JESIEŃ
Autor : Adam Junka
HTML : ARGAIL
Powiedzmy sobie otwarcie - Miasto było brzydkie i szare, a na dodatek Pora
Deszczów przyszła wcześniej niż zwykle i wszystko tonęło w wodzie.
Bloki na Zatorzu - piętnastopiętrowe kolosy, wyglądały jeszcze brzydziej,
niż zwykle. A zwykle wyglądały okropnie. Wiatr, spotęgowany przez nieświadomych
twórców Bloków ich budową, która z dokładnością zupełnie przypadkową
przypominała Wielki Kanion, zaczął hulać i hulał już od tygodnia, ciągnąc za
sobą chmary liści, które z daremnym wysiłkiem uderzały o betonowy pancerz
bloków.
Deszcz padał nieustannie, zalewając zapchane studzienki kanalizacyjne. Szare
niebo wisiało nad czarnymi blokami, które może i były szare. Deszcz padał.
Wszystko wyglądało jak zawsze i żadne znaki na ziemi i niebie nie zwiastowały
późniejszych wypadków, które wstrząsnąć miały całym poznanym światem.
W takich to warunkach, Psiuman, młody szatyn, uzdolniony, ale jednocześnie
posiadający o sobie zbyt dobre mniemanie egocentryk i cynik, obudził się.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, to stwierdził, że na zewnątrz pada. Stwierdzenie
to lekko go zdenerwowało, bo Psiuman nienawidził zimna i mrozów, uwielbiał
natomiast spokojnie leżeć na plaży, trzymając ręce na gorących piersiach swojej
panienki - Mady i popijać zimne piwo. Ta cała jesień wkurwiała go.
A tymczasem w innej dzielnicy, w innym zakątku Miasta, pojawił się Homer
Kot. Pojawił się nagle, lecz nie został zauważony przez nikogo. Homer Kot
popatrzył w niebo, potem na swoje brudne trampki i uśmiechnął się, patrząc jak
deszcz myje mu obuwie.
Homer Kot był młodzieńcem lat około dwudziestu, jedno oko miał niebieskie, a
drugie czarne. Miał ciemne włosy z zapuszczonymi baczkami. Homer Kot był
średniego wzrostu, ubierał się zazwyczaj w zielony, rozciągnięty sweter oraz
dziwne niebieskie dżinsy. Na nogach, jak już wspomnieliśmy, zwykł nosić stare
trampki,a na nosie miał małe okularki, spod których łypał raz czarnym, a raz
niebieskim okiem. Ale gdybyście znali Homera Kota tak dobrze, jak ja, to
wiedzielibyście, że nie jest on zwykłym człowiekiem, tylko wiecznym wędrowcem ,
dla którego słowo" cel " jest słowem obcym, a dla którego jedynym celem jest
wędrówka zawsze i zawsze przed siebie.
A teraz Homer Kot pojawił się w Mieście w określonym celu. Nie! Nie
szukajcie tu sprzeczności, jakkolwiek jest ona oczywista.Postarajcie się
zrozumieć -wszystko, co robił Homer Kot, robił okrężnym, kocim sposobem ,nie
zważając do końca na rezultat, a przede wszystkim robiąc liczne przerwy na
odpoczynek.
Dobrze. Odpocznijmy na chwilę, nie chcemy się przecież przemęczać, prawda
mój, skarbie? Prawda. W ramach odprężenia posłuchajcie:
Gdzieś tam, tysiące kilometrów dalej, w chłodnej otchłani Pacyfiku, latająca
ryba oddała właśnie kał. Jej produkty przemiany materii spadły na dno położone
cztery tysiące metrów głębiej. W porównaniu z takim spadkiem nasza historia jest
niczym, nie bądźmy więc pyszni!
Bo uwierzyć we wrongle to tylko kwestia czasu. Któregoś dnia położycie się
spać i wtedy, w ciemności usłyszycie jakiś hałas. Pomyślicie, że to mysz, ale to
nie będzie mysz .Któregoś dnia wasz kot przyniesie wam coś w pysku. I to też nie
będzie mysz. To będzie martwy wrongiel. Uciekajcie!
Wrongle są wielkości palca wskazującego, ale są za to bardzo grube.Są
niebieskie, ale ubierają się w zielone kombinezony.Spod dwóch długich czułek
żarzą się małe, czarne ślepia.
Wrongle często mieszkają w rurach kanalizacyjnych.A często też nie.Dla
przykładu mieszkają też w piecykach gazowych.Najczęsciej jednak preferują duże,
brudne rury kanalizacyjne, gdzie ze swoimi sprzymierzeńcami - szczurami
stworzyły wielkie imperium zbrodni.
Którejś nocy obudzicie się.Wstaniecie z łóżka i pójdziecie do
łazienki.Podejdziecie do wanny i odkręcicie kran.Zachrobocze coś.I wtedy,
zamiast wody, z kranu wypłyną wrongle.Będą wściekłe i żądne twojej krwi, a gdy
rzucą się na ciebie nie będzie już dla ciebie ratunku.Gdy ogryzą już twój
szkielet do czysta, cichutko wlezą na wannę i wejdą z powrotem do
kranu.Nieprzerwanym strumyczkiem - w górę i do kranu.Strzeżcie się nieznanego!
Nieuzasadniona agresja wrongli wobec ludzi jest faktem do dzisiaj nie
wyjaśnonym.Przyjrzyjmy się więc z bliska bohaterskiej walce pewnego mieszkańca
Miasta z hordą rozszalałych wrongli.
