Stefan M.Kuczyński Władysław Jagiełło 1350-1434 Warszawa: Wydawnictwo MON 1971 Na dysku pisał Franciszek Kwiatkowski U łoża śmierci Wielkiego Księcia Olgierda Rogi myśliwskie drużyny Jagiełłowej grały daleko i dlatego gońcy, którzy od kilku godzin błądzili po puszczy w poszukiwaniu następcy tronu, nie wiedzieli, czy ich słuch nie zwodzi. A chcieli dotrzeć do księcia jak najprędzej, gdyż rozumieli sami, że wysłani są w sprawie tak pilnej, jak nigdy przedtem. W Wilnie umierał bowiem wielki książę litewski Olgierd i przed zgonem pragnął zobaczyć swego umiłowanego syna, Jagiełłę. Wielki książę miał z dwu małżeństw liczne potomstwo, gdyż synów aż dwunastu i córek dziewięć, ale spośród wszystkich swych dzieci nikogo tak nie kochał i nikomu nie wróżył tak świetnej przyszłości, jak właśnie swemu szóstemu synowi - Jagielle. Jego też wyznaczył na tron wielkoksiążęcy po sobie. Olgierd był wybitnym władcą, zdolnym dowódcą oraz znakomitym politykiem. Historycy określają go jako "jednego z największych mężów stanu średniowiecza", jeżeli więc on właśnie wyróżnił Jagiełłę spośród innych synów i krewnych, to młody książę musiał posiadać cechy i zdolności, które wyznaczały go niejako na przyszłego władcę i wielkiego wodza. Jagiełło, po litewsku Jogaila, urodził się w roku 1350 lub 1351. Od wczesnej młodości uczył się u boku ojca sztuki wojennej i polityki. Źródła krzyżackie i ruskie wymieniają Jagiełłę jako uczestnika walk i wypraw ojcowskich. Sprawy polityczne poznawał w rozmowach z ojcem i stryjem Kiejstutem oraz biorąc udział w pertraktacjach z posłami państw ościennych. Mimo niezbyt wysokiego wzrostu i szczupłej budowy był silny, niezmiernie wytrwały i zahartowany, znosząc dzielnie zimna i upały. Podobnie do swych krewnych, wszelako w stopniu większym niż oni, rozmiłowany był w myślistwie i, gdy tylko mógł, udawał się na łowy. Potrafił ścigać konno uciekające żubry lub tury i przebijać je oszczepem, co wymagało nie tylko wielkiej odwagi, ale również umiejętności świetnej jazdy konnej i znakomitego władania bronią. Na łowach też bawił i tego maja 1377 roku, w którym zaniemógł śmiertelnie w. ks. Olgierd. Toteż gońcy z Wilna, poszukujący Jagiełły, dotarli do następcy tronu właśnie wtedy, gdy na polanie oglądał ubitego przed chwilą zwierza. Przy księciu znajdował się jego brat, Skirgiełło, oraz szwagier, Wojdyłło, a nadto grupa dworzan i służby. Zawiadomiony przez przybyłych wysłańców o groźnym stanie zdrowia w. księcia Olgierda, Jagiełło natychmiast wskoczył na konia i wraz z krewniakami i dworzanami podążył w stronę stolicy. Do ojca był bowiem szczerze przywiązany i pragnął ujrzeć go jeszcze żywego. Ponadto następca tronu musiał mieć na uwadze także drugi powód, który skłaniał go do pośpiechu, a mianowicie sprawę objęcia władzy nad Litwą. W pobliskich bowiem Trokach władał brat umierającego w. księcia, Kiejstut, który mógł sam sięgnąć po tron wielkoksiążęcy. O władzy naczelnej w państwie myśleli, niewątpliwie, także starsi bracia Jagiełłowi, synowie Olgierda i jego pierwszej żony, Marii, księżniczki witebskiej: Andrzej, zwany Garbatym, książę połocki, Dymitr Starszy książę briański i drucki, Konstanty książę czernihowski i czartoryski, Włodzimierz książę kijowski i Teodor (Fiedor) książę ratneński. Należało więc przybyć na czas, przejąć władzę po zgonie ojca i nie dopuścić do jakichkolwiek tarć i zamieszek. Jagiełło, galopując w stronę Wilna, nie wątpił, że tam, przy łożu konającego, czuwała matka następcy, Julianna z książąt twerskich, ale wielka księżna była tylko kobietą, co w owych czasach na Litwie niewiele znaczyło, i nie zdołałaby obronić się sama przed zamachem stanu ze strony Kiejstuta lub któregoś z przyrodnich braci Jagiełły. Objęcie zaś władzy przez uzurpatora unicestwiłoby nie tylko prawa do rządów ukochanego syna Olgierdowego i naraziło na niebezpieczeństwo jego życie, ale odbiłoby się ujemnie i na przyszłości młodszych braci Jagiełłowych, synów tejże Julianny: Skirgiełły, Korybuta, Lingwena, Korygiełły, Wigunta i Świdrygiełły. O tym wszystkim musiała pamiętać w. księżna Julianna, wysyłając gońców na poszukiwanie Jagiełły, i o tym myślał następca tronu, podążając przez bezdroża puszczy w stronę Wilna. Tam zaś, w stolicy, na Wysokim Zamku, czekając w komnacie narożnej na umiłowanego syna, dogasał wielki książę Olgierd. Okna komnaty, otwarte szeroko, dozwalały wonnemu powietrzu majowemu docierać do płuc chorego. Toteż, oddychając z coraz większym trudem, wielki książę rozkazał, by łoże jego przesunięto pod samo okno. Wielka księżna Julianna, szczupła, energiczna kobieta lat około pięćdziesięciu, ubrana w strój podobny do szat mniszek ruskich, czuwająca przy chorym małżonku już od wielu dni, początkowo chciała się sprzeciwić poleceniu Olgierda w obawie, że chłodne powietrze może mu zaszkodzić. Ale, gdy zapytany o zdanie lekarz w. księcia, franciszkanin, machnął ręką i rzekł, ściszając głos: - Miłościwa księżno, wielkiemu kniaziowi nic już nie zaszkodzi! - wówczas Julianna, zagryzając usta i tłumiąc napływające jej do oczu łzy, nie przeszkodziła służbie spełnić życzenia chorego. Gdy dworzanie przesuwali łoże, Julianna wyszła do sąsiedniej komnaty i skinęła na lekarza-franciszkanina. - Powiedzcie mi, ojcze, całą prawdę o wielkim kniaziu - rzekła - żywli będzie, czy też ma umrzeć? Franciszkanin, który wiedział, że księżna szczerze męża miłuje, zawahał się chwilę, potem jednak oświadczył: - Do zachodu słońca, miłościwa pani, wielki kniaź dociągnie, ale czy doczeka ranka, to już tylko Bogu jedynemu wiadomo. - Hospody pomiłuj! * (* Panie [Boże] zmiłuj się!) - jęknęła wielka księżna. - Jeśli tedy pragniecie ochrzcić go - ciągnął dalej zakonnik - to czyńcie to najpóźniej przed nastaniem nocy. Wielka księżna przyłożyła dłonie do oczu i tak trwała chwilę, tłumiąc szloch, aby nie zdradzić się przed konającym. A że to była kobieta o silnej woli, zapanowała wnet nad żalem i, otarłszy oczy, powróciła znów do mężowskiej komnaty. - Gdzie jest Jagiełło? - zapytał w. ks. Olgierd. Wielka księżna otworzyła właśnie usta, aby powiedzieć, że gońcy po następcę tronu wysłani zostali już wiele godzin temu, gdy nagle wybuchł gwar na podwórzu zamkowym: słychać było gromkie wołania i tupot kopyt. - Synaczek pewnie przyjechał - wykrzyknęła Julianna - zaraz tu będzie! Jakoż nie myliła się i po krótkiej chwili do komnaty wbiegli Jagiełło i Skirgiełło. Zdyszani przypadli do łoża ojcowskiego. - Ojcze, jako wam jest? - zapytał Jagiełło. - Czas mój przyszedł - odparł, oddychając z trudem Olgierd, potem zaś rozkazał, by wszyscy wyszli, jako że on ma ważne sprawy do omówienia z Jagiełłą. Pierwsza opuściła komnatę Julianna, za nią wyszedł Skirgiełło, który nie tracąc głowy udał się na dziedziniec i rozkazał, by zamknięto bramy zarówno Wysokiego Zamku, jak i dwu pozostałych: Krzywego i Niskiego, oraz by załogi zamkowe nie wpuszczały nikogo bez pozwolenia jego, Skirgiełły, lub księcia Jagiełły. Franciszkanin-lekarz wysunął się z izby chorego tuż po Skirgielle i Olgierd został w cztery oczy ze swym następcą. Chwilę milczeli obydwaj. O wszystkim bowiem prawie wiedzieli to samo. Wielkie Księstwo Litewskie było państwem wielkim, liczącym razem z przyłączonymi ziemiami ruskimi około 800 tysięcy km. kw., z czego terytoria rdzenne litewskie nie zajmowały więcej nad 90 tys. km. kw. Państwo to musiało bronić się przed Krzyżakami, odpierając coraz liczniejsze i coraz straszliwiej niszczące najazdy Zakonu z Prus i z Inflant. Krzyżakom w tej "walce za wiarę" pomagała przy tym cała środkowo-zachodnia Europa, a nawet Anglia i Hiszpania, gdy jednocześnie książęta litewscy musieli walczyć bez pomocy postronnej nie tylko z Polską i Węgrami na zachodzie, ale również z Tatarami na południu i z coraz to potężniejącym państwem moskiewskim na wschodzie, z państwem, które stawało się nieubłaganym rywalem co do władania poszczególnymi ziemiami ruskimi. Zagadnienie obrony przeciw Krzyżakom i zmagań o terytoria ruskie z Moskwą łączyło się ściśle ze sprawami wyznaniowymi. Pogańska Litwa była przeżytkiem wśród chrześcijańskich narodów Europy, a jednak ani dziad Jagiełły, w. ks. Giedymin, ani ojciec - w. ks. Olgierd, mimo ciągłych kontaktów z chrześcijańskimi sąsiadami; mimo chrześcijańskich małżonek oraz obecności misjonarzy katolickich i kleru prawosławnego na Litwie - nie zdecydowali się na przyjęcie chrztu i na chrystianizację narodu litewskiego. Litwini bowiem byli niezmiernie przywiązani do swych dawnych wierzeń i prastarych obyczajów, a nadto myśl o ugięciu czoła przed krzyżem była im tym mniej miła, im częściej krzyż ten widzieli w czarnej barwie na białych i szarych płaszczach rycerzy zakonnych. W wyobraźni ludu litewskiego ów krzyż kojarzył się prawie od dwu stuleci z najazdami, wojną, mordem i pożogą. Toteż każdy w. książę litewski musiał się liczyć z tym, że wprowadzić chrześcijaństwo na rdzennych ziemiach Litwy zdołałby jedynie drogą przymusu, a to znowu mogłoby wywołać powszechny opór poddanych i opowiedzenie się ich za panowaniem jakiegoś innego członka dynastii - wyznawcy pogaństwa. Historia Litwy notowała wszak już jedną próbę zmiany wiary przez panującego. W 1253 r. w. ks. Mendog przyjął chrzest i uzyskał nawet koronę królewską od papieża. Pod wpływem jednak jawnej niechęci swych pogańskich poddanych do chrześcijaństwa, wymieniony władca musiał wyrzec się nowej wiary, co go zresztą i tak nie uchroniło przed tragiczną śmiercią z rąk pogańskich przeciwników. Taka sytuacja istniała jednak tylko na ziemiach etnicznych Litwy: na Żmudzi i w Auksztocie, na terytoriach ruskich, przyłączonych w XIII i XIV w. do państwa litewskiego, było wręcz odwrotnie. Tam prawosławna ludność ruska niechętnie ulegała pogańskim książętom litewskim. Toteż książęta ci przeważnie przyjmowali chrześcijaństwo w obrządku prawosławnym, żenili się z księżniczkami ruskimi, mówili po rusku i na skutek tego ruszczyli się tak dalece, że niejeden z nich, na wypadek konfliktu litewsko-moskiewskiego, opowiadał się po stronie Moskwy i emigrował z rodziną z ojczystej Litwy na ziemie moskiewskie. Dlatego i wszyscy starsi bracia Jagiełły byli wyznania prawosławnego, ponieważ otrzymali od ojca uposażenie na terytoriach ruskich Wielkiego Księstwa. I wielcy książęta tacy, jak Olgierd czy Jagiełło, rozumieli dobrze, iż zyskaliby bardzo na posłuchu i wierności poddanych ruskich, gdyby ci poddani dowiedzieli się, że na tronie wileńskim zasiada chrześcijanin, a nie "wielki król czcicieli ognia", jak nazywał Olgierda patriarcha carogrodzki, i nie "złowierny, bezbożny" - jak stale określały pogańskich wodzów Litwy latopisy ruskie. Powstała dwoistość polityki w. książąt litewskich. Ci sami zwierzchnicy W. Księstwa, którzy oddawali na rdzennej Litwie cześć starym bogom, starali się w Konstantynopolu, aby patriarcha utworzył metropolię dla kościoła prawosławnego na ziemiach ruskich W. Księstwa. Metropolia cerkiewna litewska istniała już za Witenesa, później za Gedymina, a gdy chwilowo upadła, postarał się o jej wznowienie ojciec Jagiełły, w. ks. Olgierd. Jagiełło zdawał sobie doskonale sprawę z politycznej wagi przyjęcia chrztu przez Litwę. Chrystianizacja bowiem nie tylko umocniłaby autorytet władcy wileńskiego wobec jego prawosławnych poddanych, lecz także odebrałaby moralne prawo do prowadzenia podboju Litwy Zakonowi Krzyżackiemu, który przecież stale głosił po świecie, że powodem jego obecności nad Bałtykiem jest konieczność nawracania Litwinów na wiarę chrześcijańską. Ale do walki z sąsiadami zachodnimi czy wschodnimi i do chrystianizacji narodu konieczna była jak największa koncentracja sił i spokój wewnątrz państwa. Z tym jednak było gorzej. Jagiełło posiadał liczne rodzeństwo. Prócz kilku sióstr miał przecież jedenastu braci i około czterdziestu braci stryjecznych, którzy wywodzili się od jego stryjów: Narymunta, Kiejstuta, Lubarta, Koriata i Jawnuty. Wielu z tych bliższych i dalszych krewnych w. księcia nie zadowalało się posiadaniem znacznych posiadłości pod zwierzchnictwem monarchy wileńskiego, lecz pragnęło być książętami udzielnymi, niezawisłymi lub mało zawisłymi od suzerena. Dla zaspokojenia swych politycznych ambicji lub dla powiększenia stanu dotychczasowego posiadania łączyli się z przeciwnikami państwa litewskiego: z Węgrami czy Polską, państwem moskiewskim czy Krzyżakami. Gotowi byli poddać część lub nawet całe W. Księstwo nieprzyjacielowi, byle postawić na swoim. Pragnienia niektórych Giedyminowiczów sięgały dalej nad ambicję większego terytorium. Myśleli o zajęciu tronu wielkoksiążęcego, jako starsi od Jagiełły wiekiem i doświadczeniem politycznym. Wśród nich najbardziej niebezpiecznym dla w. księcia był jego stryj Kiejstut, ks. trocki, wieloletni współpracownik Olgierda, nieustraszony wojownik i moralny przywódca zwolenników utrzymania pogaństwa na Litwie. Aby opanować groźbę podboju Litwy z zewnątrz przez jej sąsiadów oraz zabezpieczyć ją przed rozpadem od wewnątrz, należało mieć siłę. A siły tej umierający w. ks. Olgierd nie mógł przekazać synowi, gdyż jej nie posiadał. Leżał więc i stroskanym wzrokiem wpatrywał się w umiłowanego syna. - Chodź bliżej - wyszeptał wreszcie. Jagiełło uczynił krok, ukląkł przy łożu tak, iż głowę miał tuż przy twarzy ojca, i rzekł: - Nie męczcie się, ojcze i panie, macie czas, jeszcze może bogowie nie poślą wam śmierci. Coś w rodzaju zmęczonego uśmiechu przemknęło po licach wielkiego księcia. - Chciałbym, synaczku - odparł z trudem - wszelako czuję, że to mój koniec. A w bogów naszych nie wierzymy przecie ani ty, ani ja. I dlatego dam się dzisiaj ochrzcić * twej matce... niechaj ma chociaż taką pociechę... (* Według niektórych źródeł Olgierd miał przyjąć na łożu śmierci chrzest, chociaż ze względu na pogańskich poddanych sprawie chrztu zmarłego nie nadano rozgłosu i sprawiono mu pogrzeb pogański.) Urwał i oddychał ciężko. Jagiełło chciał mu dalej mówić dobre słowa, ale Olgierd uczynił znak, by milczał. - Nie przerywaj mi, synaczku - wytchnął z trudem - muszę ci rzec co potrzeba, póki jeszcze zdołam. Słuchaj! - Słucham, ojcze i panie! - Trzy sprawy przekazuję ci, synaczku... Nie zdołałem ich wypełnić... życia nie starczyło... ty musisz tego dokonać... Jedna to chrzest Litwy... Wiem, iż to trudna rzecz... wiem! Ale inaczej zgnębią nas Krzyżacy alibo Ruś nas wchłonie... Pamiętaj! - Ojcze i panie - odezwał się Jagiełło - przecież ani stryj Kiejstut, ani inni nie ochrzczeni krewniacy nie zgodzą się na to i naród przeciw mnie poruszą. - Musisz, synaczku, być tak silny... by się buntować nikt nie ośmielił... I to jest sprawa druga... Siła twoja! Musisz krewniaków za karki wziąć... - A skąd onej siły wezmę? - Musisz mieć pomoc spoza Litwy... Polska alibo Moskwa... bo Krzyżak to cię zawsze zdradzi i pchnie nożem, a Tatarzy osłabli i sami walczą z sobą... Chory urwał i znów ciężko oddychał, chciwie wciągając powietrze z otwartego okna. Gdy mu ulżyło, począł mówić dalej: - Pamiętasz onego franciszkanina Piotra? - Którego, ojcze i panie? Czy tego Greka z Kandii? - Tego... - Pamiętam! - On prawił... żebyś pojął którąś... z córek Ludwikowych... a wtedy... miałbyś pomoc... z Polski... przeciw Krzyżakom... i miałbyś... siłę przeciw... krewniakom... - Tak, ojcze i panie! I mnie to mówił... Wszelako Ludwik nie da córy w małżeństwo nie ochrzczonemu księciu... - To... się... ochrzcisz... Olgierd znów przerwał i ciężko dyszał. Jagiełło zaś milczał i zastanawiał się nad słowami ojca. - Trudno będzie - rzekł wreszcie - wżdy obiecuję wam, ojcze i panie, że będę się starał wolę waszą wypełnić. - To... dobrze... A trzecia... sprawa... Strzeż się Dymitra... moskiewskiego... Moskwę trzeba... albo pobić... albo z nią... w zgodzie żyć... - Tak też będę próbował czynić, ojcze i panie! - To... do...brze! A nie ufaj... nikomu... jeno... mat...ce two...jej i pom...nij, żebyś... opiekował się... młodszy...mi... brać...mi... - Będę się opiekował, ojcze i panie! - Pom...nij... Świdry...giełło... niespokoj...ny chłopiec... Olgierd urwał. Oddychał już z największym wysiłkiem i mówienie męczyło go niepomiernie. Jagiełło czekał czas jakiś jeszcze na dalsze słowa rodzica, ale widząc, że Olgierd rozmawiać już nie zdoła, wstał z klęczek i udał się do sąsiedniej komnaty, w której oczekiwali na zakończenie rozmowy wielkiego księcia z następcą tronu wielka księżna, lekarz-zakonnik i Skirgiełło. - Jeśli chcecie, miła matko, ochrzcić rodzica - rzekł - to nie zwlekajcie, bo nie wydaje mi się, by dożył nocy. Ale w. książę, chociaż już mało przytomny, doczekał wieczoru i zgasł dopiero nocą, wysrebrzoną światłem księżyca, wśród oszałamiającej woni majowego kwiecia i pienia słowików. I tejże nocy tron wielkoksiążęcy na Litwie objął na mocy decyzji ojcowskiej Jagiełło. W przeciwieństwie bowiem do Polski czy Rusi, w państwie litewskim po zgonie panującego nowym monarchą stawał się nie najstarszy z synów, ale ten, którego przed śmiercią wyznaczył na następcę ojciec. Tak było po zgonie w. ks. Giedymina, kiedy to wielkim księciem został, mimo istnienia braci starszych, Jawnuta, tak też stało się po śmierci Olgierda, który umierając w 1377 roku przekazał władzę wielkoksiążęcą nie swoim braciom ani starszym synom, ale właśnie ukochanemu i, najwidoczniej, wykazującemu szczególne uzdolnienia do sprawowania rządów, szóstemu z rzędu synowi - Jagielle. Wielki Książę Litewski Stając na czele ogromnego, a uwikłanego w różnorakie trudności państwa litewsko-ruskiego, młody wielki książę miał przed sobą problemy państwowe pozornie nie do rozwiązania. Obrona państwa przed atakami ze wszystkich stron wymagała scentralizowania władzy w ręku wileńskiego monarchy, ale dokonanie tej centralizacji możliwe było jedynie przy spokoju na wszystkich granicach. Tymczasem krewni nowego wielkiego księcia knuli przeciw jego władzy intrygi i wiązali się z wrogimi Litwie sąsiadami. Jawny rozdźwięk pomiędzy nowym w. księciem a niektórymi z jego krewnych, rozpoczął się już pod koniec 1377 r. Jagiełło, uzyskawszy dane, świadczące o tajnych kontaktach Andrzeja Garbatego, ks. połockiego z Moskwą, postanowił usunąć tego brata z Połocka i osadzić tam Skirgiełłę. Andrzej nie czekał na zbrojną wyprawę przeciw sobie, lecz zbiegł do Pskowa, gdzie został życzliwie przyjęty i - za zgodą, niewątpliwie, w. ks. moskiewskiego, którego władzę uznał nad sobą - osadzony na "księstwie" pskowskim. Około 1380 r. służbę u w. ks. moskiewskiego przyjął drugi przyrodni brat Jagiełły, Dymitr Starszy Olgierdowicz, ks. briański, który od władcy moskiewskiego otrzymał jako zaopatrzenie gród Perejasław Zaleski. Trzecim zbiegiem litewskim do Moskwy, wcześniejszym nieco, był ks. wołyński, Dymitr Michajłowicz - Koriatowicz, syn Koriata - Michała Giedyminowicza, zwany Bobrok. Sympatyzował z w. ks moskiewskim także stary książę Kiejstut i, być może, zostawał w jakimś porozumieniu ze zbiegłymi Olgierdowiczami. W każdym razie jego polityka w latach 1379-1381 wymierzona była jawnie przeciw Jagielle i miała w. księciu utrudnić współudział w rozgrywce pomiędzy Tatarami a Moskwą. Wykorzystując bowiem osłabienie Ordy na skutek walk domowych w. ks. moskiewski Dymitr Iwanowicz już od roku 1373 szykował się do próby sił z wielkorządcą mongolskim, Mamajem. Zmusiwszy sprzymierzeńca litewskiego, w. księcia twerskiego, do uznania moskiewskiego zwierzchnictwa w 1375 r. i odniósłszy zwycięstwo nad oddziałem Tatarów nad Wożą w 1378 r., w ks. moskiewski poczuł się w roku 1380 dość silny, by stawić czoło potędze Mamajowej w otwartym polu. Ponieważ wodza tatarskiego łączyły dobre stosunki z Jagiełłą i należało się spodziewać, że w. ks. litewski opowie się po stronie Mamaja, Dymitr Iwanowicz moskiewski popierał czynnie opozycję książąt litewskich przeciw Jagielle, licząc, że waśnie wewnętrzne uniemożliwią Litwie wystąpienie zbrojne przeciw państwu moskiewskiemu, zwłaszcza że w ciągu trzydziestu dwu lat rządów Olgierda i kilku pierwszych lat panowania Jagiełły Krzyżacy dokonali z Prus oraz Inflant 96 wypraw, na które Litwini odpowiedzieli zaledwie czterdziestoma dwiema - bo już im sił brakło. Szczególnie zajadle atakowali Krzyżacy w latach 1377-1379 ziemie litewskie pod Wilnem oraz Podlasie, a więc posiadłości Kiejstuta. Dotychczas zawsze Kiejstut na spustoszenie terytoriów litewskich starał się odpowiadać pustoszeniem krajów zakonnych. Tym razem jednak książę zawarł 29 września 1379 r. w Trokach układ z Krzyżakami, na mocy którego Zakon miał nie napadać na ruskie i podlaskie ziemie Kiejstuta, a za to stryj Jagiełły zostawiał panom zakonnym wolną rękę w najazdach na Wilno i Żmudź, a więc na obszary podlegające bezpośrednio w. ks. litewskiemu. To miało uniemożliwić wymarsz wojsk Jagiełły przeciw w. ks. moskiewskiemu. Jednakże młody w. książę litewski umiał, przy pomocy oddanych sobie ludzi, uzyskiwać potrzebne informacje. Pozornie pogodzony z traktatem Kiejstuta, dla sparaliżowania poczynań stryja, Jagiełło zawarł 27 lutego 1380 r. w Rydze paromiesięczny układ z Zakonem Inflanckim, a następnie w lasach dawidyszskich 31 maja 1380 r. traktat z Zakonem Pruskim. Na mocy wymienionych układów, za zabezpieczenie litewskiego Połocka i terytoriów Jagiełłowych, zostawiał w. książę Krzyżakom swobodę w atakowaniu trockiej dzielnicy Kiejstuta. Ta umowa, będąca jedynie rewanżem za traktat Kiejstuta, umożliwiała Jagielle wzięcie udziału w wydarzeniach na wschodzie, gdyż był pewien, że chociaż kilka miesięcy ziemie litewskie - poza dzielnicą trocką - nie będą atakowane i niszczone przez Krzyżaków. W dniu 1 września 1380 r. miały się połączyć nad Donem wojska litewskie Jagiełły oraz tatarskie Mamaja i wspólnie maszerować na Moskwę. Wódz tatarski przybył w umówionym czasie nad Don i czekał cały tydzień na Litwinów, ale do spotkania nie doszło, chociaż w chwili bitwy na Kulikowym Polu armia w. ks. litewskiego znajdowała się jakoby zaledwie o jeden dzień marszu od pola walki. Różnie można tłumaczyć tę nieobecność sił litewskich w zmaganiach moskiewskotatarskich nad Donem. O ile latopisy ruskie nie przesadzają i Jagiełłę od Mamaja dzieliło istotnie tylko trzydzieści kilka kilometrów (trzydzieści wiorst), czyli trzy do czterech godzin drogi dla lekkiej jazdy, to nasuwa się podejrzenie, że w. książę celowo "nie zdążył" na pole bitwy. Można wszak mniemać, że w interesie Litwy było, aby Tatarzy nie uzyskali zupełnej przewagi nad Rusią Moskiewską, ponieważ staliby się wówczas groźni również dla państwa litewskiego, zgłaszając pretensje do ziem ruskich, wchodzących w skład W. Księstwa. Polityka litewska, niewątpliwie, widziałaby chętnie równowagę sił między Moskwą i Złotą Ordą, gdyż wówczas Litwa mogłaby odgrywać rolę języczka u wagi i uzyskiwać korzyści od obu potęg. Z drugiej jednak strony klęska w. księcia moskiewskiego byłaby tak na rękę Jagielle i rozwiązywałaby tyle trudności politycznych zewnętrznych i wewnętrznych Litwy, że jest wprost nieprawdopodobne, aby w. ks. litewski świadomie działał na niekorzyść tatarskiego sprzymierzeńca. Należy wziąć także pod uwagę, że w. ks. Dymitr Iwanowicz uderzył na Tatarów prędzej, niż tego oczekiwali - właśnie po to, aby nie zdążyli połączyć się ze swoimi sojusznikami: Litwinami i Olegiem riazańskim. Według latopisu Nikonowskiego wojska Jagiełły w chwili bitwy nad Donem dochodziły dopiero do Odojewa, a więc od ujścia rzeki Niepriadwy do Donu, czyli do pola walki, znajdowały się nie o "trzydzieści wiorst" jak podają niektóre kroniki, ale o równe 120 km, tzn. nie mogły w porę zdążyć na pomoc Mamajowi. Po rozgromieniu wojsk tatarskich nad Donem przez Dymitra Iwanowicza Dońskiego Jagiełło wycofał się natychmiast, ale w powrotnej drodze nie uląkł się walki z częścią wojsk moskiewskich (były to prawdopodobnie sprzymierzone z Moskwą oddziały książąt wierchowskich. znad Ugry i górnej Oki, wracające z wyprawy), które rozbił i pozbawił zdobytych na Tatarach łupów. Przy tej okazji wypędził z Briańska swego opornego brata, Dymitra Starszego, który w bitwie na Kulikowym Polu brał udział po stronie moskiewskiej. Mimo jednak tych drobnych korzyści i nie zmniejszonej siły bojowej wojsk litewskich, sytuacja polityczna Jagiełły pogorszyła się niezwykle. Popierający bowiem przeciwników w. księcia litewskiego Dymitr Doński był tryumfatorem, a dotychczasowy sojusznik przeciw Moskwie, Mamaj - ratował się ucieczką i w niedługim czasie został zamordowany. Co więcej, autorytet pogromcy Tatarów, Dymitra Dońskiego, wzrósł tak wysoko, iż stawało się jasne, że na wypadek konfliktu moskiewsko-litewskiego ludność ruska ziem litewskich będzie sprzyjała raczej prawosławnemu zwycięzcy "bezbożnego" Mamaja niż pogańskiemu jego sprzymierzeńcowi. Dowody takiego nastawienia Rusinów w państwie litewskim Jagiełło uzyskał już w niedługim czasie. Pierwszym z nich był przejazd z Kijowa do Moskwy metropolity ruskiego Cypriana, zwierzchnika litewskiej metropolii prawosławnej, pretendującego również do władzy nad cerkwią w państwie moskiewskim. Po klęsce Mamaja, wobec zachwiania się autorytetu Litwy na ziemiach