Szkoda spalić ten las Autorka : Katherine Lawrence Wklepał : ARGAIL Wyobrażacie sobie jak to jest mieszkać na skaju Zaklętego Lasu jako najstarsza córka drwala ? No wiecie , ta która utrzymuje rodzine po śmierci rodziców . Ano właśnie . Byłam na miejscowym targu , kiedy przyjechał książę i ujrzał moją młodszą siostrę , gdy czerpała wodę ze studni . Słyszałam , że mają już dwoje dzieci . Moja najmłodsza siostra wyrywała marchewkę , kiedy zjawił sie królewicz . ja szukałam wtedy nowego drzewostanu do wyrębu . Przynajmniej zaprosili mnie na bal , który wydawali w zeszłym miesiącu . Och , spotkałam swoją cząstkę rojalizmu , ale nic z tego nie wyszło . Owszem , byli przystojni , ale wszyscy cierpieli na tęsamą obsesję . Musieli zdobyć najpiękniejszą kobietę , największy magiczny miecz , najpotężniejsze zaklęcie , wszystko "naj" . Żaden z nich nie szukał solidnej , odpowiedzialnej towarzyszki życia . Więc kiedy weszły w użycie te wysoce wydajne ceramiczne piece i spadły zamówienie na wielkie stosy drewna, doszłam do wniosku , że powinnam zmienić zawód . Kariera drwala padła jak podcięta , jeśli można tak powiedzieć . W Zaklętym lesie i okolicach mamy wszelkiego rodzaju wiedźmy , czarodziejki , czarodziejów , królów, książąt , smoki , księżniczki w opałach i cokolwiek się zamarzy . Więcej niż potrzeba , moim zdaniem . Więc oczywiście te zajęcia nie wchodziły w grę . Czego nam brakowało , to zwykłego , doświadczonego ( oba określenia pasowały do mnie , wówczas liczącej całe dwadzieścia pięć lat ) prywatnego dedektywa . Więc przeprowadziłam rozpoznanie i znalazłam odpowiednią szkołę, niezbyt daleko , Za Rogiem , w Prawdziwym Świecie . Co to znaczy Za Rogiem ? Trudno to wyjaśnioć , ale czy zauważyliście , że czasami widzicie coś dziwnego kątem oka ? To znika , kiedy spojrzycie prosto , ale na pewno gdzieś tam istnieje . No więc wielu z nas , mieszkańców Zaklętego Lasu , potrafi skręcić pod tym kątem i trafić do Prawdziwego Świata . Tak jak ja . Wytrzymałam rok nauki połączonej z dorywczą pracą , zbyt wiele współlokatorek i zbyt wiele wizyt w domu zanim wreszcie dostałam licencję prywatnego dedektywa i dyplom ukończenia kursu . Zgoda , licencja była ważna tylkow Prawdziwym Świecie , ale Król o tym nie wiedziała . Nie mogła opuszczać Zaklętego Lasu i dlatego była trochę naiwna w niektórych sprawach . Lecz kiedy wróciłam do Zaklętego Lasu nie miałam już domu . Wioska w której wyrosłam , i dalej zamierzałam mieszkać spłonęla a z nią spora część Zaklętego Lasu . Wszyscy mówili tylko o pożarze . Król Zaklętego Lasu zaprzęgła wszystkich swoich czarodziejów do tej sprawy , ale żaden nie potrafił wykryc przyczyny . Ogień był magoczny , ale nie wywołany zaklęciem . Nic nie rozumieli . Pragnąc jak najszybciej zademonstrować swoje nowe umiejętności , poszłam do Króla i zaproponowałam swoje usługi . Kiedy już przestała się śmiać z mojej wizytówki :"Kit Marlowe - Prywatny Dedektyw" , wyraziła zgodę . Ostatecznie skoro nikt inny nie potrafił rozwiązać zagadki , co miała do stracenia . Pięć sztuk złota dziennie plus wydatki , zażądałam . Zatkało ją , ale Skarbiec przyjął moje warunki . Tak więc dostałam swoją puierwszą sprawę . Rozwiążę ją i mam za[pewnioną przyszłość . Przegram , to przynajmniej zostaną mi pieniądze