ALEKSANDER DUMAS Kawaler de Maison-Rouge tom II ri t.2. Wydawnictwo dzkie ^_________r Tytu oryginau LE CHEVALIER DE MAISON-ROUGE ELEGANT Adaptacja H. B. SEKELY na podstawie tumaczenia w wydaniu JZEFA SLIWOWSKIEGO (Warszawa 1890) Okadk i stron tytuow projektowa JERZY SOWISKI W dwie godziny po zajciu dopiero co opowiedzianym .Lorin przechadza si po pokoju Maurycego, Scewola' za czyci panu buty w przedpokoju. Aby mc swobodnie roz- mawia, pozostawili uchylone drzwi. Lorin, ilekro zblia si do'nich, tyle razy pyta-oficjalist: - Powiadasz zatem, obywatelu, e twj pan wyszed dzi rano? -O mj Boe, tak. - O tej porze, co zawsze? ' - Moe kilka minut wczeniej, a moe kilka pniej, nie mog dokadnie powiedzie. - I nie widziae go dotd? - Nie widziaem, obywatelu. Lorin, znowu milczc, przeszed si kilka razy po po- koju, a potem stan. - Czy wzi z sob szabl? - zapyta. - Zawsze j bierze, gdy idzie do sekcji- - A czy pewny jeste, e poszed do sekcji? , - Tak mi przynajmniej powiedzia. - W takim razie pjd do niego - rzek Lorin. - Gdybymy si minli, powiesz, e byem i e wrc. - Poczekaj, obywatelu - rzek Scewola. - Co? - Sysz go na schodach. - Tak sdzisz? - Jestem tego pewny. Rzeczywicie, prawie w tej samej chwili drzwi otwo- rzyy si i wszed Maurycy. ' Lorin rzuci na szybkie spojrzenie, a nie widzc na je- go twarzy nic, co mogoby wzbudzi niepokj, rzek: - Jeste w kocu! Czekam na ciebie od dwch godzin. - Tym lepiej - odpowiedzia z umiechem Maury- cy. - Miae czas przygotowa si do nowych dystychw i czterowierszy. - Nie, mj kochany - odpowiedzia improwizator - ju tego zupenie zaniechaem. . - Jak to, zaniechae swoich wierszy? - Tak. - To chyba koniec wiata. -. Maurycy, przyjacielu, jestem bardzo smutny! - Smutny? - Nieszczliwy! - Nieszczliwy? - C chcesz, drcz mnie wyrzuty sumienia. - Wyrzuty? J, 1 - Tak jest-rzek Lorin. -Ty albo ona, mj kochany, prcz was nie byo nikogo. Ty albo ona, rozumiesz, em si nie waha. Ale, widzisz, Artemiza jest w rozpaczy, bo to bya jej przyjacika. - Biedna dziewczyna! - Daa mi jej adres... i, - Byby lepiej uczyni, gdyby zostawi wszystko na- turalnemu biegowi rzeczy. ' - Tak... i zamiast niej ty by zosta skazany! A ja, idc do ciebie, aby ci prosi o rad, sdziem, e jeste sil- niejszy... - No, zobaczymy, mniejsza z tym. Mw, sucham ci. - A wic rozumiesz? Chciabym sprbowa, czy nie uda mi si ocali tej biedaczki. Gdybym dosta za ni dobrze po karku, zdaje mi si, ze byoby mi lej na sercu. r"" - Szalony chyba jeste, Lorin - powiedzia Maurycy wzruszajc ramionami. - No, a gdybym uda si z prob do trybunau rewo- lucyjnego? - Za pno, ju j skazano. - To okropna rzecz mier takiej modej dziewczyny. - Tym okropniejsza, e oddaje ycie za moje ocalenie. Ale powinnimy pociesza si tym, e istotnie uknua spi- sek. - Ech, a czy my w mniejszym lub wikszym stopniu nie knujemy wszyscy spiskw? I ona, biedaczka, postpia tak jak wszyscy! - Nie auj jej zanadto, mj przyjacielu, a przede wszystkim nie auj jej za gono - rzek Maurycy - bo i na nas ciy cz jej winy. Wierzaj mi, jeszcze nie zmy- limy plamy, jak nas skalao oskarenie o zmow z t dziewczyn. Dzi w sekcji kapitan strzelcw z Saint-Leu nazwa mnie yrondyst, i ju, ju chciaem go przebi szpad, aby przekona go, e si myli. - Dlatego wic wrcie tak pno! - Wanie dlatego. - Czemu mnie o tym nie uprzedzie? - Bo w tego rodzaju wypadkach nie umiesz panowa nad sob. Musiaem ca rzecz natychmiast zaatwi, aby nie nabraa rozgosu. Wzilimy wiadkw, ktrych mieli- my pod rk. - I ta bestia nazwaa ci yrondyst, ciebie, Maurycy? - Nieche ci to przekona, mj kochany, e kada ta- ka awanturka czyni nas niepopularnymi. W dzisiejszych czasach kto jest niepopularny, ten jest podejrzany. - Wiem - powiedzia Lorin - na dwik tego sowa dr nawet najbardziej odwani, ale mniejsza o to! Wzdry- gam si na myl, e Heloiza pjdzie na szafot, a ja nie uzyskam od niej przebaczenia, d - Mwe wic, czego dasz? - Chc, aby pozosta w domu, nie masz sobie prze- cie nic do wyrzucenia, Ja za, jeeli ju nic dla niej uczy- ni nie mog, pjd i stan tam, gdzie ona bdzie prze- chodzia. Musz to koniecznie uczyni, kochany Maurycy, musz przynajmniej ucisn jej rk"; - Ja pjd z tob - rzek Maurycy. ^ - Niepodobna, mj. przyjacielu, jeste gwardzist, jes- te sekretarzem sekcji, bye zamieszany w t spraw, kie- dy ja, przeciwnie, byem tylko twoim obroc. Na ciebie padnie podejrzenie i bdzie bieda. Ze mn jest zupenie inaczej, ja nic nie ryzykuj, wic id. Wszystko, co powiedzia Lorin, byo suszne i nie wy- magao adnej odpowiedzi. Maurycy samym tylko spojrze- niem na Heloiz Tison, idc na rusztowanie, dowidby swej winy. - Id wic - rzek - ale bd ostrony. Lorin umiechn si, poegna Maurycego i wyszed. Maurycy Otworzy okno i smutno kiwa mu rk na po- egnanie. Lorin, zanim min-rg ulicy, przystawa, ogl- da si i cigle, powodowany jak nieodpart sympati, patrzy i umiecha si. Gdy 'znik za rogiem bulwaru, Maurycy zamkn okno, rzuci si na fotel i ogarno go odrtwienie, ktre u lu- dzi silnego charakteru {.konstrukcji fizycznej stanowi cz- sto przeczucie wielkich nieszcz, podobne jest bowiem do ciszy, poprzedzajcej burz. - Z tego odrtwienia wyrwa go dopiero oficjalista, ktry powrci z miasta z weso min, co znaczyo, e paa nie- cierpliwoci opowiedzenia panu nowin, jakie usysza przed chwil. Widzc, e Maurycy jest zamylony, nie chcia mu prze- szkadza i przeszed koo niego kilka razy. - Czego chcesz? - zapyta niedbale Maurycy. - Mw, jeli masz co do powiedzenia. - - O, obywatelu, odkryto znowu spisek. Maurycy wzruszy ramionami. - Spisek, na wspomnienie ktrego wosy staj na go- wie - mwi dalej Scewola. .  - Doprawdy? - odpowiedzia Maurycy spokojnie, jak czowiek, ktry sysza o trzydziestu przynajmniej spis- kach na dzie. : i - Tak, obywatelu - odrzek Scewola - a czowiek truchleje ze strachu! Na samo wspomnienie dreszcz przej- muj- prawdziwego patriot. - C to znowu za spisek? - zapyta Maurycy. - Austriaczka o may wos me ucieka. - Rat - rzek Maurycy, zaczynajc pilniej sucha. - Zdaje si-cign dalej Scewola- e wdowa Ca- pet miaa stosunki z Heloiz Tison, ktra dzi ma by zgilotynowana. Ale nie wykrada jej, nieszczliwa. - A jakie stosunki miaa krlowa z t dziewczyn? - * spyta Maurycy, czujc, e mu pot wystpuje na czoo. - Wyobra sobie, obywatelu, e jej w kwiatku/w go- dziku, przesano cay plan wykradzenia. - W godziku!... I kt to taki? - Kawaler de... Czekaj no, obywatelu... Oj, dobrze zna- ne nazwisko... ale ja zawsze zapominam... Kawaler z ja- kiego zamku... Oj, jaki ja gupi, ju teraz przecie nie ma zamkw... Kawaler... - De Maison-Rouge. -Taki tak! - Niemoliwe!  - Jak to, niemoliwe? Przecie odkryto klap prowa- dzc do piwnicy, kraty... - Nic jeszcze o tym nie mwie. - No, to powiem. -r- Mw. Jeeli to bajka, to przyzna naley, e ciekawa. - Nie, obywatelu, to nie bajka, to prawda najszczersza, bo mi j opowiada obywatel odwierny. Arystokraci wy- kopali tunel, cigncy si od ulicy Corderie a do piwnicy pod chatk obywatelki Plumeau, ktr o mao co nie po- sdzono o wspudzia w spisku. Znasz przecie obywatelk Plumeau? - Znam - rzek Maurycy. - Ale c dalej? - Wdowa Capet miaa uciec tym podziemiem. Ju na- wet stana na pierwszym schodku. Wtem obywatel Si- mon schwyci j za sukni... Suchaj, bij na alarm w ca- ym miecie i wzywaj do stawienia si w sekcjach. Sy- szysz ten bben, obywatelu? Mwi, e Prusacy s w Dam- martn, e ich zwiad dotar ju do rogatki. Wrd tej lawiny wiadomoci prawdziwych, faszywych i niedorzecznych Maurycy uchwyci prawdziwe nici pro- wadzce do kbka. Przyczyn wszystkiego by w go- dzik podany krlowej w jego oczach, a kupiony przez nie- go u nieszczliwej kwiaciarki. Godzik zawiera cay plan spisku, o ktrym opowiedzia Scewola. W teje chwili odgos bbna przybliy si i Maurycy usysza, jak woano na, ulicy: - Wielki spisek odkryty w Tempie przez obywatela Simon! Wielki spisek dla uratowania wdowy Capet od- kryto w Tempie! - Tak - rzek Maurycy- widz, e to wszystko praw- da. A Lorin wrd takiego podniecenia tumw poda mo- e rk tej dziewczynie! O, nieszczliwy, rozsiekaj go na kawaki! Maurycy porwa kapelusz, zapi pasek, przy ktrym : umocowana bya szabla, i w kilku , susach znalaz si na ulicy. / , "Gdzie on moe by? - zapyta sam siebie. - Zapew- ne poszed do Conciergerie." I pobieg wzdu bulwaru. Na. kocu bulwaru Megisserie ujrza bagnety i dzidy, wystajce spord licznego tumu. Wydao mu si, e po- ' znaje w tej cibie mundur narodowego gwardzisty. Po- 1 bieg ze cinitym sercem ku rzeszy ludzi, zalegajcej i; brzeg rzeki. ! Gwardzist, na ktrego napiera tum marsylian, by Lorin, blady, z zacinitymi zbami, gronym spojrzeniem, z rk wspart na rkojeci szabli, upatrujcy z miejsca ' na 'ciosy, ktre chcia zadawa. O par krokw od niego sta Simon i z okrutnym umie-"* chem wskazywa na Lorina marsylianom i tumowi, m- wic: - Patrzcie! Patrzcie! Widzicie?... Jest to jeden z arys- tokratw, ktrego wczoraj kazaem wypdzi z Tempie. Jest to jeden z tych, ktrzy nosz listy w kwiatkach. Jest to wsplnik modej Tison, ktr zaraz tdy bd prowa- dzi. C, widzicie go, jak spokojnie przechadza si po bul- warze. A moe nawet to nie jego wsplniczka, moe to jego kochanka, przychodzi wic j poegna albo moe ocali! . Lorin nie mg duej spokojnie sucha. Wydoby sza- bl z pochwy. W tej samej chwili tum si rozstpi, dajc przejcie mczynie, ktry si gwatem przedziera i przewrci ju kilku ludzi. Czowiekiem tym by Maurycy. Dotarszy do Lorina, zarzuci mu lew rk na szyj. - Szczcie ci sprzyja, Simon - odezwa si Maury- cy. - Ubolewae zapewne, e mnie tu nie byo obok przy- jaciela, aby mg uprawia rzemioso denuncjatora na wielk Skal. Denuncjuj, Simon, denuncjuj, patrz, ja tu jestem!... - A tak, na honor, tak - rzek Simon z ohydnym szy- derstwem - w sam czas przychodzisz. Oto jest pikny Maurycy Lindey, ktrego oskarono wraz z mod Tison, ale si z tego wykrci, bo ma pienidze... - Na latarni! Na latarni! - krzyknli marsyliahie. --No, no, tylko sprbujcie - rzek Maurycy. 11 ' I postpiwszy naprzd, jakby dla prby pchn w czoo jednego z najzagorzalszych marsylian, tak fe krew zala- a mu oczy. ; - Zabjca! - wrzasn skaleczony. , Marsylianie opucili dzidy, podnieli topory, nabili ka- rabiny. Przeraony tum usun si, a dwaj przyjaciele zostali wystawieni na krzyowy ogie i na zabjcze ciosy. Rzucili na siebie ostatnie spojrzenie, bo -sdzili, e po- chonie ich elazo i ogie, otaczajce zewszd. Wtem otworzya si brama domu, o ktr byli oparci, i gromada modziey, "zwane j elegantami, uzbrojonej w sza- ble i pistolety, wpada na marsylian i rozpocza straszli- w utarczk. ..-- Hurra! - krzyknli razem Lorin i Maurycy, oywie- ni nag nadziej ocalenia, niepomni, e walczc w szere- gach nowo przybyych, potwierdzaj oskarenie Simona. - Hurra! Jeeli jednak nie myleli przedtem o swym ocaleniu, kto inny o tym pamita. Niski, dwudziestopicio- lub dwu- dziestoszecioletni modzieniec, o niebieskich, ruchliwych oczach, ze zrcznoci i zapaem uderza cik sapersk szabl, ktrej, zdawao si, jego kobieca rka unie nie zdoa. Widzc, e Maurycy i Lorin, zamiast ucieka przez drzwi, ktre jakby naumylnie pozostawi otwarte, walcz przy jego boku, odwrci si ku nim i rzek po cichu: - Uciekajcie tymi drzwiami. To, co tu robimy, nie do- tyczy was. Niepotrzebnie rzucacie na siebie podejrzenie. Widzc, e obaj przyjaciele wahaj si, krzykn do Maurycego: , - Na bok! Dla patriotw nie ma tu miejsca! Obywateli! Lindey, my jestemy arystokraci. Usyszawszy to i widzc czowieka, ktry w owej epoce mia nadawa sobie miano, rwnajce si skazaniu siebie na mier, tum wyda przeraliwy okrzyk; Ale jasnowosy modzieniec i jego przyjaciele, nie prze- 12 raeni bynajmniej tym wrzaskiem, wepchnli Maurycego B^' t orina do bramy, ktr natychmiast za nimi zamknli, ^^a potem wpadli znowu pomidzy tum, ktry w midzy- Plezsie-si powikszy. . , ||fc Mauryey i Lorio, cudownie ocaleni, spojrzeli na siebie gy^e .zdziwieniem.  , ' - H|; . Od razu jednak zrozumieli, e nie maj czasu do stra- Ht:-ceni i zaczli szuka wyjcia. Wyjcie jakby umylnie byo dla nich przygotowane. Weszli na jaki dziedziniec, w kocu ktrego znaleli mae :'' - Kawaler de Maison-Roug, oczywicie! Gmina szuka ^ go, a jej wyy maj delikatny wch. - - Byleby go tylko ujto - wtrci Mrand - zanini ^ dokona nowego zamachu, ktry moe mu si lepiej uda ni ostatni. ; . ..  . \:-,-1, . ! .-. .i:- -W kadym razie - rzek Maurycy - nie zrobi ju tego ,dla krlowej. _; - A to dlaczego? - spyta Morand< -- Bo krlowa jest teraz w bezpiecznym schronieniu. - C si z ni stao? - spyta .Dixmer. -* Dzisiejszej nocy przewiezono j do Conciergrie - odpowiedzia Maurycy;, . ' -. Dixmer, Mrand i Genowefa wydaU okrzyk, ktry Ma- urycy wzi za oznak zdziwienia. - Widzicie wic pastwo - mwi dalej -e kawaler musi si poegna zs swoimi planami porwania krlowej, Cpnciergene pewniejsze jest ni Tempie. Mrand i Dixn9er rzucili na siebie spojrzenie, ktrego Maurycyxae dostezeg. -Ach, mj Boe!-zawoa.-Pani Dixmer znw ^'blednie.,,1. .1 .1,.,  . . - ' -. , !!  . , i.-''i': ,-!r- Genowefo - rzek Dixmer do ony - po si do ka, moja droga. Widz, e bardzo cierpisz. Maurycy zrozumia. e chciano go grzecznie poegna. fJcaowa wic rekc Genowefy i wyszed. , , . Mrand wyszed take i towarzyszy mu przez ca ulic Saint-Jacques. ; Taaa opuci go i podszed do sucego, ktry trzyma |^ za uzd osiodanego konia. : f .Maurycy by tak roztargniony, ze nie odezwa si ,do ;' Moranda ani sowem od Chwili, kiedy razem wyszli do- SS^rou. Nie, spyta go nawet, kim jest czowiek trzymajcy K.fcoia1' za uzd. '.:" " ', - ^ ! , , . ^ Uda si ulic Fosses-Samt-Yictor i przyby na bulwar. - Dziwna rzecz - mwi do siebie, idc. - Czy umys RJ sabnie, czy te wypadki nabray takiej wagi? Wszyst- Kfco widz w Szalonym" powikszeniu, jakbym patrzy przez pEnikroskop. .  ''.;.,. 1 fc' I aby nieco si uspokoi, odkry gow i opar si o balu- prad mostu. Owiono go wiee powietrze wieczorne. l"1 ' -  - ' ' aa. lii PATROL Pogrony w ponurych rozmylaniach, ze wzrokiem utkwionym w przepywajc wod, co u prawdziwego pa- ryanina oznacz melancholi. Maurycy opar si o balu- strad mostu. Nagle usysza miarowe kroki maego od- dziau wojska. Pozna, e to patrol. ' Obejrza si. Z drugiego koca mostu nadchodzia kom- pania Gwardii Narodowej. Wydawao mu si, e wrd ciemnoci poznaje Lorina. Rzeczywicie by to Lorin. Gdy spostrzeg Maurycego, podbieg ku niemu z otwartymi ramionami. - Mam ci nareszcie! - zawoa. - Nie tak atwo, u li- cha, spotka si teraz z tob. / ' '' Kiedy znajduj przyjaciela, . Szczliwym, jak w dniu wesela. Tym razem zapewne si nie pogniewasz, e przytoczy- em Racine'a zamiast Lorina. . - Co ty tu robisz z patrolem? - spyta zaniepokojony Maurycy. ', - Jestem dowdc wyprawy, przyjacielu. Musimy ko- niecznie odzyska zachwian saw. I odwrciwszy si w stron kompanii, zakomenderowa:;, - Na rami bro! Prezentuj bro! Do nogi bro!. Te+ raz, moje dzieci, poniewa nie jest jeszcze do ciemno, pogadajcie o swoich interesach, a my pomwimy o swoich. I zwracajc si do Maurycego, doda: - Dzi w sekcji zdobyem trzy wane wiadomoci. - Jakie? "- Pierwsza: e obaj jestemy podejrzani. -' Wiem o tym. C wicej? -^ Wiesz?  ' _  \ Tak jest. Druga: e caym spiskiem godzikowym kierowa ka- S/waler de Maison-Rouge. , |" - l to wiem rwnie. || -; Ale tego zapewne nie wjesz, e psowy godzik i pod- 2emie\to by jeden spisek. - Owszem, to wiem take. -A wic przejdmy do trzeciej wiadomoci. Tej. na pewno ci nikt jeszcze nie" przekaza. Dzi wieczr mamy B schwyta kawalera de Maison-Rouge. p; - Schwyta kawalera de Maison-Rouge? g'-,, - Ano tak. !  ,, , ' ' Zostae wic andarmem? Nie,, ale jestem prawym Francuzem i dla dobra kraju H; wszystko powinienem powici. Kawaler de Maison^Roage l,8 .drczy Francja spiskiem po spisku, mnie zatem, jej pra- li*'wemu synowi, nakazuje ona uwolni j od kawalera de l; Maison-Rouge. Jestem posuszny Francji. g;. - Szczeglna rzecz, e podejmujesz si 'podobnych zle- li ce - odrzek chodno Maurycy. l --- Nie podjem si sam z dobrej woli, lecz kazano mi i i kwita. Dla odzyskania dpbrej sawy trzeba dokona ja- ^'kiego wietnego czynu, a czyn ten zapewni nam znowu '% bezpieczestwo i pozwoli przy pierwszej lepszej okazji |twpakowa szpad w brzuch nikczemnemu szewcowi Siroon. 'F - Skde si dowiedziano, e kawaler de Maison-Rouge ^ sta na czele spisku? Niepewna to jeszcze wiadomo, ale tak przypuszcza- Opieraeie si wic na domysach? Opieramy si na przekonaniu.  Jak to?  Posuchaj. Sucham. Zaledwie usyszaem woanie: "Wielki spisek odkry- 23 (y przez obywatela Simona-", bo fen otr, ten niegodzi- wiec Simon niusi si wszdzie znale, postanowiem prze- kona si o prawdzie. Mwiono o podziemu. \ - Czy istnieje to podziemie? -- "Istnieje, widziaem je, widziaem na wasne oczy." Dlaczego nie gwidesz? * ,; - Bo zacytowae Moliere'a, to raz, a po wtre, to co} mwisz, jest zbyt wane, abym mia ochot do artw. ; --Z czeg wic bdziemy artowa, jeeli nie z rzeczy i wanych?' ' . \1/" ' . ' ' ".^T:-1 . -Powiadasz wic,, e widziae... ;;S - Podziemie? Tak jest, widziaem, styka si z piwnica obywatelki Plumeau i z dometo przy ulicy Corderie 'nu-%|'; aaer dwanacie czy czternacie, bo ju tego dokadnie njij! pamitam. '  !   ; ! , ' ! " ' . ;''^{i - Naprawd przeszede je cae, Loriii? -'^ -Przez ca dugo, i zapewniani, e przejcie to by(^i doskonale wykopane, a, co najwaniejsze, przedzielotlie^; w trzech miejscach elaznymi kratami, ktre trzeba by^ wyamywa jedn po drugiej. Kraty t pozwoliyby spisuj, kowcom przeprowadzi spokojnie pani Capet'w be^pieezA1'^ , ne miejsce. Szczcie chciao, e stao si inaczej. Niego'1'6!,; i't?l dziwy Simon odkry przejcie. - Sdz - powiedzia Maurycy "M ^ -"-. ,-- ^ . . _ ze naleao', prze^js wszystkim zaaresztowa mieszkacw domu przy ulic^'"; Corderie.  : ';'''., 1 ' 1 ' '  '  '.' '^S*^ - Zapewne tak by zrobiono, gdyby 'w tym domu zna*^ leziono choby jedn yw dusz, ^l? - Przecie ten dom musi do kogo nalee? f;,|* - Naley do nowego waciciela, nieznanego nikomu^ do,4 / waciciela, ktry naby t posiado przed dwoma cz^^ trzema tygodniami. Ssiedzi syszeli tam jaki haas, ale .z^%' dom jest stary, myleli, i przeprowadza si jaki remont Poprzedni waciciel wyjecha do Parya. Przybyem tank, $ w chwili ledztwa. "Dla Boga' - rzekem do Santerre'a^| 11 ""t;;'' wziwszy go na stron. - Wszyscy, jak widz, jestecie mocno zakopotani." - "A tak" - odpowiedzia. "Ten dom podobno niedawno sprzedano?" - "Tak." - "Podobno dwa tygodnie temu?" - "Dwa czy trzy..." - "Sprzeda nast- pia przy notariuszu?" - "Tak." - "A wic, trzeba prze- prowadzi rewizj u wszystkich paryskich notariuszy, od- nale akt, a w nim nazwisko i miejsce pobytu nabyw- cy." - "Masz racj, oto dobra rada! - zawoa -Santer- re. - A w dodatku dobra rada od czowieka posdzonego o brak patriotyzmu. Suchaj, Lorin, ja ci przywrc daw- n dobr-opini albo mnie diabli porw!" Co. powiedziano, zrobiono - cign dalej Lorin. -: Odnaleziono notariusza, odnaleziono akt sprzeday, a w nim nazwisko i miejsce pobytu nowego - waciciela. Santerre poleci mi areszto- wa tego czowieka. -.1 czowiekiem tym jest kawaler de Maison-Rougs7 -- Nie, ale zdaje si jego wsplnik. - Dlaczego wic mwisz, e idziecie aresztowa kawa- lera de Maison-Rouge? - Zaaresztujemy wszystkich razem. - Czy znasz tego de Maison-Rouge? - Dosy dobrze. -- Masz jego rysopis? - Santerre mi go dat Ma pi stp i dwa lub trzy cale wzrostu, wosy jasne, oczy niebieskie, nos prosty, eiemno- blond brod. Widziaem go zreszt. - Kiedy? - Dzi nawet. -Widziae go? - I ty take. Maurycy zadra. - Pamitasz tego jasnowosego modzieca, dowdc elegantw, fetory rba tak dzielnie szabl i ktry nas oswobodzi? - Wic to by...? - zapyta Maurycy. 25 - Kawaler de Maison-Rouge. cigano go i stracono z oczu w okolicy mieszkania waciciela z ulicy Corderie. Naley przypuszcza, e mieszkaj razem. - Bardzo by moe. - To rzecz pewna. , - Sdz jednak, Lorin - doda Maurycy - e jeeli dzi Wieczorem zaaresztujesz czowieka, ktry nam wczoraj ocali ycie, uchybisz obowizkowi wdzicznoci. -- No, no - powiedzia Lorin - wic ty mylisz, e on nas ocali dlatego tylko, aby nas ocali? -A po c by innego? - Zaczaili si tam w zamiarze porwania biednej He- loizy Tison w czasie, kiedy bd j wie na gilotyn. Nasi napastnicy przeszkodzili im, wic natarli na nich. To nas ocalio. Poniewa nie mieli wcale zamiaru nas oswobodzi,. a wyniko to tylko z przypadku, nie jestem obowizany do najmniejszej nawet wdzicznoci. Wreszcie, mj Mau- rycy, musimy koniecznie dokona jakiego wietnego czy- nu, aby odzyska dobr opini. Co wicej, ja zarczyem, za ciebie. - Komu? - Santerre'ow. Wie, e ty dowodzisz wypraw. - Jak to? ' - "Czy jeste pewny, e zaaresztujesz winnych?" -za- pyta mnie. "Tak jest - odpowiedziaem - jeeli mi tylko Maurycy dopomoe". - "A czy jeste pewny Maurycego? Od pewnego czasu zobojtnia on na sprawy kraju", - "Myli si ten, kto tak utrzymuje. Ani ja, ani Maurycy nie stalimy si obojtni na sprawy ojczyzny." -"Rczysz zatem za niego?" - "Jak za samego siebie." Poszedtetn zaraz potem do ciebie, ale ci nie zastaem. Udaetn si wic t drog dlatego, e ty zwykle tdy chodzisz, spot- kaem ci, a wic dalej naprzd marsz! , ' Laur zwycistwa Bdzie nam nagrod mstwa... 26 - Bardzo mi przykro, kochany Lorin, alR ja nie mam najmniejszego przekonania do tej sprawy* Powiesz, e mnie nie znalaz. -- Niepodobna! Wszyscy moi ludzie ci widzieli. - Powiesz zatem, e mnie .spotka, ale e ja nie chcia- em si do was przyczy. , - To ni-emoliwe. ^ ' - Dlaczego? _ - Dlatego e ni'e uwaano by ci za obojtnego, ale za podejrzanego. A wiesz, co czyni z podejrzanymi? Wiod ich na plac Rewolucji i ka im tam pozdrawia statu Wolnoci. Tylko zamiast pozdrawia j zdjciem czapki, pozdrawia si j zdjciem gowy. -- Niech si stanie, co chce. Powiem ci co, co wyda ci si moe dziwne. Lorin zrobi wielkie oczy i spojrza na Maurycego. - Ot, mj kochany - powiedzia Maurycy - ycie mi obrzydo. Lorin parskn gono. - Rozumiem - rzek. - Posprzeczalimy si z kochan- k i dlatego jestemy nastrojeni tak melancholijnie. No, no, pikny Amadysie,sta si znw czowiekiem, a przez to i obywatelem. Ja jestem wwczas najgorliwszym pa- triot, kiedy si pokc z Artemiz. Ale, ale, bogini Ro- zumu kazaa ci najuprzejmiej pozdrowi. - Podzikuj jej za to i bywaj zdrw! - Jak to, bywaj zdrw? - Bo ja odchodz. - Dokd? - Do domu. - Maurycy, gubisz siebie. - Drwi sobie ze wszystkiego. - Maurycy, przyjacielu, zastanw si. - Stao si. - Jeszcze ci wszystkiego ni powiedziaem.  ' 27 - Jak to? -- Santerre mwi mi... >  -- Co ci mwi? -Kiedy si domagaem, aby ciebie wybra na dowd- c wyprawy, rzek mi: "Strze si!" - "Kogo?" - "Mau- rycego." - Mnie? * - Tak jest. "Maurycy -mwi - co zbyt czsto by- wa w tamtej dzielnicy." - W jakiej dzielnicy? - W dzielnicy kawalera de Maison-Rouge. '- Jak to - zawoa Maurycy - czy on si tutaj ukry- wa"? - Tak przynajmniej przypuszczaj, poniewa tu wiesz- ka jego domniemany wsplnik, nabywca domu przy uli- cy Corderie. -- Na przedmieciu Victor? - spyta Maurycy. - Tak, na przedmieciu Victor. - Na ktrej ulicy? -- Na starej ulicy Saint-Jacques. . - Wielki Boe! - szepn Maurycy, olepiony j akb% byskawic. . ' I podnis rk do oczu. Po Chwili, zebrawszy ca odwag, zapyta:  . - Kto to taki? .;(' - Mistrz garbarski. - A jak brzmi jego "nazwisko? - Dixmer. -- Dobrze - rzek Maurycy, si woli wstrzymujc si od okazania choby najmniejszego wzruszenia.-- Id z tob. , '., - Dobrze czynisz. A czy masz bro przy sobie? - Mam szabl. - We jeszcze par pistoletw. . - - A. ty? . , ' ' , '.. 28 - Ja mam karabin. Na rami bro! Naprzd marsz! I patrol ruszy. Lorin szed obok Maurycego, a oddzia prowadzi czowiek w szarym ubraniu. By to agent, poUcji. Od czasu do czasu na rogach ulic lub przy drzwiach jakiego domu ukazyway si ludzkie, cienie, ktre zbli- ay si do czowieka w szarym ubraniu zamieniay z nim kilka sw. Byli to jego pomocnicy. Gdy cay orszak dotar do maej uliczki, szaro ubrany mczyzna nie waha si ani przez chwil - ruszy dalej pewnym krokiem. Zatrzyma si przed drzwiami do ogrodu, przez ktre wprowadzano niegdy skrpowanego Maurycego. - - To tu! - rzek. - Co tu? - zapyta Lorin. . - Tu znajdziemy obu przywdcw. -Maurycy opar si o mur, aby nie upa, na ziemi. - S tu a trzy wejcia - rzek agent. -- Jedno gw- ne, to tutaj, drugie i trzecie prowadzce do pawilonu. Ja z -szecioma lub omioma ludmi pjd przez gwne drzwi. ty z czterema lub picioma pilnuj tych, a trzech pewnych ludzi postaw przy wejciu do pawilonu. -r- Ja przejd przez mur i bd czuwa w ogrodzie -* odezwa si Maurycy. - Dobrze - odpowiedzia Lorin. -L- Przejd i otwrz nam drzwi od rodka. - Dobrze - owiadczy Maurycy - ale nie ustpujcie std i czekajcie, a was zawoam. Z ogrodu bd widzia wszystko, co bdzie si dziao w domu. - Znasz wic ten dom? - zapyta Lorin. - Chciaem go kiedy kupi. Lorin postawi swoich ludzi na Czatach przy murze i we wnce bramy, a agent policyjny oddali si wraz z dzie- sicioma narodowymi gwardzistami, by zdoby gwne jak powiedzia, wejcie. Po chwili odgos ich krokw ucich zupenie, nie obu- dziwszy najmniejszego podejrzenia w tym odludnym miej- scu. LudziR Maurycego pozajniowali stanowiska i ukryli si jak mogli najlepiej. Kady mgby przysic, e na starej Ulicy Saint-ciacques nie dzieje si nic nadzwyczajnego, e panuje tam zupeny spokj.  