Władysław Konopczyński DZIEJE POLSKI NOWOŻYTNEJ WYDANIE TRZECIE KRAJOWE UZUPEŁNIONE INSTYTUT WYDAWNICZY PAX WARSZAWA 1996 Wstęp JERZY MATERNICKI Posłowie JAN DZI GIELEWSKI Opracowanie tekstu i przypisy Tom I JAN DZIĘGIELEWSKI Tom II MIROSŁAW NAGIELSKI O Copyright by Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1986 Projekt okładki Joanna Chmielewska Bibliografię przejrzał i uzupełnił Krzysztof Gawroński Redaktor II wydania Dariusz Cherubin Redaktor techniczny Ewa Marszał Korektorzy Waldemar Pal , Anna Sidorek '"'r , r ~ ISBN 83-211-0730-3 ,l n .- nr Władysław Konopczyński i jego synteza dziejów Polski nowożytnej Wiek XX przyniósł znaczne poszerzenie i pogłębienie badań nad dziejami Polski nowożytnej (XVI-XVIII w.). Zapoczątkowano je wprawdzie w stuleciu poprzednim (poważne zasługi na tym polu położyli m.in. Walerian Kalinka, Tadeusz Korzon, Władysław Smoleński i Szymon Askenazy), dopiero jednak w naszym wieku nabrały one pełnego rozmachu i należytej dynamiki. Wielkiemu przyrostowi liczby badaczy, wydawnictw źródłowych i monografii historycznych towarzyszyło wydatne poszerzenie pola badań, objęcie nimi takich dziedzin życia staropolskiego, jak gospodarka, stosunki społeczne, prawo, wojskowość, oświa- ta, nauka, sprawy wyznaniowe itp. Poważne zmiany dokonywały się również w historii politycznej. Wśród wielu znakomitych badaczy staropolskiego życia państwowego, a także polityki zagranicznej dawnej Rzeczypospolitej, takich jak Wacław Sobieski, Adam Szelągowski, Wacław Tokarz, Adam Skałkowski, Oskar Halecki, Ludwik Kolankowski czy młodszy od nich Władysław Czap- liński, postacią pierwszoplanową był największy erudyta, jakiego wydała w XX w. historiografia polska - Władysław Konopczyńskil. Autor Dziejów Pol.ski nowożytnej nie należał do nowatorów, hołdował raczej starym, wypróbowanym wzorom metodologicznym. O wybitnym miejscu Ko- nopczyńskiego w historiografii czasów nowożytnych zadecydowało więc co innego: jego nieprzeciętna, wprost niewiarygodna znajomość źródeł archiwal- nych, rozległość zainteresowań, rzadko spotykana umiejgtność łączenia badań analitycznych z szeroką koncepcją syntetyczną. Nie bez znaczenia jest tu także obfitość i wielka różnorodność dorobku twórczego. Zamykając w 1952 r. 1 Autor Dziejów Polski noii,ożvtnej nie doczekał sięjeszcze monografii. Z istniejących opracowań na uwagę zasługują: E. Kipa Wladyslaw Konopcz vński (1880-1952), "Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego", R. 45:1952, s. 101-103; Z. Wojciechowski Wlad slaw Konopczyński (I880-I952), "Przegląd Zachodni", R. 8: 1952, s. 671-673; S. Kościałkowski Wladyslaw Konopezyriskijako historyk, "Teki Historyczne", R. 6:1953, nr l, s.1-29; E. Rostworowski Konopczyń.ski Wlady.slaw, [w:] Polski Slownik Biograficzn ,, t. 13, Wrocław-Warszawa-Kraków 1967-1969, s. 556-561; tenże Wdadyslav, Konop- czyriski jako historyk, [w:] Spór o hi.storyczną szkolg krakowską. W stulecie Katedrh Historii Polskiej UJ I869-1969, Kraków 1973, s. 209-235; tenże Historvk Rzeczv- po.spolitej, [w:] W. Konopczyński Pod trupią glówką (Sonderaktion Kraknu), Warszawa 1982, s. 82-95; W. Czapliński Wladyslaw Konopczyriski, jakim go znalem, [w:] Portrety ućzonych polskich, Kraków 1974, s. 243-250; Materialy, sesji naukowej pt. Miejsce Wlady.slawu Konopczyriskiego w hi.storiografu (w 25 roeznicg.śmierci), "Studia Histo- ryczne", R. 22: 1979, nr 1, s. 63-84; (treść: E. Rostworowski Zagajenie; W. Czapliński Wladyslaw Konopezyński jako historyk XTil i XTil1 w.; J. A. Gierowski, Wladyslaw Konopczyriski jako buduc J. Michalski Wludyslaw Konopezyriski jako budczcz cza.sóiv.stunisluivo vskich; A. Przyboś Wspomnienie o.seminarium Wludvslawa Konopczyri.skiego). pięćdziesi ty rok swej pracy dziejopisarskiej, Konopczyński obliczał ten dorobek na 62 tomy obejmujące od 320 do 400 stron każdy2. Pod tym względem żaden ze współczesnych historyków nie mógł mu dorównać, w całych zaś dziejach historiografu polskiej podobny rezultat osiągnął jedynie Joachim Lelewel. Dorobek Konopczyńskiego jest nie tylko obfity, ale także wyjątkowo wartościowy. Autor kilkunastu znakomitych monografii, wielu interesujących studiów i szkiców a także cennych wydawnictw źródłowych, od początku niemal swej pracy twórczej koncentrował uwagę na problemach ważnych, mających zasadnicze znaczenie dla ukazania drogi dziejowej Polski i jej tragicznych losów w czasach nowożytnych. Nikt też bardziej niż Konopczyński nie był powołany do opracowania syntezy tego okresu. Podjął się tego zadania stosunkowo późno, mając za sobą ponad 30 lat pracy dziejopisarskiej. Dzieło jego było więc owocem wielkiego namysłu i doświadczenia badawczego, a zarazem dobrej znajomości mechanizmów życia politycznego, nabytej w toku wieloletniej aktywnej dzia- łalności politycznej. Przypatrzmy się, jak doszedł Konopczyński do swojej syntezy dziejów Polski nowożytnej, od początku nieco kontrowersyjnej, a przecież, mimo upływu blisko 50 lat, wciąż jeszcze niedoścignionej, najlepszej. Władysław Aleksander Konopczyński urodził się 26 listopada 1880 r. w Warszawie, w rodzinie inteligenckiej. Ojciec,. Ignacy, inżynier komunikacji, był kierownikiem ruchu na Kolei Nadwiślańskiej. Prawie wszyscy stryjowie i wuj- kowie przyszłego historyka byli inżynierami, technikami, matematykami. W ca- łej rodzinie panowała atmosfera pozytywistyczna, dominował kult nauk przy- rodniczych i techniki, ówczesna inteligencja techniczna nie stroniła jednak zupełnie od humanistyki. W rodzinie miał Konopczyński jednego "prawdzi- wego" humanistę, stryja Emiliana, znanego w Warszawie filologa i pedagoga, założyciela i dyrektora renomowanej 6-klasowej prywatnej szkoły realnej (przeorganizowanej w roku 1905 w gimnazjum ogólnokształcące z polskim językiem nauczania), który widząc w bratanku żywe "upodobania historyczne", zatroszczył się już o odpowiednią lekturę dla niego. Od lat chłopięcych czytał Konopczyński dużo; rzecz ciekawa - najpierw ujawniły się u niego zainte- resowania historią powszechną, a dopiero później dziejami Polski. W swoich wspomnieniach wymienia autor szereg poważnych opracowań z historii po- wszechnej, przeczytanych w okresie nauki w gimnazjum w latach 1891-1899 (początkowo szkoła Wojciecha Górskiego, później IV gimnazjum rządowe w Warszawie). Były to m.in. obszerne zarysy dziejów powszechnych F.K. Schlossera i T. Korzona. Dopiero po tym zabrał się Konopczyński do studiowania historii Polski m.in. w oparciu o znaną syntezę M. Bobrzyńskiego, podręcznik A. Lewickiego oraz poważne czterotomowe Dzieje Polski J. Szuj- skiego. Duży wpływ na dojrzewanie zainteresowań i uzdolnień naukowych Ko- nopczyńskiego, od początku myślącego poważnie o historii, wywarły dwa fakty: aktywny udział w pracach tajnego kółka samokształceniowego, działającego w IV gimnazjum, oraz długoletnie osobiste kontakty z najwybitniejszym w XIX w. badaczem dziejów Polski nowożytnej, twórcą tzw. warszawskiej szkoły historycznej - Tadeuszem Korzonem. z Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego (AUJ) SII 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego: Dziela Wladyslawa Konopczyńskiego. 6 Do k ka samokształceniowego wstąpił stosunkowo wcześnie, pod koniec klasy piątej lub na początku szóstej. Była to decyzja przemyślana, zaaprobowana przez rodziców, którym zależało na tym, aby ich syn poznawał historig i literaturę polską razem z rówieśnikami. Rządowa szkoła rosyjska nie uwzględniała tych przedmiotów, chciała wychować młodzież polską w nieświadomości praw narodowych, w duchu uległości i posłuszeństwa dla "Najjaśniejszego Mo- narchy". Przestarzały, mocno okrojony program, nie najwyższe kwalifikacje wykładowców, werbalne metody nauczania, godząca w polskie uczucia na- rodowe ideologia wychowawcza - wszystko to odpychało młodzież od szkoły, skłaniało ją do poszukiwania "zakazanej" wiedzy na własną rękę i do zbio- rowego, tajnego samokształcenia. Konopczyńskiemu, jako "urodzonemu" historykowi, powierzono prowa- dzenie zajęć z tego przedmiotu. W spisanych pod koniec życia wspomnieniach zanotował: "Przeprowadziłem kurs historu polskiej w grupie koleżeńskiej w ten sposób, że przerabialiśmy prawie wyłącznie Bobrzyńskiego i jakoś długo nikt nie próbował nam zalecić żadnej odtrutki na te mądre, ale mrożące wywody. Urządziłem kolegom ciągniony egzamin i zachowałem te bilety do dziś dnia"3. W ten sposób przyszły profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego zdobywał pier- wsze doświadczenia pedagogiczne. Będącjeszcze w klasie szóstej, Konopczyński prowadził część nielegalnej biblioteczki uczniowskiej, a także zaczął pisywać artykuły historyczne do tajnego pisemka kółkowego. Pierwsza "rozprawa" dotyczyła stosunku Polski do Czech w czasach husytyzmu, później przyszły dalsze prace O Multanach i Woloszczyźnie, o wojewodzie Stefanie Wielkim i Familu Czartoryskich. Przytaczamy te tematy nie bez powodu, wskazują one bowiem, iż zainteresowania Konopczyńskiego historią nowożytną ukształ- towały się bardzo wcześnie, kiedy przyszły autor Konfederacji Barskiej miał zaledwie IS czy 16 lat. Praca kółkowa dała Konopczyńskiemu wiele: pogłębiła wyniesioną z dzieciń- stwa znajomość dziejów ojczystych, przede wszystkim jednak znakomicie rozszerzyła jego horyzonty umysłowe ("kółkowicze" zajmowali się nie tylko historią czy literaturą polską, ale także ekonomią, socjologią, psychologią czy religioznawstwem), jak również zdolność do samodzielnego dostrzegania i rozwiązywania problemów poznawczych. Pokolenie to stosunkowo wcześnie osiągnęło dojrzałość umysłową, cechowało się dużą pracowitością i samo- dzielnością poczynań twórczych. Kółko wpłynęło także na postawę ideową Konopczyńskiego. Przeważał w nim "duch narodowy", głównie za sprawą starszych kolegów, "zetowców" (członków działającego pod patronatem Ligi Narodowej Związku Młodzieży Polskiej) z uniwersytetu. Z tą orientacją ideową, a później i polityczną, zwiąże się autor bliżej w następnych latach i pozostanie jej wierny do końca życia. Duży wpływ na wybór przez Konopczyńskiego dalszej drogi życiowej wywarł również, jak już wspomniano, T. Korzon. Ten wielki znawca naszych dziejów nowożytnych, choć nie zasiadał na katedrze uniwersyteckiej (cesarski Uni- wersytet Warszawski był praktycznie zamknięty dla historyków-Polaków), wywierał w tym czasie, tj. na przełomie XIX i XX w., istotny wpływ na polską młodzież interesującą się historią nie tylko przez swoje liczne prace, ale także wskazówki metodyczne, bibliograficzne i merytoryczne, jakich nie skąpił mło- 3 W. Konopczyński Jak zosta em historykiem, "Znak", R. 10:1958, nr 52, s.1151 dym w Bibliotece Ordynacji Zamoyskich, której przez wiele lat był dyrektorem. Z Korzonem był zaprzyjaźniony jeden z dziadków przyszłego historyka, ojciec matki, Ludwiki - Erazm Obrąpalski. Konopczyński wspominał po latach, iż dość często zachodził z dziadkiem do wielkiego historyka; "urok uczoności Korzona promieniował na całą rodzinę, a na spotkanie mu wybiegała z mojej strony rozbudzona wyobraźnia"4. Początkowo wszystko sprowadzało się do luźnych rozmów i lektury dzieł nestora historyków warszawskich. W 1895 r., mając niespełna 15 lat, Konopczyński postanowił wybrać się do Korzona "już nie jako wnuk ociemniałego dziadka, ale jako >>aspirant do dziejopisarstwa<<"5. Historyk potraktował ucznia bardzo poważnie, wyjaśnił mu różnice pomiędzy różnymi rodzajami źródeł, operując konkretnymi przykładami zwrócił uwagę na potrzebę krytycznego stosunku do pamiętników, pokazał niektóre wydawnictwa z zakresu nauk pomocniczych, a także dokumenty dotyczące epoki "potopu", omówił również, i to w sposób krytyczny, ważniejsze opracowania ogólne poświęcone dziejom Polski oraz sformułował podstawowe zasady metodo- logiezne obowiązujące historyka. Rozmowa miała miejsce 11 lutego 1895 r. "To było moje pierwsze najowocniejsze seminarium" - pisał po latach Konop- czyński6. Przyszły autor Dziejów Polski nowożytnej miał już niebawem za sobą lekturę wielu poważnych prac źródłowych, poświęconych tej epoce. Szybko, jeszcze w czasach szkolnych, zajął się studiowaniem źródeł, aby wyrobić sobie własne zdanie o interesujących go ludziach i zjawiskach. Na ten okres przypadają też początki fascynacji tematem, któremu pozostał wierny do końca życia, a mianowicie polityką Familii. Kontakty z Korzonem miały dla Konopczyńskiego znaczenie podwójne: z jednej strony umożliwiały podjęcie samodzielnych poszukiwań badawczych, z drugiej zaś wprowadzały umysł młodego adepta historii w gąszcz ostrych i powikłanych sporów o ocenę dziedzictwa dawnej Rzeczypospolitej. W ten sposób wpływ "pesymistycznej" szkoły krakowskiej mógł być przynajmniej w części zrównoważony tchnącymi większym optymizmem wywodami twórcy szkoły warszawskiej. Na czasy gimnazjalne przypada też początek fascynacji Konopczyńskiego problematyką psychologiczną. Zajmowano się nią dość często na zebraniach kółka,jej zgłębienie zawdzięczałjednak przyszły historyk głównie sobie, własnej pracy samokształceniowej. Ostatni rok szkolny przed maturą (1898/1899) upłynął autorowi głównie pod znakiem lektur i dociekań nie tyle historycznych, ile właśnie psychologicznych. Rozczytywał się w dziełach F. Paulhana o psycho- logii charakteru, A. Fouillee'go o temperamencie i charakterze, czy Simona o marzeniach sennych. Celem było zrazu lepsze poznanie siebie, z czasem jednak cała ta wiedza psychologiczna, poparta odpowiednio ukierunkowaną lekturą wielkich utworów literackich, stanie się istotną częścią bagażu intelektualnego historyka, elementem składowym jego "wiedzy pozaźródłowej". Mając na myśli siebie i swoich szkolnyeh kolegów, Konopczyński napisał: "Otóż naprawdę jedni wcześniej, inni później klarowaliśmy się jako indywidualiści, przejęci kultem jednostki i zapatrzeni w jej nieodgadnione wewnętrzne bogactwo" . Nie 4 Tamże, s. 1149. 5 Tamże, s.1153. 6 Tamże, s. 1154. Tamże, s. 1157. pozostało to bez wpływu na poglądy i postawy metodologiczne neoromantyków, a wśród nich także autora Dziejów Polski nowożytnej. Mury IV gimnazjum rządowego w Warszawie opuścił Konopczyński w czerwcu 1899 r. z bardzo dobrym świadectwem maturalnym i srebrnym medalem. Jego zgłoszenie się na Wydział Prawny cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego nie powinno dziwić. Zadecydowały o tym względy praktyczne; zdobycie kwalifikacji prawniczych otwierało możliwości zarobkowania, za- pewniało stabilizację życiową. Polacy - absolwenci studiów filozoficznych, a więc także i historii - nie bardzo mogli w Królestwie Polskim liczyć na pracę, bowiem większość zawodów, mogących ich interesować (np. praca nauczy- cielska), była dla nich praktycznie zamknięta. Studia prawnicze posiadały zresztą wówczas dość szeroki profil humanistyczny, a że nie były zbyt trudne, to i pozostawiały miłośnikowi historii sporo czasu na realizację własnych za- interesowań. Warto tu może przypomnieć, że prawnikami z wykształcenia byli tak wybitni historycy, jak Korzon czy Bobrzyński. Wydział Prawny cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego ukończyli m.in. W. Smoleński i S. Askenazy. W czasach Konopczyńskiego na wydziale tym studiowali m.in. M. Handelsman, J. Dąbrowski-Grabiec, S. Ehrenkreutz, J. Iwaszkiewicz i J. Siemieński. Szedł Konopczyński na prawo z mocnym postanowieniem kontynuowania swych studiów historycznych i... psychologicznych. Okres studiów uniwersyteckich (1899-I903) to czas wytężonej pracy Ko- nopczyńskiego nad sobą (m.in. rozległe lektury z zakresu filozofii i etyki), a także coraz poważniejszego zainteresowania się przyszłego historyka problematyką prawno-ustrojową. Młody student dość surowo osądzał swoich profesorów, wytykał im lenistwo umysłowe, ciasnotę horyzontów, tendencyjność. Począ- tkowo, jak pisze w swoich wspomnieniach, "zaciągnął się w cugi" profesora historii prawodawstw słowiańskich Teodora Zigla, później poczynaniomjego na polu historii prawa patronowali wykładowcy prawodawstw zachodnioeuro- pejskich: Aleksander Błok i Gorbunow. Pierwszy "z praw powszechnej ewolucji wywodził jako nieuniknione, niecofnione następstwo - upadek dawnej Pol- ski"s. Drugi, wedle relacji innego śtudenta, stawiał "za zadanie swojej dzia- łalności profesorskiej systematyczne poniżanie w oczach swoich słuchaczy i wprost obrzydzanie im wszelkich najcelniejszych instytucji i najdostojniejszych myślicieli prawno-politycznych >>zgniłego Zachodu<<"9. Konopczyński, choć miał wiele do zarzucenia swoim rosyjskim profesorom, potrafił przecież przyznać, że i oni odegrali pewną rolę w jego rozwoju naukowym. "Godząc przyjemne z pożytecznym, referowałem na >>praktycznych zajęciach<< u Zigla dzieła Pawińskiego o sejmikach, rządach sejmikowych i skarbowości. Pod wpływem Gorbuziowa zaciekawiłem się życiem konsty- tucyjnym Zachodu, a Błok nie zraził mnie weale do teorii politycznych. Co najważniejsze, i co trzeba bezstronnie stwierdzić, Zigel najskuteczniej rozszerzał nam horyzonty i uczył patrzeć w dzieje głębiej (pogłubże)" - jak pisał po latachlo. Z boku oddziaływała na młodzież uniwersytecką nauka polska. Konopczyński e Tamże, s.1160. 9 Z. Drozdowicz "Spójnia". Studenckie Stowarzyszenie Postępowe Polskie, "Mło- dość",1905, nr 1, s.10. lo W. Konopczyński Jak zostalem historykiem, s.1161. pod wp ywem nieocenionego Poradnika dla samouków, wydawanego od 1898 r. staraniem Stanisława Michalskiego, podjął - wspólnie z Karolem Luto- stańskim - myśl tłumaczenia na język polski zachodnioeuropejskich dzieł historycznych i prawno-politycznych. Młodym zapaleńcom, zafascynowanym prawodawstwem i kulturą polityczną Zachodu, udało się w 1903 r. doprowadzić do końca przekład Zasadprawa konstytucyjnego A. Esmeinall. Pod wpływem tego autora, a także prac A.F. Pollocka, G. Jellinka i G. Simmla, zwrócił teraz swoje zainteresowania w kierunku historii parlamentaryzmu polskiego. Po- stanowił "otworzyć dziwną zagadkę naszego liberum veto". W ten sposób powstała praca "ponadseminaryjna" poświęcona genezie tej instytucji, z uzna- niem przyjęta przez T. Zigla, a później - już jako praca kandydacka - przez A. Błoka. Po pewnych poprawkach i uzupełnieniach rzecz trafiła do "Przeglądu Historycznego" i ukazała się w pierwszym tomie organu historyków warszaw- skich wydanym w 1905 r.12 Nie była to pierwsza praca drukowana Konop- czyńskiego. Poczynając od roku 1902 zamieszczał on artykuły historyczne na łamach wydawanej w tym czasie w Warszawie Wielkiej Encyklopedii Ilustro- wanej. Pierwszy, napisany na zamówienie Korzona, poświęcony był historii Irlandii, nastgpne - bardziej lub mniej wybitnym postaciom polskiego życia politycznego w czasach nowożytnych. W ten oto sposób przyszły autor monografii Stanisława Konarskiego i Kazimierza Pułaskiego wkroczył na tory biografistyki historycznej, która miała go odtąd pasjonować w nie mniejszym stopniu niż historia instytucji prawno-ustrojowych. Lata uniwersyteckie to również okres krystalizowania się światopoglądu i postawy ideowej młodego historyka. Należał do półtajnej "Bratniej Pomocy", ogarniętej, jak sam napisał, "duchem narodowo-demokratycznym"13. W życiu politycznym młodzieży akademickiej aktywnego udziału nie brał, kiedy jednak w 1902 r. nastąpił w "Bratniej Pomocy" rozłam (secesja radykalniejszych żywiołów do pepeesowskiej "Spójni"), jednoznacznie zdeklarował się jako "narodowiec". Ceniąc sobie osobistą niezależność, odrzucił jeszcze w 1901 r. propozycję wstąpienia do "Zetu". Pozostawał nadal, jeżeli tak można rzec aktywnym sympatykiem ruchu narodowo-demokratycznego. Ideałem ustrojo- wym Konopczyńskiego była burżuazyjna demokracja parlamentarna. Swój "zachodni liberalizm" godził "z sympatią do narodowców i antypatią dla socjalistów ze >>Spójni<<"14. Pod tym względem odbiegał od wielu swoich kolegów, którzy coraz częściej skłaniali się wówczas ku hasłom i ruchom społecznie postępowym. Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego ukończył Konopczyński for- malnie dopiero 23 listopada 1904 r., uzyskując stopień kandydata nauk prawnych i politycznychl5. Faktycznie rozstał się z uczelnią wcześniej, w 1903 r. Na życzenie rodziców, zatroskanych o byt materialny syna, "wpisał się ls przekład ten ukazał się w Warszawie w 1904 r., a wigc już po ukończeniu studiów przez W. Konopczyńskiego. 1z Por. W. Konopczyński Geneza "Liberum veto", "Przegląd Historyczny", t. l,1905, s.145-171 i 315-358. 13 W. Konopczyński Autobiografia. Odpis w posiadaniu autora. 14 W. Konopczyński Jak zostalem historykiem (2), "Znak", R.10:1958, nr 53, s.1265. 15 Taką datę podawał sam W. Konopczyński wypełniając kwestionariusz osobowy. Por. AUJ SII 619. Teczka osobowa W. Konopezyńskiego. E. Rostworowski przyjmuje, iż stało się to miesiąc później, tj. 23 grudnia 1904 r. 10 u adwokata Krypskiego na >>pomocnika<<, czyli praktykanta". Adwokatem jednak nie został. Najpierw czekała go jednoroczna służba wojskowa, niezbyt zresztą ciężka, którą odbył w Warszawie, w artylerii, w III brygadzie gwardii (14 września 1903-14 września 1904), poświęcając każdą wolną chwilę lekturze dzieł historycznych. Równocześnie niemal z wstąpieniem do wojska, zapewne za radą Korzona, Konopczyński nawiązał kontakt z przebywającym często w Warszawie pro- fesorem Uniwersytetu Lwowskiego, głośnym już wówczas odnowicielem pol- skich studiów nowożytnych, Szymonem Askenazym. Autor Przymierza pol- sko-pruskiego niedawno rozpoczął właśnie wielką serię wydawniczą Monografie w zakresie dziejów nowożytnych, w ramach której ukazywały się prace jego uczniów i współpracowników. Konopczyński, życzliwie przyjęty przez Askena- zego, jako temat monografii wybrał epokę saską, ściślej "ciemny zmierzch Augusta III", tj. lata 1755-1763. Jak zwykle przystąpił do pracy z wielkim impetem. Nawet na placu koszarowym i na warcie przy prochowni potrafił robić notatki z poważnych wydawnictw źródłowych i opracowań, których tytuły podał mu mistrz w czasie pierwszego spotkania. Pracę tę na jakiś czas zahamował wybuch wojny rosyjsko japońskiej. Aby uchronić się od wysyłki na front, Konopczyński zaimprowizował chorobę. Po wyjściu ze szpitala, od maja 1904 r. zaczął wertować wskazane przez Askenazego materiały archiwalne znajdujące się w bibliotekach ordynacji Zamoyskich i Krasińskich, a także w innych zbiorach warszawskich. Praca ta ruszyła pełną parą po zwolnieniu z wojska. W październiku 1904 r. rozpoczyna się wielka "podróż archiwalna" Ko- nopczyńskiego, której kolejnymi etapami są: Kraków, Lwów, Wiedeń, Drezno, później znów Kraków, Drezno, następnie Paryż, Londyn, Kopenhaga, Berlin. "Archiwożerca" pracuje zapamiętale, nie bacząc na trudne warunki bytowe (np. w Dreźnie "skromniutki wikt w proletariackiej garkuchni"). Z czasem do- prowadzi to do chorobliwego przemęczenia, ale i ono nie będzie w stanie oderwać autora na dłużej od pracy. Jako typowy samotnik, indywidualista, z trudem nawiązywał przyjaźnie z rówieśnikami podejmującymi, jak on, pierwsze kroki na polu badań historycznych. Do wszystkiego niemal dochodził sam, kierując się własnym doświadczeniem i intuicją. W ten właśnie praktyczny niejako sposób poznawał i przyswajał sobie zdobycze warsztatu historycznego. Nie miał w tej dziedzinie przygotowania uniwersyteckiego, ale zdawał też sobie sprawę z własnych atutów. Wspominając pobyt w Krakowie w latach 1904-1905 napisał: "Raz zajrzałem na seminarium Wincentego Zakrzewskiego, skorygowałem coś w dyskusji, ale profesorowi się nie przedstawiłem. Dzieliła mnie od galicyjskich adeptów historii różnica w przysposobieniu: oni szkolili się w naukach po- mocniczych, różnych paleografiach, dyplomatykach, heraldykach, geografii historycznej, aja byłem zbrojny w prawo, filozofię, psychologię, trochę socjologu i ekonomii"16. Konopczyński nie zawsze może potrafił należycie wykorzystać tę przewagę, faktem przecież jest, iż na wiele spraw patrzył szerzej niż niektórzy jego krakowscy i lwowscy koledzy. Z uniwersyteckim seminarium historycznym zetknął się bliżej dopiero w r. akad.1907/8, kiedy osiadł na jakiś czas we Lwowie i uczęszczał na zajęcia Askenazego. Był już wówczas autorem dwu obszernych, poważnych studiów 16 ) . Konopczyński Jak zostalem historykiem (2), s.1269. 11 ††††††††††††††††††††††††???? historycznych: Geneza "Liberum veto" oraz Sejm grodzieński 1752 rokul . Przyszedł więc Konopczyński na seminarium Askenazego jako badacz dojrzały, o wyraźnie skrystalizowanych zainteresowaniach i dobrej znajomości warsztatu naukowego. Dotychczasowe kontakty młodego historyka warszawskiego (bo z tym ośrodkiem, mimo ciągłych podróży, był wówczas najbardziej związany) z profesorem lwowskim miały charakter dość luźny, dorywczy, nigdy zresztą nie przekształciły się w zależność typu uczniowskiego. Uczuciowo najbardziej związany był Konopczyński z Korzonem, o którym wyrażał się zawsze z największym szacunkiem pisząc np. "czcigodny mój mistrz"1g. Nie wydaje się też, aby przyszły autor Dziejów Polski nowożytnej pozostawał pod jakimś szczególnym wpływem wydawcy Monografii w zakresie dziejów nowożytnych. Nie aprobował wielu jego poglądów, a nawet z nimi polemizował, co zresztą z czasem (w 1910 r.) doprowadziło do ostrej utarczki i zerwania stosunków. Podobieństwo postaw metodologicznych niczego jeszcze nie przesądza; psy- chologizowanie, traktowanie postaci jako symboli, skłonności intuicjonistycz- ne - wszystko to znaki czasu, cechy wspólne dla wielu historyków epoki neoromantycznej 19. Ambicje młody historyk miał od razu wielkie. Wspominając poszukiwania archiwalne w bibliotece Czartoryskich w latach 1904-1905, a więc u początku swej drogi naukowej, Konopczyński napisał: "W jednej w najgrubszych Tek J. Mniszcha (1760-1761), nie tykanej od czasów Szujskiego, znalazłem zar- dzewiałą stalówkę - i powiedziałem sobie: >>dzierżę pióro po Szujskim<<". Osiągnął cel nie tylko dzięki wielkim, umiejętnie rozwijanym w sobie zdolnoś- ciom, ale także ogromnej, przeogromnej pracowitościzo. Sytuacja życiowa młodego uczonego daleka była od stabilizacji. Pierwszy etap pracy naukowo-badawczej w archiwach i bibliotekach krajowych i za- granicznych, prowadzonej zrazu na koszt własny, bez żadnego wsparcia materialnego z zewnątrz, zamknął Konopczyński w sierpniu 1906 r. Po powrocie do Warszawy, od 1 września 1906 do 31 grudnia 1907 r. pracowałjako nauczy- ciel w prywatnej szkole średniej swego stryja, E. Konopczyńskiego. Równocześ- nie niemal za sprawą Korzona podjął wykłady w nowo utworzonym Towarzystwie Kursów Naukowych, zdobywając w ten sposób pierwsze doświad- czenia w zakresie dydaktyki uniwersyteckiejzl. Później odbył kolejną podróż naukową z dłuższym pobytem we Lwowie (1907/8), a następnie powrócił do pracy w Towarzystwie Kursów Naukowych w Warszawie (1908/9). Dwa kolejne lata (1909/10 oraz 1910/11) wypełniły dalsze poszukiwania źródłowe w archiwach i bibliotekach krajowych oraz zagranicznych. Wcześniej, bo już w 1905 r. Konopczyński przystąpił do pisania swej pierwszej 1 Druga z tych prac ukazała się w "Kwartalniku Historycznym", R. 21:1907, s. 59-104 i 321-378. ls W. Konopczyński Jak zosta2em historykiem, s.1162. 19 Por. J. Maternicki Historiografa polska XX wieku. Czgść I: Lata 1900-1918, Wrocław 1982. zo Zdając, w 1951 r., sprawę z własnych dokonań naukowych i naukowo-organizacyj- nych, Konopczyński napisał: "Zmarnowało się w życiu, summa summarum, jakieś trzy lata (na wydziale prawnym; w wojsku, w sejmie, w więzieniu). To było chyba nieunik- nione". Jak zostalem historykiem (2), s. 1280. zl Por. Biblioteka Jagiellońska (BJ). Akc. 60/61. W. Konopczyński Czasy saskie. Wyklady na kursach naukowych 1907/8. 12 obszernej monografu historycznej, opublikowanej kilka lat później (w latach 1909-1911) pt. Polska w dobie wojny siedmioletniejz2. Dzieło to od razu postawiło autora w rzędzie najwybitniejszych nowożytników polskich. Pierwszy tom pracy, obejmujący lata 1755-1758, stał się podstawą doktoratu uzyskanego przez autora na Uniwersytecie Lwowskim 16 listopada 1908 r. Na dyplomie, wystawionym zapewne podczas nieobecności Askenazego, jako "promotor prawnie ustanowiony" figurował profesor filologii klasycznej, Bronisław Krucz- kiewicz23. Faktycznym promotorem był oczywiście Askenazy. To samo dzieło, tyle tylko, że łącznie z tomem drugim, obejmującym lata 1759-1763, stało się w 1911 r. podstawą habilitacji autora na Uniwersytecie Jagiellońskim. Za- chowała się szczegółowa opinia o książce Konopczyńskiego napisana z tej okazji przez Wacława Tokarza. Twórca Insurekeji warszawskiej I 7 i 18 kwietnia 1794 r. ocenił dzieło młodego historyka bardzo wysoko. "Z całym szacunkiem - pisał Tokarz - odnieść się należy do tej niezwykłej, jak na nasze stosunki, rozległości badań, jaką autor rozwinął w poszukiwaniach archiwalnych, chcąc zdobyć dane do historii Rzeczypospolitej w tych czasach, gdy nie odgrywała ona roli czyn- nej. P[an) Konopczyński jest wyjątkowo szczegółowym i sumiennym, nawet w kwestiach ubocznych i drugorzędnych [...]. Na każdym kroku mówi rzeczy nowe, które zostaną w naszej literaturze jako nabytki trwałe."z4 Tokarz dostrzegł też pewne słabości pisarstwa historycznego Konopczyń- skiego. "Najwięcej do życzenia pozostawia strona konstrukcyjna pracy"- stwierdził. "Autor zbyt kurczowo trzyma się układu chronologicznego, nie zawsze też radzi sobie z selekcją faktów historycznych, wplatając w tok narracji długie wywody w sprawach drugorzędnych." "Przez to - kontynuował Tokarz - w pracy jego giną i rozpraszają się rzeczy najważniejsze, m.in. nawet polityka Czartoryskich. Brak tutaj przede wszystkim skupienia, przejrzystości, prostoty." Krytyka była słuszna. Do listy braków czy też niedomagań monografii, zauważonych przez Tokarza, dodaćjeszcze trzeba ciężki i zawiły sposób pisania. Daleko było autorowi Polski w dobie wojny siedmioletniej do stylu lwowskiego mistrza, charakteryzującego się,jak wiadomo, wielką lekkością i ekspresyjnością. Nie w formie wykładu tkwiła tedy wartość monografii Konopczyńskiego, ale w jej treści, w ustaleniach rzeczowych i wnioskach autora, rzucającego nowe światło na sytuację polityczną Rzeczypospolitej w schyłkowych latach saskich. Tak też to widział Tokarz, kiedy mając na uwadze usterki książki, pisał: "Są to jednak rzeczy drugorzędne w porównaniu z doniosłością znaczenia pracy Konopczyńskiego dla naszej historiografii czasów saskich. Gdy się weźmie pod uwagę niezwykłą erudycję, rozległość badań i energię pracy autora, to można powiedzieć, że warunki, jakie wnosi on do pracy dla naszego uniwersytetu, przekracżają stanowczo swą miarą to, czego się zwykle wymaga od docenta". Dalsze etapy przewodu habilitacyjnego wypadły również dla zainteresowanego bardzo pomyślnie. W czasie kolokwium habilitacyjnego, które odbyło się 27 IV 1911 r. w obecności m.in. F. Bujaka, W. Sobieskiego, W. Czermaka i W. Tokarza, "Dr Konopczyński wykazał się gruntowną znajomością historii nowożytnej, w szczególności XVIII i XIX w.", a podczas wykładu habilitacyjnego (29 IV 191 l; z2 Cz. I.1755-1758, Cz. II.1759-1763. Kraków-Warszawa 1909-1911, s. XVII, 548 i 556, Monografie w zakresie dziejów nowożytnych, t. 7-8. z3 BJ. Akc.169/61. Dyplom doktorski W. Konopczyńskiego. z4 AUJ WFII 122. Akta habilitaeji W. Konopczyńskiego. Opinia W. Tokarza. 13 ††††††††††††††††††††††††???? temat: Anglia wobec upadku Polski przed pierwszym rozbiorem) "zachwycił swoją fachowością wszystkich zgromadzonych"z5. Uchwała Rady Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego z dnia 26 maja 1911 r. o przyznaniu Konopczyńskiemu veniam legendi w zakresie historii nowożytnej została nie- bawem (22 sierpnia 1911 r.) zatwierdzona przez CK Ministerium Wyznań i Oświaty. W ten oto sposób z początkiem r. akad. 1911/12 związał się Konopczyński na stałe - początkowo jako docent prywatny - z Uniwer- sytetem Jagiellońskim. Była to na razie więź formalna, bo wykładów jeszcze nie rozpoczął, uczynił to dopiero w roku następnym (1913/14). Na razie, korzystając ze stypendium Akademii Umiejętności, podjął w latach 1911-1912 rozległe poszukiwania materiałów źródłowych do dziejów konfederacji barskiej i genezy Rady Nieustającej. Odwiedził w tym celu Berlin, Drezno, Marburg, Paryż, Manachium, Wiedeń, Moskwę, Kijów, Warszawę i Sławutę. Praca ta zao- wocowała w pełni po upływie ćwierć wieku wielką monografią. Ale już przed I wojną światową był Konopczyński postacią dobrze znaną i cenioną w polskim środowisku historycznym. W 1911 r. ogłosił tom studiów poświęconych czasom saskim, których tytuł: Mrok i świt, dobrze oddaje zapatrywanie autora na tę epokęz6. Współpracując z Towarzystwem Naukowym Warszawskim, którego był członkiem od 1908 r., wydał w latach 1911-1912 dwa tomy diariuszy sejmowych z XVIII w. (z lat 1746 i 1748)z . Drugi nurt ówczesnych zainteresowań wydawniczych Konopczyńskiego obejmował XVIII-wieczne pamiętniki2g. Pu- blikacje te spotkały się z wysoką oceną współczesnych. Dzięki nim stanął Konopczyński "w rzędzie najzasłużeńszych wydawców tego tak ważnego rodzaju źródeł dziejowych naszych, stwarzając nowe, doskonalsze formy tech- niki wydawniczej: spośród szeregu odszukanych diariuszy wybierał jeden tekst zasadniczy, ale podając jednocześnie w przypisach wszystkie ważniejsze wersje i warianty i naświetlając je krytycznie, wreszcie poprzedzał je wyczerpującymi wstępami metodyczno-krytycznymi"29. Na lata poprzedzające wybuch I wojny światowej przypada też początek ożywionej i owocnej działalności organizacyjno-naukowej historyka. Miesz- kając jeszcze w Warszawie, tryskał pomysłami i cennymi inicjatywami w tym zakresie. Z chwilą przeprowadzenia się na stałe do Krakowa doprowadził, mimo różnych oporów, do powstania (pod prezesurą F. Pepeego) miejscowego Koła Towarzystwa Historycznego we Lwowie. Współpracował z wieloma czaso- pismami naukowymi i kulturalnymi, m.in. z "Kwartalnikiem Historycznym", "Przeglądem Historycznym", "Biblioteką Warszawską" i "Przeglądem Pol- skim". Jako jeden z nielicznych reprezentował polską naukę historyczną na IV Międzynarodowym Kongresie Historyków w Londynie w 1913 r.3o 25 AUJ WFII 122. Akta habilitacji W. Konopczyńskiego. Koncept pisma Wydziału Filozoficznego do wiedeńskiego Ministerium Wyznań i Oświaty z dnia 13 czerwca 1911 r. z6 Por. W. Konopczyński Mrok i świt. Studia historyczne, Warszawa 1911, s. 443. z, y j D ariusze se mowe z wieku X1,I11, t.1-2, Warszawa 1911-1912, s. XXVII, 401 i XV, 326. T. 3, obejmujący diariusze z lat 1750,1752,1754 i 1758 wydał Konopczyński w 1937 r. zs Zpamigtników kon Jederatki, ks. Teofili Sapieżyny, wyd. W. Konopczyński, Lwów 1914; Pamigtniki króla Augusta, przekład polski dokonany z upoważnienia Ges. Akademii Nauk w Piotrogrodzie pod red. W. Konopczyńskiego i S. Ptaszyckiego, t.1, Warszawa 1915. z9 M. Kukiel Wladysraw Konopczyriskijako historyk, s. 13. 3o Opublikował z tego Kongresu bardzo ciekawe i obszerne sprawozdanie. Por. 14 Utrzymywał żywe kontakty z wszystkimi ośrodkami polskiego życia nauko- wego, m.in. współpracował z Towarzystwem Wykładów Naukowych w Po- znaniu (1913 14). Podejmując rozległe studia źródłowe, a także coraz aktywniej uczestnicząc w życiu organizacyjno-naukowym polskiego środowiska historycznego, Konop- czyński stosunkowo mało uwagi poświęcał zrazu sprawom metodologicznym. Odkładał tę problematykę na później, najpierw chciał zdobyć odpowiednie doświadczenie badawcze i wykazać się należytym dorobkiem w zakresie prac konstrukcyjnych. Jedynym poważniejszym świadectwem jego zainteresowań metodologicznych w tym czasie, a więc jeszcze przed I wojną światową, jest artykuł recenzyjny Do charakterystyki biskupa Soltyka, ogłoszony w 1910 r. na łamach lwowskiego "Kwartalnika Historycznego". Zawiera on obszerny wstęp metodologiczny poświęcony teoretycznym problemom dziejopisarstwa, w szcze- gólności zaś biografistyki historycznej. Autor jednoznacznie zadeklarował się jako zwolennik poglądów H. Rickerta. Za nim to powtarzał myśl, iż "[...] historia jest nauką indywidualizującą" i ma przedstawiać "[...] indywidualny, tj. jedno- razowy przebieg dziejów, a nie szukać praw ogólnych"31. Konopczyński uważał, iż rdzeniem historiografii są dzieje polityczne. Pojmował je w duchu heroistyczno-psychologicznym. Kreśląc w 1910 r. swoją teorię biografii historycznej, pisał "Musimy stwierdzić bez żadnych kompromisów, że biografia nie szuka wjednostce pierwiastków ogólnoludzkich ani też niezmiennej zależności zjawisk; szuka li tylko odrębnego >>ja<< danej osobistości. Im intensywniej wniknie czytelnik w owo >>ja<<, im silniej będzie uderzony napoleońskim żywiołem w Napoleonie, mickiewiczowskim w Mickiewiczu, tym doskonalszą jest dana biografia"32. Chodziło tu Konopczyńskiemu m.in. o ukazanie "charakteru" badanej jednostki, "motywów [jej] psychiki", "drgnień duszy". Nieprzypadkowo powoływał się Konopczyński na Rickerta i Simmla, przejął się ich teoriami bardzo głęboko. W cytowanym tu wielokrotnie artykule wspomnieniowym Jak zostalem historykiem czyni autor następujące wyznanie "Z samowiedzy zrobiłem sobie klucz do wnętrza innych ludzi, postaci zwłaszcza historycznych, i przynajmniej część tych wnętrz otwierałem niezgorzej. Można było z czasem zaopatrzyć się w lepsze aparaty psychologiczne, szczególnie do prześwietlenia >>charakterów rozumów ludzkich<<, typów psychologicznych i kulturowych, ale z psychologią dawałem sobie, jak na historyka, radę dostateczną"33. Idiografizm, personalizm, psychologizm przenikał także do prac konstruk- cyjnych historyka, rzutował na jego rozumienie procesu dziejowego w ogóle, a także poszczególnych wydarzeń i zjawisk historycznych. W wielkim sporze, jaki się wówczas toczył w nauce światowej i polskiej pomiędzy zwolennikami historii "historyzującej" i "socjologizującej", Konopczyński przy- znawał rację tym pierwszym. Należy tu jednak od razu zaznaczyć, iż w obrębie tego kierunku zajmował pozycję raczej umiarkowaną, daleką od wszelkich skrajności. Zapewniało to jego pracom trwałą wartość naukową. W. Konopczyński Pod znakiem Heroda (kilka slów o Migdzynarodowym Kongresie Historycznym w Londynie, odbytym d. 3-9 kwietnia r.b.)",Biblioteka Warszawska", R. 2: 1913, s.1-30. 31 W. Konopczyński Do charakterystyki biskupa So tyka, "Kwartalnik Historyczny", R. 24:1910, s. 465. 32 Tamże. 33 W. Konopczyński Jak zostalem historykiem (2), s.1273-1274. 15 ††††††††††††††††††††††††???? Wybuch I wojny światowej zastał Konopczyńskiego na wakacjach w Gdyni, skąd niebawem, jako poddany rosyjski, został wydalony i udał się do Szwecji. Zarabiał tam na życie dawaniem lekcji, korzystając zaś z okazji zbierał materiały do swoich prac w archiwach szwedzkich i duńskich. W 1915 r. nawiązał współpracę z Agencją Lozańską, na zamówienie której wspólnie z Karolem Lutostańskim napisał broszurę A BriefOutline ofPolish History. Praca ta z nie znanych bliżej przyczyn ukazała się dopiero w 1919 r. Do Krakowa powrócił w lutym 1916 r. i ponownie rozwinął ożywioną działalność naukową. Za- owocowała ona w 1917 r. dwiema nowymi monografiami: Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej oraz Liberum veto34. Pierwsza z tych prac, "ujęta na szerokim tle porównawczym i znakomicie osadzona w realiach epoki" 35 należy do arcydzieł polskiej literatury prawno-historycznej. Autor w sposób wzorowy przedstawił narodziny badanej przez siebie instytucji, a także rzucił wiele nowego światła na jej charakter i funkcjonowanie. Przeprowadzona przez Konop- czyńskiego rehabilitacja Rady Nieustającej weszła na trwałe do dorobku nauki polskiej. Dużymi walorami naukowymi odznaczała się również monografia Liberum veto, w której podjął autor próbg porównawczego spojrzenia na ten największy grzech ustrojowy dawnej Rzeczypospolitej. Praca ta w swej wersji francuskiej (1930) stała się z czasemjednym z nielicznych rzetelnych informatorów o dawnej państwowości polskiej w światowej literaturze historycznej. W obu tych książkach wypowiedział sig Konopczyński obszernie na temat węzłowych problemów dziejów Polski nowożytnej. W 1916 r., ulegając ogól- nej atmosferze wywołanej wojną i nastrojami niepodległościowymi, historyk krakowski ostro skrytykował syntezę Bobrzyńskiego. Występując "w intere- sie zdrowia moralnego opinii" wołał: "czas wielki na nową syntezę i na gruntowne przeszacowanie spadku ubiegłych stuleci"36. Dalsze wypadki ostu- dziły zapał autora; nie dał się porwać prądowi skrajnie optymistycznemu, choć dostrzegał przydatność tez głoszonych przez jego zwolenników w działal- ności propagandowej. Poparł wprawdzie głośne swego czasu apologetyczne dziełko A. Chołoniewskiego Duch dziejów Polski (1917)3 , ale zalecał je dla mniej uświadomionych warstw ludowych, nie zaś dla inteligencji, która zda- niem historyka krakowskiego powinna sięgać po "bezwzględną prawdę, która oświeca, uzbraja i wyzwala". Jak tg prawdę pojmował, świadczą najlepiej wspomniane wyżej monografie. Konopczyński z wielkim uznaniem wypowiadał sig o ideałach "demokra- tycznych i republikańskich dawnej Rzeczypospolitej"3s. Twierdził, że dopiero w drugiej połowie XIX w. "zza oceanu nadbiegły hasła takiego republika- 34 W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Kraków 1917, s. X, 432; tenże Liberum veto. Studiumporównawczo-historyczne, Kraków 1918, s. XV, 468. Druga z tych prac, choć nosi datę 1918 r., faktycznie ukazała się wcześniej, pod koniec 1917 r. 35 E. Rostworowski Wladyslaw Konopczyriskijako historyk, s. 214. 36 W. Konopczyński Dziejopisarstwo zbiorowe u obcyeh i u nas, "Rok Polski", R. 1: 1916, nr 6, s.19. 3' Por. W. Konopczyński O wartość naszej spuścizny dziejowej, [w: tegoż Od Sobieskiego do Kościuszki, Kraków 1921, s.1-23. Pierwodruk: "Głos Narodu",1918, nr 21-37, s:1-7. 38 Por. W. Konopczyński Liberum veto, s. 355-357, 364. 16 nizmu, do jakiego zmierzała Polska z racji swoich przeznaczeń"39. Dostrze- gając ich "piękno moralne", Konopczyński zwracał jednocześnie uwagę na niezdatność życiową urządzeń ustrojowych Rzeczypospolitej. "Parlamentaryzm polski" krytykował w sposób bezwzględny. Uważał wprawdzie za przesadne znane twierdzenie Tadeusza Czackiego, że od sejmu radomskiego 1505 r. "król i Polska dotknięci zostali paraliżem"4o, niemniej sam niejednokrotnie powtarzał tę myśl, tyle tylko, że wypowiadał ją w nieco złagodzonej formie. Twierdził, że "od XV wieku wszystkie dane sprzęgły się po kolei na to, aby utrudnić u nas i spaczyć zdrowy rozwój parlamentaryzmu". Statut ra- domski z 1505 r. to "przede wszystkim odbicie mętnej myśli prawno-pań- stwowej owego pokolenia"41. Już w odniesieniu do epoki ostatnich Jagiello- nów Konopczyński mówił o rozkładzie wewnętrznym sejmu, który życie Pol- ski "pędził na bezdroża"42. Od początku XVII w. ciągnęła się "nić destruk- cyjnego postępu". Od tego momentu "linia wykładników rozstroju parlamen- tarnego idzie zygzakowatym szlakiem ku górze"43. Podobnych sformułowań o "zwyrodniałym parlamentaryzmie polskim" jest w pracach Konopczyńskiego wiele. Równie krytycznie odnosił się do innych urządzeń ustrojowych Rzeczypospolitej. "Że pierwiastek patologiczny istniał w procesie rozwojo- wym naszej państwowości, o tym po jej upadku nie może być chyba dwóch zdań" - twierdził44. Wydaje się, że pierwiastek ten widział Konopczyński przede wszystkim w "tej postaci konkretnej i w tym stopniu wybujania, do którego samo- władztwo ludu doszło u nas w wieku XVI"45. Uznał to za jedną z naj- głębiej sięgających przyczyn upadku Polski w XVIII w. "Lud", który dzier- żył w Polsce władzę, nie miał dostatecznego wyrobienia politycznego, nie umiał zerwać z prywatą i zaślepieniem. Tak więc źródła słabości państwa polskiego tkwiły w "żywiołowym egoizmie szlacheckim, sile najzgubniej- szej w dziejach naszego upadku"46. W pracach Konopczyńskiego nie brak też sformułowań, w których dochodzi do głosu tendencja zgoła "monarchicz- na". Najwyraźniej dała ona o sobie znać w monografii Geneza i ustanowie- nie Rady Nieu,staj cej. W pracy tej przeprowadził Konopczyński krytykę wad ustrojowych Rzeczypospolitej z tych samych pozycji co Szujski4 . "Najpotęż- niejsze państwa i narody europejskie zawdzięczają swój wzrost królom"- twierdził4s. Tak było we Francji, Hiszpanii, Austrii, Szwecji, w Prusach i Rosji. "A polska królewskość, lubo odarta z najistotniejszej treści, stawała się przez cały wiek XVII jedyną na cały naród strażnicą wspólnej sprawy 39 Tamże, s. 372. 40 Tamże, s. 242-243. 41 Tamże, s.150 i 154. 42 Tamże, s.164. 43 Tamże, s. 242-247. 44 Tamże, s. 357. 45 W. Konopczyński Polityka zagraniczna, [w:] Przyczyny upadku Polski, Kra- ków 1918, s.182. 46 W. Konopczyński Pierwszy rozbiór, [w:] Przyczyny upadku Polski, s. 219. 4' Konopczyński już wówczas pozostawał pod urokiem myśli Szujskiego remu później, w 1933 r., poświęci pełne zachwytu przemówienie. Por. W. p- l , czyński Józef Szujski, Warszawa 1933. 48 W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, s. 230. ~ tlt ` t w A . 17 ' t Z 3 50 †?†?4†??††††††††††††††††††††††††???†??††††††††††††††††††††††††?††???††††††††††††††††††††††††??†??†††††††††††††††††††††??‰??? † ††††††††††††††††††††††††??††??††††††††††††††††††††††††?†4??††††††††††††††††††††††”?????†† narodowej, ona była za wszystko odpowiedzialna, ona dbała o honor Rzeczy- pospolitej, usiłowała godzić dzielnicowe sprzeczności, pracowała, ciągnęła ku górze syzyfowy kamień rządu, gdy sejm, sejmiki, konfederacje ciążyły częściej ku dołowi - i z rzadka tylko pozwalałyrr zbawić dobre imię tu- dzież dobrobyt narodu."49 Podkreślić jednak należy, że Konopczyński, w przeciwieństwie np. do Bobrzyńskiego nie uważał, aby monarchia absolutna była właściwą formą rzą- dów w Polsce. Twierdził, że rządy absolutne były u nas nie do pomyślenia, sprzeciwiały się bowiem "duchowi republikańskiemu", znamionującemu daw- ną Rzeczpospolitą5o. Z uznaniem natomiast wypowiadał się autor o systemie rządów w Anglu 51. W swoich poglądach historycznych był, podobnie jak Stanisław Kutrzeba, zwolennikiem monarchu konstytucyjnej wyposażonej w silną władzę wykonawczą. Przytoczone wyżej wypowiedzi świadczą, że w drugim okresie wojny Ko- nopczyński zdecydowanie odrzucił poglądy czołowego w tym okresie "opty- misty", Oswalda Balzera, zbliżył się natomiast do zapatrywań szkoły kra- kowskiej. Nie podzielał wprawdziejej nadmiernego pesymizmu, niemniej w wielu swoich ocenach szedł tropem myśli Szujskiego, a częściowo nawet i Bob- rzyńskiego. Drugi nurt ówczesnej refleksji historyeznej Konopczyńskiego wiązał się z żywo wówczas dyskutowaną sprawą oceny polityki zagranicznej dawnej Rzeczypospolitej 52. Stanowisko autora było krytyczne zwłaszcza wobec polityki wschodniej charakteryzującej się szkodliwym maksymalizmem53. Ekspansja na północ, południe i wschód, dążenie do zdobycia coraz nowych ziem na wschodzie i południowym wschodzie, przerastały siły Polski. Polityka ta doprowadziła nie tylko do utraty części terytorium narodowego na zachodzie i wzmocnienia potęgi Prus, ale także do zaognienia stosunków z Rosją. "Czemuż - pisał Konopczyński - nie próbowano systematycznie łagodzić przeciwieństw polsko-moskiewskich, dobrowolnie użyczając sąsiadom naszych urządzeń wolnościowych, tchnących ideą samorządu i nienarzucania nikomu swej przemocy? I czy nie byłaby środkiem sposobnym ku temu chociażby czasowa unia osobista z Moskwą?"54 Możliwość takiej unii widział Konopczyński m.in. w 1587 r., w chwili wysunięcia na tron kandydatury Fiodora Iwanowicza55. Dostrzegając klasowe uwarunkowania polityki zagranicznej Rzeczypospo- litej, Konopczyński pisał: "Politykę polską pchały na południowo-wschodnie 49 Tamże. 50 Tamże, s. 39, 157. 51 por. np. W. Konopczyński Liberum veto, s. 232. 52 por. J. Maternicki Idee i postawy. Historia i historycy polscy 1914-1918. Studium historiograficzne, Warszawa 1975. 53 por. W. Konopczyński Polityka zagraniczna, s. 194 i nn. 54 Tamże, s.193. 55 Bobrzyński dopatrzył się w tym chęci poparcia argumentami historycznymi tezy Dmowskiego, że "Polska powinna być przedmurzem dla Rosji przeciw ekspansji Niemiec i w dzieć w tym misję swą historyczną". M. Bobrzyński Nasi historycy wobec wojny s' * ' iatowej, Kraków [1920], s. 16. Praca Bobrzyńskiego drukowana była wcześniej w " asie", nr 317-320 z 1919 r. Przeciwko cytowanej wyżej opinii protestował W. Kó ,a czyński: Psychologia" Eksćelencji Bobrzyriskiego, "Głos Narodu", nr 307 z 15 dni ; 919. Przedruk [w:] tegoż Od Sobieskiego do Kościuszki, s. 331 i nn. :, 18 bezdro a, nie tyle interesy państwowe, ile zachłanne apetyty królewiąt kre- sowych"56. I choć autor nie zawsze był w swych poglądach konsekwentny5 pozostaje przecież jego zasługą, iż odważnie podjął ten problem i trafnie określił jego istotę. Duży nacisk kładł także Konopczyński na antagonizm polsko-niemiecki. W odczycie z 1917 r., wygłoszonym w cyklu Przyczyny upadku Polski, dowo- dził, że "Prusy pracowały nad przyspieszeniem naturalnej śmierci Rzeczy- pospolitej niezmordowanie, niezachwianie i konsekwentnie"Ss. Wspominając o traktacie rozbiorowym z 1772 r. pisał: "Dla Prus był ten traktat walnym zwycięstwem, a zarazem stwierdzeniem ogólnej zasady rozwojowej tego pań- stwa: per fas et nefas, przez krew i żelazo"59. Zdanie to, już chociażby ze względu na zakres uogólnienia, wskazuje na antyniemieckie nastawienie autora. Cytowane tu opinie harmonizowały z postawą polityczną Konopczyńskiego. Z Romanem Dmowskim i Zygmuntem Balickim zbliżył się w 1906 r. Wynikła stąd współpraca z takimi organami Narodowej Demokracji, jak "Gazeta Polska" i "Przegląd Narodowy". W tym samym okresie pracował w Polskiej Macierzy Szkolnej, kierowanej także przez to stronnictwo. Pierwsze lata wojny - jak pamiętamy - spędzał Konopczyński w krajach skandynawskich. Po powrocie do Krakowa w lutym 1916 r. "szybko odsłonił swą orientację antyniemiecką, przeciwną bankrutującemu NKN-owi"6o. Nawiązał bliską współpracę z endeckim "Rokiem Polskim". W 1917 r. został wprowadzony przez F. Bujaka do Ligi Narodowej, by po roku wstąpić formalnie do Orga- nizacji Narodowej. W 1918 r. Konopczyński objął po S. Rowińskim funkcję Komisarza Ligi Narodowej na Kraków. Konopczyński nie krył swych sympatu i antypatu politycznych, miał więc w Krakowie, w sferach uniwersyteckich sporo przyjaciół, ale nie mniej za- gorzałych wrogów. Ujawniło się to w pełni w 1917 r., kiedy po śmierci Sta- nisława Krzyżanowskiego (15 stycznia 1917) wypłynęła jego kandydatura na opróżnioną Katedrę Historii Polski. Kontrkandydatami Konopczyńskiego byli: Oskar Halecki, Ludwik Kolankowski i Stanisław Zakrzewski. Sprawa była dyskutowana po raz pierwszy na posiedzeniu Rady Wydziału Filozoficzne- go w dniu 1 czerwca 1917 r., dopiero jednak za drugim razem (10 sierpnia 1917 r.) zapadło rozstrzygnięcie. Ostrą rywalizację wygrał autor Genezy i ustanowienia Rady Nieustającej, ale nie przyszło mu to łatwo. W protokole drugiego, rozstrzygającego posiedzenia Rady Wydziału Filozoficznego czyta- my: "Uchwalono powołać na Katedrę Dra Konopczyńskiego (18 głosami, przeciwko 11 głosom oświadczających się za stworzeniem prowizorium i jednej kartce białej ) " 61. Przyszłość wykazała, że był to wybór jak najbardziej słuszny; Katedrę Historii Polski Uniwersytetu Jagiellońskiego, założoną nie- 56 W. Konopczyński Polityka zagraniczna, s. 63. 5 Por. np. akcenty apologetyczne w pracy Zagadnienie dziejów Litwy od Unii Lubelskiej do upadku Rzeczypospolitej, "Rok Polski", R.1:1916, nr 10, s. 33 i nn. 5s W. Konopczyński Pierwszy rozbiór, s.113-114. 59 Tamże, s.128. 60 W. Konopczyński Autobiografia. Chodzi tu oczywiście o Naezelny Komitet Narodowy opowiadający się za współpracą z państwami centralnymi. 61 AUJ WF II 47. Protokoły obrad Rady Wydziału Filozoficznego; Protokół z dnia 10 lipca 1917 r. 19 ‰?????????††††††††††††††††††††††††???? gdyś (w 1869 r.) przez Szujskiego, objął uczony o rozległej skali zaintereso- wań i poważnym dorobku naukowym, charakteryzującym się zarówno uzdol- nieniami analitycznymi, jak i syntetycznymi, a także olbrzymią, imponującą wprost dynamiką poczynań twórczych i organizacyjno-naukowych. Stanowisko profesora nadzwyczajnego objął Konopczyński formalnie z dniem 1 stycznia 1918 r.62 Wykład wstępny ( 16 stycznia 1918) poświęcił żywo wówczas dyskutowanemu problemowi wartości naszej spuścizny dziejo- wej, spokojnie i rzeczowo polemizując z apologetycznymi wywodami A. Chołoniewskiego. Po upływie dwóch i pół lat, 18 czerwca 1920 r. Rada Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego niemal jednomyślnie (34 głosy tak, 2 kartki puste) uchwaliła wniosek Komisji Historycznej o miano- waniu Konopczyńskiego profesorem zwyczajnym63. Tytuł ten otrzymał po upływie roku na mocy decyzji Naczelnika Państwa z dnia 14 czerwca 1921 r. Działalność dydaktyczna Konopczyńskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, trwająca ponad 30 lat, nie doczekała się dotąd pogłębionej analizy i oceny. Podejmując obowiązki profesorskie, autor Liberum veto miał dość skromne doświadczenie pedagogiczne (dwa lata wykładów na warszawskich Kursach Naukowych oraz niewiele dłuższy staż pracy w charakterze docenta Uni- wersytetu Jagiellońskiego. Niezbyt bogate były też obserwacje, jakie mógł poczynić podpatrując Askenazego w czasie swego krótkiego pobytu we Lwo- wie. Mistrz lwowski nie prowadził zajęć seminaryjnych regularnie, był w ciągłych rozjazdach naukowych, nie lubił posiedzeń, zasadniczą wagę przy- wiązywał do indywidualnych kontaktów ze swoimi uczniami i współpra- cownikami. Brak doświadczenia utrudniał Konopczyńskiemu pracę dydak- tyczną, zmuszał do intensywnego poszukiwania własnej drogi postępowania. W swoich wykładach uwzględniał Konopczyński dzieje polityczne i prawno- -ustrojowe Rzeczypospolitej w latach 1505-1795. Szczególną wagę przywią- zywał do okresu źródłowego przez siebie przebadanego, obejmującego drugą połowę wieku XVII oraz całe niemal XVIII stulecie.64 Wykłady te przynosiły szczegółowe omówienie panowania poszczególnych władców (np. Władysła- wa IV w latach 1922/23,1931/32,1932/33,1934/35; Jana Kazimierza w r. akad. 1930/31; Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Jana III Sobieskiego w latach 1918/19,1919/20,1930/31 i 1931/32; Wettynów w latach 1935/36 i 1936/37 oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego 1922/23, 1931/32, 1937/38). Niektóre pomyślane były bardziej problemowo, naświetlały stosunki Polski z innymi krajami (Francja a Polska od XVI do XVIII w.,1919/20; Turcja a Polska po odsieczy wiedeńskiej,1931/32; Anglia a Polska w przeszłości,1936/37). Polską polityką zagraniczną w czasach nowożytnych zajmował się również w latach 62 Taką datę podał W. Konopczyński w swej ankiecie personalnej. AUJ S II 619. Teka osobowa W. Konopczyńskiego. Nominację otrzymał zapewne wcześniej, w grudniu 1917 r. 63 AUJ WF II 47. Protokoły obrad Rady Wydziału Filozoficznego. Protokół posiedzenia w dniu 18 czerwca 1920 r. W referacie Komisji, podpisanym przez W. Semkowieza i W. Sobieskiego, szczególny nacisk położono na osiągnięcia dydaktyczne Konopczyńskiego, wysoko także ceniono jego działalność badawczą i organizacyjno- -naukową. 64 por. K. Piwarski Historia nowożytna i najnowsza w Uniwersytecie Jagiellońskim od roku 1910, [w:] Studia z dziejów Wydzialu Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Jagiellorskiego, Kraków 1967, s. 138 i nn. 20 1923/24, 1927/28, 1928/29, 1933/34. "Czystej" historu powszechnej poświęcił m.in. wykład Dzieje Europy w dobie absolutyzmu (1924/25,1934/35). Drugi cykl wykładów Konopczyńskiego wiązał się ściśle z jego zaintereso- waniami historyczno-prawnymi. Badacz dziejów parlamentaryzmu polskiego uwzględniał m.in. takie tematy, jak rozwój zasady większości (1927/28), kon- federacje (1935/36), historia reform politycznych (1929/30 i 1930/31). Sporo uwagi poświęcał też pisarzom politycznym XVIII wieku (1920/21) oraz źródłom i literaturze do dziejów tego stulecia, ze szczególnym uwzględnieniem epoki saskiej, konfederacji barskiej oraz panowania Stanisława Augusta Poniatow- skiego (1918/19, 1921/22, 1937/38). W tym kontekście wspomnieć również należy o wykładach z zakresu metodologii historii prowadzonych w latach 1920/21,1925/26,1926/27,1932/3365. Swoje prelekcje przygotowywał Konopczyński starannie. Większość wykła- dów wiązała się z aktualnie prowadzonymi przez niego badaniami, a więc oparta była na solidnej podstawie źródłowej i gruntownej znajomości literatu- ry przedmiotu nie tylko polskiej, ale i obcej. Imponował słuchaczom olbrzy- mią erudycją, a także zdolnością do porównawczego ujmowania spraw pol- skich (zwłaszcza w zakresie problematyki prawno-ustrojowej). Niektórych zachwycał także niebanalną formą wypowiedzi, niezwykle ciętymi, czasami wręcz satyrycznymi charakterystykami ludzi i zdarzeń. Adam Przyboś, wspo- minając prelekcje swego mistrza pisał: "Jeszcze dziś pamiętam jego znako- mite wykłady, jak np. ten o podobieństwach i różnicach ustrojowych Polski i Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich w XVII w. lub o Janie Reinholdzie Patkulu, wydanym >>na jatki<< przez Augusta II w ręce Szwedów"66. Bardziej krytycznie oceniał formę wykładów Konopczyńskiego Henryk Barycz: "Wy- kładał interesująco, ale ciężko; od swego mistrza w historii, S. Askenazego, nie przyswoił sobie wdzięku i lekkości przedstawienia. Z trudnością można było biec za jego myślą w wykładach z metodologu historii, niełatwe też były prelekcje o S. Konarskim, polskiej myśli politycznej wieku XVIII [...]"6 . Dużo wagi poświęcał Konopczyński prowadzonemu przez siebie seminarium. Zakresem chronologicznym obejmowało ono całe dzieje Polski nowożytnej a nawet - częściowo - wiek XIX. Najchętniej rozdawał tematy z historii politycznej XVIII stulecia. Idąc za przykładem Askenazego, puszczał swoich uczniów od razu na głęboką wodę. "Tematy prac proponował sam profesor, podając tylko ogólne informacje lub w ogóle nie informując. Traktował studentów [...] jak przyszłych uczonych, a więc sami powinni dać sobie radę i wykazywać się pewną dojrzałością naukową w zdobywaniu bibliografi."6s Seminaria Konopczyńskiego nie były specjalnie ciekawe. Prawie w całości wypełnione były czytaniem prac dyplomowych i doktorskich. Oceniając po- 65 pomijam tu wykłady docenckie, a także późniejsze z lat 1945-1948, o których przyjdzie nam mówić osobno. 66 A. przyboś Wspomnienie o.seminarium Władys awa Konopczyńskiego, "Studia Historyczne", R. 22: 1979, z. 1, s. 81. Autor studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1925-1930. 6' H. Barycz Kilku wspomnień z lat akademickich i udzialu wpracach Kola Historyków Studentów UJ, "Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego CXCIV. Prace Histo- ryczne", z. 25. Kolo Historyków Studentów UJ w latach 1892-I967, Kraków 1968, s.117. Autor studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1921-1924. 6s A. Przyboś Wspomnienie o seminarium Wladys awa Konopczyriskiego, s. 82. 21 ††††††††††††††††††††††††???? szczeg lne prace, profesor zwracał głównie uwagę na szczegóły: "sypał da- tami, faktami, nazwiskami, np. że ten lub tamten szlachcic nie był wtedy starostą takim i takim, bo był nim wtedy kto inny (następowało nazwisko), a ten szlachcic był wtedy zaledwie takim a takim starostą"69. Inny uczeń, Władysław Czapliński, wspominając seminarium Konopczyń- skiego napisał: "Dość charakterystyczne, że na ogół krytyka prac dotyczyła strony faktograficznej pracy, rzadko jej konstrukcji. Podobnie, gdy zjawiałem się u Konopczyńskiego w domu jego, by odebrać wskazówki co do dalszej mojej roboty, Mistrz ograniczał się do podania mi dalszych źródeł, pożyczenia nawet jednej czy drugiej książki, nigdy jednak nie dyskutował o koncepcji pracy" o. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu wynikało to z faktu niedoceniania spraw koncepcyjno-konstrukcyjnych, w jakim zaś wypływało z przekonania o potrzebie poszanowania indywidualności uczniów. Konopczyński nikomu nie narzucał swoich poglądów, pozwalał prezentować na seminarium odmienne punkty widzenia, zachęcał do dyskusji. Tym zapewne należy tłumaczyć fakt, iż na jego seminarium uczęszczali studenci o różnych przekonaniach poli- tycznych, nie tylko Polacy, ale także Żydzi i Ukraińcy. W artykułach praso- wych prezentował nierzadko ciasny, nacjonalistyczny punkt widzenia, ale w żadnym wypadku nie przenosił tego na teren seminarium. Najbardziej cenionym i najwybitniejszym jego uczniem był Józef Feldman, przy habilitacji którego stoczył zaciętą i zwycięską walkę z swymi towarzyszami partyjnymi, uprzedzonymi do tego wyjątkowo uzdolnionego badacza pochodzenia ży- dowskiego. Cenił prawdziwe talenty, gotów był je energicznie i z pełnym przekonaniem popierać, niezależnie od tego, z jakiego środowiska ich nosiciele się wywodzili i jakim ideałom hołdowali. Promował kilkudziesięciu doktorów. Wielu jego uczniów trwale zapisało się w dziejach historiografii polskiej. Z seminarium Konopczyńskiego przed II wojną światową wyszli m.in. Czesław Chowaniec, Władysław Czapliński, Józef Feldman, Julian Nieć, Michał Nycz, Jan Pachoński, Jan Pazdur, Jan Perdenia i Adam Przyboś l. W latach 1945-1948 przez seminarium Konopczyńskiego przeszlijeszcze tak wybitni badacze,jak Józef Gierowski, Jerzy Michalski, Emanuel Rostworowski i Jan Wimmer. Przytoczone tu fakty skłaniają do zastanowienia nad trafnością wypowia- danej niekiedy opinii, podzielanej m.in. przez W. Czaplińskiego, że Konop- czyński był raczej miernym dydaktykiem 2. To prawda, stosował niestandar- dowe metody nauczania, ale efekty miał przecież dobre, godne pozazdroszczenia. W tym pozornym braku systemu mogła się kryć głębsza myśl dydaktyczna, dążenie do maksymalnego rozwinięcia sił twórczych u młodych adeptów nau- ki historycznej, wyrobienia w nich zdolności do samodzielnego stawiania i rozwiązywania problemów, a także tych cech charakteru, które pozwalają osiągnąć zamierzone cele na przekór wszelkim przeszkodom zewnętrznym i wewnętrznym. Historyk krakowski nie mógł się oderwać od w asnych doświadczeń, dążył zatem do tego, aby jego uczniowie choć w części szli tą 6 9 Tamże. 'o W. Czapliński Szko a w mlodych oczach, Kraków 1982, s. 251. '1 Por. artykuł E. Rostworowskiego o Konopczyńskim w Polskim S owniku Biogra- ficznym, t.13, s. 561. 2 Por. W. Czapliński W adys aw Konopczyński, jakim go zna em, s. 244 i nn. 22 samą drogą co on, a więc rozwiązywali wszelkie problemy naukowe możli- wie samodzielnie, przy minimalnym udziale kierownika naukowego. Metoda trochę ryzykowna, nie nadająca się do "masowego" zastosowania, ale w przypadku młodzieży utalentowanej, z jaką często miał do czynienia pro- fesor krakowski, na ogół skuteczna. Rok 1918 zaznaczył się w życiu Konopczyńskiego nie tylko pełną stabili- zacją zawodową, ale także podjęciem aktywnej działalności politycznej. Do- tychczasowy sympatyk Narodowej Demokracji przekształcił się dość nagle w działacza politycznego tego stronnictwa. Po oficjalnym wstąpieniu do Organizacji Narodowej, w maju 1918 r. wyjechał do Pragi na zjazd słowiań- ski, zaś w listopadzie do Belgradu z misją uzyskania interwencji aliantów w toczących się wówczas walkach o Lwów'3. Podczas konferencji pokojowej, w okresie od lutego do czerwca 1919 r. przebywał w Paryżu, kierując wydawnictwami polskiego Biura Prac Kongresowych. W 1920 r. ochotniczo wstąpił do wojska i służył w nim przez kilka miesięcy (lipiec-październik) jako instruktor artylerii pospolitego ruszenia. Na przełomie 1920/21 r. podjął w środowisku profesorów wyższych uczelni szeroką akcję polityczno-propa- gandową na rzecz dwuizbowości polskiego parlamentu. Przełomowym momentem w karierze politycznej Konopczyńskiego było zdobycie w 1922 r. mandatu poselskiego. Wszedł do sejmu z ramienia bloku wyborczego obejmującego Narodową Demokrację i Chrześcijańską Demokra- cję. Jako członek klubu poselskiego Związku Ludowo-Narodowego przez całą kadencję sejmu (1922-1927) działał aktywnie w Komisjach: Oświatowej i Konstytucyjnej, czasowo zaś w Regulaminowej i Prawniczej. Swoje obo- wiązki poselskie traktował bardzo poważnie. Często zabierał głos w sprawach oświaty i szkolnictwa wyższego, był też referentem wniosków dotyczących prawa autorskiego oraz ustawy o wolności zgromadzeń. Wystąpienia sejmowe Konopczyńskiego w swej treści zgodne były z prawicową ideologią stron- nictwa, z którym związał się organizacyjnie u progu niepodległości. W okre- sie od stycznia do czerwca 1923 r. prowadził ostrą kampanię polityczno- -propagandową w sprawie numerus clausus, dążąc do ograniczenia dostępu młodzieży żydowskiej na wyższe studia "do procentu odpowiadającego pro- centowi ludności żydowskiej w kraju" 4. Poróżniło go to z bardziej liberalnie nastawionymi kołami profesorskimi. Projekt, broniony z zapałem przez Ko- nopczyńskiego, odrzucony został przez jego macierzystą Radę Wydziału Filo- zoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przeciwko projektowi wypowiedziała się zdecydowana większość członków Rady (28 na 43 głosujących). W okresie późniejszym, po głośnych wypadkach krakowskich z listopada 1923 r. Konopczyński podjął bezpardonową walkę z socjalistami, domagając się oddania pod sąd posłów socjalistycznych: Z. Marka, E. Bobrowskiego i J. Stańczyka. W latach 1925-1926 bardzo silnie zaangażował się w pole- 3 Podane tu szczegóły, dotyczące działalności politycznej Konopczyńskiego, oparte są w głównej mierze na Autobiografii historyka oraz artykule E. Rostworowskiego opublikowanym w t.13 Polskiego Slownika Biograficznego (s. 557-558). 4 Swoje wysiłki zmierzające do tego celu, podejmowane zarówno w sejmie, jak i poza nim (m.in. w prasie i wśród profesorów szkół wyższych) opisał szeroko w artykule Walka o Numerus Clausus, opublikowanym w 1923 r. w "Przeglądzie Wszechpolskim", przedrukowanym później w zbiorze prac publicystycznych Umarli mówią, Poznań 1929, s. 98-119. 23 ††††††††††††††††††††††††???? mikę z marszałkiem Piłsudskim; w specjalnej broszurze'5 usiłował dowieść, iż wysuwane przez Piłsudskiego zarzuty pod adresem Biura Historycznego Sztabu Generalnego, dotyczące rzekomego fałszowania dokumentów z okresu wojny 1920 r. są całkowicie bezpodstawne. Na przewrót majowy zareagował serią artykułów prasowych piętnujących "uzurpatora". Zamach stanu doko- nany przez Piłsudskiego porównywał ze zgubnymi rokoszami Mikołaja Ze- brzydowskiego (1606) i Jerzego Lubomirskiego (1665)'6. W innym artykule twierdził, że "okupacja majowa" Warszawy przez wojska Piłsudskiego wy- kazuje wiele analogii z "okupacją Warszawy przez wojska trzech sąsiadów w r. 1773"". Wystąpienie to poróżniło go ostatecznie ze zwolennikami Komendanta, którzy po dojściu do władzy nie szczędzili mu szykan. Najbardziej interesowały Konopczyńskiego sprawy związane z podstawami ustrojowymi odrodzonej Polski. Za swe główne zadanie w sejmie uważał doprowadzenie do reformy konstytucji. Zrazu bronił Konstytucji 1921 r., widząc w jej liberalizmie zabezpieczenie przed możliwością silnego rządu lewicy. Później dążył do wzmocnienia stanowiska rządu oraz prezydenta z przydanym mu doradczym ciałem fachowym - Radą Stanu. W tym duchu,już po przewrocie majowym, opracował dla klubu ZLN projekt zmiany konsty- tucji, który zreferował na posiedzeniu plenarnym sejmu 16 VII 1926 r. Na- tomiast nie wszedł pod obrady jego projekt zmiany ordynacji wyborczej, którą chciał oprzeć na "systemie pluralnym, według cenzusu wykształcenia". Przewidywał on "dodatkowe głosy za umiejętność czytania i pisania po polsku oraz dalsze za niższe, średnie i wyższe wykształcenie"'s. W ten sposób Konopczyński chciał ograniczyć przedstawicielstwo mniejszości narodowych i zwiększyć znaczenie sfer burżuazyjno-inteligenckich. Temu ostatniemu ce- lowi miała także służyć i projektowana Rada Stanu. Historyk krakowski szokował tymi propozycjami nawet niektóre sfery umiarkowanie zachowawcze, nie mówiąc już o kręgach liberalno-demokra- tycznych, ludowych czy socjalistycznych. Prawicowych przekonań autora nie ma powodu ukrywać, ale nie należy też ich przejaskrawiać. Wiele z tego, co głosił w owych latach, było wyrazem oficjalnej polityki stronnictwa, której niejednokrotnie podporządkowywał swoje osobiste, bardziej liberalne, prze- konania. A że wszystko robił z pasją, działał z wielkim impetem, to i niektó- re jego publicystyczne szarże nabierały nieraz karykaturalnych kształtów. Jakkolwiek zresztą będziemy oceniać poglądy polityczne Konopczyńskiego'9, musimy przyznać, że ich wpływ na jego twórczość naukową był raczej ograniczony. Konopczyński, jak rzadko który historyk zaangażowany w działalność polityczną, potrafił oddzielić naukę od polityki. Aktywna działalność "partyjna" Konopczyńskiego nie trwała długo. Prze- '5 Por. W. Konopczyński Prawda o Biurze Historycznym Sztabu Generalnego, Poznań 1926. '6 Por. W. Konopczyński Demon dziejów Polski, [w:] tegoż Umarli mówią, s.160-161. Artykuł ten ukazał sig po raz pierwszy w krakowskim "Głosie Narodu" w 1926 r. " Por. W. Konopczyński Mus i powinność (1772-1926), [w:] tegoż Umarli mówią, s.161-163. Pierwodruk: "Gazeta Warszawska",1926 r. 's Por. W. Konopczyński Silny rząd a silny Sejm, [w:] tegoż Umarli mówią, s. 74. '9 Swoich poglądów bronił W. Konopczyński w licznych wystąpieniach publicystycz- nych, m.in. w cytowanym wyżej artykule Silny rząd a silny Sejm, który po raz pierwszy ukazał się w 1925 r. w "Gazecie Warszawskiej". 24 padł w wyborach do senatu w 1930 r. Rychło potem, w 1931 r., nie zmie- niając zasadniczo swych przekonań wycofał się z "czynnej polityki". Swoją decyzję tłumaczył z jednej strony "atmosferą rosnącego sanacyjnego ucisku", z drugiej zaś "wzrostem wodzowskich tendencji w Stronnictwie Narodo- wym"so. W latach poprzedzająeych wybuch II wojny światowej sympatyzował z "Frontem Morges". Z działalnością polityczną Konopczyńskiego wiąże się ściśle jego twórczość publicystyczna, szczególnie żywa w okresie sprawowania mandatu poselskie- go. Swoje artykuły publicystyczne zamieszczał nie tylko w "Przeglądzie Wszechpolskim", "Głosie Narodu" czy "Gazecie Warszawskiej", ale również w "Myśli Narodowej", "Kurierze Warszawskim", "Warszawiance" i in. Zało- żył i redagował w Krakowie czasopismo "Trybuna Narodu" (1926-28), często konfiskowane za artykuły zwalczające Piłsudskiego i jego politykę. Cechą charakterystyczną publicystyki Konopczyńskiego było częste opero- wanie faktami historycznymi. Wychodził z założenia, że historyk może, a na- wet powinien posługiwać się swoją wiedzą w działalności politycznej. Trzeba tu jednak zaznaczyć, iż argumentami historycznymi posługiwał się w sposób raczej dowolny, nie krępując się zbytnio poglądami wypowiadanymi w swoich dziełach ściśle naukowych. Nadużywał analogii historycznych, nierzadko też odmawiał innym stronnictwom politycznym prawa do powoływania się na przeszłość narodową. Genezę programu Narodowej Demokracji wywodził, idąc tropem myśli Stanisława Grabskiego, z dążeń reformatorskich XVIII w. Przedmiotem licznych ataków publicystyczno-historycznych Konopczyńskie- go był m.in. Bobrzyński, który zresztą odpłacał autorowi monografii Liberum veto wieloma złośliwościami. Temperament polemiczny Konopczyńskiego od- dają najlepiej tytuły dwóch jego wystąpień skierowanych przeciwko autorowi Dziejów Polski w zaryśie: "Psychologia" Ekscelencji Bobrzyzskiegosl oraz Historia, nacjonalizm i dobry humors2. Problematyka publieystyki historyczno-politycznej Konopczyńskiego była bardzo rozległa, koncentrowała się jednak głównie na dwóch zazębiających się wątkach: społeczno-ustrojowym i narodowo-państwowym. W pierwszym przypadku bronił autor swoich koncepcji prawno-ustrojowych, w drugim uzasadniał potrzebę utrzymania "narodowego" charakteru państwa polskiego. Służyła temu m.in. odpowiednia interpretacja idei jagiellońskiej, w której doszukiwał się dążenia do stopniowej asymilacji, a następnie inkorporacji ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitejs3. Zwalczał program federalistyczny, jako zasadniczo sprzeczny z polskimi interesami narodowymi. Bronił dawnej i współczesnej Polski przed zarzutem prześladowania Żydów, ale sam wypo- wiadał się o nich często uszczypliwie, w sposób budzący dziś zażenowanie. Doświadczenia zdobyte przez Konopczyńskiego w życiu politycznym nie pozostały rzecz jasna bez wpływu na jego rozumienie procesu historycznego, so W. Konopczyński Autobiografa; E. Rostworowski Konopczyhski Wladyslaw, [w:] Polski Slownik Biograficzny, t.13, s. 558. el "Głos Narodu",1919, nr 307. Przedruk [w:) W. Konopczyński Od Sobieskiego do Kościuszki, s. 328-337. sz "Myśl Narodowa", 1928. Przedruk [w:] W. Konopczyński Umarli mówią, s.139-144. s3 Por. W. Konopczyński O idei Jagiellońskiej, tamże, s. 75-86. 25 ††††††††††††††††††††††††???? zwłaszcza zaś mechanizmów przemian politycznych w dawnej Polsce. Uczony krakowski otwarcie głosił, iż praktyczna działalność polityczna historyka rozszerza jego horyzonty poznawcze. Przeciwstawiając się mitowi bezpartyj- ności, w jednym z artykułów publicystycznych napisał, iż "człowiek bezpar- tyjny", stroniący od życia politycznego, ma takie wyobrażenia o polityce, "jak stara panna o życiu małżeńskim"84. Nie dość jasno, jak się wydaje, widział drugą stronę medalu, a więc niebezpieczeństwo przenikania do dzieł naukowych takich lub innych tendencji politycznych. W pracy badawczej potrafił wprawdzie narzucić sobie surowy reżim przedmiotowości, ale przecież całkowicie subiektywizmu i zaangażowania politycznego nie uniknął. Było to psychologicznym i metodologicznym niepodobieństwem. Pod tym względem jego twórczość naukowa nie odbiegała od "normy" powszechnej, była zgodna z paradygmatami historiografii postpozytywistycznej, głoszącej, jak wiadomo, potrzebę zadzierzgnięcia ściślejszych więzi z życiem, zdecydowanie odcinającej się od "martwego" obiektywizmu poprzedniej epoki. W obfitym dorobku naukowym Konopczyńskiego z lat 1918-1939 wyróżnić można pięć głównych nurtów: 1) badania nad konfederacją barską, 2) prace przeglądowe dotyczące polskiej polityki zagranicznej w XVII i XVIII w., 3) biografie działaczy i myślicieli politycznych XVIII w., 4) studia i szkice poświęcone problematyce prawno-ustrojowej oraz 5) różnego rodzaju opra- cowania podręcznikowe i syntetyczne. Studia źródłowe nad konfederacją barską podjął Konopczyński jeszcze przed I wojną światową, w 1911 r. Prowadził je z małymi przerwami przez pełne ćwierć wieku. Zdając z nich sprawę, w 1934 r. napisał, iż przejrzał "nieogar- niętą masę aktów (może milion, może więcej)"e5. Kwerenda źródłowa objęła, obok niezliczonej liczby druków, materiały archiwalne i rękopiśmienne znaj- dujące się w 55 archiwach, bibliotekach i kolekcjach prywatnych. Ze zbio- rów zagranicznych W. Konopczyński wykorzystał m.in. archiwa i biblioteki moskiewskie, petersburskie, berlińskie, drezdeńskie, monachijskie, wiedeńskie, marburskie, paryskie, londyńskie, kopenhaskie i sztokholmskie. Dzieło dojrzewało stopniowo. Początkowo główną uwagę skupił autor na publikacji materiałów, ogłaszając m.in. pamiętniki W. Mączyńskiego (1911), T. Sapieżyny (1914) i S. Lubomirskiego (1925) oraz takie zbiory źródeł jak Polityka i ustrój Generalności Konfederacji Barskiej (1930) oraz Materialy do dziejów wojny konfederackiej 1768-1774 (1931). W 1924 r. w ramach "Biblioteki Narodowej" wydał wartościowy wybór źródeł dotyczących konfe- deracji. Równolegle ogłaszał artykuły, przygotowując się w ten sposób do napisania planowanej od lat monografii. Niejako wstępem do niej była opublikowana w 1931 r. książka o Kazimierzu Pułaskims6. Monografias ukazała się kilka lat później, w latach 1936-1938, przytłaczając od razu czytelników i recenzentów zarówno dużą objętością, jak i niezwykłą drobiaz- gowością wykładu. s4 W. Konopczyński Partyjność a bezpartyjność zpunktu widzenia etyki, tamże s.17. s5 W. Konopczyński Przegląd źródeł do Konfederacji Barskiej, "Kwartalnik Histo- ryczny", R. 48:1934, nr 3, s. 577. 86 Por. W. Konopczyński Kazimierz Pu aski. Życiorys, Kraków 1931, s. XII, 420. Skrócona wersja angielska tej pracy ukazała się w 1947 r. s' Por. W. Konopczyński Konfederacja Barska, t.1-2, Warszawa 1936-1938, s. XVI, 559 i XII, 652. 26 Konfederacja Barska to owoc nie tylko ogromnej, opartej na gruntowne znajomości źródeł erudycji, ale także wielu nowych przemyśleń i przeżyć duchowych autora. Był tego świadom sam Konopczyński, kiedy w przedmowie do monografu stwierdził, iż po 25 latach studiów nad tematem "ma o sobie dużo do powiedzenia, i to niezależnie od wyników poszukiwań. Rzeczy najistotniejsze powie zaś sama książka"ss. Konopczyński, z natury trzeźwy realista, uległ tym razem legendzie barskiej. Stosunek autora do konfederacji oparty był bardziej na emocjonalnych niż racjonalnych przesłankach. Dostrzegał wprawdzie pewne słabości polityków barskich, czasem nawet wypowiadał się o nich uszczypliwie ("ludzie słabi i ciemni, chorzy na wewnętrzne zakłamanie"s9), jednakże swoimi ogólnymi ocenami wystawiał im wielki pomnik chwały i sławy. Wnikając w serca "barskich rycerzy", dostrzegał w ich dnszach "oczyszczające przełomy", które usuwając powłokę epoki saskiej, uczyniły z nich żarliwych obrońców sprawy narodowej. Konfederacja barska to "szkoła umierania za ojczyznę". W ten sposób zbliżył się Konopczyński do romantycznego nurtu w historiografii naszych dziejów porozbiorowych, który w klęskach kolejnych zrywów niepo- dległościowych upatrywał czynnik podtrzymujący ducha narodowego. W ślad za poezją romantyczną powtarzał, że mogiły konfederatów barskich tworzyły mur "od strony najgroźniejszego, rosyjskiego zalewu"9o. Ówczesna walka z caratem była więc, w rozumieniu Konopczyńskiego, nie tylko świadectwem patriotyzmu i ofiarności, ale także objawem "zdrowego instynktu samozachowawczego". Warto jeszcze zwrócić uwagę na stronę metodologiczną pracy. "W poznawa- niu tajników serc konfederatów Konopczyński posługiwał się nie tylko analizą ich wypowiedzi i zachowań, ale i intuicją psychologiczną" - trafnie zauważył J. Michalski. W praktyce prowadziło to do idealizacji lub demonizacji wielu działaczy konfederackich, dzielonych na złe i dobre duchy. Psychologizowanie to osłabiło w dużym stopniu wartość monografii. Poglądy Konopczyńskiego na konfederację barską nie wytrzymały próby czasu. Współczesna historiografia polska osądza ten ruch na ogół surowo, widząc w nim jeden z elementów genezy pierwszego rozbioru Rzeczypospoli- tej. Ostały się wszakże liczne ustalenia rzeczowe autora, które na trwałe weszły do dorobku nauki polskiej. Drugi nurt zainteresowań twórczych Konopczyńskiego to, jak już wyżej powiedzieliśmy, prace poświęcone polityce zagranicznej Rzeczypospolitej. W omawianym okresie reprezentują go głównie dwie książki: Polska a Szwecja od pokoju oliwskiego do upadku Rzeczypospolitej 1660-179591 oraz Polska a Turcja 1683-179292. Wymieniamy te prace obok siebie, choć w gruncie rzeczy mają one różną wartość naukową, pierwsza - większą, druga- mniejszą. Łączy je pewne wspólne założenie, oparte na przekonaniu, iż naj- lepszym zabezpieczeniem całości i niezależności Rzeczypospolitej w końcu XVII oraz w pierwszej połowie XVIII w. byłoby współdziałanie ze Szwecją i Turcją. Konopczyński starał się wykazać możliwości takiego współdziałania, jak też odsłonić przyczyny, które stanęły mu na przeszkodzie. es W. Konopczyński Konfederacja Barska, t. I, s. V e9 Tamże, t. 2, s. 617. 9o Tamże, s. 623. 91 Warszawa 1924, s. 390. 92 Warszawa 1936, s. 316. 27 ††††††††††††††††††††††††???? W pierwszej ze wspomnianych tu książek, opartej m.in. na archiwaliach sztokholmskich i kopenhaskich, uwzględnił autor nie tylko stosunki polsko- -szwedzkie, ale i polsko-duńskie. Ujął je w sposób wyczerpujący, na szero- kim tle przemian w ogólnej sytuacji międzynarodowej. Praca Polska a Turcja, napisana pośpiesznie na zamówienie służby zagra- nicznej, nie poprzedzona była wprawdzie tak szerokimi i gruntownymi po- szukiwaniami źródłowymi, jak książka poprzednia, przyniosła przecież odpo- wiednio usystematyzowany przegląd stosunków politycznych pomiędzy obu krajami. Przy pisaniu tej książki wykorzystał autor głównie materiał zebra- ny wcześniej, w związku z przygotowywaniem innych monografii; nowych poszukiwań archiwalnych na szerszą skalę już nie podejmował. Zainteresowania biografistyką zaowocowały nie tylko kilkudziesięcioma źródłowo opracowanymi życiorysami opublikowanymi na łamach Polskiego Slownika Biograficznego, ale także dwiema obszernymi książkami poświęco- nymi Stanisławowi Konarskiemu i Kazimierzowi Pułaskiemu93. Idąc po tro- sze za przykładem Korzona i Askenazego, nadawał Konopczyński swoim bohaterom rangę symboli. Stanisław Konarski to człowiek-drogowskaz, sym- bol odrodzenia myśli polskiej, samotny heros, zdolny poruszyć zmartwiałą skorupę saską. Wyidealizował i zmonumentalizował również Konopczyński postać Pułaskiego, którego z kolei uczynił symbolem gorącego uczucia naro- dowego. Ów "pierwszy romantyk czynu" ukazany został jako rycerz bez ska- zy, walczący tylko i wyłącznie o realizację najszlachetniejszych ideałów na- rodowych i ogólnoludzkich. Historyk krakowski nie ukrywał faktów mogących źle świadczyć o swoich bohaterach, usuwał je jednak w cień, pomijał przy formułowaniu sądów ogólnych. Pod wieloma względami przypomina to emocjonalny stosunek Korzona do Tadeusza Kościuszki. Nie podzielając obecnie wielu sądów Konopczyńskiego o Konarskim i Pułaskim przyznać musimy, iż zawdzięczamy mu znaczną część tej wiedzy, jaką dzisiaj o nich posiadamy. Czwarty nurt twórczości dziejopisarskiej Konopczyńskiego, związany z jego wykształceniem prawniczym, zaznaczył się po 1918 r. zaledwie paroma opra- cowaniami. Żywe dotąd zainteresowania historyczno-prawne autora zostały po odzyskaniu niepodległości zdominowane przez historię polityczną. W podo- bnym kierunku poszła ewolucja zainteresowań twórczych Marcelego Handel- smana. Zjawisko ciekawe, wymagające dokładniejszego zbadania. Nie znaczy to jednak, aby Konopczyński odszedł całkowicie od historii prawa. W 1923 r. opublikował interesujący szkic Dzieje parlamentaryzmu angielskiego, w którym dał wyraz nie tylko gruntownej znajomości ustroju politycznego Anglii, ale także własnym przekonaniom prawno-ustrojowym. W 1930 r. na V Po- wszechnym Zjeździe Historyków Polskich wygłosił interesujący referat Rząd a sejm w dawnej Rzeczypospolitej. Temat bardzo wówczas aktualny, żywo dyskutowany, potraktowany został przez Konopczyńskiego poważnie, ale i z pewną domieszką własnych ideałów ustrojowych. Nie pochwalał autor "sejmowładztwa" ani też dążeń absolutystycznych. Zwracając uwagę na liczne mankamenty polskiej kultury politycznej (m.in. "nieumiejętność tworzenia woli zbiorowej"), Konopczyński pisał: "Jeżeli Anglicy dzięki właściwościom 93 Por. W. Konopczyński Stanislaw Konarski, Warszawa 1926, s. XIX, 471; tenże Kazimierz Pulaski. 28 swych umysłów i charakterów potrafili zbudować obok silnego rządu wszech- potężny parlament, to my nie stworzyliśmy ani sejmowładztwa, ani monarchii, ani porządnego systemu prezydencjalnego, w ogóle - żadnego narodowego władztwa, najwyżej - rozległe >>rządy sejmikowe<<. Negatywnie wpisaliśmy w swej księdze dziejowej, dla wiadomości innych ludów i epok, tę samą naukę polityczną, którą Anglicy wyrazili pozytywnie: że siła rządu nie pole- ga na słabości parlamentu ani na odwrót; że w nowoczesnym społeczeństwie silny rząd istnieje właśnie obok zdrowego sejmu, bo siła rodzi się z odpo- wiedzialności"94. Myśli te towarzyszyć będą autorowi przy pisaniu Dziejów Polski nowożytnej. Ostatnie lata II Rzeczypospolitej przynoszą jakby renesans zainteresowań historyczno-prawnych u Konopczyńskiego. Świadectwem tego jest m.in. arty- kuł Konwokacje, zamieszczony w Studiach historycznych ku czci Stanislawa Kutrzeby (1938). W tym samym roku, na VIII Międzynarodowym Kongresie Historyków w Zurichu historyk krakowski omówił zagadnienie konfederacji w dziejach powszechnych i polskich. Na 1940 r. zaplanował dłuższy wyjazd do Holandii, zamierzając podjąć tam systematyczną kwerendę źródłową do- tyczącą tego tematu. Wybuch wojny przekreślił to zamierzenie i dwutomowe dzieło Konfederaeje w rozwoju dziejowym pozostało w nie dokończonym ręko- pisie. Nie udało się również Konopczyńskiemu napisać pracy historyczno-po- równawczej o elekcji królów; miała ona zamknąć rozpoczęty w 1905 r. cykl prac poświęconych najbardziej swoistym instytucjom prawno-ustrojowym Rzeczypospolitej. Historyk krakowski preferował wprawdzie prace źródłowo-badawcze, celo- wał w monografiach, ale doceniał również potrzebę ujęć podręcznikowych i syntetycznych. Już w 1912 r. podjął myśl Ludwika Finkla opracowania zbiorowej wielo- tomowej historii Polski, obejmującej okres do 1795 r. Sprawie tej poświęcił w 1916 r. obszerny artykuł programowo-metodologiczny95. Powracał do niej jeszcze parokrotnie w okresie międzywojennym, ale i wówczas nie udało mu się zainteresować nią szerszego grona historyków96. Sam nie uchylał się od prac zespołowych. Uczestniczył m.in. w takich dziełach zbiorowych jak Polska w kulturze powszechnej (1918), Wielkopolska w przeszlości (1926), Pomorze i ziemia chelmirźska (1927), Encyclopaedia of the Social Sciences (1933), Po- logne-Suisse (1938), Repetitorium der diplomatischen liertreter aller Lander (1936, 1950). W pożytecznej serii Teksty źródlowe do nauki historii w szkole średniej, wydawanej przez Krakowską Spółkę Wydawniczą, ogłosił w latach dwudziestych 4 starannie przygotowane zeszyty: Panowanie Jana Kazimierza, Polska w okresie wojen tureckich, Czasy saskie w Polsce, Panowanie Stanislawa Augusta Poniatowskiego. Konopczyński był autorem lub współautorem kilku poważnych dzieł ogól- 94 W. Konopczyński Rząd a sejm w dawnej Rzeczypospolitej, [w:) Pamigtnik Ti Powszechnego Zjazdu Historyków Polskieh w Warszawie od 28 listopada do 4 grudnia 1930 r. I. Referaty, Lwów 1930, s. 205. 95 Por. W. Konopczyński Dziejopisarstwo zbiorowe u obcych i u nas, "Rok Polski"; R.1: 1916, nr 6, s.11-26. 96 Swoje starania i niepowodzenia na tym polu opisał W. Konopczyński w szkicu pod wymownym tytułem Smutna historia. 29 ††††††††††††††††††††††††???? nych. Do Historii politycznej Polski, wydawanej przez Polską Akademię Umiejętności, opracował lata 1648-17759 . Praca ta, opublikowana w 1923 r ., wyróżniała się korzystnie w całym tomie, obejmującym okres od 1506 do 1775 r. (wcześniejsze odcinki opracowali: O. Halecki, W. Sobieski i J. G. Kra- jewski). Z czasem, po różnych poprawkach i uzupełnieniach weszła ona do II tomu Dziejów Polski nowożytnej (1936). Już jednak wówćzas, w 1923 r., Konopczyński dowiódł, iż jest nie tylko świetnym analitykiem, ale posiada również duże uzdolnienia syntetyczne. Rozdziały przez niego napisane spotkały się z wysoką oceną specjalistów. Podnoszono nie tylko gruntowną znajomość okresu, fakt wzbogacenia historiogra ii polskiej wieloma nowymi, ważkimi ustaleniami, ale także wyrazistość nakreślonego obrazu, trafność ocen i logi- kę wywodów. Tymi samymi walorami odznaczał się wykład czasów saskich, napisany jeszcze przed II wojną światową, ale opublikowany dopiero w 1941 r. w The Cambridge History of Poland. Konopczyński pokusił się także o obszer- ne omówienie Czasów absolutyzmu 1648-1788 w Wielkiej Historii Powszech- nej (1938). Praca ta, oparta na gruntownej znajomości europejskiego piśmien- nictwa historycznego (autor znał 15 języków, m.in. rosyjski, niemiecki, fran- cuski, angielski, szwedzki, duński, norweski, czeski, ukraiński i serbo-chor- wacki9s) przez długie lata stanowiła najlepsze polskie opracowanie historii powszechnej tego okresu; zastąpiona została dopiero niedawno przez podręcz- niki A. Kerstena i J. Maciszewskiego oraz Z. Wójcika i E. Rostworowskiego. Zarys Konopczyńskiego pozwalał na rozpatrywanie spraw polskich w szero- kim kontekście ówczesnej sytuacji międzynarodowej. Skorzystał z tego w ja- kimś stopniu i sam autor pisząc swoje Dzieje Polski nowożytnej, jako że obie prace powstały mniej więcej w tym samym czasie. Największą i najlepszą niewątpliwie syntezą historyczną Konopczyńskiego, Dziejami Polski nowożytnej, zajmiemy się bliżej w dalszej części opracowania. Lata międzywojenne to zarazem okres dalszej aktywnej i owocnej działal- ności organizacyjno-naukowej Konopczyńskiego. Od 1917 do 1921 r. był sekre- tarzem Komisji Historycznej Akademii Umiejętności (później Polskiej Akademii Umiejętności). Mając na względzie potrzebę uporządkowania i szerszego udostępnienia jej zbiorów przystąpił m.in. do opracowania katalogu rękopi- sów. Nawiązując do swoich wcześniejszych inicjatyw, dążył też (1920) do stwo- rzenia w ramach Komisji Historycznej centralnego ośrodka dokumentacyjno- -informacyjnego pod nazwą Instytutu Historycznego. Był inicjatorem ogólno- polskiej konferencji towarzystw i instytucji naukowych zajmujących się ba- daniami historycznymi (1920), walnie przyczyniając się w ten sposób do powstania w 1924 r. ogólnokrajowego Polskiego Towarzystwa Historycznego (PTH) z siedzibą we Lwowie i oddziałami w innych miastach. Składając w 1921 r. (z powodu rozdźwięków z prezesem, J. Fijałkiem) urząd sekre- tarza Komisji Konopczyński nie odsunął się od niej zupełnie, ale pracował w niej nadal, tyle tylko, że z mniejszą już energią. Głównym polem działalności organizacyjno-naukowej Konopczyńskiego był krakowski oddział Towarzystwa. Nie wysuwając się zrazu na plan pierwszy, 9' Por. Encyklopedia Polska. Historia polityczna Polski. Cz.11: Od r.1506 do r.1775 oprac. O. Halecki, W. Sobieski, J. G. Krajewski, W. Konopczyński, Kraków 1923, s. VII i 583. 9s Por. AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Ankieta personalna. 30 pełniąc (do 1923 r.) jedynie obowiązki sekretarza, wywierał Konopczyński istotny wpływ na całą jego działalność. W 1927 r. z jego inicjatywy powstała Sekcja Krytyczna, która szybko stała się jednym z najaktywniejszych organów oddziału. Przewodniczącym Sekcji został sam Konopczyński, który od 1932 r. pełnił również obowiązki wiceprezesa całości. O olbrzymim zaangażowaniu w prace krakowskiego oddziału Towarzystwa najlepiej świadczy liczba od- czytów wygłoszonych przez Konopczyńskiego na jego posiedzeniach. Otóż w latach 1913-1938 miał ich najwięcej, bo aż 46 (drugi w kolejności W. Semkowicz miał ich tylko 19, trzeci zaś, R. Grodecki -16)99. Występując wielokrotnie z inicjatywami o szerszym, ogólnopolskim charakterze, Konop- czyński walnie przyczynił się m.in. do zwołania pierwszego po odzyskaniu niepodległości, a czwartego w kolejności Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, który odbył się w Poznaniu w 1925 r. Największym osiągnięciem organizacyjno-naukowym historyka krakowskie- go było stworzenie warsztatu Polskiego Slownika Biograficznego. Z pierwszą inicjatywą dotyczącą tej sprawy wystąpił Konopczyński już w 1921 r. Rok później ogłosił artykuł programowy O polską biografig narodowqloo, w któ- rym proponował na razie założenie czasopisma biografcznego lub wydawanie serii opracowań biograficznych. Kilka lat później, wraz z grupą innych histo- ryków krakowskich opowiedział się za ideą Polskiego Slownika Biograficzne- go i wszedł (w 1930 r.) w skład Tymczasowego Komitetu Redakcyjnego. Dzię- ki energii Konopczyńskiego w krótkim stosunkowo czasie wypracowano zasa- dy programowe Slownika, a także rozpoczęto prace nad stworzeniem karto- teki haseł. Konopczyński zachował kierownictwo prac słownikowych po po- łączeniu inicjatywy krakowskiej z warszawską (Slownik biograficzny Polski porozbiorowe ) i przejęciu Slownika przez Polską Akademię Umiejętności (1931). W ciągu następnych paru lat udało mu się uzyskać współpracę przeszło 700 naukowców z całej Polski, opracować instrukcję wydawniczą, zeszyty próbne itd. Dokonał tego wszystkiego, dysponując niewielkim, bo tylko 5-osobowym zespołem redakcyjnym. 1 stycznia 1935 r. ukazał się drukiem pierwszy zeszyt PSB; do wybuchu wojny wyszło ich łącznie 24 (t. I-V)1o1. Po przerwie spowodowanej wojną ukazało się jeszcze w latach 1946-1949 dalszych 10 zeszytów (t. VI i VII). Redaktorem głównym Polskiego Slownika Biograficznego był Konopczyński do momentu przerwania wydawnictwa, tj. do maja 1949 r. Dzieło to, wznowione po kilkuletniej przerwie w 1958 r., słusznie uznane jest za najbardziej udane i zarazem najtrwalsze przedsięwzię- cie zbiorowe historiografii polskiej okresu II Rzeczypospolitej. Poważne osiągnięcia badawcze, naukowo-organizacyjne i dydaktyczne przy- sporzyły Konopczyńskiemu wielu wyróżnień i odznaczeń. 27 czerwca 1922 r. wybrany został członkiem korespondentem, a 16 czerwca 1933 r. członkiem czynnym (rzeczywistym) Polskiej Akademii Umiejętności loz. Wyrazem uznania 99 Por. Obchód25-lecia Oddzialu Krakowskiego Polskiego Towarzystwa Historyczne- go, Lwów 1939 (odb. z "Kwartalnika Historycznego", R. 53:1939, z.1). oo "przegląd Warszawski", R.1:1922, nr 5, s.167 i nn. lol por. K. Lepszy O polską biografig narodową, "Kwartalnik Historyczny", R. 54: 1957, nr 3, s.198 i nn. ioz por. Rocznik Polskiej Akademu Umiejgtności. Rok 1924/25, Kraków 1926, s. XIV; Rocznik Polskiej Akademii Umiejgtności. Rok 1938/39, Kraków 1945, s. VIII; 31 ††††††††††††††††††††††††???? wiatowej nauki było przyznanie Konopczyńskiemu członkostwa Królewskiej Akademii Nauk w Sztokholmie (1931). Otrzymał też szwedzki order Gwiazdy Polarnej (1924) oraz francuski Krzyż O icerski Legii Honorowej (1939). Jako uczestnik licznych konferencji i zjazdów naukowych był postacią dobrze znaną i cenioną w międzynarodowym środowisku historycznym. W ostatnim roku akademickim poprzedzająeym wybuch II wojny świato- wej (1938/39) Konopczyński był dziekanem Wydziału Filozoficznego Uniwer- sytetu Jagiellońskiego. Zgodnie ze zwyczajem, w roku następnym (1939/40) miał objąć obowiązki prodziekańskie. W sierpniu 1939 r. Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego udzielił mu urlopu na drugi trymestr r. akad. 1939/40 "celem umożliwienia wyjazdu za granicę dla studiów nau- kowych"lo3. Wybuch wojny przekreślił ten plan, tak jak i wiele innych zamie- rzeń Konopczyńskiego. Po klęsce wrześniowej, zastępując nieobecnego dzie- kana, objął opiekę nad wydziałem i jego zakładami. W senacie opowie- dział się za podjęciem wykładów i w tej sprawie, mając na względzie potrze- bę skoordynowania działań prowadził rozmowy z profesorami warszawskimi. 6 listopada 1939 r. zwabiony podstępnie do auli uniwersyteckiej na rzekomy odczyt naukowy, został aresztowany, a następnie razem ze stu kilkudziesię- cioma kolegami wywieziony do więzienia we Wrocławiu. Stamtąd po 20 dniach pobytu przewieziono go wraz z liczną grupą profesorów Uniwersytetu Ja- giellońskiego do obozu w Sachsenhausen. Mimo koszmarnych warunków życia obozowego zachował hart ducha. Czując się jak "żołnierz na posterunku", razem z kilkoma innymi profesorami zorganizował uniwersytet obozowy i wygłosił wjego ramach kilka pogadanek historycznych dla współtowarzyszy niedolil04. Po powrocie do Krakowa (10 lutego 1940 r.) zastał uniwersytet zamknię- ty, a swoje mieszkanie zajęte przez Niemców. Jednak i tym razem nie zała- mał się. Pozbawiony książek, które pozostały w dawnym mieszkaniu, na- pisał w latach 194 41 pracę Piłsudski a Polskalo5. po odzyskaniu mieszka- nia i biblioteki, a także znalezieniu możliwości tajnego wypożyczania ksią- żek z przemianowanej na Staatsbibliothek Krakau Biblioteki Jagiellońskiej, podjął na nowo studia naukowe. Pracując z wielką determinacją, napisał w czasie okupacji cztery książki: Pierwszy rozbiór Polskil06, Kiedy nami rz dziły kobietylo , Kwestia ba tycka do XX wiekulOs oraz Fryderyk Wielki E. H. Nieciowa Czlonkowie Akademu Umiejgtności oraz Polskiej Akademii Umiejgtności. Wrocław 1973, s. 74. Prostujemy tu niektóre błędne daty podane w biogramie W. Konopczyńskiego ogłoszonym w t.13 Polskiego Sdownika Biograficznego. 103 AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Pismo Ministerstwa z dnia 12 sierpnia 1939 r. 104 Swoje przeżycia z tego okresu opisał niezmiernie plastycznie w cyklu artykułów Pod trupią glówką, opublikowanym na łamach "Tygodnika Powszechnego" w 1945 r. Por. W. Konopczyński Pod trupią glówką (Sonderaktion Krakau), wyd. eyt. 105 praca pozostała w maszynopisie. Autor oparł się m.in. na wywiadach przeprowa- dzonych z osobami biorącymi aktywny udział w życiu politycznym Polski okresu międzywojennego. 106 praca pozostała w maszynopisie, drukiem ukazało się tylko jej niewielkie streszczenie. Por. W. Konopczyński Pierwszy rozbiór Polski, "Sprawozdanie z Czynności i Posiedzeń Polskiej Akademii Umiejętności", t. 47,1946, s.15-19. lo, Szkice z czasów stanisławowskich, poświęcone w głównej mierze udziałowi Polek w konfederacji barskiej. Por. W. Konopczyński Kiedy nami rządzity kobiety, Londyn 1960, s. 221. 108 Gdańsk 1947, s. XI, 216. Pracę tę wydał Instytut Bałtycki. 32 a Polskalo9. Nie dokończona pozostała monografia Konfederacje w rozwoju dziejowym 11 o. W ówczesnym pisarstwie historycznym Konopczyńskiego zaobserwować można jakby trzy nurty. Pierwszy z nich to kontynuacja prac naukowych rozpoczętych wcześniej, tj. przed 1939 r. Monografia I rozbioru, jak to trafnie zauważył E. Rostworowski, miała wypełnić swego rodzaju lukę między Kon- federaeją Barską a Genezą i ustanowieniem Rady Nieustającej. Do tego tematu rzygotowywał się autor od dawna, penetrując archiwa polskie i zagraniczne. Sciśle naukowe pobudki leżały także u podstaw pracy nad wspomnianą wyżej monografią historyczno-prawną. Nieco inny charakter miała praca o kobietach czasów stanisławowskich. Szkice o konfederatkach barskich świadczą "o wielkiej równowadze ducha historyka, który w tych strasznych i głęboko przeżywanych latach znajdo- wał odprężenie w lżejszej tematyce w stylu Askenazowskich >>wczasów histo- rycznych<< " 111. Oczywiście i do tej pracy był Konopczyński źródłowo dobrze przygotowany, wykorzystał w niej bowiem materiał zebrany wcześniej, w toku przygotowywania monografii konfederacji barskiej. Trzeci nurt okupacyjnej twórczości Konopczyńskiego pozostawał w ścisłym związku z aktualnymi, bolesnymi doświadczeniami narodu. Stosunkami polsko- -niemieckimi i rozważaną w ich kontekście problematyką bałtycką interesował się wprawdzie od dawna, ale dotychczas nie poświęcił im obszerniejszej pracy. W okresie okupacji sprawy te znalazły się w centrum zainteresowań twórczych historyka. Pisząc swoją Kwestig baltycką Konopczyński myślał już o powrocie Polski na ziemie północne i nad Morze Bałtyckie. Bardzo aktualną wymowę miała również książka o Fryderyku Wielkim, napisana z prawdziwą pasją demaskatorską, nie wolna od pewnych publicystycznych sformułowań, ale - w swej warstwie faktograficznej - reprezentująca duże walory naukowe. Jest to dzieło o głównym wrogu Rzeczypospolitej, najbardziej zachłannym zaborcy i germanizatorze ziem polskich w XVIII w. Zaszczepił on narodowi niemieckiemu "światowe posłannictwo ujarzmiania i pożerania wszystkich ludów naokoło"l12. pisząc tę pracę, Konopczyński sumiennie wykorzystał sporządzone przez siebie wcześniej wypisy z dokumentów archiwalnych, a także liczne wydawni- ctwa źródłowe i opracowania. I choć nie udało mu się wyczerpać w pełni "przedmiotu'; stworzyf przecleź ksi żkę, która nadal, mimo uplywu paru dzte- siątków lat, jest "niezastąpiona jako ujęcie całościowe" 113. Praca.badawcza i pisarska nie pochłonęła całkowicie energii historyka. Od listopada 1942 r. kierował studiami historycznymi na tajnym Uniwersy- tecie Jagiellońskimll4. Nierzadko udzielał gościny wykładowcom i studentom 109 poznań 1947, s. 288. Pracę tę wydał Instytut Zachodni. Nowa edycja w opra- cowaniu E. Rostworowskiego ukazała się w 1981 r. llo Zob. s. 29 niniejszego opracowania. s 11 E. Rostworowski Poslowie, [w:] W. Konopczyński Fryderyk Wielki a Polska, Poznań 1981, s. 250. slz W. Konopczyński Fryderyk Wielki a Polska, wyd. 2, s. 226. 113 E. Rostworowski Poslowie, s. 255. 114 Sporo informacji na temat działalności W. Konopczyńskiego na tajnym Uniwersy- tecie Jagiellońskim znaleźć można w pracy zbiorowej Ne cedat Academia. Kartki z dziejów tajnego nauczania w Uniwersytecie Jagiellońskim 1939-1945, zebrali i opracowali M. i A. Zarębowie, Kraków 1975, s. 228 i 242. 2 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I 33 we własnym mieszkaniu. W pierwszym roku tajnego nauczania historii (gru- dzień 1942 r. - sierpień 1943) wykładał metodologię historu, później miał dwa wykłady monograficzne, ściśle związane z aktualnie prowadzonymi ba- daniami: Fryderyk Wielki a Polska oraz Kwestia baltycka poprzez wieki. Egzaminował, rzecz jasna, z historii nowożytnej. Studentom przygotowu- jącym się do tego egzaminu wypożyczał posiadane egzemplarze własnych dzieł, m.in. Dziejów Polski nowożytnej. Snuł też plany daleko wybiegające w przyszłość, m.in. w 1943 r. opracował Projekt reedycji dzieł historycznych polskich 11 s Po wyzwoleniu Krakowa przystąpił do pracy na Uniwersytecie Jagiel- lońskim, obejmując ponownie (20 stycznia 1945) stanowisko profesora zwy- czajnego historii Polskill6. Nlimo przekroczenia wieku emerytalnego (w paź- dzierniku 1945 r. ukończył 65 rok życia), pozostał na katedrze wypełniając sumiennie swoje obowiązki nauczycielskie. Przez trzy kolejne lata akade- mickie (1945/46, 1946/47, 1947/48) prezentował wyniki swoich badań nad pisarzami politycznymi XVIII w., dwa lata (1945/46, 1946/47) trwał jego cykl wykładów Fryderyk Wielki a Polska, krócej, bo tylko rok (1947/48), zajmował się polską polityką zagraniczną w czasach nowożytnych. Raz wy- szedł poza tę epokę, prowadząc w r. akad. 1946/47 prelekcje na temat dzie- jów Polski w latach 1918-1 939. Przez rok (1945/46) wykładał także meto- dologię historii 11 . Przez cały czas natomiast prowadził seminarium, z któ- rego, jak już wyżej wspomnieliśmy, wyszło wielu znakomitych badaczy dzie- jów Polski XVI-XVIII w.118 Ponowne odzyskanie niepodległości wyzwoliło w Konopczyńskim olbrzy- mie zasoby energu. Działał jednocześnie na wielu polach, wszędzie impo- nując zapałem, inicjatywą i niezmierną konsekwencją w dążeniu do realizacji wytkniętych celów. Rychło też stał się pierwszoplanową postacią historio- grafii polskiej. Wielka aktywność Konopczyńskiego miała swe źródło nie tylko w cechach jego charakteru, ale także w głębokiej wierze w społeczne posłannictwo historii i historyków. W nie opublikowanym memoriale z 1948 r. autor Dziejów Polski nowożytnej napisał: "[...] historia w obecnym stadium życia narodu stanowi bardziej niż kiedykolwiek - a w każdym razie nie mniej niż w XIX wieku - fundament naszej kulturalnej samodzielności"l19. Temu celowi podporządkowywał całą swoją działalność, nie tylko badawczą i dydaktyczną, ale też organizacyjno-naukową. 15 lutego 1945 r. Konopczyński wybrany został przewodniczącym Komisji Historycznej Polskiej Akademii Umiejętności, a więc zajął jedno z trzech najbardziej eksponowanych (obók prezesa Polskiego Towarzystwa Historycz- nego i redaktora "Kwartalnika Historycznego") stanowisk w ówczesnej his- toriografii polskiej. Widząc w Komisji "organ powołany do odbudowy nauki lls Zachował się w zbiorach BJ. Akc.134/61. 116 AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Pisma rektora UJ do W. Konopczyńskiego z dnia 25 lutego 1947 r. 11, por. Spisy wykladów UJ za lata 1945-1948; K. Piwarski Historia nowożytna i najnowsza w Uniwersytecie Jagiellońskim od roku 1910, s.139. s 1 s Tamże, s. 18. I19 gJ. Akc. 137/61. Udział W. Konopczyńskiego w pracach Komisji Historycznej PAU. W. Konopczyński Komisja Historyczna PAU czym być powinna, a czym jest, rękopis i maszynopis bez daty. 34 historycznej w Polsce", historyk krakowski zakreślił jej bardzo szeroki pro- gram działania. Przewidywał: "1) systematyczne gromadzenie źródeł w odpi- sach celem stworzenia nowych podstaw dla naszej historiografii na miejsce zniszczonych przez najeźdźców; 2) ratowanie i utrwalanie resztek (śladów) zniszczonych źródeł, jakie pozostały w rękach różnych badaczy lub ich spadkobierców; 3) gromadzenie papierów publicznych po działaczach ostatniej doby; 4) ustalenie - w drodze ankiety i rewizji, minimalnego, ale racjo- nalnego planu wydawnictw z poświęceniem zamierzeń mniej pilnych i do- rywczych; 5) utworzenie pracowni historycznej w Krakowie, gdzie uczeni starsi i młodsi mogliby korzystać ze zbiorów rękopiśmiennych Komisji i biblioteki podręcznej do dziejów Polski, uposażonej na początek w 8-10 tys. tomów źródeł i opracowań"lzo. Komisja włączyła również do programu swych prac: a) "sprawę rewindykacji materiałów historycznych z Niemiec, przeję- cia archiwaliów, mających przypaść Polsce w związku z nabytkami tery- torialnymi na Zachodzie oraz odszkodowań od Niemiec w materiałach archi- walno-bibliotecznych za olbrzymie zniszczenia mienia kulturalnego, doko- nane na ziemiach Polski", oraz b) "zagadnienie zabezpieczenia i udostępnie- nia archiwów prywatnych" 121. Dążąc do realizacji tego programu Konopczyński rozwinął ogromną aktyw- ność: walczył o środki finansowe, wykłócał się o lokal dla pracowni i przyspie- szenie druku wydawnictw, apelował o otoczenie archiwów naIeżytą opieką fachową, zabiegał o uzyskanie dostępu do archiwów radzieckich itd. Komisja nie tylko znacznie zwiększyła swój skład, ale i tempo prac. Wskazuje na to fakt, iż w okresie 50 miesięcy (1945-1949) odbyła ona 27 posiedzeń, a więc tyle, ile przedtem w okresie 25 lat (1915-1939). Konkretne rezultaty prac Komisji nie były wprawdzie wielkie, do czego w dużej mierze przyczynił się brak należytego poparcia ze strony władz Polskiej Akademii Umiejętności, ale swoimi inicjatywami przyczyniła się ona walnie do powojennej odbudowy historiografii polskiej. Duże znaczenie odegrała tu zwłaszcza Konferencja Towarzystw i Instytucji Naukowych Uprawiających Badania Historyczne, zorganizowana z inicjatywy Konopczyńskiego w Krakowie w dniach 26 i 27 października 1947 r.122 Ważnym polem powojennej działalności naukowo-organizacyjnej Konop- czyńskiego było Polskie Towarzystwo Historyczne. Zrazu koncentrowała się ona w Oddziale Krakowskim, którego przewodnictwo objął po śmierci S. Kutrzeby 22 czerwca 1946 r. I tym razem autor Dziejów Polski nowożytnej prześcignął wszystkich pozostałych jego członków w liczbie wygłoszonych referatów naukowych. W dniu 17 stycznia 1947 r. odbyło się w Łodzi posie- dzenie dawnego Zarządu Głównego, a następnie pierwsze po wojnie Walne Zgromadzenie delegatów Towarzystwa, które wybrało Konopczyńskiego pre- zesem nowego Zarządu Głównego tej organizacjil23. W ten sposób historyk , izo gJ. Akc. 137/67. Udział W. Konopczyńskiego w pracach Komisji Historycznej PAU. Sprawozdanie pożegnałne ustępująeego przewodniczącego Komisji Władysła- wa Konopezyńskiego, dnia 24 czerwca 1949, maszynopis. lzl Komisja Historyczna PAU, "Kwartalnik Historyczny", R. 53:1939-1945, s. 743. zz por. Protokód Konferencji Towarzystw i Instytucji Naukowych Uprawia- jących Badania Historyczne, zorganizowanej przez Komisjg Historyczną PAU w dniach 26 i 27 października 1947 r. w Krakowie, Kraków 1948. 123 por. "Kwartalnik Historyczny", R. 55:1948, s. 244. 35 ††††††††††††††††††††††††???? krakowski objął drugą spośród trzech najważniejszych funkcji organizacyj- nych istniejących w ówczesnej historiografli polskiej. Rok 1947 to okres szczytowego powodzenia zawodowego Konopczyńskiego i zarazem początek jego upadku. Ten wielkiej klasy badacz, zasłużony dy- daktyk i organizator nauki, nie chciał przystosować się do nowych warun- ków. Niechętnie patrzył na dokonujące się w Polsce przemiany społeczne ideologiczne i polityczne. W toczących się wówczas dyskusjach na temat przyszłości historiografii polskiej zdecydowanie opowiedział się za konty- nuacją dorobku nauki przedwojennej, broniłjej podstaw metodologicznychl24, O marksizmie wypowiadał się z przekąsem, nie kryjąe swojej doń niechęci. Dostrzegał wprawdzie konieczność wzbogacenia problematyki badań histo- rycznych (pisał m.in. o potrzebie położenia większego nacisku na historię Ziem Zachodnich, a także na dzieje chłopów i "warstwy robotniczej"), ale jednocześnie podkreślał, iż nie powinno to prowadzić do zbyt daleko idącej rewizji dotychczasowych zapatrywań. Opowiadał się za odbudową, a nie przebudową nauki polskiej. Zmiany w niej się dokonujące ("częściowa przebudowa") nie powinny naruszać starych, zdrowych jeszcze, zdaniem autora, fundamentów. Reprezentując takie poglądy Konopczyński popadł w konflikt nie tylko z czynnikami sterującymi polityką naukową i kulturalną, ale także z częścią środowiska historycznego. Sytuaeję skomplikowała choroba serca (1947 r.), która na jakiś czas wyłączyła go nawet z aktywnej działalności organiza- cyjno-naukowej. Stawał się nazbyt drażliwy, sarkastyczny, rwały się jego stosunki z różnymi kolegami uniwersyteckimi. Uprzedzając dalsze wywody, stwierdzimy w tym miejscu, że w "okresie błędów i wypaczeń" w walce z Konopczyńskim stosowano nie zawsze uczciwe metody. Atakowano nie tylko jego rzeczywistą postawę, ale stosowano szykany i wysuwano bezza- sadne pomówienia. Prezesem Polskiego Towarzystwa Historycznego był Konopczyński zale- dwie kilka miesięcy. Jego wybór nie znalazł aprobaty ówczesnych władz; minister oświaty odmówił prowadzenia z nim rozmów, a także mansowania dalszej działalności Towarzystwa. W tej sytuacji, wobec braku zdecydowa- nego poparcia ze strony elektorów, Konopczyński złożył rezygnację. 15 kwie- tnia 1947 r. nadzwyczajne Walne Zgromadzenie delegatów wybrało nowego prezesa Polskiego Towarzystwa Historycznegol25. Rok później (25 maja 1948) ustąpił Konopczyński ze stanowiska przewodniczącego Oddziału Krakowskie- go Towarzystwal26. Szybko zaczęły spadać nań kolejne ciosy. Pismem z dnia 12 października 1948 r. minister oświaty zawiadomił rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, iż nie uwzględnił wniosku Rady Wydziału Humanistycznego o pozostawienie Konopczyńskiego w służbie czynnej mimo przekroczenia wie- 124 por. W. Konopczyński Zadania nauki historycznej w Polsce dzisiejszej, "Nau- ka Polska", R. 25: 1947, s. 154-177; tenże Dzieje nauki historycznej w Polsce, "Przegląd Powszechny", t. 228, 1949, s. 27-45, 145-160; tenże Kryteria sądu histo- ryeznego, "Przegląd Powszechny", t. 225, 1948, s. 15-27; tenże Pigeiolecie polskiej historiografii powojennej, "Przegląd Powszechny", t. 229,1950, s. 210-216. 125 Por. "Kwartalnik Historyczny", R. 55: 1948, s. 245; T. Manteuffel, M. Serej- ski Polskie Towarzystwo Historyczne (1886-1956), [w:] Polskie Towarzystwo Historyczne 1886-1956. Ksigga Pamiątkowa..., Warszawa 1958, s. 20. 126 por. "Kwartalnik Historyczny", R. 54:1948, z. 3-4, s. 556. 36 ku emerytalnegol2 . Z dniem 3I października 1948 r. historyk krakowski definitywnie przeniesiony został "w stan spoczynku", inaczej mówiąc = pozbawiony katedry i odsunięty od zajęć uniwersyteckich. Niespełna rok póź- niej (18 maja 1949), po seru konfliktów z nowymi władzami Polskiej Aka- demii Umiejętności, czuł się zmuszony złożyć rezygnację ze stanowiska prze- wodniczącego Komisji Historycznej PAU. Rezygnacja została przyjęta na posiedzeniu Komisji w dniu 20 czerwca 1949 r. Zrezygnował także (18 maja 1949) ze stanowiska redaktora głównego Polskiego Słownika Biograficznego. Kolejno zamykały się przed nim różne wydawnictwa; drobniejsze prace publikował w czasopismach katolickich: "Przeglądzie Powszechnym", "Ty- y " " y odniku Powszechn m, "Naszej Przeszłości i inn ch. Dzieła wi ksze da- remnie czekały na druk. Atakowano Konopczyńskiego ostro i bezwzględnie. Niektórzy, nie mogąc mu wybaczyć uszczypliwych uwag o Żydach czy Ukraińcach, okrzyczeli go "zoologicznym nacjonalistą". Opinia ta na długo doń przylgnęła. W referacie Podsekcji Historii, wygłoszonym na I Kongre- sie Nauki Polskiej (1951), doszukano się w pracach Konopczyńskiego ni mniej ni więcej tylko "rasistowskiej furii"12s. Nie mogąc publicznie odpo- wiedzieć na te oskarżenia, rozesłał do grona kolegów pismo, w którym stwierdzał: "Ktokolwiek czyta inteligentnie i sumiennie moje prace, wie, że o chłopach piszę bez społecznych uprzedzeń, a najwięcej przykrych rzeczy mam do powiedzenia szlachcie i magnatom. Gdzie tu jest furia rasistowska, gdzie szowinizm? " 129 Boleśnie odczuwał też Konopczyński pogłębiające się z każdym rokiem osamotnienie. W styczniu 1952 r., w liście do swego ucznia Władysława Czaplińskiego napisał: "Jako Królewiak, wychowanek epoki apuchtinowskiej, wyobrażałem sobie [...], że można odwracać się od pewnych ludzi zewnętrz- nie, a nie odwracać wewnętrznie. Widzę jednak, obserwując niektórych zna- jomych krakowskich, źe tej królewiackiej umiejętności nie posiadają. Z ko- nieczności dzielę ludzi na takich, co mnie unikają, i takich, co nie unikają. Niektórzy z tamtych woleliby nawet, żebym nigdy nie istniał. A ponieważ ja jednak istnieję i będę straszył ludzi jeszcze po śmierci, więc tym większa panika [...] " 130 W tej dusznej atmosferze, wiosną 1952 r. obchodził Konopczyński 50-lecie pracy naukowej. Uroczystość zgromadziła zaledwie kilkanaście osób, miała charakter prywatny i odbyła się w domu jubilata. Klęski życiowe znacznie pogorszyły stan zdrowia historyka, ale go nie załamały. Pracował do ostatnich miesięcy życia (zmarł w Młyniku, majątku rodzinnym, 12 lipca 1952 r.), wykańczając rozpoczęte wcześniej dzieła i porządkując zebrane materiały. W latach powojennych, oprócz wspomnia- nych wyżej książek o Fryderyku Wielkim i kwestii bałtyckiej, ogłosił kilka poważnych rozpraw i publikacji źródłowychl3l, a także wartościowe, choć 127 AUJ S II 619. Teczka osobowa W. Konopczyńskiego. Pismo Ministra Oświaty do Rektora UJ z dnia 12 października 1948 r. 128 p0r. "Kwartalnik Historyczny", R. 58:1950-51, z. 3-4, s. 269. lz9 Cyt. za W. Czapliński Wladys aw Konopczyński, jakim go znalem, s. 249. 130 Tamże. 131 por. W. Konopczyński Anglia a Polska w XVIl1 wieku, "Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej", t. 4, 1947, s. 93-129; tenże Stanislaw Dunin-Karwacki (1640-1724), "Przegląd Historyczny", t. 37, 1948, s. 261-275; tenże Feldmarszałek Fleming, 37 †††††††††††††††††††††††††???? nie wolne od luk i pomyłek wydawnictwo informacyjne Chronologia sejmów pol- skich 1493-1793132. Główną uwagę skupił jednak na tematach nowych. Wymienić tu przede wszystkim należy dwutomowe dzieło Polscy pisarze polityczni XTiIII wieku, którego tom pierwszy, przygotowany do druku przez E. Rostworowskiego, ukazał się kilkanaście lat po śmierci autoral33. Ocenia- jąc to dzieło w 1977 r., Jerzy Michalski napisał: "Głęboka znajomość epoki, jej realiów pozwoliła Konopczyńskiemu dostrzec wiele spraw nieuchwyt- nych dla tych autorów, którzy zajmowali się polską myślą polityczną i spo- łeczną XVIII w. bez takiej znajomości. Ostatnia praca Konopczyńskiego powstała w niesprzyjającej atmosferze i w czasie, kiedy stan zdrowia nie pozwalał mu na dawny rozmach badawczy. Stąd w pracy tej wyczuwa się pewien pośpiech, m.in. wyrażający się w zbyt niekiedy pochopnych atrybu- cjach autorstwa. Nie ulega jednak kwestii, że praca ta, wyraz niezłomnej aktywności naukowej autora, była ważkim wkładem w naszą historiografię i trzeba wyrazić głęboki żal, że jej druga część, podobnie jak monografia o pierwszym rozbiorze nie doczekały się jeszcze druku" 134. Ilo tej kompe- tentnej oceny dodać należy, iż dzieło Konopczyńskiego wydobyło z zapomnie- nia wielu pisarzy politycznych epoki saskiej, pogłębiło dotychczasową wie- dzę na temat toczących się właśnie wówczas sporów prawnoustrojowych, ukazało pełniej narodziny polskiej myśli oświeceniowej. Szersza wzmianka należy się Historyce Konopczyńskiego. Prowadząc od 1920 r. wykłady z metodologii historii, od dawna nosił się on z zamiarem usystematyzowania swoich poglądów teoretycznych i przedstawienia ich w odrębnym dziele, przeznaczonym dla studentów i młodszej generacji histo- ryków. W 1930 r. ogłosił obszerną recenzję Historyki M. Handelsmanal35, w której krytykował historyka warszawskiego m.in. za nadmierne ufilozo- ficznienie wywodów, a także zbytnie uleganie nowszym, nie zawsze należycie pogłębionym, zdaniem autora, teoriom metodologicznym. Wypowiedź ta po- zwala się zorientować, w jakim kierunku zmierzała wówczas refleksja teore- tyczna i metodologiczna historyka krakowskiego. Pierwszą drukowaną zapo- wiedzią Historyki Konopczyńskiego było krótkie jej streszczenie, przedsta- wione na posiedzeniu Wydziału II Towarzystwa Naukowego Warszawskiego w dniu 25 października 1946 r.136 Dzieło miało się ukazać pod firmą tego Towarzystwa w 1948 r., ale w 1949 r. druk na etapie korekty złamanej wstrzymano. Bezpośrednią przyczyną był mocno kontrowersyjny rozdział o materializmie historycznym, zakwestionowany przez cenzurę. "Roczniki Historyczne", R. 37: 1949, s. 163-180; tenże Reforma elckcji czy naprawa Rzeczypospolitej. (Wybór źródel 1630-1632), Kraków 1949, s. 108 (odb. z Archiwum Komisji Historycznej PAU, t. 4, Seria II, t.16 ogólnego zbioru). 132 Kraków 1948, s. 43 (odb. z Archiwum Komisji Historycznej PAU, t. 4, Seria II, t.16 ogólnego zbioru). 133 por. W. Konopczyński Polscy pisarze polityczni Xl III wieku (do Sejmu Czte- roletniego), Warszawa 1966. 134 J. Michalski Wladyslaw Konopczyński jako badacz czasów stanislan,owskich, s. 79. 135 "Kwartalnik Historyczny", R. 44:1930, z.1, s.190-205. 136 por. W. Konopczyński Historyka, "Sprawozdania z Posiedzeń Wydziału II Nauk Historycznych, Społecznych i Filozofcznych Towarzystwa Naukowego War- szawskiego", R. 41:1946, s. 44-45. 38 Dziś, po upływie kilkudziesięciu lat od tamtych wydarzeń, możemy spoj- rzeć na Historykg Konopczyńskiegol3 spokojnie, bez politycznych emocji. Dzieło bardzo nierówne, znakomite w swych partiach dotyczących spraw czysto warsztatowych, znacznie słabsze w częściach poświęconych analizie zagadnień ściśle teoretycznych. Omawiając Sposoby badań historycznych (część I książki) wykorzystał autor swoje przebogate doświadczenia badawcze, nasycił wykład licznymi, ciekawie zaprezentowanymi przykładami. W części tej, poświęconej w głównej mierze krytyce źródeł i ustalaniu faktów historycznych, odnajdujemy wiele rozdziałów znacznie Iepiej opracowanych niż analogiczne fragmenty Historyki Handelsmana. Inaczej wypadnie ocenić część II książki zatytułowaną Teoria poznania historycznego. Jej lektura nasuwa wniosek, iż historyk-empiryk miał po- ważne kłopoty z analizą złożonych problemów teoretycznych. Jego znajo- mość piśmiennictwa filozoficznego i metodologicznego dotyczącego poznania historycznego, a także teorii procesu dziejowego, nie wykraczała w zasadzie poza 1914 r. Innymi słowy, podejmując dyskusję na takie tematy, jak Przy- czynowość w dziejach, Prawa historyczne, Rozwój i jego czynniki, Charakter poznania historycznego itp., oparł się autor na dawniejszej, mocno już wów- czas przestarzałej literaturze przedmiotu. W partiach teoretycznych książka Konopczyńskiego ustępuje wcześniejszemu opracowaniu Handelsmana. Wi- dać wyraźnie, iż w przeciwieństwie do niego, historyk krakowski nie podej- mował systematycznych studiów metodologicznych, poprzestał na tej zna- jomości problematyki, jaką wyniósł z lektur i przemyśleń okresu swej nauko- wej młodości. W rozważaniach dotyczących charakteru poznania historycznego Konop- czyński szedł tropem myślicieli antypozytywistycznych: W. Dilthey'a, G. Sim- mla i H. Rickerta. Historyk - podkreślał - nie może ograniczyć się do da- nych zaczerpniętych ze źródeł; sens dziejów można jedynie zgłębić na dro- dze psychologicznej introspekcji. Sprawia to, iż "rozumienie historii" prze- chodzi przez filtr "dodatkowego aprioryzmu czy też subiektywizmu, jakie- go nie zna badanie pozaludzkiej przyrody". Uzasadniając swoje stanowisko w tej sprawie, Konopczyński pisał: "Łączy nas z przeszłością pewna psycho- logiczna tożsamość, tym silniejsza im czasy są bliższe. P r z e z w y c i ę ż e- n i e t ej d u c h o w ej odległości jest może najtrudniejszym zadaniem dla badacza [...j. Organem, który otwiera nam wstęp do minionych epok jest nasza jaźń. Daremnie Ranke żądał od dziejopisów, aby to ja starali się zgasić. Gdyby ono zgasło - jak słusznie konkluduje Simmel - nie mieli- byśmy czym poznawać cudzych jaźni"13s. Historyk musi więc wczuwać się w przeszłość, przeżywać ją. Nie postępuje tu jednak dowolnie, jest bowiem skrępowany źródłami, które narzucają mu "pierwszą reprodukcję szczegó- łów". Przeciwstawiając się tendencji antypsychologicznej, zaznaczającej się już bardzo silnie w humanistyce europejskiej okresu międzywojennego, Konop- czyński stwierdzał: "Epokę zna jednak dopiero ten, kto samodzielnie prze- 137 Zachowały się arkusze korektorskie dzieła, przechowywane obecnie w Archi- wum Polskiej Akademii Nauk (zespół Towarzystwa Naukowego Warszawskiego) oraz w Bibliotece Jagiellońskiej. 138 gJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.165-166. 39 ††††††††††††††††††††††††???? kopie się przez różnorakie źródła i samodzielnie przetrawi swój materiał, aż do zupełnego zżycia się z ówczesnymi ludźmi. Nade wszystko zaś [... powinien historyk pogłębić swe duszoznawstwo, czytając dzieła literackie: więc dramaturgów z Szekspirem na czele, eseistów w rodzaju La Bruyere'a (Les caracteres), powieściopisarzy na miarę Balzaka i Dostojewskiego, no i oczywiście studiując dzieła naukowe z zakresu psy- chologii" ' 39. Historia nie może się obejść bez "zaglądania do dusz", jest to nieodzowny warunek pełnego poznania przeszłości. Wypowiadając tego rodzaju poglądy Konopczyński nawiązywał do swoich wcześniejszych zapatrywań, ugruntowanych już dość mocno w pierwszym dziesięcioleciu XX w. Były to poglądy typowe dla tamtej epoki, wówczas niemal powszechnie akceptowanel40, teraz jednak, po 1945 r., raczej już odosobnione, nieco może nawet anachroniczne. Pewną ewolucję można natomiast zaobserwować w zapatrywaniach Konop- czyńskiego na proces dziejowy. Przed I wojną światową historyk krakowski stał na pozycjach skrajnego idiografizmu i indeterminizmu. W Historyce za- jął w tych sprawach stanowisko bardziej umiarkowane. "Uznając znaczenie pojedynczego faktu, nie wyrzeka się historia - pisał - wykrywania przy- Gzyn ani stwierdzania p r a w i d ł o w o ś c i, a ceniąc jedne i drugie, nie rezygnuje ona z góry i z takich metod rozumowania, które prowadzą do ustalania praw."'41 W dziejach, zdaniem Konopczyńskiego, mamy do czy- nienia zarówno ze sferą "bytu nieprawidłowego", jak też ze zjawiskami pod- legającymi prawom. "Ktokolwiek nie poprzestaje na prostej rejestracji fak- tów, dostrzega rychło powtarzające sig związki lub prawidłowości w p e w n e j I i c z b i e wypadków." ' 42 To zastrzeżenie jest wielce charakterystyczne dla autora Historyki. Przyj- mując umiarkowaną wersję idiografizmu, starając się ją pogodzić z niektórymi postulatami nomotetystów, Konopczyński zdecydowanie odcinał się od wszel- kich teorii fatalistycznych. Występując przeciwko koncepcjom skrajnie de- I terministycznym, pisał: "Innymi słowy, są w dziejach możliwości i niemożli- wości materialne - tudzież moralne. Pierwsze obliczamy według wypadkowej sił i mas, drugie polegają na imponderabiliach psychicznych" t43. Akceptując pewne nowe tendencje w historiografii, historyk jednocześnie przestrzegał przed zbytnim jej usocjologicznieniem i znomotetyzowaniem. "Że w dziejach więcej jest koniecznego związku, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje, nie ulega wątpliwości. Istnieje twardy grunt pod nogami i war- to go poznać. Dużą część tej twardości trzeba złożyć na karb struktury i funkcji życiowych wielkiej masy. Im lepiej to podłoże zgłębimy, zmierzy- my, obliczymy, tym trafniej uchwycimy także pierwiastek wolny, to znaczy i od woli ludzkiej zależny. Można więc tylko przyklasnąć takim nawoływa- niom, jak: więcej uwagi na sprawy masowe, więcej szukania prawidłowości '3 BJ. Akc. 55/61. W. Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpal- ta 1. 140 por. J. Maternicki O nowy k.sztalt hi.storii. Z buduri nad recepeją zuchodnio- europej.skiej myśli metodologicznej t1 hi.storiogrufu pol.skiej w dobie modernizmu i neo- romantyzmu, "Dzieje Najnowsze", R.12:1980, nr 1, s. 119-171. t41 W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.146. I 42 7 amżc, s. 13 5. 143 W. Konopezyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 3. 40 i konieczności. Nie można jednak przyjąć rad czy też postulatów takich teoretyków, jak Bourdeau i Lacombe, aby historyk wzgardził wszystkim, co indywidualne, wybitne, nieprawidłowe."144 W historii - podkreślał - chodzi zarówno o "zrozumienie", jak i "wy- jaśnienie" zaistniałych faktów: "[...] rozumienie wnika zawsze w I u d z k i s e n s zjawisk, wszelkie zaś nawiązywanie zewnętrznych stosunków między zjawiskami jest tylko wyjaśnieniem"145. Stanowisko autora w wielu sprawach nie jest jasne. Cechą charaktery- styczną refleksji teoretycznej Konopczyńskiego jest brak precyzji pojęcio- wej, mieszanie różnych kwestii. Tytułem przykładu podamy tu następujące zdania: "Nie ma jednego szablonu przyczynowości w dziejach [...]. Rzeczy- wistość historyczna jest irracjonalna"146. statniego zdania nie należy jed- nak rozumieć dosłownie, bowiem w toku całych swoich wywodów autor kła- dzie nacisk na coś wręcz przeciwnego - na świadome i celowe działanie człowieka. Konopczyński wyodrębniał dwa równoprawne rodzaje (nie dziedziny!) historii: "dzieje polityczne" i "dzieje rozwoju". Tradycyjny podział histo- rii na dziedziny (Kościół, prawo i ustrój, stosunki społeczne, życie gospo- darcze, kultura, polityka) budzi, jego zdaniem, poważne zastrzeżenia. "Rozróżnienie to byłoby konsekwentne, gdyby historia polityczna miała swoją odrębną sferę rozwoju, nie pokrywającą się z powyższymi innymi. Tak jednak nie jest. Polityka ako działalność i umiejętność) wkracza w różne inne dziedziny, cele i środki upatruje sobie w sferze religu, ustroju, prawa, porządku społecznego i funkcji gospodarczych, oświaty itd."147 Warto się przy tej sprawie nieco zatrzymać. Wbrew obiegowym sądom, autor Historyki nie utożsamiał historu politycznej z dziejami państwa. Pi- sał wręcz: "Historia polityczna wcale nie jest równoznaczną z rozwojem państwowości ani nie wychodzi z założenia, że państwowość jest szczytem ludzkiej działalności". Różni się ona od "dziejów rozwoju" tym, iż "śledzi sprawy wolno i celowo, a nie losowo. Wolno, to znaczy zależnie od ludzkiej woli, a nie tylko od stanu rzeczy, przyczyn i skutków, celowo - znaczy skierowane do pewnego celu, choć bardzo często bezskutecznie"14s. Inny- mi słowy: historia polityczna rozpatruje dzieje z perspektywy wolnej i celo- wej działalności człowieka. "W historii p o 1 i t y c z n e j ten tylko stwierdzi konieczność, kto wykaże determinizm w samej walce pobudek działającej osoby." 149 Formułując tego rodzaju poglądy Konopczyński pozostawał na pozycjach personalistycznych. Nie znaczy to jednak, aby miał hołdować wyobrażeniom heroistycznym, wedle których jedna wybitna jednostka jest w stanie zmie- nić bieg dziejów. Personalizm Konopczyńskiego wyrażał się w czym innym, a mianowicie w traktowaniu dziejów jako rezultatu działań wielu mniej lub bardziej wybijających się ponad przeciętność osób. Ideę tę sformułował 144 j, Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.151. 145 Tamże, s. 131. 146 I'amże, s. 145. 147 'amże, s. 6. 148 ) j. Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 6. 149 Tamże, szpałta 4. 41 ††††††††††††††††††††††††???? dobitnie w cytowanym już Sprawozdaniu pożegnalnym... z 1949 r.: "Życiem nie kieruje ani jednostka, ani ogół, kieruje nim elita"150. Akcentując znaczenie wolnej woli człowieka, autor Historyki zwracał jed- nocześnie uwagę na fakt, iż jest ona ograniczona "przez własne słabości, przez konieczność szukania środków wiodących do celu, przez przeszkody zewnętrzne - i przez fakt, że nas są miliony" 151. Personalizm Konopczyńskiego nie wykluczał zainteresowania życiem zbio- rowym. W pewnym miejscu swoich wywodów autor stwierdził nawet: "Hi- storia polityczna nie jest historią pojedynczych osób, wypełniają ją bowiem także grupy: partie, klasy społeczne, różne organizacje"152. Autor Historyki dostrzegał też społeczne podłoże działalności jednostek: "[...] aby zrozumieć warunki działania pewnego pracownika, reformatora, apostoła, rewolucjo- nisty, króla, trzeba sobie uprzytomnić masowe przejawy naokoło jego oso- by, strukturę społeczeństwa i ducha czasu" 153. gadacz historu politycznej powinien więc, zdaniem Konopczyńskiego, interesować się również zjawi- skami leżącymi w sferze objętej "dziejami rozwoju", a więc życiem społecz- nym, gospodarczym, kulturalnym itd. Proponowany przez niego program "historii politycznej" tkwił mocno w świecie pojęć neoromantycznych, uwzględniał jednak również, jak widzieliśmy, niektóre postulaty historio- grafii "socjologizującej". Stosunek Konopczyńskiego do marksizmu był zdecydowanie negatywny. Rozdział Historyki poświęcony materializmowi historycznemu (8 stron) świad- czy jednak o małej znajomości tematu. Nic nie wskazuje na to, aby Ko- nopczyński zagłębiał się w studiowanie dzieł Marksa czy Engelsa, swoją wie- dzę o marksizmie czerpał raczej z popularnych, bardzo uproszczonych inter- pretacji Marksa, masowo wówczas powielanych w licznych artykułach i bro- szurach. Tłumaczy to po części niski poziom wywodów polemicznych autora. Streszczenie "doktryny" (określenie Konopczyńskiego) jest płytkie i wyraźnie tendencyjne, a krytyka - bardzo powierzchowna. Konopczyński utożsamiał materializm historyczny z prymitywnym ekono- mizmem. Występując przeciwko absolutyzowaniu czynnika ekonomicznego w dziejach dowodził, że w gruncie rzeczy "prymat ekonomiki jest bardzo ograniczony i nawet elastyczny"154. pobudki materialne "grają wielką rolę w życiu jednostek i narodów", ale nie są czynnikiem decydującym, wystg- pują obok wielu innych. W tym samym miejscu uczynił też Konopczyński znamienne wyznanie: "Gdyby nas nie odstraszało bojowe nastawienie wy- znawców materializmu historycznego, mielibyśmy z ich wywodów więcej korzyści, niż to dotychczas się okazuje. Życie ekonomiczne w znaczeniu szer- szym niż u Marksa, bo obejmujące i produkcję, i podział dóbr, i konsumpcję, niewątpliwie ukształca ustrój społeczny; przy czym ten ostatni stanowi o wielu 150 BJ. A.,c. 137/61. Udział W. Konopczyńskiego w pracach Komisji Historycznej PAU. Sprawozdanie pożegnalne ustępującego przewodniczącego Komisji W. Konop- czyńskiego, dnia 24 czerwca 1949 r. W Historyce autor na ten temat napisał m.in.: "Dopiero ludzie naprawdę wybitni (i poniekąd beniaminkowie fortuny) zakłócają przeciętny bieg historii swoim J a". W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.159. 151 W, Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 3. 152 W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s. 6. 153 Tamże, s. 9. 154 Tamże, s. 25. 42 urządzeniach państwowych, a cele gospodarcze i polityczne wpływają na oby- czaje. W tych zależnościach (i częściowo współzależnościach) szukać należy owego twardego dna dziejów, o którym pisze Bujak" I 55. Trudno w sposób jednoznaczny ocenić te wywody, wiele w nich niejasno- ści i wewnętrznych sprzeczności. Historyk krakowski polemizował nie tyle z marksizmem, ile z prymitywnymi jego interpretacjami drugiej połowy lat czterdziestych XX w. Nie zasklepiał się też całkowicie w sferze starych po- jęć; mimo wyraźnej i nieukrywanej niechęci, a nawet wrogości do materia- lizmu historycznego, potrafił zdobyć się na stwierdzenie, że przy bardziej otwartym i ostrożnym stosowaniu jego założeń oczekiwać można wielu ko- rzyści naukowych. Jakkolwiek jednak byśmy interpretowali wywody Ko- nopczyńskiego, pewne jest, iż był on znacznie lepszym historykiem niż teo- retykiem historii. Jego Historyka ma już dziś jedynie wartość historyczną jako dokument myśli autora, a także świadectwo dyskusji i polemik metodo- logicznych lat czterdziestych naszego stulecia. Znacznie łagodniej obszedł się czas z pracami historycznymi Konopczyń- skiego. Wiele z nich, mimo upływu kilkudziesięciu lat, stanowi nadal "ostat- nie słowo nauki". Dotyczy to m.in. takich monografii, jak Polska w dobie wojny siedmioletniej, Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Polska a Szwecja... 1660-1795, Konfederacja Barska oraz Polscy pisarze polityczni XIiII1 w. Do opracowań wartościowych, wciąż jeszcze właściwie niezastąpionych, zaliczyć również należy syntetyczne Dzieje Polski nowożytnej. Kiedy Konopczyński powziął myśl napisania tego dzieła, nie wiemy. Praw- dopodobnie stało się to w 1930 r., po porażce w wyborach do senatu. Z pa- pierów historyka przechowywanych w Bibliotece Jagiellońskiej wynika, iż najpóźniej w początkach 1931 r. Konopczyński zwrócił się z odpowiednią propozycją w tej sprawie do Komitetu Wydawniczego Podręczników Aka- demickich, działającego przy ówczesnym Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznegol56. Mimo pozytywnej odpowiedzi Komitetu do pod- pisania umowy wydawniczej nie doszło. W 1933 r. historyk krakowski pró- bował zainteresować drukiem tego dzieła Wydawnictwo Zakładu Narodowe- go im. Ossolińskichl57, ale i tym razem do sfinalizowania rozmów nie doszło. Prawdopodobnie nie zdołano uzgodnić spraw flnansowych. Ostatecznie Ko- nopczyński zdecydował się wydać Dzieje Polski nowożytnej własnym nakła- dem, powierzając druk dzieła Drukarni Pawła Mitręgi w Cieszynie, a jego rozpowszechnienie firmie Gebethner i Wolff w Krakowie. Z zachowanej kal- kulacji kosztów druku wynika, że synteza Konopczyńskiego ukazała się w nakładzie 3000 egz.158 Pierwsze jej egzemplarze trafiły do księgarń w li- stopadzie 1936 r. Z "rachunków komisowych" firmy Gebethner i Wolff wy- nika, że dzieło rozchodziło się dość powoli; w okresie trzech pierwszych mie- sięcy do rąk kupujących trafiło 320 egzemplarzy książki, później sprzeda- 155 W, Konopczyński Historyka, korekty szpaltowe, cz. II, szpalta 8. 156 gJ, Akc. 139/61. Korespondencja W. Konopczyńskiego z wydawcami. Pisma Komitetu Wydawniczego Podręczników Akademickich z dnia 5 marca oraz 26 maja 1931 r. 157 gJ. Akc. 139/61. Korespondencja W. Konopczyńskiego z wydawcami. Pismo Wydawnictwa Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z dn. 26 IV 1933 r. 158 gJ. Akc. 139/61. Korespondencja W. Konopcz ńskiego z wydawcami. Pismo P. Mitręgi z dnia 11 listopada 1935 r. 43 ††††††††††††††††††††††††???? wano przeciętnie po kilkadziesiąt egzemplarzy miesięcznie. W okresie od 2 listopada 1936 do 9 kwietnia 1939 r. firma Gebethner i Wolff sprzedała ogółem 1008 egzemplarzy dziełal59. Część nakładu była rozprowadzona przez samego autora, dużo jednak egzemplarzy zalegało magazyny. Przyczynę tego stanu rzeczy upatrywać należy w dość wysokiej cenie książki i dużym zu- bożeniu społeczeństwa, zwłaszcza inteligencji, w latach wcześniejszych, w okre- sie kryzysu gospodarczego. Podajemy te szczegóły, bo są one bardzo charak- terystyczne dla stanu ówczesnego rynku księgarskiego. Naukowa książka hi- storyczna z trudem torowała sobie wówczas drogę do szerszych kręgów czy- telniczych, które z reguły poprzestawały na lekturze publikacji łatwiejszych i... tańszych. Dzieło pomyślane było skromnie, jako podręcznik uniwersytecki stano- wiący kontynuację wydanych w 1926 r. przez R. Grodeckiego, S. Zachorow- skiego i J. Dąbrowskiego Dziejów Polski średniowiecznej. I choć Konopczyń- ski nigdy nie nazwał swojej pracy syntezą (pojęcie to rezerwował raczej dla dzieł historiozoficznych i publicystycznych, zmierzających "do konstrukcji kultur, prądów, charakterów narodowych"160), to jednak na tę nazwę Dzieje Polski nowożytnej w pełni zasłużyły. Nie jest to prosta suma faktów, ale dość głęboko przemyślana, choć może nie zawsze należycie w szczegółach wykończona synteza erudycyjna. Posługując się tym pojęciem chcemy pod- kreślić dwie rzeczy: a) bogactwo zawartych w dziele informacji rzeczowych, opartych w dużej mierze na badaniach źródłowych samego autora oraz b) podporządkowanie całego wykładu pewnej myśli przewodniej, która spa- ja owe tysiące, dziesiątki tysięcy faktów podanych przez Konopczyńskiego w organiczną całość, stanowiącą nową, w znacznym stopniu oryginalną próbę wyjaśnienia losów Polski w czasach nowożytnyeh. Jest to dzieło na wskroś indywidualne, w którym w pełni odbija się bogata, pełna powikłań osobo- wość autora, jego nie wolny od sprzeczności system wartości. Czytając Dzieje Polski nowożytnej, obcujemy nie tylko z wielkim erudytą, ale i poważnym myślicielem historycznym i politycznym. Błędem byłoby jednak patrzeć na dzieło Konopczyńskiego jedynie przez pryzmat jego przynależności partyjnej. Nie brak wprawdzie w jego pracy pierwiastków nacjonalistycznych, ale i nie brak też poważnej refleksji nad życiem państwowym Polaków i miejscem Polski w Europie. Innymi słowy, myśl historyczna Konopczyńskiego wykra- cza poza ramy światopoglądu nacjonalistycznego, obok treści zdezaktualizo- wanych, zdeterminowanych w dużym stopniu horyzontem klasowym autora, mieści w sobie także wiele pierwiastków uniwersalnych, pobudzająeych do refleksji również czytelników stojących na innych niż autor pozycjach ideo- logicznych i politycznych. 159 BJ. Akc.139/61. Korespondencja W. Konopczyńskiego z wydawcami. Rachunki firmy Gebethner i Wolff z lat 1936-1939. so gJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s. 127. "Suma arytmetyezna szczegółów to jeszcze nie synteza, w każdym ra ie niewysokiego rzę- du. W rzeczywistości synteza bywa c e 1 e m sama dla siebie albo ś r o d k i e m do stwierdzenia faktów prostych a ważnych. Zjawiska gospodarcze i prawne, religijne i artystyczne, gdy je zestawimy na uznanym albo domniemanym wspólnym podkła- dzie, prowadzą do konstrukcji kultur, prądów, charakterów narodowych [...). Za najwartościowszą chyba uznać trzeba taką syntezę, na którą składają się różne nauki, a nie tylko historia". Tamże, s.127-128. 44 Nasz prezentację syntezy Konopczyńskiego zaczniemy od sprawy z po- zoru drugorzędnej, w rzeczywistości odgrywającej dużą rolę w odbiorze czy- telniczym. Chodzi nam tu o bardzo indywidualną, rzadko spotykaną w na- szym piśmiennictwie naukowym formę wykładu, charakteryzującą się nie tylko ogromną żywością, ale też i dosadnością języka. Sarkastyczny ton nar- racji Konopczyńskiego stał się zresztą powodem wielu nieporozumień i nie- sprawiedliwych oskarżeń. Przykładem może tu być wypowiedź S. Śreniow- skiego, który w takich określeniach jak: "żywioły kozakujące", "rozwydrzo- ny" i "nadużywający swobody" żywioł kozacki, "hultajstwo", "ruchawka chłopska", "hersztowie" kozaccy, stosowanych w opisie wojen kozackich XVII w. dopatrzył się: "namiętnej nienawiści nacjonalistycznej" wobec chło- pów ukraińskichl6l. Wspomniany krytyk przeoczył jednak ten drobny fakt, iż ów "rasowy nacjonalista", jak wytwornie nazwał Konopczyńskiego Śre- niowski, z wcale nie mniejszą furią atakował destrukcyjną politykę szlachty. Polaków nazywał "nierządnym narodem", a Rzeczpospolitą pierwszej połowy XVIII w. przyrównywał do "gnijącej sadzawki"162. W anarchizującej szlach- cie widział "ślepy motłoch", potępiał "hałaśliwe tłumy pospolitaków" szla- checkich zgromadzone pod Gołębieml63. W czasie elekcji po abdykacji Jana Kazimierza "głodni i niecierpliwi pospolitacy krakowscy, lubelscy, sando- mierscy, wielkopolscy, razem, z nieludzkim rykiem oblegli senat w okopie i wywarli na zdrajcach żywiołową złość, strzelając do winnych, a trafiając w niewinną służbę"164, Nie pobłażał Konopczyński nikomu i niczemu. Miał wiele do zarzucenia "n a z g u b ę s k a z a n ej m a g n a t e r i i", piętnował też napadający na protestantów "m o t ł o c h k a t o 1 i c k i" 165. Surowo osądzał niektórych przedstawicieli hierarchii kościelnej. Oto np. charakterystyka kardynała Radziejowskiego: "c h c i w o ś c i ą i ambicją r ó w n y podskarbiemu litewskie- mu, tylko b a r d z i e j o b ł u d n y [...]". Historyk krakowski dostrzegł też (w czasach saskich) "dwuznaczny wpływ Kurii Rzymskiej, która na ogół z ewangeliczną predylekcją traktowała nowo nawróconą saską owieczkę, lekceważąc całe polskie stado [...]"166. Ileż w tym ironii i żalu! Konopczyński rozdawał więc razy na prawo i lewo, ale nie czynił tego na oślep, kierował się zawsze, jak dalej zobaczymy, określoną wykładnią polskiej racji stanu. W tym też głównie kontekście rozpatrywać należy jego wypowiedzi o wojnach kozackich XVII w. Język Konopczyńskiego jest pełen wewnętrznej ekspresji, niezwykle so- czysty, a nawet drapieżny. Autor często posługuje się takimi środkami wy- razu, jak ironia, metafora czy porównanie, dążąc zaś do maksymalnego upla- stycznienia wykładu wplata weń szereg interesujących, pełnych wymowy anegdot.16 ' Oto kilka próbek jego charakterystycznego stylu pisarskiego: 161 por. S. Śreniowski Sprawa chlopska w XTilI wieku w polskiej historiografii burżuazyjnej, [w:j tegoż Kwestia chlopska w Polsce w Xlill wieku. Szkice, Warsza- wa 1955, s. 39-40. 162 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 495, 597. 163 Tamże, s. 459. 164 Tamże, s. 453. 165 Tamże, s. 451, 537. [Podkreślenia J. M.] 166 Z'amże, s. 493, 549. [Podkreślenia J. M.] 16l pod tym względem upodobnił się autor do swoich mistrzów: Korzona i Askenazego. 45 ††††††††††††††††††††††††???? "Było prawdziwym szczęściem dIa Polski, że Ossoliński umarł 9 sierpnia [...]". "Pierwszy spadkobierca Wazów (Michał Korybut Wiśniowiecki) mówił ośmioma językami, ale w żadnym z nich nie miał nic ciekawego do powie- dzenia." Grzymułtowski to "sejmikowy krętacz", zaś Sobieski kierował się "dynastycznymi rojeniami". W tym czasie: "Fala dąsów pańskich rzucała się wysoko i bryzgała pianą". Marysieńka to "niepoprawna intrygantka, gotowa zamącić sprawy publiczne najpospolitszą prywatą". Maria Ludwika kierowała Janem Kazimierzem "jak mały Etiopczyk słoniem". Autor pisze o "zbójeckim napadzie" Fryderyka II na Sląsk, potępia "orgię partyjności", jaka miała miejsce w Polsce po 1744 r. August III zapowiadał się dobrze, ale: "Z ład- nego, pulchnego młodzieńca zrobiła się ciężka bryła mięsa i tłuszczu, z każ- dym rokiem coraz apatyczniejsza i bezmyślniejsza [...]. I jeden jedyny instynkt tego leniwego, rubasznego króla zostawi po sobie pokaźne rezultaty - instynkt rozrodczy. Dość powiedzieć, że ze swoją brzydką żoną Marią Józefą dochował się August ni mniej ni więcej tylko pięciu synów i sześciu córek". Odnajdujemy też w wykładzie Konopczyńskiego szereg sformułowań pięk- nych, pełnych patriotycznego uniesienia, jak np. to o Legionach Dąbrowskie- go, w których znalazła schronienie "dusza polska błąkająca się bez ciała, żądna wcielenia". A oto obro a insurekcji kościuszkowskiej: "Bez powsta- nia mielibyśmy w roku 1807 i 1812 zamiast Tadeuszów i Jacków - pokole- nie rejentów i asesorów"168 Porównanie Dziejów Polski nowożytnej z pierwszymi monografiami Ko- nopczyńskiego wskazuje na olbrzymi postęp, jakiego dokonał autor w opa- nowaniu sztuki narracji historycznej. Synteza napisana jest niezwykle inte- resująco, z dużym zacięciem i polotem, a może nawet i talentem literackim. Nie stał się wprawdzie Konopczyński mistrzem pióra na miarę Kubali czy Askenazego, potrafił przecież również i pod tym względem prześcignąć wielu innych współczesnych sobie historyków. Drugą sprawą wymagającą komentarza jest dość dyskusyjna, nie wolna od usterek konstrukcja dzieła. Autor nie przywiązywał wielkiego znaczenia do zabiegów periodyzacyjnych. W swojej Historyce zapisał: "Periodyzacja tedy, tj. podział na okresy, przyda się w każdym dziale historii, czy chodzi o ludzkość, czy o naród, o jego sztukę, ustrój czy literaturę, ale ma ona znaczenie tylko o r i e n t a c yj n e, pomagając do myślowego opanowania faktów" 169. Konopczyński przyjął rozwiązanie, jak mu się wydawało najprostsze, gru- pując cały niemal materiał w rozdziały obejmujące panowanie kolejnych władców. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tak pomyślaną kon- strukcją miało być to, że "u nas, przy niedokształconej budowie ustroju re- publikańskiego, każda elekcja stanowiła wielkie novum, każde panowanie- odrębną całość, krystalizującą się około osoby nowego króla"I o. Nie należy jednak tej wypowiedzi interpretować w duchu teorii heroistycznej; z dal- szych szczegółowych wywodów autora wynika, iż osobowość poszczególnych 168 Wszystkie cytowane tu zdania zaczerpnięte zostały z Dziejów Polski nowo- żytnej, t. 2, s. 409 453, 482 84, 425, 564, 573, 556, 690, 696. 169 gJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s. 12. Podobnie w Dziejach Polski nowożytnej, t. 1, s. 73. l o W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 1, s. 74. 46 władców nie determinowała sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej Rzeczypo- spolitej. Przypomnijmy, że wedle historyka krakowskiego życiem społecznym, zwłaszcza politycznym, rządzą nie tyle jednostki, ile elity. Te ostatnie muszą uwzględniać zarówno dążenia mas (w Polsce: szlachty), jak też wciąż zmie- niającą się sytuację międzynarodową. Na tym założeniu metodologicznym oparta jest synteza Konopczyńskiego. Podział przyjęty przez autora umożliwiał wprawdzie należyte usystematy- zowanie wypadków politycznych, był jednak całkowicie bezużyteczny przy próbie takiej czy innej ich syntezy. I choć Konopczyński zapowiedział w przed- mowie, że nie wprowadzi "innego podziału na okresy, jak na poszczególne panowania", w rzeczywistości, i na szczęście - zrobił inaczej. Uważna lek- tura książki pokazuje, iż posługiwał się on także, zwłaszcza w rozważaniach ogólnych, bardziej nowoczesnymi kryteriami periodyzacyjnymi. Zasadńicze znaczenie przywiązywał do stanu państwa i jego pozycji w Europie. W dzie- jach Polski nowożytnej wyodrębniał autor dwa zasadnicze okresy: Polski "mocarstwowej" (1506-1648) oraz Polski upadającej i odradzającej się (1648- -1795). Zamykając tom pierwszy swego dzieła historyk krakowski napisał: "Aby uniknąć zarzutu rozważania wszystkiego pod kątem widzenia ostatecz- nej katastrofy, daliśmy obraz Polski mocarstwowej w płaszczyźnie sięgającej tylko po krytyczny rok 1648"1 1. Nie był tu jednak autor w pełni konsekwentny. Pierwszy tom dzieła za- mykają obszerne, liczące blisko 90 stron rozważania ogólne zatytułowane Polska w wieku zygmuntowskim, obejmujące kolejno takie zagadnienia, jak kraj i ludność, społeczeństwo i gospodarstwo, państwowość i kultura. Wy- nika z nich, że termin "Polska w wieku zygmuntowskim" ma ten sam zakres chronologiczny, co wspomniana poprzednio Polska mocarstwowa, a więc objemuje lata 1506-1648. Autor wprowadza jeszcze pojęcie Wieku Złotego i Wieku Srebrnego. Wszystko to powoduje pewien zamęt terminologiczny. Sytuacja jeszcze bardziej komplikuje się w tomie drugim, który zawiera 3 rozdziały (lub podrozdziały) podsumowujące: Wyniki XliI1 wieku, Wew- ngtrzne źródla slabości Rzeczypospolitej oraz Przyczyna ostatecznego rozbioru Polski. Pierwszy z tych rozdziałów obejmuje całe XVII stulecie, a więc ogar- nia również znaczną część okresu dziejów Polski mocarstwowej (czy zygmun- towskiej), ocenionego już w tomie poprzednim. Innymi słowy, wspomniane wyżej charakterystyki ogólne (państwa, społeczeństwa, gospodarki, kultury) nie układają się w jakiś jeden logiczny ciąg, ale krzyżują się i gmatwają, co siłą rzeczy prowadzić musiało do pewnych wewnętrznych sprzeczności. Nie udało się autorowi przeprowadzić konsekwentnie podziału pierwszego okresu na dwa podokresy: Wiek Złoty i Wiek Srebrny; znacznie wyraźniej wyodręb- nione już zostały podokresy tomu drugiego; pierwszy obejmujący dobę upadku (czasy saskie), drugi lata wewnętrznego odrodzenia (panowanie Stanisława Augusta). Zasygnalizowane wyżej słabości konstrukcyjne dzieła utrudniają niewątpli- wie odczytanie myśli przewodniej autora, ale jej przecież całkowicie nie zacierają. Dzieło Konopczyńskiego, wbrew sugestii tkwiącej w tytule, nie daje peł- 1,1 Tamże, s. 328. Periodyzacja ta znalazła swoje odbicie w podziale materiału na poszczególne tomy: t.1 obejmuje lata 1506-164R, t. 2 -1648-1795. 47 ††††††††††††††††††††††††???? nego obrazu dziejów Polski nowożytnej. Blisko 85o/o tekstu poświęcił autor sprawom politycznym, pozostałe 15a/o wypełniają rozważania dotyczące za- gadnień prawno-ustrojowych, społeczno-gospodarczych i kulturalnych. Swój pogląd na przedmiot syntezy dziejów narodowych sformułował Ko- nopezyński już w 1916 r. Dowodził wówczas, że postulowane przez niego wielotomowe zbiorowe Dzieje Polski "powinny podnieść przede wszystkim wątek wydarzeń politycznych". Wydarzenia te określał mianem "dążeń prze- wodnich uzewnętrznionych w formach życia publicznego"172. Wiadomości z innych dziedzin historii (np. gospodarczej, prawno-ustrojowej itp.) winny być uwzględnione "tylko o tyle, aby wypadki polityczne, stykające się z ty- mi sprawami, nie miały w sobie nic niezrozumiałego". Konopczyński pod- kreślał przy tym, że jego pogląd na szczególną rolę historii politycznej nie płynie bynajmniej z lekceważenia innych dziedzin historu, a wynika jedynie "z głębokiego przekonania, że dzieje ustroju prawno-społecznego, cywilizacji, gospodarstwa itp. zasługują na traktowanie samoistne, jako procesy odrębne i w sobie skończone"173. W późniejszych latach Konopczyński zaczął wyraźniej dostrzegać powią- zania pomiędzy różnymi dziedzinami życia społecznego, nadal jednak- w wielkim sporze o przedmiot syntezy dziejów narodowychl 4 - bronił tezy o szczególnej roli historii politycznej. Podejmując ponownie w 1937 r. sprawę zbiorowych Dziejów Polski postulował opracowanie dzieła, "które by w opar- ciu o źródła podsumowało i możliwie jednolicie skonstruowało cały dorobek ubiegłego pięćdziesięciolecia, ze szczególnym, ale nie wyłącznym uwzględnie- niem twórczej woli narodu, tzn. jego funkcji politycznej"1 5. Jakże uderzające jest owo ograniczenie "twórczej woli narodu" jedynie do życia politycznego. Rezultat znamy. Pod względem zakresu rzeczowego synteza Konopczyń- skiego ustępuje miejsca wspomnianym wyżej Dziejom Polski średniowiecz- nej, które stosunkowo szeroko uwzględniały problematykę prawno-ustrojową i społeczno-gospodarcząl 6; historyk krakowski poświęcił tym sprawom mniej uwagi, silniej natomiast, zgodnie ze swymi poglądami, wyeksponował wątek wydarzeń politycznych. A więc synteza jednostronna? I tak, i nie. Aby prawidłowo ocenić dzieło autora, trzeba rozróżnić dwie rzeczy: stronę infor- macyjną pracy i zawarte w niej rozważania ogólne. Fakty podane przez Konopczyńskiego dotyczą w głównej mierze spraw politycznych, pod względem czysto materiałowym jest to więc synteza rzeczywiście dość jednostronna. Inaczej jednak rzecz się ma z rozważaniami ogólnymi autora. Formułując swoje sądy syntetyczne, Konopczyński korzystał nie tylko z ustaleń szcze- gółowych, dotyczących biegu spraw politycznych, ale - wychodząc często l,z VV. Konopczyński Dziejopisarstwo zbiorowe u obcych i u nas, s.14. 17 3 Tamże. 1,4 por. J. Maternicki Historia polilyczna czy integralna? Spór o przedmiot syn- tezy dziejów narodowych w historiografii polskiej lat 1914-1939, [w:) tegoż Kultura historyczna dawna i wspólczesna, Warszawa 1979, s. 219-256; tenże A Postulate for an Integral Image of National History in Polish Historiography in the Years 1918-1939, "Dialectics and Humanism", t. 7,1980, nr 1, s. 47-66. 175 W, Konopczyński Rozwój badań nad dziejami Polski nowożytnej 1505-1795, "Kwartalnik Historyczny", R. 51:1937, s. 301. 176 por. M. Wierzbicka Dawne syntezy dziejów Polski. Rozwój i przemiany kon- cepcji metodologicznych, Wrocław-Warszawa-Kraków-Crdańsk 1974, s.134. 48 daleko poza materiał zaprezentowany w książce - brał również pod uwagę rezultaty badawcze innych dyscyplin: historii prawa (ustroju), historii spo- łeczno-gospodarczej, historii kultury itp. Nie był więc tak głuchy na postula- ty historu integralnej, jak by to się z pozoru mogło wydawać; pojmował je jednak swoiście, ograniczając ich zastosowanie do sfery sądów syntetycznych. Rozważania powyższe nie dają jeszcze pełnej odpowiedzi na pytanie, jak Konopczyński pojmował historię Polski. W dziejach polskiej myśli histo- rycznej zarysowały się, poczynając od XVIII w., dwa sposoby patrzenia na przeszłość Polski: "narodowy" i "państwowy". Zwolennicy pierwszego kie- runku główną siłę integracyjną, a zarazem nadającą kierunek rozwojowi dziejowemu Polski upatrywali w narodzie, zwolennicy drugiego kierunku funkcję tę przypisywali państwul '. W dotychczasowej literaturze przedmio- tu zarysowały się duże różnice w interpretacji syntezy Konopczyńskiego. Rzecz o tyle zrozumiała, że mamy do czynienia z dziełem złożonym, wielo- warstwowym, wcale niełatwo poddającym się zabiegom interpretacyjnym. Krytycy lat pięćdziesiątych akcentowali "narodowy" (nacjonalistyczny) punkt widzenia autora. Zgoła odmienną interpretację jego myśli dał ostatnio E. Ros- tworowski: "Pod względem przynależności politycznej narodowiec, jako his- toryk był Konopczyński państwowcem"1's. Ani jedno, ani drugie stano- wisko nie jest słuszne. Istotą myśli syntetycznej Konopczyńskiego jest dą- żenie do pogodzenia "narodowego" i "państwowego" punktu widzenia na dzieje Polski. Przypatrzmy się nieco bliżej tej sprawie, ma ona bowiem zasadnicze znaczenie dla zro umienia wywodów syntetycznych autora; na tej drodze, jak sądzimy, można będzie również wyjaśnić źródła występujących w jego myśli powikłań i sprzeczności. Analizując w Historyce szereg tytułów dzieł historycznych Konopczyński napisał: "Owóż >>Rosja<<, Francja<<, >>Szwecja<< czy >>Niemcy<< jako przedmiot czy też podmiot dziejów oznacza tyle samo, co naród, to znaczy nie teren ani rząd, ani państwo, tylko górujący przez wieki nad dążeniami jednostek i pokoleń naród jako taki - najrealniejszy i najnaturalniejszy z historycz- nych szeregów"1'9. Naród dla Konopczyńskiego to "najwieczniejsza z kate- gorii historycznych", a zarazem "najwyższa wartość na ziemi". "Naród, jako jedność moralna i kulturalna społeczeństwa, jest najtrwalszym, najciąglej- szym z dziejowych zespołów. Jest on zarazem przedmiotem i podmiotem dziejów. Do niego ściągają się wszystkie sprawy polityczne, dyplomatyczne, wojenne, gospodarcze, oświatowe, jakimi zajmują się historycy-monografi- ści." 1 eo Trudno o bardziej dobitne sformułowanie na ten temat. Konopczyński był "narodowcem" nie tylko jako polityk, ale także jako metodolog historii. Błędem byłoby jednak patrzeć na historyka krakowskiego jedynie przez pryzmat cytowanych wyżej sformułowań. Przypomnijmy sobie, co pisał Ko- nopczyński w 1937 r. o "twórczej woli narodu". Doszukiwał się jej, jak 1" Por. M. H. Serejski Naród a paristwo w polskiej myśli historycznej, War- szawa 1977. 