ruskich, Cyprian w maju 1381 r. przeniósł swą siedzibę do Moskwy, wskazując tym niejako, gdzie się znajduje ośrodek moralny ruskiego prawosławia. Było to dla polityki litewskiej poważnym ciosem. Drugim, alarmującym dowodem był bunt Połocka na wiosnę 1381 r. i wypędzenie przez Połocczan, osadzonego tam przez Jagiełłę, ks. Skirgiełły "niechrześcijańskiego władcy", chociaż książę ten był już ochrzczony w obrządku prawosławnym i nosił imię Iwan. W. książę litewski nie mógł tolerować tego buntu, który nie stłumiony mógł się stać iskrą rozpalającą wielki pożar antylitewski na wschodnich połaciach państwa. Ruszyły więc wszystkie niemal wojska Jagiełłowe pod wodzą Skirgiełły i, uzyskawszy pomoc w oddziałach Zakonu Inflanckiego, przystąpiły do zdobywania Połocka. Skierowanie większości sił w. księcia pod Połock ułatwiło działanie stronnikom Kiejstuta oraz zręcznie snutej intrydze Krzyżaków. Już uprzednio oni przecież, zawierając z Kiejstutem układ wymierzony przeciw Jagielle, poinformowali wnet o tym właśnie Jagiełłę, obecnie zaś ostrzegli Kiejstuta, że młody w. książę wydał go na łup Zakonowi. Tej przyjacielskiej usługi miał dopełnić komtur Liebenstein, a równocześnie, dla udowodnienia prawdziwości tego ostrzeżenia, Krzyżacy dwukrotnie, w lutym i w czerwcu 1381 r., najechali posiadłości starego księcia. Kiejstut przestał się wahać. Zebrawszy wojsko ze swej dzielnicy pod pozorem odwetowej wyprawy na ziemie Zakonu, stary książę uderzył niespodziewanie 1 listopada 1381 r. na Wilno, wziął do niewoli Jagiełłę z jego matką i młodszymi braćmi. Zmusiwszy bratanka do pisemnego zrzeczenia się władzy wielkoksiążęcej na rzecz zdradzieckiego stryja, Kiejstut ofiarował zdetronizowanemu Jagielle Księstwo Witebskie. Tam miał mieć go na oku z pobliskiego Połocka, przywrócony do władzy przez w. ks. Kiejstuta, Andrzej Olgierdowicz Garbaty. Jagiełło, którego poza zamachem stanu dokonanym przez Kiejstuta, nie zaskoczono już nigdy, nie mając wyboru udawał, że godzi się z losem i spokojnie przyjechał na dawny udział ojcowski - do Witebska. W istocie jednak ani chwili nie myślał o rezygnacji. I podczas gdy Kiejstut manifestował swą życzliwość dla niedawnego przeciwnika Jagiełłowego, Dymitra Dońskiego, i zawierał z nim traktat przyjaźni, ustępując w. księciu moskiewskiemu niektóre połacie ziem ruskich Litwy, przyszły król polski, za pośrednictwem zbiegłego spod Połocka na Inflanty Skirgiełły, rozpoczął akcję przeciw uzurpatorowi. Z charakterystyczną dla wszystkich jego późniejszych poczynań dokładnością ustalił i zsynchronizował działanie swych sojuszników. Rządzący na Siewierszczyźnie rodzony brat Jagiełły, Dymitr Młodszy - Korybut, miał zapoczątkować akcję i odciągnąć siły zbrojne Kiejstuta na dalekie od Wilna i Trok Zadnieprze. Po odejściu wojsk Kiejstuta mieszczanie wileńscy, wśród których miał przewagę element niemiecki, pod wodzą oddanego Jagielle Hanulona, mieli opanować miasto i ułatwić wkroczenie tam Jagiełły. Ponieważ zaś trudno było przypuścić, by stary Kiejstut ustąpił z w. księstwa bez walki, pomoc przeciw uzurpatorowi musieli zapewnić wrogowie Kiejstuta - Krzyżacy. Zakon bowiem, snując intrygę i celowo zdradzając książętom litewskim tajne układy przez zakonnych, przecież zawierane dyplomatów, nie pragnął widzieć Kiejstuta na tronie wielkoksiążęcym. Chciał skłócić jedynie Jagiełłę z Kiejstutem, wzniecić walki wewnętrzne na Litwie i wyciągnąć z tego korzyści dla siebie. Zamach stanu dokonany przez Kiejstuta, którego komturzy krzyżaccy w listach do matki Jagiełłowej ks. Julianny, nazywali bez wahania "wściekłym psem" i którego słusznie uważali za swego najzacieklejszego wroga, nie był po myśli Zakonu. Krzyżacy pragnęli wojny domowej na Litwie, a nie przejścia władzy wielkoksiążęcej z młodych, mniej doświadczonych rąk Olgierdowicza w silne i doświadczone dłonie zajadłego przeciwnika "pobożnych braci". Ponadto wiele pozorów wskazywało na to, że syn Olgierda ekspansję litewską kierować będzie przede wszystkim na wschód, podczas gdy nie mogło ulegać wątpliwości, iż rządy Kiejstuta ostrze polityki skierują na zachód. Układ Kiejstuta z Dymitrem Dońskim potwierdzał w zupełności te przypuszczenia. Gdyby zresztą Krzyżacy mogli żywić jakie wątpliwości, to nowy władca Wilna rozwiał je dokładnie. W dwa miesiące po objęciu władzy przez Kiejstuta spadł na ziemie krzyżackie najazd litewski, jakiego dawno już nie pamiętano. Litwini, wynurzywszy się z borów nadniemeńskich, w styczniu 1382 r. spustoszyli i wyniszczyli okolice Welawy, Taplawy, Frydlandu i Altenburga, po czym cofnęli się bezkarnie, uprowadzając jeńców. Odwetowa rejza krzyżacka w lutym cofnęła się nie osiągnąwszy celu wyprawy, ponieważ Litwini stawili niezwykle silny opór. W kwietniu zaś tegoż roku Kiejstut skierował drugą wyprawę pod Jurborg. Wówczas, lękając się dalszych najazdów, Krzyżacy poparli zamysły odwetowe Jagiełły i Korybuta. Moment akcji przeciw Kiejstutowi obrany był trafnie. Moskwa i inne dzielnice północno-wschodniej Rusi, po niedawnych zmaganiach z Mamajem osłabły i uznały ponownie zależność od Złotej Ordy, a wkrótce miał spaść na nie straszliwy pochód chana Tochtamysza (który w sierpniu 1382 r. spalił Moskwę i wymordował całą jej ludność). Nieprzychylne więc Jagielle, a sprzyjające Kiejstutowi wpływy moskiewskie mogły być nie brane pod uwagę. Wobec zaś osłabienia sił Dymitra Dońskiego ogół chciwych zdobyczy terytorialnych na wschodzie Giedyminowiczów musiał niechętnie zapatrywać się na trudne, krwawe walki z Krzyżakami pod rządami Kiejstuta, a życzliwiej myśleć o Jagielle, w którym widziano początkowo kontynuatora polityki Olgierda, wyraźnie zaznaczającego ongiś, iż "cała Ruś ma do Litwy należeć". Ułożywszy więc plan i zapewniwszy sobie sojuszników, Jagiełło przystąpił do akcji. Kiejstut oblegający Jurborg został poinformowany, że książę siewierski, Korybut-Dymitr, odmówił mu, jako w. księciu, udzielenia pomocy wojskowej przeciw Krzyżakom i daniny corocznej. Kiejstut, nie podejrzewając prawdopodobnie Korybuta o zmowę z innymi braćmi, a być może chcąc szybkimi decyzjami zdławić bunt w zarodku, przerwał rozprawę z Zakonem i wyruszył szybko z Wilna na Zadnieprze. Był to wyraźny błąd ze strony starego księcia: zostawiać stolicę i państwo na opiece Witoldowej, a samemu z całym prawie wojskiem udawać się na daleką Siewierszczyznę. Jak wynika z postępowania Kiejstuta, stary książę nie dostrzegał spisku lub go lekceważył, zaś włączenia się do buntu Jagiełły nie oczekiwał, gdyż wezwał go - jako swego lennika - na pomoc, a ponadto ruszył na Korybuta, nie oczekując na nadejście księcia witebskiego i pozostawiając go za sobą, przez co narażał się na odcięcie od Wilna lub wzięcie przez opornych książąt, Jagiełłę i Korybuta, w dwa ognie. Jagiełło nie omieszkał wykorzystać sytuacji i zamiast na Zadnieprze pomaszerował na Wilno, które - przy pomocy mieszczan pod wodzą Hanulona - zajął 12 czerwca 1382 r. Kiejstut wyruszył ze stolicy przed 25 maja i w drugiej dekadzie czerwca zetknął się z wojskami Korybuta, ponosząc klęskę i tracąc pięciuset swych wojowników. Zawiadomiony o wystąpieniu Jagiełły zarządził odwrót i w pierwszych dniach lipca był już w drodze powrotnej za Berezyną, skąd dążył do połączenia swych sił z Witoldem. Witold zawiódł oczekiwania ojcowskie na całej linii. Przede wszystkim nie pilnował Wilna i o zajęciu stolicy przez Jagiełłę dowiedział się niemal ostatni. Gdy usiłował ze swoimi wojskami Wilno odzyskać, został pobity przez Olgierdowicza i sromotnie - według opinii kronikarzy krzyżackich wyparty z Litwy właściwej tak że zbiegł na Podlasie, gdzie począł zbierać nowe siły do walki z Olgierdowiczami. Jagiełło, nie tracąc czasu, obległ Troki. Gród ten początkowo się bronił, ale gdy nadeszły sprzymierzone z Jagiełłą oddziały krzyżackie, Troki poddały się prawowitemu w. księciu, który oddał je wraz z całym księstwem trockim swemu wiernemu bratu, Skirgielle, we władanie lenne. W sierpniu 1382 r. zjawiły się pod Trokami oddziały Kiejstuta i Witolda. Stary książę łudził się bowiem jeszcze, że odzyska bodaj swą dawną, trocką dzielnicę. Ale były to tylko złudzenia. W tym czasie już zięć Kiejstuta, Janusz ks. mazowiecki, zajął podlaskie grody: Drohiczyn i Mielnik i obległ w Brześciu nad Bugiem żonę Kiejstutową, Birut a na odsiecz Trok nadeszły wojska Jagiełły i sprowadzone przez Skirgiełłę, oddziały inflanckie pod dowództwem mistrza inflanckiego Vrimersheima. Przewaga przeciwników była tak wyraźna, że Kiejstut sam uznał beznadziejność walki. Wszczął więc układy i wraz z synem zdał się na łaskę zwycięskiego bratanka. Przewieziony został z Witoldem do Wilna, a następnie umieszczony pod strażą Skirgiełły w więzieniu w Krewie i tam po kilku dniach Kiejstut zakończył życie: Śmierć jego po dzień dzisiejszy została nie wyjaśniona. Źródła współczesne mówią o niej rozmaicie. Jedne stwierdzają, że "nikt nie wie, jak umarł", inne mówią o samobójstwie starego księcia - i te są najliczniejsze, są także takie, a do nich należy i nieżyczliwy Jagielle Długosz, które oskarżają w. księcia o spowodowanie śmierci stryja. Skarga Witolda, pisana zresztą przez Krzyżaków, mówi o wspólnej winie Jagiełły i Skirgiełły, nie wskazując, kto był głównym winowajcą zgonu Kiejstuta. Wydaje się, że dawniejszy pogląd wielu autorów, iż Kiejstut został w swej celi uduszony z woli Jagiełły, nie jest słuszny. O ile bowiem, na pierwszy rzut oka wydaje się, że rozkaz zamordowania stryja musiał pochodzić od zwycięskiego bratanka, jako że bez niego nie ośmielono by się targnąć na krewskiego jeńca, jak również, że Jagiełło pozbywał się przecież wielkiego kłopotu z chwilą zgonu tak groźnego przeciwnika, to po głębszym zbadaniu łatwo daje się spostrzec, że stało się to, jeżeli nie wbrew woli Jagiełły, to bez jego wiedzy i uprzedniej zgody. Wydaje się bowiem, że gdyby Jagiełło chciał się pozbyć przeciwników, to już kazałby zgładzić i Kiejstuta, i Witolda. Byłoby wszak bardzo dziwne, gdyby kazał mordować starego, mającego i tak niezbyt wiele lat życia na świecie stryja, a pozostawiał przy życiu młodego, energicznego jego syna, który - siłą rzeczy - musiał stać się wrogiem mordercy ojca. Tymczasem Witold po zgonie Kiejstuta nie okazuje żadnych wrogich manifestacji pod adresem Jagiełły, przeciwnie, za pośrednictwem krzyżackim prosił Jagiełłę, by mu oddał dzielnicę po ojcu, i miał zamiar lojalnie mu służyć. Następnie, mimo dwukrotnej ucieczki do Krzyżaków i wielu szkód, jakie wyrządził Litwie i Jagielle, Witold bez obawy wraca na Litwę, nie lęka się zemsty Jagiełły i od 1392 r. 38 lat wiernie i lojalnie istotnie z nim współpracuje. Gdyby podejrzewał Jagiełłę o zamordowanie rodziców, to przecież miał w ciągu tych 38 lat tysiące okazji, by go uwięzić, zdradzić, zabić. Tymczasem okazywał mu przyjaźń i szacunek. Trudno byłoby uwierzyć w to, aby Witold w tych latach, gdy już osiągnął władzę wielkoksiążęcą, i nie potrzebując się liczyć z Jagiełłą tak jak w pierwszych latach po swym drugim powrocie od Krzyżaków, będąc teściem w. księcia moskiewskiego, mając na zawołanie sojusz z Krzyżakami i Złotą Ordą, kuszony niejednokrotnie do wystąpień przeciw Jagielle przez Zygmunta Luksemburczyka, aby ten potężny już Witold chciał serdecznie i przyjaźnie współżyć i współpracować z Jagiełłą, gdyby wiedział, że to on jest zabójcą ojca i matki A jednak żył w przyjaźni i zemsty nie szukał, co wskazywałoby wyraźnie, że nie Jagiełło był winowajcą zgonu Kiejstuta. To zaś, że w skardze zredagowanej przez Krzyżaków Witold oskarżył stryjecznych braci o zabicie ojca i matki, o niczym nie świadczy, bo skargę tę stylizowali panowie zakonni, którzy w tym czasie już zarzucili wersję samobójstwa Kiejstuta, lansowaną w roku 1382, a obmyślili wersję nową - winy Jagiełły. Zarzuty ich byłyby trudne do obalenia, gdyby nie to, o czym już wspomniane było wyżej, że nie tylko Jagielle zgon Kiejstuta był na rękę. Zainteresowani tym zgonem byli także: a) Krzyżacy, b) mieszczanie wileńscy z Hanulonem na czele, c) wybitniejsi bojarzy litewscy, d) rodzina Jagiełły, a zwłaszcza matka, w. ks. Julianna, siostra, Maria Olgierdówna, wdowa po Wojdylle, oraz brat w. księcia - Skirgiełło. Jeżeli chodzi o Krzyżaków, to "pobożni bracia"nienawidzili Kiejstuta od wielu lat i nie mogli żywić złudzeń, że stary książę, o ile wyjdzie żywy z niewoli, będzie, w miarę sił i możności, starał się kierować polityką litewską zawsze przeciw Zakonowi. Było zatem w ich interesie, aby ich nieubłagany wróg nie wyszedł z więzienia i nie miał ponownej okazji do sięgania po władzę lub namawiania Jagiełły do posunięć antykrzyżackich. Że właśnie oni odegrali jakąś rolę przy zgładzeniu Kiejstuta, świadczy staranne rozpowszechnianie przez nich wersji o samobójstwie starego w. księcia. Wersja ta występuje i w kronikach krzyżackich, i musiała być przez nich rozgłaszana po świecie, skoro zanotował ją z dobrą wiarą i polski kronikarz, Janko z Czarnkowa. Dla obrony dobrego imienia Jagiełły "panowie zakonni" nie kiwnęliby nawet palcem, musieli więc mieć wyraźne powody rozpowiadania o samobójstwie Kiejstuta. Charakterystyczne, że kronika Wiganda podaje dwie sprzeczne wersje tego wydarzenia. Pierwsza z nich mówi wyraźnie, że Kiejstut został w niewoli uduszony, druga, że nikt nigdy nie wiedział, w jaki sposób umarł. K. Stadnicki omawiając tę sprzeczność kroniki przypuszcza, że Wigand "nie chciał powiedzieć prawdy", gdyż byłaby niepochlebna dla Zakonu. Oczywiście, Krzyżacy nie zabijaliby Kiejstuta sami, lecz do mordu tego musieli zachęcić kogoś spośród Litwinów. Przez mord ten uzyskiwali nie tylko usunięcie swego wroga, ale również zaostrzenie wewnętrznych trudności dynastii na Litwie i zwrócenie się synów i zwolenników zabitego o pomoc do Zakonu. A to dawało Krzyżakom możność ingerencji w wewnętrzne sprawy Litwy i ułatwiało prowadzenie jej podboju w imię "sprawiedliwości", dla tego czy innego zbiega-księcia litewskiego. Mieszczanie wileńscy z Hanulonem na czele musieli się obawiać, że na wypadek wypuszczenia Kiejstuta, stary książę będzie się mścił na nich jako na tych, którzy ułatwili Jagielle powrót na tron wielkoksiążęcy. Nie byłoby to jeszcze nazbyt groźne, gdyby mogli mieć pewność, że ani Kiejstut, ani Witold nie sięgną ponownie po tron wileński, albo że nie zajmą wpływowego stanowiska przy Jagielle. Ale za to nikt ręczyć nie mógł, a jak dalece słuszne były ich obawy, dowodem tego było późniejsze wywyższenie Witolda, mimo jego dwukrotnej jeszcze zdrady wobec Jagiełły. Należy zwrócić uwagę, że przecież "capitaneus vilnensis"i posiadacz dóbr na Litwie, Hanulo, wolał pojechać wraz z Jagiełłą do Polski i nie wrócić już do Wilna, w którym rządził Witold. Widocznie bezpieczniej czuł się poza zasięgiem bezpośrednich rozkazów rodziny Kiejstuta. Zachęceni więc przez podszepty krzyżackie, mieszczanie wileńscy mogli wpływać na to, by Kiejstut nie wyszedł z więzienia. Wybitniejsi bojarzy litewscy, przeciwnicy Kiejstuta, mogli żywić obawy podobne do obaw mieszczańskich. Wszak Kiejstut nie zawahał się kazać powiesić wiernego Jagielle bojara, szwagra jego, Wojdyłłę, chociaż przez małżeństwo z Marią Olgierdówną Wojdyłło należał niejako do dynastii panującej. Gdyby Kiejstut wrócił kiedy do władzy, to jeszcze mniej liczyłby się z przeciętnymi bojarami, wiernymi Jagielle, tym bardziej że Jagiełło po zwycięstwie nad Kiejstutem skazał na śmierć kilku wybitniejszych bojarów - sług Kiejstuta. Poza tym Kiejstut reprezentował dawne stosunki na Litwie: pogańskie, o silnej władzy wielkoksiążęcej, pogardzał współpracą z bojarstwem (stąd miała wypływać jego niechęć do Wojdyłły, iż śmiał sięgnąć po rękę księżniczki z rodu Giedymina, sam będąc tylko bojarem), walczyć chciał przede wszystkim z Krzyżakami, a w zgodzie żyć z Moskwą. Tymczasem bojarzy poczynali rozumieć, że Litwa nie może się utrzymać jako rezerwat pogaństwa pomiędzy państwami chrześcijańskimi, pragnęli odgrywać pewną rolę w życiu państwowym, a przede wszystkim chcieli spokoju od strony krzyżackiej, gdyż wojna z Zakonem narażała ich posiadłości litewskie na zniszczenie. Bojarzy woleli walkę na Rusi, gdzie o łup było łatwiej, a sama wojna nie groziła zniszczeniem ziem i domów na rdzennej Litwie. Dlatego bądź z własnego natchnienia, dla zyskania łaski Jagiełły i zabezpieczenia się od groźby powrotu do rządów Kiejstuta, bądź z podszeptu krzyżackiego mogli wpłynąć na "komorników Jagiełłowych", reprezentantów tej samej klasy bojarskiej, i spowodować śmierć książęcego jeńca. Rodzina Jagiełły również pragnęła niewątpliwie uzyskać pewność, że groźny starzec nie wyjdzie już na świat z baszty zamku krewskiego, że już nigdy nie zagrozi im nowym zamachem. Usunięcie bowiem Jagiełły do Witebska przekreślało widoki na przyszłość jego młodszych braci, którzy stawali się rodziną jedynie drobnego, udzielnego księcia, nie mogącego zapewnić im samodzielnych księstw. W. ks. Julianna odgrywała w 1382 r. jeszcze wybitną rolę polityczną i musiała mieć wpływ na synów, gdyż w akcie darowizny Żmudzi Krzyżakom z tego roku Julianna wymieniona jest przed młodszymi braćmi Jagiełły. Nie byłoby więc czymś niezwykłym, gdyby w. ks. Julianna uległa namowom krzyżackim i postarała się o zgon Kiejstuta nawet bez wiedzy syna - Jagiełły, tym bardziej że ostrzeżenie Krzyżaków z 1379 r. okazało się słuszne. Jeżeli bowiem nakaz zamordowania więźnia krewskiego wyszedł od Julianny lub kogoś z rodzeństwa Jagiełłowego, to należy pamiętać, że nie zawsze postępowanie matki i braci Jagiełły pokrywało się z wolą i zamierzeniami samego w. księcia litewskiego. Oprócz zaś Julianny i młodszych braci śmierci Kiejstuta mogła się jeszcze domagać siostra Jagiełły, Maria Olgierdówna, której męża, Wojdyłłę, Kiejstut kazał powiesić. Najbardziej zaś na śmierci Kiejstuta zyskiwał Skirgiełło. On przecież odziedziczył po zmarłym jego księstwo trockie i jego stanowisko u boku w. księcia Litwy. Charakterystyczne też jest, że Witold godził się z Jagiełłą i okazywał mu przyjaźń, ale był stale w złych stosunkach ze Skirgiełłą, tak iż nawet królowa Jadwiga musiała wpływać na załagodzenie stosunków między nimi. Wreszcie - Skirgiełło zmarł otruty. Nikt inny nie był mu tak wrogi, jak Witold, więc aczkolwiek trudno oskarżać Witolda o spowodowanie tej śmierci, należy uznać, że podejrzenia mogły padać na niego, właśnie jako na mściciela śmierci ojca, a może i matki. Skirgiełło miał też w 1382 r. bliskie kontakty z Krzyżakami, łatwo mogli uradzić wspólnie o końcu Kiejstuta, którego przecież do Krewa przewoził właśnie Skirgiełło i który niejako czuwał nad nim. Z powyższego wynika, że wielu mogło być winowajców zgładzenia Kiejstuta i brak podstaw, aby winę tę ponosił jedynie i koniecznie Jagiełło. Należy podkreślić, że właśnie Witold, znajdujący się pod opieką Jagiełły, nie poniósł szkody na zdrowiu w więzieniu i że raczej wszystko wskazuje na to, że ucieczka Witolda z więzienia odbyła się za cichą wiedzą Jagiełły, który po zgonie Kiejstuta, obawiając się o życie jego syna, postanowił mu ułatwić wydobycie się na wolność. Bez zgody Jagiełły żonie Witolda, księżnej Annie, nie pozwolono by odwiedzać męża, a przecież jedynie na skutek tych odwiedzin codziennych mógł uwięziony Witold wydostać się na wolność. Co prawda, źródła nie przekazały śladów porozumienia między w. księciem a księżną Anną, ale zdaje się nie ulegać wątpliwości, że jeżeli się porozumieli, to uczynili to w największej tajemnicy, aby czyjaś niewczesna gorliwość lub nienawiść nie spowodowały śmierci Witolda bez woli, a nawet wbrew woli i wiedzy Jagiełły. Prawdopodobnie wielki książę spotkał się w jakimś ustroniu leśnym pod Wilnem z księżną Witoldową o umówionej porze. Jeżeli tak było - a wszystko przemawia za tym, że oboje działali w porozumieniu - to księżna, nie domyślając się początkowo, być może, o co chodzi, stawiła się na owo spotkanie z ciężkim sercem. Świeżo wszak zmarł w tajemniczy sposób Kiejstut, więziony wraz z Witoldem... Jakież więc musiało być jej zdumienie i radość, gdy przybyły na rozmowę Jagiełło, okazał strapionej księżnie nie tylko zwykłą, łaskawą uprzejmość, ale także najżywszy niepokój o losy Witolda. - Wierzcie nam, księżno - powiedział wreszcie - miłujemy waszego małżonka i nie chcielibyśmy ani by go ubili jego wrogowie, ani by długie miesiące gnił w więzieniu. - Tedy każcie go puścić, miłościwy panie i bracie! - zawołała niewątpliwie po tych słowach księżna, przykładając ręce do serca, które poczęło uderzać przyśpieszonym rytmem. - Puścić go możemy, miła księżno, wżdy nie w naszej jest jeszcze mocy zapewnić Witoldowi, by się na niego kto nie targnął... - Cóż tedy ma czynić? Wielki książę spojrzał na nią bacznie i chwilę milczał, jakby się wahał. Po czym rzucił okiem dokoła, czy pilnujący go ludzie są dość daleko i wreszcie rzekł cichym głosem: - Ufacie nam, księżno? - Ufam, miłościwy kniaziu i panie! - Tedy słuchajcie, zapamiętajcie dobrze i niech was bogowie strzegą, byście o naszej rozmowie tutaj komukolwiek słowo rzekli, bo to może byłby wyrok śmierci na waszego małżonka... - Ni słowa nie rzeknę nikomu, miłościwy panie! - Zważajcie więc: dziś, pod wieczór, poślemy wam do domu pozwoleństwo, o które nibyście nas prosili, abyście mogli co wieczór z dwiema służebnymi odwiedzać męża waszego i zostawać z nim co noc do rana... - Miłościwy kniaziu - szepnęła czerwieniąc się księżna Anna - cóż małżonkowi memu pomóc może do ratowania się moja osoba? Jagiełło wykonał ręką niecierpliwy gest, jakby chciał rzec, by mu nie przerywano, potem ściszył głos jeszcze bardziej i mówił dalej: - Służebne będą słały wam łoże, księżno, a potem będą odchodziły. I tak będzie co wieczora. Rozumiecie? - Rozumiem, miłościwy panie i bracie, ale cóż z tego dla mego małżonka? Wielki książę pochylił się ku uchu księżnej i rzekł tak cicho, że ledwie dosłyszała, a już nie mógł tego usłyszeć ktoś, kto by nawet znajdował się tuż obok w lesie i śledził księżnę: - Przebierzecie Witolda za jedną ze służebnych, a służebną ułożycie w łożu, odziawszy ją w szaty Witolda... Księżna Anna nareszcie zrozumiała. Błysk zdumionej radości rozjaśnił jej lico. Odszepnęła wnet: - Pojęłam, miłościwy kniaziu! I w szatach służebnej Witold ma zbiec? - Tak, tej nocy zaraz na Mazowsze, do siostry i szwagra, księcia Janusza. Konie rozstawne przygotujecie wcześniej i nikt Witolda nie zgoni! O siebie zaś nie lękajcie się. My was obronimy! Oczy księżnej Anny zalśniły. - Niech by mi nawet i co uczynili, wszelako małżonek mój będzie wolny i zdrów. - Szczęśliwy nasz krewniak jest, iż taką ma niewiastę - powiedział w. książę - wszelako postaramy się, by i wam nic się nie przytrafiło. Nie lękajcie się! Jagiełło dotrzymał słowa. Gdy bowiem dzięki przebraniu za służkę Witold wydostał się pewnej nocy z więzienia, a księżna wraz z drugą służką została rano aresztowana i stawiona przed wielkiego księcia, Jagiełło nie tylko jej nie ukarał za ułatwienie Witoldowi ucieczki, lecz przeciwnie pozwolił jej udać się w ślad za mężem do Krzyżaków. Zasługuje również na uwagę, że według źródeł krzyżackich - a więc w. księciu nieżyczliwych - pod Trokami właśnie Jagiełło prosił mistrza krzyżackiego o łagodne obejście się z więzionymi Kiejstutem i Witoldem. To wszystko, jak wolno sądzić, oczyszcza Jagiełłę z zarzutu spowodowania śmierci Kiejstuta. Ponadto jest całkowicie możliwe, że stary książę zmarł pod wpływem wzburzenia na serce, na skutek przegranej, więzienia w lochu, beznadziejności sytuacji, a może i złego obejścia się z nim dozorców. Ponieważ zaś nie umiano wytłumaczyć jego zgonu, przypuszczano zabójstwo przez uduszenie, zwłaszcza że ten rodzaj śmierci dla uwięzionych książąt był praktykowany w całej średniowiecznej Europie. Porozumienie z Polską Zgon Kiejstuta ułatwił Jagielle sytuację na Litwie, ale nie rozwiązywał wielu innych trudności. Przede wszystkim za udzieloną pomoc kazali sobie zapłacić wysoką cenę Krzyżacy. Na zjeździe Jagiełły z przedstawicielami Zakonu 31 października 1382 r. ustalono czteroletni rozejm pomiędzy Litwą a Zakonem z tym, że na żądanie obydwie strony obowiązane są okazywać sobie pomoc zbrojną. Wszelako Jagiełło musiał się zobowiązać, że nie wyda nikomu wojny bez zgody Krzyżaków, co było pomyślane przez nich jako ochrona książąt mazowieckich, w danej chwili popieranych przez Zakon, ale co również ograniczało suwerenną władzę w. księcia Litwy. Dalej, za pokój i niepopieranie zbiegłego do Prus Witolda, odstąpił Jagiełło Zakonowi połowę Żmudzi, na północ od Dubissy, na skutek czego Krzyżacy uzyskiwali bezpośrednie połączenie Prus oraz Inflant. Wreszcie, ze względu na europejską opinię, zmuszono Jagiełłę do obietnicy, że w ciągu czterech lat przyjmie wraz z braćmi chrzest z rąk Krzyżaków. Były to warunki niezwykle ciężkie, świadczące, iż Jagiełło musiał się znajdować w bardzo trudnej sytuacji, skoro ich nie odrzucił. Usprawiedliwić w. księcia może tylko jedno: nie myślał ani chwili o dotrzymaniu tych warunków i ani jednego z nich nie dotrzymał. Przyjął co prawda, chrzest w 1386 r. ale - z rąk