Wacek był na ganku.Żeby dostać się do położonego na dziesiątym piętrze
mieszkania, musiał przejśc przez klatkę schodową i wytrzymać podróż w windzie
pełnej wrongli..
A wrongle swoim zwyczajem czaiły się wszędzie. Ostatnio Wacek zabił jednego,
który chcąc dostać się do jego mieszkania, uczepił się jego torby z
zakupami.Wacek zauważył wrongla w ostatniej chwili i wyciągnął z kieszeni
brzytwę.Głowa wrongla z cichym trzaskiem odpadła od tułowia i powoli sturlała
się ze schodów
Minął tydzień, odkąd Wacek usłyszał głosy aniołów w kaloryferze.Wacek
myślał, że to kolejny podstęp wrongli.Ale głosy z kaloryfera były takie piękne!
Wacek, wymachując brzytwą, odpędzał się od szturmujących wrongli.Znów
zbudowały taran, by rozbić jego drzwi.Wacek myślał o kupieniu drzwi pancernych.
Mieszkanie Wacka nie było budującym przykładem mieszczańskiej norki - dwa
puste pokoje, łazienka i kuchnia.Z łazienki i kuchni Wacek nie korzystał, bo nie
mógł - wszystkie otwory przyprowadzające wodę lub ją odprowadzające były przez
niego dawno zacementowane lub ukręcone.Dlatego właśnie wrongle nie mogąc dostać
się do Wackowego mieszkania w ich ulubiony sposób - przez rury - musiały
wymyślać coraz to nowe sposoby na jego zdobycie.
We wtorek Wacek nawiązał łączność radiową z tymi z kaloryfera
- Halo! - powiedział - tu Wacek.Potrzebuję pomocy!
- Halo? - odpowiedział mu w słuchawce męski, przyjemny głos - tu goodle!
- Goodle? - zdziwił się Wacek
- Oczywiście! - potrzebujesz pomocy, prawda ?!Masz kłopoty z wronglami?
- Tak! Szalone!
- Pomożemy ci!- odparł ten z kaloryfera
Nadchodził wielki dzień dla Wacka.Dzień, w którym stać się miał
przełom.Dzień, w którym Wacek pozbyć się miał wrongli.
Wacek obudził się już wczesnym rankiem - na zewnątrz padało. Wacek spojrzał
na sufit, a potem na stos pustych konserw zgromadzonych w kącie pokoju.Kątem oka
dostrzegł w nich jakiś ruch.Sekundę potem Wacek leciał już wygięty w dzikim
skoku w kierunku puszek.Gdy Wacek spadł, ich ostre krawędzie boleśnie wbiły mu
się w ciało.Wacek nie przejmował się bólem.
Wrongiel - zwiadowca niepotrzebnie próbował się ukryć.Brzytwa Wacka była dla
niego kosą Śmierci.
Wacek stał koło kaloryfera, nasłuchując goodli.
- Teraz? - spytał
- Teraz - odpowiedział goodel
Wacek wziął do ręki przygotowaną wcześniej piłę i przeciął nią kaloryfer.W
rurze rozległo się chrobotanie, a potem z kaloryfera wyskoczyły goodle.Rzuciły
się na Wacka i obaliły na ziemię.Potem cicho otworzyły drzwi, by wpuścić wrongle
do mieszkania.
I wtedy Wacek obudził się z lekkim bólem głowy. Opowiem wam, co się stało.
Otóż, jak się pewnie domyślacie, Wacek był szalony. Tak naprawdę, to żadne
goodle nie istniały...Wacek je wymyślił. Jego obłęd nie był jednak groźny dla
otoczenia, więc Wacek nie znalazł się w domu dla myślących inaczej, lecz nawet
udało mu się dostawać od państwa skromną rentę
Podczas przecinania kaloryfera, z rury wyciekła woda, a Wacek pomyślał, że
są to szturmujące wrongle.To znaczy, oczy Wacka zobaczyły cieknącą wodę, ale
jego mózg zinterpretował tą wodę jako niebezpieczne wrongle.Nieważne.W każdym
razie, Wacek , chcąc wyciągnąć z kieszeni brzytwę, odrzucił na bok piłę do
przecinania metalu.Pech chciał, że odrzucił tą piłę niezbyt daleko od siebie, w
wyniku czego poślizgnął się na niej.Upadek spowodował wstrząs mózgu i chwilową
utratę przytomności.W wyniku tego znany nam stan świadomości, tak zwana "
normalność"powróciła do Wacka, co ten skwitował głośnym: " O, kurwa!"
Nagle, jak biała mewa na tle czarnego nieba, błysnęła mu w głowie myśl: "
Nie jestem już świrem !"
A potem:
" Cholera!Zabiorą mi rentę!"
Deszcz padał. Woda z zapchanych studzienek zaczęła wylewać na betonowe
chodniki.A że te były położone nierówno, w ich zagłębieniach zaczęły tworzyć się
małe wodospady, w wirach których przelewały się wszelkie produkty
cywilizacji:zapałki, papierki, kawałki psich gówien, grzybki - psujki, klisze
fotograficzne, namoczone paragony sklepowe i przede wszystkim tysiące małych
żyjątek, które wyszły nieopatrznie ze swoich podziemnych, betonowych kryjówek,
by tu na powierzchni chodnika znaleźć śmierć w chłodnej kipieli spienionej wody.