1'e E. Rostworowski Historyk Rzeezypospolitej, [w:] W. Konopczyński Pod trupią glówką, s. 91. I 9 BJ. Akc. 56/61. W. Konopczyński Historyka, korekty złamane, s.119. 180 Z'amże, s. 9. 49 ††††††††††††††††††††††††???? pamiętamy, tylko w jego "funkcji politycznej". Najbardziej naturalnym wy- razem życia narodu, najlepszą i najpełniejszą emanacją jego pragnień i dą- żeń jest, zdaniem autora, własne państwo. W ten sposób dochodzimy do ideologii "państwowej" Konopczyńskiego. Nie wyklucza ona "narodowego" punktu widzenia, wręcz przeciwnie, była ściśle z nim związana. Kategorią spajającą w jedną całość ów "narodowy" i "państwowy" punkt widzenia była idea państwa narodowego, przez pryzmat której patrzył Konopczyński na całe dzieje Polski nowożytnej. Znalazło to swoje odbicie zarówno w anali- zie sytuacji wewnętrznej Rzeczypospolitej, jak też - jej polityce zagranicznej. Konopczyński pisał swoją syntezę w okresie szczytowego nasilenia się w historiografii polskiej tendencji "wielkomocarstwowych". Zainteresowania badaczy coraz wyraźniej kierowały się na Wschód, ku dziejom Litwy i unii polsko-litewskiej. Świadczy o tym dobitnie m.in. Program VI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie (1935). Konopczyński nie dał się porwać temu prądowi. W swoich Dziejach Polski nowożytnej zajmował się w dość szerokim zakresie ziemiami zachodnimi i północnymi. Ze szczególną uwagą śledził losy polskiego Pomorza i Śląska. Oto niektóre, bardziej charaktery- styczne, wypowiedzi na ten temat. Za Batorego: "Szło o wielkie nieprzemi- jające rzeczy: o to, czy Polska utrwali swój dostęp do morza, czy Gdańsk ma jej służyć, czy też ona Gdańskowi [...] " 1 s 1. Niestety, zrozumienia do- niosłości historycznego momentu nie okazał sejm toruński (4 października- 29 listopada 1576). Nie przejęła się szlachta nauką mądrego Solikowskiego (głoszoną jeszcze r. 1573), że gdy pozwoli "skazić port gdański", którym cała Korona patrzy na świat, to czeka ją "gburstwo i oractwo cudze a k'temu niedostatek"18z. Kierując się doraźnymi korzyściami fiskalnymi, w 1585 r. zatwierdzono na wieki "polskie ratajstwo i gburstwo w stosunku do Gdań- ska". Wyjaśniając ten fakt, autor pisał: "Zrozumieć można taki krok brze- mienny w fatalne następstwa jedynie w związku z całą polityką Batorego, zapatrzoną nie w realny interes Polski, ale w >>podbój Północy<<, w walkę z Turcją, w wyzwolenie Węgier"ls3. Ż żalem pisał również Konopczyński o nie realizowanej możliwości oderwania Śląska od Czech i przyłączenia go do Polski za Zygmunta III. Dążenie zmierzające w tym kierunku nazwał "trzeźwą orientacją polityczną"ls4. Nie bez satysfakcji odnotował "pewne aktywa" w polityce polskiej wobec Prus i Śląska za Władysława IV. Kryty- kował natomiast szlachtę za brak poparcia dla polityki bałtyckiej tego króla. Pisał też o "obojętnym wobec spraw bałtyckich nastroju ogromnej większo- ści narodu" za Jana III Sobieskiegols5. Sąd ogólny Konopczyńskiego o polityce zagranicznej dawnej Rzeczy- pospolitej był niezwykle surowy. Podkreślał, iż cechowała się ona biernością i brakiem zrozumienia rzeczywistych potrzeb państwa. Ujawnił się w niej w pełni "szlachecki duch Rzeczypospolitej". "Sejm stronił od wojny trzy- dziestoletniej, chociaż przez udział w niej po tej lub owej stronie można było odzyskać Śląsk: bo tam nie było szlachty polskiej, tylko zapomniany 181 por. W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. I, s.179. 1 e z Tamże. 18 3 Tamże, s. 189. 184 Tamże, s. 255. 185 Tamże, t. 2, s. 467. 50 lud wiejski, wytrwale obstający przy mowie praojców. Zaniedbano sprawę rozszerzenia dostępu do morza [...]. Bo żegluga, handel morski, to interes królewski lub mieszczański, a szlachcie wystarczało spławianie wicin i szkut ze zbożem lub tratw do Gdańska. Za to zapędzano się chętnie i bez żadnego umiarkowania w przestworza wschodnie, dokąd ekspansję Rzeczypospolitej pchały interesy możnowładztwa [...]. Zapędy panów polskich na Mołdawię, podobnie jak chadzki kozaków na Morze Czarne, rozpętały nawałnicę tu- recką, która pochłonęła najlepsze siły Polski w wieku XVII i uniemożliwiła zwycięskie parcie ku Morzu Bałtyckiemu. A wyprawy na Moskwę w dobie Samozwańców zaostrzyły tylko antagonizm polsko-rosyjski, niecąc w Moskwie chęć odwetu, która wyładuje się na Rzeczypospolitej późno, lecz zabójczo." Bilans polityki zagranicznej szlachty był więc pod każdym względem ujemny. Cała "dwuwiekowa polityka zewnętrzna Rzeczypospolitej zakończy- ła się odepchnięciem jej od Morza Czarnego, zwężeniem dostępu do Bałtyku (utrata Inflant, emancypacja Prus), zasklepieniem narodu w lądowym hreczko- siejstwie, bez zaokrąglenia narodowego na zachodzie, bez stanowczego zwy- cięstwa, bez załagodzenia stosunków na wschodzie"1g6. Tak pisał Konopczyński w okresie, w którym ponownie odżywały "sny o potędze", a wielu marzyło głośno o Polsce "od morza do morza". Sąd autora na ten temat był trzeźwy, nacechowany politycznym realizmem. Z przeką- sem np. pisał o dążeniu Polaków w czasach Zygmunta III do usadowienia się w Estonii, "której dla wewnętrznego rozwoju swego państwa nie potrze- bowali, której odrębności społeczno-wyznaniowych zasymilować by nie umieli, i której by nie potrafili przeciw dwóm rywalom utrzymać w posiadaniu" 1 s . A oto inny przykład. Za Zygmunta III rozpoczęto "pochód polityczny na południe bez sił proporcjonalnych do wielkości zadania, bez ubezpieczenia się od innych stron świata i [...] bez mocnej terytorialno-społecznej podstawy we własnym kraju"lss. Opisując udaną akcję Zamoyskiego na południu (1600 r.) autor uczynił następującą uwagę: "Chwilowo tedy Polska oparła się o Dunaj, ale czy mogła w tej wspaniałej pozycji wytrwać? Rok 1601 okazał, że były to sny o potędze"189. Polityka ta, podyktowana egoistycznymi interesami magnaterii, osłabiała siły Rzeczypospolitej, uniemożliwiała koncentrację wysiłku na znacznie ważniejszych dla narodu i państwa celach zachodnich (umocnienie panowania Polski nad Bałtykiem, odzyskanie Śląska). Nadmierna ekspansja na wschód wpływała też negatywnie na stosunki wewnętrzne w Polsce. "Niepoczytalne harce po bezmiarach Moskwy rozstra- jały i barbaryzowały nasze życie polityczne [...]" - pisał Konopczyńskil90. Autor Dziejów Polski nowożytnej dostrzegał też inne ujemne następstwa unii z Litwą. Nawiązując do niektórych wątków Szujskiego "teoru przestrze- ni", pisał: "Na podkładzie sielskiego, ziemiańskiego żywota w przestworzach wschodnich, przy ekspansywnej gospodarce, wśród bezmiaru pól, gajów, łąk i wód rozwinęła się iście polska beztroskliwość i obojętność na wszystko, co nie zagraża wprost naszemu domowemu szczęściu. Bez wielkich namiętności, 186 Tamże, s. 596-597 18' Tamże, t.1, s. 213 188 Tamże, s. 209. 189 Tamże, s. 218. 190 Tamże. 51 ††††††††††††††††††††††††???? bez ca opalnych ofiar, bez tragicznego szamotania się z losem, bez targają- cych duszę wątpliwości, płynęło miękko życie staropolskie. Rozrzedzona ludność żyła jakby jakąś rozrzedzoną kulturą. Nie było tam ani śmiertelnej walki, ani intensywnej na miarę zachodnią pracy. Zarówno napięcie, jak i umiejętność pracy pozostały w tyle poza Europą [...]. Z lenistwem rąk roboczych szło w parze lenistwo myśli i woli. Wyłazi ono wszędy: przez dziury i łaty sejmowego prawodawstwa, przez niejasne, nieśmiałe konstrukcje myślicieli politycznych, przez źle przemyślane projekty politycz- 191 ne . Zasygnalizowane tu negatywne cechy "psychiki polskiej" zrodzone "w prze- stworzach wschodnich" stanowiły jeden z głównych czynników wewnętrznego upadku Polski. Konopczyński interpretował unię polsko-litewską i tzw. ideę jagiellońską w duchu endeckiej koncepcji państwa narodowego. Swoje rozważania na te- mat swobód, jakimi cieszyły się "różne grupy wyznaniowe i plemienne" w dawnej Rzeczypospolitej, zamknął autor znamiennym stwierdzeniem: "Nie znaczy to zresztą wcale, żeby budowniczym dawnej Rzeczypospolitej przy- świecał z góry jakiś ideał federalistyczny, wrogi zasadzie narodowej i cen- tralizmowi. Szlachta, jak wiemy, marzyła o zupełnym zespoleniu z bracią Litwinami w jedno nierozdzielne ciało, w jeden naród ze wspólnym rządem i sejmem. Królowie również zdawali sobie sprawę z praw żywiołu polskiego jako głównego gospodarza państwa [...] " 192. Jeżeli na mocy postanowień unii lubelskiej Litwa zachowała dużą państwową odrębność, "to stało się to nie w imię żadnej doktryny dualistycznej, a tylko jako skutek zrozumienia po obu stronach faktu, że za Bugiem i Narwią kraj jest inny i ludzie inni, i że podciąganie ich pod wspólny strychulec nie wyjdzie całości na zdrowie". Innymi słowy, zadecydowały o tym określone warunki historyczne. Docelowo jednakże zmierzano do asymilacji i inkorporacji ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. "Uzgodniona z interesem polskim rzeczywista idea jagielloń- ska nie porywając się na żadne akty przemocy, nie odstępując od drogowskazów >>zgody<< i >>miłości<< przewidywała jednak, rzec można, dalszy postęp zbliżenia i zespolenia, jaki istotnie wyrazi się za Stanisława Augusta w unitarnej Konstytucji 3 Maja."193 W ten sposób przeciwstawiał się autor teoriom federalistycznym, lansowanym głównie, choć nie wyłącznie, przez historyków związanych z obozem sanacyjnym. Przez pryzmat idei "państwa narodowego" patrzył również Konopczyński na politykę narodowościową szlachty. Wytykał jej, iż nie prowadziła "racjo- nalnej kolonizacji z myślą o utwierdzaniu kresów przy Rzeczypospolitej". "I tutaj też przyświecała ziemiańska predylekcja gospodarzy Rzeczypospolitej: skoro szlachta ruska przyjęła katolicyzm, język polski i obyczaje polskie, to któż by pytał o narodowość pozostałych 9/10 ludności tych województw?"194 Owa "beztroskliwość" o stan narodowego posiadania na wschodzie doprowa- dziła do tego, "że mimo utopienia w ziemiach kresowych znacznego odsetka ludu polskiego, ziemie te pod względem etnicznym pozostały w ogromnej 191 Tamże, t. 2, s. 597-598. 192 Tamże, t. l, s. 361. 193 Tamże. 194 'amże, t. 2, s. 597. 52 większości krajem ruskim, łatwym do oderwania i jeszcze łatwiejszym do strawienia przez Rosję"195. W ostrych słowach potępiał Konopczyński politykg szlachty wobec Kozaków i chłopów ukraińskich. Podpisywał się pod opinią, wypowiedzianą wcześniej przez Aleksandra Jabłonowskiego, że "polityka społeczna Rzeczypospolitej, owładnięta duchem klasowym, nie zrobiła rzeczy najważniejszej: chciano Kozaków trzymać w ryzie, używać przeciw Tatarom, a nie umiano ich przywiązać do wspólnej macierzy przez masowe, choćby i stopniowe uszla- chcenie" 196. Egoizm szlachty doprowadził także do poważnych wypaczeń w realizacji unu brzeskiej. "Przy nawracaniu dyzunitów niewiele ceremonii robiono sobie z przekonaniami chłopów: każdy dziedzic, gdy mu się raz udało pozyskać dla unii popa albo dla katolicyzmu parocha unickiego, stosował względem owie- , czek prawidło cuius regio eius religio. To wywoływało gorycz i uczucie zemsty. Co gorsza, wbrew wszelkiej polityce i wbrew wiążącym zapowiedziom, nie dopuszczano nawet biskupów unickich do senatu [...]."I9' Wiele do zarzu- cenia miał również autor polskiej hierarchii katolickiej: "Egoizm stanowy episkopatu łacińskiego sprawił, że unia nie zdobyła uroku w oczach kresowej szlachty i magnaterii, bo te warstwy wolały już przechodzić wprost na , katolicyzm, a i w sferze mieszczańsko-chłopskiej nie zapuścił większych korzeni" 19s. Wypowiadając się na temat genezy, przebiegu i skutków wojen kozackich, Konopczyński nie zawsze był konsekwentny. Nie brak w jego rozważaniach poświęconych tej sprawie uwag trafnych, nie brak też opinii uproszczonych, jednostronnych, o wyraźnie nacjonalistycznym charakterze. Prezentując polski punkt widzenia, wyolbrzymiał autor znaczenie agitacji rosyjskiej, nie doce- niał natomiast wewnętrznych źródeł ruchu ukraińskiego. Jego zdaniem trzeba było walczyć z Chmielnickim, bo Polsce groziła nie tylko utrata Ukrainy, ale i "żakeria chłopska". W trzydniowym boju pod Beresteczkiem "rozstrzy- gnigto sprawę na naszą korzyść, a zarazem na korzyść cywilizacji europej- skiej, której szańcem w tej chwili raz jeszcze okazała się Polska"199. Wy- powiedź ta odsłania horyzont klasowy myśli historycznej Konopczyńskiego. Autor Dziejów Polski nowożytnej najwyraźniej bał się "rewolucji ludowej", opowiadał się za pokojowym rozwiązaniem wszelkich konfliktów społecznych. Patrząc na "rebelię ukraińśką" przez pryzmat interesów szlacheckiej Rze- czypospolitej, Konopczyński nie akceptował bynajmniej wszystkich poczynań szlachty. Potępiał m.in. jej politykę zmierzającą do schłopienia Kozaków. Wspominając o "potentatach kresowych", którzy dążyli do stłumienia "bun- g " p tu Chmielnickie o w otokach krwi, zaznaczał, że "zaciekłość zwolenników represji, a zarazem głównych winowajców nieszczęścia, odbierała nadzieję racjonalnej polityki na wschodzie po przyszłym zwycięstwie [...]"zoo. Sprawę można było rozstrzygnąć jedynie w drodze rozumnego, sprawiedliwego kom- 19 5 Tamże. 196 Tamże, t.1, s. 211. 197 Tamże, t. 2, s. 597. l9s Tamże, t.1, s. 211. 199 Tamże, t. 2, s. 409. zoo Tamże, s. 403. 53 †††††††††††††††††††††††††††???? promisu. Była nim umowa hadziacka, która według Konopczyńskiego "sta- wiała zasadniczo naród ruski na jednym poziomie z polskim i litewskim" zo 1. Z uznaniem też wypowiadał się autor o polityce Jana III Sobieskiego, który chciał "usunąć źródło niechęci utrudniających pożycie ludu ruskiego z pol- skim ziemiaństwem", a także "dbał o ludzkie obchodzenie się z chłopstwem na Ukrainie, o szanowanie religii greckiej i nad złagodzeniem waśni między unią a dyzunią gorliwie pracował"zoz. Jest w tych ocenach wiele prze- sady, ale sporo też wiary w to, iż wypadki mogły się potoczyć inaczej, w sposób zgodny z żywotnymi interesami obu stron. Przytoczone wyżej wypowiedzi świadczą też o tym, że wbrew opiniom głoszonym niejednokrotnie w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych Konop- czyński nie był ciasnym "rasowym" nacjonalistą. W ocenie ukraińskich dą- żeń narodowych kierował się nie t le nacjonalistycznymi uprzedzeniami, ile określonymi względami państwowymi i klasowymi. I choć nie zawsze był obiektywny, potrafił przecież dostrzec racje "skozaczonego ludu", który "nie chciał słyszeć o powrocie pod pańskie rządy", jak też obarczyć stronę polską główną odpowiedzialnością za to, co się stało. Wynika to jasno i jednoznacznie z wielu ocen autora, zarówno ogólnych, jak też cząstkowych. Centralne miejsce w rozważaniach ogólnych Konopczyńskiego dotyczących dawnej państwowości polskiej zajmuje problematyka społeczna i prawno-ustro- jowa. Historyk dziejów politycznych zdawał sobie sprawę z tego, iż wyjaśnienia owych dziejów trzeba szukać w sferze spraw społeczno-ustrojowych. Rozważając wewnętrzne źródła słabości dawnej Rzeczypospolitej, pisał: "O śmierci z wewnę- trznego rozkładu czy choćby o chorobie nieuleczalnej dawnej Rzeczypospolitej po reformach stanisławowskich w ogóle nie może być mowy; ale choroba była, powtarzamy, straszna, zadawniona i nawet więcej niż jedna. Historia musi datować chorobę od chwili, kiedy ten lub ów proces społeczny wytwarza bezpośrednio zgubne skutki, a naród ich nie widzi albo nie ma siły moralnej, byje usunąć. Stara Polska takich usterek dźwigała niestety cały splot, a wszystkie one wyrosły niepostrzeżenie na tle wadliwej budowy społecznej"zo3. Konopczyński miał tu głównie na myśli "przerost klasy szlacheckiej". Początkowo rokował on państwu niezmierną siłę, później jednak przyniósł "fatalne owoce". Szlachta utożsamiając się z narodem odepchnęła od siebie inne klasy społeczne, przede wszystkim wielomilionowe masy chłopskie. O chłopach wypowiadał się Konopczyński ciepło, z dużą dozą współczucia. Kierując pod adresem szlachty zarzut upośledzenia chłopa, zaznaczał: "podobnie jak >>uczciwy<< (honestus), >>sławetny<< (famosus) mieszczanin, tak samo >>pracowity<< (laboriosus) chłop cieszył się w oczach >>urodzonej<< szlachty złą opinią leniucha, złodzieja, istoty bez wyższych popędów, od urodzenia upośledzonej. Nic to nikogo nie obchodziło, że stan włościański wydał w XVI w. jednego z naj- lepszych humanistycznych liryków, Janiciusa, podobnie jak mieszczański- najwybitniejszego satyryka, Klonowica. Aby zmusić chłopa do wydatniejszej pracy fizycznej, utrudniano mu wykształcenie i pracę umysłową i obmyśla- no nań drakońskie środki karne w rodzaju osławionego >>gąsiora<<"z04, zot Tamże, s. 429. 202 Tamże, s. 472. 203 Tamże, s. 592. 204 I'amże, t.1, s. 338 54 Surowo osądza również Konopczyński politykę szlachty wobec miast. Do- wodził, że za Zygmunta Augusta "na rachunek stanu niższego, mieszczań- skiego, szlachta wypisała, jakie chciała ustawy, nacechowane bardzo cha- rakterystyczną krótkowzrocznością". I dalej: "[...] gdyby ustawy 1565 r. naprawdę były przestrzegane, stan mieszczański popadłby u nas w ruinę prę- dzej i głębiej, niż to się stało faktycznie"zos. popierając Żydów szlachta działała na szkodę chrześcijańskiego mieszczaństwa. Za Romanem Rybarskim powtarzał autor myśl, że Żydzi "w Polsce nie byli drożdżami, na których dopiero zakwitło bujniejsze życie ekonomiczne; byli fermentem, który rozsa- dzał dawną organizację gospodarczą, a na jej miejsce nie stworzył czegoś, co by podniosło siłę gospodarczą kraju"206. W tej sprawie Konopczyński nie potrafił zdobyć się na sąd spokojny i wyważony. Dostrzegał przecież, że choć Żydzi krępowali rozwój polskiego mieszczaństwa, to jednakże głównym jego wrogiem była polska szlachta. Wedle autora "cała polityka wolno-handlowa sejmu [...] przesiąknięta była racją stanu szlacheckiego, nie racją stanu Polski"20 . Wadliwa struktura społeczna Polski zaciążyła również bardzo ujemnie na kulturze narodowej. W Rzeczypospolitej, zdaniem autora, nie było warunków dla rozwoju własnej, oryginalnej twórczości plastycznej i muzycznej: "Aby [...] wykształcić w ł a s n y c h, rodzimych Berreccich czy Padovanów, na to potrzeba było innych niż w Polsce stosunków społecznych. Poezja po wszystkie czasy jest w pierwszym rzędzie wytworem rycerstwa, nic dziwnego, że plejada polska w epoce Kochanowskiego dorównywała francuskiej, a stanęła mało co niżej od włoskiej, angielskiej czy portugalskiej. Plastyka kwitnie na gruncie mieszczańskim: z niego ona żyje i dla niego tworzy. U nas musiałaby tworzyć dla żywiołu skazanego na upośledzenie i zanik. Muzyka wreszcie oddycha wsią, umila życie oraczowi. Nazwiska Gomółki i Leopolity świadczą, żeśmy w XVI w. mieli takich, co ujmą lutnię po >>Bekwarku<<, a nawet pójdą w zawody z najmuzykalniejszymi narodami świata. Ale i tu skończyło się na pierwocinach, gdy bat pańszczyźniany przytłumił w ludzie chęć do śpiewu i odjął mu możność doskonalenia się w tej sztuce."208 Szlachcic stał się potęgą groźną nie tylko dla innych klas, ale i dla samego państwa. Podsumowując swoje wywody na ten temat Konopczyński pisał: "9/10 czgści narodu czuło się obco i źle w rodzinnym kraju i stan ten utrwalił się dzięki temu, że klasa uprzywilejowana była dość liczna, aby całą resztę przez parę wieków trzymać w garści i wyzyskiwać. Cokolwiek się też mówi o demokratyzmie dawnej szlachty, dla państwa lepiej było mieć arystokrację mniej liczną i pozbyć sig jej w drodze wewnętrznej rewolucji, niż czekać pod rządem owych dwustu tysięcy, aż warstwa rządząca się przeżyje - i kraj rozszarpią zaborcy" 209. Na straży interesów "klasowo-narodowych" szlachty stał ustrój polityczny 205 Tamże, s.158. 206 Tamże, s. 344. 20' Tamże. 20s Tamże, s. 368. Warto tu przy sposobności zwrócić uwagę na metodologiczną stronę tej wypowiedzi. Wyjaśnienia niektórych zjawisk kulturalnych poszukuje autor w strukturze klasowej społeczeństwa. 209 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 593. 55 ††††††††††††††††††††††††???? państwa. Był on, obok wadliwej struktury społecznej, drugą główną przyczy- ną wewnętrznej słabości Rzeczypospolitej. Ustrój ten - "dobry dla aniołów, a nie dla ludzi" - stworzono "bez przewidującej myśli", bez należytego wykończenia. Omawiając konsekwencje rokoszu Zebrzydowskiego, Konop- czyński uczynił znamienną uwagę: "Naród szedł na arenę wielkich dziejo- wych zmagań bez rynsztunku państwowego, bez zorganizowanej władzy i woli zbiorowej"21o. "Przez 200 lat władzę naczelną sprawował niezdolny do obrad i wytężonej dyskusji tłu.m, tłum sejmikowy, tłum elekcyjny." Głównym grzechem konstytucyjnym dawn j Rzeczypospolitej było liberum veto. Szlach- ta, podporządkowując państwo własnym klasowym interesom, prowadziła stałą walkę z władzą królewską, "przy czym król prawie zawsze dźwigał sprawę publiczną i rację stanu, a wolny szlachcic ściągał ją sobie pod stopy" 211. Potępiając "nierządne wolności", "zwyrodniały do reszty parlamentaryzm" czy "orgie nierządu sejmowego" 212, autor daleki był od przyjęcia recepty Bobrzyńskiego, który jedyne zbawienie dla Polski upatrywał w zaprowadze- niu silnej władzy królewskiej. Dla absolutyzmu, dowodził, nie było w Polsce żadnego gruntu. Trzeba było tak "wykończyć" ustrój Rzeczypospolitej, aby panowała w niej "rządna wolność". Wymagało to stworzenia, "prawdziwego parlamentaryzmu", a więc ograniczenia roli sejmików, usunięcia zasady jednomyślności, zerwania z instrukcjami poselskimi itp. Opowiadając się za "zdrowym sejmem" i "silnym rządem", z wielką uwagą śledził autor wszel- kie poczynania reformatorskie zmierzające w tym właśnie kierunku, potę- piał tych, którzy stali im na przeszkodzie. Wady ustroju politycznego dały o sobie znać już w epoce "mocarstwowej", początkowo jednak były w dużym stopniu niwelowane przez patriotyzm szlachty. Dzięki temu, mając "najniemożliwszy ustrój", Rzeczpospolita była przez jakiś czas zdolna do rozwoju, a nawet ekspansji na zewnątrz. Później sytuacja uległa zmianie. Podsumowując swoje wywody na ten temat Ko- nopczyński pisał: "Jakkolwiek bądź z tym zasobem sił intelektualnych i mo- ralnych, jakie mieli Polacy czasów Zamoyskiego, mogliby oni iść naprzód i wzwyż, gdyby nie ich ustrój państwowy - najtrudniejszy w świecie. Despo- tyzm nie wymaga innych cnót prócz posłuszeństwa; polska wolność żądała rozumu stanu, ofiarności, czujności od setek tysięcy. Tych starczyło w jednym pokoleniu, zabraknie w następnyZh"213. polska nie mogła spełnić "nadludz- kich zadań", jakie przed nią postawił Wiek Złoty. "Od degradaeji uratować ją mógłby tylko albo cud władzy, narzucający się wolnym duchom, albo jeszcze większy cud obywatelśkiego wycho ania."214 W tym kontekście chcemy zwrócić uwagę na poglądy Konopczyńskiego dotyczące kultury politycznej oraz charakteru narodowego Polaków doby nowożytnej. W obu sprawach zajął on stanowisko krytyczne, odbiegające od dominujących wówczas ujęć apologetycznych. W sprawie oceny kultury politycznej szlachty XVI w. starł się Konopczyń- 210 Tamże, t.1, s. 233. 211 Tamże, t. 2, s. 594. 212 Tamże, s. 412, 471. 213 Tamże, t.1, s. ,375. 214 Tamże. 56 ski ostro z Józef Zjeździe Naukowym im. J. Kocha- nowskiego w czF wcu 1930 r.215 polemizując z apologetycznymi wywodami historyka wars awskiego, Konopczyński zaprezentował opinię, iż "w urzą- dzeniach społeczno-politycznych XVI wieku okazaliśmy niezwykły rozum stanu, ale stanu szlacheckiego, nie narodowego"z16. Zasadnicza część wywo- dów autora, dotycząca tej sprawy, powtórzona została później w Dziejach Polski nowożytnej. Stwierdzając fakt, iż kultura polityczna czasów zygmuntowskich bywa przedmiotem "chluby historyków", Konopczyński zaznaczał, iż jest to słusz- ne tylko w odniesieniu do zasad leżących u podstaw bytu dawnej Rzeczy- pospolitej. "Ale jeżeli od kultury politycznej żądać przede wszystkim wa- lorów politycznych, podobnie jak od artystycznej żądamy artystycznych, a od gospodarczej gospodarczych, to najważniejszej rzeczy: u m i e j ę t n o ś c i osiągania celów państwowych i r e a I i z o w a n i a ideałów nawet pokolenie Zamoyskiego nie posiadało. Mówimy o celach państwowych, a nie o oso- bistych i nie klasowych; o rozumie stanu, ale nie stanu szlacheckiego, bo pod tym względem dawna szlachta jako strażniczka swoich interesów pobiła wszystkie rekordy. Kulturę polityczną znamionuje rozum państwowotwórczy, co przewiduje daleko i steruje celowo. My mieliśmy zwycięzców dosyć, ale sterników, budowniczych przyszłości - mało."21, Powrócił Konopczyński jeszcze raz do tej sprawy w Uwagach, wytykając szlachcie "nieumiejętność przewidywania i realizowania celów politycznych, z wyjątkiem szlachecko-klasowych"zls. Warto chwilę zatrzymać się przy tej sprawie. Jednym z bezspornych walo- rów syntezy Konopczyńskiego jest trzeźwa ocena zjawisk politycznych. Autor ocenia je z państwowego punktu widzenia, konfrontuje środki z celami, analizuje skutki. Innymi słowy, synteza ta, jak rzadko które dzieło histo- ryczne uczy racjonalnego spojrzenia na sprawy polityczne. Przejdźmy do drugiej sprawy. Oceniając dorobek Polski mocarstwowej, uczynił autor znamienną uwagę: "[...] umysł polski, acz zdolny i bystry, nie osiągnął (poza kilkoma wyjątkami) rzeczy wielkich; pozostał świetnym, obie- cującym młodzieńcem. Zabrakło mu planowej uprawy, zachgty i tego podło- ża siłotwórczego, jakie daje c h a r a k t e r"219. Wyjaśniając tę myśl, autor pisał: "Słynęła nasza amoenitas morum: należeliśmy w towarzystwie do ludzi najsympatyczniejszych. Religijność prosta a nie głęboka, rycerskość, poczucie honoru, brak zawziętości, gościnność, towarzyskość - to były miłe cechy natury wychowanków Złotego Wieku. Spytajmy o ich przydatność w walce o byt, a znajdziemy niepokojące słabości. Tolerancja podszyta była biernością i brakiem głębszej namiętności. Gościnność - słabym zmysłem kalkulacyj- nym. Gładkość towarzyska - słabą budową osobowości. Sejmikowa unani- mitas ścierała indywidualność, zmuszała do wyrzekania się jasnej myśli 215 por. Pamigtnik Zjazdu Naukowego im. Jana Kochanowskiego w Krakowie 8 i 9 czerwca 1930, Kraków 1931, s. 52-57; odpowiedź J. Siemieńskiego, tamże, s. 58-59. 216 Tamże, s. 56. 217 j. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t.1, s. 372. 21s Tamże, s. 386. 219 Tamże, s. 375. 57 ††††††††††††††††††††††††???? i wytrwałej wvli. Szlechetność idei pozostawała coraz częściej w pomyśleniu: byle zabłysnąć i spodobać się samemu sobie"220. Owe "podstawowe skłonności lub słabości" charakteru narodowego Pola- ków dały o sobie w pełni znać w epoce upadku. Dla autora nie ulega wątpli- wości, że coś "szwankowało [...] w samej psychice polskiej". "Sangwiniczna natura Polaka starej daty zdobywała się łatwo na górne wzloty; szczytnością ideałów prześcignęliśmy cały świat", ale nie potrafiliśmy ich należycie zreali- zować. "Przez lenistwo raczej niż przez nieuczciwość tumaniono siebie wspa- niałym gestem i pięknym frazesem, gdy na dnie duszy rozrastało się nie kontrolowane świadomością obywatelską sobkostwo." 221 W tym kontekście, nawiązując jakby do lansowanej przez Bobrzyńskiego teorii braku wielkich charakterów, wybitnych indywidualności, Konopczyń- ski surowo osądza elitę polityczną dawnej Rzeczypospolitej: "Zabrakło tęgich ludzi, wybitnych osobowości, które by wzięły na siebie całe odium nowator- stwa, rzuciły się w tłum i rozkruszyły jego bezmyślną, ociężałą masę". Przy- czyn tego stanu rzeczy doszukiwał się autor m.in. w systemie ustrojowym państwa: "(...] w atmosferze sejmików, pod rządem jednomyślności, dla nie- psucia bratniego nastroju musiała wszelka osobowość milczeć, niwelować się, giąć się i łamać, bo inaczej zepsułby się sejmik i straciłaby na tym sprawa publiczna. W tych tysięcznych aklamacjach, w pogoni za popularnością, wobec niepodobieństwa przekonania tysięcy tępych głów ginęły samorodne talenty polityczne, ogałacała się Polska z wybitnych mężów stanu"222. Nie uważał Konopczyński charakteru narodowego za coś skończonego, niezmiennego. Widząc w nim "czynnik decydujący" prowadzący do wew- nętrznego upadku państwa, historyk krakowski wyraźnie zarysował drogg odnowy. Wiodła ona przez rozumną propagandę i wychowanie obywatelskie: "Nie pochlebiać starym przesądom, nie kłamać. Nie kryć prawdy pod korcem, ale ją nieść na światło dzienne i rozdawać, obwoływać ją głośno, bić w dzwon alarmowy, demaskować fałsze - to był jedyny szlak prowadzący do wyjścia z labiryntu". Trzeba było "przeistoczyć duszę tego ogółu, sięgnąć do jego najgłębszych, zdrowych jeszcze pierwiastków, z opasłego szlachcica wydobyć znów człowieka, otworzyć mu oczy na to, co się dzieje w Europie i w Polsce, ustanowić w nim samowiedzę obywatelską [...]"223. Tą drogą poszedł najpierw Stanisław Konarski, a później Stanisław August Poniatowski. Poglądy Konopczyńskiego na dzieje Polski nowożytnej stanowiły swe- go rodzaju syntezę dotychczasowych zapatrywań. Wiele zapożyczył autor od krakowskiej szkoły historycznej, zwłaszcza od Szujskiego, od którego przejął podstawowe elementy trzech jego wielkich teorii historiozoficznych: "błędnej formy", "młodszości cywilizacyjnej"224 i "przestrzeni"zzs. gez trudu 2 2 0 Tamże. 221 Tamże, t. 2, s. 597-598. 222 Tamże, s. 599. 223 Tamże, s. 600. 224 por. wypowiedź W. Konopczyńskiego w Pamigtniku Zjazdu Naukowego im. J. Koehanowskiego, s. 54. 225 wymienionych tu teoriach Szujskiego pisali m.in.: J. Adamus O syntezach historycznych Szujskiego, [w:] Studia historyczne ku czci Stanislawa Kutrzeby, t. 2, Kraków 1938, s.1-27; tenże Monarchizm i republikanizm w syntezie dziejów Polski, 58 też znaleź można w jego wywodach - jak ju wspomnieliśmy - echa rozważań Bobrzyńskiego na temat braku "chara;terów". Zapożyczenia te nie miały jednak charakteru mechanicznego; aut r Dziejów Polski nowo- żytnej brał z syntez szkoły krakowskiej tylko to, co było zgodne z jego własną koncepcją historiozoficzną. Kierując się tą zasadą, odrzucił m.in. teorię Szujskiego o anarchicznym charakterze Polaków jako jednej z głów- nych przyczyn upadku politycznego Polski w końcu XVIII w. Krytykował wprawdzie nasz charakter narodowy, ale za zupełnie coś innego, za brak silnych przekonań, lenistwo i niedbalstwo. Przejmując zaś taką czy inną teorię Szujskiego czy Bobrzyńskiego, interpretował ją po swojemu, w duchu własnej koncepcji syntetycznej. Przykładem może tu być wspomniana wyżej teoria Bobrzyńskiego o braku "wielkich charakterów" jako głównej przy- czynie upadku Polski. Konopczyński daleki był od przekonania, że jeden wybitny władca czy mąż stanu mógł uratować państwo przed katastrofą; stać się to mogło, jego zdaniem, jedynie za sprawą całej ówczesnej elity politycznej. Innymi słowy, zabrakło nie tyle wybitnej jednostki, ile wielu "tęgich ludzi, wybitnych osobowości". Przejmując od szkoły krakowskiej niektóre ustalenia i poglądy, Konop- czyński pełną garścią czerpał jednocześnie z bogatego dorobku szkoły war- szawskiej. W analizie zagadnień prawno-ustrojowych wzorował się na pra- cach Aleksandra Rembowskiego, od którego przejął nie tylko szereg kon- kretnych stwierdzeń i ocen, ale także porównawczy punkt widzenia na urzą- dzenia ustrojowe dawnej Rzeczypospolitej. Jeszcze więcej zawdzięczał Ko- nopczyński Korzonowi. Ocena czasów stanisławowskich, jaką dał w Dziejach Polski nowożytnej, zbieżna jest z poglądami Korzona zaprezentowanymi w jego monumentalnych Wewngtrznych dziejach Polski za Stanislawa Augu- sta (1882-1886). Konopczyński w swych wywodach szedł nawet czasami dalej niż Korzon. Zwiastuny odrodzenia dostrzegał już w czasach Augusta III, stanowiących, jego zdaniem, "epokę twórczą". Silniej też niż Korzon akcen- tował reformy sejmu konwokacyjnego oraz przemiany wewnętrzne, jakie dokonały się w Rzeczypospolitej w pierwszych latach panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Oceniając sytuację, jaka zaistniała przed pierwszym rozbiorem, Konopczyński stwierdził: "Nierząd umożliwił katastrofę, ale ra- bunek przyśpieszono właśnie dlatego, ponieważ Polska zapragnęła życia rząd- nego i niepodległego"226. Analizując "czynniki postępu" dokonującego się w Polsce po 1772 r., pisał: "Błędem byłoby mniemanie, że owe ziarna siał jeden człowiek lub jeden obóz. Gdy cały świat, rzucony z posad przez myśl krytyczną, gorączkowo chwytał nowości [...], nie było w Rzeczypospolitej takiej rodowej firmy, która by w ciągu kilkunastu lat pokoju po pierwszym rozbiorze [...] nie zrobiła czegoś na swój sposób dla krajowego postępu"22 . Opisał autor ten postęp wcale szczegółowo, zwracając m.in. uwagg na odrodzenie ustroju politycznego, skarbu i wojska, wytwórczości krajowej (rolnictwa, przemysłu, handlu), stosunków społecznych, oświaty, nauki, lite- Łódź 1961, s. 77 i nn.,123 i nn.; J. Maternicki JózefSzujski wobec tzw. ideijagiellohskiej, [w:] Historia XIX i XX wieku. Studia i szkice. Prace ofiarowane Henrykowi Jablońskiemu w siedemdziesiątą rocznicg urodzin, Wrocław 1979, s. 41-55. 226 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 633. 227 Tamże, s. 650-651. 59 ††††††††††††††††††††††††???? ratury i sztuki. Konopczyński przedstawił te wszystkie reformy w duchu Korzonowskiego optymizmu, wyolbrzymiając nieco ich rzeczywisty zasięg i znaczenie. Dążenie Polaków do naprawy swego życia państwowego i społecznego spowodowało drugi rozbiór Polski. Pozostał z Polski "tylko krwawiący tułów z głową i sercem, całkiem do życia niezdolny. To miał być naprawdę finis Poloniae, wyrok śmierci na naród, który po wiekach lekkomyślności, po paru pokoleniach szaleństwa nie tylko zaczynał być mądrym, ale i śmiał rozpalać w Warszawie drugi Paryż, rewolucyjny, groźny dla wszystkich wo- koło despotów"22s. Analizując zaś przyczyny trzeciego rozbioru Polski Ko- nopczyński napisał: "Nie oszczędziliśmy w tej książce ani jednej słabej strony życia staropolskiego, obnażyliśmy wszystko, co wiodło do klęski, nawzajem podnosząc wszystkie ważniejsze przejawy odrodzenia. Polacy, celowo zatru- wani jak żaden inny naród europejski, dźwignęli się własnym rozumem i szli do ocalenia może nie dość szybko, krokiem nie dość pewnym i wyliczonym, ale niezachwianym. Jeszcze jedno pokolenie, a nikt by nie poznał wnuków epoki saskiej " 229. Omawiając genezę poglądów Konopczyńskiego na przyczyny upadku Polski nie sposób pominąć zapatrywań Askenazego. Nie aprobował wprawdzie Ko- nopczyński jego tendencji do rozgrzeszania dawnej Rzeczypospolitej z win i wad, przyjmował jednak, i to w całej niemal rozciągłości, pogląd Askena- zego na "międzynarodową anarchię" jako główną przyczynę rozbiorów. Roz- biory Polski "zdziałała [...] anarchia międzynarodowa Hohenzollernów, got- torpskich Romanowów i lotaryńskich Habsburgów"230. Stało się to w wa- runkach bardzo niepomyślnego dla Polski układu stosunków międzynarodo- wych. "Despoci Wschodu znaleźli w zniszczeniu Polski cel wspólny, który ich połączy na dziesiątki lat; ludy Zachodu, Anglicy i Francuzi, zwalczały się nawzajem: w takim otoczeniu Polska, choćby rozwinęła dwakroć większą siłę niż ta, którą stworzyli powstańcy kościuszkowscy, musiała ulec." 231 Ale - dodawał zaraz - "w samej śmierci poczęło się [...] nowe życie". Upadło państwo, ale naród nie zginął, żył i trwał nadal, walcząc o "formę państwową". Zarysowaliśmy wyżej główne wątki myśli syntetycznej Konopczyńskiego. Ze spraw bardziej szczegółowych, ale ważnych, uwzględnimy jeszcze poglą- dy autora na rolę Kościoła w dziejach Polski oraz stosunki polsko-niemieckie i polsko-rosyjskie. Zgodnie ze swym zasadniczym stanowiskiem Konopczyński patrzył na kulturę jako na "oręż" służący Rzeczypospolitej w walce "o byt państwowy pośród narodów Europy"232. Z tego samego punktu widzenia oceniał też działalność Kościoła w Polsce. Podkreślając rolę uczuć religijnych w życiu Polaków, wskazując na silne zespolenie katolicyzmu z polskością, nie był bezkrytycznym apologetą Kuru Rzymskiej i Kościoła polskiego. Oto kilka przykładów. Przedstawiając trudną sytuację Rzeczypospolitej w przededniu zzs Tamże, s. 680. 229 Tamże, s. 689. 230 Tamże, s. 690. 23 I Tamże. Z32 pod tym kątem widzenia oceniał autor kulturę Złotego Wieku. Por. Tamże, t.1, s. 363. 60 tzw. drugiej wojny moskiewskiej (1512-1522), autor zaznaczał: "Kuria Rzym- ska wobec gróźb wiszących od Wschodu nad Polską, a więc i nad katolicyzmem, okazała chwiejność bezprzykładną. Pięć breve słał Leon X w sprawie pruskiej, a każde następne zadawało kłam poprzednim [...]". W okresie wojny z Pru- sami w latach 1519-1521: "Najszkodliwsze stanowisko dla Polski zajął papież Hadrian VI [...]". Za Jana III: "Kuria nie skąpiła gotówki, ale dyplomatycz- nie szkodziła Polsce na Wschodzie i Zachodzie"z33. Charakterystycznajest też opinia Konopczyńskiego na temat idei przedmurza chrześcijańskiego, która "głoszona z Rzymu, zaczęła się przyjmować na dobre dopiero po Cecorze, a zatryumfuje dopiero w dobie Kahlenbergu"z34. Z drugiej jednak strony autor zaznaczał: "Duchowieństwo, a za nim cała społeczność katolicka zro- zumiały, że z Rzymu snuje się te nici, które wiążą wszystkich katolików Rzeczypospolitej [...] " 235, Uznając katolicyzm za ostoję jedności duchowej Polaków, Konopczyński z rezerwą odnosił się do ruchu reformacyjnego. Oto typowa dla poglądów autora ocena zgody sandomierskiej 1570 r.: "Taka zgoda, choć podziwiana w Europie, oznaczała dalszą niezgodę w Polsce, bo oddalała uznanie katoli- cyzmujako łącznika moralnego dla ogółu Polaków"z36. O zgodnym współży- ciu "owieczek różnych wyznań" nie mogło być mowy, zaś wojny wewnętrzne prowadzone na tle religijnym mogłyby doprowadzić do osłabienia Polski. "Guzów był zwycięstwem katolicyzmu i jedności narodowej." "Katolicyzm zwyciężał, bo lepiej odpowiadał psychice polskiej, bo był jednolity i karny, i świecił zagranicy przykładem wewnętrznego odrodzenia."z37 Zaznaczyć tu jednak należy, że potrafił również autor oddać sprawiedli- wość wyznawcom innych wyznań. Szczególnie ciepło pisał o Braciach Polskich zaznaczając, że "obok doktryn zabójczych dla państwa, kiełkowały w gmi- nach ariańskich idee sprawiedliwości społecznej, nieraz poparte czynami, kie- dy tymczasem uczniowie - współwyznawcy Skargi puszczali mimo uszu jego wołanie o litość nad ubogim oraczem"238. Bardzo surowo osądzał Konopczyński szkolnictwo jezuickie. Kolegia je- zuickie działały "bez twórczego ognia, szablonowo, bez poczucia odpowie- dzialności za losy kraju [...]. Kształciły wyznawców, niekiedy bojowników Kościoła, nie kształciły obywateli". A oto inna opinia na ten temat: "[...] wszystko zmierzało do dalszego rozwielmożnienia katolicyzmu kosztem innych wyznań i do wywyższenia sfer klerykalnych w obrębie samej społeczności katolickiej. Wychowanie jezuickie serc nie uszlachetniało, umysłów nie roz- wijało, obywatelstwa nie kształciło". Żarliwość wyznaniowa, "zamiast stano- wić szczebel do głębszego ujęcia spraw narodowych, zagrożonych ze strony schizmatyckiej Moskwy i protestanckich Prus, wylała się na sejmie niemym [...] w sposób szkodliwy: zakazano dysydentom odbudowy starych zborów, nakazano zburzenie nowych [...]". Potępiał też autor nietolerancyjne uchwa- ły podjęte na sejmie konwokacyjnym zwołanym po śmierci Augusta II, za 233 Tamże, s. 84, 93; t. 2, s. 423. z34 Tamże, t.1, s. 365. 235 Tamże, s. 334. 236 Tamże, s.165. 237 Tamże, s. 234. 238 Tamże, s. 365. 61 ††††††††††††††††††††††††???? które, jak zaznaczał, "z czasem Rzeczpospolita drogo zapłaci"239. Z wielkim uznaniem natomiast wypowiadał się o roli duchowieństwa w ozdrowieńczym, jego zdaniem, ruchu barskim, a zwłaszcza w procesie odnowy duchowej na- rodu po 1772 r. W pierwszym przypadku kładł nacisk na silne zespolenie obrony katolicyzmu z pragnieniem wywalczenia pełnej niepodległości, w dru- gim - na wielki wkład byłych jezuitów w rozwój polskiej oświaty i życia umysłowego kraju. Przejdźmy do drugiej sprawy. Poglądy Konopczyńskiego na stosunki pol- sko-niemieckie i polsko-rosyjskie pozostawały w bliskim związku z ideologią i programem terytorialnym obozu narodowo-demokratycznego. W wydanym w 1929 r. zbiorze szkiców historyczno-politycznych Konopczyńskiego znajdu- jemy bardzo znamienne dla autora stwierdzenie: "Pierwszy Dmowski z pogłę- bionych wiedzą historyczną rozmyślań wydobył i podniósł w r. 1908 tę nieprzedawnioną prawdę, zarazem dziejową i polityczną, że nie rosyjski kolos na glinianych nogach, lecz opancerzone Niemcy są najważniejszym dziedzicz- nym wrogiem narodu polskiego, z którym walka na śmierć i życie, w jednym obozie ze wszystkimi jego przeciwnikami, jest i na dziś dyrektywą niezmien- ną"z4o. Hołdując temu punktowi widzenia, całą niemal politykę zagraniczną Rzeczypospolitej oceniał w zależności od tego, czy i w jakim stopniu przeciw- działała ona zagrożeniu niemieckiemu. Tak było do lat dwudziestych XX w. i później, po 1939 r. Pewna zmiana w tych poglądach zaznaczyła się w latach trzydziestych, kiedy to, ulegając ówczesnym nastrojom, Konopczyński zaczął się skłaniać ku tezie o istnieniu dwóch wrogów "dziedzicznych" Polski, tj. Niemiec i Rosji. Opisując politykę "zachłannych Prus", autor stwierdził m.in., że "najgor- szym nieprzyjaćielem" Jana III Sobieskiego był Fryderyk Wilhelm. "Założy- ciel i twórca mocarstwowej polityki Hohenzollernów wobec Polski [...] uświa- damiał sobie wiekuiste przeciwieństwo między Berlinem a Warszawą i wy- trwale podkopywał państwowość polską." "Głównym ogniskiem zamachów rozbiorowych na Polskę jest od śmierci Jana Sobieskiego Berlin [...]." To najbardziej "żarłoczny" i "zaborczy" sąsiad Polski. Po śmierci Fryderyka II "nie zamarłyjego mordercze na zgubę Polski zapędy"241. Opinie te były w pełni zgodne z wcześniejszymi wypowiedziami autora na ten temat242. Wypowiedzi Konopczyńskiego dotyczące stosunków polsko-rosyjskich nie są tak jednoznaczne, jak odnoszące się do stosunków polsko-pruskich. Wie- my już, że bardzo krytycznie oceniał on politykę ekspansji i zadrażniania stosunków z Rosją243. Nie zawsze jednak był tu konsekwentny, często też w toku omawiania takiej czy innej kampanii wojennej dał się ponieść emo- cjom i obrzucał przeciwników Rzeczypospolitej niezbyt wybrednymi epite- tami. Jednostronność spojrzenia Konopczyńskiego zaznacza się m.in. w oma- v ianiu wojen Stefana Batorego. Oto parę charakterystycznych dla autora 239 Tamże, t. 2, s. 503, 536, 548. 240 W. Konopczyński Stronnictwa nasze wobec historu, [w:] tegoż Umarli mówią, s. 50. Cytowany szkic ukazał się po raz pierwszy w 1923 r. na łamach "Przeglądu Wszechpolskiego". 241 W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, s. 474, 523, 631, 660. 242 por. s.16. 243 por. s. I5. 62 sformu owań: "Najazd Iwana na Inflanty w r. 1577 odbył się wśród takich orgii barbarzyństwa i okrucieństwa, że zaćmił wszystkie srogości Turków i samego nawet Iwana". W tej sytuacji Batory "wyrastał na obrońcę cywili- zacji i ludzkości". Ze swoim wojskiem wkraczał on na ziemię połocką jako "zbawca i wyzwoliciel". "Niszczono pilnie środki materialne wroga, ale nie pastwiono się nad ludem, była to bowiem wojna szlachetna z barbarzyństwem [...]."244 podobnych sformułowań można by przytoczyć więcej. Nacjonali- styczne akcenty, których nie brak w Dziejach Polski nowożytnej, znajdowały też swój wyraz m.in. w podkreślaniu różnic kulturalnych między Polską i Rosją. Konopczyński dostrzegł także okrucieństwa wojsk polskich, ale pisał o nich mniej i raczej niechętnie. W "dymitriadzie" widział słusznie "wykolejenie" polityki polskiej. Wyprawę królewicza Władysława na Moskwę nazwał ekspe- rymentem "mglistych bezdroży"245. Komentując zaś wcześniejsze dążenia do opanowania Rosji, uczynił znamienną uwagę: "Zastanawia, że nikt z na- szych historyków Kłuszyna nie zwrócił uwagi na społeczną stronę układów Zygmunta III i Żółkiewskiego, pisanych na skórże rosyjskiego chłopa"246, Potrafił więc autor zdobyć się także i w tych sprawach na sąd zdradzający szerokość spojrzenia historycznego. Bardzo charakterystyczna jest też z tego punktu widzenia jego opinia na temat polityki polskiej po pierwszym roz- biorze kraju. Rozdział poświęcony tej kwestii (Spokojne lata pod protekto- ratem Rosji (1775-1788)) zaczyna się od takiej oto refleksji ogólnej: "Rosja w dobie pierwszego rozbioru spełniła wobec Polski, nie po raz pierwszy ani ostatni, rolę kata; jej pułki nie tylko przygotowały >>wossojedinienje<< Białorusi, ale też utorowały drogę na Pomorze Prusakom, do Małopolski- - Austriakom. Nic dziwnego, że odtąd s e r c e p o I s k i e u w r a ż 1 i w i a ł o się na szereg pokoleń jednostronnie: znienawidzono Moskali znacznie głębiej niż zaborców niemieckich. A jednak bezpośrednio po roz- biorze orientacja rosyjska zapanowała w polityce War- szawy mocniej niż po 1733 i 1764 r. i było to w zgodzie z inte- resem państwowym Rzeczypospolitej"24 . Mimo pewnego ne- gatywnego nastawienia emocjonalnego do Rosji, wywołanego nie tylko jej udziałem w rozbiorze Polski, ale także krwawym stłumieniem konfederacji barskiej, potrafił Konopczyński trzeźwo ocenić zaistniałą sytuację polityczną, jak również wartość współdziałania polsko-rosyjskiego. Także i w tej spra- wie zadecydował wzgląd na polską rację stanu, interes państwa i narodu, który stanowił dla autora zasadnicze kryterium oceny faktów historycznych. Synteza Konopczyńskiego spotkała się, rzecz jasna, z dużym zaintereso- waniem historyków, zwłaszcza badaczy dziejów nowożytnych, którzy najle- piej mogli ocenić jej zalety i wady. Na temat dzieła historyka krakowskiego wypowiedzieli się m.in. tak kompetentni badacze, jak Adam Skałkowski, Kazimierz Chodynicki, Władysław Czapliński, Kazimierz Lepszy czy Władysław Bogatyński. Zabrali głos m.in. o. Jacek Woroniecki i Józef M. Święcicki; nie zabrakło również recenzji publicystycznych, zamieszczonych w takich czasopismach,jak "Głos Narodu" czy "Myśl Narodowa". Trudno byłobyjednak Z44 j. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t.1, s.184. 245 Tamże, s. 249-251. 246 Z'amże, s. 383. 247 'amże, t. 2, s. 642-643. [Podkreślenia J. M.] 63 ††††††††††††††††††††††††???? powiedzieć, że książka Konopczyńskiego wywołała tak jak niegdyś syntezy Szujskiego i Bobrzyńskiego jakąś głębszą i poważniejszą dyskusję. Wybuch wojny spowodował, iż zabrakło czasu na gruntowne przemyślenie założeń historiogra icznych autora, a także jego koncepcji dziejów Polski. Większość recenzji ograniczyła się do prezentacji samego dzieła i wypowiedzenia bardzo pochwalnych o nim opinu. Uczeń Askenazego, skłonny zawsze do krytyki Adam Skałkowski, pisał o Dziejach Polski nowożytnej w samych niemal superlatywach. Podnosił "urok szerokich widnokręgów", dokładną znajomość tematu, a także wielki tempe- rament pisarski autora. "Przedstawienie jest plastyczne, charakterystyki wy- raziste. Można się nie godzić z autorem, ale bądź co bądź pobudza do zastanowienia się, co jest zaletą kapitalną, gdy się wie, że słów nie rzuca na wiatr, że poprzedziły je badania sumienne, że ma głębokie poczucie odpowiedzial- ności." z4s Wytykał wprawdzie recenzent autorowi drobne nieścisłości, podnosił też niektóre kwestie sporne, ale w sumie ocenił jego dzieło wysoko. Uczeń Konopczyńskiego, Władysław Czapliński, nazwał Dzieje Polski no- wożytnej "dziełem monumentalnym", podnosząc takie jego zalety, jak jedr o- litość ujęcia, "daleko posuniętą gwarancję ścisłości", "głębokie zrozumie- nie [...] roli i wartości katolicyzmu" (recenzja publikowana była w "Prze- glądzie Powszechnym") oraz "umiar i spokój" w ocenach władców i wybitnych postaci historycznych. Dotykając pewnych kwestii szczegółowych recenzent widział potrzebę mocniejszego podkreślenia destrukcyjnej roli magnateru, a także poszerzenia charakterystyki Stanisława Leszczyńskiego. "W sumie na- leży stwierdzić - pisał Czapliński - że dzieje Polski nowożytnej doczekały się pierwszorzędnego opracowania [...]."z49 W podobnym tonie utrzymana była recenzja Jacka Woronieckiego, który ze szczególnym uznaniem wypowiadał się o wywodach Konopczyńskiego do- tyczących roli dziejowej Kościoła w Polsce. Podkreślał też obiektywizm auto- ra, którego sąd, jak pisał, "cechuje głęboki umiar między idealizowaniem naszych dziejów i tuszowaniem ich ciemnych stron z jednej strony, a przed- stawianiem ich w zbyt ciemnych barwach z drugiej"z50 Podobnie interpretował Dzieje Polski nowożytnej Władysław Bogatyński: "Pogląd prof. Konopczyńskiego oscyluje między pesymizmem a optymizmem [...]" - stwierdzałz5l. W tej "świetnej syntezie", przynoszącej "rewizję dzie- jów politycznych, ustrojowych, społecznych, religijnych, gospodarczych, kul- turalnych" Polski nowożytnej, dostrzegał Bogatyński jeden tylko mankament, a mianowicie brak przejrzystości, zwłaszcza "w perspektywicznych ujęciach epok". "Dzieło prof. Konopczyńskiego - pisał recenzent >>Przeglądu Współ- czesnego<< - pełne głębokich rozważań, bystrych obserwacji, trafnych i na ogół obiektywnych sądów [...] stanowi poważną pozycję w historiogra ii naszej i w bogatym dorobku naukowym autora."zsz Inne recenzje miały podobny charakter. 248 Rec. A. Skałkowskiego, "Nowa Książka", R. 4:1937, s. 324. 249 Rec. W. Czaplińskiego, "Przegląd Powszechny", t. 213 1937 s. 97. 250 Rec. o. J. Woronieckiego, "Ateneum Kapłańskie", R. 23:1937, t. 23, s. 414. 251 W, Bogatyński Dwie nowe syntezy i rewizje dziejów Polski, "Przegląd Współ- czesny", R.16:1937, t. 61, s.125. 252 Tamże. 64 Na poważniejszą dyskusję z autorem zdobył się jednak Kazimierz Chody- nicki, który poświęcił syntezie Konopczyńskiego obszerny artykuł. Recenzent zaznaczał, że nikt bardziej od autora nie był powołany do przedstawiania ca- łości dziejów Polski nowożytnej, podnosił też "niepospolitą erudycję" i "bez- stronność sądu" Konopczyńskiego, "systematyczny układ c?zieła" i "harmonijne ujęcie poszczególnych zagadnień i epok". Z dużym uznaniei wypowiadał się również o konstrukcji i stylu pracy. "Pod względem formy - pisał - dzieło prof. Konopczyńskiego posiada wysokie walory. Układ pracy jest przejrzysty, systematyczny i harmonijny. Autor opanował swoją niepospolitą erudycjg, wystrzegał sig przeciążenia zbytecznymi szczegółami, unikał dygresji. Budowa całości i poszczególnych części zwarta. Styl oryginalny. Niezwykła zwięzłość, żywość opowiadania, trafny dobór słów, oryginalność konstrukcji zdania łączy z się plastyką obrazu i siłą ekspresji."253 Chodynicki bronił też Konop- czyńskiego przed zarzutem pesymizmu twierdząc, iż pogląd autora na dzieje Polski jest wprawdzie surowy, ale sprawiedliwy. Recenzent dopatrzył się "zasadniczej różnicy" między nim a Szujskim i Bobrzyńskim. "Nie pesymizm i nie przygnębienie występuje w książce prof. K.[onopczyńskiego], ale wiara w ży- wotność narodu" - stwierdzałz54 Do spraw dyskusyjnych zaliczył Chodynicki przyjętą przez Konopczyńskiego periodyzację, a także jego pogląd na tzw. ideę jagiellońską i kulturę polityczną szlachty polskiej w XVI w. Wypowiadając się w pierwszej sprawie, recenzent wskazywał na pewne niekonsekwencje w wywodach syntetycznych autora wynikające, jego zda- niem, z przyjęcia jako cezury wewnętrznej, oddzielającej dwie wielkie epoki naszych dziejów nowożytnych, roku 1648. Chodynicki proponował "przepro- wadzenie granicy mniej więcej między r. 1572 a 1609", wyraźnie preferując pierwszą z tych dat. "Zależnie bowiem od podziału otrzymuje się inny roz- kład świateł i cieni. Inaczej zupełnie wygląda 66 lat epoki jagiellońskiej, gdy się je rozpatruje jako odrębną całość, inaczej gdy te 66 lat włączy się do owych 142 lat >>Polski mocarstwowej<<."255 Chodynicki zgłaszał też pewne zastrzeżenia do używanego przez Konop- czyńskiego (i innych historyków, m.in. O. Haleckiego i W. Kamienieckiego) pojęcia "idea jagiellońska". Zdaniem recenzenta pojgcie to, jako "mgliste i nieuchwytne", prowadzące do ciągłych nieporozumień, powinno być usu- nięte z prac historycznych. Chodynicki miał też pewne wątpliwości, czy słuszne jest nazywanie tzw. idei jagiellońskiej "ideą polską". Nie można z całą pewnością orzec - argumentował - jakie składniki tzw. idei ja- giellońskiej były pomysłem króla, jakie zaś wytworem polskiego otoczenia. Nie bardzo też podobało się recenzentowi niejasne i prowadzące do róż- nych nieporozumień pojgcie "kultura polityczna". Z dalszych jednak jego wywodów wynika, iż istota sporu leżała nie tyle w terminologii, ile w nieco 253 K. Chodynicki Dzieje Polski nowożytnej, "Kwartalnik Historyczny", R. 53: 1939, nr 2, s. 265. 254 Ta że. Zarzut nadmiernego pesymizmu postawił Konopczyńskiemu J. M. Świę- cicki, który twierdził, niezbyt zresztą zasadnie, że autor Dziejów Polski nowożytnej prześcignął w pesymizmie samego Bobrzyńskiego. Do tego poglądu skłaniał się także po latach W. Czapliński w pracy Wladyslaw Konopczyński jako historyk XVI i XVII w., s. 67-68. zss K. Chodynicki Dzieje Polski nowożytnej, s. 251. 3 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I odmiennym spojrzeniu obu autorów na obyczaje i życie polityczne szlachty w XVI w. Konopczyński oceniał je raczej surowo, recenzent - z większym jakby wyrozumieniem. Chodynicki podniósł też w swojej recenzji szereg kwestii szczegółowych, związanych głównie z dziejami Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wytykał Konopczyńskiemu różne drobne niedokładności w przedstawianiu spraw Koś- cioła wschodniego, niedostateczne, jego zdaniem, podkreślenie wpływów pol- skich na Litwie oraz przypisanie królom zbyt szerokich kompetencji w za- kresie polityki zagranicznej. Ogólny sąd recenzenta o dziele historyka krakowskiego wypadł jednak bardzo korzystnie. Wedle Chodynickiego Konopczyński "dał jednolitą całość o konsekwentnym poglądzie na dzieje narodu". Opracował szczegółowiej aniżeli w dziełach zbiorowych wewnętrzne dzieje Polski i spoił je mocno ze sprawami politycznymi, wykazując ich wzajemną zależność. Jego książka "jest na wskroś oryginalnym i niezmiernie wartościowym dziełem w naszym dorobku naukowym". Podziwiać trzeba, że "autor ogarnął tak wielki okres dziejów i w każdej kwestii zdobył się na własne zdanie". Dzieło jego - kończył swoje wywody Chodynicki - "nie tylko odtwarza stan dzisiejszy nauki, ale stanie się pobudką dla historyków do dalsżych samodzielnych prac"256, Książka Konopczyńskiego poczynając od r. akad.1936/37 służyła młodzieży studenckiej jako podręcznik. Taką też funkcję spełniała w okresie okupacji (na tajnych studiach historycznych), jak również później, w pierwszych latach Polski Ludowej. Usunięta z list lektur studenckich w okresie błędów i wy- paczeń, z tryumfem powróciła na nie już po śmierci autora w 1956 r. W latach pięćdziesiątych ukazało się jej drugie wydanie, niestety nie w Warszawie czy w Krakowie, ale w Londynie25 . W kraju dzieło było i jest praktycznie dostępne jedynie w dużych bibliotekach; skromny nakład pierwszego wydania został ostatecznie wyczerpany w okresie okupacji; niewiele zresztą egzempla- rzy syntezy dotarło do bibliotek domowych, a jeszcze mniej przetrwało ka- taklizm wojenny. Synteza Konopczyńskiego jest więc dziś praktycznie nie zna- na szerszym kręgom czytelników. Jest to niewątpliwie z wyraźną szkodą dla kultury historycznej (a może także i politycznej) naszego społeczeństwa. Konopczyński należy do tych nielicznych uczonych, których dokonania badawcze zyskują na znaczeniu w miarę upływu czasu. W większości przy- padków dzieła historyka szybko się starzeją, a bywa i tak, że popadają w zapomnienie. Z Konopczyńskim jest inaczej, jego dorobek twórczy roz- patrywany jako całość jest wciąż żywy i aktualny, nadal wartościowy, po- budzający do dalszych poszukiwań i refleksji. Opinie współczesnych histo- ryków zajmujących się podobną problematyką, co niegdyś Konopczyński, peł- ne są najwyższego uznania dla autora Dziejów Polski nowożytnej. E. Ros- tworowski widzi w nim "największego chyba polskiego historyka swego pokolenia" 25 e. W innej pracy tenże sam badacz stwierdza, że zawdzięcza- my Konopczyńskiemu "niemal wszystko, co wiemy o [...] zawichrzonych 256 Tamże, s. 265-266. 257 por. W. Konopczyński Dzieje Polski nowożytnej, t. I-2, Londyn 1958-1959, s. XIII, 437 i VIII, 418. 258 E, Rostworowski Historyk Rzeczypospolitej, s. 87. 66 latach 1752-1763 i 1768-1775"259. Zdaniem Czaplińskiego rozdziały Dziejów Polski nowożytnej poświęcone XVI i XVII stuleciu "długo jeszcze będą pod- stawowym źródłem informacji, punktem wyjścia dla różnego rodzaju szcze- gółowych badań"260. Jeszcze wyżej ocenia wkład Konopczyńskiego do badań historycznych, tym razem nad epoką saską, Józef Gierowski: "Jako historyk czasów saskich pozostaje więc Konopczyński stale niedościgniony, zadziwiający szerokością poruszanej problematyki, zakresem zbadanych źródeł. Jeżeli nawet szczegóły jego ustaleń czy niektóre założenia doczekają się z czasem uściśleń czy rewizji, pozostanie on zawsze tym uczonym, który silniej niż poprzednicy podkreślił przełomowy charakter tej doby i jej wewnętrzne napięcia" 261. Wkład Konopczyńskiego do badań nad epoką stanisławowską ocenił Jerzy Michalski. Wysuwając na plan pierwszy "ustalenie ogromnej ilości faktów", a także "spojrzenie na czasy stanisławowskie jako na kontynuację zjawisk (zwłaszcza w zakresie spraw ustrojowych) mających długą nieraz genealogię", Michalski pisał: "Prace Konopczyńskiego, oparte na wyjątkowo rozległych kwerendach, wprowadziły do naukowego obiegu liczne źródła mało lub wcale dawniej nie wykorzystane. Imponujący dorobek Konopczyńskiego - wynik jego niezwykłej pasji i rzetelności naukowej - ilościowo nie miał chyba sobie równego w historiografii czasów stanisławowskich, jakościowo nie ustępował osiągnię- ciom najwybitniejszych badaczy: Waleriana Kalinki i Wacława Tokarza"262. Poczesne miejsce zajmuje również Konopczyński w dziejach polskiej myśli syntetycznej. Dzieje Polski nowożytnej nie są może tak błyskotliwe ani tak przejrzyste i konsekwentne, jak Dzieje Polski w zarysie Bobrzyńskiego, ale posiadają tę wielką zaletę, niezwykle rzadką w przypadku dzieł syntetycznych, iż w sposób harmonijny łączą dwa niełatwe do pogodzenia pierwiastki: głęboką refleksję i solidną erudycję. Praca Konopczyńskiego nie wolna jest od wad. Zarzucić autorowi można wiele: nadmierne skoncentrowanie uwagi na sprawach politycznych, zbytnie psychologizowanie, nazbyt sarkastyczny ton wypowiedzi, skłonność do przesady czy to w krytyce, czy w pochwałach. Nietrudno też doszukać się w niektórych wywodach i ocenach Konopczyńskiego pewnych akcentów nacjonalistycznych. Synteza powstała w określonym czasie, nosi więc piętno atmosfery intelektualnej, a po części i politycznej, swojej epoki. Tak jest z każdym ambitnym dziełem historycznym; syntezy historyczne są nie tylko " odzwierciedleniem" przeszłości, ale także świadectwem swoich czasów, wyra- zem niepokojów, tęsknot i nadziei właściwych epoce, w której powstały. Wielkie syntezy, a z taką właśnie mamy tutaj do czynienia, podejmują również problemy o znaczeniu uniwersalnym, dotyczące tak istotnych spraw, jak zagadnienie wolności i władzy, kultury politycznej narodu, jego prawidłowej struktury społecznej, podstaw terytorialnych, a także orientacji zewnętrznej (miejsca w Europie). Rozważania Konopczyńskiego dotyczące tych spraw, poświęcone podstawowym problemom naszego życia narodowego i państwowego, pobudzić mogą i powinny współczesnego czytelnika do głębszej, poważnej refleksji nie tylko nad naszym w c z o r aj, ale także d z i s i aj i j u t r o. Jerzy Maternicki 259 E. Rostworowski Wladysław Konopczyńskijako historyk, s. 223. 260 ) . Czapliński Wladyslaw Konopczyński jako historyk XUI i XTiIl w., s. 70. 261 J. A. Gierowski Wladyslaw Konopczyrźski jako badacz czasów saskich, s. 74. 262 J. Michalski Wladyslaw Konopczyrźskijako badacz czasów stanislawowskich, s. 79. Nota edytorska Edycja niniejsza oparta jest na wydaniu z 1936 r. Poprawione zostały w niej oczywiste błędy literowe, zmodernizowano pisownię i interpunkcję. Do brzmie- nia nazwisk i nazw miejscowości podanych przez Konopczyńskiego dodano w nawiasach nazwiska i nazwy częściej dziś stosowane. Jeśli występują one większą ilość razy, w nastgpnych wypadkach podano tylko brzmienie stosowane obecnie. Konsekwentnie poprawiono w tekście, wbrew uzasadnieniom autora (patrz t. 1, s. 171, wyd. 1), pisownię nazwiska Waza, nie przyjęła się bowiem w Polsce propozycja Konopczyńskiego, by pisać "Wasa". Przy pierwszym występowaniu w tekście nazwiska, z reguły podawanego bez imienia, wydawcy starali się dodać w nawiasie kwadratowym - imię najczęściej stosowane dla określenia danej osoby. Tylko dla określenia osób występujących równocześnie i mających takie samo pierwsze imię dodano także i następne np. Jan Herburt i Jan Szczęsny Herburt. Dodając imiona obcokrajowców starano się stosować do zasady przyjętej przez Konopczyńskiego, podającjedynie ich polskie odpowied- niki. Wyjątek stanowią imiona rosyjskie - np. Fiodor, a nie Teodor. Ponieważ Konopczyński przy datacji faktów podaje bardzo często tylko dzień i miesiąc, wydawcy, aby ułatwić Czytelnikowi lekturę, w przypadkach szczególnie potrzebnych uzupełnili tekst, podając w nawiasach kwadratowych rok. Z uwagi na to, że dzieło Konopczyńskiego będące najrzetelniejszą i najbo- gatszą faktograficznie syntezą okresu, stanowiło i stanowi podstawę, z której przede wszystkim czerpano i czerpie się nadal faktografię do syntez, a nawet monografii, zdecydowaliśmy się na skorygowanie w przypisach pomyłek, np. większość nawet ostatnio wydawanych syntez podaje (za Konopczyńskim) jako datę zawarcia rozejmu w Dywilinie 3 I 1619, podczas gdy w rzeczywistości zawarty on został 11 XII 1618, a miał obowiązywać od 3 I 1619. Pozostawiamy natomiast podawane przez autora liczby dotyczące wojsk biorących udział w bitwach, szlachty uczestniczącej w zjazdach, itp. ze względu na to, że i w najnowszych opracowaniach są co do nich różnice zdań, chociaż zawierają one chyba dane bliższe rzeczywistości. Wydawcy starali się również podawać w przypisach tłumaczenia zwrotów obcojęzycznych, z wyjątkiem często spotykanych i z pewnością ogólnie zna- nych, jak np. viritim, interregnuin. Nie tłumaczono również tytułów dzieł. Nota bibliografczna Wprowadzone zmiany dotyczą przede wszystkim częściowej modernizacji pisowni, obejmującej komentarze i uwagi autora, interpunkcji oraz uzupełnień w opisie bibliograficznym: dodane zostały (bez specjalnego oznaczania w tek- ście) pierwsze litery imion, miejsca i daty wydania, niekiedy uzupełniono ty- tuły, rozwinięto nazwy czasopism, dopisano numery roczników. Modyfikacja pisowni objęła również obcojęzyczne tytuły i nazwiska. Uwspół- cześniono zasady transliteracji alfabetu rosyjskiego i ukraińskiego, a także ujednolicono pisownię tytułów i nazwisk w języku niemieckim oraz szwedz- kim i duńskim. Tam, gdzie wymagała tego konieczność, zrezygnowano ze stosowanego często przez Konopczyńskiego spolszczania nazw miejscowości, piszemy więc na przykład Gedanii lub Danzig zamiast Gdańsk, Cracoviae zamiast Kraków, Lvov, Lviv zamiast Lwów. Dla zorientowania czytelnika we współczesnej literaturze przedmiotu od- dzielnie zamieszczono bibliografię uzupełniającą, która obejmuje w zasadzie tylko druki zwarte opublikowane po 1936 r., będące, naszym zdaniem, najcenniejszymi syntezami i monografiami polskimi i obcymi, traktującymi o dziejach Polski XVI-XVIII w. ewentualnie krajów, których losy bezpo- średnio lub pośrednio wiązały się z historią naszego narodu. Pominięto na ogół wznowienia pozycji wydanych po raz pierwszy przed ukazaniem sig dzieła Konopczyńskiego, np. prace Brucknera, Łozińskiego czy Bystronia o kulturze i obyczajach polskich albo opracowania Sobieskiego, Pawińskiego, Smoleńskiego i in. z serii "Klasycy Historiografii". Wyjątek stanowią, jeśli chodzi o literaturę polską, znakomite Dzieje Polski w zarysie Bobrzyńskiego, a z literatury obcej publikacje znane przed 1936 r. tylko w oryginale, np. cytowana przez Konopczyńskiego książka Lorda na temat drugiego rozbioru Polski. W zestawieniu dominują pozycje z zakresu historii politycznej, choć starano się też uwzględnić wybrane zagadnienia społeczne, gospodarcze i kulturalne. Jesteśmy świadomi, że ze względu na nieunikniony subiektywizm ocen i kryteriów doboru literatury zestawienie nasze nie jest doskonałe i mogłoby być uzupełnione niejednym jeszcze opracowaniem. Spis treści Jerzy Maternicki: Władysław Konopczyński i jego synteza dziejów Polski nowożytnej 5 Nota edytorska . . Nota bibliograficzna . TOM I Przedmowa . . 73 ZYGMUNT I (1506-1548) . . . 75-12z L Polska odosobniona wśród wrogów. . . . 75s7 1.Elekcja Zygmunta I (75).2.Zadania nowego władcy (76).3.Pierwsza wojna moskiewska (78).4.Epilog wotosko-tatarski (79).5.Walka dyplomatyczna o Prusy (80).6.Hohenzollern i Habsburg przeciw Polsce (81).7.W kleszczach między Niemcami i Moskwą (82).8.Wybuch drugiej wojny moskiewskiej (83).9.Zwrot w polityce Zygmunta I (84).10.Orsza (85).11. Zjazd wiedeński (86) Od zjazdu wiedeńskiego do wojny kokoszej . . . 88-102 12.Modus vivendi z Habsburgami (88).13.Koniec wojny moskiewskiej (89).14.Wojna pruska (90).15.W ślepym zaułku (93).16.Sekularyzacja Prus (94).17.Rozruchy gdańskie (95).18.Kontrakcja i represja (96).19.Wcielenie Mazowsza (97).20.Sprawa węgiers- ko-czeska (98).21.Konflikt z Mołdawią; tarcia z Tatarami (100).22.Trzecia wojna moskiewska (1534-1537) (101) II.Praca wewngtrzna . . . 102-115 1.O skarb i wojsko (102).2.Z senatem czy ze szlachtą? (104).3.Sejm na rozdrożu i na bezdrożach (104).4.Ustawodawstwo (105).5.Stusunki wewnętrzne na Litwie (107).6. Zabiegi sukcesyjne dworu (108).7.Początki reformacji (109).8.Hasła egzekucji (110).9. Opozycja na sejmach (112).10.Wojna kokosza (113) Ostatnie dziesięciolecie . . . . 115-122 11.Brak kierowniczej ręki (115).12.Pokucie uratowane.Mołdawia ostatecznie stracona (116). 13.Powikłania wggierskie (117).14.Między Habsburgami i Turcją (118).15.Zbrojny niepokój na wszystkich kresach (119).16.Bilans panowania (120) ZYGMUNT AUGUST (1548-1572) . . . . 123-167 III.W rozbracie z narodem . . . 123-138 1.Początek i istota konfliktu (123).2.Przymierze z Habsburgami (125).3.Stosunek do Węgier i Turcji (126).4.Lata pokoju z Moskwą (127).5.Małżeństwo z Katarzyną.Odjazd Bony (127). 6.Wycieczki panów polskich do Mołdawu (128).7.Postępy reformacji (129).8.Publicystyka obozu egzekucyjnego (131).9.Sekty skrajne (133). 10. Odpór katolików (133). 11. Samowładcze chęci Zygmunta Augusta (134).12.Obóz i program egzekucji (135).13.Walka z duchowieństwem (136).14.Głębsze tło rozbratu (137) IV. Walka o Inflanty . . . 138-153 1.Geneza kwestii inflanckiej (139).2.Wyprawa pozwolska (140).3.Pod grozą Moskwy - układ Kettlera z Zygmuntem (141).4.Wybuch wojny z Iwanem Groźnym (142).5.Szwedzi w Estonu. Pakt poddaństwa (143). 6. Ze Szwecją czy z Danią (144). 7. Połock 803 i Uła (145). 8. Wojna czy pokój? (145). 9. "Wyprawa" radoszkowicka (146).10. Odwrócenie przymierzy (147). 11. Kongres szczeciński (148). 12. Zapłata za pomoc pruską (150). 13. Strażnicy morza (151).14. Zatarg z Gdańskiem. Statuty Karnkowskiego (152) V Egzekucja i unia . . . 154-167 1. Czasy bezsejmowe (1559-1562) (154). 2. Egzekucja królewszezyzn (155). 3. Początek reakcji katolickiej (156). 4. Sejm 1565 r. Reformy gospodarcze (157). 5. Przygotowanie unii (159). 6. Rokowania (160). 7. Sejm lubelski 1568/1569 (161). 8. Unia z Prusami (162). 9. Sprawa reformy sejmu i elekcji (164).10. Koniec ostatniego Jagiellona (165).11. Werdykt dziejowy o "Dojutrku" (166) WALEZJUSZ I BATORY (1572-1586) . . VI. Pierwsze elekcje i pierwsi wybraricy . . . 168-197 1. Pod kapturem - ku wolnej elekcji (168). 2. Senat czy szlachta? (168). 3. Viritim! (169). 4. Konwokacja (G-28 stycznia) (1573] (170). 5. Kandydatury do tronu (171). 6. Agitacja i elekcja (172). 7. Układ króla z narodem (173). 8. Krótkie rządy Henryka (174). 9. Po ucieczce Henryka (175).10. Zwrot w Stężycy na korzyść Batorego (176).11. Druga elekcja - rozdwojona (177). 12. Batory jako człowiek i król (178).13. Wojna z Gdańskiem (179).14. Przygotowania do zapasów z Moskwą (181).15. Najazd Iwana na Inflanty (183).16. Połock i Wielkie Łuki (184). 17. Psków (185). 18. Pośrednictwo papieskie a rozejm zapolski (186). 19. O resztę Inflant (187). 20. Kompromis z Gdańskiem (188). 21. Trybunał (189). 22. Polityka wewnętrzna Batorego (191). 23. Batory a sejm (192). 24. "Tyrania'' nad Zborowskimi (193). 25. Sprawa Zborowskich przed sądem sejmowym (1585) (194). 26. Przez Moskwę do Carogrodu (195) ZYGMUNT III (1587-1632) . . 198-275 VII. Król a kanclerz wobec nowych zagadnieri . . . 198-222 1. Perspektywy i ugrupowania (198). 2. Znów elekcja rozszczepiona (I99). 3. Walka o tron (200). 4. Rozbrat na tle pacyfikacji (202). 5. Zamoyski przeciw królowi (203). 6. Sejm pacyfikacyjny (5 marca-23 kwietnia 1589 r.) (204). 7. Niebezpieczeństwo tureckie (205). 8. Zjazd w Rewlu i jego skutki (206). 9. Ku Morzu Czamemu (208).10. Unia brzeska (209). I1. Pierwsze bunty kozackie (211).12. Kryzys polsko-szwedzki (1593-1598) (213).13. Wyprawa Zygmunta III do Szwecji (214).14. Projekt unu polsko-moskiewskiej (216).15. Zamoyski nad Dunajem (217).16. Wznowiona walka o Inflanty (219).17. Nowe ustępstwa dla Hohenzol- lernów (220).18. Dymitriada (220) VIII. Przesilenie wewngtrzne 1. Absolutum dominium - czy nierząd? (222). 2. Sejm 1605 r. - koniec Zamoyskiego (224). 3. Z sejmu do kupy (1606) (225). 4. Zjazd pod Lublinem (227). 5. Pod Sandomierz - ezy pod Wiślicę? (228). 6. Hasła i cele (229). 7. Ugoda pod Janowcem zerwana (230). 8. Sejm 1607 r. (maj-czerwiec) (231). 9. Koniec rokoszu (232).10. Katolicyzm - religią panującą (233) Walki o Moskwg 11. Polacy w shiżbie drugiego Samozwańca (235).12. Wojna z Moskwą postanowiona (236). 13. Marsz na Smoleńsk (237).14. Tryumf Żótkiewskiego (238).15. Moskwa się budzi (239). 16. Tryumf Zygmunta III (241).17. Daremne zakusy (242).18. Straty na zachodzie i południu (243).19. Konfederacje wojskowe (244). 20. Przymierze polsko-austriackie (246). 21. Kwestia kozacka (247). 22. Swawola magnacka na Wołoszczyźnie (248). 23. Wyprawa Władysława na Moskwę (249). 24. Atak na Moskwg zakończony rozejmem [duelińskim] (250) IX. Zawierucha południowa 1. Busza (251). 2. Akcja dyzunitów (253). 3. Polska a Śląsk wobec w buchu wojny trzydziestoletniej (254). 4. Lisowczycy na Węgrzech. Niepomyślny zwrot na ąsku (255). 5. Wybuch wojny tureckiej (256). 6. Cecora (257). 7. Po klęsce (259). 8. Chocim (260) 222-234 235-251 251-261 804 Walka o Bałtyk 9. Samotność wobec wrogiej Północy (261). 10. Utrata Rygi (263). 11. Nieład, znużenie, opozycja (263).12. Ostatnia obrona Inflant (265).13. Najazd na Prusy (266). 14. Pierwszy okres obrony Prus (162 1627) (267).15. Dalsze wysiłki na morzu, lądzie i w dyplomacji (268). 16. Posiłki austriackie (269). 17. Rozejm altmarski [starotarski] (270). 18. Niebez- pieczeństwa (271).1.9. Wrzenie na Rusi (272). 20. Sprawa nastgpstwa tronu i reformy elekcji (274) CZASY WŁADYSŁAWA IV X. Pigkne poczgtki 1. Trwożne nastroje (276). 2. Konwokacja (276). Władysław jednynym kandydatem, jego przeszłość (278). 4. Najzgodniejsza elekcja (279). 5. Próba rewizji konstytucji (280). 6. Wojna z Moskwą (281). 7. Odsiecz Smoleńska (282). 8. "Wiecznoje dokonczanje" (27 maja 1634) (283). 9. Wojna z Abazy paszą (284).10. Zabiegi o koronę szwedzką (285).11. Przygotowania do wojny (286).12. Rozejm w Sztumskiej Wsi (287).13. Pokusy śląskie (1636) (288).14. Pakt familijny z Habsburgami (289) 261-275 27G-315 276-290 XI. Sprawy wewngtrzne w latach pokoju (od 1645 r.) . . . 29 302 1. Doradcy i nadzorcy króla (290). 2. Gospodarka dworska (291). 3. Zasady rządzenia (292). 4. Zamiast oświaty politycznej - elita orderowa (293). 5. Plany morskie Władysława IV (294). 6. Zatarg o cło gdańskie (295). 7. Sprawy kozackie (296). 8. Bunty Pawluka i Ostranicy (297). 9. Sprawy wyznaniowe (299) Frontem na Wschód . . 302-315 10. Konflikt z Francją (302).11. Gra bez atutów (304).12. Zyski z przymierza austriackiego (305).13. Plan wojny tureekiej (307). 14. Zbliżenie z Moskwą (308).15. Ślub Władysława z Ludwiką Marią (309).16. Za kulisami sejmu i senatu (310).17. Tajemnica rozdarta. Opór powszechny (311).18. Sejm 1646 r. (312).19. Plan wojny w nowej fazie (1647) (313). 20. Wybuch chmielnicczyzny. Śmierć króla (314) POLSKA W WIEKU ZYGMUNTOWSKIM. . 31 375 XIL Kraj i ludność . . . 31 329 1. Nazwa, stolice i godło państwa (316). 2. Granice (317). 3. Podział administracyjny (318). 4. Wielkopolska (319). 5. Małopolska (320). 6. Mazowsze (321). 7. Prusy Królewskie (321). 8. Ziemie ruskie (322). 9. Wołyń i Podole (322).10. Ukraina (322).11. Podlasie (323).12. Litwa (323).13. Dzielnice niegdyś anektowane (324).14. Inflanty (325).15. Obszar i zaludnienie państwa na tle porównawczym (326).16. Rasy, języki, wyznania (327) XIII. Społeczezstwo i gospodarstwo . . . 329-344 1. Szlachta (329). 2. Duchowieństwo (331). 3. Mieszczaństwo (334). 4. Chłopi (337). Żydzi (338). 6. Rolnictwo (339). 7. Przemysł (341). 8. Handel (342) XIV. Państwowość . . 344-363 1. Obywatel - szlachcic - Polak (344). 2. Król (345). 3. Bezkrólewia i elekcje (347). 4. Sejm walny (349). 5. Senat w okresach migdzysejmowych,(350). 6. Urzędy centralne (351). 7. Zarząd lokalny (352). 8. Sejmiki (353). 9. Sądownictwo (354). 10. Konfederacje i rokosze (356). 11. Skarbowość (357). 12. Wojskowość (359). 13. Idea jagiellońska (361). 14. Autonomia Prus i Gdańska (361).15. Lenna i dependencje (362) XV Kultura . . 364-375 1. Kultura religijna (364). 2. Literatura piękna (365). 3. Wiedza (366). 4. Sztuka (368). 805 5.Kultura materialna i towarzyska (368).6.Szkoły i oświata (370).7.Kultura prawnicza (371). 8.Kultura polityczna (372).9.Polska w obliczu świata (373).10.Postęp czy zastój? (374) Uwagi . . . 376 Bibliografia . . 388 TOM II PANOWANIE JANA KAZIMIERZA (1648-1668) . . 4o3-a51 XVI.Okres walki ze Wschodem 1648-1655. . 403-416 1.Bezkrólewie i elekcja (403).2.Beznadziejność ugody (405).3.Zbaraż,Zborów (406).4. Kwestia ukraińska na tle sprawy wschodniej (408).5.Beresteczko (409).6.Wgzeł mołdawski: Batoh i Żwaniec (410).7.Król i dwór wobec kraju (412).8.Oznaki rozkładu (412).9.Swary królewiąt.(413).10.Wybuch wojny z Moskwą (415).11.Utrata Mohylewa i Smoleńska (415). 12.Ochmatów,Wilno (416) XVIL Udział Polski w wojnie północnej 1655-1660. . 416-434 1. Zaborcze apetyty Szwecji (416). 2. Ujście i Kiejdany (417). 3. Polska poddaje się Szwedom (419). 4. Samoobrona narodowa: Częstochowa i Tyszowee (420). 5. Losy Prus Królewskich (421). 6. Czarniecki w walce z Karolem Gustawem (421). 7. Odzyskanie stolicy (422). 8. Kampania dyplomatyczna. Plany rozbioru Polski (424). 9. Dola i niedola Rakoczego (425).10. Utrata lenna pruskiego (426).11. Prąd ugodowy na Ukrainie (427).12. Ugoda hadziacka i jej skutki (429). 13. Schyłek wojny ze Szwecją (431). 14. Pokój oliwski (432). 15. Połonka i Cudnów (433) XVIII. Zamieszki wewngtrzne, rezygnacja na zewnątrz . . . 434-451 1. Projekt reformy sejmowania (434). 2. Sprawa elekcji za życia króla (1655-1661) (436). 3. Tragiczny sejm (1661) (437). 4. Konfederacje wojskowe 1659-1663 (438). 5. Wojna z Moskwą w latach 1661-1664 (441). 6. Sprawa Lubomirskiego przed sądem sejmowym (442). 7. Rokosz (443). 8. Na drodze do dalszego rozstroju (445). 9. Zamęt na Ukrainie (446). 10. Rozejm andruszowski (447).11. Podhajce (448).12. Stracone widoki wschodniopruskie i śląskie (448). 13. Abdykacja (450) DWAJ KRÓLOWIE RODACY (1668-1696) . . 452-5o5 XIX. Przewaga gminu szlacheckiego za króla Michała . . . 452-a78 1. Przysięga konwokacyjna, gwałty na elekcji (452). 2. Król i jego doradcy (453). 3. Polityka zewnętrzna Korybuta (454). 4. Waśnie stronnicze (454). 5. Wiry ukraińskie (456). 6. Dwa sejmy zerwane (457). 7. Kamieniec i Buczacz (458). 8. Konfederacje gołąbska i szczeb- rzeszyńska (459). 9. Chocim (460) Pierwotna polityka Jana Sobieskiego 10. Bezkrólewie (460). I1. Indywidualność Jana III (461).12. Monarchizm Sobieskiego (462). 13. Widoki nadbałtyckie i zakarpackie (463).14. Dalsza wojna z Turcją (463).15. Żórawno (464).16. Opozycja na sejmach 1676-1677 r. (465).17. Kryzys (1677-1678) (467).18. Sejm grodzieński 1678/1679 r. (468) Lata przejściowe 19. Jeszcze o motywach zwrotu w polityce Sobieskiego (469). 20. O lepszy rząd (470). 21. Kozaczyzna. Unia i dyzunia (472). 22. Starania o ligę chrześcijańską (473). 23. Intrygi brandenbursko-francuskie (474). 24. Na drodze do przymierza z Austrią (474). 25. Sprawa Morsztyna (475). 26. Venimus, vidimus, Deus vicit (476) XX W jarzmie Ligi.Świętej 460 69 469- 78 478-495 806 1.Geneza,cel i charakter Ligi (478).2.Widoki wołosko-węgierskie (479).3.Wojna w 1684 i 1685r.(480).4.Pokój Grzymułtowskiego (481).5.Wyprawa mołdawska 1686r.(482).6. Zmierzch sławy Sobieskiego (483).7.Nowa opozycja (484).8.Spiski (484).9.Sejm grodzieński zerwany (17stycznia - 5marca 1688) (485).10.Sprawa Radziwiłłówny (486).I 1. Klęska dworu na sejmie warszawskim 1688/1689r.(487) Pod tchnieniem śmierci . . . 488 95 12.Król na rozdrożu (488).13.Rokowania z Austrią.Sejm 1690r.(489).14.Ostatnia wyprawa mołdawska Sobieskiego (1691) (489).15.Schyłek wojny tureckiej (490).16.Dyplomacja Marysieńki (491).17.Opozycja Sapiehów (492).18.Zatargi litewskie (493).19.Śmierć Sobieskiego (494) Wyniki XVII wieku . . . 495-5o5 1.Wiek husarii i hetmaństwa (495).2.Promieniowanie polszczyzny (497).3.Złota wolność (498).4.Możnowładztwo pod płaszczykiem demokracji (499).5.Zubożenie powszechne (500).6.Nieład w skarbie (502).7.Oświata (502).8.Zanik twórczości naukowej i literackiej (504) PANOWANIE AUGUSTA MOCNEGO . . . 50r 547 XXII.Naród w rozterce . . . . 506-522 I.Nierząd na konwokacji i w wojsku (506).2.Jeszcze jedna niespodzianka wyborcza (507).3. August Mocny (509).4.Projekty moldawskie i pokój karłowicki (510).5.Wojna domowa na Litwie (511).6.Wielka wojna północna (512).7.Z królem czy przeciw królowi? (514).8.Dwa rządy,dwa przymierza (1704--1706) (515).9.Altranst dt (516).10.Sandomierzanie w walce z Leszczyńskim (517).11.Pohawa (518).12.Kryzys południowo-wschodni (520) XXIII.Migdzy majestatem i wolnością . . . . 522-5a7 1. August na drodze do zamachu stanu? (522). 2. Konfederacja tarnogrodzka (1715) (523). 3. Walki i rokowania (525). 4. Traktat warszawski i sejm niemy (526). 5. Zwrot przeciwko Rosji (528). 6. Traktakt wiedeński 5 stycznia 1719 r. (530). 7. Pod hegemonią Rosji (531). 8. Upadek ducha publicznego (532). 9. Stosunki wyznaniowe (535). 10. Sprawa toruńska i jej dyplomatyczne następstwa (537).11. Maurycy Saski w Kurlandu (1726) (538). 12. Widoki następstwa tronu (540).13. Nowi ludzie w otoczeniu Augusta. Familia Czartoryskich (541).14. Opozycja Potockich (543). 15. Obłędy stronnicze a grand dessein Augusta II (544). 16. Ostatnie walki. Koniec Augusta Mocnego (545) AUGUST III (1733-1763) . . . 548-6ol XXIV. Wolna elekcja pogwałcona . . . 548-572 1.Prąd narodowy górą (548).2.Dwie elekcje (549).3.Wybuch walki o tron polski (550).4. Oblężenie i upadek Gdańska (551).5.Konfederacja dzikowska (552).6.Uspokojenie kraju (554) Próby ratunku Rzeczypospolitej (1736-1748) . . . . 555-572 7.Król i jego faworyci (555).8.Zwiastuny odrodzenia (557).9.Sprawa reformy skar- bowo-wojskowej (558).10.Polska wobec wojny wschodniej rozdwojona (1735-1739) (561). 11.Wobec wybuchu wojny śtąskiej (563).12.Plany konfederacyjne Potockich (1741-1742) (564).13.Czartoryscy dochodzą do władzy (566).14.Sejm grodzieński 1744r.(567).15. Wahania (1745-1746) (569).16.Dalsza walka o naprawę Rzeczypospolitej (1746-1748) (571) l f;V Przesilenie wewngtrzne . . . . 573-601 1.Orgia partyjności (573).2.Trybunał ofiarą walki (574).3.Zabiegi sukcesyjne Wettynów (575).4.Sejm grodzieński 1752r.(576).5.Sprawa ostrogska (577).6.Dwie interwencje (578) 807 Czasy wojny siedmioletniej . . 579-591 7. Projekt konfederacji antyrosyjskiej (579). 8. Rzeczpospolita wobec odwrócenia przymierzy i wybuchu wojny siedmioletniej (580). 9. Upadek wpływów francuskich. Poniatowski posłem w Petersburgu (581). 10. Sprawa kurlandzka, sejm i senat w 1758 r. (582).11. Inauguracja rządów Jerzego Mniszcha (583).12. Czartoryscy w stosunkach z Francją i Anglią (584).13. Rzeczpospolita "karczmą zajezdną'' (585).14. Klęska monetarna. Sejmy 1760 i 1761 r. (586). 15. Redukcje. Wzrost opozycji (587).16. Skutki przewrotów petersburskich (588).17. Zamach konfederacyjny Czartoryskich (589). Wewnętrzne źródła słabości Rzeczypospolitej . . 591-601 18.Istota zagadnienia (591).19.Ustrój społeczny (592).20.Wady ustroju państwowego. Władza prawodawcza (593).21.Rozkład władzy wykonawczej (594).22.Polityka zewnętrzna szlachty (595).23.Polityka wewnętrzna (596).24.Siły moralne i umysłowe dawnej Rzeczypospolitej (597).25.Ku odrodzeniu (599).26.Konarski (600) CZASY STANISŁAWOWSKIE . . 602 9o XXVI.Dola i niedola Czartoryskich . . 6o2 l6 1.Mocarstwa wobec ostatniej elekcji polskiej (602).2.Konwokacja (603).3.Elekcja Stanisława Augusta poprzedzona wojną domową (605).4.Nowy król: jego przeszłość, charakter,stosunki rodzinne (606).5.Poczatki reform (608).6.Opór domowy i zagraniczny (609).7.Sprawa dysydencka (609).8.Sejm Czaplica (611).9.Konfederacje: shicka,toruńska i radomska (1767) (612).10.Sejm "pod węzłem" aż do porwania senatorów (613).11. Delegacja.Koniec sejmu (614) XXVII.Przegrana walka o niepodległość . . . 616-s42 1. Konfederacja barska (616). 2. Koliwszczyzna (618). 3. Ruchy w Krakowskiem, w Wielko- polsce, na Litwie (619). 4. Dyplomacja konfederacka. Nowe powiewy (620). 5. Kłótnie i porażki (622). 6. Ustanowienie Generalności (623). 7. Wahania w polityce konfederacji (624). 8. Kryzys Generalności. Ogłoszenie bezkrólewia (625). 9. Od Częstochowy do Lanckorony (626).10. Powstanie Ogińskiego (627).11. Zamach na króla. Ostatnie boje (629).12. Geneza rozbioru (630). 13. Potrójna konwencja petersburska 5 sierpnia 1772 r. (632). 14. Proces okupacji i rozgraniczenia (634). I5. Cesja zaborów wymuszona na sejmie warszawskim (1773) (634).16. Walka o nowy ustrój państwa (636).17. Inne dzieła i koniec delegacji (638).18. Emigracja konfederacka (640). 19. Złota wolność w obcej szkole (641) XXVIII. Spokojne lata pod protektoratem Rosji (1775-1788) . . . 642 59 1. "Przeezekać Katarzynę'' (642). 2. Opozycja magnacka (643). 3. Demarkacje (1776) (644). 4. Konfederacja Mokronowskiego i Ogińskiego (645). 5. Próbki polityki zagranicznej (646). 6. Na widowni parlamentarnej (647). 7. Czynniki postępu (650). 8. Skarb i wojsko (651). 9. Wytwórczość krajowa (652).10. Postęp społeczny (653).11. Oświata (655).12. Królestwo na Parnasie (657).13. Widoki wschodnie (658) XXIX. Sejm Wielki . . . 659-674 1. Zjazd w Kaniowie (659). 2. Obustronne niebezpieczeństwa (659). 3. Geneza partii pruskiej (660). 4. Początek Wielkiego Sejmu (661). 5. Wskazania programowe: Staszic, Kołłątaj i inni (662). 6. Sejm zrzuca kuratelę rosyjską (663). 7. Współprawa z Prusami (663). 8. Przyxnierze polsko-pruskie (664). 9. Rozkład przymierza (665).10. Prace skarbowo-wojskowe (666).11. Spory konstytucyjne (667).12. Sprawa mieszczańska (668).13. Geneza Konstytucji Majowej (669).14. Dzień Trzeciego Maja (670).15. Ustawa Rządowa (671).16. Dzieło ustawodawcze Sejmu Czteroletniego (672).17. Zagranica wobec Konstytucji 3 Maja (673) X 5; O wolność, całość i niepodległość . . . 674-69o 1. Targowica (674). 2. Wojna 1792 r. (675). 3. Rządy Targowicy (676). 4. Drugi rozbiór (677). 808 5. Sejm grodzieński (678). 6. Ku zagładzie (680). 7. Emigracja pomajowa (681). 8. Kraków i Racławice (682). 9. Warszawa-Wilno (682).10. Przyjaciele i wrogowie zewnętrzni (683).1 I. Wysiłki rządu narodowego (fi84). 12. Warszawa w niebezpieczeństwie (685). 13. Brześć i Maciejowice (686).14. Upadek stolicy i powstania (687).15. Trzeci rozbiór Polski (688).16. Przyczyna ostatecznego rozbioru Polski (689) Uwagi . . . . 691 98 Jan Dzięgielewski: Posłowie . . . 699-715 Bibliografia . . . 716-730 Bibliografia uzupełniająca . . . 731-744 Indeks nazwisk . . . . . 745-785 Indeks nazw geograficznych . . . 78 -802 r r , ů : I SląŻk1 Instytutu Wydawniczego Pax z najnowszej historii Polski do nabycia w BIURZE SPRZEDAŻY KSIĄŻKI IW PAX 00-390 Warszawa, Wybrzeże Kościuszkowskie 21 A tel./fax 625-23-O1, 625-68-86, tel. 625-75-61 KSIĘGARNI IW PAX 00-539 Warszawa, ul. Piękna I6B tel. 629- I 5- I 4 Fieldorf Maria, Zachuta Leszek, General Nil". August Emil Fieldorf Grabowski Waldemar, Delegatura Rządu Rze- czypospolitej Polskiej na Kraj 1940-1945 Karbowska Jadwiga, Z Mackiewiczem na ty Łaptos Józef, Dyplomaci II Rzeczypospolitej w świetle raportów Quai d'Orsay Ney-Krwawicz Marek, Komenda Glówna Armii Krajowej 1939-1945 Tucholski Jędrzej, Mord w Katyniu Tucholski Jgdrzej, Spadochroniarze Żygulski Kazimierz, Jestem z Iwowskiego etapu. . . W przygotowaniu: Zwycigska wojna Hitlera Nicholas Bethell tłumacz: Jan Zygmunt Bielski Książka lorda Bethella, niegdyś dziennikarza BBC, jest pracą niezwykłą nie tyle z racji zawartych w niej ustaleń, ile sposobu ujęcia zagadnienia i udostgpnienia nieznanych dotąd dokumentów brytyjskich. Dlaczego w uprawianej przez siebie polityce podbojów Hitler we wrześniu 1939 r. nie doznał porażki? Autor koncentruje się przede wszystkim na analizie sytuacji politycznej w Europie we wrześniu 1939 r. Niewiele pisze o przebiegu działań wojennych, a docieka głównie, dlaczego tak, a nie inaczej były podejmowane decyzje politycz- ne i wojskowe w Londynie, Paryżu, Moskwie i Waszyngtonie. Interesuje się tym, co paraliżowało Wielką Brytanię i Francję w czasie agresji hitlerowskiej na Polskg, a co inspirowało Stalina do podjęcia gry zaproponowanej przez Hitlera. Wyjaś- nia jak Stany Zjednoczone Ameryki po wahaniach opowie- działy się jednak po stronie aliantów. Bethell przedstawiając "kuchnię" ówczesnej polityki europejskiej w bardzo wyważo- ny sposób, z dystansem patrzy na kampanię wrześniową, na wysiłek wojskowy Polaków oraz postawę społeczeństwa i poli- tyków. TOM I Przedmowa Książka niniejsza jest pomyślana jako podręcznik uniwersytecki, stąd jej układ zewnętrzny, przystosowany do Dziejów Polski Średniowiecznej R. Gro- deckiego, S. Zachorowskiego i J. Dąbrowskiego.ůJeżeli poza tym zaspokoi ona choć w pewnej mierze potrzeby wykształconej warstwy czytelników, zwłaszcza nauczycieli, polityków, publicystów, działaczy społecznych, autor będzie to miał sobie za wielkie, dodatkowe szczęście. Powstały te Dzieje głównie z wykładów uniwersyteckich o polskiej polityce zagranicznej, o reformach politycznych, o stanie Polski w wieku zygmuntowskim tudzież o różnych okresach epoki nowszej (1648-1775), którą po raz pierwszy przedstawiłem w ramach Encyklopedu Polśkiej Akademii Umiejgtności (1923). Dziś ówezesne opracowanie epoki upadku daję w wielorakiej przeróbce z uzupełnieniami i poprawkami, dodając do niego nowo opracowany okres międzyrozbiorowy ( 1775-1795). Oprócz własnych badań autora weszły w ten wykład zdobycze archiwalne oraz odłamki myśli całego grona pracowników i jest to rzecz zupełnie zrozumiała. Nawet dzieło tak indywidualne jak M. Bobrzyńskiego Dzieje Polski zrodziło się podobno w toku dyskusji, jakie autor prowadził z młodymi swymi kolegami: W. Zakrzewskim, S. Smulką, A. Lewickim, a pewno i z Józefem Szujskim. Również niniejsze dwa tomy należy uważać w pewnej mierze za owoc nowej szkoły krakowskiej, w której kształceniu największy udział miał śp. Wacław Sobieski. Nie ufając swemu znawstwu w dziedzinach i czasach odległych, radziłem się chętnie młodszych kolegów, a niekiedy prosiłem ich o przeglądanie całych rozdziałów; udzielili mi takiej pomocy pp.: Władysław Pociecha, Stanisław Bodniak, Kazimierz Lepszy, Wanda Dobrowolska, Władysław Czapliński, Kazimierz Piwarski, a z nieco starszego pokolenia - Franciszek Fuchs, Oskar Halecki i Stanisław Kot. Jeżeli więc, zwłaszcza w działach poprzedzających r. 1632, znajdą się nowości ogólniejszego znaczenia, to zasługę ich wydobycia lub uwydatnienia należy przypisać częstokroć kolegom moim i uczniom. Jeżeli zaś owe fakty zostały powiązane w sposób nowy, odbiegający od poglądu tej czy innej szkoły, to odpowiedzialność za swoiste ujęcie spada wyłącznie na autora. Grupuję wypadki według ich wewnętrznego związku, ale nie wprowadzam innego podziału na okresy, jak na poszczególne panowania. Można by oczy- wiście pójść torem poprzedników, którzy podnosili znaczenie takich dat, jak r: 1572, 1607 lub 1609, 1648 lub 1655, 1717, 1764. Niewątpliwie też dla całej Europy Wschodniej ma przełomową doniosłość krawędź XVII i XVIII w., o czym czytelnik przekona się z treści dzieła. Podkreślanie jednego tego mo- mentu, lub innych podobnych, w dyspozycji zewnętrznej wydało się zbędne z paru przyczyn. Po pierwsze, historia, jak i "natura", nie lubi skoków; dzień dzisiejszy ma źródła dostrzegalne w założeniach wczorajszych i sam jest wstę- pem do jutra; dlatego wszelka periodyzacja ma znaczenie li tylko dydaktycz- no-orientacyjne, zwłaszcza jeżeli odpowiada ona przemianom w jednej lub paru, a nie we wszystkich dziedzinach życia; taką właśnie względną wartość 73 mają dla nas daty wyżej przytoczone. Po wtóre, u nas, przy nie dokształconej budowie ustroju republikańskiego, każda elekcja stanowiła wielkie novum, każde panowanie - odrębną całość, krystalizującą się około osoby nowego króla. Nie skąpię zresztą czytelnikom szerszych perspektyw u schyłku "wieku złotego", u kresu wieku XVII, a potem u progu katastrofy rozbiorowej. Zbyteczne dowodzić, że ani autor, ani tym mniej życzliwi jego doradcy nie przeprowadzają tu żadnej z góry powziętej tezy. Historia, jak słusznie zauwa- żono, wtedy bywa najlepszą mistrzynią życia, gdy najmniej ma pretensji do pouczania ludzi. Daremnie też szukać będą politycznie nastrojeni krytycy jakiejkolwiek u mnie prawowierności stronniczej. Niemniej książka może i powinna wywołać spory. Pragnąc ułatwić czytelnikowi kontrolę oraz roz- szerzenie zasobu wiedzy, podaję przy każdym królewskim okresie literaturę polską i cudzoziemską, a na końcu drugiego tomu - skorowidze imion i miejscowości tudzież autorów; kto zechce sięgnąć do źródeł, znajdzie je przytoczone w Encyklopedii Polskiej Akademii Umiejętności, w Bibliografii L. Finkla i w "Kwartalniku Historycznym", a nade wszystko w cytowanych tutaj monografiach. Pragnąc zaś ożywić dyskusję, zwracam uwagę na końcu każdego tomu na niewygasłe dotąd kwestie sporne. Może ten sposób traktowania przedmiotu i to wyznanie autorskie zabez- pieczą mnie przed zarzutem "petryfikowania" dotychczasowych błędów: jas- ne jest chyba dla nieuprzedzonego krytyka, że rewidować wiedzę i usuwać błędy możnajedynie w dziełach szczegółowo udokumentowanych. Wolno spodziewać się, że moja próba zwięzłego ujęcia dziejów Polski nowożytnej z jednej strony zachęci kogoś z kolegów do przedstawienia w podobnym rozmiarze dziejów Polski nowoczesnej, porozbiorowej (1795-1918) i niepodległej, z drugiej, przyś- pieszy ukazanie sięjuż nie podręcznika, ale obszernego, zbiorowego, naukowego wykładu całej naszej historii przedrozbiorowej, jaki grono specjalistów stara się zrealizować przy pomocy Kasy im. Mianowskiego. ZYGMUNT I (1506-1548) Rozdzial I Polska odosobniona wśród wrogów 1. Elekcja Zygmunta I Śmierć Aleksandra Jagiellończyka (19 sierpnia 1506) osierociła dwa naro- dy - polski i litewski, z których jeden przyzwyczaił się był wybierać królów od czterech pokoleń; drugi, skutkiem powikłań dynastycznych w domu Gedy- mina, a bardziej jeszcze dzięki politycznemu związkowi z Koroną, też od nie- dawna (1440) oswajał się z powoływaniem na tron wielkich książąt, choć miał wolność polityczną ograniczoną do najwyższej warstwy. Unia mielnicka [1501] ustanowiła znów wspólną dla monarchii jagiellońskiej elekcję; na tym też stanowisku trwał senat koronny od początku bezkrólewia, kiedy Litwinom chodziło i o zaznaczenie swej samodzielności, i o pośpiech w obliczu podej- rzanego wschodniego sąsiedztwa. Zlekceważyli koroniarze szczątki słabego króla, co ich krajem tak niefortunnie rządził; nie sprowadzili ich na Wawel. Tymczasem w Wilnie znalazł się na pogrzebie brata królewicz Zygmunt, który bez żadnych skrupułów dał się obwołać 20 października wielkim księciem. Ten sukces przypieczętował Jagiellończyk wielkim przywilejem grodzieńskim na rzecz Litwy, której ślubował bxonić od umniejszenia, zarazem pxzyrzekając chronić panów rady od uclsku. Cóż miały począć wobec elekcji wileńskiej sta- ny koronne? Nie pora była się targować o rozszerzenie przywilejów z władcą już uznanym na Litwie, kiedy się nie miało żadnego poważnego kontrkandy- data, i kiedy własna słabość koroniarzy dochodziła do tego stopnia, że napadu Bogdana, hospodara mołdawskiego, ani odeprzeć, ani pomścić nie umiano, i tylko upraszano króla węgierskiego, aby Wołoszynal, jako mniemany zwierzchnik, powściągnął. Już 8 grudnia, w 100 dni po otwarciu bezkrólewia, został Zygmunt na sejmie piótr wśkim wybrany jednomyślnie królem pol- skim i wielkim księciem litewskim, przez co zaznaczono, że elekcja wileń- ska nie ma prawnego znaczenia. Przy koronacji (24 stycznia 1507), utartym zwyczajem zatwierd__ził krol przywileje stan__ ow, z Lttwą, nie wypominając zbyt głośno naruszenia unii, zagajono zara układy o wspólną politykę zagra- niczną. Kręta droga, jakiej użył Zygmunt I, by dostać się na Wawel, zdawała się 1 Terminem "Wołosi" Konopczyński określa bardzo często nie tylko mieszkańców Wołoszczyzny, ale także Mołdawu. Używa też terminu Multany na oznaczenie Woło- szczyzny, tak jak w okresie staropolskim. Multany (Muntenia) była to kraina w połu- dniowo-wschodniej Wołoszczyźnie. 75 zapowiadać przebiegłego, bezwzględnego polityka, spragnionego władzy za wszelką cenę. Naprawdę znamionowała ona tylko dynastę, łaknącego rządów na większym obszarze, gdzie mógłby rozwinąć i okazać swe polityczne zdol- ności. Zygmunt, wówczas kończący lat 40, różnił się od braci przede wszystkim zdrowiem fizycznym i moralnym. Mężczyzna silny, harmonijnie zbudowany, przystojny w każdym tego słowa znaczeniu, nie sterał młodości w rozpuście, boć trudno do niej zaliczyć cichą, trwałą a skromną miłość królewicza ku mieszczce Katarzynie Telniczance (Telnitzer). Rządząc od 1499 r. księśtwem głogowskim2, od 1501 r. także opawskim, a ostatnio z ramienia Władysława, jako jego namiestnik, całym Śląskiem, okazał zdolności gospodarcze, upo- rządkował bowiem stosunki monetarne, powściągał swawolę drapieżnego rycerstwa, łagodził niechęć międży stanami. Przywykł w Budzinie i Głogowie do wygody i okazałości, ale to mu nie wystarczało: gdy go zawiodła Mołdawia (1497), marzył o udzielnym księstwie na Litwie lub namiestnictwie w Pru- sach, raz już kandydował na króla polskiego po [Janie] Olbrachcie, ale mu- siał wtedy ustąpić Aleksandrowi dla dobra zuniowanych państw. Z czasem okaże się nowy król wzorem lojalności, chrześcijańskich zasad w polityce, miłośnikiem pokoju i ładu międzynarodowego, zapobiegliwym pa- sterzem owieczek, które mu los powierzył; tylko nie okaże się ani bezwzględny, ani nad średnią miarę energiczny, ani nie zdoła rządzić tak pokojowo, jakby pragnął. 2. Zadania nowego władcy a) Na zewnątrz. Państwo jagiellońskie, jak je zostawili Jan Olbracht i Alek- sander, miało u progu XVI w. dobrze zabezpieczoną granicę zachodnią, nie wykończoną północną, kruszącą się wschodnią, bezpieczną do czasu południo- wą. Nic nie groziło od Niemiec, póki tam władałafamiliafatalis Germaniae3, bo zaprzątnięta dynastycznymi interesami familia habsburska; humanizm odciągał uwagę Niemców od ekspansji zewnętrznej, potęgował ich indywidualizm; reformacja sparaliżuje tę ich ekspansję na dwa wieki. Za to pomost między Polską i Morzem Bałtyckim groził runięciem; traktat toruński [1466], nie uznany przez papieża i Rzeszę, raz już czynnie zakwestionowany przez wielkiego mistrza i biskupa warmińskiego; jego rewizja energicznie forsowana przez obecnego mistrza, Fryderyka saskiego. Polityka bałtycka, ledwo zarysowana w pomysłach Olbrachta i Łukasza Waltzelrode (likwidacja zakonu, wkroczenie do Inflant), dopiero czeka na swego realizatora, który wśród rozgrywki między Hanzą a światem skandynawskim, z uwzględnieniem interesów i wpływów państw dalszego Zachodu, poprzez rozkładające się organizmy pruskiego i inflanckiego Krzyżactwa, utoruje Polsce i Litwie dość szeroką i wygodną drogę do morza, a przez morze, jeśli siły pozwolą, do oceanu. 2 Zygmunt otrzymał księstwo głogowskie w 1498 r., księstwo opawskie w 1501, a namiestnictwo nad całym Śląskiem i Łużycami w 1504 r. Osobiście w tychże księs- twach rządy sprawował od 1501 r. Zob. Z. Wojciechowski Zygmunt Stary (1506- -1548), Warszawa 194fi, s.14 i 16. 3 (łac.) fatałna rodzina (fatalny ród) Niemiec. 76 Na południu zarysował się program państwowy większy lub mniejszy. Większym byłoby odzyskanie Białogrodu (o Kilii naddunajskiej nie było co myśleć), a to pod warunkiem utrzymania w zależności od Polski hospodara mołdawskiego. Doświadczenie nauczyło jednak, że tego zwierzchnictwa nad Mołdawią Polska, wbrew współzawodniczącym potęgom Turcji i Węgier, przy niechętnej postawie samychże Wołochów utrzymać nie zdoła. Hospodar moł- dawski okazał się chętnym dywersantem na rzecz schizmatyckiej Moskwy i, przez nią głównie ośmielany, rewindykował sobie Pokucie, wszelka zaś próba ukrócenia jego złośliwości zakrawała po wypadkach 1497-1498 r. na wyzwanie Turcji. Tutaj, kto nie chciał mieć naraz do czynienia z Moskwą i Portą, musiał cierpliwie poprzestawać na obronie Pokucia. Z Moskwą bowiem trwały pokój był niepodobieństwem; wiekowego anta- gonizmu dwóch kultur, dwóch państwowości, dwóch wiar nie zażegnał układ Kazimierza Jagiellończyka z 1449 r., którym wielki książę litewski sam swoją ograniczył zachłanność, zostawiając w sferze interesów Moskwy Nowogród i Psków. Aspiracje Rurykowiczów sięgały po Lwów i Wilno, bo cała ruska ziemia miała być ich ojcowizną. Z tej chmury nauczyli się ściągać na Jagiello- nów pioruny - najpierw król węgierski Maciej Korwin (1482), potem cesarz Maksymilian, któremu każdy sojusz był dobry, byle służył do wyrugowania Jagiellonów z Węgier i Czech. Myśl Maksymiliana sprzęgała różnych wrogów Polski: Moskwę, Mołdawię, Krzyżaków w jeden gniotący łańcuch i rozsadze- nie tego łańcucha drogą dyplomatyczną lub orężną, choćby nawet kosztem ofiar, stanie przed Zygmuntem I jako zadanie nie do ominięcia. b) Wewnątrz państwa. W podobnym osaczeniu znalazła się od początku XVI w. między Rzeszą i Hiszpanią monarchia św. Ludwika. Tylko że Francja była już wtedy monarchią narodową i dlatego przeczekała groźby, a wnet doczeka się tryumfu. Państwo jagiellońskie po Aleksandrze reprezentowało jeszcze bardzo luźny zespół Korony i Litwy o różnych ustrojach i tradycjach, łączony od wypadku do wypadku osobą panującego, lecz niczym więcej. Odrębne urządzenia, osobne skarby i wojska, ba, nawet odrębne, nieraz prze- ciwne rachuby polityczne. Odkąd ucichła groza krzyżacka, Polska widzi w nie- posłusznym mistrzu podejrzanego partnera; Litwa w mistrzu inflanckim po- żądanego przeciw Moskwie sojusznika. Nas niepokoi uderzająca o mury Wę- gier potęga Osmanów, ale z Moskwą nie mamy żadnych bezpośrednich spo- rów; Litwą szarpie Moskwa, a mało obchodzi Turcja. Koronie dokucza Woło- szyn, Litwie - Tatarzyn, i trzeba będzie pewnego wysiłku świadomości po- litycznej, aby zbratane w Horodle narody nauczyły się właśnie z postępowania złych sąsiadów, jak nierozłączne stało się dla nich zło i dobro. Wyszukanie konstytucyjnych form współżycia dla Polski i Litwy będzie troską obu na- stępnych pokoleń i to nie tylko w obrębie dworu królewskiego. Nie mniejszą troskę budzić musiał stan społeczny Korony Polskiej. Równowa- ga stanów zwichnięta przez krótkowzroczną politykę Kazimierza Jagiellończyka i jego synów; mieszczaństwo tonące w morzu drobnoszlacheckim; chłopstwo wyzyskiwane przez tę właśnie zbrojną demokrację; obrona państwa zdana na jej łaskę lub niełaskę; ostatnią instancją w całym życiu państwowym sejmik; przedostatnią dopiero sejm, uciążliwy dla króla, ale słaby w stosunku do kraju: ileż tu było niedociągnięć i błędów do poprawienia, jak pilna potrze- ba mądrej i energicznej ręki uzdrowiciela i kierownika! Jakże olbrzymie pole do pracy gospodarczej na obszarach tych dzierżaw jagiellońskich, co miały 77 mocarstwowe granice, lecz wewnątrz - pustkę, zacofanie i biedę! Aliści I Zygmunt ze swego Śląska, gdzie ze stanami łatwo współpracował, przybywał j do kraju, w którym mu świeży statut radomski [1 05 r.] zabronił stanowić cośkolwiek nowego (nihil novi) bez wspólnego zezwolenia stanów i posłów ziemskich, co by było z ujmą i ku uciążeniu Rzeczypospolitej, ze szkodą ' i krzywdą czyjąśkolwiek lub zmierzało ku zmianie prawa ogólnego i wolności publicznej. Sformułowana w tych słowach potęga społeczności szlacheckiej nie rozciąga się jednak ani w tym, ani w następnym pokoleniu na politykę zagraniczną. O sojuszach, wojnach, w ogóle o kierunku owej polityki za Zygmuntów Ja- ; giellonów ani sejmiki, ani sejm nie mają jeszcze wprost nic do powiedzenia. Jeżeli mówią, to bezpośrednio, o środkach finansowych na tę lub ową politykę, o ile im król ją przedłoży. Dzieki temu głos społeczeństwa nie przerywa ani zakłóca gry dyplomatycznej dworu (jak to będzie od końca XVI w.) i dzięki temu też można zbudować dzieje Zygmunta I osobno w dziedzinie polityki zewnętrznej, a osobno zebrać ich dorobek wewnętrzny, tj. społeczny, gospo- darczy i ustrojowy. A ponieważ sprawy zewnętrzne, jak to widać choćby z treści Aktów Tomicianów, zagłuszają w umysłach dworu i senatu rozwój wewnętrzny, więc można będzie najpierw omówić interesy cudzoziemskie, po- tem dać wyjaśnienie ich niezupełnego powodzenia - na tle spraw domowych. , 3. Pierwsza wojna moskiewska Niedawno Litwa z taką skwapliwością włożyła kołpak Witoldowy na głowę Zygmunta: tęskno jej było do sprężystego rządu, bo też pilno było do wy- zyskania korzystnych na wschodzie okoliczności. Od r. 1505 nie żył srogi Iwan III, spodziewano się mieć łatwiejszą sprawę z jego młodym, niedoświadczonym następcą, Wasylem III. Odnowione przy- mierze z Władysławem węgierskim (1507) musiało działać hamująco na Maksy- miliana; chan krymski Mengli Girej, który dopiero co tyle szkody wyrządził monarchii jagiellońskiej, wprost przeszedł na stronę Litwy, wiedząc, że Zygmunt ma w swoich rękach niebezpieczny zastaw, Szich Achmeta kip- czackiego; liczono na dywersję Tatarów kazańskich i na posiłki od land- mistrza inflanckiego, Waltera Plettenberga, i na wewnętrzną dywersję nieza- dowolonych żywiołów moskiewskich za przewodem brata wielkiego księcia, Jura. Ufni w poprawioną sytuację zewnętrzną panowie litewscy ułożyli dla króla twarde pod adresem Moskwy ultimatum: oddać wszystkie miasta i kra- je, które Iwan III zagarnął z pogwałceniem traktatu z 1449 r., święcie dotrzymanego ze strony litewskiej. Wielki kniaź, wówczas już spokojny o neutralność Kazania, odpowiedział żądaniem zadośćuczynienia za niezli- czone jakoby krzywdy wyrządzone po ostatniej pacyfikacji, których próbką miało być zmuszenie Heleny Iwanowny do przejścia na katolicyzm. Pierwsi przekroczyli granicę Moskale (w kwietniu) [1507 r.], odeszli jednak, widżąc króla przeprawiającego śię zaczepnie przez Berezynę. Dowodzący w zastęp- stwie hetman Stanisław Kiszka najechał kraj nieprzyjacielski, ale o trwałe zdobycze się nie pokusił. Tak samo bez powodzenia szarpał południową Rosję Mengli Girej. Nowy atak Moskali jesienią na Krzyczew i Mścisław udarem- 78 niła kontrakcja Litwinów. Jedyną zdobyczą tej kampanii był dla Zygmunta jeniec znad Wiedroszy; Konstanty Ostrogski, który przezwyciężając nasta- wione nań pokusy, porzucił komendę carską i zbiegł na powrót dó służby litewskiej. Okazując sobie nawzajem skłonność do pokoju, spożytkowano zimę 1507/1508 na wichrzenia w kraju nieprzyjacielskim. Wtedy to okazało się, że Moskwa lepiej trafiła do swych na Litwie jednowierców niż katolik Zygmunt do schizmatyka Jura. Na czoło niezadowolonych wysuwa się w Wielkim Księstwie niedawny filar rządów Aleksandra, pogromca Tatarów spod Klecka, Michał Gliński. Cokolwiek mówiono o olbrzymich ambicjach Glińskiego, że myślał o udziel- nym księstwie między Litwą i Moskwą lub nawet o kołpaku wielkoksiążęcym na Litwie, nie reprezentował on żadnego żywiołu gotowego do oderwania się od państwa. Potomek tatarskiej rodzińy, człowiek nowy wśród dawnych oli- garchów; własnym zdolnościom i wykształceniu zawdzięczał był wpływ na dworze Aleksandra; miłym dworskim obejściem zjednywał klientów w kraju, ale jako katolik nie miał zaufania nawet wśród szlachty greckiego wyznania, którą straszył i burzył pogróżkami o grożącym od katolików ucisku. On to, wtajemniczony w plan dynastyczny Zygmunta, przeforsował był śpieszny jego obiór w Wilnie, rojąc sobie i krewniakom przy jego boku dalsze wszech- władztwo; gdy jednak ujrzał, że nowy król nie ulega faworytom, nie wyróżnia ani nie upośledza żadnej fakcji ani dzielnicy, i gdy na dworze wielkoksią- żęcym marszałek Jan Zabrzeziński ośmielił się go przedwcześnie nazwać zdrajcą, kniaź kazał go zamordować (pod Grodnem 2 lutego 1508) i rzucił się buntować na tyłach króla Ruś, póczynając od Turowa; w Mozyrzu oddał się do dyspo- zycji Wasyla, z tym że cokolwiek Rurykowicz zdobędzie, miało iść pod jego książęcy zarząd. Jednakże nawet w Mińszczyźnie i Kijowszczyźnie, gdzie Gliń- ski miał najwięcej krewniaków, rućhy masowe zawiodły. Kniaź musiał się wycofać z wnętrza kraju do jednej z trzech moskiewskich armu, jakie wróg wystawił na r. 1508; brał potem udział w oblężeniu Mińska, lecz bez skutku. Po raz trzeci samo pojawienie się wojsk litewsko-polskich z Ostrogskim i [Mikołajem] Firlejem uwolniło Mińsk i Orszę (18 lipca) z opresji. Ostatnie wysiłki Glińskiego w Mozyrskiem spełzły także na niczym, a jego stronnicy, radzi nie radzi, schronili się za rubież moskiewską. Przekonawszy się do- wodnie, że ich na wielką ofensywę nie stać, król i wielki kniaź zawarli w Moskwie 8`października 1508 r. pokój "wieczny". Moskwa zrzekła się Lu- becza, a więc i dostępu do Dniepru; za to uzyskała ostateczną cesję innych zdobyczy Iwanowych. Litwa po raz pierwszy od czasów Witolda podpisała z Moskwą traktat bez strat. 4. Epilog wołosko-tatarski Pomyślne przetrwanie zapasów z Moskwą odbiło się na stosunkach z Bog- danem mołdawskim. Ten "chłop" jednooki i "sprośny", co gorsza bardzo złośliwy i nielojalny sąsiad, zezując w stronę Moskwy jednocześnie próbował był dopiero co skłonić Mengli Gireja do nowego na Polskę najazdu, a im za- jadlej oskarżał Zygmunta o tajemnicze zbrojenia, tym pilniej zbroił się sam, 79 udając, że myśli o tronie multańskim. Łaknął zemsty za niedotrzymaną ob e- tnicę małżeństwa z,siostrą Zygmunta, Elżbietą. Podczas wojny moskiewskiej trwały na pograniczu mołdawskim bijatyki, z których się w 1509 r. wywiązały działania wojenne. Hospodar zajął Pokucie, rozpoczął blokadę Kamieńca, ostrzeliwał nawet Lwów, a ponieważ po drodze łupił co się dało, więc sam król Zygmunt stanął na czele zaciężnych rot polsko-niemiecko-czeskich, aby mu dać nauczkę, a jego poddanych sterroryzować srogą represją. I tym jed- nak razem interesy gospodarcze odwołały króla z głównej kwatery, a Moł- dawian.poraził hetman Mikołaj Kamieniecki na przeprawie przez Dniestr (4 października 1509) w tej samej chwili, gdy spodziewali się zadać Pola- kom klęskę podobną do bukowińskiej. Król węgierski, jako domniemany zwierzchnik Mołdawii, zapośredniczył przy podpisaniu pokoju we Lwowie 17 stycznia 1510, na zasadzie zwrotu zaborów, łupów i jeńców, a bez zała- twienia na korzyść Polski sprawy Pokucia. Nauczka Kamienieckiego będzie jednak miała ten skutek, że Mołdawianie spuszczą z tonu, Bogdan poszuka nawet w Polsce oparcia, a sułtan Selim odnowi z Polską pokój (15104). Aby to jednak nastąpiło, trzeba było przekonać innego złośliwego sąsiada, że w Polsce więcej można stracić niż zyskać. Chan Mengli Girej wyzbył śię wprawdzie dawnej predylekcji ku Moskwie, owszem, gotów był na przemian szukać łupu u obu chrześcijańskich sąsiadów. W 1510 r. aż za Wilno wtarg- nęły zagony jego "diabłów", a w następnym zawisło nad południowymi i wśchodnimi kresy niebezpieczeństwo jednoczesnej napaści Wołochów, Ta- tarów i Moskwy. Pierwsi wyrwali się Tatarzy, ale ponieśli pod Wiśniowcem5 28 kwietnia 1512 r. od koronnych wojsk Kamienieckiego i litewskich Ostrog- skiego tak srogą klęskę, że potem już i Bogdan przepraszał za niedostarcze- nie posiłków, i nowy sułtan Selim uznał przedłużenie pokoju, i sam Girej przymówił się o sojusz pod warunkiem rocznego upominku 15000 złotych, a jako rękojmię przysłał zakładników. Z zawarciem układu polsko-tatarskiego można było południową ścianę uważać za bezpieczną na szereg lat i poświęcić główną uwagę zagrożonej północy i wschodowi. 5. Walka dyplomatyczna o Prusy Około ujścia Wisły skrzyżowały się dwa programowe dążenia żywiołu pol- skiego i niemieckiego. Program niemiecki, jak go ujął mistrz, Fryderyk sas- ki, obejmował zerwanie lennej zależności Prus Wschodnich od Polski, zao- krąglenie ich Malborkiem, Elblągiem i Sztumem tudzież połączenie z Pru- sami Królewskimi, które mistrz trzymałby jako lenno od Korony. Byłaby to 4 W tym roku pokój z Pólską odnowił sułtan Bajazet (Bajazyd) II. Selim I został sułtanem w 1512 r. Zob. W. Dworzaczek Genealogia, Warszawa 1959, tabl. 91. Dalsze przypisy, w których poprawiono daty urodzenia, panowania, ślubów i śmierci poszcze- gólnych osób, jeśli nie zawierają odnośników bibliograficznych, opierają się na powyż- szym dziele Dworzaczka. 5 W nowszych opracowaniach określa się czasami tę bitwę jako bitwę pod Łopusz- nem. Por. T.M. Nowak, J. Wimmer Historia orgża polskiego 963-1795, Warszawa 1981, s. 282. Dalsze przypisy, które poprawiają daty i miejsca bitew, a nie zawierają odnośników bibliogra icznych, opierają się na tej pracy. 80 więc rewizja traktatu toruńskiego. Polska na początek musiała głosić nie- zmienność tego traktatu, ale stopniowo dążyć do bliższego zespolenia połaci nad dolną Wisłą z całym państwem. W tym celu wypadało popierać samorzą- dowe czynniki Prus Zakonnych przeciwko ich władzom, a jednocześnie zwijać samorżąd Prus Królewskich, redukować ostrożnie wybujałe przywileje handlo- we miast pruskich, zwłaszcza Gdańska i Torunia, uzyskać dla żywiołu pol- skiego dostęp do stolicy warmińskiej i do miejscowej kapituły. W dalszej perspektywie ukazywały się nadzieje odzyskania Pomorza Szczecińskiego oraz unii ze Szweeją, która dla rozwiązania kwestii pruskiej mogła mieć ogromne znaczenie. Oczywiście, załatwienie sprawy z Gdańskiem, Toruniem i autono- mistami pruskimi musiało iść w odwłokę, póki król potrzebował poparcia tych czynników w zapasach z wielkim mistrzem, a to tym bardziej, że z zagranicy więcej się spodziewano przeszkód niż współdziałania. Dlatego Zygmunt przy- znał Prusom w 1511 r. odrębną ordynację, jakiej odmawiał był Olbracht. Uparcie bronił Zakonu cesarz Maksymilian, który już w r. 1501 wprost zakazał Fryderykowi składania hołdu. Chwiejne stanowisko, zależne od koniun- ktury i od własnych, na wskroś świeckich dążeń, zajęła Kuria Rzymska. Papież Juliusz II ogłosił światu krucjatę przeciw niewiernym, gdy sam jako władca Państwa Kościelnego szukał sprzymierzeńców przeciw Wenecji; wobec niego więc Polska, stojąca na szańcu chrześcijaństwa, miała poważny atut do wygra- nia. Właśnie w r. 1509 wezwał papież niemal całą Europę do utworzenia ligi chrześcijańskiej, głównie do obrony Węgier; nagle dowiedziano się (1509), że papież cofa poprzednie brewe (1505), którym zalecał mistrzowi hołd, i sprawę pruską chce sam rozstrzygnąć jako arbiter. Zaraz potem Rzesza Niemiecka zaofiarowała rozjemczą komisję na św. Jana. Rokowania w Poznaniu (w czer- wcu i lipcu) [1510] ujawniły tylko nieuleczalną sprzeczność interesów Polski i Niemiec tudzież stronniczość cesarza, który pod maską rozjemcy propono- wał rzeczy równoznaczne z postulatami mistrza: a y skasować zwierzchnie prawa Korony Polskiej nad Prusami Wschodnimi, skasować hołd, obowiązek posiłkowania itd. albo przynajmniej zawiesić przymusowe środki wobec mi- strza na lat 15. Była chwila, kiedy już Krzyżacy godzili się na hołd, ale im tego zabronił Maksymilian. Wówczas Zygmunt, choć skłonny do ugody w rzeczach drugorzędnych (hołd niepubliczny, 1/3 polskich komandorów zamiast 1/2 itd.), kazał swym komisarzom zerwać rokowania, a gdy legat papieski [Achilles] de Grassis, przybyły do Piotrkowa, odmówił dalszej po- dróży do Prus (gdzie mógłby się naocznie przekonać o nastrojach ludności i o złych obyczajach Krzyżaków), przystąpił król do zbrojenia zamków i przygotowywania egzekucji. Tak stały sprawy, kiedy Fryderyk saski nie- spodziewanie umarł 14 grudnia 1510 r. 6. Hohenzollern i Habsburg przeciw Połsce Po Fryderyku saskim władze zakonne wybrały na mistrza siostrzeńca Zy- gmuntowego (po Zofii Jagiellonce), Albrechta brandenburskiego. Pokrewień- stwo konfliktu nie zażegnało. Ani Zygmunt nie poświęcił dla uczuć rodzin- nych polskiej racji stanu, ani Albrecht nie wyrzekł się niemieckiego posłan- nictwa w kraju, który nazywał "nową Germanią". Intrygi mistrza przeciw 81 Polsce rozszerzają sig przy poparciu cesarza na Moskwę, Mołdawig i Inflanty, za to tracą oparcie yv Rzymie, odkąd Juliusz II rozszedł sig z Maksymilianem na gruncie spraw włoskich; teraz, przeciwnie, papież musi się tym bardziej liczyć z Polską, im śmielej cesarz przeciwstawia Soborowi Laterańskiemu swój pseudo-Sobór Pizański. Gdy Habsburg podburza przeciw Polsce Bogda- na mołdawskiego i mąci sprawy pruskie, Jagiellończyk od wiosny 1511 r. kła- dzie rgkg na sprawach węgierskich, upatrując sobie żonę w osobie pigknej Barbary Zapolyi, córki Stefana, wojewody siedmiogrodzkiego, głównego w tym kraju przeciwnika Habsburgów, a jednocześnie skłania ksigcia szczecińskiego, Bogusława [X] do oderwania sig od Rzeszy i ponownego wcielenia do Polski całego nadodrzańskiego Pomorza. Korzystając z pomyślnego zwrotu w polityce papieża, nowy (od 1510 r.) prymas Jan Łaski wszedł w porozumienie z biskupem pomezańskim, Jobem von Dobeneck, głową tymczasowego rządu państwa zakonnego i wystąpił w okresie dalszych rokowań prowadzonych w Toruniu (1511) z ciekawym, ale nierealnym planem rozwiązania kwestii krzyżackiej. Niech w przyszłości Za- kon im. Maryi zgodnie ze swym powołaniem walczy z poganami na kresach podolskich, albo jeszcze lepiej - z Moskwą za Dnieprem; członkami jego niech bgdą także Polaey w nieograniczonej mierze; każdorazowy król bgdzie wielkim mistrzem; pod warunkiem takiego zespolenia z Prusami - projekto- wał Dobeneck - Polska uznałaby sig lennem Swigtego Cesarstwa Rzymskie- go, zachowując elekcjg króla, w której także starszyzna zakonna (tzw. Ge- bietiger) brałaby udział. Projekt ten, obliczony na prędkie spolszczenie Za- konu i zużycie dla Polski cudzoziemskich sił rycerskich, nie trafił jednak do smaku ani Niemcom, ani Zygmuntowi, który właśnie myślał wtedy o żeniacz- ce, a nie o płaszczu zakonnym i dla mirażu zdobycia Moskwy czy też Kon- stantynopola nie zrzekał się chgci ugruntowania dynastii, i rzeczywiście wkrótce (8 lutego 1512) wziął ślub z Barbarą6, a zaraz potem zawarł tajny sojusz z jej bratem, Janem. Jeszcze na sejmie piotrkowskim 1512 r., po odrzuceniu "recesu toruńskiego" (z grudnia 1511) dyskutowano nad kompromisem, przy czym strona polska szła aż do wyrzeczenia sig polonizacji Zakonu, byle zniszczyć jego przynależność do Rzeszy, a zachować tylko zależność od króla polskiego i papieża; jeszcze myślano odszkodować mistrza i komturów nada- niami na Podolu albo "nową Germanią" przy ujściu Dunaju! Bo też niższe koła Zakonu i szla_chta pruska pchały Albrechta do ugody, a jego stosunek z cesarzem pełen był zadrażnień. Dla przecigcia wszystkich tych planów jednak Maksymilian wysunął swoje rozwiązanie kwestii prusko-pomorskiej przez czgściowy rozbiór państw Jagiellonów. 7. W kleszczach między Niemcami i Moskwą Wasyl III, niezależnie od niemieckiej zachgty, niewiele sobie robił skrupułu z wieczystym pokojem zaprzysiężonym w 1509 r.: podnosił spory o granicę i o rzekome krgpowanie swobód ruchów królowej wdowy, Heleny, a utwier- dzał go w nienawistnych uczuciach mściwy wygnaniec Gliński. W świcie 6 Ślub odbył sig 7 lutego, a 8 lutego 1512 r. nastąpiła koronacja Barbary. 82 magnata znajdował się szlachcic niemiecki, Krzysztof von Schleinitz; ten, korzystając ze zbytniej wyrozumiałości Zygmunta, trafił przez Gdańsk na dwór Albrechta, stamtąd udał sięů do Rygi i do Moskwy, wszędzie snując sieć roboty antypolskiej. Albrecht dotąd butny wobec cesarza, uderzył w po- ' korę i obiecał podlegać władzom Rzeszy; co osiągnąwszy, Maksymilian wy- dał rozkaz książętom saskim, brandenburskim, pomorskim, by wspierali rodaka w konflikcie z Polską; wytoczono sprawę pruską na sejm Rzeszy, głosząc hasła wspólnej wiary i języka (Gezung) z nową Germanią, które zresztą mały budziły entuzjazm; wzywano na pomoc królów duńskiego i angielskiego. Cała rodzina Hohenzollernów, w szczególności ojciec mistrza, margrabia Fryderyk i brat Kazimierz poruszali z nim razem niebo i ziemię, aby z Rze- szy wykrzesać ogień, który spali Polskę; natomiast mistrz niemiecki (Deutsch- meister ) i Plettenberg przyjmowali tę propagandg chłodno, doradzając kom- promis na warunkach piotrkowskich. Już od 14 lat nie było hołdu pruskiego; bezkarność ośmielała Albrechta nie tylko do oporu, ale i do zaczepnych pla- nów przeciw Polsce, do zamachów nawet na Gdańsk. Bo też, jeżeli Rzesza czuła ciężar zbytnich podatków, to i w Polsce, jak to zobaczymy niżej, plany finansowo-wojskowe Zygmunta napotykały nieprzezwyciężony opór. Wobec nie dość zbrojnej sąsiadki poczuł Maksymilian przypływ wojowniczości: "tylem już służył - oświadczył Hohenzollernom - papką diabłu (tzn. swej ambicji w wojnach o Włochy), że chciałbym wreszcie usłużyć Matce Boskiej (tj. Krzyżakom)", i zakazując głośno mistrzowi wszelkiej ugody z Zygmuntem, stanął na czele ofensywy. Z ostentacją zalecał zgodę chrześcijańską przeciw niewiernym; po cichu wyciągał dłoń ku Moskwie, wabiąc ją na pogrom Litwy: Rurykowicz miał oddać nowej Germanii tę przysługę, której nie brał na siebie Habsburg, wciążjeszcze wysługujący się "diabłu", tj. wojujący z Francją w Artois. Poza tym w planie wszechstronnej napaści na państwo Zygmuntowe, jaki od wiosny 1513 dojrzał między cesarzem a Hohenzollernami, przewidziane było miejsce dla Danii, Saksonii i Mołdawii. 8. Wybuch drugiej wojny moskiewskiej Sprowadziwszy zawczasu z Niemiec mnóstwo dział, moździerzy, śmigownic, rusznic, muszkietów, kul ognistych, wielki kniaź umotywował wypowiedze- nie wojny tym, że Polacy po Wiśniowcu zawarli z Tatarami "krestnoje ce- łowanie" i pchnęli ich na Riazań (choć sam przedtem szczuł na Polskę Selim- begae. Trzej wodzowie: [Iwan] Repnin-Oboleński, [Daniło] Szczenia i care- ' (niem.) Deutsehmeister, mistrz krajowy (land-mistrz) prowincji niemieckiej. Wów- czas był nim Dytrych von Kleen. Zob. W. Pociecha Geneza holdu pruskiego (1467- -1525), Gdynia 1937, s. 71. W tym czasie Zakon Krzyżacki posiadał trzy prowincje: pruską (której mistrz był jednocześnie wielkim mistrzem Zakonu), niemiecką i inflan- cką, na których czele stali mistrzowie krajowi, faktycznie od lat czterdziestych XV w. niezależni od wielkiego mistrza. Zob. E. Potkowski Rycerze w habitach, Warszawa 1974, s. 270 i nn. (szczególnie 283). s Mowa tu o Selimie, synu sułtana Bajazeta II, późniejszym Selimie I, który przed wstąpieniem na tron sułtański starał się utworzyć kosztem państw jagiellońskich własne państwo. Zob. Z. Wojciechowski dz. cyt., s. 42. 83 wicz Piotr tatarski uderzyli z nagła na Smoleńsk [początek 1513 r.), lecz napotkali mężny opór: Podczas drugiej wyprawy, w czerwcu, pobito w polu załogę smoleńską, ale próba podburzenia jej do zdrady spaliła na panewce. Lada miesiąc mógł nastąpić trzeci atak, a tymczasem znaczna część Korony, zwłaszcza szlachta krakowska, okazywała się na królewskie wołanie równie głuchą, jak była Litwa wobec inwazji mołdawskiej. Tatarzy pozyskani świe- żym paktem zrobili swoje, szarpiąc państwo Wasyla; chodziło o to, czy głowy Europy Zachodniej wesprą Zygmunta w ciężkiej potrzebie, czy przeciwnie, zadadzą mu cios w plecy. Mistrz Albrecht nie mógł zaprzeczyć, że zaszedł wypadek, który go zo- bowiązuje do posiłkowania suzerena: gdyby twierdził, że go traktat toruński w ogóle nie obowiązuje, wyrzekłby się wszystkich praw, jakie ów traktat jesz- cze Zakonowi i jemu przyznawał. Za to cesarz w sierpniu [1513 r.] wysłał do Moskwy Jerzego Schnitzenpaumera, aby przypomnieć Wasylowi związek jego ojca z Maksymilianem [w 1491 r.) i wciągnąć go w wielki przeciw Polsce alians; podobne zdanie miał potem tenże poseł wykonać w Kopenhadze. Po drodze doręczył Schnitzenpaumer Zygmuntowi list cesarski treści wyzywającej: że wprawdzie cesarz mógłby sam rozstrzygnąć sprawę z Zakonem Krzyżackim jako jego zwierzchnik, ale gotów pozostawić rozstrzygnięcie Soborowi Laterańskie- mu. Widać stąd było, że Maksymilian jest pewny życzliwości następcy Juliusza, Leona X z domu Medicich. Wiedziano zresztą w Polsce o niejasnym stanowisku papieża i dlatego posłano na jego dwór najtęższą głowę polskiego senatu, Jana Łaskiego, znanego z tendencji przeciwniemieckich. Kuria Rzymska wobec gróźb wiszących od Wschodu nad Polską, a więc i nad katolicyzmem, okazała chwiejność bezprzykładną. Pięć brewe słał Leon X w sprawie pruskiej, a każde następne zadawało kłam poprzedniemu: raz słychać było, że Sobór sprawę załatwi; kiedy indziej, że mistrz powinien spełnić swe zobowiązania, to znowu, że papież musi dbać o dobro Cesarstwa i narodu niemieckiego. Tatarzy okazali w tej chwili więcej szacunku dla traktatów niż mistrz Zakonu Maryi i niż papież, bo 1/3 łupu sumiennie odstawili do Kijowa. Schnitzenpaumer przybył do Moskwy w lutym [1514 r.] i natrafł na na- strój tak wojowniczy, że dał się nakłonić - rzekomo wbrew instrukcji - do podpisania dożywotniego zaczepnego przymierza. Habsburg miał pomóc Rury- kowiczowi do zagarnięcia Kijowa, Smoleńska i Połocka. Aby więc dać cesa- rzowi casus fóederis9, zaraz w czerwcu wyruszył Wasyl po raz trzeci pod Smoleńsk. Nigdy od czasów Łokietka nie znajdowała się Polska w takim nie- bezpieczeństwie. Bombardowana bez miłosierdzia załoga Smoleńska z woje- wodą Jerzym Sołłohubem w końcu lipca złożyła broń, a masy Moskali ruszy- ły dalej na Mińsk. 9. Zwrot w polityce Zygmunta I I :ilkadziesiąt tysięcy stałego, bitnego wojska, użyte we właściwej chwili, byłoby pewnie ocaliło Smoleńsk, ukróciło wielkiego inistrza i odebrało ochotę do intryg bezpieniężnemu Maksymilianowi. Przy ówczesnym jednak rozbro- 9 (łac.) powód do wypełnienia zobowiązań przymierza. 84 jeniu ogromnego państwa, gdy z Zachodu groziła interwencja germańskich książąt, a nikt z chrześcijańskich władców, nawet rodzony brat, Władysław węgierski, nie kwapił się z pomocą, Zygmunt zdecydował się odwrócić kata- strofę przez ugodę z Maksymilianem. Z jego polecenia archidiakon krakow- ski Piotr Tomicki wszedł w kontakt z obozem rakuskim na Węgrzech, wy- suwając na czoło zagadnień obronę królestwa i chrześcijaństwa przed pół- księżycem. W imię tak ważnej sprawy przyłożyła dyplomacja węgierska ręki do załagodzenia sporu Jagiellonów z Habsburgiem. W początkach 1514 r. Ra- fał Leszczyński podążył na dwór cesarza z transportem soboli i prywatną od króla propozycją zjazdulo. Maksymilian w przeczuciu tryumfu wysoko nosił wtedy głowę: chciał rozstrzygać zatargi Zygmunta z. Wasylem, Albrechtem, ba, nawet z Glińskim, do spółki z papieżem, stanami Rzeszy i królem węgier- skim, a więc w komplecie przeważnie wrogim Polsce. Traktat Schnitzenpau- mera wprawdzie ratyfikował, ale go w życie nie wprowadził, tylko zapo- wiedział inny, który zredaguje w lepszej zgodzie ze swym stylem i sumieniem. Na dzień św. Alberta (23 kwietnia) [1515 r.] zaznaczył powszechną ofensywę przeciw Polsce, którą poprowadzi król duński (niebawem sprzymierzony z Moskwą). Nawet i papież nie żywił wstrętu do Moskwy, skoro ją chciał widzieć w koalicji chrześcijańskiej i w tym celu słał do niej legata [Jakuba] Piso, jako jednacza w sporze z Litwąll. Zygmunt I nic nie miał przeciwko takiej misji, byle się legat najpierw rozejrzał dobrze w Polsce i poznał rodzaj ludzi, o których pozyskanie dla pięknej sprawy miał zabiegać. Zresztą na ra- zie do rozjemstwa papieskiego na Wschodzie nie doszło, bo Piso nie zaryzy- kował podróży do Moskwy. Natomiast Krzysztof Szydłowiecki w Budzie, per- traktując z posłem cesarskim [Janem] Cuspinianem, wprowadził sprawę zbli- żenia wrogich dynastii na tor osobistego zjazdu monarchów. Maksymilian wspaniałomyślnie obiecywał zapomnieć przykrości, jeżeli Zygmunt i Wła- dysław przybędą doń z wizytą do Lubeki albo chociażby do Preszburga. 10. Orsza Tymczasem rozjaśnił się horyzont nad Dnieprem. Gliński, który miał stać pod Orsz na straży Smoleńska, doznawszy jakiś zawodów od Wasyla, za- tęsknił do dawnego "tyrana" i gotował drugą zdradę. Wtrącony do więzienia, nie zdołał ujść na Litwę, w każdym razie przestał popierać Moskwę swoim autorytetem i talentem. Nadciągnęły wreszcie z Mińska nad Dniepr pułki litewskie pod Konstantym Ostrogskim (30000), wzmocnione koronnym zacią- giem [Janusza] Świerczewskiego i [Wojciecha] Sampolińskiego (ok. 14000). lo Leszczyński wyjechał w końcu kwietnia 1514 r., a instrukcję, zawierającą propozycję zjazdu, wysłano mu 28 maja tego roku. Zob. K. Baczkowski Zjazdwiedeński 1515. Geneza, przebieg i znaczenie, Warszawa 1975, s. 132-133. 11 plan Maksymiliana zakładał, że uderzenie na Polskę nastąpi dopiero wtedy, gdy nie zrezygnuje ona ze swych żądań dotyczących respektowania przez Krzyżaków warunków pokoju toruńskiego. Wysłanie legata J. Piso (Pizo) nastąpiło na prośbę Zygmunta I i pozostawało w sprzeczności z planami cesarza. Zob. tamże, s. 129, 144 i nn. 85 Udział Polaków zaważył decydująco na szali boju: 8 września [1514 r.], w uporczywej walce pod Orszą zostali Moskale zbici na głowę i przepędzeni na wschód, pozostawiając mnóstwo jeńców oraz sprzętu wojennego w rękach przeciwnika. Ostrogski podstąpił pod Smoleńsk; liczono więcej na dobrowol- ne poddanie się mieszczan niż na oblężenie i szturm; komendant jednak, Wa- syl Szujski, powywieszał na wałach twierdzy wszystkich jawnych zwolen- ników Litwy, ustrojonych w szaty, jakimi ich wielki książę moskiewski obda- rzył. Szturm się nie udał; Tatarów krymskich od współdziałania powstrzymali nogajcy. Odzyskano tylko Mścisław, Krzyczew i Dubrownę, co miało ten sku- tek, że odtąd żaden więcej kniaź pograniczny nie zawaha się w wyborze między Zygmuntem a Moskwą. Na terenie międzynarodowym wyzyskano efekt Orszy znakomicie. Specjalni posłowie powieźli transporty jeńców do Budy, do Wenecji i do innych rezy- dencji, aby Europa dowiedziała się od samych Moskali, kto ich podżegał prze- ciw Polsce w momencie grożącego chrześcijaństwu od Turków niebezpieczeń- stwa. Teraz już i papież unosił się publicznie nad Orszą, ogłaszał z powodu zwycięstwa odpust"a Plettenberga wzywał, aby ułatwił zawarcie rozejmu mię- dzy Litwą i Moskwą; zresztą mistrz inflancki sam zorientował się w skutkach zbytniego wzrostu Wasylowej potęgi i w marcu odnowił był traktaty z Zygmun- tem. Groza powszechnego najazdu na Polskę znikła; z dzieła Schnitzenpau- mera pozostały tylko szczątki: cesarz, zamiast atakować Polskę, miał tyl- ko asystować Moskwie w rokowaniach pokojowych. I 1. Zjazd wiedeński Pod urokiem Orszy można było nawet bez dalszych wysiłków podatkowych, bez innego wojska jak pospolite ruszenie, honorowo wycofać się z osaczonej pozycji i osiągnąć pewne równoważniki za to ustępstwo. Maksymilianowi od kilku lat chodziło o doprowadzenie do podwójnych związków małżeńskich między labsburgami a węgierską linią Jagiellonów. Miękki Władysław (Rex benel 2 ) tym razem stanowczo dał mu do zrozumienia, że dopuści do takich związków jedynie pod warunkiem zarzucenia złych zamiarów wobec Polski. Ze swej strony Zygmunt nie pomijał żadnej sposobności, aby cesarzowi po- chlebić i wyrazić mu swą życzliwość. Kiedy mu sejm odmawiał zwiększonych środków na obronę kraju, to on dokonywał wolty w kierunku Wiednia bez oglądania się na usposobienie Polaków. Wakujące pieczęcie oddał zwolen- nikom nowego kursu, Szydłowieckiemu i Tomickiemu. Nie zraził się nawet nowiną, że Maksymilian jeszcze na zjazd nie przyjedzie, tylko pertraktować będzie przez kardynała [Mateusza] Langa. W marcu [1515 r.] wspaniały, parotysięczny orszak królewski ruszył do Budy i Preszburga. Tajemne rozmowy z Langiem potoczyły się w atmosferze przesyconej wspólną sprawą chrześcijańską, a były spowite w nieskończone oracje i poezje humanistyczne i urozmaicone turniejami, popisami rycerski- mi i zabawami. 20 maja spisano punktację, obejmującą oprócz umów przed- ślubnych także najważniejsze przedmioty sporu. I tak, cesarz uznał stan praw- 12 łac.) Król dobrze. 86 ny w Prusach z 1467 r., a król zgodził się na przyjmowanie do Zakonu Krzyżackiego samych tylko Niemców. Sprawę hołdu ominięto; przez pięć lat pośredniczyć mieli w sprawach Polski z Zakonem arcybiskup ostrzy- homski i kardynał Lang. Cesarz nie da Moskwie żadnej pomocy, owszem, zapośredniczy w rokowaniach między nią a Polską. Za to wnuk jego Ferdy- nandl3 otrzyma rękę córki Władysławowej, Anny (o którą bardzo się sta- rał Jan Zapolya), a królewicz Ludwik zaślubi Marię, siostrę Ferdynanda. Cesarz długo dał na siebie czekać, i nic dziwnego; wszak był to rok pamię- tnej wyprawy Franciszka Walezjusza pod Marignano. Wreszcie nadjechał. "Oby ten zjazd wypadł na dobro uczestniczących monarchów, ich podda- nych i całego chrześcijaństwa", rzekł doń Zygmunt na powitanie, a Włady- sław rozpłakał się z rozczulenia. Ni stąd ni zowąd Maksymilian zaprosił obu królów z królewiczem Ludwikiem do Wiednia. Zadrżeli o bezpieczeń- ; stwo domu jagiellońskiego doradcy, ale Zygmunt okazał, że rycerskiemu Maksymilianowi ufa całkowicie, czym tak ujął gospodarza, że ów odtąd i w sprawie pruskiej okazał miękką rękę, i miasta pruskie we własnym imie- niu od banicji, a więc też od bojkotu handlowego uwolnił. U św. Stefanal4 pobłogosławione zostały podwójne śluby; nad małoletnim Ludwikiem usta- nowiono na wypadek śmierci ojca wspólną opiekę cesarza i króla polskie- go. Dyplomaci [Maciej] Drzewicki, Leszczyński i [Jan] Dantyszek pozo- stali w Wiedniu jako pełnomocnicy do układów o pokój w chrześcijaństwie i wspólną wojnę z półksiężycem. Nie ulega wątpliwości, że zjazd wiedeński był sukcesem Maksymiliana w jego matrymonialnej polityce. Nie dobywając miecza z pochwy, strasząc Zygmunta koszmarem niebywałej ligi, cesarz osiągnął dużo. Choć trudno było wówczas przewidzieć, że Ludwik zginie bezpotomnie za 11 lat, Hab- sburgowie wiedzieli, do czego dążą i słusznie mogli przewidywać po Wie- dniu wzmożenie swych wpływów w Czechach i na Węgrzech. Ale dla Polski ten sukces nie był bynajmniej klęską. Unia dynastyczna polsko-czesko-wę- gierska mogła się wydać postępem w porównaniu ze stosunkami, jakie pa nowały za Macieja Korwina; nie przyniosła jednak większych korzyści ani podczas wyprawy bukowińskiej Olbrachta, ani później, podczas za- targów z Bogdanem, którego Węgry wciąż uważały za swego lennika, a jednak od najazdu na Pokucie nie wstrzymały, ani w stosunku do Krzyża- ków, których politycy budzińscy popierali przeciw Polsce. Prżeciwnie, unia owa groziła uwikłaniem Polski w wojnę z Osmanami i odwróceniem jej sił od nierównie ważniejszych spraw bałtyckich tudzież naddnieprzań- skich. Ciężar walki z Turcją o Węgry brali teraz na siebie Habsburgowie, przez to samo coraz bardziej obcy niemieckiemu światu i coraz mniej na- dający się na wodzów germańskiej falangi w jej parciu na wschód. 13 Ferdynand był synem Filipa I zmarłego w 1506 r., a wnukiem Maksymiliana I. 14 zyli w katedrze wiedeńskiej p.w. św. Stefana. 87 Od zjazdu wiedeńskiego do wojny kokoszej 12. Modus vivendi z Habsburgami Skoro głównym celem paktów wiedeńskich była swoboda na wschodzie i północy, to nasuwa się nam pytanie, jak ją król Zygmunt wyzyskał. Odpo- wiedź pada z góry: dość słabo. Śmierć ukochanej żony Barbary Zapolyanki (2 października I 515), śmierć brata Władysława (13 marca I 516), wspomnienie straty Smoleńska, wspomnienie równie ciężkiej porażki na polu reformy skarbowo-wojskowej, poczucie bezsilności wobec elementarnej mocy bezład- nych sejmików, niezadowolenie z senatu, gdzie nawet tacy Tomiccy i Szydło- wieccy piekli przy ogniu sprawy publicznej pieczeń prywaty (hojne upomin- ki od cesarza za transakcję wiedeńską) - wszystko to jakby podcięło energię Zygmunta, skutkiem czego sprawa pruska utknęła w martwym punkcie, a mo- skiewska także wlokła się z roku na rok bez pomyślnego rozstrzygnięcia. Z Maksymilianem mnożyły się serdeczności: cesarz "usynawia" Ludwika Jagiellończyka, mianuje to pacholę wikarym Cesarstwa, krząta się pilnie koło wyszukania dla Zygmunta godnej małżonki. Gdy kortezy aragońskie nie chcą puścić do Polski infantki Eleonory, będzie tą małżonką piękna, inteligentna i pobożna Bona Sforza; posiada ona księstwo Bari we Włoszech, a ma w przy- szłości pretensje nawet do Neapolu i Mediolanu, więc przez nią cesarz postara się trzymać w zależności daleki Wawel. Omawia się w dyplomacji jagielloń- sko-habsburskiej sub auspicus papieża krucjatę: tu znowu gra polega na tym, że Zygmunt widokami polskiego poparcia krucjaty zmiękcza papieża i działa przezeń na Habsburgów, którzy, im głębiej wdadzą się w walkę z Portą, tym mniej będą mogli szachować Polskę. Już lepiej niechaj Polska wyzyska atut "przedmurza chrześcijaństwa", niżby go miał przyswoić sobie w oczach Rzymu Rurykowicz Wasyl [III]. Zbliżała się tymczasem sposobność do zrobienia na szachownicy europej- skiej wielkiego posunięcia. Od 1517 r., słychać było, że po Maksymilianie kańdyduje do korony rzymskiej król francuski Franciszek I, z ujmą dla przy- szłego dziedzica hiszpańskiego, Karola. Stary cesarz niby zalecał króla czes- kiego Ludwika, ale naprawdę pracował dla wnuka, Karola. Zygmunt, który miał głos na elekcji w zastępstwie małoletniego Ludwika, nie bardzo się wa- hał między mocnym Habsburgiem a nie mającym prawie żadnych widoków Walezjuszem, choć ten ostatni przez różne tajne poselstwa nie skąpił upomin- ków ani argumentów. Szło tylko o wyzyskanie współzawodnictwa dla własnej polityki. Nic to nie znaczy, że Erazm Ciołek, główny przedstawiciel Polski na sejmie augsburskim [1518], dostał brzęczącą nagrodę za piękną mowę, poleca- jącą Karola; ważne jest to, że przy tej sposobności mógł potężnie oskarżyć Krzyżaków o konszachty z Moskwą, jako burzycieli zgody chrześcijańskiej, i że Maksymilian, zamiast się ująć za niemieckim Zakonem, nie dopuścił je- go delegata do głosu, a sam ofiarował się tylko pośredniczyć. Osłabiała pozy- cję Zygmunta przed rzymską elekcją i podczas niej ta okoliczność, że dzia- łał on bez porozumienia ze stanami czeskimi i węgierskimi, które patrzyły swego narodowego interesu, a nie interesów polskich na Pomorzu. Kiedy Maksymilian umarł (13 stycznia 151915), Węgrzy wmieszali się do sprawy 15 Maksymilian zmarł 12 stycznia 1519 r 88 bez żadnego legalnego tytułu, a Czesi, chcąc podnieść powagę Ludwika, raptem ; przyznali mu pełnoletność. Niespodzianka ta pozbawiła Zygmunta głosu, a tym samym rozbroiła jego posłów na sejmie Rzeszy, gdzie zamierzali wytargować ; pomoc habsburską przeciw Albrechtowi i Moskwie. Karol V wstąpił tedy na tron ' rzymsko-niemiecki, nie powziąwszy wobec Polski nowych zobowiązań, a nasz Zygmunt opuścił grę z pustymi rękami, nawet nie spróbowawszy z niej wydobyć dla Polski Sląska, o który upomni się dopiero w r. 1522, zresztą daremnie, królowa Bona. 13. Koniec wojny moskiewskiej Z chwilą wycofania się Maksymiliana (o czym cesarz dopiero po roku śmiał zawiadomić Albrechta), kierownictwo robót przeciwjagiellońskich podzielili między siebie mistrz i wielki książę.10 marca 1517 staraniem Dietricha Sch n- berga jako głównego doradcy Hohenzollernów doszło w Moskwie do zaprzy- siężenia pierwszego w dziejach zaczepnego przymierza moskiewsko-pruskiego, gdzie Wasyl zobowiązał się dostarczyć Albrechtowi środków na zwerbowanie 10000 piechoty i 2000 jazdy oraz wspólnie z nimi atakować Zygmunta. Pow- stały jednak potem między sprzymierzeńcami tarcia o to, czy mistrz ma zaczynać i iść na Kraków, czy też najpierw Wasyl wypłaci mu pieniądze. Moskwicin zawiadomił króla francuskiego, że bierze pod protekcję Zakon i zaprosił go do współprotekcji. W rezultacie jednak wzgląd na rozjemstwo Maksymiliana pohamował popgdliwego Albrechta i wielki książę musiał szu- kać sprzymierzeńców gdzie indziej; znalazł go w Chrystianie II, ale przeciw Szwecji, z którą w tej konfiguracji Polska znalazła się w jednym obozie. Przez parę lat wlokła się wojna bez żywszego tempa. Moskwa atakowała z północy Brasławszczyznę ( 1515) i Witebsk ( I 5 I 6). Litwini wybiegli na naj- dalsze swoje historyczne granice w kierunku Pskowa pod Opoczkę, ale tam doznali niepowodzenia (1517). Chwilami teatr wojny zbliżał się do Połocka. Wojując, jednocześnie traktowano o pokój. Różni posłowie cesarscy, w ich liczbie słynny [Zygmunt] Herberstein w 1517 r., jeździli na Kreml negocjować między Litwą i Moskwą, bez skutku. Niezależnie od nich, jednocześnie z wy- prawą na Opoczkę jeździli do stolicy Rurykowiczów posłowie litewscy [Jan] Szczyt i [Jan Bogusz] Bohowitynowicz; wrócili z niczym, gdy im odmówiono Smoleńska. Przy takiej równowadze sił mogłaby się okazać czynnikiem roz- strzygającym Orda Krymska, gdyby stanowczo i wiernie popierała jedną stronę. Chan Mehmet [I] Girej ( 1513-152216 ) rozpoczynał rządy niby przyjaciel Litwy. Nie mógł się nachwalić przed Wasylem hojności Jagiellończyka: "Oddaj nam miasta albo przyślij tyle złota, co król; jak tu nie być jego przyjacielem, gdy latem i zimą śle złoto strumieniami". Rurykowicz, nie mogąc sprostać, udawał się (już od r. 1512) do Porty z kilkoma projektami koalicji przeciw Polsce; wprawdzie sułtana Selima, zajętego w Egipcie i Armenu, nie od- ciągnął, ale widocznie ogólną drogą podkopał "przyjaźń" Girejów, bo już 16 Machmet, a właściwie Mehmed (Mohommed) I, zasiadał na tronie w latach 1516-1523. 89 w r. 1516 część Ordy niby przypadkiem splądrowała Ruś. Dla satysfakcji inna część, pod Bogatyrem, nawiedziła Moskwę, czym pomogła do obrony Witebska. Spróbował wtedy senat litewski pokazać gniewną twarz Girejowi: jego poseł Iwan Hornostaj nie tylko nie przywiózł upominków, ale zażądał zakładników chańskiej krwi tudzież ewakuacji Oczakowa edynego portu nad Morzem Czarnym, do którego Litwa rościła jeszcze pretensje). Z urazy carewiczów skorzystała dyplomacja moskiewska, otwierając im widoki na Kazań. I oto w r. 1519 spada na Koronę i Litwę dwustronny atak: Moskale docierają do Oszmiany i Krewa, Tatarzy ża Lwów, Bełz i nawet Lublin. Ostrogski myślał się zaczaić i zaatakować objuczone czambuły niedaleko gra- ńicy mołdawskiej, ale wódz zaciągów koronnych [Jan] Tworowski sprowo- kował bitwę pod Sokalem, która zakończyła się dla obu naszych wodzów cięż- ką porażką (2 sierpnia). Widocznie równowaga wśród giaurów dogadzała wyznawcom proroka, bo już po dwóch latach widać siły krymskie i kazańskie napastujące dla odmiany Moskwę. Dzięki temu rokowania rozpoczęte w trudnym dla Zygmunta 1530 r. (po wybuchu wojny pruskiej) poszły po linii uti possidetisl : nie przyniosły dalszych strat. Zaczynano targ od granic Kazimierzowych, potem Aleksan- drowych; na ustępstwa od granic wiecznego pokoju 1508 instrukcja królew- ska "żadną miarą nie pozwalała". Był chwilowo do wygrania atut szwedzki: korona ofiarowana Zygmuntowi od tyranizowanych przez Chrystiana patrio- tów. Ale Jagiellończyk zamorskich koron nie łaknął ani nie chciał wikłać spraw bałtyckich. Gdy Moskwa nawet za cenę zwrotu jeńców nie odstępo- wała Smoleńska, zgodzono się [1522 r.] na rozejm pięcioletni, taki właśnie, jakiego potrzebował Zygmunt, aby tymczasem skończyć z Krzyżakami. 14. Wojna pruska a) Przygotowania Albrechta. Dwaj ludzie przodowali zapałem wszystkim pionierom niemczyzny nad Pregołą i Niemnem - młody mistrz i znany nam jego rówieśnik, skłonny do ryzykownych przedsięwzięć Sch nberg. Nic to, że cesarz opuścił sprawę narodową, reprezentowaną godnie przez Zakon; są jeszcze Niemcy w Niemczech, a poza ich granicami dobra sprawa także znaj- dzie wojowniczych szermierzy. W 1516 r. rozpisał mistrz do książąt Rzeszy apel o pomoc. Odzew brzmiał bardzo chłodno: gdy cesarz piastował sprawę w swych rozjemczych rękach, któż by tam chciał na własne ryzyko dobywać oręża? Chyba kurfirst brandenburski Joachim, który zresztą ponad półtora tysiąca knechtów nie obiecywał. Nawet Deutschmeister oglądał się na land- mistrza inflanckiego i na swych statutowych doradców, a landmistrz dotrzy- mywał wierności Litwie. Król duński pomógłby pod warunkiem, że mu naj- pierw Albrecht pomoże zgnębić Szwedów. Od wyrachowanej Moskwy nadeszła tylko część subsydium. Niemniej Albrecht, widząc siebie w wyobraźni na czele kilkunastu tysięcy rycerstwa, jakby za wzorem Moskwy żądał w obliczu pa- pieża i cesarza zwrotu wszystkich odpadłych od Zakonu ziem tudzież odszko- dowania za 50 lat ich uzurpacji po 30000 guldenów rocznie, albo w ostatecz- 1' (łac.) utrzymania stanu posiadania. 90 ności - zamiast Pomorza - całej Litwy i Żmudzi, te bowiem kraje i tak są ciągle napastowane przez Ruś i Tatarów. Równolegle z apetytem rosła arogancja mistrza i jego podwładnych. Ani pogranicze polskie, ani pruskie miasta, ani biskup warmiński Fabian, nie mieli spokoju od rozzuchwalonych sąsiadów. Wtedy to właśnie poselstwo polskie w Augsburgu oświadczyło, że ziemią polską kupczyć nie myśli i żadnych tej treści kompromisów nie przyjmie, i wtedy to Erazm Ciołek rzucił w twarz Krzyżakom pamiętną swo- ją filipikę. Bądź co bądź, o Pomorzu władny był od 1466 r. orzekać sejm piotrkowski, a nie sejm augsburski. Przedstawiono stanom w 1519 r. całą powagę zagadnie- nia. Konsyliarze i delegaci pruscy ocenili ją najlepiej: aby nie wracać do sta- nu rzeczy sprzed pokoju toruńskiego, trzeba bez wypowiadania wojny ruszyć na mistrza z silnym wojskiem i wezwać go na hołd do Torunia. Pod wraże- , niem alarmujących wieści o wojskach zwerbowanych przez Albrechta aż w Niderlandach, odbył się w Toruniu (w grudniu) [1519 r.] sejm walny, który nie poskąpił ofiar na uzbrojenie zaciężnego żołnierza, a najgorliwiej zbroił się pamiętający dobrze krzyżackie rządy Gdańsk. b) Pierwszy okres wojny. Pod Kołem skoncentrowano przy boku hetmana Mikołaja Firleja 4000 najemnego wojska; załogi Gdańska i Torunia wzmocnio- no Polakami. Była w obozie rozmaita zbieranina Polaków, Czechów, Mora- wian, Mazurów (chociaż mistrz wyraźnie zrywał tylko z narodem polskim, a nie z królem i nie z Litwą ani z Mazowszem); brakowało zupełnie Litwi- nów. Co gorsza, brakło z początku dział oblężniczych, chociaż w tej wojnie, jednej z najważniejszych, jakie dawna Polska prowadziła, miano zdobywać osobno każdą piędź ufortyfikowanej ziemi, a nie uganiać się po stepach i la- sach, jak to bywało na kresach wschodnich. Przez okupowaną Pomezanię, łamiąc opór starego biskupa Joba szły wojska na Kwidzyn i Pasłęk, a wziąwszy te miasta, podstąpiły pod Bransbergę [Braniewo]. Ani Firlej, ani król kieru- jący z dala operacjami, nie umieli i nie mieli czym szturmować fortów; nie- mniej spustoszenie kraju tak podziałało na Albrechta i jego radców, że pier- wszy obłudnie, drudzy w szerszym przerażeniu starali się o zawieszenie broni. Gestem pokory chciał mistrz zyskać na czasie, aż ujmą się za nim obcy przy- jaciele. Jakoż poselstwa jedne za drugim przyjeżdżały do głównej kwatery Zygmunta ze wstawiennictwem; papież szczególnie był zgorszony, że król polski, główny filar wymarzonej krucjaty, podnosi rękę na rycerstwo spod znaku Krzyża i Maryi. Lecz Jagiellończyk zdecydował się wytępić Zakon całemu szkodliwy chrześcijaństwu, co - zdaniem Ciołka - najformalniej można zrobić, przenosząc na króla mistrzostwo Zakonu, podobnie jak kró- lowie hiszpańscy postąpili u siebie z zakonami rycerskimi. Dyplomacji pa- pieskiej nie szczędził król epitetu: jides graecals, kardynałom zarzucał już nie interesowność, ale nieufność, że nie wierzą w obiecane kubany. Legaci papiescy: Guardalfieril9 i [Jan] Tedaldi [Thedaldis] zmarnowali całą wy- mowę; posłowie niemieccy usłyszeli słowa prawdy: że Albrecht sam ściągnął na siebie wojnę, intrygując z Moskwą i Tatarami, że nie szanuje traktatów, że stracił prawa do lenna, że Polska rewindykuje odwieczną swoją własność, a czyni to własną mocą, podobnie jak papież Juliusz nie czekał na niczyje ls (łac.) grecka wiara; tu w znaczeniu: "przewrotna". 19 Powinno być: Zachariasz Ferreri, biskup Guardalfieri. 91 rozjemstwo, gdy sięgał po Bolonię i Rawennę. O żadnym zwierzchnictwie nad Pomorzem papieża, cesarza i króla polskiego, w ogóle o żadnym złagodzeniu artykułów toruńskich nie może być mowy, raczej o ich zaostrzeniu. Zresztą Albrecht wewnętrznie daleki był od skruchy. Z wężową giętkością jednak zapowiedział, że chce jechać do wuja na osobistą rozmowę, przez co spo- dziewa się odzyskać jego łaskę i przyjaźń. To podziałało na pewne koła pol- skie, ozwały się głosy, że na przyszłość wystarczy złagodzony układ toruński (bez artykułu o posiłkach i dostępie Polaków do Zakonu, a nawet bez od- szkodowania). Rozmowa spłynęła na wiatr, zaś tymczasem usłyszano o zbli- żeniu się pierwszych z Niemiec lancknechtów. c) Drugi okres wojny. [Mikołaj] Firlej i Jan Zierotyńscy (Źirotyńscy), dowódcy czeskich najemników, sami nie wiedzieli, czego się jąć: przyciśniętego Królewca czy też twardego Braniewa, którego nawet żeglarze gdańscy nie umieli od morza zablokować. Co prawda, to Albrecht, zamiast brać szturmem Lidzbark Warmiński potrafił tylko pustoszyć Warmię. Aż tu z początkiem października [1520 r.] nadciągnęło z Niemiec 14000 ludzi (według innych danych aż 1800 19000 rycerstwa i 8000 piechoty) z różną armatą, pod wodzą Wolfa Sch nberga i hrabiego Ysenburga2o. Już 12 tegoż miesiąca pod bombar- dowaniem Niemców padł Migdzyrzecz, czym zaniepokojony król zwołał pos- polite ruszenie i wzmocnił piechotą Poznań. Ponieważ Niemcy sungli na Chojnice i Gdańsk, a wielki mistrz starał się im podać dłoń z Królewca, zależało najwięcej na tym, aby nie dopuścić wodza do armii. Tego dokonał, zajmując przeprawy wiślane, starosta malborski [Stanisław] Kościelecki. Nas- tał moment osobliwy. Już po zajęciu Chojnic, Starogardu, Tczewa, Sch nberg i Ysenburg walili w Gdańsk z Góry Biskupiej, a Albrecht nie chciał przybyć do ich obozu, bo nie miał gotówki na ich ukontentowanie i bał się wście- kłości zawiedzionych. Na wieść o odsieczy Firleja spod Braniewa hałastra odstąpiła i wsiąkła z powrotem w Rzeszę, czym nie zrażony mistrz jeszcze łupił Mazowsze, a potem o mało nie zagarnął Elbląga. Spustoszone Prusy dożyły chwili, kiedy już ręce opadły Zygmuntowi i Albrechtowi, zaś nowy cesarz, Karol V, stanął na ziemi niemieckiej i stanowczo, choć grzecznie wyz- wał Polskę do zaprzestania działań wojennych. Zadzierać z cesarzem wyda- wało się nie na czasie, gdy w nim była nadzieja obrony Węgier. Czemuż to Polsce nie wolno postąpić tak, jak postąpiły z podwładnymi zakonami Hisz- pania i Anglia? - pytał Zygmunt Habsburga przez posła Hieronima Łaskiego - wszak na przedmurzu chrześcijaństwa Polska warta tyle, co dziesięć zakonów krzyżackich. Teraz wszakże Albrecht przypomniał przyznanie wydobyte od strony polskiej w momencie inwazji Niemców, że jednak sprawa pruska nie jest tylko wewnętrzną polską. Trudno było cofać to przyznanie w chwili, gdy moc muzułmańska groziła sąsiednim Węgrom, skąd Ludwik Jagiellończyk wyglądał polskiej i niemieckiej pomocy. Nie było innego wyjścia, jak zaprosić do Toru- nia posłów cesarza i króla węgierskiego w charakterze pośredników. Andrzej Krzycki, jako rzecznik państwa polskiego, z trudem obstawał przy żąda- niu hołdu, gdy Albrecht gadał o granicach 1453 r. Ostatecznie 5 kwietnia [1521 r.] ugodziły się strony na podstawie zawieszenia broni, ewakuacji wojsk, zwrotu jeńców i twierdz, odszkodowania i oddania istoty sporu roz- zo W nowszych opracowaniach występują jako: Wilhelm von Sch nburg i Wil- helm hrabia Isenburg. Por. np. Z. Wojciechowski dz. cyt., s.104. 92 jemcom. Rzecz znamienna, że ten wynik, dla Polski wcale nie zaszczytny, spotkał się jeszcze z protestem przychylnego Niemcom legata Guardalfierego. 15. W ślepym zaułku Czteroletnia zwłoka przewidziana przy zawieszeniu broni wydawała się wielkim zyskiem dla mistrza Albrechta. Wszak spór mieli rozstrzygnąć rozjemcy, z których jeden był z urzędu protektorem niemczyzny, drugi, Ludwik węgierski, młodzian słabowity i duchem słaby, nie widział ocalenia dla swego królestwa poza cesarzem. Prędzej czy później musiały wpływy habsburskie omotać jego i jego dwór i odosobnić go od Zygmunta. Toteż agitacja, propaganda, intryga działały z Królestwa na Budapeszt2l, Wiedeń i Rzym nieustannie. Myśleli niektórzy ak margrabia Jerzy Hohenzollern), że można by Albrechta zaspokoić innymi honorami w służbie Zygmunta I: wyrobić mu ekspektatywę na Cypr, Mediolan, Neapol; inni, jak Łaski, że ambicję jego można nasycić dowództwem na froncie moskiewskim lub tureckim, a wówczas poddani jego, dla miłego spokoju i bezpieczeństwa handlu, przyjmą zwierzchnictwo Polski. Hohenzollern nie odłączał swego interesu od interesu narodowego Niemiec. Starał się skojarzyć sprawę pruską z obroną Węgier; obrabiał Anglię i Francję przez Dietricha Sch nberga; papieża przez prokuratora Zakonu; najpilniej zjednywał sobie królową Marię węgierską i peszteńskich22 dygnitarzy, tak iż wnet z całego otoczenia Ludwika tylko narodowa partia czeska zwalczała jego wpływy. Najszkodliwsze stanowisko dla Polski zajął papież Hadrian VI, rodem Holender. Nie dość, że popierał on pomysł Karola V, aby sprawę pruską dać do rozstrzygnięcia władzom Rzeszy (Reichsregiment) z udziałem brata jego Ferdy- nanda, ale po śmierci Ciołka, nie pytając o zdanie kapituły płockiej ani Zygmunta, mianował biskupem tamecznym margrabiego Jana, brata Albrechta; znaczyło to, że już nawet czgść Mazowsza ma podpaść władzy Hohenzollernów, z coraz dalszym odepchnięciem Polski od morza. Zygmunt ze wzmożoną energią (po przyjściu na świat pierworodnego syna w 1520 r.) odepchnął to wdzierstwo, jak odrzucił również ogłoszony w bulli (I 523 r.) projekt przedłużenia rozejmu na dalsze 3 lata; odrzucił forum Reichsregimentu; odrzucił wszelkie odstępstwa od kom- promisu toruńskiego. Rozwijając ruchliwą akcję dyplomatyczną, zwłaszcza przez Jana Dantyszka (Flachsbindera), który w swych podróżach poselskich dotarł był do Madrytu, król zdołał wytworzyć takie przekonanie, że żaden arbitraż nie przekreśli najżywotniejszego interesu Polski, jakim był dostęp do Bałtyku. Wielki mistrz ujrzał, że się przeliczył. Czas przestał pracować dla niego, czas przyniósł w Niemczech rozruchy religijno-socjalne, wojnę szlachecką, wojnę chłopską, coraz głębszy rozbrat religijny, a we Włoszech i za Renem coraz ostrzejszy konflikt z Francją. Teraz Albrecht zaczynał naglić; Polska zwlekała. Zaczęto przebąkiwać, że ona ma dość kłopotliwego mistrzostwa i chce je odstąpić księciu [Erykowi] brunszwickiemu. Wtedy wysłany do Norym- bergi przez kanclerzy koronnych Achacy Czema [Cema] wyśledził, że mistrz Zakonu Maryi więcej niż z cesarzem liczy się z Marcinem Lutrem. 21 powinno być: "Z Królewca na Budg", w wyd.1 błąd w druku. 22 ) Jówczas jeszcze "budzińskich". 93 16. Sekularyzacja Prus W rzeczy samej, nauki wittenberskie tak dalece podkopały karność kato- licką Zakonu, że w początkach 1523 r. starszyzna przedłożyła Lutrowi swą regułę do zbadania. Reformator, w zgodzie z [Filipem] Melanchtonem, uznał i doradził mistrzowi, aby niedorzeczną regułę rzucić w kąt, poszukać żony i założyć świeckie w Pru,ach państwo. Lecz czymże będzie takie państwo o kilkuset tysiącach ludności bez oparcia o cesarza, gorzej nawet, bo zwal- czane wszystkimi środkami cesarstwa? Musiało ono stać się dependencją Pol- ski. O warunki podległości wszczęli rokowania margrabia Jerzy i książę Fry- deryk legnicki (Piast). Zdumienie i zakłopotanie objęło senatorów w Krako- wie: Polska miałaby stać się popleczniczką herezji? Wnet jednak pierzchły te skrupuły, kiedy Albrecht dał do zrozumienia, że uznaje dziedziczne prawo Korony Polskiej nad Prusami. W rokowaniach uwydatniła się alternatywa: albo zeświecczony mistrz dostanie Prusy Wschodnie powiększone, ale za to wrócą one do Polski zaraz po jego bezpotomnej śmierci, albo weźmie tylko Prusy Zakonne w granicach z 1466 r., ale prawo do następstwa rozciągnie się na wszystkich jego braci. Pierwszą propozycję król z punktu odrzucił; w zwią- zku z drugą dopilnował ewakuacji pewnych miejscowości, dotąd jeszcze oku- powanych. 2 kwietnia [1525 r.) nowy wyznawca czystej Ewangelii przybył do Krakowa. Spisano układ [8 kwietnia], według którego dux Prussiae, albo dux Prussia (na przemian jeszcze tytułowany także wielkim mistrzem) uznaje siebie len- nikiem króla polskiego, zobowiązuje się składać hołd osobiście, zrzeka się praw opartych na dawniejszych przywilejach cesarskich i papieskich, obiecuje natomiast szanować w swym protestanckim państwie prawa kościołów i bi- skupów katolickich (warmińskiego i chełmińskiego). Następstwo w Prusach zapewnia się tylko dwóm braciom byłego mistrza, a nie całej rodzinie23. Bliż- sze określenie praw suzerena i lennika miało się stać zadaniem późniejszych układów lub jednostronnych dekretów królewskich. 10 tego miesiąca na rynku krakowskim odbył się akt hołdu, który w zdu- mienie wprawił współczesnych: prawowierny monarcha wręczył klęczącemu heretykowi chorągiew z czarnym orłem jednogłowym. W Madrycie wzruszano ramionami nad takim "uszczerbkiem powagi królewskiej", kardynałowie rzym- scy, którym Zygmunt, noty lkując swój krok, kazał się cieszyć z tak pokojo- wego załatwienia sprawy, stwierdzali z gorzkim uśmiechem, że król polski umie nie gorzej od Maksymiliana stwarzać fakty dokonane. Jednak ani cesarz nie śmiał zaczepić władcy świeżo umocnionego przez rozejm z Moskwą i przez przymierze z Danią (z królem Fryderykiem I) i Meklemburgią, ani papież Klemens VII, wrogo usposobiony do Karola V, nie zaostrzył konfliktu z Pol- ską; przeciwnie, ustąpił w sprawie płockiej i przysłał Zygmuntowi na krucja- tę poświęcony miecz i szyszak. Najgłośniej, choć bezskutecznie, protestował Zakon Krzyżacki; pod jego presją cesarz skazał na banicję, a papież rzucił klątwę na odstępczego księcia; do Gdańska i Elbląga rząd Rzeszy wysyłał na- kazy podatkowe, jakby te miasta nie należały do Polski, a na znak ciągłości 23 Układ przyznawał prawo do sukcesji potomkom męskim Albrechta, a w wypadku ich śmierci także jego trzem braciom i ich męskim potomkom z prawego łoża. Zob. W. Pociecha dz. cyt., s.133-135. 