzycznej i teatralnej. Miasto to było siedzibą pierwszej w Niemczech stałej opery i pierwszych koncertów publicznych. Oświecony patrycjat miast hanzeatyckich miał swój trwały wkład w dzieje kultury niemieckiej. Z senatorskiej rodziny lubeckiej wywodzi się Tomasz Mann, autor Buddenbrooków. Małe republiki miejskie niknęły rozsiane na wielkich obszarach książęcej Rzeszy. Gdyby je zebrać razem, otrzymałoby się coś na kształt Szwajcarii. 3. Szwajcaria Do końca XVIII w. Szwajcaria nie była republiką federalną, ale ligą (konfederacją) republik. Związek Szwajcarski składał się z 13 suwerennych kantonów, z krajów sprzymierzonych ze związkiem (Sankt Gallen, Genewa, Neuchatel) i z krajów poddanych poszczególnym kantonom. Naczelnym organem tej miniaturowej Rzeszy był sejm (Tagsatzung). Sparaliżowany przez przysługujące głównym kantonom prawo weta sejm ów miał znikomy zakres działania. Nie zapobiegał też wojnom między kantonami, które w XVI i XVII w. miały głównie charakter wojen religijnych. Ostatnia tego rodzaju wojna wybuchła w 1712 r. między pięcioma katolickimi kantonami chłopskimi (Schwyz, Uri, Unterwalden, Zug i Lucerna) i najpotężniejszymi z miejskich kantonów protestanckich (Berno i Zurych). Kończący tę wojnę traktat w Aarau (11 VIII 1712) potwierdził przewagę Berna i Zurychu oraz zapoczątkował długotrwały okres pokoju między kantonami. Stosunki między krajami protestanckimi i katolickimi pozostawały jednak napięte i katolickie kantony podpisały w 1715 r. traktat przymierza z Francją, który zawierał tajną obietnicę rewizji traktatu z Aarau i przyznawał Francji prawo mediacji między kantonami. Kantony protestanckie wiązały się ze swej strony z Austrią i z państwami morskimi. Związek Szwajcarski zdołał jednak zachować neutralność w dobie wielkich wojen z połowy XVIII w. i uniknął poważniejszych ingerencji mocarstw w swoje wewnętrzne sprawy. Zapoczątkowany traktatem w Aarau pokój domowy miał charakter względny. Miejskie kantony były to miasta-państwa eksploatujące i uciskające zależne terytoria. W pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. dochodziło do gwałtownych starć między miejskimi suwerenami a podległymi im obszarami wiejskimi i terytoriami zależnymi. Zwłaszcza napięta była sytuacja między Bernem a krajem Vaud, którego powstanie pod wodzą Jean Daniel Davela zostało w 1723 r. krwawo stłumione. Wiek XVIII to szczytowy okres postępującego od XVI w. procesu "arystokratyzacji" (Aristokratisierung) Szwajcarii i zamykania się miejskich oligarchii patrycjuszowskich rządzących kantonami. Rządy Berna były zmonopolizowane w ręku dziesięciu rodzin. Przywódca antyarystokratycznej opozycji, Samuel Henzi, został wygnany, a potem stracony (1749). Podobnie, egzekucjami i banicjami, kończyły się konflikty polityczno-społeczne w innych miejskich republikach. Szczególne było nasilenie walk społecznych w Genewie. W obrębie miasta działały trzy stronnictwa: patrycjuszowska oligarchia (odmawiający - negatifs), reformatorskie mieszczaństwo, dążące do poszerzenia podstaw rządu (przedkładający - representants), i pozbawieni praw obywatelskich potomkowie przybyszów, przeważnie hugenockich imigrantów (urodzeni - natifs). Siłą polityczną byli również dyskryminowani mieszkańcy zależnego od miasta terytorium (mieszkańcy - habitants). Próba antyoligarchicznego przewrotu podjęta przez przywódcę "przedkładających". Pierre'a Fatio załamała się w 1707 r. Nadeszły twarde rządy patrycjuszowskiej reakcji, przeciw którym wybuchło w 1734 r. powstanie mieszkańców. Rządy przejęli demokraci, którzy w 1737 r. stłumili arystokratyczną kontrrewolucję. Doszło jednak do interwencji Zurychu, Berna i Francji, w wyniku której przyjęto Regulamin Prześwietnej Mediacji (1738). Była to pierwsza pisana konstytucja genewska, na mocy której ustanowiono rządy umiarkowane i "urodzeni" uzyskali pewne prawa obywatelskie. Nastąpiło ćwierćwiecze spokoju, było to jednak tylko zawieszenie broni w walce między arystokracją a demokracją. Mała republika genewska, będąca ojczyzną J. J. Rousseau, stanowiła ważne dla Europy laboratorium, w którym społeczno-polityczna problematyka republikańskich rządów przejawiała się w wyjątkowo klarownej postaci. W połowie XVIII w. Szwajcaria weszła w okres pomyślnego rozwoju gospodarczego. Kraj ten stał się bardzo aktywnym ośrodkiem przemysłu tekstylnego, gdzie obok jedwabnictwa rozwinął się na wielką skalę przemysł bawełniany. Rządy kantonalne i elita intelektualna Szwajcarii najwięcej jednak uwagi poświęcały rolnictwu. Starano się powstrzymać wychodźstwo Szwajcarów w postaci zaciężnych żołnierzy. Kraj obfitował w ręce robocze i zamierzano się uwolnić od konieczności importu zboża. Dzielono pastwiska i grunty gminne, obracając je w pola i sztuczne łąki. Na dużą skalę wprowadzano nowe uprawy: koniczynę, lucernę, kartofle. O intensyfikację rolnictwa troszczyło się Towarzystwo Ekonomiczne w Bernie, a także założone w 1762 r. Narodowe Towarzystwo Helwetyckie z siedzibą w Zurychu. Powstanie tego Towarzystwa to ważna data w dziejach Szwajcarii. Jednoczyło ono protestantów i katolików oraz ludzi należących do grup językowych francuskiej i niemieckiej. Ideologią Towarzystwa był ponadkantonalny ogólnoszwajcarski patriotyzm w duchu tolerancji i Oświecenia. Najczynniejsi byli interesujący się głównie rolnictwem ekonomiści i lekarze-naturaliści, którzy obok pastorów stanowili najbardziej wykształcony i kulturalny element. Życie umysłowe Szwajcarii weszło w okres świetnego rozwoju, któremu w połowie stulecia patronowali Johann Jakob Bodmer i Albrecht Haller. Zwłaszcza wysoki był poziom szkolnictwa i medycyny, a Szwajcaria dostarczała całej Europie swe imponujące "nadwyżki" wysoko kwalifikowanych lekarzy, pedagogów i sekretarzy. W owym czasie odkryto też uroki alpejskiego krajobrazu i Szwajcaria zaczęła przyciągać coraz więcej turystów. Przybywało tu zwłaszcza wiele bogatej młodzieży, aby edukować się pod kierunkiem światłych pedagogów i pastorów. 4. Holandia neutralna (1748-1780) Restauracja stadhouderatu w 1747 r. nie spełniła nadziei, jakie z tym przewrotem wiązały czynniki wewnętrzne i zagraniczne. Rychłe wycofanie się Holandii z wojny przyniosło wielki zawód Anglikom, którzy od 1748 r. przestali się oglądać na Republikę Zjednoczonych Prowincji. Wtedy to książę Bedford wylansował słynne powiedzenie, że tak jak Francja jest żywym człowiekiem przywiązanym do trupa Hiszpanii, podobnie Anglia jest żywym człowiekiem przywiązanym do trupa Holandii. Długotrwały sojusz państw morskich stopniowo obumierał i przeradzał się we wrogość. Zamach stanu z 1747 r. mógł czynić wrażenie, że Holandia jest bliska przekształcenia się w monarchię. Partia orańska miała za sobą szlachtę, wojsko i buntowniczy plebs. W 1748 r. cała republika była widownią powstań spowodowanych nadużyciami, jakich dopuszczali się regenci w zarządzaniu dochodami publicznymi i przy poborze podatków. Przeciw patrycjuszowskiej oligarchii obok ludu występowała tym razem i burżuazja przemysłowa. Nowy stadhouder Wilhelm IV (1747-1751), nieudolny degenerat, poszedł jednak na kompromis z regentami i nie dążył do przebudowy ustroju państwa. Pozbawiono oligarchię pewnych zysków z poboru podatków i zarządu pocztą, ale poza tym wszystko pozostało po dawnemu. Trwał więc ten niezwykle skomplikowany i pełen sprzeczności system rządów z mozaiką prowincjonalnych partykularyzmów z prawem weta w Stanach Generalnych, z prawem odwoływania się od decyzji tych Stanów do stanów prowincjonalnych, a nawet do poszczególnych magistratów, z rozwielmożnieniem się dożywotnich dygnitarstw. Po śmierci Wilhelma IV stadhouderem został jego trzyletni syn Wilhelm V (1751-1795). Regencję sprawowała jego matka Anna, księżniczka angielska. Pozostawała ona w złych stosunkach z przywódcą partii orańskiej Willemem Bentinckiem, a ponadto antyangielskie stanowisko reprezentował preceptor młodego księcia i szef armii, książę Ludwik Brunszwicki. Po śmierci Anny (1759) Ludwik został regentem. Wilhelm V osiągnął pełnoletność w 1766 r. Długotrwały okres regencji, a również słaba indywidualność młodego stadhoudera przyczyniły się do tego, że wypadki z lat 1747-1748 stały się w historii Holandii mało znaczącym epizodem. Główną jednak przyczyną konserwatywnego bezruchu było znamienne dla republik starego ładu skostnienie silnych oligarchicznych struktur. Stadhouder pozostawał nie tyle szefem państwa, co przywódcą stronnictwa oranżystów. Stronnictwo to opierało się na szlachcie (zwłaszcza Geldrii), ortodoksyjnych pastorach kalwińskich i magistratach zazdroszczących Amsterdamowi miast, a cieszyło się też sympatią amsterdamskiego plebsu. Regenci mieli za sobą bogatych kupców i bankierów oraz dysydenckich pastorów. W latach pięćdziesiątych rozdmuchiwano antyorańskie nastroje, szerząc legendę "męczennika" republikańskiej sprawy, Jana de Witte (zamordowanego w 1672 r. przez oranżystów). Z czasem zaczęło się tworzyć trzecie, również antyorańskie, stronnictwo reformatorsko nastawionej burżuazji, tzw. patriotów. W czasie wojny siedmioletniej Holandia odmówiła Anglii sojuszniczej pomocy i pozostała neutralna. Republika weszła na tę samą drogę co Szwajcaria, Wenecja i Genua. W związku z przewrotem aliansów Holendrzy nie czuli się już zagrożeni przez Francję, niepokoiło ich natomiast sąsiedztwo usadowionych od 1744 r. w północno-wschodniej Fryzji Prus i merkantylistyczna polityka Fryderyka II. Holendrzy nie bez racji spodziewali się, iż neutralna flaga zapewni duże korzyści ich handlowi. Byli też bankierami wojujących stron, ale w związku z przeciąganiem się wojny siedmioletniej zaczęli się obawiać o wypłacalność dłużników. Wcześniej też podjęli próby mediacji pokojowej. Był to ostatni przejaw aktywności republiki w dziedzinie wielkiej polityki. Korzyści handlowe odniesione w czasie wojny okazały się nietrwałe, a wrogość Anglii zaostrzyła konkurencję i przyspieszyła zmierzch holenderskiego handlu. Również wyegzekwowanie należnych sum napotkało duże trudności, zwłaszcza Fryderyk II nie przejmował się zaciągniętymi pługami. Rok 1763 przyniósł ciężki kryzys w gospodarce holenderskiej. Holendrzy zamierzali powetować te straty i znów bogacić się na neutralności, gdy nadeszła wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Ale Anglicy brutalnie przerwali te holenderskie praktyki zmuszając republikę do wypowiedzenia im wojny. W latach swego zmierzchu Republika Zjednoczonych Prowincji stawała się krajem coraz mniej kupiecko-rybackim, a coraz bardziej rolniczo-bankierskim. Był to wciąż kraj bardzo zamożny i kulturalny. Holandia cieszyła się dobrą opinią wśród "filozofów" ze względu na czyniącą w tym kraju dalsze postępy tolerancję religijną i na wysoki poziom holenderskiej prasy, a zwłaszcza dlatego, że w holenderskich drukarniach tłoczono w wielkich nakładach wszystkie zakazane gdzie indziej płody radykalnej myśli francuskiego i angielskiego Oświecenia. 5. Anglia pod rządami Pelhamów (1744-1762) Pod koniec długich rządów Roberta Walpole'a nasilała się działalność opozycjonistów. Byli to nie tylko torysi Bolingbroke'a, ale także część wigów, tzw. patrioci, z Carteretem i Pulteneyem na czele. Opozycja atakowała korupcję i uleganie hanowerskim interesom w polityce zagranicznej oraz domagała się obniżenia podatków. Bolingbroke wysuwał koncepcję ponadpartyjnych rządów królewskich. Do przeciwników Walpole'a zbliżył się następca tronu, Fryderyk książę Walii. Opozycja opanowała prasę. Sytuację rządu utrudniała niepomyślna koniunktura gospodarcza, zastój w przemyśle i handlu, rozruchy ludowe. Chociaż w Izbie Gmin górowały namiętne oracje przywódców opozycji, gdy przychodziło do głosowania - przez długi czas milcząca większość opowiadała się za rządem. Walpole tak znakomicie zorganizował wspólnotę interesów magnaterii, że bez oparcia się na tym "starym korpusie wigów" (określenie Newcastle'a) nie dało się rządzić Wielką Brytanią. Okazało się to po upadku Walpole'a. Pragnący utrzymania pokoju premier został w 1739 r. zmuszony do wypowiedzenia wojny Hiszpanii. W związku z niepowodzeniami wojennymi Walpole w 1742 r. otrzymał w parlamencie wotum nieufności i podał się do dymisji (stwarzając pierwszy tego rodzaju precedens w praktyce parlamentarnej). Gabinet Cartereta, zwany "pijanym rządem", był krótkotrwałym epizodem i w 1744 r. powrócił do władzy "stary korpus wigów". W powiązanej różnymi koneksjami oligarchii wigowskiej z czasów Walpole'a jedno z kluczowych miejsc zajmowała można rodzina Pelhamów, na której czele stali bracia:Henry Pelham i Thomas książę Newcastle. Obaj od wielu lat zasiadali w gabinecie Walpole'a i odznaczali się biegłością w sprawach finansowych oraz wytrawną rutyną w manipulowaniu patronatem. Były to dwie podstawowe kwalifikacje potrzebne, aby rządzić Anglią w epoce przewagi wigów. Kiedy na czele gabinetu stanął Henry Pelham (1743-1754), trzeba było zrazu wprowadzić pewne innowacje w dziedzinie finansów i praw zbożowych oraz dopuścić do rządów nawet ludzi związanych z torysami. Dla umocnienia się w siodle "starego korpusu" nader przydatne okazały się jednak poczynania pretendenta Stuarta. W swej walce z opozycją Walpole wciąż ostrzegał przed niebezpieczeństwem jakobickim. Wydawało się to wywoływaniem duchów przeszłości, aliści w 1745 r. Karol Edward wylądował w Szkocji i zagroził Londynowi. Ostateczna klęska jakobityzmu przyniosła nie tylko krwawą pacyfikację górskich regionów Szkocji, ale umocniła także w Anglii pozycję oligarchii wigowskiej. Henry Pelham zdołał ukończyć wojnę o sukcesję austriacką bez zbytniego nadwyrężenia brytyjskich finansów. Po pokoju w Akwizgranie premier obniżył obciążający ziemian podatek gruntowy (Land tax) i tak zręcznie manewrował funduszem amortyzacyjnym, że wstrzymał wzrost długu państwowego. Po śmierci Henry Pelhama w sposób naturalny rządy w 1754 r. przeszły w ręce jego brata księcia Newcastle. Nie interesował się on zbytnio polityką zagraniczną, trzymał natomiast w swym ręku wszystkie nici polityki wewnętrznej, a więc przede wszystkim sprawy finansowe i personalne. Newcastle pod wieloma względami przypominał swego mistrza Walpole'a, nie miał jednak tak mocnej pozycji, nie cieszył się tak wyłącznym zaufaniem króla (w którego imieniu był szafarzem łask) i musiał wdawać się w różne kompromisy. W okresie między wojną o sukcesję austriacką a wojną siedmioletnią w niespotykany dotąd sposób naciskały na rząd grupy związane z interesami kolonialnymi. Newcastle nie chciał dopuścić do nowej wojny z Francją. ale liczył się z opinią i spodziewał się zastraszyć Francję wojowniczymi gestami. W ten sposób rząd ześlizgnął się na tor prowadzący do ciężkich zmagań wojennych, w których toku wyrosła wielkość imperialisty Williama Pitta. Na skutek konfliktu z Pittem Newcastle w 1756 r. na kilka miesięcy usunął się od rządów, ale okazało się, że bez "starego korpusu" jeszcze Anglią rządzić się nie da. Newcastle ponownie stanął na czele Gabinetu dzieląc się kompetencjami z Pittem. Dla siebie zachował politykę wewnętrzną, a Pittowi oddał sprawy mobilizacyjno-wojenne. Objęcie tronu przez Jerzego III (1760) zapoczątkowało jednak daleko idące zmiany w polityce angielskiej. Nowy król chciał oddzielić władzę wykonawczą od Izby Gmin i mieć bezpartyjnych ministrów. Najpierw w porozumieniu z Newcastlem doprowadził do dymisji Pitta (1761), aby na jego miejsce wprowadzić do gabinetu swego bezpartyjnego faworyta Bute'a. Newcastle z nowym królem i w nowym Gabinecie czuł się źle i po roku podał się do dymisji. Odszedł człowiek, który przez 40 lat tkwił w Gabinecie i w centrum wigowskich koneksji. Można przyjąć, że w 1762 r. zamknął się w historii Anglii rozdział wypełniony sześćdziesięcioletnią przewagą wigów. 6. Bilans ery Wigów. Ustrój "Starej Anglii" i ruch metodystów Pewną karierę zrobiło w historiografii powiedzenie Disraelego, że wigowie zaprowadzili w Anglii "wenecką oligarchię". Jest to jednak porównanie dość kulawe, rządy wigów były bowiem oligarchią de facto, rządy zaś patrycjatu weneckiego oligarchią de iure. Ponadto ważnym instrumentem rządów wigów było szafowanie prerogatywą królewską, która nie istniała w republikach "czystych". Wreszcie dynamicznie rozwijająca się Wielka Brytania pierwszej połowy XVIII w. była jak najdalsza od skostnienia republiki Weneckiej. W Anglii istniała znaczna mobilność społeczna i do wysokich stanowisk dochodzili też ludzie nie wywodzący się z arystokracji (np. Pitt). Lata panowania Jerzego I i Jerzego II określa się jako okres stabilizacji politycznej i wykształcenia rządów parlamentarno-gabinetowych. Stosunki między parlamentem, rządem i monarchią ułożyły się w sposób definitywny. Ten układ w przekonaniu współczesnych zapewniał suwerenność narodu i wolność obywateli. Infrastruktura i mechanizmy polityczne owych modelowych "angielskich rządów" pozostawały jednak w obrębie republikanizmu starego ładu, tzn. w obrębie skomplikowanego systemu średniowiecznych przywilejów i wolności oraz działania oligarchii de facto. Będąca u władzy oligarchia doskonaliła nowoczesną praktykę rządową, ale była jak najdalsza od podejmowania reform ustrojowych. Tyczy to przede wszystkim prawa wyborczego. Izba Gmin właśnie za czasów przewagi wigów stała się klasycznym modelem suwerenności ciała przedstawicielskiego. Ale kogo ona reprezentowała? Zanim do Izby Gmin weszła w 1707 r. grupa 45 szkockich posłów, którzy byli całkowicie zależni od szkockich parów i do lat sześćdziesiątych XVIII w. nie odgrywali w brytyjskim parlamencie poważniejszej roli, w 1678 r. został definitywnie ustalony i zamknięty na półtora wieku skład posłów Anglii i Walii. Było ich 513, w tym 92 deputowanych z hrabstw, 417 z miast i 4 z uniwersytetów (Cambridge i Oksford). Kompetencje ustawodawcze członków Izby Gmin były równe, wszyscy razem decydowali prostą większością głosów. Od XIV w. liczba posłów z hrabstw wzrosła niewiele (z 74 do 92), natomiast liczba posłów z miast w ciągu czterystu lat uległa niemal podwojeniu (z 224 do 417). Wniosek, iż oznaczało to rosnącą przewagę elementu mieszczańskiego nad szlachecko-ziemiańskim, byłby jednak błędny. Do 1678 r. przysługiwała królom prerogatywa tworzenia nowych okręgów wyborczych. Kreowali je w małych miasteczkach, aby wzmocnić swoją pozycję w Izbie Gmin lub aby dogodzić lordom mającym owe miasteczka w ręku. Kiedy w XVII w. załamały się w Anglii zarówno dążności absolutystyczne, jak i purytańsko-republikańskie, tak liczne okręgi miejskie stały się właśnie klasyczną domeną oligarchicznych manipulacji wyborczych. Ażeby rozeznać się w tym skomplikowanym mechanizmie, należy nieco bliżej przypatrzyć się prawu czy też prawom wyborczym "starej Anglii". Stosunkowo prosto przedstawia się sprawa hrabstw. Czynne prawo wyborcze przysługiwało tu wszystkim właścicielom (nie dzierżawcom) ziemskim wykazującym się niewysokim (bo ustalonym w średniowieczu, a więc bardzo zdewaluowanym) cenzusem czystego dochodu 40 szylingów (czyli 2 funtów) rocznie. W miarę zanikania warstwy drobnych właścicieli (freeholders) elektorat hrabstw stawał się coraz bardziej ziemiańsko-obszarniczy. Według zgodnej opinii późniejszych zwolenników reformy prawa wyborczego ów elektorat stanowił "zdrowszą część konstytucji" niż elektorat miejski. Nie można było bowiem kupić hrabstwa, tak jak się kupowało "zgniłe miasteczko" Jednakże posłowie z hrabstw stanowili tylko 18% członków Izby Gmin. Prawo wyborcze dla miast zawarte było w wielkiej liczbie różnorodnych "kart municypalnych", nadawanych w różnych czasach i różnych okolicznościach. Pozostawmy na boku nieliczne duże miasta będące siedzibami biskupstw (cities), wśród których ogromny Londyn rozporządzał jedynie czterema mandatami. O składzie Izby Gmin decydowały wybory przeprowadzane w miasteczkach (boroughs). Żeby być wyborcą, niekiedy wystarczyło mieć dom z kuchnią, niekiedy trzeba było wykazać się odpowiednimi świadczeniami pieniężnymi na rzecz ubogich parafian lub cenzusem o rozpiętości od 40 szylingów do 50 funtów czystego dochodu rocznie. Były tzw. miasta zamknięte, w których wyboru posła dokonywali jedynie członkowie rady miejskiej (aldermani). Istniały wreszcie w rejestrach wyborczych miasteczka, których właściwie nie było, dawno bowiem rozpadły się w ruinę albo stanowiły już tylko grupę domków w lordowskim parku. Nie sposób wnikać w szczegóły tego uświęconego tradycją i starymi przywilejami zawiłego stanu rzeczy. Dość na tym, że prawie połowę posłów do Izby Gmin wybierano w okręgach liczących po kilkunastu czy kilkudziesięciu wyborców. Ludzie ci, zależni od landlordów, byli przez nich systematycznie przekupywani. Ponadto ustawowo mogli wybierać jedynie właścicieli ziemskich. Prawo z 1710 r. ustaliło dla kandydatów na posłów wysoki cenzus majątkowy, dla hrabstw 600 funtów, a dla miasteczek 300 funtów rocznego dochodu, z posiadłości ziemskich. Zarówno więc drobni właściciele z hrabstw, jak i mieszkańcy miasteczek delegowali do Westminsteru zamożnych właścicieli gruntów, co, jak wiemy, nie było w Anglii równoznaczne z ludźmi o arystokratycznym czy szlacheckim pochodzeniu. Przekupstwo wyborcze stało się w Wielkiej Brytanii powszechną praktyką, a wraz z przedłużeniem od 1716 r. kadencji Izby Gmin z 3 do 7 lat wzrosła waga i cena mandatów. Największe sumy łożył na wybory rząd, ale kupowali wyborców i posłów również ludzie, którzy chcieli mieć wpływ na sprawy państwowe, m.in. rosnący potentaci kolonialni. Skomplikowane procedury wyborcze otwierały pole do różnych nadużyć i różnych interpretacji legalności mandatów, które można było unieważniać. Decyzja o ważności czy nieważności mandatu należała do Izby Gmin, czyli mającego w niej większość stronnictwa. "Rugi poselskie były za rządów wigów częstym zjawiskiem. Wybrani i uznani w swych prawach członkowie Izby Gmin bywali z kolei poddawani oddziaływaniu rządowego "patronatu". Szafując prerogatywą rozdawniczą Korony, kierownicy rządu pozyskiwali sobie "przyjaciół". Powołując na tron dynastię hanowerską Anglicy obawiali się, że przybysze z kontynentu mogą nadużyć "wpływu korony" w parlamencie dla swych despotycznych zamierzeń. W Act of Settlement z 1701 r. zawarowano więc, że płatny urzędnik Korony nie może być członkiem Izby Gmin. Później jednak warunek ten ograniczono jedynie do nowo tworzonych urzędów (ustawy z lat 1705 i 1707), a wszystkie dawniej istniejące otwarto dla wybrańców narodu. Podział na dawne i nowe urzędy sprawił, iż dawne przemieniały się w synekury M.P. (Members of Parliament) dublowane przez nowo tworzone i obsadzane przez faktycznie czynnych urzędników. Toteż za panowania Jerzego I i Jerzego II znaczna część M.P. byli to ludzie obdarzeni urzędami i synekurami. Na tym polegał patronat, który obejmował także nominacje dla "krewnych i znajomych" na stanowiska w wojsku, w Kościele i w koloniach. Izba Gmin była widownią bardzo swobodnej i często ostrej dyskusji, w której brała udział zazwyczaj niewielka liczba posłów. Większość "przyjaciół" rządu stanowiła milczącą maszynę do głosowania. Toczone w Izbie boje oratorskie nie były przeznaczone dla publiczności, którą dopuszczano na galerię jedynie w dniach ceremonialnych posiedzeń. Do wiadomości podawano uchwały, ale prasowe sprawozdania z debat parlamentarnych były do 1771 r. surowo zakazane. O ścisłej tajemnicy nie mogło być jednak mowy i sami członkowie parlamentu inspirowali pamflety zawierające przejrzyste aluzje do tego, co działo się w Izbie. "Zaglądająca przez szpary"londyńska publiczność żywo kibicowała parlamentarnym rozgrywkom, a opinia i prasa stanowiły czynniki liczące się w polityce brytyjskiej. Nie tylko faktycznie, lecz i formalnie arystokratyczną Izbę Lordów określano jako strażniczkę praw i wolności przeciw zamachom monarchy albo ludu (czyli Izby Gmin). Oczywiście w erze wigów Izba Gmin żadnego ludu nie reprezentowała i parowie nie byli zazdrośni czy zaniepokojeni z powodu utwierdzającej się politycznej przewagi izby niższej. To była jedna rodzina. Ojcowie zasiadali w Izbie Lordów, a synowie w Izbie Gmin. Ta bezkonfliktowość przyczyniła się niewątpliwie do okrzepnięcia suwerenności ciała obieranego. Miało to duże znaczenie na dalszą przyszłość, kiedy Anglicy wywalczyli zmianę prawa wyborczego. W XIX w. Izba Lordów miała już niewiele do powiedzenia. Zapewne byłoby inaczej, gdyby w XVIII w. Izba Gmin była bardziej "ludowa" i gdyby toczyła się wówczas rzeczywista gra w obrębie trójkątu: Korona, parowie i gminy. W przeciwieństwie do roznamiętnionej politycznie Izby Gmin, w Izbie Lordów panowała nieco senna i solenna atmosfera poważnych rozważań prawniczych. Zwyczajowe prawo i niepisana konstytucja Wielkiej Brytanii wymagały interpretacji. Izba Lordów miała też kompetencje sądownicze, które przysługiwały także różnym ciałom administracji. W porównaniu z innymi krajami Anglicy jednak słusznie szczycili się niezależnością swych sądów. Wprawdzie angielskie sądy były sądami jego królewskiej mości, ale mianowani przez króla sędziowie nie mogli być odwoływani z powodów politycznych. Roztaczali oni kontrolę nad urzędnikami Korony i sądzili ich za przekroczenie prawa tak jak i innych poddanych, opierając się na tej samej procedurze sądowej. Daleko posunięta niezależność sędziów kryła w sobie jednak również pewne niebezpieczeństwo. Prawo i procedura sądowa były tak zawiłe, że strony pozostawały całkowicie zdane na łaskę nie zawsze sumiennych jurystów, którzy bogacili się przewlekając i komplikując sprawy. Niższy aparat urzędniczy był słabo rozbudowany i marnie płatny. Urzędnicy mieli natomiast prawo do pobierania wynagrodzenia z tzw. akcydensów (opłat od stron) i procentów od załatwionych spraw, co sprzyjało korupcji i łapówkarstwu. Na wsi uprawnienia administracyjne i sądownicze zbiegały się w ręku wielkich właścicieli, którzy pełnili funkcję sędziów pokoju. Mocarstwowa Wielka Brytania nie wytworzyła w XVIII w. zawodowej i regularnie płatnej biurokracji lokalnej. Wreszcie organ władzy wykonawczej był ciałem dość niekształtnym. W Anglii drogą powolnej praktyki wykształciła się instytucja zwana Gabinetem Ministrów, ale owe konferencje dygnitarzy dalekie były od tego, czym Gabinet Ministrów miał się stać w przyszłości. Zakres kompetencji ministrów był chaotyczny w typowy dla starego ładu sposób. Sprawy zagraniczne były podzielone np. na dwa departamenty: północny (obejmujący Rzeszę Niemiecką, Holandię, Skandynawię, Polskę i Rosję) oraz południowy (Francja, Półwysep Iberyjski, Szwajcaria, państwa włoskie i Turcja), kierowane przez dwóch sekretarzy stanu, często prowadzących rozbieżną politykę. Ponadto ci sekretarze stanu, z których każdy był "połową" ministra spraw zagranicznych, dzielili się jeszcze sprawami wewnętrznymi: wojskowymi, morskimi, kolonialnymi, zarządem Szkocji i Irlandii. Natomiast w decyzjach tyczących resortu spraw zagranicznych miał swój udział Pierwszy Lord Skarbu, Izba Handlowa i generalny Poczmistrz. Stanowisko pierwszego ministra, czyli premiera, nie było formalnie określone i zwyczajowo łączyło się z urzędem Pierwszego Lorda Skarbu. Wielka Brytania była wyspą i gdyby nie była wyspą, to nie byłaby Wielką Brytanią. Można wszakże postawić sobie czysto teoretyczne pytanie, jak państwo o takim ustroju wytrzymałoby konfrontację z biurokratyczno-militarną machiną Francji, gdyby nie kanał La Manche? Wyspiarski charakter kraju stwarzał wyjątkowo dogodne warunki do funkcjonowania "wolnego rządu", którego właściwością jest górowanie inicjatywy społecznej nad inicjatywą państwową. Anglicy uważali się i byli uważani za ludzi wolnych. Obywatel brytyjski nie mógł być arbitralnie aresztowany więziony i karany. Płacił podatki, jeśli wyraził na nie zgodę przez wybranych przez siebie reprezentantów. Miał prawo głoszenia publicznie w słowach i w piśmie swoich opinii, jeśli nie zawierały bluźnierstw, sprośności i nawoływania do buntu. Oczywiście, system reprezentacji działał w wiadomych nam warunkach, a wolność opinii miała swoje granice, które można było różnie interpretować. Niemniej jednak zakres wolności obywatelskiej był w Anglii szeroki, a inicjatywa społeczeństwa dynamiczna. W epoce wigów dokonał się wielki rozwój gospodarki i kultury angielskiej, dzięki czemu w połowie stulecia kraj ten wysunął się na pierwsze miejsce w Europie. Trudności gospodarcze, występujące np. pod koniec rządów Walpole'a, miały charakter przejściowy. Wraz ze wzrostem bogactwa rosły kontrasty społeczne. Proces ogradzania powyrzucał ludzi ze wsi, a Londyn roił się od nędzarzy, łotrzyków i prostytutek. Rząd angielski nie troszczył się o szkolnictwo, a prowadzone przez kler anglikański tzw. szkoły dobroczynne (Charity schools) dla ubogich dzieci z wolna podupadały. W epoce wigów nastąpiło duże rozluźnienie obyczajów i plaga pijaństwa, z czym bynajmniej niepurytański parlament był zmuszony podjąć walkę za pomocą specjalnych ustaw, tyczących np. produkcji i spożycia dżinu. Bardziej skuteczna od rządowych poczynań była skierowana przeciw tym "wszeteczeństwom" społeczna reakcja o charakterze religijnym i filantropijno-oświatowym. W warunkach napięć społecznych, konserwatywnej nieruchawości zrośniętego z ziemiaństwem Kościoła anglikańskiego i wygasania pierwotnej żarliwości siedemnastowiecznych sekt, rozwinął się w erze wigów wielki ruch religijny metodystów. Młodzi studenci, John Wesley (1703-1791) i jego brat Charles, założyli w 1729 r. w Oksfordzie Święty Klub (Holy Club), którego celem było "metodyczne" stosowanie zaleceń ewangelicznych w życiu. Wesleyowie pozostawali zrazu pod silnym wpływem niemieckiego pietyzmu i braci morawskich. Potem zetknęli się z ruchem wędrownych kaznodziejów ludowych, którzy zapoczątkowali w Walii nauczanie "pod otwartym niebem". W okresie rozruchów robotniczych z lat 1738-1739 wielkie sukcesy odnosił tu płomienny mówca George Whitefield. Około 1740 r. John Wesley zerwał zarówno z braćmi morawskimi, jak i z Whitefieldem, przejął jednak jego metodę apostołowania wśród ludu. Rozpoczęły się wędrówki Wesleya po całej Wielkiej Brytanii i przyciągające wielotysięczne rzesze słuchaczy "nauczanie na polach". John Wesley łączył wielki dar słowa z talentem organizacyjnym. Wszędzie powstawały gminy metodystów, których przedstawiciele odbywali od 1744 r. coroczne konferencje. Miejsce dawnych psałterzy zajęła ułożona przez Isaaca Wattsa i Charlesa Wesleya księga hymnów, która odegrała ważną rolę w dziejach angielskiej kultury religijnej. Wesley mało uwagi poświęcał sprawom dogmatyczno-doktrynalnym i chciał działać w ramach odnowy Kościoła anglikańskiego. Stopniowo jednak ruch metodystów wyrastał ponad te ramy. Był to przejaw postępującej laicyzacji religii i skierowania jej na działalność filantropijną. Metodyści troszczyli się przede wszystkim o dotarcie ze swą nauką do ubogich, o zbawienie ich "zaniedbanych dusz". Wiązała się jednak z tym również działalność charytatywna i oświatowa. Następstwem ruchu metodystów było przenikanie purytańskiego stylu życia i ewangelickiej pobożności ze sfer mieszczańskich w masy ludowe, zwłaszcza robotnicze. Ten ważny w dziejach społeczeństwa angielskiego ruch początkowo budził niepokój władz państwowych i kościelnych. Przekonano się jednak później, że "nauczanie na polach" nie prowadziło do rewolucjonizowania mas, lecz kierowało ich aspiracje ku sprawom religijnym i kultywowaniu cnót domowych. 7 Polska Potockich i Czartoryskich pod panowaniem Augusta III (1733-1763) Istniało sporo pozornych podobieństw między Anglią wigów a Polską czasów saskich. Pomijając już okoliczność, że oba te kraje były połączone uniami personalnymi z elektoratami Rzeszy i że hanowerskość Jerzych znajdowała odpowiednik w saskości Augustów, można snuć analogie między prerogatywami monarchów (tu i tam najważniejsza była władza rozdawnicza), Izbą Lordów i Senatem, Izbą Gmin i Izbą Poselską. Polacy mieli również swój starszy odpowiednik angielskiego Habeas Corpus Act w postaci prawa Neminem captivabimus, a polskie sądy szlacheckie z wybieralnymi sędziami i deputowanymi na trybunał były jeszcze bardziej niezależne od Korony niż sądy angielskie. W obu krajach rządziła defacto magnacka oligarchia, choć w Polsce nieusuwalność i dożywotność ministrów wprowadzała również element oligarchii de iure. W praktyce rządów wewnętrznych zarówno Walpole'a i Newcastle'a, jak Bruhla i Mniszcha zasadniczym mechanizmem było manewrowanie patronatem czy rozdawnictwem wakansów. Oba kraje wreszcie szczyciły się swoją wolnością i w obu krajach, nie bez wpływu tej okoliczności, że na tronie zasiadali Hanowerczycy i Sasi, nasiliły się w XVIII w. nastroje republikańskiej nieufności wobec królów. Wszystkie te podobieństwa były jednak powierzchowne, różnice natomiast głębokie. Przede wszystkim Polska nie była wyspą, ale krajem o najbardziej niedogodnym położeniu geopolitycznym, jedyną rozległą śródlądową republiką (jeśli pominiemy swoisty konglomerat Rzeszy Niemieckiej), otoczoną przez dynamiczne monarchie absolutne. Infrastruktura Rzeczypospolitej Obojga Narodów była również bardzo odmienna od brytyjskiej. Nie mówiąc już o różnicy w stopniu rozwoju gospodarczego obu krajów, wypada się zatrzymać przy porządku prawnym. W Anglii zanikały podziały stanowe, natomiast - tak jak we wszystkich krajach Zachodu mających za sobą długie średniowiecze - istniała mnogość partykularyzmów i przywilejów lokalnych, których nie likwidowała niwelacyjna polityka monarchii absolutnej. W Polsce podziały stanowe z omnipotencją szlachty i poddaństwem chłopów pozostały nienaruszone, natomiast Rzeczpospolita nie była krajem partykularyzmów. To ogromne państwo miało strukturę sejmików i sejmów oraz sądów ziemskich i trybunałów, a nawet ministerstw nader jednolitą, prostą i logiczną. Było to następstwem zarówno względnej krótkotrwałości i ubóstwa polskiego średniowiecza, jak i klarownej myśli ludzi budujących Rzeczpospolitą w dobie Renesansu.Jeśli jednak ze skomplikowanej infrastruktury brytyjskiej wyłonił się w dobie wigów nowożytny parlament i rząd, to prosta i w swym zarysie ustrojowym nowożytna struktura władz Rzeczypospolitej uległa atrofii: polska Izba Poselska - będąca odpowiednikiem brytyjskiej Izby Gmin - na skutek liberum rumpo praktycznie przestała istnieć. Za czasów Augusta II doszło do skutku 8 sejmów, zerwanych zaś zostało 10. W trzydziestoletnim panowaniu Augusta III doszedł do skutku jedynie drugi sejm pacyfikacyjny (1736), a zerwano wszystkie pozostałe w liczbie 13. Różne były przyczyny tego paraliżu polskiego parlamentaryzmu: wzajemna nieufność między królami a szlachtą, intrygi mocarstw postronnych, a zwłaszcza niczym nieskrępowana samowola polsko-litewskiej magnaterii. Trzęsący województwami magnaci ze swymi dworami i wojskami prywatnymi uzyskali faktyczną suwerenność i stali się czymś na podobieństwo książąt Rzeszy. Gdyby w Polsce funkcjonował sejm, to zapewne stałby się taką kuchnią polityczną jak parlament angielski, gdzie ucierano by stanowiska i uzgadniano oligarchiczne rządy. Gdy tego czynnika zabrakło, pozostał nierząd, który zaczął obejmować także sądownictwo, bowiem partyjne porachunki między magnackimi koteriami przeniosły się na trybunały. Raz popsutej maszyny nie dało się naprawić w istniejącym społeczno-politycznym układzie. Nadaremnie Sasi starali się zastąpić sejm radami senatu i konferencjami ministrów, na próżno biskupi grozili sankcjami religijnymi przeciw zrywającym sejmy. Jednomyślność była utopią i naprawa Rzeczypospolitej mogła być dokonana jedynie aktem przemocy, na który nie mógł się zdobyć ani słaby dwór saski, ani żadna ze skłóconych a równoważących się koterii magnackich. Wśród magnaterii wysunęły się na pierwsze miejsce dwa rody mające swoje rozgałęzione klientele i koneksje: Potoccy i Czartoryscy. W pierwszej połowie panowania Augusta III Czartoryscy spełniali rolę stronnictwa dworskiego i mieli udział w rozdawnictwie łask. Partia Potockich, zwana patriotyczną czy republikańską, stanowiła opozycję wiążącą się z obcymi państwami (Prusami, Francją, Turcją i Szwecją). Gdy doszło do zerwania między dworem a Czartoryskimi, szafarzem wakansów stał się zięć saskiego ministra Bruhla - Jerzy Mniszech. Za rządów Mniszcha doszło do zbliżenia między dworem a Potockimi. Wtedy to Czartoryscy przeszli do opozycji, nazwali się patriotami, szukali obcej (rosyjskiej) protekcji i zrywali sejmy. Niekiedy sejmy zrywał i dwór widząc, że zanosi się na kłopotliwe tumulty. Za czasów apatycznego Augusta III i drugorzędnego intryganta Bruhla dwór królewski nie mógł stać się żadnym ośrodkiem polsko-saskiej racji stanu. Dwór stale przebywał w Dreźnie, wobec czego Warszawa utraciła niemal charakter miasta stołecznego. Odzyskała częściowo ten charakter dopiero w czasie wojny siedmioletniej, kiedy August III przeniósł się do Polski z okupowanej przez Prusaków Saksonii. W wojnach z połowy stulecia Polska zachowała, niezbyt zresztą respektowaną przez sąsiadów neutralność. Neutralność ta była następstwem demilitaryzacji i bezsiły Polski, a także równoważących się wewnątrz Rzeczypospolitej obcych wpływów. Neutralność odpowiadała zresztą pokojowo nastawionej szlachcie i stała się jednym z haseł głoszonej przez nią ideologii republikańskiej. Od czasów wojny północnej Polska zażywała pokoju o nie spotykanej w dziejach tego kraju długotrwałości. Jedynymi nieznacznymi zakłóceniami były peryferyczne działania wojenne z czasów bezkrólewia oraz naruszenia granic przez wojska ościenne w czasie wojny o sukcesję austriacką i wojny siedmioletniej. W tych warunkach gospodarka polska powoli odbudowywała się i włączała w ogólne ożywienie gospodarki europejskiej. W pamięci szlachty panowanie Augusta III zapisało się przysłowiem: "Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa". Proces bogacenia się obejmował przede wszystkim świeckich i duchownych latyfundystów, w mniejszym stopniu szlachtę, w najmniejszym mieszczan i chłopów. Rosła w tym czasie liczebność i znaczenie stanu-narodu żydowskiego, który zastępując poniekąd nikły stan mieszczański opanował gospodarkę zagraryzowanego kraju w charakterze kupców i bankierów (banki kahalne, w których lokowało swe kapitały duchowieństwo i magnateria), lichwiarzy, szlacheckich faktorów, arendarzy karczem i konkurujących z cechami rzemieślników. W rolniczym kraju o słabo rozwiniętym rynku wewnętrznym i w związku z ogólnym rozwojem rolnictwa europejskiego tracącym tradycyjne rynki eksportowe, nadwyżki zbożowe przerabiano na wódkę i rozpijano chłopów w ramach dworskiego monopolu propinacyjnego. Tęgo zresztą piły "wszystkie stany ". W niektórych latyfundiach powstawały magnackie manufaktury, a Warszawa stała się ośrodkiem handlu artykułami luksusowymi, nastawionego na potrzeby magnackiej klienteli. Marazm kulturalny, w jakim pogrążyła się Polska na przełomie XVII i XVIII w., zaczęto przezwyciężać w latach czterdziestych. W ogarniętym anarchią kraju najsprawniej funkcjonującymi instytucjami były zgromadzenia zakonne. Zwłaszcza zakony nauczające, jezuici i pijarzy, odegrały dużą rolę w przygotowaniu nadchodzącego odrodzenia kulturalnego. Znacznie rozbudowano sieć szkół klasztornych, a później dokonano w nich modernizacji nauczania. Reformy szkolne zapoczątkował Stanisław Konarski zakładając w 1740 r. pijarskie Colegium Nobilium w Warszawie, co pociągnęło za sobą w latach pięćdziesiątych modernizację całej sieci szkół pijarskich i jezuickich. W Polsce, podobnie jak w Austrii, wystąpiło charakterystyczne dla pontyfikatu Benedykta XIV zjawisko katolickiego Oświecenia. W okresie napięć między Rzymem a rządami państw katolickich nie obeszło się i bez konfliktów z Rzecząpospolitą (konkordat z 1737 r. zakończył wieloletni okres zerwania stosunków dyplomatycznych). Wśród na ogół nabożnej szlachty dość żywe były nastroje antyklerykalne. Drażnił rozrost sądownictwa kościelnego i bogactwo Kościoła, zwłaszcza gdy wypadało myśleć o podatkach. Narastał cały kompleks spraw do uregulowania między stanem świeckim a duchowieństwem (tzw. compositio inter status), niczego nie można było jednak załatwić wobec paraliżu sejmu. Anarchiczna Polska stała się pośmiewiskiem Europy, ale wewnątrz kraju postawa sarmackiego konserwatyzmu i samouwielbienia zaczęła być przezwyciężana. Spośród duchowieństwa i magnaterii, a więc ludzi mających warunki i środki, aby wyjść z prowincjonalnych opłotków, wywodziła się oświecona elita nastawiona krytycznie i dążąca do reform. Pod względem mody i kultury Polska szeroko otwarła się na francuszczyznę. W sprawach ustrojowych interesowano się jednak szczególnie familią "państw wolnych". Wśród nich - jako wzór do naśladowania - wysuwała się przede wszystkim Anglia, której entuzjastą był Stanisław Konarski, Czartoryscy i młody Stanisław Poniatowski. Wydawało się, że wystarczy wprowadzić zasadę podejmowania uchwał sejmowych większością głosów i nieco rozszerzyć prerogatywy Korony, aby uzyskać w Polsce tak zachwalany przez filozofów "angielski rząd". 8. Szwecja "kapeluszy" i "czapek" (1739-1771) Wśród "państw wolnych" najmłodsza była Szwecja. Poprzedzający "erę wolności" krótkotrwały okres absolutyzmu miał jednak za sobą stare tradycje i instytucje stanowego parlamentaryzmu, których absolutne rządy Karolów nie zniweczyły, tylko podporządkowały Koronie. Ustawy z lat 1719-1723 jedynie w niewielkim stopniu zmieniły dawne instytucje, ale uczyniły je organami suwerenności narodu. Oczywiście narodu starego ładu, czyli grup uprzywilejowanych, do których zaliczała się skromna reprezentacja wolnych kmieci (bonder). Za rządów Arvida Horna życie polityczne Szwecji przypominało jeszcze okresy regencji z XVII w. i władza koncentrowała się w rękach oligarchicznej Rady Państwa. Blaski i cienie "ery wolności" uwidoczniły się w pełni po upadku Horna. W czasie Riksdagu 1734 r. wystąpiła silna opozycja, której członkowie zwali się "kapeluszami", przeciwstawiając się grupie Horna, o której mówili, że warta jest "szlafmycy" (czapki). Stronnictwo "kapeluszy" stało się pierwszym nowożytnym stronnictwem politycznym w Szwecji. Reprezentowało szlachtę i patrycjat miejski ("szlachtę z portu"), dążyło do sejmowładztwa, w polityce zagranicznej opierało się na Francji i kierowało przeciw Rosji, której chciano odebrać część utraconych w wojnie północnej prowincji. Wyznawcy daleko posuniętego merkantylizmu pragnęli prowadzić politykę gospodarczą nie liczącą się z interesami Anglii. Stronnictwo wytworzyło rozwiniętą organizację z klubami poselskimi i nadzorami partyjnymi, pilnującymi frekwencji i udzielającymi posłom wskazówek i nagan. Od 1734 r. stronnictwo "kapeluszy" uzyskało znaczne wpływy w stanowo-rządowych organach, a zwłaszcza w kierującym polityką zagraniczną Tajnym Wydziale. Zasilane finansowo przez Francję, doprowadziło do sojuszu szwedzko-francuskiego, który był jednak sabotowany przez Horna. Uzyskawszy większość na Riksdagu 1738-1739 przywódcy "kapeluszy" oskarżyli Horna oraz innych członków Rady Państwa o nadużycie władzy i pociągnęli ich do odpowiedzialności sądowej. Był to pierwszy w dziejach Szwecji przykład obalenia na mocy konstytucji rządu przez parlament. Od 1739 r. Rada Państwa utraciła znaczenie na rzecz Riksdagu i jego wydziałów. W latach 1739-1765 stronnictwo "kapeluszy" niemal bez przerwy było u władzy z jego ramienia pierwszym prezydentem kancelarii był zrazu Carl Gyllenborg, a od 1747 r. Carl Gustaf Tessin. "Kapelusze" mieli przewagę w Izbie Panów, całkowicie opanowali Izbę Miejską, a pierwotnie nastrojona regalistycznie Izba Chłopska z czasem przeszła również na stronę "kapeluszy". Stronnictwo "czapek" miało jednak też wiele do powiedzenia w Izbie Panów i za nimi stała Izba Duchownych. Szwecja stała się widownią zaciętych walk partyjnych, które przybierały niekiedy groteskowy i gorszący charakter. Zwłaszcza osławiona jest korpucja szwedzkich polityków i parlamentarzystów "ery wolności". "Kapelusze" wciąż brali pieniądze od Francji, a "czapki" od Rosji i Anglii. Życie polityczne kraju obfitowało w gwałtowne starcia. Stronnictwo "kapeluszy" doprowadziło w 1741 r. do niefortunnej wojny z Rosją. Niepowodzenia wojenne zachwiały pozycją stronnictwa, a w 1743 r. wybuchło rojalistyczne powstanie chłopskie skierowane przeciw całemu systemowi rządów i wzywające na tron królewicza duńskiego. Przywódcy "kapeluszy" poszli na kompromis z przywódcami "czapek". Wspólnie stłumili powstanie i poddali się ciężkim warunkom rosyjskim. W latach 1743-1746 Rosja uzyskała wielki wpływ na wewnętrzne sprawy Szwecji, której narzuciła jako następcę tronu Adolfa Fryderyka, księcia holsztyńskiego. "Kapeluszom" udało się jednak pozyskać Adolfa Fryderyka i jego ambitną żonę Ludwikę Ulrykę. Na Riksdagu 1746-1747 pokonano stronnictwo "czapek", a osoby oskarżone o wysługiwanie się Rosji zostały surowo ukarane. Objęcie tronu przez Adolfa Fryderyka (1751-1771) spowodowało nowy kryzys. Stronnictwo "kapeluszy" nie dotrzymało uczynionej w 1747 r. obietnicy rozszerzenia władzy królewskiej pod nowym panowaniem, co było ceną, za którą Adolf Fryderyk poparł przewrót antyrosyjski. Nowy król zorganizował niezależnie od "kapeluszy" i "czapek" stronnictwo dworskie, które będzie odtąd elementem odgrywającym rolę w polityce szwedzkiej. Próba monarchicznego zamachu stanu została stłumiona na Riksdagu 1756 r. Srogo ukarano zamieszanych w spisek polityków, m.in. stracono Arvida Horna. Para królewska doznała dotkliwych poniżeń, a władza monarsza została niemal całkowicie unicestwiona. Wprowadzono wówczas słynną zasadę, że jeśli król odmówi podpisania uchwały, to Rada Państwa ma obowiązek przyłożyć do protokołu pieczęć naśladującą podpis królewski. W czasie wojny siedmioletniej stronnictwo "kapeluszy" wciągnęło Szwecję do kolejnej niefortunnej rozprawy z Prusami. Musiano się uciekać do pomocy królowej (siostry Fryderyka II), aby uzyskać znośny pokój w 1762 r. Wzmocniło to pozycję stronnictwa dworskiego, które po wojnie siedmioletniej zbliżyło się do stronnictwa "czapek", cieszącego się poparciem sprzymierzonych teraz Rosji i Prus. Na Riksdagu w 1765 r. stronnictwo "czapek" zdobyło władzę i zastosowało surowe represje przeciw "kapeluszom". Pod rządami "czapek" Szwecja znów popadła w zależność od Rosji. Ponieważ stronnictwo to nie spełniło swych obietnic w sprawie zmiany konstytucji, dwór zbliżył się do stronnictwa "kapeluszy" i do Francji. "Kapelusze" na krótko przejęli rządy w 1768 r. W ostatnich latach ery wolności stronnictwo "kapeluszy" reprezentowało interesy arystokracji i biurokracji, stronnictwo zaś "czapek" wysuwało postulaty w imieniu stanów nieuprzywilejowanych. Toczył się wielki spór o prawo nieuprzywilejowanych do piastowania urzędów i odzywały się głosy domagające się w ogóle zniesienia przywilejów stanowych. Najwybitniejszym przedstawicielem liberalnego skrzydła "czapek" był pastor Anders Chydenius. Za jego sprawą wprowadzono w 1766 r. prawo o wolności druku dla pism opozycyjnych (do tej pory krążyły w rękopisach). Wśród zaciętych walk partyjnych obradował Riksdag w latach 1771-1772; w czasie jego trwania zmarł Adolf Fryderyk. Stronnictwo dworskie, odgrywające nieraz za jego panowania rolę języczka u wagi, miało się stać czynnikiem decydującym po objęciu tronu przez Gustawa III. Na powierzchni życia politycznego Szwecji w "erze wolności" najbardziej dostrzegana była korupcja i zacietrzewione walki partyjne; w tych warunkach zmianom rządów towarzyszyły procesy sądowe o zdradę stanu, a usunięci dygnitarze szli do więzienia lub na szafot. Równocześnie jednak parlamentarno-kolegialne rządy mimo swych skomplikowanych struktur działały sprawnie. Wiele zdziałano w zakresie merkantylistycznej polityki gospodarczej, a troszczący się o populację rząd "kapeluszy" sporządził pierwszą w świecie dokładną statystykę ludności. Szwecja weszła w okres bardzo pomyślnego rozwoju gospodarczego i począwszy od lat trzydziestych szeroko otwarła się na idee Oświecenia. Recepcja wpływów obcych wiązała się z podziałami politycznymi. Członkowie stronnictwa "kapeluszy" byli chętnymi odbiorcami kultury i literatury francuskiej. Zwolennicy "czapek" przyswajali sobie raczej płody myśli angielskiej. Bujnie rozwinęła się publicystyka i prasa. Pisano mnóstwo memoriałów projektodawczych. Ten burzliwy okres był owocny w rozwoju kultury politycznej Szwecji i jego trwałym dziełem stało się wykształcenie się charakterystycznych dla szwedzkiego parlamentaryzmu komisji sejmowych. W dziejach nauki "era wolności" zapisała się założeniem w 1739 r. Akademii Nauk Ścisłych (Vetenskapsakademien) i w 1753 r. Akademii Nauk Historycznych (Vitterhetsakademien) oraz działalnością światowej sławy botanika Karola Linneusza. Po upadku oligarchicznych rządów Horna sejmowładztwo "kapeluszy" zaktywizowało politycznie szlachtę i mieszczaństwo, a w toku walk partyjnych odwoływano się do nieuprzywilejowanych. Chłopi zawsze stanowili czynnik liczący się w polityce szwedzkiej. Szwecja nie wyrzekała się wreszcie mocarstwowych aspiracji, w związku z czym miał swoją polityczną wagę też korpus oficerski. Stosunkowa słabość oligarchii i uwikłanie tego kraju w grę europejskich mocarstw przyczyniły się do tego, że stłumione na pięćdziesiąt lat dążności monarchiczne znajdą w Szwecji szerokie pole do politycznego manewru. 9. Kolonie w Ameryce Północnej Dokonany w czasie wojny siedmioletniej podbój Kanady przez Wielką Brytanię był następstwem nie tylko wojny między mocarstwami, ale wzrastającej dysproporcji między siłami francuskich i angielskich kolonistów w Ameryce. W 1760 r. naprzeciw 60 tys. kolonistów francuskich stało już blisko 2 mln kolonistów angielskich. Francuzi opierali się na Indianach. Szczupła kolonizacja francuska nie zagrażała indiańskim terenom łowów. Handel futrzany był korzystny dla indiańskich naczelników plemiennych, w których otoczeniu przebywali francuscy doradcy i instruktorzy. Francuzi byli też skłonni do bliskiego współżycia z ludnością indiańską i zawierania małżeństw z Indiankami. Terenem tej integracji w połowie XVIII w. był zwłaszcza położony w widłach rzek Ohio, Missisipi i Missouri kraj Illinois, w którym powstały francusko-indiańskie osiedla. Ten bardzo rzadko zaludniony, a położony na ważnym szlaku między Kanadą i Luizjaną kraj był jednak również obiektem naporu posuwających się na zachód kolonistów angielskich. Anglicy zawierali wprawdzie taktyczne sojusze z Irokezami, w zasadzie jednak nie starali się współżyć z Indianami, wypierając ich i niszcząc. Sojusz z Francuzami leżał w interesie dawnych mieszkańców kontynentu, a klęska Francuzów była również klęską Indian. Po pokoju paryskim i przejściu Kanady pod panowanie brytyjskie, jeszcze przez trzy lata (1763-1765) kontynuował wojnę z Anglią wódz plemienia Ottawów - Pontiac. Ten sojusznik Francji z czasów wojny siedmioletniej stanął na czele największego związku plemion północnoamerykańskich w dziejach XVIII w. W 1763 r. Indianie podjęli skoordynowany atak na całym północnym i zachodnim pograniczu brytyjskich kolonii. Pontiac wykazał wybitne uzdolnienia wojskowe i dyplomatyczne, ale Indianie odnosili jedynie lokalne sukcesy i nie potrafili się zdobyć na wytrwałe współdziałanie, a siły walczących stron były nierówne. Największe samodzielne wystąpienie północnoamerykańskich Indian zakończyło się klęską. Pontiac, który w 1766 r. zawarł formalny pokój z Anglikami, został po paru latach podstępnie zamordowany (1769). Po doświadczeniach tej wojny rząd brytyjski poszedł jednak na pewne ustępstwa w stosunku do Indian, z czym nie chcieli się pogodzić koloniści i co stało się jedną z istotnych przyczyn ich konfliktu z Koroną. Zanim doszło do likwidacji francuskiej Kanady i "rebelii Pontiaca", utarczki na angielsko-francusko-indiańskim pograniczu były nader częstym zjawiskiem; ale w latach 1744-1748 i 1755-1763 kontynent północnoamerykański znajdował się również w orbicie wielkich wojen europejskich. Nie były one dla angielskich kolonii niszczące, przeciwnie, przyniosły im znakomitą koniunkturę. Kolonialna polityka Wielkiej Brytanii polegała głównie na krępowaniu amerykańskiej wytwórczości przemysłowej oraz na utrzymaniu monopolu handlowego metropolii. Bogaty w zasoby i szybko zaludniający się kraj stanowił dla Wielkiej Brytanii chłonny rynek zbytu i obfite źródło surowców. Przedsiębiorczy Amerykanie obchodzili oczywiście przepisy, rozwijając nielegalny przemysł i trudniąc się przemytniczym handlem, co było przedmiotem stałych zatargów między koloniami a londyńskim Urzędem do spraw Handlu i Kolonii (Board of Trade and Plantations). W czasie wojen kontrola metropolii znacznie osłabła i Wielka Brytania była wręcz zainteresowana w rozbudowie pewnych dziedzin przemysłu amerykańskiego, zwłaszcza stoczniowego. Niezbędne było czerpanie z Ameryki aprowizacji dla brytyjskiej floty i Indii Zachodnich (posiadłości w strefie karaibskiej). Ponadto Amerykanie bezkarnie i na wielką skalę uprawiali nielegalny handel z będącymi w stanie wojny z Anglią Francuzami. Kolonie stały się pod względem gospodarczym faktycznie niezależne i w znacznym stopniu samowystarczalne. Rozwinęły własny przemysł tekstylny i metalurgiczny. Równocześnie z dynamicznym rozwojem amerykańskiej gospodarki prostackie pierwotnie społeczeństwo kolonialne pod względem kultury umysłowej doganiało Europę. Obok dwóch istniejących już uniwersytetów (Harvard w Cambridge i Yale w New Haven) powstały trzy nowe: Kolegium New Jersey w Elizabeth (1746, później w Princeton), Akademia Filadelfijska w Pensylwanii (1751) i King's College w Nowym Jorku (1754). Głównym ośrodkiem życia umysłowego była stolica Pensylwanii - Filadelfia, teren działalności Benjamina Franklina, z którego inicjatywy powstała biblioteka miejska ( 1731), wspomniana już Akademia oraz literacko-naukowy Klub lunto (1727), przekształcony później w Amerykańskie Towarzystwo Filozoficzne (1769). Społeczeństwo kolonialne wyłoniło dość liczną świecką elitę intelektualną, w której główną rolę odgrywali prawnicy. Wśród tej elity szerzyła się ideologia republikańska i światopogląd deistyczny. W życiu umysłowym i kulturalnym wielką rolę odgrywało oczywiście duchowieństwo, instytucje kościelne nie miały jednak tak mocnej pozycji jak w Europie. Społeczeństwo kolonialne było bowiem wielowyznaniowe; różnego rodzaju dysydenci, purytanie, prezbiterianie, kwakrzy czy bracia morawscy przeważali w nim nad Kościołem anglikańskim. Wielu wyznawców pozyskał ruch metodystów, docierający nawet do Indian. Ku anglikanizmowi i stylowi życia angielskiej szlachty ciążyło bogate ziemiaństwo, ale ta kolonialna arystokracja była bardzo świeżej daty. Społeczeństwo angielskich kolonii północnoamerykańskich różniło się zarówno od społeczeństw Europy, jak Kanady i Ameryki Łacińskiej słabością struktur stanowych oraz swoistym egalitaryzmem. Mniejszą rolę odgrywały tu przywileje, a wśród białej ludności mniej było ludzi zarówno bardzo bogatych, jak i bardzo biednych. Wprawdzie w południowych koloniach wzrastała liczba czarnych niewolników, ale przybywający z Europy zaprzedani w kontraktową służbę serwitorzy po odsłużeniu kontraktu szybko włączali się w społeczeństwo ludzi wolnych. Rządy kolonii spoczywały w ręku mianowanych przez Urząd do Spraw Handlu gubernatorów i ich radców; stopniowo jednak coraz bardziej dominującą rolę odgrywały kolonialne zgromadzenia prawodawcze. Wybory do tych zgromadzeń były bardziej demokratyczne niż w jakimkolwiek kraju Europy, poza chłopskimi kantonami niemieckiej Szwajcarii. W koloniach prawo głosu przysługiwało wszystkim dorosłym mężczyznom posiadającym ziemię, a ponieważ drobni farmerzy stanowili znaczną większość białej ludności, więc do udziału w zgromadzeniach wyborczych było uprawnionych 80% dorosłych mężczyzn w Massachusetts, około 50% w New Jersey i w Wirginii. ważną rolę w samorządowej demokracji kolonialnej odgrywały milicje, których znaczenie rosło w okresach walk z Indianami i z Francuzami. W interesującym nas okresie liczba kolonii wzrosła do trzynastu. Założona w 1732 r. przez Jamesa oglethorpe'a Georgia była zrazu prywatnym przedsięwzięciem handlowo-filantropijnym. Miał to być azyl dla wszystkich ludzi prześladowanych ze względów społecznych, politycznych i religijnych (z wyjątkiem katolików). W latach 1735-1737 działał w Georgii John Wesley. Zakazane tu było niewolnictwo i picie rumu. Utopijne założenia nie wytrzymały próby życia i w 1751 r. Georgia została zreorganizowana jako normalna kolonia, wyróżniała się jednak niezwykle mieszanym składem narodowościowym. Trzynaście kolonii tworzyło jakby niezależne państewka, różniące się między sobą organizacyjnymi formami oraz strukturami społeczno-gospodarczymi i wyznaniowo-narodowościowymi. Czynnikiem łączącym była Korona brytyjska, dzieliły natomiast partykularne antagonizmy. Rzecznikiem połączenia kolonii w federację był Franklin, który dla tej koncepcji zyskał aprobatę rządu brytyjskiego. Kiedy w 1754r. Wirginia rozpoczęła na własną rękę wojnę z Kanadą, Franklin w wydawanej przez siebie "Pensylvania Gazette" 9 maja rzucił po raz pierwszy słynne hasło: "Join or die" ( zjednoczyć się lub zginąć). Pod tym hasłem został zwołany w czerwcu 1754 r. do Albany kongres delegatów kolonii. Program Franklina jednak upadł, zdaniem bowiem kolonistów zbyt ograniczał ich wolność, a zdaniem rządu brytyjskiego - zbyt krępował Koronę. Poczucie amerykańskiej jedności rodziło się powoli, a idea kongresu i federacji miała odżyć dopiero po 10 latach, kiedy to kolonie połączył wspólny antagonizm nie przeciw nieprzyjacielowi zewnętrznemu, lecz przeciw Koronie brytyjskiej. Wśród kolonistów amerykańskich żywsze były niż w Wielkiej Brytanii tradycje purytańskiej rewolucji i purytańskiego republikanizmu z czasów Cromwella. W Nowym Świecie ukształtowało się najmniej feudalne i najbardziej egalitarne ze społeczeństw europejskich. Chociaż Amerykę Północną doby kolonialnej zaliczamy jeszcze wraz z Wielką Brytanią do republik starego ładu, to ze względu na słabość w tym kraju arystokratycznych czy też patrycjuszowskich czynników Amerykanie mieli rychło odegrać szczególną rolę w dziejach narodzin nowoczesnego republikanizmu i demokratyzmu. Rozdział piąty Południe wieku Oświecenia i stylu rokoko 1. Zmiany w geografii kultury europejskiej Połowa XVIII w. to punkt szczytowy dominowania w Europie kultury francuskiej. Wprawdzie Francuzi bardzo wiele wzięli od Anglików, ale owe angielskie pierwiastki zostały przyswojone i włączone w całokształt francuskiego życia kulturalnego, które było szczególnie wszechstronne i atrakcyjne. Dobitnie wyraził to w 1742 r. Szkot David Hume: "Z wyjątkiem Greków jedynie Francuzi byli równocześnie filozofami, poetami, mówcami, historykami, malarzami, architektami, rzeźbiarzami i muzykami. W dziedzinie teatru oni jedni nawet przewyższyli Greków, tak bardzo górujących nad Anglikami, a w życiu codziennym znakomicie wydoskonalili sztukę najużyteczniejszą i najprzyjemniejszą ze wszystkich: sztukę życia. talent towarzyskiego obcowania i konwersacji". Za czasów Ludwika XIV Europa zapatrzona była w Wersal; za panowania Ludwika XV sercem kultury europejskiej stał się Paryż. Wersal to wzorzec i synonim kultury dworskiej, Paryż to najżywsze ognisko nie tyle już mieszczańskiej, ile jeszcze arystokratyczno-mieszczańskiej kultury wielkomiejskiej. We Francji istniała dość silna opozycja między Wersalem i Paryżem - "dworem" i "miastem". W ulegającej francuskim wpływom Europie kontrast ten był zrazu słabiej dostrzegany. Utrwalona od czasów Ludwika XIV dominacja kultury francuskiej w sferze cywilizacji arystokratyczno-dworskiej poprzedziła i poniekąd przygotowała ekspansję przeróżnych płodów myśli, sztuki i mody, które w połowie stulecia oferował Paryż. Wersal i Paryż współdziałały więc w wytwarzaniu elitarnej i kosmopolitycznej cywilizacji europejskiej XVIII w., której jednolitość była w mniejszym stopniu niż dawniej zakłócona antagonizmami wyznaniowymi. Francuszczyzna szerzyła się w całej Europie w sposób żywiołowy; ekspansji tej sprzyjały jednak również i pewne szczególne okoliczności. Wśród tych czynników trzeba wymienić: usadowienie się Burbonów na tronie hiszpańskim, neapolitańskim i parmeńskim, objęcie Toskanii przez księcia lotaryńskiego, który jako cesarz-małżonek przyczynił się również do sfrancuszczenia dworu wiedeńskiego, daleko idące upodobanie Fryderyka II do francuskiego języka i kultury, francuskie sympatie bardzo żywe na dworze petersburskim za panowania carowej Elżbiety, wreszcie działalność polityczną Francji na terenie Polski i Szwecji, gdzie stronnictwa republikanów i "kapeluszy" zwano "partiami francuskimi". Szerzeniu się francuszczyzny i frankofilstwa towarzyszyło w połowie XVIII w. pewne wyrównanie poziomu życia gospodarczego w różnych regionach Europy. Oczywiście wyrównanie nader względne, ale w warunkach ogólnie pomyślnej koniunktury nie było wówczas kraju tak w swym rozwoju kontrastującego z resztą Europy, jak Holandia w XVII w. czy Anglia u schyłku XVIII w. Rosła ekonomiczna aktywność gospodarcza krajów niemieckich i skandynawskich, coraz bardziej włączała się w rytm gospodarczego życia Europy Rosja. Paralelnie z procesami niwelacyjnymi na mapie gospodarczej zaznaczały się procesy niwelacyjne na mapie kulturalnej. Twierdzenie to może wydawać się sprzeczne z poprzednią konstatacją prymatu kultury francuskiej. Francuszczyzna nie była jednak tylko tworem kulturalnego eksportu czy importu, ale wyrazem jednolicącej się i kosmopolitycznej kultury europejskiej, czymś, co mogło nasuwać analogię z hellenizacją imperium rzymskiego. Odpowiednikiem zhellenizowanego Rzymianina był więc sfrancuziały Prusak - Fryderyk II. Ale właśnie przykład króla pruskiego pokazuje wewnętrzne sprzeczności tego kosmopolitycznego uniwersalizmu kulturalnego, który szerzył się nie w warunkach pax romana, lecz w czasie ciągłych wojen europejskich oraz napotykał silnie ukształtowane kultury narodowe, nie zanikające, ale odradzające się pod wpływem zetknięcia z przodującą, a zawierającą w sobie różnorodne treści kulturą francuską. W politycznych i kulturalnych dziejach Europy szczególne miejsce zajmuje krótki, niespełna dziesięcioletni okres (1748-1756) między wojną o sukcesję austriacką a wojną siedmioletnią. Były to lata pokoju, dobrobytu, ożywionych kontaktów kulturalnych oraz optymistycznych złudzeń co do trwałości europejskiego pojednania i bezkonfliktowego, poniekąd automatycznego postępu Oświecenia w warunkach wysoce ucywilizowanego starego ładu. Niezwykle urodzajny w życiu umysłowym okres obfitował w ważne wydarzenia naukowe i literackie, których kulminację stanowi początek publikacji francuskiej encyklopedii (1751), na mocy królewskiego przywileju. Wstrząsem dla tego układu była wojna siedmioletnia, zbiegająca się w czasie z zaognieniem konfliktu między "filozofami" a Kościołem katolickim. Wojna nadwerężyła europejskie złudzenia, a spór światopoglądowy pogłębił wieloznaczność wersalsko-paryskiej francuszczyzny. W połowie XVIII w. zarysowała się więc w kulturze europejskiej sytuacja nietrwała i obfitująca w pozory, stwarzająca utopijną wizję ogarniętej nowym uniwersalizmem kulturalnym "Europy francuskiej". Równocześnie z kulminacją wpływów francuskich formowały się przesłanki afirmacji i renesansu kultur narodowych. Najważniejsze zmiany w geografii kultury europejskiej to awans krajów uprzednio określanych jako peryferyczne. Akademie nauk w Berlinie i Petersburgu dopiero teraz zaczęły się liczyć w Europie i o członkostwo w nich zabiegali najwybitniejsi uczeni. Wprawdzie w tych akademiach prym wiedli cudzoziemcy, ale Berlin Fryderyka II stał się ważnym w strategii Oświecenia punktem oparcia dla źle widzianych przez Wersal paryskich "filozofów" i encyklopedystów. Petersburg carowej Elżbiety to nie tylko teren działania największego matematyka tych czasów Szwajcara Eulera i świetnego włoskiego architekta Rastrellego, ale Rosja wydała wtedy tej miary uczonego co Łomonosow. Wejście Rosji w aktywne uczestniczenie w europejskiej wspólnocie kulturalnej to może najbardziej doniosłe w swych następstwach wydarzenie połowy XVIII w. Na progu odrodzenia życia umysłowego znalazła się Polska Stanisława Konarskiego. Znamiennym zjawiskiem w tym kraju było przezwyciężanie zadowolenia z istniejącego stanu rzeczy (sarmatyzmu) i uświadomienie sobie zacofania, które trzeba przezwyciężyć. Podobny kryzys tradycyjnych postaw uwidocznił się w Hiszpanii i w Portugalii. Na szerszą scenę europejską weszły kraje skandynawskie: Dania Holberga, a bardziej jeszcze Szwecja Celsjusza i Linneusza. Wreszcie rewelacyjną nowością była europejska sława Amerykanina Franklina. Tych kilka wielkich nazwisk rozjaśnia strefę kulturalnej prowincji Europy i poświadcza proces niwelacyjny w skali kontynentu, który to proces uwidaczniał się przede wszystkim w zjawiskach bardziej masowych: ogólnym wykształceniu, ogładzie, ruchu wydawniczym, czytelnictwie. W strefie zagęszczenia aktywności kulturalnej o europejskim zasięgu i znaczeniu obok Francjii i Anglii wyróżniała się teraz mała Szwajcaria wysuwając się przed Holandię. Kraje Niemiec i Italii pozostawały obszarami bardzo zróżnicowanymi, przy czym Włosi żyli bardziej swą wielką przeszłością, Niemcy zaś gotowali się do odegrania w kulturze europejskiej pierwszoplanowej roli w dziedzinie odnowy i rehabilitacji studiów uniwersyteckich (Getynga, Halle, Lipsk, Jena), nowych prądów w filozofii, estetyce i literaturze oraz przejściu w muzyce od baroku do klasycyzmu (Berlin, Mannheim, Wiedeń). 2. Filozofia i "filozofowie". Wolter W dziejach myśli europejskiej symboliczną datą jest ukazanie się książki Woltera Lettres ecrites de Londres sur les Anglais (Listy o Anglikach pisane z Londynu, 1734). Syn paryskiego notariusza i budzący wielkie nadzieje swych wychowawców prymus jezuickiej szkoły, Francois Marie Arouet, który przybrał literackie nazwisko Voltaire (1694-1778), w latach dwudziestych debiutował jako dramaturg i poeta blisko związany ze sferami dworskimi oraz literackimi salonami Paryża. Rychło jednak ambitny i zuchwały mieszczanin doznał dotkliwych upokorzeń. Oskarżony o oszczerstwa, niemoralność oraz niebezpieczne poglądy trafił do więzienia Bastylii. Lata 1726-1729 spędził Wolter w Anglii, gdzie stał się entuzjastą Newtona, Locke'a, Shaftesbury'ego, Pope'a i deistów. Najświetniejszy francuski stylista oraz człowiek tkwiący głęboko korzeniami w tradycjach klasycznej literatury francuskiej i kartezjańskiej szkoły "jasnego i wyraźnego" myślenia, wchłonął cały wielki dorobek intelektualny Anglii z przełomu stuleci i nadał mu europejski rezonans. Młody Wolter podziwiał nie tylko angielskich myślicieli, lecz również rozmach życia gospodarczego i wolnościowy ustrój społeczno-polityczny Wielkiej Brytanii. Od czasu ukazania się Listów o Anglikach można mówić o połączeniu się myśli angielskiej i francuskiej w jeden wielki nurt. Zrazu mistrzami byli Anglicy, potem ton nadawali Francuzi. Toczone między tymi mocarstwami wojny nie przeszkodziły współdziałaniu intelektualnych elit. Największy filozof brytyjski owych czasów, David Hume, swą twórczą młodość spędził we Francji (1734-1737) i powrócił do tego kraju jako sekretarz ambasady brytyjskiej (1763-1766), zyskując dużą popularność w sferach naukowych i literackich Paryża. Tak ważny w początkach zespolenia angielskiej i francuskiej myśli czynnik osmozy, którym była hugenocka diaspora, działał w dalszym ciągu, łącząc Francuzów z Holandią i Szwajcarią. O ile myśl Oświecenia podważała autorytety religijne w ogóle, o tyle ze szczególną ostrością kierowała się ona przeciwko Kościołowi katolickiemu. Walka z tym Kościołem nie wymagała odwagi ze strony Anglików, Holendrów czy Szwajcarów. Przeciwnie, ataki i szyderstwa "filozofów" współbrzmiały tu z oficjalną propagandą prowadzoną przez protestanckie kościoły i popieraną przez protestanckie rządy. Inaczej było we Francji. Tutaj antykatolicyzm spotykał się z represjami i stanowił rodzaj rewolty, nadając z czasem oświeceniu francuskiemu szczególnie radykalny i bojowy charakter. Ludzie XVIII w. nazwali swe czasy " wiekiem rozumu" (siecle de la raison) i Oświecenie przeszło do historii z etykietką dumnego racjonalizmu. "Rozum" i "racjonalizm" są to jednak pojęcia nader wieloznaczne. Racjonalistami byli również budowniczowie systemów filozoficznych XVII w. Racjonalizm ich miał charakter aprioryczny i wyznaczał poznaniu dziedzinę transcendencji. Rozum to zbiór wrodzonych zasad i prawd wspólnych ludzkiemu i boskiemu duchowi, a wychodząc od owych aksjomatycznych pryncypiów można idąc łańcuchem logicznego rozumowania dojść do poznania samej istoty rzeczy i wszechrzeczy (metafizyka). Racjonalizm Oświecenia był dużo skromniejszy. Według Woltera człowiek, który zamierzałby przeniknąć wewnętrzną istotę rzeczy, poznać ją samą w sobie, jest jak ślepiec mówiący o kolorach. Natura dała jednak temu ślepcowi w rękę laskę, którą jest analiza. "Jest rzeczą jasną, iż nie należy nigdy tworzyć hipotez, nie należy nigdy mówić: Zacznijmy od wymyślenia pryncypiów, za pomocą których postaramy się wszystko wytłumaczyć. Trzeba natomiast powiedzieć: Dokonajmy dokładnej analizy rzeczy... Jeżeli nie możemy się posłużyć kompasem matematyki ani pochodnią doświadczenia i fizyki, jest rzeczą pewną, iż nie posuniemy się ani o krok" (Traite de Metaphysique). Wiek XVIII odrzucił dedukcyjne spekulacje filozoficzne szukając innej koncepcji filozofii i prawdy. Powszechnie przyjętym modelem myślenia stała się metoda ówczesnej fizyki wyłożona w "Regulae philosophandi Newtona". Obserwując i analizując fakty odkrywa się jednoczącą je formę, czyli prawa. Logika XVIII w. stała się logiką faktów. Newtonowską metodę redukcji analitycznej i rekonstrukcji syntetycznej uznano za narzędzie nie tylko poznania fizyko-matematycznego, ale odniesiono ją do badania psychiki i społeczeństwa. Rozumowi ludzkiemu nie jest dane przekraczanie granicy świata doświadczalnego, ale może on z poczuciem pewności przebiegać ów świat empiryczny i w nim wygodnie zamieszkać. Rozum nie jest skarbnicą prawd, ale zdolnością do dochodzenia i sprawdzania prawdy, energią uwidaczniającą się w swej akcji i w swych wynikach. Wyniki bywają prowizoryczne, istotą rozumu jest natomiast nieustanna funkcja ustalania prawdy i obalania fałszu. Potępiana przez teologów, a charakteryzująca ludzi Oświecenia "duma umysłu" polegała na odrzuceniu religii objawionej i w ogóle wszelkich uświęconych tradycją autorytetów. Dumne było również mniemanie, iż tak bardzo różnorodny i złożony świat zjawisk psychicznych i społecznych można łatwo poddać operacji analizy i syntezy oraz ująć w "newtonowskie" prawa. Dumne było upojenie się zdobyczami współczesnej nauki i wiara w jej nieograniczony postęp. Myślicieli Oświecenia charakteryzowało jednak równocześnie postawienie bardzo wyraźnych granic tego, co poznawalne, i daleko idąca ostrożność w stwierdzeniu tego, co pewne. Pojmowanie filozofii w "filozoficznym wieku" było wieloznaczne. Do historii filozofii przeszli głównie ci uczeni, którzy uściślali i zacieśniali granice poznania. Nazwa zaś "filozofów" przylgnęła ówcześnie nade wszystko do tych ideologów, którzy wykazywali więcej "ducha systemu", a zwłaszcza do ludzi, którzy odznaczali się bojowością w walce z "przesądami" i skłonnością do szybkiego wyciągania praktycznych konsekwencji z odrzucenia religii objawionej. W zakresie teorii poznania główny nurt filozofowania prowadził od empiryzmu Locke'a do sensualizmu i pozytywizmu. Ksiądz, a z czasem i biskup anglikański George Berkeley (1685- 1753) doprowadził sensualizm do paradoksalnej skrajności. Zredukowawszy byt wszelkich przedmiotów do zmysłowych wrażeń o nich (być, znaczy być postrzeganym: esse = percipi) oraz odrzuciwszy pojęcia abstrakcyjne (substancja, materia), Berkeley doszedł do immaterializmu i subiektywnego idealizmu połączonego z neoplatońską metafizyką. Na rozwój filozofii XVIII w. oddziałał pobudzająco przez przenikliwą krytykę tradycyjnych pojęć filozoficznych, a bardziej jeszcze przez sprzeciw, jaki budziło kwestionowanie przez niego obiektywnego istnienia materialnego świata. Wiele od Locke'a i Berkeleya przejął David Hume (1711-1776), który połączył empiryzm z daleko idącym sceptycyzmem. W swej podstawowej pracy Treatise on Human Nature (Traktat o naturze ludzkiej, 1739-1740) Hume przyjął, że jedynym źródłem poznania są wrażenia (impresje), z których umysł ludzki wytwarza idee. Tylko stosunki między ideami (matematyka) stanowią dziedzinę wiedzy pewnej i oczywistej, ale wiedza ta nie dotyczy rzeczywistości. Rzeczywistość poznajemy w postaci bezpośrednio stwierdzonych faktów, które nie są ani konieczne, ani oczywiste. Hume nie przyjął immaterialistycznego systemu Berkeley'a, ale kwestionował wartość wszelkich twierdzeń o rzeczywistości, które wykraczają poza świadectwo zmysłów. Ponieważ dostępne nam są jedynie nasze przeżycia psychiczne, nie możemy za pomocą doświadczenia ani stwierdzić, ani zaprzeczyć istnienia obiektywnego świata. Hume w sposób zasadniczy posunął krytykę dotychczasowych pojęć filozoficznych, podważając m.in. pojęcie związku przyczynowego (można stwierdzić jedynie następstwo faktów, a nie ich przyczynowo-skutkowe wynikanie, dlatego też przenoszenie dotychczasowych doświadczeń na przyszłość jest aktem wiary, a nie wiedzy). Dążąc do pewności wiedzy przez ograniczenie jej zakresu zainicjował kierunek zwany później pozytywizmem. Sceptycyzm i agnostycyzm Hume'a zyskał rozgłos głównie z racji najdalej posuniętej krytyki nie tylko religii pozytywnych, ale i naturalnej religii deistów. Hume systematycznie skrytykował i odrzucił wszystkie dowody na istnienie Boga, uważając zresztą za równie niemożliwe dowiedzenie nieistnienia Boga. Przeciw wyznawcom religii naturalnej skierował The Natural History of Religion (Historia naturalna religii, 1757), w której twierdził, że najbardziej ogólne i wysublimowane prawdy religijne bynajmniej nie są powszechnym atrybutem natury ludzkiej. Religijność przedstawił jako wytwór psychiki ludzkiej, która w prymitywnych wierzeniach dawała wyraz swym trwogom i nadziejom, a w "wyższych" religiach do owych trwóg i nadziei dodała jeszcze zarozumiałość. W dziedzinie psychologii Hume sformułował zasadę kojarzenia, którą pojmował jako prawo odpowiadające w świecie zjawisk psychicznych newtonowskiemu prawu grawitacji. Zasada kojarzenia miała wykazywać prawidłowość w przypadkowych na pozór zjawiskach moralnych, społecznych czy politycznych, które "zależą od zmian usposobienia i charakteru jednostek tak mało, że czasem można o nich wysnuwać wnioski równie ogólne i konieczne jak w naukach matematycznych". Hume nie wierzył w prawo natury uważając, iż wszystkie normy są wtórnym produktem ewolucyjnie wytworzonych konwencji społecznych. Posłuszeństwo tym konwencjom to "cnoty sztuczne" (artificial). Naturalną cnotą jest natomiast życzliwość wobec ludzi i wszelka rozumowo uzasadniona ocena czynów może dotyczyć jedynie ich użyteczności dla ludzkiego współżycia. Wokół terminu utylitaryzmu, przypisywał człowiekowi skłonność do życzliwości i sympatii. Co do tych skłonności różne były jednak opinie wśród utylitarystów i problem wynikania z korzyści jednostek korzyści społecznej stanowił zasadniczą trudność doktryny. Tworząc modele osobowości teoretycy etyki zazwyczaj transponowali własną osobowość. Hume był człowiekiem słynącym z pogodnego i towarzyskiego usposobienia, życzliwości i wyrozumiałości wobec ludzi oraz wewnętrznej dyscypliny. Jako jeden z najbardziej krytycznych i dociekliwych umysłów stulecia Hume nie należał do filozofów popularnych, ale stawiał problemy, z którymi parali się najwybitniejsi myśliciele drugiej połowy XVIII w. Natomiast licznych czytelników zyskał Hume jako historyk. Zasadę kojarzenia, którą sceptyczny Hume zaopatrzył różnymi znakami zapytania w dużo śmielszy sposób podjął i rozwinął angielski lekarz i psycholog David Hartley (1705-1757). Ów twórca asocjacjonalizmu łączył zjawiska psychiczne z procesami wibracyjnymi w mózgu i stał na stanowisku zdeterminowania życia duchowego przez fizjologię (Observations on Man, 1749). W etyce Hartley reprezentował utylitaryzm, również w nawiązaniu do Hume'a, wyzbywając się jednak zarówno jego sceptycznych wątpliwości, jak i altruistycznych założeń. Główną tezą utylitarystów była jeśli nie tożsamość, to znaczna zbieżność interesów osobistych i publicznych. Wytwarzaniu "sztucznej tożsamości interesów" miały służyć rządy i prawodawstwa, kierujące się nie dogmatycznym prawem natury, ale zasadami nowej nauki o moralności. W myśl tej nauki pobudką ludzkiego działania jest własny interes, a dobrem jest szczęście ogółu. Analitycznie rozkładając społeczeństwo na jednostkowe egoizmy, które miały być syntetycznie zrekonstruowane w powszechną pomyślność, utylitaryści mniemali, iż wprowadzają pewne podstawy swoistego newtonizmu w dziedzinę moralności, prawa, ekonomii i polityki. Zbliżoną postawę reprezentował francuski matematyk i fizyk Pierre Louis Moreau de Maupertuis (1698-1759), który w swym Essai de philosophie morale (Zarys filozofii moralnej, 1749) starał się zastosować matematyczną metaforykę do psychologii, sprowadzając problemy moralne do ilościowego rachunku przyjemności i przykrości, z mierzeniem ich nasilenia i trwania. Tę rachunkową metodę rozwinie później w Anglii Bentham. Zrodzony w Anglii sensualizm najbardziej klasyczną postać przybrał w ujęciu francuskiego księdza-filozofa Etienne Bonnot de Condillaca (1715-1780). Początkowo szedł on za Lockiem (l'Essai sur l'origine des connaissances humaines - O pochodzeniu poznania ludzkiego, 1746), ale w swym głównym dziele Traite des sensations (Traktat o wrażeniach zmysłowych, 1754), całe ludzkie życie psychiczne wyprowadzając z wrażeń zmysłowych,zaprezentował się jako "Newton psychologii". Condillac zastosował tu słynny eksperyment myślowy "ożywionego posągu". Jeśli obdarzy się posąg kolejno różnymi zmysłami, to stopniowo rozwinie się w nim pełne życie psychiczne i umysłowe. Condillac był przeciwnikiem wszelkich abstrakcyjnych systemów oraz dążyl do zachowania w nauce największej ostrożności i ścisłości. Radykalnie ograniczył filozofię do psychologii, a stanowisko sensualistyczne wydawało mu się najbardziej analityczne i najostrożniejsze. Wrażenia dostarczane przez zmysły były tylko stanami umysłu (idealizm), który osiąga postęp wytwarzając umowne znaki (nominalizm). Inny kierunek powściągliwości poznawczej filozofii Oświecenia reprezentował znakomity francuski fizyk i encyklopedysta Jean le Rond d'Alembert (1717-1783), który poglądy swe wyłożył w L'Essai sur les elements de philosophie (Studium o zasadach filozofii, 1759). Podzielał on przekonanie empirystów, iż pewność znajduje się tylko w faktach. Jednakże podczas gdy filozofia empiryczna skłaniała się do subiektywizmu i stawała się teorią umysłu ludzkiego, d' Alembert dawał pierwszeństwo faktom zewnętrznym. Wiedza o obiektywnych faktach ma charakter pewności, byle nie wdawać się w dociekania "istoty bytu", "pierwszej przyczyny" itp. D Alembert był zdania, że tak jak dawni filozofowie zbyt pochopnie stwierdzali, tak obecni zbyt wiele zaprzeczają. "W metafizyce <> nie zdaje się być bardziej rozsądne niż <>". W filozofii należy po prostu przestać zajmować się metafizyką, również bowiem bezzasadne jest stwierdzenie jak zaprzeczenie istnienia Boga czy duszy. Zadaniem nauk szczegółowych jest gromadzenie "faktów prostych i ogólnie uznanych" (faits simples et reconnus), a filozofia nie jest nauką o bycie, lecz nauką o zasadach nauk. Pozytywista d' Alembert przeciwstawiał się materializmowi, w którym widział rodzaj wkraczania w nie uprawnioną metafizykę. Aczkolwiek paradoksalny Berkeley z sensualizmu wysnuwał immaterialistyczne konkluzje, a Hume i Condillac zajęli stanowiska agnostyków, to jednak sensualizm stanowił dla wielu drogę do materializmu. Skoro wszelkie poznanie jest zmysłowe, to i wszelki byt jest zmysłowy, a więc materialny, psychika zaś jest wytworem mózgu. Do materializmu zmierzały też wnioski wyciągane z ożywionego sporu o "duszę zwierząt". Pogląd Kartezjusza, iż zwierzęta są automatami i należą do "substancji rozciągłej" (przeciwstawionej "myślącej") nie znajdował już uznania. Zwierzę pojmowane jako coś pośredniego między martwą materią a człowiekiem. Albo ma ono duszę, albo i człowiek jest automatem. Tego rodzaju myślenie wkraczało w sferę fizjologii i było szczególnie bliskie ludziom o formacji przyrodniczo-medycznej. Lekarzami byli zarówno łączący w szczególny sposób materializm z deizmem Hartley, jak i klasyk francuskiego materializmu La Mettrie. Spośród czołowych propagatorów materializmu Helvetius był synem lekarza, a Holbach studiował nauki przyrodnicze na uniwersytecie w Lejdzie, którego wychowankiem był również La Mettire. Julien Offray de La Mettrie (1709-1751) miał niespokojny żywot. Poglądy filozoficzne i ostre pióro satyryka spowodowały w 1746 r. wygnanie materialisty z Francji. Szukał schronienia w tolerancyjnej Holandii, ale tu też budził zgorszenie. Wreszcie znalazł w 1748 r. azyl na dworze pruskiego króla-filozofa, Fryderyka II. Wymowne tytuły nosiły jego główne dzieła: L'homme-machine (Człowiek maszyna, 1748) i L'art de jouir ou l'ecole de la volupte (Sztuka używania, czyli szkoła rozkoszy, 1751). Ze swych obserwacji lekarskich La Mettrie wyprowadził wniosek o zależności psychiki od stanów fizycznych człowieka i doszedł do przekonania, iż myślenie jest procesem materialnym. Uważał się za kartezjanina, który wprowadził system mistrza ze sprzeczności wynikających z kartezjańskiego dualizmu substancji rozciągłej i myślącej. Skoro dusza jest materialna, to podlega rządzącym materią prawom mechaniki i do człowieka można w pełni odnieść kartezjańską koncepcję zwierzęcia-automatu. Mechanicznym światem rządzi konieczność, a więc w postępowaniu "człowieka-maszyny" nie można upatrywać winy czy zasługi. Nie ma przestępców, lecz są tylko chorzy, których należy oddawać w ręce nie sędziów, ale lekarzy. Celem człowieka jest szczęście osiągane przez zmysłową rozkosz. Szczęśliwe będzie jedynie społeczeństwo ateistyczne, które wyzwoli się z unieszczęśliwiających ludzkość przesądów religijnych. Poglądy la Mettrie'go odznaczały się nie tyle oryginalnością, ile niezwykłą dobitnością sformułowań oraz skrajnością w wyprowadzaniu z mechanistycznego materializmu i ateizmu hedonistycznych wniosków. Mało kto publicznie przyznawał się do podzielania poglądów potępianego i budzącego zgorszenie filozofa, ale nauki mistrza odpowiadały wielu adeptom "szkoły rozkoszy". Materializm i ateizm wiązał się nie tylko z obyczajowym libertynizmem, ale w pewnych kręgach radykalizował również myśl społeczną. Filozofia włączająca człowieka w świat zdeterminowany prawami przyrody i stawiająca mu za cel doczesne szczęście kierowała się przeciw "nienaturalnemu" porządkowi starego ładu. Na czele radykalnej "sekty" stało we Francji dwóch ludzi uplasowanych zresztą społecznie w sferze przywileju i bogactwa: osiadły w Paryżu niemiecki baron Paul Thiry d'Holbach (1723-1789) i generalny dzierżawca podatków Claude Adrien Helvetius (1715-1771). Holbach celował głównie w popularyzowaniu materializmu i w zaciętej walce z religią (Le christianisme devoile, Chrześcijaństwo zdemaskowane, 1766). Helvetius przeniósł na grunt francuski i najpełniej rozwinął, oddziałując z kolei i na Anglię, etyczną doktrynę utylitaryzmu w swych dwóch głównych dziełach: De l'Esprit ( O umyśle, 1758) i De l'Homme (O człowieku, 1772). Uważał, iż "jak świat fizyczny podlega prawom ruchu, tak świat moralny podlega prawom interesu". Są wprawdzie czyny dobre i złe, ale trzeba zrewidować tradycyjne pojęcia cnoty i występku. Kto dążąc do własnego interesu szkodzi innym, ten postępuje źle, kto zaś służy równocześnie sobie i ogółowi, ten postępuje dobrze. Pozornymi cnotami są takie, z których nikt nie ma korzyści, jak czystość westalek i asceza fakirów, pozornymi zaś występkami są takie, które nikomu nie szkodzą, jak swoboda seksualna. Natura ludzka jest całkowicie plastyczna i poza zaspokajaniem głodu i popędu płciowego nie ma potrzeb wrodzonych, ale wszystkie są nabyte w kontakcie ze społeczeństwem. Nakłonienie człowieka do działania zgodnego z interesem ogółu jest zadaniem bardzo szeroko pojętej edukacji. Nie ogranicza się ona do szkoły, ale obejmuje prawodawstwo, politykę i w ogóle całokształt stosunków międzyludzkich. "Każdy, śmiem powiedzieć, ma za wychowawców także formę rządu, pod jaką żyje, przyjaciół swych i kochanki, ludzi, jacy go otaczają, książki, jakie czyta, a także i przypadek, czyli nieskończoność wydarzeń, związki i przyczyny ukryte są przed naszą ignorancją". Helvetius stał się klasykiem etyki i edukacji społecznej. Bardzo reprezentatywne dla epoki poglądy Helvetiusa przyjęli liczni we Francji uczniowie Condillaca, którzy zrywając z agnostycyzmem mistrza połączyli sensualizm z materializmem (utożsamienie procesów myślowych z przebiegami mózgowymi i wnoszenie o materialnym charakterze wszelkiego bytu ze zmysłowości wszelkiego poznania). Sensualistyczno-utylitarystyczno-materialistyczna szkoła myślowa Condillaca-Helvetiusa zabarwiona wojującym ateizmem Holbacha stała się postawą światopoglądową ludzi określonych jako "sekta filozofów". "Sekta" miała liczne powiązania z gronem encyklopedystów, którzy stanowili jednak bardziej różnorodne ugrupowania "filozofów". Zarówno ludziom "sekty", jak i encyklopedystom nie był obcy libertynizm obyczajowy, który moraliści chrześcijańscy coraz nagminniej wywodzili z "filozofii" i z "filozofią" utożsamiali. Wreszcie ponad wszystkimi "filozoficznymi" szkołami, sektami, salonami i buduarami unosił się bardziej ogólnikowy prąd, duch czy styl "filozoficzny", któremu patronował i którym w znacznej mierze sterował Wolter. Nie jest łatwo ująć w jakąś zwięzłą formułę poglądy myśliciela, artysty i zaangażowanego bojownika-publicysty, człowieka o skomplikowanym charakterze, niezwykle ambitnego, drażliwego i mściwego, a równocześnie wrażliwego na ludzką krzywdę, który w pełni umysłowej aktywności dożył 84-go roku życia i wypełnił 60 lat przeobfitym i najróżnorodniejszym dorobkiem pisarskim. Mówiono o nim, że zaprezentował "chaos myśli jasnych" ( le chaos des idees claires). Wyrażał się z wielką precyzją i w zasadzie hołdował ostrożnemu sceptycyzmowi, ale równocześnie był niecierpliwy, w myśleniu szybki i skłonny do dramatycznych ujęć oraz uwikłany w grę "filozoficznej polityki" o europejskim zasięgu. W życiu i twórczości Woltera można wyodrębnić kilka okresów. Od progu lat trzydziestych bardzo skutecznie przenosił do Francji zdobycze myśli angielskiej, ale uznał, że sympatyczny mu brytyjski liberalizm polityczny nie nadaje się do jego ojczyzny. Współtwórca legendy Henryka IV i apoteozy "wieku Ludwika XIV" oraz piewca zarówno epopei Karola XII, jak i reform Piotra I, Wolter wiązał swe nadzieje z rządami oświeconego monarchy. Oczekiwał od niego nade wszystko tolerancji religijnej i humanitarnego sądownictwa. Ostro poróżniony ze sferami kościelnymi i konserwatywną Sorboną, nie znalazł zrozumienia na dworze Ludwika XV. Po dwudziestu latach znów opuścił Francję, aby powrócić do Paryża dopiero na samym schyłku życia. W latach 1750-1753 przebywał na dworze Fryderyka II, a od 1755 r. w Genewie i w swej wiejskiej posiadłości na pograniczu francusko-szwajcarskim - Ferney. W tej wielkopańskiej rezydencji starzejący się "patriarcha" przyjmował pielgrzymów z całej Europy i stąd utrzymywał olbrzymią korespondencję ze swymi wyznawcami ze wszystkich krajów, wśród których obok Fryderyka II znajdowali się tacy monarchowie, jak Katarzyna II, Stanisław August i Gustaw III. Zerwawszy z dworem wersalskim "dwór w Ferney" orientował się politycznie na "koronowanych filozofów Północy". Na lata sześćdziesiąte XVIII w. przypadają najwyższe nadzieje wiązane przez Woltera z oświeconym absolutyzmem i największe nasilenie jego walki z Kościołem katolickim, którego rychły upadek przewidywał. W tym czasie podejmował też Wolter swoje głośne akcje międzynarodowych protestów i pomocy dla ofiar niesprawiedliwości sądowej we Francji. Sam niestrudzenie pisząc i działając, "patriarcha" dyrygował całą orkiestrą publicystów-filozofów, którą nazywał "małym stadkiem". U schyłku życia Woltera rozczarowali go nieco "koronowani filozofowie" (oddziałał na to i pierwszy rozbiór Polski), wrócił więc do republikańskich sympatii swej młodości. W poglądach filozoficznych Wolter początkowo nie był daleki od materializmu, dopuszczając, iż myśl może być funkcją materii. Później zdecydowanie zwalczał materialistów, zarzucając im uleganie "duchowi systemu" i popadanie w nie uprawnioną metafizykę. Przez całe życie głęboko nurtowała jezuickiego wychowanka problematyka religijna. Zawsze studiował literaturę religijną i religioznawczą, wyznawał i głosił deizm, a nieśmiertelność duszy uważał za sprawę otwartą. W Ferney stworzył ośrodek kultu Najwyższej Istoty i wprowadził swoistą liturgię. Sam nią kierował paradując pod baldachimem i wygłaszając kazania w świątyni, którą pięknie wybudował. Bardzo wrażliwy na problem zła i niesprawiedliwości, wciąż pasował się wewnętrznie z chrześcijańskim pesymizmem Pascala. Początkowo przeciwstawiał mu optymizm ufny w ład świata, potęgę rozumu i łatwy postęp cywilizacji. Ostry kryzys przeszedł w związku z katastrofalnym trzęsieniem ziemi w Lizbonie (1755) i krwawą łaźnią wojny siedmioletniej. Gorzkiemu rozczarowaniu dał wyraz w poemacie Le desastre de Lisbonne (Zagłada Lizbony, 1756), a zwłaszcza w Kandydzie (1759). Tutaj szyderczo rozprawił się z optymizmem teodycei Leibniza. Na postawione przez Cacombo pytanie: "Co to jest optymizm?", srodze doświadczony przez życie Candide odpowiedział: "Niestety, jest to szaleńcze upieranie się, iż wszystko jest dobrze, podczas gdy wszystko jest źle". W leibnizowskim optymizmie dostrzegł Wolter nie wykazanie rzeczywistej dobroci świata, ale ciche usprawiedliwienie istniejącego na nim zła. Wielkość Woltera jako humanisty polega na tym, że jego pesymizm nie prowadził do rezygnacji. Należy wysilić wolę, aby zwalczać wszelkie konkretne i bliskie przejawy zła w nadziei zmniejszenia sumy powszechnej niedoli. Wierząc w możliwość praktycznych reform stary Wolter w dalszym ciągu pozostawał w obrębie optymistycznego i zwróconego ku przyszłości ducha swych czasów, nie był to już jednak optymizm ontologiczny, ale woluntarystyczny: "Kiedyś wszystko będzie dobrze, to nasza nadzieja; wszystko jest dobre dzisiaj, oto złudzenie". Naczelną dyrektywą pozostawała walka ze złem, którego źródła widział Wolter w przesądach: zabobonach, ciemnocie, fanatyzmie, okrucieństwie sądownictwa, ambicji monarchów prowadzących na rzeź swe wojska. Przyjaźń filozofa-pacyfisty Woltera z filozofem-militarystą Fryderykiem II stanowi jeden z paradoksów, w które obfitowało życie i twórczość "patriarchy". Nikt nie przyczynił się w tym stopniu co Wolter do rozpowszechnienia w Europie "filozoficznego ducha". Działalność jego miała dwa aspekty: burzący i konstruktywny, którym odpowiadały dwa słynne hasła: "ecraser l'infame" (zmiażdżyć haniebne) i "tolerance et l'humanite" (tolerancja i ludzkość). Aspekt burzący, wysuwany przez przeciwników na plan pierwszy i nazywany "wolterianizmem", to szydercza ironia godząca w różne autorytety, a w odniesieniu do Kościoła katolickiego przybierająca z czasem natężenie nienawiści. Jako burzyciel ma Wolter w sobie gwałtowność rewolucjonisty, która jest jakby zapowiedzią pogromu kościołów dokonanego we Francji w kilkanaście lat po jego śmierci. Dla współczesnych sobie był nauczycielem zwątpienia i niewiary. Aspekt konstruktywny to przede wszystkim propaganda tolerancji i humanitaryzmu, która praktycznie oddziałała na reformę prawa sądowego i więziennictwa w różnych krajach. Jak w latach trzydziestych Wolter wylansował w Europie Newtona i Locke'a, tak w latach sześćdziesiątych "wprowadził na orbitę" włoskiego humanitarystę - Beccarię. Wielki propagator nie należał do najoryginalniejszych myślicieli epoki, ale był umysłem bodaj najbardziej wszechstronnym i, co nie mniej ważne dla odbioru, niewątpliwie najlepszym pisarzem- Wolter starał się przyswajać sobie wyniki wszystkich nauk i włączyć je w swoją filozofię. Owa ciekawość świata i spraw ludzkich, wszechstronność zainteresowań i poszanowanie dla faktów cechowały Woltera na równi z encyklopedystami, którzy nie pojmowali filozofii jako królowej nauk, lecz jako ich syntezę. 3. Nauki ścisłe, Euler W XVII w. położono podwaliny pod nowożytne nauki ścisłe, ale dopiero w połowie XVIII w. nauki te szeroko przeniknęły kulturę europejską. Ważny jest aspekt ilościowy, wyjście nauki z wąskiego grona wtajemniczonych, wyciągnięcie wniosków z genialnych odkryć poprzedników, koordynacja badań, upowszechnianie i popularyzowanie wyników, doskonalenie i seryjna produkcja aparatury naukowej. W XVII w. uczeni sami majstrowali niezbędną do przeprowadzem.a obserwacji i eksperymentów aparaturę. Tak powstał teleskop, mikroskop, pompa powietrzna do wytwarzania próżni, zegar wahadłowy, pierwsze aparaty do wytwarzania prądu elektrycznego, pierwsze barometry i termometry. Wiek XVIII przyniósł dalsze wynalazki. Trzech uczonych opracowało trzy typy precyzyjnych termometrów ze stałą skalą: osiadły w Holandii Niemiec Gabriel Daniel Fahrenheit (1724), Francuz Rene Antoine Ferchauld de Reaumur (1730) i Szwed Anders Celsius (1742). W latach 1745-1746 niezależnie od siebie fizyk holenderski Pieter van Musschenbroek (1692-1761) i niemiecki amator Ewald Jürgen von Kleist wynaleźli aparat pozwalający gromadzić ładunki elektryczne i wywoływać stosunkowo silne wyładowania (tzw. butelka lejdejska). Nie mniej ważnym od nowych wynalazków był fakt, że w XVIII w. uczeni i amatorzy nie musieli już konstruować aparatury, ale mogli nabywać wyroby seryjne o bardzo wysokiej jakości. Od schyłku XVII w. przemysł laboratoryjny znakomicie rozwinął się w Holandii, gdzie na plan pierwszy wysunęła się "dynastia" Musshenbroeków. Najwybitniejszym wytwórcą naukowej aparatury precyzyjnej był Jan van Musschenbroek (1687-1748), brat znanego już nam wynalazcy butelki lejdejskiej. W połowie XVIII w. prymat w dziedzinie przemysłu laboratoryjnego przeszedł do Anglii, gdzie rozwinęły się wielkie warsztaty Adamsów i Dollondów. Włosi mieli starą tradycję w zakresie wyrobu szkieł optycznych, a w XVIII w. za Holendrami i Anglikami dość blisko podążali Francuzi. Holandia, która wydała Antonie van Leeuwenhoeka (1632-1723) i Jana Swammerdama (1637-1680), była kolebką obserwacji mikroskopowych, mających za przedmiot zarówno świat owadów i drobnoustrojów, jak i badania wnikające w fizjologię człowieka (budowa i reakcja mięśni, skład i krążenie krwi). Znakomite obserwacje Swammerdama dopiero w latach 1737-1738 opublikowane zostały pod tytułem (Biblia naturae. Księga natury), staraniem Hermanna Boerhaave (1668-1738). Ów twórca medycznej szkoły lejdejskiej był ostatnim Holendrem zaliczającym się do zdecydowanie pierwszoplanowych postaci umysłowego i naukowego życia Europy. Jednakże Holandia z czasów Boerhaave'a przodowała jeszcze zarówno pod względem stanu badań biologiczno-medycznych, jak i wyposażenia w aparaturę naukową i otwartego stosunku do cudzych osiągnięć. Około 1730 r. Holandia była pierwszym krajem kontynentu, w którym został powszechnie przyjęty newtonizm i w którym nastała moda na urządzanie "gabinetów fizycznych" oraz publiczne demonstrowanie eksperymentów. W 1736 r. Pieter van Musschenbroek mógł oświadczyć: "Fizyka nigdy nie była tak kultywowana w Holandii jak dziś... Nie jest już ona,jak dawniej, domeną małej liczby filozofów, ale kwitnie wśród większości uczonych. Nawet kupiec poświęca jej część swoich zajęć, a rzemieślnik, który wciąż o niej Słyszy, również zaczyna w niej gustować. Wreszcie wszędzie ona daje o sobie znać i nie ma prawie człowieka, do jakiegokolwiek stanu i kondycji by należał, który nie poszukiwałby przyjemności spoufalenia się z nią". Mimo niewątpliwej przesady tych słów, a także zawartej w nich reklamy wyrobów firmy Musschenbroeków. jest to oświadczenie znamienne dla nadchodzących czasów, kiedy nie tylko możni zaopatrywali się w kosztowne "gabinety", mikroskopy i teleskopy, ale chłopcy nabywali za oszczędzone grosze jakieś lupy czy magnesy. Z dziesięcioletnim w stosunku do Holandii opóźnieniem newtonizm i moda na publiczne eksperymenty opanowały Francję. Ważne daty stanowi tu ukazanie się książki Woltera Elements de la philosophie de Newton (Zasady filozofii Newtona, 1738) i publikacja dokonanego przez długoletnią towarzyszkę życia Woltera, markizę du Chatelet, pierwszego tłumaczenia "Principes" Newtona na francuski (1759). Spośród licznych demonstratorów szczególną popularność we Francji zyskał ksiądz Jean Antoine Nollet (1700-1770), który w połowie stulecia ściągał tłumy widzów, a największą sensację wywoływał iskrami i wstrząsami elektrycznymi. Matematyka, mechanika i astronomia weszły w XVIII w. jako w pełni już metodycznie ukształtowane nowożytne nauki. Wszyscy ówcześni adepci nauk ścisłych byli równocześnie matematykami, fizykami i astronomami, tak iż niełatwo te dyscypliny traktować rozdzielnie. Można wszakże uogólnić, że wśród licznych następców Newtona i Leibniza w historii matematyki zapisali się przede wszystkim Szwajcarzy: Bernoullowie i Euler, w historii fizyki Francuzi: Maupertuis i d' Alembert, a w historii astronomii Anglicy: Halley i Bradley. Nową epokę w dziejach matematyki otwarło wynalezienie rachunku różniczkowego przez Newtona i Liebniza. Obaj genialni uczeni dokonali swych odkryć niezależnie od siebie, przy czym pierwszeństwo publikacji przypada Leibnizowi (1684), pierwszeństwo zaś pomysłu Newtonowi, który wyniki swe ogłosił jednak w parę lat po Leibnizu (1687). Wyniknął stąd spór o priorytet przez kilkadziesiąt lat mącący stosunki między szkołami matematycznymi: brytyjską i kontynentalną. Nie sprzyjało to rozwinięciu nowych możliwości otwierających się przed analizą matematyczną. Adepci rywalizujących szkół często przywiązywali bowiem zbytnią wagę do nie zawsze jeszcze w pełni doskonałych ujęć swych dwóch zazdrośnie bronionych mistrzów. Na czyste wody wyprowadzili leibnizowską matematykę "neutralni" Szwajcarzy i w XVIII w. długotrwały prymat objęła matematyczna szkoła bazylejska. Twórcami jej byli bracia Bernoulli: Jakob (1654-1705) i Johann (1667-1748). prócz tych dwóch znakomitych matematyków rodzina Bernoulli wydała jeszcze wielu wybitnych, a ponadto wszyscy nadążający za rozwojem nauki matematycy kontentu stali się w mniej lub bardziej bezpośredni sposób uczniami mistrzów z Bazylei. Z tego miasta pochodził też największy z uczniów Johanna Bernoullego, a zarazem największy matematyk XVIII w. - Euler. Leonhard Euler (1707-1783) wyrósł w atmosferze wysokiej kultury umysłowej kultywowanej w wielu rodzinach szwajcarskich pastorów. Jego ojciec, uczony wiejski pastor, sam wprowadził syna w początki wyższej matematyki i zatroszczył się o jego dalsze bardzo gruntowne wykształcenie (medycyna, teologia, języki grecki i hebrajski). Pod względem wszechstronności zainteresowań, ogromu dorobku pisarskiego i wpływu, który wywarł, zestawia się niekiedy Eulera z Wolterem, twierdząc, iż czym drugi z nich był dla literacko-filozoficznej humanistyki, tym pierwszy był dla promocji nauk ścisłych. W dziejach umysłowości europejskiej obaj należeli do największych drugorzędnych; nie wprowadzili oni, tak jak Newton, Leibniz i Locke, myśli ludzkiej na nowe tory, ale strome ścieżki mistrzów rozbudowali w szerokie gościńce. Współczesna nam matematyka zawdzięcza Eulerowi bardzo wiele twierdzeń, definicji i oznaczeń oraz zapoczątkowanie takich działów, jak teoria równań różniczkowych, funkcje specjalne, szeregi trygonometryczne, analityczna teoria liczb, geometria różniczkowa. Autor 500 prac z zakresu matematyki, największy wpływ na rozwój tej nauki wywarł dzięki znakomitym i niezmiernie jasno napisanym podręcznikom geometrii analitycznej (Introductio in analisin jnfinitorum, 1748), rachunku różniczkowego (Institutiones calculi differentialis 1755) i rachunku całkowego (Institutiones calculi integralis, 1768). Wielki uczony był też świetnym popularyzatorem nauk matematyczno-przyrodniczych, czemu dał wyraz w Lettres a une princesse d'Allemagne (Listy do księżniczki niemieckiej, 1768-1772). Był też znamienną dla swych czasów postacią przez to, że mając lat 20 podążył za Johannem Bernoullim do Rosji i odtąd całe życie spędził między Petersburgiem (1727-1741 i 1766-1783) a Berlinem (1741-1766), gdzie był filarem zdobywających międzynarodowy prestiż tamtejszych akademii nauk. Obok Eulera gówną postacią w odnowionej za panowania Fryderyka II berlińskiej Akademii Nauk był jej prezes (od 1746 r.), znany już nam jako kalkulator bilansu przyjemności i przykrości, Maupertuis. Zyskał on wielką sławę, kiedy jeszcze z ramienia francuskiej Akademii Nauk w latach 1736-1737 przeprowadził w Laponii pomiary geodezyjne potwierdzające tezę Newtona o spłaszczeniu ziemi przy biegunach, a uzupełnione nieco później analogicznymi pomiarami dokonanymi przez La Condamine'a w Peru. Tego rodzaju weryfikacje teoretycznych obliczeń szczególnie silnie oddziaływały na wyobraźnię współczesnych, a wymowny jest obraz przedstawiający odzianego w polarne futro Maupertuisa, który swą władną dłonią spłaszcza globus. W historii nauki zapisał się on jednak przede wszystkim jako twórca "zasady Maupertuisa" (zasady najmniejszego działania) sformułowanej w 1747 r. Maupertuis należał obok d`Alemberta do czołowych fizyków francuskich, którzy po przezwyciężeniu długo bronionej w tym kraju mechaniki kartezjańskiej przyjęli i rozwinęli zasady dynamiki Newtona. Epokowym dziełem był Traite de dynamique (1743), w którym d'Alembert sformułował zasadę sprowadzającą zagadnienia dynamiczne do statycznych (tzw. zasada d'Alemberta). W dziedzinie matematyki i fizyki jednym z najgłębszych umysłów był chorwacki jezuita rodem z Raguzy (Dubrownika), Rudjer Josip Bosković (1711-1787). Ten działający w uczelniach Rzymu, Pawii i Mediolanu prekursor teorii względności i twórca matematycznego modelu materii wydedukowanego z praw mechaniki został jednak w pełni doceniony dopiero w XIX w. Cała twórczość matematyków ówczesnych powiązana jest najściślej z zagadnieniami mechaniki, jeśli można jednak te połączone dziedziny rozdzielać, to obok prymatu szkoły bazylejskiej w zakresie czystej analizy matematycznej wysunął się w połowie stulecia prymat szkoły paryskiej w zakresie teorii mechaniki. D' Alembert nie dał się namówić Fryderykowi II do objęcia po Maupertuisie prezesury berlińskiej Akademii Nauk i szkoła paryska nie stała się szkołą berlińską, tak zresztą jak i bazylejska nie stała się petersburską. Import mózgów poszerzał zakres europejskiej wspólnoty naukowej, ale tworzenie się autentycznych środowisk naukowych było sprawą dłuższego czasu. Ojczyzna Newtona pozostawała nieco na uboczu tego świetnego rozwoju matematyki i mechaniki teoretycznej, celowała natomiast w badaniu wielkiego laboratorium kosmosu, do którego powszechnie teraz zastosowano udoskonalone teleskopy i newtonowską "mechanikę nieba". Znakomitym astronomem był Edmund Halley (1656-1742), bliski współpracownik Newtona i dyrektor najlepiej wyposażonego obserwatorium w Greenwich. Odkrył on istnienie ruchów własnych gwiazd (1718) i obliczył orbity komet. Po Halley'u przejął dyrekcję obserwatorium w Greenwich największy astronom następnego pokolenia, James Bradley (1692-1762). Ten odkrywca aberracji światła (1725) i nutacji osi ziemskiej (1737) od 1750 r. prowadził obserwacje położeń gwiazd dla wyznaczenia stałych aberracji i nutacji. Wśród kontynentalnych badaczy ruchu ziemi i układu słonecznego obok Eulera i d' Alemberta wyróżnił się zwłaszcza francuski matematyk i astronom Alexis Claude Clairaut (1713-1765), który opracował teorię ruchu księżyca. Sprzężone ze sobą osiągnięcia w dziedzinie matematyki, mechaniki i astronomii stanowiły twardy grunt wiedzy pewnej i ścisłej. Ów kompleks służył za model wiedzy w ogóle i był źródłem poznawczego optymizmu. Poza tą jasną wyspą rozciągały się jednak obszary bardzo jeszcze mgliste, ich badanie odbywało się po omacku. Uważne obserwacje poszerzały znajomość faktów, ale nie dostawało jeszcze poprawnych teorii. W dziedzinie fizyki poza mechaniką nie było już powszechnej zgody ani poczucia pewności. W optyce korpuskularno-falowa teoria Newtona nie zyskała uznania. Bardziej jeszcze niepewne było rozeznanie w akustyce. Obserwowano wpływ wiatru i temperatury na rozchodzenie się głosu, ale teoria pozostawała nader niejasna. W stadium empirycznym znajdowała się znajomość budzących sensację i całkowicie niezrozumiałych zjawisk elektrycznych. Drogą eksperymentów nauczono się gromadzić ładunki elektryczne, rozróżniono dobre i złe przewodniki prądu (Stephen Gray), wywoływano wstrząsy i iskry ; stwierdzono, że iskrami tymi można zapalać. Eksperymenty z elektrycznością dawały oczywiście pole do popisu różnym szarlatanom. Pewnym krokiem ku początkom teorii było odkrycie przez francuskiego botanika Charles Dufaya (1698-1739) zjawiska przyciągania i odpychania naelektryzowanych przedmiotów, z czego wyciągnął wniosek o istnieniu dwóch elektryczności, które nazwał "żywiczną" i "szklaną" (1733). Dalszy krok uczynił wielki Amerykanin Benjamin Franklin (1706-1790). Około 1750 r. dostrzegł on, iż rzekome dwie elektryczności występują w jednym "fluidzie", którego nadmiar w naelektryzowanych ciałach określił jako zjawisko dodatnie (dawna "elektryczność szklana"). niedomiar jako ujemne (dawna "elektryczność żywiczna"). Franklin ustalił również tożsamość elektryczności wytwarzanej laboratoryjnie przez tarcie i elektryczności atmosferycznej, konstatując, iż piorun jest potężną iskrą elektryczną. Praktycznym następstwem tego odkrycia było skonstruowanie przez Franklina piorunochronu (1752). Uznano to za wielki triumf człowieka nad przyrodą, ale natura "ognia elektrycznego" pozostawała zagadką. Próbowano ją rozwiązać w ramach dociekań nad ogniem stanowiących główny problem ówczesnej chemii. Wprawdzie za ojca nowożytnej chemii uważa się angielskiego uczonego z XVII w. Roberta Boyle'a (1627-1691), ale nauka ta jeszcze w połowie XVIII w. daleka była od wypracowania jasnej teorii i metody. Wy mowny jest tytuł słynnego dzieła Boyle'a: The Sceptical Chemist (Chemik sceptyczny, 1661), w którym autor dzielnie rozprawiał się z alchemią i jatrochemią, ale na ich miejsce niewiele mógł dać poza nawoływaniem do eksperymentowania i rozkładnia ciał na niepodzielne już pierwiastki. Toteż alchemia i jatrochemia kwitły jeszcze w XVIII w. a tak znakomici obserwatorzy i naturaliści, jak Boerhaave, w swych bystrych dociekaniach nad "powinowactwami" chemicznymi uwikłani byli jeszcze w scholastyczne spekulacje. Ówczesna chemia, jako kuchnia metalurgii, przemysłu ceramicznego, farbiarskiego, farmacji, miała wśród swych adeptów wielu pomysłowych praktyków i wielu niemniej pomysłowych okultystów, a często te kwalifikacje można było odnieść do tych samych osób. Boyle wprawdzie słusznie uznał, że ogień nie jest pierwiastkiem i nie może być uważany za składnik materii, ale nie potrafił wyjaśnić procesu spalania. Bez tego wyjaśnienia chemia nie mogła wejść na właściwą drogę. Warsztatem chemika był piec, a jak od wieków uczono, ogień jest jednym z czterech arystotelesowskich żywiołów, z których się wszystko składa. Na początku XVIII w. pojawiła się teoria "materii ognia" (flogistonu), która bardzo łatwo trafiła do przekonania wyznawcom różnych chemicznych "sekt" i na kilkadziesiąt niemal lat powszechnie zapanowała w całej Europie. Twórcą nowej teorii był profesor medycyny na uniwersytecie w Halle, Georg Ernst Stahl (1660-1734). Usiłował on wyjaśnić proces palenia wydzielaniem się flogistonu, stanowiącego składnik każdej materii nie będącej czystym pierwiastkiem. Flogiston stał się więc uniwersalnym czynnikiem wszystkich chemicznych reakcji. Historycy nauk długo wahali się w opiniach, czy tak skutecznie wylansowana przez niemieckiego mistyka-witalistę teoria flogistonu była wielkim zejściem na manowce, czy też niemal newtonowskim przewrotem w dziedzinie chemii. W rzeczy samej teoria była błędna, ale narzuciła jednolitą metodę i skłoniła do skoncentrowania wysiłków we właściwym kierunku, stawiając sprawę procesu spalania i utleniania na pierwszym miejscu. Poszukiwanie istoty flogistonu skierowało uwagę wielu wybitnych chemików na substancje gazowe. Pomogło to do znalezienia klucza do chemii (i fizjologii), czego miał dokonać w 1777 r. Lavoisier. Zanim nastąpił ten największy przewrót w nauce XVIII w., pasjonująca się flogistonem chemia pozostawała wciąż na krawędzi wiedzy rzeczywistej i rzekomej. 4. Nauki przyrodnicze. Linneusz i Buffon Chemia i biologia były to słabo jeszcze wyodrębnione nauki pozostające w ścisłym związku z medycyną i farmacją. "Przyrodnicy" czy "naturaliści" wywodzili się więc głównie z potężnej korporacji medyków. Postępowi medycyny klinicznej, chirurgii i położnictwa towarzyszył, daleki jeszcze od uchwycenia właściwej teorii, postęp w dziedzinie fizjologii. W badaniach nad funkcjonowaniem żywego organizmu epokowe dzieło stanowiła stara już rozprawa Williama Harveya o krążeniu krwi (1628). Drugim wielkim prekursorem nowoczesnej fizjologii był pastor anglikański i botanik Stephen Hales (1677-1761), zwany "Harveyem świata roślinnego". Jego badania nad krążeniem soków roślinnyh (Vegetable Staticks, 1727) oraz krążeniem i ciśnieniem krwi ( Haemastaticks, 1773) prowadziły do wykrywania w zjawiskach biologicznych stosunków ilościowych. Pionierskie badania nad trawieniem prowadził znakomity obserwator życia owadów Rene Antoine Reaumur (1683-1757). Popierane przez Boerhaave'a badania mikroskopowe znacznie poszerzyły empiryczną znajomość budowy i funkcjonowania żywych ustrojów. Teoria pozostawała jednak w sferze spekulacji. Za właściwego twórcę fizjologii jako odrębnej gałęzi nauki uchodzi najwybitniejszy z uczniów Boerhaave'a - Albrecht Haller (1708-1777). Ten wykształcony w Lejdzie, Londynie i Paryżu Szwajcar stworzył silną szkołę przyrodniczo-medyczną na świeżo założonym uniwersytecie w Getyndze. W 1755 r. Haller powrócił jednak do rodzinnego Berna i stał się głównym animatorem życia naukowego Szwajcarii. Jego ośmiotomowe dzieło Elementa physiologiae corporis humani (Zasady fizjologii ciała ludzkiego, 1757-1766) stanowiło sumę ówczesnej wiedzy fizjologicznej. Haller, który uzasadnił i wprowadził do terminologii naukowej pojęcia pobudliwości ( irritabilitas) mięśni i wrażliwości ( sensibilitas) nerwów, odrzucił teorię mechanicznego tłumaczenia zjawisk biologicznych, stając na stanowisku witalizmu. Witalizm był teorią tłumaczącą wszelkie nie wyjaśnione empirycznie zjawiska działaniem niematerialnej i niepoznawalnej "siły życiowej" ( vis vitalis ). Rozwój nauki o życiu i żywych organizmach miał w XVIII w. do przezwyciężenia wspólną z chemią barierę w postaci rozwiązania problemu utleniania. Czym dla chemików proces spalania, tym dla fizjologów był proces oddychania. W czasach Hallera oddychanie organizmów zwierzęcych i roślinnych było całkowicie niejasne. W sferze spekulacji pozostawało również żywo dyskutowane zagadnienie rozmnażania się istot żywych. Pogląd o samorództwie (powstawaniu z mułu czy z gnijącego mięsa) różnych płazów i owadów został już w XVII w. niemal wytępiony przez naturalistów-obserwatorów, ale odkrycie drobnoustrojów doprowadziło do odrodzenia teorii samorództwa w odniesieniu do istot "mikroskopijnych". W 1748 r. angielski przyrodnik John Needham (1713-1781) nie tylko eksperymentalnie stwierdził samorództwo drobnoustrojów (błąd był spowodowany niedostatecznym wyjałowieniem użytych do doświadczeń naczyń i płynów), ale wyłożył całą teorię o łączeniu się "cząstek kształtujących" pod wpływem "siły życiowej". Podjęli tę teorię i nadali jej rozgłos Buffon i Diderot. Dopiero po dwudziestu latach (1768) znakomity włoski fizyk i biolog Lazzaro Spallanzani (1729-1799) wykazał błąd Needhama i pryncypialnie rozprawił się z teorią samorództwa. Na ostateczne obalenie tej teorii w odniesieniu do bakterii trzeba było jednak czekać aż do połowy XIX w. (Pasteur). Aczkolwiek sprowadzona tylko do drobnoustrojów teoria samorództwa w XVIII w. odgrywała istotną rolę w dociekaniach nad istotą i pochodzeniem życia. Z punktu widzenia filozofii przyrody i jej światopoglądowych implikacji równie ważny był spór między zwolennikami teorii preformacji i epigenezy. Stwierdzenie, iż rozwój zarodka zaczyna się po zetknięciu jaja z plemnikiem, bynajmniej nie prowadziło do wniosku o zapłodnieniu i o genetycznej równorzędności dwóch źródeł życia. Póki nie odkryto komórki i jej podziału, niełatwo było trafić na właściwą drogę. Akt poczęcia pojmowano jako mehaniczne rozbudzenie zarodka dostarczonego albo wyłącznie przez samicę (owuliści), albo przez samca (animalkuliści). Za owulistami przemawiały najłatwiejsze do przeprowadzenia obserwacje nad dużymi jajami ptasimi. Jednakże męska ambicja nie pozwalała tak łatwo przyjąć teorii, która sprowadzała ojcostwo jedynie do mechanicznego bodźca, zajęto się więc poważnie ssakami. Tak wielki uczony, jak Spallanzani, w swych znakomitych eksperymentach był bardzo bliski dojścia do istoty aktu zapłodnienia, powstrzymała go jednak teoria, którą wyznawał. Był bowiem, jak znaczna większość ówczesnych przyrodników, preformistą. Teoria preformacji głosiła, że organizm jest już całkowicie ukonstytuowany w jaju względnie w plemniku i że mechanicznie pobudzony aktem płciowym rozwój jest jedynie kwestią wzrostu. Dalszą konsekwencją preformizmu było przyjęcie, że w zarodku tkwią już w pełni ukształtowane zarodki przyszłych pokoleń tak np. wszyscy ludzie zostali preformowani w ciele Ewy (według owulistów) albo Adama (według animalkulistów). Teoria ta sprowadzała wszystkie poczęcia do inicjalnego aktu stworzenia i łączyła się z przekonaniem o stałości gatunków. Podobieństwo potomka do obojga rodziców starano się tłumaczyć pomysłowymi spekulacjami. Nasuwały się wprawdzie istotne wątpliwości. Jak zostały preformowane wynaturzone potwory i mieszańcy w rodzaju mułów? W połowie stulecia żywo dyskutowano nad tymi sprawami w paryskiej Akademii Nauk. Ale nawet kiedy zachwiała się nieco wiara w stałość gatunków, znaleźli się preformiści-ewolucjoniści (np. znakomity genewski owulista Charles Bonnet) twierdzący, iż rozwój gatunków został preformowany w stworzeniu jakiegoś prajaja będącego zarodkiem zarodków. Poza wspomnianymi już Spallanzanim i Bonnetem do czołowych preformistów zaliczali się tak słynni przyrodnicy, jak Haller i Reaumur. Nowoczesna embriologia wywodzi się z teorii epigenezy, której nazwa i pierwsze, raczej jeszcze intuicyjne sformułowanie pochodzi od Williama Harveya (1651). Teoria ta głosiła, że embrion dzięki "siłom kształtującym" stopniowo rozwija się z niezróżnicowanej pierwotnie substancji. W sto lat po Harveyu młody uczony niemiecki, Caspar Friedrich Wolff (1734-1794), na podstawie badania rozwoju kury w znakomity sposób uzasadnił epigenezę w swej rozprawie doktorskiej: Theoria generationis (1759). Na skutek konfliktu z dominującymi na niemieckich uniwersytetach uczniami Hallera - preformistami, Wolff musiał w 1767 r. przenieść się do Rosji, gdzie został członkiem petersburskiej Akademii Nauk. Przełomowe znaczenie prac Wolffa powszechnie doceniono dopiero późno w XIX w. Jego wystąpienie w połowie stulecia przeciw teorii preformacji było jednak znamienne dla dokonującego się wówczas przesilenia w naukach przyrodniczych, wywołujących coraz żywszy rezonans społeczny i stających się ważnym elementem ogólnej kultury. Takie odkrycie, jak np. stwierdzenie przez Bonneta w 1740 r. partenogenezy (dzieworództwa) u mszyc, stawało się nie tylko sensacją w europejskich sferach naukowych, ale stawiało tak marną istotę, jak mszyca, w centrum zainteresowania światowych dyletantów. Odkąd czynniki kościelne pogodziły się z faktem, że ziemia obraca się dokoła słońca, kompleks nauk matematyczno-fizyczno-astronomicznych przestał być polem walk światopoglądowych. Wprawdzie z teorii grawitacji wyciągano niekiedy wnioski kwestionujące możliwość biblijnego chaosu i przemawiające za odwiecznością świata, wprawdzie pojmowanie tego świata jako precyzyjnie działającego mechanizmu i ściągnięcie przez Franklina pioruna "z nieba na ziemię" osłabiało skłonność do wierzenia w cudowne zjawiska nadprzyrodzone, ale w zasadzie wspaniały zegar chwalił swego boskiego zegarmistrza. Teren sporów światopoglądowych przesunął się na sprawę zgodności historii biblijnej z "historią naturalną". Tacy "naturaliści", jak Haller, Bonnet i Linneusz, byli ludźmi głęboko religijnymi. Teologiczną podbudowę miała teoria preformacji, głoszona przez Bonneta - hierarchia bytów (od minerałów, poprzez rośliny, zwierzęta i człowieka do Boga), pojmowanie przez Linneusza klasyfikacji świata roślinnego i zwierzęcego jako "inwentarza stworzenia". Wczesne badania geologiczne uznano wręcz za nową księgę "teologii naturalnej", przynoszącą znakomite potwierdzenie Księgi Genezis i historii potopu. Nawet wolnomyślny Fontenelle w skamieniałych muszlach widział "niewątpliwe medaliony potopu" (1717). Jednakże w połowie XVIII w. w sposób dość raptowny geologia i kosmogonia okazały się terenem silnie zaatakowanym przez "filozofów".. Z pomyślanej w duchu leibnizowskiej ciągłości w naturze (por. s. 294) hierarchii bytów wyłonił się transformizm gatunków, a w "inwentarzu stworzenia" człowiek znalazł się w obrębie zoologii. Wprawdzie w pojęciu wielu przyrodników świat organiczny na równi z mechanizmem wszechświata nadal swym pięknym ładem, chwalił Stwórcę, ale teologowie i "filozofowie" okopali się na nowych pozycjach. Szwedzki lekarz i botanik Carl von Linne (1707-1778), zwany Linneuszem, wsławił się głównie systematyką trzech "królestw" przyrody (minerały, rośliny i zwierzęta). Wciąż rozwijał swój epokowy Systema naturae, który w pierwszym zarysie wyłożył w 1735 r., aby w dziesiątym wydaniu z 1758 r. nadać mu klasyczny kształt. Linneusz był znakomitym botanikiem, toteż jego systematyka królestwa roślinnego miała szczególne walory. I w tej dziedzinie było wprawdzie wiele dowolności w przyjmowaniu formalnych cech podobieństwa-pokrewieństwa, co bardziej jeszcze uwidoczniło się w zoologii, ale ogrom dokonanych przez Linneusza obserwacji i analiz był imponujący. Przyjęty przez niego hierarchiczny schemat klasyfikacji (królestwo, gromada, rząd, rodzaj i gatunek) oraz nazewnictwo dwuimienne (rzeczownik oznaczający przynależność do rodzaju i przymiotnik oznaczający odrębność gatunku) przyjęły się w nauce w sposób definitywny, porządkując świat przyrody i stwarzając język porozumienia między uczonymi. Od czasu Linneusza datuje się też moda na zbieranie, określanie i klasyfikowanie okazów, zwłaszcza roślinnych (tzw. herboryzowanie), której hołdowało wielu miłośników natury z Janem Jakubem Rousseau na czele. Według klasyfikacji Linneusza rodzaj ludzki znalazł się w królestwie zwierząt, gromadzie ssaków i rzędzie naczelnych, obejmującym również takie rodzaje, jak: małpy, lemury i nietoperze. Rodzaj homo został podzielony na dwa gatunki: homo sapiens i homo sylvestris (małpy człekokształtne). Wewnątrz gatunku homo sapiens Linneusz na podstawie cech zarówno fizycznych, jak psychicznych wyodrębnił cztery rasy Europejczyków, Indian, Azjatów i Murzynów. Wyłączając człekokształtne z rodzaju małp i zaliczając tych "ludzi leśnych" do rodzaju homo, Linneusz kierował się jedynie kryterium podobieństwa morfologicznego. Nie było jeszcze mowy o pokrewieństwie przez wspólne pochodzenie. Przeciwnie, wielki systematyk i ortodoksyjny luteranin walnie przyczynił się do ugruntowania zasady niezmienności gatunków. Od 1735 r. głosił. że Bóg równocześnie stworzył wszystkie gatunki roślin i zwierząt i że wszystkie obecnie istniejące pochodzą od par uratowanych przez Noego w czasie potopu. Jednakże w późniejszym wieku Linneusz zaczął powątpiewać w słuszność zasady wyłożonej w Systema naturae. W 1760 r. wyraził pogląd, że początkowo istniały tylko nieliczne formy reprezentujące gromady czy rzędy i że z krzyżowania się tych organizmów powstały płodne mieszańce, których kolejne krzyżówki doprowadziły do powstania współczesnej flory i fauny, w dalszym ciągu wytwarzających nowe gatunki. Zachwianie zasady niezmiennności gatunków czyniło nie jasną pozycję homo sapiens w obrębie "królestwa zwierząt". Obok żyjących gatunków w polu widzenia badaczy znajdowały się również szkielety i skamienieliny nie istniejących już zwierząt kopalnych. Przez długi czas panowała teoria dyluwialna istoty kopalne zaliczały się według niej do potworów i olbrzymów, którym Noe nie dał schronienia w swej Arce. Cała ustabilizowana gatunkowo aktualna fauna i flora pochodziła więc z Arki Noego, a świat kopalny był to świat przedpotopowy i rozniesiona przez potop fauna wodna. Geologia potwierdzała Biblię. Głosił to znany popularyzator nauk przyrodniczych i apologeta ksiądz Noel Antoine Pluche (1688-1761), którego Spectacle de la Nature (1732) rozszedł się w licznych wydaniach i tłumaczeniach. Ale w 1748 r., w 10 lat po śmierci autora, ukazało się w Holandii dzieło jednego z francuskich "utajonych nauczycieli", Benoista de Maillet (1656-1738), który wywodził, iż potop biblijny mógł być jedynie lokalną powodzią, ślady zaś muszli na górach świadczą o stopniowym parowaniu morza, które ongiś pokrywało ziemski glob. Cały świat zwierzęcy i roślinny wyłonił się więc ewolucyjnie z istot żyjących w wodzie. Łącząc bystre obserwacje geologiczne z kosmogoniczną fantastyką, teoria Mailleta przyczyniła się do rozpętania sporu o potop i funkcję morza w formowaniu skorupy ziemskiej i rozsiewaniu zarodków życia. W latach pięćdziesiątych francuski inżynier i geolog Nicolas Antoine Boullanger (1722-1759) zakwestionował rolę potopu jako czynnika kształtującego warstwy geologiczne i pogląd swój wyłożył w artykule Deluge (Potop), zamieszczonym w 1754 r. w Encyklopedii. Sprawa potopu, jego zasięgu i następstw oraz pochodzenia zwierząt kopalnych stała się przedmiotem gorącej dyskusji, do której namiętnie włączyli się "filozofowie" z "sekty " Helvetiusa i Holbacha, podczas gdy Wolter zachowywał powściągliwą rezerwę. Znakomity fizyk francuski Maupertuis z wielką śmiałością wkroczył w problematykę kosmogonii i biologii w Essai de cosmologie (Rozważania kosmologiczne, 1750) i Essai sur la formation des corps organisees (Rozważania o kształtowaniu się ciał ożywionych, 1754). Porządek natury powstał z chaosu na skutek działania przypadku. Dotyczy to również transformizmu gatunków i ewolucji świata organicznego. Maupertuis opowiedział się zdecydowanie za równorzędną rolą ojca i matki w przekazywaniu cech potomstwu. Ogromna większość związków daje normalne potomstwo, ale od czasu do czasu męskie i żeńskie "molekuły nasienne" łączą się przypadkowo w sposób nieprawidłowy i wówczas powstaje twór różniący się od rodziców. Jeśli jest on zdolny do życia i rozmnażania, daje wtedy początek nowemu gatunkowi. W ten sposób cała różnorodność form świata organicznego może wywodzić się od jednej pary zdolnych do prokreacji istot. Poglądy Maupertuisa oddziałały na Buffona, który stworzył najrozleglejszy i najbardziej sugestywny system "historii naturalnej". Georges Louis Leclerc de Buffon (1707-1788). intendent królewskiego ogrodu botanicznego, dzielił z Linneuszem sławę największego przyrodnika XVIII w. W przeciwieństwie do szwedzkiego systematyka, którego scholastycznej "pedanterii" się przeciwstawiał, był mniej analitykiem, a bardziej filozofem przyrody i znakomitym pisarzem. Odrzuciwszy teorię preformacji i odwiecznych zarodków, rozwinął teorię "molekuł organicznych" i "aktywnych globulek", które podlegając jak gdyby prawu grawitacji dążą do nie zawsze uwieńczonego powodzeniem połączenia się w zawiązki życia. Jak już wiemy, Buffonowi trafiła do przekonania teoria Needhama o samorództwie drobnoustrojów na skutek aktywności unoszących się w wodzie "cząsteczek kształtujących". Pogląd Leibniza o obowiązującej w naturze zasadzie ciągłości rozwinął Buffon zarówno w ujęciu przestrzennym (przechodzenie jednej formy w drugą). jak i czasowym ("pochód natury"). Ukazanie się jego liczącej 44 tomy Histoire naturelle (1749-1788) oznacza w kulturze europejskiej nadejście po "królestwie" przyrodoznawstwa geometrycznego "królestwa" historii naturalnej. W ujęciu Buffona tradycyjne pojęcie "historii naturalnej" jako opisu przyrodniczych zjawisk nabiera nowego, istotnie historycznego znaczenia przebiegu ewolucyjnych procesów przyrodniczych w czasie. Podstawy systemu opracował Buffon w latach 1745-1748 i ogłosił w 1749 r. w trzech pierwszych tomach Histoire naturelle. Potępiony w 1751 r. przez Sorbonę uznał, iż "lepiej być płaskim niż powieszonym", i w dalszych tomach starał się nie drażnić teologów. W owych pierwszych nazbyt "filozoficznych" tomach przedstawił "teorię ziemi" i "historię naturalną człowieka". Według hipotezy Buffona układ słoneczny powstał w następstwie zderzenia komety ze słońcem, którego odpryski, zgodnie z prawem grawitacji, stały się planetami. Stygnąca skorupa ziemska w ciągu bardzo długiego czasu stopniowo ukształtowała się pod wpływem działania trzęsień ziemi i wulkanów, prądów morskich, wiatrów i deszczów. Przystępując do "historii naturalnej człowieka" wyznał Buffon prawdę "być może poniżającą dla człowieka, iż musi on sam się zaszeregować do klasy zwierząt". Program badań dotyczył nie tylko budowy ludzkiego organizmu, lecz również sposobu życia i obyczajów, tak jak w wypadku jakiegokolwiek opisywanego przez naturalistę zwierzęcia. W ten sposób Buffon dał początek nowej dyscyplinie naukowej, która z początkiem XIX w. zmieniła nazwę z historii naturalnej człowieka na antropologię. W 1749 r. Buffon był jeszcze zwolennikiem teorii stałości gatunków, zmieniło się to jednak w dalszych latach i tomach jego wielkiego dzieła. Nie popadając w skrajny transformizm Maupertuisa, Buffon stał się najbardziej wpływowym rzecznikiem umiarkowanego transformizmu i różnicowania się gatunków na liczne odmiany pod wpływem środowiska, klimatu, pokarmu. Oddziaływaniem środowiska tłumaczył m.in. różnorodność ras ludzkich, a nieprzystosowaniem do środowiska - wyginięcie zwierząt kopalnych. Wreszcie wy powiedział myśl najbardziej niepokojącą: "Jeśli raz przyjmiemy, że istnieją rodziny roślin i zwierząt, że osioł jest z rodziny konia i że różni się od niego dlatego, iż się wyrodził [il a degenere], można by równie dobrze powiedzieć, że małpka jest z rodziny człowieka, że jest to człowiek, który się wyrodził, że człowiek i małpa mają wspólne pochodzenie, tak jak koń i osioł, że każda rodzina zarówno zwierząt, jak i roślin ma wspólny rodowód, a nawet że wszystkie zwierzęta pochodzą od jednego zwierzęcia, które doskonaląc się lub degenerując z biegiem czasu wydało wszystkie rasy zwierzęce". Do powinowactwa z małpą przyznawał się ochoczo już La Mattrie, który wyrażał nadzieję, że małpy wkrótce nauczą się mówić i będą wytwarzać cywilizację nie ustępującą ludzkiej. "Filozofowie" byli skłonniejsi od "naturalistów" do śmiałych uogólnień, ale posługiwali się argumentami dostarczonymi przez teorie biologów. Najpełniej uczynił to główny redaktor Encyklopedii - Denis Diderot, który rozwinął nową, już nie mechaniczną, ale molekularno-witalistyczną orientację filozofii materialistycznej. Studia nad polipami, przeprowadzone przez Anglika Henry Bakera (1743) i genewczyka Abrahama Trembleya (1744), sugerowały istnienie pośredniego ogniwa między światem roślinnym i zwierzęcym. Teoria Needhama o samorództwie drobnoustrojów sugerowała powstawanie życia organicznego z nieorganicznego. Maupertuis głosił transformizm gatunków. Wszystko to spożytkował Diderot w swych Pensees sur l'interpretation de la nature (O interpretacji natury, 1754), pojmując świat organiczny i nieorganiczny jako rozwijającą się ewolucyjnie jedną dynamiczną całość. W tego rodzaju teoriach wiele było prekursorstwa, ale też i wiele dowolnych spekulacji, charakterystycznych dla przejściowego w dziejach nauki okresu między erą Newtona a erą Lavoisiera. 5. Historia i doktryny polityczne. Wolter i Monteskiusz W latach trzydziestych XVIII w. ukazały się dwa znakomite dzieła poświęcone dziejom starożytnego Rzymu, reprezentujące dwa kierunki pisarstwa historycznego: erudycyjno-krytyczny i syntetyczno-filozofujący. Hugenota Louis de Beaufort wydał Dissertation sur l'incertitude de cinq premiers siecles de l'histoire romaine (Rozprawa o niepewności pierwszych pięciu wieków historii rzymskiej, 1738), a Monteskiusz Considerations sur les causes de la grandeur des Romains et de leur decadence (Rozważania o przyczynach wielkości i dekadencji Rzymian, 1734). Zestawienie tych dwóch tytułów symbolizuje owocną równowagę europejskiej myśli, w której, zarówno w dziedzinie nauk przyrodniczych, jak i humanistycznych, śmiałemu dociekaniu "przyczyn" zawsze towarzyszyło krytyczne rozpoznawanie zasięgu "niepewności". Beaufort wyrósł z tego nurtu krytyki tekstów i badań filologicznych, który tak pomyślnie rozwijał się od schyłku XVII w. Stwierdzenie niezgodności panującej między dawnymi historykami i kronikarzami, wykazanie nieprawdopodobieństwa historycznych legend i dowolności literackich fikcji prowadziło do metodycznego i krytycznego sięgnięcia do pozahistoriograficznych źródeł. Umożliwiały to publikowane w wielu krajach wielkie serie wydawnictw źródłowych. Nową, opartą na źródłach historiografię, charakteryzowała pozytywistyczna ostrożność, ograniczająca się do ustalania i opisywania faktów. Sceptyczny Hume nie wierzył w poznawalność rządzących historią praw, pasjonowało go jednak bogactwo konkretnych i indywidualnych faktów. Uważał, że historia jest "najpiękniejszą i najszlachetniejszą rozrywką umysłu". Największy z zajmujących się historią filozofów w swej słynnej sześciotomowej History of England (1754-1762) nie reprezentował historiografii filozofującej, ale erudycyjno-krytyczną i opisową. Rozwój tej historiografii dostarczał materiału i narzucał warsztatowe rygory ludziom, którzy chcieli historię interpretować. Wśród historyków filozofujących najwybitniejszą obok Monteskiusza postacią był Wolter. Krytyczny w stosunku do naturalistów-ewolucjonistów, mający stabilną koncepcję świata przyrody stał też Wolter na stanowisku niezmienności rozumnej natury ludzkiej, takiej samej we wszystkich epokach i we wszystkich zakątkach ziemi. Widział natomiast różnorodność obyczajów i cywilizacji uwikłanych w przesądy, które przyćmiewały światło rozumu i wynaturzały moralność. Polemizując z Bossuetem odrzucał Wolter ingerencję Opatrzności w bieg ludzkich spraw. Historia nie była realizacją planu bożego, ale procesem wyzwalania rozumu i oczyszczania obyczajów, a motorem była odwieczna ludzka psychika. Historyk nie może ani postawić, ani rozwiązać metafizycznego problemu pochodzenia rozumu, może natomiast badać czynniki sprzyjające zwycięstwu rozumu lub też panowaniu namiętności i przesądów. W dotychczasowych dziejach ludzkości przeważały mroki. Historia to "łańcuch błędów, z góry przyjętych sądów, zabobonu, głupoty, nędzy moralnej i podłości". Rozum jednak zwycięsko doszedł do głosu w Atenach Peryklesa, Rzymie Augusta, Florencji Medyceuszów i Francji Ludwika XIV, a wiek XVIII przyniósł tak wielkie rozprzestrzenienie świateł w całej Europie, iż uzasadnione staje się przekonanie o postępie. Nie jest to jakieś wydoskonalenie się natury ludzkiej, ale postęp w dziedzinie wytwarzanej przez ludzi kultury, która staje się racjonalna i sprzyja prawidłowemu posługiwaniu się przez ludzi ich władzami umysłowymi. Główna teza historiozofii Woltera to realizacja rozumnej natury ludzkiej przez kulturę. Swe poglądy historiozoficzne rozwinął Wolter w pracach historycznych, dzięki którym stał się twórcą nowoczesnej historii społeczeństw i cywilizacji. Drogę tę wskazywał już nie doceniony przez współczesnych Vico, ale dopiero świetnie pisane książki Woltera ugruntowały pogląd, że historia to nie tylko dzieje władców i bitew "Śluzy kanału łączącego dwa morza, obraz Poussina, piękna tragedia, prawda odkryta są czymś tysiąc razy cenniejszym od roczników dworu, od wszystkich opowiadań o bitwie". Wprawdzie z dużym powodzeniem pisał Wolter o współczesnych sobie monarchach: Karolu XII (1731) i Piotrze I (1759), ale te tytułowe postacie zawsze były pokazane w powiązaniu z obyczajami i kulturą swych społeczeństw. W historii kultury inicjującą i klasyczną pozycją stał się De siecle de Louis XIV (1751), a epokowe znaczenie ma wielka powszechnodziejowa synteza: Essay sur l'histoire generale et sur les moeurs et l'esprit des nations (Studium o historii powszechnej oraz obyczajach i duchu narodów, 1756), uzupełniona przez Philosophie de l'histoire (Filozofia historii, 1765). Objął tu Wolter zarówno cywilizacje azjatyckie i amerykańskie, jak i europejską w jej rozwoju aż do czasów Ludwika XIV. Szerokość ujęć nie prowadziła do relatywizmu ocen i później często zarzucano Wolterowi ahistoryzm, niewnikanie w ducha minionych epok, traktowanych i sądzonych z punktu widzenia XVIII w. Pełen podziwu dla Hindusów, Chińczy ków i Greków, a krytyczny w stosunku do Żydów i chrześcijańskiego średniowiecza, nie miał Wolter współczującego zrozumienia dla wieków "barbarzyństwa, fanatyzmu i ciemnoty ", które pozywał przed trybunał rozumu. Było to następstwem postawy filozofa, który historię pojmował jako wiecznie aktualną walkę pozaczasowego rozumu z przesądem. Wolter postawił program historii całej ludzkości, zdążającej z wielkim mozołem do uniwersalnego celu, którym jest królestwo rozumu. Ruchliwość inteligencji i wyobraźni oraz literacka i polemiczna werwa tego autora wciąż jednak rozsadzały ramy jakiegoś zwartego systemu filozofii historii. System taki przedstawił w 1750 r. baron Turgot (1727-1781). W Discours sur l'histoire universelle (Rozważania o historii powszechnej) młody Turgot dał pierwszą systematyczną teorię stopniowego postępu umysłu ludzkiego i zarysował podjęte w sto lat później przez A. Comte'a prawo trzech kolejnych stadiów, teologicznego, metafizycznego i pozytywnego. Ostatnie stadium, przynoszące rozwój nauki i techniki, nie może, jak u Vica, kończyć się załamaniem, ale stwarza solidne podstawy dla nieskończonego perfekcjonizmu. Odmienną postawę w historiozofii reprezentował Charles Louis de Secondat baron de Montesquieu (1689-1755), uważany za ojca socjologii i najwybitniejszego rzecznika relatywistycznego historyzmu w dziedzinie doktryn politycznych. Monteskiusz nie pojmował historii jako procesu mającego swój rozumny cel, nie wytyczał szlaków postępu całej ludzkości, ale starał się dojść do prawidłowości rządzącej wzrostem i upadkiem konkretnych państw. Już w swojej książce z 1734 r. postawił tezę: "Światem nie rządzi Fortuna. Jak to zostało wykazane w historii Rzymian, działają ogólne przyczyny zarówno moralnej, jak i fizycznej natury. Na świecie dominujący prąd niesie za sobą wszystkie partykularne zdarzenia". W czternaście lat później, we wstępie do L'Esprit des Lois (O duchu praw. 1748) wyznał, że kiedy zaczął "studiować ludzi", powziął myśl, iż "w owej nieskończonej różnorodności praw i obyczajów ludzie nie kierują się jedynie swoją fantazją". Wielokrotnie zarzucał podjętą pracę, nie przyjmując bowiem reguł ani nie dopuszczając wyjątków, wciąż "odnajdywał prawdę, aby ją utracić". Kiedy jednak odkrył zasady" (les principes),wszystko, czego szukał, przyszło do niego... Poszczególne przypadki jakby same ze siebie nagięły się do zasad, dzieje wszystkich narodów okazały się ich wynikiem i każde szczegółowe prawo okazało się powiązane z innym prawem i zależne od prawa bardziej ogólnego". Autor "O duchu praw" rozróżnił rządzące życiem społeczeństw i naukowo poznawalne prawa obiektywne od stanowionych przez prawodawców praw-nakazów. Podobnie jak prawa fizyczne, prawa socjologiczne są "koniecznymi stosunkami wynikającymi z natury rzeczy". O funkcjonowaniu danej formy rządu decyduje stosunek między jej formalną "naturą" (nature) i jej "zasadą (principe) Monteskiusz rozróżniał trzy podstawowe formy rządu: republikę, monarchię i despocję.Ich "zasady" to predyspozycje psychiczne rządzonych: w republice cnota, w monarchii honor, w despocji strach. Jeśli zasada przestanie odpowiadać naturze, to rząd ulega "zepsuciu". Konstruując czyste modele Monteskiusz wykazuje, że idealna zgodność natury i zasady jest założeniem teoretycznym, niezgodność natomiast i wzajemne przystosowanie natury i zasady stanowią motor historycznych zmian. Tak więc np. w dziejach Rzy mu, kiedy początkowo istniała zgodność między republikańską formą rządu a cnotą obywateli, państwo pozostawało w spokoju. Kiedy obywatele utracili cnotę, nastały wewnętrzne walki i kryzysy, w których następstwie uległy zmianom zarówno zasada, jak natura, i zarysowała się nowa zgodność: Rzym cesarsko-despotyczny i Rzymianie żyjący w strachu. Wśród wzajemnych oddziaływań natury i zasady czynnikiem determinującym jest zasada, a więc takie postawy społeczne, jak: cnota obywatelska, lojalność i honor czy posłuszeństwo i strach. Postawy te wy pływają z "ducha narodu", a geneza tego ducha stanowi sedno socjologii Monteskiusza. Jest to determinizm środowiska geograficznego i geopolitycznego. Kraj mały, nieurodzajny, górzysty, wyspiarski, sprzyja duchowi wolności i tężyźnie republikańskiej. Kraj średniej wielkości, urodzajny i o łagodnym klimacie, sprzyja umiarkowanej monarchii. Kraj wielki i o nieumiarkowanym klimacie, palony słońcem lub mrozem, sprzyja despocji. "Różne potrzeby w różnych klimatach tworzą różne sposoby życia, a różne sposoby życia tworzą różne rodzaje praw". Rzym utracił swoją republikańską zasadę "z przyczyn zarówno moralnej, jak i fizycznej natury", Rzymianie bowiem utracili swą obywatelską cnotę wówczas, kiedy ich mała chłopsko-żołnierska republika przemieniła się w wielkie imperium. Monteskiusz socjolog i historiozof nie wartościuje,lecz szuka przyczyn i praw. To spojrzenie na sprawy ludzkie okiem przyrodnika stanowi wielkie nowatorstwo autora "O duchu praw", który na najbliższe sobie pokolenia oddziałał jednak przede wszystkim jako politolog. Zaangażowanie polityczne Monteskiusza wyraża się najdobitniej w jego wstręcie do despotyzmu, który przypisuje krajom azjatyckim, ale pisząc o Turcji, Persji czy Chinach w przejrzysty sposób celuje w monarchię Ludwika XIV. Mit wschodniego despotyzmu miał od dawna określoną funkcję w europejskiej myśli politycznej i np. stosunek do Chin może stanowić probierz postawy zajmowanej wobec absolutyzmu monarszego. Entuzjastą Chin był przyjaciel koronowanych filozofów - Wolter. Monteskiusz natomiast nadał teorii i mitowi despotyzmu najbardziej skończoną postać, ostrzegając, że monarchia w sposób naturalny zdąża ku despotyzmowi, jeśli na tej drodze nie znajdzie konstytucyjnej i społecznej zapory. "Rzeki płyną, by połączyć się z morzem; monarchie gubią się w despotyzmie". W przeciwieństwie do despotyzmu rządy "legalne" to republiki i określone prawami monarchie. Monteskiusz żywił republikańskie sympatie, ale w zasadzie uważał, że "czas republik minął" i że mogą się one utrzymywać jedynie w małych państewkach. W centrum zainteresowania politologa francuskiego pozostawał więc "umiarkowany" rząd monarchiczny. W sporze między "germanistami" a "romanistami" Monteskiusz wyraźnie skłaniał się ku germanistom, aczkolwiek wytykał Boulainvilliersowi skrajność poglądów i historyczne błędy. Prezydent parlamentu w Bordeaux był wyrazicielem ideologii politycznej noblesse de rohe, stojąc na stanowisku ograniczenia monarchii "fundamentalnymi prawami" Żywił sympatie dla "rządu przeszłości" Najwyższym dobrem politycznym dla Monteskiusza była wolność będąca owocem "umiarkowania" i zakorzeniona w dawnych prawach. Wygłaszając słynną pochwałę konstytucji angielskiej autor o duchu praw myślał jednak nade wszystko o Francji, w której konstytucyjne gwarancje wolności należało przywrócić, a właściwie dopiero stworzyć. Miała temu służyć zasada podziału władz na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Podziału tego Monteskiusz nie przeprowadził jednak w sposób tak klarowny, jak się to często mniema. W doktrynie Monteskiusza istotniejsza od podziału władz była zasada równowagi, wzajemnego moderowania się trzech władz z uwzględnieniem charakterystycznych dla doktryny francuskich parlamentów "władz pośredniczych" - ukonstytuowanych i uprzywilejowanych ciał biurokratyczno-sądowniczych. Autor, który w zasadniczy sposób wpłynął na zrazu liberalną, a potem w XIX w. konserwatywną już doktrynę konstytucjonalizmu monarchiczno-parlamentarnego, konstruował swój system nie tyle w interesie burżuazji, ile rodowej i urzędniczej szlachty. Wobec absolutyzmu monarszego Monteskiusz był - jak się to w sposób anachronistyczny obecnie mawia - "prawicowym opozycjonistą". Utożsamiając absolutyzm z arbitralnym despotyzmem dostarczył jednak też doskonałych argumentów "lewicowym opozycjonistom" i jak nikt przed nim przyczynił się do spopularyzowania w Europie brytyjskiego konstytucjonalizmu. Wywodząc różne prawa i różne formy rządów z "różnych sposobów życia" Monteskiusz nie posługiwał się tak podstawowym we wcześniejszych doktrynach politycznych pojęciem suwerenności suwerena. Zerwał zarówno z konstrukcją suwerenności z bożej łaski, jak i z konstrukcją suwerenności z woli ludu (umowa społeczna). W Anglii między wystąpieniem Locke'a i Burke'a najznaczniejszym pisarzem politycznym był leader torysów, lord Bolingbroke. W swym traktacie On the Idea of a Patriot King (O królu patriocie, 1738), Bolingbroke oświadczył, że "boskie prawo do rządzenia źle jest absurdem". Przyklasnął temu poglądowi Hume, który odrzucił również aprioryczną teorię umowy społecznej, wywodząc społeczeństwo ze związków rodowych, poczucia sympatii i zrozumienia wspólnych interesów. Szkoła prawa natury, ze swą koncepcją suwerenności przelanej przez lud na monarchę, niepodzielnie panowała w Niemczech; ale niektórzy wybitni naturaliści hugenoccy (Jean Barbeyrac) i szwajcarscy (J. J. Burlamaqui i Emer de Vattel) przyjęli pogląd Locke'a. Suweren sprawuje władzę pod warunkiem, że rządzi zgodnie z interesem ludu, a jeśli nadużywa władzy, lud ma prawo do oporu. To późne stadium szkoły prawa natury zawierało intelektualne przesłanki rewolucyjnej doktryny Jana Jakuba Rousseau, która została sformułowana już w interesującym nas okresie (1755-1762), ale którą wypadnie omówić na innym miejscu. W połowie XVIII w. teoretycy prawa natury w zasadzie pozostawali jednak na służbie suwerenów, a krytyczno-reformatorska myśl polityczna szła głównie torem historyzmu i pragmatycznej komparatystyki ustrojowej. Wybitnym przedstawicielem tego kierunku był w Polsce Stanisław Konarski. Choć Francja w osobie Monteskiusza wydała największego teoretyka konstytucjonalizmu, myśl konstytucyjna mogła się swobodnie rozwijać i znajdować konkretne zastosowania głównie w takich "wolnych krajach", jak Anglia, Polska, Szwecja i Szwajcaria. W monarchiach zajmowano się głównie sądownictwem, administracją i ekonomią. 