Ilustrowane monografie wielkich kompozytorów Peggy Woodford MOZART Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA 2000 Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie w feggy woocuord iy'/ /, 1978 and 1990. First published by Midas Books in 1977. This edition published in 1990 by Omnibus Press, a division of Book Sales Limited. Ali rights reserved. No part of this book may be reproduced in any form, by photocopying or by any lectronic of mechanical means, including information storage or retrieyai systems, without permission in writing from the publishers. Unauthorised reproduction of any part of this publication is an infringement of copyrighfc. Przekład ALEKSANDRA HAWRO Projekt okładki seryjnej WITOLD ABAKO Na okładce wykorzystano akwarelę L. Carrogisa de Carmontelle'a ,"-^~^"r^,^ /^.... •.-'A Ii •We'^ n '• '; ' •\" •'• , ''•'' v^ ,,...> .^ © Copyright for the Polish edition by Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA Kraków, Poland 2000 Redaktor: Ewa Widota-Nyczek Opracowanie graficzno-techniczne: Barbara Smajdor Komputerowy skład i łamanie: Dominika Dzierżanowska Skanowanie fotografii: Bogusław Sowiński Polskie Wydawnictwo Muzyczne SA. al. Krasińskiego l la, Kraków Wydanie I. Printed in Poland 2000. Druk: Pracownia Poligraficzna PWM. Żarn. nr 15/2000 ISBN 83-224-0496-4 PWM 20240 Spis treści I. Dzieciństwo w Salzburgu 7 II. Wiedeń 20 III. Paryż i Londyn 32 IV. Pierwsza opera 47 V. Włochy 58 VI. Miłość i śmierć 71 VII. Małżeństwo i sukces 88 VIII. Państwo Mozartowie w Wiedniu 103 IX. Figaro i Don Giovanni 116 X. Bieda i śmierć 130 Epilog 147 Ważniejsze utwory Wolfganga Amadeusza Mozarta 149 Bibliografia (wybór) 754 Indeks nazwisk i tytułów 255 •tret olejny pędzla Barbary Kraft, 1819 (Wiedeń, Gesellschaft y na podstawie szczegółu z portretu rodzinnego z 1780-81 r. Sricha Deutscha, Kraft pracowała pod kierunkiem Nannerl; najlepszą i najbardziej wierną podobizną kompozytora. Dla Imogeny Dzieciństwo w Salzburgu Mozart jest wspaniały i godny podziwu. Beethoven Dom w Salzburgu, w którym urodził się Wolfgang Ama- deusz Mozart był wysoki i wąski. Piękna szeroka brama z kutego żelaza z wymyślnie rzeźbionym portykiem pro- wadziła na otwarty podwórzec. Na parterze znajdował się magazyn sklepu, z którym państwo Mozartowie nie mieli nic wspólnego; ich część domu zaczynała się powyżej, na trzecim piętrze. Dziś dom ten wychodzi na ulicę; w latach pięćdziesiątych XVIII stulecia w tym miejscu znajdował się otwarty skwer, Lóchelplatz, który z tryskającą pośrod- ku fontanną stanowił zapewne miły dla oka widok. Atmo- sferę tego miejsca doskonale oddaje szkic Erica Bloma, autora biografii Mozarta. Dom z płaskim frontonem i dachem, z zewnątrz wygląda z włoska, lecz w środku tchnie germańską swojskością. Jakże odpowiednie oto- czenie dla gospodarza, który maniery ma włoskie, lecz duszę nie- miecką. W brukowanej sieni o bielonych ścianach dziwny zapach wita gościa; zapach przywodzący na myśl jednocześnie rynsztok, koty i stra- wę kuchenną, a zarazem nie przypominający żadnej z tych rzeczy. Dom pełen był instrumentów muzycznych; w czterooso- bowej rodzinie aż trzy osoby zawodowo parały się muzyką. Były więc skrzypce, klawesyny, klawikordy, flety proste i najprawdopodobniej wszędzie znajdowało się wiele nut. Ojciec Wolfganga, Leopold Mozart (1719-1787) był zna- nym muzykiem; sam grał i nauczał gry na skrzypcach, or- ganach i fortepianie; napisał popularną Szkolę skrzy - pcową (wydaną w roku narodzin Wolfganga), powszechnie znaną i używaną w świecie muzycznym. Leopold był również oficjalnym kompozytorem dworu salzburskiego, którym w chwili narodzin Wolfganga rzą- dził książę arcybiskup zwany hrabią Schrattenbach, zac- ny człowiek, otaczający opieką muzykę i sztukę; utrzymy- wał stałą orkiestrę liczącą od 21 do 33 muzyków. W tym czasie Niemcy i Austria podzielone były na małe państwa- -miasta, w których panowali elektorzy lub książęta; każdy władca, za przykładem cesarza w Wiedniu, starał się utrzymywać tak wystawny dwór, na jaki tylko było go stać. Muzyka stanowiła ważny element dworskiego życia; każ- dy dwór miał swojego kapelmistrza, odpowiedzialnego za muzykę w najszerszym tego słowa znaczeniu, zarówno re- ligijną, graną w kaplicach i kościołach, jak i świecką, któ- ra towarzyszyła festiwalom, balom i przyjęciom. Leopold Pokój, w którym urodził się Mozart. Dom Mozartów kupiła Międzynarodowa Fundacja Mozarteum w 1917 roku. Obecnie mieści się w nim sławne muzeum. torem. A dwór w Salzburgu, choć był tylko małym dwo- rem w małym mieście, słynął ze swojej muzyki. Tak więc Leopold był renomowanym muzykiem, i jego syn, który przyszedł na świat 27 stycznia 1756 roku, od najwcześniejszych dni żył i oddychał atmosferą muzyki. Małego chłopca ochrzczono imionami Johann Chryzostom Wolfgang Teofil, w skrócie Wolfgang Amadeus (jako że Amadeus to łacińska wersja greckiego imienia Theophi- lus). Leopold nazywał swojego syna Wolfgangerl, czy na- wet Woferl, tak jak starszą siostrę Wolfganga — Nannerl, zamiast Anna Maria. Nannerl była starsza od Wolfganga o pięć lat; urodziła się w lipcu 1751 roku. Państwo Mozar- towie mieli więcej dzieci, wszystkie jednak zmarły we wcze- snym dzieciństwie, stając się ofiarami wysokiej śmiertel- ności niemowląt. Nannerl była niesłychanie muzykalną dziewczynką; od- kąd skończyła pięć lat, ojciec uczył ją gry na „Klavier" i był zachwycony jej postępami. W tamtych czasach w Niem- czech termin „Klavier" był nazwą ogólną, używaną na ozna- czenie wszelkiego rodzaju strunowych instrumentów kla- wiszowych, w tym klawikordu, klawesynu i fortepianu. Klawikord wyglądał jak mały fortepian o nieco dziwacz- nym kształcie. Podobnie jak pianino miał klawiaturę, choć o mniejszym zasięgu. Wydawał miękki dźwięk. Po naciś- nięciu klawisza, mosiężna płytka, czyli tangent uderzała w strunę: im mocniej naciskano klawisz, tym dźwięk uzy- skany był wyższy, jednak nie głośniejszy. Od początku XV wieku aż do czasów Mozarta klawikord był uważany za króla instrumentów klawiszowych. Klawesyn, który ostatnio przeżywa renesans, jest in- strumentem strunowym szarpanym, równie starym jak klawikord, o strunach podobnych do strun fortepianu. Grający w mniejszym stopniu niż w przypadku klawikor- du kontroluje dźwięk oraz czas jego trwania, lecz jedno- cześnie zakres dźwięków jest szerszy. Cechą wyróżniającą klawesyn spośród innych instrumentów jest to, że może on posiadać, podobnie jak organy, kilka połączonych kla- wiatur lub manuałów. 10 Niemiecki klawikord z 1763 r. Klawesyn Johanna Adolfa Hassa z Ham- burga, 1764. Instru- ment został odrestau- rowany w 1840 roku, co może wyjaśnić fakt, ze klawisze diatoniczne są z kości słoniowej, a chromatyczne z he- banu; normalnie kolory powinny być przypo- rządkowane odwrotnie, tzn. klawisze diatonicz- ne powinny być wyko- nane z hebanu,chro- matyczne zaś z kości słoniowej. Instrument ten najprawdopodob- "lej należał do samego Mozarta (Russel Col- lection, Uniwersytet Edynburski). stoforiego, Fortepian, lub raczej jego prekursor, został wynalezio- ny przez Włocha z Florencji, Bartolomea Cristoforiego. W swojej pracowni, gdzieś między rokiem 1693 a 1700, zbudował on instrument, w którym tangenty klawikordu oraz plektron klawesynu został zastąpiony całkiem nowym wynalazkiem: pokrytym skórą młoteczkiem, który uderzał w struny. W ten sposób grający mógł ad hoc kontrolować i stopniować zarówno brzmienie, jak i długość dźwięku, co więcej — także jego głośność. Wczesny fortepian był in- strumentem wyrafinowanym, pełnym barw i delikatnych niuansów. Fortepiany wiedeńskie z czasów Mozarta, w od- różnieniu od ich angielskich odpowiedników, umożliwiały ponadto lekką, szybką grę oraz precyzyjne tłumienie (lub wyciszanie) dźwięków, a co za tym idzie — uzyskanie wię- kszej klarowności brzmienia. Wczesnym fortepianom na- dawano różne nazwy. Większość znana była jako forte- piano (później pianoforte), gdyż nazwa ta w szczególny sposób podkreślała zdolność instrumentu do rozróżniania dźwięków cichych (piano) i głośnych (forte). Rodzina Mozartów, jak zauważyliśmy, od początku żyła w otoczeniu wszelkiego rodzaju instrumentów klawiszo- wych. Gdy Leopold uczył Nannerl gry na „Klavier", może- my z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że gra- 12 Austriacki fortepian pedałowy z końca XVIII wieku, najpraw- dopodobniej pochodzący z pracowni Johanna Schmidta. Leopold Mozart zarekomendo- wał Schmidta na dwo- rze w Salzburgu i Wolf- gang musiał znać jego instrumenty (Norym- berga, Ruck Collection, Germanisches Natio- nalmuseum). ła na większości z tych instrumentów, a w szczególności na klawesynie i fortepianie. Nannerl była pracowitą, spo- koJną, miłą panienką i ojciec wiązał z nią wielkie nadzie- Tymczasem Wolfgang - żywy, inteligentny chłopiec - mając cztery lata, zaczął przerywać lekcje Nannerl Już wcześniej, gdy skończył trzy lata, godzinami spędzał czas przy klawiaturze, wypróbowując własne akordy i melodie a teraz potrzebował regularnej nauki. Ojciec był zdumiony postępami syna. Wolfgang, zaledwie czteroletni, opanowy- wał menuet z triem w pół godziny. Leopold prowadził pa- miętnik poświęcony swojej rodzinie. Niektóre jego frag- bT^M^T wyobrażenie ° ^ J-aki naprawdę był mały Mozart. Sugestywne wspomnienia znajdujemy 13 Johanna Andreasa Schachtnera (1732-1795), dworskiego trębacza z Salzburga. List, napisany w kwietniu 1792 ro- ku, zaledwie parę miesięcy po śmierci Mozarta, pełen jest anegdot. Gdy tylko zaczął zajmować się muzyką, wszystkie jego zmysły były jak martwe dla innych zajęć. Nawet jego psotom i zabawom, jeżeli na- prawdę miały mu sprawiać radość, musiała towarzyszyć muzyka. Gdy przenosiliśmy zabawki z jednego pokoju do drugiego, ten z nas, który miał puste ręce, musiał śpiewać i grać marsza na skrzypcach. ', ok. 1765 r. Mozarteum) Anna Maria (Nannerl) Mozart(1751-1829). Głowa jest najprawdo- podobniej pędzla Piętro Antonio Lorenzoniego i została namalowana w 1763 r. Resztę ciała i tło, zgodnie ze zwy- czajem epoki, wykona- no wcześniej. Nannerl wyszła za mąż w 1784 r. Po śmierci męża w 1801 poświęciła się nauczaniu muzyki w Salzburgu. W 1820 r. straciła wzrok. Zmarła w biedzie. Gdy rozpoczął naukę arytmetyki, na pewien czas porzucił nawet muzykę i w zapale pisał kredą po stole, krzesłach, ścianach, a nawet po podłodze. Jego matka, łagodna i po- godna kobieta, najprawdopodobniej sprzątała po nim bez większych narzekań — zawsze bawiły ją nieobliczalne swawole syna. Był żywym, wrażliwym i ciekawym wszy- stkiego małym chłopcem. Od najwcześniejszych lat Wolfgang zdradzał słuch ab- solutny. Schachtner wspomina historyjkę dotyczącą jego skrzypiec, które Wolfgang zawsze nazywał maślanymi skrzypcami z powodu ich bardzo miękkiego i pełnego tonu. Pewnego dnia, wkrótce po Pani po- wrocie z Wiednia, pozwoliłem mu na nich zagrać, a on nie mógł się ich nachwalić. Dzień lub dwa później znów go odwiedziłem. Właśnie zaba- wiał się swoimi skrzypcami. Od razu zapytał „Jak się mają pańskie maślane skrzypce?", nie przerywając improwizacji. W końcu przerwał, zamyślił się na chwilę i powiedział: „Herr Schachtner, pańskie skrzy- pce są nastrojone o pół ćwierci tonu niżej niż moje, jeżeli nic się nie zmieniło od czasu, gdy na nich grałem". Zaśmiałem się, ale Pani tatuś, który dobrze znał nadzwyczajną pamięć i słuch dziecka, poprosił mnie, abym przyniósł swoje skrzypce, abyśmy mogli sprawdzić, czy chłopiec ma rację. Zrobiłem to, o co mnie poprosił i było dokładnie tak, jak po- wiedział Wolfgang. W tym samym liście do Nannerl, Schachtner opowiada między innymi o niechęci, jaką mały Mozart żywił do in- strumentów dętych z powodu ich nieczystego tonu. Prawie do dziesiątego roku życia odczuwał nieprzeparty lęk przed trąbką, zwłaszcza gdy grano na niej bez towarzyszenia innych instru- mentów. Gdy tylko ktoś skierował w jego stronę trąbkę, było to tak, jak gdyby wycelował mu prosto w serce naładowany pistolet. Ojciec chciał go wyleczyć z tego dziecięcego lęku i pewnego razu poprosił mnie, abym mimo protestów dziecka zagrał na trąbce. Ale na Boga, żałuję żem się dał przekonać! Gdy tylko Wolfgang usłyszał trąbienie, zbladł i zachwiał się, i jestem pewien, że gdybym nie przerwał, dostałby konwulsji. Później Mozart pokochał instrumenty dęte drewniane. 16 Monachium. Sztych. Pośrodku widać Frauenkirche, na prawo pałac elektora, gdzie Wolfgang wraz z Nannerl odnieśli tak ogromny sukces. pu&^Ji inciiegu wungaiiga, maJącego wtedy cztery lub pięć lat. Pewnego dnia, po nabożeństwie czwartkowym, odprowadziłem Pani ojca do domu. Zastaliśmy małego Wolfganga pracowicie piszącego coś piórem. Ojciec: „Co robisz?" Wolfgang: „Piszę koncert na fortepian. Już prawie skończyłem pier- wszą część." Ojciec: „Pozwól, że zobaczę, musi to być coś rzeczywiście niezwy- kłego!" Wolfgang podał mu arkusz pokryty niezdarnymi nutami w większo- ści napisanymi na wymazanych wcześniej plamach atramentu... Na początku rozbawiła nas ta z pozoru bezsensowna bazgranina, ale stop- niowo Pani ojciec zaczął dostrzegać to, co najważniejsze — nuty, kom- pozycję. Długo stał, z uwagą studiując kartkę papieru, aż w końcu jego oczy napełniły się łzami, a były to łzy zachwytu i szczęścia. „Proszę spojrzeć na to, Herr Schachtner — powiedział —jak poprawnie i w ja- kim doskonałym porządku ułożone są dźwięki; jednak to wszystko na nic, bo kompozycja ta jest tak nadzwyczajnie trudna, że nikt nie byłby w stanie jej zagrać." Tu przerwał mu Wolfgang: „Właśnie dlatego to jest koncert; musisz tak długo ćwiczyć, aż ci się uda. Zobacz, to powin- no być tak." Zagrał, ale udało mu się wydobyć tylko tyle, że mogliśmy z grubsza pojąć, o co mu chodzi. Chłopiec wtedy był przekonany, że granie koncertu równało się czynieniu cudów. W tym samym wieku Wolfgang po raz pierwszy stanął na scenie, jako śpiewak; śpiewał w operze. Od tej chwili 2 - Mozart / PWM 20240 Minęły dwa lata, i gdy Wolfgang miał prawie sześć lat, a Nannerl jedenaście, Leopold zdecydował, że nadszedł czas, aby pokazać światu tych dwoje niezwykłych dzieci. Obydwoje, i Wolfgang, i Nannerl, poczynili tak wielkie po- stępy, że Leopold uważał, iż marnują się w Salzburgu. Bo chociaż Salzburg stanowił swoiste centrum muzyki, i wie- lu tam przebywało zdolnych muzyków nie tylko z Austrii i Niemiec, ale także z Francji i Włoch, to wciąż, w gruncie rzeczy, było to małe prowincjonalne miasto, ograniczone i niezbyt skore oddać geniuszowi cześć, na jaką zasługi- wał. Leopold postanowił, że najpierw zabierze swoje dzieci na krótkie tournee: spędzą dwa lub trzy tygodnie w Mona- chium, stolicy Bawarii i jeżeli odniosą sukces, pojadą dalej w świat. Elektor Bawarii utrzymywał w Monachium wystawny dwór, z którym związanych było wielu muzyków. Każdego roku, w okresie karnawału zwanego „Fasching", od Boże- go Narodzenia do Wielkiego Postu, odbywało się tam nie- ustanne święto: operom, koncertom, balom maskowym i przyjęciom, sztucznym ogniom, jarmarkom i zabawom wszelkiego rodzaju nie było końca. Leopold postanowił, że karnawał to najlepszy czas, aby wprowadzić dzieci w wir monachijskiego życia towarzy- skiego, tak więc w styczniu 1762 roku cała rodzina wyru- szyła w podróż. Zanim odwiedzający miasto muzycy mogli rozpocząć dawanie koncertów, musieli otrzymać zaproszenie od rzą- dzącego księcia, w tym wypadku od elektora Bawarii, Ma- ksymiliana Józefa. Na szczęście Leopold posiadał odpo- wiednie listy polecające i koncert zorganizowano bez wię- kszych kłopotów. Arystokracja Monachium nie mogła do- czekać się chwili, gdy będzie mogła usłyszeć grę dwojga cudownych dzieci. Wolfgang, który miał wtedy zaledwie sześć lat, był bardzo drobny jak na swój wiek, Nannerl zaś była niewiele większa. Na koncert składały się utwory grane na fortepianie i skrzypcach, pieśni w wykonaniu Nannerl oraz sztuczka Wolfganga, który grał, a następnie improwizował na kla- wiszach przykrytych kawałkiem sukna. 