Zaczęło się wielkie niszczenie formy.
A gdzieś tam, w szarych blokach urzędów szeroko pojętej użyteczności
publicznej, gdzie żyje liczna populacja leniwych urzędników, tliło się życie.W
porównaniu z Deszczem, Zimnem i Chłodem na zewnątrz, wielkie te budowle wydawały
się gigantycznymi kopcami termitów, w których, gnijąc we własnych sprawach i
cieple, żyją ich tajemniczy mieszkańcy, z jakiś powodów bojący się Siły
drzemiącej za oknami, przejawiającej się w wyciu wiatru i rytmicznym uderzaniu
deszczu o szybę.
Ale teraz było już po piętnastej i gromada urzędników zaczęła wychodzić,
każdy z nich zatopiony w myślach tak chyba ważnych, jak oni sami.
A wewnątrz, oprócz sprzątaczek, został Homer Kot. Postanowił się tu
przespać. Nie czuł żadnych potrzeb, więc położył się spać
Do snu szykował się też Psiuman, zapatrzony w deszcz padający na zewnątrz.
Wacek pukał w rury kanalizacyjne. Robił to od wielu chorych lat, twierdząc,
że w ten sposób wypłoszy wrongle. Teraz po prostu nie chciał niepokoić sąsiadów,
którzy przyzwyczaili się już do jego dziwactw.
W końcu zasnął i on, po raz pierwszy od lat zaznając zdrowego, normalnego
snu.
I Miasto też szykowało się do spoczynku, otulając swych mieszkańców ciepłą
zasłoną bezpieczeństwa. Chroniąc nieświadomych przed wiatrem i zimnem,
wysłannikami Sił Chaosu.
Deszcz padał od samego rana. Autobusy prawie nie kursowały, gdyż ulice były
zalane. Z rzadka przejeżdżała jakaś olbrzymia ciężarówka, pokonując wodę z
hukiem silnika. Ludzie w centrum handlowym przemykali od sklepu do sklepu,
kryjąc się przed deszczem. Słońce nie pojawiało się już w ogóle, choć czasem na
widnokręgu dostrzec można było mały , biały krążek, który nikł za chwilę pod
grubą warstwą czarnych chmur.
Homer Kot obudził się i stwierdził, że jest głodny. Z plecaka wyciągnął
konserwę, otworzył ją nożem i zjadł. Parę godzin potem Homer Kot został
wyrzucony przez sprzątaczkę. Znalazł się na zewnątrz. Wiatr przeszył ciało
Homera Kota dojmującym zimnem.
Minął kolejny dzień, zdarzyła się kolejna katastrofa. Mieszkańcy Miasta
wykonywali swoje zwykłe, codzienne sprawy, w toku których zapominali o Bogu,
Sztuce i Miłości.
Minął kolejny dzień, w którym nie powstał żaden dramat, w teatrze nie
przedstawiono żadnej sztuki i nikt nie zwrócił w zachwycie oczu ku niebu,
czując, że właśnie zbliża się do poznania Tajemnicy.
I znów zapadała Noc
Homer Kot znalazł się przed skwerem Pierwszych Mieszczan. Pośrodku skweru
stał pomnik "Myśliciel"(kopia)
Myślicielowi ktoś pomalował włosy na fioletowo, a na podeście napisał "Nie
płacz, ośle!", co Homer Kot mimo zmroku dobrze widział
- Będziesz tu sobie myślał do końca świata - powiedział - wokół ciebie
zmieni się wszystko, nastąpi potop, wojna, a ty tu będziesz siedział i myślał. O
czym myślisz, kamienny łbie? - zapytał.
- A właściwie gówno mnie to obchodzi - pomyślał, zwinął się w kłębek i
zasnął na mokrej ławce. Deszcz padał. Do długiej listy rzeczy i organizmów,
które miał dzisiaj zmoczyć, Deszcz dołączył i Homera Kota.
Wacek wpatrywał się w cienie, widniejące na ścianie. Żarówka oświetlała
wszystko dokładnie, ale z rzucanym przez nią światłem było coś nie tak. Promyki
światła zaginały się i tworząc elipsę zawracały do żarówki. Cienie na ścianie
wydłużały się i pęczniały, obejmując te promyki światła, które nie zdążyły
wrócić do swojego gorącego żródła. Wackowi zrobiło się bardzo gorąco. W rogu
pokoju, nieopodal stosu puszek, ciemność była największa. Z czasem promienie
światła zamiast w kierunku żarówki, zaczęły zaginać się w kierunku ciemności.
Żarówka odpowiedziała ciemności zwiększeniem natężenia światła i wszystko
powróciło do pierwotnego stanu, dopóki ciemność z rogu pokoju...Wacek przestał
oglądać walkę światła z jasnością i z pewnym przerażeniem stwierdził, że od
pewnego już czasu słyszy chroboty dobiegające z kuchni .Pobiegł tam od razu, by
zobaczyć, co jest źródłem hałasu i zatrzymał się jak wryty. Rura kranu, z dawna
ukręcona i zatkana, zaczęła się odginać. Chrobotanie w jej wnętrzu zwiększyło
się. Wacek, wiedząc już, co z niej wylezie, rzucił się ku drzwiom. Były
zamknięte.