na nowy dom . Chodziłam na wykłady o podpaleniach , więc wiedziałam o co od czego trzeba zacząć : najpierw należy ustalić czy podpalenie miało miejsce . Pogadałam z miejscowymi wieśniakami i kazałam córce najmłodszej siostry , Księżniczce , pogadać ze zwierzętami . Nikt nie widział początków pożaru , ale wszyscy odpowiadali jednakowo na pytanie : gdzie się zaczął - pomiędzy moją dawną wioską a skrajem Zaklętego Lasu . Miejsce bez żadnych drzew , sama trawa . Tkwiło tam kilka pieńków , ale nic więcej . Sprawa stanowczo wyglądał na podpalenie . Następny krok : znaleźć ślady podpalenia albo łatwopalne materiały . Przeszukałam teren i znalazłam jeden pniak bardziej wypalony od innych . Właściwie została tylko dziura w ziemi , ogień całkowicie strawił drzewo . Zniszczenia promieniście rozchodziły się od tego punktu . Zabrałam popiół z pozostałości tego pniaka i wybrałam się Za Róg do mojego ulubionego instruktora , który miał znajomości w Okręgowym Laboratorium Sądowym . Byli mu winni przysługe i z radością przyjeli takie łatwe zadanie . Nawet łatwiejsze niż się spodziewałam . Nie wykryli ani śladu zwykłych substancji łatwopalnych . Ustalili tylko , że pniak doszczętnie spłonął . No , przynajmniej wykluczyłam możliwości z Prawdziwego Świata . Wróciłam do domu i przekazałm troche popiołu Nadwornemu Czarodziejowi . Powiedział mi że popioły zawierają jakiś rodzaj magii , ale w tak śladowych ilościach , że nie potrafił jej rozpoznać . Zapewnił mnie również , że ani normalny ani magiczny ogień nie powinien wtargnąć do Zaklętego Lasu . Osobiście wzmocnił ochronne zaklęcie . Po chwili namysłu dodał , że może chodziło o to , że pożar wybuchł za starą granicą . Podziekowałam mu , po czym zaniosłam dwudniowe rozliczenie wydatków do Skarbca . Byłam teraz bogatsza o dziesięć sztuk złota , ale nawet na krok nie zbliżyłam sie do rozwiązania . Co mi pozostało ? Zaczełam sporządzać listy. Mój nowy domek szybko wypełnił się nagryzmolonymi spisami , wykresami i notatkami z rozmów . Niebotyczne sterty papierzysk przypomniały mi o rejestrach ojca z czasów gdy był Głównym Drwalem . Ojciec cierpiał na , przepraszam za wyrażenie , retencję analną . Tak , poznałam ten termin na wykładach z psychologii przestępczego umysłu . Ojciecx nie mogł ściąć drzewa , jeśli nie zapisał gdzie wcześniej rosło , gdzie przechowywano drzewo i do czego je zużyto . Przechowywał rejestry w pałacu , nie w domu , więc nie uległy zniszczeniu . W dziewiątym, zatęchłym magazynie , który otworzył pałacowy majordom , znaleźliśmy rejestry . Majordom był jeszcze bardziej analny niż mój ojciec , więc nie pozwolił mi zabrać rejestrów , ale łaskawie zgodził się abym wniosła do środka krzesło i latarnię . Mój ojciec odziedziczył mapę orginalnego Zaklętego Lasu , na której zaznaczono każde drzewo w odpowiednim miejscu . Mapę przekazywano w rodzinie od czasów , gdy odkryto zaklęty las , więc była kompletna . Wszystie drzewa były starannie ponumerowane , każde oznaczono kodem roku , w którym je odnaleziono (poniewarz czasami pojawiały sie nowe drzewa) , oraz roku w którym je ścięto . Straciłam kilka dni , ale wreszcie skopiowałam fragment mapy , który przedstawiał łąkę za dawną wioską . Potem wziełam mapę i obeszłam spaloną łąkę . Zużyłam kilka zapasowych