94 pretensji krzyżackich do Prus Deutschmeister Walter von Kronenberg (Cron- berg) wyrobił sobie u cesarza zatwierdzenie na stanowisku administratora odpadłej prowincji (1527), którą później (1530) otrzymał na papierze w lenno. Dla Polski ważne było, że nowy książę pruski stracił oparcie w Rzymie i Rze- szy, a nawet musiał nadal szukać opieki Zygmunta przed gniewem cesar- skim. Od dalszej zręcznej polityki oraz.od siły cywilizacyjnej obu stron zale- żało, czy Prusy przylgną na stałe do Polski, czy też połączone z Brandenburgią odcinać ją będą od Bałtyku. 17. Rozruchy gdańskie Jeżeli luteranizm rozluźnił łączność między Hohenzollernami a cesarstwem i na wiele lat sparaliżował siłę prężną tego ostatniego, to z drugiej strony torował on wpływom duchowym Niemiec drogę do tych kół, które odwracały się od katolicyzmu, zwłaszcza jeżeli trafiał na grunt rasowo pokrewny. Okaza- ło się to w prowincji pruskiej równoległe z kryzysem państwa zakonnego. Gdziekolwiek utrzymywało mieszczaństwo, mimo postępującej polonizacji, nie- miecką kulturę i tradycję, a wielkie miasta: Gdańsk, Toruń i Elbląg pod tym względem wcale się od r.1466 nie zmieniły, tam unarodowienie nabożeństwa musiało pogłębić poczucie odrębności wobec Polski tudzież wspólności z Rze- szą. Tylko że w Prusach Królewskich ruch religijny przybrał od razu (jak i w wielu miastach niemieckich) charakter walki społecznej z wielką własno- ścią i kapitałem. Zwłaszcza w Gdańsku, w styczniu 1525 r., pospólstwo zaatakowało burmistrza Eberharta Ferbera, zarzucając mu, że pod protekcją (nie bezinteresowną) [Krzysztofa] Szydłowieckiego nadużywa dochodów miasta dla prywaty; gniewano się też na ksigdza oficjała kujawskiego [Macieja] Drzewieckiego24, że pociąga mieszczan przed swój sąd duchowny. Ferber wprawdzie ustąpił, ale magistrat odrzucił żądanie manifestantów, aby się wyrachować z szafunku grosza publicznego. Wówczas rozruchy się wzmogły. Żądali agitatorzy jednym tchem skasowania postów, mszy, śpiewu kościel- nego, wolności głoszenia słowa Bożego, wolności polowania, rybołówstwa i połowu bursztynu. Nie mogąc zmusić do ustępstw Drzewieckiego, magi- strat zakazał mnichom wygłaszania kazań, ale to nie uspokoiło tłumów szturmujących Stare Miasto, a widok wyrychtowanych armat dolał jeszcze oliwy do ognia. 26 stycznia 1526 r.25 za przewodem kowala Piotra K niga obalono magistrat, ogłoszono nowy ustrój skrajnie demokratyczny, miano- wano w kościołach predykantów zamiast proboszczów, skasowano prawie wszystkie klasztory, znieważając święte obrazy i sakramenty. Po czym nowe władze wysłały jedną delegację do. Lutra i księcia saskiego Fryderyka Mą- drego z prośbą o przysłanie lepszych nauczycieli nowej wiary, a drugą do Zygmunta I z usprawiedliwieniem tego, co się stało. Więcej nawet: prostacz- kowie cytatami z Biblii próbowali nawrócić samego króla na luteranizm. 24 hodzi tu o Macieja Drzewickiego, który był wówczas biskupem kujawskim (włocławskim). Por. Polski Slownik Biograficzny, t. 5, Kraków 1939-1954, s. 411. 25 W rzeczywistości nastąpiło to w 1525 r., wspomniany zaś wyżej atak na bur- mistrza Ferbera miał miejsce w 1522 r. Zob. Z. Wojciechowski dz. cyt., s.179-181. 95 Podobne zajścia, ale na mniejszą skalę, miały miejsce w Toruniu, Elblągu i na Warmii; protestantyżm, zdawało się, zwycigżał wstępnym bojem; tu i ówdzie chłopstwo zarażało się agrarnym programem niemieckim, którego strasznych skutków Rzesza doznała w roku ubiegłym. 18. Kontrakcja i represja Dotychczas rząd Polski i episkopat słabo i bez zapału zwalczały nowinkarzy; nie doceniano głębokości rozpoczynającego się w Europie ruchu i nie wiedziano, gdzie się skończy niezbędna w Kościele reforma, a zacznie odszczepieńcza reformacja. Ale objawy społeczno-polityczne, które tak ostro wystąpiły w Gdań- sku, zaniepokoiły senat. Od zdania ludzi nieśmiałych, co chętnie ukryliby głowy w piasek, żeby nie widzieć niebezpieczeństwa, odbijała rada Łaskiego, aby król w całym majestacie zjechał na zagrożony posterunek - do Gdańska - i przy- wrócił porządek. W końcu 1525 r. przesłuchano w Krakowie przedstawicieli stron, a z wiosną, poprzedzony przez Szydłowieckiego, księcia Jerzego pomor- skiego oraz biskupów: kujawskiego i kamieńskiego, wkroczył król (17 kwietnia 1526) z licznym wojskiem (8000) do zrewoltowanego miasta. Padł postrach taki, że luteranie, jak się wyraził pewien kupiec, gotowi byli uwierzyć "nie tylko w Boga, ale w osła". Bez oporu przywrócono Ferbera i dawnych rajców, uwięziono 18 nowych, oddano klasztory zakonom, kościoły proboszczom, skarby kościołom. 14 najwinniejszych ścięto pod Artushofem26, i to niemal w oczach nowego księcia pruskiego, który asystował przy uśmierzaniu socjal- nych wichrzycieli, łudząc się, że tym króla pozyska na stronę "czystej Ewangelii". Zdaniem Łaskiego należało pójść dalej, od represji do kontrakcji w kierun- ku państwowo-narodowym, a więc ukrócić nadmierne przywileje miasta. Miękki Tomicki rad był, że Gdańsk w ogóle nie odpadł i nie wytępił u siebie katolicyzmu, a Szydłowiecki, jeśli wierzyć Krzyckiemu, po prostu sprzedał sprawę gdańską "za śledzie". Król gwałtownych środków nie lubił i realizował swój program pomorski stopniowo. Jak przedtem (1512) kompromisowo za- łatwił z papieżem sprawę obsadzenia biskupstwa warmińskiego (nadal bisku- pem miał być książę krwi panującej w Polsce, albo jeden z czterech kandy- datów podanych kapitule przez króla), tak i teraz zostawił Gdańskowi dawny ustrój radziecki, dodając jednak, jako organ kontroli ludowej, reprezentację "stu mężów" z pospólstwa. Toruniowi odebrał, ku zadowoleniu szlachty i duchowieństwa, prawo składu na Wiśle (1509, 1527). Całej prowincji nadał nowe "konstytucje", którymi zaprowadził w ramach autonomii prowincjo- nalnej z 1511 r. samorząd wojewódzki (sejmiki). Szlachcie przyznał wyłączne prawo posiadania ziemi, polowania i rybołówstwa, monetę pruską zrównał z polską, zarządził kodyfikację prawa chełmińskiego. (Wszystko to zmierzało do zmniejszenia wpływu bogatych miast i możnowładztwa i do upodobnienia Prus Królewskich z innymi krajami Korony.) Nie zapomniał i o interesach polskich w Lęborku i Bytowie, z których odebrał w Gdańsku hołd od książąt pomorskich Jerzego i Barnima. 26 przed Dworem Artusa ścięto 5 przywódców, a 8 kilka tygodni później w Malborku. Zob. tamże, s.182. 96 19. Wcielenie Mazowsza Jeżeli dla Hohenzollernów kraj migdzy dolną Wisłą, Bugiem i Narwią wy- dawał się naturalnym terenem ekspansji i kolonizacji, tó dla Polski stanowił on przedmoście w kierunku Bałtyku, a zarazem łącznik z Podlasiem i Litwą. Kraj, który nawet po wymarciu Przemyślidów jeszcze przez pół wieku hoł- dował Czechom, a dopiero od 1355 r. Polsce, którego władcy nieraz współ- zawodniczyli z Jagiellonami na elekcjach, a jeden z nich, Konrad czersko- -warszawski (1463-1503), dorównał swemu osławionemu przodkowi predylekcją do Krzyżaków, nie był łatwo strawnym nabytkiem dla Korony Polskiej, miał dużo odrębności w prawie i obyczaju, oraz świadome pragnienie tej odrębności, jak wiemy też, bardzo powoli, kawałkami dawał się wcielać do państwa: Gostynin i Rawa (1462), Sochaczew (1476), Płock (1495). Sejmików ziemskich Mazowsze nie znało, tylko sejmik generalny warszaw- ski, na który książę oprócz dygnitarzy zwoływał także szlachtę, a to dla załatwienia spraw sądowych oraz stanowienia uchwał (laudów) w przedmiocie nastręczających się kwestii prawnych. Zresztą podobne lauda uchwalano tak- że na wiecach sądowych niższej instancji, jakie się odbywały w poszczegól- nych ziemiach. Po Konradzie została wdowa Anna z Radziwiłłów jako opiekunka dwóch córek: Zofii za Stefanem Batorym, palatynem Węgier, Anny, oraz dwóch synów: Stanisława i Janusza. Konszachty dworu warszawskiego z Zako- nem trwały i w tej ostatniej generacji Piastowiczów. Z gmunt I, choć miał prawa do Wizny, oddał ją stanom mazowieckim, aby nie drażnić ich dziel- nicowej ambicji; interweniował w sporach księżnej ze stanami, przyśpiesza- jąc przyjęcie rządów przez młodych książąt. Obaj młodzieńcy pomarli w wieku lat 24: Stanisław 9 sierpnia 1524 r.2', Janusz półtora roku po nim [9/10 marca 1526]. Prosta dewolucja, tj. powrót księstwa do Korony Pol- skiej, zrazu nie w smak była Mazowszanom: im więcej pretendentów, tym łatwiejszy będzie targ o przywileje. Zgłaszał się tedy do spadkobrania ów Batory; brata swego Wilhelma zalecał księżniczce Annie na męża książę pruski; mówiono, że i cesarz Karol chętnie odstąpi Bonie księstwo Bari w zamian za Mazowsze, i Ferdynand odnowi pretensje korony czeskiej. Po- nętną dla dynastii radę podsuwali Litwini; aby Mazowsze oddać Zygmun- towi Augustowi, to wówczas koroniarze tym łatwiej przyjmą go za króla. Lojalny król nie dał się tym skusić; prosto z Gdańska zjechał do Warsza- wy i 13 września [1526 r.] zatwierdziwszy przywileje, odebrał przysięgę sta- nów. Nie dał Mazurom upragnionego królewicza (choć przypuszczalnie Bona za nim agitowała), sprowadził ich posłów na sejm do Piotrkowa, a kiedy ci przyjechali bez pełnomocnictw, on następny walny sejm całej Korony zwołał do Warszawy, gdzie pod jednomyślnym naporem całej szlachty koronnej dokonało się zjednoczenie (1529). Generał pozostał po części (i to na krótko, do 1540 r.) organem sądowym byłego Księstwa, po części, na dalszą przyszłość, przygotowawczą naradą posłów 10 ziem przed każdym sejmem walnym. Piotrkowski przywilej inkorporacyjny z 24 grud- nia 1529 r.2g, uznał Mazowsze za część Wielkopolski, tak zwane excepta z' Książę Stanisław zmarł 8 sierpnia 1524 r. Zs W rzeczywistości nosi on datę 27 grudnia 1529 r: Por. tamże. 4 - Dńeje Polski nowożytnej - tom I mazowieckie29 w prawie sądowym zachowały powagę do najpóźniejszych czasów, zasadniczo jednak obowiązywała między nowym województwem ma- zowieckim a resztą Korony wspólność urządzeń, praw i cigżarów obywatelskich. 20. Sprawa wggiersko-czeska Dojrzały tymczasem, ale nie dla Polski, owoce wiedeńskiego zjazdu i dawniej- szych stypulacji węgiersko-rakuskich, dojrzały zaś głównie pod tchnieniem niebezpieczeństwa wschodniego. Sułtan Soliman [Sulejman] Wspaniały prze- rzucił siły zdobywcze swego państwa z Azji do Europy. W 1521 r. opanował Belgrad. Ciężka stała się sytuacja owych żywiołów narodowych w Pradze i Budzie, co nie chciały Habsburga, a nigdzie w Europie wskazać nie umiały innego czynnika, który by był zdolny wesprzeć królestwa Arpada i Przemysła przeciw Osmanom; porywały się na samodzielne wystąpienia, alejak widzieliśmy na przykładzie rzymskiej elekcji, czyniły to niefortunnie. Animuszu dodawała Francja. Posłowie jej, Mallzan (1518), Langhac i Lameth (1519), docierali w przebraniu do Zygmunta I, aby go nęcić do wielkiej, śmiałej polityki przeciwrakuskiej3o. Król ostrożnie, drogą pośrednią słał do Paryża apologię swych postępków; królowa chętnie by wydała jedną z córek za francuskiego królewicza. Na te dobre chęci Paryż odpowiedział życzliwie misją [Antoniego] Ricona (de Medina del Campo), zachwalając mieszane małżeństwa nie tylko wśród książąt krwi, ale i między szlachtą obu państw. W 1524 r. Hieronim Łaski, najbardziej rzutki z naszych dyplomatów,jest znów nad Sekwaną, układa sojusz polsko-francuski, oparty na podwójnym małżeństwie Walezjuszów i Jagiello- nów, którego jednak król nie odważy się nigdy wprowadzić w czyn ani nawet podpisać. Wystarczył rozgłos tego traktatu połączony z plotką, jakoby dwór warszawski3l przeznaczał księstwo Bari dla papieża, dla Francji, czy też nawet dla Porty (aby jej apetyt odwrócić od Węgier na kraje południoworakuskie), a już Karol i Ferdynand okazali skutecznie swe niezadowolenie, odkładając na później wydanie Bari królowej Bonie, sułtan zademonstrował jeszcze groźniej, gdyż właśnie w roku owego polsko-francuskiego zbliżenia (1524) pozwolił najpierw Turkom, potem Tatarom najechać południowe kresy Rzeczypospolitej32. Najazdu tego nie tylko nie pomszczono, ale wysłany zaraz do Stambułu poseł [Stanisław] Sprowski, zawierając na 3 lata (IS listopada 1525) pokój z Solimanem, musiał się wyprzeć przypisywanych Polsce widoków na porty czarnomorskie. 29 (łac.) wyjątki. Tzw. excepta mazowieckie - zatwierdzone przez sejm 1577 r.- były to niektóre przepisy prawa zwyczajowego, pozostające w użyciu na Mazowszu po przyjgciu przez szlachtę mazowiecką w 1576 r. prawa koronnego. Zob. Historia pań- stwa i prawa Polski, t. 2, Warszawa 1966, s. 23-24,166. 30 Joachim Maltzan (Moltzan, Mallzan) nie dotarł do Polski, w 1519 r. przybyli natomiast Jan de Langeac (Langhac) i Antoni de Bussy-Lameth. Zob. A. Wyczański Francja wobec państwjagiellozskich w latach 1515-1529, Wrocław 1954, s. 44. 31 powinno być: "krakowski". 32 powyższy fragment mógłby sugerować, że najazd turecki nastąpił w związku z polsko-francuskim porozumieniem, co jest nieprawdą. Turcy napadli na Polskę w czerwcu 1524 r., a porozumienie zawarto w kilka tygodni później. Por. A. Wy- czański dz. cyt., s.103-104. 98 Sens polityczny nauczki otrzymanej w ubiegłym roku od obu cesarzy, chrześcijańskiego i muzułmańskiego, polegał na tym, że na pół bezbronna Polska zygmuntowska nie potrafi ani zaważyć na szali wypadków zachodnio- europejskich (klęska i niewola Franciszka I w bitwie pod Pawią), ani roz- i strzygnąć po swej myśli bliskiej sprawy węgierskiej. Otwarła się owa s rawa , z dniem klęski i śmierci Ludwika II pod Mohaczem (29 sierpnia 1526). Zal się zrobiło królowi bogatej jagiellońskiej spuścizny, od razu, nie bacząc na kon- sekwencje wynikające z wiedeńskiego układu wystąpił sam jako pretendent dziedziczny do korony św. Wacława i jako kandydat na elekcję do tronu ! św. Szczepana [Stefana]. Zimne słowa missywy33 królewskiej do Czechów i Ślązaków, pozbawione wszelkiego słowiańskiego akcentu, wywarły odwrotny skutek: Czesi woleli poddać się Ferdynandowi, byle zachować formę elekcji. Na Węgrzech palatyn Batory boczył się na Polskę z powodu sprawy mazo- wieckiej, zaś jego wróg, narodowiec Zapolya, jeżeli chciał się narażać na walkę z Habsburgiem, to dla swojej własnej kandydatury, a nie dla Zygmun- ta, którego mieli zalecić spóźniający się na elekcję posłowie Krzycki i Sprow- ski. 10 listopada (1526 r.) drobiazg okrzyknął królem w Alba Julia [Stuhl- weissenburg, Szekesfehervar], Zapolyę; 10 grudnia34 żywioły możniejsze wy- brały na sejmie Ferdynanda. Mimo wszystko trudno było zrezygnować całkowicie z Węgier, gdy Zapolya otwierał widoki następstwa po sobie bądź Zygmuntowi Augustowi w całych Węgrzech, bądź królewnie Jadwidze35 w Siedmiogrodzie, warto było trzymać rękę na sprawach węgierskich, aby tym przeciwważyć nacisk Habsburgów na sprawy polskie, litewskie i pruskie. I oto Szydłowiecki wyjednywa u Fer- dynanda zawieszenie broni (kwiecień 1527), wdraża rokowania pojednawcze; pobitemu pod Tokajem (27 września)36 Zapolyi Polacy okazują żywą sympatię. Po trosze głoszona neutralność polska przybiera osobliwe kształty. Hieronim Łaski pod pozorem pobożnej pielgrzymki wymyka się nie do Loreto, ale do Budy; stamtąd do Bawaru, Francji, Anglii i Danii, aby snuć robotę przeciw- habsburską. A zaraz potem tenże kondotier-dyplomata zawozi sułtanowi hoł- downiczą deklarację Zapolyi i wyjednywa dlań lenne królestwo na Węgrzech wraz z sojuszem i obietnicą posiłków. Nie ulegało wątpliwości, że Hieronim Łaski zmierzał do wciągnięcia Polski na tor walki z Habsburgami i że działał w porozumieniu ze stryjem, prymasem. Jan Tarnowski gościnnie przyjął w swych dobrach Zapolyę, pobitego po raz drugi (pod Koszycami, 1528). Jednak nawet w ówczesnymůkłopotliwym dla Karola V położeniu rzeczy (wojna z ligą koniacką) [z Cognac] wielu uważało grę Łaskich za ryzykowną. Poseł Jan Tęczyński musiał się wypierać roboty wojewody sieradzkiego (trze- ba bowiem pamiętać, że w tym samym czasie, pod egidą Herbersteina, na- stąpiło w grudniu 1526 r. przedłużenie rozejmu z Moskwą). A już stanowczo przebrali miarę przeciwnicy Habsburgów w 1529 r., kiedy Hieronim Łaski naprowadził na Wiedeń inwazję Solimana, a Zapolya sułtańskim gniewem groził Polsce, jeżeli nie wyjdzie z neutralności. Doczekał się sędziwy prymas 33 Tj. posłania. 34 glekcja Ferdynanda nastąpiła 16 grudnia 1526 r. 35 powinno być: "królewnie Izabeli". 36 Nowe opracowania podają, że bitwa pod Tokajem rozegrała się 26 września 1527 r. Por. np. A. Wyczański dz. cyt., s.129. 99 ostrego monitorium od papieża Klemensa, i tak je wziął do serca (choć go Zygmunt nie dał ogłosić), że niebawem umarł (1531). A dwór i senat ukarto- wały w Poznaniu 10 listopada 1530 r. małżeństwo Zygmunta Augusta z arcy- księżniczką. Zaśadzie neutralności o tyle stało się zadość, że pokoju z Turcją ani na jotę nie naruszono; owszem, po dwóch Iatach zamieniono rozejm w traktat wieczysty (1532)3'. Tu znów, jak z powodu zjazdu wiedeńskiego 1515 r., można zauważyć, że ta dwustronna przyjaźń sama przez się nie była polityczną niedorzecznością; ani Węgier wydzierać Habsburgom, ani Mołdawii Osmanom interes polski nie kazał; dwustronna przyjaźń stanowiła atut w grze o inne interesy, bardziej żywotne. 21. Konflikt z Mołdawią; tarcia z Tatarami Zbliżała się na wschodzie koniunktura, żywo przypominająca pierwsze lata rządów Zygmunta. a) Na tron mołdawski dostaje się, zamordowawszy hospodara Stefana IV (1517-1527), Piotr Raresz zwany Petryłą. Ten niespokojny duch żywił ambi- cje na miarę Stefana Wielkiego i próbował jak on dla uzyskania niezawisłości, a nawet nabytków, wygrywać jednych sąsiadów przeciwko drugim. Zaczął, jak Bogdan, od przyjacielskich oświadczeń pod adresem Polski; ale jedno- cześnie próbował przez posły nawiązać kontakt z Wasylem; poselstwa tego Polacy nie przepuścili, wiedząc, że hospodar złożył hołd sułtanowi, i że myśli znów o Pokuciu. Rzeczywiście, Petryło wtargnął do ziemi halickiej i zagroził Lwowowi. Sam przez się Raresz nie byłby straszny, ale działał w porozumieniu z Moskwą i jako hołdownik sułtana mógł sobie na wiele pozwalać albo nawet sprowokować wojnę między Polską a największą ówczesną potęgą militarną. Dlatego żywa radość zapanowała, gdy hetman Jan Tarnowski najpierw prze- trzepał napastnika pod Goźdźcem (18 sierpnia [1531 r.] nad Dniestrem), a potem zbił doszczętnie pod Obertynem (22 tegoż miesiąca). Przypieczętować tego zwycięstwa wyprawą karną do Mołdawu Polacy by się nie odważyli, o czym wiedząc, Piotr w dalszym ciągu napastował i dokuczał, a jako pośrednika w sporze wysuwał Zapolyę. Strona polska apelowała aż do Ferdynanda i do Solimana, aby swym wpływem poskromili nieznośnego sąsiada. Kiedy wreszcie poseł Piotr Opaliński uzyskał przedłużenie pokoju z Portą, powtarzano sobie z ulgą słowa Krzyckiego, że nadal będzie można spać na oba uszy, byle po- rządek zaprowadzić w domu. Tymczasem wikłały się mocno b) Sprawy tatarskie. Pod rządami niewojennego chana Seadet Gireja wy- buchły w Krymie wielkie kłótnie. Jeden pretendent, Islam, siedział w Czer- kasach pod opieką starostów kresowych: Przecława Lanckorońskiego i Ostafie- go Daszkiewicza; drugiego, starego Szich Achmeta, rząd litewski teraz właśnie wypuścił z Trok, aby tym bardziej zawichrzyć sprawy krymskie i w mętnej wodzie złowić dla Wielkiego Księstwa nie lada zysk, bo Oczaków. Niedawno 3' W rzeczywistości nastąpiło to w 1533 r. Zob. Historia dyplomacji polskiej, t. 1, Warszawa 1980, s. 657. Dalsze przypisy korygujące daty traktatów i nazwiska posłów, jeśli nie zawierają odnośników bibliograficznych, oparte zostały na 1. i 2. tomie tego wydawnictwa. 100 właśnie kusili się o ten port Lanckoroński i Daszkiewicz (1528), [Jerzy] Jazło- wiecki [1529], udając, że działają za zgodą Islama. Przypomniano dawne prawa Litwy do Kaczybeja, czyli dzisiejszej Odessy. Na sejmie 1533 r. Daszkiewicz rozwijał wielkie plany utrzymywania flotylli kilkuset statków na Dnieprze, z którą współdziałałoby kilka tysięcy konnicy. Nim jednak znalazły się jako takie środki na wykonanie czarnomorskich zamysłów, sułtan osadził na miejscu Seadeta (po jego klęsce i rezygnacji) Sahib Gireja. Niemniej Islam pozostał potęgą i ktokolwiek liczył na Krym, musiał nadal wybierać między nim a Sahibem. Jedne i drugie komplikacje, wołoskie i krymskie, mogły odegrać ważną rolę w razie konfliktu z Moskwą. 22. Trzecia wojna moskiewska (1534-1537) Przybrała dla Litwy charakter rewindykacyjny, chociaż zrodziła się z dąż- ności zaborczych Wasyla III. Rurykowicz systematycznie dążył do swego głównego celu, aby zostać nie tytularnym władcą Wszechrusi, ale rzeczy- wistym panem Kijowa. Miał już przymierze z Petryłą; pozbył się z Kazania niewygodnego Sahib Gireja i Iiczył na dywersję Islama na Krymie. Tylko wojsk należytych nie przysposobił i sił własnych nie obliczył starzejący się władca: 3 grudnia 1533 r. umarł, pozostawiając syna, jedynaka z Heleny Glińskiej, Iwana. Teraz duch pokojowy zawładnął Kremlem; teraz bojarowie upewnili Litwę, że chcą z Zygmuntem żyć tak zgodnie, jak żył nieboszczyk. Owszem - odpowiedziała rada litewska - my także chcemy żyć zgodnie, jak żył Kazimierz Jagiellończyk z Wasylem II i, do czasu, z Iwanem III, tzn. w traktatowych granicach z 1449 r. Chwila wydawała się wymarzoną: w Moskwie walki o władzę - z Krymem, a nawet z chańskim rywalem, Islamem, dobra zgoda. Tylko o środkach wojennych panowie rady pomyśleli jeszcze gorzej niż bojarzy na Kremlu, zwłaszcza pospolite ruszenie Litwy było w stanie opłakanym. Dość powiedzieć, że kiedy Zygmunt zwołał je na popis przed wyprawą, ogromna część rycerstwa, odbywszy popis, odjechała do domów, a nie do obozu. Wyprawa koniuszego Czyża i wojewody kijow- skiego Niemirowicza [Andrzeja Niemirycza] na Homel, Czernihów, Sta- rodub nie dała nic prócz spustoszenia połaci kraju. Co gorsza, wytworzyła ona w Moskwie nastrój wojny świętej, czego wyrazem stały się inwazje paru armii, sięgające ogniem i mieczem pod samo Wilno (w zimie 1534/1535). Teraz dopiero zrozumiano na Litwie znaczenie wspólnego frontu z Polską. Sejm piotrkowski nie odmówił zaciągów, a poprowadzili je za Dniepr Tar- nowski, Andrzej Górka i inni panowie. 16 lipca [1535] zdobyli Homel i wnet zaatakowali Starodub. "Podstąpili czarodzieje pod zamek, podkopali się, pod- sypali złe ziele, podpalili i silny grom wyrwał ścianę"; przy wzięciu zamku szturmem 1400 obrońców, którzy nie usłuchali propozycji poddania się, ścięto. Zbrakło natomiast srogości na własnych żołnierzy, gdy odmówili dalszej służby i tym zmarnowali owoce zwycięstwa. A było ono tym prawdopodob- niejsze, że Jazłowiecki łatwo zlikwidował zamówioną z Mośkwy inwazję Petry- ły, a w Kazaniu znów przeważyły żywioły wojownicze. Przekonawszy się o obustronnej niegotowości, przystąpiono do rokowań w Moskwie [1537], a nie na granicy, jak proponowali Litwini. Zwykłym sposobem zaczynano targ od 101 maksimum, aby następnie zejść na dylemat: granica 1508 czy 1522 r. i przyjąć na czas rozejmu, tj. 1542 r., te ostatnie granice z pewną na rzecz Litwy po- prawką; wprawdzie bowiem w północno-zachodnim kącie województwa po- łockiego Moskale zatrzymali nowo zbudowany silny zamek Siebież; za to ni- żej, nad Dnieprem, Homel z rozległą okoliczną ziemią nabyła Litwa. Objęciu tym traktatem hospodara wołoskiego sprzeciwił się król, który oświadczył, że chce tego zbuntowanego lennika ukarać. Piotr Raresz głównie liczył na to właśnie, że go za lennika uważa trzech potężnych sąsiadów, z których zawsze można wygrać jednego lub paru prze- ciw reszcie. Naraziwszy się Porcie zamordowaniem tureckiego komisarza [Ludwika Alojzego] Grittiego, łudził teraz Ferdynanda, że mu pomoże w po- trzebie przeciwko Turkom i Zapolyi. Habsburg chętnie umaczał ręce w spra- wie, gdzie nic nie miał do stracenia, a dla korony węgierskiej sporo do od- zyskania. Posłowie jego w latach 1535-1537 jedni po drugich występowali w Krakowie z tezą, że Mołdawia jest lennem Węgier, a Pokucie jej przynależ- nością, co Polacy razem z mediacją habsburską odrzucili z punktu, już choćby ze względu na Turcję, której panowanie w razie ustępstwa sięgnęłoby pod Halicz. Także i mieszającym się w nie swoje rzeczy posłom moskiewskim zagrodzono drogę do Mołdawu. Na krętacza Petryłę, co oszukiwał wszystkich i nawet popisywał się swym cynizmem, nie było innej rady prócz wyprawy karnej. Hospodar był osamotniony, na niczyją pomoc zbrojną, ani rakuską, ani turecką, ani moskiewską, nie mógł wówczas liczyć. Uratowała go polska szlachta w okolicznościach, które nagle odsłoniły głęboką szczerbę w świetnej, renesansowej budowie jagiellońskiego państwa. Rozdzial II Praca wewnętrzna 1. O skarb i wojsko Do uporządkowania gospodarki państwowej przystąpił Zygmunt zaraz po koronacji, jeszcze przed pierwszą wojną, na sejmie 1507 r. Bo też sprawa była nagląca. Na pergaminie istniał rozbudowany za Olbrachta i Aleksandra cały system opłat na rzecz państwa, oprócz dochodów, które król czerpał z królew- szczyzn (domen) i regaliów (żup solnych i kopalni). Więc "cyza" generalna, czyli podatek obrotowy od kupna - sprzedaży; pogłówne, obciążaj ące właścicieli wsi (po grzywnie od wsi) oraz mieszkańców wsi i miast; łanowe, którego nie pobierano tylko od gruntów dworskich uprawianych przez czeladź; szos majątkowy od mieszczan; podatek czynszowy od kapitałów królewskich, duchownych i szlacheckich; czopowe od wyrobu i wyszynku napojów; cła przywozowe i wywozowe. Z powyższych źródeł umieli doradcy Aleksandra wydobyć tyle grosza i tak nim rozszafować, że podskarbi Andrzej Kościelecki zastał (po Jakubie Szydło- wieckim) w kasie 61 złotych i blisko 100000 florenów długu. Pierwszym dziełem Zygmunta była mennica założona w 1507 r. przy po- parciu rodziny Bonerów, którzy mu pożyczyli znaczne kwoty; zaraz potem 102 przystąpiono do wykupu zastawionych i rabunkowo eksploatowanych kró- lewszczyzn. Na najbliższe potrzeby wojskowe uzyskano od papieża 2/3 pie- niędzy zbieranych w Polsce na Rzym z okazji jubileuszu. Ale takie półśrodki, rzecz prosta, nie wystarczały; chodziło o budowę trwałą, godną mocarstwa Jagiellonów. Były wówczas w obiegu - poza ustawodawstwem i praktyką skarbową - pewne postulaty teoretyczne dotyczące środków na obronę, ale ani od [Jana] Ostroroga, który obostrzyć radził przepisy o pospolitym rusze- niu, ani od Stanisława Zaborowskiego, co zbyt radykalnie chciał odebrać królewszczyzny i wprowadzić w państwie powszechną służbę wojskową, ani od innych projektodawców, co opodatkować myśleli tylko kapitały, a dla państwa uważali 600 7000 wojska za dostateczną obronę, nie można się było niczego nauczyć. Wyjątkowo tylko stany pruskie poświęciły 10"/o dochodu na spodziewaną wojnę z Zakonem. Reszta Polski w dobie Wiśniowca, Smoleńska, Orszy, Sokala, Mahacza, zachowała się wobec patriotycznych odezw króla bardzo odpornie. I tak: duchowieństwo pozbyło się łatwo ciężarów, które już było przyjęło pod presją Łaskiego. Sejm przyjmował pospolite ruszenie i to w ostateczności; kiedy król na sejmie krakowskim 1512 r. uprojektował w se- nacie pociąganie do opłat osób zobowiązanych do ruszenia, Wielkopolanie w Kole przyjęli zasadę relucji (spłaty), lecz Małopolan dwór wolał nie pytać o zdanie. Stąd wzmożona w obu dzielnicach nieufność; za owe spłaty nawet skromnego trzytysięcznego korpusu nie udało się wystawić. Na sejm piotrkowski w listopadzie 1512 r. wniesiono projekt, aby ciężar obrony kresów (bo o nie głównie chodziło), przeliczony na pieniądze, dźwigały po kolei różne okręgi państwa w liczbie 5, a tylko szlachta ruska czuwałaby ciągle. I tej skromnej ofiary odmówili pierwsi Wielkopolanie, aby sobie wy- targować w Kole zniżenie jej do połowy; Małopolanie przyłączyli się do ich stanowiska. Razem miało być tej stałej armii raptem 3000, gdy król fran- cuski prowadził do Włoch 90000, a sułtan rozporządzał paruset tysiącami. W wykonaniu, gdy doszło do popisów (konskrypcji) oddziałów po dzielnicach, ujawniła się wszędzie taka silna niechęć, że król nie odważył się stosować konfis- kat na opornych. Po roku opór bierny doprowadził w Krakowskiem do publicznej protestacji. W ten sposób upadł plan zorganizowania obrony szczupłej, lecz stałej, i od 1515 r. sejmy uchwalają pobory nieraz nawet znaczne, ale doraźne. Wciąż pokutuje w głowach gospodarzy kraju mniema- nie, że podatek to rzecz anormalna, wyjątkowa, że król winien bronić wszyst- kich poddanych; toż według słów Wielkopolan (1526) po wojnie trzynastoletniej (rzekomo) przez lat 30 nie uchwalono podatków. Dopiero w 1527 r. przeprowadził Zygmunt na sejmie krakowskim ustawę o taksacji: na sejmikach wojewódzkich miano wybierać do pomocy kasztela- nom po dwóch taksatorów ziemian, ustanowiono dozór nad poborcami; król z hetmanem miał wyznaczać poruczników zaciągu wojewódzkiego; duchowień- stwo miało taksować swoje dobra samodzielnie. Wynikało stąd jednak tyle kwasów i zażaleń, że ostatecznie spalono wszystkie akta komisji szacunko- wych, "aby żaden ślad ich pracy w pamięci ludzkiej nie pozostał". I oto, po 12 latach zabiegów i pouczeń, cała "obrona potoczna kresów" spoczywała dalej na rotach zaciężnych, które w Koronie rzadko przekraczały liczbę 3000 głów. Litwa ufała raczej zamkom ukrainnym, ale ufała niesłusznie, bo zwinny wróg przemykał łatwo między nimi, obławiał się w jasyr i kosz- towności i dopiero za powrotem przez Wołyń bywał trzepany przez ruchli- 103 wych koroniarzy. Później - mniej więcej od 1528 r. - roty koronne rozcią- gnęły się aż po Dniepr, aby mieć oko zarazem na wroga, Moskwicina; liczeb- ność ich odpowiednio wzrosła. Wsławili się na Podolu starostowie-rotmistrze Przecław i Stanisław Lanckorońscy, Kamienieccy, Strusiowie, panowie z Chod- cza, w Kijowszczyźnie wojewoda Niemirowicz, Ostafi Daszkiewicz starosta czekarski; szkoda, że ta dzielna siła zbrojna, ta straż ochronna polskich prac kulturalnych na kresach, była w dobie Wasylów, Solimanów, Ferdynandów i Albrechtów jedynym stałym wojskiem państwa Jagiellonów. 2. Z senatem czy ze szlachtą? Już pierwsze doświadczenia poczynione z sejmikami musiały Zygmunta przekonać o tym, że żywioł szlachecki, któremu w orgdziach na sejmiki przed- kładał wymogi państwa, nie dojrzał do ich rozpatrywania. "Nadmierna, abso- lutna wolność", "szalone plebiscyty", "związanie rąk" królowi - w takich wy- razach potępiał nieraz król najważniejszy wynik polityki ojcowskiej i brater- skiej polegający na tym, że już wszystko oddano szlachcie za doraźne korzyści i że już nie było o co z sejmikami się targować. Co gorsza, nie było na kim przeciw nim się oprzeć. Takiej oligarchii, która by pokierowała państwem, nie było ani za Aleksandra (wiadomo, że oddanie jej całego rządu w osławio- nym "przywileju mielnickim" 1501 r. należy do legend), ani za Zygmunta, w gruncie rzeczy bowiem te same rody kierowały w początkach obu izbami sejmu i dopiero potem, gdy król za pomocą nadań umyślił stwarzać koło siebie elitę arystokratyczną, demokracja sejmikowa nastroiła się nieufnie wobec pa- nów. Bądź co bądź, wśród tych Kościeleckich, Tarnowskich, Tęczyńskich, Łaskich, Szydłowieckich, Kmitów, Górków, Jazłowieckich, łatwiej było o ludzi rozumiejących rację stanu niż w szarym pospólstwie prowincjonalnym. Dla- tego król z początku darzył senatorów zaufaniem i łaską, przez nich chciał wpływać wychowawczo na młodszą brać szlachecką, zobowiązywał ich pod karami do bywania na sejmikach. Przyszła chwila, kiedy się do nich rozcza- rował, dostrzegłszy, że nie mają odwagi cywilnej i że przez swe zawiści i intrygi doprowadzają gmin do jeszcze większego rozpanoszenia. Po 1520 r. coraz więcej na sejmach zaburzeń; z sejmików szlachta tu i ówdzie pędzi senatorów. Późniejszy senat kreacji Bony obfituje już w karierowiczów bez kręgosłupa, na przemian uległych dworowi lub tłumom. Ale i pokolenie Łaskich i Szydłowieckich nie okazało rozumu wobec najważniejszego za- gadnienia naszych wewnętrznych dziejów XVI w., zagadnienia reprezentacji narodowej. 3. Sejm na rozdrożu i na bezdrożach Z braku środków na politykę zagraniczną i z braku zdolnej do zagarnięcia władzy arystokracji, skoro o żadnych rządach bezsejmowych nie mogło być mowy, nasuwała się raczej kwestia usprawnienia sejmu. Liczba posłów wzro- sła między r. 1511 i 1528 z 34 na 88, przy czym stało się zasadą, że ich wy- 104 bierają nie trzy zjazdy prowincjonalne, lecz sejmiki ziemskie. Dwie kapitalne kwestie czekały teraz na rozstrzygnięcie: czy uda się zorganizować racjonalnie ów communis consensus, tj. uświęcić zasadę większości głosów, i czy sejm zdoła narzucić wolę sejmikom, czy też one rozpruwać będą jego uchwały. Od nagromadzenia mądrych precedensów zależała cała przyszłość polskiego parla- mentaryzmu i Zygmunt I doskonale zdawał sobie sprawę z doniosłości historycznego momentu. W instrukcjach na sejmiki raz po raz żądał dla posłów nieograniczonych pełnomocnictw od wyborców i tłumaczył, jakie nieszczęścia ściąga na państwo limitatapotestas 3s, "zamierzona moc" posłów. Tymczasem od początku panowania zakorzenił się nałóg przeciwny. Albo posłowie nie mają dostatecznych mandatów, albo po sejmie całe województwa odrzucają uchwały większościjako powzięte bez ich zgody. Tak było w 1526,1528 r. i nieraz później. Oporu całej prowincji, a choćby i paru województw, później nawet pojedynczego województwa, nie złamałby ani starosta, ani wojewoda, ani hetman. Znów musiał król pouczać, że sejm walny reprezentuje całą Rzeczpospolitą i że zgodnych uchwał trzech "stanów" (choćby nie każda izba działałajednomyślnie) przekorny sejmik nie może obalać. Gdy ta perswazja nie skutkowała, gdy izbg poselską coraz częściej zakłócała prywata lub partykularyzm, król apelował do bezimien- nej masy wyborców lub prosił na sejmikach posejmowych o uzupełniające uchwały. On to sam w 1523 r. poradził szlachcie, by dyktowała posłom pisemne zlecenia, oczywiście w duchu potrzeb całego państwa. Stąd wyrosły z czasem słynne instrukcje poselskie, które przez parę wieków paraliżować będą zdrowy rozwój parlamentaryzmu39. W ogóle wieloletnia praca sejmowa Zygmunta (na 35 zgromadzeniach)4o, nie poparta należycie przez senat, a przeciwnie, podko- pywana później przez magnatów, dała wynik ze wszech miar ujemny. Cóż znaczyła uchwała z 1540 r., zresztą kwestionowana przez sejmiki, o niepomnaża- niu Iiczby posłów ponad zwyczajną normę, wobec faktu, że już cała szlachta nauczyła się tłumaczyć ów communis consensus jako jednomyślne przyzwolenie na ustawy wszystkich posłów ziemskich. 4. Ustawodawstwo Do ugruntowania praworządności, wykształcenia myśli prawniczej i mocniej- szego zespolenia dzielnic wiodła droga przez należytą publikacjg ustaw, ko- dyfikację zasad w życiu obowiązujących i umiejętne uzgodnienie ich na obsza- rze państwa. Za Zygmunta Starego pierwszy raz (po Statucie Łaskiego 1506 r.) doszło w 1524 r. do ogłoszenia wszystkich nowych konstytucji (od 1507 r.). Wychodziło tych praw dużo - zarówno z dziedziny iuris communis4l, objętego 3s (łac.) moc ograniczona. 39 Według W. Uruszczaka instrukcje poselskie były "regułą czasów Zygmunta I", przed sejmem 1523 r. przekazywano je tylko ustnie. Por. W. Uruszczak Sejm walny koronny w latach 1506-1540, Warszawa 1981, s. 46. 40 Konopczyńskiemu chodzi tu o sejmy, w których król osobiście uczestniczył. Za panowania Zygmunta I zebrało się 41 sejmów, z tym że w 6 nie brał on osobistego udziału. Zob. tamże, s.17. 41 (łac.) prawa pospolitego. 105 kompetencją sejmu w myśl statutu radomskiego (1505), jak i bez udziału sej- mu, z woli samego króla, gdy chodziło o miasta, Żydów i niektóre inne sfery interesów. Bądź co bądź, żadna ustawa tego panowania nie może się równać doniosłością ze statutami toruńskim i bydgoskim (152042), które przypie- czętowały ciężki los chłopa polskiego. Wprawdzie król, ustępując wówczas wobec żądań szlachty, której szabel potrzebował na wojnę pruską, myślał ustalić normę jednego dnia pracy pańszczyźnianej z łanu jako normę maksy- malną dla chłopa i dziedzica, ale już za jego panowania ogólna praktyka tę normę rozciągniętą wówczas na wszystkich chłopów przekroczyła i nie było komu na to nadużycie powstać. Bez nowej ustawy dali się ostatecznie wyru- gować z sejmu mieszczanie (1537-1539). Powetować ten błąd (i niejeden inny) mogłaby umiejętna kodyfikacja, gd by ją powierzono dobrym prawnikom, dano do wykonania rozumnym sędziom i poparto egzekutywą starościńską. Tenże sejm bydgoski 1520 r. powierzył ułożenie kodeksu polskiego komisji, którą szlachta wybierze ! po województwach spośród znawców prawa ziemskiego, z udziałem dokto- rów prawa rzymskiego i kanonicznego. Miała to być rewizja nie tylko pra- wa sądowego, ale i państwowego i tak widocznie rozumieli rzecz przywódcy szlachty, skoro, nie poprzestając na ułożonych przez komisję krótkich prze- pisach procedury sądowej, upomnieli się na sejmie 1523 r. o conventus iusti- tiae43. Znów zajęła się rewizją prawa wielka komisja (1526), do której król mianował dwóch biskupów, dwóch wojewodów i dwóch kasztelanów, a także województwo jednego komisarza-ziemianina, i znów cała rzecz ugrzęzła. Trzecią próbę podjęto w 1532 r. z tą zmianą, że już nie kilkudziesięciu, ale sześciu prawdziwych znawców, wyłącznie z nominacji królewskiej, miało uzgadniać, ujednolicać i poprawiać przepisy oraz zwyczaje prawne. Była zresztą i druga zmiana w programie, świadczą a o tym, co utrudniało pra- cę poprzednich kodyfikatorów: oto wyjęto spod kompetencji sześciu wszel- ką zmianę prawa publicznego. Chciano mieć porządek w sądach i życiu prywatnym, nie chciano reform społecznych. Komisja sześciu, pospolicie zwana komisją Taszyckiego (tak się nazywał jej członek, sędzia krakowski, wpływowy działacz sejmikowy), zebrała prawo sądowe w 929 ustępach pod nazwą Correctura iurium. Jakkolwiek strzegła się ona wielkich innowacji, a zwłaszcza zapożyczeń z prawa rzymskiego, nie pominęła w pierwszej części opisu ustroju państwa, a w dalszych dodała kilkanaście niezbędnych przepisów. Czekano z aprobatą na opinię sejmików; gdy te nadeszły, cała czcigodna praca Taszyckiego i towarzyszy, mimo poparcia króla, a może właśnie na przekór królowi, została odrzucona przez sejm grudniowy 1534 r. (podobniejak później, w 1780 r. Kodeks Zamoyskiego) i już nigdy za tego panowania nie została wznowiona. Widocznie jasność zasad nie dogadzała zalewającej sejm masie ziemiańskiej. 42 W rzeczywistości statuty toruńskie uchwalono na sejmie, który obradował od 8 do 30 grudnia 1519 r., a bydgoskie na sejmie obradującym od 3 listopada do 7 grud- nia 1520 r. Por. W. Uruszczak dz. cyt., s.193. 43 lac.) sejm sprawiedliwości. 106 5. Stosunki wewnętrzne na Litwie Jest rzeczą zastanawiającą, że w Wielkim Księstwie, mimo kulturalnego za- cofania tamtejszego społeczeństwa w porównaniu ze szlachtą koronną, prace rządu rozwijały się szybciej niż w rdzennej Polsce. Już w 1506 r. pomyślał tam Zygmunt o zapobieżeniu bezplanowym zastawom domen, zresztą bez po- wodzenia; w 1509 r. zabrał się do "popisania" dóbr ziemskich; gładziej tu szła praca nad obroną (choć plan kolejnej osłony przez okręgi także się nie udał), ściślej opisano powinność pospolitego ruszenia (1528/1529) i wcześnie zdobyto się na statut (1529). Bo też łatwiej było rządzić w kraju mało lud- nym, o ludności nawykłej do autorytetu i posłuszeństwa, za pomocą hierarchii arystokratycznej, nawet tak samolubnej, jak ówczesna litewska. Po sprawie Glińskiego, po śledztwach i karach, jakie spadły na jego stron- ników (1509), pozostało na Litwie dużo goryczy i nienawiści. Gryźli się ze sobą magnaci bez różnicy wyznań, przy tym nie o żadne idee, tylko o wpły- wy. Byli to już nie kniaziowie pochodzący od Gedymina czy Ruryka, spad- kobiercy władców dzielnicowych, lecz nowi panowie, wyrośli z nadań wiel- koksiążęcych za wierną służbę. Potężnego i zazdrosnego Olbrachta Gasztoł- da, katolika, zwalczał pan również katolicki, kanclerz Mikołaj Radziwiłł. Dochodziło do uwięzień, najazdów i zabójstw; po śmierci Mikołaja (księcia Mikołaja, bo sobie ten tytuł w Wiedniu w 1518 r. u Karola V uprosił)44, w 1522 r. hegemonię dzierży Gasztołd, jako kanclerz i wojewoda wileński, a opozycję prowadzą: książę [Jerzy] Słucki, dyplomata, Jan [Iwan] Sapieha i zasłużony wódz, Konstanty Ostrogski. Dopiero pod wrażeniem tego, co się dzieje w Koronie, mianowicie widząc tam upadek wpływów senatu, przed wygaśnięciem Gasztołdów podali sobie ręce wielkorządcy, aby razem trząść Litwą i wspólnym naciskiem nie dopuszczać do głosu średniej szlachty, która im wprawdzie towarzyszyła do Wilna na sejmy, ale stanowczego głosu w usta- wodawstwie nie miała i jedynie zanosiła do wielkiego księcia pokorne prośby. Sądy też sprawowali magnaci lub zależni od nich urzędnicy; gdy szlachta koronna od kilku pokoleń miała sąd obieralny pierwszej instancji, jej braciom litewskim wolno było (od 1529) najwyżej delegować po dwóch asesorów do każdego sądu powiatowego. Sprawiedliwość na Litwie, mówili koroniarze, po prostu "zginęła". Magnateria wyrabiała sobie "egzempty" spod ogólnego sądownictwa, i uchylała się, jak mogła, od powinności w pospolitym ruszeniu. Przy takim układzie sił społecznych sprawa zacieśnienia unii nie tylko nie czyniła za Zygmunta postępów, ale nawet cofała się wstecz. Im otwarciej król za- powiadał "zjednoczenie", im energiczniej perswadowali Polacy, że unia za- chęci rycerstwo do tym dzielniejszej obrony wspólnej wolności przed tyranią Wschodu, im bardziej język polski i łacina wsiąkały przez mieszane stadła do życia rodzinnego i towarzyskiego Litwy, tym bardziej zacinali się Gasztołd i całe oprócz Ostrogskiego możnowładztwo w swym separatystycznym uporze: wszak polska równość i wolność im by przede wszystkim dała się we znaki. 44 Tytuł książęcy nadał Mikołajowi cesarz Maksymilian, zaś Karol V w 1547 r. nadał te same tytuły pozostałym gałęziom rodu. Zob. K. F. Eichhorn Stosunek ksią- żgcego domu Radziwillów do domów książgcych w Niemczech uważany ze stanowiska historycznego i pod wzglgdem praw niemieckich politycznych i książgcych, Warsza- wa 1843, s.10 i nn. 107 Jeżeli w pierwszych latach Zygmunta stany obojga narodów rokrocznie po- rozumiewają się przez posły, to w późniejszych nawet ten kontakt zamiera. Litwa urzędowa stara się prowadzić osobną politykę zagraniczną, z połud- niowymi i zachodnimi wrogami Korony utrzymuje, o ile może, dobre stosunki i nawet za Orszę, gdzie chorągwie polskie rozstrzygnęły o zwycięstwie, niczym się w wojnie pruskiej nie odwdzięcza; o sporne tereny z Koroną zajadle się kłóci. 6. Zabiegi sukcesyjne dworu Główną nadzieją zwolenników unii był królewicz jedynak; póki on żył, trudno było sobie wyobrazić, by go nie wybrały na następcę Zygmunta obie połowy państwa; dlatego też stary król nie pracował nad unią tak gorączko- wo, jak później bezdzietny jego spadkobierca. Zresztą kierownictwo polityki wewnętrznej z każdym rokiem bardziej zagarniała ambitna i mądra Bona. Umiała ona użyć swych dukatów na wykupno domen w Koronie i Księstwie, aby z nich potem przez postępową gospodarkę pomnażać zyski. Umiała potem kazać sobie płacić za urzędy i starostwa, sama płacąc za usługi i posłuszeń- stwa. Córa owej Italii, gdzie sztukę zdobywania władzy i rządzenia ludźmi doprowadzono do doskonałości, gdzie panujący tyran urabiał i eksploatował swe państewko do woli, przeniosła podobne sztuki i zapędy do Polski. Na- patrzywszy się, jak król żebrze u posłów sejmowych o grosz na obronę kraju, uznała słusznie, że dopiero pełny skarb nadworny da możność prowadzenia polityki niezależnej i czynnej. Z czasem korupcja i intryga zamiast współpracy z wolnym narodem w imię wspólnego i patriotycznego ideału stała się jej metodą. Byle zdobyć i utrwalić władzę, to był szczyt jej i Machiawella poli- tyki. Otóż, podobnie jak w 1506 r. Zygmunt, przyjmując obiór od Litwinów, sforsował rękę koroniarzom, tak samo w 1522 r. dwór przeprowadził w Wilnie obiór (tj. właściwie uznanie, bo kontrkandydatów nie było) dwuletniego Zygmunta Augusta na następcę tronu. Gasztołd i towarzysze okazali, że chętnie ten ewentualny obiór zamienią w faktyczny, jeżeli król wystara się u papieża o królewską dla Litwy koronę, wówczas bowiem nigdy Polska Litwy nie po- chłonie. Tak daleko Zygmunt i Bona nie poszli, ale zagrali swoją partię mię- dzy polską demokracją i litewską arystokracją po mistrzowsku. Bawiąc od 1528 r. na Litwie cicho przygotowali umysły na wielką niespodziankę: w za- mian za potwierdzenie przywilejów Wielkiego Księstwa, tych mianowicie, które mu gwarantowały odrębność, uzyskali zgodę na osobną koronację Zygmunta Augusta; kołpak Witoldowy włożył mu na głowę brat naturalny (syn Telniczanki), biskup wileński Jan, w katedrze św. Stanisława, 18 paź- dziernika [1529 r.]. Niemal wyprzedzając tę wieść, zjechał król na gotowy sejm koronny do Piotrkowa. Jedni posłowie wraz z większością senatu byli obrobieni zawczasu, innych, zaskoczonych (bo uniwersał wcale nie zapowiadał), pomogli ugłaskać Szydłowiecki z Tomickim, dość że 18 grudnia [1529 r.] sejm koronny wybrał królewicza jako przyszłego króla polskiego. Stary Łaski odradzał takie metody postępowania, jako niezupełnie lojalne i niezgodne z unią; w zaskoczonej izbie 108 poselskiej też zerwała się poniewczasie opozycja, ale dwór śmiało szedł teraz przed siebie, przeniósł sejm do Krakowa i tam 20 lutego [1530 r.] urządził uroczystą koronację w obecności Albrechta Hohenzollerna, którego zresztą do elekcji nie dopuszczono; prymas, wówczas właśnie zgromiony przez papieża za konszachty z Turcją, nie odmówił dokonania solennego obrzędu. Dla uspokoje- nia pomruku w kraju król osobnym dyplomem z 26 marca wytłumaczył ogółowi, że to pod szczególnym natchnieniem Ducha Świętego odstąpiono od zasady, która jednak nadal obowiązuje, że mianowicie po śmierci każdego króla ma się odbywać za obwieszczeniem wszystkich powszechna elekcja następcy; w innym akcie obiecano, że Zygmunt August po wyjściu z małoletniości (1535) zaprzysięże prawa i przywileje królestwa, inaczej naród może go nie uznać za króla. Dla G dynastii sukces był niewątpliwy; bezpośrednia zeń korzyść państwowa żadna o ile dwór nie wyzyska umiejętnie wzmocnionej swej pozycji. 7. Początki reformacji Już od 10 lat zaczął się w umysłach Polaków ferment nieobliczalnej do- niosłości; który mógł państwu i narodowi przynieść wiele dobrego lub złego. Reformacja wnosiła ruch w umysły, wzbogacała treść kultury narodowej, rozgrzewała serca, stwarzała dla wielu ludzi odosobnionych i w prywacie pogrążonych wspólną świętą sprawę; zbliżała Polskę do Europy Zachodniej i do skarbów jej cywilizacji; mogła oczywiście przynieść anarchię pojęć, ale w pierwszym momencie stanowiła reakcję przeciw pogańskiej, aż nazbyt do- czesnej etyce i mądrości humanizmu. Wszędzie prowadziła ona narody do głębszego samopoznania i do umiłowania własnej kulturalnej osobowości; w tych krajach, gdzie zwyciężała, dawała państwu w ręce ogromne środki z konfiskaty majątków kościelnych, tam gdzie odnosiła klęskę, zwyciężał ją pospołu z Kościołem rząd katolicki, przez to samo na przyszłość wzmocnio- ny. Nauka luterska przenikała do Polski z Zachodu i Północy, przede wszy- stkim do miast: Poznania, Kościana, Międzyrzecza, Krakowa, Lublina, gdzie szerokie sfery ludności, jeszcze mocno niemieckie, przyjmowały ją jako swoją rodzimą wiarę. Ten sam Wrocław, który przed 100 laty odpychał czeski hu- sytyzm, teraz (1521) rzucał się w luterstwo, ponieważ szło ono z Niemiec. Szlachta średnia zachowywała się odpornie, magnaci o wiele łatwiej ulegali zarazie; elita duchowieństwa typu Krzyckich i Dantyszków pokpiwała zarów- no z katolicyzmu, jak z luteranizmu. Król jednak, głęboko religijny, z takich rzeczy nie żartował: jeżeli nawet napisał kiedyś do słynnego teologa [Jana] Ecka: "pozwól mi być pasterzem owieczek i kozłów", to jednak już w 1520 r., a potem w 1523 wydał edykty, zakazujące pod karą konfiskaty dóbr i wygna- nia dowozu ksiąg luterskich, a zaraz potem zaprowadził komisje cenzorskie z dostojników duchownych i świeckich, z prawem- szukania takich ksiąg na- wet po domach prywatnych; wszelkie druki poddano pod cenzurę rektora Akademii Krakowskiej. Umilkli rozegzaltowani kaznodzieje, obudzili się za to do przeciwdziałania księża biskupi, którzy dotąd na synodach więcej czasu poświęcali obronie majątku kościelnego niż obronie wiary. Zwłaszcza Tomic- ki, widząc polityczne, tj. socjalne i germanizatorskie skutki nowinek witten- berskich, ostro się przeciwstawił ich rozpowszechnianiu. 109 Po uśmierzeniu gdańszczan druga fala herezji jęła uderzać w kraje polskie z Królewca, skąd książę Albrecht przez osobisty kontakt z panami polskimi, przez korespondencję, przez druk książek ewangelickich w języku polskim i litewskim usilną rozwinął propagandę. Zwłaszcza założony przezeń uniwer- sytet królewiecki ściągać będzie (od 1544 r.) zamożną i żądną wiedzy mło- dzież z Korony i z Litwy, przyszłych protektorów zarówno luteranizmu, jak i kalwinizmu. Bądź co bądź, samo niemieckie zabarwienie pierwszych nowinek " wiittenberskich" utrudniło im podboje wśród szlachty i chłopów, podobnie jak je ułatwiało w miastach, a przecież nie miasta nadawały ton polskiej re- ligijności. Zresztą, nie religijno-dogmatyczna ani nawet etyczna strona no- wych prądów przemawiała do Polaków najmocniej; nawet i na daleki Rzym nie narzekano tak gwałtownie, jak to czynił Ostroróg: zrazu, mianowicie za Zygmunta I, reformacja odbiła się u nas echem antyklerykalnym, jako pro- test przeciw sobkostwu bogatego kleru. 8. Hasła egzekucji Pierwsze występy przodowników szlacheckiej demokracji za Zygmunta kry- ją się dotąd w pomroce. Czasem odezwie się nazwisko jakiegoś hałaśliwego [Mikołaja] Tąszyckiego czy [Mikołaja] Spławskiego, ale o co oni wołali, nie wiadomo. Bezimienna dotąd i bierna izba poselska mniej więcej od 1520 r. wyraźnie wysuwała żądania sprawiedliwości, usunięcia nadużyć, egzekucji praw. O conventus justitiae, tj. o taki sejm, który by wprawił w klubę45 wszystkie ustawy i po sprawiedliwości rozłożył prawa oraz obowiązki, toczyła się walka od sejmu bydgoskiego 1520 r.: wyobrażano sobie taki sejm rewizyjny jako jeden i ten sam układ posłów i senatorów, gromadzący się automatycznie co lat 4, a termin jego prac zakładano do lat 12. Pierwszym jego celem miało być uregulowanie stosunków między stanem duchownym a świeckim; później do haseł egzekucji przybywa niełączenie urzędów w jednych rękach (incompa- tibilia), odebranie królewszczyzn na skarb, zjednoczenie Litwy z Koroną. Kiedy król pierwszy raz usiłował jasno postawić sprawę obowiązków du- chowieństwa wobec państwa i polecił Łaskiemu zwołanie synodu (1522), To- micki starał się załatwić sprawę bez zjazdu, w drodze cichej korespondencji między kapitułami, aby szlachty nie wtajemniczać w stan majątku i uprawnień duchowieństwa. Zaraza pomogła podkanclerzemu, bo synod wcale się nie ze- brał, a przeniesiony z jej powodu sejm [1523 r.] do Krakowa, dzięki zabie- gom legata [Tomasza] Nigra, obrócił ostrze przeciw herezji. Agitacja odżyła po latach 10, a przodowali w niej Wielkopolanie. Wyraźnie przeciwstawiano konserwatywne hasło "egzekucji" starych praw nowej, znienawidzonej kore- kturze. Ten sam sejm grudniowy 1534 r., który potępił korekturę, spisał pierwszy raz artykuły egzekucyjne i posłał je królowi na Litwę. Zygmunt, za radą Krzyckiego i [Jana] Chojeńskiego, odrzucił owe "plewy", choć był wśród nich artykuł wcale nie zasługujący na ów epitet, wyszły spod pióra Chojeńskiego: "aby nam księża nie bronili imprymować po polsku historu, kronik, praw naszych i też inszych rzeczy", a zwłaszcza Biblii. Każdy naród: "ma 45 Tu: wziąć w karby, uporządkować. 110 swoim językiem pisma, a nam księża każą głupiemi być". Nawzajem próbę wznowienia pracy nad korekturą Wielkopolanie odrzucili, oświadczając, że: "mamy prawa stare i wolności, przy których stoimy i stać chcemy, i te, a nie inne, król Jegomość młody powinien poprzysiąc" (1535). Po trosze program egzeku- cyjny antyklerykalny objął następujące punkty: l. Chciano podciągnąć pod obowiązek służby wojskowej dobra ziemskie, nabyte przez kler po 1382 r. tudzież skupione przez ten ostatni łany sołtysie; według obliczeń z 1539 r. liczba sołtysów, biorących udział w pospolitym ru- szeniu, spadła wówczas z 14000 do 2000, gdyż żaden duchowny, kupiwszy sołectwo, nie chciał zeń stawiać żołnierzy. Należało, zdaniem izby, albo ten opór przełamać, albo wymusić sprzedaż sołectw szlachcie. 2. Ilekroć uchwalono subsidium charitativum46 (oczywiście nie bez zgody duchowieństwa), obliczano ten podatek według przestarzałych taks, o połowę, o trzy ćwierci za nisko lub jeszcze niżej. Ponieważ Łaski raz już ugodził się z królem na ryczałtową sumę 40000 złotych subsidium (1511), co król po- tem potwierdził, a Rzym zaakceptował, więc w latach 1525 i 1527 opierał się nowej taksacji, a szlachta też nie bardzo przy niej obstawała, wiedząc, że taksacja dotknie z kolei jej własnych majątków. 3. Dziesięcin nie zwalczano w zasadzie, tylko chciano je opodatkować na rzecz państwa, na co replikowali biskupi, że ziemiaństwo też właściwie nic nie płaci, bo przerzuca podatki na kmieci, najzawziętsza walka o ten punkt toczyła się na sejmie warszawskim 1529 r. i potem przez lat dwa. Wtedy to Jan Łaski wystąpił ze śmiałym pomysłem założenia skarbu zapasowego z jednorazowej ofiary połowy czystego dochodu tudzież z późniejszych stałych 5"/o oraz nadzwyczajnych podatków od dochodu; z tego funduszu można by utrzymać stałą armię i za tę ofiarę w podatkach uwolniłby się szlachcic od częstej służby w pospolitym ruszeniu. Plan Łaskiego, przybrany w niewinną szatę dobroczynnego banku (Mons pietatis), niezmiernej wagi dla władzy królewskiej i dla wolności szlache- ckiej, pogrzebany został w zarodku. W Piotrkowie, w listopadzie 1530 r., doszło do osobnych narad świeckiego senatu z izbą poselską, gdzie gwałtownie pomstowano na duchownych, że pogrążeni w bogactwach dbają tylko o doczesne pożytki, a uchylają się od ponoszenia wszelkich ciężarów i obowiązków; zapowiadano, że stan świecki przestanie płacić dziesięciny i przeforsuje to pospolitym ruszeniem. 4. Powstawano przeciw zbyt rozwielmożnionej przez wiek XV jurysdykcji duchownej, nieraz wkraczającej w sprawy nie mające nic wspólnego z wia- rą, moralnością ani nawet z prawami Kościoła. Gniewano się na apelacje do Rzymu i na odpływające tam nadmierne annaty, na "kortezaństwo" tych księży, którzy beneficja wyrabiali w Kurii z pominięciem króla i hierarchii polskiej; nie mniej na nadużywanie klątwy. Słowem, rozmaity duch przenikał tę kampanię egzekucyjną: po części pu- bliczny, patriotyczny, państwowy i narodowy; po części - duch zawiści konkurencyjnej jednych uprzywilejowanych wobec drugich. Raz już w 1521 r. padło słowo rokosz, zapożyczone z Węgier. Raz, w 1529 r. podczas choroby starego króla Wielkopolanie, za podnietą księcia Albrechta zmawiali się, że następcę zmuszą do odebrania księżom 1/3 części dóbr4', aby jej użyć na obro- 46 (łac.) dobrowolna pomoc (ofiara). 4' Z. Wojciechowski podaje, że było to w 1538 r. Por. Z. Wojciechowski Zygmunt Stary, Warszawa 1946, s. 306. 111 nę granic, i spiski te krzewiły się dalej, aż się wylały na wierzch groźniej dla państwa niż dla tronu i hierarchii kościelnej, w rokoszu lwowskim. 9. Opozycja na sejmach Już sejm piotrkowski 1535 r., pełen hałasu o egzekucjg, ale mocno pod- szyty prywatą, zdobył sobie ze strony pewnych senatorów, zresztą wcale nie bezstronnych, epitet: Diaeta Asiana (tj. sejm napuszysty). "Izba posłów miała tylu pr2ywódców, ilu dosyć było do popsucia chociażby najlepszej sprawy. Ciżba ogromna, ludzi mało; nie własnym, ale cudzym tchnący duchem, a tę trzodę prowadziły dwunożne potwory, wilczymi skórami odziane, wści2kłością swoją wszystko wichrzące", krócej mówiąc - Zborowscy. Król odrzucił wówczas rządania izby, których treść, jeszcze szerzej rozwiniętą, poznamy zaraz w ujęciu następnego sejmu, krakowskiego (od listopada 1536 do 2 marca 1537 r.4s). Szedł nań król w poczuciu zupełnego odosobnienia; senat moralnie rozbity. Już od dawna Zygmunt, niezdolny do inicjatywy, wystawiony na nagłe kręte manewry i podszepty absolutystyczne Bony, nie mając siły, by po prostu zakazać zjazdów, jak radziła królowa, szukał zabezpieczenia własnej linii politycznej w biernym oporze. Miał teraz do rozdania oprócz niższych godności obie pieczęci koronne; aspirował zaś do nich: biskup przemyski [Piotr] Gamrat przy poparciu Bony i Jan Chojeński, biskup płocki, foryto- wany przez Tarnowskiego oraz Habsburgów. Rywalizacja ta pochłonęła uwagę kół dworskich, ośmielając zarazem posłów do takiego interpretowania pew- nego statutu Aleksandra, jakoby król musiał rozdawać pieczęcie nie tylko na sejmie, ale za aprobatą izb. Jednocześnie, znikąd nie kierowana, wybuchła izba poselska stekiem postulatów groźnych, bo stanowo-egoistycznych, które senat, rzecz znamienna, pod koniec zaakceptował i razem z młodszą bracią królowi podał. Niech król jeszcze raz potwierdzi wolną elekcję i to z powszech- nym udziałem szlachty; niech pokasuje wszelkie przywileje na rzecz kościołów, klasztorów, miast i osób prywatnych, przeciwne interesom szlachty, uwolni szlachtę od ceł i myt, opłat mostowych i wodnych; ograniczyjurysdykcję księży, wykluczy nieszlachtę od posiadania ziemi pod groźbą przymusowego wykupna, a cudzoziemców od opactw i probostw, skasuje cechy rzemieślnicze; wreszcie Żydów po wsiach przypisze do ziemi i odda pod jurysdykcję właścicieli ziemskich. Ten ostatni artykuł świadczyłby o szczególnym antysemityzmie sejmu, gdyby nie pewien inny postulat, zabójczy dla polskiego (a choćby i niemiecko-polskiego) mieszczaństwa. Oto, ponieważ kupcy i rzemieślnicy chrześcijanie uciskają szlachtę wysokimi cenami, a Żydzi tego nie czynią, więc pod dyktandem posłów krakowskich ułożono artykuł dający Żydom w miastach nieograniczoną wolność handlu, bez obowiązku noszenia odrębnego stroju. Były wśród postulatów myśli zdrowe, np. aby obrócić annaty wysyłane do Rzymu na cele obrony krajowej (wszak broniliśmy chrześcijaństwa), aby zrewidować prawa 4s Sejm ten obradował od 11 listopada 1536 do 2 lutego 1537 r. Prawidłową datę zakończenia podaje Konopczyński w: Chronologia sejmów polskich (1493-1793), ze- stawił i wstępem poprzedził W. Konopczyński, Kraków 1948, s. 137. Następne przy- pisy korygujące daty obrad sejmików i sejmów oparto na tej pracy. 112 autonomiczne Prus; wcielić do Korony księstwa śląskie: Oświęcim, Zator i Siewierz; nie skupiać beneficjów i królewszczyzn w rękach tych samych magnatów; król też znaczną część artykułów przyjął, ale gdy izby kłóciły się bez końca o wakanse, rozpuścił sejm 3 lutego49 i dopiero po nim [4 lutego 1537 r.] kazał synowi, w myśl zapowiedzi 1530 r., zaprzysiąc prawa i wolności krajowe. 10. Wojna kokosza Był to moment, kiedy rokowania z Piotrem Rareszem dojrzały do pęknię- cia. Wydało się dworowi najwłaściwsze ubić dwojaką zwierzynę jednym strza- łem: zgnieść hospodara pospolitym ruszeniem i tymże ruszeniem przytłoczyć szlachtę. Wici opiewały na 2 lipca pod Trembowlę. Tymczasem jadący tam król zastał już pod Lwowem we wsi Zboiska olbrzymie zbiegowisko szlachty, według jednych źródeł 70000, według innych 150000 szabel. Ta siła, dosta- teczna do pokonania Turków, nie tylko Wołochów, rozbiła się na liczne wie- ce, a na każdym gardłowano o prawach i wolnościach. Jawnymi prowodyra- mi byli: Taszycki, Walenty Dębiński [Dembiński], [Mikołaj] Księski, [Jan] Sierakowski, a zwłaszcza Piotr i Marcin Zborowscy; tajną sprężyną - bo- gatszy od Zborowskich, na przemian dworak i demagog, Piotr Kmita. Na czele spisanych przez zjazd postulatów figurowało żądanie, aby król nie mógł rewindykować dóbr na podstawie wpisu w metryce koronnej, tj. księdze kanclerskiej i aby dobra odjęte na takiej podstawie zostały zwrócone posia- daczom. Następowały punkty, aby królowa przestała skupować królewszczyzny, aby odjąć moc rządzenia referendarzom, znieść wszystkie pozwy o obrazę ma- jestatu; aby mianowani po sejmie krakowskim dostojnicy złożyli urzędy, aby skasować nowo powstałe cechy. To już nie był demokratyczno-świecki pro- gram państwowy: to prywaty grubsza i drobniejsza podały sobie ręce i szły na poniżenie majestatu. Zygmunt z senatem zasiadł na Wysokim Zamku - omal nie blokowany przez szlachtę - i rozpoczął targi. Siedem tygodni przygotowywano się do nich, po czym sypnęły się z koła rycerskiego pod Zboiskiem filipiki na za- proszonych senatorów. Najpierw Marcin Zborowski wyszedł z założenia, że wojny w kraju nie ma, więc ruszenie zwołano niepotrzebnie i bezprawnie; sko- rzysta jednak ono ze zwołania i zamiast bronić ojczyzny, której nic nie grozi, ujmie się za podkopanym prawem. Dostało się i senatorom za nieobecność przy chorągwiach, i Zygmuntowi Augustowi, że wśród panien czas spędza; dalsi mówcy: Księski, Dębiński, Sierakowski, jak i Zborowski, rozdzierali szaty nad szlachtą rugowaną z majątków i nad cudzoziemcami, którzy jej odbierają chleb dobrze zasłużonych. Sierakowski napomknął o "kapturku", czyli o konfederacji. Wszystkich przegadał biegły jurysta Taszycki. W odpo- wiedzi od senatu Tarnowski, hetman, próbował przekonać podkomendnych o niestosowności chwili i miejsca na takie dyskusje. Burza, która rozpędziła zebranie podczas mowy Kmity, tak podrażniła tłum, że aż strzelali w kierun- ku hetmana i dobywali szabel, usłyszawszy słówko "szuje". Dalej grzmieli Piotr i Marcin Zborowscy 24 sierpnia u franciszkanów, wciąż powtarzając 49 W rzeczywistości nastąpiło to 2 lutego tegoż roku. 113 w kółko jeden refren, sprzeczny z założeniem: "Ruś gore, Rzeczpospolita bez obrony, bez wojska, bracia nasi wśród łez wyciągają do nas dłonie, prosząc o ratunek", a tu "trębacze i cymbaliści rozdrapali dziedzictwo ojczyzny naszej, zgwałcili ustawy, i wyście temu winni, senatorowie [...]. Nie o akta (metry- kę) nam chodzi, ale o nasze prawa i przywileje; zwróćcie je nam, prosimy, stróże wolności, oddajcie to tylko, coście przez niedbałość utracili". Od tej deklamacji odbijała korzystnie propozycja Taszyckiego, aby zjazd sam dele- gował do boku królowi swych mężów zaufania, 3 senatorów i 3 doradców ze szlachty. Dwulicowy Kmita, kadząc obu stronom, wdał się w propozycje kompromisowe, ale na to miał Tarnowski mocną, hetmańską odpowiedź: "Czyż nie wstyd wam czas trwonić na próżnowaniu, a co gorsza, na niszczeniu dóbr i mienia waszych przyjaciół, waszej tutaj braci?" Król ani metryki, ani ceł poświęcić nie myślał. Tymczasem widocznie nastrój środowiska się zmienił, bo jak tylko ze strony dworu wniesiono do koła delegatów propozycjg pobo- rów, skoro pospolite ruszenie nie dopisało, w końcowych mowach Taszyckie- go i Spławskiego ozwały sig akcenty posłuszeństwa wobec majestatu. Wobec perspektywy uchwał podatkowych każdemu pilniej było do domu. Hałaśliwy zjazd rozpłynął się wśród niesmaku, nie zostawiwszy żadnej twórczej uchwa- ły, żadnej nawet publicystyki. Dopiero gdy ochłonęły namigtności, wyszedł znów na wierzch ów program egzekucji, który się krystalizował od lat kilkunastu. Król zwołał sejm do Piotrkowa na początek 1538 r.; w zacietrzewieniu wybrano nań osobno stron- ników senatu, osobno szlacheckich, którzy z tamtymi nie chcieli razem za- siadać. Jeżeli szlachta, obarczona wstydem za kompromitacjg państwa, liczyła teraz na efekt okazanej dworowi siły, to król terroryzował jej licznych przy- wódców pozwami przed sąd sejmowy. Cóż, kiedy oskarżeni przybywali w asy- ście setek rębaczy. Obrady potoczyły się według schematu: podatki za cał- kowitą egzekucję. Aż tu Petryło znów złupił pogranicze i przetrzepał garść zaciężnych nad Seretem. To podziałało tak, że szlachta uchwaliła 24 grosze z dymu, a król przyjął wiele jej życzeń. Skrupiło się to po części na Żydach, których wyłączono z administracji ceł, a nie uwolniono w miastach od ogra- niczeń w dziedzinie handlu. Poza tym musiał król uznać, że elekcja 1529 r. nie była całkiem legalna, Korona bowiem polska jest własnością całego na- rodu, podobnie jak królewszczyzny wykupione przez królową należą do pań- stwa, a nie do dynastii. Dalszy ciąg targów odbywał się na sejmie krakowskim 1538/1539 r. Tu, wśród całego napięcia i podrażnienia (w Wielkopolsce, według zeznań [Ber- narda] Pretficza, 700 szlachty należało do buntowniczego spisku pod Marci- nem Zborowskim), przeforsowała szlachta szereg dalszych uchwał i dezy- deratów, świadczących o postępie u niej poczucia odpowiedzialności za losy państwa. Rzecz znamienna, że teraz szlachta wołała o powszechną taksację dóbr, a dwór lał na nią zimną wodę, iż lepiej nie ujawniać szczupłości na- szych środków wobec zagranicy. Już nie na metrykg i cła teraz krzyczano, ale na nienormalny wyzysk, praktykowany przez gdańszczan, jako pośredników handlowych między Polską i krajami zamorskimi; Żydów poddano pod jurysdykcję ziemian, uzyskano od króla obietnicę ściślejszego zespolenia z Ko- roną Litwy, Rusi i księstw śląskich; kazano pisać ustawy po polsku z łaciń- skim u spodu przekładem, chciano podnieść poziom wykładów w Krakowie i w poznańskim kolegium (Lubrańskiego), aby nadal cudzoziemcy do nas na 114 studia, a nie Polacy za granicę jeździli. Budził się, nie bez wpływu pośred- niego reformacji, duch narodowy, który pod warunkiem lepszego zrozumie- nia potrzeb państwa, z postępem kultury politycznej mógł wyprowadzić Pol- skę z zastoju ku lepszej przyszłości. Ostatnie dziesięciolecie 11. Brak kierowniczej ręki Bez gwałtowniejszych poruszeń wewnętrznych, bez wojen ościennych upły- nęło to dziesięciolecie (1538-1548) w nastroju oczekiwania, szukania półśrod- ków i oportunistycznego nastawiania żagli pod różne wiatry. Od dworu wionę- ło rezygnacją, bo dwór czekał na zgon królewski. Nie można powiedzieć, by "stary" król zaparł się w jakimkolwiek punkcie mądrych zasad i dążeń swego panowania, cała rzecz w tym, że Zygmunt coraz mniej rządził, coraz więcej pozwalał się rządzić innym. Królowa Bona, podobnie jak w następnym wieku Ludwika Maria Gonzaga, znalazła się z Polską w bolesnym rozdźwięku. Po prostu nie doceniano jej: ona, Włoszka, sama jedna domagała się (1522) przy- łączenia Śląska do Polski, ona ostrzegała przed Niemcami, że gotowi wyssać z Polski wszelkie siły, wskazywała na znaczenie dla państwa Pomorza i Bał- tyku, ubolewała nad germanizacją zakordonowych Mazurów, odpychała, jak mogła, Hohenzollernów od sukcesji w Prusach, i wszystko na próżno: wbrew niej pokątne wpływy oddały jej córkę Jadwigę w 1535 r. Joachimowi bran- denburskiemu. Zniechęcona królowa stawała się na powrót księżniczką me- diolańską. Teraz najpilniejsze dla niej sprawy leżały we Włoszech, gdzie pa- pież Klemens VII próbował za cenę Mediolanu pozyskać króla francuskiego na rzecz wspólnej krucjaty z Karolem V przeciw Turkom; kiedy włączenie tego księstwa do państw habsburskich stało się aktualne przez śmierć Fran- ciszka Sforzy (1535), posłowie polscy, Piotr Opaliński a po nim Jan Ocieski, jeżdżą do Włoch bronić pretensji ostatniej Sforzówny, oczywiście nie po to, by osiągnąć dla niej całe księstwo mediolańskie, lecz tylko suty dochód dożywotni tudzież od papieża pewne korzyści przelotne. Obok starego króla po trosze coraz częściej zabiera głos w polityce młody August; widzi to Bona i zazdrośnie strzegąc swego wpływu na jedynaka, stara się mieć w senacie możnych przyjaciół. Schyłkowi ci ludzie nie dora- stają jednak miary nie tylko Łaskiego czy Ostrogskiego, ale nawet Tomickie- go i Szydłowieckiego. Prymasem jest do 1545 r. inteligentny, ale zepsuty Gamrat, po nim przeciętny [Mikołaj] Dzierzgowski. Dużym wpływem cieszy się pozbawiony głębszych zasad biskup kujawski Andrzej Zebrzydowski. Lo- kalne współzawodnictwo kasztelana krakowskiego Tarnowskiego z wojewo- dą Piotrem Kmitą rozrasta się w walkę koterii na całą Koronę, przy czym hetman jakby wziął w posagu za żoną, kanclerzanką [Zofą] Szydłowiecką, sympatie austriackie, a powoduje się nimi nie całkiem bezinteresownie. Coraz więcej absorbują dwór sprawy Litwy, gdzie król syn bawi bez przerwy i rządzi rzeczywiście od 1544 r.; korzystają z bliskości Zygmunta Augusta Radziwiłłowie, zwłaszcza książę Mikołaj zwany Czarnym, pozwalają swej 115 krewnej Barbarze, wdowie po Stanisławie Gasztołdzie, uprawiać miłostki z Jagiellończykiem, byle ugruntować swoje na wyodrębnionej politycznie Litwie wszechwładztwo. W tym okresie współzawodniczących wpływów Bony, Zygmunta Augusta, Tarnowskiego, Radziwiłłów, Polska-Litwa wypuszcza z rąk niejedną okazję do urzeczywistnienia własnych celów; obraca się przeważnie w orbicie wpły- wów rakuskich; tylko na wspólny z Habsburgami front przeciwko Turcji nie daje się pociągnąć. 12. Pokucie uratowane. Mołdawia ostatecznie stracona Groza najazdu tureckiego tak mocno zaciążyła w czwartym dziesięcio- leciu XVI w. nad całą Europą, że nawet Karol V z Franciszkiem I zawarli pokój w 1538 r. na 10 lat; papież dzwonił na krucjatę, którą jednak odradza- ła, pamiętając o Mohaczu, wdowa po Ludwiku, Maria Habsburżanka. Rów- nież Ferdynand i Zapolya w najgłębszej tajemnicy przed Turcją i przed wę- gierskimi panami podpisali w Wielkim Waradynie 24 lutego 1538 r. ugodę, obaj - jako królowie węgierscy, z tym że każdy zatrzyma posiadaną część Węgier: Ferdynand weźmie w posiadanie Słowenię i Chorwację; Zapolya zachowa do śmierci tytuł króla Węgier, a jeżeli zostawi potomka, to ów odziedziczy tylko prywatne jego dobra w Siedmiogrodzie, które, gdy ze- chce, zamieni na księstwo spiskie utworzone z dóbr Zapolyów. Prawie jedno- cześnie planowano małżeństwo Zygmunta Augusta z Elżbietą, siostrą Ferdy- nanda i ślub królewny Izabelli z Zapolyą. Tak po cichu starano się zabliźnić ranę rozdzierającą chrześcijaństwo na Węgrzech, a zarazem wyzyskać przy- jacielskie poparcie Ferdynanda w sporze z Petryłą. Na wypadek, jeżeli owe dobre usługi zawiodą, uzbrojono za pieniądze, od sejmu 1538 r. uzyskane, silne wojsko (20000), a wyprawiony przez tenże sejm do Stambułu poseł [Erazm] Kretkowski zamówił turecką wyprawę na Wołoszyna. Wynik nie- zupełnie dogodził Polsce, bo Tarnowski, widząc wojsko niegotowe, przy- znał Petryle zawieszenie broni, a tymczasem sułtan wystąpił czynnie i za- wiadomił króla, że sam poskromi hospodara, od Polaków zaś tylko żąda, aby zamknęli mu ucieczkę na granicy. Obległ Tarnowski Chocim, lecz za- nim przygotował petardy, Petryło nadbiegł z wojskiem i ofiarował Polsce pokój na warunkach rezygnacji z Pokucia. Ponieważ i pośrednicy do tego naglili, Tarnowski przyjął układ [1538], wszakże bez dawnej klauzuli o wza- jemnym posiłkowaniu się Polski i Mołdawii przeciw wspólnym wrogom. Bo też wróg najbliższy, Soliman, faktycznie zawładnął teraz Mołdawią, uszczu- plił jej terytorium. Petryłę wypędził i na jego miejscu osadził Stefana. Odtąd spór o Pokucie wygasa (bo nowy hospodar przyjął w całości warunki ukła- du Tarnowskiego), ale zwierzchnictwo osmańskie nad Mołdawią wraz z Be- sarabią i portami czarnomorskimi stoi mocno na przekór roszczeniom Polski i Węgier. 116 I 3. Powikłania węgierskie Jakkolwiek ślub Zapolyi z Izabellą Jagiellonką (w Krakowie, I lutego 15395o) miał zabezpieczać na Węgrzech zgodę Habsburgów i Jagiellonów w duchu układu wielkowaradyńskiego, nie zapobiegł on jednak tarciom między zainteresowanymi stronami. Austria patrzyła nań krzywo. Zapolya ani nie dotrzymał obietnicy, że sam wyrobi u Habsburgów potwierdzenie wiana dla żony (za co musiałby im płacić uległością), ani nie chciał uspokoić opinii ogłoszeniem układu. Musiała tedy dyplomacja polska (Jakub Wilamowski i w 1539 r.) zabiegać u Porty o dobre traktowanie królewskiego zięcia, mimo podejrzeń o dwulicowość, jakie na nim ciążyły, gdy jednocześnie sławny Polak, ale już dyplomata rakuski, Hieronim Łaski, pracował nad tym, aby sułtan uz- nał prawa Ferdynanda do obu części Węgier i do rugowania króla Jana, jak ; tylko coś przeciwko ugodzie waradyńskiej przedsięweźmie. Jeżeli więcej wskó- rał Wilamowski, to głównie dlatego, ponieważ Turcja wolała mieć na Wę- grzech słabego Zapolyę niż silnego Habsburga. Dość nagle, 22 lipca 1540 r., umarł Zapolya, osierocając dwutygodniowe niemowlę, Jana Zygmunta. Zdawało się wtedy niektórym doradcom króla, że można będzie wycofać się ze wszystkich zobowiązań i uprawiać dalej dyna- styczną politykę na Węgrzech na przekór Habsburgom. Zachęcali do tego narodowcy węgierscy pod wodzą dwóch statystów, nie madziarskiego zresztą pochodzenia: biskupa waradyńskiego Jerzego Utieszenowicza-Martinuzzi i Piotra Petrowicza. Zapaliła się do sprawy i Bona, dotknięta misją ostatnią Łaskiego. W braku sił zbrojnych i nawet w braku politycznych agentów, którzy by ogień miłości Madziarów ku małemu Zapolyi rozdmuchali (bo upatrzony Kmita nie podjął się drażliwej misji), rozesłano tylko listy zagrzewające do patriotów węgierskich, a Wilamowski ruszył znów do sułtana prosić o przyjaźń dla Jana Zygmunta. Jakoż Soliman obiecał zostawić go na tronie; za to Habsburgowie zagrozili, że jeżeli Zygmunt nie dotrzyma traktatu, to i oni swych zobowiązań wobec Izabelli nie wypełnią. Od razu przeszła ochota na- szym interwencjonistom: król obiecuje, że zaleci córce wyjazd z Węgier, królowa także mięknie, byle uzyskać owe sumy mediolańskie, a Ferdynand ogłasza, że Polska uznała Wielki Waradyn. Że jednak narodowcy wciąż zatrzymują królową w Budzie, więc Habsburg próbuje ją stamtąd wyrzucić orężem (w październiku 1540), a w Konstantynopolu podkopać ręką Łaskiego. Tym razem zbytnia przedsiębiorczość źle opłaciła się Ferdynandowi. Łaski, dogorywający, maltretowany przez Turków, częstowany turbanem, musiał towarzyszyć Solimanowi w zwycięskiej jego wyprawie na Węgry, którą uwień- czyło po klęsce Austriaków zdobycie Budy (w sierpniu 1541 r.) i przyłączeniejej wraz z jądrem Węgier do Turcji. Tylko Siedmiogród, jako księstwo hołdo- wnicze, i kraj na wschód od Cisy, jako sandżak5l turecki, nadał Soliman małemu Janowi Zygmuntowi; sąsiadem Korony stał się nie żaden wdzięczny jej patriota Madziar i nie związany z nią traktatami Habsburg, lecz "pasza budziński", przedstawiciel bezgranicznie zaborczej polityki Osmanów. Jednak 5o Wg W. Dworzaczka ślub został zawarty 23 lutego 1539 r. Por. W. Dworzaczek dz. cyt., tab.13. 51 (tur. sancak) - jednostka wojskowo-administracyjna zarządzana przez paszę, stanowiąca część prowincji (eyaletu, wilajetu). 117 i za takie załatwienie sprawy wobec groźnego tonu Porty musiał dziękować Solimanowi i gratulować tenże Wilamowski, po raz trzeci z podarunkami wyprawiony nad Bosfor (1542/1543). 14. Migdzy Habsburgami i Turcją Coraz trudniej było lawirować między prośbą Ferdynanda i groźbą Soli- mana, a w każdym razie coraz trudniej na tej polityce dogadzania i niedraż- nienia coś zyskać. Na dworze królewskim Tarnowski, Samuel Maciejowski i Seweryn Boner reprezentowali interesy habsburskie i przemawiali do swych obcych protektorów tonem aż zbyt oddanym; w kraju równoważyli ich wpływ stronnicy Bony. Chcąc wzmocnić swoje stanowisko, Austria postarała się po dojściu Zygmunta Augusta do władzy zrealizować dawno projektowany jego ślub z arcyksiężniczką Elżbietą. Bona, gniewna o los Izabelli i o swe nie zaspokojone pretensje we Włoszech, póki mogła, odwlekała to małżeństwo pod różnymi pretekstami: że oblubieniec poluje (!), że odjechał na Litwę, że na wesele powinni pojechać Ferdynand i Anna. Również Franciszek I stręczył za pośrednictwem dalekiej sułtanki Roksolany (Rusinki z Rohatyna) królewnę francuską lub księżniczkę Ferrary (1542); pomysły te, przywiezione przez posła [Jana] Kierdeja (z poturczonej rodziny litewskiej) wyperswadował wreszcie Bonie poseł cesarski Maltzahn von Wartenberg52 i 6 maja 1543 odbył się na Wawelu ślub nadzwyczaj uroczysty. Zaraz po uroczystościach spadły na biedną oblubienicę niesłychane udręki: Bona nie dopuściła syna do wspólnego pożycia z żoną i wyprawiła go znów na Litwę; przedłożenia Ferdynanda zbyła niczym. Po dwóch latach Elżbieta umrze I 5 czerwca 1545 r., nie kochana, nie żałowana. Dezorientacja dworska spotkała się z krytyką na sejmie 1542 r. (w nieobec- ności króla, który wtedy bawił na Litwie), ale orientacji właściwej ani senat, ani stan rycerski nie wskazał. Pytali krytycy, czemu nie wyrobiono u Ferdy- nanda zgody na oddanie Węgier Zapolyom i czemu nie wpłynięto na Turcję przez dwór francuski, aby im zwrócił Budę; potępiano wyjazdy panów na służbę do Ferdynanda (przykładem Hieronim Łaski). Były to odgłosy ważą- cych się w senacie wpływów habsburskich oraz królowej Bony, która z Kmi- tą i Gamratem aprobowała zbrojenia, ale nie chciała wojny. Ale kiedy Ocieski opowiedział o tureckich wywiadach na pograniczu, stany nie zdobyły się na jedyny sens moralny: że trzeba uzbroić armię. Dopiero następny sejm 1543 r. przy królu okazał więcej animuszu; co prawda, robili ów animusz, sypiąc hoj- nie złotem, agenci rakuscy. Roztrząsano wtedy pierwszą Turcykg53 [Stanisła- wa Orzechowskiego], czyli mowę do stanów o niebezpieczeństwie tureckim; zamiast jednak stałej obrony kresów uchwalono skromne środki na tymcza- sową milicję i pozwolono ochotnikom służyć w armii austriackiej, byle poje- sz gył to ten sam Joachim Maltzan, który w 1518 r. był wysłany do Zygmunta I przez króla francuskiego, od 1527 r. pozostawał on w służbie Ferdynanda Habsburga. A. Wyczański dz. cyt., s.120-121. 53 I Turcyka czyli De bello adversus Turcas suscipiendo ad equites Polonos oratio, Kraków 1543. 118 dynczo, nie oddziałami. Po roku, w Piotrkowie, znów przy poparciu Orze- chowskiego, posłowie cesarscy (biskup wrocławski [Baltazar] von Promnitz i kanclerz czeski [Jerzy z Limberka] Zabka) przypuszczali nowe szturmy do stanów w imię wspólności chrześcijańskiej i słowiańskiej (miał to być con- gressus pansarmaticus). Uchwalono wtedy ustawę o powszechnym pogotowiu ' obronnym na wypadek groźby od "potężniejszego wroga", tj. Porty. W każdym razie, jeszcze i na następnym sejmie (krakowskim 1545 r.) obiecywano Austrii ' ruszyć jak jeden mąż, gdy tylko bracia Habsburgowie okażą poważną chęć wyzwolenia Węgier, jednak kiedy sejm Rzeszy w Spirze uchwalił środki na , dwuletnią z półksiężycem wojnę, dano odprawę cesarzowi, że jeszcze zgody w chrześcijaństwie nie widać. Nie dziw, że Ferdynand zawarł wreszcie 19 czerwca 1547 r. poniżający pokój z Solimanem54. 15. Zbrojny niepokój na wszystkich kresach Dziwniejsza, że nie umiano uzgodnić ogólnej linii postępowania z tym, co się działo na pograniczu polsko-litewsko-tatarskim ani zużytkować swego neutralnego stanowiska wobec Węgier dla skupienia energii w innych kierun- kach. Zgoda z Habsburgami miała zawsze umożliwiać porachunki z Mos- kwą. Otóż ostatni rozejm upływał w 1542 r.; za pożądane uważał rząd litew- ski zburzenie lub zwrot twierdzy Siebieża, która bliżej jeszcze niż Smoleńsk wisiała nad Witebszczyzną. Wobec małoletniości Iwana IV pora wciąż wy- dawała się sposobną, i chan Sahib Girej przed swoją wszechtatarską wyprawą na Moskwę w 1541 r. zachęcał do współdziałania; zbiegły kniaź Siemion Biel- ski układał plany wojenne; jednak trzęsąca Litwą klika gasztołdowsko-ra- dziwiłłowska ani na wojnę, ani na demonstrację zbrojną się nie zdobyła. Po- seł [Jan] Hlebowicz przywiózł z Moskwy (1542) tylko przedłużenie rozejmu do 1549 r. Działacze podolscy: Bernard Pretficz, starosta barski, [Jan] Mielecki, [Mi- kołaj] Sieniawski, Jazłowiecki, [Wojciech] Starzechowski wiedzieli nieźle, co Polska i Litwa miałyby do zrobienia w razie pomyślnej rozgrywki z Turcją. Tam wszelkie rozluźnienie układu z Krymem prowadziło do zagęszczenia na- padów; zdaniem powyższych panów, odparować je można było najskuteczniej kontrofensywą. Również przywrócenie Piotra Raresza na hospodarstwo po zamordowanym przezeń Stefanie (1541) nic nie wróżyło dobrego.55 Póki suł- tan powściągał Girejów, liczono jednak na to, że się przez rokowania ure- guluje zasady sąsiedztwa i nawet odzyska Oczaków. Na komisji obustronnej w 1542 r. Turcy stwierdzili, że część spornego obszaru należy do Mołdawii, a część nabyli oni od Tatarów. Że jednak Polacy w tymże czasie próbowali zająć Oczaków siłą, więc sandżak sylistryjski nie raczył nawet zjechać na ko- misję. Wilamowski przywiózł w styczniu [1543 r.] wyjaśnienie, że zdaniem Turków Zygmunt I występuje wrogo, bo całe wojsko, 20000, i 2000 piechoty wysłał razem z komisarzami, wobec czego Osman bej nie chciał się narażać i sam, według zeznań starych mieszkańców, przeprowadził granicę, która sta- 54 Zawarto wówczas pięcioletni rozejm. ss po Stefanie hospodarem mołdawskim był przez kilka miesięcy Aleksander III. 119 nie się podstawą późniejszych demokracji XVII i XVIII w. Nowe rokowania (1544) i nowa [1545] wyprawa na Oczaków, tym razem podjęta z terenu li- tewskiego nic nie zmieniły w stanie posiadania. Mile wspominano później te czasy, kiedy "za pana Pretfica spała od Tatar granica", ale podobna wdzię- czność należała się naszym zagończykom od Habsburgów, w których intere- sie, nie bez zachęty Tarnowskiego, nie tyle bronili oni chrześcijaństwa, ile łu- pili stepowe bydło, a tym samym prowokowali Turcję. Około tego czasu dość niespodzianie nastręczyła się sposobność do za- cieśnienia węzłów między Polską i Księstwem pruskim. Niemcy nawiedziła w 1546 r. krótka, ale gorąca wojna domowa "szmalkaldzka" między cesa- rzem i związkiem książąt protestanckich. Albrecht Hohenzollern starał się na wszystkie sposoby zainteresować nią Zygmunta i uzyskać, od Wielkopolan zwłaszcza, pomoc zbrojną dla współwyznawców. Nigdy nie bywał tak lojalny, wylewny, nie podkreślał tak swojej przynależności do Polski, a nie do Ce- sarstwa, jak w okresie po klęsce protestantów pod Muhlbergiem [24 kwietnia 1547 r.], kiedy mu groziła egzekucja z ramienia Rzeszy. Na Polakach także zwycięstwo cesarza nad rokoszem, a Ferdynanda nad konfederacją stanów cze- skich silne zrobiło wrażenie. Ostatni sejm tego panowania [na wiosnę 1548 r.] uchwalił zaciągi i pospolite ruszenie już nie przeciw Wołochom, Tatarom czy Turkom, ale na odparcie możliwego najazdu Niemców, a król jednym z ostat- nich swych pism prosił króla duńskiego o zamknięcie Sundu w razie, gdyby tamtędy szły okręty krzyżackie lub cesarskie celem rewindykacji Pomorza i Prus. W parę tygodni potem, 1 kwietnia, przedostatni Jagiellończyk umarł 80-letnim starcem. 16. Bilans panowania Jeżeli współczesność była dla pamięci Zygmunta Starego łaskawsza niż po- tomność, to się to tłumaczy nie tyle późniejszym pogłębieniem sądu dziejowego, ile różnicą punktu widzenia. Wszystkie te cnoty i zalety, które król wniósł na Wawel, zwłaszcza w pierwszych latach panowania, ostały się jako fakt przed krytyką badaczy. Zygmunt naprawdę był takim, jakiego żegnała i opłakiwała Polska: mądry, zabiegliwy, do czasu czujny i energiczny, szczerze pobożny, lojalny, sprawiedliwy, wobec swoich i obcych sumienny. Pozazdrościć nam mogły inne narody takiego ojca i opiekuna; odżałować go było trudno tym, co na obyczaje i zamiary królewskiego jedynaka patrzyli z obawą lub nie- ufnością. Dziś potomność przez usta historyków wyraża zazdrość właśnie sąsiadom, że mieli na tronach Karola V, Ferdynanda, Franciszka I, Henryka VIII, Gus- tawa Wazę, omal im nie zazdrościli Solimanów i Wasylów, którzy bądź na zewnątrz, bądź w domu dokonali większych dzieł politycznych niż Zygmunt. Jest w tych sądach trochę mądrości po szkodzie, lecz jeszcze więcej leży na ich spodzie mylnych założeń. Odkąd nazwano okres 1506-1572 wiekiem złotym, żąda się od jego koro- nowanych wyobrazicieli świetności i sukcesów na wszystkich polach, a gdy ich rzeczywistość historyczna nie okazuje, Zygmuntowie nasi maleją w opinii, rosną zaś ich kosztem rzekomo więcej obiecujący Jagiellonowie poprzednicy. 120 Trzebaż pamiętać, że Zygmunt I odziedziczył nie tyle gmach mocarstwowy, ile rusztowanie rozbudowane pod przyszłe mocarstwo na wyrost i nad stan w nim rzadki żywioł ludzki, jeszcze nie rozbudzony do światowej twórczości, a już rozkołysany ponad głowę sterników nawy państwowej. Naokoło ponę- tne widoki i zadania, którym sprostałby może wielki wysiłek całego narodu, a nie sam tylko dowcip dyplomatyczny dworu. Żądać, aby król polski nie dopuszczał w owych czasach Habsburgów do Czech i Węgier, bronił Dunaju od Turków, ujarzmiał niemczyznę przy ujściu Wisły, wbijał słupy w limany Dniestrowe i pędził daleko za Dniepr carskich wojewodów, można tylko wy- kreśliwszy z pamięci klęskg budowińską Olbrachta i pogrom Aleksandra. Da- leko nam było w 1515 r. do militarnej potęgi Franciszka I Walezjusza, a prze- cież i on, gdy sięgał za granice narodowe Francji, to w walce z samymi tylko Habsburgami przegrywał. Zygmunt I za późno wstąpił na tron (czemuż nie w 1492 r.), by mógł oddać Polsce coś więcej, niż resztę energii; za długo był potem królem "Starym". Z biegiem lat coraz ociężalszy, miłośnik spokoju i ładu, ryzykować nie lubił, więc wielu celów nie osiągnął. Umiał on dobierać na polu gospodarczym umiejętnych podskarbich, jak Kościelecki i Boner56, a w zakresie polityki zagranicznej inteligentnych doradców; umiał z nimi rozwijać szkołę dyplomacji, której pierwszy przychówek, czynny od Madrytu po Stambuł i Moskwę, szczyci się imionami Łaskich, Tomickiego, Erazma Ciołka, Dantyszka, do których przybę- dą w późniejszych latach: Osiecki, Wilamowski, [Samuel] Maciejowski, a którzy na ogół dotrzymują kroku graczom środkowo- i wschodnioeuropejskim. Na kierownictwo planowe ten zastgp po 1515 r., wśród sprzecznych prądów i interesów, już się nie zdobył. W braku złota i żelaza nie było czym zmiękczać nieprzyjaciół. Bądź co bądź, porównanie stanu i położenia państw Zygmun- towych w 1507 i 1548 r. wykazuje poprawę poważną. Król zażegnał nawałnicę, jaka sig nad nim ściągała w 1512-1514 r., za Karpatami poświęcił tylko swoje ambicje rodowe, nie interes Polski. Prusy uzależnił od Korony i przygotowywał dalsze ich odcięcie od Cesarstwa, nad Gdańskiem, Toruniem, Warmią, Po- morzem sprawował władzę rzeczywistą. Ukrócił, a z czasem niemal udaremnił najazdy tatarskie na Ruś; załatwił sprawę pokucką bez zatracenia uroku Polski na Węgrzech. Na wschodzie wstrzymał proces kruszenia się kresów; Smoleńska wprawdzie nie utrzymał, ale przekonał swoich i obcych, że nas stać na wojnę rewindykacyjną. Za narzędzie przeciw Porcie Habsburgom użyć się nie dał. Wewnętrzna polityka Zygmunta świadczy o zrozumieniu przeobrażeń spo- łecznych Polski. To był przyjaciel mieszczaństwa, podobnie jak późniejszy Ba- tory, a w wyższym stopniu niż Zygmunt August; przeciwnik, niestety bezsilny, szlacheckiego pgdu do wszechwładzy, może dlatego przychylnie usposobiony wobec duchowieństwa, jako jedynej warstwy mogącej sig przeciwstawiać szlach- cie Wiele usiłowań prawodawczych rozbiło mu się o opór sejmu; o pracach wykonanych wspaniale Corpus luris Polonici5' O[swalda] Balzera świadczy dziś jak najpochlebniej. 56 ) ) rzeczywistości żaden z Bonerów nie sprawował urzędu podskarbiego, byli oni natomiast bankierami królewskimi. Por. Polski Slownik Biograficzny, t. 2, Kra- ków 1936 (Biogramy Bonerów na s. 297-302). Zob. Corpus Iuris Polonici, wyd. O. Balzer, t. 3, Kraków 1906, t. 4, z. 1, Kra- ków 1910 - następne tomy nie ukazały się. 121 Zdobią epokę pierwszego Zygmunta łacińskie ody, hymny, epitalamia, ele- gie, epigramata Krzyckiego, Dantyszka i [Klemensa) Janickiego, dzieła ta- kich architektów jak: Bartolo [Bartłomiej] Berrecci, [Jan] Padovano i Fran- ciszek Florentczyk; nad wszystkich wznosi się wspaniałe nazwisko Kopernika. Brak w tym pokoleniu polskich poetów, a mało prozaików, ale nie zapomi- najmy, z jednej strony, że jest to okres świeżego entuzjastycznego renesansu, kiedy każdy król chlubił się swoją łaciną, z drugiej, że wielki budowniczy Wa- welu był zarazem, jeżeli nie budowniczym, to opiekunem tej młodej kultury polskiej, która na podłożu coraz większego dobrobytu zakwitnie pod ręką jego syna. Dla oświaty i literatury polskiej, podobnie jak dla myśli politycz- nej, była to twórcza doba poczynania. ZYGMUNT AUGUST (1548-1572) Rozdzial III W rozbracie z narodem 1. Początek i istota konfliktu Zygmunt August obejmował rządy w warunkach dotąd niebywałych, jakie nigdy nie miały się powtórzyć: był już uznanym i ukoronowanym królem polskim, ukoronowanym faktycznym wielkim księciem litewskim; cały jego stosunek z narodem był przez przysięgę z 1537 r., zobowiązującą do zatwier- dzenia i wykonania pxzywilejów, prawnie uregulowany. Tego strawić nie mogły pewne czynniki z senatu i szlachty, a niezadowolenie przeszło w burzę, gdy usłyszano, że August w sekrecie jest od sierpnia 1547 r. mężem Barbary z Ra- dziwiłłów Gasztołdowej, wdowy po wojewodzie trockim. W rzeczywistości by- ło gorzej niż podejrzewano. Zygmunt jeszcze za życia Elżbiety dał się opętać wdziękom uroczej i czułej, ale na wskroś zepsutej Litwinki, przez którą Ra- dziwiłłowie, mianowicie brat jej Mikołaj Rudy i kuzyn Mikołaj Czarny, mar- szałek (później kanclerz) wielki Iitewski, zamierzali najpierw wyrobić sobie zwrot rewindykowanych przez Bonę ogromnych królewszczyzn, następnie zaś trząść niepodzielnie Litwą, a nawet wpływać na sprawy koronne. Mogliż bis- kupi przyjąć bez zgorszenia poczęte w grzechu małżeństwo króla, mogłaż Bona uznać za synową kobietę, która jej odebrała serce jedynaka, opanowała jego zmysły i podcinała jego moralne jestestwo? Kołom politycznym było wiado- mo, że Radziwiłłowie strzegą najpilniej odrębności Wielkiego Księstwa; pro- staczkowie pomstowali na obrazę dobrych obyczajów. Zaniosło się na dłuż- szy konflikt, a o jego przebiegu i wyniku zadecydować miały z jednej strony indywidualne cechy króla, z drugiej - stan umysłów w kraju. 28-letni Zygmunt odbijał jaskrawo od wszystkich dotychczasowych Jagiel- lonów. Wychowany przez ambitną matkę bez żadnej idei przewodniej, w tym jedynie duchu, aby jej ślepo ulegać, łączył litewski upór dziadka Kazimierza z włoską subtelnością Sforzów; gospodarność matki i babki z jagiellońską hojnością i polskim humanitaryzmem. Wytrwała wola przy miękkich gestach i gładkich manierach to była najważniejsza nowość, na której się nie poznali malkontenci, gdy myśleli, że go zahukają morałami i wymówkami; dopiero gdy burza przebrzmi, pozna Polska i świat głębokość myśli i szerokość ho- ryzontów uprzejmego monarchy. U progu panowania miał Zygmunt przeciw sobie ogromną w sprawie o Barbarę większość senatu i stanu rycerskiego, ale on wiedział do czego dąży, ich zaś miały rozszczepić wkrótce sprzeczne prądy religijne oraz interesy społeczne. Kiedy przedniejsi senatorowie małopolscy wezwali króla z Litwy na po- 123 grzeb, Wielkopolanie z generałem starostą Andrzejem Górką na czele dostrze- gli w tym uzurpację i spróbowali propagować myśl, że można króla nie uznać, zjechać hurmem na elekcję i zamiast niego powołać np. arcyksięcia Maksymi- liana albo Albrechta pruskiego, albo Jana Hohenzollerna, margrabiego na Kos- trzynie. Cóż, kiedy ów Maksymilian był synem Ferdynanda, głośnego ciemię- życiela Czechów, a Hohenzollernów dzieliło od Polski wyznanie augsburskie. ' Już polityczniej postąpili Małopolanie, którzy "chcieli, aby im król panował", ale tłumaczyli jego błąd działaniem czarów, żądali przeto, aby Zygmunt od- dalił "niecnotliwą żonę" i ukarał śmiercią sprawców miłosnej intrygi. Królowa wdowa przed przyjazdem synowej odjechała na Mazowsze, królewny zarzeka- ły się, że wolą klasztor niż towarzystwo "pani Barbary". Zygmunt, nie śpie- sząc, przybył do Krakowa i zapowiedział zaprzysiężenie przywilejów na sejmie piotrkowskim w sierpniu. Ponieważ Wielkopolska nie chciała wybierać posłów, odłożono termin do 21 listopadal. W izbach zapanowała niemal jednomyślna opozycja. Z wybitniejszych se- natorów tylko hetman Jan Tarnowski i kanclerz Samuel Maciejowski, ponie- ; kąd na złość Bonie, stanęli na straży praw majestatu i świętości małżeństwa. Już przy witaniu przypomniał marszałek Sierakowski królowi, że panuje nad wolnym rycerstwem, które nie zna niewoli (jak szlachta litewska). Zamiast ra- dzić nad obroną i słuchać zaprzysiężonych przywilejów, izba poselska wymu- siła wotowanie senatu w swej obecności, aby zademonstrować zgodność poglądów na małżeństwo w całym narodzie. Kiedy demagog Kmita poruszył ten ' przedmiot, król próbował mu przerwać, co wywołało gwałtowne protesty. Po senatorach (16 listopada) wygłosił swą słynną mowę rzecznik opozycji, Piotr Boratyński; kwestionował on ważność ślubu udzielonego w tajemnicy; poniżał Barbarę jako córę narodu, który dopiero niedawno wyszedł z barbarzyństwa i dopuszczony został do polskich herbów, a na zakończenie, wezwawszy wszystkich posłów do uklęknięcia, błagał króla, by porzucił Radziwiłłównę. Inni później, w nieobecności króla, traktowali ślub z poddanką jako poniżenie ! dynastii wobec Europy i cały sejm, wychodząc z założenia, że król polski ' musi się przychylać do zdania senatu, żądał w rezolucji rozwiązania małżeń- stwa, do czego powody poda prymas Dzierzgowski. Trafiła jednak kosa na kamień. Na perorę Górki miał Zygmunt jedną odpowiedź: że nie może postą- pić wbrew sumieniu, ale w przyszłości radzić się będzie senatu. Czyż może on zaczynać rządy od niedotrzymania przysięgi żonie i to w chwili, gdy ma; zaprzysiąc prawa narodowi? Posłowie na to, że oni również nie mogą złamać obietnicy danej wyborcom i przed załatwieniem tej sprawy do niczego innego ; nie przystąpią. Król, zdecydowany "do ostatniej koszuli" trwać przy Bar- barze, myślał o abdykacji, ale Tarnowski i Maciejowski naszli go w nocy i upadłszy krzyżem błagali, by nie narażał państwa na przesilenie. W izbie huczało i trzeszczało. Padały hasła sejmu powszechnego wszystkich krajów jagiellońskich i zawieszenia jurysdykcji królewskiej; zaczęto się rozjeżdżać. Ostatecznie w drodze kompromisu zgodził się Zygmunt odłożyć koronację Barbary do następnego sejmu, ale stanął twardo na stanowisku, że sejm sam siebie rozwiązać nie może, po czym otworzył sądy sejmowe i dopiero po za- łatwieniu szeregu procesów odjechał do Nowego Korczyna, skąd Barbarę prze- 1 Obrady sejmu przełożone zostały na 21 października, a w rzeczywistości rozpo- czgły się 31 października 1548 r. 124 wiózł na Wawel i w komnatach zamkowych wesołe z nią rozpoczął życie (w lutym 1549). Kraj tymczasem czytał uniwersał z kuźnicy Maciejowskiego, gdzie król nielitościwie nicował zasadnicze wywody i założenia opozycji. 2. Przymierze z Habsburgami Jeszcze przez cały rok trwał hałas o Barbarg. Dyplomaci odmawiali jej wi- zyt, a ulicznicy gonili jej karetę w Krakowie, krzycząc, że jedzie czarownica. Król słodził jej życie czułością i przepychem, a na przeszkody polityczne za- żył polityki lepszej. Widząc, że Habsburgowie po stłumieniu buntu szmalkaldzkiego nie życzą sobie zaburzeń w sąsiedztwie, król, za radą Tarnowskiego i Maciejowskiego, jeszcze podczas sejmu postanowił wysłać młodego Stanisława Hozjusza (nie- : bawem biskupa chełmińskiego) na dwór Ferdynanda I z przyjęciem propo- nowanej przyjaźni i przymierza. Pieniędzy na wojsko nie pragnął, tylko za- wczasu przymawiał się o order Złotego Runa i robił co mógł, aby zatrzeć żal po źle traktowanej Elżbiecie; przy sposobności chciał też wyjednać zdjęcie ba- nicji z Albrechta pruskiego i uwolnienie Gdańska oraz Elbląga od pozwów przed sąd Rzeszy. Ferdynand, w porozumieniu z cesarzem Karolem, podał warunki i zastrzeżenia: że przymierze nie będzie obowiązywało przeciw Rze- szy, papieżowi ani sułtanowi (póki ów nie napada), że Polska nie ma wspierać Jana Zygmunta na Węgrzech przeciwko Ferdynandowi. Te zastrzeżenia co do Rzeszy i Siedmiogrodu nie podobały się na dworze polskim, bo też ani cesarz, ani Krzyżacy nie uchodzili za groźnych w razie napadu na Prusy przeciwni- ków. Ostatecznie jednak motywy za przymierzem przeważyły i Hozjusz 2 lipca [1549] podpisał projekt. Najważniejszą jego osobliwością było zobowiązanie do wzajemnej pomocy przeciw buntowniczym poddanym, na podobieństwo traktatów polsko-węgierskich 1492 i 1507. Teraz mógł Jagiellończyk nie bać się swoich Górków i Kmitów, ale też musiał swą pomoc dla siostry Izabelli ograniczyć do poparcia jej interesów majątkowych. Wnet porozumienie to się zacieśnia: Hozjusz jedzie do Karola V po recepty na opornych poddanych i wdaje się w powikłane sprawy pruskie, które niedawno jeszcze na sejmie augsburskim 1548 r., przed śmiercią Zygmunta Starego, stały dla Polski nie- dobrze. Banicję udało się zawiesić i potem wraz z pozwami puścić w niepa- mięć, a do rozjemstwa Ferdynanda między Albrechtem i Zakonem nie dopuś- cić. Cesarz przystąpił do przymierza (12 grudnia 1549) ekscypując Rzeszę, o ile ona będzie stroną napadniętą. Ferdynand, pytany przez następnego po- sła, [Andrzeja] Czarnkowskiego, czy Zygmunt August ma iść uśmierzać Wiel- kopolan, zalecił w braku sił powściągliwość; za to obiecał uroczyste posel- stwo od siebie na ów następny sejm, do którego odłożona została rozgrywka. Rzeczywiście, na sejm do Piotrkowa zjechali w 1550 r. posłowie Herberstein i [Jan] Lang. Wprawdzie przybyli nie po to, aby bliżej omawiać wspólne kro- ki przeciw poddanym, a tylko dla załatwienia spraw węgierskich; jednak sama świadomość oparcia o zagranicę pozwoliła królowi mocno stanąć wobec za- kłóconego egzekucją sejmu, wytrzymać wymówki o uniwersał, odprawić sądy bez przeszkody i ukoronować Barbarę (7 grudnia). Teraz i Kmita pogodził się z jego władzą, i Górka trzymał mu strzemię, i Dzierzgowski zabiegał o zgodę, 125 i królowa Bona pogodziła się z wejściem Barbary do rodziny. Dalszą korzyść z przymierza rakuskiego osiągnął król przez to, że zręcznie lawirując między cesarzem i sułtanem tudzież unikając zwady z Moskwą uniezależnił się na szereg lat od podatkowych uchwał sejmu. Po trosze sprawa Barbary ucichła, bo też królowa ani nikomu osobiście nie chciała szkodzić, ani się na żadnej nie znała polityce, a dni jej - wskutek nieuleczalnej choroby - były od dawna policzone. Stosunek do Węgier i Turcji Izabella Zapolya między młotem a kowadłem, tj. między Habsburgiem i partią narodową węgierską "Fratra" Jerzego [Utieśenovicia] Petrowicza, znalazła się w tak przykrym położeniu, że już tylko myślała o poprawie materialnego losu swego i syna. Właściwie nie miał o co pertraktować biskup Andrzej Ze- brzydowski, gdy przybył jako jednacz na Węgry z ramienia sejmu 1550 r.2 Sam Zygmunt August okazywał, że chętnie by w ogóle wycofał siostrę z Węgier, gdyby na to pozwolił zajadły Petrowicz (zresztą ów "Frater" Jerzy godził się na zjednoczenie ojczyzny - choćby pod Habsburgiem). Jakoż mimo podżegań sułtana doszło do układu między Ferdynandem i Izabellą w Alba Iulia 19 lipca 1551 r.; Jagiellonka miała otrzymać pewne księstwa w Niemczech i od- szkodowanie pieniężne, a Jan Zygmunt miał zaślubić córkę Ferdynanda i posiąść księstwo opolskie. Wkrótce potem gwałtowna śmierć Jerzego z rąk zbirów habsburskich osłabiła irredentę węgierską i wywołała w tym kraju odprężenie. Ale ugoda z Habsburgami oznaczała naprężenie z Turcją. Zygmunt August zaczynał sąsiedzkie współżycie z Solimanem jak "syn z ojcem". Mniej zadowolo- ny był chan Dewlet Girej3, którego Tatarów Pretficz oraz książęta Dymitr Wiśniowiecki i Bohusz Korecki ganiali w głąb Dzikich Pól po każdej próbie najazdu. Wciąż mu było za mało podarków, a za wiele przyjacielskich deklamacji, skoro w tych stronach czarnomorskich, mimo całego systemu obrony potocznej, prawo silniejszego przysługiwało Tatarom. Rzeczywiście w latach 155 1551 zburzyli Tatarzy Peremirkę i Bracław, a komisarze polscy nie śmieli nawet zjeżdżać na układy w sąsiedztwo zbyt licznych posterunków sułtańskich. Musiał Zygmunt August dzielnego Pretficza wycofać z Baru do Trembowli, musiał się też usprawiedliwiać, że o ugodzie Izabelli z Ferdynandem nic z góry nie wiedział; musiał słać posłów i gońców do Stambułu, nim uzyskał przez poselstwo Stanisława Tęczyńskiego 28 lipca 1553 odnowienie pokoju4. Choć odtąd "wróg wrogom a przyjaciel przyjaciołom" sułtana, zadeklarował jednak wobec postępków Izabelli zupełną neutralność i gdy go nagabywali o pomoc dla niej - z jednej strony sułtan i król francuski, z drugiej o współdziałanie przeciw niej - Ferdynand, on wyminął wszystkie te rady i zachował środki obronne państwa na inny użytek. 2 Poselstwo Andrzeja Zebrzydowskiego i Sebastiana Mieleckiego przebywało w Siedmiogrodzie w 1549 r. Zob. J. Pajewski Wggierska polityka Polski w polowie XTil w. (1540-1571), Kraków 1932, s. 69, przypis 1. 3 Według W. Dworzaczka Dewlet I Girej był chanem od 1551/1552 (1553? r.). Por. W. Dworzaczek dz. cyt., tab. 92. ' Traktat podpisano 1 sierpnia 1553 r. 126 4. Lata pokoju z Moskwą Silne wrażenie musiał zrobić fakt, że Iwan IV moskiewski w 1547 r. przy- brał tytuł cara Moskwy i wszystkiej Rusi. Odkąd Zygmunt August władał Litwą (1544), wzmogła się była nieufność między tymi dwoma państwami. Iwan słał posły do starego, nie do nowego króla, a gdy starego zbrakło, sam się młodemu z przyjaźnią ofiarował; jeszcze on wówczas zanadto liczył się z Kazaniem i za mało mógł liczyć na hospodara mołdawskiego, gdy król miał związek z Sahib Girejem. Rokowania w Moskwie 1549 r. ujawniły raz jeszcze nieuleczalne przeciwieństwo interesów: na maksymalne pretensje Litwy Mo- skwa odpowiadała roszczeniami do Połocka i Witebska, a ilekroć Litwa od- mawiała Iwanowi tytułu cara, ów przestawał Zygmunta tytułować królem. Ostatecznie, gdy spodziewane w Polsce rozruchy nie nastąpiły, pogodził się Iwan z litewskim stanem posiadania, odzyskał ostatnich jeńców spod Orszy i nawet zawarł układ o wzajemnym ostrzeganiu się chrześcijan: "aby się bi- surmańska nie wywyższała ręka". Wyzyskał ten spokój, zdobywając w 1552 r. Kazań, a w 1554 Astrachań. Te tryumfy nad niewiernymi nie pozostały bez efektu na Zachodzie. Wprawdzie alarm, jaki powstał u nas w 1553 r. na wieść, że papież i cesarz postanowili uznać wszechrosyjski tytuł cara, okazał się bezzasadny; naprawdę jednak owo uznanie dyplomacja carska po trosze zdobywała wśród ciągłych sporów o tytulaturę. Raz już, w 1555 r., Zygmunt August, zaniepokojony koncentracją wojsk moskiewskich na Kijów, przy- sposobił siły litewskie do wyprawy, ale jego doradcy woleli znowu przedłu- żyć (1556) rozejm na lat sześć. 5. Małżeristwo z Katarzyną. Odjazd Bony Niedługo cieszył się Zygmunt szczęściem rodzinnym, o które tak w trwale walczył: 8 maja 1551 r. Barbara umarła, o ile wiadomo, na raka, chociaż wielu przypisywało jej zgon czarom czy też truciźnie Bon a wiedziełi o nurtu ącej ją o y, wtajemniczeni j d dawna nieuleczalnej chorobie. Co najtragiczniej- sze, sam krół uważał matkę za zdolną do wszystkiego i wobec zaufan ch jak Mikołaj Radziwiłł, wcale się z tym nie taił. Ona to, zdaniem Zyg y y munta, miała s rócić także ż cie biednej Elżbiecie Austriaczce, jak gdyby własne postępo- v ranie męża nie wchodziło tu zupełnie w rachubę. Została mu po Radziwiłłów- nie wielka pustka w duszy, którą usiłować będzie wypełnić dla siebie ż ciem zmysłowł m D ztpą ń bez skrupułów au a dynastii zdecydował się pod presją Rad bić trzeci żon , w półtora roku po stracie Barbary ą ę, mianowicie siostrę Elżbiety, Katarz n Austriaczkę waży in erty: b . Nie czekając, aż senat roz ne of rary), Czarny Mikołaj w marcu 1 awarską, francuską (księżniczki Fer- 553 r. pośpieszył na dwór Ferdynanda pro- wadzić rozmow o ślubie i zarazem skarżyć się o rzekome konszachty cesarza p pap a Moskwą ( y które w dawał si od owiedzi na francuską próbę rzeci nib gpo skDopie o kiedy Rad iWęgier w ówczesnej ciężkiej sytu- acji Habs z w łł zlikwidował cały ów epizod mś k g ki w ia)ł po b ym dk cle y [Jan enat mógł zaaprobować jego ] Przerembski z Radziwiłłem 127 4. Lata pokoju z Moskwą Silne wrażenie musiał zrobić fakt, że Iwan IV moskiewski w 1547 r. przy- brał tytuł cara Moskwy i wszystkiej Rusi. Odkąd Zygmunt August władał Litwą (1544), wzmogła się była nieufność między tymi dwoma państwami. Iwan słał posły do starego, nie do nowego króla, a gdy starego zbrakło, sam się młodemu z przyjaźnią ofiarował; jeszcze on wówczas zanadto liczył się z Kazaniem i za mało mógł liczyć na hospodara mołdawskiego, gdy król miał związek z Sahib Girejem. Rokowania w Moskwie 1549 r. ujawniły raz jeszcze nieuleczalne przeciwieństwo interesów: na maksymalne pretensje Litwy Mo- skwa odpowiadała roszczeniami do Połocka i Witebska, a ilekroć Litwa od- mawiała Iwanowi tytułu cara, ów przestawał Zygmunta tytułować królem. Ostatecznie, gdy spodziewane w Polsce rozruchy nie nastąpiły, pogodził się Iwan z litewskim stanem posiadania, odzyskał ostatnich jeńców spod Orszy i nawet zawarł układ o wzajemnym ostrzeganiu się chrześcijan: "aby się bi- surmańska nie wywyższała ręka". Wyzyskał ten spokój, zdobywając w 1552 r. Kazań, a w 1554 Astrachań. Te tryumfy nad niewiernymi nie pozostały bez efektu na Zachodzie. Wprawdzie alarm, jaki powstał u nas w 1553 r. na wieść, że papież i cesarz postanowili uznać wszechrosyjski tytuł cara, okazał się bezzasadny; naprawdę jednak owo uznanie dyplomacja carska po trosze zdobywała wśród ciągłych sporów o tytulaturę. Raz już, w 1555 r., Zygmunt August, zaniepokojony koncentracją wojsk moskiewskich na Kijów, przy- sposobił siły litewskie do wyprawy, ale jego doradcy woleli znowu przedłu- żyć (1556) rozejm na lat sześć. 5. Małżeństwo z Katarzyną. Odjazd Bony Niedługo cieszył się Zygmunt szczęściem rodzinnym, o które tak wytrwale walczył: 8 maja 1551 r. Barbara umarła, o ile wiadomo, na raka, chociaż wielu przypisywało jej zgon czarom czy też truciźnie Bony, a wtajemniczeni wiedzieli o nurtującej ją od dawna nieuleczalnej chorobie. Co najtragiczniej- sze, sam król uważał matkę za zdolną do wszystkiego i wobec zaufanych, jak Mikołaj Radziwiłł, wcale się z tym nie taił. Ona to, zdaniem Zygmunta, miała skrócić także życie biednej Elżbiecie Austriaczce, jak gdyby własne postępo- wanie męża nie wchodziło tu zupełnie w rachubę. Została mu po Radziwiłłów- nie wielka pustka w duszy, którą usiłować będzie wypełnić dla siebie życiem zmysłowym. Dla państwa i dla zachowania dynastii zdecydował się pod presją Radziwiłła, zresztą nie bez skrupułów, już w półtora roku po stracie Barbary ; poślubić trzecią żonę, mianowicie siostrę Elżbiety, Katarzynę Austriaczkę. Nie czekając, aż senat rozważy inne oferty: bawarską, francuską (księżniczki Fer- y rary), Czarny Mikołaj w marcu 1553 r. pośpieszył na dwór Ferdynanda pro- wadzić rozmowy o ślubie i zarazem skarżyć się o rzekome konszachty cesarza ; i papieża z Moskwą (które wydawały się odpowiedzią na francuską próbę przeciągnięcia Polski na stronę sułtana i Węgier w ówczesnej ciężkiej sytu- acji Habsburgów). Dopiero kiedy Radziwiłł zlikwidował cały ów epizod moskiewski i wrócił z ubitą sprawą małżeństwa, senat mógł zaaprobować jego robotę (8 kwietnia); po czym podkanclerzy [Jan] Przerembski z Radziwiłłem 127 sprowadzili Katarzynę na koronację (30 lipca) [1553 r.]. To na wskroś poli- tyczne małżeństwo nie zaspokoiło serca Zygmunta. Powziął on taki wstręt do żony, że mimo gorącego pragnienia potomstwa żyć z nią nie chciał. Pozostał samotny, ze swą lekką melancholią, nieufny wobec otoczenia, i może dlatego właśnie, z nikim się bliżej nie wiążąc, nawet od Radziwiłłów coraz dalszy, potrafi on w drugiej połowie rządów współpracować z najsilniejszym prądem w narodzie - egzekucyjnym. Ostateczne rozstanie z matką niewiele go kosztowało pod względem uczu- ciowym; dużo w sensie materialnym. Bona, uzbierawszy przez lat blisko 40, po części z przekupstwa, ale przeważnie z umiejętnej gospodarki, wielki majątek, wypożyczyła Filipowi II hiszpańskiemu 430000 dukatów: dla siebie chowała liczne nadania na dobra ziemskie. W 1555 r. poczuła się słaba i zapowiedziała, że pojedzie do Włoch ratować zdrowie. Ponieważ obawiano się, że odstąpi swe przywileje obcym książętom i wywiezie wielkie skarby, Zygmunt August i senatorowie sprzeciwili się wyjazdowi; zakazano nawet pomagaćjej do podróży pod utratą czci, a nieszlachcie pod utratą życia. Dop' to kiedy zrezygnowała z nadań, król ułatwił jej wyjazd i wywiezienie bezcennych ruchomości [1556] z Wawelu. Umarła w Bari 19 listopada 1557 r., otruta przez doradcę, który starał się, by zapisała majątek Habsburgom. W rzeczywistości jeszcze na łożu śmierci przekazała całe mienie synowi, co dało powód do nieskończonych sporów między Polską a Hiszpanią o wypożyczone Filipowi II "sumy neapolitańskie". Zapamiętano jej intrygi, ambicję, zawziętość i wiele zmyślonych grzechów, a zapomniano główną zasługę: że królowa nie tylko nie uszczupliła polskiego dobra, lecz je czterdziestoletnią pracą znakomicie pomnożyła. Niemało kłopotu sprawiała królowi i krajowi interesowna Izabella: dopóki ona bawiła w Polsce, nie było spokoju ani od sułtana, ani od Habsburgów, bo obie strony zwalały na Zygmunta odpowiedzialność za to, co Węgrzy we własnym interesie narodowym robili ze swą "królową". Ferdynand nie do- trzymywał zobowiązań pieniężnych, bojąc się, że Izabella użyje dukatów na robotę polityczną w Siedmiogrodzie; sułtan właśnie domagał się owej roboty i powrotu Izabelli do Siedmiogrodu, i polskiego dla niej poparcia; ona zaś obstawała - dla siebie i syna, nie dla Polski oczywiście - przy żądaniu różnych księstw na Śląsku. Wyjechała wreszcie pod jesień 1557 r.5, wezwana przez Węgrów (pod wpływem Francji) do Koloszwaru [Kolozsvaru], gdzie umarła w 1559 r. Starzejący się "ojciec" Soliman nie pogniewał się zbytnio o ten zawód widać niewiele on żądał od Polski poza neutralnością, skoro nawet w Mołdawii tolerował przez cały ciąg swego panowania awanturnicze interwencje nie- urzędowej, magnackiej polityki polskiej, której uporczywość trudno by wprost zrozumieć, gdyby nie fakt istnienia przy królu silnej partii rakuskiej. 6. Wycieczki panów polskich do Mołdawu Pierwsza tego rodzaju próba zaszła w 1552 r., kiedy Wołosi zamordowali okrutnego Stefana (ostatniego potomka Dragoszyców, z których był Stefan Wielki) i wybrali na księcia Aleksandra Lapusneanu zwanego Stolnikiem; 5 W rzeczywistości lzabella wyjechała w 1556 r. 128 tego osadził w Suczawie i zaprzysiągł, jako lennika, na wierność Zygmun- towi Augustowi Mikołaj Sieniawski. Nic wprawdzie nie wiadomo o bezpo- średnich stosunkach Sieniawskiego z Austrią; zważywszy jednak, że tylko jej musiało wtedy zależeć na pokłóceniu Polski z Portą, że Sieniawskiego protegował Tarnowski, i że Ferdynand gorzko wymawiał w tymże roku po- słowi [Filipowi] Padniewskiemu brak stanowczości po stronie polskiej, który ośmielił Turcję do napaści na habsburskie dzierżawy - należy przy- puścić, że Sieniawski pracował po części dla Austrii, po części dla siebie. O wiele pewniej można to stwierdzić co do wypraw następnych. Przedsię- brali je ludzie, z których jeden zawsze był sługą Habsburgów, drugi - słu- gą własnej zachcianki, ale współdziałał z tamtym. Olbracht Łaski, syn dyplo- maty Hieronima, siedział niezadowolony w spiskim Kieżmarku, gdy doń przybłąkał się Grek, poliglota, Jakub Herakli Basilikos, wygnany pu- pil despoty Samosu, stąd zwany Despotą [Despotem]. Prosił ów Despota o pomoc do strącenia zbyt ciężkiego Wołochom Aleksandra; pierwszą pró- bę wyprawy ( I 560) udaremnił na życzenie króla protektor Stolnika, Sieniaw- ski. W następnym roku Łaski postawił na swoim, ale i Despota nie dogo- dził burzliwym swym bojarom; owszem, doczekał się buntu (1563), a dwu- licowością zraził i Łaskiego, i cesarza Ferdynanda, któremu miał służyć przeciw Turkom. Teraz wyciąga ręce po Suczawę inny paladyn, Dymitr Wiśniowiecki, zasłu- żony niegdyś bojownik przeciw Tatarom, założyciel kozackiej placówki na wyspie Chortacy, i sam skończony Kozak, który zdążył był już odbyć służbę u Iwana Groźnego, lecz teraz uciekł przed jego tyranią i razem z Łaskim pobiegł zdobywać tron mołdawski dla siebie (rościł doń pretensję po matce). Wszakże wódz zbuntowanych Wołochów, [Stefan] Tomża, zbił Wiśniowieckie- go, pojmał i wysłał do Stambułu na okrutną śmierć.6 Wszystko to działo się nad program pokojowej na południu polityki królewskiej; delikatnie tylko przymawiał się Zygmunt przez poselstwo Piotra Zborowskiego, by sułtan uznał jego "jurysdykcję" nad Mołdawią, oczywiście bez skutku. Później, gdy syn Aleksandra, Bogdan, ofiarował hołd Polsce - co Porta łatwiej znieść mogła niż zależność Mołdawii od habsburskich Węgier - król nie odtrącił jego dobrych chęci (1569), ale było to - zauważmy - już po załatwieniu naj- ważniejszej z tego panowania sprawy bałtycko-inflanckiej. 7. Postępy reformacji W ciągu ostatnich lat panowania Zygmunta Starego wiele rzeczy dojrzało w Polsce, wiele gotowych nowości zaleciało do niej z zagranicy. Ruch refor- macyjny, pohamowany dekretami i represją wobec Gdańska w latach 1523- -1526, wznowił się widocznie, skoro na synodzie w 1542 r. przypomniano biskupom obowiązek utrzymywania inkwizytorów i skoro szlachta na sejmie " Fragment powyższy sugerować może, jakoby Tomża pobił Wiśniowieckiego w bitwie, tymczasem książę Dymitr zwabiony został do obozu przeciwnika propozy- cją poddania się Mołdawian i podczas rozmów podstępnie pojmany. Por. Z. Spie- ralski Awantury mo dawskie, Warszawa 1967, s.127. 5 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I 1545 r. żądała cofnięcia zakazu wyjazdów na studia zagraniczne', a biskup poznański stwierdzał w swej diecezji w 1547 r. silny stan zakażenia. Istotnie, w Poznaniu działali Jan Seklucjan i Andrzej Samuel, farny kaznodzieja; w Małopolsce gromadził kółko zdeklarowanych protestantów Jan Trzy- cieski; z Litwy wyświęcono do Królewca pierwszego reformatora [Abra- hama] Kulwiecia (1543). Około tegoż czasu przechodzą na wyznanie aug- sburskie tacy luminarze myśli społecznej, jak Andrzej Frycz zwany Mo- drzewskim i prawnik Jakub Przyłuski; w 1541 r. przyznaje się do protestan- tyzmu dziekan krakowski, bratanek prymasa, Jan Łaski, który też po dwóch latach pozbywa się kościelnych beneficjów i wkrótce wyjeżdża za granicę.s W Małopolsce mnożą się wypadki przejścia na judaizm. Mikołaj Oleśnicki wyrzuca paulinów z Pińczowa (1550), aby tam utworzyć zbór różnowier- czy i szkołę. Pińczów ("Sarmackie Ateziy') staje się ogniskiem nowego ru- chu, miejscem synodów. W 1548 r. część wygnanych z Czech braci czeskich zatrzymuje się, w drodze do Prus, w Wielkopolsce i zakłada gminy pod opieką Andrzeja Górki w Koźminie, Kórniku, Szamotułach, Lesznie i Poz- naniu. Z innych możnych rodów opiekują się innowierstwem w jego róż- nych odcieniach Ostrorogowie, Zborowscy, Leszczyńscy, Bonerowie, To- miccy, Stadniccy; na Litwie - Radziwiłłowie, Chodkiewiczowie. I oto na sejmie 1550 r. przedstawicielstwo narodowe okazuje w większości nagle ewange- lickie oblicze. Z Genewy przenikają do Polski nowinki kalwińskie; z Włoch kilku wy- gnańców przyniosło nasiona doktryny jeszcze radykalniejszej, która się wnet rozwinie w swoiste polskie wyznanie ariańskie. Byli to: Franciszek Lismanino, rodem z Korfu; spowiednik Bony, uczony profesor języka he- brajskiego, Franciszek Stancaro [Stankar]; sieneńczyk Lelio Socino, [Wa- lenty] Gentile i [Paweł] Alciati. Od 1550 r. zaczęły się synody ewangelickie w Polsce. Na pierwszym, pińczowskim, Stancaro przedstawił i przeprowa- dził wyznanie wiary umiarkowane w duchu kolońskiej doktryny Melanchto- na i [Marcina] Bucera; w 1554 proponował tezy bardziej odstępcze. Sam Kalwin publicznie wzywał w tymże roku Zygmunta Augusta, aby narzucił Polsce jego naukę. Starano się sprowadzić do Polski Kalwina, Melanchto- na i Łaskiego. Dalsze synody w Koźminku i Pińczowie (1555) zajmowały się też wspólną taktyką nowowierców na sejmach i stworzeniem unii wyzna- niowo-obrzędowej. Przybył istotnie w 1556 r. Łaski; widział się w Wilnie z królem, ale go dla nowych prądów pozyskać nie zdołał. Cóż niosły owe prądy? J. Tazbir podaje, że zakaz ten został cofnięty już podczas sejmu 1543 r. Por. J. Tazbir Państwo bez stosów, Warszawa 1967, s. 47. s Modrzewski nie był formalnie członkiem zboru luterańskiego, podobnie jak i później nie był członkiem zboru ariańskiego. Por. Polski S ownik Biograficzny, t. 21, Wrocław 1976, s. 538-542 r. Łaski pozbawiony został beneficjów w 1540 r., odzy- skał je po złożeniu w 1542 r. "przysięgi oczyszczającej", w której wyznał, że Kośeioła nie porzucił. W kilka tygodni później zrezygnował z nich jednak i wyjechał z kraju; dopiero wówczas (latem 1542 r.) ostatecznie związał się z protestantyzmem. Por. Polski Sfownik Biograficzny, t.18, Wrocław 1973, s. 239. 130 8. Publicystyka obozu egzekucyjnego Interesuje nas tu z dwojakiego punktu widzenia: przy każdym imieniu pytać należy, o ile dany pisarz dawał wyraz nurtującym społeczeństwo za- gadnieniom i tęsknotom tudzież o ile sam zagadnienia otwierał i w twór- czym duchu odpowiedzi na nie znajdował. Trzy nazwiska górują nad naszą myślą polityczną wieku zygmuntowskiego: Orzechowski, Modrzewski, Przy- łuski. Najwięcej rozgłosu miał ksiądz Stanisław Orzechowski, bo pisał cycerońską łaciną, potem wspaniałą polszczyzną, zawsze z porywem, często zuchwale; przy tym podbijał serca wszystkich przeciwników kleru jako mąż pani Orze- chowskiej, ofiara biskupa [Jana] Dziaduskiego i osobisty dwersarz papieża. Gdy patetycznie, głosem matki ojczyzny bił na alarm z powodu tureckiego sąsiedztwa, to właściwie jeszcze pożyczał tonu z Rzymu i Wiednia. Gdy mo- ralizował nad obyczajami dworu (Bony), nad wychowaniem królewicza (Fi- delis Subditus9,1549), nad częstym a bezużytecznym sejmowaniem, gdy z du- mą podnosił, że w Polsce lex stoi wyżej niż rex, że senat ma pośredniczyć między królem a narodem, król zaś godzić między sobą senatorów, to słychać w nim było tylko echo przeciętnej opinii bez wartości dla mężów, co mieli przebudowywać Polskę. Narzekanie na niewojennego ducha szlachty nie pro- wadzi Orzechowskiego do wniosków bardziej oryginalnych niż dobrze znany pomysł kolejnej obrony państwa przez rycerstwo różnych województw. Do- piero gdy pisze o chłopach: "okrutna jest rzecz wyciskać podatki z tych, co sami nic nie mają", ten nagły wybuch oburzenia stanowi we wcześni szych pismach Orzechowskiego jedyny przebłysk głębszej idei, której jednak póź- niej, ani w Djalogu o egzekucji,lo ani w Quincunx'ie (Kraków 1564) nie roz- winął. Odkąd się wyszumiał i zdecydował wytrwać przy Kościele, popadł w skrajne teorie teokratyczne o wyższości arcybiskupa nad królem, o pocho- dzeniu wszystkich władz z Rzymu, o szczególnych kwalitikacjach chrześcijań- skiego monarchizmu w odróżnieniu od władzy książąt pogańskich. Egzekucję królewszczyzn potępił; za to żądał egzekucji przeciw dysydentom. Arcynietak- townie chełpił się przed Litwinami wolnością lacką, w takim tonie, jakby chciał ich odepchnąć, nie przygarnąć. Wśród hucznej frazeologii, w potoku złotych słów zatracał jasność pojęć konstrukcyjnych. Od dytyrambów zachwytu nad Królestwem Polskim, najbliższym Królestwu Bożemu, do rozpaczliwego "zginiemy!", "teraz, o teraz, łotryni Polsko, przez twe bluźnierstwo gardło twe dasz", przeskok u niego momentalny. Dużo wstrząsu i hałasu, najmniej dro- gowskazu. Frycz wykształcił swą myśl polityczno-społeczną w dobranym kółku huma- nistów, wśród rozmyślań i rozpraw nad światem antycznym; miał jednak głg- bokie odczucie najważniejszych bolączek swego wieku, więc choć nie poseł, nie senator, wyprzedził ów wiek szerokością horyzontów, bogactwem rozwią- zań, którym jednak, w braku umiejętności prawniczej, nie bardzo umiał na- dawać kształt konkretny. Krzywdę chłopa odczuł pod wrażeniem odrzucenia na sejmie 1538 r. królewskiego wniosku o karę śmierci za mężobójstwo, z tą 9 Utwór ten miał dwie redakcje: 1543 i 1548, obie ogłoszono drukiem w 1584 r w Krakowie. lo Dyjalog okodo egzekucyjej, Kraków 1564. 131 nierówną oceną plebejskiego i szlacheckiego życia walczył w latach 1541-1548 (mowy: De poena homicidu 11 ). Również gorąco protestował przeciw usta- wom, nie dopuszczającym mieszczan do posiadania ziemi: taka nienawiść do plebejuszów, ostrzegał, doprowadzi "wszystko", tj. Polskę, do upadku. Albo znieść takie prawa, albo uszlachcać zasłużonych mieszczan. Wieko- pomny traktat Frycza De Emendanda Republica (1551)12 cały pisany jest w świadomości, że żaden absolutyzm nam nie grozi; przeciwnie, szlachta jako absolutna pani polskiego kraju, winna tak g urządzić, jak każe spra- wiedliwość i dobro społeczne. Potrzebny jest król moderator nad rządzą- cym senatem, potrzebny dozór obyczajów, opieka społeczna nad ubogimi i uciśnionymi, równość wszystkich wobec prawa, obrona sądowa dla chło- pów, odpowiedzialność urzędników, wolność myśli i słowa; na straży praw konsystorz sędziów, złożony z przedstawicieli wszystkich stanów; na stra- ży granic - osadnictwo wojskowe; środki na obronę - według pomysłu Łaskiego - z podatku dochodowego. Ale te środki mają iść na obronę, nie na wojny zaczepne, które Modrzewski potępia, zalecając w zatargach międzynarodowych sądy rozjemcze. Szkoda, że później myśl Frycza, za- miast mnożyć i popularyzować lekarstwa na uchwytne niedomogi, pogrą- żyła się w uniwersalnych problemach soborowych, aby wreszcie ugrzęznąć w kontrowersjach religijnych z arianami. Wpływ jego pism, bez wyjątku łacińskich, ujawnił się na razie tylko w momencie walki o sobór narodowy, około 1564 r. Żywy kontakt z hasłami izby utrzymywał za to Jakub Przyłuski, z dwo- rzanina Kmity ksiądz czy też kleryk; po ożenieniu się luteranin, i znów pisarz ziemski krakowski, zbieracz Statutów i autor ciekawego do nich ko- mentarza (1553). Uczony, ale przy tym gwałtowny, widzi on jasno przed sobą, póki patrzy w kierunku reformy kościelnej w świetle nauki Lutra; głosi więc obiór biskupów, małżeństwo księży, komunię pod dwiema posta- ciami, organizację Kościoła niezależną od Rzymu. Mniej ma do powie- dzenia o ustroju państwa: wolałby tron dziedziczny; skoro zaś jest obie- ralny, to trzeba elekcję unormować; prawa, nawet niesłuszne, każe sza- nować; jest za uni ikacją prawa, ale przeciw równości społecznej, Bóg bo, wiem sam jednych stworzył wolnymi, drugich - niewolnikami. Przyłuskiego zachęcili do pisania, więc pewno i czytali egzekucjoniści; Modrzewskiego - chyba ludzie najmądrzejsi; Orzechowskiego nawet ga- wiedź; wywarliby oni wpływ większy, gdyby król wziął do serca wołanie Szy- mona Marycjusza z Pilzna o naprawę Szkół czyli akademii (1551)13. A tak, mimo wszystkich morałów rozsypywanych w pismach Mikołaja Reja z Na- głowic, opinia publiczna szła ku reformom po omacku, a ludzie głębsi, jak Jan Dymitr Solikowski, widzieli przyszłość w ponurych kształtach apoka- liptycznych. 11 Ilzieło to wydane zostało w Krakowie w latach 1543-1546. 12 )V Krakowie w 1551 r. wydane zostały tylko 3 pierwsze księgi tego dzieła. Pełna edycja ukazała się w Bazylei w 1554 r. 13 De scholis seu academiis libri duo, Kraków 1551. 132 9. Sekty skrajne O tg przyszłość niewiele dbali fanatycy-marzyciele, którzy czerpali wie- dzę teologiczną, mianowicie naukę antytrynitarską, z pism Stankara, Le- liusza Socyna i innych Włochów, a wskazania spcteczne od niemieckich anabaptystów z Moraw. Nazywano ich arianami, później socynianami, antytrynitarianami, unitarianami, oni sami siebie nazwą chrystianami lub braćmi, a jeszcze później pojawi sig nazwa braci polskich. Organizacyjnie pochodzili od anabaptystów, osławionych w całej Europie rewolucją mo- nasterską 1534 r., toteż Zygmunt I powitał ich, chroniących się do Polski, bardzo surowym dekretem 1535 r. Mimo szykan ze strony starostów zagnie- ździli się w różnych punktach Wielkiej i Małej Polski, aby zaraz rozpocząć wśród siebie i naokoło siebie silny ferment ideowy. Piotr Gie2ek z Gonią- dza około 1555 r. przypasał do boku drewniany miecz na znak czystej chrześcijańskiej doktryny, potępiającej wszelki przymus, wojnę, nawet zbroj- ną samoobronę, nawet władze państwowe, nie mówiąc już o hierarchii kościel- nej. Najszczersi z "chrystian" wyzbywali się majątków i królewszczyzn, uwalniali włościan, a sami uchodzili w lasy, by żyć w prostocie, w gminach komunistycznych, z pracy fizycznej, wśród rozpraw o Bogu i cnocie. Z rozpraw atoli rodziły się kłótnie; żywioł szlachecki nie da sig zamalgamować z ra- dykalizmem mieszczan i chłopów; antypaństwowe też idee Piotra z Goniądza czy Marcina Czechowica spotkają się później ze sprzeciwem trzeźwiejszych, zwłaszcza litewskich arian, np. Szymona Budnego. Państwu polskiemu arianizm bezpośrednio nie da nic prócz odstraszającego dla wątpiących przykładu; pośrednio zapłodni on ruch umysłowy i ożywi literaturę, ale głównie dopiero w XVII w. 10. Odpór katolików Brał rozpęd nie z najwyższej hierarchii biskupiej, ale z warstwy średniego duchowieństwa, tj. z kapituł. Ani nieokrzesany prymas Dzierzgowski, ani uda- jący za późno gorliwca dworak i libertyn Zebrzydowski, biskup krakowski, ani biskupi: [Jan] Drohojowski - kujawski, [Leonard] Słończewski - ka- mieniecki, [Jakub] Uchański - chehnski, podejrzani o wrażliwość na no- winki, ani inni, znani z chciwości, nie nadawali się na chorążych kontrreformy katolickiej. Wiedziano, że w nagrodę za uległość w sprawie Barbary wyjed- nali oni ostry dekret przeciw heretykom z 13 grudnia 1550 r., ale rzadko kto oprócz owego Dziaduskiego, biskupa przemyskiego, miał odwagę stosować przedstuletnie sankcje karne. Dopiero synod piotrkowski w czerwcu 1551 r ., zagrzany przez młodego Hozjusza, kazał wszystkim trzymać się ściśle edyktu. Wtedy pozwano, jako popleczników herezji, w kilku naraz diecezjach: Mar- ana Zborowskiego, [Jakuba] Ostroroga, [Stanisława] Stadnickiego i innych panów. Zawrzała szlachta, rzuciła się tym chętniej ku nowinkom. Dwór spie- szył zalepić sprawę Orzechowskiego plastrem kompromisu, wstawiając się za nim do Rzymu, by mógł żyć z żoną, ponieważ i tak nie ma beneficjów. Odtąd świetny ten pisarz a nieosobliwy człowiek oddał swe pióro na usługi kato- licyzmu. 133 Z Rzymu pomoc duchowna przyszła dopiero w 1555 r. od Pawła IV Ca- raffy w postaci surowego legata, Alojzego Lippomano, biskupa Werony. Ale była to pomoc obosieczna. Gorliwości, nawet zawziętości okazał legat dużo; dał on biskupom nie lada ostrogę, a miał nawet mówić, że byłoby ry- chło po całym nowinkarstwie, gdyby król uciął głowy 8-10 prowodyrom, magnatom. Zły argument pod adresem króla, który wówczas żyć nie mógł bez porady czołowego kalwina, Mikołaja Radziwiłła. Jeszcze gorzej podzia- łało na szlachtę spalenie na stosie staruszki, Doroty Łazęckiej; kto wie, czy nie zrównoważyła ta srogość pozytywnych skutków roboty legata na synodzie w Łowiczu (1556), gdzie sprecyzowano katolickie wyznanie wiary i zatroszczono się o lepsze kształcenie duchownych. Heretyk Lisma- nino został wydalony (1557), ale i Lippomano opuścił wkrótce Polskę, wcale nie jak tryumfator. 11. Samowładcze chęci Zygmunta Augusta Król stał nad tym odmętem walk przekonaniowych dla wszystkich uprzej- my, ale w sobie zamknięty, sceptycznie znudzony, chłodny i zapatrzony we własne, świeckie cele polityczne, po swojemu religijny, ale obojętny wobec form. Za wygodny, aby sobie szarpać nerwy wątpliwościami teolo- gicznymi, starał się przeczekać burzę bez szkody dla mocarstwowego stano- wiska Polski, a z zyskiem dla swojej prerogatywy. Musiał z narodem sejmo- wać, a rzetelnie sejmów nie lubił. Widać w jego postępowaniu wobec szla- chty przez pierwszych lat kilkanaście uporczywie przeprowadzaną linię: za- miast łamać ludzi pięścią lub nawracać piórem, stwarzał precedensy, aby wyperswadować sejmom roszczenia do zbytniej władzy, tymczasem zaś rządził z pomocą pewnych swoich kreatur w senacie, które mając dużo do stracenia, musiały się trzymać dworskiej klamki. Od 1550 r. obiecywał egzekucję i nie dotrzymywał. Raz, w 1552 r. przeforsował podatki, wbrew protestacji 15 posłówl4, kiedy indziej woli większości nie szanował. W 1553 r. namyślił się, że trzeba posłów (wówczas dość cichych) nauczyć uprzejmości, więc zganił tori ich dotychczasowych wystąpień; zapowiedział, że zrewi- duje ustawową liczbę mandatów z każdego województwa, a o kompetencji izby wyraził się, że jest powołana do uchwalenia podatków, a nie do usta- wodawstwa. Po dwóch latach zaryzykował tezę, że król z senatem (wbrew nihil novi), a bez posłów może stanowić prawo. Również zasadniczą decyzję o reformie kościelnej zaliczał (inaczej niż królowie angielscy) do spraw po- nadparlamentarnych. Na sejmie 1556/1557 wstrzymał posłom wypłatę diet, o ile nie uchwalą podatku; w drodze łaski potem ustąpił, ale orzekł, że diety powinny płacić swym posłom sejmiki (tak też będzie w przyszłości). Ósmy wreszcie, ostatni sejm tego okresu,1558/1559 r., dał widok zupełnego rozbratu między królem a izbą poselską, jedna bowiem strona odmawiała środków na obronę państwa, druga nie chciała usunąć nadużyć ani dosięgnąć ludzi ciągnących bezprawne zyski. 14 j rzeczywistości miało to miejsce na sejmie 1553 r 134 12. Obóz i program egzekucji Owa izba niższa, której młodość Zygmunt August wytykał w obliczu se- natu, stanowczo wyprzedziła wówczas jaśnie wielmożną siostrę wyrobieniem politycznym i patriotyzmem. Jeżeli tam nawet taki Tarnowski kłóci się z Kmi- t , a później z [Janem] Ocieskim, natchnienie zaś czerpie z Wiednia, to w izbie poselskiej panuje mocny i karny duch narodowy. Mniejszość z pobudek poli- tycznych (nie dla zasady prawnej) podporządkowuje się większości; wobec króla i senatu izba ma jedno oblicze, którego wyrazem bywa przywódca większości, zwykle marszałek izby. Na czoło wybili się tutaj trzej rdrlamenta- rzyśei: Wielkopolanin, Małopolanin z Sandomierskiego (nie z Krakowskiego, gdzie rej wodzili magnaci) i Rusin z Chełmszczyzny. Rafał Leszczyński, sta- rosta radziejowski, brat czeski, umyślnie złożył godność senatorską (wojewody brzeskiego), aby móc marszałkować braci szlachcie. Krasomówca dużego temperamentu, niepohamowany w geście (czapka w kościele, 1552) i w mo- wie, chwilami aż zachwiany w swym przywiązaniu do Polski (Albrechta pru- skiego nazwał swym najmiłościwszym panem,1555), w gruncie rzeczy możno- władca, bywał Leszczyński czasem powściągany przez spokojniejszych polity- ków obozu; na katolików musiał ten heretyk działać szczególnie odstrasza- j co. Hieronim (Jarosz) Ossoliński, poseł sandomierski, kalwin, także orator, miałby jeszcze większą powagę, gdyby go nie podejrzewano o zależność od ialkontenta Tarnowskiego. Prawdziwym przecież leaderem izby był Mikołaj Siennicki, podczaszy i poseł chełmski, z czasem arianin, człowiek głęboki, równoważony i szlachetny, dlatego też, rok po roku, marszałkostwem sej- mowym zaszczycany. Z innych działaczy tego obozu wymienić można Walen- tego Orzechowskiego, Hieronima Filipowskiego, poetę Mikołaja Reja, poznań- ezyków [Stanisława] Bnińskiego i Jakuba Ostroroga i innych. Postępowcy pod konserwatywnym hasłem, w ogromnej większości protestanci, ze wspólnej wiary czerpali siłę, aIe też wiara odgradzała ich od ogromnej większości społeczeństwa. Nie sądźmy zresztą, żeby Siennicki i towarzysze reprezentowali riajśmielsze idee Modrzewskiego, np. równość przed prawem. Wzięli na sztandar tylko postulaty najpopularniejsze i dzięki temu zdobyli takie zaufanie sej- mików, że im do rozgrywki z królem szlachta wolała nie wiązać rąk instruk- cjami. Egzekucja w szerszym znaczeniu obejmowała po dawnemu pociągnięcie du- ehowieństwa do ciężarów państwowych; rewindykację dóbr królewskich, nie- prawnie zastawionych lub rozdanych; unię zupełną z Litwą, Prusami i księ- stwami śląskimi; uporządkowanie sądownictwa, zaprowadzenie kontroli szla- checkiej nad administracją królewską; ścisłe zastosowanie ustaw o incompa- tibiliach. Osobny punkt, nie dający się podciągnąć pod termin egzekucji stanowiło odjęcie księżom jurysdykcji w sprawach o wiarę (wbrew edyktowi wieluńskiemu) [1424 r.]; osobny także, przejściowy, poniekąd szczytowy, aIe nie przez wszystkich popierany, założenie Kościoła narodowego. Niektóre po- stulaty miały czekać na realizację do końca panowania (unia) lub nawet przeżyć epokę jagiellońską (sprawa sądownictwa świeckiego), inne odpadną po jednej próbie (kontrola szlachecka instygatorów nad administracją). Egze- kucja w ścisłym sensie, tj. rewizja i rewindykacja królewszczyzn przez 10 lat rozbijała się o wspólny interes króla i senatu. Najwięcej miejsca zajęła w tym okresie. 135 13. Walka z duchowieństwem Póki głównym hasłem ruchu antyk?erykalnego było niepłacenie annat Rzy- mowi, wielu nawet księży trzymało źe stanem świeckim. Gdy na ostrzu zna- lazła się sprawa sądów duchownych, uderzył na nie cały stan świecki, nawet Tarnowski. Tymczasem właśnie owe sądy miały za sobą autorytet prawa, bo nie tylko uchwałę synodu łęczyckiego 1542 r., ale i statut Zygmunta I z I 543 r. Głównie bolało szlachtę to, że księża wyrokują nawet o czci i majątku szlach- cica. W sprawie tej, wobec równej powagi czynników świeckich i hierarchii duchowej, król miał w ręku nie kwestionowaną znikąd decyzję. Toteż Rafał Leszczyński głosił jako głowa przedstawicielstwa w 1552 r., że w państwie nie powinno być poza królem innego źródła sprawiedliwości, a biskup Zebrzy- dowski wróżył, pod tymże królewskim adresem, że za podkopaniem powagi kościelnej pójdzie upadek powagi monarszej. Rozstrzygnął król dylatoryjnie, zawierzając jurysdykcję biskupią do roku. Oczywiście spór wrócił na sejmach krakowskim 1553 i lubelskim 1554 r., księża bowiem wznowili sądy. Znów Zygmunt odwlókł rozstrzygnięcie do powrotu posła polskiego z Rzymu, choć wiedział, że ów poseł [Wojciech] (Kryski) wcale tam nie o sprawy religijno- -kościelne, ale o stosunek z Moskwą pertraktuje. Ze zdwojoną siłą i wielką stanowczością przemówiły do króla obie strony na sejmie piotrkowskim 1555 r., wszak król miał być, według marszałka Sien- nickiego, najwyższym sędzią wiary, on, według słów biskupów, zwierzchnim wszystkich pasterzem. Duch Frycza, rzec można, unosił się nad izbami. Skoro od tronu zapowiedziano załatwienie sporów religijnych, to obie strony sprecy- zowały, jak sobie ów układ obopólny, choćby tymczasowy, wyobrażają. Izba poselska żądała, aby każdemu wolno było trzymać u siebie w domu i w ko- ściele kapłanów "szczere słowo Boże" wykładających; aby ciż, według włas- nego obyczaju, sprawowali wszelkie obrządki; aby każdy mógł po śmierci kapłana katolickiego osadzić na parafu kogo zechce; księżom ma być wolno wstępować w związki małżeńskie, a wszystkie wyroki biskupie, wydane z po- wodu religii, mają być unieważnione i zniszczone. Senat świecki przytakiwał posłom; król też przyjmował punkt po punkcie, ale biskupi godzili się tylko na oddanie sporów pod rozstrzygnięcie soboru, powszechnego lub narodowe- go; do tego czasu pozostaną w całości dochody Kościoła, dziesięciny (pod sankcją klątwy i pod egzekucją starościńską), dalsze obsadzanie parafii pro- testanckimi duchownymi ma być wstrzymane. W ten sposób nawet biskupi uznali zdobycze różnowierców, ale na przyszłość przyznawali tylko toleran- cję, nie równouprawnienie wyznań. Próżno jednak Zebrzydowski rozwodził się nad niebezpieczeństwami tego "ruchu ode drzwi" (skąd ciało poselskie przysłuchiwało się głosom senatu), próżno straszył rewolucją i detronizacją: Zygmunt znów zawiesił jurysdykcję duchowną i zapowiedzial synod naro- dowy (ze stanowiska Kośeioła - prowincjonalny), który twardy orzech tak lub inaczej rozgryzie. Chodziło jeszcze tylko niby o drobiazg, o przyzwole- nie Stolicy Apostolskiej na taki modus procedendi. Pojechał tedy do papieża Pawła IV poseł Stanisław Maciejowski, kasztelan sandomierski, z prośbami, które świadczą o tym, że nigdy król nie był bliższy dogodzenia żądaniom izby, opanowanej przez protestantów; prosił, by wolno było księżom odprawiać Mszę św. i inne nabożeństwa w języku polskim; księżom - pojmować żony, królowi - zwołać sobór narodowy, wszystkim - komunikować pod obiema 136 postaciami. Wtedy to, zamiast ustępstw, doczekano się misji Lippomana, która biskupom dodała energii, a króla skłoniła do wznowienia edyktów przeciw herezji. Tak zwane interim piotrkowskie wygasło z chwilą zgromadzenia nowego sejmu, tym razem w Warszawie, 26 listopada 1556. Znów król wnosił obronę od Moskwy, izba - "obronę od księży"; z niezwykłą pasją przemawiał Siennicki; "pierwej obaczmy, jeśli czego bronić mamy [...]. Prawa nie idą, pan sprawiedli- wości nie pilnuje"; co więcej, wielkopolski poseł, Bniński, zaproponował jako interim przyjęcie tych zasad dogmatycznych, które w Niemczech ułożył Melan- chton pod nazwą Augustiana variata (1540), pokrewnych w punkcie o sakramen- cie ołtarza doktrynie kalwińskiej. Oczywiście ani senat, ani katolicka część izby słyszeć o tym nie chciały. Rezolucje, jakie odbierano od króla brzmiały za sprawą czujnego Hozjusza coraz negatywniej; przepadł między innymi ważny punkt, może z Modrzewskiego zaczerpnięty, aby stan mieszczański korzystał na polu religijnym z tych samych praw, co szlachta. Ostatecznie musieli się nowowiercy zadowolić królewskim edyktem 13 stycznia (1557), zapowiadającym dopiero na następnym sejmie pociągnięcie do odpowiedzialności tych obywateli, którzy oddali protestantom kościoły nad uchwałą poprzedniego sejmu: za takie niedogodne interim musiano jednak dać podatki i pospolite ruszenie. Zamiast owych dochodzeń w sprawie reformowania kościołów sejm piotrkowski 1558/1559 r., ku radości posłów, nie orientujących się w ogromie materiału, przystąpił do rewizji wszystkich ustaw: "od deszczki do deszczki", od przywilejów Kazimierza Wielkiego, pod kątem widzenia nie naprawy przestarzałych norm, ale usunięcia nadużyć; potem wybuchły spory o formę elekcji, i tak w mętnej powodzi egzekucyjnych postulatów utonęła zarówno sprawa synodu powsze- chnego,jak konkretne sprawyjurysdykcji kościelńej oraz annat. Obeszło się bez recesu i bez podatków. Największy wysiłek wyborczy i parlamentarny różno- wierców egzekucjonistów spełzł na niczym. 14. Głębsze tło rozbratu ' Dziesięciolecie szamotań między królem, jednym z najmędrszych, jakich nam dało przeznaczenie, a narodem, wówczas naprawdę godnie reprezentowanym, szamotań, które w chwili dla państwa bardzo poważnej doprowadziły aż do ; odmowy środków na wojnę, zdawało się zapowiadać u nas rozwój wypadków ', podobny do tego, jaki przeżyje Anglia za Stuartów. Pozory kazałyby myśleć o rewolucji lub detronizacji. Naprawdę groziło coś innego: choroba chroni- czna na podkładzie niemocy i anarchii. Rzeczywiście, tylko przy takim stanie sądownictwa, jaki cechuje Polskę przed ustanowieniem trybunałów, kiedy sprawy w sądzie królewskim zalegały od dziesiątków lat (w 1553 r. kilkana- ście tysięcy procesów nie załatwionych), a wszelkie próby tworzenia organów przejściowych, nadzwyczajnych, dla osądzenia tych zaległości mijały się z ce- lem, możliwe były takie hałaśliwe afery, jak sprawa Orzechowskiego w latach 155 1552, nie zakończona żadnym zasadni.czym rozstrzygnięciem, albo równie głośna sprawa Halszki (Elżbiety) z Ostroga, na którą składają się najpierw zaloty bogatej litewskiej dziedziczki z kilku wielbicielami krajowy- mi i zagranicznymi; porwanie jej przez Dymitra Sanguszkę i przymusowe za- 1 137 ślubiny; wyrok banicji rzucony nań przez króla; Dymitr zabity w Czechach przez Marcina Zborowskiego; nowa interwencja króla na rzecz Łukasza Górki a na szkodę Piotra Zborowskiego; ślub Halszki z Górką, opór jej matki, Beaty; interwencja sejmu litewskiego, który nie chciał dopuścić koroniarza Górki do dóbr posagowych Halszki; szturm starosty lwowskiego (Piotra Barzego) do klasztoru, gdzie ukrywała się nieszczęsna bohaterka czy też ofiara; jej trzeci ślub ze starym kniaziem [Siemionem] Olelkowiczem [słuckim], sąd nadzwy- czajnej komisji pod przewodnictwem prymasa [Mikołaja Dzierzgowskiego], targi, kompromisy, wreszcie śmierć wdowy po Olelkowiczu na wieży zamku szamotulskiego Górków w pomieszaniu zmysłów (1553-1561)15. Wyobrazić sobie dopiero chaos, jaki by powstał wówczas w Polsce w razie wojny reli- I gijnej, a łatwo można dojść do wniosków potępiających króla "dojutrka". ! Otóż tu trzeba rozróżniać dwie rzeczy. O ile dylatoryjna polityka Zygmun- ta Augusta w sprawie egzekucji płynęła z arystokratycznej odrazy do "młod- szego" żywiołu i z chęci oparcia się przeciw temu żywiołowi na umiejętnie ! dobranym senacie (którego zresztą dobrać sobie nie umiał), o tyle wyczeki- wanie w sprawach religijnych miało za sobą głęboką rację. Tyle było zgiełku różnowierczego w Polsce, takie butne mowy leaderów opozycji, takie śmiałe dezyderaty publicystów, a tymczasem, gdy doszło w r. 1556-1557 do wylicza- nia, ile to kościołów odebrali katolikom protestanci, biskup Zebrzydowski nie umiał podać więcej jak trzech, ogólna zaś liczba istniejących wówczas zborów protestanckich nie przekraczała 30! Ruch był modny, ale powierz- ! chowny, szerokiego rdzennego ogółu szlachty, nie mówiąc już o chłopach, od ; wiary praojców nie oderwał. Przy tym ta górna protestancka mniejszość nie umiała się zdobyć na wspólną organizację. Że kalwini małopolscy i bracia czescy z Wielkopolski zawarli unię na synodzie w Koźminku (1555), a potem odnowili ją w Bużeninie (1561), że Radziwiłł zespolił kalwinów litewskich i koronnych (1560) - to jeszcze nie było dostatecznym lekarstwem na mno- żące się w samym obozie nowatorów dystynkcje, dywergencje, dysputy i za- targi. Gdzież im się było równać, tym naszym postępowcom i radykałom XVI w. z żelazną falangą Kościoła rzymskiego, zwłaszcza w chwili, gdy ów Kościół ukończy wewnętrzną reformę, wystawi wodzów, oficerów i bojową kompanię jezuitów! Zygmunt August nie mógł tej różnicy nie widzieć i dla- tego, jako polityk, niezależnie od skrupułów religijnych, których siły nie należy przeceniać, nie przylgnął do kierunku wiodącego w mętną przyszłość. Rozdzial IV Walka o Inflanty Jeżeli Zygmunt I.szeregiem posunięć politycznych dowiódł, jak bardzo ceni nasz dostęp do morza (miał powiedzieć w 1519 r., że woli utracić część Litwy niż Gdańsk), jeżeli ugruntował polską politykę pomorską, to jego następcy 15 galszka przebywała w Szamotułach do śmierci męża (1573 r.), później nato- miast w swym rodowym Dubnie, gdzie też zmarła w 1582 r. Zob. Polski S ownik Bio- graficzny, t. 8, Wrocław 1959-1960, s. 425. 138 należy się świadectwo, że stworzył polską politykę bałtycką. Pod jego okiem ' dojrzała kwestia inflancka, która w tym momencie skupia na sobie wysiłki państw nadbałtyckich, całej północno-wschodniej Europy. 1. Geneza kwestu inflanckiej Misję dziejową Krzyżaków inflanckich, spadkobierców Kawalerów Mieczo- wych, którzy ujarzmili plemiona Łotyszów i Estończyków, a odgrodzili od morza Ruś moskiewską, przecięło nawrócenie Litwy, późniejszą zaś ich rolę jako pionierów niemczyzny podkopała reformacja. Hamował jej postępy chwi- lowy sojusznik Litwy, dzielny Walter Plettenberg, ale po jego śmierci (1535) luteranizm przemógł. Zresztą, niezależnie od fermentu, jaki ciągnęła za sobą rozterka religijna, wybuchła na nowo około połowy XVI w. odwieczna waśń między zwierzchnikami naddźwińskiej szachownicy, landmistrzem i ryskim arcybiskupem. Wcześnie zorientował się w tych powikłaniach Albrecht Hohenzollern, który w 1539 r., przy poparciu Zygmunta Starego zrobił swego brata Wil- helma arcybiskupem, oczywiście aby pod jego pobłażliwym dozorem spro- testantyzować kraj i związać go z Prusami w oparciu o Polskę jako nowe jej lenno po sekularyzacji. Jakoż miasto Ryga po pewnym oporze, przystę- pując do związku szmalkaldzkiego protestantów (1541), uznało nad sobą władzę Hohenzollerna obok zwierzchnictwa mistrza. Obrońcy niezależno- ści Zakonu zastrzegli w recesie wolmarskim 1546 r., że ani mistrz, ani arcy- biskup nie mogą przybierać koadiutorów z obcych dynastii ani porzucać stanu duchownego. Tymczasem zbliżał się oddalony szeregiem rozejmów atak Moskwy. Stary i słaby mistrz Henryk von Galen, zawierając z Moskwą piętnastoletni pokój w 1554 r. dał sobie narzucić poniżające warunki: opła- tę czynszu z Dorpatu i wyrzeczenie się wszelkich związków politycznych z Polską lub Litwą, gdy takie właśnie przymierze zalecała partia polska z marszałkiem krajowym, Jasparem von Munster na czele. Teraz, wbrew uchwale starszyzny arcybiskup przybrał sobie na koadiutora Krzysztofa, księcia meklemburskiego, a mistrz - zgodnie z prawem - Wilhelma Farsten- berga, komtura Fellina. Właściwie, według zwyczaju powinien był to miejsce zająć Munster, ale go pominięto właśnie za sympatie polskie. Zaczęły się walki, które zmusiły Munstera do ucieczki na Litwę pod opiekę Zygmunta Augusta. Inflanty w szerszym znaczeniu, obejmującym także Kurlandię, Semiga- lię i Estonię, leżały w sferze interesów Litwy i Moskwy. Pierwsza przez Dźwinę, druga przez Narwę spławiały swe produkty na morze; poza tym cały ten kraj stanowił rynek zbytu dla rolników i kupców obu państw; dla ich ściągnięcia mistrzowie osadzali na probostwaeh greckiego wyznania popów, najpierw z Litwy, potem z Moskwy. Ale na wypadek sekularyzacji Inflant i zupełnego ich rozkładu zgłosić mieli swe pretensje zwierzchnicy dawniejsi: Duńczycy i Szwedzi, którzy raz już władali w Estonii w XIV w.; zainteresowana była także Hanza, a cesarz Karol V parokrotnie ostatnio interweniował w sporach inflanckich jako zwierzchnik i opiekun wszystkich dependencji Rzeszy. 139 2. Wyprawa pozwolska Do wojny domowej usposobili się mistrz i arcybiskup zamawiając posiłki, pierwszy w Rzeszy Niemieckiej, drugi w Prusach u Albrechta; przejęta wia- domość o tym, że Wilhelm zaprasza brata do okupacji kraju, wywołała obu- ' rzenie nie tylko wśród samych katolików, bo właśnie przedstawiciele Rygi z Farstenbergiem oblegli i wzięli Wilhelma w Kokenhausen, puszczając wolno jego koadiutora. W tej chwili Zygmunt August uznał za stosowne ująć się za arcybiskupem. Czy myślał już wtedy o pozyskaniu całych Inflant dIa swe- go państwa, czy po prostu spełnial życzenie kuzyna Albrechta, który w stycz- niu [1556] przygalopował do Wilna i prosił o interwencję - dla dobra Hohenzollernów? Nie domyślano się, o czym dziś wiadomo, że już w 1552 r. ! król, po zwiedzeniu Gdańska zjechał się z księciem pruskim w Krupiszkach i Braksztynach, przy czym uplanowano "zjednoczenie" Inflant z Polską i Litwą na podobieństwo infeudacji Prus, a to pod berłem księcia Wilhelma jako len- ; nika. Cały późniejszy zatarg o koadiutorów był wykonaniem tajnego planu, o którym z senatu wiedział tylko częściowo Achacy Czema, wojewoda mal- borski. Obecna interwencja miała ratować ambitne zamysły Hohenzollernów, ale jeszcze lepiej musiała ona służyć państwu Jagiellonów. Biskup żmudzki [Jan] Domaniewski, przełożył Galenowi, by zaniechał zbrojeń i pogodził się z obiorem Krzysztofa; w tymże czasie, latem 1556 r., inny wysłaniec polski, Kacper Łącki, został zamordowan przez ludzi Farstenberga, gdy jechał do ! Wilhelma, którego miał nakłaniać do zgody. Natychmiast zwołano pospolite ruszenie Litwy, że jednak ruszenie nie chodzi za granicę, więc arcybiskup uległ, a Mikołaj Radziwiłł Czarny i Albrecht, główni promotorzy akcji, zajęli się zaciągiem regularnego wojska. Z kolei przedłożona została rzecz senatowi polskiemu: trwałość panowania na przestrzeni Puck - Kłajpeda zależała od owładnięcia dalszymi portami aż po Rewel, przy tym, jak to Zygmunt August niezmordowanie tłumaczył mo- narchom europejskim, trzeba było przeciąć dowóz z Zachodu broni, instrukto- rów, rzemieślników do Moskwy, jeżeli Iwan nie miał przez Bałtyk rozpostrzeć ! swej tyranu na Europę Zachodnią. Hozjusz, przewidując, niczym drugi [Zbi- gniew] Oleśnicki, nową sekularyzację, odradzał wojnę, ale kanclerz Ocieski ze stanowiska polityki świeckiej, zalecał interwencję zbrojną. Zdanie to prze- ważyło: musieli się koroniarze pogodzić z tym, że król zajmie się Inflantami, zamiast egzekwować królewszczyzny i łamać opór kleru polskiego: zrozumieli i Litwini, że grosz uchwalony na obronę od wschodu przyda się w Inflantach, skąd do Wilna bliżej niż z Moskwy. Gdańszczanie natomiast nie pogodzili się z zakazem wysyłania okrętów na morze przez czas wojny i od wystawienia zbrojnych statków na potrzeby króla cofnęli rękę, nie chcąc zrażać lubeczan. Albrecht wszakże dowodził przekonująco, że zginąłby prędko w 1520 r., gdyby Polacy przycisnęli go wtedy od morza: więc Zygmunt najpierw użył statków dostarczonych przez kuzyna, a wnet pomyślał o formowaniu własnych fraj- bitrówl6, którą to myśl zrealizuje po kilku latach pod nazwą Custodia Maris Baltici 1 . Zbrojenia zmierzały oczywiście dalej niż do wymuszenia satysfakcji za 16 Tj, kaprów. 1 (łac.) Straż Morza Bałtyckiego. 140 Łąckiego i restytucji pokonanych dostojników duchownych. Toteż na inter- wencję Zygmunta zareagowały Dania i cesarz; poszło w kurs dobro cierpią- cego chrześcijaństwa. Ale na koniec lipca 1557 miał już król pod Oniksztami 16000 szabel i 56 armat przy hetmanie Mikołaju Radziwille Rudym, w tym 5000 Polaków z Mikołajem Mieleckim oraz 3000 Prusaków Albrechtals. 19 sierpnia wypowiedziano nowemu mistrzowi Furstenbergowi wojnę. Z Rze- szy nikt prócz Lubeki nie ruszył palcem na obronę Zakonu; z kraju zebrało się tylko 7000 żołnierzy. Wiedziano jednak, że ofensywa polsko-litewska to dopiero początek wałki: nie można było zwłaszcza lekceważyć ostrzeżeń ce- sarza. Więc wojnę zakończono bez wystrzału; do kwatery królewskiej w Poz- wolu wśród nieskończonych namiotów, reprezentujących rzekomo siłę stuty- sięczną, wjechał Furstenberg upokorzony, przeprosił króla, przywrócił do god- ności Wilhelma i Krzysztofa, co więcej, podpisał przymierze przeciw Moskwie (14 września) [1557]. Później, gdy wojna czterech mocarstw rozpaliła się na dobre, nieraz skarżył się Jagiellończyk teściowi Habsburgowi, że mu wstrzy- mał rękę, gdy można było opanować całe Inflanty jednym zamachem. 3. Pod grozą Moskwy - układ Kettlera z Zygmuntem W Moskwie przyjęto Pozwol jak wyzwanie. Od dawna Wasyl i Iwan Groźny sprowadzali z Niemiec, za pośrednictwem kupców ryskich i innych, przy życzliwym poparciu władz zakonnych, puszkarzy, techników i saperów, aby ich używać przeciw Litwie; teraz te kunszty i ci specjaliści przydadzą się do ujarzmiania Inflant. Okazało się nagle, że cały ten kraj jest także "ojcowizną" Rurykowiczów, ponieważ jeden z nich w XI w. posiadał Dorpat, naówczas Jurjew. Tędy mieli Moskale przedzierać się do Europy Zachodniej, chociaż główne ich rzeki wskazywały kierunek rozwoju na południe. Gdy Fursten- berg zamiast obiecanej daniny przysłał dedukcję prawniczą, Iwan odpowie- dział urągowiskiem i w styczniu 1558 r. wprowadził do Inflant 70000 wojska. Zdemoralizowani gospodarze kraju obejrzeli się bezradnie za pomocą z ze- wnątrz. Pomogłaby Rzesza Niemiecka, gdyby sama nie była rozdarta i gdyby naj- bliżej zestosunkowani z Rygą hanzeaci nie Iękali się utraty przywilejów han- dlowych w państwie Iwana. Skończyło się z tej strony na poselstwach, na zakazie wywozu broni i na spóźnionym wyasygnowaniu 100000 guldenów. Więc mieszczanie dorpaccy sprzedali swe miasto Moskwie, w czym niewielu znaleźli naśladowców. Inni woleliby opiekę szwedzką; cóż, kiedy stary Gu- staw Waza, ledwo ukończywszy wojnę z Iwanem (w Ingrii), do której darmo wzywał też Zygmunta Augusta, zapragnął pokoju na stare lata i zabronił synowi, Janowi, księciu Fmlandzkiemu, wchodzić w zobowiązania z Zakonem. Tymczasem upadła Narwa (12 maja), a z nią większość kraju dostała się pod miecz i ogień najeźdźców. Furstenberg za plecami swych doradców (Gebie- ls W rzeezywistości dowódcą wojsk polskich był Jan Mielecki, marszałek wielki koronny. Por. Polski S ownik Biograficzny, t. 20, Wroeław 1975, s. 758. Natomiast wojsk Albrechta nie było pod Oniksztami. Zygmunt August.wstrzymał ich pochód, jeszcze nim weszli oni w granice Żmudzi. Por. L. Kolankowski dz. cyt., s. 293. 141 tiger) nawiązał stosunki z Danią; gdy to sig wykryło, zrzu ono go z mistrzo- stwa i wyniesiono na jego miejsce koadiutora Gotharda Kettlera, głowę stron- nictwa polskiego. Podczas bezowocnego sejmu 1558/1559 r. Zygmunt August zdołał przekonać senatorów koronnych o konieczności aktywnej polityki wobec Inflant, choćby za cenę wojny; głównym jednak kierownikiem tej akcji był teraz największy litewski statysta XVI w., kanclerz Mikołaj [Czarny] Radziwiłł. On to ocenił znaczenie Inflant dla Wielkiego Księstwa, analogicznie do znaczenia Pomorza dla Polski i przeprowadził swój program. Na prośbę Kettlera o pomoc odpo- wiedziała strona polsko-litewska w tym sensie: "Mamy pokój z Moskwą, daj- cie więc środki i sposób, aby Zygmunt August mógł wystąpić jak chrześcijań- ski, sławny potentat i sąsiad". Przez sposób zrozumiano wzięcie Inflant pod zwierzchnictwo, przez środki - okupację części zamków. Rokowania popro- wadził w Wilnie z Kettlerem Radziwiłł. 31 sierpnia [1559 r.] zawarł pakt z mistrzem, 15 września z arcybiskupem Wilhelmem. Obaj szli pod opiekę i klientelę króla polskiego, który obiecywał szanować prawa wasalów tudzież wolność wyznania augsburskiego w kraju; koszta, jakie Polska i Litwa przy tym poniosą, ubezpieczono na oddanych w zastaw (11 listopada) zamkach zakonnych i arcybiskupich. Zabolał ten układ cesarza Ferdynanda, ale gdy nie było innego ratunku, musiał on bezpośrednio popierać polskie rozwiąza- nie sprawy. 4. Wybuch wojny z Iwanem Groźnym Orientacja olska Kettlera nie podobała się także biskupowi kurońskiemu, który wyspę Osel [Ozylię] poddał Danu, a potem biskupstwo spieniężył za duńskie złoto Magnusowi holsztyńskiemu, bratu króla Fryderyka 1119. Ale gorszy kłopot czekał Zygmunta od wschodu. W Moskwie skrzyżowały się zabiegi dworów zainteresowanych sprawą inflancką. Iwan na demonstracje polskie po Pozwolu mówił: "niech nas Bóg rozsądzi", czekał jednak na wy- gaśnięcie rozejmu (1562), ile że nie był gotów. Po swojemu zwłóczyła i Li- twa. Poseł [Marcin] Wołodkowicz usprawiedliwiał swego władcę tym, że mu cesarz oddał pod opiekę Inflanty, i że to właśnie koroniarze podżegają go do wojny. Walczono na pió t; Iwan odpierał "bezsensowne i nieprzystojne" pismo Zygmunta czy też jego doradców, twierdząc, że Inflanty od wieków hołdowały jego przodkom, na co kancelaria litewska odpisywała z sarka- zmem:,.jakżeście mogli z poddanymi zawierać traktaty?" Niespodziewanie, latem 1560 r. zjawiło się poselstwo w Wilnie z ofertą małżeństwa cara z Anną lub Katarzyną Jagiellonkami. Dano posłowi obejrzeć przez okienko urodę królewien, ale odpowiedziano podobnie, jak kiedyś Iwan Aleksandrowi: "naj- pierw dobra zgoda, potem swaty". Warunkiem zaś dobrej zgody będzie zwrot Litwie Pskowa, Nowogrodu, Smoleńska i Siewierszczyzny oraz nietykanie In- flant. Tak wybuchła wojna o Inflanty, na rok przed wyjściem rozejmu. 19 Wyspę Ozylię poddał Danii biskup ozylski, Jan Munchhausen. Natomiast bis- kup kuroński odstąpił posiadłości swego biskupstwa, między innymi Piltyń, siedzibę swej rezydencji. Zob. W. Czapliński Dzieje Danii nowożytnej, Warszawa 1982, s. 51. 