6. Kameralizm i fizjokratyzm. Quesnay Ojczyzną refleksji ekonomicznej przybierającej postać doktryny merkantylizmu była Anglia XVII w. W tym kupieckim kraju sprawy gospodarcze i monetarne wciąż zaprzątały uwagę najwybitniejszych myślicieli, takich jak: Locke, Newton, Mandeville, Hartley, Hume. W pierwszej połowie XVIII w. w angielskiej myśli ekonomicznej zarysowały się już przesłanki przejścia od merkantylizmu do liberalizmu, któremu klasyczny kształt miał nadać Adam Smith. Kiedy merkantylizm tracił dominującą pozycję w swej ojczyźnie, ugruntował się na kontynencie europejskim, zwłaszcza w krajach niemieckich. Niemiecka odmiana merkantylizmu otrzymała nazwę kameralizmu od "kamer" (izb), czyli urzędów fiskalno-administracyjnych. Kameraliści wyznawali zasady merkantylistycznej polityki gospodarczej (troska o dodatni bilans handlowy, popieranie przemysłu krajowego i forsowanie eksportu jego wytworów, utrudnianie importu wyrobów przemysłowych i eksportu płodów rolnych oraz surowców), ale w centrum ich zainteresowań znajdowały się zagadnienia fiskalne. Całość problemów gospodarczych rozpatrywali z punktu widzenia możliwości powiększenia dochodów panującego, którego pomyślność i chwałę utożsamiali z pomyślnością i chwałą kraju. Charakterystyczne dla kameralizmu były usilne starania o jak najliczniejszą populację i o pełne zatrudnienie ludności wdrażanej do pracowitości i oszczędności. Aktywność gospodarcza tej ludności miała służyć rozbudowywanemu systemowi podatków bezpośrednich, ceł, monopoli i akcyz. Dążenie do jak najdalej idącego podporządkowania życia gospodarczego administracji państwowej nadawało kameralistycznej ekonomii charakter techniki administracyjnej. Wytworzył się w Niemczech zespół tzw. nauk kameralnych, do których obok merkantylistycznej ekonomii zaliczano prawo administracyjne, skarbowość, geografię polityczną i gospodarczą, statystykę. Były to umiejętności potrzebne fachowej biurokracji państwowej, która w takich krajach, jak Austria, Saksonia, Brandenburgia i Bawaria, już w XVIII w. wyróżniała się wysokim poziomem. W 1727 r. założono na uniwersytetach w Halle i Frankfurcie (nad Odrą) pierwsze katedry nauk kameralnych. Uniwersytecki kameralizm nie pchnął nauki ekonomii na nowe tory, ale miał duże znaczenie w doskonaleniu praktyki administracyjno-gospodarczej. W połowie stulecia najsłynniejszym mistrzem kameralizmu był działający kolejno w różnych krajach niemieckich, ale najsilniej związany z Prusami Saksończyk Johann Heinrich Justi (1717-1771), autor wielu systematycznych traktatów, serię których otwiera Staatswissenschft oder systematische Abhandlung aller Okonomischen und Kammeralwissenschaften (Wiedza państwowa, czyli systematyczne ujęcie wszystkich nauk ekonomicznych i skarbowych, 1755-1758). Kameraliści, tak jak wszyscy niemieccy juryści, byli wyznawcami szkoły prawa natury. Uważali monarchię absolutną za najdoskonalszą formę rządu i przypisywali jej "z natury rzeczy" wypływającą troskę o szczęście "obywateli". Według tej biurokratycznej doktryny monarcha był najwyższym urzędnikiem i ekonomem, któremu wiernie służyć mieli wyszkoleni w kameralnych naukach pomniejsi juryści, urzędnicy i ekonomowie. W krajach włoskich i w Hiszpanii ideologicznym odpowiednikiem kameralizmu był regalizm, który przyświeca administracyjno-ekonomicznej szkole nowych pokoleń biurokracji. Francja Ludwika XV i markizy de Pompadour miała za sobą już długi okres kolbertyzmu, który merkantylistycznej polityki gospodarczej nie zdołał połączyć z fiskalizmem mogącym sprostać rosnącym potrzebom skarbu państwa. Gospodarka tego kraju na tyle się rozwinęła, że reglamentację i protekcjonizm państwowy zaczęto uważać za przeszkody, a trudności skarbowe skłaniały do przemyślenia całego systemu ekonomii. Do przemyśleń pobudza również "duch filozoficzny" i chęć wykrycia "newtonowskich" praw rządzących także życiem gospodarczym. W tych warunkach powstała we Francji pierwsza teoria ekonomiczna nie będąca już, tak jak merkantylizm, racjonalizacją polityki gospodarczej państwa, ale mająca dać polityce naukowe podstawy. Twórcą fizjokratyzmu był Francois Quesnay (1694-1774), lekarz, przyrodnik i wielki właściciel ziemski, który w późnym wieku zaczął zajmować się ekonomią i zadebiutował w latach 1756-1757 ogłaszając w Encyklopedii słynne artykuły o dzierżawach i zbożu. Jako lekarz pani Pompadour, a od 1752 r. również osobisty i zaufany lekarz Ludwika XV, Quesnay pokusił się o postawienie diagnozy i przepisanie terapii gospodarce francuskiej. Uczynił to w Tableau economique, wydrukowanym w 1758 r. w czterech egzemplarzach dla króla i faworyty. Szerszy obieg zyskał Tableau dzięki Victorowi Riqueti markizowi de Mirabeeau (1715-1789), który zamieścił tablicę Quesnaya w swej wielotomowej pracy: Ami des hommes ou traite de la population (Przyjaciel ludzi, czyli traktat o populacji, 1756-1758). Wokół doktora Quesnaya skupiło się ścisłe i bardzo solidarne grono adeptów, zwane "sektą", w której obok markiza Mirabeau głównymi postaciami byli: Pierre Samuel Dupont de Nemours (1739-1817) i znany już nam Turgot. Wyznawcy poglądów doktora przybrali miano "ekonomistów" i gdy w XVIII w. używano tej nazwy, to ich miano na myśli. Termin "fizjokracji" (rządu natury) wylansował Dupont de Nemours w swym głównym dziele: Physiocratie ou constitution naturelle du gouvernement le plus avantageux au genre humain (Fizjokracja, czyli naturalna konstytucja rządu najkorzystniejszego dla rodzaju ludzkiego, 1767-1769. Fizjokraci byli zdania, że system ich osiągnął "ostatni stopień oczywistości". Według słów markiza Mirabeau, tablica Quesnaya była "po wynalezieniu pisma i pieniądza trzecim z największych odkryć umysłu ludzkiego". Aż do czasów rewolucji fizjokratyzm był doktryną otoczoną przez "przyjaciół ludzkości" we Francji niemal religijną czcią. Szerzył się we wszystkich krajach Europy, łącząc się z falą entuzjazmu dla rolnictwa. Trafiał do przekonania zarówno oświeconym absolutystom, jak i polskim magnatom czy szwajcarskim lekarzom i pastorom. W istotny sposób oddziałał na sformułowane w Anglii doktryny liberalizmu gospodarczego, a równocześnie - choć w znacznej mierze stanowił reakcję przeciw merkantylizmowi - bywał szeroko adaptowany przez niemieckich kameralistów oraz włoskich i hiszpańskich regalistów. Jakiego więc niezwykłego odkrycia dokonał doktor Quesnay? W nagłówku swego "Tableau" Quesnay wypisał maksymę: "Biedni rolnicy - biedne królestwo. Biedne królestwo - biedny król". Eksponowanie przez fizjokratów rolnictwa i przyjęta przez nich terminologia (pieniądz i pozarolnicza produkcja określone jako "jałowe") wywołują często wrażenie, jakoby fizjokratyzm był doktryną wybitnie jednostronną. W rzeczywistości jednak tablica Quesnaya była pierwszym sformułowaniem warunków równowagi między gałęziami produkcji i pierwszą próbą rachunkowego ujęcia całego procesu ekonomicznego. Filozoficznym założeniem systemu było istnienie "porządku naturalnego" (ordre naturel), z którego wypływają proste i oczywiste prawa określające proporcje i warunki działania gospodarczego, przynoszącego możliwie najlepsze wyniki. Celem gospodarki jest przyrost dóbr i jedynie rolnictwo przynosi produkty bez umniejszania materii, z których powstają, a więc ziemi. Fizjokraci dyskutowali nad rolą rybołówstwa i górnictwa, ale nie widzieli w tych gałęziach gospodarki procesu "reprodukcji" przynoszącego "produkt czysty" ( produit net). Dla szkoły Quesnaya nie ulegało wątpliwości, że rzemiosło i przemysł nie są wytwórczością, lecz przetwórstwem. Przetwórstwo i wymiana (handel), choć określone jako "jałowe", nie były bynajmniej przez fizjokratów lekceważone. Zgodnie z ówczesną rzeczywistością uważali jedynie, że masa spożywanych i przetwarzanych surowców jest wytworem rolnictwa i że wzrost tej masy warunkuje rozwój całej gospodarki. Polityka gospodarcza, która miała stymulować równocześnie produkcję rolną i zapotrzebowanie na nią, zdaniem fizjokratów polegała jedynie na właściwym odczytaniu obiektywnie istniejącego "porządku naturalnego". Fundamentami tego porządku była wyłączna własność i wolność osobista. Według fizjokratów własność była zróżnicowana nie z punktu widzenia pochodzenia społecznego właścicieli, ale z punktu widzenia gospodarczego (własność ziemi, własność kapitałów pieniężnych, własność przemysłowa, własność swej siły roboczej). Ażeby własność była wyłączna, należało ją uwolnić od wspólnot gminnych oraz powinności i praw feudalnych. Postulat ten nie godził oczywiście w stan posiadania szlachty i kleru, zmieniał jednak charakter tej własności z feudalnej na burżuazyjną. Wyłączność własności zakładała swobodę dysponowania przez właściciela swą ziemią, produktem i siłą roboczą. Tak fizjokraci pojmowali wolność, postulując zniesienie cechów, reglamentacji, monopoli, wewnętrznych ceł, domagając się wolności handlu, zwłaszcza zbożowego. Według Quesnaya wszyscy ludzie w sposób naturalny dążą do tego, "aby otrzymać możliwie największe pomnożenie przyjemności za pośrednictwem jak najmniejszych wydatków". "Pod panowaniem wolności interes osobisty jednostki nie może być nigdy oddzielony od interesu wspólnego wszystkim. Świat porusza się wówczas sam przez się. Pragnienie przyjemności nadaje społeczeństwu ruch, który przeradza się w stałą dążność do stanu możliwie najdoskonalszego". Pogląd ten współbrzmiał z doktryną angielskich utylitarystów, ale "świat poruszający się sam przez się" to już zapowiedź liberalizmu gospodarczego. Była to próba wszczepienia liberalizmu w organizm monarchii starego ładu. Quesnay dzielił społeczeństwo na trzy klasy: 1) świeckich i duchownych właścicieli ziemskich, 2) rolników, czyli klasę produkcyjną (la classe productive), 3) klasę jałową (la classe sterile), obejmującą rzemieślników, manufakturzystów, kupców, wolne zawody. Właściciele ziemscy, zgodnie z francuską rzeczywistością, nie byli producentami, ale konsumentami renty gruntowej. Powinnością ich było dokonywanie "nakładów gruntowych" (karczunki, melioracje) i płacenie podatków. Podatek od własności ziemskiej miał być według fizjokratów "podatkiem jedynym" (impot unique). Płatnikom podatku należał się doradczy głos w sprawach publicznych i udział w administracji państwowej. Rolnicy byli to przede wszystkim wielcy dzierżawcy rozporządzający kapitałem niezbędnym do dokonywania "nakładów pierwotnych" i "nakładów rocznych", którzy wprowadzaliby w życie nowe, naukowe rolnictwo i po potrąceniu kosztów nakładów uzyskiwali możliwie wysoki "produkt czysty". Drobna, przeznaczona na własną konsumpcję produkcja chłopska jako nie dająca "produktu czystego", pozostawała na marginesie podziału klasowego. "Klasa jałowa" przetwarzała i rozprowadzała "produkt czysty", nie płacąc podatków i nie uczestnicząc w życiu publicznym. Poza podziałem klasowym znajdował się proletariat rolny i przemysłowy, w odniesieniu do którego Turgot sformułował "spiżowe prawo płac". Robotnik miał otrzymywać dokładnie tyle, ile jest niezbędne na utrzymanie, tak, aby nie mógł się wzbogacić i przestać być proletariuszem. Postulowane przez fizjokratów jako zgodne z "porządkiem naturalnym" społeczeństwo nie było to społeczeństwo stanowe, ale "otwarte". System przewidywał mobilność socjalną w obrębie trzech klas i powodujący wzrost ceny ziemi napływ chętnych, aby wejść do klasy właścicieli. Ta najwyższa klasa miała być jednak obciążona "jedynym podatkiem", co bynajmniej nie uśmiechało się francuskiemu duchowieństwu i arystokracji. Poza obrębem mobilności socjalnej znajdował się proletariat - formalnie wolny, ale unieruchomiony w swej społecznej kondycji "spiżowym prawem płac". Ekonomicznemu liberalizmowi fizjokratów nie towarzyszył liberalizm polityczny. Wprawdzie domagali sie oni wolności opinii dla "oświeconych" i przewidywali pewien udział właścicieli-podatników w sprawach państwowych, ale za najwłaściwszą formę rządu uznawali "legalny despotyzm", który to termin, spopularyzowany potem pod mianem "oświeconego absolutyzmu", pierwszy wylansował fizjokrata Mercier de la Riviere. Fizjokraci uważali dziedzicznego monarchę za zespolonego naturalną wspólnotą interesów z całą klasą właścicieli największego właściciela, który z racji swego stanowiska i sztabu fachowych doradców ma najwięcej danych, aby w poprawny sposób odczytywać "naturalny porządek". Prosta jednoznaczność tego porządku nie może dla ludzi oświeconych stanowić przedmiotu politycznych kontrowersji, ale powinna być wprowadzona w życie za pomocą administracyjnych dekretów. Suweren nie "tworzy" prawa, lecz je jedynie "odkrywa" i "deklaruje". Jako superwłaściciel z płaconych przez właścicieli podatków dokonuje nakładów na ogólnokrajowe cele, jak: drogi publiczne, porty, administrację, armię, policję, sądownictwo, więzienia i szkolnictwo, do którego fizjokraci przywiązywali szczególne znaczenie. To utylitarne uzasadnienie monarchii, w większym jeszcze stopniu niż szkoła prawa natury, podważało sakralny charakter władzy. Fizjokratyczna wykładnia "rządu natury" starała się podyktować "legalnemu despocie" konkretny program polityki społeczno-gospodarczej, przez co pozbawiała despotyzm jego istotnej cechy - arbitralności. Fizjokratyzm w swej czystej postaci był liberalną doktryną ekonomiczną sprzeczną z aprobowanym przezeń absolutyzmem, a więc polityczną utopią. W symbiozie z kameralizmem fizjokratyzm miał jednak w drugiej połowie XVIII w. dość silnie oddziałać na praktykę rządową w różnych krajach, zwłaszcza w dziedzinie reform agrarnych i podatkowych. W życiu naukowym i kulturalnym stanowił manifestację wzrostu zainteresowań ekonomią i rolnictwem, co znalazło dobitny wyraz i w Encyklopedii, z którą "sekta" doktora Quesnaya żywo współpracowała. 7. Encyklopedia i encyklopedyści. Diderot Z Encyklopedią rzecz się miała podobnie jak z wielu innymi poczynaniami w życiu umysłowym XVIII w. w początkach stulecia inicjatywę dali Anglicy, a w latach pięćdziesiątych XVIII w. brytyjski wzór został prześcignięty przez Francuzów. Już zresztą w XVII w. wydawali Francuzi encyklopedyczne kompendia w układzie alfabetycznym, jak: Grand dictionaire historique Louisa Moreri (1674) i znany już nam Dictionaire historique et critique Bayle'a. Wielkie słowniki encyklopedyczne ukazywały się również w Szwajcarii ( Lexicon universale J. J. Hofmanna z 1677 r.) i w Niemczech (Allgemeines Lexicon der Kunste und Wissenschaften Johanna Teodora Jablonskiego z 1721 r. i Grosses Vollstandiges Universal-Lexicon Johanna Heinricha Zedlera z lat 1732-1750, w 64 tomach). Wydawnictwa niemieckie pozostawały już jednak pod wpływem Anglików, którzy zainicjowali słowniki poświęcone nie tyle filozoficzno-historycznej erudycji, ile umiejętnościom i kunsztom praktycznym. Pionierem w tej dziedzinie był John Harris (1666-1719), który opracował Lexicon Technicum or an Universal English Dictionary of Arts and Sciences (1704). Większy jeszcze rozgłos zyskała dwutomowa Cyclopaedia (1728) Ephraima Chambersa (1680-1740). Zamiar przetłumaczenia tego słownika na język francuski leży u podstaw najsławniejszego przedsięwzięcia encyklopedycznego wszechczasów. W 1745 r. księgarz paryski Andre Francois Le Breton (1708-1779) zaangażował tłumaczów dzieła Chambersa, z którymi nie doszedł do porozumienia, ale w toku tych wstępnych prac dojrzała koncepcja nie prostego przekładu, ale przeróbki i adaptacji angielskiego wzoru. W 1746 r. Le Breton znalazł właściwego człowieka w osobie "chudego literata" Denisa Diderota (1713-1784). Ów syn rzemieślnika (szlifierza) z miasteczka Langres był, podobnie jak wielu "filozofów", wychowankiem jezuickiego kolegium i ojciec przysposabiał go do stanu duchownego. Denis poszedł jednak inną drogą i prowadził cygański żywot na poddaszach Paryża, zdobywając rozległą wiedzę drogą samouctwa oraz utrzymując się z pióra jako tłumacz i najemny skryba. Już po zawarciu kontraktu z Le Bretonem redaktor Encyklopedii wydał nader wolnomyślny traktat Lettre sur les aveugles ( List o ślepcach. 1749), z powodu którego znalazł się na kilka miesięcy w więzieniu. Zwolniony dzięki staraniom możnych protektorów encyklopedycznej imprezy, Diderot stał się już nieco ostrożniejszy w słowie drukowanym. Pozostał jednak jednym z najbardziej radykalnych i buntowniczych myślicieli, czemu dał wyraz w obfitej twórczości rękopiśmiennej i epistolarnej, mającej obieg w obrębie "sekty filozofów", a wydanej dopiero w XIX w. Zrazu Diderot wahał się między deizmem a ateizmem, aby stać się z czasem zdeklarowanym materialistą i ateistą. "Nadaremnie - oświadczył on - deista odetnie 12 głów hydrze religii, rychło odrosną one z tej jednej, którą pozostawił". Diderot podzielał pogląd swego przyjaciela Holbacha, iż religia, ucząc ludzi strachu przed "niewidzialnymi tyranami", czyni ich niezdolnymi do wzięcia swych losów we własne ręce niewolnikami ziemskich potentatów. Ponoć na łożu śmierci, przysłuchując się rozmowie przyjaciół na temat drogi prowadzącej do filozofii, miał wyszeptać, iż wiedzie ona "przez niewiarę". W wydawanej na mocy królewskiego przywileju Encyklopedii oczywiście nie znajdzie się jawnej propagandy materializmu i ateizmu, a wśród setek piszących artykuły autorów byli ludzie o różnych poglądach i wielu z nich nosiło suknie duchowne. Otwierając tomy tego najbardziej reprezentatywnego pomnika laickiej myśli Oświecenia należy jednak pamiętać, jaki był światopogląd głównego redaktora. Wszechogarniająca koncepcja Encyklopedii w zasadzie nie pozwalała niczego pominąć czy wyminąć, nawet spraw najbardziej drażliwych. "Trzeba zbadać wszystko - pisał Diderot - wszystko bez wyjątku poruszyć, niczego nie oszczędzając". Jednakże warto przytoczyć i słowa drugiego współredaktora, d' Alemberta: "Czas pozwoli odróżnić to, cośmy myśleli, od tego, cośmy napisali". Wśród inspirujących Encyklopedię przykładów obok praktycyzmu Chambersa najbardziej poczesne miejsce zajmuje wojujący sceptycyzm Bayle'a. Rozpoczęte w 1751 r. wydawnictwo, zarówno pod względem objętości, jak i ideologicznej zawartości, niezmiernie jednak przerosło wszelkie wzory, a także początkowe zamierzenia paryskiego księgarza. Powstała ogromna "summa" wiedzy ujętej w duchu racjonalizmu, tak jak racjonalizm pojmowali awangardowi myśliciele połowy XVIII w. Dzieło już nie tylko polemizujące (jak Bayle'a) z równie wszechogarniającymi "summami" teologicznymi średniowiecza, ale je w pozytywny sposób zastępujące. Biorąc pod uwagę mnogość autorów, rozbieżność i rozłamy wewnątrz redakcji oraz zmieniające się i często bardzo trudne warunki zewnętrzne, łatwo wskazywać, jak się to nieraz czyni, na różne niekonsekwencje pojawiające się w kilkudziesięciu tysiącach haseł Encyklopedii. Zważywszy jednak te wszystkie wewnętrzne i zewnętrzne czynniki tym bardziej uderza zasadnicza jednolitość dzieła, wobec której owe rozbieżności i niekonsekwencje stają się mało znaczące. Kim byli encyklopedyści? Termin ten miewa w literaturze historycznej bardzo szerokie zastosowanie niemal jako synonim adeptów filozofii Oświecenia. Wypada jednak tu mówić nie o entuzjastycznych czytelnikach Encyklopedii, ale o jej twórcach. Znamy już Diderota. Ów tytan pracy umysłowej w czasie podejmowania dzieła nie był jeszcze człowiekiem o głośnym nazwisku, a niedawny pobyt w więzieniu w Vincennes rzucał cień na jego reputację. Jako drugiego redaktora przydano więc bardzo już sławnego matematyka i fizyka d'Alemberta. Na apel redaktorów zgłosili swą współpracę i poparcie tacy ludzie, jak Monteskiusz, Wolter, Condillac, Helvetius, Buffon, Quesnay czy Turgot, a w pierwszych latach ukazywania się Encyklopedii pisywał do niej dobijający się dopiero sławy Rousseau. Te wielkie nazwiska stanowiły jednak raczej ozdobę dzieła, którego tomy wypełniali, obok redaktorów Diderota i d' Alemberta, przeważnie mniej znani pracownicy pióra, jak niestrudzony i nazbyt często zapominany absolwent medycyny w Lejdzie, kawaler Louis de Jaucourt (1704-1779). Liczny zastęp szeregowych encyklopedystów świadczy o bujności nie zinstytucjonalizowanego życia naukowego Francji połowy XVIII w. Encyklopedia była dziełem nie zawodowców, ale wysokiej klasy dyletantów czy amatorów. Wsparciem dla nich nie były uniwersytety i akademie, ale salony literackie. O d' Alemberta rywalizowały między sobą takie salonowe potęgi, jak markiza du Deffand (1697-1780) i pani Geoffrin (1699-1777), aż uwił sobie gniazdko w domu swej młodej przyjaciółki panny Julie de Lespinasse (1732-1776), której salon zwano "Laboratorium Encyklopedii". Później, gdy d'Alembert odsunął się od redakcji, w koneksjach encyklopedystów na plan pierwszy wysunęły się męskie salony "filozoficzne" Helvetiusa i Holbacha, z którymi był blisko zaprzyjaźniony Diderot. Wielu encyklopedystów gnieździło się na paryskich poddaszach lub nadsyłało materiały z dalekiej prowincji, ale sztab Encyklopedii miał w stolicy mocną pozycję towarzyską. Trafiano do takich sprzyjających "filozofów" ministrów, jak d' Aguesseau, Argensen, Choiseul i Malesherbes, a ponadto znajdowano możną orędowniczkę u króla w osobie Markizy de Pompadour. Chwiejna równowaga utrzymująca się między dworskimi koteriami "filozofów" i "dewotów" otwierała pole do manewrów i umożliwiała Encyklopedii przetrwanie krytycznych momentów. Propagandę Encyklopedii poza granicami Francji prowadził paryski literat niemieckiego pochodzenia Frederic Melchior Grimm (1723-1807). Ten bliski przyjaciel Diderota i Helvetiusa przez 20 lat (1754-1774) redagował jedyne w swoim rodzaju rękopiśmienne czasopismo "Correspondence litteraire", którego abonentami byli liczni monarchowie niemieccy z Fryderykiem II na czele, a potem również Katarzyna II i Stanisław August. Pierwszy tom Encyclopedie ou Dictionnaire raisonne des sciences, des arts et des metiers (Encyklopedia, czyli rozumowany słownik nauk, sztuk i rzemiosł), który wyszedł w 1751 r., spotkał się z ostrą krytyką sfer kościelnych, zwłaszcza jezuitów. Po ukazaniu się w bardzo już napiętej atmosferze tomu II (1752) wydawanie Encyklopedii zostało królewskim dekretem wstrzymane, a rozpowszechnianie wydanych już tomów zakazane. Fryderyk II zaproponował wówczas Diderotowi przeniesienie redakcji do Berlina, czym posłużyła się pani Pompadour, aby uzyskać cofnięcie przez Ludwika XV zakazu. Protegujący Encyklopedię dyrektor księgarń i wydawnictw Malesherbes musiał jednak poddać wydawnictwo osobistemu nadzorowi cenzorskiemu, pod którym ukazywały się regularnie co rok nieco utemperowane tomy III - VII (1753-1757). Każdy tom wywoływał entuzjastyczne zachwyty i gwałtowne polemiki, stanowiąc kolejne etapy zaogniającej się batalii "filozofów" i "dewotów". Zaostrzenie cenzury w warunkach wojny siedmioletniej i rozpętana wokół Encyklopedii wojna pamfletów zniechęciły ceniącego umiarkowanie i rzeczowość d' Alemberta, który w 1758 r. wycofał się z redakcji. Nieco wcześniej i z innych pobudek zerwał z encyklopedystami Rousseau. Na przechodzącą wewnętrzny kryzys redakcję spadły w 1759 r. ciosy z trzech stron: dekret parlamentu paryskiego o konieczności dodatkowej cenzury, ponowny królewski zakaz rozpowszechniania dzieła i potępienie Encyklopedii przez papieża Klemensa XIII. Warsztat Diderota został po raz drugi zdewastowany przez rewizję policyjną. Wydawał się przesądzony los budowli, przyrównywanej przez przeciwników do wieży Babel. Jednakże wytrwały redaktor przystąpił do wydawania nie objętych zakazem ani cenzurą tomów ilustracji (w latach 1762-1772 ukazało się ich 11) i potajemnie drukowano dalsze tomy tekstu. czekając na pomyślniejsze dla Encyklopedii czasy. Znów proponowano Diderotowi przeniesienie wydawnictwa za granicę. Katarzyna II doradzała Petersburg. Wolter - Szwajcarię. Po zniesieniu zakonu jezuitów we Francji nadeszła jednak pora dla wyjścia Encyklopedii z podziemia, zwłaszcza że znużony kłopotami i finansowymi stratami wydawca Le Breton na własną rękę i poza wiedzą Diderota silnie ocenzurował wydrukowane potajemnie tomy VIII - XVII (H - Z). W 1766 r. ogłoszono, iż ostatnie 10 tomów Encyklopedii, wydanych jakoby poza granicami Francji, znajduje się w sprzedaży. Po upływie szesnastu lat "wieża Babel" była w swym głównym zrębie ukończona. Jednakże w miarę jak radykalizowały się poglądy Diderota i zacieśniały jego związki z ateistyczną "sektą" barona Holbacha, w paradoksalny sposób zacierała się światopoglądowa bojowość publikowanych pod jego redakcją tomów. Redaktorzy i autorzy najwięcej swobody wypowiedzi mieli w dwóch pierwszych. dalsze przytłumiła życzliwa zresztą cenzura Malesherbesa, a ostatnie dziesięć najdalej ingerująca wewnętrzna cenzura Le Bretona. Diderot, któremu Katarzyna II zapewniła dostatnie życie, miał już dość trudów i kompromisów związanych z Encyklopedią. Poświęcił się własnej pracy literackiej i odmówił redagowania suplementów i indeksów, które w 7 tomach wydał Charles Panckoucke w latach 1776-1780. Zanim została doprowadzona do końca ta całość, obejmująca 35 masywnych i wspaniale ilustrowanych tomów (według obliczeń Woltera Encyklopedia była przedsiębiorstwem zatrudniającym niemal tysiąc pracowników i mającym 7 mln liwrów obrotu), w latach siedemdziesiątych XVIII w. ukazało się we Włoszech i w Szwajcarii już 7 przedruków i nowych wydań. Uzupełnieniem tej potężnej "summy " był opracowany przez Woltera "brewiarz filozofów". Dictionnaire philosophique (1764). Dzięki wysokości nakładów i mnogości wydań ludzie drugiej połowy XVIII w. stosunkowo łatwo mogli znaleźć informacje składające się na wielki bilans wiedzy ludzkiej z lat 1750-1760. Rozpowszechnioną opinię wyraził Hugo Kołłątaj określając Encyklopedię jako "dzieło prawie najpotrzebniejsze". "Rozumowany słownik nauk, sztuk i rzemiosł" bardzo dużo miejsca poświęcił informacji o technice przemysłowej i rolnej, a obfity materiał ilustracyjny z tego zakresu stanowi jedno z najcenniejszych źródeł ikonograficznych do dziejów kultury materialnej. Ów dział Encyklopedii, o który szczególnie troszczył się Diderot, rychło jednak uległ dezaktualizacji w związku z gwałtownym rozwojem techniki - towarzyszącym angielskiej rewolucji przemysłowej. podobnie rzecz się miała z wielu dziedzinami nauk przyrodniczych. Szybki postęp dezaktualizował konkretne informacje, ale harmonizował z duchem Encyklopedii zwróconej ku praktycyzmowi i empirycznemu przyrodoznawstwu. Najtrwalsze i najbardziej sugestywne okazały się ideologiczno-filozoficzne treści dzieła, z którego wyłania się przeciwstawna tradycji religijnej wizja świata i ludzkości. W Encyklopedii królował człowiek. Według słów Diderota "im bardziej człowiek cofa się do tyłu i im bardziej wybiega naprzód, tym staje się większy". Liczny zastęp encyklopedystów w spontaniczny sposób dokonał największej pracy historycznej i historiozoficznej w dziejach myśli XVIII w. Wynikało to z zasady, iż każdą instytucję czy dziedzinę "nauk, sztuk i rzemiosł" przedstawiono w ujęciu historycznym, sięgając do jej "początków". Owe "początki" (les origines) nie wkraczały w sferę metafizycznych praprzyczyn. Jako punkt wyjścia przyjmowano pierwotne wprawdzie, ale uformowane już społeczeństwo i ukształtowaną naturę człowieka jako istoty społecznej. W ujęciu encyklopedystów z życia społecznego wywodzi się religia, polegająca pierwotnie na kulcie sił przyrody (słońce, gwiazdy), potem na kulcie herosów, wreszcie sublimująca się w koncepcję monoteizmu, a zawsze legitymująca się użytecznością społeczną. Produktami społeczeństwa (jak u Monteskiusza, z którego dzieł pełnymi rękami czerpał Jaucourt) jest moralność i prawa, a ustroje polityczne podlegają ewolucji wiodącej od despotyzmu poprzez republikę do monarchii (zmieni ten porządek Rousseau, wytyczając szlak "korupcji" o kierunku: demokracja - arystokracja - monarchia - tyrania). Z potrzeb społecznych wywodzi się nauka, której najpierwotniejszymi gałęziami były rolnictwo i medycyna. Wytworem społeczeństwa jest mowa, a najwcześniejszą formą sztuki - śpiew i taniec, z których wywodzą się inne formy artystycznego wyrażania ludzkich wzruszeń. W Encyklopedii nie ma miejsca na "dary nieba". Wszystko jest "naturalne" i "ludzkie", a zagadnienia teologiczne przedstawia się w postaci referowania poglądów teologicznych, posługując się często cytatem rozbrajającym cenzora, a tak dobranym i umieszczonym, aby dyskretnie kompromitować omawiany pogląd. Mimo więc różnych kompromisów i wyciszeń wielogłowy encyklopedyczny "filozof" stworzył laicką "summę" niczego nie pomijającą, a przez to bardziej rygorystyczną niż często śmielsze w sformułowaniach, lecz nie tak wszechstronne dzieła indywidualnych "filozofów". Dlatego też Encyklopedia stała się symbolem i najszerszą platformą światopoglądowych konfliktów wieku Oświecenia. 8. Chrześcijańskie Oświecenie i opozycja przeciw "filozofom" W popularnych ujęciach historycznych "filozofów" i encyklopedyści zazwyczaj do tego stopnia przyćmiewają swych oponentów, iż otrzymujemy zbyt jednostronny, a więc i nieprawdziwy obraz życia umysłowego połowy XVIII w. Zapomniani dziś polemiści i apologeci wykazali niemałą aktywność, wydali pisarzy wybitnych i błyskotliwych, a mieli za sobą solidne zaplecze instytucji kościelnych, szkolnych i sądowniczych. "Antyfilozoficzny " obóz rozporządzał większymi siłami i środkami niż wolterowskie "małe stadko". Obóz ten utracił jednak inicjatywę i bił się na pozycjach narzuconych przez "filozofów". Zajmując pozycję defensywną teologowie i apologeci dali się wciągnąć na obcy im teren i poszli na myślowe kompromisy dotyczące spraw najbardziej istotnych. Poza nieliczną sektą zdeklarowanych ateistów "filozofowie" przyznawali religii Użyteczność społeczną. Przyjęcie przez teologów tej platformy dyskusji w gruncie rzeczy prowadziło do wewnętrznej kapitulacji. Umotywowana użytecznością społeczną religia stawała się sprawą ludzką i relatywną. Wielu duchownych w XVIII w. głosiło etyczny utylitaryzm i znajdowało wspólny język z "filozofami". Poniewczasie zorientowano się, że był to język "filozofii", a nie religii. Krajem światopoglądowych kompromisów była Anglia deistów i latitudynarystów. Chociaż na początku XVIII w. dochodziło do ostrych starć i polemik (np. Berkeleya z Mandeville'em), z czasem "kontrowersja deistyczna" osłabła, a "filozofowie" i teologowie nie zanadto wchodzili sobie w drogę. Anglia, która w drodze do Oświecenia o pokolenie wyprzedziła Europę kontynentalną, była też widownią wczesnego odrodzenia myśli apologetyczno-teologicznej, starającej się odpowiedzieć na wyzwanie wieku. Najwybitniejszą postacią był tu Joseph Butler (1692-1752). Ów za młodu bliski deizmu moralista w swym dziele The Analogy of Religion. Natural and Reveald (Analogia religii naturalnej i objawionej, 1736) udowadniał niewystarczalność religii naturalnej i niezbędność objawienia. Butler jako czołowy teolog epoki Oświecenia głosił poglądy, które zyskały europejski obieg. Unowocześnieniu i okrzepnięciu teologii anglikańskiej towarzyszyła masowa ekspansja metodyzmu oraz szerzenie się filozoficznego sceptycyzmu o elitarnym zasięgu. Te trzy nurty współistniały w Anglii, nie doprowadzając do zbyt gwałtownych napięć i spotykając się na gruncie humanitarnego utylitaryzmu. Panująca w Niemczech szkoła Wolffa miała charakter dualistyczny, oddzielając dziedziny teologii i filozofii, nauki i religii. Ta dwutorowość stanowiła formułę "chrześcijańskiego Oświecenia" rezygnującego ze scholastycznej jedności systemu nauk i wizji wszechświata. Szerzył się empiryzm i pozytywizm. Do programów nauczania wprowadzono nowe zdobycze nauk przyrodniczych. Z pewnym opóźnieniem w stosunku do "oświecenia protestanckiego" uwidoczniło się i "Oświecenie katolickie". Religijność katolickich mas utrzymywała się w emocjonalnym, ostentacyjnym i obrzędowym klimacie baroku. Znamienny dla tego klimatu był kult świętych i miejsc słynących cudami, a połowa XVIII w. obfitowała jeszcze w takie manifestacje religijne, jak koronacje cudownych obrazów i szybko szerzący się nowy kult kanonizowanego w 1729 r Jana Nepomucena. Wówczas to kraje monarchii habsburskiej, południowe Niemcy i Polska zostały gęsto usiane barokowymi figurami tego patrona wód, strzegącego przed powodzią i topielą. Środkowoeuropejska strefa późnobarokowej dewocji, którą kultywowali tacy monarchowie, jak August III i Maria Teresa, była obszarem niemal zamkniętym dla myśli laickiej. I tutaj kiełkowały jednak prądy Oświecenia, a działo się to przeważnie za sprawą duchownych. W Austrii początki "Oświecenia katolickiego" wiązały się z reformatorskimi poczynaniami monarchii, w Polsce głównie z samorzutną działalnością "zakonów uczonych" (pijarów i jezuitów). Krytycznie do tych "nowinek" odnosili się mnisi "kapturowi" i fakultety teologiczne starych uniwersytetów. Jednakże za pontyfikatu Benedykta XIV "Oświecenie katolickie" znajdowało poparcie w Watykanie. Nawet tak bojowi w dobie kontrreformacji jezuici w XVIII w. weszli na drogę kompromisów. Około 1730 r. w jezuickich kolegiach przyjęto kartezjanizm i dopuszczono nowe przyrodoznawstwo, zwane "philosophia recentiorum". Wprawdzie kartezjanizm był już wówczas przezwyciężany przez laickich "filozofów", ale w szkołach zakonnych stanowił nowość i platformę "otwartą". Kartezjański dualizm pozwalał rozgraniczyć poznawalne ludzkim rozumem prawdy naturalne i prawdy nadnaturalne (świat łaski). Akceptowano więc wiele nowych idei jako prawdziwych w świecie natury, a nie sprzecznych ze światem łaski. W szkolnej praktyce reformowanych kolegiów zakonnych dokonywał się jednak proces podobny jak w wolffizmie, z którego "katolickie Oświecenie" wiele czerpało; "świat natury " rozrastał się, a "świat łaski" kurczył. Kompromisowe stanowisko jezuitów znajdowało wyraz w publikacjach ich głównego ośrodka wydawniczego we Francji - Trevoux. Od 1701 r. wychodził tu "Journal de Trevoux", od 1704r. "Dictionnaire de Trevoux" (konkurujący później z Encyklopedią), a od 1707 r. "Memoires de Trevoux" (organ Academie de Trevoux). Te utrzymane na wysokim poziomie i podążające za postępem wiedzy publikacje jezuickie przez kilkadziesiąt lat służyły asymilowaniu przez myśl katolicką intelektualnych zdobyczy stulecia, a potem stały się najpoważniejszą platformą defensywnej polemiki z "filozofami". Zanim jezuici stali się głównymi oponentami "filozofów", wydali sporo dzieł, które spotkały się z zakazami cenzury kościelnej. Ojciec Joseph Isaac Berruyer (1681-1758) w swej czternastotomowej Histoire du peuple de Dieu (Historia ludu bożego, wyd. częściami w latach 1728, 1753, 1758) przedstawił dzieje biblijne w sposób powodujący "sukces skandalu". Potępiony przez francuskie Zgromadzenie Duchowieństwa, Sorbonę i Klemensa XIII, Berruyer nie został potępiony przez jezuitów. Zgromadzenie było doktrynalnie bardziej elastyczne niż inne czynniki kościelne. Dlatego też jego walka z "filozofami" toczyła się w bliskim zwarciu i na szerokim froncie wspólnie penetrowanego terenu. Głównym polem konfliktów światopoglądowych była Francja z Paryżem encyklopedystów i jezuickim Trevoux. ale europejski zasięg kultury francuskiej nadawał tym polemikom wymiary europejskie. Sygnałem ostrzegawczym, iż "filozofia" w niepokojący sposób przeniknęła do wnętrza Kościoła, była sprawa księdza Pradesa. W 1751 r. Jean Martin de Prades (1720-1782) przedstawił w Sorbonie tezę doktorską, w której cuda Chrystusa porównywał z uzdrowieniami dokonanymi przez Eskulapa. Potępiony Prades zbiegł do Holandii, a potem do Berlina, gdzie ogłosił swoją apologię. Obrońców znalazł w osobach Diderota i Woltera, który tego "dziarskiego brata" (frere Gaillard) zaprotegował na stanowisko lektora Fryderyka II. Prades pisywał do Encyklopedii, tak jak sporo księży podobnego pokroju. "Filozoficzna" ofensywa, którą była Encyklopedia, wywołała "antyfilozoficzną" kontrofensywę. Drwina i satyra, dotąd broń "filozofów", zostały skierowane przeciw nim. Na określenie krzykliwego mędrka wynaleziono przezwisko "cacouac" (kakuak), które przyjęło się szeroko i speszyło d'Alemberta. W "antyfilozoficznej" satyrze celował zręczny komediopisarz Charles Palissot (1730-1814). Debiutował on na dworze "dewota", Stanisława Leszczyńskiego, w Nancy wymierzoną w Rousseau farsą (1755). Potem wziął na cel Diderota w swych Petites lettres contre de grands philosophes (Małe listy przeciw wielkim filozofom, 1756). Największy rozgłos zyskała komedia Palissota Philosoplzes (1760), którą dotkliwie odczuli "filozofowie". W polemice z Wolterem wyspecjalizował się wychowanek jezuitów i utalentowany dziennikarz Elie Catherine Freron (1719-1776). Od 1754 r. redagował on gazetę "Annee litteraire". (Rok literacki). która przez 20 lat stanowiła antyfilozoficzną trybunę i skupiła cięte pióra m.in. Palissota). Poza frontem literacko-satyrycznych utarczek jezuici z Trevoux wytoczyli ciężką artylerię erudycji i przejmując wiele informacji z Encyklopedii przeciwstawiali jej swój apolegetyczny słownik. We Francji około 1760 r. dochodziło do próby sił między laickim i katolickim Oświeceniem. Katastrofa jezuitów osłabiła "dewotów", a potępienie "filozofów" przez Klemensa XIII usztywniło granice katolickiej ortodoksji. W przeciwieństwie do świata protestanckiego, pokojowe współistnienie Oświecenia i religii okazało się we Francji szczególnie trudne. Niezależnie od spraw doktrynalnych odgrywała tu istotną rolę materialna i polityczna potęga duchowieństwa, przeciw której kierowały się silnie zabarwiające ideologię "filozofów" tendencje antyklerykalne. Klerykalizm i antyklerykalizm były to postawy najdobitniej występujące w krajach romańskich (Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia) i zacierające czystość sporów światopoglądowych. Ambiwalentne Oświecenie chrześcijańskie czy też penetracja Oświecenia w chrześcijańskie struktury kościelne i szkolne czyniły postępy w drugiej połowie XVIII w., zwłaszcza w krajach protestanckich i w katolickich krajach środkowej Europy. Równocześnie jednak po "kontrowersji encyklopedycznej" zarysowały się coraz wyraźniej w świecie katolickim granice między laicką "filozofią" a religijną prawowierności. Nazwiska Woltera, Diderota, Helvetiusa czy Rousseau weszły w kanon potępianych z ambon. Odcinając się od "filozoficznej" skrajności, wyższe i uczone duchowieństwo wciąż jednak paktowało z "filozoficznym" duchem utylitaryzmu. Oświeceni teologowie i "filozofowie" mimo wszystkich dzielących ich różnic mieli w swej mentalności sporo wspólnego. Byli to ludzie skłonni do zimnego rezonowania, ich stylem nie była poezja, lecz proza, woleli elegancję niż patos, namiętności zaś czy "pasje" uważali za irracjonalne, a więc mroczne, w stosunku do uczuć zachowywali powściągliwy dystans. Emocjonalna i wciąż ocierająca się o cudowość religijność barokowa pozostała dla prostaczków (choćby jaśnie oświeconych), mistyka dla sekciarzy. Ów zaznaczający się wśród wykształconych elit w połowie XVIII w. prymat pewnego siebie intelektualizmu nie miał być jednak trwały. Już w samo południe wieku Oświecenia dokonały się głośne odstępstwa w ścisłej elicie uczonych i filozofów. Szwedzki matematyk i fizyk Emanuel Swedenborg (1688-1772) odrzuciwszy zinstytucjonalizowane systemy religijne stał się mistycznym wizjonerem i prorokiem nowej religii. Wkrótce potem Jan Jakub Rousseau zerwał z Encyklopedią i wszczął głośną walkę z "filozofami". Te dwa nazwiska nic by nie znaczyły, gdyby nie to, że Swedenborg i Rousseau uderzyli w struny wywołujące wielki rezonans społeczny. W niedalekiej przyszłości nad pozornie wystudzoną Europą miała się rozbić bania z uczuciowością, czułostkowością, patosem, wzniosłością i poezją. 9. Literatura W literaturze francuskiej, a więc i w europejskiej, królował Wolter. Jako poeta i dramaturg reprezentował ciągłość tradycji "wielkiego wieku". Poetyka Woltera była klasyczna i klasyczny był jego wycyzelowany styl. Mimo swego aglofilstwa Szekspira uważał za barbarzyńcę. Mistrz małych form poetyckich, autor wierszowanej epopei (Henriada, 1728) i poematu heroikomicznego La pucelle d'Orleans (Dziewica Orleańska, 1762), do końca XVIII w. był uważany za największego dramaturga Europy. Jego liczne, a dziś już martwe tragedie, jak Edyp (1718), Zaira (1732) czy Mahomet (1741), uchodziły za arcydzieła i zanim Wolter został uznany za zdeklarowanego wroga Kościoła, wchodziły również do repertuaru konwiktowych scen szkolnych. Wolter kształtował zarówno opinie, jak i gusty. Styl jego błyskotliwej epistolografii był powszechnie naśladowany i korespondencja światowych ludzi XVIII w. jest pełna "wolterianizmu". W literackiej spuściźnie "patriarchy" do dziś najżywsze są jego powiastki filozoficzne, którymi pouczał i zabawiał Europę przez lat trzydzieści, począwszy od Tak toczy się światek (1746), a kończywszy na Uszach hrabiego Chesterfielda (1775). Arcydzieła tego nowego gatunku literackiego to Zadig (1748). Mikromegas (1752), Kandyd (1759). Prostaczek (1767). W fantazyjne, przekorne i pozornie naiwne wątki fabularne autor wprowadzał marionetkowych bohaterów, których losy i refleksje prowadziły do filozoficznego morału. Styl Woltera to "mózgowy " i klarowny klasycyzm zaprawiony ironią i dydaktyką. Był to styl dominującego nurtu francuskiej i europejskiej literatury połowy XVIII w. Podobnie jak w twórczości Woltera, w całej literaturze francuskiej tych czasów trudno wy tyczyć granice między piśmiennictwem naukowym, filozoficznym i publicystycznym, a beletrystyką i literacką fikcją. Wielkimi pisarzami byli tacy uczeni, jak d' Alembert i Buffon. Monteskiusz uprawiał eseistykę, prozę poetycką ( Temple de Gnide, Kościół Knidejski) i powieść orientalną (Arsace et Ismenie). Diderot był krytykiem literackim, teoretykiem dramaturgii i dramaturgiem (Ojciec rodziny, 1758) oraz największym obok Woltera mistrzem powiastki filozoficznej (Kubuś fatalista. Kuzynek mistrza Rameau, Zakonnica, To nie bajka). Obok tych znakomitości działał legion sprawnie władających piórem eseistów, publicystów, reportażystów (opisy podróży), moralistów, satyryków, epistolografów. W powieściopisarstwie i dramaturgii w pełni czynni byli przedstawieni już w poprzednim okresie Prevost, Marivaux, Prosper Crebillon. W lekkim gatunku rokokowej opery komicznej (Opera comique) odnosił wielkie sukcesy Charles Simon Favart (1710-1752). Smakoszom libertyńskiej drwiny dostarczali pikantnych potraw nowelista Claude Crebillion (1707-1777) i poeta Louis Gresset (1709-1777), autor poemaciku Vert-Vert (1734). Wprawdzie Wolter był arcymistrzem rymowanej mowy i wielu pisarzy sprawnie uprawiało wszelkie gatunki poetyckie, w tym rozkwicie literatury francuskiej brakowało jednak poetyczności. Choć Anglia stawała się już kolebką poetyckiej odnowy literatury europejskiej, nie był poetyczny również angielski klasycyzm, który utrzymywał pozycję niejako oficjalnego nurtu w epoce zwanej "erą Johnsona". Po śmierci Pope'a (1744) przejął berło klasycyzmu Samuel Johnson (1709-1784). Ów syn prowincjonalnego księgarza, zawodowy dziennikarz, literat i organizator życia literackiego, sympatyczny gawędziarz i niestrudzony pracownik, swym zdrowym rozsądkiem i umiarem niezwykle utrafił w gusty Anglików i zdobył sławę ponad miarę swego talentu. Satyryk i dramaturg średniego lotu, przyswajał polerującej się angielskiej burżuazji klasyczne upodobania i jako autor - redaktor periodyków "The Rambler" (1750-1752) i "The Idler" (1758-1760) nawiązał do nieco już zwietrzałej na angielskim gruncie eseistyki moralizatorskiej "Spectatora". Główną zasługą Johnsona było skodyfikowanie wymowy, pisowni i znaczeń angielskiego języka literackiego ( Dictionary of the English Language, 1755), wydanie dzieł Szekspira (1765) i opracowanie biografii angielskich poetów. W "erze Johnsona" przywiązywano wagę do zawsze bliskiej klasykom twórczości dramatycznej. była ona jednak bezbarwna, do tego czego przyczyniła się narzucona przez Walpole'a w 1737 r. cenzura teatrów (spowodowało to przejście Fieldinga od komediopisarstwa do powieści). Dużym powodzeniem cieszył się patetyczny i moralizatorski "dramat mieszczański". którego klasykiem był Edward Moore (1712-1757). autor The Gamster (Gracz, 1753), sztuki o europejskiej karierze. Angielski dramat mieszczański miał we Francji propagatora w osobie Diderota. w Niemczech naśladowcę w osobie Lessinga. Okres, uznawany dziś za jałowy w dziejach angielskiej dramaturgii, był epoką świetności teatru angielskiego. Wiąże się to z działalnością najsławniejszego aktora XVIII w., mistrza ekspresyjnej gry o żywej mimice, Davida Garricka ( 1717-1779). Ów znakomity interpretator ról szekspirowskich wiele zawdzięczał wysoko stojącemu w Anglii kunsztowi pantomimy. Jako dyrektor londyńskiego Theatre Royal (1747-1776) Garrick uczynił zeń pierwszą scenę Europy. Sam napisał wiele sztuk, był doskonałym reżyserem i inscenizatorem, łączył z teatrem muzykę i balet, unowocześnił rekwizytownię i mechanikę teatralną. Angielscy klasycy wprawdzie różnili się z Wolterem w ocenie Szekspira, ale pozostawali w bliskiej koneksji z francuskim klasycyzmem, a wolterianizm szerzył się na Wyspie w sferach intelektualnych i arystokratycznych. Koronnym tego świadkiem był Philip Stanhope lord Chesterfield (1694-1773), polityk i dworak, ale nade wszystko klasyczny okaz kosmopolitycznej kultury i najsławniejszy epistolograf Anglii XVIII wieku. Francuski klasycyzm sprzęgnięty z francusko-angielskim Oświeceniem podbijał Europę. Znajdowało to wyraz zarówno w prostej recepcji języka i literatury, jak i w adaptacji i dążeniu do stworzenia własnego piśmiennictwa na odpowiednim poziomie. Fali kosmopolitycznej francusczyzny towarzyszył więc wysiłek, aby narodowym językom i literaturom nadać dorównującą francuszczyźnie ogładę i precyzję wyrazu. W okresie tym zacierała się oryginalność treści narodowych literatur, a równocześnie doskonaliły się języki i poetyki, przygotowując grunt pod wielką odnowę twórczości oryginalnej. Fali receptywnego naśladownictwa nie oparł się kraj o tak wielkich, ale i skostniałych tradycjach literackich, jak Italia. Zwłaszcza w północnych i południowych Włoszech przezwyciężając manierę arkadyjską zwrócono się ku Francji i Anglii. Rozwijała się tam literatura w miarę oświeceniowa, na ogół wtórna i drugorzędna. Pierwszoplanowe i europejskie znaczenie utrzymała jednak, a nawet umocniła włoska twórczość teatralna. Ogromną popularnością cieszył się długowieczny i niezwykle płodny, a po śmierci rychło zapomniany librecista Metastasio. W połowie stulecia zabłysło obok niego dwóch weneckich komediopisarzy, Goldoni i Gozzi, którzy nie tylko zdobyli za życia europejski rozgłos, ale weszli do trwałego repertuaru klasyki teatralnej. Adwokat Carlo Goldoni (1707-1793) po pełnym przygód żywocie w późnym stosunkowo wieku porzuciwszy togę związał się z trupą aktorską (1748) i gruntownie odnowił włoski styl komediowy. Goldoni zerwał z improwizowaną komedią dell'arte, z jej zużytymi pomysłami i skostniałymi typami. Nie tracąc łączności z plebejskim folklorem uczynił ze swych komedii charakterów mistrzowskie dzieła literackie, pełne werwy i pogodnego humoru. Z jego ogromnego dorobku wynoszącego ponad 200 utworów przetrwało próbę czasu kilkanaście. w śród nich Sługa dwóch panów (1745), Sprytna wdówka (1748). Mirandolina (1753 ). Wygryziony z Wenecji intrygami swego młodszego rywala Gozziego, Goldoni w 1762 r. przeniósł się do Paryża, gdzie cieszył się powodzeniem i przebywał już do śmierci. W Wenecji wodził prym Carlo Gozzi (1720-1806), ostatni wielki przedstawiciel wyrafinowanej kultury starego patrycjatu tego miasta. Frapującymi wiele pokoleń artystów arcydziełami fantazji i wdzięku są takie udramatyzowane baśnie (Fiabe) Gozziego, jak Miłość do trzech pomarańczy (1761), Księżniczka Turandot (1762) i Zielony ptak (1765). O ile przez teatr Włosi mieli nadal żywy wkład w europejską kulturę literacką, o tyle oficjalna literatura hiszpańska całkowicie utraciła swą tak charakterystyczną niegdyś oryginalność. Była to cena "europeizacji" zamkniętego w dobie późnego baroku półwyspu. Pionierską pracę wykonał uczony benedyktyn Benito Jerónimo Feijóo (1676-1764), zwany niekiedy z wielką przesadą "hiszpańskim Wolterem". W swych pismach Teatro critico (1726-1739) i Carlas erlldilas (1742-1760) zamieszczał on dzieła francuskich i angielskich uczonych i literatów, propagował Bacona, Galileusza i Newtona, postulował reformy nauczania, krytykował inkwizycję. Ignacio de Luzan (1702-1754) wydał utrzymaną w duchu dydaktyzmu i klasycyzmu poetykę w której stawiał za wzór literaturę francuską. Pisarze z czasów Filipa V i Ferdynanda VI głównie pouczali czytelników. Teatr zerwał ze świetną tradycją rodzimą, naśladując francuskich mistrzów XVII w. Podziemnym nurtem płynęła opozycyjna w stosunku do burbońskiej "francuszczyzny" i afirmująca swojskie tradycje literatura polityczna tzw. partii hiszpańskiej. Podobne tendencje, choć słabiej i później, wystąpiły w Portugalii, gdzie rolę Feijóo odegrał ksiądz Luis Antonio Verney (1713-1792), autor śmiałego traktatu o reformie oświaty (1746), a w sprawach literackich gorliwy zwolennik francuskiego klasycyzmu. Wprawdzie Verney większość życia spędził w Italii, ale pisał dla swych rodaków i wywołał w Portugalii pewien reformatorski i polemiczny ferment myśli. Życie literackie Portugalii na wzór włoski koncentrowało się w akademiach. Wśród nich ośrodkiem klasycystycznej reakcji przeciw barokowi była założona w 1757 r. Arkadia Luzatyńska. W Polsce przeciwko barokowej manierze występował reformator szkolnictwa Stanisław Konarski w traktatach o poprawie wad wymowy (1741) i O sztuce dobrego myślenia (1767). Od początku XVIII w. datował się szybki wzrost tłumaczeń z literatury francuskiej, zrazu przeważnie religijnej, potem i świeckiej. Mistrzowie "wielkiego wieku" docierali do Polski niekiedy ze stuletnim opóźnieniem. W połowie stulecia grywano w oryginale i w tłumaczeniach na jezuickich i pijarskich scenach szkolnych sztuki Corneille'a, Racine'a i Moliera. Przeróbki komedii Moliera pojawiły się zarówno w dworskim teatrze magnackim (Urszula Radziwiłłowa), jak i jezuickim (Franciszek Bohomolec), gdzie grywano już wówczas i sztuki Woltera. Niezłą poetką liryczną w arkadyjskim stylu była Elżbieta Drużbacka (1695-1765), ale odnowa oryginalnego piśmiennictwa polskiego najsilniej zamanifestowała się w literaturze politycznej o zabarwieniu krytycznym i reformatorskim (Stanisław Poniatowski, Stefan Garczyński, Stanisław Konarski). Dzięki temu, że Stanisław Leszczyński wydał francuskie tłumaczenie Głosu wolnego (La voix libre. 1749), pozycja ta weszła w europejski obieg budząc zainteresowanie swoistością ustroju Rzeczypospolitej. Inne dzieła "dobroczynnego filozofa" odegrały pewną rolę w nurcie Oświecenia katolickiego, ale niewiele mają wspólnego z literaturą polską. W Rosji po dość jeszcze efemerycznych poczynaniach "uczonej drużyny" dopiero za panowania Elżbiety położono systematyczne podwaliny pod rozwój literatury związanej z europejskim rytmem. Pionierską rolę odegrał Wasilij Triediakowski (1703-1769) który w swej pracy teoretycznej Nowyj i kratkij sposob k słożeniju rossijskich stichow (1735) sformułował zasady weryfikacji sylabotonicznej o zasadniczym znaczeniu dla reformy wiersza rosyjskiego. Sam Triediakowski był niedołężnym wierszopisem i zasłużył sie głównie tłumaczeniem Historii Telemaka Fenelona. Teoretyczne zasady Triediakowskiego rozwinął i spożytkował znakomity uczony i wszechstronnie utalentowany Michaił Łomonosow (1711-1765), którego jambiczna "Oda na zdobycie Chocimia" (1739) otwiera dzieje nowożytnej literatury rosyjskiej. W swych teoretycznych pracach nad językiem literackim Łomonosow dokonał rozdzielenia słownictwa rosyjskiego i starocerkiewnego, zalecając dozowanie tego ostatniego w zależności od "wzniosłości" stylu. Dalej poszedł trzeci reformator, Aleksandr Sumarokow (1717-1777), który przyswoił literaturze rosyjskiej zasady poetyki klasycystycznej i ostatecznie wypolerował język literacki. Wyraźnie zwracając się ku Francji, z rokokowym wdziękiem uprawiał małe formy poetyckie. Nie osiągnął tego artyzmu w nieczytelnych dziś dramatach historycznych z przeszłości Rosji, ale jako dramatopisarz i w latach 1756-1761 kierownik pierwszego stałego teatru rosyjskiego był ambitnym pionierem. Ów korespondent Woltera poczuwał się do wielkiej odpowiedzialności za rodzącą się literaturę petersburskiej Rosji. Triediakowski, Łomonosow i Sumarokow przetarli drogę rosyjskiemu klasycyzmowi z okresu panowania Katarzyny II. W krajach skandynawskich rozwój literatury Oświecenia wiąże się z ukazywaniem czasopism naśladujących słynnego "Spectotora". W Szwecji więc nową epokę datuje się od 1732 r., kiedy to Dalin zaczął wydawać "Den Syanska Argus" (Argusa Szwedzkiego). W Danii ważną datę stanowi "Dansk Spectator (Spektator Duński. 1744-1745) Jorgena Riisa. Dania w owym czasie miała już jednak za sobą "erę Holberga" i intensywnego przyswajania sobie francuszczyzny, przeciw której zaczęła się w połowie stulecia budzić reakcja. Zaznaczający się wówczas zwrot ku literaturze niemieckiej wiązał się z silnymi wpływami pietyzmu, którego wybitnym przedstawieniem w duńskiej poezji religijnej był biskup Hans Adolf Brorson (1694-1764). Pietyzm żywotny był również w Szwecji, która wydała w tym czasie Swedenborga. Oddziaływanie swedenborgizmu na samodzielny rozwój literatury szwedzkiej była to jednak sprawa dalszych pokoleń. W dominującym nurcie dworskiej, arystokratycznej i mieszczańskiej literatury do schyłku XVIII w. umacniały się wpływy klasycyzmu francuskiego. Redaktor "Argusa" Olof Dalin (1708-1763) nadał elegancką prostotę szwedzkiej prozie wieku Oświecenia, ale ten zręczny eseista gorzej sobie radził z wielkimi formami dramatycznymi i epickimi. Ów prymat małych form był w XVIII w. typowym zjawiskiem dla literatur starających się nadążyć za Francją (uwidoczni się to również w literaturze polskiej i rosyjskiej czasów Stanisława Augusta i Katarzyny II). Z Dalinem rywalizowała ulubienica dworu, Hedvig Charlotta Nordenflycht (1718-1763), której poezja była równie konwencjonalna jak jej literacki pseudonim (Pasterka Północy ). "Pasterka" odegrała jednak wielką rolę w szwedzkim życiu literackim, skupiając wokół siebie krąg zwany "budowniczymi myśli".Jako "dioskurowie" pani Nordenflycht debiutowali najwybitniejsi pisarze następnego pokolenia: Gustaf Philip Creutz (1731-1785) i Gustaf Fredrik Gyllenborg (1731-1808). Wykwintny poeta Creutz łączył z działalnością literacką działalność polityczno-dyplomatyczną (zakończył karierę jako kanclerz) i w obu dziedzinach był zdeklarowanym frankofilem. Mówiąc o literaturze szwedzkiej tych czasów nie można pominąć nazwiska Linneusza, który sam dobrze władał piórem i przyczynił się bardzo do skierowania literackich upodobań ku przyrodzie, zwłaszcza "królestwu roślin". Wejście literatury niemieckiej w epokę Oświecenia wiąże się z nazwiskiem Johanna Christopha Gottscheda (1700-1766). Ów wyćwiczony w racjonalistycznej szkole Wolffa profesor literatury i logiki w Lipsku zastał piśmiennictwo niemieckie na rozdrożu. Wyczerpywała się kunsztowna poezja barokowa, której ostatni wielki przedstawiciel, wysoko ceniony później przez Goethego Johann Christian Gunther (1695-1723), był przedwcześnie zmarłym wykolejeńcem. Żywotna była poezja ludowa, pieśni biesiadne, inspirowana przez pietyzm poezja religijna. Ta bliska językom mówionym twórczość odzwierciedlała stan niemczyzny dzielącej się na wiele dialektów,jędrnej, barwnej, ale i bardzo "niepoprawnej". Niestrawna była niemiecko-łacińska proza uniwersyteckich pedantów, którzy największą precyzję wyrażania myśli osiągali pisząc po łacinie. Leibniz pisał po francusku, a Fryderyk II uznał język niemiecki za niegodny literatury. Naśladujący styl Woltera król-filozof stał się niezłym francuskim literatem, a stworzony pod jego patronatem berliński ośrodek Oświecenia był przeszczepem francuszczyzny nad Sprewą. W cesarskim Wiedniu mówiono niemieckim dialektem, pisano po łacinie i francusku, słuchano włoskiego teatru i opery. W czasach Gottscheda Lipsk stał się ośrodkiem intensywnych prac nad oczyszczeniem i usprawnieniem niemieckiego języka literackiego. Gottsched był admiratorem literatury francuskiej w odmienny niż Fryderyk sposób. Najgorliwszy z propagatorów "poprawnej" niemczyzny dowodził, iż może być ona nie gorszym od języka francuskiego narzędziem wykwintnej poezji i klarownej prozy. Nie przekonał Fryderyka, ale przybywszy do Wiednia znalazł uczennicę w osobie Marii Teresy, która zaczęła się wstydzić swojego dialektu i uczyć poprawnej niemczyzny. Wraz z cesarzową uczyła się cała inteligencja Niemiec i krajów habsburskich. Jako literat i teoretyk zajmował się Gottsched głównie dramatem. Opracował bibliografię niemieckiego dramatu i antologię sztuk niemieckich, propagował przekłady z francuskiego i angielskiego, reformował styl gry aktorskiej, zwalczając tradycje komedii dell'arte. Oryginalne utwory sceniczne uczonego profesora nie były arcydziełami, ale stworzyły szkołę. Była to szkoła klasycystyczna hołdująca regułom Boileau. W moralizatorskim bajkopisarstwie celował Christian Gellert (1715-1769), najwybitniejszy poeta niemiecki tych czasów i młodszy kolega Gottschoa z uniwersytetu lipskiego. Swe poglądy teoretyczne wyłożył Gottsched w Vercuch einer kritischen Dichtkunst für die Deutschen (próba krytycznej poetyki dla Niemców, 1730). Ten manifest rygorystycznego racjonalizmu w estetyce około 1740 r. wywołał głośny spór, nader znamienny dla niemieckiego obszaru językowego. Zanim rozwinęła się tu, czy też odrodziła, wielka twórczość literacka, stanęli w Szrankach teoretycy rozporządzający bardziej precyzyjnym aparatem pojęciowym niż błyskotliwa eseistyka estetyczna francusko-angielska. Opozycja przeciw poetyce Gottscheda wyszła ze Szwajcarii, która stała się ważnym warsztatem odrodzenia literatury niemieckiej. Poemat Albrechta Hallera Die Ałpen (1729) zapoczątkował tu zwiastujące preromantyczne gusty upodobanie w dzikiej górskiej przyrodzie. Zwolennikiem fantastyki w twórczości literackiej był drugi obok Hallera najwybitniejszy przedstawiciel życia umysłowego niemieckiej Szwajcarii, Johann Jakob Bodmer (1698-1783). Ten wielbiciel Szekspira i krytyk Woltera odkrył niemiecką literaturę średniowieczną i wydał pieśni o Nibelungach. W dziedzinie teorii literackiej Bodmer współpracował z filozofem i estetykiem Johannem Jakobem Breitingerem (1701-1776), autorem Kritische Dichtkunst (Krytyczna poetyka, 1740). Bodmer i Breitinger, zwani w historii estetyki "Szwajcarami", wstrząsając kanonami poetyki klasycyzmu odegrali rolę o europejskim znaczeniu. Istota poglądów Gottscheda wyrażała się w tezie o pierwszeństwo "sądu moralnego", który autor chce przedstawić i stosownie do którego "wymyśla się (imaginuje) bardzo ogólne wydarzenie oraz akcję, poprzez którą wybrana maksyma jasno trafia do pojęcia". a więc imaginacja podporządkowana maksymie i oszczędność fabuły najkrótszą drogą prowadzącej do dydaktycznego celu. "Szwajcarzy" odwrócili tę kolejność. Pierwszeństwo dali frapującemu imaginację wydarzeniu. Rozbudzona wyobraźnia poety ma wzruszyć i obraz poetycki otwierać drogę do intuicji rozumowej. Przezwyciężając aprioryczny racjonalizm klasycyzmu Bodmer i Breitinger zajęli w poetyce postawę analizy empirycznej. Literaturze nie należy narzucać reguł, ale reguły wyprowadzać z doświadczeń zawartych w wielkich dziełach takich mistrzów, jak Homer, Dante, Milton. Reguły pochodzą z uważnej obserwacji tego, co jest naprawdę stałe we wrażeniach estetycznych. Tak pojęty empiryzm prowadził "Szwajcarów" do afirmowania "wzniosłości" i "cudowności" przynoszących efekt moralny nie drogą rozumowania, ale intuicji. Wprowadzenie nazwy i wyodrębnienie "estety ki" jako osobnej części teorii poznania było dziełem najwybitniejszego z uczniów Wolffa - Alexandra Gottlieba Baumgartena (1714-1762). Oczywiście rozważania nad istotą piękna i jego poznania były odwieczne, a na progu XVIII w. ważny etap stanowią "Reflexions critiques sur la peinture" (Rozważania krytyczne o poezji i malarstwie, 1719) księdza Dubos. Istotne było tu łączne ujęcie poezji i malarstwa, we wcześniejszej bowiem refleksji estetycznej dzieło literackie ze względu na swe treści intelektualne i moralne podlegało raczej rygorom logiki i etyki. Baumgarten, który sam niezbyt zresztą fortunnie składał wiersze, w centrum swej estetyki (Aesthetica, 1750-1758) postawił dzieło literackie. Intuicyjne poznanie i sądy estetyczne zaliczył do dziedziny logicznie przedpojęciowej. To nie rozum, lecz "odpowiednik rozumu" (analogon rationis), podporządkowany rozumowi, ale zachowujący w stosunku do niego autonomię. Baugarten pierwszy wprowadził kategoryczny rozdział nauki i sztuki, a na podstawie analizy języka naukowego i poetyckiego wykazał, jak te same słowa służą różnym celom. Piękno, jako dziedzina "niejasnego poznania" (percepcio confusa), nie ma absolutnego i boskiego charakteru logiki, ale jest czymś czysto ludzkim. "Szwajcarzy" protestowali przeciw poglądom Baumgartena, widząc w nich degradację sztuki. W istocie jednak wolffista z Frankfurtu nad Odrą dokonał zasadniczej pracy myślowej idącej w kierunku afirmacji autonomii artyzmu i stworzenia antropologicznej filozofii sztuki. Uczynił to w zawiłym i mało komunikatywnym języku wolffowskiej scholastyki, toteż zrazu "prawdziwy Arystoteles naszych czasów", jak go nazwał Herder, oddziałał jedynie na wąski krąg niemieckich filozofów i literatów. Jednakże około 1750 r. debiutowało już pokolenie Lessinga, Klopstocka i Wielanda, które nie tylko doskonale władało poprawną niemczyzną, ale miało nadać niemieckiej literaturze i niemieckiej estetyce wysoką europejską rangę. Najwybitniejszym przedstawicielem niemieckiego Oświecenia był Gotthold Ephraim Lessing (1729-1781), działalnością swą związany głównie z Lipskiem i Hamburgiem. Ten racjonalista i "filozof" w osiemnastowiecznym stylu, rzecznik tolerancji, wolnomyślicielstwa i "religii rozumu", wiele zawdzięczał kosmopolitycznej kulturze francuskiej, równocześnie jednak wystąpił przeciw hołdowaniu francuskiej poetyce. Dotyczyło to zwłaszcza dramaturgii, w której za wzór stawiał Szekspira. Jako autor sztuk teatralnych Lessing reprezentował dramat mieszczański (Miss Sara Simpson, 1755) zaangażowaną ideowo realistyczną komedię (Minna von Barnhelm, 1767) i patetyczną dydaktykę filozoficzną (Natan mędrzec, 1779). Odnowiciel niemieckiej dramaturgii nie mniej doniosłą rolę odegrał jako krytyk literacki. W świetnej eseistyce Lessinga niemiecka proza została wyzwolona z pedanterii wolffowskiej scholastyki. Jeśli zasługą Baumgartena było sformułowanie filozoficznych podstaw estety ki, to dopiero Laokoon Lessinga (1766) stał się czytelnym i inspirującym dziełem, stanowiącym najdojrzalsze podsumowanie estetycznej refleksji Oświecenia i otwierającym teoretyczne perspektywy preromantyzmu. Podczas gdy wdrożeni w systematyczne filozofowanie uniwersyteckie Niemcy mieli wiele do powiedzenia w dziedzinie teorii, ale dopiero otwierali skrzydła do wielkiego wzlotu swej twórczości literackiej, nowy rozdział w dziejach literatury europejskiej pisali już Anglicy. Obok dydaktycznego i satyrycznego klasycyzmu "ery Johnsonu" rozwinęła się w Wielkiej Brytanii z niezwykłą bujnością literatura przemawiająca do wyobraźni i uczuć. Dotychczas książka miała raczej pouczać, natomiast zabawy i wzruszeń dostarczał głównie teatr. W XVIII w. funkcja teatru wciąż wzrastała, równocześnie jednak coraz bardziej chłonny stawał się rynek czytelniczy. Pod tym względem wyprzedzali kontynent Anglicy, którzy najwcześniej przywykli wkładać do kieszeni gazetę, a z czasem i książkę. Czytelnicy i czytelniczki nie zadowalali się literaturą przeznaczoną dla utwierdzenia chrześcijanina, uformowania dżentelmena czy wyedukowania "filozofa". Książka miała być pasjonującą lekturą i zwierciadłem życia", w którym czytelnik znajdowałby rezonans i pokarm dla własnych stanów psychicznych. Rolę tę spełniała powieść, czyli "romans" (nazwa ta wiąże się z pojęciem fantazji) i wyzwolona z klasycystycznych reguł poezja liryczna. Najbardziej znamienną postacią w poezji angielskiej tych czasów był Edward Young (1683-1765). Autor klasycystycznych tragedii i wierszy satyrycznych, takich jakich wiele, w późnym wieku napisał refleksyjny poemat The Complaint or Night Thoughts on Life, Death and Immortality (Skarga, czyli nocne myśli o życiu, śmierci i nieśmiertelności, 1742-1746). Ogromny sukces owych Nocy świadczy. iż utrzymana w "cmentarnym" nastroju skarga starzejącego się poety utrafiła w jakąś istotną potrzebę przekarmionej optymistycznym racjonalizmem epoki. Mimo swych sentencjonalnych dłużyzn Noce były przez parę pokoleń czczone jako arcydzieło, a stary klasyk Young został uznany za pierwszego preromantyka. Przyczyniła się do tego też jego praca teoretyczna Conjectures on the Original Composition (Mniemanie o oryginalnej kompozycji, 1759), w której głosił swobodę natchnienia poetyckiego. Obok Younga wystąpiło w połowie stulecia kilku młodych poetów programowo przeciwstawiających się "modzie moralizowania w poezji". Wśród nich znakomitością był William Collins (1721-1759) autor sławnej Ode to Evening (Oda do wieczoru, 1747). W poezji angielskiej zaczął panować ton melancholijnej zadumy, dochodziły do głosu mistyczne tęsknoty, kult przyrody i odległej przeszłości, upodobanie do mglistej fantastyki. Thomas Gray (1716-1771), którego arcydziełem była Elegy Written in a Country Churchyard (Elegia pisana na wiejskim cmentarzu, 1751), w 1761 r. ogłosił poematy naśladujące stare pieśni celtyckie i irlandzkie. Nadchodziła epoka Osjana. W angielskiej powieści Henry Fielding (1707-1754) odszedł od konwencji rzekomego autentyzmu relacji narratora-świadka. Określając powieść jako "epos komiczny prozą" Fielding uczynił autora wszechobecnym i wszechwiedzącym władcą świata fikcji. Arcydziełem reprezentowanego przez Fieldinga stylu "powieści gospody i gościńca" była History of Tom Jones. a Foundling (Historia życia Toma Jonesa. czyli dzieje podrzutka, 1749). Podobny styl przygodowo-obyczajowej powieści, pozostającej w wytyczonym przez Defoe nurcie, uprawiał były lekarz okrętowy Tobias Smollet (1721-1771). Odegrał on ważną rolę w angielskim życiu literackim jako redaktor "Critical Review" (1756-1762) i pionier nowożytnych metod wydawniczo-handlowych, uniezależniających pisarzy od pomocy finansowej mecenasów. Powieściopisarstwo stało się w Anglii biznesem podlegającym prawom rynku. Świetnie pisane realistyczne i humorystyczne, a też w miarę moralizatorskie książki Fieldinga i Smolleta konkurowały z psychologicznymi powieściami Richardsona. Choć ośmieszany i parodiowany przez Fieldinga, choć nazywany autorem dla lokai i garderobianych, choć w przeciwieństwie do wciąż żywych książek Fieldinga i Smolleta dziś już nieczytelny, Samuel Richardson (1689-1761) odegrał pierwszoplanową rolę w dziejach literatury angielskiej i europejskiej. Kartki jego powieści skropiono morzem łez niewieścich. Z zawodu drukarz i najemnik pióra, Richardson późno debiutował zbiorem wzorów epistolarnych dla młodych kobiet na różne okazje (Familiar Letters, 1741) oraz powieścią epistolarną Pamela or Virtue Rewardes (Pamela,czyli cnota nagrodzona, 1740-1742). Odniósł od razu niebywały sukces czytelniczy. Dalszym triumfem była Clarisa of the History of a Young Lady(Klarysa,czyli historia młodej damy 1747-1748). w której wprowadził przysłowiową później postać niecnego uwodziciela Lovelace'a. Subtelna analiza charakterów i stanów uczuciowych, śledzenie wszystkich drgnień radości i cierpień "czułych serc", epistolarna forma, dająca gotowe wzory do wyrażania własnych uczuć, wszystko to pozwoliło czytelniczkom utożsamiać się z bohaterkami powieści Richardsona, a czytelnikom znaleźć klucze do serc swych "Pamel" i "Klarys". Wzrost "sensability" (delikatności uczuć) w połowie XVIII w. zaznacza się dobitnie nie tylko w literaturze, ale również - co ważniejsze - w korespondencji. Dla dobrego dżentelmena "edukacja sentymentalna" staje się równie niezbędna, jak rozum i dowcip. W Europie króluje jeszcze Wolter, ale wkrótce berło ma przejąć Jan Jakub Rousseau, który nad Klarysą też łzy przelewał i który nową epokę w literaturze i wrażliwości europejskiej otworzył w 1761 r. epistolarną powieścią Julie ou la Nouvelle Heloise (Julia, czyli nowa Heloiza). 10. Sztuki plastyczne. Rokoko Zastosowania terminu i pojęcia "rokoko" są wieloznaczne i wciąż wywołują kontrowersje. Czy jest to tylko jeden z wielu wariantów muszlowego motywu w barokowej dekoracji? Czy można utożsamiać rokoko z manierą w meblarstwie i dekoracji wnętrz zwaną (też umownie i kontrowersyjnie) stylem Ludwika XV? Czy jest to ogarniający wszystkie sztuki plastyczne styl panujący w Europie w latach około 1720-1770? Czy wreszcie rokoko na równi z Odrodzeniem, barokiem i romantyzmem stanowią formację kulturalną obejmującą nie tylko sztuki plastyczne, lecz również literaturę, muzykę, styl życia, mentalność, obyczajowość? Skala tych pytań świadczy, jak zadziwiającą karierę zrobił wylęgły w Italii kapryśny, fantazyjny i asymetryczny ornament, w którym niewyraźny motyw muszli strzępiasto i pokrętnie rozgałęział się w wodorosty, chrząstki, łodygi i płomienie czy kogucie grzebienie, z czasem wiązał się z girlandami, wstęgami, emblematami pastoralnymi, miłosnymi, muzycznymi i Bóg wie z czym jeszcze. Ornament ten we Francji wpełznął na meble, brązy, ramy obrazów i luster, sztukaterie i malowidła ścienne, tapiserie. W Niemczech nie tylko oplątał wnętrza, ale wyszedł na fasady i zaczął sobie podporządkowywać konstrukcję architektoniczną. Ten czepliwy twór stał się wszechobecny na naczyniach i figurynkach z fajansu i z porcelany, na srebrach stołowych, na lichtarzach i zegarach, na zdobiących ubiory haftach i koronkach, na ilustracjach, winietach i przerywnikach książek. Ów płynny ornament muszlowy przeniknął też w folklor, osiadł na chłopskich szafach i skrzyniach, uwidocznił się w przydrożnych kapliczkach i figurach świętych. Zwolennicy wąskiej interpretacji rokoko jako dekoracyjnego motywu czy dekoracyjnej maniery, mającej jedynie zastosowanie w zdobnictwie, pokazują fasady akademickiej czy palladiańskiej architektury Francji i Anglii oraz prowadzą do galerii obrazów i pytają: gdzie tu ślad muszlowej zarazy? To prawda, że rokoko poza środkową Europą nie wszędzie uwidoczniło się na zewnętrznych ścianach budynków, ale z malarstwem sprawa nie jest tak prosta. Arcydzieła niekiedy modę dyktują, ale często modzie się nie poddają. Natomiast drugorzędne malowidła, te cielesne, wdzięczące się, pulchne, lalkowate, proszą się o to, żeby je oprawić w rokokowe ramy. Powiedzenie, iż muzea są cmentarzami sztuki, jest szczególnie trafne w odniesieniu do sztuki połowy XVIII w. Była to sztuka w wysokim stopniu użytkowa i mająca służyć radości zmysłów. Obrazy i rzeźby wyjęte z ram tych wnętrz, dla których były stworzone, są osierocone. Trzeba je widzieć na tle nie ustępujących im artyzmem mebli, ozdobnych przedmiotów i dekoracji ściennych, a wtedy ożyją w wesołej harmonii stylu rokoko. Mówiąc o sztuce połowy XVIII w. trzeba należne miejsce poświęcić arcydziełom meblarstwa wspaniałym stołom i komodom zdobionym barwną inkrustacją, laką, brązami, szylkretem i masą perłową. Trzeba uczcić wyściełane gobelinami kanapy i fotele, podziwiać kominki, lichtarze, zegary, żyrandole. Trzeba się pochylić nad kunsztownymi drobiazgami: miniaturami, tabakierkami, puzderkami,medalami. Na równi z rzeźbami trzeba traktować figurynki, bardziej od rzeźb masowe i seryjne, i te z bardziej rokokowe, a często przez mistrzów projektowane. Na równi z obrazami trzeba traktować gobeliny i sztychy, również bardziej od obrazów masowe i seryjne, a bardziej rokokowe, bo oplecione gąszczem ornamentu. Obraz Bouchera czy Fragonarda przeniesiony na gobelin czy sztych traci artyzm pędzla, ale jest w swym stylu uwydatniony. Mówić o jakiejś jednolitości stylu w skali całego kraju, a cóż dopiero całej Europy, to zawsze wielkie ryzyko uproszczenia. Można wszakże zaryzykować twierdzenie, że w połowie XVIII w. europejskie elity żyły w dość podobnej oprawie plastycznej i miały dość podobne gusty. Styl rokoko, dla którego jedynie symbolem, dość zresztą znaczącym,jest ów wszędobylski ornament muszlowy, miał pewne ogólne cechy. Najogólniejsza z nich to - obok miękkiej dekoracyjności - rozluźnienie i zdrobnienie formy. Odejście więc zarówno od patosu i monumentalizmu baroku, jak i od prostych linii oraz geometrycznego rygoru akademizmu. W architekturze najbardziej rokokowe będą małe pawilony ogrodowe i niewielkie kościoły. Wyjątek stanowił gigantyzm "rokoko petersburskiego". W rzeźbie charakterystyczny stanie się niewielki posążek, popiersie, wdzięcznie skomponowana grupowa figurka. W malarstwie wtopione w dekorację ścienną panneau mitologiczne i pasterskie, portret pastelowy, miniatura. Dalsza ogólna cecha to wesoły nastrój. Wnętrza są jasne i kolorowe, obrazy mają czyste i jasne barwy, portretowane osoby są upiększone, odmłodzone i często uśmiechnięte. Ten sam ideał młodzieńczej i dziecięcej urody przyświeca sztuce świeckiej i kościelnej, wyobrażeniom pasterek i świętych, aniołków i amorków. W malarstwie panuje nie światłocień, ale światło, nie rysunkowy kontur, ale miękkie modelowanie kolorem. Grafika też nabiera lekkości, staje się szkicowa i malarska. Z czasem pojawia się grafika barwna. Dekoracja rokoko jest ukwiecona. Usiane kwiatami, bardzo kolorowe i wesołe są naczynia i figurki z porcelany. Tak wyglądałby model, do którego oczywiście nie sposób dopasować wszystkich dzieł europejskiej sztuki, a zwłaszcza tych najwybitniejszych. Najbardziej opanowanym przez rokokowy styl krajem były Niemcy i kraje monarchii habsburskiej, ale główny warsztat tego stylu znajdował się we Francji i prymat kultury francuskiej był czynnikiem kształtującym w połowie stulecia dość jednolity europejski gust. Najbardziej na uboczu tej francuskiej hegemonii znajdowała się Anglia ze swym palladianizmem fasad i holenderskim stylem wnętrz. Ale i Anglia miała swój wkład w kosmopolityczną modę z połowy stulecia. Najbardziej wzięty architekt angielski tych czasów, William Kent (1684-1748), był inicjatorem fantazyjnych parkowych pawilonów greckich, chińskich czy gotyckich. W meblarstwie wyróżnił się londyński ebenista Thomas Chippendale (1818 - 1779), którego "chippendale" łączyły elementy rokokowe z chińskimi. Moda na chińszczyznę zaczęła się pojawiać już w XVII w., ale teraz rozlała się szeroką falą. Anglia ze względu na swe kontakty handlowe odegrała dużą rolę w imporcie i adaptacji "chinoiserii". które tak dobrze włączyły się w dekoracyjny bukiet rokoko. Styl Ludwika XV byłoby właściwiej nazywać stylem pani Pompadour. w ręku markizy znajdował się bowiem mecenat dworski, a po jej śmierci, w ostatnim dziesięcioleciu panowania Ludwika XV (1764-1774). zaznaczyła się już wyraźnie we Francji odchodząca od rokoko zmiana gustów, określana jako styl Ludwika XVI. Francuskie style XVIII w. zwane "Louis XIV", "Regence", "Louis XV" i "Louis XIV", funkcjonują w mowie potocznej jako coś na kształt firm meblarskich. Jest w tym wielkie uproszczenie, ale i ślad faktu, że dwór wersalski w sposób najbardziej bezpośredni dyktował Europie modę w dziedzinie meblarstwa i tapiserii. W epoce pani Pompadour warsztaty paryskich ebenistów i brązowników oraz manufaktury tapiserii Gobelins, Beauvais i Aubusson osiągnęły najwyższy poziom artyzmu i wyrafinowanego wdzięku. Z punktu widzenia oddziaływania na Europę na drugim miejscu wypada postawić francuskie malarstwo portretowe, dekoracyjno-rodzajowe i grafikę. Bardzo cenionymi mistrzami rokokowego portretu byli dworscy malarze: Jean Marc Nattier (1685-1766) i Carle van Loo (1705-1765), którzy gładkie i słodkie oblicza oraz spowite w jedwabie i koronki pulchne wdzięki prezentowali jeszcze w dekorum barokowej okazałości. Naprawdę znakomitych portrecistów i fizjonomistów wydała Francja tych czasów w osobach pastelistów, którzy pozazdrościli laurów Wenecjance Rosalbie Carrierze i doprowadzili tak typowy dla gustów epoki intymny portret pastelowy do szczytów doskonałości. Maurice Quentin de La Tour (1704-1788) zapewne schlebiał swym modelom, ale dowcipne spojrzenia i drgające uśmiechem usta należą do żywych ludzi tej "pięknej epoki". Gorszym psychologiem, lecz lepszym kolorystą był drugi mistrz pastelowego portretu - Jean Baptiste Perronneau (1715-1783). W malarstwie dekoracyjno-rodzajowym bardzo w gust rokoko utrafiła szkoła fetes galantes, ale naśladowców subtelnego Watteau przyćmił najbardziej rokokowy z "rubenistów" - Francois Boucher (1703-1770). Ten ulubieniec pani Pompadour w jasnych i czystych kolorach - z dominacją różowego i niebieskiego - zaprezentował Olimp i Arkadię zaludnione rozebranymi dziewczętami z opery paryskiej. W dekoracyjnej rewii pseudomitologicznej nagości erotyzm zaczynał się ocierać o pornografię. Pod względem swawolności tematyki dalej od Bouchera poszedł ostatni wielki malarz francuskiego rokoko, Jean Honore Fragonard (1723-1806). Jednakże werwa i humor tego rasowego artysty trzymane były w granicach dobrego smaku, którego nie dostawało Boucherowi. Odrębną pozycję w dziejach francuskiej sztuki tych czasów zajmuje Jean Baptiste Chardin (1699-1779). Malarz martwych natur i scen z domowego życia mieszczańskiego. Tematyką bliski Holendrom, skupiony, spokojny i kontemplacyjny, ten obok Watteau najznakomitszy malarz francuski XVIII w. poza pewnymi właściwościami faktury i kolorystyki nie ma nic wspólnego z rokoko i stylem markizy Pompadour. Sztuka francuska była wielka, a więc różnorodna. Różnorodność malarstwa francuskiego znajduje odbicie w różnorodności grafiki, która powielała i rozpowszechniała dzieła mistrzów, a również miała swój bujny rozwój samodzielny. O XVIII w. powiedziano, że był to "wiek winiety". Książki były nie tylko do czytania, ale i do oglądania. W tej dekoracyjności znów rokoko nadaje główny ton. Ilustracja francuska wdzięczy się i swawoli, często towarzysząc literaturze w libertynizmie, kpiarstwie i frywolności. Jest też podniosła i moralizatorska lub, jak w wypadku plansz do Encyklopedii, dąży do najwierniejszego odtworzenia przedmiotów. Największe osiągnięcia miała grafika typu reportażowego, chwytająca na gorąco sceny i scenki z życia paryskiego. Jeśli na tej drodze wyprzedził Francuzów Hogarth, to Francuzi z połowy XVIII w. patrzyli na świat z większym upodobaniem i wyczuciem plastycznym niż moralizatorski karykaturzysta angielski. Nigdy jeszcze życie wielkiego miasta nie zostało tak realistycznie i artystycznie utrwalone, jak Paryż widziany poprzez akwaforty Gabriela de Saint-Aubin (1724-1780). Rokoko nie uwdzięcza i nie banalizuje tych małych arcydzieł, ale daje o sobie znać w lekkości i ruchliwości szkicowej kreski. w miękkości plam. Z tej szkoły francuskiego dziennikarstwa rysunkowego wywodzi się nasz Norblin. Architektura francuskich fasad nie była rokokowa. Najwybitniejsi architekci z czasów Ludwika XV. Jacques Ange Gabriel (1698-1782) i Jacques Garmain Soufflot (1713-1780), reprezentowali akademizm zbliżający się już do neoklasycyzmu. W wielkich rozwiązaniach urbanistycznych tych czasów, jak zaprojektowany przez Gabriela plac Ludwika XV w Paryżu (obecnie Place de la Concorde), wyraża się jednak salonowa elegancja w duchu stylu pani Pompadour. Rzeźba towarzysząca architekturze w tych zespołach urbanistycznych ma rokokową miękkość i malarskość, aczkolwiek francuscy rzeźbiarze nigdy nie popadną w dekoracyjną bujność rokokowej rzeźby środkowoeuropejskiej. W świetnej plejadzie paryskich rzeźbiarzy czynnych w połowie XVIII w. najbardziej może rokokowy był Jean Baptiste Pigalle (1714-1785), wdzięczny w rzeźbie dekoracyjnej, realistyczny w portrecie, z czasem ewoluujący ku klasycyzmowi. Nazwisko drugiego z mistrzów francuskiej szkoły, Etienne Maurice Falconeta (1716-1791), kojarzy się dziś głównie z jego późnym arcydziełem - monumentalnym pomnikiem Piotra I wykonanym w Petersburgu dla Katarzyny II. Autor Jeźdźca Miedzianego był jednak przede wszystkim projektantem ślicznych rokokowych figurek porcelanowych wyrabianych w Sevres. W sztukach plastycznych połowy XVIII w. obok Francuzów przodującą rolę odgrywali wciąż jeszcze Włosi, czynni zarówno w Italii,jak i poza jej granicami. Można wszakże uogólnić, że artyści włoscy ważyli już raczej wielką liczbą dobrze wyszkolonych fachowców i reprezentowali wysoką średnią, przestali natomiast wytyczać drogi rozwoju sztuki europejskiej. Wyjątek wypada uczynić dla weneckiej szkoły malarskiej. Wenecjanie uprawiali bardzo popularny gatunek pejzażu miejskiego (weduty), którego inicjatorem był G.A. Canal, zwany Canalettem (1697-1768), a który do perfekcji doprowadził jego uczeń Francesco Guardi (1712-1793). Do szkoły tej należał też uczeń i siostrzeniec Canala, zwany również Canalettem, Bernardo Belotto (1720-1780), pracujący później w Dreźnie i w Warszawie. ów warszawski Canaletto był świetnym dokumentalistą, w wedutach jego występuje jednak pewna rysunkowość i twardość, obca niemal impresjonistycznemu operowaniu kolorem i światłem przez Canala, a zwłaszcza Guardiego. Ci malarze architektury wtopionej w blask powietrza i wody w sposób doskonały wyrazili świetlistość i miękkość, ku którym zmierzały szczytowe osiągnięcia malarstwa rokokowego. Malarstwo wedutowe z dużym powodzeniem uprawiał również rzymianin Giovanni Panini (1692-1765) i najsławniejszy francuski pejzażysta tych czasów, bliski wenecjanom malarz portów - Joseph Vernet (1714-1789). Modne weduty masowo powielane w sztychach traciły na ogół malarskość na rzecz ornamentyki i dokumentalizmu. Wyjątkową pozycję w grafice pejzażu miejskiego zajął wenecjanin związany później z Rzymem - Giambattista Piranesi (1720-1778). Wielbiciel rzymskiej starożytności, którą studiował z zacięciem archeologa, jako wielki propagator antyku przyczynił się do ukształtowania gustów neoklasycznych, ale była to bardziej kwestia tematyki niż stylu. Mistrz akwaforty i miedziorytu w swych słynnych seriach: Vedute di Roma (1746) i Antichita romane (1756), daleki był od zimnego neoklasycyzmu. Jego malarska i nasycona światłem grafika w niezrównany sposób łączyła precyzję architektonicznej informacji z rokokową miękkością i ciepłem. Wenecja wydała również bardzo popularną szkołe malarstwa scen z życia codziennego, stanowiącą rokokowy odpowiednik holenderskich "małych mistrzów" XVII w. Pietro Longhi (1702-1785) był świetnym interpretatorem komedii obyczajów i swoistego folkloru owego miasta karnawałów, maskarad, turystyki, jarmarków. Twórczość tego przyjaciela Goldoniego wykazuje powinowactwo z weneckim komediopisarstwem (podobnie jak Hogarth był spowinowacony z angielską powieścią.Wenecjanie, obok Watteau. najżywiej reprezentowali w malarstwie teatralność; teatralność rokokową, a więc, w przeciwieństwie do barokowej, lekką. Na pograniczu późnego baroku i rokoko stał największy mistrz malarstwa weneckiego XVIII w. Giovanni Battista Tiepolo (1696-1770). Blisko związany z arcywenecką tradycją dekoracyjnych fresków Veronesa, Tiepolo stworzył swój własny styl, który szczególnie zaważył na manierze rokokowego malarstwa kościelnego. Modne od połowy XVII w. iluzjonistyczne malarstwo ścienne i plafonowe prowadziło do zatarcia granic między architekturą i rzeźbą a ich malarskim przedłużeniem. Iluzjonizm wyrażał się również w dążeniu do wywołania złudzenia, iż kopuły kościelne są gęsto wypełnione unoszącymi się w przestrzeni obłokami oraz postaciami aniołów i świętych. Tiepolo rozjaśnił koloryt i rozrzedził strukturę malarstwa kościelnego uzyskując w swych świetlistych plafonach "czarodziejskie" efekty otwartego nieba. Czynny w Niemczech (1750-1753) i w Hiszpanii (1762-1770). wywarł wielki wpływ na styl upodobniającego się do siebie kościelnego i pałacowego malarstwa ściennego. Rokokowe kościoły były malarskie zarówno w swej fantazyjnej architekturze,jak i wystroju wnętrz. Rzeźby wdzięczyły się z baletową gracją, namnożyło się aniołów i amorkowatych aniołków. W polichromiach przeważały kolory jasne, dużo bieli i złota. Umiejętnie umieszczane i obfite źródła światła ożywiały te wnętrza - harmonijne i pogodne. W rokokowej architekturze kościelnej celowali Niemcy, którzy - wyedukowani w szkole włoskiej - z czasem wydali oryginalne rokokowe malarstwo kościelne. Uczniowie dyrektora Akademii Wiedeńskiej Paula Trogera (1698-1762) nie byli już iluzjonistycznymi malarzami architektury, ale malarzami atmosfery i światła. Poza sztuką kościelną Niemcy mieli ważny wkład w europejską kulturę plastyczną połowy XVIII w. jako wytwórcy par excellence rokokowej porcelany, zwłaszcza saskiej. Mistrzem porcelanowych figurek był Johann Joachim Kandler (1706-1775), kierownik pracowni rzeźbiarskiej manufaktury w Miśni. Wytwory tej słynnej manufaktury spopularyzowały w Europie zabawne i wdzięczne figurynki kontuszowych Sarmatów, tak iż postacie jakby wyjęte z Mickiewiczowskiego "arcyserwisu" są najczęściej spotykanym w obcych zbiorach "polonicum". W sztuce pałacowej Niemcy naśladowali Francuzów, idąc dalej od nich w kierunku swobodnej i mniej finezyjnej dekoracyjności (co we Francji uznawano za utratę smaku i umiaru). Wybitnymi dziełami francusko-niemieckiego, tzw. fryderycjańskiego rokoko były liczne budowle wzniesione i urządzone dla Fryderyka II pod kierunkiem wykształconego w Paryżu architekta G.W. von Knobelsdorfa (1699-1753) przy pomocy wielu francuskich artystów. Arcydziełem tego stylu był pałac i zespół parkowy Sanssouci (1745-1747), w którym nie zabrakło też pawilonu chińskiego. Francuskie rokoko szerzyło się w Nadrenii, bardziej italianizujące w Dreźnie, Bawarii i krajach monarchii habsburskiej, gdzie rozwinęło się na podłożu bujnej sztuki późnego baroku. Przykładem nawarstwienia się stylów może być wiedeński Schonbrunn. Wnętrza tej późnobarokowej budowli Fischera zostały w latach 1749-1780 urządzone przez Pacassiego w stylu terezjańskiego rokoko. Udekorowany lekkimi arabeskami, kwiatami, ptakami i dziecięcymi postaciami Schonbrunn stał się najpiękniejszym zabytkiem rokoko w Wiedniu. Z większym lub mniejszym gustem podobnie przerabiano i urządzano wnętrza pałacowe w całej Europie. Wśród mającej lokalne odmiany, ale dość jednolitej maniery stylu rokoko oryginalną nutę wniosło rokoko petersburskie. Od dzieciństwa wrośnięty w rosyjskie środowisko, bo reprezentujący już drugie pokolenie zatrudnionej na carskim dworze rodziny włoskich artystów, Bartolomeo Rastrelli (1700-1771) połączył rokokowe formy z tradycjami cerkiewnymi i monumentalizmem petersburskiego budownictwa. Z bardzo licznych i często olbrzymich budowli Rastrellego najbardziej sławne są: Pałac Zimowy (1754-1764) i klasztor Smolny (1748-1764) w Petersburgu. Wspominaliśmy już, że równolegle z apogeum stylu i mody rokoko w architekturze i rzeźbie połowy XVIII w. utrzymywały się lub nawet nasilały gusty klasycystyczne i palladiańskie. Ten dualizm klasycyzmu i baroku miał w sztuce europejskiej stare tradycje. Około 1750 r. pojawiło się jednak w pismach niektórych teoretyków sztuki i w dziełach niektórych artystów coś nowego, co zwiastowało nadejście zwróconego ku starożytnej Grecji neoklasycyzmu. Nie będziemy tu omawiać rzutujących na przyszłość pism Winckelmanna i Le Roya, wypada jednak zaznaczyć, że chronologicznie należą one do interesującego nas tu okresu. Niemal równocześnie z wystąpieniem w literaturze i teorii literackiej zwiastunów preromantyzmu, pojawiły się w sztuce i teorii sztuki zwiastuny neoklasycyzmu. Wyraźnie zaznaczyły się dwa kierunki, do których należeć miała niedaleka przyszłość. A działo się to w okresie nazywanym przez nas południem Oświecenia i stylu rokoko. Oświecenie, klasycyzm, preromantyzm, rokoko czy neoklasycyzm są to schematy, którymi wypada się posługiwać, aby jakoś uporządkować obraz życia kulturalnego. Zawsze jednak trzeba sobie zdawać sprawę z wielkiej umowności i niezdarności tych pojęciowych worków, w które pakujemy żywą i nieschematyczną myśl i wrażliwość ludzką. Współobecność tych różnych prądów czy manier świadczy jednak niewątpliwie o tym, iż około 1750 r. w myśli i wrażliwości europejskich elit dokonywał się żywy ruch. 11. Muzyka i balet Stosowanie terminu rokoko w odniesieniu do muzyki jest bardziej jeszcze dyskusyjne niż w odniesieniu do sztuk plastycznych. Wyraźnymi stylami muzycznymi jest barok i klasycyzm, przyczym ten ostatni oznacza coś innego niż klasycyzm czy neoklasycyzm w sztukach plastycznych (w muzyce nie ma bowiem nawiązania do autentycznego antyku). Między przypadającą na pierwsze dziesięciolecia XVIII w. końcową fazą baroku a przypadającym na ostatnie dekady tego stulecia triumfem wykształconego klasycyzmu znajduje się okres przejściowy, określany jako styl galant (elegancki, wytworny). Terminy"styl galant" i "styl rokoko" są często traktowane wymiennie, przez co daje się wyraz przekonaniu, że styl galant jest muzycznym odpowiednikiem stylu rokoko w plastyce. Niekiedy pojęcie muzycznego rokoko precyzuje się i zawęża do francuskiej muzyki dworskiej, zwłaszcza klawesynowej (Couperin, Rameau, Daquin). Wówczas najwyraźniej występujący w Niemczech styl galant znalazłby się poza obrębem rokoko jako styl "przedklasyczny". Wydaje się, że z punktu widzenia całościowego ujęcia historii kultury lepiej nie wprowadzać tych rozróżnień. Jeśli najbardziej opanowany przez rokoko kraj - Niemcy - równocześnie hołdował w muzyce stylowi galant, jeśli znany ze swych rokokowych gustów Fryderyk II był równocześnie czołowym mecenasem i miłośnikiem (a również utalentowanym wykonawcą),eleganckiej" muzyki, to widać, że zapewne rokoko i styl galant nie tylko współistnieją, ale zachodzi między nimi wewnętrzne pokrewieństwo. Istotną właściwością tego okresu przejściowego między barokiem a klasycyzmem jest ustępowanie monumentalnej i gęstej polifonii na rzecz melodyjnej muzyki homofonicznej. A więc przejście od harmonicznego współbrzmienia równocześnie prowadzonych i samodzielnych pod względem melodyczno-rytmicznym linii głosowych (polifonia) do prowadzenia samodzielnej melodii tylko przez jeden głos z akordowym towarzyszeniem podporządkowanych mu pozostałych (homofonia). W okresie panowania przejściowego stylu galant wprowadzono wiele technicznego nowatorstwa, mającego zasadnicze znaczenie dla dalszego rozwoju muzyki. Równocześnie okres ten uchodzi za czasy obniżenia lotu, dominowania melodyjnej, w miarę czułostkowej i w miarę ozdobnej, wirtuozowskiej a łatwej dla ucha muzyki salonowej (empfindsamer Stil). Istotnie, między epoką Bacha, Haendla i Vivaldiego a epoką Haydna, Mozarta i Glucka znajduje się okres, w którym brak geniuszy muzycznych tego formatu. Uwidacznia się natomiast, podobnie jak w sztukach plastycznych, płynna miękkość, rozluźnienie i zdrobnienie formy tej rozrywkowej muzyki. W muzyce instrumentalnej nadchodził kres francuskiej szkoły klawesynowej, która około 1750 r. wyczerpała swą inwencję i stanęła wobec kryzysu instrumentu zdystansowanego przez fortepian. Couperin miał jeszcze wielu utalentowanych naśladowców i kontynuatorów, jak Louis Claude Daquin (1694-1772), autor uroczych miniatur muzycznych (Kukułka, Jaskółka). Francuska muzyka klawesynowa odegrała zapładniającą rolę w muzyce europejskiej, ale ta dźwięczna uwertura muzycznego rokoko przebrzmiała, podobnie jak, pozostawiając trwały ślad, przeminęła uwertura malarskiego rokoko - powtarzane, ale niepowtarzalne fetes galantes Watteau. Przejścia od muzyki klawesynowej do fortepianowej i od suity do sonaty dokonał znakomity kompozytor i wirtuoz Domenico Scarlatti (1685-1757), syn twórcy neapolitańskiej szkoły operowej Alessandra. Błyskotliwy technik, należał do najwybitniejszych reprezentantów homofonicznego stylu galant. Odpowiednikiem Scarlattiego w muzyce skrzypcowej był padewczyk Giuseppe Tartini (1692-1770), najsławniejszy wirtuoz i pedagog swych czasów, a równocześnie nowatorski kompozytor. Jego sonata z piekielnie trudnym "trylem diabelskim" stanowiła szczyt ówczesnej techniki skrzypcowej, a Trararo di musica seconda vera scienza dell'armonia (Traktat o muzyce według prawdziwej nauki harmonii, 1754) rozwinął wiele pojęć teoretycznych. W dziedzinie włoskiej muzyki orkiestrowej czołowe miejsce zajmowała szkoła mediolańska. Giovanni Battista Sammartini (1698-1775) był tu jednym z pierwszych twórców symfonii i prekursorem stylu klasycznego. Znajdujący się w obrębie monarchii habsburskiej Mediolan silnie oddziaływał na życie muzyczne Wiednia. W Niemczech stolicą stylu galant był Berlin króla-flecisty Fryderyka II. Główną osobą na jego muzycznym dworze był więc też flecista, Johann Joachim Quantz (1697-1773), autor licznych kompozycji fletowych i podręcznika gry na flecie (1752), zawierającego charakterystyczne wskazówki interpretowania stylu galant. Najwybitniejszym przedstawicielem tego stylu był jednak w Berlinie nadworny klawesynista, Carl Philipp Emanuel Bach (1714-1788), syn Jana Sebastiana. Jego sonaty fortepianowe zbliżyły się już formalnie do sonaty klasycznej, a podręcznik gry fortepianowej (1753) miał duże znaczenie w dziejach pedagogiki muzycznej. Tzw. berliński Bach, którego sława przyćmiła pamięć o wielkim ojcu, celował w gładkiej, śpiewanej i uczuciowej, a równocześnie znakomitej technicznie muzyce salonowej. Ten rodzaj muzyki instrumentalnej, pozostający pod wpływem opery neapolitańskiej, uprawiało wielu muzyków w Berlinie i w całych Niemczech, torując niemieckim kompozytorom i wirtuozom drogę do równorzędnej z Włochami pozycji w upodobaniach rokokowej Europy. Widownią najważniejszego zjawiska muzycznego owych czasów stał się w latach 1745-1778 dwór muzykalnego elektora Palatynatu, Karola Teodora. Stworzył on w Mannheim najlepszą w Europie orkiestrę, do której ściągnął muzyków pochodzących przeważnie z Czech i Moraw. Wśród "mannheimczyków" czołowe miejsce zajmowali: Jan Vaclav Stamic (1717-1757) i Frantisek Xaver Richter (1709-1789). Szkoła mannheimska wypracowała nową technikę komponowania muzyki orkiestrowej i nowe sposoby wykonywania tej muzyki tworząc podstawy stylu symfonicznego. Był to decydujący krok w przejściu od barokowej polifonii do faktury homofonicznej z melodyczną dominacją skrzypiec. "Mannheimczycy" programowo przeciwstawiali się stylowi i hegemonii "koncertującej" muzyki instrumentalnej Włochów. Przy wielkim nowatorstwie technicznym pozostawali jednak w swej dość taniej melodyjności bliscy stylu galant. Nie bez wpływu szkoły mannheimskiej rozwinęła się tzw. starowiedeńska szkoła muzyczna, zrazu bardziej italianizująca, potem przejmująca i motywy sztuki ludowej. Lekka i wdzięczna, różnorodna stylowo szkoła starowiedeńska miała najwybitniejszego przedstawiciela w osobie Mathiasa Georga Monna (1717-1750). Na równi z "mannheimczykami" i Sammartinim był on współtwórcą stylu symfonicznego i prekursorem klasycyzmu, który właśnie w Wiedniu miał się w następnym pokoleniu objawić w dojrzałej postaci. W muzyce wokalnej i operowej niepodzielnie zapanowała szkoła neapolitańska, która nadawała ogólny śpiewny ton całemu życiu muzycznemu epoki rokoko. Neapolitański styl "pięknego śpiewu" (bel canto) doprowadził do skrajnej wybujałości wirtuozowstwa wokalnego. Pisano arie naśladujące głosy ptaków i przepełnione koloraturowymi sztuczkami. Słowicze trele kastratów wywoływały niebywały entuzjazm. Kariery słynnych idoli owych czasów bywały zawrotne. Spośród uwielbianych kastratów Gaetano Caffarelli (1703-1783) został wyniesiony do godności książęcej, Farinelli (a właściwie Carlo Broschi, 1705-1782) trząsł dworem króla hiszpańskiego Ferdynanda VI. Z myślą o możliwościach głosowych tych ludzi pisano muzykę. Obok służenia owym ekscesom mody neapolitańska szkoła tworzyła jednak i wielką muzykę wokalną. Neapolitańska opera, wraz z wprowadzoną przez nią klasyfikacją gatunków (operą seria, opera buffa, commedia per musica), sebematami akcji, rodzajami partii śpiewaczych (prima, secunda, donna,primo, secundo uomo) i typami arii (aria dibravura, cantabile. parlanre), stworzyła kanon i styl operowy utrzymujący się do schyłku XVIII w. Dla tej opery pisał swe niezliczone libretta Metastasio. Gdy mówi się o neapolitańskiej szkole operowej, trzeba pamiętać, że owa szkoła jest niemal synonimem europejskiej muzyki operowej XVIII w. Tworzyli ją nie tylko neapolitańczycy i nie tylko Włosi. Celował w tym stylu już Haendel we wczesnym okresie swej twórczości. W połowie XVIII w. czołowym mistrzem neapolitańskiej szkoły w gatunku opera seria był Niemiec Johann Adolf Hasse (1699-1783), przez lat trzydzieści kapelmistrz i główny kompozytor nadworny Augusta III w Dreźnie. Niezmiernie popularny w całej Europie, znany we Włoszech jako "il caro Sassone" (kochany Saksończyk), Hasse w swej linii melodycznej i różnych innowacjach formalnych był już pod wielu względami prekursorem klasycyzmu i operowej reformy Glucka. Rdzennym neapolitańczykiem był przedwcześnie zmarły Giovanni Battista Pergolesi (1710-1736). ów autor znakomitych utworów kościelnych (Stabat Mater) zasłynął jednak głównie jako twórca pierwowzoru opery buffa - La serva padrona (Służąca panią, 1733), wprowadzając do wielkiego repertuaru wątki neapolitańskiej sztuki ludowej. Pełną werwy, wdzięku i naturalnej świeżości operę buffo spopularyzował rówieśnik Pergolesiego - Egidio Romualdo Duni (1709-1775) wraz całym zastępem włoskich kompozytorów komedii operowych. W tym gatunku rodowici Włosi byli bezkonkurencyjni. Wejście opery buffa na scenę opery królewskiej w Paryżu spowodowało jedną z najgłośniejszych batalii w życiu artystycznym Francji. Odnowiciel francuskiego stylu opera-ballet Rameau był również cenionym twórcą klasycystycznych tragedii operowych. Owe przeładowane mitologią, patosem i deklamacją spektakle w połowie XVIII w. zaczęły się jednak przeżywać i nużyć. Wystawienie w 1752 r. w Paryżu przez trupę włoskich artystów opery buffa Służąca panią powitano jako rewelację melodyjności, wirtuozowskiej techniki i żywej gry aktorskiej. Entuzjaści Włochów utworzyli stronnictwo "buffonistów", które gwałtownie zaatakowało wywodzącą się jeszcze z czasów Ludwika XIV tradycję francuskiej opery i jej mistrzów Lully'ego i Rameau. Publicystyczne natarcie prowadzili Holbach, Grimm i Diderot, najdalej zaś poszedł J.J. Rousseau w swym słynnym Lettre sur la musique francaise (List o muzyce francuskiej, 1753). Nie tylko zarzucił on francuskiej operze konwencjonalną nienaturalność, ale stwierdził, że język francuski w ogóle nie nadaje się do śpiewu. Lettre sur la musique był doniosłym manifestem nowej estetyki. Głosząc wyższość melodii nad harmonią, wystąpił Rousseau przeciw polifonii i uzasadnił to na przykładzie muzyki operowej. Głos powinien wyrażać uczucie, nienaturalny jest więc duet z wyjątkiem momentu, kiedy obie osoby wyrażają identyczne uczucia. Miejsce polifonicznych duetów ma zająć melodyjny dialog muzyczny prowadzący niekiedy do duetowego uni sono. Aby zademonstrować równorzędność i jedność muzyki i poezji, Rousseau skomponował świetną komedię muzyczną Le devin du village ( Wróżbita wiejski 1752). Była ona wzorowana na włoskim stylu buffo, przewyższała go jednak naturalną prostotą. Sukces Włochów i Wróżbity wywołał oburzenie "antybuffonistów", którzy bronili kanonów klasycystycznej opery i honoru narodowej sztuki. W sali opery paryskiej sztab "antybuffonistów" gromadził się przy loży króla, "buffonistów" przy loży królowej. W związku z opowiedzeniem się encyklopedystów po stronie Włochów, spór przybrał rozmiary światopoglądowe i polityczne, nade wszystko jednak świadczył o tym, jak żywo ludzie owych czasów przejmowali się sztuką i teatrem. Po dwóch latach włoscy artyści musieli opuścić Paryż. Ale "antybuffoniści" odnieśli zwycięstwo. Tradycyjna francuska opera wegetowała i w 1757 r. Włoch Duni stanął na czele paryskiej Opery Komicznej. Obok niesłabnącego powodzenia neapolitańskiej opery przy współpracy włoskich i francuskich muzyków powstał paryski styl lekkich i dowcipnych przedstawień wodewilowych, łączących teksty mówione ze śpiewem, muzyką i tańcem. W czasach dyrektorstwa J. Ph. Rameau scena paryskiej opery była przybytkiem najwyższego kunsztu tanecznego. Wielkie triumfy święciły dwie zawzięcie rywalizujące ze sobą primabaleriny Marie de Camargo (1710-1770) i Marie Salle (1707-1756). Wielbiciele ich podzielili Paryż na dwa stronnictwa. Obie Marie opiewał Wolter i dla obu pisał role Rameau. Spośród tancerzy w latach 1730-1751 nie kwestionowanym "bogiem tańca" (Dieu de la danse). był Louis Dupre (1697-1774), zwany"Wielkim". Wpływ tego tancerza sięga daleko poza scenę i poza taniec salonowy. Był nauczycielem gracji w gestach i chodzie, dygach, ukłonach, uchylaniu kapelusza. W 1749 r. zadebiutował w operze paryskiej jego uczeń Gaetano Vestris (1729-1808), który przejął po mistrzu tytuł "boga tańca" i zapoczątkował półwiekowe panowanie wywodzącego się z Florencji klanu Vestrisów na paryskich i europejskich scenach. Połowa XVIII w. to szczyt technicznego wirtuozostwa w tańcu, równocześnie jednak w Paryżu oczekuje się od baletu czegoś więcej. Cahusac pisał w Encyklopedii: "Na naszych scenach mamy piękne stopy, świetne ręce i nogi, jaka szkoda, że brakuje nam sztuki tańca". Zdaniem Diderota ówczesny balet "to nie pieśń. to solfeż". Taniec, który"jest poezją... czeka na swego geniusza". Geniusz ów zadebiutował na paryskiej scenie w 1749 r., równocześnie z Gaetaem Vestrisem, ale nie jako tancerz, lecz choreograf. Jean Georges Noverre (1727-1810), paryżanin pochodzący z rodziny szwajcarskiej, od dziecka uczył się tańca u wielkiego Dupre. Ale mając lat trzydzieści napisze o klasycznych pozycjach tanecznych, że "dobrze jest je umieć. ale lepiej o nich zapomnieć". Porzuciwszy taniec dla pracy baletmistrzowskiej. Noverre odnosił w Paryżu sukcesy w swych pantomimicznych "baletach chińskich". Podziwiał go bawiący wówczas we Francji Garrick i zaangażował w 1755 r. do londyńskiego Theatre Royal. Zetknięcie się z genialnym aktorem i angielską pantomimą wywarło wielki wpływ na młodego Noverre'a, który doszedł do wniosku, że "pantomima jest duszą tańca". Powróciwszy do Francji nie znalazł uznania w oczach rządzących paryską operą konserwatywnych akademików. Swą nowatorską działalność Noverre rozwinął na prowincjonalnej scenie Lyonu (1758-1759), a najdogodniejsze warunki znalazł w Stuttgarcie (1760-1768). Czym dla muzyki orkiestrowej był Mannheim Karola Teodora, tym dla baletu stała się stolica Wirtembergii za panowania księcia Karola Eugeniusza. Ten sfrancuziały mały dwór niemiecki przyciągał amatorów sztuki tanecznej i najlepszych artystów z całej Europy. Do Stuttgartu przybywał na gościnne występy"bóg tańca" Vestris i tutaj, a nie w Paryżu, nawiązała się bliska współpraca między największym choreografem i największym tancerzem owych czasów. Kiedy kosztowna teatromania zrujnowała księcia wirtemberskiego, Noverre znalazł zajęcie na dworze wiedeńskim i dopiero w 1776 r. uzyskał za sprawą swej byłej uczennicy Marii Antoniny engagement do paryskiej Opery. Już na początku XVIII w. pojawiły się w Paryżu pierwsze próby samodzielnych dramatów baletowych, a w latach czterdziestych tego rodzaju spektakle układał wiedeński baletmistrz Franz Hilverding ( 1710-1768). Uczniem Hilverdinga był Florentyńczyk Gasparo Angiolini (1731-1803), który jako autor baletów-pantomim zasłynął w Wiedniu, Petersburgu i Mediolanie. Angiolini rywalizował z Noverrem o miano największego choreografa swoich czasów. Paryżanin swą nadrzędną pozycję w historii baletu zawdzięcza może i temu, że był nie tylko twórcą takich choreograficznych arcydzieł jak Les Fetes du Serail(1758). Al(.este (1761). La mort d'Hercule (1762), Medee et Jason (1763), Les Horaces (1774), lecz również teoretykiem ballet d'action. W ujęciu Noverre'a balet przestał być dodatkiem czy wstawką do opery lub widowiskiem demonstrującym następujące po sobie różne tańce i entrees. Niejednokrotnie przekładając na język baletowy tragedie Corneille'a czy komedie Moliera, Noverre podporządkowywał libretta swych baletów-pantomim regułom dramaturgii. Od tancerza wymagał umiejętności wyrażania uczuć i działań ludzkich, przeciwstawiając "tańcowi mechanicznemu", "taniec z akcją". W muzyce baletowej, był zwolennikiem homofonii. Powinna być to muzyka melodyjna, zwłaszcza w prowadzeniu ekspresyjnych partii solowych, które szczególną rangę zyskały w baletach-pantomimach. W operowaniu zespołami baletowymi przeciwstawiał się Noverre symetryczności układów "Chcę porządku w pozorach nieporządku". Kładł nacisk na malarskość ugrupowań, dekoracji i kostiumów, oświetleń. Odrzucając maski, wielkie peruki i pompatyczne stroje, domagał się od tancerza wyrazistej mimiki i gestu utrzymanych w stylu eleganckiej prostoty. Tancerz-aktor powinien unikać "chłopskiej gburowatości", wyrażać natomiast uczucia ludzi "dobrze urodzonych" i "dobrze wychowanych". Swą teorię baletu Noverre wyłożył w Lettres sur la dannse (Listy o tańcu, 1760), które z zachwytem powitał Wolter. "Jesteś Prometeuszem - pisał do Noverre'a - trzeba, abyś kształtował i ożywiał ludzi". Dzieło to o niezwykle trwałej wartości stanowi epokę w literaturze choreograficznej, równocześnie jednak odzwierciedla konkretną sytuację istniejącą we francuskim balecie w połowie XVIII w. Noverre-teoretyk. przeciwstawiając się "mechanicznej" wirtuozerii i akademickiemu skostnieniu, dążył do rozluźnienia rygorów techniki tanecznej. W późniejszych opracowaniach swych "listów", a do początku XIX w. wydał ich parę, stopniowo "klasyczniał" przywiązywał coraz większą wagę do szkolnej techniki i uznał za błąd młodości utożsamianie tańca z pantomimą. Twórca ballet d'action uważał, że balet, będąc poematem czy dramatem, powinien być cały wypełniony i wyrażony tańcem, "ponieważ balet nie jest niczym innym jak tylko wielką kompozycją taneczną. ponieważ bez tańców nie może istnieć balet, składa się bowiem z tańców i kroków tanecznych o nieskończonej rozmaitości". I takimi były tak znamienne dla kultury europejskiej drugiej połowy XVIII w. arcydzieła baletowe Noverre'a i Angeioliniego, do których muzykę układali Gluck i Mozart, a które wykonywali Vestrisowie - mistrzowie techniki o nogach będących przedmiotem kultu. 12. Oświecenie i rokoko. Kontrast czy współbrzmienie? Dość rozpowszechniony jest pogląd, że rokoko stanowiło przejaw schyłkowej fazy kultury arystokratyczno-dworskiej, neoklasycyzm zaś był artystycznym odpowiednikiem mieszczańskiego racjonalizmu Oświecenia. Sądzę, że sprawę "schyłkowości" rokoko trzeba ująć inaczej. Styl ten był przekształceniem baroku i w pewnym sensie ostatnią jego fazą. Schyłek baroku nie był jednak schyłkiem arystokratyczno-dworskiej kultury starego ładu, ale przeciwnie, jej wyrafinowanym rozkwitem. Rozkwit ów trwał i wówczas, kiedy gusty rokokowe ustąpiły gustom neoklasycznym. Nietrudno wykazać, że upodobania neoklasyczne w nie mniejszym stopniu niż rokokowe przejawiały się w strefie mecenatu arystokratyczno-dworskiego, który do końca stulecia patronował twórczości najwybitniejszych artystów. Ten sam ciąg stylistyczny neoklasycyzmu, który we Francji wyraził się w podstylach Ludwika XVI, dyrektoriatu i cesarstwa, służył zarówno monarchii, jak i rewolucji. Neoklasycyzm zapuścił np. bardzo silne korzenie w kulturze artystycznej Rosji, a więc państwa, które było ostoją międzynarodowej reakcji monarchicznej przeciw rewolucji francuskiej. Neoklasycyzm łączył się więc całkiem dobrze z artystyczno-dworską kulturą. Trudno natomiast wyobrazić sobie Francję epoki rewolucyjno-napoleońskiej, która hołdowałaby gustom rokokowym. Jakkolwiek więc neoklasycyzm nie był jakimś zaprzeczeniem arystokratyczno-dworskiej kultury, kultura owa w sposób bardziej organiczny łączyła się z szeroko pojętym stylem rokoko. Rokoko to kulturowy wyraz "słodyczy życia" starego ładu, a więc układu stosunków społeczno-politycznych, który w połowie XVIII w. nie znajdował się jeszcze w sytuacji kryzysowej. Czy przeciwstawiany arystokratycznemu rokoko neoklasycyzm bardziej wyrażał gusty mieszczańskie? Za najsilniej związany z mieszczaństwem rodzaj sztuki uważa się, chyba nie bez racji, sztukę holenderską, choć trzeba zauważyć, iż zasięg gustów zbliżonych do holenderskich ograniczał się głównie do krajów północno-protestanckich, podczas gdy kraje południowo-katolickie też miały aktywne kulturalnie mieszczaństwo. We Francji w XVIII w. sztukę pokrewną holenderskiej i chyba mającą cechy mieszczańskiej reprezentuje np. Chardin, w Szwajcarii największy werysta w ówczesnym malarstwie - Jean Etienne Liotard (1702-1789). Ów nurt holenderskiej czy podobnej do holenderskiej sztuki prowadził do realizmu, ale nie do wydumanego i symbolicznego neoklasycyzmu. Czy zresztą istotnie wypada przypisywać mieszczaństwu jakąś szczególną skłonność do realizmu w sztukach plastycznych i do powściągliwego "funkcjonalizmu" w urządzeniach domowych? Czynie istotniejszy od "mieszczańskości" jest w jednych przypadkach wpływ protestanckiego purytanizmu, w innych brak środków pozwalających na roztoczenie dekoracyjnego luksusu? Przecież niemieckiemu mieszczaństwu nieobce były upodobania do wchodzącej nawet na fasady kamieniczek rokokowej dekoracyjności. A jakieś "rokoko dla ubogich" przetrwało do dziś w gustach drobnomieszczańskich: w serwantkach, baletniczkach i tandetnych gobelinkach z łabędziami. Może więc dokonującą się około 1760 r. zmianę w gustach i modzie wypada łączyć nie z upodobaniami estetycznymi mieszczaństwa, ale oświeconej elity. Owa elita bynajmniej nie była mieszczańska, ale mieszczańsko-arystokratyczna. Elementy mieszczańskie może silniej dochodziły do głosu w dziedzinie nauk i piśmiennictwa, elementy zaś arystokratyczne w patronowaniu sztukom pięknym. W obrębie oświeconej i kulturalnie twórczej elity połowy XVIII w. nie było jeszcze klasowego konfliktu mieszczańsko-arystokratycznego, występował natomiast konflikt między libertynami i "filozofami" a czynnikami kościelnymi. Konflikt ten nie znajdował wyrazu w sferze gustów estetycznych, poetyki i stylizacji, dotyczył natomiast tematyki utworów literackich i plastycznych. Chrześcijańskich moralistów raziła frywolność i zmysłowy erotyzm sztuki rokoko. Raziło to również niektórych "filozofów". Często przedstawia się neoklasyczną reakcję przeciw stylowi rokoko jako dzieło "filozofów" i wyraz ich racjonalizmu. Dlaczego jednak w plastyce bardziej racjonalna ma być linia prosta od giętej? Dlaczego rzeźbiarskie traktowanie malarstwa ma być bardziej racjonalne od malarskości w rzeźbie? Niewątpliwie część "filozofów" wcześnie dała wyraz neoklasycznym upodobaniom. Na barokową przesadę sarkał Wolter w Le Temple du gout (Świątynia gustu, 1731), podobnie jak wielu rzeczników arkadyjskiego "dobrego smaku". Bardziej znamienny jest atak Diderota na Bouchera, "tego malarza pulchnych i rumianych pośladków, który chwyta za pędzel jedynie po to, żeby mi pokazywać piersi i biodra... Twierdzę, iż jest on bez smaku. W tłumie namalowanych przez niego mężczyzn i kobiet wątpię, czy znajdzie cztery postacie nadające się na płaskorzeźbę, a tym mniej na statuę". W tego rodzaju wypowiedziach dochodziło do głosu zarówno znużenie nazbyt już długo trwającą, a więc skazaną na przeminięcie, manierą, jak i tendencja moralizatorska. Niektórzy"filozofowie" z niesmakiem odnosili się do luksusowej dekoracyjności i miękkiej zmysłowości sztuki mającej służyć elitarnej "słodyczy życia". Nie trzeba jednak pochopnie uogólniać. "Filozofowie" przeważnie nieźle się plasowali w obrębie uprzywilejowanych elit i byli wyznawcami hedonizmu. Zdaniem Woltera "prawdziwą mądrością jest umieć uciekać od smutku w objęcia rozkoszy". Autor poematu Le Mondain (Człowiek światowy) i Defense du Mondain ou l'Apologie du Lux (Obrona człowieka światowego, czyli pochwała luksusu, 1736) pisał: J'aime le luxe et meme la molesse, Tous les plaisirs, les arts de toute espece, La proprete, le goUt, lec ornements, Tout honnete homme a de tels sentiments. (Lubię zbytek, a nawet zniewieściałość. wszystkie przyjemności i wszelkiego rodzaju kunszty. czystość, dobry smak i ozdoby, Każdy przyzwoity człowiek ma takie upodobania). Ludzie Oświecenia tęsknili do szczęśliwej Arkadii czy raju na ziemi. Rozumne działanie miało powiększyć "sumę ogólnego szczęścia" bynajmniej nie przez niwelację kondycji społecznej. "Filozofowie" drogę do szczęścia dla "niższych warstw" widzieli w przyzwyczajeniu, pozwalającym się godzić ze skromnym, lecz znośnym losem. Ta postawa była jedną z istotnych przyczyn ich konfliktu z Janem Jakubem Rousseau, który twierdził, iż "żadne przyzwyczajenie nie może uwolnić od fizycznego uczucia zmęczenia, wyczerpania i głodu". Adepci filozoficznych salonów dalecy byli na ogół od tego rodzaju wrażliwości społecznej. Cieszyły ich odgrodzone od motłochu ("populace" - to słowo często wychodzące spod pióra Woltera) małe rajskie wyspy pałaców i parków. Mogły występować różnice w kryteriach dobrego smaku, ale współczesność Oświecenia i rokoko przemawia raczej za współbrzmieniem niż za kontrastem tych dwóch zjawisk, dla których historyk kultury Helmut Hatzfeld dopatruje się wspólnego mianownika w "próżni metafizycznej". Zapewne Oświecenie było najbardziej laickim prądem umysłowym, a rokoko w sztukach plastycznych i styl galant w muzyce były najbardziej świeckimi formacjami artystycznymi w dotychczasowych dziejach kultury europejskiej. Wprawdzie budowano i zdobiono kościoły oraz uprawiano muzykę kościelną, brak jednak w tej epoce wybitnych dzieł sztuki nie kościelnej, ale religijnej. W obrębie pewnego jeszcze siebie starego ładu dokonało się daleko idące zeświecczenie kultury europejskiej elit. Część IV Kryzys starego ładu (1763-1789). Uwagi wstępne Kryzys, pojęcie dość precyzyjne w odniesieniu do medycyny i gospodarki, zastosowane do ćwierćwiecza historii politycznej i kulturalnej Europy wymaga kilku słów komentarza. Synonimami kryzysu bywają takie określenia, jak: "załamanie", "przełom", "przesilenie", którym towarzyszą przymiotniki: "nagły", "gwałtowny". Tego rodzaju "kliniczny" kryzys starego ładu wystąpił we Francji w latach 1788-1789. W naukach historycznych używa się jednak (i często nadużywa) pojęcia kryzysu również na określenie tzw. okresu przejściowego, w którym wyraźnie występują objawy przeżycia i zużycia dawnych form oraz narastania nowych. W historii nowożytnej Europy każdy okres jest w jakimś stopniu "okresem przejściowym" i w każdym okresie różne sprawy osiągają "krytyczny punkt" załamania i "krytyczny punkt" wzrostu. Zbytnie eksponowanie tego, co stanowi chleb powszedni historycznych zmian i historycznego rozwoju w obrębie dynamicznej cywilizacji europejskiej, a więc owych rozlicznych kryzysów, często prowadzi do nadużywania, a tym samym i dewaluowania takich określeń, jak: "okres przejściowy", "kryzys świadomości zbiorowej", "kryzys wartości", "kryzys wierzeń religijnych", "kryzys kultury", "kryzys ustroju społeczno-gospodarczego", "kryzys struktur politycznych", "kryzys układu stosunków międzynarodowych". Ażeby te określenia oznaczały coś istotnie wyróżniającego w skali całej Europy i całego dłuższego okresu, należy je zarezerwować dla tych "okresów przejściowych", w których uwidacznia się szczególna kumulacja zjawisk kryzysowych. W naszym przekonaniu nie jest nadużyciem zastosowanie pojęcia kryzysu do europejskiego starego ładu w latach 1763-1789, przy czym oczywiście nie należy przywiązywać nadmiernej wagi do tych umownych dat granicznych. Zwieńczeniem kryzysu starego ładu był wybuch rewolucji francuskiej. Można jednak zapytać, czy taki a nie inny przebieg wydarzeń politycznych we Francji był nieunikniony? Czy gdyby nie doszło w 1789 r. do rewolucyjnej eksplozji, to cały europejski XVIII w. nie miałby zgoła innej perspektywy? Sądzę, iż mimo ogromnego powszechnodziejowego znaczenia rewolucji francuskiej europejski stary ład, niezależnie od jej wybuchu i jej zwycięstwa, znalazł się w stanie ogólnego kryzysu. Stary ład to przywileje, to prowincjonalne i stanowe partykularyzmy, to wsparty na ołtarzu legitymizm, to zrazu obleczony w łacinę, a potem we francuszczyznę kulturalny kosmopolityzm, to prymat zasady dynastycznej nad narodową, to jednym słowem bardzo jeszcze silna obecność średniowiecznych struktur w nowożytnej już Europie. Właśnie w ostatnich dekadach XVIII w., wbrew "modernizmowi" Oświecenia, w kulturze europejskiej dokonał się preromantyczny zwrot w poglądach na średniowiecze i jeszcze przed wybuchem rewolucji francuskiej zarysował się dość szeroki front konserwatywnej reakcji przeciw oświeceniowemu wolnomyślicielstwu i reformizmowi. Nie świadczyło to o żywotności, ale o zagrożeniu europejskiego starego ładu, którego średniowieczne podstawy i motywacje w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych rozpadały się w sposób widoczny i nieodwracalny. Kończyła się optymistyczna i beztroska symbioza oświeconych z uprzywilejowanymi. W kulturze europejskiej pojawiły się symptomy buntu, niepokoju, wewnętrznego rozdarcia, znużenia cywilizacją i ucieczki od rzeczywistości. Tego rodzaju objawy zawsze stanowiły jakiś margines, jednak na schyłku XVIII w. wystąpiły w stopniu znamionującym koniec jednej i narodziny drugiej epoki. Z pojęciem kryzysu łączy się wyobrażenie o trudnościach, zastoju, załamaniu, zagrożeniu. Trzeba więc uczynić dość zresztą oczywistą uwagę, że kryzys europejskiego starego ładu nie był kryzysem Europy, że ostatnie dekady XVIII w. to nie okres dekadencji, ale przeciwnie - przyspieszonego rozwoju. Kryzys lat 1763-1789 był kryzysem wzrostu. Powłoka starego ładu pękała, jak stara skóra zrzucana przez rosnący organizm w okresie linienia. Rozdział pierwszy Przypływ ekspansji rosyjskiej. Sprawa polska i kwestia wschodnia (1762-1793) 1. Panowanie Piotra III i początki panowania Katarzyny II w rosji (1762-1764) Tępota i arogancja wielkiego księcia Piotra oraz jego wstręt do rosyjskości i prawosławia budziły od dawna niechęć i obawy na dworze carowej Elżbiety. Kiedy wielka księżna Katarzyna urodziła syna Pawła (1754), wzmocniło to bardzo pozycję tej niezwykle uzdolnionej, ambitnej i zręcznej kobiety. Carowa nosiła się z myślą zmiany postanowienia w sprawie następstwa tronu tak, aby przypadł on nie Piotrowi, ale jego małoletniemu synowi pod regencją matki. Katarzyna jednak w sposób zbyt widoczny kaptowała sobie stronników i gotowała się do objęcia władzy w czasie choroby cesarzowej, czym uraziła zazdrosną Elżbietę. Elżbieta zmarła w styczniu 1762 r. nie dokonawszy zmiany decyzji w sprawie następstwa tronu, który przypadł Piotrowi III. Nowy car kontynuował wprawdzie politykę ustępstw na rzecz szlachty, wydając "Manifest o wolności szlacheckiej", z drugiej jednak strony zanosiło się na powrót "bironowszczyzny". Piotr III otoczył się Niemcami, których faworyzował zwłaszcza w wojsku. przywołał też z wygnania Munnicha i Birona. Oburzenie wywoływały pijackie błazeństwa i kapralska brutalność Piotra, a wielkie napięcie spowodował ukaz o sekularyzacji dóbr kościelnych i decyzja o rozwiązaniu pułków gwardyjskich. Swą żonę traktował Piotr ze wzrastającą wrogością i chciał ją zamknąć w klasztorze. Wokół Katarzyny powstał spisek, na którego czele stali: faworyt cesarzowej Grigorij Orłow i jego bracia oraz wytrawny polityk Nikita Panin, preceptor carewicza Pawła. Spiskowcy pozyskali sobie oczywiście oficerów gwardyjskich pułków i utartą rzeczy koleją ci pretorianie petersburskiej Rosji dokonali 28 VI 1762 r. zamachu stanu. W czasie nieobecności Piotra w stolicy opanowali pałac i ogłosili Katarzynę II imperatorową Wszechrosji. Nie słuchając rad Munnicha zastraszony Piotr III abdykował, mimo to jednak w czasie pijatyki z Orłowami został zamordowany. Pogrążona w oficjalnej żałobie Katarzyna ogłosiła, że jej mąż zmarł na kolkę hemoroidalną. Doszedłszy do władzy drogą zamachu stanu i politycznego morderstwa, Katarzyna II zrazu nie czuła się na tronie zbyt pewnie. Oczywiście obsypała łaskami i nadaniami dóbr Orłowów i gwardyjców, obawiała się jednak zbyt wielkiego uzależnienia od butnych pretorianów. W liście do Stanisława Poniatowskiego narzekała: "Ostatni żołdak gwardii widząc mnie mówi: <>" Bardziej jeszcze niepokoiły Katarzynę pragnienia rosyjskich wielmożów, aby spełnić zamiary Elżbiety i ustanowić regencję przy wyniesionym na cesarski tron ośmioletnim Pawle. Pośrednią koncepcję reprezentował Nikita Panin, który na okres małoletności carewicza chciał ustanowić oligarchiczną Radę Cesarską. Żył wreszcie zdetronizowany przez Elżbietę i zamknięty w szlisselburskiej twierdzy car Iwan VI. Z pogrążonym w prawosławnej dewocji nieszczęsnym Iwanuszką wiązały pewne nadzieje sfery starobojarskie i cerkiewne. W 1764 r. próbowano w dość zagadkowy sposób uwolnić Iwana, który w czasie nieudanego puczu poniósł śmierć. Katarzyna II pozbyła się pretendenta do tronu i zręcznie lawirując oddaliła projekt Rady Cesarskiej wysunięty przez Panina. Cofając ukaz Piotra III w sprawie sekularyzacji dóbr kościelnych imperatorowa pozyskała sobie duchowieństwo i umocniła się na tronie, manifestując swoje przywiązanie do prawosławia i rosyjski patriotyzm. Konsolidacji jej rządów miały też służyć sukcesy w polityce zagranicznej. Rosyjskie przewroty pałacowe zawsze wywoływały dezorientację w Europie, gdzie wiązano z nimi zwodne rachuby na upadek mocarstwowego znaczenia Rosji lub na daleko idące zmiany w jej polityce. Tymczasem Katarzyna II w znacznej mierze kontynuowała politykę zagraniczną Piotra III, zastępując jednak nieodpowiedzialną improwizację systematyczną działalnością wielkomocarstwową. Jak wiemy, Piotr III chciał pchnąć Rosję do wojny z Danią o Holsztyn. Tych zachcianek księcia holsztyńskiego na cesarskim tronie Katarzyna II oczywiście nie podjęła. Zasadniczy jednak zwrot, wyrażający się w zerwaniu z Austrią i Francją oraz przejściu na stronę Prus, został przez nowy rząd zaakceptowany. Piotr III dążył do zawarcia rosyjsko-pruskiego przymierza, w którym planowano m.in. uzgodnić politykę obu państw w sprawie kandydata na polski tron i poparcia udzielonego różnowiercom w Rzeczypospolitej. Ściśle z polskimi sprawami łączyła się ingerencja Piotra III w Kurlandii, na której tron postanowił przywrócić Birona, usuwając księcia Karola (syna Augusta III). Katarzyna II kontynuowała tę kurlandzką politykę, co oznaczało radykalne zerwanie Rosji ze starą tradycją popierania dynastii saskiej w Polsce. Rokowania rosyjsko-pruskie na początku panowania Katarzyny II uległy pewnej zwłoce, ale zmierzały do konkluzji tyczącej spraw polskich i zostały ostatecznie przypieczętowane przymierzem podpisanym 11 IV 1764 r. 2. Sytuacja po wojnie siedmioletniej "system północny". Zbliżenie, a potem przymierze rosyjsko-pruskie stanowiło zasadnicze ogniwo tzw. systemu północnego, którego głównym promotorem był Nikita Panin, kierujący polityką zagraniczną Rosji w pierwszym okresie panowania Katarzyny II. "System północny" wiąże się z sytuacją, która wytworzyła się w Europie po wojnie siedmioletniej. Traktaty pokojowe z 1763 r. były wynikiem wyczerpania, ale nie pojednania mocarstw, wśród których na kontynencie nie było zwycięzców ani zwyciężonych. Przeciwstawne sobie ugrupowania mocarstwowe okazały się trwałe. Na skutek wycofania się w 1762 r. Rosji z antypruskiej koalicji przestał istnieć "system dworów cesarskich", który przez kilkadziesiąt lat łączył Rosję i Austrię wspólnotą polityki antytureckiej i określał międzynarodowe położenie Rzeczypospolitej, podtrzymując unię polsko-saską. Przetrwał natomiast zawarty w przededniu wojny siedmioletniej sojusz francusko-austriacki, który stał się trzonem przymierza "państw południowych". W obręb przymierza wchodziła Hiszpania oraz w bardziej luźny sposób Turcja. Francja i Hiszpania myślały o morsko-kolonialnym odwecie nad Anglią. Austria nie mogła się pogodzić z utratą Śląska. Turcja widziała swego głównego wroga w Rosji. Austria, Francja i Hiszpania, z których domami panującymi Wettinowie byli skoligaceni, sprzyjały saskiej sukcesji w Polsce. Nie liczono na to, aby anarchiczna Rzeczpospolita stała się aktywnym członem przymierza, ale chodziło o utrzymanie jej neutralności, o to, aby nie stała się terenem ekspansji państw należących do przeciwnego obozu. Przeciw przymierzu "państw południowych" konsolidował się "systemem północny". Jego dwa ogniwa to datujące się od początku wojny siedmioletniej,ale bardzo osłabione, współdziałanie prusko-angielskie i datujące się od 1762 r. zbliżenie rosyjsko-pruskie. Anglia, póki nie czuła się bezpośrednio zagrożona kolonialnym rewizjonizmem francusko-hiszpańskim, niezbyt interesowała się sprawami kontynentu. Prusy, po groźnych doświadczeniach wojny siedmioletniej, kurczowo trzymały się Rosji. Uważając Austrię za swego śmiertelnego wroga, Fryderyk II starał się głównie o to, aby nie doszło do odnowienia "systemu dworów cesarskich". W przymierzu z Rosją czuł się bezpieczny. W "systemie północnym" najbardziej aktywną rolę odgrywała Rosja. Dążyła ona do umocnienia swoich wpływów w Danii i w Szwecji oraz gotowała się do nowej rozprawy z Turcją. Wraz z rozwojem rolnictwa na urodzajnych czarnoziemach południowych krańców imperium nasilały się w Rosji dążenia do otwarcia dla handlu zbożowego Morza Azowskiego i Morza Czarnego. Posiadłości chanatu krymskiego i postanowienia pokoju belgradzkiego zamykały Rosji tę drogę, a neutralna (od 1739 r.) Kabarda wciąż była terenem rosyjsko-tatarskich starć w rejonie Przedkaukazia. W walce o Morze Czarne kluczowe pod względem strategicznym miejsce zajmowała Mołdawia, stanowiąca pomost między chanatem krymskim a trzonem imperium osmańskiego. Żeby przeciąć łączność między Tatarami i Turkami należało zająć Mołdawię, bazę zaś dla takiej operacji stanowiły albo posiadłości habsburskie, albo południowo-wschodnie kresy Rzeczypospolitej. Po zerwaniu z Austrią Rosja potrzebowała Polski. Nie tyle zresztą polskiej armii sojuszniczej, ile możliwości swobodnego kwaterowania i aprowizowania swoich wojsk na terytorium polskim. Sprawy polskie, jak zawsze ściśle połączone z bałtyckimi (Kurlandia) i czarnomorskimi, na początku panowania Katarzyny II wysunęły się na plan pierwszy w polityce Rosji. W czasach saskich Rosja zajmowała pierwsze miejsce wśród mocarstw ingerujących w sprawy Rzeczypospolitej, ale nie zdobyła w tym kraju trwałej przewagi, nie uregulowała sporów granicznych i wyznaniowych, nie pozyskała w swym zachodnim sąsiedzie sojusznika. Wszystko to było nieosiągalne w warunkach anarchii i unii polsko-saskiej, mającej podporę w niedosiężnym dla Rosji elektoracie saskim i w związkach Wettinów z Austrią. Katarzyna II była zdecydowana uczynić z Polski uległego i użytecznego sojusznika Rosji. Sojusznik ten miał zastąpić Austrię w przewidywanej wojnie z Turcją. W tym celu należało wynieść na tron człowieka, który by wszystko Rosji zawdzięczał, i skończyć z systemem anarchii, wielostronnych wpływów, demilitaryzacji i neutralności Rzeczypospolitej. Ta nowa polityka Rosji nie była zgodna z dawnymi tradycjami gabinetu petersburskiego, które reprezentował kanclerz Aleksiej Bestużew. Był on zwolennikiem powrotu do przymierza z Austrią, poparcia w Polsce Sasów i podtrzymywania w Rzeczypospolitej systemu anarchii, wypróbowanego jako dogodny dla wszystkich jej sąsiadów. Jednakże w 1762 r. stanowisko cesarzowej i Panina przeważyło w Radzie Państwa. Nowa polityka Rosji w sprawie polskiej niezbyt dogadzała Fryderykowi II. Prusy od dawna były najczulszym opiekunem polskiej anarchii, żywiąc nadzieję, iż ten stan rzeczy doprowadzi z czasem do terytorialnego rozpadu państwa. W swym testamencie politycznym z 1753 r. Fryderyk II zalecał swym następcom "zjeść" pokojowo Prusy Królewskie "jak karczoch, listek po listku", urwać "czasem miasto, czasem powiat, aż całość będzie zjedzona". Najeźdźca Saksonii nie był przeciwnikiem królowania Wettinów w Warszawie. Przeciwnie. Niech Sasi nadal bałaganią w Polsce uzależniając się od sąsiadów Rzeczypospolitej i tracąc samodzielną pozycję w Niemczech. Natomiast Polska jako sojusznik Rosji i Saksonia, "przywrócona sobie" pod skrzydłami Austrii, to zamknięcie dla Prus dwóch wymarzonych kierunków "agranidissement" (powiększenia). Jednakże po wojnie siedmioletniej życzenia Katarzyny były dla Fryderyka II wiążące i odkładając swoje zaborców sperandy na przyszłość był zdecydowany w czasie bezkrólewia energicznie stanąć przy boku Rosji. Położenie Polski na krawędzi dwóch konkurujących "systemów" miało i swój aspekt wyznaniowy. Państwa południowe były to katolickie monarchie, a konwertytów Wettinów zawsze mile widziano w Watykanie. Natomiast "system północny" skupiał przy prawosławnej Rosji kraje protestanckie. Jeśli Anglia, Dania, czy Szwecja niezbyt były zainteresowane wynikiem walki o polską koronę, to zawsze były jednak skłonne poprzeć żądania Rosji co do uprawnień różnowierców w Rzeczypospolitej. A stanowcze postawienie sprawy dysydencyjnej zajmowało poczesne miejsce w nowym programie polskiej polityki dworu petersburskiego. 