Maurycy zacz wspina si na mur. - Zaczekaj no!- zawoa Lorin. - Na co? - Na haso! - Prawda. - "Godzik i podziemie." Aresztuj'kadego, kto ci nie poda hasa, a oczywicie przepu tego, kto ci je powie. Oto rozkaz. - Dzikuj - szepn Maurycy i z wysokoci muru skoczy do ogrodu.  \ . , . ! IV '  .;.' GODZIKI PODZIEMIE < Pierwszy cios by" straszny i Maurycy musia si zdoby' ^ na najwikszy wysiek woli, aby si opanowa i ukryi^^ przed Lorinem swoje wzburzenie. Skoro jednak dosta sie||| do ogrodu i znalaz si sam wrd nocnej ciszy, odzyska ,?||,' spokj i zdoa jako tako uporzdkowa niespokojne inyli..^ Jak to, dom, ktry z rozkosz odwiedza, ktry by ala,^ niego ziemskim rajem, miaby by kryjwk krwawych, in-^ tryg, przyjcie jego arliwej przyjani - obud, a aulo^^fR? Genowefy - kamstwem? v /^'Nfe ''  '  ' ' ''^^i: Znamy rozkad ogrodu, bo nieraz wsplnie z czyteInifcieBa'^^^ ledzilimy w nim oboje modych ludzi. Maurycy pekas^^'' pod murem, a ukry si przed blaskiem ksiyca za ete-S%^ 30 plami, w ktrej go .zamknito, kiedy po faz pierwszy dos- ta si tutaj. Cieplarnia znajdowaa si na wprost pawilonu zamiesz- kanego przez Genowef. Tego wieczoru wiate?, ktre zwykle byszczao samot- nie i nieruchomo w pokoju modej kobiety, teraz migotao raz w jednym, raz w drugim oknie. Maurycy spostrzeg Genowef za firank, podniesion przypadkiem do poo- wy. Pakowaa spiesznie jakie rzeczy i trzymaa bro w r- ku. '' ! !   '. -- - ! - Aby lepiej zobaczy, eo si dzieje w pokoju, wszed na kamienny supek. Wielki ogie, poncy na kominku, zwr- ci jego uwag. Genowefa palia jakie, papiery. W tej chwili otworzyy si drzwi i jaki modzieniec wszed do Genowefy. Maurycy przypuszcza zrazu, e by to Dixmer. Gepowefa podbiega ku. niemu, chwycia go za rce i przez chwil stali oboje naprzeciwko siebie, przejci g- bokim wzruszeniem. Co oznaczao to Wzruszenie, tgo Mau- rycy nie mg odgadn, bo nie sysza ich rozmowy. Zmierzy wzrokiem wzrost przybysza. . - To nie Dixmer... - szepn. : W istocie, mczyzna, ktry wszed, by may i szczupy, Dixmer za barczysty i susznego wzrostu. Zazdro jest silnym uczuciem. Maurycy w pierwszej chwili nie chcia wierzy swym oczom, przyjrza si wic jeszcze raz. ' , - To nie Dixmer... - szepn, jakby to sam sobie mu- sia powtrzy, aby przekona si p zdradzie Genowefy. Podszed do okna, ale im bardziej si zblia, tym mniej widzia. Gow mu paaa. Dotkn nog drabinki. Okno znajdowao si na wyso- koci siedmiu lub omiu stop od ziemi. Podnis wic dra- bink i przystawi do muru. Wszed na ni i przyoy oko do szpary w firance. 31 Nieznajomy, znajdujcy si w pokoju Genowefy, by dwwiziestosiedmio- lub dwudziestoomioletnim modzie- cem Q niebieskich oczach i zgrabnej sylwetce. Trzyma do- nie modej kobiety w swoich rkach i rozmawiajc, ocie- ra zy, spywajce po piknej twarzy Genowefy. .Lekki szelest, ktrego sprawc by Maurycy, zwrci wzrok modzieca w stron okna. Maurycy stumi w so<- bie okrzyk zdziwienia, bo pozna tajemniczego zbawca 2 placu Chatelet. W tej chwili Genowefa cofna rce z doni nieznajome* go. Zbliya si do kominka przekonaa si, e ogie Stra^ wi.'ju zupenie wszystkie papiery. ,":,, Maurycy nie mg duej wytrzyma. Najsilniejsze'lUt-- TOitnoci, jakie drcz czowieka: mio, zemsta, zazdrrie, ' szarpay jego serce. Pchn nie domknite okno i w^ko--';,, ezy do pokoju. ; ^^ Natychmiast poczu, jak dwa pistolety spoczy na je^n- , piersi. Genowefa, usyszawszy haas, obejrzaa si i OiE)!i^- ';|^ miaa na widok Maurycego. ^^ % - Panie - rzek zimno mody republikanin do czttN^ wieka, ktry ju po raz drugi mia w Swym rku j^^^l ycie - jeste pan kawalerem de Maison-Rouge?  ''"'(%'; !  ! -M.;^!^ - A gdyby tak byo? - odrzek kawaler. ''\!.^:&. - O, to jest pan czowiekiem dzielnym l spokojit^t^^ dlatego chciabym z panem pomwi. /^ ;^|lte , - Mw  pan - rzek kawaler, nie odejmujc pistt^N^^t;1 od piersi Maurycego.  " , . . , ''^ ^^iif' - Moesz mnie pa zabi, -ale nie zabije mnie pan. dzej, nim krzykn albo raczej nie umr prdzsj, a t kn. Jeeli za krzykn, tysic ludzi, otaczajcych ^;.jakij!l^;l;3^toraadzie..mwist%s;'!';i;;; ^'. ^.^'..""'.'yiL'''.^ ' ' ^:--^O.MoraBdt&cheflniku. ,, 1';' l;;',^l^.^.ll^"^ !il'''fcv';'l:'.,-l^.'.:', !-- Mora-Bd; ehe^uk stoi 'przed- ;panetn'!'''^|iQ'^lid,..;,iishRapit^'..,;'  JEaWalr^dift; Mison-Roi.ige^s' jedn, ^^t^^ia^l^db^;:::^;.1^. ,:.,-I,:-i^owsw.r$k, na-ssiedni. to,,;.w2i^^:Ht^^?perj|c,^' ., '^kt&rA^p^ze^^tk^^.ugi okres zinieniaa ,gb,"W l\oez"|^|%i''^  ~ A! ^zawoa Maurycy. ~ Moe i teraz jesae^^'^1-^^'1, dziesz pani utrzymywa, ze mnie kochasz. Za&tS, k^ii^c^ ' ;..s^'slAtesl'tl,tn^LezRBatte.: ' : . i'' '-"v-  - '';''''l:':;IT::;>\^;:'i;%:"i :1:' "^'peten^odwracajc^si^do' modego tojalasty ^dtWSafe'^^-,/ ^"'..^-'^,.?63' pantR, albo zaNj ninie, albo sffl.-ttn^Eyl.':^^'' '^^^^'isl dlaczego?' ; . :'ii'ii'' - // , 'ii'.'::i ;111;' ^''^^y^: ;,^'' '-- Bo zaaresztej ci% ie&eli.mnt^ nie'11 zabijesz. ^^W^.';^' .1 ,; ^'Ilaftf^fc Ao, ^Mauryfcy -sigri ,tk,- aby, go u3c;-^',^^Y:r '\ aier."/''- .' , ^.^,/ 1  :  ' '1':' i'1 1 :  ' ^"^^'R^" ''' ,--^Nie -b!a1 przed" panem' broni ^swego^ycia''1-*^^^^;" , 'kawaler/de1' Maispn-^oug.'1-~ Birz ie! - " '1 -'',AI^:'!>',^%^?i^^ ''':^l^^ci8n'na'tera!e3o;Sw}%'lbro&,.^: , 1 .' :. ' :'l'^:'ll^l>t?^<^,i ;,1 ^-^A-^acEga^-Hie Wlcszypan^o^sWe ycie?' '1 - ^:'''';t'!^s^|jlitK'', .,  ';-* Bo.,ycie.-moje',-nie, jesf.warte^ry^oty^afciJey^illlEK^,:" byta znie zabijajc "szlachetnego-czowieka,a^ ^ozaf^ 'l;'lli'1^^ " "1'''  '  ' -' 11 - -i\\'- ' .^'-1.11;\',.: ,/':.; , Kawaler de Maisoh-Rouge odgad inoe taySIManryeegfik inte tez (iao?e chcia w najwyzsa^^l Stopniu; okaza sl$ .,'WSpattfftoagaylacf, ,do6 ze powiedzia?, -^-'^ ' "''', 1- ::li'/''i: ,'- ,.. ^:, -^'^yRiBBtt, Iz, jeste,: republ.ifeantneiB,'-;^' . Wlei(a- .r6wistte&1'11 ifo, 'ze.^Btosz1 serce1' czyste1 i .ufam ci.a.tpelnte.''Patrzl-'^'y',?11.;1 . ;3l siy^obywszy a zanadrza aainiatur, pofeaga J '''SsSa.usf-- '.'egaN.,..^;.,- '. ..  . i- 1,1-.. ^/.,l.l';v..'''\'.^.^> ,;.v1 , ^^ ^tg; portret krlowej, . -  '^^;.,':-1,' :1'^1"';'"/1;.1'.1 .''y';' ^^.^'(^^^"tT^esil1^^''!' .powid. :II^l:1 po-^-czolp. .^ ',. 1:11;'"; ';-;-'^efeam ''na. pansfcie rosskazy 1;1~- 'rel^lEawatter 'de"- Mais|(Wi-Rouge. - Jel,i bdziesz chcia ranie '^aresztowa,/. zastufcaj 4o tychdrzwi, a natychmiast^'tkldana? it w 1?t^o- je rty^ Nie dbam o ycie od chwili, Kiedy gb'-we^wia ;'i!'^ad3aeya,,pai6nia1 ferolo^rel. . ^ . ' "i'i''^'v':v'::^ii::''. '.^''^ Kawaler wyszed, a Maurycy nie uczyni zadiiege^estl^ ,;aby/go,;.apaMzyinae.- ;: '.,.' ..' '_/ 1 - . ':1''''.i'':;,' ^"\^\' ./1, Zaledwie znikn za drzwialm, Genowefa rucfla^i do /^^'idEtK^ie&ea.;'';'1' " , ' ' ',' ;.'.-,', ,1'.,l,'k:/.'.'; ;',...'^ ^'^l--I^IPi^8ba!Bzl;--l:^zyal - -przebacz ini,''Maurye^ wsysfr"' 'K z^, ktrem ci wyrzdzia, przebac? WiSzystkiR a^jrbiegi, zaidj&iainici na, cierpienia i .zy itnjeji Sczyi^gate ci,, e wiele' wycierpiaam, Wi^le pakaam. O, m riKH ^yjighal d^ rano, nie wiepi nawet dokd, i i(B(oe go j,u i^g^y lu ^a^r;Sg. '^'eraz, iaedy mi pozostaje 3'e4en tylko p^y^acNI, a raczej brat, ty go chcesz zabi, przebacz, MaBiryey, ^przebac^:'"^"'''/'" -,11-/1'1-' \ i\' ; '" ' ' ' ''',' ^^^^ala-^^podnioa^iaod^Icrfai^ ,1 ",''',111;:1\'-''' l,l:lf ' '1' '''J-p-^Cfi?,;; pocze'" "wobec-.1 nieszczsnych olcolicznc^ei :,'-:" /.i-^a"1'1-*-; W ..tych'-czasach' k^dy ..stawia, /na, 1fcai^''',wasne / yRie,i; Kawaler de 'W.ison-Stuge gra; take; |ak^ inni', _^|r^giea.;:. 'Teraz, pay&i'' .zapla^.^^prze^n^^1^:1'-"^^,''^;.,;1 (^;;--^T '^^^JtBj^^.fuaarec.^je^ ci^dteze^iarbzatnila^- ^lim..-1-"'':'^.':' t'::'1"11'1''.1"''1 :s.:'.l^.l':':.'., ':1''' '\i':i^.:;''-\ /^^'Tak.^esrt.1-.''^;'':11^.1.'1':'1:-.,'' '.y ''; "li" i1,";;^11'^. ^\ / ^y^iusi^amEze.I^ty, -Maurycy^^ty.mi-td^iaowis!1',.1'',^;' / ^/1^\;';1-';'1:-^'''^ ^;-/1'1:.^.1:-":1/'-1 .' ;:'1-1^ ''"."l m- '/{'.^.l^.iafrft^cwelE^leez-t&S,, . ' , ' ^.', ^.IY. :';'/.;,  -.'- .ijW|'rtd^^i^awie^^lflis;. /nie; wyda? 'jiesfecze^^ost&tj^aa^g^ '^k^rAi^^ioniew^ty^int^sz-^ezcize. kawalera .^c^^:^^':^  ','^-^is^i^tin' CWego  stawa, .^tko%stem -mego'  'hoiat^o.ii^l^caur' ' i^n^^GeBowete.,:..' '^..',1 ;:v:^:'^^'f~\ ' '', ^^^^,'--'\ '' .^^^Wl^l^ otizy, ,iMaury. .,,\; ;^1.1.:,;-'11''' ''\i''i"' 'i? ,-; Dobrze,, bdzie, ocalony --/ pdwiiedzia MatKygg^ ^1,1; t. poszed'do- jego,,pokoju. , ,  1 " ..^ ; : ;;,,',;;/.ri^^':^ ^:\- .Panie/- ,'rek'-^l.w.ha\sjebtte^,ullrani!;^yti^^a^: g^liiloranda. Zwracam11 ci11,twoje- sowo,:;:jes*^-;w$y.^&.^ty';.l ^^anr .-^./doda, .odwracajca si: w .stro^-Gilnpwi^.^-^^a-"^ ^Bh^tej dwa wyrazy: "Godzik i. podziemite".-, ^^^ w^y^ i*' ""t'jalEby', przej. go11 zgrozy, pobyti w.ftoteiia^^.gdiie^ilt^Bfc:' . awa czynice 'go' .z&ajc^^tft^^-.fll^.^^y^ yogrodu.',/,"' , ''"s ,'1..:.; ';;;/vl -.1' 'PENETRACJA Maurycy Stan W ogrodzie naprzeciwko okna cpffw^s- fy, lecz; w oknie nie byo ju wida wiata. Genow^tf^t^B- sza do pokoju kawalera de laison-Bouge. ',1 ^(-: .Czas .by najwyszy, gdy zaledwie Maurycy dop.a^^l-''; ' plami, otworzyy t drzwi prowadzce to ogrod(.ttiii^^^i' si w nich szaro ubrany czowiek, ktremu towsr;^' ' '"" fcorin i kilku grenadierw. , :S; 1-, " -i. c?1 - spyta Lorin.  , ! , . ;,^], - Jak widzisz, jestem na swoim stanowisku -^I^M? ^lAaurycy. ,,..' . ",; , .'::.  - ' . '',, ^^Miii  -- Czy nikt nie usiowa przedrze si prze? Ki? -spyta znowu Lorin* - Miki - powiedzia Maurycy, szczliwy,: -SaeS. ' dzaju pytanie pozwolio mu umkn kSmsi^Bi,1.;*-^'?^,,,,,,^. '^nie^TOkti^A-co^yycite/robai?. ' , ! '.l'l^'l::S|^|;?''!:r ' ,'-*-.My nabralimy przekonania, e1 kawariy)^^%i|^Ssoni-^  -Rouge przed godzin wszed do tego ''do^^lllii^''^5, pory '\ ^o nie opuci - odpar' agenf policji., '''^Ijii-iy'''  ' ''\:'  ;\ ^-'A^ezy wiesz, ktry' jest-- jego "pc^^tet^ '''-.Korytarz; tylko przedziela jego 'p ;'.watef^^Dbtmer. ' '. .1 ''''"'.'"S '}', f- 'A".-- rzek Lorin. '., ^-W^. ;-,i^-^Wiocha., to wcale niepotEell^l ' ll^;la^;Maison-Rouge jest-zueh^?^" ' ';l^ta^ey poczu, e kre^ 'u^jl^ '1 oczy i, ujrza1 tysice gwiazd. ^^S^S5^' ^--Ale, ale, a c na t spyta Lorin. 11 --; Uwaa, e. to1 dla^ljij^^^fl^'.:zszczyt ^p6|)ywatel, Dixr :%i)$, ze dwadziecia razy, ale nie pyta nigdy, ^dokd Wiody. E>la TOego cay wiat ogranicza si do,'spokoju, M^ktrym przyjmowaa go (Genowefa. -- Oho, - rzek Lorin po, eichii-"- tu rzecz pta'si "ina- czej. Ni^ip^ A ---Ale czy jestecie pewni, e to tu? - spyta MaUTy- ^ey, ktty, ledwo mg mwi. --- Jeeliplan jest doKadny, powinno to by tu- Jaj -- odpowiedzia agent policji: l- Zreszt z^ oba- jEyiny. Grenadierzy,jwywacie drzwi, a wy, Obywatle"gdy to nastpi, bdcie gotowi natychmiast do wjsi;i^}do po- :,too3;u. 1".;...;,-: : ^. ;\ ^ ' . 11 , .,. '\111':'',,^:-;.':,1',\,1^^..:', ;isa niesmacznym", k<^ji^&^| i}.:" ^ -^tB^ ^^Ik, ptAj - odpowiedziA I.II,atSL^^^ .1.-.1;:";-. ^.ptisw&eie^BBi ;lc naprzd --'\r2^t|^^BS^| ^t'''^ - ^ 1'/ ..^^/^^SlS sili6 ^^^.Idife'1.*- 'rzeki .fOrin. -'-yssteS kapItaneBi- Sferszinoi ; naes^ si honory. ;' .. - .;,';. ^. ' 1  :,:,-''^^ ^./ Y^^''^,'"':; W opuszczonym pokojuzo^talt dwocEb ludzi, 'poiem wr- c0(t6 do pokoju, gdzie zapako poetiodnie. ; M&ttflrey zbliy si do drsiw prowadzcych do sypia* ni CSenowery. .1 ' / 1.' -'..'',;; ::';.' 'ii^ ',' ''-'1;\,IV;::.';^V\ ^^Po.razr.pierws&y, dopiero'laS&t^tam .''wej. : .'/ 11"^' ,'::"'' . ^Seree-bio^ BHI, gwatownie.-^./,'.^ 'i'''^-.i'. ,, ' . 1,1' .'\^'-; ', ^Kl.iaczf^^twB'1: w^zamku. 1 ' " ''^ ''.^y;1 ".:.,J;\;^1 ;";ll.l.i; ^j Mauryey pooy na nirii rk, ;9.ie zawaha si przez ''Sitwi^.^.-'^.'::.,,' 1,  1 ./ . '-.''1:^.;'''';^\^:':^.\''1^:^,'1;:'. '^^"- 'JKo,, 'dalejr- rzek 'Lorin. '---/twieragI/,;.', //' "'.:"1.':S\.^ ^ -- A Je^fi obywatelka Dhemer pi1 --fczajla^^^airycy. ' .'^^'iZa^rzyniy; 'do/tka,. do:'' koaiNk.^do^&ta^^-iodh''1 powiedzia ona ^- a jeeli J saaa tylko zoa^aen!^', :.l^p,/..%:. ^./^; ;; ^--'-Nie''^ ,przerwa^ agent ' polic ji,l.--\:.a?eSzj^j|^ayi,l.<f..,:' Obywatelka Genowefa Dixmer jest aryst^krati^^uanaR^ % wsplniczk modej Tison i kawalera de l&i^n-ltu-; /^^ ,^'1'^ ;',;.. 1- ...11:.;,-"1 /-:-. . "^^''r'^;^^..'. ;'  ^""^"''-^Otwi^erajci,.; zatem -' rzk- Maurycy;'-T ja nie,,aia(iz- ^^'-kla^,'-.,.-.^..,, /'/'.,. 1'; ^1111':^. .',1:-' '.':,' /;.1;11:^;[.AII'.:'''' : A|E<^ i^iftg z uko&a spojrza na Maurycego, a greBa- ''iBttc^ir.poczl^^azemra.-^''.-'1 .: 11' - ' ' , - 'r\ " ,1';: ^,1:.;-.';'^:,-,. , -^- Oho- rz^^^ Lorin -- zealrzecie^ Semr^de wA ; aa iMts::ot>H, bo i ja .podzietam zdanie Maurycego, ' '. ^ ; li'^Tpll;p<^iediawszyl.uezyna:lkIxAl.do.ty '1  ^ l-.^;',,,-'',i";';r, MzcyaaKi w^^ szarym ubraniu chwyci IcbscS,^ obreft ^ge ^ybit, drzwi i otworzyy i onierze wpa^ ':ido.' ^^o- ^.'.;l^;;^-,';l';::,,:!l^-^^^::.>.r :.-'l//'.:l^'y^'v,l^l.^. ^.^.JO^.sWaeeei.paiBy.si-na- stoliku, ale w pOkoju' peno- we.lEy, podobnie jak i w pkojli^ ksiwalera de l&^iison- /'^R^t^^?Bi&!\byt-iule<^/l/ '-"''y' ''"\. :1','1' ^ ^"; 1;1": ^?;^^^a^:^'.&aw(^;^ 11'"; ,}1 ":.M.satrye3r'1' wruszy.-Tamionami. '^i^^^te;^'' e ^ '''' ' ' ' '' t ^y^'.' "-. wu zosta ArystydeseBO, hQ twoja, sprawa jias^{;i^sna, 1'-^^Arin/I^prin, wieIn,,,e,lmaszl suszno. ;e^aisteg0,^ ' Hmie drczysz, e Wir 'zdarze'cignie .mme-^lBlIb?1;,. 1''^,;1:|;,; .  .^"-'^'"''ei^nie.drcz.^ale^si^z tob $pieraa<,-:Przypomfe'. ni sobie sceny, jakie *i co dzie odbyway ittid^, ;.]E^|l||^asem-a,;Orlestesem,: ceny.i ktre^^wiade^-w-.^isb;-, , ;piK|^|^iywajcy, :e -przyja; jest'' tytfciQ'^paradqfcsa,^:p<^',''; niewa ci wzorowi przyjaciele kcili si od rana do wie- ',: czora. ', '-.:*.. '. -",'i-y,.- .: ..'.''^'^,/^":^i" ^;'.^ :\[ /i- -w Zostaw oime.Lorin, tak fcdin-s nailepe. '.'..;.- N^gdy, < ",.:'. ^ ' ,-^ :1'!.'.11,1'-1.1' '^' . '.'..r---;. -i- ^0, to pozwl mi kocha, by szalonym,nawet too-i e zla-odniarzem, gdy skoro j znajd, czuj, e ja,zabij. '---Albo rzucisz si jejdo ng. o,Mau^eyL. Mailu"SR- akochany w arystokratce!... Nigdy bym w to ni& uwite-"' rzy Jeste jak w biedny Osselin przy markizie de har-  ^i''^' . ^.^^ '  ' . '1 , , '-i ^  ..' ' ^''^  ' ^iM.'. .:'^-- Posy6, I-orin, .bagam 'ci!., ^ < . ..'.   ,;11.1. '  '; ,'^:^'; --^Wycy, la ci wylecz % te^ choroby albo ^ww^:,. diabli .Pww. Nie chc. aby na loterii wygra szaao^|^(; \ ^gOotyne. Strzec ,si" Maurycy, l miri^^ai-ytujesz. 3:)p(^i^ wadzisz, mnie do tego, e stan si ^.rwiopiJc. May^e^ lf 'ja'^ tuj potrzeb podpalenia .wyspy witego 4idwR|"'. [ Eay^nri pochodni albo lont',  ,,,, '^ ','/ _"" ,,^''t''ivs')v" ^' Maurycy mimo woli si rozemia. ":",^. - E, wiesz col - powiedzia Lorin. - Chod, i <*% a Potem, m] Maurycy, upiwszy si, rbmy p; ^zroy si ekonomii polityczne}, ale, na mio J \ nie'bdmy,, zakochani. ., '',., .''.'., ''" '/,, '..;'. --. .Tytko, w^ .bstwie' Rozumu.  ' :1' 1 '." '' 1';1 ,'l:,';:"'1^3i|^^M "- l''^,l-^',.'Prawda>'.Woia^'bogi^i,,prosia, aby-' ei^py^i^^J^ ^.'^le.grzeznoci.^bp^aa/e jeste wcale'iniynys^||%% .tealkieDa.''-1 1 lli1-  , .'- , 1 '  ""i:\', ' '^'w^ffi 't'--1-^ ";'. "..;1. 'ii. -1 :.1 ,'   - ".,  ''..'.' i '.'^''^Kfli&y y'-yl:ni_]estes. zazdrosny? . .. '.:\\::':'\ ^'^..'^S^' ^^..^^'^ycy.^aby 'ocali  ,pr2yjaciela, / gotowa jest^n'A||&;^ .wisaelki^n-ofiar....','1''- '  ,' .1'..'1 \' ;.ll:^;.'l;,::,i^^i^?;^ ^;^^^i^^Ci,hiedny mj Lorm,i'ceni^oiR^i^y^|i|i^ ;;zanie;',a]|i&'^iajleps2ym1 '(fia mnie-rodkiem^pcie^zelap;;''^^!!'!^ ^dzfe^roaamitywaaie ^mojej1 'boleeir^Bd^zdEw^^J^II^^ !:.laL^14^temiy.l";..,.\.' .,1- '.. , ,';11\1\'\:::'1:::^'^^1^ ^%-^^.ty dofed ^ pjdziesz?" "^"'';t-i,IJa?p^d"do donni.''1-' ::^"l':^..";;v .',-  To mwic, Maurycyuczyni kilka ferofew. ' Mieszkasz wic tra^ w pobliu ulicy SaiinttJaeguast , Nie, ale chciabyni si przej-,w talfit stron. :' ; Aby jeszcze raz ujrze miejsca;, w ktrych roie^zkala twoja bogioi? .::'' ,;1 "''. "-,..;'.;/'1-..1  1' .'1, ^ ..-.', ;;';1^,;  - Aby si przekona, czy me wrcia tani; jgdzie wie, ; en& ni czekam. O, Genowefo! Ni^, sadziem, e jste' fdeSs^ Q 'takiej, ''zdrady!- 1 1 ',;" :^.,^\"' ' ; ;.1.1. :' .:.1.'-;':  ', ,_ Maurycy, pewien tyr^n, wielki zaa'a?capc|pikaie^ ktry mierci przyptaci zbytnie do tde^tywzanie, ma- wia: "Kobieta zmienna jest, szalony, kto, iej, ufa." ^ Maurycy westchn^ i obaj przyjaciele U^ali si na ufi 'Saint-Jacgues.^..;', ,..'';.' '.' . . ; .,1'1^1;;.. :';',i.v'.^.1 .',''>./ .'..1''\'.1: (m bardziej zbliali si do celu, tym wiksza dolaty^ waa ieh wrzawa. Widzieli coraz wikszie wiato > jsys^ea piew, ktry wrd biaego dm, przy bl^&u sttoea, w fr mosterze walKl, wydawaby si hym:Refii bohterw, leczE teraz, w nocy, przy blasku poogi, robi wraenie WraisiskU towarzyszcego uczcie Kanibala- !\ ^1 ^ ( -- Q Boe, Boe! - zawoa Maurycy,-zapominajc, e J3gby JU obalony. 1 ,.:' 1  ,;.,..//1'1  . ./v'M1'" I szed dalej zlany potem. ) ; ; L&ni patrzy na niego, mruczc pod nosem: ; ' 1 MiteSet, mioci, kt ciebie uczUJe,  ^;. $entra)^; iJorin cigle szed za niro. Towarzyszyby HIU nawet ^o; -pieka.::'^ ' ''':':  \ 1.;:/' '. .^\, -.;. - - \ 1 ; > -, :-.1;:^% Dach ju si ^ali Ogi;en zaczyna przenosi si nar^siSo* , "dy.:^,,1."-11.;'^-,/"' ,..; ''.';\i'i/:"i:'::'i^ ''/ '' '^'t^ i?'Maurycy, zadyszany, przsbiegi" cae pierwsze pitro,; pt>iS kj Gn(?wety, pokj kawalera de Maison-Rouge i N^y^t' (ai"^e, bywatedu-.U^ey'-~^zawd,a.ltenia..;-KaR,aj^^ naal^pafl-.przysporzyt-:; ', ,'[',.'' " i''^.^'!- i-'"'  \::i:' ' i'lwl''^l: 1 ^ Wyraz^,nuB"'; .uderzy:, Maurycego. :.-..'."^;/ .^ll;'^,l^;l:l:"\l''^;'. ^^.^WtoP.-^-.-^yta.,..1';^^' '"',;1,'",1,1;:::, ; :', ^^^...l1,';^1.;-1^^1' ,, ;l-^3'ak -jest, .inale., i tej. damie,, ktra;; ((zeka.;, na^eiab^ ^ ^ isby^watelu..  ,'.,.;, ,' 1,/- : .;-.,l-.:,:l:;''l.,i.;:c'/'V;;?'.l,;^l^;''\,' .' ...--'.Siama!;'- pbwt^y^^Maul^ey^ttiei.uwaaiat'^, ', &iti^^,p^IQ^Die^sob^ .tej,^;chwH:-'lk^^^kl^8^y(e^ tli :. Asych .4awnycb przyjaciek. Dobije ^agratKi^ ^68 m ' ,;tL?:;powie4s^^,,P^^^?'s^a'lM>e ywateiu" 't' -zawoaa "Ot'i 'onr'^1'1''^.'''!1,. ^'T^.:'' ^ ,l^&^.t^^^js^^e.^^.X'tel<.^aL.. Nie^testatBt^a^^^pe-', ^^'a^fcwoBy^do', a^norons,,.~lId:^na,:lgr,i powieai-; . ^^^^^^pokjC^u.'^'.,:';.1 '1 ; ^.f: :i :i''^'':l'/';'l^\^^'\l%^^ ^,;^4a^I^pyl.,VKze^;za\lutaa.'l '/,.'' i-,''";11 1 '-.''1:1^ :.';^l;l^'?:<'i;;!i ^:.^^l^^^Ws^/;Stt3ta^^^;r jak dr^^:i;E>c^B^,^; ^^kt|^^^^lai^a^'^a?a,'rfca^'-,iak;*t)We^ ^,S3F(;yza^ ^lWE[^;g^^.niel;s:^^:3^^ ."l^a.^:,:^;::'1';.;'^^,/:,;/ . :--'"  ^:: \,/,^^11''^<'^ ^;:.^|i^.^nafe si -(Scidaifc-.^ ^T;'^^!;;^^ ^^|'^^si3it(^a;i Ztania^t^^zwi.' :.' ^l'^.:^^111^1'^','''1^-^''^^^1^.1. "^".ia^d^1 -K^urycy...pospieszy .Jai^^odie^^te^net^ ;^itafosi8,,gQv^ ,"-,'"1- ;:^/^l,:lf;l^:/iKy$-i:,;^:;^:,l:ll;l'l^: ^^^.'(Siei^iw^ --.Giy)W&^ Bi^t^^ybycoi'..': l^l^^.^^^.-^^^^;^ ';^:/;lf;:::; ';, ^^3-;'tRR, ^jaie, ict&saa^^^r^jacielti1^-^odpcffiyi^iala^m^'^, ^^y^ifijt^^ k^^ps^^arii,1'^-^*?; 'W^^^y1 ;.- '-.O1 ro^.^B^e!^  Czy ten^1 .ktpreg^^ini^taal^^ '1. lpasiego,, )ewff^e1aclsie ^cri^^^.^s7:'^1;}?';^1^^.,;^1:-':;^^^ ": s-w ;t!goist? ^C^1' t^' zaczy, .^ ia^f'i^-iia^ ^^.^"flpt^tez!.,: . .. :,.">^ ;.''';,,1'11-' ^ ''^.S.1^'^-, "^^S^,^ ''^''.^Sialow^a-z^calb ;',;;.; ,''?"';'; '1:;/^.1'\/1'^"''',.:''. ^.l^%^y'.'; ^ '^.^I^il^^iNa^^iiteP-^^^odl^^ ^^^srycz;^"'-*-;'^^^^ ^ |:l' '^'.'^'^ /.^^^[attcy^^flid^to^^up^ '"11'" ^jteftWWette-.' '! ''.'''..-. .^\ .. "' '. pocieszenie po tylu nieszczciach, przecie kochasz mnie... W imi nieba, powiedz, e ci tu nie sprowadziy mpje groby. : Powied, e gdyby .nawet nie zobaczya mnie : daSsie;jzego wieczoru, to uwiadomiwszy sobie, e jeste sama, opuszczona, pozbawiona schronienia, s byaby ta >, przysza. Przysigam ci, e ci uwolni od przysigi, dp ja- 1. kia-j ci zmusiem. - ' / .^^ . /.. 1 : ,',' ,1'..-.:11\ Genowefa .odpowiedziaa mu spojrzeniem penym nie* .zrwnanej wdzicznoci. . , 1 ^ '' ;: \:."i' ;'' ^i^y -- Jeste wspaniaomylny!- rzeka. - O Boe, dziltei ;), 61, em w nim ten'przymiotodkrya! 'A^^ ,-- Posuchaj mnie, Genowefo - mwi, znowu modaSt-^yi; nie. - Bg. ktrego wypdzaj e wity, ale kt6rglf|-' wygna nie mog z ^naszych serc, napenionych mioei^^.i Bg sprawi, e dzisiejszy wieczr jest na pozr sinat*Slf%^ I^ez minio to janiejcy radoci i szczciem. Bg spro|l|jt^ dzi, ci do mnie, Genowefo, odda ci/w moje obs^^^l^?.,^ i' przemawia jte ciebie moim tchnieniem.' Bg-tym 's|!ij^^|y1 bem pragnie wynagrodzi Wszystkie nasze. cierpieM^j^ Wszystkie cnoty, ktrych dowiedlimy pokonujR a^^tti^ .. uwaan ''"za . faepr&w,:  'jakby'1' uczucie' pozostawiffiEt.t^^^^ ^dugo czyste i zawsze, tak gbokie mogo by wyst^p&^^^i ' ^ie, pacz, "wlec^ 'Genowefo., Podaj'1 mi' rk. 'Czy' chceS^^^i'^" ^ ' 'Zlaista^u^fcTata^-Gzy^chtfesz.^by ten"brat z czci caiowat^'i|^||^';\- ' befc^tw.eji-Szaty.i^wyrzeKf ;ca: szczeroci: "Wy3d'2a:,|>^^?',^.;:^\ tego mieszkania i nawet si nie obejrz?" Powied, ^i^lll^^'.'' ''..znalE,' &.'przekonas2^i, koicbatem, i o mao cb mierci me przypaciem tR]'^-i^^ ioci, e dla tej mioci, ktr moesz uczyni zgUba Ifetbj,'^^ Szczliw, zdradziem swoich stronnikw, em nien-i;^ y?Ni i obraydi sobie samego siebie!... Genowefo, 't^, ,^',^ kttea; jeste anioem debroci, .powiedz, czy chcesz yczynici ; ;j^ ipo(e tak swzslywyte, ibyt nie 'aowa ycia, ibym ^juit , ^ i^ poda tylko wiecznego szczcia? Zamiast odtrca mnie od siebie, umiechnij si do mnie, Genowefo, pozwl, niech rk tw przyo do mego serca. Pochyl si ku te- mu, ktry ci kocha ca sil, caym pragnieniem, ca ; dusz. Genowefo, moja mioci, moje' ycie, nie cot^ sa^ przysigi!,.. >. ''1 ', ;^.:1 : . '" "' y'1''1-1".   ^1;,,1'1,'1/,:;:1^' Pragnienis mioci, znuenie, powtate ha skatefc'syK'- yeh cierpie, wyczerpay siy Geiowety, ozoin Jei le ju zabrako, a jednak kania \yrywnSy si cigle, z iej 'RiBrsfc  ' ...-;', 1 11" 11,..1,-.!.1^.''-. ^/"-1 , :'.y;:/ll'\r,i Maurycy zrozumia, e Genowefa,i ni&:lB O-- szepna-nie opuszcza] ram, B^aary^y, ty. nt. jeden ju tylko na wiecie pozostae, ''/i!'':i^!v,y'l^i^!'l;'j'. ^'.^^Olg^clfflie. soce, 'iiip^ada}y^':?2a9i^^ '-^tole  2na3dowa{aK|yi|^,^ '.^ .''ii^^ak^^^ia^ff^potr^bow .BoiS-e.-^ei ^postaiia^^l" ^?;tti|laa::Sobi;tlsl^^wai6. W.S^sIectn^-pokojtt^t^claIi^^t^^il)^ ^'ia^^^lNAaeszliit ^aty jtoit Tebt./^tetatnie1 pita^yi^]?'-'' '.^.ta^.Aly;^!R^'pcze sz^^rty rolet; a Mcte TOZ,'^^^^ y ^&BN^:l^^ez^'13^^^a&Ao4^!^^ '....1.1 .; A^^lil"} 'r^^^^iS^awwef^irite^cacy./upu^ ^^&<^^..:^zgrp^a^w^rstet^ i; zainylonat, amie&Ii^y^^s-p^zy:^61pr^ "d^?' ^try'-.cw;;pci'esza,'  pomaga^S^^eBe^'' ^i^y^^^^^ .po^ftr^.-al^.Y131^^'':^ 'i^z^.-lifflr^o^serea,.'. Ri?b^ go, Maurycy, ^pri!^^"'"1'1:.'''' ''i^1^1":" '^'^.L^1%'; ;..':''--*'Jafc: 'to.^pazwalasiB?^--- pc^cb^li^S^Ury^ :':^l?^<^,'.BragEn.tego.l:- o<3rzeiE3Ea-'cesi^e(a-.:^ [^'^'^^'^^i^i^ ;,-^:'-^ 'ifkaEi1111^;'^!^^^!1''- ^awo^y.SAii^l^^c^rowffl^ '?: ;^1- ^ Ie}':tla^atfioeN.^,--- , ChcejE^ cjhy^ia,11 ^a^ls^^l^-ltytfeo1 ^^1,.;';^^| '^kaa^^Ie. ufeatetwia':'' 'l':'^^:?;:;'l^:L;:/:'"vu'%|t'::A;^ ^ '^Gienffwef 'j^ichyli^ ^/.ni.tW^p&^i^aft . cy.^^worzyw^Ey  'drzwi,'.wpi^adzU^fco^iqs,^^kn^^ :1';'; '^^ i.tizi^.^w^el^an.ekim:. ubrania. ^Lo^n^spestTS^^-^^^^^.^i1^ .^^^^.'^aztt^dziwi^li^^iee:, n^tye&iBiaist, z, ^iK^iu&^el^^^^^liiill '"^^Ksdri&wa.'''.11""" '' :.1 '^1':'.,:1^.1'^;, '... '1:-'''','^" '. ^,IIV,^lv: ^:i';^'J''^?'^5 :-;';^^;^hLld,'fI^rin^/Xekl'!^t^^yc^ --, i11 ^sp6^,I^;jpSEgl.^^^'^l,it|;^| ^"'^Bte^'^fojony1' 2.'trQn, ,Bb^tera2\stej|e' 'Irt^^kog^^ai^^^^^ijy ^^klisrlteir^ad^ ciebie. O,, d^yCT^a: 'tEK^jft:,S^^^eJ, ^',^;^^ .^.^^-^Pam^-*- rzela il^^^z^iiio^ag^^adzat^^i^^^ : ig^is^l^^-T-' li^,;si;. ?twal. ;k^^8\]^te'Ua3'e^^,^^ ^.l^s:^,;^^)^1;^^?^t^!, ,B(H^e^lat;fi6.,;1, .^ r/''^ .^^^^^A^^jltl; ^--"-(Sit^aje',,^^ ^<^^txid6AeD^^^:a^:<^a|^ . ;"?;:, --^^^,N81^' -r?'. ilfcoda-Macury^^A gdy?,ui^^-r^^|j|^; ' tpfe^el^tat i^yk konania,, .swte. ^^eini&^lBBt^ta^at1^^ ,:%|lji- ;'dQSi^,;iaki^:';^flijciti^&:.'.TO,l:^Inl'B^^ - Wic teraz me pragniesz Ju mierci, nie chcesz si zabi?;' , ' ' , 1;/''1 :',-.-";1'1:1 ''/,.' .1::^' ; ' '' ..', .-^ Jak to'? - spytafa, Genowefa. , , w; Miy Boe-rzek Lorin -^ jake zmienn istot jest czowiek i jak susznie filozofowie gardz jegi lek- komylnoci. 'Czyfawierzyss? pani? On wczoraj chcia rzu- ci; si w ogie, w, wod,, utrzymywa, e nft tym wiecie! iHie maju dla niego" szczcia. A dzisiaj zastoje go weso- ym, szezliwyto, :dzi ma umiech na ustach, pogod nai^ /czole, ywo bijce serce, a przed sob dobrze zastawiany;' 'SWf- Prawda, e nie, je, ale to nie znaczy, aby z tego .il%-^ , ^wodu-by^ nieszczliwy.' '^'; .",1. ; . .. :1^/^':^ ^i-Jak, to1;-- rzeka Genowefa -on to .wszystko chjelat' .v -,,^^icayni6?.''.V"/^1.,'';/'1  ''-,.. ^ ''.^W1R ^ -"- TE'a,k,.;fo wszystko i wiele innych niedorzecznoci.??^^ ittE|g pani opowiem, bo w tej chwili zbyt jestem ^?^|^, ; a (Winien temu Maurycy, ktry wcora] pdzir miEXt|?