polskich, jako przyszły monarcha wielkiego państwa polsko-litewskiego, którego sił użył następnie do zdruzgotania Zakonu. O takim chrzcie Krzyżacy na pewno nie myśleli podczas zjazdu na wyspie rzeki Dubissy w roku 1382. Jagielle potrzebny był czas, aby się umocnić ponownie na tronie, a to byłoby trudne, gdyby Krzyżacy zaatakowali Litwę i poparli przeciwników w. księcia z Witoldem na czele. Przyjmując warunki Zakonu, których i tak nie zamierzał wypełnić, uzyskiwał kilka bezcennych miesięcy. Mając zapewniony spokój od strony krzyżackiej zwrócił się teraz na wschód. Istniejące na ziemiach W. Księstwa stronnictwo promoskiewskie nie było tak groźne, jak w latach poprzednich, ale istniało. Należało znaleźć z nim wspólny język, co wydawało się łatwiejsze niż dawniej, ponieważ straszliwy najazd Tochtamysza na Moskwę osłabił siły Dymitra Dońskiego. Dowodem zmiany sytuacji był i tym razem przyjazd metropolity Cypriana. Tak jak po bitwie na Polu Kulikowym metropolita przejechał z Kijowa do Moskwy, uznając państwo moskiewskie za silniejsze, tak znowu obecnie, po spaleniu Moskwy w 1382 r. przez Tochtamysza i braku oporu ze strony Dymitra Dońskiego, Cyprian uznał, że punkt ciężkości przesunął się na Litwę i tegoż 1382 roku przeniósł znowu swą siedzibę do państwa Jagiełły - do Kijowa. Jagiełło zaś, wiedząc dobrze, iż pokój z Krzyżakami trwać będzie niedługo i, że poparty przez Zakon Witold Kiejstutowicz czy też inni książęta Giedyminowicze znowu będą usiłowali wyłamywać się spod władzy wielkiego księcia, postanowił uzyskać trwałą i nie wymagającą zrzekania się części Litwy pomoc sąsiadów. Do wyboru miał dwa państwa graniczące z W. Księstwem Litewskim: Ruś Moskiewską i Polskę. Zasługuje więc na uwagę, że aczkolwiek wypędzony przez Jagiełłę z Połocka Andrzej Olgierdowicz, po zamachu stanu Kiejstuta wrócił w 1381 r. na swe księstwo, to jednak w. książę po odzyskaniu tronu nie wystąpił przeciw niemu, mimo osłabienia protegującej go Moskwy. Następnie, nowsze badania odkryły, iż jesienią roku 1383 lub w początkach 1384 r. między Jagiełłą, Skirgiełłą i Korybutem z jednej strony a Dymitrem Dońskim i jego stryjecznym bratem Włodzimierzem Andrzejewiczem z drugiej, zawarta została umowa, regulująca, zapewne (bo treść dokładna tej umowy jest nieznana), wzajemne spory i utwierdzająca pokój między W. Księstwem Litewskim i W. Księstwem Moskiewskim. Konsekwencją tej umowy miało być małżeństwo Jagiełły z córką Dymitra Dońskiego, co do czego prowadziła układy z Dymitrem matka Jagiełły, w. ks. Julianna. Wymienione umowy zabezpieczały z kolei państwo litewskie od wschodu i w jakiejś mierze usuwały groźbę walki Litwinów na dwa fronty, czego Jagiełło unikał przezornie przez całe swe życie. Jednakże w układzie w. ks. Julianny było wyraźnie zaznaczone, że w. ks. Jagiełło, gdy się ożeni z księżniczką moskiewską "ma uznawać wolę w. ks. Dymitra i ma się ochrzcić w obrządku prawosławnym i chrzest swój podać do wiadomości powszechnej". Ścisłe wykonanie tych punktów z jednej strony degradowałoby suwerennego władcę Litwy do poziomu silniejszego książątka lennego, takiego jakim był, na przykład, Andrzej Olgierdowicz połocki, a z drugiej nie zabezpieczałoby ani Jagiełły i ochrzczonych wraz z w. księciem przypuszczalnie Litwinów od najazdów krzyżackich, ponieważ prawosławnych uznawano w tym czasie za schizmatyków, niewiele różniących się od pogan. Ponadto Jagiełło dobrze pamiętał, jak za życia ojca, w. ks. Olgierda, metropolita prawosławny, Aleksy, rzucał klątwę na książąt ruskich, którzy nie postępowali zgodnie z wolą i polityką w. księcia moskiewskiego. Gdyby więc przyjął prawosławie, a następnie sprzeciwiał się polityce w. ks. Dymitra, to nie ulegało wątpliwości, że mógłby podpaść klątwie kolejnego z metropolitów, którzy w sprawach politycznych ślepo ulegali władzy świeckiej. Stąd, prowadząc pertraktacje ze stroną moskiewską, szukał Jagiełło korzystniejszego dla siebie rozwiązania i znalazł je - w Polsce. Nauka po dzień dzisiejszy nie może orzec z całą pewnością, kto był inicjatorem pomysłu o zawarciu małżeństwa Jagiełły z Jadwigą Andegaweńską. Znakomity znawca dziejów jagiellońskich, Ludwik Kolankowski, dopuszczał "możliwość współczesnego pojawienia się tej myśli w Polsce i na Litwie", względnie sądził, że pierwszy pomysł mógł zrodzić się w umyśle ks. Skirgiełły, który istotnie w 1379 r. jeździł na Węgry i tam zetknął się "z miarodajnymi kołami polskowęgierskimi". Z kolei Stanisław Zakrzewski wysuwał przypuszczenie, że inicjatorką, działającą na rzecz porozumienia polsko-litewskiego była matka Jadwigi, królowa Elżbieta Bośniaczka wraz z matką Jagiełły, w. księżną Julianną. Aczkolwiek hipoteza St. Zakrzewskiego wzbudziła różnorakie zastrzeżenia, to w nieco zmodyfikowanej formie wydaje się całkowicie możliwa. Wiadomo ze źródeł, jak wielką przeciwniczką zięciów niemieckich była Elżbieta Bośniaczka. Pragnęła wszak wydać swą córkę Marię, formalnie już poślubioną Zygmuntowi Luksemburczykowi, za królewicza francuskiego, a córkę swą, Jadwigę, również formalnie poślubioną Wilhelmowi austriackiemu, zgodziła się oddać za żonę w. księciu litewskiemu. Nie jest więc wykluczone, że mogła pierwsze rozmowy co do małżeństwa jednej ze swych córek z Jagiełłą, prowadzić już w 1379 r. Rozmowy te do niczego nie zobowiązywały ani królowej, ani wysłańca Jagiełłowego księcia Skirgiełły. Żył wszak jeszcze i panował na Węgrzech oraz w Polsce król Ludwik Andegaweński, życzliwy zięciom-Niemcom, a w sprawie małżeństwa królewien on miał głos rozstrzygający. Jedno zasługuje na uwagę. Oto Skirgiełło, bez najmniejszej wątpliwości, nie jechał z inicjatywy własnej. A zatem wysłał go Jagiełło. Toteż, gdy w roku 1382 zmarł król Ludwik i losy córek wzięła w swe ręce Elżbieta Bośniaczka, w. książę litewski mógł wrócić do inicjatywy sprzed paru lat. Małżeństwo z wyznaczoną na tron polski Jadwigą otwierało przed Jagiełłą niezmiernie korzystne perspektywy. Musiał się i w tym wypadku ochrzcić, ale chrzest w obrządku katolickim uniezależniał w. księcia od posłusznych woli władcy moskiewskiego metropolitów prawosławnych. Ponadto katolicka chrystianizacja Litwy wytrącała moralne atuty propagandzie krzyżackiej - kogo mieliby nawracać, gdyby państwo litewskie stało się katolickim? Przede wszystkim zaś Jagiełło, żeniąc się z Jadwigą i stając się królem polskim, nie tylko nie umniejszał swej władzy na Litwie i nie musiał podlegać czyjejś woli - jakby mogło się zdarzyć na wypadek chrztu prawosławnego i uznania, chociażby tylko moralnego, zwierzchnictwa Dymitra Dońskiego - ale awansował niejako do godności chrześcijańskiego monarchy, powiększał swe władanie o terytorium Polski, a co było niemniej ważne, zyskiwał siły zbrojne polskie i królewski autorytet do poskromienia swych buntowniczych braci i krewniaków na ziemiach litewsko-ruskich. Mając zatem do wyboru dwie omówione możliwości, Jagiełło nie mógł się wahać i zdecydował się na połączenie z Polską. Niepodobna ustalić, kiedy i przez kogo nawiązano rozmowy wstępne. Ale wolno mniemać, że pierwsze kroki, zarówno na dworze moskiewskim, jak i wśród panów małopolskich, rządzących w imieniu Jadwigi królestwem polskim, poczyniono z woli Jagiełły już w roku 1383. Wskazywałyby na to: 1) przywilej wystawiony 18 kwietnia 1383 r. w Wilnie przez Jagiełłę i Skirgiełłę dla "ukochanych naszych mieszczan lubelskich", co historycy łączą z pobytem w stolicy Litewskiej jakiegoś poselstwa z Polski, przy którym znajdowali się też mieszczanie lubelscy, a na uwagę zasługuje również, iż starostą lubelskim był w owym czasie późniejszy pośrednik umowy unijnej, Włodek z Charbinowic i Ogrodzieńca; 2) zmiana postawy Jagiełły wobec Krzyżaków. Jeszcze bowiem 6 stycznia 1383 r. oświadczał w. książę Krzyżakom, że skłonny jest utrzymać rozejm z Mazowszem chociażby cały rok, a już na wiosnę uderzył - wbrew układom z 1382 r. - na Podlasie i ziemię tę z powrotem przyłączył do Litwy. Zaproszony na nowy zjazd z w. mistrzem w maju 1383 r., Jagiełło zjazd ten udaremnił i doprowadził do zerwania stosunków pokojowych z Zakonem, który 30 lipca wypowiedział w. księciu oficjalną wojnę. Krzyżacy zorientowali się bowiem, że młody władca Litwy nie pozwoli posługiwać się sobą i nie stanie się grabarzem własnej ojczyzny. Postanowili więc opanować państwo litewskie rękami Witolda. Na razie postarali się odzyskać dla Kiejstutowicza jego dawną ojcowiznę. Otoczone przez armię krzyżacką i oddziały Witoldowych Żmudzinów, zwerbowanych za pieniądze krzyżackie, Troki poddały się Witoldowi 12 sierpnia 1383 r. Obsadziwszy uzyskany gród, w. mistrz Zoellner i ks. Witold ruszyli na Wilno i przystąpili do szturmowania zamków stolicy. Nie zatroszczyli się przy tym o przeciwdziałanie Jagiełły. Ten zaś, ufając odporności Wilna, ruszył wraz ze Skirgiełłą pod Troki i po 40 dniach oblężenia zmusił 3 listopada załogę Witoldową i posiłki krzyżackie do poddania się. Musiały też Jagiełłowe wojska działać na zapleczu krzyżackim pod Wilnem, gdyż w. mistrz już po jedenastu dniach, pozbawiony dowozu żywności i amunicji, zwinął we wrześniu oblężenie i wrócił do Prus, nie próbując nawet przyjść z pomocą broniącym się wówczas jeszcze Trokom. Pierwsze zatem skrzyżowanie mieczy pomiędzy Zakonem a Jagiełłą przyniosło powodzenie Olgierdowemu synowi. Teraz jednak Krzyżacy przystąpili do akcji na wielką skalę. Postanowili obalić Jagiełłę, a w. księciem Litwy, podległym Zakonowi, uczynić Witolda. Najpierw wszakże Witolda ochrzczono. w październiku 1383 r., dając mu imię chrześcijańskie Wigand. Następnie kazano mu podpisać odpowiednie umowy, zobowiązujące Kiejstutowicza do stosunku lennego z odzyskanych przy pomocy Krzyżaków ziem litewskich oraz do darowania Zakonowi więcej jeszcze Żmudzi niż uprzednio zgodził się na to Jagiełło, gdyż od morza aż po rzekę Niewiażę. W maju 1384 r. runęła na Litwę wielka wyprawa krzyżacka, w której miało brać udział czterdzieści tysięcy rycerzy i osiemdziesiąt tysięcy koni. Zdobyto Kowno, zbudowano na miejscu zburzonego grodu kowieńskiego twierdzę Neu-Marienwerder. Jagiełło nie stawił czoła tej ogromnej sile, ale atakował tam, gdzie miał szanse zwycięstwa, i rozbił znaczny oddział zakonny pod Wilkiszkami na Żmudzi. Klęska ta skłoniła Krzyżaków do zatrzymania dalszego marszu i do odłożenia podboju Litwy na rok następny. A tymczasem Jagiełło przez tajnych pośredników porozumiał się z Witoldem, obiecał mu na razie nadać ziemię grodzieńską i Podlasie, a w przyszłości również resztę dzielnicy trockiej. Witold propozycję przyjął i 9 lipca 1384 r. stawił się już w obozie Jagiełły, oblegającego Neu-Marienwerder, która to twierdza zdobyta została 6 listopada. Jeżeli do zawarcia umowy unijnej polsko-litewskiej potrzeba było okazania nieustępliwej postawy wobec Krzyżaków, zlikwidowania walki z Witoldem i spokoju od strony granicy wschodniej Litwy, to wszystkie te elementy Jagiełło miał w ręku. Mógł więc dokończyć, rozpoczętych co najmniej przed rokiem, pertraktacji ze świeżo przybyłymi wysłannikami polskimi i ustalić z nimi sprawę skierowania uroczystego poselstwa litewskiego do małoletniej królowej Jadwigi, która właśnie przybyła z Węgier do Krakowa i 15 października 1384 r. została ukoronowana na "króla" polskiego. Poselstwo to pod przewodnictwem księcia Skirgiełły zjawiło się w stolicy Polski w styczniu 1385 r. i na posłuchaniu u Jadwigi, w zamian za rękę królowej i tron polski dla Jagiełły, ofiarowało unię z Litwą na następujących warunkach: 1) wielki książę przyjmie wraz z nieochrzczonymi jeszcze braćmi i z całym ludem litewskim chrześcijaństwo w obrządku katolickim, 2) przywiezie swe skarby do Polski i zużytkuje je na potrzeby tego kraju, 3) zapłaci, zastrzeżone w umowie króla Ludwika z domem Habsburgów, dwieście tysięcy florenów za zerwanię zaręczyn Jadwigi z Wilhelmem austriackim, 4) przywróci królestwu polskiemu utracone przez to królestwo ziemie, 5) zwolni wszystkich, przebywających na Litwie jeńców polskich, 6) przyłączy do Polski swoje ziemie litewskie i ruskie na zawsze. Królowa Jadwiga Andegaweńska, córka Ludwika Węgierskiego i Elżbiety Bośniaczki, urodzona 18 lutego 1374 r. nie miała, w chwili przybycia litewskiego poselstwa, ukończonych lat jedenastu. Była dzieckiem, nie mogącym rozstrzygać o własnym losie. Decydować za nią musiała jej matka i opiekujący się królewskim dzieckiem oraz rządzący w imieniu małoletniej monarchini panowie polscy. A kwestia zamążpójścia Jadwigi wywoływała pewne komplikacje, ponieważ układem erenberskim z 18 sierpnia 1374 r. królewna została przeznaczona na żonę dla Wilhelma Habsburga, starszego od niej o 4 lata. Dnia 15 czerwca 1378 r. czteroletnia Jadwiga zaślubiła w Hainburgu ośmioletniego Wilhelma z tym zastrzeżeniem, że małżeństwo jej stanie się ważne i nierozerwalne dopiero po "konsumacji", czyli po zapoczątkowaniu pożycia małżeńskiego między małżonkami, co mogło mieć miejsce dopiero po dojściu Jadwigi do lat sprawnych, tzn. po ukończeniu przez nią lat dwunastu, a zatem w lutym 1386 r. Układ powyższy zawierał ojciec Jadwigi, król Węgier i Polski, Ludwik, który zmarł w roku 1382. Pozostała po nim wdowa, królowa Elżbieta Bośniaczka, jak również panowie polscy nie chcieli myśleć o dotrzymaniu układów Ludwika i za zgodą Elżbiety porozumieli się z Jagiełłą. Teraz, gdy przed Jadwigą stanęło oficjalne poselstwo, oświadczono posłom w imieniu małoletniej królowej, że odpowiedzi co do losów córki i propozycji Jagiełły musi udzielić matka Jadwigi. Głos Jadwigi jako dziecka nie był brany pod uwagę, chociaż wiedziano, że wychowana w przekonaniu o ważności swych ślubów z Wilhelmem austriackim była przeciwna myśli o innym związku małżeńskim. Ruszyli więc na Węgry, wysłani przez Skirgiełłę z Krakowa, książę Borys-Olgimunt i starosta wileński Hanulo w towarzystwie Włodka z Ogrodzieńca i dwu jeszcze rycerzy małopolskich i przywieźli spodziewaną odpowiedź królowej Elżbiety, że decyzję co do wydania za mąż córki pozostawia panom polskim. Na podstawie tego oświadczenia, nie licząc się z oporem małoletniej Jadwigi, panowie polscy wydelegowali Włodka z Ogrodzieńca, cześnika krakowskiego, Mikołaja z Ossolina, kasztelana zawichosteńskiego, i Krystyna z Ostrowa, dzierżawcę kazimierskiego, który wraz z delegatami węgierskimi, Stefanem proboszczem czanadzkim i Władysławem z Potoka, udali się na Litwę i tam, w Krewie, w dniu 14 sierpnia 1385 r. podpisali umowę co do przyszłej unii polsko-litewskiej, na warunkach podanych już w styczniu przez poselstwo litewskie w Krakowie. Ze strony Litwy występowali w Krewie, prócz Jagiełły, jego trzej bracia rodzeni: Skirgiełło, Korybut oraz Lingwen i jeden stryjeczny: Witold - w imieniu wszystkich innych braci "obecnych i nieobecnych". W układzie tym, zmieniającym na kilka stuleci losy kilku narodów Europy środkowo-wschodniej, szczególne zainteresowanie tak ówczesnych polityków, jak i późniejszych badaczy budził jeden, końcowy wyraz zdania zawierającego obietnicę Jagiełły co do przyłączenia ziem litewskich i ruskich na zawsze do Korony królestwa polskiego - w oryginalnym brzmieniu: " ... promittit terras suas Litvaniae et Russiae coronae regni Poloniae perpetuo applicare". Applicare jest wyrazem wieloznacznym i można go rozumieć w rozmaity sposób jako: przyłączenie, wcielenie, połączenie, włączenie itp. Wydaje się, że wyrazu tego użyto w umowie krewskiej celowo, ponieważ Jagiełło świadomie nie chciał określać zbyt dokładnie stosunku Litwy do Polski, uważając za dogodniejsze interpretowanie owego "applicare" w sposób dla interesów litewskich jak najbardziej korzystny. Podobnie musieli, zapewne, rozumować i delegaci polscy - myśląc o interpretacji najkorzystniejszej dla Polaków. Poczynając też od Długosza, niemal wszyscy historycy polscy w dobrej wierze rozumieli "applicare" jako wcielenie państwa litewskiego do Polski. I sugestia rozumienia polskiego tej sprawy była w ciągu kilku wieków uznana za jedynie słuszną. Z tego też tytułu historycy litewscy jeszcze w XX wieku, miast uczyć swój naród podziwu i wdzięczności dla największego z Litwinów, który przez unię ocalił naród litewski od zagłady, wyrzekali się "zdrajcy". Nie zadano sobie ani w naszej historiografii, ani gdzieindziej trudu krytycznego rozpatrzenia polityki Jagiełły i jego następców i ustalenia, że polski punkt widzenia nie był punktem widzenia litewskiego ani punktem widzenia samego Jagiełły. Nie brano również pod uwagę dwu możliwości: 1) że Jagiełło otrzymując od Polaków "koronę królestwa polskiego" - oświadczenie swoje o przyłączeniu swych ziem dziedzicznych Litwy i Rusi do tejże "korony", mógł uważać jedynie za potwierdzenie swego, łącznego nad nimi panowania. Podobnie mogli myśleć otaczający go przy zawieraniu umowy krewskiej Litwini, którzy dopiero później, dostrzegłszy, że Polacy inaczej rozumieją wyraz "applicare", poczęli się sprzeciwiać polskiej interpretacji i żądać zmiany określenia łączności obu państw; 2) że Jagiełło przy umowie krewskiej użył "applicare" nie tylko w tym celu, by wyraz ten jako niejasny, następnie tłumaczyć w sposób dla siebie najdogodniejszy, ale także - aby bez zbyt wiążącego określenia zabezpieczyć Litwę i Ruś przed prawem do nich, uzyskanym przez Krzyżaków od cesarza Ludwika Bawarskiego. Cesarz Ludwik nadał bowiem Zakonowi wyraźnie całą Litwę i Ruś "z wszystkimi ich częściami i przynależnościami". Przyłączenie więc tych ziem do Polski, kraju katolickiego, mogło być zabezpieczeniem owej "Litwy i Rusi" przed roszczeniami prawnymi Krzyżaków, opartymi na cesarskich nadaniach. W każdym razie dzisiaj, po sześciu wiekach, wolno stwierdzić, iż umowa w Krewie nie była ze strony dynastii Giedyminowiczów zaprzedaniem interesów litewskich, ale że otwierała przed obu narodami, w imieniu których umowę tę podpisywano, wielkie, wspólne możliwości. Na tronie Polskim W tym samym czasie gdy w Krewie obie umawiające się strony uzgadniały i zatwierdzały akt wspólnego porozumienia co do przyszłej unii polsko-litewskiej, w Krakowie działy się wydarzenia, które omal nie przekreśliły projektów świeżo zawartej umowy krewskiej. Oto, zaniepokojeni pogłoskami o projektach Jagiełły Habsburgowie wymusili pozorną zgodę Elżbiety Bośniaczki na przedwczesne dopełnienie małżeństwa Jadwigi i Wilhelma. Na mocy układu z Elżbietą, której poręczycielem został książę Władysław Opolczyk, Wilhelm austriacki wraz z Opolczykiem przybyli w okolice Krakowa około 15 sierpnia 1385 r. i zaczęli myśleć o sposobie "dopełnienia małżeństwa" młodej pary co, na wypadek dojścia do skutku, uczyniłoby Wilhelma prawowitym małżonkiem królowej i - zgodnie z praktyką średniowiecza - królem Polski, a tym samym uniemożliwiłoby zamierzoną unię. Przy pomocy Opolczyka książę Wilhelm dotarł 23 sierpnia na Wawel i w otoczeniu życzliwych sobie ludzi stanął przed Jadwigą, jako jej prawy mąż i przyszły pan królestwa polskiego. Gdyby młodzi narzeczeni byli zwykłymi ludźmi, dopełnienie małżeństwa mogłoby się odbyć natychmiast. Wszelako w rodzinach możnych, a tym bardziej wśród książąt było to niemożliwe. Cały dwór, a oczyma dworu cały świat musiał widzieć, jak małżonkowie odbywają ucztę weselną, a następnie odprowadzić ich, z zachowaniem różnych ceremonii, do sypialni i ułożyć na łożu małżeńskim, aby w przyszłości co do zrodzonego ich potomka nie było wątpliwości, iż jest prawym dzieckiem swego ojca i matki. Dlatego gdy książę Wilhelm powitał swą dziewiczą małżonkę-narzeczoną, mógł ją na razie tylko ucałować. Potem zaś oboje, wciąż w obecności swych dworzan, musieli się zabawiać jedynie rozmową, a następnie zasiedli do uczty. Na złotych, pozłacanych i srebrnych talerzach i w pozłacanych pucharkach było przygotowane wiele potraw i napojów. Najlepsze wina i miody, raki i ryby podawano państwu młodym i gościom. Szczególnie łakomie spożywał pan młody smakowitego łososia wiślanego, ale nie gardził też ani on, ani goście i pasztetem z kwiczołów, i kaczkami nadziewanymi jabłkami, i pieczonymi prosiętami, a wreszcie słodyczami, wszelakimi "konfektami" i tortami. W miarę wychylanych kielichów i pucharków uczta stawała się coraz głośniejsza i swobodniejsza. - Spieszy się wam, miłościwy książę? - pytali Wilhelma ze śmiechem biesiadnicy, a na takie pytania Jadwiga spuszczała oczy, a książę Wilhelm czerwieniał z lekka, lecz nadrabiając miną, śmiał się i odpowiadał: - Pewnie, żem czekać nierad dłużej! Mało to czekałem już na małżeńskie łoże? Przecie siedem lat z okładem... I, dla podkreślenia swej dziarskości i ochoty, pociągał kolejny łyk tokaju ze złotego pucharu. Ale wreszcie zdawało się, że niecierpliwość księcia zostanie wynagrodzona. Uczta się skończyła. Dworzanie mieli się zabawiać jeszcze w świetlicy, Jadwiga zaś i Wilhelm udali się, każde z osobna, do swych komnat, aby przebrać się do wspólnego łoża. I, być może, Jadwiga siedziała właśnie na krytym kobiercem krześle w swej gotowalni, pozwalając się czesać swej dwórce, gdy nagle w zamku rozległy się dziwne hałasy, głośne okrzyki, szczęk broni. To przybyli niespodziewanie panowie koronni krakowscy, którzy mieli zleconą opiekę nad małoletnią królową i dopiero niedawno dowiedzieli się o obecności Wilhelma na Wawelu. Przerażona wrzawą Jadwiga zerwała się na równe nogi, a w tej samej chwili otworzyły się gwałtownie drzwi i do królewskiej komnaty wbiegło kilku dostojników polskich z Dobiesławem z Kurozwęk na czele. Przybysze, ujrzawszy królową samą, zatrzymali się tuż za progiem, a ich dłonie, położone na rękojeściach mieczy, opadły bezwładnie ku dołowi. Pochylili się nisko, niżej może niźli zamierzali, ale potem wyprostowali gwałtownie. - Miłościwa pani sama? - odetchnął Dobiesław z Kurozwęk, ocierając pot z czoła. - Sama... - szeptali z ulgą pozostali - zdążyliśmy na czas! - Czego tu chcecie w naszej komnacie? - zapytała, opanowawszy już uprzednio lęk i wzburzenie, królowa. - Gdzie jest książę Wilhelm, miłościwa pani? - odrzekli panowie - jego szukamy! Na bladych przed chwilą licach Jadwigi wystąpił nagle rumieniec. - Nasz małżonek i najdroższy gość - odparła - książę Wilhelm, znajduje się na zamku i oznajmiamy, iż jest pod naszą opieką. Niech nikt się nie waży uczynić mu jakąkolwiek krzywdę libo zniewagę, czy też jego dworzanom! A teraz, wynijdźcie z mych komnat! Wskazała ręką drzwi. Zmieszani dostojnicy z ukłonami wycofywali się na korytarz. Nie zaprzestali jednak poszukiwań Wilhelma. Tylko, że dwórki królowej zdążyły usadowić księcia do kosza od bielizny i spuścić go za mury zamku z wieży. Wilhelm uniknął więc aresztowania, a być może nawet śmierci, którą mu grożono. Jadwiga początkowo chciała uciekać ze swym niedoszłym małżonkiem, zwłaszcza że niemieccy spowiednicy i niemieckie dwórki, bądź przekupione, bądź działające w myśl korzyści niemieckiego książęcia, straszyły biedne, jedenastoletnie dziecko w koronie, iż popełni grzech śmiertelny, jeżeli nie uda się za swym "mężem". Jadwiga nie chciała być potępiona i gorzeć w piekle, tedy szykowała się do ucieczki, a raz nawet dokonała jej próby. Zatrzymał ją jednak Dymitr z Goraja. Książę Wilhelm przebywał bowiem czas pewien w Krakowie i wciąż wpływał na królową, by się z nim połączyła. Dopiero gdy biskupi polscy wyjaśnili królowej, iż jej nie dopełnione śluby są nieważne i że mogą być odwołane bez obciążenia duszy grzechem, Jadwiga ustąpiła i z czasem w rozumieniu, iż jej małżeństwo z Jagiełłą przyczyni się do wprowadzenia chrześcijaństwa, w ostatnim pogańskim kraju Europy, zgodziła się na poślubienie w. księcia Litwy. Dnia 11 stycznia 1386 r. w Wołkowysku posłowie polscy wręczyli jadącemu już do Krakowa Jagielle oświadczenie, iż obrany został na króla Polski i że Polacy oddają mu za żonę królowę Jadwigę. To ostatnie zdanie wypływało z upoważnienia matki Jadwigi, królowej Elżbiety, która powierzyła panom polskim sprawę wydania za mąż córki, oraz z faktu, iż Jadwiga wciąż jeszcze była dzieckiem, ponieważ lat dwanaście miała ukończyć dopiero 18 lutego tegoż roku. W Lublinie, 2 lutego 1386 r., na zjeździe elekcyjnym, przyjęto już Jagiełłę "jednomyślnie jako króla i pana". Do Krakowa wjechał jednak dopiero 12 lutego. 