Na zewnątrz lało.Mada obudziła się z przeczuciem, że jest właśnie
poniedziałek, i że cały cykl powtarza się od nowa. Tydzień jawił jej się jako
wąż pożerający własny ogon, którego za brzuch trzyma większy wąż - Miesiąc,
którego z kolei pożera gigantyczny gad - Rok, i tak dalej.Ale to było nieważne,
Mada myliła się. Dziś był wtorek, całe te wynurzenia były bezsensowne
Mada leżała w łóżku, gdyż nie chciało jej się iść do uczelni.Za pięć minut
odjedzie autobus. Trwała wielka obława na szaleńca, który strzelał właśnie do
tej ostatniej kursującej linii. Ludzie będą o nim pamiętać. Szaleniec ten na
krótką chwilę wynurzył się z otchłani niebytu, swoimi czynami sprawił, że przez
moment znali go wszyscy.Za chwilę umrze w zbiorowej świadomości, ale teraz miał
swoje pięć minut. Mada zazdrościła mu tego wyjątkowo. Madę przerażała myśl, że w
zbiorowej świadomości umrze za jakieś kilkadziesiąt lat, gdy nawet jej prawnuk,
przecież krew z krwi , nie będzie pamiętał imienia swej prababci. A przecież w
niej, Madzie tlił się jeden żar myśli, pomysłów i chęci życia. Nikt nie chce
przecież umierać niespełniony. Głowę Mady wypełniały teraz luźne myśli,
dotyczące głownie jej chłopaka Psiumana, z którym mózg Mady dokonywał teraz
najdzikszych perwersji.
A teraz powinien nastąpić już tych koniec porannych rozważań, gdy człowiek
wyszukuje dziesiątki powodów, dzięki którym mógłby nie wstawać i nie zaczynać
całej tej beznadziei, zwanej życiem. Show musi trwać, wszystko musi się kręcić.
Mada o tym nie wiedziała, ale niezależnie od tego, czy osiągnie w życiu coś,
dzięki czemu przetrwa w ludzkiej świadomości, czy nie, jej istnienie miało sens,
a w historii, którą chcę opowiedzieć, Mada jest przecież jedną z głównych
bohaterek.
Wstawaj więc, kobieto! Czekają na ciebie rzeczy, o których istnieniu nie masz
pojęcia!Wstawaj i idź do Psiumana, jak miałaś to w planie, inaczej koła się nie
zamkną, a cykl życia zaginie w bezmiarze Otchłani, która otwiera już swą
paszczę, by niczym wielka ryba połknąć zooplankton naszego świata, tą iskrzącą
się drobinkę życia!Od tego, jak wcześnie wstaniesz, zależy przyszłość
Wszechświata! Zabawne. Od tego, jak wcześnie wstanie, zależy los Wszechświata.
Posłuchaj, co mówisz, mój skarbie. Uspokój się.
...Mada, Psiuman i Wacek ustawieni byli na płaszczyźnie w taki sposób, że
ich ciała tworzyły trójkąt równoboczny, którego środkiem był Homer Kot. Psiuman
obserwował Madę i jakiś dwóch innych mężczyzn. Jeden z nich, na nogach mający
bardzo zniszczone obuwie, przyglądał się jemu i Madzie. Z drugim działo się coś
niedobrego. Wybałuszył oczy, jakby w panicznym strachu, i upadł na czarny dywan
smolistej płaszczyzny .Psiuman obserwował nieszczęśnika, nie czując w ogóle żalu
i chęci pomocy. Psiuman nie czuł nic. Drgawki wstrząsające obserwowanym
człowiekiem, ustały nagle. Psiuman spojrzał z zainteresowaniem na niego.
Mężczyzna wziął do ust przestrzeń, która wybrzuszyła się nagle, i zaczął ją
przeżuwać, rosnąc i puchnąć okropnie. Psiuman...
...Wacek siedział w kucki w rogu pokoju. Wrongle tłoczyły się wkoło niego
zwartą, niebieską masą czułek i czarnych, żarzących się ślepi. Wacek patrzył w
ich mądre, czarne ślepia, w których dostrzegł nagle Odpowiedź. Wyjaśnienie
zagadki, tak teraz prostej i trywialnej, oślepiło go swą przerażającą jasnością.
Wacek zrozumiał, dlaczego wrongle atakowały ludzi, zrozumiał też, co oznaczają
Wiatr i Deszcz, niszczące Miasto od tygodni. Odpowiedzi na wiele innych pytań
wirowały mu w głowie, zlewając się w jedno z falującą masą podekscytowanych
wrongli. Wacek zanurkował w otchłani swojego umysłu, docierając do jego czarnego
serca, gdzie znajdowała się Odpowiedź. Kosmos ze swoją przerażającą
nieskończonością zabłysł w oczach Wacka, który wiedział już wszystko.
Wacek skłębił się w sobie, niczym kłębek ciemności i eksplodował. Jego
ciało rozerwane zostało na tysiące kawałków, odsłaniając nową postać - czarną i
lśniącą, skrzącą się grzywą długich włosów. Wrongle zaczęły pierzchać, by
uchronić się przed Jego rosnącą siłą, która zaczęła wypełniać cały pokój,
mieszkanie, klatkę schodową i blok gnijącą ciemnością.
Wielki wybuch wstrząsnął Miastem. Setki ofiar. Ale to dopiero początek.Na
zgliszczach bloku stało coś , co kiedyś nazywane było Wackiem; na zgliszczach
bloku, w którym mieszkał Wacek, stał Niszczyciel Formy. Jego czarne spojrzenie
padło na trupy poprzygniatane odłamami ścian, na spalone szczątki innych, na
setki ludzi, którzy mieli pecha znaleźć się w nieodpowiednim czasie i w
nieodpowiednim miejscu. Niszczyciel Formy uśmiechnął się z zadowoleniem.