^it jcafe} dzielnicy aint-Jacques. Pozwlcie wic, e, we^gnB|^| dS 'niadani&, ktrego adne ^ was1 jeszcze, nie tlE^l^lil 1 "^.'-"'rak,; lE.oriat-^ma suszno'1, --z, dziecinn., ,'ra^^ ^ 'zawoa Ataul^cy. - Jedzmy niadanie^ 'bomy '-jesze^iUl "', iliemieU w ustach, Genowef ol ' ' ' ' ^ ^'^^^M -/; Wyrzekszy to imi, spj ra na Liorina,aleeit^^||^i|? . 'aifc^mricign.11',''' '..;'', i^.'/1 i^ 11' .,, ^ '," ' : ",;. --'^ .^i^ll.7^ ,^;^^\N,, zgada wic, "e to ona?'- spyta ^ii^aury^lii^' :'. ,'?-.^-;^e^0'myll- "odrzek Lorin, .krosc^^sit^i^Kl^^ -/^^'flizynki.',.'''." :''.'. 1/ ' 1  \1;1111'>1''^^^''rf;1"'^' ".' " '".' ' 'i . '', .',',,. ./.:,. ,, ; .: .' , . . ' .,,^ ^^^ -'^':;.^:" " :^'^-'I natoie. si je chce - odezwaa si1, G^^is;chi(}^$B.-1,! '' i',.' ^;1  ' , -'.^^y;1.?^'11'^^^ ^'^' ^'--'<3!,;-:by^r'|ttice3 n.-chory^bye.^s^llony.;;^^^^;, '' '' '^ :;,:;l;.^*-0lt6'wy1.'\  --- C. sycha nowego? - z niepok&ifBl zapytaM^tiry- ;cy.^.,.", .; ;; 1 ,^y:'1 ;, .- 11;;,^-'^''1! '' .Y^1'.'^11'1^ T~ Wkrtce bd ni stray w Co^iei'gerfe. ; -- W CoBCiergerie! - rzeka Geao^^.---Pr2y.krlo" weJ?'',^' ,' 1/1. ,1-: ' ;"11.  '' 'i:^'^ii' ^,:'.: iv"!;;l'l:'. -'^1---.<^ podc^cy ^ . 'wuUaitu, w ktrg kraterze pozosfitJ'rsa&i topniej- .cej^^Wy.',;'.' ':^11 '1 '"'i.^' 1  .' ^'^C,''-'1.'.'1''':'1.' '/ U ^ ; .--Obywatelu dozorco - rzek doiwStica .eskorty-- :prygoHj.. dla iia list, ?fle piesz 'si.-.-^i-.iG&eBaa^a' 'aas':. 'czeka.-. , /' --;' -' ." ,-11\1;:- '' ^..Y.:^';1'^','^,.  : .-:.\'':,'- -/;,-:.O, 'zara,"1'zaraz,1 -chwileczk ^.'odrze^^i&c^wierny,' i wlewajige1 de kaamarza kilka kropel winai;;^eiob(& szklanki.-Mam w tym wpraw, dziki'Ipo^rT^wfejeiiril ftazwMo, obywatelko? ;1 .;'1 .', ' :::j.\:''l\'.:l^;^;;1^^^ : "^l^uiteoczywszy' 'piro, w;''tym 'luby^^kaa^r^^lsabra '.^'i; do.' 'zapisywania 'imiema i- nazwiska"..nowci1-,.?!'^^:^.'1^;^--'''':'.. '"bryce prawie' cakowicie zApealSBei '.iany^A^zwi^rtoit.y^'. ' 'I^ttezalbefai^obywatelka SicRard;'^t3<^':xa^^|E^-,ki'2e!^^^ z podziwem penym? szacunku priypatrywas-tfe ^lafcN|t- ' 'wy'i ,'duBBnR,T kpbieele, ^ktrei11 m,z'""jBj zadaw^pyttalia.^ ,' ' -- Maria Antonina Joanna .tzefa iEofBryska, areyks^^ ' titatraits&tacka,, krlowa Eraneji  -"^odpowiedziaia ;:uwilo-'' 'z^^^:;'',^1- ::: - ,."; .'':; 1;, "1';!;-..,;  y^^^Yy'^.':. ,' ^l'lS"6Ic^^^'Fran;(?:l'-";!powtr^';;d2iwio^ 1poda;;^;'14;,. ^ -^-Tfe,fcnaiowa Francji -J- tym samym tonem ^ot6- ,!2sR^sS^iszteRa-' "^ 1"'":1/',\ '':;:':."1-1 '" ' ':''^^"''l^'".lil"'' '.. -: /-- Zwana inaczej wdow^Capet,-' .doda ^dwa^Saa:^-*' ^-aEorty.;.;1;^1 ;%y; ? - .;i.''11,:11'. : 'vl:'\':i'' ;""> :. 1 .;':,^;:jwwlI"^-., . '/--^B^.ktoryin.z^h dwe&azwisk.mam^^lEgi^^^-^', "^yta^dozoica;'^;^ 1''11Y'. ^"1^ ": ,' - 1 '.1\. l'iilcym wiatem latarni, ktr trzyma Gfcrakchus. -Boj si -r rzek Santerre dpwieo - czy cza-sem ,obywatRl Girawl nie jest marzycielem, t - Zobaczysz, obywatelu generale -.-odpowiedzia archi- tekt - zobaczysz, czy jestem marzycielem. PoczekaS tylko. -- Widzisz przecie, e czekamy /- odpar Santerre, - Dobrze - rzek budowniczy, a potem liczc n gos doda; - Dwanacie a cztery to szesnacie, a osiem to dwa- dziecia cztery, podzielone przez sze to bdzie cztery, Ot znalaztem JU to miejsce, a jeeli-si myl. cho o jedn stop, bdziecie mogli powiedzie, .em nieuk.  Architekt z tak pewnoci wymwi te sowa, e oby- watel Theodore skamienia. \' -.-,' ' '  . '. . . Santerre s pewnym rodzajem szacunku spojrza na plan. Tym .bardziej go podziwia, im mniej rozumia. . - Tu na tym planie, ktry narysowaem, o trzynacie krokw ,od ciany jest ruchoma pyta, ktr oznaczyem liter A. Widzicie? Pod t tafl s schody... - mwi da- lej budowniczy.- Jak widzisz, oznaczyem je liter B. - B... - powtrzy Santerre. - Widz B, ale schodw nie widz. I genera rozemia si na gos z tego artu. -Podnie pyt, zejd a na ostatni schodek - mwi dalej budowniczy - policz pidziesit krokw i trzy stopy, 81 e - A-, Du.mw spojrzyj w gr, a znajdziesz si na samym kocu podzie- mia pod wizieniem krlowej. - Wdowy Capet, chciae powiedzie, obywatelu Gi- raud - wtrci Santerre, marszczc brwi. - A tak, wdowy Capet. : -- Dlaczeg powiedziae "krlowej"? - Tak z przyzwyczajenia. - I powiadasz, e mona znale si pod wizieniem? - spyta Richard. - Nie tylko pod wizieniem, ale, dokadnie mwic, pod miejscem, gdzie stoi kominek. - O, to ciekawe - podchwyci Grakchus. - Rzeczywi- cie, ile razy kad drzewo w tym miejscu, zawsze odzywa si jakie echo. . - Wiesz co, obywatelu architekcie, jeeli znajdziemy to, o czym mwisz, przyznam otwarcie, e geometria to pik- na riauka. --O, ju teraz moesz to przyzna, obywatelu Sarier- re. Obywatel Theodore wbi sobie paznokcie w ciao. - Musz sam si o tym przekona - rzek Santerre. - Jestem niewierny jak wity Tomasz. - Oho, teraz wspomniae witego. , - A tak, prawda. Ale to z przyzwyczajenia/podobnie jak ty powiedziae "krlowa". Nikt mnie jednak nie ob- wini o spisek na korzy witego Tomasza. - Ani mnie o spisek na korzy krlowej. To powiedziawszy, architekt wzi znowu lini do rki, przemierzy potrzebn mu odlego i uderzy w jedn z pyt. , , Bya to wanie ta sama pyta, w ktr obywatel The- odore tak czsto stuka, uniesiony wciekym gniewem. - To tu, obywatelu generale - rzek budowniczy. - Tak sdzisz, obywatelu Giraud? 82 r 'S Patriota, znajdujcy si w schowku, do tego stopnia si zapomnia, e zacinit pici uderzy si gwatownie w nog i wyda guchy jk. - Jestem tego pewien - mwi dalej Giraud. - Wa- sz ekspertyza wraz z moim raportem przekona Konwent, e si nie myliem. Tak, obywatelu generale - z dum doda budowniczy - pyta ta otwiera zejcie do podzie- mia, koczcego si pod wizieniem wdowy Capet. Pod- niemy pyt, zejdmy razem do podziemia, a przeko- ' nam ci, e dwch ludzi, a nawet jeden moe ktrej no- cy wykra uwizion, kiedy nikt nie bdzie si tego spodziawa Szmer trwogi i zdziwienia, obudzony sowami budow- niczego, przebieg po zgromadzonych. - Widzicie wic, e bylimy naraeni na niebezpiecze- stwo - cign dalej Giraud. - Ale teraz mam na to spo- sb. Przegrodz podziemie elazn krat i ocal Francj! - Obywatelu Giraud - zawoa Santerre - to wznio- sa myl! - Niech ci pieko pochonie, przeklty ole! s- z wcie- koci mrukn Theodore.  - - Teraz podnie pyt - rzek.. budowniczy do oby- watela Grakchusa, ktry oprcz latami mia take i drg. Obywatel Grakchus zabra si do dziea i po chwili py- ta bya ju podniesiona. Wwczas ukazao si wejcie do podziemia, a w gbi schody. Buchno stamtd powietrzR gste jak para.  - Znw daremny wysiekv- szepn obywatel The- odore. - Czy niebo nie chce jej ocali? Czy sprawa jej jest przeklta? OBYWATEL GRAKCHUS Przez chwil Santerre, budowniczy i Richard stali nie- ruchomo nad wejciem do podziemia, odwierny za pu&- cH latarni w otwr, ale tylko owietli jego grne cz. Budowniczy, peen triumfu, wydawa si swym geniu- szem growa nad towarzyszami. -- I COJ -^- rzek po chwili. , -- Na honor!- odpowiedzia Santerre. - Tak... To psfS, ziemie. Niewtpliwie podziemie. Trzeba tylko dowiedzie si jeszcze.dokd ono prowadzi. 'l -To zejd, obywatelu, a przekonasz si, czy mwi prawd. - ISamiast tdy wchodzi - odrzek Richard -'lepiej bdzie pj razem na gr. Tam podniesiemy pyt w ko- minku. ' - Bardzo dobrze - rzek Santerre. - Chodmy? - Ej, strze si - odpar architekt. - W ten sposb zostawiona/pyta moe kogo naprowadzi na ilad.' " -- Kt, u diaba, mgby tu przyj o tej godzinie? -- rzek Santerre. , . -A poza tym - podj Richard- w sali nie ma rii- fcogo, zostawimy tu wic Grakehusa i wszystko bdzie w porzdku. Zosta tu, obywatelu Grakchusie, przyjdzie- my do ciebie podziemiem'z drugiej strony. - Dobrze - rzek Grakchus. - Masz jak bron przy sobie? - spyta Santerre. - Mam szabl i drg, obywatelu generale. I wszyscy trzej, zamknwszy krat, odeszli przez gale- ri Meriers korytarzem wiodcym do Conciergerie, Odwierny widzia, jak si oddalali, ledzi ich wzro-, Idem, dopki mg, sucha, dopki mg co dosysze. 8 ' ; . . ' '"' Wreszcie, gdy znowu wszdzie zalega cisza, postawi latar- ni na ziemi, usiad, zwiesiwszy nogi w czelu podziemia, i zacz marzy. Bo i odwierni czasami marz, tylko nikt jeszcze nie zada Sobie^trudu, aby dociec, jakie s ich-marzenia. Nagle, gdy pogry si w zadumie, uczu, e czyja rka opiera si na jego ramieniu. Odwrci si, ujrza przed sob'pbc twarz i chcia krzykn,, ale natychmiast zimny pistolet dotkn jego czoa. Gos ugrzz: mu w gardle, r- ce opa-dy bezwadnie, a w oczach pojawi si wyraz naj- wikszego bagania. . ;  : - Ani sowa - rzek nowo przybyy-albo umrzesz. --Czego .pan chcesz ode mnie? - wyjka odwierny. Widzimy, e i w roku 1793 zdarzay si chwite, kiedy nie mwiono sobie "ty", kiedy zapomniano tytuowa si "obywatelem"! - Chc - odpowiedzia obywatel Theodore - aby pozwoli mi tam wej. - A to po co? - Co ci do tego? Odwierny z najwikszym zdziwieniem spojrza na czo- wieka, zwraca jcego si do niego z tafe niezwykym - daniem. Ale w spojrzeniu przybysza dostrzeg tak szcze- glny wyraz, e odwrci swj wzrok. . Nie odrzuciby majtku, co? Nie wiem, nikt mi dotd nic podobnego nie propo- nowa. - No, to ja ci zaproponuj. - Pan mi ofiaruje majtek? - Tak jesfc' - Co pan rozumie przez sowo majtek? -Na przykad-, pidziesit tysicy Uwrw w zlo- cie. Pienidz to teraz bardzo rzadki, przyznasz, wic, e pidziesit tysicy liwrw w zocie warte tyle co milion. Ot, ja d je ofiaruj. as - Czy za to tylko, e pan tam wejdzie? - Tak, ale pod warunkiem, e mi bdziesz towarzyszy i dopomoesz .w realizacji moich zamiarw. - Jakich zamiarw? Za pi minut onierze znajd si w podziemiu i zaaresztuj pana. Obywatel Theodore zrozumia ca wag tych sw. - A czy nie mgby przeszkodzi onierzom? - Nie mog, nie mam adnego sposobu. Na prno usi- uj co wymyli. Rzeczywicie, odwierny daremnie wyta cay swj umys, usiujc wynale jaki sposb, aeby zosta panem pidziesiciu tysicy liwrw w Zocie. - A jutro? - zapyta obywatel Theodore. - Czy jutro nie bdziemy mogli tam si dosta? . - Owszem, ale do jutra podziemie przegrodzone zo- stanie krat, i to, dla wikszego bezpieczestwa, mocn so- lidn krat. - Wic trzeba obmyli cos innego - podchwyci oby- watel Theodore. - Tak - odpar odwierny. - Pomylmy. Z samego sposobu wyraania si obywatela Grakchusa wynikao jasno, e midzy nim a obywatelem Thodore'em nastpio zupene porozumienie. - To do mnie ju naley - odrzek Theodore. - Co robisz w Concergerie? - Jestem odwiernym. - I sypiasz tam? - Tak, panie. - I jadasz? - Nie zawsz. Miewam godziny wolne. - I co wtedy czynisz? - Id na umizgi do gospodyni szynku "Pod Studni Noe- go", ktra przyrzeka odda mi rk,' skoro. Zbior tysic dwiecie frankw. - A gdzie jest szynk "Pod Studni Noego"? B8 - Przy ulicy Vieille-Drapsrie. - Bardzo dobrze. - Cicho, panie! Patiaota nastawi uch. - A'- .   - Syszysz co? - Tak... sycha gosy i stpania. - Ju wracaj. Widzi pan, e nie mielibymy czasu. To "my" coraz bardziej okrelao ich stosunek. - Prawda. Jeste dzielnym chopcem, obywatelu, i uwa- am, e przeznaczone ci jest by bogatym. - Daj Boze.^ - Wierzysz wic w Boga?  - Czasem. Dzisiaj na przykad... - Wierz zatem - rzek obywatel Theodore, kadc dzie- si luidorw w rk odwiernego. - O, do diaba! ^- odpowiedzia tene, przygldajc si zotu przy wietle latami. - Wic to prawda? , ; -- Najprawdziwsza. . < , , - C wic mam czyni? ' ' ' - Bd jutro w szynku "Pod Studni Noego", powiem ci wtedy, czego od ciebie bd chcia. Jak si nazywasz? - Grakchus. - A wic, obywatelu Grakchusie, postaraj si, aby do- zorca Richard jutro ci std wypdzi. - C wic stanie si ze mn? -Czy mylisz pozosta odwiernym, majc pidzie- sit tysicy luidorw? - Nie, ale jako odwierny i jako ubogi czowiek wiem, e nie bdq zgilotynowany. - Schowaj pienidze i zalecaj si do jakiej poczoszar- ki,-nie za do gospodyni szynku "Pod Studni Noego". -- Zgoda. - Wic jutro w szynku! - O ktrej godzinie? . ; 87 '- O szstej wieczorem. _ Uciekaj pan' prdko. Oni ju nadchodz... Uciekaj pan, powtarzam, bo bdzie le! - Do jutra zatem! - powtrzy Theodore, oddalajc si prdko. W istocie, czas nagli. Kroki i gosy coraz bardziej si zbliay W ciemnym podziemiu wida ju byo blask wia- ta.  '_ , . ' . _ Theodore dopad drzwi, jakie mu przedtem wskaza pi- sarz, odbi zamek, dosta si do wiadomego okna, otworzy je, wyskoczy i znalaz si na ulicznym bruku. Ale zanim opuci Conciergerie, sysza jeszcze, jak obywatel Grak- chus zadawa pytania Richardowi i jak ten mu odpowiada. - Obywatel architekt mia zupen suszno. Podzie- mie przechodzi pod pokojem wdowy Capet. To bardzo niebezpieczne. ' , - I ja tak sdz - rzek Grakchus, ktremu sumienie nakazywao gono powiedzie prawd. Santerre ukaza si u wylotu schodw. - A twoi robotnicy, obywatelu architekcie? - zapyta Girauda. - Bd tu przed witem i krata natychmiast zostanie ustawiona - odrzek gos wydobywajcy si jakby z wn- trza ziemi. - I ocalisz ojczyzn! - odpowiedzia Santerre na p szyderczo, na p -powanie. - Nie wiesz, jak susznie mwisz, obywatelu generale- wyszepta Grakchus. XII KRLEWSKIE DZIECKO Tymczasem, jak moglimy wnioskowa z poprzedniego rozdziau, zaczto przygotowywa proces krlowej. 88 ' Wszystko wskazywao na to, e przez ofiar, uczynion z gowy krlowej, wzbierajca od dnfrna nienawi ludu i bdzie w kocu zaspokojona. * . _ ' Nazajutrz po opisanej scenie w Conciergerie szczk bro- ni znowu przerazi winiw, ktrzy pozostali jeszcze y Tempie. ( Winiami tymi byli ksiniczka Elbieta, crka kr- lewska i dziecko, ktremu w koysce nadano tytu kr- lewski, a teraz nazywano tylko maym Ludwikiem Capet. Genera Hanriot z trjkolorow szarf i wielk szabl, na opasym koniu, wraz z kilkoma narodowymi gwardzis- tami Wjecha na dziedziniec Tempie. Przy boku jego szed protokolant z kaamarzem w 'rku, plikiem papierw pod pach, wywijajc niezwykle dugim pirem. Za nim post- powa oskaryciel publiczny - widzielimy go ju, znamy i zobaczymy jeszcze pniej - suchy, ty, wyniosy, ktry nawet w krwawym  generale Santerre wzbudza drenie swym okrutnym spojrzeniem. Reszt orszaku sta- nowio kilku gwardzistw i porucznik. Simon z chytrym umiechem, trzymajc w jednej .rce niedwiedzi czapk, w drugiej pocigiel, prowadzi ko- misj i wskazywa jej drog. Wszyscy weszli do ciemnego, obszernego i pustego po--. kogu, .gdzie w gbi siedzia nieruchomo na ku mqdy Ludwik. Kiedy widzielimy, jak nieszczliwe dziecko uciekao przed zwierzc wciekoci Simona, mona w nim byo dostrzec pewien zasb si ywotnych, ktre powodoway, ireagowa przeciwko niegodziwemu postpowaniu szewca z Tempie. Dziecko uciekao, krzyczao, pakao, bao si tyic, cierpiao, ale miao jak nadziej. Dzi obawa ,t na- dzieja ju zniky. Cierpienie istniao zapewne, lecz dziec- ko, ktremu w tak okrutny sposb kazano pokutowa za bdy rodzicw, kryo owo cierpienie w gbi serca i osa" niao pozorami zupenej obojtnoci. Nie podnioso wic gowy, gdy komisarze zbliyli si ku niemu, : Oni za bez adnych wstpw zasiedli na krzesach, oskaryciel publiczny u wezgowia ka, Simon w nogach,; protokolant przy oknie, gwardzici i porucznik po bokach, nieco w cieniu. Ci z obecnych, ktrzy z niejakim zainteresowaniem, a. nawet ciekawoci przygldali si maemu winiowi, zauwayli, e mia blad twarz, dziwnie nabrzmia, spuch- nit i wychudzone nogi. - To dziecko jest bardzo chore - rzek porucznik tak stanowczo, e Fouquier-Tinville a si odwrci, chocia zamierza ju rozpocz badanie. May Capef podnis wzrok i szuka tego, ktry wym- wi te sowa. Pozna modzieca, ktry niegdy na dziedzicu w Tem- pie obroni go przed uderzeniami Simona. Wyraz wdzicz- noci, "peen sodyczy, zabys w jego oczach, ale po chwili znik. , - A, to ty, obywatelu Lorin - rzek Simon, zwracajc" tym sposobem uwag Fouquier-Tinville'a na przyjaciela Maurycego. - Ja we wasnej osobie, obywatelu Simon - odpar nieustraszony Lorin. A chocia zawsze by gotw stawi czoo niebezpieczestwu, teraz, nie chcc go szuka nie- potrzebnie, skorzysta ze sposobnoci i pozdrowi Fou- quier-Tinville'a, a ten odda mu grzeczny ukon. , - Uczynie uwag, obywatelu - rzek oskaryciel publiczny - e to dziecko jest chore. Czy jeste lekarzem? - Lekarzem wprawdzie nie jestem, ale uczyem si me- dycyny.  ' . (/ - To powiedz, co mu 'jest? ' - Czy mam powiedzie, jakie s oznaki choroby? - spyta Lorin. - Tak. 90 - Widz, e ma powieki i policzki nabrzmiae, rce blade i wychude, spuchnite kolana, a zbadawszy puls, , przekonabym si z pewnoci, e jest bardzo przypie-  szony. - A czemu nauka przypisa moe ten stan "winia? - zapyta oskaryciel publiczny.  Lorin podrapa si w ucho i mrukn: Filis sdzi, e mnie znci Do mwienia mimo chci. I doda gono: . - Na honor, obywatelu, nie znam tak dalece organiz- mu maego Capeta, ebym ci mg odpowiedzie, jed- naka... Simon nastawi ucha i mia si w duszy, widzc,, e jego nieprzyjaciel o mao co si nie skompromitowa. - Jednake sdz -doda Lorin- e za mao ma ruchu. -Bardzo by moe - rzek Simon- ten may otr wcale nie chce chodzi. Sowa szewca nie sprawiy adnego wraenia na dziecku. Fouqui'er-Tnville wsta, zbliy si do Lorina i .rozma- wia z nim po cichu. Nikt nie sysza, co mwi oskaryciel publiczny, wida jednak bylo, e o co si wypytywa. -I ty w to wierzysz, obywatelu?... Nie, matka by tego nie popenia. - W kadym razie dowiemy si o tym - rzek Fou- quier. - Simon utrzymuje, e sam sysza, jak dziecko mwio o tym do siebie, i gotw jest powiedzie jej to w oczy. - Byoby to haniebne - odpar Lorin - ale wszystko jest moliwe. Austriaczka nie jest "zapewne wolna od grze- chu, zreszt, to do mnie nie naley... Zrobiono z niej Me- salin, a teraz Agrypin chc z niej zrobi. To doprawdy troch ju za wiele. 91 - Tak nam przynajmniej donosi Simon - rzek nie- wzruszony Fouquier. '- Nie wtpi, e Simon mg to powiedzie. S ludzie, ktrych adne, nawet niewiarygodne oskarenie nie prze- raa. Ale ty, obywatelu - mwi dalej Lorin, nUato.pa- trzc Fouquirowi w oczy - ty, ktry jeste dzielny i pra- wy, czy sdzisz, e przystoi wypytywa dziecko o szcze- gy, dotyczce osoby, ktr najnaturalniejsze i najwi- tsze prawa nakazuj mu szanowa? Byoby to tym samym, co zniewaa godno ludzk w osobie tego dziecka! Oskaryciel nawet nie mrugn, ale wydoby z kiesze- ni papier i pokaza go Lornowi. - Konwent rozkazuje, abym przeprowadzi ledztwo. - Tak, to susznie - rzek Lorin.- Jeeli dziecko'.wy- zna... - doda, wzdrygajc si z odraz. '' ' - Zreszt - podchwyci Fouquier - postpowanie' na- sze nie jest wynikiem samej tylko denuncjacji Siaana. Patrz, oto oskarenie publiczne - doda, wyjmujc Me-' szeni jaki papier. By to numer dziennika zwanego "Ojciec DuchesAe*^, redagowanego, jak wiadomo, przez Heberta. ^ Dziennik rzeczywicie zawiera oskarenie. - Tak napisano, a nawet wydrukowano - rzek' o- , rin - ale tak samo jak ty nie uwierz, dopki nie usy^ tego oskarenia z wasnych ust dziecka, naturalnie, je- eli uczyni to dobrowolnie, bez adnych grb! ; ; ^ Simon niecierpliwie czeka koca tej rozmowy. 'Nie ro- zumia, jakie wraenie wywiera na rozsdnym Czowieku  wzrok, w ktrym objawia si albo caa sympatia, albo fiaj- bardziej zajada nienawi, r, Fouquier poczu ca wag spojrzenia Lorma i chciai mu da pozna, e go rozumie. ^^ - Przystpujemy do badania - rzek oskaryciel gar-' bliczny.- Sekretarzu, bierz piro do rki. < > Protokolant napisa wstp do zezna i rwnie, jak Si- 92 ' \ ' ' .. f^-iP' .-V i ,;-^ ^^. i,. toon, Bannot i wszyscy inni, czeka na koniec rozmowy B'ouquier-Tinville'a z Lorinem. Tylko dziecko wydawao \',svs obojtnym widzem sceny, ktrej byo gwnym akto- fem. Rzucio znowu nieobecne spojrzenie, ktre na chwil rozjani blask ywej inteligencji - Uciszcie si! - zawoa Hanriot. - Obywatel Fou- quier-Tinville bdzie dziecku zadawa pytania. - Capecie - odezwa si oskaryciel ,;-czy wiesz, co si stao z twoj matk? Marmurowa blado znika z twarzy maego Ludwika, ustpujc miejsca rumiecom. Nie odpowiedzia jednak ani sowa.  , - Czy syszae mnie, Capecie? - podj znowu oskar- yciel. . Milczenie. -- O, on syszy bardzo dobrze - odezwa si Simon- ale jest jak mapa, ktra nie chce odpowiada z obawy, aby jej nie wzito za czowieka i nie kazano, pracowa. - Odpowiadaj, Capecie - rzek Hanriot. - Komisarze Konwentu przyszli ci bada i winiene im posuszestwo. Dziecko zblado, ale nic nie odpowiedziao. Simon pogrozi mu wciekle - gniew u gupcw i bru- tali przypomina opilstwo, gdy towarzysz mu ohydne przejawy pijastwa. -Odpowiesz, wilczku, czy nie? -zawoa pokazujc mu pi. - Milcz, Simon - rzek Fouquier-Tinville - nie masz gosu. Sowo, do ktrego przyzwyczai si w trybunale rewo- lucyjnym, wyrwao mu si teraz niechccy. - Syszysz, Simon - podchwyci Loria - nie masz gosu, ju po raz.drugi mwi ci to w mojej obecnoci. Po raz pierwszy .powiedziano ci wtedy, kiedy oskara crk starej Tison, ktrej ku twemu zadowoleniu kazano uci% gow. , 99 hnon umilk. " - Czy twoja matka kochaa ci, Capeie? - spyta Fouquier. Dziecko milczao. / - Mwi, e nie - cign dalej oskaryciel. Blady umiech przebieg po ustach dziecka. - Ale powiadam wam - rykn Simon - e sana mii mwi, i matka zbyt go kochaa! - Widzisz, Simon, jak to niedobrze, e may Capetj. tak rozmowny z tob sam na sam, przy ludziach staje si zupenie niemy- rzek Lorin. - O, gdybymy tu byli sami! -,odpar Simon. -\ - Tak, gdybycie byli sami... ale na nieszczcie nie jestecie. O, gdybycie byli sami, dzielny Simon, znatcfol- ty patrioto, jake by zbi to dziecko, nieprawda? Ala )aie jeste sam i nie miesz by nikczemny wobec nas wszyst- kich, bo jestemy uczciwymi ludmi i wiemy, e staro- ytni, na ktrych pragniemy si wzorowa, szanowali asaw- sze wszystko, co sabe. Nie miesz tego uczyni, bo' nie je- ste sam i tchrzysz, mj poczciwcze, kiedy musisz? steafc do walki z dzieckiem majcym pi stp i sze cali. wzros- tu. . . .  ,  !1 .. ,.-, - O!... - mrukn Simon zgrzytajc zbami. ' " - Capeie - zacz znowu Fouquier - czy zwierzae si z czegokolwiek Simonowi? Dziecko obejrzao si, a w spojrzeniu jego odmalowa si wyraz trudnej do opisania ironii. - Czy mwie mu co o swej matce? - doda oskar- yciel. . ? W oczach dziecka zabysa pogarda. \ - Odpowiadaj, tak czy nie? - krzykn Hanript. - Odpowiadaj! - rykn Simon, wznoszc pocigiel nad dzieckiem. Dziecko zadrao, ale nie usiowao bynajmniej unikn ciosu. -- 94  ' ! . '  , Zgromadzeni wydali jakby okrzyk odrazy. Tylko Lorin skoczy naprzd i zanim rami Simona opado, schwyci ' go za rk. ~ i- Pucisz mnie? - wrzasn Simon, drc cay wciekoci. ' - No, no - odrzek Fouquier - nie ma w tym nic 'zego, e matka kocha swe dziecko. Powiedz nam, w jaki sposb kochaa ci twoja matka. To, co powiesz, moe si jej przyda... Mody wizie zadra na myl, e moe si sta matce uyteczny. - Ona mnie kochaa, panie, jak matka kocha syna - rzek. - Matki maj tylko jeden sposb kochania swych dzieci i dzieci tylko jednym sposobem Odpacaj matkom mio. - A ja. may wu, utrzymuj, e mi powiedzia, i twoja matka... * - nio ci si tylko - spokojnie przerwa Lorin. ^ Zmora musi ci czsto dusi, Simon. -E], Lorin, Lorin  - jkn Simon. - No, c? Nie moesz zbi tego Lorina, bo on zaw- sze bije wszystkich zonikw. Nie moesz go zdenuncjo- wa, bo jeeli wstrzyma two^ rk, uczyni to wobsc generaa Hanriot i obywatela Fouquier-Tinville, ktrzy to pochwalaj, a przecie nie s obojtnymi patriotami. Nie ma wic sposobu, aby zaprowadzi Lorina pod gilotyn, jak ci si to udao z Heloiz Tison. Szkoda, wielka szkoda, mj biedny Simon, ale tak to na wiecie bywa! - Poczekaj, pniej ci poka! - odgraa si szewc z wciekoci. - Dobrze, kochany przyjacielu - zawoa Lorin - ale mam nadziej, e przy pomocy Najwyszej Istoty - a my- lae, e powiem przy pomocy boej, co? - przy pomocy wic Najwyszej Istoty i mojej szabli mam nadziej, sos Wa ci pierwej kiszki wypruj. No, usu si, Simon, bo mi zasaniasz. - Rozbjniku! - Milcz, bo nic nie mona usysze - doda Lorin, przygniatajc Simona spojrzeniem. , Simoil zacisn pici. , - Obywatelu Fouquier - rzeki Hanriot - skoro aaay Capet zacz mwi, bdzie mwi dalej. Przystp wic znw do'badania. ,.'.'' t - C, bdziesz mi teraz odpowiada? - spyta Poa- quier. Pziecko znowu milczao.  - A widzisz, obywatelu, widzisz! '- oderwa si Simon. -Tak, ten may jest szczeglnie uparty - .wtrci ' Hanriot, mimo woli zmieszany stanowczoci krlewsKiego dziecka.  . '! llll"^te^ - Zego ma doradc - wtrci Lorin. - kog to? - spyta Hanriot. i). -No; swego zwierzchnika - rzek Lorin. '. - Oskarasz mnie! - zawoa Simon. - Denuncjajez nrnie' A, ciekaw jestem, co z tego bdzie... , ' '''' - Pomwmy ? nim agodnie - rzek Fouquier.' ..':--. I zwrciwszy si do dziecka, ktre wydawao sifr obo- jtne na wszystko, doda: ; --Moje dziecko, odpowiedz narodowej komisji, niepo- garszaj .-swego pooenia, odmawiajc potrzebnych "wyja- nie. Mwie obywatelowi Simon o pieszczotach tWojel Biatki,mwie, jak ci piecia, jak ci kochaa... Ludwik powid wzrokiem po zgromadzonych i spojrze- nie pene nienawici zatrzyma na Simonie, ale nie fle odpowiedzia. < . - Czy uwaasz si za nieszczliwego? - spyta oskar- yciel. - Masz tu moe ze mieszkanie, moe ci le .ka.i;'- mi i lesi z tob obchodz? Moe pragniesz wifes?ej swobody, innej ywnoci, innego wizienia^ innego dozwey? 