15 lutego wraz z trzema nie ochrzczonymi braćmi i stryjecznym Witoldem (ochrzczonym uprzednio dwukrotnie, raz w obrządku katolickim, a raz prawosławnym) przyjął chrzest oraz imię Władysława, a 18 lutego poślubił pogodzoną już z losem Jadwigę. Dnia 4 marca odbyła się koronacja Jagiełły i od tego dnia do nocy z 31 maja na 1 czerwca 1434 r., kiedy zmarł, Jagiełło rządził, jako król polski i najwyższy książę litewski, połączonymi dwoma krajami, czyniąc z nich za swych czasów największe i najsilniejsze państwo w ówczesnej Europie. Wydawałoby się wobec tego, że król, który ze słabego i zagrożonego państwa polskiego oraz ze stojącej w przededniu katastrofy Litwy uczynił potęgę europejską, że taki król znajdzie ogromne uznanie u kronikarzy i polskich, i litewskich. Tymczasem kroniki litewskie, tworzone bądź pod okiem potomków Kiejstuta, bądź różnych przeciwników dynastii Jagiellońskiej - o królu piszą mało i niezbyt chętnie, zaś znakomity skądinąd dziejopis polski, Jan Długosz, nie tylko nie chwalił władcy, za którego panowania dorastał, kształcił się i uzyskał stanowisko, dzięki któremu mógł w latach dalszych napisać swą kronikę, ale wręcz przeciwnie, starał się go, gdzie tylko mógł, oczerniać i w sposób z zasady ujemny oceniać jego postępowanie. Długosz nie cierpiał bowiem króla Władysława Jagiełły, a przez to w swym dziele Roczniki, czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, zwanym inaczej Dziejami Polskimi, ukazał go w krzywym zwierciadle niechęci. To wrogie nastawienie do Jagiełły u najwybitniejszego z dziejopisów dawnej Polski nie było przypadkiem i wypływało z kilku powodów. Przede wszystkim Długosz był sekretarzem, a następnie ulubieńcem, przyjacielem i prawą ręką biskupa krakowskiego, Zbigniewa Oleśnickiego. Oleśnicki zaś i jego możnowładcze stronnictwo byli przeciwnikami politycznymi Jagiełły oraz jego syna, Kazimierza Jagiellończyka. W ocenie króla Długosz szedł ślepo za swym mistrzem i przełożonym, biskupem krakowskim, stąd nie sądził bezstronnie. Następnie w późniejszych latach, już po śmierci Zbigniewa, Długosz miał zatarg z królem Kazimierzem Jagiellończykiem, występując przeciw jego woli po stronie Jakuba z Sienna, starającego się o uzyskanie wbrew królowi - biskupstwa krakowskiego. Na skutek tego Długosz naraził się na gniew królewski, konfiskatę dóbr i mienia ruchomego oraz musiał przeszło rok ukrywać się przed aresztowaniem. Aczkolwiek w r. 1463 król udzielił amnestii zbiegom i zwrócił im dobra, zatarg ten jednak nie przyczynił się do złagodzenia sądów Długosza o Jagiellonach. Wreszcie - król Władysław Jagiełło był neofitą, dawnym poganinem, którego pogańscy przodkowie również najeżdżali Polskę; nadto ośmielał się mieć własną politykę, niekiedy całkowicie sprzeczną z koncepcjami polskich możnowładców i czczonej przez Długosza królowej Jadwigi. Wszystko to spowodowało niechęć dziejopisa do Jagiełły, i nieżyczliwą ocenę jego osoby i uczynków. Dlatego charakterystyka króla, dokonana przez Długosza, nie zasługuje na zaufanie, a właśnie z niej korzystano powszechnie przez kilka wieków i wpływ jej pokutuje jeszcze do dzisiaj w wielu podręcznikach i pracach historycznych, a co za tym idzie - w opinii ogółu. Jeszcze gorzej ustosunkowały się do Jagiełły, co jest zresztą zrozumiałe, kroniki krzyżackie, przedstawiające króla jako barbarzyńcę, dzikiego poganina, wroga chrześcijaństwa, a przecież na tych kronikach w niejednym wypadku opierali swe sądy o pogromcy Krzyżaków badacze zachodnioeuropejscy, przede wszystkim niemieccy. Jednakże i oni umacniali powzięte opinie tekstami polskiego Długosza. Jak zatem wyglądał Jagiełło w kronice Jana Długosza? W Długoszowych Dziejach polskich, a zwłaszcza w księdze X tego dzieła, czytamy, że Jagiełło był niewdzięcznym bratankiem wobec swego stryja Kiejstuta, którego "za miłość ojcowską" zgładził "morderczą śmiercią", że był człowiekiem "płytkiego rozumu i małych zdolności", "prostacki", "niezdarny rządem", miał w sobie "wadę jakowegoś ociągania się i oporu", do miłostek "nie tylko dozwolonych, ale i zakazanych pochopny". Idąc za oceną Długosza dawniejsi historycy odmawiali królowi nie tylko kultury i zdolności, ale również talentów wojennych i czynili go analfabetą. Nie zastanowili się ani na chwilę, że pod rządami tego rzekomego analfabety, prostaka "o płytkim rozumie i małych zdolnościach" Litwa i Polska stały się największym i jednym z najpotężniejszych państw w Europie, że zdruzgotany został Zakon Krzyżacki pod Grunwaldem i w dalszych walkach, że Litwa, która w chwili wstępowania na tron Jagiełły (1377) podzielona była na liczne księstwa udzielne (braci rodzonych miał Jagiełło jedenastu, braci stryjecznych około czterdziestu), a ich książęta prowadzili nieraz zgubną dla państwa litewskiego samodzielną politykę, łącząc się z sąsiadującymi krajami przeciw własnemu w. księciu, ta Litwa była zjednoczona w rękach "najwyższego księcia Litwy", Jagiełły, i jego współrządcy i zastępcy, w. księcia Witolda. Gdy w pierwszych latach rządów Jagiełły, wobec nieprzyjaciół na wszystkich granicach i przytłaczającej przewagi krzyżackiej, Litwini mieli się zastanawiać, czy nie porzucić ziemi ojczystej i nie szukać kędy indziej ojcowizny, w ostatnich latach współrządów Jagiełły i Witolda istniał trwały pokój z Moskwą, ordy tatarskie szukały oparcia w państwie polsko-litewskim, Zakon od pokoju melneńskiego (1422) nie atakował już nigdy terytorium litewskiego. Gdy Jagiełło wstępował na tron polski, kraj nasz zagrożony był zakusami ze strony Habsburgów i Luksemburgów wspartych porozumieniem z Krzyżakami. Za panowania Jagiełły ofiarowywano królowi polskiemu trony węgierski i czeski, hołdowały mu Mołdawia i Wołoszczyzna, oparcia szukali w Polsce książęta zachodniopomorscy, sojusznikiem stał się margrabia brandenburski, a później syn Jagiełłowy rządził w Polsce i na Węgrzech. Polska ostatnich Piastów zrzekła się Śląska i Pomorza, a podbijała ziemie ruskie. Polska Jagiełły musiała wstrzymać ekspansję na wschód, gdyż walczyć ze zbrataną Litwą nie mogła. Polityka dynastyczna pierwszych Jagiellonów kierowała swe dążenia na zachód ku Zachodniemu Pomorzu, Śląskowi, Czechom, Węgrom. Dynastii Luksemburgów zagrażało niedwuznacznie wyparcie z ujarzmionych przez nich ziem czeskich i węgierskich. Oczywiście, wszystkiego tego nie zdziałał sam Jagiełło, ale nie ulega wątpliwości, że miał w całokształcie tych wydarzeń wielki udział. Słusznie więc uczynili historycy, którzy dostrzegając fałsz przedstawienia Długoszowego sięgnęli po inne źródła i uzyskali zupełnie odmienny obraz króla. Już bowiem w 1875 r. Jakub Caro próbował rehabilitować Jagiełłę zwracając uwagę, że historiografia niemiecka opierając się na źródłach krzyżackich, które celowo przedstawiały króla w ujemnym świetle "jako destruktywny żywioł barbarzyństwa i moralnej niegodziwości", stworzyła o Jagielle "wyobrażenie zgoła w żadnym rysie nie zgadzające się z rzeczywistością tego męża". Po Jakubie Caro także Anatol Lewicki pisał w roku 1892, polemizując z ówczesną literaturą historyczną polską: "a my... idąc za uprzedzonym Długoszem Jagiełłę hebesem nazywamy? Biada monarchom, którzy mieli nieszczęście nie podobać się kronikarzom! Biada im także, jeżeli mieli starość niedołężną. Jagiełło miał jedno i drugie, szczęśliwy nad miarę za życia, nie miał szczęścia po śmierci... Chcąc oceniać Jagiełłę porzućmy Długosza, a rozpatrzmy się dobrze w jego czynach... darujmy też Jagielle jego starość niedołężną, a twórca unii polsko-litewskiej przedstawi się nam jako jedna z najświetniejszych, najmędrszych i najenergiczniejszych zarazem postaci dziejów naszych". Jeżeli nawet opinia Lewickiego grzeszy pewną przesadą, to jednak słuszne jest jego żądanie, aby nie oceniać Jagiełły według sądów Długosza, lecz zgodnie z zachowaniem i czynami króla. Po tej też drodze, wytkniętej przez Caro i Lewickiego, szedł w okresie międzywojennym Ludwik Kolankowski, rehabilitując niemal w zupełności męża królowej Jadwigi, a zakończył tę "weryfikację" autor niniejszej książki. Zresztą, bądźmy szczerzy, i Długosz - w chwilach lepszego humoru lub gdy się zapomniał, pisał rzeczy wręcz sprzeczne z tym, co umieszczał w swych Dziejach uprzednio. Zestawienie tych sprzeczności jest bardzo pouczające. Oto Jagiełło, ów "człek płytkiego rozumu i małych zdolności", "niezdarny rządem", według tegoż samego Długosza: "słynął jednak zręcznością tak w myśliwskich gonitwach, jak i sprawowaniu rządów"; "prostak" i "dziki barbarzyńca" "budowę ciała miał składną i przystojną... obyczaje poważne i książęcej godności odpowiednie", wada "jakowegoś oporu i ociągania się" wedle niechętnej uwagi tegoż Długosza była nazywana także... "powolnością serca i umiarkowaniem" itd. Jedno określenie wyklucza drugie! Nie może bowiem półgłupek "słynąć zręcznością w sprawowaniu rządów", a prostak mieć obyczajów "książęcej godności odpowiednich". Zresztą wyżej wymienione skutki rządów Jagiełły w Polsce i na Litwie wskazują, że król był wybitnym i przezornym politykiem. Owe miłostki, o których Jan Długosz pisze, dzielą się na "dozwolone", czyli małżeńskie, i "zakazane", czyli pozamałżeńskie. Z tymi ostatnimi dziwnie nie zgadza się pobożność i rygorystyczne przestrzeganie przykazań kościelnych przez króla, jak i opinia, którą wystawił Jagielle w 13 lat po jego śmierci profesor uniwersytetu krakowskiego, Jan z Ludziska, nazywając zmarłego króla nie tylko "najznakomitszym wodzem", ale również "najczystszym i najmędrszym człowiekiem". Autorzy, którzy opierając się na Długoszu kreślili ujemny obraz króla, widocznie nie zwrócili uwagi na te miejsca w charakterystyce Długosza, które odczytane bez uprzedzenia, ukazują zupełnie inny portret zwycięzcy pod Grunwaldem. Oto te miejsca: "Budowę ciała miał składną i przystojną, wejrzenie wesołe... na trudy zimna, upały, zawieje i kurzawy nad podziw był cierpliwy. W ubiorze i zewnętrznej postawie skromny... Do rozlewu krwi ludzkiej tak był nieskory, że często największym nawet winowajcom karę odpuszczał. W ludziach umiał dostrzegać cnoty i nie zawiścią, ale przychylnością mierząc czyny i zasługi swego rycerstwa każdą sprawę chwalebną, czy to na wojnie, czy podczas pokoju spełnioną, hojnie i wspaniale wynagradzał... W każdym tygodniu piątek z wielką wstrzemięźliwością o chlebie i wodzie pościł. Zawsze trzeźwy, wina ani piwa nie pijał... W obietnicach i postanowieniach wierny i stateczny, sam zmieniać ich nie lubił i panom swoim nie dopuszczał, chyba dla ważnej jakiej przyczyny i konieczności; a zawsze starał się przeprowadzić je do skutku. Sprawy ubogich, wdów i sierot, jeśli sam słuchać i załatwiać ich nie mógł, innym mężom uczciwym polecał do załatwienia... Więcej daleko rozdawał, niżeli sobie zostawił... Z prostotą serca łączył wspaniałe uczucia... Szczery i prostoduszny, nie miał w sobie żadnej obłudy... W wojnach niemal wszystkich używał szczęścia i pomyślności. Dla obcych i przechodniów tak był ludzkim i uprzejmym, że podziwiana była taka cnota w człowieku zrodzonym wśród barbarzyństwa i pogaństwa. Uraz doznanych i nieprzyjaźni nigdy nie pamiętał... Ozdób powierzchownych i szat wytwornych nie lubił; chodził zwykle w baranim kożuchu suknem pokrytym; rzadko brał na siebie strój wykwintniejszy, jak płaszcz z szarego aksamitu, bez żadnych ozdób ani złotogłowiu..." Czyż nawet w tym zestawieniu wyjątków z samego Długosza nie wyłania się inny Jagiełło od tradycyjnie wyobrażanego sobie u nas na podstawie różnych fragmentów tegoż dziejopisa oraz na podłożu prac niechętnych "wschodniemu barbarzyńcy" historyków polskich i niemieckich XIX stulecia? W Polsce i na Litwie ocenili Jagiełłową wytrwałość i energię w osiąganiu zamierzonych celów, jego wybitną inteligencję i wielkie zdolności. Bitwa pod Grunwaldem i wiele innych wypraw, które Jagiełło organizował lub w których dowodził, są świadectwem jego wybitnego talentu wojennego i dowódczego. Różnorodne ciężkie sytuacje, z których Jagiełło wychodził ręką obronną, przede wszystkim dzięki panowaniu nad sobą oraz na skutek rozważnego, przemyślanego działania; jak np. w walce o tron z Kiejstutem, świadczą, że umiał działać z najwyższą rozwagą, po głębokim przemyśleniu zamierzonych posunięć. Nie był też wcale analfabetą ani nie miał obyczajów prostackich. Być może, iż jadąc do Polski nie umiał pisać po łacinie, ale że musiał umieć czytać i pisać po rusku, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Skoro bojarzy i dygnitarze litewscy umieli czytać i wystawiali przepustki na piśmie, jak mógł nie umieć pisać ukochany syn Olgierda, od młodości przeznaczony na następcę tronu, przyjaźniący się z zakonnikami z Zachodu, prawdopodobnie uczącymi go z polecenia jego ojca, w. księcia Litwy? Posiadamy zresztą niezbity dowód piśmienności króla, a mianowicie skargę Witolda, w której Kiejstutowicz, inspirowany przez Krzyżaków, oskarża Jagiełłę, że nie dotrzymał zobowiązania, które w 1381 r. własną ręką podpisał: "mit sinen briven vorschreib off das", a już chyba Witold, chowany razem ze swym stryjecznym bratem, wiedział o umiejętnościach lub ich braku u Jagiełły. Co do kultury osobistej, to według wszelkiego prawdopodobieństwa król obyczajami i czystością osobistą górował nad całym swym otoczeniem. Przede wszystkim nie pił żadnego alkoholu, co zapewniało mu zawsze trzeźwą głowę i łatwiejsze panowanie nad sobą. Potrawy jadał proste i ubierał się skromnie. Koszule nosił z bielonego płótna, ubrania z szarego brukselskiego lub angielskiego sukna. W podróży miał zawsze z sobą brzytwę, nożyczki, szczotki, grzebień z kości słoniowej. Golił codziennie zarost, używał lnianych chustek do nosa i, ku zdumieniu polskiego otoczenia, kąpał się codziennie. W czasach gdy bogaci kupcy i magnaci sypiali w ubraniu i na tapczanach, król spał na materacach barchanowych wypchanych sianem i okrytych niewątpliwie prześcieradłem. Jedynie pycha możnowładców polskich w wieku XV, a szowinizm narodowy i okcydentalizm historyków XIX stulecia nie dozwoliły im dostrzec wyższości Jagiełły, "dzikiego barbarzyńcy" ze Wschodu, nad "zachodnimi" panami małopolskimi. Pojęcia wschodniego lub zachodniego pochodzenia w takich wypadkach są niepoważne i nie potrzeba chyba wyjaśniać, że nie geograficzne położenie ojczyzny człowieka, lecz jego wartość stanowiły jego niższości lub wyższości wobec nowego środowiska, do którego wkracza świeżo przybyły. Skoro jednak dawniejsza literatura historyczna zwracała na to uwagę i pobłażliwie poklepywała po ramieniu "dzikiego" Litwina z puszcz "wschodnich", to nie zaszkodzi stwierdzić, że ów rzekomo dziki "wschodni" Jagiełło, wnuk Giedymina, pochodził z rodu bardziej "zachodniego" niż otaczający go pyszni magnaci polscy razem wzięci, według bowiem badań J. Puzyny z dynastii, której początków można doszukać się... w Anglii. Dzieci króla Haralda angielskiego, który padł w bitwie pod Hastings w roku 1066, musiały uciekać z wysp brytyjskich przed Wilhelmem Zdobywcą. Byli to dwaj synowie Haralda: Godwin i Harald oraz córka Gida, późniejsza żona Włodzimierza Monomacha, księcia kijowskiego. Otóż starszy z braci, Godwin, czy też jego syn, Dowszprung, miał być pierwszym księciem nalszczańskim, od którego wywodził się ród Giedymina. Długosz nie chciał jednak, poza pobożnością króla, dostrzegać jakichkolwiek jego zalet. Niechęć swą do Jagiełły posunął nawet tak daleko, że dla przeciwdziałania wszelkim przypuszczeniom o możliwości dowodzenia przez Jagiełłę pod Grunwaldem zniekształcił postanowienia rady królewskiej, i to w sposób wysoce obelżywy dla króla. Mianowicie napisał: "Postanowiono bowiem... nader przezorną uchwałą, aby król nie narażał się na niebezpieczeństwo, ale pozostał przy obozach i taborach", a było to miejsce, jak Długosz pisze, dla ludzi do wojny niezdatnych. Takiej decyzji rada królewska powziąć nie mogła. Jest to wymysł Długosza albo czyjeś złośliwe oszczerstwo celowo powtórzone przez Długosza. Taka decyzja: a) byłaby propozycją obelżywą, b) całkowicie dyskwalifikowałaby króla w oczach jego wojska, skoro do obozów mieli się schronić jedynie: "kapłani, pisarze i inny tłum bezbronny i do bitwy niezdatny", c) król był odważny i rwał się do bitwy aż musiano go powstrzymywać, nigdy więc nie pozwoliłby sobie narzucić takiej propozycji i d) sam Długosz o parę stron dalej pisze co innego, a mianowicie, że uradzono, aby król nie stawał w szyku bojowym ani nie przyłączał się do żadnej chorągwi, i przydano mu straż 60 kopii. Jedno przeczy drugiemu: jakim sposobem miał król iść i z bezbronnymi chować się w obozie, stąd nawet nie było widać bitwy, gdy jednocześnie stał na wzgórzu w otoczeniu doradców i kopijników Wreszcie e) w chwili przełamania wojsk litewskich przez atak krzyżacki Witold błagał króla, aby dla podniesienia ducha rycerzy szedł między walczących, ten sam Witold, pod którego przewodnictwem rada wojenna miała uchwalić dla króla "polecenie" siedzenia w obozie? Jasne więc jest, że król mocą własnej decyzji pozostał na uboczu, by kierować bitwą, a rada, co najwyżej, zajmowała się wyborem najlepszych kopijników i koni rezerwowych dla króla. Również umyślnie ukazał Długosz króla pod Grunwaldem jako płaczliwego pobożnisia, wzdychającego w obliczu mającej się rozpocząć walki i oczekującego nawet na polu bitwy propozycji pokojowych od nieprzyjaciela. Tymczasem Władysław Jagiełło wcale nie był taki pokojowy i jest wątpliwe, czy istotnie zapłakał, gdy się okazało, że heroldowie krzyżaccy proszą o bitwę, a nie o pokój. Przecież nie kto inny jak właśnie Jagiełło zapowiada pomstę na Krzyżakach. Nie kto inny, tylko król od wielu lat wytrwale, niezłomnie gotował się do wojny z Zakonem wbrew wielu magnatom ze swego otoczenia. Nie kto inny, tylko król od 1408 r. przewidywał, że wybuch wojny jest nieunikniony, a w 1409 r. z Witoldem i ks. Mikołajem Trąbą, podkanclerzym, obmyślił w tajemnicy plany wyprawy przeciw Krzyżakom. Obraz "pokojowego" króla stworzono sztucznie w latach pogrunwaldzkich, a Długosz przejął bezkrytycznie ten wizerunek i uwiecznił w swych Dziejach. Trzeba bowiem pamiętać, że w obliczu Europy Krzyżacy, apelując o pomoc do papieża, cesarza i wszystkich królów i książąt chrześcijańskich, stale udawali napastowanych- niewinnie przez wrogów chrześcijaństwa Jagiełłę i Witolda. W grudniu 1410 r. Henryk von Plauen, wołając o ratunek ze strony państw zachodnich, podkreślał chciwość przelewania krwi chrześcijańskiej u Polaków, którym pomagać mieli nie tylko "niewierni Tatarzy, kacerze, poganie i schizmatycy", ale i "undithen" - dziwotwory, czyli złe duchy. Jagiełło i Witold, wedle relacji krzyżackich, wiarę chrześcijańską przyjęli tylko pozornie. W istocie nadal są poganami, chciwymi krwi sprawiedliwych i miłujących pokój Krzyżaków. Podczas soboru w Konstancji opłacony przez Krzyżaków zakonnik niemiecki, Jan Falkenberg, napisał paszkwil na Polskę i wzywał "narody chrześcijańskie" do wspólnej akcji wytępienia narodu polskiego i zniszczenia państw Jagiełłowych. Otóż w takiej sytuacji Polacy, chcąc wygrać spór z Krzyżakami, który miał być przedłożony do rozstrzygnięcia soborowi, starali się wykazać obłudę i bezprawie Krzyżaków, a nadto w jak najbardziej świątobliwie chrześcijańskim świetle ukazać swego króla. Stąd w pismach na sobór w Konstancji przedstawiono, jak do ostatniej chwili Jagiełło nie chciał wojny z Krzyżakami, jak został do niej wprost zmuszony, jak tylko modlił się w obliczu nieprzyjaciela i płakał nad rozlewem krwi chrześcijańskiej itd. Robiono z króla prawdziwego świętego, pełnego wiary i pokory. Z tych pism korzystał do swych Dziejów Długosz, z takim nastawieniem Europy musiał się liczyć autor dziełka o Grunwaldzie z roku 1410 pt. Cronica conflicius, stąd ich rysunek króla odpowiada nie prawdzie historycznej, lecz ówczesnej potrzebie politycznej chwili. Ale że właśnie na tych dwu źródłach oparły się prawie wszystkie późniejsze opisy, stąd i w podręcznikach, i w powieści Henryka Sienkiewicza Krzyżacy widzimy Jagiełłę ustylizowanego wedle tego soborowego rysunku. Nie pasuje doń król polujący z oszczepem na żubry i tury i mimo swych lat przeszło sześćdziesięciu, uderzający kopią atakującego go von Kókeritza. Również nie tylko z pobożności król słuchał dwu mszy pod Grunwaldem w obliczu nadchodzącego nieprzyjaciela i niecierpliwiących się rycerzy, którzy pragnęli natychmiast stanąć do walki. Król bowiem dobrze wiedział od swych zwiadowców, że Krzyżacy są już pod Grunwaldem przynajmniej od 24 godzin, że są gotowi do boju i że nie można rozpocząć walki, dopóki nie nadciągnie cała armia polsko-litewsko-ruska i nie zajmie odpowiednich stanowisk. Słuchanie dwu mszy było doskonałym sposobem odosobnienia się od nadbiegających zewsząd panów i rycerzy, którzy nie znając dokładnie sytuacji i planów królewskich niecierpliwili się brakiem pośpiechu u króla. Nie była to więc nieprzezorna pobożność. Gdybyśmy jednak nie brali pod uwagę ani opinii historyków dawniejszych, nie doceniających Jagiełły, ani badaczy naszych czasów, uznających króla za znakomitego wodza, ostrożnego a wybitnego polityka oraz człowieka szlachetnego, o silnym charakterze, a zapytali: jak, poza niechętnymi Jagielle kronikarzami, oceniali króla ludzie mu współcześni, to odpowiedź na to pytanie wypadnie dla Jagiełły niezmiernie korzystnie. Przede wszystkim wskaźnikiem wartości i wielkości króla polskiego jest ustawiczna furia nienawiści, jaką budził u Krzyżaków i króla węgierskiego, a później i cesarza rzymskiego, Zygmunta Luksemburczyka. Wielu i to wybitnych Polaków dało jawny wyraz swego szacunku i uznania dla króla. Po bitwie pod Grunwaldem lennik Polski, Janusz, książę mazowiecki, dziękował Władysławowi Jagielle za zwycięstwo i zabezpieczenie Mazowsza - klęcząc "wraz z całą drużyną swego rycerstwa". Był to niezwykły wyraz wdzięczności. W całej historii Polski, ilekroć królowie nasi miewali do czynienia z książętami lennymi, to z klękaniem spotkać się mogli jedynie przy składaniu hołdu przez danego lennika - i nigdy więcej. Jedynym znanym wypadkiem dobrowolnego padnięcia na kolana przed królem przez panującego księcia nie w chwili hołdu jest właśnie opisane przez Długosza wydarzenie z Januszem mazowieckim, i jedynym królem, któremu - nie dla otrzymania władzy nad księstwem i nie w lęku o życie, lecz w poczuciu wdzięczności za wielkość dokonanego - wyrażono w taki sposób dziękczynienie, był właśnie Jagiełło. Po śmierci króla, w mowie wygłoszonej z okazji nabożeństwa za duszę monarchy w Bazylei, w lipcu 1434 r. Mikołaj Kozłowski wobec tłumu, wśród którego wielu mogło znać dobrze zmarłego, nie zawahał się powiedzieć o królu: "To bowiem mogę rzec o nim: jedynym był i drugiego nie miał sobie równego, zarówno w życiu, jak i w nawróceniu". W roku 1445 Wincenty Kot wspominał Jagiełłę jako sprawcę "świetnych zwycięstw" polskich, a wymieniony już wyżej Jan z Ludziska w 1447 r. oświadczył publicznie, że zmarły przed 13 laty król był "najświetniejszym wojownikiem oraz najczystszym i najmędrszym człowiekiem". Czy nie smutnym świadectwem złośliwej niechęci staje się wobec tego przypuszczenie Długosza, że Jagiełło polecił zgładzić stryja - czego pierwszym zaprzeczeniem była przyjaźń Witolda, syna tego stryja, z rzekomym winowajcą śmierci ojca - i czy nie słusznie zauważył L. Kolankowski, iż najlepszą miarą wielkości Jagiełły, "jest to, że żadna z jego idei nie skończyła się na pomyśle tylko, że wszystkie były wówczas lub później zrealizowane... Aż zadziwić musi, że w ciągu długiego jego, przeszło półwiekowego władania Litwą, a blisko tyleż Polską nie słyszymy prawie ani o jednym jego nieudanym pomyśle, nie spełnionym zamiarze. Wszystko, do czego dążył, osiągnął, tak że i u współczesnych, i u potomnych szczęście jego podziw budziło. A cóż trzeba powiedzieć o tym, komu szczęście stale służy? Widocznie jest to człowiek zgoła niezwykły, widocznie wszystkie jego zamiary oparte są na niewzruszonej równowadze między własną siłą wewnętrzną a warunkami zewnętrznymi". Mąż stanu i polityk Dokładny opis panowania i poczynań Jagiełły zająłby, niewątpliwie, kilka tomów. W naszej więc niewielkiej książce wspomnimy tylko o najistotniejszych wynikach rządów pierwszego Jagiellona, o jego koncepcjach politycznych, poświęcając jedynie nieco więcej miejsca talentom dowódczym króla: Przede wszystkim należy pamiętać, że łącząc pod swym berłem Polskę i Litwę Władysław Jagiełło podejmował się dokonania rzeczy niezmiernie trudnej. Polska była krajem o kilkuwiekowej kulturze chrześcijańskiej, opartym na wzorach zachodnich, dysponującym nie tylko szkołami elementarnymi i średnimi, ale również, choć znajdującym się w stanie upadku, lecz istniejącym, uniwersytetem krakowskim. Polska była również państwem stanowym i w zasadzie jednonarodowościowym, którego warstwy rządzące posiadały już znaczne przywileje, uniezależniające je od samowoli monarszej. Wielkie Księstwo Litewskie, nawet po przeprowadzeniu chrystianizacji Litwy właściwej i Żmudzi, żyło długi czas tradycją i obyczajami pogańskimi i było państwem wielonarodowościowym, a Litwa etniczna miała proces zatracania kultury rodzimej posunięty tak daleko, iż na dworze wielkoksiążęcym mówiono językiem białoruskim i kancelaria wielkoksiążęca w pismach urzędowych czy księgach sądowych używała mowy nie litewskiej, ale również białoruskiej. Wobec zachodu, reprezentowanego dla Litwinów przede wszystkim przez Krzyżaków, W. Księstwo zajmowało pozycję odporu i obrony, przeciwnie zaś wobec wschodu ruskiego, z którym warstwę rządzącą Litwy łączyły liczne wspólne problemy (jak np. tatarski) i pokrewieństwa. Nadto władza wielkich książąt na Litwie była niemal absolutna, gdyż nawet najwybitniejsi bojarzy nie mogli dysponować wedle swej woli ani posiadanymi majętnościami, ani własnymi dziećmi. Jagiełło, objąwszy tron polski, pozostał do końca życia Litwinem i było to złudzeniem panów polskich, iż król wraz ze zmianą wiary zatraci poczucie swej litewskości, że będzie myślał i postępował