3. Koniec czasów Saskich w Polsce i elekcja Stanisława Augusta (1762-1764) Upatrzonym przez Katarzynę II kandydatem na króla polskiego był stolnik litewski Stanisław Poniatowski. Rzecz zawęźliła się jeszcze za panowania Elżbiety, kiedy to w latach 1754-1758 młody Polak bywał w Petersburgu z misjami dyplomatycznymi i nawiązał romans z uroczą, a nieszczęśliwą w pożyciu z okropnym mężem wielką księżną. ów "romans stulecia" dał początek jednej z najbardziej dramatycznych akcji w dziejach Europy. Poniatowski był siostrzeńcem przywódców stronnictwa Czartoryskich (tzw. Familii), książąt Michała i Augusta. Wujowie uważali podboje sercowe siostrzeńca za kapitał polityczny swego stronnictwa, które od dawna szukało oparcia w Petersburgu, a od kilku lat znajdowało się w otwartym konflikcie z dworem drezdeńsko-warszawskim i jego poplecznikami. W 1762 r. sytuacja w Polsce była bardzo napięta. Czartoryscy poparli tak dotkliwą dla Wettinów politykę rosyjską w Kurlandii i na sejmie gwałtownie zaatakowali ministra Brühla. Familia dążyła do uchwycenia władzy jeszcze za życia starego króla i do przeprowadzenia reformy ustroju Rzeczypospolitej. Właśnie w tym czasie ukazywały się w latach 1760-1763 kolejne tomy dzieła Stanisława Konarskiego O skutecznym rad sposobie, w którym uczony pijar wykazywał absurdalność zasady decydowania w sejmie jednomyślnością. Konarski współdziałał wówczas z Familią, która opracowała program parlamentarno-kolegialnych rządów, zbliżonych do ustroju Anglii i Szwecji "ery wolności". W kraju toczyła się szeroka dyskusja wokół sprawy liberum veto i dążności reformatorskie były silne, ale paraliżowane walką równoważących się magnackich koterii i bezwładem dworu. Czartoryscy zdecydowali się na podjęcie konfederackiego zamachu stanu wspartego rosyjską pomocą. Na przełomie lat 1762-1763 Rzeczpospolita znalazła się na krawędzi wojny domowej. Przeciw Familii występowały dwa połączone stronnictwa magnackie: tzw. republikanci skupieni wokół hetmana Jana Klemensa Branickiego, Franciszka Salezego Potockiego i Karola Radziwiłła, oraz stronnictwo saskie, czyli tzw. kamaryla Mniszcha. Stronnictwa te rozporządzały przeważającą siłą zbrojną w postaci zarówno armii koronnej (pod komendą hetmanów), jak prywatnych wojsk magnackich. Czartoryscy również zmobilizowali znaczną milicję, ale pod względem militarnym byli zdecydowanie słabsi. Rosja w ostatniej chwili cofnęła obiecane poparcie i zaleciła Familii spokojnie czekać czasu bezkrólewia. Waśnie partyjne, rozpalone wokół walki o trybunały, zmierzały jednak do nieuchronnej i groźnej dla Czartoryskich próby sił, gdy wiadomość o śmierci Augusta III (5 X 1763) wytrąciła rywalom broń z ręki. Czartoryscy łudzili się sądząc, iż posłużą się interwencją carską jako swoim narzędziem. Gdy otwarło się bezkrólewie, nie byli decydującymi o sprawach kraju szefami konfederackiej władzy, ale zagrożonym i zdanym na obcą pomoc stronnictwem dążącym do władzy. Po śmierci Augusta III szanse Wettinów na utrzymanie polskiego tronu były na pozór znaczne. Mieli za sobą większość magnaterii i poparcie mocarstw południowych. Jednakże elektor Fryderyk Chrystian zmarł w czasie bezkrólewia, pozostawiając małoletniego syna, a młodsi synowie Augusta III, Ksawery i Karol, każdy na własną rękę zabiegali o polską koronę. Ta niezgoda w domu saskim oraz nieudolność swarliwych "republikantów" osłabiały jedność działania. Co ważniejsze, wyczerpane wojną siedmioletnią państwa południowe nie szczędziły wprawdzie pięknie brzmiących deklaracji i obietnic, ale nie zamierzały angażować się czynnie w walkę o polski tron. Najbliższą teatru wydarzeń Austrię skutecznie szachował Fryderyk II. Turcja, zawsze kiepsko zorientowana w sprawach europejskich i tradycyjnie niechętna Sasom, nie kwapiła się do interwencji. Rosja miała w Polsce wolne ręce. Większość szlacheckich sejmików przedkonwokacyjnych przyniosła sukces Familii, ale "republikanci" rozporządzali większością senatorów i przede wszystkim siłą zbrojną. Przed zebraniem się sejmu konwokacyjnego wkroczyło jednak do Polski kilkanaście tysięcy wojsk rosyjskich, które otoczyły Warszawę. Protestując przeciw obecności tych wojsk "republikanci" bezskutecznie próbowali zerwać sejm i po zamanifestowaniu zbrojnego oporu wycofali się za turecką i austriacką granicę. Ambasadorowie państw południowych demonstracyjnie opuścili Warszawę. Na sejmie konwokacyjnym (maj 1764) Czartoryscy jedynie częściowo przeprowadzili swoje konstytucyjne plany. Wiązało się to z postawą protektorki. Stanowiący większością głosów i mający zdecydowaną przewagę nad królem sejm był organem trudniejszym do pokierowania, niż wyniesiony przez Rosję elekt. Zabiegi Stanisława Poniatowskiego o wzmocnienie prerogatyw monarszych znajdowały więc w Petersburgu życzliwsze przyjęcie niż projekty reformy sejmowej. Domagano się natomiast od kandydata do korony, aby poparł dawne pretensje Rosji w sprawie regulacji granicy, opieki nad prawosławnymi i roszczeń o zbiegłych poddanych. Ważną decyzją sejmu było utrzymanie na czas nieograniczony związku konfederackiego (pod laską Augusta Czartoryskiego), co wzmacniało władzę wykonawczą i otwierało perspektywę przeprowadzenie dalszych reform z wyminięciem liberum veto: sejmy skonfederowane decydowały bowiem większością głosów. Po rozwianiu się nadziei na jakąkolwiek pomoc z zagranicy większość oponentów mniej lub bardziej szczerze uznała legalność władzy konfederackiej. W czasie sejmu elekcyjnego wojska rosyjskie oddaliły się od stolicy i pod osłoną kilku tysięcy prywatnych wojsk Familii, około 6 tys. wyborców 6 IX 1764 r. jednomyślnie obwołało królem Stanisława Poniatowskiego. 4. Polska w "systemie północnym" (1764-1768) Nowy król polski był to młody człowiek o wybitnej inteligencji, starannym wykształceniu i wielkiej pracowitości. W taktyce politycznej giętki, w dążeniu do reform był konsekwentny aż do doktrynerstwa. Wróg sarmatyzmu i magnackiej anarchii, uważał, że w Polsce należy przeprowadzić, jak to określał, "rewolucję". Miał wysokie pojęcie o swojej misji cywilizacyjnej i reformatorskiej. Często zarzucano Stanisławowi Augustowi słabość charakteru, trzeba jednak pamiętać, jak słabe było w Polsce stanowisko króla w ogóle, a Poniatowskiego w szczególności. Stara oligarchia, pogardzająca rodziną "dorobkiewiczów" Poniatowskich, nie mogła pogodzić się z wywyższeniem stolnika litewskiego. We własnym stronnictwie - Familii - pogłębiały się rozdźwięki, w miarę jak wujowie Czartoryscy tracili nadzieję, że będą sprawować kuratelę nad koronowanym siostrzeńcem. Co jednak najważniejsze, Stanisław August, zawdzięczający koronę Rosji i zdany na jej pomoc, w swym dążeniu do samodzielności w polityce wewnętrznej i zagranicznej niezbyt się liczył z życzeniami Katarzyny II. Zanim król mógł zorganizować poważne własne stronnictwo i pozyskać sobie siły społeczne zainteresowane w ograniczeniu oligarchii, jego ambitnym zamiarom brakowało szerszej podstawy. Ogarnięty gorączką reformatorskich poczynań Stanisław August przygotował na sejm 1766 r. rozprawę z liberum veto. Przeciwnicy króla i Czartoryskich, zawiódłszy się na poparciu państw południowych, zwrócili się teraz do Berlina i Petersburga z denuncjacjami reformatorskich dążeń godzących w "polskie wolności". Fryderyk II bardzo szybko popadł w otwarty konflikt ze swym niedawnym protegowanym. Aby zmusić Polskę do odwołania ustanowionego na sejmie konwokacyjnym cła generalnego, wystawił w 1765 r. w Kwidzyniu komorę celną i pod lufami armatnimi gwałtem pobierał opłaty od towarów płynących Wisłą (przez terytorium polskie) do Gdańska. Za pośrednictwem Rosji spór został zażegnany, ale kosztem zniesienia cła generalnego. Zatarg polsko-pruski stanowił niebezpieczny dla spoistości "systemu północnego" objaw. Dążenia Stanisława Augusta do poprawy stosunków z Austrią i Francją również niepokoiły Petersburg. W Warszawie zwlekano wreszcie z odpowiedzią na coraz niecierpliwsze nalegania rosyjskie w sprawie sporów granicznych i dysydentów. Do tej ostatniej sprawy Katarzyna II przywiązywała szczególną wagę, chciała mieć bowiem w dopuszczonej do praw politycznych szlachcie różnowierczej całkowicie oddane sobie stronnictwo. Liczyła się też z opinią Cerkwi prawosławnej, a także była podniecana pochlebstwami Woltera, który sławił w Europie "Semiramidę Północy" jako apostołkę tolerancji. Nikita Panin był wprawdzie zwolennikiem wprowadzenia Polski do sojuszu, a więc i do jej wzmocnienia, zezwalając na niektóre reformy ustrojowe, uprzednio jednak chciał uzyskać satysfakcję w sprawie rosyjskich żądań i uzgodnić stanowisko z Prusami. Fryderyk II odrzucał myśl o jakichkolwiek reformach, oświadczając, że "Polskę należy trzymać w letargu". Na sejmie w 1766 r Rosja i Prusy zagroziły wojną w obronie liberum veto, zażądały rozwiązania konfederacji i w asyście posłów Anglii i Danii wysunęły kategoryczne postulaty w sprawie dysydentów. Konfederacja konwokacyjna została rozwiązana i liberum veto "umocnione" ale innych żądań Rosji sejm nie przyjął. Stanisław August nadaremnie zabiegał o interwencję Austrii. Nowe wojska rosyjskie wkroczyły do Polski i pod ich protekcją zawiązały się w marcu 1767 r. konfederacje dysydenckie. Aby złamać opór króla (w sprawie reform) i Czartoryskich (w sprawie dysydentów) Rosja zdecydowała się odwołać do konserwatywnej opozycji. Była to kombinacja karkołomna, żywioły konserwatywne bowiem, wśród których dużą rolę odgrywał episkopat, były najbardziej nieustępliwe w sprawie różnowierców. Pozwolono im jednak łudzić się nadzieją na detronizację Stanisława Augusta. Kierując się dyrektywami ambasadora rosyjskiego Nikołaja Repnina malkontenci zawiązali konfederacje wojewódzkie, które w czerwcu 1767 r. połączyły się w Radomiu w związek generalny pod laską wiecznie pijanego awanturnika, Karola Radziwiłła. Konfederaci zwrócili się do Katarzyny II z prośbą o przywrócenie "dawnego rządu" pod rosyjską gwarancją. Konfederacja była popularna wśród prowincjonalnej szlachty, rozkołysanej propagandą przeciw warszawskim "nowinkom" i hasłami religijnymi. Bardzo dezorientująco działał fakt, że w konfederacji radomskiej głównym agentem Repnina był Gabriel Podoski, wyniesiony dzięki staraniom Rosji na stanowisko prymasa Polski. Radomianie wkrótce doznali zawodu. Upokorzywszy i zaszachowawszy króla Rosja osiągnęła swój cel: Stanisław August ugiął się. W październiku 1767 r. zebrał się w otoczonej przez carskie wojska Warszawie sejm konfederacki. Kiedy część konfederatów z biskupem krakowskim Kajetanem Sołtykiem na czele wystąpiła z energiczną opozycją przeciw równouprawnieniu dysydentów, Repnin odpowiedział brutalnymi represjami (aresztowanie i wywiezienie do Kaługi Sołtyka i paru senatorów). Sterroryzowany sejm wyłonił delegację, która pracowała pod kierunkiem Repnina i Podoskiego. Najważniejsze sprawy uzgadniano w Petersburgu z Prusami, które skutecznie zwalczały reformatorskie projekty Stanisława Augusta. Warunki podyktowane przez Rosję w sprawie różnowierców zostały nieco złagodzone. W różnych drugorzędnych sprawach delegacja kontynuowała i wykańczała reformatorskie dzieło sejmu konwokacyjnego. Zakreślono jednak sztywną granicę w postaci "wiecznych i niezmiennych" praw kardynalnych, stabilizujących takie zasady ustroju, jak: wolna elekcja, liberum veto i prawo wypowiadania posłuszeństwa królowi. W marcu 1768 r. sejm przyjął nową konstytucję, którą zagwarantowała Katarzyna II. Rosja zrezygnowała z regulacji granicy i gwarancja obejmowała również integralność ziem Rzeczpospolitej. Ukróciwszy ambitne plany króla i Czartoryskich Rosja określiła miejsce Polski w "systemie północnym" jako państwa formalnie już zależnego. Wojska rosyjskie miały jednak opuścić kraj. Domagała się tego energicznie Turcja, z którą Rosja nie chciała już teraz zrywać. 5. Konfederacja Barska i wojna rosyjsko-turecka (1768-1772) Postępy "systemu północnego" niepokoiły państwa południowe, wśród których wzrastały dążności odwetowe. Francja usiłowała pchnąć przeciw Rosji Turcję, wskazując na niebezpieczeństwo utrwalenia się wpływów Katarzyny II w Polsce. Kłopoty Stanisława Augusta budziły nadzieje w Dreźnie, gdzie elektor Fryderyk August osiągnął pełnoletność. Radomianie, zawiódłszy się na Rosji, postanowili podjąć walkę opierając się na państwach południowych. Liczono również na subsydia pieniężne od papieża, który kategorycznie wzywał do nieustępliwości w sprawie dysydenckiej. Według pierwotnych planów ruch miał się rozpocząć na ziemiach południowo-zachodnich, w pobliżu Austrii i Saksonii. Kolebką nowej konfederacji stało się jednak pogranicze tureckie. Dnia 29 II 1768 r. w miasteczku podolskim Barze niewielka zrazu garstka ludzi ogłosiła akt odnowienia konfederacji radomskiej, wiążąc się pod hasłem obrony wiary i wolności. Ruch, zwłaszcza w pierwszym okresie, miał charakter wybitnie religijny. Wielki wpływ na konfederatów wywierał karmelita Marek Jandołowicz, słynący jako prorok i cudotwórca. Konfederacja szybko rozszerzyła się na tereny Ukrainy, gdzie było najwięcej milicji magnackich i wojsk koronnych, które łączyły się z konfederatami. Repnin wstrzymał wymarsz wojsk rosyjskich i skierował je przeciw powstańcom. Przy boku Rosjan ruszyły na Ukrainę pułki królewskie. Wkrótce wybuchło wielkie powstanie prawosławnych chłopów ukraińskich skierowane przeciw polskiej szlachcie, a więc przeciw konfederatom. Zdobycie przez Rosjan Baru (20 VI 1768) i wojna chłopska wygasiły konfederację na ziemiach południowo-wschodnich; powstanie chłopskie zostało na tych ziemiach spacyfikowane przez wspólną akcję wojsk królewskich i rosyjskich. Konfederacka ruchawka odrodziła się jednak w Krakowskiem (czerwiec - sierpień), w Wielkopolsce i na Białorusi (sierpień - październik). Konfederaci stanowili rodzaj pospolitego ruszenia szlachty od dawna odwykłej od wojennego rzemiosła. Nieliczne (dwudziestotysięczne) wojsko rosyjskie bez trudu rozpraszało gromady konfederatów, ale nie mogło spacyfikować rozległego kraju. Rosja szukała teraz porozumienia z Czartoryskimi, obiecując "objaśnienie gwarancji", ale pertraktacje utknęły na wieść o wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej. W pierwszych miesiącach działania konfederacji Turcy nie udzielili jej spodziewanej pomocy, domagali się jednak od Rosji wycofania z Polski wojsk i uchylenia uchwał sejmu z 1768 r. Turcja nie była do wojny przygotowana, ale postępy Rosjan w Polsce bardzo ją niepokoiły. W literaturze historycznej przecenia się niekiedy rolę wojowniczych zachęt ministra francuskiego Choiseula. Na pewno usilnie namawiał on Turków do wystąpienia, ale większą wagę w tej części Europy miała postawa Austrii. Dopiero upewniwszy się o życzliwym stosunku dworu wiedeńskiego Porta mogła podjąć decyzję. Pretekstu dostarczył incydent graniczny nie spowodowany zresztą przez Rosjan. Oddział zbuntowanych chłopów (hajdamaków) w pościgu za Polakami w lipcu 1768 r. wtargnął na terytorium tureckie i złupił miasteczko Baltę. Dnia 6 X 1768 r. Porta wypowiedziała wojnę, zwaną przez Turków -"wojną polską". Do tej pory tłumienie konfederacji miało charakter wewnętrznej sprawy"systemu północnego". Obecnie wojna konfederacka sprzęgła się z wojną rosyjsko-turecką w jeden wielki konflikt o skomplikowanych reperkusjach międzynarodowych. Turcy, podobnie jak konfederaci, cofnęli uznanie dla rządów Stanisława Augusta, a ponadto myśleli o aneksji Kamieńca Podolskiego. Rosjanie namawiali króla, żeby energicznie zwalczał konfederację i na czele wiernych sobie wojsk przystąpił do wojny z Turcją. Stanisław August, który spodziewał się, że wojna wschodnia doprowadzi do międzynarodowej mediacji w sprawach polskich i uchylenia narzuconej przez Katarzynę II kurateli nad Rzecząpospolitą, odrzucił propozycję Repnina. Wstrzymał działania przeciw konfederatom i zajął stanowisko wyczekujące. Później uznał to za swój zasadniczy błąd. Turcy okazali się nadspodziewanie słabi. Wprawdzie w lutym 1769 r. "ostatni Tatar" chan Krim Girej najechał południowe kresy cesarstwa, ale potem nadeszły same klęski. Zdobycie Chocimia otwarło Rosjanom drogę w głąb Mołdawii, a na wschodzie zajęcie Azowa i Taganrogu pozwoliło rozpocząć działania floty wojennej na Morzu Azowskim. Mimo, że Rosja przerzuciła część wojska z Polski na teren wojny - wschodniej, ów rok 1769 nie przyniósł sukcesów militarnych konfederacji, której brak było jednolitego dowództwa i zwierzchności politycznej. Natomiast niepowodzenia tureckie zwiększyły zainteresowanie państw południowych dywersją polską. Pod naciskiem tych państw jesienią 1769 r. skłócona starszyzna konfederacka utworzyła w Białej (na pograniczu z austriackim Śląskiem) generalność, wkrótce przeniesioną do Preszowa na Słowacji, a więc na terytorium Węgier. W 1770 r. Rosjanie podjęli wielkie operacje ofensywne na lądzie i morzu. Piotr Rumiancew rozbił główną armię chana nad rzeką Largą (18 VII) i armię wezyra nad rzeką Kahul (1 VIII). Zwycięstwa te oddały w ręce Rosjan Jassy i Bukareszt. Z Rosjanami łączyły się oddziały rumuńskie. Padły twierdze: Akerman, Kilia, Izmaił, Bendery. Turcy wycofali się na linię Dunaju, której zaciekle bronili. Równocześnie wielkiego wyczynu dokonała flota rosyjska pod dowództwem Aleksieja Orłowa. Opłynąwszy całą Europę (zasilana po drodze przez Anglię) wsparła ona powstanie Greków na wyspach Morza Egejskiego i całkowicie zniszczyła flotę turecką w zatoce koło m. Cesme (7 VII). Te sukcesy nie zapobiegły krwawemu stłumieniu przez Turków powstania greckiego i nie udało się Rosjanom owładnąć Dardanelami. Wspierane przez rosyjską flotę antytureckie powstania w Egipcie i Syrii załamały się również. Słynny rejs Orłowa miał bardziej prestiżowe niż strategiczne znaczenie. Natomiast w groźny dla Turcji sposób kruszył się tatarski bastion imperium. Generał Panin nakłonił Tatarów nogajskich (osiadłych nad rzeką Kubań) do przyjęcia protektoratu carowej. W tym roku tureckich klęsk Francuzi zaczęli energiczniej rozdmuchiwać konfederacki ogień, dając generalności pieniężne zasiłki i posyłając do Polski oficerów-instruktorów z Charlesem Dumouriezem na czele. Mniej teraz przyciśnięci przez zajętych Turkami Rosjan konfederaci umocnili się w Wielkopolsce, a w południowo-zachodniej Polsce przy pomocy Francuzów podjęli próbę regularnych działań opierając się na nowo tworzonych formacjach pieszych i fortecach (zwłaszcza częstochowskiej). Z tym przypływem energii łączył się jednak krok, który przekreślił wszelkie szanse porozumienia konfederatów z Warszawą. Generalność w październiku 1770 r. ogłosiła akt detronizacji (a właściwie stwierdzenia trwającego od śmierci Augusta III bezkrólewia), nawołując wręcz do zgładzenia uzurpatora Poniatowskiego. "Republikanci" z 1764 r., czyli późniejsi radomianie i większość przywódców barskich, nienawidzili Stanisława Augusta. Z ogłoszeniem bezkrólewia łączyły się jednak i rachuby dyletanckiej dyplomacji barskiej, która spodziewała się uzyskać skuteczną pomoc któregoś z państw (Francji, Austrii czy Saksonii) zainteresowanego w uzyskaniu wakującej korony polskiej. Rok 1771 ostatecznie pogrążył Turcję. Rumiancew sforsował linię Dunaju, a armia Dołgorukiego przy współdziałaniu floty azowskiej opanowała cały Krym. Wojna była przegrana i na prośbę Turcji w lecie 1772 r. rozpoczęto rokowania pokojowe w Fokszanach. Równocześnie nadeszła pora rozstrzygnięć w Polsce, w której debiutował słynny później wódz rosyjski Aleksander Suworow. Pokonał on Dumourieza pod Lanckoroną (21 V 1771), a potem rozbił litewskie powstanie hetmana Michała Ogińskiego w bitwie pod Stołowiczami (23 IX 1771). Wkrótce kierowani przez Kazimierza Pułaskiego zamachowcy podjęli nieudaną próbę porwania Stanisława Augusta (3 XI 1771). Czyn ten został okrzyczany jako królobójstwo i przyczynił się do skompromitowania konfederatów w opinii monarchicznej Europy(ciążący nad Pułaskim wyrok zaprowadził go później do Ameryki). Konfederacja dogorywała, gdy na wiosnę 1772 r. rozeszła się wieść o rozbiorze. Najdłużej (do 18 VIII 1772) konfederaci trzymali się w Częstochowie. Z konfederacją barską, jeśli nie współdziałała czynnie, to niewątpliwie sympatyzowała znaczna większość szlacheckiego narodu. W oczach tego narodu rządy Stanisława Augusta były skompromitowane uleganiem gwałtom Repnina (zwłaszcza w sprawie dysydenckiej), a także usiłowaniami reformatorskimi, przeciw którym burzył się konserwatywny republikanizm szlachecki. Konfederacja wywołała żywe zainteresowanie i rozbieżne opinie na Zachodzie. Podczas gdy Wolter z nienawistnym szyderstwem piętnował "fanatyków poświęcających swoje sztylety w Częstochowie", Rousseau i Mably widzieli w konfederacji barskiej autentyczną walkę "ciała obywatelskiego" o republikańską suwerenność i narodową niepodległość. Wyłamując Polskę z "systemu północnego" konfederacja wraz z wojną turecką doprowadziła do powstania skomplikowanej sytuacji, której rozwiązaniem stał się pierwszy rozbiór. 6. Pierwszy rozbiór Polski (1772) W czasach saskich utrwaliło się w Europie przekonanie, że neutralna i bezwładna Polska stanowi element europejskiej równowagi i że w imię tej równowagi nie można dopuścić do ekspansji sąsiadów Rzeczypospolitej kosztem jej terytorium. Zdawano sobie oczywiście sprawę, że tak bezbronne państwo jest stale zagrożone, zwłaszcza ze strony Prus. ale system zbiorowej czujności zdał egzamin w toku wszystkich wojen XVIII w. Sytuacja zmieniła się, gdy Polska znalazła się w obrębie "systemu północnego". Często porównywano teraz położenie Rzeczypospolitej z losem Kurlandii, a "kurlandyzacja" tak ogromnego państwa nie mogła być obojętna dla stróżów równowagi europejskiej. Terytorium Polski stało się przedmiotem spekulacji politycznych. Po wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej austriacki kanclerz Kaunitz natychmiast wysunął projekt wykorzystania tej wojny w celu odzyskania Śląska. Miało się to dokonać drogą polubownego układu z Prusami, które zrywając z Rosją otrzymały by Prusy Królewskie i Kurlandię, a w zamian za to oddałyby Austrii Śląsk. Tę samą myśl wysunięto we Francji. Państwa południowe próbowały więc rozbić "system północny" przy pomocy Turków i kosztem integralności Polski. Jednakże Fryderyk II nie zamierzał ani zrywać z Rosją, ani wyrzekać się Śląska. Ponadto klęski tureckie przekreśliły wszelkie tego rodzaju kombinacje. Postępy Rosji na Bałkanach spowodowały napięcie polityczne w całej Europie. Austria nie chcąc dopuścić do jednostronnego wzmożenia potęgi rosyjskiej w tym regionie, czyniła demonstracje wojenne i w końcu zawarła w lipcu 1771 r. sojusz z Turcją. Zaognienie się sprawy wschodniej mogło wprowadzić w ruch oba systemy przeciwstawnych sojuszów europejskich. Jednakże we Francji przeważyły pokojowe skłonności Ludwika XV i wojowniczy minister Choiseul popadł w niełaskę. Austria nie mogła liczyć na francuskiego sojusznika i była zdecydowana nie podejmować nowej wojny z Prusami. A Fryderyk II wciąż dawał do zrozumienia, że w wypadku uderzenia na Rosję wypełni lojalnie swoje zobowiązania sojusznicze. W Wiedniu i Berlinie podjęto jednak politykę austriacko-pruskiego zbliżenia, aby wywrzeć na Rosję nacisk i doprowadzić do pokojowego uregulowania sprawy wschodniej. Na tym tle powstał pruski projekt pacyfikacji kosztem Polski. Powstrzymana na Bałkanach Rosja niech poszuka sobie odszkodowania na terenie Rzeczypospolitej i w imię zachowania równowagi pozwoli brać innym jej sąsiadom. Drobne łapczywości austriackie (zajęcie w 1769 r. Spisza i w 1770 r. starostw podgórskich: nowotarskiego, sądeckiego i czorsztyńskiego) stwarzały precedens. Austria nie dążyła wprawdzie do jakiejś znaczniejszej ekspansji za Karpaty, ale nie traciła nadziei, że swój "udział" w Polsce zdoła wymienić z Prusami na część Śląska. Na carskim dworze wahano się międzyrozbiorową koncepcją koterii Czernyszewów a protekcyjną polityką Panina. Na rzecz rozbioru działały wojenne demonstracje Austrii (będące zresztą bluffem) oraz niemożność uporania się z konfederacją w Polsce i nakłonienia Stanisława Augusta i Czartoryskich do energicznego zwalczania barzan. Konfederaci wciąż liczyli na "sukcesy szabli tureckiej", byli aktywnie wspierani przez Francję, korzystali z życzliwego azylu w monarchii habsburskiej i z dyskretnej pobłażliwości Prus. Król również oglądał się na państwa południowe, zabiegał o mediację i lawirował. Bilans kosztownej dziesięcioletniej polityki Katarzyny w Polsce był żałosny. Imperatorowa nigdy nie zamierzała angażować środków państwowych jedynie dla pięknych oczu stolnika Poniatowskiego i nie chciała być o to pomawiana przez swoich poddanych. Na wiosnę 1771 r. Panin podjął ostatnią próbę pacyfikacji Rzeczypospolitej, posyłając do Warszawy swego zaufanego współpracownika, Holsztyńczyka Salderna. Po niepowodzeniu tej misji rozpoczęto w czerwcu rokowania rozbiorowe z Prusami. Wśród napiętej wojny nerwów Rosja zdecydowała się w końcu zrezygnować z Mołdawii i Wołoszczyzny i pogodzić z Austrią przez wciągnięcie jej do spółki rozbiorowej. Z początkiem 1772 r. Fryderyk II zdecydowanie odrzucił śląski plan zamienny Kaunitza i strasząc Austriaków popchnął ich za Karpaty. W związku z powikłaniem spraw polsko-bałkańskich rozpadły się dwa przeciwstawne "systemy" europejskie, w miejsce których powstało przymierze trzech największych potęg militarnych ówczesnego świata. Wywołało to żywe zaniepokojenie na Zachodzie, ale wszelkie poczynania Francji czy Anglii były spóźnione i bezskuteczne. Konfederacja utraciwszy swoje zagraniczne punkty oparcia, przestała istnieć. W czasie finalizowania rokowań rozbiorowych armie trzech mocarstw zalały bezbronny i wyniszczony czteroletnią wojną partyzancką kraj. W Petersburgu zamierzano dalej sprawować kuratelę nad okrojoną Rzeczpospolitą, a ponieważ przyjęto zasadę równorzędności udziałów, Rosja wysuwała swoje roszczenia terytorialne stosunkowo oględnie. Natomiast Austria i Prusy prześcigały się w zachłanności. Ze szczególną usilnością zabiegał Fryderyk II o Gdańsk, ale w tej sprawie spotkał się ze zdecydowanym oporem Rosji. Na mocy traktatów z 5 VIII 1772 r. i późniejszych rozgraniczeń Prusy otrzymały36 tys. km2 i 580 tys. mieszkańców, Austria 83 tys. km2 i2650 tys. mieszkańców, Rosja 92 tys. km2 i 1300 tys. mieszkańców. Prusy, mimo że zagarnęły najmniej ziemi i ludzi, otrzymały łup najcenniejszy ze względu na kluczowe gospodarczo ujęcie Wisły i połączenie Brandenburgii z Prusami Wschodnimi. Zabór austriacki oderwał od Rzeczypospolitej ziemie zamożne i gęsto zaludnione z handlowym miastem Lwowem i cennymi kopalniami soli. Zabór rosyjski był to kraj rozległy, ale mało ludny i gospodarczo zacofany. Mocarstwa zażądały ratyfikacji traktatów rozbiorowych przez sejm skonfederowany (liberum veto tym razem mogłoby być niedogodne dla jego obrońców). Mimo że sejmiki odbywały się przy asyście wojsk zaborców i że uruchomiono duże fundusze korupcyjne, sejm był widownią dramatycznych protestów Tadeusza Rejtana i jego grupy oraz cichej, liczącej na zwłokę opozycji, kierowanej przez Stanisława Augusta. Król kołatał o interwencję zagraniczną i inspirował na Zachodzie kampanię prasową wykazującą bezprawność rozbioru. Na wszelki opór mocarstwa odpowiadały groźbą rozszerzenia zaborów. Traktaty zostały ratyfikowane przez sejm 30 IX 1773 r. Uzupełnieniem dyktatu rozbiorowego były traktaty handlowe ratyfikowane w marcu 1775 r. Szczególne znaczenie miał traktat z Prusami. Na skutek opanowania przez Prusy Śląska, a potem Pomorza z dolnym biegiem Wisły, ogromna większość polskiego handlu zagranicznego stała się albo handlem polsko-pruskim, albo handlem tranzytowym przez pruskie terytorium. Narzucone traktatem taryfy celne były dla Polski bardzo niekorzystne. Prusy realizowały wobec Rzeczypospolitej na szeroką skalę zakrojoną politykę gospodarczą, którą zapoczątkowały już w 1765 r. łamiąc cło generalne. Według słów Fryderyka III Prusacy po pierwszym rozbiorze "stali się panami wszystkich płodów i całego przywozu Polski". 7 Monarchiczny zamach stanu w Szwecji i koniec wojny rosyjsko-tureckiej (1772-1774) Ponosząc porażki w Polsce i Turcji Francja doczekała się sukcesu w trzecim ogniwie tradycyjnego systemu sojuszów wschodnich. Był to zresztą ostatni przejaw aktywności Francji ancien regime'u na tym terenie. Sytuacja w Szwecji po 1765 r. przypominała nieco sytuację w Polsce, z tą jednak zasadniczą różnicą, że nie było tam rosyjskich wojsk. Na mocy traktatów pokojowych z 1721 i 1743 r. Rosja rościła sobie prawo do czegoś na kształt gwarancji ustroju Szwecji "ery wolności" i sypiąc hojnie pieniędzmi podporządkowała sobie stronnictwo "czapek". W latach1768-1771 walki partyjne doprowadziły kraj do anarchii, co dogadzało Rosji. Zawsze obawiając się rewizjonizmu szwedzkiego, Katarzyna II i Panin wyznaczyli Szwecji w "systemie północnym" miejsce członka biernego, bezwładnego, okrążonego przez Rosję i Danię. Planowano odebranie z czasem Szwecji tak bliskich Petersburga fortec w południowej Finlandii. Wśród szamotaniny z partiami i stanami w lutym 1771 r. zmarł Adolf Fryderyk. W owym czasie następca tronu Gustaw znajdował się we Francji. Pod jego nieobecność stronnictwo "czapek" i Rosja umocniły swoją pozycję w kraju, ale przed swym wyjazdem z Paryża Gustaw III otrzymał zachętę dokonania monarchicznego zamachu stanu i - co ważniejsze - półtora miliona liwrów rocznego subsydium. Nowy król przez rok usiłował rządzić konstytucyjnie, ale w Izbie Panów i Tajnym Wydziale napotykał zawzięty opór podsycany przez Danię i Rosję. Rosja była jednak uwikłana w sprawy polskie i tureckie, a Dania przeżywała kryzys polityczny, w związku z upadkiem Struenseego. Gustaw III zorganizował wielki spisek oficerski. Uderzył w patriotyczną nutę, powołując się na tradycje Gustawów i Karolów, i w dniu 19 VIII 1772 r. znakomicie przeprowadził wojskowy zamach stanu. Stronnictwa "czapek" i "kapeluszy" zniknęły z życia politycznego kraju, który otrzymał monarchiczną konstytucję.To obalenie "gwarancji" do żywego ubodło Katarzynę II, jednak w ówczesnej sytuacji nie stać jej było na interwencję. Obawiała się natomiast, że Gustaw III uderzy od północy na Rosję. Zachęcała go do tego Francja, ale król zajął się sprawami wewnętrznymi, przede wszystkim reorganizacją armii. W okresie tego napięcia Rosja musiała przerzucić część wojsk znad Dunaju do Pskowa. Nie zaważyło to już jednak na losach wojny wschodniej. W związku z rokowaniami poprzedzającymi rozbiór Polski Rosja zrezygnowała z zatrzymania podbitej Mołdawii i Wołoszczyzny, niemniej jednak lista jej żądań była niemała. Rosja domagała się Kabardy, północnych wybrzeży Morza Azowskiego z prawem ufortyfikowania Azowa, Przesmyku Kerczeńskiego z twierdzami Kercz i Jenikale oraz wybrzeża czarnomorskiego między ujściem Bohu i Dniepru. Tatarzy krymscy i kubańscy mieli uzyskać niepodległość, czyli przestać być lennikami Turcji. Rosja miała otrzymać wolność żeglugi na Morzu Czarnym i przejazdu przez cieśniny: Bosfor i Dardanele, prawo do ingerowania w niektóre sprawy tyczące Mołdawii i Wołoszczyzny oraz protekcję nad prawosławną Cerkwią na terenie imperium osmańskiego. Domagano się od Turcji 4.5 mln rubli kontrybucji wojennej. Rokowania pokojowe w Fokszanach zostały we wrześniu 1772 r. zerwane. Mustafa III nie chciał się bowiem zgodzić na niepodległość Krymu. Następny kongres pokojowy, obradujący w Bukareszcie, zerwali również Turcy w marcu 1773 r. nie chcąc oddać Rosji Kerczu i Jenikale. Rosja była wyczerpana długą wojną, zaniepokojona sytuacją w Szwecji, a ponadto od jesieni 1773 r. znaczne połacie kraju ogarnęło wielkie powstanie chłopskie Pugaczowa. W Petersburgu panowało zniechęcenie i wielu doradców carowej wyrażało gotowość ustępstw na rzecz Turcji. Katarzyna II okazała jednak wielką determinację i na wiosnę 1774 r. wznowiła działania wojenne. Armia Rumiancewa przekroczyła Dunaj i zagroziła okrążeniem wojskom wezyra. Wtedy Turcy poprosili o pokój i został on szybko podpisany 10 VII 1774 r w Küczük-Kajnardżyna zasadzie przyjęcia przez Turcję wszystkich warunków Rosji. Nowy sułtan Abdul hamid I, władca nieudolny i lękliwy, ratyfikował traktat w styczniu 1775 r. W maju tego roku Turcja była zmuszona oddać Austrii Bukowinę,jako wyraz "wdzięczności" za traktat sojuszniczy z 1771 r., który pozwolił odzyskać Mołdawię i Wołoszczyznę. Turcy spodziewali się znaleźć w Austrii osłonę przed groźną ekspansją rosyjską. Było bowiem rzeczą łatwą do przewidzenia, że opanowanie newralgicznych punktów północnych wybrzeży Morza Czarnego stanowi wstęp do zawładnięcia uniezależnionymi od Turcji krajami tatarskimi, a wolność żeglugi i opieka nad prawosławiem stanowi wstęp do penetracji Rosji na Bałkany. Pokój w Kuczuk-Kajnardży przypieczętował wielką klęskę Turcji i wielkie zwycięstwo Rosji. Ostateczne zakończenie wojny wschodniej wygasiło resztki złudzeń, które wiązali z nią Polacy w czasie obradowania w Warszawie sejmu rozbiorowego. 8. Polska pod protektoratem Rosji (1773-1788) Najdłuższy, w dotychczasowych dziejach Polski sejm (1773-1775) poza ratyfikacją traktatów z zaborcami dokonał ważnych reform ustroju Rzeczypospolitej. W związku z kasatą jezuitów, uchwałą z 14X 1773 r. ustanowiono Komisję Edukacji Narodowej, która przejęła szkoły i dobra pojezuickie oraz podporządkowała sobie całe szkolnictwo w kraju. Najwięcej sporów toczyło się wokół projektu ustanowienia Rady Nieustającej. Według pierwotnych zamierzeń to kolegialne ciało rządowe, przejmując kompetencje zarówno króla, jak ministrów, było pojmowane w sposób bardziej antykrólewski niż w ostatecznej redakcji (uchwalonej w marcu 1775 r.). Rada składała się z 18 senatorów i 18 posłów obieranych przez sejm na dwa lata. Dzieliła się na 5 departamentów: Spraw Zagranicznych, Policji, Wojskowy, Skarbowy i Sprawiedliwości. Po upływie dwóch lat ustępująca Rada zdawała przed sejmem sprawę ze swych czynności. Komisja Edukacji Narodowej podlegała natomiast bezpośrednio królowi. Nowa konstytucja Rzeczypospolitej przypominała parlamentarno-kolegialne instytucje rządowe Szwecji (znawcą ich był Nikita Panin, długoletni poseł rosyjski w Sztokholmie). Był to poważny krok zmierzający do stworzenia centralnej administracji państwowej oraz likwidacji dualizmu państwowego Korony i Litwy. Rada Nieustająca i jej departamenty były bowiem wspólne dla "Obojga Narodów". ów parlamentarny rząd miał jednak słabą podstawę, mocarstwa rozbiorowe nie dopuściły bowiem do przeprowadzenia reformy sejmu. Narzucono po raz wtóry prawa kardynalne, będące w zasadzie powtórzeniem tych z 1768 r. (z dodatkiem wykluczenia od tronu cudzoziemców oraz synów i wnuków królewskich), a nową formę rządu Rzeczypospolitej poddano gwarancji już nie tylko Rosji, ale wszystkich trzech państw rozbiorowych. Udział Austrii i Prus w gwarancji miał charakter formalny. Państwa te nie wtrącały się w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej, nad którą niekwestionowany protektorat objęła Rosja. Spraw polskich nie uzgadniano już między Petersburgiem i Berlinem, jak to działo się w latach "systemu północnego". W czasie sejmu rozbiorowego nastąpiło zbliżenie między Stanisławem Augustem a realizatorem nowego kursu carskiej polityki - ambasadorem Ottonem Stackelbergiem. Zbliżeniu temu zawdzięczał król wzmocnienie swego faktycznego wpływu w Radzie Nieustającej. Burząca się przeciw rządom Rady opozycja magnacka została z pomocą wojsk rosyjskich złamana na sejmie 1776 r. Rosja chciała zapewnić w Rzeczypospolitej wewnętrzny spokój i jaki taki ład państwowy, zaniechała natomiast myśli o militarnej i politycznej aktywizacji Polski jako czynnego sojusznika imperium. Stanisława Augusta nie darzono zaufaniem i udzielano mu poparcia w ściśle określonych granicach. Jeśli dążenia reformatorskie króla i jego próby pewnej niezależności w polityce zagranicznej granice te przekraczały, to popuszczano cugli zawsze skorej do frondy opozycji magnackiej. Opozycja ta miała swoje dojścia do Petersburga i koneksje z faworytem Katarzyny Grigorijem Potiomkinem, który po upadku starego Panina (1781) wysunął się na pierwsze miejsce po cesarzowej. Mówiło się wówczas o dwóch "partiach moskiewskich" w Polsce: stackelbergowskiej (czyli królewskiej) i potiomkinowskiej (czyli opozycji magnackiej). Ten stan rzeczy nie był następstwem panujących w Petersburgu rozbieżności, ale wypływał z przyjętej już w czasie konfederacji radomskiej taktyki. Zarówno Stanisław August, jak i opozycja w swych dążeniach i planach oglądali się na gwarantkę. Doprowadziło to do stabilizacji królewsko-ambasadorskich współrządów. Pozycja "prokonsula" Stackelberga była tak silna w Warszawie, że Rosja zdecydowała się w 1780 r. wycofać z terytorium Rzeczypospolitej swoje wojska, które przebywały w Polsce przez 16 lat. W pokojowych latach rządów Rady Nieustającej i działalności Komisji Edukacji Narodowej nastał w Polsce okres pomyślnego rozwoju gospodarki i rozkwitu kultury Oświecenia. Warszawa, która wreszcie stała się prawdziwą stolicą, rozwinęła się w wielkie nowożytne miasto. W dziedzinie sztuk pięknych, literatury i nauki pobudzającą rolę spełniał troskliwy mecenat Stanisława Augusta. Rozbudowując prywatny gabinet królewski Stanisław August przejmował faktyczną kontrolę nad Radą Nieustającą i jej departamentami. Opieranie się na średniej szlachcie przeciw magnaterii oraz powstrzymanie zawsze budzącej opory działalności reformatorskiej przyniosło stronnictwu królewskiemu przewagę na prowincji i trwałą większość w sejmie. Sejmy jednak, choć już nie były zrywane, nie mogły podejmować ważnych uchwał na skutek obowiązującej zasady jednomyślności oraz obejmującej całość ustroju Rzeczypospolitej obcej gwarancji. W tych warunkach nie można było ustanawiać nowych podatków, a więc powiększyć wojska, które liczyło tylko 18 tys. ludzi. Dochody skarbowe, ustalone w 1775 r. na około 20 mln złp., były zupełnie znikome w porównaniu z budżetami wielkich państw europejskich. Wzrastający autorytet królewski miał podporę, a równocześnie i zawadę w osobie ambasadora, z którym należało wszystko uzgadniać i który w intrygancki sposób mieszał się do wszystkiego, dbając, aby Stanisław August znów nie popadł "w swoje fantazje niezależności". Współrządy królewsko-ambasadorskie prowadziły więc do politycznego marazmu, przeciw któremu w latach osiemdziesiątych narastał sprzeciw nie tylko opozycji magnackiej, lecz i budzących się nowych energii społecznych i intelektualnych. W dziedzinie polityki zagranicznej rosyjski protektorat paraliżował podejmowane przez Stanisława Augusta próby zbliżenia się do Francji czy poprawy stosunków polsko-tureckich. Protektorat ten natomiast zabezpieczał wciąż bezbronną Polskę przed zaborczością Austrii, a zwłaszcza Prus. Przy wytyczaniu granic owe państwa dokonały uzurpacji terytorialnych przekraczających traktaty rozbiorowe. Na skutek interwencji Rosji uzurpacje te zostały w 1776 r. częściowo cofnięte. Ponadto Rosja skutecznie zapobiegła dalszym próbom opanowania przez Prusy Gdańska. W związku ze zwycięstwem Rosji nad Turcją i otwarciem się żeglugi czarnomorskiej wystąpiły objawy pewnej reorientacji w tradycyjnie skierowanej na handel bałtycki gospodarce polskiej. Jej punkt ciężkości zaczął się z wolna przesuwać od zagrodzonego pruskimi cłami Bałtyku ku Morzu Czarnemu. Nastąpiła aktywizacja gospodarcza południowo-wschodnich kresów Rzeczypospolitej i w 1782 r. powstała Kompania Handlu Czarnomorskiego, na której czele stał magnat - bankier Prot Potocki. Polska zawarła w tej sprawie układ handlowy z Rosją (1784) i otwarła placówkę konsularną w Chersoniu. Flaga Kompanii pojawiła się na Morzu Śródziemnym. Te czarnomorskie perspektywy wiązały z Rosją magnaterię ukraińską i budziły w Warszawie aspiracje do podjęcia czynnej polityki wschodniej w ramach odradzającego się współdziałania dworów cesarskich. 9. Rozpadnięcie się przymierza mocarstw rozbiorowych. Wojna o sukcesję bawarską (1778-1779). Zbliżenie Austriacko-rosyjskie (1780-1781) i "Fürstenbund" (1785) "Komunia" trzech połączonych rozbiorem Polski mocarstw stanowiła jedynie krótkie zawieszenie broni w zmaganiach Austrii i Prus. W toku rokowań rozbiorowych nie udało się Austrii odzyskać Śląska, a zabór Galicji i Bukowiny nie zaspokoił jej dążności odwetowych. Rzecznikiem tych dążności był Józef II. który jako współregent (od 1765 r.) odgrywał coraz większą rolę przy boku starzejącej się Marii Teresy. Fryderyk II z niepokojem obserwował poczynania młodego cesarza, któremu przypisywał chęć "połknięcia" wszystkich książąt Rzeszy i uczynienia z Niemiec monarchii na kształt Francji. Istotnie, Józef II niezbyt się liczył ze starymi wolnościami "republiki książąt", a przede wszystkim dążył do budowy zwartego władztwa terytorialnego Habsburgów w południowych Niemczech. W imię owej zwartości terytorialnej monarchii od dawna przywiązywano w Wiedniu mniejsze znaczenie do Belgii i rozważano możliwość zamienienia jej na Śląskczy na Bawarię. Bezpotomność elektora bawarskiego Maksymiliana Józefa (zmarł 30 XII 1777 r.) nastręczała możliwość różnych kombinacji. Spadkobiercą Maksymiliana Józefa był elektor Palatynatu Karol Teodor. Nie miał on również prawowitego potomka, natomiast pod dostatkiem synów z lewego łoża, o których przyszłość troszczył się po ojcowsku. W zamian za wyposażenie i utytułowanie tych bastardów Karol Teodor uległ presji cesarza, zrzekając się jednej trzeciej terytorium Bawarii. Był to krok nielegalny, który pomijał prawa sukcesyjne Karola księcia Zweibrücken i ekspektatywy elektora saskiego, a nade wszystko naruszał równowagę polityczną w Rzeszy. Józef II natychmiast, w styczniu 1778 r., wprowadził wojska do Bawarii. Cesarz spodziewał się poparcia Francji i mniemał, że okupi się Fryderykowi II uznając jego prawa sukcesyjne do margrabstw Ansbach i Bayreuth. Rząd francuski uznał jednak, że zachwianie równowagi w Niemczech na rzecz Austrii jest dla niego niekorzystne, i oświadczył, że sprawa bawarska nie może stanowić casus foederis. Fryderyk II nie myślał za cenę sperand na marne margrabstwa zezwolić na krok stanowiący wstęp do "połknięcia" Bawarii przez Austrię. Występując w obronie "niemieckiej wolności" (der deutschen Libertat) armia pruska wkroczyła do Czech. Rozpoczęła się krótkotrwała wojna, która przeszła do historii pod nazwą wojny kartoflanej (Kartoffelkrieg). Oba niemieckie mocarstwa były sparaliżowane strachem przed rozpętaniem konfliktu na wielką skalę. Armie kunsztownie manewrowały - unikając starcia. spożyły mnóstwo kartofli, a ich głównym kłopotem była dezercja z własnych szeregów. ów epilog wojennej epopei Fryderyka II zakrawał nieco na farse, ale stary król- osiągnął swój cel polityczny. W czasie bezkrwawych działań wojennych toczyły się zakulisowe rokowania, które pragnąca pokoju Maria Teresa podjęła poza plecami swego syna. W rokowaniach tych żonglowano różnymi "ekwiwalentami" w sposób nie mniej kunsztowny, niż manewrowano armiami. Jeszcze w przededniu wybuchu wojny zrodził się m.in. słynny później plan zamienny pruskiego ministra Hertzberga. Plan ten przewidywał, że w zamian za ewentualne nabytki terytorialne Austria odstąpi Polsce część Galicji, Polska zaś odda Prusom Gdańsk, Toruń i część Wielkopolski. W lutym 1779 r. podjęto oficjalne rokowania pokojowe w Cieszynie, które zakończyły się podpisaniem 13 maja kilku traktatów. Austria otrzymała maleńki skrawek Bawarii (tzw. Innviertel), książę Zweibrucken zapewnienie następstwa po Karolu Teodorze, Saksonia odszkodowanie pieniężne za swe prawa do sukcesji bawarskiej, a Fryderyk II zapewnienie sukcesji w Ansbach i Bayreuth. W rokowaniach cieszyńskich pośredniczyły Francja i Rosja. W czasie wojny Katarzyna II uchylała się od udzielenia Prusom sojuszniczej pomocy, czym dotknęła Fryderyka II. Z drugiej jednak strony cesarzowa występowała w obronie praw książąt Rzeszy przeciw zakusom Austrii. Mediacja i gwarancja traktatów pokojowych umocniły pozycję Rosji w Niemczech. Gdy tylko zmarła Maria Teresa (29 XI 1780), Józef II zaczął się gorączkowo chwytać nowych inicjatyw politycznych. Rozpoczął od pielgrzymki do "Semiramidy Północy", z którą w lecie 1780 r. spotkał się w Mohylewie na Białorusi. Wśród wzajemnych kokieterii ona częstowała go Rzymem, on ją Bizancjum. Następstwem tych rozmów był nieformalny sojusz rosyjsko-austriacki w postaci wymiany listów cesarskich z maja 1781 r. Katarzyna i Józef gwarantowali sobie nawzajem nabytki dokonane kosztem Polski i Turcji oraz obiecywali równoważny podział ewentualnych dalszych zdobyczy. Wkrótce jednak Rosja "jednostronnie" rozprzestrzeniła się nad Morzem Czarnym, a Józef II rzucił się w innym kierunku, aby głową uderzyć w ścianę. W latach 1783-1784 cesarz zaczął się nagle troszczyć o Belgię i popadł w ostry konflikt z Holandią, domagając się wolności żeglugi i twierdz bariery. Konflikt został zażegnany przy pośrednictwie Francji, bez żadnych korzyści dla cesarza, ale stawał się on teraz przysługi Francji w ważniejszej sprawie. Z końcem 1784 r. Józef II doszedł do porozumienia z usłużnym Karolem Teodorem co do wymiany Bawarii na Belgię, z której miało powstać Królestwo Austrazji. Dla tego planu trzeba było jednak uzyskać zgodę sukcesora Bawarii, księcia Zweibriicken, który był klientem Francji. Rada królewska w Wersalu zadecydowała w styczniu 1785 r., że ta zamiana przyniesie zbytnie wzmocnienie Austrii i że ewentualna zgoda Francji musi zależeć od zgody Prus. O zgodzie takiej oczywiście nie mogło być mowy. Fryderyk II wykorzystał tę inicjatywę cesarza, aby w całej Rzeszy uderzyć na alarm z powodu groźby "austriackiego despotyzmu". Król pruski zwołał kongres książąt do Berlina, gdzie w lipcu 1785 r. nawiązano książęcą ligę ( Fürstenbund). Rzecz miała w historii Rzeszy liczne precedensy, stanowiące w "republice książąt" odpowiednich polskich konfederacji. Do Furstenbundu obok Prus przystąpili trzej elektorowie: hanowerski (czyli król angielski), saski i arcybiskup moguncki, landgraf Hesji i Kassel, margrabia badeński, obaj książęta meklemburscy(Schwerin i Strelitz) oraz kilku pomniejszych książąt, zarówno protestanckich, jak katolickich. Niemiecka polityka cesarza poniosła kompletną porażkę, a garnięcie się książąt pod skrzydła pruskiego hegemona mogło stanowić zapowiedź przyszłego zjednoczenia Rzeszy przez Hohenzollernów. Fryderyk II zyskał wielką popularność w całych Niemczech. W gruncie rzeczy jednak ten sfrancuziały Prusak niewiele się troszczył o "republikę książąt", którą w głębi ducha pogardzał. Natomiast sen z powiek spędzało mu widmo sojuszu austriacko-rosyjskiego. Czarne rozmyślania wypełniały schyłek życia Fryderyka II. Swego następcę tronu uważał za lekkomyślnego niedołęgę, a w Józefie II widział groźnego rywala, który mu odbił Katarzynę. Przerażała go "potworna potęga" Rosji. Powracał we wspomnieniach do najgroźniejszych momentów z czasów wojny siedmioletniej. W swoim ostatnim testamencie politycznym napisał, że "za lat trzydzieści nie będzie może więcej mowy o imieniu Prus i domu brandenburskim". Niezbyt żałowany przez swoich poddanych, największy Prusak zmarł 17 VIII 1786 r. W Wiedniu i w Petersburgu wyczekiwano śmierci groźnego starca, aby podjąć wielkie plany w sprawie wschodniej. Ku tej sprawie zwróciły się ambicje pokonanego na terenie Rzeszy cesarza. 10. Zajęcie Krymu przez Rosję (1783). Czarnomorskie poczynania i plany Katarzyny II i Potiomkina Niepodległy Krym stał się oczywiście widownią politycznych intryg Rosji i Turcji. Ku Turcji ciążyły konserwatywne masy tatarskie, Rosja popierała "nowatorów", i osadziła na chańskim tronie Szahin Gireja (1776). W 1778 r. przeprowadzono przesiedlenie wszystkich chrześcijan z chanatu do Noworosji. Kiedy doszło do zasilanego przez Turków powstania przeciw nowemu chanowi, Rosja interweniowała zbrojnie na Krymie i w 1779 r. wymusiła na Porcie konwencję w Aynall-Kavak potwierdzającą postanowienia pokoju w Kuczuk-Kajnardży. Niepokoje na Krymie jednak nie ustawały i były podsycane przez Rosję, co dało jej pretekst do nowej zbrojnej interwencji w 1783 r. Szahin Girej abdykował i całe państwo krymskie wraz z Półwyspem Tamańskim i Kubaniem zostało przyłączone do Rosji. Turcja nie zdecydowała się na wojnę i uznała nowy stan rzeczy drugą konwencją w Aynall-Kavak (1784). Głównym reżyserem i wykonawcą operacji krymskiej był Potiomkin, który z racji tego sukcesu otrzymał tytuł księcia Taurydy. Z nazwiskiem Potiomkina łączy się ekspansja Rosji i rosyjskości nad Morzem Czarnym, przeprowadzana drogą stopniowej likwidacji Kozaczyzny i Tatarszczyzny. W 1764 r. na Ukrainie lewobrzeżnej, tzw. hetmańszczyźnie, zniesiono urząd hetmana i przekazano rządy Kolegium Małorosyjskiemu z Piotrem Rumiancewem na czele. Kraj podzielono na gubernie, a szlachtę ukraińską i starszyznę kozacką zrównano w prawach ze szlachtą rosyjską (1785). Umocniono reżim poddańczo-pańszczyźniany i postępowała rusyfikacja kraju, którego nazwę z Ukrainy zamieniono na Małorosję. Ostatnim ośrodkiem wolności kozackich była Nowa Sicz Zaporoska po likwidacji Starej Siczy przeniesiona w 1734 r. nad rzeką Podpolną. Siczowcy oddali duże usługi Rosji w czasie wojny z Turcją (1768-1774), ale potem stali się niewygodni i wkrótce Nowa Sicz została zniszczona, a Zaporożcy zostali przesiedleni na Kubań (dali początek Kozakom kubańskim). Wielkorządcą południowych kresów imperium był Potiomkin, od 1775 r. generał-gubernator guberni noworosyjskiej, azowskiej i astrachańskiej, a od 1783 r. zwierzchnik Krymu, czyli Prowincji Taurydzkiej. Potiomkin prowadził rozległą akcję kolonizacji stepów czarnomorskich, na których nadano ziemię znacznej liczbie szlachty i wielmożów związanych z czarnomorską ekspansją. Osadzono na tych obszarach chłopów z głębi Rosji, a także kolonistów niemieckich. Kolonizowano Rosjanami Krym. Powstały nowe miasta: Chersoń (1778), Jekaterynosław ( 1783) i Sewastopol (1784). Krym stał się bazą czarnomorskiej floty wojennej. Osiągnięcia księcia Taurydy w zakresie zasiedlania i zagospodarowania tych ziem były imponujące, nie obeszło się jednak bez propagandowej blagi. W 1787 r., w czasie triumfalnej podróży inspekcyjnej Katarzyny II, Potiomkin na trasie przejazdu gromadził "radosną" ludność i wznosił makiety osiedli (przysłowiowe "wioski potiomkinowskie"). Katarzyna II, Potiomkin i podkanclerzy Bezborodko, którzy przejęli po Paninie kierownictwo polityką zagraniczną Rosji, snuli rozległe czarnomorskie plany znajdujące się na pograniczu realnej polityki i fantastycznych rojeń. Powstał wówczas tzw. plan grecki, który przewidywał wskrzeszenie pod berłem wielkiego księcia Konstantego (młodszego wnuka Katarzyny II) cesarstwa bizantyńskiego, obejmującego Konstantynopol, właściwą Grecję, Macedonię, Trację i Bułgarię. Pomost między Rosją a nowym cesarstwem wschodnim miały stanowić księstwa rumuńskie (Mołdawia i Wołoszczyzna), połączone w "księstwo dackie" pod berłem Potiomkina. Potiomkin zakorzenił się też na polskim pograniczu, nabywając w 1784 r. od Lubomirskich i militaryzując rozległe latyfundium śmilańskie. Z tego tytułu książę Taurydy stał się polskim indygeną i poddanym Rzeczypospolitej. Przypisuje mu się, może nie bez podstaw, ambicje uzyskania polskiego tronu po Stanisławie Auguście. Bardziej konkretny wydaje się węższy plan przyłączenia części Ukrainy do "Dacji". W każdym razie bliskie koneksje Potiomkina z polską magnaterią wiązały się z czarnomorską polityką potężnego faworyta carowej i z jego chęcią do zapewnienia sobie udzielnej suwerenności w ramach wielkiego systemu imperialnego Rosji. Ostateczne rozwiązanie sprawy wschodniej, czyli całkowite usunięcie Turków z Europy, mogło być dokonane jedynie drogą wojny lub współdziałania Rosji z Austrią. Józef II od 1780 r. dążył do współdziałania. Wypadało się jednak zastanowić, czy włączenie do monarchii habsburskiej reszty europejskich posiadłości Turcji (a więc Bośni, Serbii, Czarnogóry i Albanii) oraz weneckiej Dalmacji zrównoważy ogromny rozrost potęgi rosyjskiej? I jak na takie "agrandissement" dworów cesarskich zareagują mocarstwa europejskie? Jednakże Fryderyk II spoczął w grobie i w podniecającej atmosferze dzielenia skóry na tureckim niedźwiedziu Józef II spotkał się z Katarzyną II wiosną 1787 r. w Chersoniu. Wielkie plany były jeszcze mgliste, ale Turcy mieli aż nazbyt wiele powodów do obaw. W trzy miesiące po spotkaniu cesarskiej pary Porta zaskoczyła Rosję nagłym wypowiedzeniem wojny. 11. Wojna wschodnia i wojna szwedzko-rosyjska (1787-1792) Za panowania Abdulhamida I (1774-1789), którego głównym zajęciem było kopiowanie Koranu, niewiele zmieniło się w osmańskim imperium. Podejmowano jednak próby modernizacji armii, założono szkołę fortyfikacji, sprowadzono z Europy inżynierów i oficerów artylerii. W związku z postanowieniami traktatu w Kuczuk-Kajnardży osłabła kontrola Porty nad prowincjami bałkańskimi i zmniejszyły się płynące stamtąd do Stambułu haracze. Francja za panowania Ludwika XVI i ministerium Vergennesa przestała odgrywać aktywną rolę polityczną na wschodzie i nakłaniała Turcję do ustępstw w czasie obydwóch kryzysów krymskich (w 1779 i 1783 r.). Zawiodła Austria jako spodziewana osłona przed rosyjską ekspansją. Zagrożona Turcja znalazła wprawdzie nowych doradców w Londynie i w Berlinie, ale była zdana na własne siły. W kraju zabliźniły się już rany zadane przez wojnę i ciągłe ustępstwa na rzecz niewiernych wyczerpały cierpliwość to ospałych, to znów porywczych Turków. W 1787 r. nastąpiła w Stambule jedna z tych nagłych eksplozji fanatyzmu ożywionego religijnym ideałem świętej wojny. Bezpośrednią przyczyną zerwania z Rosją były spory o żeglugę w cieśninach i o zakres działania rosyjskich konsulów na Bałkanach, a zwłaszcza sytuację na Kaukazie. W 1783 r władca połączonych królestw gruzińskich (Kartlii i Kachetii) Herakliusz II zawarł z Rosją układ o przyjęciu protektoratu carskiego (tzw układ georgijewski). Turcja obawiała się powtórzenia operacji krymskiej i zetknięcia z Rosją jeszcze i na północno-wschodniej granicy imperium. Nie uzyskawszy satysfakcji w spornych sprawach Porta w sierpniu 1787 r. znienacka wypowiedziała wojnę i rozpoczęła działania ofensywne na lądzie i morzu. Początkowy impet turecki zaskoczył Rosjan i zawiodło naczelne dowództwo w ręku Potiomkina. Uwikłany trudnościami natury wewnętrznej Józef II z ociąganiem wypełnił tajne zobowiązania sojusznicze, przystępując do wojny z Turcją dopiero w lutym 1788 r. Niepokojąca zrazu sytuacja w strefie czarnomorskiej została opanowana, kiedy spadło na Rosję niespodziewane uderzenie z północy. W lecie 1788 r. Gustaw III bez wypowiedzenia wojny rozpoczął na szeroką skalę zakrojone działania morskie i poprowadził ofensywę lądową z Finlandii na niemal ogołocony z wojsk Petersburg. Akcja floty zawiodła jednak, a źle dowodzona i kiepsko uzbrojona armia szwedzka ugrzęzła. Paraliżująco działała wewnętrzna opozycja i powstanie fińskich separatystów, dążących do poddania tej prowincji pod protektorat Rosji. Zagroziła również Szwecji Dania, która wypełniając swoje zobowiązania sojusznicze względem Rosji przystąpiła do krótkotrwałych zresztą działań wojennych. Szwedzki poryw, czyniący zrazu wielkie wrażenie, spalił więc na panewce. Ciągnąca się jeszcze przez dwa lata wojna szwedzko-rosyjska ograniczała się głównie do prowadzonych ze zmiennym szczęściem działań morskich i nie miała większego wpływu na przebieg wojny wschodniej. Pod koniec 1788 r. Potiomkin po długim i kosztownym oblężeniu zdobył Oczaków. a w 1789 r. Suworow odniósł świetne zwycięstwa pod Fokszanami i nad Rymnikiem w Mołdawii. W grudniu 1790 r. Rosjanie zdobyli szturmem kluczową twierdzę turecką nad Dunajem - Izmaił. Równocześnie flota czarnomorska admirała Fiodora Uszakowa odnosiła zwycięstwa morskie pod Fidonisi (1788), Tendrą (1790) i Kaliakrą (1791). Gorzej powodziło się Austriakom, którzy zrazu ponosili porażki w Bośni i w Serbii, ale w 1789 r. zdołali zdobyć Belgrad i zajęli część Wołoszczyzny. Józef II z właściwym sobie biurokratycznym zapałem zaczął już organizować austriacką administrację na okupowanych terenach, ale postępy armii cesarskich na Bałkanach zostały wstrzymane nie tyle z powodu oporu Turków, ile ze względu na rozwój sytuacji międzynarodowej. Dwory cesarskie spodziewały się mieć osłonę dla swej wschodniej polityki w życzliwej neutralności Polski i w przymierzu francusko-austriackim. Przeżywająca jednak właśnie przedrewolucyjny kryzys Francja przestała się liczyć w Europie, na skutek czego Anglia i Prusy miały wolne ręce. Na wiosnę 1788 r. powstało przymierze Anglii, Prus i Holandii, które nieformalnie wiązało się z będącymi w stanie wojny Turcją i Szwecją, a swymi wpływami ogarnęło Polskę. Powstał wielki "system federalny", którego celem było powstrzymanie postępów dworów cesarskich. Taki cel przyświecał w każdym razie Wielkiej Brytanii. Cele pruskie były bardziej skomplikowane. Na początku wojny wschodniej Hertzberg znów wyłożył swój plan zamienny. W zamian za nabytki Austrii na Bałkanach Józef II miał oddać Polakom Galicję, a oni Prusom Gdańsk i Wielkopolskę. Przeciw tego rodzaju kombinacjom Rosja i Austria zawarły w maju 1788 r. tajną konwencję o nienaruszalności granic polskich ustalonych w pierwszym rozbiorze. Prusy jednak zręcznie zagrały w Polsce na niepodległościowej strunie i w czasie Sejmu Czteroletniego pozyskały dla zamiennego planu przywódców tzw. stronnictwa patriotycznego. Rzeczpospolita zrzuciła carską gwarancję i zamknęła swe granice dla przechodu rosyjskich wojsk, liwerantówi magazynów wojskowych. Bardzo to utrudniło zaopatrywanie armii czarnomorskiej i wywołało wielką urazę Katarzyny II. Dalszym krokiem Prus było zawarcie w styczniu 1790 r przymierza z Turcją i w marcu tego roku przymierza z Polską. Traktaty te były skierowane przeciw Austrii i wojska pruskie koncentrowały się na granicy czesko-morawskiej. W Polsce przygotowywano plan wzniecenia powstania w Galicji. Wszystko to miało służyć realizacji planu zamiennego, w myśl którego Turcja miała ponieść koszty całego przesilenia, a Prusy wyciągnąć czysty zysk. Na tej zasadzie podjęto w czerwcu 1790 r. rokowania austriacko-pruskie w Reichenbach (Dzierżoniowie), jednakże na cesarskim tronie zastąpił zmarłego w lutym tego roku Józefa II jego bardzo zrównoważony i rozsądny brat Leopold II. Nie chciał on okupować nabytków na Bałkanach kosztem tak znacznego wzmocnienia Prus i zdecydował się na zlikwidowanie wschodniej polityki swego poprzednika. Austria postanowiła wycofać się z wojny z Turcją bez nabytków terytorialnych i na tej zasadzie podpisała z Prusami konwencję w Reichenbach (27 VII 1790), a potem zawarła z Portą pokój w Swisztowie (Sistowa) (4 VIII 1791). Chcąc nie chcąc Prusy swym szantażem wyrządziły przysługę Turcji i wyszły z całego kryzysu z pustymi rękoma. Niemal równocześnie z podpisaniem konwencji w Reichenbach Szwecja (odniósłszy sukcesy na morzu) zawarła pokój z Rosją w Varala ( 14 VIII 1790) na zasadzie terytorialnego status quo. Katarzyna II wyrzekła się jednak interpretowania dawnych traktatów rosyjsko-szwedzkich jako uprawnień do ingerowania w wewnętrzne sprawy Szwecji. Została więc zlikwidowana ta ciążąca nad Szwecją pozostałość "ery wolności". Pozbawiona zarówno szwedzkiego przeciwnika, jak i austriackiego sojusznika, Rosja kontynuowała samotnie wojnę z Turcją. Utrzymywało się napięcie między Anglią i Prusami a Rosją. Anglia pilnowała równowagi na wschodzie i przygotowywała się do zastąpienia handlu z Rosją handlem z Polską. Prusy, nie mogąc uzyskać od Rzeczypospolitej Gdańska i Wielkopolski bez ekwiwalentu galicyjskiego, chciały podtrzymać opór turecki i grożąc osji wojną wytargować jakiś "ekwiwalent". W Berlinie zawsze zresztą rozważano możliwość "pacyfikacji" kosztem Polski. Wśród tych nacisków Rosja zdecydowała się ograniczyć swoje roszczenia terytorialne i 9 I 1792 r. zawarła z Turcją pokój w Jassach, zyskując jedynie niewielki kawałek wybrzeża Morza Czarnego między Bohem a Dniestrem (Jedysan). Potiomkin zmarł w październiku 1791 r. nie doczekawszy się pokoju. Rozwiały się wielkie plany greckie Katarzyny i księcia Taurydy. Odłożywszy te plany ad acta Rosja zajęła się Polską. 12. Drugi rozbiór Polski (1793) Wraz z końcem wojny wschodniej i drugim rozbiorem Polski wykraczamy poza zakres chronologiczny tej książki. Rewolucja francuska jako czynnik zrazu eliminujący mocarstwową pozycję monarchii Ludwika XVI, a później jako zarzewie toczonej od wiosny 1792 r. wojny Austrii, a potem i Prus z Francją, niewątpliwie zaważyła na wschodnich i polskich powikłaniach. W naszym jednak przekonaniu zaważyła w sposób drugorzędny; dlatego też sprawę zawężloną w latach 1787-1788 należy tutaj doprowadzić do końca. Zwłaszcza iż można zauważyć uderzający paralelizm między mechanizmami politycznymi, które doprowadziły do pierwszego i do drugiego rozbioru. Na progu wojny wschodniej Stanisław August zabiegał o wprowadzenie Polski do sojuszu dworów cesarskich i wzięcia udziału w ewentualnym rozbiorze Mołdawii. Król obawiał się zwłaszcza, aby nie powtórzyła się sytuacja z czasów konfederacji barskiej, żeby w korzystającej z zaabsorbowania sił rosyjskich na wschodzie Polsce nie dokonał się antyrosyjski zwrot, za który kiedyś przyjdzie drogo zapłacić. W Petersburgu liczono się również z tą możliwością antyrosyjskiego zwrotu, ale przypuszczano, że właśnie czynne związanie się Polski z dworami cesarskimi może doprowadzić do podsycanej przez Prusy konfederacji. Oczekiwano więc od Polski jedynie życzliwej neutralności, a w końcu na usilne naleganie Stanisława Augusta zgodzono się na mało znaczący traktat o polskim korpusie posiłkowym. I to jednak wystarczyło, aby Prusy wystąpiły z ostrym protestem i pozyskały sobie większość sejmową. Stanisław August utracił kierowniczą rolę, a Polska znalazła się w obozie przeciwników Rosji i Austrii. System dotychczasowej kurateli nad Rzecząpospolitą jako element imperialnej polityki Rosji nie zdał egzaminu. Pozostawały trzy możliwości: 1) rezygnacja z protektoratu, 2) zacieśnienie kurateli, 3) nowy rozbiór. Pierwszej możliwości dumna i mściwa imperatorowa nie brała pod uwagę. Na rzecz zajęcia Ukrainy działało, podobnie jak w latach 1771-1772 powstrzymanie ekspansji rosyjskiej nad Morzem Czarnym. Trzeba było uzyskać jakieś "odszkodowanie" za koszty ciężkiej czteroletniej wojny. Po uzyskaniu ziem między Bohem a Dniestrem nęciło zajęcie oskrzydlonej U krainy i uczynienie z niej solidnej bazy dla dalszej ekspansji na Bałkany. Carskich dygnitarzy i faworytów pociągały nadzieje na nadania dóbr w inkorporowanych prowincjach. Natomiast jednostronny zabór był wobec świętej zasady równowagi niemożliwy, a myśl o dzieleniu się Polską ze znienawidzonym Fryderykiem Wilhelmem II była dla Katarzyny niemiła. Bardziej dogadzałoby dumie imperatorowej rzucenie na kolana całej Rzeczypospolitej. Uczyniła to w 1792 r. montując konfederację targowicką i wprowadzając do Polski zwolnioną z czarnomorskiego frontu stutysięczną armię. Jednakże po doświadczeniach z lat konfederacji barskiej i Sejmu Czteroletniego wolno było mniemać, że utrzymanie tak rozległej i politycznie rozbudzonej Rzeczypospolitej pod ścisłą kuratelą jest to syzyfowa praca, że przy każdej zmianie sytuacji międzynarodowej może się powtórzyć rok 1768 czy 1788. A w Europie owych czasów nie zanosiło się na pokojową stabilizację. Jeśli w Petersburgu wahano się między jeszcze jedną próbą rozciągnięcia kurateli nad całością Rzeczypospolitej a rozbiorem, to przeważył szalę rozwój wypadków na Zachodzie. Wojna z rewolucyjną Francją nabrała charakteru monarchicznej krucjaty. Powstała wielka koalicja, w której montowaniu bardzo czynny udział brała Katarzyna. Armia pruska, wciąż uważana za najlepszą w Europie, nie wysilała się na francuskim froncie, stojąc w znacznej części przy polskiej granicy. Prusacy domagali się rozbioru Polski, grożąc, że w przeciwnym razie wycofają się z wojny z Francją i zajmą się czuwaniem nad równowagą w środkowej Europie, tak zachwianą przez rosyjską okupację całej Rzeczypospolitej. W tej sytuacji ponosząca główny ciężar wojny Austria zgłosiła swoje desinteressement wobec spraw polskich, uzyskawszy od Prus zgodę na swój tak upragniony projekt zamiany Belgii na Bawarię. Rokowania rosyjsko-pruskie doprowadziły do podpisania 23 I 1793 r. w Petersburgu konwencji rozbiorowej. Prusy otrzymały 58 tys. km2. a Rosja 250 tys. km2. Tym razem Katarzyna II wzięła sobie pars leonis rekompensując upadek greckich planów. 13. Rozbiory Polski przejawem kryzysu starego ładu Rozbiory Polski to w dziejach europejskich stosunków międzynarodowych doby nowożytnej fakt szczególny i symptomatyczny. W literaturze historycznej często spotykamy się z odmiennym zdaniem. Mówi się o licznych analogiach,jak reuniony Ludwika XIV rozbiory posiadłości hiszpańskich Habsburgów i prowincji szwedzkich na początku stulecia, żonglowanie tronami włoskimi, plany rozbioru posiadłości austriackich i zabór Śląska przez Prusy, plany rozbioru posiadłości pruskich w dobie wojny siedmioletniej, wreszcie szarpanie terytorium imperium osmańskiego. W naszym przekonaniu tylko te ostatnie operacje są porównywalne z rozbiorami Polski, przy czym zachodzi jeszcze ta różnica, że Turcję przykrawano w wyniku przegranych przez nią wojen, a Polskę rozbierano w następstwie interwencji w jej wewnętrzne sprawy. Inne obyczaje międzynarodowe panowały w Europie, a inne w Azji. Państwa azjatyckie miały bardziej płynne granice i prostszą strukturę wewnętrzną. Taki poniekąd charakter miały i wschodnioeuropejskie granice w XVII w., a więc granica polsko-rosyjska, polsko-turecka i turecko-habsburska. Granica polsko-rosyjska ustaliła się po rozejmie andruszowskim ( 1667), granice tureckie pozostały płynne. Na zachód od tej linii rozpościerała się stara republika chrześcijańska, której państwa miały strukturę "ziarnistą". Były to konglomeraty królestw, księstw, hrabstw, biskupstw czy republik miejskich, stanowiące skomplikowaną mozaikę partykularyzmów. W walkach między mocarstwami naruszano niekiedy te struktury, wyrywając z nich jakieś skrawki o szczególnym znaczeniu strategicznym, jakieś fortece czy "bariery". Były to jednak zabory czy rozbiory o charakterze marginesowym. Wojenna i dynastyczna gra mocarstw toczyła się natomiast o pewne całości, o owe księstwa i prowincje, które zmieniały suwerenów, ale przechodząc pod nowe panowanie zachowały swój kształt terytorialny i swoje wewnętrzne struktury. Była to istotna właściwość Europy starego ładu, czyli Europy starych przywilejów i praw. Owe przywileje i prawa bywały na różne sposoby naciągane, tak jak każdy system prawny bywa naruszany przez życie. System jednak trwał i manewrujących w nim ludzi zmuszał do nie lada prawniczej inwencji, aby uzasadniać dokonywane przesunięcia suwerenności i podboje, ale nie rozbiory. W stosunku do Polski zastosowano w wieku Oświecenia nowe obyczaje. Gdyby np. Rosja oderwała od Polski całe Wielkie Księstwo Litewskie, to rzecz mieściłaby się w regułach gry starego ładu. Ale szarpano terytorium, przykrawając je według biegu rzek, według geopolitycznego "widzimisię". Rzeczpospolita miała stosunkowo mało ziarnistą strukturę, ale rozbiorcy, choć rozprawiali o województwach, powiatach i starostwach, nie liczyli się i z tymi wewnętrznymi granicami. Najwięcej jeszcze reliktów mentalności starego ładu wykazał gabinet wiedeński, który, aby uzasadnić swą uzurpację, wymyślił historyczno-prawną fikcję królestwa Galicji i Lodomerii. W czasie pierwszego rozbioru przykładano nieco starań również w Berlinie i w Petersburgu, aby wynajdować jakieś preteksty prawne. W czasie drugiego rozbioru już nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi błahostkami. Miejsce starego systemu prawnego bez osłonek zajął "racjonalistyczny" system równowagi, zaokrąglenia, motywacji ekonomicznych, geograficznych i strategicznych. Rozbiory Polski w dziedzinie stosunków międzynarodowych stanowiły najbardziej wymowny przejaw kryzysu starego ładu epoki, w której przestawano oglądać się na motywacje historyczno-prawne, a jeszcze nie proklamowano praw ludów i narodów. Monarchowie, zaliczani do najwybitniejszych luminarzy oświeconego absolutyzmu, zarówno w polityce wewnętrznej, jak zagranicznej otwarcie zrywali ze starym obyczajem i ze starym systemem prawnym. Ten proceder rozbijania ziarnistych struktur państwowych starego ładu został na szeroką skalę zastosowany w dobie wojen i podbojów rewolucyjnych i napoleońskich. Kiedy na Kongresie Wiedeńskim podjęto próbę częściowej restauracji starego ładu, zarówno owym zaborczo-rozbiorowym praktykom, jak narodowemu irredentyzmowi postarano się w 1815 r. postawić zaporę w postaci zasady legitymizmu. Rozdział drugi Sukcesy i załamania oświeconego absolutyzmu 1. Oświecony absolutyzm, jego prekursorzy i jego cechy istotne Określenia "legalny (wdrażający prawa natury) despotyzm" po raz pierwszy użył w 1767 r. francuski fizjokrata Mercier de la Riviere. Swą wielką karierę w historiografii termin "oświecony absolutyzm" (der aufeklairte Absolutimus) zawdzięcza jednak historykom niemieckim z połowy XIX w. Aczkolwiek Mercier de la Riviere traktował "oświecony despotyzm" jako zjawisko pozytywne, to jednak połączenie pojęcia oświecenia ze zdyskredytowanym pojęciem despotyzmu ma w sobie coś ambiwalentnego. Tę ambiwalencję niesie ze sobą funkcjonujący do dziś w historiografii francuskiej i angielskiej termin: "oświecony despotyzm". Natomiast wylansowane przez Niemców i szeroko przyjęte pojęcie "oświeconego absolutyzmu" miało zabarwienie jednoznacznie pozytywne. Ostatnio poddaje się w wątpliwość, czy można wyodrębnić oświecony absolutyzm jako oryginalną formę rządów, jakościowo odmienną od klasycznego absolutyzmu XVII w. Za takim wyodrębnieniem opowiedział się Henri Pirenne, mówiąc o "racjonalizacji państwa". Wielu współczesnych historyków uważa natomiast oświecony absolutyzm za "niemiecki wymysł" zawierający w sobie contradictio in adiecto. Ich zdaniem można jedynie mówić o absolutyzmie w czasach Oświecenia: filozofowie Oświecenia i monarchowie byli sobie współcześni i oddychali tą samą atmosferą epoki, ale nie szli wspólną drogą. Zbieganie się i rozchodzenie ścieżek monarchów i filozofów to jedno z bardziej pasjonujących zagadnień tych czasów. Sądzę jednak, że oświecony absolutyzm jest pojęciem odpowiadającym pewnej historycznej rzeczywistości, jakkolwiek wokół tego pojęcia narosło sporo nieporozumień. Jeśli jakiś monarcha w drugiej połowie XVIII w. zakładał manufaktury i prowadził merkantylistyczną politykę gospodarczą, łamał partykularyzmy i przywileje stanowe rozbudowując scentralizowaną administrację, wznosił piękne rezydencje i protegował artystów, a do tego założył jeszcze jakąś akademię nauk czy szkołę rycerską, to w potocznym ujęciu są to wszystko kwalifikacje, aby zaliczyć go w poczet oświeconych absolutystów. Przy takim postawieniu sprawy nie jest rzeczą dziwną, że niektórzy historycy francuscy protestują przeciw twierdzeniu, jakoby we Francji nie było oświeconego absolutyzmu i jako prototyp oświeconego absolutysty wysuwają Ludwika XIV. W takim jednak wypadku pojęcie oświeconego absolutyzmu traci sens i wystarczy mówić o absolutyzmie w ogóle. Za panowania Ludwika XIV powstał we Francji klasyczny prototyp monarchii administracyjnej i monarszego mecenatu w dziedzinie kultury. Nieco później Piotr I dał przykład monarchy-reformatora, w sposób gwałtowny zmieniającego struktury państwowe i starającego się modelować społeczeństwo według z góry powziętego planu. Centralistyczny biurokratyzm Ludwika XIV i woluntarystyczny reformizm Piotra I były to wzory wychwalane przez pisarzy i przyświecające monarchom XVIII w. Mieści się to jednak w obrębie dziejów absolutyzmu w ogóle. Mając do czynienia z łańcuchem następujących po sobie pokoleń oczywiście zawsze występują elementy jakiegoś prekursorstwa. W wypadku Ludwika XIV i zwłaszcza Piotra I można np. dostrzegać pewne prekursorstwo oświeconego absolutyzmu w ich cezaropapizmie i poczynaniach na terenie szkolnictwa. W arystokratycznych czy oligarchicznych reakcjach, które nastąpiły po ich rządach, można widzieć również pewne analogie do reakcji wywołanych przez reformatorską działalność rządów monarchicznych z drugiej połowy XVIII w. Ludwik XIV był jednak klasycznym monarchą z Bożej łaski i rzecznikiem nietolerancji religijnej, Piotr I zaś był okrutnym despotą. Cechą istotną oświeconego absolutyzmu była natomiast sekularyzacja państwa i ucywilizowanie stosunków prawnych. Zasadnicze różnice między "klasycznym" a "oświeconym" absolutyzmem należy też upatrywać w sferze motywacji ideologicznych. Głównymi składnikami doktryny oświeconego absolutyzmu są: 1) umowa społeczna, 2) wolność indywidualna czy też wolność cywilna obywatela, 3) prawo natury. Wszystkie te teorie politologów XVII i XVIII w. zostały zinterpretowane na rzecz absolutnej władzy monarchy, któremu przysługuje kuratela nad swymi jak gdyby małoletnimi poddanymi. Według teorii umowy społecznej źródłem suwerenności jest lud. W trybie jakiejś fikcyjnej dobrowolnej umowy lud rezygnuje ze swej "pierwotnej wolności", której nie umie użyć, i oddaje się pod władzę monarchy. Monarcha rządzi z mandatu i w interesie ludu, który na jego rzecz wyzbywa się wszelkich wolności i praw politycznych. Obywatelom (ten republikański termin coraz częściej zastępuje monarchiczną nazwę "poddany") natomiast powinna przysługiwać wolność osobista i wolność cywilna. Wolność osobista wyzwoli inicjatywę i aktywność gospodarczą. Wolność cywilną zapewni opieka sądownictwa orzekającego na podstawie jednolitych w całym kraju praw cywilnych i kryminalnych. Mówi się również o wolności opinii. Uznając jednak, że "lud jest głupi i barbarzyński" (Wolter), wolność głoszenia opinii zastrzega się jedynie dla wąskiego grona oświeconych. Zadaniem filozofów jest odczytywanie zatartych przez "barbarzyństwo", ale obiektywnie istniejących praw natury. Właściwie odczytane prawa nie mogą podlegać dyskusji, odzwierciedlają bowiem naturalny porządek rzeczy. Dotyczy to również praw rządzących społeczno-gospodarczym i politycznym życiem ludów i narodów. Filozofowie są powołani do odkrywania praw natury, a monarchowie do wprowadzania ich w życie. Doktryna oświeconego absolutyzmu doraźnie działała na rzecz umocnienia władzy monarszej. Nie bez racji zwolennicy tej doktryny głosili, że wolności polityczne są wyzyskiwane przez wąskie kręgi oligarchów i "małych despotów", którzy odmawiają ogółowi "obywateli" nie tylko wolności politycznej, ale i cywilnej. Zachodziło jednak pytanie, co będzie, kiedy pod kuratelą monarchy suwerenny lud oświeci się i wychodząc z "małoletniości" osiągnie dojrzałość? Pozbawiona religijnych charyzmatów, zeświecczona władza monarsza traciła swój pozaczasowy, wiekuisty charakter stając się czymś historycznym i relatywnym. Władza ta wyrosła ze społeczno-prawych układów starego ładu i była związana z arystokracją. Zarówno "klasyczni", jak i "oświeceni" absolutyści starali się jak najściślej podporządkować sobie arystokrację, a równocześnie opierali się na niej. Tam, gdzie istniało silne mieszczaństwo, a więc na Zachodzie, monarchowie mogli awansować i uszlachcać mieszczan. Tam, gdzie pozycja społeczna szlachty była dominująca, a więc na Wschodzie, monarchiczna biurokracja miała bardziej szlachecki charakter. Wszędzie monarchia była w rzeczywistości mandatariuszem uprzywilejowanych, a nie abstrakcyjnego ludu. Jeśli popadała w ostry konflikt z uprzywilejowanymi, to podważała swoją społeczną bazę. Jeśli prowadziła do "upełnoletnienia" ludu, to podważała tę bazę w sposób jeszcze bardziej radykalny. Jeśli zrywała z doktryną monarchii z bożej łaski, to naruszała samą podstawę ideologiczno-prawnej struktury starego ładu. Refleksje filozofów i monarchów nie wybiegały na ogół tak daleko. Między doktrynerstwem filozofów a pragmatyzmem monarchów dochodziło jednak do nieuniknionych starć. Dobrze oddają to słowa z listu Katarzyny II do Diderota: "z tymi waszymi wielkimi zasadami można by zrobić piękne książki, ale bardzo kiepską robotę. Wy pracujecie jedynie na papierze, a ja, biedna cesarzowa, pracuję na ludzkiej skórze, która jest dużo bardziej łaskotliwa i drażliwa". Istotą zarówno nieoświeconego, jak i oświeconego absolutyzmu była "praca na ludzkiej skórze", czyli rządzenie w zmieniających się warunkach społecznych i w zmieniającej się atmosferze intelektualnej. W praktyce rządowej absolutystów czasów Oświecenia można wskazać pewne charaktery styczne tendencje. Jest to dążność do podporządkowania Kościoła państwu, w krajach katolickich połączona często z ostrym antyklerykalizmem skierowanym zwłaszcza przeciw zgromadzeniom zakonnym. Jest to polityka tolerancji religijnej, która ma wygasić w państwie spory wyznaniowe i zachęcić do osiadania w kraju różnowierców. Jest to wprowadzanie zasad humanitaryzmu w prawie karnym i dążenie do reformy sądownictwa, zapewniającego "obywatelom" wolność cywilną. Są to reformy społeczne, mające na celu podniesienie produkcyjnej wydajności chłopów potrzebnych państwu jako żywiciele, płatnicy podatków i dostarczyciele rekruta. Jest to wreszcie troska o rozbudowę szkolnictwa o ukierunkowaniu praktycystycznym. Nie wszystkie te tendencje wystąpią równocześnie w poczynaniach poszczególnych monarchów i ministrów zaliczanych w poczet przedstawicieli oświeconego absolutyzmu. Zawsze będą one podporządkowane nadrzędnym racjom polityki wojny. W tej ostatniej sprawie zachodzi stały rozdźwięk między głoszącymi pacyfizm filozofami a wojowniczymi przedstawicielami oświeconego absolutyzmu. Nie sposób określić ściśle datę, kiedy kończy się klasyczny, a zaczyna oświecony absolutyzm. Użyteczną konwencją jest jednak posługiwanie się rokiem 1763 jako datą graniczną. Po owym roku rozpoczęła się w większości krajów europejskich era długotrwałego pokoju, w czasie którego rządy wiele uwagi poświęciły odbudowie wyczerpanej wojnami gospodarki państwowej oraz reformom ustrojowym, kościelnym i szkolnym. Na widowni pojawi się nowe pokolenie monarchów i mężów stanu, wśród których nie zabraknie ludzi skłonnych do filozoficznego doktrynerstwa. Wypada jednak dać pierwszeństwo człowiekowi, który w 1763 r. nie był nowicjuszem w "pracy na ludzkiej skórze", który przyjaźnił się z filozofami i głosił filozoficzne poglądy, ale nie był doktrynerem, a który jako senior wśród oświeconych absolutystów służył im przykładem. Według słów młodego Goethego Fryderyk II "był gwiazdą polarną, wokół której obracały się Niemcy, Europa i cały świat". 2. Fryderyk II prototypem "Filozofa na tronie" Postać Fryderyka II zawsze wywoływała żywe kontrowersje, a ostatnio, w związku z ugruntowaniem się negatywnej oceny roli pruskiego militaryzmu w dziejach Niemiec, królów ma zdecydowanie "złą prasę". Odzywają się nawet głosy, aby zdobywcę, zaborcę i wiarołomcę wykluczyć z szeregów oświeconych absolutystów. Podkreśla się, że nie naruszył on stanowej struktury Prus, opierał się na szlachcie i niewiele zdziałał w zakresie reform chłopskich. Nie można zgodzić się z takim poglądem, który niesłusznie utożsamia oświecony absolutyzm z daleko idącymi reformami społecznymi, i nie liczyć się z opinią, którą Fryderyk II cieszył się wśród współczesnych, oraz z wpływem, który na nich wywarł. Można przyznać, że wielka działalność reformatorska i gospodarcza króla pruskiego po 1763 r. pozostaje w obrębie monarchii biurokratycznej, ale nie można zaprzeczyć jego prekursorstwa w zniesieniu tortur i w reformie sądownictwa. Na lata powojenne przypada wreszcie ważna inicjatywa Fryderyka II w dziedzinie powszechnego nauczania. Za jego panowania rozwinął się w państwie pruskim typ średniej szkoły, nastawionej głównie na umiejętności praktyczne, tzw. szkoły realnej. W duchu praktycyzmu zreformowano również uniwersytety we Frankfurcie i Królewcu. W 1763 r Fryderyk ogłosił powszechny przymus szkolny. Koniec wojny siedmioletniej dał wówczas sposobność zatrudnienia jako nauczycieli, obok kościelnych i organistów, wielu byłych wojskowych i inwalidów. Ci improwizowani pedagodzy nadrabiali brak zawodowych kwalifikacji kapralskim drylem. Poziom pruskich szkół ludowych był zrazu bardzo niski, ale nauczanie stawało się istotnie powszechne. Już w latach trzydziestych zaczęto zakładać pierwsze seminaria nauczycielskie, których wychowankowie wchodząc w szeregi nauczycielstwa stopniowo podnosili jego poziom. W programach nauczania Fryderyk II kładł nacisk na umiejętności użyteczne w życiu gospodarczym. W tym kierunku eksperymentował w swych dobrach bogaty właściciel ziemski Friedrich von Rochow, zakładając elementarne szkoły rolnicze. Wypracowany przez Rochowa model szkoły chłopskiej ( Bauernschule ) uzyskał aprobatę władz i został na szeroką skalę wprowadzony w szkolnictwie państwowym. W ostatnich dziesięcioleciach XVIII w. rozwinęły się w Prusach również niższe szkoły zawodowe ( Industrieschulen), przysposabiając dzieci do pracy w manufakturach. W 1778 r. Rochow zorganizował nowoczesne seminarium nauczycielskie w Halberstadt, za czym poszła ogólna reforma seminariów. Z końcem XVIII w. mieszkańcy państwa pruskiego byli w swej masie lepiej edukowani niż ludność jakiegokolwiek kraju europejskiego. Stanowiło to jedną z istotnych przesłanek mocarstwowej kariery Prus w XIX w. i było przedmiotem naśladownictwa. Reformator sądownictwa i szkolnictwa zajmuje jednak centralne miejsce wśród oświeconych absolutystów głównie z powodu swej postawy króla-filozofa w osiemnastowiecznym tego słowa znaczeniu. Sławiony przez Woltera i jego "republikę literacką", Fryderyk popierał "filozofów" i częściowo podzielał ich poglądy, ale też zręcznie zaprzęgał pióra i talenty w służbę swej polityki. Schlebiał im, oświadczając: "Filozofowie uczą tego, co być powinno, a królowie istnieją jedynie po to, aby wykonywać to, co wyście pojęli". Tak częsta niezgodność owego oświadczenia z czynami Fryderyka nie zmienia faktu, że dzięki niemu powstał prototyp filozofa na tronie. Będąca zastosowaniem teorii umowy społecznej fryderycjańska maksyma o królu jako "pierwszym słudze państwa" zrobiła karierę światową. Prusy stały się nie tylko krajem pełnej tolerancji religijnej, ale Fryderyk II był chyba pierwszym królem afiszującym się ze swoją pogardą dla religii. Berlin i Poczdam zyskały w Europie renomę ogniska wolnomyślicielstwa. Wprawdzie królewska cenzura tłumiła wszelką wolność opinii w zakresie spraw politycznych, do dobrego tonu należało jednak pokpiwanie z duchownych i religii. A to stanowiło w ówczesnej Europie najbardziej zapalny aspekt walki o wolność opinii. Fryderycjańskie wolnomyślicielstwo szerzyło się oczywiście jedynie w kręgach elitarnych, ale i filozofowie z Wolterem na czele byli zgodni, że religia jest jednak użyteczna dla ludu w obrębie tego, co władza świecka uzna za stosowne. Chyba jeszcze żaden monarcha z Bożej łaski nie przekazał swoim następcom tego rodzaju pouczeń, jakie zawarł Fryderyk II w swym testamencie politycznym z 1752 r.: "Jest rzeczą bardzo obojętną dla polityki, czy władca ma religię, czy też jej zgoła nie posiada. Wszystkie religie, kiedy je zbadać, okazują się oparte na systemie bajecznym, mniej lub bardziej absurdalnym. Jest rzeczą niemożliwą, aby rozsądny człowiek wniknąwszy w tę materię nie dostrzegł błędu. Ale te przesądy, te błędy i cudowności są stworzone dla ludzi i trzeba mieć na tyle szacunku dla publiczności, aby jej nie gorszyć w kulcie, jakiejkolwiek religii by ów kult dotyczył". Fryderyk II tolerował w swym państwie wszystkie wyznania i wszystkimi pogardzał, ze szczególną wrogością odnosił się jednak do katolicyzmu i papiestwa. Oświecony absolutysta pryncypialnie zwalczał katolicką doktrynę o dualizmie władzy świeckiej i duchownej, a w papieskim Rzymie widział główną cytadelę ciemnoty i przesądów. "Przednią strażą" (la sentinelle avancee) tej cytadeli nazywał jezuitów. 3. Zniesienie zakonu Jezuitów (1758-1773) i ofensywa monarchistycznych rządów przeciw papiestwu. Pontyfikat Piusa VI (1775-1799) Wraz ze śmiercią Benedykta XIV zakończył się okres zawieszenia broni między papiestwem a katolickimi monarchiami oraz próby paktowania Kościoła z "filozofami".Za pontyfikatu gorliwego promotora kultu Serca Jezusowego, Klemensa XIII (1758-1769), została potępiona Encyklopedia ( 1759), pisma Helvetiusa, Hołbacha i J. J. Rousseau ( 1763) oraz febronianizm ( 1764). Encyklika przeciw "modernizmowi" ( 1766) usztywniła doktrynę kościelną. Nadeszły lata największego napięcia między Rzymem a "republiką literacką" i rządami katolickich monarchii. Filozofowie oraz zarówno oświeceni, jak i nieoświeceni absolutyści połączyli się w walce z jezuitami. "Straż przednia" była to rozciągająca się od Ameryki Łacińskiej po białoruskie i ukraińskie kresy Rzeczypospolitej potęga zorganizowana w 50 prowincjach zakonnych. Zwany "czarnym papieżem" generał Towarzystwa Jezusowego miał pod swym rządem około 700 kolegiów, 170 seminariów, 270 misji, 1500 kościołów i ponad 24 tys. zakonników. Wiadomo, jak wielką rolę odegrali jezuici w potrydenckiej kontrofensywie katolicyzmu. W XVIII w. rozszerzali swoją sieć szkolną i misyjną oraz przeobfitą działalność wydawniczą. Jako spowiednicy większości monarchów mieli duże wpływy polityczne i udział w szafowaniu kościelnymi beneficjami. Wraz z rozwojem zamorskich kolonii rozwijały się misje jezuickie oraz rosła rola jezuitów w handlu kolonialnym. Jeśli w XVIII w. często określano Kościół katolicki jako "państwo w państwie", to zakon ten stanowił szczególną wersję rozsianego w Europie, Ameryce i Azji ponadpaństwowego imperium. Z uderzeniowej siły kontrreformacji jezuici stali się główną siłą "antyfilozoficzny" (aczkolwiek na swój sposób modernizującej się i oświeconej) defensywy oraz ultramontanizmu. Wpływy polityczne i potęga ekonomiczna, rząd dusz sprawowany poprzez szkolnictwo, ambony i konfesjonały oraz doktrynalna elastyczność zakonu powodowały wiele krytyk, zawiści i nienawiści. Szczególnie niebezpieczne dla jezuitów było pomawianie ich o sankcjonowanie politycznego morderstwa (królobójstwa), w myśl zasady "cel uświęca środki". Czarna legenda o "jezuickiej perfidii" szerzyła się w krajach protestanckich, wśród jansenistów i "filozofów". Ale i w szeregach ortodoksyjnego katolickiego duchowieństwa mieli jezuici zazdrosnych rywali w innych zakonach nauczających (dominikanie, oratorianie, pijarzy) oraz spotykali się z niechęcią kleru świeckiego. Aczkolwiek jezuici składali specjalne śluby bezwzględnego posłuszeństwa papieżowi, zdarzały się też i momenty napięcia między "czarnym papieżem" a kurią rzymską. Wszystkie te czynniki złożyły się na istną lawinę, która runęła, kiedy przeciw jezuitom zwrócili się ich dotychczasowi penitenci - monarchowie katoliccy. Łańcuchowa reakcja rozpoczęła się w Portugalii za czasów dyktatury Pombala. Przyczyną zatargu z jezuitami stało się przejęcie w 1754 r. od Hiszpanii posiadłości w Paragwaju, gdzie Indianie z "redukcji" stawiali zbrojny opór, o co Pombal obwinił jezuitów. Benedykt XIV w toku rokowań z Portugalią zajął stanowisko ustępliwe, wyrażając zgodę na przeprowadzenie rewizji organizacji i gospodarki zakonu w Ameryce i w Europie. Po śmierci Benedykta XIV Pombal oskarżył jezuitów o zorganizowanie zamachu na życie króla i w 1759 r. uwięził 2 tys. zakonników w Portugalii i w jej koloniach. Większość jezuitów została deportowana do Państwa Kościelnego, najwybitniejszych zatrzymano w więzieniach portugalskich. Sędziwy ojciec Malagrida został spalony na stosie (1761). Cały majątek zakonu przejęło państwo. Klemens XIII obawiał się, że w wyposażonej niedawno w patriarchat Portugalii może dojść do schizmy kościelnej, protestował więc słabo. Niemniej jednak nuncjusz papieski został w 1760 r. wydalony z Lizbony. Następny akt jezuickiej klęski rozegrał się we Francji. Tutaj też zaczęło się od spraw kolonialnych. Kierownik misji jezuickiej i równocześnie wielkiego domu handlowego na Martynice, ojciec Lavalette, na skutek wojny siedmioletniej zbankrutował i w 1760 r. ogłosił milionową niewypłacalność. Wierzyciele ojca Lavalette chcieli dochodzić swych praw na jezuickim majątku we Francji. Kiedy jezuici odmówili uznania tych roszczeń, rozpoczął się wielki proces w paryskim parlamencie, a więc w siedlisku zwolenników jansenizmu. Sprawa ojca Lavalette przemieniła się rychło w sprawę bytu jezuitów we Francji. Parlament uznał, że statuty zakonu są niezgodne z prawami królestwa. Na podstawie tego orzeczenia rząd francuski interweniował w Rzymie o zmianę zakonnych konstytucji. Klemens XIII miał ponoć wypowiedzieć często cytowane słowa: "Sint ut sunt aut non sint" (niech będą tak jak są, albo niech nie będą). Parlament paryski w 1762 r. wydał dekret o rozwiązaniu zakonu jezuitów we Francji i konfiskacie jego majątku. Ludwik XV w listopadzie 1764 r. zatwierdził tę decyzję, zezwalając członkom Towarzystwa Jezusowego na pełnienie funkcji kapłańskich pod zwierzchnością biskupów. W dużo gwałtowniejszy sposób, na portugalską modłę, rozprawiono się z jezuitami w Hiszpanii. W pierwszych latach panowania nabożnego Karola III ekipa ministrów-reformatorów przystąpiła do energicznej akcji ograniczania pozycji kleru. Przeciw reformatorskim poczynaniom rządu wybuchły w marcu 1766 r. rozruchy ludowe. W toku śledztwa prezydent Rady Kastylii, Pedro Aranda, obarczył za to winą jezuitów, których oskarżył przed królem o spisek mający na celu usunięcie go z tronu. Starannie przygotowano na kwiecień 1767 r. wielką policyjną operację, aby w nocy uwięzić równocześnie wszystkich jezuitów w Hiszpanii. W lecie tego roku przeprowadzono analogiczne akcje w hiszpańskich koloniach. W sumie uwięziono 6 tys. zakonników. Zostali oni przewiezieni na okrętach do brzegów Państwa Kościelnego, a gdy nie mogli tam lądować, większość wysadzono na Korsyce. Karol III zadekretował skasowanie Towarzystwa Jezusowego. W ślad za królem hiszpańskim poszedł rządzący w imieniu jego małoletniego syna Ferdynanda IV minister neapolitański Tanucci. W tymże 1767 r., "aby zabezpieczyć życie króla", Tanucci przeprowadził nocną akcję wojskową, w której wyniku wszyscy jezuici z Królestwa Neapolu i Sycylii znaleźli się na terytorium Państwa Kościelnego. Antyjezuicka pasja ogarnęła też i kawalerów maltańskich, którzy również deportowali jezuitów ze swej wyspy. Klemens XIII i jego sekretarz stanu kardynał Torrigiani byli przyjaciółmi zakonu; cierpliwość ich wyczerpała się, kiedy do antyjezuickiej akcji przystąpiono w Księstwie Parmy. Parma i Piacenza były to papieskie lenna, a przejście tych księstw w 1748 r. pod berło Burbonów odbyło się bez pytania o zgodę formalnego suwerena. Kiedy pierwszy minister parmeński Tillot swą antyklerykalną politykę uwieńczył w 1767 r. aresztowaniem jezuitów, papież ogłosił, że panowanie Burbonów w Parmie i Piacenzie jest bezprawne. Książę Parmy Ferdynand I był bratankiem króla Hiszpanii, bratem stryjecznym króla Neapolu i wnukiem króla Francji, a wszystkie te państwa były od 1761 r. połączone burbońskim paktem familijnym. Papieski grom doprowadził do stanu wojny między Państwem Kościelnym a dworami burbońskimi. Francuzi zajęli Awinion i Venaissin, a wojska neapolitańskie - Benewent i Pontecorvo. Okupując te papieskie posiadłości dwory domagały się skasowania przez Rzym zakonu jezuitów. Klemens XIII trwał w bezsilnym oporze, rzucał ekskomuniki, rozsyłał na wszystkie strony wezwania i upomnienia. Znalazł posłuch jedynie wśród Polaków, którzy stosując się do nakazów z Rzymu oparli się żądaniom w sprawie dysydenckiej i znaleźli się w stanie wojny z Rosją. Podniecony rozwojem wypadków Wolter mniemał, że bliski jest już kres papiestwa. W szczytowym momencie tego kryzysu zmarł 2II1769 r. Klemens XIII. Niezwykle długie, ponad trzymiesięczne, konklawe obradowało wśród silnych nacisków ze strony Francji, a zwłaszcza Hiszpanii, które zastosowały weto w stosunku do 23 kandydatów i doprowadziły w końcu do wyboru franciszkanina kardynała Ganganelliego. Obiecał on rozwiązać zakon jezuitów w sposób zgodny z wymaganiami prawa kanonicznego. Nowy papież Klemens XIV (1769-1774) usiłował nawiązać do pojednawczej polityki Benedykta XIV, ale było już za późno na półśrodki. Nie pomogły takie gesty,jak nadanie kapelusza kardynalskiego bratu Pombala (był on głównym wykonawcą antyJezuickiej polityki ministra), odwołanie dekretu w sprawie lenna parmeńskiego czy marginesowe reformy i ograniczenia narzucone jezuitom. Dwory domagały się zupełnej kasaty i po paru latach zwlekania Klemens XIV dotrzymał obietnicy uczynionej w czasie konklawe wydając 21 VII 1773 r. kasacyjne brewe "Dominus ac Redemptor Noster". Wspominaiąc podnoszone przeciw jezuitom zarzuty papież stwierdzał, że w obecnych warunkach zakon nie może spełniać usług, do których był powołany, że stał się przyczyną niezgody w Kościele i wśród państw katolickich. Byłym jezuitom pozwolono przejść do innych zakonów lub jako księżom świeckim poddać się pod zwierzchność biskupów. Kasata jezuitów dokonała się w warunkach dużego napięcia w kurii rzymskiej i w Państwie Kościelnym, w którym znajdowało się mnóstwo wygnanych zakonników. Likwidując zakon zastosowano na terenie Rzymu ostre środki. Generał Ricci wraz z jezuickim sztabem został uwięziony w Zamku Świętego Anioła. Francja i Neapol zwróciły papieżowi okupowane tereny, ale w ślad za kasatą jezuitów postępowała akcja sekularyzowania innych domów zakonnych na terenie państw katolickich. Zgnębiony Klemens XIV zmarł w rok po ogłoszeniu kasacyjnego brewe (22 IX 1774). Jedni mówili, że dotknęła go kara boska, drudzy, że został otruty przez jezuitów. Filozofowie triumfowali. Dowiedziawszy się o kasacie, Wolter oświadczył, że "za dwadzieścia lat nie będzie więcej Kościoła". Zdaniem d'Alemberta, "inni (poza jezuitami) księża są to tylko kozacy i pandurzy, którzy nie oprą się naszym wojskom regularnym". Wszystkie katolickie państwa w spadku po jezuitach przejęły rozległe dobra i sieć szkolną. Jakkolwiek nie obeszło się bez marnotrawstwa i grabieży, otwarło się pole dla różnych reformatorskich inicjatyw w dziedzinie spraw charytatywnych i oświatowych. Spora część eks-jezuitów wykazała jednak wybitne zdolności pedagogiczne oraz umiejętność przystosowania się do nowych warunków. Tłumaczy to dość paradoksalny fakt, że kasata jezuitów nie objęła posiadłości dwojga najbardziej zaprzyjaźnionych z filozofami monarchów. Fryderyk II i Katarzyna II nie dopuścili do ogłoszenia brewe Klemensa XIV na Śląsku i Pomorzu Gdańskim oraz na Białorusi. Przedstawiali to jako wyraz lekceważenia papieskich rozporządzeń, przede wszystkim jednak mogli liczyć na lojalność zagrożonych i pozbawionych zagranicznego kierownictwa resztek zakonu, a dla swych katolickich poddanych potrzebowali katolickich szkół. Fryderyk wyjaśniał zdziwionym przyjaciołom: "papież poucinał im ogony, nie mogą więc już być używani do tego, aby, jak niegdyś lisy Samsonowe, podpalać zboża filistynów". Następca Klemensa XIV, Pius VI, wypuścił z Zamku Świętego Anioła dogorywającego ojca Ricci i zaaprobował istnienie reliktu zakonu na Białorusi. Kolegia jezuickie miały tam przetrwać aż do przywrócenia zakonu w 1814 r. W okresie długiego pontyfikatu Piusa VI (1775-1799) papieski Rzym przeżywał pozory zewnętrznej świetności. Postawny i wytworny, rozmiłowany w reprezentacji i w teatralnych splendorach papież dużo budował i upiększał Rzym. Bardzo wzbogacił watykańskie zbiory muzealne i biblioteczne. Podjął też poważne prace nad osuszeniem bagien pontyńskich i przeprowadził w Państwie Kościelnym pewne reformy gospodarcze, zwłaszcza zniesienie prywatnych ceł wewnętrznych ( 1777). Nawiązywał do tradycji renesansowych papieży i szerokim gestem pozyskał sobie serca Rzymian, łatwo przebaczających Piusowi VI wybujały nepotyzm i otaczanie się ludźmi o wątpliwej moralności. Wśród wspaniałych ulicznych ceremonii oklaskiwany był przez kobiety wołające: "Come sei bello" (jak piękny jesteś). Rzym stał się rajem europejskich antykwarystów i kolekcjonerów oraz ośrodkiem wielkopańskiej turystyki, dla której atrakcję stanowiły dworskie i liturgiczne parady. Był to dekoracyjny relikt starego ładu, ale poza tą fasadą postępował upadek papieskiego autorytetu. Monarchowie chętnie odwiedzali papieża-światowca, ale wciąż urywali po trosze strzępy z płaszcza świętego Piotra. We Francji rządowa komisja do spraw zakonnych w latach 1768-1784 rozwiązała 9 kongregacji i zamknęła 400 domów zakonnych. Dalej posunął się Józef II, który w ciągu paru lat zdołał zlikwidować 600 klasztorów. Z tym cesarzem papież miał najwięcej kłopotów, ale we wszystkich katolickich krajach szerzył się regalizm, febronianizm, episkopalizm, józefinizm i duch antyzakonny. Ów nacisk nieco osłabł u schyłku lat osiemdziesiątych, w związku z załamywaniem się poczynań oświeconego absolutyzmu i narastaniem feudalnej reakcji. Niedługo jednak miało trwać to odprężenie. Ostatni papież starego ładu, doczekawszy rewolucyjnej burzy, wkroczenia Bonapartego do Italii i utworzenia Republiki Rzymskiej, zmarł na wygnaniu we Francji. 4. Reformy Pombala i arystokratyczna reakcja w Portugalii Dyktator Portugalii był o 13 lat starszy od Fryderyka II, mógłby więc przysługiwać mu tytuł seniora wśród oświeconych despotów. Pombal stanowi jednak jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci XVIII w. Wciąż toczy się w historiografii spór, czy należy go zaliczyć do najwybitniejszych przedstawicieli oświeconego absolutyzmu, czy też widzieć w nim jedynie posługującego się szafotem i stosem inkwizycji krwawego tyrana. Inicjator walki z jezuitami był oklaskiwany przez filozofów, ale jego poczynania budziły wśród oświeconych uczucia mieszane. Sam Pombal niewątpliwie wiele wchłonął z atmosfery intelektualnej połowy XVIII w., ale szukał w niej nie filozoficznych teorii, a tego, co doraźnie służyło ekonomicznej i administracyjnej praktyce. Dzieła Locke'a, Woltera, encyklopedystów i Rousseau za czasów Pombala były wciąż zakazane. Rządzący przy pomocy świętej inkwizycji antyklerykał pracował wreszcie na szczególnego rodzaju "ludzkiej skórze", jaką była ówczesna Portugalia. Wypędziwszy jezuitów Pombal zamknął wiele innych domów zakonnych i rozwiązał większość tak rozplenionych w Portugalii bractw religijnych. Wymagano królewskiej zgody na wstąpienie do klasztoru i znacznie ograniczono możność czynienia zapisów i legatów na rzecz Kościoła. Doradcą Pombala w jego polityce kościelnej był oratorianin Antonio Pereira, zwolennik regalizmu i przejęcia prerogatyw kurii rzymskiej przez episkopat krajowy. Orzeczenia świętej inkwizycji musiały mieć zatwierdzenie królewskie. W 1768 r. powstał królewski urząd cenzury wszystkich książek i czasopism. Przejąwszy fundusze i instytucje zakonne Pombal z dużym rozmachem przystąpił do reform szkolnych. Jezuickie kolegium w Lizbonie zostało w 1761 r. zamienione na świeckie Kolegium Szlacheckie. Sam dyktator opracował dla tej szkoły program nauczania. Program ten tak był przeładowany praktycznymi umiejętnościami, iż w praktyce stawał się niewykonalny. Podobny charakter miała przeprowadzona przez Pombala w 1772 r. reforma uniwersytetu w Coimbrze,który miał się stać bardzo nowoczesny, z szerokim uwzględnieniem studiów matematyczno-przyrodniczych. Najambitniejszym zamierzeniem oświatowym Pombala było zadekretowanie w 1759 r. wprowadzenia w całym kraju powszechnego nauczania. Ponoć założono przeszło 800 szkół ludowych, ale dokonano tego przeważnie na papierze, a nauczycielami siłą rzeczy musieli być zakonnicy. Kierownictwo siecią szkolną przekazał Pombal w 1771 r. królewskiemu urzędowi cenzury. Dążąc do umocnienia i usprawnienia rządów absolutnych, dyktator przeprowadził w 1761 r. reformę administracji, znosząc wiele kosztownych a nieczynnych urzędów-synektur Został uproszczony system sądowy, a na mocy edyktu z 1764 r. jakikolwiek opór stawiany władzy miał być sądzony jako zbrodnia obrazy majestatu. W 1769 r. utworzono specjalny trybunał, który w drakoński sposób miał dochodzić królewskich praw w zakresie alienowanych dóbr koronnych. Podobnie jak zniesienie synekur uderzało to w arystokrację. Wychowankowie Kolegium Szlacheckiego, kadrowej szkoły urzędników państwowych, byli zobowiązani do ślubowania bezwzględnego posłuszeństwa woli monarszej. Wiele uwagi poświęcał Pombal sprawom gospodarczym. Słynne są jego dekrety z okresu kryzysu zbożowego, kiedy to kazał niszczyć winnice i zamieniać je w pola. Trwałego podniesienia rolnictwa nie osiągnął. W polityce gospodarczej ważną decyzją była reorganizacja w 1765 r. systemu handlu między Portugalią a Brazylią. Rozwijając obroty handlowe wewnątrz imperium starał się Pombal uwolnić handel tego imperium od obcego pośrednika. Powstało wiele uprzywilejowanych kompanii dla handlu z krajami Europy. Najważniejszą z nich była założona w 1756 r. kompania w Porto, która miała przejąć podstawowy w gospodarce kraju angielsko-portugalski handel winem. Mimo sprzeciwu Anglików i wznieconych przez nich w Porto rozruchów Pombal utrzymał monopolistyczne kompanie. Ale życie, czyli kontrabanda i handel nielegalny, szło swoją drogą. Zakładane przez Pombala przy pomocy sprowadzanych z zagranicy fachowców manufaktury królewskie również nie dały początku poważniejszej industrializacji kraju. Państwo po staremu żyło z brazylijskich kopalń złota, których największa wydajność przypadała na schyłek panowania Jana V i na początek rządów Pombala. Jednakże w latach siedemdziesiątych napływ kruszcu z Brazylii kurczył się, co rzutowało na całokształt stosunków w Portugalii. Ogromna energia, którą wykazał Pombal w walce z portugalską inercją, nie spowodowała trwałej "rewolucji kulturalnej" ani nie zdziałała "cudu gospodarczego". Stawiając sobie natomiast bardziej konkretne i ograniczone cele człowiek ten dokonał imponujących osiągnięć. Przy pomocy sprowadzonych z zagranicy inżynierów i architektów odbudował Lizbonę, która stała się jednym z najpiękniejszych i najbardziej nowoczesnych rozwiązań urbanistycznyh XVIII w., rozbudował armię i flotę wojenną, umocnił więzi gospodarcze Portugalii z Brazylią i zreformował administrację kolonialną. Pombal choć oczywiście rozprawiał o "dobroczynnych rękach rolnika", nie podejmował reform społecznych mających ulżyć nędzy portugalskich chłopów. Spłacił jednak pewną daninę ideałom stulecia, przyznając dzieciom niewolników urodzonym na terenie Portugalii (oczywiście nie jej kolonii) status ludzi wolnych. Na rozkaz Pombala portugalska inkwizycja w 1769 r. wyrzekła się antysemickich tradycji znosząc podział na "starych" i "nowych" chrześcijan. Sprawując kuratelę nad nieudolnym królem-degeneratem oraz trzymając w żelaznych ryzach portugalską arystokrację i kler, Pombal miał wielu wrogów, do których zaliczała się następczyni tronu księżniczka Maria. Kiedy w lutym 1777 r. umarł Józef I, wszechwładny do niedawna dyktator został wygnany z Lizbony. Później wytoczono mu proces o zbrodnię stanu. Skazany w 1780 r. na karę śmierci, został pogardliwie ułaskawiony i zmarł w 1782 r Za panowania Marii I ( 1777-1792) wypuszczono z więzień i klasztorów 4 tys. ofiar policyjnego terroru Pombala. Nazywano to "żywych zmartwychwstaniem". Arystokraci oskarżeni o spiski z lat 1759-1760 zostali zrehabilitowani. Przyznano pensje eks-jezuitom i niektórzy z nich powrócili do Portugalii. Na początku panowania Marii trwał jeszcze pewien nadany przez Pombala rozmach. W 1788 r. ułożono projekt nowego kodeksu praw, a w 1779 r. otwarto w Lizbonie Akademię Nauk. Królowa interesowała się szkolnictwem, popierała ekspedycje naukowe do Brazylii i Afryki oraz zakładała instytucje charytatywne (Casa Pia w Lizbonie w 1782 r.). Wszystko to dokonywało się jednak w warunkach arystokratycznej i klerykalnej reakcji. Portugalia znalazła się na marginesie Europy, a do rozprzężenia jej rządów przyczyniło się także ciążące nad rodziną Braganzów dziedzictwo choroby umysłowej. Popadłszy ostatecznie w obłęd Maria I przestała panować w 1792 r. 5. Hiszpania za panowania Karola III (1759-1788) Karol III był wybitnym administratorem na hiszpańskim tronie. Bardzo pracowity, uparty i konsekwentny, świecił przykładem cnót w swym życiu prywatnym. Główną cnotą Karola jako króla było umiejętne dobieranie ministrów spośród mieszczan i niższej szlachty o wykształceniu uniwersyteckim. Ekipa rządowa Karola II I stanowiła kwiat hiszpańskich "ilustrados" (oświeconych), samego króla trudno jednak zaliczyć do reprezentantów oświeconego absolutyzmu, Wielki dewot, oddał Hiszpanię pod protekcję Niepokalanego Poczęcia i był franciszkańskim tercjarzem. Przy boku Karola III ważną rolę odgrywał jego spowiednik, franciszkanin Eleta, będący też wysokim dygnitarzem świętej inkwizycji. Król i jego spowiednik, choć obaj zwolennicy regalistycznej polityki kościelnej, powściągali zbyt daleko idące zapędy reformatorskie ministrów. Główną wszakże zaporę dla reformatorskiej działalności rządu stanowił konserwatyzm i bierny opór społeczeństwa. Za panowania pierwszych hiszpańskich Burbonów, Filipa V i Ferdynanda VI, monarchia otrzymała dobrze pomyślaną strukturę administracyjną. Wielki problem stanowiła jednak praktyka rządowa w kraju, w którym panowała zasada: "Obedezco, pero no lo ejecuto" (jestem posłuszny rozkazowi, ale go nie wykonuję). Korupcja, marazm, niechęć do innowacji i cudzoziemszczyzny oraz siła lokalnych struktur oligarchicznych były to czynniki blokujące inicjatywę rządową w Hiszpanii XVIII w. W drugiej połowie tego stulecia dokonał się jednak znaczny rozwój gospodarki, wzrost zaludnienia i ożywienie życia umysłowego. W przeciwieństwie do Portugalii społeczeństwo hiszpańskie zdolne było wyłonić oświeconą elitę i elita ta uzyskała dość szerokie pole trwałego oddziaływania. Panowanie Karola III dzieli się na dwa okresy w pierwszym (1761-1776) Hiszpania przeżywa okres dużych napięć i reformatorskiej gorączki, w drugim (1777-1788) reformatorski rozmach załamuje się, trwa natomiast systematyczny rozwój działalności administracji państwowej. Przybywszy z Neapolu do Madrytu Karol III sprowadził włoskich ministrów, neapolitańczyka Squillacego i genueńczyka Grimaldiego, a ponadto utrzymywał bliski kontakt korespondencyjny z neapolitańskim reformatorem Tanuccim. Pierwsza ważna reforma nowego rządu to odmowa w 1761 r. exequatur papieskim rozporządzeniom tyczącym cenzury ksiąg i przełamanie w tej sprawie oporu inkwizycji. W związku z trudnościami ekonomicznymi po wojnie siedmioletniej minister skarbu Squillace podwyższył podatki. Zbiegło się to z okresem nieurodzaju i agitacją zaniepokojonego regalistyczną polityką rządu duchowieństwa. W marcu 1766 r. w Madrycie i w wielu innych miejscowościach doszło do poważnych rozruchów. Bezpośrednim ich powodem był wydany przez Squillacego zakaz noszenia narodowego stroju (długi i szeroki płaszcz, tzw. kapa, i wielki kapelusz, tzw. sombrero), który zdaniem ministra miał ułatwiać maskowanie się przestępców. Nastąpiła eksplozja ludowej nienawiści do cudzoziemców-reformatorów. Zagrożony król musiał uchodzić z Madrytu i oddalić Squillacego. Na prezydenta Rady Kastylii i generalnego kapitana całej Hiszpanii powołano hrabiego Arandę. Jakkolwiek Grimaldi pozostał formalnie pierwszym ministrem, Aranda w latach 1764-1773 stał się faktycznym kierownikiem rządu. Wyniosły arystokrata, - a równocześnie światły nowator, uważany za masona, Aranda był człowiekiem nieco podobnego pokroju co Pombal. Cofnąwszy zarządzenia Squillacego i stłumiwszy rozruchy, Aranda w wiadomy nam sposób rozprawił się z jezuitami. Padł postrach na całą Hiszpanię i nadeszła pora radykalnych inicjatyw reformatorskich. W Radzie Kastylii i wokół Arandy skupili się tacy utalentowani ilustrados, jak: Campomanes, Jovellanos, Floridablanca i Peruwiańczyk Olavide. Sławiony przez francuskich filozofów Aranda, według określenia Woltera, "wyrwał kły inkwizycji" podporządkowując ją rządowi. W spadku po jezuitach pozostały 72 kolegia w Hiszpanii i 120 w koloniach. Jovellanos i Olavide opracowali w duchu Oświecenia śmiałe projekty reform szkolnych i uniwersyteckich. Pozostały one jednak przeważnie na papierze. Choć Karola III nazywano "restauratorem studiów", takie realizacje oświatowe, jak Seminarium Szlacheckie czy Królewskie Kolegium św. Izydora, były dość mierne, a szkolnictwo raczej straciło, niż zyskało na kasacie jezuitów. Rozwinęły się natomiast towarzystwa ekonomiczne, zwane też patriotycznymi. Początek dało, założone w 1765 r. przez Pehfloridę, Baskijskie Towarzystwo Przyjaciół Kraju, ale dopiero instrukcja Campomanesa rozesłana w 1774 r. intendentom spowodowała powstanie w całym kraju tych oświatowo-gospodarczych placówek, którym inkwizycja zezwoliła posługiwać się Encyklopedią francuską. Za rządów Arandy nie przeprowadzano zmian w strukturze administracyjnej, ale zwiększano jej skuteczność. Jedyną, niezbyt zresztą udaną reformą było wprowadzenie w 1766 r. przez Campomanesa wyborów municypalnych. Był to interesujący w absolutystycznym państwie pomysł aktywizowania społeczeństwa, ale mający brać udział w zarządzie prowincji wybrańcy nie zdołali się uniezależnić od lokalnych oligarchii. Campomanes opracowywał rozległe projekty reform gospodarczych, zwłaszcza agrarnych. Dążył do ograniczenia latyfundiów, zniesienia majoratów, parcelacji gruntów gminnych i kościelnych oraz umocnienia własności chłopskiej. Najbardziej palącą sprawą była tzw. mesta, przywilej posiadaczy wielkich stad owiec, które niszczyły nieogrodzone chłopskie pola. Ogrodzenie pól był to ważny i drażliwy problem. W przygotowywaniu praw agrarnych współpracował z Campomanesem Olavide i jemu to powierzono w 1767 r. przeprowadzenie eksperymentu na pustych terenach Sierra Morena. Dla zasiedlenia tych ziem sprowadzono osadników nie tylko z Hiszpanii, ale również z Niemiec, Szwajcarii i Grecji. Była to, w tradycyjnie zamkniętej dla cudzoziemców Hiszpanii, niezwykła nowość. Rolnicze i przemysłowe kolonie miały stanowić wzór racjonalnej gospodarki. Osady nieźle się rozwinęły, ale rozwojowi temu towarzyszyły tarcia narodowościowe i wyznaniowe, a aplauz francuskich filozofów budził czujność inkwizycji. Zaprzyjaźniony z Wolterem i Rousseau Olavide należał do najbardziej wolnomyślnych przedstawicieli ekipy reformatorskiej. Eksperyment w Sierra Morena stał się probierzem możliwości daleko idących reform w Hiszpanii. Aranda uzyskał tak znaczną władzę w kraju, iż zaczęło to niepokoić króla. Doszło też do nieporozumień między Arandą i Campomanesem. W 1772 r. Aranda został odprawiony na honorowe zesłanie jako ambasador Hiszpanii w Paryżu. Był to cios dla reformatorów i opanowanej przez nich Rady Kastylii, której autorytet został ograniczony. Niepopularny jako cudzoziemiec, reformator Grimaldi też niedługo utrzymał się na stanowisku pierwszego ministra i w 1776 r. został zmuszony do dymisji. Olavide stracił możnych protektorów, a jego przeciwnicy znaleźli posłuch u królewskiego spowiednika Elety. Na schyłku 1776 r. Olavide został uwięziony przez inkwizycję, a po dwuletnim śledztwie skazany jako "heretyk i zgniły członek Kościoła" na wieczne wygnanie i ośmioletnie więzienie. Nie był to wprawdzie stos, ale w całej Europie oświeceni w 1778 r. uderzyli na alarm, że "odrosła głowa hydrze". W Hiszpanii nikt nie ośmielił się wystąpić w obronie Olavidy, a inkwizycja otrzymała donosy, że wszyscy jego towarzysze z reformatorskiej ekipy rządowej są czytelnikami zakazanych dzieł "filozofów". Ostatni wielki proces hiszpańskiej inkwizycji był pewnego rodzaju ostrzeżeniem, ale nie oznaczał nawrotu do dawnych czasów. Za panowania Karola III stosy płonęły już bardzo rzadko, a ginęli na nich pomniejsi "czarownicy" czy dostarczyciele lubczyków. Zakazane książki miały dość swobodny obieg, a masoneria niemal jawnie działała w Madrycie. Inkwizycja była podporządkowana królowi i stanowiła instrument regulowania równowagi między starą a nową Hiszpanią. Instrument ten uniemożliwiał rozwój nowożytnej nauki i swobodnej literatury, ale nie hamował regalistycznej polityki kościelnej i ożywionej oświeceniowym praktycyzmem działalności rządowej. Po upadku Grimaldiego pierwszym ministrem został Jose Monino, który jako ambasador hiszpański w Rzymie przeprowadził w 1769 r. elekcję Klemensa XIV i w nagrodę uzyskał tytuł hrabiego Floridablanca. Najbliższy współpracownik Arandy w walce z jezuitami, należał do ścisłego sztabu reformatorskiej ekipy, ale w czasie przesileń rządowych z lat 1773-1776 zachował się ostrożnie. Porównywany z Colbertem, Floridablanca uchodzi za jednego z najwybitniejszych hiszpańskich mężów stanu. Za jego rządów postąpiła centralizacja władzy państwowej, której punkt ciężkości przesunął się z Rady Kastylii w ręce sekretarzy stanu, czyli ministrów. Floridablanca coraz częściej zwoływał ministrów na wspólne obrady i tą drogą z wolna wykształcił się stały gabinet ministrów (Junta de Estado), formalnie zadekretowany w 1787 r. Kontynuowano regalistyczną politykę kościelną, której teoretykiem był franciszkanin Manuel Trujillo. Dekrety z lat osiemdziesiątych utwierdziły zależność Kościoła od państwa, ograniczyły kompetencje trybunałów kościelnych jedynie do spraw duchownych i poprawiły położenie niższego kleru w zakresie rozdziału beneficjów. Równocześnie wprowadzono nowe programy w szkołach średnich i okazano nieco troski o szkoły ludowe. Rozwijały się towarzystwa ekonomiczne (w 1788 r. było ich 44), które z kolei zakładały gospodarcze "szkoły patriotyczne". Rząd Floridablanki najwięcej uwagi poświęcał sprawom gospodarczym. W latach 1750-1790 postępowała inflacja i ceny wzrosły o 35%. Odczuwano zwłaszcza drożyznę i brak zboża. Rząd wprowadził wolny handel zbożem. Zachęcało to do inwestowania w rolnictwo i rosły dochody wielkich właścicieli. Projekty dalej idących reform agrarnych nie zostały zrealizowane. Ograniczono nieco przywileje mesty i wreszcie w 1788 r. rolnicy otrzymali prawo ogradzania swych gruntów i użytkowania ich według swej woli, ale wobec dalszego rozwoju sytuacji w Hiszpanii ta spóźniona reforma nie miała już praktycznego znaczenia. Doniosłą natomiast decyzją było wprowadzenie w 1778 r. niemal wolności handlu między hiszpańskimi portami a koloniami. Spowodowało to wielki wzrost obrotów hiszpańsko-amerykańskich i rozwój przemysłu bawełnianego w Katalonii, która w latach osiemdziesiątych jako ośrodek tego przemysłu ustępowała jedynie Anglii. Floridablanca zakładał w okolicach Madrytu królewskie manufaktury produkujące wyroby luksusowe (dywany, kryształy, porcelanę). Rząd ustanowił Komisję Górniczą i ożywił eksploatację królewskich kopalń rudy żelaznej i miedzi. Dla szybko postępującego uprzemysłowienia kraju większe znaczenie miało stworzenie warunków zachęcających do podejmowania inicjatyw prywatnych. Przemysł i handel przestały hańbić hidalgę. W dziedzinie robót publicznych dużym osiągnięciem była prowadzona od 1761 r. budowa sieci dróg łączących Madryt z Kadyksem, Walencją i Barceloną. Na drogach tych Floridablanca uruchomił komunikację dyliżansową. Podjęto też budowę kanałów. W gospodarce hiszpańskiej najsłabiej przedstawiały się finanse państwowe. Pod tym względem sytuacja Hiszpanii przypominała sytuację Francji. Wiele kosztowała rozbudowa armii (do przeszło 100 tys.). a zwłaszcza floty wojennej, o którą rządy Karola III bardzo dbały. Wprawdzie dochody państwowe wzrosły w latach 1776-1787 z 440 mln realów do 600 mln, wydatki wzrastały jednak znacznie szybciej, a wojny morskie z Anglią były wręcz rujnujące. W pokojowych latach 1787-1788 deficyt skarbowy wynosił 200 mln. Rząd nie zdobył się na obłożenie podatkami uprzywilejowanych i łatał budżet pożyczkami, dochodami z ceł i loterii oraz wypuszczaniem biletów bankowych. Temu miał służyć założony w 1782 r. Bank św. Karola. Sytuacja skarbu państwa skłoniła Floridablankę do wyznania: "Sin una gran revolucion, no podremos convalcer" (bez wielkiej rewolucji nie wyleczymy się). Po śmierci Karola III załamała się reformatorska działalność administracji hiszpańskiej. Doszła do głosu konserwatywna reakcja, do czego przyczyniła się zarówno osobowość nowego króla, jak i rozwój wypadków we Francji. Dwór niedołężnego Karola IV pogrążył się w intrygach świeckich i duchownych wielmożów, a rewolucja francuska zmobilizowała inkwizycję. Ilustrados popadli w niełaskę, ich reformy cofnięto, a rządy objął faworyt królowej Manuel Godoy, który z przystojnego oficera gwardii awansował na pierwszego ministra i generalissimusa. Inwazja napoleońska i wojna z nią miały przynieść ostateczną klęskę oświeconego reformizmu w Hiszpanii. 6. Ameryka Łacińska w czasach Pombala i Karola III Lata dyktatury Pombala i panowania Karola III to okres o bardziej doniosłych następstwach w Ameryce Łacińskiej niż w samej Portugalii i Hiszpanii. Reformy administracyjne i gospodarcze oświeconego absolutyzmu, które miały ściślej podporządkować imperia kolonialne metropoliom, w istocie przyczyniły się do przygotowania amerykańskich krajów do niepodległego bytu. Budzący mieszane uczucia w Europie Pombal jest wielkim człowiekiem w historii brazylii. Wiele zdziałał, aby w tym kraju pobudzić gospodarkę i umocnić porządek prawny. Zniósł tak rażące w połowie XVIII w. anachronizmy, jak prywatne kapitanie, a w kapitaniach koronnych ograniczył niezależność urzędników. Brazylia uzyskała jedność polityczną oraz coś na kształt nowożytnej administracji i sądownictwa. W 1751 r. utworzono w Rio de Janerio drugi (obok Bahii) Sąd Najwyższy. Pombal wyciągnął konsekwencje z procesów gospodarczych i osadniczych przesuwających punkt ciężkości brazylijskiego życia z plantatorskich wybrzeży bahijskich ku południowym regionom górniczym. W 1763 r. stolica Brazylii została przeniesiona z Bahii do Rio de Janeiro, do którego to miasta płynął strumień złota z Minas Gerais. Stosunki w przemyśle górniczym gruntownie zreformowano i zmodernizowano technikę wydobycia. W Minas Gerais powstała Szkoła Górnicza. Mimo tych starań w ostatnich dekadach XVIII w. złoża złota wyczerpywały się, co spowodowało trudności i napięcia społeczne w Minas Gerais. Najważniejszą z gospodarczych reform Pombala było zniesienie systemu uprzywilejowanych flot i wprowadzenie wolności handlu między Brazylią a Portugalią. Okazało się to dużo korzystniejsze dla imperium, niż beznadziejne próby ukrócenia nielegalnych procederów. W Brazylii Kreolowie nigdy nie byli tak dyskryminowani, jak w koloniach hiszpańskich, ale dopiero Pombal wprowadził prawdziwe równouprawnienie polityczne Portugalczyków i Brazylijczyków, których powoływał na wysokie stanowiska w administracji. Popierał też emigracje z ubogiej Portugalii do bogatej Brazylii i ruch ten przybrał znaczne rozmiary zasilając element europejski w kolonii. Zniesione zostało, w każdym razie pod względem prawnym, niewolnictwo Indian. Po usunięciu jezuitów w "wolnych" osiedlach indiańskich wprowadzono rządową administrację, która jednak często traktowała Indian jak półniewolników. Wydawane przez Pombala ustawy ułatwiały zawieranie małżeństw mieszanych. Bardzo rasowo różnorodna ludność Brazylii wzrastała w gwałtownym tempie, osiągając na schyłku XVIII w. 3 mln, z czego jedną czwartą stanowili Kreolowie, jedną czwartą Metysi i Indianie, a połowę Murzyni i Mulaci. Życie umysłowe Brazylii pozostawało znacznie w tyle za koloniami hiszpańskimi. Do końca XVIII w. nie było tu ani jednej drukarni i ani jednego uniwersytetu. Szkolnictwo było niemal całkowicie w rękach jezuitów, toteż po ich wygnaniu znalazło się w upadku. Trzeba było kilkunastu lat, aby zrekompensować ten ubytek w bardzo nielicznej warstwie ludzi wykształconych. W erze pojezuickiej warstwa ta stała się natomiast dość wolnomyślicielska. Pombal starał się o to, aby wielu Kreolów kształciło się w zreformowanym przez niego portugalskim uniwersytecie w Coimbrze. W Rio de Janeiro powstała Akademia Nauk i Towarzystwo Literackie. Import europejskich książek do Brazylii w praktyce nie podlegał cenzurze. Tworząca się warstwa oświeconej inteligencji miała odegrać dość ważną rolę na progu XIX w. Spośród tej warstwy pochodzili uczestnicy pierwszego niepodległościowo-republikańskiego spisku porucznika Joaquima Jose da Silva Xaviera zwanego jako były dentysta) Tiradentesem, wykrytego w 1789 r. w Minas Gerais. W obrębie kreolskiej oligarchii Brazylii może więcej było swobody i tolerancji niż wśród hierarchicznych elit posiadłości hiszpańskich. Mało zdyscyplinowany i po wygnaniu jezuitów bardzo nieuczony kler brazylijski nie był tak możny. Malownicza brazylijska sztuka kościelna łączyła elementy iberyjskie z miejscowym folklorem. Wielkim i głęboko dramatycznym artystą był rzeźbiarz kościelny w Minas Gerais, trędowaty Mulat Antonio Francisco Lisboa (1730-1814). W Brazylii po raz pierwszy biali ludzie nagminnie ulegali urokom rytmów murzyńskiej muzyki i tańca. Bardziej cywilizowane od Brazylii były kolonie hiszpańskie ze swymi kilkoma uniwersytetami i rozbudowaną administracją. Powstawały tu też towarzystwa literackie i ekonomiczne. W dziedzinie reform administracyjnych rządy Karola III zdziałały bardzo wiele, dążąc równocześnie do centralizacji i regionalizacji. Organem centralnego zarządzania było Ministerstwo do spraw Kolonii, przejmujące kompetencje Rady Indii i Izby Handlowej. Podobnie jak w Hiszpanii powołano teraz w hiszpańskiej Ameryce sieć administracji podlegających bezpośrednio ministrowi intendentów. Równocześnie wewnętrzna struktura imperium została bardziej rozczłonkowana. Obok dawnych wicekrólestw Nowej Hiszpanii i Peru oraz wyodrębnionego w 1717 r. Wicekrólestwa Nowej Granady (obecne Panama, Wenezuela, Kolumbia i Ekwador) utworzono w 1776 r. wicekrólestwo La Platy ze stolicą w Buenos Aires (obecne Argentyna, Boliwia i Paragwaj). Ponadto zorganizowano nowe kapitanie generalne na Kubie (do której włączono Florydę i Luizjanę), w Gwatemali, Wenezueli i Chile. Zakreślone za Karola III granice administracyjne zostały wytyczone tak trafnie, iż poza terenami utraconymi później przez Hiszpanię na rzecz Stanów Zjednoczonych (Floryda, Luizjana) pokrywają się bez większych zmian z istniejącymi do dziś granicami państw Ameryki Łacińskiej. Reformy, rozpoczęte w 1764 r. ustanowieniem intendenckiej administracji na Kubie i zakończone w 1789 r. objęciem siecią intendentur La Platy, były przeprowadzane w warunkach dużych napięć w obrębie latyno-amerykańskiego trójkąta: Korona - Kreolowie - Indianie. Kreolowie w administracji intendenckiej widzieli przejaw hiszpańskiego despotyzmu oraz obawiali się ingerencji Madrytu w sprawy indiańskie. I nie bez racji, w latach 1776-1777 rząd hiszpański przygotowywał bowiem projekt ukrócenia w Peru samowoli kreolskich corregidores zarządzających dostawą indiańskiej pracy pańszczyźnianej (mity). Przy egzekwowaniu indiańskich powinności władze kolonialne posługiwały się swoistą arystokracją złożoną z Indian i Metysów. Do warstwy tej należał wykształcony kacyk Jose Gabriel Condorcanqui, który coś słyszał o reformatorskich projektach rządu i łączył ostentacyjny respekt dla dalekiej Korony hiszpańskiej z nienawiścią do bliskich corregidores. Jose Gabriel jako potomek Inków (Tupac Amaru Il) ogłosił się królem Peru i stanął na czele największego w dziejach Ameryki Łacińskiej powstania indiańskiego. Powstanie, rozpoczęte wieszaniem znienawidzonych corregidores, w latach 1780-1781 objęło teren dzisiejszych republik Peru, Ekwadoru i Boliwii. Tupac Amaru zgromadził 20 tys. indiańskich powstańców, przeciw którym walczyło 15 tys. hiszpańskich żołnierzy. Z obu stron dopuszczano się wielkich okrucieństw i po stłumieniu powstania Tupac Amaru wraz z żoną i synem zginął w strasznych torturach. Resztki powstańców zawarły formalny traktat pokojowy ( 1782) zapewniający Inkom prawa wasali. Nie zostało to dotrzymane. Karol III zniósł wprawdzie mitę, równocześnie jednak administracja i Kościół podjęły wspólne wysiłki, aby wyplenić wszelkie tradycje sięgające czasów Inków i poddać Indian forsownej hiszpanizacji językowej i kulturalnej. Wyciągnięto również w Madrycie wnioski z równoczesnym z powstaniem Tupac Amaru i wojną o niepodległość Stanów buntów kreolskich comuneros ( Nowa Gwinea) skierowanych przeciw królewskim monopolom. Wielkim reformatorem hiszpańskiej Ameryki był Jose de Galvez, który w 1782 r. został ministrem do spraw kolonii. Kariera tego człowieka znamionowała nową erę w dziejach administracji kolonialnej. Nie był to dworski dygnitarz, ale ekspert, który z ramienia Karola III odbywał "wizytacje generalne" i doszedł do ministerstwa przez różne szczeble służby administracyjnej. Galvez usprawnił zarządy wicekrólestw i kapitanii, dobierał zdolnych ludzi na stanowiska intendentów, zreformował pogranicza wojskowe i kolonialną milicję. Na stanowiska oficerskie w milicji powoływano Kreolów, co było dawniej rzadziej stosowane. Wybitnym administratorem był również pierwszy wicekról La Platy, Pedro de Cevallos, który rozbudował Buenos Aires w czwarte, obok Meksyku, Limy i Hawany, wielkie miasto hiszpańskiej Ameryki. Nowe porządki zaprowadzane w administracji i sądownictwie, likwidacja takich przeżytków feudalnych, jak ostatnie encomiendas i mesta, walka z nadużyciami, a nade wszystko wolność ludu hiszpańsko-amerykańskiego, faktycznie obejmująca teraz i Kreolów - wszystko to sprzyjało rozwojowi gospodarczemu hiszpańskiej Ameryki. Ustępstwa na rzecz Kreolów, dopuszczanych już do wyższych stanowisk w administracji, były jednak spóźnione, a towarzyszące reformom i stanowiące w znacznej mierze ich cel zaostrzanie rygorów fiskalnych nie budziło entuzjazmu. Zadawnione poczucie upośledzenia głęboko zakorzeniło się w świadomości liczącej już około 3 mln białej ludności kolonii hiszpańskich. Kreolowie poczuwali się do lojalności wobec Korony, ale czuli niechęć do mieszkańców starego kraju, którzy okazywali im swoją wyższość. Wywyższanie się Hiszpanów z metropolii drażniło na hiszpańską modłę dumnych Kreolów, tym bardziej że łaciński Nowy Świat stawał się bogatszy od iberyjskiej ojczyzny i wytworzył liczną już warstwę ludzi wykształconych. Garnęli się oni zwłaszcza do kultury francuskiej i wśród oświeconych Kreolów dużym zainteresowaniem cieszyły się takie zakazane lektury antykolonialne, jak dzieło Raynala.Urazę do Hiszpanii podsycali też w Ameryce pognębieni przez burbońskie rządy jezuici. Zniesienie tak potężnego niegdyś w imperium hiszpańskim zakonu z jednej strony przyczyniło się do kulturalnej laicyzacji kreolskiej elity, z drugiej zaś było źródłem wielu rozgoryczeń. Kiedy po opanowaniu hiszpańskiego tronu przez Napoleona więzy lojalności imperium z Koroną zostaną zerwane, wykształcona w czasach Karola III kreolska elita stanie na czele ruchów niepodległościowych. 7 Reformatorzy i książęta Italii Italia przeżywała niezwykle długi w swych burzliwych dziejach, półwiekowy okres pokoju (1748-1796). Bardzo wzrosło zaludnienie kraju, ale jego udział w europejskim handlu i wytwórczości przemysłowej, polegał głównie na eksporcie surowego jedwabiu (z Piemontu i Lombardii) i oliwy (z południowych Włoch). W zrostowi zaludnienia musiał sprostać rozwój rolnictwa, które stanowiło podstawę włoskiej gospodarki. Bardzo różny był poziom zagospodarowania terytoriów Italii, od leżących odłogiem ziem Państwa Kościelnego po kwitnące kraje północy (Lombardia, Piemont), ale zagadnienia ekonomiczne zaprzątały uwagę intelektualnych elit na całym Półwyspie. Wstrząsem dla opinii była wielka, ostatnia zresztą w XVIII w., klęska nieurodzaju i głodu, która w 1764 r. nawiedziła Italię, srożąc się szczególnie w Neapolu. Druga połowa XVIII w. to okres reformatorów, którym ostatnio poświęcił gruntowne prace historyk turyński Franco Venturi. Do odrodzenia umysłowego Włoch przyczyniły się lata pokoju, swoboda poruszania się po krajach Italii i ożywiona wymiana z zagranicą ludzi i książek. Kostniejący "arkadyjski" akademizm ustępował bujnemu rozwojowi studiów prawnych, ekonomicznych i przyrodniczych. W czołówce nauki europejskiej znaleźli się włoscy przyrodnicy, Galvani, Volta i Spallanzani, a dzieła prawników: Beccarii i Filangieriego zyskały światowy rozgłos. W zasadzie jednak myśl włoskiego Oświecenia czerpała inspiracje ze źródeł francuskich i angielskich, a jej oddziaływanie niezbyt wykraczało na północ od Alp. Terenem szerokiej ekspansji włoskiego piśmiennictwa była natomiast Hiszpania, do której płody francuskiej myśli mogły łatwiej docierać "we włoskim opakowaniu". Wiązało się to z umiarkowanym charakterem włoskiego Oświecenia. Myśliciele tego katolickiego kraju nie podejmowali na ogół wielkich a niecenzuralnych problemów filozoficzno-światopoglądowych, zajmowali się natomiast głównie zagadnieniami prawniczymi i ekonomicznymi. W sferze refleksji politycznej nie byli "buntownikami". Istotę poglądów włoskich reformatorów można by zamknąć w formule: liberalizm gospodarczy, wolność cywilna, rozgraniczenie jurysdykcji duchownej i świeckiej oraz humanitarne sądownictwo pod patronatem silnej władzy monarszej. Była to doktryna oświeconego absolutyzmu, toteż włoscy intelektualiści w dość szerokim zakresie uczestniczyli w monarchicznych ekipach rządowych. Nie znaczy to, aby stosunki między książętami i reformatorami układały się zawsze idyllicznie i aby poglądy włoskich myślicieli były ideologicznie neutralne. Postulaty liberalizmu gospodarczego i wolności cywilnej zawierały implikacje społeczne i kierowały się przeciw uprzywilejowanym, a zwłaszcza przeciw rozgałęzionym w Italii przywilejom Kościoła. Oświecenie włoskie nie atakowało doktrynalnych podstaw religii, ale zabarwione było antyklerykalizmem. Książęta i reformatorzy do czasu mogli iść wspólną drogą. Książąt interesowały jednak głównie względy natury fiskalnej, reformatorzy natomiast chcieli zaprowadzić nowy porządek prawny. Tendencje regalistyczne od dawna były zakorzenione w Neapolu, w którym silne było środowisko jurystów i żywe tradycje doktryny Gianoniego, W tym najbardziej feudalnym kraju Italii w połowie XVIII w. rządy sprawował jeden z najzagorzalszych włoskich reformatorów, były profesor prawa uniwersytetu w Pizie, Berarrdo Tanucci. Za małoletności króla Ferdynanda IV (1759-1825) pierwszy minister miał wielką władzę, której użył na drugorzędne reformy gospodarcze i na zasadniczą reformę stosunków kościelnych. W latach 1759-1770 ograniczył uprawnienia nuncjatury, zrzucił zależność lenną od papieża, wypędził jezuitów, wprowadził śluby cywilne, usunął zakonników z zarządzania parafiami i zniósł przywileje kongregacji rzymskich. Konfiskaty dóbr kościelnych zwiększyły dochody Korony, które wzrosły do 11 mln srebrnych dukatów. Za rządów Tanucciego rozpowszechniła się w Neapolu masoneria i ożywioną działalność rozwinęła oświecona elita, wśród której najwybitniejszymi postaciami byli ekonomiści Genovesi i Galiani oraz prawnik-filozof Filangieri. Dokonywano pomniejszych reform w zakresie sądownictwa, ale "materia społeczna" stawiała opór. Zaniechano prac nad katastrem gruntowym i administracja królewska cofnęła się przed rozprawą z potężnymi na południu baronami. Ferdynand IV osiągnął pełnoletność, a nieudolnym królem rządziła poślubiona w 1768 r. energiczna Maria Karolina, córka Marii Teresy. W 1776 r. Tanucci popadł w niełaskę i został wygnany z Neapolu. Stopniowo narastała feudalna i klerykalna reakcja. Jeszcze na stanowisku wicekróla Sycylii wystąpi przyjaciel francuskich filozofów Domenico Caracciolo, ale jego reformatorskie usiłowania będą daremne. Od 1779 r. ministrem marynarki był Anglik z pochodzenia, John Acton, który poprzednio służył we flocie francuskiej i toskańskiej. Acton został faworytem królowej i rychło najważniejszą osobą w rządzie, na czele którego formalnie stanął w 1785 r, jako pierwszy minister. W polityce zagranicznej Neapolu dokonał się zwrot od sojuszu z dworami burbońskimi ku Austrii i Anglii. Za rządów Actona nadeszła w Królestwie Neapolu i Sycylii era ambicji mocarstwowych, kosztownych morskich i lądowych zbrojeń oraz nieoświeconego absolutyzmu. Dzieło Filangieriego znalazło się na indeksie. Podobny jak Tanucciego los spotkał drugiego pogromcę jezuitów w Italii, ministra parmeńskiego Tillota. W latach 1764-1768 Tillot podporządkował państwu dobra martwej ręki, nałożył na duchowieństwo podatki, skonfiskował wiele dóbr nabożnych fundacji polepszając uposażenie proboszczy, wypędził jezuitów, zakazał apelowania do trybunałów kościelnych poza granicami księstwa i zniósł rzymską inkwizycję w Parmie. Tillot również rządził w imieniu małoletniego księcia Ferdynanda (1765-1802). Swego pupila otoczył gronem francuskich filozofów, wśród których znajdował się słynny Condillac. Może zbyt usilne zabiegi pedagogiczne zniechęciły młodego księcia do filozofii. Poślubił on w 1769 r. również córkę Marii Teresy - arcyksiężniczkę Marię Amelię. Wokół księżnej skupił się klan konserwatystów. W 1771 r., Tillota oddalono, a w 1773 r. Parma zawarła ugodę z papiestwem. Działalność reformatorska została wstrzymana. Na drogę radykalnych reform państwowych i kościelnych najwcześniej w Italii wkroczyło Królestwo Sardynii i też najwcześniej wycofało się z tej drogi. Odwrót rozpoczął się w połowie panowania Karola Emanuela III, ale ten król i jego minister Bogino przeprowadzili jeszcze kodyfikację prawa (1770), usunęli resztki poddaństwa chłopów w Sabaudii i założyli w Turynie Akademię Nauk. Za panowania Wiktora Amadeusza III (1775-1796) nadeszły czasy reakcji- Wprowadzono inkwizycję, Bogino został usunięty, a wybitny historyk Carlo Denina (1731-1813) pozbawiony katedry i wygnany z Turynu (w 1777 r. sprowadził go do Berlina Fryderyk II). Wielu intelektualistów opuszczało granice królestwa, w którym Wiktor Amadeusz ćwiczył armię, roztaczał dworski przepych i borykał się z deficytem skarbowym, nie tykając immunitetów podatkowych stanów uprzywilejowanych. W owym czasie pod względem atmosfery kulturalnej i politycznej zarysował się silny kontrast między dwoma sąsiadującymi i najbardziej rozwiniętymi gospodarczo krajami Italii: Piemontem i Lombardią, które przyrównywano do Beocji i Aten. Reformatorskie impulsy płynące z Wiednia za panowania Marii Teresy przyczyniły się do ożywienia mediolańskiej oświeconej elity. Uzyskała ona duży wpływ na rządy księstwa, kiedy gubernatorem Mediolanu był Carlo Firmian (1759-1782). Przeprowadzane przez administrację reformy gospodarcze i społeczne miały za promotorów tak wybitnych ekonomistów i prawników, jak: Pietro Verri, Gian-Rinaldo Carli i Cesare Beccaria. Zniesiono cła wewnętrzne i dzierżawę podatków. Doprowadziwszy w 1760 r. do końca reformę katastralną rząd popierał rozwój rolnictwa i podejmował wielkie roboty publiczne. Rozwinął się przemysł jedwabniczy, ale burżuazja inwestowała głównie w rolnictwo, w którym zapanowały stosunki kapitalistyczne. Zasady nowego rolnictwa propagowała założona w 1762 r. Accademia dei pugni (Stowarzyszenie pięści), która przemieniła się potem w redakcję periodyku "Il Caffe" (1764-1765). Kawiarnie odgrywały rolę klubów politycznych. Dwa roczniki redagowanej przez Pietro Verii "Il Caffe" to szczytowe osiągnięcie reformatorskiej publicystyki włoskiego Oświecenia. Lombardia była nie tylko najżywszym ośrodkiem włoskiej liberalnej myśli społeczno-ekonomicznej, lecz mieściło się tu również główne ogniwo włoskiego jansenizmu. Mianem tym określa się występującą wśród mniejszości kleru Italii tendencję do uniezależnienia się od Rzymu, stworzenia synodalnej struktury Kościoła z umocnieniem w nim pozycji proboszczów oraz dążność do zerwania z tradycyjnym charakterem teatralnej i zabobonnej pobożności włoskiej. Siedzibą jansenistyczno-regalistycznej doktryny stał się wydział teologiczny zreformowanego w latach 1771-1773 uniwersytetu w Pawii. Teologowie pawijscy, jak Pietro Tamburini (1737-1827) i Giuseppe Zola (1739-1806), byli źle widziani w Rzymie i w dobie rewolucyjnej stali się prekursorami późniejszego "katolicyzmu czerwonego" (cattolicismo rosso). Równocześnie wykładali w Pawii tak znakomici matematycy i przyrodnicy, jak: Boscović, Mascheroni, Volta i Spallanzani. Rozkwit lombardzkiej gospodarki i kultury w latach 1760-1780 dokonał się w warunkach harmonijnego na ogół współdziałania władz austriackich z miejscową elitą. Faktyczna autonomia Mediolanu była następstwem kompromisu między wiedeńskim centralizmem a lombardzkim patrycjatem i dawnymi instytucjami księstwa. Z polityką tą zerwał Józef II obejmując wyłączne rządy (1780). Skrajnie centralistyczna polityka cesarza zmierzała do likwidacji samorządowych instytucji (w 1786 r zniesiono Senat) i upodobnienia Lombardii do austriackich prowincji. Policyjne rządy Józefa II przeprowadzały radykalne reformy, wywołując opór zarówno ze strony konserwatystów, jak i liberałów. Pod koniec lat osiemdziesiątych rozwinął się w Lombardii włoski ruch patriotyczny o zdecydowanie antyaustriackim nastawieniu. Reprezentowany przez Józefa II oświecony absolutyzm odsłonił swoje despotyczne oblicze, powodując na schyłku stulecia kryzys w ideologii włoskiego Oświecenia. Terenem jednego z najbardziej interesujących eksperymentów oświeconego absolutyzmu była Toskania pod panowaniem Piotra Leopolda ( 1765-1790). Ów młodszy brat cesarza Józefa II rządził księstwem niepodległym, ale w przeciwieństwie do większości monarchów nie troszczył się o politykę zagraniczną i potęgę militarną. Zabezpieczony familijnym związkiem z monarchią habsburską i ustabilizowaniem się pokojowych stosunków w Italii, Piotr Leopold dążył do zapewnienia Toskanii statusu państwa naturalnego. Nieobciążony budżetem wojskowym rząd mógł się poświęcić wyłącznie sprawom wewnętrznym. Wielki książę objął tron jako siedemnastoletni chłopiec, był jednak dobrze wyedukowany przez jurystę Martiniego i dobrał sobie wybitnych ministrów z Pompeo Nerrim i Francesco Giannim na czele. W Toskanii wprowadzono liberalizm gospodarczy, zniesiono więc monopole, wewnętrzne cła, cechy i konfraternie kupieckie. Pastwiska gminne zostały rozparcelowane, zniesiono przymus polowy i prawo do polowania na chłopskich gruntach oraz ustanowiono wolny handel zbożem. Ów indywidualizm gospodarczy spowodował szybki rozwój stosunków kapitalistycznych i rozkwit wolnego portu w Livorno. To, co wyszło na dobre posiadaczom i gospodarce kraju, nie było jednak korzystne dla biedniejszych chłopów. Ubogich zatrudniano przy subwencjonowanych przez rząd pracach nad osuszaniem bagien. Gianni zorganizował finanse publiczne i system fiskalny na zasadzie egalitaryzmu w stosunku do wszystkich klas płatników. Egalitarny charakter miała również reforma sądownictwa, przeprowadzona w duchu humanitaryzmu Beccariego (zniesienie tortur, ludzkie warunki w więzieniach). Toskański kodeks kryminalny z 1786 r. był przykładowym dokumentem oświeceniowej kodyfikacji. Polityczne reformy Piotra Leopolda zmierzały do ożywienia samorządów municypalnych. Książę myślał nawet o nadaniu liberalnej konstytucji opartej na zasadzie trzystopniowego przedstawicielstwa (wybieralne rady gminne, rady prowincjonalne i Rada Państwa). Opracowany przez Gianniego w 1782 r, projekt konstytucji był pierwszym tego rodzaju dokumentem w Europie, nie został jednak ogłoszony. Piotr Leopold był ostrożnym politykiem i wiedział, że reformy nie cieszą się powszechnym poparciem. Z biegiem czasu jego rządy stawały się coraz bardziej policyjne i niepopularne wśród mas. Katalizatorem, który wyzwolił narastającą reakcję, stała się polityka kościelna księcia. Piotr Leopold zastał w swym niewielkim księstwie 3 arcybiskupstwa i 15 biskupstw, 11 tys. księży świeckich oraz tyleż zakonników i zakonnic. W stosunku do tej obciążającej gospodarkę kraju próżniaczej masy książę zastosował nie tylko normalne praktyki regalistyczne, jak: zniesienie inkwizycji rzymskiej, zakaz publikowania bulli papieskich i składania darów dla obcych kościołów czy utrudnianie przyjmowania do stanu duchownego przez ustanowienie granicy wieku dla wstępowania do nowicjatu (18 lat) i składania ślubów (21 lat). Piotr Leopold chciał podporządkować sobie duchowieństwo i przeformować je wewnętrznie w duchu józefinizmu, a może jeszcze bardziej włoskiego jansenizmu. Zwolennikiem tego kierunku był biskup Pistoi Scipione Ricci, który stał się najbliższym doradcą księcia w sprawach kościelnych. Podjęto kształcenie w seminariach księży w duchu nowej dyscypliny. Wydano walkę przesądom, fałszywym cudom, pielgrzymkom i procesjom. Położono nacisk na obowiązek nauczania młodzieży religii. Ricci ułożył józefińsko-jansenistyczny regulamin dla duchowieństwa, który został odrzucony przez większość biskupów. Zwołano wtedy w 1786 r. synod diecezjalny w Pistoi, na którym 234 księży uchwaliło przyjęcie regulaminu i zwołanie generalnego synodu toskańskiego we Florencji. Rozgorzał wielki spór religijny, w którym lud toskański występował w obronie dawnych obrzędów i obyczajów. Większość prałatów w kwietniu 1787 r. odrzuciła nowe kanony, a rewolta diecezjalna wygnała Ricciego z Pistoi. Reakcja godziła w osobę księcia oraz jego cudzoziemskie nowatorstwo. Wśród tego napięcia, które zbiegło się w czasie z eksplozją antyaustriackich nastrojów w Lombardii, Piotr Leopold opuścił w 1790 r. Florencję, aby jako Leopold II objąć tron cesarski po zmarłym bracie Józefie. 