18 uwierzyć oczom i uszom. Rodzeństwo Mozartów stało się głównym tematem rozmów i największą atrakcją karna- wału. Koncertowali we wszystkich znakomitych domach i pałacach arystokracji. W tamtych czasach koncerty otwarte dla publiczności nie były znane — po raz pierwszy wprowadzono je około dwadzieścia lat później w Wiedniu. Do tego czasu muzycy byli całkowicie uzależnieni od mecenatu arystokracji. Sukces dzieci przeszedł najśmielsze marzenia Leopolda. Krótki pobyt w Monachium stał się dla nich nieustanną ekscytującą przygodą, dla Wolfganga główną atrakcją by- ła jednak opera włoska; po raz pierwszy w życiu zabrano go na przedstawienie. Wszystko inne, sztuczne ognie i za- bawy, zbladły przy tym wydarzeniu. Po blisko trzech tygodniach pobytu w Monachium ro- dzina Mozartów wróciła do Salzburga, a Leopold zaczął snuć plany na przyszłość. II Wiedeń Wiesz, ze muzyka, że się tak wyrażę, wchłonęła mnie całkowicie, pracuję nad nią całymi dniami, spekuluję, studiuję, rozmyślam. Mozart do ojca We wrześniu 1762 roku, po kilku miesiącach przygoto- wań, rodzina Mozartów wyruszyła z Salzburga do Wied- nia, stolicy habsburskiej Austrii, miasta, które było jed-; nym z najważniejszych centrów muzyki w Europie, i gdzie ^ miał swą siedzibę wyrafinowany dwór cesarza Franciszka 11 i cesarzowej Marii Teresy. Wiedeń był miastem muzyki od | XII wieku, kiedy to Albert I zebrał grupę instrumentali-J stów i nazwał ich Muzykami Królewskimi. Od tej pory] muzyka zawsze była ważnym elementem życia dworu, je- dnakże to właśnie w XVII i XVIII stuleciu przeżywała | swój złoty wiek. W połowie XVII wieku Ferdynand III,| sam niezły kompozytor i wykonawca, wysłał swoich nad-| wornych muzyków na naukę do Włoch, gdzie po raz pier- wszy zetknęli się z operą włoską. Sprowadzając ją do Wie-| dnia, dali początek wspaniałej tradycji. Przez następnej sto lat wszyscy cesarze austriaccy starali się na wszelkiej sposoby rozwijać muzykę — ufundowano Akademię Mu- zyczną, zatrudniono dobrych nauczycieli, hojnie opłacano nadwornych muzyków, a nade wszystko otaczano opiekaj operę, zapraszając do Wiednia najlepszych śpiewaków j i wykonawców w Europie, j Ojciec Marii Teresy, Karol VI, zatrudniał stu czterdzie-j stu muzyków dworskich; wielu z nich towarzyszyło muj z miasta do miasta w czasie oficjalnych wizyt. Cesarz ko-j chał operę i kazał kształcić głosy swoich córek, aby mogły śpiewać w operach wystawianych dla dworu. Maria Teresa (1717-1780) z rodziną. Po lewej siedzi jej małżonek, Franciszek I. Najstarszy syn, później- szy Józef II, stoi po jej lewej stronie. Miniatura na papierze z 1760 r., wg obrazu Martina van Meytensa, ok. 1752 r. Wraz ze wstąpieniem Marii Teresy na tron rozpoczął się zmierzch świetności muzyki na dworze wiedeńskim. Być może stało się tak z winy Karola, który, kładąc zbyt wielki nacisk na muzyczne wykształcenie córki, sprawił, że w efekcie straciła zainteresowanie muzyką. Niemniej, jakikolwiek był tego powód, na dworze zatrudniano nie- wielu muzyków, a cesarski mecenat stopniowo, lecz syste- matycznie słabł. Rolę mecenasa i opiekuna muzyków prze- jęła arystokracja. Słynny kompozytor Józef Haydn wiódł szczęśliwe, spokojne życie w pobliżu Wiednia jako nadwo- rny kapelmistrz księcia Esterhazyego. Drugi sławny kom- pozytor wiedeński z tego okresu, Gluck, był zatrudniony na dworze cesarskim jako główny kompozytor dworski. To właśnie było miasto, które żyło i oddychało muzyką i które, jak ufał jego ojciec, miał podbić Wolfgang. Dwór i arystokracja wiedeńska, do której dotarła sława chłopca, 20 21 z niecierpliwością uczeKiwalci piŁJJci^ui^ o^^.^^^^^^„,^^^-,-,„ „_ niusza muzycznego, Wolfganga Amadeusza Mozarta. Rodzina podróżowała do Wiednia rzeką, spływając w dół Dunaju barką pocztową. Po obydwu stronach rozta- czały się piękne, porośnięte winnicami brzegi. Wkrótce po przyjeździe do Wiednia Wolfgang i Nanneri dali pierwszy koncert w prywatnej rezydencji, odnosząc tak spektaku- larny sukces, że natychmiast przyszło zaproszenie od ce- sarza i cesarzowej, aby dzieci wystąpiły na dworze następ- nego dnia. Jeden ze świadków tego właśnie koncertu (któ- ry ostatecznie odbył się dwa dni później, 13 października, w dniu imienin najmłodszego syna Marii Teresy) pozosta- wił nam taką oto relację: Publiczność, słuchając gry dzieci, zaledwie mogła uwierzyć własnym oczom i uszom. Szczególnie cesarz Franciszek I był zachwycony „ma- Wiedeń, „Am Hof. Po lewej widać pałac Collalto, gdzie Wolfgang i Nanneri wystąpili przed wiedeńską arystokracją w 1762 r. łym czarodziejem", jak go [Mozarta] w żartach nazywał. Rozmawiał z nim wiele razy. Wolfganga wcale nie onieśmieliło takie przyjęcie; gdy cesarz poprosił go, by zagrał coś jednym palcem, chłopiec bez wahania podjął wyzwanie: Natychmiast zaczął śmiało grać i ku wielkiemu zdumieniu wszy- stkich obecnych, bardzo zręcznie zagrał w ten sposób kilka melodii. Już w tak młodym wieku można było zauważyć u niego pewną cechę chara- kteru, która towarzyszyła mu przez całe życie, a mianowicie pogardę dla pochwał możnych oraz niechęć do występowania przed nimi, jeżeli nie dość znali się na muzyce. Gdy Wolfgang miał wrażenie, że jego publiczność jest raczej ograni- czona, grał banalne proste kawałki, gdy jednak na sali był ktoś, kto na- prawdę znał się na muzyce i kochał ją, wkładał w grę całe swe serce i duszę. Po koncercie dzieci cesarzowej oprowadziły Wolfganga po apartamentach paradnych pałacu. Jedną z księżniczek była Maria Antonina, późniejsza królowa Francji. Wolf- gang bardzo jej się spodobał, a gdy poślizgnął się na wypo- lerowanej posadzce i upadł, pomogła mu wstać. Chłopcu sprawiło to wielką przyjemność, ponieważ w tamtych cza- sach muzycy byli powszechnie traktowani jak służba i nie utrzymywali zażyłych stosunków z arystokracją. Przyję- cie, z jakim się spotkał, było wyjątkowe — sam bawił się tak doskonale, że przy pożegnaniu z cesarzową, według 23 watnego Teresy i jej sunek wyko- arcyksięż- ię Krystynę. a z lalką to nina, chło- ' ciastko ym planie ilian, póź- łnskup tron (Vienna, sche >liothek). Przez następne dwa tygodnie dzieci miały niesłychanie bogaty program. Pewnego dnia dały aż trzy koncerty. Pier- wszy rozpoczął się o wpół do trzeciej po południu i trwał do czwartej. Następnie przysłano po małych artystów po- wóz, który zabrał ich galopem do innego domu, gdzie po- zostały do wpół do szóstej. Potem pośpieszyły do kolejnej rezydencji, gdzie koncert zakończył się dopiero o dzie- wiątej wieczorem. Wyczerpane dzieci odwieziono do gospo- dy, a nazajutrz harmonogram był równie ambitny. Przy tym tempie nie powinien dziwić fakt, iż pod koniec tygodnia, właśnie gdy zamierzali udać się do pałacu cesar- skiego, by dać kolejny koncert, Wolfgang nagle się rozcho- rował. W liście z 30 października 1762 roku do Johanna Lorenza Hagenauera, kupca z Salzburga, właściciela do- mu, który wynajmowali Mozartowie, i jednocześnie ban- kiera rodziny, Leopold pisał: Już zacząłem myśleć, że przez czternaście dni z rzędu szczęście zbyt nam dopisywało. Bóg zesłał nam małe zmartwienie i powinniśmy Arcyksiężniczka Maria Antonina (1755-1793). Obraz pędzla Wagenschoena dziękować Mu, iż w swojej dobroci pozwolił, aby wszystko dobrze się skończyło. O siódmej wieczorem 21 października znowu pojechaliśmy do cesarzowej. Nasz Woferl jednakże nie czuł się zbyt dobrze i przed wyjazdem, a także zanim położył się spać, bardzo skarżył się na ból w plecach i stawach biodrowych. Gdy położył się do łóżka, zbadałem bolące miejsca i znalazłem kilka plam, wielkości grajcara, bardzo czer- wonych, lekko opuchniętych i bolesnych przy dotknięciu. Pojawiły się tylko na goleniach, na łokciach i kilka na pośladkach. Było ich jednak niewiele. Gorączkował, więc daliśmy mu czarny proch i proszek mar- grabiego. Noc miał raczej niespokojną. W piątek podaliśmy oba lekar- stwa rano i wieczorem, jednak plamy powiększyły się, ale ich nie przy- było. Wysłaliśmy zawiadomienia do arystokratycznych domów, odwo- łując wszystkie koncerty zaplanowane na osiem następnych dni. Wciąż 25 itni Mozart i stroju, po- -zeznaczo- ryksięcia .na, który mu cesa- a Teresa. pisuje się nzoniemu t Nannerl twa, s. 15) )zart 7-letni podawaliśmy lekarstwa, a w niedzielę Woferl zaczął się pocić, tak jak tego chcieliśmy, ponieważ do tej pory męczyła go sucha gorączka. Spot- kałem się z lekarzem hrabiny von Sinzendorf (który właśnie wrócił do Wiednia) i zapoznałem go ze szczegółami. Natychmiast pojechał ze mną i zaaprobował leczenie, które zastosowaliśmy. Powiedział, że jest to rodzaj szkarlatyny... towarzysząca jej wysypka, ostatnio modna cho- : roba dziecięca w Wiedniu, jest niebezpieczna i mam nadzieję, że teraz , już Woferl uodpornił się na tutejszy klimat, i Wolfgang spędził w łóżku dwa tygodnie, zanim poczuł | się na tyle dobrze, by wstać. Był mały i drobny, a choroba J nadwątliła jego siły. | Jednak nawet ten krótki czas wystarczył, aby arysto-J kracja, wciąż spragniona nowej sensacji, straciła zaintere-j sowanie genialnym dzieckiem. Zaproszenia na koncerty J w Wiedniu były coraz rzadsze i rozgoryczony Leopold zde-j cydował wrócić z rodziną do Salzburga. Niemniej pobytj w stolicy zaowocował jedną dobrą rzeczą: zaproszeniem dój Paryża i do Wersalu. Myśl o niedalekim wyjeździe była im:j pociechą, gdy trzęsąc się z zimna w ledwo chroniącym pa-j sażerów przed wiatrem powozie wracali do Salzburga. j W tamtych czasach ci, którzy nie mogli pozwolić sobieJ na utrzymanie własnego powozu, podróżowali dyliżansemj lub karetą pocztową. Kareta pocztowa była najwolniej-j szym i najtańszym środkiem transportu. Posuwała się na-j przód w ślimaczym tempie, ponieważ konie zwykle niej były zmieniane codziennie, w związku z czym woźnica bał j się je forsować. Dyliżans był dwukrotnie szybszy, gdyż co-J dziennie, w gospodzie, gdzie odbierano i zostawiano pocz-j Facsimile rękopisu Andante na fortepian, KV 9b, napisanego przez 7-letniego Mozarta w Salzburgu w 1763 r. tę, i gdzie pasażerowie spędzali noc, zaprzęgano inne ko- nie. Dla ochrony przed chłodem, podłogę powozu wyściela- no grubą warstwą słomy, a szczególnie wrażliwi na zimno pasażerowie zabierali z sobą futra i ciepłe pledy, którymi przykrywali nogi. Mimo to w powozie często było zimno i niewygodnie, zwłaszcza gdy deszcz i wiatr wdarły się do środka. Podróż, która obecnie zajmuje pół dnia jazdy sa- mochodem, wtedy mogła trwać nawet dwa tygodnie. Niewygody podróży do tego stopnia zniechęciły Mozar- tów, że Leopold część pieniędzy zarobionych w Wiedniu przeznaczył na zakup powozu. Wolfgang był uradowany —jako najdrobniejszemu członkowi rodziny, właśnie jemu zimno dokuczało najbardziej. Ponadto szybkość, z jaką po- ruszał się nowy pojazd, a także doskonałe resory wzbu- dzały zachwyt chłopca. Po powrocie do Salzburga Wolfgang znowu się rozcho- rował. Dokuczały mu reumatyczne bóle stawów i prawie miesiąc spędził w łóżku. Włoski malarz, Piętro Lorenzoni, który przybył do Salz- burga w latach czterdziestych XVIII wieku, zapragnął na- malować Wolfganga i Nannerl. Na portrecie tym dzieci mają na sobie dworskie ubrania, które otrzymały w pre- zencie od cesarza. Strój Wolfganga uszyto z delikatnego liliowego jedwabiu, wykończonego szerokim podwójnym galonem. Wolfgang, z przypudrowanymi zgodnie z obo- wiązującą modą włosami, wygląda jak w kostiumie ma- 26 27 dokładną'kopią ubrań dorosłych. Ma bardzo poważny wy- raz twarzy, zresztą niewiele portretów oddaje jego psotną naturę. , . _, W czerwcu 1763 roku, gdy Wolfgang skończył siedem, a Nannerl dwanaście lat, cała rodzina wyruszyła na pier- wsze wielkie tournee, które miało trwać ponad trzy lata, i w czasie którego mieli zwiedzić całą Europę. Arcybiskup bie niefrasobliwą szczodrością nie przestając wypłacać mu pensji, i na czas nieobecności zatrzymując dla niego stano- wisko. W tamtej epoce w Niemczech i w Austrii była to dość powszechna praktyka, gdyż od muzyków oczekiwano, iż będą podróżować. Tym razem rodzina Mozartów podróżowała własnym powozem ze służącym. W pierwszym dniu pękło tylne koło i na czas naprawy musieli zatrzymać się na kilka dni w małym miasteczku Wasserburg. Leopold zabrał Wolf- ganga do kościoła, gdzie znajdowały się bardzo dobre or- gany. Do tej pory Wolfgang nie uczył się jeszcze grać na orga- nach i najwyraźniej był nimi zafascynowany. W tamtych czasach organy, choć były starym instrumentem, wciąż je- szcze nie osiągnęły swojego ostatecznego kształtu; wiele z nich miało tylko manuały (klawiatury) i było pozbawio- ne pedałów. Organy w Wasserburgu były najprawdopo- dobniej duże, podobne do tych, na których komponował Bach; Wolfgang stanął przed nowym wyzwaniem. Ojciec pokazał mu, jak używać pedałów. W liście do Hagenauera, z 21 czerwca 1763 roku, tak o tym opowiada: Oto najnowsze wieści: aby trochę się rozerwać, poszliśmy pograć na organach. Wyjaśniłem Woferlowi jak używać pedałów. Zaraz też spró- bował grać stanie pede, odsunął stołek na bok i zagrał na stojąco, jed- nocześnie naciskając na pedały, a robił to tak, jak gdyby ćwiczył kilka miesięcy. Wszyscy byli zdumieni. Zaprawdę, jest to nowy znak łaski Bożej, której niejeden doświadcza dopiero po długiej, wytężonej pracy. Dalej rodzina podążała przez Niemcy — do Mona- chium, Mannheim, Augsburga, Heidelbergu, Frankfurtu. W dzienniku podróży Nannerl zapisała kilka wspomnień: W Monachium widziałam pałac nymphenburski i ogrody, cztery zam- ki, to jest Amalienburg, Badenburg, Bagodenburg i Ermitaż. Najpięk- niejszy jest Amalienburg, ma przepiękne łoże i małą kuchnię, w której małżonka elektora sama gotowała. Badenburg jest największy, jest tam sala lustrzana i marmurowa łazienka. Bagodenburg jest najmniej- szy, a jego ściany są z majoliki. Ermitaż z kolei jest najbardziej elegan- cki. Leopold obmyślił plan, który miał z wyprzedzeniem za- pewnić jego dzieciom przynajmniej minimalną reklamę. Przed przyjazdem Mozartów do Augsburga w jednej z ga- zet ukazał się taki oto artykuł: 29 — rodzinne tpolda koło 1760 r. najtrudniejsze sonaty i koncerty, z niewiarygodną łatwością i w najlep- szym guście. Samo to wystarczyłoby, aby zadziwić wielu. Jednakże, najwyższe zdumienie ogarnia nas na widok sześcioletniego chłopca sie- dzącego przy klawesynie, który nie tylko dzielnie wygrywa te same so- naty, tria i koncerty, zupełnie nie jak dziecko, ale także improwizuje całymi godzinami, lub też gra a vista akompaniament symfonii, arii i recytatywów. Widziałem też, jak przykryto klawiaturę kawałkiem płótna, a chło- piec grał równie dobrze, jak gdyby miał klawisze przed oczami. Widziałem i na własne uszy słyszałem, jak zamknięto go w pokoju obok, a następnie grano pojedyncze dźwięki, nie tylko na fortepianie, ale także na innych instrumentach, a on natychmiast podawał ozna- czenie lub nazwę dźwięku. Gdy tylko usłyszał bicie dzwonów lub ku- rant, czy nawet tykanie zegarka kieszonkowego, potrafił natychmiast podać nazwę usłyszanego dźwięku. Wystarczyło poddać mu kilka nut jakiejś melodii, a natychmiast po- trafił ją zagrać, a następnie samodzielnie dodawał bas, co czynił za ka- żdym razem tak pięknie, z taką precyzją i doskonałością, iż wszyscy nie mogli wyjść z podziwu. „Ayertissement" bynajmniej na tym się nie kończyło. Wszystko, co związane było z muzyką, przychodziło Wolfgangowi równie łatwo, jak spanie czy jedzenie. Pra- wie nie potrzebował nauki; zdawało się, że potrafi już wszystko. Mozartowie opuścili Niemcy, podążając do Paryża — głównego celu podróży przez austriackie Niderlandy. Z po- wodu złych, wyboistych dróg, powóz znów się zepsuł i ro- dzina utknęła w małej holenderskiej wiosce. Leopold opi- Usiedliśmy na holenderskich, wiklinowych krzesłach, przy palenis- ku, nad którym na długim łańcuchu wisiał kocioł, a w nim gotowały się mięso, rzepa i inne tajemnicze składniki. Nasz stół przykryto nędznym kawałkiem płótna, po czym podano zupę, rybę i butelkę czerwonego szampana. Drzwi ciągle zostawiano otwarte, i wielokrotnie mieliśmy zaszczyt posilać się w towarzystwie świń, które chrząkały wokół nas. 18 listopada 1763 roku Mozartowie dotarli do Paryża. W tym wielkim, gwarnym mieście, które resztę świata u- ważało za prowincję, rozpoczął się nowy etap kariery Wolf- ganga. Melchior 723-1807), Diderota i oraz założy- j „Correspon- III Paryż i Londyn Jako artysta, jako muzyk, Mozart byl istotą nie z tego świata. Alfred Einstein Paryż był miastem wyrafinowanym i oszałamiającym, miastem kontrastów, gdzie przepych i bogactwo sąsiado- wały ze skrajną nędzą. Mozartowie po przyjeździe czuli się nieco zagubieni i niepewni. Na szczęście, Leopold jak zwykle miał przy sobie listy rekomendacyjne do ważnych osobistości. Dzięki nim wkrótce udało mu się pozyskać wpływowych przyjaciół, którzy pomogli wylansować jego dzieci na paryskiej scenie muzycznej. Ich najlepszym przyjacielem i jednocześnie osobą, która zrobiła dla nich najwięcej w czasie tego pięciomiesięcz- nego pobytu w Paryżu, był Melchior Grimm, czołowa po- stać wśród paryskich intelektualistów. Choć gra Wolfgan- ga zdumiała go, największe wrażenie zrobiły na nim twór- cze zdolności chłopca. Wrażenie to było tak silne, że wkrótce po przybyciu Mo- zartów do Paryża, w „Correspondance litteraire" z 11 gru- dnia 1763 roku Grimm opublikował notatkę tej treści: Prawdziwe cuda zdarzają się tak rzadko, że gdy jeden z nich stanie nam na drodze, wypada nam o tym donieść. Właśnie przybył do nas kapelmistrz z Salzburga nazwiskiem Mozart z dwójką dzieci, które są najbardziej uroczym zjawiskiem w świecie. Córka ma lat jedenaście i błyskotliwie gra na fortepianie, wykonując najdłuższe i najtrudniejsze utwory ze zdumiewającą precyzją. Jej brat, który w lutym skończy siedem lat [sic!]