jak rodowity Polak. Stąd, gdy się przekonali, że król w najlepszym razie stawia interesy Polski i Litwy na równej szali, starali się ograniczać władzę królewską. Należy uznać, że Jagiełło dokonał niezwykłego wysiłku stając się ponadnarodowym władcą i Polaków, i Litwinów, i Rusinów. Ułatwił mu zajęcie takiego stanowiska dynastyczny punkt widzenia politycznego. Polacy, których wyrazicielem był Długosz, oraz Litwini, których stanowisko wypowiadają latopisy litewsko-ruskie, oczekiwali, że król będzie ich tylko faworyzował i popierał. Jeśli było inaczej, mieli to królowi za złe. Tymczasem Jagiełło, zgodnie z postępowaniem wszystkich monarchów tych czasów, myślał przede wszystkim kategoriami dynastycznymi. Otóż z punktu widzenia dynastii jagiellońskiej ziemie Litwy i Rusi wcale nie miały być wcielone albo przyłączone do Polski, lecz właśnie Polska miała być zespolona z Wielkim Księstwem. To, że Jagiełło w umowie krewskiej obiecał "ziemie swoje, Litwy i Rusi, przyłączyć do królestwa polskiego" oraz że kilku książąt litewsko-ruskich w latach 1386-1389 złożyło akty homagialne, ślubując wierność nie tylko królowi i królowej, lecz także "koronie polskiej", sprawy nie przesądziło. Była to ze strony panów małopolskich próba poddania swej władzy olbrzymich obszarów sąsiedniego państwa, która gdyby się powiodła, uzależniłaby dynastię od szlachty polskiej w zupełności. Jagiellonowie nie mieliby wówczas argumentu utrzymania lub zerwania unii polsko-litewskiej, co tylokrotnie przy sporach z dynastią zmuszało Polaków do ustępstw. Ale jak wiadomo, próba panów małopolskich nie dała pomyślnych rezultatów. Dynastia na swój sposób interpretowała wszelkie zapisy i formułki dokumentów, znajdując silne i rozstrzygające oparcie w tej sprawie w społeczeństwie litewskim. Charakterystyczne też jest, że przy różnych okazjach Litwini manifestowali wolę swej niezależności lub żądali zmian stylistycznych w aktach unijnych: "przymierza" zamiast "wcielenia", a nawet unieważnienia tych aktów i podkreślali, że nigdy nie byli poddanymi Polaków, lecz podlegali jedynie swym w. książętom. Wartość zaś wspomnianych aktów okazała się jeszcze mniej trwała, gdyż po ugodzie króla z Witoldem w roku 1392 wszyscy niemal hołdownicy litewsko-ruscy Korony z lat 1386-1389 w ramach akcji unifikacyjnej państwa litewskiego zostali pozbawieni swych księstw, a na ich miejsce osadzono namiestników dynastii, którzy wobec Polski nie mieli zobowiązań nawet papierowych. Jagiełło był głębokim realistą, toteż zdecydowawszy się na objęcie panowania w Polsce, co uznał za konieczne dla uratowania Litwy przed niebezpieczeństwem krzyżackim i umocnienia swej władzy w W. Księstwie, ustalił konkretne wytyczne nowej, polsko-litewskiej polityki, przełomowo odmienne od wytycznych poprzednich w. książąt litewskich. Dziad i ojciec Jagiełły, a nawet i sam Jagiełło przed unią z Polską zajmowali postawę agresywną wobec wschodu, tzn. Rusi, a obronną wobec zachodu, tzn. Krzyżaków, Polski i Węgier. Wielkie zdolności polityczne Jagiełły i realizm cechujący wszystkie poczynania w. księcia pozwoliły mu zrozumieć, że polityka "najwyższego księcia Litwy", który jednocześnie stawał się królem Polski, wymaga radykalnie innych założeń niż dotychczasowe. Wbrew tradycjom litewskim postanowił zaniechać ekspansji na wschodzie, a główny wysiłek zjednoczonych państw skierować ku prowadzeniu nieubłaganej walki z Zakonem na północy i z popierającą Krzyżaków dynastią Luksemburgów na zachodzie. Nie ulega wątpliwości, że program powyższy nie został sformułowany w ciągu jednego dnia czy miesiąca. Jagiełło musiał uprzednio zapoznać się z warunkami polskimi i dopiero po kilku latach na podstawie doświadczenia dojść do określonych decyzji. Program króla, a przede wszystkim widoczny dla wszystkich nowy kierunek jego polityki napotkał w W. Księstwie z pewnością silne opory. Zarówno tradycja, jak i osobisty interes licznych książąt i bojarów litewskich nakazywał, zdawałoby się, dalsze walki na Rusi, dalsze przyłączenia i podbój dzielniczek Rusi Zaleskiej, dominiów Wielkiego Nowogrodu, bezkresnych stepów nad Morzem Czarnym. Początkowo i Jagiełło myślał jeszcze o umieszczeniu Semena-Lingwena w Nowogrodzie Wielkim; a Dymitra Olgierdowicza Starszego w Pskowie, lecz równocześnie rezygnował z dawnych planów swego ojca, Olgierda, który chciał opanować "całą Ruś". Jagiełło nie myślał już o poddaniu sobie W. Księstwa Moskiewskiego, gdzie rządził zięć, a po nim wnuk Witoldowy, a jeżeli Litwa usiłowała utrzymać swe wpływy w Nowogrodzie, to należy w tym widzieć rywalizację nie tylko z Moskwą, lecz także z Zakonem Inflanckim. Sądząc z faktów, program Jagiełły zakładał na wschodzie między W. Księstwem Litewskim a W. Księstwem Moskiewskim utrzymanie długotrwałego pokoju umocnionego popieraniem wpływów litewskich na pograniczne, samodzielne księstwa ruskie: Twer, Riazań, ksiąstewka wierchowskie nad Ugrą i górną Oką oraz na republikę Nowogrodu Wielkiego. Litwa miała też w miarę możności utrzymywać pokój z niespokojnym światem ord tatarskich, ingerując najwyżej na rzecz zaprzyjaźnionego pretendenta, a wobec stałego napięcia pomiędzy Moskwą i Sarajem - odgrywać w pewnej mierze rolę, jeżeli nie arbitra, to języczka u wagi w układzie stosunków między tymi potęgami. Przeciwnie na zachodzie państwo Jagiełłowe miało spowodować upadek lub co najmniej złamanie sił Zakonu Krzyżackiego, a w związku z tym zadaniem niemiecka dynastia Luksemburgów miała być wyparta z Czech i Węgier. Na przeszło sto lat przed podziwianą przez historyków polityką Franciszka I francuskiego, który dla walki z Habsburgami nie zawahał się porozumiewać z Turcją, Władysław Jagiełło zdecydował się, jak można się domyślać, na pewne kontakty z sułtanem, czego mógł się obawiać szczególnie król węgierski, Zygmunt Luksemburczyk. W latach dalszych zaś Jagiełło i Witold próbowali przeciw Luksemburgom wygrać atut husycki. Program powyższy był, z pewnymi nieuniknionymi odchyleniami, konsekwentnie wprowadzany w życie. Od wstąpienia Jagiełły na tron polski w roku 1386 aż do jego zgonu w 1434 r. raz tylko w latach 1406-1408. doszło do ostrzejszego sporu między Moskwą a Wilnem i do utarczek na pograniczu, ale i wówczas wojska litewskie, polskie i moskiewskie, trzykrotnie stające przeciwko sobie, nie stoczyły nawet bitwy, a pokój zawarty w 1408 r. przestrzegany był przez obydwie strony w ciągu lat prawie czterdziestu. Zgodnie z programem królewskim osiągnęło też W. Księstwo Litewskie znaczne wpływy na ordy tatarskie. Mimo niepomyślnego w doraźnym efekcie, czynnego zaangażowania się Litwy w walki o "carstwo" sarajskie za czasów Tochtamysza, wywierali władcy wileńscy wpływ na obsadzanie tronu Złotej, a później Krymskiej Ordy, przyczyniając się do osadzania chanów Litwie życzliwych, a do usuwania wrogich. Na południu Jagiełło uzyskał lenną zwierzchność nad Mołdawią, a w pewnych latach także nad Besarabią i Wołoszczyzną. Na zachodzie na wiele lat sparaliżowano niemieckie "parcie na wschód". Jagielle, jak jego synowi i wnukom wielokrotnie ofiarowywano tron węgierski, który też dynastia jagiellońska dwukrotnie zajmowała. Podobnie było z tronem czeskim. Na północy zaś umocniono więź Polski z książętami zachodniopomorskimi, a Zakon Krzyżacki złamany w wojnach lat 1409-1411 i 14311435, rozgromiony na polach Grunwaldu, Koronowa i Wiłkomierza nad Świętą, nie dźwignął się już nigdy, jako siła mogąca istotnie zagrozić państwom Jagiełłowym. Od roku 1422 zaprzestali Krzyżacy wojen z Litwą, po 1435 nie ważyli się rozpoczynać wojny przeciw Polsce. Wreszcie wojna 13-letnia przywróciła Polsce dostęp do Bałtyku. Te wielkie osiągnięcia na zewnątrz szły w parze z polityką centralizacji władzy monarszej wewnątrz państwa. Zlikwidowane zostały wszystkie większe, mogące zagrozić jedności państwowej, księstwa udzielne. Oporni bracia i krewniacy królewscy ustępowali, emigrowali lub szli w kajdany i do więzienia. Na wewnątrz król Władysław realizował początkowo jedną wytyczną: jednolitość Polski, Litwy i ziem ruskich pod władzą dynastii. Nie Polska miała rządzić Litwą lub Litwa Polską, lecz wszystkimi zjednoczonymi krajami miała rządzić dynastia. Dopiero gdy po przyjściu na świat syna-dziedzica panowie polscy nie chcieli go uznać bezwarunkowo za sukcesora, uzależniając jego panowanie od zatwierdzenia praw i przywilejów, król Jagiełło, a po nim jego następcy, zdecydowali się na niedopuszczenie do unifikacji obu państw. Polska miała być królestwem elekcyjnym, Litwa monarchią dziedziczną w rodzie Jagiellonów. I do roku 1564 dynastia stanu tego przestrzegała. Oceniając na tle powyższego programu królewskiego rządy Jagiełły w Polsce i na Litwie, należy stwierdzić, że wyniki ich w większej czy mniejszej mierze były zgodne z zamiarami królewskimi. Spełniając swe zobowiązania, podjęte w Krewie, Jagiełło z braćmi ochrzcił się w 1386 r., a spowodował chrystianizację Litwy właściwej w roku 1387, Żmudzi zaś w latach 1413-1417, zakładając dwa biskupstwa litewskie: w Wilnie i w Miednikach-Worniach. Chrystianizację tę przeprowadzał pokojowo, ale tak gorliwie, że nawet niechętny królowi Długosz wyraził się o nim z uznaniem. "Z taką zaś starannością - pisał - z tak gorliwym zapałem Władysław król Polski zajmował się rozkrzewianiem w narodzie litewskim i utwierdzaniem wiary chrześcijańskiej, że ...słusznie nawrócicielem i apostołem Litwy może być nazwany". Dla zachęcenia Litwinów do przyjmowania katolicyzmu, a także dla zniwelowania zbyt wielkich różnic między swymi poddanymi polskimi i litewskimi król nadał bojarom litewskim wielki przywilej 20 lutego 1387 r., obdarzając bojarów-katolików swobodą w dysponowaniu ich majętnościami dziedzicznymi i swobodą zawierania związków małżeńskich przez dzieci tych bojarów, na co uprzednio potrzebowali zezwolenia wielkiego księcia. Uwolnił ich również od różnych obciążeń na rzecz monarchy, z wyjątkiem płacenia podatków, budowy grodów i powinności wojskowej. Swobody te raz jeszcze potwierdził następnie przywilej horodelski w 1413 r., w którym król i Witold oświadczali wspólnie m. in., że kościół katolicki na Litwie posiada wszelkie uprawnienia i wolności, jakimi cieszy się w królestwie polskim kościół polski, oraz że istnieje szlachta litewska (przyjęta w Horodle do herbów polskich) i że ma prawo dziedziczyć i przekazywać ziemię, żenić i wyposażać dzieci, podobnie jak to czyni szlachta polska. Dotyczyło to jednak tylko katolików. Na bojarów prawosławnych W. Księstwa przywileje te rozciągnięto bez obowiązku zmiany wyznania, 6 maja 1434 r. z jednym tylko zastrzeżeniem, iż piastować najwyższe urzędy i brać udział w zjazdach z Polakami mogą tylko katoliccy panowie litewscy. Spełniając dalsze swe zobowiązania krewskie, poza uwolnieniem wszystkich jeńców polskich przebywających na Litwie i przywiezieniem z sobą licznych wozów wyładowanych "skarbami i rozlicznymi sprzęty i ozdoby", król dopomógł królowej Jadwidze i Polakom w odzyskaniu spod panowania węgierskiego Rusi Czerwonej, kierując na pomoc oddziałom polskim wojska litewskie z Witoldem na czele. Stało się to również w roku 1387 i należy podkreślić, iż przywrócenie Polsce Rusi Czerwonej i Podola zachodniego miało doniosłe znaczenie nie tylko dla panów małopolskich, którzy widzieli w tych ziemiach przede wszystkim teren dla budowania swych fortun rodowych. Wymienione ziemie, liczące wraz z ziemią bełską i chełmską około 97 tys. km kw. - a więc niewiele mniej niż całe prawie państwo polskie za Andegawenów (bez wyodrębnionego Mazowsza) - podwajały niemal terytorium koronne, umożliwiały zabezpieczenie obszaru etnicznie polskiego od najazdów tatarskich, a wreszcie, co było niemniej ważne, były drogą tranzytową na południe i wschód. Droga ta wiązała Bałtyk i Europę środkową z Morzem Czarnym. Sprawa odzyskania Pomorza Gdańskiego, utraconego za czasów Łokietka była zagadnieniem - o wiele trudniejszym, ale łączyła się z problemem krzyżackim, a więc jednym z głównych powodów unii. Zakon Krzyżacki, dzięki swej doskonałej organizacji, karności, świetnej gospodarce, a nade wszystko na skutek ciągłej i wielorakiej pomocy Europy środkowo-zachodniej, był potęgą gospodarczą i militarną. Jagiełło i jako polityk, i jako znakomity wódz rozumiał, że przed uderzeniem na Krzyżaków trzeba uprzednio stworzyć odpowiednie warunki polityczne, gospodarcze i propagandowe. I szykował zarówno Polskę, jak i Litwę przez wiele lat, zanim rozpoczął zmagania z Zakonem, które skończyły się zupełnym sukcesem Polski i Litwy, chociaż wymagały aż czterech wojen w latach. W pierwszej z tych wojen, w tzw. Wielkiej Wojnie lat 1409-1411, Polacy i Litwini pod wodzą Jagiełły rozgromili wojska krzyżackie pod Grunwaldem i w kilku mniejszych bitwach, zmuszając Zakon do zwrotu: Polsce - świeżo zagrabionej ziemi dobrzyńskiej, Litwie zaś - ziemi żmudzkiej, z tym iż ze Żmudzi Krzyżacy nie zrezygnowali jeszcze na stałe. Po drugiej wojnie, tzw. głodowej, w 1414 r., i po trzeciej, tzw. gołubskiej, w 1422 r. - Zakon zwrócił Polsce Nieszawę, Orłów i Murzynów, a na rzecz Litwy zrzekł się ostatecznie Żmudzi i Puszczy Sudawskiej. Po czwartej wojnie lat 1431-1435 Krzyżacy musieli przyjąć upokarzające warunki: zrzekli się korzystania z interwencji cesarza, papieża lub soboru w sprawy polsko-zakonne oraz zgodzili się zwolnić swych poddanych od posłuszeństwa na wypadek, gdyby Zakon złamał pokój z Polską. W chwili zawierania tego pokoju, w grudniu 1435 r., Władysław Jagiełło już nie żył, ale za jego życia Krzyżacy rozpoczęli wojnę w 1431 r. Za jego życia odbywała się odwetowa wyprawa na Prusy w roku 1433. Ponieważ zaś właśnie królewska polityka i królewskie dowodzenie wojskami polsko-litewskimi w poprzednich wojnach złamały siły Zakonu i wiarę w możliwość sukcesu, zatem zasługą Jagiełły było ostateczne zwycięstwo polskie. Polska zaś uzyskała tak wielką przewagę nad państwem krzyżackim, że nie obawiała się w 1454 r. podjąć walki z Zakonem raz jeszcze bez pomocy Litewskiej i zmusiła Krzyżaków w 1466 r. do zwrotu Pomorza Gdańskiego wraz z Elblągiem, Malborkiem i Warmią. Po rezygnacji z ekspansji na wschód i po zawarciu długotrwałego pokoju z państwem moskiewskim w 1408 r. oraz po wymuszeniu mieczem spokoju od strony krzyżackiej nie mniejsze sukcesy święcił Jagiełło na południu. Już bowiem we wrześniu 1387 r. złożyli hołd Jagielle i Jadwidze hospodar mołdawski Piotr ze swym bratem Romanem, a wkrótce potem (1390 r.) zawarł sojusz z Polską hospodar wołoski Mircza, co pozwoliło Polsce rozciągnąć swe wpływy na czas pewien aż ku ujściom Dunaju. Aczkolwiek związek Polski z Wołoszczyzną był krótkotrwały, to jednak w Mołdawii Polska stanęła silną stopą, wprowadzała lub usuwała poszczególnych hospodarów, Mołdawianie dostarczali posiłków Polsce (także przeciw Krzyżakom) i do połowy XV w. uznawali zwierzchnictwo polskie bez lawirowania, jak to miało miejsce w latach dalszych, między państwem Jagiellonów, Węgrami i Turcją. Szczególnie za Jagiełły stosunki polsko-mołdawskie układały się pomyślnie. Dzięki posiadaniu Rusi Czerwonej i zwierzchnictwu lennemu nad Mołdawią państwo polskie opierać się miało o długi odcinek granicy z królestwem węgierskim. Na Węgrzech zaś w latach 1387-1437, a więc przez cały czas panowania Jagiełły, sprawował rządy Zygmunt Luksemburski, zaprzysiężony wróg Polaków, sojusznik Zakonu i współautor planu rozbioru państwa polskiego już w 1392 r. Odzyskanie przez Polskę Rusi Czerwonej, do której Zygmunt rościł pretensje, i wpływ polski w księstwach naddunajskich stały się jedną z głównych przyczyn nieżyczliwego stosunku Luksemburczyka do królestwa polskiego. Zagrożony jednak przez niebezpieczeństwo tureckie, po klęsce zadanej wojskom chrześcijańskim przez Turków pod Nikopolis w roku 1396, Zygmunt zawarł z Polską w roku 1397 pokój na lat szesnaście. Układu tego nie dotrzymał, gdyż w roku 1410, a więc na trzy lata przed terminem, wystąpił po stronie Krzyżaków i wypowiedział Polsce wojnę. Zmuszony, na skutek zwycięstw Jagiełły, do zawarcia nowego traktatu pokojowego z Polakami w 1412 r. w Lubowli (gdzie, jako zastaw za otrzymaną pożyczkę, przekazał królowi polskiemu część ziemi spiskiej), Zygmunt, mimo częstych deklaracji przyjaźni, był stale nieżyczliwy Polsce i popierał Zakon, nakazując Krzyżakom występować zbrojnie przeciw Polsce. Obiecywał im przy tym pomoc i ponownie snuł projekty rozbioru Polski. Jagiełło i Witold, nie pragnąc wojny z Węgrami, paraliżowali intrygi Zygmunta przez współdziałanie z wrogimi Luksemburczykowi i Niemcom husytami czeskimi. Skłoniło to króla węgierskiego (i rzymskiego) do ugody z Jagiełłą w Kieżmarku w 1423 r. Zygmunt obiecał nie popierać Krzyżaków, Jagiełło cofnął swą pomoc dla husytów, a nawet - pod wpływem możnowładców świeckich i duchownych, niechętnych rewolucyjnym ideom ruchu husyckiego, w roku 1424 wydał edykt wieluński przeciw husytom w Polsce. Nie przeszkodziło to jednak Polakom w 1433 r. zawrzeć porozumienia z husytami przeciw Zakonowi i dokonać wspólnej wyprawy polsko-czeskiej na Nową Marchię i Pomorze krzyżackie. Usiłowania Zygmunta szkodzenia Polsce i rozbicia unii polsko-litewskiej nie powiodły się, chociaż - wedle słów Jakuba Caro - Zygmunt "jak nikt inny zmierzał do zagłady Polski". Umierając w 1437 r. Luksemburczyk wyrażał już tylko obawę, że Jagiellonowie opanują w przyszłości państwo czeskie oraz węgierskie, i to przewidywanie okazało się słuszne. Jeszcze za życia Zygmunta, podczas zaburzeń na Węgrzech w 1401 r., gdy Luksemburczyk został przez swych poddanych uwięziony, część szlachty węgierskiej zapraszała na tron węgierski Jagiełłę, który propozycję tę odrzucił. Tron czeski ofiarowywali królowi polskiemu w 1420 r. husyci. Jagiełło chętnie widział tę drugą propozycję, ale nie zgodzili się na nią niechętni ruchowi husyckiemu panowie polscy i koronę czeską przyjął Witold, który w niedługim czasie musiał z niej jednak zrezygnować. Za życia króla Czech, Wacława Luksemburczyka (zm. 1419 r.), stosunki polsko-czeskie układały się niejednolicie. W 1394 r. Wacław, w obronie wypędzonego przez Krzyżaków arcybiskupa ryskiego, Jana Sintena, zawarł przymierze z Polską przeciw Zakonowi Krzyżackiemu i zabronił im najeżdżania Litwy. W roku 1404 chciał zawrzeć z Jagiełłą sojusz przeciw swemu bratu, Zygmuntowi Luksemburczykowi, i nawet odstąpić za to Polsce Śląsk. Jednak w latach 1409-1410, przekupiony przez Krzyżaków, Wacław opowiedział się po stronie Zakonu przeciw Polsce; nie biorąc wszakże czynnego udziału w Wielkiej Wojnie. Od strony północno-zachodniej państwo polskie stykało się z posiadłościami marchii brandenburskiej i Zachodniego Pomorza. Niestety, w połowie XIII w. książę śląski Bolesław Rogatka umożliwił margrabiom brandenburskim i arcybiskupowi magdeburskiemu zagarnięcie ziem polskich na prawym brzegu Odry, na północ od dolnej Warty i Noteci, początkowo po rzekę Drawę, a następnie po rzekę Gwdę, na skutek czego łączność terytorialna między Polską a Pomorzem Szczecińskim została zerwana. Rozumiejąc, jak fatalne skutki dla polskości całego Pomorza przynosi ten stan rzeczy, Kazimierz Wielki postarał się odzyskać z rąk Brandenburczyków dwa powiaty: Czaplinek i Drahim oraz całą ziemie wałecką (1368). Panowie von der Osten, posiadacze Drzenia (Drezdenka) i Santoka, złożyli królowi polskiemu hołd lenny. Na skutek tego Polska uzyskała styczność i granicę z Pomorzem Zachodnim i, przy współdziałaniu z książętami pomorskimi, mogła zamknąć drogi lądowe, łączące tereny krzyżackie przez brandenburską Nową Marchię z Rzeszą Niemiecką, skąd przecież Zakon czerpał stałą pomoc. W interesie więc Polski było zabezpieczenie sobie życzliwości władców Pomorza. Kazimierz Wielki podtrzymywał dobre stosunki z książętami pomorskimi, w 1343 r. zawarł z nimi sojusz przeciw Krzyżakom i wydał swą córkę, Elżbietę, za Bogusława V pomorskiego, a dla syna tej pary, swego wnuka Kazimierza IV szczecińskiego, wyraźnie szykował tron polski, przez co miało nastąpić przywrócenie Pomorza Zachodniego Polsce. Plan ten nie doszedł do skutku ze względu na zgon Kazimierza szczecińskiego w 1377 r., a stosunki polsko-pomorskie uległy oziębieniu, ponieważ bracia zmarłego nie otrzymali polskich posiadłości po nim, do czego rościli pretensje. Dlatego dali się nawet w latach 1386-1388 wciągnąć w przymierze z Zakonem. Wszelako rozsądna dyplomacja Jagiełły sprawiła, że rychło zmienili politykę. 2 listopada 1390 r. książę Warcisław VII szczeciński złożył Jagielle hołd w Pyzdrach w imieniu własnym i braci, obiecując sojusz przeciw Krzyżakom i nieprzepuszczanie wojsk idących z zachodu na pomoc Zakonowi. W sprawach handlowych uzgodnili z królem swe stanowisko książęta wołogoscy (1390 r.) i Bogusław VIII słupski (1391 r.). W porozumieniu z zaprzyjaźnionymi książętami król polski dwukrotnie kierował drogi handlowe przez Szczecin i Pomorze Zachodnie, co stworzyło nowe węzły gospodarcze między zaprzyjaźnionymi krajami. W roku 1393 uzyskał Warcisław VII od Jagiełły gród Nakło jako lenno. Dwa lata później książęta pomorscy zawarli układ z królem polskim i Witoldem w sprawie popierania kandydatury księcia Ottona, syna Świętobora szczecińskiego, na arcybiskupstwo ryskie wbrew sprzeciwowi Krzyżaków. W roku 1396 król wydał swą krewniaczkę, córkę Towciwilla Kiejstutowicza, Jadwigę, za księcia Barnima V słupskiego, a w roku 1401 ten sam Barnim zawarł z królem umowę, w której zobowiązał się służyć zbrojnie królowi polskiemu na wypadek wojny. Gdy rok później Zakon nabył od Zygmunta Luksemburczyka Nową Marchię, przez co zagroził księstwu słupskiemu od wschodu i od południa, książę Bogusław VIII słupski złożył królowi hołd 29 sierpnia 1403 r., obiecując na wypadek wojny z Krzyżakami służyć królowi 100 kopijnikami w zamian za otrzymanie od króla 800 grzywien rocznie. Później stosunki te znowu zaczęły się ochładzać. Wpłynęły na to spory pomiędzy królem, Witoldem i Bogusławem VIII, który nie chciał wypłacić wdowie po zmarłym bracie, Barnimie, jej wiana, a także świadoma akcja Krzyżaków. Zakon z baczną uwagą śledził rozwój stosunków między Polską a Pomorzem Zachodnim i zarówno od wewnątrz, jak przez nacisk zewnętrzny starał się wytworzyć układ pomyślny dla siebie. Księciu Bogusławowi VIII słupskiemu w. mistrz krzyżacki groził pozwaniem na sąd Rzeszy za porozumienie handlowe z Polską w 1391 r., a wiernego Jagielle Warcisława VII szczecińskiego, za zachętą Zakonu, zamordował w 1395 r. jeden z jego rycerzy, Niemiec. Równocześnie obok gróźb i ciosów Krzyżacy stosowali przekupstwo. Od roku 1402 posiadamy ślady częstszych stosunków krzyżackich z książętami pomorskimi, które szczególnie się ożywiły w roku 1409. Były to listy, przesyłki pieniężne i poselstwa pomiędzy w. mistrzami a księciem szczecińskim, słupskim, wołogoskim oraz dary Zakonu dla książąt lub ich małżonek. Toteż podczas Wielkiej Wojny książęta pomorscy znaleźli się w obozie krzyżackim bądź dla pieniędzy Zakonu, bądź w obawie przed potęgą krzyżacką. Po rozgromieniu wojsk zakonnych pod Grunwaldem książęta pomorscy zmienili orientację. Zgłosili się bowiem do króla polskiego, prosząc o nadanie im dawnych posiadłości pomorskich, odstąpionych uprzednio przez Pomorze Słupskie Krzyżakom, a mianowicie ziemi lęborsko-bytowskiej. Jagiełło nadał im te ziemie jako lenno polskie, dodając chciwym Pomorzanom także grody: Czarne, Białobór, Mirosławiec, Człuchów i Człopę. Co prawda, gdy wojska polskie wycofały się z Pomorza Gdańskiego, książę słupski Bogusław w obawie przed zemstą Krzyżaków zwrócił im te grody dobrowolnie, ale chęć pozyskania w przyszłości odstąpionych terytoriów i wiara w siły państwa jagiellońskiego zachęcała odtąd książąt pomorskich do opowiadania się po stronie polskiej. Problemy pomorskie i krzyżackie za czasów Jagiełły pozostawały w określonym związku ze sprawami duńskimi i brandenburskimi. Duńczycy, podobnie jak Polacy, bronili się przed ekspansją niemiecką i prowadzili wojny z potężną Hanzą, czyli ze związkiem niemieckich miast północnych. Polacy dla walki z Krzyżakami zawarli w 1386 r. unię z Litwą, Duńczycy dla obrony przed Hanzą w 1397 r. - unię ze Szwecją i Norwegią w Kalmarze. Wydawać się mogło, że te dwie unie winny porozumieć się z sobą i razem osiągnąć zwycięstwo. Tymczasem Polska miała dobre stosunki z Hanzą, a unia kalmarska z Zakonem. Raz tylko doszło do wojny Krzyżaków z Danią, gdy Zakon okupował wyspę Gotlandię (1398 r.). Królowa zjednoczonych krajów skandynawskich, Małgorzata, nie chciała pogodzić się z utratą tej wyspy, która stanowiła ważny ośrodek handlu bałtyckiego i w 1403 r. rozpoczęła się wojna duńsko-krzyżacka. Krzyżacy spierali się właśnie z Polakami o ziemię dobrzyńską, ale ze względu na zatarg z Danią poszli na ustępstwa i całe swe siły skierowali przeciw Duńczykom, których pobili. Gdy jednak około 1408 r. zdecydowali się na wojnę z Polską i Litwą, wówczas - nie chcąc mieć przeciw sobie państw unii kalmarskiej - zawarli pokój z królową Małgorzatą, zwracając jej wyspę w zamian za niewielkie odszkodowanie. Na skutek tego Skandynawowie