Deszcz z Wiatrem, czując powrót Władcy, zaczęły szaleć, niszcząc wszystko,
co stanęło im na drodze. Wezbrane wody przelały się na ulice, porywając tysiące
ludzkich istnień w otchłań Niebytu.
Homer Kot patrzył na eksplodujący blok. Oprócz normalnego w takich wypadkach
ognia, Homer Kot dostrzegł też Ciemność.
- A więc zaczęło się już Wielkie Niszczenie Formy- powiedział, ścierając z
twarzy kropelki deszczu
A on zabijał w porywie wściekłości, czując na twarzy lodowaty powiew wiatru
Nienawiści, niosący śmierć jego wrogom. Czuł nienawiść, zmusił się do Niej,
oczyścił duszę ze wszystkich niedomówień, które się w niej zalęgły, znów
odzyskał utraconą czystość. Zerwał wszystkie układy i związki, jakie istniały
między nim , a wami, żeglował po purpurowych niebach, nie czując w sobie nic,
poza pchającą go do przodu na skrzydłach wiatru, czystą energią płynącą z
Nienawiści. Oto jest Niszczyciel Formy!
Mada i Psiuman siedzieli sobie w budce na Stadionie. Stadion o tej porze
roku był cichy i pusty, tylko Wiatr i Deszcz hulały po nim, ścigając się i wyjąc
dziko. Ta część Miasta położona była w dolinie, ale Stadion stał na jej skraju,
z budki, w której siedzieli Mada i Psiuman, widać więc było całe blokowisko,
zwane przez jego mieszkańców Osiedlem Północ. W budce nie było zimno, gdyż, jak
dowiedział się kiedyś Psiuman, pod budką biegła wielka rura ciepłownicza. Co ta
rura miała ogrzewać, Psiuman nawet się nie domyślał.
W każdym razie, Mada i Psiuman siedzieli sobie w budce na Stadionie, nie
mówiąc nic, słuchając w skupieniu wyjącego na zewnątrz Wiatru.
Mada miała ochotę na seks. Lubiła kochać się w tej budce, Psiumanowi
wszystko było jedno, gdzie będzie to robił. Wiedział, o co chodzi Madzie, w
końcu to ona zaproponowała mu spacer w tą przeklętą pogodę. Psiuman wiedział o
pragnieniu Mady, ale nie śpieszył się. Mieli mnóstwo czasu, a poza tym, Psiuman
chciał popatrzeć na Deszcz i Wiatr niszczące Stadion.
Homer Kot siedział na ławce. W tym starym parku nikt nie powinien mu
przeszkadzać, zwłaszcza po tym , co, jak Homer Kot wiedział, miało wkrótce
nastąpić.
Homer Kot zamknął oczy. Pieśni innych światów napływały mu do oczu, niczym
olbrzymie, czerwone statki. Energia napływała wraz z nimi. W końcu było jej
tyle, że zaczęła pulsować wokół niego na podobieństwo olbrzymiej fali.
Zapadający zmrok, rozrzedzony tylko dalekim pożarem, dodawał tylko uroku
centrycznym falom energii. A fale energii zaczęły się odkształcać, wpływając na
rzeczywistość, która drgać zaczęła do rytmu narzuconej jej przez energię. A
rzeczywistość zdawała się odlepiać od wzorca pierwotnego tak, że w końcu nie
można było przypomnieć sobie punktu początku, bo przecież nie można sobie
przypomnieć tego, czego nie znamy.
Najpierw zniknęły otaczające Homera Kota drzewa, a potem zniknął cały park.
Znikały bloki, samochody, ludzie i zwierzęta, zostawiając miejsce powiększającej
się Nicości. W końcu zniknęło i Miasto, a cały Wszechświat wypełniał już tylko
Homer Kot
Miasto spojrzało w głąb siebie. Na ławce w parku nie było już Homera Kota.
Zniknął tak nagle, jak się pojawił.
Homer Kot wypełniał szczelnie nowy, pusty Wszechświat.
I tak Homer Kot stworzył najpierw myśl, która dała początek przestrzeni i
energii. Energia ta przekształciła się w różnorodną masę. Masa skupiła się w
jednym miejscu nowo stworzonej przestrzeni, by potem eksplodować i lecieć we
wszystkich kierunkach, rozszerzając tym samym przestrzeń. W nowym Wszechświecie
obowiązywać zaczęły prawa fizyki, bo tak chciał Homer Kot. Po pewnym czasie z
masy, energii i przestrzeni pod wpływem czasu i wielu sił działających na nie,
powstały galaktyki, układy gwiezdne i planetarne, bo tak chciał tego Homer Kot.
A Homer Kot wybrał sobie jeden układ planetarny z jedną, małej wielkości
gwiazdą, dającą przyjemne, ciepłe światło.
I zszedł Homer Kot na jedną z planet, i tchnął w nią oddech życia, tworząc
warunki idealne dla bytowania istot oddychających tlenem.
I stworzył Homer Kot życie na planecie, którą nazwał Planetą. Organizmy
żyjące na Planecie, nie różniły się niczym od organizmów żyjących na Ziemi, gdyż
wszystkie zwierzęta zamieszkujące wodę, lądy i powietrza są jedynie tłem
zapewniającym pożywienie organizmom świadomym i inteligentnym - ludziom.