142 5. Szwedzi w Estonii. Pakt poddaństwa Strach przed jarzmem moskiewskim, które istotnie byłoby za Iwana Groź- nego czymś gorszym niż rządy bisurmanów, działał na Inflantczyków tak, że kiedy powiaty południowe garnęły się ku Litwie i Polsce, to północne, estoń- skie, rzucały się w objęcia Szwecji. Nowy król, Eryk XIV, dostrzegł w tym okazję do zaborów na południe od Zatoki Fińskiej tak daleko, jak los pozwo- li, choćby naokoło całego Bałtyku. Jego obietnice i pieniądze trafiły do prze- konania mieszczanom z Rewla, którzy podczas wojny bali się rosyjskiego mie- cza, a w czasie pokoju - konkurencji kupców rosyjskich z Narwy. Nie wpuścił więc Rewel załogi polskiej, wprowadził szwedzką, ciągnąc swym przykładem też szlachtę z Harri i Wirlandii. Dla Kettlera było to jednym więcej powodem, aby ratować sobie resztki panowania pod puklerzem jagiellońskim. Od wrze- śnia posłowie jego pertraktowali w Wilnie z Zygmuntem już nie o protekcję, ale o wzięcie reszty państwa zakonnego pod zwierzchnictwo. Zygmunt posta- wił sprawę jasno: za obronę - poddaństwo (subiectio); hetman Radziwiłł Rudy obsadzi zaraz Rygę, Weissenstein, Parnawę, a Czarny poprowadzi w Rydze układy. Ze sprawozdania kanclerza okazało się, że miasto nie ma co jeść; zrozpaczona ludność ciągnie ku Szwecji, Danii lub Litwie, by- le się wydostać spod niesławnych rządów zakonnych i odzyskać bezpieczeń- stwo, podobnie jak je uzyskały Prusy przez sekularyzację. Jakoż Kettler chę- tnie wziął od starego Albrechta lekcje świeckiej, oportunistycznej polityki i przybyłjesienią 1561 r. do Wilna, wraz z Wilhelmem i pełnomocnikiem Rygi, na końcowe układy. A ponieważ tarcza litewska nie wydała mu się dość moc- na, zaproponował nad Inflantami condominium także Korony Polskiej. Nie bronili się oczywiście senatorowie koronni przed takim nabytkiem. Pod- kanclerzy [Piotr] Myszkowski widział już w wyobraźni Bałtyk pokryty pol- skimi żaglami, hanzeatów doprowadzonych do posłuszeństwa, Danię poskro- mioną. 28 listopada 1561 r. stanęło wreszcie w Wilnie pactum subiectionis, według którego Kettler otrzymał Kurlandię-Semigalię jako księstwo lenne z odrębnym niemieckim ustrojem stanowym i osobną monetą, dostosowaną do litewskich, Zygmunt August zaś, biorąc Inflanty pod swe berło, przyrzekł nie wprowadzać tam Żydów, szanować przywileje stanów oraz prawa wyzna- nia augsburskiego, odpierać roszczenia Rzeszy i odzyskać kraj zajęty przez Moskali. Osobno złożył hołd arcybiskup Wilhelm. Z początkiem 1562 r. Ra- dziwiłł odbył trzecią misję do Inflant, odebrał klucze od miast i przysięgę ludności i ogłosił Gotharda księciem kurońskim, a zarazem gubernatorem Inflant, przy czym szlachta ryska zastrzegła, że jeżeli Polska nie przyjmie jej "subiekcji", to ona zachowa samodzielność pod bezpośrednią władzą Zygmunta. 6. Ze Szwecją czy z Danią W rozpalającej się wojnie wszystkich ze wszystkimi o Bałtyk miejsce Pol- ski było z natury rzeczy w jednym szeregu ze Szwecją: dotąd nie miały one wspólnej granicy, a obu musiało zależeć na tamowaniu morskiej hegemonii Duńczyków; na odwrót, Iwan właśnie z Danią pragnął swobodnego handlu i z jej pomocą mógł łatwiej rozpychać zaciskającą się w Inflantach i Ingru 143 polsko-szwedzką przegrodę. Tak samo uczyła świeża tradycja: wszakże to król duński miał prowadzić na Pomorze germańską krucjatę przeciw Polsce (1512)2o, a Szwedzi, walcząc o niepodległość, pragnęli widzieć Zygmunta na swoim tronie. Pamiętał o tym stary Waza, gdy zapraszał był Zygmunta Augusta do ligi przeciw Moskwie, i zrozumiał to ostatni Jagiellończyk, gdy ofiarowywał taki sojusz Erykowi XIV, proponując jednocześnie rękę siostry, Katarzyny, księciu Janowi fnlandzkiemu. Cóż, kiedy Polska i Litwa chciały utrzymać całość Inflant jako kraj samorządny pod swoim zwierzchnictwem, a dwaj rywale skandynawscy dążyli do rozdarcia tego kraju i do anektowania jego części. Eryk pchnął swoje wojska do Estonii, a pomoc pieniężną gotów był dać jedynie za Diament [Dyjament, Dunamunde], Wolmar i Kieś; znaczyło to, że chce co najmniej połowy kraju, a broni z Moskwą jednak nie skrzyżuje. Dopiero wtedy skierował Zygmunt swoje oferty ku Danii. Ale w samej rodzinie Wazów udało mu się zyskać przyjaciela: książę Jan uznał, że warto się spowinowacić z bezdzietnym ostatnim Jagiellonem, zwłaszcza gdy mu ofiarowano, niby posag Katarzyny, siedem zamków w Inflantach. Pertraktując o potrójne śluby polsko-szwedzkie (bo i królewicz Magnus [Waza] miał pojąć Annę Jagiellonkę i poseł [Jan Baptysta] Tęczyński, Cecylię [Wazównę]), zagarniano kraj na wyścigi; gniewny Eryk także rozciągnął swe pretensje na całe Inflanty; próbował podburzyć ludność Rygi, ale tu doznał niepowodzenia. Tymczasem Jan przez Gdańsk przybył na dwór polski do Wilna, gdzie 4 października 1562 r. stanął na ślubnym kobiercu z Katarzyną. Krótko trwało szczęście nowożeńców. Eryk wydał na brata wyrok śmierci, kazał go oblegać na zamku bo i wziętego uwięził wraz z żoną w Gripsholmie (w sierpniu 1563). Skoro nie w Szwecji, to musiał Zygmunt August szukać dla swej morskiej polityki oparcia w Danii. Kiedy w Kopenhadze stanął (w 1562 r.) poseł Achacy Czema, rząd duński nie chciał słyszeć o wystąpieniu przeciw Moskwie. Był to czas, kiedy oba państwa skandynawskie (a Szwecja wprost poniżająco) zabiegały o łaskę Iwana. Ale zamach szwedzki na Rewel obudził zawiść Duń- czyków wobec dziedzicznego wroga. Już wdzięczniej było słuchane w Kopen- hadze następne poselstwo, które pod koniec roku roztoczyło obraz wrogich postępków Eryka i wezwało Duńczyków do wspólnej obrony Estonu przed caremjako głównym wrogiem chrześcijaństwa. Trzecie poselstwo Rzeczypospo- litej trafiło na sam wybuch wojny duńsko-szwedzkiej. Fryderyk II, chlubiąc się "trzema koronami" na podstawie jeszcze unii kalmarskiej, sięgał po całe królestwo Wazów; Eryk chciał wyrzucić Duńczyków ze Skanii za resund. Te namiętności rozpaliły wojnę silniej, niż to uczynić mogło samo usadowie- nie się brata króla duńskiego, Magnusa, w nabytej od biskupa kurońskiego Ozylii2l. 5 października 1563 r. podpisano w Kopenhadze alians polsko-duński gdzie Zygmunt August ustąpił sojusznikom Parnawę, sprawę zaś Rewla obie- cywał załatwić przy mediacji strony trzeciej. Tym samym można było liczyć na poparcie związanej z Danią Lubeki i większości (nie wszystkich) miast hanzeatyckich. Polska-Litwa miały działać w Inflantach. Dania na Bałtyku i na Półwyspie Skandynawskim; pomoże nam energiczny aż do grobowej deski Albrecht Hohenzollern; niewiele pomoże zazdrosny Gdańsk, urażony o to, że dlań nie wyjednano ulg handlowych w Sundzie. 20 pom łka na s. 79 Kono cz ński oda e rawidłow dat, cz li 1515 r. y, y p J p ą 21 por. przyp.19. 144 7. Połock i Uła Jeżeli pominąć odciągnięcie sił szwedzkich na zachód, gdzie wojna doszła do wielkiego natężenia, to cała powyższa dyplomacja niewiele ulżyła Zygmun- towi w uciążliwej walce z Iwanem Groźnym na dwu frontach naraz, inflan- ckim i litewskim. Radziwiłł Rudy jesienią 1561 r. po dłuższym oblężeniu odebrał Moskalom w Inflantach Tarvast, po czym przez rok szarpano się i ba- łamucono ugodowymi gestami nawzajem. Wielkorządcy Litwy nie doceniali powagi sporu o Inflanty; Iwan ją doceniał, ale rozgrywki szukał gdzie in- dziej; zimą 1562/3 r., kiedy król w najlepsze radził w Piotrkowie o egzekucji, car przed samą odprawą poselstwa litewskiego wyruszył na Połock z dwiema armiami, osiemdziesięcio- i czterdziestotysięczną. 200 armat - to było aż nadto dość, by obrócić w drzazgi i popiół palisady białoruskiej twierdzy. IS lutego 1563 r. miasto zostało zdobyte; wojewoda, [Stanisław) Dowojna i bi- skup [Arseniusz] uprowadze; w niewolę, wszyscy Żydzi utopieni w Dźwinie, toteż miała to być "święta wojna" przeciw obrazoburcom, katolikom i lu- trom. Wilno prawie bezbronne czekało w przerażeniu na swój los; Iwan jednak działał metodycznie; wolał porządnie ufortyfkować Połock tudzież urządził sobie tryumf, więc przyjął zawieszenie broni do św. Mikołaja. Niby to miało wielkie poselstwo śpieszyć na Kreml z usprawiedliwieniem działań Litwy, tymczasem inne poselstwa pracowały na Krymie nad wojowniczym i chciwym chanem Dewlet-Girejem, aby wreszcie wyjednać obietnicę dywersji przeciw Moskwie za każdorazową opłatą z polsko-litewskiej kasy. Na kampanię 1564 r. musiano siły podzielić. Król przygotował znaczny korpus zaciężny pod komendą [Ernesta] Wejhera [Weihera) celem użycia go w Inflan- tach, gdzie Krzysztof meklemburski upomniał się o osierocone po Wilhelmie ( 4 lutego 1563 r.) arcybiskupstwo ryskie i chciał się połączyć ze Szwedami, ale został wzięty na zamku Dahlen22 i odwieziony do Wilna. Ze zmiennym szczęściem walczono wtedy o różne zamki: Eryk groził Rydze armatami, którymi dowodził Francuz de Mornay, ale ostatecznie Krzysztofa wzięto do niewoli i wojska królewskie utrzymały się w posiadaniu biskupiego państwa. Litwę doskonale obronił w tym czasie Rudy Radziwiłł; najpierw, 26 stycznia [1564 r.), zapobiegając oskrzydleniu, poraził on nad rzeczką Ułą [pod Cześnikami] kilkadziesiąt tysięcy Moskali Piotra Szujskiego, przy czym 10000 zginęło; potem 7 lutego doścignął pod Orszą drugą, równie silną armię kniazia Serebrianego23 i na jej karkach wjechał w granice wroga. Powtórzyła się jednak historia sprzed pół wieku: zwycięstwo w polu otwartym nie powetowało utraty twierdzy. 8. Wojna czy pokój? Od 1564 r. wzmogły się usiłowania zmierzające ku pacyfikacji północno- -wschodniej Europy według stanu uti possidetis. Były państwa na Zacho- dzie, którym więcej zależało na spokojnym handlu niż na równowadze poli- 22 Dahlen został zdobyty w 1563 r. Zob. L. Kolankowski dz. cyt., s. 318. 23 Współdowodzącymi tą armią byli wojewodowie Piotr i Wasyl Sierebrianyje- -Oboleńscy. 145 tycznej w tej części świata. Należały do nich zwłaszcza Anglia i Francja, obie bardzo zainteresowane zasobami Rosji, natomiast rząd hiszpański, wówczas jeszcze będący w posiadaniu całych Niderlandów, nie ścierpiałby na Bałtyku szwedzkiego panowania, na jakie się w początkach wojny zanosiło. Tak samo cesarz Maksymilian II (od 1564 r.) widział tam dla interesów niemieckich największe niebezpieczeństwo w razie spełnienia snów Eryka XIV. Próbo- wano pertraktować o sprawy zachodnio-bałtyckie w Rostoku (1564), później o wschodnie w Moskwie (1566); tu i tam bez skutku, bo też w grę wchodziły, oprócz interesów materialnych, także przeciwieństwa moralne. Już to dobrali się nieźle, związani wprawdzie nie przymierzem tylko rozejmem i wspólną wobt: Zygmunta Augusta nienawiścią, dwaj tyrani - Eryk i Iwan! Właśnie w 1564 r. zaczął się krwawy szał na Kremlu, przed którym uciekł na Litwę zasłużony wódz Andrzej Kurbskij, wsławiony później jako publiczny oskar- życiel carskich zbrodni. Eryk okazał, co umie, gdy głośno pertraktował z Iwa- nem o wydanie mu na pastwę Katarzyny Jagiellonki; Iwan mścił się za afront, rzucając na nią wstrętne oszczerstwa. Z ludźmi takiego typu warto było wojować, bo prędzej czy później musiało własne okrucieństwo podkopać ich siły. Tylko że właśnie na lata 1564-1568 przypadła Polsce doba najpoważniej- szych prac ustrojowych. Próżno kanclerz Radziwiłł, dumny z tryumfu brata, uczył króla i koroniarzy, że czas wojować, nie sejmować. Szło o unię z Litwą, a doświadczenie uczyło, że im łatwiejsze będzie położenie Litwy, tym trud- niejsi w rokowaniach magnaci litewscy; więc koronne wojsko pod Tarnowskim (synem hetmana) w 1564 r. nie bardzo nadstawiało karku za Litwinów. Moskwa odparła atak na Czernihów, zdobyła Jezierzyszcze [Ozieryszcze]; straszna de- moralizacja ogarnęła na tym f oncie szeregi litewskich pospolitaków, a senat, rozgoryczony na króla i Polskę, stawiał się w rokowaniach wobec Moskwy bardzo miękko. W czerwcu 1566 r. wielkie poselstwo (Jerzy Chodkiewicz, Jerzy Tyszkiewicz i [Michał] Haraburda) udało się do Moskwy, aby zaofiaro- wać uti possidetis i wspólny atak na Szweda. Car oddawał Jezierzyszcze, a oddałby może i Połock w zamian za kawał Inflant i już projektowano spot- kanie obu władców na pograniczu, ale właśnie wzgląd na Inflanty uniemożli- wił zgodę. Nie po to Kettler zajął Parnawę (1565) a [Mikołaj] Talwosz ją później (1567) obronił od Szwedów, aby tamtędy otwierać okno do Europy najsroższemu z możliwych tyranów Bałtyku. 9. "Wyprawa" radoszkowicka Wielcy posłowie, oprócz zapowiedzi, że Iwan przyśle równie uroczyste po- selstwo do Wilna, przywieźli Zygmuntowi ważne wiadomości o nastrojach panujących wśród prześladowanego bojarstwa. Było to już po podpisanym w Słobodzie (16 lutego 1657 r.), ale nie ratyfikowanym przez senat szwedzki traktacie przymierza szwedzko-moskiewskiego przeciw Litwie. Wojna, wlokąca się dość powoli, miała wejść w stadium rozstrzygające. Hetman litewski, Hre- hory Chodkiewicz, powściągał porywy młodszego wodza, Romana Sanguszki, i nie tylko nie przedsiębrał niczego na pobudowane przez Moskali "kurniki": Ułę, Suszę itp., ale nawet nie naśladował ich budującego przykładu. Miał 146 panować spokój na froncie, póki carscy posłowie jadą do Grodna i póki tam pertraktują, ale poza tym spokojem kryły się przygotowania do większego czynu. Król na sejmie piotrkowskim targował sig z Koroną o posiłki dla księstwa, zaciągał pożyczki, werbował i przygotowywał pospolite z Litwy ruszenie. ; Dopiero kiedy bojarowie odsłonili niezmierną zachłanność swego pana i wyczer- pali wszystkie motywy kłótni, pozwolono Sanguszce skorzystać z naruszenia przez Moskwę krótkiego zawieszenia broni i pobić kniazia [Piotra] Serebrianego pod Czaśnikami (20 lipca) [1567 r.] 24. Zanim car wysłucha relacji przetrzymanych na Litwie posłów, miał nastąpić na jego państwo wielki dwustronny atak. W tym samym bowiem czasie sułtan, puszczając w niepamięć sprawy moł- dawskie, zdecydował się ukai ć Iwana za ucisk kazańskich i astrachańskich wyznawców proroka. Nieposkrumiony i przykry dla obu sąsiadów Dewlet otrzymał rozkaz, aby uderzyć na Moskwę całą siłą; za najazdy na Polskę obiecano zadośćuczynienie. Poprzedziły ofensywę listy króla i hetmana Chod- kiewicza, pisane do niezadowolonych kniaziów, aby za wzorem Kurbskiego przechodzili na stronę Jagiellona, który przywróci im za to włości i przywi- leje. Wyjazd króla do obozu spotkał się w Koronie z krytyką, ale na Litwie wywołał zachwyt. Wielcy i mali spieszyli z pocztami do trójkąta Mińsk-Ra- doszkowice-Lebiedziów strojnie i hucznie, jakby na wesele, jakby zwycię- stwo było za pasem, a Iwan Groźny - małym landmistrzem. Umiano tak roz- stawiać obozy, że postronnym świadkom liczba wojska wydawała się dzie- sięćkroć większa niż była w rzeczywistości. Na popisie doliczono się jednak tylko 20000 Litwinów i 2400 Polaków. Mury Połocka od trąb obozowych nie pękły; z Moskwy nikt nie wołał; dopiero później ozwały się echa naszej mo- bilizacji jękiem karanych przez Iwana spiskowców oraz ludzi podejrzanych, z których jeden, brat jego stryjeczny, Włodzimierz Andrejewicz, życiem przy- płaci swe opozycyjne stanowisko. Co najgorsza, wojsko okazało tak zupełną do zaczepnej akcji niegotowość, że król, chory, nie wystrzeliwszy ani razu z potężnej nagromadzonej artylerii (z górą 100 dział), opuścił Radoszkowice , w styczniu [1568 r.]; jednocześnie rozjeżdżały się poczty pospolitaków, ma- ło dbając o to, że Dewlet Girej, wierny swemu przyrzeczeniu (jak Achmet w 1502 r.), najeżdżał potężnie południową Rosję. Część tylko wojska pójdzie dobywać Uły, lecz nawet drewnianej palisady zapalić nie potrafi. Dopiero po ; roku uda się Sanguszce opanować ten zamek, a [Aleksandrowi] Połubińskie- mu, zresztą na krótko, zająć Izborsk na drodze do Pskowa25. 10. Odwrócenie przymierzy Lepszy skutek niż w Moskwie osiągnął Zygmunt August przez delikatny kontakt ze Sztokholmem. Senat szwedzki odrzucił barbarzyński traktat z Iwa- nem, po czym, nabrawszy odwagi, jął napierać na króla, aby się pogodził z bra- 24 gardziej prawidłowejest określenie tej bitwyjako bitwy pod Kopje lub nadjeziorem Susza. Por. J. Natanson-Leski Dzieje granicy wschodniej Rzeczypospolitej, cz.1.: Granica moskiewska w epocejagiellorskiej, Lwów-Warszawa 1922, s.172. 25 Uła zajęta została w sierpniu 1568 r. a Izborsk w styczniu 1569 r. Zob. tamże s.173-174. 147 tem i nawet z jego szwagrem. W kraju, ciężko nawiedzonym inwazją duń- skiego wodza [Jana] Rantzaua, wrzało coraz głośniej, wreszcie w sierpniu 1568 r. wybuchła rewolucja, która Jana i Katarzynę posadziła na tronie, a szalonego Eryka - w więzieniu26. Oczywiście, wstrząśnienie takie osłabiło siły Szwecji i dzięki emu właśnie Duńczycy uzyskali z nią chwilowo traktat _nokojowy w R skilde, który spełniał niemal wszystkie ich pragnienia, toro- wał owiem drogę do dominium maris Baltici. Ale traktatu tego znów nie ratyfikowały stany szwedzkie, a przewrót pozwolił Polsce przez pewien czas korzystać ze szwedzkiej przyjaźni, nie tracąc aliansu z Danią. Wkrótce mu- siało się to zmienić: najpierw represje duńskie nad kaprami Zygmunta Augu- sta, potem różnica interesów w stosunku do żeglugi narewskiej oddaliły Fry- deryka II od Polski i przesunęły go na stronę Moskwy. Ów Magnus, co niedawno jeszcze w Radoszkowicach zabiegał o względy króla polskiego i starał się o rękę królewny Anny (przez nią zresztą, jako biskup, a przy tym biedny "jednooki pijaczyna", odtrącony) w ciągu 1569 r. za namową paru inflanckich projektowi- czów "poświęcił się dla ludu", mianowicie postanowił zostać królem całych Inflant z ramienia Moskwy. Odbył pielgrzymkę na Kreml, pokłonił się Iwanowi, wysłuchał pyszałkowatej jego mowy, po czym wraz z inwestyturą na królestwo inflanckie dostał rękę carskiej bratanicy. Wnet Europa dowiedziała się ze zgorszeniem o związku Danii z "wrogiem całego chrześcijaństwa", co poseł polski Łukasz Podoski umiał na sejmie Rzeszy należycie podkreślić, zwłaszcza że jego pan dopiero co omieszkał wyzyskać przeciw Moskwie akcję innego wroga chrześcijaństwa, sułtana (1569), a po dwóch latach miałjeszcze raz zrobić zawód chanowi. Najnienawistniej patrzył oczywiście na Iwana mąż Katarzyny Jagiel- lonki. Wnet [w 1570 r.] siła rosyjska runęła na Rewel i trzymała go w oblężeniu do marca 1571 r., przez cały czas rokowań pokojowych w Szczecinie, już po zakończeniu osobnych polsko-moskiewskich rozmów w Moskwie o tymczaso- wej pacyfikacji nad Dźwiną. Już bowiem w marcu 1570 r. stanęli posłowie Jan Krotoski i Mikołaj Talwosz w Moskwie, i dość szybko, zwodząc Iwana perspektywą obioru na tron zuniowanej Rzeczypospolitej, dobili targu o rozejm na 3 lata (do św. Piotra i Pawła 1573 r.). 11. Kongres szczeciński Różne próby pacyfikacji Bałtyku podejmowane przez Hanzę, przez cesa- rza Maksymiliana II, a pod koniec także przez francuskiego posła w Kopen- hadze, [Karola] Dansay'a [Danzay'a], Polska traktowała obojętnie, szło jej bowiem nie o handel, zyskowny raczej dla obcych, lecz o mocne panowanie nad całym brzegiem morza od Pucka do Rewla i o bezpieczeństwo od wscho- du. Kłótnia wśród gospodarzy Bałtyku wychodziła jej raczej na korzyść. Do- piero po "odwróceniu przymierzy" Zygmunt August zapragnął zgody ze wszy- stkimi i między wszystkimi, z wyjątkiem Moskwy - właśnie przeciw Moskwie. Z jego inicjatywy, popartej przez Dan ay'a, zebrał się w Szczecinie w sierpniu 1570 r. kongres pokojowy2'. Jako strony wojujące uczestniczyły w nim: Dania, 26 powstanie wybuchło w lipeu, a Eryk poddał się we wrześniu 1568 r. 2' Kongres w Szczecinie rozpoczął się 5 września 1570 r. 148 Szwecja i Lubeka; w roli pośredników występowali: Dańsay, posłowie cesar- scy i polsey. Znakomite siły reprezentowały tam Rzeczpospolitą z Marci- nem Kromerem oraz Janem Dymitrem Solikowskim na czele; bo też zada- nie ich było ważne i trudne. Zygmunt August widział w Inflantach ziemię "żyzną i hojną", w "zamki i miasty budowną", "porty morskimi obfitą", przy tym "wielki a możz y szczyt przeciw Moskiewskiemu", zaś posiadanie tej ziemi, jak i cała pozy ja mocarstwowa Rzeczypospolitej zawisły od nie- dopuszczenia do Bałtyku Moskwy. Drugim więc celem do osiągnięcia na kongresie będzie zamknięcie żeglugi narewskiej. Kromer i Solikowski mie- li wtedy dopiero przeprowadzić pokój między Danią i Szwecją, kiedy osiągną od obu tych państw, zręcznie wyzyskując ich rozbrat, uznanie praw Polski- -Litwy do Inflant oraz zamknięcie Narwy. DIa poparcia owych praw po- woływano się na to, że Zygmunt August sam jeden usłuchał w 1558 r. wezwań cesarza i zasłonił Inflanty przed barbarzyńcami wschodu: to samo niebezpie- czeństwo tyranii moskiewskiej uzasadniać miało zakaz żeglugi narewskiej. Moralnie, materialnie i taktycznie zajmował Zygmunt wobec Europy mocną pozycję jako obrońca Inflant, posiadacz ich stolicy oraz większej częśa kraju, sojusznik króla duńskiego a szwagier szwedzkiego. Trudno- ści jednak przeszły oczekiwania posłów: cesarz, przekonany o przynależności nie tylko Inflant, ale i Bałtyku do Rzeszy Niemieckiej, nie uznawał tam zwierzchnictwa Polski, a dla dobra handlu swych hanzeatów pragnął wol- nej drogi do Moskwy. Dania i Francja były z tym pragnieniem solidarne, tylko Szwecja w sprawie narewskiej popierała stanowisko polskie. Nie uda- ły się więc przedwstępne, osobne rozmowy z Duńczykami i Szwedami; do czasu tylko udawało się demonstrowanie dobrej zgody z cesarzem. Inni mediatorzy przeprowadzili wyeliminowanie sprawy inflanckiej i pojedna- li państwa skandynawskie 2 grudnia [1570 r.]. Wówczas spróbowali Kro- mer i Solikowski utworzyć wspólny front ze Szwedami, odstępując im Re- wel, ciężko przyciśnięty wtedy przez Moskwę, ale i ta rozumnie podjęta próba zawiodła, gdy Jan III dowiedział się o osobno podpisanym rozejmie polsko-moskiewskim. Na dobitkę Zygmunt August ociągał się z wypłatą posagu Katarzynie i ze zwrotem długu zaciągniętego u Jana jeszcze wówczas, gdy mu zastawiał zamki inflanckie. Nierzetelność ta zraziła jedynych przyjaciół, jakich można było na kongresie pozyskać. Po kolei i Szwedzi, i Duńczycy uznali zwierzchnie prawo cesarza nad tymi częściami Inflant, które były w ich posiadaniu, rezerwując sobie na nich prawo lenne. Tylko Dan ay się temu sprzeciwiał. Tak samo żeglugę narewską pozostawiono otwartą, a samo dominium maris Zygmunta podawano ze strony germańskiej w wątpliwość. Ostatecznie splot najtrudniejszych spraw inflanckich i morskich przekazano następnemu kongresowi, a przeciw postanowieniom o żegludze narewskiej Polacy wnieśli protest. Z aliansem duńskim pożegnali się ciż osobnym "recesem", odkładając na przyszłość sprawę wykupna Parnawy, do czego zresztą nigdy nie dojdzie. Odjeżdżając, musieli Kromer i Solikowski skonsta- tować swoje niepowodzenie; jedyną pociechą był mocny w Inflantach stan posiadania polsko-litewski pod zarządem od 1566 r. Jana Chodkiewicza. O tym zaś, czy na Bałtyku nie osiądą wśród rywalizacji Słowian i Skandy- nawów, jakie praesidia cesarskie, czego się król najmocniej obawiał, za- decydować miała dalsza polityka zagraniczna Polski, zwłaszcza wobec Szwecji. 149 12. Zapłat za pomoc pruską Przez cały c:sas wojny inflanckiej, jak i przedtem, od wojny szmalkaldzkiej Albrecht Hohenzollern, skłócony z Habsburgami, trzymał się wiernie boku Zygmunta Augusta. Po części czynił tak dla własnego bezpieczeństwa, po czę- ści z pobudek górnej ambicji; najpierw gdy liczył na Inflanty, później, gdy próbował utorować Hohenzollernom drogę do następstwa po wygasających Jagiellonach; stale - dla zapewnienia następstwa w Prusach dalszym liniom domu Hohenzollernów. Dla dopięcia któregokolwiek z tych celów dobra zgoda z Polakami i ich królem była warunkiem niezbędnym. Inflanty okazały się stawką w grze zbyt potężnych szermierzy; korona polska przyświecała naj- pierw margrabiemu Zygmuntowi, którego faworyzował do niej ojciec, elektor Joachim II, żonaty z Jadwigą Jagiellonką; po śmierci margrabiego (1566) Albrecht wysuwał i wychowywał w tym celu swego syna Albrechta Fryde- ryka, ale i te zamysły musiały się rozbić o różnicę wiary, a trzeba przyznać, że obi.ór księcia pruskiego na tron polski rozwiązałby naszą kwestię bałtycką dość prosto i odwróciłby rozwiązanie ujemne, ku któremu zmierzali dalsi Hohenzollernowie. Podczas kryzysu 1548-1549 r. poseł brandenburski ofia- rowywał wojsko i pieniądze przeciw opornym Polakom (których sam Albrecht ośmielał) w zamian za taką Mitbelehnung2s dalszych linii. Ale Zygmunt Au- gust przeniknął konszachty sąsiadów z malkontentami, i przyjmując hołd od Albrechtowego posła 9 grudnia I550 r., dopuścił do inwestytury tylko linię ansbachską. Przyszły jednak chwile, mianowicie podczas sejmu 1558/1559 r., kiedy trudno było nie robić Albrechtowi pewnych w tym kierunku nadziei. Powołali się na nie posłowie książęcy w jeszcze trudniejszej chwili, na sej- mie 1562/1563 r., i wtedy Zygmunt August, nie bacząc na ostrzeżenia sena- torów ustąpił. Co go do tego skłoniło, widać z treści zawartego wówczas (5 lutego 1563) układu. W zamian za dopuszczenie do sukcesji w lennie linu frankońskiej, a po niej elektorskiej Hohenzollernów, przyrzekł Albrecht nie przepuszczać do Inflant wojsk niemieckich i bronić Polski w razie nieszczę- ścia. Gdy umarł (20 marca 1568), stwierdzone zostało na sejmie lubelskim rozszerzone prawo następstwa uroczystym aktem. Wydawało się wówczas to ustępstwo mniej groźne wobec dysproporcji sił między lennikami i suzerenem, której dowody widziano w pogłębiającej sig zależności Prus od Korony. Wzmiankę umowy krakowskiej o prawach i obo- wiązkach lenniczych tłumaczono ze strony polskiej rozciągle. Chociaż książę pruski miał prawo zasiadać w senacie, odmówiono mu (1532) głosu na elekcji, a głos w senacie przyznano tylko w sprawach pruskich tudzież tych, które ściśle dotyczą obrony krajowej (1555); rozszerzyć to prawo zgadzał się Zyg- muzit August jedynie pod warunkiem, że lennik da się "wcielić" z księstwem do Korony i zechce ponosić wspólne z Polakami ciężary; warunku tego ksią- żę nie przyjął. Dotkliwie ograniczono jego władzę sądowniczą: nie dość, że w sprawach, gdzie on był stroną, wolno było apelować do mieszanego sądu polsko-pruskiego, ale już od 1532 r. za podnietą gdańszczan walczyli Zygmun- towie o zapewnienie wszystkim Prusakom prawa apelacji do osobnego sądu senatorskiego. Książę cytował privilegium de non appellando, prawnicy kra- kowscy tłumaczyli, że wszystkie prawa, których akt 1525 r. nie przyznał ze (niem.) współinwestyturę (prawo do lenna). 150 wyraźnie le mikowi, pozostają w rgku suzerena; każdy więc, kto się zasłoni królewskim glejtem odpowiedniej treści, może zaapelować do ustanowionej przez króla senatorskiej instancji; i pogląd ten w praktyce zwyciężał. Coraz ostrzejsze zatargi między Albrechtem i jego stanami dały w 1566 r. sposobność do powetowania skutków niekorzystnej umowy z domem bran- denburskim: ze strony pruskiej wprost proszono króla, by odebrał władzę księciu i oddał ją mianowanemu przez się gubernatorowi. Tak dalece nie po- szedł przeciw kuzynowi Jagiellończyk, tylko mianował nadzwyczajną komisję, która zjechawszy do Prus, zrewidowała wszystkie prawa na korzyść władzy suzerena i wolności stanów, a na szkodę książęcego absolutyzmu. Rewizja, odbyta w trzech etapach: 1566, 1567 i 1568 r., dotknęła między innymi roz- rzutnej gospodarki starzejącego się księcia; trzech radców ścięto mocą wyroku sądowego; w 1566 r. komisarze doprowadzili do ugody między księciem i sta- nami, bardziej korzystnej dla tych ostatnich, a że nie wszystkie kwestie sporne załatwili, to nie przyniosło powadze królewskiej uszczerbku; przeciwnie, pre- cedens komisji zawisł nad Hohenzollernem w Prusach jako groźne memento. Co prawda, w sprawach podatków i ciężarów na rzecz Polski stany pruskie okazały się równie oporne jak i książę: pod koniec rządów Zygmunta Augu- sta próbowano nawet nie zawiadamiać króla o sejmikach pruskich, co król skorygował, ale zamiast podatków zgodził się przyjąć ryczałtową darowiznę. 13. Strażnicy morza Do zdobyczy wojny północnej oprócz Inflant zaliczyć trzeba pierwszą kró- lewską marynarkę wojenną na Bałtyku. Najnowsze badania obaliły wpraw- dzie legendg o Polaku, Tomaszu Sierpinku, co miał owej marynarce prze- wodzić, tudzież Wacławie Duninie Wąsowiczu, rzekomym tego przedsięwzię- cia inicjatorze; prawdą pozostał przecież ważny fakt, że Zygmunt August utworzył flotę kaprów, więc wkroczył na tę samą drogę, po której Anglia dojdzie do posiadania najsilniejszej floty wojennej, a Dania - do czasowej hegemonii na Bałtyku. Zachęcili go do próby lennicy, Albrecht pruski i Gothard kurlandzki; zwłaszcza pierwszy z nich nie szczędził rad i ofiar, żeby zaopa- trzyć protektora we flotę (od 1557 r.). Właściwą służbę kaperską zorganizo- wali dla Zygmunta Augusta w 1560 r. gdańscy żeglarze, Mateusz Scharping i Michał Figenow; później wstawili się obok nich: [Marcin] Bibrant, [Michał] Starosta, dwaj [Kacper i Wolfgang] Munckenbeckowie. Wąsowicz, nie Wacław lecz Stanisław, niewątpliwie "rycerz znamienity i ćwiczony tak na ziemi jako i na morzu", zasłużył w charakterze komendanta Diamentu na sławę orga- nizatora tej ochotniczej marynarki, ale cieszył się nią krótko, bo w 1563 r. został zabity przez pijanego księcia Krzysztofa meklemburskiego, gdy go trzymał pod swym dozorem. Kaprowie, zaopatrzeni w królewskie "listy mor- skie", uwijali się po morzu, rewidując i aresztując statki płynące do nieprzy- jacielskich portów; zajęte towary oddawali władzom królewskim do zbadania, czy zajęcie nastąpiło słusznie i legalnie, po czym 1/lo część łupu oddawali królowi, resztę zatrzymywali dla siebie. Nazywali się urzgdownie strażą mor- ską (custodia maris), walczyli pod znakiem króla polskiego, a mieli w myśl poleceń Wąsowicza za zadanie "atakować wroga swego władcy na wodzie 151 i lądzie". Na wybrzeżach pruskich sprawowali nad nimi dozór Krzysztof Konarski i burmistrz Gdańskk Jerzy Kleefeld (od 1565 r.). Z początku, póki szło o blokadę Szwecji, mile widziała ich Dania; później, gdy urośli w liczbę (do 30 żagli) i zacisręli blokadę nad żeglugą narewską, rozległy się na nich narzekania, zwłaszcza w Anglii i Niderlandach, ze strony różnych poszkodo- wanych, którym te rewizje i konfiskaty psuły interesy: Duńczyków, lube- czan i nawet gdańszczan, mimo że znaczna część kaprów była dziećmi Gdań- ska. Król jednak się nie zrażał, armował coraz to nowych przedsiębiorców, a w 1568 r. uczynił krok w kierunku założenia właściwej, rządowej, a nie ochotniczej "armady" na Bałtyku. Utworzył mianowicie Komisję Morską. Prezesem jej został Jan Kostka, kasztelan gdański, jego prawą ręką - opat oliwski Kacper Geschkau; poza tym skład był mieszany: szlachecko-miesz- czański, polsko-niemiecki. Komisja otrzymała szerokie pełnomocnictwa i zna- czne źródła dochodu z Prus, a miała dbać nie tylko o rozwój akcji kaperskiej, ale także o hamowanie kontrabandy i o różne przedsięwzięcia handlowe (stąd tytuł Kostki: Finanzmeister), wnet (w korespondencji z obecnymi rządami) zakasowała ona samego króla gorliwością o żeglugę. W każdym razie, jedną z najważniejszych jej funkcji była budowa okrętów wojennych, czyli galer. Niestety, w chwili śmierci ostatniego Jagiellona pierwsza "galeona" była do- piero na wykończeniu. Komisja podczas bezkrólewia przestała istnieć, pozo- stawiając tylko o Zygmuncie trwałe wspomnienie, jako o tym władcy "na oceanie", co i tam "chciał być ogromnym nieprzyjaciołom koronnym". 14. Zatarg z Gdańskiem. Statuty Karnkowskiego Impreza kaperska odsłoniła w pewnej chwili rzeczywisty stosunek Gdańska do Polski. Póki chodziło o konkurencyjne wymogi toruńczyków, o poskra- mianie rozruchów religijno-społecznych, o przeciwdziałanie rewindykacyjnym planom absolutysty Albrechta, magistrat gdański szedł ręka w rękę z rządem polskim. Ale na punkcie kaprów interesy się rozeszły. Wszak z Gdańska po- chodziła większa część tych żeglarzy, do Gdańska chronili się oni z łupem, samo pojęcie kontrabandy wojennej nie było wówczas ustalone, a wśród ry- zykownych wycieczek na dalekie wody łatwo było o bezprawie. Wkrótce też nie było w Europie kraju, skąd by nie płynęły do Gdańska i do króla skargi na kaprów, a kiedy skargi nie skutkowały, chwycono się represji. Zygmunt August wstawiał się za swymi sługami i za Gdańskiem u Elżbiety angielskiej, u Filipa 11 hiszpańskiego, nie zawsze skutecznie. Żądanie jego, aby gdań- szczanie bezwzględnie zerwali stosunki ze stroną nieprzyjacielską, okazało się w praktyce niewykonalne, bądź co bądź magistrat nagiął się w tym względzie do woli króla. Czasowe zamknięcie Sundu przez Danię (1564), wymierzone przeciw Szwecji, odbiło się na kieszeni gdańszczan i wzmogło ich rozgory- czenie. Tymczasem Kostka i Geschkau, patrząc z bliska na kupiecki egoizm samo- lubnego miasta, uświadomili sobie dobrze anormalność jego stosunku do Pol- ski. Musiała przyjść chwila, kiedy się wyjaśni, czy Gdańsk naprawdę według średniowiecznego "głównego przywileju" z 145 r. sprawować będzie "zupełne prawo i moc władania [...] wszelkimi w ogóle sprawami żeglugi przy wszys- 152 tk ^?' ~zegach morza naszej krainy pruskiej tudzież prawo otwierania i za- mykania żeglugi za wiedzą i wolą naszą", i gdzie będzie w tym ostatnim ustępie punkt ciężkości: w gdańskim widzimisię, czy też w królewskiej woli i wiedzy. Daremnie król dla usunięcia tarć przeniósł kaperów do Pucka (1567); oni bez Gdańska żyć i działać nie mogli, a kiedy raz złupili chłopów kaszub- skich, magistrat schwytał 11 majtków i dla okazania swej władzy kazał ich powiesić z okrutnym urąganiem. Strzelano do statków królewskich, szuka- jących schronu przed burzą w porcie gdańskim; na rodzinach kaprów i na robotnikach królewskich w mieście dopuszczano się gwałtów; "zwierzchność" Zygmunta wyśmiewano. Dla rozpatrzenia srogiego postępku gdańszczan król mianował komisję (18 września 1568 r.) gdzie obok prezesa, biskupa kujawskiego Stanisława Karn- kowskiego, najwięcej mieli do powiedzenia Kostka oraz Jan Sierakowski wojewoda łęczycki, jeden z najgłębszych znawców sprawy bałtyckiej. Tej komisji miasto po prostu nie wpuściło do bram; za to komisarze ogłosili Kleefelda winnym obrazy majestatu. Na sejm lubelski otrzymali pozwy: Kleefeld, [Konstanty] Ferber i paru innych członków magistratu; pod wraże- niem sprawozdania komisarzy oraz wywodów instygatora [Michała] Friede- walda wzięto do aresztu całą gdańską delegację i rozszerzono pełnomocni- ctwa Komisji Morskiej, a 12 sierpnia [1569 r.] sąd sejmowy skazał czte- rech gdańszczan na dalsze więzienie. Twardy ton poskutkował. Karnkowski z komisją nadzwyczajną po raz drugi wysłany do Gdańska, doznał uroczys- tego przyjęcia i przystąpił z udziałem delegatów miejskich do badania wszys- tkiego, co dotyczyło zgodności, powagi praw majestatu w stosunku do przy- wilejów miasta. Wtedy to Sierakowski z wielką siłą przedstawił gdańszcza- nom istotę dziejowego ich do Polski stosunku: "Polską zawżdy Gdańsk stał, bez Polski obejść się nie mógł i nie może. Nami stoicie, nami ż wiecie nam też dobrze z wami". Wojewoda łęczycki też, obok Kostki, najsil iej wpłynął na ułożenie tzw. Statutów Karnkowskiego (67 artykułów), gdzie zaraz na po- czątku stwierdzone zostało królewskie prawo paI;owania na morzu, pozwala- nia na żeglugę i jej zamykania, a dalej wyszczególnione inne tego panowania atrybucje. Komisja potępiła gwałt nad kaprami oraz postępowanie komen- danta Latarni; Gdańsk słuchał jej orzeczeń w pokorze i w cichej nadziei, że z mocnych i uroczystych słów polskich żadne nie zrodzą się czyny. Istotnie, jedynym następstwem znakomitego raportu Karnkowskiego o przewinieniach gdańszczan były przeprosiny na sejmie warszawskim 1570 r., a za przeprosi- nami przyszedł kompromis: król zastrzegł sobie połowę dochodu z tzw. funtcolu oraz jednorazową darowiznę 100000 guldenów. Konstytucje Karnkowskiego, choć gurują w Iiolumina Legum, zostały na ogół martwą literą. Kaprowie wojowali jeszcze przez 3 lata (od czasu egzekucji), ale walka z Danią była nierówna: najpierw (w lipcu 1569) zabrał admirał Sylwester Frank 9 kaprów do Kopenhagi, potem porwano tamże 4 wojenne statki samych gdańszczan (za to, że osłaniały handel ze Szwecją), wreszcie w 1571 r., tenże Frank wy- gniótł prawie wszystkie okręty kaperskie,29 a ostateczny ich pogrom nastąpił podczas bezkrólewia. 29 Znacznie bardziej przyczyniła się do tego eskadra dowodzona przez admirała Jerzego Daa. Zob. S. Bodniak, Z. Skorupska Jan Kostka kasztelan gdahski, prezes Komisji rLlorskiej i rzecznik unii Prus z Koroną, Gdańsk 1979, s. 269. 153 Rozdzial 1i Egzekucja i unia 1. Czasy bezsejmowe (1559-1562) Blisko cztery lata obywał się Zygmunt bez zwoływania izby poselskiej, i przez ten czas na zewnątrz zdziałał najwięcej. Gdyby ideał finansowy szlachty-egzekucjonistów dał się ziścić, tzn. gdyby król bronił państwa za pieniądze płynące z rewindykowanych królewszczyzn, to sejmów nie byłoby po co zwoływać i rozłamane wewnętrznie społeczeństwo straciłoby głos w sprawach wielkiej polityki. Jeżeli kiedy, to wówczas mógł senat ująć na po- wrót ster w swoje ręce i pokazać, co umie. Otóż umiał niewiele, bo gdy mu król na sesji w Łomży pod koniec 1561 r. przedłożył zagadnienie: czy Polska ma rozciągnąć swoją opiekę na Inflanty, "bracia starsi" uznali, iż nie mogą roz- strzygnąć sprawy bez udziału młodszych. Król zrobił gest, jak gdyby ustępo- wał: rozpisał sejm na wiosnę 1562 r. do Piotrkowa, ale tylko dla sprawy inflanckiej, z góry uprzedzając, że sam nań przybyć nie może, a niczyjej sa- mozwańczej inicjatywy nie dopuści; jeżeli szlachta na tym lub owym sejmiku uzna interwencję Korony w Inflantach za niepożądaną, niech posłów nie przysyła. Tak też postąpili Małopolanie, co widząc, posłowie wielkopolscy rozjechali się do domów. Zdawało się królowi, że fala opozycyjna częściowo opada i że wkrótce rozpłynie się w piasku. Umarł 16 maja 1561 r. Tarnowski, którego nieustępli- wą rękę król wyczuwał z przykrością za kulisami ostatnich sejmów. Prote- stantyzm w całej Europie i w Polsce dobiegł do swego non plus ultra3o, zdo- bywał jeszcze jednostki, ale gdzie większości nie zdobył, jak w Polsce, tam przyszłość należała do katolicyzmu. Jedyny człowiek czynu, który chciał i mo- że by umiał posadzić do jednego stołu skłóconych naszych nowatorów, Jan Łaski, umarł 8 stycznia 1560 r. Nie groziła już ludziom niezadowolonym ze stanu rzeczy w Kościele ponura perspektywa: represje zamiast reform. Nowy papież (od 1559 r.), Pius IV, oświadczył się za soborem powszechnym, a wie- dziano, że w tym kierunku od dawna pracuje, jako członek Świętego Kole- gium, polski kardynał Hozjusz. Tym samym hasło soboru narodowego stra- ciło urok przyciągający, a jego niedawny zwolennik, prymas Uchański, chę- tnie się poddał pod dochodzenie nowego nuncjusza Bernarda [Buongiovanni, biskupa] Camerino i wyszedł z tego procesu wolny od podejrzeń o herezję. Już wtedy było widać, że ten ruchliwy działacz kościelno-polityczny nie pragnie zostać polskim [Tomaszem] Cranmerem; już się zarysowała możność rozłączenia w ruchu egzekucyjnym pierwiastków dogmatycznych oraz spo- łeczno-ekonomicznych i ratowania prawowierności Polski, a nawet i przy- wilejów kleru, przez poświęcenie zdobyczy świeckiego możnowładztwa. Pierw- szy synod odbyty za nuncjusza Buongiovanniego w Warszawie (1561) zwrócił już więcej uwagi na poprawę obyczajów w kraju niż na obronę przywilejów duchowieństwa. Wojna ze srogim Iwanem działała trzeźwiąco na zacietrzewione głowy ko- ronne; kłopoty Wielkiego Księstwa, podobnie jak ongi za Jagiełły, zmuszały 30 łac.) zenitu, dosłownie: nic więcej ponad to. 154 nawet zaciętych ;eparatystów do oglądania się na Polskę. Tak powstawały między królem a zarodem szlacheckim przynajmniej dwa wspólne dążenia, dwie platformy współpracy - egzekucja praw oraz unia. Nie sądźmy jednak, że spotkanie na tych platformach odbyło się łatwo i dla obu stron bez- ' boleśnie. Owa próba ograniczenia inicjatywy poselskiej wywołała w całej Ko- ' ronie oburzenie. Wszystkiemu winni senatorowie: "Póki panów tych nie po- ' sieczemy, którzy nam wolności skazili, a przeszkadzają do naprawy, co my I egzekucją zowiemy, póty się w Polsce nic dobrego spodziewać nie trzeba". ! Zaczęto się zwoływać na tłumny zjazd według pierwowzoru wojny kokoszej, tylko z większą determinacją i z poważniejszym, dojrzałym programem. Król "miłościwie" skapitulował i z orędziem 26 maja 1562 r. zapowiedział sejm dla egzekucji, tylko ścisłego nie oznaczył terminu. Ale cierpliwość szlachty była na wyczerpaniu: sama sobie zwołała do Piotrkowa sejm, który nie tylko prze- ! prowadzi egzekucję, ale wykryje i ukarze winowajców złego rządu. Podobny pomruk szedł z Litwy, zewsząd groziły "rozterki, drapiestwa, konspiracje i bunty". Nie pozostało królowi nic innego, jak uprzedzić zapędy sejmików . i spełnić wolę obozu postępowo-narodowego. 2. Egzekucja królewszczyzn Na sejm piotrkowski (pod laską [Rafała] Leszczyńskiego), mający trwać od 29 listopada 1562 r.31 (do 25 marca) [1563 r.] przybył król w kubraku zie- miańskim, demonstrując przez to, że chce być królem szlacheckim, a nie wiel- kopańskim. Przyszedł "prawie jako sądny dzień" na panów, co nielegalnie dzierżyli królewszczyzny albo nadmierne z nich wyciągali zyski. Atoli proste unieważnienie nadań sprawy rozwiązać nie mogło. Obok ludzi bowiem, którzy otrzymali starostwo lub folwark w "gołe dożywocie" za rzeczywiste lub mniemane zasługi, byli inni, którym je król oddał w zastaw pożyczonej sumy lub po prostu dla zatkania ust, i byli dzierżawcy opłacający czynsz do skarbu. "Zastawiałem, bom nie miał co jeść, tak mi wszystko rozebrano", wyznał August publicznie. Najpierw trzeba było zrewidować tytuły posiadaczy, po- tem egzekwować prawa skarbu. Gdy król oświadczył, że przeznaczy 1/4 część dochodu z królewszczyzn na obronę potoczną, a duchowieństwo we własnym interesie przyklasnęło tej decyzji, trudno było się opierać. Pamiętano prece- dens z 1558 r., kiedy to posłowie dla dobrego przykładu kładli swe przywi- leje nadawcze do stóp królowi, a ów powtykał im je z powrotem, byle nie krzywdzić magnatów; toteż teraz Ocieski pierwszy pokrajał swe papiery, od- dając je królowi, po nim Padniewski zwrócił pieczęć mniejszą, skoro jej razem z biskupstwem krakowskim trzymać nie mógł, potem inni, wzdychając i cicho szemrząc zwracali nadania. Szemranie stało się głośne, gdy przyszła kolej na województwa ruskie i podolskie. Tam ziemiaństwo, narażone na na- jazdy dziczy, obficiej korzystało z nadań, więc się nie przeciwstawiało panom tak, jak w Wielkopolsce i w Krakowskiem i mogło bez obłudy mówić o swych zasługach. Bardzo wysoko nosili wtedy głowy posłowie; przyjmowali zagra- 31 Według późniejszych ustaleń Konopczyńskiego, sejm ten rozpoczął się 30 listo- pada. Por. W. Konopczyński Chronologia..., s.139. 155 nicznych dyplomatów, słuchali próśb senatorów o wstawiennictwo na tę chwi- lę, gdy dojdzie do odbioru dóbr, a na dąsy warchołów-karmazynów w ro- dzaju Marcina Zborowskiego mieli gotową groźbę: "rokosz w polu". Gdy przyszła wieść o upadku Połocka, senat próbował zamiast egzekucji wysunąć naprzód podatki; tych izba niższa na. stałe nie przyjęła, tylko doraźnie, na dany moment. Skupiając energię na jednej sprawie egzekucji, zaniechano po- dobnych rozrachunków z duchowieństwem i tylko wyjednano u króla dekret odbierający sądom biskupim w sprawach o herezję i o dziesięciny egzekutywę starościńską. Szczegółową rewizją nadań miał się zająć następny sejm, warszawski (listo- pad 1563 - marzec 1564 r.)32. Tu jednak sprawa napotkała wielkie trudno- ści. Egzekucja wydała się, bo też poniekąd była, krokiem niesprawiedliwym, nawet niezupełnie legalnym, bo statut Aleksandra nigdy nie wchodził w życie; szlachta rusko-podolska nie chciała uznać ważności zeszłorocznej ustawy. Wię- kszość postawiła na swoim, przekazując wykonanie egzekucji komisarzom. Tutaj prostolinijny fiskalizm doznał wykrzywienia. Musiano wnikać w to, czy dany zastawnik "wydzierżał" już z hipoteki swoją wierzytelność całkowicie lub częściowo; zagrożeni ruiną posiadacze i dzierżawcy bronili się zajadle, wy- zyskując niechęć rycerstwa kresowego i separatystów pruskich. Dalsze tedy ustawy po 1564 r. robią wyłomy w przyjętej zasadzie. Raz pozwolono królowi na potrzebę inflancką zaciągnąć pożyczkę półmilionową, oczywiście pod za- staw królewszczyzn. Co do dóbr obciążonych "starymi sumami" postano- wiono (1567)"że jeżeli król pozwala na ich scedowanie w dalsze ręce, to nie inaczej, jak za skreśleniem 1/4 części sumy dłużnej. Dzierżawcom przyznano z dochodu brutto 1/5 czgść, rezerwując 3/5 części dla króla. Reszta, tj. czwarta część czystego królewskiego dochodu, pójdzie do skarbu w Rawie na utrzyma- nie stałego "kwarcianego" wojska. Takie załatwienie sprawy przecięło dalszy odbiór majątków, a w skromnej mierze zaradziło obronie państwa, bo owego żołnierza kwarcianego bywało parg lub kilka tysięcy. Bądź co bądź samo odbywanie periodycznych od 1566 r. lustracji poprawiło gospodarkg w królew- szczyznach i umożliwiło dalsze reformy skarbowe. 3. Początek reakcji katołickiej Ostrze wystąpień antyklerykalnych znacznie stępiało po odjęciu sądom duchownym ramienia starościńskiego; przy tym, jak w Piotrkowie egzekucja królewszczyzn, tak w Warszawie i na późniejszych sejmach hasła unii z Litwą oraz polityka zewnętrzna przygłuszały mówców wołających o skasowanie dziesięcin, o pociągnięcie duchowieństwa do obrony kraju lub o Kościół na- rodowy. Co strony miały sobie do powiedzenia na temat przywilejów kościel- nych, to Uchański i Siennicki zebrali bardzo starannie i wytoczyli wówczas na sejmie pod laską Leszczyńskiego (1562/1563); według prymasa każdy stan w Polsce rządzić się miał własnym prawem; więc Kościół - prawem kano- nicznym, a nie szlacheckim pospolitym; według Siennickiego już Kazimierz Wielki zapowiedział w Wiślicy jedno prawo w całej Polsce, co miało znaczyć: 32 )V rzeczywistości sejm zakończył obrady 1 kwietnia 1564 r. Zob. tamże, s.140. 156 jedno dla wszystkich stanów, a nie tylko dla wszystkich dzielnic. Dalszych replik biskupów na ten temat nie chcieli słuchać ani posłowie, ani król. Jednak kiedy na sejm warszawski przybył (w końcu listopada 1563) znakomity dyplomata papieski, Jan Franciszek Commendone, jakby nowy duch wstąpił w szeregi episkopatu. Bo też nie byli to już owi Dzierzgowscy i Zebrzydowscy ze szkoły Bony; Uchański, zagrzany przez nuncjusza, poczuł się w swoim dostojeństwie, a sekundowali mu pasterze naprawdę gorliwi i wybitni, jak ów Padniewski, jak podkanclerzy Piotr Maszkowski, wytrawny polityk Franciszek Krasiński. Za Commendonem przybył Hozjusz, wsławiony wybitną rolą na soborze. Zaczęły się próby "objaśnienia", tj. częściowego odrobienia piotrkowskiego dekretu, co uzasadniono mnożącym się bluźnierstwem i zamachami na stan posiadania katolików w parafiach. Nawet tolerancja robiła swoje na rzecz katolicyzmu. Jedynie pod jej opieką mogli się ariańscy działacze: [Bernard] Ochino, Alciati, [Jerzy] Blandrata, Grzegorz Paweł, [Stanisław] Lutomirski, Piotr z Goniądza ośmielić tak dalece, że popadli w spory z broniącymi dogmatu Trójcy Świętej kalwinami; z braterskich kłótni wynikło zupełne zerwanie stosunków. W takich to okolicznościach Commendone, porozumiawszy się z Hozjuszem i otrzy- mawszy od niego księgę ustaw trydenckich, pojechał na sejm obu narodów do Parczewa i 7 sierpnia 1564 r. wygłosił w senacie do króla, przy oddaniu księgi, pamiętną mowę o potrzebie autorytetu w Kościele: wszak odczuwają ją nawet heretycy, gdy szukają sobie arcykapłanów w Genewie lub gdzie indziej, a że nie chcą oni zgody w chrześcijaństwie, tego dowiedli, odmawiając uczestnictwa w soborze. Znamienna rzecz, że tylko prymas żądał zbadania tych ustaw, zanim je Polska przyjmie; król osobiście przyjął je bez wahania i później nieraz oświadczał, że z Rzymem nie zerwie (choć wolałby wspólny, zgodny sobór katolików i protestantów). Urzędowe przyjęcie ustaw trydenckich przez kler polski odwlekło się do 1577 r., ponieważ właśnie księżom nie wszystkie zreformowane przepisy przypadły do smaku (np. przepis, aby beneficjariusz mieszkał tam, gdzie ma beneficjum, aby nie łączyć kilku beneficjów w jednym ręku). Zaraz w Parczewie wyrobił Commendone u króla dwa edykty, z których pierwszy wydalał z kraju cudzoziemców - odstępców od rzymskiej wiary, drugi zakazywał łączyć się zwłaszcza z przeciwnikami nauki o Trójcy Świętej33. W Wielkopolsce generał starosta [Janusz] Kościelecki spróbował na tej zasadzie rugować również braci czeskich, ale to wywołało taki wśród szlachty rozruch, że król nowym edyktem (2 listopada 1564) objaśnił ów edykt parczewski w sen- sie tylko dla arian i antybaptystów nieprzychylnym. Z chwilą pojawienia się w Polsce jezuitów (kolegium w Braniewie, 1564) katolicyzm przechodzi do kontrofensywy, a zwłaszcza w izbie poselskiej nie daje siebie zagłuszać protestantom. 4. Sejm 1565 r. Reformy gospodarcze Następny po Parczewie sejm piotrkowski należał do najpracowitszych i naj- kłótliwszych za tego panowania. Siennicki, marszałek, swoim zwyczajem sta- rał się nastroić obrady na ton tragiczny, wzywając króla, by swoich sądów 33 J. Tazbir twierdzi, iż Zygmunt August wydał tylko jeden edykt (7 sierpnia 157 nie omieszkiwał, urzędników do pełnienia obowiązków zmusił i egzekucję na- reszcie ukończył. Bóg karze nas nierządem za to, że nie przyjmujemy jego słowa, trapi niepłodnością, "a co więcej, dał nas do wszech ludzi na pohań- bienie, bo już dzisiaj Polak nie może się z domu najmniej wychylić, aby nie musiał słyszeć urągania, żartów, pośmiechów, gdy widzą, że tak gruby nie- przyjaciel dokucza, że kiedy jedno chce, i co chce, w państwach Waszej Królewskiej Mości czyni". Wiedziano, że prymas chciał przed sejmem odbyć synod, na który nawet Hozjusz się godził, lecz który udaremnił Commendone z obawy, że się oba zgromadzenia połączą w jeden sobór narodowy. "Ustalić chwałę Bożą" pra- gnęli ręką króla protestanci; jedność w wierze wszystkim nakazać chcieli ka- tolicy; politycy głosem Myszkowskiego radzili odłożyć ten spór, "aby różne rozumienie pisma miłości między bracią nie targało". Wiedziano również, że król pragnie unieważnienia małżeństwa z Katarzyną, więc, wspominając Anglię, jedni z obawą, inni z radością dalekie wysnuwali stąd wnioski. Dopiero kiedy Zygmunt oświadczył, że pragnie żyć i umierać katolikiem, kontrowersja reli- gijna jęła się przeobrażać w konflikt dwóch stanów o prawa i interesy przy- ziemne. Krytykowano szkolnictwo wyższe zaniedbane przez kler; nawet w sprawach małżeństw i legitymacji dzieci odmawiano sądom duchownym właściwości. Utrzymano, i to w formie ustawowej, odjęcie egzekutywy dekre- tom duchownym o dziesięciny; same jednak dziesięciny znalazły teraz w przy- wódcy mniejszości katolickiej, [Franciszku] Rusockim, stanowczego obrońcę. Na ogół ów spór dwóch wyższych stanów upływał dość jałowo. Za to na rachunek stanu niższego, mieszczańskiego, szlachta wypisała, jakie chciała ustawy, nacechowane bardzo charakterystyczną krótkowzrocznością. Jedna z nich zobowiązywała wojewodów do pilnego układania cenników (taks), ale tylko wytworów rzemiosł i przemysłu oraz towarów zagranicznych, albowiem kupcy "uciskają" wysokimi cenami szlachtę. Druga zakazywała kupcom pol- skim handlu wywozowego i przywozowego: niech lepiej cudzoziemcy przy- jeżdżają po towar do Polski, wówczas nawiozą oni dużo dobrego pieniądza i poniosą ciężar ceł (cła wywozowe były wówczas wyższe niż przywozowe). Że prawodawcom piotrkowskim nie chodziło o pognębienie mieszczan, a tylko o szczególny, naiwny rodzaj merkantylizmu, świadczą wyrażone w dyskusji pragnienia, aby tę akcję uzgodnić z opinią samego mieszczaństwa; świadczy również trzecia konstytucja piotrkowska, wznawiająca przepisy o drogach i składach handlowych - w interesie uprzywilejowanych miast. Niemniej, gdyby ustawy 1565 r. naprawdę były ściśle przestrzegane, stan mieszczański popadłby u nas w ruinę prędzej i głębiej, niż to się stało faktycznie. Całe szczęście, że egzekutywy i tutaj zabrakło; że w szczególności upadł wnio- sek o przydanie każdemu wojewodzie i staroście obieralnych sejmikowych instygatorów. Ostatnim w ustawach echem kampanii antyklerykalnej była konstytucja sejmu 1567 r. przeciw annatom, obostrzona na sejmie lubelskim karami. 1564) zawierający wspomniane nakazy. Por. J. Tazbir dz. cyt., s. 84. J.T. Maciuszko podtrzymuje natomiast ustalenia dawnych badaczy. Por. J. T. Maciuszko Pokój religijny - szlachecka polityka wyznaniowa za Zygmunta Augusta. Wstęp do Konfederacji Warszawskiej, "Rocznik Teologiczny", R. 24:1982, z.1, s.119-120. 158 5. Przygotowanie unii Narodowcy typu Siennickiego czy Leszczyńskiego, podnosząc na sejmach 1548, 1550 r. i dalszych hasło unii, zbytnio sobie upraszczali jego urzeczy- wistnienie. Już to samo, że jednym tchem żądali wcielenia Oświęcimia, Zato- ra, Prus i Litwy, świadczyło, że nie zdają sobie sprawy z etnicznych, spo- łecznych i prawno-politycznych różnic między zagadnieniem śląskim, pomor- skim i litewskim. Poza tym motywowano to żądanie dawnymi "zapisami", tj. zobowiązaniem króla wobec narodu, jak gdyby Jagiellończyk jednakowo swobodnie mógł wcielać do Polski wszystkie swoje państwa i ziemie; tymczasem nawet o losach Litwy, którą Aleksander władał w chwili ostatniego "zapisu" (1501) niemal absolutnie, August nie mógłby teraz decydować bez zgody jej rad. Dużo doświadczeń, zwłaszcza dla Litwy przykrych, i dużo zapóźnionej pracy kulturalnej dzieliło oba narody od ziszczenia pragnień Siennickich i Leszczyńskich, miał też stary Tarnowski rację, gdy w 1548 r. wbrew Macie- jowskiemu odradzał zbyt szybki nacisk na Litwinów w kierunku unii lub choćby tylko asymilacji ustrojowej. Czy Zygmunt August od początku planowo ową pracę prowadził? Nie, chyba tylko od czasu wojny inflanckiej. Przedtem wielki książę czuł się pewniej w dziedzicznej, odrębnej Litwie, a za niego pracowały nad zbliżeniem naro- dów różne inne czynniki. Łączył narody katolicyzm, łączyły później: huma- nizm i jeszcze bardziej reformacja, która polszczyznę niosła za Bug i za Nie- men. Co ważniejsza, litewską drobną szlachtę-bojarów ożywiał w walce z pa- nami ten sam proces usamowolnienia, który szybciej przeżywała demokracja koronna. Czuli to Radziwiłłowie, Hlebowicze, Chodkiewicze, Ościki, Narusze- wicze, że im prędzej rycerstwo litewskie uświadomi sobie swoją wagę jako ży- wioł dysponujący podatkami, im bliżej się ono poczuje szlachty koronnej, im lepiej nauczy wiecować w obozach (bo sejmików, poza Podlasiem, Litwa jeszcze nie znała), tym prędzej skończy się ich prepotencja, a na jej miejsce przyjdzie "licencja". Sił nie było: wyznawali sami Jagiellonowie od dawna, że potędze moskiewskiej nie zdzierżą, magnateria skandalicznie zaniedbywała swe podatkowe obowiązki, ale jej upór był nie do przełamania. Dlatego to kanclerz Radziwiłł Czarny tak opóźniał wojnę z Moskwą, ciągnął ku Habsbur- gom, stronił od współpracy z koroniarzami, choć sam do spraw koronnych nieraz po cichu się wtrącał, mówiono, że gdzie kanclerz przywiąże krowę, na Litwie czy w Koronie, tam ona stoi i stać będzie. Dziedzicząc dobra i obej- mując urzędy po wymierających Gasztołdach, Kieżgajłach, Holszańskich i in- nych doszli Radziwiłłowie do takiej potęgi, że z nimi żaden Ościk, Hlebowicz ani Chodkiewicz nie mógł walczyć o lepsze, chyba w oparciu o masę szla- checką. Dążeniem owej bezimiennej masy (bo o jej wodzach, jak za Olbrachta o przywódcach rycerstwa koronnego, prawie nic nie słychać) stało się zdo- bycie takich "dobrych" praw, jakie mieli ich bracia za Bugiem. Tymczasem prace ustawodawcze wielkiego księcia i rady (generalne potwierdzenie przy- wilejów, poczynając od Horodła, w 1551 r., rewizja statutu litewskiego od 1544 r.) same przez się utwierdziły właśnie odrębny, hierarchiczny ustrój Litwy, gdyby nie wpływały na nie sejmy, choćby przez to samo, że domagały się wprowadzenia sądownictwa ziemskiego na wzór polski. Odwlekali tę re- wizję panowie aż do lat 1564-1566, kiedy już przyjdzie płacić za zwłokę wal- 159 nymi ustępstwami. Poprzedziła zaś owe ustępstwa gruntowna reforma sto- sunków ziemskich, znana pod nazwą "włócznej pomiary", rozpoczęta w kró- lewszczyznach przez Bonę około 1540 r., a dokonana pod kierunkiem Piotra Chwalczewskiego (1557). Dopiero wprowadzenie włóki jako wspólnej jednostki gruntowej, pomiar gruntów w dobrach hospodarskich i uregulowanie zajęć oraz ciężarów włościan umożliwiły dalszy rozwój ziemiaństwa litewskiego na modłę Korony. Nowy statut, przyjęty na długim sejmie wileńskim w 1565-1566 r. określił władzę sejmu litewskiego w duchu polskiego nihil novi. 30 grudnia 1565 r. wprowadzono sejmiki gospodarskie i poselskie; na podstawie powiatów za- prowadzono sądownictwo ziemskie, grodzkie i podkomorskie, któremu nadal podlegali także senatorowie i urzędnicy. Przez utworzenie nowych woje- wództw i kasztelanii upodobniono radę do senatu koronnego. Odtąd już i na Litwie, jeżeli pominąć osobną kategorię bojarów służebnych tudzież niejedna- kowe obowiązki w pospolitym ruszeniu, stał się szlachcic na zagrodzie równym wojewodzie. Bo i równość wyznaniową wprowadził Zygmunt przywilejem wi- leńskim 7 lipca 1563 r., dopuszczając schizmatyków do najwyższych urzędów (w Koronie mieli ów dostęp od dawna). 6. Rokowania Najgorętszym pragnieniem polskich unionistów było wspólne z Litwinami sejmowanie, dlatego już od 1542 r. delegacja polska z udziałem Reja naciskała Starego Zygmunta, by litewskich panów rady i posłów ziemskich sprowadził na sejm koronny; później w 1544 r. liczne grono dostojników jeździło z bisku- pem Maciejowskim do Brześcia, inni delegaci w 1551 r. do Wilna, dlatego też odbyto szereg sejmów nie w Piotrkowie, ale bliżej Wielkiego Księstwa:1554 r. w Lublinie, 1556 i 1563/1564 w Warszawie, 1564 w Parczewie, 1566 znów w Lublinie. Wszelkie jednak wzmianki o powrocie do pierwotnej koncepcji, t . do inkorporacji Litwy w jedno państwo, odrzucał senat litewski a limine. Ządano za dużo i zbyt jawnie wyciągano ręce po puste przestrzenie na Rusi, które wielmoże tamtejsi uważali za swój teren ekspansji. Aż tu, we wrześniu 1562 r. stało się przeczuwane przez Radziwiłłów nieszczęście: "Spokojny do- tychczas, cierpliwy, znoszący ciężary wojny gmin szlachecki szał jakiś ogar- nął". Grożono panom gwałtem fizycznym. Sejm obozowy pod Witebskiem w imieniu szlachty litewskiej wystosował do Zygmunta petycję, streszczającą cały późniejszy program zespolenia: wspólna elekcja, choćby za życia króla, wspólny sejm, jednakowe urządzenia, wspólna obrona - przy zachowaniu jednak odrębności państwowej Litwy. Sam król, zaskoczony tą manifestacją i pogróżkami gminu, zachował się odpornie, a posłów rycerstwa litewskiego przybyłych na sejm egzekucyjny nie dopuścił do obrad. Dopiero pod wrażeniem upadku Połocka Litwini urzędownie wysłali na sejm warszawski delegacje z 28 obywateli różnych stanów, nie wyłączając mieszczan. Teraz Zygmunt podzielał stanowisko polskie i przez swych emisariuszy agito- wał po powiatach za unią, tylko chciał, aby przedstawiciele stron "w zgodzie i miłości rozmawiali". Nie znając pewnie dawniejszych aktów, wzięto za pod- stawę unię mielnicką, którą jednak rozmaicie tłumaczono. Padniewski, Marcin 160 Zborowski, Ossoliński, Siennicki wywodzili z niej wspólność sejmu i ministe- riów, Litwini, przez usta Radziwiłła Czarnego (bo inni mówić nie śmieli), pragnęli unii jak najluźniejszej. Król przelał na Koronę dziedziczne prawa Jagiellonów do Litwy, ale i to poświęcenie Latarło się w pamięci, gdy wieść o zwycięstwie nad Ułą dodała animuszu Radziwiłłom. Spisano w recesie (13 marca) [1564] punkty uzgodnione, jednak i od nich zaczęła znów odstępo- wać Litwa. Trzeba było zaczynać znów od sejmu litewskiego, jako od tego czynnika, w którym głos rycerstwa musiał prędzej czy później zagłuszyć nieustępliwe veto panów. Otóż na ten skutek wypadło jeszcze czekać 4 lata. Daremnie w Bielsku spisano w obecności koroniarzy kompromisowe punkta " ku dokończeniu unu": nie zatwierdził ich sejm parczewski, obesłany tylko przez 4 pańskich delegatów. I śmierć kanclerza Radziwiłła (28 maja 1565 r.) nie od razu podziałała, skoro jego miejsce na czele oligarchów separatystów zajął Rudy hetman. Nie zrażając się jednak "niewdzięcznością" Litwy, żołnierz polski niósł dalej krew na obronę Inflant i Witebszczyzny (ogółem 300 rot kosztem 2000000 złotych w ciągu 7 lat), co widząc, także żołnierz-pospolitak litewski zanosił dalej z obozów prośby o sejm wspólny z Koroną polską, w czym przodowało zwłaszcza rycerstwo podlaskie i wołyńskie. Dodawała upo- ru jednym i drugim uchwalona w Koronie egzekucja; onieśmieliła separa- tystów fatalnie zmarnowana, bo bez dostatecznej pomocy polskiej podjęta wyprawa radoszkowicka, która się obróciła w sejm obozowy. Zaś poza świa- domością polityków działały na rzecz Polski wszystkie te urządzenia i zasady, których recepcję zanotowaliśmy wyżej w okresie od 1564 do 1568 r. 7. Sejm lubelski 1568/1569 Gdy już nie można było w żaden sposób odmówić wspólnych obrad z Koro- ną bez narażenia się na niełaskę króla, oligarchowie litewscy postanowili z przygotowawczego zjazdu w Wołyniu przybyć do Lublina całym sejmem, ale na czele karnego zastępu klientów. Z Radziwiłłem ramię w ramię szli teraz: jego dawny rywal Jan Chodkiewicz, starosta żmudzki, Ostafi Wołło- wicz, podkanclerzy i Mikołaj Naruszewicz, podskarbi. Brakło chorego biskupa, [Waleriana] Protaszewicza. Przez styczeń i luty 1569 r. spierały się delegacje w obliczu posłów, którym magnaci unię jak mogli "ganili, odwodzili, mierzili". Zaniechano dla dogodzenia Litwie dawnych "spisów", zaczęto od projektów nowych. Biskup Padniewski posuwał się w ustępstwach aż do pozostawienia Litwie osobnego rządu i osobnego sejmu, tylko nad obroną i elekcją miałyby narody radzić społem. Skorygowali ten wniosek posłowie koronni w duchu petycji witebskiej, dodając z taktycznych względów zastrzeżenie, że egzekucja nie będzie rozciągnięta na Litwę. Strona przeciwna, zamiast wdzięcznie przyjąć ten punkt, uparła się przy pierwotnym wniosku Padniewskiego: "związek wzajemny miał się ograniczyć do unii personalnej i przymierza przeciw zewnętrznym wrogom". Na to jednym głosem ozwały się ławy polskie: eg- zekwować dawne spisy! Król, dogadzając unionistom, kazał Litwie zasiąść wśród Polaków w jednej sali. Tu, nagle, w nocy na 1 marca cały sejm Wiel- kiego Księstwa odjechał do Wilna; tylko Wołłowicz i Naruszewicz zostali w Lublinie w roli obserwatorów. Zaobserwowali wkrótce rzeczy niepokojące. 6 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I 161 W ciągu wiosny wyszły z kancelarii koronnej przywileje o wcieleniu do Ko- rony najpierw Podlasia (5 marca), potem Wołynia (27 maja) i Kijowszczyzny (6 czerwca). Każdej z tych dzielnic zawarowano żądane odrębności, preroga- tywy, swobody językowe. Co najwięcej zabolało magnatów litewskich, to go- towość, z jaką posłowie tych dzielnic zajęli miejsca wśród koroniarzy. Jednost- ki sarkały; kilku dygnitarzom odebrano urzędy, za to ogół radował się zupeł- nym wreszcie równouprawnieniem z wolną Polską i masowo przysięgał na wierność królowi. Tak postawiwszy na swoim, unioniści, w imię dalszej har- monii, uchwalili nowy projekt unii z pozostałą Litwą, gdzie zostawiono jej odrębność państwową. Upadły serca w Wilnie: wszak państwo pozbawione najżyźniejszych krain nie mogłoby się bez Polski utrzymać. Większość przy- słała Chodkiewicza na ostateczne pertraktacje. Jeszcze zaapelowano do litew- skich wyborców, po czym senat z nowym doborem posłów zjechał na powrót do Lublina. Spisano pakt dwustronny z nawiązaniem do skryptu Aleksandra, król bowiem uczył, że "wielkich rzeczy, które na wieki trwać mają" nie godzi się przeprowadzać siłą; 28 czerwca pod auspicjami króla, dostrajając się do przepięknej jego mowy, stwierdzili Padniewski i Chodkiewicz obustronną dobrowolną zgodę na nowy wiecznotrwały związek "wolnych z wolnymi, równych z równymi". W dzień św. Piotra i Pawła Zygmunt August, dźwignąw- szy się radością z ciężkiej choroby, sam śpiewał w kościele zamkowym Te Deum. 1 lipca zaprzysiężono unię lubelską. Nigdy w dziejach odrębne narody nie zawarły trwalszego ślubu przy mniejszym zastosowaniu nacisku. Stało się wedle życzenia setek tysięcy, z ujmą tylko dla garści uprzywilejowanych i dla ich pychy. Musiano odczuć i w oderwanym Połocku, i w Smoleńsku, i w stolicach wszystkich państw, że tu zaszła nie drobna zmiana administracyjna w rodzaju dokonanego nie- dawno (20 lutego 1564) wcielenia Oświęcimia i Zatora, ale akt wielkiej, dziejowej doniosłości. Z niepokojem i gniewem wyczyta Iwan w doniesie- niu swego posła, przytomnego w Lublinie, że,.jedinienje ich w tom, czto im stojato oto wsiech okrain za odin". Już po roku mogła Europa odróżnić polską metodę uniowania od moskiewskiej Iwana, który swym nowogrodzia- nom wybijał z głów wszelki pociąg do polskości tysiącami bezprzykładnych kaźni (1570). Czy akt lubelski był trwały, niecofniony, doskonały? Historia nie zna wielkich przemian, po których by nie nastała choćby przejściowa reakcja, i niewiele zna takich, które by nie miały ubocznych skutków ujemnych. Na razie wystarczy tu stwierdzić, że unia lubelska, doniosłością równa kalmar- skiej, przewyższy swą trwałością wszystkie nowożytne związki państw Europy lądowej, nie obróci się w niczyj ucisk ani wyzysk, bo też leżąca w jej podłożu miłość przetrwa do grobowej państwa jagiellońskiego deski (1795). 8. Unia z Prusami Zbyt wiele miała do stracenia prowincja pruska, pod względem zwłaszcza ekonomicznym, w razie przejścia spod lekkich rządów polskich pod cudzy fi- skalizm, by zachodziła obawa jej oderwania się w razie forsownej centralizacji. W porównaniu z Litwą był jednak ten kraj trudniejszy do zasymilowania z dwojakiej przyczyny: polszczyzna, choć rdzenna i coraz bujniej odrastająca, 162 nie górowała tu kulturą I ad silnym żywiołem niemieckim, a samorząd nie nadawał się do prostego złączenia z reprezentacją narodową polską - wszak i senat pruski różnił się od polskiego, i stany dzieliły się na wyższe i niż- sze w ten sposób, że do wyższych należały wielkie miasta, a do niższych- razem ze szlachtą - mniejsze. Polskość zdobywała na powrót ten kraj od dołu: drobne miasta odniemczały się szybko przez kontakt z okalającą masą szlachecką i wiejską. Zygmunt August od początku panowania, a zwłaszcza od swojej podróży pruskiej w 1552 r. (kiedy odebrał przez komisarzy przysięgę od Gdańska) dą- żył przynajmniej do umieszczenia senatorów pruskich w radzie koronnej, kiedy sejmy domagały się całkowitej unu parlamentarnej, a w swym nacjonalizmie posuwały się aż do żądania (1558), aby nawet miasta pruskie, nie mówiąc już o polskich, zapewniły w swych radach większość miejsc Polakom. Wszakże od słów do gwałtownego czynu droga była daleka. Nie tylko nie narzucano Pomorzu i okolicznym ziemiom przemocą polskiego języka, ale przeciwnie, żywioł niemiecki gniewnie protestował, gdy się na sejmach prowincjonalnych szlachcic lub choćby nawet poseł królewski odezwał po polsku; naturalnego procesu polonizacji jednak te dąsy wstrzymać nie mogły. Zadrażnieniom re- ligijnym zapobiegł król, pozwalając gdańszczanom (1557), a potem toruń- czykom i elblążanom (1558) na komunię pod dwiema postaciami. Właściwa walka z separatyzmem pruskim zaczęła się, odkąd król przyjął na sejmie piotrkowskim 1562/1563 program szlachty. Na straży odrębności dziel- nicy stali głównie wojewodowie: malborski, Achacy Czema i chełmiński, Jan Działyński, tudzież burmistrzowie gdańscy: Kleefeld, Ferber, [Jerzy] Rosen- berg i elblążanin [Joachim] Schultz. Za połączeniem stanów agitował Hoz- jusz, Karnkowski (jako biskup-ordynariusz dla Pomorza), opat Geschkau i rodzina Kostków z mądrym Janem na czele. Separatyści upierali się, że dziel- nica podlega tylko królowi, więc nie powinna ani płacić podatków na pań- stwo, ani go bronić, ani podlegać ustawie egzekucyjnej, której zastosowania w Prusach słusznie obawiali się panowie i bogaci gdańszczanie. Na rozkaz króla przybyli na sejm piotrkowski 1562/1563 senatorowie pruscy, a za ich przykładem, nie chcąc zostać w tyle, zrobili to jeszcze chętniej posłowie miast i szlachty, po czym przedstawiciele stanów niższych wzięli udział w rozpra- wach nad egzekucją i unią, popierając obie te reformy i nie szczędząc słów prawdy swym "tyranom", kiedy przeciwnie, Czema demonstracyjnie przema- wiał w sejmie przeciw, i to po niemiecku. W 1565 r. zajadły ten wróg unii (ale nie wróg Polski) przypłacił śmiercią z apopleksji swe zacietrzewienie. To- warzysze jego w latach 1565-1567 zupełnie bojkotowali sejm Rzeczypospolitej, za co im król płacił niezwoływaniem generału pruskiego, a stany koronne uchwalały ustawy obowiązujące także dla Prusaków. Przewidując bezowocność swego oporu i czując coraz silniejsze parcie pol- szczyzny od dołu, stawili się wreszcie senatorowie i posłowie pruscy w Lub- linie, by poddać się autorytatywnej wykładni przywileju inkorporacyjnego ze strony króla. 16 marca [1569] wyjaśnił król dekretem, że ów przywilej, choć gwarantuje Prusom szeroki samorząd, nie sprzeciwia się jednak wcale zasiadaniu ich reprezentantów w izbach polskich. Nadal mają oni tam zasia- dać i obradować o wspólnej sprawie na równi z kolegami polskimi, są bowiem Polakami - dodał król ustnie - lubo mieszkają w Prusiech. Słaba groźba, "by ieh co gorszego nie spotkało", wystarczyła, by złamać opór separatystów. 163 Delegatów wielkich miast już do senatu nie proszono ani delegatów miaste- czek do izby poselskiej nie wprowadzono. 9. Sprawa reformy sejmu i elekcji Nie ulega wątpliwości, że unię parlamentarną z Litwą i Prusami ułatwi- ła słabość budowy sejmu walnego. Gdyby w nim większość konstytucyjnie rozstrzygała, to nie tylko malutkie księstwo oświęcimsko-zatorskie, ale i Litwa, i Ruś, i Pomorze musiałyby się obawiać majoryzacji; cóż natomiast groziło samorządnym Prusom, gdy widziały, że jedno województwo może nie dopuścić do zbiorowej uchwały stanów? Za Zygmunta Augusta izba poselska dzięki owej elicie protestanckiej, która ją prowadziła, wywalczyła sobie duży w kraju nad sejmikami autorytet. Wyborcy mało ją krępowali instrukcjami, mniejszość poddawała się większości. Nikt jednak, ani król, długo przeciwny parlamentaryzmowi, ani senat, ani większość protestancka pozba- wiona mocnego oparcia wśród wyborców, ani tworząca się później większość katolicka, nikt się nie domyślił, że ten wynik: rządy przeważnej liczby oraz wywyższenie sejmu nad sejmikami należy przypieczętować, utrwalić jako zasadę obowiązującą na przyszłość. Wspólny sejm zuniowany nie będzie już miał ani rządzącej elity przekonaniowej, ani tej hierarchii społecznej, jaką dotąd posiadała Litwa. Nie wyzyskano parlamentarnego zwycięstwa nad frakcją Ossolińskiego w 1552 r. ani później nad posłami ruskimi w 1564 r., jak nie wypisano w ustawach mądrej myśli Ocieskiego, że poseł jest repre- zentantem całego państwa i żadnymi nakazami wyborców nie musi się kie- rować. Więcej troski okazali król i sejm o formę przyszłej elekcji. W 1558 r., kie- dy już można było przewidzieć bezdzietne zejście ostatniego Jagiellona, a bliskość ambitnych Habsburgów dawała dużo do myślenia, wystąpiła izba poselska z projektem takiej ordynacji, aby powiaty wysyłały na zjazd elekcyjny poczwórny komplet posłów z zapieczętowanymi uchwałami, na kogo mają głosować, przy czym dla osiągnięcia zgody wolno by było odstę- pować od kandydata wskazanego przez szlachtę wojewódzką. W innym projekcie z 1565 r. wyjątkowo przewidywano, że województwa uchwalać mają większością, po czym większość województw wyrazi wolę całego narodu. Trzeci projekt, podobno z 1572 r., czynił elektorami tych senatorów lub posłów, których się na dany dzień wylosuje z wielokrotnego kompletu; tym razem dopuszczono do obioru także deputowanych II miast zunio- wanego państwa (między innymi Rygi, Wilna, Kijowa, Oświęcimia, Gdańska, Elbląga, Torunia). Bardzo starannie wykluczano z elekcji biskupów jako zaprzysiężonych papieżowi, ograniczono poczty senatorów i posłów w ten sposób, aby senat nie miał przewagi, jakby chodziło o bitwę, nie głosowanie; tylko zasady większości (poza owym projektem 1565 r.) nikt, nawet taki Mikołaj Rej, na sejmie unii nie śmiał wyraźnie postawić. Gdy nie wiadomo, kto kogojutro przegłosuje, protestanci czy katolicy, niech lepiej rządzi taka zgoda, jaka Zygmunta Augusta kierowała izbą, zasłaniając potrzebę ścisłego głosowania. Wszystko zostało w stanie płynnym; nawet nie określono, kto zwoła zjazd elekcyjny. 164 10. Koniec ostatniego Jagiellona Ucichła na wschodzie wojna, umilkły spory o unię i egzekucję, jednak głę- boka troska o jutro mąciła spokój króla i tych, co z nim ostatnio współpraco- wali. Po tylu tarciach i zmaganiach, jaki nieład w administracji, zastój w są- downictwie, słabość lub samowola na kresach, rozterka w sumieniach! 14 kwietnia 1570 r., przestraszeni kontrofensywą Rzymu, zawarli przedsta- wiciele gmin luterskich, kalwińskich i braci czeskich na synodzie w Sando- mierzu słynną zgodę (consensus), gdzie obiecali sobie pracować nadal nad wspólnym wyznaniem wiary, a tymczasem zaniechać waśni i wspólnie do- magać się tolerancji. Taka zgoda, choć podziwiana w Europie, oznaczała dal- szą niezgodę w Polsce, bo oddalała uznanie katolicyzmu jako łącznika moral- nego dla ogółu Polaków. Wzmógłszy się na duchu, wystąpili różnowiercy na sejmie z żądaniem zupełnej tolerancji, ale tylko dla trzech wyznań, nie dla arian i innych sekciarzy, usunięcia jurysdykcji biskupiej nad katolikami, ograniczenia dziesięcin; patronom kościołów miało być wolno je reformować w sensie protestanckim bez pytania o zgodę parafian (cuius regio eius reli- gio)34. Mocno zaprotestowała przeciw temu katolicka większość senatu z Uchańskim i Mikołajem Radziwiłłem Sierotką (nawróconym synem Czarne- go); także i w izbie poselskiej katolicy nie dali się już zagłuszyć. Pierwszy po unii sejm rozszedł się bez uchwał, jakby na potwierdzenie zagranicznej opinii, że Poloni comitiali morbo laborant35. Coraz więcej myślano i mówiono o sukcesji i o tym, co się dzieje na dworze królewskim. Zygmunt August darmo zabiegał dla swych sióstr o zaopatrzenie ziemskie na Podlasiu i Mazowszu, choćby tytułem wdzięczności za ofiary po- niesione na rzecz unii. On, co tak pięknie uczył miłości swe narody, musiał słuchać od poddanych publicznych lekcji moralności i porządku. Już w 1565 r. bardzo ostro wymawiał mu Jakub Ostroróg, że zaniedbuje żonę i przez to naraża Polskę na utratę dynastii. W 1570 r. [Stanisław] Szafraniec, jako mówca tegoż egzekucyjnego obozu, wyrzucał mu, że niedbałym wymiarem sprawie- dliwości i niemoralnym życiem anarchizuje cały kraj. Co prawda, o nieład w sądownictwie naród przede wszystkim do siebie mógł mieć pretensjg, ale z obyczajami króla naprawdę było źle. Ani poselstwa, ani listy od Habsburgów, ani upomnienia nuncjuszów nie mogły uleczyć na wskroś zmysłowego, chore- go serca króla. Raczej umrze niż złoży koronę, niż rozpocznie przystojne życie z żoną Katarzyną. Wmówił sobie, że ona nigdy mu nie da potomka, bo Bóg nie błogosławi związkowi z siostrą zmarłej pierwszej żony. Robił próby z na- łożnicami [Anną] Zajączkowską, [Barbarą] Giżanką, czy mu się uda mieć dzieci, a gdyby się udało, to chciał się domagać rozwodu. Nie płacił żonie nawet należnych procentów od posagu i z radością pozwolił jej w 1565 r. wyjechać do rodziny. Lecz o rozwodzie można było mówić z różnowiercami, poniekąd z Uchańskim, ale nie z papieżem, ani z Habsburgami, którym przy- kry ówczesny stan rzeczy otwierał bądź co bądź widoki na sukcesję w Polsce, 34 łac.) czyja władza tego religia. 35 łac.) Polacy cierpią na sejmową chorobę. J. Matuszewski dowodzi jednak, że w okresie staropolskim sens tego wyrażenia był inny: "Polacy cierpią na epilepsję". Por. J. Matuszewski Morbus comitialis czyli kaduk, "Przegląd Historyczny", R. 60: 1969, z.1, szczególnie s.165-172. 165 a czwarte małżeństwo króla mogłoby je zamknąć. Nie chciała Polska ligi prze- ciw Turkom, szukała własnych dróg na świecie, to tym bardziej trzeba ją po- siąść przez mniemaną wolną elekcję. Od dawna zestosunkowani z litewskim możnowładztwem Habsburgowie od 1565 r. zaczęli przez posła Andrzeja Du- dycza kaptować sobie stronników widokami unii z Czechami; a jeżeli nie czy- nili tego zbyt śmiało, t głównie dla braku zgody we własnym domu, kto ma kandydować: czy cesarz Maksymilian, czy ktoś z arcyksiążąt. Zygmunt August długo po mistrzowsku żywił wśród Habsburgów te nadzieje, do niczego się nie zobowiązując, a w końcu oświadczył się wyraźnie przeciw ich nastgpstwu. Pewne koła protestanckie już oglądały się dawno za Hohenzollernami; inne- za Janem Zygmuntem Zapolyą, który zresztą myślał o ślubie z Habsburżanką. Aż tu 14 marca 1571 r. umarł królewski siostrzeniec-pretendent bezpotomnie. Śmierć jego nasunęła smętne myśli królowi; 6 maja spisał testament, pełen dyspozycji majątkowych dla rodziny i wzniosłych nauk dla narodów. Nagle, 28 lutego 1572 śmierć biednej Katarzyny rozwiązała mu ręce. Zdało mu się, że teraz osiągnie to, co mu wróżyli astrologowie, co danym było pradziadowi Jagielle, że ożeniwszy się po raz czwarty, da narodowi następcę tronu. Lecz w tejże niemal chwili, w kwietniu, podczas sejmu, co miał w Warszawie radzić nad sukcesją, zachorzał śmiertelnie. Pobiegł za Giżanką do ulubionego Kny- szyna i tam 7 lipca wydał ostatnie tchnienie. I1. Werdykt dziejowy o "Dojutrku" Nieprgdko zdobyła się historiografia nasza na trafne uchwycenie osobowości i roli dziejowej Zygmunta Augusta. Trzeba było najpierw przeniknąć arcyludzką historię jego subtelnej, bogatej i powikłanej indywidualności, a potem prze- zwycigżyć emocjonalne tony, jakie owa historia wzbudza; ogarnąć powszech- nodziejowe znaczenie tego panowania i odkryć na nim piętno osobistego wkładu Zygmunta; zmierzyć tragiczny fakt, że tu schodził ze sceny polskiej ostatni dynasta, i określić w związku z tym właściwą jego odpowiedzialność. Dziś już chyba nie ma o tym dwóch zdań, że syn Bony Sforza był do rządze- nia Polską w 1548 r. źle przygotowany; gorzej niż w 1764 r. Stanisław August, i że do tego zadania w chowywał sig dopiero na tronie, w gabinecie, w izbie radnej czy poselskiej. Ze z drugiej strony szybko posiadł mądrość i kulturę polityczną na najwyższą skalę. Dowodem przezorny stosunek jego do reformy kościelnej; cały jego sposób traktowania unii z Litwą i jasny, arcyeuropejski pogląd na sprawg bałtycką. Wszakże z mądrością i kulturą nie szła w parze siła twórcza i zdolność porywania narodu. Zygmunt August nie urodził się na lekarza epoki, co wyszła ze swoich stawów. Wewnętrznie rozdarty, z elemen- tów włoskich i litewskich złożony, a do prowadzenia i wychowywania Pola- ków powołany, musiał być "dojutrkiem" wobec zagadnień, sięgających głgbo- ko w przyszłość. Zresztą podobny charakter ludzi epoki przejściowej, stojących na krawędzi czasów, noszą i jego główni współpracownicy. Poza Radziwiłłem Czarnym, który miewał w duszy litewską, a nie polską rację stanu, sam jeden Hozjusz posiadał dość powagi, aby w jego radach można było z zaufaniem czytać od- bicie interesów moralnych i materialnych Polski. Tarnowski i Zebrzydowski 166 reprezentowali różną przeszłość; Karnkowski, Solikowski - przyszłość. Kro- mer, Padniewski, Myszkowski, Krasiński to byli zdolni politycy, ale nie mę- żowie stanu. Uchański, sam bez mocnego kręgosłupa, nie mógł rządzić sumie- niem hamletyzującego króla. "Wielki, mądry i biegły" kanclerz Ocieski, choć wyszedł ze średniej szlachty, nie widać, by się solidaryzował z jej postępo- wym programem albo sam na jego kształtowanie budująco wpływał. Nie mogli tedy mieć autorytetu ani stwarzać szkoły politycznej w szerszym zakre- sie ludzie wytrąceni z dogmatu, osłabieni rozterką wewnętrzną, a pozbawieni moralnej łączności z ogółem. Ów zaś ogół w czasie panowania Zygmunta Augusta wzniósł się do godności samowiednego narodu. Odtąd już "Polacy nie gęsi, swój język mają", znają i cenią swą odrębność wobec narodów świata; już kochają tej odrębności naj- piękniejszą perłę - wolność obywatelską. Stanowią Rzeczpospolitą, rodzinę herbowną. Wybierają się w świat jako rzesza pełnoletnia, własnowolna, za siebie odpowiedzialna w wyższym stopniu niż którykolwiek wówczas naród na świecie, nie wyłączając Anglików, Wenecjan, Holendrów czy Szwedów. Dać temu narodowi testament polityczny, a nie tylko błogosławieństwo i wezwanie do miłości, nauczyć go myśleć, radzić i działać - to było zadaniem ostatniego dynasty, zadaniem, któremu on, jako syn Włoszki, pupil Radziwiłłów, wycho- wanek lutnistów i kobiet, a nie prawników i rycerzy, nie sprostał. To trzeba sobie powiedzieć bez żadnej pretensji do sądzenia kochanka Barbary i twór- cy unii, a tylko dla stwierdzenia pustki, jaka po nim w życiu narodowym została. WALEZJUSZ I BATORY (1572-1586) Rozdzial TiI Pierwsze elekcje i pierwsi wybrańcy 1. Pod lcapturem - ku wolnej elekcji W tydzień dowiedziała się Polska i Litwa, że jest stadem bez pasterza. Sama jedna bez pana i opiekuna wśród państw chrześcijańskich, w nie do- kończonej formie ustrojowej, w granicach chwilowo bezpiecznych, ale na oku pożądliwych dynastów całej Europy; stanęła wobec pytania: czy da sobie ra- dę, czy się obroni i czy rozumnie o swej przyszłości postanowi. Pierwszym jej odruchem była konfederacja samoobronna. Od końca lipca pokryło się całe państwo siecią związków dla obrony ładu prawnego, wszędzie powoływano się na wzór konfederacji nowokorczyńskiej 1438 r., ślubowano sobie powstać spo- łem na każdego przestępcg, który się poważy łamać prawo pospolite, popełniać gwałty lub wszczynać wojny domowe. Nazywano takie związki od dawna, bo co najmniej od czasów Zygmunta I, kapturami, na znak obowiązującej wszystkich i niejako z góry każdemu narzuconej solidarności. Później dopiero wytłumaczono kaptur jako symbol żałoby po zmarłym królu. Pierwsze tego typu konfederacje powstawały, każda w swoim województwie, na krótki ter- min, bo nikt nie przewidywał i mało kto pragnął długiego bezkrólewia. Tymczasem główne zagadnienie: kto i kogo ma wybrać na króla, okazało się wcale złożone. Pewna tylko od dwóch wieków prawna zasada elekcyjności - i pewna reguła polityczna, aby wybierać w obrębie istniejącej dynastii albo jej krewnych. Wszak wybierano następców tronu za Jagiełły i za Zygmunta Starego, jak wybierano królów po Warneńczyku, po Kazimierzu, Olbrachcie i Aleksan- drze, zawsze pod warunkiem potwierdzenia przywilejów i praw, których monarcha dziedziczny mógłby nie uznać. W danej chwili, gdy zbrakło krwi jagiellońskiej po mieczu, można ją było jeszcze odnaleźć po kądzieli w domach Wazów i Hohenzollernów, albo też wybrać ostatnią żeńską latorośl domu, królewnę Annę, i dobrać do niej małżonka. Dzięki takiej polityce elekcyjnej potomkowie Jagiellonów w linii żeńskiej panować będą jeszcze do 1668 r. 2. Senat czy szlachta? Najlepiej przygotowani byli na bezkrólewie możnowładcy litewscy. Ci wie- dzieli, do czego dążą: do rozluźnienia unii, rewindykacji odłączonych od Koro- ny województw i do obioru pana z takiej dynastii, która pójdzie na rękę ich 168 arystokratycznym skłonnościom. Ale niełatwo było młodej i odległej Litwie odegrać we wspólnej Rzeczypospolitej rolę decydującą (a o zerwaniu unu nawet największy separatysta litewski w obliczu Moskwy nie mógł trzeźwo myśleć). Gra miała się rozstrzygnąć w Koronie, między obozem katolickim i protestanckim, a zarazem między senatem i szlachtą sejmikową. Po raz ostat- ni możnowładztwo polskie spróbowało jako całość zastrzec sobie decydujące słowo w polityce, czemu zresztą z miejsca sprzeciwił się ogół szlachty, ogarnię- tej pędem ku wolności i równości. Że w elekcji może uczestniczyć każdy, kto by chciał, to mówiła już ustawa 1530 r., że to uczestnictwo ma być czynne, nie tylko bierne, innymi słowy, że electio ma być libera, zaznaczono w konstytucji 1538 r., po wojnie koko- szej. Teraz zachodziło pytanie, czy przeważą w opinii owe krytyczne poglą- dy, z których za Zygmunta Augusta rodziły się projekty elekcji przez sejm, a jeżeli nie przeważą, to czy jakiś wybór społeczeństwa nie przyswoi sobie takiej inicjatywy w sprawie elekcji, po której ogółowi pozostałaby już tylko czcza aklamacja. Było rzeczą bardzo naturalną, że senatorowie poczuli się do obowiązku uchwycenia owej inicjatywy, zanim dojdzie do głosu stutysięczna, niezdolna do dyskusji masa szlachecka. Zakotłowało się tedy od zjazdów, które opóźniają elekcję o pół roku, gdyż zrodzą, jako niezbędny przed nią organ przygotowawczy, konwokację, której końcem będzie generalna konfederacja wszystkich stanów państwa. Elita wielkopolska, na ogół katolicka, zbiegła się pierwsza radzić do boku prymasa Uchańskiego w Łowiczu; elita małopolska, przeważnie kalwińska, zjechała się w Krakowie przy marszałku wielkim koronnym, Janie Firleju. Obie grupy zwołały, choć na różny termin, liczniejszy zjazd do Knyszyna, gdzie spoczywały tymczasowo zwłoki Zygmunta. Kiedy Małopolanie spróbo- wali wyznaczyć miejsce elekcji w Bystrzycy pod Lublinem (z pominięciem Warszawy) na 13 października (1572), wywołała ta nowość takie niezadowole- nie w Wielkopolsce, na Pomorzu i nawet na Litwie, że nawet Piotr Zborowski, wojewoda sandomierski, odstąpił Firleja i opinia wyraźnie oświadczyła się za przyznaniem kierowniczej roli w bezkrólewiu prymasowi - interrexowi. Za- razem jednak owe tarcia uprzytomniły ogółowi, że do elekcji wiele spraw trzeba jeszcze przygotować. W miejscowości Kaskach tedy, w województwie rawskim, uradził senat (25 października) zwołać do Warszawy konwokację, czyli sejm przedelekcyjny, który by w ostatniej chwili ułożył rzecz zaniedba- ną za Zygmunta Augusta, tj. porządek elekcji. Tu postanowiono także opatrzyć granice kraju, zasilić skarb, wybrać komisję do rewizji praw, wskazać miejsca pobytu posłom obcym na elekcję (aby skrępować ich machinacje), wreszcie ujednostajnić wymiar sprawiedliwości, zalecając wszystkim kapturom obiór sędziów pierwszej i zarazem ostatniej instancji. 3. Viritim! Uchwały zjazdu w Kaskach, choć wymierzone tylko przeciw ochlokracji i pomyślane w obronie zasady przedstawicielskiej, spotkały się z potępieniem d e m o k r a cj i szlacheckiej. Najwymowniej ganił je człowiek, który jako humanista kształcony w Padwie i wielbiciel senatu rzymskiego mógł odróżnić 169 wolność republikańską oraz demokrację parlamentarną od gminowładztwa ciżby. Był to kasztelanic bełski Jan Zamoyskil, zawzięty wróg Austrii. On to, podejrzewając, że senat prędzej porozumie się z Habsburgami i pokieruje wyborem na sejmie elekcyjnym, uderzył w nutę demagogiczną, zachwalając elekcję viritim, "tak jako wojnie służymy", i wywodząc prawo oraz obowiązek każdego do udziału w elekcji ze znalezionego w archiwum koronnym prece- densu konfederacji ruskiej pod Rodatyczami nad potokiem Rak w 1436 r. Nie Zamoyski zresztą wynalazł to hasło. Pierwsi podjęli je w chwili śmierci Zyg- munta senatorowie, magnaci małopolscy Zborowski, Firlej, (Stanisław) Słu- pecki, którzy dobrze zrozumieli, że łatwiej będzie narzucić swą wolę stuty- sięcznemu zjazdowi krzykliwych pospolitaków, niż stu obradującym posłom. Na wyścigi z protestantami Zborowskimi biskup Karnkowski pobudzał do masowego udziału w elekcji Mazurów, którym najbliżej było do Warszawy, i których katolickie uczucia wykluczały z góry zwycięstwo różnowierców n elekcji. Gdy nikt nie bronił elekcji przez przedstawicieli- 4. Konwokacja (6-28 stycznia) [1573) Poszła za przemożnym prądem i uchwaliła, że każdy, kto zechce, może wraz ze swym województwem przybyć na elekcję; że ta ostatnia odbędzie się pod Pragą na polach wsi Kamień, więc w sercu Mazowsza; że jedynie prymas może w czasie bezkrólewia zwoływać zjazdy, mianować i koronować króla, którego tylko ogłaszać będzie marszałek wielki. Zapomniano o dalszych pro- pozycjach Zamoyskiego, aby wprowadzić obowiązek głosowania i uznać z góry zarazem regułę większości na elekcji. Wszystkim żywo stały przed oczyma okropności wojen religijnych we Francji, zwłaszcza noc św. Bartłomieja [24 sierpnia 1572]. Zgoda przyświecała wszystkim, zgoda upajała i w imię zgody spisano na zakończenie zjazdu konfederacjg powszechną ponad kaptu- rami. W myśl życzeń tych ostatnich obiecano sobie nie rozbijać elekcji i nie uznawać za pana żadnego elekta, póki nie poprzysięże praw, przywilejów i wolności, owszem, zwalczać wszystkich sprawców rozłamów lub gwałtu. "A iż Rzeczypospolitej naszej jest dissidiumz niemałe in causa religionis christianae3, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny między ludźmi sedycja jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy, obiecujemy to sobie spólnie pro nobis et successoribus nostris in perpetuum sub vinculo iuramenti, fde, honore et conscientiis nostris4, iż którzy jesteśmy dissidentes de religione5, pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech krwie nie przelewać, ani się penować confiscatione bonorum 6, poczciwością, carceribus et exilżo i zwierzchności żadnej [...] do 1 Ojciec Jana Zamoyskiego, Stanisław, był kasztelanem chełmskim i starostą bełskim. z (łac.) różność (rozróżnienie). 3 (łac.) w sprawie religii ehrześcijańskiej. 4 (łac.) za nas i następców naszych na wieczne czasy pod obowiązkiem przysięgi, wiarą, honorem i sumieniem naszym. 5 (łac.) różniącymi się w wierze. 6 (łac.) konfiskatą dóbr. ' więzieniem i wywołaniem (wygnaniem). 170 takowego progresu żadnym sposobem nie pomagać." Zagwarantowawszy sobie w tych uroczystych słowach pokój religijny, szlachta różnowiercza jednym pociągnięciem pióra przekreśliła tolerancję religijną wobec chłopów; następny bowiem, czwarty artykuł konfederacji przyznał: "zwierzchność nad poddanymi tam in spiritualibus guam in saecularibus s ", co przy ówczesnym stanie rzeczy, gdy lud wiejski w ogromnej masie trwał przy wierze praojców, oznaczało możność odbierania księżom kościołów a chłopom - opieki duchownej księ- ży z chwilą, gdy dziedzic zmienił wyznanie na protestanckie. Jedynie na Rusi artykuł ten obracał się na szkodę greckiego wyznania. Próbowano wprawdzie później tłumaczyć powyższą formułę inaczej, jakoby chodziło o władzę fizyczną dziedzica w dobrach (bonis) świeckich i duchownych, a nie o władzę jego w sprawach (rebus) duchownych, ale inicjatorom chodziło tu niewątpliwie o zasadę cuius regio eius religio, i o ile wiadomo, tylko sandomierzanie wystą- pili po konwokacji przeciw tej zasadzie. Konfederację warszawską podyktowa- ła pewność, że Polska nie dostanie króla protestanta. Z biskupów tylko kra- kowski, Franciszek Krasiński, podpisał ją propter bonum pacis9, Karnkowski z tej roboty się wycofał. Hozjusz ją potępił, a wybitni publicyści katoliccy, jak Solikowski i [Stanisław] Reszka, podjęli ostrą polemikę z tym dobrodziej- stwem, które, jak powiadali, rozwiązywało ręce szaleńcom. 5. Kandydatury do tronu Zrodziły się jeszcze przed bezkrólewiem, a wyklarowały w okresie kon- wokacji. Dla Habsburgów pracowali ich dyplomaći jeszcze od śmierci Ferdy- ńanda (1564): Andrzej Dudycz, [Bernard] Kurzbach, [Zygmunt] Maltzan, ostatnio opat, [Jan] Cyrus, Bertold z Lipy i [Walenty] Proszkowski. Ci ostatni właśnie tra ili po unii lubelskiej do rozżalonych panów litewskich i sądzili, że mają za sobą całą Litwę, kiedy naprawdę związali się z nimi tylko Radziwiłłowie, Rudy oraz Mikołaj Sierotka (syn Czarnego, katolik) i Jan Chodkiewicz. Podobno i wśród niższej szlachty litewskiej znaleźliby się zwo- lennicy arcyksięcia Ernesta, ale Cyrus tak wyłącznie zaufał swym magnatom, że inne stosunki zaniedbał. Otóż Radziwiłłowie zgodni byli z Chodkiewiczem tylko w żądaniu przywrócenia Litwie dawnego oligarchicznego sejmu tudzież odłączonych czterech województw; poza tym nie ufali sobie nawzajem; reszta Litwy z biskupem wileńskim, Protaszewiczem, o zerwaniu układu lubelskiego nie chciała słyszeć, a szlachtę wcielonych do Korony ziem: Pod- lasia, Wołynia i Kijowszczyzny, trzeba by było chyba gwałtem na nowo ujarzmiać. Miał swoich zwolenników w Księstwie car Iwan Groźny; jedni mówili o nim (w 1569 r.) nieszczerze, inni wierzyli w uleczalność jego tyrańskich instynktów, jeszcze inni myśleli o odzyskaniu Połocka, niektórzy spodziewali się po nim ukrócenia prepotencji panów. Wkrótce zresztą Litwa obróciła swe oczy na carewicza Fiodora, kiedy Iwan urągliwie zaznaczył, że Fiodor nie panna i posagu nie dostanie, kiedy zwłaszcza zażądał dziedzicznego w Polsce panowania, (łac.) tak w duchownych, jak i w świeckich. 9 (łac.) dla dobrego pokoju. 171 oddania Kijowa i koronacji na Wawelu z rąk prawosławnego metropolity, widoki jego upadły. Trzecia poważna kandydatura, francuska, wzięła początek po części w Pa- ryżu, po części w Stambule. Na dworze Karola IX i Katarzyny Medycejskiej chciano się pozbyć skłonnego do intryg i mocno zepsutego brata królewskiego, Henryka d'Anjou; Porta chciała nim zwalić niebezpieczną kandydaturę ra- kuską. Przed samą śmiercią Zygmunta Augusta przybyli do Polski agenci [Jan del] Balagny i [Jan] Choisnin, aby pertraktować o ślub księcia ande- gaweńskiego z Anną Jagiellonką. Poza tym zgłaszali się: król szwedzki Jan i książę siedmiogrodzki Stefan Batory, obaj traktowani dość lekko. Na ogół konkurencja tylu chętnych świadczyła o powszechnym zainteresowaniu spra- wą polską; zainteresowanie to przybrałoby może charakter wrogi, zaborczy, gdyby nie to, że różni nasi politycy umieli rozbudzić w Austrii, Moskwie i Turcji nadzieje pomyślnego dla tych państw wyniku. 6. Agitacja i elekcja Rozegrały się głównie między kandydaturą andegaweńską i habsburską. Zarówno Henryk jak Ernest pochodzili z domów absolutystycznych, przy tym splamionych krwią różnowierców. Ale przeciwko Ernestowi przemawiały anty- niemieckie uczucia ogółu szlachty, szczególnie żywe w Małopolsce; obawiano się zbytniej troskliwości Habsburga o niemieckie mieszczaństwo, zwłaszcza w prowincji pruskiej. W dodatku agenci rakuscy sprowokowali opinię niesza- nowaniem przepisów o miejscu pobytu posłów cudzoziemskich, kiedy prze- ciwnie ambasador francuski [Jan de] Montluc [Monluc], biskup Walencji, taktownie czekał na granicy, aż go zaproszą na zjazd elekcyjny. Ow zjazd pod laską Rafała Leszczyńskiego (od 4 kwietnia) zgromadził około 50000 szlachty, w czym 10000 ubogich, niewykształconych, ale hardych i dumnych ze swego klejnotu Mazurów. Wśród zielonych błoń upstrzonych namiotami ustawiono w okopie szopę, gdzie zasiadł senat celem słuchania ofert posłów cudzoziemskich. Nie na wiele się zdały Habsburgom konszachty z Litwą, skoro nawet Radziwiłłów i Chodkiewicza nie skaptowano, nie chcąc zrażać reszty Litwy i całej Korony podważaniem dzieła lubelskiego. Nuncjusz Commendone w ostatniej chwili przerzucił się na stronę Francuza i mowę swoją ułożył w sposób dla niego korzystny; przemawiali po nim Czech, Wilhelm z Roźem- berku w imieniu Ernesta, Montluc i inni posłowie. Biskup Walencji słynnym porównaniem animuszu polskiego i francuskiego zakasował wszystkich. Hen- ryk "Gaweński" w oczach Mazurów zaćmił zupełnie "Rdesta". Widząc swoją przegraną, kierownicy różnowierców spróbowali poniewczasie wznowić pro- jekt elekcji przez deputatów tudzież inne pomysły, zmierzające do ulepszenia ustroju; spod nacisku hałaśliwych Mazurów oddalili się pod Grochów, słusznie licząc, że już tylko groźbą zerwania zjazdu potrafią narzucić katolikom wciągnięcie konfederacji warszawskiej do paktów, które miał zaprzysiąc przyszły elekt. Jakoś dopięli swego, nie bacząc na protesty biskupów. Gdy to załatwiono, prymas 11 maja [1573] nominował Henryka królem; jeszcze kilka dni pertraktowano z Montlucem o zaprzysiężenie paktów, po czym Firlej promulgował nowego pana. 172 7. Układ króła z narodem Jedną ze słabych stron owej "złotej wolności", która święciła tryumf na polu pod Kamieniem, była okoliczność, że masa szlachecka, raz się wypowie- dziawszy i powróciwszy do domów, nie mogła cofnąć swego votum bez nara- żenia kraju na wielkie niebezpieczeństwo, a wybraniec mógł obietnic swego posła nie ratyfikować albo mógł je później spełniać po swojemu. Jeżeli "stru- ny niemieckie", jak mówiono, nigdy nie zgodzą się na jednej lutni z polskimi, to i francuski ton dworski niełatwo było zharmonizować z polską, "braterską" bezceremonialnością. Opisano obowiązki Henryka w dwóch aktach, z których jeden miał znaczenie doczesne, drugi wieczne. W paktach konwentach Montluc przyrzekł za swego króla zbudowanie eskadry wojennej, sprowadzenie na obronę Polski gaskońskiej piechoty, zawarcie przymierza z Polską, wyrobie- nie zamknięcia żeglugi narewskiej, podźwignięcie Akademii Krakowskiej, po- prawę handlu. W artykułach henrycjańskich, które później zaprzysięgał każdy nowy król, ustalono główne zasady ustroju Rzeczypospolitej: sejmy zwoływać będzie król co dwa lata na sześć tygodni, żenić się może za zgodą senatu; szanować konfederację warszawską, poselstwa odprawiać i przyjmować tu- dzież traktaty zawierać za radą senatorów przybocznych, wskazanych przez sejm zwyczajny na następne dwulecie w ten sposób, że co kwartał zmieniać się będą przy boku króla trzej senatorowie świeccy, a co pół roku - biskup. Pospolite ruszenie uchwalać może tylko sejm, a prowadzić tylko król, i to wyłącznie w kraju, nie za granicą, i bez podziału na korpusy. Król ma wła- snym nakładem "obroną opatrować" granice. Sukcesora za życia na tron nie prowadzić; senatorów przybocznych nakłaniać do zgody, a gdy się to nie uda, iść za zdaniem najbliższym prawu i wolnościom. Pieczęci pokojowej nie uży- wać do aktów państwowych, tzn. działać tylko w asystencji kanclerzy; po- datków ani ceł nowych bez sejmu nie nakładać, monopolów nie wprowadzać. "A jeślibyśmy (czego Boże uchowaj) co przeciw prawom, wolnościom, artyku- łom, kondycjom wykroczyli albo czego nie wypełnili, tedy obywatele koronne obojga narodu od posłuszeństwa i wiary nam powinnej wolne czynimy." Kiedy uroczyste poselstwo z Adamem Konarskim, biskupem poznańskim, za- wiozło te punkty do Paryża, powstały trudności z powodu artykułu drugiego o tolerancji religijnej i ostatniego (siedemnastego) o wypowiedzeniu posłu- szeństwa. Wszakże Jan Zborowski tak dobitnie upomniał Henryka wobec ca- łego dworu francuskiego, że ów przysięgę wykonał (lÓ września [1573] w ka- tedrze Notre-Dame), przeredagowawszy tylko nieco artykuł siedemnasty. To- lerancyjne zasady polskie ogromnie zaimponowały Francuzom, skoro nawet wobec własnych, zbuntowanych i oblężonych hugonotów musiał Karol IX uwzględnić wstawiennictwo (postulata polonica) wielkiego poselstwa. Przy- szłość miała okazać, czy taki układ z narodem usunie tarcia pomiędzy ma- jestatem i wolnością i czy przyznane każdej jednostce prawo buntu zapewni Polsce narodowy kierunek rządu. Największy wpływ na spisanie artykułów henrycjańskich wywarł Jan Tomicki, kasztalen gnieźnieński, weteran wojny kokoszej. Jemu to, jako protestantowi, zależało na tym, aby króla, nie sza- nującego pokoju religijnego, lada mniejszość wyznaniowa mogła zrzucić. Jak wiemy, podczas rokoszu lwowskiego wysunięto myśl powołania rady królew- skiej z ramienia sejmu, senatorsko-szlacheckiej. 'reraz tę myśl pod nazwą " sedecimviratu" podjął Zamoyski, nie Tomicki, który bodaj tylko zasadę ro- 173 koszową przechował dla następnego pokolenia. Otóż rady, opartej o sejm i tym samym odpowiedzialnej, prawodawcy 1573 r. nie przyjęli, bo ją uważali za zbędną, trudną do urzeczywistnienia i uciążliwą dla złotej wolności. Sejmu do pracy nie uzdolnili ani go odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa nie obarczyli. Miał rację mądry Solikowski, gdy w bezimiennym piśmie pt. Roz- sądek o warszawskich sprawach na elekcyjej do koronacyjejlo, które wiele narobiło hałasu, pomawiał miłośników swojskiej wolności, że dążą do tego, "aby wszyscy królami byli, [...] a żeby król malowany był". 8. Kr4tkie rządy Henryka Drogą przez Heidelberg i Frankfurt nad Menem przybył Walezy do Poz- nania, stamtąd do Krakowa na sejm koronacyjny. 23-letni zniewieściały mło- dzian ujrzał tam przeznaczoną mu do zaślubienia 52-letnią "infantkę" Annę, a jego doradcy - absolutyści zetknęli się z doborem wolnych Sarmatów. Od razu wyszło na jaw, że przeciwieństw wyznaniowych nie usunie zrodzona w braterskim nastroju formułka. Znowu musieli różnowiercy przypominać Henrykowi zobowiązanie: iurabis, promisisti 11, a Karnkowski do przysięgi monarszej dorzucił zastrzeżenie: salvis Iamen spiritualium iuribusl2. Nuncjusz [Wincenty] Laureo wprost kwestionował powagę paktów ułożonych na sejmie bez króla i rył pod sejmem koronacyjnym. Zamąciła się od razu harmonia między wybrańcem tłumu a izbami. Niektórzy próbowali poprawiać pakta i artykuły; wtedy to Zamoyski przepadł ze swym projektem sedecimviratu i z nową redakcją artykułu siedemnastego, która przewidywała, że naród nie prędzej zerwie z królem, aż ów nie posłucha zgodnych remonstracji całego sejmu. W otoczeniu króla książę [Ludwik] de Nevers ganił cały ustrój Polski, a zwłaszcza narzuconą radę rezydentów: lepiej niech Henryk dobiera do- radców ze wszystkich stanów i opiera się na mieszczaństwie przeciwko szlachcie. Przy takich utajonych dążnościach, przy dużym poczuciu monar- szego majestatu, nie umiał Henryk ani zachować się przystojnie, ani bronić majestatu sprawiedliwości. Od "sieroty" Anny Jagiellonki trzymał się z dala, czym oburzał całe jej otoczenie. Przestawał w kole zauszników i kochanek, popisywał się publicznie tańcem volta, który wówczas za bardzo wszeteczny uważano; po nocach dokazywał w lada jakim towarzystwie. Ośmieleni swa- wolą króla, pozwalali sobie Zborowscy wysoko podnosić głowy w tym prze- konaniu, że to oni Walezjusza królem zrobili, więc on im wszystko zawdzię- cza. Podczas koronacji, wśród turniejów, namiętny Samuel Zborowski rzucił się z czekanem na kasztelana wojnickiego [Jana] Tęczyńskiego i śmiertelnie ranił towarzyszącego królowi innego senatora [Andrzeja] Wapowskiegol3. lo Rozsądek o warszawskich sprawach na Electiey przeszley do Coronaciey nale- żący, Kraków 1573, Konopczyński cytuje z wydania Czubka Pisma polityczne z cza- sów pierwszego bezkrólewia, Kraków 1906. 11 (lac.) przysięgłeś, przyrzekłeś (to). 12 (łac.) z zachowaniem jednak praw duchowieństwa. 13 W rzeczywistości Zborowski był mimowolnym zabójcą. W zamieszaniu, które wynikło, gdy on i Tęczyński rzucili się wzajemnie na siebie, ugodził próbującego ich rozdzielić Wapowskiego. Por. S. Grzybowski Henryk Walezy, Wrocław 1980, s.114. 174 Henryk skazał go tylko na banicję, którą łatwo można było cofnąć, a za to jego braci i krewnych powynosił na wyższe stanowiska. Sejmowi koronacyj- nemu pozwolił rozejść się bez uchwał, tylko ogólnikowo zatwierdził prawa, bez wzmianki o nowych artykułach. Już gadano w kraju o tyranie, już roz- brzmiewało hasło nieposłuszeństwa, zaś "tyran" wywnętrzał się poufnie o swej " odrazie do "dzikich Scytów. Słowem, na razie idea francuska, idea rozumne- go i mocnego rządu, znalazła w Polsce złe ucieleśnienie. Do formalnego sojuszu dużo brakowało i korzyści politycznych nie było widać: wprawdzie sułtan puścił w niepamięć świeżą interwencję panów polskich w Mołdawii (gdzie jednak Bogdan musiał ustąpić tronu niejakiemu Iwoni,1572), bo miłym okiem patrzył na wywyższonego rywala Habsburgów, ale za to ci ostatni na nowo zbliżyli się do Moskwy; sytuacja sprzed 1515 r. wracała, a naprawić jej nie zdołałaby Francja, rozdarta na długie lata walką bratobójczą. 9. Po ucieczce Henryka W nocy z 18 na 19 czerwca [1574 r.] na wiadomość o śmierci bezpotomnej Karola IX, Henryk wymknął sig z Krakowa przez Wenecję do Francji. Wcale jeszcze nie myślał rzucać "scytyjskiej" korony, pilno mu było tylko zasiąść na tronie Kapeta, aby doń nie dopuścić młodszego brata, księcia Franciszka d'Alengon. Niemniej afront i skandal był niesłychany. W najprzykrzejszym położeniu znaleźli się ci, którzy zbiega na tron prowadzili i przy jego tronie stać chcieli: Uchański, Karnkowski, publicysta Krzysztof Warszewicki. Trud- no było dowieść królowi, że nie dotrzymał paktów konwentów, skoro te brzmiały ogólnie i bezterminowo, ale trudno było czekać, aż ów wróci, kiedy on sam terminu powrotu nie podawał. Na zjeździe senatorów w War- szawie 24 sierpnia postanowiono jednak czekać aż do dnia 12 maja [1575 r.]. Teraz nastał ów okres najgorszy, kilkunastomiesięczny, po którego przetrwa- niu Solikowski zawoła ze zdumieniem: "A tośmy z łaski Bożej cało zostali ! " Tu i ówdzie zaszły wypadki anarchii: Olbracht Łaski, regalista, zajechał gwał- tem Lanckorong, wypgdzając z zamku wdowę-dożywotniczkę, Wolską. W Kra- kowie pospólstwo katolickie za przewodem studentów zburzyło kalwińską świątynię, tzw. Bróg. Na Litwie i zwłaszcza w Prusach wzmogły się prądy odśrodkowe. Ale te objawy rozstroju stanowiły najistotniejsze znamię chwili: znamienna była ich wyjątkowość. Polska nie obróciła się w państwo pięści, jak Niemcy w XIII w.; duch publiczny zostawał czujny i zdrowy, o czym wie- dząc, sąsiedzi nie zdążyli nawet w ciągu owego roku wyzyskać sieroctwa Rzeczypospolitej. Zresztą ucieczka Henryka pociągnęła za sobą pewne dodatnie następstwa. Habsburgowie, zamiast kończyć przymierzem zaczęte z Moskwą konszachty, uwierzyli, że teraz ich dzień nadchodzi. Tylko jeszcze zaczekać, aż Francuz podziękuje formalnie za korong (bo sam odjazd jego w oczach takich między- narodowych władców, jak Habsburgowie, nie mógł uchodzić za rezygnację), a dojrzeje plan [Wilhelma z] Roźemberka, Cyrusa i Dudycza. 1 listopada 1574 r. panowie litewscy podpisali osobliwą na korzyść Ernesta konfederację: wychodząc niby z założenia, że tylko pod warunkiem jego obioru car obiecuje pokój i przyjaźń, zamówili sobie przez Wiedeń taką właśnie z Moskwy po- 175 gróżkę. Potem wrócili do żądania kasaty unii lubelskiej; parli do osobnej elekcji Ernesta na Litwie. Na próżno, bo cesarz Maksymilian nie chciał się narażać na zarzut stosowania nielojalnych metod; sam wystąpił w szranki i widocznie wierzył w swój sukces, bo pouczał Radziwiłłów i Chodkiewicza o wartości istniejącej unii z Polską. Nie doceniał cesarz ani germanofobii szerokich kół szlacheckich, co krzyczały na zjazdach: "aż do gardł naszych nie chcemy Niemca", ani wpływu,jaki na pewnych polityków wywierała Porta, która groźnie odradzała związek dynastyczny, a tym bardziej unię osobistą z Cesarstwem. Podobnie car dał się bałamucić tym politykom litewskim, a po części koronnym, którzy go prosili o Fiodora, niby o nowego Jagiełłę. Faktycznie cesarz i car zużyli cały rok na wzajemne zwalczanie się w Polsce i na Litwie, tak dalece, iż nie liczono sięjuż ani z powrotem Francuza, ani z konkurencją innych, pomniejszych współzawodników. 10. Zwrot w Stgżycy na korzyść Batorego Oczekiwany dawno zjazd nie był właściwie ani konwokacją, ani elekcją, ani radą senatu: zjechano się po prostu, aby przyjąć do wiadomości i ogłosić fakt bezkrólewia. Niechęć do Niemca wciąż jeszcze zagłuszała żal do Francuza. Przybył na zjazd internuncjusz francuski, [Jakub] d'Expeisses, z niewdzięczną misją przekonywania Polaków, że Henryk, jak tylko pozwolą mu ojczyste sprawy, przyjedzie znów do Polski; niektórzy udawali, że w to wierzą, aby odwlec elekcję i nie dopuścić do mocnego wystąpienia kandydatów rakuskich. Tymczasem rozprawiano o kandydaturach, jakby to był już zjazd elekcyjny. Sparzeni na cudzoziemcu różni narodowcy wysuwali nazwiska Piastów, tj. rodaków: Andrzeja Tęczyńskiego, wojewody bełskiego, Jana Kostki - san- domierskiego, z których żaden jednak nie górował powagą i popularnością nad innymi. Ten odłam obradował z dala od senatorów, w ruinach zamku Sieciecha. Do słowiańskich uczuć apelował niespodziany kandydat, Czech, do- piero co poseł cesarski, Wilhelm Roźemberk, najwyższy burgrabia korony czeskiej, jego atutem była unia Polski z Czechami, ale też prędko Habsbur- gowie go unieszkodliwili. Obiecująco przedstawiał się Alfons d'Este, książę Ferrary, znany osobiście niektórym Polakom jako mecenas nauk i sztuk, przy tym doskonały gospodarz, dobrze ustosunkowany w Europie, bo szwagier cesarza a wierzyciel króla francuskiego, syn heretyczki, więc miły nawet dy- sydentom; jego paromilionowa gotówka imponowała tego pokroju obywate- lom, co sądzili, źe król ma ze swego majątku opatrywać twierdze i utrzymy- wać wojsko na obronę granic. Za to duchy bardziej rycerskie a wrogo uspo- sobione wobec Austrii upatrzyły sobie wcześniej kandydata w Stefanie Ba- torym, wojewodzie siedmiogrodzkim, wodzu antyhabsburskiej partii na Węg- rzech. Rzecz szczególna, że za Batorym przemawiali także ludzie lękający się Turcji, kiedy on właśnie przez swych agentów, arian: [Hieronima] Fili- powskiego i Blandratę, robił Polakom nadzieję zwycięskiej wojny przeciw niewiernyml4, pospołu z Węgrami i Wołoszą, albo nawet zachęcał do wyboru 14 j rzeczywistości Batory był kandydatem mającym poparcie Turcji, o czym dobrze wówczas w Polsce wiedziano z relacji rezydentów polskich w Konstantyno- polu. Por. A. Tomaczak Walenty Dembiński kanclerz egzekucji (ok. 1504-I584), Toruń 1963, s.118. 176 Iwana, byle nie wybierano Habsburga, który i węgierskiej, i polskiej wolności grób zgotuje. Szczególnie kiedy Stefan zbił u siebie pod Szent Pal [Sanpahl] (10 lipca 1557) wodza partii rakuskiej, Kaspra Bekiesza [Bekesa], papiery jego poszły w opinu szlachty bardzo wysoko. 11. Druga elekcja - rozdwojona Rozszedł się zjazd stężycki bezowocnie, pozostawiwszy w rękach prymasa prawo zwołania najpierw konwokacji, potem elekcji. Uchański nie zwlekał, zwłaszcza gdy z Rusi nadleciały wieści o strasznym ostrzegawczym najeździe Tatarów. Pod ich wrażeniem, na jednodniowej konwokacji (w Warszawie, 3 października [1575)) ustalono krótki termin sejmu elekcyjnego 7 listopada. Już było wszystko naokoło Polski ukartowane. Katarzyna Medycejska, w myśl swoich pieniężnych kalkulacji, popierała Alfonsa, którego zwalczał natomiast nuncjusz Laureo, bezwzględnie oddany Austrii. Cesarz doszedł z carem (przez poselstwo [Jana] Kobenzla i [Daniela] Prinza) do takiego porozumienia, że wprawdzie każdy z nich pod ręką pracował dla siebie, ale razem gotowi byli zwalczać Batorego jako wasala Turcji; na wypadek jego obioru Iwan prze- znaczał swemu synowi Litwę i Kijów, arcyksięciu zaś Ernestowi - koronę polską. Wieści o tym projektowanym rozbiorze przenikały do Polski, budząc w jednych przerażenie, w innych gniew i odruch oporu. Senat, z Uchańskim na czele, prawie cały przypadł na stronę habsburską i mianowicie samego ce- sarza, a nie współzawodniczących z nim arcyksiążąt Ernesta lub Ferdynanda. Mówiono, że złoto sypie się obficie i dziwowano się za granicą (słynny publi- cysta [Hubert] Languet w Wiedniu), jak może Polska istnieć przy takiej sprzedajności. Rdzenny, niesprzedajny instynkt narodowy wołał tymczasem o króla Piasta. Zamoyski, z właściwą sobie impulsywnością, ale bez konsek- wencji, zachwalał teraz myśl obioru rodaka i z emfazą podnosił godność pol- skiego szlachcica, co to królom jest równy, bo obiera pana viritim, ma nie- tykalność osobistą i ma poddanych chłopów. Za Piastem przemawiał Sien- nicki; przeciw niemu, za dynastą Habsburgiem - poeta Kochanowski. Cóż, kiedy marność proponowanych Piastów podważała argumentację piastow- ców, a twarde metody Habsburgów zniechęcały do ich krwi. Była chwila, kiedy zdawało się, że przeważy neutralny książę Ferrary, który jednak zbyt- nio zależałby we Włoszech od sąsiedzkiej cesarskiej potęgi. Już niektórzy rozpaczali nad wolną elekcją i wszelką swobodą, bo Uchański, poparty przez Litwę i Prusy, nominował 12 grudnia [1575) królem cesarza Maksymiliana. Ale teraz wszyscy narodowcy, rzucając Piastów, skupili się przy osobie Batorego i Siennicki, jako wódz demokracji szlacheckiej, ogłosił królem rodaczkę Annę, "przydającjej za małżonka" Stefana (15 grudnia). Ulegalizować tę niewątpliwą uzurpację postanowiono przez nowy zjazd pospolitego ruszenia pod Jędrzejowcem (18 stycznia) [1576). Wśród 20000 zebranego tam rycerstwa senat reprezentowali głównie Piotr i Andrzej Zborowscy, a episkopat - sam jeden Karnkowski. Zapał w obronie wolności pchnął demokratów do ener- gicznych przedsięwzięć: uchwalono podatki i zbrojenia, rozesłano agitatorów do dzielnic, gdzie przeważali cesarscy, po czym cała "kupa" opanowała Kraków, z lekka terroryzując przychylne Habsburgom miasto i uniwersytet. 177 Równie energicznie poczynał sobie Batory. Zaprzysiągł on pakta w Meg- yes [Medyges] i powierzywszy Siedmio ród bratu Krzysztofowi, szedł przez niatyn Podkarpaciem do Mogiły. Karnkowski jako biskup kujawski nie za- wahał się go ukoronować wraz z Anną na Wawelu (1 maja). Szybkość batoria- nów sforsowała rękę cesarzowi. On, który myślał jeszcze targować się ze zwo- lennikami (a miał do wytargowania w paktach i artykułach niejedną poprawkę), zaprzysiągł także wszystko, czego odeń żądano, ale główną nadzieję złożył w postrachu moskiewskim. Teraz właśnie zaszedł wypadek, na który car przy- gotowywał swoje rozbiorowe pomysły; niemieccy książęta, elektorzy saski i brandenburski, zachęcali Maksymiliana, by przemocą złamał w Polsce wszel- ki opór. Zanim się cesarz na coś zdecydował, śmierć uwolniła odeń Polskę 12 października (1576), a jego następca, Rudolf, zrezygnował z całej imprezy. Nie pozostało naszym cezarianom nic więcej, jak ukorzyć się przed wybrań- cem szlachty. 12. Batory jako człowiek i król Wobec narodu, był pod wieloma względami żywym kontrastem Walezjusza. Po młodziku wstępował na tron mąż w sile wieku (ur. 1533 r.), po zniewie- ściałym paniczu - spartanin, lubujący się w prostocie i w trudach obozo- wych; po absolutyście syn wolnego narodu umiejący szanować cudze prawa, po skrytym graczu ze szkoły Katarzyny Medycejskiej - szczery, dostępny, lojalny bojownik. Łączyły ich tylko: brak prawdziwego fanatyzmu, krytycyzm wobec stanowych przesądów szlacheckich, no i nieznajomość polskiego języ- ka. Nosił Stefan w szerokiej piersi dumne serce węgierskie, bolał nad roz- darciem swojej właściwej ojczyzny, jednakowo łaknąc porachunku z obu jej ciemiężycielami: Turkiem i Habsburgiem; temu ostatniemu nie mógł zapom- nieć paroletniego więzienia z czasów, kiedy jako poseł Jana Zygmunta został aresztowany w Wiedniu (1565). Najgorętszym jego pragnieniem było wciąg- nięcie Polski do wojny z Portą, której plonem byłoby wyzwolenie Węgier i krajów naddunajskich. Los jednak najpierw każe mu walczyć, zgodnie z polską, a nie z węgierską racją stanu, o interesy nadbałtyckie Rzeczypospo- litej, potem o Inflanty i Białoruś z Moskwą, a do rozprawy z Turcją już mu zabraknie sił. Nim doszło do najsławniejszej akcji tego panowania, tj. wojny z Iwanem Groźnym, Stefan, wśród wielkich trudności zewnętrznych, porządkował swój stosunek do narodu. Pomawiany, acz niesłusznie, o protestantyzm i o ule- głość wobec półksiężyca, musiał przede wszystkim ułożyć współpracę z Rzy- mem. Zawadą był do tego nuncjusz Laureo, który póty wichrzył na rzecz Austrii wśród senatorów, aż otrzymał consilium abeundi 15 i wyjechał na Śląsk. Wtedy Uchański porzucił przegraną sprawę, a kuria papieska kazała nuncjuszowi poczynić kroki pojednawcze. Współpraca z senatem ułożyła się też prędzej i lepiej, niżby to po rozłamie 1576 r. można było wróżyć. Za- moyskiego traktował Stefan jak serdecznego przyjaciela, wyniósł na podkan- clerstwo koronne (1578), potem obdarzył wielką buławą (1580) i wszelkimi 15 łac.) radę odejścia. 178 zaszczytami 16, ale i poza nim znald l w senacie szereg rozumnych, wytraw- nych polityków, z którymi nie zawsze się zgadzał w rzeczach ogólnego pro- gramu, ale których doświadczenie w pracy codziennej świetnie spożytkował. O żadnym antagonizmie dwóch izb ani o wygrywaniu przez króla jednej z nich przeciw drugiej nie będzie mowy. Bo i ze szlachtą jako całością po- trafi Stefan przez szereg lat dla wspólnego dobra Rzeczypospolitej wcale har- monijnie pracować. Artykuły henrycjańskie zaprzysiągł z dość istotną mody- fikacją punktu o wypowiedzeniu posłuszeństwa: oto na przyszłość nie lada jakie naruszenie praw, ale uznane za ważne przez zgromadzenie stanów upra- wni poddanych do oporu. Zgodnie z paktami konwentami zaślubił Annę Ja- giellonkę; dzieci z nią już nie miał, bo też stronił od niej jak najdalej, więc starzejąca się kobieta w zawartym tylko dla oka ludzkiego małżeństwie nie znalazła ukojenia. ; Dobra wola była po obu stronach, u króla i u narodu. Ale w epoce, która wydała Filipa II i Iwana Groźnego, do czasu tylko udawało się zręcznym i mocnym królom, jak Elżbiecie angielskiej i Gustawowi szwedzkiemu, har- monijne współdziałanie ze społeczeństwem. Źródło konfliktu tkwiło wszędzie między ustrojem stanowym i władzą monarszą, przy czym nie zawsze interes państwa był jednoznaczny z wolą króla. Polska, jeszcze przed Zygmuntem III, , miała tego doświadczyć. Kiedy szlachta poskąpiła nowo obranemu Batoremu środków na wojnę, a domagała się jurysdykcji apelacyjnej nad stanem mie- szczańskim, król rzucił pamiętne słowa: "Nie w chlewie, ale człowiekiem wol- nym urodziłem się [...]. Wolność moją kocham i w całości ją zachowam [...]. , Wy sami włożyliście mi koronę na głowę. Jestem więc waszym królem rze- czywistym, a nie malowanym. Chcę panować i rozkazywać i nie ścierpię, żeby kto nade mną panował. Bądźcie stróżami wolności waszej, to dobrze. Ale nie pozwolę, żebyście byli bakałarzami moimi i senatorów moich. Tak strzeżcie wolności waszej, aby się w swawolę nie wyrodziła". Brzmiało to jak wyzwanie, chociaż nie było wyzwaniem. Król dał upust energu swojej i rycerstwa w nie- zbędnych wojnach. ; 13. Wojna z Gdańskiem Nie sprawdziły się obawy tych, co myśleli, że stan miejski w Rzeczypospo- litej poprze pretensje Habsburga jako przyszłego swego protektora. Sam tylko Gdańsk uczepił się sprawy Maksymilianowej, aby pod pozorem lojal- ności względem wcześniej wybranego władcy bronić swych przywilejów, kwe- stionowanych przez komisję Karnkowskiego. Szło o wielkie i nieprzemija- jące rzeczy: o to, czy Polska utrwali swój dostęp do morza, czy Gdańsk ma jej służyć, czy też ona Gdańskowi; czy za przykładem butnej metropolu nie podniosą głów w Prusach inne niemieckie miasta i czy całej prowincji nie pociągną na nowo do separatyzmu. Ośmielił gdańszczan do buntu ów Kobenzl, poseł cesarski, który z tamtego miejsca rozsnuwał naokoło Polski sieć roz- biorczej ligi austro-moskiewskiej. Już po koronacji Stefana witało miasto de- z6 Zamoyski został podkanclerzym koronnym w 1576 r., kanclerzem w 1578 r., a hetmanem w 1581 r. 179 monstracyjnie posłów moskiewskich, a 4 czerwca [1576 r.] złożyło deklarację wierności cesarzowi; słysząc jednak, że Batory przybywa do Prus i że doń śpieszą z akcesem wszystkie strony prowincji, wdali się gdańszczanie w targi z paru kolejno wysłanymi do nich poselstwami. Warunkiem uznania miało być zatwierdzenie praw prowincji i skasowanie ustaw Karnkowskiego. Król zdecydował się rozłączyć te dwie sprawy, tzn. uszanować szeroką autonomię Prus, ale bronić swych praw przy ujściu Wisły. 24 września obłożył Gdańsk banicją, lecz z rozpoczęciem kroków wojennych nie śpieszył, bo nie miał jesz- cze czym wojować. Próby wywołania rozdźwięku między patrycjatem i po- spólstwem spaliły na panewce. Przeciwnie, motłoch miejski rzucił się pod hasłem: vive les gueuxl', zapożyczonym z Niderlandów, na klasztory i dobra duchowne, zwłaszcza te, które należały do morskich doradców Korony Pol- skiej, Karnkowskiego i Geschkaua. Magistrat tymczasem, pertraktując, wer- bował żołnierzy rozmaitej krwi germańskiej, naprawiał baterie i alarmował swą rzekomą krzywdą państwa morskie. Takiego zrozumienia doniosłości historycznego momentu nie okazał sejm toruński (4 października - 29 listopada 1576)Is. Nie przejęła się szlachta nauką mądrego Solikowskiego (głoszoną jeszcze w 1573 r.), że gdy pozwoli "skazić port gdański", którym cała Korona patrzy na świat, to czeka ją "gburstwo i oractwo cudze, a k'temu niedostatek". Zrażona odpornym stano- wiskiem króla wobec żądania reform, dawała pospolite ruszenie zamiast pie- niędzy. Śmierć Maksymiliana usypiała nawet tych, co rozumieli znaczenie Bałtyku. Król "nie malowany" parł jednak do rozgrywki, żądając od gdań- szczan połowy cła palowego, 300000 guldenów kontrybucji oraz wypożycze- nia artyleru na wojnę moskiewską; konstytucje Karnkowskiego obiecywał tyl- ko rozpatrzyć na sejmie. Aresztowanie delegacji miejskiej (Ferbera i Rosen- berga) wzburzyło jeszcze gorzej gmin gdański: 15 lutego [1577 r.] zniszczono klasztor oliwski z jego cenną biblioteką. Odpowiedział król, zakazując handlu z Gdańskiem i otwierając w Elblągu wolny handel migdzy Polską i zagranicą. Później ustanowił w Elblągu takie palowe (Pfahlgeld), jakie istniało w Gdań- sku, a uszczęśliwione napływem kupców miasto nie odmawiało królowi tego, co jest królewskie. Z wiosną przyszła pora na czyny. Sejmiki generalne (skoro nie było czasu na nowy sejm), wyczytawszy w uniwersałach Batorego jędrną prawdę o utu- czonych naszym kosztem "wieprzach" gdańskich i grożącym unicestwieniu polskiego imperium nad morzem, uchwaliły, acz późno, podatki. Synod pio- trkowski duchowieństwa zawotował subsidium charitativum; można było za- ciągać wojsko i pożyczki. Stanęło po trosze do 12000 żołnierzy - dość, by utrzymać w szachu i blokować miasto od strony lądu, nie dosyć na szturm. O blokadzie od morza nie mogło być mowy, odkąd Gdańsk zamówił sobie pomoc floty duńskiej, której Stefan z pomocą swych "gibelinów", elblążan, mógł przeciwstawić najwyżej tuzin kaprów. Niemniej początek oblężenia wy- padł świetnie: 17 kwietnia [1577 r.] pod Tczewem nad jeziorem Lubieszow- skim Jan Zborowski w 2500 jazdy i piechoty zniósł czterokroć silniejszą siłę gdańską, dowodzoną przez Niemca, fachowca, Hansa Winkelbrucha z Ko- 1' (franc.) niech żyją nędzarze! ls Sejm był zwołany na 4 października, ale rozpoczął obrady dopiero 19 paździer- nika. Por. W. Konopczyński Chronologia..., s.142. 180 lonii. Za to w lipcu i sierpniu najpierw [Ernest] Weiher, starosta pucki, a po- tem sam król, doznali ciężkich niepowodzeń w próbach owładnięcia Latarnią. Co gorsza, 10 września admirał duński Eryk Munk z gdańszczanami wpadli do Zalewu Wiślanego, zaatakowali Frombork i o mało nie zdobyli Elbląga, który uratował podkomendny teraz Batorego, Kasper Bekiesz. Siły gdańszczan w tym czasie, razem z Duńczykami i zaciężnymi Szkotami doszły do 21000 głów; Polska niewątpliwie daleka była od wyczerpania swych zasobów, ale sytuacja międzynarodowa nie pozwalała na ich skupienie w jednym punkcie. Wprawdzie na Zachodzie Anglia, Holandia ani Hanza nie myślały narażać dla Gdańska swego handlu z Polską, Szwecja trochę pomagała nam flotą, sam król duński udawał, że z Rzecząpospolitą nie prowadzi wojny, a różni niemieccy książęta ofiarowywali gdańszczanom tylko swe dobre usłu- gi. Ale zza Dźwiny zawisła nad Litwą straszna nawała moskiewska. Nie dziw, że król 4 października wdał się w układy, które po 2 miesiącach (8 grudnia) zakończono w Malborku ugodąl9. Przeprosiny, przysięga, 200000 guldenów kontrybucji czy też odszkodowania, a z drugiej strony cofnięcie banicji i kon- fiskaty towarów oraz potwierdzenie przywilejów miejskich przy odesłaniu na sejm sporu o palowe i o statuty Karnkowskiego, nie były to warunki odpo- wiadające godności wielkiego państwa i dzielnego króla. Załowali też niektó- rzy doświadczeni statyści, jak Mikołaj Siennicki, że przed radykalnym zała- twieniem sprawy pruskiej państwo wikła się w wojnę z carem. Rzeczywistość zmuszała do takiego porządku postępowania, skoro z Inflant i Połocka zbyt blisko było do serca Litwy. 14. Przygotowania do zapasów z Moskwą Nie tylko kompromis z Gdańskiem, ale różne inne posunięcia Batorego świadczyły, że król wszystkie sprawy chce podporządkować głównemu celowi, tj. zwycięskiej rozprawie z tym wrogiem, co w ciągu XVI w. przez Smoleńsk i Połock wbijał się w Wielkie Księstwo Litewskie, a od Pskowa parł niepo- hamowanie do Bałtyku. Od 1571 r., tj. od rozejmu z Polską2o, car nie stracił czasu. Pod pozorem pomocy dla swego lennika, Magnusa, szarpał Estonię (Weissenstein) [Witensten, Biały Kamień] (1573), pustoszył okolice Rewla, wyspy Ozylię i Dag , wreszcie w 1577 r. całą siłą na wiele miesięcy ścisnął Rewel. a) Ustępstwa wobec Hohenzollernów. W Malborku ci sami komisarze, któ- rzy ubili interes z Gdańskiem, kończyli także trwający od bezkrólewia spór z domem brandenburskim. Wprawdzie elektor Albrecht Fryderyk złożył był hołd królowi przez posłówjeszcze latem 1576 r., przez co odgrodził się od spra- wy cesarskiej, ale taki hołd nie wystarczał. W księstwie pruskim wrzało: książę, niepełnoletni, ambitny a skłonny do choroby umysłowej, kłócił się z ludnoś- 19 Dokumenty, które ją utwierdzały i w związku z nią powstały, noszą datę 12 grud- nia 1577 r. Zob. Stefan Batory pod Gdariskiem w 1576-77 r., [w:] Źródla dziejowe, t. 3, Warszawa 1874, nr 178-183. zo pomyłka, prawidłową datę zawarcia rozejmu, czyli 1570 r. podaje Konopczyń- ski na s.131. 181 cią; oberraci, czyli regenci, którzy, według ordynacji 1542 r., faktycznie rzą- dzili krajem, wadzili się ze szlachtą; sposobność wydawała się jedyna, by Polska znów, jak w 1566 r., położyła rękę na tych powikłaniach i mocniej uzależniła od siebie lenno. Król żądał zwołania stanów pruskich i sposobił na nią komisję rozjemczą. Tymczasem ów ferwor antypolski, co ożywiał gdańszczan, udzielił się też ludności pruskiej, a margrabia Ansbachu Jerzy Fryderyk, jako ewentualny następca Albrechta Fryderyka, użył swych wpły- wów w Rzeszy Niemieckiej, aby się narzucić jako pretendent do kurateli nad księciem. Rada senatu włocławska (w marcu 1577 r.) uznała za konieczne ustąpić i 22 września Stefan przyznał margrabiemu upragnioną opiekę pod warunkiem złożenia osobistego hołdu tudzież zapłaty 200000 guldenów do kasy królewskiej. Dalszą korzyść polityczną obiecywano sobie z pozyskania tym ustępstwem życzliwości owych książąt niemieckich, którzy inaczej mogli- by szkodzić Polsce podczas wojny z Moskwą. b) Nasuwała się znów, wobec rozgrywki o Inflanty, potrzeba zjednania po- mocy szwedzkiej albo duńskiej (jeżeli życzliwość obu tych państw teraz była nie do osiągnięcia). Danię nastrajał przeciw Iwanowi "Arcymagnus", ów król inflancki, co teraz już miał dość carskiej opieki, ba, nawet wyciągał dłonie ku Litwie i Polsce. Naturalniejszy byłby po dawnemu sojusz ze Szwecją, o jaki pertraktował w Sztokholmie zaraz po koronacji Stefanowej poseł Jan Herburt. Jabłkiem niezgody była Estonia, której większą część aż do Narwy Batory rewindykował na rzecz swego państwa. Król Jan III dawał do zro- zumienia, że Szwedów ta zdobycz zbyt drogo kosztowała, by się jej Iekkim sercem mieli zrzekać; już w tych rozmowach rzucono myśl, aby za Estonię wynagrodzić dom Wazów sukcesją królewicza Zygmunta w Polsce po Bato- rym. Później, gdy Fryderyk duński okazał się w sprawie gdańskiej tak da- lece b s polnischzl, że połowę królestwa o iarowywał na wspomożenie Gdań- ska, szanse Jana stanowczo na dworze polskim przeważyły. Pertraktowano wtedy pod patronatem Rzymu i Hiszpanii o wspólną akcję przeciw Danii, nawet o rozbiór tego państwa, w czym Stefan miałby odegrać rolę głównego egzekutora ak Chrystian II w niedoszłej kampanii przeciw Polsce 1512 r.)zz. Cóż; kiedy w mniejszych i całkiem uchwytnych rzeczach trudno się było Szwedom ze Stefanem dogadać: ani długów posagowych na rzecz Katarzyny Jagiellonki, ani obiecanych Janowi zamków inflanckich, ani spadku po Zyg- muncie Auguście nie kwapił się Stefan północnemu sąsiadowi uiścić. Skut- kiem tego niewątpliwa wspólność interesów polsko-szwedzkich nie przybrała w obliczu wojny formy przymierza. c) Dużo zależało, jak zwykle, w tym splocie stosunków od postawy Tatarów i Turcji: sułtan Amurat [III], dowiedziawszy się o obiorze Batorego, wpisał Polskę na listę krajów podległych osmańskiemu berłu. Nie formalizował się król o te fantastyczne roszczenia; owszem, ze względu na Moskwę i na Sied- miogród uregulował z Portą dobre stosunki traktatem 5 listopada 1577 r. Sporo czasu jednak upłynęło, nim ów układ oddziałał na postępowanie Tata- rów. Chan Mohammed Tłuścioch [Mehmed Otyły] nie tylko nie szukał zwady z Moskwą, ale, zapewne pod wpływem rubli, najeżdżał w latach 1577-1578 Ruś i Wołyń, a darów żądał od nas nawet na wypadek, jeżeli sam zwiąże zl (niem.) polskim złym duchem (szatanem dla Polski). zz Wyprawa planowana była na 1515 r. 182 się z carem. Dopiero nauczka dana Tatarom przez Janusza Zbaraskiego pod Bracławiem oraz presja Wysokiej Po ůty pozwoliły posłowi [Marcinowi] Bro- niewskiemu zawrzeć na Krymie (we wrześniu 1578 r.) układ przyjacielski, _; równoznaczny zresztą tylko z neutralnością, a nie z sojuszem. Sułtan bowiem ' potrzebował Ordy przeciw Persom, a wezyr Mehmed Sokolli czuł przed po- tęgą Iwana niezwykły xespekt. 15. Najazd Iwana na Inflanty W 1577 r. odbywał się wśród takich orgii barbarzyństwa i okrucieństwa, że zaćmił wszystkie srogości Turków i samego nawet Iwana. Gubernator Chodkiewicz miał pod ręką nie więcej jak 2000 wojska, a Niemcom inflanckim słusznie nie ufał. Padały kolejno miasta obsadzone przez Kettlera i Magnusa, a przy zdobywaniu zamków tysiącami wycinano mężczyzn, gromadami gwał- cono publicznie kobiety23. Sejm Rzeszy w Ratyzbonie rozdzierał szaty nad postępowaniem Moskwy, ale nawet na akcję dyplomatyczną w obronie po- bratymców nie umiał się zdobyć. Wnet cały kraj, z wyjątkiem Rygi, znalazł się w rękach zdobywcy. Munster zaknutowany na śmierć, Magnus, uwięziony i sponiewierany, uciekł pod opiekę Batorego24. Bo też jedyny ratunek był w królu polskim, który przez to wyrastał na obrońcę cywilizacji i ludzkości. Stefan jednak nie śpieszył z formalnym wypowiedzeniem wojny, póki nie uzbroił wojska i nie upewnił się o dobrym nastroju sąsiadów. Zaczął rządy od ofiarowania Iwanowi wieczystego pokoju, znosił afronty i przed samym jeszcze najazdem słał do cara wojewodę mazowieckiego, Stanisława Kryskie- go, z gałązką oliwną. Najazd wstrzymał tę misję. Stefan ze wzrokiem utkwio- nym w Moskwę opracowywał plan zaczepny na Połock i Smoleńsk, wiedząc dobrze, że jeśli tam zwycięży, to jakby klinem odetnie od Moskwy Inflanty. W styczniu [1578 r.] posłowie jego, grubiańsko przyjęci na Kremlu, usłyszeli warunki: za pokój całe Inflanty, za rozejm - uti possidetis. Jeszcze raz cały 1578 r. król zwodził cara rozhoworem (Barbarum verbis ducendum)25. Polakom tymczasem wykładał w uniwersale na sejm 1578,r. konieczność wielkiej woj- ny: od posiadania Inflant zależy los Wilna i Prus; od panowania nad morzem - cała przyszłość Rzeczypospolitej. Gdy kilka województw zostaje głu- chych na to wołanie, król je ponawia pod adresem opornych sejmików, aż za cenę przyznanego szlachcie trybunału osiąga środki, jakich jeszcze żaden król polski na wojnę nie miewał. Teraz przez [Piotra] Haraburdę wyprasza 23 braz ten jest przejaskrawiony, jeśli chodzi o skalę i powszechność stosowania okrucieństw. Dopuszczano się opisanych czynów wobec miast i zamków, które próbo- wały bronić się, takich zaś było niewiele, większość poddała się na pierwsze wezwa- nie i była traktowana znacznie łagodniej. Por. J. Natanson-Leski Epoka Stejana Batorego w dziejach granicy wschodniej Rzeczypospolitej, Warszawa 1930, s.11-13, 22-26. 24 )Vojska moskiewskie nie przekroczyły wówczas Dźwiny, nie cały więc kraj zna- lazł się pod władzą Iwana. Poza tym Magnus przeszedł na stronę polską dopiero po pierwszych sukcesach Batorego w walce z Moskwą, do tego czasu trzymał z woli cara kilka zamków i tytuł królewski. Zob. tamże, s. 26, 31-32. 25 lac.) Barbarzyńców powstrzymywał słowami. 183 intruzów z Inflant, a posłó carskich przytrzymuje, aż Litwin wróci z nie- bezpiecznej misji. Haraburda doczekał sig w Moskwie dobrej wieści o wspól- nym zwycigstwie Litwy (Andrzeja Sapiehy) i Szwedów pod Kiesią (21 paź- dziernika 1578) i wrócił szczęśliwie; za to jego następca [Bazyli] Łopaciński, przysłany z wypowiedzeniem wojny, został latem 1579 r. uwigziony. 16. Połock i Wielkie Łuki Jako zbawca i wyzwoliciel wkroczył król w ziemig połocką, wzywając lud- ność do zrzucenia jarzma. Miał razem z czeladzią do 50000 ludzi przeciw 200000 Moskali, którymi z głównej kwatery w Nowogrodzie rozporządzał car. Ale wśród dwudziestu kilku tysigcy batoriańskich kombatantów byli tacy wojownicy, jak stary hetman Mielecki i młody Zamoyski26, jak Radziwiłł Rudy z synem Krzysztofem Piorunem, Jan Zborowski i Janusz Zbaraski, dzielni Wggrzy Bekiesz i [Janusz] Bornomissa. 30 sierpnia (1579), przetrwa- wszy cigżkie deszcze i przygotowawszy grunt bombardowaniem, przypuszczono zwycigski szturm do Połocka. Potem brano bez walki Turowlg, w cigżkim boju Sokół; Smoleńszczyzng gromił jej tytularny wojewoda, Filon Kmita, Czernihowszczyzng Ostrogscy i Michał Wiśniowiecki. Niszczono pilnie środki materialne wroga, ale nie pastwiono się nad ludem, była to bowiem wojna szlachetna z barbarzyństwem; zdemoralizowane załogi puszczano wolno w głąb państwa moskiewskiego, gdzie je niedobry czekał los. Świetnie umiał Batory podtrzymywać nastrój wojenny po swojej stronie za pomocą cenzury, plotek i rozsyłania z polowej drukarni komunikatów dla narodu i zagranicy, i nie- mniej świetnie rzucał strach na wroga z takim skutkiem, że car zaraz po Połocku jął sig przymawiać o przyjaźń i braterstwo. Był to moment niebezpieczny pod wzglgdem moralnym. Któż zaręczy, czy hasło pokoju nie chwyci sig sejmików, czy bierna i pokojowa natura polska nie spocznie na laurach połockich? Wigc, zostawiwszy dowództwo Mieleckie- mu, król z Zamoyskim pośpieszyli na sejm warszawski (grudzień 1579 - styczeń 1580)z' krzesać nowe energie. Tam kanclerz, znany skądinąd jako przeciwnik niesłusznych wojen zdobywczych uzasadnił izbom konieczność dalszej walki we własnych Iwanowych granicach, aż do zupełnego zwycig- stwa. Nie bać sig aneksji i nie skrupulizować nad nimi, z tym głównym zastrzeżeniem, że wszystkie zdobyte kraje otrzymają równe z Polską prawo obywatelstwa; żaden nie pozostanie w położeniu podbitej prowincji. Umyślnie tak pokierowano, że goniec rosyjski, śpieszący z wyrazami pokory (piered Bogom i piered nim korolom) nie zdążył na czas; trwały jeszcze korespon- dencje i wielcy posłowie carscy jeździli potem za królem bezskutecznie, aż rozpaliła sig nowa kampania. Nikt w Europie ani w Azji nie chciał pomagać okrutnikowi: ani cesarz Rudolf, który mu wypominał Inflanty i żądał ich ewakuacji, ani chan tatarski, który za warunek przymierza stawiał wolność Astrachania. 26 Zamoyski nie był jeszcze wówczas hetmanem. Por. przyp.16. Z' Sejm obradował od 23 listopada 1579 do 4 stycznia 1580 r. Por. W. Konop- czyński ' Chronologia. . ., s.142. 184 Powiększone wojska przeprowadził Stefan latem 1580 r. przez niedostępne drogi pod Wielkie Łuki. Tu stanowiska strony odbiły się w następującyeh propozycjach: car, przed samą kapitulacją twierdzy, oddawał Połock, Kur- landię i tę część Inflant, którą d :ierżył Magnus; Polacy żądali całych Inflant, Smoleńska, Nowogrodu oraz zwrotu kosztów wojennych. Wielkie Łuki złożyły broń 5 września, przy czym rozdrażnione oporem wojsko wymordowało część załogi, nie bacząc na zakaz króla i Zamoyskiego. Dalsze rozhowory prowa- dzono w zdobytym na św. Michała Newlu (po drodze wzięto Wieliż i Uświat), przy czym już było widać, że Iwan gra na zwłokę, w nadziei jakiejś pomyślnej interwencji z zewnątrz. 17. Psków Wróciwszy z wyprawy do Grodna, król roztoczył starania o pożyczkę u ksią- żąt Rzeszy; uzyskał od Rygi 2/3 ceł na dochód skarbu królewskiego i odprawił w Warszawie [w 1581 r.] nową sesję sejmową. Expose Zamoyskiego tak prze- mówiło do przekonania izbom, że wszystkie województwa (z wyjątkiem trzech małopolskich) uchwaliły nadzwyczajne podatki na dalszą wojnę z zastrzeże- niem, że ta ofiara będzie ostatnią, a posłużyć ma do wywalczenia dobrego pokoju. Stefana to stanowisko nie zadowoliło: wojna bez zupełnego zmiażdże- nia wroga wydawała mu się niezaszczytną; "Bóg mi świadkiem", wołał, "że gdybyście nie odmówili środków na konieczną potrzebę Rzeczypospolitej, to pomyślałbym o podboju nie tylko Moskwy, ale całej Północy". Litwinom (Wołłowiczowi) wystarczyłyby Inflanty, a były pogłoski, że car odstępuje swoje pretensje do tej ziemi cesarzowi i że jego agenci pracują nad zerwa- niem sejmu. Przetrzymawszy tedy posłów moskiewskich w zupełnym odosob- nieniu, Batory zakończył sejm, by znów przemówić do wroga z paszcz armat- nich i muszkietów2s. Na urągliwe odezwy Iwana od połocczan i do senatu litewskiego, gdzie król nazwany był krzywoprzysiężcą, odpisał Zamoyski jeszcze ostrzej. Główne uderzenie tego roku godziło w Psków. 21 sierpnia [1581 r.] zdo- byto fortecę Ostrów, a Krzysztof Radziwiłł i Filon Kmita w kilka tysięcy jazdy wpadli daleko na górny Dniepr, aż do źródeł Wołgi, czym nie tylko wymanewrowali z Orszańskiego całą armię nieprzyjacielską, ale rzucili po- strach na carską kwaterę w Staricy (pod Twerem). Atoli mężniej niż prze- rażony despota spotkał niebezpieczeństwo obrońca Pskowa, kniaź Iwan Szuj- ski. Miał on pod ręką oprócz 7000 załogi 50000 uzbrojonych lub użytych do robót fortyfikacyjnych mieszczan, kiedy siły polskie w tej kampanu nie przekraczały 30000, a Stefanowa artyleria, mimo zdobycia z górą 100 dział w różnych twierdzach, niewiele mogła zdziałać przeciw potężnym murom i 37 basztom twierdzy. Oblężenie zaczęło się w końcu sierpnia od staran- nych robót ziemnych, którym oblężeni przeciwdziałali z nie mniejszą gorli- wością. 8 września rzucili się Węgrzy, a za nimi Polacy i Litwa, do dwóch 2s W rzeczywistości, w czasie obrad sejmu prowadzono z poselstwem moskiew- skim rozmowy, uczestniczyła w nich także delegacja izby poselskiej. Por. J. Natan- son-Leski, dz. cyt., s. 75-76. 185 wyłomów, zostali jednak wyparci bohaterskim kontratakiem pskowian. Oka- zało się, że król ma za mało prochu na wysadzenie murów i że załoga, oży- wiona religijnym patriotyzmem, gotowa bronić swego cara-ciemiężyciela do ostatniej kropli krwi. Dodał naszym ducha wracający od Toropca ze świet- nego zagonu Piorun Radziwiłł, zmiękczała też Moskali szwedzka ofensywa ` w Estonii, ale to wszystko nie naprawiło widoków oblężenia. 18. Pośrednictwo papieskie a rozejm zapolski Myśl spożytkowania Moskwy dla wypędzenia Turków z Europy świtała w głowie różnych dyplomatów papieskich (takich jak [Wincenty] Portico, Laureo, [Jan Andrzej] Caligari) od 1570 r., ale dopiero sprytny poseł carski [Istoma] Szewrygin w 1580 r. zetknąwszy się w Pradze z nuncjuszem i po- słem weneckim, zaimprowizował świetną próbę zbałamucenia kurii rzym- skiej na dobro Moskwy. Właściwie miał on doręczyć tylko pismo carskie żądające, aby papież zabronił Stefanowi łączyć się z Turkami i napastować ch ześcijańskich sąsiadów, sam jednak skomponował inne pismo ze wzmianką o możliwym przyjęciu rzymskiej wiary. Papież Grzegorz XIII postawił sobie za cel najpierw unię z Kościołem greckim, potem porozumienie polityczne w duchu ligi chrześcijańskiej; rozumiano bowiem w Rzymie, że misja Szew- rygina "zrodziła się nie z dobrych intencyj, ale z dobrego bicia". Aliści, cały ten eksperyment wziął w ręce niefortunny entuzjasta, jezuita Antoni Posse- vino, który już raz imał się podobnej roboty unijno-sojuszowej w protestanc- kiej Szwecji (1578 i 1580) i tam również nie wskórał nic. Possevino razem z Szewryginem udali się do Austru, skąd Moskal jechał do siebie na Lubekę, a jezuita do Polski, gdzie go przyjęto na ogół bardzo chłodno. Również w państwie carów doznał najpierw wielkiego rozczarowania. Iwan zhardział, ujrzawszy, że już nie jest tak samotny w Europie, i ani o dopuszczeniu jezui- tów do Moskwy, ani o budowaniu tam kościołów katolickich nie chciał sły- szeć. Wróciwszy do obozu polskiego pod Psków, próbował Possevino uspo- kajać Polaków, że Moskale nie są wcale tak źli, jak ich cudzoziemcy opisali, Moskalom zaś dowodził, że Polacy się zbroją gwałtownie. Te dobre usługi wcale jednak nie zachwycały dowodzącego pod Pskowem Zamoyskiego: jego zdaniem ten "sykofanta", "zdrajca" zaniedbywał dla polityki hierarchię nie- biańską i bałamucił tylko papieża, sam zbałamucony przez cara, który do- piąwszy swego kijami przepędzi pośrednika. Rokowania w Kiwerowej Horce pod Janem Zapolskim odbyły się w czasie, kiedy już największe niedole zimowe można było uważać za przezwyciężo- ne29, tylko że siły oblężnicze stopniały. Prowadzili je ze strony polskiej: Janusz Zbaraski, Albrecht Radziwiłł, Haraburda, oczywiście pod sprężystym kierownictwem Zamoyskiego, według tajnych instrukcji króla. Za wszelką cenę, nawet kosztem nieuznania tytułu carskiego, starał się Iwan nie dopu- ścić Polski do posiadania całych Inflant, próbując z nich zatrzymać choć kilka zamków. Stefan ze swej strony przybierał pozór, jak gdyby chciał i mógł 29 Trudno z tym się zgodzić, rokowania trwały bowiem od 13 grudnia 1581 do 15 stycznia 1582 r. 186 rokować także w imieniu Szwedów, chociaż co do ich zamiarów żywił wielkie podejrzenia. Była chwila, kiedy Zamoyski skłaniał się przyznać Moskwie 4 zamki w Inflantach, w zamian za Wielkie Łuki, Wieliż, Siebież i Zawo- łocze (Smoleńsk próbowano wytargować za uznanie tytułu carskiego), ale król słusznie uznał, że zbyt daleko wysuniętych obcoplemiennych zdobyczy nie potrafiłby utrzymać. Więc tylko Wieliż z obwodem wytargowano dla Litwy, a z Inflant nie ustąpiono ani piędzi ziemi, do czego zresztą i Possevino, zrażony pod koniec do Moskwy, się przyłożył. "Koniecznaja niewola" zmu- siła Iwana do tej upokarzającej rezygnacji, a Zamoyski z niezwykłą czuj- nością i energią dopilnował do ostatniej chwili, aby ta graeca fides nie utrzy- mała się pod pretekstem nieporozumienia na żadnym zamku. 19. O resztg Inflant Rozejm zapolski na cały wiek powściągnął moskiewskie parcie ku ujściu Dźwiny, ale nie rozstrzygnął całej kwestii inflanckiej. Jeszcze Dania pozo- stawała w posiadaniu Ozylii i Dag , a niefortunny "Arcymagnus" trzymał się do śmierci (18 marca 15833a) w biskupstwie piltyńskim [kurońskim] w samym środku Kurlandii; jeszcze Szwedzi okupowali Estonię. Cesarstwo przypisywało sobie prawa do całych Inflant, a póki te czynniki, związane węzłami kultury i religii z górną warstwą ludności inflanckiej, oddziaływały na nią wprost lub pośrednio, nie można było liczyć na posłuszeństwo zdemoralizowanych niemieckich obszarników. Ryga zapatrywała się na przykład Gdańska, liczne koła szlachty zezowały w stronę Danii lub Szwecji; nie było zaś w kraju żywiołu, który by tak instynktownie lgnął do Polski lub Litwy, jak masa ludności Prus ciągnęła do Korony po pokoju toruńskim. Król sądził, że nie- zbędnym warunkiem utrzymania Inflant w wierności jest wcielenie ich całych, bez podziału z kimkolwiek. Namiestnikiem całej prowincji mianował biskupa wileńskiego, Jerzego Radziwiłła, założył biskupstwo wendeńskie. Tymczasem 1581 r. przyniósł pogorszenie sytuacji: Szwedzi zdobyli upragnioną Narwę, a we właściwej Liwonii - Biały Kamień (odtąd: Witensten) i inne miejsco- wości. Król i kanclerz oburzali się nie bez racji. "Ja zastawiam sieci, a mój szwagier je podbiera", mówił Stefan. "My jakby na pełnem morzu znosimy wszystkie impety wroga i burz", powiadał Zamoyski, "a on (Jan III) tuż przy brzegu bezpiecznie sobie łowi ryby [...] bez znoju i krwi". Sam Pontus de la Gardie, wódz załogi szwedzkiej w Estonii, umiał usprawiedliwiać takie postę- powanie jedynie koniecznością wojenną, ale Jan III, pomny długoletniej wy- trwałej swojej walki z Moskwą, mówił teraz: "niech oręż rozstrzyga". Nie dopuszczeni do rokowań zapolskich Szwedzi gniewali się na rozejm, choć sami przedtem odrzucili przymierze. Argumenty polskie w sprawie Inflant zawiózł do Sztokholmu kuchmistrz Dominik Alamanni [Alemani]; niestety, nie przywiózł żadnych obietnic w sprawie słusznych pretensji pieniężnych Jana. Batory po prostu lekceważył szwagra, a i Polacy patrzyli z góry na 30 Data według kalendarza juliańskiego, czyli starego stylu, dalej przy takich datach będziemy dodawać "starego stylu". Według kalendarza gregoriańskiego było to 28 marca 1583 r. 187 tę młodą dynastię królów chłopskich. Toteż Alamanni nasłuchał się wybu- chów rozdrażnienia i wrócił z niczym. Następny poseł, Krzysztof Warsze- wicki, skompromitował się radą udzieloną królowi szwedzkiemu, a przezeń potem rozgłoszoną: aby wytępić luterskich Inflantczyków, którzy tylko kłócą zaprzyjaźnionych monarchów. Na sejm 1582 r. Batory wniósł między innymi sprawg zbrojnej rewindykacji Estonii, ale środków na to nie uzyskał. Ze śmiercią Katarzyny Jagiellonki (I583) odległość między dwoma szwagrami jeszcze wzrosła. Wówczas pośrednictwo zaofiarował im dziedziczny wróg Szwecji, a wówczas także zły na Polskę król duński. Aby przygotować tę dość nienaturalną me- diację, jechał do Kopenhagi poseł [Jakub] Ponętowski, ale zanim dojechał, nagromadziły się między Polską a Danią takie chmury, że znów mediatorska ręka musiała je rozpędzać. Oto osierocony po Magnusie Piltyń zajęli, zgodnie z życzeniem części protestanckiej ludności, Duńczycy, ale ich hetman Radzi- wiłł stamtąd wyrzucił. Skończyło się na tym, że Jerzy Fryderyk, administra- tor Prus, jako rozjemca uznał słuszność pretensji Danii i przysądził jej od Batorego odstępne, po czym poszkodowanym piltyńczykom nadano przywileje oraz zwolnienie od podatków na lat 5 (1585). Naprężenie ze Szwecją, mimo zabiegów Possevina i mimo rokowań komisarskich, złagodniało dopiero wte- dy, kiedy Szwedom znowu zagrozili w stronie Ingrii Moskale. 20. Kompromis z Gdańskiem Inflanty zostały pozyskane większym wysiłkiem koronnym niż litewskim, stąd wynikła pretensja Polaków do posiadania tego kraju co najmniej na równych prawach z Litwą. Większą jednak korzyścią niż zysk materialny dla skarbu i dla nabywających tam dobra obywateli byłoby dla Polski ugrun- towanie w portach inflanckich naszego dominium maris. Stefan Batory, trzeba to stwierdzić, potrzebę floty rozumiał, ale o jej zaspokojenie mniej dbał niż ostatni Jagiellon i pierwsi Wazowie. Po wojnie gdańskiej jedyna "galeona" zygmuntowska znikła, a o kaprach już nic prawie nie słychać. Gdańsk ode- tchnął po opresji i pracował nad ugruntowaniem swego handlowego władztwa, za cel wciąż sobie stawiając skasowanie dawnego obowiązku płacenia palo- wego oraz cofnięcie konstytucji Karnkowskiego. Zaszachować go można było tylko przez systematyczną politykę bałtycką, grając na interesach różnych państw handlujących z Prusami i Inflantami. Ani z Danią, ani ze Szwecją nie umiano dojść do ładu. Pozostawało do wyzyskania inne współzawodnictwo jeszcze poważniejsze, bo rozgrywające się na oceanie, a nie tylko na Bałtyku: między Hiszpanią i Anglią oraz ich sprzymierzeńcami. Od kiedy bowiem Anglia wydała walkę niemieckiemu handlowi, Hanza musiała szukać oparcia w Hiszpanii, z którą obok Anglików walczyli też wybijający się na niepod- ległość Holendrzy. Z tych dwóch narodów jeden, angielski, miał swój inte- res w przełamaniu monopolu pośredniczego gdańszczan, drugi, holenderski zaopatrując się w drzewo i zboże z Polski oraz innych krajów zabałtyckich, przeciwstawi się w przyszłości wyzyskowi praktykowanemu przez Duńczyków w Sundzie. Tu otwierały się dla Polski widoki emancypacji gospodarczej, i był czas, kiedy polityka Batorego liczyła się z owymi widokami. Jak wie- 188 my król przyznał swoim i obcym poddanym wolność handlu morskiego w Elblągu, i starał się tam przenieść ów handel z ujmą dla Gdańska (w 1577 r.). Otóż w Elblągu umieściła się od lat 10 kompania angielska, która najenergiczniej dążenia te popierała. Wśród wysileń wojennych na wschodzie wszystko zaćmił w oczach Batorego interes fiskalno-wojskowy. Gdańszczanie o tym wiedzieli, a ponieważ umieli oni podczas walki o Inflanty oddawać królowi ważne usługi, ponieważ od ich stanowiska zależało, czy Hanza przerwie żeglugę narewską, więc po trosze wyrobili sobie u Batorego ucho przychylne. Patronem ich stał się Zamoyski, wielki znawca i obrońca interesów wschodnich Polski, mało gorliwy o interesy morskie. Od 1580 r. król po trosze wycofuje się ze stanowiska przychylnego Elblągowi i Anglu. Do pewnego stopnia można w tym widzieć myśl podbijania się w cenie. Jeżeli z początku, dla podcięcia Gdańska, ofiarowywano Elblągowi wolny handel, to teraz i Gdańsk, i Elbląg licytują się w ofertach na rzecz skarbu królewskiego: pierwszy ofiarował połowg palowego, drugi - stawki dwa razy wyższe niż jego rywal. Pilnie chodzili koło interesów elbląskich posłowie angielscy [Jan] Rogers (1581) i [William] Salkins (1582). Najwięcej przecież miał tu do powiedzenia sejm polski i dlatego właśnie gdańszczanie użyli wszelkich sposobów, aby sejm, a nawet senat z tych pertraktacji wyłączyć, w czym właśnie pomógł im zakochany w swej nieomylności i patriotyzmie Zamoyski. On to ułożył projekt kompromisu, gdzie od gdańszczan nie żądano nic więcej prócz połowy palowego. Zdawało się przez chwilę (1584 r. w Grodnie), że król przenika grę gdańszczan, obliczoną na odłączenie jego interesu od dobra Rzeczypospoli- tej. Tu wdał się kanclerz na niekorzyść Elbląga i Anglii; wyrobił mandat zakazujący wolnego handlu migdzy Polską i krajami zamorskimi, aby Gdańsk mógł go nadal eksploatować, i aby miał z czego płacić królowi pół palowego. Jeszcze się odezwali w komisji lubartowskiej ci starzy doradcy, którzy inspirowali pierwotną bałtycką politykę króla: Jan Tarło i trzej Firleje; jeszcze byli słuchani Karnkowski i poseł angielski [Jan] Herbert i burmistrz elbląski [Jan] Sprengel. Rzucono na szalę wszystkie racje przemawiające za złamaniem wyłącznych praw Gdańska. Te mądre głosy padłyjednakjak groch o ścianę. Mogli sobie potem król i kanclerz wychwalać na sejmie 1584/1585 r. swoją wyższość nad wszelkie gdańskie pokusy. Faktem pozostaje, że traktat o cle morskim (Tractatusportorii) z dnia 26 lutego 1585, zapewniający królowi połowę podwyższonego dwukrotnie palowego, przekreślił dzieło komisji Karnowskiego i utwierdził na wieki polskie "ratajstwo i gburstwo" w stosunku do Gdańska. Król zobowiązał się nadal kaprów nie organizować, nowych ciężarów na miasto nie nakładać, kierunku Wisły nie zmieniać, nie pozwalać na handel kupców zagranicznych w Prusach Królewskich bezpośrednio z mieszkańcami. Zrozumieć można taki krok brzemienny w fatalne następstwa jedynie w związku z całą polityką Batorego, zapatrzoną nie w realny interes Polski, ale w "podbój Północy", w walkę z Turcją, w wyzwolenie Węgier. 2 I. Trybunał Wolną rękę w polityce zagranicznej uzyskał król zaraz u progu rządów kosztem znacznych ustępstw na rzecz szlachty w dziedzinie sądowej. Co praw- da ustąpił nie bez walki i nie na całej linii. Od lat 40 wlokła się doniosła 189 sprawa reformy wyższego sądownictwa, bez której załatwienia trudno było twierdzić z Orzechowskim, że w Polsce rozkazuje nie król, lecz prawo. Trudność polegała na tym, że Zygmunt August nie chciał wypuścić z rąk jurysdykcji apelacyjnej nad wszelkimi poddanymi, a nie mógł odsądzić za- legających tysięcy procesów, obóz zaś szlachecki obawiał się wzmożenia w są- downictwie roli senatu, a nie umiał ująć tej funkcji we własne ręce. Próbo- wano różnych paliatywów: raz chciano wznawiać senatorsko-urzędnicze wiece, przy podwyższeniu kaucji ("koców") za skargi apelacyjne (1553), kiedy indziej projektowano osobne izby apelacyjne, szlachecką i miejską (1556-1557), to znów jakieś nadzwyczajne kolegia obywatelskie, od sejmu do sejmu, dla ka- sowania wyroków niesłusznych (1558): ustanowiono faktycznie w 1563 r. sądy wojewódzkie najwyższej instancji, które się jednak z nawałem pracy nie uporały. Bądź co bądź, próba ta przesądzała, że szlachta przyznaje swym wybrańcom nie gorszą do sądzenia kompetencję niż senatorom. Gdyby czytała pilniej Modrzewskiego, a później [Andrzeja] Wolana (De libertate politica sive civili, 1572), to by może zrozumiała, że sprawiedliwość winna być wyższa nad stany, a wymierzać ją powinni biegli, płatni ze skarbu i nieusuwalni praw- nicy, podzieleni za wzorem francuskim, hiszpańskim czy niemieckim na ko- legia, odpowiednio do klas społecznych (jak chciał Modrzewski) albo do ro- dzaju procesów (według Wolana). W bezkrólewiu odniosło tryumf hasło uniezależnienia sądu od króla. Eksperyment z kapturami dodawał odwagi. Prawnicy szlacheccy zamie- rzali przenieść na trybunał całe sądownictwo królewskie, więc i apelacyjne karno-cywilne, i dyscyplinarne nad urzędnikami, i sprawy skarbowe, i ape- lacje od sądów miejskich i duchownych. Miał to być jeden naczelny try- bunał szlachecko-miejski, jednak z bezwzględną przewagą szlachty. Prze- ciw tym zakusom wystąpiły: senat i kler, miasta i prowincja pruska; rzecz oparła się o króla Henryka, który za radą Francuzów szlacheckie postu- laty odrzucił. Wrócono wtedy do tworzenia sądów najwyższej instancji po województwach, ale wkrótce "owe wiece z władzą królewską w śmiech i szyderstwo były obracane". Z tak zaognioną i zawikłaną sprawą stanął oko w oko Batory na sejmie toruńskim 1576 r. lus et iustitia regnorum fundamenta 31 głosił król, więc też wyraził zgodę na oddanie trybunałowi władzy sądowniczej z zastrzeżeniem dla siebie spraw kryminalnych, urzędni- czych, miejskich i dotyczących majestatu lub interesów monarchy. Zara- zem wzbronił starostom wykonywania dekretów sądów wojewódzkich prze- ciw miastom. Nastąpiło pamiętne starcie, padły słowa o władzy nie malo- wanej. Stefan sam zasiadł do sądzenia, jak przed nim Jagiellonowie. Zda- wało się, że między królem a daw ymi egzekucjonistami pękną wszystkie węzły. Lecz groza od wschodu uratowała zgodę. Ustanowiony został w 1578 r. za cenę poborów trybunał koronny, ale z dopuszczeniem księży do spraw spornych między stanami duchownym i świeckim, bez władzy nad miastami, bez zasadniczego zwinięcia jurysdykcji królewskiej. Szkoda, że również bez zapewnienia ciągłości, nieusuwalności i prawniczej kompetencji ciała sądzą- cego. W 1581 r. poszła za wzorem Korony Litwa, później przyjmą trybunał Prusy (1585) i Ukraina (1589-1590). 31 (lac.) Prawo i sprawiedliwość jest fundamentem królestw (ugruntowuje kró- lestwa). 