'W '  1 ' '   chcesz mie za towarzyszy kilku chopcw w^two- ||f'jwieku? . ' . , 1. ! ' ! -1  . '_  . :, . JilE^dwik pogry si znowu w gbokim tnilczeniu, kto" lltjgrzeatem przerwa jedynie, by broni .swej matki. ^ El^amisj zdziwia niepomiernie taka stanowczo: i n^- ipojty rozsdek dziecka. .. ! ';..1,., : , ^..1  : , :/;, , ;1-' ^^-..'Jak.-.-flaam^p&a .^protok. zezna7'- spyta zako- |^atany,.protokolant.. '-.'.., .  ;. ' .  >'.-./,- ',...',: '-:^:..- l?*' '-i Najlepiej bdzie poruczy toimonowi - wtrci :Lq- Irisi. -? ?8 ma nic do pisania, to dla-niegp nie lada.grt- ^i^.'..^,:, 1 ' -.. . '' ',' .^ ^. ^ '.,'-":''.-1-.;-^'.', .^f:"' Bi^.SijBBOO pogrozi" pici nieubaganemu wrogowi. Lorin |wTOzemxat si na cay gos.^ , ',,..v '', ;'-,^ :,-.- 1.- -:/.' -  , '-'-.'iZohaszymy, czy-si tak rzeitiie|esz, kiedy kictffilesz Wr^o.Eel-^ .pijany weekoci rzek Sinn. - Nie wiem, czy przed tob, czy po> tobie wearan udzia w ceremonii, ktr mi grozisz --odparjt Lorin'-- ale wem, oiejeden mia si bdzie, skoro na ciDteprzyjdzie cpe^.. jogowie,,, p, powiedziaem w liczbie n5tnogiej.. bo- gowie, jaki ty brzydki wtedy bdziesz?, Simoff^ Ot Jaki okropny. Jatki szkaradny!; ;  I 'Hrybachaj^e wesoym miechem, Lorin cofn .'si, &czonkowie' tkomisji, nie majc ju nic do czynienia, wy- \^la,." ';.,,.,. :\; , '.:.,./.i-".:'' .-"' .,;.''. ,. " ^\ :1: '.^' zieckR, pozbywszy, si natrtnych goci, siado na "- tu,;fi melancholijnym gosenSt zaczo nucie uubioB, pto" ,scEdE;sWego-ojc,;'.- ,. 1'.^^ .llf ',. -/,1-'-;,^,1 .,"..1'1?,/ "  . . ,- , , '.-'.- . ',  .'' ..  m ' '  , ,/ '', - - 1 ' BUKET FIOKW atwo lyi pr2ewldzi-e6, e apfcg niedugobdzie^ go- ^eatft^w ia^ritlHwyt ^du-oinenitfc l^wye^o i QeswweSy. |a,|BiB!Bsz(;i"1BBat^ea Wiatry i pioruny, tafc samo wstrz^a,' gniazdem gobi, Jak drzewem, co je ukrywa pod s^rylni konarami. > * . .' ' Genowefa ya W cigym strachu. Nie teaa si j p kawalera de Matson-ifo(ige, ale p MatH-ycegO. SSbajae dobrze swego Tnza, wiedziaa, e jeiu 'EQik,t('Niizy, e ocala. Bya tego pewna, lecz draa o iefeAe saBA!^ Nie miaa powierzy swoich zmartwie Ma^yi(SeiBBU, ale zaczerwienione oczy, poblade usta wyranie vi^.k|t^"- y o jej trosce.  - .' i -  ' 1!!  : Y:'^R^;. Pewnego ranka, pogrona W gbokiej zadumie ;^j'|^- szala, e Maurycy wszed po cichu, stan i patc^^^k siedzi nierustoomo, z  osupiaym wzrokiem,, Be^!iiN|^^ opuciwszy rCe. ' .  , ""."''' 1' ,;"^'''^i%'^ .' Maurycy, bardzo smutny, patrzy tak 'przes('?:i|l^l^fe, a unueje fezyta w gbi jej duszy, przenikn n)^^'^!! de^ kolbi-ety. - , , '  '111'.''^il^ , Zbliy si wic do niej i rzek:-' ' ^''^'^'"^Sjl^ :;-*- Ty ju'nie. kochasz.' Francji, -Genowef o; ;wySNi|||*^ r.;11-Wnikasz; nawet1' powietrza, "jakim., w ' niej^^^p^: i.-ze^wstretem^blias^si^o okna. , '1  '^''KyffiJ^^ ' A- 'Niestety - odpowiedziaa .Genowefa. -SBSeseSi^^ .potraijE^^tiikry-przed1 tob. swych myli^ Zgad^fci^^^, .' ^:'-:.To'^ednakJ^iky' kraj-.-rzek znowu'aiNt^^^^' ycie w nim jest napenione: dziaalno klua^fl^^^f 'spisid.,'wszystko: tcg osadza wieczorne godziny'pr^|^|i||^^ feu. G?dy czowiek wraca do domu, kocha Jes^S|^|^^" W1 se lka, niepewny,;1 czy jutro' bdzie. wog^l^l^H^^ Wu, bR jutro moe ju przestanie y. , ' 'y:.^i^''^V/: Genowefa wstrzsna gow. 1 .  '. "..'&w^:!l^'!l:'', /1 ;-'-! mewdzicny kraju! - rzeka. ' ' .-/, ^..A,^ ;- ^fak to, niewdziczny? ; ^; -'-No, tak. Albo ciebie, ktry tyle uczyna^^Kyl wolitfo^c, .nie uwaaj niemal za podjrzaagoT  ^ ., ^'--.l^ty,1: kochana .'GegoWefo' -..^awit.Mftdty^^^li^ ,jcs^.na.''.;ni; p^n-.^mi.oei .spojrzenie.;. - ,ty,.-'"aDr^iSajiS^ftl' W  ' 1 '.''. 1  ' iNieprzyjaeiko tego kraju, ty, ktra tyle uczynia prze- ciwko niemu, pisz spokojnie pod dachem i^epubUkanna. ama wic widzisz,, e zawsze istnieje rS^niBwaga. - Tak,, prawda -- odpowiedziaa'. penolilsela .^-<- ale to ledhigo potrwa, poniewa wszystko,; Ctl,iBi^spraw^edl{-i |sire, aie moa trwa dugo. ; _ ., '^,:-',:... ;'.;.1',1....1.. ^ .1;;.''/ k .^-. ^o.prz/gz to rozumiesz?  '1 ; ^-'..A^.Y,''-,^,-;'"'1'^' S-*w .To .rozumiem, R ja, atystokratka, ktfiipa: kryeils roarz |;.ar 'zgnbileniu waszego stronnictwa, o ban^:it%TOe waszych l^idey s,1' 'k^ra nawet w twoim miezkaolWititnj^ spiski przeciwko ^Republice, ja, ktra, gdybym , bytsi pOzhna, iSciagnabym na ciebie mier i hab, ja^naay Maurycy. nie pozostan tutaj jako zy duch tego doin^u i id' przy- ^^nie. isi do tego, by zawleczono ci a^daBSztowame;; -'-A dokdpojdziesz, Genowefo? -4- ttokd?.,. Ktrego dnia pjd i zo nsIieNs oskar- enifi.: ,  -  .. .' ". ':.'. ^<;;' 1 -.^ ;1'. ^- Oj ,t- krzykn Maurycy dotknity do g^iM. - Czy .&$a^s^/a-tak.'niewdziczna? . '1 \ ' ' '^.'ff' 1''.;'^"'''1, --Rie-- odrzeka moda kobiet, zarzucajc ramiona ^ s^yll^ Maurycego ^- nie, mj BrzyjaeEiIu,pEzysigam et Ai6, mio najczystsz. Nie chciaam, aby mego bra-, ta^^ehwyta.Bi& i zabito jako hyntowniks^ nie cbe rwnie, aby a&ojego kochanka schwytano i zabito jako zdrajc. :;--;;.I ^'.^uczyais, Genowefo?-zawoa Maurycy. - Boga, ktry patrzy na mnie z nieba, bior na wiad-' ^l^z1t^;uezym!-- odpowiedziaa moda kobieta, -.- Zreszt, obawa to gupstwo, ale wyrzuty sumienia... " ro mwic, pochylfla gow, jakby nie niogA znie ci- '^ffi .zgryzot.1 ' :-..',... .,'..''/ '. . :^'- . 1''  . ... ,"..  .-.','... ,,';^'<3eaowefo!;-- ,rzek|t" Maurycy. /; : . : .i^.^\~\. , ^ Kozunuesz dobrze, Maurycy, co mwi, a pjr^d^ |^^fl^^co.,'Eiij,.-- 'dopala ,Ctend*yefa,,^'bo,i: ^.-fefcei1-, ' ''''''lllitl^^^esz^eaM^^ nie:. ^,^.^ . 'i:.--\:::^-^ nale, e mnie wzi nie pytajc, czy niani prawo odda; si tobie. --Dosy!- rzek Maurycy.- Dosy} Zmarszczy czoo i Jakie smutne, postariowiltoie zabys- o w jego czystych oczach. - Dowiod ci, Genowefo, jak bardzo ci kochana --a podchwyci.- Przekonani ci, e mio moja; gotowa jest de wszelkich ofiar.Mienawfebisz Francji, zgodatZatesBa'' opucimy teii kraj. '.'  1 1 - - . '- ^^p'' ^ Genowefa zaamaa rce l spojrzaa na kochanka X Dly1*'! razem penym uwielbienia. " ^ ^ t- Ty'mnie nie zwodzisz, Maurycy? - wyjkaa. ^ --Czy kiedyS ci zwodziem? -spyta Maurycy,; Czy nawet wtedy, gdy dla posiadania ciebie okry^t^ hab...  '' ' ,, '   . , ! '''^'^y;-' ; Genowefa zbliya usta do ust kochanka i\zawisa 1^ |fr- go szyi. ;,. ; .' . ' ! _ ' , '^(^rf-, -Tak, masz suszno, Maurycy -rzeka. --^o >j ciebie okamaam. To cb czuj, to nie s wyrzuty .^taB^le-^ ni, ale wiadomo jakiego ponienia. Lecz ty, DrzyBsiJ- mniej ty mnie rozumiesz, ty wiesz, e zbyt 'cti, Nae^aR!^'' abym prcz obawy utracenia ciebie dozaw^Si j^lAegoS innego uczucia. O, przyjacielu mj, uciekajmy dai|6|^,^in,; gdzie nas nikt nie docignie. S^ ,.^ //. ^-Dziki ci, dziki! - rzek Maurycy, unf^^yra- doci. '.'' ;'-' ;:' ' ' . ' _ ..^.y^''^^.. ' ^ - Al jake ucieka? - .zapytaa GenowaitoMiilhl^e'* na t'straszliw'myl.'   ' . .',', "-'.'v'1.',1,!" v,- ..;",, .,^l; - Genowefo - powiedzia Maurycy, - fiig N , naiai opiekuje. Dzi nagrodzony bdzie dobry czyn, J^fia-ychciat- em speni z powodu drugiego ^wrzenia. Mi|iem zamiar ocali biednego ksidzar, z ktrym raeni si ufezyeai. Zna- lazem Dantdna, na ktrego prob Komitet Ocalena Pub- licznego wyda paszport jemu i jego ''siosire^Oaton\w-^ ezyl mi w paszport, ale nieszczliwy ksidz; sanniai ' > '. t   ' ~. ^:  -    11 109 '1: '- , ' ': ' ; .  " .  . '  ^.; , 1.-' przyby do mnie po odbir tego dokumentu, jak sau to^ia- leiem, zamkn si u karmelitw i tanruSrr. ^ / - A c si stao z paszportem? - spytaa Genowefa; -Mani go wanie. Dzi nie oddabym' go za miliony, Genowefo, dzi on znaczy tyle co ycie, tyle co szczcie. -- O Boe mj. Boe, bd bogosawionyl--- zawoa- a moda kobieta. . ^ j - Jak ci wiadomo, mam wie, ktr zarzdza stary su- ga mojej rodziny, prawdziwy syn Francji; t prawy czo- wiek, Ktremu moemy zaufa: Dochody ^ fej" wsa bidzie roi przysya, \do6d tylko zechc. Po drodze dff Bb^ogn wst^pMay-do-iega.^ . '1, ' ^^ ,'1'11 :';^.. \11'; 1'':/:,1' : - A gdzie on mieszka? < ^ fTr : - W okolicy AbbevUle. ' - " ? "  -Kiedy wy jedziemy,, mj Maurycy? '-^'godzin. '11 ' ':1 '- ' ''- '""  "''"'"' '::  .  -- filikt nie powinien wiedzie, e wyjedamy. ; - Nikt te me bdzie wiedzia. Bfeg do Lorina; QQ. Ina kabrfbl'et, a ja konia, wyjedziemy natychmiast, fafc tylko wrc. Ty, Genowefo, zosta ta i przygotuj si do drogi. Niewiele rzeczy zabierzsmy z sob. To, czego nam zabraknie^ kupimy w AngBi. Wyl zaraz.Seewol, aby go si pozby z" domu. Lorin wytumaczy mu dzi wieczrfeni, dlaczego musielimy wyjecha, a my tymczasem bdziemy \ Ju. daleko. ", 111'1 '-1 ' ' '   '". : :; .C ; .-'.' .,  - . f '  "^ ' ' -  . - . . .  ' ' .  . '' ., . - A jeeli nas w drodze zatrzymaj? \' -- Albo nie mamy paszportu?' Pojedziemy do Huberta, tafc si nazywa mj intendent. Jest on czokteni rady miejskiej w Abbeyille. Pod jego stra i w jego.towa-- It^raystwi 'wyruszymy stamtd do Boulogne, fam' Kupimy |l; sobie1 albo wynajmiemy dk. ' p;? --Dobrze,'mj drogi przyjacielu... Al Jakes-^sidziS p^ii^ypertuB^^ rzeka'"moda, kobieta, tulc ^llwarz.-do^1 "^^-si^Maurycego.:.1',\ .'-',.1' , .;';", f''l"-1'' 11,;'1":' iPtttwda, praeehodzc feoo Palai-figalite kupiem ci '. :.' : . "'^ ' v--'. :. , : . . ' ''/"..' ' l ' l9i ' bukiet fiokw, ale kiedy tu wszedem i zastateffi- s^ tek smutn, mylaem tylko o tym, aby ci zapyta przyczyn smutku- ^ ; ,, .  '"' , , / , ; ' :.'?"'1^: ',,.." :'1 . --Q, daj mi go. daj ten bukiet' %y - Genowefa rozkoszowaa si woni kwiatw z tegof r- dzaju 'upodobaniem, jakiemu -ulegaj istoty nerwowe,'? PO chwili oczy jei zaszy zami. . ;'-',":,? . ,--^C^., ci .je^^,----.'spyta.: Maurycy. . . ,'.''; ^''^':^' -BieanaJBeloi^'- szepna Genowefa, v1 ^ . -r- ^, prawda' -r- wzdychajc odpowiedzia Silauryi^y.i^-i-^^ Ale mylmy p sobie, kochana przyjaciko, dajmy p^lsf ] umarym, niech pi spokojnie w grobie, ktry im 'z&udo<-;/: wao poWiceme., Odchodz. Zegnam ciel : --Wracaj prdkO! 1 - Bd tu za p godziny. -- A jeli nie zastaniesz Lorifia w domu? -- To nie ma znaczenia; Jego sucy mnie zna, a pe^r tym,; czy go zastan w domu, czy nie, przecie n^.wrifetB1,8^ ,. wzi d-nie^, co roi si podoba, bo i on, gdyby<%^Nfc^ potrzeba, uczyniby to samo. . '..'.' , ^   ^ ''-^'^W '_ '..-..No;.tak,^oezywieie. ,..:-111. ^  , ;1. 1. -,' '^'-;'; ^"^'"'.S -f- Ty za, moja Genowefo, przygotuj wszys&o^a31^^*| bierz tylko to co najpotrzebniejsze. Wyjaz4*^asz ^le&^^lh ';' winien zwrci niczyjej uwagi. . 1 ._ : ; -ll,,,<'t|;'^.;:': .^ls:;- l";,:':,;l^r'1^ :..'"". --^ '.-v ',-, .;- ^-'.iNi',^^^'1?'-1 ''- ;^'''<^;JeteHlt?l-rodpow^edzia^ jaki- glos. ^ ^; ',.,'J1'1;1^'^-'" '^,^''. ;;t^iiia-dwik :tego gosu- Genowefa nagte Ai -OdDreaa l^t1' wydaa^ okrzyk ^-peen' przeraenia. . :>',. ' '1 1'.^.'1';;-','.'..^,;.1"- '^.'i. 1 ' 1 . '...''..'C. ."'.-"W -- M6j mazi - zawoaa. - .  -r- Tak, on sam - spokojnie odrzek Dlxmer. Genowefa siedziaa na krzele i szukaa czego w sza- fie. Ha widok ma uczua nagy zawrt gowy,opopSa rce upada, mylc, ze otwiera si pod ni przepa i e j pochania. \ Dixmer pdfeyma aa, przenis na kanap .i posadzi. - C6 to, moja kochana? - zapyta. - Czy obecno moja tak przykre czyni na tobie wraenie? . -Umieram... --- wyjkaa Genowefa pada j y do tyu' l oburcz zakrywajc oczy, aby, nie widzie strasg^NeJ zjawy.  . " ': . : ' . ' , .;. , , ". : :  ,:y^,'. '.,'  - Jak te, moja kochana - rzek znowu Dixmer --czy uwaaa mnie za umarego? Czy sadzasz, e jestem upio- nem?  1  . '. ". : ^.,' ,",... :  *'' ./.'^^ -Genowefa bdnym wzrokiem powioda Wok teote,', a; spostrzegszy portret Maurycego, zsuna si z kanapy t pada na kolana, szukajc jaktiy pomocy w. obrazie, kt6- ry nie przestawa'si do niej umiecha. Biedna kobita rozumiaa, il- grobykryo si pod mask agodnoci 'Onc- 'mera.1'1''. '.'''Y..'.,1'/. './. " ^.'/: '.''."' ''^"'/f' - Tak, moje kochane dziecko - mwi dalej garbarz-- t ja jestem. Sdzia moe, ze przebywam gdzie ttalefc^za Paryem, a tymczasem wcale; si z niego ni^ ruszyem.. Nazajutrz po wyjciu z domu wrciem i aa jego mitgscu ujrzaem kupk popiou. 'Wypytywateaa ludii & eie%e,'iBikt ci nie widzia. Poczem wic cl:;^uka6''i'^'BsetBS^fsa. trudem znalazem. Przyznam, e' aH s^>8alewa'eni 'si aatet "et tutaj, a jednak wpaden oa irfny, bo, jak widzilsz, przyszedem. Jake si m^ IcflichBy S4auryCyT_ Werz mi, e zdaj sobie spraw, ile.;niiatBEafa wyeierpaeft, ty, tak dobra rojalistka. tym bal^ej e* bya zmuszfltoy y pod jednym dachem tak zajadym republikaninenfc^ ; - 0 Boe, Boe, ulituj si nade ittol ^- westchnifi^ aewefa. , ,.'.',;-1'^ 1"11'.^; ^;'1^''^ '', .;^..,^\y|y>^ 14 -- Ale koniec kocem- mwi znowu lDiXmer, ogl- dajc si naokoo -. pociesza mnie to, e masz tu bardzo ' dobre mieszkanie; -Ja, od chwili jak spali si nasz dom, jak znik nasz majtek, bkaemsi ^itu,,to tam, miassz- kaem w piwnicach, na dnie ry&akich. odzi, a nieraz, nawet w kanaach prowadzcych do; Sekw&ay. ---Boe}-jkna Genowefa.  - Wtdz^ na stole pikne owoce. Ja^roi^iaem^^^n^ obej si bez deseru, a nawet i, bez obiadu. 'Genowefa ukrya zapakan twarz ;w?^dOBiach. ^ - Nie dlatego, abym nie mia pienidzyV-" mwi dalej Dixmer - bo, dziki Bogu, ^zabraem z sobokoo trzy- ^ dziestu tysicy frankw w zlocie, e6 dzi a wartQpantd''-^';zawoa^a.'Genowefa. -' Bagami1 el^^zab^.' - Ananie'11 raez^i,^ iK^nie "drcz . tak 'okropnie.' Nie,-'1 ja^-witeci,' ff ^ , ^telrtatflala, ^wiem,^ ze' jestem' ^wystpna, 'wlelE^e-zasIugiuj^''  itNM^;2abijmHfe;wi;c, zabijr ', ^ 1;:-' ,''111.,'-:, '\  :;-'i 11';'1 : IS -Wyznajesz zatem, e zasuya na S^erfc? :- -Tak jest. - , .. ,.\. ! ,, . . .^'.^,s,.- '  .  'i -- l eby odpokutowa nie wiem jak zbyrtttd^Q kt- r si obwiniasz, l:^ alu poddasz si roieit^?. ^ , .-- Uderz mnie, panie, a nie wydam naimniejsizegfc fisy" ku. Zamiast zorzeczy, bogositewi bd rk,: ktra, f^^ w^;^ o : szalestwa1! Dpkdze roni prow^dzsz'7 Dc^fltt^ i : ,-*'-.^Moe^ prowadz-'ci-,na-", inier.' ':, :'11,''--, \ ; ^Se'^;,1* '. --/Ptozwl zatem, niech si ^ pomodl. ';' : ::--''-'\ ;,\ri^.,!'l^'^'i:l;; .\ -:I3!p:Aogo?. ' .'..., ':  ' 1^ ^;1,;-;,. ;  ^^^^..s;:^^  1, ^^6,..iei do.tego? pd..chwiU^gdy'''pry)^^i9^:3?^^:\ . y. bife,.'spaciam. m] .-dug.,. a, tym,-.samym .,nie'.,ei. ttie'1^^^)!!^':'1'1 ^'wsfs..-' ^ . .^ ":^ , r"  .l..:"l^li-.^;l'.;' /^^wiK^^i;^^'. " ..-"a&.prawda---*- rzek ^Dlxnier^wyehod, nie piesz si% pani -'-; odrzek Dixmer - migiie ,atepilrio. Zreszt, Maurycy zapewne .powrci^ a inio by aai byo podzikowaS za goianoc,f yiKiej ci dawal do- :\Wodlyt:^: }  1.'..'""' ..^'":'.:',-, .,.,, ;i^;l<, 1- .,. \^-' -,  Genowefa struchlaa na myl. e jej koehanefe i m .^Bacgl^-ia^-i^ofka.' ''-' ^ ^ ^ ; 11 / /' ^1<:SI :;1"11 1'1 ' / "\, Wstaa jakby poruszona spryn. < - SoAczytem, psnie- rzeka. -^-.lesfeEa gotowa* 'ISiattner. wyszed pierwszy.  1., .., 11;;1^.1^:1?, ,;:v' -':.''''1-'',:" Gtswws^a, dr.c caa, postpowaa za-JBm,^ zsimknTOtty iwawa?zy i gipw odehyliwszy do tylu. Wsia^te dtt'!'^ . ^!- Skonczyte ;sa. - powiedziaa Genowefa. " l:,i.'/l' '.'- '. -'.'f. ' ' . ';:-''/-!'' . .. - .. '';, '.,'""" '''.'.:^i,/' ,:';;,,,,.- ^1^^- .. ^^^^m ^ ' l'""ly,l ' 11."-';1'::'. i.ii":ii', ; S2VNK -,K)& STUDNI NOEGO" . ..:^i^ i...^i.^ ' ', :.:. ',,'- 1.,'',-, 11- :,.:; ''i- ^.?"11. ..f,^' Cztowtek w larmanicR, ktrego widzieIBay, fak pre- 'nrtiadaaa Wzdu i ^wszerz sali skazacw, ktrego pod- ,, ale zamiast futrzanej czapki mia Ba gtowie czapk czerwon.  . , ,1 ,;. \ -.   - '  ,.. . ".- "111;1.;:^>^\- V pas zwisa mu ogromny pk klaczy oraz szeroka szabla w blaszanej pochwie. , -Zupy i ,wina! - zawoa, wchodzc; do oglnej salt, lnie dotknwszy nawet czapki,, poprzesta jedynie aa: po- witaniu gospodyni kiwniciem gowy. Potem odetctBl,. jakby by znuony i usiad nie opodal Stolika, pp&y tt- ym spoywa wieczerz patriota, o -; m ; '- ' . ' !  ' !-, '! !.' ' :   :. |^ji%ospodyni widocznie przejta szacunkiem dla nowego ^ybysza wstaa i sama .posza' przynie lnu jedzenie. sl^baj gocie siedzieli odwrceni do siebie plecami,'jeden |trzy na ulic, drugi w gb izby, i nie przemwili d0 (ibie ani .sowa, dopki gospodyni nie znikna za lawami. " '  .  1. , . .  , ,,. .^ , ,. , ! i'- Dobry wieczr - rzek patriota do towarzysza, nie Uwracajc si wcale. -- Dobry wieczr panu - odrzek nowo przyfcyy, - I -c - z udan obojtnoci zapytat patriota - ake nasz interes? - ^ 7-' .'. . '   .'-'. l^-Ha.tojurzeczzaatwiona. H'1- 'Jak to, zaatwiona?, ! ' '^ .'''.'. 1- ' .. ' V ' "  '  '. ' '" '. || - Tak, jakemy si umwili. Potrafiem wymwi si gijcu Richard od suby. Wymyliem, em gueh, olep. Blowean, w jego wasnych oczach rozchorowaem si na ifebre.^:' ^ -  . 1 - ' ' " '.,' \ , ^.i: ' , |&-Bardzo dobrze. I c on na to? l - Ojciec tUchard przywoa on, ta natara mi octem <':'..,. -..... ' ' , '.' . ..'.,' kronie i niby to przyszedem do siebie. ]- C dalej? 1 ;' '' :  ' . : " '1  ' * '- ' '":" .'.." t  - ' ; . '  -Potem, Stosownie do naszej umowy, powiedziaem, brak powietrza le dziaa na mj wzrok i e suba Concergerie, w ktrym jest w tej chwili czterystu eniw, zabija mnie zupenie. -r-C ci odpowiedirfa?  Matka Richard aowaa mme. ^ojciec .Richard? . ;  Wypchn mnie za drzwi. ';yle to za mao, e ci wypchn. ^^aekaje ^paa. Poczciwa matka Richard wyrauoaa |p jest czowiekiem bez serca, poniewa tak si ob- ^. z ^OJCm .rodziny. . ' / . ,,....'..,,'' ^, on co-.na to? ' ! . ' .,- ,- ,', ,,., 1... -  . - " W9 - Przyzna onie duszno, ale doda, e aby by qd- wiernym, trzeba mieszka w wizieniu, do ktrego jfcst si przydzielonym, e Republika nie artuje i ucina go- wy wszystkim, ktrzy lepB na subie. - Tam do diablt'-:- wtrci patriota. ., -I nie myli si ojciec Richard. Od czasu jak tam osadzono Austriaczk, powstao istne pieko. Tam by i wasnego ojca nikt nie oszczdzi.  ' ; . Patriota da swj talerz poliza psu. --C potem?-rzekni'e-odwracajc si wcale. -- Potem zaczem jcze', narzeka, e czuj si bar'- 'dzb niedobrze. Prosiem o lekarstwa, zapewniaem, e nai dzieci pomr z godu, jeeli moja-pensja zostanie "wstrzyman,-, ' \:;,'^ ',: ,- ; ,',' : 1' 1'-'1'1..  -~ I c ojciec Richard? / -. Ojciec; Riehard powiedzia, e kto jest odwiery, nie powinien mie dzieci. "Przecie ty take masz on, ojcze Richard" -^rzekem. Na szczcie ona mi przysza Z pomoc, wyrzucajc mowi, ze ma ze serce, Widy ojciec Richard rzek do mnie: "^o, obywatelu Grakchu-- si,* porozum si z ktrym, ze swych przyjaci, moe ci zastpi i poyczy cokolwiek na racminek twej pensji. przedstaw mi go, a przyrzekam ci, ze go przyjm." Wy- szedem wic mwic: "Dobrze, ojczeRehard, pjd go Doszuka."''''''.'1,11" 1. ' :''1'1.1  ' '':.1'.'", --- Iznalaze, mj zuchu? W tej chwili Wesza wacicielka Zakadu, przynoszc! GTakchusowi zup i wino.-  ' '-"'i '' ',' \' " ' '.'''A Patriota i Grakchus nie bardzo byli 2 tego tadsd, fca mieli sob jeszcze wiele do pomwienia.;: ' ; -- Obywatelko - odezwa si CStzwierny - ^jcec ,^-^ charAdal itf ma^ gratyfikacj, pozwoi wic iobie SJ^&&, daas kotlet wieprzowy z koraiszonami iwypi fiutiffiR burgundzkiego wina. Poiij^wie.''te^o^'^p11/'miso. ^^- rzenttsi' l do piwnicy po wino; '. ' .--' 1 1 .\:' .^'i--^' - '   . '' '/.. ' . ' . ' ' '' ' ' ' \' '^ "''.. 11:' W ..   . .. :1 ' ., ' .. 1\ .  ' ..' .-,11::^ teSospodyni natychmiast wydaa stosowne rozporzdze- . Suca jej wysza na ulic, ona sama udaa si do "^y- '1.1.,^...^.1'.. ' , ,: :':\.i...:i -r'',:.'::" Dobrze - rzek patriota-roztropny 2^ ciiebie pak.1', . ., '\,i 1 .' i, , ;;;' ';',? 1,- . ' '' ,'! ','.i; to tak roztropny, e pomimo paskich piknych ic nie ukrywani woale przed sob, do cze^o nas to. B^zystkO doprowadzi. Czy pan si tego nie domyla? r-- Wcale. ^ , '' , ; -;-11   -.:.-'; .<1:; ,. ^ l..: --: 'Tu:1 chodzi' p' msz6 gowy;  . '\ . '" '\'^ '.",' s-./-;Nije'bj'si-o moj... .''. 11' '.'.;'' ,:'':;'-' /; | - Wyznam panu szczerze, e paska mniej mnie'ob- |etK)dzi,'ni; moja wasna. ,1'' .'.-".1.:'.'' ^ '.' '--^,.-twoja-' ' 11''"' .' : '1 ' ' :'.-: :\ ^ '^.': :: ,\;" '''-.'?&k.1 , ' . . :' " ;1   - :  :.1 ! ': -I' owiszeni. Ktp jat jestem?';'  -.'^ ';;'11 <'''': 1 ' ' - \^^'''^ - Mj kuzyn Mardoche. ^: ' . ; - Mardoche, zgoda. Podoba mi si to inai,Ja&i m^^ s^cwdt"''-, . - ': ;'- .:.- .' ^'''-.-'^,-r-'---.-'''^'^\1-.. ;;i - %>QAiiarz. - Spodniarz a garbarz to niewielka. rnica. , ^ -Albo pan jeste garbarzeiR? , ' ,- Ale "mgbym nim by... O; ktArej godzinie mnie za- .prowadzisz? ' , ^  '  . \';\,^;i'^l '"^ 1  ' '  ;'\1.\.' -^Za p godziny, jeeli pan cfiif^. . -- Zatem godzinie dziewite}. :v: l ^ -- A kiedy dostan pienidze? ' " '/ '- Jutro., . - ' ' ,. ,':111,'1'^'1'. - To pan jest niezmiernie bogats? -Mam, ile mi potrzeba. y ^ - Albo bye pan... i; ---Co ei do tegol > ^ ,'c - Bo mie pienidze i wydawa je po^to, aby si na-s razie na gilotyn, to doprawdy mog' ezy^fc tylko gfapey. i '-' Ba, sankiuloci ty te maj rozumu, ze ^uz gR' "dlai^ in-' nych zabrako. , ' ^^ . ; , -Idzie ju gospodyni z winem. ^ ; i ;; - Wic dzi wieczorem naprzeciwko |Concierg'  ;'' """'f ' .:  1'11 'xv ','' 11 '' . . ;'ly ,:,^1. SEKRETARZ MINISTERSTWA WOJNY . Patriota wyszed, ale si nie oddali i przez" za&opconei szyby ledzi, czy odwierny nie zwrci si Ao .jakiego ageata. policji republikaskiej, najlepszej, laka kiedy- kolwiek istniaa we Franeji. Wwczas jedna poowa $po?" -. Dumas 113 lezestwa szpiegowaa drug Tue tyle dla' korzyci rz- 'du. H dla "wasnego bezpieczestwa. "Wszelako obawypatriotynie sprawdziy si, bo na kil- ' ta minut przed dziewit odwierny wsta, pogaska gospodyni pod brod i -wyszed. Patriota spotkaa, s^t! z nim; na bulwarze Concierg^pte i razem udali si diE^^wi- sdenia. Tego samego wieczoru dobili targu. Ojciec Ricbaapd ' przyj odwiernego Mardoche'a, ktry mia zastpi otoy*, (^atea Grakchusa. ^ ',',.\,;".. ':  , ,' . ..,"1%''-' Na dwie godziny przed zaatwieniem tej wane}" splu- wy w mieszkaniu dozorcy inna scena, na pozr nic nie ; znaczca', ale idR mniej wana dla gwnych bohaterw fet historii,r^^grywate si w drugiej czci wizienia., - Rancelisia, oneiergerie, strudzony .caodzienn pB(t-. tyczce wojskowych. , ,'. ,,^ \: ;' .i' . ... ';.' : <1;-1.'II.A.-.::-,' ^-t Troch za pno przychodzisz, obywatelu-^^le^aiB Ju wszystkie papiery., .''." ,.. ' .-.1 ;,',; 1,'.'.^-1':'.'  ./'^ ,CT-, Przebacz, kochany kolego -^, <>dic>w'ie!ii?ial^-.nowo ;przyl^y-- ale tyle mamy. roboty, te dodatkowe ?aji- eia moemy wykonywa tylko w wolnych ehwUach,;6 oa- sze ,wolne chwile przypadaj wtedy, gdyinni jed^ Nb 'ri.''"; ,.1 ;1 1 - . ,., y,,,:' .'1 1 ',-,' \ /. ,1 \\.;' ' - Jeeli tale, drogi kolego; to bierz si 4o roboty^ ae piesz si. Czy inaSz odpowiednie upowanienie? *' -<- Oto jest -odpar sekretarz ministerstwarozkada- jR- tek; ktoreJ jego kolega, minio caego po^riechu, > pyssypatrywre si z najwiksz uwag. .,   ^-., ^:. '-'^A -~ P, wszystka jest jak naley -".wtrcia;ona Ricsiay , ^.^'.lata.-tooj^j^-sprawda^.dtfcMttnty.,.1'1''/: ' /:\(^:ls. 'W- ^."".' 1- '' .-  " ' :i \   ' 1 : '''^.'".''-i O, nie, jeszcze nie ^- rzek fcanceUsta, przeglda- lc papiery. ' '. ' .'1.'1'1. : ;.'.;,,', ' /  ^l3'^1''1- Sekretarz ministerstwa JCeN cferpliwle, jakby przy- gotowany na'" cise dopeiem^^iormalnoei. *" M^ -- Wszystko w porzdki ^^.[irzfe^Y^eszie1'1 kancelista Cncirgrie. - Teraz kol^a agiOze przystpi^ d^d^eia. 0uo yrubryk masz do wylienit^Ssi?'1'1""' ' '^y':'" '['''y: ' -'.Okoo1 stu.11 ' .. '"1 :l';"^i;:^J<';>'^.^l' . . ''"l^;v:'/^''l<:'il< - No,:to zabierze ci to kilika dni, czasu. ' '' ; -- TPak.&ochany kolego, ilay^tsKi^ u Wa$ wtoyiS pewiial .rodzaj. pracowni,  jeeli ;po^s^olH^e?? .;'"'.. \' ' .1.,1;'\;,.^^-1-'-1.,, -Jak to? - .zapyta ^ hatneeaista^oncli^ger^ ".: - Wyjani ci fo:'po .drodze, ''ho^s^dzie^ani^^i.ae^: 'pjdrfiesz^ do saatK ust1 koiaej. Mvvfi^,^lt.-'^B^8l^tty^.^ '''^-I nie zapteraEB si te^. 1,?'" ;'ll',i,'''1\f?'::'l;l^'^''' 1.' "-'A' zattail wybitiet 'Poznasz ;^Kj'lzori,nfezti(^i':z;;-ni^. tolhArka.,'Po(ietn.'' zaprzyjamiEBy'^ ^'-tH^^l./^^przetetta&aE; si, e dobry '2e,naliiC'cnopak.'-1,,  '" '' ^ '^'"'-.,.,""'' \'^\;'^; -"0, to ju widz, feochany kotego; ^y ^ '"."--'^oflrt, '"L&" po drodze iMpi-tow^^ostryg.na pfaci^ '^ ehatelet, kurcz u' pa2tieciarza' i legaitnin, do 'fatrej/ ^t^ ^ ^ niDurand dodaje prewyborny sos. ^ ? % --' iecnezeszr tni podniebienie^ kochany, kolego --Wfr-^ cU kancelista Cncirgrie na myl o pr2ysmB'ka':-'' 1    '"''','' "'i* i' '',-'; ^-A to po co? 1. ''"/ '1 - .'r""'^''!'"'.', '''"'^ ^.^i." ^:^;. ABy'wi<^^\^  1 1 '1 " '.,': ' '.1.'....' '.. : --31% '  - . ^ ' -,. 1.--.-' :^^ -.'  '. ;.1.'  1 :. , \ ^a^' ;1' 1 : '1 ;- '.. 1. 1' , 1' ;. . ^^'"alittS..111 na najmniejszy szmer, gdy nikogo nie bdzie w kan- .1. eelarii. .  ' ! ' ! .' ,. , . . - Bardzo dobrze. O, uwaam, ze ostrono nigdy nie zawadzi. . ; _ \ . .. . . . - ' .'\..^.1 --Spodziewam si, e rozumiesz dlaczego? - Bardzo dobrze. No^ chodmy. < Kancelista Conciergerie zastuka do drzwi krlowej Otworzy mu andarm, zapytawszy przedtem: - Kto tam? -- Ja, kancelisto. Przyszedem, aby powiedzie wam, ze wychodz. Bd zdrw, obywatelu Gilbrt, - Bd zdrw, obywatelu kancelisto. I.krata zaowu si zamkna. SeteetaE!; y ministerstwa wojny z uwag przypatrywa si te} scenie, a gdy drzwi od wizienia kroilowej zostay Otwarta, wzrok jego szybfcp przenikn do pierwszego po- koju,gdzte dostrzeg andarma Duchesne. siedzcego przy stote, i przekona si, e krlow miaa tylko dwch -stranikw. .' '.