Więc zszedł Homer Kot na jeden z kontynentów Planety, leżący na półkuli
północnej i wyróżniający się przeważnie umiarkowanym klimatem. I upodobał sobie
Homer Kot krainę, którą nazwał Pomorzeczem, gdyż wszystkie jej rzeki wpadały do
płytkiego morza.
Była to piękna kraina. Przez świerkowe i sosnowe lasy płynęły tam wartkie
strumienie, wpadające do szerokich rzek. Chłodne zimy i ciepłe lata umożliwiały
życie bukom, dębom, olchom, sosnom i świerkom. W pobliżu wód płynących, jak i
stojących - jezior, sadzawek i moczarów, szumiały cicho wierzby.
Kraj pełen był wielkich lasów i borów, a tam, gdzie z rzadka widać było
rozległe, płaskie równiny, wędrowały nieprzeliczone stada żubrów i turów, za
którymi podążały hordy wilków.
W górzystych borach żyły zające, jelenie, dziki i łosie, na które polowały
rysie, żbiki, wilki. W leśnych wykrotach słychać było porykiwania rosomaków.
W jeziorach mnożyły się liczne okonie, a w trzcinach tarły się potężne
szczupaki, czające się na olbrzymie stada leszczy, płoci i uklei. W rzekach
królowały sumy, atakujące nie tylko ryby, ale i mniejsze zwierzęta, szukające w
wodzie orzeźwienia.
I zszedł Homer Kot na najwyższą w Pomorzeczu górę, którą nazwał Rowokołem.
- Stąd będę panował, mając oko na wszystko, gdy rozwijać się będzie rodzaj
ludzki. - powiedział.
Homer Kot siedział na szczycie Rowokołu, dumając nad pięknem i czystością
tej krainy. Potem zniknął, tak nagle, jak się pojawił.
Psiuman leżał ze ściągniętymi spodniami i patrzył na Madę, która ubierała
się powoli i w taki sposób, by Psiuman mógł widzieć i podziwiać wszystko
nieśpiesznie i dokładnie. Psiumanowi wyjątkowo nie chciało się ruszać z miejsca,
ale czuł głód, a najbliższy sklep był kawałek stąd. Niemożność pogodzenia chęci
leżenia tu z Madą i chęci jedzenia na miejscu czyniły go złym.
- Oddałbym wszystko za coś do jedzenia - pomyślał.
Niebieski portal bezszelestnie otworzył się przed nimi. Z portalu wyszedł
jak gdyby nigdy nic dziwny osobnik w wojskowej bluzie i śmiesznych okularkach.
Psiuman zauważył, że jedno oko tego człowieka jest niebieskie, a drugie
czarne. Homer Kot, bo to o nim mowa, łypnął na Psiumana czarnym okiem i
powiedział:
- Dzień dobry, mili państwo, nazywam się Homer Kot. Przyszedłem tu, a raczej
przyleciałem, choć to też nie jest najlepsze określenie... Nieważne - załóżmy,
że przyszedłem do was w pewnej sprawie. Sprawa ta oczywiście jest najwyższej
wagi, ale o tym później. Na razie przyniosłem wam, zgodnie z życzeniem Psiumana,
chyba mogę mówić wam na "ty"?, jedzenie, o które tak bardzo prosił w swoich
myślach jeszcze przed chwilką.
- No cóż - pomyślał Psiuman - słowo się rzekło, więc jedzmy. Ale zaraz - ten
facet stworzył portal, wylazł znikąd, a ja myślę o jedzeniu. Źle z tobą,
Psiuman, niedobrze - gdzie twoja pasja do odkrywania rzeczy ciekawych i
tajemniczych?
- Ona zostanie zaspokojona - powiedział Homer Kot - tak samo, jak twój głód.
To mówiąc, Homer Kot wyciągnął ze swojego plecaka nieskazitelnie biały
obrus, kieliszki, wino, pieczonego indyka, wędzonego łososia, smażonego pstrąga,
udka gęsie i i wiele innych rzeczy, których ni Mada, ni Psiuman nie mogli
zliczyć, wylatywały one bowiem z plecaka Homera Kota tak szybko, że wzrok nie
nadążał z ich liczeniem. Na koniec Homer Kot wyciągnął z plecaka komplet krzeseł
i wielki, dębowy stół, na którym błyskawicznie ułożył wszystkie potrawy.
- Jedzcie i pijcie z tego wszyscy - powiedział, uśmiechając się do siebie.
Mada pierwsza przełamała lody, zabierając się po chwili za łososia, jedząc
go z niekłamanym apetytem. Psiuman też usiadł po chwili, starając się odłożyć na
chwilę wszystkie pytania i obawy.
Homer Kot usadowił się na drugim końcu stołu, nalał sobie kieliszek wina i
zamyślił się:
- Ot!, akurat tak sobie wybrałem - pomyślał, patrząc na Madę i Psiumana. Ni
lepsi, ni gorsi, najzwyklejsi w świecie ludzie, a jednak każde z nich uważa się
za wyjątkowe i niepowtarzalne.