8. Współrządy Marii Teresy i Józefa II w monarchii habsburskiej (1765-1780) Józef II został współregentem mając lat 24. Otoczony przez matkę księżmi, bardziej gustował w reformatorskich naukach K. A. Martiniego. Głównym nauczycielem następcy tronu był jednak Fryderyk II, który wzbudzał u niego zarówno nienawiść, jak podziw. Król pruski rzucił Austrii wyzwanie, wywierając głęboki wpływ na poczynania rządów wiedeńskich. Zwłaszcza młody cesarz pragnął zbudować machinę militarną dorównującą pruskiej, powetować poniesione przez monarchię straty i zdobyć sławę na polach bitew. Naśladowca Fryderyka II nie miał jego wojskowego talentu i politycznej przenikliwości, był natomiast doktrynerem i biurokratą o żelaznej konsekwencji, która miała doprowadzić do ujawnienia wszystkich sprzeczności tkwiących w oświeconym absolutyzmie. Już w dwudziestym roku życia spisał sobie Józef wytyczne, które nazwał "marzeniami" (Traumereien). Potęga państwa opiera się na możliwie jak najbardziej wydajnej pracy poddanych, zadaniem rządu jest więc zachęcanie do pracy, usuwanie przeszkód hamujących aktywność producentów i zwalczanie marnotrawstwa. Józef II głęboko pogardzał starym ładem, jego zakorzenionymi w przeszłości instytucjami, przywilejami i systemem prawnym, czyniąc jedyny wyjątek dla absolutnej władzy cesarza nad 20 mln ciał i dusz niemieckich, słowiańskich, madziarskich, włoskich, belgijskich. Wróg sztywnej etykiety i dworskich splendorów, nie mający pociągu do zabaw, polowań i kobiet, wiecznie zapracowany "sługa państwa" odznaczał się prostotą w ubiorze i sposobie obcowania z ludźmi. Chcąc wszystko sam zobaczyć i sprawdzić, dużo podróżował po prowincjach monarchii i zagranicą, przeważnie incognito. W czasie piętnastolecia współrządów stosunki między matką i synem układały się nie najlepiej. "Demokratyczne" maniery wolnomyślnego cesarza raziły starą cesarzową, która z biegiem lat coraz bardziej pogrążała się w hieratycznej etykiecie i dewocji. Współregenci różnili się w poglądach na sprawę tolerancji religijnej. U schyłku życia Maria Teresa powróciła do kontrreformacyjnej polityki swego ojca Karola VI. Dysydentów z Karyntii i Styrii zmuszono do przesiedlenia się na Węgry, a w 1777 r. poddano brutalnym "dragonadom" 10 tys. protestantów morawskich, zabierając rodzicom dzieci. Józef II zżymał się na to zbędne "marnotrawstwo". Po ciężkich doświadczeniach z czasów wojny siedmioletniej Maria Teresa była nastrojona zdecydowanie pokojowo, niepokoiły ją więc wojenne i zaborcze ambicje syna. W gruncie rzeczy jednak rozbieżności między współregentami nie były zbyt wielkie. Oboje mieli natury autokratów i oboje pracowali dla potęgi domu austriackiego. Mimo staroświeckich manier i dewocji Maria Teresa miała dużo zrozumienia dla nowożytnej administracji i dla regalistycznej polityki kościelnej. W okresie współrządów wola cesarzowej była nadrzędna, ale reformatorska inicjatywa młodego cesarza, powściągana nieco przez matkę, znajdowała pole działania. Po wojnie siedmioletniej, która przyniosła ciężkie załamanie administracji i finansów państwowych, głównym zadaniem było uzdrowienie skarbu i wzmocnienie armii. Okazało się, że bardzo obciążone stany nieuprzywilejowane nie mogą więcej płacić. Szczególnie niezadowalająca była sytuacja na Węgrzech, gdzie Maria Teresa szanowała dotąd przywileje szlachty, a gdzie co kilka lat wybuchały powstania chłopskie. W 1764 r zwołano sejm węgierski, domagając się zmiany pospolitego ruszenia na opodatkowanie szlachty. Kiedy sejm odmówił i kiedy w latach 1765-1766 doszło znów do wielkiego powstania chłopów w trzech komitatach Kraju Zadunajskiego (Vas, Zala i Somogy), rząd cesarski postąpił autorytatywnie. W 1767 r. został wydany patent urbarialny ograniczający na Węgrzech pańszczyznę i zakazujący rugowania chłopów z ziemi. Łamiąc opór szlachty wprowadzono postanowienia patentu w życie: na Węgrzech w latach 1770-1774, a w Chorwacji i w Banacie dopiero w 1780 r. Na skutek szczególnie uporczywego sabotowania przez szlachtę nie został on wprowadzony w Siedmiogrodzie. Równocześnie z patentem dla Węgier rząd zadekretował w 1767 r. regulację obciążeń chłopskich w Styrii, gdzie stany krajowe przez 10 lat prowadziły akcję opóźniającą. Również ogłoszona w 1771 r. regulacja na Śląsku Cieszyńskim została z dużym ociąganiem przyjęta przez stany czeskie. Bardziej uległa Dolna Austria przyjęła regulację pańszczyzny w 1772 r. Wreszcie zostały wydane patenty dla Czech, Moraw i Galicji (1775) i pod ostrym naciskiem administracji narzucono regulację w Styrii ( 1778), gdzie stosunki agrarne były szczególnie napięte. Cała reforma urbarialna odbywała się w latach klęsk nieurodzaju i rozruchów chłopskich, które osiągnęły szczególne nasilenie w Czechach. Choć nie przeprowadzono zniesienia poddaństwa, czego domagali się realizatorzy reformy: Raab i Blanc, chęć wyciśnięcia podatków ze szlachty zaprowadziła Marię Teresę na drogę reform społecznych. Podobnie rzecz się miała z narodzinami polityki kościelnej zwanej "józefinizmem". Kiedy Klemens XIII odmówił zgody na opodatkowanie lombardzkiego duchowieństwa, utworzono w 1765 r. w Mediolanie instytucję rządową mającą zwierzchność nad sprawami kościelnymi (Giusta Economalej. Był to ważny precedens. Na szerszą skalę prowadzone z papieżem rokowania o obłożenie podatkami duchowieństwa Austrii i Czech przewlekały się bez konkluzji, aż zniecierpliwiona cesarzowa zdecydowała się w 1768 r. działać "propria authoritate" i zadekretowała w 1769 r. Concensusu in Publico-Ecclesiasticis dla krajów austriackich i czeskich. W ślad za decyzjami administracyjnymi poszło historyczno-teologiczne uzsadnienie nowej polityki przez radcę Heinkego i kanclerza Kaunitza. Przypomniano wszystkie dawne roszczenia i układy oraz wyłożono teorię, że kompetencjom władzy świeckiej nie podlegają tylko te duszpasterskie zadania, które Chrystus wyraźnie przekazał apostołom. W 1769 r. zostały więc położone podwaliny pod doktrynę józefinizmu. Równocześnie zaczęto nowe zasady wprowadzać w życie, od 1768 r, nakładano na duchowieństwo podatki bez zgody papieża. W 1769 r. skasowano pierwsze klasztory, przekazując ich majątek ubogim parafiom. Dekret z 1771 r. określił 24 lata jako minimum wieku wymaganego przy składaniu ślubów zakonnych. Kasata jezuitów otwarła nowe możliwości. Majątek zakonu przekazano na utworzony w 1773 r, Fundusz Edukacyjny ( Studiefond), a sprawy szkolnictwa wszystkich szczebli i w całym państwie powierzono Nadwornej Komisji Edukacyjnej ( Studienhofkommission). Na stanowisko naczelnego dyrektora szkolnictwa ludowego w całej monarchii Maria Teresa powołała augustianina Johanna Felbigera, który z ramienia rządu pruskiego reformował szkoły parafialne na Śląsku i pruskie wzory przeniósł do Austrii. Do 1780r. powstało 500nowych szkół ludowych, dla których nowe podręczniki i programy opracował Felbiger. Mniej zdziałano na razie w szkolnictwie średnim, gdzie ścierały się różne tendencje. Na schyłku panowania Marii Teresy nowe idee i konserwatywne tradycje przełamywały się również w sądownictwie. W 1768 r. wydano kodeks karny zwany Nemesis Theresiana, odznaczający się jeszcze wielką surowością kwalifikowanych kar śmierci (palenie żywcem, ćwiartowanie, łamanie kołem). Rzecznikiem humanitaryzmu był wybitny profesor prawa państwowego na uniwersytecie wiedeńskim, Joseph von Sonnenfels. Na skutek jego starań zniesiono w 1776r. tortury. Sonnenfels i Martini byli wychowawcami kadr oświeconej biurokracji austriackiej. Ludzie ci znaleźli szerokie pole działania, kiedy Józef II objął rządy osobiste. Za życia matki współregent zajmował się głównie sprawami wojskowymi. Ani on jako wódz, ani jego armia nie popisali się w czasie tych wielkich manewrów, jakimi była wojna o sukcesję bawarską. Rozczarowany cesarz z tym większym zapałem rzucił się do zorganizowania "zaplecza" w jeden potężny monolit biurokratycznej monarchii. 9. Rządy osobiste Józefa II (1780-1790) Gdy tylko zmarła Maria Teresa (29 XI 1780), zaczął się sypać na monarchię habsburską grad cesarskich dekretów. W ciągu dziewięciolecia swych osobistych rządów Józef II wydał ich 6 tys. Cesarz przeprowadzał równocześnie reformy administracyjne, społeczne, skarbowe, gospodarcze, sądownicze, szkolne, kościelne. Te zachodzące na siebie inicjatywy przedstawimy w porządku nie chronologicznym, ale rzeczowym. Zwolennik skrajnej centralizacji, Józef II nawiązał do koncepcji Haugwitzai połączył naczelne instytucje administracji państwowej (Zjednoczoną Czesko-Austriacką Kancelarię Nadworną, Izbę Skarbową i Deputację Bankową) w jedną wielką centralę, której podporządkował również Galicję i Bukowinę. Na niższym szczeblu cesarz zniósł zarządy krajowe i nie licząc się z historycznymi tradycjami i granicami podzielił monarchię na gubernie, te zaś na okręgi i powiaty- Reformie przeprowadzonej na szczeblu centralnym przyświecały względy natury oszczędnościowej: łącząc urzędy znacznie zredukowano liczbę płatnych urzędników. Dokonano natomiast rozbudowy administracji prowincjonalnej, która przejęła kompetencje stanów i zarządów prowincjonalnych. Likwidując samorządy krajowe Józef II utrzymał, zreformował i ujednolicił poniekąd samorządowe (obieralne) urzędy w miastach (wydziały i magistraty) i we wsiach (wójtowie i przysiężnicy). Te lokalne urzędy były podporządkowane administracji państwowej. Kadry urzędniczej dostarczyły najdawniej i najsilniej opanowane przez wiedeńską biurokrację kraje austriackie, czeskie i morawskie. Z tych krajów rekrutowali się funkcjonariusze wysyłani do Galicji, Belgii, Lombardii i na Węgry. Wprowadziwszy pragmatykę służbową, dodatki za wysługę lat, renty dla emerytów i wdów oraz nakaz denuncjowania zaniedbujących się kolegów, monarchia zyskała oddany sobie i gorliwy stan urzędniczy, z którym Józef II wyruszył na "podbój" słabiej dotąd związanych z Wiedniem prowincji. Cesarz ostentacyjnie zaniedbał koronowania się na króla Węgier, a koronę św. Stefana przewiózł z Budapesztu do Wiednia, aby ją tam zdeponować jako muzealny zabytek. Kancelarię Siedmiogrodu połączono z Kancelarią Węgierską i tej administracyjnej centrali podporządkowano całe królestwo. Józef II nie zwoływał sejmów i w 1784 r. zakazał komitatom porozumiewać się między sobą. W tymże roku wprowadzono na Węgrzech w miejsce łaciny język niemiecki jako język urzędowy, a w 1786 r. zniesiono samorząd komitacki i podzielono królestwo na 10 okręgów administracyjnych. Na czele okręgów stali królewscy komisarze, którym podlegali mianowani (a nie jak dotąd wybierani) podżupanowie. Równolegle z tymi reformami administracyjnymi Józef II wprowadził na Węgrzech te same co w Austrii reformy sądownicze, kościelne i szkolne. Podobnie postępował cesarz w Lombardiii w Belgii, gdzie w styczniu 1787 r. zniesiono rady prowincjonalne zastępując je jedną Radą Generalną, a 11 historycznych prowincji zamieniono w 9 okręgów, na których czele stanęli intendenci. W Lombardii i w Belgii nie narzucono jednak języka niemieckiego jako urzędowego. Zacieśniając sieć scentralizowanej biurokracji Józef II spodziewał się, że stany krajowe nie będą już mogły stawiać takiego oporu, jaki okazały w czasie reformy urbarialnej z lat 1767-1778., Zaraz na początku panowania cesarz edyktem z 15I 1781 r., zniósł poddaństwo osobiste chłopów, a we wrześniu tego roku wydał patent o opiece państwowej nad chłopami i znaczmym ograniczeniu jurysdykcji patrymonialnej. Dekrety te odnosiły się zrazu do Czech, Moraw i Śląska Cieszyńskiego, ale w latach 1782-1786 rozciągnięto je na kraje Austrii, Węgier i Galicji. Szczegółowe rozporządzenia przynosiły chłopom: wolność przenoszenia się z miejsca na miejsce, zakaz ich rugowania i dziedziczne prawo do zajmowanych gruntów, ustalenie powinności dworskich i możność procesowania się z panami. Reforma chłopska, przy której przeprowadzaniu doradcą cesarza był Sonnenfels, stanowiła wstęp do wielkiej reformy podatkowej. Dochody skarbu miały być oparte na propagowanym przez fizjokratów ,jedynym" podatku gruntowo-dochodowym. W latach 1785-1788 administracja sporządziła bardzo dokładne spisy ludności i szczegółowy kataster z zestawieniem wszystkich obciążeń chłopskich. Obliczono, że właścicielom dóbr powinno przypadać 18% chłopskiego dochodu. Z gruntów zarówno chłopskich (rustykalnych), jak pańskich (dominalnych) państwo miało pobierać równy podatek w wysokości 12% rocznego dochodu. Na własny użytek chłopa pozostawało więc 70% jego dochodu, z czego miał płacić składki na potrzeby parafii i szkoły. Reforma przewidywała stopniowe przejście z pańszczyzny na czynsz pieniężny. Te postanowienia w sprawie jedynego podatku i powszechnej regulacji feudalnych obciążeń do 18% chłopskiego dochodu zostały zadekretowane patentem urbarialnym z 10II 1789 r. Józef II nie zdołał już wprowadzić go w życie. W polityce gospodarczej Józef II doprowadził do skrajności system protekcyjny. W 1784 r. zakazano sprowadzania do monarchii tych obcych produktów, które mogą być zastąpione krajowymi. Powołując się na opinię lekarzy cesarz zadekretował, że kawa i czekolada są szkodliwe dla zdrowia. Sprowadzane mimo zakazu luksusowe towary były publicznie palone. W ten sposób spłonęło wiele aksamitnych i jedwabnych strojów. Ta polityka protekcyjna stała się bodźcem dla krajowego przemysłu. Rozwijał się handel, zwłaszcza bałkański. Zajmowanie się handlem i przemysłem przestało ubliżać szlachectwu. Józef II zniósł w 1781 r. większość prawnych ograniczeń dotyczących Żydów, otwierając drogę do asymilacji kulturalnej i aktywizacji gospodarczej ludności żydowskiej. Cesarz kontynuował również prowadzoną za panowania Marii Teresy akcję kolonizacyjną, sprowadzając wielu osadników z południowych Niemiec na Węgry (zwłaszcza do Banatu) oraz do Galicji i na Bukowinę. Kolonizacja wraz z asymilacją Żydów oraz rozbudową administracji, armii, sądownictwa i szkolnictwa były to czynniki działające na rzecz germanizacji wielonarodowościowej monarchii. Kodyfikacja prawa sądowego, dokonana za panowania Józefa II, była silnie przesiąknięta duchem Oświecenia. W 1781 r. wydano "Powszechną procedurę sądową". Patent z 1783 r. traktował związek małżeński jako umowę cywilną, a kodeks praw cywilnych z 1786 r. wprowadził jednolite prawo spadkowe zwiększające swobodę w dysponowaniu mieniem. W 1787 r. zastąpiono surowy terezjański kodeks karny nowoczesną kodyfikacją (tzw. Józefina). Zniesiono proces o czary i apostazję oraz kwalifikowaną karę śmierci, kary mutylacyjne i chłostę, a nawet w zasadzie karę śmierci. Zgodnie z duchem czasu likwidowano szubienice i rozbudowywano więzienia, obficie szafując karą pozbawienia wolności. Kodyfikację wydano nie po łacinie, ale w języku niemieckim. Przeprowadzona przez Józefa II reforma sądownictwa zmierzała do rozdziału między sądownictwem a administracją, wprowadzenia jednolitej i zhierarchizowanej organizacji sądownictwa i zorganizowania odpowiednio wykwalifikowanego aparatu sędziowskiego. Sądy pierwszej instancji miały jeszcze charakter stanowy. We wsiach były to sądy dominialne, w których pana zastępował justycjariusz. W miastach na czele sądów magistrackich stali syndykowie. Justycjariusze i syndykowie byli zatwierdzani przez władze obwodowe po zdaniu egzaminów sędziowskich. Dla szlachty sądami pierwszej instancji były sądy ziemskie, które rozstrzygały również spory między panami a chłopami. Sędziami w sądach ziemskich mogły być osoby również nieszlacheckiego pochodzenia. Jako sądy drugiej instancji utworzono jednolite w całej monarchii sądy apelacyjne, które sprawowały również nadzór nad wszystkimi sądami w swoim okręgu, wydawały "dekrety uzdolnienia" do służby w magistratach i stanowiły forum, przed którym składano egzaminy sędziowskie i adwokackie. Najwyższą instancją była Najwyższa Izba Sprawiedliwości w Wiedniu. Za panowania Józefa II rozbudowano we wsiach i miasteczkach sieć jednoklasowych szkół elementarnych (trywialnych). W każdym mieście powiatowym była szkoła trzyklasowa, a w stolicy okręgu czteroklasowa szkoła normalna, przy której na specjalnych kursach kształcono nauczycieli. Językiem nauczania był niemiecki, a szkoły poddano kontroli urzędów obwodowych i gubernialnych. Łożąc z Funduszu Edukacyjnego i Funduszu Religijnego na szkolnictwo elementarne i średnie rząd zastosował reżim oszczędnościowy w odniesieniu do uniwersytetów. Na terenie całej monarchii pozostało ich cztery (w Wiedniu, Peszcie, Louvain (Leuven) i Pawii) jako wyższe szkoły urzędnicze. Liczba studentów została ściśle określona stosownie do liczby stanowisk do obsadzenia w administracji i sądownictwie. Pozostałe uniwersytety zamieniono w licea. Praktycystycznie nastawiony cesarz nie popierał nauki "czystej", nie był też zbyt gorliwym mecenasem sztuk pięknych i literatury (poza teatrem i muzyką). Swą słynną politykę kościelną rozpoczął Józef II w 1781 r. wydając edykt o tolerancji dla protestantów i prawosławnych oraz edykt o obowiązkowym cesarskim placet dla każdej bulli papieskiej. W tymże roku rząd zaczął sekularyzować klasztory kartuzów, a 12 I 1782 r. wyszedł dekret o kasacie wszystkich męskich i żeńskich zgromadzeń zakonnych nie zajmujących się szkolnictwem, pielęgnowaniem chorych i nauką. Na próżno Pius VI przybył w tym roku do Wiednia, Papież godził się już na tolerancję i zniesienie klasztorów, chciał jednak bronić swej zwierzchności nad austriackim episkopatem i utrzymać kompetencje sądów biskupich w sprawach małżeńskich. Niczego nie uzyskał i Józef I I ze swym przybocznym teologiem, benedyktem Franzem Stephanem Rautenstrauchem, przeprowadził zaplanowaną reformę do końca. Zlikwidowano przeszło 700 domów zakonnych rozpędzając 38 tys, zakonników i zakonnic. Budynki klasztorne przeznaczono na magazyny, spichrze i warsztaty, a skonfiskowane majątki przeszły na Fundusz Religijny. Z tego funduszu zakładano szpitale i szkoły, przede wszystkim jednak erygowano nowe parafie. Cesarz chciał utworzyć tak gęstą sieć parafialną, aby z każdej miejscowości można było w ciągu godziny dojść do kościoła. W latach 1782-1783 utworzono 800 nowych parafii, przy czym burzono kościoły, których lokalizacja nie odpowiadała zaplanowanej sieci. Troska Józefa II o parafie wiązała się z jego zamiarem uczynienia z proboszczy poniekąd funkcjonariuszy państwowych i działaczy oświatowych na wsi. Mieli więc oni odczytywać z ambon i objaśniać rozporządzenia cesarskie, szerzyć wiedzę rolniczą i medyczną, zwalczać przesądy, nawoływać do pracowitości i moralności oraz uczyć młodzież. Józef II wydawał drobiazgowe rozporządzenia dotyczące organizacji diecezji i parafii, a nawet ingerując w porządek nabożeństw. Rozwiązywał bractwa religijne, zakazywał procesji i pielgrzymek. Zalecał oszczędność, określając np., ile świec może się palić na ołtarzu. Z racji tych praktyk Fryderyk II nazywał Józefa II "cesarzem-zakrystianem". Ważną sprawą było edukowanie księży w duchu nowej dyscypliny państwowo-kościelnej. Ponieważ większość episkopatu była przeciwna "józefinizmowi", cesarz nie miał zaufania do seminariów diecezjalnych. W 1783 r. założono we wszystkich prowincjach państwowe seminaria generalne, które w 1786 r. uzyskały monopol na kształcenie duchownych. Program nauczania w seminariach opracował Rautenstrauch, a podręczniki były przepojone doktrynami gallikanizmu, jansenizmu i febronianizmu. Kościół katolicki w monarchii habsburskiej stał się w praktyce całkowicie niezależny od Rzymu i włączony w biurokratyczny aparat państwowy. Mogło się wydawać, że Józef II wykonał swój systematycznie realizowany plan. Dochody skarbu państwa wzrosły w latach 1781-1788 z 60 do 80 mln guldenów, równocześnie jednak rósł deficyt i obieg papierowej waluty. Stan armii zbliżył się do 300 tys. ludzi. Historycy zafascynowani kościelnymi, społecznymi, administracyjnymi i sądowniczymi reformami Józefa II są niekiedy skłonni nie dostrzegać drugiej strony działalności tego cesarza, którą było naśladowanie pruskiego militaryzmu. Jeszcze jako współregent Józef II wprowadził w 1771 r. nowy system poboru rekruta, na pruską modłę dzieląc kraj na okręgi zaciągowe (Werbebezirke) uzupełniające szeregi oznaczonego pułku. Dożywotnia służba wojskowa stała się ciężkim brzemieniem dla chłopów, ale rozbudowa armii stanowiła główną troskę cesarza-reformatora, którego ubiorem był mundur zwykłego żołnierza i który swój oszczędny dwór upodobnił do polowej kwatery. Monarcha, przedstawiany czasem jako rewolucjonista i "jakobin" na cesarskim tronie, istotnie z niezwykłą odwagą i zapamiętaniem rzucił wyzwanie różnym społecznym i narodowym siłom swej wielonarodowościowej monarchii starego ładu. Wiedeński centralizm napotkał silny opór na Węgrzech i w Belgii. Łamanie instytucji stanowych i reformy chłopskie wywołały opozycję szlachty. Reformy kościelne budziły sprzeciw nie tylko wyższego duchowieństwa, ale również przywiązanych do dawnych obrzędów i obyczajów mas ludowych. Mieszczanie byli niezadowoleni z ograniczenia samorządów municypalnych, emancypacji Żydów i surowej reglamentacji życia gospodarczego. Reformy urbarialne budziły zbyt daleko idące nadzieje wśród chłopów, pojmujących je jako nadanie pełnej wolności i zniesienie świadczeń feudalnych. Natomiast chłopom ciążyły podatki państwowe i pobór rekruta, obawiali się dalszych "nowości". Wśród licznych poruszeń chłopskich największe było powstanie, które w 1784 r, wybuchło w Siedmiogrodzie pod przywództwem Horii i Crisana. Rumuńscy chłopi palili dwory węgierskiej szlachty i bili się z cesarskimi żołnierzami w przekonaniu, że cesarz jest po ich stronie. Krwawe powstanie zostało krwawo stłumione, a łamani kołem i żywcem ćwiartowani przez cesarskich katów chłopscy przywódcy poznali swój błąd. Na reformach Józefa II w doraźny i jednoznaczny sposób zyskali protestanci, prawosławni i Żydzi oraz żywioł niemiecki na Węgrzech, ale te mniejszości nie stanowiły poważnej siły. Korzyści, które reformy przyniosły chłopom, były niewątpliwie znaczne, ale ich realizacja i uświadomienie wymagały czasu. Podporą monarchii była rozbudowana biurokracja i armia, a potem w coraz większym stopniu również policja. Józef II był klasycznym przedstawicielem oświeconego absolutyzmu i za jego panowania w sposób klasyczny ujawniły się sprzeczności tkwiące w tym kierunku. Tolerancja, humanitaryzm, wolność cywilna, racjonalna administracja i gospodarka to były elementy ideologii Oświecenia, których nie można było jednak w sposób trwały i pryncypialny oderwać od wolności myśli i opinii, czyli dziedzin wchodzących już w zakres wolności politycznej. Wolność polityczna, będąca nie do pogodzenia z absolutyzmem, mogła być wykorzystana albo przez konserwatywne siły starego ładu, albo przez dążności rewolucyjne i niepodległościowe. W warunkach monarchii habsburskiej bardziej realna była pierwsza, konserwatywna alternatywa, w której obrębie mieścił się i kom promis w sprawach narodowościowych przyobleczonych w "wolności stanowe". W każdym razie oświecony absolutysta znalazł się siłą rzeczy w konflikcie zarówno z konserwatystami, jak i z liberałami. Początkom osobistych rządów Józefa II towarzyszyła aura "wolnomyślna". Wydana w 1781 r., ustawa o cenzurze była łagodna. Zakazano publikacji atakujących ustrój państwa, dozwolono natomiast krytykę kleru, szlachty, a nawet samego cesarza. W 1782 r., w czasie wizyty Piusa VI w Wiedniu, posypały się antypapieskie pamflety, które pisał m.in. Sonnenfels. Ten najwybitniejszy przedstawiciel reformatorskiej ekipy rządowej poszedł jednak z czasem dalej, wysuwając projekty reprezentatywnych i konstytucyjnych rządów. Był to nieunikniony kierunek ewolucji oświeconej opinii, tak jak nieuniknione stało się przesunięcie oświeconego absolutyzmu ku rządom policyjnym. Pierwszym wyraźnym krokiem w tym kierunku był patent z 1785 r. tyczący masonerii, na którą policja miała mieć baczne oko. Organizowane od 1782 r. w poszczególnych krajach dyrekcje policji były coraz bardziej rozbudowywane, aż powstało w Wiedniu centralne ministerstwo policji kierowane przez Pergena. Obok umundurowanej służby porządkowej rozwinęła się sieć tajnych agentów, szpiegostwa, donosicielstwa i prowokacji. Aparat ten tłumił wolność słowa i prasy, a nowy patent o cenzurze odwoływał dawne liberalne regulaminy. Józef II przestał lekceważyć przedłożenia prymasa Austrii i w 1788 r. zaczęto wymagać od profesorów uniwersyteckich przestrzegania ścisłej ortodoksji katolickiej. Doskonale zorganizowana austriacka tajna policja stała się jednym z najtrwalszych osiągnięć rządów Józefa II. Aparat ten przetrwał załamanie józefińskich reform, aby służyć reakcyjnemu już absolutyzmowi jego następców. W związku z centralistyczną i kościelną polityką Józefa II doszło w 1787 r. do poważnych rozruchów w Belgii. Nie licząc się z tym sygnałem ostrzegawczym cesarz zapragnął odegrać wymarzoną rolę wodza i zdobywcy przystępując w lutym 1788 r, do wojny z Turcją. W rok potem wydał ów wielki patent urbarialny, będący ukoronowaniem jego poczynań reformatorskich. Niepowodzenia wojenne oraz nowe podatki i pobory rekruta wyzwoliły wszystkie nurtujące monarchię napięcia i siły odśrodkowe. Belgia oderwała się od Austriii bliskie tego były Węgry, gdzie domagano się zwołania sejmu i przywrócenia dawnych praw. Zagrożona była również Galicja i nad monarchią zawisło niebezpieczeństwo pruskiej inwazji. Stany krajowe odmawiały podatków, buntowali się chłopi. Józef II wycofał patent urbarialny z lutego 1789 r, i już na łożu śmierci, w styczniu 1790 r., odwołał wszystkie dekrety dotyczące Węgier, poza patentem tolerancyjnym i zniesieniem poddaństwa osobistego chłopów. Strawiony gruźlicą, niespełna pięćdziesięcioletni cesarz powiedział, że na jego grobie można by napisać: "Tu spoczywa Józef II, który przegrał we wszystkich swoich przedsięwzięciach". Dalszą likwidację większości józefińskich reform przeprowadził nie mniej "oświecony", lecz rozważniejszy od brata Leopold II (1790- 1792), który zawarł pokój z Turcją, koronował się na króla Węgier, pofolgował czynnikom stanowym i poczynił ustępstwa na rzecz Kościoła, znosząc m,in. najbardziej drażliwą z józefińskich innowacji, jaką były rządowe seminaria generalne. Kościół w Austrii jeszcze przez kilkadziesiąt lat miał pozostać silnie uzależniony od państwa, ale był to Kościół uprzywilejowany i popierany, który stał się podporą lojalizmu i czynnikiem integrującym wielonarodowościową monarchię. Dalsze losy policyjnego absolutyzmu w Austrii wiążą się już z sytuacją wytworzoną przez rewolucję francuską i wojny napoleońskie. Monarchia mogła przejść przez te ciężkie opresje bez większych wewnętrznych wstrząsów w znacznej mierze dzięki temu, że następcy Józefa II w zasadzie zachowali jego zarządzenia w dziedzinie regulacji stosunków agrarnych i pouczani przez księży wielonarodowościowej monarchii poczuli się "ludźmi cesarskimi". 10. Księstwa Rzeszy i Prusy na początku panowania Fryderyka Wilhelma II Polityka kościelna Kaunitza i Józefa II czerpała wiele inspiracji z tego, co działo się wówczas w nadreńskich księstwach duchownych. Na podłożu odwiecznych sporów książąt-biskupów z Rzymem i nuncjuszami wykształciła się doktryna episkopalizmu, którą rozwinął biskup sufragan Trewiru, Nicolaus von Hontheim, znany pod pseudonimem Febroniusa. Jego dzieło De statu Ecclesiae et legitima potestate Romani pontificis (1763) łączyło episkopalizm z dążnościami ekumenicznymi. Zdaniem Hontheima "przywłaszczenia" papieskie utrudniają przywrócenie jedności w chrześcijaństwie. Biskupowi rzymskiemu przysługuje jedynie "pierwszeństwo honorowe", ale nie jest on nieomylny i nie ma monarchicznej władzy nad Kościołem, którego zarząd powinien należeć do soborów i synodów krajowych. Praktyczną konsekwencją febronianizmu była suwerenność niemieckich książąt-biskupów, z których wielu ulegało zgoła świeckim skłonnościom do rządów absolutnych, niekiedy oświeconych. Wśród duchowieństwa Nadrenii przyjmowało się "szerokie" pojmowanie religii chrześcijańskiej jako systemu etycznego. Ośrodkiem tych tendencji był nowo założony uniwersytet w Bonn. Mimo potępienia febronianizmu przez Rzym popierali tę doktrynę elektorzy arcybiskupi: Kolonii (Maksymilian Franciszek, brat Józefa II), Trewiru (Klemens książę saski) i Moguncji (Fryderyk baron Erthal) oraz książę arcybiskup salzburski (Hieronim Colloredo). Zachęceni przez Józefa II książęta ci zorganizowali w 1786 r. kongres w Ems, na którym ułożono głośną "punktację emską", zawierającą program utworzenia niezależnego praktycznie od Rzymu niemieckiego kościoła narodowego. Autorzy punktacji wzywali cesarza, aby w ciągu dwóch lat zwołał sobór narodowy. Sprawa napotkała jednak trudności. Nuncjusze zręcznie odwołali się do niższego duchowieństwa wykazując, że postulaty emskie wyjdą jedynie na korzyść metropolitom. Józef II okazał się powściągliwy, miał bowiem inne kłopoty, zwłaszcza że na terenie Rzeszy dość niespodziewanie jako obrońca papiestwa wystąpił król pruski. Chodziło mu oczywiście o powstrzymanie imprezy mogącej przynieść wzrost autorytetu cesarskiego. Rozwianie się emskiej inicjatywy miało jednak i szersze tło. Książęta Rzeszy dochodzili wówczas do przekonania, że nie trzeba zbytnio potrząsać instytucjami starego ładu i ulegać "duchowi nowości". Poza Prusami i Austrią druga połowa XVIII w. to w Niemczech bardziej czasy Oświecenia niż oświeconego absolutyzmu. Przykładowym księciem-filozofem był margrabia badeński Karol Fryderyk (1746-1811), który drogą spadkobrania połączył Dolną i Górną Badenię (1771) w spore państwo. Karol Fryderyk był fizjokratą (napisał traktat o ekonomii politycznej), który teorię wcielał w życie. Zniósł poddaństwo chłopów i większość świadczeń feudalnych oraz zaprowadził fizjokratyczny, "jedyny" podatek gruntowo-dochodowy. Margrabia praktykował tolerancję religijną, popierał naukę i oświatę oraz rozbudował Karlsruhe w piękne miasto rezydencjonalne. Saksonia za regencji księcia Ksawerego (1763-1768) i rządów elektora Fryderyka Augusta III (1768-1827) była dobrze administrowanym i bogacącym się państwem. Zyskało ono na zerwaniu unii personalnej z Polską i usunięcia się od wielkiej polityki europejskiej. Kraj szybko dźwignął się z ciężkich zniszczeń, które przyniosła wojna siedmioletnia. Książę Ksawery ustanowił Radę Rolniczą i założył we Freibergu pierwszą w Europie wyższą szkołę górniczą (1765). Saksonia stała się jednym z najważniejszych ośrodków przemysłu tekstylnego. Rząd zniósł tortury, ogłosił kodeks cywilny i popierał rozwój szkolnictwa. Większość książąt niemieckich troszczyła się jednak o wzrost swoich dochodów nie uciekając się do oświeceniowych reform. Charakterystyczne były postacie małych militarystów, jak: książęta hescy, brunszwiccy i wirtemberscy, którzy starali się naśladować Fryderyka II. Nie mogli oni oczywiście użyć swoich nadmiernie rozbudowanych, ale przecież miniaturowych wojsk jako narzędzia zaborczej polityki. Wynajmowali więc swoje pułki mocarstwom i sami zaciągali się w obcą służbę. W czasach długotrwałego pokoju i rosnącego dobrobytu różnorodne niemieckie państwa i państewka stały się terenem wielkiego odrodzenia kulturalnego i rozkwitu życia umysłowego. Niemcy Winckelmanna, Lessinga, Herdera, Klopstocka, Kanta i Goethego stały się obok Francji i Anglii jednym z głównych warsztatów myśli europejskiej. Niemieccy intelektualiści w mniejszym stopniu niż włoscy wiązali się z praktyką reform państwowych, śmielej natomiast podejmowali wielkie zagadnienia teoretyczne. Centralną postacią niemieckiego Oświecenia był Lessing, który w swej krytyce religii posunął się do negacji wszystkich religii objawionych i postawienia na ich miejsce "religii rozumu" (1780). Lessing działał w Hamburgu, który stał się siedzibą niemieckiej myśli liberalnej. Myśl ta szerzyła się w całej Rzeszy w uniwersytetach, wśród luterańskich pastorów-racjonalistów, w kręgach oświeconego mieszczaństwa. Rozgałęziała się działalność masonerii i pokrewnych jej tajnych związków. Ten duch krytycyzmu i intelektualnego fermentu zaczął niepokoić książąt. W katolickiej części Niemiec antyoświeceniową reakcję poprowadził rząd bawarski za panowania Karola Teodora (1777-1799). Jego poprzednik na monachijskim tronie, Maksymilian Józef, należał do najbardziej oświeconych książąt Rzeszy. Zreformowany przez Maksymiliana Józefa uniwersytet w Ingolstadt stał się siedzibą "zakonu iluminatów" założonego w 1776 r. przez profesora prawa kanonicznego Adama Weishaupta pod hasłem "rozproszenia ciemności klerykalnego oszustwa". Działalność "zakonu" zatoczyła szerokie kręgi poza granicami Bawarii. Karol Teodor, kierując się radami swego spowiednika eks-jezuity Franciszka, podjął energiczne kroki w celu przywrócenia w Bawarii zachwianej ortodoksji katolickiej. W 1785 r. działalność "iluminatów" została zakazana i na głowy wolnomyślicieli spadły represje. W tymże roku Karol Teodor wystarał się o utworzenie w Monachium nuncjatury papieskiej. Ów sukces ultramontanizmu stał się bezpośrednią przyczyną znanej nam "punktacji emskiej", ale dążności febroniańskie zostały powściągnięte przy współdziałaniu elektora bawarskiego z nowym królem pruskim. W protestanckich Niemczech hasło do odwrotu wyszło z Berlina. Śmierć starego wolterianina z Sanssouci jest tu datą graniczną w dziejach oświeconego absolutyzmu. Bratanek i następca Fryderyka II, Fryderyk Wilhelm II (1786-1797), pofolgował swoim osobistym upodobaniom i rozluźnił napiętą pruską machinę państwową. Nowy król nieco osłabił centralizację władz, zniósł niektóre monopole, wstrzymał działalność komisji regulujących obciążenia chłopskie, rozszerzył przywileje szlachty w Prusach Wschodnich i Zachodnich, usunął mieszczan z władz lokalnych we Fryzji i podniósł pensje oficerom. Arystokracja i szlachta, która za czasów Fryderyka II była stanem uprzywilejowanym, ale i służebnym, uzyskała większą swobodę. Topniały zgromadzone przez starego króla oszczędności i zmienił się styl życia dworskiego. Nastała era faworyt i faworytów oraz zapanowała szczególna atmosfera, w której rozwiązłość łączyła się z obskuranckim mistycyzmem. Jeszcze jako następca tronu Fryderyk Wilhelm związał się z mistyczno-okultystycznym tajnym bractwem różokrzyżowców. Dwóch członków tego bractwa, Bischoffwerder i Wollner, zyskało decydujący wpływ na króla i politykę Prus. Bischoffwerder zajmował się polityką zagraniczną i sprawami wojskowymi, Wollner sprawami wewnętrznymi. Królewscy faworyci wprowadzili wiele zamieszania, dyletantyzmu i wizjonerskiej fantazji w tak bardzo zracjonalizowaną machinę państwa pruskiego. Oficerska i urzędnicza rutynowana kadra fryderycjańska amortyzowała jednak te wstrząsy i utrzymywała powagę mocarstwa mającego 200 tys, żołnierzy. Antyoświeceniowa zaś reakcja była w zasadzie zjawiskiem "na czasie". Wielokrotny bigamista Fryderyk Wilhelm II i syn ubogiego pastora różokrzyżowiec-pietysta Wollner postanowili "odnowić religię chrześcijańską w jej pierwotnej czystości, wierności dogmatom i praktykom". Wollner zredagował edykt o religii ( Religionsedikt), który został ogłoszony w lipcu 1788 r., Edykt nakazywał wszystkim pastorom, profesorom uniwersytetów i nauczycielom trzymać się ściśle ortodoksji luterańskiej, grożąc opornym usunięciem ze stanowisk. Spotkawszy się z silną krytyką rząd wydał w grudniu 1788 r. dekret o cenzurze, na mocy którego wszelkie dyskusje na tematy religijne zostały zakazane. Wollner wydał wojnę niemieckiemu racjonalizmowi. Represje dotknęły pastorów, prasę, literatów, uczonych. Zakazano np. Kantowi poruszania w swych pismach i wykładach zagadnień religijnych (1794), Oczywiście rozwój rewolucji francuskiej spowodował zaostrzenie tego kursu. Jest jednak rzeczą znamienną, że Religionsetlikt ukazał się na rok przed zburzeniem Bastylii, a pruski dekret o cenzurze posłużył za wzór dla analogicznego dekretu wydanego w styczniu 1790 r. przez Józefa II. 11. Dania za czasów obłąkanego króla Chrystiana VII O długoletnim panowaniu Chrystiana VII (1766-1808) powiedziano, że król był "pieczęcią z imieniem". Tą pieczęcią posługiwali się różni ludzie. Kiedy siedemnastoletni Chrystian zasiadł na tronie, był chłopcem niezrównoważonym, ale jego choroba umysłowa jeszcze nie ujawniła się w pełni. Młody król miał wysokie pojęcie o władzy monarszej i okazywał niejakie zainteresowanie dla reform państwowych. Rządy sprawował w dalszym ciągu J. H, Bernstorff. W 1767 r. doprowadził on do końca długotrwałe pertraktacje z Rosją w sprawie Holsztynu, Katarzyna II w imieniu swego syna Pawła zrzekła się jego praw dziedzicznych do Holsztynu w zamian za hrabstwo Oldenburg. Uregulowanie skomplikowanej sprawy holsztyńskiej stanowiło duży sukces Hernstorffa w ramach "systemu północnego". Minister zmierzał również do zrealizowania dyskutowanej i planowanej od lat reformy agrarnej. W 1768 r. Komisję do spraw Wiejskich przemieniono w rządowe Kolegium do spraw Rolnictwa. Kolegialna machina rządowa była jednak ociężała i obsadzona przez koterie dygnitarskie pomnażające synekury oraz stosujące bez osłonek protekcjonizm i łapówkarstwo. Wśród dygnitarzy wodzili rej ludzie pochodzenia niemieckiego, co wywoływało niechęć Duńczyków. Opozycję przeciw Bernstorffowi wykorzystał Johann Friedrich Struensee, z którego imieniem wiąże się jeden z najbardziej spektakularnych epizodów w dziejach oświeconego absolutyzmu. Struensee był pochodzącym z Halle niemieckim lekarzem, który zasłynął w Altonie jako hipnotyzer i uwodziciel. Jako przyboczny medyk chorego Chrystiana i kochanek jego nieszczęsnej żony Karoliny Matyldy, Streunsee uzyskał magnetyczny wpływ na królewską parę. Nawiązawszy stosunki z przywódcami opozycji, ambitny lekarz doprowadził w lecie 1770 r. do wygnania Bernstorffa. W grudniu otrzymał Struensee stanowisko "referenta wniosków" (maitre des requetes) i jako jedyny pośrednik między wyraźnie już obłąkanym królem a organami władz państwowych uzyskał władzę dyktatorską, którą sprawował przez kilkanaście miesięcy. Entuzjastyczny czytelnik filozofów i Encyklopedii, deista, humanitarysta, rzecznik wolności osobistej i liberalizmu w sprawach gospodarczych, Struensee był równocześnie wyniosłym despotą i pogardzającym duńskimi zwyczajami kosmopolitą. Języka duńskiego nie znał i królewskim kancelariom narzucił język niemiecki. Naśladując Fryderyka II dążył do wprowadzenia ściśle osobistych rządów monarszych, czyli swoich własnych. W lecie 1771ł r, uzyskał wydanie przez Chrystiana rozporządzenia, że edykty podpisane tylko przez "referenta wniosków" mają mieć moc edyktów królewskich. Dyktator Danii zdołał wydać prawie 2 tys. edyktów, czyli przeciętnie 4 dziennie. Edyktomania i gorączka reformatorska Struenseego stanowi poniekąd karykaturalną antycypację, późniejszych o lat 10, poczynań Józefa II. Struensee zniósł najwyższy organ kolegialnych rządów - Radę Królewską - zastępując ją ściśle sobie podporządkowanym kilkuosobowym Tajnym Gabinetem. Przewodniczący kolegiów rządowych nie mogli referować spraw królowi, lecz mieli przedkładać raporty i odbierać rozkazy na piśmie. Potem stanowiska przewodniczących kolegiów zniesiono i poszczególne kolegia podzielono na departamenty, których kierownicy mieli stanowić radę kolegium, kierowaną przez Tajny Gabinet. Struensee rozbił dygnitarską oligarchię, likwidował synekury, wydał walkę protekcjom i łapówkarstwu. Na miejsce dawnych dygnitarzy wprowadzał młodych ludzi i profesorów. Działalność ich uwidoczniła się zwłaszcza w polityce skarbowej. Zaprowadzono reżim oszczędnościowy redukując wydatki na dworskie uroczystości i urzędy. Zniesiono podatek od soli i zboża, przejmowano natomiast na skarb fundusze nabożnych fundacji i wiele spodziewano się uzyskać przez wprowadzenie loterii państwowej. Struensee dekretował liberalną politykę gospodarczą: znosił cła i przywileje portu kopenhaskiego, popierał wolność handlu, likwidował monopole cechowe, ograniczał poddaństwo i pańszczyznę. Wprowadzał w życie zasady i hasła Oświecenia. Zniesiono wiele świąt i wprowadzano tolerancję religijną. Zakazano stosowanie tortur i chłosty w przewodzie sądowym, złagodzono kary. Zniesiono więzienia za długi i roztoczono opiekę nad nieślubnymi dziećmi. Reformowano prawo małżeńskie, wprowadzono nienaruszalność domów, prawo wchodzenia i wychodzenia z miasta w nocy. Zadekretowano dość szeroko pojętą wolność prasy. Nie sposób wnikać w szczegóły tej powodzi reformatorskich i modernizatorskich edyktów, z których większość pozostała na papierze. Na rządy Streuenseego przypadły dwa lata nieurodzajów, powodujące gwałtowną zwyżkę cen zboża oraz trudności gospodarcze. Przyczyniła się do nich i polityka celna dyktatora-liberała, na skutek której wzrósł import i cierpiał przemysł krajowy. Duńczyków raziła cudzoziemskość Struenseego i jego dumna arbitralność, niepokoiło nowatorstwo, gorszył jawny romans z królową. Wśród powszechnego niezadowolenia powstał spisek oficerski, któremu poparcia udzieliła królowa wdowa Juliana Maria. W nocy 17 I 1772 r. spiskowcy dokonali zamachu stanu aresztując Struenseego i jego najbliższego współpracownika Brandta oraz internując królową Karolinę Matyldę. Uzyskawszy odpowiednie podpisy od obłąkanego Chrystiana przeprowadzono postępowanie sądowe, na mocy którego rozwiązano małżeństwo króla i uwięziono królową, a Struensee i Brandt zostali 28 IV 1772 r. w sposób okrutny straceni i zwłoki ich poćwiartowano. Wydawane przez "uzurpatora" dekrety uznano za niebyłe. Spiskowcy, którzy obalili Struenseego, niedługo utrzymali się przy władzy, która przeszła w ręce królowej wdowy i sekretarza Tajnego Gabinetu Guldberga. Utrzymano wprowadzone przez Struenseego rządy gabinetowe i Gulderg przez 12 lat sprawował władzę niemal równie autorytatywną jak obalony dyktator. Nie były to jednak rządy w duchu oświeconego absolutyzmu. Guldberg zyskał zrazu pewną popularność jako wyraziciel upokarzanych przez Struenseego duńskich uczuć narodowych. W 1776 r. wydał prawo, że urzędy mogą piastować jedynie Duńczycy, a potem wprowadził nakaz uczenia języka duńskiego we wszystkich szkołach. Opierając się na szlachcie, bogatym mieszczaństwie i wyższym duchowieństwie, Guldberg zahamował wszelkie poczynania reformatorskie. Zaostrzając cezurę rząd starał się powstrzymać postępy wolnomyślicielstwa, które szerzyło się jednak i wśród pastorów. W polityce zagranicznej Guldberg trzymał się nadal Rosji, z którą zawarto w 1773 r. antyszwedzkie przymierze. W czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych Dania zajęła antyangielską postawę przystępując do popieranej przez Katarzynę II zbrojnej neutralności. Owa wojna stworzyła bardzo pomyślną koniunkturę dla duńskiego handlu. W latach 1775-1783 Dania podwajając swe obroty uzyskała wyraźnie dodatni bilans handlowy. Podczas gdy wartość przywozu wzrosła z 1500 tys. talarów do 2600 tys., wartość eksportu wzrosła z 1200 tys. do 2800 tys. Bardzo dobrze prosperował handel kolonialny. Zawodziła natomiast merkantylistyczno-protekcyjna polityka rządu Guldberga w dziedzinie przemysłu. Mimo dużych dotacji państwowych (około miliona talarów) nowo zakładane manufaktury napotykały trudności i trzeba je było likwidować lub brać pod zarząd państwowy. Rozwój gospodarki duńskiej przynosił korzyści niewielkiej części społeczeństwa. Najważniejszym zadaniem była wstrzymana od 1772 r. sprawa reformy agrarnej. Przeciw autorytatywnym i reakcyjnym rządom Guldberga nasilała się opozycja wiążąca swoje nadzieje z osobą młodego następcy tronu. Kiedy książę Fryderyk ukończył szesnasty rok życia, postarano się o odpowiedni podpis króla, na mocy którego następca tronu w 1784 r. zniósł rządy gabinetowe, usunął Guldberga i jego ludzi, a do Rady Stanu wprowadził reformatorską ekipę, na której czele stali: Andreas Peter Bernstorff (bratanek starego ministra) oraz bracia Christian Ditlev i Johan Ludvig Reventlow. Byli to wielcy właściciele ziemscy - liberałowie, którzy na własną rękę przeprowadzali w swych dobrach reformy agrarne i wypraktykowane doświadczenia chcieli zastosować w skali krajowej. W 1784 r. rozpoczęto w Danii najbardziej systematyczną z reform agrarnych podjętych w Europie w XVIII w. Najpierw Ch. D. Reventlow powołał Małą Komisję do spraw Wiejskich, która przeprowadziła eksperymentalną reformę w kompleksie dóbr królewskich na Zelandii. Najpilniejszym i najtrudniejszym zadaniem było przeprowadzenie komasacji bardzo rozdrobnionych gruntów chłopskich. Komisja dokonała "regulacji" około 1300 gospodarstw chłopskich. Powodzenie tej reformy skłoniło rząd do powołania w 1786 r. Wielkiej Komisji do spraw Wiejskich, której sekretarzem był Norweg Christian Colbjornsen, wykształcony prawnik i bojowy reformator. Wokół projektów Komisji rozgorzała ostra walka na pióra, jednak opozycja szlachecka nie powstrzymała działalności rządu. W latach 1787-1792 wydano ustawy rozciągające na chłopów tę samą procedurę sądową co na innych poddanych królestwa. znoszące przypisanie chłopów do ziemi, zabraniające usuwania ich z gruntów, określające i redukujące pańszczyznę. W 1792 r. rozpoczęto wielką akcję likwidacji gruntów gminnych i przymusu polowego oraz komasacji gruntów chłopskich. Wykupujący gminne grunty chłopi mieli oparcie w Państwowej Kasie Kredytowej. W wyniku reformy, która ciągnęła się przez kilkanaście lat, okrzepła silna warstwa zamożnych kmieci oraz zwiększyła się liczba chłopów małorolnych i bezrolnych, którzy dostarczali obszarnikom najemnej siły roboczej w miejsce zanikającej pańszczyzny. Reforma z przełomu stuleci stworzyła warunki do szybkiego rozwoju kapitalistycznego rolnictwa w Danii. 12. Szwecja za panowania Gustawa III (1771-1792) Gustaw III jest jedną z bardziej barwnych postaci w galerii "oświeconych książąt". Wychowany w duchu kultury francuskiej, korespondent d'Alemberta, Diderota i Woltera, wielki miłośnik teatru i sam pisujący dramaty historyczne, był człowiekiem o rozległych ambicjach i romantycznej fantazji. W trudnych momentach zdobywał się na niezwykłą energię i przenikliwą intuicję polityczną, porywał wspaniałą wymową i teatralnym gestem. W codziennym trudzie rządzenia był jednak niestały, kapryśny i powierzchowny, a sytuacja króla, który odziedziczył spuściznę "ery wolności", była niełatwa. Dokonawszy w 1772 r. monarchicznego zamachu stanu Gustaw III zapewnił Riksdag, iż uszanuje dawne "prawa i wolności". Otrzymał dumną odpowiedź: "Oświadczamy, że władza arbitralna, którą zwykło się nazywać absolutną suwerennością, napełnia nas największą odrazą. Myślimy jednak, że dla nas, jako stanów wolnych i niepodległych, jest rzeczą dobrą i zaszczytną żyć pod rządem króla przyobleczonego w autorytet ograniczony prawami". Republikańska retoryka nie była w Szwecji pustą grą słów. Według konstytucji z 1772 r., w której było zresztą wiele niejasności, królowi przysługiwało prawo zwoływania i rozwiązywania parlamentu oraz inicjatywa ustawodawcza. Riksdag przyjmował lub odrzucał królewskie propozycje, uchwalał podatki tylko na czas określony i w ostatniej instancji decydował o polityce zagranicznej (pokój i wojna). Była to konstytucja zbliżona do angielskiej. Funkcjonowanie tego ustroju zakładało harmonijne współdziałanie władzy wykonawczej z władzą ustawodawczą, w której najsilniejszym czynnikiem była Izba Panów. Gustaw III dokonał zamachu stanu opierając się na szlacheckim korpusie oficerskim. Wywdzięczył się swym poplecznikom nadaniami i nominacjami. Ku szlachcie skłaniały się rycerskie upodobania króla i jego historyczny romantyzm. Arystokracja i szlachta stanowiły jednak najbardziej republikański i konserwatywny żywioł w Szwecji, Gustaw III zaś zdążał do owej budzącej odrazę "absolutnej suwerenności" i miał rozległe plany reformatorskie, które podpowiadali francuscy filozofowie i których wzór stanowiła monarchia jego wuja Fryderyka II. Teatralny król-rycerz-filozof znajdował się w sytuacji dramatycznej, która miała doprowadzić do tragicznego finału. W pierwszym dziesięcioleciu panowania Gustawa II pozycja rządu, który wyprowadził Szwecję z partyjnej anarchii, była jednak silna i z powodzeniem przeprowadzono reformy. Schyłek "ery wolności" pozostawił po sobie fatalny stan finansów państwowych, a następujące po 1771 r. kilka lat nieurodzajów spowodowały głód, nędzę i masowe żebractwo. Wybitny minister skarbu J. Liljencranz uzdrowił finanse i umiejętnie przeprowadził w latach 1776-1777 dewaluację pieniądza, wycofał bilety skarbowe i oparł walutę na srebrze. W XVIII w. Szwecję, podobnie jak Polskę i Anglię, opanowała plaga pijaństwa. Chłopi wielkie ilości zboża obracali na pędzenie wódki, co było szczególnie niepokojące w latach nieurodzaju i głodu. W 1775 r, wprowadzono państwowy monopol gorzelniczy. Motywacja reformy była piękna, ale w gruncie rzeczy skarb państwa chciał się wzbogacić na "koronnym pijaństwie". Nie powstrzymywało to nielegalnego pędzenia samogonu, wobec czego kosztowna a nieskuteczna reforma została cofnięta i monopol zastąpiono sprzedawanymi przez skarb koncesjami na prowadzenie gorzelni. Dla poprawienia sytuacji żywnościowej istotne znaczenie miało natomiast wprowadzenie w latach 1775-1780 wolnego handlu zbożem w całym królestwie. Tendencje liberalizmu gospodarczego przejawiły się również w rozluźnieniu organizacji cechowych, mnożeniu miast targowych i zezwoleniu Żydom na osiedlanie i prowadzenie działalności gospodarczej w trzech głównych miastach Szwecji (1782). Zmodyfikowano pobór podatków, tak iż obciążały, w większym niż dawniej stopniu, wielkich właścicieli z ulgą dla chłopów. Od 1775 r. rząd podjął energiczne kroki w celu przyspieszenia podziału ziem gminnych i komasacji gruntów chłopskich. W związku ze znacznym przyrostem ludności na dużą skalę rozwinęła się kolonizacja pustych terenów północnej Szwecji i Finlandii. Tak ważny w gospodarce Szwecji przemysł żelazny pozostawał jednak nadal ściśle reglamentowany i utrzymywany w stanie stagnacji. Gustaw III zatwierdził prawo z 1766 r. o wolności druku, zniósł tortury, proces o czary i sądy nadzwyczajne (1774), a w latach 1775-1778 prowadzono prace nad reformatorską kodyfikacją praw cywilnych. W 1781 r. przyznano tolerancję nieluterańskim wyznaniom chrześcijańskim, a w 1782 r. Żydom. Król, który był protektorem sztuk pięknych, literatury i nauki, założył w 1786 r. Akademię Szwedzką. Czasy Gustawa III były pomyślne dla szwedzkiej kultury. Naśladowanie francuskich i angielskich wzorów ustępowało twórczości oryginalnej, wykształcił się nowoczesny język literacki, afirmowano charakter i tradycje narodowe, pojawiły się wybitne talenty (Leopold, Kellgren, Thorild). Gustawiańscy literaci szerzyli kult swego koronowanego protektora i kolegi po piórze. W politycznej sytuacji kraju narastały napięcia i sprzeczności. Gustaw III nie spełnił nadziei, które wiązała z nim arystokracja. Zaognione walki między stanami ze schyłku "ery wolności" zostały przytłumione, ale nie wygasły. Tlił się zwłaszcza dawny spór o prawo dla ludzi z wszystkich stanów do piastowania urzędów i nabywania dóbr ziemskich. Król coraz bardziej skłaniał się do autorytatywnych rządów osobistych. Oddalił Liljencranza, po śmierci kanclerza Creutza nie obsadził tego stanowiska, sam wziął w swe ręce kierownictwo polityki zagranicznej, otaczał się doradcami bez oficjalnych tytułów. Pierwszy Riskdag zwołany przez Gustawa III w 1778 r, ujawnił niezbyt jeszcze sprecyzowaną opozycję. W czasie trwania obrad sejmu narodził się następca tronu i król zręcznie rozładował niechętne nastroje zapraszając przedstawicieli izb na ojców chrzestnych. Zaostrzył jednak cenzurę i przez kilka lat rządził bez Riksdagu. Do otwartego starcia doszło w 1786 r. W Szwecji znów nastały lata nieurodzajów, a król potrzebował pieniędzy. Gustaw III był monarchą bardzo rozrzutnym. Wielkie sumy wydawał na budowle i splendory dworskie, teatr, operę. Najwięcej jednak łożył na rozbudowę armii i floty wojennej. W polityce zagranicznej zmienny: to okazujący wrogość Rosji, to znów szukający z nią zbliżenia, marzył o podboju Norwegii i utrzymywał kraj w stałym pogotowiu wojennym. Od 1785 r. najważniejszą osobą w otoczeniu króla był minister wojny Toll. Kiedy na Riksdagu 1786 r. Gustaw III przedstawił potrzeby skarbowe, spotkał się ze stanowczą opozycją wszystkich stanów, które odrzuciły jego propozycje i atakowały nadużycia władzy. Odżył stary "duch wolności", podsycany również zakulisowo przez Katarzynę II. Ażeby opanować wewnętrzny ferment, Gustaw III w lecie 1788 r. wciągnął Szwecję w wojnę z Rosją. Był to krok niekonstytucyjny, podjęty bowiem bez wiedzy i zgody Riksdagu. Na terenie Finlandii od kilku lat działał kierowany przez Sprengtportena ruch separatystyczny, dążący do utworzenia niepodległego państwa pod protektoratem Rosji. Separatyści pozyskali wielu szwedzkich oficerów, którzy zawiązali Ligę w Anjala i zwrócili się do Katarzyny II jako gwarantki dawnej "wolnej konstytucji" Szwecji. W obliczu buntu oficerów, arystokratycznych spisków i wojny na dwa fronty (przeciw Szwecji wystąpiła i Dania) sytuacja Gustawa III była krytyczna, ale tak jak w 1772 r., znów król zadziałał niezwykle energicznie i skutecznie. Aresztował spiskowców, rozniecił rojalistyczne nastroje wśród stanów niższych i przystąpił do radykalnej rozprawy ze szlachtą. Na zwołanym w lutym 1789 r. Riksdagu Gustaw III nakazał opozycyjnej Izbie Panów opuścić salę obrad i powołał dziewięcioosobową delegację trzech stanów niższych (duchowieństwa, mieszczaństwa i chłopów), z którą ułożył nową konstytucję pod nazwą Aktu o Unii i Bezpieczeństwie. Król otrzymał prawo określania liczby członków Rady, mianowania i odwoływania urzędników, wypowiadania wojny i zawierania pokoju oraz szeroką władzę w zakresie "spraw o znaczeniu państwowym". Stany niższe zostały dopuszczone do piastowania większości urzędów i posiadania ziemi na niemal równych prawach ze szlachtą. Chłopi otrzymali prawo nabywania ziemi od Korony i swobodę rozporządzania swymi gruntami. Historycy szwedzcy przyrównują tę likwidację przywilejów" ze zniesieniem przywilejów feudalnych uchwalonym przez francuskie Zgromadzenie Narodowe w sierpniu 1789 r., podkreślając pierwszeństwo szwedzkiej "rewolucji". Jest w tym niewątpliwie przesada, niemniej jednak drugi zamach stanu Gustawa III stanowił silny cios w społeczno-prawne podstawy starego ładu w Szwecji. Mając za sobą mieszczan, duchowieństwo i chłopów król uzyskał silną pozycję w kraju. Potulny Riksdag udzielił królowi żądanych przezeń podatków i Gustaw I II mógł zakończyć wojnę z Rosją honorowym pokojem. Król szwedzki znów zbliżył się do Katarzyny II i popuszczając cugle fantazji marzył o tym, aby uzyskać polski tron lub stanąć na czele krucjaty przeciw rewolucyjnej Francji. Chociaż Gustaw III unikał stosowania terroru, skutecznie zmusił do milczenia arystokratyczną opozycję i był znienawidzony przez szlachtę. W czasie Riksdagu w 1792 r. opozycjoniści na tajnych schadzkach przygotowywali plan wojskowego zamachu stanu i nowej konstytucji. Jeden ze spiskowców, były kapitan gwardii królewskiej Anckarstrom, na maskaradzie w operze 16 III 1792 r. strzelił do króla. Na skutek odniesionej rany Gustaw III zmarł po dwóch tygodniach, pozostawiając małoletniego syna, Gustawa Adolfa. Sceniczny król umierał efektownie i wielkodusznie. Był to jego ostatni akt polityczny, który stworzył legendę i przyczynił się do tego, że za regencji nie doszło do spodziewanej zmiany konstytucji Szwecji. Nastały jednak obskuranckie i reakcyjne rządy typowe dla ogólnoeuropejskiej sytuacji w czasie rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich. 13. "Semiramida północy". Poczynania reformatorskie i oświatowe Katarzyny II w latach 1764-1774 Żaden z "filozofów na tronie", nawet Fryderyk II. nie był tak wysławiany przez francuską "republikę literacką" jak "Semiramida Północy", do której Wolter modlił się słowami: "Te Catharinam laudamus, te dominam confitemur" (Ciebie, Katarzyno, chwalimy, ciebie, o pani, wyznajemy). Współcześni historycy są natomiast dość zgodni w opinii, że "oświecony" charakter samodzierżawia Katarzyny II był jedynie komedią pozorów, zręcznie odgrywaną przez dwulicową despotkę i mistrzynię propagandy. Opinia ta opiera się głównie na fakcie, że za czasów Katarzyny zaostrzył się poddańczo-pańszczyźniany reżim w Rosji i że pod koniec jej panowania surowe represje policyjne dotknęły najwybitniejszych przedstawicieli rosyjskiego Oświecenia- Krytycy Katarzyny posługują się idealnym modelem oświeconego absolutyzmu, w którym teoria powinna zgadzać się z praktyką. Żaden z "filozofów na tronie" nie mieści się jednak w ramach tego modelu, istotą oświeconego absolutyzmu są bowiem wewnętrzne sprzeczności epoki kryzysu starego ładu. W wypadku Rosji trzeba ponadto uwzględnić szczególnie duży dystans między ideologią zachodnioeuropejskiego Oświecenia a stopniem społeczno-gospodarczego rozwoju tego kraju. W długim, 35-letnim panowaniu Katarzyny II uwidaczniają się wreszcie różne okresy i tendencje. Katarzyna II była istotnie mistrzynią propagandy i niezwykle inteligentną kokietką, która znakomicie potrafiła oczarować takich ludzi, jak Wolter, Diderot, d'Alembert czy Grimm. Odgrywała tu rolę i hojność imperatorowej, w zręczny i ujmujący sposób podsuwane przez nią kosztowne podarki oraz dokonywane za pośrednictwem "filozofów" zakupy dzieł sztuki i książek. Spłyceniem sprawy jest jednak sprowadzanie stosunków Katarzyny z filozofami do intelektualno-politycznego flirtu, podsycanego obustronnymi pochlebstwami i mającego na celu jedynie wymianę świadczeń materialnych za propagandowe. Cesarzowa dokładała tylu starań, aby pozyskać sobie "republikę literacką", i tak bardzo ceniła jej pochwały również i dlatego, że - karmiona za młodu lekturą dzieł Woltera i Monteskiusza - miała formację umysłową człowieka Oświecenia. Rosja zaś fascynowała francuskich filozofów nie tylko z powodu wdzięku i hojności imperatorowej. Kult Katarzyny był na Zachodzie poprzedzony i wsparty legendą Piotra I. Już uczony doradca tego cara, Leibniz, uważał, że Rosja właśnie ze względu na swą "pierwotną dziewiczość" stanowi szczególnie plastyczny materiał, któremu samodzierżawca-reformator może nadać dowolny kształt. Osiągnięcia Piotra I zdawały się poniekąd usprawiedliwiać wyobrażenie o Rosji jako o kraju szczególnie nadającym się do zrealizowania utopii na wielką skalę. Tego rodzaju wyobrażenia i ambicje nie były obce Katarzynie na początku jej panowania, a w umyśle tej kobiety wybitny zmysł rzeczywistości w szczególny sposób kojarzył się z wielką wyobraźnią, jeśli nie wręcz fantazją polityczną. Mówiono o niej, że jest "romanesque" (fantastką). W oczach filozofów i swoich własnych ta niemiecka władczyni Rosji jawiła się jako Greczynka, budowniczyni wschodniego imperium wolnego od obciążeń łacińskiego średniowiecza - tej całej spuścizny feudalno-gotycko-katolickiej przeszłości, której przeciwstawiała się myśl Oświecenia. Zdaniem Woltera cezaro-papistowski "grecki" model stosunków między Kościołem a państwem był najlepszy. Entuzjazmowano się ideą wyzwolenia Greków i wyrugowania z Europy "tureckiego barbarzyństwa". Przyklaskiwano ukróceniu "katolickiego fanatyzmu" w Polsce i równouprawnieniu różnowierców w tym kraju, choćby dokonywało się to przemocą. Filozofowie byli w ogóle skłonni wiele wybaczać Katarzynie i tajemniczą śmierć jej męża skwitowali dowcipem: "hemoroidy są w Rosji szczególnie niebezpieczną chorobą". Z Paryża czy Ferney widziano świetlistą postać imperatorowej w greckiej tunice na tle jutrzenki wschodu. Ta wizja przesłaniała rzeczywisty wizerunek władczyni, która w Petersburgu "pracowała na ludzkiej skórze". W polityce wewnętrznej dążeniem Katarzyny II było umocnienie rządów osobistych i ścisłe podporządkowanie sobie władz centralnych. Uchyliwszy oligarchiczny projekt Panina cesarzowa w ciągu całego panowania niby to planowała powołanie jakiegoś nowego najwyższego organu rządowego, ale projektów tych nie zrealizowała. Senat, którego autorytet wzrósł za czasów Elżbiety, został podzielony na kilka departamentów i niemal rozpłynął się w nicość. Również kolegia rządowe były stopniowo likwidowane i dawne znaczenie zachowały tylko trzy "wyższe" kolegia (wojskowe, admiralicji i spraw zagranicznych). Zazdrosna o swą władzę cesarzowa rządziła przy pomocy doradców i faworytów. Tych ostatnich było wielu, ale mężem stanu okazał się wśród nich tylko Potiomkin, który od czasu osłabnięcia pozycji Panina (ostatecznie został oddalony w 1781 r.) przez kilkanaście lat wraz z Bezborodką odgrywał istotną rolę w polityce imperium. Potiomkin był kochankiem Katarzyny zresztą jedynie przez dwa lata (1774-1776), po czym pozostał jej najbliższym przyjacielem i stręczycielem kolejnych "wriemieńszczyków". Pod koniec życia niewybredna erotomania starzejącej się kobiety przybrała skandaliczny charakter. Były to smutne lata faworów Płatona Zubowa, despotycznych kaprysów i arbitralnych decyzji otoczonej przez marne figury i źle informowanej cesarzowej. W zasadzie jednak Katarzyna w ciągu swego panowania pewną ręką trzymała ster samowładnych rządów i faworytyzm nie miał większego wpływu na politykę, zaciążył natomiast na finansach państwowych. Cesarzowa była dla swoich ulubieńców bardzo szczodra. Orłowowie otrzymali np. 45 tys. dusz chłopskich, a Potiomkin - 37 tys. dusz, nie licząc milionowych darów w pieniądzach i kosztownościach. Nadania stanowiły jednak nie tylko wynagrodzenie intymnych usług, ale również środek wiązania z cesarzową nowej magnaterii dygnitarskiej. W ciągu swego panowania rozdała Katarzyna 800 tys. dusz chłopskich. Zmieniało to strukturę ludności wiejskiej, chłopi państwowi bowiem stawali się poddanymi obszarników. Ów system miał również wpływ na ekspansję terytorialną imperium, ponieważ z nabyciem nowych prowincji rosyjska elita urzędniczo-wojskowa wiązała nadzieje na nowe nadania. Pierwszą reformą Katarzyny II była sekularyzacja dóbr kościelnych. Wprawdzie cesarzowa, czując się zrazu niepewnie na tronie, odwołała w 1762 r. ukaz wydany w tej sprawie przez Piotra III, przekonała się jednak rychło, że jako podpora samodzierżawia ważniejsza jest szlachta niż kler. Dążąca do monopolu władania ziemią szlachta nie chciała dzielić tych uprawnień z duchowieństwem, a upaństwowione dobra klasztorne stanowiły właśnie główne źródło upragnionych nadań.W 1764 r. wszystkie dobra cerkiewne z około milionem poddanych przeszły na skarb państwa. Cerkiewni niegdyś chłopi stali się zrazu "ekonomicznymi", a potem państwowymi. Byłoby to dla nich korzystne, gdyby nie to, że w perspektywie wielu czekał los poddanych szlacheckich, Z 900 istniejących klasztorów zamknięto 500. Pozostałym monasterom wyznaczono pensje wypłacane przez powołane do zarządzania sekularyzowanymi dobrami Kolegium Ekonomii. Kolegium finansowało również szkoły cerkiewne. Zmniejszono liczbę seminariów diecezjalnych i nastąpił znaczny upadek szkolnictwa cerkiewnego. Przeciw reformie protestował tylko metropolita rostowski Arseniusz Maciejewicz, który ku uciesze Woltera został złożony z urzędu i zmarł w więzieniu. Katarzyna II wydzielając duchowieństwu pensje jeszcze ściślej podporządkowała je rządowi. Zamykając większość klasztorów postąpiła, jak przystało na oświeconą absolutystkę, a degradując dominujące dotąd w państwie szkolnictwo cerkiewne miała inne plany oświatowe. Pozostała zresztą wewnątrz imperium i poza jego granicami protektorką prawosławia i demonstrowała swoją religijną prawowierność. Równocześnie pofolgowała prześladowanym przez Elżbietę raskolnikom i muzułmanom, głosiła i praktykowała tolerancję, którą okazała nawet jezuitom. Po zajęciu Białorusi wywierała nacisk na unitów, ale ich masowe przechodzenie na prawosławie było na ogół zgodne ze skłonnościami miejscowej ludności. Swą polityką kościelną zasłużyła sobie Katarzyna na dobrą notę u "filozofów". W pierwszych latach panowania cesarzowa sporo uwagi poświęcała sprawom szkolnictwa, bardzo zaniedbanego w Rosji za następców Piotra I. Doradcą Katarzyny był prezes Akademii Sztuk i kierownik robót publicznych w Petersburgu, Iwan Becki. Uważał on, że dzieci należy odizolować od niemoralnego i zacofanego środowiska, a główny nacisk kładł nie na nauczanie, ale na kształtowanie charakterów "szlachetnych obywateli". Zreformowane przez Beckiego akademickie gimnazjum w Petersburgu i Korpus Kadetów przyjmowały dzieci w wieku 4-5 lat. Na tych samych zasadach pedagogicznych oparła Katarzyna założone przez siebie zakłady wychowawcze dla dziewcząt z rodzin szlacheckich przy klasztorze Smolnym (1764) i dla córek mieszczańskich ( 1765). Były to poczynania o charakterze elitarnym i eksperymentalnym. Równocześnie Katarzyna II w 1765 r. utworzyła Wolne Towarzystwo Ekonomiczne, które za pomocą swych wydawnictw i periodyków miało szerzyć głównie nową wiedzę rolniczą oraz stać się forum rozpatrującym sprawę reform chłopskich. Towarzystwo zorganizowało konkurs na temat poddaństwa, w którym zabrało głos wielu Rosjan i cudzoziemców. Napłynęło sporo reformatorskich wniosków, co stanowiło element prowadzonej przez Katarzynę akcji gromadzenia informacji i opinii. Stosunek cesarzowej do sprawy chłopskiej był w owym czasie niejasny i pełen sprzeczności. Rosja była w tych latach widownią wielu lokalnych buntów chłopskich i szlachta parła do dalszego zaostrzenia rygorów poddaństwa. Podczas gdy Katarzyna snuła mgliste plany reform i za granicą była już wychwalana jako wyswobodzicielka chłopów, wydała surowe ukazy z lat 1765 i 1767. Pierwszy dawał panom prawo zsyłania chłopów na katorgę, drugi zaś każdą skargę chłopską zaniesioną na swego pana pozwalał interpretować jako "kłamliwą denuncjację", karaną dożywotnim zesłaniem do Nerczyńska. Wszystko to działo się na przedpolu najgłośniejszej inicjatywy reformatorskiej Katarzyny, którą było zwołanie w 1767 r, Komisji Kodyfikacyjnej. W Rosji obowiązywało wciąż przestarzałe Ułożenie z 1649 r. Nie powiodły się próby kodyfikacji praw podejmowane przez Piotra Ii jego następców, którzy kilkakrotnie zwoływali komisje kodyfikacyjne składające się z powołanych przez rząd urzędników i delegatów wybieranych przez szlachtę. Katarzyna II nawiązała do tych poczynań, inicjatywa jej była jednak nader oryginalna ze względu na wydaną przez cesarzową Instrukcję (Nakaz) i nie mający precedensu skład Komisji. Katarzyna zaczęła pracować nad Instrukcją w 1764 r., aby w roku następnym przedłożyć jej plan Wolterowi. Kiedy ukazało się słynne dzieło Beccariego (1764), cesarzowa natychmiast pełną ręką z niego zaczerpnęła. W 1767 r. powstała błyskotliwa kompilacja oparta głównie na Monteskiuszu i Beccarim. Żaden z koronowanych filozofów nie wydał tak filozoficznego aktu o charakterze państwowym. Mowa tam była o służebnej roli monarchii, której celem jest zapewnienie powszechnego szczęścia obywateli, o równości wobec prawa, o humanitaryzmie i zniesieniu tortur, o prawie natury, które nakazuje wyprowadzić ludzi ze stanu niewoli. Cesarzowa czerpała ze swych źródeł i bardziej praktyczne wskazówki, jak opinię Monteskiusza, że kraj rozległy wymaga rządów absolutnych i że nie można wielkiej masy niewolników równocześnie obdarzyć wolnością. Instrukcja wywołała taki entuzjazm wśród "filozofów", że Ludwik XV nakazał skonfiskować francuskie wydanie tego "wolnomyślnego" manifestu. Dla przeciętnego Rosjanina język Instrukcji był mało zrozumiały, a jako program kodyfikacji praw była ona zbyt ogólnikowa. Ponadto Komisja Kodyfikacyjna zgromadziła wielką masę ludzi, nie mających kwalifikacji potrzebnych do przeprowadzenia pracy ustawodawczej. Komisja liczyła 551 członków, wśród których było jedynie 27 jako tako obytych z prawem przedstawicieli administracji państwowej i tylko jeden reprezentant duchowieństwa (Synodu). Reszta pochodziła z wyborów dokonywanych przez poszczególne stany i nierosyjskie narodowości. Szlachta miała 189 delegatów, mieszczaństwo - 216, chłopi państwowi - 67, Kozacy i narodowości nierosyjskie - 51. Zgromadzenie to miało pozory sejmu ustawodawczego i w ten sposób było na Zachodzie pojmowane. Istnieje przypuszczenie, że Katarzyna II poszła na tę quasi-parlamentarną koncepcję, aby oddalić bardziej konkretne próby ograniczenia samodzierżawia przez radę oligarchiczną. Spodziewała się również uzyskać rozeznanie w dążeniach i opiniach poddanych, co się jej w pełni udało. Komisja, która zebrała się w sierpniu 1767 r., bezowocnie, ale wielosłownie obradowała do grudnia 1768 r. Delegaci przywieźli ze sobą półtora tysiąca petycji ułożonych przez swych wyborców. Oczywiście żadna z petycji nie kwestionowała samodzierżawia i wszystkie wielbiły imperatorową, której Komisja nadała tytuł "Wielkiej", "Mądrej" i "Matki Narodu". Natomiast wszystkie stany dość zgodnie postulowały pewną decentralizację administracji i szkolnictwa, utyskiwały, że pobierane w kraju podatki obracane są na korzyść miast stołecznych (Petersburga i Moskwy) oraz domagały się ścisłego określenia swych praw i przywilejów. Tutaj występowały rozbieżności. Wśród przedstawicieli szlachty było kilku zwolenników reform chłopskich w duchu projektów rozważanych w Wolnym Towarzystwie Ekonomicznym, ale te pojedyncze głosy zostały stłumione przez zdecydowaną wolę stanu szlacheckiego utrzymania w pełni dotychczasowych stosunków. Ponadto szlachta domagała się wyłącznego prawa posiadania ziemi i chłopów, monopolu eksploatowania zasobów podziemnych i prowadzenia działalności przemysłowej oraz wolności handlu. Mieszczanie również chcieli mieć możność posiadania ziemi, chłopów i manufaktur oraz pretendowali do wyłączności w zajmowaniu się handlem. Chłopi państwowi chcieli zajmować się handlem, a nawet mieć poddanych. Wszystkie dopuszczone do głosu stany zabiegały o eksploatację chłopów poddanych - tego jedynego stanu nie mającego przedstawicieli w Komisji, a liczącego 50%ludności imperium. Petycje miały niewiele wspólnego z kodyfikacją praw, stanowiły natomiast cenny materiał informacyjny, który Katarzyna w znacznym stopniu uwzględniła w swojej dalszej działalności reformatorskiej. Kiedy w 1768 r. wybuchła wojna turecka, Komisja Kodyfikacyjna została rozwiązana pod pretekstem umożliwienia delegatom dołączenia do swych regimentów. Utworzono kilkuosobową Radę Cesarską składającą się z najbardziej zaufanych współpracowników Katarzyny. Była to rada wojenna, ale utrzymała się i później jako dowolnie rekonstruowane przez cesarzową ciało doradcze - instrument rządów osobistych zastępujący ukonstytuowane centralne organy rządowe. W czasie trwania wojny z konfederacją barską i Turcją Katarzyna nie zaprzestała filozoficzno-propagandowych poczynań. Wielką chwałę zyskała poddając się w 1768 r. wraz z całym dworem szczepieniu ospy. W 1769 r. z inspiracji carowej zaczęły się ukazywać czasopisma satyryczne, które miały dość bujny żywot do 1774 r. Ośmieszanie ignorancji i staroświeckich przesądów łączyło się w nich z oświeceniowym moralizatorstwem, które uprawiała sama Katarzyna pisując artykuły do tygodnika "Wsiakaja Wsiaczyna" (Różne Różności). Te igraszki z wolnością prasy doprowadziły cesarzową do polemiki z dość kąśliwym i społecznie zaangażowanym czasopismem Nikołaja Nowikowa, które ukazywało się pod tytułem "Truteń" z wymownym motto: "Oni pracują, a wy ich pracę zjadacie". Obyczajowo-społeczna satyra ocierała się o drażliwą sprawę chłopską. Katarzyna przytłumiła "Trutnia", ale przez pewien czas współpracowała z nowym pismem Nowikowa "Malarz" ( 1772- 1773). Na przełomie 1773-1774 r. cesarzowa gościła w Petersburgu Diderota, który opracował dla niej plan reformy szkolnictwa, a także nie szczędził rad co do wznowienia prac Komisji i przebudowy Rosji w państwo parlamentarne. Francuski filozof przybył jednak w niesposobnej porze, w tym bowiem właśnie czasie rozpętała się między Wołgą a Uralem wielka burza, która zdmuchnęła liberalne i satyryczne nastroje na cesarskim dworze. 14. Powstanie Pugaczowa (1773-1774) i umocnienie imperium szlachty rosyjskiej (1775-1792) W latach wojny rosyjsko-tureckiej nasiliły się konflikty społeczne, narodowościowe i religijne- Buntowali się chłopi w Karelii ( 1769-1771), poddani podnieśli "bunt dżumowy" w samej Moskwie (1771), Kałmucy masowo przebili się nad chińską granicę ( 1771.,W 1772 r, stłumiono powstanie Kozaków jaickich, ale terytorium ich osiedlenia znajdowało się w strefie szczególnych napięć. Między Wołgą a rzeką Jaik (Ural) zamieszkiwało wiele ludów muzułmańskich (Baszkirzy, Tatarzy, Kirgizi, Kazachowie itd,), które były zaniepokojone postępami kolonizacji rosyjskiej na Powołżu i oglądały się na prowadzącą "świętą wojnę" Turcję. Wśród napływowego elementu rosyjskiego wielu tu było niespokojnych raskolników. Skorzy do buntu byli pańszczyźniani chłopi, robotnicy i górnicy Uralu. Krążyły wieści, że Piotr III wydał utajniony przez Katarzynę ukaz znoszący pańszczyznę i poddaństwo. Jak zawsze w momentach napięć społecznych, pojawiali się samozwańcy podający się za ocalałego cara. Jednym z nich był doński Kozak Jemielian Pugaczow, który jako Piotr III zjawił się wśród niedawno uśmierzonych Kozaków jaickich i we wrześniu 1773 r, ogłosił powstańczy manifest. Największa a zarazem ostatnia w dziejach Rosji wojna chłopska była zrazu głównie ruchem Kozaków, Baszkirów, Kazachów i Tatarów (do marca 1774 r.), potem przyłączyli się robotnicy uralscy, a od lipca 1774 r. do końca wojny powstanie ogarnęło całą masę chłopów poddanych na Powołżu, wywołując reperkusje w różnych stronach imperium. Wojsko Pugaczowa urosło z niewielkiego pierwotnie kozackiego oddziału do 50-tys. armii zorganizowanej w pułki i zaopatrzonej w 80 dział. Na objętym powstaniem terenie sprawowało rządy Państwowe Kolegium Wojenne. Manifesty samozwańca nadawały chłopom "kozackie wolności" i własność "ziemi, lasów, łąk, wód w ryby obfitujących, jezior słonych - bez kupna i płacenia czynszu". Pugaczow wzywał do "karania śmiercią" wszystkich panów i zabierania ich majątków. Pugaczow najpierw posunął się w górę rzeki Jaik i obległ Orenburg. Rozbił kilka oddziałów spieszących na odsiecz twierdzy, ale nie mógł zdobyć Orenburga i na wiosnę ruszył na zachód. Powstańcy zdobyli Kazań, ale w ciężkich walkach pod tym miastem ponieśli w lipcu klęskę. Wtedy Pugaczow przeszedł na prawy brzeg Wołgi i na gęsto zaludnionych terenach rozpoczęła się najbardziej krwawa faza wojny chłopskiej, w której z obu stron dopuszczano się wielkich okrucieństw. W Petersburgu obawiano się marszu Pugaczowa na Niżny Nowogród i Moskwę, ale on czuł się pewniej w pobliżu Kozaków, ruszył więc w dół Wołgi na południe z myślą znalezienia oparcia w dońskiej Kozaczyźnie. Rosja zawarła już wtedy pokój z Turcją i forsownym marszem przerzucano nad Wołgę armię Suworowa. Pugaczow, zajmując po drodze Ałatyr, Penzę i Saratów, podszedł pod Carycyn. Rozbity przez Michelsona w pobliżu Czarnego Jaru (24 VIII), na czele niewielkiego oddziału wycofał się w kierunku na Jaik, ale 14 września został schwytany przez Kozaków i wydany Suworowowi. Przewieziony w klatce do Moskwy, Pugaczow został poddany torturom i stracony 14I 1775 r. Niektóre oddziały walczyły jeszcze w Baszkirii do schyłku tego roku. Nadeszła pora surowych represji. Katarzyna II, którą kozacko-chłopski samozwaniec traktował jako uzurpatorkę, w czasie powstania ostentacyjnie nazywała siebie "kazańską ziemianką" i najściślej zespoliła samodzierżawie z interesami szlachty. Powstanie Pugaczowa było ostatnim wystąpieniem, w którym Kozacy współdziałali z chłopską "czernią". Odtąd ujęci w ściślejszą militarną organizację staną się wierną podporą caratu i klasowego panowania szlachty nad pańszczyźnianą wsią. Wojna chłopska ujawniła ociężałość i bezradność władz prowincjonalnych. Rosja była podzielona na 20 wielkich guberni, te zaś składały się z prowincji i powiatów, pokrywających się przeważnie z historycznymi granicami dawnych udzielnych księstw. Podział kompetencji między gubernatorami a wojewodami był niejasny, sądownictwo połączone z administracją, a po częściowej likwidacji instytucji wprowadzonych przez Piotra I aparat urzędniczy słaby. Katarzyna II przy pomocy gubernatora nowogrodzkiego Inflantczyka Jakoba Sieversa opracowała ustawę o zarządzaniu guberniami wydaną w listopadzie 1775 r. W reformie gubernialnej uwzględniono zarówno petycje z 1767 r., jak wzory administracji istniejącej w prowincjach nadbałtyckich, oraz w duchu zasad Monteskiusza przeprowadzono oddzielenie administracji od sądownictwa. Kraj podzielono na 50 guberni liczących 500-400 tys, mieszkańców, gubernie zaś na powiaty (20-30 tys. mieszkańców). Ta administracyjna arytmetyka nie liczyła się z historycznymi granicami. Powstało wiele nowych powiatów, a co za tym idzie - miast powiatowych, do której to rangi często awansowały odpowiednio centralnie położone wsie czy osiedla. W każdym mieście gubernialnym powstało 5 naczelnych urzędów kolegialnych: 1) Zarząd Gubernialny (gubernator, dwaj radcy i prokurator gubernialny) kierujący ogólną administracją, 2) Izba Skarbowa, 3) Izba Sądowa Cywilna, 4) Izba Sądowa Karna, 5) Urząd Opieki Społecznej (Prikaz obszczestwiennogo prizrienija), który zarządzał szkołami, szpitalami, przytułkami i więzieniami. W skład władz gubernialnych wchodził także Sąd Specjalny, który miał sądzić nieletnich, niepoczytalnych oraz przestępstwa spowodowane nieumyślnie. Zarząd Gubernialny oraz izby skarbowe i sądowe były obsadzone przez mianowanych urzędników państwowych, natomiast w Urzędzie Opieki Społecznej i Sądzie Specjalnym zasiadali wybierani przez szlachtę ławnicy. Na czele powiatu stał wybierany przez szlachtę isprawnik, czyli kapitan, który wraz z dwoma, też przez szlachtę wybieranymi asesorami tworzył tzw. Niższy Sąd Ziemski, wbrew swej nazwie będący organem administracyjno-policyjnym. Funkcje policyjne w miastach sprawowali mianowani horodniczowie. Sądownictwo niższej instancji (podlegające gubernialnym izbom sądowym, a w najwyższej instancji Senatowi) miało charakter stanowy: sądy ziemskie dla szlachty, magistraty dla mieszczan, tzw. rasprawy dla chłopów państwowych. Skład sędziowski w sądach ziemskich był wybierany przez szlachtę, dla sądów zaś mieszczańskich i chłopskich senat mianował przewodniczących, a zgromadzenia mieszczan i chłopów państwowych wybierały asesorów. Reforma z 1775 r. wprowadziła pewną decentralizację (wiele kompetencji centralnych kolegiów przejęły rządy gubernialne) oraz elastyczną strukturę, w której czynnik administracyjny współdziałał z ograniczonym samorządem. W dziedzinie samorządu najwięcej oczywiście uzyskała szlachta, której uprzywilejowane stanowisko ukoronowała wydana w 1785 r. Gramotana prawa, wolnosti i prieimuszczestwa błagodarnogo rosijskogo dworianstwa, zwana złotą kartą szlachty rosyjskiej. Przywilej z 1785 r. spełniał wszystkie postulaty szlacheckich petycji z 1767 r. Szlachta guberni i powiatów co trzy lata odbywała zjazdy, na których wybierała gubernialnych i powiatowych marszałków szlachty oraz wszystkich elekcyjnych urzędników, obradowała o swoich sprawach i mogła kierować petycje nie tylko do gubernatora, lecz również do senatu i cesarza. Szlachta została zwolniona od podatków i obowiązku rekruckiego oraz nie mogła podlegać karze cielesnej, uzyskała monopol na posiadanie ziemi z poddanymi, eksploatowanie kopalń, gorzelni i młynów oraz zakładanie dużych fabryk, targów i jarmarków. Wszystkie swe prawa i przywileje przekazywał szlachcic dzieciom i żonie, jeśli sama nie była szlachcianką. Pozbawienia szlachectwa mógł jednak dokonać Senat po przeprowadzeniu rozprawy i zatwierdzeniu decyzji przez cesarza. Przywilej z 1785 r. zrównał w prawach szlachtę ukraińską, polską (na terenie ziem pierwszego zaboru) i bałtycką ze szlachtą rosyjską. Równocześnie Katarzyna wydała przywilej dla miast Gramota na prawa i wygody gorodam rossijskoj impierii, poprzedzony zreformowaniem ustroju Rygi. Ludność miejską podzielono na sześć kategorii i wprowadzono skomplikowaną organizację elekcyjnych władz miejskich. Wszystkie kategorie ludności miały udział w wyborach, ale w bardzo nierówny sposób, tak iż samorząd miejski spoczywał w rękach bogatych kupców. Samorząd ów był zresztą bardzo uzależniony od gubernatorów i horodniczych. Od 1766 r. kupcy byli zwolnieni od obowiązku rekruckiego w zamian za dość wysoką opłatę. Ekonomiczne postulaty mieszczan z 1767 r. nie zostały spełnione. Niemniej jednak przeprowadzona w 1785 r. reforma ustroju miejskiego wzmocniła pozycję kupiectwa w państwie. Katarzyna projektowała wydanie trzeciego przywileju dla chłopów państwowych, ale nie zdecydowała się na jego ogłoszenie. Brulion projektu przewidywał nadawanie wolności chłopskim dzieciom urodzonym po 1785 r. Chłopi państwowi mieli pewien samorząd w zakresie stanowego sądownictwa. Płacili podwyższone pogłówne, ale ich sytuacja była bez porównania lepsza niż poddanych szlacheckich. Do chłopów państwowych poza rosyjską ludnością rolniczą zaliczały się myśliwskie i pasterskie ludy Powołża, Uralu i Syberii zwane "jassakowymi" (płacącymi daniny w naturze). W związku z rozwojem rolnictwa stopniowo zamieniano "jassak" na pogłówne. Chłopi państwowi stanowili niemal połowę (47%) ogółu ludności chłopskiej, ale ich rozmieszczenie na obszarach imperium było bardzo nierównomierne. Przeważali na północy i wschodzie, natomiast w guberniach centralnych i południowych odsetek poddanych szlacheckich sięgał do 85% ludności chłopskiej. Wśród pozbawionych wszelkich praw poddanych szlacheckich w końcu XVIII w. 56% stanowili chłopi pańszczyźniani - 44% czynszownicy. Pańszczyzna zdecydowanie przeważała w urodzajnych rejonach czarnoziemnych i wraz z akcją osiedleńczą dynamicznie rozwijała się na Powołżu i kresach południowych. Czynszownicy stanowili większość chłopów szlacheckich w guberniach północnych. Panowie dowolnie podwyższali powinności poddanych. Tak więc w latach 1760-1790 czynsze przeciętnie wzrosły z 2 do 5 rubli. Wśród czynszowników było jednak sporo przedsiębiorczych ludzi, którzy zajmując się rzemiosłem, handlem i transportem dochodzili do znacznej zamożności i osiadali w miastach, pozostając jednak zawsze poddanymi. Najcięższy był los pańszczyźnianych chłopów, których pracy zawdzięczała Rosja znaczny wzrost produkcji zboża przeznaczonego na krajowe i zagraniczne rynki. Zarówno chłopi państwowi, jak poddani szlacheccy byli głównymi płatnikami podatków oraz dostarczycielami rekruta. W 1766 r. ostatecznie ustalono system poboru w wymiarze: 1 rekrut na 100 dusz. Gubernie były podzielone na pięć okręgów i corocznie w jednym z nich odbywał się pobór. Służba wojskowa była dożywotnia względnie trwała do czasu utraty zdolności do jej pełnienia. Rząd carski, tak jak każdy rząd scentralizowanej monarchii militarnej, był zainteresowany w wypłacalności podatników i dobrej kondycji chłopskiej armii. Nadrzędną racją była jednak solidarność samodzierżawia z uprzywilejowaną szlachtą. Praktycznym wynikiem humanitarnych i ekonomicznych rozważań nad reformą stosunków poddańczych było jedynie parę rozporządzeń mających na celu ograniczenie dalszego rozpowszechniania się poddaństwa. Zakazano więc ludziom wolnym bądź uwolnionym ponownego wstępowania w poddaństwo, zakazano też sprzedawania chłopów z licytacji i "w rekruty". Przeprowadzone przez Katarzynę II reformy okazały się nadzwyczaj trwałe. Ustawy i przywileje z lat 1775 i 1785 zachowały swą moc aż do czasu reform z lat 1864i 1875, a częściowo do końca istnienia Rosji carskiej. Struktura administracyjna, łącząca centralizm z ograniczonym samorządem, okazała się bardzo dogodna dla rządzenia ogromnym wielonarodowościowym imperium rosyjskiej szlachty. Oczywiście pełne wprowadzenie w życie nowej organizacji administracji i sądownictwa, budowa nowych miast powiatowych i wykształcenie stanu urzędniczego wymagało długiego, kilkudziesięcioletniego czasu. Początkowo wiele było zamieszania, indolencji, improwizacji, potiomkinowskiej blagi. Nie trzeba sobie wyobrażać, że zarządy gubernialne zaraz po 1775 r., funkcjonowały tak, jak to było zaprogramowane ustawą. Reformy administracyjne zbiegły się jednak z wyprzedzającą je ekspansją terytorialną i gospodarczą Rosji. Ukazami z lat 1767 i 1775 Katarzyna II zniosła wiele monopoli przemysłowych i zaprowadziła wolność handlu wewnętrznego. Chłopi uzyskali możność swobodnego zajmowania się "rękodziełem". Przemysł rozwijał się dwoma drogami. Z inicjatywy państwa i szlachty powstawały wielkie manufaktury posługujące się pracą pańszczyźnianą. Mieszczanie i chłopi państwowi organizowali wytwórczość nakładczą i chałupniczą, szczególnie rozwiniętą w przemyśle tekstylnym. Bardzo szybki rozwój uralskiego przemysłu metalurgicznego wysunął Rosję około 1770 r., na pierwsze miejsce w światowej produkcji żelaza, pod koniec stulecia nastąpił jednak regres. Obok żelaza i tak tradycyjnych towarów rosyjskiego eksportu, jak drewno, len, konopie i futra, od lat sześćdziesiątych coraz poważniejsze miejsce zajmował eksport zboża. W połowie stulecia wartość wywożonego zboża wyrażała się w sumie zaledwie kilku tysięcy rubli rocznie, aby około 1790 r. przekroczyć 2 mln. W polityce celnej rząd Katarzyny stosował umiarkowany protekcjonizm. Taryfa z 1766 r. wprowadziła całkowity zakaz importu towarów znajdujących się w kraju "w obfitości", zwolniła natomiast od ceł importowane towary, których nie zaczęto jeszcze w Rosji produkować. Ogólne obroty handlu zagranicznego Rosji wzrosły w latach 1762-1780 z 20 do 30 mln rubli, a w latach dziewięćdziesiątych osiągnęły wartość 90 mln rubli; jednak było to już po dewaluacji rubla. Faworyzujące szlachtę przemysłowe ustawodawstwo Katarzyny powściągało inicjatywę mieszczańską w zakresie zakładania dużych manufaktur, kupcy natomiast łączyli się ze szlachtą w wielkich przedsięwzięciach handlowych. W handlu wewnętrznym bardzo aktywni byli chłopi, nie tylko państwowi, ale i szlacheccy czynszownicy. Choć sieć miejska wciąż była słaba, znacznie wzrosła liczba targów i jarmarków. W latach sześćdziesiątych przeszło 100 tys. pracowników najemnych było zatrudnionych w śródlądowym transporcie wodnym. W warunkach pomyślnego rozwoju gospodarczego zwielokrotniły się dochody państwa. Poza tym, co wpływało do skarbu, wiele przylepiało się do rąk poborców i urzędników. Podwyższano podatki (pogłówne), ale wzrost dochodów nie nastarczał wydatkom. Wielkie sumy pochłaniały okazałe carskie budowle, dwór, faworyci, rozbudowa administracji i posługującej się jurgieltem służby dyplomatycznej. Najwięcej jednak kosztowała dość oszczędnie zorganizowana, ale ogromna armia i wojny. Katarzyna była stale zadłużona u holenderskich i włoskich bankierów, a w 1787 r. kursowało w Rosji już 100 mln papierowych rubli i nie dało się utrzymać ich równego kursu ze srebrną walutą. Katarzyna zapowiedziała wstrzymanie emisji, ale Rosja znów znalazła się w stanie wojny. W latach dziewięćdziesiątych wypuszczono dalszych 50 mln asygnat i nastąpiła znaczna dewaluacja rubla. W latach osiemdziesiątych Katarzyna powróciła do swych dawnych zainteresowań edukacyjnych, przy czym pobudzającą rolę miało jej zbliżenie z Józefem II. Cesarzowa zaniechała pedagogicznych eksperymentów Beckiego i zwróciła się ku bardziej konwencjonalnym i wypróbowanym metodom. Sprowadziwszy do Petersburga poleconego jej przez cesarza reformatora szkolnictwa na Węgrzech, Serba Teodora Jonkovića de Mirijevskiego, powołała w 1782 r. Komisję do Zorganizowania Szkolnictwa. Z ramienia tej Komisji Janković utworzył szkoły ludowe w guberni petersburskiej i na podstawie uzyskanych doświadczeń przygotował dekret o szkołach ludowych, ogłoszony w 1786 r. W każdym mieście gubernialnym miała powstać czteroklasowa (6 lat nauczania) główna szkoła ludowa, a w każdym mieście powiatowym dwuklasowa mała szkoła ludowa. Nauka miała się odbywać w języku rosyjskim. Na potrzeby tych szkół Janković przetłumaczył i zaadaptował podręczniki i programy austriackie. Całe szkolnictwo podporządkowane było Głównemu Zarządowi Szkolnemu, a w praktyce Jankovićowi. Był on dyrektorem Głównej Szkoły w Petersburgu, przy której otworzył w 1787 r. seminarium nauczycielskie. Dotychczas w całej Rosji istniało 66 szkół klasztornych i diecezjalnych (20 tys. uczniów) oraz 60 szkół dla dzieci szlacheckich i żołnierskich (4500 uczniów). Dzieci bogatej szlachty otrzymywały oczywiście edukację domową, często pod kierunkiem cudzoziemskich guwernerów. W latach 1786-1791 założono 316 nowych szkół, w których pobierało naukę 18 tys. dzieci. Szlachta niechętnie posyłała swoich synów do tych szkół, w których młodzi dworianie zasiadali obok synów kupieckich. Były oczywiście trudności z kadrą nauczycielską i podręcznikami, w każdym jednak razie po nietrwałych poczynaniach edukacyjnych Piotra I uczyniono w Rosji pierwszy krok zmierzający do zorganizowania nowoczesnej sieci świeckich szkół państwowych. Starzejąca się imperatorowa nie zaprzestawała parać się piórem. Pisywała sztuki teatralne, zręcznie polemizowała z krytykującymi Rosję zagranicznymi autorami, a od 1783 r. publikowała przeznaczone dla młodzieży szkolnej historyczno-patriotyczne czytanki, w których gloryfikowała samodzierżawie. Uważając sprawy edukacyjne za swoją domenę i chcąc sprawować rząd dusz, Katarzyna niechętnie odnosiła się do innych oświatowych inicjatyw. Na tym też tle rozpoczął się jej konflikt z masonerią. W datującym się od lat sześćdziesiątych ożywieniu umysłowym w Rosji odgrywała pewną rolę masoneria, która zaczęła przenikać do tego kraju w latach trzydziestych. Adeptami wolnomularstwa byli niektórzy ludzie działający w Wolnym Towarzystwie Ekonomicznym, pisujący w satyrycznych czasopismach i wysuwający reformatorskie projekty w Komisji Kodyfikacyjnej. Najwięcej Masonów było wśród cudzoziemców, wychowanków Korpusu Kadetów i studentów Uniwersytetu Moskiewskiego; do lóż należeli również wysoko postawieni dygnitarze i arystokraci. Po latach quasi-liberalnego fermentu zaznaczyła się polaryzacja stanowisk. Bujnie rozwijająca się twórczość literacka i artystyczna miała oparcie w mecenacie imperatorowej. Najwybitniejsi ówcześni poeci: Aleksandr Sumarokow i Gawryła Dierżawin, byli to dworscy piewcy chwały Katarzyny. W petersburskim "wielkim świecie" szerzył się powierzchowny wolterianizm, którego adepci z nauk "patriarchy" wyciągali wniosek, że nie obowiązuje żadna moralność. Tak pojmowany wolterianizm, z którym kojarzył się obyczajowy libertynizm, cynizm i snobizm, wywołał reakcję w postaci masońsko-etycznego ruchu martynistów (zwolenników Saint-Martina. Chcieli oni masońską ideę braterstwa stosować w sposób konkretny, aby pracować nad podniesieniem moralności, edukacji i dobrobytu ludu rosyjskiego. Na czele martynistów stał znany nam już redaktor "Trutnia" Nowikow. Zorganizował on wolnomularskie Stowarzyszenie Przyjacielskie, które w 1777 r. założyło w Moskwie szkoły dla ubogich. Fundusze na te szkoły miały płynąć z oświatowo-moralizatorskich wydawnictw (czasopismo "Światło Poranne"). Masoni opanowali drukarnię uniwersytecką, a w 1784 r. Nowikow założył Kompanię Drukarską (pierwsze prywatne wydawnictwo w Rosji), która wydała wiele podręczników szkolnych. Ponadto Nowikow organizował różne akcje charytatywne, jak np, zbiórki na głodujących. Rozwój tej działalności zaniepokoił Katarzynę, która zrazu ośmieszała masonerię w swych komediach, a w 1785 r. nasłała inspekcje na masońskie szkoły i poddała ostrej cenzurze ich wydawnictwa. Nowikow został wezwany przez metropolitę moskiewskiego, aby złożyć oświadczenie w sprawie swoich przekonań religijnych, a dekret cesarzowej z 1786 r. nazwał masonerię "zarodkiem nowej schizmy" i zakazał sprzedaży książek wydawanych przez masonów. Niebezpieczniejszym od humanitarysty Nowikowa człowiekiem był również związany z masonerią Aleksandr Radiszczew. Ten pierwszy rosyjski rewolucjonista w swej odzie Wolność z 1783 r., (oczywiście nie drukowanej) wysyłał cara na szafot. W 1790 r. wyprowadzając cenzurę w pole zdołał Radiszczew wydać anonimowo słynną Podróż z Petersburga do Moskwy, w której przedstawił wstrząsający obraz niedoli rosyjskich chłopów i groził rewolucją. "To buntownik gorszy od Pugaczowa" - oświadczyła Katarzyna i ustaliwszy tożsamość autora skazała Radiszczewa na karę śmierci, w drodze łaski zamienioną na Sybir. Wkrótce potem ( 1792) bez sądu zamknęła w szlisselburskiej twierdzy Nowikowa. Działo się to już w czasie rewolucji francuskiej. Jednakże rozbrat między "Semiramidą Północy" a najwybitniejszymi przedstawicielami rosyjskiego Oświecenia zaczął się wcześniej. 15. Elementy oświeconego monarchizmu w Polsce (1764-1788) Stanisław August był niewątpliwie jednym z najświatlejszych monarchów i Wolter w latach sześćdziesiątych stawiał go obok Fryderyka i Katarzyny na swym Olimpie koronowanych filozofów. Jednakże było to jagnię między wilkami. W odniesieniu do Rzeczypospolitej trudno mówić o monarchii, a cóż dopiero o absolutyzmie. A jednak w Polsce zostały podjęte i częściowo dokonane reformy, które były nie do zrealizowania w warunkach republikańskiego starego ładu. Ów konserwatywny stary ład został naruszony przez obcą ingerencję, która wprowadziła bardzo dwuznaczny element autorytetu. Na pniu obcego autorytetu wspinał się jak bluszcz autorytet oświeconego króla, też siłą rzeczy dwuznaczny, bardziej faktyczny jak konstytucyjny, nader ograniczony, a jednak działający. W szczególnej sytuacji, w jakiej była Rzeczypospolita poddana obcemu protektoratowi, występują zjawiska, które nabierają wymowy na tle tego, co równocześnie działo się w państwach monarchicznych. Stanisław August podobnie jak Katarzyna dbał o zewnętrzną propagandę i skutecznie pozyskał sobie życzliwość "republiki literackiej". Może przeceniał polityczną przydatność tych propagandowych sukcesów, ale też, jak na człowieka "pracującego na ludzkiej skórze", przyjęty był bardzo szczerze ideami Oświecenia. Był humanitarystą, tolerantem religijnym, zwolennikiem racjonalnego porządku administracyjnego i prawnego, entuzjastą oświaty, wrogiem staroświeckiego sarmatyzmu i samowoli magnackiej. Nie był monarchą z bożej łaski, ale królem elekcyjnym, a więc jego władza nie w sposób teoretyczny, ale konkretny opierała się na umowie. Niemniej jednak bliski mu był filozoficzno-fizjokratyczny pogląd, iż królowi przysługuje kuratela nad małoletnimi i ciemnymi poddanymi, których trzeba dopiero wyedukować i przysposobić do obywatelstwa. Ten koronowany kurator pozostawał z kolei pod obcą kuratelą, która regulowała zakres jego autorytetu. Oświecony monarchizm Stanisława Augusta i jego współpracowników był więc poniekąd pokątny i marginesowy, przeplatał się z aktami obcej przemocy i z rodzimymi inicjatywami mniej lub bardziej oświeconego republikanizmu, który po naruszeniu starego ładu również miał możność dochodzenia do głosu. Wszystko to razem składało się na szczególny aliaż poczynań reformatorskich w Polsce przed Sejmem Czteroletnim. Stanisław August był zwolennikiem tolerancji religijnej i posługiwał się typową dla epoki argumentacją ekonomiczną, iż tolerancja przyciągnie osadników i potrzebnych Polsce fachowców z protestanckich krajów. Dążąc do podporządkowania różnych wyznań zwierzchności krajowej popierał Unię i rad byłby widział zanik uzależnionego od Rosji prawosławia. Do pełnego równouprawnienia pod względem politycznym szlachty różnowierczej z katolicką nie dążył, ale równouprawnienie to zostało narzucone przez Rosję. W każdym razie po 1768 r., Polska stała się pod względem wyznaniowym najbardziej liberalnym krajem w Europie (o równouprawnieniu politycznym różnych wyznań chrześcijańskich nie było mowy ani w Anglii, ani nawet w Holandii). Ludność żydowska od dawna cieszyła się w Rzeczypospolitej wyjątkową swobodą, a do ograniczenia tej swobody zmierzały nie władze rządowe, lecz chrześcijańskie mieszczaństwo. Od 1764 r. zaznaczyła się w Polsce typowa dla tych czasów dążność do podporządkowania Kościoła państwu i ograniczeniu ekspansji ekonomicznej kleru. Prymas Gabriel Podoski wystąpił w 1767 r. z klasycznie febroniańskim projektem zniesienia w Polsce jurysdykcji nuncjuszy i ustanowienia narodowego synodu czy nawet niezależnego od rzymu patriarchatu. Projekt wyniesionego na prymasowską godność przez Rosję Podoskiegonie przeszedł m.in. z powodu sprzeciwu Rosji, ale "józefińskie" tendencje ujawniły się znów w przygotowanym z inicjatywy króla przez Andrzeja Zamoyskiego projekcie kodyfikacji praw sądowych (1778). Przewidywano poddanie bulli papieskich rządowemu exequatur' podporządkowanie zakonów episkopatowi, ustanowienie cenzusu wieku dla przyjmowania ślubów zakonnych i ograniczenie zapisów na rzecz Kościoła. Projekt kodeksu upadł pod naporem szlachecko-klerykalnej opozycji zasilanej przez współdziałających w tej sprawie nuncjusza Archettiego i ambasadora Stackelberga. Kiedy jednak w 1784 r, prymasem Polski został brat króla Michał Poniatowski, w praktyce polityki kościelnej uwidocznił się umiarkowany "józefinizm". Prymas przeprowadził sekularyzację sporej liczby klasztorów, a działalność kleru parafialnego kierował ku świeckim, administracyjno-oświatowym zadaniom. W ośmieszaniu ciemnych i próżniaczych mnichów celował przyjaciel króla, biskup-poeta Ignacy Krasicki, autor Monachomachii (1778). Wśród wszystkich krajów katolickich Polska obok Austrii najlepiej wykorzystała zniesienie zakonu jezuitów. Swą politykę szkolną zainicjował Stanisław August w 1765 r. zakładając Szkołę Rycerską, która miała na celu nie tylko kształcenie kadry oficerskiej, lecz również przysposobienie do życia publicznego wychowanej w duchu reformatorskim młodzieży szlacheckiej. W 1773 r. nie tylko fundusze i szkoły jezuickie przeszły pod zarząd państwa, ale utworzonej Komisji Edukacji Narodowej podporządkowano, poza seminariami duchownymi i Szkołą Rycerską, wszystkie szkoły w Koronie i na Litwie. Komisja Edukacji Narodowej była ciałem niezależnym od Rady Nieustającej, lecz podlegającym jedynie królowi, a jej prezesem był od 1776 r. późniejszy prymas Michał Poniatowski. Rzeczpospolita została podzielona na dwie prowincje szkolne (koronna i litewska), na czele których stały zreformowane uniwersytety, czyli szkoły główne: krakowska i wileńska. Szkołom głównym podlegały bezpośrednio szkoły wydziałowe (średnie wyższego typu), tym zaś z kolei szkoły podwydziałowe (średnie niższego typu). Szkoły podwydziałowe miały mieć pod swą opieką szkoły parafialne i prywatne szkoły dla dziewcząt. Wielkim osiągnięciem była dokonana przez Hugona Kołłątaja reforma staroświeckiej i podupadłej Akademii Krakowskiej, która została przeobrażona w nowoczesny uniwersytet, spełniając również rolę seminarium nauczycielskiego i kuratorium. Językiem nauczania w szkołach średnich stał się zamiast łaciny polski. Komisja starała się o dostarczenie nowoczesnych podręczników, na które rozpisywano konkursy za granicą. W szerokim stopniu wprowadzano nauki matematyczno-przyrodnicze, z dużym naciskiem na ich praktyczne zastosowanie. Do życia obywatelskiego miała sposobić nauka historii polskiej, prawa krajowego i "nauka moralna", czyli etyka świecka. Wprowadzono również przysposobienie wojskowe. W 74 szkołach średnich w latach 1781-1790 pobierało naukę około 17 tys. uczniów rocznie. W pierwszych latach działalności Komisji dużo uwagi poświęcono sprawie szkół parafialnych. Troska ta wiązała się z popularnością w kołach Komisji doktryn fizjokratycznych. Elementarne nauczanie miało podnieść zdolność produkcyjną chłopów. Komisja opracowała programy nauczania i wzorowy elementarz, jednak projekty stworzenia gęstej sieci szkół parafialnych upadły z powodu braku funduszy. Utrzymywanie szkół ludowych w dalszym ciągu zależało od inicjatywy duchowieństwa parafialnego, tyle że nad istniejącymi Komisja sprawowała całkiem zresztą formalny nadzór. Za prymasostwa Poniatowskiego liczba tych szkół nieco wzrosła, ale szkolnictwo elementarne było w Polsce zaniedbane i praktycznie pozostawało poza obrębem działalności Komisji. Stanowi to istotną różnicę między reformami szkolnymi przeprowadzonymi w Polsce i w Austrii. Stanisław August w ciągu całego panowania usilnie zabiegał o przeprowadzenie kodyfikacji praw i reformy sądownictwa. W 1776 r. zniesiono w Polsce tortury i proces o czary. Projekt kodyfikacji z 1778 r., został odrzucony przez sejm. Gruntowniejszą pracę nad kodyfikacją praw sądowych można było podjąć dopiero w czasie Sejmu Czteroletniego. Ów przepojony humanitarną doktryną Oświecenia "Kodeks Stanisława Augusta" jednak nie wszedł w życie w związku z obaleniem dzieła Sejmu Wielkiego przez interwencję carską. Mimo braku nowej kodyfikacji w funkcjonowaniu sądownictwa zaszły jednak duże zmiany. Departament Sprawiedliwości Rady Nieustającej otrzymał pewne kompetencje w zakresie wykładni prawa. Jedną z zasadniczych przyczyn upadku praworządności w Rzeczypospolitej była słabość egzekucji wyroków sądowych. Teraz sądy mogły posługiwać się wojskiem, a król, bezskutecznie zresztą, zabiegał o utworzenie specjalnych milicji sądowych. W każdym razie reasumpcje trybunałów przestały być widownią tumultówi umocniła się w Polsce praworządność. Utworzone w latach 1764 i 1775 organy kolegialnej administracji centralnej były dość słabe, ale w porównaniu z dawną anarchią stanowiły znaczny postęp. Słabość tego parlamentarnego w zasadzie rządu wynikała z uniemożliwienia przez gwarantów reformy sejmu. Stanisław August stworzył jednak prywatny Gabinet Królewski z wyspecjalizowanymi kancelariami, które w praktyce sprawowały dość daleko idącą kontrolę nad niektórymi konstytucyjnymi organami rządowymi. Najbardziej rozbudowaną i sprawną gałęzią administracji był aparat skarbowy. Rzeczpospolita została podzielona na 10 prowincji skarbowych z superintendentami na czele. Nowością był Departament Policji, który sprawował nadzór nad porządkiem w miastach, szpitalnictwem i służbą zdrowia. Od 1765 r. działały w miastach Komisje Dobrego Porządku. Armia, na skutek gwarancji bardzo szczupła (ok. 18 tys.), została jednak zmodernizowana. Zwłaszcza na wysokim poziomie stała artyleria, dla której potrzeb król założył własnym sumptem ludwisarnię. W pierwszych latach panowania Stanisław August założył wiele manufaktur królewskich (zwłaszcza duży ich kompleks w ekonomii grodzieńskiej pod kierunkiem Antoniego Tyzenhauza), jednak miały one na ogół żywot nietrwały. Z prywatnych poniekąd inicjatyw bardziej udane było założone przez prymasa Poniatowskiego towarzystwo akcyjne Społeczeństwo Fabryki Krajowej Płóciennej. Z państwowych reform gospodarczych największe znaczenie miało uruchomienie w Warszawie mennicy i ustabilizowanie waluty (1766), ustalenie urzędowych miar i wag oraz ustawa wekslowa zabezpieczająca transakcje kredytowe. Znamienne dla tych czasów są też takie, mniejszym lub większym sukcesem uwieńczone poczynania, jak zniesienie prywatnych ceł wewnętrznych, budowa kanałów, troska rządu o drogi lądowe, powołanie Komisji Górniczej. Wolność handlu wewnętrznego, zwłaszcza zbożowego, która stanowiła przedmiot tylu reformatorskich batalii w państwach europejskich drugiej połowy XVIII w., w Polsce nie była problemem, od wieków bowiem istniał swoisty leseferyzm w tym kraju, który w swym rozwoju (czy raczej zastoju) nie zaznał stadium merkantylizmu. Najważniejszym zagadnieniem społeczno-gospodarczym była reforma stosunków pańszczyźniano-poddańczych. Dużo łatwiej było ruszyć tę sprawę w gabinecie absolutnego monarchy niż w szlacheckim sejmie. W Polsce odczuwano potrzebę reform chłopskich, parokrotnie wypływała ona w związku z debatami nad prawami kardynalnymi czy kodyfikacją praw, ale nawet nader umiarkowane postulaty przepadały w Sejmie. Jedyną konkretną ustawą było pozbawienie panów w 1768 r. prawa życia i śmierci w stosunku do poddanych. Król za pomocą sądów referendarskich mógł podjąć jedynie pewne reformy w dobrach starościńskich. Rozgłos i poklask oświeconych zyskiwały reformy przeprowadzane w niektórych dobrach prywatnych (ograniczenie poddaństwa, zamiana pańszczyzny na czynsz pieniężny). Wyróżniali się tu zwłaszcza tacy współpracownicy króla, jak Joachim Chreptowicz, Andrzej Zamoyski i bratanek Stanisława Augusta - Stanisław Poniatowski. Istotą "oświeconego monarchizmu" było ograniczenie oligarchii magnackiej, modernizacja instytucji i działalność oświatowa. O ile w walce z magnaterią i w przeprowadzaniu reform państwowych król był to popierany, to znów powściągany przez gwarantkę, o tyle w polityce kulturalno-oświatowej zdobył niedwuznaczny i autentyczny autorytet. Autorytet ten nie był ochraniany cenzurą. W Polsce panowała duża wolność opinii, słowa i druku. Stanisław August umiał sobie jednak pozyskać nie tylko francuską, ale i polską "republikę literacką". Był szczodry i uprzejmy, gościł intelektualistów na obiadach czwartkowych, należał do masonerii, inspirował publicystykę i prasę, patronował szkolnictwu. Stanisławowscy literaci i uczeni wysławiali też "mądrego króla" (to określenie przyjęło się powszechnie) tocząc pod jego przewodem walkę z obyczajowym, kulturalnym i politycznym sarmatyzmem. Ta satyryczna i dydaktyczna rozprawa ze swojską staroświecczyzną odbywała się jednak w warunkach ulegania obcej kurateli. Autentyczny autorytet "mądrego króla" był powiązany z dwuznacznym autorytetem człowieka manipulującego z carskim ambasadorem Stackelbergiem za kulisami Rady Nieustającej i Sejmu. Przeciw temu stanowi rzeczy narastała reakcja, w której motywacje konserwatywne splatały się z patriotycznymi. 16. Od oświeconego absolutyzmu do oświeconego konserwatyzmu Wiele z reform przeprowadzonych w czasach oświeconego absolutyzmu okazało się trwałymi, nietrwała była jednak atmosfera intelektualnego sojuszu monarchów z filozofami. Szczytowe lata owego sojuszu przypadają na lata sześćdziesiąte i początek siedemdziesiątych, a punktem kulminacyjnym była kasata jezuitów. Regalistyczna polityka kościelna spotykała się z falą filozoficznego antyklerykalizmu i krytyki religii. Było to spotkanie koniunkturalne. Monarchowie chcieli podporządkować sobie Kościół i nęciły ich dobra duchowne. Jednakże podważanie religii było w zasadzie sprzeczne z podstawowymi interesami monarchicznych rządów i czynniki kościelne przechodziły do kontrataku. Tam, gdzie sprawy kościelne odgrywały w polityce największą rolę, a więc w krajach katolickich, w latach siedemdziesiątych zaznaczyła się cała seria załamań reformatorskich poczynań i karier radykalnych reformatorów. W Hiszpanii - niełaska Arandy ( 1773) i proces Olivady (1776-1778). W Portugalii - upadek Pombala (1777). W Italii - wygnanie Tillota (1771) i Tanucciego (1776) oraz początek reakcyjnych rządów Wiktora Amadeusza III (1773). W Niemczech - antyoświeceniowy kurs inauguruje nowy elektor bawarski Karol Teodor ( 1777). W Austrii Maria Teresa powraca do aktywnej polityki kontrreformacyjnej ( 1777). We Francji załamują się próby reform rzecznika oświeconego absolutyzmu, którym był Turgot ( 1776). W Polsce zahamowanie reformatorskich inicjatyw łączy się z odrzuceniem kodeksu Zamoyskiego (1778-1780). Wydarzenia te są równoczesne z upadkiem Struenseego w Danii (1772) i ze zmianami w Rosji po powstaniu Pugaczowa (1774). Na lata osiemdziesiąte przypadają najdalej idące reformy przeprowadzane przez Piotra Leopolda w Toskanii, Józefa II w Austrii, Bernstorfa i braci Reventlowów w Danii, Gustawa III w Szwecji. Reformy te, dochodzące do krawędzi rzeczy możliwych w warunkach starego ładu, spotykają się jednak nie tylko z oporem czynników konserwatywnych, ale nie zadowalają i postępowców. Posługując się wielkim uogólnieniem, można powiedzieć, że kończy się wolteriański sojusz filozofów z królami i w oświeconej opinii zaczyna brać górę republikański roussoizm. Pobudzającym czynnikiem było zwycięstwo rewolucji amerykańskiej. Równocześnie w całej Europie podnosi się fala reakcji feudalnej. jedni monarchowie idą w awangardzie tego ruchu, inni ustępują pod jego naciskiem. Zanim rewolucja francuska doprowadzi do powstania świętego przymierza, ujawni się już na schyłku lat osiemdziesiątych zasadnicza niezgodność między laicką i krytyczną myślą Oświecenia a autorytatywnymi rządami arystokratyczno-szlacheckich monarchii. Monarchiczne rządy, które przyczyniły się do nadwątlenia autorytetów kościelnych, występują obecnie w obronie religijnej ortodoksji i zwalczają wolnomyślicielstwo. Rewolucja francuska zaostrzyła te przeciwieństwa i doprowadziła do polaryzacji stanowisk, ale proces rozpoczął się już przed 1789 r. Kilkadziesiąt lat ambiwalentnej symbiozy monarchizmu z "filozofią" odcisnęło się jednak w sposób trwały na strukturach państwowych i na mentalności rządowych elit. Dokonana przez oświeconych absolutyzmów "racjonalizacja państwa" wzmocniła takie monarchie, jak Prusy, Austria i Rosja. Były to kraje, w których dążności liberalne nie znajdowały jeszcze szerszego podłoża społecznego. W monarchii habsburskiej kryzys, wywołany reformami józefińskimi, miał charakter przejściowy. Szlacheckie monarchie środkowo-wschodniej Europy zyskały na racjonalnych poczynaniach rządów w dziedzinie gospodarki, administracji, wojskowości, sądownictwa, szkolnictwa. Funkcjonujący w tych monarchiach mechanizm moderowana Oświecenia działał nie tylko poprzez zewnętrzne środki, takie jak policja i cenzura. Wewnętrzne mechanizmy selekcji i kontroli samoczynnie działały w umysłach wykształconych na oświeceniowej literaturze elit. W dobie wojen rewolucyjnych i napoleońskich powszechnie głoszono, iż rewolucja jest córką filozofii Oświecenia i pogląd ten miał wielu zwolenników w późniejszej historiografii (np, Daniel Mornet). Oświeceni monarchiści uważali jednak, że Wolter przewraca się w swej przeniesionej przez rewolucjonistów do Panteonu trumnie. Rozłączenia myśli Oświecenia od jej liberalnych i rewolucyjnych konsekwencji politycznych dokonali na progu XIX w. ludzie reprezentujący kierunek zwany obecnie oświeconym konserwatyzmem (aufgeklarte Konserwatismus), Oświeceni konserwatyści byli wolterianami na swój prywatny użytek; kultywowali oni literacką, naukową i filozoficzną tradycję XVIII w., przeciwstawiając równocześnie liberalizmowi i rewolucji zasady "rozumnego porządku". Roztoczenie kurateli nad spadkiem XVIII w. przez oświeconych konserwatystów przyczyniło się do powstania konfliktu między Oświeceniem a Romantyzmem. Tak plastycznie pokazany w "salonie warszawskim" z Dziadów Mickiewicza konflikt postaw i pokoleń to przeciwstawienie buntowniczego Romantyzmu nie tyle Oświeceniu, co zmumifikowanemu po rewolucji oświeconemu konserwatyzmowi. O ile, w naszym mniemaniu, oświecony absolutyzm nie jest "niemieckim wymysłem", lecz ambiwalentnym historycznym faktem, o tyle przyjęcie się tego terminu w historiografii doprowadziło do pewnego rodzaju paradoksu. Na skutek połączenia pojęć oświecenia i absolutyzmu słowo "oświecenie" figuruje na czele rozdziałów poświęconych dziejom politycznym Prus, Austrii, Rosji, Portugalii czy Hiszpanii w XVIII w. Główne ogniska Oświecenia to jednak Anglia i Francja, których dzieje polityczne nie legitymują się etykietą oświeconego absolutyzmu. Rozdział trzeci Wielka Brytania i powstanie Stanów Zjednoczonych 1. Kryzys polityczny "Starej Anglii" (1762-1782) Sukcesy odniesione w czasie wojny siedmioletniej stanowiły punkt szczytowy w dziejach tzw, pierwszego imperium brytyjskiego. Równocześnie Anglia wkraczała w okres niebywałego dotąd przyspieszenia rozwoju gospodarczego, zwanego rewolucją przemysłową. Rozrost imperium i zmiany dokonujące się w strukturach gospodarczo-społecznych stawiały nowe problemy przed brytyjską polityką, a parlamentarno-gabinetowe rządy oligarchii wigów wykazywały objawy zużycia. Wystąpiły pozaparlamentarne ruchy polityczne zwane radykalnymi. Nastąpiło wielkie ożywienie opinii publicznej, do czego przyczynił się wewnętrzny kryzys parlamentarno-gabinetowy systemu rządów. Brytyjski parlament był w zasadzie klubem wielkich panów, ale ci panowie mieli zwyczaj odwoływania się w swych sporach do pozaparlamentarnej opinii. Bujnie rozwijająca się w Anglii ery wigów publicystyka polityczna była przeważnie inspirowana przez parlamentarnych leaderów, na skutek czego ich kłótnie nie pozostawały kłótniami w rodzinie, a rozmach polemiczny obnażał różne drażliwe i wstydliwe dla całego "systemu" sprawy. Publicyści nie mieli wprawdzie prawa ogłaszania sprawozdań z obrad parlamentu, ale nauczyli się posługiwać przejrzystymi aluzjami ubranymi w kostium historii starożytnej czy egzotycznej fantastyki. Znajdujący się w opozycji politycy odwoływali się do prowincjonalnej gentry, do niezależnego sądownictwa, do lubującego się krytykowaniem rządu uniwersytetu w Oksfordzie. W parlamentarne porachunki wciągano i londyńskie City, ale to ogromne miasto bez zachęty żywo kibicowało temu, co działo się w Westminsterze. Tzw. City Radicalism to szczególne zjawisko w życiu politycznym starej Anglii. Londyńskie mieszczaństwo miało poczucie krzywdzącego wyłączenia z opanowanego przez ziemian i wielkich finansistów systemu politycznego (wielki Londyn wybierał tylko 4 posłów do Izby Gmin). Żywa była tu niechęć do arystokracji i do Korony, a radykalizm polityczny zasilany był rozgoryczeniem i zapamiętałością doktrynalną upośledzonych wyznań dysydenckich. W czasach Wesleya Anglicy przywykli do odbywania wieców religijnych pod otwartym niebem,a lud angielski w momentach konfliktów społecznych zawsze był skory do wychodzenia na ulicę. Za panowania Jerzego III te różne właściwości angielskiego życia publicznego przybrały na sile w związku z konfliktami społecznymi, towarzyszącymi początkom rewolucji przemysłowej i z głębokim kryzysem rządowym. Kryzys rządowy podsycał zewnętrzną krytykę, a krytyka pogłębiała kryzys. Do rozstrojenia delikatnego mechanizmu politycznego Wielkiej Brytanii w poważnym niewątpliwie stopniu przyczyniła się osobowość nowego króla, który miał ambicje, aby nie tylko panować, lecz również rządzić. Charakter i rola Jerzego III wciąż są przedmiotem żywych kontrowersji. Długo utrzymywał się wyrosły w wigowskich tradycjach dziewiętnastowiecznej historiografii anglosaskiej pogląd o absolutystycznych skłonnościach tego monarchy, o naśladowaniu wzorów monarchii kontynentalnych i łamaniu brytyjskiej konstytucji, o zaprowadzeniu przez Jerzego III torysowskich rządów. W despotycznym usposobieniu i upartym "toryzmie" króla upatrywano przyczyn wewnętrznych kryzysów i amerykańskiej rebelii. Trzeba jednak najpierw zdać sobie sprawę, kim byli w połowie XVIII w. torysi? Torysi nie stanowili dworskiego czy też monarchicznego stronnictwa, ale zespół ludzi, którzy dochowując wierności pewnym przegranym na schyłku XVII i początku XVIII w. sprawom odwrócili się plecami do dynastii hanowerskiej i panujących w Anglii stosunków politycznych. Toryzm w owym czasie to nie był jakiś program działania, ale postawa wyniosłego dystansu w stosunku do politycznej kuchni wigów. Jeśli ktoś mówił o sobie, że jest torysem, to chciał przez to poszczycić się brakiem politycznej giętkości i ambicji do piastowania urzędów. W postawie tej trwało kilka wielkich rodów o torysowskiej przeszłości oraz rozmiłowany w tradycjonalizmie i opozycji uniwersytet oksfordzki. Torysowska postawa była również rozpowszechniona wśród prowincjonalnej gentry. Wielu było ziemian, którzy, nie mając szerszych aspiracji politycznych, ograniczali się do pilnowania swoich parafialnych interesów i z upodobaniem wygadywali na rządy oraz podatki. Torysi uważali siebie za ludzi "czystych rąk", a wigów za karierowiczów i ludzi "brudnych rąk". Ów podział to zarówno już, jak i jeszcze nie system dwupartyjny, ale przeciwstawienie ludzi politycznie biernych ludziom politycznie czynnym. Za panowania Jerzego II cała działalność polityczna spoczywała w rękach podzielonych na koterie i "koneksje" wigów. Owe koterie i "koneksje" to były właściwe partie w osiemnastowiecznym tego słowa znaczeniu. Jak wiemy, wigowie rządzili manipulując prerogatywami Korony, tzw. wpływem i patronatem- Rząd musiał więc mieć poparcie króla. Oligarchia wigów sprawowała nad królami faktyczną kuratelę, był to jednak utrwalony w ciągu kilkudziesięciu lat polityczny obyczaj, ale nie stan rzeczy usankcjonowany prawem. Obyczaj ów zapewniał stabilizację angielskich rządów; stabilizacja zakładała jednak uległość kolejnych królów, co było czynnikiem dość nieobliczalnym. Za panowania dynastii hanowerskiej występowało zjawisko, które można by nazwać malkontenctwem następców tronu. Jerzy II jako książę Walii był niechętny wigowskiej kuratelii, nagiął się jednak do niej zostawszy królem. Jego syn Fryderyk czuł jeszcze większy "niesmak" do politycznej kuchni Walpole'a i braci Pelhamów, ale zmarł jako książę Walii (1751), przekazując w spadku tytuł następcy tronu i antypatię do wigów dwunastoletniemu Jerzemu. Wychowawca młodego księcia, Szkot lord Bute, wszczepił Jerzemu wysokie pojęcie o godności monarszej i wstręt do politycznej korupcji, będącej chlebem codziennym parlamentarno-gabinetowych rządów wigów. Według pouczenia Bute'a królowi przysługuje kierowanie rządem i swobodne dobieranie sobie ministrów oraz szafunek wszystkimi nominacjami należącymi do prerogatyw Korony, czyli patronat. Było to zgodne z konstytucją, ale nie z ustalonym obyczajem, który rządy i patronat oddawał w ręce leaderów odpowiednio spreparowanej większości parlamentarnej. Dwudziestodwuletni Jerzy III obejmując w 1760 r. tron w przeciwieństwie do swych poprzedników był i czuł się Anglikiem. Dało mu to na początku panowania sporą popularność, zwłaszcza wśród torysów brzydzących się hanowerskością pierwszych Jerzych. Stroniące dotąd od dworu stare torysowskie rody zaczęły bywać na królewskich komnatach. Młody król odpowiadał upodobaniom wiejskiej szlachty, której gusty i uczucia podzielał. Wśród gentry przeważały skłonności pokojowe, podczas gdy politycy i ludzie interesu dążyli do dalszych podbojów kolonialnych. Jerzy III wprowadził do gabinetu Bute'a i wraz z nim zmierzał do zawarcia pokoju i zaprowadzenia "rządów cnoty". Król był człowiekiem obdarzonym słabą inteligencją i miernym poczuciem rzeczywistości, a ponadto neurastenikiem. Już w młodości występowały u niego symptomy choroby psychicznej, która zmusiła Jerzego III do wycofania się po pięćdziesiątce z życia politycznego. Obce mu były jakiekolwiek dążności reformatorskie. Tak jak wigowie rządzili przy pomocy "przyjaciół rządu", on chciał rządzić przy pomocy "przyjaciół króla". Podobnie więc jak przywódcy wigów starał się posługiwać przekupstwem i patronatem. Nie miał w tej mierze skrupułów, uważając, iż to, co w ręku wigów było korupcją i uzurpacją, w jego ręku jest prawowitym szafunkiem prerogatywą Korony. Z dużym zapamiętaniem przypisywał cnotę swym zwolennikom, a niecnotę - przeciwnikom. W polityce personalnej był równocześnie słaby i uparty, uraźliwy, pamiętliwy i kapryśny. Tego rodzaju człowiekowi, który wdał się w ciężką i zawiłą walkę z zakorzenionym establishmentem wigowskiej oligarchii, trudno było dojść do rządów osobistych czy odnowienia toryzmu, zwłaszcza że i cieszący się pełnym zaufaniem młodego króla preceptor nie okazał się mężem stanu. Bute poza faworami swego wychowanka miał także oparcie w parlamencie. Pierwszy minister Szkot rozporządzał głosami wszystkich szkockich deputowanych i parów (od 1714 r. tradycyjnie opozycyjnych w stosunku do dynastii hanowerskiej), a poprzez koligacje, koneksje i promocje osiągnął także spore wpływy w Anglii- Wysunięcie tego człowieka na stanowisko premiera było jednak wyzwaniem dla "starego korpusu wigów" i zostało okrzyczane jako wprowadzenie w Anglii "kontynentalnego faworytyzmu". W ślad za Pittem wycofał się z gabinetu Newcastle'a, licząc na to, że wkrótce do niego wróci. Bute doprowadził do podpisania traktatu pokojowego i przez dwa lata (1762-1763) głosił "rządy cnoty". Polegały one głównie na usuwaniu z rządów i synekur ludzi związanych z Newcastlem. Owa "rzeź pelhamowskich niewiniątek" zapoczątkowała zawziętą wendetę między politycznymi klanami. Przeciw Bute'owi, jako Szkotowi i autorowi niepopularnego w londyńskiej City traktatu pokojowego, organizowano demonstracje uliczne oraz inspirowano kampanię prasową. W 1762 r. zaczął się ukazywać finansowany przez Pitta i lorda Temple tygodnik "North Briton"' który specjalizował się w atakowaniu Bute'a, a pośrednio i króla. Redaktorem tego pisma był deputowany z hrabstwa Middlesex do Izby Gmin o awanturniczej przeszłości - John Wilkes. W słynnym numerze "North Briton" z 23 IV 1763 r. skrytykował on gwałtownie mowę tronową Jerzego III. Niezdolny do opanowania opozycji w parlamencie i rządzie Bute podał się do dymisji. Stanowisko premiera objął George Grenville (1763-1765), połączywszy w służbie dworu swoją koterię z wpływową koterią księcia Bedforda, który nie cierpiał Bute'a. Grenville roztoczył ścisłą kuratelę nad królem, wziął w swoje ręce wszystkie nominacje; apodyktyczny i zazdrosny o Bute'a, przeciął łączność między nim a Jerzym III. Premier uznał jednak, że autorytet Korony i rządu wymaga zastosowania represji wobec zuchwałego Wilkesa, który wydał jeszcze libertyńską broszurę An Essay on Woman (Rozprawka o kobiecie), potraktowaną jako bluźnierstwo. Sekretariat stanu wydał w trybie administracyjnym nakaz aresztowania Wilkesa i konfiskaty jego papierów. Rozpętało to wielką burzę i sprawa Wilkesa wysunęła się na pierwszoplanowe miejsce w polityce angielskiej. Wilkes zaskarżył decyzję rządu jako nielegalną, naruszającą nietykalność poselską i łamiącą zasadę habeas corpus. Ku zachwytowi opinii londyńskiej sąd uniewinnił Wilkesa i wydał wyroki skazujące dwóch ministrów na wysokie odszkodowania pieniężne. Rząd odpowiedział kontrofensywą w Izbie Gmin, uzyskując uchwałę wykluczającą Wilkesa jako buntownika z grona deputowanych i skazującą inkryminowany numer "North Briton" na spalenie ręką kata. W czasie tej ceremonii tłumy londyńczyków manifestowały, wznosząc okrzyki: "Wilkes i wolność". Skazany przez najwyższego sędziego lorda Mansfielda na wyjęcie spod prawa Wilkes z początkiem 1764 r. zbiegł do Francji, gdzie żył z zasiłków nadsyłanych mu przez wybitnych polityków opozycyjnych. Sprawa legalności nakazu aresztu wróciła jeszcze do Izby Gmin, gdzie rząd uzyskał tak minimalną większość i owa większość była tak niezgodna z panującą w kraju opinią, że według rozpowszechnionego mniemania Grenville powinien był podać się do dymisji. Premier próbował ratować swą popularność ustępstwami w sprawach podatkowych i przerzucaniem obciążeń fiskalnych na kolonistów amerykańskich. Niechętnie znoszony przez króla, a podkopywany przez potężny klan Newcastle'a, musiał jednak po dwóch latach ustąpić. Kolejny obrót ministerialnej karuzeli przyniósł próbę pogodzenia króla z Newcastlem. Sędziwy leader wysunął na premiera lorda Rockinghama (1765-1766), który dotąd znany był jedynie ze swej namiętności do wyścigów konnych, ale stał się następcą Newcastle'a w kierowaniu "starymi wigami". Próba kompromisu nie udała się. Newcastle domagał się przywrócenia na urzędy ofiar "rzezi niewiniątek" z 1763 r., podczas gdy Jerzy III i rozmnożeni za rządów Bute'a "przyjaciele króla" opierali się temu. Rockingham przeprowadził pewne zmiany personalne, ale według opinii "starego korpusu" było ich za mało, według zaś opinii "przyjaciół króla" za dużo. Niedostatecznie wspierany przez osłabiony "stary korpus", a zwalczany przez koterię Pitta i "przyjaciół króla", premier musiał ustąpić. Odtąd "wigowie Rockinghama" będą przez kilkanaście lat w stałej opozycji. Jerzy III nadzieje na silny rząd wiązał z powołaniem na premiera Williama Pitta, obecnie już lorda Chathama (1766-1768). Premier postawił sobie za cel rozbicie koterii przez powołanie do gabinetu ludzi z różnych "koneksji". Powstał gabinet "patriotyczny" o składzie niezwykle mieszanym, a złożony podagrą bohater wojny siedmioletniej nie mógł nim pokierować. Każdy minister działał więc na własną rękę i "koneksje", pokłócone bardziej niż kiedykolwiek, oskarżały swych ludzi w gabinecie o "zdradę". Główny ideolog "wigów Rockinghama", opłacany przez lorda znakomity filozof, historyk i publicysta Edmund Burke, widział w tym zamęcie makiawelską politykę króla, realizującą zasadę "divide et impera"- Premierostwo chorego Chathama było fikcją i w 1767 r. wysunął się na czołowe miejsce w rządzie książę Grafton, który z polecenia króla przekupił część opozycji i zbliżył się do grupy Bedforda. W tej sytuacji nadeszły w 1768 r. wybory do Izby Gmin i znów wypłynęła sprawa Wilkesa. Wygnaniec wrócił do Anglii, aby w czasie wyborów z powodzeniem ubiegać się o mandat poselski z hrabstwa Middlesex i wnieść apelację od wyroku banicji. Ponownie skazany i uwięziony, Wilkes stał się przedmiotem owacji pod murami więzienia. Zbiegło się to z rozruchami i strajkami spowodowanymi sytuacją ekonomiczną. W dniu zebrania się nowego parlamentu (10 V 1768) odbyły się manifestacje, w czasie których wojsko strzelało do tłumu. Kiedy Izba Gmin znów unieważniła mandat Wilkesa, został on ponownie wybrany. W 1769 r. hrabstwo Middlesex trzykrotnie wybierało Wilkesa i był on trzykrotnie wykluczany z Izby. Wreszcie wszedł do parlamentu jego rywal, który otrzymał 295 głosów na 1143 oddane na Wilkesa. Pozbawiony mandatu więzień stał się bożyszczem Londynu i symbolem wolności. Publiczna składka na jego rzecz przyniosła 17 tys. funtów. Przebywającego w więzieniu City wybrała swym aldermanem. Wokół sprawy Wilkesa rozwinął się radykalny ruch pozaparlamentarny, a także opozycja parlamentarna brała ten wiatr w swoje żagle. Książę Grafton, który po Chathamie objął stanowisko premiera, musiał na początku 1770 r. ustąpić. Po upadku Graftona Jerzy III postawił na czele gabinetu lorda Northa (1770-1782) i ministerialna karuzela zatrzymała się na lat dwanaście. North był zręcznym politykiem parlamentarnym, wywodzącym się jeszcze ze szkoły Pelhamów, który potrafił lawirować między koteriami i pozyskać sobie trwałe zaufanie kapryśnego króla. Wyłoniona w wyborach z 1768 r., Izba Gmin była zrazu trudna do pokierowania, ale po 10 latach kryzysów rządowych "koneksje" były istotnie dość porozbijane, a manipulując patronatem premier stopniowo umacniał w parlamencie wpływy dworu (na 558 członków Izby 192 było urzędnikami Korony). Jerzy III zbliżył się do rządów osobistych, drobiazgowo wnikając w czynności uległego gabinetu i parlamentu, ale ów "system króla" daleki był od kontynentalnego absolutyzmu. Lord North, podobnie jak niegdyś "wielcy wigowie", spreparował trwałą większość w parlamencie, nie tłumił jednak opozycji i nie wtrącał się do sądownictwa. Ostrożny polityk, obchodził drażliwe sprawy, wyznając zasadę: "nie budzić śpiących psów". Nie udało mu się jednak uśpić konfliktu amerykańskiego, w który osobiście zaangażował się Jerzy III i który miał się stać grobem rządów Northa i w ogóle "systemu króla". Sprawa Wilkesa weszła natomiast na legalne tory, odgrywając ważną rolę w ewolucji angielskich obyczajów politycznych. Wilkes wygrał procesy, wyszedł z więzienia, dorobił się majątku, został burmistrzem (lordem mayorem) Londynu i wybrany w 1774 r. w wiernym mu hrabstwie Middlesex zasiadł triumfalnie w Izbie Gmin w towarzystwie 12 swoich zwolenników. Ze sprawą Wilkesa łączyły się tak zasadnicze dla angielskiego życia publicznego kwestie, jak wolność prasy, wolność zgromadzeń, legalność nie poprzedzonych dochodzeniem sądowym aresztowań i rewizji, niezależność sądów, zakres uprawnień Izby Gmin w stosunku do swoich członków i do wyrażonej przez wyborców woli. Zwycięstwo Wilkesa przyniosło ze sobą prawo do ogłaszania w prasie pełnych sprawozdań z obrad parlamentu (1771), usankcjonowało polityczne mityngi, umocniło zarówno pozycję wyborców wobec parlamentu, jak i status opozycyjnych posłów wewnątrz parlamentu, było wreszcie upokorzeniem dla zaangażowanych w tę aferę ministrów i samego króla, których postępowanie uznano za arbitralne. Poza doraźnymi mityngami powstały też trwałe formy organizacyjne pozaparlamentarnej działalności politycznej. Jeszcze w czasie pobytu Wilkesa w więzieniu zawiązało się w lutym 1769 r., Towarzystwo dla Obrony Ustawy o Prawach (Society for the Defense of the Bill of Rights), na którego czele stanęli Wilkes i pastor radykał John Horne. Później Horne odłączył się, zakładając w 1770 r, Towarzystwo Informacji Konstytucyjnej (Society for Constitutional Information) Publicystyka opozycyjna nabrała rozmachu, przybierając postać pamfletów atakujących ministrów i nadużycia władzy królewskiej. Na plan pierwszy wysunęły się kąśliwe Listy Juniusa (1767-1772), których anonimowy autor, doskonale poinformowany o różnych zakulisowych sprawach, był związany z lordem Temple. Ów lord był bardzo niespokojnym duchem. Od czasu, gdy w 1761 r., wycofał się z gabinetu, pozostawał w gwałtownej opozycji do wszystkich kolejnych rządów. Jako brat George'a Grenville'a i szwagier Pitta-Chathama współdziałał z tymi politykami, kiedy byli w opozycji, ale zwalczał ich, kiedy byli premierami. W osobie namiętnego i bardzo ustosunkowanego politycznego "rozrabiacza" radykałowie mieli nie tylko możnego protektora, ale i inspiratora. Nie bardzo wiadomo, do czego zdążał lord Temple, w każdym razie poprzez jego osobę klan Pitta wchodził w koneksje z radykalną agitacją. Ruch radykalny cieszył się i poparciem "wigów Rockinghama". Edmund Burke zaangażował się w sprawie Wilkesa i w swych Thoughts on the Cause of the Present Discontents (Myśli o przyczynach obecnego malkontentyzmu, 1771) wszelkie zło wywodził z intryg dworskich. Rockingham i "stary korpus" byli w gruncie rzeczy dalecy od radykalizmu, zepchnięci jednak do roli opozycjonistów przybrali barwy liberałów, obrońców praworządności i moralności politycznej. Był to ważny moment w narodzinach nowożytnego "wigizmu" - w przekształceniu się rządzącej niegdyś oligarchii w opozycyjną partię liberalną. Walczący z "przyjaciółmi króla" wigowie odwoływali się do wyemancypowanej i rozkołysanej opinii publicznej, i ta gra ich wciągała, do pewnych oczywiście granic. Wigowie i radykałowie wspólnie piętnowali "królewski despotyzm" i "dworską korupcję", ale Rockingham i Burke nie zmierzali do reformy konstytucji i dotychczasowej struktury Izby (gmin, w której obrębie spodziewał się odzyskać przewagę. Politycy londyńskiego City oraz radykalne kluby Wilkesa i Horne'a wysuwały program reform, które uniezależniły parlament od rządowego patronatu i poddały szerszej kontroli społecznej. Domagano się więc: wprowadzenia trzyletniej lub nawet rocznej (w miejsce siedmioletniej) kadencji parlamentu, wykluczenia ludzi na urzędach i pobierających pensje, wprowadzenia przysięgi przeciw korupcji, podporządkowania członków Izby Gmin instrukcjom wyborców. Najważniejszą sprawą była reforma prawa wyborczego. Zwolennicy reform domagali się obniżenia cenzusu majątkowego wymaganego od posłów, odebrania "zgniłym miasteczkom" mandatów, a przydzielenia ich nowo wyrosłym handlowym i przemysłowym miastom oraz ludnym obszarom rolniczym. W tej sprawie okazał się radykałem stary Chatham, który w 1774 r. wygłosił w Izbie Lordów słynną mowę piętnując w niej system wyborczy jako "najbardziej zgniłą część konstytucji". Projekt reformy złożony w 1776 r. w Izbie Gmin przez Wilkesa został odrzucony. "Starzy wigowie" byli w tej sprawie solidarni z "przyjaciółmi króla". Kompetencje tak niereprezentatywnego parlamentu były jednak kwestionowane zarówno w Anglii, jak za oceanem. Sprawa konfliktu kolonii amerykańskich z Koroną stopniowo wysuwała się na pierwsze miejsce w polityce brytyjskiej. Stosunek opozycji do roszczeń kolonistów nie był jednolity i przechodził różne fluktuacje. Do 1778 r. nikt w Anglii nie akceptował idei niepodległości kolonii, ale pierwotne hasło Amerykanów: " Nie ma podatków bez przedstawicielstwa" (No taxation without representation) brzmiało bardzo swojsko dla angielskiego ucha. Konflikt amerykański był przez długi czas uważany za spór domowy i rozpatrywany z punktu widzenia polityki wewnętrznej. Opozycjoniści obawiali się, że pełny sukces Korony w Ameryce może stać się etapem wstępnym w umocnieniu się "despotyzmu królewskiego" w Wielkiej Brytanii. Kupcom zależało przede wszystkim na handlu oceanicznym, który cierpiał z powodu stosowanego przez kolonistów bojkotu towarów brytyjskich, domagali się więc od rządu ustępstw. W obronie Amerykanów występowali tacy politycy, jak: Rockingham, Burke, Wilkes, niekiedy Chatham. Kiedy doszło do ogłoszenia Deklaracji Niepodległości i wojny o charakterze międzynarodowym, na pewien czas przycichły spory polityczne w Anglii. Jednakże po paru latach niepowodzeń wojennych i związanych z wojną trudności ekonomicznych kryzys polityczny odnowił się przybierając nie spotykane dotąd rozmiary. Niektórzy historycy brytyjscy uważają, że w latach 1779-1780 Anglia znajdowała się na krawędzi tego, co w 10 lat później dokonało się we Francji. Tracący poczucie rzeczywistości król, posłuszny królowi rząd i podporządkowany rządowi parlament prowadzili kraj do klęski. Równocześnie istniała duża swoboda życia politycznego, ale opozycja była bezsilna wobec sprawnie działającego systemu patronatu. Głównym postulatem opozycji parlamentarnej było odebranie królowi środków "wpływu", a więc obcięcie listy cywilnej i zniesienie rozmnożonych urzędów i synekur. Ten oszczędnościowy program był popularny w uginającym się pod kosztami wojny kraju. Hasło zostało podjęte przez masowy ruch radykalny, który zmierzał jednak znacznie dalej. Radykałowie doszli do wniosku, że parlament nie będący przedstawicielstwem narodu nie jest sam zdolny do przekształcenia się, że trzeba stworzyć organizację zastępczą i wywrzeć nacisk z zewnątrz. Kolebką ruchu było położone w północnej Anglii hrabstwo Yorkshire, gdzie pod koniec 1779 r., John Jebb zwoływał mityngi, na których agitował przeciw podatkom i głosił, że hrabstwa, zwłaszcza oddalone od Londynu, są "najzdrowszą częścią konstytucji". Właściwym organizatorem ruchu stał się landlord i rektor szkoły z hrabstwa Essex, pastor Christopher Wyvill. Fala mityngów niezwykle szybko ogarnęła Anglię. W kilkunastu hrabstwach wybrano komitety akcji, które na początku 1780 r. wyłoniły kierujące ruchem ogólne zgromadzenie z siedzibą w Londynie. Stanowiło ono coś na kształt samozwańczego parlamentu. Program przewidywał obcięcie królowi funduszów, rozszerzenie składu Izby Gmin o stu niezależnych posłów z hrabstw i wprowadzenie rocznej kadencji parlamentu. Formą działania były petycje składane do parlamentu oraz podejmowanie zobowiązań, że w wyborach poprze się tylko tych kandydatów, którzy przyjmą program. W przeciwieństwie do agitacji związanej ze sprawą Wilkesa ruch "komitetów i petycji" nie miał początkowo żadnych powiązań z poczynaniami opozycji wigów. Przyjęto nawet zrazu zasadę niedopuszczania do swych szeregów członków parlamentu i ludzi związanych z politycznymi koteriami. Dynamiczny rozwój ruchu Wyvilla wywoływał jednak żywe zainteresowanie wśród opozycyjnych polityków i wigowie z konkurujących ze sobą "koneksji" Shelbourne'a (ludzie ongiś związani ze zmarłym Chathamem) i Rockinghama zaczęli na wyścigi do niego dołączać. Do komitetów weszło kilku książąt i lordów, a także młodzi politycy wigowscy: Charlex Fox i William Pitt junior. Był to stary manewr posługiwania się radykałami jako narzędziem nacisku na parlament i rząd. Jednakże stosowanie przez dłuższy czas tej taktyki prowadziło do przekształcenia się angielskich partii politycznych. Wigowie zaczęli jawnie uprawiać demagogię, w której zwłaszcza celował Fox. Ruch nabierał politycznej wagi. Premier North musiał z uprzejmą twarzą przyjmować petycje, zastrzegając jedynie, że traktuje je jako odezwy prywatnych ludzi, a nie reprezentacji hrabstw czy Anglii, do czego pretendowały komitety. Wigowie w kwietniu 1780 r. przeprowadzili w Izbie Gmin uchwałę, iż "wzrastający wpływ Korony powinien być zmniejszony". Byli oni jednak skłonni ograniczać swe reformatorskie postulaty do spraw ekonomicznych. Niechętny wigowskiej penetracji swego ruchu Wyvill obstawał przy reformie parlamentu i prawa wyborczego na zasadzie obniżenia cenzusu. Prowincjonalny ruch yorkshirski był podtrzymywany głównie przez drobnych właścicieli ziemskich (freeholders). Najdalej w radykalizmie szli oczywiście londyńczycy. W maju 1780 r. na mityngu w Westminsterze uchwalono projekt reformy parlamentu, przewidujący m.in. przyznanie prawa wyborczego wszystkim dorosłym mężczyznom. Porywczość londyńskiego ludu wkrótce jednak doprowadziła do załamania się całego ruchu. W czerwcu 1780 r. doszło do niezwykle gwałtownych rozruchów zwanych Gordon riots. W związku z napiętą sytuacją w Irlandii parlament uchwalił pewne ustępstwa na rzecz katolików. Pofolgowanie "papistom" było bardzo niepopularne w Londynie, co wykorzystał zawzięty wróg rządu Northa, młody szkocki awanturnik lord George Gordon. Pozyskawszy skorych do demonstracji radykalnych polityków z City, Gordon zorganizował przedłożenie w parlamencie petycji przeciw katolikom. Odbyło się to w mało parlamentarny sposób. Gordon na czele tłumu przystrojonego w niebieskie kokardy 2 czerwca wtargnął do sali obrad; zaczęto zrywać peruki lordom i wśród obelg wypędzono jednego z pobłażających "papistom" biskupów. Namiętności wyznaniowe wyzwoliły eksplozję napięć społecznych nurtujących ogromne miasto. Przez tydzień wzburzony tłum panował na ulicach Londynu paląc i plądrując domy nie tylko katolików, lecz również sędziów i urzędników, rozbijając gorzelnie, zdobywając więzienia i uwalniając więźniów. Dawne bożyszcze londyńskiego ludu, Wilkes, znalazł się na rozdrożu. Zrazu opowiadał się za przyjęciem petycji, potem jednak przystąpił do walki z rebelią, którą wreszcie stłumiło wojsko. W czasie rozruchów zabito i raniono około 500 osób. Londyńskie wydarzenia czerwcowe pod względem rozmiarów wystąpienia wielkomiejskiego tłumu są często przyrównywane ze zdobyciem Bastylii. Była to jednak żywiołowa eksplozja nie mająca politycznego kierownictwa i programu. Gordon riots nie stały się zarzewiem rewolucji, ale wydarzeniem przyczyniającym się do powstrzymania radykalnego ruchu reformatorskiego. Politycy z City przestraszyli się ludu, nad którym utracili kontrolę. Po wypadkach czerwcowych działalność komitetów ustała, a wigowie przekonali się, że "opozycja za drzwiami" to nie jest niewinna broń w ich politycznym arsenale. Nieprędko miało się znów pojawić w Anglii hasło praw wyborczych dla wszystkich dorosłych mężczyzn. We wrześniu 1780 r, lord North rozwiązał parlament i nowe wybory wzmocniły pozycję rządu. "System króla" trwał na pozór niewzruszony, ale wojna była przegrana. Lord North nie był człowiekiem, który mógłby przeprowadzić rokowania pokojowe z Amerykanami i ze wspierającymi ich mocarstwami. W marcu 1782 r. premier wraz ze wszystkimi ministrami ustąpił, co stanowiło pierwszy w dziejach Anglii precedens dymisji całego gabinetu. I znów przez pewien czas zaczęła się obracać karuzela zwana "ministerial instability". 