190 22. Polityka wewngtrzna.gatorego Dużo da się powiedzieć o pracach administracyjnych dzielnego króla, jak z pomocą Rafała Leszczyńskiego i Hieronima Bużeńskiego naprawił gospo- darkę skarbową, podźwignął kopalnie olkuskie, jak zorganizował piechotę wybraniecką, zobowiązując królewszczyzny do stawiania po 1 rekrucie z 20 łanów. Mniej bogato przedstawia się wytyczna właściwej polityki wewnętrz- nej. Na wiele pytań odpowiedź streszczała się w nazwisku: Zamoyski. Ten alter rex, od 1583 r. szwagier króla, stawał się coraz bardziej okiem i uchem królewskim, prowadził całą politykę zewnętrzną z wyjątkiem spraw z Hab- sburgami i Turcją, przy czym popierał swoich zamojszczyków, a z koniecz- ności oddalał od dworu rodziny współzawodniczące, zwłaszcza Zborowskich, prymasa Karnkowskiego (od 1582)32 i Andrzeja Opalińskiego, marszałka wiel- kiego koronnego. Poza polityką personalną miał król wyraźną politykę wy- znaniową. Sam, jak wiemy, katolik, chciał mieć Polskę państwem katolickim, ale zarazem praworządnym. Papieża Grzegorza zjednał sobie całkowicie, zło- żywszy mu w kwietniu 1579 r. obediencję; dla bratanka, młodziutkiego An- drzeja, uzyskał kapelusz kardynalski. Jezuitów popierał: ułatwił im zakła- danie kolegiów w Połocku (1579), Rydze (1581), Dorpacie (1583), Grodnie, Nie- świeżu. Założył, tj. właściwie podniósł do godności Akademu szkołę wileńską, którą ufundował biskup Protaszewicz (1579); z nuncjuszami: Caligarim (1578- -1581) i [Albertem] Bolognettim (1581-1585) działał w dobrym porozumieniu, ale nie zawahał się wydać w 1578 r. surowej "ordynacji" na burzycieli pokoju religijnego w Krakowie, a w Wilnie oświadczył w 1581 r., że nie ścierpi, aby wiary "przemocą, ogniem, zamiast nauczaniem i dobremi przykładami nau- czano". Mazurom nie pozwolił zbyt gwałtownie (w myśl statutów z XV w.) 33 rugować z Warszawy protestantów. Wyjątek w tej tolerancyjnej polityce przyniósł 1585 r., kiedy król uznał (co przedtem różnowiercy głosili w swoim interesie, a co się teraz przeciw nim obracało), że szlachcic w swych dobrach, jak i król w swoich miastach rozstrzyga o wierze poddanych w duchu jed- ności religijnej. Uchroniwszy mieszczan przed poddaństwem sądowym u szlachty (1576- -1578) więcej już dla nich ani dla chłopów nie zrobił: tylko jednostki, co prawda wcale liczne, nobilitował w nagrodę dzielnych czynów wojennych (jak owego [Walentego] Połotyńskiego, mieszczanina lwowskiego, co się od- znaczył w ataku na Połock). Łatwiej było dogodzić Kozakom. Legendą jest wprawdzie późniejsza wersja, głoszona przez zainteresowanych, jakoby Stefan nadał Kozakom te różne przywileje: rejestr na 6000, równouprawnienie ze szlachtą, osobny trybunał, Baturyn jako rezydencję dla hetmana. W rzeczy- wistości król, zastawszy tę milicję gotową, ale rozprzężoną po Zygmuncie Auguście, ustanowił rejestr tylko 500 pod dowództwem Michała Wiśniowiec- kiego i "porucznika" Jana Oryszowskiego jako zastępcy, a klasztor Trech- tymirów koło Kaniowa dał im na szpital wojskowy (19 kwietnia 1582). Punkt ten stanie się ośrodkiem, a szczupły pierwotny rejestr - kadrą późniejszego wojska zaporoskiego. 3z Karnkowski był prymasem od 1581 r. 33 Szlachta mazowiecka, występując przeciw protestantom, powoływała się prze- de wszystkim na edykt księcia Janusza z 1525 r. 191 23. Batory a sejm Inna legenda, dopiero w XX w. szerzona, czyni z Batorego pogromcę anar- chii sejmowej i niedoszłego (przez śmierć przedwczesną) reformatora ustroju w duchu monarchicznym. Syn ziemi siedmiogrodzk ej nie mógł przynieść do Polski takich doświadczeń parlamentarnych, jakie zdobyli np. Habsburgo- wie w stosunkach z sejmem Rzeszy lub z sejmami krajów czeskich czy au- striackich; sejmy węgierskie znane z pierwotnych hałaśliwych form obrado- wania, nie mogły stanowić dla Polski budującego wzoru. Odbył Batory, licząc od koronacji, siedem kadencji sejmowych; widocznie od obrad, chociaż mu ciążyły, nie stronił. Lepiej współpracował ze stanami podczas wojny niż wśród pokoju, bo też dla poparcia wojny, a nie dla pracy ustawodawczej przeważnie je zwoływał. Wspólna sława, wspólne zwycięstwa, to były zaklę- cia, którymi wyczarowywał z sejmów ofiarność i dobrą wolę, czego dowodem podatki uchwalone w latach 1578, 1580, 1581. Cóż, kiedy poza wojną miała wówczas Polska przed sobą ogromne zadania nie dokończonej przebudowy! Tkwiły w sejmikach od czasu Zygmunta Starego zakorzenione odśrodkowe instynkty, pęczniał w całej szlachcie niwelujący wszystko egoizm stanowy. Czekały na wykończenie po Zygmuncie Auguście ważne reformy: sądowa, skarbowa, administracyjna i kardynalna ustrojowa. Aby je przeprowadzić, trzeba było prócz hasła sławy (któremu szlachta przeciwstawiała swoje hasło: wolność) dla siebie i innych mieć program oraz taktykę postępowania. Tak- tykę parlamenterną Batorego cechuje szczerość, uczciwość, realizm. Żadnych krętactw ani nadużyć! Król chce być dla narodu nauczycielem racji stanu, więc w każdym orędziu na sejmik wykłada cele polityki zagranicznej. Każdy jego uniwersał czy mowa tronowa tchnie głębokim rozumem i patriotyzmem, a brzmi jak dzwon spiżowy. Realizm taktyki wyraził się w tym, że kiedy wróg zagrażał z zewnątrz, a część sejmików skąpiła grosza, on niekiedy wymijał sejm walny (np. w 1577 r.), albo wyjednywał partykularne uchwały uzupełnia- jące w ziemiach po sejmie walnym (1578, 1581). W taktyce sejmowej miał Stefan znakomitą pomoc ze strony Zamoyskiego. Mówiono, że król bez kan- clerza nie powinien chodzić na sejm ani Zamoyski bez niego na wojnę. Trud- niej było o program. Batory i Zamoyski rozumieli, że dla dobra samego par- lamentaryzmu treeba pomóc sejmowi do przezwyciężenia sejmików, nagiąć mniejszość do posłuszeństwa większości, pomóc posłom do uwolnienia się spod nakazów wyborczych. Cóż, kiedy na przeprowadzenie walki o te zasady nie miał Batory czasu, a Zamoyski dopiero stopniowo wyzwalał się z wielbi- ciela elekcji viritim i demagoga na prawdziwego męża stanu. Byłoby może inaczej, gdyby izbę poselską prowadził, jak za Zygmunta Augusta, zastęp zor- ganizowany, złączony z dworem wspólnym poglądem na wewnętrzne potrze- by państwa. Takiego kierownictwa na sejmach Stefanowych nie widać. Dawni leaderzy, Siennicki, Szafraniec, działają na własną rękę; stopniała większość protestancka; nie zahartowała się jeszcze katolicka. Imię mają w kraju i w iz- bach raczej opozycjoniści: [Stanisław] Sędziowój Czarnkowski, [Jakub] Nie- mojewski, [Mikołaj] Kazimierski, [Prokop] Pęksławski, [Jan] Herburt, Zbig- niew Ossoliński. Opozycja stawia postulaty, rządowcy uchwalają podatki. To szlachta, a nie król, stworzyła trybunały; ona, wierna hasłom egzekucji żądała dalej rozrachunku z duchowieństwem, uporządkowania elekcji, a i na niektó- re sprawy zagraniczne, mianowicie bałtyckie, miała pogląd zdrowszy niż król 192 i kanclerz. Nic dziwnego, że ci ostatni, nie mając konstruktywnej polityki sej- mowej, stanęli po zawartym pokoju (1582) oko w oko już nie z warcholską mniejszością, ale z niezadowoloną większością, która im przeciwstawi, zwłasz- cza w materii sądownictwa (1582,1585), swoje dążenia, z prerogatywą monar- szą niezgodne. 24. "Tyrania" nad Zborowskimi Dopiero na tle tego rozdźwięku między żądzą sławy u króla i dążeniem szlachty do dalszych reform w duchu stanowo-demokratycznym zrozumiałe się staje zjawisko, że rozumny i bohaterski król, pełen szacunku dla praw oby- watelskich i tolerancji dla cudzych przekonań, po kilku aktach uzasadnionej srogości zaczął tracić popularność wśród szlachty, ba, nawet zyskiwał przy- domek "tyrana". Boć przecież ścięcie Grzegorza Ościka (zdrajcy, który w 1580 r. konszachtował z Iwanem Groźnym) nie wydałoby się w społeczeń- stwie, znającym swój zbiorowy interes w pokoju i samoobronie, żadnym niebywałym okrucieństwem. Prawda, przyczyniali się do psucia nastrojów zdystansowani różnowiercy, ale najwięcej tu zawiniła prywata Zborowskich. Rozwichrzone były głowy tych małopolskich możnowładców. Najzasłużeńszy, Jan, uchodził nawet za przyjaciela Zamoyskiego; Piotr, wojewoda krakowski (zmarły w 1581 r.) i Andrzej, marszałek nadworny, popierali w bezkrólewiu Henryka i Stefana, kiedy Krzysztof służył Habsburgom; Samuel - zuchwalec i fantasta, cały w gębie, nie nosił zdaje się żadnych poglądów politycznych. Wszyscy, odsunięci od łask (z wyjątkiem Jana), zawistnie patrzyli na wy- wyższenie Zamoyskiego. Póki Jan zabiegał o darowanie winy banicie Sa- muelowi, inni sprzysięgali się "na trawie zborowskiej" obalić tron i pochwy- cić władzę: Samuel dwa razy bywał na Niżu, awanturował się z Kozakami; myślał jak tylu przed nim o księstwie mołdawskim, ale bywał - dla rehabi- litacji - także na froncie moskiewskim; do Polski, kiedy chciał, wjeżdżał buńczucznie, nic sobie nie robiąc z dekretu banicji. Od lata 1583 r. król na- zywa się już w korespondencji braci "Batem", Zamoyski satrapą, zbrojny opór uznany za jedyny ratunek przed zgubą całego domu. Po drugiej bytności na Niżu Samuel Zborowski namawiał Olbrachta Łaskiego do zamachu na życie Batorego i rzeczywiście podobno urządzano nań zasadzki. Król, ostrzeżony przez wojewodę sieradzkiego, zbył przestrogę pogardliwym sądem: "Pies, który szczeka, nie ugryzie". Ale kanclerz koronny jako stróż praw nie puścił tego płazem, gdy Samuel z liczną czeredą, niby to jadąc do Włoch, wieszał się za nim, jadącym z Knyszyna do Krakowa, jak gdyby usiłując go wziąć we dwa ognie. W nocy z 12 na 13 maja banita został pojmany przez młodego [Stanisława] Żółkiewskiego i [Mikołaja] Uhrowieckiego we wsi Piekary i od- stawiony na Wawel. Szlachta krakowska próbowała interweniować, żądając odesłania tej rzekomo nowej i niebywałej sprawy na sejm. Zamoyski miał na to przytoczyć, że ojciec Samuela zabił Dymitra Sanguszkę, banitę, bez ża- dnego sądu. Odwoławszy się do króla, który wyraził swą zgodę, kazał kanclerz ściąć więźnia na podwórcu wawelskim (26 maja 1584). Przed straceniem miał on prosić Samuela o przebaczenie, ów zaś rzekomo przyznał się do zarzuco= nej mu zbrodni zamierzonego królobójstwa. 7 - D eje Polski nowożytnej - tom I 193 25. Sprawa Zborowskich przed sądem sejmowym (1585) Powaga prawa, jego litera i duch, zarówno jak racja polityczna były całko- wicie po stronie dworu; zagłuszyć je można było tylko liczbą, masą, żywioło- wym wołaniem w imię racji stanu szlacheckiego. Więc wszyscy Zborowscy, nie wyłączając nawet Jana, rzucili się do agitacji sejmikowej pod hasłem: "Zamoyskiego pod sąd ! " "Przyrodzenie tyrańskie - wołali - jak się na jednej krwi zajuszy, nie tuć stanie, bo słodka takim wężom krew ludzka". Tu chodzi o wolność i bezpieczeństwo każdego szlachcica, bo już każdy czuje nad karkiem dziesięciu Uhrowieckich. Król przyjął bitwę na terenie parla- mentarno-sądowym. Za aprobatą niemal jednomyślną senatu postanowił po- zwać Krzysztofa przed sąd sejmowy. Główna walka wyborcza toczyła się o Krakowskie, Sandomierskie, Wielkopolskę i Ruś Czerwoną. Przy polskim sposobie głosowania bez majoryzacji we wszystkich tych punktach przepro- wadziła opozycja za pomocą demagogii i oszczerstw większą lub mniejszą liczbę swych adeptów obok stronników dworu; gdzie indziej, zwłaszcza w Sie- radzkiem, Łęczyckiem i na Mazowszu, dwór był górą. Zresztą, nic na tym sejmie nie znaczyła większość, bo tam praw nie pisano, a najważniejsze spra- wy polityczne rozstrzygały się w senacie (sprawa gdańsko-elbląska) lub na posiedzeniach sądowych. Krzysztof Zborowski przed sąd się nie stawił, pozorując to odmową glejtu, chociaż go i tak aż do wyroku osłaniała nietykalność osobista. Oskarżał nie- obecnego instygator Andrzej Rzeczyoki, a bronili brat Jan, kasztelan gnieź- nieński, oraz Jakub Niemojewski, arianin. Oni to, powołując się na przywilej mielnicki Aleksandra (niedawno wydobyty z zapomnienia), żądali przydziele- nia oskarżonemu zastępcy, wyeliminowania króla z kompletu sędziów, a do- puszczenia do sądów posłów ziemskich. Głosowanie nad tymi wnioskami ujawniło w senacie ogromną przewagę dworu. Dopuszczono do sali sądowej (ale nie do kompletu głosującego) delegatów izby poselskiej, która dzięki te- mu mogła mieć wzgląd w postępowanie karne. Jakoż dowiedziała się rzeczy przykrych: że Zborowscy uknuli spisek detronizacyjny, że Krzysztof wichrzył wśród Niżowców, lżył króla, że się oddał sprawie cesarskiej, brał pieniądze od cara i konszachtował z Ościkiem; że nasadzał na Batorego skrytobójców. Osobne oskarżenie wnosił Zamoyski o oszczerstwo, Krzysztof mu bowiem publicznie imputował trucicielskie zamysły. Tak ciężkie zarzuty kanclerza po- parte świadectwami i dokumentami, myślał Niemojewski załatwić drogą "ewazji", tj. przez proste odprzysiężenie się klienta, bo do tego ma on prawo jako vir bonae famae34. Przytoczono nowe dokumenty - wyroki zaoczne, pogrążające dobrą wiarę i sławę Zborowskiego. Ten moment stanowił punkt kulminacyjny procesu. Zdenerwowani dramatycznym napięciem sprawy, która dotykała tylu pańskich rodzin, niektórzy biskupi, jak Karnkowski, głosowali ze łzami, inni (Myszkowski, [Hieronim] Rozdrażewski [Rozrażewski], Soli- kowski) wykręcali od stanowczego wypowiedzenia się. Zdołano podburzyć izbę poselską, by się domagała osobnej rozmowy z senatem, co jednak król odrzucił. Fatalnie skompromitowali Krzysztofa właśni przyjaciele, gdy jeden, Niemojewski, żądał zwłoki na dostarczenie dowodów przeciw Zamoyskiemu, drugi, Zbigniew Ossoliński, przywiózł zamiast owych dowodów, butne oświad- 34 (łac.) mąż dobrego imienia (dobrej sławy). 194 czenie, że oskarżony nie uznaje kompetencji sądu. Przeciwnie, król każdym odezwaniem się zdobywał serca sędziów, rósł w opinii współczesnych i po- tomnych. Czyż można było odmówić człowiekowi, co mówił: "Albo mi uczyń- cie sprawiedliwość, albr mi rozwiążcie ręce skrępowane waszymi prawami, a ja pomszczę się mej krzywdy"? Czyż można było nie dostrzec, że tu się rozgrywa sprawa między majestatem prawa i pychą rodową i że w tej spra- wie nie może być kompromisu? Jakoż wygrał król w senacie, kiedy 22 lutego prawie wszystkie głowy orzekły infamię i banicję, i konfiskatę dóbr (sprawa drugiego oskarżonego, Andrzeja, została wyłączona). W 6 dni potem Mikołaj ; Kazimierski w towarzystwie Pękosławskiego, Ossolińskiego, Czarnkowskiego, [Marcina] Ostroroga [Lwowskiego] i Herburta stanął przed królem niby w imieniu izby poselskiej i wyrecytował protest przeciw wszystkim aktom sejmu35: ponieważ nie godzi się posłom o niczym nadal radzić, póki różne grawamina nie zostaną wygładzone, więc wszystkie te sprawy opozycja odnosi do braci. Król chwycił za kord, a Świętosław Orzelski, wybitny poseł wielko- polski, wyparł się w imieniu reszty izby tego samozwańczego występu. Sejm, dobiegłszy do końca kadencji rozjechał się bez uchwał, pozostawiając osta- teczną decyzję wyborcom. 26. Przez Moskwg do Carogrodu Dużo kosztowały Batorego te zmagania się ze złotą wolnością, więcej niż najcięższe dni w obozach pod Połockiem czy Pskowem. W maju [1585 r.] spisał testament, a na namowy, by torować drogę do tronu synowcowi, odpowiadał gorzko, że: "W Polsce ciężko królować, bo gens nostra est avara, levis36 dziś dasz, a nie dasz-li jutro, wniwecz to. Wszedłem sam in nuserrimum purgato- rium3 , by nie szło o sławę, puściłbym to królestwo, a miałbym jeszcze in istam carnificinam3s synowca dać"? Nie uległ jednak przedwczesnej tej go- ryczy, oddał ostatnie siły nowym planom zdobywczym, w dążeniu do których jedynie umiał z narodem polskim współdziałać. Wojna z Portą Ottomańską była z polskiego punktu widzenia możliwa je- dynie w tak szerokiej koalicji państw chrześcijańskich, jakiej wiek XVI na- wet w momencie zwycięstwa pod Lepanto nie widział. Batory osobiście miał do takiej wojny o jeden motyw więcej: oswobodzenie Węgier, a Moskwę swy- mi ciosami na długie lata osłabić. Trudno jednak było atakować cesarza mu- zułmańskiego, nie ułożywszy wprzód stosunków z chrześcijańskim. Tymcza- sem Stefan, jeżeli o czym przez posły rozmawiał z Rudolfem II, to o swoich rewindykacjach siedmiogrodzkich (Nemethi-Szatmar); przeciwnie, jeżeli z któ- rym Habsburgiem gotów był traktować o ligę antyturecką, to raczej z Fili- pem [II] hiszpańskim. Przecież dla dogodzenia jemu traktować będzie o sprze- 35 Tylko jeden z diariuszy tego sejmu podaje daty wydania wyroku i protestacji przyjęte przez Konopczyńskiego, większość podaje inne, tj. 2 i 18 lutego. Por. Dia- riusze sejmowe r.1585, [w:] Scriptores Rerum Polonicarum, t.18, Kraków 1901. 36 (łac.) naród nasz jest chciwy, niestały (lekkomyślny). 3' (łac.) do najnieszczęśliwszego czyśćca. 38 (łac.) do owej katowni (na te tortury). 195 daż takiej masy polskiego zboża, aby Niderlandy zbuntowane odczuły głód; ba, nawet posłał później tym Niderlandom naukę posłuszeństwa wobec wła- dzy królewskiej. Póki nad Ligą pracował entuzjasta Possevino, rzecz nie wychodziła ze sta- dium akademickich rozmów. Lata 1583-1584 przyniosły jednak poważną zmianę. Turcy pogodzili się z Persami - widoczny znak dla giaurów, że te- raz na nich kolej; zaraz też ligą zainteresowała się Wenecja. Kozacy (może nie bez porozumienia ze Zborowskimi) napadli na Tehinię, stąd bliska groźba odwetu. I odwet tatarski rzeczywiście spadł na Ruś, i przyszły chwile przykre, kiedy Turcy zabili gońca królewskiego [Filipa] Podlodowskiego, a poseł [Piotr] Słostowski za wszelką cenę klecił pokój w Konstantynopolu, który musiano przypieczętować we Lwowie publicznym ścięciem Kozaka Iwana Podkowy w przytomności tureckiego czausza39. Pieniędzy na ligę nie było, skoro sam Filip II użył bogactw anektowanej Portugalii (1580) nie przeciw Turkom, lecz na ukaranie Holendrów i Anglików. Aż tu nadeszła najważniejsza nowina z Moskwy: car [Iwan] Groźny 28 marca 1584 r. zakończył życie, uśmierciwszy przedtem własnoręcznie głównego następcę tronu. Dynastia Rurykowiczów by- ła na wymarciu. Albo w tym położeniu, na co się istotnie zanosiło, sięgną po jej spadek Habsburgowie i opaszą Polskę ciężkimi ramionami, albo ubie- gnie ich Stefan. Tak wpłynęła na porządek dzienny sprawa wielkiej ofensy- wy polskiej na Moskwę, a po jej opanowaniu dopiero na Turcję. Papież Grzegorz, zrazu wyczekujący, i jego nuncjusz Bolognetti, zrazu sceptyczny, od jesieni 1583 r. pracują w Polsce tym gorliwiej, im mniej się mogą spodzie- wać po Wenecjanach i Hiszparach. Batory ze swej strony przestał żądać udziału w lidze cesarza, za to na własną rękę planował zdobycie państwa moskiewskiego w ciągu 3 lat i rzucenia wszystkich sił polskich, litewskich, moskiewskich, kozackich, węgierskich na Turcję; liczył przy tym nawet na pomoc Persów i jakichś ludów kaukaskich. Jałowy sejm 1585 r. zmusił do zawieszenia tych planów i do przedłużenia z Moskwą rozejmu; papież przez wzgląd na Austrię odwołał z Warszawy Possevina, tymczasem zaś nowy car, Fiodor Iwanowicz, cichy i niedołężny, zagaił rokowania o przedłużenie rozejmu; gdy Polska do tego się nie kwapiła, bojarowie wyciągnęli dłoń ku Habsbur- gom. Chcąc zaszachować to niebezpieczne zbliżenie, wysłano z Warszawy do cara z ważną misją Michała Haraburdę, kasztelana mińskiego. Propo- nowano ni mniej, ni więcej, tylko taką unię Rzeczypospolitej z państwem moskiewskim, aby wspólnego władcę wybierali ci, którzy już mają wolną elekcję, tj. Polacy i Litwini, a przyjmowali go z ich rąk Moskale jako podlegli władzy dziedzicznej i absolutnej. Pierwszym takim wspólnym władcą na pół dziedzicznym, pół obieralnym, u nas konstytucyjnym, u sąsiadów sa- mowładnym, byłby Batory. Przez rokowania czy przez wojnę, silniejsze duchowo państwo miało pochłonąć słabsze, aby potem razem uderzyć na Turcję. Imprezę moskiewską Stefana, jak ją przedstawili w Rzymie kardynał Andrzej Batory i Possevino, przyjął z uznaniem następca Grzegorza, papież Sykstus V, mąż znany z energii i górnego polotu myśli. Już jechał do Polski z pierwszą ratą zasiłku nowy nuncjusz, Annibal z Kapui, już sejmiki przed sejmem rozpi- sanym na 2 lutego 1587 r., puszczając w niepamięć sprawę Zborowskich, wypowiedziały się za zbrojeniami przeciw Moskwie i Turcji w duchu żądań 39 (tur. cavus) - posłaniec, poseł w służbie sułtana lub Porty 196 Batorego4o, kiedy nagle król umarł w Grodnie 12 grudnia (1586 r.). Nie obyło się bez pogłosek o otruciu, które jednak nowsza diagnoza historyczno-lekarska uznała za bezpodstawne.41 40 Sejmiki te zebrały się wówczas, gdy wiedziano już o śmierci króla, dlatego w zdecydowanej większości nie podejmowały żadnych uchwał. 41 przed 20 laty ukazała się książka, która podtrzymuje wersję o otruciu. Por. Z. Scheuring Czy królobójstwo? Krytyczne studium o śmierci króla Stefana Wielkiego Batorego, Londyn 1964. CZASY WŁADYSŁAWA IV Rozdzia X Piękne początki 1. Trů vożne nastroje Ogarnęły Rzeczpospolitą po śmierci Zygmunta III, choć ta dla nikogo nie była niespodzianką. Najstarsi ludzie ledwo pamiętali, jak wygląda bezkróle- wie, a wyglądało ono ostatnim razem okropnie, jak wojna domowa. Za ścianą zachodnią rzeź i spustoszenie trwały już lat 14, za wschodnią dojrzewał odwet moskiewski; wewnątrz moc żywiołów niezadowolonych, nie tylko różnowier- czych, ale i katolickich; wrzenie wśród Kozaczyzny i szemranie w nie zaspo- kojonym wojsku koronnym, wybryki wracających z wojny trzydziestoletniej tysięcy lisowczyków. Zbyt groźnie to się wszystko przedstawiało, by państwo mogło sobie pozwolić na długie bezkrólewie, jakoż potrwa ono tym razem tylko pół roku, zmysł samozachowawczy i takt przywódców potrafią unie- szkodliwić komplikacje domowe, dzięki czemu i wrogowie zewnętrzni nie zdą- żą wyzyskać krytycznego stanu Rzeczypospolitej. Widzieliśmy, jak tajni agenci Gustawa Adolfa podżegali, nie bacząc na rozejm, Moskali, Siedmiogrodzian, Turków, Tatarów, Kozaków; szła im na rękę w Stambule dyplomacja holenderska, gdzieniegdzie - francuska, gdy jednocześnie kanclerz Oxenstierna z Pomorza trafiał swymi pokusami do szefa dysydentów koronnych, Rafała Leszczyńskiego, a gubernator [Jan] Skyt- te z Inflant - do Krzysztofa Radziwiłła na Litwie. Chodziło ni mniej, ni wię- cej tylko o rokosz różnowierców przeciw papieżnikom, który by obezwładnił Rzeczpospolitą w chwili powszechnego najazdu złych sąsiadów. Te niebezpie- czeństwa bardzo istotne, choć raczej przeczuwane niż widoczne, skłoniły pry- masa Jana Wężyka do wyznaczenia konwokacji w najkrótszym terminie, na 22 czerwca 1632 r. 2. Konwokacja Podobnie jak przed 60 laty, wydała się niezbędna wobec nagromadzenia w życiu publicznym różnych bolączek i nieregulowania różnych kwestii, zwłaszcza związanych z obiorem króla. Zgodnie z zasadą kolejności prowin- cji laskę na zjeździe przyznano Litwinowi Radziwiłłowi, choć był on hetma- nem, a uczyniono tak w słusznej nadziei, że potężny dysydent utrzyma naj- lepiej w ryzie swych współbraci. Istotnie, Radziwiłł dopilnował starych prze- 276 ; pisów o niewnoszeniu oręża na obrady publiczne, a później przeprowadził i dalsze tych przepisów uzupełnienie w postaci regulaminu szczegółowego. Bez- pieczeństwo elekcji zapewniono pod warunkiem, że naród zdobędzie się na zgodę jednomyślną, stwarzając przez to precedens i formułując po raz pierw- szy zasadę niemożliwą do stosowania przy innych nastrojach. Tenże książę- -marszałek chętnie wprowadził na porządek obrad szereg pretensji i egzorbi- tancji wyznaniowych, politycznych i społecznych. Dysydenci pospołu z dyzunitami, którym przewodził archimandryta pieczer- ski Piotr Mohyła, wnieśli 20 postulatów dotyczących wolności wyznania dla ludzi wszystkich stanów, zniesienia wszelkich uchwał i wyroków wydanych na szkodę zborów i cerkwi za Zygmunta III, ustanowienia sankcji karnych na gwałcicieli wolności religijnej, przywrócenia akatolikom zabranych zborów i cerkwi, oddania sądom świeckim procesów między ludźmi różnych wyznań ; tudzież między stanem duchownym i świeckim bez apelacji do nuncjatury i Rzymu, dopuszczenia do urzędów dworskich i miejskich osób wszelkich wyznań chrześcijańskich, jako też ustanowienia obrońców (defensorów) dla mniejszości protestanckiej w Koronie i na Litwie. Wszystko to miał król zaprzysiąc przy koronacji. Katolicy obstawali przy przywilejach religii rzym- skiej, ale dla uratowania zgodnej elekcji w niektórych punktach ustąpili; 1 przynajmniej ustanowiono kary na gwałcicieli spokojności publicznej i wstrzy- mano egzekucję wyroków wydanych na niekorzyść religii protestanckiej; tak- że z dyzunitami spisano punkty ugodne, odsyłając resztę sporu na sejm elek- cyjny. Jednak i te ustępstwa, które przyznano innowiercom, osłabili gorliwsi ' katolicy, jak Albrecht Stanisław Radziwiłł, za pomocą klauzuli: salvis iuribus S. Ecclesiae Romanael. Zresztą, ze strony samych katolików wznowiony został dawny atak na po- zycję prawną kleru: chciano wstrzymać przechodzenie dóbr ziemskich w rę- ce księży i zakonów, ograniczyć pobór kwestionowanych dziesięcin, zakazać apelacji do Rzymu, zamknąć szkoły jezuickie w Krakowie, konkurujące z ko- " loniami Akademii. Ten zagajony spór także odesłano dla miłej zgody do zjazdu elekcyjnego. Posłom kozackim, którzy mienili się również członkami Rzeczy- pospolitej i z tego tytułu żądali głosu dla elekcji, a dla dyzunii żądali zupeł- nego równouprawnienia, dano urągliwą odprawę; że wprawdzie są członka- mi, ale takimi jak paznokcie, i dlatego się ich co jakiś czas przycina; jako pospólstwo niech się nie ważą nigdy podobnych żądań wznawiać. Wojsko kwarciane próbowało też występować w elekcji jako stan równoległy do szlachty i senatu, ale je pouczono o niewłaściwości takich uproszczeń. Jeszcze słuszniej odparto starą pretensję księcia pruskiego odnośnie do udziału w elek- cji, książę półudzielny nie dałby się oczywiście przegłosować jak pierwszy lepszy szlachcic, owszem w oparciu o protestantów mógłby podważać swym "nie pozwalam" powagę każdego niejednogłośnie wybranego króla. W ogóle konwokacja 1632 r., pełna odgłosów z doby Zygmunta Augusta, rozpoczęła dyskusję nad wielu ważnymi zagadnieniami, ale żadnego nie rozstrzygnęła stanowczo. Najtrudniejsze egzorbitancje natury ustrojowej omawiano w ko- misji i odesłano na sejm elekcyjny. Byle panował ład na najbliższym zjeździe, byle hetman bronił granic, a zbrodnie nie uchodziły bezkarnie, reszta się ja- koś ułoży. 1 (łac.) z zachowaniem praw Św. Kościoła Rzymskiego. 277 ††††††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††††???? 3. Władysław jedynym kandydatem, jego przeszłość Jeszcze przed konwokacją wiele sejmików ze czcią i miłością odzywało się o najstarszym królewiczu, później stany zamanifestowały swą życzliwość dla domu Wazów, uchylając utrzymanie dworu królewskiego ze skarbu publicz- nego i pozwalając królewiczowi Janowi Albertowi objąć biskupstwo krakow- skie. Władysław zjednał sobie ów afekt długoletnią zażyłością i współpracą z Polakami. Urodzony w Łobzowie 9 czerwca 1595 r., wychowany (w sieroc- twie od 1605 r.) po polsku, nie przez białogłowy ani przez cudzoziemców, pod dozorem paru dostojników, ale pod rzeczywistym kierownictwem uczo- nego plebejusza, [Gabriela] Prevanciusa [Prewancjusza], którego potem uszla- chci jako Władysławskiego i paru kanoniami uposaży, wcześnie okazywał zamiłowanie do literatury i sztuki tudzież przyswoił sobie cztery języki (ła- cinę, niemczyznę, włoski i szwedzki). Zapamiętał sobie dobrze 1610 r., kiedy to już został carem Moskwy, ale koronę ową przez upór wyznaniowy ojca utracił. Podczas wyprawy na Moskwę w roku 1616-1618 i potem w obozie chocimskim zdobył serca rycerstwa polskiego i zbliżył się z Kozakami Sahaj- dacznego. W podróżach zagranicznych też czasu nie stracił: w 1619 r., pod- czas wycieczki do Nysy torował sobie i braciom drogę do posiadłości śląskich; potem rwał się do dowództwa nad flotą hiszpańską, aby wojować z Gusta- wem o Szwecję, choćby nawet Polska z nim rozejm zawarła. Od maja 1624 r. do maja 1625 pod przybranym nazwiskiem Snopkowskie o (trzy snopki- herb Wazów) odwiedził Wiedeń, Monachium, Antwerpię, Brukselę, obóz słyn- nego [Ambrożego] Spinoli pod twierdzą Breda; zwiedziwszy Loreto wracał na Florencję i Wenecję, marząc o wielkiej roli dziejowej. Tymczasem w kraju warunki złożyły się dlań niepomyślnie: ojciec niechętnie patrzył na jego wolne obyczaje, nieco luźną religijność i niewybredną zażyłość z rodziną Kazanow- skich; macocha Konstancja forytowała swego pierworodnego, Jana Kazimie- rza, z ujmą dla Władysława. Królewicz nauczył się stronić od dworu, a nie nauczył (poza obozem, w którym przeżył bitwę pod Gniewem 17 września 1626 r.z ) współpracować z polskim senatem. Pierwszych powierników, obok Kazanowskich, upatrzył sobie w dysydentach Radziwille i Leszczyńskim; ogół szlachty lubił go za serdeczność, żywość, rycerskość, ale politycy podejrze- wali w nim słusznie ogromne, wojownicze ambicje, wcale nie zgodne z poko- jowymi tendencjami Polaków. Nie podejrzewano rzeczy najciekawszej, dla Po- laków wcale bolesnej, że ten upragniony następca tronu nie kocha Polski ponad wszystko, że od chwiejnego tronu polskiego woli mocne, na mieczu oparte panowanie w Szwecji, i że za plecami swych zwolenników podczas konwokacji (w czerwcu) przez jezuitę Henicjusza prosi Habsburgów o pomoc do odzyskania Szwecji, gotów za to pomagać cesarzowi, a Polskę zostawić Janowi Kazimierzowi. W ten sposób rzecz inkryminowaną Zygmuntowi III, owo kupczenie koroną polską, popularny Władysław spełniłby u progu rzą- dów, gdyby cesarz chciał i mógł wysłuchać jego propozycji. Ferdynand II od- mówił jednak uposażenia dla młodszych królewiczów w Rzeszy, przyobiecał tylko dyplomatycznie poprzeć Władysława na elekcji polskiej i ofiarował mu córkę w zamęście. Dopiero po tym zawodzie zdecydował się Władysław objąć ź Bitwa pod Gniewem rozegrała się w dniach 22-29 września - 1 października 1626 r. 278 tron polski, aby z warszawskiej odskoczni ruszyć kiedyś na podbój nieodża- łowanego Sztokholmu3. Bądź co bądź, o przeciwstawieniu Władysławowi innego kandydata nie mogło być mowy. Sam fakt, że Gustaw Adolf, najgorszy wróg państwa pol- skiego, próbował z nim współzawodniczyć, najmocniej przemawiał za Wła- dysławem. W wyniku, królewicz wkroczy na tron polski tryumfalnie, ale se- nat i sejm pomyślą o hamulcach na jego zbytnią przedsiębiorczość. 4. Najzgodniejsza ełekcja Malkontentom wszelkich grup wyznaniowych i społecznych musiało zależeć na tym, aby przyszły regent, podobnie jak to uczynił Henryk Walezy, jeszcze przed koronacją, a nawet przed elekcją zobowiązał się formalnie do uwzględ- nienia ich żądań, po koronacji bowiem mógłby ich, jak Zygmunt III pokoju religijnego, nie dotrzymać. Dlatego wbrew zdaniom niektórych senatorów utrzymano formę konwokacji i dlatego nie załatwione przez nią postulaty programowe przeniesiono na sejm elekcyjny (tj. ściśle biorąc, przedelekcyjny). Ale niezręczna dłoń osławionego Roussela, ogłaszając prowokacyjne listy do Polaków tak zohydziła kandydaturę dysydencką Gustawa Adolfa, że już po- tem nikt Władysławowi następstwa kwestionować nie mógł, a on sam umiał wzbudzić ku sobie tyle zaufania u katolików, różnowierców i dyzunitów, że go nikt zawczasu do muru nie myślał przyciskać. Szczytem jego zręczności było wyzyskanie poparcia Leszczyńskiego i Radziwiłła; niby to knuli obaj zbrojne wystąpienia dysydentów, niby zamawiali sobie wojska i pieniądze szwedzkie i brandenburskie, aby w decydującej chwili, nastraszywszy trochę katolików, a wyprowadziwszy w pole protestanckich opiekunów, wycofać się z hazardowej gry. Wygrał naprawdę Władysław jako bezkonkurencyjny kandy- dat do korony. Marszałkował na elekcji (wrzesień-listopad) Jakub Sobieski, sławny mów- ca, parlamentarzysta i dyplomata. Wysłuchano, dla zadośćuczynienia formom, obcych posłów: najpierw przez usta biskupa [Henryka] Firleja polecił się życz- liwości stanów król s z w e d z k i, Władysław, występujący właśnie w tym charakterze z dwojakim celem: aby zaszachować ambitną grę Gustawa i aby okazać Polakom, że ich interesów nadbałtyckich tym lepiej bronić będzie, gdy będzie mógł działać jako władca Inflant i portów pruskich. Królewicze młodsi polecali zgodnie przyrodniego brata. W tymże duchu przemawiali nuncjusz i poseł cesarski Meyerberg4. Mowę posła [Stena] Bielkego w obro- nie kandydatury Gustawowej zgasił Władysław odezwą rozesłaną do narodu. Następnie spróbowano reformować i pertraktować, w którym to celu sejm wy- znaczył delegację do egzorbitancji i paktów konwentów. Znów przyciszono dyzunitów, spisując z nimi punkty przedugodne. Stronom nie zależało jednak na przewlekaniu elekcji, bo od października słychać było o potężnym ataku 3 Henicjusz wysłany został w maju 1632 r., Władysław zaśjeszcze przedjego powrotem zdecydował się ubiegać o polską koronę. Por. W. Czapliński Władyslaw ITi ijego czasy, Warszawa 1972, s. 95 i passim. 4 Chodzi tu o hrabiego Juliusza MÓrsberga. 279 ††††††††††††††††††††††††???? Moskwy na Smoleńszczyznę i Litwini rwali się do odjazdu, aby bronić gra- nic, rodzin i dobytku. W takiej atmosferze, mimo obecności ogromnych pocz- tów magnackich (Radziwiłł miał podobno 10000 rycerstwa, Koniecpolski 6000, tyleż Leszczyński), gładko poszedł obiór Władysława IV; w pół godziny ze- brano wota kilkudziesięciu tysięcy szlachty (choć podpisało tylko 3543) i nie znalazł się ani jeden "kontradycent", który by harmonię zamącił. 5. Próba rewizji konstytucji W przeciwieństwie do ojca, którego mało kto lubił, ale pod koniec nikt się nie obawiał, sympatyczny Władysław budził naokoło zachwyt zmieszany z nie- pokojem. Znano jego wojowniczość, górną ambicję, kawalerską fantazję, hoj- ność i zgadywano w nim popędy autokratyczne, bliskie wyładowania w na- głych czynach. Młody, albo raczej nowy król, zamiast milczeć, umiał zaga- dywać swe żywe myśli; uporczywością nie ustępował ojcu, ale maruderstwem na pewno nie grzeszył. Naród tymczasem, przeżywszy pasmo trzydziestoletnich wojen niczego tak nie pragnął jak pokoju. Jeżeli przedtem na wielu sPimach karbowano sobie różne egzorbitancje w formie zażaleń i skarg, to teraz zna- leźli się ludzie, którzy na wszystko szukali lekarstwa w aptece republikań- skiej: niech żyje wolność, ale zbiorowa, gospodarna i praworządna! Najgłębiej myślał o tych sprawach Jakub Sobieski, sztandarowy mąż zdrowej części demokracji szlacheckiej, pan znaczny, ale bez magnackich fumów, wspaniały "dworzanim polski" XVII w., wobec dworu niezawisły, ale nie nałogowo wrogi. Pod jego redakcją na czele owych egzorbitancji, które konwokacja przekazała następnemu sejmowi, umieszczono artykuł o podnoszeniu wojen, gdzie waro- wano, że "jeżeliby król Jmć kiedy mimo zgodę wszystkich stron bellum offen- sivum podnieść chciał", to ani pieczętarze listów przypowiednich, ani pod- skarbiowie pieniędzy wydawać, ani hetmani wojsk zaaągać nie powinni pod utratą godności za wyrokiem sejmowym; jedynie pościg za napastnikiem do jego kraju nie będzie poczytany za wojnę zaczepną. Zaraz w artykule trze- cim opracowano sposób prowadzenia i konkludowania sejmów; miał to być pierwszy regulamin izb, a zmierzał on do wszechstronnego ograniczenia posel- skich kontradykcji, niestety jednak nie wprowadzał zasady większości ani nie przełamywał instrukcji poselskich; jakby przewidując że posłowie wnet staną się narzędziami intrygi magnackiej, chciano ich zaprzysięgać na początku sej- mu, iż działać będą dla dobra ogółu i zgodnie z wolą wyborców; chciano ode- brać prawo sprzeciwu tym posłom, co się spóźniają na sejm, ale już ten pa- ragraf wydał się nawet komisarzom zbyt "trudnym", cóż dopiero mówić o przełamaniu przesądu unanimitatis na plenum sejmu! Sobieski wiedział, co o nim sądzić, ale swego poglądu nawet w projekcie konwokacyjnym nie za- znaczył, wobec czego i Radziwiłł, mimo najlepszych chęci reformy parla- mentarnej przeforsować nie zdołał. Chciano dalej "zapewnić robur i egze- kucję" prawa o rezydentach, tzn. zobowiązać senatorów oraz marszałków i kanclerzy do odsiadywania przepisanych kadencji przy królu, znów pod grozą procesu na sejmie z oskarżenia publicznego. "Wszystkie królewskie w sprawach Rzplitej rady, deliberacje, listy, komisje, przyjmowanie i słucha- nie posłów tak wielkich jako i tajemnych, wysyłanie do cudzych ziem po- 280 selstw" odbywać się ma za wiadomością przybocznego senatu, a wszystkie ra- dy senatorskie (tzn. wota i uchwały z motywami) ustne czy pisemne mają być zaraz protokołowane, a później na sejmach czytane i oceniane. Hetmani dopilnują, aby się cudzoziemcy nie wciskali do wojska, marszałkowie, podob- nie - na dwór królewski. Projektowano dalej obostrzenie prawa o incompati- biliach, oddanie rozchodów stołowych króla pod nadzór podskarbich wielkich (nie nadwornych), zaprowadzenie prawidłowej gospodarki budżetowej, aby ekspensa zwyczajne szły na potrzeby uznane przez sejm, a nadzwyczajne we- dług uchwał senatu, które potem sejm zaaprobuje lub odrzuci; również do- wolne rozdawnictwo wakansów i chleba zasłużonych próbowano królowi od- jąć i przekazać sejmom, względnie sejmikom. Słowem, naród szlachecki po śmierci Zygmunta III pierwszy raz od pół wieku pokusił się o to, by całą politykę zewnętrzną i całą gospodarkg domową powierzyć sejmowi oraz od- powiedzialnemu przed nim senatowi, ale i tym razem ani sejmu natchnąć wolą prawodawczą, ani senatu wolą rządzenia nie potrafił. Tylko w paktach kon- wentach pofolgował swej nieufności do obcej krwi Wazów, zakazując Wła- dysławowi wszczynania wojen, robienia zaciągów, używania domowej pieczęci i trzymania na dworze cudzoziemców. Z egzorbitancji Sobieskiego i towarzy- szy tylko najbłahsze rzeczy trafią do księgi ustaw: sejm żadnego regulaminu (poza przepisem o łączeniu się izb na 5 dni przed konkluzją) nie otrzyma. Wprost przeciwnie, po raz pierwszy wypisano w akcie konfederacji generalnej 1632 r. bałamutną formułę, że króla nie wolno nominować "bez jednomyślnej zgody wszystkich stanów", co szlachta z czasem wytłumaczy jako postulat jednomyślności p o s ł ó w n a s e j m a c h. Władysław IV, rzecz prosta, nie poparł republikańskiej rewizji konstytucji, owianej po części duchem artykułów sandomierskich z 1606 r. Bujna jego indywidualność ani z kontrolą senatorską, ani z kontrasygnatą kanclerzy, ani z ociężałym działaniem sejmów, ani z wtrą- caniem się podskarbich do gospodarki dworskiej, ani z pacyfizmem szlachty zżyć się nie potrafi. 6. Wojna z Moskwą Starannie przygotowywał odwet patriarcha Filaret, były jeniec malborski, ojciec cara Michała Romanowa: on ostrzegał Portę przed niebywałym zamia- rem zaczepnym Polaków, on starał się godzić Turków z Persami, aby mogli tym swobodniej uderzyć na Polskę; gromadził wielki aparat wojenny, opra- cował plan równoczesnych wypadów na różne punkty nowej granicy Rze- czypospolitej, które maskować miały główne uderzenie na Smoleńsk. Istot- nie, zajęto zaraz jesienią 1632 r. Siebież, Newel, Uświat, Dorohobuż, Białą, Rasławl, Trubeck, Nowogród Siewierski, nawet Starodub, Mścisław, Krzy- czew. Z północy wpadli na Litwę pskowianie. Wreszcie, od 14 listopada 30-ty- sięczna armia bojara [Michała] Szeina z 200 działami obległa Smoleńsk5. Jeżeli miasto nie padło od pierwszego naporu, to zawdzięczało to głównie fortyfikacjom wzniesionym przez wojewodę Aleksandra Gosiewskiego. Zresztą 5 W rzeczywistości wojsko rosyjskie stanęło pod Smoleńskiem 18 października 1632 r. Por. J. Wimmer Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978, s.197. 281 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? Rzeczpospolita jak zaniedbała fortyfikowania zamków, tak i obronę zaczy- nała dopiero na sejmie koronacyjnym od uchwalenia ustawy o "wojnie mos- kiewskiej". Apatycznie, wcale nie ochoczo poszedł werbunek uchwalonej siły zbrojnej. Trudno się dziwić początkowej niechęci Kozaków, kiedy nawet i polski zaciąg częściowo rozbiegł sig do służby austriackiej. Ciężar obrony przez blisko rok spoczywał na hetmanach Koniecpolskim i Radziwille, obroną zaś Smoleńska pokierowali, nie mając ponad 2000 żołnierza, podwojewodzi smoleński [Sa' muel] Drucki-Sokoliński i porucznik [Jakub Piotr] Wojewódzki. Po 600 po- cisków dziennie padało na szańce i mury odciętej twierdzy, nim wreszcie w lutym Radziwiłł przedarł się w jej sąsiedztwo i wprowadził dwa sukursy po 1000 ludzi. Szarpał Moskali pod Mścisławem i Tomasz Sapieha, dwa na- pady dywersyjne wykonali na ogołocQne moskiewskie Zadnieprze Tatarzy, ale to nie odwróciło dalszych klęsk; w lipcu padł wzięty zdradą Połock, pa- dły Wieliż, Uświat, Jezierzyszcze, a 17 tegoż miesiąca wielka mina wysadzi- ła w powietrze 400 metrów murów Smoleńska z basztą; z największym tru- dem zrzucili obrońcy napastników ze spiętrzonych gruzów. 30 sierpnia het- man litewski z [Aleksandrem] Piasoczyńskim, kasztelanem kamienieckim, uderzyli na wroga, zapewne aby związać jego siły, nim nadejdzie król Wła- dysław z odsieczą. 7. Odsiecz Smoleńska Król zdążył na 4 września. Towarzyszyli mu hetman polny koronny [Mar- cin] Kazanowski, z 20000 wypróbowanego w wojnie pruskiej rycerstwa oraz hetman zaporoski z podobną liczbą zahartowanych mołojców6. Od razu ini- cjatywa na froncie przeszła w ręce Władysława. Zbudował on 2 mosty na Dnieprze, atakiem 7 września rzucił do twierdzy 1200 świeżych obrońców i od 21 do 28 tegoż miesiąca świetną, niepohamowaną ofensywą spychał Moskwę z górujących nad miastem pozycji. Kolejno opuszczali je, by łączyć się z głównym obozem, Mathisson [Matisson] i Prozorowskij, skutkiem czego oblężenie faktycznie ustało 4 października. Karta losu się odwróciła. Teraz Szein ze swym zdziesiątkowanym wojskiem szukał schronu, najpierw na Górze Dziewiczej, potem opodal miasta w oszańcowanym obozie, ufny, że go car nie porzuci na pastwę wroga. Ale Polacy lepiej go ścisnęli w pierścieniu oblężniczym, niż on zablokował był Smoleńsk. Ogarniając obozowisko wroga z Góry Skowronkowej [Wzgórz Zaworonkowych], słał Władysław silne kor- pusy polskie i kozackie na wschód; pod Dorohobuż i Wiaźmę. Pierwsze z tych miast zdobył Piasoczyński, spod drugiego Kazanowski i Gosiewski przywieźli dobrą nowinę, że żadna odsiecz nie nadciąga. Głód zajrzał w oczy Moskalom, bunt zakradł się do ich serc. Ostatkiem energii, zagajając jednocześnie rozho- wor o kapitulacji, spróbował Szein rozbić łańcuch oblężniczy wycieczką, którą " Nowsze opracowania podają, że Władysław przybył pod Smołeńsk 30 sierpnia 1633 r., a Kozacy pod dowództwem Tymosza Orendarenki 18 września tegoż roku. Zob. W. Czapłiński, dz. cyt., s. 155; O Celević Ucast kozakiv v smolenskij vijni 1633-4 r. "Zapyski Naukovogo Tovaristva im. Śevćenka", R. 28:1899, s. 2 21. 282 jednak czujność butlerowskiej piechoty udaremniła. W cztery dni potem ! 25 lutego [1634 r.] oblężeńcy złożyli broń; nic dziwnego, skoro zostało ich już tylko 8000! 129 sztandarów,109 armat, 7 moździerzy, moc różnego sprzę- ; tu stały się łupem zwycięzcy; wodzowie ze starszyzną "przed królem na koniu i siedzącym w ziemię czołem bili". Zawiodła pomoc turecka, już Psków goto- wał się do obrony przed nowym Batorym. Nie zawiódł tylko kniaź Fiodor Wołkoński, który główną z trzech kolumn polskich wkraczających w głąb I kraju, a dowodzoną przez samego Władysława, przetrzymał na swym karku w twierdzy Białej przez dwa miesiące, aż do chwili zawarcia pokoju wie- '; czystego. 8. "Wiecznoje dokonczanje" (27 maja 1634) Prowadzili te rokowania [w Polanówce] ze strony polskiej: Zadzik, Radzi- wiłł, Kazanowski, Gosiewski; z rosyjskiej - książę Lwow, ale komisarzami kierował z sąsiedniej stancji sam król, w myśl dobrze przemyślanych celów politycznychs. Nie żył już wówczas niedoszły mściciel, Filaret. Nie o to szło, aby pewne rodziny magnackie dostały za Dnieprem dalsze tereny koloniza- cyjne, ale o pokój trwały na wschodzie w, obliczu niebezpieczeństw północnych i południowych oraz możliwości do wygrania na zachodzie. Dlatego król nie obstawał już ani przy swych carskich splendorach, ani przy pierwotnym za- miarze zdobycia księstw lennych dla Jana Kazimierza, ani przy aneksji Do- rohobuża i Wieliża, poprzestał na 200000 rubli y prywatnego odszkodowa- nia byle prędzej wygładzić waśnie z Moskwą i uzyskać jej pomoc jeszcze na najbliższą przeprawę ze Szwecją: wówczas, gdy on odzyska koronę szwedzką, odda carowi w nagrodę za pomoc zdobycze Gustawa Adolfa. Komisarze nie podzielali tych przedwczesnych nadziei i rzeczywiście, na razie główny zysk z wojny polegał na obezwładnieniu wschodniej sąsiadki. Ale król nie rezyg- nował ze swego planu na dalszą metę. Jeżeli nie przeciw Szwecji (którą prze- cież sam szczerze miłował i spodziewał się posiąść), to przeciw Turcji mogła się Moskwa przydać prędzej czy później. Więc wkrótce po zawarciu pokoju (w marcu 1635 r.) nastąpiła między Warszawą i Moskwą wymiana wielkich poselstw: najpierw jeździł do cara Piasoczyński; potem do króla kniaź Lwow, obaj ożywieni chęcią ugruntowania pokoju i wygładzenia wszelkich spraw spornychlo. Lwow przede wszystkim żądał wydania dyplomu elekcji Włady- sława z 1610 r. Łatwo sobie wyobrazić żal i przerażenie posła, gdy mu z pol- skiej strony oświadczono, że dyplomu w archiwach nie dało się odszukać! ' W rzeczywistości w 48 dni potem, gdyż Szein próbował przebić się 7 stycznia 1634 r. e 27 maja 1634 r. nad rzeczką Polanówką uzgodniono preliminaria, podpisanie zaś samego traktatu przez komisarzy nastąpiło 14 czerwca tegoż roku. Na czele ko- misji moskiewskiej stał Fiodor Szeremietiew, książę Aleksy Lwow był jednym z człon- ków komisji. 9 W rzeczywistości dostał 20000 rubli. Por. W. Czapliński Wladys2aw ITr..., s.162. so poselstwo polskie przebywało w Moskwie od lutego do kwietnia 1635 r. (car zaprzysiągł pokój 5 kwietnia), poselstwo moskiewskie w Warszawie od marca do maja tegoż roku (król zaprzysiągł pokój 3 maja). 283 ††††††††††††††††††††††††††???? †††††††††††††††††††††††††††???? Tym pilniej starał się potem Władysław odjąć Moskalom wszelki powód do podejrzeń, przeprowadzić wspólne rozgraniczenie, uregulować stosunki han- dlowe, wymienić jeńców, uprościć tytulaturę w korespondencji dyplomatycz- nej. Długo, ze zrozumiałych powodów, odpowiedzią na to był ton twardy i nienawistny, wobec czego musieli posłowie okazywać, że "nam wasze groźby nie straszne"; dłużej pamiętali swe krzywdy narodowe bojarzy niż car. Osta- tecznie jednak Władysław przezwycigży odruchy zemsty ze strony Moskwy i dopnie z nią braterstwa broni na froncie tatarskim, skąd już i do przymie- rza przeciw Turcji będzie niedaleko. Ale będzie to w 12 lat po pierwszym starciu Władysława IV z Turkami, które znane jest jako- 9. Wojna z Abazy paszą W rzeczywistości wojnę tę prowadziła sama Porta, tzn. sułtan Amurat [Murad IV], na zamówienie Moskwy i dla zapobieżenia temu, aby król pol- ski nie połączył swej korony z moskiewską. Pierwszych najazdów dokonali Tatarzy już w maju i sierpniu 1632 r., za drugim razem przetrzepani w oko- licy Białej Cerkwi. Później, gdy car ofiarował Tatarom całe prowincje nad- kaspijskie za dywersję, Abazy pasza Widynia [Sylistrii], sturczony Rusin, wbrew woli wezyra, ale na rozkaz sułtana pchnął znowu czambuł w okolice Kamieńca; tych Koniecpolski rozgromił w odwrocie Kozakami i kwarcianym wojskiem pod Sasowym Rogiem nad Prutem (24 lipca) 1 l. Teraz nastąpił w 55000 Turków, Ordy Wołoszy sam Abazy pasza. Przyjął ich hetman na warownych wyżynach Paniowiec niedaleko Kamieńca, mając tylko 4500 kwar- cianych, 6000 pocztów pańskich i pewną liczbę Kozaków. Skosztował Abazy najpierw wstępnego boju, potem - systematycznego ataku od strony, gdzie nie było artylerii ani zasadzek, ale wywabić wroga na otwarte miejsce nie zdo- łał, a zachwiane w paru punktach szyki polskie hetman zaraz podparł rezerwą. Co prawda, to Wołosi (10000) bardzo niechętnie szli do szturmu i przy pierw- szej okazji podali tył. Odszedł Abazy za Dniestr pod Hryńczukiem, a ponie- waż udało mu się w ostatniej chwili, choć z dużą stratą, zdobyć i zniszczyć Studzienicę, więc przed sułtanem później udał, że wraca zwycięzcą. Nie ścigano go, by nie stwierdzić formalnego zerwania pokoju i aby móc gasić tę niepożądaną wojnę środkami dyplomatycznymi. Kiedy król zwycię- żał pod Smoleńskiem, poseł [Aleksander] Trzebiński, ledwo dopuszczony do audiencji w Dywanie, wytrzymywał godnie ataki furii sułtańskiej z powodu niby kozackich napaści, naprawdg raczej z powodu sprawy moskiewskiej. Znowu słychać było groźby wojenne, o ile Władysław nie przyjmie wraz z całym państwem wiary Mahometa, nie da haraczu i nie wytępi Kozaków. Istotnie, w kwietniu 1634 r. wykonał sułtan w Adrianopolu demonstracjg wo- jenną, ale to było już po zakończonej sprawie smoleńskiej. Już ciągnęły ku Podolu zwycięskie pułki koronne, a Władysław okazywał do wojny z nie- wiernymi szczery czy też nieszczery zapał, który w interesie Habsburgów pró- bowała wyzyskać dyplomacja papieska. Aż 35000 wojska królewskiego i pry- watnego skupiło się wtedy nad Dniestrem, nie licząc w to zapowiedzianych 11 W rzeczywistości miało to miejsce 4 lipca 1633 r 284 posiłków kozackich - liczba aż nadto wystarczająca, aby ostudzić ferwor suł- tana, a ponieważ i sejm nie poskąpił p dymnego ani pospolitego ruszenia, więc wkrótce nadbiegł na sejm warszawski poseł turecki z ofertą pokoju. Zdaje się, że tym razem król chciał tylko próby sił (bo miał wzrok utkwiony gdzie in- dziej), ale do szabli rwali się niektórzy panowie, kresowi; dlatego hetmano- wi przydał sejm komisarzy, którzy dopilnują, aby polityka wzięła górę nad wojowniczością. Abazy pasza dostał za swe "zwycięstwo" stryczek; mianowa- ny na jego miejsce Murtaza pasza podpisał w październiku pokójl2 o tyle korzystniejszy od traktatu Zbaraskiego, że sułtan obiecał usunąć Tatarów ze stepów białogrodzkich i budziackich tudzież mianować hospodarami w obu księstwach tych kandydatów, których mu król polski polecił. Upominki, han- del, zakaz chadzek i czambułów pozostały po dawnemu, ale Tatarów z miejsca nie ruszono. Później sejm zarządził utworzenie komisji pogranicznych pod Chocimiem i Jampolem, które miały załatwiać spory graniczne, a urzędom grodzkim kazał sądzić bez zwłoki wybryki szlachty (podobnie jak Turcja szybko karała swych winowajców). 10. Zabiegi o korong szwedzką Tęsknota do ziemi dziadów i pradziadów nie opuszczała Władysława aż do śmierci. Jeżeli groźnemu kuzynowi Gustawowi Adolfowi podawał dłoń do zgo- dy, byle sobie po nim wyjednać następstwo, to tym bardziej wierzył w odzy- skanie Szwecji, kiedy Gustaw zginął pod Lutzen, pozostawiając tylko córecz- kę Krystynę. Pierwszą też myślą Władysława w tym zmienionym położeniu było poślubić Eleonorę, wdowę po bohaterze. Przed wyprawą smoleńską i pod- czas niej wywiadywał się król u szwedzkich komendantów na Pomorzu i w In- flantach, co sądzą o tym zamiarze. Wyjaśnienia brzmiały zachęcająco: że usta- wy zapewniły następstwo tronu Krystynie, a na straży ustaw stoi nieubłagany wróg Polski, kanclerz Axel Oxenstierna. Wszakże i ten wróg pragnął mieć spokój z wojowniczym Władysławem, póki nie ukończy wojny w Niemczech z Habsburgami, więc agenci szwedzcy próbowali za plecami króla układać się osobno ze stanami Litwy i Prus Królewskich, oczywiście bezskutecznie. Król, lotny i pomysłowy, uważał wszystkie drogi za dobre do tak upragnio- nego celu:12 lutego 1633 r. odnowił przez poselstwo księdza Piotra Gembic- kiego ojcowskie traktaty z Austrią z lat 1589 i 1613, Hiszpanię prosił o posiłki morskie, po czym zaraz spróbował działać jako pośrednik przy pacyfikacji Europy Środkowej; za takie dobre usługi można było od jednej ze stron albo i od obu coś zarobić. Sam nawzajem potrzebował pośredników do nawiązania ze Szwecją kontaktu i tu także nie przebierał w ludziach. Sławę toleranta wyrabiali mu dawni malkontenci z czasów zygmuntowskich, Leszczyński i Ra- dziwiłł, chętnie faktorował także Jerzy Wilhelm prusko-brandenburski, oczy- wiście dla swych widoków emancypacyjnych. Ale próbowano założyć dźwignię jeszcze dalej: w protestanckich gabinetach Anglii i Holandii. Poselstwa do obu tych państw odprawiał zaufany królewski dyplomata Jan Zawadzki, sta- 12 ) październiku pokój zatwierdził sułtan, zawarł go natomiast Koniecpolski z posłem tureckim, Szahin agą,19 września 1634 r. 285 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? rosta wiecki, wygrywając bardzo niewspółmierne atuty. Króla angielskiego Karola I wzruszył los rodziny świeżo zmarłego (1632) wygnanego palatyna Fryderyka Wittelsbacha, "zimowego króla" Czech, który po klęsce na Białej Górze utracił Palatynat; Władysław podejmował się nie tylko wyrobić u ce- sarza zwrot tego księstwa dzieciom Fryderyka, ale i zaślubić prostestantkę, córkę jego Elżbietę. Do Holendrów przemawiał Zawadzki innym językiem, zwracając uwagę na ciężkie cła, jakie Szwedzi pobierają w portach pruskich. Za przykładem Holandii podjęła się pośrednictwa na północy Francja, do któ- rej jeździł w podobnej misji poseł [Stanisław] Szczucki, tego samego podjęli się Karol I i Jerzy Wilhelm. Za to rozwiały się zupełnie nadzieje dynastyczne Władysława związane z pacyfikacją ogólnoeuropejską; Szwedzi nie tylko od- rzucili jego pośrednictwo, ale nową uchwałą zamknęli do siebi, drogę powrot- ną polskim Wazom. Rzecz znamienna, że wśród tej gry dyplomatycznej ogarniającej całą Euro- pę król najmniej starał się o zyskanie poparcia Polaków, widocznie sądził, że nieznośna sytuacja przy ujściu Wisły zmusi ich sama do popierania jego poli- tyki. Nie liczył się król z bierną naturą polską, która po tryumfach smoleń- skich i po mobilizacji naddnieprzańskiej pragnęła spocząć na laurach. Widoki na poparcie protestantów zawiodły ostatecznie z chwilą, gdy senat polski oświadczył się w myśl inspiracji papieskiej przeciw małżeństwu króla z pro- testantką, co szczególnie ubodło króla Stuarta; Duńczycy, przy całej swojej zazdrości wobec Szwedów, liczyli się więcej z Francją niż z Polską i nie myśleli dla Władysława wydobywać kasztanów z pieca, do czego ich ciągnął poseł polski, Mikołaj Korf [Korff]. W rezultacie powrót Polaków nad morze (i powrót Władysława do Szwecji) zawisły od powodzenia oręża habsburskiego w wojnie trzydziestoletniej. 11. Przygoto wania do wojny Szczęśliwy 1634 r. przyniósł Polsce oprócz pokoju z Moskwą i Portą Otto- mańską zapowiedź hiszpańskich posiłków oraz klęskę Szwedów nad N rdlin- gen (6 września). Liga heilbrońska, której filarami były Francja i Szwecja, groziła pęknięciem; w pokoju praskim (maj 1635 r.) wycofała się z wojny pro- testancka Saksonia. Wobec takiego zwrotu i Szwedzi musieli zmięknąć, i ich zachodni poplecznicy okazać więcej chęci do pośrednictwa w sporze z Polską, i Polacy nabrali nadziei odzyskania strat altmarskich. Władysław, ,.już wię- cej żadnej w traktatach nie pokładając nadziei", postanowił, jak mówił Pola- kom, "wojną słusznej sprawy dochodzić". W tym celu zwołał sejm na 31 stycz- nia i przeprowadził na nim pod sprawną laską [Jerzego] Ossolińskiego szereg ważnych uchwał. Cóż, kiedy rzecz najważniejsza, podatki, sejm właściwie odesłał do sejmików relacyjnych, a z pospolitym ruszeniem nie sposób było porywać się na twierdzel3. Wprawdzie sejmiki - każdy w miarę swej goto- wości - grosza nie poskąpiły, ale ta nowość, niebywała podczas wojny pru- skiej, odzwierciedlała słaby zapał narodu do wojny. Zatwierdzając pokój 13 W rzeczywistości sejm zwyczajny 1635 r. uchwalił podatki dość znaczne, bo mogące przynieść około 4 milionów złotych. Por. W. Czapliński Wladys aw IV..., s.188. 286 z Moskwą i Turcją wyznaczono jednocześnie poważną delegację do traktatów ze Szwedami złożoną z takich polityków jak Zadzik i Jakub Sobieski, którzy w miarę możności dążyć będą do odzyskania nadmorskich Prus, jeżeli sig uda, to także Inflant, ale do wojny ze Szwecją nie dopuszczą. Tym chętniej przyjął król proponowaną przez posła [Macieja] Arnoldina tajną konwencję wojskową (coniuncio armorum) z cesarzem, o której w War- szawie wiedzieli tylko Koniecpolski, Ossoliński i pani Urszula [Meierin]; 8000 Polaków i Kozaków na żołdzie cesarskim miało wojować pod komendą Jana Kazimierza ze Szwedami w Niemczech, osłabiając przez to ich odporność na Pomorzu. Również Chrystian IV rozochocił się teraz (na wiosnę) do wojny i mówił, że król polski byłby durniem, gdyby zawarł pokój. Ale pokoju miej- scowego pragnęły teraz państwa zachodnie i sama Polska. Już w styczniu [1635 r.] zaczęły się przedwstępne rozmowy ze Szwedami w Pasłęku, a 24 ma- ja zagajono formalne układy w Sztumsdorfie [Sztumskiej Wsi]. Przyjechał na nie drogą na Kopenhagę (gdzie udaremnił robotę Korffa), poseł francuski Klau- diusz d'Avaux; Anglię reprezentował sir [Jerzy] Douglas, Holandię [Roch van der] Honaert, czwartym mediatorem był poseł brandenburski, Austriacy zaś z boku tylko obserwowali ich robotę. 12. Rozejm w Sztumskiej Wsi Nigdy nie było sposobniejszej pory do odzyskania nad Bałtykiem - i może poprawienia tej pozycji, jaką zajmowała Polska za Batorego. Prawda, że Hisz- pania słowa nie dotrzymała, zaś Anglia cofnęła obietnicę floty, powołując się na brak portów, gdzie by się owa mogła schronić (chociaż Duńczycy mieli faworyzować tę wyprawę); ale Rzeczpospolita miała spokojne tyły, a Szwedzi tak uwikłali się w wojnę niemiecką, że w całych Inflantach i dalej po Ingrię mieli tylko 5000 wojska; prawda, że Oxenstierna na wypadek ataku Władysła- wa chciał główne siły przeeiwstawić Polsce, a mniejsze zatrzymać w Niem- czech, ale Polacy byli po zwycięstwie, Szwedzi - po klęsce; Polska nieco wy- poczęta, Szwecja ogromnie wyczerpana, na szerszej zaś europejskiej widowni wkraczającą Francję dostatecznie szachowały państwa habsburskie. Wreszcie, Polska miała na czele Władysława, a Szwedzi stracili Gustawa Adolfa. Wszy- stko zależało od uchwycenia momentu: "Gdyby Polacy - mówił król - byli podobni do Hiszpanów, którzy na wiele lat przed wyprawą przygotowują plan, gromadzą środki i czekają na sposobność, [...] wtedy gotów byłbym na- wet na sto lat zawrzeć zawieszenie broni ze Szwecją, aby jeśli nie ja to moi następcy mieli z tego przynajmniej jakąś korzyść. Ale tak [...] muszę każdą sposobność, jaka mi się nastręcza, w lot chwytać". Zgromadził tedy w Prusach 24000 wojska, sprowadził nawet na Zalew Wiś- lany 1500 kozaków pod Konstantym Wołkiem z czajkami, a sam stanął dwo- rem w Toruniu i rozpoczął partię dyplomatyczną nad głowami sejmowych ko- misarzy. Szwedom obwieścił (30 czerwca), że nie zrezygnuje ze swych praw do tronu, póki choć jeden członek rodziny żyć będzie; zapowiedział zupełną swobodę ewangelickiej religii w Szwecji i darowanie win niewiernym podda- nym. Zarazem, w sekrecie upoważnił Leszczyńskiego i Krzysztofa Radziwiłła do traktowania o prywatnych żądaniach króla. Zgodziłby się na różne kombi- 287 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? nacje, aby po Krystynie panował on sam lub jego syn pierworodny, albo żeby Krystynę poślubił Jan Kazimierz; wyrzekał sig wszelkich prób nawracania Szwedów na katolicyzm, przyjąłby i część Szwecji lub choćby cofnięcie usta- wy wydziedziczającej. Nie pozostały jednak te zlecenia tajemnicą dla komisa- rzy; zaczęto oskarżać Radziwiłła o knowania ze Szwedami i Kozakami, wo- bec czego odjechał on na Litwę. Co gorsza, wiedział o rozbracie i przeciwnik i czerpał zeń otuchę, by trzymać się twardo. W opinii pośredników zachodnich sprawa Władysława i Polski stała bardzo dobrze, dość powiedzieć, że Brandenburczycy przyznawali królowi tytularne panowanie w Szwecji, Polakom zwrot Prus i Inflant tudzież odszkodowanie za pobrane cła; Douglas żądał nadto, by Krystyna wyszła za Jana Kazimierza, Holender pozostawił Władysławowi tylko prawo obieralności na tron szwedzki po Krystynie, o zwrocie ceł nie mówił, ale zalecał zwrot Prus i Inflant. Fran- cuz przychylał się do stanowiska holenderskiego, byle doprowadzić do skutku dłuższy rozejm. Później ujednostajniono propozycje według prostej formuły: zwrot zaborów w zamian za abdykację. Strony dalekie były jednak od umiarkowania, bo Oxenstiernie smakowały pruskie komory, a Polacy chcieli dla siebie nawet Estonii, dla Jana Kazimierza nawet Finlandii, odszkodowanie zaś Władysława traktowali jako rzecz uboczną. Decydujące znaczenie miała wizy- ta komisarzy u króla w Toruniu. Zdaje się, że dochodziło tam do momentów dramatycznych, bo Władysław, zagrzewany przez cesarza do wojny, zaklinał Ossolińskiego, aby fortelem prowadził rokowania do pęknięcia, a Radziwiłła użył w ostatniej chwili do sprowokowania wojny napadem na województwo wendeńskie. Była chwila, kiedy sami polscy komisarze tracili cierpliwość wobec twardego oporu Szwedów na punkcie zakazu nabożeństw katolickich w Inflantach. Już brzmiały wyzywające trąbki w obozie szwedzkim, już się rzuciły obie strony do koni, jednak niechęć do wojny przeważyła - po prostu województwa zbyt opornie płaciły podatki, jakby chciały zastosować ową egzorbitancję o niepodnoszeniu wojen zaczepnych i o niezaciąganiu wojska na nie bez uchwały sejmowej. 12 września [1635 r.] podpisano rozejm długi, 26-letni, dla Szwecji bardzo pożądany, z pominięciem kwestu praw dynastycz- nych Władysława, przy czym Prusy wracały do Polski, Inflanty zostawały w rękach wroga; Szwedzi mieli zwrócić Polsce zabrane okręty; obiecano so- bie obustronną amnestię i wolność handlu. "Pan omal nie szaleje", pisał do Krzysztofa Radziwiłła syn Janusz. Z sercem pełnym goryczy, zwłaszcza wzglę- dem Zadzika i Koniecpolskiego, podpisał Władysław niezaszczytny dla pań- stwa traktat ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Jeszcze się łudził nadzieją, że Litwa nie dopuści na sejmie do ratyfikacji sztumsdorfskiego dzieła, skoro jej ono przecinało żywotną arterię - Dźwinę. Stało się przeciwnie: jakby za karę za owo udaremnione w 1627 r. przez Litwinów zamknięcie portów Korona przeparła na dwuniedzielnym sejmie 1635 r. zatwierdzenie rozejmu. 13. Pokusy śląskie (1636) Odziedziczone po ojcu silne poczucie dynastyczne kazało Władysławowi- w braku Szwecji czy Finlandii - szukać uposażenia dla rodziny gdzie indziej. Zapamiętał sobie król tę chwilę, kiedy pierwszy raz ujrzał jadąc do Nysy zie- 288 mię śląską (1619) i kiedy objęciejej w posiadanie zależało tylko od przyjęcia przez Polskę ofert habsburskich. Później jeździł przez Śląsk w 1625 r., pertraktował z Wallensteinem o wspólną akcję na tym terenie przeciw Szwedom (1632). Niedawno, w 1634 r., interweniował u cesarza na rzecz powstańców śląskichl4. Nie uszły te zainteresowania uwagi kardynała Richelieu i jego zaufanego doradcy, o. Józefa. Jeżeli kiedy, to po Sztumskiej Wsi mogła Polska powziąć swobodną decyzję co do zmiany orientacji (jakją poweźmie po ćwierci wieku, przy zawieraniu pokoju oliwskiego). Kardynał postanowił skusić Władysława na swoją stronę nadzieją Śląska i korony cesarskiej, rolą pacyfikatora Europy, ponętnym małżeństwem - wszystkim, tylko nie koroną Szwedów, Gotów i Wendów. Jeżeli się nie nada Wittelsbachówna, niech będzie sfrancuziała Włoszka, Ludwika Maria Gonzaga de Nevers. Kiedy cesarz nie dopiął kooperacji z Polakami na Śląsku i Pomorzu, bo nie chciał tam ożywiać tradycji polskiego panowania, to poseł d'Avaux zaofiaruje Władysławowi (według instrukcji z sierpnia 1635 r.) bezwzględne poparcie jego pretensji do Śląska tudzież wspólną ligę ze wszystkimi francuskimi sojusznikami w Niemczech, Włoszech i Niderlandach na zasadzie niezawierania pokoju z Austrią, póki wszystkie pretensje króla polskiego do krajów śląskich nie będą zaspokojone; wkrótce (w grudniu) już określono kwotę sizbsydium francuskiego (do 3000000) za 10000 jazdy polskiej i tyleż piechoty. Pokusa była silna, a jednak okazała się bezskuteczna. Przede wszystkim, nasz Waza więcej sobie obiecywał po mediacji w wojnie trzydziestoletniej niż po interwencji zbrojnej. Nie żeby pragnął pokoju w chrześcijaństwie, przecież właśnie ta wojna zabezpieczyła Polskę od zachodu i podniosła jej znaczenie. Chciał sławy i korzyści, jakie w roli mediatora mógłby sobie, np. na Śląsku, wytargować. Utrzymywał we Wrocławiu agenta różnowiercę Szlich- tynga, przez którego mógł się dowiedzieć, że stany śląskie, zwłaszcza te zbun- towane, protestanckie, niezbyt się garną pod polskie rządy. W rezultacie wrócą one do łaski Ferdynanda, ale przy poparciu Rafała Leszczyńskiego. Sejm polski nie więcej okazał zainteresowania tą sprawą. O wydarciu korony ce- sarskiej Habsburgom, gdyby nawet rzecz była warta zachodu, trudno było myśleć, zaś owo upragnione pośrednictwo pokojowe spotykało się w obozie protestanckim z konkurencją duńską, w katolickim - z papieską. Co najważniejsze, wszystkie podstawy naturalnego sojuszu Polski z Austrią istniały bez zmiany i po Sztumskiej Wsi; wciąż można było dużo stracić w ra- zie przerzucenia się cesarza na stronę Moskwy i wciąż potrzebny był wspólny front przeciw Szwecji i Turcji. Oto dlaczego w latach 1635-1636 nie doszło do zwrotu w polskiej polityce zagranicznej; ze wszystkich zabiegów d'Avaux pozostało trochę jalousie w sercach austriackich i wzmożone w duszy Włady- sława pragnienie Sląska, które jednak poszuka zaspokojenia na innej drodze. 14. Pakt famiłijny z Habsburgami Dobijając targu ze Szwecją o żywszy udział w wojnie, Francja zmniejszała swój nacisk na Władysława IV, przeciwnie, żywo krzątali się celem pozyska- nia go dyplomaci hiszpańscy i rakuscy. Z początkiem lata 1636 r. król zawia- domił dwór angielski, że niestety z protestantką żenić się nie może. Szwedzi, przez 14 Władysław interweniował na rzecz śląskich protestantów w 1635 r. Zob. tamże, s. 204. 10 = - Dzieje Polski nowożytnej =- tom I zwycięstwo pod Wittstock (w październiku), tak mocno stanęli w okolicach Odry, że z jednej strony Francja obiecała im nie przyznawać Śląska Władysła- wowi bez ich zgody, z drugiej zgrzybiały cesarz musiał się więcej liczyć z dworem warszawskim. Pod koniec roku zaszły ze strony Władysława pociągnięcia dyplomatyczne świadczące o powziętej ważnej decyzji. Ossoliński i o. Walerian Magni pojechali na elekcję rzymską do Ratyzbony, aby przy sposobności upiec pieczeń polsko-rakuskąl5; Zadzik i Sobieski zostali wyznaczeni do Kolonii na traktaty, ale nie pojechali, gdyż Szwecja odrzuciła polskie pośrednictwo. 13 lutego [1637 r.] tajna rada senatu oświadczyła się za małżeństwem króla z arcyksiężniczką Cecylią Renatą, a przeciw księżniczce de Nevers, po czym Maksymilian Przerembski, kasztelan sieradzki, pośpieszył do Wiednia, z kondo- lencją po zmarłym Ferdynandzie [II], z gratulacją dla następcy, Ferdynanda III, a zarazem miał wymienić ratyfikację układu małżeńskiego i familijnego, jaki tymczasem ksiądz Magni ukartował dla Władysława z domem Habsburgów. Na mócy tego układu, datowanego w Warszawie 16 marca 1637 r., Włady- sław w imieniu całej linii zygmuntowskiej [Wazów], na wypadek jej wygaś- nięcia odstępował cesarzowi prawa spadkowe do Szwecji, a Ferdynand przy- znawał mu proporcjonalne prawo do spadku w dzierżawach habsburskich, ale i to pod warunkiem, że król polski faktycznie odzyska Szwecję. Do tego celu miał mu cesarz pomagać radą, wpływami i posiłkami, miał dbać o uposa- żenie rodzeństwa Władysławowego i o dobre dla młodszych królewićzów ożen- ki. Wreszcie, jeżeli dojdzie do zwycięskiej wojny z Turcją, to królewiczom wyznaczy się lenna cesarskie ze zdobytych krajów poza sferą dawnej zwierzch- ności Węgier i Polski; w ostatecznym razie, takim lennem, ale zaleźnym od Węgra, będą Multany. Dzielono tu skórę na dwóch niedźwiedziach, główny też sens paktu naszych Wazów z Habsburgami zawierał się w owych przewi- dzianych uposażeniach i ożenkach.19 sierpnia [1637 r.] 16 królewicz Jan Kazi- mierz w zastępstwie brata dokonał w Wiedniu aktu zaślubin z Cecylią Rena- tą, a 12 września odbył się właściwy ślub z weselem w Warszawie; obie strony zadeklarowały na rzecz królowej, tytułem posagu względnie oprawy, po 100 ty- sięcy złotych reńskich. W ten sposób przewaga wpływów rakuskich na dworze warszawskim została ugruntowana aż do śmierci królowej (1644), ale prze- waga ta nie oznaczała bynajmniej wciągnięcia Rzeczypospolitej w wojnę trzy- dziestoletnią przeciw Szwecji, Francji i protestantom. Rozdzia XI Sprawy wewnętrzne w latach pokoju (od 1645 r.) l. Doradcy i nadzorcy króla " Jeżeli Z muntowi III miano za złe, że słucha "rad kmornych, a nie kon- stytucyjnych doradców, to za jego syna stosunki te nie doznały poprawy. Mi- 15 J rzeczywistości Ossoliński wyjechał do Rzeszy w czerwcu, a Magni w sierpniu 1636 r. Zob. tamże, s. 209-210. 16 Ślub per procuram odbył się 9 sierpnia tegoż roku. Zob. Polski Slownik Bio- graficzny, t. 3, Kraków 1937, s. 213. 290 mo przypomnienia w paktach konwentach i obostrzenia w ustawie 1641 r. przepisów o senatorach rezydentach, którzy mieli wyrażać przeciętną mądrość stanu szlacheckiego i zespalać króla z narodem, kto inny kierował polityką królewską, kto inny rządził się na dworze, a jeszcze inni statyści reprezento- wali opinię. Jerzy Ossoliński (1595-1650), syn Zbigniewa, wybił się na czoło polityków, jako dyplomata, potem podkanclerzy (1638), wreszcie jako kanclerz wielki ko- ronny (1643). W trakcie misji na zachód, bardziej efektownych niż efektyw- nych: do Anglii w r.1621, do Rzymu (1633, sławny wjazd z gubieniem złotych podków), do Ratyzbony (1636, niedoszła pacyfikacja Europy) osiągnął tak sze- rokie horyzonty myśli politycznej jak może żaden poza Zamoyskim kanclerz polski. Marszałkując na sejmach, przemawiając w izbach, wyrobił się na zna- komitego mówcę. Obie te kwalifikacje zrobiły go dla króla niezastąpionym pierwszym ministrem, powiernikiem najskrytszych zamysłów, rzec można, jego przyjacielem politycznym. Wpatrzony w koniunktury europejskie, pełen wiary w cuda dyplomacji, patrzył Ossoliński także na sprawy polskie jak na grę polityczną, zbyt mało zaś wnikał w strukturę państwową i społeczną Polski, za mało miał czucia z prądami opinu; im pilniej jego bystry wzrok śledził przyszłość Polski na Bałtyku i nad Morzem Czarnym, tym mniej uwagi po- święcał przeobrażeniom wewnętrznym narodu. Na terenie intryg dworskich, w zakresie upodobań niższego rzędu, zaufanie króla posiedli Kazanowscy: najpierw Stanisław, potem Adam, obaj gładcy dworacy, zaś drugi - typowy zausznik i faworyt, rozpanoszony na dworze ku wielkiemu strapieniu królowej. Póki kanclerzem był Piotr Gembicki do 1642 r.1 ', Kazanowscy wyzyskiwali zawiść, jaka dzieliła tegoż z Ossolińskim; nie rywali- zował z nim, dbając głównie o interesy rodu i katolicyzmu, pobożny Albrecht Stanisław Radziwiłł, kanclerz litewski. Tymczasem w kraju największy wpływ wywierały inne powagi, z początku mówiono o wszechwładnym na sejmach trJolium, składającym się z Zadzika, Konieepolskiego i wojewody krakowskiego Stanisława Lubomirskiego; w Małopolsce i na Rusi wielkim mirem cieszył się Jakub Sobieski, pod koniec kasztelan krakowski. Byli to ludzie naprawdę poważni, choć nie pozbawieni, jak widzieliśmy w momencie Sztumskiej Wsi, pewnej pacyfistycznej ociężałości. Gorzej będzie, gdy Zadzik i Sobieski zejdą z tego świata, a na kresach powyrastają typy magnackie z wymogami państwo- wymi nie dość zżyte: na Litwie nowy szef kalwinów, Janusz, syn Krzysztofa Radziwiłła, na Ukrainie Jeremi Wiśniowiecki i Aleksander, syn Stanisława, Koniecpolski. 2. Gospodarka dworska Jednym nieszczęściem Władysława było to, że marzył o niedościgłych sukce- sach, a nie umiał zharmonizować swych marzeń z aspiracjami narodu; drugim, że chciał działać poza sejmem, wszczynać własne przedsięwzięcia wojenno- -dyplomatyczne, a środków na nie nie umiał gromadzić. Hojność jego prze- 1' Formalnie Gembicki oddał pieczgć 23 lutego 1643 r. Por. A.S. Radziwiłł dz cyt., t. 2, Warszawa 1980, s. 341-343. 291 ††††††††††††††††††††††††???? chodzi a w rozrzutność, przybierając nieraz kierunki szkodliwe. Sporo szło na dwór królewski, na piękne budowle (rozbudowa Warszawy), na kapelg, myś- listwo, na popieranie artystów, ale nie te wydatki wytrącały z równowagi budżet królewski i dworowi warszawskiemu, poza momentami wyjątkowych uroczystości, dużo brakowało do blasku rezydencji zachodnich. Król kochał się w ludziach wojennych i w kobietach różnego gatunku. Z natury chorowi- ty, a jednak ożywiony iście wazowskim temperamentem, król traktował ozięble Cecylię Renatg, uprawiał miłostki pokątne i jak tylko mógł, wyrywał się z Warszawy do ukochanych puszcz litewskich; białowieskiej, bersztańskiej, rudnickiej na łowy po nowe wrażenia, skąd wracał nie tyle wypoczęty, ile go- rzej jeszcze nadszarpnięty. Stąd nieskończone pasmo kłopotów pieniężnych i zamiast pożądanej swobody dokuczliwa zależność od wierzycieli. Rozwikłać, ile długów król zaciągał na wojsko lub na inne potrzeby publiczne, ile zaś na zaspokojenie swych zachcianek, może sig już nigdy nie uda. Nic podobne- go nie bywało za panowania ojca, ktury zastał skarb wypróżniony, a po tylu ciężkich przejściach zostawił bądź co bądź 50000 dukatów oszczędności. Nie potrzeba dodawać, że królewskie życie nad stan działało zaraźliwie na górne warstwy ludności. Już w pierwszym roku rządów Władysława część klejno- tów jego poszła w zastaw do Żydów; w 1639 r. była chwila, kiedy cały dwór formalnie głodował i marznął, wobec czego król musiał błagać sejm o "wdzięczność", tj. o pokrycie długu dworskiego ze skarbu pospolitego (1641). Pierwszy apel nie poskutkował, ale za drugim razem (1643), nie bez użycia fortelu, udało się wyjednać 4000000 złotych "wdzięczności", sumę olbrzymią, za którą można było zdobyć Inflanty albo stworzyć wielką flotę wojenną, albo zrobić zamach stanu. 3. Zasady rządzenia Nie chodziło, rzeez prosta, o zamach absolutystyczny, skoro nie było w Pol- sce ani jednego zwolennika despotyzmu i skoro Rzeczpospolita nad podziw swoich i obcych kwitła pokojem i wolnością obok tylu spustoszonych nieszczę- śliwych krajów rządzonych despotycznie. "Cóż śliższego, cóż niebezpieczniej- szego nad wolność tak bliską swawoli", rozważał Ossoliński na sejmie 1643 r ., "a przecież, gdy patrzymy na inne narody, które państwa swe zasadziły na jedynowładztwie, jakież tam ruiny, jakie potwory i brzydkie rewolucje? Sama Polska stoi nieporuszona, a forma naszego rządu szydzi z architektów prasta- rych i sławnych monarchii". Zazdrościli jej tego szczęścia sąsiedzi, ale nikt nie zazdrościł słabego rządu. Mądry Oxenstierna z szacunkiem cytuje w szwedz- kim senacie polskie zasady wolnościowe i mówi, że Rzeczpospolita stałaby się straszną potggą, gdyby miała bogate mieszczaństwo i gdyby zagarnęła na rzecz państwa bogactwa kleru. Sejmy, zwłaszcza w latach powikłań wojen- nych, dochodziły jakoś skutecznie. Gorzej było podczas pokoju: w 1637 r. po raz pierwszy do udaremnienia uchwał przyczyniła się ręka obca - francuska; w 1639 r. Jerzy Lubomirski dla salwowania Ossolińskiego, który nietaktem oburzył na siebie posłów, sam jeden sprzeciwił się dalszym obradom po upły- wie kadencji, a w 1645 r. izba "milcząco" zakończyła sejm bez uchwał, co nie oznaczało żadnego liberum veto, tylko stanowiło normalny objaw opozycji 292 przeciw dworowi. W każdym razie zagęszczająca się praktyka udaremniania sejmów nie wróżyła nic dobrego zwłaszcza ludziom, którzy wiedzieli, z jakim trudem, skrzypieniem funkcjonuje maszyna parlamentarna i jak uparcie stoi cała szlachta sejmikowa przy dawnych formach obradowania: jedyne zło wi- dziano w przeciąganiu sejmów poza ustawowy termin, a nie w tym, że mniej- szość nie chce ustępować większości; kiedy król i Ossoliński wyjątkowo w 1646 r. poruszyli sprawę reformy sejmowej, ta ważna inicjatywa utonęła w gwarze sporów o politykę zagraniczną. Brakło jakiejkolwiek organizacji opinii publicznej, choćby w formie stron- nictw oligarchicznych, jakie ujrzy epoka późniejsza: jeszcze szlachta nie szła tak ślepo za Radziwiłłem, Leszczyńskim, Lubomirskim czy Potockim, jak to będzie za czasów Jana Sobieskiego, ale już wystygły w tejże szlachcie samo- rzutne namiętności rokoszowe lub przeciwrokoszowe. Niech się sejmy rozcho- dzą, byle panował pokój i dobrobyt. Ale z takimi sejmami bez programu i karności trudno było coś zdziałać w polityce zerunętrznej. 4. Zamiast oświaty politycznej - elita orderowa I oto król próbuje w 1637 r. stworzyć kadry organizacyjne dworskiego stronnictwa w formie Kawalerii Orderu Niepokalanego Poczęcia na podobień- stwo wielkich orderowych zakonów hiszpańskich, na podobieństwo owego za- konu, który tworzył niedawno w Polsce hrabia Althan. Według statutu ułożo- nego przez Ossolińskiego, miało być 72 kawalerów (braci) krajowych i 24 za- granicznych, z królem polskim jako mistrzem na czele. Ślubować mieli bracia służbę w obronie czci Boga, Marii Panny i Kościoła rzymskiego tudzież w obronie "królestwa swego całości, zacności i pożytków"; przepisano im ce- remoniał, strój i hymn zaczynający się od słów: "Niech żyje król ! " Ustano- wienie takiego zakonu-elity mogłoby się obyć bez uchwały sejmowej, gdyby znalazło zrozumienie w opinii. Tymczasem potępili kawalerię: Krzysztof Ra- dziwiłł jako kalwin (ogłosił on osiemnaście Rationes przeciwko Kawalerii)18 i Stanisław Lubomirski jako rzecznik niby równości szlacheckiej, naprawdę zaś obrońca istniejącej hierarchii możnowładczej. Ogół dostrzegł w projekcie Ossolińskiego ostrze absolutystyczne tudzież zapowiedź ostrych walk fakcyj- nych: "Stanie (jak pisał Radziwiłł) fakcja przeciw fakcji, familia przeciw familii, bo przeciwnicy łączyć się będą w równą kawalerom potęgę, a jeżeli jej w domu nie znajdą, szukać będą u postronnych". Sprawa ta odbiła się gromkim echem na sejmie 1638 r. Izba poselska na- tarczywie żądała czytania protokołów tajnych rad senatu, pomstowała na Ossolińskiego, świeżo mianowanego podkanclerzym, za stosowanie sumarycz- nego procesu, który raz użyty przeciw arianom, mógł się i przeciw katolikom obrócić. Po długich debatach (także nad kwestią gdańską i kozacką, o których będzie niżej), sejm potępił projekt Kawalerii tudzież unieważnił tytuły zagra- niczne książąt, hrabiów, baronów itp. Na pocieszenie króla uchwalono dla królowej hojną odprawę, ale to było nic w porównaniu z pogrzebaniem jego ls Pismo to znajduje się w licznych rękopiśmiennych odpisach. Sygnatury nie- których z nich podaje L. Kubala w pracy Jerzy Ossoliński, Warszawa 1924, s. 407-408. 293 †††††††††††††††††††††††???? †††††††††††††††††††††††???? jedynej zamierzonej wówczas reformy. Lepiej niż kawaleria służyłaby Polsce szkoła rycerska, jaką po kolei obiecywali zakładać różni elekci (także i Wła- dysław IV), a jaką założy dopiero ostatni król, prawdziwy wychowawca i re- formator. Kraj bowiem potrzebował więcej myśli politycznej niż elity orde- rowej, zaś pod tym względem złote czasy Władysławowe nie przyniosły pra- wie nic nowego: parę drukowanych rozsądnych wotów kasztelana Mikoła- ja Spytka Ligęzy (za naprawą sejmów), pewne akcenty patriotyczne w łaciń- skiej, skądinąd wspaniałej poezji jezuity [Macieja] Sarbiewskiego, wiązanka trafnych i śmiałych rad Łukasza Opalińskiego w duchu umiarkowanie mo ar- chicznym (Rozmowaplebana z ziemianinem,1641) 19, to było za mało, aby poddać narodowi rozwiązanie problemu wolności w władzy, który na swój sposób rozwiązywali w Europie: Richelieu, Karol Stuart, Oxenstierna, Ferdynan- dowie. 5. Plany morskie Władysława IV Niedoszły capitano general2o Morza Bałtyckiego, co to miał (1627) dowodzić flotą Zygmunta i Habsburgów, wyrósł w polityce morskiej na godnego następ- cę ostatniego Jagiellona. Pakta konwenta kazały mu Puck ufortyfikować, tu- dzież ułożyć plan (inibimus rationes) ze stanami koronnymi, "jakoby elassis2l jaka wedle potrzeby Rzeczypospolitej (przed Sztumską Wsią, w przewidywaniu więc wojny ze Szwecją) sposobiona być mogła". Użył najprzód inżyniera Fry- deryka Getkanta (zwanego polskim Archimedesem, choć był to Niemiec znad Renu) do sporządzenia planów sytuacyjnych Zatoki Puckiej i fortów pruskich; Belgijczyk Tomasz Pleitner układał plany obrony tejże Zatoki, a Polak Eliasz Arciszewski, brat słynnego Krzysztofa, artylerzysty, który podówczas w służ- bie holenderskiej zdobywał Brazylię na Hiszpanach, organizował obronę Wisły i budował na niej mosty pontonowe. Gorąco popierał te przygotowania Ko- niecpolski, który domagał się dla Polski floty wojennej, co najmniej 12 okrę- tów, z bazą w sąsiedztwie Oksywia (zapewne tam, gdzie dzisiaj Gdynia). Że Puck za mało jest dostępny dla większych statków, wykazały badania Getkan- ta, toteż król, zasięgnąwszy rady Pleitnera, poszedł za zdaniem Koniecpolskie- go i dla lepszego zabezpieczenia przyszłego portu zbudował na mierzei Helu forty Władysławowo (koło dzisiejszych Chałup) i Kazimierzowo (koło Kuźnic). Z pomocą gdańskiego kupca Hawela nabył po cichu w Gdańsku pewną liczbę okrętów, a dopiero mając ich tuzin wznowił dawną zygmuntowską komisję, czyli admiralicję, pod przewodnictwem Gerarda Denhofa, starosty kościerzyń- skiego. Nie posłużyła tu nowa flota do walki o tron szwedzki, bo naród wojny nie chciał, podobnie jak sprowadzone czajki Wołka nie zdążyły przed Sztum- ską Wsią pokazać swej sprawności, ale król obliczał swoje plany nie na jedną tylko potrzebę. Flota, stworzona prawie bez udziału rdzennych Polaków, mia- ła ugruntować na rzecz Polski owo dominium maris, które na przekór Gdań- 19 Ł. Opaliński Rozmowa plebana z ziemianinem albo dyszkurs o postanowieniu teraźniejszym Rzeczypospolitej i o sposobie zawierania sejmów, (b.m.w.) 1641. 20 (lac.) dowódca floty, admirał. 21 (łac.) flota. 294 skowi sformułowali Karnkowski i towarzysze, a z którego zbyt łatwo zrezy- gnował król Stefan. Chodziło głównie o to, skąd poza nieczułym sejmem zdo- być środki na politykę morską. 6. Zatarg o cło gdańskie Traktat w Sztumskiej Wsi pozwalał królowi przez lata pobierać w portach: gdańskim, pilawskim, kłajpedzkim i libawskim cło w wysokości 41/2 o/o. Wła- dysław zdał ten pobór na Jerzego Hawla, aIe i sam z Ossolińskim przybył do Gdańska, aby tam stwierdzić swoje ius maritimum22; magistrat wypłacił mu 800000 złotych, kiedy król oświadczył., że rezygnuje z cła. Cofnął jednak swą rezygnację; owszem, z jego polecenia Ossoliński na sejmie w maju tegoż roku23 rozwinął wspaniały program morski, w którym wykazywał, ile zysku miał Gustaw Adolf z portów pruskich i ile mogłaby go mieć Polska (6 milio- nów rocznie), i to bez większej ofiary z kieszeni mieszkańców, ponieważ cło faktycznie dałoby się przerzucić w cenach towarów na ich odbiorców zagra- nicznych. Jeżeli kurfirst ściąga cło w Pilawie, a gdańszczanie wymyślają sobie (poza udziałem w pfalgeldzie) różne anlagi i zulagi, toć słuszna, aby i król polski z tego źródła korzystał, choćby dla obrony granic. Wywody te przeko- nały większość sejmu, tylko posłowie pruscy pouczeni przez gdańszczan sta- wili opór, wobec czego w konstytucji użyto zwrotów dwuznacznych: Król i Rzeczpospolita, na podstawie swego dominium maris, ułożą plan (znów: inire modos et rationes24), jak wybierać owe cła bez naruszenia przywilejów szlacheckich lub miejskich. Zaraz po weselu króla z Cecylią Renatą Ossoliński, Denhof, podskarbi [Jan Mikołaj] Daniłowicz przybyli do Oliwy, aby zarządzić pobór ceł. Kilka okrę- tów królewskich zagrodziło wejście do portu; przy grzmocie dział ogłoszono dominium maris i powierzono pobór ceł braciom Springom. Jeden z nich, Arend, wpłynął podstępem do Pilawy i spóbował tam również założyć kró- lewską koronę, ale spotkał się z oporem władz elektorskichz5. Jeszcze moc- niej oparli się gdańszczanie. Rozesłali oni posłów do Francji, Anglii, Holandu, Danu, Hanzy, prosząc o interwencję; zresztą i własne ich środki obronne góro- wały bezwzględnie nad tymi siłami, których król mógł użyć bez czynnego po- parcia Rzeczypospolitej, a Władysław nawet załogi swych kilku statków nie nauczył jeszcze posłuszeństwa. Apelował i król do zagranicy, ale bez skutku. 1 grudnia [1637 r.] kapitan duński [Mikołaj] Kock wpadł nagle do Zatoki Gdańskiej i zniósł królewską eskadrę, po czym wprowadził do Gdańska 40 ok- rętów cudzoziemskich bez cła. Zniewaga była straszna: wyszło nawet na jaw, że cała prawie Europa Za- 22 łac.) prawo morskie. 23 Władysław zobowiązał się, że zrezygnuje z ceł w lutym 1636 r. zaś sejm, pod- czas którego wniesiono propozycjg wprowadzenia ceł, odbył się od 3 do 18 czerwca 1637 r. Zob. W. Czapliński W adyslaw ITi..., s. 217-218 i 229-230. 24 łac.) dosłownie: rozważyć sposoby i racje. 25 W Pilawie próbował założyć komorg Abraham Spiring. W. Czapliński Polska a Prusy i Brandenburgia za Wladyslawa ITi, Wrocław 1947, s.199. 295 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? chodnia przeciwna jest planom królewskim, każde bowiem państwo woli spro- wadzać polskie towary tudzież dostarczać Polsce swoich bez opłaty ceł. Z in- teresem handlowym łączył się tu polityczny, gdyż domyślano się, że Włady- sław IV powziął swój plan za namową Habsburgów: dlatego poseł francuski [Karol] d'Avaugour użyje na sejmie 1638 r. wszelkich argumentów, aby sena- torom tę politykę morską wyperswadować; nie protestowała tylko Szwecja, bo sama stosowała w portach jeszcze bezwzględniejszy fiskalizm. Właśnie ów opór Zachodu powinien był przekonać szlachtę, że cło nie ją obciąża, ale zagranicę, i że we własnym interesie finansowym powinna popierać dążenia króla. W tym duchu gorące kazanie wygłosił na mszy przedsejmowej Sar- biewski. Na sejmie 1638 r. ganiono jednak ostro lekkomyślne przygotowania imprezy (Zadzik, Albrecht Stanisław Radziwiłł, Daniłowicz), za to Gembicki i Ossoliński ostro odpierali obcą ingerencję do tej wewnętrznej sprawy pol- skiej. Z duńskim pamfletem Mare Balticumz6, gdzie tylko Danii przyznawano prawo władztwa nad Bałtykiem, polemizował dwór polski w broszurze Anti- mare Balticum2 , wywodząc, że każdy kraj i nawet miasto np. Ryga, Rewel, Szczecin, panują nad swoim wybrzeżem i przyległymi wodami. Oczywiście jednak nie papierowe wywody rozstrzygnęły. Sejm ten walczył o różne rzeczy: o tytuły, sądy, Kawalerię, tylko nie o prawo Polski do morza. Przekazano sprawę cła ogromnej komisji sejmowej, której nie uzbrojono w żadne środki egzeku- cyjne, a tymczasem król, niby to sądząc gdańszczan o zbrodnię zelżonego majestatu, za kulisami targował się z nimi o odstępne, aż wytargował z cza- sem (1639) - 600000 talarów. Flota duńska póty krążyła naprzeciw Gdańska, aż król zrezygnował z wielkiej polityki morskiej, zachowując tylko prawo do ceł wschodniopruskich. Zwrócone okręty skończyły śmiercią naturalną. 7. Sprawy kozackie Upamiętnił się tenże sejm 1638 r. osobliwym rozwiązaniem innej kwestii, nabrzmiałej od lat 20, a ostatnio odroczonej w bezkrólewiu. Wśród Koza- czyzny wystąpiły po buncie Tarasa dwa sprzeczne kierunki czy też odcienie: zamożniejsza i bardziej wykształcona starszyzna grawitowała ku Polsce; po- spólstwo ciągnęło ku Moskwie (jeszcze nie ku Turcji). Skoro pułkownikom i starszyźnie, jak perswadowali nasi komisarze, brakło tylko klejnotu do zu- pełnego szlachectwa, nadać im było owe herby z samorządem sejmikowo-są- dowym i stałoby się zadość zasadzie "wolni z wolnymi", która tak mocno Litwę do Korony przywiązała. Zamiast tego, jak wiemy, konwokacja zbyła postulaty kozackie przykrym dowcipem o paznokciach, co tak oburzyło ode- pchniętych, że się zbiegli z różnych chutorów w liczbie około 30000 i mało brakowało, aby się rzucili za dopuszczeniem popów do "ratowania cerkwi" przez rabunek dworów. Starszyzna uspokoiła rozruch, puszczając pogłoski o Tatarach i rozesłała pułki na leże. Nawet wyższe duchowieństwo dyzunickie bało się tych burzliwych obrońców, skłonnych do rewolucyjnych wystąpień. 26 Mare Balticum id est historica deductio..., [b.m.w.),1638. 2 J. Pfenning Antimare Balticum seu brevis et analytica Recapitulatio Tractatus nuper editi, cuius titulus est Mare Balticum..., [b.m.w.) 1640. 296 Wojna moskiewska dała upust temperamentom, ale pokój z Turcją znów za- ognił na Ukrainie stosunki. Zgodnie z tym traktatem sejm 1635 r. (od stycznia do marca) wydał szereg zarządzeń celem poskromienia swawoli. Zagrożono Kozakom odebraniem wszystkich przywilejów, jeżeli naruszą pokój sąsiedzki z Turcją; kazano sta- rostom pilnować, aby Zaporożcy nie gotowali drzewa na czółna ani też amunicji; miastom zalecono pohamowanie zbiegostwa na Niż, szlachtę, która by towarzy- szyła Kozakom w imprezach łupieskich, postanowiono traktować jako zdraj- ców; hetmani dopilnują, aby wojska zaporoskiego było nie więcej jak 7000, w tym 1000 najpewniejszych, rejestrowych, według wyboru komisarzy Rzeczypospoli- tej. Do poparcia tych uchwał zbudowano kosztem 100000 złotych, po części prywatnym nakładem Koniecpolskiego, przy pierwszym porohu Dniepru zamek Kudak. Zaczynał tę robotę Getkant, kończyli Francuzi: [Wilhelm] Beauplan (autor znanej Descriptio Ucrainae)2s i [Jan] Marion, z zastosowaniem nider- landzkiej sztuki fortyfikacyjnej. Zanimjednak ukończono budowę i zaopatrzono zamek w artylerię i wojsko, zdobył go we wrześniu i zniszczył wycinając załogę (200 ludzi) znany z chadzek na Czarne Morze watażka [Iwan] Sulimaz9. Pogromu dokonały tłumy nierejestrowe, toteż gdy Koniecpolski wrócił z Prus na Ukrainę, rejestrowcy sami uśmierzyli winowajców i hersztów wydali rządowi; Sulimę, nie bacząc na wstawiennictwo króla, ścięto i ćwiartowano, a na miejscu rozwalonego Kudaku zaczęto budować nowy, staraniem Getkanta, co potrwało aż do 1639 r. Załogę utworzono z najlepszych i najlepiej zaopatrzonych żołnierzy. Zamek strzegł zarazem pokojowych stosunków z Turcją i osłaniał polską pracę cywilizacyjną przed inkursjami Tatarów oraz wybuchami Kozaków. 8. Bunty Pawłuka [Pawła Michnowicza Buta] i Ostranicy [Jakuba (Jacka) Ostrzanina] Znów jednak przed ukończeniem dzieła doszło na Ukrainie do zaburzeń, teraz wielekroć poważniejszych. Nie widać zgoła, żeby przez te lata wzmagał się ucisk społeczny panów nad chłopami; również najcięższe dla prawosławia lata po unii brzeskiej minęły. Ale szła naprzód kolonizacja, coraz mniej było pustek, coraz bezwzględniejsza walka o ziemię i coraz gęstsza masa ludowa, złożona w znacznej mierze z bujnych ryzykantów, zbiegłych przestępców, po- przetykana żywiołem wolnym, miasteczkowym, na prawie magdeburskim osiadłym. Kto z całej Polski czy Moskwy zbiegał na Ukrainę, ten szukał swo- body, a nie bał się przygód; w sąsiedztwie tatarskim każdy z konieczności chował jakąś broń trudno było mu tego zakazywać. Gdy zamiast łupu i swo- body napotykano przymus, rozpalały się iskry buntu. 2s Pierwsze wydanie zatytułowane prawdopodobnie Description des contrees du Royaume de Pologne contenues (...). Par le sieur de Beauplan, A. Roaen 1651. O kolej- nych wydaniach tego dzieła, w tym i o polskich, zob.: Eryka Lassoty i Wilhelma Beauplana opisy Ukrainy, Warszawa 1972, s. 42 5. z9 Powstanie Sulimy rozpoczęło się w sierpniu 1635 r. zdobyciem Kudaku, wy- gasło ostatecznie w listopadzie tegoż roku. Zob. Istoria Ukrainy w dokumentach i materialach, t. 3, Kiev 1941. 297 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? Więc w dwa lata po Sulimie chwyta za broń towarzysz jego Pawluk, a idą za nim także podrażnieni zakazem warzenia trunków i opóźnieniem żołdu re- jestrowi. Pawluk z "wypiszczykami", tj. wykreślonymi z rejestru, pomknął ku ścianie tatarskiej, porwał z Czerkas artylerig i udał się na Zaporoże. Ude- rzywszy na Korsuń, rozbroił hetmana [Wasyla] Tomilenkę, porwał z sobą część rejestrowych i duże tłumy hajdamaków. Na Zadnieprzu, w Borowicy3o, partyzanci Karp] Skidan i Bychowiec wymordowali w sierpniu starszyznę rejestrową owstańcom nie szło o wyzwolenie kraju z obcej niewoli; chcieli podobno pohulać na Czarnym Morzu, a potem poddać się Moskwie. Widząc, że łagodniejsze środki nie skutkują i że pożoga szerzy się i niszczy jeden po drugim dwory polskie, król kazał w listopadzie wśzystkim wojskom śpieszyć na Ukrainę. Kampanię poprowadził hetman polny Mikołaj Potocki, lepszy uśmierzyciel niż wódz. Wojsko niepłatne (4000 żołnierzy) raz po raz odmawia- ło służby i były chwile, kiedy mu Potocki z odkrytą głową dziękował jakby za łaskę wyświadczoną ojczyźnie. Wreszcie pod Kumejkami 16 grudnia 1637 r. doszło do bitwy z przeważną, 20-tysięczną siłą Pawluka. Dzięki lepszemu uzbrojeniu rozbito wroga i osaczono go w Borowicy. Pawluk, zrzucony z do- wództwa, daremnie próbował się wymknąć. Gromieni ogniem działowym Ko- zacy błagali o miłosierdzie, przyjęli nowego atamana w osobie Ilijasza Ka- raimowicza; kapitulację podpisał w imieniu nowej starszyzny pisarz wojska zaporoskiego, Bohdan Chmielnicki. Wtedy to sejm [1638 r.], dogadzając mściwym instynktom ziemian kreso- wych, wydał nową ordynację dla zredukowanego rejestru, którą odebrał Ko- zakom prawo do wyboru hetmana, postawił nad nimi komisarza szlachcica obieranego przez sejm; wszystkie włości rejestrowych skoncentrował koło Trechtymirowa, a resztę Kozaczyzny "obrócił w chłopy", tzn. zostawił jej drobne posiadłości z obowiązkiem pańszczyzny i danin. Komendant Kudaku miał wydawać Kozakom paszporty, a wałęsających się bez pozwolenia karać śmiercią. Że uśmierzaniu band towarzyszyły liczne okrucieństwa, nie potrzeba dodawać3 I. Ledwo lody puściły i ziemia rozmarzła, rzucili się Kozacy do nowej rozpa- czliwej walki (celowali jak wiadomo, w obronie okopowej). Tym razem pło- mień ogarnął głównie Zadnieprze, sercem jego stała się Hołtew, miasto Wiś- niowieckich, a jako następca straconego Pawluka wystąpił Ostranica albo Os- trzanin (z miasteczka Oster). Sytuacja była tym groźniejsza, że zewsząd zry- wały się nowe watahy powstańców, zagrzane płomiennym manifestem Ostrza- nina (z Bazawłuku, 20 marca) [1638 r.]; mniej teraz akcentowali Kozacy stro- nę wyznaniową, więcej społeczno-narodową, nie pomijając i osobistej krzyw- dy Ostrzanina, a bagatelizując znaczenie klęski Pawluka. Pierwszy atak na świetnie umocnione miasto (Kołki) wykonał 6 maja Stanisław Potocki, nie- fortunny wódz spod Górzna; Polacy, krwawo odparci, zaczęli się cofać ku Łubniom. Tam z kolei Ostrzanin, nieostrożnie atakując przed nadejściem Pu- tywlca i Siekierawego, poniósł porażkę, po czym Polacy zamknęli Putywlca, 30 Borowica leży na prawym brzegu Dniepru, czyli na Podnieprzu. 31 jedług tej ordynacji starszego rejestru miał mianować król na czas od sejmu do sejmu (w praktyce co 2 lata), a włości rejestrowi mogli posiadać tylko w staros- twach: czehryńskim, czerkaskim i korsuńskim. Por. Tiolumina Legum, t. 3, Petersburg 1859, s. 440. 298 a gdy go wydano na śmierć, wzięli jego tabor przez kapitulację i zdradziecko wymordowali jeńców. Rzuciły się komendy za przewodem Jeremiego Wiśnio- wieckiego tępić rozpierzchłe gromady; Ostrzanin, nie mogąc się utrzymać na Zadnieprzu po zniesieniu przez Jaremę Siekierawego, pomykał na południe ku Żołninowi, skąd po ciężkich walkach uciekł na stronę moskiewską. Zastą- pił go [ ymitr] Hunia, dzielny i biegły w sztuce inżynierskiej. Ten, okopawszy się między Dnieprem i Starcem, wytrzymywał nacisk 10000 żołnierstwa przez półtora miesiąca; "gotowiśmy pomrzeć i jeden na drugim swoje głowy poło- żyć, ani takie przymierze, jak spod Kumejek mieć", mówili Kozacy, obsta- jąc przy wszystkich swoich wolnościach. Dopiero gdy ostatnie odsiecze Sawy i Fiłoneńki poniosły klęskę, zgodzili się przekazać całą swoją sprawę komisji w Masłowym Stawie. Z rozbrojonymi (9 sierpnia)32 "najniższymi podnóżkami J.Kr. Mości" twardo się rozmówiły władze magnackie Rzeczypospolitej. Ko- misja w grudniu wyznaczyła im komisarza Piotra Komorowskiego i pułko- wników ze stanu szlacheckiego. Grunta zagarnęli Wiśniowieccy, Potoccy, Ka- linowscy, Koniecpolscy. Zabroniono Kozakom nawet polowania i rybołówstwa. Ostrzanin i Hunia otrzymali nadania w Moskwie, ale tam marnie skończyli żywot wśród krwawych osobistych porachunków. 9. Sprawy wyznaniowe Król Władysław śledził tragedię ukraińską ze sprzecznymi uczuciami: nie mógł nie pragnąć uśmierzenia buntu, który grozi oderwaniem od państwa ogromnych, najżyźniejszych dzielnic - wszak Ostrzanin, siedząc w Hołtwi, rozdawał już na papierze swym stronnikom jednemu Kijów, innemu Pere- jasław itd., ale miał dużo zrozumienia i współczucia dla krzywdy chłopskiej. Pozostały po nim liczne rozporządzenia i listy, rzekłbyś odgłosy rozmów, ja- kie w dzikich ostępach prowadził z chłopami i mieszczanami białoruskimi, gdzie wyrzuca panom różne skargi uciemiężonych, zabrania ich gnębić, wyzy- skiwać lub mścić się nad suplikantami. Gdy nie mógł nic poradzić na spo- łeczną bolączkę Rzeczypospolitej, starał się przynajmniej złagodzić w niej walki i prześladowania z powodu wiary. Starania te krzyżowały się wielorako z polityką papieską, z akcją jezuitów i z bojowym zapędem działaczy unic- kich na Rusi. W całym splocie stosunków wyznaniowych nie zawadzi, dla większej jasności, wyodrębnić 3 zagadnienia. a) Stosunek króla do Rzymu. Nie załatwiony od 100 lat spór stanu świeckie- go z duchownym odezwał się zaraz na początku nowego panowania wśród postulatów egzekucyjnych, zwanych, jak wiemy, egzorbitancjami. Chciano za- kazać apelacji do Rzymu od sądów duchownych, uregulować dziesięciny i za- kazać duchowieństwu nabywania majątków, wreszcie poprzeć Akademię Kra- kowską w sporze z jezuitami, którzy wbrew jej przywilejom zakładali szkoły w Krakowie. Te sprawy, obok innych jeszcze ważniejszych, dotyczących to- lerancji religijnej, przedłożył Ossoliński papieżowi Urbanowi VIII podczas swej słynnej misji w 1663 r. Poseł w przepysznej mowie podniósł znaczenie Polski jako głównej na wschodzie ostoi katolicyzmu i uzyskał w sprawach 32 gapitulacja na uroczysku Starec nastąpiła 7 sierpnia 1638 r 299 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? "kompozycyji inter status"33 zadowalające na pozór oświadczenia (choć oczywiście księżom nie zakazano przyjmowania pobożnych zapisów itd.). Trudniejsza sprawa unii i dyzunu, jak zobaczymy, zdążała ku rozstrzygnię- ciu poza Rzymem. Poprawne stosunki z papieżem zamąciły się, kiedy na posterunek nuncjusza przybył hardy i nieustępliwy [Mariusz] Filonardi. Nuncjusz ten 26 lutego 1642 r. założył protest przeciw pewnym ustępstwom króla na rzecz różnowierców, ale nie znalazł prawie żadnego poparcia (po- za Albrechtem Stanisławem Radziwiłłem) nawet u gorliwych katolików, jak Ossoliński, ba, nawet u biskupów. Urażony papież bardzo szorstko odmówił kapelusza kardynalskiego paru proponowanym kolejno przez Władysława kandydatom, bo, jak mówił, królów elekcyjnych nie można równać z dziedzicznymi. Doszło do tego, że król przestał mówić z nuncju- szem, a papież nie dopuszczał do siebie posła polskiego. Na radzie senatu odczytano przejęte listy nuncjusza, gdzie ów pisał, że król jest głównym opiekunem heretyków, schizmatyków, że nic w Polsce nie znaczy, bo w naj- mniejszej rzeczy zależy od woli senatu i pijanej szlachty. Wielkopolanie wprost zażądali skasowania zdobytej nuncjatury, ponieważ prymas mo- że reprezentować papieża jako legatus natus. Cały też senat zażądał od Urba- na odwołania Filonardiego. Ów spróbował się zemścić, grożąc interdyktem każdemu, kto spróbuje na rozkaz króla burzyć kilka domów na placu Zamkowym, gdzie właśnie wznoszono pomnik Zygmunta III. Domy zbu- rzono, a nuncjusz wyleciał z Polski ze wstydem. Za przykładem senatu także synod prowincjalny oświadczył się po stronie króla, a stosunki dyplo- matyczne Polski z Rzymem były zerwane aż do śmierci Urbana VIII (1645)34. Już przebieg tego zatargu rzuca znaczące światło na- b) Stosunek króla do dyzunitów. Władysław z politycznego punktu widze- nia uważał unię za dzieło zasadniczo słuszne, ale w wykonaniu całkiem chy- bione. Zakrawało na to, że unia zamiast przywiązać do państwa całą ludność ruską i białoruską kresów, rozbijała ją na żrące się ze sobą wyznania; gwałt, podstęp, najtańsza demagogia decydowały często o sprawach, które winny były zależeć od sumienia i myśli wierzących. Zdało się królowi, że zdoła jesz- cze zakorzenione zło odrobić. "Życząc, aby na wstępie szczęśliwego panowa- nia [...] żadnego uszczerbku w sumieniu swym o wiarę, która jest darem Bożym, nikt nie ponosił", regulował król przywilejami spory o cerkwie i szko- ły w miastach królewskich, a ilekroć rzecz okazywała się zbyt skompliko- wana, delegował na miejsce komisje, które stwierdzając liczebną przewagę schizmatyków, przysądzały im nieraz (tylko nie na pograniczu białoruskim) większość świątyń. Ułatwiał Władysław prawosławnym zakładanie szkół "nauk wyzwolonych, języków wszelakich" i seminariów; bractwu mohylewskiemu przyznał prawa stauropigii; dopuszczał do kanonicznego wyboru władyków; rozstrzygnął, że na Białorusi ma być dwóch metropolitów: unicki w Połocku i dyzunicki w Mohylewie. Koroną tej planowej pracy nad odbudową prawo- sławia było założenie w 1635 r. metropolu dyzunickiej w Kijowie, której pierwszym piastunem został uczony Piotr Mohyła, syn hospodara mołdaw- 33 lac.) między stanami. 34 Urban VIII zmarł 29 lipca 1644 r., a podany przez Konopczyńskiego 1645 r., to rok przybycia do Polski nowego nuncjusza, Jana de Torres, czyli rok oficjalnego wznowienia stosunków. 300 skiego, wnet założyciel Akad' mit Mohylańskiej, która dla kultury polskiej na Rusi w elkie odda zasługi.35 Władysław zmierzał dalej, a cel swój ujawnił w uniwersale wileńskim 5 września 1636 r.: ponieważ najgłówniejszy szkopuł niezgody między wyzna- niami greckiego obrządku stanowi podległość jednych papieżowi, drugich pa- triarsze carogrodzkiemu, więc najlepiej mieć swego patriarchę "doma" i roz- strzygać swe sprawy na wspólnych synodach. Oderwana od Konstantynopola i skupiona koło własnej głowy autokefaliczna hierarchia prawosławna, sądził król, z konieczności zbliży się do Kościoła rzymskiego, a jej owieczki prze- staną wichrzyć, agitować i szpiegować na rzecz Moskwy. Motywy króla były bardzo ludzkie i zrozumiałe; oczywiście jednak Rzym nie mógł ani tak zlekce- ważyć, jak czynił Władysław, strony dogmatycznej sporu, ani przejść do porządku nad czterdziestoletnią pracą unijną w Rzeczypospolitej, a i z pol- skiego stanowiska można było pytać, czy owa praca nie zapobiegała właśnie oddaleniu, może oderwaniu od Polski ogółu ludności ruskiej, i czy na przy- szłość podnieta dana prawosławiu wyjdzie na korzyść państwu, jeżeli tym lekarstwem nie można było usuwać antagonizmów społecznych i politycz- nych, zwłaszcza między Ukrainą a rdzenną Polską. Duchy, które król wy- czarował, nie dały się za jego panowania okiełznać; gwałty i namiętne pole- miki trwały dalej; sam Mohyła nie gardził upominkami z Moskwy. Do usta- nowienia patriarchatu w Kijowie nie doszło, a metropolia kijowska rewolu- cyjnym fermentom na Ukrainie po śmierci Władysława nie ośmieli się przeciw- działać. c) Stosunek do dysydentów. Także protestanci, szczególnie kalwini, nabrali za Władysława lepszej wiary w swoją przyszłość i tutaj również król okazał śmiałą inicjatywę w kierunku powściągania namiętności religijnych. Po zaj- ściach "świętomichalskich" w Wilnie, gdzie obie strony nawzajem siebie pro- wokowały (1640), sejm, podrażniony butną postawą Krzysztofa Radziwiłła, uchwalił zburzenie tamże zboru kalwińskiego, pozwalając wybudować inny za obrębem właściwego miasta36. Król się nie oparł naciskowi obozu kato- lickiego, ale w innym wypadku, gdy wina była wyraźnie po stronie katoli- ków, ponieśli winowajcy w liczbie 15 drakońską karę śmierci. Korzystali kal- wini i luteranie z zupełnej autonomii wyznaniowej, której organem były rok- rocznie odbywane synody. Mimo to, podcinani przez umiejętną propagandę jezuitów, protestanci w kraju topnieli; nic dziwnego, że ich też do senatu coraz mniej trafiało. Stary [Krzysztof] Radziwiłł umarł 19 września 1640 r., podobno zmartwiony obrotem owej sprawy świętomichalskiej, arian po daw- 35 De facto hierarchia została wskrzeszona w 1633 r. zaś uznana przez sejm 1635 r. Na czele jej stał metropolita kijowski, na Białorusi nie było natomiast odrębnych metropolii, a istniało trzymane przez unitów arcybiskupstwo połockie i utworzone w 1633 r. dla dyzunitów władyctwo mścisławskie z siedzibą w Mohylewie. Kolegium Kijowskie, zwane później Akademią Mohylańską, zostało założone w 1631 r. Zob. J. Dzięgielewski Polityka wyznaniowa Rzeczypospolitej w latach panowania Wlady- s2awa Ili, maszynopis rozprawy doktorskiej w Bibliotece Instytutu Historycznego Uni- wersytetu Warszawskiego (sygn. P.Dr 143), s.11 113,130. 36 Sprawa ta wynikła w związku ze zbezczeszczeniem figur w kościele Św. Michała strzałami wypuszczonymi z terenu zboru wileńskiego (październik 1639 r.), zaś o tym, że zbór miał zostać przeniesiony poza mury miejskie, zadecydował sąd sejmowy. Zob. tamże, s. 201-204. 301 ††††††††††††††††††††††††???? nemu wyrzekały się wszystkie wyznania, nic też dziwnego, że kiedy raz zda- rzyło się, że uczniowie szkół rakowskich znieważyli krucyfiks, sejm 1638 uchwalił zburzenie sławnego ogniska wolnej myśli i nikt sig za pokrzywdzo- nymi nie ujął. Władysława spory teologiczne zawsze drażniły, a im mocniej na zachodzie polityka świecka brała górę nad pobudkami wyznaniowymi, tym bardziej pragnął się popisać swoją własną oraz polską kulturą polityczną, która umie walczyć argumentem, a nie tylko ogniem i mieczem, jak to było w Niemczech. Z takiej pobudki zrodziło się słynne colloquium charitativum3 w Toruniu 1645 r. Osobliwością jego było nie to, że się odbyło bez zaburzeń, ale to, że je zaaranżowano tak późno, po różnych od dawna zdyskredytowanych na Zachodzie próbach zbiorowych dysput między katolikami i heretykami. Rzym (papież Innocenty X od października 1644) pozwolił na próbę, wiedząc, że turniej trzech wyznań przypadnie na korzyść najstarszego i najgłębiej ugrun- towanego; zresztą król z góry uspokoił życzliwego Polsce papieża, że sprawy sporne po colloquium jemu pozostawi do rozstrzygnięcia. Właściwym inicja- torem zjazdu był teolog [Bartłomiej] Nigrinus, ex-kalwin nawrócony na wiarę rzymską, który też robił nadzieję, że współbracia pójdą za jego przykła- dem3s. Dlatego ułożono podczas sejmu 1645 r. wyznanie wiary katolickiej w powściągliwych wyrazach. 25 sierpnia zasiadło w sali ratuszowej toruńskiej 25 teologów katolickich, 28 augsburskich i 24 reformowanych. W prezydium mieli miejsce obok Ossolińskiego, przewodniczącego, dyrektor katolików [Je- rzy] Tyszkiewicz, biskup żmudzki, Zbigniew Gorayski dyrektor kalwinów i Zygmunt Guldenstern, dyrektor luteran. Przysłuchiwało się mnóstwo gości z kraju i z zagranicy. Cóż, kiedy już termin "tolerancja" użyty w mowie Ossolińskiego nie podobał się różnowiercom (woleli oni mówić o pokoju wśród równouprawnionych wyznań), a wzmianka o "tyrańskim kościele Antychry- sta" w wykładzie kalwinów wywołała zrozumiałe oburzenie katolików. Król nie chciał dopuścić do krytyki wzajemnej trzech wyznań, a kiedy Ossoliński na tej podstawie zganił kalwinów, sam został zganiony przez Władysława. Rozjechano się "po przyjacielsku i uprzejmie za powagą Króla i łagodnością biskupa żmudzkiego". Tzw. "ireniści", tj. głosiciele pojednania wyznań, ucz- niowie słynnego Hugona Grocjusza ( 1645), pochwalili dobre chęci Włady- sława IV, ale ich prawie nigdzie nie naśladowali. Frontem na Wschód 10. Konflikt z Francją Jest rzeczą charakterystyczną, że od chwili stanowczego przejścia Włady- sława IV na stronę habsburską nadzieje związane z tą orientacją kolejno się rozwiewają, sukcesy są połowiczne, zawody następują jedne po drugich. Można 3' (łac.) rozmowa przyjacielska. 3s Współcześni historycy są zgodni, że inicjatorem był sam król. Por. J. Dzięgielew- ski dz. cyt., s. 218 przyp.18. 302 to było rowierzchownie tłumaczyć złym wyborem sojusznika; naprawdę jed- nak po Sztumskiej Wsi Polska stała się z własnej woli ociężałą masą, która nie chciała mieszać się do spraw europejskich po żadnej stronie, a którą wiry wschodnie coraz mocniej porywały za sobą. Habsburgom coraz dalej było do zwycięstwa, jak i naszym Wazom do Szwecji, a kardynał Richelieu miał długie ręce. Królewicz Jan Kazimierz (ur. 22 marca 1609 r.) naraził mu się już tym, że w 1635 r., kiedy Francja rozpoczynała wojnę z Cesarstwem, wstąpił jako ochotnik do armii Ferdynanda, gdzie miał dowodzić polskim zaciągiem; fak- tycznie w paru bitwach na czele kirasjerów cesarskich nadstawiał bez powo- dzenia karku za sprawę rakuską. Po pakcie familijnym przymówił się o order Złotego Runa i o wybitne stanowisko na dworze madryckim. Po Trzech Kró- lach 1638 r., jako przyszły wicekról Portugalii i admirał króla hiszpańskiego, pojechał z posłem królewskim [Janem Karolem] Konopackim na Wiedeń, Me- diolan i Genuę wojować z Holendrami i Szwedami. Potem na genueńskim okręcie płynął wzdłuż wybrzeży francuskich, zaglądał do Marsylii i Tulonu, oglądając urządzenia portowe i flotę. Władze francuskie, niezależnie od po- budek zemsty (za odrzucenie ręki Ludwiki Marii przez Władysława), słusznie uznały takie oględziny za niedopuszczalne i 8 maja komendant twierdzy Tour de Bouc uwięził królewicza pod groźbą zatopienia z nim razem genueń- skiego okrętu. Wśród niesłychanych zniewag i przekleństw ciżby przewieziono "szpiega hiszpańskiego" do pałacu Salon pod Marsylią i odtąd zaczyna się jego dwuletnie więzienie we Francji. Jan Kazimierz próbował uciekać, a nie miał dość charakteru, by nie zdradzić nazwiska człowieka, który mu w tym miał pomóc, ponieważ zaś mógł przekupywać stróżów obietnicami, więc prze- wożono go z miejsca na miejsce (do Cisteron, do Vincennes), świadcząc mu podczas przejazdów wszelkie honory, urządzając dlań bale i polowania, aby nie gorszyć pospólstwa poniżeniem monarszej krwi; za to długie miesiące, które więzień przebywał na jednym miejscu, pełne były wszelkiej udręki. Sie- dział Jan Kazimierz w chłodnej celi, odcięty od świata, z Konopackim i spo- wiednikiem, z którymi mu grubiańscy dozorcy nie pozwalali rozmawiać inaczej jak po francusku i głośno. Władysław wobec poniżenia brata widział się zupełnie bezsilnym. Na wsta- wiennictwo papieża, Genui, Wenecji, Ludwik XIII odpowiedział z całą otwar- tością, że miał prawo tak postąpić z nieprzyjacielskim admirałem lustrują- cym forty francuskie. Odwetu nie było na kim wywrzeć, przeciwnie, każdy krok ku zbliżeniu z Habsburgami (np. zjazd osobisty Władysława IV z Fer- dynandem III w Nikolsburgu [Mikułowie] (22 października 1638) mógł się odbić niekorzystnie na losie więźnia. Posła [Piotra] Dębskiego, umyślnie przybyłego do Paryża, Richelieu długo nie dopuszczał do audiencji, wreszcie postawiono za warunek wypuszczenia królewicza, że Władysław, Rzeczpospo- lita i sam poszkodowany nigdy za ów afront mścić się nie będą. Próbowano uprosić cesarza, aby w zamian za Jana Kazimierza oddał Francji pfalzgrafa Ruperta, ale daremnie. Wreszcie, wyprzedzając sejm październikowy, uradzo- no w marcu 1639 r. na tajnej radzie senatu wyprawić do Francji wielkie posel- stwo z żądaną asekuracją, podpisaną przez wybitniejszych senatorów. Ów "wielki poseł", Krzysztof Gosiewski, referendarz litewski, dowiedział się już po drodze od hrabiego d'Avaux, że Francja nie odstąpi od żądania asekuracji od wszystkich stanów Rzeczypospolitej i temu warunkowi musiano się pod- 303 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? dać sejm też, acz bezowocny, wystawił żądane zaświadczenie. Kiedy Gosiew- ski przybył do Paryża, królewicz był już w pobliżu, w Vincennes, za to jego świta musiała opuścić Francję. Odbyły się u Ludwika XIII audiencje najpierw sztywne i przykre, pot m czułe; więzień przeniósł się do apartamentów posel- stwa i stał się gościem króla Ludwika. Złożywszy zobowiązanie dodatkowe, że w tej wojnie broni przeciw Francji nie podniesie, obdarowany i ufetowany, pojechał Jan Kazimierz przez Antwerpię, Brukselę, Hamburg i Gdańsk do Warszawy (naů połowę czerwca 1640). Wkrótce potem pod wpływem jezuitów, którzy jedni mieli doń dostęp w więzieniu, pojechał do Rzymu i ku wielkiemu zmartwieniu brata przywdział sukienkę tego zakonu. 11. Gra bez atutów Fatalna przygoda Jana Kazimierza zademonstrowała przed światem bez- silność króla polskiego wobec wojny, której los, zdawało się, zależał od prze- chylenia się Polski na tę lub ową stronę. Niemcy się wyludniały, Szwecja się wysilała, Dania legła powalona, słońce Habsburgów chyliło się ku zachodowi, a dwunastomilionowa wypoczęta potęga polska ani drgnęła, aby wywalczyć królowi zadośćuczynienie. Gorzej - nie ruszyła palcem, aby odzyskać to, co jej moc szwedzka w ciężkiej chwili wydarła - Inflanty. Upajano się bezmiarem krajów, które pokój polanowski ostatecznie we władaniu Polski umocnił i napawano się pokojem. A król przez te lata pokojowe (1636-1645) rzucał się jak orzeł na uwięzi, próbując bez wojska wywalczyć coś z błogosławionej koniunktury dla siebie, dla rodziny, lub choćby dla Polski. Osobliwy był skład jego poufnej dyplomacji: niech sprawy wschodnie załatwią w duchu po- koju sarmaci-katolicy; do misji na zachód powoływani są z reguły cudzoziem- cy lub innowiercy: Korff, trzej Denhofowie, [Henryk Wolfgang] Baudissin, Magni, [Pius Dominik] Orsi, [Ludwik] Fantoni, [Dominik] Roncaille [Ron- calli], [Franciszek] Gordon, [Wilhelm] Forbes, Eliasz Arciszewski, ostatecz- nie - Prusak, Zawadzki. Ta dyplomacja bez sejmowej kredytywy usiłuje coś wygrać, nie mając poza przyjaźnią habsburską ani jednego atutu, ani jednej zwłaszcza armaty. Nie pomogła jednak Austria królowi ani w konflikcie z Gdańskiem (aby nie szkodzić handlowym interesom Hiszpanii), ani w zatargu z Francją. Bardzo niefortunnie próbował cesarz do spółki z Władysławem i kuriirstem sprowo- kować w 1639 r. wojnę szwedzką w Inflantach, rzucając tam najętego puł- kownika [Hermana] Botha; Szwedzi zlikwidowali atak momentalnie i nadal unikali wszelkich zaczepek. W latach 1642-1643, szczególnie dla Habsburgów, nieszczęśliwych (po utracie Alzacji i Artois - zwycięstwa [Lennarta] Tor- stensona pod Wolfenbuttel 1641 i na Breitenfeldzie 1642), Władysław snuł wielki plan, który spodziewał się wykonać z Polską lub bez Polski: skłaniał do koalicji przeciw Szwedom, na pomoc cesarzowi, Danię (a liczył i na Mo- skwę) żądając, aby cesarz zapłacił za to Duńczykom kawałkami północnych Niemiec, a jemu Sląskiem. Chrystian IV zgodził się na interwencję, elekto- rowie katoliccy parli Ferdynanda do ustępstw; sejm polski, niczego się nie domyślając, uchwalił dla króla miliony tytułem wdzięczności. Ale gdy cesarz Śląska w sekwestr oddać nie chciał, łatwo przyszło dyplomacji francuskiej 304 nastroić wrogo część senatu wobec "niewdzięcznej" Austrii; Chrystian się rozmyślił i do Oliwy na zjazd nie przyjechał, i zamiast uderzyć na Szwedów w ich własnym kraju albo na Pomorzu, zaatakował Hamburg. W oczach obo- jętnej Polski i zrozpaczonego Władysława nastąpiła druga katastrofa Danii. Król dochodził do takiej desperacji, że namawiał cesarskich, aby pogwałcili neutralność Wielkopolski, byle przerwać ten zabójczy letarg, skoro już zno- szono cierpliwie afronty i Szwedów, i księcia Jerzego Rakoczego, który Austrię atakował od strony Siedmiogrodu. Wszystko na próżno, jak próżne były też dalsze próby królewskiej mediacji bądź między Francją i Habsburgami, bądź między Rakoczym i cesarzem. Mocarstwo, pogrążone w kwietyzmie, znaczyło w Europie tyle co Genua lub Szwajcaria. 12. Zyski z przymierza austriackiego Nie było ich wiele, skoro ich ciągnąć Rzeczpospolita nie chciała, ale pewne aktywa są do zanotowania w kierunku Prus i Sląska. a) Ostatni hołd pruski. Jerzy Wilhelm, niewierny, bez charakteru lennik, kończył swe rządy w usposobieniu uległym i przychylnym wobec Władysła- wa IV. Wygnany z Marchii burzą wojenną, dosiadywał w Królewcu, o tym głównie myśląc, jak przekazać synowi, Fryderykowi Wilhelmowi, nieuszczu- ploną władzę nad Prusami. Mógł się obawiać, że po jego śmierci Polska albo odmówi inwestytury następcy, albo przynajmniej cofnie ustępstwa, jakie w ro- ku Cecory (1620) przyznała Hohenzollernom w tzw. Responsum cracoviense39. Dlatego podejmując w Szczytnie Władysława (1639) podczas imprezy Botha, prosił o inwestyturę dla syna vivente vasallo4o. W ten sposób świeżo otrzymał za życia ojca następstwo w Kurlandii Jakub Kettler, co się bardzo nie podo- bało Polakom. Władysław, cały przejęty porachunkami ze Szwecją, gotów był wygodzić także Hohenzollernowi, ale senat rozumiał różnicę między znacze- niem i położeniem Prus a Kurlandii, więc zachowywał się odpornie, a zerwa- nie sejmu 1639 r. puściło obie sprawy w odwłokę. Fryderyk Wilhelm odziedziczył swe państwa w stanie krytycznym (1 grud- nia 1640 r.). "Pomorze stracone, Juliak stracony4l, Prusy trzymamy jak wę- gorza za ogon, a Marchię chcemy przefujarzyć" - pisał podówczas pewien radca brandenburski. Ale młody Hohenzollern był graczem pierwszorzędnym, co pokaże nam podczas "krwawego potopu" i Władysław miałby z nim trud- ną sprawę, gdyby jednocześnie popadł w konflikt z Cesarstwem. Elektor z ca- łą bezwzględnością zagarnął władzę w księstwie pruskim, po czym zapropo- nował złożenie hołdu przez posłów. I znów Władysław potraktował tę rzecz jako kwestię targu, byle sobie wyrobić udział w cłach pruskich, ale część senatorów stanęła na stanowisku, że zwolnić od osobistego hołdu mógłby tyl- ko sejm i na tym rzeczywiście stanęło. Sejm 1641 r. ujął sprawę w swoje 39 Większe ustgpstwa przyznawało ostatnie Responsum cracoviense z 1633 r. Por. W. Czapliński Polska a Prusy i Brandenburgia za Wladyslawa IU, Wrocław 1947, s. 63-64. 40 (łac.) za życia wasala (lennika). 41 prawdopodobnie chodzi tu o księstwo ulich-Kleve. 305 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? ręce, a mianowicie zażądał ważnych ustępstw na rzecz katolicyzmu w Prusach, ściślejszej kontroli władz polskich nad obroną księstwa i jego portów, zapew- nienia poddanym apelacji do króla. Wobec stanowczej postawy sejmu komi- sarze elektorscy przyjęli prawie wszystkie żądania sejmu z wyjątkiem nomi- nacji i zaprzysigżenia komendantów Pilawy i Kłajpedy. Fryderyk Wilhelm, nigdzie a najmniej u cesarza nie mając poparcia, rad nie rad klęknął przed królem na podwórcu zamkowym w Warszawie i wyrecytował rotę przysięgi (6 października 1641 r.)42. Król, zajmując w układach jakby stanowisko po- średnie, wytargował sobie tylko zwiększoną daninę pieniężną. Widocznie dużo jeszcze znaczyła w Prusach wola Polski zarówno w oczach księcia jak i jego stanów; jeszcze groźne oświadczenie Ossolińskiego, że król polski uzna zwią- zek lenny za zerwany, jeżeli książę wbrew jego woli ożeni się z Krystyną szwedzką (1642), łamało wolę męża, o którym Oxenstierna mówił: ein son- derbares Licht in Deutschland43, a Ossoliński, że "to będzie drugi Gustaw Adolf, i niech nas Bóg broni, gdyby zbytnią żądzą sławy zagrzany, zechciał z nami wojować". b) Objęcie w zastaw Opola i Raciborza. Przyszła taka chwila dla Habsbur- gów (w ciężkim roku 1644), kiedy nie znaleźli innego sposobu zabezpiecze- nia Śląska przed inwazją Szwedów poza oddaniem części jego w zastaw Wła- dysławowi. Politycznie rzecz się tłumaczy strasznym położeniem Wiednia między Szwedami i Rakoczym; prawniczo ujęto ją jako sposób uregulo- wania należności tytułem posagu obu żon Zygmunta III oraz Cecylu Re- naty. Posag tej ostatniej był ubezpieczony w hrabstwie Wittingau [Trzeboń] (w Czechach). Otóż w sierpniu 1644 r. Władysław przez Fantoniego zapro- ponował przeniesienie wszystkich sum na hipotekę Opola, Raciborza i Cie- szyna, które przejdą w posiadanie króla polskiego. Byłjuż wtedy Władysław od trzech lat szczęśliwym ojcem małego Zygmunta Kazimierza44 i pragnął mu zapewnić takie zaopatrzenie, które by także w oczach Polaków na elekcji miało swój walor. Posiadanie przede wszystkim, forma prawna - to rzecz drugorzędna, dlatego Fantoni obiecywał, że król wyrobi u stanów polskich powolną renuncjację z całego Śląska, a gospodarkę trzech księstw postawi na wyższym poziomie. Układ podpisano 30 maja45 z terminem na lat 50 ale przy tym cesarz, więcej dbały o klauzule, zawarował sobie wyłączne nad Śląskiem Oberrecht46 wraz z prawem jurysdykcji apelacyjnej nad księstwami; Polacy nie roszczą do nich żadnych pretensji, nie wzniosą żadnych fortyfikacji, nie wprowadzą swoich praw, i w ogóle "nie wniosą z Polski nic nowego". Po ostatecznym zawarciu kontraktu (3 listopada) miały załogi cesarskie wyjść w półtora miesiąca, ale faktycznie wojska polskie obsadziły Górny Śląsk dopiero w 1647 r.4' 42 W rzeczywistości nastąpiło to 4 października 1641 r. 43 (niem.) osobliwe światło w Niemczech (Niemiec). 44 Zygmunt Kazimierz urodził się 1 kwietnia 1640 r. 45 30 maja 1645 r. układ ratyfikował cesarz, podpisany zaś został 10 maja tegoż roku. 46 (niem.) najwyższe prawo (władz). 4' Od 30 października 1645 r. sprawował jednak Władysław w tych księstwach rzeczywistą władzę. Zob. J. Leszczyński Wladyslaw ITi a Śląsk w latach I644-1648, Wrocław 1969, s.164. 306 13. Plan wojny tureckiej Wystąpienie Rakoczego na widowni środkowoeuropejskiej oraz równocze- sny prawie wybuch wojny Wenecji z Turcją przypomniały światu o niebez- pieczeństwie tureckim. Polska nie zapominała o nim nigdy. Już Ossoliński w głośnej mowie do Urbana VIII (6 grudnia 1633), podnosząc zasługę Polski na straży chrześcijańskiej cywilizacji, wzywał go, by powołał władców euro- pejskich do poskromienia "dzikiego łupieżcy swawoli, dawno o pomstę woła- jącej". Zresztą i łupieżca Tatarzyn i "pohaniec" Pers zachęcali Władysława, by w 1637 r. uderzył na Turcję i na te zachęty obliczone były owe nadzieje, w pakcie familijnym wypisane, zdobycia Budziaków czy też księstw bałkań- skich. Nawet w sejmie mówiono wówczas o zdarzającej się okazji i senat skłaniał się do wojny zaczepnej, tylko ją izba poselska odrzuciła. Koniec- polski, im mniej okazywał chęci do zaczepienia Szwedów, tym goręcej radził oprzeć się o Dunaj, boć "lepiej pogaństwo raczej od Dunaju aniż od Dnie- stru wstrzymać: [...] nie widzielibyśmy więcej dymów pogańskich, nie byłyby nam ciężkie stanowiska ani przechody żołnierskie, [...] mielibyśmy zawsze na usługach tego tyrana (chana), z bliska na wszystkie jego zamysły głęboko patrząc". Bunt Pawluka i Ostrzanina sparaliżował owe zamysły, skoro wszakże postanowiono ograniczyć rejestr do minimum, resztę zaś Kozaków zaprząc do pługa w interesie kresowych panów, to tym bardziej trzeba było kończyć z Tatarami. Powstające na Ukrainie olbrzymie latyfundia, niemal państwa, Ostrogskich, Koniecpolskich, Potockich, Kalinowskich i zwłaszcza Wiśnio- wieckich na Zadnieprzu (370 mil kwadratowych) wymagały ochrony, a po- nieważ przed lotnym Tatarem żaden zamek nie zabezpieczał należycie, więc owe rady razem z całą parantelą i klientelą ciągnęły króla, w miarę załamywania się widoków moskiewskich i szwedzkich, ku nowym polom ehwały, ku walce z półksiężycem. Bo też Tatarzy, załatwiwszy swe wewnę- trzne porachunki, od 1640 r., mimo świeżego zatwierdzenia przez sułta- na Ibrahima pokoju z Polską, wznowili swe niszczycielskie najazdy i nigdy nie można było zgadnąć, którędy wpadną: czy szlakiem Wołoskim przez Besarabię na Lwów, czy Kuczmańskim między Dniestrem i Bohem na Po- dole, czy Czarnym spoza dolnego Dniepru na Humań i Korsuń, czy też Murawskim na Zadnieprze lub dzierżawy moskiewskie. Potykał się z ni- mi głównie Jeremi Wiśniowiecki, ale dopiero hetmani koronni, Koniec- polski i Potocki, zadali Tuhaj bejowi pod Ochmatowem 29 stycznia 1644 r. ciężką klęskę4s. Zdaje się, że pod wrażeniem tego sukcesu Władysław IV pożegnał się z wielką polityką zachodnią i wszystkie myśli obrócił tam, gdzie go wołały wspomnienia z lat 1621 i 1634. Ze jednak wojny z Portą nie sposób było zaczynać w pojedynkę, więc król, nie mogąc liczyć na Habsburgów, wysłał wtedy agenta Roncallego do Francji, aby naprawić stosunki z państwem, które wówczas w całej Europie, także i w Konstan- tynopolu miało dużo do powiedzenia: albo się uda upacyfikować chrześci- jaństwo, albo przynajmniej w starciu z islamem Francja Polsce szkodzić nie będzie. 4s Bitwa pod Ochmatowem została stoczona 30 stycznia 1644 r., nie brał jednak w niej udziału hetman M. Potocki. 307 ††††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? 14. Zbliżenie z Moskwą Nie mniejsze znaczenie miałaby dla nowych planów kooperacja z Moskwą. Dużo się napracował rycerski Władysław, aby z sąsiadem Romanowem dojść do szczerej zgody. Niełatwo było puścić w niepamięć Smoleńsk i lisowczy- ków, częste spory wybuchały na nowej granicy państw, kupcy obustronni skarżyli się na szykany i łupiestwa władz, pycha moskiewska oburzała się na uchybienia w carskiej tytulaturze i na "bezcześci" drukowane w polskich książkach. Toteż jeńcy, zwłaszcza polscy, przez długie lata nie mogli się jesz- cze doczekać uwolnienia, ba nawet przybywali do nich nowi, porwani ucho- dzącą falą Kozactwa (1638), a liczne obustronne poselstwa upływały wśród cierpkich przymówek. Niewątpliwie, wspomnienie polskiej wolności działało przyciągająco na pewne koła społeczeństwa rosyjskiego, ale właśnie dlatego Filaret, póki żył ( 1633), trzymał był przez 7 lat w więzieniu niejakiego Chworostynina, co śmiał czytać polskie książki, a kiedy car poruszył w 1638 r. sprawę przymierza z Rzecząpospolitą przeciw Turcji, jeden z bojarów (Goli- cyn) odradzał wszelkie zbliżenie, bojarstwo wyższe bowiem i "łuczszije ludi" przejmą się wyższą kulturą i pociągnięci złotą wolnością przejdą wprost do Polski. Na takie uprzedzenie lekarstwo było w Krymie i Stambule. Zdarzyło się, że w 1636 r. Kozacy dońscy zdobyli na Turkach fort Azow, który trzymał ich w ryzie i utrudniał wyprawy na Morze Czarne. Sułtan groził zemstą. Stąd zwrot przychylny ku Polsce po dwóch latach, stąd także wzajemne poselstwo od Władysława do cara ([Maciej] Stachórski i [Krzysztof] Rajecki) dla ukła- dów o sojusz (1640). Nie zdążyli się bracia Słowianie dogadać, gdy w maju następnego roku ogromne siły tureckie uderzyły na Azow. Hunia i Ostrzenin razem z dońcami po bohatersku odparli szturmy, ale kiedy sobór ziemski nie przyjął ofiarowanej Moskwie twierdzy, car wycofał z Azowa Kozaków, a rokowania z Polską przerwał. Dopiero w związku ze swą nową inicjatywą 1644 r. Władysław pchnął żywiej sprawę ugody i postawił na swoim. Posta- nowiono skrócić tytuły władców w bieżącej korespondencji i załatwić na- reszcie spory graniczne między Siewierszczyzną a wojewodą putywlskim po stronie moskiewskiej. Głównym ich sprawcą był Wiśniowiecki, który podobnie jak z Ostrogskim lub Koniecpolskim walczył "prawem i lewem", tak samo bez skrupułu pchał swoje kolonie aż pod sam Putywl. Ponieważ jednak trud- no było zrażać przed wyprawą na Turcję magnata, który miał 8000 dobre- go wojska, więc latem tegoż roku dokonano transakcji zamiennej: Hadziacz i Sarsk w sferze ekspansji wiśniowiecczyzny miały pozostać w rękach polskich, za co Litwa odstąpi Trubeck (zwany także Trubczewsk) z obwodem. Oczywiś- cie Litwini na najbliższym sejmie [1645] protestowali, tak że aż sejm spełzł na niczym, ale zgoda z Moskwą stała się faktem. Był, prawda, jeszcze jeden szkopuł: Moskale żądali wydania szlachcica [Jana Faustyna] Łuby, którego niesłusznie pomawiano, że chce występowaćjako samozwaniec. Poseł [Gabriel] Stempkowski, jadąc do Moskwy z transakcją zamienną zawiózł Łubę, aby po- kazać go bojarom, że nie jest tak straszny; bojarzy upierali się przy swoim, ale tymczasem car Michał umarł, zaleciwszy pod klątwą synowi Aleksemu zachowywanie przyjacielskich stosunków z Polską. I oto w zimie 1645/1646 r. pierwszy raz Mikołaj Potocki w 15000 wojska robi dywersję przeciwko Ordzie na korzyść najechanej Moskwy. 308 15. Slub Władysława z Ludwiką Marią Już po wyjeździe Roncallego do Francji umarła niespodzianie, dużo się nacierpiawszy od nieczułego Władysława, Cecylia Renata (24 marca 1644). Król postanowił szybko znów się ożenić, oczywiście nie z potrzeby serca, ale ze względów politycznych. Wśród dyplomatów, jacy znaleźli się w sto- licy po pogrzebie, najzręczniej wystąpił poseł francuski, wicehrabia Flecel- les de Bregy, bo ofiarował królowi pośrednictwo w rokowaniach poko- jowych z cesarzem wraz z ręką wzgardzonej przed 10 laty Ludwiki Marii Gonzagi. Król nie zamierzał wcale zrywać z Austrią, ani też brać pierwszej z brzegu kandydatki, pilnie się też rozglądał w portretach księżniczek, jakie mu przywieźli różni pośrednicy. Teraz Kazanowski radził wziąć jeszcze raz żonę z Wiednia, ale Ossoliński, zrażony jałowością aliansu rakuskiego i ujęty przez Bregy'ego, zalecał jedną z czterech księżniczek francuskich. Skłonił się na tę stronę i Władysław, wprzód jednak spróbował jeszcze za- pukać przez Paryż do Sztokholmu o rękę Krystyny. Królowa regentka Francji, Anna, prośbę spełniła, ale opór Oxenstierny był nie do przełamania. Wówczas Władysław nie tylko zrezygnował, ale zobowiązał się wobec Francji do- trzymać rozejmu w Sztumskiej Wsi aż do końca, tzn. do 1661 r. Główna kandydatka francuska, Ludwika Maria, nie była tak piękną, jak ją opisy- wał przekupiony przez kardynała [Juliusza] Mazariniego Roncaille, ani tak cnotliwą jak przed 10 laty (przed romansem z [Henrykiem] Cinq-Marsem). Uchodziła jednak za bardzo posażną, więc Władysław zdecydował się na nią, a tylko dla nienarażania jej rywalek-Francuzek zdał się niby na wybór królowej regentki. Nowe stadło miało stanowić fundament politycznego związku między Wła- dysławem i Francją, ale Rzeczpospolita formalnego sojuszu w tym wypadku, jak i w obiorze Henryka, nie zawarła. Nie wiadomo też, czy uzyskał król choćby najluźniejszą nadzieję poparcia do sukcesji w Szwecji po Krystynie. Natomiast reprezentowała księżniczka Mantui, Montferratu i Nevers pewne ambicje i tytuły dynastyczne do Konstantynopola jako spadkobierczyni Paleo- logów. Umowę ślubną zawarł w Fontainebleau 27 września [1645 r.] Gerard Denhof, po czym zaraz uroczyste poselstwo z Wacławem Leszczyńskim, bi- skupem warmińskim i Krzysztofem Opalińskim, wojewodą poznańskim przy- było po królową do Paryża. Jechała Ludwika Maria przez północne Niemcy do Gdańska w orszaku owej ambasady, a w towarzystwie pani [Renaty] de Guebriant, również tytułowanej ambasadorką. Spotykano ją z niesłychanym przepychem, lecz wszystkie te świetności nie osłodziły 34-letniej kobiecie złego przyjęcia, jakie jej zgotował uprzedzony o jej miłostkach małżonek. Kiedy przyjechała wśród mrozów do Warszawy i weszła do katedry, gdzie iedział schorowany Władysław, ów rzekł do Bregy'ego, bynajmniej nie szep- tem: "Więc to jest ta piękność, o której tyle powiadaliście mi cudów?" Ura- tował sytuację Ossoliński, witając w superlatywach "kwitnącą lilię Francji". dawało się, że obrażona dama ucieknie z Polski przed uroczystością weselną. Ale jej rozum zwyciężył. Miała spryt i temperament, miała 800000 talarów, uzyskane ze sprzedaży do rąk króla francuskiego dóbr we Francji - kilka- kroć więcej, niż wnieść miały (ale nie wniosły) jej poprzedniczki z arcyksią- 2ęcego domu. Sprytem i kapitałem postanowiła sobie skaptować markotnego męża i po trosze dopięła celu. 309 ††††††††††††††††††††††††???? 16. Za kulisami sejmu i senatu O tym, aby sejm Rzeczypospolitej uchwalił jednomyślnie choćby najpo- trzebniejszą wojnę zaczepną, nie było co marzyć. Planów, wypielęgnowanych od pół roku, król spróbował odsłonić rąbek na niedoszłym sejmie 1645 r., oczywiście z ujemnym skutkiem. Ossoliński od tronu prawił o haraczu, nie- woli, niedoli, zatraconych duszach poturczeńców, wszystko bez wrażenia. Nie było innej drogi prócz spisku, zaskoczenia, prowokacji. Pieniędzy ani kredytu nie było; arsenały dopiero zaczęto napełniać, ale to króla nie zrażało. Jak Iskander albo Kantemir wszczynali wojny niby bez wiedzy padyszacha, tak Wiśniowiecki, Dominik Zasławski, Janusz Radziwiłł zaczną na własną rękę, na wyścigi z Kozakami. Dlatego to na różnych panów kresowych spadły pod- czas sejmu hojne zaszczyty. Po rozjeździe kazał Władysław Kozakom w sekre- cie budować czajki, a do papieża wystosował prośbg o pół miliona złotych49 zasiłku: Wszak samej Wenecji grozi armada 342 okrętów sułtańskich, wszak chodzi o ratowanie pięknej Italii, o wzięcie Turków we dwa ognie! Rzeczy- wiście, Wenecjanom źle sig wiodło na Krecie, ale to ich wcale nie skłaniało do przymierza z Polską. W sierpniu [1644 r.] przybył niepokaźny poseł [Jan] Tiepolo, aby zwerbować parę tysięcy wojska i podburzyć Kozaków za plecami Rzeczypospolitej do wyprawy, której celem będzie spalenie floty tureckiej. Przez rok 1645 robota nie postępowała na Zachodzie: papież nic nie obiecy- wał, Tiepolo robił nadzieje bez upoważnienia, sam Władysław nie był pewien, czy go raptem nie napadną Szwedzi z Czech. Przeciwnie, na wschodzie doszło, jak wiemy, do zupełnego porozumienia z Moskwą i do dywersyjnego manewru Potockiego przeciw Tatarom, który może zmierzał do wyzwania Turków (dotychczas nie pozwalali oni Islam Girejowi atakować Polski). Po Nowym Roku przybył do Warszawy Koniecpolski i został dopuszczony do tajnych zamysłów króla. Wyszła na jaw duża rozbieżność. Król liczył na Rzym i Wenecję, które nic prawie nie obiecywały, a chciał sprowokować Turcję ręką kozacką; hetman zalecał wojnę tylko z Ordą, przy ścisłym współ- działaniu z Moskwą, tylko nie wiedział dobrze, co z Krymem zrobić: czy wpu- ścić tam Moskali, a samemu rozszerzyć swe granice po Dunaj, czy też zrobić z Krymu jakąś polską sekundogeniturę. Zarazem przywiózł hetman groźną wiadomość, że Kozacy już próbowali wiązać się z chanem, ale ów im nie ufa. Dla króla było to jedną więcej pobudką, aby Kozaków póki czas rzucić na bisurmanów: zgodził się więc na sfinansowanie ich wyprawy przez Tiepola. Bądź co bądź plan hetmański przedstawiał się o wiele realniej. Żywiej poszły przygotowania, kiedy nowy doża, Francesco Molina, przeprowadził w senacie uchwałę o przyznaniu Polsce 600000 skudów zasiłku, płatnych w ciągu dwóch lat, ale dopiero gdy król wyruszy w pole, przy tym bez zawierania formal- nego przymierza. Gdy ta upragniona nowina nadeszła do króla, śmierć za- brała Koniecpolskiego, jedynego człowieka, który umiałby skoordynować kró- lewskie porywy z realnymi możliwościami i potrzebami Polski. Ossoliński ani nie miał na kresach takiego wpływu, ani nie mógł przy boku króla spro- stać pokątnym doradcom cudzoziemcom, którzy odtąd opanowują jego zaufa- nie. Byli to znani nam bracia Magni, muzyk Fantoni, intrygant i samochwał 49 W rzeczywistości prosił o pół miliona talarów, czyli o półtora miliona złotych. W. Czapliński Wladys aw IV..., s. 362. 310 Tiepolo. Król słuchał z bijącym sercem opowiadań o nadziejach, jakie jego plan budzi u ludów bałkańskich; odbierał od Moskwy wezwania do ścisłej, natychmiastowej kooperacji, od chana nowinę, że się poróżnił z sułtanem, od Mazariniego - platoniczne pochwały bez żadnych w imieniu Francji zobo- wiązań. Wyobrażał sobie, że porwie za sobą Francję, Hiszpanię, cesarza, Wło- chy Niemcy, nawet Szwecję, nie mówiąc już o Persach i Marokańczykach. Około 20 kwietnia przyjął na nocnej audiencji w przytomności 7 senatorów delegację starszyzny kozackiej (wśród niej - Chmielnickiego), który mu obie- cał 50 lub nawet 100000 szabel, za co on im przyrzekł restytucję przywile- jów, żołd dla 20000 i wolny teren za Białą Cerkwią, na którym chorągwie polskie nie postaną. To przynajmniej, jak okazała niedaleka przyszłość, były cyfry realne, bo inne kontyngensy - polskie i włoskie, które obliczano w ga- binecie królewskim, wisiały przeważnie w powietrzu. Razem z Kozakami miało uderzyć na Turcję 250000 ludzi, a powód wojny znaleziono w tym, że Porta wbrew traktatowi 1634 r. nie usunęła z Budziaku Tatarów, owszem, rozple- niła ich do 29000. 17. Tajemnica rozdarta. Opór powszechny 9 maja wróciwszy z polowania, król nagle ogłosił wojnę, zaczął wydawać patenty i listy przypowiednie, zamieniając Ujazdów w obóz ćwiczebny. Było coś desperackiego w tym wybuchu i sam król wyznawał, że go fatum ciągnie: bez zasiłku z zewnątrz, bo tylko królowa po przykrych scenach pożyczyła mu pod dobry zastaw kilkadziesiąt tysięcy, a Tiepolo po prostu oszukiwał swoich i obcych, rzucał się Władysław w najryzykowniejszą awanturę, łamał pakta konwenta (o zachowaniu pokoju, o prywatnych zaciągach, o dopuszczaniu cudzoziemców do rady; teraz miał złamać ustawę o niewszczynaniu wojny bez sejmu); nic dziwnego, że sam Ossoliński, przerażony, cofnął rękę od ta- kiej polityki. Jeden po drugim, nie czekając na formalną naradę, odradzali i ostrzegali wszyscy: kanclerz [wielki litewski] Albrecht Stanisław Radziwiłł biskup, nawet nuncjusz, jezuici, nawet Jeremi Wiśniowiecki, co miał najwię- cej wojska dostarczyć. Kasztelan krakowski Jakub Sobieski starł się z królem tak ostro, że ową scenę życiem przypłacił. Z najpoważniejszym publicznym memento wystąpił wojewoda krakowski Lubomirski, wódz spod Chocimia. Władysław zrozumiał, że musi zwołać sejm, więc równie nagle, jak wojnę rozgłosił, teraz jej zaprzeczał. A zaprzeczając, odwoływał w sekrecie swe za- przeczenia: uzyskał jakieś zapewnienia hospodarów: multańskiego Macieja Basaraby5o i mołdawskiego, Bazylego Lupula; zjednal łaskami szwagra te- goż, Janusza Radziwiłła5l, hetmana Potockiego, którzy jednak obaj wnet się zachwieją, pierwszy, gdy sekret nabierze zbyt wielkiego rozgłosu, drugi, gdy zbrojenia Kozaków dojdą do niepokojących rozmiarów. Puszczono wieść o zdobyciu przez Wenecjan Dardaneli, rozpowszechniono fałszywy, obelżywy list Ibrahima, przerobiony z prawdziwego Osmanowego z 1620 r. W dzień swych imienin wyjechał król do Krakowa, a 3000 piechoty posłał do Lwowa. so g 51 Wedłu W. Dworzaczka nosił on imi Mateusz. Por. Genealogia, tabl. 88. Janusz Radziwiłł był zięciem Bazylego Lupula. 311 ††††††††††††††††††††††††???? Na Jasnej Górze kazał święcić sztandar nowo uformowanej husarii. W Łob- zowie odbył senatus consilium, gdzie usprawiedliwiał swoje postępowanie wy- jątkową koniunkturą, jakoby zresztą niczego bez sejmu nie chciał przesądzać. Senat pod wpływem Ossolińskiego uznał fakt wojny z Tatarami, ale dla rozpatrzenia kwestii wojny zaczepnej z Turcją uznał zwołanie sejmu za nie- zbędne. Przychylił się do tego i król, gdy mu senatorowie rezydenci zagro- zili odezwą manifestacyjną do całego narodu. Tymczasem car, widząc nie- chętny nastrój w Polsce, przeszedł od wojny zaczepnej z Tatarami do obron- nej, a Rakoczy, do którego Janusz Radziwiłł jeździł w poufnej od króla misji, postępował lojalniej z Portą niż z Polską. Szwecja odmówiła odstąpienia za- ciągów, Mazarini o żadnej pomocy nie chciał słyszeć. Również wysłany do cesarza z rady senatu Magni nie przywiózł nic pocieszającego. Na dobitkę Porta długo z idealną powściągliwością dotrzymywała zapewnienia, "że się nigdy przeciwko temu świątobliwemu pokojowi w najmniejszej rzeczy nic przeciwnego nie stanie". Krucjata na Turka przed ukończeniem wojny euro- pejskiej okazywała się jawnym niepodobieństwem. 18. Sejm 1646 r. Obrócił się w drugi sejm inkwizycyjny. Wybory (13 września) pełne już były hałasu na prywatne zaciągi króla i na ich postępowanie. Magnaci i szlachta w zupełnej zgodzie, w trosce o pokój i wolność uchwalili instrukcje najzupeł- niej przeciwne polityce królewskiej: ktokolwiek, mówiono, zwycięży w tej woj- nie, wyniknie stąd niewola. List Stanisława Lubomirskiego radził pociągnąć do odpowiedzialności ministrów i rezydentów, przydać komisarzy hetmanom, ugłaskać Turcję poselstwem, Tatarów upominkami, w ostateczności - siadać na konia i rozpędzać królewskie obozy. Król gonił na ostre: pertraktował, acz beznadziejnie, przez Magniego w Wenecji, przez Roncallego w Paryżu, nawiązywał z Persami, co w tym czasie "Babilon oblegli". Przed samym otwarciem izb dobił targu z Ludwiką Marią o pożyczce 660000 złotych pod zastaw klejnotów. Armaty za armatami słał do Lwowa, hetmanowi ka- zał w 22000 sunąć ku Wołoszczyźnie. 25 października podniósł laskę sejmową [Jan Mikołaj] Stankiewicz, poseł żmudzki. Senat, nie chcąc zadzierać ani z dworem, ani ze szlachtą, świecił pustkami. Krasomówca Ossoliński okazał dużo odwagi cywilnej i użył dużo "dobrotliwej oliwy", aby oczyścić postępowanie króla i uspokoić fale oburze- nia, kiedy przeciwnie, podkanclerzy [Andrzej] Leszczyński zarabiał na popu- larność oskarżając dwór. Różni mówcy uznawali niebezpieczeństwo "od Ta- tar", prawili o gotowaniu, byli i tacy posłowie, o nazwiskach z czasem nie- pięknie w historii zapisanych, jak Janusz Radziwiłł, [Hieronim] Radziejowski, Aleksander Koniecpolski, którzy służyli po kryjomu dworowi, ale go osła- niać nie śmieli. Izba poselska stwierdziła naruszenie paktów konwentów i tak energicznie żądała osobnego colloquium z senatem, że król 16 listopada wydał uniwersał po myśli posłów, z tym oświadczeniem, że żołnierzy, którzy się nie zechcą rozejść, traktować każe jak hałastrę wyjętą spod prawa. Krótko trwało uspokojenie, doniesiono bowiem posłom, że uniwersał jest czczą ko- medią i że wojsko się nie rozjeżdża. Wtedy Stankiewicz wystąpił z dalszymi 312 żądaniami: aby król powstrzymał Kozaków od drażnienia Turcji, zmniejszył gwardię, patentów na nowe zaciągi nie wydawał i pozwolił na ową rozmowę z senatem. Wielkopolanie Bogusław Leszczyński, Jan Jerzy Szlichtyng i inni prześcigali się z krakowianami [Stefanem] (Korycińskim) w gwałtowności ataków. [Jerzy] Ponętowski wniósł projekt uchwały o wypowiedzeniu posłu- szeństwa. Zajadłość była taka, jak w Czechach przed defenestracją lub w Anglii na początku Długiego Parlamentu, aż król zadrżał o przyszłość swego synka jedynaka; cóż, kiedy izba nie umiała inaczej jak krzykiem pokonać opozycji regalistów w swym własnym łonie. Colloquium się odbyło z takim skutkiem, że senat przystąpił do przeważającej opinii posłów, a królowi nie pozostało nic innego, jak podpisać konstytucję o rozpuszczeniu nowego woj- ska, gdzie wszystkim władzom zalecono, a obywatelom pozwolono znosić nie- posłuszne zaciągi, gwardię ograniczono do 600 ludzi, przy czym król obiecał wydalić cudzoziemców ze swej rady i dyplomacji. 19. Plań wojny w nowej fazie (1647) j Zaciągi bez żołdu rozłaziły się w chwili, która właśnie wymagała gotowości zbrojnej. Turcja, obudzona wieściami z Polski, koncentrowała wojska nad Du- najem; Magni, właśnie podczas fatalnego sejmu, przed samym odwołaniem wytargował w Wenecji 300, u papieża 450, we Florencji 15000 skudów zasiłku; ! walki Moskwy z Tatarami rozpaliły się na nowo, a różne ludy chrześcijań- skie pod panowaniem Porty zostające przypomniały sobie propagandę pow- stańczą, jaką wśród nich szerzył przed 20 laty Karol Gonzaga de Nevers, oj- ciec obecnej królowej, i sposobiły się do powstania, obiecując sobie cuda po królu polskim. Król zdecydował się korzystać z tej koniunktury, ale już, o ile można, w zgodzie z narodem. Zwołał na maj (2-27) [1647 r.] sejm nadzwy- t czajny dla opatrzenia bezpieczeństwa granic i usunięcia egzorbitancji, licząc na to, że sama koniunktura przekona stany o słuszności jego polityki. Kan- clerz i hetman popierali go teraz wobec sejmików lojalnie, Portę zaś próbo- ; wali zmusić do jasnego postanowienia kwestii budziackiej. Otóż sułtan i chan doskonale informowani o nastrojach szlachty, tak demonstracyjnie raz po raz okazywali swą ustępliwość (chociaż naprawdę Tatarów z Budziaku nie rusza- li), że wojowniczego nastroju wśród wyborców wywołać się nie udało. W se- nacie starli się Ossoliński jako rzecznik króla z biskupem kujawskim Gnie- woszem, który dalej atakował cudzoziemskie intrygi w otoczeniu króla. Spóź- nione brewe papieskie zagrzało biskupów i szlachtę nie do krucjaty na bi- ! surmanów, lecz raczej na dysydentów. W niesłychanym zamieszaniu przeszła w nawale spraw drobnych i prywatnych ustawa o zatrzymaniu pod bronią wojska kwarcianego. A ponieważ senat przyboczny składał się z zaufanych ; przyjaciół dworu, król szedł dalej do swego celu. Chańskiego posła odprawił ' tak ostro, że ów to uznał za wypowiedzenie wojny. Do cara posłał (w czerwcu) Adama Kisiela, który ukuł przymierze, ale tylko obronne, po czym Moskwa zawarła z Ordą rozejm. Wszystko się rozłaziło, zapadało - 9 sierpnia, ku strasznej rozpaczy króla, umarł siedmioletni Zygmunt Kazimierz, dla którego król przed rokiem skapitulował przed szlachtą. Fatum niosło Władysława r w ciemność. Na przekór losom, jakby dla przyśpieszenia wybuchu, Wiśnio- 313 ††††††††††††††††††††††††††???? ††7????????????????????????????????????††††††††††††††††††††††††††???? wiecki, Aleksander Koniecpolski i Krzysztof Łaski52 podjęli w październiku kosztowną wyprawę w stepy aż po Oczaków i Perekop, z której wrócili nie widziawszy nieprzyjaciela. Z Bułgaru przybyli w grudniu Piotr Parcewicz i inny jakiś zakonnik, z upewnieniem, że ludy chrześcijańskie gotowe są do powstania, a Mateusz Basaraba dostarczy w potrzebie 40000 posiłków. Na- prawdę dziesięćkroć groźniejsze powstanie dojrzewało za wiedzą Porty w gra- nicach Polski, w sercach Zaporożców i mas chłopów ukraińskich. 20. Wybuch chmielnicczyzny. Śmierć króla W sierpniu, kiedy żałobny król po raz ostatni jechał szukać osłody w knie- jach litewskich, jego kanclerz śpieszył na Ukrainę z trojaką misją. Głośno mówiono, że jedzie zwiedzać swe dobra i zamki pograniczne; ciszej - że ma łagodzić kłótnie między unitami i dyzunitami, jakie rozgorzały po śmierci Mohyły (1 stycznia 1647 r.) tudzież wznosić pracę nad bliższym zespoleniem dyzunii z unią i katolicyzmem w myśl ugody, jaką uprojektowano na zjeź- dzie wileńskim zaraz po śmierci metropolity - spodziewano się, że patriar- cha konstantynopolitański przyjmie kompromisowe ujęcie dogmatu o Trójcy Świętej i przyzna Polsce prawo posiadania egzarchy obieranego przez dyzuni- tów i unitów albo mianowanego przez króla, podobnie, jak przyjął je nowy metropolita, Sylwester Kossow, w zamian za co sejm 1647 r. obiecał wprowa- dzić w życie wszystkie dawne prawa schizmatyków. Trzecie zadanie Ossoliń- skiego dotyczyło porozumienia z Kozakami. Ostatni czas był na taką robotę, bo po misji czterech delegatów (kwiecień 1646 r.) i po sejmie październiko- wym [1646 r.] wrzenie wśród schłopionych Kozaków, jak i w szeregach reje- strowych doszło do zenitu, a tendencję do współdziałania z Ordą równoważyła tylko nadzieja w królu, że poprowadzi mołojców do zwycięstw, do łupów i nagrodzi ich potem przywilejami. Werbunek poza obrębem sześciotysięczne- go rejestru rozwijał się szybko i nie sposób go było zataić. Hetmanem nowego zaciągu został mianowany Iwan Barabasz; pisarzem i duszą całej roboty był Chmielnicki. Z entuz azmem dla króla mieszały się pogróżki pod adresem starostów, szlachty i Zydów. Hetman koronny Potocki, wtajemniczony w pla- ny królewskie, werbunkowi nie przeszkadzał, tylko czuwał nad tym, aby nie było wybryków. Po klęsce sejmowej króla musiały wziąć górę prądy buntownicze i zdra- dzieckie. Chmielnicki, skompromitowany, doznał wiosną 1647 r. cigżkiej krzy- wdy od Daniela Czaplińskiego, urzędnika chorążego [koronnego] Aleksandra Koniecpolskiego, który zabrał mu przemocą chutor Subotów i ukochaną ko- bietę. Pisarz pobiegł do króla ze skargą i miał odeń otrzymać szablę wraz z desperacką radą: "Jesteś żołnierz; jeśli Czapliński ma przyjaciół, i ty ich mieć możesz, broń się". Poszło napomnienie do chorążego, zapewne bezskuteczne. Z rozgoryczonym Chmielnickim miał się porozumiewać na Ukrainie Ossoliń- ski, tamten jednak gdzie indziej już szukał wtedy opieki. Wznowił stosunki z Tuhaj bejem, a chan Islam Girej, gniewny o najazd Wiśniowieckiego i to- 52 takim źródła nie wspominają, może chodzi tu o Samuela Łuszcza, który brał udział w wyprawie. 314 warzyszy, puścił wodze bejowi, skoro się zanosiło nie na zakazaną wojnę z Polską, ale na poparcie rebelii kozackiej. W grudniu Chmielnicki uciekł na Niż i naradziwszy się ze spiskowcami pojechał na Krym. Już w styczniu [1648 r.] spędził z Zaporoża pułk rejestrowy korsuński, ale wybuchłe nieba- wem zamieszki w Ordzie przerwały mu robotę. W marcu stanęła niebywała dotąd liga kozacko-tatarska, trzeba było tylko jeszcze czekać, aż się zaziele- nią stepy. Potockiego Chmielnicki łudził pokornymi skargami, chan - fraze- sami o zgodzie. Potocki myślał, że sam da sobie radę z buntem bez pomocy Wiśniowieckiego, którego nie lubił, i w 6000 wojska posunął się prawym brzegiem Dniepru ku Zaporożu, wysławszy w awangardzie syna, Stefana. Tymczasem Chmielnicki z Tuhaj bejem (działającym niby na własną rękę) najpierw ogarnął rejestrowych, którzy 4 maja wymordowali wierną Polsce starszyznę, potem 11-16 maja wybił do nogi pod Żółtymi Wodami polską awangardę53, wreszcie dopadł pod Korsuniem hetmanów Potockiego i Kali- nowskiego i zniósłszy ich wojsko obu wziął do niewoli. Na wieść o tym zwycięstwie chwyciło za broń całe chłopstwo na Ukrainie i wybuchł pożar olbrzymiej rewolucji, która sięgnie po San i Prypeć, grzebiąc w zgliszczach naszą świetność Złotego Wieku. Władysław IV tej ostatniej klęski nie dożył. Właśnie się wybierał z Litwy do Warszawy, aby stamtąd podążyć na Ukrainę, nim Potocki przystąpi do uśmierzania rebelii, kiedy go śmierć porwała w Mereczu 20 maja. Człowiek wysokiej kultury, o przebogatych zasobach ducha, o najszlachetniejszych aspiracjach, marzyciel na najwyższą polską miarę, przyjaciel uciśnionych, tolerant i polityk, trafił na czasy i stosunki, do których uzdrowienia nawet i on przy swoim gwałtownym wazowskim temperamencie bynajmniej się nie nada- wał. Geniusz o wielkim i ludzkim sercu, ale bez moralnego charakteru, samotnik wśród milionów, sterał swe siły w szamotaniu się z obcym żywiołem, a żadne- go z zagadnień życiowych Polski nie potrafił rozwiązać. 53 Spotkanie grupy Potockiego z wojskami Chmielnickiego nad Żółtymi Wodami nastąpiło już 29 kwietnia 1647 r. POLSKA W WIEKU Z GMUNTOWSKIM Rozdzial XII Kraj i ludność I. Nazwa, stolice i godło państwa Państwo Jagiellonów w ciągu XVI w. zmieniło wraz z formą ustrojową swą tytulaturę. Za Aleksandra i Zygmunta I nazywa się ono urzędownie Regnum Poloniae, Corona Regni Poloniae; obok zaś niego istnieje Wielikoje Kniażestwo Litowskoje, Magnus Ducatus Lithuaniae. Po trosze jednak pod sugestią litera- tury klasycznej przenika do ustaw, aktów rządowych i do dziejopisarstwa termin Respublica, najpierw jako pojęcie ogólne, jednoznaczne z państwem (np. u Ostroroga), potem jako imię zbiorowości politycznej w zestawieniu z jej władcą czy też głową, królem (np. w statucie radomskim Nihil novi). W 1499 i 1501 r. czytamy po raz pierwszy o Respublica jako o całości państwowej ogarniającej Koronę i Litwę. Dla Orzechowskiego w 1543 r. Regnum i Respu- blica stanowią synonimy. Modrzewski i Przyłuski rozprawiają około 1550 r. o ustawach Reipublicae i o ich poprawie. Polski termin "rzecz pospolita" ozna- cza jeszcze w 1550 r. tylko sprawę lub interes publiczny; jednak im bardziej punkt ciężkości w państwie przenosi się z tronu na sejm, tym częściej słychać o Rzeczypospolitej Polskiej w znaczeniu prawnopaństwowym. Co najmniej od 1543 r. już i Litwini mają w Księstwie swoją "Rempublicam", którą reprezen- tują jej delegaci w rokowaniach z koroniarzami; "deklaracja o unii 1564 r. ma na rnyśli "jedną Rzplitą z tych narodów spojoną", a od sejmu lubelskiego wchodzi w użycie termin "Rzeczpospolita obojga narodów", który też od pierwszego bezkrólewia zapanowuje bezwzględnie. Stolicy, która by skupiała w sobie wszystkie ogólne, centralne czynności państwa, Polska nowożytna nie miała. Wprawdzie Zygmunt III, chcąc z bliż- szej odległości pilnować spraw bałtyckich, litewskich i szwedzkich, przeniósł w 1595 r. dwór na stałe z Krakowa do Warszawy, ale te przenosiny nie zosta- ły uświęcone żadnym aktem prawnym. Cała Rzeczpospolita, uosobiona w po- staci "wszystkich stanów", ogniskuje się na elekcjach w tym stołecznym mieś- cie, ale miejscem koronacji i wiecznego spoczynku króla pozostał stołeczny Kraków, gdzie też przy skarbcu przechowuje się archiwum królestwa. Wilno zachowuje nieformalny charakter stolicy Litwy; od 1673 r. co trzeci sejm odbywać sig będzie w Grodnie; wyższe zaś sądownictwo spływa na szlachtę z Piotrkowa i Lublina, a na Litwę z Wilna i Mińska. Herbem państwa jest w XVI w., zgodnie ze średniowieczną tradycją śląską, orzeł biały ze złotą koroną na czerwonym tle, z głową zwróconą w prawo (od widza w lewo); od czasu unii widnieje on na pieczęciach obok litewskiej 316 Pogoni. Mają swoje herby także województwa, i to zarówno te, co wyrosły z dawnych księstw, jak i utworzone sztucznie. Ma Polska swój sztandar biało- -czerwony (nie biało-amarantowy), gdzie pole białe zajmuje miejsce pierwsze, górne, nad czerwonym. Bandera wyobraża ramię zgięte, zbrojne w miecz, na tle czerwonym. 2. Granice Polski-Litwy nowożytnej sięgały na wschód najdalej do 35o południka dłu- gości geograficznej, na zachód do I So, na północ do 59o, a na południe do 46o sze- rokości. Największy obszar zajmuje państwo za Zygmunta III po Dywilinie (1619)1, a przed utratą Inflant (1625); najmniejszy w 1522 r. - po utracie Smoleńska, a przed odzyskaniem Homla i wcieleniem Inflant. a) Granica zachodnia odłącza się od Bałtyku z biegiem Piaśnicy, zostawia- jąc po prawej ręce pod panowaniem lennych książąt pomorskich Lębork i By- tów, które jednak na 20 lat (1637-1657) wrócą do Korony. Objąwszy Drahim, a okrążając Wielkopolskę, oddziela ta granica od Poznańskiego stracony San- tok (1365) i Drezdenko (1370), podobnie jak dalej Świebodzin, Głogów i inne śląskie dzierżawy, zostawia tę piastowską dzielnicę pod zwierzchnością Rzeszy, w ten sposób, że z całego Śląska wróciły tylko te części (Siewierz 1433, Oświę- cim 1457, Zator 1494), które za Bolesławów właściwie należały do województwa krakowskiego. Sąsiadami naszymi są tedy za tą sztuczną granicą książęta po- morscy; dalej - margrabiowie brandenburscy i Habsburgowie jako królowie czescy. b) Granica południowa jest jedyną polską granicą naturalną. Idzie ona wzdłuż Karpat, odłącza się od Czarnohory Czeremoszem ku północy, by prze- ciąć Prut za Śniatynem i płynąć Dniestrem aż do Jahorlika, po czym znów idzie lądem na północ i wschód do Bohu. Za tą granicą siedzą Słowacy, na ich karkach Węgrzy, jedni i drudzy pod panowaniem habsburskim (od 1526 r.), dalej Rusini, Wołosi mołdawscy, wreszcie Tatarzy. Prawem zastawu dzierży Polska od 1412 r. zgrupowane w cypel i parę wysepek 13 miast spiskich. O rodakach z Orawy nie pamięta. Ustały z rokiem 1539 r. pretensje mołdaw- skie do Pokucia; wezbrały ku końcowi XVI w. polskie zapędy ku Mołdawii, chwilowo nawet ku naddunajskim Multanom. Litwajeszcze w 1542 r. przy roz- graniczeniu Polski z Portą próbuje sobie zawarować pretensje do Dzikich Pól aż po Morze Czarne. c) Granica wschodnia ma charakter mglisty i elastyczny na całej peryferii Kijowszczyzny. Faktycznie, tzn. odpowiednio do zasiedlenia, ciągnie się ona w górę Siniuchą, a potem w dół na wschód Taśminą; na prawo od niej leży Zaporoże. Za Dnieprem dopiero postęp kolonizacji Wiśniowieckich, Ostrog- skich i innych za Władysława IV utwierdził przy Koronie główne części do- rzeczy Psła i Suły. Dalsza granica z Moskwą ulegała wstrząśnieniom przy każdej z dziesięciu wojen. Zygmunt I odepchnął sąsiadów od środkowego Dniepru ( 1508), ale ich dopuścił do górnego (1513-1522). Zygmunt August przepuścił ich przez Dźwinę (1563), Batory powybijał w masywie Moskwy 1 Rozejm zawarto ll grudnia 1618 r. 317 głębokie szczerby, ale całego systemu zamków odzyskać nie zdołał. Dopie- ro Zygmunt III zatoczył sobie Smoleńszczyzng w Dywilinie aż po źródła Dniepru, których to zdobyczy cząstkę Władysław IV w Polanówce dobro- wolnie odstąpił. Potem zapłacił on Moskwie włością trubecką i różnymi drobnymi skrawkami za pozyskane na rzecz Wiśniowieckich Posule. Granica koronna dochodziła w Siewierszczyźnie do 52 równoleżnika, gdzie zaczynała się litewska. d) Kresy północne Litwy podstępowały pod Wielkie Łuki i Psków, ale między Marienhausem i Marienburgiem cofały się nad rzeką Ewiksztą ku Dźwinie i ujście rzeki Aa jeszcze zostawiały w rękach władców Inflant. Kiedy tą władczynią była Rzeczpospolita Polska (1582-1625), posiadała ona Parna- wę, ale nie miała Białego Kamienia (Weissensteinu). Kurlandia wąskim ję- zykiem oddzielała Litwę od dolnej Dźwiny, Żmudź dotykała Bałtyku tylko w nie wyzyskanym porcie Połągi. Dalsza granica między państwem Jagiello- nów i Prusami, jak opisały traktaty krzyżacko-mazowieckie, szła tak, że ujście Niemna oraz cała połać jezior mazurskich znajdowały się w sferze niemczyzny i protestantyzmu. Dalej Drwęca i Osa należały do Polski; pra- wy, pomezański brzeg Wisły pod Nowem po Kwidzyn do Prus. Warmia zwisała na kształt katolickiego półwyspu w protestanckie księstwo pruskie. Z wybrzeża morskiego miała Polska pod bezpośrednim panowaniem (nie licząc mierzei): w Prusach Królewskich mil 20, w Inflantach około 30, pod władaniem swych lenników w Prusach Wschodnich tyleż, w Kurlandii oko- ło 40. Żadne państwo w Europie z wyjątkiem Brandenburgii-Prus, nie miało granic tak naturalnych jak Polska. Czuli to statyści i wołali o ochronę kre- sów. Ta polegać miała na zamkach, ale w rzeczywistości tylko od strony wschodniego i południowego barbarzyństwa budowały władze litewsko-polskie luźne łańcuchy zamków; gdzie indziej poprzestawano na tym, co wznieśli praojcowie albo Krzyżacy (w Prusach), albo Niemcy inflanccy. "Mocny" Elbląg symbolizował bezpieczeństwo od północy, Kamieniec - od południa. Granica wyglądała rozmaicie, zależnie od obustronnej troskliwości i policji pogranicznej: w Bracławszczyźnie od strony Turcji znaczyły ją słupy i bloki kamienne; od strony habsburskiej były słupy; jedynie rubież moskiewską wskazywały rowy i zasieki, mające utrudniać ucieczkę poddanych ze wschodu na zachód.  