par butów , zanim wypełniłam zadanie , ale wreszcie ustaliłam po którym drzewie został ten wypalony pniak . Następnego dnia wróciłam do pałacu i do rejestrów . Po kilku godezinach znalazłam wreszcie akta tego konkretnego drzewa . Przerzuciłam stronicę i znalazłam nie tylko potwierdzenie daty , kiedy po raz pierwszy zauważono i ścięto drzwo , ale równierz to czego najbardziej potrzebowałam - informację na co zużyto drzewo . Drzewo zakupiło Czarodziejskie Wydawnictwo wraz z kilkoma innymi drzewami . Następnego ranka ruszyłam prosto do wydawnictwa . Czarodziej - zarządca przekazał mnie swojemu uczniowi , który zagroził , że zamieni mnie w ropuchę jeśli nie odejdę . Zdradziłam mu tożsamość mojego klienta . Poszedł sprawdzić akta . Wrócił z najbardziej zakurzoną księgą jaką w życiu widziałam i rzucił ją na biurko . Naturalnie - czy raczej magicznie - cały kurz poleciał w moją stronę . Postanowiłam na razie go zignorować i otworzyłam księgę . Z jakiś powodów , znanych tylko czarodziejom , każdą magiczną księgę czarów należy wykonać w całości z jednego drzewa . Więc każda księga wymaga oddzielnego drzewa . Nic dziwnego , że tak mało jest magicznych ksiąg . W każdym razie moje drzewo - zakładając że numer się zgadzał - zostało przerobione na księgę dla czarodzieja Mendipa . Podniosłam wzrok i przyłapałam ucznia jak wykonywał dość spektakularne gesty w moim kierunku . Jedno mi się podoba w tych czarodziejskich szatach - jest za co złapać . Jak już kilka razy walnęłam głową ucznia o podłogę i opróżniłeam jego kieszenie nie tylko z magicznych przedmiotów , ale także z kilku moich sztuk złota , zgodził sie odszukać adres czarodzieja Mendipa . Niestety , czarodziej Mendip zniknął przed piętnastu laty . Nigdy nie znaleziono ciała, więc w jego aktach znajdował się znak zapytania . Rzeczywiście , wielka mi pomoc . Nie wiedziałam czy drzewa i księga mają coś wspólnego z pożarem , ale mialam tylko ten jedyny trop , a teraz zabrnełam w ślepą uliczkę . Nie byłam szczęśliwym dedektywem . Podniosłam wzrok i powoli uśmiechnęłam sie do ucznia . Cofnął się z pobladłą twarzą . Cofał sie tak pośpiesznie , że wypadł przez otwarte drzwi i stoczył się ze schodów . Pomyślałam że też powinnam już iść . Wróciłam do mojej szybko odbudowanej wioski i wpatrywałam się w kolekcje notatek . Nie chciałam zawalić swojej pierwszej sprawy . Na pewno mogłam jakimś innym sposobem zdobyć dane , których potrzebowałam . Tylko jak ? W nocy nie przyszły mi do głowy żadne olśniewające pomysły . Rzadko przychodzą , wbrew temu co głosi "ludowa mądrość" . Potrzebowałam pomocy , a w tej sprawie mogłam zaufać tylko jednej osobie . Thomas był nie tylko moim ulubionym nauczycielem w Szkole Dedektywów , ale sam był też prywatnym dedektywem . Zabrałam notatki poszłam Za Róg złożyć mu wizytę . Wyjaśniłam sytuację , a on przypomniał mi o pierwszej lekcji , którą wbijał nam do głów w klasie : nigdy nie zakładajcie niczego z góry . Każdy zakłada , że czarodzieje nigdy nie opuszczają Zaklętego Lasu . A jeśli pewien czarodziej przeszedł Za Róg i postanowił zamieszkać w Prawdziwym Świecie ? Zatem z pomocą Thomasa sprawdziliśmy bazy danych . W Prawdziwym Świecie mają spisy wszyskich ludzi . Zdumiewające , ile można się z nich dowiedzieć . Dlatego właśnie miałam