*, jest tak niespotykanym feno- W styczniu 1764 r. Mozart faktycznie ukończył osiem lat. 32 Leopold Mozart z Wolf- gangiem i Nannerl w Paryżu. Akwarela pędzla Carmontellego, 1763 r. Na jej podsta- wie powstał sztych Delafosse'a, który po- służył z kolei jako ogłoszenie reklamowe rozprowadzane w całej Europie (Musee Conde, Chantiiiy). menem, że z trudem można uwierzyć oczom i uszom. Dziecko z łatwo- ścią bezbłędnie wykonuje najtrudniejsze utwory dłońmi tak drobnymi, że zaledwie mogą objąć sekstę. Jest rzeczą niezwykłą patrzeć, jak całą godzinę improwizuje, poddając się całkowicie natchnieniu własnego ge- niuszu, tworząc całe mnóstwo wspaniałych muzycznych pomysłów, i co więcej, rozwijając je stopniowo ze zdumiewającym smakiem i dosko- nałą klarownością. Najlepszy dyrygent nie posiada tak dogłębnej zna- jomości harmonii i modulacji, jak to dziecko, które stosuje ją w nie- zwykły, lecz zawsze poprawny sposób. Tak doskonale opanował klawia- turę, że gdy przykryje się ją serwetą, nie przestaje grać z tą samą szybkością i precyzją jak poprzednio. Nie ma najmniejszych trudności z odczytaniem jakichkolwiek nut; pisze i komponuje z cudowną łatwo- ścią, nie pomagając sobie fortepianem przy dobieraniu akordów. Sam napisałem dla niego menuet i poprosiłem, aby dopisał do niego bas — 33 ^ł-iiY ^np^wll^ Oty uullIJOlŁl^l^, UU/- W.y011tVU LI (111S pU [HJj e arię ^JULIUCJ tonacji do drugiej, a następnie sam ją wykonuje. Ale wydarzenie, które zamierzam tu opisać i którego byłem świadkiem, wymyka się wszelkim wyjaśnieniom. Pewna dama poprosiła go, aby akompaniował jej przy włoskiej kawatynie, którą znała na pamięć, grając ze słuchu i nie pa- trząc na nią. Zaczęła śpiewać. Dziecko zagrało bas, który był formalnie poprawny na tyle, na ile możliwe jest podanie z wyprzedzeniem akom- paniamentu do nie znanej melodii. Ale gdy pieśń się skończyła, popro- sił ową damę, aby zaśpiewała jeszcze raz od początku, i tym razem nie tylko zagrał całą melodię prawą ręką, ale jednocześnie lewą ręką za- grał bas bez najmniejszego wahania. Potem prosił ją dziesięć razy z rzędu, aby zaśpiewała jeszcze raz, i za każdym razem zmieniał chara- kter akompaniamentu. I zapewne mógłby to uczynić ze dwadzieścia ra- zy, gdyby nie poproszono go, by przestał. Jest rzeczą pewną, że całkiem stracę głowę, jeżeli będę go częściej słuchał. Teraz rozumiem druzgo- czącą naturę cudów. Nie dziwi mnie, że św. Paweł niemalże postradał rozum z powodu swojej przedziwnej wizji. Dzieci Mozarta wzbudziły podziw i zdumienie wszystkich, którzy je widzieli. Cesarz i cesarzowa obsypali je łaskami, a i na dworach w Monachium i w Mannheim zgo- towano im równie wspaniałe przyjęcie. Co za szkoda, że w naszym kra- ju tak niewielu rozumie muzykę! Ojciec ich zamierza udać się stąd do Anglii, a następnie powrócić do domu przez północne Niemcy. Koncerty kameralne Wolfganga spotkały się w Paryżu z zainteresowaniem wytwornej i bogatej arystokracji, ale jak dotąd uczyniono dla dzieci niewiele, poza dyskutowa- niem na ich temat. Leopold zrozumiał, że jak zwykle, póki nie przyjdzie zamówienie od króla, dzieci nie będą zapra- szane do domów arystokracji. W całej Europie obowiązy- wała ta sama etykieta; muzycy, a także wszyscy inni arty- ści wiedzieli, że niczego nie osiągną, póki nie zostaną za- uważeni przez panującego — czy byłby to król, czy cesarz, czy też inny władca. W miarę jak Wolfgang Amadeusz Mozart dorastał, konieczność płaszczenia się przed moż- nymi wzbudzała w nim coraz większą odrazę, choć wie- dział, że w jego świecie jest to powszechnie przyjęty zwy- czaj. Tak więc, tuż przed Bożym Narodzeniem cała rodzina przeprowadziła się do Wersalu. Tu właśnie, w ogromnym, wspaniałym pałacu wersalskim, od czasu panowania „Kró- la Słońce" Ludwika XIV mieli swoją oficjalną siedzibę władcy Francji. W wigilię Mozartowie wysłuchali mszy w królewskiej kaplicy. Wolfgang był zafascynowany od- miennym stylem muzyki chóralnej. Każdego dnia uczył się czegoś nowego. 34 Ogrody w Wersalu Poszli ubrani w eleganckie czarne stroje. Posadzono ich w pobliżu stołu Ludwika XV. Rodzina królewska, ku za- skoczeniu wyniosłych francuskich arystokratów, okazała Wolfgangowi i Nannerl żywe zainteresowanie. Po kolacji Wolfgang zagrał na organach w obecności całego dworu, który nagrodził go gromkimi oklaskami. Jest rzeczą za- skakującą, że wszystkie pochwały i zainteresowanie, jakie wzbudzał Wolfgang, gdy był mały, wcale nie uczyniły go próżnym ani aroganckim. W liście do żony Hagenauera z l lutego 1764 roku Leo- pold pozostawił nam barwny opis tego właśnie wieczoru: Od czasu mojego ostatniego listu z Wersalu, kilkakrotnie miałem za- miar napisać do Pani, zwlekałem z tym jednak, gdyż czekałem na osta- teczne rozstrzygnięcie naszych tutejszych spraw, tak aby móc Pani o tym donieść. Ale i to, jak wszystko inne, bardziej nawet niż na innych dworach, wlecze się w ślimaczym tempie... musimy uzbroić się w cierp- liwość. Jeżeli uznanie, jakie nas czeka, będzie równe przyjemności, ja- kiej moje dzieci dostarczyły temu dworowi, powinno powodzić się nam znakomicie. Musi Pani wiedzieć, że nie jest tutaj w zwyczaju całowanie rąk członków rodziny królewskiej, ani też niepokojenie ich prośbami, czy nawet zwracanie się do nich au passage — jak to tu nazywają — to znaczy, gdy przechodzą przez galerię i apartamenty królewskie, udając się do kościoła. Nie jest również w zwyczaju oddawanie hołdu królowi, czy też członkom rodziny królewskiej, poprzez skłonienie głowy czy przyklęknięcie. Wprost przeciwnie, należy stać prosto i nieruchomo, i tak stojąc, po prostu pozwolić rodzinie królewskiej przejść obok. Stąd może sobie Pani łatwo wyobrazić, jakie wrażenie i zdumienie wywołało wśród tych Francuzów, tak zapatrzonych we własne dworskie obyczaje, gdy córki króla, nie tylko w swoich apartamentach, ale i na galerii za- trzymały się, gdy ujrzały moje dzieci, podeszły do nich i podały im ręce do pocałowania, a nawet same serdecznie je ucałowały. Podobnie po- 36 bić dla nas przejście, abyśmy mogli podejść do królewskiego stołu, a Wolfgang miał zaszczyt stać cały czas przy królowej, rozmawiać z nią, zabawiać ją i wielokrotnie całować jej dłoń, a nawet próbować dań, którymi sama go częstowała. Królowa mówi po niemiecku tak do- brze jak my sami, a ponieważ król nie zna naszego języka, tłumaczyła mu wszystko, co nasz szarmancki Wolfgang powiedział. Ja sam stałem obok niego, a po drugiej stronie króla, tam gdzie siedzieli Delfin i ma- dame Adelaide, stały moja żona i córka. Musi Pani wiedzieć, że król ni- gdy nie jada w towarzystwie, za wyjątkiem niedziel, kiedy to cała ro- dzina królewska jada wspólnie. Ale nie wszyscy mogą być obecni w cza- sie tych posiłków. Jednakże z okazji wielkich świąt, takich jak Nowy Rok, Wielkanoc, Zielone Świątki, imieniny i tak dalej, odbywa się grand couuert, w którym mogą uczestniczyć wszystkie znakomite oso- by. Niemniej, miejsca jest niewiele i sala szybko się wypełnia. My spóź- niliśmy się trochę, więc szwajcarzy musieli zrobić dla nas przejście. Po- prowadzono nas przez westybul do sali jadalnej w pobliże królewskiego stołu tą samą drogą, którą przechodzi rodzina królewska. Gdy nas mi- jali, zwrócili się do naszego Wolfganga, abyśmy podążyli za nimi do stołu. Od tej chwili francuska arystokracja zasypała Wolfgan- ga zaproszeniami na koncerty do swoich rezydencji. Chło- piec poznał muzyków dworskich, znanych kompozytorów, pianistów, skrzypków, wiolonczelistów; w gronie muzyków byli też śpiewacy, aktorzy i tancerze. Gdy Mozartowie wrócili z Wersalu do Paryża, wszy- stkie drzwi stanęły przed nimi otworem. Ale właśnie w tym momencie Wolfgang znów się rozchorował, tym ra- zem na silne zapalenie gardła, i rodzina musiała pozostać w domu. Ósme urodziny najprawdopodobniej spędził nie- zbyt wesoło, w łóżku. Gdy tylko poczuł się lepiej, 10 marca zorganizowano wielki koncert publiczny. Koncert odniósł sukces i ku ra- dości Leopolda zarobili dużo pieniędzy. Często zdarzało się, że występy były oklaskiwane, ale oprócz pochwał i prezentów nie przynosiły żadnego dochodu. Czasami pre- zenty były wspaniałe — biżuteria, zegarki, szable, złote tabakierki, ubrania — ale, jak z goryczą powiadał Leo- pold, nie można było za nie kupić jedzenia, chyba że się je zastawiło. * Małżonka następcy tronu francuskiego — przyp. tłum. ** Fr. — galowe przyjęcie — przyp. tłum. 37 pian i skrzypce. Dwie z nich Wolfgang skomponował • w Paryżu. Leopold był chyba bardziej przejęty tym fa- ktem, niż Wolfgang. Jak chełpił się w jednym z listów: „Pomyśl, jaką furorę ta muzyka zrobi w świecie, gdy lu- dzie przeczytają na stronie tytułowej, że napisał ją sie- dmioletni chłopiec". 9 kwietnia Wolfgang dał w Paryżu kolejny bardzo uda- ny koncert, a następnego dnia, nie czekając, aż dobra pas- sa ich opuści, jak działo się to prawie zawsze, gdy zosta- wali w jakimś miejscu zbyt długo, Mozartowie wyjechali, udając się na podbój Londynu. Żadne z nich nie widziało wcześniej morza. Na trzy dni; zatrzymali się w Calais, aby przyzwyczaić się do jego wi- doku. Leopold, zamiast barki pocztowej (którą nazywano wtedy „paczką"), wynajął zwykłą łódź. W czasie przepra- wy wszyscy pochorowali się na chorobę morską. Banda gburowatych tragarzy, która opadła ich w Dover, rozzło- ściła Leopolda. Dyliżans do Londynu był zatłoczony, a wy- boista droga miejscami bardziej przypominała drogę polną. Ponadto obawiano się, że rozbójnicy grasujący na drogach zaatakują powóz. Aż w końcu, niespodziewanie, ich oczom ukazały się wieże Londynu, i wkrótce dołączyli do długiego rzędu dyli- żansów przejeżdżających powoli przez stary London Bridge. Poniżej płynęła Tamiza, a na niej tłoczyły się statki i łodzie Słynny florencki kastrat, Giovanni Manzuoli (1725-1780). Sztych G.B. Bettiego wg portretu pędzla Luigiego Betti yiowną arterię miasta, był 23 kwietnia 1764 roku. Londyn — miasto bardzo bogate — zamieszkiwała nie tylko majętna szlachta, jak w Paryżu, ale także zamożni kupcy i handlarze posiadali tu swe siedziby. Wielka Bry- tania czerpała swoje bogactwa z kolonii — Indii, Kanady, kolonii amerykańskich, Zachodnich i Wschodnich Indii. Bajeczne bogactwa płynęły statkami do miasta ze wszyst- kich stron świata. W ciągu piętnastu miesięcy, które Mo- zartowie spędzili w Londynie, zarobili więcej pieniędzy niż kiedykolwiek przedtem. Londyn był stolicą muzyki w większym nawet stopniu niż Paryż. Jerzy III i królowa Charlotta jako melomani otaczali opieką muzykę pod każdą postacią. Sami często chodzili na koncerty, a raz w tygodniu bywali w operze. Georg Friedrich Handel, niezaprzeczalny król sceny muzycznej przez czterdzieści pięć lat, zmarł zaledwie pięć lat przed przybyciem Mozartów do Londynu. Był ulubio- nym kompozytorem dworskim londyńczyków, a jego mu- zykę wciąż często grywano. W Londynie mieszkał również Johann Christian Bach, syn wielkiego Johanna Sebastiana Bacha. J. C. Bach był nauczycielem muzyki królowej. Podobnie jak Handel, kom- ponował głównie włoskie opery. Niemniej pisał również symfonie i koncerty, które Wolfgang doskonale zapamię- tał. Włoska opera stanowiła prawdziwą pasję XVIII-wiecz- nych londyńczyków. Wolfgang był podekscytowany obec- nością tylu znakomitych włoskich śpiewaków w jednym mieście. Każdego dnia wystawiano inną operę. Mozarto- wie chodzili na przedstawienia tak często, jak tylko mogli. Największym pragnieniem Wolfganga było teraz napi- sanie włoskiej opery — myślał o tym dniami i nocami. Spotkał najsłynniejszego śpiewaka w Londynie — kastra- ta Manzuolego. Natychmiast zostali serdecznymi przyja- ciółmi — Manzuoli dawał Wolfgangowi lekcje śpiewu, w zamian za co Wolfgang pisał dla niego arie. W pięć dni po przyjeździe do Londynu, Mozartowie zo- stali wezwani na dwór królewski przez kochających muzy- kę króla i królową. Udali się do pałacu St. James, ubrani w nowe angielskie stroje — moda w Londynie była zu- pełnie inna niż w Paryżu. 39 pisał Leopold, „przewyższyło wszystkie inne". Wolfgang bez przygotowania zagrał dla króla wszystkie jego ulubione utwory Bacha i Handla. Przepięknie grał na królewskich organach, a także akompaniował królowej w śpiewanej przez nią arii. Jerzy III i królowa Charlotta byli zdumieni i natychmiast przedstawili ośmioletniego chłopca dwor- skiemu kompozytorowi J. Ch. Bachowi. Obydwaj polubili się od pierwszego wejrzenia i wzajemnie podziwiali. Młod- szy Bach miał odtąd ogromny wpływ na wczesne utwory Mozarta. W czerwcu, dwa miesiące po przyjeździe, Wolfgang i Nan- nerl dali pierwszy duży publiczny koncert. Na dzieci posypały się pochwały i złote gwinee: był to najprawdopo- dobniej najbardziej udany z ich dotychczasowych koncer- tów. Razem z dziećmi wystąpiło czterech włoskich śpiewa- ków, którzy wykonali arie napisane przez Wolfganga. W całym Londynie zrobiło się głośno o genialnym dziecku. Oprócz koncertów publicznych, codziennie, między połud- niem a godziną drugą Mozartowie przyjmowali w swoim mieszkaniu w Soho wszystkich, którzy mieli ochotę na własne oczy przekonać się, że to genialne dziecko nie było wytworem czyjejś fantazji. Widok wnętrza Rotundy w Ranelagh Gardens w porze śniadania. Sztych, 1754 r. „Nie wyobrażasz sobie, jak urocze, wytworne i cudowne jest to miej- sce. Nawet w raju nie jest równie pięknie" — twierdziła pani Ellison, jedna z postaci powieści Henry Fieldinga Historia Amelii (1751). 