- To typowe dla rasy ludzkiej - pomyślał Homer Kot - może właśnie dlatego to
ludzie zostali wybrani do przeniknięcia Tajemnicy. Może właśnie to powszechne
mniemanie o własnej wyjątkowości sprawia, że ludzie wspinają się na wyżyny
geniuszu, prą do przodu, nieustannie pokonując samych siebie, cały czas
zwyciężają, nie bacząc na konsekwencje? Rasa ludzka jest bardzo dynamiczna i
prężna. Mi samemu brak tej prężności, ale ja nigdy nie muszę się śpieszyć -
myślał dalej Homer Kot - ja nie jestem śmiertelny, nie boję się upływu czasu,
tak jak oni się boją. Nieważne. Zabawna jest myśl, że gdyby nie kataklizm, który
niedługo nadciągnie, historia tych dwojga nigdy nie zostałaby opowiedziana. Oni
są nikim, po prostu są przeciętni, ale gdy wyciągnąłem ich los spośród tysięcy
losów młodych par z Miasta, oni przestali być anonimowi, Psiuman obudził się
tego dnia wśród Deszczu i Wiatru i zaczęła się jego historia, którą opowie
wnukom, a oni swoim wnukom. Wszyscy oni usłyszą tą samą historię, która przez
tysiąclecia będzie się zmieniała i poszerzała w podaniach ustnych, aż w końcu
przyszły świat uzna ją za legendę lub przekaz religijny, jak za wymysł uznano
historię Wygnania Adama i Ewy lub opowieść o Arce Noego. I ja przetrwam w tej
opowieści - nieważne, że jako wąż - kusiciel, czy gołębica przynosząca Noemu
gałązkę oliwną. Przetrwam. A ci, którzy włożą mnie między bajki, dowiedzą się o
mym istnieniu zbyt późno - gdy obudzi się Niszczyciel Formy. Ale wtedy to już
nie będzie ważne.
- Dobrze - powiedział do jedzących Homer Kot - teraz właśnie nadszedł czas
na wyjaśnienia - postaram się jak najkrócej powiedzieć wam, dlaczego to co się
stanie, stać się musi.
Jak już wiecie, nazywam się Homer Kot. Na Ziemi pojawiam się rzadko,
zazwyczaj wolę znaleźć sobie inne zajęcie, a poza tym nie przepadam za
wykonywaniem czyichś poleceń. Ale od każdej reguły prawie zawsze istnieje jakiś
wyjątek. I tak jest też w moim przypadku - poproszony o to, wykonuję polecenia
jedynej chyba na świecie osoby, której poleceń warto jest słuchać - mówię tu
oczywiście o Bogu, Addonaju, Secie, Rastafari, czy jak tam, wy, ludzie
zwykliście nazywać Wielkiego Kreatora. Zanim przejdę w końcu do sedna sprawy,
pozwolę sobie stwierdzić, że w takiej sytuacji znajduję się nie po raz pierwszy.
Powiem tylko tyle, że sytuacja taka zachodzi znacznie częściej, niż bym sobie
tego życzył. Ale moje osobiste odczucia są w tej chwili nieważne.
Posłuchajcie:
Bóg spojrzał na wasz świat i zobaczył, że już od wielu dziesięcioleci, które
były wam dane, nie stworzyliście niczego nowego i odkrywczego. Celem istnienia
społeczeństwa, jest jego duchowy rozwój, a wy poświęciliście go dla rozwoju
materialnego. Bóg premiuje każdą kulturę, której filozofia społeczna nie osadza
się tylko i wyłącznie na chęci posiadania dóbr naturalnych i zdobywaniu samic.
Bóg mógł tolerować takie rzeczy w początkowym stadium rozwoju ludzkości, gdy
ludzie byli jeszcze słabi i nieporadni, a większość czasu zajmowała im walka z
siłami Natury. Bóg cieszył się, gdy rozwinęła się filozofia i sztuka w
starożytnej Grecji i Rzymie, Bóg cieszył się widząc Renesans w Europie. Wasza
cywilizacja cieszyła oczy Władcy do drugiej połowy dwudziestego wieku. Potem
zaczęła się wielka komercja i zepsucie, sztuka stała się rozrywką jedynie
kulturalnej elity, normalny człowiek nie mógł zrozumieć już nic z
wysublimowanego do granic możliwości teatru, literatury czy rzeźby. Rozpoczęła
się epoka boysbandów, hamburgerów, chłamu i kitu. Waszą cywilizacje ratowały
tylko drastyczne prądy w muzyce, które potrafiły poruszyć masami i zmusić je do
chwilowego odejścia od przesłodzonej papki serwowanej im w mediach. Ale teraz i
to umarło. Bóg nie potrzebuje więcej waszej kultury. Wam dwojgu przypadnie
zadanie stworzenia nowej cywilizacji, w nowym wspaniałym świecie.
- Dlaczego akurat nam? - zapytała Mada, ściskając mocniej ramię Psiumana
- Tak sobie wybrałem. Jesteście zdrowi, żadne z was nie ma żadnych obciążeń
genetycznych, wyczuwa się silny związek emocjonalny między wami, gwarantujący
spłodzenie licznego potomstwa. Dlaczego by nie? Ale pozwólcie mi dokończyć -
kiedy Bóg widzi, że istniejąca cywilizacja nie przyniesie mu więcej pożytku,
niszczy ją. Huki, które teraz słyszycie, to destrukcja dokonywana właśnie przez
osobnika zwanego Niszczycielem Formy.
Nikt tak naprawdę nie wie, kim jest ta tajemnicza istota. Podejrzewam, że
Bóg, przewidując sytuację, stworzył ją jeszcze przed powstaniem Czasu i
Pierwszego Wszechświata. Gdy cywilizacja zaczyna umierać, Niszczyciel Formy
zostaje zesłany w ciało jednego z obywateli owej społeczności. Gdy zapada
ostateczna decyzja, na poszukiwanie uśpionego Niszczyciela wysłane zostają małe
stwory, zwane wronglami.