2. Konflikt amerykańskich kolonii z koroną brytyjską (1763-1775) Po zakończeniu wojny siedmioletniej rząd brytyjski dążył do ściślejszego podporządkowania sobie kolonii amerykańskich, których bogactwo i niezależność w czasie wojen z połowy stulecia tak bardzo wzrosły. Anglia zakończyła wojnę z ogromnym zadłużeniem, wynoszącym 130 mln funtów, wobec czego względy natury fiskalnej odgrywały dużą rolę. Nie mniej ważne były problemy wynikające z przejęcia przez Koronę brytyjską francuskich posiadłości w Ameryce. "Płonąca granica" dzieląca 13 kolonii od Kanady stała się obecnie granicą przebiegającą wewnątrz brytyjskiego imperium kolonialnego. Przechodząca kryzysy rządowe Wielka Brytania nie prowadziła wobec kolonii konsekwentnej polityki w sprawach fiskalnych i celnych. Wiele tu było wahań, zmian decyzji, odwrotów i nawrotów. Niezmienne natomiast było stanowisko kolejnych rządów wobec granicy i pryncypialnej zasady podporządkowania spraw kolonialnych autorytetowi parlamentu i Korony. I na tym tle nie mogło dojść do ugody z ekspansywnym i samowolnym społeczeństwem kolonialnym, które pod względem społeczno-gospodarczego rozwoju dojrzało do niepodległego bytu. Obejmując rządy w Kanadzie Anglicy musieli toczyć ciężkie walki z indiańskimi powstańcami pod wodzą Pontiaca. Pozyskano natomiast lojalność ludności francuskiej, której prawa i religię katolicką uszanowano. Właściwą Kanadę (dotychczas Nową Francję) zorganizowano w ściśle podporządkowaną brytyjskiej Koronie prowincję Quebec, natomiast cała ogromna reszta graniczących z 13 koloniami dawnych posiadłości francuskich deklaracją z 1763 r. została ogłoszona ziemią koronną, zarezerwowaną dla Indian. Krok ten był podyktowany chęcią utrzymania pokoju z Indianami oraz interesami angielsko-kanadyjskich kupców futrzanych, którzy otrzymali swobodę handlowania w strefie indiańskiej. Oznaczało to zatrzymanie ekspansji Amerykanów na zachód od gór Appalachów ku dorzeczu Missisipi. Jak wiemy, ekspansja ta, w której była szczególnie zainteresowana Wirginia, doprowadziła do wybuchu w 1754 r. wojny; jej bohaterem był udziałowiec Kompanii Ohio, Jerzy Waszyngton. Rząd brytyjski w 1763 r. zamknął przed kolonistami ziemie, które zdobyli już od Francuzów i Indian. Wywołało to wiele rozgoryczenia, i to wśród wpływowych w koloniach osobistości. Przypieczętowaniem tej polityki rządu był wydany już w okresie ostrego konfliktu z kolonistami Quebec Act z 1774 r,, przyłączający do prowincji Quebec cały indiański teren po rzeki Ohio i Missisipi. "Papistowska" Kanada miała się stać w Ameryce podporą królewskich rządów dążących do zacieśnienia krnąbrnych kolonii w wąskim pasie wschodniego wybrzeża. Równocześnie z zamknięciem w 1763 r. zachodniej granicy rząd Gernville'a zakazał koloniom emitowania banknotów i podjął ostrą walkę z rozpanoszonym handlem przemytniczym i nielegalnym przemysłem. Jak te nowe porządki zostały przyjęte przez amerykańską opinię, wymownie świadczy głos z "Boston Gazette" (kwiecień 1765); "Mieszkaniec kolonii nie może zrobić ani guzika, ani podkowy, ani ćwieka bez wywołania protestu jakiegoś zasmolonego brytyjskiego handlarza żelaza lub szanownego fabrykanta guzików, który woła wielkim głosem, że jego dostojność jest w jak najbardziej nikczemny sposób maltretowana, krzywdzona, oszukiwana i rabowana przez niecnych republikanów amerykańskich". Rząd chciał wydobyć z kolonii fundusze potrzebne na utrzymanie 10 pułków pilnujących spokoju na indiańskim pograniczu. Miały temu służyć nie tylko opłaty celne, ale uchwałą parlamentu z I764 r. wprowadzono w koloniach stosowane dotąd jedynie w metropolii opłaty stemplowe (Stamp Act), Obejmując wszelkie transakcje, akty prawne i druki podatek ów dotykał wszystkie warstwy ludności, a zwłaszcza skorych do polemik prawników i redaktorów. Ustawa stemplowa sprowadziła spory kolonistów z metropolią na tor zasadniczej dyskusji na temat praw konstytucyjnych. Polityka celna wraz z towarzyszącymi jej rewizjami i konfiskatami budziła niezadowolenie, w zasadzie jednak nie kwestionowano jeszcze uprawnień Korony do pobierania w portach tzw. podatków zewnętrznych. Opłaty stemplowe należały natomiast do tzw. podatków wewnętrznych, które według przekonania kolonistów mogły być nakładane tylko przez ich własne zgromadzenia prawodawcze. Pogląd ten wyłożył adwokat James Otis w broszurze The Rights of British Colonies Asserted and Proved (Obrona i wywód praw brytyjskich kolonii, 1764), którą Franklin zawiózł do Londynu. Franklin sugerował rządowi, aby wezwał kolonie do dobrowolnego opodatkowania się, ale ponieważ wynik takiego apelu był nader wątpliwy, premier Grenville postanowił ustawę stemplową wprowadzić w życie i obostrzył ją ustawą o buncie (Mutinl. Act). W koloniach zawrzało. Jeden z wielu protestujących publicystów pytał: "Czy aby władze brytyjskie nie wprowadzą podatku od głosowania, od światła słonecznego i powietrza, którym oddychamy, od ziemi, w której będziemy chowani?". Doszło do rozruchów w Bostonie, w Nowym Jorku, Filadelfii i Charlestonie. Rzemieślnicy i robotnicy zawiązywali stowarzyszenia Synów Wolności (Sons of Liberty), którzy napadali na biura poborców, palili papiery stemplowe, plądrowali domy urzędników królewskich. Ekscesy te niepokoiły kupców i prawników, którzy skierowali ruch protestacyjny na tory legalne. Zgromadzenia ustawodawcze poszczególnych kolonii uchwalały uroczyste deklaracje, a z inicjatywy takich działaczy, jak James Otis, Samuel Adams i Patrick Henry doszło w jesieni 1765 r. do zebrania się w Nowym Jorku Kongresu przedstawicieli 9 kolonii (tzw. Stamp Act Congress). Pod hasłem "No taxation without representation" Kongres uchwalił, że Amerykanie nie mając przedstawicieli w parlamencie brytyjskim nie mogą być przez ten parlament zobowiązywani do płacenia podatków. Równocześnie Kongres ogłosił bojkot angielskich towarów, co zyskało szeroki posłuch i okazało się nader skuteczne. Już po kilku miesiącach producenci i kupcy angielscy odczuli tak znaczny spadek handlu atlantyckiego, iż domagali się od rządu i parlamentu ustępstw na rzecz kolonistów. Rząd lorda Rockinghama przeprowadził w marcu 1766 r. zniesienie opłat stemplowych, równocześnie jednak parlament uchwalił pryncypialny Declaratory Act, stwierdzający kompetencje parlamentu do stanowienia praw obowiązujących kolonie amerykańskie "we wszystkich sprawach". W Anglii opinia była podzielona. Lord Chatham był zdania, że koloniści powinni byli się bezwzględnie stosować do ustaw handlowo-przemysłowych: "Gdyby kolonie ośmieliły się wykuć chociażby jeden gwóźdź do podkowy albo zrobić chociażby jedną parę pończoch, pragnąłbym, aby je przygniótł cały ciężar naszej potęgi". Namiętny parlamentarny orator musiał jednak dobrze wiedzieć, że przemysł amerykański wytwarzał już nie tylko gwoździe i pończochy. Chatham przyznawał natomiast, że byłoby bezprawiem pobieranie podatków bez zgody opodatkowanych. W Ameryce przyjęto odwołanie ustawy stemplowej jako wielki sukces i wiwatowano na cześć Jerzego III. Koloniści poczuwali się do podległości Koronie, ale nie parlamentowi. Było to rozumowanie anachroniczne, w warunkach parlamentarno-gabinetowych rządów nie można było bowiem stosować takiego rozgraniczenia. Negowanie kompetencji parlamentu prowadziło do negowania kompetencji państwa brytyjskiego jako całości. Odprężenie w stosunkach między koloniami a metropolią nie trwało długo. W nieskładnym gabinecie Chathama - Graftona sprawy kolonialne miał w swym ręku kanclerz skarbu Charles Townshend. Nie wdając się w ryzykowne "podatki wewnętrzne" spowodował on w 1767 r. nałożenie ceł na szkło, ołów, herbatę, papier i inne artykuły importowane przez kolonie. Cła nie były wygórowane, a dochód z nich przeznaczony był na utrzymanie administracji kolonialnej. Jednakże ta administracja była właśnie kamieniem obrazy - Poboru mieli dokonywać mianowani i opłacani przez Koronę urzędnicy, uprawnieni do dokonywania wszędzie rewizji i korzystania z pomocy wojska. Kierowane przez Samuela Adamsa zgromadzenie prawodawcze Massachusetts w 1768 r, zaprotestowało przeciw nakładaniu przez parlament ceł i zwróciło się do zgromadzeń innych kolonii z apelem o wspólne działanie. Gubernatorzy rozwiązali zgromadzenia, które ten apel przyjęły (Massachusetts, Maryland, Karolina Południowa i Georgia) lub odmówiły świadczeń na rzecz żołnierzy królewskich (Nowy Jork). Kiedy administracja kolonialna przystąpiła do egzekwowania "praw Townshenda", spotkała się z gwałtownym oporem. Zaczęły się napady na celników, rabowanie skonfiskowanych towarów, zanurzanie w smole i tarzanie w pierzu donosicieli, znieważanie żołnierzy. W marcu 1770 r., doszło do tzw. masakry bostońskiej. W czasie demonstracji ulicznej obrzuceni kamieniami żołnierze otwierali ogień do tłumu i kilka osób poniosło śmierć. Amerykanie znów zastosowali bojkot towarów angielskich i w tej sprawie zjednoczyła się Północ z mniej dotąd aktywnym Południem. W Wirginii na czoło ruchu wysunął się Jerzy Waszyngton. Wobec rozwiązania przez władze opornych zgromadzeń ustawodawczych powstały nowe formy organizacyjne zwane Komitetami Korespondencyjnymi. Ruch ten zainicjował Samuel Adams w Bostonie i wkrótce komitety takie powstały w innych koloniach, pilnując solidarności w akcji bojkotu. Towarzyszył temu wzmożony wysiłek w dziedzinie wytwórczości przemysłowej, a samowystarczalność stała się patriotycznym hasłem. Dużą rolę odegrały tu kobiety, wytrwale wysiadujące przy kołowrotkach i warsztatach tkackich. Rząd brytyjski raz jeszcze się cofnął, odwołując w kwietniu 1770 r. wszystkie nałożone przez Townshenda cła z wyjątkiem cła od herbaty. Utrzymanie tego cła było sprawą prestiżową i tak pojmowano to po obydwu stronach oceanu. Mimo ustępstw rządu trwał bojkot i duch rewolty. W związku z radykalizowaniem się ruchu oporu pogłębiały się różnice postaw wewnątrz amerykańskiego społeczeństwa, które dzieliło się na rewolucyjnych radykałów i umiarkowanych liberałów (wigów) oraz popierających angielskie rządy lojalistów (torysów). Lojaliści, na których czoło wysuwali się wielcy właściciele ziemscy, duchowieństwo anglikańskie oraz ludzie związani z brytyjską administracją i z angielskim kapitałem, mieli dość mocną pozycję, zwłaszcza że liberałowie byli jeszcze dalecy od postawienia wyraźnego niepodległościowego programu, wahali się i szukali kompromisu. Jednakże dalszy obrót sprawy herbacianej znów spowodował wzrost napięcia. Przechodząca ciężkie trudności finansowe Kompania Wschodnioindyjska miała na składzie wielkie ilości herbaty. W 1773 r. parlament uchwalił ustawę o herbacie (Tea Act), na mocy której Kompania uzyskała uprawnienia do sprzedawania herbaty poprzez swych agentów w koloniach bez pośrednictwa brytyjskich i amerykańskich kupców. Dzięki temu cena herbaty znacznie się obniżyła, ale monopol ów został w Ameryce przyjęty jako groźny precedens mogący prowadzić do zniszczenia samodzielności gospodarczej i handlu kolonii. Kiedy nadeszły do Bostonu pierwsze wyładowane herbatą okręty Kompanii Wschodnioindyjskiej, odbył się mityng, na którym uchwalono, że herbata zostanie odesłana bez zapłacenia cła. Wobec oporu stawianego przez gubernatora zapalczywi bostończycy przebrani za Indian w nocy 16 XII 1773 r. wtargnęli na okręty i zatopili ładunek herbaty wartości 18 tys. funtów. W odpowiedzi na wydarzenia bostońskie parlament wczesną wiosną 1774 r. uchwalił cztery ustawy represyjne: 1) zamknięcie portu w Bostonie, 2) zawieszenie instytucji samorządowych w kolonii Massachusetts, 3) przekazanie aresztowanych za udział w rozruchach sądom na terenie Wielkiej Brytanii, 4) nałożenie na krnąbrną kolonię obowiązku zakwaterowania 10 tys. żołnierzy. Równocześnie został wydany znany nam już Quebec Act. O ile cztery ustawy były wymierzone przeciwko kolonii Massachusetts, o tyle Quebec Act godził w interesy całej amerykańskiej społeczności. Do tej pory w ruchu oporu obok jurystów główną rolę odgrywali kupcy i rzemieślnicy. Przyłączenie do Kanady położonych za Appalachami ziem było decyzją rewoltującą zarówno bogatych plantatorów, jak i najliczniejszą warstwę ludności, żywiołowo cisnących się na "dziki zachód" farmerów. Po tych ustawach sporadyczny i lokalny opór przybrał charakter ruchu ogólnonarodowego. W czerwcu 1774 r. z inicjatywy Samuela Adamsa zgromadzenie Massachusetts wezwało wszystkie kolonie do wysłania delegacji na Kongres Kontynentalny, który we wrześniu zebrał się w stolicy Pensylwanii - Filadelfii. Jedynie Georgia na skutek energicznej kontrakcji gubernatora nie przysłała swoich przedstawicieli. Według opinii Adamsa, wśród 55 członków Kongresu była: "jedna trzecia wigów, jedna trzecia torysów; reszta - niezdecydowani". Kongres szukał jeszcze kompromisu. Uchwalono deklarację wierności Koronie i zobowiązano się pokryć straty poniesione przez Kompanię Wschodnioindyjską. Równocześnie jednak Kongres opowiedział się za wyłącznym prawem kolonistów do stanowienia podatków, wystąpił w obronie uprawnień Massachusetts i zarządził powszechny bojkot towarów brytyjskich. Nad przestrzeganiem bojkotu miały czuwać elekcyjne komitety bezpieczeństwa i kontroli, które stały się zaczątkiem władzy rewolucyjnej. Wyłamujących się z "antyimportowej" akcji znów częstowano smołą i pieprzem. Zbierano składki na rzecz bostończyków, a Massachusetts i Connecticut wystawiły liczną milicję obywatelską. W Londynie w 1775 r. myślano jeszcze o ugodzie. Chatham domagał się wycofania wojsk z Ameryki, Burke pryncypialnie obstawał przy suwerennych prawach parlamentu brytyjskiego, ale nawoływał do okazania kolonistom "wielkoduszności". Po wpłynięciu dwóch pojednawczych wniosków opozycji lord North zwrócił się z oficjalną propozycją "przywrócenia harmonii"- Każda z kolonii, która powróci do posłuszeństwa, uzna brytyjską suwerenność i okaże gotowość ponoszenia słusznego udziału we wspólnych wydatkach, będzie mogła we własnym zakresie decydować o tym, w jaki sposób uzyskać owe pieniądze. Jednakże zanim propozycja Northa dotarła za ocean, w Ameryce rozpoczęła się już wojna domowa, która wkrótce przemieniła się w wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych. 3. Pierwsza faza wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych - Wojna angielsko - amerykańska (1775- 1778) Pierwsze strzały padły 19 IV 1775 r. pod Lexington i do dziś nie wiadomo, czy ogień otwarli Brytyjczycy czy koloniści. Po wydaniu represyjnych ustaw gubernatorem zbuntowanej kolonii Massachusetts został dowódca brytyjskich wojsk w Ameryce, generał Thomas Gage. Dowiedziawszy się, że rebelianci zgromadzili magazyn broni w Concord, Gage wysłał tam oddział żołnierzy. Pod Lexington milicjanci zastąpili Anglikom drogę. Doszło do starcia i wśród krwawych potyczek Anglicy wycofali się pod Boston. W obliczu rozpoczętej wojny domowej 10 maja zebrał się w Filadelfii drugi Kongres Kontynentalny. W zgromadzeniu znaleźli się wszyscy najwybitniejsi przywódcy oporu kolonistów przeciw rządom brytyjskim, ale w gronie tym, może poza Samuelem Adamsem, nikt nie myślał dotąd o niepodległości. Wokół Bostonu rozwinęły się jednak działania wojenne na szeroką skalę. Dwadzieścia tysięcy milicjantów okrążyło znajdującą się w mieście armię generała Gage, który z największym wysiłkiem, tracąc przeszło tysiąc ludzi, zdołał 17 czerwca zdobyć panujące nad miastem wzgórze Bunker Hill. Dwa dni wcześniej (15 VI 1775) Kongres zdecydował się powierzyć Jerzemu Waszyngtonowi naczelne dowództwo. Mordercza bitwa pod Bunker Hill rozpaliła wojenną determinację po obu stronach oceanu. Walki toczyły się w różnych koloniach, ale terenem głównych działań była Północ. Waszyngton przystąpił do regularnego oblężenia Bostonu, a w sierpniu Amerykanie wkroczyli do Kanady. Inicjatorzy kongresów kontynentalnych nie zamierzali ograniczać ruchu oporu do 13 kolonii, ale chcieli objąć nim wszystkie brytyjskie posiadłości na kontynencie północnoamerykańskim. Już w 1774 r. wzywano do współdziałania Quebec i Nową Szkocję. Wezwania te ponowiono na wiosnę 1775 r. Kanadyjczycy nie przysłali jednak delegatów na Kongres i w zdecydowanej większości dochowali lojalności Koronie. Inwazja na Kanadę wywołała wielkie oburzenie w Wielkiej Brytanii i spowodowała zasadniczy zwrot angielskiej opinii przeciw rebeliantom. Ofensywa amerykańska jesienią zajęła Montreal, ale ugrzęzła na oblężeniu silnie ufortyfikowanego Quebecu i na wiosnę 1776 r Amerykanie wycofali się z Kanady. Natomiast w marcu tego roku Anglicy musieli ewakuować Boston. W toku tych działań wojennych powoli dojrzewała decyzja zerwania związku państwowego 13 kolonii z Wielką Brytanią. W lipcu 1775 r. Kongres odrzucił pojednawczą ofertę lorda Northa, który chciał pertraktować z poszczególnymi koloniami, ale nie z ich samozwańczym związkiem. Ów związek stał się już faktycznie "kontynentalnym" rządem, powołał do życia "kontynentalną" armię i podjął emisję "kontynentalnych" dolarów papierowych. Nawet wśród ugodowców i lojalistów przeważała myśl oparcia stosunków z Wielką Brytanią na nowych zasadach federacji zjednoczonych "stanów", czyli państw, z metropolią. W tym duchu Kongres skierował w lipcu dość jeszcze wiernopoddańczą w formie, lecz stanowczą w treści petycję do króla, przerzucając odpowiedzialność za rozwój wypadków na "despotyczny rząd" i "niekonstytucyjne" postępowanie parlamentu. Jak było do przewidzenia, Jerzy III nie chciał pertraktować z Kongresem, który uznawał za ciało nielegalne i buntownicze. Stanowisko króla pozwoliło przywódcom Kongresu obarczyć odpowiedzialnością za zerwanie stronę brytyjską. Hasło pełnej niepodległości Stanów Zjednoczonych zostało po raz pierwszy publicznie wypowiedziane nie przez Amerykanina, lecz przez angielskiego radykała Thomasa Paine'a, który w 1774 r. przybył do Ameryki i na początku 1776 r. rozpowszechnił w 100 tys. egzemplarzy (na owe czasy nakład ogromny) swą słynną broszurę Common Sense (Zdrowy rozsądek). Paine zerwał z przeważającym dotąd w amerykańskich enuncjacjach adwokackim stylem prawniczych wywodów i bez obsłonek obwieścił "naturalne prawo ludu" do zjednoczenia, niepodległości oraz walki z tronem i tyranią. Uderzył również w nutę uniwersalizmu, przedstawiając Nowy Świat jako azyl i ojczyznę wolnej ludzkości. "Każdy szmat Starego Świata leży w ucisku - pisał Paine. - Urządzono obławę na wolność dookoła kuli ziemskiej. Przyjmijcież ją ściganą i przygotowujcie zawczasu dla ludzkości miejsce schronienia". Wezwanie Paine'a padło na podatny grunt uformowanej już amerykańskiej ideologii politycznej. Na ideologię tę składał się biblijny mesjanizm narodu wybranego (purytanie z Nowej Anglii mieli skłonność do utożsamiania się z biblijnym Izraelem), angielski republikanizm z czasów rewolucji Cromwella (bardzo popularnymi w Nowym Świecie autorami byli Milton i Harrington), a zwłaszcza filozofia polityczna Johna Locke'a z teorią "naturalnych praw" obywatelskich, umowy społecznej jako źródła władzy i prawa do samoobrony. W mniejszym stopniu oddziaływały na Amerykanów koncepcje "kontynentalnego" Oświecenia (Monteskiusz, Rousseau). Zrywający z Wielką Brytanią nowy naród swe główne motywacje ideologiczne czerpał z angielskiej myśli politycznej XVII w. W 1776 r. zgromadzenia poszczególnych stanów zaczęły podejmować uchwały o ogłoszeniu niepodległości: w styczniu Massachusetts, w kwietniu Karolina Północna, a w maju Wirginia. Delegacja tej ostatniej wniosła w dniu 7 czerwca sprawę na obrady Kongresu Kontynentalnego. Wyłoniono komitet z Thomasem Jeffersonem na czele, który przygotował projekt Deklaracji Niepodległości. Zrazu jedynie nieznaczna większość opowiedziała się za projektem, ale po prawie miesięcznych debatach w dniu4 VII 1776 r. podpisało deklarację 55 członków Kongresu, a tylko jeden odmówił. We wstępie do deklaracji wyłożono podstawowe zasady, które weszły później w skład konstytucji w wielu poszczególnych stanach. "Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi ( are created equal), że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście, że celem zabezpieczenia tych praw wyłonione zostały spośród ludzi rządy, których sprawiedliwa władza wywodzi się ze zgody rządzonych". Później następował obszerny wywód "tyrańskich aktów" Jerzego III, na których skutek naturalne prawa zostały złamane i umowa przestała zobowiązywać. Kongres konkludował: "Musimy pogodzić się z koniecznością naszego odseparowania się od nich [Anglików] i traktować ich podobnie jak pozostałe ludy: jako wrogów w czasie wojny, a przyjaciół w czasie pokoju". Deklaracja niepodległości była więc równocześnie wypowiedzeniem wojny o charakterze międzynarodowym. Ogólnoludzki egalitaryzm Deklaracji Niepodległości pozostawał w sprzeczności z rzeczywistością społeczną kraju, w którym istniało niewolnictwo. Toteż w pierwotnym projekcie Jeffersona znajdowało się stanowcze potępienie niewolnictwa i handlu niewolnikami "jako okrutnej wojny przeciw samej naturze ludzkiej", przy czym obwiniano "tyrana" Jerzego III m.in. o popieranie niewolnictwa w koloniach. Punkt ten został jednak skreślony na żądanie plantatorów z Karoliny Południowej i Georgii. Ów zażegnany w imię wspólnej walki o niepodległość spór miał się w przyszłości odrodzić i zachować żywotność aż do połowy XIX w. Nie wybiegając tak daleko w przyszłość wypada jednak stwierdzić, że od początku istniały w Kongresie silne tarcia między ugrupowaniami politycznymi oraz interesami poszczególnych stanów (od 1776 r. nie mówimy już o 13 koloniach, ale o 13 stanach). W Kongresie najliczniejszą grupę zawodową stanowili prawnicy, których było aż 25. Zasilali oni głównie stronnictwo zwane później radykalnym, w którym rej wodzili: Thomas Jefferson, Samuel i John Adamsowie, Richard i Arthur Lee, a któremu oddał swe pióro Thomas Paine. Ludzie ci stali się znanymi działaczami w toku organizowania akcji bojkotowych, Komitetów Korespondencyjnych oraz rewolucyjnych komitetów bezpieczeństwa i kontroli. Charakteryzował ich, tak jak zresztą większość społeczeństwa amerykańskiego, duch wybitnie cywilny. Pokładali zaufanie w milicji, obawiali się natomiast stałej armii jako narzędzia despotyzmu czy dyktatury wojskowej. Zainicjowawszy przed laty ruch przeciw brytyjskiemu fiskalizmowi, "adwokaci z Bostonu" nie kwapili się do nakładania podatków na swych współobywateli. Nie chcieli zbytnio krępować samodzielności stanów przez władze "kontynentalne". W polityce zagranicznej liczyli raczej na angielskich wigów i radykałów aniżeli na wrogie Wielkiej Brytanii monarchie. Walkę o niepodległość pojmowali bardziej jako dalszy ciąg społecznego oporu przeciw angielskim władzom aniżeli jako wojnę międzynarodową, w której toku należy państwowo-militarnej machinie brytyjskiej przeciwstawiać odpowiednio sprawną własną. Budowniczymi amerykańskiego państwa, armii i dyplomacji byli natomiast tacy mężowie stanu, jak: Waszyngton i Franklin, do których radykałowie odnosili się nieufnie. Stany Zjednoczone prowadziły wojnę na kredyt, opierając się na emisji papierowych pieniędzy, rekwizycjach i pożyczkach. Aż do 1781 r. Kongres nie mógł zdobyć się na utworzenie ministerstwa skarbu. W latach 1775- 1779 Kongres wypuścił 240 mln dolarów kontynentalnych, a drugie tyle weszło w obieg za sprawą emisji poszczególnych stanów. Zapanowała dzika inflacja i nieopisany chaos finansowy. Dolar papierowy w 1779r. spadł do wartości2-3 centów w brzęczącej monecie, potem do jednego centa. Weszło w życie powiedzenie "wart kontynentala", czyli nic. Tapetowano asygnatami zakłady fryzjerskie i szyto z nich humorystyczne kostiumy- Kongres rozpisał pożyczkę państwową, a na zakup "obligacji kontynentalnych" miał być przeznaczony podlegający konfiskacie majątek lojalistów. Wojsko płaciło dostawcom kwitami rekwizycyjnymi, a żołnierze musieli się zadowalać obietnicami żołdu i nadań ziemi. Nie nakładając "kontynentalnych" podatków i nie przeprowadzając poboru "kontynentalnego" rekruta, Kongres odwoływał się do stanów o dostarczenie pieniędzy i żołnierzy. Stany zaś niezbyt regularnie wywiązywały się z nałożonych na nie kontyngentów. Republikańska idea oparcia siły zbrojnej na dowodzonych przez obieralnych oficerów milicjach zawiodła. Gdy przeminął początkowy entuzjazm, milicje okazały się mało przydatne do działań prowadzonych z dala od domowych pieleszy. Przemianowana na armię kontynentalną masa milicyjna blokująca na początku wojny Boston w większości rozpłynęła się. Antymilitarnie nastawiony Kongres z niechęcią uległ konieczności i we wrześniu 1776 r. zarządził zaciąg 88 regularnych batalionów. Etat ów nigdy nie został przez stany wypełniony. W czasie trwania wojny liczebność amerykańskich sił zbrojnych wahała się w granicach około 30 -40 tys, w czym połowę stanowiła armia regularna. Ta źle uzbrojona i zaopatrzona armia, w której szeregi wcielano również niewolników i dezerterów ze służby brytyjskiej, była utrzymywana w dyscyplinie za pomocą surowego, "europejskiego" drylu. Dalekie to było od pierwotnych ideałów Synów Wolności i od legendy, która wokół wojny o niepodległość Stanów szerzyła się w świecie i dotąd kołacze się w różnych historycznych czytankach. Milicje spełniały pewną rolę w działaniach lokalnych i w akcjach nękających oraz na froncie wojny domowej, to znaczy w rozprawach z lojalistami i torysami. Ciężar wojny z Brytyjczykami spoczywał jednak na regularnej armii Waszyngtona, któremu w momencie paniki, w grudniu 1776 r., Kongres przekazał na 6 miesięcy daleko idące uprawnienia. Pełnomocnictwa te były później kilkakrotnie odnawiane, aczkolwiek z różnymi ograniczeniami. W amerykańskim korpusie oficerskim występowały dążenia do ustanowienia dyktatury wojskowej, ale "dżentelmen z Wirginii" nie nadużył swoich pełnomocnictw i nie poszedł w ślady Cromwella. W Filadelfii posądzano jednak Waszyngtona o tego rodzaju ambicje i intrygowano przeciw wodzowi naczelnemu, protegując i awansując w armii jego przeciwników. Głównym motorem wojennego wysiłku był nie tyle deliberujący w licznych komitetach Kongres, ile kwatera Waszyngtona oraz biura kilku gubernatorów stanowych, którzy okazali się wybitnymi organizatorami (Trumbull z Connecticut, Clinton z Nowego Jorku, Rutlegde z Karoliny Południowej). W lecie 1776 r. wylądowały w Ameryce nowe wojska brytyjskie (składające się w większości z niemieckich najemników, zwłaszcza Hessów) i nowy głównodowodzący, generał Howe, rozporządzał dobrze wyposażoną 35-tysięczną armią mającą wsparcie silnej floty wojennej. Waszyngton mógł przeciwstawić tej sile około 10 tys. żołnierzy "kontynentalnych" i płynne formacje milicyjne. Według opinii historyków Howe był jedynym dowódcą angielskim mającym szanse na stłumienie powstania, którego losy rozstrzygnęły się w latach 1776-1777. Zrazu Anglicy przeceniali siły lojalistów, zwłaszcza w stanach południowych, ale działania w tej strefie nie przyniosły spodziewanych wyników. Rozstrzygnięcia należało szukać na Północy, gdzie znajdowały się główne siły obydwu stron. W sierpniu 1776 r. Waszyngton, pobity pod Long Island, zagrożony okrążeniem i zniszczeniem swej armii, musiał oddać Anglikom Nowy Jork (pozostali oni w mieście do końca wojny) i wśród ciężkich porażek wycofywał się ku Pensylwanii. Na progu zimy sytuacja Waszyngtona była krytyczna i jego szeregi topniały na skutek masowej dezercji milicjantów. Howe nie wykorzystał jednak swej przewagi i nie prowadził energicznego pościgu. Brytyjski generał trzymał się reguł konwencjonalnej strategii i nie chciał podejmować trudów kampanii zimowej. Nie naciskany przez nieprzyjaciela Waszyngton opanował kryzys w swej armii i przeszedł do działań zaczepnych przeciw unieruchomionym na zimowych kwaterach Brytyjczykom. Sukcesy odniesione w bitwach pod Trenton i Princeton podniosły morale Amerykanów, którzy mieli czas zmobilizować na wiosnę nowe siły. Według zamierzeń Howe'a rok 1777 miał przynieść rozstrzygnięcie. Generał opracował dobry plan, w myśl którego koncentryczne działania głównych sił brytyjskich z Nowego Jorku i Kanady w dolinie rzeki Hudson miały odciąć i zniszczyć pierwotne ognisko "buntu" w Nowej Anglii, po czym przewidywano wspierany przez flotę zwycięski pochód na Południe. Dla wykonania tego planu Howe domagał się 15 tys. posiłków, których nie otrzymał. Przygotował więc drugi plan, w którym bardzo ograniczył siły przeznaczone do działań na Północy i główne uderzenie skierował na siedzibę Kongresu - Filadelfię. Plan ten okazał się niefortunny. Wprawdzie we wrześniu 1777 r Howe pobił Waszyngtona w bitwach pod Brandywine i Germantown oraz zajął Filadelfię, ale, jak to określił Franklin, "nie Howe zdobył Filadelfię, ale Filadelfia zdobyła Howe'a". Amerykanie nie odpowiedzieli na pojednawcze gesty generała rezydującego, romansującego i wiążącego główne siły brytyjskie w Filadelfii, podczas gdy podjęta niewystarczającymi siłami kluczowa operacja północna zakończyła się katastrofą. Kanadyjska armia generała Burgoyne'a zapuściła się w bardzo trudny teren doliny rzeki Hudson nie mając odpowiedniego odciążenia i wsparcia z Nowego Jorku. Pobity przez amerykańskie wojsko generała Gatesa w okolicach Saratogi (7 X), osaczony i pozbawiony aprowizacji Burgoyne z około pięciotysięczną armią skapitulował 17 X 1777 r. pod Saratogą. Saratoga stanowiła zwrotny moment w dziejach wojny. Anglicy stracili nadzieję na szybkie rozstrzygnięcie na polach bitwy i zamierzali powoli zdusić powstanie blokadą morską. Strategia ta byłaby może i skuteczna, gdyby miał się dalej toczyć pojedynek między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi. Podczas ciężkiej zimy 1777-1778 r, głodująca, obdarta i bosa armia Waszyngtona znajdowała się w żałosnym stanie. Wieść o Saratodze uczyniła jednak wielkie wrażenie w Europie i przeważyła szale decyzji w Wersalu. 4. Druga faza wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych - wojna powszechna (1778-1782) Jeszcze przed ogłoszeniem Deklaracji Niepodległości, w grudniu 1775 r. Kongres powołał do życia Komitet do Tajnej Korespondencji z Przyjaciółmi w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Innych Częściach Świata. Już sama nazwa tego zaczątkowego organu ministerstwa spraw zagranicznych określała kierunek działania ówczesnej dyplomacji amerykańskiej. głównym jej celem były zabiegi podejmowane wewnątrz imperium brytyjskiego. Nadzieje związane z "przyjaciółmi" w Anglii nieprędko miały się ziścić. Zawiodły również rachuby na wywołanie powstania w Irlandii. Istniało wiele związków rodzinnych, wzajemnej sympatii i analogii w położeniu kolonistów amerykańskich i uciskanej przez Brytyjczyków ludności "Zielonej Wyspy". Płynące zza oceanu wolnościowe manifesty i wezwania nasilały stałe napięcie polityczne w Irlandii. Ferment ów stanowił poważne zagrożenie dla brytyjskiego rządu, który, obawiając się nowej eksplozji wewnątrz nadwyrężonego imperium, był zmuszony pójść na różne ustępstwa wobec Irlandczyków i "papistów". Irlandczycy odnieśli korzyści z amerykańskiego powstania, natomiast irlandzka irredenta nie odciążyła Amerykanów. Rewolta kolonistów nie wywołała oczekiwanej przez bostończyków reakcji łańcuchowej, radykalnie zmieniającej stosunki polityczne wewnątrz imperium i w metropolii. Pozostawali wymienieni na szarym końcu "przyjaciele z innych części świata". Zrazu były to jednostki, głównie oficerowie, którzy od 1775 r. coraz liczniej przybywali z Europy. Podjęta za oceanem walka o wolność cieszyła się dużą sympatią opinii liberalnej. W Ameryce szukali również kariery wojskowi o naturach kondotierskich. Wśród przybyszów wymienić należy Polaków: Tadeusza Kościuszkę i Kazimierza Pułaskiego czy Niemca barona von Steubena, który wszczepiał armii Waszyngtona pruską dyscyplinę. Najliczniejsi byli jednak Francuzi z baronem de Kalb i z markizem La Fayette'm na czele. Obecność Francuzów w Ameryce była nie tylko sprawą osobistych sympatii czy osobistych karier. Stosunki z Francją stopniowo wysuwały się na pierwszy plan w amerykańskiej polityce. A była to sprawa zawiła. Należy pamiętać, że Amerykanie byli to wczorajsi Brytyjczycy zza oceanu, że zarówno dla nich, jak dla Anglików z wyspy, Francuzi byli od pokoleń dziedzicznymi wrogami. A nie dzielił ich od Francji kanał La Manche, ale stykali się z francuską Kanadą, wzdłuż stale "płonącej" granicy. Sojusz purytańsko-prezbiteriańsko-anglikańskiej republiki z katolicką monarchią Ludwika XVI wymagał nie tylko zmiany tradycyjnych sentymentów i postaw, ale stanowił krok radykalnie zrywający z brytyjskim systemem imperialnym. Francja oraz jej sojuszniczka Hiszpania były to rywalizujące z Anglią w Nowym Świecie mocarstwa kolonialne. Likwidacja w tej strefie imperium brytyjskiego pozostawiałaby wczorajszych kolonistów osamotnionych w otoczeniu obcych im pod względem ustrojowym, kulturalnym i religijnym, a zawsze podejrzanych o ekspansywne dążności imperiów burbońskich. Tego rodzaju obawy żywili politycy z Nowej Anglii. Stany jednak nagląco potrzebowały zewnętrznej pomocy i to była racja nadrzędna. Dzięki tej pomocy Londyn został po kilku latach zmuszony do pogodzenia się z amerykańskimi postulatami i wtedy Amerykanie, niezbyt licząc się z sojusznikami, szybko dogadali się z "przyjaciółmi w Wielkiej Brytanii"., We Francji interesowano się sprawami amerykańskimi od samego początku zatargów kolonii z Koroną. Minister Choiseul był rzecznikiem polityki odwetu na Anglii. Z dużym wysiłkiem odbudował flotę wojenną, reformował armię i prowadził dynamiczną politykę zagraniczną, której celem było koordynowanie dążeń antybrytyjskich i szachowanie ewentualnych sojuszników Anglii. W ramach tej polityki mieściło się m.in. popychanie przez Francję turków i Polaków przeciw Rosji. Po wojnie siedmioletniej, a zwłaszcza po pierwszym rozbiorze Polski, uwidocznił się podział Europy na mało przenikające się pod względem politycznym strefy: zachodnią i środkowowschodnią. Układy stosunków w tych obu strefach kształtowały się w sposób dużo bardziej niezależny niż w połowie stulecia. Ogólnoeuropejska polityka Choiseula nie przyniosła więc większych wyników, ale też i Anglia, słabo związana z "systemem północnym", znajdowała się właściwie w izolacji politycznej. Głównym narzędziem odwetowej polityki Choiseula był sojusz z Hiszpanią, a dotkliwym ciosem dla pozycji Anglii na Morzu Śródziemnym było opanowanie przez Francję Korsyki (1768-1769). Choiseul wysyłał do kolonii brytyjskich w Ameryce tajnych agentów, licząc na dywersję w przewidywanej wojnie mocarstw burbońskich z Anglią. Wojna ta wisiała na włosku w 1770 r. w związku z konfliktem brytyjsko-hiszpańskim o Falklandy. Choiseul obiecał Hiszpanii poparcie, ale Ludwik XV pragnąc uratować pokój, zdezawuował i zdymisjonował wojowniczego ministra. Osamotniona Hiszpania musiała ustąpić. Po upadku Choiseula na kilka lat osłabło napięcie w stosunkach francusko-angielskich i nastąpiło ochłodzenie przyjaźni między Francją a urażoną Hiszpanią. Gwałtowne zaognienie sytuacji w Ameryce zbiegło się w czasie z objęciem tronu przez Ludwika XVI (1774). Opinia francuska cieszyła się z rosnących kłopotów znienawidzonego Albionu i gorąco sprzyjała powstańcom, ale w nowym rządzie stanowiska były podzielone.Minister spraw zagranicznych Vergennes dążył do podjęcia odwetowej polityki Choiseula, natomiast wpływowy w pierwszych latach panowania Ludwika XVI minister skarbu Turgot przeprowadzał oszczędnościowe reformy finansowe i uważał, że nowa wojna grozi Francji bankructwem. Jednakże przezorny Turgot został w maju 1776 r. zdymisjonowany. Zanim to nastąpiło, Vergennes już od 1775 r. posyłał do Ameryki tajnych agentów, popierał wyjazd oficerów-ochotników i nawiązał dyskretną współpracę ze znakomitym komediopisarzem i publicystą Beaumarchais'em, człowiekiem zręcznie manewrującym na pograniczu świata dworskiego, politycznego i finansowego. Autor Cyrulika sewilskiego pod firmą fikcyjnej spółki handlowej wysyłał do Ameryki pieniądze i broń. Beaumarchais dostał na ten cel kilka milionów od rządu francuskiego, a również rząd hiszpański pod pokrywką jego firmy przekazywał zasiłki do Ameryki. W grudniu 1776 r. przybył do Francji jako wysłannik Kongresu Beniamin Franklin. Poprzedzony sławą uczonego i filozofa, korzystający z rozgałęzionych koneksji masońskich, czarujący paryżan "naturalną prostotą człowieka z Nowego Świata", patriarcha z Filadelfii okazał się mistrzem propagandy i zręcznym dyplomatą. Miał uzyskać oficjalne uznanie niepodległości Stanów Zjednoczonych oraz traktat handlowy i sojuszniczy, a więc przystąpienie Francji do wojny. Strona francuska nie domagała się odzyskania Kanady ani żadnych nabytków terytorialnych w Ameryce Północnej, lecz jedynie zobowiązania, że Stany Zjednoczone nie zawrą separatystycznego pokoju. Z konkluzją czekano jednak na wyjaśnienie się sytuacji militarnej w Ameryce (upadek Filadelfii uznano w Paryżu za zapowiedź klęski powstania) i na osiągnięcie porozumienia z Hiszpanią. W Madrycie nie podzielano entuzjazmu Francuzów dla amerykańskiego powstania, które hiszpańscy ministrowie traktowali jedynie jako antybrytyjską dywersję i obiekt do przetargów politycznych z Anglią. Republikański bunt kolonistów uważali za ognisko niebezpiecznej w Nowym Świecie zarazy i jako cel ewentualnej wojny stawiali znaczne nabytki terytorialne na obszarach, do których pretendowali Amerykanie. Zdaniem hiszpańskiego ministra Floridablanki Francja prowadziła w sprawie amerykańskiej "politykę don Kichota". Rokowania przewlekały się, ale na wieść o Saratodze rząd francuski zdecydował zaangażować się nawet bez współdziałania Hiszpanii. Uwierzono w żywotność powstania, a równocześnie obawiano się, że z czasem może ono ulec brytyjskiej przemocy lub że Anglicy dojdą do pokojowego porozumienia z Amerykanami i w ten sposób straci się sposobność do odwetowej rozprawy z Wielką Brytanią. A na tę rozprawę czekała odbudowana przez Choiseula potężna i kosztowna flota wojenna. W dniu 6 II 1778 r. został podpisany w Paryżu traktat przymierza francusko-amerykańskiego- Wywołało to konsternację w Londynie. Grupa Rockinghama posunęła się nawet do postawienia wniosku o uznanie niepodległości Stanów Zjednoczonych. Lord North słał do Ameryki coraz bardziej ustępliwe propozycje pokojowe, ale tymczasem Kongres 4 V 1778 r. ratyfikował już traktat z Francją. Wysłannicy angielscy spotkali się z żądaniem uznania niepodległości Stanów Zjednoczonych oraz wycofania z Ameryki armii i floty brytyjskiej. Premier nadaremnie prosił króla o zwolnienie ze stanowiska. Nieszczęsny North musiał pozostać u steru państwa, przeciw któremu w bardziej lub mniej aktywny sposób zwróciła się niemal cała Europa. W czerwcu 1778 r. rozpoczęły się walki floty angielskiej z francuską. Hiszpania zaproponowała mediację, domagając się w zamian od Anglii Gibraltaru. Spotkawszy się z odmową Karol III podpisał w Aranjuez konwencję z Francją (12 IV 1779). na mocy której Hiszpania przystąpiła do wojny zapewniając sobie pozyskanie Gibraltaru, Minorki, Florydy i wybrzeży Hondurasu. Tocząc już wojnę z dwoma największymi potęgami morskimi Anglia sama wyzwała trzeciego przeciwnika. Od początku konfliktu kupcy holenderscy bardzo aktywnie handlowali materiałami wojennymi z Amerykanami, a później także z Francją i Hiszpanią. Anglicy uznali, że wobec słabości holenderskiej floty wojennej więcej szkody przynosi im neutralność Holandii, niż traktowanie jej jako nieprzyjaciela. W listopadzie 1780 r. Anglia wystosowała do Holandii ultimatum, a w grudniu zaatakowała jej okręty. Już wcześniej w obronie gwałconej przez Anglię wolności handlu państw neutralnych zawiązała się Liga Zbrojnej Neutralności. Chodziło o zapewnienie swobody handlu z państwami prowadzącymi wojnę i nietykalność neutralnych okrętów na wszystkich wodach. Inicjatorem Ligi był duński minister A. P. Bernstorff, a w marcu 1780 r. patronat nad nią objęła Katarzyna II. Zrazu Liga obejmowała związek państw bałtyckich (Dania, Szwecja, Rosja) i Holandię, potem przyłączyły się do niej niemal wszystkie morskie kraje Europy (Francja, Hiszpania, Portugalia, Królestwo Neapolu i Sycylii, Austria, Prusy). Zbrojna neutralność była dla Anglii uciążliwa i przyniosła wielkie korzyści zwłaszcza handlowi duńskiemu, ale nie miała zasadniczego wpływu na przebieg wojny. Państwa środkowo-wschodniej Europy zajęte były własnymi sprawami (wojna o sukcesję bawarską, zajęcie Krymu przez Rosję). Niemniej jednak Anglia, tocząc wojnę z Amerykanami i trzema mocarstwami morskimi, znajdowała się nie tylko w zupełnej politycznej izolacji, ale została przez ogólnoeuropejską Ligę Zbrojnej Neutralności napiętnowana jako "tyran mórz" i powściągnięta w swych roszczeniach do kontrolowania handlu pod neutralną banderą. Wojna morsko-kolonialna z lat 1778 - 1782 została nazwana wojną o niepodległość Stanów Zjednoczonych, jednak jedynie Francja występowała jako sojusznik Amerykanów. Hiszpania i Holandia nawet nie uznały niepodległości Stanów Zjednoczonych. Poczynania sojuszników były słabo skoordynowane, a ich cele różne. Podczas gdy Hiszpania aspirowała do wielkich podbojów terytorialnych (m.in. doliny Missisipi) i zachęcała Francję do odzyskania Kanady, Francja kierowała się głównie interesami handlowymi, w imię których dążyła do przełamania przewagi morskiej Anglii i umocnienia się w niewielkich bazach w Indiach W schodnich i Zachodnich, na wybrzeżu zachodnioafrykańskim i w Nowej Fundlandii. Początkowo Francuzi raz jeszcze próbowali rozstrzygnięcia militarnego w Europie i od 1778 r., przygotowywali inwazję na Wielką Brytanię. Czekano na współdziałanie Hiszpanii, ale wielka francusko-hiszpańska akcja desantowa planowana na 1779 r. została zaniechana. Działania wojenne w Europie ograniczyły się do Gibraltaru i Minorki. W latach 1779- 1782 generał brytyjski Eliott mężnie przetrzymał ciężkie oblężenie Gibraltaru prowadzone przez 25 tys. Hiszpanów i 15 tys. Francuzów. Flota angielska zdołała kilkakrotnie przełamać blokadę Gibraltaru i zasilać oblegany garnizon, a potężny szturm aliantów podjęty w październiku 1782 r. całkowicie się załamał. Gibraltar był najbardziej pożądaną przez Hiszpanów zdobyczą i niemożność wydarcia go Anglikom przedłużała wojnę. Rząd angielski był nawet skłonny zrezygnować z tej bazy, ale brytyjska opinia uczyniła z niej narodową świętość. Hiszpanom udało się natomiast dokonać w 1781 r. desantu na Minorkę; po długim oblężeniu zdobyto przy pomocy Francuzów port Mohón i opanowano wyspę. Poza Europą i Ameryką Północną główne zmagania toczyły się w Indiach i w strefie karaibskiej. Na początku wojny Anglicy zajęli francuskie bazy w Indiach: Pondichery i Czandernagor, ale od 1780 r. na wybrzeżach indyjskich staczała zwycięskie bitwy morskie i wysadzała desanty flota admirała Suffrena. Francuzi skutecznie popierali walkę Hindusów przeciw Brytyjczykom. Powstała silna koalicja hinduska, na której czele stał sojusznik Francji sułtan Majsuru Hajdar Ali. Sytuacja Anglików w Indiach była krytyczna, ale generalny gubernator brytyjski Warren Hastings zręcznymi pociągnięciami dyplomatycznymi zdołał w 1782 r. rozerwać współdziałanie państw hinduskich. Główne siły morskie walczących państw były zaangażowane w strefie karaibskiej. Anglicy wyeliminowali tu słabych Holendrów. W lutym 1781 r. admirał Rodney zdobył i złupił wyspę Saint Eustatius, która od lat była bazą handlu holenderskiego zasilającego Stany Zjednoczone. Nie powodziło się również flocie hiszpańskiej pokonanej przez Rodneya w bitwie stoczonej w strefie Gibraltaru (styczeń 1780). Natomiast przez kilka lat odnosiła sukcesy flota francuska, która zdobyła kilka pomniejszych brytyjskich wysp antylskich (m.in. Dominikę, Tobago) i zagroziła najważniejszej z nich - Jamajce. Na lądzie Hiszpanie opanowali Florydę. Pozycję Anglii w newralgicznej strefie karaibskiej uratowało rozbicie przez Rodneya francuskiej floty admirała Grasse'a koło Dominiki (12 IV 1782). Ten sukces, odniesiony w okresie powszechnego wyczerpania wojną, w znacznym stopniu poprawił szanse Wielkiej Brytanii w rokowaniach pokojowych. Zaangażowanie sił brytyjskich na tak różnych i rozległych teatrach wojny w zasadniczy sposób zmieniło położenie Amerykanów. Anglia utraciła panowanie na morzu i musiała zaniechać blokady portów amerykańskich. Następca Howe'a na stanowisku naczelnego wodza, generał Clinton, na wiosnę 1778 r. ewakuował wojsko z Filadelfii do Nowego Jorku. Wkrótce potem zjawiła się u amerykańskich wybrzeży francuska eskadra admirała d'Estaing. Dotychczas małe wojenno-korsarskie statki amerykańskie nie mogły się mierzyć z brytyjskimi liniowcami. Teraz, pod osłoną Francuzów, Amerykanie rozbudowali swoją ruchliwą flotę kaperską. Armia kontynentalna nie była jednak w latach 1779- 1780 zbyt czynna. Mimo szczodrze płaconych przez Francuzów subsydiów piętrzyły się trudności finansowe i gospodarcze, a także oglądano się na militarną pomoc francuskich sojuszników. Natomiast pewne skutki odnosiły pojednawcze gesty i korupcyjne zabiegi Anglików. Nasilały się intrygi polityczne i zdarzały się wypadki jawnej zdrady (najgłośniejszy z nich to przejście generała Arnolda na stronę brytyjską w 1780 r.) Anglicy przenieśli punkt ciężkości działań na Południe, gdzie żywsze były nastroje lojalistyczne, a znacznie słabsze amerykańskie siły regularne. Z końcem 1778 r. Brytyjczycy zajęli stolicę Georgii - Savannah, a na wiosnę 1780 r. zdobyli stolicę Karoliny Południowej - Charleston. W sierpniu tego roku dowódca wojsk brytyjskich na Południu, lord Cornwallis, w bitwie pod Camden zadał niszczącą klęskę głównym siłom amerykańskim w tym rejonie (gen. Gates), Anglicy zapuścili się w głąb Karoliny Południowej i Karoliny Północnej. W Paryżu i w Filadelfii liczono się już z koniecznością odstąpienia Wielkiej Brytanii trzech stanów południowych w zamian za Nowy Jork. Jednakże na tym etapie wojny istotną rolę odegrała partyzantka oddziałów milicyjnych. Cornwallis nie mógł spacyfikować podbitego kraju. Od jesieni z milicjantami współdziała na Południu ruchliwa armia generała Nathanaela Greene'a, której szybkie, zaskakujące akcje stanowiły jedną z najświetniejszych kart w dziejach wojny o niepodległość. Pozostawiwszy swemu losowi nieujarzmione Południe Cornwallis podjął na wiosnę 1781 r. próbę podboju Wirginii i zbliżenia się do północnej armii Clintona. Rozdzielenie głównych sił brytyjskich było spowodowane przybyciem do Ameryki w lecie 1780 r. francuskiego korpusu generała Rochambeau (6 tys. ludzi), który wylądował w Newport (stan Rhode Island). Wtedy to Clinton przeniósł się z Południa do Nowego Jorku. Anglicy przez rok blokowali armię generała Rochambeau, co wiązało ich siły na Północy. Kilka tysięcy Amerykanów pod dowództwem La Fayette' a brało już udział w walkach w Wirginii, uruchomienie głównych sił z Newport wymagało jednak współdziałania floty francuskiej. Była ona czynna głównie na Morzu Karaibskim, ale w lecie 1781 r. eskadra admirała Grasse'a z kilku tysiącami żołnierzy na pokładzie przepłynęła na wody zatoki Chesapeake. Amerykańsko-francuskie siły podjęły decydującą operację lądowo-morską przeciw armii Cornwallisa, która obozowała w Yorktown, na wybrzeżu Wirginii. Plan i znakomite wykonanie operacji były głównie zasługą Francuzów, którzy zaskoczyli i zdezorientowali Anglików. Waszyngton, Rochambeau i Grasse lądem i morzem przerzucili pod Yorktown 16 tys. regularnego wojska (w tym połowa Francuzów), które miało w zapleczu liczne oddziały milicji. Podjęta przez Clintona próba morskiej odsieczy była spóźniona. Zewsząd osaczony i atakowany przeważającymi siłami Comwallis 19 X 1781 r. skapitulował z 7 tys. ludzi. Waszyngton chciał jeszcze nakłonić Francuzów do wspólnej akcji przeciw Nowemu Jorkowi lub Charlestonowi, ale Grasse i La Fayette słusznie uważali, że ich zadanie jest już spełnione i opuścili Amerykę. Po kapitulacji Comwallisa działania ustały i Anglicy uznali się za pokonanych na północnoamerykańskim teatrze wojny. 5. Pokój wersalski (1783) i traktat handlowy angielsko-francuski (1786) Jerzy III chciał jeszcze kontynuować beznadziejną walkę, ale po ustąpieniu rządu Northa (marzec 1782) musiał oddać stanowisko premiera przywódcy opozycji Rockinghamowi, który natychmiast rozpoczął rokowania pokojowe. Prowadził je sekretarz stanu Shelburne, który po rychłej śmierci Rockinghama (lipiec 1782) został premierem. Wraz z powrotem wigów do władzy znów nastąpił paroletni okres "ministerial instability", walk koteryjnych i zmian personalnych. Negocjacje pokojowe zostały jednak w zasadzie poprowadzone przez Shelburne'a i dyplomacja brytyjska, wspierana sukcesami w Gibraltarze, na Antylach i w Indiach, wybrnęła dość pomyślnie z wojny z nazbyt luźną koalicją. Zarówno Anglicy, jak i Amerykanie byli skłonni dojść do separatystycznego układu, co było niezgodne z traktatem francusko-amerykańskim. W Londynie nie tracono nadziei na utrzymanie jakiegoś związku federalnego między Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią. Tego rodzaju wizje nie były obce i Franklinowi, a w każdym razie nęcąco podsuwał je w czasie rokowań. Na rzecz zbliżenia angielsko-amerykańskiego działała przede wszystkim odradzająca się solidarność tych anglosaskich krajów w stosunku do Hiszpanii, a poniekąd i Francji. Hiszpania dążyła do opanowania Florydy i ziem na wschód od Missisipi, a nawet części terytorium Stanów Zjednoczonych. Wręcz wrogi nowej republice rząd madrycki chciałby ją widzieć w jak najbardziej zacieśnionych granicach. Z tym stanowiskiem sojuszniczki musiała się liczyć Francja, która powściągała też dążenia Amerykanów do opanowania Kanady i łowisk nowofundlandzkich, do których sama pretendowała. W Kongresie większość żywiła nieufność do Francji i nastroje te nasilały się w miarę, jak pomoc francuska stała się zbędna. O ile Franklin starał się o zachowanie poprawnych stosunków z sojusznikiem francuskim, o tyle dodany mu jako współnegocjator John Jay nie ukrywał swej niechęci do monarchii burbońskiej. Wśród tych nastrojów wartko potoczyły się separatystyczne rokowania angielsko-amerykańskie, które doprowadziły do podpisania w Paryżu w październiku 1782 r. preliminarzy pokojowych, przyjętych w grudniu tegoż roku przez rząd brytyjski. Stany Zjednoczone uzyskały uznanie swej pełnej suwerenności, wytyczenie korzystnej granicy z Kanadą i cały olbrzymi kraj na południe od Wielkich Jezior oraz na wschód od Missisipi. Nie mogąc utrzymać tych terenów Anglicy woleli oddać je Amerykanom niż Hiszpanii. Zastrzegli sobie wolność żeglugi na Missisipi, a Amerykanom przyznali uprawnienia do łowisk nowofundlandzkich. Wysuwana w rokowaniach przez stronę brytyjską sprawa odszkodowania przez Stany Zjednoczone lojalistów została w trakcie pominięta. Nie zakłóciły tego triumfu Amerykanów słabe protesty Francji. Zręcznie czarujący Francuzów Franklin zdołał wytłumaczyć się z sojuszniczej nielojalności i uzyskał jeszcze kilka milionów zasiłku dla dziurawego skarbu Stanów Zjednoczonych. Potwierdzono francusko-amerykańskie traktaty sojusznicze i handlowe, co umacniało pozycję nowego państwa wobec Anglii i Hiszpanii. W styczniu 1783 r. zostały podpisane preliminarze pokojowe między Wielką Brytanią a monarchiami burbońskimi, ale w lutym parlament odmówił ratyfikacji traktatu ze Stanami Zjednoczonymi i obalił gabinet Shelburne'a. Sprawa niepopularnego, ale i nieuniknionego traktatu posłużyła jedynie za pretekst w walce o władzę, po którą sięgnął Fox w osobliwej koalicji ze zbankrutowanym politycznie, ale mającym jeszcze pewne wpływy Northem. W związku z przesileniami rządowymi w Anglii i dąsami Hiszpanii na ostateczne podpisanie traktatu wersalskiego wypadło więc jeszcze czekać do 3 IX 1783 r. Wtedy też nabrał mocy prawnej traktat angielsko-amerykański. Hiszpania, zawiedziona w sprawie Gibraltaru, Hondurasu i Missisipi, otrzymała Florydę i Minorkę. Francji nie udało się pozyskać większych zdobyczy w Indiach, ale z pewnym naddatkiem odzyskała utracone w czasie wojny faktorie. Na Antylach powiększyła swój stan posiadania o wyspy Tobago i St. Lucia. a na wybrzeżu zachodnioafrykańskim powróciła do dawnych posiadłości w Senegalu. Na łowiskach nowofundlandzkich odzyskała bazy i uprawnienia przyznane jej traktatem utrechckim. Wreszcie Anglia musiała się wyrzec dokuczliwych dla francuskiego poczucia suwerenności postanowień zakazujących fortyfikowania Dunkierki. W pokoju paryskim nie uczestniczyła Holandia. Ze swą dawną sojuszniczką i ofiarą "zbrojnej neutralności" Anglia rozliczyła się osobno. Na mocy traktatu z maja 1784 r. pozyskała bazę Negapatam (ob, Nagapattanam) w Indiach i prawo wolnej żeglugi w strefie Indonezji. Uczestnicząc w przegranej przez Anglię wojnie Holandia wyszła z niej pokonana. W wyniku kolejnego etapu zmagań francusko-brytyjskich szala, tak bardzo przechylona w 1763 r. na korzyść Anglii, przegięła się teraz nieco na stronę francuską. Wzrósł nadwyrężony prestiż mocarstwowy Francji i poprawiła się jej sytuacja w handlu światowym. Francja zrezygnowała z odbudowy terytorialnego imperium kolonialnego, ale pomoc udzielona Stanom Zjednoczonym miała na celu pozyskanie w tym kraju uległego partnera w handlu oceanicznym. Cel ten został jedynie częściowo osiągnięty. Rozwinęła się wymiana handlowa między Stanami Zjednoczonymi i Francją oraz francuskimi Antylami; Stany Zjednoczone uzyskały jednak całkowitą polityczną i gospodarczą niezależność, a ich głównym partnerem handlowym pozostała Wielka Brytania. Opinia hiszpańskiego ministra, przypisującego Francuzom prowadzenie "polityki don Kichota", nie jest pozbawiona słuszności. Wprawdzie rząd francuski nie kierował się względami altruistycznymi, ale wzrost prestiżu i mające owocować w dalszej przyszłości korzyści handlowe były niewspółmierne z ogromnymi wydatkami, które pociągnęła za sobą kosztowna wojna morska. Wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych w dwojaki a ważki sposób zaważyła na postępującym kryzysie starego ładu we Francji. Podjęte przez królewski rząd przyjazne stosunki z amerykańskimi republikanami spowodowały osobiste i ideologiczne zbliżenia między ludźmi po obu stronach oceanu. Wpływało to na wzrost antyabsolutystycznych i republikańskich nastrojów we Francji (La Fayette i jego grupa "Amerykanów"). Bardziej bezpośrednim i zasadniczym czynnikiem kryzysu była jednak ruina finansów państwowych, z którą monarchiczny rząd nie potrafił się uporać. Nie uprzedzając jednak o kilka lat późniejszych wypadków wypada zająć się sytuacją, która wytworzyła się w strefie atlantyckiej po 1783 r. Aczkolwiek występowały jeszcze różne rozbieżności polityczne między Francją i Anglią, co uwidoczniło się zwłaszcza w czasie kryzysu holenderskiego z lat 1786 - 1787, podstawowy antagonizm został rozładowany. Między rokiem 1783 a erą wojen rewolucyjnych i napoleońskich wystąpiła wyraźna zmiana nastrojów, zwłaszcza wśród wykształconych elit. We Francji szerzyła się anglomania, Anglicy zaś licznie odwiedzali Francję, interesowali się jej cywilizacją i literaturą. Wzajemne przenikanie mody i myśli dwóch najbardziej rozwiniętych krajów Europy było też związane z przemianami dokonującymi się w życiu gospodarczym. Zdawały się nadchodzić zwiastuny ery głoszonego przez Adama Smitha i francuskich fizjokratów liberalizmu i leseferyzmu. Przyczyniła się do tego emancypacja gospodarcza Ameryki, lekcja "zbrojnej neutralności" i rozkwit handlu przemytniczego, nade wszystko jednak rozwój produkcji, która bardziej niż państwowej protekcji potrzebowała teraz otwartych rynków zbytu. Wielkie ustępstwa uczynione przez Shelburne' a w rokowaniach z Amerykanami wiązały się z jego projektem wprowadzenia pełnej wolności handlu między Stanami Zjednoczonymi a imperium brytyjskim. Za wolnością handlu oceanicznego opowiadał się Smith i bliski współpracownik ministra William Pitt junior. Chłonny rynek północnoamerykański miał szczególne znaczenie dla brytyjskiej gospodarki. Projekty Shelburne'a i Pitta spotkały się jednak z oporem zarówno w Anglii, jak w Ameryce, która wprowadziła handlowe restrykcje w stosunku do dawnej metropolii. Odbiło się to ujemnie na "handlu trójkątnym" i spowodowało trudności z aprowizowaniem brytyjskich Indii Zachodnich. W związku z tym Anglicy rozluźnili swoje monopole i otwarli na Antylach wolne porty. Podobnie postąpili Francuzi. Oblicza się (uwzględniając przemyt), że w okresie kolonialnym 65 - 75% handlu amerykańskiego przypadało na kraje imperium (teoretycznie powinno to być 100%). Po 1783 r. na kraje imperium przypadło 5% eksportu Stanów Zjednoczonych, a z imperium pochodziło 33 - 500/0 importu. A kwoty mieszczące się w tych procentach stale rosły. W 1788 r, Anglia eksportowała do Stanów Zjednoczonych towary wartości netto 1,5 mln funtów, podczas gdy eksport do wszystkich krajów Europy wynosił netto 3,7 mln. Później handel z Ameryką rozwinął się na ogromną skalę. Straty poniesione przez handel brytyjski w związku z niepodległością Stanów Zjednoczonych były więc niewielkie i przejściowe. Niemniej jednak znajdująca się w stadium rewolucji przemysłowej Anglia niecierpliwie szukała rekompensaty. Stanąwszy na czele rządu Pitt bezskutecznie starał się wprowadzić wolność handlu między Anglią a Irlandią. Z kolei zwrócił swą uwagę ku Francji. Adam Smith był zdania, że po zniżeniu ceł rynek francuski okazałby się dla Anglii korzystniejszy niż amerykański. Stosunki handlowe francusko-angielskie wciąż były oparte na przepisach z czasów Ludwika XIV, choć oczywiście i tu wielki przemyt torował drogę zasadzie "laissez passer". Minister francuski Vergennes głosił nowy pogląd, że "kraj bogaty nie stanie się bogatszy przez odgradzanie się od bogatego sąsiada, lecz przez handlowanie z nim ku obopólnej korzyści". W tym duchu zawarł traktat handlowy z Holandią. Ten precedens oraz zaostrzenie przez Francję prohibicji na różne angielskie towary przełamały opory w Londynie. Kiedy przywódca opozycji Fox powtarzał w parlamencie starą zasadę wigów o naturalnej wrogości Francji i Anglii, Pitt odpowiedział, że "jest słabością umysłu i dziecinadą suponować, jakoby jeden naród mógł być wiecznie wrogiem drugiego". Francusko-angielski traktat handlowy, podpisany 26 IX 1786 r., przyjął dla obu stron klauzulę "państwa najbardziej uprzywilejowanego" i ustanowił niskie taryfy celne, z pewnymi jednak wyjątkami dotyczącymi artykułów tekstylnych. Brytyjski przemysł jedwabniczy bronił się przed konkurencją Lyonu, natomiast francuskie wina popłynęły do Anglii na tych samych prawach co portugalskie. Tak wielki zwrot, jak zakończenie francusko-angielskiej "wojny handlowej", musiał mieć różne aspekty i wywoływać różne reakcje. Po obu stronach kanału narzekali producenci niektórych towarów i traktat był w zasadzie korzystniejszy w Anglii dla przemysłowców, a we Francji dla rolników. W obu krajach zaostrzył konkurencję i zwłaszcza we Francji stał się dopingiem do wprowadzenia ulepszeń technicznych. Osiadali tu brytyjscy przedsiębiorcy i specjaliści (traktat przewidywał pełną swobodę religijną dla odwiedzających oba kraje). Angielskie metody wprowadzone we francuskim przemyśle bawełnianym powodowały redukowanie siły roboczej. W poprzedzającym wybuch rewolucji okresie trudności gospodarczych i bezrobocia, w zimie 1788 - 1789 dochodziło do rozruchów skierowanych przeciw "angielskiej mechanice". Traktat handlowy z 1786 r., uważany za ważną datę w dziejach liberalizmu gospodarczego, niósł ze sobą problematykę stosunków kapitalistycznych, które rozprzestrzeniały się w strefie atlantyckiej. 6. Sprawa Irlandii i kompanii wschodnioindyjskiej w latach kryzysu imperium brytyjskiego. Pierwsze dwudziestolecie panowania Jerzego III to okres skomplikowany. Przedstawiając kolejno wewnętrznopolityczne i imperialne aspekty ogólnego kryzysu trzeba pamiętać o ich równoczesności i wzajemnych związkach. Znamy już wigów, radykałów i "przyjaciół króla", a także przebieg konfliktu amerykańskiego. Byłby to jednak obraz bardzo niepełny bez uwzględnienia tego, co działo się równocześnie w Dublinie, Kalkucie i w londyńskiej siedzibie Kompanii Wschodnioindyjskiej (East India House). Panujący w Irlandii ucisk ekonomiczny i religijny zawsze powodował nasilenie buntowniczych poruszeń, kiedy Anglia znajdowała się w stanie wojny. Tak też było w czasie wojny o sukcesję austriacką i wojny siedmioletniej, kiedy to bandy "bielaków" (white boys), "stalaków" (steel boys) i "dębniaków" (oak boys) trwożyły miejscowych angielskich landlordów. Wystąpienia tych ludowych desperatów nie wywoływały większego wrażenia w Londynie, ale w latach sześćdziesiątych XVIII w. potulny dotąd parlament irlandzki zaczął podnosić głowę. Ów podporządkowany Westminsterowi parlament był całkowicie w ręku landlordów, dotychczasowej ostoi rządów brytyjskich na wyspie. Drastyczne ograniczenia krępujące irlandzki przemysł i handel dokuczały jednak i anglikańskim landlordom, którzy zaczęli uprawiać opozycję. A poza parlamentem łatwo można się było odwołać do niespokojnych prezbiteriańskich ulsterczyków i katolickich mas ludowych. Zarysowała się jak gdyby perspektywa ponadwyznaniowej solidarności irlandzkiej, która, oczywiście do pewnych granic i do pewnego czasu, mogła zjednoczyć ludność "Zielonej Wyspy" przeciw imperialnej polityce Wielkiej Brytanii. Wojna w Ameryce zaostrzyła sytuację i w 1778 r. rząd premiera Northa poszedł na pierwsze ustępstwa. Przyznano katolikom pełne prawo do dziedziczenia dóbr i wbrew oporowi angielskich kupców wprowadzono ulgi dla irlandzkiego handlu. W 1779 r. wyłonił się problem zagrożenia Wysp Brytyjskich przez francuską inwazję. Wtedy irlandzcy landlordowie okazali patriotyczny zapał i podjęli bardzo dwuznaczną inicjatywę wzięcia obrony wyspy we własne ręce. Aby odciążyć siły brytyjskie w maju 1779 r. powołano pod broń 8 tys. irlandzkich ochotników, których liczba wzrosła do 40 tys. Wkrótce groźba francuskiego desantu przestała zagrażać, ale kierowany przez Henry Flooda ruch ochotniczy rozwijał się nadal i stał się decydującą siłą politycznego nacisku na rząd londyński. Ruch ten oddziaływał też pobudzająco na angielskich radykałów w okresie "komitetów i petycji". Irlandczycy na wzór Amerykanów zastosowali bojkot towarów brytyjskich. W dublińskim parlamencie jurysta i świetny mówca Henry Grattan wysuwał niepodległościowe hasła. Opozycja wigów do pewnych granic popierała wystąpienia Irlandczyków. W 1780 r. 10rd North uczynił dalsze, daleko idące ustępstwa w sprawie irlandzkiego handlu. Flood i Grattan nie chcieli na tym poprzestać, domagając się prawnych i konstytucyjnych gwarancji dla chwilowych, jak podejrzewali, ustępstw. Parlament dubliński zadowolił się jednak reformami Northa. Nowa fala irlandzkich rewindykacji podniosła się w końcowym okresie wojny, gdy ustawały już działania w Ameryce, ale toczyły się jeszcze ciężkie walki pod Gibraltarem i na Antylach. W lutym 1782 r., zebrani na konwencji w Dungannon delegaci ochotników uchwalili, iż parlament i sądownictwo irlandzkie ma być niezależne od angielskiego i że Wielka Brytania nie może krępować irlandzkiego handlu. Był to niemal niepodległościowy program unii niezależnej Irlandii z Koroną brytyjską. Po upadku rządu Northa lord Rockingham zaakceptował wiele tych postulatów, zastrzegając, że sprawy polityki zagranicznej, obronności i handlu muszą pozostać pod kontrolą Londynu. Unieważniono dawne ustawy, przyznano parlamentowi irlandzkiemu niezależność od parlamentu brytyjskiego i zniesiono apelację od sądów irlandzkich do brytyjskich. Parlament irlandzki na dowód swego zadowolenia uchwalił zaciąg 20 tys. marynarzy. Formacje ochotnicze zostały rozwiązane. Triumfw Dublinie był jednak przedwczesny. Nowe ustawy zawierały sporo nie jasności, które potem Anglicy interpretowali na niekorzyść autonomii Irlandii. Mimo sprzyjających w latach 1778 - 1782 warunków niepodległościowy ruch irlandzki nie mógł nabrać tego rozmachu co działania Amerykanów. Aczkolwiek tacy przywódcy, jak Grattan, wysuwali hasło równouprawnienia i wspólnej akcji protestantów i katolików, to jednak kierująca ruchem angielskoprotestancka oraz ziemiańsko-mieszczańska mniejszość nie chciała i nie mogła połączyć się z chłopską masą katolickich Irów w zapamiętałej walce z rządem brytyjskim. Irlandia była wreszcie zanadto narażona na angielski odwet, pozbawiona szans na obcą pomoc, słaba i biedna. Ubóstwo gęsto zaludnionej Irlandii było w znacznej mierze następstwem dyskryminacyjnej polityki gospodarczej Anglii. Na skutek tego ubóstwa Irlandia nie mogła się jednak stać zbyt chłonnym rynkiem dla dynamicznie rozwijającego się przemysłu brytyjskiego. Wkrótce po objęciu rządów Pitt podjął w 1785 r. śmiały plan otwarcia dla irlandzkiego handlu wszystkich rynków imperium i wprowadzenia brytyjsko-irlandzkiej unii celnej. Irlandia miała uczestniczyć w kosztach utrzymywania wspólnych szlaków handlowych. Minister i jego doradcy spodziewali się tym sposobem nie tylko ściślej zespolić dwa kraje, lecz również pobudzić wytwórczość na wyspie i zwiększyć jej chłonność rynkową- Jednakże liberalizm gospodarczy Pitta spotkał się z gwałtownym protestem angielskich kupców i fabrykantów. Utworzyli oni Wielką Izbę Manufakturzystów, która zorganizowała szeroką akcję propagandy i nacisku. Głoszono m,in,, że wolność handlu zrujnuje przemysł brytyjski, robocizna jest bowiem w Irlandii o 20% tańsza niż w Anglii. Argumenty te uczyniły wrażenie w Izbie Gmin. Premier zaczął się wycofywać, zapewniając, iż utrzyma się monopole kompanii brytyjskich i cło między wyspami, To z kolei wywołało podsycane przez Foxa oburzenie w parlamencie dublińskim, w którym podejrzewano, że projekt ma na celu jedynie wyłudzenie od Irlandii funduszów inwestycyjnych bez rzeczywistych korzyści handlowych- Pitt zaniechał dalszych kroków i w warunkach quasi-niepodległości z 1782 r. sprawa irlandzka pozostawała poniekąd w uśpieniu do czasu rewolucji francuskiej. Dojście do władzy Williama Pitta wiąże się ze sprawą Kompanii Wschodnioindyjskiej, z powodu której upadł poprzedni gabinet. Sprawa ta od 20 lat odgrywała szczególną rolę w polityce brytyjskiej. Od początku swego istnienia wielkie kompanie: Wschodnio- i Zachodnioindyjska, miały swoich ludzi w parlamencie i swoje mechanizmy nacisku na rządy. Ale w drugiej połowie XVIII w., aczkolwiek handel kolonialny z Antylami miał wciąż większe obroty, Kompania Zachodnioindyjska pod względem znaczenia politycznego zdecydowanie ustąpiła Wschodnioindyjskiej. Dokonany w czasie wojny siedmioletniej przez Clive'a podbój Bengalu spowodował jedyną w swoim rodzaju sytuację. Kompania zapanowała nad obszernym terytorium, zawierała sojusze i prowadziła wojny z państwami hinduskimi, a nade wszystko "prawem i lewem" grabiła bogactwa Bengalu. "Prawem", Kompania stała się bowiem formalnie lennikiem Wielkiego Mogoła i poniekąd hinduskim państwem; "lewem", ponieważ Kompania i jej funkcjonariusze dopuszczali się gwałtów, nadużyć i wymuszeń na wielką skalę. W 1765 r. Clive uzyskał dla Kompanii od Wielkiego Mogoła tzw. przywilej diwani, czyli prawo sprawowania władzy administracyjnej i pobierania podatków w Bengalu. Cesarz otrzymywał od Kompanii trybut i zachował zwierzchnią władzę. Władza sądownicza pozostała przy marionetkowym nawabie Bengalu. W tym systemie "podwójnej administracji" nie było miejsca dla Korony brytyjskiej. Parlament wzdragał się przed formalnym podporządkowaniem Koronie ziem będących lennem cesarza Indii, przez co król angielski stałby się trybutariuszem Mogoła. Równocześnie jednak na terenie Indii rozprzestrzeniała swe agendy uprzywilejowana przez Koronę Kompania, którą stale wspierała brytyjska armia i flota w jej wojnach z Francuzami i z hinduskimi książętami. Wprawdzie Kompania miała własne wojska sipajów, a również częściowo z własnych funduszów opłacała angielskie siły zbrojne, ale gdy wchodziły w grę interesy imperialne, trudno było zbytnio targować się i traktować królewską armię i flotę jako zaciężników spółki handlowej. Rząd brytyjski chciał jednak jakoś wyjść na swoje i mieć udział w legendarnych bogactwach Bengalu. Ten sam rząd księcia Graftona, który obłożył Amerykanów pamiętnymi "cłami Townshenda", w 1767 r, zażądał od Kompanii opłaty w wysokości 400 tys. funtów rocznie. Warunkiem uiszczenia tej kwoty było, iż dywidendy od akcji Kompanii nie spadną poniżej 10%. W interesach Kompanii Wschodnioindyjskiej przewijało się sporo elementów "bubla". Handel z Indiami był słabo zrównoważony. W Anglii istniał dużo większy popyt na towary hinduskie aniżeli w Indiach na brytyjskie. Zyski więc Kompanii z regularnego handlu nie były zbyt wysokie i ów niezrównoważony handel powodował ucieczkę szlachetnych metali na wschód. Do kasy Kompanii płynęły jednak również (a przynajmniej powinny płynąć) nadwyżki budżetowe bengalskiego "państwa", pochodzące z podatków i wymuszonych "darów". Akcjonariusze byli więc zainteresowani w jak największej eksploatacji hinduskich poddanych Kompanii. Zainteresowany był w tym również rząd brytyjski, otrzymujący od Kompanii opłatę uzależnioną od wysokości dywidend. Zresztą ta wspólnota interesów była tym ściślejsza, że wielu polityków angielskich było równocześnie akcjonariuszami. Ale bogactwa Bengalu nie były tak niewyczerpane, jak to zrazu w Anglii myślano. Dokonanej przez Clive'a wielkiej grabieży skarbca nawaba nie można było powtórzyć, diamenty były już bowiem w Londynie. W latach 1770 - 1772 nawiedziła Bengal katastrofalna klęska głodu. Rosły koszty administracji Kompanii i prowadzonych przez nią wojen, a kurczyły się oficjalnie dochody płynące do londyńskiego East India House. Nadwyrężone finanse Kompanii wspierał kredyt powiązanych z wschodnioindyjskim interesem banków i państwa. W miarę jednak, jak spodziewane wielkie zyski okazywały się "bublem", zaostrzył się kontrowersyjny problem tzw. nababów. "Nababami" nazywano ludzi, którzy dorobili się w Indiach wielkich majątków. Rekrutowali się oni z funkcjonariuszy Kompanii, którzy po powrocie do kraju wchodzili w krąg najbogatszych ludzi Anglii i Szkocji. Źródła ich fortun były z reguły nielegalne. Z uszczerbkiem oficjalnego handlu Kompanii prowadzili na własną rękę zakazany handel, pobierali od Hindusów łapówki i "podarunki", chowali do własnej kieszeni płacone przez ludność podatki. W miarę, jak administracja kompanii handlowej zamieniała się w administrację wielomilionowego państwa, rosła liczba "nababów" oraz ich znaczenie zarówno w Indiach, jak w Anglii. Był to klan solidarny i wpływowy. Kupowali w "zgniłych okręgach" mandaty do Izby Gmin, wiązali się z zasiadającą w East India House radą dyrektorów Kompanii, nabywali jej akcje, o ile ukrócenie nadużyć i nielegalnych zysków w zasadzie leżało w interesie akcjonariuszy, rady dyrektorów i rządu, o tyle granica legalnych i nielegalnych korzyści stawała się płynna w obrębie wszędobylskiego wschodnioindyjskiego klanu. Obyczaje polityczne Anglii XVIII w. nie były zbyt czyste, a kryteria moralności w sprawach publicznych swoiste; ale nawet na ówczesnym tle "indyjskie procedery" odbijały jako jaskrawo gorszące- Opinia angielska była politycznie roznamiętniona, publicystyka paszkwilancka, tendencje humanitarne coraz żywsze. Podczas gdy jedni tuszowali indyjskie sprawy, drudzy nie obwołali w bawełnę przestępczej działalności "nababów" i hinduskich krzywd. Może je nawet niekiedy przejaskrawiano, "indyjską rękę" napotykano bowiem we wszystkich politycznych konfliktach. Sprawa miała i ogólniejsze aspekty polityczne. Obsadzanie lukratywnych stanowisk w lodiach stawało się szeroką dziedziną "patronatu". Czy miał on pozostać w rękach nie podlegającej kontroli rządu Kompanii? Wreszcie samowolna, ekspansywna, często awanturnicza polityka zagraniczna "państwa" Kompanii w Indiach stale groziła uwikłaniem Wielkiej Brytanii w konflikty z Hindusami, z Francją i z Holandią. "Nababowie" tacy, jakimi byli, niewątpliwie stworzyli angielskie imperium w Azji. Ale czy można tolerować państwo w państwie? Zwłaszcza kiedy to "państwo" w swej oficjalnej gospodarce finansowej zmierza do bankructwa i nie może uiścić opłaty 400 tys. funtów? Wzbierający konflikt wybuchł w latach 1772-1773. Robert Clive, "król nababów", a równocześnie jeden z najwybitniejszych współtwórców imperium brytyjskiego, stanął przed Izbą Gmin oskarżony o morderstwa sądowe,przekupstwa i przywłaszczenia. Izba wydała wyrok Salomonowy: Clive wprawdzie winien Jest popełnienia zarzucanych mu czynów, ale "oddał Anglii wielkie i godne pochwały usługi", sprawę należy więc umorzyć. Clive popełnił samobójstwo. Rząd podtrzymywał bankrutującą Kompanię Wschodnioindyjską, udzielając jej pożyczki 1400 tys, funtów i rozszerzając uprawnienia w zakresie handlu z koloniami. Wtedy to popłynęły do Bostonu sławetne okręty z herbatą. Równocześnie premier North przeprowadził w parlamencie w 1773 r. Regulating Act, na mocy którego Korona roztoczyła pewien nadzór nad administracją Kompanii w Indiach. Król, mianował generalnego gubernatora Bengalu, któremu podporządkowano gubernatorów Madrasu i Bombaju. Również rząd wyznaczył trzech radców, którzy mieli zasiadać u boku generalnego gubernatora. Nominacje pozostałych urzędników pozostały w gestii Kompanii. Ustanowiono trybunał w celu rozpatrywania skarg na funkcjonariuszy Kompanii i w ogóle Brytyjczyków w Indiach, ale jego kompetencje zostały mgliście zakreślone. Ustawa Northa, atakowana przez opozycję wigów jako rozszerzenie patronatu Korony, stanowiła pierwszy krok prawny do podporządkowania imperium w Indiach rządowi brytyjskiemu- W praktyce jednak Regulating Act nie uregulował niczego. Przeciwnie, powiększył zamęt. Pierwszy generalny gubernator Indii, Warren Hastings, który od lat chłopięcych całe życie spędził w Azji, był człowiekiem całkowicie ukształtowanym w tradycjach i nawykach "nababów". Na swój sposób zżyty z Hindusami i hinduską kulturą, której był wybitnym znawcą, stał się typem wschodniego despoty. Solidarny z przyjaciółmi, mściwy w stosunku do wrogów, cieszący się poparciem Kompanii, rządził w sposób samowolny i brutalny. Przyjmował i wymuszał wielkie dary. Nielegalnych praktyk "nababów" Hastings oczywiście nie ukrócił, ale wciągając do administracji kolonialnej licznych Hindusów i zręcznie politykując oraz dzielnie wojując z książętami bardzo umocnił "swoje państwo". Ten na poły Azjata popadł w otwartą wojnę z sądem odwoławczym i królewskimi komisarzami, których europejskie skrupuły uważał za szykany i dziecinadę. Płynęły skargi do Londynu i mnożyły się polityczne intrygi wokół sprawy Kompanii Wschodnioindyjskiej. Rockingham był za niezależnością Kompanii, Chatham za zwierzchnością Korony nad terytorium w Indiach, premier North podtrzymywał status quo, czyli Hastingsa, za czasów którego Kompania była wypłacalna. Wprawdzie pod naporem opinii i parlamentu rząd dwukrotnie skłonił radę dyrektorów do odwołania generalnego gubernatora, ale zgromadzenie akcjonariuszy dwukrotnie tę decyzję unieważniło. Była to jedna z subtelności wschodnioindyjskich procederów. Po upadku Northa wigowie, którzy gwałtownie atakowali administrację Hastingsa jako administrację jakoby królewską, chcieli uregulować sprawę Kompanii po swojemu, czyli w duchu omnipotencji parlamentu. Indyjski patronat miał być oddany w ręce Izby Gmin, a więc mających w niej wówczas większość wigów. W związku z prowadzonymi przez Hastingsa wojnami Kompania znów znalazła się w trudnościach finansowych. W listopadzie 1783 r. Charles Fox, który po śmierci Rockinghama objął kierownictwo głównego ugrupowania wigów, przedłożył wniosek, aby całe terytorium Kompanii w Indiach oddać pod zarządy rady komisarzy, a jej sprawy handlowe powierzyć radzie asesorów. Projekt obejmował skład personalny obu ciał, które Fox zapełnił ludźmi ze swej politycznej klienteli. Izba Gmin przyjęła wniosek większością 208 : 102. To partyjno-personalne zwycięstwo Foxa, które w zasadniczy sposób umocniłoby jego pozycję w brytyjskich konstelacjach politycznych, było ciosem w Kompanię i w Hastingsa. Jerzy III uznał je za niedopuszczalne naruszenie prerogatyw Korony. Król po raz ostatni odegrał istotną rolę w brytyjskiej polityce XVIII w. Angażując się osobiście Jerzy III przeprowadził odrzucenie uchwały Izby Gmin przez Izbę Lordów, zdymisjonował gabinet, w którym Fox zasiadał, i stanowisko premiera powierzył Pittowi. Między Izbą Gmin a Koroną nastąpił paromiesięczny konflikt konstytucyjny, jakiego Anglia nie pamiętała od czasów rewolucji z XVII w. Pitt musiał przedstawić w styczniu 1784 r. nowy projekt w sprawie Indii, który Kompanię poddawał kontroli mianowanej przez króla rady. Ludzie związani z Kompanią współpracowali z Pittem, uważając jego projekt za mniejsze zło niż projekt Foxa. Nowy premier przegrał jednak w Izbie Gmin, choć został pobity niewielką większością (222 : 214). Król nie zdymisjonował Pitta i dążył do rozwiązania parlamentu. Topniejąca stopniowo większość sprzeciwiała się temu. Wreszcie zwolennicy Foxa, kiedy mieli już tylko jeden głos przewagi, zgodzili się na uchwalenie wniosku o stanie wyjątkowym (Mutiny Bill) i w marcu 1784 r, parlament został rozwiązany. 7 Konsolidacja rządów parlamentarno-gabinetowych i imperium brytyjskiego za ministerium Pitta Młodszego Wybory do Izby Gmin z 1784 r., otwierające 45-letni okres torysowskich rządów w Anglii, do dziś budzą pewne emocje wśród historyków kraju, którego partie polityczne poczuwają się do ciągłości tradycji sięgających XVIII w. Wybory te były przedstawiane przez jednych jako wielki poryw politycznego i moralnego odrodzenia narodu, który, ciężko doświadczony przegraną wojną, dźwignął się z anarchii i bagna korupcji. Dla innych rok 1784 to właśnie obraz wyjątkowej korupcji wyborczej i nadużyć "wpływu Korony". Prawda leży pośrodku. Kraj potrzebował politycznej stabilizacji, której nie mogły zapewnić mącone przez króla koterie i ich leaderzy. Pozycja Williama Pitta była pod wielu względami wyjątkowa. Kiedy Jerzy III mianował go premierem, Pitt miał 24 lata. Tak młody człowiek nie zdążył się narazić różnym manipulantom brytyjskiej polityki, a opromieniała go pośmiertna legenda wielkiego ojca, Pitta-Chathama, oraz renoma niezwykłych uzdolnień, które już zdążył wykazać. Młody Pitt stawiał pierwsze kroki w "koneksji" Shelburne'a, która była ugrupowaniem poniekąd centrowym między wigami Rockinghama-Foxa a "przyjaciółmi króla". Mając zaledwie 20 lat Pitt, podobnie jak jego późniejszy rywal Fox, blisko otarł się o radykalny ruch Wyvilla. Dla polityków parlamentarnych sprawa reform była przedmiotem obfitującej w pozory gry, ale w angielskiej opinii dążności reformatorskie były wciąż żywe. Pitt pozwalał radykałom wiązać ze sobą nadzieje na reformę prawa wyborczego. Równocześnie był człowiekiem, którego Jerzy III poparł całym swoim autorytetem i wpływami Korony, Pitt miał wreszcie za sobą wszystkich lordów i posłów szkockich, którzy, poza krótkim okresem rządów Bute'a, zawsze pozostawali w opozycji do gabinetów króla z dynastii hanowerskiej. Przejścia Szkotów na stronę królewskiego faworyta nie należy wywodzić z zabarwionego nostalgią za Stuartami starego szkockiego toryzmu. Wybory parlamentarne w Szkocji były w szczególny sposób uzależnione od miejscowej arystokracji, a w owym czasie mandatami rozporządzał wielki magnat Henry Dundas. Interesował się on głównie sprawami wschodnioindyjskimi i na tym tle doszedł do porozumienia z Pittem. Również w Anglii działały przeciw Foxowi wpływy Kompanii Wschodnioindyjskiej. Wybory w 1784 r. odbyły się tak jak wszystkie wybory angielskie XVIII w. Stosowano przekupstwo i król uruchomił wyjątkowo duże fundusze wyborcze. Na rzecz Pitta działał jednak również silny prąd opinii publicznej. Mandaty utraciło 160 przyjaciół Foxa. Pitt uzyskał w parlamencie znaczną i trwałą większość, na której przez 17 lat opierał swe rządy. Większość ta nie była, zwłaszcza początkowo, zbyt jednolita. W przeciwieństwie do "wielkich wigów" Pitt nie miał rozgałęzionej osobistej klienteli politycznej. Obok kilkudziesięciu "przyjaciół Pitta" na większość rządową w Izbie Gmin składało się około dwóch setek "systematycznie ministerialnych" i około setki "niezależnych", do których dołączyli się potem "konserwatywni wigowie" Edmunda Burke'a. W konsekwentnej opozycji znajdowało się stu kilkudziesięciu wigów Foxa. Kierowana przez Pitta większość rządowa przeszła do historii pod nazwą odnowionej partii torysów. Jeśli Jerzy III popierając Pitta spodziewał się znaleźć w nim tak uległego premiera, jak North, to nadzieje te nie ziściły się. Głosząc szacunek dla konstytucyjnych prerogatyw Korony "odnowiciel toryzmu" złamał u podstawy jej polityczny wpływ. Sprzyjała temu pogłębiająca się od 1788 r. choroba nerwowa króla. Pitt urzeczywistnił wiele postulatów wysuwanych przez opozycję wigów w czasie rządów Northa i "przyjaciół króla". Przede wszystkim systematycznie wypleniał synekury, szafowanie którymi stanowiło oręż królewskiego patronatu. W samym roku 1789 premier przeprowadził zniesienie 765 nieczynnych a płatnych urzędów koronnych. Ponadto poddał kontroli parlamentu "listę cywilną" (1786). Na skutek tego w polityce angielskiej tracił znaczenie czynnik personalny i organizacja stronnictw bardziej gruntowała się wokół opinii wyrażanych w Izbie Gmin. Co, poza walką o władzę i osobistymi animozjami, różniło torysów Pitta i wigów Foxa? Oba stronnictwa nie zmierzały do reform konstytucyjnych, a tym bardziej społecznych. Oba miały arystokratyczne sztaby kierownicze i reprezentowały interesy ziemiaństwa oraz sfer finansowo-kupieckich, dbając o równowagę między landed interest (ongiś preferowanym przez torysów) i moneyed interest (ongiś preferowanym przez wigów). Jeśli Pitt na początku swych rządów w związku z handlem irlandzkim naraził się londyńskim kupcom, to potem nie ryzykował takich konfliktów i bywał nawet krytykowany przez arystokrację wigowską za zbytnie forytowanie interesów kupców i przemysłowców. Wobec zgodności obu stronnictw w sprawach zasadniczych, Anglicy przez kilkanaście lat ze sportowym zainteresowaniem śledzili najwyższej klasy mecz oratorski, toczony w parlamencie przez Pitta i Foxa (obaj znakomici mówcy) i nie widzieli potrzeby zmieniania sprawnego rządu. A jednak można dopatrzyć się dość istotnych różnic w mentalności politycznej wigów i torysów. W swych werbalnych bojach wigowie silniejszy akcent kładli na słowo "wolność", a torysi na słowo "porządek". W mentalności wigów żywsze były upodobania "republikańskie" i kult Izby Gmin. W obsadzaniu stanowisk skłonni byli przedkładać elekcję nad nominację (Fox m.in, proponował, żeby członkowie gabinetu wybierali premiera), W sprawach religijnych okazywali tolerancję, jeśli nie "papistom", to dysydentom. Szerzyło się wśród nich wolnomyślicielstwo i obyczajowy libertynizm. Torysi wysoko stawiali poniekąd abstrakcyjną, bo przelaną na rząd, prerogatywę Korony. Rząd przejął królewski autorytet, nominował i kontrolował aparat wykonawczy, bardziej niż za czasów wigów oddzielony od partyjno-parlamentarnej kuchni politycznej- Rząd opierał się na większości w Izbie Gmin, której wysokich kompetencji nikt z torysów nie kwestionował. Jednakże Pitt bardzo powiększył liczbę lordów i dbał o dostojeństwo tego par excellance arystokratycznego ciała. W sprawach religijnych "odnowieni torysi", podobnie jak dawni torysi, byli podporą państwowego Kościoła anglikańskiego. Szanujący się torys powinien być człowiekiem statecznym i "dobrze myślącym", dalekim od libertynizmu. Te różnice postaw zaakcentowały się w czasie rewolucji francuskiej. Już wcześniej jednak wewnątrz partii wigów i torysów wykształciły się przesłanki do późniejszego ich przekształcenia i przemianowania na partie liberalną i konserwatywną. Zaraz po objęciu rządów Pitt zdawał się nawiązywać do swych radykalnych haseł i powiązań z lat 1779-1780. W marcu 1785 r. premier przedstawił projekt odebrania mandatów 36 "zgniłym miasteczkom" i oddania ich hrabstwom, przy czym wymagany od wyborców cenzus majątkowy miał być obniżony. Prowincjonalna gentry niby to sprzyjała reformie prawa wyborczego, ale obawiała się, że jeśli raz zacznie się wprowadzać reformy, to skończy się na podatkach. Król odmówił poparcia i Pitt wiedział, że w Izbie Gmin opuści go wielu zwolenników. Został pobity większością głosów 248:174. Premier nie podał się do dymisji, ale już więcej nie zajmował się sprawą reform konstytucyjnych. Zachował dobre stosunki z reformatorami, a przeciwna reformom większość przebaczyła mu "grzech młodości". Niefortunny, ale chyba i nie nazbyt gorliwy, reformator konstytucji, stał się wielkim reformatorem administracji i finansów. Pitt przeprowadzał reformę na angielską modłę, to znaczy nie przez efektowne dekrety, ale stopniową zmianę obyczaju i praktyki. W gabinecie ministrów umocnił stanowisko premiera i usunął wpływ króla. Gabinet stał się komitetem wykonawczym o logicznie rozdzielonych kompetencjach resortów, zobowiązanym do solidarności i posłuszeństwa premierowi i zbiorowo odpowiedzialnym przed parlamentem. W tak słabej dotąd administracji angielskiej wprowadzono zasadę, iż wszystkie urzędy muszą być czynne, płatne i kontrolowane przez rządowych inspektorów (dotyczyło to zwłaszcza administracji skarbowej). Likwidacja koronnych synekur obok swego aspektu politycznego miała aspekt oszczędnościowy. Wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych kosztowała 100 mln funtów i dług publiczny wzrósł aż do sumy 240 mln. Jednym z większych osiągnięć Pitta było zapewnienie państwu wypłacalności i kredytu przez utworzenie w 1786 r. nowego funduszu amortyzacyjnego (Sinking Fund). Nie podnosząc niepopularnych wśród gentry podatków bezpośrednich, premier oparł znaczny wzrost wpływów skarbowych na podatkach pośrednich, zwłaszcza akcyzie. W dziedzinie prawa kontynuował swe orzecznictwo sędziwy lord Mansfield, najwyższy sędzia w latach 1756- 1793. Bezwzględny obrońca prerogatyw Korony w sprawie Wilkesa i "Juniusa", wprowadził do angielskiego prawa zwyczajowego wiele rejudykatów o zasadniczym znaczeniu dla praktyki sądowej. Dotyczyło to zwłaszcza zasad prawa handlowego i zniesienia niewolnictwa na ziemi brytyjskiej. Nie podejmując modnych na kontynencie prac kodyfikacyjnych, lecz opierając się na orzecznictwie (jurysprudencji), Anglia stała się najbardziej praworządnym krajem w Europie. Doszedłszy do władzy w okresie kryzysów imperialnych, rząd Pitta położył podwaliny administracyjnej i prawnej struktury tzw. drugiego imperium brytyjskiego. Po utracie kolonii amerykańskich punkt ciężkości imperium zamorskiego przeniósł się do Indii. Uzyskawszy po wyborach większość w parlamencie Pitt natychmiast podjął swój obalony przez stronnictwo Foxa projekt. Uchwalony w 1784 r. India Act podporządkował Kompanię Wschodnioindyjską sześcioosobowej Radzie Kontrolnej (Board of Control) mianowanej przez króla, czyli rząd. Przewodniczący tej rady zasiadał w gabinecie ministrów. Rada dyrektorów Kompanii zachowała kierownictwo administracji kolonialnej wraz z prawem mianowania urzędników, a nawet generalnego gubernatora, którego mogła odwoływać ze stanowiska Korona. W praktyce ministerium wybierało kandydata formalnie zatwierdzanego przez Radę Dyrektorów. W zarządzaniu Indiami podporządkowana rządowi Rada Dyrektorów przestała być kontrolowana w swych czynnościach przez zgromadzenie akcjonariuszy, które jedynie wybierało dyrektorów. Kompania Wschodnioindyjska utrzymała monopol handlu z Indiami i z Chinami (zwłaszcza ten ostatni przybierał coraz większe rozmiary). Ustanowiony w 1784 r. nowy system "podwójnej administracji" (Korony i Kompanii) przetrwał w Indiach do połowy XIX w. Jak już wiemy, stary klan wschodnioindyjski przyjął wprowadzenie przez Pitta rządowej kontroli bez entuzjazmu, ale jako mniejsze zło, niż całkowicie rozbijający strukturę Kompanii projekt Foxa. Warren Hastings nie chciał się pogodzić z nowymi stosunkami i w 1785 r. złożył urząd generalnego gubernatora. Drugi po Clive'ie fundator imperium brytyjskiego w Indiach jechał do Anglii w przekonaniu, że zostanie obsypany zaszczytami. Stanął przed sądem oskarżony o przekupstwo i nadużycie władzy. Proces Hastingsa wywołał wiele emocji i wigowie Foxa spodziewali się, że może doprowadzić do upadku Pitta. Za Hastingsem był klan wschodnioindyjski, przeciw niemu urabiana przez Foxa i Burke'a opinia, która widziała w despocie z Kalkuty krwawego potwora. Pitt zdołał jednak zachować neutralność. Po wieloletnim procesie Izba Lordów w 1795 r. uwolniła Hastingsa od zarzutów. Następcą Hastingsa został lord Cornwallis (1786- 1793), ten sam, który oddał szpadę Waszyngtonowi pod Yorktown. Wprowadzenie przez Pitta na stanowisko generalnego gubernatora nie "nababa", ale obcego dotąd sprawom Kompanii generała, otwarło nową erę w historii angielskiego panowania w Indiach. Rząd dążył do powściągnięcia awanturniczej i skorumpowanej administracji Kompanii, która za czasów Hastingsa w większości składała się z Hindusów. Zwalczanie przez Cornwallisa nielegalnego handlu i nadużyć podatkowych oraz wprowadzenie regularnie opłacanej biurokracji brytyjskiej przyczyniło się do uporządkowania stosunków w Bengalu. Usunięcie ze stanowisk Hindusów (zdaniem Cornwallisa byli oni najbardziej skorumpowani) zapoczątkowało nie występujące poprzednio w Indiach ostre podziały rasowe. Cornwallis zainicjował natomiast kolonialną politykę "cywilizowania tubylców". Miał temu przede wszystkim służyć opracowany na jego zlecenie kodeks (tzw. kodeks Comwallisa) stanowiący interesującą mieszaninę prawa angielskiego i muzułmańskiego. Stosując się do wskazań rządu, Cornwallis zaniechał ekspansywnej polityki poprzednich gubernatorów i starał się zachowywać pokojowe stosunki z książętami hinduskimi. Na drugim krańcu imperium, w Quebecu i Nowej Szkocji, żywioł anglosaski został zasilony przez emigrujące ze Stanów Zjednoczonych kilkadziesiąt tysięcy amerykańskich lojalistów. W Nowej Szkocji osiadło ich 30 tys. (majoryzując dotychczasową ludność prowincji), a w Quebecu 10 tys. W ślad za tą pierwszą falą napływali do Kanady, zachęceni korzystnymi nadaniami rządowymi, tzw. późni lojaliści. Nawykli do tych samorządowych instytucji, które przed rewolucją istniały w 13 koloniach, przybysze stanowili element nie pozbawiony politycznej inicjatywy. W obawie, aby przykład Stanów Zjednoczonych nie był zaraźliwy oraz żeby nie doszło do konfliktów między francuską a anglosaską ludnością Kanady, rząd Pitta, po chwytaniu się różnych półśrodków, przeprowadził w 1791 r, Canada Act. Prowincja Quebec została podzielona na Dolną Kanadę (o ludności przeważnie francuskiej, dla której utrzymano ustrój senioralny z czasów Nowej Francji) i Górną Kanadę, czyli Ontario (o ludności anglosaskiej)- Prowincje otrzymały wzorowany na konstytucji angielskiej samorząd. Obok obieralnych zgromadzeń narodowych wprowadzono obsadzane z nominacji gubernatorów wyższe izby ustawodawcze. Ten arystokratyczny czynnik miał powściągnąć demokratyczne skłonności. Ponad gubernatorami prowincji stał generalny gubernator całej Kanady. Przeprowadzone przez Pitta reformy kolonialne: India Act i Canada Act, stanowią podstawę ustrojowo-prawną dwóch typów posiadłości kolonialnych, które wykształciły się w obrębie drugiego imperium brytyjskiego: 1) zarządzane przez brytyjską administrację państwową obszerne kraje zamieszkane przez eksploatowaną ludność nieeuropejską, 2) zamieszkane przez europejskich kolonistów kraje obdarzone samorządem i połączone z Koroną brytyjską wspólnotą interesów, czyli późniejsze dominia. Dbanie o wspólnotę interesów z zamorskimi społecznościami europejskimi była to lekcja udzielona przez 13 kolonii. Z pierwszego imperium pozostały drobne, lecz złotodajne wyspy plantatorskie i rozsiane po wybrzeżach faktorie handlowe oraz wciąż otwarta sprawa Irlandii. W okresie rządów Pitta Anglia wyszła z dwudziestoletniej izolacji politycznej i podjęła aktywną działalność dyplomatyczną w Europie. Celem jej było utrzymanie równowagi europejskiej, której zdawało się zagrażać zbliżenie francusko-holenderskie przymierze rosyjsko-austriackie. Pitt w 1787 r. poparł pruską interwencję w Holandii, a w 1788 r. zawarł z Prusami i Holandią sojusz, do którego w mniej lub bardziej bezpośredni sposób włączona została Turcja, Polska i Szwecja. I znowu we wszystkich stolicach i we wszystkich newralgicznych punktach Europy odnajdywało się czynną rękę brytyjską. Anglia, zanim przyszło się jej zmierzyć z rewolucyjną i napoleońską Francją, bardzo szybko odzyskała rangę wielkiego mocarstwa. 8. Początki rewolucji przemysłowo-technicznej w Anglii William Pitt był niewątpliwie jednym z największych mężów stanu w historii Wielkiej Brytanii, ale patrząc na jego sukcesy należy też pamiętać, że wypadło mu rządzić w okresie niebywałego rozkwitu gospodarczego Anglii. Premier przypisywał tę prosperity "zdrowym finansom, duchowi przedsiębiorczości i naturalnym skutkom wolnego, lecz dobrze uregulowanego rządu". Pitt wyrażał pogląd rozpowszechniony wśród ówczesnych Brytyjczyków, którzy swe sukcesy gospodarcze kojarzyli z prawno-politycznym ustrojem Anglii. Dlatego też początki rewolucji francuskiej budziły w kupiecko-przemysłowych sferach Albionu obawy, że skoro Francja uzyska "wolny urząd" to w spontaniczny sposób stanie się wielką potęgą ekonomiczną. Również pierwsi brytyjscy historycy rewolucji przemysłowej (A. Toynbeee) widzieli istotę tego zjawiska w zastąpieniu systemu reglamentacji przez wolną konkurencję i badali je w aspekcie prawnym. Później uznano, że jest to branie skutków za przyczynę i podkreślano pierwszeństwo czynników ekonomicznych (p. Mantoux). Obecnie kompleksowe i drobiazgowe badania nad angielskim fenomenem gospodarczym zmierzają do pokazania złożoności zjawiska i zaznacza się powściągliwa rezerwa w stosunku do zbyt dramatycznych ujęć "konwencjonalnej" historiografii (T. S. Ashton). Przeważa opinia, że początek "rewolucji" wypada przenieść z lat sześćdziesiątych na wielki "boom", który nastąpił po zakończeniu wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych i trwał do przejściowej depresji z lat 1792-1793. Po tym kryzysie nadchodzi już potężna i trwała ekspansja zmechanizowanego przemysłu fabrycznego. W połowie XVIII w. angielskie ośrodki przemysłu tekstylnego niewiele różniły się od analogicznych ośrodków w Saksonii, na Śląsku, w Czechach czy w regionie Lyonu i Barcelony, a angielska metalurgia ustępowała szwedzkiej i rosyjskiej. Później przemysł brytyjski rozwinął się znacznie szybciej niż w innych krajach. W XVIII w. w Anglii dokonano wielu wynalazków, ale nie trzeba tego chyba przypisywać jakiemuś szczególnemu geniuszowi technicznemu Anglików. Sprawdziło się w tym kraju przysłowie: "potrzeba matką wynalazków". W Anglii na skutek złożonego splotu okoliczności i bodźców powstało szczególne zapotrzebowanie na wyroby przemysłowe. Anglia stanowiła największą strefę wolnego handlu w Europie (co było zasługą "wolnego rządu"), a więc najbardziej ruchliwy rynek wewnętrzny. Był to rynek wyjątkowo chłonny, średnia zamożność i dochód na głowę przewyższały bowiem poziom Europy kontynentalnej, jeśli pominiemy tak małe regiony, jak Holandia. Na skutek procesów zachodzących w angielskiej strukturze agrarnej zmniejszała się liczba ludzi zatrudnionych w rolnictwie. Akcja ogradzania i wykupywania gruntów "otwartych i wspólnych" czyniła szybkie postępy w latach 1760-1780, nieco osłabła w dwudziestoleciu 1780-1800, aby w przyspieszonym tempie dobiegnąć kresu w pierwszych dziesięcioleciach XIX w W XVIII w. dokonała się znaczna koncentracja własności ziemskiej w rękach wielkich landlordów kosztem pomniejszej gentry i drobnych właścicieli ziemskich (freeholders). W wielu dobrach od połowy wieku wprowadzono pracochłonne nowe rolnictwo, ale obok intensywnej uprawy zbóż, roślin pastewnych i przemysłowych coraz większe obszary obracano na łąki i pastwiska. Na ogrodzonych pastwiskach stada owiec i bydła nie wymagały dozoru. Coraz więcej ludności wiejskiej szukało zarobku w rzemiośle chałupniczym. W nowszej historiografii uważa się wprawdzie, że tradycyjny pogląd o masowej proletaryzacji ludności wiejskiej już w XVIII w. jest przejaskrawiony. W każdym jednak razie zmiany dokonujące się w rolnictwie były równie doniosłe jak zmiany dokonujące się w przemyśle i Anglia stała się wolnym wielkim rynkiem narodowym o wyjątkowo zaawansowanym społecznym podziale pracy. Kraj ten był dobrze przez naturę wyposażony w pola, pastwiska, sieć nadających się do budowy młynów rzek, złoża węgla i rud. Nie dostawało tylko niezbędnych dla ówczesnego przemysłu hutniczego lasów. Rynek wewnętrzny i zasoby naturalne wyspy nie zdołałyby wyzwolić eksplozji przemysłu brytyjskiego, gdyby nie bodźce z zewnątrz. Na skutek swego położenia Anglia była krajem morskiego rybołówstwa i żeglugi, co pobudzało przemysł okrętowy, nade wszystko jednak handel zagraniczny i kolonialny. Szczególne znaczenie miał rynek północnoamerykański. W koloniach gwałtownie powiększyła się liczba ludności, która pod względem zamożności przewyższała średnią europejską, a na skutek polityki gospodarczej metropolii pozbawiona była (w każdym razie przez dłuższy czas) własnego przemysłu. Podobna polityka w odniesieniu do Irlandii przynosiła, z powodu jej ubóstwa, mniejsze wyniki, ale uzależniony rynek irlandzki również stymulował brytyjski przemysł. Wreszcie z Indii Wschodnich i Zachodnich płynął strumień bogactw powodujący akumulację kapitałów w Anglii. Nawet trudności finansowe rządu sprzyjały gospodarce brytyjskiej. W związku z długiem publicznym powstał Bank Anglii i rozwinęły się instytucje kredytowe. W Anglii były kapitały i kredyt oraz stosunkowo rozwinięty rynek pracy, a więc był i pęd do inwestowania. Inwestowano w rolnictwo, przemysł budowlany i okrętowy oraz handel zamorski, a więc i w podtrzymującą ten handel wytwórczość krajową, na którą był popyt. Zdaniem nowszych historyków dopuszczano się pewnej przesady przyjmując jako wskaźnik rozwoju gospodarki brytyjskiej statystykę handlu zagranicznego, która nie jest całkiem miarodajna (nie uwzględnia nadużyć celnych i przemytu) i nie obrazuje czynnika tak ważnego, jak rynek wewnętrzny. Przyjmując te zastrzeżenia, warto jednak rzucić okiem na załączony wykres (P' Mantoux). Poprzez spowodowane głównie wojnami wahania rysuje się od lat osiemdziesiątych stały, ale nie gwałtowny wzrost, po czym w tej gospodarce zaczyna się dziać coś tak niezwykłego, że zasługuje na miano rewolucji. Kraj, którego zaludnienie i chłonność rynku wewnętrznego szybko rośnie, wytwarza potężne nadwyżki na rynki zagraniczne. A nie są to nadwyżki produkcji rolnej, które odgrywały poważną rolę w brytyjskim eksporcie w połowie stulecia. Od lat sześćdziesiątych Anglia z eksportera stała się importerem zboża. A więc coś niezwykłego stało się w brytyjskim przemyśle. W Anglii nie rozwinęły się charakterystyczne dla monarchii europejskiej scentralizowane manufaktury, choć istniały warsztaty Admiralicji i zakłady zbrojeniowe w domenach królewskich. Szczególne stosunki panowały również w górnictwie i metalurgii. Kopalnie, z reguły połączone w jednym ręku z hutami i koniecznym dla nich zapleczem leśnym, należały przeważnie do wielkiej arystokracji. W przemyśle górniczym Szkocji utrzymywały się swoiste relikty poddaństwa. Dożywotnio przywiązani do kopalń górnicy nosili na szyjach obroże z nazwiskiem swego pana i bywali sprzedawani wraz z kopalniami. Przypominało to pańszczyźniane manufaktury z Europy Wschodniej, ale ów odstręczający kandydatów do stanu górniczego relikt został w 1775 r. zniesiony. Posiadających kopalnie i huty landlordów trudno nazwać przemysłowcami. Przeważnie wypuszczali oni swe zakłady w dzierżawę. Kiedy nadszedł boom w metalurgii, wzbogaceni dzierżawcy i wytwórcy towarów metalowych nabywali kopalnie i huty zasilając powstającą klasę wielkich kapitalistycznych przemysłowców. Do schyłku XVIII w. podstawową gałęzią brytyjskiego przemysłu był jednak przemysł tekstylny, w którym panowała wytwórczość rzemieślnicza, chałupnicza i nakładcza. Gdy mówiono w Anglii o "manufakturzystach", to owa nazwa nie oznaczała właścicieli zapchanych rękodzielniczymi warsztatami wielkich budynków, ale drobnych wytwórców lub kupców-nakładców koordynujących rozsianą produkcję rzemieślniczą. Kupcy byli klasą liczącą się w życiu społeczno-politycznym "starej Anglii". Obok nich dopiero wraz z mechanizacją produkcji pojawili się wielcy fabrykanci. Początki tych dorobkiewiczów bez tradycji były przeważnie bardzo skromne. Wywodzili się z pogranicza rzemiosła i drobnego handlu. Potrafili jednak w porę wykorzystać pomysłowość wynalazców, okazali talent organizacyjny i mogli zainwestować niewielki kapitalik, który miał się wkrótce ustokrotnić. Początki mechanizacji w przemyśle włókienniczym sięgają XVII w. dotyczą jednak wąskiej specjalności, którą było pończosznictwo. Wynaleziony w 1598 r. przez Williama Lee warsztat pończoszniczy (stocking frame) był już niewątpliwie maszyną. Prześladowany, jak wszyscy wynalazcy, przez rzemieślników, Lee musiał uchodzić do Francji. Ale już w XVII w. pończosznictwo maszynowe prawie zupełnie wyparło ręczne. Warsztaty mieściły się w mieszkaniach, były jednak drogie. Przeważnie kapitaliści wydzierżawiali je rzemieślnikom pobierając za to czynsz (frame rent). Mechanizacja pończosznictwa nie dała początków przemysłowi fabrycznemu, które wiążą się z jedwabnictwem. W 1716 r. John Lombe wykradł z Włoch sekret maszyny przędzalniczej i wraz z dysponującym kapitałem bratem Thomasem założył koło Derby pierwszą w Anglii prawdziwą fabrykę. Napędzana siłą wodną i zatrudniająca 300 robotników fabryka braci Lombe stała się przedmiotem ogólnego podziwu. Thomas Lombe (1687-1739) w ciągu 15 lat dorobił się 120 tys. funtów, otrzymał szlachectwo i tytuł szeryfa. Gdy wygasł jego patent, powstało w Anglii w połowie XVIII w. kilka fabryk jedwabniczych. Na skutek trudności surowcowych oraz konkurencji jedwabnictwa francuskiego i włoskiego przemysł ten nie rozwinął się jednak na wielką skalę. Pończosznictwo i jedwabnictwo były to sektory marginesowe. Od stuleci podstawowym przemysłem Anglii było sukiennictwo, które do końca XVIII w. zachowało dominującą pozycję. Przemysł wełniany był obarczony tradycją, przywilejami, przepisami reglamentacyjnymi. Sukiennicy byli tak silni, że potrafili wygrać w parlamencie walkę z hodowcami owiec (a więc z gentry) i uzyskać w 1788 r. ustawę zakazującą wywozu z Anglii surowej wełny. Potężny przemysł wełniany z oporami i opóźnieniami przyjmował innowacje techniczne i towarzyszące im zmiany w organizacji produkcji. Do końca XVIII w. pozostał też w rękach kupców-nakładców. Wprawdzie przodujący i najbardziej nowoczesny ośrodek sukiennictwa w West Riding (hrabstwo Yorkshire) w latach 1783-1792 podwoił swoją produkcję, ale było to niewiele w porównaniu z prawdziwą rewolucją, która rozpoczęła w przemyśle bawełnianym i z czasem pociągnęła za sobą przemysł wełniany. Od początku XVIII w. angielscy producenci sukna zwalczali import z Indii tkanin bawełnianych i uzyskali odpowiednie ustawy parlamentu brytyjskiego. Moda była silniejsza i w hrabstwie Lancashire rozwinęła się krajowa produkcja tkanin z importowanej bawełny (czego ustawy nie zakazywały). Robotnikom angielskim brak było jednak wprawy i zręcznych palców Hindusów. Zbyt słaba nić bawełniana musiała być zasilana lnianą. Tkaniny indyjskie, które mimo wszystko docierały drogą kontrabandy, były znacznie lepsze. Walczący o swoje miejsce nowy przemysł bawełniany ze szczególną skwapliwością chwytał się coraz to nowych ulepszeń technicznych. Rewolucja przemysłowa nie zawdzięcza początków swej technologii uczonym inżynierom, ale licznym plebejskim "majsterkowiczom". Obowiązujące w Anglii prawo patentowe teoretycznie zapewniało wynalazcom wielkie korzyści, Chęć zysku oraz posiadanie "złotych rąk" kierowały wielu majstrów tkackich, ślusarskich, hutniczych czy ciesielskich (żeby wybudować młyn, trzeba było mieć dobrą głowę) do szukania szczęścia na polu wynalazczości. Wiele z dokonywanych równocześnie ulepszeń pozostało anonimowymi. Nazwiska kilkunastu skromnych "majsterkowiczów" przeszły do historii techniki i przemysłu, ale żaden nie dorobił się spodziewanej fortuny. Wynalazki ich zaowocowały w rękach sprytnych wspólników i przywłaszczycieli, którzy mieli głowy do interesów i mogli zainwestować kilkaset funtów na dobry początek. W 1733 r. gręplarz z hrabstwa Lancashire, John Kay, wynalazł latające czółenko (fly shuttle), które zwielokrotniło wydajność warsztatu tkackiego. Prześladowany przez tkaczy (w 1752 r. jego dom został splądrowany) i okpiony przez przedsiębiorców, którzy przeciw jego roszczeniom patentowym założyli związek Shuttle Club, Kay uszedł do Francji, gdzie umarł w nędzy. Latające czółenko około 1760 r. rozpowszechniło się w przemyśle włókienniczym, zwłaszcza bawełnianym. Spowodowało to zachwianie równowagi między tkactwem a przędzalnictwem, które nie nadążało. Rosła cena przędzy. Wprawdzie równocześnie z wynalezieniem latającego czółenka cieśla John Wyatt skonstruował w 1733 r. maszynę do przędzenia, ale ów wynalazek (opatentowany w 1738 r.) nie odegrał zrazu większej roli z powodu niedołęstwa nabywcy patentu, redaktora Edwarda Cave'a. Ten uczony człowiek założył pierwszą przędzalnię bawełny w Anglii, dużą fabrykę, która jednak kiepsko wegetowała do 1764 r. Następny etap rewolucji w technice przemysłu tekstylnego wiąże się z wynalazkiem dokonanym w 1767 r. przez cieślę i tkacza z Lancashire, Jamesa Hargreaves. Była to słynna "Przędząca Joasia" (spinning-jenny), mechaniczna przędzarka wózkowa. Ruchem korby wprowadzało się w ruch 8 wrzecion. Liczba wrzecion zależała od siły napędowej. Po 10 latach budowano już jennies o 80 i więcej wrzecionach. Oblicza się, że w 1788 r. było czynnych 20 tys. maszyn tego typu, a najmniejsza z nich wykonywała pracę 6 - 8 robotników. Prosta w konstrukcji i tania jenny była stosowana w przemyśle domowym i w Lancashire szybko wyparła kołowrotki. Zachwiana przez latające czółenko równowaga między tkactwem a przędzalnictwem została przywrócona. Niewiele miał z tego korzyści Hargreaves. Rzemieślnicy napadli go i rozbili pierwszy model jenny a maszyna była już w sprzedaży, zanim wynalazca ją opatentował. Lepiej powiodło się rzekomemu wynalazcy, a rzeczywistemu twórcy przemysłu fabrycznego, Richardowi Arkwrightowi (1732- 1792). Legenda uczyniła zeń w XIX w. bohatera narodowego. Żywot tego "świętego" kapitalizmu jest znamienny. Ubogi chłopiec z Lancashire, czeladnik perukarski, a potem zaledwie piśmienny balwierz, dorobił się nieco skupując na jarmarkach włosy od wiejskich dziewczyn. W 1768 r. przy pomocy pewnego zegarmistrza przywłaszczył sobie wynalazek chłopa-gręplarza, Thomasa Highsa. Była to doskonała maszyna przędzalnicza, zbliżona do maszyny Wyatta i nadająca się do zastosowania w fabryce. Wyrobiwszy sobie w 1769 r. patent Arkwirght umiał go wykorzystać. Zrazu pracował w spółce z pończosznikami, którym dostarczał przędzy, a w 1771 r., założył w Cromford koło Derby pierwszą swoją fabrykę przędzalniczą poruszaną kołem wodnym (stąd maszyna Arkwrighta otrzymała nazwę water-frame). Produkowana przędza bawełniana była tak mocna, że można z niej było bez domieszki lnu tkać kretony nie ustępujące indyjskim. Rzemieślnicy w 1779 r. spalili nową fabrykę Arkwrighta w Chorley, ale on umiał radzić sobie z przeciwnościami. W ciągłych procesach z konkurentami, dotarł do parlamentu i uzyskał zwolnienie przemysłu bawełnianego od ograniczeń co do wytwarzania czysto bawełnianych tkanin. Założył więc w hrabstwie Lancashire i Derbyshire wiele fabryk nie tylko przędzalniczych, lecz i tkackich. Pierwszy też zastosował w przemyśle tekstylnym maszynę parową. Kiedy w 1785 r. postępowanie sądowe wykazało przywłaszczenie wynalazku Highsa i unieważniło patent Arkwrighta, maszyna water-frame została powszechnie zastosowana w licznych fabrykach budowanych na wzór fabryk Arkwrighta. Mimo wzrostu konkurencji Arkwright do końca życia rozszerzał swoje bawełniane mocarstwo. Otrzymał szlachectwo i godność szeryfa hrabstwa Derbyshire. Niezwykle energiczny, pracowity i ambitny, mawiał, że ,jeśli będzie żyć dość długo, to stanie się dostatecznie bogaty, aby umorzyć dług publiczny". Umierając pozostawił pół miliona funtów kapitału. Wkrótce po water-frame weszła w życie nowa maszyna przędzalnicza, mule (muł), będąca bardzo udaną krzyżówką water-frame i jenny. Było to najwyższej klasy osiągnięcie techniczne, pozwalające prząść nić zdatną nawet do tkania muślinów. Wynalazca, syn drobnego właściciela ziemskiego z Lancashire, Samuel Crompton, nie umiał wykorzystać i ustrzec swego odkrycia. Mule stała się w 1783 r. własnością publiczną, a wynalazca otrzymał od parlamentu skromną gratyfikację. Udoskonalona jeszcze przez szkockiego fabrykanta, Williama Kelly, mule wraz z końcem XVIII w. wyparła jenny, a wraz z nią przemysł domowy z przędzalnictwa bawełnianego. Zastąpienie kołowrotka przez jenny a jenny przez water-frame i mule to etapy wyznaczające okres zamknięcia przędzalnictwa bawełnianego w murach fabrycznych. Postęp ten spowodował zachwianie równowagi ze względu na to, iż z kolei nie nadążało tkactwo ze swym nadającym się do chałupniczego użytku latającym czółenkiem. Mechaniczny warsztat tkacki zbudował i opatentował w 1785 r. tym razem uczony i poeta, wiejski proboszcz Edmund Cartwnght. Nie umiał się wziąć do interesu i rozwój mechanicznego tkactwa fabrycznego rozpoczął się dopiero w XIX w. W zajmującym nas okresie Anglia produkowała więcej bawełnianej przędzy niż tkanin i obok tkanin przędza była towarem eksportowym. Historyk techniki zwraca uwagę na daty wynalazków i patentów, historyk gospodarczy śledzi masowe efekty produkcyjne. Stąd pewne rozbieżności w datowaniu początków rewolucji przemysłowej. W dziedzinie przemysłu bawełnianego statystyka przemawia tym razem w sposób jednoznaczny, uwzględnia bowiem całość przerobu bawełny, zarówno na rynek wewnętrzny, jak i zagraniczny. Na początku XVIII w. Anglia importowała milion funtów surowej bawełny rocznie i do 1781 r. ilość ta stopniowo i systematycznie wzrastała do 5 mln. W latach 1782-1784 dokonał się wzrost z 5 do 12 mln, a w latach 1785-1789 z 12 do 32 mln. Masowa rewolucja w produkcji, a więc i w towarzyszących jej stosunkach społecznych, dokonała się w przemyśle bawełnianym w latach osiemdziesiątych. Podobnie przedstawia się sprawa z kluczowym przemysłem nadchodzącej ery produkcji fabrycznej - metalurgią. Produkcja surówki żelaznej, która w połowie XVII w. wynosiła w Anglii 30 tys. ton rocznie, do początków XVIII w. spadła poniżej 20 tys. Główną przyczyną tego spadku był kryzys paliwa, wyczerpanie się położonych w pobliżu kopalń lasów. Anglia obfitowała w węgiel i od połowy XVII w., wiele głów wysilało się, aby wynaleźć sposób wytapiania surówki przy użyciu koksu. Pewne sukcesy w tej dziedzinie osiągnął Abraham Darby I (1677-1717), założyciel sławnej dynastii hutników. Początki znów nader skromne. Syn farmera, budowniczy młynów i wytwórca garnków żeliwnych, w czasie podróży obserwował metody odlewników holenderskich i w 1709 r, nabył hutę Coalbrookdale w starym, prawie opuszczonym, ale obfitującym w węgiel ośrodku hutniczym w hrabstwie Shropshire. Na podstawie zapisek ojca kontynuował jego eksperymenty Abraham Darby II (1711-1763), któremu wreszcie w 1735 r. udało się uzyskać czysty wytop przy użyciu koksu bez dodatku węgla drzewnego. Sekret długo pozostał w rodzinie, podczas gdy wokół Coalbrookdale rozrastał się wielki zespół hut i kuźnic, Zięć Abrahama II, Richard Reynolds, i jego syn Abraham Darby III (1750-1791 ) to już potentaci przemysłu hutniczego. W rejonie Coalbrookdale położyli oni 20 mil żelaznych szyn, po których krążyły wagony z rudą i węglem. Produkcja zakładów, która pod koniec życia Abrahama I wynosiła około 500 ton rocznie, z końcem stulecia wzrosła do 13-14 tys. ton. Rewelacyjny wynalazek Abrahama II przez dłuższy czas nie rozprzestrzeniał się poza okolice Coalbrookdale nie tylko z powodu dyskrecji "dynastii". Zastosowanie w hutnictwie koksu często wymagało przemieszczenia kopalni rud i wielkich pieców z okolic obfitujących w drzewo do rejonów węglowych. A ponadto rewolucja w dziedzinie wytopu surówki miała swoje technologiczne "wąskie gardło". Kruche żeliwo, aby zostać przerobione w żelazo sztabowe, wymagało rafinowania za pomocą węgla drzewnego i pracochłonnego kucia. I znów wielu ludzi głowiło się nad problemem dalszego przerobu łatwo teraz osiągalnej surówki. Pewne osiągnięcia mieli w tej dziedzinie majstrowie z Coalbrookdale, ale decydującego wynalazku dokonało w 1782 r. równocześnie i niezależnie od siebie dwóch ludzi: podmajstrzy górniczy Peter Onions i dostawca Admiralicji Henry Cort. Onions pozostał w cieniu, a ustosunkowany Cort otrzymał patent, na mocy którego miał otrzymywać 10 szylingów od tony przerobionego żelaza. Gdyby umowy z hutnikami weszły w życie, to Cort stałby się milionerem. Ale wplątany w bankructwo swego wspólnika utracił patent i żył w nędzy, utrzymywany pod koniec życia z rządowego zasiłku. Wynalazek Corta (pudlingowanie) polegał na świeżeniu surówki przy użyciu koksu i zastąpieniu kucia walcowaniem. Rewolucja w technologii metalurgicznej została dopełniona i pudlingowane żelazo pod względem jakości było bezkonkurencyjne. Wynalazek Corta, który "odkorkował" górnictwo i hutnictwo, tym razem niezwykle szybko zastosowano w skali przemysłowej (do czego przyczyniły się także niepowodzenia patentowe wynalazcy). Produkcja żelaza, która mimo stosowania w wielkich piecach koksu do 1780 r. wzrosła tylko do 40 tys. ton, w 1790 r. osiągnęła 80 tys., a w 1800 r. - 190 tys. Równie szybki był wzrost produkcji miedzi w Kornwalii (z 7,5 tys. ton w latach trzydziestych do 48 tys. pod koniec stulecia). Rozwój brytyjskiego górnictwa i hutnictwa nie nadążał jeszcze za potrzebami przemysłu żelaznego. W tym samym dziesięcioleciu 1780-1790, w którym podwoiła się produkcja, podwoił się również import żelaza sztabowego z Rosji i Szwecji (z 30 do 60 tys, ton). Wzrost zapotrzebowania na żelazo wiązał się z tym, że obok tradycyjnych odbiorców broni, blachy, łopat, motyk, sierpów, podków, garnków, noży, gwoździ, szpilek i wszelkiego rodzaju ślusarskiej drobnicy powstał rynek na udoskonalone narzędzia rolnicze, maszyny i urządzenia przemysłowe, żelazne szyny czy rury wodociągowe. Na pograniczu przemysłu górniczo-hutniczego i żelaznego powstawały przedsiębiorstwa na niespotykaną dotąd skalę. Odpowiednikiem "króla bawełny", Arkwrighta, był jego rówieśnik "król żelaza", John Wilkinson (1728-1808). Miał on niewątpliwe uzdolnienia techniczne, konstruował precyzyjne wytaczarki i tokarki, nade wszystko jednak śmiało i szybko wprowadzał w życie najnowsze cudze osiągnięcia. Rozpoczął karierę jako podmajstrzy w hucie Bradley, gdzie w 1754 r. zainstalował pierwszy piec koksowy wzorowany na piecach Darbych. Początkowo był jedynie właścicielem niewielkiego przedsiębiorstwa odziedziczonego po ojcu. W 1772 r. wszedł już w posiadanie hut w Bradley, potem założył górniczo-hutniczy kombinat w Broseley (gdzie sąsiadował z Coalbrookdale) i stopniowo rozgałęził swe przedsiębiorstwa w hrabstwach środkowej i zachodniej Anglii. Było to prawdziwe państwo, w którym od 1787 r. kursowały jako moneta srebrne i miedziane liczmany z wizerunkiem potentata i napisem: "Wilkinson Iron Master". Wilkinson pierwszy zaczął wyrabiać żelazne stołki, kadzie dla browarów i gorzelni, lane rury wszelkich wymiarów. W 1779 r. wraz z Abrahamem Darby III wybudował na rzece Severn pierwszy żelazny most. W 1787 r. spuścił na wodę pierwszy żelazny statek- W 1788 r. wykonał niebywałe zamówienie na 16 mil rur w celu zaopatrzenia Paryża w wodę. Wilkinson stał się prawdziwym fanatykiem żelaza. Na starość przepowiadał, że żelazo zastąpi większość używanych materiałów, że będzie się budowało żelazne domy, drogi i okręty. Kazał się pochować w żelaznej trumnie. Wilkinson był pierwszym nabywcą maszyny parowej Watta (1775). Maszyna parowa w XVIII w. należy bardziej do historii techniki niż do historii gospodarczej. W przemyśle podstawowym źródłem energii pozostało koło poruszane wodą i silniki parowe przed końcem stulecia nie uzyskały statystycznego znaczenia. Wejście ich w życie pozostaje jednak w sferze interesujących nas poszukiwań i osiągnięć, które wiążą się z początkami rewolucji przemysłowej. Pierwsze niezgrabne "maszyny ogniowe", kosztowne, mało wydajne i niebezpieczne w użyciu, były to pompy. Wraz z pogłębianiem się kopalń, wprowadzeniem wodociągów i rozbudową urządzeń piętrzących wodę w celach przemysłowych, problem odpowiednio skutecznych pomp stawał się palący. Konstrukcja pompy wodnej (tłok i cylinder) wiąże się też z genezą pomysłu maszyny parowej. Pierwszy parowy "podnośnik wody" skonstruował i opatentował w 1698 r. inżynier wojskowy Thomas Savery. Był on również autorem książki The Miner's Friend (Przyjaciel górnika, 1702). Pompę Savery'ego próbowano stosować do odwadniania kopalń. Wkrótce wyparła ją z użycia dużo lepsza "maszyna ogniowa", zbudowana w latach 1711-1712 przez Thomasa Newcomena, kowala i ślusarza z hrabstwa Devonshire, któremu pomagał szklarz John Cawley. Pompa Newcomena w 1720 r. osiągnęła ten praktyczny kształt, który utrzymał się przez pół wieku. Używano jej w kopalniach i w miejskich instalacjach wodociągowych, a także, ku rozrywce wielkich panów, w pałacowych fontannach. Około 100 takich pomp było czynnych w północnej Anglii, kiedy w 1769 r. uzyskał swój pierwszy patent James Watt (1736-1819). W przeciwieństwie do plebejskiej większości ówczesnych wynalazców Watt był gruntownie wykształconym inżynierem (i synem inżyniera).Z problemem maszyny parowej zetknął się w 1763 r., kiedy w jednej z kopalń powierzono mu reperację pompy Newcomena. Pierwszy swój patent określił skromnie jako "zmniejszenie zużytkowania pary i paliwa w maszynach ogniowych". Doniosłość wynalazku polegała na wyodrębnieniu cylindra i skraplacza, które w maszynie Newcomena stanowiły jedną całość. Mimo że zasadniczy problem został rozwiązany, pierwsza maszyna Watta nie miała powodzenia. Niepraktyczny Watt pewnie podzielił by los niemal wszystkich wynalazców i marnie zginął w interesach, gdyby nie to, że znalazł wspólnika i przyjaciela w osobie bogatego i kulturalnego przemysłowca, Matthew Boultona (1728-1809). Boulton prowadził w Soho (pod Birmingham) bardzo nowocześnie wyposażoną dużą wytwórnię precyzyjnych wyrobów metalowych. Watt uzyskał w 1775 r. nowy patent i rozpoczęto w Soho produkcję maszyn parowych. Początkowo były to pompy. Mimo dość licznych zamówień (m,in. do Paryża) produkcja była nieopłacalna, Boulton miał jednak środki, aby przetrwać trudności i od połowy lat osiemdziesiątych w Soho zaczęła się świetnie rozwijać nowa dziedzina przemysłu maszynowego. Pompy Watta pracowały w kopalniach i hutach oraz w przemyśle tekstylnym jako urządzenia pomocnicze. Ale w 1785 r. ruszyła pod Papplewick pierwsza przędzalnia o napędzie parowym. W 1786 r. pod osobistym nadzorem Watta uruchomiono młyny parowe w Londynie. W 1800 r., w przemyśle bawełnianym pracowały 84 maszyny Watta, a ogółem fabryka w Soho wyprodukowała ich do tego czasu 500. Jest to już jednak dalsza historia. W zamykającym się rokiem 1789 okresie nad "stolicą bawełny" Manchesterem dymił tylko jeden komin fabryki Arkwrighta. 9. Społeczne następstwa rewolucji przemysłowej i jej oddziaływanie poza Anglią Początki rewolucji przemysłowej stworzyły też początki proletariatu fabrycznego. Zmechanizowana przędzalnia bawełny z lat osiemdziesiątych to, pominąwszy dym maszyny parowej, już jakby rycina z XIX w. Szpetny ceglany budynek cztero, pięciopiętrowy o małych oknach i niskich izbach, w którym w "funkcjonalnym" ścisku tłoczyło się 200- 500 robotników i wiele tysięcy furkoczących wrzecion. Fabryka pracowała na zmiany dzień i noc. Robotnicy to przeważnie kobiety i dzieci. W powietrzu unosił się duszący pył bawełniany, a dla oszczędności opału okna były zamknięte. Szerzyła się z tego powodu tzw. "fabryczna gorączka". W celu podniesienia ducha zalecano śpiewanie psalmów. Wynagrodzenie kobiet i dzieci było marne, bo i wymagane kwalifikacje nie były wysokie. Zręczność palców zastąpiona została maszyną. Natomiast robotnicy-mężczyźni, a zwłaszcza kierujący i dozorujący majstrowie byli dobrze płatni- Zmienił się również pejzaż w przemyśle żelaznym. Zamiast rozrzuconych nad rzekami wśród lasów malowniczych małych hut i kuźnic, w których sobie po kowalsku majstrowano, stłoczenie wielkich budynków spowitych węglowym dymem i liczna rzesza robotników (to już nie kobiety i dzieci), obsługujących piece, walcownie, wiertarki, tokarki, pompy i wagony pod czujnym okiem energicznych iron masters. Trzeba jednak pamiętać, że te fabryki-koszary i te górniczo-hutnicze kombinaty to dopiero zadatek przyszłości, to nieliczne wyspy ginące w krajobrazie rolniczo-rzemieślniczej "zielonej Anglii"- Rodzący się proletariat fabryczny w początkowej fazie rewolucji przemysłowej nie stanowił jeszcze wielkiego problemu społecznego. Problemem tym była natomiast wielosettysięczna rzesza rzemieślników i chałupników, która broniła starego obyczaju przeciw nowej technice i nowemu wyzyskowi. W połowie XVIII w. rzemieślnikom w Anglii nieźle się powodziło. Ceny za zboże były niskie w stosunku do cen za wyroby rękodzielnicze przemysł był rozsiany, wiejski, kupcy i nakładcy szukali nieraz daleko rąk roboczych i warsztatów. Tkacze, górnicy i przewoźnicy byli pewni siebie i skorzy do zrzeszania się w związki w walce z zagraniczną konkurencją oraz w obronie ustalonych cen, płac i wag. Kiedy w latach 1765-1775 przyszedł nieurodzaj oraz dało się odczuć oddziaływanie mechanizacji w przemyśle tekstylnym (latające czółenko i jenny), ceny za zboże rosły w stosunku do cen wyrobów przemysłowych i płac, które otrzymywali nie zmechanizowani chałupnicy. A ci stanowili ogromną większość. Nasilały się konflikty społeczne, na które oddziaływały później trudności gospodarcze towarzyszące wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Już w pierwszej połowie XVIII w. doszło do rozruchów połączonych z niszczeniem maszyn w przemyśle pończoszniczym i jedwabniczym. Teraz ruszyły się masy tkaczy i przędzarzy. Wyrobnicy widzieli w maszynach przyczynę spadku cen i zaostrzenia konkurencji. Problem nabrał wagi państwowej. W 1769 r. rozbijano maszyny jenny i w pobliżu Londynu tłum zburzył mechaniczny tartak w Limehouse. W odpowiedzi na to parlament uchwalił ustawę, na mocy której niszczenie budynków z maszynami "przez tłum nielegalnie zgromadzony i buntujący się" uznano za zbrodnię (felony) równą podpaleniu. a więc podlegającą karze śmierci. W Londynie i w hrabstwie Middlesex nie ustawały zamieszki na tle cen i płac. Aby położyć temu kres, parlament w 1773 r. wydał słynne prawo Spitalfields Act, obejmujące zbiór przepisów i taryf, podlegających kontroli sędziów pokoju. Tkacze uznali to za spełnienie swych żądań i utworzyli związek, aby zapewnić wykonanie prawa. Zarysowała się w Anglii problematyka związków zawodowych i arbitrażu. Spitafields Act miał jednak tylko zakres lokalny (Londyn, Westminster i Middlesex). W 1779 r. doszło do wielkiego buntu przeciw maszynom w całym hrabstwie Lancashire. Wtedy to spłonęła fabryka Arkwrighta. Bunt stłumiło wojsko i prowodyrów powieszono. Wyrobnicy z Lancashire spróbowali więc wejść na drogę legalną, wnosząc w 1780 r. petycję do Izby Gmin (był to okres rozkołysanego w Anglii ruchu "komitetów i petycji", w sprawie zakazu maszyn przędzalniczych. Petycja nie odniosła skutku, ale w związku z poprawą koniunktury w przemyśle bawełnianym i przywróceniem równowagi między przędzalnictwem a tkactwem wzburzenie w Lancashire osłabło. Od 1780 r. głównym ogniwem walki z maszynami stał się natomiast ośrodek przemysłu wełnianego w West Riding. W 1782 r. komitet "manufakturzystów" uzyskał uchwalenie przez parlament drugiej, bardziej precyzyjnej ustawy, orzekającej karę śmierci za rozbijanie maszyn i niszczenie towarów. Walka z mechanizacją, charakterystyczna dla przedproża rewolucji przemysłowej, osłabła w okresie wielkiego boomu lat 1782-1792. Trzeba pamiętać, że doskonała koniunktura zapanowała nie tylko w przemyśle tekstylnym i żelaznym, ale we wszystkich gałęziach gospodarki brytyjskiej. Podjęto wielkie prace nad budową dróg i kanałów. Podwoiła się w tych latach produkcja cegieł, a więc i zatrudnienie w przemyśle budowlanym. Mimo postępów mechanizacji nie można było narzekać na brak pracy i niskie zarobki. Zwłaszcza płace nielicznych jeszcze robotników fabrycznych (mężczyzn) były wysokie, znacznie wyższe nie tylko od wynagrodzenia robotników rolnych lecz również od zarobków w chałupnictwie. Miało tak być do czasu, ale na razie dobre zarobki przełamywały wstręt wolnych rzemieślników do fabrycznych dyscyplin i maszyn. Dość chętnie oddawano do fabryk dziewczęta i dzieci, żeby dorobiły parę groszy. W przemyśle domowym postępowała mechanizacja równoległa z proletaryzacją. Rzemieślnika nie było stać na jenny czy domowy model mule, pracował więc na maszynie kapitalisty. Maszyny te instalowano na poddaszach i w suterenach domów miejskich. Przemysłowe miasta przyciągały ludność ze wsi i rosły w niezwykłym tempie. Rewolucji przemysłowej towarzyszyła koncentracja rozsianej dotąd wytwórczości. Przemysł hutniczy i żelazny skupił się w węglowych rejonach środkowo-zachodniej Anglii i południowej Walii. Przemysł bawełniany opanował hrabstwa Lancashire i Derbyshire, z których wyparł sukiennictwo. Najbardziej rozproszony w Anglii przemysł wełniany miał swój ośrodek w północnym hrabstwie Yorkshire. Wyrastały "stolice" żelaza (Birmingham), bawełny (Manchester) i wełny (Leeds). Te trzy miasta to najważniejsze spośród wielu, które zawdzięczały swój rozwój rewolucji przemysłowej. Na początku XVIII w. liczyły one po kilka tysięcy mieszkańców. W 1801 r. Manchester z przedmieściami miał 95 tys. mieszkańców, Birmingham 73 tys., a Leeds 53 tys. Najludniejsza z tych "stolic" (Manchester) była siedzibą najbardziej scentralizowanego przemysłu bawełnianego. Najbogatsza (Birmingham) miała poza swymi murami kopalnie i huty, zagęszczone w okolicznym tzw. "czarnym kraju". Najmniej dynamiczna (Leeds) była ośrodkiem przemysłu o opóźnionym procesie mechanizacji i dostępnej na obszarze całej Anglii bazie surowcowej (wełna). W skali całego kraju (pomijając wielki Londyn) dokonało się przesunięcie gęstości zaludnienia w kierunku z południa i wschodu na północ i zachód, co wiązało się również z rozwojem portów oceanicznych (Plymouth, Bristol, a zwłaszcza Liverpool). Najbardziej aktywne gospodarczo tereny pokryły się z obszarami obfitującymi w węgiel, który służył zarówno ogrzewaniu mieszkań, jak energii przemysłowej. W drugiej połowie XVIII w. ujawniły się w Anglii tendencje i dokonały przesunięcia o charakterze definitywnym dla dalszego rozwoju tego kraju. Rzemieślnicy i chałupnicy przegrali swoją beznadziejną walkę z mechanizacją. Kiedy przemysł fabryczny zyskał przewagę i zaczęły występować kryzysy nadprodukcji (kryzys taki zarysował się w bawełnictwie już w latach 1792-1793), znikły zachęcające do fabryk płace i na miejsce sprawy rzemieślniczej miała się wysunąć sprawa robotnicza. W interesującym nas okresie rzemieślnicy i chałupnicy bronili starej zasady reglamentacji, kapitaliści zaś wprowadzali nową zasadę wolnej konkurencji. Ten liberalizm gospodarczy dotyczył zrazu rynku wewnętrznego. Jak już wiemy, zrzeszająca kupców i przemysłowców Wielka Izba Manufakturzystów w 1785 r. sprzeciwiła się wprowadzeniu wolnego handlu z Irlandią. Ale zgoda wśród "manufakturzystów" nie miała trwać długo. Do głosu zaczęli dochodzić ludzie w angielskim społeczeństwie nowi, wielcy przemysłowcy. Kiedy w 1786 r. wypłynęła sprawa traktatu handlowego z Francją, Izba rozdwoiła się. Przewodniczący jej, potentat przemysłu ceramicznego Josiah Wedgwood, wraz z właścicielami hut i przędzalni z Birmingham, Mancherster i Derby poparli projekt Pitta. Przemysłowcy zresztą nie odgrywali jeszcze jakiejś większej roli w polityce brytyjskiej. Dogadzał im "wolny, lecz dobrze uregulowany rząd" Pitta, którego nakłonili do obniżenia wysokiej początkowo akcyzy na wyroby fabryczne. Zapalonym wielbicielem premiera był zwłaszcza Robert Peel (1750-1830). Zaczął on swą karierę jako skromny wspólnik warsztatów drukujących tkaniny bawełniane, ale już w 1780 r. zatrudniał w swych zakładach i jako chałupników całą ludność kilkutysięcznego miasta Bury. Peel, który od 1790 r. zasiadał w Izbie Gmin, otrzymał tytuł baroneta z godłem "industria". Zajmował się głównie gromadzeniem olbrzymiego majątku, ale syna wylansował w polityce tak skutecznie, że Robert II (1788-1850) został przywódcą torysów (on to przemianował ich na partię konserwatywną) i dwukrotnym premierem Wielkiej Brytanii. Takie to "sagi rodzinne" rozpoczynały się w epoce rewolucji przemysłowej. W ciągu życia dwóch pokoleń Anglia z kraju rolniczo-przemysłowego stała się przemysłowo-rolniczym. To, co działo się w Anglii, musiało budzić zainteresowanie w Europie. W latach osiemdziesiątych XVIII w. zwiedzanie i podziwianie hut i fabryk weszło do repertuaru modnych podróży po Wielkiej Brytanii. Na tym się jednak przeważnie kończyło. Chociaż od czasu ukazania się francuskiej Wielkiej Encyklopedii nie można narzekać na brak zaciekawienia intelektualnych elit techniką i jej praktycznymi zastosowaniami, na kontynencie stosunki społeczno-gospodarcze na ogół nie dojrzały jeszcze do przyjęcia techniki angielskiej i do praktycznego zastosowania własnych wynalazków. Znamienna jest historia największego francuskiego wynalazcy tych czasów w dziedzinie techniki przemysłowej, inspektora królewskich manufaktur Jacquesa Vaucansona. Zbudowana przez niego w 1745 r. maszyna jedwabnicza znalazła zastosowanie dopiero w XIX w., cieszyły się natomiast powodzeniem konstruowane przez Vaucansona zabawki mechaniczne, jak kaczka, która chodziła, machała skrzydłami, kwakała i piła wodę. Do przemysłu francuskiego, zwłaszcza po traktacie handlowym z 1786 r. zaczęła jednak przenikać angielska technika. W 1789 r. w przędzalnictwie bawełnianym pracowało 1300jennies i jedna fabryka typu Arkwrighta (założona w 1785 r.). Większe znaczenie miało naśladowanie angielskich wzorów w górnictwie i hutnictwie. W tej gałęzi przemysłu istniała koncentracja środków, ale subwencjonowane przez króla kompanie były ciężką i kosztowną machiną. Rozwinęło się górnictwo węglowe (w Anzin stosowano pompy parowe), a w dużym kombinacie górniczo-hutniczym w Le Creusot po raz pierwszy na kontynencie wytapiano surówkę przy użyciu koksu. Również w Belgii znacznie zwiększono wydobycie węgla i zainteresowano się pompami parowymi. Poza tymi "pierwszymi jaskółkami" rewolucja przemysłowo-techniczna przed 1789 r. bulwersowała umysły elit, ale nie zaznaczyła się w gospodarce kontynentu europejskiego. Eksplozja przemysłu brytyjskiego miała natomiast doniosły wpływ na gospodarkę Stanów Zjednoczonych, głównego eksportera bawełny. W 1793 r. Eli Whitney konstruując maszynę do czyszczenia bawełny (odziarniarkę) dokonał pierwszego ważnego wynalazku amerykańskiego w dziedzinie techniki przemysłowej. 