koniec!!! 3. Podział administracyjny Zuniowana Rzeczpospolita dzieliła się na prowincje, te na województwa, województwa na powiaty lub niekiedy "ziemie". Ten jednolity układ tolero- wał jednak mnóstwo wyjątków: geografia polityczna dawnej Polski zna no- menklatury nie pokrywające się z ogólnym systemem; zna też nazwy o znacze- niu szerszym lub węższym. Ów podział na 3 prowincje (czyli "narody") praktycznie wyrażał się tylko w przynależności sejmików do 3 wspólnych generałów oraz w przynależności posłów na sejmie do trzech sesji prowincjonalnych. Do tak szeroko pojętej Wielkopolski należały także Mazowsze, a poniekąd i Prusy; do Małopolski- 318 z y również ziemie ruskie, Wołyń, Podole, Ukraina i Podlasie. Do Litw - Ruś Biała i Czarna. Wielkopolska w znaczeniu ściślejszym obejmowała Poznań- skie, Kaliskie, Inowrocławskie, Brzeskie, Sieradzkie, Łęczyckie, ziemie: do- brzyńską i wieluńską; w znaczeniu najściślejszym tylko tamte dwa pierwsze województwa. Małopolska właściwa to były województwa: krakowskie z księ- stwem oświęcimsko-zatorskim, sandomierskie i lubelskie. Mazowsze historycz- ne obejmowało także województwa płockie i rawskie; księstwo mazowieckie tylko 10 ziem prawie wyłącznie prawobrzeżnych. Prusy rozumiano czasem z Warmią, czasem bez niej. Województwa jedne powstały historycznie z dawnych księstw, inne tworzy- li panujący w drodze rozporządzeń, zanim się tą sprawą zainteresowały sejmy. Były ziemie równorzędne z województwami, np. chełmska, dobrzyńska, wie- luńska, lub podrzędne (zwykle jednak co ziemia to sejmik); były księstwa: żmudzkie, oświęcimskie i zatorskie, nawet siewierskie, a na ich podobieństwo nawet mówiono o księstwie łowickim i wieluńskim. Powiaty formowały się w Koronie, jako obwody kompetencji sądów ziemskich; na Litwie jako okręgi służby wojskowej; stąd ich nierównomierność, tu i tam zależnie od gęstości zaludnienia (malutkie powiaty w Wielkopolsce i na Mazowszu); na Litwie za- leżnie też od organizacji obrony (ogromny powiat połocki). Ogółem było: W Małopolsce województw i osobnych ziem 113 powiatów 47 W Wielkopolsce z Mazowszem i Prusami... 124 " 72 Na Litwie z Inflantami polskimi... ll " 52 Razem 34 " 171 4. Wielkopolska Najwłaściwszą tworzyły województwa: poznańskie (powiaty poznański, ko- ściański, wschowski, wałecki - razem 293 mile kwadratowe)5 i kaliskie (ka- liski, gnieźnieński, nakielski, kcyński, pyzdrski, koniński - 300 mil); nadto zaliczano do niej Kujawy (województwa: brzesko-kujawskie o 5 powiatach i inowrocławskie o 2), łęczyckie (3 powiaty), sieradzkie (powiat sieradzki, szad- kowski, piotrkowski i radomskowski), ziemię wieluńską z powiatem ostrze- szowskim tudzież ziemię dobrzyńską o 3 powiatach - ogółem 1051,6 mil kwadratowych. Na ogół Wielkopolska to kraj wysokouprawny z małą ilością lasów, ale tylko na Kujawach naprawdę żyzny; w Inowrocławskiem częścio- wo bagnisty. Mało tu dóbr duchownych, najmniej królewszczyzn, mało laty- fundiów (te w rękach Górków, Opalińskich, Ostrorogów, Leszczyńskich), więc też najwięcej jednowioskowej niezależnej szlachty. Zywioł to dość zrówno- Niektórzy ze współczesnych historyków zaliczają Podlasie do prowincji wielko- polskiej. Por. np. J. Seredyka Poslowie Rzeczypospolitej na sejm "ratyfikacyjny" w 1629 roku, [w:] Sprawozdania Opolskiego Towarzystwa Przyjaciól Nauk, Opole ł979, s. 30-32. 3 Po utworzeniu województwa czernihowskiego. 4 W rzeczywistości województw i samodzielnych ziem było 14. 5 Mila kwadratowa wynosi około 54,75 km kwadratowych. 319 ważony, po przezwyciężeniu wpływów luterskich stale katolicki, ale na Ma- łopolskę i Warszawg trochg zazdrośnie się boczy, jak to zwykle bywa w dziel- nicach zdeklasowanych. Stosunki z Brandenburgią po podłożu handlowym aż nazbyt dobre. Znaczny wpływ religijny i gospodarczy wywarły na Wielko- polskę Niemcy, a to tym bardziej że nikt się aż do połowy XVII stulecia nie obawiał ich zaczepnych dążeń. Najbardziej eksponowaną czgść Wielko- polski stanowi kraj zaobrzański (Migdzyrzecz, Trzciel, Babimost) z najmoc- niejszą kolonizacją niemiecką. Inną odrgbność posiadają te północne okolice Kaliskiego, które nazywano Krainą. Najgęstsza sieć miasteczek w Łgczyc- kiem, najrzadsza w ziemi dobrzyńskiej. Wspólne wgzły stanowią: dla Poznań- skiego i Kaliskiego - stolica sejmikowa Środa; dla całej dzielnicy - Koło, miej- sce zjazdów prowincjonalnych. 5. Małopolska Cywilizacyjnie młodsza, mniej uprawna (nawet Proszowskie ustępuje od- setkiem ról wielu powiatom wielkopolskim, nie mówiąc już o zielonej, lesistej Lubelszczyźnie), nieco rzadziej zaludniona, za to fizycznie urozmaicona a kul- turalnie bujna, bo też położona w węzłowym punkcie kultur: polskiej, nie- mieckiej, czeskiej, wggierskiej i ruskiej. W niej województwo krakowskie (345,5 mil kwadratowych) stanowiło klasyczny kraj nierówności społecznej: od magnatów-olbrzymów Tarnowskich, potem Ostrogskich, przez panów nieco mniejszych (Jordanów, Szafrańców, Kmitów, Komorowskich, Tgczyńskich), półpanków czyli karmazynów, szlachtg średnią - do zagonowej. W XVI w. rozróżniano w Krakowskiem nad Wisłą powiaty lewobrzeżne: lelowski, proszowski, ksiąski, i prawobrzeżne: śląski, biecki, sądecki, szczyrzycki. Do Krakowskiego dążyły, bo też z niego ongi wyszły, ksigstwa oświęcim- skie i zatorskie obszaru około 30 mil kwadratowych. Sandomierszczyzna (467 mil kwadratowych), ciągnąca się od Pilicy aż po Karpaty, obejmowa- ła powiatów 7: stgżycki, radomski, chgciński, opoczyński, sandomierski, wiślicki i pilzneński (czasem mówiono: ziemia radomska, ziemia stgżycka). Jak na Małopolskg jest to społeczność wcale demokratyczna: jej szlachta odznacza sig samodzielnością, inicjatywą, siłą przekonań, toteż w promie- niu Sandomierza dużo będzie ruchów konfederackich, a województwo to da z czasem Polsce takich republikanów, jak [Stanisław Dunin] Karwicki i [Stanisław] Konarski. Lubelskie, odłączone w 1474 r. od Sandomierskie- go, żyźniejsze odeń, ale jeszcze mocno zalesione, szczyci sig trybunalskim Lublinem, zamożnym kiedyś Kazimierzem oraz Rzeczpospolitą Babińską; jest to kraj typu pośredniego migdzy Małopolską Zachodnią a ziemiami ruskimi. O całej Małopolsce rdzennej można powiedzieć, że jest to dziel- nica mocno klerykalna: samo biskupstwo krakowskie ma w niej blisko 300 wiejskich realności (w 7 wielkich kluczach, nie licząc ksigstwa siewier- skiego); kler ogółem 772; z zamożności słyną opactwa: tynieckie, miechow- skie, sądeckie, mniej zamożna Czgstochowa wzbogaci się cudami. Zre- sztą zamożność duchowieństwa niekoniecznie szła w parze z jego wpływem moralnym: właśnie Małopolska zakasuje inne dzielnice głgbokością heretyc- kich fermentów. 320 6. Mazowsze Historycznie wyłoniło z siebie trzy odłamy: województwo rawskie, wcielone do Korony najdawniej (1462,1474), upodobniło się mocno do sąsiadów łęczyc- ko-sieradzkich; płockie (1495) do ziemi dobrzyńskiej; jedynie mazowieckie za- strzegło sobie przy wcieleniu różne odrębności prawne. Tworzy je 10 ziem rozległości 578 miI kwadratowych: czerska po obu brzegach Wisły, warszaw- ska, wiska, malutka wyszogrodzka, zakroczymska, ciechanowska, największa łomżyńska (te dwie złączone zieloną Puszczą Kurpiowską), różańska, liwska i nurska. Nie ma na Mazowszu magnateru i bardzo mało królewszczyzn; jedy- ną wielką własność reprezentuje tu biskup płocki (232 wsie i 6 miast), i arcy- biskup-prymas (123 wsie). Na tym ogólnym tle demokratycznym rysują się odrębności: miasta, dość gęste na zachodzie, rzedną ku wschodowi; powiaty odpowiednio się rozszerzają, zależnie od rzadkości zaludnienia. Szlachty za- gonowej, tzw. sobiepanków bez poddanych najwięcej w ziemiach liwskiej, nur- skiej, różańskiej, wiskiej; z innych osobliwości zasługują na podkreślenie: księstwo łowickie z dwiema rezydencjami prymasowskimi w Łowiczu i Skier- niewicach oraz księstwo sieluńskie, gdzie proboszcz płocki trzymał drobną szlachtę w pewnego rodzaju poddaństwie. Całe Mazowsze znane było z przy- wiązania do tronu i Kościoła: dobrze to świadczy o jego zdrowiu moralnym, skoro w tej właśnie dzielnicy księża na ogół byli ubodzy, a królewszczyzn było niewiele. Ludne i plenne (samej szlachty-elektorów liczono w nim 40000), sta- ło się Mazowsze wielką wylęgarnią polszczyzny na całe państwo, zwłaszcza dla kresów południowo-wschodnich. Żywy kontrast z nim stanowią- 7. Prusy Królewskie Gospodarka tu stoi wysoko, ale gospodarzy szlachty stosunkowo niewielu, za to miast i to nie byle jakich plejada. Województwo chełmińskie między Wisłą, Drwęcą i Osą, z podziałem na ziemie chełmińską i michałowską, po- siada Toruń, Chełmno i Grudziądz, ale znając ich raczej niemiecki charakter woli posłów wybierać w Kowalewie, a deputatów w Radzynie, tam też odbywa sądy ziemskie. Malborskie wprost przytłoczone jest potęgą i bogactwem są- siedniego Gdańska, zwłaszcza że Malbork, Elbląg i Sztum trzymają oczywiście z Gdańskiem przeciw szlachcie. Geografcznie i ekonomicznie najbliżej żyje województwo malborskie z Wielką i Małą Żuławą gdańską o ludności miesza- nej typu gburskiego. Ale nad dostępem Polski do morza czuwa, niby wielo- tysięczna straż, szlachta województwa pomorskiego, zmieszana z odwieczną ludnością chłopską, kaszubską, około Pucka i Kościerzyny. Dzieli się to woje- wództwo od 1594 r. na 10 powiatów, każdy sejmikujący osobno; wspólny sej- mik odbywano w Starogardzie, sądy grodzkie w Skarszewie. Nominalnie do województwa pomorskiego należał także Gdańsk. Księstwo-biskupstwo war- mińskie (77 mil kwadratowych) odgrodzone jest Pomezanią od Wisły i ziemi chełmińskiej. Rezydencją biskupią był Lidzbark Warmiński, choć może więcej znaczyły warowne Braniewo i siedziba Kopernika - Frombork (Frauben- burg). Biskup miał zwierzchnią jurysdykcję bezapelacyjną nad swym pań- stwem; do wspólnych rad administracyjnych dopuszczał szlachtę, mieszczan, 1 t - Dzieje Polski nowożytnej - tom I kapitułę i kmieci. Wszędzie tu mocno trzyma się katolicyzm, a na południu także dość mocno - polskość. O odrębnym samorządzie Prus wspomnimy w innym miejscu. 8. Ziemie ruskie W dorzeczach górnego Dniestru, Sanu i Bugu, od górnego Beskidu po bagna Prypeci, obejmowały województwo ruskie (822,6 mil kwadratowych) z przyległyzn bełskim i ziemią chełmską; administracyjnie dzieliło się województwo ruskie na ziemie lwowską, przemyską i sanocką, oraz osobną, nie należącą do wspólnego generahz wiszeńskiego, halicką; geograficznie i etnograficznie wyodrębniały się w ziemiach ruskich: Pokucie (w dorzeczu Prutu), Podole trembowelskie, Polesie (starostwa ratneńskie, lubomlskie), Podgórze koło Beskidu i Pobereże nad Dnie- strem. Należą do Korony te obszary: Ruś Czerwona od 1340 r.; ziemia chełmska od 1377, województwo bełskie od 1462; że jednak o ich spolszczenie mało kto się troszczył, więc cerkwi i cerkiewek nieproporcjonalnie tu dużo nawet w stosunku do przewagi liczebnej ludu ruskiego. Obfity to i soczysty kraj ta Ruś Czerwona, ale i krwią obrońców mocno przesycony. Kraj zamków i bogatych królewszczyzn; zarazem, jak się dziś okazuje, kraj najpłodniejszego rozmachu twórczości literackiej. 9. Wołyń i Podołe Te dwa województwa, chociaż wyrosły na podobnym podłożu fizycznym (od wzgórz przez czarnoziem zejście ku dołom i bagnom), wykazują jednak znaczne odrębności dzięki odmiennym kolejom historycznym. Podole, wydarte Tatarom przez Koryatowiczów, ale od XV w. kolonizowane i rządzone z Korony, legło na straży Rusi i Polski od strony najazdów tatarskich, dlatego dużo w nim starostw (barskie, kamienieckie, latyczowskie itd.), zamków i miast królewskich z Kamieńcem na czele. Wołyń pasł się bezpiecznie na tłustych swych rolach, hojnie rozszafowanych przez wielkich książąt litewskich możnowładcom. W tym kraju olbrzymiej prywaty i łatwego używania trzy tylko miasta odpowiadające starostwom grodowym utrzymały się w rękach panującego: Łuck, Krzemieniec i Włodzimierz; reszta osad należy do obszarników prywatnych, przeważnie książęcego pochodzenia i wymiaru. Jak cały Wołyń trzy razy przerasta Podole, tak samo ostrogszczyzna, zbaraszczyzna, sanguszkowszczyzna parokrotnie górują nad fortunami najbogatszych rodzin Podola: Sieniawskich, Jazłowieckich, Herburtów, Lanckorońskich. Mimo nie- zrównanej żyzności kraje te są dwa razy rzadziej zaludnione niż rdzenna Mało- polska, jeszcze zaś większe możliwości kolonizacyjne otwiera półdzika- 10. Ukraina Po wyjściu księstwa kijowskiego z rąk Olelkowiczów te dwa województwa, bracławskie i kijowskie (740 mil na prawym,1260 na lewym brzegu Dniepru), stały się Ukrainą, tj. terenem kresowym, jakby marchią dla Litwy, i stąd po- 322 chodzi ich nazwa, pierwszy raz wprowadzona w formie rzeczownika do usta- wy 1590 r. Bracławszczyzna (średnie Poboże) jest to litewskie Podole. Tu, jak i w Kijowszczyźnie rzucają się w oczy trzy połacie: rolna, leśna (gdzie "ludzie chodzą na strzelbę") oraz stepowa, zwłaszcza skupiona na Niżu dnieprowym. Wszystko tu ogromne, powiat równy zachodniopolskiemu województwu albo niemieckiemu państewku w rodzaju Saksonii czy Hesji; wszystko w stanie półpłynnym, własność albo raczej posiadłość ziemska w najprzeróżniejszych formach, niegdyś wszystko hospodarskie, teraz rozdrapane przez właścicieli prywatnych, którym książę dawał, ile chcieli, byle jakoś zagospodarować i bronić te dziewicze skarby, przy czym kolonizatorzy prywatni chwytali chętnie miejsca łatwo uprawne i bezpieczne, zostawiając Koronie to, co było w stanie najdzikszym lub w położeniu najtrudniejszym. Tak pozostały w rę- kach państwa rozległe starostwa: kijowskie, owruckie, żytomierskie, biało- cerkiewskie, kaniowskie, czerkaskie itp. Chudo wyposażone są na Ukrainie stolice biskupie, zarówno kijowska ła- cińska, jak i dyzunicka. Wielka własność powstała tu nie z dzielnic książę- cych, jak na Wołyniu, ale z zagarniętych pustkowi, pracą i ambicją królików kresowych, po części tych samych, co na Wołyniu, po części innych, zwłaszcza Wiśniowieckich, Zasławskich, Koreckich, Różyńskich; obok nich nie brak zresztą poważnych ziemian: Tyszkiewiczów, Olizarów, Niemiryczów, Kisielów itd. W porównaniu z całą pozostałą Polską, a może i Litwą, Ukraina w XVI w. przedstawia się (historykowi Jabłonowskiemu) jako kraj bezprawia i chaosu. Ku północy przez powiat owrucki stopniowe przejście do Litwy, która z Ki- jowszczyzny przy unii 1569 r. zatrzymała sobie powiat mozyrski. Ale w więk- szym jeszcze stopniu pomostowy taki charakter koronno-litewski ma- I 1. Podłasie Tak nazwali przed wiekami przodkowie Białorusinów piaszczystą i lesistą okolicę, ciągnącą się od nich na zachód pod Lachy. Dziwny, wydłużony kształt województwa podlaskiego odzwierciedla w sobie historię jego tworzenia: jest to teren graniczny, na którym (po wstąpreniu Jadźwingów) zmagała się długo ekspansja mazowiecka z ruską. Kiedy w 1520 r. utworzono województwo podlaskie, należał do niego też powiat brzeski z przyległościami; te jednak w 1566 r. połączyły się z Pińszczyzną i pozostały przy Litwie. Cały ten pas od Augustowa prawie po Konstantynów dzieli się na trzy ziemie: bielską, drohicka i mielnicką, a obfituje w dobra stołowe, którymi chętnie dzielili się miłośnicy borów, Jagiellonowie. Magnaterii tu nie ma, tylko drobna i średnia szlachta, rozkrze- wiona z Mazowsza, kiedy, przeciwnie, chłopi przywędrowali głównie ze wschodu. 12. Litwa Obfitość rzek i mokrych nizin sprawiła, że kolonizacja posuwała się w Wiel- kim Księstwie wzdłuż ich koryt, ale tylko tyle, o ile jej nie przeszkadzały bagna i nieprzebyte puszcze; prędzej oczywiście i gęściej zaludniły się suche 323 wzniesienia np. na Wileńszczyźnie i Nowogrodczyźnie. Podstawą podziału administracyjnego jest tu wszędzie służba wojskowa i dostosowana do niej skarbowość: Województwa dzieliły się na powiaty (z własną chorągwią) lub włoście, te - na włoście drobniejsze. Z chaosem stosunków na kształt feudal- nych, gdzie władza mieszała się rozmaicie z własnością, skończył dopiero Zygmunt August, ujednostajniając typ administracji. Wielkie Księstwo Li- tewskie w znaczeniu ściślejszym, tzn. w przeciwieństwie do dzielnic podleg- łych, obejmowało u progu ery nowożytnej, jak za Olgierda i Kiejstuta, dwie części, czyli województwa, czyli powiaty: wileńskie i trockie; z pierwszego z nich Zygmunt August wyodrębnił województwo nowogrodzkie. Geografcz- nie należała do tej połaci i Żmudź, która jednak prawnie zbliżona była do in- nych ziem podległych. Od unu dzieli się tedy Wielkie Księstwo na wojewódz- twa: wileńskie, trockie, (księstwo) żmudzkie, połockie, nowogrodzkie, witeb- skie, brześciańskie, mścisławskie, mińskie, smoleńskie z powiatem orszań- skim6, każde ma z reguły wojewodę i kasztelana z nazwą wziętą od stołecz- nego miasta. Wyróżniano poza tym obszary (regiony) szersze: Białoruś (Po- łocczyzna, Witebszczyzna, Mścisławskie i część Mińszczyzny), Czarną Ruś (Nowogrodzkie); resztę w dorzeczu Prypeci po Wołyń zaliczano do Polesia, a południową część Żmudzi i Trockiego między Niemnem i granicą pruską zwano Krajem Zapuszczańskim. Województwo wileńskie, wcale żyzne, najdawniej spolszczone, liczyło po- wiatów 5: wileński, oszmiański (najludniejszy), lidzki, wiłkomierski, bra- sławski; dwa ostatnie mocno usiane jeziorami. Od północnego zachodu podkład etniczny litewski, od wschodu i południa białoruski. Stołeczne Wilno w obie- cującym rozkwicie, Krewo w upadku. Województwo trockie w kształcie wysmukłego dzbana od Narwi popod Dźwinę z szyją w Kownie, przeważnie w dorzeczu krętego Niemna, zawiera powiatów 4, od północy licząc: upicki, kowieński, trocki (te trzy zwane Litwą górną, Aukstote) i potężny grodzieński. Jeżeli pominąć Radziwiłłów (Birże, Kiejdany) i wielką ekonomię grodzieńską, można scharakteryzować tę połać jako dziedzinę średniej szlachty; Kiejstutowe Troki w upadku. Województwo nowogrodzkie na wododziale Niemna i Prypeci wcześnie ściągnęło na siebie uwagę panów, amatorów żyznej ziemi, toteż znajdą się w nim rezydencje Radziwiłłów (Nieśwież, Słuck, Mir), Ogińskich, Sapiehów, później Massalskich itd. Dzieliło się to województwo na powiaty: nowogródzki, wołkowyski, słonimski oraz księstwo słuckie. Nowogródek z zamkiem Mendo- ga podtrzymuje swe znaczenie jako siedziba ruskiej kadencji trybunału (na przemian z Mińskiem). Reszta Litwy przed unią to były- 13. Dzielnice niegdyś anektowane Księstwo żmudzkie, czyli litewski Niż (ziemaj znaczy nisko), kolebka dzi- siejszej Litwy narodowej, uratowało swój odrębny byt kulturalny najpierw przez przyjęcie chrześcijaństwa, potem znów dzięki Jagielle, który je po 6 Powiat orszański wehodził w skład województwa witebskiego, natomiast do województwa smoleńskiego należał powiat starodubowski. 324 Grunwaldzie wydarł z rąk Krzyżaków. Osobliwa to dzielnica, skoro nazywa się księstwem, ma zamiast wojewody starostę, dzieli się na 28 traktów, a owe trakty, tj. powiaty, podłużnym swym kształtem świadczą o samorzutnym powstawaniu jednostek terytorialnych w miarę wrąbywania sig ludności w lasy. Miasteczka drobne i na świeżym korzeniu z XV w., po "okolicach" siedzi moc zaściankowej szlachty; biskupstwo żmudzkie ze stolicą w Worniach (Miednikach) niezamożne, ale lud pobożny i do tradycji mocno przywiązany. Województwo brzeskie albo brześciańskie dzieli się na dwa nierówne powiaty: brzeski (3/4 obszaru, 2/3 ludności) i piński, osobno sejmikujące, jest to jedno z żywszych ognisk życia szlacheckiego na Litwie; liczne ziemiaństwo brzeskie ogląda się po części na Białą Radziwiłłowską, po części na bogate królewskie ekonomie, do których należy i Puszcza Białowieska, na kilkanaście "straży" podzielona. Podkład włościański od północy białoruski, od południa ruski (ukraiński). Województwa połockie i witebskie utrzymują na osłonę państwa całe pasmo zamków, z których zresztą trzy najbardziej eksponowane później dopiero wrócą do Wielkiego Księstwa: Wieliż (1582), Siebież i Newel (1619). Szlachta połocka i witebska na równi ze żmudzką ma prawo przedstawiania królowi po kilku kandydatów na wojewodów. Cała Połocczyzna stanowi jeden wojskowy powiat (chorąstwo), a dzieli się po tej stronie od Dźwiny na stany, po tamtej na włości. Ziemiaństwo dość zadzierzyste i po kresowemu bitne. Województwo mińskie, najrozleglejsze, powstało dopiero w 1569 r. z włości ruskich nad Berezyną i Ptyczą, powiększonych o część województwa wileńskiego tudzież o nie włączoną do Korony włość mozyrską (przynależność Kijowszczy- zny). Poza trybunalskim Mińskiem są tu jeszcze dwa inne ogniska sejmikowe: Rzeczyca i Mozyrz. Województwo mścisławskie ma w Mohylewie równie znaczny ośrodek pra- wosławia, jak połockie w Połocku ostoję katolicyzmu i unii; ogólny charakter podobny jak wyżej, najwięcej w tych stronach posiadłości sapieżyńskich. Województwo smoleńskie sięgało za polskich czasów (1611-1654) za Pola- nówkę i Masalsk, a dalej, obejmując też powiat starodubowski - za Briańsk, Trubczewsk i Nowogród Siewierski, głównie w dorzeczu Desny i Suraża. Należący tu także powiat orszański z osobnym samorządem zostanie po 1654 r. przydzielony do Witebszczyzny'. Województwo inflanckie miało 4 powiaty lub trakty: dyneburski (tu stolica), lucyński, rzeżycki i marienhauski, którym podchodziło aż pod Psków; ze względu na późne uformowanie tej odrębnej jednostki, dopiero pod koniec naszego okresu właściwiej traktować je jako wspólną całość z Kurlandią i Inflantami. 14. Inflanty Całe należały do Rzeczypospolitej nominalnie przez 100 lat (1561-1660); faktycznie tylko do 1625 r. Nazwa pochodzi od staroniemieckiej Niflandt; nazwy składowych części Inflant w szerszym znaczeniu od fińskich plemion ' Nowogród Siewierski po utworzeniu w 1635 r. województwa ezernihowskiego stanowił centrum ziemi wchodzącej w skład tego województwa. Od chwili utworzenia powiatów Orsza przez cały czas należała do województwa witebskiego. 325 Estów, Liwów i Kurów, z których dwa ostatnie w zaraniu dziejów ustąpiły miejsca Lettom, czyli Łotyszom, najbliżej spokrewnionym z Litwinami. Liwo- nia najpierw zuniowana z Litwą (1561), podzielona na 4 powiaty i kasztelanie (1566), uznana za wspólną własność Korony i Litwy (1569), została zorganizo- wana przez Stefana Batorego w trzy prezydia (praesidatus): wendeńskie, dor- packie i parnawskie, z jedną dla katolików diecezją i stolicą biskupią w Kiesi (Wenden). Fizjonomię charakterystyczną dają krajowi liczne zamki i zamecz- ki - ostoje panowania baronów niemieckich nad ujarzmionymi Łotyszami i Białorusinami. Ryga, rywalka Gdańska na Bałtyku, wielkimi obdarzona przywilejami i rozległym własnym terenem gospodarczo-administracyjnym. Nie zaznała ludność chłopska ulgi po objęciu panowania nad krajem przez Polskę, przeciwnie, baronowie w nagrodę za swą uległość uzyskali tym szer- szą władzę nad poddanymi; nic dziwnego, że Szwedzi łatwo przelicytują tu Po- laków i protestanckie pospólstwo mocno do siebie przywiążą. Ze szlachty za- chodnioinflanckiej mało korzyści osiągnęła Rzeczpospolita, przeciwnie, Inflan- ty Polskie (Letgalia) dostarczą nam Reytanów, Borchów, Zyberków, Plate- rów, Weyssenhofów, Hylzenów. O Kurlandii, jako nigdy do Rzeczypospolitej bezpośrednio nie wcielonej, mowa będzie niżej, w związku z kwestią zwierzch- nictwa lennego. 15. Obszar i zaludnienie państwa na tle porównawczym W czasach największego rozrostu Korona i Litwa zajmowały przestrzenie mniej więcej jednakowe: Litwa ze Smoleńszczyzną nieco przeważała, za to Korona ludnością dwukrotnie przewyższała Litwę. Według przybliżonych obli- czeń Pawińskiego i Jabłonowskiego (tudzież naszych hipotetycznych uzupełnień) dzielnice koronne posiadały: Przestrzeni mil kwadrato- Ludności wych po 55km kwadratowych Małopolska 1013 673000 Wielkopolska 1051 825800 Mazowsze 578 590000 Ziemie ruskie 1170 572600 Prusy Królewskie z Warmią 450 300000 Wołyń i Podole 1089 391500 Ukraina 2629 545300 Podlasie I 73 233300 Razem w Koronie w 1572 r. 8153 mil kwadratowych i 4 131500 ludności, po 1618 r. ok. 9000; na Litwie 1611-1648 tyleż i około 2000000 ludności. Cała , więc Rzeczpospolita bez Inflant późniejszych szwedzkich (832 mile kwadrato- we) i bez księstw lennych ma ok. 18000 mil kwadratowych, tj. 990000 km kwadratowych i z górą 6 000 000 ludności, zajmuje przeto w Europie pod względem obszaru miejsce 2 po Moskwie, a przed Szwecją (15000 mil), Rzeszą 326 Niemiecką (10000), Francją (9800), Hiszpanią (9000), Danią i Norwegią (6600), Anglią (5400), a pod względem masy ludności miejsce 6s, po Francji (14- -16000000), Niemczech (12-14000000), Moskwie (11000000), Włoszech (8000000), Hiszpanii (6750000), a przed monarchią habsburską (3-4000000), Anglią (3000000), Danią i Norwegią (1200000), Holandią (800000). Oczywiście, zajgłaby Polska miejsce bardziej czołowe, gdybyśmy z nią po- równywali poszczególne niemieckie państewka i posiadłości włoskie, a nie Włochy i Niemcy jako całości etnograficzne. 16. Rasy, jgzyki, wyznania Nie licząc tych przybyszów, co osiedlając się w Polsce zatracali swój język, jak Holendrzy, na rzecz niemczyzny, ani tych, co nigdy dłużej w jednym siedlisku miejsca nie zagrzali i wracali z czasem do ojczyzny, jak Szkoci, Rzeczpospolita Polska osłaniała swym dachem 12 narodowości względnie ras: obok Polaków mieszkali w nie autochtoni: Rusini, Białorusini, Litwini, Łoty- sze oraz napływowi: Niemcy, Zydzi, Ormianie, Tatarzy, Karaimowie, Wołosi, Cyganie. Na obszarze 3/4 państwa Polacy stanowili mniejszość, ale ta mniej- szość, ogromnie skondensowana ku zachodowi, tworzyła większość ludności państwa, żadna inna grupa etniczna nie mogła z nią współzawodniczyć bo- gactwem, kulturą ani wyrobieniem politycznym; nigdy też poszczególne mniej- szości nie próbowały się przeciw gospodarzom państwa koalizować: tak lekką im była owa ręka opiekuńcza i zarazem kierownicza. Wśród Polaków dawno zatarły się ślady plemiennej z czasów piastowskich odrębności: wyrobiły się za to cztery główne typy historyczne: Małopolan właściwych, Wielkopolan, Mazurów i Kresowców z ziem ruskich; doliczyć by można jeszcze do nich spolonizowanych Litwinów. W sposób dla historyków nie dość jasny narzecze wielkopolskie stało się podstawą języka literackiego. Ów język, dopiero co szorstki, ubogi i ciężki, dzięki wysiłkom twórczym pi- sarzy Złotego Wieku: najpierw Biernata z Lublina, potem Reja, Kochanow- skiego, Górnickiego, Skargi, osiągnął taką doskonałość, że mu dawne współ- zawodnictwo czeskie w życiu towarzyskim przestało być groźne, a wszystkie pozostałe języki w coraz to innych sferach ustępowały mu pierwszeństwa. Rusinów miało państwo jagiellońskie dwojakiego szczepu. Aż do południo- wych okolic Podlasia i województwa brzeskiego, na zachodzie po Sądecczyznę, na wschodzie po Mozyrz sięgał szczep małoruski (ukraiński), niewątpliwie już wówczas posługujący się różnymi dialektami. Przebłysk wspólnej świadomości narodowej rozbudzi się w nim dopiero na tle samoobrony dyzunickiej Ko- zaczyzny. Znacznie późniejszym tworem, poniekąd zlepkiem pierwiastków mało- i wielkoruskich byli Białorusini, zaludniający różne dzielnice Wielkiego Księstwa Litewskiego i nawet części województwa wileńskiego. Część tych Białorusinów (tak zwanych może dlatego, że nosili jasne płócienne stroje, czy też że mieszkali w krajach długo białym śniegiem okrytych) nazywano Najnowsze opracowania podają znacznie wyższe liczby: od 7 500 000 w drugiej połowie XVI w. do 10000000 przed 1648 r. Por. na przykład Zarys historii Polski, Warszawa 1979, s.189, 275. 327 Rusią Czarną, bo w ciemne puszcze spowitą. Ówczesny język białoruski, przy- jęty przez władze litewskie jako urzędowy i długo z litewskim uporem pielę- gnowany bez żadnej potrzeby, różnił się znacznie od dzisiejszego języka biało- ruskiego; rzec można, skamieniał on w aktach administracyjnych i sądowych księstwa w ciągu wieku XVII. Litwini oparli się rutenizacji i polonizacji jedynie w tych granicach, w ja- kich dziś stanowią osobną całość etniczną. Prócz Żmudzi zamieszkiwali oni masą powiaty (lub części ich): kowieński, wiłkomierski, upicki. Niemało zrobili dla uratowania ich mowy protektor luteranizmu, książę Albrecht pruski, a zwłaszcza później jezuici. Łotysze siedzieli na szczątkach fińskich Kurów i Liwów w Inflantach; rzecz szczególna, że w polskich Inflantach (powiat lucyński) zachowała się także garstka Estończyków. Osadnicy niemieccy dawniejsi (z XIII-XIV w.) pochodzili przeważnie z Sak- sonii i Frankonii; potem zawitali do Polski w rozproszeniu przedstawiciele najprzeróżniejszych okolic Rzeszy; osobno z północy trafiali na Litwę i na dwór królewski Niemcy inflanccy, osobno w dużych skupieniach napełniali miasta królewsko-pruskie, ich żuławy i dalsze okolice Niemcy pruscy, potom- kowie tych, których osiedlili Krzyżacy. Żydzi ciągnęli do Polski sporadycznie z Hiszpanii i Włoch (sefardim), maso- wo z Niemiec (aszkenazim); napotykając po drodze, w takim np. Krakowie, odporny żywioł niemiecki, wędrowali dalej na wschód, na Litwę i Ruś, gdzie lud miejscowy, mniej uspołeczniony, pozwalał im się wciskać do handlu. Języ- kiem ogółu Żydów był importowany z Niemiec żargon (jidisz), hebrajszczyzna dopiero w Polsce znalazła swój Złoty Wiek zygmuntowski i stąd przez pisma uczonych talmudystów promieniowała na okoliczne kraje. Ormian zastał już na Rusi Czerwonej Kazimierz Wielki, inni także, ucho- dząc od prześladowań tureckich znaleźli schronienie na Podolu i Bracław- szczyźnie, skąd rozchodzili się do dalszych, nawet rdzennych dzielnic polskich; widzimy ich w XVI w. nie tylko we Lwowie, Kamieńcu czy Kutach, ale i w Warszawie. Sprytni, zamożni, skłonni do oportunizmu, kupowali za pie- niądz zdobyty w handlu majątki ziemskie, wsiąkali tędy do ziemiaństwa i polszczyli się bardzo szybko. Odrębny język zachowali w nabożeństwie i w aktach sądowych, rządzili się własnym prawem; od XVII w. połączyli się z Kościołem rzymskim9. Wołosi, gdy im dokuczył ucisk turecki, szukali też zarobku, służby lub schro- nienia po miastach i na dworach południoworuskich. Były chorągwie wołoskie w wojsku polskim (niekoniecznie z samych Mołdawian) i były całe wsie na prawie wołoskim; zresztą różne nazwy gór karpackich (Magura, Kiczora, Mun- czel, Howerla, Breskul, Gorgan itd.) świadczą, jak daleko migrowały paster- skie żywioły Wołoszczyzny, może nawet niezależnie od ucisku tureckiego. Tatarów pierwszy osadził na Litwie nad rzeką Waką Witold, później przy- bywali inni, wygnani przez domowe zamieszki, lgnący do polskich swobód lub po prostu zawleczeni w niewolę. Jako osobny typ lekkiej konnicy (ułani) mieli oni przydomek "śmiałych". Służyli Polsce i Litwie wiernie, z wyjątkiem tych, którzy w drugiej połowie XVII w. z pobudek wyznaniowych uszli do Besarabii 9 Poprawniej byłoby powiedzieć: w ciągu wieku XVII, był to bowiem proces rozpoczęty w 1630 r., a trwający kilkadziesiąt lat. 328 na stronę Ordy i Porty. Liczyli siebie Tatarzy w pewnej suplice podanej Zygmuntowi Augustowi w 1558 r. na 200000 głów. Cyganie pierwsze namioty rozbili w Polsce, przywędrowawszy z Węgier i Mołdawii, w XV w. Przesądni a nie religijni, biegli tylko w muzyce i kotlar- stwie, mieli od początku złą reputację. Przeciwnie, nikt nie miał nic do za- rzucenia kilku tysiącom Karaimów vel Karaitów, tj. Żydów statarszczonych, którzy czcili tylko Stary Testament (a nie Talmud), żyli w okolicy Trok, w Łucku i Haliczu jako plemię pracowite, spokojne, kulturalne, któremu do szczęścia wystarczała fałszywa tradycja, że są potomkami chazarów, władców niegdyś południowej Rusi. Katolicyzm wśród powyższych żywiołów ma przewagę jeszcze wydatniejszą niż polskość w całym państwie. Jeżeli stracił na parę pokoleń jakieś 50000 dusz polskich, to za to obejmował także Litwę, część Niemców, a od XVII w. także Ormian. Przez unię brzeską przywiązał do siebie (dość kruchymi zresztą nićmi) masę Rusinów i Białorusinów. Rozdzial XIII Społeczeństwo i gospodarstwo 1. Szlachta Żaden kraj w Europie nie mógł się poszczycić takim mnóstwem rasowych i wolnych, a tym samym "szlachetnych" obrońców ojczyzny. Wprawdzie za Zygmuntów nie było miliona szlacheckich głów w Polsce, tylko około 500000, (około 8o/o ludności), ale bądź co bądź zjazd elekcyjny Walezego lub Władysława IV imponował liczebnością zagranicy, jak imponuje dziś demokratycznym publicystom; historykowi zaś nasuwa zagadnienie: skąd taka masa równych i wolnych rycerzy wyborców? Nie wdając się tu w kwestię początków szlachty naszej w ogóle (która należy do historii wieków średnich), zaznaczamy tylko, że przyczyn masowego wywyższenia szlachty szukać należy zjednej strony w ustroju rodowym piastowskiego społeczeństwa, z drugiej w pokojowych i rolniczych jego skłonnościach. Hierarchia feudalna potrzebna jest dla podbojów i na gruncie podboju, a nie wśród ludzi uprawiających ziemię i usposobionych pokojowo; z drugiej strony, kto za zasługi zdobywał ius militare i nadania od księcia, ten prowadził za sobą na wyższy poziom społeczny także współrodowców zubożałych. U progu ery zygmuntowskiej szlachta jest już warstwą jednolitą i uformo- waną. Wyrabia sobie nazwiska odmiejscowe, tworzone według rodowego gniazda, albo przerabia dawne przezwiska według tegoż typu (na - ski). Znikli, tj. wsiąkli wyżej lub niżej (do chłopów) władcy, czyli ścierczałki (skartabelle); oczyściły swe szlachectwo drogą sądową żywioły niepewne. Je- żeli w epoce Grunwaldu szlachta była przede wszystkim rycerstwem, to po statutach nieśzawskich przeważa w niej charakter ziemiański (terrigenae, possessionati), a po owym czyszczeniu szlachcic jest nade wszystko generosus bene natuslo. Jeżeli przedtem nieposesjonaci znosili pewne upośledzenie (pod- lo (łac.) dobrze urodzony 329 ległość sądom grodzkim, brak nietykalności osobistej i dostępu do urzędów, pozew ustny do sądu itp.), to od czasu elekcji viritim nikt głosującego wy- borcy o ziemię nie spyta. Szlachcicem jest ten, kto się rodzi z ludzi szlachet- nych, albo kogo za zasługi do herbu przyjęto (nobilitacja od 1601 r. już tylko mocą ustawy sejmowej), albo kogo król dopuścił do swego herbu (stąd frag- menty Orła i Pogoni w niektórych późniejszych herbach), albo komu z zagra- nicznej szlachty sejm nadał indygenat. Mimo zakazu prywatnych nobilitacji (1633) wciskały się jednak do uprzywilejowanej elity chyłkiem lub krętą dro- gą żywioły podejrzanego pochodzenia, których długą listę ułożył jakiś anonim w słynńym Liber Chamorum I 1. Nie zdawali sobie sprawy zazdrośni stróże klejnotu, że właśnie dzięki dopływowi nowych soków szlachta nie tylko nie obumarła, ale utworzyła masę, która zdoła przygnieść do ziemi niższe war- stwy społeczeństwa. Na bukiet proregatyw szlacheckich składały się wyjątkowe prawa obywa- telskie i polityczne. Przywilej koszycki uświęcił wolność od podatku (z wy- jątkiem 2 groszy z łana), wolność od naprawiania zamków z wyjątkiem po- granicznych (i to jedynie podczas wojny) tudzież prawo do wynagrodzenia i wykupna z niewoli w razie służby w pospolitym ruszeniu za granicami kra- ju (później owo wynagrodzenie ustalono na 5 grzywien od kopu). O pół wieku młodszejest prawo nietykalności majątkowej (nemini bona confiscabimusl2 - przywilej czerwiński 1422 r.). Nie wolno, dalej, więzić ani karać szlachcica bez sądu (neminem captivabimus 13 - przywileje krakowski i jedliński 1430- -1433), ani też ściągać odeń ceł od towaru własnej produkcji, pierwotnie według ustaw. nieszawskich tylko w drodze na najbliższy targ, ale według późniejszej wykładni szlachcic mógł bez cła wywozić swoje wyroby za granicę i na swoje potrzeby sprowadzać towar zagraniczny. Szlachta małopolska i ru- ska uzyskały w 1454 r. prawo nabywania soli królewskiej prosto z żup po zniżonej cenie, a wielkopolska w 1520 r. podobne prawo nabywania jej ze składu bydgoskiego około suchych dni (stąd tzw. sól suchodniowa). Prawa polityczne, nie mniej ważne, zapewniały szlachcie niemal wyłączny wpływ na tworzenie tych władz prawodawczych, wykonawczych i sądowych, którym miała podlegać; mowa o nich będzie przy ustroju Rzeczypospolitej. Uzasadniono wolność podatkową szlachty tym, że broni ona ojczyzny wła- snymi piersiami. W XVI w. jest to już raczej anachronizm, a w XVII tym ; bardziej. Próbowano zresztą uzasadnić wszelkie przywileje szlachectwa jego ! naturą i pochodzeniem. "Zacni się rodzą z zacnych i cnotliwych; Znać w ko- niach sztuki ojczyste; lękliwych Mężna orlica gołębi nie rodzi, Ani mdły zając z dużych lwów pochodzi" powtarzał za Horacym poeta [Mikołaj] Sęp Szarzyński. Szlachcic jest "między stany inszemi jako drzewo cedrowe, które osobliwszą zieloność i wonność z siebie wydawa. On reprezentuje w państwie stan taki, który, zaniechawszy wszystkiego, co daje zyski, z temi tylko zaję- ciami się para, i w tych tylko się ćwiczy, które dostojność i pożytek krajowi przynoszą" - pisano w czasie, kiedy rycerza zastąpił już domator, hreczko- siej, w najlepszym razie dworzanin, w gorszym - groszorób i pieniacz. A wszystkie tamte twierdzenia dotyczyć miały na równi całej szlachty koron- 11 Dziś już wiemy, iż autorem dzieła był Walerian Nekanda Trepka. 12 (łac.) niczyich dóbr nie będziemy konfiskować. 13 (łac:) nikogo nie uwięzimy. Są to pierwsze słowa wspomnianych przywilejów 330 nej i litewskiej, gdyż szlachectwo, wolność i równość to są pojęcia o jedna- kowym zasięgu i warunkują siebie i zabezpieczają n wzajem. Wolność upad- łaby bez równości - rozumował drobiazg, słusznie widząc w wielmożach swoje ostoje, a wielmoże temu nie przeczyli, by się nie narażać (jak za Ka- zimierza Jagiellończyka) na rywalizację z masą ziemiańską. Arystokracji poli- tycznej nie ma, senatorowie po 1573 r. solidaryzują się ze szlachtą, którą się też nigdy nie przestawali zasilać. Niemniej magnateria istnieje, a nierówno- ści majątkowe rosną; związki z możnowładztwem litewskim i ruskim po unii lubelskiej nie gorzej usłużyły panom koronnym niż przedtem wymuszanie na królach chleba dobrze zasłużonych. Pod pozorami równości znaleźli się w sferze szlacheckiej tacy potentaci, jak książę Ostrogski, władca na samym Wołyniu 212 mil kwadratowych, Zamoyski, pan ordynacji, innych dóbr i kró- lewszczyzn, ogółem ponad 300 mil kwadratowych, jak Radziwiłłowie, Chod- kiewicze na Litwie, Zasławscy i Zbarascy, później Koniecpolscy i Potoccy na Ukrainie, Tęczyńscy, Tarnowscy, Zborowscy, Kmitowie, Firleje, później Lu- bomirscy w Małopolsce, Górkowie, Kościeleccy, Ostrorogowie, Opalińscy i Le- szczyńscy w Wielkopolsce. Mimo szemrania sejmów i sejmików nabywają niektórzy z tych błękitnych cudzoziemskie tytuły diuków i hrabiów. Dla nich przede wszystkim ministeria i górne województwa, dla średniaczków kaszte- lanie mniejsze na zakończenie kariery tytularno-urzędniczej w województwie (około 12 urzędów, z podkomorzym i chorążym na czele), sądowej w trybu- nale lu' parlamentarnej w izbie poselskiej; a przecież to średnie ziemiaństwo stanowi podstawę Rzeczypospolitej, we własnym przekonaniu poniekąd nawet samą Rzeczpospolitą. Poniżej średniej szlachty rozciąga się warstwa szaracz- ków, w której odróżnić należy dwa żywioły. Co innego szlachta zagonowa, zagrodowa, chodaczkowa na Mazowszu, Podlasiu czy Żmudzi: ta ma swój ho- nor demokratyczny, pieszo do kościoła nie pójdzie, z chamstwem się nie zbrata, chociaż ma na nogach chodaki, chociaż sama orze zagon (sobiepany), a szablę nosi czasem w skórze węgorza. Co innego - proletariat szlachecki, gołota, która utraciwszy zagon ojcowski, czepia się pańskiej klamki i dwo- ruje jaśnie wielmożnym: ci będą z czasem podstawą prepotencji królewiąt nad wielką rzeszą szlachty jednowioskowej. 2. Duchowieństwo Stanowi grupę nieliczną (według Pawińskiego 1 proboszcz na 700 wiernych), ale bardzo wpływową i w niektórych dzielnicach zamożną. Przy tym grupę jednolitą, bez tak jaskrawego politycznego rozłamu na uprzywilejowanych i upośledzonych, jaki dzielił np. możnowładztwo i szlachtę w XVI w. lub du- chowieństwo francuskie za Rewolucji. a) Górną warstwę stanowią biskupi katoliccy w liczbie 17. 1. Arcybiskup gnieźnieński, od czasów Mikołaja Trąby prymas, a od czasu Łaskiego legatus natus, rządzi archidiecezją obejmującą województwa kali- skie, sieradzkie, łęczyckie, rawskie, w nich 7 archidiakonatów; rezyduje prze- ważnie w księstwie łowickim i w Skierniewicach. 2. Arcybiskup lwowski (niegdyś halicki), dziesięćkroć uboższy, ma pod sobą województwo ruskie z ziemią halicką, ale bez przemyskiej. 331 3. Biskup krakowski, książę siewierski; diecezja obejmuje także Sando- mierskie i Lubelskie (6 archidiecezji), Spisz, a na Śląsku dziekanaty bytomski i pszczyński; rezyduje w Krakowie, Kielcach, Iłży, Bodzentynie. 4. Kujawski (Kujawy, województwo pomorskie) z rezydencją w Wolborzu; ; w zastępstwie prymasa może koronować króla. 5. Poznański - ma także władzę duchowną nad archidiakonatem war- szawskim. 6. Wileński - 26 dekanatów, większa część Litwy, aż po Dźwinę i Dniepr. 7. Płocki czuwa z Pułtuska nad Mazowszem bez Warszawy (16 dekanatów). 8. Warmiński - książę biskup z rezydencją w Lidzbarku Warmińskim. 9. Łucki ma w swej diecezji Wołyń, Podlasiel4, województwo brześciańskie i Bracławszczyznę (13 dekanatów). 10. Przemyski - 9 dekanatów, diecezja mała, ale uposażenie znaczne. 11. Żmudzki ze stolicą w Worniach, czyli Miednikach. 12. Chełmiński (malborskie od 1577 r. i chełmińskie). 13. Chełmski - diecezja malutka: województwo bełskie z ziemią chełmską. 14. Kijowski - dla Kijowszczyzny, do której nieczęsto zagląda. 15. Diecezja kamieniecka - mała i uboga, dla Podola. 16. Wendeńska (założona w 1582 r.) dla Inflant i Kurlandii; później (po 1660 r. zwana inflancką, ale już tylko dla Kurlandii i Letgatii). 17. Smoleńska (1613, obsadzona 1630, od 1654 r. in partibus)15. Biskupstwa greckie istniały do unii brzeskiej w Kijowie (metropolia), Lwowie, Przemyślu, Włodzimierzu, Brześciu, Łucku, Ostrogu. Unickie - arcybiskup połocki i smoleński, biskupi: lwowski, chełmski, pińsko-turowski, brzesko-włodzimierski. Wznowiony za Władysława IV episkopat dyzunicki obejmował te same sto- lice co unicki; później przybędą do nich czasowo także arcybiskupstwo mohy- lewskie tudzież biskupstwa mścisławskie i białoruskiel6. Arcybiskup ormiański miał pod sobą 16 kościołów. 14 parafie ziemi bielskiej leżące na północ od Narwi należały do diecezji wileńskiej. 15 (łac.) in partibus (domyślnie infidelium) - w częściach świata zamieszkanych przez niewiernych. W diecezjach, które znalazły się poza obszarem władzy Kościoła mianowano biskupów tytularnych jako zwierzchników okręgu kościelnego. W rzeczy- wistości diecezja smoleńska została ufundowana w 1625 r., dopiero jednak Włady- sław IV, potwierdzając w 1635 r. przywilej ojca i mianując pierwszego biskupa, do- prowadził do faktycznego jej utworzenia. Kanoniczna erekcja diecezji i prekoniza- cja biskupa nastąpiły w 1636 r. Po 1654 r. na terenach należących do Rzeczypospo- litej posiadała tylko kilka parafii. Por. T. Długosz Dzieje diecezji smoleriskiej, Lwów 1936, s. 7 i nn.; S. Litak Struktura terytorialna Kościofa aciriskiego w Polsce w 1772 roku, Lublin 1980, s. 267. 16 przed unią istniały następujące diecezje prawosławne: metropolia kijowska, arcybiskupstwo połocko-smoleńskie i biskupstwa: włodzimiersko-brzeskie, łucko-os- trogskie, lwowskie, przemyskie, chełmskie i turowsko-pińskie. Do unii z Rzymem przy- stąpili wszysey biskupi poza lwowskim i przemyskim. Po decyzjach Władysława IV (1633) i sejmu (1635) unici posiadali: metropolię kijowską, arcybiskupstwo połocko- -smoleńskie i biskupstwa: włodzimiersko-brzeskie, chełmskie i turowsko-pińskie; dy- zunici natomiast: metropolię kijowską oraz biskupstwa: łucko-ostrogskie, lwowskie, przemyskie i mścisławsko-mohylewskie. W drugiej połowie XVII w. i na początku XVIII w. uniei przejęli władyctwa: łucko-ostrogskie, lwowskie i przemyskie. Zob. Kościól w Polsce, t. 2, Kraków 1969, s. 794-795, 860 i nn. 332 b) Organizacja Kościoła polegała głównie na kancelariach biskupich, syno- dach, kapitułach i parafiach (łączonych w dekanaty, a w niektórych więk- szych diecezjach - w archidiakonaty). Synody prowincjonalne miały się od- bywać po Trydencie co 3 lata; diecezjalne co roku. Uczestniczyli w synodach biskupi, opaci, delegaci kapituł; trwały te sejmy i sejmiki duchowne normal- nie po 3 dni; delegaci głosowali według instrukcji i pobierali diety. Owocem synodalnego ustawodawstwa było całe corpus iuris (nie zebrane w jedną ca- łość) w przedmiocie poprawy obyczajów i karności kościelnej. Biskup jako zwierzchnik diecezji miał obok siebie jako grono doradców kapitułę katedralną, z której członków (prałatów i kanoników) brał najczęś- ciej swych wikariuszy generalnych i ofcjałów, tj. zwierzchników sądów du- chownych. Poza tym zasiadał w kapitule prepozyt, dziekan, scholastyk, kan- tor, niekiedy instygator, notariusz. Archidiakoni i dziekani pomagali bisku- , pom w dozorowaniu niższego kleru i owieczek. Z innych niestałych narzędzi pomocniczych Kościoła wymienić należy misje i bractwa; celem pierwszych, odbywanych okresowo, było odrodzenie życia religijnego, zadaniem drugich praktyki religijne i charytatywne. Kleryków kształciły seminaria w Braniewie, Włocławku, Poznaniu, Wilnie, Kaliszu itd. Zakony, od biskupów na ogół niezależne (exemptio), w częstych z nimi, a nawet z nuncjuszem zatargach podlegały władzom swych generałów w Rzy- mie i prowincjałów w kraju, a były wizytowane przez nadzwyczajnych ko- misarzy. Opactwa istniały tylko w zakonach najstarszych: u benedyktynów, cystersów, norbertanów i kanoników regularnych, a stanowiły każde osobną, zamożną jednostkę bez wspólnoty prowincjonalnej; nic dziwnego, że szlachta ustawą z 1538 r. zastrzegła co do nich pierwszeństwo dla swych współbraci i że z drugiej strony owa zamożność podcinała np. u cystersów ducha zakonne- go. Niezdrową anomalię stanowiły tzw. opactwa komendatoryjne; od czasów Zygmunta Augusta weszło w zwyczaj, że król narzucał klasztorom na opatów księży świeckich lub zgoła ludzi świeckich (per commendam) w nagrodę za- ! sług lub usług tych ostatnich. W XVI w. bernardyni w liczbie około 400 świecili przykładem surowych i czystych obyczajów oraz najofiarniejszej gorliwości w nawracaniu. Gorzej było z dominikanami, augustianami, benedyktynami, najgorzej z cystersami. Prym trzymali oczywiście jezuici, ugruntowani w kilkunastu kolegiach i do- mach (Braniewo, Pułtusk, Poznań, Jarosław, Połock, Ryga, Lublin, Kalisz, Nieśwież, Lwów, Gdańsk, Toruń). c) Przywileje i uposażenie. Oprócz immunitetu, tj. niepodlegania władzy świeckiej, sądowej i administracyjnej, w zakresie swego życia wewnętrznego, miał kler polski władzę nad tymi dziedzinami życia świeckiego, które koja- rzyły się z religijnością i moralnością. Jurysdykcja biskupa obejmowała sprawy, gdzie jedną stroną był ksiądz, nadto sprawy małżeńskie, spory o dziesięciny, patronat, o lichwę itd., nadto księża mieli prawo do świadczeń w postaci dziesięciny (zwykle snopowej, czyli wytycznej, niekiedy w ziarnie według obliczonej na stałe normy) i sami sobie wymierzali w sporach o nie sprawiedliwość. Przywileje duchowieństwa były dla wszystkich diecezji równe. Uposażenie - bardzo nierównomierne. W Małopolsce, jak wiemy, sam biskup krakowski miał z kapitułą do 300 wsi i miasteczek, co razem z Siewierzem i włościa- mi wielkopolskimi obejmowało 70 mil kwadratowych; klasztory, kolegiaty, 333 probostwa posiadały również kilkaset wsi; w Wielkopolsce do duchowieństwa należało 20o/o ziemi, tymczasem na Rusi Czerwonej tylko 3-4o/o, a biskupstwo kijowskie gorszyło swym ubóstwem. Wynikiem tej nierówności było upośle- ' dzenie katolicyzmu i słaby postęp polskości, a miejscami jej cofanie sig na kresach, tudzież zapędy klerykalne i antyklerykalne, zwłaszcza w Małopolsce rdzennej, które zresztą nie były dla Kościoła zbyt groźne, ponieważ szlachta, zarezerwowawszy sobie niemal wyłączny dostęp do wyższych godności i bene- ficjów, uważała je w duchu za osobny rodzaj chleba dla swych młodszych synów. Naprawdę bogactwa i przywileje duchowieństwa znajdowały, przynaj- mniej w teorii, uzasadnienie w jego posłannictwie. d) Oprócz duszpasterstwa i akcji misyjnej, którą zresztą głównie dźwigały zakony, do zadań księży należała opieka nad ubogimi, szpitalnictwo i oświa- ta, wszystko normowane ustawami synodów, a nie kontrolowane przez pań- stwo. Wszak akademie krakowska i wileńska, podobnie jak kolegium Lubrań- skiego, były to instytucje duchowne i majątki ich zaliczano do kategorii dóbr duchownych. Próbowano na opatów zwalić (całkiem w stylu średniowiecz- nym) finansowanie poselstw zagranicznych, ale o pociągnięciu duchowieństwa do pilniejszej pracy kulturalnej i społecznej na rzecz Polski czynniki miaro- dajne nie myślały. Wyjątkowo ustawa 1550 r. kazała opatom kształcić w na- ukach wyzwolonych pewną liczbę szlachty, aby nie zabrakło herbowych kan- dydatów do opactw. Wobec Rzymu kler polski pozostawał w dość ciężkiej zależności. Święto- pietrze, istniejące faktycznie od czasów Chrobrego, a pod tą nazwą do XIII w., zwalczane przez Ostroroga, zrzucono przy poparciu żywiołów świeckich w 1555 r.; annaty, czyli jednoroczne dochody z wakujących lub świeżo nada- nych beneficjów, przeszły od 1567 r. na dobro skarbu, ale zamiast nich zja- wiły się inne opłaty. Dawne hasła koncyliarne ucichły z XV wiekiem. Duchowieństwo, a za nim cała społeczność katolicka zrozumiały, że z Rzymu snują się te nici, które wiążą wszystkich katolików w Rzeczypospolitej i że na ich rozluźnieniu zys- kać może tylko schizma lub herezja. Toteż po wieku XVI nie znać w Polsce niczego podobnego do francuskiego gallikanizmu; jedynie sprawa obsadzania opactw toczy się nie rozstrzygnięta aż do konkordatu 1736 r., natomiast ju- rysdykcja nuncjatury, jako instancja apelacyjna nad sądami biskupimi, funk- cjonuje normalnie (i wypełnia blisko 300 tomów w archiwum koronnym). 3. Mieszczaństwo W obcej, magdeburskiej formie organizacyjnej zawarła się przeważnie i co- raz przeważniej polska treść, zresztą owa forma tylko bezpośrednio przyszła z Niemiec; pośrednio wywodziła się nieraz z Flandrii lub Italii. Trzeba przy- znać, że miasta przeżyły szczytowy moment swego rozwoju w XV w., kiedy były jeszcze mało spolszczone. Nie ma jeszcze za Zygmuntów zorganizowa- nego w miastach żywiołu przemysłowego ani robotniczego, ani inteligencji zawodowej, ani urzędników; zorganizowani są kupcy i rzemieślnicy. a) Kupcy dla obrony wspólnych interesów zorganizowali się w Krakowie, Warszawie, Poznaniu w konfraternie, czyli bractwa, na podobieństwo zachod- 334 nich gildii. Tylko, że owe interesy nie sięgały nigdy poza obręb murów da- nego miasta: miasto broniło swego prawa składu, tj. prawa pierwokupu odno- śnie do przewożonych towarów w ciągu pewnej liczby tygodni lub nawet nie- kiedy prawa wyłącznego ich wykupu, a broniło go przed każdym "gościem", nie tylko cudzoziemcem, ale i Polakiem, nie tylko szlachcicem, ale i miesz- czaninem. Gdzieniegdzie, jak w Krakowie, konfraternia przyszła do upadku, bo ją zastąpiła polityczna organizacja pod nazwą ordo mercatorius 1 , gdzie indziej upadną one wraz z samym kupiectwem i będą wznawiane prawie bez skutku w XVII lub XVIII w. Jedynie na jarmarkach stykali się kupcy róż- , nych miast w wolnej konkurencji, ale wówczas współzawodniczył z nimi także handlarz cudzoziemiec i te rzadkie chwile zmysłu solidarności w całym sta- nie kupiectwa nie wyrobiły. Takiż lokalny charakter miały późniejsze (od XVII w.) związki czeladzi kupieckiej. b) Rzemieślnicy łączyli się w cechy specjalne, potem w coraz specjalniej- sze, rzadko w "wielkie", obejmujące kilka zawodów, a to dla regulacji jako- ści i ilości produkcji, pośrednio zaś dla utrzymywania na stałym poziomie cen rękodzieł. Podkupywali organizację cechową z jednej strony "masełkowie", tj. ci, którzy się wkręcali do cechów przez ożenki lub datki z pominięciem surowych egzaminów, z drugiej - tzw. szturarze lub partacze (a parte), tj. konkurenci pozacechowi, protegowani przez możnych panów. Całe życie cechu pełne było współzawodnictwa i współdziałania. Był on ogniskiem życia rodzin- nego i towarzyskiego, służył do celów obrony miasta (bractwa strzeleckie) i był podstawą organizacji politycznej pospólstwa jako ordo mechanicorumls. , Po trosze nierówność i zazdrość wdzierała się do rzemiosła na przekór niwe- lacyjno-hierarchicznym dążeniom statutów cechowych; czeladnicy zaczynali spiskować i strajkować, majstrowie usiłowali wprowadzić u siebie numerus clausus. Z zewnątrz atakowała ten ustrój szlachta; za przewodem starego Ostroroga próbowano (1538-50) skasować cechy, ale je Zygmunt Stary obro- nił. Szlachta, swoją ustawą 1505 r. zakazującą dobrze urodzonym chwytania się rzemiosła, osiągnęła tylko to, że do wzgardzonych rzemiosł ustał dopływ sił krajowych, wzrósł dopływ cudzoziemców. c) Władze miejskie jedynie pośrednio wyrastały z tej społecznej organiza- cji. W epoce, o której mowa, wójt, potężny przedsiębiorca - kolonizator, stanowi już, zwłaszcza w Krakowie, zjawisko szczątkowe. Miasta powykupy- wały z rąk wójtów dziedzicznych jurysdykcję cywilną i karną; wójtowie prze- wodniczą w sądach ławniczych, o ile ich tam nie zastępuje starszy ławnik; bywają uroczyste "wielkie sądy burgrabskie" trzy razy do roku, po nich sądy wyłożone z kadencją parotygodniową, wreszcie, na żądanie strony, "potoczne" albo "potrzebne", nadto, dla sprawy z gośćmi, "gościnne". Owe instancje apelacyjne, które potworzył Kazimierz Wielki (sąd wyższy prawa niemieckiego na Wawelu i sąd sześciu miast), powoli nikną; mieszczanie wolą apelować do sprawniejszej jurysdykcji zadwornej, tj. do kanclerza i jego asesorów: . Rada miejska jako organ administracyjny stanowi na Zachodzie, a poniekąd i u nas, formację późniejszą, pochodną. Jedne i drugie funkcje, tj. ławnicze i radzieckie, tak zaczepiały o siebie, że wyrabiały w swych sprawach doświad- czenie społeczne; wśród mnóstwa systemów tworzenia rady ugruntowała się I' (łac.) stan kupiecki. ls (łac.) stan rzemieślniczy 335 na ogół zasada; że ławników wprawdzie mianuje kolegialnie rada, ale radnym może zostać tylko były ławnik, tj. prawnik. Bywała obok rady rządzącej rada dawniejsza, doradcza; w większych miastach, gdzie rajców było 24, wyłaniali oni z siebie 8 jako radę rządzącą. Po trosze obie korporacje nasiąkły duchem wzajemnej asekuracji i nepotyzmu. O ile wojewoda nie nadużywał swego pra- wa mianowania rajców, forytowali oni sobie następców i towarzyszy. Próżno usiłował Zygmunt Stary zakazać zasiadania dwóm braciom w tej samej radzie. Krakowska i lwowska rady przybrały charakter koterii oligarchicznych od- grodzonych od dopływu z dołu, Poznań dłużej (aż do Sobieskiego) bronił się przed tą chorobą, Warszawa zastosowała system bardzo kunsztownej koop- tacji. Przewodniczyli w radzie na zmianę burmistrze. Wśród swoich taki dostoj- nik cieszył się wielką powagą, zwłaszcza że występował w otoczeniu "stra- chów", czyli pachołków; wobec butnych magnatów cała powaga burmistrzow- ska, wójtowska, radziecka czy ławnicza ginęła, pozostawały w kieszeni zyski z urzędowania. Byłoby pewno inaczej, gdyby za patrycjatem miejskim, a nie przeciw niemu było zorganizowane - d) Pospólstwo. Do dwóch pierwotnych źródeł władzy miejskiej, tj. książęcej i wójtowskiej, przybywa w czasach nowszych władza idąca z dołu ex univer- sitate civium, tzn. ze znanych nam gildii i cechów. Wyrabia się przekonanie, że całe pospólstwo może nie tylko kontrolować gospodarkę rady, ale również stanowić z radą wilkierze (ustawy), udzielając jej przez to powagi. Ten ogół ma przedstawicielstwo najpierw doraźne w delegacjach, potem stałe pod na- zwą publik lub ordynków, które, dzięki kłótniom między radą i ławą albo między starymi i nowymi radnymi, zdobywa coraz większy głos. Królowie, dogadzając ludności miast, ustanawiają takie "kwadragintawiraty" (po 20 de- legatów kupców i tyluż rzemieślników) w Krakowie (1521), Lwowie (1578), regulują ich kompetencję jako władzy doradczej i ustawodawczej (1606). Nie ustały skutkiem tego zresztą "publiki" powszechne z udziałem wszystkich kupców i starszych cechowych. Pod wpływem starszych społeczności - Gdań- ska i Elbląga, upomniała się Warszawa o taką reprezentację pospolitego czło- wieka i uzyskała ją pod nazwą "gminnych" (od 1560 r. - 20). Zresztą i tak zdemokratyzowany ustrój (rada + ława + gmina) z czasem okazywał się skostniały i przeciw niemu wybuchały bunty najszerszej demokracji miejskiej. W miastach funkcjonują liczni, odrębni urzędnicy, pracowitsi od szlacheckich tytularnych próżniaków: lonar, tj. poborca, pisarz syndyk (obrońca praw i interesów, instygator, hutman (zarządca ratusza), rotmistrzowie, mistrz, tj. kat, wiertelnicy, rzecznicy, puszkarze. Obywatelstwo miejskie opisane jest szeregiem norm, utrudniających dostęp lada jakim przybłędom: tylko kato- lików ślubnego pochodzenia wpisuje się do "katalogu" obywateli, nieraz za poręczeniem, na podstawie nabycia realności, za opłatą, której nie uiszczają zawody wyzwolone i stopnie naukowel9. Nowo przyjęty przysięga; jeżeli chce prędko odjechać z kapitałem, złoży dziesięcinę majątkową. Nigdy szlachta nie pilnowała tak skrupulatnie czystości swego sejmikowego grona. Bo też 19 W poszczególnych prowincjach różnie bywało, np. w miastach Prus Królew- skieh katolicy mieli utrudniony dostęp do prawa miejskiego; w miastach ruskich równouprawnieni byli katolicy, prawosławni i Ormianie, natomiast w miastach na terenach etnicznie polskich ograniczane było prawo protestantów dopiero w ciągu XVII w. 336 w ogóle, obserwując mnogość i precyzyjność form ustrojowych miejskich, na- biera się szacunku dla tych "łyków i kołtunów", co traktowani jako obywa- telstwo drugiej klasy, obmyślali sobie jednak dach nad głową bez porów- nania staranniej, niż to czynili bene nati et possessionati2o. 4. Chłopi Typowym przedstawicielem tego stanu jest w epoce zygmuntowskiej kmieć pańszczyźriany na jednym łanie (30 morgach), potem na półłanku, gdzienie- gdzie na jeszcze mniejszym kawałku roli. Niższe szczeble zajmują stanowiący 5-100/0 domieszkę zagrodnicy na małych działkach, chałupnicy bez ziemi, ko- mornicy bez chałup pomagający w pracy gospodarzom, u których mieszkają. Zdarzają się kmiecie wolni, ale zwykle tylko na czas "wolnicy" po nowych osiedlinach; są na Pomorzu i Wielkopolsce zamożni, kilkudziesięciomorgowi gburzy i olendrzy, koloniści, osadzeni na leśnych nowinach (Haulander); są na Rusi służkowie, tj. rolnicy z powinnością strażniczą, posyłkową lub wojen- ną, na Litwie nie uszlachceni bojarzy, na Podlasiu "ojczyce", w północnej Kijowszczyźnie osobny typ "siabrów" (służby zbiorowe, udziałowe), w tejże dzielnicy - wolni od pańszczyzny, ale służący w milicjach Kozacy. Trojakie poddaństwo zaciążyło w XVI w. na chłopach polskich: osobiste, gruntowe i sądowe. Nie wolno było chłopu opuścić roli swego pana, wolno odejść tylko jednemu z synów raz w roku w jednej wsi, i to za pozwoleniem pana. Długi szereg ustaw zakazuje miastom przyjmowania zbiegów i ułatwia panom procesy (o ich zwrot) z innymi panami. Z tytułu posiadania gruntu włościanin odrabia pańszczyznę, zrazu 1 dzień tygodniowo z łanu, w XVI w. już 3 i więcej dni; nadto spełnia powinności osobiste lub zbiorowe (na Ru- si - według "dworzyszcz"), płaci zależnie od umowy, czynsze i daniny grun- towe lub hodowlane w bydle, nierogaciźnie, ptactwie domowym, nabiale, ogrodowiźnie, ziarnie, miodzie i wosku (dziesięcina pszczelna). Zamianę pań- szczyzny na czynsz utrudnia spadek wartości pieniądza. Wreszcie, poddań- stwo sądowe datować można w dobrach ziemskich od 1518 r., kiedy Zyg- munt I zrzekł się w formie prejudykatu sądzenia skargi chłopów na dziedzica. Sądzili więc chłopów albo sami panowie, albo sądy przez nich ustanowione; z wykupem sołectw znikły w pierwszej połowie XVI w. niezależne, że tak po- wiemy, samorządne sądy ławnicze po wsiach. Tylko w królewszczyznach utrzymało się prawo apelacji chłopów do sądu królewskiego, którym stopnio- wo zajęła się referendaria. Przypieczętowała ten stan rzeczy konfederacja war- szawska 1573 r. w pamiętnym artykule o władzy dziedzica nad poddanymi tam in spiritualibus quam in saecularibus. Powoli, nie nagle, zaciskała się nad chłopem ta sieć niewoli, i dlatego obeszło się w Polsce bez zamieszek, jakie widziały Niemcy w 1524-1525 r. System poddańczy ujednostajniał się od Warty do Dniepru. Jeżeli na Mazowszu in- stytucja rękojemstwa, tj. odpowiedzialności nowego pana za wykonanie zobo- wiązań przez przyjętego chłopa wobec poprzedniego dziedzica, umożliwiała chłopom przenosiny, to i tę furtę zamknięto im w latach 1563 i 1576. Roz- 20 (łac.) dobrze urodzeni i posesjonaci (czyli szlachta). 337 ciągnięto nakaz zwrotu zbiegów w 1567 r. na Prusy Królewskie, w 1616 r. także na Książęce. Tamowano dopływ żywiołu polskiego do obszarów nowo zdobytej Smoleńszczyzny. Jeżeli mimo wszystko narastająca ludność wiejska odpływała ku wschodowi, to działo się to skutkiem braku dozoru i egzekucji administracyjnej: nie brakło nigdy, nawet na zachodzie "hultajów", a zwłasz- cza na wschodzie żywiołów "kozakujących", a położenie prawne chłopa ru- skiego, dzięki sąsiedztwu Dzikich Pól i Zaporoża było na ogół znacznie lżejsze niż chłopa w Wielkopolsce lub na Mazowszu, nie mówiąc już o tym, że nad- miar żyznej ziemi pozwalał mu żyć w większym dobrobycie. Pod względem zawodowym ogromna większość chłopów należała do typu rolr.ików (na Rusi 85o/o), hodowla bydła rogatego nie prowadziła do specja- lizacji, podobnie jak i hodowla świń. Konie hodowano na ogół po dworach, przy użyciu sił pańszczyźnianych. Jedynie owczarstwo, pszczelarstwo (bartni- ctwo) i rybactwo dawały podstawę do wyrobienia grup zawodowych; do tej sprawy zresztą wrócimy jeszcze, gdy mowa będzie o staropolskim rolnictwie. Tu zaznaczyć trzeba tylko, że podobniejak uczciwy (honestus) sławetny (famosus) mieszczanin, tak samo pracowity (laboriosus) chłop cieszył się w oczach "urodzonej" szlachty złą opinią leniucha, złodzieja, istoty bez wyższych popę- dów, od urodzenia upośledzonej. Nic to nikogo nie obchodziło, że stan włoś- ciański wydał w XVI w. jednego z najlepszych humanistycznych liryków Klemensa Janiciusa [Janickiego], podobnie jak mieszczański - najwybitniej- szego satyryka, [Sebastiana] Klonowica. Aby zmusić chłopa do wydatniejszej pracy fizycznej, utrudniano mu wykształcenie i pracę umysłową i obmyślano nań drakońskie środki karne w rodzaju osławionego "gąsiora". Aby zaś pod- ciąć samoobronę ekonomiczną mieszczan, popierano Żydów. 5. Żydzi Traktowani byli raczej jak osobny stan społeczny niż jako naród. Pod- stawę ich położenia prawnego stanowił autentyczny, ogólny przywilej Ka- zimierza Wielkiego (1367) oraz inny, sfałszowany, dalej przywilej Kazimierza Jagiellończyka, który ten król filosemita pod naciskiem Jana Kapistrana w rok po nadaniu cofnął (1454), ale po cichu jednak potem stosował; miewały swoje przywileje także poszczególne prowincje i nawet gminy żydowskie. Zyg- munt Stary pod wpływem Tomickiego i Szydłowieckiego faworyzował Żydów (m.in. wywyższył słynnego wielkiego rabina Michała z Brześcia i mianował podskarbim litewskim Abrahama Ezofowicza), za to Bona rugowała ich z ko- mór i dzierżaw, a Piotr Kmita pośredniczył w sporach mieszczan chrześci- jańskich z żydowskimi w ten sposób, że wyciskał datki od stron obu. Mieszkali Żydzi wówczas prawie wyłącznie w miastach, choć nieraz mie- wali i posiadłości ziemskie. Mając zapewnioną wolność sumienia, pierwotnie trudnili się udzielaniem kredytu pod zastaw ruchomości, ale w miarę tego jak ich coraz więcej chroniło się do Polski z Niemiec, Czech, Węgier, Turcji, nawet Portugalii, sięgnęli po owoc zakazany - handel. Szlachta nie miała nic przeciwko temu, widziała bowiem w Żydach pożądaną dywersję przeciwko mieszczaństwu niemieckiemu i polskiemu. Osłonięci ordynacjami wojewo- dzińskimi, dość zamożni, zręczni, niektórzy - uczeni, zagospodarowali się 338 w swych kahałach wcale wygodnie: kahał był reprezentacją miejscowego (zwy- kle w granicach ziemi) Żydostwa; na zewnątrz formował sądy, czuwał nad wychowaniem, nad spełnianiem obowiązków religijnych, prowadził policję bezpieczeństwa, dobrobytu, opieki śpołecznej i obyczajów. Administrowała nim starszyzna na zmianę wybierana na jeden rok i zatwierdzana przez wo- jewodów; rady sprawowali ławnicy, specjalnych zadań doglądały komisje, osobni zaś sędziowie jeździli nawet na dalekie targi godzić lub rozstrzygać spory między współwyznawcami. Na czele kahału stał rabin, zarazem kapłan i sędzia powołany na szereg lat, nieraz z zagranicy, a to z tą rachubą, aby w oparciu o miejscowe żywioły nie stał się gminie zbyt ciężki. Bo też Żydostwo polskie stanowiło zespół pierwiastków bardzo nierównych i rozmaitych, przy czym rody możniejsze eksploatowały niemiłosiernie czarną masę. Odpór, jakiego doznawali przybysze ze strony mieszczan niemiecko-polskich, zmuszał ich do zamykania się w terytorialnej i społecznej wyłączności. Nie należy jednak tej ostatniej wyobrażać sobie zbyt jaskrawo. Formalne getto mieli Żydzi tylko na Kazimierzu pod Krakowem; gdzie indziej faktyczne get- to rozpuszczało macki naokoło siebie i zdobywało coraz nowe tereny. Nie- wiele sobie robiąc z ustaw, przywilejów i ordynacji dzierżawili Żydzi dochody celne, handlowali ze wszystkimi, uprawiali lichwę i, co najciekawsze, upra- wiali ją za polskie pieniądze, bo na kahałach, jak w bankach, lokowali pano- wie polscy swe oszczędności. Tak, mimo pogardy, jaką ich darzyli nieopatrzni gospodarze kraju, mimo sporadycznych wybuchów antysemityzmu ze strony młodzieży szkolnej lub rzemieślniczej, mimo ostrzeżeń duchowieństwa i miesz- czan wywalczyli sobie Żydzi pozycję drugiego mieszczaństwa i już w 1539 r. chwalili się sami przed królem, że prowadzą dla dobra kraju 3200 przedsię- biorstw handlowych, kiedy Polacy mieli ich tylko 500, a i w rzemiośle górują kilkakrotnie. Symbolem tego "raju żydowskiego" stał się legendarny król pol- ski Saul Wahl, rzekomo obwołany przez szlachtę przed Henrykiem Walezym, lecz wspaniałomyślnie rezygnujący. Rzeczywistą zaś reprezentacją Żydostwa był sejm czterech narodów (Wielkopolski, Małopolski, Podola i Litwy), czyli Waad, który od czasów Batorego (1582) rządził całym Żydostwem Rzeczypo- spolitej, a który z czasem miał przekupywać i podkopywać sejmy polskie. 6. Rolnictwo Stanowiło utajoną największą potęgę Polski: od tego, czy Rzeczpospolita wyprodukuje dużo i czy zasili swym zbożem inne kraje, zależała poniekąd równowaga polityczna Europy. Póki ziemia rodziła, a rzeki spławiały, było czym opłacać dowóz produktów przemysłowych do kraju. Ośrodki produkcji rolnej leżały atoli w dorzeczu Wisły i Warty, a więc w rdzennej Polsce, nie na żyznej Ukrainie, która z braku środków komunikacyjnych po prostu dusiła się w swym zbożu i zaniedbywała uprawę. Produkowano żyta 20 razy więcej, a wywożono 10 razy mniej niż pszenicy, której uprawa jednak z czasem wzra- sta; w podobnym stosunku była produkcja owsa i jęczmienia, b pierwszy wy- siewano po życie, drugi po pszenicy. Jęczmień przy wywozie mało wchodził w rachubę, a owies cały zostawał w kraju. Na zachodzie panował system trzypolówki (ozimina, jarzyna, ugór), w dzielnicach surowszych i mniej za- 339 ludnionych ugorowały pola po lat kilka, przy czym na zmianę szły oziminy i jarzyny aż do wyczerpania gruntu. Za regułę uchodziło obfite nawożenie i kilkakrotne orki, lecz na to nie zawsze pozwalał szczupły stan własnego inwentarza. Łubinów ani okopowizny, ani traw pastewnych jeszcze świat nie znał, dopiero zaczynała wchodzić w użycie rzepa ścierniskowa. Musiał jednak ogólny poziom uprawy być dość wysoki, skoro miał z czego spadać w czasach późniejszych: według lustracji bowiem starostw z 1565 r. na wy- siew i wikt obliczano 1/5 część zbioru; po latach 100 tyleż, ale tylko na wysiew, a w 1765 r. na sam wysiew szła 1/3 część. Hodowla obejmowała te same gatunki zwierząt, co w wiekach średnich i dzisiaj, przy czym konie hodowano głównie dla wojska i transportu, a zie- mię uprawiano wołami; o mięso wołowe i nabiał mało kto się troszczył, tak dalece, że dużo masła i sera sprowadzano ze Śląska i Węgier (to samo do- tyczy owoców); za to hodowano na rzeź i wywóz nierogaciznę i owce. Na ogół hodowla, z wyjątkiem koni, była funkcją chłopów, nie dworów, a naj- lepiej prosperowała właśnie na Ukrainie, skąd na południe, północ i zachód pędzono stada bydła i tabuny koni wykarmione owym zbożem, nie znajdują- cym zbytu przy trudności transportu. Rybołówstwo znała dawna Polska w dwojakiej postaci: na wschodzie eksploatowano dzikie wody w formie "wchodów", przy czym dwór lub starostwo zastrzegały sobie zdobycz najszla- chetniejszą; na zachodzie, ale także i na Rusi Czerwonej rozwinęła się prawi- dłowa gospodarka stawowa, jakiej świetny przykład znamy z opisu gospodar- stwa oświęcimsko-zatorskiego. Pszczelnictwo także było naturalne lub sztucz- ne, tzn. bartne lub pasieczne; pierwsze kwitło zwłaszcza na Mazowszu i na Litwie, drugie na Rusi Czerwonej; wydajność jego była wprost zdumiewająca (np. wywóz 1606 beczek przez zachodnie komory). O planowej hodowli lasu w XVI-XVII w. nic jeszcze nie słychać: ledwo można było nadążyć z eksplo- atacją tego, co rosło od wieków dziko, a miejscami, po spustoszeniach wojennych, zarastały lasem nawet ziemie przedtem obrócone pod pług. Cięto tedy drzewostan na maszty, na deski, opał, wańczos, klepki, gonty, palono go masowo na potasz i popiół, który wszędzie w Europie chętny znajdował zbyt, topiono smołę itd. Zdaje się, że przez długi czas ziemiaństwo polskie, "przekuwszy miecze na pługi", uczyło się techniki rolniczej wprost od chłopów (zwłaszcza od karbo- wych), a tylko w administracji i wyzyskiwaniu pracy ludzkiej zdobywało się na postęp; podobnie jak na Zachodzie, pierwszych świateł książkowych szu- kano u Rzymian, ale to nie wprost, lecz za pośrednictwem bolońskiego sena- tora z XIII w. Piotra Krescentyna [de Crescentis], którego Liber ruralium commodum spolszczono i wydrukowano w Krakowie 1549 r.; nie wzięto zresztą do serca nauk Columelli o szkodliwości latyfundiów, o wartości pracy wolnej ani o złych skutkach ucisku oracza. Wkrótce potem zaczęli Polacy pisywać o koniach i psach, o pogodzie, o łowiectwie, zakładaniu stawów, o handlu zbożem; ale dopiero Andrzej 21 Gostomski, wojewoda rawski, pozostawił sys- tematyczny acz nie dokończony traktat pt. Gospodarstwo (1588), który w swoim czasie parokrotnie przedrukowany, uczył praktyków, a dziś poucza historyków zarówno o rzeczywistości rolniczej Złotego Wieku, jak i o wzo- rach, które sobie postępowi rolnicy stawiali. Ideałem gospodarczym Gostom- 21 Autorem Gospodarstwa był Anzelm Gostowski. 340 skiego jest folwark (lub klucz) samowystarczalny, który, jak późniejsze pań- stwo merkantylne, jak najwięcej produkuje i spienięża, jak najmniej kupuje i opłaca; sam ma dla siebie własne rzemiosła, dużo ciągnie z ziemi, wody i lasu, a nie ułatwia sobie życia ak to będzie później) rozpijaniem chłopów. 7. Przemysł Czasów zygmuntowskich stanowił, rzec można, formę pośrednią między rze- miosłem i przemysłem w znaczeniu dzisiejszym. Nie było jeszcze nawet w gór- nictwie osobnego kapitału przemysłowego ani typu przedsiębiorcy odrębnego od majstra: ani mechanizacja, ani podział pracy nie postąpiły daleko, ani nie skupiały się przy warsztacie, pod dachem przedsiębiorcy lub czyimkolwiek innym, mnogie ręce robocze. Słychać najwyżej o 30 pracownikach w fabryce żelaza, o 5 kołach młyńskich w jednym młynie. Organizacja opierała się prze- ważnie o własność gruntową, królewską lub prywatną: właściciel wypuszczał pewną produkcję w dzierżawę majstrowi przedsiębiorcy, rzadko kapitaliście miejskiemu, dając mu w zamian za czynsz lub produkt użytkowanie gruntu, korzystanie z siły wodnej i budynków, prawo do wyrębu lasów. Jeżeli maj- ster wnosił kapitał, to dziedzic ubezpieczał mu ten wkład na swojej posia- dłości. Umowy bywały zwykle długoterminowe, czasem na kilka pokoleń, bo w rzemiosłach i przemyśle specjalność przechodziła często z ojca na syna. Przepisy cechowe obejmowały nawet i te przedsiębiorstwa, które formalnie do żadnego nie należały cechu, a że nie były one zbyteczne ani lekkie, że spełniały, owszem, tę rolę, jaka z czasem na Zachodzie przypadnie opiekuń- czym rządom, widać na przykładzie cechu nożowników krakowskich, gdzie według ustawy z 1558 r. każdy kandydat na mistrza musiał własnoręcznie wykonać 2 noże krajeckie, widełki, tasak, 3 noże kuchenne, 2 wielkie noże rzeźnicze, 50 noży "hufnych" i jeszcze kilkaset różnego innego rodzaju scy- zoryków, nożyków, rzezaków. Organizacja cechowa okazywała swą przydat- ność w zbiorowej walce o byt; taki np. kartel dziesięcin cechów sukienniczych podkarpackich prowadzi walkę z producentami surowców i pośrednikami (1487); 30 cechów wielkopolskich za Zygmunta I skutecznie pora się z pośred- nictwem żydowskim; w 1590 r. konwisarze zorganizowani w cechach: krakow- skim, poznańskim i warszawskim zwalczają konkurencję wrocławską. Z na- tury ustroju cechowego wynika, że siłę roboczą rzemiosła i przemysłu pol- skiego stanowili wówczas pod kierunkiem majstrów uczniowie i czeladnicy, niekiedy może wolni najmici, a nie przydzieleni z góry chłopi pańszczyźniani. Siłę napędową brano z potoków, rzadziej z powietrza (wiatraki), najrzadziej ze zwierząt pociągowych. Główne ogniska przemysłu zakwitły w Krakowskiem, w Górach Święto- krzyskich, w Lublinie, w Łęczycy i jej okolicach; zresztą, wobec słabych środ- ków lokomocji ten drobny przemysł miał skłonność do decentralizacji; nic też dziwnego, że mniejsze ogniska dają się zauważyć nie tylko w takich mia- stach, jak Kalisz, Kościan, Międzyrzec Wielkopolski, Piła, Warka, Przasnysz, Łomża, Nur itd., ale i po wielu wsiach, gdzie dzisiaj nawet rzemiosła ledwo istnieją. Z tej samej przyczyny poza górnictwem, które może się poszczycić za Zygmuntów nazwiskami takich Turzonów, ledwo niekiedy zasłynie szerzej 341 wówczas jakiś przemysłowiec przedsiębiorca, np. w branży blacharsko-dru- ciarskiej Kauffman za Zygmunta I, marszałek Wolski za Zygmunta III. Ogromna większość produktów przemysłu zygmuntowskiego obliczona była na rynek krajowy. Sporo było hut szklanych, mało cegielni i wapienników (w tej drewnianej mimo wszystko, a nie murowanej Polsce), na setki racho- wano huty żelazne i kuźnice, czyli hamernie. Konwisarstwo (wyroby kun- sztowne z cyny) prosperowało we wszystkich stolicach prowincjonalnych; warsztatów złotniczych liczono pół setki. Płatnerze robili zbroje, mieczni- cy - broń białą; bardzo nieliczni, tylko w Krakowie (w XVI w.) i może we Lwowie, rusznikarze - broń palną. Dla swoich i dla obcych (na eksport) trudzili się nożownicy, wytwórcy sierpów i kos tudzież innych narzędzi me- talowych; setki były garbarń i to na wysokim poziomie (w Krakowie 150 warsztatów, w Poznaniu 75); dziesiątki poruszanych wodą papierni (zwłasz- cza pod Krakowem, nad Dłubnią i Rudawą); tu zaznaczyli się Bonerowie. Szły za granicę polskie płótna i czasem piwa, szły sukna, szczególną otacza- ne ze strony rządu opieką i kontrolą, szły do Gdańska wytwory ceramiczne. Tylko że ów eksport do Gdańska obejmował zwykle towary tanie, a tylko do zbiedzonych Węgier wywożono więcej rodzajów fabrykatów, własnych lub cu- dzych ze Sląska i Niemiec. Na ogół można powiedzieć (za Ignacym Baranowskim, który całą książkę napisał o przemyśle polskim XVI w.), żeśmy na tym polu nie dorównywali wprawdzie Wenecji, Flandrii, Francji ani Anglii, ale z całą Europą Środkową szliśmy w jednym szeregu. Czy z drobnego przemysłu ówczesnego rozwinie się z czasem wielki, to zależało od tego, czy znajdą się u steru rządu mężo- wie na miarę Sully'ego lub Colberta, którzy przeszczepią (lub choćby prze- mycą) do Polski zagraniczne wynalazki i ulepszenia, zachęcą producentów krajowych do doskonalenia się, zapłodnią przemysł polski siłami zapożyczo- nymi z zewnątrz i ochronią go od zbyt trudnej konkurencji Zachodu. Przy- szłość przemysłu zależała od kierunku i rozmiarów handlu. 8. Handel Jeżeli przez handel polski mamy rozumieć wymianę towarów wewnątrz i na zewnątrz państwa polsko-litewskiego przy pośrednictwie pieniądza, to taka funkcja gospodarcza, mimo zejścia mieszczaństwa na plan dalszy, nie przestała się rozwijać. Nie stłumiło jej ani opanowanie brzegów Morza Czar- nego przez Turków, ani odwrócenie interesów Europy Zachodniej ku nowo odkrytym szlakom oceanicznym. Przeciwnie, owe odkrycia odciągały od rol- nictwa energię państw morskich: Anglii, Francji, Niderlandów, skutkiem cze- go wzrosło tam zapotrzebowanie na polskie surowce, zwłaszcza na zboże. Do tej świetnej koniunktury dostosowała Rzeczpospolita swoją strukturę i poli- tykę handlową. Wywóz i przywóz wzrosną w XVI w. w porównaniu z erą po- przednią, a nie ustaje i tranzyt, tylko zmienia on przeważnie swój kierunek: mniej teraz znaczą linie zachodnio-wschódnie (bo Turcja, choć nie brzydzi się handlem, nie ułatwia go bynajmniej, a niepokoje mołdawskie i awantury tatarsko-kozackie utrudniają go), więcej znaczy kierunek południowo-północ- ny - między Karpatami i Bałtykiem. Oczywiście, wzrost handlu zarówno wew- 342 nętrznego, jak i zagranicznego, zależeć miał z jednej strony od możliwości transportowych, z drugiej - od polityki handlowej państwa. Główną pozycją wywozu było zboże, i to mianowicie z północno-zachodniej połaci Korony, leżącej w dorzeczu Wisły, podczas gdy już części podgórskie Małopolski i Rusi stanowiły raczej rejon górnicży, Litwa i Białoruś - leśny, a Ukraina z przyległościami - hodowlany. "Polska wywozi za granicę płody gospodarstwa rolnego i hodowli zwierzęcej, łowiectwa i myślistwa, pszczelar- stwa, płody leśne, dalej niektóre minerały i metale, a bardzo mało gotowych produktów przemysłowych; natomiast przywozi z zagranicy metale, których jej brak i różne wyroby przemysłowe, przede wszystkim tkaniny, dalej to- wary kolonialne i różne przedmioty zbytku. Polska wywozi zboże, woły i inne zwierzęta żywe; popiół, smołę, drzewo, skór i futra, miód i wosk, ołów i sól, wełnę i len - a sprowadza od obcych sól, miedź, częściowo żelazo, śledzie, a przede wszystkim sukna i inne tkaniny, <>, narzędzia, wina i inne napoje". Wymieniona tu dwukrotnie sól ilustruje rolę czynnika transporto- wego; gdziekolwiek ten cenny produkt polski nie miał taniego dowozu, nie mógł konkurować z solą zagraniczną, a utrudniał mu konkurencję znany przywilej szlachecki na tanią "sól suchedniową". Klepki i wańczos znajdo- wały za granicą chętnych nabywców zawsze, ale już drzewo masztowe walczyć musiało ze skandynawskim, podobnie jak woły polskie ubiegały się o lepsze z przepędzanymi przez Małopolskę węgierskimi. A już masowy dowóz sukien, nieraz nawet płótna, wyrobów metalowych, świadczył o zaniedbaniu w kraju tych gałęzi produkcji. Co_ prawda, samowystarczalność zbiorowa (w przeciwieństwie do jednostko- wej, folwarcznej) nie była wówczas ideałem ekonomicznym nigdzie, a Polska słusznie wolała od niej korzystną wymianę. Bilans handlowy był dodatni po 1600 r. (ok. 4000000 za wywóz, ok. 2 500000 za przywóz) i widocznie musiał być taki, bo inaczej któż by dopłacał różnicę? Ceny produktów rolnych zo- stawały wysokie; słynny przewrót cen w Europie, wywołany napływem złota i zwłaszcza srebra dotarł do Polski późno i nie wywołał żadnych wstrząśnień poza pewną zwyżką dukata. Społeczna funkcja handlu w XVI w. przedstawiała się mniej pomyślnie. Nie stał się on bynajmniej obok rzemiosła i przemysłu źródłem potęgi miast. Powstawały, prawda, ośrodki kupieckie takie jak Lublin (dla wszystkich ga- łęzi handlu), albo Brzeziny, Biecz (dla sukien) itp., z których wiele poszło później w zapomnienie. Na ogół jednak ożywiały się miasta tylko w dni jar- marczne, a nie w zwykłe dni targowe, kiedy obcym gościom tamowały dostęp słynne przywileje składowe. Drogi wodne, o ile nie przerywane jazami, słu- żyły wówczas lepiej niż lądowe, o które nikt nie dbał; przeszkadzały trochę komory wewnętrzne i myta, na szczęście wcale nie tak liczne jak np. w roz- proszkowanych Niemczech. Wszystko to byłoby do przezwyciężenia, gdyby kupiectwo reprezentowało jeden solidarny żywioł, świadomy swych zadań w narodzie, tymczasem któż właściwie handlował w Polsce zygmuntowskiej ? W wywozie dominował Polak nad cudzoziemcem, przywóz należał raczej do zagranicy, tranzyt ze Śląska i Węgier ku portom bałtyckim bogacił przeważnie Niemców. Po całym kraju uwijali się jako drobni wędrowni handlarze "Szoci", a w wielu miastach ple- nił się i wyciskał chrześcijan żywioł żydowski, groźniejszy w konkurencji dla rdzennych Polaków niż dla polszczących się Niemców. Stwierdzić zresztą 343 trzeba (za Rybarskim), że "wtedy, gdy handel polski znajduje się w rozkwi- cie, ten w połowie XVI wieku udział Żydów w tym handlu jest na ogół bar- dzo słaby", a wzrasta wtedy, gdy pogarsza się położenie ekonomiczne ludno- ści miejskiej. "Żydzi w Polsce nie byli owymi drożdżami, na których dopiero zakwitło bujniejsze życie ekonomiczne; byli fermentem, który rozsadził dawną organizację gospodarczą, a na jej miejsce nie stworzył czegoś, co by podniosło siłę gospodarczą kraju." Zresztą nie Żydzi stanowili dla handlującego naszego mieszczaństwa naj- gorsze niebezpieczeństwo. Stanowiła je szlachta, odkąd uwolniła od cła towa- ry wytwarzane lub sprowadzane na własny użytek tudzież wtargnęła do miast pod osłoną jurydyk i serwitoriatów. Wprawdzie słynny statut piotrkowski 1565 r. o zakazie wyjazdu kupcom krajowym za granicę nie wszedł całko- wicie w życie, ale wprowadzane wówczas taksy wojewodzińskie, gdziekolwiek naprawdę obowiązywały, gniotły kupca na korzyść rolnika, a cała polityka wolnohandlowa sejmu, wyrażająca się też w nielicznych traktatach handlo- wych, przesiąknięta była racją stanu szlacheckiego, nie racją stanu Polski. Zgasły rzadkie przebłyski czegoś, co można by nazwać tendencją merkanty- listyczną w handlu i przemyśle: nikt nie osłaniał kupca przed obcym współ- zawodnictwem, nikt nie starał się (jak we Francji) zapewnić poszczególnym miastom klienteli z okolicznych powiatów. Nie starano się stworzyć form kapitalizacji. Zdarzyło się nieraz w XVI w., że rząd podejmował i wygrywał wojny handlowe z sąsiadami - tak Zygmunt I w 1511-1515 r. zabronił kup- com polskim handlować z Wrocławiem, póki ów nie uwolnił ich od obowiązku składu - i po czterech latach odniósł zupełne zwycięstwo. Zakazem handlu zwalczano upodloną monetę świdnicką (1518 r.), zmiękczano jednocześnie opornego mistrza Albrechta. To były próbki polityki królewskiej. Szlachecka polityka eksploatowała na swoje dobro "złotą wolność" ekonomiczną, tolero- wała nawet wyzysk gdański spokojna o to, że skupionych w jej rękach bo- gactw naturalnych kraju nie pokona żadne cudzoziemskie współzawodnictwo. Rozdzial XIV Państwowość 1. Obywatel - szlachcic - Polak Podstawą i jakoby twórczą monadą ustroju Rzeczypospolitej z końca XVI w. jest wolny obywatel. O jego swobodach osobistych i mniemanych walorach rasowych mowa była już wyżej, tu chodzi o wolność polityczną. Szlachcic jest jedynym obywatelem czynnym, cząstką suwerennej Rzeczypospolitej i jest wolny od podatków, ponieważ (oczywiście tylko w zasadzie) własnymi pier- siami broni ojczyzny. Wpływ na ustawodawstwo zapewniły mu statuty nie- szawski (1454) i radomski (1505). Według tego ostatniego bez zgody sejmu, a więc i jego wyborców, nie może król wydać żadnej ustawy, która by obcią- żała "rzeczpospolitą" (tutaj - społeczeństwo) albo czyniła jej ujmę ani ta- kiej, co by niosła szkodę lub krzywdę pojedynczemu obywatelowi (tj. jego prawom nabytym), albo zmieniała "prawo pospolite i wolność publiczną". 344 Wpływ obywatela szlachcica na rząd polega na tym, że tylko on ma dostęp do urzędów państwowych i to zasadniczo do wszystkich. Aby to dobro udostępnić najszerszym kołom i utrudnić tworzenie arystokracji urzędniczej, powprowa- dzano różne przepisy o incompatibiliach, zakazując łączenia w jednych rękach ' godności wojewody i starosty w jednej ziemi, sędziego ziemskiego i grodzkiego, ; dwóch starostw sądowych, senatorstwa z mińistrem, kilku ministerstw, biskup- stw z opactwami itd. Co prawda inna zdobycz XVI w., mianowicie nieusuwalność urzędników, ogromnie zredukowała wpływ obywatela na administrację. Wymiar sprawiedliwości o tyle zależy od szlachcica jednostki, że tylko on ma dostęp do wszelkich sądów z wyjątkiem miejskich; on wybiera kandydatów do ziemstwa, piastuje starostwa i obsadza zależne od nich sądy grodzkie, tworzy trybunały, sądzi miasta w asesorii, chłopów królewskich w referendarii; tylko w sądzie sejmowym nie ma innego głosu poza głosami senatorskimi. Na gospodarkę Rzeczypospolitej oddziaływa szlachcicjednostka głównie przez uchwalanie dochodów państwowych nadzwyczajnych, samorząd ziemski trzyma całkowicie w swych rękach. Politykę zagraniczną nakierowuje w stronę swych sympatii czy interesów za pośrednictwem sejmu, później będzie to czynił przez partie współdziałające z obcymi dworami; wolno zresztą każdemu popierać ( cesarza czy sułtana, Węgra czy Francuza w charakterze rycerza ochotnika, byle nie przeciw własnej ojczyźnie. Może się każdy upomnieć ("domówić") o swe prawo osobiste Iub o interes publiczny na podstawie prawa 1609 r. Może ' zainicjować ruch konfederacki w obronie ważnej sprawy publicznej. Może, co ważniejsza i z czego szlachcic jest najdumniejszy, swym wolnym głosem dać głowę państwu. Wszystkie te prerogatywy zdobywa obywatel czynny przez urodzenie albo przez przyjęcie do narodu szlacheckiego w formie indygenatu. Niegdyś nadawał szlachectwo krajowcom i cudzoziemcom król, od czasu wolnej elekcji prawo to : przeszło na sejmy, przy czym żądano, aby kandydat uzyskał zalecenie od sejmiku (konstytucja 1601 r.), aby cudzoziemiec wykazał się szlacheckim pochodzeniem ś w kraju rodzinnym (konstytucja 1593 i 1641 r.), aby uchwała o indygenacie '" figurowała w księdze ustaw (1641), aby zamieszkał w Polsce na stałe (1633). i ; Wolna a jednomyślna elekcja i możność wypowiadania królowi posłuszeń- stwa rozdęły poczucie mocy szlachcica jednostki do nie znanych gdzie indziej granic. Nigdzie indziej jednostka nie czuła się w takiej mierze atomem pań- stwa, odpowiedzialnym za wspólną sprawę. Doprowadziłby ten przerost pręd- ko do rozkładowych następstw, gdyby nie fakt natury rasowo-ustrojowej, że od czasów Zygmunta Augusta szlachcic czuje się syńem jednego narodu polskiego i chociaż mówi o narodach innych tę Rzeczpospolitą zamieszkują- cych, zna swoje zbiorowe my, odpycha zbyt agresywną cudzoziemszczyznę, rozmiłowuje się w polszczyźnie, której rdzeń i spoidło upatruje w wolności . i katolicyzmie. 2. Król Mówiono, że mu szlachcic winien tylko 2 grosze z łana (i to tylko do 1632 r.), służbę w pospolitym ruszeniu wewnątrz kraju oraz tytuł na pozwie. Stąd jednak nie należy wnioskować o słabości władzy królewskiej w Polsce. 345 Król był źródłem prawa dla miast, jego zwierzchnictwo (a nie sejmu) uznawał nad sobą Gdańsk, on nadawał jednostkowe przywileje (np. na drukarnie, wydawnictwa, na praktykowanie niektórych zawodów), rozporządzał 1/6 pól, łąk i lasów Rzeczypospolitej, rozdawał śtarostwa grodowe i niegrodowe tu- dzież inne królewszczyzny. Mianował na wszystkie godności świeckie i na najwyższe duchowne, tylko ich nie mógł odbierać. W ustawodawstwie sejmo- wym miał inicjatywę i prawo veta, które nieraz praktykował, odrzucając postulaty izby poselskiej. Był źródłem sprawiedliwości i faktycznie ją wymie- rzał w pewnym zakresie przez kanclerzy i referendarzy. Dawał listy żelazne podsądnym (lecz nie mógł ułaskawiać ani udzielać amnestii). Był naczelnym wodzem sił zbrojnych i decydował a polityce zagranicznej bądź bezpośrednio, gdy stwarzał fakty dokonane, zanim przemówił sejm, bądź pośrednio, gdy unie- możliwiał posunięcia senatu, ministrów, sejmu, których sobie nie życzył. Słabość króla miała główną, ale nie jedyną przyczynę w jego obieralności. W Koronie wolna elekcja datuje się od początku dynastii jagiellońskiej, na Litwie, jak wiemy, od powołania Kazimierza Jagiellończyka (1440). Zresztą tę słabość dzielił król polski w Złotym Wieku z cesarzem rzymsko-niemieckim, królami: duńskim, węgierskim, czeskim, dożą weneckim i poniekąd z królem szwedzkim. Tylko że jemu nie wolno (w myśl ustaw 1593,1607,1631 r.) nawet dążyć do desygnacji następcy za życia ani kaptować wyborców na przyszłą elekcję, co monarchowie sąsiedzcy praktykowali u nas z powodzeniem. Przy- wiązanie do dynastii sprawiało jednak, że aż do 1669 r. nie pomijano na elek- cjach najstarszych królewiczów, a innych pretendentów (Henryka, Stefana) starano się przyżenić do rodziny jagiellońskiej lub szukano wśród Jagiellonów po kądzieli. Elekt przed obiorem podpisuje, a przy koronacji zaprzysięga warunki, pod którymi ma panować. Te składają się z części stałej i zmiennej. Wszyscy królowie zobowiązują się do przestrzegania artykułów henrycjańskich, każdy ma nadto konkretne zobowiązania, pakta konwenta, w zakresie polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Ale i w paktach znajdowały swój wyraz zasady ogólne, np. że król ma się ożenić za radą senatu, nie używać pieczęci pry- watnej do aktów państwowych, nie trzymać na dworze zbyt wielu cudzo- ziemców, które zabezpieczały szlachecko-wolnościowy i narodowo-polski cha- rakter rządów. Podobne przyrzeczenia lub ślubowania składali też na Zacho- dzie swym ludom władcy nieabsolutni (w Niemczech Wahl-Capitulationzz, w Szwecji konungaf rsakranz3, w Wenecji "promissje"z4), z tąjednak ogromną różnicą, że w XVI w. już tylko w Polsce naród miał formalne prawo do wy- powiedzenia posłuszeństwa. Powodem do takiego kroku mogło być nie tylko niedotrzymywanie paktów konwentów, ale łamanie prawa; pierwsze - nie wia- domo od jakiego terminu, drugie - nie wiadomo w ilu wypadkach. Sprecy- zować starano się procedurę wypowiedzenia kilkakrotnie: według ustawy Ste- fanowej (1576) poddanych upoważnia do buntu tylko rozmyślne pogwałcenie paktów konwentów i praw, uznane za takie przez stany. Podczas rokoszu (1607) Zygmunt III przyjął taki porządek upominania, że najpierw szlachcic poskarży się prymasowi, ów gdy go król nie posłucha, powtórzy upomnienie 22 (niem.) kapitulacje wyborcze. 23 (szw.) królewskie zapewnienie (zobowiązanie). 24 (z włos.) obietnice. 346 po naradzie z senatem, a dopiero potem zabierze głos cały sejm. Po rokoszu zgodzono się (1609) wyeliminować z tego postępowania prymasa, aby pierw- szą instancją był senator, drugą sejmik, ostatnią sejm. W rzeczywistości żaden ruch opozycyjny, żaden rokosz nie użyje tej trudnej procedury przez instancje, przygotowywać sig będą detronizacje w sekrecie, zwykle za podszeptem cu- dzym, a wszczynać je będzie pierwszy lepszy malkontent. Dwór królewski nie może się, oczywiście, równać wielkością i etykietą z dworem hiszpańskim czy późniejszym francuskim; składają się nań w każdej połowie państwa: wielki podkomorzy, cześnik, podczaszy, stolnik, podstoli, miecznik, krajczy, kuchmistrz, koniuszy, nad to w liczbie mnogiej podkomo- rzowie (późniejsi szambelanowie), sekretarze, dworzanie, masztalerze, ujeżdża- cze, służba łowiecka (razem kilkaset osób), oficerowie i żołnierze gwardii; z nich tylko wojskowi i niższe kategorie służby w liczbie 100 2000 ludzi są na stałej gaży, reszta żyje własnym kosztem, o ile nie ma chleba dobrze zasłużonych. Dwór ten przy większych uroczystościach rośnie i błyszczy dopływem otaczających króla dostojników i ich świty. Osobny dwór z marszałkiem i księdzem kanclerzem ma królowa, osobną obsługę królewicze. Posag (wiano) i oprawa królowej bywa lokowany i ubezpieczany na dobrach stołowych; królewiczów żywi z własnej szkatuły król, znowu, o ile mu sejm nie pozwoli zaopatrzyć ich w królewszczyzny; uważani za szlachtę polską (mimo tytułu "najjaśniejszych"), tyle tylko mają udziału w sprawach państwowych, ile im ich sejm przyzna. Dużo pisano w literaturze polskiej XVI w. o królu i królewskości, ale pra- wie zawsze z punktu widzenia ideału: jakiego króla potrzebuje Polska, a nie ze stanowiska krytyki ustrojowej: czy władzę królewską należy wzmocnić, czy osłabić, czy w ogóle zmienić. Niech będzie król nabożny, sprawiedliwy, stały, szczery, waleczny, ale nie wojowniczy, niezbyt pyszny ani pieniężny, nie starzec ani młodzieniaszek, najlepiej obcy dynasta, ale bez własnego państwa, żeby do nas przylgnął i języka się nauczył... Tak na ogół, jeśli pominąć paru najgłębszych (Modrzewskiego, Warsze- wickiego), traktują rzecz publicyści-prozaicy. Poeci (Kochanowski, [Kacper] Miaskowski, [Stanisław] Grochowski, Sarbiewski) czują głębiej i bardziej indywidualnie tęsknią do silnej władzy, w czym zresztą poniekąd wtórują im dziejopisarze (Kromer, Heidenstein, [Joachim] Bielski, Stanisław Łubieński), i co z wielką siłą wypowiadają kaznodzieje (Skarga, Sokołowski, [Fabian] Birkow- ski), że lepiej działo się w Polsce i granice jej rosły, kiedy nie szukano królów idealnych, ale kiedy realny król, podległy prawom Bożym, miał więcej władzy nad państwem. Od owych czasów zmieniło się dużo, ale odpowiedzialność króla za dobro państwa nie osłabła: on musi z roku na rok dbać o skarb, o wojsko, o dochodzenie sejmów; a że to wszystko można osiągać tylko w zgodzie z narodem, tzn. w zgodzie z różnymi jego odłamami, więc król musi dogadzać wszystkim, chociażby kosztem własnego majestatu, z ujmą dla jutrzejszej racji państwowej. 3. Bezkrólewia i elekcje Czym był król w Polsce, okazały najdobitniej bezkrólewia. Jedne czynności władzy państwowej wówczas zamierały, dla innych tworzyły się via facti nie przewidziane ustawami organy zastępcze. Ustawał królewski wymiar spra- 347 wiedliwości, nawet ziemstwa i trybunały zawieszały swe kadencje, a dla powściągnięcia najgorszych zbrodni przeciw życiu i bezpieczeństwu obywateli szlachta powoływała sądy kapturowe z kilkunastu lub kilkudziesięciu obywa- teli. Sprawy cywilne mogły czekać choćby rok cały, byle funkcjonowały kan- celarie dla spraw niespornych. Nikt nie mógł rozdawać wakansów i dobro- dziejstw ani świeckich, ani duchownych. Podskarbiowie ściągali dochody, ale szafować nimi mogli tylko za zgodą senatu; hetmani powinni byli stać przy wojskach na granicach. W stolicy obowiązywał zaostrzony stan ochrony bez- pieczeństwa. Prawo zwoływania wszelkich zjazdów, a także rad senatu oraz wysyłania i przyjmowania poselstw obejmował (z udziałem doradczym rezy- dentów) prymas-interrex, on wprowadzić ma Rzeczpospolitą ze stanu sieroctwa pod pieczę nowego króla. Elekcja wtedy jest najwspanialsza, prawdziwie wolna, kiedy się odbywa bez krępujących form. Ale naród wolny może każdorazowo ustalić sobie po- rządek elekcji; z tych precedensów powstało znów prawo zwyczajowe. Zresztą precedensy przybierały tu postać ustaw, a uchwalały je konwokacje. Sejm kon- wokacyjny zwoływał prymas ex officio w terminie co najmniej sześcionie- dzielnym. Różni się konwokacja od zwykłego sejmu tym, że może trwać kilka lub kilkanaście dni, a wszystkie jej uchwały stają pod węzłem konfederacji. Albowiem całe państwo, pozbawione tego zwornika, jakim był król, sprzęga się węzłem dobrowolnego przymierza i sprzysiężenia, tworząc najpierw konfe- deracje po województwach (w ich imieniu sądzą kaptury), potem na konwo- kacji. Stąd domniemanie, że konwokacja musi dojść do skutku, więc może przechodzić do porządku nad sprzeciwem mniejszości. Konwokacja przedłuża zwykle bezkrólewie o trzy miesiące, ale bo też szlachta nie uważa bezkrólewia za nieszczęście; wtedy naród używa pełni swobody i jeżeli zechce, przebuduje, poprawi swe prawa przez nikogo nie hamowany ani nie uwodzony: konwo- kacja, to najwłaściwszy moment do rewizji konstytucji. Elekcję prymas zwołuje na dzień i miejsce oznaczone przez konwokację (zwykle na pole wolskie). Na ten termin wolno zjechać do Warszawy posłom cudzoziemskim, którzy w zasadzie powinni czekać na granicach, a nie robić praktyk wśród szlachty. Rycerstwo zjeżdża pod Wolę viritim, w ordynku pospolitego ruszenia, odbywszy przedtem sejmiki przedelekcyjne, gdzie wy- brano posłów. Po pierwsze bowiem wolno województwom wyręczyć się posła- mi w dowolnej liczbie, po wtóre wysyłają one w normalnej liczbie posłów na sejm elekcyjny, który prowadzi dalej ustawodawcze dzieło konwokacji. Konne zastępy wojewódzkie stają w okopie pod gołym niebem, pod wodzą swych "duktorów", tj. najstarszych senatorów. W środku okopu obraduje sejm elek- cyjny (koło), a w kole, pod drewnianą szopą siedzi senat. Ten po wysłuchaniu posłów cudzoziemskich (właściwie: kandydackich) wotuje na kandydatów, po nim oddają głosy posłowie; prymas konkluduje ich zgodę, objeżdża woje- wództwa, zbiera ich aklamacje i ogłasza neoelekta. Przedtem oczywiście kandydat porozumiał się ze swymi zwolennikami i z urzędowym poselstwem Rzeczypospolitej jeszcze za granicą: tam powstał projekt paktów konwentów, który stanie się prawem, gdy go zaprzysięże w przeddzień otwarcia osobnego sejmu koronacyjnego (w kilka tygodni po elekcji, z udziałem nowych posłów) nowy monarcha. Koronacja odbywa się na Wawelu według ceremoniału niegdyś rzymsko-niemieckiego, potem prze- robionego na modłę czeską. Królowi, względnie królowej, wkłada koronę pry- 348 mas lub z braku jego biskup kujawski25. Nastgpuje sejm koronacyjny, już bez węzła konfederacyjnego, który obejmował wszystkie uchwały bezkróle- wia z wyjątkiem samego aktu elekcji: tam wymagana była jednomyślność, co utwierdzono w optymistycznym porywie ustawą 1632 r. 4. Sejm walny Powstał w Koronie z połączenia w jedno ognisko sejmów prowincjonalnych Wielkiej i Małej Polski, czego ślad pozostał w postaci sesji prowincjonalnych, zwoływanych dla przygotowania uchwały powszechnej. Sejm litewski, powsta- ły z rozszerzonej Rady, wcielony został do koronnego i dostosowany do jego struktury. Gdy inne kraje miały Stany Generalne, chciano i u nas widzieć coś podobnego, byle bez szkody dla monopolu politycznego szlachty; więc nazwano króla stanem pierwszym, senat - drugim (albo ordo intermedius26), szlachtę, względnie jej posłów - trzecim. Do senatu należą biskupi [rzymsko] katoliccy, 32 wojewodów, a między nimi nadto kasztelan krakowski, wileński i trocki, dalej 30 kasztelanów większych (po 1 na województwo) i 49 mniej- szych (tylko z Korony)2 . Od r. 1493 są członkami senatu także urzędnicy wielcy, ale jedynie tych 12, którym później przysługiwać będzie tytuł mini- strów (marszałkowie, pieczętarze, podskarbiowie)zs. Izbę poselską tworzy 172 posłów (118 koronnych, 48 litewskich oraz 6 inflanckich, nie licząc w to Pru- saków), ale wchodzą do niej, choć bez głosu stanowczego, także posłowie miasta Krakowa i Wilna. W senacie przewodniczy marszałek wielki koronny; w izbie - każdorazowo wybrany marszałek poselski, czyli "dyrektor" izby. Senatorowie i posłowie zajmują kolejne miejsca według starszeństwa ziem w składzie państwa. Sejmy zwyczajne są dwuletnie; sejm nadzwyczajny może zwołać król za radą senatu (chodzi o to, aby nie zaskakiwał i nie wycieńczał szlachty takimi nagłymi kadencjami). Uniwersał winien poprzedzać sejmiki na 6 tygodni, a tyleż czasu ma upły- wać od sejmików do sejmu. Posłowie (po 6, 4, 2 z województwa) wybierani jednomyślnie, więc kompromisowo, więc z niejakim zabezpieczeniem praw mniejszości, dostają instrukcje (oczywiście tylko od większości) i jadą z nimi, przynajmniej w zasadzie, na sejmiki generalne do Koła, Nowego Korczyna i Wilna (lub Słonimia), by tam uzgodnić stanowisko całej prowincji. Prusacy do tych zjazdów nie należą, a mogą zjeżdżać wprost do stolicy w dowolnej liczbie. Stolicą sejmową jest za Zygmunta I Piotrków, rzadziej Kraków (13 ra- 25 gardziej precyzyjne byłoby określenie: "Najstarszy w hierarchii biskup z prowincji wielkopolskiej obecny podczas koronacji". 26 (łac.) stanem pośrednim (pośredniczącym). 2 Liczba województw i kasztelanów zmieniała się, np. w ostatnich latach pano- wania Władysława IV, gdy już istniało województwo czernihowskie i jeszcze 3 wo- jewództwa inilanckie, wojewodów było 35 a kasztelanów 87. Województwa: krakow- skie i poznańskie miały po 2 kasztelanów większych, pierwsze krakowskiego i woj- nickiego; drugie poznańskiego i gnieźnieńskiego. 2s Tylko 10 (5 koronnych i 5 litewskich) ministrów wchodziło z racji sprawowa- nia urzędu ministerialnego do senatu, byli to: marszałkowie wielcy i nadworni, kan- clerze, podkanclerzowie i podskarbiowie wielcy. 349 zy); za Augusta sejmowano też w Lublinie (3 razy), Warszawie (4 razy); odtąd stale w Warszawie na Zamku. Sejm otwiera się uroczystą wotywą z kazaniem, po czym izba poselska wybiera marszałka (większością wotów pojedynczych lub ziemskich; nielegalnie obra- nych ruguje sama izba) i idą "na górę" do senatu całować rękę królewską. Marszałek peroruje, odpowiada mu kanclerz. Tu, przy czytaniu paktów konwentów można się upomnieć o egzorbitancje. Na propozycję tronową czytaną przez kanclerza wotują kolejno senatorowie, a posłowie temu się przysłuchują stojąc za krzesłami swych starszych braci, po czym izby się rozłączają. Król z senatem sądzi sprawy relacyjne lub odbywa narady polityczne (nie ustawodawcze); posłowie "kują" prawa. Odbywa się to drogą "ucierania" artykułów. Ponieważ instrukcje zawierają dla posłów nakazy, zakazy lub warunki, ci ostatni albo się przy nich upierają, albo dla targu czynią ustępstwa na własną odpowiedzialność. Gdy raz powiedzą "zgoda", sejmik nie może już ich pozwolenia cofać. Przeważa postawa odporna: izba po czasach Batorego rzadko redaguje sama ustawy o znaczeniu państwowym; zwykle uczestniczy w ich układaniu tylko przez 6 członków tzw. deputacji do konstytucji. W sprawach, których wykonanie zależy od zgody poszczególnych dzielnic, zwłaszcza w po- datkowych, można zastrzec ostatnie słowo braciom na sejmiku relacyjnym; z reguły wszystko stanowi się na sejmie, jak i na sejmikach, jednomyślnością, prawodawstwo bowiem podpada pod ogólne pojęcie zgody (konsens), a tylko dekret sądowy zapada większością. Tak upływa 3, 4, 5 tydzień sejmu. Na 5 dni przed zakończeniem izby powinny się na górze złączyć. Tu, przy czytaniu zredagowanych uchwał może się omówić każdy senator i poseł, i tutaj można jeszcze wygłosić swe "nie pozwalam" na poszczególne punkty (później - na całe dzieło sejmu). Uchwały, zwane konstytucjami, drukuje się pod datą dnia, na który zwołany został sejm i rozsyła je do grodów, przy czym osobno ujęte są konstytucje dotyczące samej tylko Litwy. Na co zabrakło czasu lub zgody, to się notuje w recesie. Zresztą pod tytułem konstytucji figurują nie tylko ustawy bardzo specjalne, ale i uchwały doraźne, nawet dotyczące poszczególnych osób. Cały ten porządek sejmowania, oparty raczej na praktyce niż na ustawach (bardzo pobieżnych - 1543, 1588, 1607 i 1633 r.) szwankował mocno pod względem technicznym: z nieładu rodził się chaos, z chaosu hałas. Ale obyczaje poselskie były na ogół przystojne; szanowano w posłach obrońców prawa i wolności, toteż przyznawano im umiarkowaną nietykalność (bezpieczeństwo osobiste, zawieszenie procesów); poseł miał na czas sejmu darmowe mieszkanie, a po odbytej funkcji dostawał ze skarbu nadwornego (później od swego sejmiku) "honorarium", czyli strawne. Dopiero później, w miarę zatracania siły twórczej w warstwie szlacheckiej, egoizm stanowy wypielęgnuje w posłach prywatę, a pogłębi ją jeszcze jedyna, jaka pozostała królowi, metoda robienia jednomyślności w izbie - przez rozdawnictwo łask. Poseł, który poświęcił dla starostwa swoje przekonanie o dobru państwa, poświęci je innym razem dla krajowej lub zagranicznej gotówki. 5. Senat w okresach migdzysejmowych Ale niekiedy i podczas sejmów spełnia rolę dwojaką: jest organem do- radczym rządu królewskiego i organem dozorczym przedstawicielstwa naro- dowego. Po to się wyznacza rezydentów, aby król zawsze miał przy boku 350 mężów zaufania narodu, a nie zauszników prywatnych lub zgoła cudzoziem- ców. I po to sig czyta ich uchwały na sejmach (po paktach konwentach), aby naród wiedział, kto jak radził panującemu. Za Zygmunta rad udzielali wszys- cy przytomni, za ich następców z rzadka się konwokuje senat plenarny, normal- nie asystują monarsze ci czterej, których nazwiska ogłoszono w uchwale sej- mowej. Ma to pozór aprobaty sejmu, więc jakby delegacji władzy, ale jest to tylko pozór, skoro się nie pomija i nie może pomijać nikogo według kolejki zasiadania, ani nie mianuje nikogo na dalszy kwartał poza kolejką. Ci czte- rej: biskup, wojewoda, kasztelan większy i kasztelan mniejszy nie stanowią zresztą kolegium. Król pójdzie zawsze za zdaniem bliższym dobra ojczyzny, prawa i wolności, i według swego rozumienia sformułuje uchwałę; podpiszą ją ci, którzy przemawiali w jej duchu. W ważniejszych wypadkach król zasię- ga zdania całego senatu w formie ankiety. Opinia dużo się spodziewa po sena- torach i wypisuje - w osobie Wawrzyńca Goślickiego - teorię o "najlepszym senatorze"; nikt jednak - rzecz szczególna - nie wyraził w publicystyce, jaki ma być idealny poseł sejmowy. 6. Urzgdy centralne W braku stałej rady rządzącej poszczególne funkcje rządu, czyli tzw. władzy wykonawczej, spełniali coraz niezależniejsi od króla wielcy urzędnicy Korony i Księstwa, a działali raczej w imieniu prawa niż króla, bez jednej przewodniej idei politycznej. Zrodziły się te urzędy w wiekach średnich, wyrosły viafacti, po części drogą współzawodnictwa. Pierwszym ministrem był marszałek wielki. Niegdyś przełożony nad staj- nią, potem nad dworem, zarazem mistrz ceremonu, rozciągał władzę policyjną z dworu na stolicę, wobec czego odrębne czynności gospodarskie na dworze znowu skupił jego zastępca, marszałek nadworny. Mniej reprezentacji, najwięcej pracy politycznej miał na głowie kanclerz: jako kierownik kancelarii koronnej prowadził on korespondencję dyploma- tyczną i z urzędnika królewskiego przeobrażał się w ministra spraw zagra- nicznych Rzeczypospolitej; jako stróż wielkiej pieczęci czuwał nad legalnością aktów królewskich, zwłaszcza przywilejów, i wpływów na tok sprawiedliwości, o ile ów zależał jeszcze od króla, troszczyć się też musiał o kodyfikację; przez to obejmował sfery działalności dzisiejszych ministerstw sprawiedliwości i po- niekąd spraw wewnętrznych. Między pieczętarzami, jak i między marszałkami nie było stałego podziału czynności, nieraz młodszy zajmował się więcej dyplo- macją; sekretarz, często niskiego rodu, ledwo nobilitowany, dorabiał się wie- dzą i inteligencją pieczęci. Urzędowi kanclerskiemu podlegało archiwum, zwane metryką. Podskarbi do 1590 r. zarządzał skarbem królewskim i państwowym, odtąd już tylko tym ostatnim "pospolitym", gdy pierwszy, królewski, otrzymał osob- nego ministra w osobie podskarbiego nadwornego. Po trosze zakres działal- ności podskarbiego malał na korzyść sejmików. Skarbowi pospolitemu podle- gały Archivum Regni i skarbiec na Zamku krakowskim. Podobny wpływ, jak kanclerz na dworze, zyskiwał hetman wśród szlachty. Zarazem minister spraw wojskowych i wódz naczelny armii stałej i niestałej 351 (z wyjątkiem pospolitego ruszenia), hetman z komendanta zmiennego (w XV w.) w miarę powstawania stałego wojska zaciężnego stawał się wodzem stałym; od 1539 r. miał zastępcę w hetmanie polnym (capitaneus campester). Po wy- marciu piexwszych stałych hetmanów wznowił tę godność Batory i uczynił z niej, na dobro Zamoyskiego, potęgę, która z czasem przeciwstawi się tro- nowi. Cała niemal administracja wojskowa i cała jurysdykcja karno-dyscypli- narna nad wojskowymi zależała od hetmana, co odczuwały także w kraju bliższe i dalsze rodziny podwładnych; nadto prowadził on pewne korespon- dencje z zagranicą, mianowicie ze wschodnimi sąsiadami państwa. Podlegali hetmanowi: pisarze wojskowi, oboźni, strażnicy, generałowie artyleru oraz ówcześni regimentarze. Z innych urzędników centralnych tylko referendarz miał funkcje rzeczywiste; przedstawiał królowi sprawy bieżące i sądził skargi włościan w królewszczyznach. Podkomorzy, chorąży, cześnik, podczaszy, stol- nik, podstoli, miecznik, koniuszy, krajczy, o ile nie spełniali szczególnych funkcji zleconych (np. chorążowie w wojsku), to paradowali tyiko na uro- czystościach. Poszukawszy w Iiolumina Legum, można znaleźć ustawy contra negligentes officiales, ustanawiające dla nich forum przed królem lub w trybunale; wy- padki atoli usuwania złych funkcjonariuszy nikną na tle obowiązującej zasa- dy (1538) i praktyki dożywotności urzędów. Wolała szlachta mieć rząd rozbity, niekompletny, nieodpowiedzialny, niż sama czuwać nad jego sprężystym dzia- łaniem albo zostawić królowi prawo dymisjonowania ministrów; ta sama za- sada nieusuwalności rozszerzyła się szybko na wszystkie godności i tytuły, aż do lokalnych i najniższych. Aby zaś nie dopuścić do skupienia władzy i do- chodu w jednych rękach i nie wytwarzać przez to nowej lub nie potęgować dawnej arystokracji, opisano (od r. 1504) różne incompatibilia. Nie wolno było łączyć w jednej osobie ani ministeriów, ani senatorstw, ani bogatszych biskupstw z ministeriami, ani kanclerstwa z senatorstwem, ani nawet (od 1563) dwóch urzędów ziemskich. 7. Zarząd lokalny Słynne powiedzenie Zamoyskiego, że Polska ma mniej urzędników niż drob- niutka Lukka we Włoszech, mogłoby się wydawać przesadą, gdyby poracho- wać w Rzeczypospolitej wszystkich utytułowanych personatów. Toż w każdej ziemi istniała poniżej wojewody i kasztelanów hierarchia urzędników ziem- skich: podkomorzy, starosta grodowy, chorąży, sędzia ziemski, podsędek, stol- nik, podczaszy, podstoli, cześnik, łowczy, wojski, pisarz, miecznik, poza tą hierarchią komornik, sędzia grodzki; pomnożywszy tę kwotę przez liczbę wo- jewództw i ziem względnie powiatów, otrzymalibyśmy z górą 1000; na Litwie doliczyć by wypadło szczątkowe godności budowniczych, ciwunów, horodni- czych, mostowniczych, strukczaszych; w administracji dóbr koronnych wielko- rządców, ekonomów, burgrabiów, żupników; w skarbowości doczesnych po- borców, szafarzy, superintendentów, rewizorów, dozorców ceł i myt. W każ- dym razie z Lukką Rzeczpospolita wytrzymałaby porównanie zwycięsko. Tyl- ko że w ziemiach poza starostą, sędzią ziemskim i ich zastępcami lub depen- dentami tylko podkomorzy trudził się procesami o granice, a wojski opiekował 352 się kobietami i dziećmi w razie pospolitego ruszenia, setki innych - figuro- wały. Bo też nie utworzono i nie chciano tworzyć podstaw finansowych dla stanu urzędniczego. Kto służył, służył darmo albo za drobną przygodną opłatą (w sądach, kancelariach), albo najczęściej w nadziei chleba dobrze zasłużonych. Wojewoda prowadzi do króla pospolite ruszenie powiatów, które do niego przyprowadzili kasztelanowie; ma władzę nad Żydami, reguluje miary, wagi i ceny produktów miejskich. Kasztelan nie dba nawet o zamki. Od tego jest starosta, który potracił różne inne funkcje wojskowe i polityczne, jakie miał w wiekach średnich; on bądź co bądź sprawuje policję bezpieczeństwa, wy- konywa wyroki i sprawuje lub funduje jurysdykcję grodzką. Czterej staro- stowie: wielkopolski, ruski, podolski i krakowski noszą nazwę generałów, bo trzej obsadzają sądy wszystkich grodów województwa, a czwarty, bo mu z ta- kim tytułem do twarzy. 8. Sejmiki Przeznaczenie ich od XV w. było dwojakie: sprawowały samorząd i wyła- niały przedstawicielstwo narodowe. Ta druga funkcja rozwinęła się ogromnie kosztem pierwszej, ale bardziej jeszcze kosztem rządu i samego sejmu. Jak działały sejmiki za ostatnich Jagiellonów, dotychczas nie zbadano; słychać tylko w tym czasie o zwiększeniu liczby posłów wojewódzkich, widocznie więc uwaga skierowana była na sejm. Dopiero zjazdy 1573-1576 r. wyzwoliły w społeczeństwie pęd do sejmikowania. Liczba tych kółek mechanizmu, czy też komórek organizmu narodowo-państwowego doszła pod koniec XVI w. do 70, a przybrały one różne kształty i postacie. Sejmikowano w powiatach (np. niekiedy w województwie sandomierskim i na Litwie), ziemiach (na Mazowszu), województwach; nieraz w jednej miej- scowości dla paru województw razem (Poznańskie i Kaliskie w Środzie, Brze- skie i Inowrocławskie w Radziejowie). Niektóre sejmiki, reprezentujące kilka osobnych samorządnych terytoriów, nazywały się generałami: tak generał pru- ski (w Malborku lub Grudziądzu) jednoczył reprezentację 3 województw, ma- zowiecki w Warszawie -10 ziem29, rawski w Bolimowie - 3 ziemie, ruski w Sądowej Wiszni - 3 ziemie. Pod względem czynności rozróżniano sejmiki poselskie, tj. przedsejmowe, godpodarskie (zapewne najdawniejsze), elekcyjne dla wyboru kandydatów na sędziów, podsędków, pisarzy i podkomorzych, deputackie od r. 1578-1581, relacyjne, od 1589 r. niekiedy łączone z deputackimi; później przybyły jeszcze sejmiki komisarskie dla wyboru komisarzy na trybunał skarbowy (od 1613 r., ale nie wszędzie od razu). Miejscem sejmiku bywał zwykle centralny punkt (a niekoniecznie najwięk- sze miasto) województwa. Sieradzanie tedy zjeżdżali się w Szadku, Sandomie- rzanie do Opatowa, Krakowianie do Proszowic. Wielkopolanie w Środzie (jak wyżej). Obradowano w kościołach, z których na ten czas wynoszono Sanc- tissimum. Zgromadzenie, zwołane przez króla (bo tylko sejmiki elekcyjne 29 Przeważnie także i reprezentacje województw płoekiego i rawskiego, a cza- sem również podlaskiego. 12 - Dzieje Polski nowożytnej - tom I na urzędy ziemskie zwoływał pierwszy senator), zagajał najwyższy urzędnik ziemski, po czym w Koronie wybierano każdorazowo marszałka, a na Litwie stale przewodniczył marszałek powiatowy3o. Głos mieli na sejmiku posesjo- naci danego województwa - zasada ustalona w interesie miejscowych oby- wateli, aIe nadwerężona później na korzyść miejscowej gołoty; nigdzie jednak, rzecz szczególna, nie prowadzono spisu owych posesjonatów (listy wyborców). Jeżeli sejmik był poselski, to poseł od króla występował z instrukcją, czyli programem obrad; wotowano najpierw ex turno3l, lecz w razie różnicy zdań następowała dyskusja swobodna i głosowanie lub aklamacja (okrzyk "zgoda"). Głosować większością postanowiły na wyborach posłów i deputatów woje- wództwa: mazowieckie w 1598 r., krakowskie, sieradzkie, ziemie wieluńska ;i chełmska w 1611, po 2 latach kijowskie, płockie, malborskie, pomorskie, zie- mia mielnicka i cała Litwa, a w 1631 r. całe Podlasie, ale nałóg jednomyślności nie dawał się i tam wyplenić. Czy instrukcje uchwalano przed wyborem po- słów, czy dopiero po nim i w jaki sposób: większością czy za powszechną zgodą, nie wiadomo; raczej spisywano je po wyborze, w myśl przeważającej, ale nie obliczonej dokładnie woli sejmiku. Groźnym, a powszechnym zjawiskiem było pod koniec XVI w. rozszerzenie funkcji sejmików: jeżeli przed r. 1572 wybierały one tylko poborców, to od 1589 powołują szafarzy do zawiadywania groszem państwowym, a od 1591 r. coraz częściej biorą pobór "do braci", tzn. posłowie uzależniają zgodę na uchwałę podatkową od zatwierdzenia sejmiku. Autonomia skarbowa woje- wództw jest jeszcze w tym czasie bardzo ograniczona: uchwalają one sobie lub rezerwują od czasów Zygmunta III czopowe, poza tym czerpią dochód z rozprzedaży soli suchodniowej i z pieniędzy tych utrzymują od początku XVII w. żołnierza powiatowego na obronę państwa. Bez porównania mniej uwagi pochłaniały zadania samorządowe; widać to z przeznaczenia sum przez szlachtę na miejscowe potrzeby wotowanych: skarb wojewódzki płacił diety, pensje (salaria), honoraria posłom, deputatom, mar- szałkom, nagrody zasłużonym, zapomogi pogorzelcom, kościołom i klaszto- rom; o drogi, mosty, zdrowie publiczne, oświatę, wcale się nie troszczył. 9. Sądownictwo Zgodnie z zasadą: actor sequiturforum rei32 dzieliły się u nas sądy na ka- tegorie stanowe, według tego z kim ma być sprawa: ze szlachcicem, mieszcza- ninem, duchownym, chłopem czy Żydem, a nie według demokratycznego roz- różnienia wszystkich spraw na cywilne i karne. Przebudowie społecznej, która polegała na zwichnięciu równowagi stanów i ugruntowaniu prepotencji szla- checkiej, towarzyszyły w sferze sądownictwa przesunięcia nieco chaotyczne, 30 przykłady z praktyki wskazywałyby na to, że funkcją marszałkowską obda- rzony był zazwyczaj najwyższy w hierarchii spośród obecnych senator lub urzędnik ziemski. 31 (lac.) po kolei. 32 (łac.) sądem właściwym jest sąd powoda (oskarżyciel winien występować do sądu powoda). 354 ale ostatecznie ugruntowały się pewne linie zasadnicze. Zasadą było, że spraw ważniejszych nie sądzą instancje najniższe, instancja wyższa wyjątkowo może zająć się sprawą mniej ważną. Po wtóre: od każdego wyroku możliwa jest apelacja do drugiej instancji. Trzeciej instancji, kasacyjnej, nie ma, wskutek czego wyradza się apelacja dalsza: ad idem iudicium melius informandum33. Znaczne różnice zachodziły zrazu między Wielką i Małą Polską, ponieważ ta ostatnia później otrzymała starostów; w ciągu XVI i XVII w. jednak zapa- nowała jednostajność i to w sensie demokratyzacji ciała sędziowskiego: ele- ment fachowy, urzędniczy, ustępował miejsca ziemiańskiemu. Całość sądowni- ctwa przedstawiała się mniej więcej tak: A. a) Sąd ziemski rozpatruje wszystkie sprawy przeciw szlachcie-ziemianom, z wyjątkiem zastrzeżonych dla króla lub grodu. Tworzą go: sędzia, pod- sędek (albo ich zastępcy komornicy) i pisarz, wszyscy mianowani przez króla spośród 4 kandydatów sejmików. Asystują asesorowie z łona obecnej szlachty. Jeździ ten sąd po powiatach, co miesiąc odbywając roki. b) Sąd grodzki ściga 4 zbrodnie główne (podpalenie, napad na drodze pu- blicznej, najazd na dom, zgwałcenie), ale ponieważ działa szybciej niż ziem- ski, więc po trosze odbiera mu część kompetencji; tylko tutaj procesuje się szlachta-gołota. Gród załatwia nad to różne sprawy w drodze krótszej, admi- nistracyjnej, jako officium, a nie iudicium, skutkiem czego legalizacja (wpis, zeznanie) czynności prawnych przenosi się coraz częściej w jego mury. On też odbywa swoje roki, ale na miejscu, bez objazdów; udział starosty nie- zbędny jest tylko przy czterech articuli castrenses34. c) Sąd podkomorski w jednej osobie rozstrzyga spory graniczne. B. Apelacja w sprawach ze szlachtą od wszystkich powyższych sądów szła za ostatnich Jagiellonów do wieców; tu zasiadali dostojnicy, ale z biegiem czasu coraz mniej dostojni - wystarczali ziemscy. Kiedy prawo apelowa- nia do wieców albo z pominięciem wieców prosto do króla doszło do absurdu, instancją apelacyjną stał się trybunał, a wiece znikły. Składał się trybunał z 27 deputatów, o ile można co roku innych, oraz z 6 deputatów duchownych wybieranych przez niektóre kapituły. Do sądzenia wystarcza komplet 7 sę- dziów. Sprawy między duchownymi i świeckimi sądzi trybunał duchowny o składzie pół na pół mieszanym. Tu przewodniczy "ksiądz prezydent", wy- brany przez deputatów duchownych, a całemu trybunałowi marszałkuje wy- bierany marszałek. Ufundowanie, czyli resumpcja trybunału, ma miejsce w Piotrkowie w październiku, w pierwszy poniedziałek po św. Franciszku, w miesiąc po sejmikach; od Wielkiej Nocy do jesieni trybunał odbywa dla Małopolski kadencję w Lublinie. Sprawy duchownych w razie równości gło- sów odsyła na sejm. Trybunał sądzi też w pierwszej instancji sprawy przeciw starostwom i urzędnikom grodzkim o zaniedbywanie obowiązków. Po ustano- wieniu trybunałów sąd sejmowy zatrzymał już tylko w drodze apelacji sprawy prawa publicznego (iuris communis), właściwe karne (mere criminales) i spra- wy przeciw urzędnikom; zasiadali w nim wszyscy senatorowie i delegaci izby poselskiej. C. Sąd asesorski, czyli zadworny (za dworem); sprawował kanclerz lub pod- kanclerzy z udziałem referendarza, sekretarza, pisarza i innych osób, które 33 (łac.) lepiej się odwoływać do tego samego sądu. 34 łac.) artykuły grodzkie. 355 sam powoływał i których zdaniem się nie krępował. Tu szły apelacje od wy- roków miejskich, sprawy przeciw miastom, sprawy królewszczyzn i niektóre sprawy skarbowe szlachty. Jeżeli król zasiadał w asesorii osobiście, np. dla spraw apelacyjno-kurlandzkich, to to się nazywało sądem relacyjnym. O refe- rendarii była mowa powyżej, tak samo o sądach duchownych i wiejskich. Żydzi między sobą prawowali się w sądach "dajanów", a chrześcijanie z ni- mi - w sądach wojewodzińskich (podwojewodzi, sędzia i pisarz). Były jeszcze sądy ormiańskie i sądy marszałkowskie o bezpieczeństwo publiczne w rezy- dencji krakowskiej; był więc wielki partykularyzm i rozgardiasz w sądowni- ctwie staropolskim, ale nie brakło go także w systemie sądowym angielskim. Co ważniejsza, całe życie przenikał duch swoistego legalizmu, a nie samowoli, czego dowodem brak w tym okresie sądów nadzwyczajnych, z jedynym wy- jątkiem jurysdykcji kapturowej podczas bezkrólewi. 10. Konfederacje i rokosze Nic bardziej fałszywego jak pogląd upatrujący w konfederacjach przede wszystkim objaw prywaty i anarchii. Niemal każda była wybuchem energii narodowej, próbą wyjścia z tej niemocy, jaka zrodziła - na własną ochro- nę - przesąd jednomyślności; próbą stworzenia kosztem prywatnego,.ja" pewnego zbiorowego "my". Wynalazek to pierwotnie mieszczański (związki miast 1302, 1310, I 350 r. dla obrony bezpieczeństwa handlu), naśladowany przez szlachtę (wielkopolska 1352, ogólnopolska 1382,1384, potem 1406-1407). Miewały te związki charakter jednostanowy, choć chciały reprezentować całe społeczeństwo (konfederacje: wieluńska 1424 r., jedlińska 1430, korczyńska 1438), czasem zawierano je dla walki z innym stanem; wyjątkowo w latach 1384 (Radomsko),1464 (Lwów), dopuszczała szlachta do czynnej roli w konfederacji miasta. Póki nie istniał sejm walny, związki te służyły za surogat reprezen- tacji stanowej, gdyż wprowadzały lub utwierdzały zobowiązania do poparcia akcji rządowej lub królewskiej, jakich nie można było oprzeć na tytule praw- nym. Równolegle z powstaniem sejmu konfederacje nikną, tylko ich hasło (kaptur albo kapturek) pobrzmiewa u schyłku doby jagiellońskiej, aby się rozpalić nagle w bezkrólewiu. Niezależnie od tego kiełkowała idea rokoszu jako zbiorowego oporu prze- ciwko władzy. Tu zresztą rzecz i nazwa nie od razu związały się ze sobą: prawo oporu przyznawał senatorom przywilej mielnicki [1501 r.], gdzie o ro- koszu nie ma mowy; szlachta przymawiała się u króla o rokosz w 1521 r., aby poprzeć (jak pod Cerekwicą,1454 r.) swe społeczne żądania, chociaż nie zano- siło się na bunt. Od wojny kokoszej można uważać, że te elementy: tłumny zjazd i opór przeciwko rządowi złączyły się w jednym pojęciu rokoszu. Arty- kuł de non praestanda oboedientia35 w redakcji 1573 r. dał takim wybuchom mocniejszą podstawę; nie każdy jednak rokosz przybierał zarazem formę kon- federacji, tj. zorganizowanego związku popartego ślubowaniem czy przysięgą, z osobnymi władzami. Jakież to były zobowiązania i jakie władze? Konfederację tworzy się na 35 łac.) o wypowiedzeniu posłuszeństwa. 356 czas potrzeby do osiągnigcia celu (wywalczenie lub obalenie praw, o rona kraju, spokojne przetrwanie krytycznych chwil). Minimum organizacji polega na zobowiązaniu wszystkich członków do czynnej pomocy i łamania oporu ' (contra talem omnes consurgemus36). W 1606 r. po raz pierwszy na czele kon- federacji występuje osobny marszałek; przy boku ma radę konsyliarzy; stop- i niowo, gdy konfederacje coraz śmielej ignorują normalny ustrój władz, po- ; wstają także sądy konfederackie, a komendę nad wojskiem obejmują z czasem j regimentarze. W okresie pojagiellońskim można wyróżnić kilka rodzajów konfederacji: l. normalne (podczas bezkrólewi), z których wyrasta konfederacja generalna na konwokacji; 2. lojalistyczne, przy królu, jak wiślicka 1606 r., późniejsza tyszowiecka itd.; 3. rewolucyjne (rokoszowe), które królowi wypowiadają po- słuszeństwo i dążą do nowej elekcji; 4. konfederacje dla samoobrony, np. prze- ciw opryszkom, jakich przykłady widzimy w województwie ruskim; 5. konfe- ! deracje wojskowe dla wymuszenia zaległego żołdu. Budowa konfederacji kapturowych dwupiętrowa, analogiczna do sejmików ', i sejmu, udziela się z czasem wszystkim konfederacjom generalnym; związki ziemskie wysyłają do generalności swych konsyliarzy generalnych lub mar- szałków, nie słychać tylko, by dawały im instrukcje. Bo też cały ten nadzwy- 5 czajny organ przedstawicielski jest jakby sejmem w stanie nadzwyczajnego podniecenia. Istota udziału w konfederacji polega na poddaniu się woli zbio- i rowej i wyrzeczenia "wolnego nie pozwalam". Nie od razu wprawdzie przeję- ły konfederacje sądowy sposób głosowania większością - wolały raczej podda- wać się dyktaturze wodza, ale uznawały wszystkie, że opór jednostki czy frakcji nic nie znaczy: wolno jej odejść precz, a wtedy wszyscy na secesjoni- stów powstaną i zetrą ich z oblicza ziemi. Konfederacje tworzyły się dosyć często, aby pogłębić pogląd, że poza nimi obowiązuje i wystarcza reguła jedno- myślności, w ostateczności bowiem naród połączy się węzłem i wszelkie prze- szkody przełamie; nie dość często, by wdrożyć wszelką mniejszość do podda- i wania się większości, tak jak poddawały się jej za granicą mniejszości angiel- skie czy włoskie bez ujmy rzeczywistej swobody politycznej. 11. Skarbowość W miarę tego, jak Polska z królestwa przeobrażała się za Zygmuntów w "Rzeczpospolitą", zachowując jednak duży zakres prerogatywy monarszej, jej "pospolita" gospodarka skarbowa rozrastała się kosztem odrębnej, nadwor- nej. Zrazu był tylko jeden skarb, królewski, i z niego król czerpał środki na obronę swego królestwa. Ale naród chciał mieć skarb własny, państwowy, tyl- ko się wahał, czy wystarczy stwarzać go doraźnie, na każdą potrzebę, czy też lepiej stworzyć skarb stały, o znaczeniu gotowego zasobu na wojnę stale się uzupełniającego, co ulżyłoby królowi, a tym samym umocniłoby jego stano- wisko. Połowiczne rozwiązanie (minimum obrony) znaleziono, jak wiemy, w kwarcie, którą składano w osobnym wojennym skarbie rawskim. Dochody skarbu królewskiego (od początku XVI w. nadwornego) płynęły 36 (lac.) przeciwko takim wszyscy wystąpimy. 357 z dóbr ziemskich, żup solnych, opłat przygodnych, jak podwodne, stacyjne i koronacyjne, wreszcie z olbory olkuskiej, mennic i gdańskiego funtcolu. Tu przede wszystkim musimy się zająć mennicą jako regulatorką wszelkiego obrotu pieniężnego. Zygmunt I zastał osobne systemy monetarne: koronny, litewski i pruski, obejmujący dość jednolicie Prusy Królewskie, Zakonne i Gdańsk. Z wielkim trudem kraje pruskie wciągnął do unii pieniężnej z Ko- roną (1528); to samo osiągnął Zygmunt August z Litwą w akcie 1569 r., ujednostajniając stopę, lecz zachowując odrębny dla Wielkiego Księstwa stem- pel. Po słynnej walce z wyzyskiwaczami świdnickimi, których osłaniał rząd Ludwika Jagiellończyka, moneta polska odłączyła się od czeskiej, a reprezen- towały ją grosz (= 2 półgroszki lub 3 szelągi = 6 ternarów = 18 denarów) oraz złoty (= 5 szostaków = 10 trojaków = 30 groszy), tylko że ów złoty był. raczej, jak i grzywna ( = 48 groszy), jednostką obliczeniową. Później grzywna poszła w zapomnienie. Znaczniejszych kryzysów monetarnych XVI w. u nas nie zna (mimo napływu amerykańskich kruszców); dopiero za Zygmun- ta III, wobec napływu z Niemiec upodlonej monety musiał i nasz sejm (1623) pozwolić na obniżenie stopy (stopniowo o 40a/o). Królewszczyzny po egzekucji oddawano adfideles manus3 albo puszczano w dzierżawę; te, które specjalnie służyć miały do pokrycia potrzeb dworu, nazywano od 1590 r. dobrami stołowymi, albo, w większych kompleksach, ekonomiami (Sambor, Malbork, Nowy Dwór, wielkorządy krakowskie na Litwie - Szawle, Brześć, Grodno, Mohylew, Kobryń itd.). Żupy solne dzie- liły się na podkrakowskie (Wieliczka, Bochnia) i ruskie (Drohobycz, Sól i in- ne), w tych ostatnich warzono sól, a nie wyłupywano jej bałwanami; rozprze- dażą soli królewskiej zajmowały się komory, zwykle położone nad rzekami. Cła królewskie (wielko- i małopolskie, ruskie, podlaskie itd.), ściągane w mias- tach handlowych, a nie na granicach, na ogół wypuszczał skarb nadworny w dzierżawę, tylko wodne, wrocławskie, eksploatowano we własnym zarządzie. Olborą nazywano dochód skarbowy z kopalń srebra i ołowiu, które eksplo- atowali prywatni przedsiębiorcy, gwarkowie. Funtcolem dzieliły się z królem miasta: Gdańsk, Elbląg i Ryga. Ogółem, w ostatnim roku Batorego obliczono dochód skarbu nadwornego na 234297 złotych. Skarb pospolity czerpał z kwarty (1575 r.) 82490 złotych, z annat, tj. sum, które przed ustawą 1567 r. biskupi i opaci płacili Rzymowi za beneficja du- chowne, nie czerpał prawie nic; wszystko poza tym ciągnął z podatków i osob- nych ceł. Najnormalniejszym podatkiem było łanowe, czyli pobór tylko od łanów kmiecych; jednostkę normalną pod koniec XVI w. nazwano symplą i uchwalono później 3, 6, 9 sympli czy poborów naraz, co się jednak wielu województwom tak nie podobało, że wszelkie ofiary ponad jedną symplę brały "do braci". Główny podatek miejski, szos, wymierzano pierwotnie według otaksowanego majątku mieszczan, później już na podstawie starych kwitów, poźostawiając magistratom rozkład kwot według nieruchomości; uzupełnie- niem szosu na nieposesjonatów był podatek zarobkowy. Z szosu wyrosło po- główne żydowskie, które później zryczałtowano i też zostawiono ściąganie organizacji kahalnej. Główny podatek pośredni dotykał produkcji (lub nie- kiedy wyszynku) trunków, piwa, wódki i miodu (nie wina), a nazywał się czopowe. Dla win przywożonych z zagranicy potworzono składy w 12 miastach 3' (łac.) do wiernej ręki. 358 celem ściągania składowego; nad czopowym czuwały wcale liczne komory celne, które Rzeczpospolita rozbudowała od 1504 r. do spółki z królem dla poboru własnych swoich ceł wywozowych i wwozowych. Osobną kategorię stanowiły dochody z prowincji pruskiej, osobną daniny z księstw lennych, nadzwyczajne kontrybucje wojenne i donatywy doraźne. Ogółem skarb pospo- lity w 1578 r. zainkasował około 600000 złotych polskich. Za Zygmunta III i Władysława IV, wobec częstych wojen, dochód skarbu koronnego po trosze podnosił się z 280000 dukatów do 466000, a więc o blisko 60o/o, przy czym 80o/o przypadało na podatki uchwalane przez sejmy. Znaczyło to, że naród w coraz wyższym stopniu brał na swe barki potrzebę publiczną, że ją zaspokajał w sposób bardziej nowożytny, majątkiem, a nie krwią. W po- równaniu z czasami takiego Kazimierza Jagiellończyka (oba skarby, nadworny i pospolity, w 1485 r. - 50000 złotych dochodu) albo i z czasami Zygmunta I (skarb pospolity 70-100000) postęp był pokaźny. Państwo polskie dźwignęło się znacznie od tych czasów, kiedy je przewyższał bogactwem nie tylko król węgierski, czeski, ale nawet elektor brandenburski. Dalszemu jednak postępo- wi przeszkodziły różne zboczenia. Sama doraźność dobrowolnych uchwał po- datkowych oznaczała zarazem niepewność gospodarczą dla opodatkowanych; dozór społeczeństwa nad skarbowością zabezpieczałby siły materialne kraju od marnowania i wyzysku, gdyby to społeczeństwo umiało działać jako jedna całość; skoro wszakże sejmiki ujmowały władzy podskarbim i rezerwowały ją swoim szafarzom, aby jak najwięcej podatku zarezerwować na potrzeby miejscowe, skoro deklarowały podatki w nierównej mierze, zależnie od gro- żącego z pewnej strony niebezpieczeństwa, to taki system krzywdził nieraz czynniki ofiarne, a nie usuwał owej skarbowej biedy (inopia), na którą się skarżył jeszcze Zygmunt Stary. 12. Wojskowość Jeżeli 9/lo budżetu państwowego szło na utrzymanie wojska, to stąd by można wnioskować, że Rzeczpospolita Polska była państwem wybitnie mi- litarnym. Istotnie, nobilis Polonus nie rozstawał się z szablą, a obrona kraju nie schodziła z porządku obrad publicznych - ale też właśnie chodziło tylko o obronę. Nie tylko moralista Frycz Modrzewski, ale i hetman Tarnowski potępiają samą myśl wojny zaczepnej, i nic dziwnego: państwo nasycone unią z Litwą, zabezpieczone gospodarczo wywozem mas zboża, nie myślało poważ- nie o ekspansji w żadnym kierunku i pod tym względem nie mogło się równać ani z ojczyzną Gustawa Adolfa, ani z ojczyzną Kondeusza. Do celów obronnych istniał cały system wojskowości staropolskiej. Pierwszą obronę stanowiły roty zaciężne, drugą pospolite ruszenie. Dla celów taktycz- nych łączono roty w hufy, później w pułki. Ponieważ ogromna większość wo- jen toczyła się na wschodzie, w szerokich przestrzeniach o stosunkowo małej ilości twierdz, z nieprzyjacielem lotnym a technicznie wyposażonym niezbyt wysoko, więc jazda górowała nad piechotą, a szabla i kopia nad bronią palną. Wcześnie ustalił się podział konnicy na ciężką kopijniczą (późniejszą husarię), lżejszą (Kozaków w misiurkach itp.) oraz najlżejszą, stosownie do trzech głównych zadań konnicy, jakimi są łamanie szyków wroga, manewr 359 i pościg oraz służba czatownicza i podjazdowa. Roty piesze ("drabskie") różniły się od piechoty zachodniej głównie tym, że mało używały spis, prze- ważnie rusznic czy arkebuz (w XVII w. muszkietów). Artyleria (puszkarze) stanowiła bractwo św. Barbary z własnymi artykułami i przywilejami: rolę sa- perów spełniali przy oblężeniach, naprawie dróg i mostów szancmistrze. Hetman artykułami swymi (które niekiedy zatwierdzał sejm) regulował całą służbę wewnętrzną garnizonową, polową, obozową; pospolite ruszenie opisane było w ustawach, które nakazywały (od 1563 r.) odbywać co roku popisy, czyli okazowania. Prowadzić je mógł tylko król, nie dzieląc go na korpusy, nie trzymając w obozie na miejscu dłużej, jak przez dwa tygodnie, ani nie wyręczając się hetmanem. Te najogólniejsze zasady i urządzenia umiała dawna Polska rozwinąć celowo w praktycznym zastosowaniu. Nie ulega wątpliwości, żeśmy mieli w epoce wielkich hetmanów własną doktrynę wojenną (Tarnowski, Bielski, Sarnicki, Starowolski, Fredro), częściowo tylko powziętą ze starorzymskich wzorów (Vegetius) i jeszcze lepszą od niej własną sztukę, że wymienimy tylko odrębny sposób użycia piechoty, rozczłonkowania szyku bojowego z zastoso- waniem tzw. hufców siekanych, obronę taborową (tę zresztą zapożyczono od Czechów), a doświadczeni wodzowie nasi, dalecy od pedantyzmu i doktryner- stwa, umieli dostosować swe sposoby do każdorazowej sytuacji w terenie. Toteż do początku XVII w. nie było dla nich groźnego wroga: inteligencją zrównoważono i przewyższono tępą masę moskiewską. Polska jest wówczas na wschodzie Europy obok Turcji najpoważniejszą siłą wojenną. "Gdy w całej Europie taktyka przybiera formy sztywne i schematyczne, sztuka naszych hetmanów pozostaje żywą, czyny ich i dzieła imponują wiedzą i rozumem, a porywają bogactwem idei oraz inicjatywą twórczą" (Kukiel). Jednak w tej sile coś się zaczynało psuć. Daremnie myśl Zamoyskich, Żółkiewskich, Koniec- polskich szukała na to osłabienie środków zaradczych na Zachodzie. Od dawna pomagali sobie Polacy zaciągiem żywiołów obcoplemiennych: Węgrów, Tata- rów, Niemców, Serbów, Wołochów, Czechów, Szkotów; później przyswoili sobie wszelkie typy zagranicznego żołnierza: usarzy, arkebuzjerów, rajtarów, drago- nów; stwarzali własny wzór elearów-lisowczyków. Uznając w zupełności twórczą zasługę Batorego i Koniecpolskiego w użyciu piechoty i w sztuce oblężniczej, Władysława IV na polu artylerii itp., trzeba stwierdzić, że porażki nasze od schyłku Zygmunta III ujawniły inną słabość staropolskiego żołnierza. Istota tkwiła nie w sztuce wodzów, lecz w nie dostosowanym do wzorów zachodnich składzie wojska (jazda przeciw fortyfikacjom), w małej liczbie i w duchu żołnierza. Kiedy się czyta te liczby kirchholmskie (31/2:14), kłuszyńskie (5:48), gdy się widzi Zygmuntów I i II utykających w obozie z ogromnym pospolitym ruszeniem, Zygmunta III idącego na podbój Moskwy w 12000 ludzi i koni, Chodkiewicza ciągnącego na ratunek załogi Kremla w 2000, kiedy się wie, że ośmio-, dziesięciomilionowa Polska utrzymuje podczas doniosłych wojen po 30 000 wojska (gdy Szwedzi mieli 11/2 raza więcej ) - to widać w tym wszystkim groźną dysproporcję między celem narodowym a zdolnością do wysiłku i ofiar po stronie szerszego ogółu. Obrony państwa nie gwarantował taki stan rzeczy, gdzie bierne rzesze czekały, aż je garstka bohaterów - nie- raz źle płatnych - ocali, zwłaszcza kiedy z tych rzesz udzielał się samym bohaterom duch samowoli i niekarnośei. Wojsku polskiemu złotych czasów brakło nie cudzoziemskich wynalazków, ale liczby i karności. Przeciwnie, waż- ną jego siłą była świadomość, że walczy w obronie pewnej swoiście pięknej 360 i szlachetnej idei politycznej, która z czasem w historiografii porozbiorowej zyskała imię jako - 13. Idea jagiellońska Sami Jagiellonowie o jej istnieniu nie wiedzieli. Ambicją podobni chwilami do Habsburgów, bo też Kazimierz IV miał przy boku Rakuszankę Elżbietę, a wszyscy następcy mieli w żyłach krew rakuską, pozbawieni jednak środków finansowych i militarnych, zdobywali trony i protektoraty wyzyskując atrak- cyjną siłę polskich zasad ustrojowych. Jeżeli pod dachem jagiellońskim kwitły wolności, jeżeli tam różne grupy wyznaniowe i plemienne rozwijały się swo- bodnie po swojemu, jeżeli ziemie rządziły się same, a nikt nikomu przemocy swej nie narzucał, to w tym należy widzieć ideę polską, a nie żadną jagiel- lońską; jej echem (charitas) brzmi akt unii horodelskiej, podobnie jak akt unii lubelskiej i testament Zygmunta Augusta. Owa chrześcijańska zasada braterskiej miłości stała się regułą polityczną, jedynie przydatną w tych warunkach, gdzie jeden naród szlachecki objął pa- tronat nad olbrzymimi krajami innego języka i wiary, którym narzucić swej woli również nie mógł inaczej, jak tylko z dobrej woli i z takiej samej chęci i miłości. W ten sposób mniemana idea jagiellońska łączyła się genetycznie z decentralizacją państwa i niemocą przedstawicielstwa centralnego. Nie zna- czy to zresztą wcale, żeby budowniczym dawnej Rzeczypospolitej przyświe- cał z góry jakiś ideał federalistyczny, wrogi zasadzie narodowej i centraliz- mowi. Szlachta, jak wiemy, marzyła o zupełnym zespoleniu z bracią Litwina- mi w jedno nierozdzielne ciało, w jeden naród ze wspólnym rządem i sej- mem. Królowie również zdawali sobie sprawę z praw żywiołu polskiego jako głównego gospodarza państwa i Zygmunt August umiał we właściwej chwili powiedzieć to posłom pruskim. On też, dla poparcia programu unijnego ko- roniarzy, umiał kazać swym Litwinom zasiadać we wspólnym sejmie, a w po- trzebie nie cofnął się, jak wiemy, przed wcieleniem ziem dojrzałych do inkor- poracji. Jeżeli jednak Litwa zachowała dużą państwową odrębność, to stało się to nie w imię żadnej doktryny dualistycznej, a tylko jako skutek zrozu- mienia po obu stronach faktu, że za Bugiem i Narwią kraj jest inny i ludzie inni, i że podciąganie ich pod wspólny strychulec nie wyjdzie całości na zdro- wie. Uzgodniona z interesem polskim rzeczywista idea jagiellońska, nie po- rywając się na żadne akty przemocy, nie odstępując od drogowskazów "zgo- dy i miłości", przewidywała jednak, rzec można, dalszy postęp zbliżenia i zespolenia, jakie istotnie wyrazi się za Stanisława Augusta w unitarnej Konstytucji 3 Maja. 14. Autonomia Prus i Gdańska Jak wiemy z opisu granic i terytorium Polski (rozdział XII, 2 i 7), były tereny od Korony lub Rzeczypospolitej zależne, przed którymi jednak zatrzy- mywał się pęd unifikacyjny Polaków, napotykał w nich bowiem albo nie- 361 bezpieczne siły odśrodkowe, albo odrębności kulturalne i społeczne, a niekiedy przeszkody natury traktatowo-międzynarodowej. W takich razach stosunek układał się bądź według zasad autonomii, bądź na kształt lenna albo protekto- ratu, który bezpieczniej jednak oznaczać luźnym terminem dependencji. O zakres autonomii Prus Królewskich trwał spór nawet po unu lubelskiej. W społeczeństwie żył długo ten sam duch niezawisłości, który mu kazał zrzucić jarzmo krzyżackie. Mieli Prusacy z polskiego nadania (1526) sejmiki woje- wódzkie, a w województwie pomorskim także powiatowe (od 1594 r.); mieli z dawniejszej tradycji sejm, czy też sejmik (Landtag) generalny, przekształcony ze średniowiecznego Ogólnego Zgromadzenia Stanów. Był także senat pruski, pier- wotnie zwany Radą, który od 1508 r. obejmował: biskupów warmińskiego i cheł- mińskiego, trzech wojewodów, kasztelanów gdańskiego, elbląskiego i chełmiń- skiego, trzech podkomorzych, podskarbiego ziem pruskich oraz reprezentan- tów trzech wielkich miast. Do generału (z siedzibą zwykle w Grudziądzu lub Malborku) należeli także posłowie szlachty i mniejszych miast; trwał taki zjazd kilka lub kilkanaście dni, a uchwalał na prowincji konstytucje. Po trosze żywioł szlachecki grał w nim coraz większą rolę, skutkiem czego posłowie drobno- mieszczańscy przestaną na nim bywać (od 1662 r.). Prowincja polszczyła się samorzutnie, przejmując ogólnoszlacheckie nawyczki, w tej liczbie nałógjedno- myślności; przyjęła trybunał, sądy kapturowe, poniekąd i konfederacje; obsyłała niezliczone sejmy, wciąż atoli akcentując, że według przywileju inkorporacji wszystkie ważniejsze (notabiles) sprawy należą do jej generału i że nie musi ona płacić podatków uchwalonych w Warszawie. Najgorliwiej bronili Prusacy swego indygenatu i wypływającego zeń wyłącznego prawa do zajmowania godności i starostw; tamowali też dostęp Żydostwu. Ale kłócąc się i protestując raz po raz, trwali najwierniej przy Koronie Polskiej, bo też takiej autonomu nie dałby im ani nie uszanował żaden cesarz Habsburg ani książę Hohenzollern. Wyjątkowe stanowisko jako wolne miasto pod zwierzchnictwem Korony Polskiej (bo władzy Rzeczypospolitej nie chce uznawać) zajmuje Giiańsk. Podstawą jego ustroju jest przede wszystkim wielki przywilej inkorporacyjny 1457 r., nieraz później potwierdzany, ale też uzupełniany dekretami, z których jedne, jak zygmuntowski 1526 r., utrzymywały się w mocy, inne upadały. Króla reprezentuje w mieście burgrabia, mianowany zresztą spośród gdańszczan proponowanych przez radę; owa rada, jak i 4 burmistrze (z jej grona), i syndyk, i ławnicy, i sekretarze, są mężami zaufania miejskiej plutokracji; natomiast 8 "eltermanów" i 92 "hundertmanów" uosabiają pospólstwo. Miasto ściąga cła i podatki, utrzymuje silną załogę, zawiera traktaty międzynarodowe; gdy raz zapłaci nowemu królowi kilkaset tysięcy talarów daru wiernopoddańczego, może spokojnie dorabiać się dalej kosztem wszystkich stanów Rzeczypospolitej. Ta potęga ma wszakże jedną piętę Achillesową; mianowicie sprzeczność interesów między patrycjatem i pospólstwem: w tę szczelinę dekretująca ręka królewska może zawsze sięgać skutecznie. 15. Lenna i dependencje Nie są reprezentowane w sejmie, a zwierzchnik król albo zwierzchniczka Rzeczpospolita wysyła do nich w razie potrzeby komisje. Najważniejszym lennem Korony, tj. króla i Rzeczypospolitej, jest Księstwo Pruskie. Jego sto- 362 sunek do państwa regulują, prócz umowy krakowskiej 1525 r. późniejsze akty komisji, dekrety, a utwierdzają go przysięgi, składane przy hołdach książąt i ich opiekunów. Dopiero po takim hołdzie przysięgają księciu poddani, dozór nad legalnością jego rządów sprawują najwyżsi radcy, poddanym wolno od wyroków krajowych apelować do suwerena. Książę winien dostarczać Polsce na wojny skromnego kontyngensu, jedynie w razie napadu na Prusy broni ich razem z Polską wszystkimi siłami. Księstwo od czasu apostazji Albrechta ma drogę zamkniętą do Rzeszy, ale wspólność dynastu, rasy i wyznania zbliża je do Niemiec; liczny żywioł niemiecki panoszy się tu nad mazurskim i litew- skim, skutkiem czego księstwo stanowi między Polską i Bałtykiem obce ciało, bardzo trudne do strawienia. Łączą je z Polską i Litwą instynkty wolnościo- we części szlachty i mieszczan tudzież obustronne związki ekonomiczne, jak między pomostem i zapleczem (Hinterland), znaczna bowiem część handlu litewskiego kieruje się od Niemna ku ujściu Pregoły, do portu króle- wieckiego. Nieco inaczej przedstawia się współżycie z Rzecząpospolitą jej młodszej lenniczki - Kurlandii. Podstawy prawne są podobne: pakt poddaństwa z 1561 r., częściowo wzorowany na umowie krakowskiej 1525 r., uchwała sejmu 1589 r. o wcieleniu Kurlandii i Semigalii do Polski i Litwy z zapew- nieniem podziału na województwa, gdy wymrą Kettlerowie; dalej nadane przez komisję sejmową Formula regiminis oraz Jura et leges (1617), wreszcie decyzje komisorialne 1642 r. Tron dziedziczny w domu Kettlerów, król roz- strzyga spory między księciem i poddanymi; poddani przysięgają księciu, ksią- żę zobowiązany do hołdu osobistego królowi; podział władzy ustawodawczej w granicach statutu zasadniczego migdzy księciem i sejmem mitawskim (do którego sami Polacy zapewnili dostęp mieszczanom, 1617), na czele admini- stracji 4 "oberratów", kraj podzielony na 4 starostwa grodowe; sejmiki wyborcze i relacyjne, instrukcje, ale głosowanie większością. Prawa kato- licyzmu zastrzeżone. Szczuplutki kontyngens lenny do boku suwerena; żadnej prawie siły obronnej. Ta, która jest, głównie służy do utwierdzenia władzy szlachty nad chłopami, bo też rycerstwo miejscowe, zachowując w układzie z Polską swoje prawa feudalne niemieckie, otrzymało na domiar przywileje polskie wraz z całkowitą władzą i jurysdykcją nad biernymi Łotyszami. Nieliczni, zagrożeni z dołu, czasem nawet zabijani przez zrozpaczony gmin, ci potomkowie inflanckich Krzyżaków, wśród ciągłej kłótni z książętami i stanem miejskim muszą lgnąć do Polski, bez której nie utrzymaliby się na powierzchni. Osobną oazę stanowi w Kurlandii i ma osobne Ieges et sta- tuta (1611) z osobną ordynacją (1617) obwód piltyński z miastami Piltyń i Hasenpoth, przedmiot sporu między Kettlerami i biskupami inflanckimi. Rządził tu starosta królewski z landratami; szlachta sejmikowała, piła i urządzała bijatyki. Lenna bytowskie i lęborskie dzierżyli od 1526 do 1637 r. książęta pomor- scy, po 20 latach inkorporacji dostały się one na mocy traktatów welawsko- -bydgoskich w ręce Hohenzollernów; władza Korony-zwierzchniczki była tu słaba, pod koniec wprost papierowa. Co się tyczy Mołdawii, to jej chwilowa zależność państwowa od Polski, nigdy nie uznawana przez Turcję, nigdy też nie przybrała, poza hołdem i przysięgą wierności, kształtów stosunku lenni- czego. 363  11) 21) 31) 41. l1 .1 .1 .1 .1 .1 rI.A.1.a  MALKOM qrt50 39c27a08 39c27d62 4ae 2f 336 0 1 p t 8 2 3 z 0 39 5 0 0 0 n n 8.00 2.0 3.0 --- d 1 8 1    1 1 1 ff 0 1 1 Rozdział Xli Kultura l. Kultura religijna Silni rycerskim duchem patriotycznej elity, poważani w Europie za nasz szczególny typ wolnego obywatelstwa, jaki oręż ukuliśmy sobie w Złotym Wieku na dalszą walkę o byt państwowy pośród narodów Europy? Tu wchodzą w rachubę już nie szable i popędy tłumów, ale "skrzydła i pęta ducha pol- skiego", jego myśl religijna, wiedza, literatura, sztuka, w znacznej mierze też kultura materialna. Religijność staropolska z nizin, w jakie popadła za czasów Krzyckiego, wznosi się potem przez cały wiek XVI i XVII, do czasu się nawet pogłębia, wciąż jednak obejmując raczej uczucie Polaka (szlachcica czy chłopa) niż jego myśl i wolę. Był czas, kiedy Hozjusz spisywał wyznanie wiary katolickiej z nie mniejszą powagą, niż to czynili teologowie zachodni. W pismach Skargi pełno głębokiej etyki, strzelistych wybuchów uczucia, wybornej dialektyki na tematy teologiczne (zresztą czerpanej nieraz z Bellarmina). Później Polska staje się odbiorczynią teologii niemieckiej, francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej, podobnie jak recypuje obcą myśl naukową. Postacie i kult św. Stanisława Kostki, św. Józefata Kuncewicza, bł. Andrzeja Boboli3s stanowią szczytny wyraz uczuć religijnych owej doby, wyrażających się w umiłowaniu bohatera lub męczennika. Na ogół "znamienną cechą pobożności polskiej jest jej personalność, bliski związek ludzi z osobami świętymi, pojętymi na wzór ziemski. Brak tu wielkich koncepcji abstrakcyjnych, nie ma tu dociekań filozoficznych nad istotą bó- stwa [...] religia znajduje się przede wszystkim w sferze uczucia i wyobraźni; jest czymś bliskim, rzewnym, prawie że ludzkim" (Bystroń). Godząc się na tę charakterystykę ogólną, można jednak zaznaczyć obok niej różne znaki czasu: po średniowiecznej walce ducha z ciałem religijność renesansowa szu- kała ozdób dla Boga i świętych; religijność okresu kontrreformacji przede wszystkim siliła się na zwalczanie herezji; jeszcze późniejsza, po zwycięstwie, nie tyle dbała o wewnętrzną świętość człowieka, ile o mnogość i wykwint zewnętrznych praktyk. Z pewnością też już pod koniec naszej doby, głównie za sprawą jezuitów rozwinęły się kulty patronów, rozmnożyły święta, uro- czystości, procesje, pielgrzymki, koronacje, iluminacje, emblematy, gesty, któ- rych klasyczną dobą będzie epoka baroku (165 1750). Myśleć o rzeczach boskich i działać zgodnie z myślą, a nie wypaść z orbity prawowierności - to rzecz trudna: nic też dziwnego, żeśmy niewielu dali przodowników Kościołowi kroczącemu w przyszłość. Z tej samej naturalnej przyczyny myśl religijna naszych różnowierców łatwiej zabłysła oryginal- nością, ba, nawet zaćmiła wiele świateł zachodnich. Mówimy oczywiście nie o luteranach ani kalwinach, bo pierwsi powtarzali pacierz za Melanchtonem, drudzy za Bezą czy Bullingerem, ale o braciach polskich zwanych arianami. Ci z Ewangelu, zwłaszcza z Kazania na Górze, nie wahali się wysnuwać nauk radykalnych, godzących nie tylko w podstawy ówczesnego ustroju kościelne- 3s Andrzej Bobola kanonizowany został w 1938 r. 364 go, ale nieraz i w samą osnowę organizacji społecznej - tudzież państwowej. Pierwszy apostoł antytrynitaryzmu, Piotr z Goniądza, kazał "chrystianom" stronić od urzędów, wyrzec się oręża i wojny, panowania nad chłopem, włas- ności ziemskiej, pracować fizycznie na swe utrzymanie i wszystkich ludzi traktować jako równych bliźnich. Za przewodem Jana Niemojewskiego nie- którzy fanatycy w gminie rakowskiej uwalniali swych chłopów, zatapiali się w dysputach, medytacjach i kazaniach, które wygłaszał pierwszy lepszy chłop, czujący w sobie iskrę Bożą. Gmina rakowska szukała zrazu kontaktu z ko- munistami morawskimi, ale zrażona ich rygoryzmem, spróbowała rozwijać się o własnych siłach, aż popadła w zupełny chaos. Jedni bracia, jak Grzegorz Paweł z Brzezin, Marcin Czechowiec i Faust Socyn głosili, że Ewangelia zabrania podnosić oręż nawet na wrogów napastujących ojczyznę. Inni, jak: Litwin Szymon Budny (O urzgdzie i prawie miecza,1583)39 uznawali władzę państwo- wą i obowiązek obrony ojczyzny. Ten mniej radykalny kierunek musiał przeważyć, jeżeli chciał liczyć na propagandę w patriotycznym społeczeństwie w okresie wojen na trzech rubieżach Rzeczypospolitej. Od początku tedy XVII w. prawdziwi polscy bracia, z takim Samuelem Przypkowskim na czele, godzą się z państwem, prymasem, hierarchią społeczną, nawet z niewolą chłopów, tylko w obrębie istniejącego ustroju każą praktykować cnoty chrześcijańskie, a dla wszystkich wyznań żądają pod opieką państwa szerokiej tolerancji; jedynie zaś przybysze z Zachodu, Niemcy, traktują obowiązki wobec ojczyzny polskiej z ewangelicznym indyferentyzmem. W każdym razie, obok doktryn zabójczych dla państwa kiełkowały w gminach ariańskie idee sprawiedliwości społecznej, nieraz poparte czynami, kiedy tymczasem uczniowie-współwyznawcy Skargi puszczali mimo uszu jego wołanie o litość nad ubogim oraczem. Mogliby się oni raczej poszczycić swoim entuzjazmem krzyżowców w zmaganiach z półksięży- cem, gdyby nie to, że idea przedmurza chrześcijaństwa, głoszona z Rzymu, zaczęła się przyjmować na dobre dopiero po Cecorze, a zatryumfuje dopiero w dobie Kahlenberga. 2. Literatura piękna Nie tylko "uczuć swych kwiaty", ale i ziarna swych myśli składała Polska zygmuntowska nade wszystko w poezji. Nade wszystko, ale nie przede wszy- stkim. Kunsztowne rymy łacińskie czasów Zygmunta Starego, jakie układali Krzycki, Dantyszek i laureat Janicki zanadto tchnęły wspólną atmosferą eu- ropejskiego humanizmu, by je można było uznać za dokumenty kultury na- rodowej. Dopiero w szacie polskiej, jaką pierwszy zastosował Biernat z Lubli- na, a narzucił, rzec można, ogółowi piszących Mikołaj Rej z Nagłowic, mogła się dusza polska wypowiedzieć szczerze i zupełnie wobec samej siebie i świata. Poezja i beletrystyka Reja cała jest nastawiona na ton bądź religijny, bądź obyczajowo-moralizatorski, w każdym razie społeczny. Czy używa on obra- zów biblijnych, jak w Żywocie Józefa, czy pokaże w Zwierciadle nagą rzeczy- wistość polską; czy ją osmaga w Krótkiej rozprawie, czy się weźmie do 39 O urzędzie miecza używającym, wyznanie z8oru Pana Chrystusowego, które w Litwie, z Pisma świgtego krótko spisane, Łosk 1583. 