Gdy go znajdują, duch Wielkiego Zabójcy Światów zostaje zbudzony i zaczyna
się wielkie Niszczenie Formy. Niszczyciel idzie naprzód, siejąc przed sobą
Nienawiść i Przerażenie, a za sobą zostawiając Pustkę. Niszczyciel Formy nie
spocznie, póki nie nasyci się światem, całkowicie go nie pożerając. Potem
odchodzi w sobie tylko znane miejsca we Wszechświecie, gdzie otoczony Wiatrem i
Deszczem śpi, śniąc o zniszczonym świecie, dopóki Bóg nie wezwie go, by znów
rozpoczął swoje krwawe dzieło destrukcji.
Właśnie wtedy pojawiam się ja, Homer Kot, choć w różnych krajach, światach i
czasach znano mnie pod różnymi imionami. Nieważne. Wybieram dwoje lub więcej
osób, które przenoszę do nowego, dziewiczego Wszechświata, by znów rozpocząć
tworzenie cywilizacji, która przyniesie radość Bogu.
Bo Bóg jest artystą - stwarza światy tak, jak malarz tworzy obrazy - dla
przyjemności. Choć może nie do końca. Bóg raduje się światem, lecz ludzkich
cywilizacji używa raczej jako olbrzymiego komputera, w którym każda jednostka
przeznaczona jest do przekazywania informacji. Sztuka i nauka pobudza
informacje, uszlachetnia je i tworzy nowe sposoby jej przekazywania, a przede
wszystkim zwielokrotnia ich ilość. Gdy sztuka lub nauka przestają istnieć,
ludzki komputer jest bezużyteczny. Bóg tworzy sobie nowy.
Zawsze byłem ciekawy, co Bóg na tym komputerze robi, ale nigdy nie mogłem
przeniknąć tej tajemnicy. Nieważne. Zmywajmy się stąd, bo zaczyna być gorąco.
Homer Kot poprowadził Madę i Psiumana w głąb portalu. Przestrzeń zamknęła
się nad nimi.
A była już ku temu najwyższa pora, gdyż Niszczyciel Formy zaczął już działać
w Mieście, siejąc zniszczenie wśród istot żywych i stworzonych przez nie rzeczy,
a wrongle szły przed nim nosąc śmierć istotom ludzkim. Pożoga ogarnęła Miasto, a
Deszcz zamiast gasić ogień, podsycał go jeszcze bardziej. I szał wstąpił w
ludzi, którzy wiedząc, że nie mają gdzie uciekać, dopuszczać się zaczęli
gwałtów, grabieży i zniszczenia na skalę dotychczas niespotykaną. I rozpierzchli
się ludzie, szukając swych bliskich, a ciężkie kroki Niszczyciela Formy dudniły
za nimi złowieszczym echem. I zapadały się pod naporem wiatru i ognia wieżowce,
sklepy i budynki mieszkalne. I umierali ludzie niczym muchy - w ogniu, wodzie ,
od rąk wrongli i swych pobratymców. I zezwierzęcenie ogarnęło ludzi i nikt się
już nie przejmował pracą, przyjaciółmi i rodziną. I wielu znalazło się takich,
co sami szukali śmierci. I znajdowali ją, a ona zabierała ich dziesiątkami,
setkami i tysiącami. A Niszczyciel Formy pożerał materię i wszystko, co
posiadało kształt, i co złożone było z mniejszych składników. Więc szedł
Niszczyciel Formy, za nim pozostawała Nicość, Pustka i Otchłań.
Psiuman rozejrzał się po nowym świecie. Wszędzie czuć było jego świeżość.
Rześki wiatr od strony morza owiał mu twarz. Po lewej stronie od Psiumana
widniała ściana lasu, z kierunku której dochodziły go odgłosy budzących się
zwierząt. Dalekie morze szumiało łagodnie. Psiuman popatrzył na Madę i odczytał
w jej oczach zachwyt.
Homer Kot popatrzył na trampki i powiedział:
- Noe tak bał się przejścia przez portal, że musiałem zamknąć go w Arce
- Będziesz nas odwiedzał? - zapytał Psiuman.
- Oczywiście - odparł Homer Kot - bardzo nawet możliwe, że wasi potomkowie
będą mnie czcić jako boga.
- W sumie - Psiuman uśmiechnął się łagodnie - nam też mogłeś zbudować Arkę -
mielibyśmy gdzie mieszkać.
- Czasy się zmieniły, radźcie sobie sami - odparł Homer Kot.
Portal pojawił się cicho, tak, że gdyby nie stał naprzeciw Psiumana, ten
raczej by go nie zauważył.
Homer Kot zniknął tak nagle, jak się pojawił.
Psiuman popatrzył na Madę, a potem na świat, który stał się jego własnością.
- Wybudujemy sobie chatkę na skraju morza - pomyślał - ja będę polował, a
Mada będzie szyć ubrania igłami z ości ryb, które złowię. Nasi potomkowie
rozejdą się po świecie i zdobędą go, uczynią swoją własnością. Tak...Wszystko
przed nami.
Morze iskrzyło się radośnie promieniami wschodzącego słońca, świat budził
się do życia odgłosami ptaków, których miliardy siedziały na gałęziach sosnowego
lasu.
KONIEC