nie brali udziału w Wielkiej Wojnie. Małgorzata, której syn, król Olaf, zmarł w 1387 r., uznała za swego następcę Eryka, wnuka swej siostry, Ingeborgi, a syna siostrzenicy Marii, żony Warcisława VII księcia pomorskiego. Małgorzata zmarła w 1412 r. i królem trzech państw skandynawskich został Eryk pomorski. Władca ten pragnął odzyskać od Krzyżaków Estonię i dlatego zbliżył się do Polski. Polacy poparli żądania duńskie wobec Zakonu na soborze w Konstancji, a następnie Dania i Polska zawarły przymierze w 1419 r. przeciw Fryderykowi margrabiemu brandenburskiemu. W niedługim jednak czasie Polska ze względu na sprawy krzyżackie nawiązała przyjazne stosunki z Brandenburgią i córka Jagiełły, Jadwiga, została zaręczona z synem margrabiego. Wówczas król Eryk duński udał się do Polski i próbował skłonić Władysława Jagiełłę do zerwania zaręczyn Jadwigi z Brandenburczykiem i do wydania jej za księcia Bogusława pomorskiego, którego Eryk chciał po swej śmierci osadzić na tronie Danii, Szwecji i Norwegii. Wtedy, według projektu Eryka, Bogusław i Jadwiga panowaliby nad Polską, Litwą, Danią, Szwecją i Norwegią. Plan był efektowny, ale nierealny. Przekreśliła go zresztą niedługo potem rychła śmierć królewny Jadwigi oraz przyjście na świat synów Jagiełły. Dobrze więc świadczy o trzeźwości politycznej króla polskiego fakt, że zarówno sam, jak i jego rada ustosunkowali się do pomysłów Eryka sceptycznie. Bardziej realne wydawało się królowi i Polakom porozumienie z Brandenburgią. Chodziło im przede wszystkim o Nową Marchię, czyli o posiadłości ongiś brandenburskie na prawym brzegu Odry, wbijające się klinem między Pomorze Zachodnie a Wielkopolskę. Marchię Brandenburską posiadali do 1415 r. kolejno królowie Luksemburczycy, ale potrzebujący wiecznie pieniędzy Zygmunt Luksemburczyk Marchię najpierw zastawił, a następnie w 1415 r. wraz z godnością elektorską sprzedał burgrabiemu norymberskiemu, Fryderykowi Hohenzollernowi. Uprzednio zaś, w 1402 r., Zygmunt zastawił brandenburską Nową Marchię Zakonowi Krzyżackiemu. W interesie Polski leżało, by odciąć państwo krzyżackie od płynącej z zachodu pomocy, przede wszystkim wojskowej. Trzeba więc było postarać się, aby - jak w niektórych latach książęta zachodniopomorscy - także Brandenburgia zobowiązała się, nie przepuszczać posiłków z Rzeszy Niemieckiej do Prus. Ciężka sytuacja Zygmunta Luksemburczyka w Czechach sprawiła, że elektor brandenburski Fryderyk Hohenzollern, przestał współdziałać politycznie z Zygmuntem i porozumiał się w kwietniu 1421. r. z Jagiełłą. Król polski zgodził się oddać swą córkę z drugiego małżeństwa, Jadwigę, za żonę synowi margrabiego, również Fryderykowi, a nadto przyrzekał przyszłemu zięciowi następstwo na tronie polskim po sobie, na wypadek gdyby sam zmarł, nie zostawiwszy męskiego potomka. W zamian za to margrabia zobowiązał się zwrócić Polsce Ziemię Lubuską oraz zawarł z Jagiełłą przymierze zaczepno-odporne przeciw Krzyżakom. Przymierze to miało na celu przede wszystkim odcięcie państwa zakonnego od Rzeszy i niedopuszczenie posiłków, przechodzących zawsze przez ziemie brandenburskie. Aczkolwiek śmierć królewny i przyjście na świat synów Jagiełły unicestwiły powyższe porozumienie, to jednak podczas wojny polskokrzyżackiej w roku 1422 Zakon został izolowany od Rzeszy i w traktacie pokojowym melneńskim (1422) musiał pójść na znaczne ustępstwa wobec państwa jagiellońskiego. Wobec wszystkich więc sąsiadów państwo polskie za rządów Jagiełły zabezpieczyło swe granice, otwierając nadto przed sobą możliwości rozciągania swych wpływów politycznych, drogą pokojowej penetracji na zaprzyjaźnione ludy środkowej i wschodniej Europy. Dźwignęło się z zamętu i spotężniało również państwo litewskie. Mając zabezpieczoną granicę zachodnią i usunąwszy, dzięki współdziałaniu z Polską, niebezpieczeństwo krzyżackie od strony północnej, W. Księstwo Litewskie mogło zwrócić swą uwagę ku sprawom ruskim i tatarskim. Jagiełło wyrzekł się, jako nierealnej, polityki swego ojca, który zmierzał do podporządkowania w. książętom litewskim całej Rusi. Jednakże Witold, który po unii horodelskiej coraz bardziej się usamodzielniał, nie dorównywał bystrości politycznej Jagiełły. Syn Kiejstuta żył dniem wczorajszym i próbował nawiązać do koncepcji Olgierda. Całej Rusi jednak podporządkować sobie nie zdołał, ale korzystając ze sporów wewnętrznych w państwie moskiewskim po zgonie Wasyla I Dymitrowicza (zm. 1425), z racji tego, że był opiekunem swego wnuka, małoletniego w. księcia moskiewskiego Wasyla II Wasylewicza, Witold osiągnął najdalszą granicę wpływów litewskich na wschodzie, jaka kiedykolwiek istniała. Jako opiekun i dziadek Wasyla II oddziaływał na politykę moskiewską, poza tym był panem lennym udzielnych księstw ruskich: twerskiego, riazańskiego, prońskiego, odojewskiego, nowosilskiego i innych wierchowskich nad górną Oką i Ugrą. Przyłączono też do Litwy: Lubuck, Tułę, Berestej, Retań, Ispasz, Dorożeń i Zakołoteń Gordiejewski, Galecz i Woroneż. Utwierdzono wpływ Litwy w Nowogrodzie Wielkim. Szczególną oznaką potęgi litewskiej za czasów Jagiełły i Witolda był ich wpływ na świat tatarski. Zarówno osadzony przez Litwę na tronie Ordy Złotej w Saraju w roku 1411 chan Dżelal-ed-Din, jak i jego syn, Uł-Machmet, który w 1424 r. przy poparciu Witolda objął tron sarajski - uznawali swą zależność od władców Krakowa i Wilna. Poparcie Jagiełły i Witolda decydowało o zwycięstwie w walkach domowych Kipczaku. Wpływ Litwy sięgał i w stepy nadwołżańskie, i na pobrzeża czarnomorskie. Zdaniem najwybitniejszych znawców epoki, wielkość rządów Jagiełły i Witolda na Litwie polegała: na ocaleniu i zabezpieczeniu bytu narodowego plemion litewskich, na supremacji Wilna wśród księstw ruskich i poddaniu litewskiemu wpływowi chanów tatarskich, na wydźwignięciu Litwy na platformę cywilizacji wspólnej wszystkim ludom zachodnioeuropejskim i na wewnętrznym zjednoczeniu Litwy przez usunięcie książąt dzielnicowych i scentralizowaniu władzy w rękach ustanowionego przez Jagiełłę w. księcia litewskiego - Witolda. Sukcesy te jednak były możliwe tylko dlatego, że W. Księstwo Litewskie miało ciągłe oparcie w Polsce i korzystało z jej sił i zasobów w decydujących momentach swych dziejów po zawarciu unii. Dawniejsze kroniki i ufający ich treści uczeni przypisywali owe sukcesy osobistej dzielności i talentom politycznym Witolda. Jednakże, przyznając synowi Kiejstuta zręczność polityczną i umiejętną administrację terytoriów litewsko-ruskich, należy stwierdzić, że nie był postacią tak niezwykłą, jak przedstawiały go tendencyjne kroniki średniowieczne. Przede wszystkim nie miał talentów wojskowych i wszędzie tam, gdzie dowodził osobiście, bez pomocy krewnych lub przydzielonych wodzów, przegrywał bitwy lub wyprawy. Dla przykładu można przypomnieć, iż wszystkie walki Witolda z Jagiełłą kończyły się zwycięstwem Jagiełły. Straszliwą klęskę nad Worsklą w 1399 r. spowodował właśnie Witold; w bitwie pod Grunwaldem załamało się skrzydło wojsk dowodzonych bezpośrednio przez Witolda. W licznych walkach z Moskwą nie odniósł nigdy sukcesu, nie zdobył ani Pskowa, ani Nowogrodu Wielkiego, chociaż robił na te grody wyprawy. Nie nałożył, mimo że ją przyjął, korony Czech ani bliższej korony litewskiej. Nie zdołał stworzyć odrębnej metropolii katolickiej dla kościoła na Litwie, choć o to się starał. Powodzenie osiągnął tam, gdzie współdziałał z Jagiełłą. W istocie bowiem nie Witold, ale król polski był twórcą oraz inspiratorem wielkich planów i sprawcą wielkich zwycięstw wojennych Polski i Litwy. Wielki wódz Naczelne dowództwo wojskowe w wiekach średnich stanowiło jeden z głównych atrybutów władzy monarszej, toteż synowie osób panujących od wczesnych lat brali udział w wyprawach wojennych przy boku swych ojców lub starszych krewnych. Jagiełło uczył się wojowania pod opieką w. ks. Olgierda. Sztukę wojenną tego księcia cechowała tajemniczość w przygotowywaniu wyprawy i jej celów, szybkość ruchów wojska i umiejętność zaskakiwania nieprzyjaciela. "Był zasię obyczaj Olgierdowy - pisał pod rokiem 1368 latopis nikonowski - takowy: nikt nie widział, dokąd zamyśla ruszyć z wojskiem, albo po co zbiera mnogich wojowników... Tako więc i o tym nadejściu Olgierdowego wojska ku Moskwie wielki książę Dymitr Iwanowicz nie wiedział, aż ów przyszedł do granicy". W tej i zapewne w dwu następnych wyprawach na Moskwę brał już udział, wraz z innymi książętami litewskimi, i młody Jagiełło. Również obecność jego poświadczona jest w bitwie z Krzyżakami nad Rudawą w roku 1370, gdzie dowodzący Litwinami Olgierd i Kiejstut ponieśli klęskę. Od roku 1370 aż do zgonu Olgierda Jagiełło brał udział w walkach litewskich z Zakonem i wojskami moskiewskimi, a jako następca tronu wtajemniczony był, niewątpliwie, w arkana polityki z Tatarami, czego wynikiem był jego sojusz z Mamajem przeciw Moskwie w 1380 r. Wyprawa w przymierzu z Mamajem była pierwszą, samodzielną akcją dowódczą Jagiełły na wielką skalę. Jak już wzmiankowano, młody wódz litewski wykazał w tej wyprawie ostrożność i szybką orientację. Aczkolwiek klęska Mamaja była dla Jagiełły politycznym ciosem, to jednak potrafił odnieść sukces nad częścią sił Dońskiego i nie naraził swych wojsk na większą bitwę, której wyniku nie był pewien. W dwa lata później przygotował doskonale rozgrywkę z Kiejstutem; przy pomocy brata, Korybuta, zwabił starego księcia na Zadnieprze, a sam opanował Wilno. Pod Wilnem rozbił doszczętnie wojska Witolda i wyparł go aż na Podlasie. Pod Trokami w sierpniu 1382. r. bez walki, dzięki przewadze zgromadzonych wojsk, zmusił Kiejstuta i Witolda do całkowitej kapitulacji. Następnie zaskoczył Krzyżaków i księcia mazowieckiego Janusza atakiem na odjęte niedawno Litwie Podlasie. Latem 1384 r. zadał klęskę pod Wilkiszkami wojskom Zakonu, a 6 listopada tegoż roku zdobył główną twierdzę krzyżacką na Litwie: Neu-Marienwerder. Gdy w 1385 r. Krzyżacy uczynili nową rejzę na W. Księstwo Litewskie i pod Kownem rozbili próbującego zatrzymać ich Skirgielłę, wówczas Jagiełło pozwolił wojskom w. mistrza Zoellnera wejść daleko w głąb Litwy pod Wilno i Oszmianę, a sam starał się odciąć armię krzyżacką i od Prus, i od Inflant, uniemożliwiając jej powrotną przeprawę przez Niemen lub Wilię. Lekkie oddziały litewskie działały po bokach i na zapleczu ciężko poruszających się wojsk krzyżackich, utrudniały zdobycie żywności, atakowały obóz, wycinały mniejsze grupki zbrojnych. Na rzekach litewskich, które musieli przejść cofający się Krzyżacy, porobiono zasieki. Od katastrofy ocaliły najeźdźców jedynie wskazówki dwu Krzyżaków-Litwinów, Szurwiłłów, którzy pomogli wojskom Zakonu odnaleźć bród nie obsadzony. W roku 1390 już jako król polski wyruszył Jagiełło na czele Polaków do odzyskania, opanowanego po drugiej zdradzie Witolda przez jego zwolenników i Krzyżaków, Podlasia i Grodna. Podlasie zajął w krótkim czasie. Brześć nad Bugiem oblegano dziesięć dni. Kamieniec Litewski - znacznie krócej. Grodno stawiało opór dłużej, ze względu na obecność w nim załogi krzyżackiej. Książę Witold i w. marszałek Zakonu usiłowali przyjść z pomocą oblężonym i próbowali różnymi sposobami dostarczyć im żywności i posiłków. Jednym z tych sposobów było przeciągnięcie łańcucha przez rzekę Niemen, aby z brzegu krzyżackiego, przytrzymując się łańcucha, można było łodziami zabrać chorych i rannych z zamku grodzieńskiego, i dowieźć zbrojnych oraz żywność. Jagiełło udaremnił jednak te zamiary, gdyż kazał narąbać w górze rzeki wiele ogromnych i ciężkich sosen, które następnie zepchnięto do rzeki. Sosny te, niesione bystrym prądem, dotarły pod oblegany zamek grodzieński, zerwały żelazny łańcuch, strzaskały wiele łodzi krzyżackich i potopiły ich załogi. Pomysł z łańcuchem i łodziami był ostatnią i najważniejszą próbą pomocy dla Grodna. Gdy więc zawiódł, Krzyżacy i Witold wycofali się, a zamek poddał się królowi polskiemu. Wszystkie powyższe przykłady opowiadają o wyprawach, w których dowodził Jagiełło bezpośrednio. Były jednak wypadki, gdy król wyznaczał jedynie moment rozpoczęcia akcji wojennej; we wszystkich wypadkach czynił to bezbłędnie. Ilustracją wyboru takiego momentu może być uderzenie polskie na posiadłości przyjaciela Krzyżaków i Luksemburczyków, a wrogiego zawsze Polsce, Władysława księcia opolskiego. Król wybrał na rozstrzygającą wyprawę przeciw Opolczykowi lato 1396 r., tzn. chwilę, w której protektor Opolczyka, Zygmunt Luksemburczyk, z wszystkimi swoimi siłami przebywał nad Dunajem i miał walczyć z Turkami. Najpełniejszym i najbardziej przekonywającym dowodem talentów dowódczych Jagiełły jest bezspornie wyprawa grunwaldzka w roku 1410. Nieuchronność i konieczność decydującego starcia z Krzyżakami była dla Polski i Litwy rzeczą jasną, gdyż chodziło tu już nie o utracone ziemie, ani nie o takie czy inne granice, lecz o samo istnienie obydwu zagrożonych narodów. Zakon Krzyżacki, osiadły w XIII w. nad Bałtykiem rzekomo w celu chrystianizacji pogan, a w istocie planujący utworzenie wielkiego państwa niemiecko-zakonnego od wyspy Rugii aż do Zatoki Fińskiej, wraz z wchłonięciem północnej Polski, całej Litwy, części Białorusi i Wielkorusi, poczuł się zagrożony od chwili zawarcia unii polsko-litewskiej i przyjęcia chrześcijaństwa przez Litwę. Skoro Krzyżacy głosili, iż celem ich jest nawracanie Prusów, Litwinów i innych pogan oraz obrona przed ich najazdami ludów chrześcijańskich, to wydarzenia, jakie nastąpiły w latach 1386-1389 i dalszych na terenie Polski i Litwy, uznali słusznie za najcięższy cios, jaki mógł spotkać Zakon, i za niedwuznaczną zapowiedź jego katastrofy politycznej i militarnej. Gdy bowiem ostatnie ludy pogańskie tej części Europy przyjęły chrzest i połączyły się z katolicką Polską, to kogo teraz mieli bronić Krzyżacy i przed kim? Zakon stawał się więc zbędny na pograniczu polsko-litewskim. Poza tym Krzyżacy mogli myśleć o zwycięstwie nad Polską i Litwą jedynie w wypadku, gdyby walczyli z każdym z tych państw osobno. Teraz zaś zawisła nad nimi groźba wojny z silnym przeciwnikiem i możliwość utracenia zagrabionych Polsce i Litwie ziem, a nawet likwidacja Zakonu nad Bałtykiem i przeniesienie go nad Morze Czarne do walki z Tatarami i Turkami. Już bowiem od XIII wieku rozlegały się głosy w Europie o zbędności, a nawet szkodliwości zakonów rycerskich, jakim był i Zakon Krzyżacki. Nawet jednak gdyby do przesiedlenia Krzyżaków z Prus nie doszło, nie ulegało wątpliwości, że na wypadek utrzymania się unii polskolitewskiej przekreślone być muszą plany krzyżackia o podboju Litwy, Wielkopolski, Kujaw, Mazowsza i, co gorsza, że Polska i Litwa upomną się o swe ziemie utracone. Toteż Zakon postanowił za wszelką cenę zerwać porozumienie polsko-litewskie. Począł więc z jednej strony prowadzić antypolską kampanię oszczerstw i kłamstw, głosząc, że chrzest króla Władysława Jagiełły jest tylko pozorny, że Polacy z nienawiści do Zakonu popierają pogan - Litwinów i schizmatyków - Rusinów, że zmusili swoją młodziutką królowę, Jadwigę Andegaweńską do dwumęstwa, wypędzając jej prawego małżonka Wilhelma Habsburga, a narzucając "dzikiego" Jagiełłę. Przez takie kłamstwa i oszczerstwa Krzyżacy pragnęli doprowadzić do unieważnienia małżeństwa Jadwigi z Jagiełłą i, na skutek tego, do rozpadnięcia się unii polsko-litewskiej. Poza tym chcieli króla i Polaków zohydzić w oczach Europy, aby w wypadku wojny polsko-krzyżackiej sympatie świata były po stronie Zakonu. To bowiem zapewniało dalsze poparcie "misji" krzyżackiej przez napływ nowych rycerzy śpieszących w szeregi wojsk zakonnych, przez nowe dary pieniężne i zgodę na zaciąganie wojsk dla Krzyżaków w krajach zachodnio- i środkowoeuropejskich. Z drugiej strony Zakon organizował i popierał bunty różnych książąt litewskich, krewnych Jagiełły, aby usunąć go z tronu litewskiego. Gdy zaś Jagiełło ustanowił swym zastępcą w W. Księstwie Litewskim swego stryjecznego brata, Witolda, Zakon buntował innych braci przeciw Witoldowi licząc, że doprowadzi wreszcie do osadzenia na tronie wileńskim księcia wrogiego Polsce, a szukającego oparcia w Zakonie. Wówczas Krzyżacy mogliby pobić osamotnioną Polskę, a następnie ujarzmić Litwę pozbawioną już pomocy polskiej. Jagiełło zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale nie mógł wypowiedzieć wojny Zakonowi bezpośrednio po wstąpieniu na tron polski. Wiedział bowiem, że Polska i Litwa nie są jeszcze przygotowane do walki. Ale gdy Krzyżacy, głosząc pokój z Polską, jednocześnie coraz mocniej atakowali Litwę, król nie zostawił swej litewskiej ojczyzny bez pomocy. Bez wypowiedzenia wojny szły z Polski na Litwę ochotnicze oddziały rycerzy polskich, wieziono broń i żywność i pomoc ta przyczyniła się do odparcia nawały krzyżackiej i ocalenia Wilna. Zakon dobrze zdawał sobie sprawę, czym jest pomoc polska dla Litwy, toteż nie zrywając pokoju z Polską, począł myśleć o jej rozbiorze w 1392 r. Nie miał jednak wówczas wystarczających możliwości. Wydarł natomiast Polsce bez wojny - za pomocą przekupstwa, matactw politycznych lub zbrojnie - Santok i Drezdenko, przez które szły szlaki handlowe do Szczecina, oraz kupił od Zygmunta Luksemburczyka w roku 1402 Nową Marchię, co było szczególnie groźne dla państwa polskiego, a Krzyżakom ułatwiło sprowadzanie sobie posiłków z zachodu. Wszystkie te poczynania Zakonu nie zdołały rozerwać unii polsko-litewskiej ani osłabić Polski, która pod rządami Jagiełły stawała się coraz silniejsza. Wówczas Krzyżacy zdecydowali, że sprawę musi rozstrzygnąć oręż. Nowy w. mistrz, Ulryk von Jungingen, obrany w roku 1407, od początku począł szykować się do wojny i kategorycznie odmówił oddania Polsce Drezdenka, które Zakon wykupił od posiadających je panów von der Osten. W czerwcu 1408 r. wójt krzyżacki Nowej Marchii spalił kilka granicznych wsi polskich, a w. mistrz zdobył się zaledwie na parę słów wyjaśniających. Krzyżacy jakby świadomie prowokowali Polskę do rozpoczęcia wojny, gdyż chcieli uchodzić za pokrzywdzonych, ale mądry Jagiełło ani myślał się śpieszyć, gdyż właśnie chciał doprowadzić do tego, by Zakon jemu wypowiedział wojnę. Musiał bowiem zawsze pamiętać, że Zakon był instytucją duchowną, król zaś niedawno ochrzczonym neofitą, stale oskarżanym przez Krzyżaków, iż jest tylko "pozornym chrześcijaninem", co w owej epoce było ciężkim zarzutem. Stąd Jagiełło, nie chcąc propagandzie krzyżackiej dostarczyć materiału do podburzania przeciw Polsce całej Europy, nie mógł uderzyć pierwszy na państwo zakonne. Postanowił skłonić do tego w. mistrza Ulryka von Jungingen, posługując się w tym celu powstaniem żmudzkim. Żmudź, jak wiadomo, była terytorium łączącym pomorsko-pruskie oraz inflanckie posiadłości Zakonu. Krzyżacy przeto wyrzec się jej nie mogli, o ile chcieli utrzymać jednolitość obszaru swego państwa. Walczyli z nią od wieku XIII i we wszystkich układach i traktatach z książętami litewskimi domagali się zawsze dla siebie oddania lub potwierdzenia posiadania Żmudzi. Dwukrotnie też Litwa zmuszona była odstępować im większą lub mniejszą część ziemi żmudzkiej. Już jednak w 1401 r. na skutek krzyżackiego ucisku Żmudzini, za wiedzą i zgodą Jagiełły, wzniecili powstanie przeciw Zakonowi. W maju 1409 r. powstanie żmudzkie wybuchło po raz drugi. Już w czerwcu tegoż roku dowództwo nad powstaniem objął przysłany przez w. księcia Witolda starosta Rumbold Wolimuntowicz. Krzyżacy zażądali od Jagiełły, by zabronił Witoldowi pomagać Żmudzinom, a gdy Witold (w porozumieniu, oczywiście, z królem) pomocy tej nie zaniechał, żądali znowu, by Jagiełło zapewnił ich, że gdy uderzą na Żmudź, "nie doznają przeszkody" ze strony Polaków, w zamian za co obiecywali nie czynić szkód Polakom ani Litwinom; tym ostatnim, o ile Witold nie ujmie się za Żmudzinami. Stawiając tego rodzaju żądania w. mistrz nie mógł wątpić, że Witold Żmudzinów nie opuści, a Polska ujmie się za Witoldem. Jakoż istotnie, z ust poselstwa polskiego Ulryk von Jungingen otrzymał odpowiedź, że wojna z Litwą to wojna z Polską. W. mistrz podziękował za szczerość i 6 sierpnia 1409 r. wysłał z Malborka wypowiedzenie wojny Polsce na piśmie, a w dziesięć dni później, 16 sierpnia, wojska krzyżackie przekroczyły granicę i poczęły pustoszyć ziemie polskie. Zarówno po stronie polsko-litewskiej, jak i u Krzyżaków zdawano sobie sprawę, że wszczęta w 1409 r. wojna nie jest wojną zwykłą, jakich w epoce feudalnej nie brakowało w Europie, a które zazwyczaj kończyły się spustoszeniem i złupieniem pasa pogranicznego i, co najwyżej, zdobyciem kilku grodów na nieprzyjacielu. Obydwie strony rozumiały, że chodzi tu o być lub nie być jednej ze stron wojujących, gdyż można było przewidzieć, że państwo zwycięskie będzie starało się wyzyskać swą przewagę i prędzej czy później doprowadzić do zupełnej likwidacji przeciwnika. Toteż niezależnie od toczących się działań wojennych, zarówno Krzyżacy, jak i państwa Jagiełłowe starały się zebrać możliwie wielkie siły i pozyskać dla swej sprawy opinię całej środkowej i zachodniej Europy. Zakon pragnął zwyciężyć, stosując swoje metody wypróbowane w XIII wieku przy podboju Prus, a mianowicie odrywając od Polski i Litwy poszczególne prowincje, zawierając pokój, potem znów zabierając nowe itd. Dlatego atak krzyżacki był silny, gwałtowny i w kilku punktach. Chciano chwycić, co się da, a potem mówić o pokoju, zatrzymując przynajmniej część zdobytego terenu. Krzyżacy zajęli ziemię dobrzyńską zdobywając zamki i miasta, Dobrzyń, Rypin, Lipno, Bobrowniki, Złotorię. Polskie załogi wojskowe, i ludność tych miast zostały przy tym w całości lub w przeważającej części wymordowane, bez względu na wiek i płeć. Jednocześnie komturzy krzyżaccy z Tucholi i Człuchowa złupili Krajnę, spalili Kamień i Sępolno i opanowali kraj aż do Noteci. Następnie na skutek zdrady mieszczan niemieckich, pozostających na usługach Zakonu, zajęli Bydgoszcz. W tym samym czasie wójt krzyżackiej Nowej Marchii, Arnold von Baden, spustoszył na północno-zachodnim pograniczu Polski okolice Drezdenka, a komturowie z Ostródy i Pokarmina (Brandenburga pruskiego) niszczyli trzy dni i noce kraj księcia Janusza Mazowieckiego. W odpowiedzi na zbrojne działania wojsk Zakonu na odcinku mazowieckim syn księcia Janusza, Bolesław, uderzył na krzyżackie Działdowo, które spalił wraz z 14 okolicznymi wsiami, a równocześnie na odcinku litewskim Żmudzini zdobyli Fredeburg, zaś po wycofaniu się Krzyżaków znad Dubissy owładnęli całym swym krajem. Na głównym placu boju, w Polsce, musiano dopiero zbierać wojska, gdyż Polacy nie spodziewali się tak szybkiego uderzenia, byli raczej przygotowani na przewlekłe rokowania. Mimo jednak zaskoczenia i pory żniwnej, kiedy zarówno szlachta, jak chłopi byli zajęci w polu, król zdołał opanować sytuację. Siłami, które miał do dyspozycji, osłonił lewy brzeg Wisły, a następnie, zebrawszy po 15 września siły polskie, wyruszył pod Bydgoszcz, gdzie stanął 28 września. W 9 dni później zamek bydgoski został zdobyty szturmem. Podczas oblężenia Bydgoszczy przybyło do Jagiełły poselstwo króla czeskiego, Wacława Luksemburczyka, który w porozumieniu z Krzyżakami proponował królowi polskiemu zawieszenie broni i oddanie sporu polsko-krzyżackiego sądowi rozjemczemu. A sędzią miął być właśnie przyjaciel krzyżacki, sam Wacław czeski. Jagiełło nie mógł odrzucić poselstwa Luksemburczyka, gdyż obawiał się, że urażony Wacław opowie się wówczas czynnie po stronie krzyżackiej. Toteż 8 października podpisano rozejm obowiązujący strony wojujące do 24 czerwca 1410 r. "do zachodu słońca", a król czeski wiosną miał wydać orzeczenie rozjemcze. Działania wojenne ustały, lecz obydwie strony wojujące słusznie nie wierząc, aby sąd króla Wacława zapobiegł dalszej wojnie, poczęły dokładać starań, żeby na lato 1410 r. zapewnić sobie jak najkorzystniejsze warunki do walki. Państwo zakonne było, co prawda, mniejsze od Polski i Litwy i miało ludność mniej liczną, ale Krzyżacy dysponowali wielkimi zasobami pieniężnymi i mogli sobie wynająć wielu żołnierzy zaciężnych, a nadto liczyli słusznie, że przyjdą im z pomocą rycerze-goście z Niemiec i z innych krajów zachodnioeuropejskich. Prócz tego zawarli tajne przymierze z Zygmuntem Luksemburczykiem, królem węgierskim, który miał wynająć (czego zresztą nie dokonał) około 30 tysięcy zaciężnych i uderzyć na Polskę od południa, za co mu Krzyżacy, wypłacili wielkie sumy z góry. Polska i Litwa posiadały znacznie więcej mieszkańców i mogły wystawić więcej ludzi do boju, ale duża część tych żołnierzy była gorzej uzbrojona. Chociaż Zakon wystawił w roku 1410 około 21000 konnych i około 5000 pieszych, nie licząc czeladzi, a państwa Jagiełłowe około 29 000 jazdy i około 2000 piechoty, czyli o jedną piątą więcej niż Krzyżacy; to jednak siły te należy uważać za co najmniej równe, gdyż wojska zakonne miały więcej pancerzy i lepszą broń, a także więcej armat. Pieniężnie, a także nagromadzonymi zapasami żywności i obronnością zamków Krzyżacy górowali nad Polakami i Litwinami. Siły wojskowe obu stron były mniej więcej jednakie, natomiast