tyle trudności : zanim Thomas nie wprowadził poprawek , nie było mnie w spisach . Natomiast on tam był - Magnus Mendip , nawet w tym samym mieście . Widocznie został tuż Za Rogiem , tak jak ja , żeby w każdej chwili mógł wrócić do domu . Ale w takim razie dlaczego nie wrócił ? Wsiadłam do autobusu i odnalazłam dom czarodzieja . Niczym się nie różnił od pozostałych domów na tej ulicy , z wyjątkiem tego , że przed frontowymi drzwiami jeździł na deskorolce jakiś chłopiec . Zapytałam go czy zastałam pana Mendipa ,a ten smarkacz rąbnął mnie pięścią i odjechał . Zaliczyłam wymagany kurs samoobrony , ale nie spodziewałam się napaści ze strony dwunastolatka . Wylądowałam na tyłku w trawie . Jakaś kobieta , którą początkowo wziełam za matkę chłopca , wybiegła z domu i pomogła mi wstać . Przepraszała wylewnie , podnosząc mnie z trawy . Najwyraźniej Kevan przechodził trudny okres i nie dawała sobie z nim rady.Zatrzymałam dla siebie ewentualne komentarze i zapytałam, czy mam przyjemność z panią Mendip . Zachichotała piskliwie jak mysz i zakryła ręką usta: Spoza tej ręki poinformowała mnie, że nazywa się Hodgson i jest opiekunką do dzieci, a pani Mendip jest w pracy. Jednakże wkrótce spodziewa się powrotu pani Mendip. No, przynajmniej wiedziałam że trafiłam pod właściwy adres. Zapytałam o pana Mendipa i dowiedziałam się, że zginął w wypadku samochodowym niecały rok temu. Pijany kierowca, wie pani. Wyraziłam stosowne ubolewanie, myśląc w duchu, że diabli wzięli mój trop. Pani Hodgson zaprosiła mnie do środka, a ja naturalnie przyjęłam zaproszenie... Zanim podano herbatę, pani Mendip wróciła do domu. Na wypadek, gdyby coś wiedziała, zapytałam ją o rzadkie księgi, należące do jej męża. Okazało się, że posiadał kilka takich dzieł. Wyjaśniłam, że wysłano mnie na poszukiwanie jednej szczególnej książki , sporo wartej w sensie uczuciowym oraz finansowym. Pani Mendip oznajmiła że cenniejsze książki mąż trzymał w gabinecie, i zaprowadziła mnie tam. Gabinet natychmiast potwierdził, że ten człowiek był czarodziejem, którego szukałam, gdyby pozostały jeszcze jakieś wątpliwości. Nie, nie chodziło o wypchane zwierzęta czy dziwaczne przedmioty, raczej o ogólną atmosferę. Każdy, kto mieszka tak blisko Zaklętego Lasu jak ja, rozwija w sobie wrażliwość na magię. Książki stały w zamkniętej biblioteczce za biurkiem, lecz ku zdumieniu pani Mendip zamek zastał wyłamany. Drzwi otwarły się za pierwszym dotknięciem, ukazując pustą półkę. Pani Mendip przeraziła się i chciała już dzwonić na policję, żeby zgłosić włamanie, kiedy zjawił się Kevan, deskorolkowiec. Pani Mendip kazała mu umyć się przed obiadem, lecz on zignorował polecenie i ruszył prosto do mnie.Zapytał ostro, co ja tu robię, czego szukam w pracowni ojca, i na tym samym oddechu obrzucił mnie tyloma przekleństwami, ilu nie znają nawet wiedźmy, za wtargnięcie do cudzego domu. Przezornie trzymałam się na dystans, kiedy wyjaśniałam ,że szukam pewnej konkretnej książki, własności jego ojca. Dumnym i wyzywającym tonem poinformował mnie, że jeśli chodzi o jedną z książek, które ojciec trzymał w biblioteczce, to spalił je wszystkie. Mój umysł natychmiast zaczął kojarzyć fakty, więc ledwie usłyszałam, co następnie powiedział Kevan - że zawarte w nich zaklęcia i tak nie