29 czerwca Wolfgang wystąpił w czasie koncertu cha- rytatywnego w rotundzie położonych nad rzeką Ranelagh Gardens, jednym z najsłynniejszych ogrodów, a zarazem miejscu rozrywki XVIII-wiecznego Londynu. Zagrał kon- cert organowy, a także kilka własnych utworów na klawe- syn. Public Advertiser* w swojej zapowiedzi przedstawił go jako „najbardziej niezwykłe zjawisko oraz najbardziej zdumiewającego geniusza, jaki się kiedykolwiek narodził". W lecie Leopold poważnie zachorował i na czas rekon- walescencji rodzina przeniosła się na wieś. „Wieś" to Chel- sea, wtedy mała mieścina oddalona dwie mile od Londy- nu. List, w którym Leopold opisuje Chelsea, pozwala oce- nić, jak bardzo zmienił się Londyn w ciągu dwustu lat. Mozartowie wynajęli dom z dużym pięknym ogrodem. „Roztacza się stąd najpiękniejszy widok na świecie — pi- sał Leopold — w którąkolwiek stronę spojrzeć, wszędzie widać tylko ogrody, a w oddali piękne zamki". ; Rodzaj współczesnego konferansjera — przyp. tłum. 41 Około miesiąc później, 13 września, Leopold tak pisał do Hagenauera: Widzę teraz, że choć poprawa postępuje powoli, każdego dnia czuję się trochę lepiej, tak, iż zaczynam ufać, że nie trawi mnie żadna we- wnętrzna choroba. Aby jednak wiedział Pan, jak zachorowałem, wyjaś- nię, że w Anglii istnieje pewna narodowa dolegliwość, którą nazywają tu ,',a cold", czyli przeziębienie. Z tego powodu rzadko można tu zoba- czyć ludzi ubranych w letnie stroje. Wszyscy noszą ubrania z sukna. Choroba ta w przypadku ludzi słabego zdrowia jest tak niebezpieczna, że w krótkim czasie przechodzi w suchoty, jak to tu nazywają — ja na- Notes z Chelsea" z 1764 r. Facsimile taktów 18-36 trzydzie- stego czwartego utworu. Rękopis, początkowo znajdujący się w zbio- rach Preussische Staatsbibliothek w Berlinie, zaginął w czasie II wojny światowej. zywam to „febrom lentam". Najrozsądniejszą rzeczą, jaką mogą zrobić osoby cierpiące na tę dolegliwość, to opuścić Anglię i udać się na konty- nent. W wielu wypadkach chorzy wracali do zdrowia, gdy tylko opuścili ten kraj. Wolfgang spędził w Chelsea siedem szczęśliwych, spo- kojnych tygodni. Zarówno jemu, jak i Nannerl zabroniono zbliżać się do fortepianu, aby nie przeszkadzali ojcu, tak więc chłopiec spędzał czas na komponowaniu oraz studio- waniu muzyki Johanna Christiana Bacha. Według jednej z anegdot Wolfgang powiedział do Nan- nerl: „Wiesz, uważam, że Johann Christian Bach jest naj- milszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Pi- szę symfonię w jego stylu". Była to pierwsza symfonia Mo- zarta (Es-dur, KV 16). Przy każdej wizycie Bacha chłopiec zdawał mu sprawę z postępu prac. Jedną z najważniej- szych rzeczy, jakich Bach nauczył Wolfganga, było włoskie allegro cantante, styl, który miał kształtować muzykę Mo- zarta przez całe życie. zmieniając się przy tym samym fortepianie, przez dwie godziny bez przerwy, w obecności króla i królowej. W czasie pobytu w Chelsea Wolfgang skomponował tak- że kolejną symfonię oraz inne utwory zapisane w notesie, który jest znany jako „Notes z Chelsea". Od czasu wyjaz- du z Salzburga, rok wcześniej, poczynił tak szybkie postę- py, że jego przyjaciele z rodzinnego miasta ledwo mogli w to uwierzyć. Wolfgang stopniowo zaczął wzbudzać za- zdrość wielu muzyków w Londynie. Krążyły plotki, że jest znacznie starszy niż na to wygląda. Uczony nazwiskiem Daines Barrington, znakomity prawnik, historyk i muzyk, postanowił sam zbadać sprawę wieku Wolfganga. Zaprosił chłopca do siebie, gdzie poddał go różnym trudnym te- stom, po czym w 1770 roku napisał do Towarzystwa Kró- lewskiego następujący list: Jako że ostatnio byłem świadkiem jego niezwykłych zdolności muzy- cznych, zarówno podczas publicznych koncertów, jak i spędzając z nimi dużo czasu sam na sam w domu jego ojca, przesyłam Panom to sprawo- zdanie, które wielu może wydać się zdumiewające i niemalże niewiary- godne. Przyniosłem mu rękopis duetu, skomponowanego przez pewnego an- gielskiego dżentelmena do ulubionych słów opery Metastasia Demofbonte} Cała partytura składała się z pięciu głosów, tj.: z akompaniamentu naj pierwsze i drugie skrzypce, dwóch partii wokalnych oraz basu. Pozwolę sobie tu wspomnieć, że obie partie skrzypiec zostały napisa' ne w typowym dla włoskiego stylu kluczu kontraltowym. Powód, dla którego o tym mówię, wkrótce się wyjaśni... Gdy tylko położyłem przed nim nuty, zaczął grać sinfonię prawdzi- wie po mistrzowsku, w tempie oraz stiie odpowiadającym intencjon kompozytora. Gdy sinfonia skończyła się, zaczął śpiewać wyższy głos, niższą partii pozostawiając swojemu ojcu. Choć śpiewał cienkim, dziecięcym głosikiem, czynił to z niezrówna-| nym mistrzostwem. Jego ojciec, który śpiewał niższą partię w tym duecie, raz czy dwa pomylił się, choć partia ta nie zawierała trudniejszych ustępów niż te: które składały się na wyższy głos. W tych momentach jego syn spo- glądał na niego groźnie, wytykając mu błąd i poprawiając go. On sam w najwyższym stopniu oddał sprawiedliwość duetowi, nie tylko wykonując swoją partię wiernie i ze smakiem, ale też włączając w najbardziej odpowiednich miejscach akompaniament pierwszyci i drugich skrzypiec, co dało jak najlepszy rezultat. Gdy skończył, wyraził się o duecie z najwyższą aprobatą, pytając z żywym zainteresowaniem, czy przyniosłem z sobą więcej podobnej muzyki. 44 klawesynie, powiedziałem jego OJCU, iż chętnie wysłuchałbym takie.) im- prowizowanej kompozycji. Na to on potrząsnął głową mówiąc, iż to zależy całkowicie od tego, czy akurat chłopiec ma natchnienie, dodając, że mogę zapytać go sam, czy ma ochotę na taką kompozycję. Wiedząc, że mały Mozart zwrócił na siebie uwagę Manzolego [sic!], słynnego śpiewaka, który przybył do Anglii w 1764 roku, powiedzia- łem, że chętnie wysłuchałbym improwizowanej pieśni miłosnej, takiej, jaką jego przyjaciel Manzoli [sic!] mógłby zaśpiewać w operze. Na co chłopiec (który wciąż siedział przy swoim klawesynie) spojrzał na mnie łobuzersko i natychmiast zagrał pięć czy sześć linii recytaty- wu, będącego odpowiednim wprowadzeniem do pieśni miłosnej. Nastę- pnie zagrał sinfonię, która mogła odpowiadać melodii ułożonej do jed- nego słowa Affetto. Miała ona pierwszą i drugą część, która wraz z sinfoniami trwała ty- le, ile zazwyczaj trwają arie operowe, i choć improwizacja ta nie była czymś niezwykłym, to jednak na pewno dalece przewyższała przeciętny poziom i dowodziła nadzwyczajnych predyspozycji twórczych. Znajdując go w odpowiednim nastroju — czy jak chciał jego ojciec — natchnionym, poprosiłem następnie, aby zaimprowizował pieśń wyra- żającą gniew, która byłaby odpowiednia na scenę operową. Chłopiec znów spojrzał na mnie łobuzersko i zagrał pięć czy sześć li- nii recytatywu, który mógłby poprzedzać pieśń gniewu. Trwała ona tyle samo, co pieśń miłosna; w części środkowej dopro- wadził się do takiego stanu emocjonalnego, że uderzał w klawesyn jak opętany, miejscami nawet podnosząc się z krzesła. Słowem, które wy- brał do drugiej improwizacji, było słowo Perfido. Następnie zagrał pewną trudną etiudę, którą napisał dzień czy dwa wcześniej. Jego wykonanie było zdumiewające, zważywszy, że drobne paluszki ledwie mogły objąć kwintę na klawesynie. Te zadziwiające zdolności do improwizacji nie wynikają wyłącznie z dużej wprawy. Chłopiec posiada dogłębną znajomość podstawowych zasad kompozycji, gdyż tworząc partię sopranową, natychmiast dopisał do niej bas, który, zagrany, dał doskonały efekt. Jest również mistrzem modulacji, a sposób, w jaki przechodził z jed- nej tonacji w drugą, za każdym razem był jak najbardziej naturalny i pomysłowy; podobnym ćwiczeniom oddawał się przez dłuższy czas przy klawiaturze przykrytej kawałkiem sukna. Wydarzenia, o których tu opowiadam, są jak najbardziej prawdziwe, gdyż sam byłem ich naocznym świadkiem; ponadto pozwolę sobie do- dać, że jak dowiedziałem się od dwóch czy trzech dobrych muzyków, gdy [Johann Christian] Bach, słynny kompozytor, zaczął grać fugę i na- gle przerwał, mały Mozart natychmiast podjął temat, a następnie roz- winął go po mistrzowsku. I choć byłem świadkiem większości tych nadzwyczajnych zdarzeń, muszę wyznać, iż nie mogłem powstrzymać się od podejrzeń, że ojciec chłopca podawał fałszywe informacje co do jego wieku, mimo że po- twierdzał je nie tylko jego dziecięcy wygląd, ale także zachowanie cha- rakterystyczne dla tego okresu życia. 45 długi czas nie mogliśmy skłonić go do powrotu. Czasami też biegał po pokoju z patykiem między nogami, naśladując jeźdźca na koniu. Okazało się, że większość muzyków londyńskich podziela moją opi- nię na temat wieku chłopca, nie mogąc uwierzyć, aby tak małe dziecko mogło przewyższać wielu mistrzów w tej dziedzinie sztuki. Tak więc, przez dłuższy czas starałem się zasięgnąć informacji wśród muzyków niemieckich przebywających w Londynie, jednakże nie do- wiedziałem się niczego ponadto, że urodził się w pobliżu Salsburga [sic!], aż w końcu z pomocą hrabiego Hasianga miałem szczęście zdobyć odpis aktu urodzenia z jego parafii. Dokument ten potwierdza, że ojciec Mozarta podczas pobytu w An- glii nie podawał fałszywych informacji co to wieku syna, ponieważ wszystko, o czym tu donoszę, zdarzyło się w czerwcu 1765 r., gdy chło- piec miał zaledwie osiem [w istocie dziewięć] lat i pięć miesięcy. Tej zimy (1764/65), w swoje dziewiąte urodziny, Wolf- gang napisał i opublikował sześć sonat na skrzypce i kla- wesyn, zadedykowanych królowej Charlotcie, która sowi- cie go za nie wynagrodziła, przesyłając mu pięćdziesiąt gwinei. Jego pobyt w Anglii trwał już ponad rok i londyń- : czycy przyzwyczaili się do faktu, że wśród nich przebywa mały geniusz. Dochody Mozartów jednak malały. Przepro- : wadzili się z eleganckiego, lecz drogiego West End do City, gdzie zaczęli organizować codzienne występy w tawernie i zwanej „The Swan and Hoop". Leopold wymyślił dla swo-, ich dzieci nową sztuczkę: grały na tym samym fortepianie ; z zasłoniętą klawiaturą. Specjalnie na te występy Wolf-1 gang napisał sonaty fortepianowe na cztery ręce — nie-1 małże pierwsze w świecie utwory tego typu. j Wolfgang był w Londynie bardzo szczęśliwy, i ani razuj nie zachorował. Zobaczył wszystkie ważne miejsca: opac-J two Westminster, katedrę św. Pawła, giełdę królewską,! ogrody w Vauxhall, Muzeum Brytyjskie, no i oczywiście j Tower, gdzie, według relacji Leopolda, przeraził go ryk| lwów. Był zrozpaczony, gdy w lipcu Leopold postanowił, że| muszą opuścić Anglię. Jednak najbardziej zasmuciło goj rozstanie z Johannem Christianem Bachem. Nie zapom-| niał go nigdy i przez całe życie kochał go bardziej, niż ja-| kiegokolwiek kompozytora, z którym się zetknął. U schył-j ku życia Londyn przyciągał go najbardziej ze wszystkich,! miejsc, które odwiedził i gdzie wciąż miał nadzieję powró-J cić. Jednak nigdy więcej go nie zobaczył. IV Pierwsza opera Lubię, gdy aria pasuje do śpiewaka jak dobrze skrojone ubranie Mozart Tuż po powrocie Mozartów do Francji Wolfgang rozcho- rował się. Wkrótce potem zachorował Leopold. Gdy tylko obaj poczuli się lepiej, pojechali do Hagi w Holandii, gdzie zamierzali dać parę koncertów. Dwa dni po przyjeździe zachorowała Nannerl, i tym razem sprawa była poważna. Gorączka rosła, dziewczynka schudła tak bardzo, że zo- stały z niej tylko skóra i kości. Popadła w malignę. Maja- czyła we wszystkich znanych jej językach — francuskim, włoskim, angielskim. Brzmiało to tak zabawnie, że rodzi- Pałac królewski w Hadze. Sztych na, pomimo niepokoju, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Była to jedyna rzecz, dzięki której Wolfgang rozchmurzał się nieco, choć nie na długo, wszyscy bowiem obawiali się, że Nannerl umrze. Jednakże jakimś cudem dziewczynka nagle wyzdro- wiała. Zaraz też, oczywiście, Wolfgang zapadł na tę samą chorobę, a ponieważ jego organizm był słabszy, jej prze- bieg był jeszcze cięższy. Chłopiec był bliski śmierci. Rodzi- ce szaleli z niepokoju. Sprowadzali najlepszych lekarzy i powoli Wolfgang wrócił do zdrowia. Na podstawie alarmujących symptomów, takich jak to- ksemia, zwolniony puls, delirium, wysypka skórna, zapa- lenie płuc i krwawienie śluzówki jamy ustnej — możemy wywnioskować, iż był to dur brzuszny. dworze holenderskim, w marcu 1766 roku uczestniczyli w ceremonii wyniesienia orańskiego księcia na tron. Z na- staniem wiosny, przy lepszej pogodzie, wrócili do Paryża. Przed wyjazdem do Londynu zostawili tu część rzeczy, które Leopold chciał teraz odebrać. Ich paryscy przyjaciele zgodnie stwierdzili, iż dzieci urosły i bardzo się zmieniły w ciągu tych dwóch lat, szczególnie Wolfgang, teraz już dziesięcioletni. Ich stary przyjaciel Melchior Grimm był pod szczególnym wrażeniem postępów, jakie Wolfgang po- czynił w muzyce, zwłaszcza w dziedzinie kompozycji. Grimm był wystarczająco spostrzegawczy, aby zdawać sobie spra- wę, iż to właśnie w kompozycji, a nie w grze na instru- mentach, objawi się prawdziwy geniusz chłopca. To właś- nie on przepowiedział, że celem Mozarta jako kompozyto- ra będzie opera włoska. Grimm opisał drugą wizytę Mozartów w Paryżu w „Cor- respondence litteraire": Mademoiselle Mozart, która ukończyła lat trzynaście i wyrosła na bardzo urodziwą pannę, gra na fortepianie tak wytwornie i błyskotli- wie, jak tylko można sobie wyobrazić. Jedynie jej brat może ją prze- ścignąć. Ten niezwykły chłopieć ma teraz dziesięć lat. Fizycznie niewie- le się zmienił, ale poczynił wspaniałe postępy w muzyce. Napisał nawet kilka włoskich arii i wciąż mam nadzieję, że zanim ukończy lat dwanaście, jego opera będzie wykonywana w jednym z włoskich teatrów. W Londynie, przez całą zimę miał okazję słuchać Manzuolego i tak dobrze z tego skorzystał, że choć głos ma dość słaby, śpiewa ze smakiem i uczuciem. Ale najtrudniejsza do pojęcia jest nie- zwykła znajomość zasad i najgłębszych tajników harmonii, którą posia- da w tak wysokim stopniu. Słynni muzycy paryscy chcieli zmierzyć się z Mozartem podczas — jak to określano — turnieju muzycznego. Grimm tak opisuje to wydarzenie: Widzieliśmy, jak przez następne półtorej godziny mierzy się z muzy- kami, którzy ociekając potem, ze wszystkich sił starają się dotrzymać kroku chłopcu, który sam opuścił pole walki bez najmniejszych oznak zmęczenia. Widziałem, jak zawstydził i uciszył organistów, którzy uwa- żali się za niezwykle zręcznych. W Londynie Bach brał go na kolana, i tak grali razem, zmieniając się, na tym samym fortepianie przez dwie godziny bez przerwy, w obecności króla i królowej... Można by w nie- skończoność rozprawiać o tym wyjątkowym zjawisku. Grimm tak opisuje Wolfganga: Jest to najbardziej uroczy chłopiec, jakiego tylko można sobie wyob- razić: wszystko co mówi i czyni świadczy o bystrości umysłu i wrażliwo- 49 4 - Mozart / PWM 20240 przedmiotów — arytmetyki, historii, łaciny. Skomponowa kilka arii, sonat, jedną operetkę i trochę muzyki kościel| nej. Poproszono go także o napisanie pierwszego aktu oraj torium. Wzbudziło to zazdrość miejscowych muzyków, któ| rży rozpuścili plotkę, że chłopcu ktoś pomaga. Podobno - jak opowiada Daines Barrington — zamknięto go na ty dzień w pałacu arcybiskupa, gdzie w całkowitym odosotl nieniu napisał bardzo piękne oratorium, zadziwiają wszystkich i uciszając krytyków, i Jak dotąd, Wolfgang nie spróbował swoich sił w jedno tylko dziedzinie: nie napisał włoskiej opery. Leopold po stanowił więc zabrać go ponownie do Wiednia, najbliższej go miasta, gdzie zamawiano i wykonywano opery. Był ta]| że inny istotny powód wyjazdu do Więdną: jedna z córe| cesarzowej Marii Teresy, Maria Józefa, miała zostać pd ślubiona królowi Neapolu i na pewno potrzebowano nowej muzyki, która towarzyszyłaby dworskim uroczystościom! Tym razem jednak Wiedeń nie otworzył przed Mozarta mi wszystkich drzwi. Jak zwykle, zgodnie z etykietą, zad ne koncerty nie były możliwe, zanim nie odbył się konce| na dworze. Tymczasem na dworze panowało zamieszania ponieważ młodziutka Maria Józefa zaraziła się ospl Zmarła w połowie października. Uroczystości odwołani a w obawie przed epidemią wszyscy opuścili Wiedeń. Młody Józef II — po prawej stronie, z bratem (później- szym Leopoldem II). Szczegół z obrazu Pompeo Batoniego (Wiedeń, Kunsthistori- sches Museum) Leopold natychmiast wywiózł rodzinę z miasta, ale było za późno — Wolfgang już zdążył się zarazić. Był bardzo chory, lecz dobry lekarz, a także naturalna odporność or- ganizmu, pozwoliły mu przetrwać chorobę, która w wię- kszości przypadków kończyła się śmiercią. Nannerl także zachorowała na ospę, ale przebieg choroby był lekki. 