postawą moralną i chęcią do boju oddziały polskie i litewsko-ruskie przewyższały bez najmniejszej wątpliwości hufce krzyżackie. Z wyjątkiem bowiem nielicznych jednostek zarówno szlachta, mieszczanie i duchowieństwo, jak i chłopi polscy okazywali zapał do walki i ofiar, a żywiołową nienawiść do Zakonu. Podobnie było na Litwie. Złoto czy intrygi krzyżackie mogły zachwiać w patriotyzmie tego czy innego wielmożę duchownego lub świeckiego, ale ogół, wierząc w słuszność swojej sprawy, pragnął rozprawy z "łotrami znaczonymi krzyżem". Zbrodnie krzyżackie były zbyt liczne, zbyt jawne, a po najazdach na Litwę i w 1409 r. na Polskę zbyt świeże, aby ktokolwiek zamieszkujący te kraje mógł mieć wątpliwości. Rycerz i chłop polski, bojar i chłop ruski czy litewski wiedzieli, o co walczą i za co mają umierać. Inaczej wszakże było w państwie krzyżackim. Część poddanych ustosunkowana była - jak już wspominaliśmy - do panowania Zakonu niechętnie, część zaś obojętnie. Jedni i drudzy nie widzieli zapewne powodu, dla którego mieliby ginąć za Krzyżaków. Rządy krzyżackie miały stale charakter okupacji wojskowej w podbitym kraju, gdyż nawet szlachta niemiecka osiadła w Prusach nie miała równych praw z "panami zakonnymi", tworzącymi osobną kastę, do której dostęp mieli jedynie synowie feudałów niemieckich z terenu Rzeszy. Wobec poddanych Zakon stosował ucisk gospodarczy, a nadto komturzy, zarządzający okręgami - komturstwami, popełniali ustawicznie nadużycia wobec ludności, a próby skarg lub oporu kończyły się przeważnie skazywaniem pokrzywdzonych na grzywny, więzienie, tortury i nawet na śmierć. Jedynie sami bracia zakonni oraz niżsi od nich tzw. półbracia i wszyscy związani z administracją krzyżacką czy dzierżawcy posiadłości zakonnych byli zainteresowani w utrzymaniu władzy Zakonu, a oprócz nich grupa wychowana w ideologii agresji i chętna wojen i łupów. Grupa ta jednak nie stanowiła większości. Na wypadek więc wojny poddani Zakonu w głównej masie walczyć nie pragnęli. Żołnierze najemni zaś bili się z reguły bez entuzjazmu - za pieniądze. Mieć wiarę w słuszność sprawy Zakonu i szczerze życzyć mu zwycięstwa, poza samymi braćmi, mogli jedynie cudzoziemscy ochotnicy, tzw. rycerze-goście. Toteż Krzyżacy starali się pozyskać przychylność w całej zachodniej Europie, aby tych rycerzy-gości i najemników przybyło jak najwięcej, a Polska i Litwa czyniły wysiłki, by skutecznie zwalczać krzyżacką propagandę, by wykazać, że Zakon dba nie o "misję" szerzenia wiary, lecz jedno tylko ma życzenie, aby mógł "kraje cudze jakimkolwiek bądź sposobem posiadać". Pisma Jagiełły i Witolda rozsyłane po całej Europie wywierały pewne wrażenie. Korzystne też było pozyskanie dla sprawy polskiej papieża Aleksandra V, który w. młodych latach bawił jakiś czas na Litwie, gdzie zaprzyjaźnił się z Jagiełłą i znał zbrodnie krzyżackie wobec Litwinów. Teraz więc, na prośbę Jagiełły, 23 stycznia 1410 r. wystosował upomnienie do w. mistrza i nakazywał zawrzeć pokój z Polską. W. mistrz Ulryk oczywiście, nie usłuchał papieża, ale Jagiełło polecił rozpowszechniać odpisy upomnienia papieskiego wraz ze swymi innymi pismami i sprawił, że pomoc, jaką Zakon otrzymał od zachodu, była znacznie mniejsza od spodziewanej. W zamian za to Krzyżacy postarali się otoczyć Polskę swymi sprzymierzeńcami. Króla Czech Wacława Luksemburczyka przekupili upominkiem 60 000 florenów, które wypłacili mu przed wydaniem przez niego wyroku rozjemczego między Polską i Zakonem: "jako zwrot kosztów za przyjacielskie pośrednictwo". Króla węgierskiego Zygmunta Luksemburczyka opłacili większą sumą, 300 000 dukatów (na owe czasy olbrzymią!), ale miał za to zebrać wojsko i uderzyć na Polskę. Darami pieniężnymi i groźbą swej potęgi pozyskał Zakon również książąt zachodniopomorskich: Świętybora II szczecińskiego, Warcisława VIII wołogoskiego i Bogusława VIII słupskiego. Książęta ci nie reprezentowali dużej siły, ale przez ich ziemie Krzyżacy uzyskiwali dostęp dla rycerstwa zachodniego, zmierzającego na pomoc Zakonowi, oraz zabezpieczenie zachodniej granicy Pomorza Gdańskiego. Ponieważ Litwa zagrożona była na północy i od strony Prus i od strony Inflant krzyżackich, więc państwa jagiellońskie posiadały granice bardziej bezpieczne jedynie z Rusią na wschodzie i z osłabioną zamieszkami tatarszczyzną na południowym wschodzie. W razie niepowodzenia orężnego Polski i Litwy można się było spodziewać, że sojusznicy krzyżaccy zechcą wziąć udział w łupach i uderzą na państwa Jagiełłowe od północnego wschodu, zachodu i południa. Polska i Litwa mogły zaś liczyć tylko na siły własne i na talenty wojskowe swego wodza. Król Władysław czynił więc wszystko, co tylko mógł, aby przygotować przyszłe zwycięstwo. Poza akcją dyplomatyczną za granicą i szykowaniem wojsk Jagiełło odbył kilka narad z dostojnikami polskimi, ale główne decyzje dotyczące planów walki w roku 1410 król powziął dopiero na tajnej naradzie w Brześciu nad Bugiem na początku grudnia 1409 r. Obok króla udział w tej naradzie brali także w. książę Witold i podkanclerzy koronny, Mikołaj Trąba, jednakże mieli oni raczej głos doradczy. Narada trwała 8 lub 9 dni i - oprócz wielu ważnych postanowień politycznych - powzięto na niej również plan działań wojennych polsko-litewskich na rok 1410, plan świetny, wprowadzający nowe metody walki nie znane w tych czasach Europie zachodniej. Plany bowiem wodzów zachodnioeuropejskich nie znały innych celów, jak opanowanie terenów spornej ziemi albo nawet tylko spustoszenie i złupienie kraju nieprzyjaciela dla skłonienia go do ustępstw. Natomiast plan Jagiełły odpowiadał założeniom nawet nowożytnej strategii i dlatego do dziś budzi zachwyt historyków wojskowości. "Poruszenia wojsk polsko-litewskich przed bitwą pod Tannenbergiem - stwierdza jeden z historyków niemieckich - wzbudzają wprost podziw swą planowością. Już dawno dająca się w nich spostrzec myśl przewodnia: uderzyć zwartymi siłami w serce Zakonu na Malbork, ma cechę wielkiego pomysłu i różni się najzupełniej od używanej zwykle w owych czasach taktyki napadów rabunkowych, które nawet wcale na nazwę wojny nie zasługują... Daremnie szukalibyśmy w całym średniowieczu równie genialnego pomysłu strategicznego". Sztuka wojenna Jagiełły wprowadziła bowiem nowe metody walki prawie nie znane lub mało znane w Europie. Zarówno strategia króla oparta na zasadach wschodniej sztuki wojennej, jak i taktyka wojsk pod dowództwem Jagiełły stanowią objaw zdecydowanego wkroczenia polskiej sztuki wojennej na nowe drogi. Sztuka wojenna w Europie środkowo-zachodniej nie znała bowiem wówczas "tak wyraźnego stawiania celów strategicznych ani skrupulatnego opracowania planów wojny i racjonalnego podziału sił, ani tak zdecydowanego dążenia do zniszczenia żywej siły przeciwnika, ani tak celowego posługiwania się odwodami i tak całkowitego panowania wodza nad przebiegiem bitwy". Tymczasem rozpatrzenie planu, ułożonego przez Jagiełłę w pierwszych dniach grudnia 1409 r., tzn. przeszło pół roku przed wyruszeniem na wyprawę grunwaldzką, pozwala stwierdzić jego niezwykłość w stosunku do poziomu ówczesnej wojskowości zachodnioeuropejskiej, a podobieństwo do strategii wschodniej. Plan ten bowiem: A) Wyznaczał świadomie terytorium Prus krzyżackich jako główny teatr działań wojennych, co dawało stronię polsko-litewskiej następujące korzyści: a) przekazywało inicjatywę w ręce króla, a Krzyżaków zmuszało do defensywy, a więc do mniej korzystnego dla nich sposobu walczenia: b) wprowadzało moment zaskoczenia, gdyż Krzyżacy takiej decyzji polskiego dowództwa nie oczekiwali, spodziewając się raczej ataku wojsk Jagiełłowych na Pomorze; c) chroniło kraj własny od zniszczeń wojennych. B) Jasno określał cel strategiczny kampanii: marsz na stolicę wroga - Malbork, w celu zmuszenia w. mistrza do zajścia drogi napastującym i do stoczenia walnej bitwy, w której król spodziewał się zwyciężyć i zniszczyć całą siłę zbrojną Zakonu. Na skutek tego zaś, król chciał uzyskać korzystne warunki pokoju z osłabionym państwem zakonnym. C) Ustalał własną podstawę operacyjną, czas i miejsce koncentracji wojsk polskich i litewsko-ruskich, a następnie połączonych armii: 1. Jako bazę operacyjną obrano Płock, który ze względu na swą obronność i położenie nad Wisłą mógł być użyteczny zarówno dla armii działającej w Prusach, jak i dla wojsk operujących na Pomorzu: w pierwszym wypadku lądem, w drugim drogą wodną. Nadto wybór Płocka nie dawał dowództwu krzyżackiemu klucza do wcześniejszego odgadnięcia kierunku uderzenia. Wybór ten uzasadniał wreszcie przebywanie w stolicy księstwa płockiego przedstawicieli i wojsk króla, co nie było bez znaczenia wobec znanych sympatii prokrzyżackich księcia tej ziemi, Ziemowita. 2. Wojska polskie miały się zebrać około 20 czerwca, Wielkopolanie i Małopolanie osobno, a następnie na dzień 30 czerwca 1410 r. zejść się w Czerwińsku nad Wisłą, dokąd również powinny przybyć w tym samym czasie hufce litewsko-ruskie, które zbierały się wcześniej, około 10-12 czerwca, w okolicach źródeł Narwi. 3. Miejsce ostatecznej koncentracji, Czerwińsk, zostało obrane z uwzględnieniem szeregu koniecznych warunków: a) leżało niezbyt daleko od granicy nieprzyjaciela, umożliwiając połączonej armii polsko-litewsko-ruskiej jak najszybsze przeniesienie działań wojennych na teren krzyżacki; b) leżało jednak wystarczająco daleko (80 km) od granicy państwa Zakonu i było zabezpieczone od północnego zachodu przez warowny Płock, a od północy przez puszczę nad źródłami Skrwy i Wkry; c) było tak obrane, by akcja koncentracyjna uszła uwagi nieprzyjaciela i aby można było go zaskoczyć; d) było tak położone, aby oddziały zdążające z zachodu, południa i wschodu mogły dotrzeć do punktu ostatecznej koncentracji najkrótszymi drogami; e) znajdowało się na głównym kierunku zamierzonych operacji. D) Przygotowywał środki techniczne i zaopatrzenie wojska, niezależnie od obowiązujących i wiezionych przy oddziałach zapasów: 1. W Kozienicach w ciągu pierwszych miesięcy 1410 r. zbudowano składany most na łodziach, zabezpieczający szybką przeprawę na każdym odcinku Wisły i stanowiący zaskakującą Krzyżaków nowość w sztuce wojennej ówczesnej Europy. 2. Przed wyprawą grunwaldzką król urządzał łowy na grubego zwierza w puszczach polskich i litewskich i kazał przesyłać drogą wodną suszone i solone mięso w beczkach do Płocka, ponadto wyznaczał miastom kontyngenty dostaw żywnościowych dla ludzi i koni, magazynowane również w bazie płockiej. E) Wyznaczał kierunek działań oraz działania demonstracyjne dla odwrócenia uwagi Krzyżaków od właściwego kierunku uderzenia: 1. Właściwy marsz na Malbork miał się odbywać po linii Czerwińsk - Raciąż - Bądzyń - Kurzętnik nad Drwęcą. Pod Kurzętnikiem bowiem znajdował się najdogodniejszy z kilku brodów Drwęcy, a stamtąd niemal prosta droga na Sztum i Malbork. Jak wiadomo, Krzyżacy zdołali umocnić Kurzętnik, lecz Jagiełło, nie dając się wciągnąć do walki na niekorzystnej pozycji, cofnął swe wojska i postanowił obejść Drwęcę u źródeł. Trudno jednak przesądzić, czy taki wariant planu działania brany był już pod rozwagę w Brześciu, chociaż również trudno przypuścić, aby Jagiełło i Witold nie liczyli się z góry z przeciwdziałaniem w tym miejscu wojsk zakonnych. W każdym razie późniejsza decyzja królewska na naradzie 10 lipca 1410 r. została powzięta dziwnie szybko, jak gdyby już dawniej król szykował różne warianty marszu na krzyżacką stolicę. 2. Działania demonstracyjne dla zmylenia przeciwnika postanowiono prowadzić w kilku okolicach pogranicza, a więc: a) koło Wielenia nad Notecią z pozorem szykowania uderzenia na Drezdenko i Nową Marchię; b) koło Łobżenicy, Nakła i Bydgoszczy z pozorem szykowania uderzenia głównego na Pomorze Gdańskie; c) na Mazowszu koło Różana, Makowa i Ostrołęki; d) od strony Litwy koło Kłajpedy, Ragnety i Rynu z pozorem szykowania ataku Witolda na Prusy od wschodu. F) Decydował o wspólnym działaniu wojsk polskich i litewsko-ruskich jako jednej armii pod naczelnym dowództwem Jagiełły, co było decyzją jak najbardziej słuszną, gdyż uniemożliwiało Krzyżakom rozprawienie się z każdym z przeciwników z osobna. Ogólnie więc plan królewski w Brześciu: a) zakładał przejęcie inicjatywy strategicznej przez armię Jagiełły i przeniesienie walki na teren nieprzyjaciela; b) dążył do walnej rozprawy na polu bitwy i do zniszczenia sił i zasobów przeciwnika; c) wykazywał zrozumienie zasady ekonomii sił, dzieląc je pomiędzy zadania główne i zadania pomocnicze; d) doceniał znaczenie terenu ze względu na potrzeby wojenne; e) na skutek celowego wysiłku zachowania tajemnicy, uzyskiwał moment zaskoczenia wroga chociaż w jakiejś mierze; f) stosował nową technikę (most pontonowy) i tworzył punkty zaopatrzenia (Płock). Mówiąc o planowaniu wyprawy przeciw Krzyżakom, należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Otóż, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, przy planowaniu tym użyto, być może, mapy. Jakkolwiek musiała być ona bardzo prymitywna, król posługiwał się nią w jakimś stopniu. Z planu Jagiełły wynika bowiem, że kierunku uderzenia ani punktu koncentracji nie zdołałby wyznaczyć bez mapy tak poprawnie, jak to uczynił w Brześciu. Krzyżacy próbowali też układać plany wojenne, ale były one kilkakroć zmieniane i nie mogły się równać z planami polsko-litewskimi. W. mistrz spodziewał się ataku wojsk królewskich na Pomorze po lewej stronie Wisły i dlatego zarządził szykowanie koncentracji oddziałów zakonnych w okolicach Świecia. Z powodu zimy i rozejmu obydwie strony powstrzymywały się od działań zaczepnych, zwłaszcza iż król Wacław czeski miał wydać orzeczenie, które mogło zmienić sytuację. Jednakże wyrok rozjemczy wydany w Pradze czeskiej 15 lutego 1410 r. przez króla Wacława Luksemburczyka, a opłacony z góry przez Krzyżaków 60 tysiącami florenów wypadł oczywiście całkowicie po myśli Zakonu i delegacja polska w ogóle go nie przyjęła. - Nikt więc nie mógł w to wątpić, że o wszystkim musi rozstrzygnąć oręż. Obydwie strony dokładały też usilnych starań, by przed upływem końca rozejmu mieć już wszystko gotowe. Dowództwo polsko-litewskie zgodnie z ułożonym planem postarało się odwrócić uwagę Krzyżaków od właściwych miejsc koncentracji wojsk polskich i litewsko-ruskich, a wpoić przekonanie, że państwo krzyżackie będzie atakowane w kilku punktach: od wschodu (Litwini), od południa (Mazowsze) i od południowego zachodu (Polacy), oraz że główne uderzenie króla skierowane będzie na Pomorze. W istocie zaś Jagiełło skoncentrował wszystkie niemal siły w jednym miejscu: w Czerwińsku nad Wisłą, i stamtąd wyruszył wprost na stolicę Zakonu - Malbork. Do chwili wy ruszenia armii królewskiej z Czerwińska dowództwo krzyżackie, alarmowane pozorowanymi przygotowaniami do rzekomego uderzenia polskiego i umyślnie rozsiewanymi fałszywymi pogłoskami, nie mogło się połapać w istotnych zamiarach Jagiełły i trzykrotnie zmieniało plany wojenne, przesuwając ugrupowania swych wojsk i przyjmując wreszcie, że główny atak polski nastąpi po lewej stronie Wisły. Gdy więc marsz armii królewskiej odbywać się począł po prawej stronie rzeki, w. mistrz musiał znowu przegrupować swe siły, aby zajść drogę do stolicy nieprzyjacielowi pod zamkiem Kurzętnik nad Drwęcą. Tam wódz krzyżacki chciał wciągnąć wojska Jagiełły do walki o brody na rzece, wykrwawić na przygotowanych umocnieniach (w. mistrz ściągnął pod Kurzętnik niemal całą artylerię z wszystkich zamków w państwie krzyżackim), a następnie zaatakować je z obu skrzydeł i dokonać pogromu. Król poznał się jednak na pułapce, jednym forsownym czterdziestoparokilometrowym marszem oderwał swą armię od przeciwnika i pomaszerował na północny wschód, aby obejść Drwęcę u źródeł i tym manewrem zmusić Krzyżaków do zmierzenia się z nim w otwartym polu. Prawdopodobnie w Brześciu nad Bugiem nie starano się przewidzieć wszystkich problemów, jakie mogły się nasunąć w planowanej kampanii. Ustalono raczej główne wytyczne. Po Brześciu król odbywał (zresztą z ks. Witoldem i swymi doradcami) dalsze narady, ostatnią niewątpliwie w Czerwińsku i tam zapewne przewidziano kilka wariantów marszu na Malbork. Pod Kurzętnikiem bowiem, gdy tylko ustalono przygotowane przez Krzyżaków umocnienia, narada króla ze sztabem trwała stosunkowo krótko, a następnie oderwano się od nieprzyjaciela. Wygląda więc, że uwzględniono obmyślony wcześniej wariant. Charakterystyczne jest bowiem nie tylko krótkie naradzanie się, ale i brak taborów, które - być może - zgodnie z możliwością zastosowania wariantu zatrzymano pod Lidzbarkiem Welskim, aby nie hamowały ruchów jazdy. Krzyżacy zgodnie z przewidywaniami Jagiełły postanowili nie dopuścić armii królewskiej do obejścia Drwęcy i pomaszerowania ku jej źródłom (Drwęca zaczyna swój bieg o 6-7 km od miejscowości Stębark). Armia Jagiełły zmierzała tam również. 13 lipca zdobyła miasto i zamek Dąbrowno, gdzie pozostała do późnej nocy 14 lipca. Krzyżacy, operujący o 10-12 km na północ od armii polsko-litewskiej, nie udzielili pomocy Dąbrownu, lecz spiesznie maszerowali w stronę jeziora Łubień, niedaleko Stębarku, by zajść tam drogę królowi. Dróg bowiem wiodących ku źródłom Drwęcy strzegł zamek w Ostródzie. Jedna z nich biegła do Ostródy z Działdowa przez Dąbrowno, druga z Nidzicy przez Olsztynek. W okolicy jeziora Łubień odległość między wymienionymi drogami wynosiła około 18 km. Zgrupowawszy więc wojska w okolicach Stębarku, można było, czuwać nad każdą z dróg i w miarę potrzeby przesunąć oddziały w tę czy w tamtą stronę. Podjazdy wojsk królewskich nawiązały niewątpliwie kontakt z nieprzyjacielem i stwierdziły, że silne ugrupowania krzyżackie przesuwają się w stronę Stębarku. Przydzieleni do sztabu królewskiego przewodnicy musieli zwrócić uwagę króla na pole między Stębarkiem, Łodwigowem i Grunwaldem, które nadawało się do stoczenia bitwy, i król postanowił, zapewne, skorzystać z nadarzającej się okazji. Wieczorem 14 lipca wojsku wydano rozkazy wcześniejszego udania się na spoczynek i po kilku godzinach, w nocy z 14 na 15 lipca, armia królewska wyruszyła wszystkimi drogami w kierunku Łodwigowa, Stębarku i jeziora Łubień. Krzyżacy w okolicy wymienionych osiedli znaleźli się już wcześniej, zapewne najpóźniej 14 lipca rano, i poczynili pewne przygotowania, ustawiając przeszkody i artylerię oraz kopiąc wilcze doły dla załamania ataku jazdy przeciwnika. O nadciąganiu wojsk królewskich nocą z 14 na 15 lipca zawiadomiły Krzyżaków pożary okolicznych wsi, podpalanych przez idące w straży przedniej i ubezpieczające linie marszu sprzymierzonych armii chorągwie lekkiej jazdy litewskiej i tatarskiej. Toteż o świcie kilka chorągwi jazdy zakonnej wyruszyło na spotkanie oczekiwanego przeciwnika. Jazda ta natknęła się na Polaków, ale wnet została odrzucona przez wysłane przez króla chorągwie polskie pod dowództwem marszałka Zbigniewa z Brzezia. Podczas gdy oddział Zbigniewa zaznajamiał się z terenem, król zawiadomił w. ks. Witolda o obecności armii w. mistrza i polecił szykować się do bitwy. Wojska królewskie zgrupowane były w lasach i zaroślach na wschód od wsi: Łodwigowo i Stębark. Na prawym skrzydle stały chorągwie litewsko-ruskie i tatarskie, mając za plecami dalsze lasy, a za nimi tereny podmokłe, bagniste i przecięte kilkoma strumieniami i rzeczułką Maręzą. Być może oddziały Witoldowe znalazły się tam dlatego, że jako lżejsze szły na czele armii i gdy armia zwróciła się czołem ku północnemu zachodowi, automatycznie stały się częścią prawoskrzydłową. Jednakże niewykluczone, że zostały celowo umieszczone przy bagnistym zapleczu, by na wypadek konieczności cofania się przed ciężką jazdą Zakonu mogły się wycofać na tereny trudno dostępne dla wielkich ogierów bojowych i zakutych w stal jeźdźców krzyżackich. Przebieg bitwy, zresztą, wydaje się potwierdzać takie przypuszczenie. Na lewym skrzydle stali Polacy, oparci o suchy las łodwigowski i ulnowski. Trzy kilometry od linii wojsk, nad zachodnim wybrzeżem jeziora Łubień, umieszczone były namioty królewskie. Obóz polski znajdował się na przeciwległym, południowo-wschodnim brzegu jeziora, obóz litewsko-ruski opodal północno-wschodniego, a kosz tatarski jeszcze bardziej na północ, w okolicy osiedla Zybułtowo. Armia krzyżacka rozbiła obóz nieco na wschód od wioski Grunwald, tworząc z wozów tabor obronny. O dwa i pół kilometra na wschód od Grunwaldu, pomiędzy Stębarkiem i Łodwigowem, dowództwo krzyżackie ustawiło swe główne szyki. Ponieważ wojska Zakonu przysposobione były do walki już wczesnym rankiem, w. mistrz mógł uderzyć na nadciągające oddziały Jagiełły i wykorzystać przewagę swej gotowości oraz nieprzybycie jeszcze całości armii polsko-litewskiej. Jak się wydaje, Krzyżacy nie byli w dostatecznym stopniu informowani, a nadto woleli nie ryzykować niepewnego uderzenia na hufce królewskie ukryte w lesie, lecz zdecydowali się wyczekać i wciągnąć armię przeciwnika na tereny z przygotowanymi przez siebie przeszkodami. Gdyby Jagiełło rzucił od razu ciężką jazdę polską ławą, to pędzące ze wgórza konie pod zakutymi w żelazo jeźdźcami siłą bezwładu i ciężaru popychałyby szeregi przed sobą i jeden za drugim waliłyby się do dołów i wykrwawiały na zasiekach. Powstał by zamęt tym większy, że chorągwie polskie znajdowałyby się pod ogniem dział i tysięcy pocisków z kusz i łuków. Na skłębionych, cofających się w zamieszaniu rycerzy polskich miała uderzyć jazda krzyżacka i przechylić szalę zwycięstwa. Dlatego, po odparciu przez Polaków rozpoznawczych chorągwi zakonnych, Krzyżacy wyczekiwali niemal trzy godziny na akcję zaczepną ze strony sprzymierzonych, a gdy ustawione już oddziały polskie na lewym skrzydle, a litewskoruskie na prawym nie wychylały się nazbyt z lasów, w. mistrz wysłał dwu heroldów, którzy przynieśli dwa obnażone miecze dla króla i Witolda, wzywając ich do stoczenia bitwy bez zwłoki i prowokacyjnie zapowiadając cofnięcie wojsk zakonnych, byle tylko hufce królewskie wyszły z ukrycia i mogły się rozwinąć. Jednocześnie armia krzyżacka cofnęła się istotnie w kierunku zachodnim, niby przypadkowo odsłaniając dolinę z ukrytymi przeszkodami i umożliwiając wyjście wojskom królewskim z lasu na teren otwarty. Król jednak nie uniósł się oburzeniem na to poselstwo, ani nie dał się sprowokować do natychmiastowego ataku całą masą swej jazdy. Przeciwnie, zgodnie z taktyką wschodnią, nie wyprowadził wszystkich wojsk sprzymierzonych do walki i poprzedził uderzenie swych głównych sił atakiem lekkiej jazdy tatarskiej i litewskiej. Oddziały jej ruszyły w pierwszej linii i bez wątpienia natknęły się na przeszkody, tracąc trochę ludzi i koni. Ale że były jazdą lekką i szły w szyku luźnym, zdołały się wycofać z przeszkód, a następnie przedostały się do piechoty i dział przeciwnika. Musiały wyciąć tam kanonierów wraz z osłoną, ponieważ do końca bitwy już ani o artylerii krzyżackiej, ani o łucznikach źródła nie zawierają najmniejszej wzmianki. Zresztą nie mogliby nawet działać, gdyż po pierwszej fazie bitwy, polegającej na akcji lekkiej jazdy królewskiej, wszczęła się bitwa właściwa, toczona przez masy kawaleryjskie przez długie godziny, aż do zachodu słońca, i wszystko to, co nie zbiegłoby lub nie siedziało na grzbiecie końskim, zostałoby stratowane bez miłosierdzia. Bitwa toczyła się na dwóch skrzydłach. Na prawym skrzydle, bliżej Stębarku, hufce litewsko-ruskie, posiłkowane przez oddziały tatarskie, mołdawskie i jazdę polską, walczyły przeciw ciężkiej jeździe Zakonu z chorągwią gości krzyżackich pod wezwaniem św. Jerzego na czele. Na lewym skrzydle, po obu stronach Łodwigowa, biły się oddziały polskie i zaciężni. Całością dowodził ze wzgórza król osłonięty przez małą chorągiew 60 kopii wybranego rycerstwa. Po godzinie zmagań lżej zbrojne chorągwie litewsko-rusko-tatarskie prawego skrzydła nie wytrzymały uderzenia ławicy stalowych rycerzy Zakonu i najpierw wolno "o jedną staję", a później, mimo nadejścia odwodów, coraz bardziej zaczęły ustępować z pola, aż w pewnej chwili załamały się i rzuciły do ucieczki. Niewykluczone, że popłoch wzniecili Tatarzy, którzy ucieczkę stosowali jako taktykę bojową i o ucieczce których wspomina wyraźnie źródło krzyżackie. W każdym razie oddziały litewsko-ruskiego skrzydła zostały rozbite i cofały się przy wielkich stratach na północ, na wschód i na południe od Stębarku. Niektóre z nich miały dotrzeć aż do Wilna i tam przynieść wiadomość o przegranej armii polsko-litewskiej. Długosz zanotował, że jedynie chorągwie smoleńskie pod wodzą Semena-Lingwena Olgierdowicza wyrąbały sobie mieczem drogę z pogromu "i złączyły się potem z wojskiem polskim", ale wiele wskazuje na to, że w okolicznych lasach, zwłaszcza w lesie ulnowskim, znajdowały się znaczne odwody, które powstrzymały wycofujących się, dały im osłonę i wraz z nimi, gdy rozbite chorągwie doszły do stanu ponownej gotowości bojowej, zostały użyte przez króla i Witolda najpierw do zniesienia powracających z pościgu chorągwi krzyżackich, z których część dotarła z powrotem na plac boju, a następnie do