365 Kupca czy do Kostyry z Pijanicą, zawsze ma coś budującego do powiedzenia (lub do nagadania) społeczeństwu o jego wadach i zaletach. Zalety, a miano- ; wicie ideał samowystarczalności żywiołu szlacheckiego, wypisał w Żywocie czdowieka poczciwego. Na najwyższą europejską miarę poetą był Jan Kochanowski; on to pokazał ; Polakom nie tylko, jakie cuda kryje w sobie ich język, jakie skarby estetycz- ne zawierają różne formy literackie, ale nadto odkrył głębię serca polskiego i wyśpiewał je tak wspaniale, jak tylko wychowanek Odrodzenia i humanizmu wyśpiewać potrafił. Obok tonów na wskroś indywidualnych oraz uniwersal- nych (Treny) znalazł się jednak także u niego ton obywatelski, ale pogłębiony rozmyślaniem, krytyczny, nie tak rynkowy, jak u domorosłego mentora Reja. Najsilniej on wystgpuje w Satyrze, Proporcu i Odprawie pos ów greekich. Posiew tych dwóch pisarzy był niejednakowy. Szlachetniejszy i głębszy nie- wątpliwie siew Kochanowskiego. Do jego szkoły należy cały Mikołaj Sęp Sza- rzyński, później - Maciej Sarbiewski. Duch rejowski przeważa u poetów epoki Batorego i Zygmunta III, którzy przy różnych nastawieniach społeczno- -politycznych, jedni dają upust żalom mieszczańskim (Klonowic), inni wypo- wiadają uczucia ludu wiejskiego [Szymon] (Szymonowic); jedni wtórują szlach- cie [Bartłomiej] (Paprocki), inni królowi (Miaskowski); wszyscy po swojemu wyznają i głoszą patriotyzm. Tak być musiało nie dlatego, że w Rzeczypospo- , litej źle się działo, ale przede wszystkim dlatego, że była w niej wolność, i to wolność zdemokratyzowana, która mnogie rzesze pociągała do odpowiedzial- ności za los państwa i uwrażliwiała je na potrzeby ojczyzny. Jeżeli ów ton patriotyczny zagłuszy inne i wstrzyma rozpoczęte przez Kochanowskiego po- głębienie ducha polskiego, to przyczyn tego szukać należy w zbyt łatwym i zbyt materialnym przezwyciężeniu różnic religijnych: nie darmo w XVII w. największe bogactwo duchowe rozwinie poeta wychowany w najwolnomy- ślniejszym środowisku - ariańskim (Wacław Potocki). 3. Wiedza Nie było, zdaje się, gałęzi wiedzy, której by XVI w. nie starał się u nas pokazać, że dotrzymujemy kroku Europie. Kopernik ją wyprzedził nie tylko jako astronom (De revolutionibus orbium coelestium, drukowane [Norymber- ga] 1543), ale i jako ekonomista (De moneta, 1519)4o. Za to po nim stało się prawdą, co powiedział Kromer: że Polacy, acz zdolni, "raczej przyswajają sobie zdobycze innych, aniżby się sami do własnych badań przykładali". Tak np. w filozofii przypiski Sebastiana Petrycego do przełożonej przezeń Poli- tyki Arystotelesowej okazują się w wielu wypadkach przeróbką wywodów obcych komentatorów. Matematykę uprawiał z powodzeniem Tomasz Kłos (Algorithmus)41; bota- nikę [Stefan] Falimirz, [Hieronim] Spiczyński, [Marcin] Siennik, [Szymon] Syreniusz, Marcin z Urzędowa. Medycyna za poparciem Batorego, który wie- 40 Szkic Tractatus de monetis, opracowany w 1519 r., wydał L.A. Birkenmajer, [w:] Stromata Copernica, Kraków 1924. 41 Algoritmus to iesth nauka liczb. Polską rzeczą wydana, Kraków 1538. 366 lu sprowadzał obcych lekarzy, może się u nas poszczycić nazwiskiem Wojcie- cha Oczki (rozprawa o Przymiocie 1581). W ogóle, im praktyczniejszy cel miała pewna umiejętność, tym lepiej w Polsce prosperowała. Pisano o kwe- stiach technicznych ([Olbrycht] Strumieński o stawach, [Stanisław] Grzepski o miernictwie); najwięcej o wychowaniu ([Szymon] Maricius [Marycjusz], [Łu- kasz] Górnicki, [Erazm] Gliczner, ci wszyscy zresztą mało oryginalni); o woj- skowości i wojnie (Tarnowski). A ponieważ i humanistyka miała praktyczne znaczenie wychowawcze dla kształcenia mówców i polityków, więc znalazło się miejsce i dla filologa klasycznego, Andrzeja Patrycego Nideckiego. Dziwnie mało okazał naród szlachecki, mający trzy uniwersytety, zdolności do nauk prawniczych: sprowadzony do Krakowa przez Zygmunta Augusta le- gista hiszpański [Piotr] Ruiz (de Moros) [Rojzjusz] przeniósł się z katedry do kancelarii i sądu, zniechęcony do kraju, gdzie prawników się ceni jak w Etiopii futerników; z uczniów jego tylko [Bartłomiej] Groicki zasłużył się zbiorami prawa magdeburskiego. Za to dziejopisarstwo ówczesne ma do wykazania tuzin interesujących naz- wisk; uprawiają je, rzecz prosta, nie historycy zawodowi (bo katedr takich na uniwersytetach nie było, a tylko Stefan miał w Lidzbarku swego urzędo- wego historiografa); ale ludzie innych zawodów, przy czym jedni starają się utrwalić pamięć rzeczy najświeższych, inni lubują się w dalekich perspekty- wach, a od aktualności stronią. Lekarz i astrolog Maciej z Miechowa, profe- sor Akademii Krakowskiej, kontynuował do 1506 r. Długosza w myśl jego woli ostatniej. Dzierżawca mennicy [Jodok, Jost] Decjusz [Dietz] doszedł do 1516 r.; Bernard Wapowski, kanonista, do 1535 r.; próbuje być historykiem publicysta Orzechowski (1548-1552); kreśli Dzieje w Koronie (1538-1572) li- terat-publicysta Górnicki. Gruntowniej od nich wszystkich przygotowywał się do prac historycznych zbieracz Tomicjanów Stanisław Górski, któremu tylko na bezstronności zbywało. Za Zygmunta Augusta chęć poznania od- ległych spraw ludzkich wzięła górę nad instynktem kronikarskim. Wtedy Kromer przyjął z rąk Hozjusza zadanie przedstawienia dziejów narodu do 1506 r., Marcin Bielski zdobył sig na Kronikg Świata, a wkrótce potem [Maciej] Stryjkowski z rozmachem, bez krytycyzmu spisał wszystko, co wie- dział o Sarmacji. Zanim Paweł Piasecki przejmie jeszcze szersze zadanie dziejów Polski na tle powszechnym, inni wrócili do opowiadania spraw bezpośrednio przeży- tych. Parlamentarzysta Świętosław Orzelski, kalwin, dał nieoceniony, drobiaz- gowy opis bezkrólewi 1572-1576 r., Reinhold Heidenstein przedstawił czasy pojagiellońskie ze stanowiska batoriańsko-kanclerskiego. [Jan] Dymitr Soli- kowski, Joachim Bielski i Stanisław Łubieński pogrążali się kolejno w dobę Zygmunta III. Byli więc ludzie, i to liczni, którzy funkcje historii odczuwali i doceniali, ale czy wdzięcznie przyjmował ich wysiłki ogół? Stanowczo nie. Miechowitę panowie stłumili, ocenzurowali i wypuścili dopiero obciętego; Wapowski też o mało nie zginął w rękopisie, na Kromera sarkano, że przedstawił izbg po- selską jakby dudy nadymane przez możnowładców; Orzelski nie ujrzy światła dziennego przez kilka wieków; Krzysztofowi Warszewickiemu, człowiekowi najszerszych horyzontów, panująca aura szlachecko-demokratyczna pióro wy- trąciła z ręki. Co ważniejsza: wszyscy ci, razem wzięci, nie byli warci jedne- go Długosza, którego niektórzy próbowali zastąpić swymi kompilacjami, po- 367 nieważ na publikacjg surowego oryginału nie pozwolą ani w tym, ani w na- stępnym wieku obrażone rodziny magnackie: gdy go [Jan] Szczgsny Herburt wydrukował pierwszych ksiąg 6, obłożono je aresztem i zniszczono. 4. Sztuka Nic nie świadczy tak wymownie o postgpie artystycznym Polski za ostatnich Jagiellonów,jak złoto-marmurowa Kaplica Zygmuntowska na Wawelu. Musiał być wykwintny świat, dla którego tworzono takie śliczności. Pytanie tylko, kto je tworzył. Musimy tu rozróżnić dwojaką strong kultury artystycznej: czynną i bierną. Cokolwiek sądzić o rasowym pochodzeniu Wita Stwosza i jego twórczości, nie da sig zaprzeczyć, że mistrz ten nie tylko działał w Polsce, ale czerpał z Polski, a nie z samej norymberszczyzny, i dla Polski tworzył. Tacyjak on zakładają fundamenty pod kulturę krajową i w konsekwencji - narodową; wrastają w nią sami i dają impuls rdzennym duchom swojskim. O Zygmuncie I wiadomo, że szerzył pigkno naokoło siebie, zanim został królem, zanim poślubił Bong, i nie przestał dbać o nie nawet w najpóźniejszych latach, kiedy faktyczniejuż rządzili inni; on to sprowadzał nad Wisłg Berrecciego i florentyńczyków, i Padovana; pod jego auspicjami rozwinął się w budownictwie specjalny styl renesansowy "zygmuntowski". Naśla- dowali króla w roli mecenasów Tomicki, Spytek Jordan, Jan i Seweryn Bonerowie, Kmita, Krzysztof Szydłowiecki, Zygmunt August, który nigdy za granice połud- niowo-zachodnie Polski nie wyjrzał, mniej duszy kładł w architekturg, wigcej w te gałgzie sztuki, której próbki mógł sobie sprowadzać na dwór: muzykg i sztukg stosowaną. Ozdobił wigc sobie panowanie [Walentym] Bakfarkiem [Bekwar- kiem], chórem rorantystów, słynnymi brukselskimi arrasami, złotnictwem i snycerstwem. Podobne świadectwo można by wystawić Batoremu. Zygmunt III nie tylko miał wśród malarzy swego [Tomasza] Dolabellę, ale i sam malował artystycznie; Władysław miłował zarówno architekturg i muzykę. Aby jednak wykształcić w ł a s n y c h, rodzimych Berreccich czy Padovanów, na to potrzeba było innych niż w Polsce stosunków społecznych. Poezja po wszystkie czasy jest w pierwszym rzędzie wytworem rycerstwa, nic dziwnego, że plejada polska w epoce Kochanowskiego dorównała francuskiej, a stangła mało co niżej od włoskiej, angielskiej czy portugalskiej. Plastyka kwitnie na gruncie mieszczańskim: z niego ona żyje i dla niego tworzy. U nas musiałaby tworzyć dla żywiołu skazanego na upośledzenie i zanik. Muzyka wreszcie oddycha wsią, umila życie oraczowi. Nazwiska [Mikołaja] Gomółki i [Marcina] Leopolity świadczą, żeśmy w XVI w. mieli takich, co ujmą "lutnig po Bekwarku", a nawet pójdą w zawody z najmuzykalniejszymi narodami świata. Ale i tu skończyło sig na pierwocinach, gdy bat pańszczyźniany przytłumił w ludzie chgć do śpiewu i odjął mu możność doskonalenia się w tej sztuce. 5. Kultura materialna i towarzyska Przecigtny cudzoziemiec sądził o wartości Polski według wygód i porządku, z jakimi się tam spotykał, a zapewne i według obyczajów gospodarzy. Kul- tura materialna od końca XV w. do połowy XVII zrobiła niewątpliwie duże 368 postępy, zwłaszcza na zacofanej Litwie, choć nie pod każdym względem. Nie tylko za Kazimierza Wielkiego, ale i za Zygmuntów Polska zostawała krajem par excellence drewnianym. Z rozwojem bezpieczeństwa mnożyły się dwory, nieraz nawet wcale wygodne i duże, ale drewniane; jeśli pominąć południo- we kresy, to zamki ustępowały miejsca pałacom. Wchodziły w modę zbiory portretów, cudzoziemskie meble, ogrody włoskie, szyby w oknach stały się zjawiskiem powszechnym, lampy i lichtarze rugowały pochodnie, skrzynie z wolna ustępowały miejsca szafom. Mówimy tu oczywiście głównie o sferze ziemiańskiej, bo chłopów system pańszczyźniany nie dopuszczał do postępu, a i uboga szlachta chodaczkowa nie mogła się szczycić komfortem mieszkań. Komunikacje zostawiały sporo do życzenia nawet w dzielnicach zachodnich, nie mówiąc o wschodnich, gdzie łatwiej było jeździć saniami w zimie niż koleśno w innych porach roku. Żaden urząd nie dbał o wielkie trakty pu- bliczne, skoro na tych traktach słabł ruch tranzytowy. "Polski most" miał reputację przysłowiową, a nie zaprzeczył jej nawet Zygmunta Augusta most pod Warszawą, po kilkudziesięciu latach zniesiony przez napierające lody; kto miał pieniądze, używał promu, kto nie miał, szukał brodu, a tym, kogo nie stać było na hajduków oraz na sześciokonne zaprzęgi, wystarczały wśród mokradeł groble, które zawsze spędzony lud mógł na doraźną potrzebę na- prawiać. O spławność rzek troszczyły się ustawy od XV w. zabraniając utrud- niania żeglugi nawet na takiej Nidzie, Dunajcu czy Wieprzu; sama jednak mnogość przepisów o kasowaniu młynów i jazów świadczy wymownie, że ich właściciele wybrzeży często nie szanowali. Gdy znalazł się obywatel Mikołaj Tarło, co oczyścił Niemen z podwodnych kamieni, uczczono tę wyjątkową za- sługę pomnikiem. Dla zdrowia publicznego wielkie znaczenie miały łaźnie; ta funkcja, bardzo rozpowszechniona pod koniec wieków średnich, znalazła się później w zastoju. Poczta, jaką zorganizował po raz pierwszy Zygmunt August (1558), obsługi- wała zrazu tylko wymianę listów z Italią, a nie zajmowała się jeszcze prze- wozem osób; później, za Batorego i następców rozwinęła się ona pod zarządem Montelupich, konkurując częściowo z przedsięwzięciami miast i wielkich pa- nów. Gospody, zdaje się, bardzo ustępowały niemieckim, a już równać się nie mogły z angielskimi. Byłby ów postęp umiejętności życia znacznie prędszy, gdyby ambicji gospo- darzy kraju i ich zasobów materialnych nie absorbowała chęć wyżycia się w innym kierunku. Dewiza: "zastaw się, a postaw się" jest równie stara, jak nasza szlachetczyzna. Szlachcic-dworzanin-ziemianin w stadium przejściowym od XVI do XVII w. obejdzie się bez komfortu i bez wyzyskiwania sił przy- rody, ale nie odmówi sobie coraz wykwintniejszych strojów, coraz obfitszego jadła i napoju, coraz huczniejszej zabawy. Jeżeli czym, to przebieraniem się w szaty wszystkich nacji zasłużył Polak na epitet "pawia narodów". Jadł "pieprzno i szafranno", pił od końca XVI w. wielkie ilości nie tylko węgrzyna, ale i win zachodnioeuropejskich, sprowadzanych przez Gdańsk z dużą ujmą dla bilansu handlowego kraju. Cudzoziemcy wydziwić się nie mogli tym sze- ścio- i ośmiogodzinnym bankietom z "przynuką" i przymusowym piciem. Od czasów Zygmunta III zasmakowano w tytuniu. Różne sposoby zdobienia twa- rzy (trefione włosy, brody strzyżone z hiszpańska lub z czeska) zastąpi po długiej walce w drugiej połowie XVII w. jeden typ wąsala z podgoloną czu- pryną, gdy jednocześnie na dworze królewskim pojawią się pierwsze peruki. 369 Kobiety już w XVI w. zaznajomiły się z różem, bielidłem i piżmem. Dodajmy do tego rozrzutność na tłumne parady, na tych różnych hajduków, pajuków, dworzan, stojaków, a zrozumiemy, jak słusznie Skarga gromił zbytek, zwłasz- cza w piciu, zarażający nawet ludzi ubogich: "Co przełknie, to grosz - o ja- ka utrata! Jakby nie było na co dawać! Murujcie miasta, wieże, zamki". Przydałyby się gościńce, i mosty, i szpitale, i magazyny, czego wszystkie- go wojażer cudzoziemski ze zgorszeniem w Polsce prawie nie znajdował. Za to spotykał on w dworkach, nawet ciasnych i nieschludnych, ludzi rozgarnię- tych, ujmujących, nie podobnych do tego gbura niemieckiego, co mu impono- wał wyższą kulturą materialną, a umiejących prowadzić dyskurs polityczny w nie najgorszej łacinie i tańczyć różne tańce zagraniczne, i grać w karty na różne sposoby. A już gościnność staropolska w tym kraju lekkich podaików i słabej kapitalizacji, gościnność zwłaszcza dla cudzoziemców z wyższego to- warzystwa, nie miała granic. Mimo wszystko, co opowiadano o zbójcach po lasach i górach, można było w wolnej Polsce żyć znacznie bezpieczniej niż w Niemczech, można było odetchnąć po szykańach fiskalnych i policyjnych, jakich niejeden przybysz doznawał w swoim kraju. Sami zaś gospodarze w wyższym niż ktokolwiek stopniu napawali się życiem towarzyskim: "Wspólnie biesiadowano i pito, radzono i modlono się, wspólnie bawiono się i pracowano. Rzeczpospolita szlachecka wydaje sig wielkim, nie kończącym się gwarnym zebraniem towarzyskim. Nabożeństwo w kościele jest okazją do spotkania się braci szlachty [...]. Sejmik, zebranie sądu, większa transakcja handlowa daje znów początek zebraniom towarzyskim; charakter ten mają oczywiście wszelkie święta rodzinne, a polowania czy większe zabawy też bez gości obejść się nie mogą" (Bystroń). 6. Szkoły i oświata Czeka nas na tym polu niespodzianka raczej przyjemna. Przez cały wiek XVI, poczynając od traktatu o wychowaniu królewicza, przypisywanego kró- lowej Elżbiecie, mamy do zanotowania liczne przykłady rozbudzonego zainte- resowania pedagogią, zwłaszcza od czasów Zygmunta Augusta. Pisarze tacy jak Marycjusz, Rej, Górnicki, Glinczer sięgają wprawdzie nie do złotych myśli Arystotelesa czy Platona, ale do srebrnołacińskiego Kwintyliana oraz renesansowych: Erazma, [Jana] Vivesa, [Jana] Sturma, aby się rozwieść o zna- czeniu wychowania w ogóle, wychowania rycerskiego, senatorskiego, obywa- telskiego; mniej o mieszczańskim, najmniej o ludowym. Wszyscy autorowie prócz Reja chwalą wychowanie publiczne, wszyscy ganią powierzchowne i de- moralizujące, a jednak już wtedy popularne - dworskie. Mniejsza o to, czy w tych traktatach lub ustępach jest dużo oryginalności - ważniejsze ustale- nie faktu, że "ówczesna rzeczywistość szkolna przedstawia sig ilościowo i ja- kościowo znacznie lepiej, niż całokształt teoretycznej literatury pedagogicz- nej" (Tync). Szkoła parafialna dla ludu przetrwała i nadal, choć oczywiście przy ów- czesnym ustroju społecznym prosperować nie mogła. Uczyć w niej mieli, zgodnie z uchwałami synodów, bakałarze; w rzeczywistości coraz częściej wy- ręczał bakałarza scholarz albo nawet "klecha"; najwięcej dbano o katechizm 370 mniej o abecadło, nie dosyć o tabliczkę mnożenia. Główna zmiana (zresztą ujemna) w porównaniu z wiekiem XV polega na zróżnicowaniu szkół: dawne trivium i quadrivium zmieszały się pod koniec wieków średnich w szkołę powszechną, poniekąd jednolitą dla różnych stanów; ich wszechstanowość przestała się opłacać, odkąd szlachta utrudniła dostęp młodzieży wiejskiej do szkół, a brak zróżnicowania uniemożliwiłby kształcenie elity, gdyby nie zaczę- to w XVI w. zakładać szkół humanistycznych wyższego typu, z których rozwi- nęła się szkoła średnia (gymnasium). Protestanci i katolicy prześcigali się w za- kładaniu takich szkół dla celów propagandy wyznaniowej; po zwycięstwie ka- tolicyzmu owe cele zmieniły się o tyle, że każde gimnazjum miało zaprawiać do czynności obywatelskich, toteż kładziono w nim główny nacisk na retory- kę. Wzorowy typ stanowiło tu gimnazjum toruńskie, założone pod kierunkiem [Henryka Strobanda, ale najwięcej rozbudowali gimnazjów (później: kole- giów), i najumiejętniej celowo je prowadzili jezuici. Kształciła się w nich młodź szlachecka i miejska (ta ostatnia głównie w gimnazjach utrzymywanych przez miasta). Rywalizować próbowały ze szkołami jezuickimi tzw. kolonie akade- mickie, zakładane przez Akademię Krakowską. Trudno się dziwić ówczesnym szkołom średnim, że prowadzone w interesie szlachty i przez nią głównie fmansowane, a kierowane przez jezuitów, którzy dla swego celu schlebiali sile, nie wytworzyły umysłowości krytycznej, która by zdała sobie sprawę z potrzeb cywilizacji narodowej. Na taki poziom i takie horyzonty mogłyby sobie pozwolić tylko szkoły wyższe, gdyby współżyły z nauką europejską i miały celowe poparcie z góry. Obok Akademii Krakow- skiej istnieją: od 1579 r. Wileńska (dzieło biskupa Waleriana Protaszewicza, zatwierdzone przez Stefana Batorego) tudzież od 1591 r. Zamojska; nie po- wiodło się wywyższenie na poziom akademii ani szkoły Lubrańskiego w Poz- naniu, ani gimnazjum toruńskiego. Oba powyższe nowe uniwersytety miały za zadanie propagandę kultury polskiej na Litwie i Rusi; zamojski miał kłaść szczególny nacisk na kulturę prawa. Na ogół były to intencje bardzo zdrowe, ale uległy zwichnięciu. Krakowska Alma Mater za Zygmuntów odepchnęła od siebie humanizm i pozostała w pętach scholastyki; jej siostry póty prospe- rowały, póki nad nimi czuwał duch założycieli. Trzeba było pieniędzy na sprowadzanie wybitniejszych sił i opieki królewskiej nad profesorami, nad ich swobodną nauką. Niestety, żaden z królów tej doby nie okazał się mecenasem nauki tak dalece, że w ich szeregu prym trzyma Anna Jagiellonka jako ofia- rodawczyni złotego rektorskiego łańcucha i księgozbioru dla Akademii Kra- kowskiej. Zaczynano więc nieraz studia w Krakowie, aby następnie od nie- ciekawych profesorów i wyuzdanych kolegów uciekać za granicę - do Padwy, Bolonii, Rzymu, Strasburga, Paryża, Bazylei, Wittenbergi, Inglisztadu, Lipska. 7. Kultura prawnicza W państwie, w którym, jak mówił z chlubą Orzechowski, rozkazywało prawo, a nie król, najwięcej zależało nie tylko na szanowaniu owych naka- zów, ale też na umiejętności ich formułowania. Kiedy cała Europa przechodzi- ła od kazuistycznej egzegezy utartych formułek do ujęcia systematycznego i syntetycznego, i od prawa tradycyjnego, ustnego, do pisanego, u nas za- 371 równo na uniwersytetach jak i w życiu traktowano prawo tylko jako sumę przepisów i sposobów, które trzeba sobie przyswoić, aby sprawę wygrać. Był zmysł prawniczy - nie było ducha prawodawczego. Kiedy tam legiści głosili formułę: Quidquidprincipi placuit, legis habet vigorem42 - u nas nikt temu nie przeciwstawił nawet republikańsko-parlamentarnej formuły, że prawem jest to, co sejm dla państwa uchwali. Poznawano prawo do druków, np. ze Statu- tu Łaskiego (1506), praktyki kancelaryjnej i sądowej, aby je następnie stoso- wać, nieraz po pieniacku, zarówno w stosunkach między prywatnymi, jak i między obywatelem a państwem. Prawo rzymskie nie odegrało u nas tej roli ożywczej i kształcącej, jak na Zachodzie, do wyjątków też należą tacy znawcy jak Jakub Przyłuski, Hiszpan Rojzjusz, Modrzewski, którzy by owo prawo zachwalali słuchaczom lub czytelnikom do naśladowania; tuziny wo- lały się chwalić za Orzechowskim, że "paragrafów ani gloss nigdychwa się nie uczyli, a co dekretał jest, nie rozumiewa". Otóż owe dekretały, tj. pra- wo kanoniczne, wykładano jeszcze średnio-szablonowo na uniwersytetach, ale najważniejsze dla wolnych obywateli rodzime prawo konstytucyjne rozwi- jało się od wypadku do wypadku, wciąż oglądając się na własne niedoskonałe precedensy. Byle spisać to, co już istnieje, byle nic nie zmieniać, chyba egzekwować, a najwyżej (1573) meliorować w dawnym duchu, oto cała mądrość ustawodawcza. Dajmy do tego kompromisowo-aklamacyjny tryb postępowa- nia sejmów, a przyznamy słuszność Górnickiemu, gdy pod postacią Włocha przymawiał rodakom: "Wasze zaś prawo zamiast wszystko porządnie opatrzyć, formowało się bezładnie, a w miarę jak co u króla uproszono i w przywilej włożono, tak zasię na papier i w druk to weszło". Prawo polskie,.jest tak zawikłane, iż go ludzie nawet umieć nie mogą i naprawdę nie umieją". A jednak z tym niedoskonałym narzędziem przystępowano do normowania trudnych zagadnień bytu prawno-państwowego, by po pieniacku rozstrzygać kwestie polityczne. 8. Kułtura polityczna Czasów zygmuntowskich miała swoich chwalców w kraju i zagranicą, bywa też dziś przedmiotem chluby historyków. Zapewne, jeśli podciągniemy pod ten termin z a s a d ę praworządności (przymknąwszy oczy na p r a k t y k ę), szeroki rozlew praw obywatelskich na paręset tysięcy głów, dostojny ton dyskusji, "polityczny", tj. uprzejmy obyczaj naszych dyplomatów i parlamen- tarzystów, to można w kulturze politycznej - obok poezji - widzieć naj- chlubniejszy wytwór naszego życia owej doby. Ale jeżeli od kultury politycz- nej żądać przede wszystkim walorów politycznych - podobnie jak od arty- stycznej żądamy artystycznych, a od gospodarczej gospodarczych, to najważ- niejszej rzeczy: u m i ej ę t n o ś c i osiągania celów państwowych i r e a 1 i- z o w a n i a ideałów nawet pokolenie Zamoyskiego nie posiadało. Mówimy o celach państwowych, a nie osobistych i nie klasowych; o rozumie stanu, ale nie stanu szlacheckiego - bo pod tym względem dawna szlachta jako straż- niczka swoich interesów pobiła wszystkie rekordy. Kulturę polityczną zna- 42 (łac.) Wszystko, co książę (władca) postanawia, ma moc prawa. 372 mionuje rozum państwowotwórczy, co przewiduje daleko i steruje celowo. My mieliśmy zwycięzców dosyć, ale sterników, budowniczych przyszłości- mało. Próbowali nimi być pisarze polityczni i moraliści. Otóż jeżeli o pierw- szym pokoleniu pisarzy z połowy XVI w.: Modrzewskim, Orzechowskim, Przy- łuskim można powiedzieć, że jakaś ćwierć ich idei oblekła się w czyn, to późniejsi: Solikowski, Warszewicki, Górnicki, Skarga, [Piotr] Grabowski, uno- szą się każdy w inną stronę jak gołębice nad arką państwową, którą potop szlachetczyzny znosi na niebezpieczną mieliznę. Bo też do kultury politycz- nej należy jeszcze umiejętność organizowania opinii. Z całym szacunkiem dla staropolskich konfederacji, które dokazywały nie lada wysiłków, trzeba stwierdzić, że opinia nasza była jak lotny piasek, partie miały charakter prywatny, a obozu, który by wziął na sztandar wskazania Modrzewskiego czy Górnickiego, stworzyć nie umiano. W braku kultury państwowo-politycznej ratował nas instynkt narodowy. Nikomu wówczas nie przechodziło przez głowę chwalić apolityczność i apatię. Obywatel był czujny, odporny i odpo- wiedzialny. Jeżeliśmy przetrwali po Jagiellonach, wśród ciężkich zmagań wew- nętrznych, cztery lata sieroctwa, jeżeli później Polska żyła wieki w najnie- możliwszym ustroju konstytucyjnym, to zawdzięczać należało tę trwałość nie urządzeniom ani zwyczajom, ani pojęciom, ani nie kulturze polityczno-intelek- tualnej odziedziczonej po Złotym Wieku, tylko czujności i patriotyzmowi szerokich rzesz. 9. Połska w obliczu świata Jeżeli przedtem Europa znała ze słyszenia Polskę, to w ciągu XVI w. zwłasz- cza po imponującym akcie unii i po głośnych bezkrólewiach poznała także Polaków. Bo i oni sami doszli do samopoznania dopiero w dobie zygmuntow- skiej. Zrozumiano, że Polska to nie tylko pojęcie geograficzne i czynnik go- spodarczo-militarny, ale społeczność chrześcijańska w swoistej cywilizacji, z własnym obliczem politycznym. Publicyści i podróżnicy różnych krajów piszą o niej z zainteresowaniem, szacunkiem, czasem z podziwem. Rodacy Ma- chiavela: [Juliusz] Ruggieri, [Hieronim) Lippomano, [Paweł] Giovanni zgodnie akcentują doniosłość prerogatyw królewskich (obok sejmu i senatu) i ga- nią uciemiężenie chłopa. Monarchomachowie francuscy, zarówno protestan- ckiego obozu ([Franciszek] Hotman, Languet, [Filip Duplessis] Mornay), jak katolicy ([Wilhelm] Rose, [Jan] Boucher), aprobują ograniczenie władzy królewskiej, a tolerancji mają do zarzucenia, że obejmuje ona także radykalnych unitarian. Absolutysta [Jan] Bodin wyżej stawia obyczaje polskie od niemiec- kich, tylko krytykuje zbytnią zależność obieralnego króla od szlachty; potę- piając niską główszczyznę przy zabójstwie chłopa, wzrusza jednak ramionami nad demokratyzmem i humanitaryzmem Frycza. Z uznaniem wyrażają się o naszej praworządności Niemiec [Jan] Althusius i sławny Holender Grotius [Grocjusz]. Na ogół Europa widzi w królewsko-magnacko-szlacheckiej Rze- czypospolitej szczęśliwe urzeczywistnienie mieszanej formy państwa, jaką za- chwalał Arystoteles. To zrozumienie Europy dla polskiej państwowości za- czyna szwankować od początku XVII w., tzn. odkąd u nas ujawnił się roz- brat między tronem i narodem, a za granicą monarchizm, likwidując rozterki 373 religijne, jął podporządkowywać sobie narody. Najostrzej potępił nasze oby- czaje i instytucje francuski pisarz (rodem Szkot), William Barclay43 (Icon ani- morum); tak ostro, że Szymon Starowolski, a po nim Łukasz Opaliński mu- sieli mu dawać odprawę, apologizując ustrój Rzeczypospolitej na przekór Europie Zachodniej. Jeżeli Axel Oxenstierna z podziwem i niepokojem mawiał o Polsce jako o państwie konstytucyjnym, które byłoby groźnym mocarstwem, gdyby miało bogate miasta i gdyby upaństwowiło dobra kościelne, to w tym "gdyby" znalazło odbicie zejście Polski na odrębny szlak rozwoju, którędy można było dojść do zupełnego ideowego osamotnienia. Zastanawiać musiał fakt, że wprawdzie niejeden Europejczyk zazdrościł nam wolności, ale prawie nikt jej nie naśladował. Chwilowo, wśród rozterki i klęski zapatrzyła się na nią półdzika Moskwa; za to w krajach lepiej rządzonych, bogatszych i świat- lejszych Europy Środkowej, a dopieroż Zachodniej, iskry sympatii ku ideologii 1573 r. gasły, nigdzie nie wzbudzając ognia. Polak, który od początku XVI w. lgnął do wszystkiego co cudzoziemskie, chłonął książki i doświadczenia, do- szedłszy do samowiedzy obywatelskiej, a nie znajdując już entuzjastycznego oddźwięku u obcych, odwraca się od nich, jak Kochanowski od gdaczącego ko- guta (Desportesa), i wmawia sobie, że w sprawach politycznych za granicą nic nie ma do zapożyczenia. I znów miał rację "Włoch" Górnicki, gdy wymawiał Polakom ten osobliwy stosunek do cudzoziemczyzny. "Dziwna rzecz, strojów cudzych: włoskich, hiszpańskich, tureckich używacie, a co dobrego w ziemiach tych jest, naśladować nie chcecie. Turcy, jako Mahomet kazał, wodę piją, z którego wodopicia siła dobrego Turkom wyrosło. Ci, którzy u was po tu- recku chodzą, wino niż wodę wolą. U nas we Włoszech jest wielka sprawiedli- wość, a wżdy tym, którzy po włosku chodzą, >>rząd się nasz i prawo nie podo- ba [...]<< Ślecie młodź do Włoch dla tańców, na lutnie: nie przynoszą oni stam- tąd tego, co by Koronie było zdrowo, a to, czego nie umieć zdrowiej by było. Bo przez Boga żywego, jeśli wy nie macie na to rozumu, jako złemu zabieżeć, więc poślijcie do cudzej ziemi radzić się około tego." 10. Postęp czy zastój? Dotykamy tu sprawy niezmiernej wagi. Od oceny sił polskich w Złotym Wieku (i Srebrnym) zależy cały nasz stosunek do przeszłości: wtedy "wyżył się" dawny Polak w całej pełni, wtedy przejawił się najmajestatyczniej "duch dziejów Polski". Czyżby już wtedy pod złotogłowiem i stalowym pancerzem kryły się robactwo i rdza, zapowiadające zbiory? Aby uniknąć zarzutu roz- ważania wszystkiego pod kątem widzenia ostatecznej katastrofy, daliśmy obraz Polski mocarstwowej w płaszczyźnie sięgającej tylko po krytyczny rok 1648. Jakąż siłę reprezentowało państwo zbudowane na wolnym obywatelu? Taką, jaką zawierał ów obywatel. Intelekt polski poczynił w XVI w. postępy ogromne. Trudno orzec, w jakiej mierze wpłynęły na to poszczególne prądy epoki: humanizm, odrodzenie, re- formacja. Humanizm rozwijał nowe potrzeby, rozniecał w umysłach świado- 43 W rzeczywistości był to John Barclay, syn Williama. 374 mość siebie, pobudzał, przynajmniej do czasu, arystokratyzm ducha. Renesans wzbogacił kulturę tworami i przetworami świata antycznego i mianowicie tworami pięknymi. Reformacja pogłębiła poczucie narodowe, ożywiła reli- gijność. Wszystkie te czynniki razem zindywidualizowały ogromnie myśl polską, tzn. kazały każdemu myśleć po swojemu lub po swojemu przerabiać płody środowiska, wybierać między prądami. Ale tej ulepszonej formy, jaką jest umysł ludzki, nie napełniły powyższe prądy zdrową treścią. Humanizm nie mógł dać narodowi syntezy życiowej, skoro sam nie stworzył ideologii politycznej, a miłował głównie dobro do- czesne, wirtuozję i sławę pośmiertną, uprawiając pewnego rodzaju kosmo- polityzm. Renesans przypomniał szlachcie nie rzymską karność i patriotyzm, lecz tylko wolność pasącą się na niewolnictwie. Reformacja, zanim przegrała, dała widok teologicznej wieży Babel. Zresztą, pomijając już ową treść spo- łeczno-polityczną, do której jeszcze wrócimy, nawet w sferze czystego pozna- nia umysł polski, acz zdolny i bystry, nie osiągnął (poza kilku wyjątkami) rze- czy wielkich; pozostał świetnym, obiecującym młodzieńcem. Zabrakło mu pla- nowej uprawy, zachęty i tego podłoża siłotwórczego, jakie daje c h a r a k t e r. Zasadnicze cechy zewnętrzne polskiego serca i woli stwierdzono już w XVI w., oczywiście głównie na terenie szlachecko-ziemiańskim. Dała się poznać i sama siebie poznała, w żywym kontraście za srogim Zachodem i Wschodem, słodka krew polska dulcis sanguis Polonorum (która zresztą w walce społecznej o ziemię okaże w XVII w. niemało srogości). Słynęła na- sza amoenitas morum44: należeliśmy w towarzystwie do ludzi najsympatycz- niejszych. Religijność prosta a niegłęboka, rycerskość, poczucie honoru, brak zawziętości, gościnność, towarzyskość - to były miłe cechy natury wycho- wanków Złotego Wieku. Spytajmy o ich przydatność w walce o byt, a znaj- dziemy niepokojące słabości. Tolerancja podszyta była biernością i brakiem głębszej namiętności. Gościnność - słabym zmysłem kalkulacyjnym. Gładkość towarzyska - słabą budową osobowości. Sejmikowa unanimitas ścierała in- dywidualność, zmuszała do wyrzekania się jasnej myśli i wytrwałej woli. Szla- chetność idei pozostawała coraz częściej w pomyśleniu: byle zabłysnąć i spo- dobać się samemu sobie. Jakkolwiek bądź, z tym zasobem sił intelektualnych i moralnych, jakie mieli Polacy czasów Zamoyskiego, mogliby oni iść naprzód i wzwyż, gdyby nie ich ustrój państwowy - najtrudniejszy w świecie. Despotyzm nie wymaga innych cnót prócz posłuszeństwa; Polska wolność żądała rozumu stanu, ofiarności, czujności od setek tysięcy. Tych starczyło w jednym pokoleniu, zabraknie w następnych. Jakikolwiek też nad narodem unosił się "duch dziejów Polski", ku czemukolwiek ta "Polska szła", nadludzkich zadań, jakie jej postawił Wiek Złoty, spełnić taka, jaką była, nie mogła. Od degradacji uratować ją mógłby tylko albo cud władzy, narzucający się wolnym duchom, albo jeszcze większy cud obywatelskiego wychowania. 44 łac.) przyjemność obyczajów Uwagi (s. 76) Nowe dzieło Fryderyka Papeego o Janie Olbrachcie [Jan Olbracht, Kraków 1936] rozwija i uzasadniajego pogląd na wybitne zdolności polityczne tego króla; sejm 1496 r., pamiętny ustępstwami na rzecz szlachty, nazywa na- wet "wielkim" (zresztą to "kongres" nie "parlament"), uwalnia króla od odpo- wiedzialności za wojskowy przebieg kampanii bukowińskiej, ponieważ ów sejm poskąpił mu jednak poborów, a uchwalił tylko pospolite ruszenie. Oczy- wiście energii i ambicji nikt Olbrachtowi nie odmówił, ale mądrość na kredyt przyznać mu trudno. Akt oskarżenia Olgierda Górki przeciw temu królowi (Białogród i Kilia a wyprawa 1497 r., Warszawa 1932) brzmi okropnie, bo też naderjednostronnie. Zdaniem Papeego: "Badacz ten, rozporządzając większym niż ktokolwiek dotychczas zapasem źródeł, wiele momentów wyprawy czarno- morskiej (szczególnie zjazd lewocki) trafnie wyjaśnił", okazał jednak zbytni "ferwor", "który króla robi kozłem ofiarnym, kładąc na jego karb nawet nie- zawisłe od niego momenty ujemne, dodatnie zaś ledwo mimochodem wspomi- nając, przede wszystkim zaś posuwając się do ogólnej charakterystyki na pod- stawie wyprawy, bez należytego uwzględnienia poprzednich i następnych rządów". Słuszne jednak wydaje się zdanie Górki, że nic tak nie podcięło naszej siły na Bałtyku, jak owa wyprawa bukowińska. (s. 77) Perspektywy czarnomorskie Polski oświetlił Olgierd Górka w po- wyższej rozprawie z rozległą znajomością źródeł zagranicznych, w tej liczbie tureckich. Duże wątpliwości budzą natomiast jego wywody na temat Dziejo- wej rzeczywistości a racji stanu Polski na południowym wschodzie, "Polityka narodów" [R. 2: 1933, z. 1-2, s. 6-33]. Trudno wierzyć, by autor solidaryzo- wał się ze zdaniem Andrzeja Maksymiliana Fredry, że w sprawach wołoskich polało się polskiej krwi więcej niż w walkach z najpotężniejszymi wrogami; jeżeli dobrze rozumiemy zawiłą swadę Górki, to w jego oczach sprawa czar- nomorska grała rolę nieproporcjonalnie wielką; jeżeli ekspansja na południo- wy wschód była potrzebna, to przeciw Tatarom, na przestrzeni między Dnie- strem i Dnieprem, a nie na zachód od Dniestru ku Mołdawii, którą zbyt dłu- go i politycy, i historycy polscy traktowali jako "zdradliwą Wołoszę", bez własnej racji bytu pod słońcem. Z tym zdaniem można się zgodzić; również wystąpienie Górki przeciw utartemu poglądowi na nasze posłannictwo, jako głównych obrońców chrześcijaństwa, uważamy za racjonalne. Grzeszy nato- miast przesadą twierdzenie, że Turcja 10 czy 20 razy przewyższała Polskę potęgą materialną. (s. 77) [Ludwik] Kolankowski Dzieje Wielkiego Ksigstwa Litewskiego za Jagiellonów [t. 1 1377-1499, Warszawa 1938] datuje ów traktat litewsko- -moskiewski o rok wcześniej. My trzymamy się daty podanej w dokumencie i przyjętej przez Sołowiewa. [Istorija Rossii s drevnejśych vremen, t. 4, wyd. 4, Moskwa 1888], Konecznego [Dzieje Rosji, t. l, Warszawa 1917, albo Dzieje 376 Rosji od najdawniejszych do najnowszych czasów. Wydanie skrócone, Warsza- wa 1921] i [Oskara] Haleckiego [Dzieje unu, zob. Bibliografia); nie uważamy bowiem za przekonywający argument, że Kazimierz nie mógł dopiero w 1449 r. zawierać pokoju z Wasylem, skoro z nim współpracował pokojowo przez rok poprzedzający; owszem, mógł to uczynić, tj. zawrzeć traktat ostateczny, wie- czysty, chociaż pokojowa współpraca rozwijała się na jakiś czas przedtem, w drodze porozumienia na pograniczu. (s. 87) W ujemnej ocenie traktatu wiedeńskiego najdalej poszedł Bobrzyń- ski [Dzieje Polski w zarysie, Kraków 1927, albo Dzieje Polski, t. 2, wyd. 4, Warszawa 1927], który wprost zgromił Haleckiego [Dwaj ostatni Jagiellonowie, [w:] Historia Polityczna Polski, zob. Bibliografia] za przytaczanie okoliczności łagodzących i nazwał jego wykład oratio funebris I. Kolankowski [Dzieje poli- tyczne Polski Jagielloriskiej, [w:] Wiedza o Polsce, t. 1, Warszawa 1932] też traktuje Pragę i Budzin jako "zdobyte przez Jagiellonów", więc ubolewa nad ich utratą. Wiemy, niestety, od Papeego [dz. cyt.] (rozdz. 5 i 10), jak nam te zdobyte Węgry usłużyły w trudnym roku 1497; wiemy od [Ludwika] Finkla Polityka ostatnich Jagiellonów, [w:] Pamigtnik Zjazdu M. Reja 1905, jak się krzyżowały ich interesy z polskimi, i jak dyplomacja węgierska odciągała Zygmunta od właściwych jego państwowych zadań. (s. 94) "Tak dla chwilowej korzyści i miłego spokoju podpisano hańbiący traktat, który niejako był przyznaniem, że już Polska żadnej wielkiej sprawy podjąć i przeprowadzić nie zdoła", mówi o 1525 r. Bobrzyński [dz. cyt.]. Dla Kolankowskiego [dz. cyt.] jak krwawa ironia brzmi wyjaśnienie najbardziej miarodajnego referenta tej sprawy, że: "Król i senat nie mieli nic do żądania, lecz przyjęli to, co Albrecht dobrowolnie dawał". Zgodę na Księstwo Pruskie "zrozumieć można chyba pod kątem zniszczenia znienawidzonego Zakonu i zerwania [...] wszelkich węzłów między wiarołomnym mistrzem a politycz- nym i kościelnym zwierzchnikiem katolickiego świata". Nie ulega wątpliwości, że Zygmunt I powodował się tu zbytnią życzliwością dla siostrzeńca; znacze- nie Bałtyku rozumiał on dobrze, ale nie odczuwał groźby germańskiej tak, jak królowa Bona; za to niebezpieczeństwo tureckie grożące Węgrom zanadto brał do serca. (s. 98-99) Mimo trafnych zastrzeżeń Finkla [zob. Bibliografia] historiogra- fia nasza zwykła stawiać interesy polskie nad Cisą na jednym poziomie z inte- resami nad dolną Wisłą i nad Dnieprem. Ostatnio Pajewski [zob. Bibliografia] potraktował "węgierską politykę Polski" w latach 154 1571 jako wartość bezwzględną samą w sobie, kiedy miała ona jedynie znaczenie dynastyczne; w rzeczywistości zasłużyła ona na nazwę polityki węgierskiej, nie polskiej. Zresztą te próby pogłębiały tylko wewnętrzne rozdarcie Węgier; nam wystar- czało mieć po swojej stronie sympatię Madziarów, aby w razie potrzeby szachować nimi habsburskie zwroty ku Rosji. (s. 103) Bobrzyński [dz. cyt.] w załamaniu się wielkiej reformy skarbowo- -wojskowej Zygmunta I widzi skutek tylko indolencji króla, na którego miej- scu Jan Olbracht czy Kazimierz daliby sobie radę, opierając się po dawnemu na szlachcie; my nie widzimy, bo było jeszcze do ustąpienia, ani też jaki czyn- nik można było wyzyskać przeciw szlachcie. O popieraniu króla przez ogół szlachty wbrew senatowi na sejmach 1512 i 1527 r. nie może być mowy. 1 (łac.) mową pogrzebową. 377 (s. 104) Zwróciliśmy uwagę, pisząc o Genezie Rady Nieustającej [zob. Bib- liografia], na dowolność, z jaką Bobrzyński [Sejmy polskie za Olbrachta i Alek- sandra, "Ateneum", R. 2: 1876, bądź ten sam artykuł [w:] Szkice historyczne t. l, Kraków 1922] dopatrzył się w przywileju mielnickim przelania władzy rządowej na senat, co za nim powtórzyło wielu historyków, choć nie akcepto- wali tego poglądu w całej rozciągłości historycy ustroju: ani [Adolf] Pawiński [Sejmiki ziemskie, początek ich i rozwój aż do ustalenia sig udzialu poslów ziemskich w ustawodawstwie sejmu walnego 1374-1505, Warszawa 1895], ani Rembowski [Konfederacya i rokosz. Porównanie stanowych konstytucji paristw europejskich z ustrojem Rzeczypospolitej Polskiej, wyd. II, Warszawa 1896], ani Balzer [Geneza trybunalu, zob. Bibliografia; tenże Paristwo polskie w pierwszym siedemdziesigcioleciu XITi i XTi1 wieku, "Kwartalnik Historyczny", R. 21: 1907, s. 193-291], ani [Stanisław] Kutrzeba [Historya ustroju Polski, Lwów 1905]; nawiasem mówiąc, szkoda, że ten ostatni w polemice ze Stanisła- wem Estreicherem [S. Kutrzeba Kilka kwestyi z historyi ustroju Polski. Przy- czynki i polemika, "Kwartalnik Historyczny", R. 20: 1906 (tu m.in. polemika z rec. jego Historyi ustroju S. Estreichera, "Czasopismo prawnicze i ekono- miczne", R. 6: 1905, s. 400-409)] nie roztrząsał treści przywileju, a tylko kwestię jego ważności i stosowania. Papee w osobnej rozprawie Ksigga Pa- miątkowa ku czci O. Balzera, t. 2, Lwów 1925 [s. 173-187] przychylił się do naszego poglądu, że przywilej każe wprawdzie królowi w wyrokach sądowych przeciw senatorom iść za większością głosów senatu, pozwala uciśnionym se- natorom ad alium dominum confugere2, ustanawia awans automatyczny, każe starostom szanować senatorów, ale królowi rządu wcale nie odbiera. Mimo to czytamy u Jana Dąbrowskiego Dzieje Polski Średniowiecznej, t. 2 [Kraków 1926], że odtąd rządy przechodziły w ręce senatu, rola króla ograniczała się do przewodzenia w senacie i wykonywania jego uchwał itd.: u Kolankowskiego [Dzieje polityczne...] również o oddaniu "całej władzy wykonawczej w ręce senatu"; Halecki [dz. cyt.] w szczegóły tego sporu nie wchodzi. (s. 108) [Władysław] Pociecha wstrzymuje się (w Polskim Slowniku Biogra- fcznym) [t. 2, Kraków 1936, s. 288-294] od podkreślania ujemnych skutków, jakie bezwzględność metod Bony wywoływała w obyczajach senatu i szlachty. Bliższe wyjaśnienia co do różnicy kwestii tyczących się Bony dał Pociecha w dodatku literackim do "Głosu Narodu" [Jeszcze o królowej Bonie, "Głos Narodu", R. 43:1936, Dodatek kulturalno-literacki]. (s.118) Zbytnie przywiązanie Tarnowskiego do Habsburgów znane było już Bogatyńskiemu [zob. Bibliografia] i Haleckiemu [Dwaj ostatni...]. Ostatnio Pociecha [Polski Slownik Biograficzny, t. 2, Kraków 1936, s. 290] wykrył, że hetman dla przysłużenia się Ferdynandowi podjął się w 1545 r. sprowokować na Polskę najazd turecki, który w owym czasie musiałby wstrząsnąć bezpieczeń- stwem granicy wschodniej, a może i podkopałby nasze stanowisko w Prusach. (s. 123) Wartość moralną Barbary zakwestionował wśród historyków pier- wszy Kolankowski, Zygmunt August [zob. Bibliografia]. Po nim odsłaniał jej grzechy i ułomności Pociecha w Polskim Slowniku Biograficznym [t. l, Kraków 1935, s. 294-298]. Szerokie koła publiczności pod sugestią obrazów Simmlera i Matejki przyjęły te odkrycia z przykrością. Na zjeździe wileńskim 1935 ro- ku dr W. Ziembicki [Barbara Radziwillówna w oświetleniu lekarskim, [w:] 2 (łac.) (dla obrony) do innego pana uciekać. 378 Pamigtnik Til Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich 17 20 września 1935 w Wilnie, t. l, Lwów 1935, s. 144-162] sprostował mniemanie, jakoby Barba- ra umarła na morbus gallicus3 a O. Halecki [tamże, t. 2, Lwów 1938, s. 66] radził w braku najściślejszych dowodów zostawić w spokoju prochy Radzi- wiłłówny. My pogląd Pociechy przyjmujemy z zastrzeżeniem Ziembickiego; nie sądzimy jednak (wbrew Kolankowskiemu), by Barbarze należało przypi- sać bezpotomne wygaśnięcie Jagiellonów. (s.127) Kamil Kantecki Sumy neapolitazskie, Warszawa 1881, śledząc prze- wlekłe rokowania między Polską i Hiszpanią o sumy neapolitańskie i procent od nich aż do czasów saskich (Bartoszewicz [Utworzenie Królestwa Kongreso- wego, Kraków 1916] znalazł ich odgłosy jeszcze za Lubeckiego) stoi na trady- cyjnym stanowisku, że Polska została pokrzywdzona, bo Hiszpania odmówiła jej sprawiedliwości. Pociecha [biogram Bony w Polskim Słowniku Biograficz- nym, t. 2, Kraków 1936, s. 290] w zgodzie z Kolankowskim Wiedza o Polsce uważa samo wywiezienie skarbów polskich za legendę, a co do sum pożyczo- nych Filipowi II jest zdania, że zostały zrewindykowane z nawiązką. (s. 138) Bobrzyński [Dzieje Polski...] ma za złe Zygmuntowi Augustowi, że z ruchu reformacyjnego nie wyciągnął korzyści dla narodu i państwa; "nie poszedł z Rzymem, tak samo jak nie poszedł z narodowym kościołem [...] szlachtę ostatecznie odepchnął [...] duchowieństwo w najfałszywszym postawił położeniu i gromadził burzę". Ostro polemizowali z tym potępieniem Szujski i Kalinka. Ten ostatni (Dziela t. 10, [Kraków 1898] s. 373) przyznawał, że: "chwiał się Zygmunt August, to prawda, z ciekawości, z rozpusty, może naj- więcej, by się uwolnić od niemiłej żony", ale, że później przyjął uchwały trydenckie, "to jest największa polityczna i moralna zasługa, którą ten mo- narcha oddał Polsce". W. Zakrzewski we wstępie do Zarysu dziejów refor- macji [Powstanie i wzrost reformacji w Polsce 1520-1572, Lipsk 1870; dzieło zatytułowane Zarys dziejów powstania i upadku reformacji w Polsce napisał W. Krasiński, tłumaczył i wydał J. Bursche, Warszawa 1903-1905] surowo Augusta potępił; Kolankowski [Dzieje polityczne..., s. 319-320] jest innego zdania; ten król wiedział zawsze, czego chce, i umiał rządzić "przemożnie": "osławione jego dojutrkostwo to nie opieszałość, to system", bo "każde rzeczy (jak pisał w 1564 r. do Chodkiewicza), które powoli z dobrem uważeniem idą, pożyteczne, a prędkie rado szkodliwe bywają". (s.148) Stanisław Bodniak [Kongres..., zob. Bibliografia], który szczegółowo zbadał z polskiego punktu widzenia kongres szczeciński, zbyt różowe jednak widział w nim dla polityki polskiej perspektywy, skąd wynikałby zbyt ujemny sąd o negocjatorach. (s.150) Zdania historyków o rozszerzeniu następstwa w Prusach na cały dom brandenburski (1563) brzmią wyrozumiale. Nie tylko Szujski [Dzieje Polski, zob. Bibliografia], ale i Sobieski Walka o Pomorze [zob. Bibliografia] moment ten pomijają milczeniem, Szelągowski [Walka o Baltyk, zob. Bibliografia] cytuje książęcą obietnicę niepuszczania wojsk nieprzyjacielskich przez Prusy do Inflant; Halecki [Historia Polityczna...] tłumaczy ustępstwo względami dynastycznymi: że Hohenzollern był upatrzony na następcę Zygmunta Augusta. Podobnie pisze Kolankowski [Dziejepolityczne..., s. 319], bez cienia zastrzeżeń; a przecież akt 1563 r. w wysokim stopniu przesądził o aktach 1578 r. i dalszych. 3 (łac.) chorobę francuską (syfilis). 379 (s. 151-152) W. Vogel Polen als Seemacht und Sechandelstaat, [w:] Deut- schland und Polen [Manchen-Berlin 1933, s. 111-122] akcentuje obce, na ogół niemieckie pochodzenie naszych marynarzy XVI i XVII w.; nie sądzimy, by stąd wynikał morał w duchu klonowiczowskich rymów: "może nie wie- dzieć Polak co to morze, gdy pilnie orze". (s.154) Kryzys polityczny 1559-1562 nie uszedł uwagi historyków: "Była to, pisze Bobrzyński [dz. cyt.], chwila stanowcza dla szlachty do zbrojnego, gwał- townego wybuchu, do poparcia na tej drodze programu, który na legalnej urzeczywistnić się nie dał. Mówiono w całym kraju o zbrojnej konfederacji, ale poprzestano na rozprawach i krzykach. W narodzie rolniczym, który pa- nując sam nad rozległym obszarem kraju, siły swoje jeszcze na kolonizację wielkich przestrzeni Wschodu nieustannie rozpraszał, do tego stopnia nie zaostrzyły się przekonania, nie zakipiały namiętności, aby w imię swych za- sad porywać się do gwałtownych występków, aby swój pokój domowy i rolni- czą gnuśność postawić na szalę wypadków". Halecki [dz. cyt.] umieszcza to przesilenie w jednej płaszczyźnie z kłopotami inflanckimi Zygmunta Augusta. O jego głębokości i powadze daje wyobrażenie dopiero praca A. Dembińskie- go [Polityczna walka..., zob. Bibliografia]. (s. 158) Szelągowski [Pieniądz i przewrót cen w Xli1 i XIiII w. w Polsce, Lwów 1902] stara się przedstawić uchwały 1565 r. jako logiczny wpływ ówcze- snych poglądów gospodarczych; Rybarski [Handel i polityka handlowa Polski w Xlil stuleciu, t.1, Poznań 1928] konkretnie ogranicza zasięg działania usta- wy przeciwmieszczańskiej. (s. 161) Halecki [Dzieje unu] akcentuje mocniej naturalny i łagodny prze- bieg rokowań o unię tudzież dobrą wolę ożywiającą króla i unionistów; Ko- lankowski [Jagiellonowie i unia, [w:] Pamiętnik IiI Powszechnego Zjazdu His- toryków Polskich, t. 2, Lwów 1936, s. 265-292] - motywy dynastyczne, które długo kazały królowi bronić odrębności Litwy i niezawisłości swojej nad nią władzy, zanim się zdecydował na unię i przeparł ją z wielką stanow- czością i sprytem. (s. 162) Najnamiętniej oskarżali Zygmunta Augusta i Polaków o gwałt nad Litwą i Rusią Kojalović we wstępie do Dnevnika Ljublinskago sejma [1569 goda, Petersburg 1869], Dovnar Zapolskij Polsko litevskaja unia na sejmach do 1569 goda, Moskwa 1897, i I. Łappo Wielikoje Kniażestwo Litowskoje za wremia ot zaklucz. lubl. unu do smierti St. Batorija, Petersburg 1901, który w okresie najbliższym, polubelskim, skwapliwie odszukuje ślady separatyzmu, oczywiście wśród oligarchów litewskich. Z większym umiarem i powagą trak- tują swój przedmiot M. Ljubavskij [Ocerk istorii, zob. Bibliografia] oraz Pi- ceta Litowsko polskija unu i otnoszenie k nim lit.-russkoj szlachty, [w:] Sbor- nik statiej posvjascennych Ti. O. Kljucevskomu, Moskwa 1909, s. 625-632, Hruszewskyj, [Istorija Ukrainy-Rusy,] t. 5, Lwów 1905 widzi w 1569 r. gwałt nad Ukrainą, Zivier [zob. Bibliografia] zbliża się do stanowiska historyków rosyjskich. Szczególnie charakterystyczne jest stanowisko Łappy, dla którego unia jest dziełem gwałtu, ale gwałtu niedoskonałego, skoro zostawiła Litwie osobny skarb, wojsko, administrację i sejmiki. (s. 162) Dużo łez nad uciśnioną w Prusach królewskich niemczyzną wylał Leopold Prowe Westpreussen in seiner geschichtlichen Stellung zu Deutschland und Polen, Toruń 1868; było to już po Flottwellu, ale przed główną germa- nizacyjną kampanią Bismarcka. Za czasów hakatyzmu odnowił te żale w cennej 380 zresztą, źródłowej pracy Simson [zob. Bibliografia]. Po wojnie światowej uderzali w dawny ton wydawcy książki Der Kampf um die Weichsel, [Berlin] 1926, oraz W. Recke [Westpreussen] w Deutschland und Polen, s. 135=145. Wacław Sobieski Walka o Pomorze, s. 99, przytacza m.in. ciekawy fakt, że mniejsze miasta prowincji już w 1566 r. razem ze szlachtą żądały, aby w są- dach odbywano rozprawy i spisywano akta po polsku. My, pisząc o Prusach Królewskich w unii z Koroną [Prusy Królewskie w unii z Polską I569-1772], " Roczniki Historyczne", R. 3: 1927, [s. Ill-141], staraliśmy się sprowadzić tę "krzywdę" do należytej miary porównawczej: wśród różnych inkorporacji i zespoleń państw narodowych, jakie zna historia, ta unia Prus z Koroną należała do najmniej bolesnych. Zresztą nie można mierzyć krzywd narodo- wych XIX w. na równi z krzywdami XVI w., kiedy dusza ludzka reagowała o wiele silniej na ucisk religijny i finansowy. (s. 166-167) Wspólną zasługą E. Ziviera Neuere Geschichte Polens, s. 414- 21 [zob. Bibliografia] i Wacława Sobieskiego Dzieje Polski, t. l, Warsza- wa 1925, jest podkreślenie momentów uświadomienia narodowego szlachty za Zygmunta Starego. Nieco dalszych objawów tegoż procesu przytacza W. Ka- mieniecki [zob. Bibliografia] w swej rozprawce o idei jagiellońskiej, pisanej zresztą z inną myślą przewodnią. [Jan] Ptaśnik [zob. Bibliografia] znalazł du- żo do powiedzenia o samorzutnym polszczeniu się miast. (s. 169-170) Przed Sobieskim Trybun [zob. Bibliografia] 1905, mniemano (Piliński) [zob. Bibliografia], że to Zamoyski był wynalazcą zasady viritim. T. Silnicki [zob. Bibliografa] (1913) przypomniał udział ogółu szlachty w elek- cjach od XV w. (s. 170) Odświeżony niedawno spór o wykładnie art. 4 konfederacji war- szawskiej (tam in saecularibus quam in spiritualibus - bonis czy rebus?) wszczęty niegdyś przez Noaillesa Henri de Tialois [zob. Bibliografia] podzielił znawców na dwa obozy. Głównie Józef Siemieński [W obronie "dóbr" konfe- deracji 1573 r., "Reformacja w Polsce, R. 5: 1928, s. 98-103; tamże, s. 158- -160 polemika tegoż z S. Ptaszyckim] kruszył kopie o "dobra" (bonis) w tym akcie, rzekomo przyznającym równą tolerancję szlachcie i chłopom. Sobieski ["A nie o wiarg". Spór o konfederacjg warszawską r. 1573, tamże, s. 60-67] wykazał, że sami twórcy konfederacji nie wiedzieli jasno, co podpisują, a niektórzy, jak Firlej, umyślnie inaczej rzecz podawali swym chłopom kato- likom w Krakowskiem (rebus), inaczej prawosławnym na Rusi. Rozstrzyga ar- gument Stanisława Ptaszyckiego [Konfederacja warszawska r.1573, Rozmyśla- nia archeograficznojgzykowe, tamże s. 90-97], że: bona spiritualia to są dobra duchowe, a duchowne nazywałyby się ecclesiastica; zresztą i układ lo- giczny ("wszakże") i tłumaczenia aktu na obce języki każą nam tu czytać rebus. (s.188-189) O dalszych fazach sprawy gdańskiej za Batorego pisał pokrótce już Szelągowski Z dziejów wspólzawodnictwa [zob. Bibliografia]; dopiero jednak Lepszy Stefan Batory a Gdańsk [zob. Bibliografia] wyświetlił tę rzecz całkowicie, nie tając błędów króla i zwłaszcza Zamoyskiego. (s.189) Ustanowienie trybunału historycy traktują przeważnie jako szczgśli- we załatwienie wiszącej od pół wieku kwestii organizacji wyższego sądowni- ctwa, zarazem akt rozumnego kompromisu ze szlachtą. Niewątpliwie otrzy- maliśmy przez to niezawisłą naczelną władzę sądową, mniejsza o to na razie, dobrą czy złą; ważne jest jednak i to, co podkreślił Balzer [Geneza trybunalu,  381 zob. Bibliografia]: czego Stefan szlachcie nie przyznał, mianowicie zwierzch- niej jurysdykcji nad miastami. (s. 192) W trudnym położeniu znalał sią Siemieński [La politique parlamen- taire en Pologne du roi Etienne Batory, [w:] Etienne Batory... zob. Biblio- grafia] jako referent polityki sejmowej Stefana Batorego w Księdze Jubi- leuszowej, migdzy jubileuszową pobudką wychwalania pogromcy sejmo- władztwa a wewnętrznym głębokim przekonaniem o wartościach naszej kul- tury politycznej Złotego Wieku, w tym również i parlamentaryzmu. On pierw- szy zaznaczył pozytywne dążenia opozycji, po czym wyprowadził bohatera z konfliktu na pole chwały - na wojnę z Turcją. Nasz głos w dyskusji nad tym przedmiotem w Krakowskim Oddziale Polskiego Towarzystwa Nauko- wego znajdą czytelnicy w "Gazecie Warszawskiej" [Batory a sejm, R. 160: 1934 nr 27]. Kazimierz Lepszy [nie udało się ustalić, do jakiej pracy autor tu się odwołuje] dostrzega w popierającej Stefana większości uderzającą liczbę rotmistrzów. (s. 206-207) Jak było z abdykacyjnym planem Zygmunta III w Rewlu i po- tem aż do "inkwizycji", wyjaśni w najbliższym czasie gruntowne studium K. Lepszego [Rzeczpospolita Polska w dobie sejmu Inkwizycyjnego (1589- -1592), Kraków 1939]. Na razie wydaje się niepojęte, jak mógłby Zygmunt III zrzekać się zdobyczy, dla której dynastie na naszych elekcjach ponosiły ogromne trudy, a Habsburgowie nawet zaryzykowali wojnę. Według historyków szwedz- kich, których poglądy streszcza N. Eden Den svenska Riksdagen under fem- hundra dr, Stockholm 1935, Jan III zraził się do Polaków, gdy mu odmó- wili przymierza przeciw Moskwie: wobec tego chciał on odstąpić koronę sy- nowską innemu władcy, który z góry owo przymierze obieca. (s. 209) Całkiem negatywnie ustosunkował się do unii brzeskiej Karol Le- wicki [Geneza idei unji brzeskiej, Lwów 1929; tenże Książg Konstanty, zob. Bibliografia], autor prac o jej genezie i o K. Ostrogskim, jego przeciwnik K. Chodynicki [Kościól prawoslawny, zob. Bibliografia] widzi powikłania, jakie wynikły z tej próby i stwierdza niewłaściwy sposób jej realizowania, ale samą myśl uważa w ówczesnym położeniu za racjonalną. (s. 213-214) Mało uwagi zwraca się u nas na głębsze tło konfliktu polsko- -szwedzkiego. Trzeba przeczytać studia Almquista [Bidrag, zob. Bibliografia] i Tunberga [Sigismund och Sverige, zob. Bibliogra ia], aby zrozumieć, że to nie Zygmunt III wywołał zatarg o Estonię; on był zatargu tego ofiarą. (s. 222-224) O polityczną myśl przewodnią Skargi (rozwijającą się obok idei religijnej) stoczyli przed kilku laty jakby polemikę Stanisław Estreicher na łamach "Czasu" [Dlaczego Skarga "wdawał sig w politykg?, "Czas" R. 82: 1930, nr 259], Ignacy Chrzanowski w "Głosie Narodu" [Dlaczego Skarga "wdawał sig w politykg?, "Głos Narodu", R. 37: 1930, nr 298] i autor tej książki [W. Konopczyński O testament Skargi, tamże,1930, nr 303]. Pierwszy akcentował zwalczanie sejmowładztwa na dobro autorytetu monarchii, drugi przypomniał walkę z bezprawiem, choćby nawet idącym z góry. Obaj uczeni (w danej chwili raczej publicyści) mieli słuszność. Dla nas jednak najistotniej- sze jest to, że Skarga przegrał, choć mówił wspaniale do najlepszych głów swego pokolenia, bo głosił rzeczy z duchem polskim niezgodne; po 150 latach Konarski popchnął naród na nowe tory, choć mówił do wychowanków ciemnej epoki - bo szedł po linii polskiego rozumu i sumienia. (s. 227 i nn.) Pierwszym apologetą rokoszu Zebrzydowskiego był u nas Hen- 382 ryk Schmitt (1858) [Rokosz, zob. Bibliografia] jeszcze przed wypowiedzeniem się Szujskiego [Dzieje Polski , wychodził on z założenia, że obrona wolności nawet tak skrajnych jak nasze polskie ma za sobą zasadniczą rację: summa libertas etiam perire volenti4. Wykład Szujskiego jednak i publikacja Rem- bowskiego [Materialy historyczne poprzedzone przedmową i rozprawą pod tytulem,Konfederacya i rokosz w dawnem prawie państwowem polskiem", Biblioteka Ordynacyi Krasińskich. Muzeum Konstantego Świdzińskiego, t. 9 - -12, Warszawa 1886-1892] rozwiały przypuszczenia, jakoby Zygmunt III knuł jakieś straszne absolutystyczne zamachy. W. Sobieski [Dymitr Samozwa- niec, zob. Bibliografia] starał się możliwie wyrozumieć stanowisko ideowe ro- koszan w związku z prądami epoki: wywoływało to sugestię, jakby chodziło historykowi nie tylko o tout comprendre, ale i tout pardonner5, w każdym razie Sobieski [Pamigtny sejm, zob. Bibliografia] dokonał rewelacyjnych od- kryć co do stosunków skrajnego skrzydła rokoszan z Siedmiogrodem i Moskwą. A. Strzelecki [Udzial i rola..., zob. Bibliografia] wykazywał, że dysydenci nie byli wcale najradykalniejszym żywiołem w rokoszu. Jednak występowali oni na czoło w miarę usuwania się katolików, a że ci ostatni od początku bardzo nienawistnie atakowali dwór - to ich rzecz prywatna, inaczej - w imię cze- go mieliby się buntować? (s. 233) Sensacyjny pogląd na przyczyny silnej kontrreformacji u nas propa- gował na Zjeździe Międzynarodowym Historyków w 1933 r. Stefan Czarnowski [La reaction catholigue en Pologne a la fin du XIiIe et au debut du XIiIIe siecle, Varsovie]: według niego szlachta zdecydowała się na katolicyzm, bo w razie zaprowadzenia protestantyzmu tylko wielmoże obłowiliby się kościel- nym majątkiem. Z tymi wywodami polemizował O. Halecki [Wypowiedź O. Haleckiego nie była drukowana]. (s. 238-239) Szujski sądzi [Dzieje Polski , t. 3, s. 201, "sprawa Władysława stała tak dobrze, że gdyby Zygmunt grubych nie był popełniał błędów, dyna- stia Wazów byłaby osiadła na tronie moskiewskim". Zapewne, ale czyby na nim osiedziała? W.ů Sobieski [Żólkiewski na Kremlu, zob. Bibliografia] był cał- kowicie po stronie Żółkiewskiego; Prochaska [Hetman Żólkiewski, zob. Biblio- grafia] również, z tą jednak rezerwacją, że obietnicy przejścia królewicza na prawosławie można było nie dotrzymać. Nie wiemy, czy byłoby to całkiem po jagiellońsku; w każdym razie byłaby to rachuba karkołomna. Zastanawia, że nikt z naszych historyków Kłuszyna nie zwrócił uwagi na społeczną stronę układów Zygmunta III i Żółkiewskiego, pisanych na skórze rosyjskiego chłopa. (s. 252 i nn.) Jednostronnemu zapatrzeniu w Żółkiewskiego przeciwstawiła się W. Dobrowolska [Książgta Zbarascy, zob. Bibliografia], wyłuszczając bliżej zarzuty Zbaraskich, zapewne w myśl zasady: audiatur et altera pars6. (s. 265 i nn.) W dziwne sprzeczności popada pisząc o Zygmuncie III Szelą- gowski Śląsk a Polska, s. 377 [zob. Bibliografia]: gdy król wzywa sejmiki (1625), by uderzyć na nieprzyjaciela w samym jego gnieździe ("żeby tę koronę, którą niesłusznie na głowie swej nosi, pod nogi J. Kr. Mości położył"), i gdy dlatego radzi sposobić "armatę morską" - to taka myśl ma się "krzyżować" z "najdonioślejszą sprawą mocarstwową Rzplitej, sprawą północną". Raptem 4 (łac.) najwyższa wolność również dla chcących zginąć. 5 (franc.) wszystko zrozumieć, (ale i) wszystko przebaczyć. 6 (łac.) należy wysłuchać i drugiej strony. 383 na następnej stronie odnajduje się w tym wołaniu króla "cały program Rzplitej", zresztą "nie wypełniony przezeń ani na jotę". (s. 288) S. Askenazy Polska a Francja, [w:] W ezasy Historyczne, t. 2, [War- szawa 1904], s. 23; lekceważąco wyraził się o "taniej śląskiej pokusie", jaką Richelieu próbował pozyskać Władysława IV; wprawdzie pisano to przed 1904 r., to jest przed pamiętnymi wyborami do Reichstagu, które ujawniły rdzennie polskie oblicze Śląska. Niemniej z powodu ówczesnego dylematu między Austrią a Francją nasuwa się inny dylemat, podobny: kto wówczas dbał o Pomorze, musiał sig opierać na Habsburgach; kto chciał tym ostatnim wydrzeć Śląsk, musiałby zaniechać walki ze Szwecją o brzegi Bałtyku. Obu celów naraz osiągnąć Władysław IV nie mógł. (s. 305-306) Do tej transakcji zastawnej sprowadza się w świetle badań W. Dzię- gla [Utrata ksigstwa opolskiego i raciborskiego przez Ludwikg Marig w r.1666, Kraków 1936] owo austriackie "narzucanie się" z ofiarą Śląska Władysławo- wi IV, o którym, za W. Czarmakiem Studia historyczne [Kraków 1901], s. 241, wspomnieliśmy w książce Przyczyny upadku Polski, [Warszawa 1918]. (s. 316) Wyższość Warszawy nad Krakowem jako stolicy zuniowanego pań- stwa dążącego do oparcia się o Bałtyk wykazuje Franciszek Bujak [Stolice Polski, zob. Bibliografia] w rozprawie o stolicach Polski. (s. 326) W zestawieniu ludności Polski zygmuntowskiej idziemy za Pawiń- skim i Jabłonowskim [Polska w wieku Xli1, zob. Bibliogratia] zdając sobie zresztą sprawę z tymczasowego charakteru ich obliczeń (na 2 gospodarstwa chłopskie 11 osób, na 1 złoty miejskiego opodatkowania, tj. szosu - 24 osoby). Ekonomista W. Czerkawski [Metoda statystyki historycznej polskiej, [w:] Pa- migtnik III Zjazdu Historyków Polskich w Krakowie, t. 1, Kraków 1900 (brak ciągłej paginacji)] w latach 1897-1900 zajmował się tym samym zagadnieniem i na podstawie szczegółowych, ale ułamkowych zestawień doszedł do wniosku, że w Wielkopolsce, Małopolsce i na Mazowszu liczby Pawińskiego należy pod- nieść co do wsi z I 700000 na 2400000, a co do miast z 400000 na 800000. Obacz wysoce pouczający referat Bujaka Źródła do historii zaludnienia Polski w Pamiętniku Zjazdu Wileńskiego 1935 r. [Pamiętnik Til Powszechnego Zja- zdu Historyków Polskich w Wilnie] t. 2, [Lwów 1936, s. 197-319]. Zresztą historiografia innych krajów jeszcze dalsza jest od ujęcia rzeczywistego wzro- stu ludności niż nasza, w Polsce bowiem, jak zaznaczył Pawiński, cała gospo- darka państwowa podlegała publicznej kontroli i dlatego pozostawiła ślady w źródłach. (s. 329) Nawet taki August Czartoryski, choć mawiał, że chce być panem, a nie sługą swych pieniędzy, osiągnął to w niewielkim stopniu: wysiłkiem ca- łego życia stworzył ogromną fortunę, której narazić na szwank później nie miał odwagi; tym bardziej można powiedzieć o magnatach niższego polotu, że byli sługami, a nie panami swych dóbr. Wynika stąd oczywista doniosłość badań nad rozwojem latyfundiów arystokracji; niestety, choć nie brak mono- grafii rodów (J. Wolff o Pacach [Pacowie, Petersburg 1885], Ożarowski o Sa- piehach [K. Ożarowski, B. Gorczak Sapiehowie. MateriaJy historyczno-gene- alogiczne i majątkowe, t. 1-3, Petersburg 1890-1894], Kotłubaj [Galeria Nie- świeżska portretów Radziwi łowskich, Wilno 1857] i K. Bartoszewicz o Radzi- wiłłach [Radziwi2lowie, Warszawa-Kraków 1928], Ztota Ksigga Szlachty Pol- skiej Żychlińskiego itd.) i chociaż nie brak materiałów (archiwa nieświeskie, łańcuckie itp.), dotąd tylko A. Tarnowski [DziaJalność gospodarcza..., zob. 384 Bibliografa] opracował w całości genezę Zamojszczyzny; przed nim S. Inglot [Sprawy gospodarcze Lwa Sapiehy, Lwów 1931] częściowo przedstawił dzia- łalność gospodarczą Lwa Sapiehy. Problem ten omawiano na zjeździe wileń- skim na podstawie referatu Jana Rutkowskiego [Badania nad dochodami wiel- kiej wlasności ziemskiej w Polsce w czasach nowożytnych, [w:] Pamigtnik Til Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie, t. 1, Lwów 1935, s. 279-285. Tym problemom poświęcony był raczej referat S. Inglota Postu- laty w sprawie badari nad rozwojem i organizacją wielkiej wlasności w Rze- czypospolitej w czasach nowożytnych, tamże, s. 239-245). (s. 337-338) Co do roli dziejowej Żydów polskich panuje dotąd w naszej literaturze sztuczne milczenie: Szujski [Dzieje Polski i Bobrzyński Dzieje Pol- ski...] omijali ten przedmiot starannie; Smoleński przedstawił Stan i sprawg Ży- dów Polskich [Stan i sprawa Żydów polskich w XTilll wieku, Warszawa 1876] za czasów Poniatowskiego z punktu widzenia humanitarnych postulatów epok oświecenia i pozytywizmu warszawskiego. Bardziej realistycznie patrzył na rozrost Żydostwa w naszych miastach J. Ptaśnik [Miasta..., zob. Bibliogra- fia]; całość zagadnienia próbował ogarnąć publicysta A. Marylski [Dzieje sprawy żydowskiej w Polsce, Warszawa 1912], jego stronę prawną oświetlił Kutrzeba [Historya ustroju...], antysemityzmem staropolskim zajmował się K. Bartoszewicz [Antysemityzm w literaturze Polski XIi XIiI w., Kraków 1914]. Wszystko to jednak nie wystarcza; nic też dziwnego, że zniecierpliwio- ny takim stanem rzeczy publicysta Rolicki cum studio zebrał pod tytułem Zmierzch Izraela [Warszawa 1932] jaskrawe fakty dla celów polityki aktualnej. (s. 351) Wielki brak monografii o urzędach: kanclerskim, marszałkowskim i podskarbińskim. (s. 351) H. Almquist [Polskt f riattningsliv..., zob. Bibliografia] słusznie zwraca uwagę na pomocniczą rolę wielkich komisji sejmowych jako organów ! wykonawczyćh i dozorczych. (s. 352) Nie opracowano dotąd historii generałów, ani też najważniejszych (poza wiszeńskim) sejmików: proszowskiego, średzkiego, opatowskiego, wileń- skiego; również nikt nie wypełnił dotąd luki między Pawińskiego Sejmikami ziemskimi (1374-1506) a Rządami sejmikowemi (1572-1795) [Sejmiki ziem- skie; tenże Rządy sejmikowe, zob. Bibliografa]. (s. 356) Warto przypomnieć trafny, wolny od doktrynerstwa pogląd M. Bo- brzyńskiego [dz. cyt.] na konfederację: "Konfederacja był to dobrowolny, jawny, zaprzysiężony związek obywateli, którzy postawili sobie jakiś większy cel dla dobra ojczyzny, a widząc, że celu tego nie mogą osiągnąć w granicach zakreślonych przez obowiązujące prawa, uchylali je na chwilę i stanowili odrębny rząd konfederacki. Rząd ten składał się ze sejmu, w którym roz- strzygała większość głosów, i władzy wykonawczej sprężystej, na której czele stał marszałek konfederacji. Każda konfederacja starała się wszystkie ziemie i wszystkieh obywateli wciągnąć w swój związek, starała się przede wszyst- kiem stanąć przy królu, tj. zapanować nad królem, jeżeli przypadkiem zrzu- cenie króla i pozbawienie go tronu nie było jej celem. Gdyby konfederacja mogła się stale utrzymać, na brak rządu nie bylibyśmy cierpieli. Cokolwiek też istotnie dobrego zdziałała Polska w XVII i XVIII w., mianowicie obronę swoją od zewnętrznych najazdów, wszystko to zawdzięcza chwilowym, w szla- chetnym celu i rozumnej myśli zawiązanym konfederacjom". (s. 357) O późniejszych przemianach naszej skarbowości na przełomie XVII I3 - Daeje Polski nowożytnej - tom I 385 i XVIII w. istnieje nie wydana dotąd praca M. Nycza [Geneza reform skar- bowych Sejmu Niemego. Studium z dziejów skarbowo-wojskowyeh z lat 1697- -1717, Poznań 1938]. (s. 359-360) O. Laskowski na zjeździe wileńskim Historyków Polskich (1935) tak mocno podkreślał Odrgbność staropolskiej sztuki wojennej, [w:] Pamigtnik TiI Powszechnego... t. 2, tudzież jej wyjątkowe zalety, że spotkał się z pewnymi zastrzeżeniami ze strony gen. Mariana Kukiela [Koreferat do referatu O. Laskowskiego, tamże, s. 167-170]. W związku z tym godzi się przypomnieć pogląd K. Waliszewskiego, który najpierw w książce o Polsce i Europie w XVIII w. [Polska i Europa w drugiej polowie XTillI w.], Kraków 1890, a później w La Pologne inconnue, [Pages d'histoire et d'actualite, Paris 1919] podczas Kongresu Wersalskiego (1919) wykazywał, jak słaby był mili- taryzm w dawnej Rzeczypospolitej. (s. 364-365) Oddaliby dużą zasługę nauce i Kościołowi jego historycy du- chowni, gdyby nie poprzestając na badaniu jego ustroju, literatury religijnej, życiorysów poszczególnych biskupów i dziejów świątyń, zajęli się bliżej reli- gijnością szerokich rzesz, a nie pozostawiali tego pola do uprawy pisarzom świeckim, np. K. Dobrowolski [Umyslowość i moralność spoleczeristwa staro- polskiego, [w:] Kultura Staropolska, Kraków 1932, s. 168-204], J. Bystroń [Dzieje obyczajów..., zob. Bibliografia], S. Czarnowski [dz. cyt.]; dopiero wówczas przekonalibyśmy się, czy katolicyzm stwarzał u nas uczucia o tak wysokim napięciu jak prześladowany unitarianizm. (s. 368-369) Cerme i niesłychanie ciekawe Dzieje obyczajów w Polsce Jana Stanisława Bystronia szwankują niestety pod kilku względami: l. autor robi uogólnienia na obszarze kilku wieków, nie zaznaczając wyraźnie, które objawy należą do której epoki, dlatego w jego książce nie widać właściwych Dziejów zmieniających się w czasie. 2. Wszystko umieszczone jest w jednej płaszczyź- nie, jakby życie religijne i państwowe znaczyło dla Polski tyleż co strój, zaprzęg, pohulanka lub stosunek do służby. 3. W książce panuje ton ośmie- szania i banalizowania życia staropolskiego przy zupełnym braku spostrzeżeń porównawczych. 4. Brak bibliografii i źródeł uniemożliwia nie tylko kontrolę nad wnioskami autora, ale i rozmieszczenie faktów w czasie i przestrzeni; żaden też z czytelników tego dzieła nie domyśli się, ile autor zawdzięcza swym poprzednikom: Aleksandrowi Brucknerowi [Dzieje kultury..., zob. Bi- bliografia] i Waleremu Łozińskiemu [Żyeie polskie..., zob. Bibliografia]. (s. 371) Uwagi, które wypowiedziałem o kulturze politycznej wieku XVI na Zjeździe im. Kochanowskiego w dyskusji nad referatem J. Siemieńskiego [Kultura polityczna Polski w. XIiI, [w:] Kultura Staropolska...], nie zostały należycie zrozumiane (zob. Pamigtnik, s. 52-61). [Dyskusja nad tym referatem [w:] Pamigtnik Zjazdu Naukowego im. Jana Kochanowskiego w Krakowie 8 i 9 czerwca 1930, Kraków 1931, wypowiedź W. Konopczyńskiego tamże, s. 52-57]. Prof. Kutrzeba [tamże, s. 57] zarzucił mi, że oceniam wartość sił państwowych dawnej Polski jedynie pod kątem widzenia rozbiorów, chociaż mówiłem tylko o czasach zygmuntowskich, a nie stanisławowskich, przypisał mi też ideologię "szkoły historycznej krakowskiej", której samo istnienie kwestionuję, a z której ideologią polityczną niewiele mam wspólnego. Dyr. Siemieński [odpowiedź J. Siemieńskiego, tamże, s. 58-61] powiązał z ową ideologią czyjś trójlojalizm, zalecał czyjąś lepszą metodę porównawczą, a za- miast ścisłego zestawienia przyczyn i skutków radzi "bilansować" ogólny 386 wynik epoki - "olśniewająco dodatni". Aby mu dogodzić, należałoby pisząc o wieku XVI wykreślić sobie z pamięci nie tylko rozbiory, ale i wiek XVII, nie pytać, w jakiej formie mogli Polacy realizować swój ideał ustrojowy- bo obiektywnie dobrej formy nie ma; najlepiej wyrzec się "historycznego" (to znaczy zapewne historyczno-politycznego) poglądu na rzeczy, bo prosty opis ustroju robi lepsze wrażenie. Cechy zasadnicze, wytworzone w wiekach XV i XVI - twierdzi Siemieński w uderzającej zgodzie z konfederatem bar- skim Wielhorskim - były dobre, tylko że potem przyszły odchylenia. Otóż te cechy to, krótko mówiąc, unanimitas na sejmach, elekcja viritim, brak egze- kutywy, nieusuwalność urzgdników, sejmikowa decentralizacja, upośledzenie miast, ucisk i wyzysk chłopów. A obok tego wszystkiego rzecz dla oceny kultury politycznej najważniejsza, a przez moich krytyków pomijana - nie- umiejętność przewidywania i realizowania celów politycznych, z wyjątkiem szlachecko-klasowych. (s. 375) Już po ukończeniu druku 1 tomu tej pracy wyszła książka ks. W. Ba- ranowskiego Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego, Poznań 1936; wy- wodów autora, jak i obrad ostatniego zjazdu ku czci Piotra Skargi nie mogliś- my już uwzględnić.  11) 21) 31) 41. l1 .1 .1 .1 .1 .1 rI.A.1.a  Bibliografa Zygmunt I (1506-1548) W pół wieku po J. Szujskim, który w swych Dziejach Polski, t. 2. Kraków 1862, s. 156-250, opracował źródłowo (jak na owe czasy) panowanie Zygmunta I, przedstawił tę epokę E. Zivier w Neuere Geschichte Polens, t.1, Gotha 1915, s. 1-478; c.d. Roepella i Cara [R. Roepell Geschichte Polens cz. l: Mittelalter, Hamburg 1840; J. Caro Geschichte Polens 1300 bis 1350, t. 2, Gotha 1863, t. 3, Gotha 1869]. Z Polaków opowiedzieli potem te dzieje: O. Halecki, dwukro- tnie: raz schematycznie według zagadnień w Historu politycznej Polski, [w:] Encyklopedii Polskiej Akademii Umiejgtności, t. 5, Kraków 1923, s.1-123, drugi raz w ciągłej narracji [w:] Polska, jej dzieje i kultura, Warszawa 1927, s. 198-342 tudzież L. Kolankowski [w:] Wiedza o Polsce, t. la, Warszawa [1930] s. 267-305. Poszczególne odcinki opracowali: A. Pawiński Mlode lata Zygmunta Sta- rego, Warszawa 1893; L. Finkel Elekcja Zygmunta I, Kraków 1910; tenże Polityka ostatnich Jagiellonów, [w:] Pamigtnik Zjazdu Historyczno-Literac- kiego im. M. Reja 1906, Kraków 1910. Wojny moskiewskie: S. Herbst Wojna moskiewska 1507 1508, [w:] Ksigga ku czci Oskara Haleckiego, Warszawa 1935, s. 29-54; E. J. Kaśprowskij Bor'ba I asilija III s Sigismundom I, 1507-1522, "Sbornik Istoriko-Filologićeskogo Obśćestwa pri Institute kn. Besborodko v Neźine", R. 2: 1899; L. Kolankow- ski Zygmunt August wielki książg Litwy, Lwów 1913, s. 93-189; J. Natan- son-Leski Dzieje granicy wschodniej Rzplitej, Lwów-Warszawa 1922. Tatarszczyzna: K. Pułaski Stosunki z Mendli Girejem [chanem Tatarów perekopskich 1469-1515. Akta i listy], Warszawa: [faktycznie Kraków] 1881; oraz Mechmet Girej i stosunkijego z Polską, Petersburg 1898; L. Kolankowski [Zygmunt August wielki książg Litwy, Lwów 1913]. Wołoszczyzna: K. Pułaski Wojna Zygmunta I z Bohdanem, wojewodą mol- dawskim w r. 1509, Kraków 1887; A. Jabłonowski Sprawy woloskie za Jagiel- lonów, [w:] Źródla Dziejowe, t. 10, Warszawa 1878; A. Czołowski Bitwa pod Obertynem, "Kwartalnik Historyczny", R. 4: 1890. Habsburgowie i Francja: H. LTbersberger sterreich und Russland 1488- -1605, Wien 1906; A. Hirschberg Przymierze z Francją [z roku 1524. Ustgp z dziejów polityki polskiej za Zygmunta I], Lwów 1882; tenże J. Łaski sprzymierzericem sultana tureekiego, Lwów 1879. Sprawa pruska: J. Vota Der Untergang des Ordensstaates Preussen, Mainz 1911; E. Joachim Die Politik des letzten Hochmeisters in Preussen, Leipzig 1892-1895; B. Dembiński Ostatni mistrz zakonu niemieckiego, Kraków 1925; A. Werminghoff Der Hochmeister des deutschen Ordens und das Reich bis 1525, "Historische Zeitschrift", R. 110: 1913; L. Kolankowski Kandydatura Jana Albrechta Hohenzollerna na biskupstwo plockie, Lwów 1906; P. Karge 388 Herzog Albrecht von Preussen und der deutsche Orden, "Altpreussische Mo- natschrift", R. 49: 1902. Por. też życiorys Albrechta S. Bodniaka w Polskim Slowniku Biograficznym, t. l, Kraków 1935. Inflanty: F. Koneczny Walter von Plettenberg, Kraków 1892. Sprawa węgierska: S. Smolka Po bitwie mohackiej, Warszawa 1883; W. Ka- mieniecki Pobyt J. Zapolyi w Polsce w r. 1528, "Przegląd Historyczny", R. 5: 1907; J. Pajewski Stosunki polsko-węgierskie i niebezpieczeństwo tureckie 1516-26, Warszawa 1930; tenże Węgierska polityka Polski 1540-1571, Kra- ków 1932. Mazowsze: S. Lukas Przylączenie Mazowsza do Korony Polskiej, "Prze- wodnik Naukowy i Literacki", R. 3:1875. Sprawy dynastii Jagiellonów: A. Przeździecki Jagiellonki polskie w Xlil w., Kraków 1868-1878, 5 tomów. Skarb i wojsko: A. Blumenstock Plany reform skarbowych Zygmunta I, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 16: 1888; J.T. Lubomirski Trzy roz- dzialy z historu skarbowości w Polsce 1507-1532, Kraków 1868; L. Kolankow- ski Obrona Rusi za Jagiellonów, [w:] Ksiggapamiątkowa ku czci B. Orzechowicza, " Lwów 1916; tenże Roty koronne na Rusi i Podolu, "Ziemia Czerwińska, R. l: 1935. Studia nad monetą M. Gumowskiego [Wplywy polskie na pienigżne stosunki Śląska w pierwszej polowie XIiI w.], Kraków 1915 i M. Grażyńskiego [Reformy monetarne w Polsce w latach 1526-1528 i ich geneza), "Przegląd Historyczny", R. 42:1913. Niektóre sprawy sejmowe naświetlił W. Konopczyński Liberum veto, cz. 2, Kraków 1918; W. Pociecha Walka sejmowa o przywileje " Kościola w Polsce I520-37, "Reformacja w Polsce, R. 2:1922. Korektura praw: S. Kutrzeba Historia źródel prawa polskiego, Lwów 1925. Stosunki na Litwie: M. Lubavskij Litovsko-russkij sejm, Moskva 1901; N. A. Maksimejko Sejmy litovsko-russkogo gosudarstwa, Charkov 1902; L. Kolan- kowski [Zygmunt August wielki książg Litwy, Lwów 1913]. Życiorysy: W. Zakrzewski Rodzina Łaskich w XI,I w., "Ateneum", R.1:1876; J. Kieszkowski Kanclerz Krzysztof Szydlowieeki, Kraków 1912; A. Hirschberg Hieronim Łaski, Lwów 1888; H. Folwarski Erazm Ciolek, Warszawa 1935; W. Bogatyński Hetman Jan Tarnowski, "Przegląd Polski", R. 48: 1913-1914; K. Hartleb Jan z Ocieszyna Ocieski, Lwów 1917; J. Ptaśnik Bonerowie, "Rocznik Krakowski", R. 7:1905; krótkie życiorysy pióra W. Pociechy: Anny Jagiellonki (żony Ferdynanda I) Barbary Zapolyi, Barbary Radziwiłłówny i królowej Bony w Polskim Slowniku Biograficznym, t. 1-2, Kraków 1935-1936. Zygmunt August (1548-1572) Nasza znajomość czasów Zygmunta Augusta zrobiła od ukazania się dzieła E. Ziviera [Neuere Geschichte Polens, t. l, Gotha 1915, s. 378-479] znaczne postępy, zwłaszcza w zakresie spraw litewskich i bałtyckich. Przodują w tych badaniach O. Halecki i L. Kolankowski. Nie straciły jednak wartości prace dawniejsze, przede wszystkim studia J. Szujskiego: Charakterystyka Zygmunta Augusta, Ostatnie lata Zygmunta Augusta i Anna Jagiellonka, Stosunki dyplo- matyczne Zygmunta Augusta z domem austriackim, [w:] Opowiadania i roz- trząsania, t.1-2, Kraków 1885-1886. 389 O stosunkach z Mołdawią, Węgrami i Turcją: A. Jabłonowski [Sprawy wo- łoskie za Jagiellonów, Warszawa 1878]; B. Kudelka Jakub Heraklides Despota wobec Polski i Austrji, "Kwartalnik Historyczny", R. 26: 1912; J. Pajewski Wggierska polityka Polski 1540-1571, Kraków 1932; tenże Projekt przymierza polsko-tureckiego za Zygmunta Augusta, [w:] Ksigga ku czci O. Haleekiego, Warszawa 1936, s.185-202. Sprawy moskiewskie: H. IJbersberger sterreich und Russland 1488-1605, Wien 1906; J. Natanson-Leski [Dzieje granicy wschodniej Rzplitej, Lwów- -Warszawa 1922]; S.M. Solov'ew Istoria Rossii s dervnejśich vremen, t. 6, Moskva 1856; K. Piwarski Niedoszla wyprawa tzw. radoszkowicka Zygmunta " Au usta na Moskwg, "Ateneum Wileńskie, R. 5:1928. Walka o Inflanty: A. Szelągowski Walka o Baltyk, Lwów 1904; G.V. For- sten Baltijskij vopros v XVI i XTilI stolet ach, Petersburg 1894; H. Almquist Svenskafolkets historia, t. 2, Lund 1922 [faktycznie 1918]; A. Kłodziński Sto- sunki Polski i Litwy z InfZantami przed r. 1556/7, "Kwartalnik Historyczny", R. 22: 1908; G. O. F. Westling Det nordiska sjuarskrigets historia, Stockholm 1880; S. Karwowski Wcielenie InfZant do Litwy i Polski, Poznań 1873; W. Krasiński Przyczynek do historji dyplomacji w Polsce,1566-1572, Kraków 1872; S. Bodniak Kongres szczeciński, Kraków 1929. Prusy Książęce: P. Karge Kurbrandenburg und Polen 1548-1563, "Forschun- gen zur Brandenburgischen und Preussischen Geschichte", R. 9: 1898; W. So- bieski Walka o Pomorze, Poznań 1928; A. Vetulani Lenno pruskie. [Od trak- tatu krakowskiego do śmierci ksigcia Albrechta 1525-1568. Studjum historycz- no prawne, Kraków 1930]; A. Pawiński Sprawy Prus Książgcych za Zygmunta Augusta, [w:] Źródlach Dziejowych, t. 8 Warszawa 1879. Początki floty polskiej: A. Czołowski Marynarka w Polsce, Warszawa-Kra- ków-Lwów 1922; S. Bodniak Pierwsi strażniey morza, [w:] Ksigga pamiątko- wa ku czci W. Sobieskiego, Kraków 1932. Gdańsk: P. G. Schwarz Die Haltung Danzigs im nordischen Kreiege 1563-70, "Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsvereins", R. 49:1907. Ruch religijny: W. Zakrzewski Powstanie i wzrost reformacji w Polsce, Lipsk 1870; N. Lubović Istoria reformacji v Pol'śe, Warszawa 1883; W. Kra- sieński Zarys dziejów powstania i upadku reformacji w Polsce, Warszawa 1903; J. Bukowski Dzieje reformacji w Polsce, Kraków 1883-1886, 2 tomy; K. V lker Der Protestantismus in Polen auf Grund der einheimischen Geschichtsschreibung, Leipzig 1910; T. Wotschke Geschichte der Reformation in Polen, Leipzig 1911; A. Bruckner Reformacja, [w:] Literatura staropolska, Kraków 1932; S. Bodniak Walka o interim na sejmie warszawskim 1556-57 r., "Reformacja w Polsce" R. 5:1928; O. Halecki Zgoda sandomierska 1570 r., Kraków 1915; S. Szczotka Synody arjan polskich 1569-1662, "Reformacja w Polsce", R. 7-8: 1935-1936; T. Grabowskiego studia o literaturze kalwińskiej, ariańskiej i luterańskiej w Polsce [Literatura arjańska w Polsce 1560-1660, Kraków 1908; Z dziejów li- teratury kalwirźskiej w Polsce 1550-1650, Kraków 1906; Literatura luterska w Polsce wieku XI I.1530-1630, Poznań 1920]; B. Dembiński Rzym a Europa przed rozpoczgciem trzeeiego okresu soboru trydenckiego, Kraków 1890; S. Za- łęski Jezuici w Polsce, t. 1, Lwów 1900; por. też zestawienie bibliograficzne w Historu Kościola J. Umińskiego, t. 2, Lwów 1934. Idee polityczne: S. Tarnowski Pisarze polityczni XTiI w., Kraków 1886; 390 S. Kot Andrzej Frycz Modrzewski, Kraków 1919; tenże Ideologia polityczna i spoleczna Braci Polskich zwanych arjanami, Warszawa 1932. Egzekucja: J.N. Romanowski Otia cornicensia, Poznań 1861; A. Dembiński Polityczna walka o egzekucjg dóbr królewskich, Warszawa 1935. Unia z Litwą: O. Halecki Dzieje unjijagiellońskiej, t. 2, Kraków 1921; tenże Przylączenie Podlasia, Wolynia i Kijowszczyzny, Kraków 1915; L. Kolankowski Jagiellonowie i unja, Lwów 1936; S. Kutrzeba Unja Polski z Litwą, [w:] Polska i Litwa w dziejowym stosunku, Kraków 1914. Z rosyjskiego punktu widzenia: M. Lubavskij Oćerk istorii litovsko-russkogo gosudarstwa, Moskva 1910. Unia z Prusami: P. Simson Westpreussens und Danzigs Kampf gegen die polnische Unionsbestrebungen, "Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsve- reins", R. 37:1897. Literatura biograficzna dotąd szczupła. A. Eichhorn nakreślił życiorysy: Hozjusza (Der ermlandische Bischof und Kardinal Stanislaus Hosius, vorzug- lich nach seinem kirchlichen und literarischen Wirken gesehildert, t. 1-2], Mainz 1854-1855 i Kromera [Der ermldndische Bischof Martin Kromer als Schrftsteller, Staatsmann und Kirchenfurst], Braunsberg 1868; T. Wierzbow- ski - Uchańskiego [Uchańsciana, czyli zbiór dokumentów wyjaśniających życie i dzialanie Jakuba Ucharskiego], Warszawa 1895. Brak monografii o kanclerzu Ocieskim, obu Mikołajach Radziwiłłach [J. Jasnowski Mikolaj Czarny Radziwill. 1515-1565. Kanclerz i marszalek ziemski Wielkiego Ksig- stwa Litewskiego, wojewoda wileriski, Warszawa 1939], F. Padniewskim, P. Myszkowskim, Karnkowskim, M. Siennickim [S. Grzybowski Mikolaj Siennicki, Demostenes sejmów polskich, "Odrodzenie i Reformacja", R. 2: 1957) i R. Leszczyńskim. Walezjusz i Batory Przełomowe lata pierwszych bezkrólewi wcześnie ściągnęły na siebie uwagę takich dziejopisów, jak S. Orzelski [Bezkrólewia ksiąg ośmioro, czyli Dzieje polskie od zgonu Zygmunta Augusta r. 1572 aż do r. 1576 skreślone przez..., t. 1-3, Petersburg-Mohylew 1856] i R.S. Heidenstein [De bello moscovitico commentatorum libri sex, Cracoviae 1584], prędko też stały się przedmiotem badań źródłowych. Pisali o nich: E. de Noailles Henri Tralois et la Pologne, Paris 1867; T. Piliński Bezkrólewie po Zygmuncie Auguście, Kraków 1872; A. Traćevskij Pol'skoe bezkoroleve, Moskva 1869; W. Sobieski Trybun ludu szlacheckiego, Kraków 1905; tenże Polska a hugonoci po nocy św. Bartlomieja, Kraków 1910; O. Halecki Die Beziehungen der Habsburger zum litauischen Hochadel im Zeitalter der Ja- giellonen, "Mitteilungen des Instituts fur sterreichische Geschichtsforschung", R. 36: 1915; W. Zakrzewski Po ucieczce Henryka. [Dzieje bezkrólewia 1574-1575), Kraków 1878; K.J. Karttunen Die K nigswahl in Polen, 1575, Helsingfors 1915; T. Wierzbowski Zabiegi cesarza Maksymiliana II o korong polską, 1575-1576, "Ateneum", R. 4: 1879; O. Martin Henri de I alois et son initiation au droit public polonais tudzież Vincenco Pacifici La candidatura di Afonso d'Este al Regno di Pologna (1574-1576), [w:] Resumes Iil1 Kongresu Migdzynarodowego Historyków w Warszawie, Warszawa 1933. 391 Zainteresowanie Batorym wzmogło się szczególnie w związku z trzechsetną rocznicą jego śmierci. W. Zakrzewski w referacie: Stefan Batory, przegląd historji jego panowania i program dalszych nad nią badari, Kraków 1887, dał kolegom i uczniom wskazania programowe, z których niektóre zresztą spełniali jeszcze przedtem inni badacze: A. Pawiński Skarbowość w Polsce i jej dzieje za Stefana Bato- rego, [w:] Źródła Dziejowe, t. 8, Warszawa 1881 i inne rozprawy; [A. Pawiński Stefan Batory pod Gdariskiem w 1576-1577 r., Warszawa 1877; tenże Początki panowania Stefana Batorego 1575-1577 r., Warszawa 1877; tenże Księgi pod- skarbiriskie z czasów Stefana Batorego 1576-1586, Warszawa 1881; tenże Akta metryki koronnej za czasów Stefana Batorego, Warszawa 1882]; O. Balzer Ge- neza Trybunalu Koronnego, Warszawa 1886; T. Wierzbowski Wincenty Laureo, Warszawa 1887. Najnowsze opracowania czasów batoriańskich wyszły spod pióra W. So- bieskiego [Henryk Walezy, Stefan Batory, Zygmunt III 1572-1632, [w:] Encyklopedja Polska, t. 5: Historia polityczna Polski, cz. 2: Od r. 1506 do r.1775, Kraków 1923] oraz [w:] Polska,jej dzieje i kultura, Warszawa 1927; on też dał najnowszą charakterystykę króla: Syn ziemi siedmiogrodzkiej, "Rocznik Polskiej Akademii Umiejętności", R. 58:1933. Dzięki poparciu Polskiej Akademii Umiejętności, a głównie W. Zakrzewskiego, czasy Stefanowe należą dziś do najlepiej zbadanych epok naszej przeszłości. Wyniki półwiekowych dociekań zebrane zostały z okazji czterechsetlecia urodzin Batorego w księdze jubileuszowej: Etienne Batory, roi de Pologne, prince de Transylvanie, Cracovie 1935, wydanej staraniem akademu węgierskiej i polskiej z udziałem ośmiu autorów węgierskich i dziesięciu polskich. Odsyłając specjali- stów do bibliografii, zebranej tam przez E. Lukinicha [Bibliographie Hongroise d'Etienne Bathory] i K. Lepszego [Bibliographie polonaise d'Etienne Batory), podajemy dla szerszego ogółu czytelników wskazówki najważniejsze: Sprawy gdańskie i bałtyckie badali: A. Szelągowski Z dziejów wspólzawod- nictwa Anglu i Niemiec, Rosji i Polski, Lwów 1910; K. Lepszy Stefan Batory a Gdarisk, "Rocznik Gdański", R. 6: 1932; tenże Strażnicy morza Stefana Batorego, tamże, R. 7:1933; tenże Prusy Książgce a Polska w latach 1576-78 [w:] Ksigga pamiątkowa ku czci W. Sobieskiego, Kraków 1932; F. Bostel Przeniesienie lenna pruskiego na elektorów brandenburskich, "Przewodnik Na- ukowy i Literacki", R.11:1883. Wojna z Iwanem IV: V. Novodvorskij Bor'ba za Livoniu, Petersburg 1904; J. Natanson-Leski Epoka Stefana Batorego w dziejach granicy wschodniej Rze- czypospolitej, Warszawa 1930; K. Górski Pierwsza, druga i trzecia wojna Ba- " tore o z Wielkim Ksi stwem Moskiewskim, "Biblioteka Warszawska, R. 52: 1892; T. Korzon Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 2, Kraków 1912; P. Pierling Le Saint Siege la Pologne et Moscou, Paris 1885. Polityka zagraniczna: W. Nowodworski Stosunki Rzeczypospolitej ze Szwecj i Danią za Stefana Batorego, "Przegląd Historyczny", R.12:1911; H. Almquist " Johan III och Stean Batori dr 1582, "Historisk Tidskrift, R. 29: 1909; L. Boratyński Stefan Batory, Hanza i powstanie Niderlandów, "Przegląd Historyczny", R. 6:1908. Inflanty: T. Schiemann Russland, Polen und Livland bis ins 17. Jahrhundert, t. 2, Berlin 1887; E. Seraphim Livlandische Geschichte von der "Aufsegelung" der Lande zur Einverlebung in das russische Land, Reval 1904. 392 Kozaczyzna: A. Storoźenko Stefan Batory i dneprovske kazaki, Kiev 1904; A. Jabłonowski Trechtymirów, "Kwartalnik Historyczny", R. 18: 1904; tenże Kozaczyzna a legitymizm, "Ateneum", R. 21: 1896, M. S. Hrusevs'kyj [Istorija Ukraiizy-Rusy, t. 7, Lviv 1909). Stosunki z Rzymem i sprawy religijne: E. Kuntze i T. Glemma w księdze jubileuszowej [E. Kuntze Les rapports de la Pologne avec Ie Saint-Siege a I'epoque d'Etienne Batory, [w:] Etienne Batory, roi de Pologne, prince de Transylvanie, Cracovie 1935; T. Glemma Le catholicisme en Pologne a I'epoque d'Etienne Batory, tamże]; S. Załęski [Jezuici w Polsce, t.1, Lwów 1900]. O sprawie Zborowskich wszystkie prace są nieco przestarzałe. Polityka sejmowa: J. Siemieński w księdze jubileuszowej [La politique par- lamentaire en Pologne du roi Etienne Batory, [w:] Etienne Batory, roi de Polo- gne, prince de Transylvanie, Cracovie 1935). Ostatnie plany wojenne: L. Boratyński Stefan Batory i plan Ligi przeciw Turkom 1576-I584, Kraków 1903; S. Załęski Wojenne plany Stefana Batorego 1583-86, "Przegląd Powszechny", R. 2-3:1894; K. Tyszkowski Poselstwo Lwa Sapiehy do Moskwy w 1584 r., "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 48:1920. Zyciorysy: J. Zamoyskiego - W. Nowodworski [J. Zamoyski. Jego życie i dzialalnośćpolityezna], Petersburg 1898; Olbrachta Łaskiego - A. Kraushar [Olbracht Łaski, t. 1-2], Warszawa 1882; J. Uchańskiego - T. Wierzbowski [Uchańsciana, czyli zbiór dokumentów wyjaśniającyeh życie i dzialalność Jakuba Uchańskiego, t. 5], Warszawa 1895; Anny Jagiellonki [K. Lepszy i W. Sobieski [w:] Polski Sfownik Biograficzny, t. l, Kraków 1935]. Zygmunt III (1587-1632) Po J.U. Niemcewiczu Dzieje panowania Zygmunta III, Warszawa 1819, i F. Siarczyńskim Obraz wieku panowania Zygmunta III, Lwów 1828, któ- rych prace wciąż jeszcze bywają cytowane ze względu na szczegóły wzięte z nieznanych dziś rękopisów, po J. Szujskim [Dzieje Polski, t. 1-4, Lwów 1862-1866), T. Morawskim [Dzieje narodu polskiego w krótkości zebrane dla matek i niższych nauczycieli, t. 3: Królowie obieralni, Poznań 1871], J. Mora- czewskim [Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej, t. 5-6, Poznań 1849=1851], sta- rannie przedstawił dzieje pierwszego Wazy A. Sokołowski Ilustrowane Dzieje Polski, t. 3, Wiedeń 1896-1901 [faktycznie t. 3 ukazał się w 1898 r.]. Ostatnie opracowanie całości dał W. Sobieski w Encyklopedji Polskiej [W. Sobieski Henryk Walezy, Stefan Batory, Zygmunt III, [w:] Encyklopedja Polska t. 5; Historia polityczna Polski, cz. 2: od r.1506 do r.1775, Kraków 1923.] O stanie badań monograficznych informuje W. Dobrowolska w Ksigdze ju- bileuszowej ku czci dra W. Sobieskiego, Kraków 1932, [Czasy Zygmunta III. Bibliografia, stan badari, postulaty]. Z prac prze nią zarejestrowanych oraz niektórych innych, zwłaszcza cudzoziemskich zwracamy uwagę na kilkadzie- siąt pozycji ważniejszych. Bezkrólewie i walka o tron: J. Caro Das Interregnum Polens im Jahre 1587, Gotha 1861; H. Almquist Den politiska krisen och konungvalet i Polen 1587, Goeteborg 1916; C. Nanke Z dziejów polityki Kurji Rzymskiej wobec Polski 1587 1589, Lwów 1921; J. Macurek Dozvuky polskeho bezkralevi z r. 1587, 393 Praha 1920; K. Lepszy Walka stronnictw w pierwszych latach panowania Zyg- munta III, Kraków 1929; tenże Oblgżenie Krakowa przez Maksymiliana, Kra- ków 1929; tenże wykańcza pracę o sejmie inkwizycyjnym [Rzeczpospolita Pol- ska w dobie sejmu inkwizycyjnego 1589-1592, Kraków 1939]. Powikłania południowo-wschodnie: O.J. Sas Stosunki polsko-tureckie w pierwszych latach Zygmunta III, "Przegląd Powszechny", R. 4: 1897; tenże Uklady o ligg przeciw Turkom za Zygmunta III, tamże 1899; J. Macurek Za- pas Polska a Habsburku o pristup k Ćernemu mori na sklonku 16 stoleti, Praga 193 l. Unia: E. Likowski Unja brzeska, wyd. II, Warszawa 1907; J. Pełesz Ge- schichte der Union der ruthenischen Kirche mit Rom, Wien-Wurzburg 1881; ! J. Tretiak Piotr Skarga w dziejach i literaturze unji brzeskiej, Kraków 1912; i K. Lewicki Książg Konstanty Ostrogski a unja brzeska, Lwów 1933; K. Cho- dynicki Kościól prawoslawny a Rzeczpospolita Polska. Zarys historyczny ; 1370-1632, Warszawa 1934. Sprawy dysydentów i dyzunitów: E. Barwiński Zygmunt III i dysydenci, " Reformacja w Polsce", R.1:1921; W. Sobieski Nienawiść wyznaniowa tlumów za Zygmunta III, Warszawa 1905; tenże Czy Skarga byl turbatorem Ojczyzny, [w:] Studia historyczne, Lwów 1912; T. Grabowski Piotr Skarga na tle kato- lickiej literatury religijnej Xl I w., Kraków 1912; M. Berga Un predicateur ; de la Cour de Pologne sous Sigismond I11, Pierre Skarga, Paris 1916; S. Za- I łęski Jezuici w Polsce, t. 2, Lwów 1901; P. Źuković Sojmovaja bor'ba pravo- slavnego zapadno-russkogo dvorianstva s cerkovnoj unej, Petersburg 1903-1911, 2 tomy. Zatarg szwedzki: S. Tunberg Sigismund och Sverige, Uppsala 1917-1918, ! 2 tomy; H. Almquist Bidrag till kaennedomen om striden mellan konung Sigis- mund och hertig Karl 1598-1599, G teborg 1916; tenże Svenskafolkets histo- ' ria, t. 2: [Reformationstiden och stormarktstidens foerra skede, Lund 1918]; K. Tyszkowski Z dziejów wyprawy Zygmunta III do Szwecji w r.1598, Lwów 1927; W. Sobieski Henryk ITi wobec Polski i Szwecji 1602-1610, Kraków 1907. Kryzys rokoszowy: S. Kot Kazania sejmowe P. Skargi, Kraków 1925; T. Wierzbowski Krzysztof Warszewicki i jego dziela, Warszawa 1882; A. So- kołowski Przed rokoszem, Kraków 1887; H. Schmitt Rokosz Zebrzydowskiego, Lwów 1858; W. Sobieski Pamigtny sejm, Warszawa-Kraków 1913; A. Strzele- cki Sejm z r. 1605, Kraków 1921; tenże Udzial i rola różnowierstwa w rokoszu Zebrzydowskiego, "Reformacja w Polsce", R. 7-8: 1935-1936; C. Chowaniec Poglądy polityczne rokoszan wobec doktryn monarchomachów francuskich,! tamże, R. 3:1924. ' Sprawy moskiewskie: K. Tyszkowski Poselstwo Lwa Sapiehy w Moskwie ; 1600 r., Lwów 1927; H. Almquist Sverige och Russland, Uppsala 1907;I A. Hirschberg Dymitr Samozwaniec, Lwów 1898; tenże Maryna Mniszchówna, Lwów 1908; W. Sobieski Dymitr Samozwaniec a Polska, [w:] Studya histo- ryczne, Kraków 1912; tenże Żółkiewski na Kremlu, Warszawa 1920; K. Lep- szy La crise revolutionnaire 1584-1614, Paris 1906, z wykazem literatury; z Rosan najważniejsi: M.S. Solov'ey [Istoria Rossii, t. 8, Moskwa 1866], E. N. ćepkin [ Wer war Pseudodemetrius, "Archiv fur Slavische Philologie", ; R. 21-22: 1899-1900]; V.S. Ikonnikov [Dmitrij i Sigismund III, "Ćtenija ; v Istorićeskom Obśćestve Letopisa Nestora", R. 4: 1890], S.F. Platonov [Oćerki po istorii smuty v moskovskom gosudarstve XT I XI II v., Petersburg 394 1899]; A. Weryha-Darowski Szkice historyczne, Petersburg 1895; K. Tysz- kowski Wojna o Smoleńsk 1613-15, Lwów 1932. Rozkład wewnętrzny: O konfederacjach wojskowych nie drukowana praca A. Michałka; W. Łoziński Prawem i lewem, wyd. II, Lwów 1904, 2 tomy; W. Konopczyński Liberum veto, Kraków 1918; A. Szelągowski Pieniądz i przewrót cen w Polsce w XT I i XTi Il w., Lwów 1902. Prusy: F. B9ste1 Przeniesienie lenna pruskiego na elektorów brandenburskich " Przewodnik Naukowy i Literacki", R. ll: 1883; W. Sobieski Walka o pro- gramy i m tody rządzenia w Prusach Książęcych, [w:] Prusy Wschodnie, przy- szlość i teraźniejszość, Poznań 1932. Kozaczyzna: P.A. Kuliś Istoria vossoedinenia Rusi, Petersburg 1874-1877, 3 tomy; M. Hruśevs'kyj Istori a Ukrainy-Rusy, t. 6-7, Kiev 1907, 1913; A. Jabłonowski Historia Rusi Poludniowej, Kraków 1912; F. Rawita Gawroń- ski Kozaczyzna ukrainna, Warszawa 1923. Stosunek do wojny trzydziestoletniej: M. Dzieduszycki Krótki rys dziejów i spraw Lisowczyków, Lwów 1842-l844, 2 tomy; E. Barwiński Przymierze polsko-austriackie r. 1619, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 24: 1896 A. Szelągowski Śląsk a Polska wobec powstania czeskiego, Lwów 1904. Zapasy z Turcją: E. Suwara Przyczyny i skutki klgski cesarskiej, Kraków 1930; J. Tretiak Historia wojny chocimskiej, wyd. II, Kraków 1921; W. Dobro- wolska Książgta Zbarascy w walce z hetmanem Żólkiewskim, Kraków 1930. Wojna ze Szwecją: A. Szelągowski [Śląsk a Polska wobec powstania czeskie- go], Lwów 1904; tenże O ujściu Wisly. Wielka wojna pruska, Warszawa 1905 G. V. Forsten [Baltijskij vopros v Xlil i XIilI stolotiach 1544-1648, t. 2: Bor 'ba ,Śvecu s Pol ej i Gabsburskim domom (30-letniaja vojna), Petersburg 1894]; A. Gindely Die maritimen Plane der Habsburger, Wien 1891; G. Wittrock Gus- taw Adolf, Stuttgart 1930; J. Paul Gustaw Adolf, t. 1-3, Leipzig 1927-1932; K. Tyszkowski Gustaw Adolf wobec Polski i Moskwy 1611-16, Lwów 1930 A. Czołowski Marynarka w Polsce [Warszawa-Kraków-Lwów 1922]; M. Ci- chocki Medjacja Francji w rozejmie altmarskim r. 1629, Kraków 1926. Schyłek: A. Szelągowski Sprawa reformy elekcji za panowania Zygmunta III, Lwów 1912; C. Wejle Sveriges politik mot Polen 1630-1635, Uppsala 1901. Charakterystyka Zygmunta III: C. Lechicki Mecenat Zygmunta I11 i życie um slowe najego dworze, Warszawa 1932. Zyciorys nakreślili: Żółkiewskiego - A. Prochaska [Hetman Stanislaw Żólkiewski, Warszawa 1927], A. Sliwiński [Hetman Stanislaw Żólkiewski Warszawa 1922]; Chodkiewicza - tenże [Jan Karol Chodkiewicz, Warszawa 1923]. Brak życiorysów Lwa Sapiehy, Krzysztofa i Janusza Radziwiłłów, Jana Ostroroga. Czasy Władysława IV Początki i schyłek tego panowania znamy lepiej niż lata środkowe; stosunki wewnętrzne - mimo istnienia znakomitych pamiętników Albrechta Stanisława Radziwiłła [Pamigtnik o dziejach w Polsce, t. 1-3, Warszawa 1980] - gorzej niż politykę zagraniczną. Całość zobrazował wspaniale L. Kubala w życiorysie Jerzego Ossolińskiego: 395 Jerzy Ossoliriski, Lwów 1883, 2 tomy; w Encyklopedji Polskiej Akademii Umiejętności okres ten opracował J. G. Krajewski (Władysław IV, [w:] Ency- klopedja Polska, t. 5: Historia polityczna Polski, cz. 2, Od r. 1506 do r. 1775, Kraków 1923; nieco charakterystycznych szczegółów zebrał i dorzucił A. Śli- wiński Król Wladyslaw IIi, Warszawa 1925. Na bezkrólewie 1632 r. nowe światło rzucili: A. Szelągowski Uklady króle- wicza Wladyslawa i dysydentów z Gustawem Adolfem r. 1632, "Kwartalnik Historyczny", R. 18: 1904 [faktycznie: R. 13: 1899]; J.G. Krajewski Wlady- slaw IV a korona szwedzka, "Biblioteka Warszawska", R. 73: 1913; C. Wejle Sveriges politik mot Polen 1630-1635, Uppsala 1901: tamże: dzieje walki , dyplomatycznej Władysława ze Szwecją do zawarcia rozejmu sztumdorfskiego (Sveriges politik mot Polen efter Gustaf Adolfs d d till fredsenderhandlingar- nas upptahande h sten 1634, s. 66-98). Na szerszym tle, ale mniej ściśle przedstawia politykę zewnętrzną króla A. Szelągowski Rozklad Rzeszy i Polska za panowania Wladyslawa IIi, Kra- ków 1907. Wojna moskiewska: E. Kotłubaj Odsiecz Smoleriska i pokój polanowski, Kraków 1858; W. Czermak Wojna smoleńska z r. 1633-34 w świetle nowych źródel, [w:] Studya historyczne, Kraków 1901; T. Korzon Dzieje wojen i woj- skowości w Polsce, t. 2, Kraków 1912; W. Godziszewski Polska a Moskwa za Władyslawa I1 , Kraków 1930; tenże Granica polsko-moskiewska wedle pokoju polanowskiego wytyczona w latach 1634-38, Kraków 1935. Wacława Lipiń- skiego studia nad wojną smoleńską, częściowo ogłaszane w "Przeglądzie Historyczno-Wojskowym", dotąd nie zostały ukończone [Dzialania wojenne polsko-rosyjskie pod Smoleńskiem od października 1632 do września 1633, "Przegląd Historycż o-Wojskowy", R. 5: 1932; Organizacja odsieczy i dzia- lania wrześniowe pod Smoleńskiem w r. 1632, tamże, R. 6: 1933; Bój o Żawo- ronkowe wzgórze i osadzenie Szeina pod Smoleriskiem, tamże, R. 7: 1935; Kampania zimowa 1633/1634 i kapitulaeja Szeina, tamże, R. 7: 1935). Zatarg z Gdańskiem: A. Czołowski Marynarka w Polsce, Warszawa-Kra- ków-Lwów 1922. Gospodarka, obyczaje i upodobania króla: W. Czermak Na dworze Wlady- slawa ITi, [w:] Studjach historycznych, Kraków 1901. Sprawy wyznaniowe: S. Załęski Jezuiei w Polsce, t. 2, Lwów 1901; E. Kot- łubaj-,Życie Janusza Radziwilla, Wilno 1859; S. Kot Hugo Grotius a Polska, Kraków 1926; sporo danych czerpiemy z nie drukowanej dotąd historii panowania Władysława IV, pióra R. Mienickiego. Kozaczyzna: M. Hruśev'kyj Istorija Ukrainy-Rusy, t. 7-8, Kiev 1909-1922; M. Dubiecki Kudak, twierdza kresowa i jej okolice, Kraków 1900; W. Tom- kiewicz Ograniczenie swobód kozackich w r. 1638, "Kwartalnik Historyczny", R. 44: 1930; tenże Jeremi Wiśniowiecki 1612-1651, Warszawa 1933; A. Czo- łowski Kudak, przyczynki do zalożenia i upadku twierdzy, "Kwartalnik Histo- ryczny", R. 40: 1926. Zatarg z Francją: L. Kubala Królewicz Jan Kazimierz, [w:] Szkice histo- ryczne, seria I, Lwów 1880. Nieznaną osobistą politykg króla w latach 1637- -1645 wyjaśnia praca W. Czaplińskiego Wladyslaw IIi wobec wojny 30-let- niej 1637 1645, (Kraków 1937); K. Waliszewski Polskojrancuskie stosunki w XIiI1 w., Kraków 1889. Plan wojny tureckiej i powikłania ukraińskie: W. Czermak Plany wojny 396 tureckiej Wludyslawa II , Kraków 1895; K. Szajnocha Dwa lata dziejóiv nu- ; szych l646 i 1648, Lwów 1869. Polska w wieku zygmuntowskim Od czasów Jędrzeja Moraczewskiego Polska w Zlotym Wieku, Poznań 1851, długo nikt nie próbował u nas przedstawić całokształtu obrazu Polski nowo- żytnej w jej mocarstwowym okresie 1506-1648. Były próby w literaturze obcej: H. de Noailles Henri de T ulois, t. 1, Paris 1867; M. Berga, monografia Skargi [Un predćcateur de la Cour de Pologne sous Sigismond III, Pierre Skarga, Paris 1916]; J. Riabinin Pol'.śa Xlil i per'voj poloviny XTiII vv., [w:] Kniga dla ćtenija po istoru novogo vremeni, Moskva 1910. Wreszcie po odbudowaniu państwa ukazały się trzy wielkie wydawnictwa polskie, omawiające przeważną część poruszonych tu przez nas zagadnień: A. Brackner Dzieje kultury polskiej, t. 2, Kraków 1931; zbiorowe dzieło: Kultura staropolska, Kraków 1930; J. Bys- troń Dzieje obyczajów w Polsce, Warszawa 1934, 2 tomy. Zresztą co do kraju, zaludnienia, ustroju i gospodarki połskiej sięgać trzeba po informacje do literatury monograficznej. Nazwa i godło: S. Kot Wplyw starożytności klasycznej na teorje polityczne Andrzeja Frycza z Modrzewa, Kraków 1911; O. Balzer Corpus Juris Polonici, t. 3, Kraków 1906Semkowicz Akta Unji z Litwą, Kraków 1932; A. Chmiel Barwu ć chorągiew polska, Kraków 1919; H. Polaczkówna Geneza orla piastowskiego, "Rocznik Historyczny", R. 6: 1930; F. Bujak Sto- lęce Polski, [w:) Studja geograficzno-lzistoryczne, Warszawa-Kraków 1925. O granicy wschodniej cytowane dzieła J. Natansona-Leskiego [Dzieje gra- nicy wschodnie; Rzplitej, Lwów-Warszawa 1922; Epoka Stefana Batorego w dziejach granicv wschodniej Rzeczypospolitej, Warszawa 1930] i W. Godzi- szewskiego [Granica polsko-moskiewska wedle pokoju polanowskiego, wyty- czona w latach I634-l638, Kraków 1934]. Kraj. Tymczasowe popularne zestawienie: Z. Gloger Geografia historyc nu dawnej Pol.ski, Kraków I900. Moc cennych szczegółów daje Ślownik geogra- ficzny [Króle.stwa Polskiego i innych krajów slowiariskich], t. 1 i następne, Warszawa 1880; A. Pawiriski, A. Jabłonowski Pol,ska w wieku XTiI pod wzglg- dc m geograficzno-statystyczrzym w Źródlach Dziejowych, t. 12-23, Warszawa 1883-1911. Brak opracowań Prus Królewskich i Litwy; M. Lubavskij Oblast- noe delenie i mestnoe upravlenie litovsko-russkogo gosudarstwa, Moskva 1892; J. Jakubowski Mapa Wielkiego K.sigstwa Litewskiego w polowie XT I w. Czgść pólnocna, [w:) Atlas Historyczny Polski, Kraków 1928. O Inflantach: J. Natanson-Leski Epoka Stefana Batorego w dziejach granćcy v1,schodnćej Rzeczypospolitej, Warszawa 1930; G. Manteuffel Inflanty Polskic, Poznań 1879 i inne studia; R. Liliedahl Svenskfoervaltning i Livland I6I7 -I634, Uppsala 1933. Język: Jgzyk polski ijego historću z uwzglgdnieniem innychjgzykóiv nu ziemiaclz pol.rkęch, [w:) Encyklopec ja Polsku, t. 2-3, Kraków 1915; S. Słoński Historja jgz ,ku polskiego, Lwów 1934; T. Lehr-Spławiński Jgzyk polski jako zwierciadlo kultury narodu, Poznań 1935. , , p , Szlachta: E. Starczewski Możnowladzt o olskie na tle dziejó , t. 1, War- 397 szawa 1914 (fakty bez syntezy społeczno-historycznej); W. Smoleński Szlachta w świetle wlasnych opinij i inne, [w:] Pisma historyczne, t. 3, Kraków 1901. Jedyna wartościowa monografia o wzroście fortuny magnackiej: A. Tarnawski Dzialalność gospodarcza J. Zamoyskiego, Lwów 1935. Mieszczaństwo: J. Ptasiński Miasta i mieszczaristwo w dawnej Polsce, Kra- ków 1934, oraz przytoczone tam prace. Duchowieństwo: Prace Abrahama, Fijałka i Zachorowskiego o Kościele i jego organizacji dotyczą wieków średnich, wobec czego wypada posługiwać się Encyklopedją Kościelną pod redakcją M. Nowodworskiego, Warszawa 1873, i następnie T. Glemma Le catholicisme en Pologne a I'epoque d'Etienne Batory we francuskiej księdze jubileuszowej [Etienne Batory, roi de Pologne, prince de Transylvanie, Cracovie 1935]; M. Morawski Stan Kościoła i ducho- wieristwa w Polsce 1578-1589, "Kronika Diecezji Kujawsko-Kaliskiej", R. 29: 1935; J. Brzeziński O konkordatach Stolicy Apostolskiej z Polską, Kraków 1892. Chłopi: M. Bobrzyński Karta z dziejów ludu wiejskiego w Polsce, Kraków 1892; T.J. Lubomirski Rolnicza ludność w Polsce od Xlil do XTilII w., "Bi- " blioteka Warszawska, R. 17: 1857, R. 18: 1858, i R. 21: 1861; B. Ulanowski Wieś polska pod wzglgdem prawnym od XT I do XT III w., Kraków 1894; J. Rutkowski Poddaristwo wlościan w Polsce i niektórych innych krajach Euro- py, Poznań 1921; J.T. Baranowski Wieś ifolwark, Warszawa 1914; A. Święto- chowski Historja chlopów polskich, Lwów-Poznań 1925, 2 tomy (nie uwzględ- nia najnowszych badań). Żydzi: H. Gratz Geschichte der Juden, t. 9, wyd. 4, Leipzig 1907; M. Bałaban Dzieje Żydów w Krakowie i na Kazimierzu, t. l, Kraków 1912: tenże Żydzi Iwowscy na przelomie Xlil i XIiIl wieku, Lwów 1906 i inne studia. Gospodarstwo: J. Rutkowski Zarys gospodarczych dziejów Polski, Poznań 1923; E. Stawiski Poszukiwania do historji rolnictwa krajowego, Warszawa 1858; J.T. Baranowski Wieś i folwark, Warszawa 1914; S. Surzycki Rozwój wiedzy rolniczej w Polsce, Kraków 1928. Inne dane u Pawińskiego i Jabło- nowskiego [Polska w wieku XIil pod wzglgdem geograficzno-statystycznym, Warszawa 1883-1911]; J.T. Baranowski Przemysl polski XTi1 w., Warszawa 1919; A. Szelągowski Pieniądz i przewrót cen Xlil i XT Il1 wieku, Lwów 1902; A. Rybarski Handel i polityka handlowa Polski w XUI stuleciu, Poznań 1928. Ustrój państwa: G. Lenglich Jus publicum Regni Poloniae, Gdańsk 1761, 2 tomy; S. Huppe I erfassung der Republik Polen, Berlin 1867; A. Rembowski Konfederacja i rokosz w dawnym prawie polskiem, Warszawa 1893; S. Kutrze- ba Historja ustroju Polski, Kraków 1905; H. Almquist Polskt f rfattningsliv " under Sa ismund III, "Historisk Tidskrift, R. 32:1912. Monarchizm elekcyjny: T. Silnicki Prawo elekeji królów w dobie Jagiellorź- skiej, Lwów 1913; S. Kutrzeba Źródla polskiego ceremonialu koronacyjnego, "Przegląd Historyczny", R. 12: 1911; J. Szujski Artykul o wypowiedzeniu posluszeństwa, [w:] Dziela, t. 7, Kraków 1888; F. Fuchs Ustrój dworu króla za Stefana Batorego, [w:] Studja historyczne ku czci W. Zakrzewskiego, Kra- ków 1908; W. Czermak O dworze Wladyslawa ITi, [w:] Studja historyczne, Kraków 1901; C. Lechicki Mecenat Zygmunta III, [Warszawa 1932]; S. Tar- nowski Pisarze polityczni polowy Xlil w., t.1-2, Kraków 1886. Sejm: M. Karejew Zarys historyczny sejmu polskiego, Warszawa 1893 (prze- starzałe); S. Kutrzeba Sejm walny dawnej Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1922; tenże Sklad sejmu polskiego 1493-1793, "Przegląd Historyczny", R. 2: 398 1906; W. Konopczyński Liberum veto, Kraków 1918; M. Lubavskij Litovsko- -russk sejm, Moskva 1901; M. Maksimejko Sejm litovsko-russkogo gosudar- stwa do lublinskoj unii, Charkov 1892. Senat: W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Kraków 1917. Urzędy: S. Kutrzeba Urzgdy koronne i nadworne w Polsce, ich początek i roz- wój do r.1504, Lwów 1903. Sejmiki: A. Pawiński Rządy sejmikowe [w Polsce 1572-1795 na tle stosun- ków województw kujawskich], Warszawa 1888; J. Siemiński Organizacja sej- miku ziemi dobrzyriskiej, Kraków 1906; A. Prochaska Z dziejów samorządu ziemi chelmskiej, "Przegląd Historyczny", R. 6: 1908; tenże wstępy do trzech tomów Laudów wiszehskich [Lauda sejmikowe, t. l: Lauda wiszeńskie 1572- -1648, t. 2: Lauda wiszeńskie 1648-1673, t. 3: Lauda wiszeńskie 1673-1732, Lwów 1909-1914]. Nie drukowane studia uczniów autora o sejmikach kra- kowskich, sandomierskich, wołyńskich. Sądownictwo: O. Balzer Geneza Trybunalu Koronnego, Warszawa 1886; S. Kutrzeba La reforme judiciaire a I'epoque d'Etienne Batory, [w:] księdze jubileuszowej [Etienne Batory, roi de Pologne, prince de Transylvanie, Cracovie 1935]; M. H. Jasin'skij Glavnyj litovskij tribunal, Kiev 1901; J. T. Baranowski Sądy referendarskie, "Przegląd Historyczny", R. 9:1909. Konfederacje i rokosze: R. Grodecki Konfederacje w Polsce średniowiecznej, " Sprawozdania z Czynności i Posiedzeń Polskiej Akademji Umiejętności", R. 4;: 1936; W. Sobieski Król czy tyran? Idee rokoszowe a różnowiercy, "Refor- macja w Polsce", R. 3: 1926; A. Strzelecki Udzial różnowierców w rokoszu Zebrzydowskiego, tamże, R. 7=8: 1935; A. Rembowski Konfederacja i rokosz w dawnym prawie polskim, Warszawa 1893; A. Michałek, nie drukowana praca o konfederacjach wojskowych. Skarbowość: J. Rutkowski Skarbowość polska za Aleksandra Jagielloriczyka, " Kwartalnik Historyczny", R. 23: 1909; J.T. Lubomirski Trzy rozdzialy z hi- storu skarbowości w Polsce 1507 1532, Kraków 1868; M. Gumowski Podrgcz- nik numizmatyki polskiej, Kraków 1914; A. Pawiński Skarbowość w Polsce ijej dzieje za Stefana Batorego, Warszawa 1881. Wojskowość: T. Korzon Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, Kraków 1929; O. Laskowski Odrgbność staropolskiej sztuki wojskowej, Warszawa 1935; K. Górski Historja piechoty polskiej, Kraków 1893; tenże Historja jazdy, Kra- ków 1894; tenże Historja artylerji, Warszawa 1902; K. Hahn Pospolite rusze- nie wedlug uchwal sejmików ruskich Xlil XliIl I w., Lwów 1928. Por. także: A. Pawiński Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 na tle stosunków województw kujawskich, Warszawa 1888; S. Kempski Wladza bulawy, ["Przegląd Histo- ryczno-Wojskowy", R. 7:1935]. Idea jagiellońska: J. Klaczko O aneksji w dawnej Polsce, K.raków 1869; W. Kamieniecki O idei jagiellońskiej, Warszawa 1928; prace O. Haleckiego i L. Kolankowskiego cytowane wyżej [O. Halecki Dzieje unji jagiellońskiej, t. 2, Kraków 1921; L. Kolankowski Jagiellonowie i unja, Lwów 1936]; W. Konopczyński [O ideijagiellońskiej], [w:] Umarli mówią, Poznań 1936. Prusy Królewskie i Gdańsk: G. Lengnich Jus publicum Prussiae Polonae, Gedani 1758; tenże Jus publicum Civitatis Gedanensis, Gedani 1900; Pomorze i ziemia chelmińska w przeszlości, Poznań 1927; Gdańsk, Lwów 1928. Praca zbiorowa pod redakcją S. Kutrzeby. 399 Lenna: A. Vetulani Lenno pruskie [Od traktatu krakowskiego do śmierci ksig- cia Albrechta 1525-1568. Studjum historyczno prawne, Kraków 1930]; W. So- bieski Walka o programy i metody rządzenia w Prusaeh Książgcych, w księdze Prusy Wschodnie, Poznań 1952; Dzieje Prus Wschodnich, praca zbiorowa, To- ruń 1936 i następne w druku [t. l: Toruń 1935-1936, Gdynia 1937-1938; z t. 2 ukazały się tylko K. Piwarskiego Dzieje polityczne Prus Wschodnich (1621-1772), Gdynia 1938]; K. Kantecki Potomkowie krzyżaków, "Przewo- dnik Naukowy i Literacki", R. 9:1881; S. Bierczyński Ustrój Kurlandji za cza- sów polskich (rkps). Religijność staropolska: M. Berga Un predicateur de la Cour de Pologne sous Sigismond III, Pierre Skarga, Paris 1916; J. Bystroń Dzieje obyczajów w Polsce, Warszawa 1934; S. Załęski Jezuici w Polsce, t. I-2, Lwów 1900; S. Kot Ideologja polityczna Braci Polskich zwanych arjanami, Warszawa 1932; A. Bruckner Różnowiercy polscy. [Szkice obyczajowe i literackie, seria I, Warszawa 1905]; M. Dzieduszycki Piotr Skarga i jego wiek, Kraków 1869; L. Chmaj Samuel Przypkowski, Kraków 1927; K. Górski Grzegorz Paweł z Brzezin, Kraków 1929; J. Bidlo Jednota bratrska w prvnim wyhnastvi, Praha 190 1932, 4 tomy. Literatura: J. Krzyżanowski [Poezja polska w XIi1 w.], [w:] Kulturze Staro- polskiej, Kraków 1932; S. Tarnowski Historia literatury polskiej, wyd. II, Warszawa 1906, 5 tomów; P. Chmielowski Historja literaturypolskiej, Warszawa 1899, 6 tomów; I. Chrzanowski Historja literatury niepodleglej Polski, wyd. X, Warszawa 1930; G. Korbut Literatura polska, wyd. II, Warszawa 1934, 4 tomy. Kultura materialna: W. Łoziński Życie polskie w dawnych wiekach, Lwów 1907; J. Bystroń Dzieje obyczajów w Polsce, Warszawa 1934. Oświata: S. Kot Historja wychowania, wyd. II, Lwów 1934, 2 tomy; A. Kar- bowiak, J. Łukaszewicz, H. Barycz Historja Uniwersytetu Jagiellońskiego w Xlil w., Kraków 1935; S. Tync [Szkolnictwo i wychowanie w Polsce XIi1 w.] w Kulturze Staropolskiej, Kraków 1932. Monografe Uniwersytetu Wileńskie- go [J. Bieliński Uniwersytet Wileński 1579-1851, t. 1-3, Kraków 189 1900], Akademii Zamojskiej [J. K. Kochanowski Dzieje Akademji Zamojskiej 1594- -I 784, Kraków 1899-1900]. O kulturze prawniczej: S. Estreicher [Kultura prawnicza w Polsce XTil w., [w:] Kultura Staropolska, Kraków 1937]. O kulturze politycznej: J. Siemieński [Polska kultura polityczna w Xlil w.], tamże, S. Kot Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Zachodu, Kra- ków 1919. Z. Gloger Encyklopedja Staropolska, Warszawa 190 1903. 4 tomy; nowe podobnej treści, dzieło Aleksandra Brucknera w przygotowaniu [Ency- klopedia Staropolska, t.1-2, Warszawa 1939]. Charakterystyka Polaków: J. Ochorowicz Pierwiastki charakteru narodowe- go, Warszawa 1907; W. Sobieski Skrzydla i pgta ducha polskiego, "Myśl Narodowa", R. 6: 1926; A. Górski Cnoty i wady narodu szlacheckiego, War- szawa 1935; S. Kot Polska Zlotego Wieku wobec kultury zachodniej, [w:] Kultu- rze Staropolskiej, Kraków 1932. Głośne w swoim czasie gloryfikacje psychiki polskiej: A. Chołoniewskiego [Duch dziejuw Polski, Kraków 1917], A. Górskiego [Ku czemu Polska szla? Warszawa 1918], J.K. Kochanowskiego [Polska w świetle psychiki wlasnej i obcej. Rozważania, Warszawa 1920, wyd. II, Warszawa 1925], nie znajdują już dziś naśladowców. TOM II PANOWANIE JANA KAZIMIERZA (1648-1668) Rozdzial XIII Okres walki ze Wschodem 1648-1655 l. Bezkrólewie i elekcja W chwili, kiedy tylko skupieniem wszystkich sił państwowych i społecz- nych można było zatamować rozlew rebelii ukraińskiej, Rzeczpospolita ujrza- ła się pozbawioną dowództwa, rozdartą na dwa obozy, zmuszoną do szukania nowego monarchy i do rozstrzygnięcia kwestii, jaką taktykę obrać wobec [Bohdana) Chmielnickiego. Nominalnie sterował nawą państwa prymas, Ma- ciej Łubieński; faktycznie całe kierownictwo, obarczone straszną odpowie- dzialnością, zatrzymał w swych dłoniach [Jerzy] Ossoliński. On, z Adamem Kisielem, wojewodą kijowskiml, przywódcą szlachty dyzunickiej, uosabiali program ustępstw i pojednania z Kozakami, kiedy przeciwna strona, za prze- wodem takich potentatów kresowych, jak Jeremi Wiśniowiecki i Aleksander Koniecpolski, a z poparciem Stanisława Lubomirskiego w Krakowskiem, pod- kanelerzego księdza Andrzeja Leszczyńskiego w Wielkopolsce, Janusza księ- cia Radziwiłła na Litwie, dążyła do stłumienia buntu w potokach krwi i do zachowania na Rusi polskiego stanu posiadania. W całym rozdźwięku najfa- talniejsze było to, że zaciekłość zwolenników represji a zarazem głównych wi- nowajców nieszczęścia odbierała nadzieję racjonalnej polityki na wschodzie po przyszłym zwycięstwie, a łatwowierność poczciwego Kisiela i zbytnia wiara w układy Ossolińskiego paraliżowały samą obronę polskości. Usiłując powściągnąć rozpętanie uraz partyjnych i nienawiści klasowych, kanclerz przyspieszał, jak mógł elekcję, a z Chmielnickim dążył do zawiesze- nia broni. Jeszcze kompromis wydawał się możliwy, jeszcze zwycięzca spod Korsunia żądał dla Kozaków autonomicznego państwa tylko po Białą Cer- kiew, przy podniesieniu rejestru do 12000, a dla prawosławia zwrotu za- branych cerkwi w Lublinie, Sokalu, Krasnymstawie, Włodzimierzu, tudzież zabezpieczenia praw kleru dyzunickiego na Litwie i Rusi. Tymczasem bunt, nawet po odejściu Tatarów do Krymu, szerzył się dalej, więc i samoobrona nie mogła ustawać. Wiśniowiecki wpadł zza Prypeci na Ukrainę i szedł ku Wołyniowi, broniąc na własną rękę fortun szlacheckich, a tępiąc bez litości 1 Adam Kisiel piastował od 5 lutego 1646 r. urząd kasztelana, a nie wojewody kijowskiego, którym był do 1649 r. Janusz Tyszkiewicz. Kisiel został wojewodą ki- jowskim po śmierci Tyszkiewicza. Zob. Z. Wójcik Adam Kisiel, [w:] Polski Slownik Biograficzny, t.12, Warszawa 1966-1967, s. 487 G91. 403 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? hultajstwo, aż 25-27z lipca starł się pod Krasnymstawem z wielką kupą watażki [Maksyma] Krzywonosa. Pobić się nie dał, wojny też nie rozstrzyg- nął, a pokój uniemożliwił. Zaraz po otwarciu konwokacji (16 lipca) posłowie opozycyjni gwałtownie uderzyli na Ossolińskiego jako mniemanego sprawcę wojny; nie obeszło się i bez rzucania podejrzeń na zmarłego króla; izbę podniecały i denerwowały odgłosy okrucieństw popełnianych przez czerń na szlachcie. Dalsze nowiny, jeszcze gorsze, o zajęciu Zasławia, Ostroga, Korca, Ołyki i części Litwy aż po Mozyrz, zmiękczyły malkontentów. Zjazd zaaprobował pogląd kanclerza, że chcąc rozbić groźną ligę kozacko-tatarską, należy pojednać się z Chmielnic- kim. Nie zapomniano o zbrojeniach, dowództwo nad wojskiem oddano (z po- minięciem Wiśniowieckiego) trzem regimentarzom i przydano im do boku 31 komisarzy, ale sam skład tej tymczasowej komendy świadczył, że kon- wokacja więcej liczy na łatwą ugodę bez radykalnych reform niż na wojnę; dwoma regimentarzami zostali stronnicy kanclerza: Dominik Zasławski, stary sybaryta, spadkobierca ordynacji ostrogskiej, tudzież Mikołaj Ostroróg, mów- ca sejmowy, lecz żaden wódz, trzecim - niedoświadczony a znienawidzony przez Kozaków [Aleksander] Koniecpolski. Rokowań podjął się, na czele osob- nej komisji, Kisiel. Z takimi partnerami łatwo uporał się obrotny wróg: póty zwodził on posłów Rzeczypospolitej pozorami ustępliwości, aż się doczekał powrotu Tuhaj beja. Wówczas uderzył na gromadzącą się armię polską pod Piławcami (23 września), regimentarze, godni zaiste urągliwego przezwiska, jakie im dał Chmiel: "pierzyna, łacina i dziecina", pierwsi opuścili obóz a za nimi prawie bez walki pierzchło 34000 świetnego rycerstwa, zostawiając na łup "chamów" armaty, żywność i bezcenne skarby. Miałaż Rzeczpospolita, gromadząca się wówczas (6 października) na polu elekcyjnym, puścić bezkarnie hańbę "plugawiecką"? Czyż mógł ten fakt, je- dyny w dziejach Polski, nie pogrzebać Ossolińskiego razem z całym jego ugodowym programem i z popieranym przezeń na elekcji kandydatem? Losy zrządziły jednak inaczej. O koronę ubiegali się królewicze: ex-kardynał, Jan Kazimierz i Karol Ferdynand, biskup wrocławski. Próbowali z nimi rywali- zować: Jerzy [I] Rakoczy, książę siedmiogrodzki, i syn jego, Zygmunt, popie- rani chwilowo przez głowę dysydentów, Janusza Radziwiłła. Za Janem Ka- zimierzem przemawiało jego starszeństwo, żołnierska przeszłość i dziedziczne prawo do korony szwedzkiej; za Karolem niewątpliwa wyższość moralna cha- rakteru. Rzecz szczególna jednakże, Ossoliński wcześnie dostrzegł w star- szym królewiczu człowieka, który sam nie potrafi sobą rządzić i dlatego po części oświadczył się za nim. Z tych samych pobudek, licząc przy tym na powtórne zamęście, obiecała Janowi Kazimierzowi swe poparcie królowa wdowa, Ludwika Maria. Odkąd zaś kandydatem Ossolińskiego stał się rycer- ski ex-kardynał, partia wojenna Wiśniowieckiego musiała stawać przy poko- jowo nastrojonym, powściągliwym i gospodarnym biskupie wrocławskim. Zrazu wydatną przewagę, zwłaszcza wśród kleru, miał Karol Ferdynand. z Bitwa pod Konstantynowem pomiędzy oddziałami M. Krzywonosa a siłami J. Wiśniowieckiego, w skład których wchodziły jednostki prywatne J. Tyszkiewicza, wojewody kijowskiego, ordynackie W.D. Zasławskiego i gwardia królewska pod komendą S. Osińskiego, miała miejsce w dniach 26-28 lipca 1648 r. Zob. J. Wimmer Wojsko polskie w polowie Xlil1 wieku, Warszawa 1965, s. 53. 404 Ale po śmierci Jerzego Rakoczego (11 października) różnowiercy tudzież inni jego klienci dali się pozyskać kanclerzowi; przedtem jeszcze przylgnęli do stronnictwa Kazimierzowego uciekinierzy spod Piławiec, nastraszeni o swój los w razie zwycięstwa Wiśniowieckiego. Inni, pod wrażeniem złej wieści o oblężeniu Lwowa przez Chmielnickiego, o rozszerzeniu pożogi na Ruś Czer- woną, o wycięciu przez czerń Brześcia Litewskiego, ujrzeli jedyne zbawienie w królu wojowniku, a jeszcze inni głosowali za Janem Kazimierzem, ponie- waż go zalecał listem pisanym już spod Zamościa hetman kozacki.14 listopa- da młodszy królewicz zrezygnował i zawarł ugodę z bratem, a 20 prymas ogłosił króla szwedzkiego Jana Kazimierza królem polskim. 2. Beznadziejność ugody Pierwsze kroki nowego monarchy Ossoliński skierował ku ugodzie z Chmiel- nickim. Podstawą porozumienia miało być wyjęcie Kozaków spod władzy sej- mu, przywrócenie im dawnych przywilejów i zadośćuczynienie osobistym ambicjom lub namiętnościom hetmana zaporoskiego. Czy program ten miał realne podstawy? Sądząc z całego postępowania Chmielnickiego - nie. Na- czelnik buntu od początku prowadził na wszyśtkie strony grę dyplomatyczną krętą i dwulicową, śmiałą i desperacką, jak człowiek, który nie ma nic do stracenia, a czuje za sobą moc rozszalałego żywiołu. Szukał protekcji naraz u różnych sąsiadów. W 1648 roku, jako hetman "Wszystkich Rusi", ofiarował Turkom w nagrodę za pomoc Kamieniec, Moskwie - Smoleńsk. Jednocześnie, na wszelki wypadek, przepraszał rząd polski i znajdował Iudzi, którzy to brali za dobrą monetę, kiedy jedynym interesem jego było uśpić Polaków, rozpalić pożogę jak najszerzej i oderwać się od Rzeczypospolitej. Zresztą re- wolucja ludowa porywała hetmana dalej, niż on sam zamierzał iść. Mściciel prywatnej krzywdy, następnie mściciel przyciśniętego stopą magnacką Ko- zactwa, po Korsuniu wyrastał na wodza milionowej potęgi, o której nikt je- szcze nie wiedział, czy przeważy w niej żywioł klasowy, czy też narodowy. Po Piławcach, w sam dzień wigilijny (starego stylu), wjechał przy huku dział i bićiu dzwonów do swego stołecznego Kijowa, witany przez duchowieństwo, akademię i lud, jako Mojżesz, obrońca, wybawca, oswobodziciel. Z jednej stro- ny, trudno było w Warszawie nie drżeć na myśl, że ruchawka chłopska roz- leje się na te kraje rdzennie polskie, jak Krakowskie, Wielkopolska, Ma- zowsze, gdzie naprawdę wyzysk chłopa był sroższy i swobody mniej niż na Rusi. Z drugiej, to co wstrząsało Ukrainą, mieniło się różnymi barwami, z których jedna posępniejsza była od drugiej. Raz zdawało się, że zdradza graeca fides, dyzunia, ośmielona przez Władysława IV, a zawiedziona po pierwszych sukcesach z czasów tamtego panowania. Kiedy indziej przeważa pogląd (nawet w umyśle takiego Rusina Kisiela), że to "się wszyscy chłopi na stan szlachecki zbuntowali", a w takim razie: sequitur ratio, żeby się też tota nobilitas plebi armatae opponowała3. To znowuż widział przed sobą Zasławski "wszystką sprzysiężoną Ruś", naród ruski, reprezentowany przez 3 (łac.) przychodzi myśl, żeby się też cała starszyzna [szlachta] plebsowi [czerni kozackiej] zbrojnie przeciwstawiła. 405 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? cztery klasy społeczne: duchowieństwo, szlachtę, mieszczan i czerń. I rzeczy- wiście, nie mówiąc już o popach i o ich głowie widomej, Sylwestrze Kosso- e wie, metropolicie kijowskim, tudzież o powstańcach z klas niższych, jakimi byli np. mieszczanie Maksym Nebaba, Iwan i Wasyl Zołotarenkowie, chłop Maksym Krzywonos itp., łączyły się z ruchem ludowym wcześniej lub póź- niej liczne rodziny szlacheckie, jedne w poczuciu pokrewieństwa plemien- nego z gminem, inne zrażone do Rzeczypospolitej z powodu szykan, dozna- wanych od kresowej magnaterii, jedne działające dobrowolnie, inne pod przymusem, że wymienimy tylko niektóre bardziej znane później nazwiska Stetkiewiczów, Wyhowskich, Sulimów, Krechowieckich, Mrozowickich, Wy- soczanów, Wereszczaków, Aksaków, Trypolskich. Z czasem (1655) staną po stronie Chmielnickiego zamożni, oświeceni arianie Niemirycze, a najdziel- niejszym był od początku Stanisław Michał Krzyczewski, pułkownik kijow- ski. Od rozumnej polityki polskiej, ale nie mniej też od własnych sił twór- czych społeczeństwa ruskiego zależało, czy z tego chaosu interesów i pojęć socjalnych, religijnych, narodowych wypali się w ogniu rebelii osobny na- ród polityczny i w jakim stosunku ten wołający o wolność żywioł stanie do państw ościennych. Na razie Ruś schizmatycka, Kozaczyzna, czerń miała jedną nienawiść, jednego wroga - w Polsce szlacheckiej, szlachta też wyzna- wała jedyną politykę - zwyciężania i sadzania na pal, dopiero po stanow- czej próbie sił możliwa stałaby się jakaś ugoda. 3. Zbaraż, Zborów Kiedy w styczniu 1649 r. nieuleczalny optymista Kisiel, zdrajcą okrzyczany z obu stron, przybył z nową komisją do Perejasławia4, Chmielnicki przyjął go, otoczony podnieconym tłumem, w asystencji posłów wołoskich, tureckich, siedmiogrodzkich, odepchnął układy i rzucił oszołomionemu przed oczy swój najdalszy cel polityczny: wyzwolenie całej Rusi z niewoli lackiej po Lwów, Chełm i Halicz. Potem wprawdzie poufnie targował się o uchylenie unii ko- ścielnej, o miejsce dla metropolity kijowskiego [Sylwestra Kossowa] w se- nacie, o dygnitarstwa w Kijowszczyźnie dla dyzunitów, wydanie [Daniela] Czaplińskiego, pominięcie Wiśniowieckiego przy rozdaniu buław, ale więcej prawdy było w tamtym publicznym wyzwaniu niż w sekretnych układach. Przystał wreszcie z łaski na zawieszenie broni do 22 maja, wiedząc, że je wyzyska lepiej niż Polacy. Sejm koronacyjny (17 stycznia-13 lutego)5, pełen hałasu o ucieczkę piła- wiecką, wśród sporów o to, czy Polska ma trzymać z Moskwą przeciw Turcji, czy też płacić upominki Tatarom, a strzec się Moskwy, nie docenił najbliż- szego niebezpieczeństwa kozackiego. Jan Kazimierz, ukoronowany 17 stycz- nia, jako wódz naczelny przybrał do boku nowych regimentarzy: Andrzeja 4 Rozmowy polskich komisarzy z Chmielnickim trwały od 20 do 26 lutego 1649 r. Zob. Dyaryusz podróży do Pereasławia..., w: Księga Pamigtnicza, Kraków 1864, s. 369-385 5 Sejm rozpoczął obrady 19 stycznia 1649 r. Zob. A. S. Radziwiłł Pamiętnik o dzie- jach w Połsce, t. 3, Warszawa 1980, s.171. 406 Firleja, Stanisława Lanckorońskiego i Mikołaja Ostroroga. Zaciąg uchwalo- nych 50000 wojska odbywał się powoli, a stare chorągwie zwijano pospie- sznie. Tymczasem rozejm pękł jeszcze przed terminem. Agent [Kazimierz] Śmiarowski, wysłany od króla do Chmielnickiego, usłyszał twarde wyzwa- nie, że pokój póty daremny, aż się ściana ze ścianą uderzy i jedna się obali, a druga zostanie. Gdy zaś próbował przejednać pułkowników kozackich przy- wilejami, hetman kazał go okrutnie uśmiercić (18 maja). W czerwcu zaczęły się walki na Wołyniu aż po Prypeć: po szeregu mniej- szych powodzeń pod Sulżenicami, Ostropolem, Zwiahlem, Zahalem wojsko koronne cofnęło się przed główną armią nieprzyjacielską do Zbaraża, gdzie przybył doń w kilka tysięcy rycerstwa Wiśniowiecki. Regimentarze poddali się kierownictwu zahartowanego w bojach kresowych męża6. Wnet dziesięcio- tysięczny zastęp polski ujrzał się otoczonym przez 70000 Kozaków i 60000 Tatarów chana Islam Gireja. Przez 6 tygodni dzicz stepowa biła szturmami w bohatersko broniony szaniec: obóz polski kurczył się, wymierał, aIe nie kapitulował. O strasznym położeniu oblężeńców niewiele wiedziano w Warszawie. Kan- clerz i Kisiel zapowiadali, że król jest czymś boskim w oczach Kozaków i że samym swym zjawieniem się rozproszy wroga. Jan Kazimierz, wziąwszy ślub z Ludwiką Marią (30 maja), ruszył w końcu czerwca na Ruś z 20000 s zaciężnego żołnierza. Liczono na to, że hetman polny litewski Janusz Radzi- wiłł, dotąd bezczynnie słuchający gładkich słówek Chmiela, oceni grozę się- gającej aż na Białoruś pożogi i uderzy prosto na Kijów. Dopiero z Lublina wezwano część pospolitego ruszenia; przedtem Ossoliński odradzał ten krok, nie chcąc narażać majestatu na presję tłumów szlacheckich. Nagle, 15 sierp- nia, podczas przeprawy przez Strypę, król dał się ośkrzydlić 100000 Koza- ków i Tatarów. Dzięki przytomności i odwadze Jana Kazimierza pierwszy atak odparto, niemniej położenie było bez wyjścia; w tej trudnej chwili Osso- liński zdołał nawiązać rokowania z chanem. Chmielnicki, zaniepokojony zbli- żaniem się pospolitaków i wiadomością o klęsce, jaką Radziwiłł zadał 31 lip- ca pod Łojowem Kozakom Krzyczewskiego, uległ woli sprzymierzeńca i przy- stąpił do ugody. Islam Girej wymógł dla siebie przymierze z Polską, 40000 talarów okupu i 200000 rocznej daniny od sojuszniczki. Osobnym rewersałem uznał król tytuł hetmański Chmielnickiego i rozszerzył rejestr do 40000 z lo- kacją między Uszą i Dniestrem oraz na Zadnieprzu. Nadto "deklaracja łaski" zapewniała wojsku zaporoskiemu zwrot swobód i przywilejów, a szlachcie powrót do majątków, dzierżaw itd., wydalała z Ukrainy Żydów i jezuitów, dopuszczała metropolitę do senatu; województwa kijowskie, bracławskie i czernichowskie obiecano dyzunitom, sprawę unii odesłano na sejm. 6 W rzeczywistości J. Wiśniowiecki w Zbarażu stał na czele jednej z dywizji. O roli Jaremy w oblgżonym Zbarażu zob. O. Górka, "Ogniem i mieczem" a rzeczy- wistość historyczna, Warszawa 1934, s. 90-106 i odpowiedź Z. Lasockiego "Ogniem i mieczem" w świetle relacyj dra Górki, Kraków 1934. ' Monarcha ruszył z Warszawy na Pragę 24 czerwca 1649 r. Zob. A. S. Radziwiłł dz. cyt., t. 3, s. 204. s Armia królewska pod Zborowem liczyła niewiele ponad 15000 ludzi, w tym zaledwie około 6000 zaciężnego żołnierza. Zob. J. Wimmer dz. cyt., s. 65. 407 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? 4. Kwestia ukraińska na tle sprawy wschodniej Układ zborowski uczynił chana rozjemcą między rządem polskim i jego poddanymi; przez to stanowił on ważny zysk dla Chmielnickiego, zwycięstwo dla polityki turecko-tatarskiej. Ossoliński czuł to dobrze, chociaż przedsta- wiał światu bitwę z ł5 sierpnia jako tryumf Jana Kazimierza. Trzeba było zagoić do reszty ranę ukraińską, odciągnąć Kozaków od Ordy i z ich pomocą szukać odwetu na bisurmanach. Król odziedziczył po bracie zapał do wielkiej krucjaty i z myślą o niej zawierał ugodę zborowską. Moment o tyle był do- godny, że Porta Ottomańska za małoletniości Mahometa IV [Mehmeda IV] ulegała częstym rozterkom i przewrotom pałacowym, borykały się ze sobą dwie walidy9, matkalo i babka sułtana, wezyr strącał wezyra, burzyło się woj- sko, a ludy chrześcijańskie, korzystając z tego, przygotowywały powstanie. Jeszcze w 1650 r. Jan Kazimierz przyjmował poselstwo od spiskowców buł- garskich i multańskich, energicznie popierane przez Wenecję. Porta, nie zdol- na do napaści, starała się przynajmniej paraliżować siły polskie za pomocą ligi kozacko-tatarskiej. W tym położeniu Chmielnicki działał jako narzędzie islamu, a Wiśniowiecki, choć niedawno jeszcze przeciwnik wojny z Turcją, zwalczał na Ukrainie forpocztę turecką. Wojownicze zachęty Wenecjan dotarły aż do Chmielnickiego i hetman udawał gotowość do pójścia w ślady Sahajdacznychll, byle nie zrywać przy tym przymierza z Islam Girejem. Kiedy indziej znowu, dotknięty odmową pomocy moskiewskiej, odgrażał się na cara (Aleksego Michajłowicza Romanowa), że zniszczy mu całe państwo i pomoże Girejom do uwolnienia Kazania i Astrachania. W ogóle, od czasów Zborowa chmura kozacka zdawała się odwracać od Polski. Ale to były pozory. Sejm, zwołany na 22 listopada 1649 r., ratyfikował wprawdzie "deklarację łaski", biskupijednak nie dopuścili do senatu metropolity Kossowa; dyzunici, widocznie również dalecy od tolerancji, żądali gwałtownego zwinięcia unii; powrotowi szlachty do dóbr ukrainnych towarzyszyły liczne tarcia i gwałty, a skozaczony lud nie chciał słyszeć o powrocie pod pańskie rządy. Chmielnicki, choćby chciał, nie mógł zredukować rejestru. On zresztą wiedział, że pułkownik [Daniło] Neczaj przelicytowuje go swym radykalizmem w oczach czerni, więc myślał o wszystkim innym, tylko nie o dogadzaniu Polsce. Zawiódłszy się raz na stałości Gireja, szukał znów protekcji u samej Porty i znalazł ją. Latem ł650 r. przybył do Czehrynia poseł sułtapa Mehmeda IV z propozycją tronu mołdawskiego, jeżeli Chmielnicki podda się Turcji. Hetman (w październiku) po namyśle przysiągł na wierność, za co otrzymał kaftan, tytuł księcia i stróża Porty Ottomańskiej wraz z obietnicą posiłków tureckieh, tatarskich i wołoskich przeciwko Polsce. Mołdawii na razie nie dostał, ale spustoszył ją dwukrotnie jeszcze w tymże roku. 9 (arab. tur. valide - matka), w Turcji osmańskiej oficjalny tytuł sułtanki matki panującego. lo Matka Mehmeda IV, Turhan Hadidże, podobno Rusinka, była opiekunką sy- nów sułtana Ibrahima w latach 164 1648. ls piotr Konaszewicz Sahajdaczny, hetman wojska zaporoskiego, wierny sojusznik Rzeczypospolitej. O jego roli w okresie oblężenia Chocimia w 1621 r. zob. L. Pod- horodecki Kampania chocimska 1621 r., "Studia i Materiały do Historii Wojsko- " wości, R. 10:1964, s. 88-143; R.11:1965, s. 37-68. 408 5. Beresteczko Było to prawdziwe szczęście dla Polski, że Ossoliński umarł 9 sierpnia [1650 r.] i przewagę na dworze otrzymali rzecznicy obrony kresów z Andrze- jem Leszczyńskim i [Jeremim] Wiśniowieckim na czele. Ta partia przepro- wadziła na sejmie grudniowym 1650 r. aukcję wojska do 36000 w Koronie i 18000 na Lit ie, wraz z oddaniem w ręce królewskie pospolitego rusze- nia. Największy czas już było przestać się łudzić, bo Chmielnicki na wiosnę przygotowywał cios straszniejszy niż wszystkie poprzednie. Od frontu miała uderzyć ogromna armia kozacko-tatarsko-turecka; na tyłach wojsk Jana Ka- zimierza miała wybuchnąć żakeria chłopska w całej Rzeczypospolitej. Setki emisariuszy podszczuwały włościan do łączenia się z Kozactwem i mordo- wania dziedziców. Ten plan powszechnej rewolucji socjalnej co prawda za- wiódł; tylko na Podhalu, gdzie stosunki i nastroje ludowe przypominały nieco Ukrainę, niejaki Aleksander Kostka, nazywający się Napierskim i po- dający się za syna pobocznego Władysława IV, opanował z bandą górali (14 czerwca) Czorsztyn, ale wnet, wydany przez własnych towarzyszy bi- skupowi krakowskiemu, skończył życie na palu (28 tegoż miesiąca)lz. Natomiast atak z zewnątrz zapowiadał się strasznie. Działania zaczepne [Marcina] Kalinowskiego (który wraz z [Mikołajem] Potockim wrócił po- przedniego roku z niewoli tatarskiej) po krótkich przewagach nad Neczajem rozbiły się koło Bracławia. Hetman przed główną siłą nieprzyjacielską cofnął się do starego kolegi pod Sokal. Tam 27 maja nadciągnął król. Armia re- gularńa (33000) razem z pospolitym ruszeniem (22000) i czeladzią dosięgła niebywałej liczby 9000013, ale pod względem zaopatrzenia, kierownictwa i nastroju pozostawiała zrazu dużo do życzenia. Szczęściem, w olbrzymim mrowisku kozacko-tatarskim mniej jeszcze było ładu: Islam Girej przed samą bitwą obraził się na Chmielnickiego, a hetman kozacki, dotknięty świe- żo zdradą żonyl4, nie okazywał dawnej przedsiębiorczości. W trzydniowym boju pod Beresteczkiem (28-30 czerwca) szwedzki szyk szwadronowy zasto- sowany pod koniec przez Jana Kazimierza i sprawność artylerii koronnej rozstrzygnęły sprawę na naszą korzyść, a zarazem na korzyść cywilizacji europejskiej, której szańcem w tej chwili raz jeszcze okazała się Polska. Chan, przerażony mnogością tatarskich trupów, w tej liczbie Tuhaj beja, pierwszy rzucił się do ucieczki. Chmielnicki próbował go powstrzymać, ale daremnie. Udało się przycisnąć Kozaków do Styru i bagien nad rzeczką Plaszewką [Plaszówką, Plaszową]; wówczas ich wódz, pułkownik [Iwan] Bohun, zbudował groblę i wyprowadził z matni na wschód większą część woj- ska. Niemało jednak padło w ucieczce pod szablami rozwścieczonych Mazu- lz Aleksander Leon Napierski Kostka ze Sztemberku został ścięty 18 lipca 1651 r. Zob. A. Kersten Na tropach Napierskiego, Warszawa 1970, s.194. 13 Armia polska pod Beresteczkiem liczyła wraz z pospolitym ruszeniem i czela- dzią około 60000 ludzi. Zob. J. Duda Wysilek militarny Rzeczypospolitej w 1651 roku, [w:] Polska w Europie, Lublin 1968, s.190. 14 gelena, primo voto Danielowa Czaplińska, podstarościna czehryńska, druga żona B. Chmielnickiego, za zdradę została powieszona wraz z,.jakimś mistrzem zegarmistrzowskim" w początkach maja 1651 r. Zob. A.S. Radziwiłł dz. cyt., t. 3, s. 292. 409 ††††††††††††††††††††††††???? rów. Doszłoby może do zniesienia całej armii kozackiej, gdyby w obozie pol- skim, zamiast gadać zaraz o wytępieniu Kozaków gwałtem lub podstępem, myślano pilniej o strategicznym uwieńczeniu zwycięstwa. Aż tu pospolite rusze- nie wielkopolskie, za sprawą intryganta, podkanclerza [koronnego] Hieroni- ma Radziejowskiego, przedzierzgnęło się w sejmik pod laską sandomierzanina Marcina Dembickiego i odmówiło dalszej służby. "Chciało się do żon, do gospodarstw i do pierzyn - powiada świadek współczesny - a na pokrycie swego lenistwa wyszukiwali spod ziemi argumenta", nie szczędząc królowi krzywdzących podejrzeń. Zwycięstwo beresteckie, jak niegdyś grunwaldzkie, pozostało niewyzyska- ne. Wprawdzie żołnierz zaciężny ruszył na Ukrainę, wprawdzie 4 sierpnia wkroczył do Kijowa od strony Litwy [Janusz] Radziwiłł. Ale niezmordowany, wszechczujny Chmielnicki zdążył tymczasem przejednać chana, zebrać krocie wojska i stanąć z nim do walki pod Białą Cerkwią. Tam 28 września zawarta została nowa ugoda, którą rejestr został ograniczony do 20000, a lokacja wyznaczona Kozakom tylko w królewszczyznach województwa kijowskiego. Że nie więcej była ona warta niż "deklaracja łaski" pod Zborowem, okazały to najbliższe wypadki. 6. Wgzeł mołdawski: Batoh i Żwaniec Chmielnicki spieszył zatrzeć wrażenie klęski walnym sukcesem politycz- nym. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebował punktu oparcia w osob- nym księstwie poza granicami Rzeczypospolitej. Zamiast więc poprzestawać na ugodzie białocerkiewskiej, jawnie tłumił bunty chłopskie, a sekretnie zbroił się i gotował zamach na Mołdawię. Starszy syn jego, Tymofiej, zażądał od hospodara Bazylego Lupula ręki córki jego, Rozandy. Lupul, od niedawna indygena Polski, a teść Janusza Radziwiłła, wolałby wydać Rozandę za jed- nego z panów polskich, więc Chmielnickiemu odmówił. Ów uzyskał reko- mendację sułtańską i sięgnął po oblubienicę zbrojną ręką. Dwór lekceważył niebezpieczeństwo; sejm styczniowy 1652 r. rozszedł się bez uchwał, nic nie zrobiwszy dla odnowienia sił zbrojnych kraju. Kalinowski na czele najlep- szych pułków komputowych oraz prywatnych zaciągów magnackich rozłożył się w obozie pod Batohem, aby przeciąć Tymofiejowi drogę do Mołdawii. Nie przeczuwał stary, mężny, ale nieoględny wódz, że zamiast zwykłej watahy, przed jaką go chytrze ostrzegał hetman kozacki, ciągnie nań wielkie wojsko zaporoskie z Ordą nureddynal5. 29 majal6 nieprzyjaciel uderzył nań ze wszystkich stron. W obozie powstała panika podobna do cecorskiej; wierna piechota wdała się w walkę ze zbuntowaną konnicą. Pożar do reszty uniemożli- wił obronę i po krótkiej walce cała niemal dwudziestotysięczna siła polska 15 (arab. światło wiary) drugi po kałdze współrządca ehana krymskiego. Zarządzał on lewą - południową i zachodnią - częścią Krymu; kałga - por. t. 1, s. 345, przypis 48. W tym wypadku chodzi zapewne o Karasa (Karacza), beja perekopskiego. Zob. Z. Spieralski Awantury moldawskie, Warszawa 1965, s.185. 16 Bitwa pod Batohem miała miejsce 2 czerwca 1652 r., natomiast całkowite rozbi- cie polskiego taboru nastąpiło w nocy z 2 na 3 czerwca. Zob. J. Wimmer dz. cyt., s. 74. 410 przestała istnieć. Kto nie padł w bitwie wraz z Kalinowskim, [Zygmuntem) Przyjemskim, Markiem Sobieskim 1', tego na żądania Kozaka [Iwana) Zoło- tarenki zarżnęli w pętach Tatarzy. Tymofiej wkroczył tryumfalnie do Sucza- wy i wzi ł ślub z Rozandą. Ledwo upłynął rok, a już się ujawniły niebezpieczne dla Chmielnickich skutki imprezy mołdawskiej. Lupulowi zrobiło się ciasno w Suczawie obok nieokiełznanego zięcia. Spróbował tedy za zgodą Porty przenieść się na tron multański, rugując stamtąd dawnego swego współzawodnika, księcia Macieja Basarabę; później przeznaczył Multany dla swego brata, a sam zamyślił o księstwie siedmiogrodzkim. Przez te intrygi zmusił zagrożonych książąt, Macieja i Jerzego Rakoczego, do zawarcia przymierza; w samej Mołdawii bojarowie uknuli nań spisek z Rakoczym, aby wywrócić rządy kozackiego teścia i osadzić na jego miejscu Stefana Georgicze. W wojnie, jaka stąd wy- nikła, Maciej poraził na głowę napastnicze wojsko kozacko-mołdawskie nad rzeką Jałomicą (24 maja 1653), po czym Stefan z pomocą Węgrów i Multań- czyków obległ Tymoszka w Suczawie. Przedtem jeszcze Rakoczy zaproponował sojusz Janowi Kazimierzowi. Ro- kowania, zaczęte podczas sejmu w Brześciu (24 marca-7 kwietnia 1 s ), uwień- czyły się porozumieniem na radzie senatu w Warszawie (w końcu maja). Po- siłki polskie ruszyły na Suczawę, a główna armia, stopniowo doprowadzona do 60000, miała iść na Ukrainę. Okoliczności na ogół sprzyjały królewskie- mu przedsięwzięciu, bo Kozacy nie tak chętnie szli pod sztandary Chmiela na wojnę zaczepną podjętą z pobudek dynastycznych, jak dawniej przeciw ciemięzcom-Lachom. Co więcej, był to moment ostatni, kiedy szybkie natar- cie mogło jeszcze odwrócić grożącą interwencję Moskwy: już poseł carski [Michał Andrejewicz] Repnin-Oboleński w sierpniu tegoż roku przybył do Lwowa 19 z żądaniem ulg dla Kozaków, a Chmielnicki napomykał znacząco, że w razie nieodzyskania warunków zborowskich poszuka sobie innego pana. Cóż, kiedy wojsko niepłatne strawiło szereg tygodni we Lwowie na obrachun- kach ze skarbem, a potem król, objąwszy komendę, nie zdecydował się na żaden czyn! Chmielnicki zdołał po raz ostatni skusić chana do najazdu na- dzieją jasyru. Słysząc o tym, Jan Kazimierz zajął obronne stanowisko pod Żwańcem. Islam Girej przybiegł za późno, aby uratować Tymoszka, który zginął w oblężeniu, za późno nawet, by uwolnić samą Suczawę, ale w sam czas, aby zamknąć na resztę roku zmoknięte i zziębnięte wojsko polskie w obozie, o co właśnie chodziło Chmielnickiemu. Żadna strona nie chciała się bić; 15 grudnia dostojnicy polscy i tatarscy spisali ugodę, potwierdzającą pakt zborowski i przypuszczalnie też opłaconą sutym upominkiem dla chana. Na domiar złego ziemie polsko-ruskie, zdawałoby się, bezpieczne za plecami armii, zostały ciężko nawiedzone aż po Lublin, Zamość i Pińsk przez zagony wracającej Ordy. Szósty rok niszczących walk polsko-kozackich upływał bez rozstrzygnięcia na którąkolwiek stronę i bez pojednania. I ' Marek Sobieski wraz z kilkoma tysiącami jeńców polskich został zamordowany przez Tatarów na polach batohskich dnia 3 czerwca 1652 r. Zob. Z. Wójcik Jan SoBieski, s. 49. Is Obrady sejmu zakończono dopiero 18 kwietnia 1653 r. Zob. A.S. Radziwiłł dz. cyt., t. 3, s. 390. 19 gniaź Michał Andrejewicz Repnin-Oboleński przybył do Lwowa w końcu lipca. Zob. tamże, s. 395. 411 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? 7. Król i dwór wobec kraju Już pierwsze lata panowania Jana Kazimierza okazały, że nie urodził się on na lekarza swych tragicznie powikłanych czasów. Kandydat, który wspi- nał się do tronu przez bezprawne obietnice ustępstw na rzecz Brandenburgii, Gdańska, Szwecji, Kozaczyzny, później jako monarcha także zbyt często i zbyt daleko odbiegał myślą od aspiracji i interesów narodu. Ambitny, a bez sta- łego celu w polityce, kapryśny i zmienny w najwyższym stopniu, raz pełen fantazji i dumy, to znów zgryziony pesymi2mem, religijny a niemoralny, często względem Polaków nietaktowny i wprost wyzywający, nie miał on czym chwycić za serce poddanych. Za młodu nauczył się gardzić zasadami polskiego rządu; wzdychał do większej władzy, czuł się dynastą w klatce, więźniem wśród własnego narodu. Żonie ulegał raczej przez lęk i brak wy- trwałości niż przez miłość. Ona wyzyskiwała swój wpływ zrazu dla pry- watnego zysku, potem coraz więcej dla zaspokojenia ambicji politycznych. Uprawiała na szeroką skalę sprzedaż urzędów; od nowo mianowanych sena- torów brała rewersy, że na pierwsze żądanie zrezygnują z godności. Oboje królestwo, nie zrażeni utratą dwojga dzieci w wieku niemowlęcym, co naj- mniej od 1651 r. dążyli do zapewnienia po sobie korony jakiemuś upatrzo- nemu kandydatowi. W tym celu gromadzili oszczędności na zjednywanie stronników; Jan Kazimierz zawczasu zamówił sobie bogaty spadek po Karolu Ferdynandzie, a zrealizował go po śmierci tegoż (10 maja 1655). Zresztą, nie tylko poparcie dyplomatyczne, ale i zbrojna pomoc zagranicy wchodziły w ra- chubę przy tych planach sukcesyjnych. Król chętnie otaczał się cudzoziem- cami i używał w stosunkach z Zachodem prywatnych agentów krwi romań- skiej, takich jak Jan [Baptysta] Visconti, [Ludwik] Fantoni, [Krzysztof] Massini, [Hieronim] Pinocci, [Henryk] Canasiles. Rzecz prosta, podobne praktyki nie wzmagały przywiązania do tronu w narodzie, coraz goręcej rozkochującym się w złotej wolności. 8. Oznaki rozkładu Wiemy już, co sądzić o świetności czasów poprzedzających katastrofę. Tłu- ste lata pokoju za Władysława IV żyły z kapitału poprzednich pokoleń; sa- me nie wniosły nic prócz wzmożonej gonitwy za dobrobytem materialnym. W atmosferze zbytku i użycia, zbiorowego samouwielbienia (Polonia defensa contra Barclaium Łukasza Opalińskiego, 1648)2o tudzież publicznego mężo- chwalstwa (Orbis Polonus Szymona Okolskiego)21, dojrzewały nie zaczepiane skuteczną krytyką złowrogie następstwa, które musiały wydrzeć się na wierzch, jak tylko klęska zewnętrzna wstrząśnie całym państwem, a naro- dowi zabraknie popularnego króla-przewodnika. Zwyrodniał do reszty par- lamentaryzm. Sejmy, wtłoczone w zabójczą formę jednomyślnego stanowienia uchwał, sparaliżowane sprzecznymi żądaniami województw, pocięte umyślną 20 polonia defensa contra Joannem Barclaium, Gdańsk 1648. Przekład polski K. Tyszkowskiego Obrona Polski, Lwów 1921. 21 T.1-3, Kraków (1641-1645). 412 obstrukcją malkontentów, nie dochodzą coraz częściej, czasem na skutek pro- testu jednego posła. Ich kosztem rozrastają się partykularne, zacofańcze, cia- sne rządy sejmikowe. Opinia odrzuca nie tylko radykalną naprawę sejmu, tj. głosowanie większością zalecane (1647) przez miecznika koronnego, [Jana Stanisława] Jabłonowskiego, ale i skromne półśrodki, które doradzał wspom- niany Opaliński w Rozmowie plebana z ziemianinem wydanej w 1641 r.: aby nie udusić wolności zbytecznym ściskaniem i pieszczotami, radzi tam autor szukać drogi pośredniej między niewolą i swawolą, a skoro inne spo- soby zawodzą, gotów jest królowi i radzie przy nim będącej większej władzy pozwolić. Naprawdę za Jana Kazimierza chodziło nie tylko o rozszerzenie zakresu władzy wykonawczej, ale o jej gruntowne wydoskonalenie. Senat przyboczny, niby odpowiedzialny wobec sejmu (od 1641 r.), lecz zorganizo- wany w postaci wykluczającej wszelki wpływ, powagę i doświadczenie, bo przypadkowo dobierany według kolejności krzeseł, ze zmianą co kwartał. W skarbie rozwinięty do ostateczności system decentralizacji zostawia auto- nomię finansową sejmikom, zamienia ustawy podatkowe sejmu w dobrowol- ną składkę województw. Wojsko - ożywione świetną tradycją bojową, ale podminowane duchem rokoszu, zdemoralizowane wspomnieniem konfedera- cji 1612-1613 r. Dyplomacja narodowa przeszła podczas wojny trzydziesto- letniej przez długą szkołę bierności, nie może nadążyć swym partnerom za- ehodnim w wyzyskiwaniu koniunktur zewnętrznych. Duch publiczny zarażony nietolerancją, a niezdolny do wysnucia z przeko- nań religijno-społecznych silnej myśli państwowej. Twórczość konstytucyjna słabnie, horyzont obywatelski się zacieśnia. Publicystyka coraz jałowsza. Wy- razem panującej opinii staje się już nie Opaliński, nie moralista Starowolski, ale jakiś tępy Lemka czy Siemek, chwalca "prawie boskiego" rozumu tłu- mów. Brak racjonalnego uzasadnienia wyznawanych idei, brak oparcia ich o doświadczenie wieków, brak czynnego współżycia z Zachodem. Stąd po części w szerokich warstwach brak odporności i zaradności wobec klęsk za- równo politycznych, jak żywiołowych ("czarna śmierć" w latach 1652-1654). Stąd też podatność czynnego politycznie ziemiaństwa na wpływy egoistycznej magnaterii. 9. Swary królewiąt Czasy Jana Kazimierza ujrzały po raz pierwszy Rzeczpospolitą podzieloną na kompleksy terytorialne zostające pod bezspornym protektoratem wybuja- łych oligarchów albo będące przedmiotem ich rywalizacji. W ziemiach rus- kich, na terenie największych latyfundiów, wielkorządy Wiśniowieckich, Za- sławskich, Koniecpolskich legły pod ciosami rewolucji chłopskiej i polityka tych rodów, zwłaszcza po śmierci dzielnego Jaremy (20 sierpnia 1651), musiała się zsolidaryzować z interesem ogólnonarodowym. Przeważną częścią właści- wej Małopolski trząsł Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny, syn i spadkobierca Stanisława, niechętny królowi, ale nie pozbawiony skrupułów moralnych. W Wielkopolsce, naprzeciwko protegowanych przez dwór Lesz- czyńskich: prymasa Andrzeja, podskarbiego Bogusława, wojewody łęczyckie- go Jana, podnosił głowę nadęty a obłudny satyryk i wichrzyciel, Krzysztof 413 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? Opaliński, popierany przez licznych krewniaków i powinowatych, senatorów tejże prowincji. A przecież koronnych malkontentów zaćmiewał jeszcze i de- moralizował swym przykładem królik litewski, Janusz IX Radziwiłł, książę na Birżach i Dubinkach, wojewoda wileński, kalwin, głowa i protektor wszy- stkich dysydentów. Najpyszniejszy to okaz oligarchii staropolskiej wszystkich czasów. Wykształcony, ujmujący, przedsiębiorczy, straszny dla wrogów, wspa- niały dla klientów, niebotycznie dumny i mściwy, z pomocą kuzyna Bogusła- wa ciągnął za sobą katolicką resztę narodu, gniótł niezależne żywioły szla- checkie, równoważył i przeważał kredyt Sapiehów, Paców, podskarbiego Wincentego Gosiewskiego. Króla nie cierpiał, dążył wytrwale do jego detro- nizacji, a na razie starał się go zakasować i obezwładnić. Zestosunkowany z Rzeszą Niemiecką, szczególnie z Hohenzollernami, prowadził własną odręb- ną politykę zagraniczną: spiskował z Wołoszą i [Jerzym II] Rakoczym, któ- rego chciał widzieć na tronie polskim, pobłażał niekiedy i dodawał odwagi Chmielnickiemu, a nie mogąc dopiąć swego, już podczas bezkrólewia myślał podobno o oderwaniu Litwy od Korony i zuniowaniu jej ze Szwecją. Walka z tym wrogiem wewnętrznym zabierała niemało sił Janowi Kazi- mierzowi w pierwszym siedmioleciu rządów, a przyczyniały się do zamiesza- nia inne niesnaski. Hieronim Radziejowski, podkanclerzy koronny, sprytny a złośliwy parweniusz wyrosły z łaski nieboszczyka króla, pokłócił się z led- wo zaślubioną żoną, Elżbietą Słuszczanką, primo voto [Adamową] Kazanow- ską. Podkanclerzyna szukała opieki (i nie tylko opieki) u króla. Zazdrosny mąż spróbował przemocą odebrać zamek Kazanowskim. Odparty, skazany przez sąd marszałka [Jerzego] Lubomirskiego na banicję (20 stycznia 1652), osiągnął w trybunale piotrkowskim bezprawny dekret kasujący tamten wy- rok i pod osłoną kasztelana krakowskiego, księcia Dominika Zasławskiego, uszedł za granicę22. Echa sprawy Radziejowskiego, łącznie z intrygą Radziwiłła, zamąciły sejm styczniowy tegoż roku. Stronnik księcia Janusza, [Władysław] Siciński, poseł trocki, naśladując przykład Lubomirskiego z roku 163923, sprzeciwił się ostat- niego dnia (9 marca) prolongacie posiedzeń. Większość izby z marszałkiem Andrzejem Maksymilianem Fredrą potępiła zrywacza, ale uznała ważność jego protestu. Po dwóch latach opozycja Radziwiłła, Opalińskiego, Lubomir- skiego i Jana Leszczyńskiego w podobny sposób udaremniła sejm (11 lute- go-20 marca 1654 r.)24 krzykiem na króla, że nie oddaje buław po [Miko- łaju] Potockim, Kalinowskim i [Januszu] Kiszce. Nazywało się to w języku niezadowolonych ratowaniem Rzeczypospolitej i obroną prawa publicznego przed samowolą królewską, a działo się w czasie, kiedy od Polski odpadała Ukraina, na Litwę zaś spadał mściwy zalew moskiewski. 22 )V.D. Zasławski od połowy 1649 r. występował z tytułem wojewody krakow- skiego, kasztelanem krakowskim był wówczas Mikołaj Potocki, hetman wielki ko- ronny. 23 J. Lubomirski zerwał sejm, występując w obronie podkanclerzego koronnego, J. Ossolińskiego, w sporze tego senatora z jednym z posłów, podkomorzym drohic- kim, Stanisławem Baranowskim. A. S. Radziwiłł dz. cyt., t. 3, s.176. 24 Sejm został zerwany 28 marca 1654 r. przez posła tczewskiego Pawła Biało- błockiego. Zob. tamże, s. 415. 414 10. Wybuch wojny z Moskwą Chęć odwetu za Kłuszyn i Smoleńsk nurtowała serca rosyjskie od dawna. Tłumił ją jednak strach zmieszany z czcią, a w pewnych kołach nawet z sym- patią dla ideałów wolnościowych Rzeczypospolitej. Jedną z pobudek buntu moskiewskiego w 1648 r. była pogłoska, że car zamierza skorzystać z pow- stania Kozaków i wydać wojnę Polsce. Stopniowo, w miarę gromadzenia sił zbrojnych, nastrój wojenny w państwie carów pod wpływem duchowieństwa się wzmagał. Preteksty do napadu przygotowywano zawczasu. Posłowie Ro- manowów raz po raz skarżyli się o uchybienia w carskiej tytulaturze tudzież o obrazę honoru rosyjskiego w niektórych dziełach, drukowanych za zgodą władz polskich. Najbardziej żądał zadośćuczynienia przybyły wiosną 1650 r. do Warszawy poseł [Jerzy Gawryłowicz] Puszkin. Musiano dla zażegnania konfliktu spalić na rynku inkryminowane karty z dzieł [Samuela] Twardow- skiego, [Everharda] Wassenberga i [Jana Aleksandra] Gorczyna, opiewających przewagi Zygmunta i Władysława IV. Beresteczko ostudziło zapał Moskali, sejm Sicińskiego i Batoh rozgrzały go na nowo. Ze strony Chmielnickiego rokrocznie nadsyłane były do Kremla prośby o przyjęcie Ukrainy w poddaństwo, a patriarcha Nikon całą potęgą swego wpływu naglił do interwencji. Już w marcu 1653 r. wojna ta była zdecydo- wana, w lipcu przyobiecana Chmielnickiemu, w październiku aprobowana przez sobór ziemski. W styczniu, na czarnej radzie perejasławskiej, czerń, wysłuchawszy wywodu hetmana o konieczności poddania się jednemu z oko- licznych władców, przez aklamację oświadczyła się za carem. Dalsze układy z bojarem [Wasylem] Buturlinem i towarzyszami o zakres swobód kozackich przypieczętowały stosunek podległości między Ukrainą a Moskwą, zapewnia- jąc żołd i sporą dozę korzyści ludowi ruskiemu, ale słabo zabezpieczając auto- nomię. Tak zwane statji (artykuły) perejasławskie pozostały przeważnie mar- twą literą, póki żył stary Bohdan, lecz po jego zejściu mogły się obrócić na niewolę Kozaczyzny. Kler ukraiński wobec ambitnych zakusów Nikona, prag- nącego oderwać metropolię kijowską od patriarchatu carogrodzkiego, zacho- wał się bardzo opornie. 11. Utrata Mohylewa i Smoleńska Olbrzymia inwazja carska wtargnęła trzema szlakami na Litwę latem I654 r., podczas gdy czwarta armia wkroczyła na Ukrainę. W ostatniej chwili (w kwietniu) udało się dyplomacji polskiej pozyskać przyjaźń Turcji i pomoc Tatarów, zaniepokojonych zwrotem w polityce kozackiej. Sejm czerwcowy doczekał się rozdania buław, uchwalił zaciągi, zatwierdził sojusz tatarski, wszystko o kilka miesięcy za późno. Setkom tysięcy Moskali, po części wy- ćwiczonym już na sposób europejski, mógł nowy hetman litewski, Radziwiłł, przeciwstawić tylko 6000 Litwy! Spotkał dzielnie wroga pod Szkłowem 12 sierpnia, ale 24 stracił pod Szepielewiczami nad Drucią całą piechotę, artyle- rię, dragonię i rajtarię. Uszedł wówczas do Mińska, więcej zajęty losem ro- dziny niż ojczyzny. Dorohobuż, Sierpiejsk, Newel, Bielew, Uświat, Orsza, Połock, Mohylew, Czernichów zostały zajęte bez walki. Smoleńska bronił 415 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? przez 3 miesiące wojewoda Filip Obuchowicz, stronnik króla, szykanowany z tego powodu przez Radziwiłła. Wobec buntu własnych żołnierzy, wymasze- rował on 3 października na zachód, po czym Aleksy Michajłowicz, zająwszy twierdzę, wstrzymał swój pochód. 