52 53 czyły się pomyślniej. Rodzina cesarska wezwała ich na dwór i, pamiętając ich pierwszą wizytę sprzed prawie sze- ściu lat, przyjęła ich łaskawie. Sam cesarz Józef II, który objął tron po śmierci ojca, Franciszka I w 1765 roku, zasu- gerował, aby młody Mozart napisał operę włoską: Czy możesz wyobrazić sobie [pisał Leopold] jakie zamieszanie wy- wołało to wśród miejscowych kompozytorów? Co? Dziś mamy oglądać wielkiego Glucka, a jutro dwunastoletniego chłopca, jak zza klawesynu dyryguje własną operą? Tak właśnie, na przekór wszystkim, którzy mu zazdroszczą! Dzięki moim staraniom nawet Gluck jest po naszej stro- nie, choć przyznam, tylko w takim stopniu, że choć nie jest całkiem nam przychylny, postanowił tego nie okazywać, gdyż służy temu same- mu panu. Aby zjednać sobie życzliwość aktorów, którzy zazwyczaj przysparzają kompozytorowi najwięcej kłopotów, omówiłem z nimi całą sprawę, a jeden z nich dał mi wskazówki do pracy. Ale tak naprawdę, to cesarz we własnej osobie pierwszy podsunął mi pomysł, aby mały Wolfgang napisał operę. Dwukrotnie zapytał chłopca, czy chciałby na- pisać operę i sam nią dyrygować, na co Wolfgang odpowiedział: Tak. Jednak na tym kończyła się inwencja cesarza... Konsekwencje tego, przedsięwzięcia, jeżeli Bóg pozwoli nam je zrealizować, są tak ogrom-. ne, a jednocześnie tak oczywiste, że nie wymagają wyjaśnień. Teraz nie ' mogę poskąpić pieniędzy, gdyż jeśli nie dziś, to jutro wszystkie wydatki i zwrócą mi się w dwójnasób. Kto nie gra, ten nie wygrywa. | Musimy pokazać, na co nas stać. Odnieść sukces lub przegrać. A gdzie | indziej mój syn miałby większą szansę powodzenia niż w teatrze? | Opera miała tytuł La finta semplice (Udana naiwność), | i Wolfgang ciężko nad nią pracował. W lipcu była gotowa.J Jak zwykle zazdrośni muzycy twierdzili, iż to niemożliwe,! aby dwunastoletni chłopak napisał operę całkiem sam. | W gorzkim liście do Hagenauera z 30 lipca 1768 roku| Leopold tak pisał o swoich problemach: | Początkowo premierę zaplanowano na Wielkanoc. Ale nasz libreci-| sta [Marco Coltellini] był pierwszym, który postarał się to uniemożliwić, | gdyż pod pretekstem nanoszenia koniecznych poprawek, zwlekał z od-| daniem libretta, tak że na Wielkanoc otrzymaliśmy od niego zaledwie j dwie poprawione arie. Następny termin wyznaczono na Zielone Swią-| tki, jeszcze następny — na powrót Jego Wysokości z Węgier. Wtedy | jednak maska opadła, a prawdziwe motywy jego postępowania wyszłyj na jaw. W międzyczasie inni kompozytorzy pod przewodnictwem Glucka| zrobili wszystko, co w ich mocy, aby udaremnić sukces opery. Zjednalij sobie śpiewaków, podburzyli orkiestrę, użyli wszystkich środków, aby j wstrzymać przedstawienie. Śpiewaków, którzy ledwie znają swoje par-j tie, a jeden czy dwóch musi nauczyć się wszystkiego ze słuchu, namó-j wiono, aby odmówili śpiewania pod pretekstem, że arie są niemożliwe.! do wykonania, mimo iż wcześniej mieli okazję usłyszeć je w naszychj 54 Sierociniec Rennweg w Wiedniu. Według relacji Leopolda, w 1768 r. Mozart napi- sał muzykę dla chóru wychowanków sierociń- ca, w tym mszę oraz koncert na trąbkę. Fragmenty tej mszy zostały odnalezione podczas II wojny świa- towej. apartamentach, zaakceptowali je i oklaskiwali, jako całkowicie dla nich odpowiednie. Z kolei muzycy mieli oświadczyć, iż nie życzą sobie, aby dyrygował nimi chłopiec, a także sto innych podobnych bzdur. Jed- nocześnie rozpuszczono pogłoskę, że muzyka nie jest warta funta kłaków; inni powiadali, iż zupełnie nie pasuje do słów, lub też że nie pasuje do metrum, chcąc w ten sposób dowieść, iż Wolfgang nie dość dobrze zna język włoski. Gdy tylko doszły do mnie te plotki, dałem jas- no do zrozumienia w najznamienitszych kręgach, że Hasse, ojciec mu- zyki, a także wielki Metastasio oświadczyli, że oszczercy, którzy rozpo- wszechniają te kłamstwa, powinny udać się do nich osobiście, aby z ich własnych ust usłyszeć, że żadna z trzydziestu oper wykonanych wcześ- niej w Wiedniu nie może równać się z dziełem tego chłopca, które oni sami z całego serca podziwiają. Na to zaczęto mówić, iż to nie syn, lecz ojciec napisał operę. Lecz tu powoli przestano dawać oszczercom wiarę. Ponieważ popadali ab uno extremo ad aliud*, aż w końcu sami wpadli w tarapaty. Poprosiłem, aby wzięto jakiekolwiek dzieło Metastasia, otwarto na dowolnym fragmencie i położono przed Wolfgangiem, wska- * Lać. — ze skrajności w skrajność — przyp. tłum. 55 wielu znakomitych osób, napisał muzykę do tej arii na kilka instru- mentów. Ten wyczyn uciszył krytyków. Jednakże plotki i zakulisowe intrygi w dworskiej ope- rze trwały nadal. Tyle osób sprzymierzyło się przeciw Mo- zartowi, że w końcu zarówno on sam, jaki i jego ojciec, musieli poddać się w nierównej walce. Operę odwołano. Obaj byli smutni i gorzko rozczarowani. Wolfgang praco- wał nad tą operą do całkowitej utraty sił — napisał 558 stron nut. Nie pozwolił jednak, aby to niepowodzenie zbyt go przygnębiło i wciąż komponował — napisał małą opere- tkę, dwie msze, sonaty i jedną symfonię. W czasie pobytu w Wiedniu Leopold spisał wszystkie kompozycje Wolfganga — było ich ponad osiemdziesiąt, z czego pięćdziesiąt zachowało się do naszych czasów; po- zostałe zaginęły. Wśród nich było sześć symfonii, trzyna- ście arii włoskich, a także jedno Stabat Mater. Gdy rodzina Mozartów powróciła do Salzburga w stycz- niu 1769 roku, na krótko przed trzynastymi urodzinami Wolfganga, arcybiskup postarał się, aby opera La finta semplice została wystawiona w Salzburgu l maja, w dzień imienin cesarza. Opera odniosła wielki sukces, który wy- nagrodził rozczarowanie, jakie spotkało ich w Wiedniu, j Mozartowie pozostali w Salzburgu przez jedenaście mię-1 sięcy. Wolfgang zażywał zasłużonego odpoczynku. Jednej j rzeczy nie mógł jednakże zaprzestać, a mianowicie kompo- i nowania. W Salzburgu i tak nie miał nic innego do roboty, | a im więcej pracował, tym mniej go drażnili jego rodacy. Pod koniec roku czuł się silny, wypoczęty i gotowy na nowe wrażenia. Razem z ojcem mieli zamiar zrobić coś, o czym myśleli od dawna: pojechać do Włoch. Nareszcie Włochy, ojczyzna opery! Wolfgang był szczęśliwy i ufny w powodzenie. W ciągu roku bardzo urósł i teraz, gdy miał już prawie czternaście lat, był gotów zmierzyć się z nie- słychanie wymagającą włoską publicznością. Już nie był małym Wolfgangiem, cudownym dzieckiem — był Mozar- tem, młodym kompozytorem i wykonawcą, mającym przed sobą świetlaną przyszłość. Wiedział już, że jego geniusz nie był tylko kaprysem dzieciństwa. Był to wspaniały dar, coś co miało trwać. 56 mu. Jeden z pierwszych listów Mozarta do matki — z 13 grudnia — świadczy, jaki był szczęśliwy. Jestem absolutnie zachwycony, ta podróż to czysta przyjemność, po- nieważ doskonale się bawię, ponieważ w powozie jest ciepło, a także ponieważ nasz woźnica jest wesołym kompanem i bardzo szybko powo- zi, gdy tylko droga mu na to pozwala. Nowa przygoda zaczynała się dobrze. v Włochy Potrafi mówić bardzo dużo, ale nigdy nie mówi za dużo. j W tamtych czasach Włochy nie stanowiły zjednoczone-l go, niepodległego państwa. Większa część terytorium była| podzielona i znajdowała się pod panowaniem obcych mo| carstw: Hiszpanii, Francji i, przede wszystkim, Austrii| która zagarnęła dla siebie lwią część, w tym Florencję| a na północy całą Lombardię. To właśnie do Lombardij udał się Mozart wraz z ojcem. | Pierwszą miejscowością, w której zatrzymali się na dłu| żej była Werona, przepiękne średniowieczne miasto Roi mea i Julii. Przybyli tuż po Bożym Narodzeniu. Rozpoczął się karnawał, w Weronie bawiono się i chętnie witane przybyszów. Każdego, kto odwiedza Weronę, urzeka uro- kliwy labirynt uliczek, gęsto otaczających rzymski amfite- atr. Mozartowi szczególnie podobało się, że wszyscy, łącz-1 nie z publicznością udającą się na przedstawienia opero-j we, nosili maski. 7 stycznia 1770 r. tak pisał do Nannerla Teraz wszyscy tutaj są in maschera, co jest bardzo praktyczne, pój nieważ jeżeli przypnie się maskę do kapelusza, nie trzeba zdejmowa|j go i kłaniać się za każdym razem, gdy spotka się kogoś znajomego; m/• tlić ,^\/^^< •A.MOZART. Klif.Sin. Unii. L (f .v l) o .v. ^/f//•/^'.^//rfl/'y• /. /^fif.-.iey/'' /.e. ///i//t'f/f!.j^'/- 'Ą-ff/y/t ...'/^/.'/M ff.ify^ .\"W' lliilksSffrft.y? L,—^' ^y ^^^ ^^—— r/•^^'^ ~r^r— ^'yl ^^^^~-, _ <,—1>~^„ ^tJ, W-h^^J.^^' .^^i^Jc. ^^-f ^li. , . ^^~^w/^— ~— ~- - ZZ~^d,^-J—.- ^ •^JL^J^-4'^^4 ^/ •C.^f-. p-^ y^n. <Ł». a^»" r^<.».»T YT^ «Ł »rt^ cH^^i —•^^•^ i w którym piszę tylko, że jest poważnie chora. Czekam teraz na odpo-| wiedź i zgodnie z nią postąpię. Oby Bóg dał mu odwagę i siłę! O mójjl Przyjacielu! Czuję się teraz spokojniejszy, choć już od pewnego czasuj czułem, że mój spokój powraca. Bóg w miłosierdziu swoim pozwolił,| abym zniósł to wszystko, zachowując spokój i hart ducha. Gdy chorobal zaczęła zagrażać jej życiu, modliłem się tylko o dwie rzeczy — o spo-| kojną śmierć dla niej oraz siłę i odwagę dla siebie. Bóg w swojej dobroci! wysłuchał moich modłów, zsyłając na mnie obydwa błogosławieństwa! w obfitości. Dlatego też błagam Cię, Najdroższy Przyjacielu, zaopiekuj| się moim ojcem w moim imieniu i postaraj się dodać mu odwagi, tak by| cios nie był zbyt silny. Całym sercem polecam Twojej opiece moją sio-1 strę. Błagam, udaj się do nich bez zwłoki — ale nie po to, aby powie-| dzieć im, że mama nie żyje — a tylko po to, aby ich na tę wieść przygo-j tować. Czyń to, co uznasz za stosowne, użyj wszelkich środków, aby ich| pocieszyć, lecz postępuj tak, aby ulżyć moim zmartwieniom i abym nie;; musiał obawiać się kolejnego ciosu. Zaopiekuj się moim najdroższym^ ojcem i moją ukochaną siostrą w moim imieniu. Błagam, odpowiedz vaz niezwłocznie. Adieu. Pozostaję Twym posłusznym i wdzięcznym z ca- łego serca sługą | Wolfgang Amade Mozart' udając się do domu przez Monachium, dokąd przeprowa- dzili się Weberowie. Nagle zaczęło im się dobrze powodzić. Alojza doskonale zarabiała jako primadonna, a jej sława znakomitej śpiewaczki rosła. Została wprowadzona w ży- cie towarzyskie i już nie kochała biednego, zmagającego się z losem kompozytora. Była w istocie zimną wyracho- waną dziewczyną. Pozbawiony złudzeń i smutny Mozart wrócił do znienawidzonego rodzinnego miasta, Salzburga. Przysięgam na honor, że nie mogę ścierpieć Salzburga, razem z jego wszystkimi mieszkańcami. Ich sposób wyrażania się i styl życia są dla mnie nie do zniesienia. VII Małżeństwo i sukces Niewielu może się równać z wielkim Mozarten Hayd Tournee Mozarta okazało się porażką. Rodzina była raz bardziej zadłużona. Aby pomóc spłacić długi, Mozar^g musiał znów przyjąć posadę u arcybiskupa Colloredo, swoi jego znienawidzonego wroga. Ponownie otrzymał stanowił sko koncertmistrza z pensją czterystu pięćdziesięciu guli denów rocznie. | W ciągu następnego roku spędzonego w Salzburgu stoi sunki między ojcem a synem stawały się coraz bardziej]) napięte. Mozart miał już prawie dwadzieścia cztery latał a Leopold wciąż kierował jego życiem, pielęgnując talentj muzyczny, lecz jednocześnie krytykując go pod każdym in-j nym względem. Nigdy nie okazywał zrozumienia dla bra-| ku zorganizowania, dumy, zmiennego usposobienia i roz^s rzutności Wolfganga. Wiedział, że jego syn jest geniuszem! ale pragnął, aby był wzorem doskonałości w sprawach fi"|» nansowych i w życiu towarzyskim, w równym stopniu jafcj w muzyce. Brak pieniędzy dokuczał Mozartowi przez wie-! kszą część życia. Często był bez grosza przy duszy, opłacaj ny nie adekwatnie do wykonywanej pracy, bezustannie? w poszukiwaniu lukratywnej, stałej posady, która uwol-i niłaby go raz na zawsze od kłopotów finansowych. Arysto-| kracja — na której jego geniusz robił wielkie wrażenie —| zamiast gotówki, której potrzebował, prawie zawsze da-j wała mu całkowicie bezużyteczne prezenty. Po jednej z ta-| kich wizyt u urzędnika dworskiego, do którego wezwanej go po odbiór wynagrodzenia, napisał do swojego ojca: l 88 Wnętrze katedry w Salzburgu. Sztych Żadnych pieniędzy, ale za to wytworny złoty zegarek. Dziesięć karo- linów przydałoby mi się teraz bardziej niż zegarek, który wraz z łańcu- chem i dewizkami wyceniono na dwadzieścia. To, czego potrzeba człowiekowi w podróży, to pieniądze; a wiedz, że teraz mam już pięć ze- garków. Poważnie zastanawiam się, czy nie naszyję sobie dodatkowych kieszonek, po jednej na każdej nodze, tak abym przy najbliższej wizy- cie u następnego wielkiego pana mógł założyć dwa zegarki... aby cza- sem nie przyszło mu do głowy ofiarować mi następnego. Gdy jednak zdarzały się mu krótkie okresy przypływu gotówki, nie miał pojęcia, jak oszczędzać na czarną godzi- 89 na Komrort, jak i pozycję społeczną, Jaką zapewniało boga ctwo. Jedyne, czego pragnął Wolfgang, to mieć dość pig niędzy, aby być niezależnym, nie musieć schlebiać mo%| nym zabiegając o ich względy, nie musieć pracować dają' lekcje tłustym, nudnym i pozbawionym słuchu kobieton móc swobodnie komponować wszystko, na co tylko mis ochotę, a szczególnie swoje ukochane opery. W Salzburgu czuł się jak w więzieniu. „Gdy gram luj gdy wykonywane są moje utwory, mam wrażenie, że moja publiczność składa się z samych stołów i krzeseł" — skar żył się. „Jesteś czasami zbyt dumny" — odpowiadał Leci pold. Mozart, nie będąc skorym do kłótni, chodził własny mi ścieżkami. Jest rzeczą dziwną, że żaden z utworów na pisanych w ciągu tego przygnębiającego roku, nie nos śladów napięć, jakie przeżywał. Biorąc pod uwagę, jakie życie pędził w Salzburgu, nij dziwi fakt, że gdy poproszono go o napisanie opery na se tygodni urlopu i Mozart wyjechał pisać Idomeneo. Operze towarzyszyły jak zwykle kłótnie i intrygi, nie obyło się też bez pośpiechu, by zdążyć na czas, ale gdy opera Idomeneo w końcu została wystawiona pod koniec stycznia, dzieło odniosło natychmiastowy, spektakularny sukces. Mozart został, aby nacieszyć się Monachium — wszyscy tu go uwiel- biali. Z sześciu tygodni nieobecności zrobiły się cztery mie- siące, aż w końcu arcybiskup, którego cierpliwość powoli kończyła się, wezwał Mozarta, aby natychmiast dołączył do niego w Wiedniu, gdzie obecnie przebywał. Wiedeń — to brzmiało obiecująco. Na miejscu czekała go jednak niemiła niespodzianka — arcybiskup potraktował go jak nic nie znaczącego służące- go. Mozart mieszkał i jadał ze służbą. Po trzech tygo- dniach, właśnie wtedy, gdy zaczęły doń napływać nowe zamówienia, arcybiskup rozkazał wszystkim swoim muzy- kom, aby wracali do Salzburga. Sprawy osiągnęły punkt kulminacyjny. Dwa razy Mozartowi udało się zapanować nad sobą i uniknąć kłótni, ale tym razem arcybiskup Col- loredo posunął się za daleko. Mozart nie opuścił Wiednia, tak jak miał przykazane, i Colloredo wezwał go do swoich prywatnych apartamentów. W liście do ojca z 9 maja 1781 r. Mozart opisał to, co się później zdarzyło: Wciąż jeszcze gotuję się ze wściekłości! A i Ty, mój Najdroższy i Naj- ukochańszy Ojcze, na pewno podzielasz moje zdenerwowanie. Moja cier- pliwość przez tak długi czas była wystawiana na próbę, że w końcu wy- czerpała się. Nie mam nieszczęścia już dłużej być na służbie Salzburga. Dziś jest mój szczęśliwy dzień. Posłuchaj tylko. Już dwa razy ten — nie wiem jak go nazwać — prawił mi prosto w twarz największe sottises i impertinences*, o których nic Ojcu nie mó- wiłem, gdyż chciałem uszanować Ojca uczucia. Powstrzymałem się od natychmiastowego pomszczenia zniewagi tylko dlatego, że miałem Cie- bie, mój Najukochańszy Ojcze, przed oczyma. Nazwał mnie „szubraw- cem" i „rozpustnikiem", i kazał się wynosić. A ja wytrzymałem to wszy- stko, choć czułem, że obrażano nie tylko mój, ale także Ojca honor. Ale, tak jak powiedziałem, zachowałem milczenie. Teraz posłuchaj tego. Ty- dzień temu niespodziewanie przyszedł do mnie lokaj i kazał mi wyno- sić się natychmiast. Wszystkich pozostałych powiadomiono o dniu wy- ; pr. — głupstwa i impertynencje — przyp. tłum. 91 jazdu, mnie jednak o niczym nie powiedziano. Cóż, pośpiesznie wrzu| ciłem wszystkie rzeczy do walizki, a starsza pani Weber była tal^ dobra, że przyjęła mnie do swojego domu, gdzie dostałem piękny pokój| Ponadto mieszkam z grzecznymi ludźmi, którzy zapewniają mi wszy" stko, co często jest pilnie potrzebne, a czego się nie ma, gdy mieszka si(j samotnie. Postanowiłem wracać do domu karetą pocztową w środę, t| jest dzisiaj, 9 maja. Ale ponieważ nie udało mi się na czas odebrać piel niędzy, które ktoś był mi winien, odłożyłem wyjazd do soboty. Gdy dzisS zjawiłem się w pałacu, poinformowano mnie, że arcybiskup pragnie ptf wierzyć mojej opiece przesyłkę. Zapytałem, czy sprawa jest pilna. „Tak; to sprawa najwyższej wagi". „Cóż — odpowiedziałem — przykro mi, ż( nie mogę mieć zaszczytu służenia Jego Łaskawości, gdyż (z powoduj o którym już wspomniałem), nie mogę wyjechać wcześniej niż w sobotęi Opuściłem ten dom i muszę żyć na własny koszt. Jest więc rzeczą oczy- wistą, że nie opuszczę Wiednia, dopóki nie będę mógł. Jestem przeko- nany, że nikt nie będzie ode mnie żądał, abym się zrujnował". Klein-| mayr, Moll, Bónike, a także pozostali dwaj kamerdynerzy przyznali ml rację. Gdy poszedłem do arcybiskupa... odezwał się do mnie tymi sło- wami: „A więc, młody człowieku, kiedy wyjeżdżasz?" Ja: „Zamierzałem! wyjechać dziś, ale wszystkie miejsca były już zajęte". Na to on wy< buchnął, nie przerywając nawet by zaczerpnąć tchu, że jestem „najwię-j kszym rozpustnikiem", jakiego zna — nikt nigdy nie służył mu tak źle jak ja, i że lepiej bym wyjechał natychmiast, w przeciwnym bowiem ra- 92 dzo spokojnie. Łgał mi prosto w oczy, że płaci mi pięćset guldenów, jed- nocześnie wyzywając mnie od „łotrów, szubrawców i włóczęgów". Na- prawdę, trudno powtórzyć wszystko, co wygadywał. Na koniec krew we mnie zawrzała i nie mogąc się już dłużej powstrzymać, powiedziałem: „Tak więc Jego Łaskawość nie jest ze mnie zadowolony?" „Co? Śmiesz mi grozić, ty łotrze? Tam są drzwi, nie chcę mieć więcej do czynienia