-",... . .1 '  .: 1 : ',", ,\,11 ' Nie trzeba nadmienia, ze skoro kancelistConcter- ^erie odwrci si, kolega jego przybra jak mg nt- Gbjtniejszmin./ , , Gdy opuszczali Conciergerie, weszo tam dwel^ mz-' czyzn. Bgrii to: obywatel Grakchus i jego krewiy Mar-, ^docbe.,1 ,;.1, - , '. /: ,1 , \;.,..1' .  ;'.,-:.^-.."'.'.y:',- '""'' ^^. ; ^Jakiby pod wpywem tego samego wsafas^ MaFdotAe i sekretarz mialisterstwa- wojny, spoistrzegiszy si,^bie} nasunli na oczy: jeden czapk futcz&n, drugi kapelusz o szerokinrondzie. --,Co to za jedm? .. / .;. , .y.,. ":.:. , ./ . '. - Znam tylko jednego, to odimeitoyGflftkchus. - Wic W Conciergerie wolao odwiesrnym wychodzi? '-W pewne dni, tak. Na placu Chatelet sekretarz ,i3Btisterstwa wojny, sto-  -' '  .  . '\' ,. ''' . . ^ . ' ., -IM.-..^.,1 '  '  . . ' \, ,-- ^ ,:/'--, yswnie do zapowiedzianego programu, kupi dwanacie tU- ^iiiinw ostryg, po czym udano sli bulwarem Gews. fc Obywatel Ihirand, sekretarz ministerstwa wojny, msesz- i^jtcal bardzo skromnie, zajmowa" bowiem ^trzy pokoiki na Kpacu Greve. Kady lokator nw;k!lucz od glwnych ^rzwi, ||^ umwiono si, e jeeli kto zapomni klucza, wwczas fc^iderzy motkiem jeden, dwa lub trzy razy,: zalenfe od ^Sflitra, ktre zamies^suje, a czekaijajsa osob, rozRoznaw-- ^szy,znafc". zejdzie i otworzy '"drzwi.. ^":: ,,ts..^ ^; Obywatel Durand mia, klucz w, kieszeni, nw potrzebo- ^ Wa wic dawa znakw motkiem. ; ; , pj Gdy weszli na drugie pitro, obywatel Duran^ wyj ^z kieszeni drugi klucz i^ otworzy drzwi, i: p Pani seJEretarzowa bardzo przypada do gustu ynzien- ||ln6mu 'urzdnikowi. Byla to rzeczywicie bardzo mia lE6- p^',)b^a.'^^yraz\'g |? twarzy^ budz "we& sympati. 'Naley pamita, "^e pmu-tfc ^est- n&jpewnfeyHeym' rodkem ^ uirN^aenia^tt-lad-^ ^ nycfa^^Mobiet.. Smutek 'wznieca' mio wel^^s2ysflEicIlJtH' " KiesEyzafa-Jle^wyjtiku. ' ':' '' '' ' ' '; '''' ^'^'"'^ ':' li?" Owaj przyjaciele jedli z apetytem, ale, pam Durand'nie S.do, ust nie braa. Mwiono o tym i a owym. , ' IP'1 Sekretarz 1 minislerst^WB" wojny1'1 ze, 'szczegln ciefenma^- Ij^- wypytywa 'b 1 rone' zwyczaj 'w ^ ConCergeri^^gl^lBg^Y' ^^iiaay si odbywa Sd, o rodki pilnowania wSniSSw. Kascellsta, ucieszony, e go tak uwanie suchano, f^ejsys.^ opowiada b zwyczajach Fouqut-TnviUe^Ei ofeywatete Samon, giowtoego aktora teagedfi, Jafc^ co tSincfodgrywano na5 placu Rewolucji, v |teE'otesBa kolei kancelista wypytywa gdspdaraa o s%tze-  ^dotyezce jego biura. P ''- bdpoWBedz&rf Durand - ja, jakb osoba mniej od ciefee, jestetti daleko gorzej p^niormoWany. tty&o zwyNym urzdnikiem, pew o1)Rwi5&i: i se&reitarza cn w rzeczywist^ci jestena tyBao 1  '.1 -1' '  "...1, - '- . ..' w' jego pomoenj^ena, tnnie' wic przypada prasa, jenm ko- rzy, jak to zwykle bywa we wszystkich Murasi, aa- wet rewolucyjnych. ; '' ^-^  "  ' .! .^ "'f^^:^^' r- No. to ja ci dpomog; obywatelu'^--^teMMisNioe--' ' listo wizienia, podchocny dobrym wtnem'/gspbctfctta,';. a przede wszystkim zachwycony1 piknymi o^AAl^pItti.i .Durand; '1 1 11 ' ' ^ V1';' .- ' 1 'i:l;.^.,.?;l/!^'*l:,;   . ;' ,, :.   '',..  .' ' . .  . ,'..  ;'..', i,\  ^ '' -O, dzikuj ci - rzeki sekretarz ministerstwa"'.^KSf-- ny - kada zmiana przyzwyczaje czy miejssa pst^y jest zwykle dlabiednego Urzdnika rzecz przy^r^. ISyA^ l, e taoje praca w Coniergerie wkrtce dobegm.s kBS- ca, podwoi wic, abym co wieczr ffi6g. przysprWalda ^d6 was pani Durand, ktra by si tu nudila^"^^; ,,.^, - JRie1 widz ,w .tym^mc^^kitopotUwego "-.'dEi^ ^Kp-'. cesta ucieszony, na iylo przyjeniiij rozry^p, jaitSflSJ mia IDU doistarczyc kolega.',,., :\.'','-\1 , ^ '.'1^. .:;:,:"1.^'" .".;,;"-..Qn:,..bdzie. ^..dy]stowa',.lo,' co.,me^n,^lqitll|a..^ll;;ldd rutMyk - mwi dalej obywatel Durad - ^ ^tisaBi po - skoczonej l-obocie, jeeli spoycie z naaBi dzi^ej^R,*^^- ' caBel^y sprawilo ci przyjenao, bdzies? ,|ias ip^ odsuwa.jae^pa- ' .rawan, rzek gono:" . ,- -; , ;1; ;11-:-^ "'1',, .^\<..'1.'1 - Otoywatcl&o, kolacja.  - : : Marto Antena roamaa "chleb, ale dotknwszy go !v} uczua ,paA palcami chd srebra i domylia si, efc^ete |K#aBd;w sobie zawiera co niezwykego. Maeninalm'p;-spoj- jsysaSi^ ottk^ siebie i spostrzega, e andarR i^pe^. '' |t;:':l 'Kiedy;' upewnia-' ,si,--a!e, 'usiad /'przy1 ^ .sw^te^to^lWtsyseu,  ^iyyao&yla- z chleba srebrny fiiteralik. Wewntrz; zaaudo- lIlNirat-SS^ Ust. 'Bdzwina go i .alSzga- czyta; ^." 1 .;r'.^.',:,;:; ^.^ ': "Pani, bd gotowe jutro o tej samej porze, gdy Juteo 'O -tej", godzinie- pewna s Kobieta 'zostanie :iiprowadzoniEi do 'wizieStua Wai^e^ Kr6@w<^ej Mod. Ta taabSeta^^iy^^ r si w suknie^Majjaiinitejszej Pani. a Na;|iaiej^za pa- lii W je!od^e',;tfagtpnewsparta na raia;p-niii jednego x 'najbardziej oddanyc^ sug wyjdziesz, Naija&M^j^sa6.^&-, . .ni,1 z Conciergerie,  ,.  , "^. . , . . ' :, . .:',,1,/,','.,^ Niech haas, jaki da 8i sysze w pierwszymp^oju, nie niepokoi Waszej Krlewskiej Moci, niech "{je We, wstrzymaj ani krzaki, ani jki. Racz tylko jak najAplesE- aiel p^ywjetzla puknie i 'mantyl mojej ony, tefra i^as- taie na miejscu Waszej Krtewskie| Moci." ; * ^ ^ -Powicenie!-szepna krlowa. --- Q, dp^d; .e^,' Sdzel'' A i wie nie jestem, jak , mwiono, ;pr2dB|t<^aan ....'powszechnego/obrzydzenia,' '". 11/.'' ...'...-;rt.^v;'.;'1''. ^WWU;, zacza czyta list^ Wtedy wierzy; j^^d?i%i \'ustp:;;v_ ,.,y,,1 ..,:./.''. ;, .:',,..,"..,;,- \.1-;;1'.'.^^';.-",^'\.1',. ----iyteecli! ci; nie wstrzynial ani krzyfci, aa^;3^d|..;*' 'fo^ SWzy, e zabija twAh stranikw ..Biedni? ^..tiliawatf?1' Xai;ty^e^ dowadw wspczucia'.,. ^O, nie, nigdy, przesi^|1 .,:....'.7'.1,'1,..;/.^A';:;.''.^! ^^'''.'TaKt&^deH.katny,'a zaraeni twardy.; przedtaiot.^wySlinir,,. fe';'si JaK/z:'pochwy i padajc'na 'posadzk,' zadwiec^-ina^-';":, I^Ifeznte.^,1'.,^ \ . ' '1^..,;'1,," ^..;,:.;.,;,:',^ .^'A.1^: Byl'*^ malekt wski* pilnik, a raczej eacko niSs na- r^dzii^ za pomoc ktrego nawetnajsabsza i najbrdaB^ niezrcznarka w przecigu kwadransapowinna prze^ ^ D^o'wa/.grub;,'elazn' krat. ' ,: ^ 1. ... \-\...; ",1' -1 ,':'.,^.,' ^ ISrlewa rozwina kartk:. '. ,..'--/ ' ,.1.,''.1.1 .:.':.-1, ;;/;,'. ^Rani, jutro p wp do dziesite! pewien czowiek zja- wi ^ pod^^ ,3ziedziaca kobiet tidzK!'^ B rozawwNt a andarmami, htr;zy c pilnuj. Tynicajse!(n." l^li^^-^Kl^ewska; ;Mo' przepfito}ea!z'. 'tt-zeci,, krat' ^. av^HB^ i ,' -ptzyi-adzajae sobie'"wieczerz.' .:, ' '  ',:.i^i\ " ' 11,.^;1,-;-,^/, ^fltym czasie pisaner i C?enotvefa weszli do Coaer^ ; gerifi i ^tk zwyka zassiedli ao pracy w biurze kaaceltty;^ W godzin pniej kancelista, -skoczywszy robot, zost^' r ''-'wfi^-teh-isaniych.-;-1 '.:.- ,1.'-1:-  ' '::-'.,.- "  . ' '^'-''^ "r:^K. ^dy drzwi^ zamkny si za-koleg, Dimner ^ehwytei pitny koszyk, stojcy.'aa. miejscu tego, ktry przyniesi'6^ ; . N wa^ynu za^^ Znalaz w nim l^i^aa^ daSe^a, przeUlma gtt i wydoby srebrny futeralilE:? r'^. ^"^Bdy^ przeczyta odpowied krlowej, zblad. Ae:z;.(3e- ; aowfa .Jlie spuszczaa z niego wzroku, podar karyt';-lMt,; drotaBe kawaeqAA t: rzuci je w ponc paszcz pi^aa. s .. 1-'-*--^abpze1-~ Tzek"-:-,wteystkoJest ustalone./'."'1 /'^.''':^-i..'" .'. .-I.-ria6ciwszy^.^'do^Genowety,dQd;sa:'.:: - 1'' :--^,'"\.':.^1;'1^.;. .'^ -; caod", pani '\::-  " ^   '.. '^''"^'^ ' - ^^.f^^^ ,,^,<-:Ja71l:,' J,: ^''. ,:-;1' ' - ''.'^'^^Y^.-1''''':'1'^1'^1',:-, -^ Tak, musz z pani pomwi po cienu. ' ' f/ ; .'''.Oenowe-JFat.-.-fl.iewzi-uszona i' zinnia '.iak; ^BttairiBliur.^aiH^-,;-"'1...^ , '..a^s^-^czya^ti ,g^EEt'.-^nei|en'.-rezygnacji.;...^..1-'-^ ;.,,.-v. ..".^y^"^' ^lat.1-, .. -1'1: - ' '' ;  ~. 1. 1"' . '^ . '."''"' - Oto nadesza godzina -^*zekIDixnierA-y; Wolisz l^pewne fener, ktra cignie na Oebie bogosEiwiNt^ 'siwo- ealego stronnictwa i al caego natodug nad ^njsel^^ ' ysaniebn, wynik z ettisty? . : ^'^'-^Tak.^pane.- '"1":'1 1 ;',,, '' ^-i. ..^. 1\'.^.,-'.^:1. - ,t':; 1. ^ 1" ?  - Mogem'' abie ci na miejscu, kiadytn ci zastp '  kochanka, ate; czowiek, ktry ycie swRjR oddaa ZA- szczytnej i witej sprawie, powinien liteiec korzysteft z wasnego nieszczcia, powicajc je tej aprawte. Po- wti^em postanowienie- Widziaa, ?WB si ^wyrzek przy- i ^ 1'emnoci wynierzenia itobie sprawiedliwoci. Widziaa ^ wnie, e oszczdziem twojego kochanipa. . Po wybladycto ustach Genowefy przibiego co W ro- Aeaju straszliwigo umiechu. -- AlR znajc nmie, rozumiesz zapewne, e jc;ti to- dzi o twego koifchanka, czekam stosowni^jszj ^hwifi; -- Jestena gotowa- rzeka; Geniawefa. - Po c tyle niwie? Postanowie laniR zabi, aaasz ^suszno, ezelEam. D&EBner spoJrza na peEtpwet i zadra aiuaftfr:woli. Mia- a wsobie co wzniosego, ezoto jej jakby oprOmienii- a iureola najpikniejszego uezucta.  :. - Uprzedziei^i kTdw ~- m>yi. dalej Dixmer .-'-ona czeka; A jednak, wedjhig wsziekte^Or prawdopodotlie- Stwa, bdzie si jeszcze ; waha, ale ty j .zmusisz' do dziaania.'.;.^.,' :. '  '."'" '' \: ' '  ': '""^;,'.\', '--Dobrze, rozkazuj, a speni wszystkie two]'. BO- ,lecenia.11' ;' , 1'.'.,. .'.'' ' '.' ' "' '' .''''' ' , '''^^'.^ '..;1 --- Zaraz- ia^Swi^ dalej^ Ifixmer.,- Teraz zapuKaite do drzwi, Gilbert nH otworzy, a ja zabij go tym stylfeterii. Przy tych sowach Dixiner odpi paszcz i- wysun do polowy ukryty' w zanadrzu sztylet. -; .GenOwefal zadraa. ' , ''; : ':'. ' 1. ',. 1';"':.1',-/*'.,".'  , ' ',,, Diaaner rk aakazaf jej milczenie. ": ' '-'. Gdy" ''go "'liderze, ...'ty..: .wpadaiesz^do1' drugiego'-1 '1 .pokoju, , '';   '"w lEtorym' z.najdttjle 'si' KrNwa. Czyni 'prdiEei zaaHenis z ni Suknie, ja tymczasem zabij drugiego andarma. Potem wezm krlow pod rk i' wyprowadz j z wi- zienia. . - ' ' , ., ., ;  , ,.. - - Dobrze - rzeka zimno Genowefa. - Rozumiesz? - podchwyci Dixmer. - Co wieczr wi- dz ci w czarnej jedwabnej mantylce, ktr osania ci twarz. Ubierz wic krlow w swoj mantyl i okryj Ja tak, jak ty si zwykle okrywasz.  - Uczyni, jak pan da. - Teraz powinienem ci, pani, przebaczy' i podziko- wa-- rzek Dxmer. - -  -. ...,'.-. . - ' - \Jt - Nie potrzebuj ani paskiego przebaczenia, ani po- dzikowa --rzeka wycigajc rk.- To co czyni albo raczej co mam uczyni, zmazaoby nawet zbrodni, ' a ja uteglim. tylko saboci. Co wicej, przypomnij pan ^obfis, ,e mnie prawie zmusi do tego .wasnym postpo- waniem. UnikaamY Maurycego, a ty mnie sam popycha w jego objcia, sam wic bye winfen, sam jeste teraz sdzi i mcicielem. To ja zatem powinnam'ci 'wybaczy moj mier i Czyni to w tej chwili. Ja powinnam ca ^podzikowa, e mnie pozbawiasz ycia, bo ycie moje byoby nieznone, gdy rozdzielona zostaam z czowie- kiem, ktrego jedynie kocham od chwili, jak przez sw zemst zerwae wszystkie Wzy, jakie' mnte z nim czyy. 1 - ; ' ' .   ! ^  \; ' i ! ' Dixmer wbi sobie paznokcie w ciao. Chcia odpo- wiedzie, ale gosu mu zabrako. Przeszed si kilka kro- kw po kancelarii. - Czas uipliywa - rzek na koniec. - Kada sekunda moe si na .co przyda. No, czy jeste pani gotowa? -Mwiam ju, e czekam - odrzeka Genowefa ze  spokojem. ' , , . ^ ..! ,.,,"' . . ' '; ^ Dianer podbiera papiery, obejrza wszystkie ' drzw <2y sdobrze zataknites przekona safi^ e nikt me b- m f. . ''' ' ^ . , ' !! ' , ';' , te^^- ^mgt' wej do kancelarii i chcia znw powtrzy ^fente .dane- polecenie.' . , - . ; .^y ^' 1', : .. .1:,;, ' , ,;; \^,-,''  ||^^nale,'-by?ro*ehi'odwieniy.. . .'1-^:,^^^^ .'. ;, -- Bo:; to,1; widzicie,; dzisiejsza noc  wyBaai^;;;^|^^ e:iEli}noci''n:z'ziaWsz.' ^^ .''' ^ ^ : ;.":^.,'ll\^&|i^s^ ',,';,',^. Bal-:-,\odrzk1 :;d>H^]''^,'DuchesaR.^;^^^^ ''./^'.'faA.^tak; ' ., . ' :.:- ' ' '' " ^i\'i:.!'^^l!v}Sl!y: "' --C tani aowu nowego? ,, ,  ' . ..'-^tSSSS'? ^ Otwprz ofcflEO? to ci powiem.-' ,,. , .: .^^^'S;^^;.; / ; ,(5bert Otworzy ctew csni rk. odwifl^^;,1!^ "ry,1 zapl&y4a^irt., '. ' ." .' .'1-',;..:,:. .'. ' '" 1^  < .;)wv|^% ' '.^'-^JF^ted^tA^KonweAti^.byto^nfet zbyt,'8or^(?^;J^^'f ^talIliScile^ sprawoadante?'1..:1 ''-^ ' 1/ '.1/,1 . \, '^^^^W, ..-^.-'Mte; C^^ta^.^a^at?1''< ^/ /: .i...   i'(';;l/,.'^'{fi^<|"; ;^..-' l^aipieraw obywatel P^faffirt odkry ,pewii^-^1^^^.;'^" ^\.--' JaKi?''';'1.'''1'1^ 1:1'1^.1'.^:^.''11^ y'., . ^'^;, :;;!;:^l^.!^y 1 '"^--^ ^i^w^,'^tei^?r(^^tNW2^o ^za^.uBBa^^^i!^ }% t ciesz si B^^lejl^zy^^ssdrowiepi.- . 11 'ly,,L'<^^t'.^t.;.;A i;l:l'-- A^tfc^^^M^^^calbW^1^R^ i,;'3nsBfc^^ l'^&te,l&\<^:i,.p0dolmo;l^"IN'^lgUi.  '1 ^^^^.^^ta^^i' ^f, ^A; 'fcaWalter ,',de^&taini-^tfuigii? . - wtcg^it^^^^ai^ ^iiy,- ^podnotp; "^B^Nfej.r^aty^ krQ|owa usy&sa^.^^i;'^ ^:-^-&^E^EseM';'i; en ^jittt1^^'; AagBi, ' ' - - ' .';.-1:^1.;  ^^^^^^Y'' ^;^:'^^^^^^11^'?^'^^ we'fa^^^r-&|^^a, ^^^^afej11 'aiIardNfee^ 't^'^ani3OT ^tonenY;-)"'1'^^^ '^^'^^-asojiw^^ ..'^^^,^1,''.^:^ $8e musia wraca, bo weaie yie WyJe^at ^^,^:- "iat nu dopiero mia^y^y-TZ^^I^te.fcMS^t^'^ ', 11''11''';\\ ^^-^-Kfcib^jedtoak ; 'kiedy' gcl^li^pi.^ {'^ 'l,, ^"'\:\ :*^ ;';'; ."^'i "gJ^\-^.Z&pewne, a .zdrie;,^,^';^'!^7,^!^?!R'''^ 'l;;1'?: ^W" *e^'cwiU /pilna . kro^^^ '^lirise^azgrzytai','' ste^ l^awi^rpy _ w  obawie, 1 aby^-iE^^^yaEzan'1' tga dwiku,' ^:adepn^ '.psBt. OK ap 'taK "iic&i",^! .''p^dH)^ a^'zawyp^ ^'faote1 "- ' "..1,- ""' ' '^."r^^''''^ ,1.1!" ^Y.-.-^edactysko - oder^^^-IB^rt;^?^- ^ '-" ^' T- ;, ^i'  -- Ech -:  rzek 'odwierny '^'iii^^ ^?j.; piMi-.intA, ^'^oy sa&oty Cicho, Zytonidysfci!^;'^^!-;' ,^,''' ll.\/l ^.'..."'.;;/' ;.^.l-^r,"?azywas^l .swego psa^^yroodsi^^^-^ywat^ba Mai-'. ^.dieheT.',11,',1' ' 1  . .1 - . ..l;^^^M^^.I,^:'"l^: 11)11\'' ^'//--^T^k,1 te-''nazw.1 wydaa.,mi :.^;:te(lNeW8i.'1,,':^ -. . II.- '^- .Nwie '.wic-'- odezwa- ^ asnowu'^B^j^^ ^ kto-1 ^^yias .ttte^Bnogac ' W^j^ z' wiziienia^'cNaia^)(i^ ' ^iefe .'Wadomoci -mwie wic?... .-'1-. -'^^'"''^^''/r^U^;'.-.' '  ''.i:--l A', ''plaiwda, ^tt6\yiteBB,, -^fe';1 .oBywatel.': B|@pf^^aW!#l; ,' ^1 ' a^ ffK66iaeKeaiexa , 'Aa^triacz^i '"z11 poWroteaa./d' 'S^ea^t^ ^ ' "A^tfr. dlaczego? ^ .,"''..: ^^ .- .,'<-^ . '.^""','s^^.^'y';1 . )lrtrzyifiywa,;, S6-isSi, 'Nutek,: przenie^eanfel/'^ ^TSeSi^ ': ple uwolniono j od Ibezpbredniego nadzoru ze ^r^y Gminy Parya. .,  ' :'' ' \,":\ ./.',' ^:.,^' ;:.1-'" ,^,^',': '' ; __ ^ i. troaBk od spiskw tego' pri^!^^ Maisdo- -IKuge - raek^fi^lhert, - Sdz, e on 2n'6w gotw je^ , .aarolw.,podkop.1 1'.'.1 '' .'..''.,',11."';1'':;,' .'11;,1;'' 11';. 1'',.1'', '^^^-.Tak. sBm^odpoWlediiat, cayywata. 'SanteiTe,^ ''ate ^Hfe- ' 'l,&ert,,lflwiadc2y,';ei',di ch-wiU.-fgdy spisek wyfa'yto, soSs.-', '..B^1 'wszakSe' ,Bieb^iecro^two/'i-.'!y;\:yeB:lple, .'asoSn.a by-', fcyito zaKsfcowa^daleko ttaBijsz pstroao dla dopilno- wania Marii AiftpQi^,ai^^t;i^^,.1^.^ '!;'''.^. ^'i..''-^''-^.' (.'--^'do nle'^,^zek2;(3ilb?i'l^^yp,.a^?ll^^ ^(^.'.laiS^y.^j 'tasBEt^ippwu.^pra^Hie^ ,. ,,' ,.;;,^ : ^ ^,;,,;.J, '.: 1- ' ||^|%,^aeaflde^ /isBttsEa.^tftidziife;,;^ :^a<^:;.pte ^^^^'l.^^^^-.^.',lv/;l'l;'.-:'^l.. .'. ".^."^ "^'J'^..' 1 ,'1. 131 '  .  -Nie, *As mnie smuci. Maison.-Rouge silnie zakasa: im bardziej pilnik za- gbia si w elazn krat, tym mocniej skrzypia. -7 l na czyme stano? - spyta Duchesne, gdy odwieieny przesta si krztusi. :' ' "; - Postano-^ono. e Maria Antonina pozostanie t'uta|, lecz niezwocznie przystpi do jej procesu. ^ > - Biedna kobieta! - odrzek Gilbert E Duchesne, czy dlatego e riua delikatniejszy such ;.,nf, kolega, cz^ te zwraca luco mniejsz .uwag na 'bpowla" danie Mr4o<;he*a; do e pochyli si a? stron .;prz'yig"'^ tego pokoju i sucha. ^ / , ; Odwierny io spostrzeg. '.. .:".' 1: :: ' ! ^ i1' ;"' ^'i-'-.1 ' 1.':; ' -- Bzumiesz wic,, obywatelu Duchesne -- powtedzia;. ywo --e usiowrania spiskowcw bd batdaej rofti pac^liwe, poniewa niewiele pozostanie .iin czasa ina.yicK' wyKoBtie. Podbbao wo^c podziewamego napadu abroj- nego na Conciergere wadze maj podwoi;* strae,; faft spiskowcy nikogo .oszczdza nie bd, byle tylko ,dota& sj do krlowej, to znaczy do .wdowy Capet, chdaefft ^-gownedzie..'', '".: 1 ' -.i\,'. ''i  .. y' ': 1'-.;-" -^..^. "^. '-'E, ktrdy by tu weszli? ^ / ; ^:;:: --.Moe^prZlibraliby^i za patriotw, udaliby, e chc powtrzy dzie drugi wrzenia, ajdaki; cdyby yca.; .raz; otworzono drzwi, bd zdrw}  A ;?u andarmw ogarno tak wieMde zdumiente, e. ast- p3a chwila slilczeiaia. Odwiernyz pen trwogi radoci slSysza' cigle ^sfeiczypicy pflaaifc Wybia godzina d^e- ,-witoi; ,:.^,.?.; ,.': -11 \ ^.11. :,:'.; ^^,1 .^^ . . ;. '.^^"^^i^ ' Jednoczenie zapukano do drzwi wizienia, ale aa^y- tai, "'zany sieni, nte nie dpOvytedzieH. ; ^'^'; '1;1^1,''^.:;, ,--1-\ : -. Do|b|^e, robrze, bdietny pinowalit .'^ 1. :'^ ;;; ^. ^.^A; ^ - '"^SA.^eeU:.^^;^^;'^'^ 'zgfauemy^l'nR,;'naszycfl.l'lpp^ft-.: .runka^li jak prwdzawi republikame - doda DucIte^KB. ,^Crlowa przepiuje wkrtce krat...** - pomylial B'; odwierny, ocierajc pot z czoa. ; '. v ;. ||i - Ja sdz -- rzek Gilbert - ze ty take czuwasz jak p, naley, bo ^ciebie rwnie nie oszczdzono by jak i nas, 1^ gdyby sprawdzi si miay twoje przepowiedni. te -Naturalnie - odrzek odwierny-- ja te nocami ll'^1 ' i. ' ":  . - - ;''',''', . ' ', ' ' || tlibchodz posterunki, jestem zawszae. Ba nogach, .kiedy wy 11,'Si' zroteniacie... Wy przynajmniej co drug rioe moecie y'si-''przespa.' '1 1;1 :1'1'-;;1';;,'- .." ';  ' ..',,  -' . . Te. ,' :. .-''.'  '  . ' ' ,,'';' L: W tej chwili znowu zapukalioi dodrzwi wizienia. Mardoche zadra. Kady najmniejszy tnawiet wypadek mg zniweczy cae przedsiwzicie. ' , : ' - --Co to? - zapyta mimo woli. ^ " - Nic, nie- odpowiedzia Gilbert -'r- SieferetaTZ mi- nisterstwa wojny odchodzi i zawiadamia aiihi Q tym, Ale sekretarz cigle puka. --Dobrze, dobrze - woa Gilbert me odchodzc Ad ;- ofena. - Dobranoc! Bywaj zdrw, obywatela! \ , -- Zdaje mi si, e mwi co do ciebie,..-- rzekDu- .chesne, odwraca j si w stron, drzwi.-Odpowiedze mu. Wwczas usyszano gos'sekretarza. . . , - Chod no tu, obywatelu andarmie! - woa. - Chc ci co? powiedzie. Odwierny wyty such, bo wydawao mu si, s.po-' naje gos, mimo i wzruszenie pozbawio go natui-.anego ; tonu.'- :' ,:,\,1', , , ,-1 . '.' ,'. ...'"' .,,-, .1.,''., - Czeg chcesz, obywatelu Durand? - spyta Gabrfc Musz tob pomwi. A czy nie mona by odoy tego do jutra? Nie, dzi jeszcze musz z tob porozmawia T- od- tr.teBl'samllgfos.'"' ' ' .-.,', ! ,  '' ! ^',.1"''^ ., 11 '-; co to takiego? - szepn odwierny. - Wszak ^o, Dsmra.,':^.1 '.'"' :' '1 ' -.'' , ,^ "1 :.,,., \' , tydiao si, e odlege echa ciemnego koryferza na- '  /  ' '^ ,. ^  -W" daj jaki grobowy -ton zowrogiemu I dwiczniBrna gosowi.'  ' , , / ' ', '  ''-. ''i- : t3u.cn.esne odwrci si. , --Ha, jeli koniecznie chce, pjd i otwocz'i.^ -"powN- . dzia Gilber '  '' ' ' ,-1.' '':^'1;1'. ^ I poszed ku drzwioBa.    . '. .11.\1',\!'<,'1>,. Odwierny, korzystajc z tego, e uwaga otey4' ^aBB- darnrw skierowaa si w stron Duranda, podtfcgl ^ okna pokoju krlowej. -  '  :;^,:^'^\1,1 ' "-Gotowe? --zapyta. ''-.\ ' - ,  .  -'r1;^.'^', - fteepiowaam wicej ni poow - 9dpo^l<||^a krlowa. ', '- - , ' : , :,\i\.:ii^'f,:y - Na Boga! - szepn. - Prdze!, prdzeji . ' -- Bet, obywatelu .Mardoche. gdziee si podzai? ^^ "-zapyta .Duhesne,.,,,,.1 .- 1 .: '., , -. . .':,,-.i:.', \"."',:\^ - Oto jestem! - zawoa odwierny, wracajc jSEy^fco ^o okna pierwszego pokoju. '* : W chwili gdy mia zj swoje miejsce, w Wizieniu yoztegi si straszny krzyk, potem przeklestwo l sa^ly ^szczk szabli wycigianej z pochwy. ^ - A, zbrodniarzu! Bandyto' - krzykn GUbert. ' ^ I w korytarzu, da si sysze odgos walki. W tym.samym czasie otworzyy si drzwi i odwierny ojrza dwa cienie trzymajce si za bary. Jedaoez^ai jaka kobieta^ odepchnwszy Duehesne^a,, przepkaela ob^te iraecyeb i wesza do pokoju krlowej. /r^: <; Duchesne, nie zaniepokojony widokiem kobiety, pobieg. ..fc0ie,';l... Krlowa upucia pilnik i stana jak wryta. Ite^SE^ ^j<&c^eI)t;!Splsete,vni&: udat si.'.'^ '" 1 ':'::."'1/ /.'':/,^<1''';'1;'1'?C '. "W: . . '1 ." ,1,' '.' ... . '  :;; 1 ;:':'.:'1^.\::: fe<&d2weEny chwyc oburcz przepiowan krat l p(>- gasn ni z caej siy. Ale krata iae.':'''!^?\Si' ^^--'BIWis^^e.^cfawifimy l'widzia.' Jake-.te:^^'1''^.' '1'--Wld,-;jak wychodzia. 1. '  / ..^..^^w:^-^ 1.1, _'...-^'A^wic:^^^! .'1- '-';' ' 1' ^i  ;^::;1^'^^,^^.. ".^--.TalE;^.^;'."''111 ' . 1: ^Y ;'-"^-,. !  :.'1":-1,-1'^^"-^ -^ Sama? Nt, to niepodobna, Genowefa nigdy t&jyy- ,'s^aby'sania! : '.11"'1::.1 ; --.1' :;1:1  ^ .^'."',':',y;:^'v/,:ii - Nie sama, obywatelu, ale z jakim m^yaR^^ :'-'^-wJak^toP^Z,mczyzn?. .'1  ^ ' : :1\;':-. ^!^^;^;;^:; ^i;*'.'Tak przynBijintnfej utrzymuje Obywatel ,a|w^|By^'; ,1",' .,-, .-A,%, popro^-^o-tn^musaE' .wedide, co^toJza^w^p^i^^." : Selewols "slrfe^owa'sa;.ku1 .drzwioto, -ale-: .trylns^si^11' '^ ^zarik!'/jatek^/ln&InyseTO:l ,;- .- '  ' .'-w'-.. , '^1A:1'':"IS^> ' ...^--^ZSarasi, ^Ea^.^oteywatelii.,.1^;- .1/',-'' l",;'il-;ll^' 'i";^1'-'''.'^^^^.', -'^.^^C^.C^^M^^nte^iric'!!^^.' ,-..'. 1' ' .. ':1,;1^^^^:1,' ',' ^^'SSssSae ;;to1.. by, :ttn1, ssm- /criowtek; ^ ktjey'. bieg.. \za5yBEka^, ^^'^^wNtet^^firy-^a -tob&.^teeg?-/...;':^'-1 ^.:ll^^,',^^t^i;^l, ii',^^^^^%'i.^ ^.K ,;\,",;',;;., ,^.^,'^;.^^''.v-^4yl^,, ^Y/^1^^^1.',-'1..^ ^M|i.^po; ,'tak, 'CTJ., przyjaciel,'zapewne ^Lorito?,..;;]^,;^;': ^l^^sizlcodzi.,, e wysza z Lorittea.^.' ^1:;;',,/ -: i'>i^\^i,,': ''.:/' . gi^-lf 'Nawyey umiectoii.^l^l^otai^1^*R^^ '^'-^lil^e.-^nie'- zawoa Scewcaa. -- TR itie-R^ ^ywate--^' |N^przcte.'.ja 'bardzo 'dobrze znam obyw'atela;'l^aa^ ^NbW-kt-t^by? 1'" , , ',,' ', f:. '^./^;^^', fi, wiesz bardzo dobrze, obywatelu. To, tea przyte|- |;ttiy'toczyiaina," ktry1 tu raz przychodz. : ' \'''^'-,1^1':. 'Kiedy?.-1.';  :' .:.; .' '   ",">i;'"'-1'' :.'^f'. . ..:^, '^''^y Wlweas, kiedy bye, obywatelu, tak$ gacautay, ^i|- liaSif.^^BMa^ci^, sob- 1 ,ld^y'.od.n^egQ?r:IW^6dat,s^i;tit&;- l^dobry^a^ toanorze.'' 1 ':' ;-^'.' ^ .,'". ^^../- ^ '. -,'l'..'^f:; 1 I^^Mauryey 'spojrz* na; negip bdnyR waco&iem i zadrai |^aa caytn (del, wreszcie pa dugim nuleeniu zawota; -t.-'',',^..\'.-, .  ' ',, ' , '' '/, ',"1,'''^ ^:.,^,.^.'^ -^ Nie, mylisz si. Wydawao mi si zawsze, e todzSel-1 * jBy czowiek. Zabra j po lo,aby; uczyni 2 nfej o^tr;. , On si kae wraz z m aresztowa i zabij icla oboje razem. Ja przynajmniej widz tylko to niebezpiecze-- "s^wo^-.rzek.'Lorin.^ ,^, ..', ' ^', ' \'::'.'.'*' ... ^^. Sowa "fee;:Jpog)t.bBy rozpac? .Maurycego.^".-, ,/:11' .^;/^.;;'1.; -Ja j znajd! - zawoa. - Ja, j znajd lub^ umr! --Nie ni wtpliwoci, e j znajdziemy - przierwa Lonn. - Uspokj si, mj Maurycy. Wierz nii, e ten le isal^ka, feto szuka bez ,zastanowiettia, a nie zastanawia s ^ ^^ ,kto^jiest.;tek ^drusisony jak ty..^."::.'ii:\i../ , .'. :"." ,.,':*1,. '^K - Bd;-, zdrw,; .Lwin. ; ^....^,;.:, .^.,1 /^; .' ^ s;ll't--*;.Co.\zna<;zy?;,l., .' ..; ..,.' '.l^i; 1'','^ ^ ^'.,'',1..1''1\ ' ^'---.rld/ju.,1,...1 :,;.'.1 .'''':;., ^1 ',;,1;1,;.,';'' ^11:'''..1  ^' . ^^^^J^^^opwz^^ ';';," , liy^Eto^chodzl^.ty^^.mn^ ^wi- |iB|ienemmai!aa;al sw<^,zycifi;<^^;;<^.^ i ta jak Maurycy aztrroi si w par natiityeti^Ristole^ty' ;.l..'^c(6!reukryi,..wllldesaeniaeh,.-, / ...  . .'.^^''^"'.^'^k '^.-^"C&Otfeny.'- 'doda. , - : ^  , '^-f|','&,^..^1: . ",'-A^e, niepotrzebnie si:. naraasz! -- aawpair.Jl^t^^l^^^^ .;: '"-;I^,CQ-'.tS(d?;' "; . ."', -;"^,^ ,', 1 . 1, . -i^^,^^^1. '; ^..^^.'^Rs^^^z^si najpierw upalny? -^spytal^^&^iii^&c^.; - - Szda^iny naJpierw na starej ulicy Sai^-Jacq^^;|g|^,-;' '}Vesa naj^t'niy^ka^^eira'^',^ison'-RQuge. Tam, .g^is^^fe''"' ^^st; ,.ncttN[1 b3'''t^lw^::]P'Bib^Soi^^ ^^'.,l^,tefi5l&:^ lfiteu^yee]^'.C2ya^ : ,^" '"'. 1]1' : '  ^ : ^ .'.1 '/ :., J.ll-\ ; \.  . :". ::1 : .!  . ^ :W^ ,1'eR> samego dnia FoUlgtier-T^ayale na3W|isfea ih osg^ t(j'|fci(yl;e^rwfl^sTOi  ta^yzyfciami,1 a, ^ wyittz ^^od^Ezani". <*|sl,, ^^-hawawym^^l&ki^^^,/- ;.r,^-1'1, ;^^ ;, :^.: ^,.1,,1;^1";* twad2iesteg< trzece^ .jdnia, ^ertraZW* rf8^wedl^.lg'dawlqg6stytel,i:^c ;i^6s^>czasl^B^Sw-S ^.wioBo,11. yuBay.' dekawyco -.fid'1 ltaite.*aapaE^i^SI^Kkl^yNli^:^s|a^ ^wA^Hr^^oabyway^ssi ^posifidaenfe-.l-e'*^^^^;1''.^' :'/ii^^'i:, :/. ^^teszystkie korytsirze 'CcmdiecgCTl&^wyiwtg^e11^^ gnyCit - sensacji.'widzami, :^6rzy. wywoywaM^ ^gi^c'^,"!?^^; ^i||edfl<^r1^ '2(ro>'w. ^zy&te^^niectKhom^i^ ^..;' ^"^"'-"'I ; :,1" .^1: .'\  li "'"-". ' ; : 1 : . ^litKfl , Stoczona masa sto razy usiowaa go obali!:. poniewa by" wysokiego wzrostu i wszystkim stojcym za nim za- sania widok, ale, jak powiedzielimy^ atwiej" byoby poruszy ska ni Jego. Tymczasem w drugim kocu ludzkiego morza 'inny mczyzna przebija si przez cienione tumy z nie- zwyk wytrwaoci. Nic go nie wstrzymywaoi ani Kia- aki tych, ktrych za sob zostawia, ani obelgi ty<;!v ktrych, przeciskajc si, prawie dusi, ani narzelBajaiai . kofeaet,..bo...tyefc.wieN^'byol,W tuniie.''-'-1,1. -./- ' - -'':'"';.'!'',.' Na razy odpowiada razami,. na obelgi swiirzeilielaa,.; przed ktj-ytti eolalisi najodwaniejsi, na narze^i^ ^ olbotnosi9'-!p0do^SHkl!'do--pogardy" . ../.i. ,' .,^.