skutecznego udziału w okrążeniu Krzyżaków pod koniec bitwy. Lewe bowiem skrzydło armii królewskiej (chorągwie polskie wraz z zaciężnymi czesko-morawskimi i smoleńskimi), będąc nie mniej liczne od prawego skrzydła krzyżackiego i podobnie uzbrojone, nie dało się rozbić. Przeciwnie, po odparciu kilku groźnych flankowych ataków, a zwłaszcza niebezpiecznego uderzenia w bok, po osłonięciu linii oddziałów koronnych przez ucieczkę chorągwi litewsko-ruskich samo przeszło do natarcia i wzmacniane coraz to nowymi odwodami poczęło nawet oskrzydlać słabnące szeregi zakonne. W tym czasie nadeszły niektóre oddziały krzyżackie lewego skrzydła wraz z chorągwią św. Jerzego, które wracając z pogoni za rozbitymi wojskami Witolda, uniknęły osaczenia i zniszczenia przez drugą część armii litewsko-ruskiej. Oddziały te natychmiast wzięły ponowny udział w bitwie. Jednakże nowe odwody polskie dopomogły "wielkiej chorągwi" kasztelana krakowskiego Krystyna z Ostrowa, chorągwi wojewody sandomierskiego Mikołaja z Michałowa oraz chorągwiom ziemi wieluńskiej, halickiej i innym w walce ze świeżo przybyłymi Krzyżakami i w krótkim czasie wzięły górę nad przeciwnikiem. Wówczas to w. mistrz z zachowanego dotąd odwodu oraz resztek rycerzy dawnego lewego skrzydła krzyżackiego, którzy nie włączyli się jeszcze ponownie do bitwy, uformował grupę uderzeniową 16 chorągwi i poprowadził ją pomiędzy wzgórzami i lasami, by niespodzianie uderzyć w bok armii królewskiej. Gdyby chorągwie te zwartą kolumną zaatakowały flankę lub tyły polskiej linii bojowej, efekt ich uderzenia mógłby przesądzić o wyniku bitwy. Chociaż bowiem Jagiełło dysponował nie zużytymi jeszcze odwodami, to jednak w razie rozbicia głównej masy rycerstwa, walczącej na lewym skrzydle od wielu godzin, prawdopodobnie wybuchłaby panika i odwody nie wystarczyłyby do powstrzymania upojonych zwycięstwem Krzyżaków. Chorągwie w. mistrza zostały jednak dostrzeżone, a nadto straciły czas na pojedynek rycerski von Kokeritza, który z brawurą zaatakował króla stojącego ze swym otoczeniem na wzgórzu. Gońcy królewscy sprowadzili przez ten czas pomoc, ruszono dalsze odwody. W. mistrz ze swymi dygnitarzami i 16 chorągwiami został otoczony, zamknięty w kole i w końcu zabity ciosami kosy czy rohatyny piechoty chłopskiej. Wraz z nim polegli niemal wszyscy bracia-Krzyżacy, zarówno spośród grupy 16 chorągwi, jak i na głównym placu boju, gdzie Polacy wzięli stanowczo górę i wraz z oddziałami litewsko-ruskimi i tatarskimi ujęli przeciwników w żelazny pierścień. Kto spośród Krzyżaków nie wyrwał się w porę ze śmiertelnego koliska nieprzyjaciół, ten już uciec nie zdołał: musiał złożyć broń albo dawał głowę. Padł wielki mistrz Ulryk, zabity przez walczących zajadle chłopów. Legli: wielki komtur i wielki marszałek, i wielki szatny, i wielki skarbnik, i wszyscy niemal komturzy, i wszyscy prawie bracia-rycerze, i tysiące rycerzy-gości i najemników. Całe pole bitwy usiane było białymi płaszczami. Zdobyto prawie wszystkie chorągwie krzyżackie, wzięto do niewoli tysiące jeńców. Potem uderzono na obóz krzyżacki pod wsią Grunwald, który piechota chłopska zdobyła po krótkiej i zajadłej walce, a zdobywszy wycięła w nim kilka tysięcy nieprzyjaciół co do jednego. Jednocześnie ścigano uciekających kładąc wielu trupem lub biorąc do niewoli i to wiele mil aż do północy i dłużej. "Na kilka mil droga zasłana była trupami" - napisał po latach z opowiadań naocznych świadków polski dziejopis, Jan Długosz. Gdy zdobyto obóz, król "posuwając się z terenu walki, dotarł do małego lasu i wjechał na szczyt pagórka, na którym natychmiast, zsiadłszy z konia, ukląkł na ziemi i począł dziękować Bogu za zwycięstwo..." Ze wzgórza było widać "tłumy i mnogie oddziały pierzchających nieprzyjaciół, na których błyszczały zbroje"... Z drugiej strony wzniesienia w blaskach zachodzącego słońca widoczne było rozległe pole bitwy pokryte tysiącami rannych i poległych, ciałami koni i strzaskaną bronią. Na polu tym leżało pokotem rycerstwo "najpotężniejszej wojskowej średniowiecznej organizacji", a gasnące słońce na pobojowisku było symbolem wróżebnym przyszłych losów Zakonu. Oceniając rolę Władysława Jagiełły jako wodza wyprawy grunwaldzkiej należy podkreślić, że król polski od pierwszego wystąpienia na terenie wojennym, tzn. od września 1409 r., wykazywał świadomość swych celów, pewność i zdecydowanie oraz narzucał inicjatywę. W. mistrz nie odważył się w roku 1409 stawić czoła wojskom królewskim, chociaż występowały one same bez pomocy litewsko-ruskiej. Od początku wyprawy grunwaldzkiej również król polski decydował i narzucał taktykę nieprzyjacielowi, z tym że armia polsko-litewsko-ruska działała planowo i zmierzała do ustalonych z góry osiągnięć, a Krzyżacy jedynie starali się plany królewskie pokrzyżować. Jak w roku 1409, tak i podczas wyprawy grunwaldzkiej Jagiełło postępował w myśl swych głęboko przemyślanych założeń strategicznych: skupienie w obranym miejscu możliwie największej części posiadanych sił i wykonanie z ich pomocą uderzenia koncentrycznego, które każdorazowo kończyłoby się sukcesem strony polskiej. Wszystkie obliczenia Jagiełły były trafne, podobnie jak atak na Bydgoszcz przyniósł nie tylko odzyskanie punktu strategicznego, ale także zawieszenie broni umożliwiające dokończenie przygotowań do walki, tak i marsz na Malbork zmusił w. mistrza do stoczenia walnej bitwy, w której król polski zmiażdżył armię Zakonu i dotarł do Malborka. Wszystkie obliczenia Krzyżaków zawiodły: uderzenie polskie skierowało się na Prusy, a nie na Pomorze, król nie dał się wciągnąć do walki pod Kurzętnikiem; pod Grunwaldem zaś odniósł zwycięstwo. Zwycięstwo pod Grunwaldem nie zakończyło wojny z Krzyżakami, chociaż współczesnym mogło się wydawać, że nadeszły ostatnie chwile panowania zakonnego w Prusach i na Pomorzu. Armia królewska bowiem, odpocząwszy po straszliwej bitwie zaledwie jeden dzień - 16 lipca, już nazajutrz wyruszyła na Malbork i pod stolicą Zakonu stanęła 25 lipca. Po drodze wojska królewskie zajmowały liczne zamki i miasta przeciwnika, często zdobywane przez samych poddanych krzyżackich i przekazywane królowi. "Rycerze i słudzy, i największe miasta kraju - wszyscy przeszli na stronę króla i wyrzucali braci zakonnych, którzy jeszcze ocaleli, z domów i oddawali królowi oraz przysięgali mu wszyscy poddaństwo i wierność" - pisał z goryczą późniejszy kronikarz krzyżacki. I wcale nie przesadzał, gdyż nie tylko szlachta, chłopi i mieszczanie wyrzekli się Krzyżaków, ale również, i to jedni z pierwszych, poddali się władzy króla polskiego wszyscy biskupi zakonni, a więc i duchowieństwo niemieckie! Tak byli Krzyżacy znienawidzeni w swym państwie przez wszystkie warstwy społeczne i przez wszystkie narodowości. "Kraj poddał się królowi w przeciągu jednego miesiąca" - pisał dalej kronikarz i znów się nie mylił, gdyż podczas oblężenia Malborka nie podlegało królowi tylko jeszcze 8 zamków na całym obszarze prusko-pomorskim, wszystkie inne twierdze i miasta były już w posiadaniu zwycięzców. A jednak armia litewsko-ruska 18 września, a polska 19 września, nie zdobywszy Malborka, wycofały się z państwa zakonnego przez nikogo nie ścigane i powróciły do swych krajów. Krzyżacy zaś poczęli zbierać nowe siły, odzyskiwać zdobyte zamki i szykować się do dalszej wojny pod wodzą nowego w. mistrza, którym został obrońca Malborka, Henryk von Plauen. I tu nasuwają się pytania: dlaczego nie zawarto pokoju od razu po bitwie? Dlaczego nie zdobyto Malborka? Dlaczego, wreszcie, dobrowolnie wycofano się z Prus i pozwolono przez to Krzyżakom na nowo zorganizować swe państwo? Odpowiedzi na pytania powyższe udzielić nietrudno. Po bitwie pokoju nie zawarto przede wszystkim dlatego, że w. mistrz i cała niemal starszyzna Zakonu padła na pobojowisku i Polacy nie mieli z kim rokować o pokój. Co prawda w Malborku bronił się komtur ze Świecia, Henryk von Plauen, który nawet kazał się obrać resztkom Krzyżaków namiestnikiem Zakonu, ale ten nie miał ani ochoty, ani prawa do zawierania pokoju i odstępowania ziem zakonnych zwycięzcom. Do zawarcia ważnego traktatu pokojowego, który by uznał mistrz krajowy Krzyżaków w Niemczech i mistrz krajowy w Inflantach, i cesarz rzymsko-niemiecki, i Rzesza Niemiecka, trzeba było nowego w. mistrza i kapituły generalnej, a tego latem 1410 r. nie było. W takiej sytuacji trzeba było zająć całe państwo zakonne i dopiero, mając je w ręku, myśleć o pertraktacjach z mistrzami krajowymi: niemieckim oraz z inflanckim i z sojusznikiem Zakonu, królem Zygmuntem Luksemburczykiem. Ale przedtem trzeba było zdobyć Malbork. Tymczasem Malbork był twierdzą, której zdobycie środkami techniki wojennej początku XV wieku było prawie niemożliwe, chyba gdyby obrońcy załamali się moralnie lub fizycznie na skutek upadku wiary w celowość obrony, albo na skutek głodu, zarazy czy wreszcie przez zdradę i przekupstwo. Mury malborskie liczyły około 23 metrów wysokości (co się równa wysokości dzisiejszej prawie siedmiopiętrowej kamienicy), a szerokość muru w najwyższym miejscu wynosiła ponad dwa i pół metra, na dole zaś szerokość podmurowanego okopu miała ponad 16 metrów. Przecież nie mogło być mowy, aby ówczesna artyleria zdołała uczynić wyłom w fortyfikacji takiej grubości! Wojsko królewskie składało się przeważnie z pospolitego ruszenia i nie nadawało się do wytrwałego szturmowania ani do wielomiesięcznego stania i zmuszenia oblężonych głodem do poddania się oblegającym. Pospolite ruszenie szło na 4 do 5 tygodni, a do 18 września znajdowało się pod bronią już trzy miesiące i dłużej walczyć nie chciało, zwłaszcza że nadchodziła jesień, a za nią zima, a wojska nie były wyekwipowane na chłód i mrozy ani zdolne do wytrwałych szturmów lub do wielomiesięcznego stania pod twierdzą i zmuszania obleganych głodem do kapitulacji. Tego dokonać mogły tylko silne wojska zaciężne, zaciężników zaś było zbyt mało, a co gorsza, w skarbie brakowało pieniędzy na zaciąg nowych i opłacenie już najętych chorągwi. Ze względu na zgubne przywileje podatkowe Ludwika Węgierskiego, który zwolnił szlachtę i duchowieństwo niemal ze wszystkich podatków, Jagiełło, stojąc u progu całkowitego zwycięstwa, musiał zrezygnować z dalszego oblężenia, gdyż nie miał czym opłacić żołnierzy. Najlepszy wódz stawał się bezradny wobec pospolitego ruszenia, które pragnęło tylko wracać do domu i odmawiało dalszego przebywania pod murami twierdzy malborskiej, zwłaszcza wobec rozsiewanych pogłosek o rzekomym najeździe króla Zygmunta Luksemburczyka na południowe połacie Polski, której - jakoby - nie miał kto bronić. Jedno i drugie było nieprawdą, bo Luksemburczyk w tym czasie jeszcze Polski nie najechał, a król zostawił od strony Węgier obronę, ale pogłoski takie niepokoiły szlachtę i skłaniały ją do tym wyraźniejszego żądania powrotu do domu. Jeszcze gorsze nastroje panowały wśród nie opłacanych zaciężników, a ich "ustawiczne, groźne i niebezpieczne upominanie się o żołd" mogło zakończyć się albo samowolnym odejściem, albo porozumieniem się z Krzyżakami i przejściem na ich stronę. Najemnicy wszak byli obcokrajowcami i sprawa polska obchodziła ich niewiele. Poza tym w Czechach i Niemczech zapowiadano głośno zbrojną pomoc dla Krzyżaków, wyznaczając nawet jej termin na 29 września; rozpoczął też walkę mało aktywny dotąd Zakon Inflancki. Dowództwo polsko-litewskie musiało wszystko to zważyć, a po rozważeniu powzięto decyzję wycofania się z Prus, nie kończąc przez to jeszcze wojny, ale zajmując nowe, bardziej obronne pozycje. Dla Witolda było to nawet koniecznością, gdyż na pograniczu litewsko-inflanckim rozpoczęły się walki i interwencja wojsk litewsko-ruskich była tam bardzo pożądana. Dlatego nie należy oceniać odwrotu armii królewskiej spod Malborka jako błędu lub przegranej. Odwrót ten przyniósł utratę zajętych terytoriów Zakonu, ale nie był klęską. Król nie mógł pozostawać pod obleganą twierdzą aż do momentu decyzji pospolitego ruszenia, buntu nie opłaconych chorągwi najemnych i nadejścia odsieczy dla Krzyżaków, nie mówiąc już o zimie, podczas której w średniowieczu nie miano zwyczaju prowadzić oblężenia. W takich warunkach mogła nastąpić katastrofa, a tymczasem Jagiełło wycofał się i co prawda utracił zajęte terytorium, ale wojnę wygrał. Po wycofaniu się bowiem Polacy i Litwini prowadzili jeszcze kilka miesięcy działania wojenne, odnosząc duże sukcesy. Witold wyparł Inflantczyków z Litwy, a wojska polskie rozgromiły znaczne siły krzyżackie w bitwach pod Koronowem (10.X.1410) oraz pod Tucholą i Gołubiem (w listopadzie tegoż roku). Toteż nowo obrany w. mistrz Henryk von Plauen musiał wreszcie zawrzeć rozejm, a następnie pokój z Polską i Litwą, zwany pierwszym toruńskim, 1 lutego 1411 r. Na mocy tego pokoju Krzyżacy musieli zwrócić ziemię dobrzyńską, oddać (na razie na czas określony, później na stałe) Żmudź i zapłacić znaczne odszkodowanie za zniszczenia i jeńców. Aczkolwiek warunki te były dość umiarkowane ze strony polskiej, to jednak pokój miał wielkie znaczenie. Był bowiem pierwszym pokojem Krzyżaków z Polską i Litwą, w którym Zakon uznawał się za pobitego i zwracał część zagrabionych ziem. Dotychczas Krzyżacy nieraz przegrywali bitwy, ale nigdy nie przegrali wojny. Tym razem wobec całego świata musieli uznać, że Polska i Litwa są od nich większą potęgą i że Zakon nie ma praw do ich posiadłości. Ale bitwa pod Grunwaldem wpłynęła nie tylko na zawarcie tego pokoju. Od Grunwaldu raz na zawsze złamana została potęga militarna Zakonu i nie dźwignęła się już nigdy. Krzyżacy odważyli się jeszcze kilka razy na prowadzenie wojen z Polską, ale przegrywali te wojny za każdym razem. W wyprawach na Prusy w roku 1414 i 1422, gdy armią polską dowodził osobiście Jagiełło, wojska Zakonu nie ośmieliły się nawet stanąć do walki w otwartym polu, lecz broniły się tylko za murami zamków. Ostatnią wojną, w której król brał czynny i bezpośredni udział, była wyprawa polska przeciw Świdrygielle, Jagiełłowemu bratu, na Wołyń w roku 1431. Król był tej wojnie przeciwny i dlatego wyniki jej były połowiczne: miasto Włodzimierz opanowano w trzy dni, miasta Łucka nie zdobyto wcale. Wydaje się jednak, że w wojsku polskim, oblegającym Łuck, działało stronnictwo, któremu zależało na tym, aby zamek łucki nie był zdobyty i że król zamiarom tym patronował. Mimo to obecność króla wpływała korzystnie na armię. Podczas odwrotu bowiem z wyprawy wycofywano się tak składnie i karnie, że nie zważając na podział wracających wojsk na liczne, nieraz słabe oddziały, nikt Polaków nie atakował. Inaczej natomiast działo się po śmierci Jagiełły, gdy poczęły się zdarzać pogromy cofających się hufców polskich, niekarnych i nie ubezpieczonych, jak to było w 1438 r. podczas napadu Tatarów, lub w 1450 r. przy ataku Mołdawian, a także w latach dalszych. Zakończenie Z imieniem Władysława Jagiełły łączone są zazwyczaj trzy wielkie wydarzenia dziejowe: unia polsko-litewska, chrzest Litwy i zwycięstwo pod Grunwaldem, a każde z nich samo wystarczyłoby dla zapewnienia królowi wdzięcznej i nieśmiertelnej pamięci w umysłach potomnych. Jednakże wydarzenia te nie wyczerpują listy doniosłych faktów i spraw, wypełniających lata panowania Jagiełły i kojarzących się z jego czynnościami, z jego myślą czy z jego inicjatywą. Z tych, rzadziej na ogół wymienianych, naidonioślejszym było odwrócenie kierunku dawnej polityki polskiej od dążenia na wschód i skierowanie ekspansji państwa na północ, zachód i południe, czemu w końcowych latach rządów Jagiełłowych zaczną się przeciwstawiać możnowładcy ze Zbigniewem Oleśnickim na czele. Nie najmniejszym również było przywrócenie polskiego zwierzchnictwa lennego nad księstwami mazowieckimi. W życiu wewnętrznym społeczeństwa polskiego niezatarte ślady pozostawiły przywileje królewskie: piotrkowski 1388 r., czerwiński 1422 r., jedlneński 1430 r. oraz krakowski 1433 r. Najistotniejszą zdobyczą odbiorców tych przywilejów było zobowiązanie królewskie, iż monarcha nie będzie konfiskował ani zajmował dóbr rycerskich bez wyroku sądowego, że sądy będą wyrokowały na podstawie prawa pisanego oraz że nie wolno będzie łączyć władzy sądowej i administracyjnej w jednej osobie, tzn. że nikt nie będzie mógł sprawować jednocześnie urzędu sędziego ziemskiego i starosty. Nade wszystko zaś, że władza nie będzie mogła więzić ani karać szlachcica bez wyroku sądowego (neminem captivabimus nisi jure dictum). W życiu społeczeństwa litewskiego wielką rolę odegrały przywileje 1387 i 1413 r. tworzące ze stanu bojarskiego, niemal niewolniczego, stan wolnych poddanych. W dziedzinie kultury z imieniem Jagiełły łączy się odnowienie w roku 1400 i zapewnienie możliwości normalnego rozwoju uniwersytetu krakowskiego, który obecnie słusznie nosi imię swego drugiego założyciela. Wbrew pozorom jednak i twierdzeniu, że we wszystkim, z czym miał tylko do czynienia, szczęście jego budziło podziw, w życiu osobistym mniej był szczęśliwy. Od młodości spotykała go zdrada i oszczerstwa. Nadużył jego zaufania stryj Kiejstut, usuwając go z tronu wielkoksiążęcego, dwukrotnie zdradzał go ulubiony spośród braci stryjecznych Witold, a wielokrotnie najmłodszy i szczerze przez króla umiłowany rodzony brat, Świdrygiełło, łączył się przeciw Jagielle z Krzyżakami, z Moskwą, Mołdawią i Tatarami. W roku 1382 nazywano oszczerczo Jagiełłę, znanego już wówczas przecież z łagodnego usposobienia "mordercą stryja", w następnych latach tego najpobożniejszego ze wszystkich królów polskich, chrystianizatora Litwy, który "w każdym tygodniu w piątek z wielką wstrzemięźliwością o chlebie i wodzie pościł" założyciela biskupstw, kościołów klasztorów którego papież Urban I witał jako "księcia arcychrześcijańskiego w łonie Kościoła" tego propaganda krzyżacka osławiała jego "fałszywego chrześcijaństwa" i spowodowała, że dominikanin Jan Falkenberg napisał na króla i Polskę zjadliwy paszkwil, przez Krzyżaków i Luksemburczyka rozpowszechniany po całej Europie. Było w nim powiedziane, że Jagiełło i Polacy są "obrzydłymi heretykami, psami bezecnymi, odstępcami wiary chrześcijańskiej", których dla "miłości Boga" należy wymordować. Temu Falkenbergowi Jagiełło wybaczył to później w 1424 r. i na skutek tego zwolniono oszczercę z więzienia w Rzymie: Dalsze oszczerstwa na króla szerzyli Habsburgowie i Krzyżacy, że jakoby zmusił do bigamii "prawowitą żonę" Wilhelma Habsburga, Jadwigę chociaż małżeństwo tych dwojga, jako nie dopełnione fizycznie, było nieważne, a papież uznał ślub Jadwigi i Jagiełły za całkowicie godziwy i prawomocny. Czterokrotnie żonaty; król kochał gorąco tylko swą trzecią żonę, Elżbietę z Pileckich Granowską. I właśnie tę kobietę współcześni Polacy, a przede wszystkim dworzanie królewscy, obrzucali obelgami, a gdy zmarła okazywali swą radość podczas pogrzebu. Stanisław Ciołek, pisarz króla, napisał na zmarłą królową satyrę. Początkowo wypędzony za nią ze dworu, z czasem uzyskał przebaczenie króla i godności podkanclerzego i biskupa poznańskiego. Ale dokuczano nie tylko Elżbiecie. Każdą z czterech żon króla oskarżano oszczerczo o zdradę małżeńską, co musiało bardzo drażnić i boleć Jagiełłę, a już zwłaszcza bolesne było przy królowej Zofii, jako że dała królowi trzech synów, z których dwaj mieli po nim panować. Oszczerstwo to zatem uderzało nie tylko w godność królowej, ale poddawało w wątpliwość prawa królewiczów do tronu. Wiele również innych smutków zaznał król w życiu rodzinnym. Pochował aż trzy żony, opłakiwał zgon dwu córek: Elżbiety-Bonifacji, której matką była Jadwiga Andegaweńska, oraz Jadwigi, dziecka drugiej żony Jagiełły, Anny Cyllejskiej, a także śmierć syna, Kazimierza, zrodzonego w małżeństwie z czwartą żoną, Zofią Holszańską. Król przeżył dziesięciu swych braci, z których dwu padło w bitwie nad Worsklą (Andrzej i Dymitr Starszy), jeden został ścięty przez Krzyżaków (Korygiełło), a dwu otrutych (Wigunt i Skirgiełło). Jedenasty brat, najmłodszy, Świdrygiełło, ten sam, który wielokrotnie zdradzał Jagiełłę, raz nawet, podobno, miał uwięzić swego królewskiego brata. Przeżył też król kilka ze swych sióstr, a gdy sam umierał w Gródku Jagiellońskim nocą z 31 maja na 1 czerwca 1434 r., nie było przy nim nikogo bliskiego, nikogo z tych, których kochał. Sprowadzenie zwłok królewskich z Gródka do Krakowa opisuje Długosz w swych Dziejach następującymi słowy: "Zwłoki zaś królewskie złożone w trumnie drewnianej, smołą i żywicą oblepionej, i godłami królewskimi przyozdobionej, prowadzono na pogrzeb do Krakowa, a tłumy ludu za nimi postępowały i wszędy po drodze przyjmowano je z czcią wielką. Ze wszystkich miast i wiosek na ich spotkanie wychodziły procesje, i jakby w zawody usiłowano uczcić zmarłego króla to płaczem i narzekaniem, to żałobnymi nabożeństwy, mowami pogrzebowymi, śpiewaniem psalmów i wigilii, wyrażając żal po nim serdeczny, miłość i przywiązanie. Nie było najlichszej nawet wioski, która by nie starała się to przywiązanie okazać. Jakoż wszystkie drogi, którymi przeprowadzano ciało królewskie, zalegały tłumy obojej płci ludu, który z dalekich nawet zbiegał się miast i wiosek, i łzami rzewnymi opłakiwał zgon króla". Szczątki Władysława Jagiełły przybyły do Krakowa 11 czerwca 1434 r. Umieszczono je w kościele św. Michała na Wawelu. Uroczystości pogrzebowe odprawione przez Wojciecha Jastrzębca, arcybiskupa gnieźnieńskiego w Katedrze Krakowskiej odbyły się 18 czerwca w obecności królowej-wdowy i synów zmarłego. "Wprowadzano - podaje Długosz - zwyczajem ofiar pogrzebowych wiele koni rosłych i pięknych, szkarłatem przyodzianych, które wiedli rycerze w pełnej zbroi, a poprzedzał ich jeden rycerz z chorągwią na wyniosłem drzewcu osadzoną z orłem białym. Znoszono na ołtarz misy i czasze srebrne, w których król za życia największe miał upodobanie, i składano je z wielką ilością pieniędzy na ofiarę. Kościół cały jaśniał gorejącymi po wszystkich miejscach świecami. Pochodnie były nadzwyczajnej wielkości. Mary królewskie okrywał aksamit i purpura. Mistrz Paweł z Zatora miał w polskim języku kazanie, w którym opowiedziawszy chwalebne i pełne pobożności sprawy króla Władysława, słodką wymową swoją wszystkim obecnym łzy wycisnął. Po skończonem nabożeństwie zwłoki królewskie w grobie marmurowym, z dawna już przygotowanym, złożono i pochowano". Baldachim renesansowy, znajdujący się obecnie nad sarkofagiem królewskim, sprawił wnuk króla, Zygmunt I, w 1524 r., co poświadcza napis łaciński: Sigismundus rex avo merentissimo instauravit. Kreśląc charakterystykę Jagiełły, Ludwik Kolankowski tak ją zakończył: "Jak każdy prawdziwy twórca i organizator istotnych, trwałych, decydujących w życiu narodów walorów, był wielki król z natury prostym, skromnym, niestrudzonym pracownikiem. Wyniósłszy z młodości swej spory zasób bezpośredniego, zdrowego, naturalnego rozumu i realistycznej samodzielności, zachował król przez całe życie umysł jasny, trzeźwy, przewidujący, ostrożny, oparty o naturę wdzięczną, szczodrobliwą, szlachetną z przyrodzenia, nie z wychowania, tolerancyjną, ale przy tym żelaznej wytrwałości, pracy, nieustępliwości, świadomą celów i dróg do ich zrealizowania. Najlepszą miarą wielkości jego ducha jest to, że żadne z jego zamierzeń nie skończyło się na pomyśle tylko, że wszystkie były wówczas lub później zrealizowane, że wszystkie niemal w swych skutkach po dziś dzień żyją. Budząca podziw współczesnych i potomnych tajemnica powodzenia wszelkich jego pomysłów, spełnienia zamiarów, oparta była na niewzruszonej równowadze między własną siłą wewnętrzną a warunkami zewnętrznymi. I ta to harmonia, ta równowaga duchowa, ta spokojna stateczność sztuki rządzenia sprawiały, że król zawsze i wszędzie był na swoim miejscu, że zawsze sprostał zadaniom, choćby najtrudniejszym, i w rozwiązywaniu ich zawsze nad współczesnymi górował". "Niektórzy ze współczesnych lub z najbliższego po nim pokolenia, jak Długosz, zarzucali mu, że ukochał Litwę więcej niż Polskę i że dla tamtej tej interesy poświęcał. Ze stanowiska Litwy byłoby twierdzenie to niemałą dla jej najwyższego pana pochwałą, gdyby było prawdziwym. Ale słusznym ono nie jest. Działalność całego, bardzo czynnego, niestrudzonego niemal, żywota wielkiego króla poświęcona była w równej mierze obu państwom i czy to z kapłanami polskimi chrzcił w lasach żmudzkich lud lnianowłosy, czy słał na pruskich polach polsko-litewskie hufce na bojowe falangi Niemców, służył zawsze, jak mógł najlepiej, wspólnej sprawie. A że tam Litwę swą ojczystą, że szum jej lasów, które mu młodość jego wykołysały, ukochał gorąco, że im rokrocznie, śpiesząc z dalekich wawelskich komnat, poświęcał na łowach dni lub tygodni kilka, czyż to ośmieli się kto jemu, Litwinowi, za złe poczytać? ... Jako o człowieku, o przymiotach i wadach króla dałoby się, z przekazanych nam przez współczesnych szczegółów, niemało powiedzieć. Ale cokolwiek przytoczylibyśmy z tej dziedziny, wszystko to pomieści się w owym krótkim, lecz jakże trafnym określeniu: Cordis simplicis erat, sed magnifici - "Serca pełnego prostoty był, lecz wspaniałego". Koniec.