działały. Wiadomo przecież, że tylko czarodzieje mogą odczytać zaklęcia w czarodziejskiej księdze. Przyjrzałam się chłopcu uważniej, podczas gdy mój umysł rozwiązywał sprawę pod palenia. Matka spojrzała ze smutkiem na syna i nakazała, żeby przestał kłamać. Magia nie istnieje. A te książki i tak były puste. Same czyste kartki. Zajrzała do nich, kiedy prawnicy przyszli sprawdzić wszystko po śmierci męża. Chłopiec spiorunował wzrokiem matkę i nazwał ją głupią krową. Przez chwilę zdawało mi się, że jej różowa sukienka robi się czarno-biała. Kevan nie był wyszkolony, ale miał wielką moc. Zapytałam matkę, czy mogę porozmawiać z Kevanem na osobności. Niechętnie wyraziła zgodę. Na szczęście przynajmniej wyglądam nieszkodliwie . Kevan nie chciał usiąść. Stanął przede mną, krzyżując ramiona obronnym gestem. Zapytałam go, jak mocno pragnął, żeby magia była prawdziwa. Odwrócił się ode mnie, ale w zgarbieniu jego pleców i niemniejszym uścisku ramion, którymi się obejmował, odczułam ból połączony z tęsknotą. Opowiedziałam mu o Zaklętym Lesie, skąd jego ojciec zniknął na piętnaście lat, dlatego wydedukowałam, że musiał mieć bardzo ważne powody, takie jak rodzina, żeby długo nie wracać do domu. Cichy głos wymamrotał, że dom taty jest tutaj, co przynamniej świadczyło, że Kevan mnie słucha. Wówczas zaproponowałam mu coś: jeśli zdecyduje się opuścić dom, może zostać czarodziejem jak jego ojciec. Przyznałam, że to będzie trudne i że musiałby okłamać matkę co do lokalizacji "szkoły z internatem", ale zawsze mógłby wracać do domu na wakacje. Odwrócił się i jego płomienny wzrok, szukający oznaki fałszu na mojej twarzy, prawie pozbawił wartości zarobione sztuki złota. Oto prawdziwy powód, dla którego zostałam detektywem. Nadzieja jest najtrudniejszą do zdobycia i najcenniejszą nagrodą. Oczywiście to wymagało czasu, nie mógł odejść ze mną razu, ale podsunęłam jego matce pomysł, żeby wysłać go specjalnej szkoły. Obiecałam Kevanovi, że wrócę z kimś, kto znał jego ojca. Kiedy wróciłam do domu Za Róg, po rozmowie z Thomasem , oczy miałam mokre od łez. Uwielbiam szczęśliwe za kończenia. Musiałam jeszcze złożyć raport Królowi, ale to było najłatwiejsze zadanie. Wyjaśnienia zabrały mi trochę czasu, ale Nadworny Czarodziej zrozumiał natychmiast i nie mógł się nadziwić, że wcześniej nie wpadł na rozwiązanie. Jedna z podstawowych reguł magii mówi że cząstka przedmiotu jest tym samym, co cały przedmiot. Nazywają to magią sympatyczną. To, co czarodziej zrobi z jednym kamieniem, działa na wszystkie kamienie w zamku, jeśli zaklęcie zostało odpowiednio rzucone Zatem kiedy wyjątkowo uzdolniony, chociaż niewyszkolony młody czarodziej spalił księgę sporządzoną z drzewa, które rosło na skraju Zaklętego Lasu, resztki drzewa zajęły się ogniem. Stamtąd rozprzestrzenił się pożar. Magia sympatyczna. Nieumyślne podpalenie. Król radośnie wypłaciła mi resztę wynagrodzenia i dostałam swoje pierwsze referencje. Nieźle, jak na najstarszą córkę drwala. To nawet lepsze niż poślubić księcia. Chociaż nieźle też mieć za szwagra księcia albo królewicza. Królewicz usłyszał o moim sukcesie i przysłał mi wiadomość , że pragnie spotkać się ze mną w najbliższym dogodnym terminie. Ciekawe, czego sobie życzy? Przełożyła Danuta Górski wklepano : 08-10 , 06 , 99 r.