>. ' ;\^ ^.'^: Na koniec (dritstt^-do silnego modzieca, ktry zataraaso.* Wa ^wejcie do saH.. Wrd tumu zapanowaa ciekawo jak si pog adwentowi. Krlowa Spojrzaa na kobiet. .^t,X;'';.:' -Tak; AntoninR, tafe, powiadam 'ci, ^ dttB^ t 4& twoja duma wanie Ci1''zgubia.'' 1 \ ." ^.^^p'^"^1'1  Krlowa zaruawenia si. - , ' .''.,;::'^l,'';:;.y^'i;;' " Kawals;r zwrci l ku kobiecie, ktra wyrzeic^^ ^ wa, i agodnie jej odpowiedzia: \ 'li;-' Osi" .'bya' 'krlow;, "',, ' . ' ' \ ?'' > MtaurycySchwyci go za rk.  :'- --rzek po cichu-odwagi, bo bdziesz l -.Panie Maurycy-- odpowiedzia kawaler -cowiekienrT wiesza, e mwisz' do czowieka. t"  ; .,.^,v^5^.^^'y^ czy^ sdzisz, ^ oni mog j skaza? ->-'Nie :tylko t& sdz, ale jestem tego pewtiy. Qen!... Kobiet? - kajc, zawoa Maiso-itB^f .. .. ' . .:....' - , '   . . ' .. , '' ' '-'''.'Kt.'- .'....^FkA;''.'! -- Nie, ferlow --; podehiwyca Maurycy. %m tosprzed chwilopowiedziaa :,'Teraz;fca'wale!r .uja.lidauryc^o^za rk^i^z^niep^i^Jtf;*.1 ^!0zr,,,i,.znaiusi,. ab^ nachyla'si. ,do,jego,,acfca',.":,^|a|^^ :Ky^godma.a wyot do trzeciej;'rano. Widowriia,i^|^^'? ^^.iHszerzedzOa.s,,-Kilfea'"wiati' zgaso tu i wdz^;li^|^|? ',$(i-egdzx-e'byo.,cxmno. - ,.'; ,-:.::",,, 1- ' .,1. f-a^^^N^ '^;!:,,iCze'.sall,'.W^ktrej-\znjaowaIi a, kawaler .'ijl-^i^^&l''' Ify^a ^dttz najciemniejszych. ,;;"' .,..' 11" ::'.;^.;\y^|<'i^y ^/,-- ,Ait(?^po; c, "pan-.tu ^rzysea, .^co.,paa .tu y^fcifc,^^^,;''1 ^ktfy  pwecfe2, "nte ma-, 'w^-wbie , krwioerczych' ilest^?'^:;., ^yt.'. kawaler.,, '1'1,-.,1... :--::,;' 1. .. 11',, ..'''.'^.^'^M'^1 ' ;;-^Niestety'(T-- tzeM~~6Savifycy. - Ptzys^d^.^tiiii^Sy' ,', twisSfsa?Jpzielia mnie od niej elazna krata. O, czemu ciebie tam nie byo, czemu: nie moge swo- iclt Si poczy z naoiroi! Przeklta krata byaby ustalpia i byMbynyobie oatiI ; .., ,..\'1' 11 ; ./^- ;,..'.1', 1. - Genowefo! Genowefo','.- szepn Maurycy. t patrzc na kawa]6esra z.'nieopisan-;:^.wNEekslipci, -^Zjat"'.. 'pyta:". .^:'; 1.1 1 "-'/.^ \.'': :.'^^ '.-. ;.;.:^;...",-.,^..':::1:... A; c ,si stao-z,.'Dixoaerem? ^'' ^'..^ . .^; i^i':^, : ' ' '. ' TSw wiero.; ycieHx jedn stron, a j ly,drug. 'O,:.,, ^--'.,'wyczete .Maurycy, ^cisnwszy Sffby .--. je-eH.' 'ge.^kied.y spotkam1...1,',^''.;' 1" '-/11'..:'1,..,'. ^ " . ../ .",, ".: ' '^--lEozu&iiein. ,Ale:l"dla'Genowety. 'jese^z ..ni-^wszystfco,'. stracone, podeas gfly dlatkrlowej..*-"przierwa kawaler de Ma^n^Rouge; -O, taurycy,,. jeste cawekiem szla- eli^ta@iy, "wicie ni;oez,tBsz prisyjaci. Bagam e^ jah- bytn bagaa.Boga...Iteurycy, dopom mi ocali krlow. '3^'ty-1,. jeszezie, o- 'lfeyaa'iny&tfez"' kawalerze?.',' .' '' ''';. Mauryeyt cealowefa Nagfe ci o to przez moje ustii. ';,-'^^p^e-;'!Wyln'^iaj /pan^lsego^itfueia^ Kto; wle;-.tR^-^' i pa, tafc jas Diaoner, odda Da p&stw losu t kotett - Maurycy -dumnie odrzek kawaler - kiedy od- dftj si Jakiej sprawie, powicam tylko samego siebie? W tej chwili otworzyy si drzwi od izby narad. Maury- cy chcia co odpowiedzie. - Cicho! - rzek kawaler.- Sdziowie wracaj. r I Maurycy poczu, jak kawaler dry. ^bad t zachwia siSH nogach. -O! -szepn kawaler.-- Brak mi ju odwagi. ^ .- Uspokj si pan albo zgubiony -^- odrzek Maurycy. Rzeczywicie sd wraca. ; ' i Wprowadzono krlow. Sza wyprostowana, niewzruszo- , Bta, dumna, ze wzrokiem utkwionym gdzie^ nieruchomo, z ^acfnitymi ustami, \",l^\li' .;' '1''-;."   /1'', ' :' ' 'Odczytano! wyrok, skazujcy j na kar mierci. Wysfaffihaa go spokoJnie. Nie zblada ani aie mrugna- okSean, adnym mukuem twarzy nie zdradzia najmnie]- 'zego wzruszenia. : Nastpnie odwrcia si w stron kawalera, spojrzaa na przecigle i wymownie, jakby chciaa mu podziko- wa. :Potem wsparta na mmieniu oficera, ktry dogodzi frojnyai oddziaem, spokojna i dumna opucia sal. Maurycy westchn. ---Bogu dziki! - rzek. - adne jej zeznanie nie sKtpromitoyalo Genowefy, jest wic aezcze nadzieja. -- Bogu dziki! - szepn take kawater de'llMaison- -Rouge. - Wszystko si skoczyo i walka ju skoczo- na. Ziabrko ml ju sS, abym j mg dalej prowadzi, - Odwagi, panie - rzek po cichu Maurycy, ; ,.- t?ie zabrjaknie mi jej- .odpowiedzia kawaler. l'Ucisnwszy sobie donie, wyszli. ;i 1 Krlow odprowadzono do Conciergenie. Gdy wchodzia do ^wizienia, czwarta godzina b3a na wilk^r zsegarze. Na kocu Poiit-Nuf Lorin oburcz chwyci, Mauryce- go.za ramiona. :' , ." .' ' ' . ,  ! \ :\,;'..,'r,' :11':;,1 '.^.'^f" Stj! - rzek. - Nie wonoC A to dlaczego? ^^ Przede wszystkiln, dokd id^eszi?' Id do domu. Teraz ju wiem, gdzie jiej szuka. Tym lepiej... Ale nie pjdziesz do dom-u. . Dlaczego?' ,- '.'''1:1:' ' i':'' 1  ''.; , ','/''/ ' Bo przed dwiema godzinami byli u ciebie andarmi i chcieli ci aresztowa. ' -Afi.. - zawoa 'Maurycy. -J To wietnie. ' 1- Czy oszala?;.. ^A 'Geaowefa? ::1;1. - : '  - ^'.^^l:i,l:. -Prawda. 'Wic dokd pjdziemy? ; .:1 --. Do^mnie! ^ '.''- '' i'''^\^':::'./ 11 t''/',''' .1'1"'; ,,:,, .""'^.',.'/: ^ "'-'Zginiesz  przeze':annfcs;l /". '; '' 1'';':7'- '~^i.\\ ^"' -  .:1:^' '' -^-Tymi lepiej./(^iodl1'\-1 ";.^.:''1 1 1.'1'.'-'-/-;';''';'^ rpocign go za sob. - ^.; 11' - 1. 1';  '-',:':i'  '1:,, W ' ' :- ;1;-1 , ," '- '':1^: .',,1,1 . .y ,,--:.,'. KSS^pi l;KM 1.11'.'1,'.' ^.'^^-e:' sali sdowej odprowadzono kr61ow,|[ .dO^ie^OBic^efgeriR., Gdy wrcia do pokoju, wzia noyczki i obcia dugie i pi&ne wosy, zawina je w papier i napisaanamait: "Odda tp mojemu synowi i moj,ej. crce." - ' ^ ; Potesm siada, a raczej ;u.pada aa krzeso, i ^ttuosaa Wieminastogodzirinym 'badaniem, usna.  ' , Q godzinie sidmej obudzi j nagle oskot oauwane^& ^parawana. Odwrcia si i Ujrzaa, nieznanego mczyzn.  '.'--"CSego',.chc ode'innie?;:-- 'spytaa.^,,11 ';,',' ^',' , ,11.''''.^^^ ';^.,ieaowSciE'teh- 'i3liyt,;^',:t'''witajc' j.^jaKby^riigcIy/aie^ ^^byB^kri&w, rze^,1:'1'''/^'.'^' , fi':''['.;',\ ".''',, .' .l''....^',i:l'l'. .'^"--"^aywam si,,;,^ans0n.. \ 1 ; ,;,.;' ^ .^il'.\ lli.-''.'/''' '1,1^";.. .krlow Mikko1 si wdry^nf i^ wstaa; 1' .';; ':':;l^;^",f,  11'; Kazwisfeo samo przez si mwio wicej hi riajdusa Jttssss&owa. '''''1^ .1..1'.'"'^ :'1''"'" '' ;' \ii^''..:"^'~'^"'\if\'i','ii,i^.':. - Bardzo wczenie przychodzisz, partie - rzeka. - j MSgbys m'eco si spni. , \  -- Nie, pani- odpowiedzia Sanson-iaSSi mamrozkaz, T<; powiedziawszy, wzyaS krok w stron kilowej. W tej hwiH czcwicfc ten wyrwa iri steaany; - O, rozumiem - rzeka uwiziona *- ebc^sz pan obci nri wosy? / '^\.'.1 ''-- ' ..l.'v '.': - To rzecz konieczna - odpar. 1 , . - Wiedriaamotym.paa^^rzekto^iwwa-^ diam ci trudu. Moje wosy tez tam, na stole, j assfn spojrza we wskazanym kietUBfcu,; -Chciaabym tyBco -- mwaa dalej.-- ^aby.l:.,dzi.'jesz- cze dorczonio je, moim dzieciom, ..; , .:'.';' \: ;' ; -1' ,.1.. -Pani - odrzek Saason -to do mnie nie naliczy. '.. '-Sdzflam jednak... ' , 1 -  ^ 1;., . ' - ':[:[ ; ' , ---Do mnie- przerwa Siwasoo. -' naley^ tyBcb sgu- yr&boszeea. ,, "-','.. '.'' - ,, ..  '.. ,1 , .; ,,1-,1"1'';. .1.1. y'<: , Ka wesEwanie pana, ffiacynta czyana prdzej 'zbiega po sc&pdacl,etywsya. drzwi i ^ostrzega modzieca o.bar- .da9. MadRj.,^tIel\IB%..:fc9?E2y,,.'.^/,,,,^ ..-.i:. ,;1 '. 1,-1;.,^,: ^ ^.-'y;;1. .'."^-.'(Sy.^lat 'itBS^^.is^^Gira^^^-ws^t.-^ '"^'K' ','dztenSae.'1 ." . . ^ '''."i- '-/'^ , '1 / "'.;11., ./,';';//^.i''''^1^,;'1' /,, ,,;SBaeyirta spojrzaa,. lafi^^rieporzadhR. ].tbran^,';ptzybysz;a,'11  ii(a^dbijg|1 blx^,l>spoertrze^,J?..'.d^^^e,^^ ''Wsa^sfco^za, bardzo^ff'wr^,./^^':-^,'^1.^/^.-^ , ' ;';',-j-, Obywatelu -. rzektai1 -; ^"^^'loa^adnao.yksi^^:, ,.,';.-1 "-' 'Pewtrszeaca, pami^^^.przirwa.-inodzieniec; "';|)(;b^a>*111 ^.lai^/.p^wjBedzte, .czy-.tu imesa^.-.probps^^.splafi^-i^S.ain^'. ^ -Jitodry?^-;;,'1,.,.',; ' '" ^^ya^^aani'',; uderzy :Hiacyiyt^te(i)^;jej;/.:paiteiat^^^ .Jc^ieiwiedagtaa.''??!^R: -:.  .-" '..,.'' \.,:^ K^,^-. ':.^y^h^ ^^^3^;.inama.;,Sii^2' oam widzie. ?faywa%il? ib^-.cz^i,- itetaiE 'bapewiarz..'' :, ,,,^ ' ;/ , ."',.,.-/' .,':^.'l,%":ly-i,.fe;<.<^'-ll':;' .^^.To^ja.pewkam - odpowiedzia mSait^E^iB^^^/;;1,,','.'', '''-.^'-AJe' -^"odpara Hiacynta,. nec^^|yae^as|e!^^attite>-: '^Igteftiiaaa^ialodego czowieka -^- na1 proa.o^.by^./^^e^a-t^oby"'.;'' iTaatel^.SS^azwaao^^ Conciergde i zaraz ^cfaodzl.f ^'1:;.':,:''1:'.';.1''.1,-1 ' ,': 1 '";-;'"1 -,:"1:'1.\,'",''!:'1^ Modzieniec zblad okropnie albo raczej blado -Jego Staa.si trupia. '-Wia to prawda!-szepn. A potem doda gonie|: ,--. .". ;. - Wanie, prosz pani, dlatego przychodz dooby- watela Gu-ard. --' , ^-" 1 '' '' : ' .' ^^U, l mwic to, mimo oporu starej'pchn tekko drzwi i -nie zwaajc na groby Hiacynty, wszed do mieszka- nia Ksidza l dotasi do jego pokoju. - :^ ;Ten, spostrzegszy go, la-zyhn? zdziwiony. . -F; --- Przebacz, " moci proboszczu -- rzek natyhsoiasti modzieniec.-- Pozwl, abymy zostali sami. r f'Stery Ksidz wiedzia z dowiadczenia, jak objawia sS^ wielka bole. Wyczyta on cierpienie w gwarzy ^modzie- ca, a w drcym jego gosie-- wzruszenie. ' 'y ^-''Zostaw "nas,'Hiacyntp^'--'rzek. 1'1"",':::''11.;;:-, ,'11''." Modzieniec niespokojnym wzrokiem 'spojrza na gospo- dyftiS, ktra przyzwyczajona dR dzileiBa tajemnie swo- jeg& paaa namylaa sie^czy ma yyj. Wreszcte, gdy- zamkna drzwi, rzekfc, -- Ksie proboszczu, spytasz irinie ''itepewB.ie, Ktom jest. Bowiem ci: jestem wyjty spod ppa^a, slsazany s mier l yj tylko dziki swej odwadze. Sestem kawaler''shs Mai* 'skrlw|? ^ ( ' -^ O, oszalae pan chybat--,-zawoa; ^Jssidz^-^lPaaa'' '" i mnie, ^'siebie1 chcesz zgubl.-;* ,:.'.^ ^': \,:'v.^'.^^;::i:'i:^:s,., -- Prosz niczego si .nie: lka.';,, '.i.'';:1".'- ' -^Y'. '. '""'' : 1 -'Biedna kobieta! Skazanl ' -- ..:   : ;.', ' '-W" .--Wiem o,4ym,/i nie dlatego chc j, widiefe, -lyia ss kusi ^ ^ej ocalanie, ale,.. Suchaj, 'ojczei O-iTy. TOniR lA sucfcaszl '- \ ,;: -.''i..,'' ;^..\;.1.'.1  ^^'??s'l\'?*'.'' -Nie suchana, bi panfdasz niepodobiestwa. Nie. sucham, ho 'postkujesz.' jak wariat - powiedzia sta- rze. ;-- ?0 sueBaat^^ przeraasz, telj;; panie.; : --Mj ojcze, uspokj si - rzeki modzieniec,(u^l- ujc opanowa swe wzruszenie. --- Wier^ < ze jestem ^przy aidirtiwychztoysteeh.Wiemi e krlowa jest zg^ ale ehei^Biym na chwil Mpac do jej ng. T oleaO, 'mi ..y- .. rite.', AsfeeU,^1 nie .zobacz, ;aab|fc sis, Si. poniewa1 ,ty,ojcze^.1' beda^esz Brzyczyn mojej i-ozi>aczy,za^J!^z:;t't^yH^,dt ^mse.s^.dao...,;'.,'.^/,..., ' '  .': ..'..: ^i.:..':^ i1^1;'1'' ,..,./ "'^1^:';,'1-'' j - Mj ?yna, mj synu - rzek ksidz -<- 2das%la^ry, i ':-' ^ r ' ' .  ' 1; 1  . '." ' (' ' -^' ''  ^ ' ' .i': -  :  ' ,'  ' 111 / '  " 7-"'- 1S3^ ktr mog przypaci yciem. Zastanw si!... Jakkolwiek jestem stary, to jednak potrzebny nieszczliwym. Jak- feolwiek jestem stary, mwi, gdybym umylnienaraa si na mier, rwnaoby si to popenienitt samobjstTya. --Nie odmawiaj, ojcze - odpad kawaler - musisz wzi sob wikariusza. We mnie, we mnie z sob. Ksidz, u ktrego dao si ju zauway pewae waha- nie, rzek; , .! -, ' 1. '''T''.'1 - 1 1.,'1-':/.';- -Nio. nie, to byoby^ uchybieniem moim obowizkom. JPjczy^.gfeoa na wierno konstytucji, a uczyniem to z gi- bi serca, ca dusz i zgodnie ze swou sumieniem. Sfft- zatia -na mier kobieta to krlowa, ktra jet winna.. tJniarbym chtnie, gdybym swoj mierci mag przy- aic korzy bUniemu, Iscz obowizfaolm uchybie aSs -.chc... .'-l,-., 1 1 .'.."'' '-; . . '..'  ,. . ';11:"-..,'. -Ale powiadam przecie - zawala kawaler - "prze- cie powarzam i przysigam, e ate chc ocali krlowej. frife-eie zaklinate ss na tenkrucyfiiks,m id do Con- &iergerfe; oie poto, aby'przeszkodzi jej narcit". i ; -- Po c wic tam chcesz i? - spyta starzec, wzru- szony Szczerym gosem rozpaczy modzieca. -- Suchaj, ojcze - rzek kawaler. - Ona wie, jiesfeBa^ jej oddany.' Skoro msas UJrzy w ost^tMej'swoja} godasisBe, z pewnoci przyniesie jej to< pnawdiw p0- ^.deciafi.''1  1' 11-'- - 11  - : :.' s'^^./-i^ii;i' .^\ -- fsy to jest wszystko, czego odeisane idasz?--- za pyta ksidz, nie mogc oprze si baga>Mu, ktarte brzeasia- 10 'y gtosie modego czowieka. '^''^'' "1:; - '. ';':;  //^^'Atosohrtai^w^eystko.'- "-; ."''-' \'''\ ' ' "' ;'"^.i ''J11 ,.: ^--..^''Bie uknujeaz 'spisku^W^^te^.-uw^.niena-^azanttj?. *- .adttteg J^i^n chrzeciJahiineBB, ffij ^jcze, a jeie- 11 w sercu Ilioim fcpyje si cho cien kamstwa, jfezei la- dz si Badziej, ze ona bdzie y, JeSeli uezymi clssea" wiek, aby tafe a stao, niech minBg sfcarze a^i iWiBeatte ..pBfeP1!^^-^ 1'>-' ,1'1-^.'   r,':.':"' l;;i?" :iy'^^/,i ^m.  " ' ' '  . '\ ' : '  ' 1  \; : .'^ Nie! nie! Nic ci przyrzec nie asog - powiedzia; ple- ban, Ktremu znowu stany" praed Oczami UziMe nie- bezpieczestwa wynike z tak nierozwanego kroku. - Posuchaj mriae, ojcze - rzek kawaler tohtem, w kt- ryln. brzmiao gbokie cierpienie. - Mwiem z tob; jak jiosuszny syn, wspomniaem .tylko o uczuciach chrzci- ja&skich \ miosiernych, z ust moich nie wysza adna groba, adne gorzkie, sowo, chocia gowa mi ponie^ krew jburzy si, rozpacz Szarpie mi serce, chocia, piatrz, jestem uzbrojony, mam sztylet! '  To mwic modzieniec Wydoby z zaiiadrza by^ez- stal,' ktra rzucia blask na jego blad r3fe. . Ridz cofn si ywo. ' : ' '' ;-^ Nie lkaj, si, ojcze! - ze smutnym umiech^ni rzek 'kawaler. - 'Wi'^/;' ^'-^Id^^pBn^--^Biwaa .znowu-do Girarffy-^id-.l^z*^ staw mnie. Poniewa yjemy teraz we Francja, ktr rzdzi wolno, nieche wic umr tak, jak tego pragn. Girard jaszcze raz prbowa j przekona . - "Zostaw mai, panie - rzeka - zostaw mnie, po" wadam. : , Girard znowu chcia? co doda. - Ja tak chc -rzeka krlowa, czynic gast Marii Teresy. Girard wyszed. ,_, Maison-Rouge usiowa spojrze przez szpar w para- wanie, ale uwiziona staa odwrcona plecami. Pleban spotka si z pomocnikiem kata, ktry szed ze sznurami wrku. ' , IZnim kawaler, zrozpaczony, zamany, mg krzykn lufr uczyni jakikolwiek ruch, by speni swj zamiar, pba3 andarmi wypchnli go zadrzwi. Znalaz si "wraz z Girardiem na korytarzu Z koryta- rza wepchnito ich do wiziennej kancelarii, gdzie ju rozesza si wie, ze krlowa nie przyja ksidza, gdziR dios Marii Antoniny, jako Austriaczki, st&a si dte jednych przedmiotem grubiaskich obelg, ;dla mnych za- przedmiotem tajemnego uwielbienia. ^ --trcaj do domu - -rzek Richard do. ksidza. - Kiedy ci wypdza^ niech sobie umiera, jak chce, f: - , - Ona ma racj, ja bym tak samo uczynia - powie- dziaa ona Richarda. , ' --I le by zrobia, obywatelko - odrzek ksidz. --.Milcz, ono - mrukn z przestrachem dozorca .,-. to do ciebie me naley. Id, ksie, id. , - ;-^ Me--powtrzya Girard- Ja mimo jej-woli, b^ jej towarzyszy. Jedno, tylko jedno sowo przypoami Ifj O obowizku.chrzecijaskim. Poza typa, taki rozkaz daa n4 Gttiina. a ;;ja" powin?Rffleni 'by-Gminie /.posuszny, .^::..'.;,;; ;-- Zgoda, ale odelij Swojgp wikariusza -- rzek gru- ttasko, adiutaat^injor, ,dc|wodzcy zbroJBj?m, oddzia^a.^ r By to dawny aktor z teatru Cbmediie-Francise," na-, ; zwiskiemGrammont. i" ; ':? Oczy kiwaleca bysny dziko. Machinatnie wsi^i r- ; k w zanadrze. .  1 "'1; '  r ." ,. . 1 ."~/' 'll''li' '' ^Girard wiedzia, e kawaler ma sztylet ukryty pod fca- mizek; WstBiyma go wic bagalnym spojrzeniem? i-Nie naraaj mojego ycia-- rzek do niego po ci- ,? chu. - Widzisz, ze dla ciebie wszystko justracone,'nie gi4 razem z ni. W drodze wspomn jej o tobie, przysiis- gam ci. Powiem jej, na co si odwaye, aby j po raz ostatni zobaczy. '' '' ... '''^ ''-i- r'^'^ -.'. :'-;.,  '''" , '.' ^ Sowa te umierzyy wzbur^oic modzieca. ' ' ;- Tak - rzek - tak by&masactl^zy^<^Chrys(a- ; a,^rusztowanie dla niej. BogowiR t Krlowie zwy^e a do dna wyprniaj kielich goryczy,':rpotS^af prae^^Iitdzi. Na skutek tej myH pefatej rezygnae^ ll':toodzi)e^efr'pol ijFWoltt si wypchn za .'d^wi, '.wydajc ''reinw^woM.^k. t menawici.; ,;'; ;Zgar paacowy wybU godzin jedenast i^na:t3aB|^ .miast-wrzawa, ustaa,/;...'.,. /,;, ,.;,,.. , ,. \ '^^(S^'^ Sto tysicy osb liczyouderzenia zegara, sto ty^y osb syszao uderzenia wasnych serc. i ^/,^% ^ A potem, gdy zamilk ostatni dwik zegara, \za. ^|>i(a-"' lini, powsta wielki Zgiek t jednoczenie miertelny i^^, ;, aajdajc od strosnyi bulw?arit Fleiin-s, potoczy ^i ^o|b^k pOisterunkw wojska' i ludu, i wreszcie stan Be^; s^R?- pia^h wiziennego podestu schodw,' ' .'''if.^.-s'^"-^^'1''1-' ',,., wftiStoytaai,.' podecie ukazaa si.^krlo^^^^zyiscy^/t. 'wstr^ya^i ^OEideeh^i-.skierowali .na 'm^^spojraiil^t..',,,^1;^^^.'-'- ;|er6tiko^i()^a(fflt,^-?r /wzilienr ;posiw3EaI^''a^Qsx;,st^'^1:: brzystoci sw dodaway delikatnoci bladej, niebia- sko piknej crce Cezarw. Miaa na sobie bia szat, z tyu zwizane rce. Gdy ukazaa si na wysokoci schodw, majc po pra- wej stronie ksidza Girard, ktry jej towarzyszy, mimo e mu tego wzbraniaa, a po lewej kata, obu czarno ubranych, w caym tumie powsta szmer, ktry sam tylko Bg, czytajcy w ludzkich sercach, mg zrozu- mie i oceni. Wtedy pomidzy Mari Antonin a katem przeszed jaki mczyzna. . By to Grammont. Chcia, aby zobaczya haniebny wz. Krlowa mimo woli si cofna. - Wsiadaj! - rzek Grammont. Zebrany tum usysza to sowo, bo poruszenie zamkn- o wszystkim usta. Wwczas zauwaono, jak krew wystpowaa na policz- ki krlowej, ale po chwili twarz Marii Antoniny znw odzyskaa mierteln blado. Jej zsiniae usta rozchyliy si. - Po co ten wz - rzeka - kiedy krl jecha na ^rusztowanie w swoim powozie? Wtedy ksidz Girard rzek co do niej po cichu. Chcia, aby potpiona powstrzymaa ostatni krzyk kr- lewskiej dumy. . Krlowa umilka i zachwiaa si. Sanson wycign obie rce, pragnc j podtrzyma, lecz krlowa wyprostowaa si, zanim zdoa jej dotkn. Gdy zstpowaa ze schodw, pomocnik kata przywi- za z tyu wozu drewniane stopnie; Krlowa wsiada, ksidz zaj miejsce obok niej. : Gdy wz zacz si toczy, lud ogarno wielkie poru- szenie. onierze, nie wiedzc, co ono oznacza, wsplnym ^wysikiem odparli tum znajdujcy si midzy wozem K;;U - A. Duma* 161 a pierwszymi szeregami widzw, co utworzyo du, pust przestrze. Std wanie ozwao si ponure wyc^e- Krlowa zadraa, podniosa si i spojrzaa wok sie- bie. Wtedy spostrzega swego pieska, ktrego ju od dwch miesicy uwaaa za straconego, a ktry nie mg do- sta si do Conciergerie. Pomimo krzykw, razw l od- pdzania biedny Black rzuci si na wz, lecz prawie natychmiast wycieczony, chudy, znik pod koskimi kopytami. Krlowa ledzia go wzrokiem. Nie moga mwi, bo haas zaguszyby jej sowa, nie moga wycign do rki, bo rce miaa zwizane, wreszcie, gdyby nawet usyszano jej yczenie, czyby mu uczyniono zado? . Jednake straciwszy go na chwil z oczu, znowu go ujrzaa. Trzyma go na rku Jaki blady modzieniec, gruj- cy nad tumem. Mody czowiek .sta na armacie i unie- siony niewypowiedzianym zapaem pozdrawia j, wska- zujc na niebo. Maria Antonina rwnie spojrzaa na niebo i agod- nie si., umiechna. , Kawaler de Maison-Rouge wydal jk, jakby ten u- miech zrani mu serce, a widzc, e wz kieruje si w stron mostu Change, wpad midzy tum i znik. XXIII RUSZTOWANIE Na placu Rewolucji stao dwch maczyz opartych o latarni. Wraz z tumem, ktrego jedna cz ruszya w stron 162 placu przed paacem, druga w stron placu Rewolucji, <\, i reszta za, cinita, rozlaa si po wszystkich drogach, , czcych dwa place, czekali oni, a krlowa stanie przy y j'narzdziu mki. Rusztowanie zdawao si ze zowrog ^w^.dum panowa nad otaczajcymi je gowami, jak mo- /&'i-i'"i;".\'. ' ' . . . . aerchini panuje nad ludem. Dwaj mczyni, trzymajcy si pod rce i rozmawia- jcy po cichu, byli to Lorin i Maurycy. Zmieszani z tumem widzw i majcy takie miejsce, e wzbudzali we wszystkich zazdro, nie przestawali prowadzi rozmowy zapewne me mniej interesujcej od wszystkich rozmw, jakie kryy w gromadkach ludzi. Grupki te, jakby poczone drutem elektrycznym, poruszay si na ksztat falujcego morza, poczynajc od mostu Change ,a do mostu Rewolucji. Widok rusztowania, grujcy nad gowami wszyst- kich, nasun im podobn myl. - Patrz - rzek Maurycy - jak ten ohydny potwr rozpociera czerwone ramiona. Rzekby, e nas woa, - O, n;yonor - odrzek Lorin - przyznam ci si, K 'ze nie wyznawaem nigdy poezji, ktra wszystko widzi |;,i;l3a czerwono. Dla mnie wszystko wyglda rowo |??I u stp nawet tej ohydnej machiny jeszcze bym piewa, Kr jeszcze bym mia nadziej. Dum spiro, spero. ||C,< - Ty masz nadziej, kiedy zabijaj kobiety? Jli - O Maurycy, synu rewolucji - rzek Lorin - nie | .wypieraj si swej matki, pozosta dobrym i prawym fe'jp6triot. Maurycy, osoba majca umrze, nie jest zwy- pi.czajn kobiet, lecz kobiet zupenie inn, odmienn, *fe^o zy duch Francji. Js :-. O, ja jej nie auj, ja jej nie opakuj! - zawo- a Maurycy. Rozumiem, aujesz i opakujesz Genowef. O szalestwo przyprawia mnie myl - rzek Ma- l-^uyycy - e Genowefa jest w rku dostawcw gilotyny: 163 Heberta i Fouquier-Tinville'a, w rku ludzi, ktrzy posali tu biedn Heloiz, a teraz posyaj dumn Mari Antonin. - C std? - rzek Lorin. - Ja dlatego wanie mam nadziej, bo kiedy gniew ludu pore dwie uko- ronowane gowy, moe si nasyci na jaki czas, jak w boa, ktry trawi swoje ofiary trzy miesice. W tym czasie nie poknie ju nikogo, jak twierdz prorocy z przedmiecia, bo najmniejszy ks go przestraszy. - Lorin, Lorin - odpar Maurycy - ja mam zdrowszy ni ty sd o rzeczach i powiem ci po cichu to, co i na gos jestem gotw powtrzy. Ja nienawidz, Lorin, no- wej krlowej, ktr przeznaczenie zdaje si wyznacza na nastpczyni Marii Antoniny. Smutna to krlowa, bo jej purpur stanowi codziennie pynca krew, a pierw- szym jej ministrem jest Sanson. - Ba, my mu si wymkniemy. - Nie wierz "- potrzsajc gow powiedzia Maury- cy. - Widzisz przecie, e, aby unikn aresztowania, ktre by byo rzecz nieuchronn, gdybymy byli w do- mu, musimy mieszka na ulicy. - E, c nam przeszkadza wyjecha z Parya. Nie narzekajmy zatem. Mj wuj oczekuje nas w Saint-0mer mamy pienidze i paszporty, aden andarm nas nie za- trzyma. C ty na to? Zostajemy tutaj, bo sami tego chcemy. ; - Nie, niezupenie tak jest, jak mwisz, najlepszy, naj- bardziej oddany przyjacielu. Ty zostajesz, bo ja chc zosta. - A ty zostajesz, bo chcesz odnale Genowef. C i wic naturalniejszego, c susznie jszego? Sdzisz, e ona jest w wizieniu, i masz zupen racj. Pragniesz nad ni czuwa i dlatego nie moemy wyjecha z Parya. Maurycy westchn. Wida byo, e myl jego bdzi gdzie daleko. ',./., 164 - Czy przypominasz sobie mier Ludwika XVI? - rzek. - Byem jednym z przywdcw tuszczy, wrd ktrej do dzi si ukrywam. U stp tego rusztowania byem wyszy ni ten, ktry na nim gin. Jaka teraz zmiana, Lorin! A kiedy pomyl, e dziewi miesicy wystarczyo, aby j wywoa! - Dziewi miesicy mioci, mj Maurycy!... O mi- oci, ty zgubia Troj! Maurycy westchn. Jego myl skierowaa si na inne tory. - Biedny Maison-Rouge! - szepn. - Jaki to okrop- ny dzie dla niego. - Niestety! - rzek Lorin - Wiesz, Maurycy, co ja najsmutniejszego wiuxem!bourg, i stawa przed wizieniami, gdy odchodziy z nich wozy z oskaronymi, aby ich zawie do rewo- lucyjnego trybunau. Rzuciwszy okiem na ofiary, natych- miast bieg do innego wizienia. Wkrtce przekona si, e dziesiciu najczymriejszych ludzi nie zdoaoby w ten sposb czuwa nad trzydziestu wizieniami Parya, postanowi wic chodzi do trybunau rewolucyjnego i tam czeka na zjawienie si Genowefy. 169 By ju u progu rozpaczy. Rzeczywicie, po wyroku nie byo ju adnego ratunku dla skazanego. Trybuna, rozpoczynajcy posiedzenie o go- dzinie dziesitej rano, do godziny czwartej skaza nie- raz dwadziecia lub trzydzieci osb. Trapiony niepokojem i wtpliwociami, Maurycy prze- klina Dixmera. Grozi mu, upaja si nienawici do te- go czowieka^ ktry pod pozorem oddania dla sprawy krlowej kry okropn zemst osobist. "O, ja go znajd - myla Maurycy.-Znajd ja tego niegodziwca, a wtedy biada mu!" Ranktem tego samego dnia, gdy rozegray si opowie- dziane przez nas wypadki, Maurycy wyszed, jak zwykle, na plac Rewolucji, a Lorin jeszcze spa. Zbudzi go wielki zgiek. Spojrza wok siebie nie- przytomnym wzrokiem, jak kto niespodziewanie na- padnity, gdy pragnie si przekona, czy nie ma przy sobie czegR kompromitujcego. ^ tym momencie weszo do- pokoju czterech czonkw sekcji, 'dwch andarmw i komisarz. Odwiedziny te byy tak jednoznaczne, e Lorin. czym prdzej zacz si ubiera. - Aresztujecie mnie? - spyta. - Tak, obywatelu Lorin.  - Dlaczego? - Bo jeste podejrzany. Komisarz napisa co w protokole aresztowania. - A gdzie jest twj przyjaciel? - zapyta po chwili. - Jaki przyjaciel? - Obywatel Maurycy Lindey. - Zapewne u siebie - odpar Lorin. - Mi, on przecie tutaj mieszka. - On? C znowu? Szukajcie, a jeeli znajdziecie... - Oto doniesienie - rzek komisarz. - Jest dosy jasne. IW ' . ,  '',''" i .