z takim nędznikiem jak ty". W końcu odpowiedziałem „Ani ja z pa- nem!" „Dobrze więc, odejdź". Wychodząc, powiedziałem „To koniec. Ju- tro otrzyma pan moją rezygnację na piśmie." Powiedz mi teraz, mój Ukochany Ojcze, czy nie odezwałem się raczej zbyt późno niż zbyt wcze- śnie? Tylko posłuchaj. Podobnie jak Ojciec, honor cenię sobie ponad wszystko. Nie ma najmniejszych powodów, abyś się o mnie martwił. Jestem pewien, że w Wiedniu odniosę sukces, dlatego odszedłbym na- wet, gdyby nie dano mi po temu powodów. A teraz, gdy dano mi je ponad wszelką miarę i to trzykrotnie, nie mogę poczytać sobie tej decy- zji za zasługę. Au contraire*, dwa razy zachowałem się jak tchórz i nie mogłem zrobić tego po raz trzeci. Poczucie honoru Leopolda najwyraźniej różniło się od tego, jakie posiadał jego syn, gdyż zrobił wszystko, co było w jego mocy, aby zapobiec rezygnacji. Mozart jednak był zdecydowany. Potem nastąpiły dwie głośne sprzeczki, pod- czas których posłaniec arcybiskupa starał się przekonać Mozarta, aby wracał do Salzburga, i odmawiał przyjęcia rezygnacji. Arcybiskup musiał przyznać, że Mozart był przy- datny, a rosnąca sława kompozytora przydawała jego pra- codawcy blasku w oczach świata muzycznego. Ale w koń- cu Mozart zachował się tak niegrzecznie, że Colloredo ka- zał wyrzucić go z pałacu dosłownie „kopniakiem w tyłek". Stało się to 8 czerwca 1781 roku. Ich stosunki zostały ostatecznie zerwane i Mozart był wolny. „Prawdziwe szla- chectwo rodzi się w sercu — pisał do ojca — i chociaż nie jestem hrabią, mogę mieć więcej poczucia godności niż niejeden hrabia. Lokaj czy hrabia, ktokolwiek mnie znie- waża, jest łajdakiem". Mozart wprowadził się jako lokator do Weberów, którzy mieszkali teraz w Wiedniu i znów po- jawili się w jego życiu. Weber zmarł, pozostawiając swoją żonę i cztery córki bez grosza. Alojza natychmiast wyszła za mąż; ona i jej mąż wypłacali regularną sumę pani We- ber, która resztę swoich dochodów czerpała z wynajmowa- nia pokoi lokatorom. Była przebiegłą, pozbawioną serca : Fr. — przeciwnie — przyp. tłum. 93 ztosnwe] osonie — zdecydowaną wpiąiac go w marzent stwo z jedną ze swoich córek, mimo że jego pierwsza mi-1 łość była obecnie nieosiągalna. Pani Weber, Józefa, Konstancja i Sophie zaspokajał wszelkie zachcianki Mozarta, psuły go i rozpieszczałyl Uwielbiał to. Wstawał wcześnie, cały ranek komponował! ubierał się, gdy przyszła mu na to ochota, jadł, kie(U chciał — czasem, gdy pisał wieczorami, czekano na nieg| z kolacją aż do dziesiątej. Był szczęśliwy, zapracowani i wolny od trosk. | Leopold, wprost przeciwnie, był zły i zmartwiony. Nt| ufał Weberom i był pewien, że ich swobodny, cygańsi tryb życia miał zły wpływ na Mozarta. Był również prz konany, że jedna z panien złapie Mozarta w swoje sidł Pogłoski z Wiednia, że Mozart zakochał się w Konstanc skłoniły go do napisania kilku wzburzonych listów. Plot] te zmusiły Mozarta do zmiany mieszkania, ku jego wie| kiemu niezadowoleniu, lecz do ojca pisał w optymistyc nym, uspokajającym tonie: „Nigdy nie byłem tak daleki ( myśli o małżeństwie, jak właśnie teraz!" Twierdził, że nie zakochał się w Konstancji, jedne w rzeczywistości było inaczej. Konstancja miała osiemn, ście lat, nie była ładna, za to odważna i wyrozumiała. Mc żart dobrze czuł się w jej towarzystwie i często się z nfl spotykał, l W tym czasie Wiedeń otworzył przed Mozartem wszy stkie drzwi. Miał wielu stałych uczniów, którzy płacili m) sześć dukatów za lekcję. Opublikował sześć sonat skrz| pcowych, które szybko zyskały wielką popularność. W ol wieszczeniu z 8 grudnia pisano: „U handlarzy sztuki Kohimarktcie (Artaria & Spółka), naprzeciw Michaelskin można nabyć sześć nowych sonat fortepianowych z akoi paniamentem skrzypcowym op. 2, znanego i powszecŁ cenionego kompozytora Wolfganga Amadeusza MOŻE (pięć guldenów)". W ostatniej wersji katalogu Kóchla ({ raz pierwszy opublikowanego w Lipsku w 1862 r.) sona^ te widnieją odpowiednio pod numerami Kóchel (lub 269 i 376-80. Mozart dał również parę koncertów, które przyciągnę liczną publiczność, a 24 grudnia, na zaproszenie cesarz wziął udział w słynnym pojedynku muzycznym z Muz Clementim. Sam tak opisał to wydarzenie: Muzio Clementi (1746-1832), kompozytor, pianista i wydawca muzyczny. W 1798 r. na stałe zamieszkał w Londy- nie. Sztych J. Niedla wg Thomasa Hardy Gdy wymieniliśmy z tuzin komplementów, cesarz zaproponował, aby Clementi zagrał jako pierwszy. „La santa chiesa cattolica" — powie- dział, ponieważ Clementi jest rzymianinem. Zagrał preludium, a potem sonatę. Następnie cesarz zwrócił się do mnie: ,Ąllons, zaczynaj". Ja tak- że zacząłem od wstępu, a potem zagrałem kilka wariacji. Następnie księżna wręczyła mi kilka sonat Paisiella, własnoręcznie (i dość niewy- raźnie) przez niego zapisanych. Z sonat tych miałem zagrać allegra, andante oraz ronda. Następnie wybraliśmy temat z jednej z nich i roz- winęliśmy go na dwóch fortepianach. Dziwiło mnie jedynie, że grałem na fortepianie wypożyczonym od hrabiny Thun, ale tylko wtedy gdy występowałem solo, gdyż takie było życzenie cesarza. Zważ jednak, że drugi fortepian był rozstrojony, a trzy klawisze nie działały. „To bez znaczenia" — powiedział cesarz. Odebrałem to w jak najkorzystniejszy dla siebie sposób, a mianowicie, że cesarz wie o moim talencie i znajo- 94 95 ndy „Welche welche Lust" idzenia z seraju. e rękopisu ? tatsbibliothek) ze mnie bardzo zadowolony. Był dla mnie bardzo uprzejmy i długo rozi mawiał ze mną na osobności. Pytał też o moje plany małżeńskie. Ktt wie — być może — jak ci się zdaje? Zawsze warto spróbować, i Oto co na temat Mozarta miał do powiedzenia Muzi( Clementi: Nigdy przedtem nie słyszałem, by ktoś grał tak inteligentnie i z tak gracją. Szczególnie zachwyciło mnie adagio i kilka zaimprowizowanye wariacji, do których temat wybrał cesarz i które graliśmy na zmian® akompaniując jeden drugiemu. ^ Tego roku miało miejsce jeszcze jedno ważne wydarza nie: w lipcu poproszono Mozarta o napisanie opery. By| to Uprowadzenie z seraju — historia pięknej Hiszpanii uwięzionej przez tureckiego paszę w haremie (seraju! i uratowanej przez kochanka. Co więcej, opera miała by| ?--T- *"" -^1 ;"••"" f -»•——•——Jl.-- - -~ --•"-j Tsjtaę.^^^^^^^^^^tl^^ę^ _ ^^-^^ ^ „_^.....4... .„...i-^-T.L.L^ ..„.rr^i.'...._-_L^L__ •————"—*————•———Ł-Ł.,-^Ł.——,——————————————»1——,——__——•————^"—..-™.—1——————J——Jt ——1.'.^——————————————._2-C——»~»—————————————3-—————.——————————„-———————— ^-^.-±——, .^^_^y..^...... -tr^F===-.. - -- ^—I^^^^^^tfe^^^^^^^^^EE^ ^^^^^Ś^^??^I?I^^^Ii.7^^^ • ł1, i-: t^-.'.. y.,'., .. . i,, • f J ' ' •1 f ••.--r-^-: „ ^ •:,. _;•::_: _yyy-_:,-_-.: ___L^ ^i:. •. ^^_ ,;-H^'^.::"'f-_^-i.^:•' ^ '-"''' •••__••-•_"-—~- —•-•^ —— 'T^v^~T7".~---•-••--:•'-.''* • , • .^•"^ - *••"-_:.' -.--'•A^:^---~---t.t".".^"T--E:::-=;' •. ^ » ^-..'• Orkiestra tureckich janczarów, podobna do tei, która zainspiro- wała „muzykę turecką" oraz „tureckie" tematy y/ XVIII i XIX wieku. ^ypiyw „tureckiego" brzmienia jest widocz- ny nie tylko w muzyce Mozarta, ale także u Glucka i Haydna, a nawet w IX Symfonii Beethovena. Ilustracja z książki Les anciens costumes de 1'Empire Ottoman Arifa Pasy (Paryż, 1864) śpiewana po niemiecku, co było nowością, gdyż do tej pory wszystkie libretta pisano po włosku. Pisząc Uprowadzenie (Die Entfuhrung aus dem Serail) Mozart stworzył pier- wszego prawdziwego bohatera operowego — do tej pory większość ról operowych służyła głównie jak najlepszemu wyeksponowaniu umiejętności śpiewaków, od których nie oczekiwano, że będą zachowywać się jak prawdziwi lu- dzie. Ale w Uprowadzeniu Mozart stworzył postać turec- kiego sługi Osmina, który żyje własnym życiem: bogata charakterystyka postaci, jej chciwości, lubieżności, tempe- ramentu, stanowi początek nowej epoki w historii opery. Nadzwyczajna zdolność Mozarta do oddania wszystkich stron ludzkiej natury za pomocą muzyki zaczyna się od Osmina. Premiera Uprowadzenia z seraju odbyła się dopiero rok później, a w międzyczasie życie Mozarta całkowicie się zmieniło. Zaręczył się z Konstancją Weber. W ciągu roku zaangażował się uczuciowo bardziej, niż zdawał sobie z te- go sprawę. Nie uszło to uwagi pani Weber, która starała się zmusić go do podjęcia ostatecznej decyzji, rozpuszcza- jąc w Wiedniu złośliwe plotki. Zaczęto mówić, że zhańbił Konstancję i że nie żywił wobec niej poważnych zamiarów. Pani Weber zażądała, aby poślubił Konstancję natychmiast, zanim jej córka zupełnie straci reputację; w przeciwnym 97 7 - Mozart / PWM 20240 się Konstancji. 15 grudnia 1781 roku napisał do ojca: Prosisz mnie, abym wyjaśnił Ci znaczenie zdania kończącego mó8 ostatni list! O, jakże chętnie już dawno otworzyłbym przed Ojcem moj3 serce, ale powstrzymywała mnie od tego obawa przed wyrzutami, jakilS mógłby mi Ojciec czynić, iż myślę o takich rzeczach w tak nieodpowiedl nim czasie — chociaż na myślenie czas zawsze jest odpowiedni. T\ czasem wszelkimi sposobami staram się zapewnić sobie źródło st mnego, lecz stałego dochodu, który, razem z tym co przyniesie los zwoliłby mi żyć całkiem znośnie, a w końcu — ożenić się! Czy przerazi Ojca ta myśl? Błagam Cię, Najdroższy, Najukochańszy Ojcze, abyś mnil wysłuchał. Jestem zmuszony wyjawić Ojcu moje intencje. Musi wiel Ojciec pozwolić, abym wyłożył mu również powody mojego postępował nią, które, co więcej, są jak najbardziej uzasadnione. Głos natury odzyT wa się we mnie równie głośno jak i w innych, a być może nawet głoś! niej niż w niejednym osiłku. Po prostu nie mogę żyć tak, jak żyje wieli młodych ludzi w naszych czasach. Po pierwsze, jestem zbyt pobożny; uj drugie, zbyt mocna jest we mnie miłość bliźniego i zbyt wielkie mad poczucie honoru, aby uwieść niewinną dziewczynę; po trzecie, zbyt wiel ki żywię wstręt i obrzydzenie do łajdaczenia się, zbyt wielki odczuwał lęk i obawę przez chorobami, i zbyt dbam o swoje zdrowie, aby zadawa się z ulicznicami. Tak więc mogę przysiąc, że nigdy z żadną kobietą n łączyły mnie stosunki tego rodzaju. Poza tym, gdyby przydarzyła mi s taka rzecz, nie ukrywałbym jej przed Ojcem. W końcu, błądzić je rzeczą ludzką, a zbłądzić raz byłoby po prostu dowodem słabości - choć nie mogę przysiąc, że gdybym zbłądził raz w ten sposób, poprz stałbym na tym. Jednak przysięgam na moje życie, że mówię prawd Wiem dobrze, że ten powód (jakkolwiek solidny) nie jest wystarczając. Ale biorąc pod uwagę moje usposobienie, skłaniające mnie raczej fcl spokojnej egzystencji w domowej atmosferze niż ku hulaszczemu życifl ja, który nigdy nie przywykłem do dbania o własne rzeczy, bielizn ubrania i tak dalej, nie mogę pomyśleć o niczym, czego potrzeb wałbym bardziej niż żony. Zapewniam Ojca, że często muszę ponoś niepotrzebne wydatki, ponieważ nie zwracam dostatecznej uwagi i drobiazgi. Jestem absolutnie przekonany, że lepiej poradzę sobie z żooi u mego boku (z tym samym dochodem), niż sam. Ilu niepotrzebnyd wydatków mógłbym uniknąć! To prawda, pojawiłoby się wiele nowycM ale — można je przewidzieć i być na nie przygotowanym — krótko m| wiać, żonaty człowiek prowadzi uporządkowane życie. Moim zdanien| kawaler nie żyje pełnym życiem. Taka jest moja opinia i nic na to i4, poradzę. Przemyślałem całą sprawę — dość długo się zastanawiało^ i już nie zmienię zdania. Kto jednak jest obiektem moich uczuć? Prt szę, tylko nie przerażaj się znów. Na pewno nie jedna z panien Webet Tak, właśnie jedna z panien Weber — nie Józefa, nie Sophie, lecz KOS stancja, średnia córka. Nie jest brzydka, lecz jednocześnie daleko jej i" ideału piękności. Jej cała uroda to para czarnych oczu i zgrabna figui Nie odznacza się wybitną inteligencją, lecz ma dość zdrowego rc sądku, aby móc dobrze spełniać obowiązki żony i matki. To oczywis| kłamstwo, jakoby była rozrzutna. Wprost przeciwnie, jest przyzwycz ' Konstancja Weber. Portret pędzla Józefa Langego, 1782 r. (Uniwersytet w Glasgow) jona ubierać się skromnie, gdyż ta odrobina, jaką jej matka mogła ob- darować swoje córki, przypadła dwóm pozostałym, ale nigdy Konstan- cji. To prawda, że chciałaby się ładnie i schludnie ubierać, lecz nie modnie, a większość rzeczy, których potrzebuje kobieta, potrafi sama zrobić; każdego dnia sama się czesze. Ponadto zna się na prowadzeniu gospodarstwa i ma najczulsze serce w świecie. Kocham ją, i ona kocha mnie całym sercem. Sam powiedz, czy mógłbym życzyć sobie lepszej żo- ny? Leopold jednak wciąż był przekonany, i to całkiem słu- sznie, że Mozart jest szantażowany i kategorycznie sprze- ciwił się pomysłowi małżeństwa. Zrozpaczony Mozart tak odpisał: Nie możesz być przeciwny — i na pewno nie jesteś! Ojca listy jasno tego dowodzą. Gdyż ona właśnie jest porządną, uczciwą dziewczyną z dobrego domu. Potrafię ją utrzymać. Kochamy się i potrzebujemy się nawzajem. 98 99 < J-^^' nie wyraził zgody na to małżeństwo. Trzy dni później żart napisał do ojca, donosząc o swym ślubie: A więc, już po wszystkim! Proszę Ojca jedynie, by mi Ojciec wy| czył, że zbyt pochopnie zaufałem Twej ojcowskiej miłości. To szcz| wyznanie po raz kolejny dowodzi mojego umiłowania prawdy i nie| wiści do kłamstwa. Następną pocztą moja ukochana żona będzie błąd swojego Najdroższego, Umiłowanego Teścia o ojcowskie błogosławił stwo, a swoją Ukochaną Szwagierkę, by nie pozbawiała jej swojej cen przyjaźni. Na naszym ślubie nie było nikogo oprócz matki i najmłoda siostry Konstancji, pana von Thorwart, który występował jako n| opiekun i świadek, pana von Getto, członka rady miejskiej, który wiódł narzeczoną do ołtarza, i Gilowskiego, który był moim druz Gdy połączył nas węzeł małżeński, obydwoje — moja żona i ja — zae liśmy płakać. Wszyscy obecni, nawet ksiądz, byli głęboko wzrusa i też płakali, widząc jak bardzo nasze serca były poruszone. Przyję weselne odbyło się u baronowej von Waldstadten, która wydała ' naszą cześć kolację godną księżnej raczej niż baronowej. Olf, ^u >J^I\J^l-t-^f~,u mA^k^^-l^ŁA-Ł-Ł-ŁtA - j-ł-Ł \Jy\JŁiJ ^J ci Koncertu epianowego A-dur 414 W. A. Mozarta, S2-.83 r.). Facsimile opisu (Tybinga, versitatsbibliothek) ry szczerze Mozarta nienawidził. Małżeństwo Mozarta zaczęło się burzliwie w 1782 r. i nigdy potem nie było spokojnym związkiem. Mozart u- wielbiał Konstancję mimo niedbalstwa, jakie wykazywała w sprawach osobistych i domowych, oraz jej chwiejnego charakteru i samolubstwa. Te cechy sprawiły jednak, że nie była w stanie stworzyć mu szczęśliwego domowego o- gniska, którego tak potrzebował. Konstancja nie była złą kobietą, lecz bycie żoną pełnego witalności, zmiennego ge- niusza musiało być trudne. Zapewne była nieodpowiednią żoną dla Mozarta, lecz z drugiej strony on również był dla niej nieodpowiednim mężem. Konstancji potrzebny był so- lidny, powszechnie szanowany i całkiem przeciętny czło- wiek, który stanowiłby dla niej przeciwwagę. (Po śmierci Mozarta Konstancja poślubiła właśnie takiego człowieka. Przy nim stała się dobrą żoną i matką.) Dla kompozytora zaczął się nowy, ekscytujący i pełen sukcesów okres. Nie przeszkadzał mu fakt, iż nie otrzy- mał stałego zatrudnienia na dworze —jako wolny strzelec radził sobie całkiem dobrze. Nawet wysiłki Włochów, któ- rzy w trakcie premiery Uprowadzenia z seraju gwizdali przez cały pierwszy akt, nie odniosły żadnych skutków. jego bezcenne poranki, w czasie których uwielbiał kompo- nować, były bezpowrotnie stracone. Przez pierwsze kilka lat pobytu w Wiedniu często wstawał o szóstej rano, aby zdążyć ze wszystkim. Zwykle udzielał lekcji do drugiej, potem jadł obiad, i jeśli nie miał w planie żadnych koncer- tów, popołudnie i wieczór spędzał na komponowaniu. Ale w miarę jak jego popularność rosła, był coraz bar- dziej rozchwytywany i prawie nie miał wolnego czasu. Mo- zart należał do osób bardzo towarzyskich, uwielbiał bale i przyjęcia. Pierwszej zimy wspólnie z Konstancją wydali bal, który rozpoczął się o szóstej wieczorem i skończył o siódmej rano dnia następnego. Jego koncerty cieszyły się niezmiennym powodzeniem. Mozart tak wspominał jeden z nich (11 marca 1783 roku): Teatr był pełen i publiczność znów przyjęła mnie tak ciepło, że nie mogłem nie odczuwać prawdziwej przyjemności. Zszedłem już ze sceny, ale jako że nie przestali klaskać, byłem zmuszony powtórzyć rondo. Rozległa się burzliwa owacja... Gluck zajmował lożę obok państwa Lange, gdzie siedziała również moja żona. Nie mógł nachwalić się sym- fonii i arii, i wszystkich nas czworo zaprosił na obiad w następną nie- dzielę. Kolejny koncert odbył się niecałe dwa tygodnie później, 23 marca: Teatr nie mógłby już pomieścić większej liczby osób, wszystkie loże były zajęte. Największą przyjemność sprawiła mi jednak obecność Jego Cesarskiej Wysokości. Jakże był on zadowolony, jak głośno mnie okla- skiwał. Cesarz ma zwyczaj przesyłać pieniądze do kasy przed koncer- tem; jestem pewien, że w przeciwnym razie mógłbym spodziewać się wyższej zapłaty, gdyż jego zadowolenie było bezgraniczne. Przesłał mi dwadzieścia pięć dukatów. W czerwcu 1783 roku urodził się pierworodny syn Mo- zarta. Gdy Konstancja wydobrzała na tyle, aby podróżo- wać, postanowili pojechać do Salzburga, aby po raz pier- wszy spotkać się z ojcem Wolfganga. Syna pozostawili u mamki. Ten szokujący dzisiaj zwyczaj w XVIII wieku był czymś normalnym, gdyż z wyjątkiem chłopek, niewiele matek karmiło własne dzieci, a pożywienie, które im po- dawano, zazwyczaj było dla nich zupełnie nieodpowiednie. Spotkanie z Leopoldom udało się. Staruszek pogodził się z Konstancją, która potrafiła być bardzo miła, gdy tego chciała. Kiedy trzy miesiące później wrócili do Wiednia, okazało się, że ich mały synek zmarł. Rozpaczali, lecz 107 •k trzeciej części u na róg Es-dur, , napisanego r. dla sławnego listy Ignacego ~>a. Rękopis, po- o znajdujący się ach Preussische iibliothek nie, zaginął r. w tamtych czasach dziesięciokrotnie przewyższała obeciti Mozartowie mieli sześcioro dzieci, z których tylko dwd przeżyło, i Nadeszła zima, a życie Mozarta stało się jeszcze bal dziej wypełnione i ruchliwe. Od nowego, 1784 roku, post! nowił spisywać swoje dzieła — w jego papierach jak zw| kle panował bałagan i wydawało się, że jest to jedyny soi sób, aby utrzymać je w jakim takim porządku. Napisał j| 450 utworów — wiedział, że niemożliwością byłoby sp| miętanie wszystkich. Od tego momentu zaczął więc p^ wadzić katalog i czynił to aż do śmierci. W ciągu całel życia stworzył w sumie ponad 620 kompozycji. | Przez całą zimę dawał wieczorne koncerty. Musiał pis| na nie nowe utwory, a ponieważ miał bardzo mało czasi zazwyczaj komponował je w ostatniej chwili. Czasami, g| akompaniował innemu muzykowi, improwizował swo partię podczas występu. „,. . ;:,-..