10. Dekolonizacja czy rewolucja w Ameryce? W czasach nam współczesnych Amerykanie chętnie określają się jako naród, który zapoczątkował dekolonizację zrzucając przed dwustu laty jarzmo brytyjskie. O ile wypowiedź taka jest pod względem językowym poprawna, o tyle w treści swej stanowi zupełny anachronizm. Powstanie Stanów Zjednoczonych może być uznane za pierwsze ogniwo swoistego procesu dekolonizacyjnego, który w pierwszych dziesięcioleciach XIX w. przyniósł niepodległość krajom Ameryki Łacińskiej. Połączona z zasiedleniem przez Europejczyków kolonizacja, a potem dekolonizacja obydwóch Ameryk to jednak zupełnie odmienny proces od nowoczesnego kolonializmu, polegającego na opanowaniu przez znikomą mniejszość białych ludzi krajów Azji i Afryki. Ten kolonializm zaczął się na dobre rozwijać właśnie po dekolonizacji Nowego Świata i likwidacja tego typu kolonializmu jest istotą dekolonizacji dokonującej się w połowie XX w. Analogia między tymi dwoma procesami dekolonizacyjnymi byłaby trafna wtedy, gdyby Indianie na schyłku XVIII w. i początku XIX w. usunęli z Ameryki Anglików, Hiszpanów i Portugalczyków. W Nowym Świecie nastąpiło uzyskanie suwerenności przez zaoceaniczne prowincje europejskich mocarstw, które to prowincje jako niepodległe państwa weszły do europejskiej społeczności międzynarodowej. Angielscy koloniści w Ameryce byli upośledzeni przez brak przedstawicielstwa w parlamencie brytyjskim, ale na kontynencie europejskim było wiele upośledzonych prowincji. Jeśli szukać analogii, to wywalczenie niepodległości przez Stany Zjednoczone można porównać ze zrzuceniem panowania habsburskiego przez Szwajcarów czy ze zrzuceniem panowania hiszpańskiego przez Holendrów. I takie porównania czynili współcześni. Obok Szwajcarii i Holandii do europejskiej społeczności międzynarodowej weszła położona za oceanem nowa republika federalna (zrazu raczej federacja republik). Dyskutuje się obecnie nad tym, czy to, co się stało w Ameryce, było rewolucją czy powstaniem. Dla współczesnych nie ulegało wątpliwości, że to była rewolucja, ale też mianem "rewolucji" określano wówczas wszystkie gwałtowne przesilenia i walki polityczne. Dziś wiąże się z pojęciem rewolucji gwałtowne zmiany w strukturach społecznych i stawia się pytanie, czy temu pojęciu odpowiada przejęta z XVIII w. nazwa: "rewolucja amerykańska". Wypada zgodzić się z historykami, którzy dają odpowiedź twierdzącą. I to nie tylko dlatego, że każdej walce angażującej cały naród towarzyszą silne napięcia społeczne i że poddani Korony brytyjskiej ogłosili się republiką, choć sama zmiana formy i nazwy ustroju politycznego była już wydarzeniem o wielkim znaczeniu dla Europy przeżywającej kryzys starego ładu. W toku i w następstwie walki o niepodległość dokonały się głębokie zmiany i w strukturze angielskiej społeczności kolonialnej w Ameryce. Historyk amerykański R.R. Palmer, przeprowadzając paralelę między rewolucją amerykańską a rewolucją francuską (która stała się niejako miernikiem rewolucyjności), dochodzi do słusznego wniosku, że rewolucjonistom po obu stronach oceanu przyświecały bardzo podobne hasła. Jeśli jednak walka klasowa we Francji przybrała dużo bardziej gwałtowny i "klasycznie rewolucyjny" charakter, to stało się tak dlatego, że, pomijając już sprawę odmienności temperamentów narodowych, wprowadzenie we Francji podobnych jak w Ameryce instytucji i zasad napotykało dużo silniejszy opór struktur starego ładu. Palmer, tak jak większość historyków amerykańskich, skłonny jest przymknąć oczy na problem niewolnictwa. Pomijając tę wstydliwą, ale i wobec zaistniałego od stulecia stanu rzeczy istotnie wyjątkowo trudną sprawę, trzeba się zgodzić, że Amerykanie na "wewnętrznym froncie" swej walki nie mieli do czynienia z tak zakorzenionym systemem senioralnym, z tak uciśnionym chłopstwem a potężną arystokracją, Kościołem i monarchią jak Francuzi. W Ameryce nie było też tak wielkiego i obfitującego w napięcia społeczne miasta, jak Paryż. Przesadny jest jednak pogląd niektórych historyków, jakoby już w epoce kolonialnej wykształciła się w Ameryce niemal idealna demokracja i że wystarczyło zrzucić angielskie panowanie, aby "bez żadnej rewolucji" zakwitła na wzór dla Starego Świata wolna republika. Kolonialne społeczeństwo amerykańskie było mniej zróżnicowane pod względem majątkowym, obyczajowym i prawnym niż społeczeństwo brytyjskie, a elekcyjne instytucje samorządowe dobrze się rozwinęły pod niezbyt despotycznym dozorem brytyjskich gubernatorów. Państwowy Kościół anglikański był w Ameryce dużo słabszy niż w Anglii, a w północnych koloniach panującym wyznaniem był wyrugowany z wyspy kongregacjonizm (independentyzm), który kultywował republikańskie tradycje purytanów z czasów Cromwella. Kwakierska Filadelfia była ogniskiem humanitaryzmu i pacyfizmu, a przepisy prawa karnego były łagodniejsze w koloniach niż w metropolii. Człowiek wolny (bo jednak było tych 700 tys. niewolników) miał duże możliwości rozwijania inicjatywy i pięcia się w górę, nie natrafiając na tak silne jak w Anglii przegrody stanowe, obyczajowe, snobizmy. To wszystko prawda. Ale właśnie w miarę tego pięcia się w górę, bogacenia i cywilizowania się kolonistów występowały tendencje do coraz silniejszego upodobnienia się społeczeństwa amerykańskiego do brytyjskiego. Jankesi z Północy kierowali swą inicjatywę ku handlowi, rybołówstwu, dozwolonemu przemysłowi gorzelniczemu i stoczniowemu oraz różnym zakazanym procederom, ale gospodarka kraju była i w intencjach metropolii miała pozostać przede wszystkim rolniczo-surowcowa. Powstawała arystokracja, która im skromniejszą miała genealogię, tym bardziej pozowała na landlordów. W wielkiej własności ziemskiej panował system majoratów i primogenitur, Feudalne wieczyste renty obciążały zarówno farmerów, jak plantatorów. Wielu drobnych farmerów uginało się pod długami. Obok kolonialnej arystokracji byli też prawdziwi landlordowie, angielscy latyfundyści posiadający ogromne nadania królewskie i sprawujący gubernatorskie rządy. Stosunki agrarne upodabniały się do angielskich, z dodatkiem niewolniczego plantatorstwa i z brakiem zachęty dla przemysłu. W tej amerykańskiej wersji brytyjska równowaga między landed interent i monet'ed interest była zachwiana i polityka kolonialna rządów Jerzego III otwierała perspektywę dalszej lordowsko-plantatorskiej arystokratyzacji kraju wolnych farmerów, przedsiębiorczej "średniej klasy" i krewkich kaznodziei. Na początku konfliktu z Koroną opinia amerykańska podzieliła się na wigów i torysów, a nazwy te miały żywszą treść w koloniach niż w ówczesnej Anglii. Kiedy rozpoczęła się wojna o niepodległość, wigowie porzucili swą brytyjską nazwę i przybrali miano "patriotów", torysów zaś uznano za zdrajców. Wewnątrz niepodległościowego obozu patriotów zarysowały się dwa skrzydła, zwane radykalnym i konserwatywnym. Konserwatyści chcieli zachować w niepodległym państwie stosunki społeczne z ery kolonialnej i wprowadzić instytucje zbliżone do angielskich. Radykałowie byli republikanami i egalitarystami o anarchicznych niekiedy skłonnościach. Konserwatyści reprezentowali interesy wielkich właścicieli ziemskich, plantatorów i sfer finansowo-kupieckich. Kierowani przez inteligencję ("adwokatów z Bostonu") radykałowie mieli za sobą drobną burżuazję i farmerów. W latach wojny o niepodległość radykałowie zyskali przewagę. Słabość konserwatystów wiązała się z tym, że znaczna część ich naturalnych sojuszników społecznych znalazła się w obozie napiętnowanych zdradą torysów. Granica między konserwatywnymi patriotami a lojalistami-torysami bywała płynna. Ludzie z tego pogranicza zmieniali postawę zależnie od przebiegu działań wojennych. Było jednak wielu konserwatywnych patriotów nie ulegających pokusom kolaboracji z władzami brytyjskimi oraz wielu torysów bezkompromisowo dochowujących wierności Koronie. Ludzie społecznie sobie bliscy znaleźli się po dwóch stronach frontu wojny o niepodległość połączonej z wojną domową. Wielotysięczne oddziały lojalistów walczyły przy boku armii brytyjskiej, a na terenach okupowanych przez Anglików torysi kierowali instytucjami kolonialnego samorządu. O sile amerykańskiego toryzmu świadczy liczba ludzi, którzy opuścili Stany Zjednoczone w czasie wojny i wyjechali później w ślad za wycofującymi się wojskami brytyjskimi. Liczbę tych emigrantów szacuje się na 60-100 tys. Obok masy uwikłanych w kolaborację i lojalność "małych ludzi" trzon emigracji stanowiła kolonialna arystokracja, której pozycja została w sposób zasadniczy złamana. Najbardziej bodaj rewolucyjną decyzją Kongresu było wyjęcie spod prawa oraz wywłaszczenie lojalistów i posiadaczy nadań królewskich (1776). Wartość skonfiskowanych dóbr nie jest znana, ale pewne wyobrażenie może dać wypłacona lojalistom przez rząd brytyjski tytułem odszkodowania suma 3300 tys. funtów. Suma ta niemal dokładnie odpowiada kwocie, którą po restauracji monarchii otrzymała arystokracja francuska (uwzględniwszy oczywiście różnicę w zaludnieniu obu krajów). Liczba emigrantów amerykańskich była w stosunku do zaludnienia pięciokrotnie wyższa niż emigrantów francuskich, ale w Ameryce nie działały gilotyny. Na początku rewolucji amerykańskiej było sporo aktów przemocy i terroru, później jednak karano lojalistów więzieniem i wygnaniem. Mniej krwawa od francuskiej, rewolucja amerykańska przeprowadziła konfiskatę dóbr na podobną skalę. Zniknięcie kolonialnej arystokracji znacznie pobudziło mobilność społeczeństwa amerykańskiego. Wiele skonfiskowanych majątków przeszło w ręce spekulantów i bogatych dorobkiewiczów, ale sporo też rozparcelowano między farmerów (zwłaszcza w stanie Nowy Jork). Własność ziemska została uwolniona od prawa majoratu i primogenitury oraz rent płaconych Koronie i właścicielom nadań. Zrównano synów i córki w uprawnieniach do dziedziczenia. Farmerzy korzystali z dewaluacji pieniądza, aby wychodzić z długów, i przemocą wciskali uciekającym wierzycielom "kontynentale". Dzięki rewolucji otwarło się w Ameryce najbardziej "czyste pole" dla rozwoju stosunków kapitalistycznych w rolnictwie. Przewaga radykałów zaznaczyła się w działalności ustawodawczej konwencji poszczególnych stanów, które w toku wojny, w latach 1776- 1783, opracowały konstytucje stanowe i przeprowadziły ich ratyfikacje. Przyjęła się zasada, że konstytucje poprzedza Deklaracja Praw, określająca "naturalne" i zasadnicze prawa jednostki (wolność osobista, własność, swoboda religijna). Określone deklaracją prawa są nadrzędne nad legislatywą stanową i jeśli zajdzie rozbieżność, to rozstrzygać ma najwyższy sąd stanowy (zapowiedź późniejszego federalnego sądu najwyższego). W głośnej Deklaracji Praw Stanu Massachusetts (1780) wpisano, iż "każdy człowiek rodzi się wolny i równy". Powstała oczywiście trudność interpretacyjna w związku z niewolnictwem i najwyższy sąd stanowy Massachusetts musiał znaleźć wyjście określając Murzynów jako będących poza prawem banitów. Kilka stanów zakazało handlu niewolnikami i wprowadziło prawa przewidujące ich stopniową emancypację. Już od 1775 r. istniało w Filadelfii pierwsze amerykańskie stowarzyszenie do walki z niewolnictwem (należeli do niego m,in. Jefferson i Waszyngton). W deklaracjach i ustawach stanowych znalazło się wiele pięknych maksym o powszechnym nauczaniu, wolności słowa i druku, wolności religijnej, Kościół anglikański został na Południu pozbawiony przywilejów religii panującej, a analogiczne przywileje kongregacjonizmu na Północy uległy ograniczeniom. Zniesiono arystokratyczne tytuły, a w Georgii pozbawiono nawet prawa głosu ludzi, którzy by je używali. Tendencje radykalne i konserwatywne ścierały się najżywiej przy układaniu konstytucji rządów stanowych. Z ustroju kolonialnego przejęto urzędy gubernatorów i ciała prawodawcze. Konserwatyści dążyli do umocnienia stanowiska gubernatora i ograniczenia demokracji przez wysoki cenzus wymagany od wyborców i wyższy od kandydatów na urzędy. W różnych stanach znaleziono różne kompromisowe rozwiązania. Radykałowie na ogół postawili na swoim, jeśli chodzi o uprawnienia gubernatorów (pozbawieni prawa weta wobec uchwał izb i wybierani na roczną kadencję przez izby lub ogół wyborców) i w porównaniu z czasami kolonialnymi znacznie rozszerzono prawo wyborcze. W stanach: Pensylwanii, Delaware, Karolinie Północnej i Georgii prawo głosu otrzymali wszyscy płatnicy podatków. W Wirginii jako cenzus ustalono 25 akrów (10 ha) ziemi. Najwyższe cenzusy (50 akrów lub dom w mieście) przyjęły konserwatywne stany Maryland i Karolina Południowa. Tylko w Pensylwanii i Georgii wprowadzono jedną izbę- Pozostałe stany obok izb niższych miały wyższe, o które zabiegali konserwatyści. Dbali oni o wysoki cenzus dla urzędników i sprzeciwiali się zbytniej niezależności sądownictwa. Radykałowie przeprowadzili jednak w kilku stanach wybór sędziów przez ciała ustawodawcze, i to na krótką kadencję. Ułożone przez konwencje instytucje stanowe były poddawane ratyfikacji przez nowo wybrane ciała ustawodawcze lub nawet ogół wyborców. Nie była to formalność, kilka konstytucji bowiem odrzucono i ponownie trzeba było je układać. Konstytucje stanowe stanowiły poważny krok zmierzający do demokracji i umocniły pozycję najliczniejszej klasy wyborców - farmerów. 11. Konstytucja Stanów Zjednoczonych (1787) i prezydentura Waszyngtona (1789) Kiedy w 1783 r. Stany Zjednoczone weszły do społeczności międzynarodowej, były one bardziej stanami niż zjednoczonymi. Lata 1783-1787 są w historiografii amerykańskiej tradycyjnie określane jako "okres krytyczny", choć ostatnio występują tendencje do rehabilitacji tych czasów zbyt osławionej anarchii. Kraj przeżywał duże trudności ekonomiczne i napięcia społeczne. Na wojnie i dewaluacji stracili kupcy i związani z eksportowymi rynkami plantatorzy, zyskali natomiast farmerzy i rzemieślnicy, a zwłaszcza finansiści. Po wojnie, kiedy ustały dostawy dla armii, farmerom i rzemieślnikom przestało się tak dobrze powodzić i znów popadli w długi, natomiast coraz bardziej kwitła spekulacja. Trudnym problemem była demobilizacja niepłatnej i rozgoryczonej armii, którą w 1783 r. zredukowano do 4 tys. ludzi. Największy jednak dylemat stanowiła niemożność przeprowadzenia w skali federalnej reformy finansów i zawierania traktatów handlowych z zagranicą. Wyposażone w nowe konstytucje stany poczynały sobie jak suwerenne państewka i prowadząc własną politykę finansową, handlową oraz celną popadały w ostre konflikty między sobą. Wśród tych zatargów poczesne miejsce odgrywała też sprawa podziału nowo przyłączonych ziem na Zachodzie, gdzie nasilały się walki z Indianami i spory z Hiszpanami. Nabierało znów aktualności stare zawołanie Franklina: "Zjednoczyć się lub zginąć". Jeszcze przed ogłoszeniem Deklaracji Niepodległości, w zimie 1775-1776 r., Franklin przedłożył Kongresowi projekt konstytucji przewidujący utworzenie silnego rządu federalnego. Mając przewagę w Kongresie radykałowie odrzucili ów projekt, zbyt ich zdaniem przypominający angielskie porządki. W czerwcu 1776 r. powołano Komitet Trzynastu (po jednym delegacie z każdego stanu), którego dziełem był dość centralistyczny projekt Dickinsona. Spory wokół tego projektu stanowią już zapowiedź późniejszego podziału na federalistów i antyfederalistów. Wraz z wybuchem wojny zaczął się okres improwizacji państwa działającego w konstytucyjnej próżni. Zaniechano projektu Dickinsona i 15 IX 1777 r. Kongres przyjął Artykuły Konfederacji (zwane też pierwszą konstytucją Stanów Zjednoczonych). Było to zwycięstwo radykałów, kompetencje Kongresu zostały bowiem bardzo ograniczone na rzecz stanów. Stany czyniły jednak trudności z ratyfikacją nawet tak decentralistycznej konstytucji i Artykuły Konfederacji zostały powszechnie przyjęte dopiero w marcu 1781 r. Na mocy Artykułów Kongres stanowił niejako radę ambasadorów 13 stanów i podejmował decyzję większością 9 stanów, a w sprawach ważniejszych jednomyślnością, przy czym potrzebna była jeszcze ratyfikacja uchwał Kongresu przez zgromadzenia stanowe. Wybierany na rok przewodniczący Kongresu nie miał żadnej władzy. W kompetencji Kongresu leżało wypowiadanie wojny i zawieranie pokoju, kierowanie służbą dyplomatyczną, mianowanie wodza naczelnego, emitowanie pieniędzy i subskrybowanie pożyczek państwowych. Kongres nie nakładał podatków i nie zaciągał wojska, co pozostawało w kompetencji stanów, które również paralelnie z walutą "kontynentalną" emitowały walutę stanową. Gdy ustał mobilizujący aktywność Kongresu wysiłek wojenny, wybitni przywódcy opuścili to bezwładne ciało. Woleli działać jako gubernatorzy stanów czy dyplomaci za granicą, a Waszyngton wycofał się do swej farmy. W siedzibie Kongresu, który przeniósł się z Filadelfii do Nowego Jorku, zasiadało grono drugorzędnych polityków. W okresie powszechnego rozprężenia i kryzysu ten słaby Kongres zdołał jednak przeprowadzić decyzję o bardzo doniosłym znaczeniu dla federalnej przyszłości Stanów Zjednoczonych. Już w okresie ratyfikowania Artykułów Konfederacji główną trudność powodowały spory stanów o podział ziem zachodnich. Zaznaczył się na tym tle konflikt między dużymi i małymi stanami. Te ostatnie, nie zadowalając się przydziałem terytorium proporcjonalnego do ich szczupłej ludności, domagały się oddania ziem zachodnich jako wspólnej własności stanów pod zarząd Kongresu. Zasadę tę przyjęto w 1781 r. i akty Kongresu z lat 1784, 1785 i 1787 uregulowały sprawę Zachodu. Na mocy prawa z 1785 r. cała ziemia poza terenami przeznaczonymi dla wysłużonych żołnierzy, była sprzedawana przez Kongres po cenie 1 dolara za akar. Nabywane działki nie mogły być mniejsze niż 640 akrów. Nie były to transakcje dostępne dla średnich farmerów. Ustawa powściągnęła dziką kolonizację Zachodu (skwaterstwo) i otwarła pole dla wielkich spekulacji ziemią. Powstawały kompanie, które skupowały tytuły własności, aby je potem odsprzedawać. Największa z nich, Kompania Ohio, nabyła od Kongresu 1,5 mln akrów ziemi na Zachodzie. Administrację nowych terenów ustaliła ustawa z 13 VII 1787 r., oparta na wcześniejszych projektach Jeffersona. Kraj między Appalachami i Missisipi podzielono na terytoria, które potem miały się stać stanami. Terytorium zamieszkane przez mniej niż 5 tys. kolonistów było zarządzane przez gubernatorów i sędziów mianowanych przez Kongres. Terytorium mające powyżej 5 tys- mieszkańców posiadało dwie izby, niższą z wyboru i wyższą mianowaną przez Kongres. Wreszcie terytorium, którego ludność przekroczyła 60 tys. stawało się pełnoprawnym stanem. Ustawa z 1787 r. określała zasady konstytucyjne dla przyszłych stanów w regionie na wschód od Missisipi i na północ od Ohio (północny zachód). Zakazane tu było zarówno niewolnictwo, jak dobrowolne poddaństwo. Zapewniono zupełną wolność religijną, szerokie prawa obywatelskie i powszechne nauczanie. Duch Deklaracji Niepodległości znalazł najpełniejszy wyraz w przepisach dotyczących tego dziewiczego kraju. I aczkolwiek północny zachód stał się zrazu rajem dla spekulantów, wytworzyła się tu strefa demokracji nie obciążona dziedzictwem kolonialnych struktur społecznych i partykularyzmów stanowych. Był to obszar interesów narodowych, a nie stanowych. W miarę posuwania się ekspansji ludnościowej na zachód i zmiany przepisów co do rozmiarów nabywanych gruntów, kraj ten odgrywał coraz większą rolę w formowaniu się nowego narodu i społeczeństwa amerykańskiego. Nieco inaczej ułożyły się stosunki na południowym zachodzie, terenie ekspansji plantatorskiego Południa (Wirginia, obie Karoliny, Georgia). Tutaj utrzymywało się niewolnictwo oraz polityczna przewaga wielkich właścicieli ziemskich (gubernatorzy i senatorowie byli wybierani nie przez ogół wyborców, ale przez ekskluzywne kolegia elektorskie). Na południowym zachodzie kolonizacja natrafiała na silny opór Indian, a Hiszpanie z Nowego Orleanu blokowali żeglugę amerykańską na Missisipi. Uregulowanie sprawy ziem zachodnich w nie mniejszej mierze niż późniejsza konstytucja zadecydowało o federalnym ustroju Stanów Zjednoczonych. Władający Zachodem Kongres uzyskał mocną pozycję w stosunku do 13 "suwerennych" stanów. Opanowany przez radykałów Kongres nie był jednak ciałem zdolnym do wyzyskania swej nowej pozycji prawnej i skrępowania samowoli stanów. Inicjatywa wyszła z grona konserwatywnych polityków, na których czele stali James Madison i Alexander Hamilton. Pozyskali oni dla swego programu autorytet skłaniającego się ku konserwatystom "centrysty" - Waszyngtona. Kiedy zniknęli z amerykańskiej widowni torysi i ustała rewolucyjna wojna, dokonała się konsolidacja sił konserwatywnych, nawołujących do wprowadzenia "porządku" i umocnienia państwa. Konserwatyści obawiali się demokracji zmajoryzowanych przez farmerów zgromadzeń stanowych. Farmerzy obstawali przy suwerenności stanów, zwłaszcza w dziedzinie finansowej. Jak zawsze, chodziło im o posłużenie się inflacją ("tanim pieniądzem") dla umorzenia i spłacenia długów. Demokracja agrarna była główną siłą zabarwionego anarchizmem "antyfederalizmu". Plantatorzy, wierzyciele i finansiści podjęli stary federalistyczny program Franklina i Dickinsona, który odpowiadał pilnym potrzebom państwowym Stanów Zjednoczonych jako całości i był teraz podbudowany federalnym rozstrzygnięciem problemu ziem zachodnich. Już w 1785 r. Madison podniósł sprawę rewizji konstytucji i z jego inicjatywy odbył się we wrześniu 1786 r. w Annapolis zjazd wybranych przez zgromadzenia stanowe delegatów. Jednakże tylko 5 stanów przysłało do Annapolis delegacje, wobec czego inicjatorzy wyznaczyli nową konwencję na maj 1787 r. w Filadelfii. Inicjatywę Madisona przedstawia się niekiedy jako coś w rodzaju zamachu stanu. Było to jednak działanie jawne i legalne, aczkolwiek z pominięciem Kongresu, który był ciałem najbardziej powołanym do rozważania sprawy rewizji konstytucji. Konwencja oficjalnie stawiała sobie za cel przygotowanie projektu "poprawek" do Artykułów Konfederacji, a nie ich zniesienie. Kongres początkowo przyjął tę inicjatywę chłodno, ale na zmianę nastrojów w Nowym Jorku wpłynęły poważne rozruchy ludowe, których widownią była Nowa Anglia. W Massachusetts i New Hampshire farmerzy coraz gwałtowniej domagali się umorzenia długów i zniesienia podatków oraz zmiany konstytucji stanowych, gwarantujących świętość i nienaruszalność własności. Wzywano do nowego podziału ziemi, szczególnie na rzecz byłych żołnierzy. Jesienią 1786 r. doszło do zbrojnego powstania, na którego czele stanął oficer z czasów wojny o niepodległość - Daniel Shays. Milicje stanowe słabo przeciwstawiały się powstańcom i częściowo łączyły się z nimi. Shays jako punkt koncentracji wyznaczył upamiętnioną pierwszą potyczką z Anglikami Concord, skąd miano ruszyć marszem na Boston. Wreszcie regularne siły generała Lincolna rozbiły powstańców. Shays został ujęty i skazany na śmierć (potem ułaskawiony). Farmerskie rozruchy odnowiły się jednak w Nowej Anglii jeszcze w marcu 1787 r. "Rebelia Shaysa" bardzo zaniepokoiła wszystkich (zarówno konserwatywnych, jak i radykalnych) polityków amerykańskich, stojących na straży "świętej własności". Jedynie Jefferson nie uległ ogólnym nastrojom uważając, że dla podtrzymania ducha wolności potrzebny jest od czasu do czasu "niewielki rozlew krwi". Po powstaniu Shaysa Kongres zaaprobował inicjatywę zwołania Konwencji, a po rozruchach marcowych wręcz ją poparł. Z końcem maja 1787 r. zebrali się w Filadelfii delegaci wszystkich stanów z wyjątkiem najbardziej demokratycznego Rhode Island. Wśród 50 - 60 ludzi biorących udział w pracach Konwencji było wielu doświadczonych i utalentowanych polityków, byłych gubernatorów i członków Kongresu, na których czoło wysunęli się: Waszyngton, Madison i Hamilton. Prestiżu dodawała obecność sędziwego Franklina. Zabrakło w tym gronie radykalnych koryfeuszy niepodległości i rewolucji, jak Jefferson (przebywał w misji zagranicznej), Samuel Adams (nie wybrany), Patrick Henry (wybrany, ale odmówił udziału, bowiem - jak się wyraził - "czuł swąd" wokół tej sprawy) czy Thomas Paine (pojechał za ocean, aby tam "walczyć z tyranią"). Ton obradom nadawali nie radykalni teoretycy, ale praktyczni ludzie interesu, posiadacze obligacji państwowych, spekulanci ziemią, plantatorzy i kupcy. Jednogłośnie obrano przewodniczącym Waszyngtona i zarządzono ścisłą tajność obrad przy drzwiach zamkniętych. Sekret został dochowany i przez cztery miesiące kilkudziesięciu ludzi pracowało w "ciemnym konklawe" nieufnie śledzonym przez rozgorączkowaną opinię publiczną stanów. Przedmiotem obrad nie były jakieś poprawki do Artykułów Konfederacji, ale "ucieranie" całkiem nowej konstytucji federalnej. Wśród licznych przetargów osiągnięto kompromis między dużymi i małymi stanami. Dotychczasowa struktura Kongresu zapewniała uprzywilejowaną pozycję małym stanom, które miały ten sam głos co duże. Pozostawiono tę strukturę jedynie w Senacie, natomiast Izba Reprezentantów miała być obsadzana przez stany proporcjonalnie do liczby ludności. Wywiązał się spór między Północą a Południem, czy do tej ludności wliczać niewolników. Znaleziono rozwiązanie kompromisowe: 5 niewolników będzie się liczyć za 3 wolnych mieszkańców. Dalszy przetarg tyczył handlu niewolnikami. Północ, która domagała się zakazania tego handlu, w obronie swych przemysłowych i kupieckich interesów dążyła do wprowadzenia federalnych taryf celnych. Plantatorskie Południe było za utrzymaniem handlu niewolnikami i za liberalizmem w handlu zagranicznym. W wyniku kompromisu handel niewolnikami nie został zakazany, przyjęto natomiast dogadzający Północy akt nawigacyjny. Mający przewagę w Konwencji konserwatyści radzi by byli skrępować farmerską demokrację przez ustanowienie wysokiego cenzusu wyborczego. Trzeba się było jednak liczyć z opinią stanów, które miały ratyfikować konstytucję. Nie wprowadzono więc jednolitego dla całego kraju prawa wyborczego, pozwalając każdemu stanowi, aby w ten sam sposób wybierał członków Izby Reprezentantów jak posłów do swego zgromadzenia stanowego. Hamulcem dla demokracji miał być Senat (Madison i Hamilton chcieli dożywotności senatorów). Zwolennicy silnej władzy wykonawczej i ci, co się jej obawiali, doszli do kompromisu tworząc pomysłowy system "ograniczeń i równowagi". "Ojcowie konstytucji" wertowali dzieła Locke'a i Monteskiusza, ale głównie licząc się z warunkami krajowymi i względami praktycznymi stworzyli klasyczny pomnik podziału władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej oraz federalnej i stanowej. Tekst konstytucji został podpisany 17 IX 1787 r. przez 41 członków Konwencji Filadelfijskiej. Na mocy konstytucji stany utraciły prawo ustanawiania ceł i emitowania waluty oraz całkowitą dotąd niezależność sądownictwa, zachowały natomiast własne konstytucje, elekcyjnych gubernatorów, ciała ustawodawcze, skarb, policję i inne urządzenia autonomiczne z czasów kolonialnych. Stany Zjednoczone stały się Jednym obszarem celnym. Władze federalne zawierały traktaty handlowe, miały wyłączność emitowania waluty, subskrybowania pożyczek państwowych i utrzymywania armii, nakładały i pobierały federalne podatki (obok nich istniały podatki stanowe) oraz sprawowały kontrolę nad stanowym sądownictwem i ustawodawstwem za pomocą Departamentu Sprawiedliwości i Sądu Najwyższego. Władze federalne straciły charakter "rad ambasadorów" z czasów Artykułów Konfederacji. Członkowie izb ustawodawczych nie byli związani instrukcjami wyborców i nie byli przed nimi odpowiedzialni, a uchwały Kongresu nie podlegały ratyfikacji stanów. Rząd federalny stał się, jak to określali przeciwnicy konstytucji - "rządem narodowym". Podział władz został konsekwentnie przeprowadzony. Władzę ustawodawczą sprawował dwuizbowy Kongres. W Senacie zasiadało po dwóch senatorów z każdego stanu, wybieranych przez stanowe ciała ustawodawcze na sześcioletnią kadencję. Wybory do Izby Reprezentantów odbywały się co dwa lata i brali w nich udział wszyscy obywatele uprawnieni do głosowania w wyborach do niższych izb stanowych. Władzę wykonawczą sprawował prezydent wybierany co 4 lata w wyborach dwustopniowych. W pierwszej turze stany wybierały elektorów w liczbie proporcjonalnej do swej ludności. Sposób wybierania elektorów zależał od decyzji poszczególnych dat stanowych, mógł więc być bardziej lub mniej demokratyczny. Zgromadzenie elektorów wybierało prezydenta. Prezydent był odpowiedzialny przed Kongresem (mógł być postawiony w stan oskarżenia), ale władza jego była iście monarsza. Głowa państwa i zwierzchnik sił zbrojnych, powoływał i odwoływał ze stanowiska ministrów (sekretarzy stanu), którzy byli odpowiedzialni przed nim, a nie przed parlamentem. Prezydent mianował również wyższych urzędników oficerów i sędziów federalnych trybunałów. Wobec uchwał Kongresu przysługiwało mu weto zawieszające. Niektóre prerogatywy spełniał łącznie z Senatem. Należało do nich powoływanie dożywotnich sędziów Sądu Najwyższego. Sąd ten interpretował konstytucję i w wypadku konfliktów między poszczególnymi gałęziami administracji i stanami orzekał w najwyższej instancji, co jest, a co nie jest zgodne z Konstytucją. W wypadku szczególnego zagrożenia państwa przewidywano powierzenie prezydentowi władzy dyktatorskiej. Ów "system prezydencki", wraz z mechanizmem ciał federalnych o różnym stopniu reprezentatywności i o różnych okresach kadencji, miał zapewnić stabilizację rządów burżuazji zabezpieczonej zarówno przed naciskiem bezpośredniej demokracji farmerskiej, jak i przed arystokratyczno-monarchiczną reakcją (tendencje monarchiczne występowały na Południu i w korpusie oficerskim, a sprzyjał im nawet Hamilton. Opracowany przez Konwencję Filadelfijską projekt spełnił to zadanie tak dobrze, że stał się po dziś dzień obowiązującą konstytucją Stanów Zjednoczonych. Na razie obowiązywały jednak jeszcze Artykuły Konfederacji i trzeba było uprawomocnić zrodzone w "ciemnym konklawe" dzieło. Kongres przedłożył projekt konstytucji do ratyfikowania stanom, które w tym celu wybrały własne konwencje. W toku wyborów i obrad konwencji stanowych stoczyła się w Ameryce decydująca o jej przyszłości batalia polityczna. W bardzo silnej opozycji wystąpiły dwa kierunki. Jedni uważali całą procedurę konstytucyjną za nielegalną, palili tekst projektu i bojkotowali wybory, skłaniali się do doktryny, że wszelka władza państwowa jest narzędziem ucisku. Ruch ten rozwinął się zwłaszcza w dużych stanach, choć na pierwsze miejsce wysunął się tu mały, ale zajadły Rhode Island. Drugi kierunek akceptował procedurę ratyfikacyjną, domagając się jednak jeśli nie odrzucenia, to daleko idącej zmiany projektu. Rzecznicy tego kierunku rozwinęli klasyczną argumentację republikańską. Według tej doktryny obszerna republika nie może być rządzona centralnie, prowadzi to bowiem do despotyzmu i podeptania partykularnych interesów. Właściwym dla republiki ustrojem jest mały obszar miejski z urzędami elekcyjnymi. Zespół takich demokratycznie rządzonych obszarów powinien stanowić kilka luźnych konfederacji. Mniej radykalni przeciwnicy projektu obstawali przy finansowej autonomii stanów i domagali się różnych poprawek, a zwłaszcza uzupełnienia konstytucji deklaracją praw, na wzór tych, które poprzedzały konstytucje stanowe. To było powszechne żądanie. W obronie projektu rozwinęli wielką kampanię propagandową jego współtwórcy: Madison, Hamilton i Jay.Ich artykuły i broszury zostały zebrane w słynnym wydawnictwie The Federalist. Główny ideolog "federalizmu", Hamilton, wymownie przedstawiał konieczności, które niesie za sobą zapewnienie bezpieczeństwa, prowadzenie handlu zagranicznego, utrzymywanie armii i floty. Wskazywał na konstytucyjne zabezpieczenie przed despotyzmem i dowodził zbędności deklaracji praw, jest nią bowiem sama treść konstytucji. Ten ostatni argument nie zyskał uznania. Bez trudności ratyfikowały konstytucję 4 małe stany (Delaware, Conecticut, New Jersey i Georgia), do których po gwałtownej walce wewnętrznej przyłączyła się Pensylwania. Maryland i Karolina Południowa przystąpiły z dużym ociąganiem. W Wirginii większość wyborców była w opozycji i Patrick Henry domagał się dochodzenia sądowego przeciwko konwencji, która nieznaczną większością (89:79) opowiedziała się za ratyfikacją. Podobnie było z New Hampshire, Nowym Jorkiem i Massachusetts, gdzie różnymi manewrami nakłoniono po kilku delegatów, aby odeszli od wyraźnych instrukcji wyborców, i uzyskano w konwencjach minimalną większość (w Massachusetts 187 : 168, w Nowym Jorku 30: 27). Gdy 11 stanów dokonało ratyfikacji, stary Kongres nie oglądał się już na opór Karoliny Południowej i Rhode Island oraz na warunki stawiane przez Nowy Jork (zwołanie nowej konwencji) i zarządził wybory według przewidzianej przez konstytucję procedury. Jedną z pierwszych czynności nowego Kongresu było przyjęcie wielu poprawek, które złożyły się na postulowaną przez stany deklarację praw. Po procedurze ratyfikacyjnej weszły one ostatecznie w skład konstytucji jako jej "uzupełnienie" (1791). Było to zapewnienie wolności i bezpieczeństwa osobistego, wolności religii, słowa i druku oraz "prawa ludu do posiadania i noszenia broni". Nie tyle dzięki gwarancjom konstytucyjnym, ile na skutek stanowczego nacisku ekonomicznego nakłoniono wreszcie Karolinę Północną i Rhode Island, aby przystąpiły do federacji (1789- 1790). W kwietniu 1789 r. odbyły się wybory prezydenckie i elektorowie jednogłośnie wypowiedzieli się za Waszyngtonem. W Kongresie i w rządzie zdecydowaną większość mieli oczywiście "ojcowie konstytucji" i "federaliści", do których po początkowym potępieniu "despotycznej ustawy" przyłączył się Jefferson (Waszyngton mianował go ministrem spraw zagranicznych). Z walki o ratyfikację konstytucji nie wyłonił się jeszcze skrystalizowany system dwupartyjny. Dotychczasowe podziały na konserwatystów i radykałów czy na federalistów i antyfederalistów nie miały jeszcze tej klarowności, którą przynosi codzienne ścieranie się poglądów i interesów w życiu parlamentarnym. Parlamentarna i rządowa praktyka Stanów Zjednoczonych miała się dopiero wyrobić w pierwszych latach funkcjonowania nowej konstytucji. Główną osobą w rządzie Waszyngtona był zrazu minister skarbu Hamilton, który zmierzał do tego, aby odgrywać rolę brytyjskiego premiera przy boku raczej tylko dekoracyjnego prezydenta. Wiele zależało od tego, jak się ułożą te sprawy na początku. Waszyngton, który był w nie najlepszych stosunkach z Senatem, odseparował rząd od parlamentu. W przeciwieństwie do angielskich obyczajów ministrowie nie stali się parlamentarnymi leaderami i nie mieli popleczników w izbach. Wewnątrz gabinetu zarysował się ostry antagonizm między Hamiltonem a Jeffersonem. Hamilton był za szerokimi prerogatywami gabinetu, Jefferson za rządami Kongresu. Ponieważ w gabinecie obowiązywała jednomyślność, obaj antagoniści wystąpili z rządu i stanęli na czele partii politycznych: federalistów (późniejszych republikanów) i antyfederalistów (późniejszych demokratów). Za prezydentury Waszyngtona administracja była obsadzona przez federalistów, a antyfederaliści (rzecznicy uprawnień stanów) stali się partią stosującą systematyczną opozycję parlamentarną. Wraz z ustaleniem się rządów prezydenckich i wykształceniem partii opozycyjnej system konstytucyjny otrzymał swój praktyczny i definitywny kształt. Rozdział czwarty Ku rewolucji na kontynencie europejskim 1. Umowa społeczna Jana Jakuba Rousseau (1762) Powstanie Stanów Zjednoczonych wywarło bardzo doniosły wpływ na rozbudzenie rewolucyjnych nastrojów i dążeń w Europie, ale kryzys starego ładu miał tu przede wszystkim swoje własne, "kontynentalne" korzenie. Ojciec duchowy rewolucyjnego i niepodległościowego republikanizmu, Jan Jakub Rousseau (1712-1778), wypowiedział całą swą myśl polityczną w dwudziestoleciu 1750-1770, a więc zanim rozpoczęła się wojna w Ameryce. Świat anglosaskich pojęć politycznych był mu obcy, a do angielskiego społeczeństwa i ustroju odnosił się z niechęcią. Kupiecka Anglia to dla Jana Jakuba przykład społeczeństwa "zepsutego" cywilizacją i bogactwem; to naród, który "utracił wolność", w brytyjskim parlamencie widział bowiem Rousseau nie ciało przedstawicielskie, ale zbiór jednostek kupionych przez Koronę. Swą doktrynę umowy społecznej sformułował w opozycji do tak istotnej dla anglosaskiej myśli konstytucyjnej doktryny Locke'a, według której podstawowym prawem naturalnym jest własność i jej ochronie ma przede wszystkim służyć umowa społeczna oraz "stróż nocny" - państwo. Myśl polityczna Rousseau nosi się w sferze abstrakcji i wspiera się wizją wyidealizowanej starożytności. Jego wizja współczesności jest sumaryczna i katastroficzna. "Widzę, jak wszystkie państwa Europy szybko chylą się ku upadkowi. Monarchie, republiki, wszystkie te narody o tak świetnych instytucjach, wszystkie te pięknie zrównoważone rządy są zgrzybiałe, zagrożone bliską śmiercią". Nieliczne cieplejsze wzmianki poświęci Rousseau jedynie Wenecji, Szwajcarii i Holandii. W sposób szczególny zajmie się ustrojem tylko trzech republik: Genewy, Korsyki i Polski. Jan Jakub stał się prorokiem nadchodzącej "rewolucyjnej ery", a jego dwie książki: Discours sur l'origine de l'inegalite ( Rozprawa o pochodzeniu i postawach nierówności, 1755) i Du contrat social (Umowa społeczna, 1762) stały się brewiarzami francuskich rewolucjonistów. Nie przeszkodził temu fakt, że pesymizm autora Umowy dotyczy również możliwości odrodzenia przez gwałtowną rewolucję. Ostrzega on przed pochopnym naruszeniem starych instytucji, zabezpieczających jeszcze niejakie resztki pierwotnej wolności. Na temat rewolucji wypowiedział się Rousseau raz jeden: "Niekiedy jednak w dziejach państw, na podobieństwo chorób wstrząsających umysły ludzi i odbierających im pamięć przeszłości, zdarzają się epoki gwałtowne, kiedy przewroty sprawiają u ludów to samo, co pewne przesilenia u jednostek, kiedy miejsce wstrętu do przeszłości zajmuje zapomnienie, kiedy państwo w ogniu wojny domowej odradza się, że tak powiem, z popiołów i odzyskuje siłę młodzieńczą, uwalniając się z ramion śmierci. Taka była Sparta w czasach Likurga, taki był Rzym po Tarkwiniuszach, takie są za naszych czasów Holandia i Szwajcaria po wypędzeniu tyranów. Ale wypadki to rzadkie i są to wyjątki, których przyczyna tkwi zawsze w szczególnym ustroju danego państwa. Nie mogą one nawet zaistnieć dwa razy u jednego ludu; może on bowiem stać się wolnym, dopóki jest tylko barbarzyński, ale nie może wtedy, gdy sprężyny społeczne są już zużyte. Wówczas zaburzenia mogą go zniszczyć, a przewroty nie zdołają go odrodzić; skoro tylko kajdany jego zostają skruszone, rozpada się on i ginie, odtąd trzeba mu pana, a nie oswobodziciela". Uwikłany w paradoksy swej myśli i swego życia, cierpiący na psychiczne zaburzenia, Jan Jakub nie był człowiekiem czynu i nie był strategiem walki. Znalazłoby się pisarzy bardziej w swym rewolucjonizmie jednoznacznych i konsekwentnych. Żaden z nich jednak nie wywarł takiego wpływu, żaden bowiem z tak porywającym talentem, żarliwością i pasją nie potępił samej istoty panujących stosunków społecznych i politycznych. Osobowość Rousseau jest przedmiotem psychoanalitycznych dociekań i może nie bez racji twierdzi się, że tego pokroju człowiek, opanowany manią prześladowczą, byłby nieprzystosowany, zrewoltowany i sfrustrowany w każdym społeczeństwie. Syn statecznego zegarmistrza z Genewy, jako chłopiec uciekający z domu na włóczęgę i chwytający się w Sabaudii i we Francji różnych dorywczych zajęć i zarobków; bezwyznaniowy deista, przechodzący z kalwinizmu na katolicyzm i z powrotem na kalwinizm; moralista i pedagog, głoszący kult cnót rodzinnych, a żyjący w konkubinacie z prostą dziewczyną i pięcioro swych nieślubnych dzieci oddający do przytułków; przyjaciel encyklopedystów, wydający wojnę cywilizacji i "filozofii", buntownik potępiany, wyklinany i wypędzany przez kościoły i rządy, który znajdował zaciszne schronienie w sielskich pustelniach z łaski urzeczonych jego talentem liberalnych arystokratów (i arystokratek); człowiek bardzo dumny, ale często zawstydzony i któremu nieobce było dworactwo - Jan Jakub wśród największych sukcesów i sławy pozostał poniekąd człowiekiem społecznego marginesu. Skłócona ze światem i z samym sobą osobowość autora ekshibicjonistycznych Wyznań i obsesyjnych Trois tliulogues: Rousseaujuge de Jean-Jucques (Trzy dialogi: Rousseau sędzią Jana Jakuba, 1776) może pasjonować psychologa czy psychiatrę. Historyka interesuje obiektywna wymowa dzieła, które znalazło tak wyjątkowy rezonans społeczny. Przenikająca do głębi psychikę Jana Jakuba rewolta była skierowana przeciw konkretnemu społeczeństwu starego ładu i znalazła odzew w świadomości ludzi, którzy w tym społeczeństwie czuli się źle. Mówi się niekiedy, że Rousseau był wielkim budzicielem zazdrości czy zawiści społecznej. Słuszniej można go nazwać budzicielem poczucia godności osobistej i narodowej. Wśród ludzi upokorzonych w swej kondycji społecznej, ograniczonych w wolności sumienia i niezawisłości narodowej, pozbawionych pola działania w tym społeczeństwie, gdzie bogactwo i władza łączyły się z przywilejem i miały religijną sakrę. Wszystkim tym ludziom Jan Jakub obwieścił, że są suwerenami. Rousseau niewiele interesowały różne częściowe i połowiczne ulepszenia, o które troszczyli się "filozofowie" i reformatorzy. Najgłębiej w szczegóły ustrojowe wdał się pisząc Uwagi o rządzie polskim (1770- 1771) i wtedy, zdaniem wielu historyków, okazał się dziwnie umiarkowany i konserwatywny. Pogląd to niesłuszny. Uwagi są próbą konkretnego zastosowania i niekiedy rozwinięcia ogólnych zasad wyłożonych w Umowie społecznej, a konserwatyzm Uwag jest pozorny. Trudno zresztą stosować kryteria konserwatyzmu czy postępowości w odniesieniu do autora, którego zdaniem społeczeństwo ludzkie zaczęło się "psuć" z chwilą, kiedy wyszło ze stanu "dzikości". Ów punkt wyjścia ma zasadnicze znaczenie dla teorii politycznych epoki. Wśród teorii politycznych XVII i XVIII w. występowały dwa kierunki: historyzm i naturalizm. Historyzm był relatywistyczny i głosił poszanowanie dla wytworzonych przez różne społeczeństwa historycznych instytucji. Naturalizm był dogmatyczny, określał w sposób zasadniczy charakter społeczeństwa i przysługujących mu praw, desakralizował władzę "z bożej łaski" i mógł stać się teorią rewolucyjną. Nie był rewolucyjny naturalizm Hobbesa i Grotiusa, według których umowa społeczna polegała na pactum subiectionis (pakt poddaństwa) przekazującym władzę suwerenowi i była wiążąca w myśl zasady pacta sunt servanda (umowy zobowiązują). Rewolucyjność teorii Locke'a była względna prawo do oporu przysługiwało bowiem społeczeństwu w wypadku naruszenia przez władzę państwową istniejącego już reżimu własności, wolności i porządku. Była to rewolucyjność defensywna, skierowana przeciw nadużyciom władzy. Podobny charakter miały nie motywowane prawem naturalnym stare zasady stanowe o wypowiedzeniu posłuszeństwa (de non praestanda oboedientia) w przypadku złamania przez monarchę przywilejów (m,in. w Polsce na tej zasadzie opierała się instytucja rokoszu i konfederacji). Dopiero Rousseau do teorii umowy społecznej wprowadził założenia w pełni rewolucyjne. W przeciwieństwie do Hobbesa Rousseau uznał dobroć człowieka w stanie natury i w przeciwieństwie do Locke'a zanegował istnienie zracjonalizowanych norm prawa naturalnego. W społeczeństwie pierwotnym nie ma własności ani nierówności: "owoce należą do wszystkich, a ziemia do nikogo". Już w stanie natury powstały odrębne narody, złączone nie przez rozporządzenia i ustawy, ale obyczajem i charakterem wynikającym ze sposobu życia, pożywienia, warunków geograficznych (klimat). Ludzie współżyli ze sobą poza prawem, kierując się w swym wzajemnym postępowaniu wrodzonym "sentymentem" i "jakąś pierwotną ideą wzajemnych obowiązków". Rousseau nie wyjaśnia, dlaczego się tak stało, ale już w tym idyllicznym stanie natury zaczęło się przywłaszczenie, co pociągnęło za sobą skażenie naturalnej dobroci i wszystkie dalsze nieszczęścia rodzaju ludzkiego. Wraz z powstaniem własności musiała powstać umowa, ustawa regulująca ustrój własności i politycznej władzy. Człowiek miał do wyboru albo życie poza społeczeństwem, albo przystąpienie do wspólnoty. Ci, co związali się w społeczeństwa, zawarli nie "pakt poddaństwa" (jak u dotychczasowych naturalistów), ale "pakt zjednoczenia" ( pactum unionis). Połączenie na zasadzie równości woli jednostek stworzyło "wolę powszechną" (volonte generale), która dążąc do "dobra powszechnego" (bien general) jest suwerenna, absolutna, nieomylna i gwarantuje pełną wolność jednostki (będącej częścią woli powszechnej) z pełnym podporządkowaniem jej prawu (stanowionemu i zmienianemu) przez tę wolę. Państwo jest ponad ustrojem własności, który powinno regulować tak, aby nie było biednych i bogatych, a ponad państwem jest suwerenna wola powszechna. Egalitaryzm i niezbywalna suwerenność zjednoczonego umową społeczną ludu-narodu to istota ewolucyjności teorii politycznej Rousseau. Cóż z tego, że suweren w różnych krajach powierzył władzę państwową różnym rządom (demokracja, arystokracja, monarchia) i że w miarę postępów bogactwa i cywilizacji rządy i obyczaje ulegają skażeniu? Suweren nie przelał swej suwerenności na królów czy senatorów. oni są "sługami", "urzędnikami", "zarządcami", a on "zwierzchnikiem". Rousseau nie uznaje niezmiennych "praw fundamentalnych". Suwerenny lud "zawsze jest władny zmienić ustawy", "ograniczyć, zmienić, cofnąć" uprawnienia przekazane "zarządcom". "Kiedy zdarza się, że lud ustanawia rząd dziedziczny bądź monarchiczny w pewnej rodzinie, bądź arystokratyczny w obrębie pewnego stanu obywateli, nie przyjmuje przez to żadnego zobowiązania; nadaje tylko administracji formę prowizoryczną do czasu, gdy spodoba mu się uregulować to inaczej". Według Jana Jakuba demokracja to ustrój, w którym albo wszyscy obywatele, albo więcej niż połowa sprawuje rządy. Wtedy rząd albo całkowicie utożsamia się z "wolą powszechną", albo jest jej bardzo bliski. Jednakże ściśle pojęte "rządy większości" nigdy nie istniały i istnieć nie mogą. Ustrój zbliżony do tak określonej demokracji mogą mieć jedynie kraje bardzo małe. Dla krajów średniej wielkości stosowna jest "arystokracja". Przez nią rozumie Rousseau taki ustrój, kiedy w rządzie zasiada mniej niż połowa obywateli, a więc mniejszość rządzi w imieniu większości- Rozróżnia się "arystokrację naturalną", czyli właściwe dla ludów "prostych" rządy starszyzny plemiennej, "arystokrację obieralną", będącą najlepszym z rządów (odpowiadającym potocznemu rozumieniu demokracji), i najgorszą "arystokrację dziedziczną". Dla sprawnego zarządzania rozległymi krajami najwłaściwsza jest monarchia, ale według opinii obywatela genewskiego wielkie państwa to w ogóle nieszczęście ludzkości. Gdy rządzi jednostka, zawsze grozi oderwanie się "woli partykularnej" od "woli zbiorowej". Znośna może być jeszcze elekcyjna monarchia dożywotnia, dziedziczność tronu jest jednak równie niedorzeczna, jak dziedziczna arystokracja. W celu uniknięcia sporów elekcyjnych ludy poddają się panowaniu "dzieci, potworów, głupców". W rządach republikańskich dochodzą do wysokich stanowisk przeważnie ludzie oświeceni, "w monarchii natomiast wypływają najczęściej małe warchoły, małe szelmy, mali intryganci". Teoretycznie mogłoby się wydawać, że monarcha jest zainteresowany w dobrobycie swego ludu. Dążąc jednak do despotyzmu królowie obawiają się ludu, chcą, żeby był "słaby, nędzny i nie mógł się im nigdy opierać". Ponieważ istnieje stały konflikt między "wolą partykularną" a "wolą powszechną", występuje stała i naturalna skłonność do zwyrodnienia rządu. Wyraża się ona w tendencji do zmniejszania liczby rządzących, a więc w przechodzeniu od demokracji do arystokracji i od arystokracji do monarchii, która z kolei ciąży ku despotyzmowi. Kiedy "rząd uzurpuje sobie zwierzchnictwo, umowa społeczna zostaje złamana, a wszyscy zwykli obywatele, powróciwszy prawnie do swej wolności naturalnej, są wprawdzie zmuszeni, ale nie zobowiązani do posłuszeństwa". Rousseau nie ma zaufania do przedstawicielskich ciał parlamentarnych, które łatwo ulegają korupcji, i do będących siedliskiem rządowej korupcji wielkich miast stołecznych (to też jedno z przekleństw cywilizacji!). "Zwierzchnik" może wyrazić swą "wolę powszechną" tylko na zgromadzeniu ludowym. "Lud zgromadzony, powie ktoś, co za mrzonka! Dzisiaj jest mrzonką, ale nie było nią przed dwoma tysiącami lat! Czyżby zmieniła się natura ludzka?". Suwerenny lud ma więc kontrolować rząd poprzez periodycznie odbywane zgromadzenia - plebiscyty, rozpoczynające się od dwóch pytań: "Czy zwierzchnik życzy sobie zachować obecną formę rządu?" i "Czy lud chce pozostawić zarząd spraw tym, którzy go obecnie piastują?" Rousseau ostrzega przed spiskowcami i demagogami, którzy tworzą rozgrywające "wolę powszechną" partie i dla swych "partykularnych" celów podburzają lud do tumultów. Jakim więc sposobem "zwierzchnik" może poprawić i zmienić formę i skład "zwyrodniałego", ale dzierżącego władzę rządu? Czy można sobie wyobrazić, iż pewnego dnia wielomilionowy naród francuski w majestacie prawa natury zbierze się na zgromadzenie ludowe, aby zadecydować, czy Francja ma pozostać monarchią i czy Ludwik XV ma pozostać na swym królewskim urzędzie? Rousseau nie daje recepty na przeprowadzenie rewolucji. Trzeba jednak pamiętać, że zamieszkały we Francji Jan Jakub urodził się w Genewie i od 1750 r. zaczął się podpisywać: "obywatel genewski". 2. Rousseau i trzy republiki: Genewa, Korsyka i Polska Nostalgii za swą rodzinną republiką Rousseau dał wyraz w Rozprawie o pochodzeniu nierówności, którą zadedykował Rzeczypospolitej Genewskiej. W 1754 r. powrócił do Genewy i odzyskał w niej prawa obywatelskie. Od 1755 r. przebywał też w Genewie i w pobliskim Ferney Wolter. Tych dwóch wielkich ludzi to było za dużo na jedno małe miasto. Zaangażowanie się najgłośniejszych ideologów epoki w genewskie spory nadało im europejski rezonans. Miejska republika nad Lemanem stała się bacznie obserwowanym małym poligonem rewolucji. Genewa liczyła wówczas około 25 tys. mieszkańców. Konstytucję republiki określił w 1738 r. akt narzuconej przez Francję, Zurych i Berno gwarancji. Organami patrycjuszowskiej oligarchii była Mała Rada (25 członków) i Rada Dwustu. Członków Małej Rady powoływała Rada Dwustu, a członków Rady Dwustu mianowała Mała Rada. Był to typowy mechanizm pseudoelekcyjnych rządów zamkniętej oligarchii kilkunastu skoligaconych rodzin. Obok tych ciał istniał ściślejszy rząd w postaci wybieranych co roku urzędników. Najważniejsze były stanowiska 4 syndyków. Na stanowiska te przedstawiała Mała Rada 8 kandydatów spośród swych członków. Wyboru dokonywało Zgromadzenie Powszechne. Był to organ miejskiej demokracji. W elekcyjnych mityngach brało udział około 1500 obywateli. Razem ze swymi rodzinami stanowili oni około jednej czwartej ludności. Pozostałe trzy czwarte to urodzeni w mieście potomkowie przybyszów (natifis) i mający prawo rezydencji "mieszkańcy" (habitants). Nie mieli oni praw obywatelskich i nie byli dopuszczani do wykonywania pewnych zawodów. Dążeniem "urodzonych" i "mieszkańców" były przede wszystkim uprawnienia zawodowe, a następnie pozyskanie obywatelstwa. Mieszczańska demokracja nie kwapiła się do ustępstw na rzecz "urodzonych", była jednak z kolei bardzo skrępowana przez patrycjuszowską oligarchię. Jedyną kompetencją Zgromadzenia Powszechnego było wybieranie w wiadomy nam sposób urzędników. Poza Zgromadzeniem grupy obywateli mogły przedkładać radom swoje skargi i prośby, czyli przedłożenia (representations). Dotyczyły one spraw skarbowych, gospodarczych i sądowych, ale nie konstytucyjnych, które były nietykalne i poddane obcej gwarancji. Życie polityczne obywateli ogniskowało się w kilkunastu towarzyskich kółkach (cercles), gdzie przy kawie rozprawiano o sprawach publicznych. Genewa w połowie XVIII w. była miastem bardzo kulturalnym i zamożnym. Wśród "urodzonych" znajdowało się wielu bogatych i wykształconych ludzi, a wśród obywateli wielu skromnych rzemieślników (zwłaszcza zegarmistrzów). Podziały stanowe były anachroniczne i drażniące, ale patrycjuszowska oligarchia w zasadzie nie rządziła źle i z uwagą rozpatrywała obywatelskie przedłożenia. Istniały jednak kontrasty obyczajowo-światopoglądowe, które podsyciły walkę polityczną, typową dla miejskich republik. Wielu patrycjuszy i liberalnych pastorów uległo wpływom francuskiego stylu życia, mody i myśli, do czego walnie przyczyniła się obecność w mieście Woltera i odwiedzających go "filozofów". Zapalną sprawą stał się teatr, potępiony i zakazany ustawami Kalwina. Wolter, najbardziej uznawany autor dramatyczny swych czasów, propagował oczywiście teatr i urządzał w swym domu przedstawienia, w których aktorami i widzami był kwiat miejscowego patrycjatu. Bardzo to gorszyło purytańskie mieszczaństwo. Zaognili jeszcze genewskie stosunki encyklopedyści, którzy dla swych propagandowych celów uznali republikę nad Lemanem za wzór wolności i tolerancji. W artykule o Genewie ogłoszonym w Encyklopedii (1757) d' Alembert, celując oczywiście w kler katolicki, przedstawił genewskich pastorów Jako wolnomyślnych racjonalistów i deistów, a idealnemu miastu swobody zarzucił jedynie zakaz publicznego teatru. Ta szerząca się na całą Europę propaganda skłoniła genewskich pastorów i obywateli do zastanowienia się, czym właściwie jest ich miasto: przybytkiem wyrafinowanego zbytku i "filozofii" czy też bastionem kalwińskiej ortodoksji i surowego republikanizmu. Na odsiecz przyszedł Rousseau, który ogłosił List do d'Alemberta o widowiskach (1758), zawierający pochwałę dawnych genewskich praw i potępienie teatru jako wytworu zepsutej, "sztucznej" (niezgodnej z naturą) i arystokratycznej cywilizacji. Obrońca genewskiego ducha narodowego stał się bohaterem ludu i człowiekiem bardzo niewygodnym dla patrycjatu i Woltera. Gdy tylko ukazała się Umowa społeczna, Mała Rada była pierwszym z europejskich rządów, które potępiły tę książkę jako "przeciwną religii i wszelkiemu rządowi". Nie tylko Umowa została w Genewie spalona ręką kata, ale jej autor skazany na więzienie, gdyby pojawił się w mieście. Wygnaniec schronił się w Neuchatel, pobliskiej posiadłości króla pruskiego. Odwiedzali go tam przywódcy obywateli, którzy składali przedłożenia kwestionujące legalność wyroku Małej Rady i domagali się zrewidowania sprawy przez Zgromadzenie Powszechne. Wywiązał się konflikt konstytucyjny, który znów podzielił Genewę na stronnictwa: "przedkładających" (represntants) i "odmawiających" (negatifs). Stanowisko "odmawiających" patrycjuszy wyłożył przyjaciel Woltera, J. R. Tronchin, w książce Lettres ecrites de la campagne (Listy pisane ze wsi, 1763). Przysługujące Małej Radzie prawo odrzucania przedłożeń to gwarancja monteskiuszowskiej równowagi konstytucyjnej i obrona przed anarchią. Rousseau odpowiedział w Les letters de la montagne (Listy z gór, 1764). Tym razem nie były to rozważania abstrakcyjne, ale erudycyjny wywód historyczno-prawny stosujący założenia Umowy społecznej do konkretnej sytuacji. Małej Radzie przysługuje wprawdzie weto, ale nie może być sędzią w swojej własnej sprawie i oskarżona o złamanie prawa musi poddać się orzeczeniu Zgromadzenia Powszechnego, które jest suwerenem. Domyślając się w skierowanej przeciw sobie akcji ręki Woltera, Rousseau w Listach z gór równocześnie zaatakował w sposób denuncjatorski "patriarchę z Ferney", oskarżając go o autorstwo anonimowych pism antyreligijnych. Jan Jakub wyzwał strasznego przeciwnika, Wolter bowiem, naśladując styl pewnego znanego pastora, obnażył wszystkie wstydliwe karty prywatnego życia autora Listów z gór (nieślubne dzieci ginące w przytułkach itd.). Skompromitowany i wtrącony w rozstrój nerwowy Rousseau uciekł ze Szwajcarii, aby tułać się po Francji i Anglii. Sprawa Jana Jakuba w Genewie zeszła z porządku dziennego, ale rozniecony wokół niej konflikt konstytucyjny toczył się dalej, doprowadzając do rewolucji. Od 1765 r. Zgromadzenie Powszechne odmawiało wyboru na urzędy kandydatów przedstawianych mu przez Małą Radę. "Przedkładający" twierdzili, że suwerenne Zgromadzenie ma prawo do dowolnego wyboru, a Mała Rada nie może odrzucać przedłożeń. "Odmawiający" zażądali interwencji obcych gwarantów aktu konstytucyjnego z 1738 r. Rząd francuski z niepokojem stwierdzał, że "przedkładający" dążą do ustanowienia "absolutnej demokracji", ale na razie nie kwapił się do zbrojnej interwencji. Odwołanie się patrycjatu do gwarantów wywołało patriotyczne oburzenie wśród obywateli. Ustrój republiki przestał działać. "Odmawiający" przedstawili jako kandydatów na syndyków kolejno wszystkich członków Małej Rady i wszyscy zostali odrzuceni przez Zgromadzenie. W świetle obowiązujących praw słuszność była po stronie "odmawiających". Powstał dylemat: konstytucja czy suwerenność ludu? Rewolucyjny program "przedkładających" sformułował Jean Louis Delolme w broszurze wydanej w 1767 r. Przemówił tu językiem Umowy społecznej. Zgromadzony lud jest bardziej suwerenem niż monarcha, jest równocześnie reprezentantem i reprezentowanym, łączy w sobie wszystkie stany, więc nie może naruszać praw innych stanów (jak twierdzili "odmawiający"). Zgromadzenie Powszechne ma absolutną suwerenność i jest najwyższym prawodawcą. W Genewie sytuacja zmierzała do fizycznej próby sił, w której decydującą rolę mogła odegrać większość, czyli "urodzeni" i "mieszkańcy". Zaczęli oni wysuwać swoje postulaty, ale obywatele nie zdecydowali się na konsekwentnie wspólny front. Znaczna część "urodzonych" spodziewała się więcej uzyskać przy boku patrycjatu. Kiedy zniknął ze sceny Rousseau, Wolter zmienił swe stanowisko. Przeszedł na stronę "przedkładających" i napisał Idees republicaines (Idee republikańskie, 1765). Republikanizacja przyjaciela koronowanych filozofów to też jeden z interesujących aspektów "genewskich tumultów". Kiedy w styczniu 1768 r. Zgromadzenie znów odmówiło wyboru syndyków, obywatele uzbroili się i demokratyczne "kółka" obradowały permanentnie. Patrycjat zaczął ustępować. Zgromadzenie Powszechne uzyskało pewne uprawnienia w wyborach do Małej Rady. Zgodzono się, że Zgromadzenie jest zobowiązane dokonać wyboru syndyków, ale kandydaci na te stanowiska będą pochodzić nie tylko z Małej Rady, lecz i z obszerniejszej Rady Dwustu, której skład powiększono o 50 członków wybieranych przez Zgromadzenie. Dopuszczono pewną liczbę "urodzonych" do obywatelstwa i zniesiono zakaz sprawowania przez "urodzonych" różnych zawodów. Założony w 1766 r. publiczny teatr, co było wielkim sukcesem Woltera i patrycjatu, został zamknięty i wkrótce spalony (1769). Kompromis z 1768 r. w znacznym stopniu był następstwem postawy "urodzonych", których jeszcze interesowały sprawy bardziej ekonomiczne niż konstytucyjne. Z kompromisem tym nie pogodzili się najbardziej nieustępliwi "odmawiający", którzy na znak protestu zaprzestali brać udziału w posiedzeniach rad. Nie pogodził się również Delolme, który opuścił miasto jako pierwszy demokratyczny emigrant z Genewy. Połowiczny sukces "przedkładających" nie zakończył genewskiej rewolucji. W 1770 r. nastąpiło ostre starcie między Zgromadzeniem Powszechnym a "urodzonymi", którzy utworzyli swój polityczny związek. Poparcia i zachęty udzielał im Wolter. Po tym przesileniu doszło do trwałego współdziałania obywateli i "urodzonych" przeciw patrycjatowi. W 1781 r. wybuchły gwałtowne rozruchy "urodzonych" i odnowił się konflikt konstytucyjny prowadzony przez "przedkładających" na platformie bardziej demokratycznej niż w 1768 r. Zgromadzenie Powszechne rozszerzyło swój skład o dużą liczbę obdarzonych obywatelstwem "urodzonych". Sprzeciwiała się temu Mała Rada i wśród zaciętego sporu o suwerenność zażądała interwencji gwaranta. Tym razem skutecznie. W 1782 r. wojsko francuskie zablokowało Genewę, a kiedy po kilku tygodniach blokady nie wymuszono nowego kompromisu, Francuzi wkroczyli do miasta i udzielili poparcia oligarchicznej kontrrewolucji. Gwaranci podyktowali edykt pacyfikacyjny zwany "czarnym kodeksem". Przywrócono ustawy sprzed 1768 r., Zgromadzenie Powszechne utraciło prawo deliberacji, zakazano zbierania się w "kółkach" i ćwiczenia milicji, a przywódców "przedkładających" skazano na wygnanie. Teatr publiczny, którego sprawa wywoływała tyle politycznych emocji, został w 1783 r. odbudowany w okazałej postaci. Poza wygnańcami wielu demokratów i wielbicieli Rousseau dobrowolnie opuściło Genewę, stwarzając po 1782 r. pierwszą ruchliwą emigrację rewolucyjną - Ludzie ci powrócili do ojczyzny, kiedy w 1789 r. dokonał się tam znów demokratyczny przewrót. Tym razem oligarchii zabrakło gwarantów, a w 1794 r. ci sami przywódcy "odmawiających", którzy przed 12 laty wezwali Francuzów, mieli położyć głowy pod nóż gilotyny. Tak to "tumult między ordynkami", jakich wiele bywało w miejskich republikach starego ładu, w drugiej połowie XVIII w nabrał całkiem nowych wymiarów. W latach sześćdziesiątych drugim małym poligonem rewolucji była, na ogół nazbyt zapominana przez historyków, Korsyka. Pisząc Umowę społeczną zwrócił Rousseau szczególną uwagę na tę wyspę, którą dzięki jej pierwotności i ubóstwu uznał za jedyny w Europie kraj jeszcze zdolny do prawodawstwa". "Waleczność i wytrwałość, z jaką ten dzielny lud umiał odzyskać i obronić swoją wolność, zasługuje na to, aby jakiś mędrzec nauczył go, jak tę wolność utrzymać. Przeczuwam, że ta mała wyspa zadziwi kiedyś Europę". Pamiętamy głośną rewoltę genueńską z 1746 r. Ta chyląca się do upadku, ale wciąż bogata republika miała podobny problem z Korsyką, jak w czterdzieści lat później Anglia z Ameryką. Kupiecka i bankierska Genua starała się ciągnąć ze swej ubogiej, pastersko-rybackiej kolonii korzyści handlowe, a zwłaszcza fiskalne. Korsykanie zachowali dość rozległy samorząd, a w swych mało dostępnych górach i dolinach cieszyli się właściwie zupełną wolnością. Panował tu pierwotny ustrój gminny z silnym elementem wspólnot i antagonizmów rodowych (vendetta). W 1729 r. wybuchło na Korsyce powstanie przeciw nałożonym przez Genuę podatkom i odtąd nie było już spokoju na wyspie. Rewoltę stłumiono przy pomocy wojsk austriackich, ale po ich odejściu doszło do jeszcze większego powstania. W 1735 r. delegaci parafii utworzyli Zgromadzenie Narodowe, które proklamowało niepodległe Królestwo Korsyki pod protekcją Niepokalanego Poczęcia Dziewicy Marii. Rządy regencyjne sprawowała junta wykonawcza sześciu "ekscelencji". W 1736 r. znalazł się kandydat do korony w osobie niemieckiego awanturnika barona Theodora von Neuhoffa, który wylądował na Korsyce przy pomocy tunezyjskich korsarzy. Zgromadzenie Narodowe w kwietniu 1736 r. wybrało królem Teodora I i uchwaliło konstytucję zapewniającą szerokie uprawnienia sejmowi. Wkrótce jednak von Neuhoffa i jego korsarzy przepędził przywódca stronnictwa republikańskiego - Giacinto Paoli. Królowanie Teodora I było efemerydą, która pozostawiła tylko trwały zamęt w herbarzach, tułający się bowiem po Europie "król Korsyki" hojną ręką sprzedawał pięknie brzmiące tytuły arystokratyczne. Na wyspie cały czas toczyła się guerilla z trzymającymi się wybrzeży i miast Genueńczykami. W 1737 r. Genua zwróciła się z prośbą o interwencję wojsk francuskich. W odpowiedzi na to Korsykanie wystosowali głośny memoriał do Ludwika XV z wywodem tyrańskich nadużyć Genui i swych praw do suwerenności. Memoriał zyskał poklask Woltera, ale Francuzi wylądowali na wyspie. Lata 1737-1755 to okres zaciętych bojów korsykańskich guerillasów z Francuzami i Genueńczykami, przeplatanych próbami pacyfikacji i kompromisów. Pertraktacje korsykańskich ciał przedstawicielskich z genueńskim Senatem przypominają targi amerykańskich kolonii z Koroną brytyjską. Ustępstwa Genui doprowadziły w 1744 r. do czasowego uspokojenia, ale w czasie wojny o sukcesję austriacką znów wmieszały się mocarstwa. Towarzyszyły temu wewnętrzne walki stronnictw i rodowe wendety. Kres anarchii przyniosło wylądowanie w 1755 r, na wyspie młodego Pasquala Paoli. Ów syn jednego z regentów z 1735 r. i pogromcy króla Teodora nabył wojskowej i politycznej edukacji służąc w korsykańskim pułku króla Neapolu (był to okres reformatorskich rządów Tanucciego). Oficerowie tego pułku dostarczyli kadry współpracowników Paoliemu, którego działalność przez kilkanaście lat budziła żywą sympatię w oświeconych kręgach Italii i Europy. Paoli objął rządy dyktatorskie, ukrócił wendety i ogłosił republikę. Nadał jej ustrój ludowo-demokratyczny, ale nie parlamentarny. Władzę wykonawczą sprawował dyktator z Radą Najwyższą. Członków Rady wybierały liczące po tysiąc wyborców zgromadzenia wszystkich obywateli mających ukończony dwudziesty piąty rok życia. Wszyscy mężczyźni w wieku od 16 do 60 lat byli powołani do służby w milicjach gminnych. Kiedy w 1759 r. zajęci wojną siedmioletnią Francuzi wycofali się z Korsyki, Genueńczykom opadły ręce. Trzymali porty, ale rząd republiki dbał o rozwój rolnictwa i prymitywny pastersko-rolniczy kraj ku zachwytowi Jana Jakuba radził sobie jakoś bez handlu zagranicznego, choć były trudności z uzbrojeniem licznej milicji. Zniechęcona Genua zawarła w 1764 r. układ z Francją zachowując jedynie cień suwerenności na Korsyce. Początkowo stosunki między Paolim i Francuzami układały się poprawnie, ale w 1768 r. Genua sprzedała Ludwikowi XV Korsykę, która stała się francuską prowincją. Wtedy Paoli wezwał cały naród pod broń i nastąpił najbardziej heroiczny akt korsykańskiej epopei. Wzbudzając podziw Europy i samych Francuzów byle jak uzbrojeni pasterze przez wiele miesięcy zaciekle walczyli z silną armią królewską. Fryderyk II posłał Paoliemu złotą szpadę. Katarzyna II wznosiła toasty na cześć bohatera, który "przejawia tak wzniosłe i naturalne sentymenty". Entuzjazm władców Północy, zwalczających wówczas konfederację barską, płynął stąd, że Paoli podobnie jak oni był wrogiem Francji. Z tych samych względów sympatyzowali z Korsykanami politycy brytyjscy, którzy zresztą już wcześniej mieli apetyty na tę wyspę. Wielka Brytania nie zaryzykowała jednak interwencji. Okręty angielskie krążyły przy wybrzeżach i w 1769 r. znalazł na nich schronienie zepchnięty do morza przywódca Republiki Korsykańskiej. Przez długie lata Paoli knuł w Londynie wendetę, aż doczekał się rewolucji francuskiej. I wtedy miał odegrać rolę Wallenroda w zmowie z wieloma swymi rodakami, do której to zmowy należał zrazu urodzony w roku klęski swej ojczyzny (1769) i nienawidzący francuskich najeźdźców, młody republikanin korsykański Napoleon Buonaparte. Zanim Francja zniszczyła powstającą nową republikę, Korsykanie, wyczytawszy swą pochwałę w Umowie społecznej zwrócili się do Rousseau z propozycją opracowania projektu konstytucji dla Korsyki. Zupełnie wówczas wytrącony z równowagi przez swe genewskie przejścia Jan Jakub chwycił się tej sprawy chętnie i zamierzał"osiąść na łonie ludu tak bliskiego natury". Nie doszło do tego i naszkicowany w 1765 r. projekt nie został ukończony. Jest to jednak ważny dokument w dziejach demokratyzmu agrarnego. Rousseau dopatrywał się analogii między Korsyką a chłopskimi kantonami Szwajcarii. Głosił, iż "jedynym sposobem utrzymania państwa w niezawisłości jest rolnictwo". Handel przynosi bogactwo, ale rolnictwo zapewnia wolność, "a te dwie rzeczy są nie do pogodzenia". Radził więc Rousseau Korsykanom, aby ich gminowładna wyspa była całkowicie samowystarczalna gospodarczo, aby nawet powstrzymywali rozwój wewnętrznej komunikacji i w miarę możności wyeliminowali użycie pieniądza. Wokół sławionej przez Rousseau walczącej Korsyki powstała legenda nie pozbawiona znaczenia dla dziejów rewolucyjnego republikanizmu, a zwłaszcza dla jego aspektu niepodległościowego. Korsykański lud, prowadzący powstańczą wojnę partyzancką bez magazynów, arsenałów, intendentury i służby lekarskiej, żeby nie powiedzieć bez oręża, dostarczył wzoru stawianego obok przykładów branych z historii starożytnej czy z powstańczych dziejów Szwajcarii i Holandii. Wcale nie tak rychło ów mit miał być przyćmiony legendą zwycięskich milicjantów amerykańskich i pobitych jak Korsykanie polskich insurgentów. Wygnany z Genewy i niedoszły prawodawca Korsyki, Rousseau, w 1770 r., zetknął się z trzecią ze swych republik. Konfederaci barscy, tak jak Korsykanie, zaproponowali Janowi Jakubowi opracowanie projektu konstytucji dla Polski, a on podjął się chętnie gruntownej pracy. Spotkanie to zastanawiające zarówno ze względu na tych, co wysunęli ofertę, jak i ze względu na tego, kto ją przyjął. Nikt nie mógł mieć wątpliwości co do demokratyzmu autora Umowy społecznej, jak i co do szlacheckości konfederacji barskiej. Współpraca Rousseau z głównym ideologiem barszczyzny, "hrabią" Wielhorskim, świadczy o często nie docenianym fakcie: dla wielu teoretyków rewolucyjnego republikanizmu konstytucyjna forma rządu była nie mniej ważna, a może ważniejsza niż infrastruktura społeczeństwa. Zanim Rousseau zajął się bliżej Polską, wiedział o niej to, co wszyscy w Europie: szlachecka anarchia i "niewola" chłopów. A jednak jedyne niestereotypowe polonicum znalazło się w Umowie społecznej właśnie w rozdziale o demokracji. W ustroju demokratycznym każdy obywatel "musi powtarzać codziennie w głębi duszy to, co mówił pewien cnotliwy wojewoda Rafał Leszczyński w sejmie polskim: << Malo piericulosam libertatem quam quietum servitium>>, (Wolę niebezpieczną wolność niż spokojną niewolę)". W Uwagach o rządzie polskim autor nie idealizuje rzeczywistości społecznej kraju, w którym "szlachta jest wszystkim, mieszczanie niczym, a chłopi mniej niż niczym". Jednakże przechodzi nad tą sprawą dość pogodnie. Stosunki społeczne oczywiście muszą być zmienione, gdy chłopi zostaną oświeceni i znów dojrzeją do wolności. Należy pamiętać, że dla Rousseau naturalna wolność wiąże się z nieskażonym stanem pierwotnym. Człowiek już "upodlony niewolą" traci zdolność do życia w wolności. Dlatego "zdolny do prawodawstwa" jest korsykański czy szwajcarski góral, ale nie polski chłop pańszczyźniany. Natomiast "zdolny do prawodawstwa" jest jeszcze polski naród szlachecki. Wśród zmierzającej do śmierci "zgrzybiałości" niemal wszystkich rządów europejskich "Polska, kraj wyludniony, spustoszony, uciemiężony i stojący otworem dla napastników, wydany na łup nieszczęściom i anarchii, tryska jeszcze młodzieńczym zapałem, waży się jeszcze domagać rządu i praw, jakby się dopiero narodził". Analizując myśl polityczną Rousseau nie zawsze dostatecznie się pamięta, iż utożsamia on lud z narodem, demokratyzm z patriotyzmem. Sprawa ta została najpełniej rozwinięta właśnie w Uwagach o rządzie polskim. Ważne są prawa, ale ważniejsze i pierwotniejsze od nich jest wiążące lud-naród uczucie, które skłania "wolę partykularną" do podporządkowania się "woli powszechnej". "Cokolwiek by mówiono, nie masz już dzisiaj Francuzów, Niemców, Hiszpanów, nawet Anglików; są tylko Europejczycy", wszyscy jednakowi. "Największą ich ambicją zbytek, jedyną namiętnością złoto... Mniejsza o to, jakiego pana słuchają, jakiego państwa prawa przestrzegają, byleby tylko znaleźli pieniądze, które można kraść i kobiety, które można uwodzić, wszędzie są w ojczyźnie. Nadajcie odmienny kierunek namiętnościom Polaków, a nadacie duszom ich narodowe oblicze". Należy "przepoić cały naród duszą konfederatów i tak mocno ugruntować republikę w sercach Polaków, by się utrzymała pomimo wszelkich wysiłków jej ciemiężców". Tylko człowiek kochający ojczyznę nie uchyla się od obowiązków i dobrowolnie słucha praw. "Gdzie takie panują uczucia, tam nawet złe prawodawstwo może tworzyć dobrych obywateli". Zdaniem Jana Jakuba skonfederowana Polska wykazała swój patriotyzm, a więc żywotność- Uwagi to traktat bodaj głównie poświęcony narodowej edukacji. Ma jej służyć nie tylko szkoła, ale kultywowanie obyczajów i stroju narodowego, pedagogika życia publicznego, widowiska, święta i obchody narodowe (jak np. czczenie rocznicy konfederacji), cała ta patriotyczna liturgia, którą po 20 latach wprowadzi rewolucyjna Francja. Co się tyczy polskich praw konstytucyjnych, Rousseau zaleca reformować je ostrożnie. Stwierdza bowiem, że Polska zawdzięcza tym prawom rzecz niebywałą. Według wszelkich zasad teorii politycznej Jana Jakuba kraj tak rozległy, o takiej strukturze społecznej i otoczony takimi sąsiadami, "już sto razy" powinien popaść w rząd despotyczny i upodlenie. "Jest to jedyny przykład w historii, że po wiekach takie państwo znajduje się dopiero w stanie anarchii". Rousseau znajduje upodobanie w takich polskich instytucjach, jak sejmiki i pospolite ruszenie. Pochwala brak dziedzicznej arystokracji dygnitarskiej (senatorowie nie dziedziczni, w przeciwieństwie do angielskich lordów) i krótkość kadencji sejmowych, dzięki czemu sejm nie "zwyrodniał" tak, jak wybierana na 7 lat i urabiana w tym czasie przez rząd brytyjska Izba Gmin. Dostrzega nawet dobre strony niespójności polskiego ministerium, na skutek czego nie wytworzyła się zwarta oligarchia. Autorowi Umowy społecznej podoba się oparcie na kontrakcie stosunków między narodem a królem (pacta conventa). Oczywiście Rousseau świadom jest panującej w Polsce anarchii i lekarstwa szuka w umocnieniu republikańskiego charakteru rządu. Elekcyjny król ma być dożywotnim prezydentem- Po śmierci króla, a przed wyborem następcy, ma się odbywać sąd nad czynami zmarłego i jeśli zawinił wobec republiki to imię jego będzie wymazane z listy królów. Król ma być pozbawiony władzy rozdawniczej i nominacyjnej (starostwa, urzędy), aby nie mógł korumpować narodu, tak jak król angielski. Władzę wykonawczą ma sprawować pod prezydenturą króla senat rządzący, wybierany przez sejmiki i sejm. Na wszystkich szczeblach władzy przewiduje się elekcyjność i decydowanie większością głosów. Jako najgorsze nadużycia należy bezwzględnie znieść liberum veto, konfederacje i wojska prywatne. Analizując polskie instytucje Rousseau stanął wobec problemu, który jedynie zasygnalizował w Umowie społecznej i w Emilu: jak pogodzić dużą rozległość kraju z wolnym rządem. Jak wiemy, rozległemu krajowi w zasadzie odpowiadają rządy monarchiczne, które z natury rzeczy wyradzają się w despocję. "Obywatel genewski" uważa, że wielki obszar polsko-litewskiego państwa jest jego "wadą zasadniczą". Jeśli Polska ma pozostać tak wielką Rzecząpospolitą, to musi stać się państwem federalnym. "Chciałbym, gdyby to było możliwe, byście mieli tyle państw, ile macie województw. W każdym ustanówcie osobną administrację. Udoskonalcie formę sejmików i rozszerzcie ich władzę." Jeśli zlekceważycie tę radę, wątpię, byście mogli kiedykolwiek zrobić coś dobrego". Konfederacja barska była republikańsko-patriotycznym powstaniem, które walczyło z obcym najazdem i targnęło się na osobę własnego króla. Na Zachodzie konfederacja miała na ogół "złą prasę". Przyczyniła się do tego sprawa dysydencka, a również środki propagandowe uruchomione przez Katarzynę i Fryderyka. Niepodległościowe dążenia konfederacji popierała oficjalnie Francja i spotkały się one z życzliwym współczuciem części europejskiej opinii publicznej. Kilku publicystów idealizowało konfederacką partyzantkę (la petite guerre). Próba zamachu na Stanisława Augusta została natomiast w Europie powszechnie potępiona, zarówno przez sympatyzujących z oświeconym królem "filozofów", jak przez monarchistyczne rządy. Z punktu widzenia rewolucyjnego republikanizm był to zasadniczy aspekt sprawy barskiej., Amerykanie dobrze przyjęli głównego "królobójcę", banitę Kazimierza Pułaskiego. Rousseau żywił pewne współczucie dla Stanisława Augusta i sądził, że jeśli Polacy zechcą pozostawić go na tronie, to taki właśnie zastraszony i bierny król może się okazać pożyteczny na okres przejściowy, póki nie będzie dokonana reforma. W sprawie pryncypialnej Jan Jakub przyjmuje jednak w zupełności punkt widzenia "królobójców". "Bez wątpienia Poniatowski był wielkim zbrodniarzem, dzisiaj jest może już tylko człowiekiem nieszczęśliwym". Jeśli Polakom nie trafią do przekonania wyłożone wyżej racje, to "trzeba mu uciąć głowę, jak na to zasłużył". Uwagi o rządzie polskim ukazały się dopiero po śmierci autora, w 1782r. Książka ta nie miała tak szerokiego obiegu, jak Umowa społeczna, niemniej jednak była chciwie czytana, tak jak wszystkie utwory Jana Jakuba. Podkreśla się obecnie jej nie doceniany w dawniejszej literaturze odbiór przez rewolucjonistów francuskich. Wyczytali w niej przede wszystkim trzy rzeczy: 1) żarliwy i obrzędowy patriotyzm republikański, 2) ustrój federalny jako jedyna forma odpowiadająca rozległej republice, 3) "uciąć głowę królowi, jak na to zasłużył". 3. Rewolucja holenderska (1786-1787) Uwikłanie Holandii w wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych wstrząsnęło życiem politycznym starej republiki. Jeszcze przed 1780 r. na tle różnych stanowisk w stosunku do Ameryki i Anglii zaogniły się spory między stadhouderem Wilhelmem V a oligarchią regentów. Podczas gdy dwór dążył do zachowania przyjaznych stosunków z Wielką Brytanią, kupcy i bankierzy spodziewali się, że nadszedł zmierzch angielskiego handlu i imperium brytyjskiego. Kapitały holenderskie przenosiły się z Anglii do Francji i oczekiwano wielkich korzyści z opanowania amerykańskiego handlu. W 1778 r. miasto Amsterdam zawarło tajny układ z Amerykanami, co stanowi wymowny przykład decentralizacji panującej w strukturze i w działalności politycznej Republiki Zjednoczonych Prowincji. Równocześnie z angażowaniem się starej oligarchii przeciw Anglii, w latach siedemdziesiątych nastąpiło wielkie ożywienie holenderskiej opinii publicznej i pojawiła się trzecia (obok stronnictwa orańskiego i stronnictwa regentów) siła polityczna. Był to radykalny ruch reformatorski, mający zwolenników wśród średniego mieszczaństwa dysydenckich pastorów, jurystów i profesorów. Na czoło wysunął się J. D. van der Capellen, entuzjasta Ameryki i człowiek mający szerokie powiązania z radykałami po obu stronach oceanu. Skupili się wokół niego ludzie organizujący pomoc dla Amerykanów, a równocześnie niezadowoleni z istniejących w Holandii stosunków. W latach wojny z Anglią (1780-1783) radykałowie i regenci występowali wspólnie w szeregach stronnictwa zwanego patriotycznym, które zmajoryzowało oranżystów i zarzuciło im zdradę interesów narodowych. W obozie "patriotów" występowały jednak rozbieżności. W 1781 r. van der Capellen rozrzucił w rękopisach słynną odezwę Aan het Volk van Nederland (Do narodu holenderskiego), w której po raz pierwszy mowa była o Holendrach jako o jednym narodzie. Van der Capellen atakował zarówno stadhouderat, jak oligarchię, stawiał za wzór rządu ludowego (Volksregering) ustrój amerykański (elekcyjność urzędników) i domagał się wolności prasy. Holandia słynęła wprawdzie w Europie jako azyl owej wolności, ale tak to wyglądało z Londynu czy z Paryża. Z amsterdamskich i haskich oficyn mogły padać gromy na wszystkie rządy, z wyjątkiem własnego. Toteż pamflet van der Capellena został potępiony przez holęnderskie Stany, stał się jednak programem radykalnego ruchu mieszczańskiego. Od 1748 r. stadhouder uzyskał prawo nominowania na różne urzędy republikańsko-miejskie, co stanowiło prerogatywę zbliżoną do patronatu króla angielskiego. W latach 1782-1783 radykałowie w wielu miastach kwestionowali to prawo, a w Utrechcie, w toku rozruchów ulicznych i pod ich naciskiem, rada miejska dokonała nominacji należących do kompetencji stadhoudera. Utrecht stał się główną siedzibą ruchu radykalnego, a główną siłą tego ruchu były "wolne korpusy". W czasie wojny z Anglią mieszczanie podjęli hasło van der Capellena, aby gotować się do samoobrony. Kiedy nastał pokój, w dalszym ciągu noszono jednak mundury, odbywano zbiórki i ćwiczenia oraz rozprawiano o mgliście określanym "zagrożeniu z zewnątrz i z wewnątrz". Wolne korpusy stanowiły rosnącą w siłe przeciwwagę dla szczupłej armii regularnej i starej milicji, dowodzonej przez oranżystowskich oficerów. Patrioci doprowadzili do podpisania przymierza holendersko-francuskiego (6 IX 1784). W grudniu 1784 r. odbyło się w Utrechcie pierwsze Narodowe Zgromadzenie Wolnych Korpusów z wszystkich prowincji. Nastąpił dwuletni okres dość chaotycznych walk politycznych połączonych z obcymi intrygami. Większość konserwatywnych regentów utrzymywała dystans w stosunku do radykałów i wolnych korpusów, pozostając jednak w opozycji do domu orańskiego. Zdaniem niektórych holenderskich historyków Wilhelm V miał historyczną szansę rozprawienia się z oligarchią regentów, pokierowania "oranżystowską demokracją" i budowy narodowego państwa holenderskiego; zmarnował jednak tę szansę postępując tak, jak w kilka lat później Ludwik XVI, to znaczy zachował solidarność z frondującymi przeciw niemu uprzywilejowanymi. W ustach księcia orańskiego wydaje się jednak dość naturalne hasło Wilhelma: "nie demokracja". Stadhouder nie doszedł do ugody ani z regentami, ani z "demokratami". W 1786 r. obóz patriotyczny ponownie zjednoczył się i dokonał rewolucji. Część regentów utworzyła Zgromadzenie Patriotycznych Regentów, które podporządkowało sobie prowincje: Holandię, Gronlngen i Overijssel. Stany holenderskie pozbawiły Wilhelma stanowiska wodza naczelnego. Równocześnie w Utrechcie mieszczanie obalili starą radę i wybrali nową w powszechnych wyborach. Ponownie zebrało się w Utrechcie Nowe Zgromadzenie Wolnych Korpusów, które wysłało posłów do Zgromadzenia Patriotycznych Regentów. Oba zgromadzenia ogłosiły wspólną deklarację (choć wielu regentów odmówiło podpisu), proklamując "prawdziwie republikańską formę rządu", to znaczy rządy przedstawicieli ludu z podporządkowanym im stadhouderatem, odrzucając "rządy jednego człowieka i wszelki system rządów niezależnych rodzin, które są obrazą dla mądrego i szanownego głosu ludu". W 1787 r. rozpoczęła się wojna domowa. Francja wspierała finansowo patriotów, Anglia oranżystów. Choć przy stadhouderze stanęło teraz sporo oligarchicznych "niezależnych rodzin", obóz oranżystów był słaby i skłócony. Nieudolny Wilhelm popadł w zupełną prostrację, energicznie natomiast działała jego żona Wilhelmina, siostra króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II. Licząc na swą nietykalność, księżna wyruszyła w drogę z Nijmegen do Hagi, została jednak aresztowana przez ludzi z wolnych korpusów i odstawiona pod strażą do Nijmegen. Posłużyło to za pretekst do interwencji pruskiej. Fryderyk Wilhelm II we wrześniu 1787 r. wysłał do Holandii 20 tys. żołnierzy pod dowództwem księcia Brunszwickiego, tego samego, który w 1792 r. poprowadzi inwazję na rewolucyjną Francję. Aczkolwiek Francja Ludwika XVI w 1786 r. złożyła deklarację, iż sprzeciwi się jakiejkolwiek obcej interwencji w wewnętrzne sprawy Holandii, zajęta swoim własnym wewnętrznym kryzysem i zaszachowana angielskim ultimatum w 1787 r. pozostała bierna. Patrioci stawiali słaby opór Prusakom, którzy szybko zajęli Utrecht i Amsterdam, wyciskając z tego miasta wielką kontrybucję. Restauracji orazstowskich rządów towarzyszyły surowe represje, których duszą była znieważona księżna Wilhelmina. Wsparty na obcych bagnetach reżim był słaby, ale w 1788 r. otrzymał gwarancję Wielkiej Brytanii i Prus. Holandia wyszła więc z rewolucyjnego kryzysu jako państwo o ograniczonej suwerenności. Rewolucja holenderska z lat 1786-1787 miała charakter republikańsko-mieszczański. Plebs miejski i chłopi sympatyzowali raczej z oranżystami i stawali po ich stronie w niezbyt zresztą krwawej wojnie domowej. Radykalizacja poglądów społecznych dokonała się wśród tych spośród "patriotów", którzy zostali wygnani z kraju lub nie pogodziwszy się z restauracją sami wyemigrowali do Francji, Ameryki i Belgii. Ta wielotysięczna emigracja polityczna stała się jednym z zaczynów rewolucyjnego fermentu w Europie. 4. Powstanie w Belgii i w Leodium (1787-1791) Bardzo wielu holenderskich emigrantów schroniło się na terenie austriackich Niderlandów (Belgii), które stały się widownią dawno nie oglądanych w tym kraju walk politycznych. Bogacąca się Belgia (Flandria i Brabancja należały do najzamożniejszych krajów Europy) znajdowała się w XVIII w. na uboczu przemian ustrojowych i światopoglądowych. Do czasów Józefa II rządy wiedeńskie niewiele wtrącały się do wewnętrznych spraw i prowincji, które utrzymywały bez zmian późnośredniowieczny ustrój stanowy z mnóstwem przywilejów. Najczcigodniejszym z nich była karta wolności Brabancji z 1355 r., zwana Joyeuse Entree. Prowincje, przecięte w połowie klinem księstwa biskupiego Leodium (Liege), były nader słabo ze sobą powiązane. Od 1634 r. nie zbierały się Stany Generalne II prowincji i czynnikiem jednoczącym były rządy cesarskich generalnych gubernatorów, którzy nie prowadzili tu charakterystycznej dla innych krajów habsburskich polityki centralizmu i fiskalizmu. Zamożna Belgia był to obok Polski kraj płacący najniższe w Europie podatki. Nader słabo tknięta przez reformację, miała Belgia duchowieństwo bardzo bogate, uprzywilejowane i konserwatywne. W korporacyjnej strukturze stanowej duchowieństwo przodowało pozostałym stanom: szlachcie i mieszczaństwu. Nie było antagonizmów między stanami. Wszystkie były zadowolone ze swych przywilejów, których bacznie strzegły. Występowały natomiast pewne tarcia wewnątrz stanów (między potężnymi opatami i niższym klerem czy między gildiami a niższym mieszczaństwem), ale rządząca stanami oligarchia była solidarna i pozycja jej w społeczeństwie ugruntowana. Wprawdzie w uważanej przez Francuzów za kulturalną pustynię Belgii też kiełkowały nowe idee, wyrażające się zwłaszcza w rozbudzeniu poczucia narodowej jedności (wtedy to właśnie zaczęto nawracać do starożytnej nazwy Belgia), ale spokojna "Beocja Europy" została wytrącona z równowagi na skutek pchnięcia z zewnątrz. Józef II, utraciwszy nadzieję zamienienia Belgii na Bawarię, skierował ku II prowincjom swój reformatorski zapał. Spodziewał się, że jego kościelna i antyszlachecka polityka znajdzie poparcie w kraju o najbardziej rozwiniętym w habsburskiej monarchii mieszczaństwie. Belgijskie mieszczaństwo okazało się jednak równie niechętne reformom, jak duchowieństwo i szlachta. Naruszenie przez cesarza starego ustroju municypalnego stało się jedną z głównych przyczyn rewolty. A chłopi, którzy byli już od wieków wolni, a więc niczego nie zyskiwali na reformach józefińskich, szli za księżmi. W latach 1786-1787 posypał się na Belgię grad carskich dekretów, z których każdy naruszał dawne przywileje, a więc w odczuciu prawnym Belgów był złamaniem konstytucji (pojmowanej nie jako ustawa zasadnicza, lecz zbiór historycznych praw), zwłaszcza podstawowego przywileju Brabancji - Joyeuse Entree. Na wiosnę 1787 r. stany poszczególnych prowincji odmówiły ogłoszenia cesarskich edyktów i zakazały poborcom wybierać podatki. Wojsko stłumiło rozruchy i w 1788 r. Józef II nałożył nowe podatki. Ugięły się stany pomniejszych prowincji, ale w grudniu Brabancja i Hainaut odmówiły płacenia podatków. W odpowiedzi na to cesarz odwołał przywilej Joyeuse En tree (styczeń 1789), zadekretował nowy ustrój stanów brabanckich i stałe podatki (kwiecień 1789). Występując w obronie średniowiecznego przywileju Brabancja weszła na drogę rewolucji, pociągając za sobą inne prowincje. Sztandarem narodowym stały się kolory Brabancji: czarny, żółty i czerwony - pierwszy rewolucyjny tricolore, naśladowany potem we Francji. Ruchem kierowały dwa stronnictwa: "statystów" i "wonkistów", czyli "demokratów", na których czele stało dwóch jurystów z Brukseli: Hendrik van der Noot i Jean Francois Vonck. Przywódca "statystów" był konserwatystą, człowiekiem bogatym i związanym ze szlachtą. Zabiegał on o pomoc Anglii, Prus i Holandii, dążąc do utworzenia z Belgii niezależnej republiki na wzór holenderskiej. Na stadhoudera van der Noot chciał powołać młodszego syna Wilhelma V. Holendrzy wcale sobie jednak nie życzyli otwarcia portów w Antwerpii i Ostendzie przez nową niepodległą republikę, Anglia zaś i Prusy były za utrzymaniem status quo. Belgowie musieli liczyć na własne siły i w tym kierunku pracował Vonck, syn skromnego farmera, człowiek, w którym współcześni belgijscy demokraci widzą swego protoplastę. Vonck nie oddał się na Wilhelma V, ale kontaktował się z holenderskimi emigrantami i nawiązywał do doświadczeń wolnych korpusów. Od nich wziął hasło: "Pro Aris et Focis" (Za ołtarze i ogniska domowe), które stało się nazwą militarnej organizacji belgijskiej. W przeciwieństwie do wolnych korpusów była to jednak organizacja tajna, pierwsza w dziejach Europy zbrojna konspiracja rozbudowana na taką skalę. Od lutego 1789 r. ćwiczyły się tajne oddziały milicyjne. Organizacji Pro Aris et Focis udzielało poparcia kilku wielkich panów (m,in, brat van der Noota), w zasadzie był to jednak ruch średniego mieszczaństwa spoza gildii. Wkrótce "wonkiści" pozyskali sojuszników w zrewoltowanych poddanych księcia-biskupa Leodium i znaleźli się w kręgu oddziaływania rewolucji francuskiej. Liege było od średniowiecza widownią częstych i ostrych walk mieszczan z książętami-biskupami. Konflikty te wypełniały też wiek XVII, łącząc się z kontrreformacyjną polityką biskupów. Regulamin (Reglement) narzucony miejskiej republice w 1684 r. radykalnie ograniczył wolności stanowe, municypalne i cechowe wprowadzając książęco-biskupi absolutyzm. Za' rządów biskupa Franciszka Karola Velbrucka (1772- 1784) był to absolutyzm oświecony. Velbruck hojnie popierał sztuki piękne i nauki- Leodium było terenem promieniowania idei encyklopedystów, którzy wydawali tu głośny "Journal Encyclopedique". W biskupiej stolicy swobodnie ogłaszali swoje pisma tacy ludzie, jak Prevost, Wolter czy Chamfort. Położone między Francją a Niemcami miasto nad Mozą stało się ważnym ośrodkiem przemysłu metalurgicznego i tekstylnego. Po śmierci Velbrucka tron biskupi objął Konstanty Franciszek Hoensbroek (1784-1792) i nadeszły, podobnie jak w wielu krajach, lata reakcji. Nowy książę-biskup zwalczał zagnieżdżonych w mieście encyklopedystów, dążył do zaostrzenia absolutystycznego reżimu, znosił pozostałości dawnych przywilejów municypalnych i nakładał podatki. Bogate i oświecone mieszczaństwo stawiało opór i domagało się uchylenia Regulaminu z 1684 r. Leodium znów stało się widownią silnych napięć polityczno-społecznych i ideologicznych, a na wieść o zdobyciu Bastylii w sierpniu 1789 r. wybuchło zbrojne powstanie. Biskup uciekł za granicę szukać pomocy w Rzeszy Niemieckiej, której był członkiem. Po wypędzeniu księcia-biskupa i przywróceniu w Leodium "dawnych wolności", na terytorium księstwa przybyło kilka tysięcy belgijskich milicjantów, którzy utworzyli tu zaczątek armii regularnej pod dowództwem van der Meerscha. Siła ta wsparła powszechne powstanie, które na schyłku 1789 r. objęło wszystkie prowincje belgijskie. Ogłaszały one kolejno deklaracje niepodległości (deklaracja Flandrii nawiązywała w swej treści do aktu amerykańskiego z 1776 r.). Przygotowane przez Voncka tajne komitety powstańcze podjęły jawną działalność, przyjmując nazwę demokratów. Tworzyli oni prowincjonalne kongresy i dążyli do zwołania Zgromadzenia Narodowego, na którym "suwerenny lud" ma powołać Konwencję i ustanowić konstytucję. W ciałach stanowych przewagę mieli jednak "statyści", którzy dążyli do niepodległości z zachowaniem dawnej struktury stanowej. W grudniu 1789 r. z inicjatywy stanów brabanckich odbył się zjazd delegacji stanów prowincjonalnych, który ogłosił się Stanami Generalnymi, proklamował utworzenie Stanów Zjednoczonych Belgii i przyjął Akt Unii, wzorowany na amerykańskich Artykułach Konfederacji. Powołano do życia Kongres (o kompetencjach ograniczonych do polityki zagranicznej i obrony), w którym główną rolę odgrywał van der Noot. W niepodległej Belgii zapanował reżim bardziej oligarchiczny niż za czasów austriackich, "pośrednie ciała" stanowe osiągnęły bowiem pełną suwerenność i zabrakło cesarskiego arbitrażu między nimi a ludem. "Wonkiści", którzy byli głównymi organizatorami zbrojnego powstania, znaleźli się teraz w opozycji. W marcu 1790 r. "partia stanów" pokonała demokratów, Van der Meersch został uwięziony, a Vonck z wielu zwolennikami uciekł do Francji. W Belgii zapanował terror skierowany zarówno przeciw oglądającym się na Francję demokratom, jak sprzyjającym Austrii rojalistom. Siłą kontrrewolucji stali się kierowani przez księży chłopi. W grudniu 1790 r. Austria podbiła Belgię, a w styczniu 1791 r. Leopold II, wykonując mandat Rzeszy, zajął zbuntowane księstwo Leodium. W toku tych wydarzeń wykrystalizowała się postawa belgijskich demokratów. Zrazu "wonkiści" byli przede wszystkim niepodległościowcami i, tak jak wszyscy Belgowie, dobrymi katolikami (od partii Voncka wywodzi się belgijska katolicka partia liberalna). W krótkim okresie niepodległości walczyli o demokratyzację oligarchicznych struktur stanowych i tu napotkali najbardziej nieprzejednany opór ze strony potężnych opatów. Odtąd przekonali się, iż niczego się nie osiągnie drogą reform, póki kler zachowa swą dominującą pozycję polityczną i ekonomiczną. Nie przestając być katolikami, belgijscy demokraci stali się antyklerykałami i zbliżyli do rewolucjonistów francuskich. 5. Przewroty polityczne w Polsce. Od "patriotyzmu" do "jakobinizmu" (1787-1794) Wspominając atmosferę poprzedzającą zebranie się Sejmu Czteroletniego pisał po latach wrażliwy świadek i aktywny uczestnik tych wydarzeń - Jan Potocki: "Była to epoka wybujałych uczuć tyczących praw narodów. Nie mówiono jeszcze o prawach człowieka, ale stadhouder utrzymywał się w Holandii jedynie siłą pruskiego oręża, Brabancja domagała się przywileju Joyeuse Entree, Leodium było w wojnie z całym cesarstwem niemieckim; salony Paryża rozbrzmiewały pochwałami Waszyngtona i konstytucji amerykańskiej. Ogólny stan Europy zapowiadał dni burzliwe". Po wybuchu w 1787 r. wojny rosyjsko-tureckiej w Polsce zapanowała, według określenia Stanisława Augusta, "fermentacja umysłów" Przeciw ustabilizowanemu pod carską gwarancją systemowi współrządów królewsko-ambasadorskich burzyła się zarówno oligarchia magnacka, jak niepodległościowo nastrojona szlachta i domagający się reform intelektualiści. Wszystkie te różnorodne siły przybrały wspólne miano "patriotów". Powstała przeobfita patriotyczno-reformatorska publicystyka, w której na czoło wysunęły się uwagi Stanisława Staszica (1787) i Listy Anonima Hugona Kołłątaja (1788). W swych programach politycznych obaj ci pisarze byli republikanami i wykazywali wiele wspólnoty z Uwagami o rządzie polskim Jana Jakuba. Król powinien być pozbawiony prerogatywy nominowania urzędników i rozdawania synekur, wszystkie nominacje do lokalnych i centralnych władz mają być dokonywane drogą wyboru przez sejmiki i sejm. Sejm, zawsze gotowy dozwołania u Staszica, permanentnie obradujący u Kołłątaja, staje się rządem. Nie miał to już być sejm wyłącznie szlachecki. Staszic postulował wprowadzenie do Izby Poselskiej równej liczby posłów ziemiańskich i miejskich. Kołłątaj proponował utworzenie dwóch izb: ziemiańskiej i mieszczańskiej. O uprawnieniach wyborczych ma decydować już nie szlachetne urodzenie, ale cenzus majątkowy. O ile sejm przejmował kompetencje rządu (coś na kształt amerykańskiego Kongresu sprzed 1789 r.), o tyle inicjatywa ustawodawcza przechodziła na sejmiki. Posłowie i senatorowie byli zobowiązani do ścisłego stosowania się do woli wyborców, wyrażonej w instrukcjach sejmikowych. Prowincje miały otrzymać autonomiczne "rządy wojewódzkie". Kołłątaj w najbardziej konsekwentny sposób rozwinął teorię, że dualizm króla i Rzeczypospolitej był źródłem prowadzącej do anarchii kolizji władz, którą należy usunąć "czyniąc sejm monarchą"- Według Staszica król, jeśli ma po temu środki, jest zawsze "naturalnym" wrogiem wolności i dąży do despotyzmu. Republikańscy reformatorzy uderzali równocześnie w tron i w magnaterię, "Z samych panów zguba Polski" - wołał Staszic. "Patriotami" byli jednak i magnaci, wśród których od 1786 r. nasilały się nastroje frondy skierowanej przeciw królowi i rządom Rady Nieustającej. Pod piórem obrotnego Włocha Scipione Piattolego powstał z początkiem 1788 r. niezbyt poważny, ale symptomatyczny projekt republikańskiej dyktatury, zwany "Quattuorviratem". Zamach stanu miał być przygotowany w konspiracji przez wzorowany na amerykańskim Kongres Patriotyczny. Na czele staliby wyposażeni w pełnię władzy "czterej mężowie": Adam Czartoryski, Szczęsny Potocki, Seweryn Rzewuski i Karol Radziwiłł. Dzięki ich bogactwom, a także pożyczkom zagranicznym, miały być uzbrojone prowincjonalne milicje. Powiększenie siły zbrojnej nie poprzez rozbudowę regularnej armii, ale zreorganizowanie pospolitego ruszenia w milicje wojewódzkie, było powszechnie wysuwanym postulatem wszelkiego autoramentu "patriotów". Gdzieniegdzie zaczęto już formować takie milicje, a niektórzy nader "patriotyczni", bo antykrólewscy, ale równocześnie trzymający z Rosją magnaci, jak Szczęsny Potocki, Ksawery Branicki i Rzewuski, przygotowywali na prowincji zbrojne konfederacje. Rozeszły się później drogi "patriotów" i "quattuorvirów" z przełomu lat 1787-1788. Najbardziej konsekwentnym wśród nich zwolennikiem zniesienia w Polsce monarchii i naśladowania amerykańskich form (bo nie treści) ustrojowych pozostał do końca późniejszy targowiczanin, Szczęsny Potocki. Stanisław August spodziewał się rozładować "fermentację umysłów" i przeprowadzić powiększenie regularnej armii poprzez wprowadzenie Polski w sojusz wojenny z Rosją. To zadanie miał spełnić zwołany na październik 1788 r, i zawiązany w konfederację sejm. Skonfederowany (a więc decydujący prostą większością głosów) sejm stał się jednak od razu widownią zupełnego zwycięstwa "patriotów". Była w tym i ręka dążących do poróżnienia Polski z Rosją Prus, ale dokonany w 1788 r. przewrót był niewątpliwie autentycznym wyrazem dominującej opinii publicznej. Sejm obalił carską gwarancję i zniósł objęte tą gwarancją instytucje rządowe (Rada Nieustająca i jej departamenty), na których miejsce powołał sejmowe komisje, uchwalił powiększenie wojska do 100 tys., na czas nieograniczony przedłużył swoje pełnomocnictwa i permanentnie obradując stał się na lat kilka ciałem rządzącym. Historia Sejmu Czteroletniego ( 1788-1792) wykracza wprawdzie poza zakres chronologiczny tej książki, ale wypada poświęcić tu nieco uwagi biegowi wydarzeń, który został zdeterminowany nie sytuacją wytworzoną przez rewolucję francuską, lecz patriotyczno-republikańskim, nieco sarmackim porywem z jesieni 1788 r., Po upływie roku pojawił się polityczny ruch mieszczański, który zyskał poparcie szlacheckich reformatorów. W owym czasie wysunęła się problematyka społeczna i nastąpił rozpad "stronnictwa patriotycznego" na wsteczników i postępowców. Stanisław August, który w 1788 r. nie dał się nakłonić Rosjanom do zerwania "buntowniczego" sejmu i wyjazdu z Warszawy, starał się dostosować do nowej sytuacji. Głosząc hasło swej jedności z narodem, król zręcznie manewrował za kulisami sejmu i z czasem odzyskał wpływ. We wspólnej walce z magnacko-staroszlacheckimi żywiołami dokonało się zbliżenie między Stanisławem Augustem a postępowymi "patriotami". Wynikiem tej współpracy i osiągniętego kompromisu była Konstytucja 3 Maja z 1791 r., dzieło dość dalekie od pierwotnych haseł Staszica i Kołłątaja (a także Jana Jakuba), nader bowiem zbliżone do monarchiczno-parlamentarnej konstytucji brytyjskiej- Dla takiego współtwórcy Ustawy Rządowej, jak Ignacy Potocki, i dla takiego jej obrońcy, jak amerykański generał Tadeusz Kościuszko, monarchiczno-parlamentarna Konstytucja była poniekąd złem koniecznym, podyktowanym obawą przed wewnętrznym warcholstwem i zewnętrznym zagrożeniem. Kiedy w latach 1792-1793 król nie spełnił oczekiwanej roli puklerza osłaniającego przed obcą interwencjią i rozbiorem, doszły do głosu najżywsze nastroje republikańskie, połączone tym razem z najgłębszymi dążnościami niepodległościowymi i reformatorskimi. Walcząca w 1794 r. o być albo nie być polska ustanowiwszy republikańską dyktaturę zniosła wreszcie osobiste poddaństwo chłopów i znacznie ograniczyła pańszczyznę, dając przykład wzajemnego związku sprawy narodowej i społecznej. Działalność "polskich jakobinów", plebejskie poruszenia w Warszawie oraz stosowany przeciw zdrajcom terror sprawiły, iż w 1794 r. atmosfera polskiej stolicy pod wielu względami przypominała rewolucyjny Paryż. Do takiego finału doprowadził łańcuch wydarzeń rozpoczęty magnacką frondą i nieustającym sejmowaniem, mającym pewne analogie z wcześniejszym angielskim "Długim Parlamentem" i późniejszym francuskim Zgromadzeniem Narodowym. 6. Król i parlamenty. Ostatnie lata panowania Ludwika XV (1763-1774) W okresie kryzysu europejskiego starego ładu zarysowała się strefa politycznych, społecznych i narodowych napięć, którym patronowały hasła patriotyzmu i wolności. Strefa ta obejmowała Wielką Brytanię wraz z Irlandią i amerykańskimi koloniami, a na kontynencie Genewę, Korsykę, Polskę, Holandię i Belgię, a poniekąd też Lombardię, Węgry i Szwecję. Wszystko to były albo kraje, które zaliczyliśmy w poczet republik starego ładu, albo poddane panowaniu obcych suwerenów prowincje, które zachowały silne instytucje i przywileje stanowe, a więc miały wykształcone formy i tradycje jawnego życia politycznego. W monarchicznych państwach pozbawionych tych form i tradycji walka o władzę przybierała postać intryg dworskich i pałacowych rewolucji, a konflikty społeczne znajdowały wyraz w żywiołowych buntach (jak powstanie Pugaczowa). Był jednak kraj monarchiczny, który w wytyczonej powyżej "republikańskiej" strefie napięć miał odegrać rolę naczelną nie tyle z powodu swego zaludnienia i obszaru, ile niezwykłej intensywności rewolucyjnej eksplozji, która to eksplozja została ujęta w niezwykle sprawną formę instytucjonalną. We Francji społeczno-polityczne konflikty nie mogły przejawiać się tak stosunkowo swobodnie i bezpośrednio jak w "państwach wolnych", stąd wybuchowa siła długo tłumionych i ukrywanych dążeń, ambicji, upokorzeń, zawiści. Na powierzchnię życia publicznego nie wypływały jednak tylko dworskie intrygi i żywiołowe bunty, choć dzieje starego ładu obfitowały zarówno w intrygi, jak i w ludowe żakierie. Wśród monarchii absolutnych Francja wyróżniała się swoistą instytucją, która stanowiła namiastkę i szkołę poza dworsko-administracyjnej działalności politycznej oraz kształtowania opinii publicznej. Instytucją tą były parlamenty. We Francji nie było wolności prasy i oficjalnie nie istniała publicystyka polityczna. Przeważnie drukowane za granicą nieprawomyślne płody "filozofów" były czytane przez dość wąską elitę i nie miały takiego zasięgu i odbioru, jak się to często mniema. Ponadto "filozofowie" wyrażali swe poglądy w teoretycznych traktatach i rozważaniach historycznych, uciekali się do fantastycznej egzotyki i subtelnych aluzji, ale na ogół nie zajmowali się konkretnymi zagadnieniami bieżącej polityki. Monarchiczny rząd ogłaszał edykty, ale nie odwoływał się do opinii za pomocą akcji publicystyczno-propagandowej. Informacyjna prasa rządowa była nudna i beztreściowa. Wyniosłe przestrzeganie gabinetowych sekretów oraz lekceważenie starań, aby motywować i wyjaśniać poczynania rządu, było dużym zaniedbaniem w społeczeństwie o tak rozbudzonym życiu umysłowym i wyostrzonym krytycyzmie. Francuska opinia karmiła się plotką o dworskich skandalach, a polityczny komentarz rządowych edyktów znajdowała przede wszystkim w ogłaszanych przez parlamenty od 1715 r. drukiem remonstracjach i prawniczych polemikach. Była to sącząca się przez dziesięciolecia oficjalna krytyka absolutyzmu, prowadzona z pozycji uprawnień i wolności stanowych, a podbudowana teorią prezesa parlamentu w Bordeaux, Monteskiusza. Rząd od czasu do czasu stosował wobec parlamentów represje, ale nie podejmował publicznej polemiki z opozycją wymownych jurystów. Zwycięstwo odniesione nad jezuitami umocniło samopoczucie i pozycję parlamentów. W 1764 r. ze 113 pojezuickich kolegiów tylko 30 przeszło w ręce innych zakonów nauczających (zwłaszcza oratorianów), natomiast 80 poddano pod zarząd parlamentów. Utworzyły one biura administracyjne, które kierowały tą na poły upaństwowioną siecią szkolną. Prezydent parlamentu paryskiego Rolland d'Erceville i prokurator generalny parlamentu Bretanii La Chalotais wytyczyli nader interesujące programy organizacji szkolnej, reformy nauczania i kształcenia nauczycieli. Projekty te, przypominające późniejsze realizacje Komisji Edukacji Narodowej w Polsce, zostały we Francji jedynie w skromnej mierze urzeczywistnione, co wiązało się z dalszymi konfliktami parlamentów z władzą monarszą. W każdym razie do podlegających im pojezuickich szkół parlamenty wprowadziły nowy personel nauczycielski i nowego ducha. Nauczycielami byli kształceni na uniwersytetach księża świeccy, którzy stworzyli korporację współpracującą później z władzami rewolucyjnymi i dającą początek laickiego stanu nauczycielskiego we Francji. Zanim do tego doszło, pojezuickie szkoły były terenem promieniowania politycznej doktryny parlamentów. Na schyłku panowania Ludwika XV korporacja dygnitarzy sądowych propagowała doktrynę i frazeologię, w której powtarzały się wciąż słowa: wolność, obywatel, konstytucja, prawa natury, prawa niezbywalne, naród, prawa narodu, głos narodu, patriotyzm. Trzeba było przenikliwości Woltera i Diderota, aby nicować mistyfikacje pojęciowe tych szermierzy ciasno pojętych wolności i przywilejów stanowych. Aż do 1788 r. opozycyjną ideologią parlamentów karmiła się opinia publiczna Francji, a ideologia ta szczególnie silnie zakorzeniała się w mentalności tak licznego i ruchliwego stanu prawniczego. Niezależnie od swej społecznej treści ideologia parlamentów jako oręż w walce z monarchią odegrała rolę rewolucyjną. Chroniczna rewolta parlamentów stanowiła też przykład i szkołę zorganizowanej i umotywowanej odmowy posłuszeństwa władzy. Po zakończeniu wojny siedmioletniej finanse państwa były oczywiście w opłakanym stanie, a na skutek klęsk wojennych wiele ucierpiał prestiż monarchii. O podniesienie mocarstwowego prestiżu Francji energicznie zabiegał minister Choiseul, prowadząc dynamiczną politykę zagraniczną oraz odbudowując siły morskie i lądowe. Na to potrzebne były pieniądze. Ale Choiseul, sam wywodzący się z noblesse de robe i sprzymierzony z parlamentami na tle sprawy jezuickiej, nie był skłonny do podejmowania walki ze strzegącymi immunitetów podatkowych magistraturami. Póki Choiseul pozostawał najważniejszą osobą w rządzie, walka monarchii z parlamentami miała więc ograniczony charakter, choć została podjęta zaraz po podpisaniu pokoju paryskiego. W kwietniu 1763 r. Ludwik XV wydał obciążające uprzywilejowanych edykty podatkowe, których rejestracji odmówiły parlamenty. Motywując ten krok parlament paryski wyłożył pogląd, że w monarchii zobowiązują oparte na prawie natury prawa fundamentalne, do których należy zatwierdzanie ustawodawstwa przez parlamenty. Na mocy tych praw król otrzymał tron, a ich negowanie "oznaczałoby podważenie solidności samego tronu. "Niech Bóg nas od tego zachowa, aby można było powiedzieć, iż król jest królem dzięki sile, bo to jest znamię rozbójników i piratów". Kiedy mimo remonstracji administracja królewska przystąpiła do egzekwowania nowych edyktów, parlamenty Tuluzy i Grenoble wydały nakaz aresztowania gubernatorów. W toku tak zaognionego konfliktu parlament paryski ogłosił nową remontrację(styczeń 1764), w której określił granice suwerenności monarchy. W sprawach polityki zagranicznej autorytet króla jest "bez granic", ale wewnętrzny "rząd cywilny" ma na celu zachowanie obywateli w ich prawach i "suweren podlega prawom", Ludwik XV ugiął się, odwołał edykty podatkowe i usunął ze stanowisk trzech napiętnowanych przez parlamenty gubernatorów. "Ojcowie ojczyzny" zyskali wielką popularność. "Lud - pisał cierpko Wolter - widzi w parlamencie jedynie przeciwnika podatków i bogacze podniecają motłoch do pomrukiwania". Jednakże i "filozofowie" byli teraz skłonni zapomnieć "zakurzonym perukom" skazywanie na palenie ręką kata ich pism i surowe procesy o nieprawomyślność religijną. W 1765 r. odbyło się Zgromadzenie Duchowieństwa, które potępiło równocześnie filozoficzną literaturę i resztki jansenizmu, wznawiając sprawę billets de confession. Parlament paryski unieważnił tę decyzję kleru, zyskując poklask "filozofów". Do nowego napięcia między monarchią a parlamentami doszło w związku z sytuacją powstałą w Bretanii. W tej odległej od stolicy i zacofanej prowincji utrzymywał się regionalny partykularyzm i stosunkowo silna pozycja szlacheckich ciał stanowych- Gubernator Bretanii książę d' Aiguillon energicznie zabiegał o modernizację prowincji. Chciał ją włączyć we francuską sieć bitych dróg i w tym celu rozciągnął na Bretanię nie egzekwowane tam dotąd królewskie szarwarki. Wywołało to sprzeciw stanów prowincjonalnych, które poparł parlament w Rennes. Parlament unieważnił rozporządzenia gubernatora i ogłosił jego areszt. Na czoło oporu wysunął się znany już nam reformator szkolnictwa La Chalotais. Gdy administracja królewska nie chciała ustąpić, parlament zawiesił działalność sądów w Bretanii (owe strajki sądownictwa były często stosowanym przez parlamenty środkiem nacisku na rząd). Król aresztował opornych (październik 1765) i do ich sądzenia powołał specjalny trybunał administracyjny. W toku bretońskiego konfliktu parlamenty całej Francji nawiązały ze sobą stałą łączność i ogłosiły się jednym ciałem ( Union des classes ). Przeobrażenie prowincjonalnych trybunałów sądowych w Parlament Francji, który uznał się za reprezentację narodu, było krokiem rewolucyjnym. Parlament w Rouen deklarował: "Na mocy fundamentalnych praw Korony Parlament Francji, jedyna publiczna, legalna i konieczna rada suwerena, jest z natury rzeczy ieden, tak jak jest jeden suweren i jedna konstytucja państwa, której rada jest stróżem i depozytariuszem". Ludwik XV zdobył się na gest autorytatywny i 3 III 1766 r. przybył z wojskiem do parlamentu paryskiego. Król potępił "utworzone w królestwie stowarzyszenie (association), które chce wynaturzyć naturalne więzy powinności w konfederację oporu", i oświadczył: "Jedynie w mojej osobie mieści się suwerenna władza; tylko mnie sądy zawdzięczają swą egzystencję i autorytet; jedynie do mnie należy niezależna i niepodzielna władza ustawodawcza; cały porządek publiczny ze mnie emanuje, a prawa i interesy narodu, z którego [parlamenty] ośmielają się czynić odłączone od monarchy ciało, są siłą rzeczy zjednoczone w moich rękach i w nich jedynie spoczywają". W tej najbardziej absolutystycznej enuncjacji króla Francji sprawa zasad została postawiona jasno. Jednakże jeszcze przez kilka lat parlamenty stosowały opór i obstrukcję, co wywoływało tumulty w prowincjach. Juryści byli dyskretnie popierani przez Choiseula, który swego rywala widział w księciu d'Aiguillon i w koterii "dewotów". Po śmierci delfina (1765) i Marii Leszczyńskiej (1768) "dewoci" szukali wsparcia na dworze i znaleźli je w osobie nowej faworyty pani du Barry, Ta 25-letnia dziewczyna z ludu (zaczęła karierę jako sprzedawczyni u modystki), podsunięta Ludwikowi XV przez stręczyciela, który jej dał nazwisko i hrabiowski tytuł, okazała się nie przelotną miłostką, ale już dozgonną namiętnością 60-letniego króla. Była to faworyta (1768-1774) dużo mniej szanowana niż rozumna i taktowna markiza de Pompadour. Kosztowała miliony i atmosfera na dworze starego króla stała się skandaliczna, Choiseul i jego koteria "filozofów" nie świadczyli należnych atencji nowemu bóstwu, którego względy pozyskali sobie "dewoci". Upadek Choiseula (grudzień 1770) pozostawał w związku ze zdezawuowaniem przez króla jego polityki zagranicznej, ale w sprawach personalnych czynna była też rączka pani du Barry i z jej nazwiskiem łączy się ostatnią ekipę ministerialną Ludwika XV, tzw. triumwirat (minister spraw zagranicznych d' Aiguillon, kanclerz Maupeou i generalny kontroler finansów ksiądz Terray), który rządził w latach 1771-1774. Maupeou przeprowadził jedyną ważną reformę instytucjonalną, dokonaną w całym długoletnim panowaniu Ludwika XV. W 1771 r. rozwiązał parlament paryski i jego 130 członków wysłał na wygnanie, po czym zreorganizował wszystkie parlamenty prowincjonalne w ściśle podporządkowane Koronie ciała biurokratyczne. Dotychczas członkowie parlamentów kupowali swoje stanowiska (zamykając się w kastę kilkuset rodzin) i nie pobierali pensji rządowych, żyjąc z honorariów płaconych przez strony. Obecnie mianowani i płatni przez króla sędziowie nie mieli pobierać za swe funkcje honorariów - Jeśli parlamenty nie miały się przekształcić w parlament, to przeprowadzona przez kanclerza Maupeou reforma sądownictwa była bardzo racjonalna. Pozbawiając parlamenty kontroli nad ustawodawstwem, reforma sądownictwa otwierała ponadto drogę do reform podatkowych. Usiłował je podjąć Terray, ale mimo zamilknięcia parlamentów spotkał się ze skutecznym oporem uprzywilejowanych. Aby łatać dziurawy skarb pozostały różne fiskalne sztuczki, jak loteria, sprzedawanie tytułów itp. Próba utwierdzenia absolutyzmu i wejścia monarchii na drogę reform była bardzo spóźniona i podjęta w niekorzystnej dla autorytetu królewskiego aurze. Dojście do wpływu "dewotów" wywołało nasilenie antyklerykalizmu i opozycyjnej propagandy "filozofów". Beaumarchais ośmieszał zreformowane sądy, zwane "parlamentem Maupeou". Za zdegradowanymi parlamentami stała nie tylko szlachta, ale i pełni temperamentu adwokaci, którzy wydali kanclerzowi i ministrowi skarbu wojnę pamfletów. Dużo słabiej przemawiała do opinii publicznej inspirowana wreszcie przez rząd publicystyka, która ostrzegała, że gdyby parlamenty postawiły na swoim, Francja stałaby się "republiką rządzoną przez potworną dziedziczną arystokrację". Francuzi obawiali się nie arystokratycznej republiki, ale despotyzmu, Rządy "triumwiratu" i nierząd pani du Barry stały się przedmiotem zaciętej krytyki i fantastycznych pogłosek. Ministrowi skarbu przypisywano najciemniejsze malwersacje. W 1773 r. w związku z nieurodzajem dał się odczuć brak zboża i w Paryżu doszło do rozruchów. Rozeszła się fama, że rząd ukrył zboże, aby wywołać głód. Trawestując nazwę francusko-hiszpańskiego paktu familijnego (pacte de famille) mówiono o pakcie głodu (pacte de famine). Kiedy 10 V 1774 r. zmarł Ludwik XV, paryska ulica wyrażała się o nim w sposób obelżywy. 7. Trudności ekonomiczne i reakcja feudalna za panowania Ludwika XVI (1774-1789) Trudne dziedzictwo spadło na barki dwudziestoletniego tłustego i nieśmiałego chłopca o ograniczonej inteligencji i najlepszych chęciach. Ludwik XVI wyróżniał się pobożnością i przykładnym życiem, był wzorem mieszczańskich cnót domowych i "rad by swój kraj uszczęśliwił", ale w polityce był bezwolnym zerem. Powołał do rządu kilku wybitnych mężów stanu, nie potrafił ich jednak konsekwentnie poprzeć autorytetem monarszym. Silniejszą od męża indywidualnością była królowa Maria Antonina, kobieta frywolna i rozrzutna, związana z dworską arystokracją. Na progu swego panowania Ludwik XVI nie miał łatwego wyboru ekipy rządowej. Był "dewotem" i żywił urazę do klanu Choiseula, który zwalczał niegdyś jego ojca, "dewota". Nie mógł się jednak wiązać i z "dewotami" skompromitowanymi koneksją z panią du Barry i rządami "triumwiratu". Zaufanym mentorem młodego króla stał się stary minister Ludwika XV, hr, de Maurepas, który bez oficjalnego tytułu pełnił przez czas dłuższy jak gdyby funkcję pierwszego ministra i decydował w sprawach personalnych. Ostrożny i kompromisowy, chcąc wszystkich zadowolić powołał do rządu fachowców-reformatorów i przywrócił parlamenty. Było to łączenie wody z ogniem, z czego powstała para. Za jej obłokiem stopniowo umacniała swą pozycję arystokracja rodowa, która uzyskała wpływ polityczny, jakiego nie miała we Francji od czasu efemerycznej "polisynodii". Wraz z końcem panowania Ludwika XV zakończyła się kilkudziesięcioletnia era dobrobytu, na której skorzystali najwięcej właściciele renty gruntowej, a więc głównie szlachta i wyższe duchowieństwo. Własnością szlachty było 25% gruntów uprawnych i w jej ręku znajdowała się większość dóbr lennych (fiefs) co dawało w sumie przeszło jedną trzecią zbiorów przeznaczonych na rynek. Duchowieństwo miało 10% gruntów oraz pobierało dziesięciny zbożowe (rozszerzano ich pobór i na nowe uprawy, jak rośliny pastewne i ziemniaki). Dochody z ziemi i feudalnych świadczeń nie wyczerpały dochodów stanów uprzywilejowanych, których przedstawiciele lokowali kapitały w handlu, przemyśle i operacjach kredytowych, pobierali honoraria w sądach (parlamentach) i opłaty za posługi religijne oraz otrzymywali pensje ze skarbu królewskiego, czy to za rzeczywistą służbę w administracji i wojsku, czy to jako synekury dworskie. Stosunkowo bardzo nieliczna, a tak wzbogacona w XVIII w. warstwa nabrała poloru, edukacji i pewności siebie, przywykła do wysokiej stopy życiowej i nie zamierzała z niej rezygnować, kiedy w gospodarce francuskiej zaczęły się kumulować zjawiska kryzysów i zastojów. Główną przyczyną trudności gospodarczych, były, jak zawsze, złe urodzaje, co pociągało za sobą spadek popytu na wyroby przemysłowe, a więc zastój w produkcji i bezrobocie (szczególnie dotkliwe w warunkach ekspansji demograficznej). W latach 1776-1777 zbiory były fatalne i w latach następnych powtarzało się to znacznie częściej niż w połowie stulecia. Mimo złych urodzajów ceny zboża i wina spadały i ta zła dla rolnictwa koniunktura utrzymywała się przez lat dziesięć. Aż nadszedł katastrofalny rok 1788. W jednych częściach Francji powodzie i gradobicia, w innych susza i przymrozki zniszczyły wówczas ponoć połowę plonów, co pociągnęło za sobą gwałtowny skok cen żywności i ciężki "cykliczny" kryzys we wszystkich gałęziach gospodarki francuskiej. Zanim w 1789 r. głód i bezrobocie doprowadziły do rozpaczy lud francuskich wsi i miast, całe piętnastolecie panowania Ludwika XVI były to na ogół lata chude. Zapewne nie w porównaniu z XVII w., ale na tle niedawnych dostatków, które pozwoliły zapomnieć o dawniejszej nędzy. Były dziedziny gospodarki, które nie tylko nie odczuwały regresu, ale rozwijały się pomyślnie, jak handel kolonialny i produkcja eksportowych artykułów luksusowych. Dobrze też prosperował przemysł budowlany, bo w ubożejącym kraju o taniej robociźnie nie brakowało ludzi bogatych. Pochodzili oni przeważnie ze stanów uprzywilejowanych, właściciele renty gruntowej mniej bowiem tracili z powodu kryzysów rolniczych niż drobni producenci i proletariat. Nawet nieznaczny spadek dochodów budził jednak zaniepokojenie i skłaniał szlachtę do rozwinięcia wielkiej zapobiegliwości w obronie swych interesów. O ile za czasów Ludwika XIV szlachta była mocno wymieszana z mieszczaństwem i w elicie władzy przeważali uszlachceni mieszczanie, o tyle w XVIII w. nobilitacje stały się rzadsze. Zarówno szlachta rodowa (noblesse d'epee) jak szlachta urzędnicza (noblesse de robe) stawały się zamkniętymi kastami, niechętnie dopuszczającymi ludzi nowych. Wprawdzie monarchia podjęła próbę rozszerzenia stanu szlacheckiego regularnie nobilitując co roku nieco kupców i oficerów (noblesse militaire ). Jednakże proces zamykania się kast i monopolizowania wyższych stanowisk przez szlachtę rodową postąpił wyraźnie za panowania Ludwika XVI, kiedy to wszyscy biskupi i intendenci byli "dobrze urodzonymi" szlachcicami. Zaprzestano uszlachcać oficerów i w 1781 r. został wydany sławny ordynans, na mocy którego kandydat na oficera musiał się wykazać szlachectwem od czterech pokoleń. Opanowawszy intratne stanowiska w armii, Kościele i administracji państwowej, szlachta zaczęła energicznie rewindykować różne zapomniane od stuleci powinności i świadczenia feudalne- Wydobywanie z archiwów pożółkłych pergaminów i anachronistycznych roszczeń nie powodowało powiększenia chłopskich obciążeń w sposób istotny, było jednak drażniące w trudnych gospodarczo latach. Ważny był ideologiczny aspekt tej tzw. reakcji feudalnej. Świadomy nawrót do średniowiecznego ustroju senioralnego łączył się z rozbudzeniem politycznych aspiracji stanów uprzywilejowanych. Posługiwano się motywacją historyczno-prawną nie tylko po to, żeby domagać się od chłopów jakichś zapomnianych danin w jajach czy obowiązku płoszenia żab w zamkowych fosach, ale żeby przypominać dawne uprawnienia stanów prowincjonalnych i Stanów Generalnych. Chodziło o sprawę zasadniczą - obronę immunitetów i przywilejów fiskalnych przed zakusami rządu. W tej dziedzinie parlamenty wypracowały doktrynę, która stała się nie tylko defensywnym, ale i ofensywnym orężem w walce uprzywilejowanych z monarchią. Jest rzeczą uderzającą, że wrogość klasowa między szlachtą i nieszlachtą, która miała wkrótce z taką gwałtownością wybuchnąć, niewiele dawała o sobie znać w latach reakcji feudalnej- Niezadowolenie z istniejących stosunków kierowało się przede wszystkim przeciw "despotycznym rządom", a jedynie stany uprzywilejowane były politycznym partnerem monarchii i jedynie one mogły podjąć umotywowaną prawnie walkę z "despotyzmem". W społeczeństwie francuskim hegemonia uprzywilejowanych była pozorna. Pozory były jednak tak silne, iż bystry obserwator angielski, ekonomista Arthur Young, podróżując po Francji w 1789 r. przewidywał, iż kraj ten znajduje się w przededniu rewolucji, która przyniesie powiększenie przywilejów szlachty i duchowieństwa. 8. Załamanie się prób monarchicznych reform. Turgot(1774-1776), Necker (1777- 1781), Calonne (1783-1787) i Brienne (1787-1788) Początki panowania Ludwika XVI zdawały się otwierać epokę sprawnych i oświeconych rządów, które pobłogosławił Wolter wracając na schyłku życia do Francji. W ministerium znalazło się kilku ludzi wybitnych. Wytrawnym zawodowym dyplomatą był minister spraw zagranicznych Vergennes. Minister wojny Saint-Germain przeprowadził doniosłe reformy w armii i szkolnictwie wojskowym, które miały zaowocować w dobie rewolucji i cesarstwa. Przyjaciel "filozofów" Malesherbes jako minister Domu Królewskiego złagodził cenzurę prewencyjną i przeprowadzał humanitarne reformy w więziennictwie. Najwybitniejszą indywidualnością w tej ekipie był Turgot, który objął najważniejszy w państwie urząd kontrolera generalnego finansów. Działalność tego urzędu była jednak w szczególny sposób blokowana przez parlamenty, a Ludwik XVI równocześnie z powołaniem Turgota przywrócił do życia zniesione w 1771 r. magistratury. Baron Turgot był wprawdzie dobrym szlachcicem, ale przede wszystkim znanym filozofem i ekonomistą związanym z encyklopedystami i fizjokratami. Opracował on gruntowny program reform, który szedł w kierunku liberalizmu gospodarczego oraz dopuszczenia ciał elekcyjnych do współdziałania z administracją państwową w zarządzaniu prowincjami i poborze podatków. Ukoronowaniem reformy miało być ustanowienie powszechnego podatku od dochodu. Zrazu Turgot nie tykał drażliwych spraw podatkowych i starał się doraźnie poprawić sytuację skarbową, zaostrzając kontrolę i wprowadzając oszczędności. Obcinanie królewskich wydatków oczywiście nie podobało się dworskiej arystokracji. Już na schyłku panowania Ludwika XV w polityce gospodarczej rządu występowały tendencje liberalne, sprzyjające indywidualizmowi agrarnemu. W latach 1767-1771 zaczęto w niektórych prowincjach przeprowadzać akcję parcelacji i ogradzania gruntów gminnych, co było korzystne dla bogatych farmerów, ale groźne dla biedoty i proletariatu wiejskiego. Rozluźniono przepisy krępujące handel zbożem. Kosztem lokalnych oligarchii wprowadzano samorządy w miastach (1764). W administracji prowincjonalnej było sporo utalentowanych reformatorów. Minister-filozof miał więc w swej działalności do czego nawiązywać i rozporządzał niezłą kadrą urzędniczą. Turgot przystąpił do systematycznego likwidowania kolbertowskiego systemu reglamentacji życia gospodarczego. Zniósł większość cechów, wprowadził wolny handel zbożem, bydłem, oliwą, łojem i winem. Zamienił szarwarki królewskie ( corve royale) na podatek drogowy, który obciążał również duchowieństwo i szlachtę. Dążył do zniesienia wszystkich ceł wewnętrznych. Bardziej swobodnie gospodarujące społeczeństwo miało, według projektu Turgota, wyłonić drogą wyborów kilkuszczeblowe ciała przedstawicielskie (gminne, okręgowe, prowincjonalne i narodowe), które zajęłyby się robotami publicznymi i rozdziałem podatków. Owe ciała miały być wyłonione nie na zasadzie reprezentacji stanowej, ale cenzusu majątkowego. Reformatorskie poczynania i projekty Turgota odpowiadały w zasadzie interesom burżuazji, ale tak było w teorii i w skali myślenia perspektywicznego. Na razie bogate mieszczaństwo było nieźle urządzone w dotychczasowych strukturach. Reformy spotykały się więc z niechęcią dzierżawców podatków oraz wielkich kupców i starszyzny cechowej. Ogradzanie pól gminnych i wolny handel zbożem pogłębiały w latach nieurodzaju lokalne trudności żywnościowe i powodowały rozruchy chłopskie. Największe znaczenie polityczne miała jednak systematyczna opozycja parlamentów. Każdy dekret Turgota spotykał się z remonstracjami, w których konserwatywna obrona stanowych i korporacyjnych przywilejów łączyła się ze zręczną demagogią. Przeciwstawiając się np. zniesieniu cechów, parlamenty występowały w obronie niezależności drobnych wytwórców, zagrożonych przez wielkich fabrykantów. Najcięższe argumenty konstytucyjne wytoczono w stosunkowo marginesowej sprawie szarwarków królewskich. Przygotowując teren pod reformy podatkowe, Turgot spowodował wydanie broszury Boncerfa o wymownym tytule Inconvenients des droits feodaux (Niedogodności praw feudalnych). Wywołała ona żywe zaniepokojenie wśród uprzywilejowanych i z wyroku parlamentu paryskiego została spalona ręką kata. Atakowany przez parlamenty i szlachtę Turgot nie znalazł poparcia na dworze i w rządzie. Ponadto przewagę zyskali zwolennicy odwetowej wojny z Anglią, której oszczędny minister skarbu sprzeciwiał się. Zdymisjonowany 13 V 1776 r. Turgot pozostawił po sobie program, który stał się jedynym pozytywnym programem bankrutującej monarchii: złamanie przywilejów fiskalnych poprzez odwołanie się do ogółu podatników. Przyjęcie takiego programu oznaczało wejście na drogę samoograniczenia absolutyzmu, prowadzącą do monarchii parlamentarnej, opartej na zasadzie cenzusowej- Wymagało to zajęcia przez rząd pozycji antyarystokratycznych i antyfeudalnych. Decyzja niełatwa do podjęcia na dworze Ludwika XVI, ale kolejnym ministrom nie pozostanie nic innego jak in extremis nawracać do projektów i argumentów Turgota. Kosztowna wojna z Anglią pogłębiła kryzys finansów państwowych. Na kontrolera generalnego powołano osiadłego w Paryżu genewskiego bankiera Neckera, który uzyskał kredyty zagraniczne (zwłaszcza holenderskie) i do czasu zręcznie nimi manipulował. Ministerialna kariera cudzoziemca, protestanta i mieszczanina była w owym czasie rzeczą niezwykłą. Necker, który miał za sobą oświeconą opinię, stał się człowiekiem popularnym i mniemał, iż wyrobił sobie dość mocną pozycję, aby podjąć niezbędne reformy. Nawrócił do projektów Turgota i zaczął poza stanami tworzyć zgromadzenia prowincjonalne, mające zająć się sprawiedliwszym rozkładem podatków. Spotkało się to z opozycją arystokracji dworskiej i protestami parlamentów. Necker został zdymisjonowany 19 V 1781 r. W latach 1781-1786 decydujący wpływ uzyskała Maria Antonina i fakcje dworskie. Ulegający im ministrowie finansów w okresie pokoju w dalszym ciągu łatali budżet pożyczkami. W 1786 r. zadłużenie państwa zbliżało się do 5 mld, a roczny deficyt wynosił 110 mln. Opinia publiczna fatalny stan finansów przypisywała rozrzutności dworu, w czym było sporo przesady. Do Marii Antoniny przylgnęła nazwa "pani Deficyt" (Madame Deficit). Ograniczenie wydatków na dwór i dworaków (ok. 30 mln liwrów rocznie) nie uratowałoby równowagi budżetowej. Jednakże utrzymanie tych wydatków na dotychczasowym poziomie budziło uzasadnione oburzenie i dostarczało argumentów demagogom. Wygodniej było pomstować na dworskie zbytki, niż myśleć o podatkach. Przez kilka lat minister Calonne prowadził strusią politykę, aż wreszcie i on musiał wejść na wytyczoną przez Turgota drogę. Do tej pory rząd nie ujawniał przed opinią publiczną faktycznego stanu finansów państwowych. Wprawdzie Necker w 1781 r. po raz pierwszy opublikował budżet, ale podał fałszywe dane, pozorujące wyższość dochodów nad wydatkami. Calonne obliczył, że 50%wydatków jest przeznaczone na obsługę długu, 250/o na armię, flotę i dyplomację, 19% na publiczne cele cywilne, a 6% na wydatki króla i dworu. Calonne był zdania (a zgadzają się co do tego obecnie historycy), że Francja jest krajem wystarczająco bogatym, aby bez zbytniego wysiłku pokryć wydatki rządowe. Projekt ministra (Plan d'amelioration) przewidywał wiele pociągnięć mających pobudzić wytwórczość krajową, jak zniesienie szarwarków królewskich (po upadku Turgota zostały przywrócone), wewnętrznych taryf celnych, akcyzy na wyroby manufaktur, ograniczeń w wolnym handlu zbożem (po upadku Turgota zostały wznowione). Dotychczasowy system podatkowy miał być uzupełniony podatkiem dochodowo-gruntowym, pobieranym na tych samych zasadach od wszystkich stanów i we wszystkich prowincjach (od 2,5% do 5% dochodu w zależności od jakości ziemi). W przeprowadzeniu reformy miały współpracować z intendentami doradcze zgromadzenia prowincjonalne wybierane przez podatników, niezależnie od ich przynależności stanowej. Cenzus wyborczy miał być stosunkowo niski (roczny dochód z ziemi 600 liwrów, czyli 25 funtów angielskich). Calonne pozyskał dla swego projektu króla, ale wiedział, że parlamenty nigdy nie zarejestrują takich edyktów. Zastanawiał się nad zwołaniem Stanów Generalnych (nie zbierających się od 1614 r.), obawiał się jednak powolności procedury i przewagi stanów uprzywilejowanych: duchowieństwa i szlachty. Wysunął więc myśl nawiązania do precedensu z 1626 r. i powołania grona wysoko postawionych osobistości, których opinia będzie dla parlamentów wiążąca. Na wniosek ministra Ludwik XVI w lutym 1787 r. wyznaczył 142 notabli, dobierając ich spośród wyższego duchowieństwa, intendentów, przedstawicieli stanów prowincjonalnych i miast, wielkich panów i członków parlamentów. Liczba mieszczan była w tym gronie nikła, noblesse de robe reprezentowana natomiast obficie (40 członków parlamentów). Calonne liczył na uległość dobranego przez siebie grona, ale spotkał go ciężki zawód. Zgromadzenie Notablów przyjęło nieufnie informację o stanie finansów, a jako środek zaradczy zalecało oszczędność. Wywiązał się spór między ministrem (atakującym przywileje) a notablami (atakującymi "despotyzm"). Notable odrzucili projekt powołania zgromadzeń podatników bez różnicy stanów, określając takie zgromadzenie jako "demokratyczne albo despotyczne". Notable dali się wreszcie przekonać o krytycznym stanie skarbu, ale uznali, iż nie mają odpowiednich kompetencji, i postanowili przekazać sprawę parlamentom. Calonne zerwał z tradycją ministerialnej dyskrecji i odwołał się do opinii publicznej, zasypując kraj swym "Powiadomieniem" ( A vertissement). Przemawiając w imieniu króla krytykował przywileje i system fiskalny forytujący bogatych, a krzywdzący ubogich. "Powiadomienie" wstrząsnęło opinią, ale nie wywołało oczekiwanej przez ministra reakcji. Zanadto zakorzeniło się przekonanie o arbitralnych rządach, nadużyciach, malwersacjach, krętactwie. Pozostawiając na boku sprawę przywilejów, za deficyt skarbowy obwiniono nieuczciwych ministrów i zdeprawowany dwór. Zdyskredytowany w opinii publicznej Calonne został 8 IV 1787 r. zdymisjonowany. Wkrótce potem (28 maja) notable zamanifestowawszy swą opozycję i nic nie zdziaławszy, rozjechali się. Następcą Calonne'a został arcybiskup Lomenie de Brienne, który rozegrał i przegrał ostatnią rundę walki monarchii z parlamentami. Zrazu minister uzyskał zgodę parlamentów na niektóre reformy, jak przyznanie praw cywilnych protestantom, zniesienie szarwarków królewskich i zwołanie w całym kraju doradczych zgromadzeń prowincjonalnych. Zgromadzenia te jednak miały działać w strukturze trzech stanów. Na żadne podatki juryści się nie zgodzili i domagali się zwołania Stanów Generalnych (30 VII 1787). W sierpniu król rozpędził oporny parlament paryski, co wywołało rozruchy w stolicy. Brienne ugiął się i we wrześniu parlament wznowił czynności. Magistratura nie tylko odrzucała wszelkie projekty rządowe, ale wystąpiła z programem "fundamentalnych praw" obywatelskich, jak przyzwolenie na podatki, wolności prowincji i nietykalność magistratur. Proklamowano, iż król jest jedynie "skarbnikiem narodowym" i że "co nie jest zużyte na dobro powszechne, to należy do obywateli. Jest to zasada oparta na prawach człowieka i potwierdzona przez rozum... Człowiek rodzi się wolny. Naturą człowieka jest jednoczyć się ze swymi bliźnimi i żyć w społeczeństwie poddanym pewnemu ogólnemu układowi, to znaczy prawu". Potępiano arbitralne aresztowania, Lettres de cachet i cenzurę pism. W deklaracji parlamentu paryskiego z 3 V 1788 r. pobrzmiewa frazeologia nader zbliżona do późniejszej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Monarchia po raz ostatni zdobyła się na gest autorytatywny. Ludwik XVI potępił "arystokrację urzędników", kazał otoczyć parlament paryski wojskiem i aresztować przywódców. Król wydał 8 V 1788 r. edykt przywracający w zaostrzonej jeszcze formie postanowienia Ludwika XV z 1771 r. W miejsce zawieszonych w czynnościach parlamentów powołano izby sądowe (przy sposobności tej reformy zniesiono tortury w śledztwie) i ustanowiono Kurię Królewską (Cour Pleniere nawiązująca do Curia Regis z czasów Kapetyngów), która miała rejestrować wszystkie edykty i prawa. Postanowienia te utrzymały się w mocy jedynie przez cztery miesiące. 