- No, ubieraj si prdzej - rzek komisarz. Ipoda.Lorinowi pokryty obrzydliwym pismem pa- pier. W doniesieniu twierdzono, e widziano, jak kadego poranka z mieszkania obywatela Lorin wychodzi obywa- .tel Lindey, ktry jako podejrzany podlega zaareszto- waniu. Doniesienie podpisa Simon. - No, prosz! Ten szewc wkrtce straci ca swoj klientel, jeeli bdzie spenia naraz dwa obowizki. Chce by szpiegiem i ateczem starych butw! To prawdziwy Cezar z tego pana Simon. I wybuchn miechem. - Gdzie jest obywatel Maurycy? - zapyta komi- sarz. - Gdzie on jest? damy, aby go wyda! - Powiadam, e go tu nie ma! Komisarz skierowa si do drugiego pokoju, potem wszed na niewielk antresol, gdzie mieszka ofiejaliste Lorina, na koniec otworzy komrk. Maurycego nigdzie nie byo. W jadalnym pokoju na" stole lea jaki list, ktry zwrci uwag komisarza. By to list Maurycego, ktry go pooy tam, nie chcc budzi przyjaciela. "Id do trybunau - pisa Maurycy. - Zjedz niada- nie beze mnie, wrc dopiero wieczorem." - Obywatele - rzek Lorin - chocia pragnbym jak najszybciej pj z wami, rozumiecie, ze w koszuli i nie mog. Pozwlcie wic, niech mnie ubierze mj oficjalista. - Arystokrata! - rzek czyj gos. - Trzeba mu po- maga przy ubieraniu. - A tak - odpowiedzia Lorin - jestem jak oby- watel Dagobert. Zwrcilicie uwag, e nie powiedziaem .krl. --- No ubieraj si prdzej - rzek komisarz. Oficjalista zszed z antresoli i pomg swojemu panu ubra si. m Lortn nie potrzebowa lokaja, ale chcia, aby sucy by wiadkiem tego, co zaszo, i aby tym sposobem Mau- rycy mg dowiedzie si o wszystkim. - Teraz, panowie... przepraszam, obywatele, jestem gotw i su wam. Ale pozwlcie, prosz, abym mg zabra z sob ostatni tom Listw do Emilii pana Demou- stier, ktry to tom wyszed z druku i ktrego jeszcze nie czytaem. To mi uprzyjemni wizienne nudy. - Uwizienie twoje - odezwa si nagle Simon, kt- ry zostawszy miejskim gwardzist wszed teraz z cztere- ma czonkami sekcji - dugo trwa nie bdzie. Zamiesza- ny jeste w proces kobiety, ktra chciaa uatwi uciecz- k Austriaczce. Dzi j sdz... Ciebie bd sdzi jutro. - Za prdko szyjesz buty - powanie rzek Lorin. - Tak, ale je adnie kroj - z obrzydliwym umie- chem odpar Simon. - Zobaczysz, mj pikny grena- dierze! Lorin wzruszy ramionami. ^ ' - C, jedziemy? - rzek- - Czekam na was. Gdy wszyscy odwrcili si tyem, aby zej ze schodw, Lorin tak kopn Simona, i ten, wyjc z blu, stoczy si z wywoskowanych schodw. Czonkowie sekcji nie mogli powstrzyma si od mie- chu, a Lorin woy rce do kieszeni. - I to przy sprawowaniu obowizkw! - krzykn Simon pobladszy z gniewu. - A my! - odpar Lorin. - Czy my tu wszyscy nie sprawujemy swoich obowizkw? Wsiad do doroki i wraz 'z komisarzem pojecha do pa- acu sprawiedliwoci. CT2 XXV LORIN Jeeli czytelnik po raz drugi towarzyszy nam pragnie do trybunau rewolucyjnego, zastanie tam Maurycego na tym samym miejscu, gdziemy go ju przedtem widzieli. Bledszy jest tylko i bardziej wzburzony. W chwili gdy otwiera si scena strasznego teatru, do- kd prowadz nas raczej wypadki ni upodobanie, przy- sigli naradzaj si nad wysuchan przed chwil spra- , w. Dwaj oskareni, ktrzy peni pogardy dla sdziw ubrali si ju jak na rusztowanie, rozmawiali z obroca- mi. Czcze sowa tych ostatnich podobne byy do sw lekarza, ktry powtpiewa ju o zdrowiu chorego. Lud, zajmujcy tego dnia trybuny, by rozdraniony, jego zacieko udzielaa si przysigym, I nic dziwne- go - byli oni pod bezporednim nadzorem poczoszarki i andruw z przedmiecia, starali si wic zadowoli lud, jak aktor nieprzychylnie nastawion publiczno. Dwaj ludzie, siedzcy na awie oskaronych, oczekiwali wanie na "tak" lub "nie", ktre albo miao przywrci ich yciu, albo rzuci w ramiona mierci. Lud, zdziczay na skutek ogldania codziennie tragedii, ktre stanowiy jego ulubione widowisko, prowadzi na- stpujce rozmowy: - Patrz no, patrz na tego wielkiego! - mwia po- czoszarka, ktra zamiast czepka miaa wpit we wosy trjkolorow kokard. - Patrz, jaki on blady, jakby ju tunar! Sikazany spojrza na ni pogardliwie i umiechn si.  - Co? - odrzeka ssiadka. - Przecie on si mieje! Jaki mieszczanin spojrza na zegarek. - Ktra godzina? - zapyta jego towarzysz. - 173 - Za dziesi minut pierwsza. Ju trzy kwadranse, jak si naradzaj. - A ten may! - zawoa inny z ssiadw. - Patrzcie na niego! Ale bdzie adny, kiedy kichnie w worek! j - Ba, to tak prdko idzie, e nie bdziesz mia czasu tego zauway. _ Poprosimy pana Sansona o jego gow. Przecie kademu wolno j zobaczy. _ A ten, patrz, jak piknie ubrany na niebiesiko... Biednym ludziom przyjemnie patrze, kiedy takich ele- gantw cinaj. Maurycy sucha tych rozmw, ale nie zwraca na nie uwagi. Mona by powiedzie, e od kilku dni serce jego, tylko czasem bio. Obawa lub nadzieja kolejno zdaway si zawiesza bieg jego ycia, wskutek czego sta si mniej czuy i wraliwy, a ogarna go dziwna niemoc, podobna do bezwadu. Przysigli powrcili do sali i, jak przewidywano, pre- zes odczyta wyroki: obaj oskareni skazani zostali na mier. Wyprowadzono ich. Szli nieustraszeni, bo w owej epoce kady miao umiera. . Glos wonego ozwa si ponuro, zowrogo: - Obywatel oskaryciel publiczny przeciwko obywa- telce Genowefie Dixmer. Maurycy zadra na caym ciele i pot zrosi mu twarz. Otworzyy si drzwi, ktrymi wprowadzano oskaro- nych, i ukazaa si Genowefa. Miaa na sobie bia sukni, uczesana bya starannie, nawet z pewn kokie- teri, gdy nie obcia wosw, jak to czynio wiele in- nych kobiet. Zapewne a do ostatniej chwili pragna si wyda pikn temu, ktry j mg zobaczyd Maurycy spostrzeg Genowef i uczu, e siy go opusz- czaj. Na widok modej, piknej kobiety wszyscy wydali Vt4 .,......:. . ' . i okrzyk. W ustach jednych by to okrzyk wciekoci - ;w owej epoce ludzie najczciej nienawidzili wszystkiego, ^%co wykraczao poza przecitno czy to pod wzgldem .piknoci, czy majtku, geniuszu lub pochodzenia - toni wykrzyknli z podziwu, a niektrzy nawet z litoci. ^Genowefa jednak wrd oglnej wrzawy poznaa wi- ^ .-tocznie jeden gos, bo zwrcia si w stron Maurycego. ^'Prezes tymczasem przewraca kartki aktu oskarenia, od V czasu do czasu patrzc na ni z ukosa. :' Biedna kobieta od razu spostrzega Maurycego, mimo ^y; e twarz zasania mu kapelusz. Zwrcia si wtedy ku Y;!);;. niemu ze sodkim "umiechem, rowe i drce rce pry- fe;' oya do ust, przesyajc mu tajemniczy pocaunek, do jfejktrego w tym tumie on jeden mia prawo. Ip^:.'11 .Szmer wspczucia przebieg po caej sali. Genowefa, %^-zapytana przez ktrego z sdziw, zwrcia si ku niemu, fe,lecz nagle wzrok peen niewypowiedzianej trwogi utkwi- li^ w jednym punkcie sali. ^^{M.. Na prno Maurycy wspina si na palce. Nic nie gll^dojrza.  . |||,;',. Fouquier-Tinville zacz czyta akt oskarenia. H^ Akt ten twierdzi, e Genowefa Dixmer bya on za- ,; ,gdrzaego buntownika, podejrzanego o udzielenie pomocy gf byemu kawalerowi de Maison-Rouge w jego spiskach, ll^lnajcych na celu umoliwienie ucieczki krlowej. 1^;, Schwytano .j u stp krlowej w momencie, gdy ba- |*'|'^ata Mari Antonin, aby ta woya jej suknie. Bya ^fe^rtowa powici swe ycie dla krlowej, lak nieroz- ^|,?l|aainy fanatyzm - mwi akt oskarenia - zjedna sobie ^i^lpewne pochway kontrrewolucjonistw. Ale dzi, kiedy l^atdy obywatel francuski winien jest narodowi swe y- |^(e, ten, kto powica je nieprzyjacioom Francji, zdra- |&a swj -nard. ' - ?;,?..;  . ' ! ! ' l^jtErenowefa zapytana, czy w istocie przyznaje si, i, jak m twierdz andarmi Duchesne i Gilbert, ujto j u ng Krlowej, odpowiedziaa z prostot: , - Tak jest. , - A zatem v- rzek prezes - opowiedz nam, jakie miaa plany i nadzieje. Genowefa umiechna si. - Kobieta moe mie nadziej - odpara - ale nigdy nie moe przedsiwzi takiego planu, jakiego ja staam si ofiar. ' . - Jakim wic sposobem tam si dostaa? - Nie rozporzdzaam wasn osob, kazano mi tam i. -- Kto ci kaza? -zapyta oskaryciel publiczny. - Ludzie, ktrzy w razie nieposuszestwa grozili mi mierci. I znowu swj gniewny wzrok utkwia w punkcie sali, ktrego Maurycy nie mg dojrze. - Ale dla uniknicia mierci, jak ci groono, narazi- a si rwnie na wyrok 'mierci? - Kiedy ulegam, n dotyka mojej piersi, a giloty- na znajdowaa si jeszcze daleko od mojej gowy. Ugi- am si pod tym gwatem. - Czemu nie wzywaa pomocy? Kady obywatel by- by ci obroni. - Niestety, mj pan^e - odpowiedziaa Genowefa tak smutno, e Maurycemu omal nie pko serce - niestety, nikogo wicej nie byo wtedy przy mnie. Wzruszenie zastpio wspczucie, jak wspczucie ust- pio przedtem ciekawoci. Mnstwo ludzi opucio gowy: jedni, aeby ukry zy, inni, aby pozwoli im pyn. Wtedy Maurycy ujrza po lewe j/ stronie twarz nie- wzruszon, nieugit. By to Dixmer, ponury, nieubagany, ktry nie spusz- cza z oka Genowefy ani czonkw sdu. Krew uderzya modziecowi do gowy. Gniew ogarn jego serce i mzg, napeniajc caego dz zemsty. 176 Rzuci na Dixmera spojrzenie pene tak wielkiej niena- wici, i ten odwrci ku niemu gow. Spojrzenia ich skrzyoway si jak dwa pomienie. , - Podaj mi nazwiska inicjatorw spisku - rzeki prezes; - Znam tylko jedno, panie. - Czyje? - Mego ma. - A wiesz, gdzie on si teraz znajduje? - Wiem. - Wska nam jego miejsce pobytu. - On w stosunku do mnie by nikczemny, ale ja nie bd poda. Nie do mnie naley odkrycie jego miejsca pobytu, wy musicie to uczyni. Maurycy spojrza na Dixmera. Dixmer nie poruszy si. Jaka myl przebiega przez gow modzieca; chcia zadenuncjowa Dixmera, demaskujc samego siebie, ale si wstrzyma. - Nie - rzek - on nie powinien umrze w ten sposb. <- Odmawiasz wic udzielenia nam wskazwek? - za- pyta prezes. - Sdz, panie, e ulegajc waszemu daniu, by- abym godna pogardy w swoich oczach, jak rwnie w oczach innych - odparte Genowefa. - Czy s wiadkowie? - zapyta prezes. - Jest jeden - odpowiedzia wony. - Przywoaj go. - Maksymilian, Jan Hiacynt Lorin! - zawoa wony. "Lorin! - pomyla Maurycy. - 0 Boe, c si stao?" Scena ta odgrywaa si w dniu, kiedy aresztowano Lorina, o czym Maurycy nie wiedzia. - Lorin... - szepna Genowefa, z niepokojem spo- gldajc wok' siebie. B-A. Dumas m - Dlaczego wiadek nie odpowiada na wezwanie? - spyta prezes. - Obywatelu prezesie - rzek Fouquier-Tinville - wskutek nowej denuncjacji wiadek zosta niedawno za- trzymany w swoim mieszkaniu. Zaraz go tu przyprowadz. Maurycy zadra. - By drugi, waniejszy wiadek - mwi dalej Fouquier-Tinville - ale go jeszcze nie ujto. Dixmer z umiechem zwrci si ku Maurycemu. Mo- e myl, ktra przedtem powstaa w umyle kochanka, powstaa teraz w umyle ma. Genowefa zblada. W tej chwili dwaj andarmi wprowadzili Lorina. Za "nim tymi samymi drzwiami wszed Simon i jako zwyky go zasiad pomidzy zgromadzonymi. - Jak si nazywasz? - spyta prezes. J*J - Maksymilian Jan Lorin. - Twj stan.? - - Wolny czowiek. - Niedugo nim bdziesz - rzek Simon, pokazujc mu pi. - Czy wiedziae, e oskarona naleaa do spisku, ktry mia na celu wykradzenie krlowej? - Skde miaem wiedzie? , - Moga ci si zwierzy. , - Mnie, czonkowi sekcji klubu Termopile? C znowu? - Jednak widziano was nieraz razem. - Nie tylko nieraz, ale nawet czsto. - Znae j jako arystokratk? - Nie, znaem j jako on garbarza. - M jej. wykonywa zawd garbarza tylko dla pozoru- - Nic o tym nie wiem, nie jestem przyjacielem jej ma. m  . ".....'. - Powiedz nam co o nim.  . - O, bardzo chtnie. Jest to czowiek nikczemny ". - Panie Lorin, przez lito! - zawoaa Genowefa. Lorin mwi dalej niewzruszenie. - Powici on, biedn kobiet, ktr przed sob wi- dzicie, dla zaspokojenia osobistej zemsty, bo nie dla po- litycznych przekona. O, stawiam go rwnie nisko jak samego Simoaa. Dixmer zblad. Simon chcia co powiedzie, ale pre- zes ruchem rki nakaza mu milczenie. - Zdaje si, obywatelu Lorin, e znasz dokadnie ca- histori - rzek Fouquier-Tmville. - Opowiedz j nam. - Wybacz, obywatelu Pouquier - odrzek Lorin wsta- jc - ale powiedziaem ju wszystko, co byo mi wiadome. Ukoni si i usiad. . - Obywatelu Lorui - odezwa si znowu oskary- ciel - obowizkiem twoim jest udzielenie wyjanie trybunaowi, i - Niech trybuna sam przekona si o tym, co powie- dziaem, co za do tej biednej kobiety, powtarzam, e jest niewinna, e ulega jedynie gwatowi. Spjrzcie .tyl- ko na ni, czy wyglda na spiskowca?... Zmuszono j, aby uczynia to, co uczynia, i nic wicej. ^ - Tak sdzisz? . ,  < - Jestem tego pewny. - W imieniu prawa dam - zawoa Fouquier - aby wiadek stan przed trybunaem jako obwiniony zmow z t kobiet! Maurycy jkn. Genowefa ukrya twarz w doniach, Simon, wydajc okrzyk wciekej radoci, rykn: -Obywatelu oskarycielu, dobrze zasuye si oj- czynie!  t " \ Lorin, nic nie odpowiadajc, przeskoczy kratki, usiad przy Genowefie .wziwszy jej rk, z uszanowaniem j pocaowa. - Dzie dobry, obywatelko! - rzek z zimnym spoko- jem, ktry poruszy cae zgromadzenie. - Jake si czujesz? XXVI DALSZY CIG POPRZEDNIEGO ROZDZIAU Caa scena przesuna si przed wzrokiem Maurycego jak jatoa nierealna wizja. Oparty na rkojeci szabli, ani przez chwil nie wypuszczajc jej z rki, widzia, jak przyjaciele jego wpadaj w otcha, ktra nigdy nie wy- daje swych ofiar, i pyta sam siebie, dlaczego on, towa- rzysz nieszczliwych, czepi si jeszcze krawdzi i sta- wia opr odmtowi, ktry go wraz z nimi porywa? . Lorin, przeskakujc kratki, dostrzeg ponur i szyder- cz twarz Dbunera. Genowefa, jak powiedzielimy, pochylia si ku niemu, gdy tytko usiad przy niej. -t- Mj Boe! - rzeka. - Czy wiesz pan, e Maurycy jest tutaj? - Gdzief . - Nie patrz pan na niego od razu, bo mgby go zgubi. - Bd pani spokojna. - Stoi za nami przy drzwiach. Jake cierpie bdzie, gdy nas ska na mier. Lorin ze wspczuciem spojrza na mod kobiet. - Ska nas niewtpliwie - rzek. - Zudzenia pa- ni byyby zbyt okrutne, gdyby miaa jeszcze jak na- dziej. 180  - O mj Boe! - rzeka Genowefa. - Biedny przy- jaciel, sam jeden pozostanie na wiecie! , ;; orin zwrci si ku Maurycemu, a Genowefa, nie' '  ;)taogc rwnie oprze si pokusie, rzucia w jego stron ".^szybkie spojrzenie. ^ Maurycy patrzy na nich, trzymajc rk na sercu. ;.'-!:' ~~ Jeden jest sposb ocalenia pani - powiedzia Lo- ^^fn.^ - ,'y ' -Czy pewny? - spytaa Genowefa, a oczy jej za- ^i1 ^ysy radoci. '-1R^"~ ' recze' e pswny. ^ ^^, ^- Gdyby mnie pan ocali, Lorin, jake bym bya pa- ^l-^teu wdziczna. ; .- Ale... - rzek znowu Lorin. Genowefa w jego wzroku wyczytaa wahanie. - Wic pan go widzia take? - spytaa. ' - Tak jest, widziaem. Czy chcesz pani by ocalona? Miech Dixmer tu siada na tej awie. ^ Dixmer z wyrazu oczu Lorina pozna zapewne, o czym ,^ ten mwi, gdy zrazu zblad, wkrtce jednak opanowa f*^ si i twarz jego przybraa znw wyraz ponurego spokoju.- !te'y ^ - Niepodobna! - powiedziaa Genowefa. -^ Nie mo- |||^ glabym ju go bardziej nienawidzi. ||-^ - Powiedz pani raczej, e on zna twoj wspaniao- II1;! teylno i ze si ciebie nie boi. -Bez wtpienia, bo jest pewny siebie, mnie i nas wszystkich. - Genowefo, Genowefo, nie jestem takim ideaem jak pani. Pozwl mi wcign go w nasz spraw i niechaj zginie. - Nie, Lorin, zaklinam pana, nie chc, by cokolwiek czyo mnie z tym czowiekiem, nawet mier. Wydaje mi si, e sprzeniewierzyabym si Maurycemu, g<(ybym "umieraa z Dixmerem. Ale pani nie umrzesz. 181 -- Jake mona y, skoro on umrze? - A! - rzek Lorin. - Nie dziwi si, e Maurycy kocha ci, pani! Jeste istnym anioem. Biedny, kochany Maurycy! Tymczasem Simon, nie mogc sysze, co mwili mi- dzy sob oskareni, poera wzrokiem ich twarze. - Obywatelu andarmie - rzek - nie pozwalaj tym buntownikom, aby jeszcze w trybunale rewolucyjnym knuli spisek przeciw Republice. - Dobrze - odrzek andarm. - Wiesz pewno, oby- watelu Simon, e tutaj ju nie czas knu spiski, bo tu- taj sp&se-k dugo trwa nie moe. Oni tylko rozmawiaj, a poniewa prawo pozwala rozmawia nawet na mier- telnym wozie, dlaczeg by miao zabrania tego w try- bunale? andarmem tym by Gilbert, ktry pozaawszy osob ujt w wizieniu krlowej, z wrodzon sobie uczciwo- ci dawa dowody wspczucia. Prezes, naradziwszy si z asesorami, na danie Fou- quier-TinviU.e'a rozpocz badanie. - Oskarony Lorin - spyta - jakiego rodzaju sto- sunki cz ci z obywatelk Dixmer? : - Jakiego rodzaju, obywatelu prezesie? - Tak jest. ' Lorin odpowiedzia: Najczystsza przyja serca nasze czya, Jam by lubym jel bratem, ona siostr bya. - Obywatelu Lorin - wtrci Fouquier-'Ein:ville - wiersz twj nie jest zbyt udany. - Dlaczego? - spyta Lortn. ^- Jest w nim o jedn zgosk za duo. - Obetnij j, obywatelu 'oskarycielu, obetnij. To two- ja specjalno! r 182 Na tak okrutny art poblada lekko twarz Fou.quier- -Tmville'a, ,--Jekim okiem obywatel Dixmer patrzy na zwizek czowieka, ^ktrego uwaa za republikanina, ze swoj ^ on? - pyta prezes. '.'. -'O, na to nie potrafi odpowiedzie, bo nigdy nie znalem obywatela Dixmera i bardzo mi z tym byo dobrze. ' - -Ale nic nie mwisz-przerwa Fouquier-TinviUe- '.ze twj przyjaciel Maurycy Lindey stanowi ogniwo tak idealnej przyjani pomidzy tob a oskaron. .- Ne mwi - odpar Lorin - bo wyjawienie ta- kich rzeczy uwaam za niewaciwe, a sdz nawet, e i ty, obywatelu, powiniene mnie w tym wzgldzie naladowa. , - <" - Znae- t kobiet, bye jej przyjacielem, ona zwa- a ci bratetn, ty siostr i nie wiedziae, nic o jej 'post- ^powaniu? Czy to moliwe, jak sam zeznae, aby ona wycznie sama dokonaa czynu, jafci jej przypisano? - zapyta prezes. , , -^ Nie, 'ona go wycznie sama nie dokonaa - podj Znowu Lorin, powtarzajc sowa prezesa - bo jak zezna- a wam obywatelka i jak ja zeznaem, zmusi j do tego jej m. - Wic jak to by moe, aby nie znal ma, skoro .on dziaa wsplnie ze swoj on? - wtrci Fouquier-, -Tinville.  / Wystarczyoby, aby Lorin opowiedzia o pierwszym mikniciu Dixmera, aby opisa mio Genowefy i Mau- rycego, aby w kocu opowiedzia, w jaki sposb m 'porwa on i ukry j w niedostpnym miejscu, a by- aby si usprawiedliwi z udziau w spisku, byby wytlu- ; maczy wszystkie niejasnoci. ', Ale tym sposobem zdradziby tajemnic dwojga przy- tjaci, byby zawstydzi Genowef wobec piciuset osb. i:-  , ,   183 Zwiesi wic gow, jakby sam sobie chcia powiedzie "nie". - I c? - spyta prezes. - Co odpowiesz na pytanie obywatela oskaryciela? - e jego logika j.est miadca - rzek Lorin - i e przekona mnie o tym, o czym nie miaem najmniej- szego pojcia. - O czym?  - e, jak si zdaje, jestem jednym z najstraszniej- szych buntownikw, jakich dotd widziano. Owiadczenie to wzbudzio powszechny miech, ktre- mu nie mogli si oprze nawet przysigli. Fouquier zrozumia cae znaczenie tego szyderstwa, a e z niezmordowan^, wytrwaoci docieka zawsze Wszelkich tajemnic oskaronych i zna je rwnie dobrze jak oni sami, nie mg wic odmwi Lorinowi pewnego uczucia podziwu, zabarwionego wspczuciem. - No, obywatelu Lorin - rzek - bro si. Trybu- na wysucha ci, bo zna twoj przeszo, bo wie e by dzielnym republikaninem. " Simon chcia co powiedzie, ale prezes dal mu znak, aby milcza. - Mw, obywatelu Lorin, mw, suchamy ci. Lorin znowu opuci gow. - Kto milczy, ten przyznaje si do winy - rzek prezes. - Nie - odpar Lorin - kto milczy, ten milczy, i nic wicej. f - Jeszcze raz pytam, czy bdziesz mwi? - rzek Fouquier-Tinville. Lorin zwrci si ku suchaczom, pragnc zapyta Maurycego wzrokiem, co ma czyni. Maurycy nie da mu znaku, aby mwi. Lorin wic milcza. Dalszy .cig nastpowa wic szybko. , Fouquier przedstawi akt oskarenia, prezes streci -^ 184 przebieg badania, przysigli przystpili do gosowania i uznali Lorina i Genowef za winnych. Prezes skaza oboje na kar mierci. Na wiey paacu wybia godzina druga. Prezes z ostatnim dwikiem zegara skoczy ogasza- nie wyroku. Maurycy sysza wyrok, i godzin, a kiedy umilk dwik gosu zegara, poczu, e jego siy wyczerpay si zupenie. andarmi odprowadzili Genowef i Lorina, ktry jej poda rk. Oboje ukonili si Maurycemu, kade w inny sposb, Lorin bowiem umiechn si, Genowefa za, blada i pra- wie omdlaa, przesiaa mu ostatni pocaunek. A do os- tatniej chwili miaa nadziej, e bdzie ya. Nie al jej byo ycia, ale mioci, ktra miaa zgasn wraz z y- ciem. Maurycy, na .wp oszalay, nie odpowiedzia na po- egnanie przyjaci, ale, blSdy, wsta z awki, do ktrej czu si prawie przykuty. yo w nim jeszcze tylko jedno uczucie - nienawi trawica serce. Ostatni raz spojrza wok siebie i dostrzeg Dixmera, ktry wychodzc wraz z innymi, schyla si wanie pod sklepieniem drzwi korytarza. Poderwawszy si z miejsca jak spryna, Maurycy po- cz skaka z awki na awk i dosta si do tych samych drzwi. Discmer znikn w ciemnociach korytarza. Maurycy popieszy za nim. W chwili gdy noga Dbnne- ra dotkna posadzki wielkiej sali, Maurycy pooy mu rk na ramieniu. 185 XXVI! POJEDYNEK Dixmer obejrza si i pozna Maurycego. - Dzie dobry, obywatelu republikanie - rzek Dix- mer, usiujc zapanowa nad dreniem ctela, wywoanym widokiem modego czowieka. - Dzie dobry, pody obywatelu - odpowiedzia Mau- rycy. - Spodziewae si mnie zobaczy, nieprawda? - O, raczej nie teraz - odrzek Dixmer. - Dlaczego? - Bo spodziewaem si tego wczeniej. - Wedug ciebie zjawiam si jeszcze za wczenie, zbjco - przeraajcym szeptem doda Maurycy. - Twj wzrok miota byskawice, obywatelu. - rzek Dixmer.- Poznaj nas i bd ledzi. - Prawda, a ty si boisz, aby ci nie zatrzymano? Boisz si, aby ci nie poprowadzono na rusztowanie, na ktre wysyasz innych? Owszem, niechaj nas aresztuj, bo dzi, aby zadouczyni sprawiedliwoci, brak jedne- go winowajcy. - Tak jak na licie ludzi honoru brakuje jednego nazwiska, odkd twoje z niej zniko, nieprawda? - Dobrze, dobrze, mam nadziej, e pniej o tym wszystkim pomwimy. Ale ty tymczasem pomcie si, i to pomcie nikczemnie - na kobiecie. Skoro mwisz, e gdzie na mnie czekae, dlaczego nie uczynie tego, w moim domu, w dniu wykradzenia Genowefy? - Sdziem, e ty pierwszy dae mi przykad kra- dziey. - Nie wiedziaem, mj panie, e taiki, dowcipny, ale bez, niepotrzebnych sw. Wiem, e w czynie silniejszy jeste ni w sowie, dowodzi tego dzie, w ktrym mnie chciae zabi. 186 ----Nieraz te wyrzucaem sobie, em tego nie uczy- .'^.na - spokojnie odpowiedzia Dixmer. ^^ -- No, teraz moesz to sobie wynagrodzi - uderzajc ^t^p szabli zawoa Maurycy. - Jutro, jeeli chcesz, ale nie dzisiaj. - -Dlaczego jutro? - No, to dzisiaj wieczorem. - Dlaczego nie zaraz? My..;.',1 ^4.' - Bo do godziny pitej musz zaatwi niektre ^^'y"-.. pwsprawy. . - ,  - Znowu jakie nikczemne zamiary, jaka zasadzka - powiedzia Maurycy. - O, moci Maurycy - podj Dixmer - doprawdy jeste niewdziczny. Jak to, przez p roku pozwalaem, l^.aby cudowna mio, midzy tob' a moj on rozwijaa lit ) '.si bez przeszkd, przez p roku tolerowaem wasze jff' schadzki, nie zwaaem na wasze umiechy. Wyznaj, i* prcz mnie aden czowiek nie zdobyby si na wiksz agodno. , - Sdzie, i mog ci by uyteczny i dlatego mnie oszczdzae. . -- Bez wtpienia - spokojnie odpowiedzia Dixmer, 11^ o 'tyle panujc nad sob, o ile Maurycy si unosi. - "l;,, Bez wtpienia! Bo gdy ty zdradzae swoj Republik pA^^ .sprzedawae mi j za spojrzenie mojej ony, gdy ty I^^^Bfcry si hab przez swoj zdrad, a ona przez wiaro- i?iS|^;'omn mio, ja byem mdry, byem bohaterem. Cze- fiS^Skem i triumfowaem. 1 ' ! , . . ; ^iti^G '^1"' '''' ' ' -.,,.-'' f y^'^,'9- O zgrozo! - rzek Maurycy. , > 111*^ \'-Tak, tak... Oce swoje postpowanie, moci panie. BS 'Prawda, e jest obrzydliwe? Prawda, e jest nikczemne? ' - .Mylisz si, panie Dixmer, obrzydliwe i nikczemne postpowanie przypisuj czowiekowi, ktremu powie- je-rzono honor kobiety, ktry przysig go strzec i zacho- wa czystym i nietknitym, a zamiast dotrzyma tej- 187 przysigi, z piknoci tej niewiasty uczyni sida i schwy- ta w nie sabe serce. Mj panie, obowizek nakazywa ci opiek nad t kobiet, a ty zamiast opiekowa si, sprzedae j. - Powiem ci, panie, co powinienem by uczyni - odrzek Dixm'er. - Powinienem by ocali przyjaciela, ktry wraz ze mn popiera wit spraw. Tak jak powiciem tej sprawie mj majtek, tak powiciem i honor. O sobie zapomniaem zupenie. Teraz nie mam ju przyjaciela. Odebra sobie ycie. Teraz nie ma ju krlowej, bo umara na rusztowaniu. Teraz wic... teraz myl o zemcie. - Powiedz raczej, o morderstwie. - Kto wymierza cios wiaroomnej, ten jej nie mordu- je, ale karze. ' - Wiaroomstwo ty aam jej nakaza. - Tak sdzisz? - z ponurym umiechem rzek Dix- mer. - Zapyta j, czy jest wolna od wyrzutw sumienia, czy jest pewna, ze postpia zgodnie z prawem? - Kto karze, ten wymierza cios w oczach wszystkich, ty za nie karzesz, bo wymierzajc cios, uciekasz, bo kadc gow swej ony pod gilotyn, sam si ukrywasz. - Ja uciekam? Ja ukrywam si?... Jak mi tego do- wiedziesz, kurzy mdku? - spyta Dixmer. - Albo nazywasz ukrywaniem si to, e byem obecny, kiedy j skazano? Albo nazywasz ucieczk io, e chc i na Sal Umarych i rzuci jej moje ostatnie poegnanie? - Ty idziesz j ^zobaczy? - zawoa Maurycy. - Idziesz j poegna? - E, obywatelu Maurycy - odpowiedzia Dixmer, wzruszajc ramionami - widz, e zemsta nie jest twoj specjalnoci. Ty wic, na moim miejscu, byby zado- wolony, pozostawiajc wypadki ich wasnemu biegowi. Sdzisz wic, e gdy wiaroomna ona zasuya sobie ma mier, gdy ukaraem j mierci, ju wszystko mi- 188 dzy mn a ni skoczone, a raczej wszystko ju midzy ni a mn skoczone? Nie, obywatelu Maurycy, ja sdz inaczej, ja znalazem sposb, aby odwzajemni si tej kobiecie za wszystko zo, jakie mi wyrzdzia. Ona ci kocha i dlatego umrze nie widzc ciebie. Ona mnie nie- nawidzi i dlatego mnie zobaczy. Patrz - doda wyjmu- jc pugilares z kieszeni - jest tu bilet z podpisem kan- celisty wizienia. Ten bilet zaprowadzi mnie do skaza- nych. Dostan si wic do Genowefy i nazw j wy- stpn on. Bd widzia, jak rka kata obetnie jej wosy, a kiedy wosy spadn, ona usyszy mj gos, po- wtarzajcy: "Wiaroomna!" Odprowadz j na miertelny wz, a kiedy wstpi na rusztowanie, ostatnie sowo, kt- re usyszy, bdzie: "Wiaroomna!" - Strze si! Zabraknie jej si, aby znie tyle podo- ci, i oskary ci. - Nie - odpar Dixmer - ona tego nie uczyni, bo zbyt .mnie nienawidzi. Gdyby miaa mnie oskary, by- aby to uczynia, kiedy jej to po cichu doradza twj przy- jaciel. Kiedy jednak, aby ocali swoje ycie, nie oskar- ya mnie, to dlatego e nie chce ze mn umrze. Ona wie dobrze, e wstrzymabym wykonanie kary o jeden dzie, e poszedbym za ni na rusztowanie. Wie, e zamiast poegna j u bram wizienia, usiadbym obok niej na miertelnym wozie i przez ca drog powta- rzabym okropne sowo: "Wiaroomna!", e powtarzabym je nawet na rusztowaniu, aby w chwili gdy przejdzie do wiecznoci, przylgno do niej na zawsze. Przejty gniewem i nienawici, Dixmer wyglda prze- raajco. Chwyci rk Maurycego i gwatownie j ciska, lecz teraz w modziecu nastpia zmiana. W mia- r jak Dixmera opanowywao coraz wiksze podniecenie, Maurycy stawa si spokojniejszy. - Suchaj - rzek modzieniec - twoja zemsta nie jest cakowita. 