„{ ..^/^, ^...'y/y:. ^^-pt^^ls^^^ iŁ.———..L.—L-—,——. ..iJ>,.-...,. ..._., '^„•-u .i/ ...-.,, M. -er.- "•*..-,.. „--, ^~. ....._„. ^^ff^^^^^ W^t,^ ^ ^ . , iiiiIiĘ^^ ——- -.____L- ....__,... _____~rL-^__...,.rTl-U,a4-- i _ i h^! ' —f———.-„——————Ł —_ ,„.„„.„ 4„ -_^.^,^..^-ł;„— ^_—-^-^•i»5y.^f*'„Iy','--y-™. -•. ^\^. ^Z.^*.--^I,~.rt^___,_ _________ \^ __ ^ __ ___ ____^-' ^gw^^ff^^^l^-^^^^ Strona tytułowa jedne- go z pierwszych angiel- skich wydań Koncertu fortepianowego F-dur KV 459 Mozarta, napi- sanego w Wiedniu w 1784 r. (Ates Orga) 77/J-: . ,.'-—• ^„^—^ | / • ) • (' —— ^-<-^('(mhc^ ••- ' - .- ^\ TWO V O N C I'; l? T O;S , //'//^y //// ' /^YY'////^////////^////!'/'/'/ f/f/y// Wiosną 1784 roku Mozart poważnie się rozchorował. Miał napady kolki jelitowej, które kończyły się gwałtow- nymi wymiotami. Towarzyszyło temu ostre zapalenie sta- wów. Najnowsze opracowanie naukowe poświęcone śmier- ci Mozarta (napisane przez dr P. J. Daviesa w 1983 r.) su- geruje, że kompozytor cierpiał na chorobę obecnie zwaną zespołem SchónIeina-Henocha, spowodowaną zakażeniem paciorkowcowym. Jest to reakcja alergiczna, która skut- kuje pękaniem naczyń krwionośnych, objawiającym się wy- stąpieniem skaz krwotocznych na całym ciele oraz opu- chlizny. Przypadek Mozarta dodatkowo komplikowało za- 109 aydn (1732- dziło. Incydent ten pozwala domyślać się przyczyn śmier kompozytora siedem lat później. ] Był to najpoważniejszy atak chorobowy w dotychczas wym życiu Mozarta. Wracał do zdrowia przez całe la( Wkrótce potem Konstancja urodziła drugie dziecko • chłopca, który tym razem przeżył. Na imię miał Karl. Leopold, będąc teraz starym, samotnym człowiekiei postanowił przyjechać z wizytą do Wiednia. Nannerl wła nie wyszła za mąż, ku radości całej rodziny. Przekroczy już trzydziestkę i Leopold był przekonany, że zostanie st rą panną. Poczuł ulgę, gdy znalazła męża, ale został ter; całkiem sam. Przyjechał do Wiednia w styczniu 1785 roku i natyc miast został wciągnięty przez swego słynnego syna w vs wiedeńskiego życia muzycznego. W pierwszy wieczór z brano go na koncert Wolfganga. Leopold był pod wrazi niem wysokiego poziomu orkiestry, śpiewaków, i, jak | Leopold, licznie zgromadzonej arystokracji. Następne| wieczora syn przedstawił ojca Józefowi Haydnowi. Prs szedł on do Mozartów, by uczestniczyć w zorganizowana przez nich wieczorze muzycznym, a na koniec oświadc; Leopoldowi: Bóg mi świadkiem, jakem uczciwy człowiek, oświadczam Panu, ; Pana syn jest największym kompozytorem, jakiego znam, czy osobiści czy też z nazwiska. Ma smak, a ponadto gruntowną znajomość komg zycji. | Leopold przekonał się w końcu, że jego poświęceni troska i niepokój o syna nie poszły na marne. Mozart oKj zał się godny swojego geniuszu. Człowiek, który sam bJ wielki, chylił czoła przed jego wielkością. Mozart odwza| mnił komplement Haydna, opatrując pierwsze wydal sześciu kwartetów smyczkowych — KV 387, 421, 428, 4f 464 i 465, które ukazało się jesienią tego roku w oficyr wydawniczej Artaria, następującą zawiłą dedykacją: Ojciec, posyłając swoje dzieci w wielki świat, pragnie powierzyć;! opiece i przewodnictwu sławnego człowieka, którego jednocześnie dj szczęście mieć za najlepszego przyjaciela. Przesławny Mężu i mój N|| droższy Przyjacielu, przyjmij tych sześcioro dzieci moich. Są one ów! cem długiej i ciężkiej pracy, lecz nadzieja, którą pozwoliło mi żywić lq koro przyjaciół, że wysiłek ten może choć w części zostać wynagrodź ny, dodaje mi odwagi i pochlebiam sobie, że pewnego dnia przyniosą t one pociechę. Pan sam, mój Najdroższy Przyjacielu, w czasie ostatniej pobytu w stolicy wyraził się o nich pochlebnie. Pańska pochwała ]SS Haydn i Mozart. Ryci- na A. Benedettiego, według J. F. Rigauda głównym powodem, który skłania mnie, aby powierzyć mu moje dzieci i pozwala mi ufać, że nie okażą się one niegodne Pańskiej łaski. Proszę, aby przyjął je Pan życzliwie i był im ojcem, przewodnikiem i przyjacie- lem. Od tej chwili zrzekam się moich praw do nich, lecz proszę, by oka- zał Pan wyrozumiałość dla niedoskonałości, które mogły ujść pobłażli- wemu oku ojca i abyś wciąż obdarzał przyjaźnią tego, który ceni ją so- bie tak wysoko. Pozostaję, z całego serca. Drogi Przyjacielu, Pańskim najszczerszym przyjacielem. W.A. Mozart Leopold zorientował się także, że jego syn, podobnie jak wszystkie najważniejsze osobistości Wiednia, przystąpił do wolnomularzy. Nigdy wcześniej ani później wolnomular- 110 111 112 Wolnomularska muzyka żałobna c-moll, KV 477 W. A. Mozarta. Facsimile rękopisu, listopad 1785 r. (Tybinga, Uniyersitats- bibliothek) Każdego dnia Leopold był świadkiem, jak jego syn od- nosi same sukcesy. Uwielbiał wsłuchiwać się w oklaski, jakimi go nagradzano, lecz wkrótce skutki życia w tak szalonym tempie dały o sobie znać. W liście do Nannerl z 12 marca 1785 roku pisał: Nigdy nie kładziemy się spać przed pierwszą w nocy, wstajemy o dziewiątej, obiad jemy o drugiej lub wpół do trzeciej. Pogoda jest okropna. Nie ma dnia bez koncertów, lekcji, komponowania i tak dalej. Nie wiem, gdzie mam się schować, aby nie wchodzić nikomu w drogę. Gdybyż tylko skończyły się koncerty. Wprost trudno opisać zamiesza- nie i hałas. Odkąd tu jestem, fortepian twojego brata był przenoszony co najmniej dwanaście razy z domu do teatru, lub do innego domu. Leopold musiał nagle przerwać pisanie listu, ponieważ „masażysta czy też człowiek od polerowania podłóg kręci się po pokoju i w całym mieszkaniu nie mogę znaleźć cie- płego kąta, gdzie mógłbym pisać". WAMOZART K| | „ „ y, i ,.-., ^-^ ..^^^-^-^f^q-wc,=Si,^!-l / •'•"•• i-aav===r= Opwn x. ft l ^ r^??3^' r—Ę^^^FSs^^F^^sB^^^^^^Ę.. y / f /f -• / - f'J^ •r L ''''• * •* — ' " — ""••• ' • -..-»-• -~-.™'sr.°~'^~~"""."~~ •— ~- -• -^.^^-*^<^fa^.^J-y--^.—^---r - T-'~^i~™'"'^*^^'^'\._:^~^r~^^ < ^ h^^»^,^( -/^w^^, ^1 -i -..•.--• ^ • .^ -1——^----^^=—==:.=--—n————^=^-Ł—^—ft—— ?V———>_^Ą=.=rL-4—-^——— f We^ww/lf Mf( ^ftVt. ^f^wf^/^ww. •j •< .„...,...._-.. ___.__.._ __. ___________ _____ _ ____' f J j / .y'-, v 3r SBt. \- ' •• -.—---—^-.„—„-.- —-_. - „...„————_———————„.——____________»,____, _'~"^-____,_, ^ _:_—.,—^ :::. 11 —_______.__i -——_. f l^/^V~~ (/WyW/tfAc '^S l . ; ....; ..^-. ^--,.^..--r___.:„-__-_.-:-rr^_-_-._-^——^=y^^^-=-łr_=—^--—-:=^^ [K^>^^^^!s^^' stwo nie było tak popularne w Wiedniu, z jakiegoś jednak . ^•^-••^gg"^^.---—^^ .-_,—_ powodu w latach osiemdziesiątych XVIII wieku bractwo l ••J-~- '•-——.—^——-.i———--——^-——y,-+^—9^~~3~—j——s——y- rozkwitało. Mozarta najbardziej pociągała w nim waga, , ' ^•'^:g'^^=^•^---^^-^^,.^'^-E.^—-"-ESg_ jaką wolnomularze przywiązywali do przyjaźni oraz wza-1 | "r """""""""_'""""-- ---^^- .—^-^-—...^-. ^-^..—^-^--. jemnej pomocy. Nie mając zabezpieczenia w postaci sta- ! •''., ^^O^^If^^I^ J^j:feJg^^'rrjv^T^^ lego zatrudnienia na dworze, Mozart potrzebował czegoś, - -^ . -^^^.^^- _____________^.' na czym mógłby się oprzeć. Przynależność do bractwa nie | •''•' •''''g'''~;^^p^^^ została jeszcze wtedy objęta interdyktem kościoła rzym- l 8 - Mozart / PWM 20240 Chaos i kakofonię powiększał jeszcze mały syn Moza: ta, Kari, pies zwany Guckel i ptak Starł, którego kompi zytor kupił za jedyne 34 grajcary. Ptak nauczył się gwii dać temat jednego z jego koncertów fortepianowych (fini Koncertu G-dur, KV 453). Mozart był zachwycony. Leopold, nie mogąc dłużej wytrzymać tego tempa, ch( wciąż twierdził, że znakomicie się bawi, opuścił Wiede' w maju, wracając do Salzburga i do znienawidzonego ai cybiskupa Colloredo. Choć w chwili pożegnania obydwi nie zdawali sobie z tego sprawy, Wolfgang miał już nigd więcej nie ujrzeć swojego ojca. Nigdy też nie powrócił d rodzinnego miasta. ! Michael Kelly, irlandzki śpiewak, pozostawił nam opl kompozytora z tamtego okresu. Kelly, który miał okazj być na kolacji z Mozartami, od razu zauważył, jak bards Wolfgang był przywiązany do Konstancji. Po kolacji ml dzież rozpoczęła tańce i Mozart dołączył do niej, pozosti wiając żonę w towarzystwie Kelly'ego. Madame Mozart powiedziała mi, że jej mąż, choć jest geniusze uwielbia tańczyć. Był bardzo niskiego wzrostu, chudy i blady, z grzywą pięknych, ja! nych włosów, z których był bardzo dumny. Zawsze okazywał mi wiełk uprzejmość i gościnność. Szczególnie lubił poncz i sam widziałem, ja zdrowo sobie nalewał. Bardzo lubił bilard i miał u siebie doskonały st< bilardowy. Rozegrałem z nim wiele partii, lecz on zawsze wygrywa W niedziele dawał koncerty, których nigdy nie opuszczałem. Był życzl 114 Państwo Józef i Alojza Lange. Sztych Daniela Bergera wg rysunku Józefa Langego, 1785 r. Mozart bardzo chętnie chwalił tych, którzy na pochwały zasługiwali, lecz przeciętność połączona z arogancją bu- dziła w nim pogardę. Przez całe życie nie znosił obłudy. Cecha ta przyspa- rzała mu wrogów, ale też i oddanych przyjaciół. IX Figaro i Don Giovanni Najlepiej, gdy dobry kompozytor, który rozumie scenę i jes dość utalentowany, aby dawać sensowne wskazówki, spoti tego prawdziwego feniksa, zdolnego poetę. Mozart do swego i Wiosną i latem 1785 roku Mozart był bardzo zaj( i Leopold nie miał od niego żadnych wieści. W końcu znał powód milczenia syna: Mozart rozpoczął pracę r nową operą, zatytułowaną Wesele Figara i tak go to chłaniało, że miał niewiele czasu na cokolwiek innego. Wesele Figara powstało na podstawie współczesnej sztu ki Beaumarchais'go, która dwa lata wcześniej biła reko| dy popularności w Paryżu. Była to historia biednego pisą rżą imieniem Figaro, który, aby zarobić na życie, zost| fryzjerem i lokajem u hiszpańskiego arystokraty. Oto ej tat ze słynnego monologu Figara, najważniejszego frag mentu sztuki: Mój panie hrabio, ponieważ jesteś wielkim arystokratą, uważasz ! za nadzwyczajnego geniusza! ... Szlachectwo, fortuna, pozycja, wpłyv wszystko to czyni cię tak dumnym! Co jednak zrobiłeś, by zdobyć t wiele przywilejów ? Zadałeś sobie trud, aby się urodzić, nic więcej: po tym jesteś raczej przeciętnym człowiekiem. Podczas gdy ja, zagubień wśród pospólstwa, musiałem użyć więcej rozumu i sprytu, aby przeży niż użyto, aby rządzić całą Hiszpanią przez ostatnie sto lat! Mozart entuzjastycznie podzielał tę opinię — był ideał nym kandydatem do zaadaptowania sztuki na scenę opf rową. Libretto napisał Loreńzo da Ponte, błyskotliwy, pf len temperamentu włoski poeta, który już od kilku la tworzył libretta dla opery wiedeńskiej, i którego cesar właśnie mianował oficjalnym poetą operowym. Da Pont Wesele Figara. Facsimile rękopisu jednej ze stron aktu III, sc. VIII. Rękopis, będący początkowo w zbiorach Preussische Staatsbibliothek w Ber- linie, zaginął w 1945 r. ——fX- 3&fe=Ł ^ «/ r~ ' Jh—— ——^- t(i ^ •S^ft^gfffS^ (,a,')i>»A--',A- ci ^^-L^../^ ^-fet-fr- =fc rs -l ^-^ e^'&-.t 3=teĘ^g't- iw , ^••w*. ••^ f- —=Ki ^ ^^,^-^f.=Łk«tA*- •)»»<—^^„y^ S »• J/t%3tEQ=^?e= ^^ ^: ——^ .^ ^^-, '^ff. ————'Lt—(—.—,——»~ =t-t,-ł^?V-t^-t--^. ————*'.».<- •yv- •--—•—• •^łi- <łw.<«»»C"^- ^rryt.^. y"^, * . /CL -*A T^ .% •^'•—-—~-. «'-'» •^•T.--).-,*- ;••<-, te ^ ^^^f:.!,^^^ ^" ,4 k^ M- / ^ r-tr 4——^—-« ^ A^ l ii /^-^";/..„ ' l r ^"K^^?'^^^ fe^^—fc Kp-t IX •t< •i;^-,^- &'v f^-yC\>' 'Jr^- - j ^s ^=——————a»r————T —„Ct-.——— —L -———.^v ^. :^::-:^ v^- -.:—..„ ,^ ^ l fy== l . ^"^ (~-1 -< ^ Mifu, •*»— -w —————— -^ .-.„„--^„,; -———: -.- „.; „„„ .„:•.-. ;••-:-• „:- (p1$ C*t*- •*— \»/T»<- }' JL. -^. ^i t^./.-<. ~;" "\. K;@=/e-cSt"- •Ł' ł^ -^•jES: •i, ••^ ~E^»•- .' '^-f ^"•^J'^.r^.-^-^-^ ^ ^——.1^-^•».•»... ."T «i>fi«"; a •* • — »•> Mtak b'M& fWM >IUt> ft«>ft tf. 11 Trzyletni synek Kar! pozostał w Wiedniu. Premiera miała się odbyć 14 października, lecz Mozart nie ukończył opery na czas i kolejny termin wyznaczono na 29 października. Na dwa dni przed premierą ciągle jeszcze nie była gotowa uwertura. Przyjaciele kompozytora szaleli z niepokoju. Jednak im bardziej zamartwiali się, tym bardziej Mozart wydawał się rozbawiony i spokojny. W wieczór poprzedzający wielki dzień wydano przyję- cie, na którym Mozart doskonale się bawił, ignorując róż- ne uszczypliwości na temat kończenia uwertur. O północy zniknął, aby komponować. Wraz z nim znik- nęła też Konstancja i duża karafka ponczu. Żona odpę- dzała od niego sen, opowiadając mu różne historie, lecz mimo to był tak wyczerpany, że zdrzemnął się przez parę godzin. O piątej rano Konstancja obudziła go, a o siódmej uwertura była gotowa. Mówiąc o fantastycznym tempie, w jakim Mozart two- rzył, trzeba mieć na uwadze to, iż zanim kompozycje zo- stały przelane na papier, były całkowicie gotowe w jego głowie, tak więc jedyne co musiał zrobić, to je zapisać. Opera została przyjęta entuzjastycznie. Praga ponow- nie oszalała na punkcie muzyki Mozarta. Mozart pisał: 126 127 po raz czwarty {tym razem zyski dla mnie). Mam zamiar wyjechać stąip? dwunastego lub trzynastego... Chciałbym, aby moi przyjaciele mogiri być tu ze mną choć przez jeden wieczór i uczestniczyć w moim sukce- sie. Być może Don Giouanni zostanie w końcu wystawiony w Wiedniu ;" Mam taką nadzieję. Tutaj wszyscy robią co mogą, aby skłonić mnie do; pozostania na parę miesięcy i do napisania jeszcze paru oper. Choć^ propozycja ta schlebia mi, nie mogę jej przyjąć... Jak mawiał mój pra-^ dziadek do swojej żony, mojej prababci, a ona do swojej córki, mojej ba% bki, a ta z kolei do swojej córki, mojej matki, ta zaś do swojej cółte® a mojej siostry: to wspaniale umieć pięknie mówić, lecz być może nigtt mniej wspaniale jest wiedzieć, kiedy zamilknąć. Tak więc, mam zamiaiff|, podążyć za radą mojej siostry, która powtarzają za moją matką, babkalfc i prababką, i zakończyć nie tylko tę moralizatorską dygresję, ale cały list. cu jego wielka szansa zdobycia stałego zatrudnienia na dworze cesarskim. Tym razem jego nadzieje zostały spełnione. Wolfgang Amadeusz Mozart został mianowany cesarsko-królewskim kompozytorem dworskim, na początek z niewielkim upo- sażeniem, które zaledwie wystarczało na opłacenie czyn- szu, lecz które było przynajmniej regularnie wypłacane. W końcu w wieku trzydziestu jeden lat zdobył stanowisko, o którym tak marzył dla swojego syna Leopold. Szkoda, że umarł sześć miesięcy za wcześnie, aby ujrzeć, jak jego pragnienia się spełniają. Następnej wiosny opera nowego kompozytora dworskie- go, Don Giouanni, została wystawiona w Wiedniu. Począt- kowo nie przypadła wiedeńczykom do gustu. Nie uszło to uwagi cesarza. Gdy zapytano go o opinię, odpowiedział: „Opera jest boska. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest piękniejsza niż Figaro. Ale taka muzyka to nieod- powiedni kąsek dla moich wiedeńczyków!" Według relacji Lorenza da Ponte, Mozart zareagował na to, odpowiadając spokojnie: „Proszę dać im czas, aby ją przełknęli!" Wśród amatorów muzyki w Wiedniu nie było końca spo- rom o Don Giouanniego. W końcu zwrócono się do Hayd- na: „Nie mogę rozstrzygnąć tego sporu — odpowiedział z właściwą sobie uprzejmością — ale wiem jedno: Mozart jest największym żyjącym kompozytorem na świecie... Gdyby wszyscy miłośnicy muzyki, szczególnie wśród ary- stokracji, mogli odbierać nadzwyczajne dzieła Mozarta z taką głębią emocji i z takim zrozumieniem, jak ja sam je rozumiem i czuję, narody rywalizowałyby między sobą, aby mieć u siebie ten klejnot". Miłośnicy muzyki Mozarta nalegali, aby Don Giovanni był wystawiany w Wiedniu, pomimo początkowego braku sukcesu, i z każdym przedstawieniem dzieło coraz bar- dziej podobało się wiedeńczykom. Na koniec orzekli, że jest to jedna z najpiękniejszych oper, jakie kiedykolwiek zostały wystawione na scenie. 9 - Mozart / PWM 20240 x Bieda i śmierć Oddziaływanie Mozarta jest ponadczascu Alfred Einst Nowa posada na dworze cesarskim niewiele zmieć w życiu Mozarta. Pieniądze, które otrzymywał, nie wyst czały na życie, a niezliczone tańce i utwory okoliczności we, których od niego żądano, nie przysparzały mu sław Raz nawet odesłał pokwitowanie wypłaty z dopiskiem: J dużo na to, co robię, za mało na to, co mógłbym robić". W czerwcu 1788 roku przeprowadzili się z Konstanc do domu pod Wiedniem, zabierając z sobą syna i malut sześciomiesięczną Teresę. Dziesięć dni po przeprowads Teresa zmarła. Choć Mozart cierpiał z powodu jej śmiei a na dodatek zamartwiał się brakiem pieniędzy, w cią następnego miesiąca napisał trzy ostatnie wielkie sym, nie, jedną po drugiej. Były to Symfonia Es-dur (nr 31 g-moll (nr 40), i w końcu C-dur (nr 41), która w XIX w' ku była znana jako Symfonia „Jowiszowa" — wszyst: stworzone, gdy jego geniusz osiągnął pełną dojrzałe w ciągu zaledwie sześciu tygodni. Ten niewiarygodny M czyn kompozytorski był, być może, jego szczytowym os gnięciem. Niepodobna odgadnąć, jakie nękały go kłop( i zmartwienia, gdy je pisał. Umiłowanie komponował zawsze sprawiało, że zapominał o świecie zewnętrznym. Przeprowadzka na wieś okazała się pomyłką — Mozi czuł, że jest za daleko od Wiednia, a ponadto nie mc sprowadzić do siebie uczniów. To spowodowało, że Mozt towie ponownie wynajęli mieszkanie w mieście. (Od ślul Wolfgang z Konstancją przeprowadzali się jedenaście pierwsza strona Symfonii Jowiszowej, ostatniej symfonii pożarta. Rękopis, znaj- dujący się początkowo w zbiorach Preussische Staatsbibliothek w Ber- linie; zaginął w 1945 r., jednak reprodukcja została opublikowana w 1923 r. pniu wpłynął na dochody Mozarta; miał kilku uczniów, ale jego koncerty, które dawniej zawsze przyciągały liczną publiczność, nie były już tak popularne jak kiedyś. Kapry- śny gust wiedeńczyków zmienił się. Aby przeżyć, Mozart musiał zapożyczać się u przyjaciół i bardzo go to przygnę- biało. Był zmuszony pisać do zaprzyjaźnionych osób takie listy, jak ten, zaadresowany do Michaela Puchberga, przy- jaciela, wolnomularza, który przez ostatnie lata życia Mo- zarta regularnie pożyczał mu pieniądze: Wielki Boże! Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym, aby znalazł się w mojej obecnej sytuacji. I jeśli Ty, mój Ukochany Przyjacielu i Bracie, opuścisz mnie w potrzebie, jesteśmy zgubieni, zarówno ja nieszczęsny, który niczym nie zawiniłem, jak i moja chora żona i dziecko... Przycho- dzę do Ciebie nie z podziękowaniami, lecz z nową prośbą. Zamiast spłacić długi, proszę o więcej pieniędzy!... Tak więc, wszystko zależy od 130 tematów ^ch najbardziej nych dzieł Mo- ysztychowany •estona z Lon- d koniec XVIII >oczątku XIX Mes Orga) Książę Karol Lichnow- ski (1756-1814). Portret olejny anonimo- wego autora (Czechy, zamek hradczański) -- , JL " , okazję wyruszenia na tournee koncertowe — pragnął wy- rwać się z otaczającej go w Wiedniu atmosfery monotonii i niepowodzeń. Wyruszył w kwietniu, pełen nowej nadziei. Prawie co- dziennie pisał do Konstancji długie listy, opowiadając z humorem o tym, co zdarzyło się w ciągu dnia i jak bar- •ortret Mozarta. , rysunek i ołówkiem dzo za nią tęskni. Pod koniec kwietnia wraz z księcienff Lichnowskim przybyli do Lipska. Lipsk był miastem Jo-|t hanna Sebastiana Bacha i Mozart, ku swojemu wielkiemtt| zadowoleniu, miał okazję zagrać na tych samych organach,! na których grał Bach. Bardzo podekscytowało go także odĄ krycie kilku utworów Bacha, z którymi nigdy wcześnie|| się nie zetknął. „Oto coś, z czego można się wiele na|| 134 pierwsza strona kwartetu smyczkowego p.dur Mozarta, KV 575, pierwszego z kwartetów napisanych dla króla prus w czerwcu 1789 r. Zamówienie obejmowało sześć kwartetów, z któ- rych tylko trzy zostały ukończone (Londyn, British Museum) ——-^ " ^,-t^,m/ w onc^ muzyKą. W Lipsku dał udany koncert publiczny, choć próby z or- kiestrą były kłopotliwe i męczące. Narzekał, że wszyscy grali lub śpiewali za szybko. „Myślą, że w ten sposób dodadzą muzyce ognia — skar- żył się — ale jeżeli sama kompozycja nie ma w sobie pło- mienia, gnanie przez nią na oślep, nie doda go jej." Tymczasem w trakcie ostatniej próby koncertu zasko- czył wszystkich, zmuszając orkiestrę do bardzo szybkiej gry. Prędko okazało się, że nie są w stanie nadążyć i wy- padają z rytmu. „Jeszcze raz!" — wykrzyknął, tupiąc nogą. Muzyków strasznie rozzłościł ten mały, blady, dokuczliwy człowie- w normalnym tempie. Według relacji świadka, który zre- lacjonował cały ten epizod, Mozart wyjaśnił później: „To nie był tylko kaprys z mojej strony. Zauważyłem, że mu- zycy w większości są dość starzy, koncert wlókłby się bez końca, gdybym ich nie smagnął i nie rozzłościł na samym początku. Zagrali najlepiej jak potrafili, z czystej złości!" Koncert ten okazał się sukcesem artystycznym, lecz nie- stety nie finansowym. Mozart podążył do Berlina, gdzie wydarzył się zabawny epizod. W teatrze narodowym wy- stawiano Uprowadzenie z seraju; Mozart wkradł się na salę, aby posłuchać. Jednakże muzyka tak go zaabsorbo- wała, że nie zdając sobie sprawy z tego co robi, przecisnął się pod scenę, nucąc wykonywaną melodię pod nosem, nie- świadom, że cała publiczność śmieje się z niego — małego, dziwnego człowieczka. Gdy drugie skrzypce zagrały dis zamiast d, Mozart stracił panowanie nad sobą. „A niech to — wykrzyknął — zagrasz d czy nie!" Wszys- cy spojrzeli w jego kierunku zaskoczeni, i natychmiast wiadomość obiegła salę lotem błyskawicy: „Mozart jest tu- tL^!" Miesiąc później kompozytor powrócił do Wiednia. Jedy- nym prawdziwym sukcesem, jaki przyniosło tournee, było zamówienie z dworu berlińskiego na sześć kwartetów smyczkowych i sześć sonat fortepianowych. Mozart natych- miast zabrał się do pracy, lecz nie na długo. Spotkało go kolejne nieszczęście: Konstancja poważnie się rozchorowa- ła. Aby opłacić drogą kurację przepisaną jej przez lekarzy, musiał znowu pożyczyć dużą sumę pieniędzy od swojego wiernego przyjaciela Puchberga. Dworska pensyjka zaled- wie wystarczała na pokrycie podstawowych wydatków na życie. Konstancja pojechała do Baden na leczenie, a ich syn Kari wyjechał na pensję, tak więc latem Mozart pozo- stał sam w Wiedniu, starając się pracować. Pisał niewiele, ale zdarzyła się jedna dobra rzecz: poproszono go o napi- sanie kolejnej opery. Najbardziej niepokojący był fakt, że w czasie choroby Konstancja była w ciąży. W listopadzie urodziła dziew- czynkę, która prawie natychmiast zmarła. Był to kolejny cios. Mozartowie stracili już czwarte dziecko. Mozart rzucił się w wir pracy, starając się zapomnieć o kłopotach. Musiał pożyczyć pieniądze, które miały po- zwolić mu przetrwać do czasu, gdy otrzyma zapłatę za no- Program koncertu Mo- zarta, który odbył się 15 X 1790 r. w Schau- spielhaus we Frank- furcie. anu sirpigfitr ^naopnip •n* fmtt gnfltagł boi 15(01 .Ocoia 17901 im grofcn @tabt*@^aufpi((baufc ^)(r( «flptnm(iR(( asoitttt e i« g i * r« iitu(lfflltf$^ tcium |H frinem ffiott^tii grbtn- €f> Crfłer $b(il. Ciał ttmi jrofe ®mpboni( bon •gwrn ropjart. Cineariti yftuigm MU Wabamt (Sdyicf. ®n ffonctrt ouf txm Sortc; piano, grfpidt bon fym toptUmofte f5Reyst twn fcina ugrani Sompofirion. (2i»t W<, gefungni wn ^nrn ffftarrid. 3ni(9t(r $&(i(. Cui ffonjfft l»iL?xtni JtaptUmrifOT •Kolort lon friKt rififlini jto«» pofitwn. (hn Curtf? gffungm wn SiRatamt ®<6i(f unb {wrn ffitardli. <Łw 'PfwptafK airó bań ©ttynfr 6oq /wn Woiart. l2łn( Sgrny^onit. łv ó«>0s<»c«&o^c»^o^ '? > » » . ^ < > i > Ważniejsze utwory Wolfganga Amadeusza Mozarta ORKIESTROWE Symfonie D-dur, KV 46a, 1768 P-dur, KV 130, 1772 D-dur, KV 133, 1772 A-dur, KV 134, 1772 g-moll, KV 183, 1773-74(?) C-dur, KV 200, 1774 A-dur, KV 201, 1774 D-dur „Paryska", KV 297, 1778 B-dur, KV 319, 1779 C-dur, KV 338, 1780 D-dur „Haffnerowska", KV 385, 1782 C-dur „Linzka", KV 425, 1783 D-dur „Praska", KV 504, 1786 Es-dur, KV 543, 1788 g-moll, KV 550, 1788 C-dur „Jowiszowa", KV 551, 1788 Koncerty fortepianowy D-dur, KV 175, 1773 fortepianowy C-dur „Lutzow", KV 246, 1776 fortepianowy Es-dur „Jeunehomme", KV 271, 1777 fortepianowy A-dur, KV 414, 1782(?) fortepianowy F-dur, KV 413, 1782-83(?) fortepianowy C-dur, KV 415, 1782-83(?) fortepianowy Es-dur, KV 449, 1784 fortepianowy B-dur, KV 450, 1784 fortepianowy D-dur, KV 451, 1784 fortepianowy G-dur, KV 453, 1784 fortepianowy B-dur, KV 456, 1784 fortepianowy F-dur, KV 459, 1784 fortepianowy d-moll, KV 466, 1785 fortepianowy C-dur, KV 467, 1785 fortepianowy Es-dur, KV 482, 1785 fortepianowy A-dur, KV 488, 1786 149 fortepianowy D-dur „Koronacyjny", KV 537, 1788 fortepianowy B-dur, KV 595, 1791 na 2 fortepiany Es-dur, KV 365, 1779 na 3 fortepiany F-dur, KV 242, 1776 skrzypcowy B-dur, KV 207, 1773 skrzypcowy D-dur, KV 211, 1775 skrzypcowy G-dur, KV 216, 1775 skrzypcowy D-dur, KV 218, 1775 skrzypcowy A-dur, KV 219, 1775 na 2 skrzypiec C-dur, KV 190, 1774 na skrzypce i altówkę Es-dur „Sinfonia concertante", KV 364, 1779(?) na flet G-dur, KV 313, 1777-78 na flet D-dur, KV 314, 1777-78 na flet i harfę C-dur, KV 299, 1778 na klarnet A-dur, KV 622, 1791 na fagot B-dur, KV 191, 1774 na róg D-dur, KV 412, 1791(?) na róg Es-dur, KV 417, 1783 na róg Es-dur, KV 447, 1787(?) na róg Es-dur, KV 495, 1786 Divertimenta, serenady, tańce i inne utwory Divertimento D-dur, KV 131, 1772 Serenada D-dur, KV 185, 1773 Divertimento B-dur, KV 186, 1773 Divertimento F-dur „I Lodronsche Nachtmusik", KV 247, 1776 Serenada D-dur „Haffnerowska", KV 250, 1776 Divertimento B-dur „II Lodronsche Nachtmusik", KV 287, 1777 Serenada D-dur, KV 320, 1779 Divertimento D-dur, sekstet, KV 334, 1779-80 Serenada B-dur, KV 361, 1780-81 Serenada c-moll, oktet, KV 388, 1782 Serenada G-dur „Eine Kleine Nachtmusik", KV 525, 1787 12 menuetów, KV 568, 1788 12 menuetów, KV 585, 1789 12 tańców niemieckich, KV 586, 1789 Maurerische Trau.erm.usik, KV 477, 1785 Muzyka do baletu Les petits riens, KV supl.10, 1778 SOLOWE I KAMERALNE Utwory fortepianowe Sonata C-dur, KV 279, 1775 Sonata F-dur, KV 280, 1775 Sonata B-dur, KV 281, 1775 Sonata Es-dur, KV 282, 1775 Sonata G-dur, KV 283, 1775 Sonata D-dur, KV 284, 1775 Sonata C-dur, KV 309, 1777 150 Sonata A-dur, KV 331, 1783(?) Sonata F-dur, KV 332, 1783(?) Sonata B-dur, KV 333, 1783(?) Sonata c-moll, KV 457, 1784 Sonata C-dur, KV 545, 1788 Sonata B-dur, KV 570, 1789 Sonata D-dur, KV 576, 1789 Fantazja c-moll, KV 396, 1782-84 Fantazja c-moll, KV 475, 1785 Suita C-dur „Im alten Stii" („W dawnym stylu"), fragment, KV 399,1782 Rondo a-moll, KV 511, 1787 Adagio h-moll, KV 540, 1788 Sonata F-dur na 4 ręce, KV 497, 1786 Sonata C-dur na 4 ręce, KV 521, 1787 Sonata D-dur na 2 fortepiany, KV 448, 1781 Sonaty na skrzypce i fortepian Sonata G-dur, KV 301, 1778 Sonata B-dur, KV 378, 1779-80 Sonata F-dur, KV 376, 1781 Sonata F-dur, KV 377, 1781 Sonata Es-dur, KV 380, 1781 Sonata B-dur „Strinasacchi", KV 454, 1784 Sonata Es-dur, KV 481, 1785 Sonata A-dur, KV 526, 1787 Tria Trio na fort., kl. i alt. Es-dur „Kegelstatt", KV 498, 1786 Trio na fort., skrz. i wioloncz. B-dur, KV 502, 1786 Trio na fort., skrz. i wioloncz. E-dur, KV 542, 1788 Kwartety Kwartet smyczkowy C-dur, KV 157, 1772-73 Kwartet smyczkowy F-dur, KV 158, 1772-73 Kwartet smyczkowy B-dur, KV 159, 1773 Kwartet smyczkowy d-moll, KV 173, 1773 Kwartet smyczkowy G-dur, KV 387, 1782 Kwartet smyczkowy d-moll, KV 421, 1783(?) Kwartet smyczkowy Es-dur, KV 428, 1783(?) Kwartet smyczkowy B-dur „Jagd", KV 458, 1784 Kwartet smyczkowy A-dur, KV 464, 1785 Kwartet smyczkowy C-dur, KV 465, 1785 Kwartet smyczkowy D-dur „Hoffmeister", KV 499, 1786 Kwartet smyczkowy B-dur, KV 589, 1790 Kwartet smyczkowy F-dur, KV 590, 1790 Kwartet smyczkowy z fortepianem g-moll, KV 478, 1785 Kwartet smyczkowy z fortepianem Es-dur, KV 493, 1786 151 Kwintet smyczkowy C-dur, KV 515, 1787 Kwintet smyczkowy g-moll, KV 516, 1787 Kwintet smyczkowy D-dur, KV 593, 1790 Kwintet smyczkowy Es-dur, KV 614, 1791 Kwintet A-dur na kl. i smyczki „Stadler", KV 581, 1789 Kwintet Es-dur na fort., ob., kl., róg i fg., KV 452, 1784 MUZYKA WOKALNO-INSTRUMENTALNA Opery Bastion und Bastienne, 1-akt. singspiel, libr. F. W. Weiskern, J. Miiller, J. A. Schachtner, KV 50, 1768 La finta semplice (Udana naiwność), 3-akt. op. buffa, libr. C. Goldoni w adapt. M. Coltelliniego, KV 51, 1768 Mitridate, re di Ponto (Mitrydates, król Fontu), 3-akt. op. seria, libr. V. A. Cigna-Santi wg Racine'a, KV 87, 1770 Ascanio in Alba (Askanio w Albie), 2 cz. festa teatrale, libr. G. Parini, KV111, 1771 Ludo Silla, 3-akt. dramma per musica, libr. G. de Gamerra, KV 135, 1772 La finta giardiniera (Rzekoma ogrodniczka), 3-akt. op. buffa, libr. G. Pefcrosellini, KV 196, 1774-75 Zaide (Zaida), 2-akt. singspiel, libr. J. A. Schachtner, KV 344, 1779-80 Idomeneo, re di Creta (Idomeneo, król Krety), 3-akt. dramma per musi- ca, libr. G. B. Varesco wg A. Dancheta, KV 366, 1780-81 Die Entfilhrung aus dem Serail oder Belmont und Constanze (Uprowa- dzenie z seraju), 3-akt. singspiel, libr. J. G. Stephanie wg Belmonde und Constanze Ch. F. Bretznera, KV 384, 1781-82 Der Schauspieldirektor (Dyrektor teatru), 1-akt. singspiel, libr. J. G. Stephanie, KV 486, 1785-86 Le nozze di Figaro (Wesele Figara), 4-akt. op. buffa, libr. L. da Ponte, wg komedii Beaumarchais'go La folia Journee ou Le Marriage de Fi- garo, KV 492, 1785-86 Don Giouanni, 2-akt. dramma giocoso, libr. L. da Ponte, KV 527, 1787 Cos; fan tutte ossia La scuola degli amanti (Tak czynią wszystkie, czyli szkolą kochanków), 2-akt. op. buffa, libr. L. da Ponte, KV 588, 1789-90 Die Zauberfióte (Czarodziejski flet), 2-akt. singspiel, libr. E. Schikane- der, KV 620, 1791 La clemenza di Tito (Łaskawość Tytusa), 2-akt. op. seria, libr. C. Mazzola wg Metastasia, KV 621, 1791 Utwory religijne Msza C-dur, „Trinitatis", KV 167, 1773 Missa breuis C-dur, „Orgelsolo", KV 259, 1776 Graduał Sancta Maria, F-dur, KV 273, 1777 Kyrie D-dur, KV 341, 1780-8K?) Wielka Msza c-moll, KV 427, 1782-83 Motet Aue uerum, D-dur, KV 618, 1791 Requiem d-moll, KV 626, 1791 152 Se al labbro rnio non credi, tenor, KV 295, 1778 Misero! o sogno!, tenor, KV 431, 1783(?) Bella mia fiamma, addio.', sopran, KV 528, 1787 Uli. bacio di ma.no, bas, KV 541, 1788 Pieśni z towarzyszeniem fortepianu Das Yeilchen (Fiolek), sł. J. W. Goethe, KV 476, 1785 A/s Luise die Briefe ilires wigetreuen Liebliabers uerbrannte (Gdy Lud- wika paliła listy swego niewiernego kochanka), sł. G. Baumberg, KV 520,1787 Abendenipfinduiig an Laura (Do Laury), sł. J. H. Campe, KV 523, 1787 Ań Chloe (Do diloe), sł. J. G. Jacobi, KV 524, 1787 Das Traumbild (Zjawa), sł. L. Hółty, KV 530, 1787 Die kleine Spinnerin (Mata prządka), sł. częściowo D. Jager, KV 531, 1787