9. Załamanie się starego ładu we Francji (1788-1789) Odpowiedzią na edykt majowy była "rewolta arystokratyczna". Rozmiary i znaczenie tego zjawiska przez dłuższy czas tuszowano w historiografii francuskiej. Historycy mieszczańscy nie byli skłonni przyznawać uprzywilejowanym pierwszeństwa w dziele obalenia absolutyzmu we Francji, historycy zaś o sympatiach konserwatywno-monarchicznych woleli nie dostrzegać rewolucyjnej działalności arystokracji. Jeśli jednak uznać za rewolucję masowe i gwałtowne przeciwstawienie się legalnej władzy, to rewolucja rozpoczęła się we Francji w lecie 1788 r. Prowincjonalne parlamenty odmówiły podporządkowania się królewskim edyktom i wraz ze stanami prowincjonalnymi zorganizowały opór przeciw wprowadzeniu w życie nowych izb sądowych. Do boju ruszył cały potężny stan jurystów. Zgromadzenie duchowieństwa zaprotestowało przeciw edyktowi majowemu i odmówiło podatków. Powszechnymi hasłami był strajk sądów, odmowa nowych podatków i zwołanie Stanów Generalnych. W miastach będących siedzibami parlamentów doszło do rozruchów zbrojnych, W Pau zaagitowani przez szlachtę górale oblegli pałac intendenta, zmuszając do przywrócenia parlamentu. W Rennes doszło do walk między wojskiem królewskim a broniącą parlamentów szlachtą bretońską. Do najbardziej dramatycznych wydarzeń doszło w rozwiniętym gospodarczo Delfinacie, gdzie na czoło ruchu wysunęli się już mieszczanie, pociągając za sobą masy ludowe. Zgromadzeni na jarmark w Grenoble chłopi zaatakowali 7 VI 1788 r. wojsko, rażąc je dachówkami (stąd nazwa "dzień dachówek" - la Joumee des Tuiles). Wydarzenie w Delfinacie to już niejako zapowiedź kolejnego etapu rewolucji, ale w czasie rewolty arystokratycznej walka z absolutyzmem przesłaniała jeszcze sprawę przywilejów stanowych. Mieszczaństwo szło razem z uprzywilejowanymi i członkowie arystokratycznych parlamentów stali się bohaterami ogólnonarodowej walki o wolność. Nastąpiło wielkie ożywienie opinii publicznej. W ciągu paru miesięcy wydano przeszło 500 broszur, wśród których jedynie 10% popierało decyzję rządu, a 90% atakowało "despotyzm ministerialny". Połowa autorów rekrutowała się spośród szlachty, połowa spośród mieszczaństwa. Dowodzone przez szlacheckich oficerów wojsko zachowywało się dwuznacznie, a szlachecka Bretania wypowiadając posłuszeństwo administracji królewskiej wydawała się bliska oderwania od monarchii. Duch frondy ogarnął najwyższe sfery arystokratyczne z kuzynem króla Ludwikiem Filipem księciem Orleańskim na czele. Ten najbogatszy człowiek Francji, a może i Europy (jego dochody z dóbr dziedzicznych i apanaży sięgały blisko 7 mln liwrów rocznie), za stanowisko zajęte w parlamencie paryskim został skazany na wygnanie do swych dóbr. Ale paryska siedziba Orleanów, Palais Royal, pozostała główną kwaterą i forum agitacji. Wydaje się, że części arystokracji francuskiej przyświecał przykład wigów, a Ludwik Filip myślał o objęciu regencji czy kurateli nad nieudolnym Ludwikiem XVI. Wyglądało na to, że w 1788 r. Francja stoi w przededniu rewolucji podobnej do rewolucji angielskiej z 1688 r. Dzień 8 VIII 1788 r. przyniósł decydującą kapitulację monarchii. Ludwik XVI zawiesił działalność Kurii Królewskiej i wydał edykt o zwołaniu na dzień 1 V 1789 r. Stanów Generalnych. Wkrótce parlamentom przywrócono wszystkie dawne uprawnienia. Brienne 24sierpnia podał się do dymisji i na jego miejsce król powołał znów do ministerium Neckera. Był on popularny w kraju, ale nie na dworze, gdzie nie zdobył silniejszej pozycji od swych niefortunnych poprzedników. Słabość kolejnych rządów Ludwika XVI była spowodowana nie tylko siłą zewnętrznej opozycji. Król był bezwolny, a wpływowa arystokracja dworska nie sprzyjała ministrom-reformatorom. W kręgu dworsko-ministerialnych koterii krzyżowały się intrygi w walce o władzę i stanowiska, co paraliżowało działalność rządu. Dwór był siedliskiem feudalnej reakcji, która poprzez Marię Antoninę w decydujących momentach kierowała krokami króla. Miało tak być i po 1789 r., kiedy to Ludwik XVI wszedł na drogę powiązań ze skierowaną przeciw Francji międzynarodową kontrrewolucją. Necker dzięki swym bankierskim koneksjom załatał niewypłacalność skarbu 75 mln pożyczki i całe życie polityczne rozgorączkowanego kraju zogniskowało się na kilka miesięcy wokół problemu Stanów Generalnych. Odniesiono już zwycięstwo nad "despotyzmem". Było rzeczą oczywistą, że we Francji rozpoczął się proces przekształcenia monarchii absolutnej w parlamentarną monarchię konstytucyjną. Pozostawało pytanie, czy będzie to monarchia stanowa i arystokratyczna? Już w czasie rewolty arystokratycznej zarysowały się pewne zwiastuny walki klasowej. W wydarzeniach z lata 1788 r. brały czynny udział po stronie parlamentów zgromadzenia prowincjonalne powołane przez Brienne'a w czerwcu 1787 r. Zgromadzenia te odegrały ważną rolę w genezie rewolucji i wykrystalizowaniu się politycznej świadomości przywódców stanu trzeciego. Zgromadzenia były podzielone na trzy stany, a przewodniczył każdemu z nich ksiądz albo szlachcic. Nie ustalono zasady, czy stany mają obradować łącznie czy rozdzielnie i w różnych prowincjach ustaliła się różna praktyka. Przedmiotem obrad były podatki i siłą rzeczy wysunęła się sprawa przywilejów fiskalnych. W niektórych prowincjach stan trzeci był potulny lub bezwzględnie zmajoryzowany, ale w innych dochodziło do kolizji między stanami. W prowincjonalnych zgromadzeniach Orleanu, Owernii i Prowansji wyrobili się tacy działacze, jak Sieyes, La Fayette i Mirabeau. W ciągu rocznej działalności zgromadzeń wielu ludzi nabrało parlamentarnej poniekąd zaprawy. Przyczyniło się to do niezwykle szybkiego dojrzewania kadry rewolucyjnych przywódców, kiedy na porządku dziennym stanęła sprawa wyborów do Stanów Generalnych. We wrześniu 1788 r. parlament paryski wydał orzeczenie, że Stany Generalne, tak jak w latach 1614- 1615, mają być zwołane oraz cały czas obradować i głosować w trzech oddzielnych izbach, mających prawo weta w stosunku do uchwał pozostałych. Ponownie zwołane Zgromadzenie Notabli w grudniu dodało, że jeśli stan trzeci będzie wysuwał zbyt wielkie żądania, to dwa stany wyższe będą mogły pozbawić go legalności i odwołać się do parlamentów jako jedynego ciała zdolnego definiować prawo. Po tych oświadczeniach niemal z dnia na dzień rozwiał się nimb otaczający dotąd parlamenty i uwidocznił się ostry antagonizm klasowy między uprzywilejowanymi a rzecznikami stanu trzeciego. Odtąd w rewolucyjnej propagandzie jednym tchem będzie się wymawiać słowa: "despotyzm" i "arystokracja", i obok dominującego dotąd hasła "wolność" pojawi się hasło "równość". Parlamenty, które tak niedawno występowały w obronie wolności opinii, na przełomie lat 1788-1789 skazały na spalenie broszury Sieyesa i Mirabeau. Jacques Mallet du Pan zanotował w styczniu 1789 r.: "Debata zmieniła oblicze. W niewielkim już stopniu chodzi o króla, despotyzm i konstytucję. To jest wojna między trzecim stanem a dwoma pozostałymi". Co to był stan trzeci? Sieyes udzielił odpowiedzi w słynnej broszurze Qu'est-ce que le Tiers-Etat?: dziś niczym, jutro wszystkim, czyli, po odliczeniu 200 tys. uprzywilejowanych, 26-milionowym suwerennym narodem. Według decyzji Neckera ów "naród" miał otrzymać w Stanach Generalnych tyleż mandatów co dwa uprzywilejowane stany łącznie. Motywujące tę decyzję oświadczenie Rady Królewskiej z 27 XII 1788 r. nie mówiło oczywiście o narodzie, ale o bogatych i oświeconych: "Od roku 1614 dokonały się wielkie zmiany. Bogactwa ruchome i rządowe pożyczki związały trzeci stan z publiczną fortuną, a wiadomości i światła stały się wspólnym dziedzictwem". Podwójna liczba mandatów traciła jednak znaczenie, jeśli stany miały obradować i głosować oddzielnie. pozostawała bowiem wówczas przewaga uprzywilejowanych 2:1. Necker zamierzał wprowadzić praktykę głosowania wspólnego w sprawach podatkowych, rozdzielnego w sprawach konstytucyjnych. Umożliwiłoby to monarchii uzdrowienie systemu fiskalnego i prowadziło do ustanowienia parlamentu dwuizbowego z wzorowaną na angielskiej Izbie Lordów arystokratyczną Izbą Parów. To były niedomówienia i politycznie nie przygotowane subtelności ministerialnej gry. Jak wiadomo, wokół sprawy łącznego czy rozdzielnego głosowania stanów doszło do wybuchu rewolucji. Zanim jednak 17 VI 1789 r. stan trzeci ogłosił się Zgromadzeniem Narodowym, rząd Ludwika XVI przeprowadził wybory według procedury, która pozwoliła mieszczańskim adwokatom uznać się za przedstawicieli całego narodu. Zgromadzenia stanowe odzwierciedlały korporacyjną strukturę feudalnego społeczeństwa. Byłoby tak i w 1789 r., gdyby deputowanych wyłoniły stany prowincjonalne oraz takie "ciała", jak magistraty, gildie, cechy, chłopskie gminy-parafie. Do tego dążyli konserwatyści, pragnąc w obrębie stanu trzeciego widzieć obok kupców, manufakturzystów i rzemieślników również liczną grupę chłopów. Byłaby to barwna procesja feudalnego folkloru "wszystkich stanów", niezdolna do przeciwstawienia się stanom wyższym. O ile masy chłopskie atakujące z widłami dwory i idące na Bastylię tłumy ludu paryskiego w 1789r, pchnęły rewolucję na nowe tory, o tyle przybyli z prowincji do Wersalu szewczykowie i kmiotkowie byliby zapewne onieśmielonymi i uległymi partnerami "starszej braci" stanowej. Antykorporacyjna, antymagistracka i antycechowa polityka monarchii już jednak od dziesięcioleci kruszyła stanowe struktury wewnątrz abstrakcyjnego stanu trzeciego, a wydany 24 I 1789 r. regulamin wyborczy zapewnił mandaty nie kmiotkom, ale jurystom. Członkowie stanu trzeciego otrzymali niemal powszechne prawo wyborcze. Jedynie dla Paryża ustanowiono cenzus (opłacanie podatków w wysokości 6 liwrów), ale poza stolicą głosowali wszyscy mężczyźni mający ukończony 25 rok życia. Ażeby ta wielomilionowa masa wyborców wyłoniła około 600 deputowanych, wprowadzono głosowanie dwustopniowe na wsi, trzystopniowe w miastach. Wybory te połączono z deliberowaniem i spisywaniem petycji (cahiers de doleances), co od razu dawało przewagę ludziom dobrze władającym słowem i piórem. O ile pierwsza tura odbywała się w mikrostrukturach stanowych (parafie, cechy itd.), o tyle ostateczne spotkania delegatów miast i wsi w okręgach wyborczych (balliwatach i seneszalatach) miały charakter ogólnonarodowy i żaden przepis nie regulował reprezentacji poszczególnych stanów, które składały się na tak pojemny stan trzeci. Do Wersalu nie pojechał żaden chłop ani rzemieślnik, ale niemal powszechne w pierwszej turze głosowanie dawało silny argument w rękę tym, którzy zostali wybrani w ostatniej. Byli to w znacznej większości prawnicy. Około 250 deputowanych sprawowało różne państwowe urzędy w sądownictwie i administracji, 166 było adwokatami lub notariuszami żyjącymi z prywatnej praktyki, 31 reprezentowało różne wolne zawody (przeważnie lekarze i ludzie pióra). Jedynie 152 deputowanych stanu trzeciego pochodziło z burżuazji w ekonomicznym tego słowa znaczeniu, w tym 85 byli to kupcy i ludzie interesu, a 67 żyło z renty. Wśród bogatego mieszczaństwa najbardziej zaniepokojeni sytuacją skarbu państwa byli tak liczni we Francji rentierzy. Perspektywa bankructwa i niewypłacalności bezpośrednio zagrażała ich kapitałom ulokowanym w pożyczkach państwowych. Aczkolwiek wielu mieszczan miało silne powiązania ze światem przywilejów, mieszczaństwo jako całość niewątpliwie było zainteresowane w uzdrowieniu finansów i obaleniu barier stanowych, w każdym razie tych od góry. Osiągnięty przez francuskie mieszczaństwo stopień ekonomicznego i kulturalnego rozwoju nadał rewolucji jej przełomowe w dziejach Europy znaczenie. Między bankrutującym reżimem, stanową frondą i ludową żakierią znajdował się solidny blok nowej klasy, zdolnej do objęcia władzy w państwie. Ale "nerwem" tej klasy, czynnikiem jej świadomości i aktywności politycznej byli nie tyle wielcy finansiści, kupcy, manufakturzyści i rentierzy, ile "ludzie talentu". Deputowani stanu trzeciego utożsamiali się nie z mieszczaństwem, ale z narodem i w większości stali się parlamentarną frakcją "stronnictwa patriotycznego". Stronnictwo patriotyczne, zwane też stronnictwem narodowym, powstało na przełomie lat 1788-1789, przejmując po parlamentach ster opinii publicznej i przeprowadzając kampanię wyborczą do Stanów Generalnych. Za kulisami czynne były liczne kluby powiązane z lożami masońskimi. W centrum tej organizacji i agitacji stał wielki mistrz francuskiego Wielkiego Wschodu, książę Orleański, który zerwał z uprzywilejowanymi i później przyjął nazwisko Filip Równość (Philippe Egalite). Rola, którą u początków rewolucji odegrał Ludwik Filip, masoneria i liberalna arystokracja, czyli tzw. spisek orleański, jest przedmiotem wielu domysłów, które może nigdy nie doczekają się zadowalającego wyjaśnienia. Wydaje się, iż pewne i bogate wpływowe koła w swej walce z monarchią Ludwika XVI wdały się w grę, która całkowicie przeszła ich oczekiwania i cele. W czasie pierwszego rewolucyjnego wystąpienia ludu paryskiego, 12 VII 1789 r., manifestanci nieśli popiersie księcia Orleańskiego. Może to posłużyć za symbol. Ludwik Filip dał się ponieść rwącemu prądowi, nad którym nie panował. Na wiosnę 1789 r. opinia publiczna stała się we Francji potęgą. Nastąpiła eksplozja propagandy "filozoficznej", mającej dotąd raczej elitarny zasięg. Kraj został zasypany czterema tysiącami agitacyjnych broszur. Dla szerzenia się filozoficzno-patriotycznej agitacji nieźle przygotowały teren przewlekłe walki ministrów z parlamentami: publiczne dyskredytowanie "despotyzmu" przez parlamenty i "arystokracji" przez ministrów. Teraz na tym pobojowisku w imię rozumu i prawa natury atakowano przywileje, feudalizm, nietolerancję, despotyzm, głoszono suwerenność ludu-narodu, powoływano się na przykład Anglii, Ameryki, Szwajcarii, Holandii, głoszono solidarność z "patriotami" w tych krajach. W Paryżu było wielu genewskich i holenderskich emigrantów politycznych, a przykład stłumienia w tych republikach rewolucji przez obcą interwencję był powoływany przez francuskich radykałów, którzy ostrzegali przed kontrrewolucyjnym spiskiem i zdradą arystokratów. Znamienna dla Europy owych lat "fermentacja umysłów" ogarnęła Francję w stopniu najwyższym. Jeśli w tej agitacji był i udział orleańskiej reżyserii, to po zawodzie, który sprawiły parlamenty, wybuch gniewu przeciw uprzywilejowanym był niewątpliwie spontaniczny i autentyczny. Francuzi mieli już dość uderzania głową w mur przywilejów i gdy opadły opary retoryki parlamentów, doktryna suwerenności narodu (dodajmy, choć to nie zawsze precyzowano, narodu właścicieli) opanowała umysły jako prawda oczywista. Przeciw staremu ładowi z jego niesprawiedliwością społeczną, samowolą polityczną, krępowaniem wolności myśli i niedołęstwem rządów, zrewoltowały się wszystkie stłumione ambicje i upokorzone talenty, zawiedzione nadzieje i gorące uczucia humanitarne. We Francji było pod dostatkiem niższych urzędników, mieszczańskich jurystów i chudych literatów, którzy znajdowali, iż są bardziej kompetentni i bardziej uprawnieni do rządzenia krajem, niż gorszący zbytkiem i rozwiązłością, a zaciekle broniący swych przywilejów arystokraci oraz w ostatecznym rozrachunku ulegający arystokratom ministrowie królewscy. W połączeniu z wyrzekającymi się przywilejów politykami szlacheckimi i ze zrewoltowanymi przeciw arystokratycznemu episkopatowi proboszczami, mieszczańscy "adwokaci" przekształcili stan trzeci w Zgromadzenie Narodowe. Kiedy w warunkach strasznego kryzysu gospodarczego i "wielkiej trwogi" w lecie 1789 r. ruszyły masy ludowe, Francja miała ekipę zdolną zorganizować rewolucyjny żywioł i zamiast popaść w powszechnie spodziewaną anarchię, ku zdumieniu Europy stała się potężną republiką. Okazało się, że rozwinięte nowoczesne społeczeństwo wielkiego kraju może nie tylko obyć się bez przywilejów i uprzywilejowanych, ale wyrzuciwszy ich za burtę usuwa zaporę na drodze do gospodarczej, militarnej i politycznej potęgi. Rozdział piąty Późne Oświecenie, preromantyzm i neoklasycyzm 1. Dalsze zmiany w geografii kultury europejskiej Jeśli przyrównać kulturę europejską do orkiestry, to w ostatnich dziesięcioleciach XVIII w. muzyka jej stała się bardziej wielogłosowa niż w połowie stulecia. Ta kulturalna polifonia przygłuszyła nieco dominującą uprzednio melodię francuską. Nie dotyczy to jednak języka, którego znajomość stawała się coraz bardziej powszechna. Sfrancuziały Włoch L. A. Caraccioli w swej książce Paris, le modele des nations etrangeres ou l'Europe Francaise (Paryż, wzór dla obcych narodów, czyli Europa francuska, 1777) mógł napisać: "Paryżanin podróżujący po Europie zaledwie postrzega, że opuścił Paryż. Nie ma dziś wykształconego człowieka, który nie mówiłby po francusku". Niewątpliwie powszechniej i lepiej mówiono po francusku w Polsce za panowania Stanisława Augusta niż za Sasów, w Rosji za Katarzyny II niż za Elżbiety, w Szwecji za Gustawa III niż w "erze wolności". W 1782 r. Akademia Berlińska rozpisała swój sławny konkurs o "uniwersalizmie języka francuskiego". Ów język dyplomacji i salonów, a także Woltera i Encyklopedii był istotnie w pewnym zakresie uniwersalny, ale właśnie na skutek tego uniwersalizmu nie wszystko, co mówiono i pisano po francusku, było płodem francuskiej myśli. Ten najbardziej rozpowszechniony język stał się wehikułem różnych literatur. Dzieła angielskich, niemieckich czy włoskich autorów wchodziły w europejski obieg za pośrednictwem francuskich tłumaczeń i bywały z kolei tłumaczone z francuskiego na inne języki. Taką pośrednią drogą dokonywano np. większości przekładów z obcych literatur na język polski. Sporo osiadłych w Paryżu i piszących po francusku cudzoziemców uległo istotnie sfrancuzieniu i weszło do literatury francuskiej (Holbach, Grimm), ale Francuzi są skłonni stosować zbyt szeroką adopcję w stosunku do autorów posługujących się ich mową. Dotyczy to nade wszystko najsłynniejszego "frankofona" owych czasów - Jana Jakuba Rousseau, który mimo swych bliskich związków z kulturą francuską pozostał myślicielem i pisarzem genewsko-szwajcarskim. Wśród różnorodnych treści, które roznosił po Europie "uniwersalny język", rousseauizm nie wywodzi się z francuskiego ducha. Adoptowanego przez Francuzów Jana Jakuba wypada uznać za cudzoziemca, który wywarł największy wpływ na francuską myśl i literaturę schyłku XVIII w. Paryż pozostawał stolicą kultury europejskiej, ale miasto Rousseau, Grimma, Holbacha, Goldoniego, Lagrange'a, Picciniego, Glucka czy Vestrisów stało się bardziej niż uprzednio, siedzibą środowiska twórczego o charakterze międzynarodowym. Francję ogarnęła fala anglomanii, a w Paryżu zaczęto interesować się literaturą niemiecką, choć właściwe "odkrycie Niemiec" przypada tu na przełom XVIII i XIX w. Wraz z angielską literaturą szerzyła się we Francji i w Europie moda na popołudniową herbatę, grę w wista, angielskie konne wyścigi i polowania oraz zakładanie angielskich ogrodów. O ile znajomość języka francuskiego obowiązywała ludzi z "dobrego towarzystwa", o tyle znajomość angielskiego zaczęła być wyróżnikiem przynależności do "najwyższych sfer". Europejczycy podróżowali teraz więcej niż kiedykolwiek, a prymat w odbywaniu "le grand tour" przypadał Anglikom. Młody angielski lord stał się popularną postacią na turystycznych szlakach Europy. Anglików przyciągała Szwajcaria i Włochy, a skłonni byli nie tylko podróżować po tych krajach, ale i w nich osiadać. Na schyłku XVIII w. Rzym stał się bardzo żywym ośrodkiem artystycznym i intelektualnym, ale w tym rzymskim środowisku prym wiedli nie Włosi, lecz przybysze, zwłaszcza Anglicy i Niemcy. Jeśli Paryż, Rzym, Wenecja, Szwajcaria i różne niemieckie czy czeskie "bady" (kąpieliska) stały się terenem międzynarodowych spotkań elit towarzyskich, intelektualnych i artystycznych, to Wiedeń, Berlin, Sztokholm, Warszawa, Petersburg czy Madryt stawały się żywszymi niż przedtem ośrodkami kultur narodowych. Przedstawiciele europejskich elit w dużym stopniu czuli się jeszcze "obywatelami świata", jednak równocześnie z kosmopolityzmem szerzył się duch narodowy. Pewnego rodzaju równowaga tej podwójnej świadomości i podwójnej przynależności do szerszej - europejskiej i wyższej - narodowej ojczyzny stanowiła charakterystyczną cechę kultury elit europejskich schyłku XVIII w. Wielkiemu rozwojowi szkolnictwa, przypadającemu na ostatnie dekady stulecia, towarzyszyło we wszystkich krajach rezygnowanie z łaciny jako języka nauczania w szkołach średnich, a w mniejszym stopniu również w uniwersytetach. Jest to epoka "edukacji narodowej" (ów termin, zastosowany w oficjalnej nazwie polskiej Komisji Edukacji Narodowej, był wówczas często Używany). Unarodowienie szkół, podobnie jak wcześniejsze unarodowienie języka liturgicznego w krajach protestanckich, podważało kosmopolityzm rzymsko-łacińskiej cywilizacji, którego to kosmopolityzmu nie zastąpił w sposób trwały laicki i elitarny kosmopolityzm oświeceniowej francuszczyzny. Na rzecz afirmacji kultur narodowych działał zarówno centralizm państwowy (niekiedy ekspansywny w stosunku do kultur "mniejszości", jak np. germanizacyjne tendencje w monarchii habsburskiej), jak znamienny dla epoki preromantyzmu emocjonalny zwrot ku ludowości i rodzimej przeszłości. Słowo "patriotyzm " robi w Europie wielką karierę. Oznacza ono jeszcze bardziej miłość do kraju niż miłość do narodu, jednak w perspektywie dokonywających się procesów zarysowuje się już nacjonalizm i irredentyzm XIX w. Wprawdzie między wojną siedmioletnią a wojnami rewolucyjnymi i napoleońskimi rozciągało się trzydziestolecie względnego pokoju, ale wojna siedmioletnia rozwiała wiele optymistycznych złudzeń i pokój, który po niej nastał, był kruchy, zbrojny i przerywany takimi toczonymi na krawędziach kontynentu konfliktami, jak wojna o niepodległość Ameryki czy wojny tureckie. Widmo wojny powszechnej krążyło po zmilitaryzowanej Europie, a dokonany w warunkach pokoju rozbiór Polski ostrzegał, iż biada słabym. Głównymi mocarstwami na mapie kultury europejskiej pozostawały Francja i Wielka Brytania, ale w stosunkach między tymi dwiema potęgami dokonywały się zmiany na korzyść Brytyjczyków. Na kontynencie zazwyczaj słabo wyczuwana jest różnica między Szkotami a Anglikami, mówi się więc o Anglii i angielskiej kulturze obejmując tymi nazwami zarówno Londyn, jak Edynburg. Inaczej te sprawy były i są odczuwane na wyspie. Wypada więc zaznaczyć, że w życiu umysłowym Wielkiej Brytanii w drugiej połowie XVIII w. szczególnie aktywną rolę odgrywali Szkoci (Hume, Smith, Reid), Anglicy zaś dopiero wówczas na szeroką skalę wypowiedzieli się w sposób oryginalny i twórczy w dziedzinie sztuk plastycznych. Angielska architektura, malarstwo, grafika, ceramika, meblarstwo i sztuka ogrodnicza zajęły wysokie miejsce w kulturze europejskiej. Przodująca na progu stulecia w dziedzinie nauk i literatury, Wielka Brytania u schyłku XVIII w. wytworzyła bardzo wielostronną i bogatą cywilizację promieniującą na kontynent. W Europie nie słabło tętno wielkiej twórczości francuskiej, ale Anglia stawała się partnerem równorzędnym. Awans Anglii w stosunku do Francji odzwierciedla szersze europejskie zjawisko: względny awans krajów germańskich w stosunku do romańskich. Wprawdzie Włochy jeszcze dobrze plasowały się na mapie europejskiego Oświecenia, zbliżały się jednak do kresu swej wielkiej międzynarodowej pozycji w dziedzinie sztuk pięknych. Trzecim krajem na mapie kultury europejskiej na schyłku XVIII w. nie była już Italia, ale Niemcy. Niezwykle wysokie miejsce zajmowała teraz mała Szwajcaria, gdzie obok językowo francuskiej Genewy najżywszymi ośrodkami kulturalnymi były takie (językowo niemieckie) miasta, jak Berno, Zurych i Bazylea. Z ekspansją kulturalną krajów germańskich i anglosaskich wiąże się nadchodzący tryumf romantyzmu, który był wyrazem bardziej północnego i germańskiego niż południowego i romańskiego ducha. Romantyzm miał znaleźć urodzajną dla siebie glebę w krajach skandynawskich i słowiańskich, ale na razie pozostawały one jeszcze przeważnie pod literacką uprawą francuskiego klasycyzmu. Znaczna intensyfikacja życia kulturalnego była zjawiskiem ogólnoeuropejskim, ze szczególnym przyspieszeniem przebiegał jednak teraz w krajach uprzednio zapóźnionych, jak w Polsce Krasickiego, Naruszewicza, Śniadeckiego, Kołłątaja i Staszica czy w Rosji Sumarokowa, Dzierżawina, Nowikowa i Radiszczewa. Na terenie monarchii habsburskiej w erze terezjańsko-józefińskiej czynił postępy język niemiecki. Ogólny wzrost oświaty i kultury pobudzał jednak i tu troskę o języki i literatury narodowe. Widoczne jest to wśród kultywujących madziarski patriotyzm Węgrów i u budzących się teraz do odrodzenia narodowego, wysoce cywilizowanych Czechów, a w skromniejszej mierze także wśród pozostających pod habsburskim panowaniem Serbów, Chorwatów, Słoweńców i siedmiogrodzkich Rumunów. Na tureckich Bałkanach hegemonię kulturalną sprawowali Grecy, ulegający teraz bardziej wpływom francuskim, niż dominującym uprzednio włoskim. W większym stopniu w obrębie monarchii habsburskiej, w mniejszym pod panowaniem tureckim, ale wśród wszystkich ludów południowosłowiańskich i rumuńskich występowały zwiastuny odrodzenia kultur narodowych. Na północy podobny proces uwidocznił się w duńskiej Norwegii i szwedzkiej Finlandii. Nowym zjawiskiem było włączenie się niemieckich Żydów w życie umysłowe i kulturalne krajów osiedlenia. W pokoleniu urodzonych około 1730 r. można wskazać trzy głośne w Europie nazwiska: sasko-rzymski malarz Mengs, austriacki ekonomista i policysta Sonnenfelds oraz berliński literat i filozof Moses Mendelssohn (1729-1786). Zwłaszcza działalność tego ostatniego stanowi epokę w dziejach żydowskiego Oświecenia (Haskali), którego stolicą stał się Berlin. Za oceanem nie tylko dawne kolonie angielskie stały się równorzędnym partnerem w wymianie dóbr kulturalnych z krajami Starego Świata, ale również nadążały za metropolią kolonie hiszpańskie. Znamienny jest fakt, iż jednym z najwybitniejszych przedstawicieli hiszpańskiego Oświecenia był przybysz z Peru - Olavide. Od Filadelfii i Limy po Petersburg i Moskwę rozciągała się strefa, w której coraz powszechniej krążyły i coraz szybciej trafiały do szkół zdobycze nauki. 2. Nauki ścisłe i przyrodnicze. Lavoisier Do końca swego długiego życia naukowo czynny był zmarły w Petersburgu w 1783 r. "nauczyciel matematyków europejskich" Euler. Jego szwajcarska ojczyzna pozostawała siedzibą silnej szkoły matematycznej, która w osobie Simona L'Huilliera (1750-1840) zasiliła Polskę i szkolnictwo Komisji Edukacji Narodowej. Studia matematyczne skierowane ku praktycznym zastosowaniom uprawiano na szeroką skalę w Niemczech (Berlin, Getynga) i Włoszech (Mediolan, Turyn), ale na plan pierwszy wysunęła się Francja. Największym po Eulerze matematykiem owych czasów był Joseph Louis Lagrange (1736-1813), którego kariera jest znamienna dla kosmopolityzmu ówczesnych środowisk naukowych. Pochodził on z włosko-francuskiej rodziny z Turynu, gdzie nauczał w szkole artylerii i założył towarzystwo naukowe. W 1766 r. Euler sprowadził go do Berlina jako swego następcę i Lagrange przez 20 lat rozwijał wielką działalność naukową w Akademii Berlińskiej. Po śmierci Fryderyka II przeniósł się do Paryża, gdzie pozostał już do końca życia. Najważniejsze prace Lagrange'a dotyczą rachunku wariacyjnego i mechaniki teoretycznej, którą wyłożył w klasycznym dziele Mecanique analityque ( 1788), W Paryżu bliskim współpracownikiem i współautorem dzieł Lagrange'a był profesor Szkoły Wojskowej Adrien Marie Legendre (1752-1833). Ze szkolnictwem inżynieryjno-wojskowym byli związani również inni najwybitniejsi przedstawiciele francuskiej szkoły matematycznej: Laplace, Monge i Carnot, a także w latach 1773-1783 wielki matematyk i fizyk chorwacki, Boscović. Pierre Simon Laplace (1749-1827), który zasłynął głównie jako astronom, w dziejach matematyki zapisał się rozwinięciem teorii równań różniczkowych i stworzeniem rachunku prawdopodobieństwa jako samodzielnego działu matematyki. Gaspard Monge (1746-1818) był twórcą nowoczesnej geometrii wykreślnej. Lazare Carnot (1753-1823), obok studiów z zakresu techniki wojskowej, w swych wytyczających nowe kierunki pracach teoretycznych zajmował się rachunkiem nieskończonościowym i geometrią rzutową. Francuscy matematycy u schyłku XVIII w. osiągnęli najwyższy poziom zarówno w zakresie teorii, jak praktycznych zastosowań inżynieryjnych. Reprezentowany przez nich "duch geometryczny" był znamiennym elementem intelektualnej atmosfery przedrewolucyjnej i rewolucyjnej Francji. Laplace, Monge, a zwłaszcza Camot mieli odegrać wybitną rolę w życiu politycznym i państwowym epoki rewolucyjnej i napoleońskiej. W dziedzinie obserwacji astronomicznej tradycyjne już pierwszeństwo dzierżyła nauka angielska, podczas gdy teorię "mechaniki nieba" rozwijali głównie Francuzi. Najwybitniejszymi przedstawicielami tych dwóch kierunków na schyłku XVIII w. był Herschel i Laplace. William Herschel (1738-1822) pochodził z rodziny hanowerskich muzyków, która w 1757 r. osiadła w Londynie. Młody Herschel był zrazu też muzykiem, po amatorsku zajmując się wraz z siostrą Karoliną obserwacjami astronomicznymi, dokonywanymi za pomocą konstruowanych przez siebie teleskopów. Z czasem osiągnął w tej dziedzinie wielkie wyniki i uzyskawszy subsydia zbudował w latach 1785-1789 w królewskim obserwatorium pod Windsorem potężny teleskop lustrzany, 12 m długi i o 1,47 m średnicy. O Herschlu mówi się, iż "podwoił rozmiar świata". Sławę przyniosło mu odkrycie planety Uran (1781), po czym odkrył jej księżyce (1787) i księżyce Saturna (1789). Nade wszystko jednak był twórcą nowoczesnej astronomii gwiazdowej. Badał rozmieszczenie przestrzenne i ruchy własne gwiazd, określił kształt Galaktyki (1784), katalogował gwiazdy podwójne, mgławice i gromady gwiazdowe. Katalogi Herschla zapoczątkowały znaczny rozwój atlasów astronomicznych. Dociekaniami nad mechaniczną równowagą wszechświata zajmowali się we Francji Lagrange, a zwłaszcza Laplace. Wykazał on stabilność układu słonecznego (1773) oraz układu Ziemia-Księżyc (1787), a w 1799 r. rozpoczął publikację swej podstawowej syntezy Traite de mecanique celeste. Poprzedził ją hipotezą kosmogoniczną wywodzącą układ słoneczny z pierwotnej mgławicy (Exposition du systeme du monde, 1796). Nadał tu naukową postać kosmogonicznym teoriom, wcześniej już, ale raczej intuicyjnie, wysuwanym przez Buffona i młodego Kanta. Główne dzieła Laplace'a, które na wiele dziesięcioleci nadały obowiązujący kształt ponewtonowskiej teorii ruchu ciał niebieskich, ukazały się już po 1789 r., ale były poniekąd klamrą zamykającą rozdział fizyki astronomicznej rozpoczęty Principiami Newtona. Jeśli w dziedzinie matematyki, astronomii i mechaniki wiek XVIII szedł wytyczonym przez Newtona i Leibniza torem, to w ostatnich dekadach stulecia dokonano prawdziwej rewolucji w dziedzinie chemii i połączonych z nią wówczas takich działach fizyki, jak nauka o cieple i elektryczności. Szkocki lekarz i chemik Joseph Black (1728-1799) prowadząc precyzyjne badania nad procesami topnienia i parowania rozróżnił ciepło i temperaturę, czego następstwem było przyjęcie kalorii jako jednostki pomiaru ciepła. Związana z teorią flogistonu substancjalna teoria ciepła jako fluidu, przepływającego z ciał cieplejszych do chłodniejszych, została podważona na skutek obserwacji nad ogrzewaniem ciał przez ich pocieranie. Zwracał na to uwagę już Łomonosow, ale systematyczne badania nad wytwarzaniem ciepła przez ruch (kinetyczna teoria ciepła) przeprowadził zamieszkały w Anglii i Niemczech Amerykanin Benjamin Thompson, znany jako hrabia Rumford (1753-1814). Pierwsze ilościowe prawo nauki o elektryczności sformułował w 1785 r. francuski oficer wojsk inżynieryjnych Charles de Coulomb ( 1736-1806), na którego cześć jednostkę ładunku elektrycznego nazwano kulombem. Drugim twórcą naukowo ujętej elektrostatyki był znakomity chemik angielski Henry Cavendish (1731-1810), który niezależnie od Coulomba doszedł do analogicznych wyników, ale jego pozostawione w rękopisach prace z tej dziedziny zostały opublikowane dopiero późno w XIX w. Włoch Alessandro Volta (1745-1827) wynalazł maszynę elektrostatyczną (elektrofor) i kondensator płytkowy. Jego rodak Luigi Galvani (1737-1798) zapoczątkował badania elektrofizjologiczne. Wysunięta przez niego koncepcja wydzielanej rzekomo przez korę mózgową "elektryczności zwierzęcej" nie była trafna, ale istnienie zjawisk elektrycznych w tkance zwierzęcej zostało udowodnione i Galvani otwarł nowe perspektywy w dociekaniach nad prądem elektrycznym. Owe "prądy galwaniczne" wywoływały wiele sensacji, podobnie jak wylansowana wcześniej przez wiedeńskiego lekarza Franza Mesmera (1734-1815) teoria "magnetyzmu zwierzęcego". Potępiony przez koła naukowe Wiednia i Paryża magnetyzer zyskał ogromną popularność w całej Europie. "Mesmeryzm" i "galwanizm" na przełomie XVIII i XIX w. przemawiały do wyobraźni ludzi o skłonnościach okultystycznych, którzy tracili grunt w dziedzinie chemii, radykalnie teraz zrywającej swą wiekową symbiozę z alchemią. Pod koniec epoki panowania teorii flogistonu wystąpiła znakomita ekipa chemików, którzy skoncentrowali swe badania na substancjach gazowych. Znany nam już ze swych badań nad ciepłem Black odkrył w 1756 r. dwutlenek węgla, a Cavendish - wodór (1765) oraz oznaczył skład wody (1783) i powietrza ( 1785), stwierdzając, że są one związkami chemicznymi, a nie "żywiołami". Najsławniejszy z ówczesnych chemików angielskich, Joseph Priestley (1733-1804), był odkrywcą tlenku azotu, chlorowodoru, amoniaku, dwutlenku siarki i tlenku węgla, najważniejsze było jednak epokowe odkrycie tlenu (1774), który nazwał "powietrzem odflogizowanym". Podstawową publikacją w zakresie chemii gazów było jego trzytomowe dzieło Experiments and Observations Observations on Different Kinds of Air (Doświadczenia i obserwacje nad różnymi rodzajami powietrza, 1744-1777). Priestley stwierdził również, że rośliny przyswajają dwutlenek węgla, czemu towarzyszy wydzielanie tlenu (1778). Obok Anglików w tym świetnym rozwoju chemii czołową rolę odegrali Szwedzi. Jednym z twórców chemii analitycznej i teorii powinowactwa chemicznego oraz mistrzem pracy laboratoryjnej był profesor uniwersytetu w Uppsali, Torben Olof Bergman (1735-1784). Zapisał się on jednak głównie w dziejach mineralogii i geologii, natomiast w decydujących o losach chemii badaniach nad gazami odegrał rolę pośrednią, lansując w Europie wyniki osiągnięte przez swego przyjaciela Carla Wilhelma Scheele (1742-1786). Ten genialny samouk-aptekarz wydzielił i opisał wiele nowych pierwiastków (chlor, wolfram) i związków, m.in, w latach 1768-1773, przed Priestleyem i Cavendishem, odkrył tlen i zbadał skład powietrza (wyniki te ogłosił dopiero w 1777 r.). Scheele pozostawał jednak w niewoli staroświeckich pojęć ogólnych i nie był w stanie dać poprawnej interpretacji swych odkryć. Z teorii flogistonu nie zdołali się zresztą wyzwolić również tak znakomici badacze-myśliciele, jak Black, Cavendish i Priestley. A więc np. Black stwierdziwszy, że po spaleniu poddane eksperymentowi przedmioty są cięższe niż przed spaleniem, co przemawiało ewidentnie przeciw wydzielaniu się "substancji ogniowej", znalazł pomysłowe wyjście w hipotezie, że ciężar flogistonu jest ujemny. Z tego rodzaju kombinacjami radykalnie zerwał dopiero Lavoisier. Nad rolą Lavoisiera w dziejach nauki dyskutowano w związku z problemem różnych priorytetów. Nie jest jednak rzeczą istotną pierwszeństwo takiego czy innego eksperymentu, ale ujęcie poszczególnych wyników w ogólny system naukowy. A tego właśnie dokonał genialny Francuz. Antoine Laurent Lavoisier (1743-1794) pochodził z bogatej i kulturalnej rodziny mieszczańskiej. Był synem prokuratora paryskiego parlamentu i zrazu też przysposabiał się do zawodu prawnika. Odbył gruntowne studia zarówno w zakresie nauk humanistycznych, jak przyrodniczych i w 1768 r. otrzymał intratne stanowisko dzierżawcy podatków, a dzięki ożenkowi z córką generalnego dzierżawcy związał się z wysokimi sferami finansowymi i politycznymi. Mianowany administratorem składów prochu strzelniczego zamieszkał w Arsenale, gdzie w 1772 r. urządził jedno z najwspanialszych laboratoriów chemicznych ówczesnej Europy. Podobnie jak siostra Herschla, żona Lavoisiera Marie Anne była "asystentką" i nieodłączną towarzyszką badań swego męża. Szeroko ustosunkowany i świadom wszystkiego, co działo się w europejskiej nauce, Lavoisier od początku kierował się prostą zasadą związaną później z jego nazwiskiem(zasada Lavoisiera,czyli zasada zachowania masy): "przyroda nic nie tworzy z niczego i materia nie może ginąć". Wszystkie zjawiska chemiczne polegają na przemieszczaniu materii, która może zmieniać formę, nigdy nie zwiększając ani nie zmniejszając swej masy. W ujęciu Lavoisiera chemia z jakościowej stała się ilościową. Warunkiem poprawnych eksperymentów były szczelnie zamknięte naczynia i bardzo precyzyjne wagi oraz w ogóle aparatura pomiarowa, w którą doskonale było zaopatrzone jego laboratorium. Spośród licznych prac Lavoisiera najbardziej podstawowe znaczenie miało badanie procesu spalania. - Stwierdziwszy, że pozostałość substancji spalonej na powietrzu ma większą masę, niż przed spaleniem, udowodnił, że przyrost wagi równa się ubytkowi tlenu z powietrza. Tlen łączy się więc z palącym się ciałem. Poza spalaniem, któremu towarzyszy ogień, przeprowadzał Lavoisier eksperymenty z prażeniem, zawsze konstatując proces utleniania. Tą drogą doszedł do stwierdzenia, że oddychanie jest zachodzącym w organizmie procesem powolnego spalania. Wyniki tych badań ogłosił w 1777 r. Nie przekonał zrazu wszystkich zwolenników teorii flogistonu, ale droga do nowoczesnej chemii i fizjologii została szeroko otwarta. Powtarzając doświadczenia Cavendisha, dokładnie ustalił stosunek tlenu do wodoru w wodzie i podał tlenową definicję kwasów. W 1787 r. Lavoisier wraz z kilku współpracownikami opracował zasady nowej nomenklatury chemicznej, która stała się podstawą naukowego języka w tej dyscyplinie. Syntezę wyłożył w Traite lementaire de chimie (1789), w którym podał listę 33 pierwiastków. Dziesięć z nich zostało później odrzuconych, ale 23 utrzymały się już w tabeli substancji prostych. Rewolucja przerwała pracę naukową Lavoisiera, który jako dzierżawca podatków uległ represjom i położył głowę pod nóż gilotyny. Przewrót dokonany w chemii pociągnął za sobą analogiczny przewrót w fizjologii. Funkcjonowanie żywych organizmów było dotąd przedmiotem spekulacji, pozostających albo w obrębie kartezjańskiego mechanizmu, albo wywodzącego się od Arystotelesa i Paracelsusa witalizmu i animizmu. Wyobrażano sobie organizm albo jako wprawioną w ruch zewnętrzną siłą sprawczą maszynę, składającą się z różnych dźwigni, pomp, sprężyn czy filtrów, albo jako materię przenikniętą tajemniczą siłą życiową (vis vitalis). Teorie te nie miały wiele wspólnego z wiedzą empiryczną, która czyniła jednak postępy, zwłaszcza w dziedzinie badania krążenia krwi (Harvey), soków roślinnych (Hales) i trawienia (Reaumur). Bezpośrednio po skodyfikowaniu witalistycznie pojętej fizjologii przez Hallera rozpoczął się wielki przełom. Wyniki osiągnięte przez Priestleya i Lavoisiera zainspirowały znakomitego fizjologa roślin, holenderskiego lekarza czynnego w Londynie i Wiedniu - Jana van Ingenhousza (1730-1799).Podejmując postawione przez Priestleya zagadnienie wymiany gazowej między roślinami a atmosferą doszedł Ingenhousz do odkrycia fotosyntezy. W swym dziele Experiments upon Vegetables (Eksperymenty nad roślinami, 1779) ustalił zasady asymilacji chlorofilowej, wykazując, że wydzielanie przez rośliny tlenu za dnia, a dwutlenku w nocy zależy wyłącznie od światła. Badania nad oddychaniem roślin i fotosyntezą posunął dalej genewski pastor Jean Senebier (1742-1809), autor Recherches sur l'influance de la lumiere solaire pour metamorphoser l'air jixe en air pur par vegetation. (Badania nad rolą światła słonecznego w przekształceniu powietrza za sprawą roślin, 1785). Senebier pierwszy wprowadził termin fizjologia roślin (Physiologie vegetale). Równocześnie niemiecki botanik Joseph Gottlieb Koelreuter (1733-1806) odkrył rolę owadów w zapylaniu kwiatów i dokonując krzyżówek różnych gatunków dał początek naukowej genetyce. Jego rówieśnik C. F. Wolff rozwinął swoją teorię epigenezy również w dziedzinie botaniki (stożki wzrostu). Analogiczny przełom dokonywał się w fizjologii zwierząt, za której "ojca" uchodzi profesor uniwersytetu w Pawii, Lazzaro Spallanzani ( 1729-1799). Była już mowa o obaleniu przez tego świetnego eksperymentatora teorii samorództwa. Słynny głównie z powodu odkrycia roli plemników i dokonywania sztucznych zapłodnień, Spallanzani w swych badaniach nad krążeniem krwi i procesem oddychania rozwinął i uzupełnił poglądy Lavoisiera. Wielkiemu chemikowi przypada jednak naczelna rola w dziejach narodzin nowożytnej fizjologii zwierząt. Dotychczas pojmowano oddychanie jako proces chłodzenia krwi. Odkrycie przez Lavoisiera i rozwinięcie przez Spallanzaniego istoty oddychania jako procesu spalania oraz roli hemoglobiny zrewolucjonizowało cały pogląd na gospodarkę cieplną w organizmie. Wprawdzie Lavoisier pojmował jeszcze ciepło jako swoistą substancjonalną "jakość" (z tą pozostałością dawnych pojęć miała się rozprawić dopiero nauka XIX w,), a proces oddychania zbyt wyłącznie umiejscawiał w płucach, ale w swym traktacie La respiration et la transpiration des animaux (Oddychanie i pocenie się zwierząt, 1789) ustalił już podstawowe zasady energetyki biologicznej: "Maszyna zwierzęca jest rządzona głównie przez trzy zasadnicze regulatory: oddychanie, które zużywając tlen i węgiel dostarcza ciału ciepła; pocenie się, które stosownie do potrzeby organizmu zwiększa lub zmniejsza ilość ciepła, wreszcie trawienie, które zwraca krwi to, co ona traci przez oddychanie i pocenie". Impuls nadany przez Linneusza naukom biologicznym (zwłaszcza botanice) w zakresie klasyfikacji i ustalania nomenklatury działał na szeroką skalę w ostatnich dekadach stulecia, stanowiących klasyczną epokę herboryzowania i ogrodów botanicznych. Spośród licznych systematyków tych czasów wyróżniła się zatrudniona w królewskich ogrodach rodzina francuskich botaników Jussieu. Z czterech uczonych o tym nazwisku najwybitniejszym obserwatorem natury był Bernard Jussieu ( 1699-1777), a największą sławę zdobył jego bratanek AntoiIie Laurent Jussieu (1748-1836), który zręcznie przywłaszczył sobie osiągnięcia stryja i Michela Adansona (1727-1806) wydając monumentalne Genera plantarum secundum ordines naturales disposita (Gatunki roślin ułożone według porządku naturalnego, 1789). System Linneusza został tu gruntownie zrewidowany w kierunku wydobywania istotnych pokrewieństw naturalnych. Też jako wybitny systematyk zadebiutował w 1778 r. wydawnictwem Flore francaise (Flora francuska) Jean Baptiste Lamarck ( 1744-1829), który już na początku XIX w. zasłynął swą teorią ewolucji (lamarkizm). Jako prekursor darwinizmu Lamarck stoi obok Erasmusa Darwina (1731-1802). Ów angielski biolog, poeta i filozof przyrody swymi poglądami na zmienność gatunków i przekazywanie cech nabytych potomstwu silnie oddziałał na swojego wnuka Karola Darwina. J. Lamarck i E. Darwin reprezentują nurt myśli przyrodniczej zainicjowany przez Buffona. Zmarły w 1788 r. Buffon do końca życia wydawał kolejne tomy swej ogromnej Histoire naturelle generale et particuliere, a publikacja jego pośmiertnej spuścizny przeciągnęła się do początku XIX w. Był też Buffon w interesującym nas okresie wciąż największym autorytetem i najpoczytniejszym autorem w dziedzinie nauk przyrodniczych. Silnie oddziałały na umysły współczesnych jego Epoques de la nature (Epoki natury, 1778), w których w popularnym ujęciu rozwinął swe koncepcje kosmogoniczne, geologiczne i paleontologiczne. Historyk natury podjął tu próbę obliczenia wieku ziemi na podstawie tempa tworzenia się warstw osadowych (wychodząc od mierzenia warstewki rocznej akumulacji). Skonstruował on schemat sześciu epok liczących po 75 tys. lat. Dla wyobraźni ludzi, przywykłych mierzyć wiek świata kilkoma tysiącami lat biblijnych, była to rewelacja niezmiernie długiego czasu. W skali tych setek tysiącleci akt stworzenia rozpływał się w bardzo powolne przekształcenia ewolucyjne. Śmiały metodycznie pomysł "odczytania księgi ziemi" był w swych konkretnych wynikach bardzo dowolny, jeśli nie wręcz fantazyjny. Świetny i ostrożny geolog Guettard skwitował też Epoki natury kalamburem o "jeszcze jednej buffonadzie" (błazeństwie). Jeśli nie wyniki, to pomysł Buffona zapisał się jednak jako epokowy w dziejach myśli geologicznej. Pominąwszy spór o potop z połowy stulecia i wystąpienie Buffona, geologia francuska, poddana kontroli czynników kościelnych, a również ostudzona sceptycyzmem Woltera, rozwijała się głównie w kierunku badań empiryczno-opisowych i kartograficznych. Mistrzem w tej dziedzinie był Jean Etienne Guettard (1715-1786), autor sławnej mapy mineralogicznej Francji (1778-1781). Ów praktyczno-inżynieryjny kierunek szerzył się w całej Europie, a zwłaszcza w krajach o rozwiniętym górnictwie. Teoria genezy ukształtowania skorupy ziemskiej zaprzątała jednak również uwagę najwybitniejszych geologów szwajcarskich, niemieckich i brytyjskich. Występowały wśród nich dwa zwalczające się kierunki: neptunizm (powstawanie skał w środowisku wodnym) i plutonizm (wulkaniczne pochodzenie skał). Neptunizm wywodził się poniekąd z teorii dyluwialnej, której gorącym zwolennikiem był twórca szwajcarskiej szkoły geologicznej, Johann Jakob Scheuchzer (1672-1733). Do neptunizmu zbliżał się geolog genewski Jean Andre Deluc (1727-1817), natomiast również pochodzący z Genewy znakomity badacz Alp i alpinista, Horace Benedict de Saussure (1740-1799), wyrzekł się początkowego zamiaru ogólnego wyjaśnienia przyczyn zjawisk geologicznych. Autor słynnych Voyages dans les Alpes (Podróże po Alpach, 1786- 1796) w miarę poszerzania swej wiedzy i obserwacji tracił wiarę w proste uogólnienia. Właściwym twórcą rygorystycznie pojętego neptunizmu, a również geologii jako odrębnej dyscypliny naukowej (nazwał ją "geognozją"), był Abraham Gottlob Werner (1750-1817), profesor saskiej Akademii Górniczej we Freibergu. Geolog raczej gabinetowy, kolekcjoner i badacz minerałów, uważał, że skały są wytworem procesów osadowych i chemicznych zachodzących w oceanie pokrywającym pierwotnie całą ziemię. Werner miał wielkie zasługi dla uściślenia swej dyscypliny i stworzenia solidnej niemieckiej szkoły geologicznej. A jeśli w swym neptunizmie doszedł do błędnej skrajności, to wywołując reakcję przyczynił się do wejścia teorii geologicznej na właściwą drogę. Drogę tę wskazał szkocki lekarz James Hutton ( 1726-1797), który porzuciwszy medycynę dla geologii prowadził studia teoretyczne w połączeniu z rozległymi badaniami terenowymi. Poglądy swe wyłożył w Theory of the Earth (Teoria ziemi, 1786). Hutton był w swym plutonizmie dużo bardziej umiarkowany niż Werner w neptunizmie. Historię ziemi pojmował jako przemiany zachodzące bardzo powoli i w niezmiernie długim czasie. Ogromnej większości masy skalnej trafnie przypisywał genezę "ogniową", ale przyznawał, że nowsze skały osadowe powstały przeważnie w morzu. Dostrzegał też przemieszanie w skałach elementów magmowych i osadowych. Zakładał procesy akumulacyjne i erozyjne, na skutek których skały magmowe przemieniały się w osadowe (zgodnie ze swą zasadą aktualizmu). Choć na schyłku XVIII w. przeważał w geologii neptunizm lub powściągliwy agnostycyzm co do genezy skał, niedaleka przyszłość miała przyznać rację Huttonowi. Na skutek kumulacji osiągnięć wielu nauk, a również pozanaukowych przyczyn natury ekonomicznej, politycznej i administracyjnej, druga połowa XVIII w. przyniosła wielki rozwój geografii. W dziedzinie geografii matematycznej, geodezji i kartografii ogromnej pracy dokonali Cesar Francois Cassini de Thury (1714- 1784) i jego syn Jacques Dominique (1747-1845) doprowadzając do końca rozpoczętą jeszcze w XVII w., opartą na triangulacji mapę topograficzną całej Francji. Jej publikacja w 183 arkuszach (o łącznej powierzchni 113 m2) została ukończona w 1789 r. Analogiczne prace podjął w Anglii William Roy (1726-1790), ale dopiero w XIX w. James Rennell (1742-1830) nadał kartografii angielskiej pozycję równorzędną z francuską, We Francji Philippe Buache ( 1700- 1773) zainicjował geografię regionalną, wysuwając teorię basenów hydrograficznych i działów wodnych. Koncepcją regionów geograficznych miały się posłużyć władze rewolucyjnej Francji przy wytyczaniu granic departamentów. Geografia fizyczna czerpała ze zdobyczy geologii (wybitny wkład w geografię mieli np. Guettard i Saussure), nauk rolniczych, botaniki i zoologii oraz nauk kameralno-administracyjnych. Obok coraz precyzyjniejszych map i atlasów ukazywało się mnóstwo wydawnictw typu opisów geograficzno-polityczno-historycznych różnych krajów. Literaturą posiłkującą dla tych wydawnictw były relacje podróżników, a podróżowano wówczas więcej niż kiedykolwiek zarówno z własnej inicjatywy, jak w ekspedycjach krajoznawczych organizowanych przez rządy. Bardzo znaczna część prac kartograficznych i memoriałów statystyczno-krajoznawczych była zastrzeżona dla władz cywilnych i wojskowych, ale materiały publikowane dostarczały już nader obfitej informacji o lądach i morzach, przyrodzie i zasobach naturalnych krajów, cywilizacji i gospodarce ich mieszkańców. Jak zawsze, wiedza geograficzna znajdowała się na pograniczu nauk matematyczno-przyrodniczych i nauk o człowieku. Wyniki tych nauk szerzej docierały do czytelnika za pośrednictwem chętnie czytanej literatury geograficzno-krajoznawczej niż przez naukowe wydawnictwa specjalistyczne. O postępie w dziedzinie nauki i techniki szeroka publiczność dowiadywała się wreszcie śledząc szczególnie przemawiające do wyobraźni wynalazki. 3. O kilku wynalazkach (chronometr, piorunochron, balon, szczepionka) Ostatnie dziesięciolecia XVIII w. przyniosły nie spotykaną dotąd ilość wynalazków technicznych. Obok uwieńczonych powodzeniem było także i wiele prób na razie nieudanych, ale świadczących o tym, jak bardzo myśl i pomysłowość ludzka zbliżały się już do wielkiego naukowo-technicznego przewrotu. Można więc wspomnieć o skonstruowanym przez francuskiego inżyniera wojskowego, Nicolasa Cugnota ( 1725-1804), pierwszym samochodzie parowym, wypróbowanym w 1771 r. jako ciągnik artyleryjski. Trudności z zaopatrzeniem w wodę i ze sterowaniem tą bardzo silną maszyną, skłoniły do zaniechania prac. Nie powiodły się też następne próby z parowozem podjęte w 1786 r. przez Amerykanina Oliviera Evansa (1755-1819). Rozpoczęte w 1782 r. we Francji eksperymenty z telefonicznym porozumiewaniem się za pomocą instalacji skonstruowanej z rur stalowych zostały uznane za zbyt kosztowne. Wielokrotnie podejmowane próby zbudowania telegrafu elektrycznego nie powiodły się, jedynie wówczas bowiem znana elektryczność statyczna zbyt łatwo ulatniała się z przewodów. Entuzjasta telegrafu, ksiądz Claude Chappe (1763-1805), musiał się więc zadowolić wynalezieniem telegrafu optycznego, który wprowadzono we Francji w 1792 r. Mówiąc o wynalazkach, które weszły w życie, nie będziemy już wracać tu do odkryć towarzyszących angielskiej rewolucji przemysłowo-technicznej, wśród których udoskonalenie maszyny parowej przez Watta należało niewątpliwie do najbardziej frapujących imaginację. Obok angielskich "majsterkowiczów" na polu wynalazczości technicznej wyróżniała się stojąca na bardzo wysokim poziomie francuska inżynieria wojskowa. Za panowania Ludwika XVI dokonano wielu wynalazków i usprawnień w dziedzinie artylerii, którą na bardzo wysokim poziomie postawił generalny inspektor Jean Baptiste Gribeauval (1715-1789). Reformom Gribeauvala zawdzięczał później największy z francuskich artylerzystów, Napoleon Bonaparte, posiadanie najlepszego sprzętu, co miało niemałe następstwa w dziejach Europy. Pozostawiając jednak teraz na boku angielskie przędzarki i francuskie armaty, zajmiemy się kilkoma udanymi wynalazkami, których sukces szczególnie oddziałał na umysłowość europejską. Wynalezienie chronometru morskiego było jednym z nielicznych wynalazków zaplanowanych. Wielkie trudności z określeniem długości geograficznej były przyczyną, iż mimo map morskich i kompasu nawigacja odbywała się jeszcze w znacznej mierze po omacku i okręty często całkowicie myliły kierunek. W 1714 r. parlament brytyjski obiecał wysoką nagrodę 20 tys. funtów za wynalezienie zegara balansowego, pozwalającego określać długość geograficzną z dokładnością do 0,5 stopnia. Spośród wielu rywali sukces odniósł zegarmistrz John Harrison (1693-1776), który osiągnął mistrzostwo w konstruowaniu precyzyjnej aparatury naukowej (dostarczył on m.in. Cavendishowi niezmiernie czułą wagę). Po prawie czterdziestoletniej pracy Harrison w 1761 r. przedstawił parlamentowi chronometr, który w czasie 147-dniowego rejsu Anglia - Jamajka - Anglia wykazał różnicę jedynie minuty i 54 sekund, a więc mniej niż 0,5 stopnia. Budowa aparatu była jednak tak skomplikowana, iż Harrison otrzymał tylko połowę nagrody i chronometr niezbyt szybko wszedł w stadium szerokiego zastosowania. W latach sześćdziesiątych XVIII w. pewne ulepszenia wprowadzili Francuzi (p. Le Roy i F. Berthoud), a wielkim triumfem chronometru Harrisona była słynna podróż dookoła świata Cooka (1772-1775. Okręt Cooka był ponadto wyposażony w piorunochron, dzięki czemu pozostał nietknięty, podczas gdy piorun uderzył w znajdujący się opodal okręt holenderski. Jak wiemy, pierwszy piorunochron w 1752 r. umieścił Franklin na swym domu w Filadelfii. W 1782 r. było w tym mieście już 400 piorunochronów, ale między budzącym szczególne emocje wynalazkiem a jego rozpowszechnieniem w Europie upłynęło sporo czasu. Pierwsze piorunochrony pojawiły się w Londynie w 1762 r., w północnych Włoszech w 1776 r., w Paryżu w 1782 r. Niektórzy teologowie protestowali przeciw urządzeniu chroniącemu przed piorunami, uważanymi za przejaw gniewu Bożego. "Filozofowie" i inni teologowie przedkładali jednak w sposób niezbity, że na równi z piorunami w ręku Boga znajduje się wiatr, deszcz czy śnieg, osłanianie się przed którymi jest rzeczą godziwą. Założenie piorunochronów zabezpieczyło wiele kościołów, których wieże były szczególnie narażone (np. kościół Św. Marka w Wenecji i katedra w Sienie). Niemniej jednak piorunochrony często były atakowane jako dzieło bezbożne. I może nie bez racji. Niektórzy wolnomyśliciele posługiwali się piorunochronem jako orężem do walki z "przesądami" i instalowali je z wyzywającą ostentacją. Tak postąpił w 1785 r. pewien szlachcic w Saint-Omer, zakładając piorunochron zakończony grożącym niebu mieczem. Spowodowało to najście wzburzonego tłumu na jego dom i nakaz władz miejskich zdjęcia "bluźnierczego" urządzenia. Właściciel piorunochronu wygrał sprawę w trybunale w Arras dzięki wymownej obronie swego młodego adwokata, Maksymiliana Robespierre'a. Nie mniej efektownym, choć zrazu nie mającym praktycznego zastosowania wtargnięciem człowieka w sferę nadziemską był wynalazek balonu. Zapoznawszy się z pracami Priestleya o gazach lżejszych od powietrza, dwaj synowie znanego fabrykanta papieru z Annonay, Etienne i Joseph Montgolfier, zbudowali z płótna podlepionego papierem balon o dwunastometrowej średnicy. W obecności miejscowych notabli 4 VI 1783 r. napełniony ogrzanym powietrzem balon wzleciał na wysokość 500 m. Od czasu tego pierwszego lotu w Annonay balony zwano "montgolfierkami". ale dalszy rozwój aeronautyki przeszedł z rąk pomysłowych braci do francuskiej Akademii Nauk. Profesor fizyki, Jacques Alexandre Charles (1746-1823), zbudował balon z nagumowanej tkaniny napełniony wytworzonym laboratoryjnie wodorem. W dniu 27 VIII 1783 r. olbrzymie tłumy szalejących z radości paryżan obserwowały na Polu Marsowym lot balonu, który wzbiwszy się na wysokość 1000 m. opadł 20 km za Paryżem. Przerażeni chłopi zrazu myśleli, że to księżyc spada na ziemię. Potem z furią zaatakowali widłami tę diabelską sztukę. Władze wydały zawiadomienie, iż nie należy niczego się obawiać. Wkrótce zaczęły się loty z załogą. Pierwszymi aeronautami byli: chemik Jan Francois Pilatre de Rozier (1756- 1785) i markiz d' Arlandes. Przyczepieni do balonu w sznurowym koszu odbyli 21 XI 1783 r. powietrzną przejażdżkę nad Paryżem. Udoskonaliwszy konstrukcję balonu i łódki dla pasażerów Charles w grudniu tego roku osiągnął wysokość około 3000 m. i wylądował 36 km. za Paryżem. Pokazy i wyczyny balonowe stały się bardzo modne. Na czoło aeronautów wysunął się Jean Pierre Blanchard ( 1753-1809), który wraz z amerykańskim fizykiem Johnem Jeffriesem (1744-1819) dokonał w styczniu 1785 r. przelotu przez kanał La Manche. W parę miesięcy później w czasie próby analogicznego przelotu zginął Pilatre de Rozier. Pierwszy lotnik balonowy stał się też pierwszą ofiarą aeronautyki. Blanchard dokonał pierwszego skoku spadochronowego, ale bezskutecznie starał się zaopatrzyć balon w aparaturę sterującą. Bez powodzenia też wysuwano projekty wojskowego zastosowania balonów. Gorączka balonowa opanowała jednak całą Europę. W 1788 r. Blanchard demonstrował lot w Warszawie w towarzystwie Jana Potockiego. Choć aeronautyka w XVIII w. nie wyszła poza zakres ryzykownego sportu, stała się symbolem opanowania przez człowieka sił przyrody. W dziedzinie medycyny nastąpił duży postęp, szczególnie widoczny w życiu codziennym ludzi, których stać było na lekarzy i leczenie. Wśród wielu ulepszeń i odkryć trzeba jednak dać pierwszeństwo środkowi, który miał się stać najbardziej masowy i dotyczył jednej z najgroźniejszych chorób. Historia szczepienia ospy, tak jak wielu wynalazków, zaczęła się na marginesie oficjalnej nauki medycznej. Odwieczną praktyką w Azji i w Afryce było nakłuwanie igłami umoczonymi w ropie chorych na ospę, co powodowało, po przejściu choroby w bardzo lekkiej postaci, odporność na zarażenie. Dowiedziała się o tym żona angielskiego posła w Stambule lady Montagu, która w 1719 r. przewiozła sekret czerkieskich kobiet do Londynu. Poprzez afrykańskich Murzynów ten sposób uodparniania dotarł również do Ameryki. W 1721 r. podczas epidemii ospy w Bostonie purytański kaznodzieja Cotton Mather (1663-1728) zastosował szczepienie z powodzeniem na szeroką skalę. Podczas gdy praktyka szczepienia ospy czyniła stopniowo postępy w krajach anglosaskich, na kontynencie europejskim napotkała opory ze strony uniwersyteckich środowisk medycznych z konserwatywną Sorboną na czele. Przełamali tę nieufność lekarze szwajcarscy, do czego w dużym stopniu przyczynił się Theodore Tronchin (1709-1781). Szwajcarzy wydoskonalili metodę, stworzyli teorię i rozwinęli skuteczną propagandę. W latach sześćdziesiątych XVIII w. toczyły się w Europie zacięte spory o szczepienie ospy, które stało się bojowym hasłem "filozofów". W 1764 r. szczepienie zostało dozwolone we Francji, choć bywały i wypadki, że "inokulacja" powodowała śmiertelne zachorowania. Nowa epoka w dziejach szczepionki wiąże się z nazwiskiem prowincjonalnego angielskiego lekarza, Edwarda Jennera (1749-1823), któremu zlecono szczepienie okolicznej ludności. Zauważył on, że osoby, które zaraziły się niegroźną dla człowieka ospą krowią (wakcyną), są odporne na ospę ludzką. Po wieloletnich obserwacjach i badaniach Jenner zdecydował się w 1796 r. na zaszczepienie chłopcu ospy krowiej, a potem prawdziwej, która się nie przyjęła. Metoda "wakcynacji" okazała się w pełni skuteczna szybko zastosowana w skali masowej - przetrwała do dziś niemal w nie zmienionej postaci. Ale jest to już historia XIX w. Zanim za sprawą Jennera doszło do niemal zupełnego wygaśnięcia ospy w Europie, bardziej zawodna i ryzykowna metoda czerkiesko-szwajcarska dawała już jednak ludziom drugiej połowy XVIII w. poczucie wielkiego sukcesu w walce z chorobą, budzącą szczególny lęk ze względu na swą endemiczność, wielką zaraźliwość, wysoką śmiertelność i trwałe oszpecające pozostałości u ozdrowieńców. 4. Późne Oświecenie, utylitaryzm Okres 1733-1763 nazwaliśmy "południem wieku Oświecenia". Czy wypadałoby stąd wnosić, że po 1763 r. rozpoczyna się powolny "zmierzch Oświecenia"? Zastanówmy się raz jeszcze, "was ist Aufklärung"?. Jeśli śmiałością myśli, to nie brakowało tej śmiałości do końca stulecia. Jeśli wyznającym poszanowanie dla faktów empiryzmem, to ciekawość świata i rozpęd poznawczy na pewno nie słabły. Jeśli postępem różnych dyscyplin naukowych (a tak często pojmowali "światła" współcześni), to nauki rozwijały się w tempie przyspieszonym, pozbywając się różnych niejasnych teorii i pojęć o substancjach, fluidach, jakościach, żywiołach i siłach życiowych. Jeśli jednak połączymy termin Oświecenie z wykrystalizowaną w połowie XVIII w. postawą światopoglądową i typem mentalności, określonymi jako "filozoficzne", to można się zastanowić, czy owa formacja w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XVIII w. nie miała już za sobą swego apogeum. Mówiąc o punkcie szczytowym i jego przekroczeniu trzeba mieć na uwadze geograficzny zasięg kulturowych zjawisk oraz uświadomić sobie, czy ważniejsza jest dla nas jakość czy też ilość, inicjowanie czy powielanie? Zazwyczaj właśnie około 1760 r. datuje się początki Oświecenia w takich krajach, jak Polska, Rosja i Hiszpania, a poniekąd również Niemcy i Włochy. Ostatnie dziesięciolecia XVIII w. to okres oświeconego absolutyzmu i wielkich reform szkolnych, to ogromna ekspansja popularyzacji i oświaty niosących oświeceniowe "filozoficzne" treści. To wreszcie rewolucja francuska, często pojmowana jako "córka filozofii". Współcześni wciąż z dumą stwierdzają, że Europa tak jak nigdy zalana jest potokami "świateł". Sądzę jednak, że mówiąc o tej ekspansji "filozoficznego" ducha można się posłużyć obrazem Mickiewicza: Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło Mniej jasno, ale szerzej niż za dnia świeciło. W dziejach życia umysłowego i kulturalnego zawsze może nasuwać się pytanie, czy ważniejsza jest twórczość czy popularyzacja? Czy większą wagę przywiązywać do powstania w połowie stulecia koncepcji Encyklopedii i jej zasadniczego zrębu, czy też do o kilkanaście lat późniejszego pełnego odbioru ukończonego dzieła? Z punktu widzenia historii twórczej myśli trzeba stwierdzić, iż pionierską pracę wykonali ludzie z przełomu XVII i XVIII w., a niemal definitywny kształt poglądom charakterystycznym dla Oświecenia nadano we Francji i w Anglii w latach 1740- 1760. Oczywiście konkretna data 1763 niczego nie oznacza w dziejach myśli europejskiej i jej twórców. Spośród ludzi, którzy sformułowali swoje poglądy przed tym rokiem i którzy z tej racji zostali przedstawieni w poprzednim okresie, wielu żyło i tworzyło jeszcze długo po 1763 r. Przypomnijmy kalendarium zgonów wywodzących się z poprzedniego okresu prominentnych myślicieli i propagatorów Oświecenia: Helvetius ( 1771), Quesnay (1774), Hume (1776), Wolter (1778), Jaucourt (1779), Condillac (1780), Turgot (1781), Lessing (1781), d'Alembert (1783), Diderot (1784), Buffon (1788), Mirabeau (1789), Holbach (1789), Grimm (1807). Można by się zastanowić, czy niektórzy z nich lepiej niż w okresie 1733- 1763 nie mieściliby się w okresie 1763-1789, kiedy to współdziałali z młodszymi (niekiedy tylko nieco młodszymi) adeptami i twórcami "filozoficznie" pojętego Oświecenia. Rzecz jednak w tym, że owa późniejsza twórczość niewiele już wnosiła nowych treści. Należy tu uczynić wyjątek dla późnych pism Diderota. Jednakże ów trudny do zakwalifikowania, wyjątkowo zmienny w poglądach i "wielowarstwowy" myśliciel nie publikował swych późnych pism filozoficznych, a więc nie miały one szerszego obiegu. Natomiast wywołujące żywy odzew nowe treści rodziły się już przeważnie w odmiennym niż oświeceniowa "filozofia" klimacie emocjonalnym, intelektualnym i ideowym. Wśród kontynuatorów i propagatorów uformowanych w połowie stulecia "filozoficznych" poglądów można jako główne grupy czy kierunki wymienić encyklopedystów, fizjokratów, wolterianów, francuskich "ideologów" i angielskich utylitarystów. Klan encyklopedystów nie rozwiązał się z chwilą ukończenia w 1780 r. publikacji monumentalnego dzieła. Wydawca ostatnich tomów Encyklopedii, Panckoucke, niezwłocznie przystąpił do nie mniej ambitnego zamierzenia. W 1782 r. rozpoczęto wydawanie Encyclopedie methodique (Encyklopedii metodycznej) pomyślanej już nie jako alfabetyczny słownik, ale jako seria obszernych monografii obejmujących wszystkie dziedziny ludzkiej wiedzy. Publikacja, zaplanowana w duchu pozytywistycznego scientyzmu d' Alemberta, przeciągnęła się głęboko w XIX w. i nigdy nie została ukończona. Dezaktualizujący wyniki syntezy postęp nauki był szybszy niż działanie redakcji. Paryż miał jednak do końca XVIII w. żywy warsztat encyklopedyczny oraz środowisko kultywujące tradycje Diderota i d'Alemberta. Poza tak kolosalnymi zamierzeniami we Francji i w Europie ukazywało się bardzo wiele słowników specjalistycznych i podręcznych encyklopedii. Wśród tych ostatnich nader udaną pozycją była trzytomowa Encyclopaedia Britannica wydana w latach 1768-1771 przez Akademię Nauk w Edynburgu. Ta szkocka impreza już w XVIII w. miała kilka wznowień i stale aktualizowana ukazuje się po dziś dzień. Podążające za Encyklopedią francuską publikacje słownikowe były ważnymi propagatorami "świateł", rozszerzających się poza sfery naukowe i elitarno-salonowe. Jeśli doktor Quesnay należy do połowy stulecia, to oddziaływanie ruchliwej "sekty fizjokratów" osiągnęło apogeum w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Obok takich francuskich przywódców szkoły, jak Pierre Samuel Dupont de Nemours (1739-1817), Nicolas Baudeau (1730- 1792), Mercier de la Riviere ( 1720- 1793) i Guillaume Francois Le Trosne (1728-1780), fizjokratyzm miał wielu wybitnych adeptów w całej Europie. Ta wykraczająca poza zakres spraw ściśle ekonomicznych próba racjonalizacji absolutnej monarchii wydawała się bardzo na czasie w dobie oświeconego absolutyzmu. Poza "dewotami" sfery arystokratyczno-dworskie gustowały na ogół w wolterianizmie, który po śmierci "patriarchy" pozostał rozpowszechnionym stylem elitarnego wolnomyślicielstwa, zabarwionego sceptycyzmem i ironią. Wolteriański krytycyzm i wolteriańskie pasje ożywiały też w dalszym ciągu "filozofów" o nastawieniu radykalnie antykościelnym czy też antyklerykalnym. Wpływ Woltera uwidocznił się szczególnie w sposobie pisania i interpretowania światopoglądowo zaangażowanej, filozofującej historii. Z wielkim sukcesem i gwałtownymi potępieniami spotkało się dzieło eks-jezuity wolterianina, Guillaume'a Raynala (1713-1796), Histoire philosophique et politique des establissements et du commerce des Europeens dans les deux Indes (Historia filozoficzna i polityczna kolonii i handlu europejskiego w obydwóch Indiach, 1770). Wygnany z Francji, Raynal tę spaloną przez kata książkę wydał po raz drugi w 1780 r. (w Genewie) w bardziej jeszcze bojowej redakcji. Był to wielki atak na kolonializm, ale również na nietolerancję, inkwizycję i w ogóle rolę Kościoła. Zdaniem Grimma "od czasu Duchapraw Monteskiusza literatura nasza zapewne nie wydała pomnika bardziej godnego, aby przejść do najdalszej potomności i utwierdzić postęp naszego wieku". Ale i ta niezmiernie w swoim czasie głośna "machina wojenna" miała krótszy żywot niż do dziś klasyczne dzieło angielskiego wolterianina, Edwarda Gibbona (1737-1794). Ów zamieszkały w Szwajcarii historyk w latach 1776- 1788 ogłosił sześciotomowy The Decline and Fall of the Roman Empire (Zmierzch i upadek cesarstwa rzymskiego), obejmując okres aż do zdobycia Konstantynopola przez Turków w XV w. Wielbiciel antyku, wybitny starożytnik i bizantynolog postawił tezę, że chrześcijaństwo spowodowało rozkład cywilizacji antycznej i imperium rzymskiego. Gibbon w wolteriańskim stylu potępił średniowiecze, a wielkiego obrońcę cywilizacji widział w osobie Juliana Apostaty. Dzieło Gibbona wywołało nie mniejsze zachwyty i potępienia niż książka Raynala. I nie chodziło tu tylko o stosunek do religii chrześcijańskiej. W czasach Gibbona dokonywał się obcy "filozoficznemu duchowi" zwrot w poglądach na średniowiecze. W Paryżu sztab "filozofów" w dalszym ciągu zbierał się w salonach Helvetiusa i Holbacha. W latach siedemdziesiątych ukazały się najbardziej systematyczne dzieła tych dwóch myślicieli, które właśnie dzięki swej systematyczności ujawniły antynomie filozoficznego determinizmu i zwróconego ku praktyce reformizmu Oświecenia. W wydanym już po śmierci autora traktacie De I'Homme (O człowieku, 1772) Helvetius zerwał z tak żywotnym w XVIII w. pojęciem "natury", przeciwstawiając jej "edukację". W człowieku wszystko jest nawykiem, obyczajem, produktem stosunków społecznych. Głosząc plastyczność natury ludzkiej Helvetius widział wielkie możliwości kształtowania postaw i poglądów za pomocą wychowania i ustawodawstwa. Polemizując z dziełem Helvetiusa Diderot wydobył niechętnie dostrzeganą przez ludzi Oświecenia antynomię między powszechnie akceptowanym empiryzmem i niemniej powszechnie postulowanym reformizmem. Skoro wszystko w człowieku jest wytworem społeczeństwa, a więc relatywne, to wychowawcy i prawodawcy są w równym stopniu uwarunkowani nawykami i obyczajamijak plastyczna masa ludzka, którą według Helvetiusa mają kształtować. Zdaniem Diderota w systemie tym nie było miejsca dla dyrektyw etycznych, nie było wiadomo, w imię czego krytykować i o co walczyć. Jeśli Helvetius oddalił się od "natury", to pozostała ona podstawowym pojęciem dla Holbacha. Rozwinął on swe poglądy w serii dzieł, które zostały uznane przez teologów za najbardziej zgubne, przez Woltera za nudne, przez Fryderyka II za nielogiczne, a przez młodego Goethego za upiornie "szare i śmiertelne". W Systeme de la Nature (System przyrody, 1770) Holbach wyłożył swą materialistyczną i ściśle deterministyczną filozofię przyrody. Materializm i ateizm miały wyzwolić człowieka od wszelkich dręczących go i wyzyskiwanych przez despotów złudzeń i urojeń o Bogu, wolnej woli i idei nieśmiertelności. System przyrody w zamierzeniu autora stanowił wstęp do wolnej od przesądów etyki i polityki, których zasady przedstawił w La politique naturelle (Polityka naturalna, 1773), Systeme social (System społeczny, 1773) i La morale universelle (Powszechna moralność, 1776). Holbach głosił w tych książkach utylitaryzm, moralność określał jako naukę o szczęściu, a cnotę definiował jako "dyspozycję, czyli trwałą wolę przyczynienia się do nieprzerwanego szczęścia istot, z którymi współżyjemy". Istnieje wspólnota interesów między biednymi a bogatymi, możni (les grands) dają bowiem biednym opiekę, a biedni dla nich pracują. "Możni powinni być dla biednych łaskawi i opiekuńczy, starając się zawsze zapewniać im pracę. Biedny powinien przystosować się do swego ubóstwa, pomny, że w biedzie ma się mniej kłopotów, a zatem lepsze warunki do szczęścia i że łatwiej się umiera". Etyka humanitarnego skądinąd barona oburzyła Rousseau, a zdania "filozofów" były podzielone. Holbach nie miał dialektycznego talentu Diderota, aby wybrnąć z antynomii determinizmu i wolności. Wskazywano więc, że skoro System przyrody zakłada powszechny determinizm wynikający z układu atomów, to konieczne są również i przesądy, z którymi walczy Holbach, i że w tym świecie bez norm nie ma miejsca dla wyboru i moralnych obowiązków. Stary Wolter uważał, że wprawdzie poglądy paryskiego amfitriona są niebezpieczne, ale "świat zapełniony Holbachami byłby dużo przyjemniejszy, niż świat zapełniony chrześcijanami". W drugim paryskim gnieździe "filozofów" - domu Helvetiusa, po śmierci gospodarza (1771) jego żona aż do czasów rewolucji podtrzymywała towarzyską i klanową więź "filozoficznej sekty". Wśród bywalców domu wdowy po Helvetiusie zrazu pierwsze miejsce zajmował Jean Antoine markiz de Condorcet (1743-1794). Ten wolnomyślny i liberalny arystokrata był wybitnym matematykiem (od 1773 r. sekretarzem francuskiej Akademii Nauk), zasłynął jednak głównie jako publicysta, reformator oświaty i filozof Entuzjasta rewolucji amerykańskiej, a w początkowej fazie rewolucji francuskiej jeden z czołowych działaczy politycznych związanych z żyrondystami, za dyktatury jakobińskiej popełnił samobójstwo, aby uniknąć szafotu. W ostatnich miesiącach przed śmiercią ukrywający się filozof napisał swą słynną apoteozę nieskończonego postępu rozumu ludzkiego. Postawy życiowe i stosunki społeczne wywodził z naturalnego dążenia ludzi do szukania przyjemności i unikania cierpień. Uważał, że działania ludzkie można ująć w system "matematyki społecznej", uniwersalnej nauki o człowieku nie ustępującej co do ścisłości naukom przyrodniczym. Dzieło to uchodzi za jeden z ostatnich akordów i wymowny testament francuskiego Oświecenia. Jako epigonowie Oświecenia zwartą grupą przeszli w wiek XIX towarzysze Condorceta z filozoficznego salonu pani Helvetius, których w epoce napoleońskiej nazwano "ideologami". Najwybitniejsi z nich to Antoine Louis Destutt de Tracy (1754-1836), Pierre Laromiguiere (1756-1837), Pierre Cabanis (1757-1808) i Constantin Franęois Volney ( 1757-1820). Łącząc sensualizm Candillaca z utylitaryzmem Helvetiusa i ateizmem Holbacha, "ideologowie" stworzyli szkołę filozofii materialistycznej, która na przełomie stuleci opanowała francuskie uczelnie, a zwłaszcza nowo założoną Akademię Nauk Moralnych i Politycznych. Radykalizm filozoficzny "ideologów" nie szedł w parze z radykalizmem politycznym. W czasie rewolucji łączyli się raczej z żyrondystami niż z jakobinami, których przywódca Robespierre jako dobry rousseauista brzydził się Helvetiusem i spowodował usunięcie jego popiersia z sali posiedzeń klubu jakobinów. Nie wnikając w rozległy, a wychodzący poza chronologiczne granice tej książki, problem stosunku francuskich "filozofów" do rewolucji i rewolucjonistów do "filozofii" (trzeba pamiętać, jak różne były fazy rewolucji i jak różni byli rewolucjoniści), warto przytoczyć miarodajną dla czasów jakobińskiej dyktatury wypowiedź Robespierre'a z 1794 r.: "Najważniejsza i najsławniejsza z sekt filozoficznych jest znana pod nazwą encyklopedystów; znajdowało się w niej kilku ludzi szanownych i większość ambitnych szarlatanów... Ta sekta w dziedzinie moralności wyszła daleko poza religijne przesądy. Jej koryfeusze deklamowali niekiedy przeciw despotyzmowi, a równocześnie pobierali pensje od despotów. To wypuszczali książki wymierzone przeciw dworowi, to znów wypisywali dedykacje królom... Ta sekta propagowała z wielką gorliwością opinie materialistyczne, które zyskały przewagę wśród wielkich panów i pięknoduchów (beaux esprits). Zawdzięczamy jej w znacznej mierze ów rodzaj filozofii praktycznej, która, doprowadzając egoizm do systemu, pojmuje społeczeństwo ludzkie jako wojnę przebiegłości (une guerre de ruse), sukces jako kryterium słuszności i niesłuszności, uczciwość jako sprawę gustu i zewnętrznej przyzwoitości, świat jako ojcowiznę zręcznych egoistów". Można upatrywać pewne analogie między francuskimi "ideologami" a angielskimi utylitarystami, zwanymi później "radykałami filozoficznymi". Dla obydwu kierunków wielkim autorytetem był Helvetius, oba miały zabarwienie sensualistyczne i materialistyczno-fizjologiczne, a swe systemy etyczne budowały na hedonizmie i przekonaniu o rozumnym, a więc zdolnym do społecznej kalkulacji egoizmie natury ludzkie. Istniały jednak również dość istotne różnice między doktrynerskim racjonalizmem Francuzów a nieufnym w odniesieniu do ogólnych konstrukcji pojęciowych empiryzmem myślicieli angielskich. Podstawy utylitaryzmu i asocjanizmu wyłożył w połowie stulecia Hartley, którego wybitnym kontynuatorem i popularyzatorem był znany nam już Priestley. Odegrał on równie doniosłą rolę w dziejach chemii, co filozofii. Jego główne dzieła filozoficzne to: Hartley's Theory of Human Mind on the Principle of the Association of Ideas (Hartleya teoria umysłu ludzkiego oparta na zasadzie kojarzenia idei, 1775) i Disquisitions Relating to Matter and Spirit (Rozważania dotyczące materii i ducha, 1777). W pierwszym propagował i komentował Hartleya, o którym pisał: "W dziedzinie wiedzy sporo dokonał Kartezjusz, wiele Locke, ale znacznie więcej dr Hartley, który na teorię umysłu rzucił światło jeszcze płodniejsze niż Newton na teorię świata przyrody". W swym drugim dziele ów prezbiteriański pastor poszedł dalej niż Hartley w kierunku materializmu. W poglądach politycznych liberalny, jako sympatyk rewolucji francuskiej Priestley zbliżył się do angielsko-amerykańskiego rewolucjonisty Thomasa Paine'a (1737-1809), najbardziej radykalnego "ideologa" anglosaskiego Oświecenia, autora The Rights of Man (Prawa człowieka, 1791) i The Age of Reason (Wiek rozumu, 1794-1807), Paine był zdania, że "społeczeństwo jest dobrem, rząd zaś w najlepszym razie złem koniecznym". Na ogół jednak utylitaryści w poglądach politycznych skłaniali się zrazu bardziej do konserwatyzmu niż radykalizmu- Odrzucając prawo natury, nie uznawali doktryny o wolności jako przyrodzonym prawie człowieka. Stojąc na stanowisku, że motorem ludzkiego działania jest korzyść jednostki, głosili pogląd, iż owa pomyślność wymaga pomyślności całego społeczeństwa, o co troszczyć się powinno państwo. Oparta na teorii harmonii egoizmów etyka utylitarystów w latach osiemdziesiątych szerzyła się w Anglii i była wykładana na uniwersytecie w Cambridge. Duch utylitaryzmu był bardzo widoczny w reformatorskiej literaturze społeczno-politycznej wszystkich krajów europejskich owych czasów, gdzie wciąż rozprawiano o działaniu w imię "dobrze zrozumianego interesu". Rozumowe uzasadnienie i obliczanie, w etyce jednostkowej i społecznej korzyści było charakterystyczną potrzebą zracjonalizowanej mentalności ludzi Oświecenia. Nowy okres w dziejach angielskiego utylitaryzmu wiąże się z nazwiskiem znakomitego prawnika Jeremy Benthama (1748-1832). Oddziaływanie tego człowieka należy wprawdzie bardziej do historii XIX w., ale przejście wczesnego utylitaryzmu w "radykalizm filozoficzny" i liberalizm to jedna z najważniejszych postaci przetrwania i przekształcenia późnego Oświecenia. Bentham, który za swoich mistrzów uważał Hartleya, Helvetiusa i Priestleya i który swe główne dzieło teoretyczne: An Introduction to the Principles of Morals and Legislation (Wprowadzenie do zasad moralności i prawodawstwa) miał już gotowe w 1780 r., a ogłosił w 1789 r.-, jest mocno zakorzeniony w "filozofii" XVIII w. Jednocześnie, idąc za Humem, i idąc w tym kierunku dalej niż Hume, przeciwstawił się wielu stereotypowym pojęciom stulecia, uznając je za terminy puste, pozbawione desygnatów. Odrzucił więc jako szkodliwe fikcje takie pojęcia, jak: "prawo natury", "umowa społeczna", "zdrowy rozsądek", "zmysł moralny", "sumienie", "rozum", "przyrodzona sprawiedliwość", "właściwy ład" czy "wola Boża". Według Benthama nic też nie znaczą używane poza konkretnym tekstem takie słowa, jak "interes" i "wolność". Posługiwanie się tymi fikcjami jest szkodliwe, zawierają one bowiem zamaskowany dogmatyzm i emocjonalne treści, wywierające irracjonalną presję i uniemożliwiające rzeczową dyskusję. Posługując się w rozważaniu zagadnień etycznych neutralnymi i rozsądnymi terminami, można jedynie mówić o zasadach postępowania rozpatrywanych z punktu widzenia ilości przysporzonego szczęścia czy uchylonego cierpienia. Bentham szeroko rozbudował i usystematyzował teorię hedonizmu, przeprowadzając szczegółową "kalkulację przyjemności" (calculs of pleasures). Odrzucał różnice jakościowe (np. pomiędzy przyjemnością płynącą z wrażeń estetycznych a zadowoleniem, jakie daje towarzyska zabawa), przyjmując kryterium ilościowej intensywności i ciągłości zadowolenia nie w skali doraźnych doznań, ale bilansu całego życia. Z "kalkulacji przyjemności" wynikało, że szczęście jednostki jest uzależnione od pomyślności innych ludzi. Wychodząca z hedonistycznych założeń etyka Benthama w konkluzji nabierała społecznego charakteru. Początkowo raczej samotny myśliciel, na schyłku stulecia skupił wokół siebie grono młodych wielbicieli (James Mill, Thomas Malthus, David Ricardo) i stał się duchowym przywódcą "radykałów filozoficznych". Jeden z największych angielskich teoretyków i reformatorów prawa, z konserwatysty stając się liberałem, a z czasem nawet radykałem, przyczynił się do trwałego połączenia w Wielkiej Brytanii etycznej doktryny utylitaryzmu z polityczną doktryną liberalizmu. Rozumnie kalkulujące jednostki w spontaniczny sposób działają na rzecz dobra publicznego. Postępowanie ludzkie można ocenić jako moralne wtedy, kiedy w danych okolicznościach prowadzi do "największego szczęścia największej liczby ludzi". Z tej wciąż powtarzanej formuły Benthama założone w 1823 r. Towarzystwo Utylitarystyczne uczyniło swą dewizę. Była to myśl nie nowa. 5. Humanitaryzm i sentymentalizm W XVIII w. bardziej niż kiedykolwiek przedtem zaprzątał myśl ludzką problem mnożenia szczęścia i zmniejszania cierpień. Fascynacja tą problematyką postępowała równolegle z laicyzacją kultury, bilans bowiem dobra i zła, szczęścia i cierpienia przenoszono z eschatologii na życie doczesne. Zmieniał się stosunek do jałmużny i miłosierdzia. W etyce religijnej zasługą było zarówno cierpliwe znoszenie cierpień przez uciśnionego i nędzarza, jak niesienie pociechy i rozdawanie jałmużny przez bogacza. W ubogim należało widzieć wizerunek Chrystusa, a Ewangelia głosiła: "ubogich zawsze mieć będziecie". W etyce laickiej cierpienie i miłosierdzie utraciły sakralny charakter. Humanitaryści i filantropi cierpienie i nędzę uważali za zło, które należy wykorzenić. Reformatorzy chcieli więc leczyć to zło nie objawowo (przez doraźną dobroczynność), ale przyczynowo (drogą zmiany ustawodawstwa, edukacji i stosunków społecznych). Humanitaryzm towarzyszył Oświeceniu od jego początków, jednak wielkie nasilenie humanitaryzmu jest znamienne dla ostatnich dziesięcioleci XVIII w. Jeśli późne Oświecenie nie wnosiło już wielu nowych treści intelektualnych, to owa ekspansja humanitaryzmu i niecierpliwość w domaganiu się reform stwarzały nowy klimat wrażliwości społecznej i radykalizmu w krytyce stosunków społecznych starego ładu. Warto się zastanowić, w jakim stopniu humanitaryzm był zjawiskiem towarzyszącym "filozofii" Oświecenia, a w jakim wypływał z jej założeń. Faktem jest, że fizjokratyzm szedł w parze z ożywioną humanitaryzmem krytyką stosunków poddańczo-pańszczyźnianych na wsi, że Raynal z humanitarną żarliwością piętnował niewolnictwo i wyzysk kolonialny, że przepojone duchem humanitaryzmu były poglądy francuskich "ideologów" i angielskich utylitarystów z Condorcetem i Benthamem na czele. Na przykładzie utylitaryzmu można się jednak zastanowić nad związkiem między filozoficznymi założeniami a praktycznymi dyrektywami. Czy z fizjologicznego determinizmu i przypisania człowiekowi kierowanej rozumem interesowności logicznie wynikało dążenie do "największego szczęścia największej liczby ludzi"? Czy w "kalkulację przyjemności" musiała być włączona pomyślność ogółu? W poglądach Hartleya, Helvetiusa, Holbacha czy Benthama płynna jest granica między tym, do czego według nich ludzie w sposób konieczny dążą, a tym, do czego według nich ludzie dążyć powinni. Z założeń filozofii Oświecenia można było wysnuwać i wysnuwano również hedonistyczne i libertyńskie wnioski na zgoła prywatny, a nie społeczny użytek. Humanitaryzm był zjawiskiem pozostającym w związku z sekularyzacją kultury, na rzecz której to sekularyzacji silnie działała filozofia Oświecenia. Poza tym bardzo ogólnym związkiem wypada uznać humanitaryzm za zjawisko bardziej równoczesne i towarzyszące "filozofii", niż logicznie z niej wypływające. Widoczny wzrost dążności humanitarnych datuje się od lat sześćdziesiątych XVIII w. Była już mowa o akcjach Woltera w obronie ofiar wyroków sądowych, o znoszeniu tortur i procesu o czary, o nowych kodeksach i przepisach procedury sądowej. Epokę w tym ruchu stanowił europejski sukces książki mediolańskiego humanitarysty, markiza de Beccaria (1738-1794), Dei delitti e delle pene (O przestępstwach i karach. 1764), za którym poszedł neapolitańczyk Gaetano Filangieri (1752-1788), autor fundamentalnej Scienza della legislazione (Nauka prawodawstwa, 1780-1789). W 1773 r. wyruszył w swą słynną szesnastoletnią konną wędrówkę po więzieniach i szpitalach Wielkiej Brytanii John Howard (1726-1790). Jego książki: The State of the Prisons in England and Wales (Stan więzień w Anglii i Walii, 1777) i Account of the Principial Lazarettos in Europe (Sprawozdanie z głównych szpitali w Europie, 1789) wstrząsnęły opinią i były brane pod uwagę w wielu reformach więziennictwa. W Anglii szczególnie krytykowane były kary więzienia za długi. W 1772 r. powstało Stowarzyszenie Ochrony Drobnych Dłużników, które wykupywało więźniów. Wśród wielu humanitarnych inicjatyw, związanych z sądownictwem i wymiarem sprawiedliwości, można wspomnieć, otoczony później ponurą sławą, wynalazek doktora J. I. Guillotin (1738-18ł4). Przyrząd do możliwie szybkiego i bezbolesnego wykonywania wyroków śmierci, nazwany mimo protestów wynalazcy gilotyną, siał grozę w latach rewolucyjnego terroru. Jednakże nawet w okresie największego rozpętania politycznych namiętności nie mogło już być mowy o stosowaniu tortur i kar kwalifikowanych. Atmosfera humanitaryzmu ożywiała trzy wielkie ówczesne batalie publicystyczne i polityczne, toczone o tolerancję religijną, zniesienie poddaństwa chłopów i zniesienie niewolnictwa. Ludzie angażujący się w tych akcjach nazywali się "przyjaciółmi ludzkości" i zrzeszali w różne filantropijne i abolicjonistyczne towarzystwa. Motywacje humanitarne były również silnie akcentowane w poczynaniach związanych z rozbudową służby zdrowia, z reformami administracyjnymi i edukacyjnymi, z postępem nauk. Jako jedną z niezliczonych tego typu wypowiedzi można przytoczyć słowa Lavoisiera: "Fizyk może również w ciszy swego laboratorium i gabinetu dokonywać czynów patriotycznych. Może on mieć nadzieję, że poprzez swe prace zmniejszy masę nieszczęść trapiących rodzaj ludzki i zwiększy sumę jego radości i szczęścia. A gdyby otwierając nowe drogi przyczynił się do przedłużenia o kilka lat czy choćby o kilka dni średnią życia ludzkiego, to wolno mu pretendować do zaszczytnego miana dobroczyńcy ludzkości". Na szczególną uwagę zasługuje towarzyszący reformom szkolnym w całej Europie przypływ humanitaryzmu w pedagogice. Do bardziej znanych inicjatyw tego typu zalicza się ruch "filantropistów" zapoczątkowany w Niemczech przez Johannesa Bernharda Basedowa (1723-1790), W 1774 r. założył on w Dessau słynną szkołę pod nazwą "Philantropinum", która posłużyła za wzór dla wielu innych zakładów. Wychowywano w nich dzieci w duchu miłości człowieka, przyjmowano ubogą młodzież. Zarzucając dawny, na rózdze oparty rygor szkolny, "filantropiści" stosowali humanitarne metody wychowawcze, które na progu stulecia głosił już Locke, ale na elitarny jedynie użytek, a które teraz szeroko spopularyzował Rousseau. W Anglii w 1780 r. dziennikarz Robert Raikes (1735-1811) założył w Gloucester pierwszą szkołę niedzielną (Sunday School) dla dzieci zatrudnionych w miejscowej fabryce szpilek. Wkrótce ruch szkół niedzielnych stał się masowy. Początek nowej epoki w dziejach szkolnictwa ludowego i nowoczesnej pedagogiki wiąże się jednak przede wszystkim z nazwiskiem wielkiego pedagoga i humanitarysty szwajcarskiego, Johanna Heinricha Pestalozziego (1746-1827). Według Pestalozziego oświata miała wyprowadzić chłopów z ich fizycznej i moralnej nędzy, a za główny cel wychowania stawiała przezwyciężenie egoizmu i wyrobienie postawy społecznej. Aczkolwiek metody wychowawcze i publikacje Pestalozziego miały zyskać europejski rozgłos dopiero z początkiem XIX w. to pedagog z Zurychu, który rozpoczął swą działalność reformatorską i pisarską w latach siedemdziesiątych, należy do ostatniego pokolenia ludzi XVIII w. Owo pokolenie urodzonych w latach 1740-1750 w nie mniejszym stopniu niż "oświecone" było już "sentymentalne". Rozdzielanie i odmierzanie w człowieku dziedzin rozumu i uczucia to zabieg nader sztuczny. Z popularnych poglądów na temat istotnych właściwości Oświecenia i Romantyzmu można by niekiedy odnieść niedorzeczne wrażenie, jakoby natura wyposażała wcześniejsze pokolenia zwłaszcza w mózgi, a późniejsze zwłaszcza w serca. Faktem jest jednak, że w wypowiedziach filozoficznych i literackich, uznawanych za główny nurt europejskiej refleksji, dokonało się w drugiej połowie XVIII w. przesunięcie akcentów z treści intelektualnych na emocjonalne. Filozofia Oświecenia, odrzucając wraz z metafizyką wszelkie idee wrodzone i znając jedynie wiedzę empiryczną, stworzyła koncepcji psychiki ludzkiej jako białej karty, zapisywanej przez zanalizowane rozumowo doświadczenia zewnętrzne. Sukcesy odniesione w matematycznym i ilościowym ujęciu praw przyrody skłaniały do poszukiwania "newtonowskich" praw rządzących życiem psychicznym i społecznym. Ta jednocześnie sceptyczna i rezonerska filozofia proklamowała suwerenność analitycznego rozumu. Wciąż głosiła moc i chwałę rozumu oraz chwałę epoki, która przywróciła rozumowi należne mu miejsce. Mickiewiczowskie "mędrca szkiełko i oko" lepiej sobie jednak radziło z prawami astronomii i mechaniki niż z pogmatwanym światem spraw ludzkich. Toteż nastąpiła, jak to się często określa, "reakcja" afirmująca intuicję, instynkty i uczucia oraz żywiąca wątpliwości co do chwały "wieku rozumu". Pojmowanie sentymentalizmu i preromantyzmu jako "reakcji" przeciw Oświeceniu należy stosować oględnie. Ostre dostrzeganie i stawianie spraw pryncypialnych było właściwością wąskiej elity umysłów twórczych i polemicznych. Niewątpliwie Rousseau w sposób radykalny przeciwstawiał się poglądom francuskich "filozofów" i stoczył z nimi zasadniczą rozprawę. Jednakże wielu ludzi potrafiło doskonale łączyć wolterianizm z rousseauizmem. W bardzo wielu głowach racjonalizm i sentymentalizm godziły się ze sobą i wzajemnie wspierały ku pożytkowi humanitaryzmu. Pojmując sentymentalizm i preromantyzm jako reakcję przeciw Oświeceniu stajemy również wobec trudności datowania tych zjawisk. Zjawiska kulturowe bliskie pojęciu sentymentalizmu czy romantyzmu występowały odwiecznie, towarzysząc narodzinom i rozwojowi filozofii Oświecenia, która też miała swoje odwieczne precedensy. Starając się te zjawiska jakoś ściślej datować popada się w dość jałowe klasyfikowanie, nie mieszczących się w przyjętej podziałce czasowej przejawów, za pomocą terminów: "prekursorstwo" i "epigonizm". Bywały też poglądy o nader wielostronnej recepcji. Zaliczyliśmy np. w poczet "ojców" Oświecenia Shaftesbury'ego, który był równocześnie jednym z najwybitniejszych prekursorów preromantyzmu. Można by mnożyć tego rodzaju ambiwalentne przykłady, jak choćby Diderot czy Lessing. Mimo wszelkich zastrzeżeń wolno jednak stwierdzić, że w drugiej połowie XVIII w. zdecydowanie nasiliły się przejawy sentymentalizmu i preromantyzmu oraz że ujawnił się głęboki ferment ideowy w obozie "oświeconych". Filozofia Oświecenia zawsze była zwalczana przez obrońców ortodoksji religijnej i wyznawców mistycznych sekt. W drugiej połowie XVI II w. występuje jednak pewna nowość w postaci szerzenia się heterodoksyjnego mistycyzmu o charakterze elitarnym. Iluminaci, różokrzyżowcy czy swedenborgiści znajdowali swą klientelę wśród ludzi wykształconych i wysoko postawionych w hierarchii społecznej. Tendencje mistyczne nasiliły się w szeregach bardzo zróżnicowanej wewnętrznie masonerii, która w ostatnich dekadach stulecia ogromnie rozpowszechniła się. Z francuskiej masonerii wywodzi się "martynizm", którego mistrz, Louis Claude de Saint-Martin (1743-1803), był zdeklarowanym przeciwnikiem encyklopedystów i wolterianów. Zacząwszy od walki z filozofią Oświecenia ( Des erreurs et de la virita - O błędach i o prawdzie, 1775) Saint-Martin w swej teozofii stopniowo coraz bardziej zbliżał się do mistycyzmu skandynawskiego (Swedenborg) i niemieckiego. Nauczył się specjalnie po niemiecku, co było wśród ówczesnych Francuzów dość rzadkie, aby móc studiować mistyczne pisma Jakoba Boehme. Znajdując zwolenników w sferach arystokratycznych i intelektualnych "martynizm" stał się zjawiskiem o zasięgu europejskim. Poglądy Saint-Martina szerzyły się np. wśród masonerii rosyjskiej. Europejska masoneria była w zasadzie zakonem zrzeszającym "oświeconych". Pojęcie "świateł" stawało się dwuznaczne. Światło rozumu i światło wewnętrznego poznania mistycznego (illuminatio) bywały ze sobą mieszane. Sygnalizując ów przypływ mistycyzmu o elitarnym charakterze trzeba jednak zauważyć, że zjawisko to nie miało jeszcze tych rozmiarów co w epoce późnego romantyzmu. Sentymentalizm i preromantyzm schyłku XVIII w. znajdowały się już pod pewnym ciśnieniem prądów mistycznych i irracjonalnych, w zasadzie miały jednak jeszcze wiele wspólnego z Oświeceniem. Tym wspólnym gruntem był sceptyczny stosunek do racjonalizmu w metafizyce i wolnomyślicielstwo. Stworzony przez deistę Collinsa termin Freethinking w mowie potocznej został z czasem utożsamiony z postawą antyreligijną czy antyklerykalną. Początkowo jednak wolnomyślicielstwo oznaczało swobodę w rozważaniu zagadnień religijnych i stosunkowo niewielu wolnomyślicieli XVIII w. doszło do totalnej krytyki religii Hume'a czy do wojującego ateizmu Holbacha. Obok krytycznego, satyrycznego i libertyńskiego nurtu Oświecenia zaczęła się kształtować swoista religijność sentymentalna. Nie przywiązywano wagi do motywacji metafizycznych ani do rozumowych dowodów na istnienie Boga i prawdziwość objawienia. Doktrynalna, dogmatyczna i obrzędowa strona religii nie budziła zainteresowania sentymentalnych wolnomyślicieli. Szukali oni wewnętrznie angażujących dyrektyw etycznych oraz atmosfery wzniosłości i kontemplacji, czego nie dawał sensualizm i utylitarystyczny hedonizm "filozofów". Źródło podniosłych odczuć i nieegoistycznych pobudek działania odnajdywano w psychice czy "naturze" ludzkiej, a w gruncie rzeczy we własnej jaźni. Ten immanentny sposób pojmowania "religii naturalnej" dobitnie sformułował Diderot: "Prawda religii naturalnej ma się tak do prawdy innych religii, jak moje własne doświadczenie do doświadczeń cudzych; jak to, co sam czuję, do tego, co mi inni mówią; jak to, co w sobie samym odnajduję wypisane palcem Boga, do tego, co ludzie próżni, zabobonni i kłamliwi wypisali na pergaminie i marmurze; jak to, co noszę w sobie i wszędzie odnajduję, do tego, co jest poza mną i zmienia się razem z klimatem". Religijność "oświeconych" i "sentymentalnych" była przede wszystkim etyką, opartą na wewnętrznym poczuciu moralnym oraz zbieżną z ewangeliczną nauką o miłości bliźniego, interpretowaną w duchu humanitaryzmu. W religii chrześcijańskiej obok cudów najwięcej wątpliwości nastręczała twardość "Starego Przymierza". Mawiano też o Anglii, że jeśli w purytańskim XVII w. urzeczywistniała Stary, to w humanitarnym XVIII w. realizowała Nowy Testament. W literaturze ostatnich dekad stulecia pojawiała się dość często postać księdza przedstawianego już nie jako obłudnika lub fanatyka (jak się to przyjęło w nurcie satyryczno-libertyńskim), ale jako dobrotliwego starca - nie tyle kapłana, ile mędrca pustelnika i głosiciela rad moralnych. Religijność sentymentalna była też ściśle związana z estetyką. Człowiek doznawał oczyszczającej wzniosłości przez kontemplację piękna. Estetyka preromantyzmu pozwalała widzieć piękno i wzniosłość w irracjonalnej fantazji, akceptowała czar tajemniczości, cudowności i legendarności, nie przykładała do starych tekstów wolterowskiej miary zgodności z racjonalizmem XVIII w. Przestano też traktować Biblię z literalną dosłownością. W rozbieżnościach między jej kolejnymi księgami Lessing widział etapy "edukacji rodzaju ludzkiego". Boga pojmował nie jako siłę zewnętrzną, ale jako "boskość" przenikającą i działającą wewnątrz świata natury i historii. Przedmiotem kontemplacji i entuzjazmu preromantyków były dzieła ludzkie należące do różnych epok i kultur, a nade wszystko panteistycznie pojmowana przyroda. Czy jest rzeczą słuszną te etyczne i estetyczne prądy łączyć z pojęciem religii? W silnym podkreślaniu przez różnych nowszych autorów (począwszy od Cassirera) religijności XVIII w. jest może nieco przekory w stosunku do ustalonej opinii o laickości tego stulecia. Jeśli jednak wolno mówić o religii obywającej się bez wyznania wiary i instytucji kościelnej, a wyrażającej się w uczuciu religijnym (religiöst Gefühl), to tego rodzaju atmosfera jest charakterystyczna dla schyłku laickiego stulecia. W okresie tym w dalszym ciągu traciły zawartość i siłę religie zinstytucjonalizowane, których miejsce w świadomości elit zajmowała nie tylko "filozofia", ale i skłonność do mistycyzmu i owa świecka religia uczucia. Nadal szerzył się sceptyczny i frywolny libertynizm, szczególnie odpowiadający sferom arystokratycznym. Wraz z awansem kulturalnym mieszczaństwa i krajów germańsko-anglosaskich nasilał się jednak ton poważny, podniosły, uczuciowy i moralizatorski. w głoszeniu opinii nieraz bliski kaznodziejskiego patosu. A czymś na kształt namiastki organizacji i rytuału kościelnego były tak bardzo wówczas rozpowszechnione loże masońskie. Sentymentalizm i preromantyzm najpełniej wyraził się w literaturze, ale nowe prądy dały o sobie znać we wszystkich dziedzinach życia. Silny ferment myśli i uczuć wiązał się z ogólnym kryzysem starego ładu. Stosunek preromantyków do społeczno-politycznej rzeczywistości był ambiwalentny. Postawa estetyczno-kontemplacyjna, rozpowszechniona zwłaszcza wśród Niemców, sprzyjała kultywowaniu wysokiej kultury osobistej, otwartej na różne humanistyczne wartości. Wrażliwy pięknoduch (Schönlgeist) zazwyczaj za młodu miewał buntownicze porywy, aby potem pogodzić się z "harmonią świata". Zarysował się już jednak w Niemczech epoki Sturm und Drang (burzy i naporu) romantyczny konflikt nieprzystosowanej jednostki ze społeczeństwem. Obok wybujałego indywidualizmu zaznaczyły się ożywione humanitaryzmem czynne postawy społeczne i społecznikowskie, a także nasilenie uczuć patriotycznych. O ile jednak optymistyczna wiara w stopniowy postęp i ulepszanie świata drogą reform wiązała się raczej z formacją umysłową "oświeconych", o tyle wśród "sentymentalnych" występowały postawy najbardziej krańcowe. Albo radykalna krytyka i bunt, albo łagodna melancholia i ucieczka od zepsutego świata na łono natury i artystycznej fantazji. Obie te postawy są charakterystyczne dla Jana Jakuba Rousseau, którego uczniem mógł być zarówno Maksymilian Robespierre, jak i Bemardin de Saint-Pierre. 6. Nowe kierunki w filozofii. Rousseau, Reid, Kant "Gdybym stał na czele któregoś z narodów murzyńskich, postawiłbym na granicy szubienicę i bez litości powiesiłbym pierwszego Europejczyka, który chciałby wejść do kraju, i pierwszego tubylca, który chciałby kraj opuścić". Słowa te napisał w 1749 r. największy, jak byśmy dziś powiedzieli "kontestator" XVIII w. O Janie Jakubie Rousseau, podobnie jak o jego przeciwniku Wolterze, wypada mówić w bardzo różnych kontekstach tej książki, oddziaływanie tych dwóch ludzi było bowiem wyjątkowo silne i wielostronne. Wprawdzie pisarstwo Jana Jakuba to zaprzeczenie systematycznego filozofowania, ale wpłynął on nie mniej potężnie na myśl filozoficzną, co na myśl polityczną i pedagogiczną oraz na literaturę piękną. Rousseau doznał jakby olśnienia, sprecyzował swe poglądy i "stał się nowym człowiekiem" właśnie w owym 1749 r., kiedy to mając 37 lat pisał odpowiedź na konkursowe pytanie postawione przez Akademię w Dijon: "Czy rozwój nauk i sztuk przyczynił się do oczyszczenia, czy też do skażenia obyczajów?" Nagrodzona w konkursie rozprawa Discour sur les stiences etles arts surla questionproposee par l'Academie de Dijon (Dyskurs o naukach i sztukach na pytanie postawione przez Akademię w Dijon, 1750) przyniosła radykalne potępienie owej europejskiej kultury XVIII w., z której tak dumni byli ludzie Oświecenia. Odtąd przez 12 lat Rousseau będzie wypuszczał dzieła dogłębnie wstrząsające świadomością coraz liczniejszych czytelników. Obok omówionych już w innym miejscu prac dotyczących zagadnień społeczno-politycznych i muzyki, będą to przede wszystkim dwie refleksyjne powieści: Julie ou la Nouvelle Heloise (Julia, czyli Nowa Heloiza, 1761) i Emile ou del'Education (Emil czyli o wychowaniu, 1762). Z żarliwą pasją pisane książki Jana Jakuba nazwał Wolter "mieszaniną fanfaronady z wulgarnością" (cette mixture de rodomontades et de vulgarite). I rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić coś bardziej drażniącego dla Woltera niż poglądy i styl sentymentalnego obrazoburcy. W swej pierwszej rozprawie Rousseau postawił tezę, że nauki i sztuki powstały z niemoralnych pobudek i służą deprawacji rodzaju ludzkiego. "Astronomię zrodziła przesądność; wymowę - ambicja, nienawiść, pochlebstwo; geometrię - skąpstwo; a wszystkie nauki, nie wyłączając etyki - pycha ludzka". Sztuki służą zbytkowi jednych kosztem ubóstwa drugich. "Jeśli natura przeznacza nas do tego, byśmy byli zdrowi, śmiem twierdzić, że stan refleksji jest stanem niezgodnym z naturą i że człowiek rozmyślający jest zwierzęciem zwyrodniałym; wartość prawdziwa człowieka leży nie w rozumie, lecz w sercu, a wartość serca jest niezależna od wartości rozumu"- Cywilizacja nie czyni więc ludzi lepszymi, ale ich paczy. Rousseau był pisarzem paradoksalnym i nie wszystkie skrajne wypowiedzi stanowią jego trwałe credo. Jednakże potępienie cywilizacji to w poglądach Jana Jakuba sprawa zasadnicza. Ten Freud osiemnastego wieku rozróżnił w człowieku "jaźń ludzką" (moi humain) i "jaźń społeczną" (moi social). "Człowiek naturalny" jest dobry, natomiast będący wytworem stosunków społecznych "człowiek sztuczny" (homme artificiel) jest wynaturzony. "Wszystko jest dobre, kiedy wychodzi z rąk Stwórcy. wszystko się wyradza w rękach człowieka". Ażeby odnaleźć swą "jaźń ludzką" i stać się naprawdę sobą, trzeba szukać samotności. I to nie samotności w czterech ścianach, które przypominają nam przymus i "sztuczną" dyscyplinę społeczną, ale samotności na łonie przyrody. Wtedy w sposób czysty przemówi w nas wewnętrzne uczucie, ten jedyny głos prawdy. Dla Jana Jakuba rozum to "ocean niepewności bez dna ani brzegów". Nie można się więc kierować rozumem, ale trzeba iść za głosem sumienia. "Sumienie, sumienie, ten boski instynkt nieśmiertelny, ten niebiański głos". W zamieszczonym w Emilu słynnym "wyznaniu wikarego sabaudzkiego" Rousseau wyłożył swoje poglądy religijne. Był to zabarwiony panteizmem deizm- Boga odnajduje się kontemplując przyrodę i słuchając głosu sumienia. Rousseau mgliście rozróżnia naturę i jej Stwórcę, ale Bóg jest dla niego koniecznym gwarantem etyki. "Jeśli nie ma Boga - mówi wikary sabaudzki - to zły ma rację, a dobry człowiek jest tylko szaleńcem". Bardzo ogólne zakreślone "dogmaty" deistycznej wiary weszły w skład "religii cywilnej", obowiązującej według Umowy społecznej obywateli idealnego państwa. "Jeśli ktoś, publicznie przejąwszy dogmaty, będzie postępował tak, jakby go one nie dotyczyły, powinien być ukarany śmiercią- Popełnił bowiem najcięższą ze wszystkich zbrodni". To szeroko interpretowane zdanie, poprzez które wielu komentatorów dostrzega już Robespierre'a i nóż gilotyny, wiąże się bardziej z doktryną polityczną Jana Jakuba niż z religią wikarego sabaudzkiego, dla którego "prawdziwą świątynią jest świątynia serca". Wydaje się jednak, iż zbyt łatwo różne domniemane sprzeczności tłumaczymy skłonnością Rousseau do paradoksów. Autor Nowej Heloizy i Emila jawi się jako indywidualista. Przeciwnik zarówno racjonalizmu, jak sensualizmu, nie wierzy w formowanie człowieka, w głoszone przez Locke'a wprowadzanie do pierwotnie "pustego" umysłu cnoty, w helwecjuszowską "filozofię otoczenia społecznego". Celem edukacji jest według Rousseau zapewnienie swobodnego rozwoju naturalnym skłonnościom, uszanowanie tego, co nazwano później autonomią dziecka. W Emilu pedagog stosuje metodę poglądową, nie narzuca, ale podsuwa. Ów indywidualizm jest jednak raczej pozorny. Edukacja ma ustrzec naturalną dobroć przed deprawującym wpływem wynaturzonej cywilizacji, na skutek której właśnie ludzie dzielą się na mniej lub bardziej występne, lub perfidne indywidua. "Człowiek naturalny" nie jest indywidualistą, głos sumienia jest bowiem powszechny. "Nieskażone", "naturalne" społeczeństwo składa się więc z solidarnych jednostek o zgodnych dążeniach. Na tym gruncie godzi się indywidualizm "religii serca" i edukacji Emila z kolektywizmem politycznej doktryny czy też utopii Jana Jakuba. Rousseau, który bywał bardzo różnie rozumiany i który stoi u kolebki zarówno sentymentalizmu i romantyzmu, jak jakobinizmu i nacjonalizmu, w gruncie rzeczy tkwi mocno w naturalistycznym uniwersalizmie XVIII w. Dokonał jednak zasadniczego przewrotu. Na miejsce uniwersalnego rozumu postawił uniwersalne uczucie. W stuleciu, w którym tak wiele rozprawiano o rozumie, panowało sporo wieloznaczności w pojmowaniu, czym jest ów rozum. W filozofii występowała tendencja do uściślania i zacieśniania granic osiąganej drogą ścisłego rozumowania pewności, co znalazło najpełniejszy wyraz w sceptycyzmie poznawczym Hume'a. Równocześnie "filozofowie" głosili potęgę rozumu i postęp "świateł". Próbę usunięcia tej wieloznaczności podjął szkocki filozof, Thomas Reid (1710-1796). W przeciwieństwie do większości ówczesnych głośnych myślicieli Francji i Wielkiej Brytanii był on profesorem uniwersyteckim (najpierw w Aberdeen, potem Glasgow) i filozofią parał się zawodowo. Podobny charakter mieli inni przedstawiciele stworzonej przez Reida "szkoły szkockiej", która stała się szeroko rozpowszechnioną filozofią szkolną. Reid przyznawał, że Berkeley i Hume rozumowali prawidłowo; równocześnie jednak uważał, iż zaprzeczając naszej wiedzy o rzeczach i wątpiąc w istnienie rzeczy poza umysłem doszli oni do poglądów absurdalnych. Wyprowadził stąd wniosek, że błędne musiało być założenie empiryzmu, iż umysł ludzki jest sam przez się pustą kartą zapisywaną tylko przez doświadczenie. Reid zerwał z tradycją nowoczesnej filozofii, domagającej się dla każdej prawdy rozumowego dowodu. Uważał, iż są prawdy oczywiste, bezpośrednio pewne, choć nie poparte dowodem. Prawdy te stanowią nieodzowne przesłanki wszelkiego myślenia (istnienie rzeczy i zachodzących między nimi związków przyczynowych), są powszechnie uznane i towarzyszy im wewnętrzne poczucie przymusu, by je uznać za prawdy. Poglądy swe wyłożył Reid w głównym dziele On Inquiry into the Human M ind on the Principles (of Common Sense (Zbadanie ludzkiego umysłu na zasadach zdrowego rozsądku, 1764) uzupełnionym w Essays on the Powers of the Human Mind (Studia o władzach ludzkiego umysłu, 1785-1788). Filozofia Reida i szkoły szkockiej jest znana pod nazwą "filozofii zdrowego rozsądku". Tłumaczenie angielskiego przymiotnika "common" (wspólny, ogólny, powszechny, pospolity) na "zdrowy" jest jednak zbyt metaforyczne, a rzeczownik "sense" oznacza raczej zmysł niż rozsądek. Lepiej więc pozostać przy nazwie "common sense", wiążącej się z wcześniej wysuniętymi przez Shaftesbury'ego i rozwiniętymi przez Hutchesona pojęciami "moral sense" (zmysł moralny) i "sense of beauty" (zmysł estetyczny). Reid widział dwa źródła prawd oczywistych, introspekcję i "powszechne uznanie przez ludzi wyrażone mową". Powszechność "common sense'u" to wyraz zaufania również do nieuczonych i nie filozofujących umysłów ludzi prostych. Filozofia oparta na zgodności introspekcji z powszechnym uznaniem pozostawała w obrębie naturalistycznego uniwersalizmu. Filozofia ta była dogmatyczna i zakres praw oczywistych pojmowała szeroko. Obok Reida najwybitniejszym przedstawicielem wczesnej szkoły szkockiej był profesor uniwersytetu w Edynburgu, Adam Ferguson (1723-1816), który rozwinął etykę i socjologię "zdrowego rozsądku". Odrzucił on przeciwstawianie "ludów dzikich" i społeczeństw "cywilizowanych" oraz stanu "natury" i "cywilizacji". Stojąc na stanowisku uniwersalizmu ludzkiej natury przyjął tezę o powszechności i jednokierunkowości postępu. Etyka "zdrowego rozsądku" opierała się na religii naturalnej, a szerokie uprawnienie introspekcji i intuicji otwierało drogę nawrotu do idei wrodzonych i stwierdzania prawd metafizycznych. Ulegając pewnym przekształceniom szkoła szkocka na schyłku XVIII w. zapanowała w Wielkiej Brytanii, a na początku XIX w. i we Francji, skąd wyparła filozofię "ideologów". Przez kilka dziesięcioleci w krajach zachodnich propagowano z katedr rozsądny i polubowny "common sense", podczas gdy w filozofii niemieckiej dokonał się renesans metafizycznych spekulacji. Zanim do tego doszło, filozofię niemiecką gruntownie przeorał Immanuel Kant. Obok wciąż panującej racjonalistycznej i dogmatycznej filozofii szkolnej Wolffa, z której wyrośli szukając nowych dróg tak wybitni rówieśnicy Kanta, jak C, A. Crusius (1715-1775), J. H, Lambert (1728-1777) i J. N. Tetens (1736-1807), w Niemczech szerzyła się już tzw. filozofia popularna, uprawiająca eseistykę w stylu francusko-angielskiego Oświecenia. Dochodziła też do głosu filozofia poetyzująca, preromantyczna, przepojona irracjonalizmem, intuicjonizmem i panteizmem. Mistrzem tego kierunku był, zwany przez Goethego "magiem Północy", Johann Georg Hamann (1730-1788). Mimo tych przejawów rozluźnienia rygorów "Leibnitz-Wolffische Schule", Niemcy pozostały krajem filozofii uniwersyteckiej o najsilniej ukształtowanej aparaturze logicznej i pojęciowej. Spadkobiercą tej tradycji był Kant, który wchłonął całą niemiecką i europejską filozofię XVIII w., aby przetworzyć ją w system na wskroś oryginalny, zamykający i otwierający dwie epoki w dziejach filozofii. Wśród autorów inspirujących najbardziej systematycznego z filozofów poczesne miejsce zajmował rozwichrzony myśliciel - Rousseau. Na ścianach ascetycznej pracowni królewieckiego samotnika jako jedyna ozdoba znajdował się portret Jana Jakuba. O ile jednak francuscy filozofowie zaprezentowali łatwo przyswajalny "chaos myśli jasnych", o tyle Kant uporządkował swe myśli w formie zawiłej. Trudne dzieła Kanta nieprędko zostały przyswojone i często były opatrznie rozumiane. Europejskie znaczenie kantyzmu należy bardziej do historii XIX i XX niż XVIII w. Za swego życia największy filozof stulecia głęboko poruszył niemieckie środowisko intelektualne, ale dla Europy był tylko jednym z "niemieckich pedantów". Immanuel Kant (1724-1804) urodził się w Królewcu i przez całe życie nie opuścił tego prowincjonalnego pruskiego miasta. Pochodził z rodziny rzemieślniczej o pietystycznych tradycjach. Od czasów studenckich związany ze skromnym uniwersytetem królewieckim, przeszedł w nim wszystkie szczeble kariery akademickiej, nauczając geografii, matematyki, logiki i metafizyki. Prowadził tryb życia o legendarnej regularności i dyscyplinie pracy. Według pory jego przejścia przez ulicę nastawiano ponoć w Królewcu zegarki. Ten prowincjonalny pedant był jednak człowiekiem bardzo wszechstronnej lektury, reagował niezmiernie żywo na wszystko, co się działo w europejskiej nauce, a za młodu potrafił pisać lekkim stylem na najróżniejsze tematy. Wielki system filozofii "krytycznej" czy "transcendentalnej" Kanta dojrzewał wolno. Jego twórczość naukowa dzieli się na dwa okresy: "przedkrytyczny" i "krytyczny". W pierwszym okresie Kant zajmował się matematyką i fizyką pozostając pod silnym wrażeniem Newtona; na podstawie jego dzieł wyrobił też sobie definitywny pogląd o istocie nauki i naukowości. Wczesna praca Kanta Allgemeine Naturgeschichte und Theorie des Himmels (Powszechna historia naturalna i teoria nieba, 1755) zawierała korygującą Newtona a prekursorską w stosunku do Laplace'a hipotezę kosmogoniczną. Zajmując się filozofią przyrody poruszał zagadnienia metafizyczne, które potem wraz z zagadnieniami etycznymi i estetycznymi stały się przedmiotem jego "przedkrytycznej" jeszcze refleksji. W 1764 r., przeprowadziwszy porównanie matematyki z metafizyką, doszedł do wniosku, że metafizyka nie jest jeszcze nauką. Zagadnienie naukowości metafizyki stało się głównym problemem dla filozofa mającego metafizyczne skłonności, a równocześnie niezmiernie rzetelnego w myśleniu i wrażliwego na wszystkie wątpliwości sceptycyzmu Hume'a. Spośród współczesnych mu autorów zachodnich obok Rousseau Hume najsilniej oddziałał na Kanta. Doszedł on do wniosku, że w zakresie filozofii dogmatycznej wszystko już powiedział Wolff, a w zakresie sceptycznej Hume, i aby pójść dalej, trzeba znaleźć trzecią drogę. Skoncentrował się na teorii poznania i w 1772 r. dokonał, jak to określił, "przewrotu kopernikańskiego" wpadając na pomysł filozofii "krytycznej". Po dziesięciu latach wytężonej pracy i zamilknięcia jako autor, dobiegający już sześćdziesiątki Kant zaczął ogłaszać wielką serię dzieł krytycznych. Wykład systemu Kanta został zawarty w tzw. trzech krytykach: Kritik der reinen Vernunft( Krytyka czystego rozumu, 1781), Kritik der praktischen Vernuft ( Krytyka praktycznego rozumu, 1788) i Kritik der Urteilskarf (Krytyka władzy sądzenia, 1791). Pierwsza obejmowała teorię poznania, druga - etykę, trzecia - estetykę. - Bardziej popularny wykład swej teorii poznania dał Kant w Prolegomena zu einer jener Metaphysik, die als Wiessenschaft wird auftreten können (Prolegomena do wszelkiej metafizyki, która mogłaby uchodzić za naukę, 1783), a etyki w Grundlegung zur Metaphysik der Sitten ( Uzasadnienie metafizyki moralności. 1785). W czasie pracy nad "krytykami" zajął się Kant również filozofią historii w Idee zu einer allgemeinen Geschichte in weltburgerlicher Ab.s'icht ( Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, 1784). Filozofia "krytyczna" czy "transcendentalna" Kanta stanowiła syntezę dwóch przeciwstawnych sobie dotąd nurtów filozofowania: empiryzmu (Locke, Hume) i racjonalizmu (Kartezjusz, Leibniz, Wolff), które nazwał "dwoma pniami poznania". Podczas gdy zmysły dostarczają wyobrażeń jednostkowych, rozum wytwarza pojęcia ogólne i oba te czynniki poznania są również niezbędne do osiągnięcia wiedzy. Na jakiej zasadzie i w jakim zakresie owa wiedza "przekracza" granice poznającego podmiotu i odnosi się do przedmiotu poznania, to było zasadnicze pytanie kantowskiego transcendentalizmu (od transcendere - przekraczać). Kant był więc empirystą (ale nie sensualistą) i racjonalistą (ale nie dogmatykiem). Już w dostarczonych przez zmysłowe wrażenia wyobrażeniach widział współudział kształtujących je, koniecznych i powszechnych, a równocześnie idealnych i subiektywnych "form zmysłowości", przestrzeni i czasu. Wszystko, co jest dane za pośrednictwem doświadczenia zmysłowego, nazwał Kant aposteriorycznym (a posteriori - z następstwa) lub empirycznym; wszystko zaś, co pochodzi z samego rozumu i jest naniesione przez umysł ludzki na rzeczywistość (jak "formy zmysłowości" i "kategorie rozsądku"), nazwał apriorycznym (a priori - z założenia). Sądy poznawcze podzielił więc na aposterioryczne (empiryczne) i aprioryczne. Pierwsze mówią tylko o tym, co zachodzi w danej grupie doświadczeń, ale nie mają charakteru konieczności i powszechności, nowe doświadczenie bowiem może obalić sąd empiryczny. Sądom apriorycznym przysługuje natomiast cecha powszechności. Do czegóż się one odnoszą? Kant podzielił sądy poznawcze również na analityczne i syntetyczne. W pierwszych treść orzecznika jest zawarta w treści podmiotu (np. "każde ciało jest rozciągłe"). Te sądy analityczne objaśniają tylko wiedzę już posiadaną, są więc zawsze a priori, nie wymagają bowiem nowego doświadczenia. Rozszerzają natomiast zakres wiedzy sądy syntetyczne, w których treść orzecznika nie da się wywieść z definicji pojęcia zawartego w podmiocie, lecz dodaje do niego nowe cechy. W sądach syntetycznych a posteriori znajduje wyraz postęp wiedzy empirycznej. Wbrew empirystom Kant uznawał jednak za oczywiste również istnienie sądów syntetycznych a priori, to znaczy sądów poszerzających wiedzę nie drogą zmysłowego doświadczenia, ale poprzez rozumowanie dochodzące do prawd o charakterze powszechności i konieczności. Dla Kanta bezspornym faktem był taki właśnie charakter matematyki i matematycznego przyrodoznawstwa, które wydają sądy uzasadnione, pewne i obowiązujące wszystkich. Tego rodzaju wiedza, afirmująca czynną rolę umysłu w badaniu rzeczy, określała stosunek między podmiotem a przedmiotem poznania. Przedstawienia "transcendentalne" nie były "transcendentne" (przekraczające granicę doświadczenia), ale umożliwiały doświadczenie na zasadzie, "że przedmioty muszą się stosować do naszego poznania". Kant był racjonalistą, twierdząc, że nie wszelkie poznanie wywodzi się z doświadczenia i że samo doświadczenie zawiera czynniki niedoświadczalne; był również empirystą twierdząc, że wszelkie poznanie ogranicza się do doświadczenia i że czynniki aprioryczne, jeśli nie są wcielone w doświadczenie, pozostają pustymi formami bez wartości dla naukowego poznania. Poznanie zmysłowe i racjonalne uzupełniały się i kontrolowały nawzajem, dając gwarancję ustalania naukowej prawdy. Równocześnie zakres tej prawdy został zacieśniony do zjawisk (fenomenów) i rządzących nimi koniecznych prawidłowości. W świecie zjawisk panuje determinizm. Poza zjawiskami istnieją rzeczy "same w sobie" (Dinge an sich albo noumeny), są one jednak niedostępne dla naukowego poznania. Kantowska filozofia nauki miała wielkie znaczenie metodologiczne dla sprecyzowania pojęć nauk ścisłych i empirycznych, postępowań analitycznych i syntetycznych, kryterium naukowej pewności. Dla autora "krytyk" dociekania te stanowiły jednak przede wszystkim wstęp do rozważań nad metafizyką. Zdaniem Kanta nauka tycząca zjawisk nie zaspokajała rozumu ludzkiego, który dążąc do pojęcia "rzeczy samych w sobie" wytwarza takie "idee regulatywne", jak idea duszy, wszechświata i Boga. Dla idei tych nie można jednak znaleźć żadnej rzeczowej podstawy, nie da się ich wcielić w jakiekolwiek doświadczenie. Metafizykę można uzasadnić jedynie psychologicznie jako potrzebę skłaniającą do podejmowania zadań niewykonalnych dla czystego rozumu. Kantowska krytyka metafizyki (transcendentalna dialektyka) obejmuje krytykę trzech dziedzin wolffowskiej filozofii szkolnej: "psychologii racjonalnej", "racjonalnej kosmologii" i "teologii racjonalnej". Dialektyczna metoda krytyki polegała na zestawieniu argumentów przemawiających za i przeciw tezom o substancjalnej i niezniszczalnej duszy, o naturze wszechświata (skończony czy nieskończony, odwieczny czy stworzony itd.) i o istnieniu Boga. Zdaniem Kanta każda teza spotyka się tu z równie zasadną antytezą, każdemu dowodowi można przeciwstawić unieważniające argumenty i wszelkie dociekania tyczące racjonalnej metafizyki należą do "antynomii [wewnętrznych sprzeczności] czystego rozumu". Nie kwestionując prawdziwości tez metafizycznych, ale ich dowodność, Kant w sposób bardziej gruntowny niż którykolwiek z filozofów XVIII w. skrytykował koncepcję metafizyki jako nauki. W przeciwieństwie do wielu myślicieli Oświecenia nie zatrzymał się jednak w tym miejscu i oświadczył: "Musiałem obalić wiedzę, aby zrobić miejsce dla wiary". Uczynił to szukając powszechnych i koniecznych prawd w normach działania. Zdaniem Kanta człowiek może być rozpatrywany z dwóch punktów widzenia. Jako zjawisko (fenomen) jest na równi z innymi zjawiskami przedmiotem naukowego poznania i podlega koniecznym prawom determinującym jego fizjologię. Badając jednak zagadnienia etyczne mamy intuicyjne i nieodparte przeświadczenie, że człowiek jest panem swego postępowania, że jest wolny. Sprawa wolności czy też zdeterminowania ludzkiej woli i czynów w świetle czystego rozumu należy do nierozwiązywalnych antynomii. Człowiek posiada jednak również rozum praktyczny, któremu przysługuje rozwiązywanie antynomii na rzecz tezy, za którą przemawia wewnętrzne doświadczenie, intuicja czy sumienie. Nie jest dowiedzione, że jesteśmy wolni, ale żyjemy tak, jak gdyby to było dowiedzione. Rozum praktyczny jest władzą całkowicie autonomiczną. Należy odrzucić wszelkie sądy etyczne odwołujące się do nakazów boskich, wymagań społecznych czy naturalnych skłonności jednostki. Wszystkie to są czynniki obce dla rozumu i oparta na nich etyka byłaby "heteronomiczną", nie kierującą, ale kierowaną. Moralność podyktowaną przepisami religijnymi przyrównywał Kant do moralności lwa w klatce. Wartość etyczną ma jedynie akt całkowicie wolnej woli skierowanej nie ku skłonności czy korzyści (na tym czy na tamtym świecie), ale ku spełnieniu obowiązku. Obowiązku nie określa jakieś prawo pozytywne, zawsze wobec rozumu "heteronomiczne". Etyka Kanta jest równie rygorystyczna, jak uniwersalna. Jedyny "bezwarunkowy nakaz" (kategorischer Imperativ) praktycznego rozumu brzmi: "Postępuj wedle takiej zasady, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się prawem powszechnym". Poza wolnością Kant uznaje jeszcze dwa "postulaty praktycznego rozumu":nieśmiertelność duszy i istnienie Boga. Nieśmiertelność jest niezbędnym warunkiem postępu w moralności, Bóg zaś gwarantem sprawiedliwości. Niepoznawalne przez rozum teoretyczny prawdy metafizyczne powracają więc w kantyzmie jako postulaty woli i działania. Nie ulegający sugestii zjawisk i panującemu w ich świecie determinizmowi rozum praktyczny jest najwyższą władzą umysłu ludzkiego (Primat der praktischen Vernuft). Zburzywszy "racjonalną metafizykę" Kant stworzył nową koncepcję rozgraniczenia i równocześnie pogodzenia wiedzy i wiary. Wspólnota kierujących się głosem obowiązku ludzi dobrej woli stanowi powszechny Kościół, którego "przybliżeniami" są istniejące Kościoły. Prawo publiczne powinno według Kanta respektować dwie zasady: "W swym postępowaniu miej ludzkość za cel, a nigdy za środek" i "Postępuj na zewnątrz tak, aby wolne użytkowanie twej woli mogło współistnieć z wolnością każdego człowieka stosownie do prawa powszechnego". Z zasad tych wypływało prawo własności, dające każdemu strefę wykonywania swej woli, oraz funkcja państwa jako organu prawa mogącego stosować wobec jednostki przymus. Kierującej się suwerenną dobrą wolą jednostce przysługuje jednak również prawo oporu przeciw państwu. Zasady Kanta zakładały ustrój republikański. Kiedy wszystkie kraje uzyskają swobody obywatelskie, będą mogły utworzyć Ligę Narodów, zaprowadzić prawo międzynarodowe i zapewnić wieczysty pokój. W Niemczech w ogóle, a w państwie pruskim w szczególności, nie było pola do uprawiania polityki poza obrębem administracji państwowej. W tym kraju "obywatel świata" ( Weltburger) z Królewca był, jak się to określa, "niemieckim filozofem rewolucji francuskiej". Etyka "kategorycznego imperatywu" zrywała z relatywizmem, eudajmonizmem i utylitaryzmem myśli etycznej Oświecenia. Była natomiast bliska poglądom Rousseau, chociaż Kant nie należał do "sentymentalnych" i nie podzielał przeświadczenia Jana Jakuba o dobrych skłonnościach natury ludzkiej. Droga obowiązku była dla niego drogą wyrzeczeń i przezwyciężeń egoistycznych popędów. Zamiast "o sercu" wolał mówić o "praktycznym rozumie". Dla obydwóch jednak o wartości moralnej decydowały nie następstwa czynów, ale ich intencje i obaj wierzyli w uniwersalny głos sumienia. Głosząc wolność moralnie suwerennej jednostki Kant ufał jej wewnętrznemu rozeznaniu, do czego wzywa bezinteresowne poczucie obowiązku. Podzielał szacunek Rousseau dla prostego człowieka i był nie mniejszym od Jana Jakuba egalitarystą. Wywikławszy Umowę społeczną z pozorów historyczności, Kant uznał praktyczny walor tej podstawowej "idei życia publicznego". Czystemu rozumowi, traktowanemu przez Rousseau jako "ocean niepewności", niemiecki filozof wytyczył ciasne granice, pojmowane później często jako agnostycyzm i drogę prowadzącą do subiektywnego idealizmu. Wprawdzie w dość zawiłej kantowskiej dialektyce pojęciowej i w kantowskich tęsknotach metafizycznych znalazły się również przesłanki, do których nawiązała idealistyczna i spekulatywna filozofia niemiecka XIX w., ale stało się to wbrew duchowi "filozofii krytycznej". Istotną i wspólną cechą zarówno rousseauizmu, jak "szkoły szkockiej" i kantyzmu była reorientacja refleksji filozoficznej ku intuicyjnie uzasadnianym dyrektywom działania. 7. Doktryny ekonomiczne i polityczne. Smith, Burke, Morelly, Mably Ostatnie dziesięciolecia XVIII w. przyniosły wielki wzrost ilościowy literatury ekonomicznej i politycznej, które to dwie dziedziny były, jak zawsze, ściśle ze sobą związane. Kierunek różnych doktryn ekonomicznych zależał nie tylko od zróżnicowanego poziomu gospodarki krajów europejskich, lecz również od struktur politycznych i miejsca zajmowanego przez autorów pism ekonomicznych w społeczeństwie. Tam, gdzie ekonomiści byli ściśle związani z administracją państwową, a więc przede wszystkim w Niemczech i w monarchii habsburskiej, nauka ekonomii zachowała charakter interwencyjnej techniki zarządzania, skoncentrowanej wokół problemu dochodów skarbu państwa, czyli panującego. Kultywowano tu więc tradycje merkantylizmu i kameralizmu, którego najwybitniejszym przedstawicielem był w owym czasie wiedeński profesor i biurokrata żydowskiego pochodzenia, Joseph von Sonnenfelds (1732-1817). Kameralizm nie stał w miejscu; w coraz większym stopniu łączył z polityką gospodarczą politykę społeczną (zwłaszcza w zakresie reform stosunków agrarnych), zawsze jednak pozostawał bardziej administracyjną praktyką niż ekonomiczną teorią. Teoria liberalizmu gospodarczego rozwinęła się w Anglii i Francji za sprawą ludzi znajdujących się poza aparatem administracji państwowej. Wprawdzie Quesnay spodziewał się odegrać rolę eksperta przy boku Ludwika XV i pani Pompadour, a Turgot w czasie swego ministerium starał się przeprowadzić pewne reformy w duchu fizjokratyzmu, ale fizjokratyzm nie stał się we Francji starego ładu doktryną polityki gospodarczej państwa. Rolę tę miał odegrać dopiero w latach rewolucji, przed 1789 r.- pozostawał natomiast jedynie ideologią "sekty ekonomistów". W większym jeszcze stopniu charakter inicjatywy prywatnej miała refleksja ekonomiczna w Wielkiej Brytanii, gdzie życie gospodarcze poniekąd wyprzedziło liberalną teorię. W pozostałych krajach Europy myśl ekonomiczna miała charakter pośredni lub wtórny. W Polsce i krajach skandynawskich szerzył się fizjokratyzm. W Hiszpanii tacy bliscy sfer rządowych "ilustrados", jak Campomanes i Jovellanos, śmiało, ale niezbyt skutecznie głosili liberalizm. Krajem, który obok Francji, Anglii i Niemiec wydał najbogatszą literaturę ekonomiczną, była Italia. Sytuacja była tu szczególnie złożona ze względu na polityczne i gospodarcze zróżnicowanie kraju oraz z powodu bliskich powiązań czołowych pisarzy ekonomicznych z administracją. Włoscy ekonomiści na ogół sprzyjali liberalizmowi i uważali polityczny podział Italii za niekorzystny z punktu widzenia gospodarki. Pietro Verri pisał: "Gdyby Włochy podlegały władzy jednego monarchy, nikomu nie przyszłoby nawet na myśl ograniczyć przewóz towarów z jednej prowincji do drugiej". Włochy nie były jednak zjednoczone i ekonomiści działali w strukturach suwerennych państw i państewek. Plejada tak wybitnych ekonomistów-reformatorów, jak wenecjanin Giammaria Ortes (1713-1790), neapolitańczycy Antonio Genovesi (1713-1769) i Ferdinando Galiani (1728-1787) czy mediolańczycy Gian Rinaldo Garli (1720-1795) i Pietro Verri (1728-1797), przedstawiła nader zróżnicowane wersje włoskiego liberalizmu, pozostającego w symbiozie z interwencyjną polityką gospodarczą różnych rządów Italii. Między dwoma biegunami, które stanowił niemiecki kameralizm i francusko-angielski liberalizm, istniało więc w europejskiej literaturze ekonomicznej wiele form pośrednich i eklektycznych. Naczelnym problemem, który absorbował tę całą, jak nigdy dotąd obfitą, literaturę było zagadnienie rolnictwa. Ostentacyjnie wysunęli je na plan pierwszy francuscy fizjokraci, ale czyniąc to wyrazili jedynie w sposób najbardziej dobitny ogólną potrzebę. Równolegle z refleksją ekonomiczną bujnie rozwinęła się literatura agronomiczna, a wśród twórców naukowego rolnictwa czołowe miejsce zajął w tym czasie angielski ekonomista i pisarz rolniczy Arthur Young (1741-1820), który w 1767 r. debiutował książką: The Farmer's Letters to the People of England (Listy rolnika do ludu angielskiego). Powszechna fascynacja stosunkami społecznymi panującymi na wsi, techniką rolną i miejscem rolnictwa w gospodarce narodowej świadczyła o tym, że w epoce kryzysu starego ładu narzuciła się myślącym Europejczykom z żywiołową siłą problematyka sięgająca samych korzeni społecznego i gospodarczego życia. Pośród tej ogromnej pisaniny poświęconej sprawom ekonomii zwartością doktryny i trwałością oddziaływania wyróżniło się dzieło autora uznawanego za "ojca klasycznej ekonomii", a którego Francuzi są skłonni nazywać "szkockim fizjokratą". Wcielenie Adama Smitha w szeregi sekty doktora Quesnaya jest francuską uzurpacją, podzielał on jednak z fizjokratami nie tylko leseferyzm, ale budował swój system również głównie z myślą o rolnictwie. Taka była bowiem ówczesna gospodarka, nawet i w znajdującej się już na progu rewolucji przemysłowej Wielkiej Brytanii. Adam Smith (1723-1790), zanim poświęcił się studiom ekonomicznym, zajmował się, jak tylu ludzi jego pokolenia, etyką, którą wykładał w Glasgow. Mistrzem Smitha był profesor tamtejszego uniwersytetu Francis Hutcheson (1694-1746), wywodzący się z filozoficznej szkoły Shaftesbury'ego, którego poglądy na "zmysł estetyczny" i "zmysł moralny" rozwinął i schrystianizował. Hutcheson poza pozornym nieładem ludzkich poczynań upatrywał harmonijny "porządek naturalny", samoczynnie regulujący się za sprawą wszczepionych ludziom przez Opatrzność instynktów. W działaniach gospodarczych widział zgodność interesów jednostki z interesem społecznym. Wydane pośmiertnie dzieło Hutchesona System of Moral Philosophy (System filozofii moralnej, 1755) wywarło wielki wpływ na Smitha. Tezę o opatrznościowej samoregulacji "porządku naturalnego" przyjął on jako rewelację i w duchu altruistycznej etyki Hutchesona napisał The Theory of Moral Sentiments (Teoria uczuć moralnych, 1759). Oddziałała również na Smitha laicka etyka Hume'a z jego teorią sympatii. Ta formacja filozoficzna i wrażliwość etyczna przyszłego ekonomisty różniły go od jego kontynuatorów, którzy na progu XIX w. nadali "klasycznej ekonomii" wolnokonkurencyjnego kapitalizmu jej twarde prawa maksymalnego zysku i wyzysku. Humanitarysta Smith był jednak rzeczywistym "ojcem" owej szkoły i w Lectures on Justice, Police, Revenues and Aims (Wykłady o sprawiedliwości, policji, dochodach i dążeniach, 1763) stworzył już przesłanki konstrukcji homo oeconomicus. Człowiek dąży do jak największej korzyści osiąganej jak najmniejszym wysiłkiem. Ponieważ może osiągnąć korzyści jedynie w drodze wymiany usług, musi nadać swemu produktowi możliwie największą wartość. W ten sposób, troszcząc się jedynie o swój zysk, pomnaża dobro ogólne i jest nieświadomym sojusznikiem Opatrzności, która "prowadzi go niewidzialną ręką". Dopełnieniem edukacji Smitha była funkcja preceptora młodego księcia Buccleuth, z którym w latach 1764-1767 podróżował po Europie, przebywając głównie w Szwajcarii i Francji. Tutaj zetknął się z fizjokratami. Bliskie mu były ich poglądy na "rząd natury" i leseferyzm, na spontaniczność działań gospodarczych, dążących do równowagi, i dających się ująć w modele. Był jednak mniej doktrynerem, a bardziej empirykiem. Swą wiedzę empiryczną poszerzył o znajomość obcych krajów. W 1766 r. przystąpił do pisania dzieła nie o gospodarce brytyjskiej, ale o ogólnych zasadach ekonomii. Szczególnie bliskie były mu jednak stosunki gospodarcze panujące w Szkocji, gdzie obrót ziemią był bardziej ograniczony niż w Anglii. Szkockie uwrażliwienie Smitha na problematykę agrarną i znajomość spraw kontynentalnych uczyniły zeń autora przemawiającego pod pewnymi względami silniej do czytelników francuskich, włoskich czy hiszpańskich niż angielskich. W 1776 r. ukazała się książka o ogólnoeuropejskim znaczeniu: An Inquiry into the Nature and Causes of the Wealth of Nations (Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów). Analizując czynniki przyspieszające i hamujące wzrost bogactwa narodów Smith za główny hamulec uznał niezgodny z "porządkiem naturalnym" system prawny. "Głupota praw ludzkich" krępuje spontaniczną działalność jednostek, które mają naturalną skłonność do ulepszania swego losu i wiedzione instynktem najlepiej wiedzą, jak do tego dojść. "Z ziemi rodzi się największa, najważniejsza i najtrwalsza część bogactwa kraju", a obecny system prawny szczególnie krępuje i upośledza produkcję rolną. Zastanawiając się, dlaczego ludzie wolą inwestować kapitały w handel niż w rolnictwo, Smith widział przyczynę w feudalnych ograniczeniach własności ziemskiej i wolnego obrotu ziemią oraz w całym systemie reglamentacji i interwencji państwa. Wszelkie prawa ograniczające wolność wymiany i produkcji działają na korzyść kupców i przemysłowców, a na szkodę rolników. Hasło leseferyzmu i wolności handlu było więc skierowane przeciw kupcom, których Smith był skłonny uważać za klasę pasożytniczą o interesach "przeciwnych interesowi społecznemu". Różnił się tym od fizjokratów, którzy stali na stanowisku harmonii interesów między klasami. Smith dostrzegał już antagonizmy klasowe i wiązał je ze szkodliwą dla bogactwa narodów funkcją reglamentacji państwowej. Obserwator brytyjskiego życia politycznego, wykrywał w parlamencie machinacje kapitału handlowego, dążącego do obniżenia cen zboża i podporządkowania sobie przemysłu. Wprawdzie Anglia w porównaniu z kontynentem była krajem znacznej wolności handlu wewnętrznego, istniały jednak ograniczenia handlu zbożem i handlu zewnętrznego. Domagając się swobodnego przepływu towarów w skali krajowej i międzynarodowej Smith spodziewał się, iż podetnie to kupiecki wyzysk i nada produktom ich naturalną cenę. Najbardziej nowatorskie były rozważania Smitha na temat wartości. Pieniądz jest jedynie ceną nominalną, a realną ceną produktu jest włożona weń praca. Swą teorię wartości Smith ujął historycznie. Pierwotnie cała cena, identyczna z wartością pracy, należała do wytwórcy. Kiedy jednostki weszły w posiadanie kapitałów w postaci ziemi, surowców i narzędzi, powstała praca najemna, która reprodukuje wyłożony na nią kapitał i daje wartość dodatkową, będącą źródłem zysku kapitalisty. W analizowanej przez Smitha gospodarce kapitalistycznej na wymienną wartość towaru, czyli jego cenę, składa się suma trzech elementów: płacy robotnika, zysku (czyli wytworzonej przez robotnika wartości dodatkowej) i renty (czyli procentu od kapitału). Ten tzw, dogmat Smitha nie wyjaśniał jeszcze zagadnienia renty. Natomiast podział wartości pracy na zapłatę robotnika i zysk kapitalisty stał się później podstawą socjalistycznej tezy o wyzysku robotnika i przywłaszczaniu przez kapitalistę wartości dodatkowej. Smith ze swej teorii wartości nie wyprowadzał takich wniosków. W nie zmąconej przez państwowo-kupiecką reglamentację działalności gospodarczej widział spontaniczną i harmonijną wymianę usług, inicjatyw i korzyści. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że co do wysokości płac robotniczych istnieje rozbieżność interesów najemcy i najemnika. "Najemcy zawsze i wszędzie tworzą rodzaj ligi, cichej, ale wytrwałej i zwartej, aby zapobiec podnoszeniu się płac". Liberał Smith nie stawał, tak jak Turgot, po stronie tej "ligi" i był przeciwnikiem ustalania płac maksymalnych. Uważał, iż najemcy powinni targować się o swą zapłatę, regulowaną prawem popytu i podaży, i że wysokie płace są korzystne dla społeczeństwa. Jako humanitarysta miał współczucie dla "odparzonych rąk" robotnika, a jako naturalista znajdował pewne upodobanie w owych pierwotnych stosunkach, kiedy to cała cena należała do wytwórcy. Smith różnił się też od swych następców z "klasycznej szkoły" przekonaniem, że wzrost populacji dobrze świadczy o rozwoju życia gospodarczego i "bogactwie narodów". Poza usunięciem niezgodnych z "porządkiem naturalnym" praw, głównym czynnikiem wzrostu bogactw był dla Smitha podział pracy. Klasyczny stał się jego opis wytwórni szpilek. Produkcja wymagała 18 czynności, które podzielono między 10 robotników tak, iż każdy wykonywał tylko jedną, dwie lub trzy. Dzięki temu produkowano dziennie 48 tys. szpilek. Refleksja ekonomiczna Smitha dotyczy jeszcze gospodarki sprzed okresu mechanizacji, od owych szpilek prowadzi już jednak prosta droga do produkcji taśmowej. Zasadę podziału pracy stosował Smith nie tylko do techniki produkcji w obrębie jednego przedsiębiorstwa, ale postulował specjalizację w różnych dziedzinach gospodarki rolnej i przemysłowej, a także regionalizację wytwórczości w skali krajowej i międzynarodowej. Założeniem był tu swobodny przepływ towarów i siły roboczej. Świat był dla Smitha republiką wzajemnie od siebie zależnych producentów i konsumentów, a następstwem tego poczucia zależności i międzynarodowego podziału pracy powinien być trwały pokój. Liberalizm gospodarczy, postulując zmianę systemu prawnego, stanowił jedną z najbardziej dynamicznych doktryn politycznych. Dynamizm tej doktryny był tym bardziej zwrócony przeciw staremu ładowi, im bardziej ustrój społeczno-polityczny krępował spontaniczność życia gospodarczego. Liberalizm gospodarczy był więc bardziej rewolucyjny na kontynencie niż w Wielkiej Brytanii. Reprezentujący raczej landed interest niż moneyed interest Smith był, tak zresztą jak większość Szkotów, politycznie bliższy toryzmu niż wigizmu i dla swych poglądów znalazł wiele zrozumienia u Pitta. We Francji, po niepowodzeniach połączenia fizjokratyzmu z "oświeconym despotyzmem", leseferyzm stał się hasłem rewolucjonistów. Schyłek XVIII w. to okres rozkwitu publicystyki politycznej, który - zwłaszcza w Anglii i w Ameryce w latach wojny o niepodległość i konstytuowania się Stanów Zjednoczonych, we Francji na progu rewolucji i w Polsce doby Sejmu Czteroletniego - wystąpił z niezwykłą bujnością. Ta nasycona elementami doktryn i filozofująca publicystyka wiąże się jednak ściśle z bieżącymi wydarzeniami i miejsce dla niej znalazło się w rozdziałach poświęconych historii politycznej. Druga, obok liberalizmu ekonomicznego, naczelna doktryna polityczna schyłku XVIII w., którą była Umowa społeczna Jana Jakuba Rousseau, zasługiwała na odrębne ujęcie. W tym miejscu pozostaje nam omówienie dwóch doktryn, które rzutują już raczej na XIX w. : konserwatyzmu i utopijnego socjalizmu. Konserwatyzm, jako postawa akceptująca legitymujący się dawnymi prawami zastany porządek i przeciwna wszelkim zmianom, był oczywiście równie odwieczny, jak rozpowszechniony. Choć w XVIII w. stosunkowo znaczną popularność zyskały poglądy krytyczne, reformatorskie i wybiegające w przyszłość, konserwatywnych chwalców i obrońców zakorzenionej w przeszłości teraźniejszości można by przytoczyć legion. W przekazywanym przez historyków obrazie wieku Oświecenia polityczna myśl konserwatywna bywa przyćmiona, z wypaczeniem prawdy dziejowej i krzywdą dla samych oświeconych. Reformatorska śmiałość nabiera bowiem właściwego wyrazu dopiero na tle żywotności i bojowości opinii konserwatywnych. W tym rzecz jednak, że nazbyt zapominani obrońcy starego ładu na ogół nie dorównywali formatem umysłowym "postępowcom" i, tak jak nasi "Sarmaci", w dziejach doktryn politycznych stanowili raczej anonimową masę niż godne uwagi indywidualności. Według utartej opinii myśl konserwatywna zyskuje na wyrazistości dopiero w latach reakcji przeciw rewolucji francuskiej. Pogląd ten wypada zakwestionować, a najłatwiej to uczynić na przykładzie Wielkiej Brytanii. W połowie XVIII w. Anglicy byli na ogół dumni ze swej tak bardzo wychwalanej w Europie konstytucji. I może nie bez racji. Pochwałę angielskiej przeszłości i angielskich praw przynosiły tak fundamentalne dzieła, jak Commentaries upon the Laws of England ( Komentarze do angielskich praw, 1765-1769) Williama Blackstone'a (1723-1780) czy napisana po francusku, ale potem przetłumaczona, i bardzo popularna w Anglii La Constitution de l'Angleterre (1771) uchodźcy z Genewy Jean Louis Delolme'a (1741-1806). Za panowania Jerzego III zaczęły jednak trzeszczeć polityczne wiązania starej Anglii. I wtedy pojawił się konserwatysta wielkiego formatu, wokół poglądów którego narosło wiele nieporozumień. Edmund Burke (1729-1797) zazwyczaj uchodzi za myśliciela, który przeszedł ewolucję ideową od liberalizmu do konserwatyzmu. Najbardziej elokwentny orator i najbardziej cięty publicysta obozu wigów, przeciwnik królewskiego despotyzmu, obrońca Wilkesa, sympatyk Amerykanów i Irlandczyków oraz oskarżyciel Warrena Hastingsa, na stare lata napisał swe słynne Reflections on the Revolution in France ( Uwagi o francuskiej rewolucji, 1790), które stały się biblią europejskiego konserwatyzmu i legitymizmu ery porewolucyjnej. Burke nie zmienił się jednak, tylko wraz ze zmianą sytuacji europejskiej jego poglądy nabrały europejskiego rozgłosu. Z tą samą argumentacją i z tą samą pasją co rewolucję francuską zwalczał wiele lat wcześniej nader skromne projekty reformy angielskiego prawa wyborczego. Urodzony w Dublinie z ojca anglikanina i matki irlandzkiej katoliczki, Burke przylgnął do wigów Rockinghama z gorliwością nieźle zresztą opłacanego neofity. Za młodu napisał sławne dzieło z zakresu estetyki: A Philosophical Enquiry into the Origin of aur Ideas of the Sublime and Beautiful (Filozoficzne rozważania o pochodzeniu naszych pojęć wzniosłości i piękna, 1757). Wielokrotnie wznawiana książka, głosząca autonomię przeżyć estetycznych i przeciwstawiająca "dziką" wzniosłość uładzonej piękności, stanowi podstawową pozycję w estetyce preromantyzmu. Później Burke zajmował się już tylko polityką. ale ów filozoficzny debiut jest nie bez znaczenia dla określenia emocjonalnej orientacji teoretyka konserwatyzmu. Żywił on niechęć do "filozofów politycznych" i "doktrynerów", uważając, że "działalność polityczna powinna być dostosowana nie do ludzkiego rozumowania, ale do ludzkiej natury, rozum zaś jest tylko jej częścią, i to nie największą". Mówiąc o naturze ludzkiej nie miał Burke na myśli dogmatycznego prawa natury, ale historycznie ukształtowany charakter. Na wiele lat przed rewolucją francuską zwalczał "fałszywą teorię domniemanych praw człowieka" i głosił, że konstytucja angielska nie wywodzi się z żadnego prawa natury, ale "jest konstytucją preskrypcyjną (z przedawnienia),jest konstytucją, której cały autorytet wypływa stąd, iż istnieje od niepamiętnych czasów". Preskrypcja jest ważniejsza od wszelkich elekcji, oznacza bowiem "rzeczywisty wybór narodu". Według doktryny Burke'a naród jest "związkiem pokoleń", "kontraktem między umarłymi, żyjącymi i jeszcze nie narodzonymi". Ustrój narodu "jest wyborem nie jednego dnia i nie jednej generacji ludzi, jest wyborem wieków i pokoleń, stworzonym przez coś tysiąc razy ważniejszego niż głosowanie, a mianowicie przez szczególne warunki, okoliczności, dyspozycje, temperament oraz moralne, cywilne i społeczne obyczaje ludu, które ujawniają się jedynie w długim okresie czasu". Burke, który często powoływał się na zasadę ciągłości Leibniza i stosował do społeczeństwa jego maksymę, iż "w przyrodzie nie ma skoków", sformułował bardzo żywotną w późniejszej myśli konserwatywnej koncepcję społeczeństwa-organizmu. Nie należy interweniować w niejako biologiczny rozwój organizmu, wszelkie bowiem przerwanie ciągłości powoduje jego rozpad i śmierć. "Jednostka jest głupia, tłum jest głupi, jedynie gatunek jest mądry". W konkretnych zastosowaniach swej doktryny Burke utożsamiał "naród" i "gatunek" z Izbą Gmin, będącą najdoskonalszym wytworem angielskiej historii. Gdyby nie ta Izba, to Anglia popadłaby pod władzę skorumpowanych przez arbitralnego monarchę koterii dworskich albo zostałaby zatopiona przez niskie siły "tłumu świń". Gloryfikator angielskiej wolności był namiętnym wrogiem jakiejkolwiek demokratyzacji systemu przedstawicielskiego. Jakaś arytmetyczna relacja między wyborcami a wybranymi nie ma żadnego znaczenia, niezależnie bowiem od tego, w jaki sposób zostali wybrani, zasiadający w Izbie ludzie są "zainteresowani w pomyślności wszystkich". Tknięcie stworzonego przez wieki systemu wyborczego, likwidacja choćby paru "zgniłych okręgów" czy wprowadzenie choćby kilku nowych posłów na podstawie reformy cenzusu rozerwie tkankę organizmu i otworzy drogę do anarchii. W stworzonym przez wieki porządku społecznym wyraża się wola Boga, przed którą powinien się ukorzyć słaby rozum ludzki. Burke był ideologiem oligarchii "starych wigów" i człowiekiem najściślej związanym z lordem Rockinghamem, który w latach 1766-1782 znajdował się w stałej opozycji do rządu. W tym to właśnie czasie dojrzała koncepcja uznania partii opozycyjnej za istotny element brytyjskiej konstytucji. Wprawdzie system partyjny czy dwupartyjny miał dawne precedensy, ale teoretycznie uważano podziały partyjne za rzecz raczej złą, mniemając, iż istnieje tylko jedna słuszna polityka, którą wszyscy powinni popierać. Dopiero Burke stworzył nowożytną teorię partii politycznych i "opozycji jego królewskiej mości". Z tego tytułu zalicza się do wielkich współtwórców liberalnych zasad angielskiego życia politycznego. Liberalizm polityczny Burke'a odnosił się jednak jedynie do tego klubu gentelmenów, którym była Izba Gmin. Wolność opinii w tej Izbie i postawienie Izby ponad społeczeństwem to były dwa aksjomaty konserwatywnego liberalizmu czy też liberalnego konserwatyzmu Edmunda Burke'a. Kiedy w Europie XIX w. rozprzestrzeniły się rządy konstytucyjno-parlamentarne, angielska wersja konserwatyzmu zyskała szczególne znaczenie. Była ona bardziej giętka, bardziej nowoczesna niż konserwatyzm obrońców monarchii z bożej łaski. Obie wersje konserwatyzmu wywodziły się jednak z aprobaty starego ładu, monarchicznego w jednych, a republikańskiego w drugich krajach. Obie posługiwały się motywacjami, jeśli nie wręcz religijnymi, to historycznymi. Burke uchodzi za najwybitniejszego obok Monteskiusza przedstawiciela historyzmu w doktrynach politycznych XVIII w. Zbieżności ideologiczne są tu niewątpliwie, co się jednak tyczy interesującej nas teraz sprawy konserwatyzmu, to poglądy Monteskiusza i Burke'a różniły się tak, jak różna była pozycja brytyjskiego parlamentu i francuskich parlamentów. Noblesse de robe pod względem społecznym była warstwą starego ładu, ale w obrębie tego ładu chciała przekształcić monarchię absolutną w parlamentarną, nie była więc politycznie konserwatywna. Rządząca parlamentem arystokracja angielska nie pragnęła natomiast żadnych zmian systemu politycznego ustalonego w następstwie "sławetnej rewolucji" 1688 r. Zasady konstytucyjne 1688 r. były na ogół uważane w Anglii za święte, nawiązywali do nich zarówno konserwatyści, jak i radykałowie. Spór toczył się o istotnie pradawne prawa wyborcze do Izby Gmin, a także o historyczną czy też prawno-naturalną interpretację podstawowych zasad ustroju. O ile Burke odchodził od Locke'a, o tyle trzymał się go Priestley, który pozostawał również pod silnym wpływem Umowy społecznej Rousseau. Jego Essay on the First Principles of Governement (Szkic o pierwszych zasadach rządu, 1768) jest określany jako "edycja Rousseau na użytek angielskiego nonkonformisty". Obok prezbiteriańskiego duchownego Priestleya głównym przedstawicielem rousseauizmu i radykalizmu w angielskiej literaturze politycznej był dysydencki duchowny Richard Price (1723-1791), autor Observation on the Nature of Civil Liberty (Uwagi o naturze wolności cywilnej, 1776). Priestley i Price należeli do autorów liczących się w brytyjskim życiu politycznym tak że w okresie ruchu "komitetów i petycji" zasięgał ich rad lord Shelburne. Na marginesie radykalizmu i sekciarskiego nonkonformizmu zaczęły jednak wówczas kiełkować w Anglii również utopijne myśli, przypominające postulaty "diggerów" i Gerrarda Winstanleya z czasów rewolucji cromwellowskiej. Koncepcja pierwotnego komunizmu jest obecna we wszystkich doktrynach społecznych XVIII w. Ową prymitywną wspólnotę pojmowano jako fakt historyczny i jako argument przemawiający za naturalną równością ludzi. Znaczna większość myślicieli nie widziała jednak trudności w godzeniu naturalnej równości z nierównością społeczną i pierwotnego komunizmu z własnością prywatną. Własność i nierówność pozycji społecznej to produkt "naturalnego'. lub "opatrznościowego" rozwoju, na skutek którego pracowici się bogacą, a leniwi biednieją i powstaje jednocząca społeczeństwo wzajemność potrzeb między bogatymi a ubogimi. Ludzie są więc w sposób "naturalny" równocześnie równi i nierówni, a pierwotny komunizm stanowi, zabarwioną niekiedy tęsknotą za Edenem, konstrukcję historyczną. Ów komunizm to zamierzchła przeszłość całego rodzaju ludzkiego, która przetrwała wśród ludów pierwotnych, ale zaniknęła wraz z postępem cywilizacji. Etyka chrześcijańska afirmowała nierówność społeczną, domagając się od bogaczy jałmużny. Etyka laicka afirmowała nierówność, domagając się od bogaczy i państwa zatrudnienia ubogich. Jałmużnę coraz nagminniej uważano za szkodliwe popieranie lenistwa i miłosierdziu przeciwstawiano dobroczynność. Rozumna dobroczynność to wspieranie chorych i niedołężnych (dzieci i starców), a w stosunku do ludzi zdolnych do pracy zapewnienie im "godziwego zarobku". Im bardziej więc pracodawca rozwija swe przedsiębiorstwo, tym bardziej jest dobroczynny. Przeważające w XVIII w. doktryny etyczne zapewniały dobre samopoczucie kapitalistycznemu przedsiębiorcy. Krytyka stosunków własnościowych kierowała się przeciwko feudalnym ograniczeniom i przywilejom). Uwolniona od tych ograniczeń i przywilejów własność prywatna była niemal powszechnie uważana za rzecz świętą i fundament porządku społecznego. Zakwestionowanie nie takich czy innych przywilejów, ale samej zasady własności prywatnej było jednoznaczne z zakwestionowaniem całego porządku społecznego europejskiej cywilizacji. I wtedy "kontestatorzy" XVIII w. w niekonwencjonalny już sposób nawiązywali do koncepcji pierwotnego komunizmu. Komunizm księdza Meslier był wyrazem chłopskiej rozpaczy z czasów wojen Ludwika XIV. Ten dramatyczny dokument został w 1762 r. wylansowany przez Woltera ze względu na zawartą w nim krytykę religii i Kościoła, a nie ze względu na całkiem obcy "patriarsze" i odwracający się od dynamizmu gospodarczego nowoczesnego świata program komunizmu parafialnego. Myślowo bliższy zbuntowanego proboszcza z Etrepigny był Rousseau. Potępienie przez niego z niezwykłą siłą wyrazu nierówności i własności prywatnej, które na nieszczęście rodzaju ludzkiego zrodziły się wraz z cywilizacją, podważało najbardziej ustalone opinie. Rosseau był całkowicie nieczuły na tak istotne w ówczesnym myśleniu argumenty utylitaryzmu. "Jeśli mi ktoś powie, że społeczeństwo jest tak ukonstytuowane, iż każdy człowiek zyskuje na służeniu innym, odpowiem, że to byłoby bardzo dobrze, gdyby nie zyskiwał znacznie więcej na szkodzeniu innym. Nie ma uprawnionego zysku, który nie mógłby być przewyższony przez zysk osiągnięty bezprawnie, a krzywda wyrządzona bliźniemu jest zawsze korzystniejsza niż usługi". Rousseau wyprzedził klasyczną szkołę ekonomii tworząc swój model homo oeconomicus, który był wizerunkiem drapieżnika. Wywodząc z nierówności i zawłaszczenia genezę cywilizowanego społeczeństwa, Jan Jakub nie widział jednak możliwości zupełnego powrotu do "pierwotnej prostoty" i całkowitego zniesienia własności prywatnej. W swych politycznych projektach zalecał możliwie najprostsze i obywające się bez pieniądza społeczeństwo agrarne. Nie będąc komunistą, ale zdesperowanym i namiętnym krytykiem nierozłącznie sprzęgniętego z cywilizowanym społeczeństwem wyzysku człowieka przez człowieka, Rousseau odegrał wybitnie inspirującą rolę we wczesnych dziejach myśli socjalistycznej. Zagadkową postacią jest człowiek znany jedynie ze swych dzieł ukazujących się w latach 1743-1760 pod nazwiskiem (przypuszczalnie pseudonim) Morelly. Zapewne rówieśnik Jana Jakuba, w wielu sprawach się z nim zgadzał, a w wielu zasadniczo różnił. Zarówno Rousseau, jak Morelly wbrew Monteskiuszowi uważali, że nierówność społeczna uniemożliwia prawdziwą wolność. Obaj korzenie zła widzieli we własności prywatnej i obaj odrzucali pogląd, jakoby harmonia społeczna wynikała z opartej na nierówności wzajemności potrzeb. W przeciwieństwie do Rousseau Morelly był jednak skrajnym optymistą i miał teologiczną wizję historii. Wyłożył ją w anonimowo wydanym dziele, którego autorstwo przez długi czas było błędnie przypisywane Diderotowi: Le Code de la Nature ou le veritable esprit des ses lois (Kodeks natury czyli o prawdziwym duchu jej praw, 1755-1760). Morelly polemizował z Rousseau w obronie cywilizacji, sztuk i nauk. Uważał, że wszystko w świecie fizycznym i moralnym stopniowo się doskonali, aż dojdzie do wyznaczonego przez Opatrzność kresu, kiedy "każde rozumne stworzenie osiągnie całą dobroć i moralną rzetelność, do której jest zdolne". Droga ludzkości prowadzi od prymitywnego komunizmu pierwotnego do komunizmu świadomego. Właściwością ludzi jest "naturalna uczciwość" i wszystkie przestępstwa są następstwem "nienaturalnego" prawa własności. Człowiek powinien bez przeszkód i obaw zaspokajać swoje wszystkie "naturalne, a więc i bardzo legalne apetyty". Z chwilą powstania własności prywatnej większość ludzi została pozbawiona "dóbr natury", wobec czego ich "naturalne apetyty" stały się skłonnością przestępczą. Tak więc sprzeczne z naturą prawa stwarzają przestępców i po zniesieniu tych praw ludzie powrócą do pierwotnej zgody. Wiara w spontaniczny postęp rozumu i naturalną dobroć człowieka jest u Morelly'ego tak niewzruszona, iż nie bardzo wiadomo, dlaczego ludzkość popadła w "prowizoryczne zło" własności prywatnej i nierówności społecznej. Do autora Kodeksu natury, nawiązał Baebeuf i francuscy komuniści utopijni z początku XIX w. O ile Morelly był w przedrewolucyjnej francuskiej literaturze filozoficzno-politycznej postacią raczej marginesową, o tyle obok Rousseau najbardziej znanym politologiem drugiej połowy XVIII w. był ksiądz Gabriel Bonnot de Mably (1709-1785). Ów starszy brat filozofa Condillaca stosunkowo późno poświęcił się literaturze historycznej, prawniczej i politycznej. Za młodu rozpoczął karierę dyplomatyczną i obracał się w sferach dworskich, ale w 1746 r. radykalnie zerwał z dotychczasowym środowiskiem i poglądami, stał się surowym krytykiem starego ładu i człowiekiem żyjącym wyłącznie z publikacji swych licznych prac. Silny wpływ wywarł na niego Rousseau, ale Mably swą osobowością i temperamentem pisarskim bardzo się różnił od Jana Jakuba. Wielki erudyta, systematyczny, jasny i "oschły", wprowadził do rousseauizmu akademicki porządek. W swych pracach z historii Francji skłaniał się ku "germanistom", opowiadając się przeciw władzy prawodawczej królów i wywodząc instytucje wolnościowe z praw germańskich (Observations sur l'histoire de France - Uwagi o historii Francji, 1765). Podobnie jak Rousseau był Mably entuzjastą starożytnej Sparty i takimi pracami jak Entretiens de Phocion sur le rapport de la morale avec la politique ( Rozmowy Focjana o stosunku między moralnością a polityką. 1763r.) i Observations surl'histoire de la Grece (Uwagi o historii Grecji, 1766), znacznie przyczynił się do rozkrzewienia w przedrewolucyjnej Francji kultu republikańskiej cnoty starożytnych. Był autorytetem w dziedzinie prawa konstytucyjnego, wydał książki o ustroju Polski (1781) i Stanów Zjednoczonych (1784). Polemizował z fizjokratami ( Doutes proposes aux philosophes economistes - Wątpliwości przedstawione filozofom-ekonomistom, 1768), a ogólne zasady swej filozofii politycznej wyłożył w De la legislation ou principes des lois (O prawodawstwie, czyli zasady praw, 1766)i Droits et devoirs du Citoyen ( o prawach i obowiązkach obywatela, 1789) Łącząc ściśle moralność z polityką i stojąc na gruncie rygoryzmu etycznego, Mably we francuskiej literaturze politycznej reprezentował kierunek republikański, przeciwstawiając się paktującym z absolutyzmem "filozofom" i fizjokratom. Głosił suwerenność ludu, domagał się elekcyjności urzędów, zabezpieczenia praw drobnych właścicieli, reformy prawa spadkowego, ograniczenia wydatków na zbytek. Mając wykształcenie prawnicze i praktyczną znajomość życia politycznego, Mably w większym stopniu niż Rousseau liczył się z rzeczywistością i postulował konkretne reformy. Równocześnie jednak podzielał pogląd Jana Jakuba, że nierówność społeczna i własność prywatna to źródła deprawacji człowieka. "Czy wiecie - pisał w 1776 r. - co jest główną przyczyną wszystkich nieszczęść, które gnębią ludzkość? Jest nią własność". W historii doktryn politycznych Mably bywa stawiany obok Morelly'ego jako drugi twórca francuskiego komunizmu utopijnego. Nie był on jednak takim optymistą, a więc i takim utopistą,jak autor Kodeksu natury. Uznając wyższość moralną i społeczną ustroju komunistycznego powątpiewał, czy jest możliwa droga powrotu od społeczeństwa klasowego do wspólnoty dóbr. W każdym razie problem nierówności i niesprawiedliwości społecznej zajął dość poczesne miejsce we francuskiej literaturze politycznej, a pojawił się również w beletrystyce. Louis Mercier w swej futurologicznej powieści: L an 2440 ou reve s'il futt jamais (Rok 2440 albo marzenie, jeśli on nastąpi, 1770) wysunął pomysł rozwiązania sprawy społecznej w sposób charakterystyczny dla epoki, w której tak ważnym problemem były mezaliansy. W XXV w. miano osiągnąć równość poprzez przymusowe małżeństwa biednych z bogatymi. Myśl socjalistyczna bardziej konkretne kształty niż w przedrewolucyjnej Francji przybrała w Wielkiej Brytanii. Pionierem socjalizmu agrarnego był tu nauczyciel rzemieślniczego pochodzenia, Thomas Spence (1750-1814). W 1775 r. wysunął on projekt pt. The Real Rights of Man (Prawdziwe prawa człowieka), w którym postulował nacjonalizację ziemi i wydzierżawianie jej przez państwo za czynsz, który byłby jedynym podatkiem. Wkrótce potem z projektem reformy agrarnej wystąpił szkocki uczony ziemiańskiego pochodzenia, William Ogilvie (1736-1819). Uważał on, że prawem natury jest prawo wszystkich ludzi do posiadania ziemi, i rozwinął problem nacjonalizacji w An Essay on the Right of Property in Land (Szkic o prawie własności ziemi, 1781). Agraryzm Spence'a i Ogilvie'ego stanowił już pewien problem w polityce angielskiej w dobie rewolucji francuskiej. Większy wpływ na późniejszy rozwój myśli socjalistycznej w Anglii wywarł myśliciel bardziej filozofujący i bardziej utopijny, William Godwin (1756-1836). Był on synem dysydenckiego duchownego i sam był przez czas pewien ministrem w Londynie, póki pod wpływem Priestleya nie zerwał z religią i nie stał się zdeklarowanym materialistą. Godwin wiele zaczerpnął z dzieł Rousseau, ale był to rousseauista niesentymentalny. Swe skrajne poglądy wyrażał w sposób bardzo beznamiętny i przypisywał ludziom kierowanie się nade wszystko rozumem. Wystarczy ich oświecić, aby poznali prawdę i stosownie do niej działali. Ludzie, z natury dobrzy i sprawiedliwi, popadali w niewolę błędnych idei wcielonych w głupie instytucje, jak państwo, własność prywatna i małżeństwo. Państwo powinno się rozpaść na małe komuny rolnicze, oparte na naturalnych stosunkach sąsiedzkich. Poza uspołecznioną własnością ziemi istniałaby własność indywidualna pochodząca jedynie z własnej pracy. Ów sympatyk rewolucji francuskiej swój program anarchizmu i komunizmu agrarnego najpełniej wyraził dopiero w 1793r. w An Enquiry Concerning Political Justice (Rozważanie o sprawiedliwości politycznej). Jeśli utopijny komunizm stanowił w doktrynach politycznych XVIII w. zjawisko marginesowe, to krytyka nierówności społecznej i własności prywatnej, uprawiana przez tak poczytnych autorów, jak Rousseau i Mably, wychodziła swym rozpędem już poza krytykę starego ładu i poza optymistyczny naturalizm wieku Oświecenia. Znamiennym objawem dla przedrewolucyjnego fermentu myśli jest furia, z jaką francuski adwokat i publicysta Simon Linguet (1736-1794) zaatakował "filozofów". Za cel swych inwektyw wziął on zarówno istniejące stosunki, jak małostkowe i zakłamane jego zdaniem poglądy reformatorów. Ponieważ jedyną rolą państwa jest legalizowanie i osłanianie przemocy, będącej źródłem własności i eksploatowania cudzej pracy, więc żadne państwowe reformy nie wyzwolą ujarzmionej ludzkości. Kontrowersyjny i różnie rozumiany szyderca, przez "filozofów" uznany za konserwatywnego obrońcę tyranii, a w XIX w. odkryty jako jeden z prekursorów marksizmu, Linguet w Theorie des lois (Teoria praw) pisał: "Ach, okrutna filozofio. Jakiż jest twój cel? Czy chcesz mnie zmusić, abym połączył w swym sercu poczucie niesprawiedliwości z niewolniczą uległością? O ileż mądrzejszy byłby ów głos straszny, ale zbawienny, który by powiedział: Cierp i umieraj w kajdanach, takie jest twoje przeznaczenie". 8. Literatura. Preromantyzm Nie wcześniejsze płody angielskiego czy niemieckiego pióra, ale wydana w 1761 r. Nowa Heloiza uchodzi za dzieło otwierające w literaturze europejskiej okres preromantyzmu. Ten manifest " miłości naturalnej" i wyzwolenia praw serca z niewoli konwenansów stał się jednym z najbardziej wpływowych tekstów literackich. Włączony do francuskiego piśmiennictwa "obywatel genewski" oddziałał jednak bardziej poza Francją niż w swej przybranej ojczyźnie. Wprawdzie już encyklopedysta Diderot przemawiał niekiedy jak czystej wody romantyk. W 1758 r. pisał on: "Poezja domaga się czegoś ogromnego, barbarzyńskiego i dzikiego". Literatura francuska była jednak tak silnie przesiąknięta klasycyzmem, racjonalizmem i swoistym "esprit" oraz tak bardzo przez wiek Oświecenia odpoetyczniona, iż romantyzm stał się w niej zjawiskiem późnym, a sentymentalizm dość powierzchownym. Oczywiście, rousseauistyczna sielankowość i tkliwość odcisnęła się i na francuskiej literaturze. Jednakże tacy poeci "natury", jak piewca uroków wsi Jean Franęois de Saint-Lambert (1716- 1803) i piewca ogrodów Jacques Delille (1738-1813), mimo rousseauistycznych reminiscencji mocno tkwią w tradycji sielanki antycznej i staną się z czasem ulubionymi autorami pseudoklasyków. Słynna ze swych traktatów pedagogicznych i powieści dla młodzieży hrabina de Genlis (1746-1830) była bardzo przejęta Emilem, jednocześnie jednak pozostawała wielką damą "tres ancien regime" i w swych utworach dla dorosłych z upodobaniem i wyrozumiałością kreśliła romansowe dzieje faworyty Ludwika XIV. Sentymentalizm we Francji łączył się silnie z ową wyrozumiałością i rozgrzeszaniem "naturalnych skłonności". Najbardziej może reprezentatywną postacią francuskiej literatury tych czasów był Jean Francois Marmontel ( 1723-1799). Ów dożywotni sekretarz Akademii Francuskiej i historiograf królewski był w miarę oświecony i w miarę sentymentalny, tak iż bywa traktowany zarówno jako wolterianin, jak jako rousseauista. Autor bardzo w swoim czasie sławnych i szybko zapomnianych dramatów i powieści, zapisał się Marmontel w literaturze głównie swymi świetnie napisanymi Contes moraux ( Powiastki moralne 1761). Ten zbeletryzowany podręcznik filozofii życiowej z wdziękiem rozwiązywał skrupuły i prowadził czytelników na drogę wewnętrznego uspokojenia. Spośród francuskich pisarzy najmocniej w nurcie sentymentalizmu i preromantyzmu tkwi Bernardin de Saint-Pierre ( 1737-1814). Występuje duże powinowactwo charakterów, kolei życiowych i twórczości między nim a Janem Jakubem, z którym się przyjaźnił i kłócił. Wiecznie zawiedziony i rozgoryczony obieżyświat, doznawszy zawodu miłosnego w Polsce zawędrował aż na wyspę Isle de France i w tej egzotycznej scenerii umieścił akcję swojego jedynego arcydzieła - powieści Paul et Virginie (1787). Była to historia dwojga dzieci wychowywanych w naturalnej prostocie, kochających się od niemowlęctwa i dorastających do miłości erotycznej. Wtargnięcie cywilizacji w tę idyllę powoduje rozłąkę dziecięcych kochanków i żałosną śmierć wszystkich bohaterów powieści. Sukces Pawła i Wirginlii był niebywały. Inne utwory Bernardina de Saint-Pierre'a nie osiągnęły tego artyzmu, ale cała jego twórczość, przeniknięta "sentymentem natury", przynosząca świetne opisy europejskiej i egzotycznej przyrody, tchnąca melancholią oraz zawierająca krytykę zepsutej cywilizacji europejskiej, to najczystszy wyraz nie zdawkowego rousseauizmu w literaturze francuskiej. Delikatny sentymentalizm Bernardina de Saint-Pierre'a nie był zjawiskiem typowym dla francuskiej powieści schyłku stulecia. W tej niezmiernie obfitej beletrystyce można znaleźć różnorodne wątki, a więc stworzoną przez bajkopisarza Floriana (1755-1794) uroczą postać dobrego Arlekina czy oprowadzanego przez uczonego archeologa Jean Jacques Barthelemy'ego (1716-1795) po starożytnej Grecji młodego Scytę Anacharysa. Ze szczególnym jednak upodobaniem francuska powieść tych czasów zapoznaje czytelnika z intrygami, frantami, łajdakami czy wręcz przestępcami. Rokokowa frywolność często ustępuje miejsca brutalności i wyuzdaniu. W uprawianej z talentem przez Nicolasa Restif de la Bretonne ( 1734-1806) powieści występku i zbrodni tkwi już może jakiś pierwiastek preromantyzmu, jest to jednak przede wszystkim "czarna" powieść utrzymana w atmosferze skandalu. Obraz powszechnego zepsucia roztaczają w swych książkach za równo znakomity Pierre Choderlos de Laclos (1741-1803), jak tuzinkowy Jean Baptiste Louvet de Couvray (1760-1797). Wprawdzie autorzy jeszcze przeważnie dezawuują nikczemnych bohaterów i występek bywa ukarany, ale owo moralizowanie staje się nader ambiwalentne. Szczególne miejsce w tym pokoleniu francuskich powieściopisarzy zajmuje Donatien markiz de Sade (1740-1814). Można się zastanawiać, czy autor dzieł pozostałych tak długo w rękopisach należy do literatury XVIII w. i czy psychopata jest zasługującym na uwagę świadkiem swych czasów. Ten człowiek o perwersyjnych skłonnościach na marginesie swych powieści wyłożył jednak wcale konsekwentną i korespondującą z wielu pojęciami epoki filozofię amoralizmu, opierającą się na skrajnie pesymistycznej koncepcji natury. U schyłku starego ładu pod powierzchnią "słodyczy życia" nurtował francuską myśl i wrażliwość głęboki niepokój, zachwianie wartości, krytycyzm już nie satyryczno-moralizatorski, ale prowadzący do rewolty lub czarnego pesymizmu. Nie oddający się w więzieniu ponurym rojeniom Sade, ale jego zasiadający w Akademii Francuskiej rówieśnik, Nicolas Chamfort (1741-1794), powiedział: "Świat moralny wydaje się płodem kaprysu szatana, który oszalał". Ten sam mistrz odczytywanych w paryskich salonach aforyzmów w czasie rewolucji rzuci słynne hasło: "Wojna pałacom, pokój chatom". We francuskim teatrze gust preromantyczny objawił się w późnej w tym kraju recepcji Szekspira. W latach 1776-1782 Letorneur wydał pełny przekład jego dzieł, a Jean Franęois Ducis (1733-1817) dokonał wielu adaptacji dramatów szekspirowskich. Oryginalna tragedia francuska pozostawała klasyczna i anemiczna ( La Harpe). Lepiej prosperowały wodewile, łzawe komedie i moralizatorski dramat mieszczański, który z powodzeniem uprawiali Michel Jean Sedaine (1717-1797) i Louis Sebastien Mercier (1740-1814). Popularne komedie i balety z werwą układał paradoksalny Chamfort, ale największym wydarzeniem w życiu teatralnym Francji były komedie Beaumarchais. Twórca postaci Figara miał w sobie sporo z charakteru swego bohatera. Pierre Augustin Beaumarchais (1732-1799) z zegarmistrza, nauczyciela muzyki, handlarza niewolnikami w Hiszpanii i aferzysty zaplątanego w różne procesy, wypłynął na potentata finansowego i wpływową na dworze figurę. Najdowcipniejszy człowiek Francji i mistrz intrygi, potrafił łączyć dworskie fawory z wypuszczaniem nader ryzykownych i jadowitych pamfletów. Od czasu wystawienia w 1775 r. Le Barhier de Seville (Cyrulika sewilskiego), stał się Beaumarchais bożyszczem paryskiej publiczności. Prowadzona przez szczwanego franta Figara intryga Cyrulika była żywiołowo wartka i zabawna. Wystawienie następnego utworu z ulubioną przez publiczność postacią w roli tytułowej wymagało - według słów autora - więcej dowcipu, niż jego napisanie. Le mariage de Figaro ( Wesele Figara) to nie była bowiem tak niewinna zabawa, jak Cyrulik. Przeciwny dopuszczeniu tej komedii na scenę był król, kanclerz i cenzura, ale Beaumarchais miał za sobą cały Paryż i wszystkie wpływowe kobiety.W cztery lata po złożeniu sztuki, w dniu 27 IV 1784 r. odbyła się jedna z najpamiętniejszych paryskich premier. Grimm zapisał w swym pamiętniku: "Książęta krwi oklaskujący autora, wielcy panowie błagający o bilet wstępu, wielkie damy przepędzające cały dzień w lożach aktorek, aby nie stracić lepszego miejsca, gwardia rozpędzona, drzwi wyłamane, trzy osoby uduszone". I cóż wywołało taki zachwyt "tańczących na wulkanie" wielkich panów? W jednej ze scen w tym komediowym pojedynku o kobietę z pyszałkowatym niedołęgą hrabią, Figaro nagle zrzuca skórę goniącego za groszem usłużnego spryciarza i wybucha sławnym monologiem: "Tu pan, tam sługa - według kaprysu losu... Nie, panie hrabio, nie dostaniesz jej. Że jesteś wielkim panem, zdaje ci się, że jesteś wielkim talentem. Szlachectwo, majątek, godności i urzędy, to tak wzbija w dumę. Co zrobiłeś, aby mieć to wszystko? Raczyłeś urodzić się - nic więcej. Tymczasem ja, morbleu! stracony w tłumie, musiałem użyć więcej wyrachowania i sprytu na to, aby tylko istnieć, niż ich użyto przez lat sto na rządzenie całą Hiszpanią". Nie takie rzeczy we Francji drukowano, ale teatr miał swoje prawa. Należy wierzyć mającym wyczucie sytuacji w swym kraju historykom francuskim, że wystawienie i entuzjastyczne przyjęcie przez publiczność Wesela Figara było znamiennym wydarzeniem w przedrewolucyjnych latach. Czym w literaturze francuskiej Nowa Heloiza, tym w literaturze angielskiej były wydane w latach 1760-1763 The Works of Ossian (Pieśni Osjana). Upodobanie do ludowych i średniowiecznych ballad i romansów nie było w Anglii XVIII w. zjawiskiem nowym, a w ojczyźnie Szekspira i Miltona klasycyzm nigdy skutecznie nie przytłumił skłonności do fantastyki i swobody literackiej wypowiedzi. Obok wspomnianych już publikacji Ramsaya i Graya można wykazać wiele przykładów świadczących o zainteresowaniu Anglików XVIII w. literaturami "pierwotnymi i spontanicznymi". To też była jakaś wersja "powrotu do natury". Wyłamująca się z reguł rzymsko-francuskiego klasycyzmu poetyka preromantyczna sięgała więc do źródeł archaicznych i elementarnych: do Biblii, przedklasycznej Grecji homerowskiej, średniowiecza, pieśni i legend ludowych. Ukazywały się takie publikacje, jak Roberta Lowtha De Sacra Poesi Hebraeorum (O świętej poezji Hebrajczyków, 1753), Roberta Wooda On the Original Genius and Writings of Homer (O oryginalnym geniuszu i pisarstwie Homera, 1769-1771), Richarda Hurda Letters on Chivalry and Romance (Listy o rycerstwie i romansie, 1762). Pieśni Osjana przyjęto jako rewelacyjne wzbogacenie tych praźródeł poetyckich natchnień. Szkocki poeta James Macpherson ( 1736-1796) dokonał najsławniejszego falsyfikatu w dziejach literatury. Zebrawszy nieco celtyckich pieśni śpiewanych przez szkockich górali zbudował na tej kanwie wielki epos, pochodzący rzekomo z III w. i ułożony przez królewicza-barda Osjana. Wzorowaną na Biblii rytmiczną prozą Macpherson z patosem i namiętną uczuciowością opowiedział fantastyczne przygody i bohaterskie czyny celtyckich rycerzy i bardów. Falsyfikator stosunkowo najwięcej talentu wykazał w opisach dzikiej szkockiej przyrody, kraju morskich nawałnic i skalistych wybrzeży, gór, jezior, zamczysk i mgieł. Oczywiście spośród tych mgieł często wyłaniają się duchy. Pozorny autentyzm Pieśni Osjana nie pozwolił stosować do "odkrytego" pradawnego eposu normalnych kryteriów oceny i przyjęty z dobrą wiarą utwór Macphersona stał się literackim faktem całkiem niewspółmiernym do swej artystycznej wartości. Szkocki poeta, który zresztą na Osjanie zrobił fortunę, kierował się również motywami patriotycznymi i ten patriotyczno-propagandowy cel w pełni osiągnął. Pieśni Osjana zachwyciły całą sentymentalną Europę i osjaniczna Szkocja stała się bardzo popularnym krajem, do którego pielgrzymowali poeci i esteci, aby dumać wśród skał i mgieł. Podobnie utrafiło w gusta epoki solidniejsze od Pieśni Osjana dzieło uczonego biskupa Thomasa Percy (1729-1811). Pozbierał on ze starych manuskryptów i wydał w przekładzie zabytki poezji islandzkiej (1763) oraz opublikował słynny zbiór staroangielskich ballad: Reliques of Ancient English Poetrl. (Zabytki dawnej poezji angielskiej, 1765). Rozszerzany w dalszych wydaniach zbiór Percy'ego wywarł bardzo istotny wpływ na wejście ludowej ballady do repertuaru preromantycznej i romantycznej poezji. W tak znamiennym dla romantyzmu nawiązywaniu do ludowości celowała Szkocja, która zaczynała odgrywać wybitną rolę w europejskiej literaturze i zbliżała się do epoki Waltera Scotta. W szkockim dialekcie tworzył Robert Fergusson (1750-1774), a największy szkocki poeta narodowy, Robert Burns ( 1759-1796), był równocześnie autentycznym poetą ludowym. W twórczości tego genialnego chłopskiego syna i samouka spontanicznie dokonało się głoszone później przez romantyków zespolenie "ludowego z narodowym". Ukazanie się w 1786 r. słynnego zbioru Poems Chifly in the Scottish Dialect (Poezje głównie w szkockim dialekcie) stanowi ważną datę w dziejach literatury i jej odbioru. Sława, którą cieszył się w swojej ojczyźnie ten niecierpiący Anglików szkocki pieśniarz, to już zapowiedź oddziaływania ludowo-narodowej poezji patriotycznej w dobie romantyzmu, zjawiska szczególnie ważnego w krajach znajdujących się pod obcym panowaniem i politycznie rozczłonkowanych. W angielskiej poezji lirycznej utrzymywały się jeszcze dość mocno formy klasycyzmu, ale w ślad za Thomsonem i Youngiem w tę wycyzelowaną formę poeci wprowadzili nowe treści emocjonalne. Odmłodzenie klasycyzmu dokonywało się również przez zwrot ku wzorom greckim. Mistrzami sentymentalizmu wyrażonego w pindaryckiej odzie byli Collins i Gray. Szczególną wymowę społeczną ma klasycystyczno-sentymentalny poemat Olivera Goldsmitha (1728-1774): The Deserted village ( Wieś opuszczona, 1770). Poeta z rzewną melancholią kreśli obraz ruiny wsi i tułaczki jej mieszkańców wykorzenionych na skutek ekspansji latyfundiów i akcji "ogradzania". James Beattie (1735-1803) w swym Minstrelu opiewał dziką przyrodę i gotyckie zamki. Nie wyrazicielem literackiej mody, ale mistycznym wizjonerem i człowiekiem głęboko rozdartym między euforią a rozpaczą był największy poeta i malarz angielskiego preromantyzmu - William Blake (1757-1827). Blake należy może już bardziej do literatury XIX niż XVIII w. ale ten drążący do dna "sprawy ostateczne" rousseauista i swedenborgista jest bardzo znamienną dla schyłku stulecia postacią. W 1789 r. wydał on swe pogodne arcydzieło Songs of Innocence (Pieśni niewinności), które skontrastował potem arcydziełem tragicznym - Songs of Experience (Pieśni doświadczenia, 1794). Dzielenie historii na okresy zawsze skłania do dokonywania pewnych "zaokrągleń" w granicach owych sztucznych okresów oraz do podporządkowywania zjawisk granicznych przeważającej w danym okresie typologii. Co czynić z takimi ludźmi, jak Blake, Goya czy Goethe, których twórczość jest przecięta rokiem 1789? Odstąpienie ich wiekowi XIX byłoby zniekształceniem XVIII w., ale i nie sposób w ślad za nimi podążać w głąb XIX stulecia. Pozostaje przypominanie oczywistej prawdy, że daty graniczne są złem koniecznym, że sytuacja istniejąca w kulturze europejskiej w 1789 r., należy równie dobrze do XVIII, jak XIX w., że późne Oświecenie i wczesny romantyzm są to zjawiska równoczesne. Dobrze to można zobaczyć na przykładzie angielskiej powieści, reprezentowanej przez Goldsmitha, Walpole'a i Sterne'a. Jedyne powieściowe arcydzieło Goldsmitha to Wikary z Wakefield (1766), utwór łączący dobroduszny humor z dyskretnym moralizatorstwem, utrzymywanym jeszcze w solidnych tradycjach "Spectatora". W osobie bohatera tytułowego Goldsmith stworzył jedną z najżywszych i najsympatyczniejszych postaci literackich Anglii XVIII w. Człowiekiem Oświecenia był Horace Walpole (1717-1797), syn pierwszego ministra Roberta, wielkopański dyletant, kolekcjoner, mecenas i świetny epistolograf, który w swym eleganckim wolterianizmie stanowi godną parę dla lorda Chesterfielda. Walpole miał jednak gust preromantyczny. W swej posiadłości w Strawberry Hill wybudował około 1750 r. pierwszy zamek neogotycki, a w 1765 r. wydał słynną powieść The Castle of Otranto. A Gothic Story (Zamek w Otranto, czyli opowieść gotycka), Nie był to oświeceniowy pastisz natrząsający się z wieku ciemnoty, ale prototyp "romansu grozy". Atmosfera tajemniczości, zbrodnie i upiory miały budzić dreszcz. Walpole napisał też "tragedię grozy". The Mysterious Mother (Tajemnicza matka, 1768). Gotycki romans "z dreszczykiem" pięknie rozwinął się w Anglii. Pogłębił ten gatunek i wzbogacił go o wątek orientalny ekscentryczny bogacz i podróżnik, John William Beckford ( 1760 - 1844), autor An Arabian Tale (Opowieść arabska, 1786). Jeśli "powieść grozy" stanowiła wyraz z "osjanizmem", nader charakterystyczny, ale dość tani element preromantycznej maniery, to powieści Steme'a zajmują wyjątkowe miejsce w historii literatury. Od tytułu jego The Sentimental Journey (Podróż sentymantalna, 1768) wzięła swój początek nazwa całego gatunku literackiego. Samego Sterne'a trudno jednak zamknąć w ramach tak często graniczącego z ckliwym banałem sentymentalizmu. Pochodzący z Irlandii anglikański proboszcz Laurence Sterne (1713-1768) był człowiekiem chorowitym i niezwykle subtelnym. Łączył on ironiczną dociekliwość z istotnie silną uczuciowością, o której świadczą pośmiertnie wydane jego wyznania miłosne: Letters from Yorick to Eliza (Listy Jorika do Elizy, 1773). Niezwykłość tego pisarza polega jednak na tym, że zawsze stosunkowo luźną formę powieści całkowicie rozbił. Myśl autora idzie torem najbardziej niespodziewanych dygresji, skojarzeń, wspomnień. Fabuła jest sprawą całkowicie wtórną w tym wewnętrznym pamiętniku piszącego prozą poety - humorysty. Zadziwiającym debiutem powieściopisarskim Sterne'a było dziewięć tomików The Life and Opinions of Tristam Shandy, Gentleman (Życie i myśli jw.pana Tristama Shandy' 1760-1767). Akcja zaczyna się na 9 dni przed urodzeniem bohatera, który przychodzi na świat dopiero w tomie trzecim, aby zaraz ustąpić miejsca żywotowi swego stryja, rozważaniom swego ojca i biegnącym przez całe dzieło meandrom reneksji autora, wdającego się w swobodną gawędę z czytelnikiem. Akcja, jeśli w ogóle można o niej mówić, toczy się równocześnie w wielu czasach, przy czym czas fikcji wciąż się przeplata z czasem narracji. Są w tej humorystycznej "antypowieści" rozdziały puste albo zawierające tylko jedną linijkę; trafiają się stronice białe, czarne lub marmurkowe. Zakrojone na niezliczoną liczbę tomów Życie i myśli pozostały niedokończone i podjęta dla poratowania zdrowia podróż do Francji i Włoch dała Sterne'owi impuls do napisania Podróży sentymentalnej. Sterne nie opisuje tego, co opisywali wszyscy podróżnicy, ale - dając zresztą znakomite obserwacje niedostrzegalnych zazwyczaj rzeczy i cech ludzkich - w scenerii migotliwych obrazków odbywa "sentymentalną podróż" po kraju swej uczuciowości, pamięci i fantazji. Sterne został uznany za wielkiego poprzednika awangardowych powieściopisarzy naszych czasów. Ten "Joyce XVIII wieku" mniej jednak oddziałał na współczesną sobie powieść, a bardziej na poezję i eseistykę. Sterne nie posługiwał się poetycką rekwizytownią preromantyzmu z jej ruinami, duchami i dzikimi skałami, a w jego kpiarskim "esprit" było sporo wolterianizmu. Niemniej jednak łączność Sterne'a z romantykami jest głęboka i wpływ autora Podróży sentymentalne) na romantyczną poetykę - bardzo doniosły. Sterne w nie spotykany dotąd sposób odrzucił obiektywizujące dzieło literackie reguły, rozluźnił formę i wyeksponował osobowość autora. Subiektywistyczna swoboda w kreowaniu fikcji, poprzez którą i obok której w bardzo bezpośredni sposób wypowiada się "ja liryczne", to było istotniejsze dla romantyzmu od takiej czy innej modnej tematyki. W czasie całego XVIII w. angielska dramaturgia nie dorównywała powieści i poezji. Dopiero około 1770 r. pojawiły się dwa wielkie talenty komediopisarskie. Obaj pisarze byli pochodzenia anglo-irlandzkiego i wnieśli na londyńską scenę irlandzki temperament. Wkrótce po znanym już nam, jako poecie i powieściopisarzu, Goldsmidzie, debiutował Richard Brinsley Sheridan (1751-1816). Arcydziełem tego największego od czasów Szekspira angielskiego komediopisarza była The School for Scandal (Szkoła obmowy, 1777). Świetnie łącząca komedię charakterów i sytuacji sztuka miała europejski sukces i do dziś utrzymuje się w repertuarze teatralnej klasyki. Szukając odpowiednika Nowej Heloizy i Pieśni Osjana w trzeciej z wielkich literatur europejskich - niemieckiej, wypada zatrzymać się przy autorze równie sławnym za życia, jak zapomnianym przez potomność - Salomonie Gessnerze (1730-1788). Ten niemiecki Szwajcar z Zurychu nie był, tak jak Haller, piewcą gór.Jego wydane w latach 1756-1772 w pięciu tomikach Idyllen (Sielanki) prowadzą do zacisznej scenerii "lubego zakątka", gdzie nad ruczajem, bardzo czule i delikatnie, ale i bardzo zmysłowo, chłopiec pieści się ze swoją dziewczyną. Gessner to klasyk sentymentalizmu w jego czułostkowej, naskórkowej i banalnej postaci. Mimo to, a może właśnie dlatego osiągnął ogromny sukces europejski i "gessneryzm" pozostawił silny ślad we wszystkich literaturach schyłku stulecia. Do tego powodzenia przyczyniła się niewątpliwie okoliczność, że Gessner był poetą piszącym prozą, a więc łatwym do przekładu na obce języki. Dla wielkiej niemieckiej poezji rymowanej bariera językowa była trudna do przekroczenia. Powodzenie szwajcarskiego sielankopisarza również w krajach niemieckich i jego wpływ na największych (jak młody Goethe) świadczy jednak, że Gessner jakoś niezwykle utrafił w gust epoki. W literaturze europejskiej i niemieckiej obok "dzikiego" pejzażu i nastroju osjanicznego funkcjonował zaciszny i tkliwy pejzaż i nastrój gessneryczny. W alternatywnym, zależnie od sytuacji i uczuć bohatera, stosowaniu tych konwencji wyrażało się znamienne dla preromantyzmu łączenie zmiennych stanów psychicznych ze zmiennymi obrazami przyrody. Mówiąc o literaturze niemieckiej wypada rozpocząć od Szwajcarii nie tylko ze względu na ogólnoeuropejską karierę gessneryzmu. Jak pamiętamy, już w połowie stulecia preromantyczna poetyka Szwajcarów, Bodmera i Breitingera, uzyskała przewagę nad stanowiącym silną szkołę klasycyzmem Gottscheda. Stary Bodmer patronował młodej literaturze niemieckiej, zapraszał poetów do Zurychu, pouczał ich i hołubił. Niemieckie pisklęta szybko jednak opierzyły się i wyfrunęły ze szwajcarskiego gniazda. Literatura niemiecka nie tylko, zgodnie z radami Szwajcarów, odwróciła się od wzorów francuskich i skierowała ku angielskim, zwłaszcza szekspirowskim, ale osiągnęła własny wysoki ton i wydała własnych estetów. Rola tych ostatnich była szczególnie doniosła, literatura niemiecka bowiem w dużo większym stopniu niż francuska czy angielska miała charakter poniekąd uniwersytecki. Uprawiało ją grono ludzi przeważnie związanych z uczelniami oraz nawykłych do szkolnego filozofowania i relacji: mistrz - uczeń. Niejednokrotnie już była mowa o Lessingu, pisarzu i myślicielu bardziej należącym do Oświecenia niż preromantyzmu. A jednak jego kult Szekspira, jego nawiązująca do Shaftesbury'ego estetyka wzniosłości i jego panteizm wiążą się już z epoką wielkich przemian w niemieckiej literaturze. Główny traktat estetyczny Lessinga: Laokoon oder über die Grenzen der Malerei und Poesie ( Laokoonn, czyli o granlicach malarstwa i poezji, 1766), pouczył niemieckich literatów, że o ile dziedziną sztuk plastycznych jest przedstawianie sytuacji statycznej, o tyle żywiołem literatury jest zmienny ruch przeżyć i działań. W dramaturgii Lessing uznawał jedynie jedność akcji, której wymaganiom należy podporządkować sprawę miejsca i czasu. Poglądy Lessinga przyczyniły się bardzo do zdynamizowania literatury niemieckiej, grzęznącej uprzednio w statycznych opisach i karnie trzymającej się w teatrze szkoły Gottscheda klasycystycznej zasady trzech jedności. Domagający się prawdopodobieństwa akcji i realizmu literackich postaci Lessing nie folgował jednak preromantycznym skłonnościom do puszczania cugli fantazji. Wielki kosmopolita nie ulegał również emocjom narodowym. Po zwycięstwie Fryderyka II nad Francuzami pod Rossbach pisał w liście do przyjaciela: "Nie mam żadnego poczucia patriotyzmu i widzę w nim jedynie heroiczną słabość, bez której doskonale się obywam". W następnym pokoleniu nauczycieli niemieckiej literatury pierwsze miejsce zajmował Johann Gottfried Herder (1744-1803). Ten pochodzący z Morąga pod Olsztynem pruski rousseauista przeprowadził zasadniczą krytykę klasycystycznej estetyki, roszczącej sobie prawo do ustanawiania reguł odnoszących się do twórczości wszystkich czasów i narodów. Skrępowanej tymi regułami "poezji artystycznej" Herder przeciwstawił "poezję naturalną". Do "poezji naturalnej" zaliczał zarówno pieśni ludowe, jak dramaty Szekspira. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powstały rozprawy Herdera o Szekspirze, Osjanie, o pieśniach "starodawnych ludów" i o wydanych przez Percy'ego balladach. Sztuka powinna w nieskrępowany sposób malować wielokształtną przyrodę i z bezpośrednią prostotą wyrażać uczucia miłości, przyjaźni i patriotyzmu. W swym nawrocie do żywiołowości i pierwotności stał się Herder entuzjastą germańskiego średniowiecza i homeryckiej Grecji. Teoretyczne pisma Herdera przyniosły najpełniejszy program literatury narodowej zakorzenionej w pradawnej i ludowej sztuce. W pokoleniu Lessinga największymi poetami byli Klopstock i Wieland. Obaj wyrośli w tradycjach pietyzmu, ale poszli potem bardzo różnymi drogami. Christoph Martin Wieland (1733-1813) to najwybitniejszy w Niemczech przedstawiciel literatury równocześnie oświeceniowej i rokokowej, wdzięcznej, dowcipnej, satyrycznej, zmysłowej i igrającej. Arcydziełem tego kunsztownego a gorszącego swawolnym wolnomyślicielstwem autora był jednak baśniowy i romantyczny poemat Oberon (1870), czerpiący z wątków szekspirowskiego "Snu nocy letniej" i arabskiej opowieści "Tysiąca i jednej nocy". Inną drogę do romantyzmu wskazywał poważny i patetyczny Friederich Gottlieb Klopstock (1724-1803). Wraz z Klopstockiem emocjonalna religijność pietyzmu weszła do wielkiej literatury niemieckiej. Jego ewangeliczny epos Messyada (1748-1773) miał wielu naśladowców w Niemczech, Szwajcarii i Danii. Nie mniejszy wpływ wywarły biblijne i narodowo-patriotyczne dramaty Klopstocka, jednak pod względem wartości artystycznej pierwsze miejsce w jego twórczości zajmuje poezja liryczna. W tej nabrzmiałej uczuciowością liryce silnie przemówiły do młodego pokolenia pieśni patriotyczne. Otoczony kultem "książę niemieckiej poezji" stał się wieszczem narodowym. Herder jako teoretyk i Klopstock jako wieszcz patronowali literaturze "epoki burzy i naporu" (Sturm und Drang Periode). Był to pierwszy w dziejach literatury ruch programowo-młodzieżowy, szerzący się w kołach studenckich. Najsławniejszy z tych młodzieżowych kół literackich był Gaj Getyngeński (Göttinger Hain) założony w 1772 r. przez studentów uniwersytetu w Getyndze z Johannem Heinrichem Vossem (1751-1826) na czele. Członkowie "Gaju" wydali walkę francuszczyźnie, nienawidzili Woltera i pogardzali frywolnym Wielandem, czcili natomiast Klopstocka. Patriotyczna, sielankowa, ludowa i kultywująca grecki antyk poezja związku getyngeńskiego stanowiła jednak umiarkowany wyraz młodzieżowego buntu. Właściwy Sturm und Drang wiąże się z twórczością tzw - Originalgenies, autorów głoszących hasła "oryginalności" i "genialności", nie skrępowanych żadnymi prawidłami. Rewolta przeciw formie łączyła się z rewoltą przeciw społeczeństwu. Konflikty rodzinne, konflikty pokoleń, konflikty genialnej jednostki z brutalnym i bezdusznym otoczeniem stanowiły osnowę rozwichrzonych dramatów, będących główną formą literackiej wypowiedzi zbuntowanego pokolenia urodzonych około 1750 r. Były to ociekające krwią dramaty wielkich namiętności i wielkich zbrodni, z częstym motywem dzieciobójstwa. Nazwę kierunkowi dał tytuł dramatu Maximiliana Klingera (1752-1831) Sturm und Drang (1776). Większość poetów "burzy i naporu" nie zapisała się trwale w literaturze. Niektórzy skończyli w obłędzie lub w więzieniu. Wśród młodzieży były dość liczne wypadki samobójstw, ale przeważnie niemieccy kontestatorzy z biegiem lat ustatkowali się. Sturm und Drang Periode stał się też pojęciem stosowanym w psychologii na określenie przejściowego okresu młodzieńczego buntu. W literaturze niemieckiej epoka ta pozostaje głównie związana z młodzieńczą twórczością Goethego i Schillera. Jako daty graniczne całego okresu przyjmuje się więc rok 1773 (Gotz von Berlichinger Goethego) i rok 1784 ( Kabale und Liebe - Intryga i miłość - Schillera). Trzeba jednak pamiętać, że obok debiutu dwóch geniuszy w to dwunastolecie wpisała się rewolta całego literackiego pokolenia, co w życiu politycznie zablokowanych Niemiec stanowiło ważny przejaw kryzysu starego ładu. Pokolenie urodzonych około 1750 r. nie dokonało rewolucji w Niemczech, ale sympatyzowało z rewolucją francuską oraz dało początek charakterystycznym później dla środkowej Europy młodzieżowym i liberalnym ruchom i zrzeszeniom inteligencko-uniwersyteckim. W pokoleniowym haśle "przyjaźni i sztuki" znajdowała również wyraz postawa wybujałego estetyzmu, afirmacja autonomii sztuki nie służebnej i beztendencyjnej. twórczości budującej dla wybranych "z małego światka wielkie światy". Z fermentów Sturm und Drang Periode wyłoniły się dwie największe indywidualności pisarskie: zaangażowany Schiller i olimpijski Goethe. Johann Wolfgang Goethe (1749-1832) w Niemczech epoki "burzy i naporu" zyskał w bardzo młodym wieku sławę swym narodowym, rycerskim i buntowniczym dramatem Gotz von Berlichingen (1773), osnutym na wydarzeniach z czasów wojny chłopskiej. Wkrótce sławę europejską przyniosła mu pierwsza niemiecka powieść tłumaczona na wszystkie języki: Die Leiden des fungen Werthers (Cierpienia młodego Wertera, 1774). Zakończona samobójstwem bohatera historia odwzajemnionej, ale nieszczęśliwej miłości Wertera została przyjęta jako manifest pokolenia sentymentalnych i rozgoryczonych. Goethe rychło jednak odsunął się od literackiej cyganerii, został szanownym tajnym radcą na dworze Karola Augusta księcia sasko-weimarskiego, piął się po szczeblach kariery urzędniczej w małym państewku. Powrót do intensywnej twórczości literackiej wiąże się z dwuletnim pobytem Goethego we Włoszech (1786-1788), gdzie "klasyczniał" w rzymskim środowisku. Dłużej w nurcie "burzy i naporu" utrzymał się Friedrich Schiller (1759-1805). Ten oficerski syn ze zmilitaryzowanego księstwa wirtemberskiego, poddany rygorom szkoły wojskowej i narzuconej przez ojca kariery wojskowego lekarza, ukarany przez księcia Karola Eugeniusza aresztem i zakazem pisania, był buntownikiem nie tylko w literaturze, ale i w życiu. Zerwał ze środowiskiem i zbiegł z Wirtembergii. Zanim to nastąpiło, Schiller zadebiutował dramatem Die Rauber ( Zbójcy, 1781), Bohater dramatu, Karol Moor, ucieka z domu do lasu i jako szlachetny rozbójnik wymierza sprawiedliwość złemu światu. Schiller pisał w gwałtownym i rozluźnionym stylu Sturm und Drang do 1785 r. Potem dojrzewał artystycznie i też "klasyczniał". Odnoszone do późniejszej twórczości Goethego i Schillera wieloznaczne określenie "klasycyzm" oznacza tu bardziej doskonałość artyzmu i dyscypliny myślowej, niż hołdowanie kanonom klasycystycznej poetyki i kult antyku. Dwaj wielcy twórcy, którzy na przełomie stuleci połączywszy się przyjaźnią uczynili z małego Weimaru stolicę duchową Niemiec, byli klasykami europejskiego preromantyzmu. Goethe "olimpijczyk" i Goethe "mag" stał się "kapłanem sztuki", uosobieniem suwerenności artysty otwartego na wszelkie budzące poczucie wzniosłości humanistyczne treści, wyrzekającym się tendencyjności i tworzącym ze spontanicznością przyrody panteistą-antropozofem, jednym słowem autorem Fausta, nad którym rozmyślał i pracował przez sześćdziesiąt lat. Schiller, pogłębiwszy swój młodzieńczy rousseauizm kantyzmem, widział w pięknie i sztuce czynnik podnoszący człowieka ze "stanu fizycznego" do "stanu moralnego", a poezji "naiwnej" (realistycznej) przeciwstawiał "sentymentalną" (idealistyczną). Mniej uniwersalny i ponadczasowy niż Goethe, wyszedł Schiller z emocjonalnego buntu Sturm und Drang Periode jako "sklasyczniały" poeta republikańskiej wolności. W epoce Goethego i Schillera literatura niemiecka zdobyła mocną pozycję w Europie, zwłaszcza w krajach skandynawskich i słowiańskich, w których znajomość języka niemieckiego była rozpowszechniona wśród mieszczaństwa i protestanckiego duchowieństwa. Najwcześniej i najsilniej wpływom niemieckim, łączącym się z falą "germanizmu", uległa Dania, gdzie w latach 1751-1770 przebywał Klopstock. W Danii mieszkał i tworzył również Heinrich Wilhelm von Gerstenberg (1737-1823), wybitny niemiecki preromantyk i prekursor Sturm und Drang. Jego Gedicht eines Skalden (1766) nawiązywał do skandynawskich sag, a makabryczny dramat Ugolino (1768) stanowi zapowiedź buntowniczej fali w niemieckiej literaturze. Największy poeta i dramaturg duński tych czasów, Johannes Ewald (1743-1781), uprawiał tematykę nordycką i biblijną pozostając pod wpływem Klopstocka. O ile literatura niemiecka bardziej odpowiadała mieszczaństwu, o tyle francuski klasycyzm kultywowano w sferach arystokratyczno-dworskich. Uwidoczniło się to w Szwecji, gdzie ostoją klasycyzmu i francuszczyzny była założona w 1786 r. przez Gustawa III Akademia Szwedzka. Do czołowych przedstawicieli gustawiańskiego klasycyzmu zaliczali się Henric Kellgren (1751-1795) i Carl Gustaf Leopold (1756-1829), podczas gdy rousseauistyczną opozycję przeciw chłodnemu rozsądkowi akademizmu prowadzili: Bengt Linder (1757-1793) i Thomas Thorild (1759-1808). Największym talentem poetyckim ówczesnej Szwecji był żywiołowy Carl Micbael Bellman (1740-1795), autor pieśni pijackich i biesiadnych o zmiennym nastroju, między bachiczną euforią a skrajnym pesymizmem. Odpowiednikiem klasycystyczno-dworskiej literatury "gustawiańskiej" w Szwecji była "stanisławowska" literatura w Polsce i "jekaterińska" w Rosji. W Warszawie, w kręgu królewskiego mecenatu, powstało silne środowisko klasycyzujące z Ignacym Krasickim (1735-1801), Adamem Naruszewiczem (1733-1796) i Stanisławem Trembeckim (1739-1812) na czele. Dziełem tego pokolenia "oświeconych" było nadanie polskiemu piśmiennictwa klasycystycznego szlifu i zepchnięcie późnobarokowej maniery w strefę literackiego folkloru. W młodszym pokoleniu dochodził już do głosu sentymentalizm reprezentowany przez Franciszka Karpińskiego (1741-1825) i Franciszka Dionizego Kniaźnina (1750-1807). Na schyłku XVIII w. nasiliły się w polskiej literaturze tony narodowe i patriotyczne. Zręczny komediopisarz Franciszek Zabłocki (1752-1821) podniósł zamaszystą sarmacką poezję polityczną do poziomu wysokiego artyzmu, a Julian Ursyn Niemcewicz (1758-1841) zapowiada już wejście gorąco zaangażowanej literatury XIX w. w służbę sprawy narodowej. Literatura "jekatierińska" w Rosji, nie mając do czynienia z silnym barokowym dziedzictwem, działała na bardziej "czystym polu", ale też na skutek tego miała charakter bardziej patriotyczny niż narodowy. Najpłodniejszym rosyjskim pisarzem tej doby była sama imperatorowa, której moralizatorskie, filozofujące i patriotyczno-historyczne sztuki teatralne i powiastki zapełniają kilkanaście tomów. Urzędowy poeta dworski, piewca Katarzyny i jej "orłów", Gawriła Dzierżawin ( 1743-1816), sprawnie uprawiał klasyczną odę. Utalentowany komediopisarz Denis Fonwizin (1745-1792) i autor klasycznych tragedii Jakow Kniaźnin (1742-1791) pozostawali pod wpływem literatury francuskiej. W Rosji ukazywało się bardzo wiele tłumaczeń. Po pionierskich poczynaniach z połowy XVIII w. Rosjanie na szeroką już skalę opanowali zachodnioeuropejskie rzemiosło pisarskie i stworzyli ilościowo pokaźną literaturę zapatrzoną w Horacego i Boileau. Za czasów Katarzyny dopełnił się proces literackiej edukacji we francuskiej szkole i dojrzała w tym kraju sytuacja do wydania wielkiej twórczości oryginalnej. Zwiastunami tej twórczości była emocjonalna publicystyka Nowikowa i Radiszczewa oraz pisarski debiut Nikołaja Karamzina (1766-1826). W krajach Italii i Półwyspu Iberyjskiego podobnym problemem jak w Polsce było przezwyciężenie literackich tradycji późnego baroku i odnalezienie narodowego tonu. Literatura żeglowała więc między Scyllą "zepsutego smaku" a Charybdą "cudzoziemszczyzny". Przebiło się przez tę cieśninę i wypłynęło na szerokie europejskie wody komediopisarstwo Goldoniego i Gozziego, których twórczość stoi na pograniczu poprzedniego i obecnie nas interesującego okresu. Jednakże poza wenecką komedią literatura piękna, uprawiana we wszystkich krajach Italii, nie wychodziła poza arkadyjską przeciętność, pozostając w tyle za oświeceniową publicystyką i literaturą ekonomiczno-prawniczą. Jako datę oznaczającą początek Rinnovamento (odnowy) literatury włoskiej przyjmuje się 1763 r., w którym ukazał się Mattino (Poranek) Pariniego. Giuseppe Parini (1729-1799) pochodził z ubogiej lombardzkiej rodziny rzemieślniczej i zostawszy księdzem przez parę lat pełnił obowiązki guwernera w arystokratycznym domu. Zdobyte tym sposobem doświadczenie dało Pariniemu materiał do budowy wielkiego eposu satyrycznego, mającego obrazować dzień i noc z życia modnego panicza na tle świetnie odmalowanej panoramy mediolańskiego społeczeństwa. Ogłaszane od 1763 r. fragmentami, ale nigdy nie ukończone, dzieło pozostawało w obrębie poetyki klasycystycznej z nawiązaniem do tradycji włoskiego renesansu. Moralizatorska, dydaktyczna i satyryczna twórczość Pariniego należy do piśmiennictwa katolickiego oświecenia. Drugim odnowicielem literatury włoskiej był piemoncki szlachcic Vittorio Alfieri (1749-1803). W latach 1775-1887 napisał on 20 historycznych tragedii, w których stale powtarza się motyw konfliktu między despotą a obrońcą wolności. Ten włoski Schiller nie przeszedł przez Sturm und Drang i był silnie związany z tradycjami francuskiego klasycyzmu. Nie zaprzestając zwalczać despotyzmu monarszego Alfieri w czasie rewolucji francuskiej stał się namiętnym przeciwnikiem również "despotyzmu ludowego". W okresie Rinnovamento bardzo ożywiła się włoska krytyka literacka. Z prac teoretycznych największe znaczenie ma Saggio sulla ftlosofta delle lingue (Zarys filozofii języków, 1785), w którym padewczyk Melchiorre Cesarotti (1730-1808) głosił swobodę pisarzy w tworzeniu języka literackiego, o którego poprawności powinien decydować sąd i smak literatów, a nie gramatyczne reguły. W przeciwieństwie do Polski i Włoch, literatury iberyjskie nie doczekały się w XVIII w. wyraźnej odnowy. W Hiszpanii życie literackie było zdominowane sporem "galicystów" i "narodowców" o "dobry smak". Założona w 1749 r. Academia del Buen Gusto (Akademia Dobrego Smaku) przeprowadziła walkę z bardzo żywotnymi przeżytkami barokowej maniery "złotego wieku". Puryści "dobrego smaku" naśladowali zwłaszcza teatr francuski. Ludzie Oświecenia, którzy mieli większe osiągnięcia na polu oświaty i erudycji niż literatury pięknej, w swych satyrach ośmieszali "narodowców" i wzywali do odrzucenia "sielskiej fujarki". Jednakże w niemal całkowicie opanowanej przez księży i zakonników literaturze hiszpańskiej widziano odnowę w nawiązywaniu do literatury francuskiej z czasów Ludwika XIV, a nie do tego, co stanowiło żywy nurt współczesności we Francji, Anglii i Niemczech. Tak powściągliwemu nowatorstwu niełatwo było konkurować z zakorzenionym tradycjonalizmem, który nasilił się około 1780 r., co odpowiadało zresztą ówczesnym ogólnoeuropejskim skłonnościom do folkloru i narodowej nuty w literaturze. Bardziej jeszcze zacofana i pogrążona w jałowym manieryzmie barokowym była literatura portugalska. Walkę ze "złym smakiem" prowadziła tu popierana przez Pombala "Arkadia Luzatyńska", dla której ideałem byli Owidiusz i Horacy. Latynizujący klasycyzm "Arkadii" był poniekąd oficjalnym nurtem w Portugalii, kiedy pojawił się tu zwiastun romantyzmu, natchniony wykolejeniec, buntownik i bluźnierca, Manuel Maria Barbosa du Bocage (1765-1805)- Ten gorszący i potępiany "czarny anioł" portugalskiej literatury został wywyższony dopiero przez późniejszą potomność. Reprezentatywną dla przełomu stuleci postacią była natomiast Leonor de Almeida markiza de Aloma (1750-1839), która z ukształtowanej w "Arkadii" latynistki stała się tłumaczką angielskich i niemieckich preromantyków: Thomsona i Macphersona, Herdera i Goethego. Na progu romantyzmu wzajemne przenikanie literatur współczesnych, wraz z nawrotem do dawnego piśmiennictwa oraz czerpaniem z literatur wschodnich i ludowych, stworzyło niezwykle urozmaicony horyzont literacki, zwany przez Goethego literaturą światową (die Weltliteratur). Wraz z tym rozkwitem literatury Europa wchodziła w erę kultury inteligenckiej, która, w przeciwieństwie do kultury arystokratycznej czy ludowej, charakteryzowała się prymatem literatury i literackości nad sztukami plastycznymi. 9. Sztuki plastyczne. Neoklasycyzm W ostatnich dekadach XVIII w. w gustach artystycznych dokonywał się zwrot od upodobania w dekoracyjnej ozdobności ku prostocie. Był to ruch spontaniczny, wypływający z wyczerpania i zużycia inwencji stylu rokoko. W ową wewnętrzną dialektykę życia sztuk plastycznych interweniowała jednak tym razem bardziej niż kiedykolwiek dotąd czynna myśl teoretyczna. Rozmnożyli się we Francji, Anglii, Niemczech i Szwajcarii rezonujący o sztuce esteci, z których poglądami liczyli się zarówno mecenasi, jak artyści. Sztuka schyłku XVIII w. stała się wybitnie estetyzująca, literacka i programowa, może z uszczerbkiem dla jej czysto plastycznych walorów. W ocenie dzieła sztuki rozróżniono teraz trzy kryteria: ładność, piękno i wzniosłość. Wraz z manierą rokoko wychodziła z mody zmysłowa ładność, określana teraz pogardliwie jako "mała maniera" (petite maniere) Pojęciu racjonalnego i idealnego piękna odpowiadał gust klasyczny, czyli "wielki gust" (grand gout). Wreszcie intuicyjna i irracjonalna wzniosłość to budząca dreszcz dzikość, groza, tajemniczość, to zespolenie się z nie uładzoną ręką człowieka naturą, to gust preromantyczny. Dominującym prądem stał się, zwłaszcza w architekturze, neoklasycyzm. Jednakże łatwiej było konstruować teoretyczne pojęcia w estetyce, niż według nich tworzyć dzieła sztuki, zakorzenionej w dawnych szkołach, tradycjach i nawykach. Aczkolwiek artyści schyłku stulecia aż zanadto starali się podążać za estetami, to w twórczości ich występowało wiele "nieczystych" form łączących ładne, piękne i wzniosłe wątki sztuki rokokowej, neoklasycznej i preromantycznej. Neoklasycyzm był nie tylko reakcją przeciw późnemu barokowi i rokoko, ale w istotny sposób różnił się od takich wcześniejszych postaci klasycyzmu, jak barokowy klasycyzm Ludwika XIV, francuski akademizm czy angielski palladianizm. Wszystkie te kierunki wywodziły się z przetworzonej przez włoski renesans sztuki rzymskiej i były nader dalekie od autentycznego antyku. Neoklasycyzm to powrót do badanych z archeologiczną pieczołowitością starożytnych źródeł, i to nie tyle rzymskich, ile greckich. Tradycyjnie neoklasycyzm wywodzi się z archeologicznej gorączki, wywołanej odkryciem w 1748 r., nieprędko zresztą odkopanych Pompejów, i z teoretycznych prac Winckelmanna. Trzeba jednak zauważyć, że rozpoczęte już w 1711 r. i prowadzone na szeroką skalę od 1738 r. wykopaliska w Herkulanum nie oddziałały tak na europejską sztukę. Natomiast nie mniej od Pompejów inspirowały neoklasyków ruiny greckich budowli z południowej Italii (Pestum) i Sycylii (Segesta) oraz samej Grecji i Azji Mniejszej; Winckelmann zaś w swym entuzjazmie do antyku miał sporo poprzedników i współczesnych we Francji i w Anglii. W genezie neoklasycyzmu nie trzeba więc przypisywać nadmiernego znaczenia jednemu odkryciu i jednemu człowiekowi. W połowie XVIIIw. dojrzała sytuacja do antyrokokowej reakcji i jedna z najważniejszych inicjatyw wyszła z otoczenia samej "królowej rokoko" - markizy Pompadour. Mianowany intendentem królewskich budowli brat faworyty, Abel Francois Poisson markiz de Marigny (1727-1781), w 1749 r. wraz ze sztabem francuskich artystów i uczonych odbył peregrynację do Italii. Przywiózł z niej upodobanie do "wielkiego gustu" oraz niesmak w stosunku do "swawolników", którzy "fałszują linię prostą przez mnogość ornamentów krętych i ekstrawaganckich". Zdecydowanie klasyczny gust człowieka, który w latach 1751-1773 sprawował artystyczne rządy we Francji to ważna okoliczność. W 1752 r. Caylus zaczął wydawać swój fundamentalny Recueil d'antiquits (Zbiór starożytności), a w 1758 r. Julien Le Roy (1724-1803) ogłosił bardzo popularne dzieło: Les Ruines des plus beaux monuments de la Grece (Ruiny najpiękniejszych budowli greckich). W tym samym czasie kult antycznej architektury rzymskiej propagowały serie wspaniałych sztychów Piranesiego. Wkrótce opublikowano we Francji i w Anglii wiele archeologiczno-architektonicznych publikacji zaopatrzonych w dokładne ryciny i plany. Wydarzeniem w tej dziedzinie było ukazanie się w 1762 r. pierwszego tomu Antiquities of Athens (Starożytności ateńskie) J. Stuarta i N. Revetta. Johann Joachim Winckelmann (1717-1768) był więc jednym z wielu wielbicieli antyku, ale poglądom swym nadał najbardziej metodyczną postać. Programowo zwalczał zachwiany już w samej Francji "gust francuski" i osiadłszy w 1755 r. na stałe w Rzymie stał się przywódcą ciążącego do Wiecznego Miasta międzynarodowego środowiska neoklasyków. Znakomity historyk sztuki i właściwy inicjator tej dyscypliny interesuje nas tu głównie jako esteta. Swoje estetyczne credo sformułował Winckelmann jeszcze w czasie pobytu w Saksonii w Gedanken uber die Nachahmung der griechiscllen Werke in der Malerei und Bildhauerkunst (Myśli o naśladownictwie greckich dzieł w malarstwie i rzeźbie, 1755), a rozwinął te poglądy w podstawowym dla kilku pokoleń neoklasyków dziele: Geschichte der Kunst des Altertums (Historia sztuki starożytnej, 1764). Zdaniem Winckelmanna sztuka nie polega na naśladownictwie natury, ale na realizowaniu ideału piękna. "Prawdziwe piękno jest tylko jedno, a nie rozmaite". Wyraża się ono w pewnych idealnych stereotypach, wykluczających wszelkie indywidualne właściwości, które zakłóciłyby tylko jego czystość. Ideał piękna został w sposób doskonały osiągnięty przez Greków, tak iż droga do doskonałości prowadzi jedynie poprzez naśladowanie ich sztuki. Winckelmann zwracał się nie tylko do architektów i rzeźbiarzy, lecz również do malarzy, przykazując im naśladowanie niezachowanego malarstwa greckiego. Pojęcie o tym malarstwie może dać cień, płaskorzeźba, kamea. Stąd zlecenie: "Koloryt, światło i cień nie czynią malowidła tak cennym, jak szlachetny kontur". Z czasem neoklasycy znaleźli pożywkę w freskach herkulańskich i pompejańskich, w tych wypłowiałych zabytkach drugorzędnego malarstwa ściennego prowincjonalnych miast z czasów cesarstwa. W tych warunkach ideałem neoklasycznym stało się malarstwo pozbawione indywidualnego wyrazu, monotonne, kolorystycznie zgaszone, rysunkowe, na modłę płaskorzeźby płaskie i jednoplanowe. Naśladowczy neoklasycyzm w swej czystej postaci był w malarstwie i grafice manierą jałową. Jednakże czysty neoklasycyzm w XVIII w. to jeszcze bardziej program estetyczny niż artystyczna rzeczywistość. Ogólna tendencja w prorokokowej architekturze, dekoracji i meblarstwie to uproszczenie i wyprostowanie kształtów oraz dyskretne operowanie kolorem, z przewagą barw jednolitych, zwłaszcza bieli. Gust neoklasyczny wyrażał się w monumentalizmie, wielkiej skali, zamiłowaniu do prostych kolumnad i portyków greckich świątyń. Ten typ architektury znajdował zastosowanie głównie w budownictwie kościelnym i w wielkich gmachach użyteczności publicznej. Natomiast w budownictwie mieszkalnym i pałacowym, a zwłaszcza w dekoracji wnętrz, monumentalizm i nagość ścian nie miały zastosowania. Styl Ludwika XVI miał jeszcze wiele wspólnego z rokoko. Był delikatny, wdzięczny, jeszcze dalej niż rokoko szedł w kierunku lekkości i drobności kształtów. Kształty te zostały jednak w duchu klasycznym uproszczone i doprowadzone do form bardzo proporcjonalnych i regularnych. W dyskretnej, często płaskorzeźbowej dekoracji wprowadzono motywy antyczne: medaliony, urny, pompejańskie freski. Rokokowa barwność i kwiecistość w meblarstwie, tapiceriach i ceramice ustąpiła stonowanej harmonii. Prototypem architektury i dekoracji łączącego neoklasycyzm z rokoko stylu Louis XVI był wybudowany przez Gabriela w parku wersalskim pałacyk Petit Trianon (1754-1755). Ten sam architekt wraz z Soufflotem należał do najwybitniejszych twórców budownictwa monumentalnego, łączącego nowy kult antyku z tradycjami francuskiego akademizmu. Najsłynniejszą budowlą tej odmiany neoklasycyzmu jest wzniesiony w latach 1764-1790 w Paryżu według planów Soufflota ogromny kościół Św. Genowefy, przemianowany w latach rewolucji na Panteon. Czysto antyczny jest tu portyk kolumnowy i nagość konstrukcyjnych murów, natomiast wieńcząca gmach kopuła pozostaje jeszcze w tradycjach architektury porenesansowej. Z tą całą wielowiekową tradycją, związaną - dość zresztą luźno - z rzymskim antykiem, radykalnie zerwało młodsze pokolenie francuskich architektów, dla których "zepsucie gustu" zaczęło się już w starożytnym Rzymie. Wyznając hellenizm i kult maksymalnej prostoty, zwrócili się oni do najbardziej z greckich stylów archaicznego - stylu doryckiego. "Dorycyści" wykształcili się przeważnie jako stypendyści Akademii Francuskiej w Rzymie, który stał się ośrodkiem bynajmniej zresztą nie włoskiego neoklasycyzmu w czystej postaci. Najwybitniejsi "dorycyści" to Jacques Gondouin (1737-1818), Jean Francois Chalgrin (1739-1811) i Claude Nicolas Ledoux (1736-1806). Przed rewolucją wznieśli oni kilka surowych i masywnych budowli oraz zaprojektowali kilka bardzo nowoczesnych rozwiązań urbanistycznych, ale właściwa dla nich era nadeszła dopiero w dobie rewolucyjnej i napoleońskiej. Najbardziej oryginalnym projektantem-wizjonerem był Ledoux, dla którego nawet archaiczne greckie świątynie były małostkowe i zbyt dekoracyjne. Odrzucając jako "dziecinnady" portyki, kolumnady i gzymsy, nawiązywał on do "cyklopich murów" i projektował potężne geometryczne budowle jak najmniej rozczłonkowane i przerywane oknami- Niewiele zrealizowano z tych projektów, ale konstruktywizm "dorycystów" zaważył na budownictwie użytkowym i surowej prostocie późnego neoklasycyzmu, a architektoniczne wizje Ledoux są zadziwiającą bliskie realizacjom XX w. W architekturze angielskiej droga do neoklasycyzmu była uproszczona przez odwieczną w tym kraju tradycję palladianizmu. Odkryto jednak teraz, że Palladio jest nader daleki od autentycznego antyku. Do greckich, ale bardziej jeszcze starorzymskich pierwowzorów nawiązał z archeologicznym zacięciem Robert Adam (1728-1792), który wraz ze swymi trzema braćmi stworzył neoklasyczną szkołę dominującą w Wielkiej Brytanii w ostatnich dekadach XVIII w. Adamowie wznieśli wiele budowli, zwłaszcza w Londynie i Edynburgu, który zyskał miano Aten Północy. Styl Adamów był bardzo antykwaryczny i w swym neoklasycyzmie czystszy niż styl Ludwika XVI, ale obie maniery wykazywały dość duże pokrewieństwo i wzajemnie na siebie oddziaływały. Adamowie przeciwstawili monumentalnym formom palladiańskim lżejsze proporcje i celowali zwłaszcza w starannym opracowaniu wnętrz. Mistrzowie delikatnej i eleganckiej neoklasycznej dekoracji byli nowatorami w stosowaniu stiuków, pilastrów, medalionów i pompejańskich malowideł ściennych, które naśladowano w całej Europie. Do rozpowszechniania tych wzorów przyczyniły się publikacje Roberta Adama, zwłaszcza The Works in Architecture of Robert and James Adam (Dzieła architektoniczne Roberta i Jamesa Adamów, 1773-1779). Ze stylem Adamów łączy się również świetny okres w dziejach angielskiego meblarstwa, które już w czasie Chippendale'a zaczęło się liczyć w Europie, a w epoce neoklasycyzmu wydało dwie słynne szkoły: George'a Hepplewhite'a (zm. 1786) i Thomasa Sheratona (1751-1806), z powodzeniem konkurujące z meblami francuskimi. Najwyższy poziom osiągnęła wówczas także ceramika angielska. Manufaktura Josiaha Wedgwooda (1730-1795), nosząca znamienną dla tych czasów nazwę "Etruria", produkowała pokryte mitologicznymi reliefami i doskonale barwione naczynia, równocześnie bardzo w swym antykwaryzmie neoklasyczne i bardzo dekoracyjne. Anglia, która pozostawała na uboczu dekoracyjnego rokoko, nadrabiała teraz swoje zaległości stając się przodującym krajem w dziedzinie dekoracji i sztuki stosowanej neoklasycyzmu. W silnie opanowanych przez rokoko krajach niemieckich styl ten utrzymał się stosunkowo długo i miał wytrwałego zwolennika w osobie Fryderyka II. Zanim umarł stary król, neoklasycyzm szerzył się już w Niemczech i sam Fryderyk zaczął wznosić nowomodne budowle w Berlinie, gdzie w 1788 r. Karl Gotthard Langhans ( 1732-1808) postawił jeden z najczystszych okazów tego stylu - sławną Bramę Brandenburską. Owa brama to jednak zjawisko raczej wyjątkowe. Neoklasycyzm w ojczyźnie Winckelmanna był zrazu chętnie przyjmowanym przez książąt importem francuskim nie najczystszej próby. Wybitny twórca niemieckiej szkoły neoklasycznej architektury, Friedrich Gilly (1772-1800), należy już do czasów późniejszych. Dla ulegających francuskiej i angielskiej modzie Niemiec na schyłku XVIII w. znamienne będzie natomiast zjawisko pokrewne wcześniejszej adaptacji stylu rokoko. Przeznaczona w zasadzie dla wnętrz neoklasyczna dekoracja Louis XVI w Niemczech w toporniejszej formie weszła na fasady mieszczańskich kamienic, które - tak jak niegdyś ornamentem muszlowym - pokryły się teraz medalionami, wieńcami laurowymi i trofeami. W architekturze włoskiej neoklasycyzm był zjawiskiem wtórnym. W związku z ogólną ewolucją europejskich gustów nasiliły się, zawsze żywotne w tym kraju, tradycje palladiańskie. Dokonał się tu raczej odwrót od bujności barokowej ku prostocie renesansu, niż antykwaryczny pęd do naśladowania autentycznego antyku. Potem włoscy fachowcy od wznoszenia budowli pójdą za europejską modą zimną, surową i monumentalną, ale na schyłku XVIII w. będą jeszcze głównie roznosicielami chętnie teraz odbieranego neopalladianizmu. Największymi w Europie placami budowy była wznoszona przez Pombala z ruin Lizbona i planowo rozbudowywany wraz z podmiejskimi rezydencjami Petersburg. Odbudowa Lizbony przyniosła piękne rozwiązania urbanistyczne, ale architektura portugalska już za czasów wielkiego amatora budownictwa, Jana V, utraciła swą oryginalność. Zatrudniani przez tego króla włoscy i niemieccy architekci uprawiali palladiański i akademicki klasycyzm, który stał się dość monotonnym stylem odbudowy portugalskiej stolicy. W Rosji druga połowa XVIII w. nosi miano "klasycyzmu Katarzyny". Nie był to styl tak jednolity i tak neoklasyczny, jak późniejszy "klasycyzm aleksandrowski". Za czasów Katarzyny II przesunął się przez Petersburg korowód wybitnych architektów cudzoziemskich, którzy pozostawili po sobie budowle reprezentujące różne odmiany wczesnego neoklasycyzmu. Kolejno faworami imperatorowej cieszyli się: Francuz J. B. Vallin de la Mothe (1729-1800), Włoch Antonio Rinaldi (1709-1790), Niemiec Georg Velten (1730-1801), Szkot Charles Cameron (1740-1815) i Włoch Giacomo Quarenghi (1744-1817). Uprawiali oni w Petersburgu i w Carskim Siole klasycyzm pełen reminiscencji akademickich i nawet jeszcze barokowych. Z czasem wystąpiły formy bardziej czystego neoklasycyzmu (Cameron) i późniejszego palladianizmu, którego mistrzem był największy z architektów czasów Katarzyny - Quarenghi. Obok cudzoziemców zaczęli wówczas działać wybitni architekci rosyjscy, jak Iwan Starow (1745-1808). Wybudowany przez niego dla Potiomkina Pałac Taurydzki (1783-1789) stał się prototypem neoklasycznych białych pałaców i dworów o zwartych bryłach i kolumnowych portykach, tak charakterstycznych dla Europy Wschodniej przełomu XVIII i XIX w. Ponieważ wielki rozwój budownictwa w popiotrowskiej Rosji przypadł na czasy neoklasycyzmu, styl ten szczególnie silnie uwidocznił się w Petersburgu i stał się czymś na kształt rosyjskiego stylu narodowego. Podobnie jak Katarzyna II, wielkie aspiracje popierania architektury i budownictwa miał Stanisław August, ale królowi temu zabrakło środków, aby zrealizować swoje rozległe plany. Ograniczyły się one głównie do przebudowy wnętrz Zamku Królewskiego i budowy zespołu łazienkowskiego, który stanowi najpiękniejszą realizację tzw. klasycyzmu stanisławowskiego. Był to klasycyzm dość silnie jeszcze związany z tradycjami i daleki od antykwarycznego neoklasycyzmu, niemniej jednak dobrze wyrażał ogólną zmianę w europejskich gustach. Królewskie budowle powstały przy współpracy Włocha Domenico Merliniego ( 1730-1797) z Saksończykiem Janem Ch. Kamsetzerem (1753-1795). Odpowiednikiem Starowa był w Polsce wyedukowany sumptem króla Jakub Kubicki (1758-1833), budowniczy wielu neoklasycznych pałacyków i dworów. Te skromniejsze i bardziej rodzime budowle w sposób typowy wpisały się w krajobraz polskiej wsi. W mniej lub bardziej czystych postaciach klasycyzm na schyłku XVIII w. szerzył się w architekturze wszystkich (poza tureckimi Bałkanami) krajów Europy. Można tu jeszcze wskazać przykład Danii, gdzie od architektury holendersko-palladiańskiej szybko dokonało się przejście do klasycyzmu prostego i surowego. Utrzymane w stylu jońskim i już zdecydowanie neoklasyczne budowle Caspra Harsdorffa (1735-1799) miały jeszcze osiemnastowieczną smukłość i lekkość. Wkrótce Dania stała się krajem masywnych gmachów "doryckich". Nie wdając się już w dalsze egzemplifikacje można stwierdzić, że cała Europa wraz ze Stanami Zjednoczonymi zmierzała do urzeczywistnienia na początku XIX w. neoklasycznej jedności stylu w architekturze. Jest to zjawisko zastanawiające. Zajmując się architekturą w aspekcie historii sztuki ma się na uwadze głównie najwybitniejsze dzieła budownictwa pałacowego i kościelnego. W tego rodzaju budowlach najważniejsze są względy natury estetycznej. Jednakże architektura to również - a nawet przede wszystkim - budownictwo użytkowe, liczące się ze względami natury praktycznej. Reakcja przeciw dekoracyjnemu i formalnie skomplikowanemu rokoko rozpoczęła się w sferze artystycznych i wielkopańskich gustów, niezbyt liczących się ze względami praktycznymi. Wyrafinowane i w wielce wyszukany sposób "uproszczone" pałace wczesnego neoklasycyzmu na pewno nie były tańsze od pałaców rokokowych. Jeśli jednak w architekturze i wyposażeniu wnętrz budynków drugorzędnych i użytkowych dąży się do utrzymania jedności stylu z wystrojem budownictwa elitarnego, to łatwiej i taniej można było wybudować i urządzić dworek, kamienicę, ratusz, szkołę czy koszary harmonizujące z neoklasycznym niż z rokokowym pałacem- Poczęte w sferze antykwaryzmu i estetyzmu neoklasyczne uproszczenie prowadziło do konstruktywizmu i funkcjonalizmu seryjnej i banalnej, ale przecież mającej pretensje do "stylu", architektury XIX w. I w tym chyba tkwi tajemnica wielkiego sukcesu neoklasycyzmu na progu przyspieszenia urbanizacji i budownictwa użyteczności publicznej. O ile trudno wywodzić neoklasycyzm z gustu mieszczańskiego, o tyle w swej obiektywnej funkcji ów styl był bardziej egalitarny i bardziej administracyjno-państwowy niż rokoko. Powrót do antyku miał również swoje implikacje ideologiczne. Wszechobecny w plastyce tych czasów antyk niósł ze sobą reminiscencje nie feudalne, monarchiczne i chrześcijańskie, ale republikańskie, cesarskie, imperialne, pogańskie. Toteż przywykli do wywodzącego się z baroku rokokowego "opera-balet" w kościołach krakowscy kanonicy gorszyli się, kiedy Hugo Kołłątaj przebudował kościół w Krzyżanowicach w "grecką świątynię". Estetyka neoklasycyzmu głosiła kult idealnego piękna i harmonijnej formy, równocześnie jednak sztuki plastyczne w epoce neoklasycyzmu były bardzo literackie. W dekoracji dominowały kompozycje figuralne, posągi i posążki, popiersia, głowy, profile, jednym słowem, wyobrażenia człowieka. To mnóstwo ludzkich postaci miało w sobie olimpijski spokój i "boską" bezosobowość. Białe twarze były posągowo piękne i pozbawione wyrazu. Jednakże te upodobnione do siebie antyczne istoty nie były anonimowe i zawsze coś znaczyły w symbolicznej pantomimie odgrywanej na postumentach, w niszach, dekoracyjnych medalionach, wazach, reliefowych plakietkach, malowidłach ściennych i obrazach. Od czasów starożytności nigdy sztuka europejska nie była tak nasycona grecko-rzymską mitologią, obok której ulubioną tematykę stanowiły sceny i postacie z dziejów Grecji i Rzymu. Antyczna fabuła stanowiła kostium symbolizmu, który wyrażał się również w alegoriach nie nawiązujących już treściowo do mitologii czy historii starożytnej. Przedstawiając symbolikę narodową, państwową, religijną, filozoficzną czy etyczną, dawano alegorycznym postaciom olimpijskie twarze i przyodziewano je w tuniki lub obnażano na antyczną modłę. Symbolizm wraz z jego pseudoantyczną rekwizytownią towarzyszył wszelkim postaciom porenesansowej sztuki, ale neoklasycyzm przyniósł spotęgowanie tego kierunku i oczyścił antyk, bardzo jeszcze teatralny i pomieszany z perukami czy fantazyjnymi kostiumami w czasach Ludwika XIV i rokoko. Neoklasycyzm wprowadził gust antyczny również do sztuki portretowej. Antyczne przyodziewanie czy obnażanie portretowanych osób, trudne do pogodzenia z rokokowymi fryzurami i perukami, poprzedziło wielki przewrót, radykalnie upraszczający modę na przełomie XVIII i XIX w. W epoce wczesnego neoklasycyzmu rzeźba podążała za architekturą w sposób dość naturalny, nie brakowało bowiem dla rzeźbiarzy wzorów antycznych. Długo jeszcze utrzymywała się pewna miękkość, delikatność, żywość i zalotność rokoko, która wysmuklała i uwdzięczała postacie. Stopniowo jednak ruchy stawały się spokojniejsze, szaty gładsze, nagość mniej "rozebrana", a bardziej posągowa, z olimpijskich twarzy znikał barokowy patos i rokokowy uśmiech. Ta hellenizacja uwidoczniła się głównie w rzeźbie figuralnej i dekoracyjnych reliefach. W świetnie rozwijającej się francuskiej rzeźbie portretowej tacy mistrzowie, jak Jean Jacques Caffieri (1725- 1792) i Jean Antoine Houdon (1741 - 1828), celowali w psychologicznej charakterystyce postaci. Wielcy twórcy mniej ulegali modzie, ale jeśli szukać w ich twórczości związków z neoklasycyzmem i reminiscencji antyku, to u Caffieriego, a zwłaszcza u Houdona, można zauważyć powinowactwo z realistyczną rzeźbą portretową starożytnego Rzymu. Doktrynerstwo neoklasycyzmu najsilniej uwidoczniło się w dziedzinie malarstwa, które należało tworzyć według nieistniejącego greckiego ideału. Nieprędko też wyznawcy poglądów Winckelmanna dopracowali się nowego stylu, którego kolebką był Rzym. Spośród zaprzyjaźnionych z Winckelmannem malarzy rdzennym rzymianinem był rozmiłowany w antyku Pompeo Batoni (1708-1787), przyćmił go jednak przybyły z Niemiec Anton Raphael Mengs (1728-1779). Ów pierwszy Żyd, który zapisał się w dziejach europejskiego malarstwa, zerwawszy z późnobarokową manierą stał się pod wpływem Winckelmanna zagorzałym teoretykiem i praktykiem neoklasycyzmu. Poglądy swe wyłożył Mengs w popularnym swego czasu dziele: Gedanken über die Schönheit und Geschmack in der Malerei (Myśli o pięknie i guście w malarstwie, 1762). Obrazy komponował na wzór płaskorzeźb, bez głębi przestrzennej i efektów malarskich, w kolorycie zimnym i jednostajnym. Mengs, który pozostawał jeszcze i pod wpływem późnego renesansu, znalazł w Niemczech uczniów dalej idących w naśladownictwie wzorów antycznych. Rzymsko-niemiecki neoklasycyzm w swej literackiej i programowej orientacji łączył się z sentymentalizmem. Reprezentantką tego połączenia była bardzo modna w całej Europie, a przeważnie przebywająca w Rzymie szwajcarska portrecistka i graficzka, Angelika Kauffmann (1741-1807). Chętnie poprawiając nosy portretowanym osobom, przyczyniła się w dużym stopniu do spopularyzowania w malarstwie ideału "greckiej" piękności. Właściwą domeną neoklasycyzmu nie było jednak malarstwo portretowe, ale mitologiczne i historyczne. W rzymskim kręgu neoklasyków znalazł się francuski malarz Joseph Vien (1716-1809), który w swych obrazach starał się naśladować freski z Herkulanum. Dalej w kierunku płaskorzeźbowego malarz archeologicznej skrupulatności poszedł osiadły w Rzymie Szkot, Gavin Hamilton (1723-1798). Wywarł on wpływ na angielskie malarstwo dekoracyjne i na silnie klasycyzującą angielską grafikę, jednak w historii neoklasycyzmu szczególnie ważne jest oddziaływanie Hamiltona na Jacques Louis Davida (1748-1825). Choć uczeń silnie już klasycyzującego Viena, David, był początkowo rokokowym rubensistą. Dopiero pobyt w Rzymie (1775-1780), studia nad antyczną rzeźbą oraz przejęcie się teorią Winckelmanna i malarstwem Hamiltona doprowadziły do wykrystalizowania się patetycznego, rzeźbiarskiego i antykwarycznego stylu najsławniejszego malarza neoklasycyzmu i najbardziej reprezentatywnego artysty epoki rewolucji cesarstwa. David był wielkim portrecistą, ale o jego historycznej roli decydują ubogie kolorystycznie i twarde w płaskim, rysunkowym modelunku kompozycje, tworzone na wzór reliefów antycznych sarkofagów. Niejako manifestem dojrzałego neoklasycyzmu było wystawienie przez Davida w 1785 r. Przysięgi Horacjuszów. Ów stanowiący epokę w historii sztuki obraz zadziwiająco utrafił w gust tych czasów i został przyjęty jako rewelacja. Stary nestor klasyków Pompeo Batoni umierając zapisał Davidowi swoją paletę. Triumf Davida był klęską malarstwa, które weszło w zimną, historyzującą manierę, zapewne bardzo daleką od stanowiącego wielką niewiadomą ideału malarstwa greckiego. Przed 1789 r. czysty neoklasycyzm w malarstwie był dopiero w stadium inkubacji, aczkolwiek szerzył już spustoszenie w nudnej i martwej grafice, pojawiającej się obok świetnej ilustracji rokokowej. Ilustracja ta znajdowała się jeszcze w pełnym rozwoju i osiągnęła bodaj najwyższy poziom we Francji w pełnych werwy rycinach Jeana Michela Moreau (1741-1814), a w Niemczech w satyrycznych rysunkach Daniela Chodowieckiego (1726-1801). W malarstwie sztalugowym też długo jeszcze panowała rokokowa żywość i barwność. Na interesujący nas okres przypada nie tylko rozkwit twórczości Fragonarda we Francji, ale rokokowe malarstwo uprawiano w Petersburgu po Madryt. Rokokowym artystą był pierwszy wybitny malarz popiotrowej Rosji - Dmitrij Lewicki (1735-1822). Jako rokokowy malarz debiutował i zyskał w Hiszpanii sławę rówieśnik Davida - Francisco Goya (1746-1828). Ten największy geniusz malarski przełomu XVIII i XIX w. nigdy nie przeszedł przez "czyściec" neoklasycyzmu i jeżeli w ogóle wolno do twórcy tego formatu stosować ubogie etykiety "stylów" - to Goya z malarza rokokowego stał się romantykiem o najbardziej nieokiełznanej wyobraźni plastycznej. I droga od rokoko do romantyzmu to był chyba główny kierunek w żywym nurcie malarstwa europejskiego. Na tej drodze znajdował się literacki i nastrojowy, ale zawsze czuły na uroki natury, sentymentalizm. Wywodzące się z "rubensizmu" francuskie malarstwo rokokowe pod względem faktury zawsze miało wiele wspólnego ze sztuką niderlandzką, a pod względem fabuły nieobca mu była czułostkowość i anegdota. Programowo holenderski w patetycznych scenach rodzajowych i programowo czuły w sielskich alegoriach był Jean Baptiste Greuze (1725-1805) - naczelny przedstawiciel sentymentalizmu w malarstwie. Ten entuzjastycznie oceniany przez Diderota rousseauista głosił ideał prostego i cnotliwego życia z emfazą, która dziś drażni, a sposób przedstawiania tulących gołąbki dzieci-kobiet w potarganych szatkach pozwala domyślać się więcej perwersji niż kultu niewinności. Ale może trudno nam wczuć się w bardzo zwietrzałą atmosferę sentymentalizmu, kiedy to Greuze wyciskał łzy i był pojmowany jako "powrót do natury". Zaszczepiony na rokokowym pniu sentymentalizm szerzył się w malarstwie portretowym, które z największym powodzeniem uprawiała we Francji nadworna malarka Marii Antoniny, Elizabeth Vigee-Lebrun (1755-1842). Z czasem ta świetna przedstawicielka paryskiej elegancji zaczęła skłaniać się ku modzie na antyk. Hołd tej modzie spłacał również silnie tkwiący w tradycji rokoko sentymentalny pejzażysta parków i ruin, Hubert Robert (1733-1806). Jednakże malowanie antycznych ruin to sprawa szczególna, mająca tyleż wspólnego z neoklasycyzmem co z romantyzmem. Ku preromantyzmowi ewoluował w swej późnej twórczości Joseph Vernet specjalizując się w dramatycznych obrazach morskich burz. Preromantycznym pejzażystą był Louis Moreau (1739-1805) i preromantyzm w ogóle silnie wyraził się w europejskim malarstwie pejzażowym schyłku XVIII w. Chętnie podejmowanymi tematami stają się dzikie góry, skały i przepaście, wodospady, wodne tonie, ruiny, średniowieczne zamki, drzewa szarpane wiatrem, burze, chmury i zmierzchy, jednym słowem wszystko to, do czego preromantyczni esteci odnosili pojęcie wzniosłości- Gust ten silnie uwidocznił się w Wielkiej Brytanii. Nagły rozkwit malarstwa angielskiego to najbardziej uderzające zjawisko w historii malarstwa owych czasów. Poza wielkim Hogarthem malarstwo brytyjskie nie wybijało się ponad przeciętność, aż nadszedł czas, kiedy niemal naraz pojawiły się takie talenty, jak Richard Wilson (1714-1782). Joshua Reynolds (1723-1792), Thomas Gainsborough (1727-1788) i George Romney (1732-1802). Pierwszy z nich zainicjował angielską szkołę pejzażową, trzej następni byli głównie świetnymi portrecistami. Obok tych znakomitości wystąpiła cała plejada zdolnych malarzy, którzy uprawiali różne gatunki, m.in. typowe dla Anglii malarstwo animalistyczne i satyryczną karykaturę. Historia dokonała selekcji, skazując na zapomnienie bardzo w swoim czasie cenionych twórców malarstwa historycznego i religijnego, na skutek czego ogólny obraz kultury plastycznej w Anglii w XVIII w. przedstawia się nam może nazbyt optymistycznie. Nie zabrakło tu otoczonych czcią przedstawicieli akademizmu i klasycyzmu, jak dwaj przybysze z Ameryki Północnej: Benjamin West (1738-1820) z Pensylwanii i John Singelton Copley ( 1737-1815) z Bostonu. Epoka Adamów miała swój odpowiednik w nudnej neoklasycznej grafice. W Anglii działali również bardzo charakterystyczni dla tych czasów zwolennicy literackiej fantastyki i wizjonerstwa w malarstwie, jak Johann Heinrich Füssli (1741-1825) i William Blake (1757-1827). Pozostali jednak w pamięci przede wszystkim rasowi malarze, mniej uwikłani w takie kontynentalne maniery, jak rokoko, klasycyzm i sentymentalizm, którzy stworzyli "angielską szkołę" malarstwa portretowego, pejzażowego i rodzajowego. To angielskie malarstwo XVIII w. w większym stopniu niż malarstwo kontynentalne zapowiada późniejszą, poneoklasyczną już sztukę europejską XIX w. Angielską zapowiedzią nie najlepszej zresztą w tym wypadku przyszłości był również neogotyk. Neoklasycy mniemali, iż głoszą i realizują uniwersalny ideał wiecznego piękna. Jednakże w ich antykwaryzmie, w rekonstruowaniu jońskich czy doryckich stylów tkwiły już zaczątki jeszcze nie uświadomionego eklektycznego historyzmu w architekturze. Anglicy w XVIII w. nie tylko podziwiali gotyckie katedry i nie tylko stosowali gotyckie motywy (co było w tym kraju starą tradycją), ale obok neoklasycznej architektury zaczęli budować neogotycką. W ten sposób rozpoczął się na wyspie smutny w dziejach europejskiej architektury okres romantyzmu - epoki estetycznie uwrażliwionej na najbardziej sobie przeciwstawne style i niezdolnej do stworzenia w budownictwie własnego stylu. Na kontynencie europejskim początki romantycznego eklektyzmu uwidoczniły się w XVIII w. jedynie w modzie na ogrody zakładane według angielskiego gustu. Kunszt urządzania ogrodów stał w XVIII w. bardzo wysoko. W poprzednich rozdziałach nie zajmowaliśmy się jednak bliżej tą ważną dziedziną sztuk plastycznych, ukształtowany bowiem za Ludwika XIV francuski styl ogrodowy bez większych zmian panował przez wiele dziesięcioleci. Rokoko nie zerwało z symetryczną regularnością i prostymi liniami założeń parkowych, ze strzyżonymi szpalerami i architektonicznym traktowaniem masywów zieleni, otaczających płaszczyzny trawników, basenów i kanałów. Dekoracyjne upodobania połowy XVIII w. uwidoczniły się głównie w rozwinięciu zdobnictwa parterów, które na kształt dywanów ścieliły się wyszukanym w kształtach, barwnym i płaskim ornamentem. Rzeźby ogrodowe stały się lżejsze i liczniejsze. Mnożyły się też dekoracyjne pawilony, utrzymywane często w stylu pseudoorientalnym: domki chińskie i tureckie kioski. Ogród rokokowy był to "zielony salon" (salon de verdure), nader daleki od natury. Prawdziwy przewrót w ustabilizowanym stylu ogrodowym dokonał się w Europie w ostatnich dziesięcioleciach XVIII w., a wcześniej rozpoczął się w Anglii. Inicjatorem stylu ogrodowego, zwanego na kontynencie "angielskim", a na wyspie "chińskim", był William Kent (1684-1748). Styl ten rozwinął William Chambers (1726-1796), który specjalnie podróżował po Chinach i Indiach, aby studiować tamtejsze ogrody i kopiować pagody jako wzory ogrodowych pawilonów. Rozgłos uzyskała publikacja Chambersa Dissertation on Orient Gardening (Rozprawa o orientalnym ogrodnictwie, 1772). Książka ta wywołała wiele krytyk i polemik, ale w czasach Chambersa chińsko-angielskie ogrody zatriumfowały w Europie, utrafiając w gust sentymentalizmu. Często też ogrody angielskie nazywa się ogrodami sentymentalnymi. Do najsławniejszych ogrodów tego typu w Europie należy otaczający Petit Trianon, a w Polsce Arkadia pod Nieborowem założona 1778 r. przez Helenę Radziwiłłową. Opis owej Arkadii znalazł się w poemacie Les Jardins (Ogrody,1782),w którym francuski poeta Delille, tak jak wielu Francuzów XVIII w., rozsławił angielski wynalazek. Ogród"angielski", "chiński" czy też "sentymentalny" określano również jako "naturalny". Ów styl zrywał z architektoniczną regularnością i strzyżeniem francuskich ogrodów. Ogród miał być malowniczo niesymetryczny i możliwie urozmaicone gatunkowo drzewa powinny się prezentować w swej naturalnej postaci. Miejsce basenów z fontannami i prostych kanałów zajęły nieregularne stawy z zadrzewionymi wyspami i kręte ruczaje. Powstały dwa typy angielskich ogrodów. Rozległy park widokowy z malowniczymi kępami drzew, łąkami i stadami owiec, w którym drugorzędną rolę spełniała dekoracja architektoniczna, a ogrody kwiatowe zostały wydzielone, był istotnie bliski naturalnego krajobrazu. Ten typ angielskich parków, który rozpowszechnił się w dobie neoklasycznego budownictwa, swą swobodą kontrastował ze zdyscyplinowaniem architektury. Według innych reguł budowano, a według innych planowano zieloną przestrzeń. Ta niejednolitość stylu dawała szczęśliwe efekty ożywiając otoczenie białych i zimnych pałaców. Zrodzonej w Anglii, ale szczególnie popularnej na kontynencie wersji "ogrodu sentymentalnego", bardziej niż park widokowy odpowiada niewielki i intymny zakątek, obficie wyposażony w bardzo swoistą dekorację architektoniczną. Nie było tam już rokokowych posągów i pawilonów-pałacyków, ale strzechą kryte chatynki, młyny, mostki, groty, domki gotyckie, greckie i orientalne świątyńki, obeliski, urny, sarkofagi i koniecznie sztuczne ruiny: strzaskane kolumny, ułamki akweduktów. Wszystko to w sposób pozornie przypadkowy rozrzucone wśród "naturalnych" wód i bujnej zieleni. Pomiędzy drzewami powinny znajdować się również uschnięte i "rażone piorunem", po których pnie się bluszcz. Spośród paproci powinny się wynurzać głazy z pamiątkowymi napisami. Ogród sentymentalny znajdował się zazwyczaj na dalekich peryferiach zwykłego francuskiego czy angielskiego parku otaczającego pałac. W luksusowo urządzonych wnętrzach "chatynek" można było jednak wygodnie zamieszkiwać w dobranym a intymnym gronie. Tak wygląda arystokratyczna wersja "powrotu do natury". Ogród sentymentalny to zjawisko szczególnie znaczące w kulturze schyłku starego ładu. Łączy się tu neoklasycyzm (kult antyku) z rousseauizmem (kult pozornie pierwotnej natury i poszukiwanie samotnej "świątyni dumania"), rokoko (dobra zabawa w "chatynkach") z preromantyzmem (eklektyczne łączenie domków gotyckich z greckimi i orientalnymi pawilonami, ruiny, folklor). Ogród sentymentalny stwarzał złudzenie zamkniętego w sobie małego światka, szczelnie odizolowanego od zewnętrznego świata. Jest w tym coś z ucieczki od rzeczywistości. Jeśli mowa o przejawach schyłkowości w kulturze arystokratyczno-dworskiej, to wypada ich też szukać nie w wesołym stylu rokoko, ale w sentymentalnych ogrodach. Moda na sztuczne ruiny i uschnięte drzewa jest bardzo zastanawiająca. Można zrozumieć podziw dla piękna ruin i nawet upodobanie do odtwarzania ich w malarstwie. Ale nagminne na schyłku XVIII w. budowanie w wielkopańskich ogrodach sztucznych ruin to zjawisko w kulturze europejskiej bez precedensu. Jest w tym chyba jakiś rys dekadencji. 10. Muzyka. Wiedeński klasycyzm Największą pozycję w historii muzyki XVIII w. i w jej trwałym odbiorze przez kolejne pokolenia zajmuje pięciu Niemców: Bach, Haendel, Gluck, Haydn i Mozart. Ogólnoeuropejska kultura muzyczna stulecia była jednak zdominowana nie przez Niemców, lecz Włochów. W pierwszej połowie XVIII w. twórczość Bacha była lokalnym zjawiskiem niemieckim, twórczość zaś Haendla - niemiecko-angielskim. W środkowych dekadach stulecia Berlin, Mannheim i Wiedeń stawały się już ośrodkami muzyki instrumentalnej o europejskim znaczeniu, ale w owym czasie bardziej niż muzykę instrumentalną ceniono muzykę operową, a w tej dziedzinie królowali Włosi. Jeśli Saksończyk Hasse miał ogólnoeuropejską pozycję, to nie jako przedstawiciel muzyki niemieckiej, lecz neapolitańskiej szkoły operowej. Szkoła ta, wraz z triumfem "buffonistów", w połowie stulecia przytłumiła nawet tak silne tradycje narodowej opery francuskiej. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach XVIII w. muzyka niemiecka istotnie wypłynęła na szerokie europejskie wody. Prymat "szkoły wiedeńskiej" w czasach Glucka, Haydna i Mozarta nie był jednak jeszcze tak wyraźny, jak mogłoby to wynikać z zarysowych podręczników historii muzyki. Wiedeń stał się niewątpliwie przodującym ośrodkiem wielkiej twórczości muzycznej, ale bezsporną hegemonię w muzyce europejskiej Niemcy zdobyli dopiero w XIX w. Żeby nie zniekształcić obrazu europejskiej kultury XVIII w. należy więc, gdy mówimy o wielkich kompozytorach niemieckich i o ich europejskich sukcesach, pamiętać, iż poza nimi znajduje się wciąż masywne tło neapolitańskiego bel canto. Od połowy XVIII w. Włosi mocno zagnieździli się w Paryżu, gdzie po Dunim przejęli operową batutę Nicola Piccini (1728-1800) i Antonio Sacchini (1734-1786). Na schyłku stulecia większą sławą niż Mozart cieszyli się w całej Europie Giovanni Paesiello (1741-1816) i Domenico Cimarosa (1749-1801). Bezkonkurencyjna dotąd neapolitańska opera buffa zaczęła jednak napotykać coraz silniejszą rywalizację ze strony francuskiej opery komicznej i niemieckiej operetki (Singspiel). Paryska opera komiczna wywodzi się ze zwycięstwa "buffonistów", a więc amatorów włoskiego stylu operowego, jednak w następnym pokoleniu styl ten został przekształcony we francuskim duchu narodowym. Opera-comique przestała być synonimem komedii muzycznej i zbliżała się do tradycji francuskiej "tragedii lirycznej". W przeciwieństwie do "wielkiej opery" (grand opera), będącej utworem w całości śpiewanym, opera komiczna składa się z partii śpiewanych i mówionych. Odpowiednikiem operetki pozostały lekkie wodewile, opery komiczne mogły mieć natomiast treść zarówno poważną, jak żartobliwą. Istotą tego gatunku było doskonałe zespolenie literatury i muzyki, połączenie włoskiej śpiewności z wyrazistą deklamacją wartkich dialogów i wysokim artyzmem poetyckich tekstów. Do mistrzów opery komicznej zaliczają się: Francois Danican (1726-1795) i Pierre Monsigny (1729-1817), a zwłaszcza klasyk tego stylu Modeste Gretry (1741-1813), którego arcydziełem był Richard Coeur de Lion (RyszardLwie Serce, 1785). Swe poglądy teoretyczne wyłożył Gretry w ważnym dla przyszłości opery traktacie Memoires ou Essais sur la musique (1789). O ile francuska opera komiczna wyrosła poniekąd z opery buffa, o tyle z wyraźnego przeciwstawienia się włoskim tradycjom wywodzi się niemiecki Singspiel. Koloraturowej arii przeciwstawiono proste i uczuciowe piosenki ludowe, które od połowy XVIII w. stały się w Niemczech bardzo popularne. Zbiór pieśni wydany przez J. S. Scholtze pt. Singende Muse (Śpiewająca Muza, 1736), rozpoczyna bardzo liczną serię niemieckich śpiewników, przechodzących od stylu galant do sentymentalizmu. Upodobanie w solowej pieśni z prostym akompaniamentem, podejmowane (zwłaszcza w Hamburgu) próby stworzenia narodowej opery niemieckiej oraz wpływy opery francuskiej i angielskiej Beggar's Opera stoją u genezy Singspielu. Za twórcę tego gatunku uchodzi lipski muzyk A. J. Hiller (1728-1804), który w 1766 r. odniósł wielki sukces przeróbką angielskiej opery balladowej The Devil to Pay (Der Teufel ist los). Odtąd Singspiel, w którym jak we francuskich wodewilach publiczność mogła brać udział śpiewając wraz z aktorami kuplety, stał się ulubioną w Niemczech formą spektaklu. Autorem bardzo popularnych komedii muzycznych i melodramatów, łączących recytowane dialogi z nastrojową ilustracją muzyczną, był czeski kompozytor działający w Gotha - Jiri Benda (1722-1795). Jako autor operetek największą sławę zyskał wiedeńczyk, Karl Ditters von Dittersdorf (1739-1799), autor klasycznej w tym gatunku pozycji: Doktor und Apotheker (Doktor i aptekarz, 1786). Od czasu, kiedy Józef II założył w 1778 r. teatr operetkowy "National-Singspiel", Wiedeń stał się na półtora wieku stolicą operetki. Podczas gdy opera-comique, wodewil i Singspiel podważały pozycje opera buffa, Gluck przypuścił frontalny atak na włoską opera seria. Christoph Willibald Gluck (1714-1787), zanim stał się słynnym reformatorem muzycznego dramatu z wielkim powodzeniem stworzył 20 oper w konwencjonalnym stylu włoskim. Urodzony w Palatynacie, wykształcony w Pradze i Mediolanie, odnoszący sukcesy we Włoszech i w Anglii, Gluck był postacią wybitnie międzynarodową. W 1750 r. osiadł w Wiedniu, gdzie w latach 1754-1764 był kapelmistrzem cesarskiej opery. Koncepcja reformy stylu operowego zrodziła się ze współpracy Glucka z jego włoskim librecistą, Ranieri de Calzabigi (1714-1795), zwolennikiem starej florentyńskiej idei dramatu muzycznego (Dramma per musica). Gluck był niewątpliwie wielkim twórcą i wielkim nowatorem, kierunek, któremu dał wyraz z ostentacją artystycznego manifestu, dojrzewał już jednak w twórczości wielu ówczesnych muzyków, tak iż "gluckowskiego przewrotu" nie należy zbyt wyłącznie wiązać z nazwiskiem autora Orfeusza. Swą reformatorską działalność rozpoczął Gluck wystawieniem w 1762 r. w Wiedniu Orfeo und Euridice - Dramma per musica. Następna opera w tym stylu, Alceste (1767), spotkała się z krytyką wiedeńskich Włochów i austriackich italianistów, którym Gluck rzucił wyzwanie w sławnej przedmowie do wydanej w 1769 r. drukiem Alceste. "Postanowiłem - pisał - z gruntu wyplenić te wszystkie nadużycia, jakie zakorzeniły się we włoskiej operze czy to na skutek nadmiernej próżności śpiewaków, czy też przez zbytnią uległość i pobłażliwość kompozytorów. Nadużycia te nie tylko szpecą operę, lecz z tej najpiękniejszej i najwznioślejszej formy poetyckiej uczyniły coś niezmiernie śmiesznego i nudnego. Celem moim było, aby muzyce przyznać jej właściwe zadanie, to jest, by muzyka służyła poezji, podkreślając wyraz uczuć i potęgując urok sytuacji bez zatamowania i przerywania akcji i bez osłabienia wrażenia niepotrzebnymi dodatkami i ozdobami. Sądziłem, że muzyka musi być dla poezji tym, czym żywy koloryt barw i szczęśliwe zestawienie świateł i cieni dla poprawnego rysunku, w którym dzięki tym zaletom postacie nabierają życia, a kontury ich nie zacierają się". Ów postulat prymatu poezji-rysunku nad muzyką-barwą mógłby brzmieć neoklasycznie, Gluckowi chodziło jednak o osiągnięcie w operze, która stała się polem popisów wirtuozerii wokalnej, wielkiej syntezy sztuk. Pisał więc z pewną przekorą, zrozumiałą na tle sytuacji panującej we włoskiej opera seria: "Kiedy przystępuję do pracy, staram się zapomnieć, że jestem kompozytorem, a dążę do tego, aby być raczej malarzem i poetą aniżeli muzykiem". Gluck jest zaliczany do klasyków, ale termin ten w historii muzyki ma swoiste znaczenie. Z gustem neoklasycznym łączy go mitologiczna tematyka muzycznych dramatów, tematyka zawsze zresztą panująca w opera seria. W manifeście swej estetyki zadeklarował się jednak raczej jako preromantyk: "Nie ma takiej reguły, której bym bez namysłu nie poświęcił dla osiągnięcia największego wrażenia". "Zreformowana" przez Glucka poważna opera przestała być podzieloną intermediami serią arii, ale potoczystą całością o rozwijającym się nastroju zapowiedzianym uwerturą. W dramacie muzycznym przeważała technika homofoniczna, toteż największe mistrzostwo osiągał Gluck nie w wielogłosowych scenach zbiorowych, ale w monologach i homofonicznie prowadzonych chórach. Dla spotęgowania dramatycznego wyrazu chóry łączyły śpiew z tańcem. W operach Glucka taniec nie stanowił baletowych wstawek, ale organiczną część muzyczno-poetycko-plastycznej całości. W nowatorstwie wiedeńskiego kompozytora było sporo nawiązań do francuskiej tradycji operowej (Lully - Rameau), toteż krytykowany w Wiedniu Gluck ciążył ku Paryżowi, gdzie znalazł protektorkę w osobie swej uczennicy z jej wiedeńskich czasów - Marii Antoniny. Napisana do francuskiego libretta Iplzigenie en Aulide została wystawiona w Paryżu w 1774 r., co dało początek kilkuletniej batalii między zwolennikami opery włoskiej (piccinistami) a nowego dramatu muzycznego (gluckistami), do których dołączyli się obrońcy narodowej tradycji Lully - Rameau. W przypominającej swą gwałtownością spór "buffonistów" i "antybuffonistów" polemice "filozofowie" tym razem nie stanęli po stronie Włochów, ale poparli przybysza z Niemiec. Klęskę Picciniego i triumf Glucka przypieczętowało wystawienie Iphigenie en Tauride (1779). Odtąd Gluck został uznany za poniekąd francuskiego kompozytora narodowego i odegrał podobną rolę w historii muzyki francuskiej jak Haendel w historii muzyki angielskiej. Paryskie sukcesy przydały prestiżu Gluckowi, który w 1780 r. powrócił do Wiednia. "Reforma opery" prędzej jednak przyjęła się we Francji, niż na zdominowanych przez Włochów niemieckich dworach. W Niemczech entuzjastami dramatu muzycznego i czystej linii melodycznej Glucka byli poeci i esteci (Klopstock, Wieland, Herder). Znamienną w ustach Herdera pochwałą jest stwierdzenie, że arie Glucka "są równie proste jak angielskie ballady". Zapoczątkowaną w przedmowach-manifestach Glucka teorię dramatu muzycznego rozwinął znany już nam Gretry oraz osiadły we Włoszech hiszpański eks-jezuita Esteban Arteaga (1747-1799), autor Le rivoluzzioni del teatro musicale italiano della sua origine fine al presente(Przemiany włoskiego teatru muzycznego od jego początków aż do współczesności, 1783). W tym tłumaczonym na różne języki dziele Arteaga głosił ideę, aby twórca opery był poetą i muzykiem w jednej osobie. W praktyce kompozytorskiej i w teorii opery została otwarta droga prowadząca do teatru muzycznego Richarda Wagnera, a Gluck jest pierwszym twórcą operowym, którego dzieła utrzymały się do dziś w obiegowym repertuarze całego świata. W muzyce instrumentalnej szereg "wiedeńskich klasyków" rozpoczyna Joseph Haydn (1732-1809). Ten syn cieśli z Rohrau (Dolna Austria), od dziecka związany z muzyką jako śpiewak w chórze wiedeńskiego kościoła Św. Stefana, znalazł dogodne warunki pracy na dworze księcia Esterhazego w Eisenstadt (1761-1790). Węgierski magnat utrzymywał doborową orkiestrę i jego kapelmistrz rozporządzał zespołem, z którym mógł doprowadzić do perfekcji styl muzyki symfonicznej. Haydn, podobnie jak Gluck, w swym nowatorstwie miał licznych poprzedników i współczesnych w Mediolanie, Mannheim, Wiedniu i Berlinie. Zwłaszcza wiele impulsów wyniósł (podobnie jak młody Mozart) z domu Gottfrieda van Swietena, który obok cesarskiego dworu był głównym ogniskiem życia muzycznego w Wiedniu. Van Swieten jako poseł austriacki w Berlinie zetknął się z Emmanuelem Bachem i wszedł w posiadanie wielu nut zarówno tego "berlińskiego" Bacha, jak jego wielkiego ojca. Studia nad melodyjnymi sonetami Emmanuela Bacha oraz zawsze u Haydna żywe upodobanie do muzyki ludowej przyczyniły się do wykrystalizowania klasycznego stylu homofonicznego. "Jeśli chcesz wiedzieć - mawiał Haydn - czy melodia jest naprawdę piękna, śpiewaj ją bez akompaniamentu". Wydoskonaleniu techniki sonatowej i przeniesieniu kameralnej sonaty na orkiestrę zawdzięcza Haydn sławę "ojca" muzyki symfonicznej. Już w latach osiemdziesiątych u skromnego kapelmistrza w Eisenstadt zamawiano utwory do Francji, Włoch oraz Hiszpanii. Na początku lat dziewięćdziesiątych odbył Haydn dwie podróże do Londynu, gdzie odnosił wielkie sukcesy i wyniósł artystyczne inspiracje z zetknięcia się z oratoriami Haendla oraz walijskimi i szkockimi pieśniami. W zasadzie jednak kariera Haydna była bardziej solidna niż błyskotliwa, prowadził życie spokojne i osiadłe, ściśle związane z domem Esterhazych i Wiedniem. W rozwinięciu formy sonatowej wielkim osiągnięciem Haydna było bogate przetworzenie ( Durchfuhrung) tematu podanego w ekspozycji, dzięki czemu wypełniona "pracą tematyczną" środkowa (między ekspozycją a "repryzą") część sonaty stała się najważniejsza. W muzyce kameralnej i symfonicznej poszedł Haydn za wcześniejszymi nowatorami stylu galant, zrywającymi z barokowym basso-continuo. W stylu klasycznym ostatecznie klawicymbał utracił więc swą koordynującą funkcję i Haydn posługiwał się przeważnie zespołami instrumentów smyczkowych i dętych. Do doskonałości doprowadził kwartet smyczkowy, inspirując w tym zakresie Mozarta i z kolei od niego czerpiąc. Twórca nowoczesnej muzyki orkiestrowej, zerwał z zestawianiem instrumentów w sposób chóralny i dominacją instrumentów smyczkowych, traktując indywidualnie zarówno instrumenty smyczkowe, jak dęte. W kompozycjach Haydna muzyka instrumentalna ostatecznie wyzwoliła się spod przewagi muzyki wokalnej. Uprawiając w swej przeobfitej twórczości wszelkie gatunki muzyczne, Haydn skomponował również wiele pieśni, kantat, hymnów (m.in. cesarski hymn państwowy), mszy, oper i operetek, na ogół jednak te pisane na zamówienie utwory wokalne nie dorównywały instrumentalnym. Wyjątek stanowią dwa późne arcydzieła, uchodzące za najwyższe osiągnięcia geniuszu Haydna oratoria: Die Schöpfung (Stworzenie świata, 1797) i Die Jahreszeiten (Pory roku, 1800). I tu jednak orkiestra jest głównym środkiem wyrazu, w przeciwieństwie do oratoriów Haendla spełniając samodzielną w stosunku do chórów rolę. W twórczości Haydna panuje nastrój pogodny, często żartobliwy, niekiedy rubaszny, przewija się nuta ludowa. Charakterystyczny dla jego symfonii i kwartetów jest pierwiastek ilustracyjno-programowy, wyrażający się w takich tytułach utworów, jak Poranek, Południe, Wieczór i burza, Polowanie, Kura, Niedźwiedź, Nauczyciel, kwartety: Słoneczne, Rosyjskie, Cesarski. Szczytowym efektem muzycznej ilustracji tekstu jest słynny moment Stworzenia Świata, kiedy przy słowach: "I Bóg powiedział: Niech się stanie światło i stało się światło", orkiestra i chóry szemrzą pianissimo, aby przy słowie "światło" wybuchnąć olśniewającym blaskiem fortissimo. Klasyczny mistrz zdyscyplinowanej konstrukcji formalnej, w swym liryce, ludowości, "literackości", melodyjnej nastrojowości i barwności był już bliski romantyzmu, a Stworzenie Świata to jedno z od dawna nie widzianych w Europie arcydzieł sztuki religijnej. Jeśli Haydn systematycznie piął się w górę, stworzył szkołę i utorował szeroki szlak, to drugi "klasyk wiedeński" erupcją geniuszu błysnął i zgasł jak meteor, pozostawiając ogromne dzieło w swej doskonałości klasyczne, ale w swej wielokształtności wymykające się wszelkim klasyfikacyjnym formułom. Wolfgang Amadeusz Mozart (1756-1791) z fenomenalną wrażliwością wchłaniał wszystko, co stworzyła kultura muzyczna XVIII w., począwszy od barokowej polifonii, włoskiej opery i francuskiego rokoko, poprzez zdobycze szkół mannheimskiej i starowiedeńskiej czy berliński styl galant, po Singspiel i klasycyzm Haydna. Ogromna skala uczuciowa jego muzyki od rokokowej wesołości i wdzięku do rozdzierającego tragizmu, suwerenna swoboda w niezliczonych kombinacjach formalnych i szczególne upodobanie do najluźniejszej z form "fantazji", pozwalałyby dostrzegać w twórczości Mozarta zapowiedzi romantyzmu; ale chyba najlepiej będzie nazwać go po prostu największym muzykiem drugiej połowy XVIII w. Stojąc ponad szkołami czy kierunkami Mozart był genialnym wyrazicielem kultury tego wyrafinowanego i wykwintnego stulecia. W swej doskonałej elegancji stronił od pospolitości, trywialności, rubaszności, nie potrącał o miłą preromantykom nutę ludową. Jeśli już był poniekąd romantykiem, to jeszcze romantykiem w koronkowym żabocie i pudrowanej fryzurze. Wychowany w wysoce kulturalnym domu nadwornego kapelmistrza arcybiskupa salzburskiego, mając lat sześć zaczął komponować i jako "cudowne dziecko" popisywał się grą fortepianową w stolicach europejskich. Monachium, Wiedeń, Bruksela, Paryż, Londyn, Rzym, Mediolan entuzjastycznie witały to fenomenalne zjawisko. Wobec podejrzeń, że kompozycje dziecka są pisane przez jego ojca, Mozart musiał wielokrotnie tworzyć na poczekaniu przy świadkach, z czego wywiązywał się ze zdumiewającą łatwością. Na szczęście sensacja po paru latach osłabła i cudem nie zmanierowany Mozart rozpoczął normalną karierę obejmując w 1770 r.- (mając "już" lat czternaście) stanowisko koncertmistrza w rodzinnym Salzburgu. Przykre stosunki z arcybiskupem Colloredo, traktującym swych nadwornych muzyków jak lokai, skłoniły Mozarta do zerwania w 1781 r. kontraktu i przeniesienia się z Salzburga do Wiednia, gdzie utrzymywał się z dawania lekcji muzyki. Decyzja ta była znaczącą manifestacją budzącego się poczucia niezależności i godności artystów. W 1787 r. został nadwornym kompozytorem cesarskim, ale wśród przeplatających się sukcesów i niepowodzeń, ciągłych trosk materialnych i nadmiernie wytężonej pracy, zmarł Mozart w 35 roku życia i został pochowany w zbiorowej mogile dla ubogich. Pozostawił 626 utworów muzycznych, obejmujących wszystkie ówczesne gatunki i formy, wśród nich 49 symfonii, 25 koncertów fortepianowych, 25 kwartetów smyczkowych, 16 oper i 15 mszy. W muzyce symfonicznej doprowadził Mozart do doskonałości styl melodyjno-harmoniczny, w kwartecie smyczkowym wzniósł się ponad swego mistrza Haydna, stworzył nowoczesny koncert fortepianowy o porywającej śpiewności i fantazji, dla współczesnych był jednak nade wszystko kompozytorem oper. Sprawę stosunku muzyki i poezji ujmował Mozart inaczej niż Gluck. Kompozytor musi mieć wspólną z librecistą ogólną koncepcję dramatu, ale w wykonaniu pierwszeństwo ma muzyka. "W operze poezja musi być bezwzględnie posłuszną córką muzyki", a więc nie komponowanie do gotowego tekstu, ale układanie słów do gotowej muzyki. Przy odmiennym ujęciu priorytetów i przy posługiwaniu się przez Mozarta bardziej muzycznymi środkami niż przez Glucka, dzieła obu odnowicieli stylu operowego przyniosły podobny efekt: zerwanie ze sztucznością śpiewaczych popisów i wyrażanie przez jedność muzyki i poezji stanów psychicznych i dramatycznego napięcia. Opery Mozarta mienią się różnorodnością barw, przy czym nie odwracał się on, tak jak Gluck, od włoskich tradycji, niemniej jednak był ostro zwalczany przez wiedeńskich Włochów. Trzy najsławniejsze arcydzieła Mozarta to Wesele Figara (1786), Don Juan (1787) i Flet zaczarowany (1791). Nie osiągnął na ogół Mozart tych wyżyn w muzyce kościelnej, którą obficie komponował z urzędu dla arcybiskupa Colloredo. Bardziej niż katolicka liturgia pociągały go masońskie tajemnice, czego wyrazem są potężne oratoria kapłańskie z Fletu zaczarowanego. Wśród banalnych mszy Mozarta znajduje się jednak jedno zjawisko, uderzające wyjątkowym nawet u tego geniusza natchnieniem twórczym, a ponadto przejmujące ze względu na okoliczności powstania. Otrzymawszy w tajemniczej formie zamówienie na mszę żałobną, głęboko poruszony Mozart pisał wspaniałe Requiem, którego śmierć nie pozwoliła mu zakończyć. Wraz z trzecim z wielkich "klasyków wiedeńskich" - Ludwigiem van Beethovenem (1770-1827) - wkraczamy już w XIX w., w erę romantyzmu i zdecydowanego prymatu muzyki niemieckiej w Europie. Muzyczny wiek XVIII zamyka się Requiem Mozarta. Jest to szczególna karta w dziejach europejskiej kultury, od Vivaldiego, Couperina i Bacha rozpoczyna się bowiem nurt muzyki nie antykwarycznej i nie historycznej, ale wciąż żywej i należącej do "żelaznego kapitału" repertuaru światowego. Jeśli w każdej dziedzinie współczesność wywodzi się z dorobku przeszłych pokoleń, to wiek XVIII nie jako genealogia, ale jako obecność trwa najbardziej w świecie dźwięków. Posłowie do trzeciego wydania W drugim wydaniu z 1980 r. wprowadzono sporo poprawek, a w trzecim jest ich też nieco. Sięgając po tę książkę wypada więc dać pierwszeństwo temu wydaniu, w którym dość znacznie uzupełniono również bibliografię. Stosownie do założeń przedstawionych w pierwszym wydaniu, podana bibliografia nie stanowi zestawienia lektur, na podstawie których pisałem książkę, ale jest informacją dla czytelnika głównie w zakresie prac wydanych w polskim języku. Wobec ograniczenia naszych wydawnictw bibliograficznych do historii Polski, wydało się celowe, aby w zakresie polskich publikacji dać bibliografię stosunkowo obszerną i stosować w niej selekcję łagodną. Podaję więc i pozycje późniejsze od mojej książki, a nawet niektóre będące jeszcze w druku. Z recenzji i dyskusji po pierwszym wydaniu tej książki (1977) można by wysnuć m.in. zarzut, że jej zawartość nie odpowiada tytułowi, nie jest to bowiem ani historia powszechna, ani historia wieku XVIII, Do sprawy tej ustosunkowałem się szerzej w artykule świat i wiek XVIII (Historyka - Studia metodologiczne, t. X, Wrocław 1980). Odsyłając zainteresowanych do tego artykułu, pragnę jednak i tu poruszyć pewne rozwinięte w nim problemy, a także podzielić się refleksjami, jakie nasuwają się autorowi w 5 lat po ukończeniu pracy, do której przystąpił przed 15 laty- Książka ta ma już dość długą historię. Kiedy Państwowe Wydawnictwo Naukowe podjęło plan wydania zwięzłej Historii Powszechnej w 5 tomach, tom III, obejmujący "czasy nowożytne" (XVI-XVIII w.), miał napisać Kazimierz Piwarski. Ale po wydaniu już tomu II (1965) i tomu IV (1964) okazało się, że ze względu na stan zdrowia prof Piwarski nie wywiąże się z opracowania tomu III. Wówczas Wydawnictwo zdecydowało się podzielić "czasy nowożytne" między dwóch autorów: Zbigniewa Wójcika i mnie. Prof Wójcik wywiązał się z umowy akuratnie, tak że już w 1968 r. ukazała się jego książka z tytułem Historia powszechna XVI-XVII wieku, oznaczona jako tom III, część I. Ja borykałem się z moją "częścią" o 8 lat dłużej i w końcu zamiast przewidzianych umową 25 arkuszy oddałem w 1974 r. tekst zajmujący 83,5 ark. wyd. Wydawnictwo jakoś przełknęło ten niezmiernie rozrośnięty kąsek, który w pewnym sensie rozsadził pięciotomową serię "Historii Powszechnej PWN". Wydając moją książkę zrezygnowano z oznaczenia jej jako części 2 tomu III. I odtąd, przy wznawianiu poszczególnych pozycji z serii, zaniechano ich numerowania. W ten sposób "Starożytność", Średniowiecze", "Wiek * Nazwiska osób występujących w posłowiu nie są zamieszczone w indeksie. XVI - XVII"",Wiek XVIII", oraz dwa ostatnie tomy oznaczone datami rocznymi: 1789- 1870 i 1871-1918 zyskały poniekąd "autonomię" książek samodzielnych. Poruszam te szczegóły, nieco bowiem inaczej patrzy się na serię książek niż na zespołowe dzieło wielotomowe. Moja książka poczęła się jako "część tomu", narodziła zaś jako pozycja bardziej samoistna. Gdyby od początku miała być taką, to ująłbym ją trochę (ale tylko trochę) inaczej. Przejdźmy do sprawy granic "wieku XVIII". Początkowa data tomu Mieczysława Żywczyńskiego (1789) wyznaczyła końcową datę niedoszłego tomu III. Wewnętrzną cezurę w obrębie tego tomu ustaliliśmy dzieląc się "czasami nowożytnymi" ze Zbigniewem Wójcikiem. On uważał za dogodne zakończyć swoją "część" ważną dla Europy Zachodniej datą traktatu w Rijswjck (1697) i ważną dla Europy Wschodniej datą traktatu karłowickiego (1699). Mnie też dogadzało rozpocząć od roku 1700, jak uzasadniałem to w napisanym w 1968 r. "Wstępie" (s, 8). Uważałem i nadal uważam, że są argumenty za przyjęciem tej na ogół nie stosowanej "cezury periodyzacyjnej". Jednakże wszelkie tego rodzaju roczne daty to sprawa bardzo dyskusyjna i umowna. W wyniku przemyśleń towarzyszących pisaniu tej książki i późniejszym dyskusjom zdecydowanie wolałbym teraz rozpoczynać rokiem 1688 (angielska Glorious Revolution i początek wojny Ludwika XIV z koalicją augsburską; blisko którego znajdują się też i inne tak ważne dla XVIII w wydarzenia, jak wygnanie w 1685 r. kalwinistów z Francji dające początek aktywności "międzynarodówki hugenockiej", zjednoczenie Węgier pod berłem Habsburgów (zdobycie w 1686 r. Budy i ogłoszenie w 1687 r. arcyksięcia Józefa królem Węgier), a za oceanem założenie Filadelfii (1683), nie mówiąc już o objętym tą książką początku panowania Piotra I w Rosji (1689). Wtedy wykład historii politycznej byłby bardziej równoległy do wykładu historii życia kulturalnego i umysłowego, rozpoczętego tutaj pokoleniem ludzi z przełomu XVII i XVIII w. (Newton, Locke, Bayle, Leibniz). Wtedy też silniej można by unaocznić protestanckie, angielsko-holendersko-hugenockie korzenie "przewrotu umysłowego" i "republikańskich" doktryn politycznych, to, o czym pisał w 1706 r. lord Shaftesbury. wielkie światło promieniujące na świat, zwłaszcza w tych dwóch wolnych narodach: Anglii i Holandii, wokół których obracają się teraz sprawy całego świata". Mniej wątpliwości nastręcza data końcowa 1789. Wydaje się, że rewolucję francuską i czasy napoleońskie trzeba opowiadać "jednym tchem". Jednakże doprowadzając historię Francji do wiosny 1789 r. mocno już wkroczyłem w "rewir" książki Mieczysława Żywczyńskiego, a niektóre zawiązane przed rokiem 1789 wątki wypadało poza ten rok pociągnąć: sprawy Belgii i Leodium do lat 1790-1791, sprawy polskie i wokół Polski do lat 1792-1793. Te "naruszenia granicy", jak też nietraktowanie sztywno daty 1789 w zakresie historii kultury, oczywiście nie podważają konstrukcji książki, która nie jest kroniką. Można się jednak zastanowić, czy z punktu widzenia historii całej Europy i mentalności europejskich elit ważniejszą cezurą niż zdobycie w dniu 14 lipca 1789 Bastylii nie były lata 1792-1793; zniesienie we Francji monarchii, objęcie w Republice dyktatury przez jakobinów, terror, ścięcie króla, początek wojen koalicyjnych z rewolucyjną Francją. O ile powszechna aprobata "oświeconych" i "filozofów" towarzyszyła pierwszej, monarchiczno-parlamentarnej fazie rewolucji francuskiej, o tyle lata 1792-1793 przyniosły radykalną polaryzację poglądów. Delikatna tkanka salonowego kosmopolityzmu, wolnomyślicielstwa, libertynizmu, humanitaryzmu i reformizmu, która pękała już w latach "kryzysu starego ładu", teraz została potargana na strzępy pod ciosami noża gilotyny i wśród kanonady wojen, będących już nie tylko grą "koncertu mocarstw", ale mających i charakter ideologicznych krucjat. Może więc w tych latach wypadałoby widzieć koniec "wieku XVIII". Jeśli kiedyś miałbym przerobić tę książkę w nie liczące się z zakresem sąsiadujących tomów serii dzieło całkowicie samoistne (co zapewne nigdy nie nastąpi), to na pewno rozpocząłbym ją przed rokiem 1688, a być może zakończył rokiem 1793. Ale to w końcu różnica jedynie kilkunastu lat (i tak już częściowo w książce uwzględnionych). Czy okres 1700-1789, 1688-1789 lub 1688-1793 wypada nazywać "wiekiem XVIII"? Można oczywiście pozostać przy samych datach granicznych, jak to uczynili w tytułach swych tomów Mieczysław żywczyński i Janusz Pajewski. Ale to bardzo "suche", a ponadto narzuca już w samym tytule rygor utrudniający nieuniknioną przecież elastyczność w traktowaniu dat granicznych. Zbigniew Wójcik, startując od Kolumba (1492) a kończąc na Karłowicach (1699) niemal "jak ulał" zmieścił się w swoim tytule "Wiek XVI - XVII". Ja mam kłopot z brakiem ostatniej dekady wieku XVIII, czy też z apetytem na ostatnią dekadę wieku XVII. Nie mam przekonania do takich określających tytułów, jak wciąż żywotny w literaturze niemieckiej "Das Zeitalter des Absolutismus", czy skutecznie wylansowany w całym świecie przez Francuzów "Le Siecle des Lumieres". "Wiek XVIII" ma dla mnie jakąś barwę, dla określenia której zarówno Oświecenie, jak tym bardziej absolutyzm, są zbyt daleko idącymi uogólnieniami. Odczuwa to wielu historyków, zwłaszcza historyków kultury, dla których powszechnie przyjęła się nazwa "osiemnastowiecznicy" ( les dixhuitiemistes ). Nie zamykają się oni szczelnie w kalendarium 1700- 1800, ale penetrują i pogranicze wieku XVII (co mnie pociąga), a bardziej jeszcze zapuszczają się w pierwsze dekady XIX w. (tej skłonności nie podzielam). Niech więc "osiemnastowiecznicy" mają swobodę posługiwania się pojęciem "wieku XVIII", tak jak mediewiści posługują się też nie określonym ściśle kalendarzem pojęciem "średniowiecza". Istotniejszym dylematem niż nazwanie stuletniego mniej więcej okresu jest fakt, że wyodrębnienie tego okresu dokonuje się za pomocą dat jako tako zasadnych jedynie w odniesieniu do Europy czy też Euroameryki i części Eurazji, tego kompleksu, który nazwałem "wielką Europą". Nad takim ujęciem wisi zarzut europocentryzmu. Cóż z tego, że "pozaeuropejskiemu światu" poświęciłem więcej uwagi niż pozostali autorzy serii, Nie zmieni to faktu, że ów "świat" pozostaje w tej książce przedmiotem europejskiej ekspansji, eksploracji czy refleksji, w najlepszym razie tłem porównawczym dla "Europy w świecie". Ale czy może być inaczej, skoro świat ludzki dopiero na naszych oczach (i to o tyle o ile) staje się jedną czasoprzestrzenią? Każde badanie historyczne ma swój zakres rzeczowy, czasowy i przestrzenny, które razem stanowią - aby użyć określenia Arnolda Toynbee - "dające się pojąć pole historycznego badania" ( an intelligibile field of historical study). Czy można w sposób sensowny postawić taki program badawczy: 1) zakres rzeczowy: historia całej ludzkości, 2) zakres przestrzenny: cały świat, 3) zakres czasowy. wiek XVIII. Oczywiście nie, bo nie ma tu sensownej relacji między wymiarami czasu i przestrzeni; inaczej mówiąc niemożliwa jest spójność różnych czasoprzestrzeni. Ta warstwa stuletnia 1688-1789 jest zasadna jedynie dla "wielkiej Europy", dla reszty zaś świata sztucznie wykrojona i za płytka. Historia powszechna (czyli obejmująca całokształt powiązanych ze sobą zjawisk) określonych epok może być konstruowana jedynie z punktu widzenia jakiejś cywilizacji i sensownej dla niej periodyzacji. Jeśli więc historię powszechną XVIII w. można napisać jedynie europocentrycznie, to dla jakiegoś sensownego wyodrębnionego okresu z dziejów Chin czy Indii można by pisać historię powszechną chino- czy indiocentryczną. Ale cóż począć z historią świata czy z historią ludzkości, o którą upominają się tytuły takich dzieł, jak Historia Mundi czy History of Mankind? Globalna historia ludzkości stanowi zapewne "pole historycznego badania". Ale jeśli nie ma to być "wieża Babel" (jak wspomniana History of Mankind), to jako proces przebiegający w czasie może być pokazana nie w jakichś krótkich odcinkach, ale jedynie w ujęciu niezmiernie uogólniającej syntezy. Natomiast żeby ludzki świat zobaczyć w pełni barw i szczegółów, trzeba wędrować po jego powierzchni, jako "wymiar porządkujący" przyjmując nie czas, lecz przestrzeń- Wówczas szlibyśmy nie mierzoną stuleciami czy dziesięcioleciami drogą zmienności w czasie, ale przekraczalibyśmy terytorialne granice zmienności w przestrzeni. Podejmując podróż dookoła świata historyk może przyjąć pewną datę, pojętą nie jako kronikarska data równoczesności wydarzeń, ale jako sygnatura panoramicznego obrazu, na którym można by odkrywać głębokie warstwy czasu czy czasów, które pracowały na ukształtowanie owego obrazu. Ale tego rodzaju przekrojowych podróży dookoła świata nie dałoby się ułożyć w sensowną serię. Można to pokazać na przykładzie znanego u nas już i w tłumaczeniu dzieła Fernanda Braudela: Morze śródziemne i Świat śródziemnomorski w epoce Filipa II (t. I - II, Gdańsk 1976-1977). Autor mocno osadziwszy się w substracie geograficznym, porusza się tu w różnych czasach, czy też w różnych głębokościach czasu, dając bogate i plastyczne studium trwania i zmienności. Wyobraźmy sobie jednak, że książkę tę poprzedza studium o epoce Karola V, a po niej następuje studium o epoce Filipa III. Oczywiście takich trzech książek o "Świecie śródziemnomorskim" nie można byłoby napisać według koncepcji dzieła Braudela, w takim ujęciu bowiem wszystko co dotyczy geografii i "długiego trwania" wypadłoby bez zmian trzy razy powtórzyć. Aby ogarnąć obraz dziejów całej ludzkości w wymiarze jednego czasu, trzeba więc wspiąć się na bardzo wysokie rusztowanie syntetycznego uogólnienia, z którego to rusztowania można dojrzeć jedynie niewielki globus. Żeby natomiast ludzki świat spenetrować, trzeba pochylić się nad szeroko rozpostartą wielką mapą szczegółową. Powracając do naszego wieku XVIII, wypada stwierdzić, że książka ta podlega prawom rządzącym ujęciami historii powszechnej (czy też narodowej) w seriach stosunkowo krótkich odcinków chronologicznych. Takie ujęcia siłą rzeczy kierują uwagę nie ku trwaniu, ale ku zmienności w czasie, a przez to spłycają czas do jego górnych warstw, w których w sposób widoczny w danym okresie coś się dzieje i zmienia. W tej swej ruchomej warstwie europejski wiek XVIII był niewątpliwie okresem dynamicznym. Toteż epoka, w której narodziła się wiara w postęp, fascynowała wielu historyków XIX w., a zwłaszcza historyków "ery taniej ropy" i zawrotnego wzrostu techniczno-ekonomicznego lat 1950-1970. Cieszyły tych historyków ujęcia ilościowe, które pozwalały dla XVIII w. rysować wspinające się do góry wykresy, owe "wstępujące krzywe" mające nadawać sens ludzkiej egzystencji. Dziś, kiedy aktualne "krzywe" chwieją się lub spadają, czy i obraz "wieku świateł" nie straci na swym blasku? Wydaje się, że "oświeceni" słabiej przemawiają teraz do współczesnych niż romantycy. Ale przecież i Blake, i Goethe też byli ludźmi XVIII w., których to ludzi w poglądach obiegowych w ogóle nazbyt upraszczano i spłycano. W każdym razie zmienia się selekcja odbioru głosów dolatujących z tej wielogłosowej epoki. Posługując się symbolicznymi już postaciami Woltera i Rousseau, którzy swój spór kontynuowali w umysłach wielu już pokoleń, myślę że nadchodzi pora pomyślna nie dla patriarchy z Ferney, ale dla Jana Jakuba - patrona "zielonych". Ale Rousseau był też myślicielem, którego studiował doktryner ludobójczego "powrotu do natury" - Pol Pot (można tu przypomnieć rousseauizm "zielonego" Bernardina de Saint-Pierre i krwawego Robespierre'a. Jeśli wspominam tę oby niepowtarzalną postać z Dalekiego Wschodu, to aby unaocznić, że dyskurs ludzi XVIII w. jest - jeśli pominiemy należące do głębszych warstw czasu dziedziny religii, teologii i filozofii - może najdawniejszym ogniwem europejskich rozmyślań nie pozbawionym aktualności w dzisiejszym szerokim świecie. Patrząc na wiek XVIII jako na pewien okres w dziejach cywilizacji europejskiej, utożsamianej niegdyś z "republiką chrześcijańską", a w odniesieniu do jej czasów "nowożytnych" określaną przez niektórych myślicieli (jak A. Toynbee) jako "Faustowska", to wiek ten charakteryzuje się laicyzacją, czy też desakralizacją tej cywilizacji stawiającej przed sobą wizję "raju na ziemi". Jeśli pozostaniemy przy Faustowskiej metaforze, to oślepły stary Faust wypowiedział kluczowe w jego kontrakcie z Mefistofelesem słowa - "Verweile doch, du bist so schön!" - kiedy mniemał, że dolatujące go odgłosy pracy lemurów świadczą o budowie mającego uszczęśliwić ludzkość wielkiego kanału, podczas gdy lemury kopały grób. Na problematykę naszej zakorzenionej w XVIII w. a znajdującej się teraz na jakimś wielkim zakręcie cywilizacji można by spojrzeć poprzez Goethowski dylemat "zbawienia Fausta". W ostatnich słowach mojej książki wyraziłem opinię, "że wiek XVIII nie jako genealogia, ale jako obecność trwa najbardziej w świecie dźwięków". Dla jednego z recenzentów, i to muzyka właśnie (Zygmunta Mycielskiego), zdanie to było "zaskakujące". "Rzeczywiście - pisał Mycielski - muzyka XVIII wieku jest kwintesencją całej naszej europejskiej sztuki muzycznej. Czy jednak obecność tej sztuki dzisiaj jest rzeczywiście największą obecnością osiemnastowiecznego świata w naszym czasie? Dzieło Rostworowskiego raczej przeczy takiej tezie, wykazując na każdym kroku,jak aktualny jest wpływ tego, co wtedy powstało. Wykazuje - czy tego chcemy, czy nie, czy ten wiek lubimy, czy też upatrujemy w nim źródła wszelkiego zła i destrukcji jakiejś dawnej jedności - że <>" ("Tygodnik Powszechny" 13 VIII 1978). Chciałbym zakończyć fragmentem mojego listu do Autora tej recenzji: "Ostatnie, a zakwestionowane przez Ciebie, słowa książki napisałem pod wrażeniem kontaktów z młodzieżą. Ci młodzi mało wiedzą o historii XVIII wieku; niewiele im mówi Panteon, Watteau czy Fragonard, nie czytują oczywiście Woltera czy Rousseau. Robinson i Guliwer też chyba wychodzą z repertuaru dziecinnych lektur. Natomiast wśród mnóstwa Płyt i taśm, w które obecna młodzież jest wyposażona, muzyka XVIII wieku jest bardzo żywa- I to nie tylko Bach czy Mozart, ale również różni Torellowie i Corelłowie, o których <> nie miałem pojęcia. Chyba rację miał ten ktoś, kto powiedział, że katedry XVIII wieku są zbudowane z muzyki. Newton, Lavoisier i maszyna parowa Watta to nie <>, ale <> nauki i techniki. Natomiast - po spowodowanej Twoją uwagą refleksji - do <> zaliczyłbym jeszcze Deklarację Praw Człowieka". Rybna, styczeń 1981 Emanuel Rostworowski 1/ 1