189 - Dlaczego? - Bo powiniene jej powiedzie, wychodzc z trybu- nau: "Spotkaem twojego kochanka i zabiem go." - Przeciwnie, wol raczej powiedzie jej, e yjesz i e przez reszt swojego ycia bdziesz clerpafi, majc przed oczami widok jej mierci. - Jednake ty mnie zabijesz - rzek Maurycy - albo raczej... - Maurycy obejrza si i widzc, e jest panem sytuacji, doda: - Albo raczej ja ciebie zabij. I Wlady ze wzruszenia, rozjtrzony gniewem, poczu, e okrutne sowa Dixmera dodaj mu siy. Schwyci go za gardo i cofajc si, przycign do schodw, wiod- cych nad brzeg rzeki. - Dobrze - rzek Dixmer - nie musisz mnie cign gwatem, pjd dobrowolnie. - Pjd, jeste uzbrojony. - Id za tob. ; - Nie, id przede mn, ale uprzedzam, e za naj- mniejszym poruszeniem moja szabla rozpata ci gow. - O, wiesz dobrze, e si nie boj - ze straszliwym umiechem odpowiedzia Dixmer. - Wiem, e nie boisz si mojej szabli-mrukn Mau- rycy -. ale boisz si, e moesz nie dokona zamierzonej zemsty. A jednak - doda - skoro patrzymy na siebie oko w oko, moesz si z ni poegna. Tak rozmawiajc zeszli po maych schodkach nad brzeg rzeki, gdzie, jeeli mg ich kto wyledzi wzro-; kiem, nigdy nie zdoaby przyby do wczenie, aby przeszkodzi pojedynkowi. Poza tym obydwu poeraa jednakowa zacieko. Znaleli si na pustym prawie wybrzeu, gdy sdy jeszcze Si nie odbyway i tumy zapeniay sal sdow, korytarze i dziedzice. Zdawao si, e Dixmer tak samo pragnie krwi Maurycego, jak Maurycy krwi Dixmera. Zapucili si w jeden z podziemnych kanaw, wio- i ISO dcych z Conciergerie ku rzece, ktrdy nieraz spuszcza- no trupy do wody. Maurycy stan tu nad wod. " - Zdaje si, mj Maurycy - odezwa si Dixmer - e to ja ciebie zabij, bo zanadto drysz.  - Ja za sdz przeciwnie-odrzek Maurycy, dobywa- jc paasza. - Myl, e raczej ty zginiesz z mojej rki, i e, zabiwszy ci, wyjm z twego pugilaresu przepustk kancelisty paacu. O, niepotrzebnie si zapinasz! Mj pa- asz ' rozetnie ci odzie, rcz ci, choby nawet bya z miedzi jak staroytne pancerze. - Wemiesz przepustk? - rykn Dixmer. - Wezm - odpar Maurycy - i ona zaprowadzi mnie do Genowefy. To ja usid obok niej na miertel- nym wozie, ja, dopki tylko y bdzie, szepta jej bd: "Kocham ci", a kiedy spadnie jej gowa, wtedy powiem: "Kochaem ci." Dixmer. sign lew rk po pugilares, chcc cisn go w rzek, ale szabla Maurycego, szybka jak piorun, ostra jak topr, spada na rk i prawie zupenie oddzie- lia pi od ramienia. Raniony krzykn i zwieszajc zranion rk, przybra obronn postaw. Wtedy pod ciemnym, zowrogim sklepieniem rozpocza si 'zajada walka. Przeciwnicy, zamknici w tak ciasnej przestrzeni, i zaledwie obraca si mogli, lizgali Si po. wilgotnych kamiennych pytach, z trudnoci opierajc si o lepkie ciany, tym bardziej e w miar wzrastajcej zaciekoci walka przybieraa na sile. Dixmier czu, e wraz z upywem krwi wyczerpuj Si jego siy, natar wic na Maurycego tak gwatownie, i ten musia raptownie si co&i. Noga mu si polizna, a paasz przeciwnika dotkn jego piersi. Ale Maurycy, chocia ju klcza, szybkim jak myl poruszeniem lewej rki odtrci go i ostrze swej szabli nadstawi w ten 191 sposb, e Dixmer, uniesiony gniewem, nie pamitajc o pochyoci gruntu, wpad na ostrze i sam si przebi. ' Dao si sysze straszliwe przeklestwo i oba ciaa toczc si wypady z podziemnego kanau. Jeden z walczcych powsta - by to Maurycy, zala- ny krwi, ale k-rwi nieprzyjaciela. Gdy si przekona, e Dixmer ju nie yje, pochyli si nad jego ciaem, odpi karmaniol, wydoby pugi- lares i oddali si szybko. Gdy jednak spojrza na. siebie, zrozumia, e jeli uczy- ni kilka krokw, natychmiast go zaaresztuj, gdy oay by zbroczony krwi. Uda si na brzeg rzeki, pochyli si nad wod, obmy rce i odzie, po czym znowu szybko wbieg na schody i po raz ostatni spojrza w stron podziemnego kanau. Przybywszy pod paac, otworzy pugilares, znalaz w nim przepustk, podpisan przez kancelist. " - Dziki ci, sprawiedliwy Boe! - szepn. XXVIII SALA UMARYCH Przypomnijmy sobie, e kancelista wizienia otworzy Dixmerowi ksigi i wszed z nim w stosunki, ktre bar- dzo uprzyjemniaj obecno mniemanej pani sekreta- rzowej. atwo si wic domyli, e czowiek ten uleg nieopi- sanej trwodze, kiedy odkryto spisek Dixmera, albowiem gdyby tylko zosta posdzony o wsplnictwo ze swoim rzekomym koleg, byby na pewno skazany na mier. Fouquier-Tinville wezwa go do siebie. Biedak niemao cierpia, usiujc usprawiedliwi si w oczach publicznego oskaryciela, lecz dziki zeznaniom 192 i^^enowefy przekonano si, i nic me wiedzia o aamla- llllte/jej ma. Uniewinniony wic zosta dziki Fouquier- i|il3pnvinie'bwi, ktry pragn udowodni, i jego urzdni- l^^s bez skazy. , . ' . , .''-' \ Obywatelu-rzek kancelista, padajc mu do n6g- bacz mi, daem si oszuka. Obywatelu - odpowiedzia oskaryciel publiczny- |?dnik, ktry pozwala si oszukiwa, zasuguje na gi- n." '  ' ' ' ' \ ,'  1 '  ''  " ." Ale przecie mona by gupim, obywatelu -* pod- kancelista, o mao co me tytuujc Fouquier-Tinvil- pe'a  ^Tgo'Ekscelencj". ' / . '  ' '"- ' ' iiff- Nikt, czy gupi, czy nie - przerwa surowo oskar- jli^iel- nie powinien zaniedbywa swoich obowizMw teretec Republiki. Gsi kapitolinikie byy take gupie, "'t jednak przebudziysi, aby ocali Rzym. ,;ata'ki argunieaat kancelista nic ju nie umia odpo- wiedzie, westchn wic i czeka. - Przebaczam ci - rzek Fouquier. - Bd ci na- broni, bo nie chc, aby najmniejsze nawet podejrze- zaciyo na ktrym z moich urzdnikw. Ae pan- |t3, jeli raz jeszcze usysz o tobie choby najmniejsze l&wko,- ju ci to nie ujdzie na sucho. Ri^rzdnik ''powrci do kancelarii, gdzie mia wzi "Wsi, ktrych da Fouquier-Tinville.Jakie jednak by- ^Jego zdmmeinte, gdy niespodzianie ujrza Dixmera, iry spokojnie zbliy si ku nieaiu. ^ O! - krzykn, jak gdyby spostrzeg widnio. S-^Nie poznajesz mnie? - zapyta nowo przybyy. Owszem. Jeste obywatelem Durand, a raczej Dbe- ^lak. -: / , ,' . ':'. ! ,1,' ^ ' "' 1-1 KAle ty umare, obywatelu?.. -   ' ; ^;Jes2cze nie, Jak, widzisz.  '. ..  ", ' - \ '_, "  tt^.Ale1 lada, 'chwila ci1 zaaresztuje. '. ., ^ s ' , !  Iftfc"  1 ' '1 "   '  ! ' ' ^Danutt-1. ! , , . ,  ,,  " MS' p^1-.-'''^ -''1.1-' 1 ! ' ' v1;' ' Sft.-^-", '' : .  ^ ,  ...  ' . - Kt ma mnie aresztowa, kiedy mnie nikt nie zna? -*<-Ale ja ci znam i gdy tylkoswkopisn, pJdziesz pod, gilotyn.' \ 1'1 ,-,1"; -K1- .  '' .. ,";. /,-,' -KBech no jas^ tylko odezw, abdziesz zgiiptyoo- .weny wraz ze mn. , - To wstrtne, co mwisz. - Nie, tytko logiczne. ' -O c ci wic ohpdzi? Mw prdzej, bo im krfieei bdziemy roaanawia, tym mniejsze grozi nam niebzpre- CZe&StWO. .1,;:. : 1 ;. - 1 , . .' . '. - ' '' ^-1 -- Suchaj, moj oaa ska na mier. .--Tak mi si zdaje. Biedna kobietal -Ot chciaem si z ni widzie po raz ostatni, chciaem si z ni poegna! l . : /.-Gdzie?111' ' '', ^,,J.,.;.:  - , ,-',^/,/,'^ --W Sali Umiaryeh.  ''" V, ^ : .' /i':\',. \ - I bdziesz mia odwag tam wej? - Czemu me?, - ' .  1 '. ; '.:'': : " '" ---i--:'^ ' '  ' .  '  ' ' - ' ' ' -"'....'.' - O! - zawoa kancelista, ktremu na sam myl o tym wosy powstay na gowie, ' : - Musi by na to jaki sposb - odezwa si znowu Disoner.. ,  ,. ,1 . ''.  , . ;' ..'-:,, \ ;^,; /:^ -Aby wej aa Sal Umarych? Tak, oczywicie. /- Jaki?,' ,,... _  ' . . .', .". , / . . ,.; -- TSezeb mie6 przepustk. < --- gdzie j mona'dosta? . Kancelista zblad OlkropniB t wyjka: --Pytasz, gdzie mona dosta t.ak przepustk? ' - Tak - odrzek Disaner. - Sdz, e moje pyta& jiest-jasne..' .., 1. ' ''.:.,.', '':.' : ' '1 "';'":'1 ;:";. /; - Mona .dosta... tutaj.- ','. -' : ' ,' '  111. '^ ''.'-' ',''} '-1 A kto podpisuje przepustki? , - '?> ^ , ^Kancelista. ,-  ' '..'.:.'/. .,,'''. ,-"\'-^ ':"''';',:' . ,-<-To''ty''prziecie jest<'. kancelist^ ^1. ' ;' . !''^:":ii\^ '--..Tak.^^ja. :'.:1".'\ ./.1"',1 '' , ;. il:'"ll"^3i..^.::'.r..:/,(;:. 194- " ' i\'""'- ', .  : '' ; -.. ',', ,11;;1'1-1':,<;;'' Widzisz, jak to sjR wsystfco dobrze skada - pod-/ chwyci ,ESxmer, siadajc. - Podpisz ml' zaittact .mat 'karteczk.. . '",/' ;.-;";"" 1 ':-',./". \.;^',''^'.^^ dasz mojej gowy, obywatelu! ' - Ech, nie, diam tyBko przRpiistk To w^ystko. Ja ci tu ka ameszt^iwae, niegdziweze' - zdoby-?' wa j si na odwag rzefc kancelista. -- .Czy,co chcesz^ - powiedzia Daosmer - ale .ja^na-'' tychmiast oskar de <^ wsplnictwo ze mn i aamialjsf i sam na sawn sal, -pjd tan* razem i? tob. ; KaaceI^Fta abIad .'_' .. ''''.,.. ''"".^ 1 ".";,,l;:l: ,..-^Zbrodniarzu!,-,zawoa. ,1 :. ;,'',,;/ 1 " ...\^,;,'^,:. -,Nfie ma tai adnej zbrodni"-L- przerw .Dmner. -- Pragn mwi z on i prosz ci o pisepustk, allsiiyin ,?0^.aR, .doinfej dosta. . ^ ,.';1 ',-. ^;:'^ ' ,,,', ^.1''..' .^'i' -^Kogtiiecznie musisz z ni. lpoS^zm;a'wia<6?i ../',1/.1,,'.,.," ;:. , --'Widocznie, jeli naraam swoj gow, v ' :' Sowa I&ssaerawidocznie trafiy kanceH^cie: doi prze- konana, -gdy Dizmer zauway, Ss si waha. .t^; ~ - 1'to -- rzek - uspokj ^, nik; si o tym we do-i te.. : .' .' 1 ' ':  1 /:, .'"1.'';. - ,;1;::' 1 ',.' .\.''...1,.1';J - Ale siusimy to" zrobi inaczej,. , -'Jeeli to jest moliwe, prosz bardzo. --Wejdziesz przez drzwi dla skazanych, tamtdy wchp" dasi bez przepustka a kiedy pomwisz %on, TOWO- asz mme, a ja ci wyprowadz, . * - Tak^ byoby niele -12^ DhOTe^..-- Ale kiedy luz z-tego powodu Wydiarzy sibardaso nieBaiiy wypiidk. 1<...-; Jaki..:wypade&?' -/ .:  .,-/,.;,, "::.. ^;., ..,/i.,^1 ^ " ;.'", . ;' ,; .-'/2-.,,hiednym' gagusetn,;-. fetory, ia^nsfamt.: do^agetiwutti-.-. ''(iBBBedl^do^SaM^.Uilnart^^ z^l^^B.^laewialni1;1 .dla;?. stea2an,yc&^'. nie' 'za1, "przez' ^dezwi, ^'Sfye^. i: ;nte.:^ni^ j^a^paiki, a tyan samyta ^cSeSt^t ''s^^ci,,,lnle efaciasno go w^ud&. Po^raedzfaalo, e..'kie-.^' dy wszed drzwianu Aa skazanych, to musi by. sfeaza- ny, Daremnie si wypi'era, daremnie przysiga, nikt Btiii nie przyszed z pomoc, nikt ni chcia wypucie. Pomi- mo przysig i krzykw kat obci nau najpierw wosy, a potem gow. Czy ta anegdota jest prawdziwa, ty naj- lepiej powiniene wiedzie, obywatelu kancelisto. --Niestety, prawdziwa! - drc, odpowiedzia kan- celista. -- Widzisz wic, e byltoym chyba wariatem, gdybym, majc taki przykad, usiowa tam wej' bez przepustki. - Ale kiedy ci mwi, e tam bd? - jeeli ci zawoaj? Jeeli bdziesz potrzebny gdzie indziej? - rzek Dixmer z ironi.- Jeeli zapo- mnisz, e ja. tam jestem? . . -> Ale ja ei przyrzekam. -Nie. A poza tym to by ci mogo skompromtowae. Widziano, by, e rozmawiasz ze mn. Ja tego nie' chc, wol mie przepustk. -- To nieniozliwer - No, mj pryjacielti, chcesz chyba; aebym milcza, bo jeeli zaczn mwi o tobie, obaj pjdziemy pospace- rowa po placu Rewolucji. Przeraony kancelista podpisa ptsepaSOS dla "obywa- .' tela".  ' ' ; .';'111;1:, ;1 - " ",; 111;;1.  i' ' ' ' ' Dixmer porwa j czym prdzej wyszed, aby si dosta do sali sdowej. ; Reszt ju znamy. ' ' Kancelista wic, aby unikn jategokolwiek pos- dzenia o wsplnictwo, usiad w saBobok Pouquier-Tia. ville', przekazawszy przedtem ws3Eys'tfeie' sprawy naj- starszemu11 ze swoich pomc^tew., y''.'.- \ .. - V;,  .. -':, .',;',0""godzinie ''dziesi minuta po trzeciej Maurycy, majc priepuisfk, niSh szereg dozorcw i aodaimw, i bez ' .piAeszkody'^tto|:lull^nizcSnyeh ' drzwi. "',f, ,.;'.' - ' \ laaa, So ktrey wszedf Mattr^y, podzi&Eoaia bya na . dwie-''c2icl. ''"1;' "'','"' '..-'\'-"'; .;''. ^^-t-';"1:  , 1:-1 /1)-.'  ...  . , . ' ' ;'' ',  '.' i 'iftr ., . ,/ . .. . \1/';':.1;. " : ..1-!.':: -.';1 r W jednej siedzieli urzdnicy, zapisujcy nazwiska przy- byych, w drugiej, zawierajcej zaledwie kilka drewnia- nych awek, znajdowali si aresztowani i skazani na mier. Ciemn sal Owietla saby blask, padajcy przez trzy szyby umieszczone w przepierzeniu, ktre oddzielao sa- l od kancelarii, Jaka na wpoi omdlaa kobieta, biao ubrana, siedzia- a w kcie oparta o cian. Przed ni sta jaki mczyz- na ze zoonymi na piersi rkami, poruszajcy od czasu do czasu gow, jakby chcia co powiedzie. Obok nich krcili si inni skazani, kajc lub piewa- jc patriotyczne pieni. By to zaiste przedpokj mierci, a umeblowanie czy- nio go godnym tej nazwy. Widziano tu trumny, napenione som, jakby wzywa- jce do siebie ywych. W trumnach tych odpoczywano przed mierci. Naprzeciwko przepierzenia wida byo ogromnych roz- miarw szaf. Jeden z winiw otworzy j przez ciekawo i cofn si przeraony. W szafie wisiaa "zbroczona krwi odzie osb ci- tych poprzedniego dnia, tu i wdzie widniay dugie zwo- je wosw: by to spadek kata, ktry t spucizn od- sprzedawa krewnym, jeeli wadza nie polecia mu spa- li owych szcztkw. Maurycy, drcy i nieprzytomny, zaledwie tylko otwo- rzy drzwi, jednym rzutem oka obj cay obraz. Wszed na sal i pad do stp Genowefy. Nieszczliwa wydaa okrzyk, ktry on stumi na jej ustach. ;' Lorin, paczc, uciska Maurycego. '' ' > Troje przyjaci przez chwil pozostao zczonych hie- iniym, serdecznym, prawie radosnym uciskiem. W Lorin pierwszy uwolni si z obj przyjaci. - Wic '). ty take jeste skazany? - spyta Mauryce- go. - Tak - odpowiedzia tene. - Co za szczcie! - szepna Genowefa. Rado ludzi, ktrzy maj y tylko godzin, nie moe nawet trwa tak dugo, jak samo ich ycie. Maurycy patrza na Genowef wzrokiem penym gbo- kiej, arliwej mioci, potem podzikowa je j, za niechccy wypowiedziane, samolubne i zarazem czue sowo, i zwr- ci si do Lorina. - A teraz - rzek, biorc rce Genowefy w obie do- nie - porozmawiajmy ze sob. - O tak, porozmawiajmy - odpowiedzia Lorin - niewiele ju nam pozostaje czasu. C mi powiesz? -Aresztowano ci z mojej przyczyny, skazano. przez Genowef, a ty przecie nic przeciwko-prawu nie uczyni- e. Ja i Genowefa spacamy sjwoje dugi, ale po co ty masz przez nas pokutowa? - Nie rozumiem ci. - Lorin, jeste wolny. - Ja wolny? Chyba oszalae! - rzek Lorin. , -- Nie, nie oszalaem, powtarzam ci, e jeste wolny. " Patrz, oto przepustka. Spytaj ci, kto jeste, powiesz, e przyszed z jak spraw do kancelisty, e przez ciekawo poprosie go o przepustk, aby mc. zobaczy skazanych. A teraz, kiedy ju ich zobaczye, to ci wystarcza i od- chodzisz. - Chyba artujesz? . . - Nie, mj drogi, oto przepustka, korzystaj ze sposob- noci. Ty nie jeste zakochany. Nie musisz umiera po to, aby spdzi kilka minut duej z ukochan. - Dobrze, mj Maurycy - rzek Lorin. - Nie spodzie- waem si nigdy, e mona std wyj, ale zaklinam ci, 189 ocal najpierw pani!... Co do' ciebie, pniej damy sobie jako rad. -^ To niemoliwe - rzek Maurycy. - Patrz, na prze- pustce napisano "obywatel", nie za "obywatelka". Poza tym Genowefa nie wyszaby std beze mnie, nie chciaaby y, wiedzc, e ja mam umrze. - Wic jeeli ona nie chce, dlaczeg ja mam chcie? Sdzisz, e jestem mniej odwany ni kobieta? - Nie, przyjacielu, wiem, e jeste najdzielniejszym z ludzi, ale nic nie zdoaoby usprawiedliwi twego uporu. No, Lorin, korzystaj z chwili i daj nam cieszy si rado- ci i przekonaniem, e jeste wolny i szczliwy. - Szczliwy! - zawoa Lorin. - Czy ty artujesz?,.. Szczliwy? Ja bez was? I c, u diaba, chcesz, abym ro- bi na tym wiecie bez was, be mofch przyjaci, w Pa- ryu? -Lorin, przyjacielu! - Wanie dlatego nalegam, e jestem twoim przyja- cielem. Gdybym sam tylko by uwiziony i mia nadziej zobaczenia was, o! obalibym mury, byleby si uratowa. Ale teraz i przez ulic ze schylon gow, syszc nieustan- nie gos sumienia, powtarzajcy natarczywie: "Maurycy! Genowefa!", przechodzi przed domami, w ktrych was widywaem, gdzie teraz widziabym tylko wasze cienie, obrzydzi sobie wreszcie drogi Pary, ktry tak kocham, o! na honor, na to si nigdy nie zgodz! Dlatego wam po- wiadam, e nie powinnimy nigdy si rozstawa, nawet pod gilotyn. Czuj, e mi tu dobrze, i zostaj. - Biedny, biedny przyjacielu! - rzek Maurycy. Genowefa nic nie mwia. Patrzya na nich, majc oczy pene ez. - aujesz ycia? - rzek Lorin. - Tak, dla niej! -^- Ja za wcale go nie auj, nie dbam nawet o bogi- ; nie Rozumu, ktra, zapomniaem ci powiedzie, niesuszn 199 miaa do firnie uraz, ale zapewne atwo si pocieszy; Spo- kojnie pojad na miertelnym wozie, arcikami bawi b- d gapiw, biegncych za mn, powiem adny czterowiersz Sansonowi i dobranoc pastwu... Ale... ale... czekaj no. Lorin przerwa. - A, prawda - rzek - prawda, wyjd std. Wiedzia- em, e nie kocham nikogo, ale zapomniaem, e nie- nawidz kogo. Ktra godzina, Maurycy? - Wp do czwartej. -Jeszcze mam czas, doprawdy mam czas. - Zapewne - zawoa Maurycy - dzi jeszcze jest dziewiciu oskaronych, sprawy potrwaj do pitej. Ma- my wic prawie dwie godziny przed sob. - Tyle mi wanie, potrzeba... Daj mi swoj przepustk i poycz mi dwadziecia sous. - O mj Boe! Co chcesz uczyni? - szepna Geno- wefa. Maurycy ciska jej do. Najwaniejsz dla niego rze- cz byo, aby Lorin wyszed. - Mam pewn myl - rzek Lorin. Maurycy wydoby sakiewk z kieszeni i poda j^ przy- jacielowi. - A teraz, na mio bosk, daj mi przepustk... chcia- em powiedzie, na mio Najwyszej Istoty; Maurycy wrczy mu przepustk. Lorin pocaowa Genowef w rk i korzystajc z chwi- li, w ktrej wprowadzono do kancelarii now grup ska- zanych, przeskoczy drewniane awki i stan pod wielki- mi drzwiami. - O, wydaje. mi si, e chcesz uci&ka? - rzek an- darm. Lorin wyprostowa si i pokaza przepustk. - Patrz, obywatelu andarmie - rzek - i naucz si lepiej poznawa ludzi. 200 andarm pozna podpis kancelisty, ale nalea do lu- dzi podejrzliwych. Wanie w tej chwili wychodzi z sa- li rozpraw nie mogcy cigle pozby si strachu kancelis- ta. Zobaczywszy go, andarm zawoa: - Obywatelu kancelisto, tu jaki prywatny chce wyj z.Sali Umarych za papierkiem. Czy dobry ten papier? Kancelista zblad z przeraenia i pewny, e gdyby spoj- rza, zobaczyby okropn twarz Dixmera, nie patrzc, wzi czym prdzej kartk i'zawoa: - Tak, to mj podpis. - No - odezwa si Lorin - kiedy twj, to oddaj mi przepustk. - Nie - rzek kancelista, drc kartk na tysic ka- wakw - tego rodzaju przepustki su tylko na jeden raz. Lorin przez chwil nie wiedzia, co ma czyni. - Ha, tym gorzej - rzek - ale przede wszystkim musz go zabi. I wybieg z kancelarii. - Ocalony - rzek Maurycy do Genowefy gosem pe- nym radoci. -Podarto mu przepustk i ju nie bdzie mg wrci. Poza tym, choby wrci, posiedzenie trybu- nau ju si skoczy. Zjawi si o pitej, kiedy my ju nie bdziemy y. Genowefa westchna i zadraa. - O, obejmij mnie ramionami - rzeka - i nie opusz- czaj ju. Boe, dlaczego nie moemy zgin od jednego cio- su, dlaczego nie moemy razem odda ostatniego tchnie- nia? Usunli si w najciemniejszy kt sali, Genowefa usiada przy Maurycym, obja go ramionami, i tak, przepenieni mioci, czekali na zbliajc si mier. Mino p godziny. 201 XXIX DLACZEGO LOR1N WYSZED Nagle da si sysze jaki szmer, andarmi otworzyli zapasow-e drzwi i ukaza si Sanson wraz z pomocnikami, nioscymi sznur. - O, przyjacielu, przyjacielu! - rzeka Genowefa. - Oto nadesza godzina... Czuj, e mdlej. - Ze pani czynsz - da si sysze donony gos Lo- rina. - Ze pani czynisz, bo mier to prawdziwa wolno! - Lorin! - z rozpacz zawoa Maurycy. - Po co wr- cie, nieszczliwy! - Sdz, e si tak umwilimy? Suchaj, bo to, co ci powiem, i pani take interesuje. - Q Boe, Boe! - - Pozwe mi mwi, bo nie bd mia czasu opowie- dzie wam, co zaszo. Chciaem wyj i kupi sobie n na ulicy Barillerie. ' - C chciae pocz z tyin noem? - Chciaem zabi poczciwego Dixmera. Genowefa zadraa.  - O, rozumiem ci - rzek Maurycy. \ - Kupiem go. Oto co sobie mylaem, a zgadzasz si zapewne, e twj przyjaciel posiada sporo logiki. Zaczy- nani wierzy, e powinienem by zosta matematykiem, nie za poet. Na szczcie, teraz ju jest za pno. Ot tak sobie mylaem: ipan Dixmer zgubi swoj on. Pan Dtxmer nie odmwi sobie przyjemnoci widzenia jej na wozie miertelnym, zwaszcza w naszym towarzystwie. Znajd go wic zapewne w pierwszym szeregu widzw, przysun si do niego i powiem mu: "Dzie dobry, panie Dixmer!", a potem wpakuj mu n midzy ebra. - Lorin! - zawoaa Genowefa. 282 --Uspokj si, kochana przyjaciko, opatrzno wszyst- ko dobrze urzdzia. Wyobracie sobie,, e widzowie 29- miast sta naprzeciwko placu, jak to zwykle czyni, stali po prawej stronie rzeki. Oho, rzekem sobie, zapewne ja- ki pies tonie. Moe i Dixmer tam jest, bo przygldanie si -takiemu widowisku zawsze zajmuje czas... Zbliam si i widz mnstwo ludzi stojcych wzdu brzegu, ktrzy gestykuluj i woaj: "O, szkoda!" Podchodz bliej, patrz, i zgadnijcie, co widz. - Dixmera - ponurym gosem rzek Maurycy. - Tak, ale jakim sposobem tak atwo to odgade? Tak, Dixmera, kochany przyjacielu, ktry sam sobie otworzy wntrznoci. Nieszczliwy zabi si zapewne na skutek pokuty. - O, czy tak pomylae? - z ponurym umiechem za- pyta Maurycy. Genowefa opucia gow. Bya zbyt saba, aby mc znie tyle wzrusze. - Tak, tak wanie mylaem, bo znaleziono przy nim; zakrwawiony paasz. Chyba... e kogo spotka... Maurycy, nie mwic nic, skorzysta z chwili, e Ge- nowefa nie moga go widzie, odpi sw karmaniol i po- kaza Lorinowi zbroczon krwi kamizelk i koszul. -A, to co innego - rzek Lorin. I poda rk Maurycemu. - Teraz - doda, pochylajc si do ucha przyjacie- la - poniewa mnie nie rewidowano i wszedem tu, m- wic, e nale do orszaku pana Sansona, mam n przy sobie. Jeeli czujesz wstrt do gilotyny... Maurycy z radoci chwyci podan sobie bro. - Nie - rzek po chwili - ona zanadto by cierpiaa. I odda n Lorinowi. - Masz duszno - odpowiedzia tene - niech yje machina pana Guillotin! Bo c to za machina pana Guil- 203 lotin? Prztyczek w kark, jak powiedzia Danton. A c to dla nas znaczy? .1 cisn n w tum skazanych. Jeden z nich porwa go, wbi go sobie w piersi i na- tyci.miast pad martwy. W tej chwili Genowefa poruszya si i krzykna. San- son pooy rk na jej ramieniu. XXX NIECH YJE SIMON! Maurycy, syszc krzyk Genowefy, poj, e walka ju si zaczyna.  Mio moe wznie dusz a do wyyn bohaterstwa, mio te, mimo wrodzonego instynktu, moe natchn czowieka pragnieniem mierci, ale nie tumi w nim ni- gdy obawy przed cierpieniem. Niewtpliwie Genowefa z wikszym spokojem i cierpli- ,woci przyjmowaa myl o mierci od czasu, gdy Mau- rycy^ wraz z ni umiera. Ale rezygnacja nie usuwa prze- cie cierpienia. "  Maurycy jednym spojrzeniem obj cay' obraz i jedn myl przeczu to, co miao .nastpi. Na rodku sali lea trup, z ktrego piersi andarm wy- rwa} n, aby inni nie mogli go uy. Wok niego ludzie, niemi z rozpaczy, ciskali sobie na- wzajem donie albo bez przerwy, jak wariaci, powtarzali ukochane imiona lub zlewali zami jaki portret, piercio- nek albo splot wosw. Inni lyli tyrani - sowo wytarte i na wieki przeklte przez wit, czasami nawet przez ty- ranw. Wrd tych nieszczliwych uwija si  Sanson, mniej obciony pidziesiciu czterema latami ni powag ohyd- 204 nego obowizku. W miar jak pozwala mu na to jego urzd, jednym dodawa otuchy, drugim udziela rad, znaj- dujc zawsze odpowiednie sowo dla pokrzepienia ducha nieszczliwych w obliczu mierci. - Obywatelko - rzek do Genowefy - trzeba bdzie zdj chusteczk i podczesa albo obci wosy, jeeli wolisz. Genowefa struchlaa. - Odwanie, przyjaciko - rzek agodnie Lorin. - Czy wolno, abym ja podczesa pani wosy? - spyta Maurycy. - O tak! - zawoaa Genowefa. - Niech on to zrobi! Bagam o to, panie Sanson. - Dobrze - odwracajc gow odpowiedzia kat. Maurycy rozwiza swj krawat, Genowefa pocaowaa go i klkajc przed modziecem, nadstawia sw gow, pikniejsz w chwili cierpienia ni w chwilach radoci. Kiedy Maurycy podczesywa jej wosy, rce mu tak dray i taka bole malowaa si na jego twarzy, i Ge- nowefa zawoaa: - O, jestem odwana, Maurycy! Sanson odwrci si. - Pravsyia, panie, e jestem odwana? - Rzeczywicie, obywatelko - odrzek wzruszonym go- sem - jeste naprawd odwana. Tymczasem pierwszy pomocnik przejrza wykaz podany przez Fouquier-Tinville'a. - Czternastu - rzek. Sanson policzy skazanych. - Pitnastu wraz z umarym - rzek. - A to jakim sposobem? Lorin i Genowefa, kierowani jedn myl, liczyli z nim razem. - Mwicie, e jest tylko czternastu skazanych, a nas jest pitnacie osb? - rzeka. 205 - Tak, obywatel Fouquier