12. Ochmatów, Wilno Przerwę zimową usiłowali Polacy wyzyskać dla dywersji na Ukrainie. Het- mani, Stanisław Potocki i Stanisław Lanckoroński, którzy już na wiosnę 1654 r. próbowali szczęścia w Bracławszczyźnie, ruszyli tamże we wrześniu w towarzystwie Stefana Czarnieckiego na spotkanie Ordy. Wyprawa przy- brała charakter okrutnej ekspedycji karnej. Dziesiątki tysięcy zbuntowanego ludu szły pod miecz przy braniu szturmem Buszy, Demkówki, Kunicy i in- nych gniazd kozackich; jeszcze więcej nieszczęśliwych istot porwali w jasyr na wiosnę kołga z nureddynem [Mengli Girejem]. Bitwa pod Ochmatowem z Chmielnickim i Buturlinem (29 stycznia-2 lutego 1655) wypadła na naszą korzyść, ale cel strategiczny chybił zupełnie: mróz zmusił Lanckorońskiego do odwrotu. Na białej Rusi przez zimę wojował z Moskwą i z Kozakiem Zołotarenką szlachcic partyzant [Konstanty] Pokłoński, niegdyś sprawca poddania się Mo- hylewa, teraz żałujący grzesznik. Pomagał mu Radziwiłł, póki nie wyszczer- bił sobie oręża pod Nowym Bychowem i zamkiem mohylewskim. Kiedy obe- schło, uderzyła w Litwę nowa fala moskiewska. Padł Mińsk ll lipca; Zoło- tarenko przedarł się aż do cara pod Wilno; Radziwiłł, wśród ciągłej zwady z hetmanem polnym [Wincentym] Gosiewskim, zdecydowany na zdradę, ogo- łocił Dyneburg i, stoczywszy ostatni bój pod stolicą (7 sierpnia), cofnął się za Wilię. Zołotarenko na przyjęcie cara zalał ulice Wilna krwią tysięcy ofiar. Nagle w murach Dyneburga wojsko moskiewskie ujrzało niepożąda- nych rywali - Szwedów. Rozdzial XT II Udział Polski w wojnie północnej 1655-1660 1. Zaborcze apetyty Szwecji Pogwałcenie rozejmu na 6 lat przed jego upływem uzasadniał Karol Gu- staw tym, że Jan Kazimierz knuje zamachy na jego panowanie. Nowsza hi- storiografia szwedzka uznaje to za pretekst, ale widzi w wyprawie 1655 r. akt samoobrony Szwecji przeciwko ekspansji moskiewskiej. Szczerze powie- dziawszy, spadkobiercy Gustawa Adolfa dążyli dalej do zamiany Bałtyku w wewnętrzne jezioro szwedzkie przez opanowanie głównych miast handlo- wych i komór celnych położonych przy ujściach rzek. Jeszcze doradcy Kry- styny, nie chcąc rozbrajać swych pułków po wojnie trzydziestoletniej, a wi- dząc opłakane położenie Polski, parli od 1648 r. do wojny. Rokowania w Lu- 416 bece (I 65 I-1653), mimo wysiłków uczciwego pośrednika, posła francuskiego [Hektora Piotra] Chanuta, rozbijały się o pretensje Jana Kazimierza do od- szkodowania, a po części o drażliwość Szwedów. Dolewał oliwy do ognia Radziejowski, który przybył do Sztokholmu w 1652 r. i starał się nawiązać stosunki między Szwecją a Chmielnickim. Wojowniczy Karol Gustaw, palatyn Dwóch Mostów [Zweibrucken], wstą- piwszy na tron w czerwcu 1654 po abdykacji Krystyny, odrzucił na bok wszel- kie wobec Polski i słuszności skrupuły. Jak tylko usłyszał o upadku Smoleń- ska, rozpoczął przygotowania do napaści, aby nie wyjść przy rozdzieraniu Rzeczypospolitej z pustymi rękoma. Posła Andrzeja Morstina [Morsztyna], przybyłego na układy (około Nowego Roku25, z zachętą do wspólnej wojny przeciwko Moskwie), nie dopuścił do audiencji pod błahym pretekstem; w Ii- ście pisanym do stanów polskich zachęcałje, by odstąpiły od sprawy królewskiej. Kiedy nowe, pojednawcze poselstwo złożone z Jana Leszczyńskiego, woje- wody łęczyckiego i Aleksandra Naruszewicza, referendarza litewskiego, sta- nęło w Sztokholmie26, wróg wsiadł już na okręty, a armie: pomorska pod feldmarszałkiem [Arvidem] Wittenbergiem i inflancka pod [Gustawem] Hor- nem, miały rozkaz wyruszyć w pole. Karol Gustaw nie przewidywał silnego oporu i zapowiadał, że wojować będzie "po chrześcijańsku". Plan jego zmierzał do opanowania Wielkopolski, Ma- zowsza i resztek Litwy, w ten sposób, aby podciąć w narodzie polskim wszelką siłę oporu, zmusić elektora Fryderyka Wilhelma do uznania się za szwedzkiego lennika i kupić sobie jego przymierze częściami ziem polskich, a jednocześnie wytargować u cara taką linię demarkacyjną, poza którą zabór moskiewski się nie posunie. Elektor nie życzył sobie bynajmniej takiej zmiany suzerena, ale zdobyczom na Polsce wcale nie był przeciwny. Nagabywany ze Sztokholmu (jeszczejesienią 1654 r.) o udział w zaborze, wdał się w dyskusję co do warunków i okazał, że się nie sprzeciwi marszowi Szwedów z Pomorza; ostrzegł jednak Krzysztofa Opalińskiego o grożącym niebezpieczeństwie. Wojewoda poznański, zamiast tym silniej przylgnąć do pozostałej Rzeczypospolitej, skłonił swój sejmik do udania się pod protekcję kurfirsta [Fryderyka Wilhelma]. Taki był początek zdrady brandenburskiej, zdrady wielkopolskiej i zarazem planów zaborczych Hohenzollernów na Wielkopolsce. 2. Ujście i Kiejdany Wittenberg, w towarzystwie Radziejowskiego, w 17000 głodnego i źle zaopatrzonego wojska, przekroczył granice Polski 25 lipca pod Drahimiem2 . 25 polski poseł przybył do Sztokholmu 20 stycznia 1655 r. Zob. T. Nowak Ge- neza agresji szwedzkiej, [w:) Polska w okresie drugiej wojny pófnocnej 1655-1660, t. 1, Warszawa 1957, s. 120-121. 26 Polskie poselstwo stanęło w Sztokholmie na 5 dni przed zakońezeniem sejmu tj. 30 czerwca 1655 r., gdy wojna z Polską była już postanowiona. Zob. tamże, s. 135. 2' Armia szwedzka przekroczyła granicę Rzyczypospolitej pod Siemczynem 21 lip- ca 1655 r., docierając tego dnia pod Czaplinek. Zob. Wojna polsko-szwedzka 1655- 1660, Warszawa 1973, s.139. 14 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II 417 Jedyna osłona prowincji, pospolite ruszenie poznańsko-kaliskie w sile około 15000 głów, zaległo mu drogę w słabo oszańcowanych obozach pod Wiele- niem, Piłą i Ujściem. Zamiast nieobecnego podskarbiego Bogusława Leszczyń- skiego, któremu sejm powierzył obronę Wielkopolski, sprawiali szyki Krzy- sztof Opaliński i Karol Grudziński, wojewoda kaliski. Jak tylko Szwedzi za- częli bombardowanie i obeszli lewe skrzydło Polaków, kierownicy szlachty stracili chęć do obrony. 25 lipca Opaliński, Grudziński i trzej inni senatoro- wie2s, nie bacząc na niczyje protesty, dali się skłonić Radziejowskiemu do podpisania w imieniu całej prowincji kapitulacji, którą poddawali się pod protekcję Karola Gustawa, z zastrzeżeniem nietykalności dóbr ziemskich i wiary katolickiej, ale z poświęceniem miast, zamków, królewszczyzn, dóbr duchownych, dochodów skarbowych i wojska komputowego. Banita ruszył przodem nakłaniać dalsze województwa do odstępstwa, zaś Wittenberg, za- jąwszy Poznań i Kalisz, zaczekał w Środzie na przyjście Karola Gustawa. We wszystkich obsadzonych miastach Szwedzi organizowali własne zarządy ijurysdykcję, sekwestrowali skarby i fundusze kościelne oraz publiczne, brali pod opiekę dysydentów. Na prędki podbój Litwy nie miał Karol X sił dostatecznych, więc pomógł sobie oszukaństwem. Częstując cara Mińskiem, Haliczem i Lwowem, w tejże chwili kazał swemu wodzowi w Inflantach, Magnusowi de La Gardie, iść na Litwę w masce protektora, który ją ocali przed zalewem moskiewskim. Na spotkanie tych pokus wybiegli dwaj Radziwiłłowie, hetman Janusz i koniu- szy Bogusław, aby póki czas ściągnąć do Wilna opiekunów protestantów, a sobie przy rozdrapywaniu państwa wyrobić lenne państewko z kilku woje- wództw, w zależności od Szwecji, a na prawach książąt Rzeszy. Garść sena- torów, uwiedziona nadzieją ocalenia Wilna, wdała się w układy o protekcję, ale tymczasem car zajął stolicę, a Radziwiłłowie spisali z gubernatorem ryskim [Benedyktem] Skyttem w Kiejdanach tymczasowy pakt poddaństwa (18 sierpnia)29, licząc że jeszcze niejedno wytargują dla prowincji i dla siebie. Ponieważ ogół szlachty przyjmował te ciosy z przerażeniem, de La Gardie przymaszerował do Birż i po dwóch miesiącach, 20 października ukuł w Kiejdanach drugą ugodę, ostateczną, pod którą Radziwiłłowie zebrali 800 podpisów swoich klientów30, przeważnie ze Żmudzi i powiatu upickiego, po części protestantów, po części zrozpaczonych zbiegów z terenu okupowa- nego przez Moskwę. Nadal miało Wielkie Księstwo połączyć się bezpowrotnie ze Szwecją unią ściślejszą niż ta, którą posiadało z Polską, bo pod żelaznym rządem dziedzicznego króla militarysty i pod władzą prawodawczą sejmu szwedzkiego; miało pomagać "wielkiemu księciu" przeciwko wszystkim nie- przyjaciołom, nie wyłączając Polaków; jeżeli na Moskwie uda się odzyskać stracone kraje, to stronnicy nowej unii odzyskają tam swoje dobra. 2s Obok K. Opalińskiego i K. Grudzińskiego akt kapitulacji podpisali: Paweł Gembicki, kasztelan międzyrzecki, Maksymilian Miaskowski, kasztelan krzywiński i Andrzej Słupecki. Zob. L. Kubala Wojna szwecka w roku 1655 i 1656, Lwów 1913, s. 76 z9 Pierwszy układ pomiędzy posłannikiem Radziwiłłów, Gabrielem Lubienieckim, a Magnusem Gabrielem de la Gardie został spisany w Rydze 10 sierpnia 1655 r. Zob. H. Wisner Rok 1655 na Litwie, "Odrodzenie i Reformacja", R. 26:1981, s. 91. 30 pod tekstem ostatecznego układu podpisało się ponad 1100 przedstawicieli szlachty i duchowieństwa katolickiego. Zob. tamże, s. 98. 418 3. Polska poddaje sig Szwedom W ślad za błyskawicznym początkiem pobiegły dalsze sukcesy Karola Gu- stawa. Wyruszywszy z Pomorza (10 sierpnia), dogonił on pod Kołem3l (24) [sierpnia] armię Wittenberga. Zjednoczonej sile szwedzkiej, liczącej 32000 najbitniejszego w świecie żołnierza, zaprawionego i złakomionego w wojnie trzydziestoletniej, nie było czego przeciwstawić. Daremnie zwoływał Jan Ka- zimierz pospolite ruszenia: sieradzkie, łęczyckie, kujawskie i dalsze. Jedne poddawały się zaraz, drugie cofały się po pierwszym skrzyżowaniu szabel. Królowa z mniszkami uciekła do Krakowa, a za nią pociągnęli w tymże kie- runku król i Czarniecki. 8 września wróg zajął Warszawę z cekhauzem, pa- łacami, kościołami, co wszystko wnet uległo prawidłowemu rabunkowi. Nie- fortunna bitwa I1000 konnicy polskiej ze Szwedami pod Żarnowem (16) [września] wydała na łup województwo krakowskie; królewska para z du- ehowieństwem i garstką senatu schroniła się na pogranicze Śląska i Węgier, tylko Czarniecki, mianowany gubernatorem Krakowa, przez dwa tygodnie dawał przykład męstwa rodakom odpierając szturmy i wytrzymując bombar- dowanie aż do chwili, gdy dalszy opór utracił rację bytu: 3 października uległa Szwedom pod Wojniczem husaria [Aleksandra] Koniecpolskiego i Dymitra Wiśniowieckiego. Wraz z nią przepadła ostatnia nadzieja odsieczy. Albowiem Chmielnicki z Buturlinem, od początku września trzymając w oblężeniu Lwów, rozbili 29 tegoż miesiąca32 ostatki wojska [Stanisława] Rewery Potockiego. Wówczas, 19 października, Czarniecki oddał Kraków Szwedom i odszedł w ' stronę Śląska nie przeczuwając, że jednocześnie Krzysztof Grodzicki wyzyska niechęć Chmielnickiego do Buturlina i z powołaniem się na pozorny protek- 3 torat Karola Gustawa nad całą Polską potraf obronić Lwów. Doszło do tego, że w chwili zwinięcia oblężenia Lwowa (7 listopada)33, kie- dy Moskwa i Kozacy, spaliwszy Lublin, cofali się na wschód, cała nieledwie Polska wyparła się prawowitego monarchy. Ucieczka króla wszystkim rozwi- zywała ręce. Deklamowano jeszcze o wolności, zakładano salwy i warunki, i ale wszędzie przyjmowano małodusznie protekcję Karola Gustawa. Pod Kra- = kowem przysięgli mu wierność kwarciani Koniecpolskiego (26 października), pod Korczynem - Potocki ze swoim wojskiem. Ze wszystkich województw, według nakazanego formularza, nadchodziły adresy, akcesy i pisma wierno- poddańcze. Tyle szczęścia otumaniło nawet jasny umysł króla szwedzkiego. Była, zda- je się, chwila kiedy Karol Gustaw sam uwierzył w możność odebrania współ- zawodnikowi nie tylko Prus Zachodnich, o co chodziło Szwedom, ale także korony polskiej. W listopadzie miał się odbyć w Warszawie, zamiast formal- nej elekcji, sejm hołdowniczy całej Polski. Nadspodziewanie nikt się nie zja- wił. Zdobywca oprzytomniał i pomaszerował na północ wykańczać szwedz- kie dominium maris Baltici. 31 Spotkanie obu armii nastąpiło 24 sierpnia pod Koninem. Zob. Wojna polsko- -szwedzka I655-I660, s.142. 32 Dywizja S. Potockiego została rozbita 29 września 1655 r. pod Gródkiem Jagiellońskim. Zob. L. Kubala dz. cyt., s. 301. 33 Oddziały moskiewskie Buturlina odstąpiły od Lwowa 10 listopada 1655 r. Zob. tamże, s. 320-321. 419 ††††††††††††††††††††††††††???? 4. Samoobrona narodowa: Czgstochowa i Tyszowce Rola protektorów niedługo udawała się Szwedom. Gwałty, egzekucje, rekwi- zycje, konfiskaty, podżeganie dysydentów, a zwłaszcza nieszczerość samego Karola w postępowaniu ze szlachtą odstręczały odeń serca Polaków. Naród, uwiedziony podstgpną robotą niezadowolonych z króla magnatów, prędko pożałował swojej małoduszności i zatęsknił do wygnanego monarchy. Niech tylko padnie hasło i niech zabłyśnie lepsza perspektywa w stosunkach mię- dzynarodowych, a zewsząd zerwie sig szlachta do walki o wiarę i niepodległość. W Wielkopolsce i na Litwie, pod bokiem Radziwiłłów, ruch powstańczy nie usta- wał właściwie ani na chwilę. Tam, w okolicy Wschowy i Kościana, Krzysztof Żegoc- ki, starosta babimojski, wypowiedział najeźdźcom nieubłaganą walkę partyzancką; tutaj, na Podlasiu i na Litwie Paweł Sapieha, wojewoda witebski, mianowany przez króla hetmanem, z pomocą skonfederowanych wojsk litewskich i z poświęceniem ca- łej własnej fortuny nękał Radziwiłłów tak skutecznie, aż zmusił Janusza do zam- knięcia się w Tykocinie. 31 grudnia skonał tam wielki zdrajca wśród strasznych mąk duszy i ciała, w tydzień po nim śmierć uwolniła Wielkopolskę od Opalińskiego34. Ruś Czerwona dzięki Grodzickiemu nie zaznałajeszcze żadnej niewoli, zbroiło się też Podhale góralskie. Lubomirscy przygotowali konfederację krakowską w No- wym Sączu (21 grudnia). Wszędzie docierał uniwersał Jana Ka2imierza, datowany z Opola 15 listopada35, a wzywający wszystkich Polaków bez róźnicy stanu do samorzutnego odporu; to Czarniecki, znalazłszy się przy królu, jego ustami przemawiał do sumienia i dumy narodowej Polaków. Ale najczystsze, najdonośniej- sze hasło do walki dała całemu narodowi Jasna Góra. Dzielny, natchniony przeor paulinów, Augustyn Kordecki, z pomocą paruset mnichów, żołnierzy i szlachty wy- trzymał w tym "kurniku" czterdziestodniowe oblężenie (19 listopada-27 grudnia)36, aż zmusił generała Burcharda Mullera do sromotnego odwrotu. Wieści o zamachu na świątynię częstochowską i ojej cudownej obronie przebiegły kraj jak ogniste wici, niecąc wszędzie pragnienie pomsty i wiarę we własne siły. Zresztą horyzont zewnętrzny zaczynał się też po trosze rozjaśniać. Oboje królestwo jeszcze przed ucieczką zagaili rokowania z Austrią, ofiarowując Habsburgom następstwo po Janie Kazimierzu w zamian za czynną pomoc i za pośrednictwo w układach z Moskwą. Cesarz Ferdynand III zbyt świeżo miał w pamięci wojnę trzydziestoletnią, aby się odważyć na zadarcie z Karolem Gustawem, koroną więc nie dał się skusić, ale dobrych usług w Moskwie nie odmówił. Dobre chęci okazywali (choć nieszczerze) elektor brandenburski i [Jerzy II] Rakoczy, któremu też sukcesję podsuwał [Konstanty] Lubomirski. Za staraniem [Wincentego] Gosiewskiego ustały kroki nieprzyjacielskie między 34 Krzysztof Opaliński zmarł w nocy z 6 na 7 grudnia 1655 r., a zatem przed Janu- szem Radziwiłłem. Zob. A. Sajkowski Krzysztof Opaliriski, [w:] Polski Slownik Biogra- ficzny, t. 24, Warszawa 1976, s. 87-90. Natomiast Paweł Sapieha został mianowany wojewodą wileńskim i hetmanem wielkim litewskim dopiero w lutym 1656 r. Zob. A. Rachuba Pawel Sapieha wobec Szwecji i Jana Kazimierza (IX 1655-II 1656 , "Acta Baltico-Slavica", t.11, Wrocław 1977, s.105. 35 Najbardziej znanym uniwersałem Jana Kazimierza, wzywającym społeczeństwo do walki ze Szwedami, jest list datowany z Opola 20 listopada 1655 r. Zob. A. Ker- sten Stefan Czarniecki, Warszawa 1963, s. 243-244. 36 Oblężenie rozpoczęli Szwedzi 18 listopada 1655 r. Zob. Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, s.156. 420 ; Litwą i wojskami carskimi; wyraźnie budził się w Moskwie antagonizm wobec Szwecji. Najwięcej przecież pomógł chan Mohammed Girej [Mehmed IV]. Zaskoczył on pod Jezierną 10 listopada wracającego spod Lwowa Chmielnickie- go i zmusił go do wyrzeczenia się Moskwy oraz uznania na powrót królem Jana Kazimierza. Zarazem wszystkim odstępcom Polakom zagroził najsroższym gniewem, jeżeli nie wrócą do posłuszeństwa. Skutek nie zawiódł. Z jednej strony Jan Kazimierz 18 grudnia [1655 r.] wyruszył do Polski, z drugiej Czarniecki rozpalił ognisko agitacji patriotycznej w stronie Chełmu i Bełza. Wówczas Potocki i [Stanisław) Lanckoroński, uprzedzając nadejście króla i rehabilitując się w oczach opinii, zawiązali 29 tegoż miesiąca konfederację wojskowo-szla- checką w Tyszowcach, która w całym kraju rozpisała pobór regimentów łanowych i wybrańców, ba, nawet powołała pod broń wszystkie stany. 5. Losy Prus Królewskich Jeżeli Karol Gustaw przez obłudną protekcję torował sobie drogę do pod- boju ujść Wisły, Pregoły i Niemna, to i kurfirst brandenburski umiał też pod pozorami opieki przygotowywać sobie zabory. We wrześniu 1655 r. za- proponował on osobiście w Gdańsku pomoc na obronę prowincji pruskiej pod warunkiem obsadzenia Elbląga i Torunia. Miasta pruskie, zgadując na- stępstwa takiej obrony, dały mu zgodną odprawę. Mniej przenikliwa szlachta zawarła z Fryderykiem Wilhelmem rodzaj przymierza odpornego (w Ryńsku 12 listopada). Nie ma co wątpić, że razem wzigte siły elektora, miast i sta- nów królewsko-pruskich wystarczyłyby przeciwko Szwedom aż do czasu, kie- dy ogólny ruch narodowy przyjdzie województwom nadmorskim z pomocą. Brak zgody i łatwo zrozumiała nieufność sparaliżowały opór. W końcu listopada z różnych stron uderzyli na prowincję Szwedzi. Toruń, Gniew, Tczew, Starogard bez poważnego oporu otwarły swe bramy. Malbork bronił się do marca, a Gdańsk, choć blokowany przez flotę szwedzką, z nie- wzruszoną wiernością stał przy Polsce i Janie Kazimierzu. Natomiast opiekun i sprzymierzeniec, Fryderyk Wilhelm, wśród ciągłych negocjacji z najeźdźcą pozwolił się zapędzić do Królewca, gdzie 17 stycznia podpisał przymierze z Karolem Gustawem: za ceng obiecanej Warmii z lennika polskiego stawał się lennikiem szwedzkim. Zdobycie Prus zaspokoiło chwilowo apetyt szwedz- kich aneksjonistów, gdyż stanowiło rodzaj rękojmi, że wojna im się opłaci. Z czasem wyjdą na jaw ujemne skutki tego podboju: mocarstwa morskie, Ho- landia i Dania, pierwsza żywiona przeważnie polskim zbożem, druga zazdro- sna o swoje wpływy i zyski celne, właśnie z powodu Gdańska i Prus wystąpią przeciw Szwedom w obronie zagrożonej równowagi na Bałtyku. 6. Czarniecki w walce z Karolem Gustawem "Ludzie są śmiertelni a Rzeczpospolita wieczna" - mówił Czarniecki wro- gom podczas obrony Krakowa. A ksiądz [Szymon] Starowolski na dumne słowa Karola Gustawa, wyrzeczone przy oględzinach sarkofagu Łokietko- 421 ††††††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††††???? wego, e "Jan Kazimierz nie wróci", dał pamiętną odpowiedź: Fortuna varia- bilis, Deus mirabilis3 . Cud Pański prędko się ziścił. Jak drugi Odnowiciel wracał Jan Kazimierz wśród radości ludu, prowadzony przez Jerzego Lubo- mirskiego na Lubowlę, Duklę, Krosno do Łańcuta. Tam 22 stycznia związek tyszowiecki połączył się z majestatem i rozszerzył w konfederację generalną. Król pojechał do Lwowa, gdzie zajął się przygotowaniem dalszej akcji, a Czar- niecki, który ani na chwilę nie złożył oręża, obleczony naczelną komendą3s, wystąpił zaczepnie przeciwko załogom szwedzkim. Na spotkanie nadbiegł z Prus Karol Gustaw; pod Gołębiem złamał on nagłym atakiem (18 lutego) [1656] szyki polskie, nauczył Czarnieckiego zdwojonej czujności, ale nie osła- bił w nim przedsiębiorczego ducha. Cała dalsza taktyka kasztelana kijowskie- go zmierzała do wciągnięcia wroga jak najgłębiej w ziemie ruskie na pewną zatratę, mało też brakowało, aby się uwieńczyła zupełnym tryumfem. Szwed pokusił się o Zamość, ale daremnie; potem z marszu na Lwów, jakby prze- czuwając niebezpieczeństwo, skręcił pod Jarosław i Przemyśl, tracąc mnóstwo żołnierza w walkach partyzanckich z Polakami i gubiąc wracające do obo- wiązku chorągwie kwarciane [Aleksandra] Koniecpolskiego, [Jana] Sobieskie- go i Jana Sapiehy. Tymczasem Paweł Sapieha, nowy hetman litewski po Radziwille, zbliżył się do Sandomierza z Litwy, a Czarniecki i Lubomirski manewrowaniem wpędzili Karola w widły między Sanem i Wisłą. Chwilowo zdawało się, że "rozbójnik Europy" (jak go nazywał Czarniecki) zginie z kretesem. On jednak arcydziełem szybkości i odwagi wyrwał się z matni i przebiegł po karkach Litwinów na północ z wojskiem do połowy zniszczonym, ale z chwałą niezwy- ciężonego wodza. Za to Czarniecki z pomocą Lubomirskiego zniósł pod Warką (5 kwietnia)39 idącego na odsiecz królowi margrabiego Fryderyka Badeń- skiego. 7. Odzyskanie stolicy Odtąd działania wojenne przenoszą się głównie do Wielkopolski, a stam- tąd pod Warszawę. Zawiodły rachuby dyplomatyczne dworu na wierność kurfirsta (któremu ofiarowano także następstwo po Janie Kazimierzu) tudzież na życzliwość Kozaków, ale nie zawiódł obudzóny patriotyzm narodu, reli- gijnym po Częstochowie owiany tchnieniem. Dając wyraz temu powszechne- mu uczuciu, król we Lwowie ogłosił Matkę Boską patronką i Królową Korony Polskiej i ślubował w imieniu narodu, że jeśli zwycięży wroga, to szerzyć będzie jej kult wszystkimi siłami, a wyzwolenia ojczyzny postara się dokonać bez uciemiężenia poddaństwa. Szeroki ogół tylko tamtą pierwszą część ślu- bów wziął głęboko do serca. Na wieść o zbliżeniu się Czarnieckiego i Lubo- mirskiego partyzanci wielkopolscy: Piotr Opaliński, wojewoda podlaski, 3' (łac.) Szczgście zmienne, Bóg wszechmocny. 3s Stefan Czarniecki otrzymał w Lubowli w dniu 3 stycznia 1656 r. od Jana Kazi- mierza regimentarstwo. Zob. A. Kersten Stefan Czarniecki, s. 254. 39 Bltwa pod Warką miała miejsce 7 kwietnia 1656 r. Zob. L. Podhorodecki Bitwa pod Warką, "Studia i Materiały do Historii Sztuki Wojennej", R. 2:1956, s. 30 323. 422 Jędrzej Grudziński - kaliski, Jakub Rozrażewski, Krzysztof Grzymułtowski, Jan Gniński, [Krzysztof] Żegocki wspólnymi siłami zdobyli w maju Leszno, główną siedzibę dysydentów, przy czym niiasto spalono, a niewiernych obroń- ców po części wycięto, po części wypędzono za granicę (wśród tych ostatnich Amosa Komeńskiego). Odzyskaniu Poznania przeszkodziła porażka Czarniec- kiego i Lubomirskiego od księcia Jana Adolfa pod Gnieznem (6 maja)4o. Bądź co bądź Szwedom coraz ciaśniej było w Polsce. Pobożna Żmudź urzą- dziła swoim ciemiężcom "nieszpory sycylijskie". De la Gardie spieszył karać powstańców ogniem i mieczem, ale wnet musiał wracać do Inflant na obronę Rygi, napadniętej przez Moskali. Gdańsk bronił się wytrwale, aż doczekał się przybycia floty holenderskiej, która przecięła dalszą blokadę portu. Nie było dla Karola Gustawa innej rady, jak zaspokoić wzmożony apetyt kurfir- sta, dopuszczając go traktatem malborskim 25 czerwca do potężnego udziału w zdobyczy. Uzyskawszy obietnicę Poznania, Kalisza, Łęczycy i Kujaw, zgo- dził się Fryderyk Wilhelm wesprzeć Szweda całą swoją siłą zbrojną. Ruch wielkopolski osłabł z chwilą wkroczenia załóg brandenburskich. Na- tomiast przyszła kolej na Warszawę. Niezliczone masy pospolitaków, pra- widłowego4l rycerstwa i uzbrojonego ludu ściągnęły pod stolicę w ślad za Janem Kazimierzem, by kończyć porachunki z zamkniętym w jej murach srogim Wittenbergiem. Nastraszony wściekłym szturmem feldmarszałek zawarował sobie w kapitulacji (30 czerwca)42 wolny wymarsz; atoli wobec gniewnej postawy tłumów musiano go razem z innymi znacznymi Szwedami odesłać do Zamościa. Niestety, zbyt długo trwało upojenie radością w oswobodzonej stolicy. Bez- czynne wojsko zaczęło się rozjeżdżać, a wróg znalazł czas na koncentraćję sił. Karol Gustaw i Fryderyk Wilhelm od północy w 20000 żołnierza sforso- wali linię Narwi i w trzydniowych (28-30 lipca) walkach pod Warszawą na brzegu praskim zmusili dwakroć liczniejszą, źle prowadzoną armię Jana Ka- zimierza do odwrotu. Stolica państwa uległa ponownej krótkiej okupacji (do 26 sierpnia), za którą zapłaciła utratą skarbów i archiwów. Poza tym, że przeciwnik nie został pobity, bitwa pod Warszawą nie miała innych ujemnych następstw. Kurfirst wyperswadował Karolowi wszelki pościg za ucho- dzącym do Lublina dworem polskim. Wojna z Moskwą zaabsorbowała znaczną część sił szwedzkich, ułatwiając Czarnieckiemu podjęcie jeszcze tejże jesieni nowej ofensywy w Wielkopolsce. Wnet osławiony [Jan Weyhardt] Wrzeszczowic [Wrzesowicz], główny sprawca napaści na Jasną Górę, zgnieciony zostaje przez Piotra Opalińskiego pod Kaliszem; Łęczyca i Kalisz wzięte przez Jana Kazimierza, w odwecie za najazd Niemców nawiedzone Marchia i Pomorze, dotkliwa klęska Szwedów i Brandenburczyków od [Wincentego] Gosiewskiego pod Prostkami (8 października), uświetniona wzięciem do niewoli Bogusława Radziwiłła, słabo powetowana pobiciem podskarbiego pod Filipowem. Król polski nie zaniechałby pewno dalszego ataku na Marchię, gdyby go nie wstrzymały w zapędzie starania Habsburgów o nietykalność granic Rzeszy Niemieckiej. Skierował wówczas pochód na północ i 12 listopada wkroczył do Gdańska. 40 Książę Adolf Jan 7 czerwca 1656 r. pokonał polskie siły pod Kleckiem, tj. około 15 km na północny wschód od Gniezna. Zob. T. Nowak Kampania wielkopolska Czar- nieckiego i Lubomirskiego w 1656 r., "Rocznik Gdański", R.11:1937, s.116-126. 41 Tu w znaczeniu regularnego, komputowego. 42 Kapitulacja załogi szwedzkiej nastąpiła 1 lipea 1656 r. Zob. Wojna polsko- -szwedzka 1655-1660, s.171. 423 †††††††††††††††††††††††???? †††††††††††††††††††††††???? 8. Kampania dyplomatyczna. Plany rozbioru Polski Przez całą jesień, zimę i wiosnę 165 r1657 r. punkt ciężkości w wojnie polsko-szwedzkiej spoczywał na barkach dyplomatów. Gosiewski jeszcze w 1655 r. wystarał był się o zawieszenie broni, po czym pośrednicy austriaccy, [Alegretto di] Alegretti i [Teodor] Lorbach pomogli w Moskwie posłowi pol- skiemu, [Piotrowi] Galińskiemu do zawarcia konwencji przedwstępnej wy- mierzonej przeciwko Szwedom (29 kwietnia). Formalne rokowania pokojowe zagajono w Niemieży pod Wilnem w sierpniu. Tam dopiero pośrednicy do- wiedzieli się z przykrym zdziwieniem, pod jakim warunkiem Moskwa zgadza się na pokój: mianowicie, że Polacy obiecają obrać cara dziedzicznym następ- cą Jana Kazimierza. Popierała ten pomysł, wrogi interesom Habsburgów, część zamożnej szlachty litewskiej, która straciła już nadzieję wrócić do dóbr z orężem w dłoni. Inicjatorem tego zwrotu był przebiegły Gosiewski, a wo- dzem stronników carskich Krzysztof Pac, kanclerz wielki litewski. Senato- rowie koronni pod wodzą kanclerza [Stefana] Korycińskiego uważali takie kupowanie pokoju kosztem swobód za rzecz niepewną i nieuczciwą, zwłasz- cza gdy Moskwa znaczną część zdobyczy białoruskiej zatrzymała dla siebie, a o ewakuacji Ukrainy nie chciała ani słyszeć. Jednak po bitwie pod War- szawą Litwa postawiła na swoim. Stanął 3 listopada traktat wileński, stwier- dzający rozejm na zasadzie uti possidetis, z zapowiedzią elekcji następcy tronu jeszcze w tym roku. Jeżeli Moskale sądzili, że pochwycili całą Polskę w swoje sieci, to Polacy o wiele słuszniej winszowali sobie, że cara wyprowadzili w pole. Zresztą obie strony zyskały swobodę działania przeciwko Szwedom. Z Austrią szły rokowania nadzwyczaj opornie. Stary Ferdynand III całą duszą oddany był rywalizacji z Francją i pochłonięty elekcją syna, Leopolda, na króla rzymskiego, do której koniecznie potrzebował głosu brandenburskie- go. Dlatego to nie dopuszczał on do naruszenia wbrew pokojowi westfalskie- mu terytorium Rzeszy i tamował działania polskie przeciwko kurfirstowi. Sam też nie posunął się na razie poza sojusz obronny z Polską (1 grudnia), którym przyrzekał 4000 wojska na żołd polski i dalszą pomoc dyplomatyczną (potrzebną zwłaszcza na dworze kopenhaskim). Wkrótce to luźne przymierze okazało się niewystarczające ani dla Polski, ani dla Austrii. Nie pomogły oszczerstwa rzucane na Polskę przez jej wrogów (w rodzaju niemieckiego prawnika [Hermana] Conringa), że jest to kraj barbarzyński, anarchiczny, gdzie lud jęczy pod jarzmem, wzdychając do obcej opieki, którą mu właśnie dadzą Szwedzi. Ten lud po lasach i wertepach okazał opiekunom swe uczucia kosami i kłonicami, a Europa także poznała się na ich cywiliza- cyjnych zamiarach. Im zawzięciej nawoływał Karola [Oliver] Cromwell, by utrącił róg (tj. Polskę) na głowie bestii (Kościoła katolickiego), tym goręcej protestowały we Francji koła katolickie, podniecane przez rodzinę Gonza- gów, przeciw państwowo-egoistycznej, bezwyznaniowej polityce kardynała [Juliusza] MazariniegQ, co gotów był dogadzać Szwedom i Brandenburczy- kom kosztem Polski jako klientki austriackiej. W Rzymie, w Austrii, Holandii, Danii, Turcji, nawet w Moskwie odbywał się zwrot na korzyść Jana Kazimie- rza i Rzeczypospolitej. Karol Gustaw pod wpływem zawodów 1656 r. utwierdził się w przekona- niu, że odradzającej się Polski nie pokona inaczej, jak przez ogólny rozbiór przy współdziałaniu wielu sąsiadów. Pozwalał posłowi francuskiemu, Anto- 424 niemu de Lumbres, krzątać się między szwedzką a polską kwaterą w roli nieproszonego pośrednika, a tymczasem sam kuł na Rzeczpospolitą traktaty rozbiorowe. 20 listopada [1656] traktatem w Labiewie [Labiawie] przyznał ; elektorowi udzielność w Prusach Książęcych i na Warmu, tudzież prawo do ' zatrzymania wiadomych czterech województw, o ile to nie przeszkodzi poko- jowi z Janem Kazimierzem, sobie rezerwując P usy polskie, Żmudź, Inflanty i Kurlandię. Jednocześnie od początku roku starał się o utrzymanie tradycyj- nej przyjaźni Szwecji z Siedmiogrodem. Rakoczy, od dawna karmiony przez Janusza Radziwiłła, potem przez Lubomirskiego, nadzieją korony polskiej, ; rościł pretensje jeżeli nie do całej, to choćby do części Polski, a od września 1656 r. miał już gotowy układ z Chmielnickim o rozgraniczeniu przyszłych zaborów siedmiogrodzkich i ukraińskich. Tym śmielej mógł się stawiać w przetargach Szwedowi, jakoż utargował niemało. 6 grudnia na ziemi węgierskiej, w Radnot, spisano traktat podziałowy mię- dzy pięcioma sojusznikami: Szwecja sięgała po Kujawy, Prusy, część Ma- zowsza, Żmudź, cztery powiaty litewskie, Inflanty i lenno Kurlandii. Kurfrst miał wziąć Poznańskie, Kaliskie, Łęczyckie i Sieradzkie z Wieluniem. Trzeci wspólnik, Bogusław Radziwiłł (który wymknął się cało pod Filipowem)- województwo nowogrodzkie z zachowaniem wszystkich własnych dóbr, czwar- ; ty, Chmielnicki - Ukrainę, Rakoczy całą resztę, pod warunkiem późniejsze- go rozgraniczenia na Rusi z Kozaczyzną i na Podlasiu ze Szwecją. Ten plan, wylęgły w głowie genialnego Szweda-zdobywcy, a mile widziany przez wodza wszystkich protestantów w Europie, Cromwella, bezprzykładny jeszcze w dziejach Europy, stał się na przyszłość wzorem wszystkich rozbio- rów, jak zresztą w ogóle Karol Gustaw pod wieloma względami był pierwo- wzorem Wielkiego Fryderyka, a jego dzielni i drapieżni poddani - poprzedni- kami Prusaków. W swoim czasie ów plan podziału spotkał się ze słabym opo- rem w Turcji i Moskwie, z silnym natomiast przeciwdziałaniem Austrii, której nagłe wzmożenie Siedmiogrodu groziło irredentą na Węgrzech. Zanim jednak nadeszła pomoc z zewnątrz, Polacy sami odparli zwycięsko bezecny najazd. 9. Dola i niedola Rakoczego Bez rozumnego planu, pod złymi auspicjami, zewsząd ostrzegany przed nie- rozważnym krokiem, wdzierał się książę Jerzy [II Rakoczy] do województwa ruskiego w styczniu 1657 r. przez zaśnieżoną przełęcz skolską. Jak przedtem Karol Gustaw, i on także zamierzał do czasu okłamywać Polaków pozorami prótekcji, ale nie miał talentu ani sił, aby w krytycznym razie poprzeć oszu- kaństwo przemocą. Wojska siedmiogrodzkie razem z posiłkami wołoskimi i kozackimi (pułkownika [Antona] Zdanowicza) liczyły do 70000 różnej zbie- raniny; nie wystarczały one do złamania resztek oporu w narodzie, ale zni- szczyć kraj mogły okropnie, zwłaszcza gdy z drugiej strony gotował czwarty atak Karol Gustaw. Położenie kraju w chwili najazdu Rakoczego było tym groźniejsze, że Jan Kazimierz bawił w Gdańsku, a królowa, która nim kiero- wała,.jak mały Etiopczyk słoniem", dodając mu hartu w najcięższych chwi- lach, ujrzała się odciętą od męża i od przybocznego senatu. Szczęściem, Czar- niecki błyskawicznym ruchem sprowadził oboje królestwo do Częstochowy na 425 ††††††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††††???? zjazd senatorów. T m uchwalono jeszcze raz ofiarować koronę arcyksięciu Ka- rolowi [Habsburgowi], jeżeli Austria obieca wydatniejszą pomoc. Zadania tego dokonał w Wiedniu zręczny Bogusław Leszczyński: w traktacie zawartym 27 maja [1657 r.] uzyskał 12000 posiłków na żołdzie i utrzymaniu Rzeczy- pospolitej pod zastaw połowy dochodu z żup solnych, a bez wiązania woli narodu w sprawie następstwa tronu. Rakoczy tymczasem odbywał marsz okólny przez swoje przyszłe dzierżawy: kusił się w lutym bezskutecznie o Lwów, brał pod fikcyjną protekcję po- mniejsze miasta i szlachtę, odwiedzał (28 marca) Kraków, wciąż jeszcze obsa- dzony przez Szwedów, a oblegany wówczas przez Lubomirskiego; zostawiwszy tam załogę węgierską do pomocy szwedzkiemu komendantowi, [Pawłowi] Wirtzowi, ciągnął pod Opatów na spotkanie spieszącego z północy Karola Gustawa. VVśród ciągłych utarczek z Polakami rozprzęgła się do reszty kar- ność napastników. Siedmiogrodzianie i Kozacy prześcigali się nawzajem w barbarzyńskim niszczeniu kraju. Karol, zjechawszy się z Rakoczym na zamku krzyżtoporskim, ocenił od razu moralną nicość sprzymierzeńca. Razem zdobyto Brześć Litewski (7 maja)43, ale jak tylko nadeszły wieści o powstającym przymierzu polsko-austriackim i o wypowiedzeniu wojny Szwedom przez Danię, Karol Gustaw bez skrupu- łów postanowił zostawić Rakoczego własnemu losowi. Wystraszony książę od- prowadził go jeszcze do Warszawy, zajął z jego pomocą stolicę, ale potem nastał moment pożegnania. Karol wymaszerował na Pomorze drogą przez Toruń, zniszczywszy, jakie tylko mógł, zamki polskie i wycofawszy załogi zewsząd prawie, prócz Krakowa i miast pruskich. A biedny Jerzy usłyszał nagle, prawie jednocześnie, dwie hiobowe wieści: jedną o spustoszeniu pół- nocnych komitatów Siedmiogrodu przez Lubomirskiego, drugą o zbliżaniu się pod Kraków posiłków rakuskich. Wówczas najkrótszą pozostałą drogą puścił się z powrotem w kierunku Lwowa, ciągniony przez Kozaków na wschód, skąd właśnie Węgrzy obawiali się wyprawy karnej Tatarów. W pobli- żu Międzyboża na Podolu uderzył grom: Czarniecki z zachodu, Potocki i Lu- bomirski od południa, Paweł Sapieha od Brześcia koncentrycznym ruchem osaczyli Siedmiogrodzian, co widząc Zdanowicz sromotnie uciekł z Kozakami w stepy, a Rakoczy 22 lipca podpisał kapitulację w obozie pod Czarnym Ostro- wiem, zobowiązującą go do zerwania przyjaźni ze Szwedem, wydania Krako- wa i Brześcia tudzież zapłaty I 200000 złotych odszkodowania. Większa część Siedmiogrodzian dostała się w odwrocie w łyka tatarskie, a książę po to tyl- ko wrócił do ojczyzny, aby usłyszeć przekleństwa ludu i dekret Porty odsą- dzający go od tronu. 10. Utrata lenna pruskiego Że wciągnięcie Austrii do wojny zapewniało Janowi Kazimierzowi w Rze- czypospolitej dyplomatyczne poparcie Habsburgów przeciwko Szwecji, że ośmieliło ono Danię do zaatakowania Karola Gustawa od tyłu i do zawarcia 43 gasztelan brzesko-litewski, Melchior Sawicki, poddał Brześć Litewski 13 maja 1657 r. Zob. tamże, s.185. 426 z Polską przymierza (28 lipca), to nie ulega wątpliwości. Że posiłki cesarskie, przybyłe pod wodzą feldmarszałka [Melchiora] Hatzfelda w liczbie 17000, przyczyniły się do kapitulacji i wymarszu z Krakowa generała Wirtza (30 sierpnia)44, a i później pomagały nam bezpośrednio w Prusach, pośrednio, sposobem dywersji, na Pomorzu, to też nie da się zaprzeczyć. Korzyść z nich jednak była w słabym stosunku do kosztów ich utrzymania i do niezliczonych uciążliwości, jakich doznawały od nich zachodnie województwa. A i pomoc dyplomatyczna z aliansu wiedeńskiego na bliską metę okazała się bardzo dwuznaczna: zjednała ona Polsce nowego sprzymierzeńca, Brandenburczyka, ale to za cenę zupełnego odpadnięcia Prus Wschodnich. Podobnie jak Wirtz, któremu Austriacy pozwolili odejść na Pomorze, rów- nież Fryderyk Wilhelm przez samą klęskę Rokoczego znalazł się w obliczu prędszej lub dalszej zguby. Już w końcu sierpnia jego załogi opuściły bloko- wany Poznań, Kórnik, Kościan i znowu spadłaby na Marchię zasłużona kara, gdyby nie Leopold Habsburg, król węgierski, który przed elekcją na tron cesarski nie chciał sobie zrazić opinii Niemiec, a bez votum brandenburskie- go nie spodziewał się zwyciężyć stronników Francji. Te względy miał przede wszystkim na oku dyplomata austriacki Franciszek Lisola, który pośredni- czył w rokowaniach między Polską a kurfirstem. Fryderyk Wilhelm, trzeba mu to przyznać, umiał się sprzedać drogo. Nie osiągnął wprawdzie w formie bezwarunkowej ani przyłączenia Warmu, ani innych pożądanych nabytków, poprzestał na nadziei zdobycia Szwedzkiego Pomorza. Ale traktatem welaw- skim 19 września uwolnił się najpierw od polskiej zwierzchności lenniczej, potem przez umowę bydgoską z dnia 6 listopada związał się z Polską bardzo korzystnym przymierzem wieczystym z prawem przemarszu przez Prusy Za- chodnie, werbunku w Polsce, wspólnej regulacji monety itd. Drahim dostał prawem zastawu, Lębork i Bytów w lenno, a Elbląg - po ewentualnym zdo- byciu go od Szwedów - na własność z zastrzeżeniem wykupna go przez Pol- skę za 400000 talarów. Nadal elektor stawał się udzielnym panem swych pru- skich poddanych; polska opieka nad ich wolnością, podobnie jak perspektywa wcielenia Prus po wygaśnięciu potomków Fryderyka Wilhelma, choć zastrze- żona w traktacie, miała się wkrótce stać iluzoryczna; Bogusław Radziwiłł odzyskiwał bezkarny powrót do swych dóbr. 11. Prąd ugodowy na Ukrainie Pomyślniejsze następstwa przyniosła katastrofa Rokoczego na wschodzie. Na wieść o najeździe chana na Ukrainę, o odstępstwie Zdanowicza i o buncie Kozaków wysłanych na pomoc Siedmiogrodzianom pod komendą Jerzego Chmielnickiego, umarł w Czehryniu 6 sierpnia [1657 r.] stary jego ojciec, zaprzysiężony wróg Polski, Bohdan. Kozaczyzna, dźwignięta jego obrotnością i energią na szczyt potęgi, poszukiwana dopiero co zewsząd jako sojuszniczka, stoczyła się szybko na poziom bezgłowego żywiołu, niezdolnego do nie- podległej egzystencji. Albo się miała stać, według ścisłego brzmienia artyku- łów perejasławskich, prowincją moskiewską z pozorami samorządu, albo mu- 44 Załoga szwedzka kapitułowała 25 sierpnia 1657 r. Zob. tamże, s.188. 427 ††††††††††††††††††††††††???? siała szukać innej opieki, przede wszystkim polskiej. Tę drugą dyrektywę obrał, zgodnie ze skłonnością bardziej oświeconej, bogatszej części Kozactwa, Jan Wyhowski, niegdyś szlachcic polski, wzięty do niewoli pod Żółtymi Wo- dami, potem pisarz wojska zaporoskiego i kierownik kancelarii dyploma- tycznej Chmiela, a obecnie, z łaski pułkowników i części pospólstwa, sprawca, tj. tymczasowy piastun godności hetmańskiej przy niepełnoletnim tytularnym hetmanie, Jerzym Chmielnickim, którego obiór zdążył był przeprowadzić zmarły ojciec. Zresztą nie Wyhowski, nie ten ambitny taktyk bez przewodniej zasady w polityce, dopiero co prześcigający samego Chmielnickiego w zalotach z Moskwą, wkrótce znowu z nią spiskujący, lecz podobno inny, bardziej euro- pejskiego typu statysta ukraiński obmyśli formę pokojowego współżycia Rusi z Polską i Litwą pod jednym dachem. Będzie to Jerzy Niemirycz, podkomorzy kijowski, arianin, obeznany z federatywnym ustrojem Holandii i Szwajcarii, do 1655 r. wierny Polsce, potem stronnik szwedzki, zawsze z kultury Polak, z serca szlachcic-Ukrainiec. Ze strony polskiej prąd pojednawczy nurtował po cichu od czasu Zboro- wa: już w 1650 r. myślał król o wydzieleniu Kozakom autonomicznego księ- stwa ruskiego z trzech województw, pod rządem hetmana-senatora, gdzie by sami Rusini zajmowali urzędy. Później, w obliczu ruiny państwa, uniwersał ogłoszony 4 maja 1655 r. obiecywał wszystkim rycerskim ludziom na Ukrainie uszlachcenie i nadanie dóbr, mieszczanom i chłopom - lekkie oczynszowa- nie, wszystkim warstwom rzecz bodaj najcenniejszą w ich oczach, bo wolny wyrób piw i gorzałek. Sejm nie zatwierdził w całości tych zapowiedzi, a cięż- kie czasy i wroga postawa Chmielnickiego uniemożliwiały wszelką ugodę. Do- piero latem 1657 r. wznowił pracę nad równouprawnieniem ludu ruskiego z polskim i litewskim poseł Jana Kazimierza w Czehrynie, Stanisław Kazi- mierz Bieniewski, wojewoda czernichowski. On to, podczas trzeciego posel- stwa na Ukrainie w 1658 r. umiał z niezwykłą zręcznością i szerokością myśli przeprowadzić ręka w rękę z Niemiryczem tzw. unię hadziacką. Wyhowski zaczął swe rządy od podpisania (w Korsuniu 16 października 1657 r.) przymierza zaczepnego z Karolem Gustawem, gdzie "wojsko zapo- roskie z podlegającymi jego władzy ziemiami" (aż do Prus) proklamowano pro libera gente et nulli subiecta45. Przekonawszy się, że zbudował zamek na lodzie, regent ukraiński odwrócił oczy od Szwecji. Długo zwodził Moskwę układnymi słówkami, zanim ośmielił się zaoponować przeciwko osadzaniu na Ukrainie większej liczby carskich wojewodów. Czuł Wyhowski za sobą po- parcie żywiołów rządzących w Kozaczyźnie, które przynajmniej umiały cenić wolność polityczną, ale przeciwko sobie widział skłonne do buntu, sympaty- zujące z Moskwą, zwłaszcza na Zadnieprzu, liczne rzesze ciemnej czerni. Wreszcie obmyślił dla siebie taktykę, zdawało się, najbezpieczniejszą: podleg- łość wobec Rzeczypospolitej, sojusz z Ordą. Kiedy w grudniu 1657 r. zbunto- wał się za Dnieprem wódz moskalofilów, [Martyn] Puszkar, Wyhowski zgniótł go z pomocą Tatarów w walkach pod Połtawą (1 czerwca). Daremnie za to próbował wydrzeć Moskwie Kijów. Odtąd zerwanie z carem stało się nieunik- nione. 45 lac.) Za wolny naród i nikomu nie podległy 428 12. Ugoda hadziacka i jej skutki Dla Polski ponowne przyjęcie Kozaków do poddaństwa równało się wzno- wieniu wojny z carem, ale w nierównie lepszych warunkach niż przed czte- rema laty. Zresztą, ta wojna wisiała na włosku niezależnie od spraw ukraiń- skich. Aleksy Michajłowicz czuł się dotknięty tym, że mu nie urządzono elek- cji ani w 1656 r., ani potem; dolatywały go z Litwy głosy stronników oświad- czające się za unią Księstwa z Moskwą, a były to po części głosy szczere zaprzańców, spragnionych powrotu do dóbr ziemskich, po części manewry dyplomatyczne (np. Gosiewskiego, Sapiehy), obliczone na przedłużenie rozej- mu. Co do granic atoli między Litwą i zwycięską Moskwą daleko było do zgody. W takim położeniu sejm 1658 r. (10 lipca-30 sierpnia) nie zawahał się w wyborze między przyjaźnią carską a kozacką. Niby to dokonano obio- ru Aleksego, aby móc wsunąć wzmiankę o tym do instrukcji dla pełnomocni- ków pokojowyeh. Ale biskupi jednogłośnie zaprotestowali przeciwko elekcji, dopóki kandydat nie przyjmie katolicyzmu; protest ten świadczył, że cały akt był tylko fikcją i służyć miał do zyskania na czasie. Natomiast szczere i szerokie pełnomocnictwa dano [Stanisławowi Kazimierzowi] Bieniewskiemu i [Kazimierzowi Ludwikowi] Jewłaszewskiemu, kasztelanowi smoleńskiemu, na ukończenie rokowań z Wyhowskim. Poparto nowy zwrot w polityce wschodniej szeregiem ważnych uchwał podatkowych tudzież ratyfkacją przy- mierzy z Austrią, Danią i Brandenburgią. Już 16 września [1658 r.] Bieniewski wywiązał się świetnie ze zleconego mu zadania. Umowa hadziacka stawia zasadniczo naród ruski na jednym pozio- mie z polskim i litewskim, łącząc je ze sobą, ,.jak równy z równym, wolny z wolnym, zacny z zacnym". Upoważnia króla do uszlachcenia jednorazowo po 100 Kozaków z każdego pułku, stosownie do rekomendacji hetmańskiej, razem więc pomnaża szlachtę ruską o 1000 nowych rodzin. Wydziela woje- wództwa kijowskie, bracławskie i czernichowskie jako osobne księstwo ruskie, odrębną całość administracyjną i samorządną pod wodzą hetmana ruskiego, zatwierdzonego przez króla spośród czterech wskazanych przez stany pro- wincjonalne kandydatów. Ustanawia osobnych marszałków, pieczętarzy i pod- skarbich na Rusi tudzież osobny trybunał i przewiduje dwie akademie, przy zachowaniu jedności parlamentarnej w całym państwie. Dopuszcza do senatu metropolitę kijowskiego46 i władyków dyzunickich. Przyznaje wszędzie naj- szerszą tolerancję wyznaniu greckiemu na równi z katolicyzmem, skazując unię na powolne wymarcie, a zarazem krępując propagandę protestantyzmu w szkołach. Rezerwuje dla dyzunitów wszystkie dygnitarstwa w Kijowszczyź- nie, a w województwach bracławskim i czernichowskim każe je obsadzać na przemian ludźmi obu religii. Za to pozwala się szlachcie wracać wszędzie do swoich dóbr, rejestr zostaje ograniczony do 30000 (prócz 10000 żołnierzy zaciężnych), a wszelka odrębna polityka zagraniczna skasowana. Całość uzna- na za akt dwustronny niewzruszony, nietykalny nawet dla sejmu bez zgody narodu ruskiego, którego to warunku nie zastrzegła sobie nawet Litwa w unii lubelskiej. 46 Do 13 kwietnia 1657 r. metropolitą dyzunickim kijowskim był Sylwester Kos- sow, a po nim (od grudnia 1658 r.) objął metropolię Dionizy Bałaban, od 1650 r. biskup łucki i ostrogski. 429 †††††††††††††††††††††††???? †††††††††††††††††††††††???? Pozostawało do rozstrzygnięcia pytanie, czy ten rozumny, sprawiedliwy kompromis, dzieło króla, królowej i niewielu wyjątkowych przewidującyeh umysłów, znajdzie po obu stronach należyte zrozumienie i uznanie, czy zwłaszcza sama Ukraina zdobędzie się na dość siły moralnej, aby odeprzeć "mocną rękę" cara prawosławnego. Bo co się tyczy Polaków, to oni na sejmie wiosennym (22 marca-30 maja) 1659 r. nieźle zdali egzamin z dojrzałości politycznej. Król zawczasu w obozie pod Toruniem przyjął przysięgę od posła kozackiego Pawła Tetery. W izbach dużo było narzekania na to, że nowy układ łamie unię lubelską, że się uszlachca niedawnych przestępców stanu, zanim oni zmazali swe winy, dopuszcza chłopów do senatu, i to wszystko bez żadnej gwarancji dla Rzeczypospolitej przed nowym buntem. Bieniewski musiał uspokajać nieufnych takimi argumentami, że odrębność księstwa ru- skiego bez mocnych podstaw w społeczeństwie niedługo potrwa, że unia ocaleje, gdy ogłosi prawdziwą wolność wyznania. Były szkopuły, i to bar- dzo poważne, także ze strony kozackiej. Pułkownik [Krzysztof] Łasko na czele licznej deputacji żądał ni mniej ni więcej, tylko dołączenia do "księstwa" Podola, Wołynia i Rusi Czerwonej, aukcji wojska rejestrowanego do 60000, wszelkich swobód dla czerni we włościach trzech wydzielonych województw, komisji na oddanie dóbr cerkwiom dyzunickim itp. Ostatecznie nad tymi roszczeniami, jak i nad protestem nuncjusza [Piotra Vidoniego] oraz bisku- pów, sejm przeszedł do porządku dziennego. 12 maja, w dzień Wniebowstą- pienia, król, prymas i senat zaprzysięgli ugodę. Jej twórców, jako to: rodzinę Wyhowskich, Teterę, [Tymofieja] Nosacza, [Hrehorego] Leśnickiego, [Hre- horego] Hulanickiego, [Piotra] Doroszenkę, [Iwana] Bruchowieckiego [Brzu- chowieckiego], nagrodzono hojnymi nadaniami. Sam hetman [Jan Wyhowski] otrzymał województwo kijowskie, starostwa barskie i lubomlskie. Rzeczpospo- lita wzięła na siebie wszystkie konsekwencje gniewu Aleksego Michajłowicza: zerwanie rokowań, nowe napady wojsk moskiewskich, które Gosiewski pod Werkami przypłacił (21 października 1658) kilkuletnią niewolą, potem srogie spustoszenie Litwy. Znacznie słabiej wystąpiła w obronie dzieła hadziackiego Ukraina. Zazdro- sne pospólstwo przebolałoby łatwo utratę pozornej niezawisłości (wnet pogrze- bano ją jeszcze raz w Perejasławiu!), zaczekałoby może, aż Polska dotrzyma lub nie dotrzyma obietnic natury wyznaniowej, ale tych nadań ziemskich, tego wywyższania się na wzór polski zamożnej arystokracji, a zwłaszcza powrotu dziedziców do dóbr - darować było nie sposób. Wnet wyszło na jaw, że Wyhowski bez pomocy tatarskiej i polskiej nie zdoła utrzymać w ryzie stronników Moskwy. Wiosną 1659 r. spadła na Za- dnieprze z północy wielka armia [Aleksego] Trubeckiego. Wyhowski z Ordą, Stanisławem Jabłonowskim i Andrzejem Potockim wciągnął w zasadzkę część tej armii i poraził ją na głowę pod Konotopem (8 lipca). Mimo to rozłam wewnętrzny na Rusi pogłębiał się z dniem każdym. Zrywali się jeden po dru- gim z pretensjami do buławy pułkownikowie: kalnicki, Iwan Sirko na czele Zaporożców, perejasławski, [Tymofiej] Cieciura, niżyński, [Wasyl] Zołotaren- ko. Czerń rzucała się na dwory szlachty-ugodowców, nie oszczędzając nawet samego Niemirycza (zamordowany w sierpniu). Jeszcze w tym samym roku (we wrześniu) Wyhowski pod naciskiem opinii złożył buławę, a Juraszko Chmielnicki, przywrócony do godności hetmańskiej, dopuścił do narzucenia przez Moskwę Kozaczyźnie na czarnej radzie w Perejasławiu (27 października), 430 w otoczeniu armii carskiej, nowych artykułów, korzystnych dla gminu, ale zabójczych dla niezawisłości Ukrainy. Prędzej, niżby się kto spodziewał, wy- płynęła na wierzch smutna prawda słów Andrzeja Potockiego (pisanych do hetmana Rewery 17 września tegoż roku): "Srogie tu mnóstwo ludzi haniebnie złych i swawolnych [...]. A teraz już się sami jedzą, miasteczko przeciw miasteczku wojuje, syn ojca, ojciec syna rabuje, wieża Babel [...]. Owo kto wprzód z wojskiem przyjdzie, ten ich infallibiliter4 osiędzie". A skoro oręż miał rozstrzygać, to tym samym polityka polska, chcąc ratować Litwę i Ukrai- nę, musiała oszczędzać siły w wojnie północnej. 13. Schyłek wojny ze Szwecją Jeżeli istniała nadzieja, że koalicja polsko-austriacko-duńsko-brandenburska łatwo upora się z samotną Szwecją, to Karol Gustaw sprawił swym wrogom okropną niespodziankę. Zimą 1658 r. wpadł przez Holsztyn do Szlezwiku, podbił Jutlandię, przeleciał po lodzie na Fionię, Laaland, Langeland, gniotąc wszędzie po drodze opór Duńczyków, aż stanął pod Kopenhagą i narzucił królowi Fryderykowi III pokój w R skilde, którym odbierał Danii m.in. Ska- nię, część Norwegii, połowę cła sundzkiego (27 luty 1658)4s. Przez ten czas kurfirst ogladał się na Austrię, Austria oglądała się na Rzeszę Niemiecką, gdzie toczyła ostatnie targi o elekcję Leopolda; nic dziwnego, że w znużonej Polsce coraz silniejszy posłuch znajdowały rady francuskie, aby czym prędzej zawierać pokój z Karolem Gustawem. Królowa od jesieni układała z de Lumbresem plan elekcji na tron polski vivente rege francuskiego księcia, a czego chciała królowa, to wykonywał bez oporu król. Lisola w porozumie- niu z większą częścią episkopatu pracował nad przedłużeniem wojny i nad elekcją Habsburga. Chwilowo przeważył de Lumbres; wtedy to, 10 marca, rada senatu przyjęła pośrednictwo francuskie. Dopiero kiedy Dania odpadła od koalicji, a Karol Gustaw, bliski pokoju z Moskwą, przygotowywał nową wyprawę, tym razem na Brandenburgięů i Czechy, której koroną miała być znów aneksja jednych i drugich Prus, nowy cesarz i kurfirst doszli do zgo- dy co do wspólnej kampanii. Na konferencji w Buku pod Poznaniem (w maju) wypracowano plan wspólnych działań całego trójprzymierza na wszelkie możliwe wypadki. Na lipcowym sejmie warszawskim wzięli górę stronnicy Austru; nie bez uczucia ulgi usłyszano, że Karol Gustaw, zamiast znów ude- rzyć na Polskę, złamał niepewny pokój z Danią (2 sierpnia), aby ją podbić i podzielić z sąsiadami. Na wieść o tym doszła do skutku głośna wyprawa polsko-austriacko-brandenburska na Pomorze, a stamtąd do Danii, gdzie 4' (łac.) nieomylnie. 4s Spotykamy różne daty pokoju w R skilde: L. Kubala w pracy Wojny duhskie i pokój oliwski, Lwów 1922, s. 47, podaje 27 lutego 1658 r., W. Czapliński w Dzie- jach Danii nowożytnej 1500-1975, Warszawa 1982, s. 78, 26 lutego, a w pracy Polska a Dania XVI XX wiek, Warszawa 1976, s. 214, 9 marca. Natomiast w książce Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, s. 192, spotykamy datę 8 marca. Rozbieżność o te kilka- naście dni wynika stąd, że część historyków datuje to wydarzenie wg nowego, inni wg starego kalendarza. 431 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? Czarniecki wsławił się szczególnie zdobyciem wyspy Als i zamku Koldynga. Król Szwedzki doczekał się swej Nemezydy49 najpierw w niefortunnym sztur- mie na Kopenhagę (21 lutego), później pod Nyborgiem (24 listopada 1659), gdzie jego wojska druzgocącą poniosły klęskę. (Tu zginął następca Czarniec- kiego, [Kazimierz] Piaseczyński). Holandia, stojąc na straży równowagi i wol- ności handlu bałtyckiego, skutecznie pomogła swą flotą Danu. Anglia po śmierci Cromwella traciła wpływ na sprawy bałtyckie, Francja na razie nie mogła pomóc niczym prócz dobrych usług. Grom zawisł nad zaborczą Szwecją, ale nie było komu ściągnąć go z nieba na ziemię. Przez rok 1658 Litwa walczyła w Inflantach, póki jej nie odciągnęło na wschód wznówienie wojny moskiewskiej, Austriacy, bardzo wymagający a niezbyt karni, przy tym liczniejsi, niż to było przewidziane w traktacie, gruntownie objadali Wielkopolskę, ale do szturmu iść byli nieskorzy. Dlatego nie inaczej, jak głodem odzyskiwała Polska miasta pruskie. 23 grudnia [1658 r.], po półrocznym oblężeniu oddali Szwedzi Toruń, za to zajęli, choć nie na długo, Starogard i Chojnice. 31 sierpnia 1659 r.5o Lubomirski zdobył Gru- dziądz, 22 grudnia Głowę. Odkąd Litwini, Michał Pac i [Aleksander Hilary] Połubiński, wycisnęli wojska [Roberta] Douglasa z Mitawy, Goldyngi, Win- dawy i Libawy, w rękach nieprzyjaciela pozostały już tylko Malbork i Elbląg. 14. Pokój oliwski Wojna widocznie wygasała. Pierwszy zjazd pełnomocników polskich, austriackich, szwedzkich, elektorskich, duńskich i holenderskich, obradujący z udziałem mediatorki Francji w Toruniu od 13 stycznia 1659 r., rozbił się o przeciwieństwo interesów Bourbona i Habsburga, z których pierwszy sta- rał się wykluczyć z układów Austrię, a drugi nie uznawał stronniczego po- średnictwa Francji. Dopiero dalsze niepowodzenia Szwedów tudzież zawarcie pokoju pirenejskiego między Francją i Hiszpanią (7 listopada) [1659 r.], skło- niły kardynała Mazariniego do oświadczenia, że jego pan, Ludwik XIV, na wkroczenie Austriaków na Pomorze odpowie zbrojną interwencją w towa- rzystwie książąt Ligi Reńskiej. Ta zapowiedź, na równi ze skłonnością Po- laków do pokoju, doprowadziły do zagajenia kongresu w opactwie oliwskim pod Gdańskiem (w styczniu 1660 r.). Delegację polską stanowili: Jan Leszczyński, wojewoda poznański, Jerzy Lubomirski, ksiądz Mikołaj Prażmowski, kanclerz wielki koronny, Krzysztof Pac, Andrzej Morsztyn, referendarz koronny, Władysław Rej, podskarbi na- dworny i Jan Gniński, wszyscy podówczas pozyskani do stronnictwa królowej. Sama Ludwika Maria z pobliskiego Tczewa czuwała nad przebiegiem roko- wań, popierając z wiadomych pobudek dynastycznych dążenia mediatora, de Lumbresa. W przeciwnym kierunku, do wyzyskania trudnej sytuacji Szwe- dów parli nasi sprzymierzeńcy. Brandenburczyk (przez posłów [Wawrzyńca] 49 (gr. Nemesis) w mitologii greckiej bogini uosabiająca słuszną pomstę lub karę. so Grudziądz padł w wyniku wieczornego szturmu 28 sierpnia 1659 r. L. Pod- horodecki Kampania 1659 r. w Prusach Królewskich, [w:] Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, s. 349. 432 Somnitza i [Jana] Hoverbecka) ze wszystkich sił przeszkadzał porozumieniu, gdyż spodziewał się w dalszej wojnie wywalczyć Szczecin. Austrii nie zale- żało na takim wzmocnieniu Hohenzollernów, ale więcej jeszcze chodziło o sparaliżowanie wpływów francuskich na wschodzie. Dlatego to Lisola nie uznawał de Lumbresa za pośrednika i starał się przewlekać układy. Dania nie mogła odżałować utraconej Skanii, i chętnie by wojowała dalej, gdyby Holandia popierała ją energicznie, zamiast przynaglać obie strony do zgody. W trakcie kongresu otrzymano wiadomość fatalną dla Szwecji, że Karol Gustaw umarł 23 lutego w G teborgu. Rządy objęła po nim regencja w za- stępstwie małoletniego Karola XI. Trudno wątpić, że gdyby wówczas Polacy zechcieli ryzykować i odesłali przeciwko Moskwie swe wojska, nie odstępując ani na krok od swych żądań wobec Szwecji, to przy poparciu sojuszników mogliby odzyskać ściśnięte głodem Malbork i Elbląg i głęboko pogrążyć zruj- nowaną przeciwniczkę. Ale mediator Francuz, Ludwika Maria i jej przyja- ciele polityczni nie pragnęli takiego poniżenia Szwecji. De Lumbres przewi- dywał i dawał do zrozumienia Polakom, że nadal Austria i Brandenburgia na zachodzie, a Moskwa na wschodzie będą dla nich niebezpieczniejsze niż są- siad skandynawski, i że z chwilą, gdy ten ostatni zrezygnuje ze snów o wszechwładztwie nad Bałtykiem, stanie się on naturalnym Polski sprzy- mierzeńcem. Tą rachubą, jak niemniej zresztą rozdarciem sił naszych mię- dzy dwoma teatrami wojny, tłumaczy się pomyślny dla Francji i Szwecji koniec xongresu (3 maja) [1660 r.]. Jan Kazimierz zachował jedynie dożywotni tytuł króla szwedzkiego, Pol- ska tylko swoją część Inflant za Dźwiną. Szwecja odrzuciła orędownictwo Jana Kazimierza za eksulantami inflanckimi, katolikom w Inflantach przy- znała tylko prawo domowego nabożeństwa, zapewniając natomiast nietykal- ność religii protestanckiej w Prusach. Między Polską i Szwecją ustanowiono wolny handel, Polsce obiecano zwrot archiwów i bibliotek. Źle bardzo wy- szedł na negocjacji oliwskiej elektor [Fryderyk Wilhelm]. Uzyskał on wpraw- dzie potwierdzenie traktatu welawskiego, ale musiał ewakuować Pomorze bo pod tym jedynie warunkiem Szwedzi zgadzali się wydać Polsce miasta pruskie, a nie dostał nawet Elbląga, który zgodnie z życzeniem ludności, zaraz po wymarszu Szwedów obsadzili Polacy. Wsźystkie cztery umawiające się państwa poręczyły sobie nawzajem nietykalność pokoju oliwskiego; nadto Polska, Szwecja i Brandenburgia uznały Ludwika XIV za gwaranta traktatu. Królowi duńskiemu zarezerwowano przystąpienie do gotowego dzieła; on jed- nak wolał zawrzeć osobny pokój w Kopenhadze, z wyrzeczeniem się Skanii (6 czerwca). W kilka tygodni po rozjeździe dyplomatów z Oliwy konwokacja warszawska z senatorów i posłów ziemskich zatwierdziła traktat 26 czerwca. 15. Połonka i Czudnów [Cudnów) Już nazajutrz po tej ratyfikacji każdy przeciwnik ugody ze Szwecją mu- siał ją uznać za krok rozumny, opłacony sukcesem na innym froncie. Aleksy Michajłowicz nie poprzestał na zhołdowaniu Jurka Chmielnickiego: przygo- tował on właśnie w 1660 r. dwie mściwe wyprawy w głąb Rzeczypospolitej. [Iwan] Chowański, [Jurij) Dołhoruki i [Wasyl] Zołotarenko szli kończyć pod- 433 bój Litwy, kiedy [Wasyl) Szeremietiew z Chmielnickim gotowali zamach aż na Kraków. Odpierać ten podwójny najazd rzuciły się zahartowane pułki polskie. [Paweł] Sapieha i Czarniecki zwycięsko odparli pod Połonką Cho- wańskiego (27 czerwca), oswobodzili oblężone Lachowicze, po czym zwrócili się przeciwko Dołhorukiemu. Bitwa nad Basią pod Krzyczowem (27 paździer- nika) 51 pozostała nie rozegrana; za to Chowański, jeszcze raz poturbowany przez Czarnieckiego nad Drucią, odszedł do Połocka. Na Wołyniu szczęście dopisało jeszcze lepiej. [Stanisław] Potocki i [Jerzy) Lubomirski w 20000 własnego wojska i tyleż Tatarów wstrzymali pod Lu- barem (we wrześniu) pochód "Szeremeta" z 60000 wyborowego żołnierza. Niefortunny wódz zamknął się w obozie pod Cudnowem, licząc daremnie na odsiecz Chmielnickiego. Lubomirski nie stracił głowy: przetrzepał Jurka pod Słobodyszczami tak skutecznie, że ów uznał się ponownie z całym wojskiem poddanym Jana Kazimierza. Na tę straszną wieść Szeremietiew, doprowadzo- ny głodem do rozpaczy, poddał się w niewolę z całym wojskiem, przyrzeka- jąc zwrot Smoleńska i Ukrainy z Kijowem, Perejasławiem, Czernichowem. Obiecał wprawdzie więcej, niż car później dotrzymał, toteż odpokutował swą wyprawę osiemnastoletnią niewolą tatarską. Szczęśliwy rok 1660 upłynął wśród pacyfikacji i tryumfu. Pozostał na placuje- den jedyny wróg, zawiedziony i poniżony, ten wróg dziedziczny, którego Polska od szeregu pokoleń zwykła była w pojedynkę zwyciężać. Miałożjej teraz w ostat- niej chwili zbraknąć sił odnowionych do uchylenia wszelkich strat na wschodzie? Rozdzial XTiIlI Zamieszki wewngtrzne, rezygnacja na zewnątrz 1. Projekt reformy sejmowania Podczas żałosnej tułaczki na Śląsku w głowach towarzyszących dworowi senatorów zabłysła świadomość, że Polska bez gruntownej naprawy we- wnętrznej nie wydobędzie się na trwałe z niebezpieczeństwa. Raz udało się wybrnąć z topieli - duch Czarnieckich i Kordeckich przydusił w Polsce du- cha Radziejowskich i Radziwiłłów, ale czy państwo przetrwa drugą taką próbę? Czy nie za wiele już było zdrad maskowanych szukaniem obcej pro- tekcji, czyż pod obuchem Chmielnickiego i Karola Gustawa nie pękł na ćwierci pancerz zuniowanej Rzeczypospolitej? Miały zdrajców, nawet niepo- spolitych, inne narody: Francja Kondeusza52 i Tureniusza53, monarchia habs- 51 Dokładne ustalenie daty bitwy nad rzeką Basią nie jest możliwe. Według J. W. Poczobuta-Odlanickiego miała ona miejsce 8 października, J. Łosia -12 października, a W. Kochowskiego dopiero 18 października. Zob. A. Kersten Stefan Czarniecki, s. 429. 52 Louis II książę de Conde zwany Wielkim Kondeuszem (1621-1686), kilkakrotny kandydat do korony polskiej, w latach 1650-1653 jeden z przywódców Frondy prze- ciwko rządom kardynała Mazariniego. 53 Henri de la Tour d'Auvergne Turenne (1611-1675), marszałek Francji, jeden z przywódców Frondy w latach 1649-1653. W 1649 r., wobec przekupienia jego od- działów przez Mazariniego, uciekł do Holandii. 434 burska [Albrechta] Wallensteina, Dania Korfitza Ulfelda, Szwecja doczeka się [Jana Reinholda] Patkula, nie mówiąc już o rozdartej Anglu, ale też wszędzie tam na Zachodzie państwo brało zaraz odwet na żywiołach anarchii i wychodziło z kryzysu jeszcze zdrowsze, jednolitsze. Nie dziw, że i przy boku ostatniego Wazy znaleźli się ludzie, którzy przyswoili sobie dawną królew- ską chęć wzmocnienia rządu i starali się ją rozwinąć zgodnie z zasadniczym duchem całego ustroju Rzeczypospolitej, choćby za cenę ukrócenia swawoli. Dokąd zmierzały te poczynania? Jakie wzory myślano pierwotnie naślado- wać? Głęboka, niestety, tajemnica osłania to pytanie. To pewne, że powiew śmielszej, postępowej myśli ogarniał i sprawę elekcji, i organizację sejmu oraz władzy wykonawczej, i obostrzenie dla szlachty obowiązku służby woj- skowej; tenże powiew przyniósł i śluby lwowskie o poprawie bytu włościan, i ugodę hadziacką z Kozakami, której celem utajonym było w oczach Lud- wiki Marii nie tylko uspokojenie Rusi, ale także stworzenie siły tronowi po- słusznej, a od szlachty niezależnej. Najpilniejsza była od czasów Sicińskiego potrzeba reformy sejmowej. Pa- nowie, którzy układali się w 1655-1656 r. o pomoc z Rakoczym, zapowiadali zniesienie "wolnego nie pozwalam"; jeszcze wyraźniejszy zamiar wprowadze- nia większości głosów na sejmach podpatrzyli u króla w 1657 r. Austriacy. Istotnie, na wielkiej konwokacji senatu w lutym 1658 r. z udziałem zapro- szonych notabli szlacheckich Jan Kazimierz wystąpił z szeregiem punktów reformy państwowej, do których należała też naprawa parlamentaryzmu i rządu. Król zakonkludował obrady w tym duchu, żeby przywrócić na sej- mach taki porządek, "jaki za przodków naszych był", a więc trzymać się ściśle propozycji królewskiej, rozstrzygać większością z/3 głosów bez względu na kontradykcje kilku lub kilkunastu posłów; zarazem ustanowić radę nieustającą z senatorów i szlachty tudzież stałe podatki (czopowe, akcyzy) i cło generalne. 15 marca tę decyzję królewską podpisali senatorowie, zobowiązując się tym samym do popierania całego programu naprawy na pełnym sejmie. Jakoż ważny sejm lipcowy tegoż roku nosi już pewne piętno odmiany na lepsze: obraduje on sfornie i sprawnie z podziałem na komisje, przy czym król i królowa łatwo umieją trafiać do rozumu opozycyjnym posłom. Konstytucja 1659 r. wyznaczyła specjalną konwokację do ułożenia sposobu konkludowania sejmów. Miała to być ta sama konwokacja, która w czerwcu 1660 r. ratyfikowała pokój oliwski. Niestety, koniec nie uwieńczył dobrego dzieła. Na podstawową sprawę uzdrowienia sejmów patrzono jak na środek prowadzący do pewnych celów przelotnych, w 1658 r. miała ona, zdaje się, służyć zatwierdzeniu ugody hadziackiej, później - planom sukcesyjnym dwo- ru. Dlatego to królowa sprzyjała reformie parlamentarnej, póki ją uważała za pożyteczną dla kandydatury francuskiej; de Lumbres przyczyniał się do wypracowania pod okiem [Mikołaja] Prażmowskiego i [Krzysztofa] Paca szczegółowego planu przebudowy, który miał zaprowadzić rządy większości na sejmach, uregulować stosunki między izbami, zbudować ową stałą radę wykonawczą senatorsko-szlachecką, z widocznym uwzględnieniem niektórych zasad angielskich i francuskich. Z tej samej przyczyny Lisola, pierwotnie przychylny reformie, zaczął ją potem zwalczać, gdy dostrzegł, że popierają ją stronnicy Francji. Z jego poduszczenia sprzeciwili się całemu planowi na kon- wokacji biskup krakowski [Andrzej] Trzebicki, marszałek Łukasz Opaliński 435 ††††††††††††††††††††††††???? i Jan Leszczyński, z postępem lat zajadły republikant i dawnych swobód obrońca. Na najbliższym sejmie (1661) nikt już nie próbował targnąć się na liberum veto. 2. Sprawa elekcji za życia króla (1655-1661) Ludwika Maria, zapatrzona na wzory absolutystyczne francuskie, lekcewa- żyła, zdaje się, reformę sejmową, bo uważała ją za nie dość radykalną. Dla niej droga do zbawienia prowadziła przez odbudowę władzy monarchicznej, a ponieważ opinia ówczesna (nie tylko w Polsce) upatrywała słusznie pierwszy fundament silnej władzy królewskiej w dziedziczności tronu, dlatego dwór starał się od dawna uchylić wolną elekcjg, jeżeli nie można na zawsze, to choćby doraźnie, na czas najbliższego bezkrólewia. Pod wrażeniem wypadków 1655 r. pogodziła się z myślą elekcji następcy tronu najrozumniejsza część senatu i szlachty. Brakowało tylko zgody powszechnej na osobę popieranego przez dwór kandydata. Aż do jesieni 1657 r. kandydatem tym był młodociany arcyksiążę Karol, brat cesarza Leopolda. Królowa zraziła się jednak do Habsburgów, zgadując, że nie spełnią oni warunku, który ona stawiała każdemu kandydatowi, mia- nowicie, aby poślubił jej siostrzenicę, palatynównę Renu Annę Marię. Krew francuska, przedtem tłumiona ze względów polityki polskiej, zagrała w kró- lowej i poniosła ją ku dawnej ojczyźnie, a razem z żoną odwrócił się od Austrii Jan Kazimierz. Społeczeństwa polskiego nie trzeba było dopiero na- wracać: ciemiężyciele Czech i Węgier byli zawsze postrachem wolności pol- skiej, a ucisk, jakiego doznawała Rzeczpospolita od swych leniwych i żar- łocznych aliantów w latach 1657-1660, musiał potęgować powszechną do Austrii odrazę. Toteż Ludwika Maria od chwili, gdy ułożyła się z Mazarinim co do for- sowania kandydatury bourbońskiej (we wrześniu 1657), bez trudu werbowała dla niej stronników. Partia rakuska, silna jeszcze w 1658 r. póki groziło nie- bezpieczeństwo od Szweda, szybko stopniała wśród senatorów świeckich. Z po- czątku agitacja dworska toczyła się w senacie jawnie. W grudniu 1658 r. rada ministrów przy Jerzym Lubomirskim ułożyła w Gdańsku listę wszy- stkich możliwych kandydatów; następna konferencja w Tczewie (1659) usta- liła zasadnicze warunki, jakich się ma żądać od przyszłego króla: aby nim był katolik bezżenny, nie dziecię ani starzec, przy tym żaden potężny sąsiad Polski, nie Habsburg ani Bourbon. Z czasem, gdy doszło do wyraźnego wska- zania kandydata i gdy w społeczeństwie ozwały się pierwsze pomruki nie- zadowolenia, wypadło zrezygnować z jawności. Ludwika Maria, wyrzekając się uprzedniej reformy sejmowej, musiała wejść ze swymi adherentami na drogę konspiracji i zamachu stanu. W tym celu kaptowała stronników wakan- sami, swataniem panien dworskich Francuzek wpływowym panom, później coraz więcej obiecywała sobie po wpływie korupcyjnym francuskiego złota, nawet po nacisku zbrojnym; najmniej dbała o przygotowanie opinii za pomocą szczerej, rozumnej propagandy ideowej. W grudniu 1660 r. Mazarini raczył nareszcie wymienić kandydata, którego mieli obrać sobie Polacy. Był nim książę d'Enghien (sam on się pisał An- 436 guien) 54, syn Wielkiego Kondeusza, znakomitego wodza i buntownika. Zaczęto w sekrecie ściągać podpisy ministrów i senatorów skłonnych do paparcia sprawy tego księcia na sejmie. Tu nagle robota utknęła. Nie darmo obmyślał wówczas Andrzej Maksymilian Fredro swe głośne pismo: Scriptorum seu togae et belli notationum fragmenta55; zawierające wymowną obronę takich kanonów staropolskiej wolności, jak jednomyślność na sejmach, elekcyjność tronu, bezkarność możńych panów, brak stałej armii, pusty skarb itp. Poglą- dy Fredry znalazły zwolenników. Z partią dworską zerwał republicanus bo- nus56 Jan Leszczyński, za jego przykładem poszedł Lubomirski, jeden z pierw- szych promotorów elekcji za życia króla; za Leszczyńskim poszli: [Jan] Wie- lopolski, kasztelan wojnicki, intrygant referendarz [Andrzej] Morsztyn i pro- stoduszny Paweł Sapieha. Marszałek wielki koronny stał się wnet ostoją wszy- stkich malkontentów, chociaż nie przewyższał ich ani siłą przekonań, ani jasnym ujęciem celu. On, który niegdyś sam chciał robić królem Rakoczego, potem sam myślał przewodzić partu francuskiej i kierować polityką przy- szłego króla, odmówił rewersu Ludwice Marii (w marcu 1661 r.), gdy ujrzał, że go w jej zaufaniu ubiegli inni. Nie dość na tym: nadstawił ucha podszep- tom austriackim i brandenburskim, spróbował zachęcić kurfirsta do wystą- pienia z własną kandydaturą, w odpowiedzi na co usłyszał zdanie, że on, marszałek, mógłby sam z powodzeniem współzawodniczyć na elekcji z Fran- cuzem. Była chwila, kiedy Fryderyk Wilhelm gotów był zapomnieć zawód elbląski i usłuchać rady Lubomirskiego (w kwietniu 1661), choćby przyszło zapłacić za obiór Prusami Wschodnimi; prędko jednak uznał, że Warszawa nie jest warta mszy i jął wszystkimi siłami krzyżować plany Jana Kazimierza. 3. Tragiczny sejm (1661) Para królewska przygotowała walny szturm na sejtn 1661 r. (2 maja-17 lip- ca). Porządek obrad obejmował m.in. zaspokojenie wojska, zrównanie podat- ków, traktaty z Moskwą, spory z Brandenburgią, sprawę przymierza ze Szwe- cją i elekcję następcy tronu. Kanclerz Prażmowski z siłą dowodził koniecz- ności tej ostatniej dla ocalenia państwa; zręczny Pac i uczony Łukasz Opa- liński zwalczali wątpliwości prawne; prymas Wacław Leszczyński i Trzebicki przydawali autorytetu inicjatywie królewskiej, w senacie nikt nie przeczył. Dopiero na sesjach prowincjonalnych za przewodem Fredry ozwała się opo- zycja. Była ona nieliczna, ale nie dała się ani przegadać, ani zmiękczyć za- pewnieniem, że przed właściwą elekcją sukcesora nastąpi formalna konwo- kacja. Wówczas Jan Kazimierz sięgnął do najpoważniejszego argumentu: na sesji obu izb 4 lipca spróbował przerazić zgromadzone stany wróżbą - podpowie- 54 Książę Henri Jules d'Enghien, syn Wielkiego Kondeusza, małżonek Anny Hen- ryki Julii, córki Edwarda, księcia bawarskiego i Anny Gonzagi, siostry królowej pol- skiej Ludwiki Marii. 55 Scriptorum seu togae et belli notationumfragmenta. Accesserunt peristromata re- gum symbolis expressa, Gdańsk 1660. 56 lac.) dobry republikanin. 437 ††††††††††††††††††††††††???? dzianą zresztą przez Lumbresa - że w razie dalszego trwania chaotycz- nych bezkrólewi Rzeczpospolita stanie się łupem okolicznych narodów: "Mo- skwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z niemi języka i Litwę dla siebie przeznaczą; granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka, a przy- puszczać należy, iż o całe Prusy certować zechce [...]; wreszcie dom austriacki, spoglądający łakomie na Kraków, nie opuści dogodnej dla siebie sposobno- ści i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru". Efekt proroczych słów zawiódł zupełnie. Czy dwór, dążąc do wywołania patriotycznego nastroju, pomylił się w środkach i niepotrzebnie urządził pod- czas sejmu tryumfalny wjazd zeszłorocznych zwycięzców, z ciskaniem pod nogi królowi zdobytych sztandarów, czy dwór zbyt wiele zastrzeżeń czynił co do osoby następcy, wbrew obiecanej swobodzie wyboru, dość, że czterech se- natorów (nie licząc milczących Leszczyńskiego i Lubomirskiego) i blisko dzie- sięciu posłów wytrwało w oporze. W ostatniej chwili,18 lipca, Pac spróbował zastraszyć oponentów koronnych zbiorowym manifestem całej Litwy (z wy- jątkiem Pawła Sapiehy), zawierającym groźbę, że jeżeli Polacy swym uporem ściągną na wspólną ojczyznę nieszczęście, to Litwa sama pomyśli o swym bezpieczeństwie, tj. - należało się domyślać - obierze d'Enghiena wielkim księciem, przez co Polakom nie pozostanie nic innego, jak zerwać unię albo uznać litewskiego elekta. Wszakże i ta groźba przeszła mimo uszu. Sejm nie dopuścił do zerwania obrad przez nasadzonego austriackiego agenta, ale usta- wy o elekcji nie przyjął. Widząc, że ani argumenty polityczne, ani datki pieniężne nie wzruszą mal- kontentów, Ludwika Maria zdecydowała się użyć przemocy. Jeszcze od czasu traktatów oliwskich była na stole sprawa przymierza ze Szwecją. Pierwotnie miało ono służyć przeciwko Moskwie, nadzieje te przeciął jednak pokój szwedzko-rosyjski zawarty w Kardis (21 czerwca starego stylu). Zamiast for- malnego przymierza dwory warszawski i sztokholmski wymieniły deklaracje przyjacielskie, których nawet żadna strona nie ratyfikowała. Za to, za wie- dzą Jana Kazimierza Francja zawarła ze Szwecją 19 września traktat subsy- diowy, zobowiązujący tę ostatnią do wysłania 12000 wojska do Polski na wy- padek, gdyby obce państwo (tj. Austria lub Brandenburgia) chciało zakłó- cić wolną elekcję. 4. Konfederacje wojskowe 1659-1663 Opór wewnętrzny spodziewano się złamać wojskiem krajowym. W począt- kach 1659 r. pułki polskie utworzyły w Prusach Związek Braterski pod Ma- riuszem Jaskólskim i Michałem PacemS'. Był to ruch naturalnej samoobro- ny niepłatnego żołnierza, bez znamion politycznych; obaj wodzowie nie bez zasług dla ojczyzny, podwładni też zaufali obietnicom władzy i wzięli udział 5' W 1659 r. chorągwie koronne zawiązały konfederację pod przewodnictwem strażnika koronnego Mariusza Jaskólskiego. Natomiast 17 maja 1659 r. koło rycer- skie, zwołane w Żydykach, dało początek konfederacji wojska litewskiego pod dy- rekcją regimentarza Michała Paca. Zob. A. Codello Konfederacja wojskowa na Litwie w latach 1659-1663, "Studia i Materiały do Hisłorii Wojskowości", R. 6:1960, s. 22. 438 w chlubnej kampanii wołyńsko-białoruskiej 1660 r. Atoli podczas wyborów na sejm 1661 r., który miał uchwalić wielkie podatki, ferment wybuchł po- nownie i to w postaci dużo niebezpieczniejszej. Pod Lubarem powstał (w lipcu) wśród pułków koronnych Związek Święcony (Nexus Sacer)Ss. Marszałkiem został Stefan Świderski59, substytutem [Jan] Broniewski, przydano im kon- syliarzy, sędziów, pisarzy i ślubowano pod przysiggą strzec się korupcji dwor- skiej, a walczyć nie tylko o wypłatę żołdu, ale też o całość dawnych swobód i o restaurację "zepsowanych w ojczyźnie praw" w tym duchu, aby "na rów- nej szali [...] mieć pieczę nad wolnością i Majestatem". We wrześniu przy- łączyła się Litwa pod Kazimierzem Żeromskim, stolnikiem wileńskim, i sub- stytutem [Konstantym] Kotowskim, obu zasłużonymi w walce z Januszem Radziwiłłem. Litwa też głównie nadała całemu ruchowi ton obywatelski, de- mokratyczny, wrogi magnatom, ale w swych restauratorskich poczynaniach rdzennie zachowawczy. Elekcję następcy tronu potępiały wszystkie instrukcje żołnierskie. Skonfederowany towarzysz był jaskrawym uosobieniem tej praw- dy, że ów instynkt samoobrony, który oczyścił Rzeczpospolitą ze Szwedów, Kozaków, Siedmiogrodzian, Brandenburczyków, odpychał również wszelki wpływ cudzoziemski na wewnętrzną przebudowę narodu. Dawna wolność nie po to obroniła się od Karola Gustawa, aby się w domu dać okiełznać czyjejś silnej ręce i wpaść w absolutum dominium. Nie bacząc na taki nastrój rycerstwa, Ludwika Maria nieraz próbowała pozyskać je dla swoich planów, bądź przez wypłatę należności całemu związ- kowi, bądź za pomocą przekupywania szefów. W najlepszym razie była to ro- bota spóźniona, jeżeli nie z góry beznadziejna. Weześniej i mocniej wkradły się do zbuntowanych szeregów wpływy Lubomirskiego i w ogóle partii au- striacko-brandenburskiej. Pod koniec 1661 r. wszystkie oddziały z wyjątkiem wiernej dworowi, a objętej Związkiem Pobożnym dywizji Czarnieckiego60, skupiły się w Małopolsce. Świderski stał kwaterą w Kielcach, Żeromski w Końskowoli (pod Puławami). Zaległy żołd wynosił według pierwszych pre- tensji zainteresowanych 60000000 złotych polskich; później przysięgali to- warzysze koronni na 15, litewscy na 9 000 000, ale takie sumy niełatwo było zgromadzić nawet w czasach spokoju i rozkwitu, a dopieroż po kilkunastu latach krwawego potopu, wśród wojny moskiewskiej. Bezrobocie ogarnęło z górą 40000 szabel, więc o złamaniu go przemocą nie mogło być mowy. Wezwaniu na pomoc Tatarów czy Kozaków sprzeciwili się senatorowie malkontenci. Rząd musiał targować się z buntem, a zanim dobił 5s Dokładna data powstania związku nie jest znana. Początek konfederacji mógł przypadać na koniec maja 1661 r., gdy chorągwie koronne ruszyły z Ukrainy. Pier- wś y znany datowany dokument związkowców pochodzi z 23 czerwca. Zob. A. Ker- sten Stefan Czarniecki, s. 444. 59 Był to Jan Samuel Świderski, marszałek Związku Świgconego w wojsku ko- ronnym w latach 1662-1663. Najszerzej o jego działalności traktuje praca A. Ker- stena Stefan Czarniecki. 60 Do listopada 1661 r. niemal wsz stkie chorągwie husarskie i pancerne z dy- wizji Czarnieckiego weszły do Związku Swigconego. Natomiast w skład Związku Po- bożnego, wiernego dworowi, wchodziło zaledwie kilkanaście chorągwi jazdy, ale za to wszystkie regimenty piesze zaciągu polskiego i cudzoziemskiego i 12 z 17 jedno- stek dragonu. Zob. J. Wimmer dz. cyt., s. 134-135; A. Kersten,Stefan Czarniecki, s. 446-447 439 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? targu, wszelka akcja na zewnątrz została sparaliżowana, wielkie połacie kraju uległy wyniszczeniu przez wojsko, duch przebudowy zamarł, a program elek- cji vivente rege poniósł niepowetowaną klęskę. Na pozór stronnictwo d'Enghiena robiło ciągłe postępy. Czoło jego, poza Prażmowskim, Pacami i prymasem, stanowili Czarniecki, marszałek nadwor- ny (po Opalińskim, 1662), Jan Klemens Branicki, Andrzej Potocki, Stani- sław Jabłonowski, Jan Sapieha, Jan Sobieski (już wówczas zakochany w Marii Kazimierze Zamoyskiej, wojewodzinie sandomierskiej, z domu d'Arquien, da- mie dworu Ludwiki Maru). Przybywali z czasem nawróceni przeciwnicy: Florian Czartoryski, zacny biskup kujawski, kasztelanowie: wojnicki, [Jan] Wielopolski, poznański, [Krzysztof] Grzymułtowski. Prawie wszyscy ci pano- wie pobierali żołd francuski. Wahali się nieobliczalni hetmani Rewera i Sa- pieha. Największy zaś kłopot sprawiał dworowi Lubomirski, na ustach wciąż niby skłonny do współdziałania, a w gruncie rzeczy wciąż nieprzejednany podżegacz sejmików i związków wojskowych. Lekarstwa na wszelkie trudności oczekiwano po sejmie 1662 r. (20 lute- go-1 maja). Coż, kiedy sejmiki, zaalarmowane pogłoską o wylądowaniu Szwedów i Francuzów, wypadły gorzej niż przed rokiem, a wojsko ośmieliło się terroryzować obrady, ba, nawet żądać śmierci Paca, dymisji Czarnieckiego i dopuszczenia przedstawicieli związku do rad królewskich. Kilka tysięcy towarzystwa nadbiegło ostatniego dnia do Piaseczna, wołając: "Precz z suk- cesją, Boże zachowaj Polskę!", czym zniewolony sejm uchwalił, oprócz ogrom- nych ofiar fmansowych, potępienie wszelkich prób elekcji vivente rege. Latem zagajono we Lwowie komisję obrachunkową w obecności króla. Ra- da 500 delegatów żołnierskich poczynała sobie butnie, pomstowała na Zwią- zek Pobożny i chciała go wraz z wszelką piechotą wykluczyć od wynagro- dzenia. Podatki ściągano powoli. Pięć miesięcy trwały certacje, intrygi, próby przekupstwa wśród ciągłej walki z inspiratorami rokoszu: Lubomirskim, Janem Leszczyńskim, [Janem] Zamoyskim, wojewodą sandomierskim. Nie na wiele się zdały zabiegi [Kazimierza Floriana] Czartoryskiego, uwieńczone bezskuteczną ugodą w Wolborzu i we Lwowie (13 stycznia 1663). Nareszcie przyszło rozwiązanie z Litwy. Wkrótce po powrocie w rodzinne strony związkowców Żeromskiego znalazł się wśród nich uwolniony z Moskwy [Wincenty] Gosiewski. Dwulicowy podskarbi, zaciągnąwszy się w dworskie cugi za 18000 franków pensji, użył jako przewodniczący komisji obrachun- kowej wileńskiej wszystkich swych sztuk na rozbicie konfederacji litewskiej. Już był pozyskał Żeromskiego, już rzucał sieci na innych, gdy nagle sub- stytut Kotowski, zwietrzywszy niebezpieczeństwo, kazał porwać hetmana z Wilna razem z Żeromskim, zasądził obu na śmierć i kazał stracić. Ten akt samosądu zohydził kierowników ruchu, rozszczepił go na dwa skrzydła, z których jedno zawarło układ kompromisowy w Szadowie (22 kwietnia), drugie w Mostach (4 sierpnia). Zabójcy Gosiewskiego zostali oddani w ręce spra- wiedliwości. Za przykładem kolegów poszło wojsko koronne, rozwiązując się (2 lipca)61 i paląc akt nieszczęsnej konfederacji. Ogółem Litwa wytargowała sobie 4000000 złotych, koroniarze 9000000 i 300000; ile poza tym wyjadło 61 Związek koronny rozwiązano 3 lipca 1663 r. w obozie koło Bruchnala pod Jaworowem. Zob. A. Kersten Stefan C arniecki, s. 492. 440 wojsko w chlebach, ile zadało szkód przy egzekucjach, trudno dociekać. Wszy- stko to przecież było błahostką w porównaniu ze ściągniętą na kraj klęską moralno-polityczną. 5. Wojna z Moskwą w łatach 1661-1664 Kampania lachowicko-cudnowska złamała na szereg lat siłę zdobywczą Moskwy, przenosząc tym samym ofensywę w ręce Polaków. Niestety, w bra- ku karnego wojska, w atmosferze uraz i zawiści między litewskimi wodzami: Sapiehą, Pacem, Połubińskim, którą pogłębiała frakcyjna robota dworu, mar- nie poszła ta ofensywa: nie było czym odbierać nawet bliższych miast litew- skieh, nie mówiąc o dalekim Smoleńsku lub Czernichowie. W przerwie mię- dzy sejmami król chodził z Czarnieckim i przejednanym chwilowo Żerom- skim na Litwę jesienią 1661 r. Wojewoda ruski pobił jeszcze raz "słynnego z klęsk" Chowańskiego pod Głębokiem (6 listopada)62, po czym związkowcy, niewzruszeni jękiem Białorusi, którą niszczył w odwrocie Dołhoruki, odeszli do Kobrynia. Owocem wyprawy stało się Wilno, wydarte nareszcie ze szpo- nów dzikiego ciemiężcy, kniazia [Daniły] Myszeckiego. Grodno, Homel i Mo- hylew opuścili Moskale jeszcze przedtem, pod wrażeniem Lachowicz. Następny rok wśród zagajonych rokowań o pokój i wymianę jeńców ujrzał uwolnione od wroga Borysów i Uświat. Obu stronom walczącym omdlewały ramiona wskutek niedomagań wewnętrznych; zakrawało na to, że tylko Ukraina przez stanowcze połączenie się z Polską lub Moskwą przechyli szalę wojny. Tymczasem właśnie nad Dnieprem najtrudniej było o decyzję. Nieuleczalny rozłam między wyższą i niższą Kozaczyzną, między zwolennikami idei ha- dziackiej a perejasławskiej, przeciągnął się na całe lata. Na czarnej radzie korsuńskiej w listopadzie 1660 r. Jurko Chmielnicki wziął emblematy het- mańskie z rąk Bieniewskiego i dźwigał je ponad siły przez dwa lata. Przez ten czas Kijów i Zadnieprze, narażone na represje cara, wahały się w wybo- rze między wujem Jurka, Samką, i Zołotarenką, obu moskalofilskiej barwy. Na Zaporożu rej wodził [Iwan] Sirko, wróg wszelkiej obcej protekcji, ale chwilowo też grawitujący ku Moskwie. Samko ostrzył zęby na Czehryń, Kor- suń, Humań, Kaniów, Bracław i Białą Cerkiew, uważając posiadanie tych miast za rękojmię niezawisłości Ukrainy od Rzeczypospolitej. Kiedy Chmielnicki spróbował bez pomocy Polaków ujarzmić Zadnieprze, poniósł od [Grigorija] Romodanowskiego tudzież Zołotarenki porażkę pod Krzemieńczugiem (26 lipca 1662) i chwilowo stracił nawet Kaniów i Czerkasy; dopiero Orda, nadbiegłszy, przepędziła nieprzyjaciela za Dniepr. Zniechęcony Jurko wstąpił do klasztoru, a na jego miejsce obrany został Paweł Tetera Morzkowski, człowiek rozsądny i szczerze życzliwy Polsce, ale bez wielkiego nazwiska i wielkich talentów. Jednocześnie rozstrzygnął się krwawy spór w łonie lewobrzeżnej Ukrainy. Nad sytuacją zapanował zruszczony przechrzta Brzuchowiecki, który zaczął swe rzą- dy od mordowania przeciwników (28-30 czerwca), a wnet miał się okazać naj- powolniejszym narzędziem Moskwy, najgorszym wrogiem wolności ukraińskiej. fi2 Bitwa miała miejsce 4 listopada 1661 r. pod Kuszlikami, natomiast obóz kró- lewski rzeczywiście znajdował się pod Głębokim. Zob. tamże, s, 454 155. 441 ††††††††††††††††††††††††???? Zaspokoiwszy nareszcie wymagania armii, Jan Kazimierz spróbował zadać ostatni wielki cios carowi jesienią 1663 r. Towarzyszyli mu, jako doradcy, Prażmowski, Czarniecki i [Jan) Sobieski. Z 40000 Polaków połączyło sig dru- gie tyle Tatarów i Tetera z 14 pułkami. Chcąc zjednać ludność ukraińską, król zaofiarował mnichowi Chmielnickiemu metropolię kijowską, jeńców trak- tował łagodnie. Jednak oporu nie zbrakło. Obie kolumny wojska polskiego, królewska i Sobieskiego z Tatarami, działając najpierw osobno, potem, od 18 stycznia razem, musiały brać szturmem lub głodem dziesiątki umocnio- nych miasteczek i szańców. Ani Brzuchowiecki, ani Romodanowski nie przyj- mowali bitwy. Zima była śnieżna i mroźna. Najwięcej wysiłków kosztowało wzięcie Dziewicy Sałtykowej i nieudane oblężenię Głuchowa (23 stycznia- -9 lutego). Z północy szli na spotkanie króla Litwini z nowym hetmanem, Michałem Pacem. Zdobyli oni po drodze Bychów, odparli kniazia [Jurija] Bo- riatyńskiego [Berotyńskiego, Buratyńskiego] pod Briańskiem. Jan Kazimierz odbył huczny przegląd wszystkich sił pod Siewskiem; podjazdy [Stefana] Bidzińskiego i [Aleksandra Hilarego) Połubińskiego dotarły na kilkanaście mil pod Moskwę, ajednak wszystko skończyło się wielką zatratą sił. W obawie przed odwilżą król nagle zawrócił pod Nowogród Siewierski, za nim ruszyli do ofensywy Moskale i Kozacy. Pod Sośnicą nastąpiło pożegnanie z Litwą, która dalej walczyła na Witebszczyźnie, podczas gdy Jan Kazimierz spieszył na wypoczynek do Wilna. 6. Sprawa Lubomirskiego przed sądem sejmowym Zdaje się, że nie tylko względy strategiczne przyspieszyły koniec wyprawy siewierskiej. Całe przedsięwzięcie obliczone było na wielki tryumf, na jakieś nowe Beresteczko, którym opromieniony dwór mógłby zaryzykować wznowie- nie sprawy sukcesyjnej, chociażby w drodze zamachu stanu. Zamiast tryumfu osiągnięto przy wielkich wysiłkach i stratach nowy dowód nieudolności Jana Kazimierza. Na dobitkę, w kraju niedobrze się działo. Lubomirski, obrażony tym, że mu zwinięto w 1663 r. niektóre opozycyjnie nastrojone chorągwie, podburzył szlachtę krakowską, że pod pozorem niebezpieczeństwa tatarskiego wezwała króla, aby wracał do domu. Tu opuściła cierpliwość Ludwikę Marię. Postanowiła ona ugiąć, a w razie potrzeby złamać nieuchwytnego, obłudnego a dumnego oligarchę. Zachęcał do tego i Ludwik XIV, który po krótkim za- niechaniu planu elekcji (w dobie współdziałania z cesarzem przeciwko Turcji, 1663-1664), wrócił do forsowania kandydatury francuskiej, obecnie już sa- mego Kondeusza, a nie jego syna. Lubomirski, coraz ściślej zestosunkowany z Wiedniem (pomimo ciągłej kokieteru z Wersalem), musiał zniknąć z wi- downi, jeżeli wszystko nie miało się rozbić jak przed trzema laty. Sejmiki wyborcze w październiku 1664 r. zawrzały otwartą walką o osobę Lubomirskiego. W Proszowicach instygator [Daniel Zytkiewicz) wniósł pozew przeciwko niemu o zdradę stanu. Marszałek apelował do braci szlachty jako jedyny obrońca wolnej elekcji, prześladowany za to przez dwór. Wiele sej- mików zostało zerwanych, cztery oświadczyły się za "prześladowanym", znaczna większość po stronie króla. Pierwszą troską marszałka sejmowego, [Jana) Gnińskiego, było wyznaczenie z izby 8 deputatów do sądów sejmowych, 442 którzy pospołu z 47 senatorami mieli wydać zabójczy dekret. Lubomirski, nieobecny, udawał pokorę, błagał o wstawiennictwo różnych senatorów, pró- bował zerwać sejm ręką bracławianina [Aleksandra] Żaboklickiego, ale da- remnie. W chwili, gdy sąd rozpoczynał czynności, restaurator tronu Jana Ka- zimierza, pogromca Rakoczego i "Szeremeta" uciekał na Śląsk zamawiać so- bie pomoc cesarską i drukować swój Manifestjawnej niewinności63. Akt oskarżenia przypisywał mu m.in. podżeganie związków wojskowych, zakłócenie ubiegłego sejmu, a nawet dążenie do detronizacji. Chociaż dowo- dów zdrady nie było, sąd pod naciskiem dworu, a po części pod wpływem obcego złota i nie bez użycia krzywoprzysięstwa skazał buntownika na infa- mię i konfiskatę (29 grudnia). Tenże sąd pokarał na gardle sprawców śmierci Gosiewskiego. Kiedy już było po wszystkim, poseł halicki [Piotr] Telefus przy- pomniał protestację Zaboklickiego i sejm, niepotrzebny nadal nikomu, roz- szedł się bez uchwał (7 stycznia 1665). Po raz drugi w dziejach Polski wa- zowskiej miecz miał rozstrzygnąć walny spór między majestatem i wolnością. 7. Rokosz Pierzchły teraz ostatnie skrupuły. Lubomirski, jakby na dowód, że go słu- sznie potępiono, intrygował w Berlinie, Wiedniu, Sztokholmie, werbował woj- sko zaciężne za pieniądze cesarza i książąt Rzeszy, przymawiał się o zasiłki moskiewskie, wołał na pomoc Tatarów i Kozaków, odradzał carowi zawarcie pokoju z Rzecząpospolitą, zamawiał dla syna dwa miasta na Ukrainie... Ro- zesłani agitatorzy roznosili jego jątrzący, zręczny manifest po wojsku i sej- mikach. Nawzajem dwór knuł zamach skrytobójczy na upadłego ministra, rozdał po nim wakanse, zajechał mu dobra, a Ludwika Maria w obłędnym zacietrzewieniu wyciągała ręce do Wersalu po dalszą pomoc, upewniając, że "to królestwo wystawione jest na sprzedaż". Liczono na przyjazd Kondeusza z 4000 Francuzów i 12000 Szwedów, ale oczywiście nie zaniechano i zbrojeń w kraju. Chcąc przeciąć tę robotę, Lu- bomirski kazał zerwać jeszcze jeden sejm (28 marca) [1665 r.]. Na wieść o tym, część wojska ukrainnego, skonfederowana w Janczarzycach pod Ada- mem Ostrzyckim i substytutem [Józefem] Borkiem, weszła w stosunki z sie- dzącym na Spiszu Lubomirskim, a ów 23 maja zjawił się na Rusi ze sztan- darem wojny domowej. 6 lipca pod Sokalem objął komendę nad zbuntowa- nymi chorągwiami i począł niszczyć dobra przeciwników politycznych, zwła- szcza Jana Sobieskiego, który dostał po nim laskę marszałkowską. Fterwszy rok wojny domowej upłynął na ciągłej gonitwie wojsk królew- skich, prowadzonych po części według rad Sobieskiego, za doskonałym kawa- lerzystą Lubomirskim. Rokoszanin wiedział, że zyskując czas, zyskuje zara- zem na popularności, więc zamiast spieszyć do rozlewu krwi, wymijał prze- ciwnika, biegł do Wielkopolski popierać konfederację, którą tam przygoto- 63 Jawnej niewinności manfest, Bogu, światu, ojczyźnie... podany z przydaniem Perspektivy na Proces Responsu na Informacią Discursu Ziemianina i innych rzeczy... Roku Pariskiego 1666. Perspektiva na objaśnienie niewinności. P. Lubomirskiego... przez Ziemianina Polskiego, b.m.w.1666. 443 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? wali Jan Leszczyński i [Krzysztof] Grzymułtowski. Z drogi słał Ludwice Marii nowe oświadczenia wierności i obietnicę poparcia dla Kondeuszów, co jednak nie przeszkodziło jego podkomendnym, [Aleksandrowi] Polanowskie- mu, [Stefanowi] Piaseczyńskiemu i Borkowi pobić pod Częstochową przy na- darzonej okazji 4 września Połubińskiego i Paców64, przybyłych z Litwy na pomoc królowi. Połączenie z Wielkopolanami pozwoliło Lubomirskiemu wstrzymać ruch Jana Kazimierza w kierunku Torunia. Pod Palczynem 6 li- stopada biskupi [Andrzej] Trzebicki i [Tomasz] Leżeński wyjednali rozejm. Jedna strona obiecała amnestię, druga - odjazd za granicę, zaś najważniej- sze kwestie polityczne odłożono na sejm. Byłaż ta ugoda szczerą? Czy podyktował ją wzgląd na zagrożone interesy zewnętrzne państwa? Bynajmniej. Chodziło tylko o lepsze przygotowanie sił do decydującej rozprawy. Nad podtrzymaniem zarzewia w Polsce czuwały Austria i Brandenburgia, szczególnie ta ostatnia, wówczas zajęta planem prze- ciwstawienia Kondeuszowi kandydatury księcia Filipa Wilhelma neuburskie- go. Rokoszanin odsłonił swoją mściwą wolę podczas sejmu wiosennego r.1666 (17 marca-4 maja). Podczas obrad nad amnestią wygłosił protest agent jego, [Adrian] Miaskowski. I tak być musiało nadal bez końca, każdy sejm był skazany na zwichnięcie, póki duch opozycji miał ostoję w niepokonanym ex-marszałku. Z chwilą powrotu Lubomirskiego do Wielkopolski (19 czerwca) widać już było, że użył on zwłoki lepiej niż dwór: wystawił bowiem 12000 zdetermi- nowanych rębaczy naprzeciwko 20000 wojska królewskiego. Lepszą artylerią rozporządzał dwór, ale lepszego wodza i więcej wiary w słuszność bronionej sprawy mieli niestety malkontenci. Przekonano się o tym w strasznym dniu 13 lipca, kiedy to na przeprawie przez Noteć pod Mątwami najlepsze pułki dworskie ze szkoły Czarnieckiego padły wśród ogólnej klęski pod ciosami rozwścieczonych rokoszan. Naliczono 3873 trupy65. Żal i przerażenie owład- nęły uczestnikami bratobójczej walki, a zwycięzca Lubomirski spostrzegł do- piero teraz całą jałowość krwawego tryumfu. Wojsko królewskie gotowe by- ło do dalszej walki, gdyby tylko wiedziano, o co ma walczyć. Stanęła tedy 31 lipca nowa ugoda w Łęgonicach, tym razem ostateczna. Król skwitował z planu elekcji vivente rege, przyrzekł żołd i amnestię zbuntowanemu wojsku. A rokoszanin, opuszczony od obcych protektorów, nie poparty przez swych stronników w prywatnych żądaniach, przeprosił króla z płaczem w obozie pod Jaroszynem (8 sierpnia) i odjechał za granicę na zawsze. Przed śmiercią ( 31 stycznia 1667) zdążył sprzedać dyplomatom francuskim swoje poparcie na przyszłej elekcji za pewne zyski i zaszczyty, pod jedynym warunkiem za- sadniczym, że król uprzednio złoży koronę. Trudno o jaskrawszy dowód, że przelał krew bratnią nie w imię żadnej wyższej idei, a tylko przez pychę i zajadłość. 64 W dniu 4 września 1665 r. do niewoli pod Częstochową dostało się trzech Pa- ców: Konstanty Władysław, pułkownik litewski, późniejszy chorąży nadworny litew- ski, Bonifacy Teofil, oboźny litewski i jego syn Jan Krzysztof Zob. ich biogramy w Polskim Slowniku Biograficznym, t. 24, Wrocław 1979, s. 694-695' 709-710. 65 Straty oddziałów królewskich nie przekraczały ogółem 3000 ludzi. Zob. W. Ma- jewski Bitwa pod Mątwami, "Studia i Materiały do Historii Wojskowości", R. 7: 1691, s. 73-75. 444 8. Na drodze do dalszego rozstroju Pod Mątwami przepadł nie tylko plan elekcji d'Enghiena, tam zginął cały prąd ożywczy, jaki od lat 10 zdawał się zwiastować odnowę ustroju społecz- no-państwowego. Veto, przytłumione w zarodku podczas sejmu 1661 r., pod- niosło zaraz głowę, niszcząc szereg zgromadzeń pod koniec panowania Jana Kazimierza (1664-1665, 1665, I666 dwukrotnie). Oba walczące stronnictwa, zrywając sobie nawzajem wybory, szybko przeszczepiły ten zgubny zwyczaj na wszystkie sejmiki. Ferment konfederacki nie usypiał ani na chwilę. Barbarzyńskie wojny wyniszczyły tysiące miasteczek i wsi, rozpędziły ludność, obniżyły poziom gospodarki rolnej i uszczupliły jej wytwórczość. Dla polepsze- nia bytu włościan nie uczyniono jednak nic. Sluby Lwowskie Jana Kazimierza poszły w zapomnienie, tylko głośna zapowiedź szerzenia kultu Matki Boskiej wy- dała owoc niepożądany w ustawie sejmowej 1658 r., wypędzającej arian w termi- nie trzyletnim. Reakcja, zastój, ciasnota i swawola rozpanoszyły się w życiu pu- blicznym tych rzesz szlacheckich, które dopomogły do zwycięstwa Lubomirskiemu. A tu ze wszystkich stron wewnątrz państwa i zewnątrz piętrzyły się trudności, o jakich nie mieli wyobrażenia ojcowie i dziadowie, twórcy zasad bronionych przez Fredrów, Leszczyńskich i towarzyszy. Podkopany był dobrobyt państwa; jeżeli co nadal puszyło się złotem, purpurą, to żyło nad stan, zjadając swe podstawowe siły, a nie ich nadmiar. Doznał skutków tego wyniszczenia przede wszystkim skarb państwa. Lata okupacji i najazdów nieprzyjacielskich uniemoż- liwiły ściąganie należytości skarbowych nawet w tych okolicach, które nie zaznały spustoszeń. Stąd tym pilniejsza potrzeba nadzwyczajnego obciążenia dzielnic dostępnych dla egzekucji. Nigdy, aż do ostatnich lat Rzeczypospolitej, nie ponosiły wszystkie warstwy tylu ofiar na rzecz państwa, ile za Jana Kazimierza. Rok 1649 przynosi niebywałą hybernę, tj. opłatę od dóbr królew- skich i duchownych, zamiast dawnych świadczeń stacyjnych; sejm 1654 r. uchwala w Koronie 24 pobory na pokrycie zaległości i 30 na dalsze koszty wojny; na Litwie 22 podymnych. Sejm 1658 r. - kwadruplę w Koronie od nowo nadanych królewszczyzn, podwójne czopowe na Litwie, tu i tam - akcyzę. Sejm 1659 r. znów akcyzę, 3 pobory, a na Litwie 6 podymnych. Po wybuchu związku wojskowego cały kraj płaci w 1661 r. cło generalne, Korona - zależnie od ziemi - do 50 poborów, kilka podymnych. Kiedy i cło nie wystarcza, szlachta opodatkowuje się w r. I 662 na równi z innymi stanami pogłównymi, Litwa daje nadto połowę intrat z królewszczyzn. Odwieczne wolności szlacheckie cierpią ujmę w nagłej potrzebie Rzeczypospolitej. Ponieważ jednak nie wszystkie podatki i cła dochodziły wśród zawieruchy do kas skarbowych, a utrzymanie posiłków austriackich od 1657 r. dużo kosztowało dwór zdecydował się szukać dochodu w pogorszeniu stopy pieniężnej. Konstytucją 1658 r. upoważniono osobną komisję menniczą do zawarcia z sekretarzem królewskim, Tytusem Liwiuszem Buratinim [Boratinim] umowy, która obniżyła wartość wewnętrzną nowych ortów, trojaków i groszy o 25-30o/o. Później, w 1662 r. podobną, już nieograniczoną koncesję uzyskał i korzystał z niej niesumiennie Andrzej Tumpe vel Tyn Operacje te ułatwiły zaspokojenie rokoszu wojskowego, ale poderwały kredyt polskiej monety w całym świecie, zaszkodziły handlowi i przyczyniły się z czasem (1685) do zupełnego zamknięcia mennic Rzeczypospolitej. Zanik sił gospodarczych na równi z rozkładem konstytucyjnym osłabił w dalszym ciągu odporność państwa na zewnątrz. 445 †††††††††††††††††††††††???? ††††††††††††††††††††††††???? 9. Zam t na Ukrainie Urok broni polskiej ogromnie ucierpiał na Rusi skutkiem bezowocnego odwrotu Jana Kazimierza w 1664 r. Te koła Kozaczyzny, które godziły się na program hadziacki raczej pod presją, niż przez sympatię dla jego zasad, niezwłocznie okazały zdradzieckie zamysły. Musiano już podczas kampanii stracić pod Nowogrodem Siewierskim nakaźnego atamana Bohuna, podejrza- nego o knowania z nieprzyjacielem. Gorszą jeszcze intrygę zasnuł na tyłach armii stary krętacz Wyhowski, tytularny wojewoda kijowski. Pułkownik [Se- bastian] Machowski, pozostawiony na straży Przeddnieprza, wykrył jego spi- ski z chwiejnym Gedeonem (dawniej Jurkiem) Chmielnickim, z metropolitą [kijowskim, Anastazym] Tukalskim i z Kozakiem [Iwanem] Sulimą, którego Brzuchowiecki przysłał celem zbuntowania prawobrzeżnych pułków. Wina Wy- howskiego nie ulegała wątpliwości, ale na srogość nie czas było wobec nie- wykonania przez stronę polską niektórych punktów ugody i wobec nurtują- cych Ukrainę wpływów moskiewskich oraz tatarskich. Machowski nie zważał na to i kazał rozstrzelać Wyhowskiego (w obozie pod Olchowem 16 marca)66, a metropolitę i Gedeona odesłał do Malborka. Skutek był ten, że przyjaźń polsko-kozacka jeszcze więcej osłabła, a strach przed Polską nie urósł. Zroz- paczony Tetera, po długich utarczkach z Sirkiem i Brzuchowieckim, nie mo- gąc obronić nawet prawego brzegu bez znacznych posiłków polskich, jeszcze w tymże 1664 r. poprosił o zwolnienie z hetmaństwa. Uśmierzać bunt ludowy w okolicach Humania, Bracławia, Machnówki pospieszył wracający spod No- wogrodu Czarniecki. Wróciły sceny z czasów wyprawy ochmatowskiej. Dziel- ny wódz, lecz słaby polityk, świetny kawalerzysta, lecz bez umiejętności zdo- bywania miast, terał ostatki swych sił na szturmach do gniazd hajdamackich Lisianki, Humania, Buszy, wyrzucił z grobu prochy Bohdana w Subotowie, aż 16 lutego 1665 r. skonał z rany odebranej przy wzięciu Stawiszcza, ledwo dotknąwszy buławy polnej nadanej mu po Lubomirskim. Zabrakło wodza w tej samej chwili, kiedy z południa nowe, groźne ciągnęły nawałnice. Sułtan Mehmed IV natychmiast po pokoju waswarskim z Austrią zwrócił swą pożądliwość na Ukrainę. Następstwa nie dały na siebie długo czekać. Niejaki [Stefan] Opara podniósł bunt z pomocą tatarską; chan Meh- med IV Girej czy nie odgadł nowych intencji padyszacha, czy zbyt mocno brał do serca przymierze z Polską, dość, że wydał buntownika władzom Rzeczy- pospolitej. Za to został zdetronizowany, a na jego miejscu osadzony (w kwiet- niu 1666 r.) Aadil [Girej], wierny odtąd wykonawca nowego kursu polityki Porty, której głównymi inspiratorami stali się wezyrowie z domu K prulich. Z Aadilem zawarł tajny układ następca Tetery w Czehrynie, Piotr Doroszen- ko, niegdyś uczestnik ugody cudnowskiej, uszlachcony na sejmie r. 1661, ale dwulicowy i Polsce niechętny jak sam stary Chmielnicki, choć nierówny mu talentem i energią. Od skarg na rzekomy ucisk Ukrainy ze strony garstki woj- ska polskiego przeszedł on rychło do mglistych gróźb, a od tych do czynów. 66 J, Wyhowski został rozstrzelany 26 lub 27 marca 1664 r. Zob. W. Majewski Ostatnia kampania Czarnieckiego w 1664 r. Okres wiosenny, "Studia i Materiały do Historii Wojskowości", R.15:1969, s. 66. 446 10 listopada 1666 r. razem z nureddynem rzucił się na 6000 wojska Machow- skiego i zgniótł je pod Ścianą dziesięciokrotną przewagą6 . Ogołocona z re- sztek sił polskich Ruś padła ofiarą nowych rzezi i pożarów. 10. Rozejm andruszowski Zwrotowi w stosunkach polsko-muzułmańskich towarzyszył zwrot wobec Moskwy. Wojować naraz z cesarzem tureckim i carem moskiewskim było zada- niem nad siły Rzeczypospolitej; przyjaźń jedna tak samo wykluczała drugą. Dlatego też bezpośrednią pobudką do szukania związków z Doroszenką była dla Turcji wieść o wznowionych latem 1664 r. pertraktacjach Jana Kazimierza z carem (w Durowiczach). Po stronie litewskiej głównym głosicielem ugody na wschodzie a walki na południu i zarazem wrogiem koncepcji hadziackiej, był kanclerz Krzysztof Pac. W delegacji rosyjskiej szedł na spotkanie tych dążności światły, humanitarny bojar, Atanazy Ordyn Naszczokin. W przeciwieństwie do [Artamo- na Siergiejewicza] Matwiejewa, który doradzał carowi politykę zaborczą kosztem Litwy i Rusi, Naszczokin od czasu rokowań w Kardisie pragnął przymierza ze słowiańską Rzecząpospolitą przeciw Szwedom, a liczył się też z potrzebą wspólnego zwalczania Turcji. Za przymierze z Polską gotów był zapłacić całą Ukrainą. Zresztą był to jego osobisty pogląd, nie aprobowany przez cara. Z innymi komisarzami moskiewskimi mieli Polacy (Cyprian Brzostowski, referendarz litewski, [Jerzy Karol] Hlebowicz, [Jan Antoni] Chrapowicki i inni) ciężkie przeprawy nie tylko o Smoleńsk lub Siewierz, ale nawet o Dyneburg, Połock i każde większe miasto, nie odebrane jeszcze orężem. W maju 1666 r. przeniosły się rokowania do wsi Andruszowa. Nieszczęsny przebieg rokoszu Lubomirskiego dodawał buty przeciwnikowi. Z całą ścisłością można stwierdzić, że Kijów i Smoleńsk padły ofiarą rzezi mątewskiej. Pod koniec roku przyszły fatalne wieści o Machowskim i o jeszcze jednym sejmie, zerwanym przez tę samą rozzuchwaloną opozycję, która w rokoszu odniosła tryumf nad dworem6s Szczęściem dla Polski niebezpieczeństwo tureckie zajrzało teraz w oczy i dyplo- matom moskiewskim. Kompromis przybrał formę podziału Ukrainy, odpowia- dającego zarazem usposobieniu ludności i warunkom geograficznym. 31 stycznia 1667 r. instrument rozejmu był gotów, podpisany i zaprzysiężony. Smoleńsk, Czernichowszczyzna i Siewierszczyzna, a z obszaru województwa witebskiego "dla pokoju świętego" także Wieliż, Siebież i Newel bezwarunkowo zostały przyznane Moskwie; Kijów z okręgiem oddany jej w dwuletnie władanie jako punkt oparcia dla operacji przeciwko Tatarom i Kozakom. Dniepr uznany za granicę obustron- nych posiadłości na Ukrainie. Obiecany Rzeczypospolitej zwrot jeńców szlachty (ale nie chłopów), archiwów, obrazów, dzwonów i innych cenniejszych łupów. Artykułem 17 umówiona w zasadzie liga obronna przeciw Ordzie i Porcie. 6 Dywizja S. Machowskiego została rozbita 19 grudnia 1666 r. pod Ścianą i Brai- łowem, a jej dowódca dostał się do niewoli. Z około 6000 łudzi zginęło ponad 1000 żołnierzy. Zob. J. Wimmer dz. cyt., s. 149; Z. Wójcik Traktat andruszowski i jego geneza, Warszawa 1959, s. 249. 6s W 1666 r., po zerwaniu sejmu marcowego (początek obrad 7 marca), nie do- szedł do skutku sejm następny, trwający od 9 łistopada do 23 grudnia. Zob. J. Wim- mer dz. cyt., s.149; Z. Wójcik dz. cyt., s. 249. 447 ††††††††††††††††††††††††???? 11. Podhajce Rozejm andruszowski, podobnie jak przed 7 laty pokój oliwski, nie omie- szkał przynieść Rzeczypospolitej spodziewanych owoców w najbliższej przy- szłości. Do współdziałania z Moskwą przeciw wspólnemu wrogowi (jak i po- przednio ze Szwecją) nie doszło, ale przynajmniej można było skupić szczupłe chorągwie i odeprzeć najbliższy najazd dziczy stepowej. Największą, jeżeli nie wyłączną zasługę ma w tym wschodząca gwiazda na polskim niebie, hetman polny Sobieski. Najmniejszą - reprezentacja stanu szlacheckiego. Senat w styczniu rozesłał poselstwa do Turcji, Krymu, Wiednia, Ratyzbony, Sztokholmu, Kopenhagi, Berlina i Paryża. Na pozór chodziło o zażegnanie grozy wschodniej; w rzeczywistości posłowie wzięli uboczne zlecenia, doty- czące kandydatury Kondeusza na wypadek bezkrólewia. Poseł do Turcji, Ra- dziejowski, przywrócony do czci i łask uchwałą sejmu 1662 r., nagradzał daw- ne grzechy w ciężkich z kajmakamem69 Kara Mustafą przeprawach. Po jego śmierci (w Adrianopolu, 8 sierpnia) sekretarz poselstwa, [Franciszek Kazi- mierz] Wysocki, przystał podobno nie tylko na zerwanie rozejmu andruszow- skiego, ale i na protektorat turecki nad Kozaczyzną. Tymczasem obradował w Warszawie sejm (7 marca-18 kwietnia) [1667 r.]. Republikańsko-warcholskie duchy rej wodziły w izbie poselskiej. Potępiano, nie wiadomo po raz który intrygi sukcesyjne, krzyczano na złą monetę, na dworskich Machiavellów i Kallimachów, a gdy doszło do opatrzenia granic, zredukowano wojsko do śmiesznej liczby 12500. Takim to puklerzem miał So- bieski zasłaniać Ruś przed potęgą K prulich! Nie było czasu nawet na zwoła- nie pospolitego ruszenia, gdy pod koniec lata rozpoczęli najezdną kampanię Doroszenko w 24000 Kozaków i nureddyn (Krym Girej) z 40000 Ordy. So- bieski nie poskąpił fortuny na ocalenie kraju, poobsadzał załogami zameczki podolskie, a sam z 8000 żołnierza wytrzymał zwycięsko w Podhajcach wszy- stkie ataki wroga od 4 do 17 października o. Tatarzy, na wieść o wpadnię- ciu na Krym nieposkromionego Zaporożca Sirki, zawarli traktat przymierza i przyjaźni z Polską, a Doroszenko rad nierad wrócił do polskiego poddań- stwa (19 tegoż miesiąca). 12. Stracone widoki wschodniopruskie i śląskie W najbliższym związku z przesileniem politycznym, którego głównymi akto- rami byli Ludwika Maria i Lubomirski, ponieśliśmy za Jana Kazimierza stra- ty nawet tam, gdzie na pozór nic nie było do stracenia: w Królewcu i Opolu. a) Objęcie przez Fryderyka Wilhelma udzielnej władzy nad księstwem pruskim spotkało się z zajadłym oporem ludności. Zwłaszcza szlachta pod wo- dzą Chrystiana Ludwika Kalksteina i mieszczanie królewscy za przewodem 69 (tur. arab. kaim makam - zastępca) w Turcji osmańskiej zastępca wiełkiego wezyra podczas jego nieobecności w Stambule lub innym miejscu pobytu sułtana. 'o Ugodę z Tatarami zawarto już 16 października 1667 r. Zob. dokłady opis tej kampanii w pracy W. Majewskiego Podhajce - letnia i jesienna kampania 1667 r., "Studia i Materiały do Historii Wojskowości", R. 6:1960, s. 47 9. 448 Hieronima Rotha odmawiali ważności traktatowi wschodniemu i gotowali się do zbrojnego oporu, w czym ich utwierdzał po cichu Jan Kazimierz. Aliści kurfirst lepiej umiał demoralizować naszych Leszczyńskich i Lubomirskich, a za narzędzia do łamania opozycji pruskiej służyli mu odstępca Bogusław Radziwiłł jako namiestnik oraz zniemczony Polak, [Jan Ulrych] Dobrzeński, jako główny doradca. Wśród rokowań o wydanie Elbląga delegaci pruscy gotowi byli zapłacić komisarzom Rzeczypospolitej, by ich i elblążan nie odda- wali na pastwę. 4 lipca 1662 r. trzy dzielnice Królewca uchwaliły ligę obron- ną na wzór średniowiecznej Jaszczurczej, obiecując sobie krew i mienie po- święcić dla pozostania przy Koronie Polskiej i Rzeczypospolitej, ofarowano 200000 złotych pruskich Ludwice Marii, jeśli wyzwoli prowincję spod władzy Hohenzollerna, chwytano za broń, liczono na pomoc konfederatów Świder- skiego. Ci jednak woleli wówczas ratować złotą wolność polską. 25 paździer- nika elektor zajął wojskiem Królewiec i wtrącił Rotha do dożywotniego wię- zienia w Magdeburgu. W rok potem komisarze polscy asystowali przy hołdzie stanów pruskich nowemu suwerenowi na znak niewygasłych praw Korony do księstwa, co też jeden z nich, biskup warmiński [Jan Stefan] Wydżga, dobitnie zaznaczył. Drugi komisarz, Jan Leszczyński, duszą i ciałem oddany elektorowi, osobą swoją zdawał się świadczyć, że odtąd Polak służyć będzie Niemcowi, a nie na odwrót. b) Pamiętamy, jak niechętnie i z jakimi zastrzeżeniami oddali Habsburgo- wie Władysławowi IV w posiadanie księstwa opolskie i raciborskie jako za- staw za nie wypłacone sumy posagowe dwóch po kolei arcyksiężniczek-królo- wych. Nie należy tu przeceniać narodowego znaczenia gospodarki tam na- szych Wazów, a znaczenie to zależało od uroku imienia polskiego, od siły polskiej kultury i zręczności przyszłej polityki. W tym kraju, eksploatowa- nym i zaniedbanym przez biurokrację rakuską, raz po raz oddawanym na eksploatację w inne ręce (raz Izabelli Jagiellonce, kiedy indziej Zygmuntowi Batoremu) lud wiejski pozostał w całości, miejski - w większości, a szlachta pół na pół polska, opodal też w księstwie świdnicko jaworzyńskim sejmiko- wano more polonico 1. U góry, po dworach i bogatych klasztorach, panoszyła się niemczyzna, ale u dołu wrzała głucha walka o polskość w kościele, sądzie, szkole, jakiej nie znała żadna inna dzielnica polska, zarazem walka o byt materialny. Pobyt dworu Jana Kazimierza na Śląsku, nawet w wiadomych smutnych okolicznościach, nie mógł nie budzić serdecznego odgłosu wśród mieszkańców. Z radością witano pierwsze tynfy bite w Głogówku przez Jana Kazimierza, niczym się prawie nie różniące od obiegowej monety polskiej. Rząd austriacki zdawał sobie sprawę z tych nastrojów, więc zawczasu wy- mógł na Janie Kazimierzu, że po elekcji oddał księstwa Karolowi Ferdynan- dowi, a kiedy ów umarł (9 maja 1655), zniemczeni Piastowie śląscy, zwłaszcza Jerzy Legnicki podnieśli alarm przed nowym polskim niebezpieczeństwem. Jan Kazimierz musiał w przededniu zawieruchy ponowić te same zobowiąza- nia co do niepolszczenia Śląska, które przyjął był Władysław. Od 9 lipca księżną na Opolu i Raciborzu tytułuje się Ludwika Maria, ale jest nią póty, póki to dogadza Wiedniowi. Jej zwrot od Austrii ku Francji zagroził polskie- mu stanowi posiadania na Śląsku; wszak Polska była po potopie dłużniczką Austrii, która nawet nie wykładając gotówki, mogła przystąpić do wykupu '1 (łac.) na sposób polski (polskim zwyczajem). 15 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II 449 księstw. Wówczas, pogrążając się coraz głębiej, w plany sukcesyjne, a nie licząc się wcale z interesem narodowym Ślązaków, królowa oddała Opole i Ra- ciborz w posag palatynównie Annie. Widać przywiązywano do tego posunię- cia duże znaczenie, skoro kontrakt ślubny Anny z d'Enghienem (30 sierpnia 1663) podpisali najprzedniejsi polscy statyści (Wacław i Jan Leszczyńscy, Lubomirski, Prażmowski, Pac i inni). Nie widać jednak, by ktokolwiek z nich przewidział obrót sprawy śląskiej, z elekcyjną sztucznie związanej, że mał- żeństwo d'Enghiena (11 grudnia) nie wzbudzi wśród szlachty żadnego zapału, że posag śląski nikogo nie oczaruje i że Ludwik XIV, zrażony niepowodze- niem, źdecyduje się (w styczniu 1665) odsprzedać na powrót prawa do Górne- go Śląska Leopoldowi. Dokonały się nad nieszczęśliwą ziemią piastowską dziwne posunięcia i transakcje: kiedy Jan Kazimierz upominał cesarza, by nie dawał schronu na Śląsku Lubomirskiemu, dowiedział się z odpowiedzi, że rokoszanin jest księciem Rzeszy właśnie z tytułu posiadania części Sląska. Jezuici ukryli powierzony im przez królową testament Karola Ferdynanda z 1655 r., przeznaczający Górny Śląsk Janowi Kazimierzowi, a sfałszowali na- tomiast inny, z ogólnym zapisem na rzecz Leopolda Habsburga i z sowitymi legatami na dobro zakonu. Wreszcie, 12 maja 1666 r. wykupno stało się fak- tem, więc polskie władze i wojsko opuściły tę część Śląska na lat 250, mile pożegnawszy się z ludnością. 13. Abdykacja Smutny i gorzki był koniec rządów Jana Kazimierza. Fala życia narodowe- go, początkowo rozbita obcą przemocą, następnie zwycięska, rozlewna, od siedmiu lat znalazła się w ogólnym odpływie. Wszelka inicjatywa szła na mar- ne, na wszystkich polach walka kończyła się rezygnacją. Traktat welawsko- -bydgoski, pokój oliwski, upadek reformy sejmowej i planu sukcesyjnego, de- precjacja monety, Łęgonice, Andruszów - wszakże to jedno nieprzerwane pasmo złamanych usiłowań, zawiedzionych nadziei! Rozgoryczenie bez granic owładnęło dworem królewskim. Jan Kazimierz dawno by załamał ręce, gdyby go nie zagrzewali do boju Ludwika Maria, dyplomaci francuscy (de Lumbres, a po nim od 1665 r. [Piotr de] Bonzy) i francuskie stronnictwo z Prażmo- wskim, Pacem i Sobieskim na czele. Ten zespół nie wyrzekał się ulubionej myśli powołania na tron księcia, którego wskaże "pałac zaczarowany", tj. Ludwik XIV. Dnia 10 maja 1667 r. zamknęła powieki niezłomna Ludwika Maria, Jan Ka- zimierz dotrzymał wierności Ludwikowi XIV nawet wówczas, gdy ów zarzucił imponującą kandydaturę Kondeusza i z pobudek ciasnej francuskiej racji sta- nu, na złość Habsburgom wysunął na jego miejsce mizerną figurę Filipa Wil- helma, księcia neuburskiego. Zgorszyli się taką zmianą polscy klienci Bon- zy'ego. Cały plan od dawna wypielęgnowany zakołysał się w ich oczach. Plan ten w ostatnim stadium (już od 1662 r.) polegał na tym, że Jan Kazi- mierz w stosownej chwili nagle złoży koronę i zanim obóz austriacki zdąży uruchomić swe siły, cały gotowy aparat wpływów francuskich narzuci naro- dowi upatrzonego kandydata. Król wahał się, miotany sprzecznymi uczucia- mi, niechęcią do wszystkiego, co polskie i obawą utraty wysokiego, intratne- 450 go stanowiska. Naokoło wszystko szło coraz gorzej. Sejm zimowy 1668 r. (24 stycznia-7 marca), co miał albo zatwierdzić ugodę podhajecką, albo za- wrzeć bliższą konwencję wojenną z carem, upłynął na niesfornych wrzaskach. Czuć było w powietrzu nadciągający wybuch ślepego motłochu, wrogiego wszelkim wpływom zachodnim, rozjuszonego na niedościgłe kabały magna- ckie. Kiedy dwór odmówił wydalenia Bonzy'ego, osławiony trybun Marcin Dembicki zerwał zgromadzenie. Oczy wszystkich utkwiły w tryumfatorze, hetmanie koronnym. Ale Sobieski, jak przedtem Lubomirski, nie miał dla ojczyzny wielkiego, zbawczego słowa, był wówczas tylko najszlachetniejszym przedstawicielem tej samej na zgubę skazanej magnaterii. W marcu, w głgbokiej tajemnicy, Jan Kazimierz zobowiązał się wobec Fran- cji złożyć koronę i polecić na następcę Neuburczyka, a w zamian otrzymać miał sowity dochód dożywotni. W czerwcu na radzie senatu ogłosił swój za- miar. Nastąpiły szczere i nieszczere perswazje, prośby, łzy, zaklęcia, potem gorąezkowe przygotowania do bezkrólewia. Sejm abdykacyjny (27 sierpnia) obmyślił ustępującemu monarsze środki utrzymania: I50000 złotych polskich dożywocia. Kiedy już uchwała o tym była gotowa, król 16 września pożegnał się z narodem, przypominając mu jeszcze raz swą złowrogą przepowiednię sprzed lat siedmiu. Tułał się potem po kraju prawie przez cały rok, zwiedzając święte miejsca lub polując. Doczekał się elekcji następcy, aż w lipcu 1669 przeniósł się na resztę życia do Francji. Umarł w opactwie Nevers 16 grudnia 1672 r. i tam spoczywał u jezuitów do 1675 r., kiedy zwłoki jego przewiezione zostały na Wawel'2. Tylko serce spoczęło w Paryżu, w kościele Saint-Germain des Pres z dala od narodu, który zamiast ocenić jego serdeczne troski i trudy w dniach potopu i jego zbawienne późniejsze przestrogi, odpłacił mu buntem, a inicjały nieszczęśliwego monarchy, J. C. R., figurujące na monetach Tynffa, wytłuma- czył złośliwie jako Initium Calamitatis Regni'3. '2 W maju 1675 r. podkomorzy warszawski, Olbrycht Opacki, przybył ze zwłoka- mi Jana Kazimierza do kraju. Uroczyste pogrzeby ostatniego Wazy i Michała Kory- buta Wiśniowieckiego odbyły sig 31 stycznia 1676 r. w Krakowie. Por. W. Czermak Ostatnie lata Jana Kazimierza, Warszawa 1972, s. 440. '3 (łac.) Początek Kłęsk Królestwa. DWAJ KRóLOWIE RODACY (1668-1696) Rozdzial XIX Przewaga gminu szlacheckiego za króla Michała 1. Przysięga konwokacyjna, gwałty na elekcji Ktokolwiek w obozie francuskim wyobrażał sobie od szeregu lat, że mister- na intryga dworsko-dyplomatyczna zaskoczy bierną masę wyborców i narzuci jej upatrzonego w Paryżu kandydata, ten po śmierci Jana Kazimierza doznał bezprzykładnego zawodu. Rzeczpospolita szlachecka, jak długa i szeroka, zdążyła uświadomić sobie dyrektywę przewodnią, streszczającą się w tym, aby nie dopuścić do tronu nikogo z obcych książąt, co używali podziemnych praktyk, i przeciwnie, oddać serca i głosy kandydatowi nieposzlakowanemu o żadne makiawelistyczne zamachy na wolność. Zadanie to okazało się tym łatwiejsze, im liczniej wystąpili do walki rywalizujący pretendenci. Filip Wilhelm, książę neuburski, popierany formalnie przez Bourbonów, Habsburgów, Hohenzoller- nów i Szwecję, naprawdę krył swoją firmą rzeczywistego wybrańca Francji, Kondeusza, i rzeczywistego kandydata Austrii, księcia Karola Lotaryńskiego. Ci trzej rywale zaćmili wprawdzie w oczach ogółu dalszych współzawodników, w ich liczbie cara Aleksego Michajłowicza i ex-królową Krystynę, ale sami ujrzeli swą nicość z chwilą, gdy sejm konwokacyjny (5 listopada-6 grudnia) uchwalił kary na amatorów obcego pieniądza i wykluczył od obioru tych, co nielegalną drogą dążyli za Jana Kazimierza do korony. Upok4rzeni tą uchwałą ministrowie i senatorowie poruszyli wszystkie swe wpływy, aby wziąć odwet na elekcji. Zwolennicy Neuburczyka zakasowali in- nych mnogością broszur agitacyjnych (z których jedną napisał początkujący [Gottfried Wilhelm) Leibniz), ale nie trafili swymi argumentami do tych kół, które odstręczali od cudzoziemczyzny Andrzej Maksymilian Fredro i ksiądz podkanclerzy Andrzej Olszowski, wprawdzie wychowany w szkole Ludwiki Maru, ale teraz niewierny jej tradycjom i szukający wielkiej kariery na falach popularności. On to w głośnym pamflecie Censura candidatoruml odsłonił różne tajniki robót zmarłej królowej, zganił narzucających się narodowi cu- dzoziemców i niby od niechcenia rzucił nazwisko Piasta, Michała Wiśniowiec- kiego. Na zagajenie elekcji (2 maja) możnowładztwo pod wodzą Prażmowskiego, Sobieskiego, Morsztyna, Radziwiłłów, Paców, ściągnęło na Wolę kilkanaście tysięcy żołnierza pospolitego i nadwornego; szlachta tej sile przeciwstawiła 1 A. Olszowski Censura candidatorum sciptri Polonici, b.m.w., b.r.w. Wyd. następne b.m.w.1669. 452 nieprzejrzaną ciżbę (podobno 80000) wyborców, w ogromnej większości- koroniarzy. Udało się panom przeforsować na marszałka Feliksa Potockiego, ale ten sukces rozognił jeszcze bardziej animusze podejrzliwego tłumu. Posłom cudzoziemskim przydano do boku przystawów, tj. dozorców; ogłoszono reha- bilitację Jerzego Lubomirskiego wraz z utwierdzeniem bronionych przezeń zasad "wolnego nie pozwalam" i prawa buntu. Chcąc wreszcie radykalnie przeciąć nić obcej kabały, tłum otoczył żywym murem szopę senatorską i zmu- sił samego Prażmowskiego do wykluczenia z listy kandydatów Kondeusza (6 czerwca). Stropiła się magnateria, pobiegła proponować swe głosy oraz wpływy Neuburczykowi i Lotaryńczykowi, ale już było na to za późno. Po pierwszym gwałcie nastąpił drugi, gorszy: 17 czerwca głodni i niecierpliwi po- spolitacy krakowscy, lubelscy, sandomierscy, wielkopolscy, znowu z nieludz- kim rykiem oblegli senat w okopie i wywarli na "zdrajcach" żywiołową złość, strzelając do winnych, a trafiając w niewinną służbę. Po takim przygotowaniu nastroju bez dyskusji przystąpiono do głosowania. Biskup poznański [Stefan] Wierzbowski wezwał na pomoc Ducha Świętego, a nastawieni przez Olszow- skiego agenci podpowiedzieli wyborcom nazwisko Wiśniowieckiego. Rozległ się tak olbrzymi okrzyk na cześć syna Jeremiego, że o oporze ze strony ma- gnatów nie mogło być mowy i Prażmowski, rad nierad, obwieścił światu do- konany obiór. Próbowali bruździć Zamoyscy, uwikłani w proces o ordynację z matką Michała, księżną Gryzeldą, ale musieli ustąpić. 6 lipca elekt przysiągł na pakta konwenta. 2. Król i jego doradcy Pierwszy spadkobierca Wazów mówił ośmioma językami, ale w żadnym z nich nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Szkoda słów na jego bliższą charakterystykę. Dość powiedzieć, że Michał Korybut, wybrany wbrew włas- nej woli, jedynie ze względu na swą przeciętność i na pamięć ojca, Jeremiego, okazał się w purpurze monarszej zupełnym zerem, bezmyślnym samolubem, którego wyłączną troską było nie dać się zdetronizować. Sprytny i ambitny Olszowski wiedział sam jeden, kogo prowadzi na tron, on też ponosił główną odpowiedzialność za następstwa elekcji, jak i za całą nową politykę. Nie można odmówić podkanclerzemu taktu i zdrowych pomysłów, sięgających czasem w najtrudniejszą dziedzinę reformy sejmowej; niestety, sił jego nie starczyło na pokierowanie czy to myślami króla, czy poglądami ogółu szla- checkiego. Król słuchał chętnie lichych zauszników; z boku wciskali się między niego i naród pyszny, namiętny Dymitr Wiśniowiecki, hetman polny koronny oraz Krzysztof Pac, który razem z całym swym rodem opuścił stronnictwo francuskie po klęsce 1669 r., aby kłócić króla z przeciwnym stronnictwem i paraliżować rozsądne rady Olszowskiego. Zresztą nikt z tych ministrów nie zyskał przeważnego wpływu na czynniki decydujące teraz w polityce, tj. sejm i jego wyborców. Izba poselska z czasów króla Michała słuchała najmilej ta- kich demagogów jak [Stanisław] Krzycki, podkomorzy kaliski, znany nam Dembicki (podobno główny inicjator elekcji), jak jego kolega, sandomierzanin [Mikołaj] Zaremba, [Stanisław) Pękosławski, wyznawcy i popularyzatorzy samobójczych teorii Fredry, przysięgli oskarżyciele senatu, przesądni wrogo- 453 wie państwowości zachodniej, ślepi adoratorzy mniemanych cnót staropol- skich. Łatwo przewidzieć, że na reprezentacji zasłuchanej w takich trybunów nie uda się osnuć żadnej rozumnej, konsekwentnej polityki. 3. Polityka zewnętrzna Korybuta Tj. właściwie Olszowskiego, polegać miała na aliansie z Austrią. Do for- malnego odnowienia przymierzy nie doszło, ale podkanclerzy zręcznie pozy- skał dla Wiśniowieckiego rękę młodziutkiej arcyksiężniczki Eleonory, siostry cesarza Leopolda I. Ślub odbył się w Częstochowie 27 lutego 1670 r. Posłowie austriaccy, [Krzysztof Leopold] Schaffgotsch, a po nim [Augustyn von] Mayerberg, pomnożyli grono doradców Michała. Król posiadł w uroczej małżonce wierną, oddaną i powszechnie lubianą żonę; w Wiedniu zyskał punkt oparcia i rękojmię bezpieczeństwa przeciwko własnym poddanym. Na tym kończyły się korzyści nowego związku. Skutki ujemne musiały się prędzej czy później ujawnić w całej pełni, jak tylko Francja, napastowana w osobie swych posłów podczas bezkrólewia, popuści cugli swym partyzantom w Polsce. Ale i niezależnie od waśni domowej, jaka miała wybuchnąć po części skutkiem odwrócenia się dworu od Francji, Michał Korybut nie umiał mimo związków z cesarzem utrzymać swej powagi na zewnątrz nawet wobec niedawnego len- nika Korony Polskiej, kurfrsta. Fryderyk Wilhelm, który już podczas bez- królewia (1668) pozwolił sobie na gwałtowne zajęcie Drahimia bez wypowie- dzenia sumy zastawnej, w 1670 r. popełnił gwałt jeszcze gorszy. Poseł jego, [Euzebiusz] Brandt, zwabił do swego mieszkania w Warszawie znanego wo- dza malkontentów pruskich, Chrystiana Kalksteina (27 listopada), który od wiosny agitował w Polsce na sejmach i sejmikach przeciwko swemu panu, i okutego w kajdany odesłał do Kłajpedy na srogą kaźń. Wobec takiego znieważenia rezydencji królewskiej Michał poprzestał na słownych protestach, owszem odnowił z Brandenburgią 24 marca 1672 dawne pakta, aż doczekał się stracenia aresztowanego (8 listopada tegoż roku)z. Z Moskwą trwał rozejm odnowiony w 1670 r., okupiony dalszym pozostawieniem Kijowa w rękach cara, ponad traktat andruszowski. Tymczasem i stosunek do Moskwy, i zbli- żenie polsko-austriackie prowadziły do zatargu z Portą Ottomańską, wobec którego ani szwagier królewski, ani car sąsiad, jak okazała przyszłość, ani chcieli, ani mogli dostarczyć Polsce pomocy. 4. Waśnie stronnicze Które zamroczyły krótkie panowanie Michała, w słabym jedynie stopniu dają się złożyć na karb podniety cudzoziemskiej. Ludwik XIV, zgodny wówczas z Wyrok wykonano w Kłajpedzie 6 listopada 1672 r. Zob. Z. Wójcik Jan Sobieski, Warszawa 1983, s.180. Szerzej 4 Kalksteinie traktują: K. Jarochowski Sprawa Kalksteina, Warszawa 1878 i J. Woliński Sledztwo polskie w sprawie porwania Krystiana Ludwika Kalksteina, "Zapiski Historyczne", R. 29:1964. 454 z Leopoldem we wspólnym dążeniu do podziału posiadłości hiszpańskich, ani pieniędzmi, ani słowem nie zachęcał swych stronników do podkopywania rządów Wiśniowieckiego. Oni sami, a mianowicie: prymas [Mikołaj Praż- mowski), nie widzący świata poza Francją, Sobieski, namawiany przez Marię Kazimierę do sięgnięcia po koronę albo do ekspatriacji, scudzoziemszczony do szpiku kości Morsztyn, Wielopolski, Grzymułtowski, Gniński, zrośnięci w jeden blok solidarny, razem wystawieni na sztych oskarżeń szlacheckich i szykan dworskich, wytrwali na negacyjnym stanowisku i wyszukali sobie we Francji pretendenta, dla którego uknuli plan detronizacji. Tym pretenden- tem został już nie Kondeusz, lecz jego bratanek, hrabia Saint Paul de Longueville. Zresztą, nie oglądając się na niczyje zachęty, przedtem jeszcze malkontenci nasi jak najostrzej uwzięli się krytykować rządy króla Michała, istotnie żadnej nie wytrzymujące krytyki. Po krótkim zawieszeniu broni między stronnictwami, jak tylko dwór okazał, komu ma zamiar ufać i kogo się wy- strzegać, kłótnia zawrzała na nowo. Sejm koronacyjny zerwany został nieby- wałym sposobem przez posła kijowskiego [Jana] Olizara (5 listopada 1669), jeszcze przed terminem upływu obrad, dla marnej prywaty, ponieważ dwór ociągał się z wyrobieniem odszkodowania sekulantom ukraińskim i nie prze- znaczał dla nich wakujących starostw. Nieudolność króla okazana w tej spra- wie dała powód Prażmowskiemu do gwałtownej napaści na obóz rządzący. Podobny los czekał następne zgromadzenie, odbyte na wiosnę 1670 r., a więc już po małżeństwie austriackim i po nawiązaniu stosunków między opozycją a Longuevillem. Obie strony uderzyły na siebie z najcięższymi zarzutami: jedni rozgłaszali rzekomy zamach Prażmowskiego na tron Michała, ukartowany jakoby ze zbrojną pomocą Francuzów, Tatarów i Brandenburczyków, drudzy jeszcze przesadniej przypisywali dwórowi iście kallimachowski zamiar strące- nia kilku wybitnych głów, zmniejszenia liczby szlachty, zastąpienia części wojska niemieckimi rajtarami tudzież "ocyrklowania" wolnego głosu. Pewien cień prawdy leżał na tym ostatnim, zaszczytnym dla Wiśniowieckiego oskar- żeniu. Faktem jest, że Olszowski parokrotnie domagał się sądu na zrywaczy sejmów albo przynajmniej ścisłego opisania liberum veto, aby go wolno było używać tylko w połączonych izbach; te rady jednak obracały się wniwecz i tym razem również poseł bracławski [Hieronim] Zabokrzycki zerwał sejm za podszeptem niezadowolonych panów (19 kwietnia). Widząc, że obóz fran- cuski dąży do udaremnienia wszystkich uchwał, a zwłaszcza do nie zatwier-. dzenia koronacji i związków z Austrią, Korybut zapowiedział w senacie (25 kwietnia), że nie złoży nowego sejmu, póki nie pozna zapatrywań woje- wództw, i że w tym celu powoła pospolite ruszenie. Jakoż sejmiki, zgromadzone 20 maja, zawrzały gniewem na partyzantów francuskich. Grzymułtowskiego w Środzie o mało nie zarąbano; jego i Morsztyna dwór na żądanie szlachty pozwał przed sąd sejmowy. Sieradzanie chcieli odjąć buławę Sobieskiemu. Wylękniona opozycja, słysząc hasło "rozsiekać" i liczne pogłoski o skryto- bójczych zamysłach dworu, bliska była rozpaczy. Ale ludzie, którzy bliżej znali hetmana i umieli rozróżniać jego trudy wojenne od zabiegów intrygan- ckich jego kolegów partyjnych, mianowicie oficerowie i towarzysze zgroma- dzeni na kole generalnym 6 września pod Trembowlą, groźnie ujęli się za honorem wodza i ślubowali nie rozjeżdżać się, póki jemu nie wyjednają za- dośćuczynienia, a sobie wypłaty zasług. To uratowało opozycję od pogromu. Sejm jesienny (9 września - 31 października 1670 r.) w bliskiej asystencji 455 pospolitego ruszenia doszedł szczęśliwie dla dworu, zmusił niepowściągliwego Prażmowskiego do przeprosin, uchwalił wiele ustaw z potwierdzeniem po raz nie wiadomo który wolnej elekcji, paktów konwentów, prawa o senatorach rezy- dentach; ukoronował wreszcie Eleonorę (19 października), za to puścił bezkar- nie Grzymułtowskiego i Morsztyna i oczywiście nie tknął buławy Sobieskie- go. Bo też buława ta sama jedna zdolna była zasłonić wówczas Polskę przed nadciągającą nawałą bisurmanów. 5. Wiry ukraińskie Doroszenko od czasu ugody podhajeckiej wytrwale a przebiegle dążył do zjednoczenia obu Ukrain oraz do uniezależnienia się zarówno od Polski, jak od Moskwy. Jeszcze w początkach 1668 r. ułożył on plan działania z Jurkiem Chmielnickim i samozwańczym metropolitą kijowskim, Tukalskim; najpierw namówiono hetmana wschodniego, Brzuchowieckiego, do wycięcia załóg mo- skiewskich, a gdy ów zrobił swoje, czerń podburzona przez Doroszenkę za- mordowała swego oswobodziciela. Doroszenko opanował chwilowo Zadnie- prze i osadził w nim jako zastępcę Demiana Mnohohrisznego; ledwo jednak wrócił na prawy brzeg, ów zastępca, namówiony przez popów, na nowo pod- dał się carowi. W łonie Siczy walczyli ze sobą Sirko i [Piotr] Suchowij; po stronie polskiej Michał Chanenko zbuntował przeciwko Doroszence kilka puł- ków; zamęt udzielił się nawet hordom tatarskim, z których jedne popierały Chanenkę, drugie, liczniejsze, Doroszenkę. Rozstrzygnęła na razie bitwa pod Steblowem 29 października 1669 r., w której Chanenko został na głowę po- bity. Ale o trwałym uregulowaniu spraw ukraińskich rozstrzygnąć mogła do- piero Porta Ottomańska. Póki wielki wezyr Achmed K pruli wojował z We- necją i oblegał Kandię (od maja 1667 r. do września 1669), póty Porta po- przestawała na notyfikowaniu Polsce (26 marca 1669), że naród kozacki pod- dał się pod skrzydła najpotężniejszego cesarza Mehmeda IV. Wnet po kapitu- lacji Kandii wyszły na jaw skutki tego poddania. Doroszenko, zawsze skłonny do krętactw i przyczepek, rozwinął nagle przed narodem polskim swój pro- gram, pełen wygórowanych, wprost niemożliwych postulatów. Domagał się rozciągnięcia granic Ukrainy na zachód po Horyń i Międzyboż, na północ aż po krańce Polesia, a więc wcielenia powiatów pińskiego, mozyrskiego i rze- czyckiego; w tym nowym państwie Polakom nie wolno byłoby nie tylko po- siadać dóbr, ale nawet przebywać, kiedy Kozacy mieliby swobodę chodzenia bez opłaty ceł i myt po całej Koronie i Litwie; biskupów i archimandrytów greckiego wyznania polecałby do nominacji metropolita kijowski; wojsko pol- skie musiałoby iść na pomoc Kozakom na każde zawołanie. Wprawdzie i het- man zaporoski miał stawiać się z wojskiem na wezwanie króla, ale cały zwią- zek Ukrainy z resztą Rzeczypospolitej w planie Doroszenki zakrawał raczej na przymierze dwóch udzielnych potęg niż na unię lub tym mniej - autono- mię Rusi pod rządem polskim. Czy można było jeszcze wytargować powrót do zasad ugody hadziackiej, jak tego pragnął Sobieski - rzecz wątpliwa. W każdym razie Olszowski, wbrew radom hetmana, odepchnął bezwzględnie Doroszenkę i przez specjalną komisję z Bieniewskim na czele oddał buławę zaporoską Chanence (2 września), który nierównie mniej żądał, ale też mniej 456 mógł w zamian d ć Polsce, bo tytularnie zapewniał posłuszeństwo Ukrainy zachodniej, a faktycznie nigdy się później nie zdobył na 10000 wojska. Na rok następny,1671, Doroszenko przygotował krwawy porachunek z Rzecząpospo- litą. Pomagać mu miał nowy chan, Selim Girej, osadzony za jego sprawą na miejscu nie dość wrogiego Polsce Aadila. Armia koronna, choć na papierze podwoj na do 24000, była w stanie fatalnym. Słusznie Sobieśki sarkał na obyczaje wszechwładnego gminu szlacheckiego: "siedzieć w domu, podatków nie składać, żołnierza nie karmić, a Pan Bóg żeby za nas wojował". Nie upadł jednak na duchu, owszem z kilkutysięczną garścią takich kresowych witeziów, jak [Mikołaj] Sieniawski, Hieronim Lubomirski, Dymitr Wiśniowiecki, [Ste- fan] Bidziński, [Michał] Zbrożek, rzucił się w sierpniu między najeżdż ące właśnie czambuły i watahy. Zbił pohańców pod Bracławiem (26 sierpńia), wziął im Niemirów, Szarogród, Łodyżyn, potem z pomocą Chanenki i Sirki za- jął Mohylew, Bracław, Ścianę, poprawił pod Kalnikiem (21 października). Już widział perspektywę odzyskania całej Ukrainy, gdy z wewnątrz, z serca kraju zabrakło poparcia. Zawiodły zaciągi, pospolite ruszenia, niedołężny król, a najgorzej, zdradziecko spisała się Litwa, dezerterując do domów za sprawą swego hetmana, Michała Paca. Nastąpił częściowy odwrót, potem omal nie bunt w obozie, kiedy zmordowanemu wojsku kazano jeszcze przez zimę pil- nować granic. A po tym wstępie miała się dopiero zacząć właściwa potrzeba oręża. W styczniu [1672 r.] na sejm przywiózł czausz sułtański wypowiedze- nie wojny. 6. Dwa sejmy zerwane " Haniebny" rok 1672, wyprzedzający o 100 lat pierwszy rozbiór, zaczął się od zgrzytliwych scen sejmowego nierządu. Zgorszenie szło tym razem już nie od opozycji, której wodzowie, Sobieski i Prażmowski, wystąpili z racjonal- nym programem obrony, ale od króla, co sam na złość hetmanowi dezorgani- zował wojsko: właśni jego doradcy, Olszowski, Pacowie, stary Jan Leszczyń- ski zamącili obrady tego sejmu, dopuśzczając do nieprzyzwoitych napaści na króla i do zerwania obrad przez posła [Mikołaja Wiktoryna] Grudzińskiego (11 marca). Wówczas obóz francuski postanowił wprowadzić w czyn swój plan detronizacji. Sobieski wdał się w układy z agentem Longueville'a, księdzem [Janem de] Paulmiersem, Prażmowski przedstawił wprost posłowi austriac- kiemu, [Piotrowi] Stomowi, jako jedyne wyjście z labiryntu konieczność roz- wodu Eleonory z Michałem oraz wydania królowej za księcia Saint Paula. Cesarz [Leopold I] odrzucił ten plan i ostrzegł Wiśniowieckiego. Tym gwał- towniejsze namiętności targnęły następnym sejmem, zwołanym na 18 maja [1672 r.]. Na czoło obozu dworskiego wydarli się teraz obok Paców inni głosiciele srogiej pomsty: Szczęsny Potocki, magnat demagog, dybiący na do- bra nielojalnych panów, oraz biskupi awanturnicy: Stefan Wierzbowski, poz- nański, i Krzysztof Żegocki, chełmski. Nie dopuszczając do rozpraw nad egzorbitancjami wytoczonymi przez przeciwników, ludzie ci przeforsowali pod koniec maja na sesjach wielkopolskiej i litewskiej konfederacje prowin- cjonalne pod pozorem niedochodzenia sejmów. Przycichli jednak szczwacze, kiedy w czerwcu do stolicy wjechali na pomoc Prażmowskiemu Sobieski, Sie- 457 niawski, [Stanisław] Jabłonowski, wojewoda ruski, Aleksander Lubomirski, wojewoda krakowski, i innych kilku magnatów, każdy na czele zbrojnego pocztu. Jedni z nich chcieli zastraszyć dwór, inni uchodzili z zagrożonej Rusi; wszyscy razem wywarli takie wrażenie, że sam dwór przez posła [Stanisława] Ubysza spieszył zerwać posiedzenie (20 czerwca)3. Prażmowski i towarzysze w odpowiedzi na to wprost zażądali od Michała abdykacji, a gdy ów odmówił, podpisali 1 lipca zbiorowy list do Ludwika XIV z prośbą o posiłki przeciwko Turcji i o przysłanie takiego monarchy, który by umiał świetność przywrócić ojczyźnie. Wnet liczba spiskowców doszła w samej Warszawie do 367. W tej chwili pełnej grozy można było słyszeć nie tylko Prażmowskiego i towarzyszy, ale nawet takich zachowawców, jak Trzebicki, chwalących "świątobliwe i mą- dre zamysły króla Jegomościa Ludwika". Ale to jednak były wyjątki, szeroki ogół szlachecki, zamiast ruszyć ławą na obronę kresów, uchwalił na sejmikach relacyjnych, że pospolite ruszenie ma bronić tylko majestatu przed wrogiem wewnętrznym, i trzeba będzie aż widoku półksiężyców na świątyniach Kamieńca, aby zapobiec wybuchowi bratobójczej walki. 7. Kamieniec i Buczacz Zgodnie z groźbą Doroszenki, który zapowiadał był wygubienie osad lac- kich, Mehmed IV poruszył na ukaranie Polski takie siły, jakby chciał zetrzeć Rzeczpospolitą z oblicza ziemi. Idący przodem Selim Girej i hetman kozaeki zepchnęli ze stanowisk polskie komendy i w wyrwę powstałą wtłoczyła się w sierpniu przez Chocim i Żwaniec 277-tysięczna armia padyszacha4. Kamie- niec, broniony dość dzielnie przez Mikołaja Potockiego i 1100 żołnierzy, mu- siał 26 tegoż miesiąca wywiesić białą chorągiew; większa część załogi zginęła pod gruzami zamku, wysadzona przez majora Heyklinga 5, reszta odeszła z bro- nią w ręku. Zaraz potem Kaplan pasza z Aleppo poprowadził Turków, Tata- rów, Kozaków, Siedmiogrodzian i Wołoszę na Lwów i Zamość. Michał Wi- śniowiecki, który dotąd palcem nie ruszył na obronę kraju, i owszem ściągał do swego boku rozproszone na kresach chorągwie, daremnie błagając Europę o pomoc, nie znalazł innego sposobu ratowania Lwowa, jak przez układy. 3 Sejm wiosenny zerwali 20 czerwca 1672 r. Aleksander Gomoliński i Stanisław Michał Ubysz, chorąży gostyński. Zob. Diariusz ko owania i konfederacji pod Golg- biem i Lublinem w 1672 r. wraz z aktem konfederacji, Wrocław 1972, s. 59. 4 Siły sułtana Mehmeda IV i Achmeda K pruli w połączeniu z chanem i hetma- nem kozackim, P. Doroszenką, obliczano na około 80000 zbrojnych. W. Konopczyń- ski przy określaniu liczebnośei wojujących stron czerpie dane głównie wprost ze sta- ropolskich źródeł, które z reguły należy weryfkować w oparciu o istniejące prace z dziedziny historii wojskowości. 5 Dowódcą artyleru kamienieckiej był nieznany z imienia major Heikling. Zob. J. Woliński Oblgżenie Kamierica w 1672 r., "Zeszyty Naukowe WAP". Seria histo- ryczna, R. 14: 1966, s. 194. W rzeczywistości Kamieniec został poddany Turkom za- ledwie po dziesięciodniowej obronie, choć amunicji nie brakowało. Zdecydował brak odpowiedniej liczby i wyszkolonej załogi oraz niezdecydowania postawa głównodowo- dzącego obroną Mikołaja Potockiego. Por. J. Woliński Oblgżenie Kamierica w l672 ro- ku, "Zeszyty Naukowe WAP" Seria Historyczna, t. 14 (44), s. 177-196. 458 Kiedy trzej komisarze, przysłani z rady senatu, stanęli w Buczaczu przed Ka- plan paszą, ów zażądał odstąpienia Podola i Ukrainy oraz 100000 czerwo- nych złotych rocznej daniny od Polski. O targach nie mogło. być mowy; Pols- ka miała spaść niemal do rzędu księstw naddunajskich. W ostatniej przecież chwili nadbiegły wieści radosne o niesłychanych przewagach nad Ordą het- mana koronnego, który znów w kilka tysięcy pozostałego żołnierza w ciągu 10 dni rozpędził grasujące na Rusi czambuły, wyzwalając z pęt 44000 jasyru i kładąc trupem w potyczkach pod Narolem, Horyńcem, Komarnem, Kału- szem, Uhrynowem tysiące Tatarów. Wówczas Kaplan pasza spuścił z tonu, ale tylko o tyle, że daninę zredukował do 22000 dukatów i pozwolił ją na- zwać upominkiem. Dnia 18 października [1672 r.] podpisano traktat. 8. Konfederacje gołąbska i szczebrzeszyńska Tymczasem właśnie od tygodnia na królewskim majdanie pod Gołębiem rozsiadły się hałaśliwe tłumy pospolitaków. Postanowiono dla obrony maje- statu rozszerzyć konfederację wielkopolską na cały kraj. Marszałkiem obrano Stefana Czarnieckiego, bratanka wielkiego wodza. Ten do spółki z Michałem Pacem i Szczęsnym Potockim zagłuszyli zdrowe głosy Krzysztofa Paca i O1- szowskiego, niecąc w tłumach dziką nienawiść do stronników Francji, a w ich liczbie do "zdrajcy" Sobieskiego, który w tych samych dniach nadstawiał kar- ku za żony, dzieci i dobytek swych prześladowców.16 października podpisała szlachta sążnisty akf konfederacji, nie pozbawiony, trzeba to przyznać, pew- nych pomysłów reformatorskich. Wygłoszono zasadę doczesności wszystkich urzędów (do 3 lat), oddano pod sąd (za sprawą Ubysza!) dawniejszych szkodników sejmowych: Olizara, Zabokrzyckiego i Grudzińskiego; złożono z urzędu i pozbawiono dóbr prymasa z braćmi, innych malkontentów odda- no pod sąd. Po czym, nie czekając na wyrok, rycerstwo rozbiegło się łupić dobra hetmana. Nie chcieli zrozumieć zacietrzewieni lojaliści, że hetman już jest duehem daleki od zamachów buntowniczych, że w ogóle cały spisek detro- nizacyjny zawisł w powietrzu skutkiem śmierci księcia de Longueville na polu bitwy w Holandii, zaszłej jeszcze 12 czerwca (podczas przeprawy przez Ren pod Tollhuys). Król wyraźnie gonił na ostre, wzywał do siebie wojska polskie i posiłki brandenburskie. Na takie wezwanie odpowiedział Sobieski, tworząc 23 listopada związek wojska koronnego pod Szczebrzeszynem, zaprzysiężony przy wierze katolickiej, przy majestacie, ale też przy dostojeństwie hetmań- skim z wyraźnym ostrzem przeciwko wywrotowym uchwałom gołąbskim. Li- twinów Pac w podobny sposób zorganizował po stronie króla. Około Nowe- go Roku zaczęły się bijatyki między starym zaciągiem Sobieskiego a nowym Czarnieckiego. Lecz tu nastąpiło opamiętanie. Ogrom strat, poniesionych przez całe społeczeństwo bez różnicy partii skutkiem odpadnięcia Podola i Ukrainy, przemówił silniej do dusz panów i szlachty niż wszystkie zaklęcia bezstronnych patriotów. Ozwały się głosy za podjęciem natychmiastowych zbrojeń celem zmycia hańby buczackiej. Kiedy 4 stycznia [1673 r.] konfederacja gołąbska wznowiła w Warszawie swe posie- dzenia, nastrój w kole był już znacznie trzeźwiejszy. Przeciwnie, przyjaciele prymasa i Sobieskiego, obradujący od 9 stycznia w Łowiczu, okazali teraz 459 większą zajadłość, traktując gołębian jako wywrotowców i wrogów wolności. Głównym też żądaniem konfederatów szczebrzeszyńskich w rokowaniach z Warszawą stało się skasowanie dyktatury króla i Czarnieckiego oraz przy- wrócenie dawnych rządów sejmowo-sejmikowych bez żadnych zmian. Dzięki staraniom nuncjusza Buonvisiego, biskupa [Andrzeja] Trzebickiego, wojewo- dów Bieniewskiego i Chrapowickiego doszło 12 marca do pojednania stronnictw bez czyjegokolwiek upokorzenia. W miesiąc potem (15 kwietnia) umarł naj- zawziętszy opozycjonista, Prażmowski. 9. Chocim Zjazd Warszawski, przybrawszy postać normalnego sejmu, zajął się roztrzą- saniem wielkiego programu wojny z Turcją, jaki mu przedłożył Sobieski. Obok środków dyplomatycznych, zmierzających do powołania wielkiej ligi europejskiej z udziałem Moskwy i nawet Persji, zalecał hetman ustępstwa na rzecz Doroszenki podniecanie do walki o wolność chrześcijan bałkańskich, ale nade wszystko żądał podatków i wojska. Jakoż uchwalono akcyzę, cło powszechne, pogłówne tudzież inne środki na utrzymanie 50000 armii. Jak było do przewidzenia, apel do Europy nie przyniósł Polsce nic oprócz platonicznych wyrazów współczucia lub zachęty od cesarza, cara i innych panów chrześcijańskich. Poganin [chan] Selim [Girej] dał się przynajmniej nakłonić do neutralności. Doroszence nie ustąpiono Ukrainy, a Chanenko zdradził Polskę, zajmując twierdzę Dymitr i poddając się Moskwie. W październiku, pokonawszy wielkie trudności organizacyjne, oddał Sobieski pod komendę królowi gotowe, wspaniałe 40-tysięczne wojsko; stawiła się nareszcie i Litwa w 12000. Michał, już wówczas chory z przejedzenia, zwrócił buławę temu, kto ją najgodniej mógł piastować. Wszyscy się tedy dali porwać Sobieskiemu - wszyscy, od Jabłonowskiego do Paca i od Morsztyna do Czarnieckiego, chętni i niechętni, poszli, gdzie on ich powiódł - pod Chocim. Tam w starodawnym okopie Chodkiewicza spotkał go grzmiącą kanonadą Hussein pasza z 30000 Turków. Dalsze korpusy nieprzyjaciół, nie spodziewając się szybkiej rezolucji Polaków, stały osobno w Kamieńcu i na Wołoszczyźnie.1 I listopada [1673] pod osobistym dowództwem Sobieskiego pułki Rzeczypospolitej walnym szturmem zdobyły obóz Husseina ze 120 działami. Pierwsza armia turecka przestała istnieć, Mołdawia stanęła otworem. Lecz dalszą ofensywę przecięły z jednej strony - znużenie zwycięzców, z drugiej - wiadomość o śmierci króla Michała, zaszłej we Lwowie w przeddzień bitwy,10 tegoż miesiąca. Pierwotna polityka Jana Sobieskiego 10. Bezkrólewie Jak w 1669 r. stronnictwo francuskie, tak teraz austriackie, wzmocnione ro- botą byłego dworu, mogło liczyć na łatwy tryumf. Wodzowie jego: prymas [Kazimierz Florian] Czartoryski, Trzebicki, Dymitr Wiśniowiecki, Pacowie, 460 nie mogli sig poszczycić żadnym większym talentem, ale wiedzieli przynaj- mniej, czego chcą: chcieli mieć królem Lotaryńczyka, utrzymując na tronie i dając mu w zamęście dawną królową, Eleonorę, a zyskując w Austrii natu- ralną przeciwko Turkom sojuszniczkę. Nie takjasno przedstawiała się przyszłość ich przeciwnikom. Ludwik XIV, zrażony niechęcią ogółu szlacheckiego, po- zwalał kandydować Kondeuszowi, ale nie popierał go czynnie i na zewnątrz sta- wiał nieponętną kandydaturę księcia neuburskiego. Z takim wrogiem, jak i z innymi pretendentami (np. z księciem duńskim) [Jerzym, bratem Chrystia- na V] łatwą mieliby sprawę zwolennicy księcia Karola, lecz straszył ich kto inny, i tego innego rywala starali się Pacowie utrącić za wszelką cenę. Na konwokacji (15 stycznia-22 lutego) [1674] przeprowadzili dziwną, bo tylko ustną uchwałę o wykluczeniu Piasta, fatalnie świadczącą o wartości idei, któ- rą sami wynosili pod niebiosa od kilku lat. Sejm elekcyjny (20 kwietnia-9 czerwca) odbył się już w innym nastroju. Florian Czartoryski umarł (16 maja), opozycja zdążyła zebrać siły. Przez zimę wojna na Wołoszczyźnie przestała robić postępy: Sieniawski, który zajął był w grudniu Jassy, został wyparty przez Turków na Ruś, przyjazny Polsce ho- spodar mołdawski, [Stefan XI] Petryczejko, wygnany. Co gorsza, z począ- tkiem 1674 r. kniaź [Grigorij] Romodanowskij, przyjąwszy hołd od Chanen- ki, wkroczył na polską Ukrainę i przywiódł do uległości carowi cały kraj po Dniestr. Wprost już nie wiadomo było, kto niebezpieczniejszy: pohaniec wróg, czy chrześcijanin sprzymierzeniec. Zrozumiał wtedy naród, że lepiej od nie- doświadczonego Lotaryńczyka i od starego, niepewnego Kondeusza potrafi bronić kraju ten, kto go już tylokrotnie obronił w Podhajcach, pod Kału- szem, pod Chocimiem. Jan Sobieski, rzecz znamienna, do ostatka odpychał od siebie pokusę i pracował dla Kondeusza. Tymczasem wszakże agitowali za nim oficerowie i pertraktowała z nowym ambasadorem francuskim, [Tous- saintem de] Forbin Jansonem, Marysieńka. Ona to przekonała ambasadora, że tylko marszałek-hetman, występujący we własnym imieniu, zdoła udarem- nić akcję obozu austriackiego. Już pod koniec elekcji, kiedy Pacowie bez- względnie parli do obioru Karola, grożąc w przeciwnym razie osobnym jego obiorem na Litwie, znalazły się pod ręką francuskie liwry na zrównoważenie cesarskich talarów, wtedy też czysty głos serca i staropolskiej racji stanu od- zyskał w tłumie swoje prawa i za przewodem Stanisława Jabłonowskiego z ty- sięcy piersi Korony oraz Litwy radziwiłłowsko-sapieżańskiej buchnął okrzyk: " Vivat Król Jan!", co słysząc, poseł austriacki Schaffgotsch skłonił Paców do rezygnacji, wytargowawszy tylko dla Eleonory przyzwoitą oprawę. 11. Indywidualność Jana I11 Tym razem instynkt zbiorowy nie zmylił wyborców. Jan Sobieski (urodzony w Olesku 17 sierpnia 1629 r.), syn wybitnego parlamentarzysty, senatora i dy- plomaty Jakuba, prawnuk po kądzieli (przez Teofilę Daniłowiczównę) Żół- kiewskiego, świetnie więc urodzony, starannie w Akademii Krakowskiej wy- kształcony, poznał był Anglię, Francję, Niderlandy, Niemcy, Turcję w długich podróżach, ostrzył szablę w kilkunastu kampaniach, rozszerzał swój widno- krąg polityczny pod osobistym wpływem Ludwiki Marii, do której obozu 461 przylgnął najpierw jako kochanek, potem jako mąż Marii Kazimiery. Tempera- ment ognisty, natura uczuciowa, bogata, umysł bystry i otwarty, żarliwy w wierze, lecz jak na owe czasy swobodny w myśleniu, ogarniający wszystko, od spraw bałtyckich do czarnomorskich, od tajników dyplomacji do arkanów stra- tegii i od filozofii, poezji do handlu i agronomii, charakter rwący się do wielkich czynów i najlepszej sławy, mówca w gabinecie wykwintny, w senacie majestatycz- ny a dostępny, w obozie popularny i chwytający za serce, stanowił żywe prze- ciwieństwo przyziemnego Michała. Człowiek, jak już z tego zestawienia wynika, wyższy nad całą generację, aczkolwiek nie wyprzedzający epoki. Wóaz narodu, powołany na to, aby podnosić ku sobie szlachetniejsze pierwiastki, a nie zniżać się ku pospolitości, jak to czynił poprzednik. Zgoła, rozglądając się w galerii współczesnych, każdy musi przyznać, że godniejszego Piasta nie mogła Rzecz- pospolita wyszukać w 1674 r., ijeżeli on nie wprowadzijej na drogę zbawienia, to zaiste nie w osobie monarchy, ale w samej zasadzie elekcyjnej tudzież w zasadach, pojęciach i skłonnościach ogółu tkwiło źródło słabości Polski. 12. Monarchizm Sobieskiego Natychmiast po elekcji, nie czekając na uroczystą chwilę zaprzysiężenia paktów konwentów (5 czerwca) [1674 r.], zdeklarował się Jan III w publicznej mowie urodzonym w równości szlachcicem, wybrańcem wolnego i tym samym prawowicie samowładnego narodu. Brzmiał w tych słowach oddźwięk wro- dzonego, szczerze polskiego odczucia swobód narodowych, ale zarazem była w nich manifestacja, podyktowana rozumem stanu, wobec tłumów wciąż jeszcze nastrojonych wrogo względem wpływów francuskich. Jakkolwiek przecież czcił i umiłował Sobieski dawny ustrój Rzeczypospolitej, na pewno nie solidaryzował się z bezgranicznym pożądaniem swobód przenikającym rzesze sejmikowe; owszem, od początku zapragnął wzmocnienia monarchii i w październiku 1674 r. zwierzył się dyplomatom z myślą absolutystycznego zamachu stanu. Oczywiście byłby to absolutyzm nie na modłę ani miarę Filipów i Ludwików; nikt nie myślał o skasowaniu sejmów, sejmików, trybunałów: ale zamach musiałby uprzątnąć nadużycia "wolnego głosu", ulepszyć kierownictwo polityki zewnętrznej i za- prowadzić sukcesję tronu. Myśl podobała się posłom francuskim, ile że rokowała powstanie na tyłach Habsburgów groźnej potęgi polskiej, znalazła też ogólniko- we uznanie na dworze Ludwika, byle Sobieski sam przez zwycięstwa i podboje utorował sobie drogę do owego "absolutyzmu". Pieniędzy na ten cel gabinet francuski płacić nie myślał, orężem też za daleko mu było do Polski sięgać, za to dyplomatycznie mógł poprzeć Sobieskiego i popierał istotnie, popychając jego chęci zdobywcze w pożądanym dla siebie kierunku. A Jan III, od 1667 r. szczęśliwy ojciec małego Jakubka, mocno przyswoił sobie zasadniczy plan działania: aby rzucić na zewnątrz trawiącą się w troskach o nierządne wolności energię narodową i utrwalić swój ród na tronie przez wielkie czyny wojenno-polityczne. Tylko że wybór orientacji był niełatwy. Serce hetmańskie tęskniło do dalszych bojów z półksiężycem za chrześcijaństwo, ciągnęło nad Dniestr i Dunaj. Umysł królewski przewidywał czy przeczuwał z czasem gorszych nieprzyjaciół w tych trzech państwach, które wówczas nazy- wały się sprzymierzeńcami Polski (Austria i Brandenburgia od 1657 r., Moskwa 462 od 1667), ale które niebawem miały pogwałcić elekcję polską, moralnie w 1697 r., fzycznie w 1733, a po 100 latach miały kraj nasz rozebrać. Te przeczucia wzięły górę w pierwszych latach nowego panowania, studząc zapał Sobieskiego do wojny z Turcją, a obracając jego uwagę przede wszystkim na Prusy Wschodnie i i Węgry. 13. Widoki nadbałtyckie i zakarpackie Wyprawa zdobywcza Ludwika XIV na Holandię (1672) przeistoczyła się niebawem w wojnę z koalicją holendersko-austriacko-hiszpańsko-brandenbur- ską (1674). W styczniu 1675 r. zaatakowała kurfirsta Szwecja, a pod jesień tegoż roku, na wiadomość o klęsce Szwedów pod Fehrbellinem, do wielkiej koalicji przystąpiła Dania, odciągając główne siły szwedzkie do Saksonii. W ten sposób dwie największe potęgi militarne Zachodu i Północy, które wygrały wojnę trzydziestoletnią, ujrzały przeciwko sobie liczebną przewagę państw słabiej zorganizowanych. Sobieski nie wahał się ani chwili w wyborze przyjaciół, którzy by mu pomogli wyzyskać koniunkturę. Z jednej strony powstańcy węgierscy, szukając czynnego poparcia w Polsce przeciwko Leopol- dowi I, ofiarowali koronę św. Stefana bądź Stanisławowi Lubomirskiemu, sta- roście spiskiemu (późniejszemu marszałkowi), bądź też później, przed samą kampanią żórawińską, samemu Sobieskiemu dla królewicza Jakuba. Król od- powiedział na to, że syna potrzebuje dla Polski, ale pozwolił agentom fran- cuskim poprzez kraje Rzeczypospolitej zaopatrywać Węgrów w pieniądze i re- kruta. Jeszcze później w 1677 r. upoważnił król maltańczyka Hieronima Lu- bomirskiego do zwerbowania w Polsce kilku tysięcy ochotników i do pójścia z nim na Węgry na pomoc "kurucom" [Emeryka] T k ly'ego. Z drugiej strony, z Prus Wschodnich, dolatywały do uszu dworu warszaw- skiego prośby o opiekę, płynące z łona szlachty gnębionej przez Fryderyka Wilhelma; nadarzała się sposobność nie tylko do pomszczenia Kalksteina, ale do powetowania i wywrócenia umowy welawsko-bydgoskiej. Na tym tle już w lecie 1674 r. powstał projekt dywersji polskiej bądź przeciwko Hohenzol- lernom - w Prusach, bądź przeciwko Habsburgom - na Węgrzech albo na Śląsku. A I 1 czerwca 1675 r. Sobieski podpisa z Forbin Jansonem w Jaworo- wie formalne tajne przymierze polsko-francuskie, według którego Ludwik XIV miał płacić Polsce 200000 talarów rocznego zasiłku na koszty wojny z elek- torem, dodawać drugie tyle w razie wojny polsko-austriackiej, a nad to 200000 franków jednorazowo na przyspieszenie pokoju z Turcją. Jako cel aliansu wskazano przyłączenie Prus Książęcych do Rzeczypospolitej, zastrze- gając, że pokój może być zawarty nie inaczej, jak za zgodą Francji. 14. Dalsza wojna z Turcją Cała ta akcja była jednak możliwa dopiero pod warunkiem pogodzenia się z Turcją. Nowi sojusznicy słusznie rozumieli, że Porta może się obejść bez posiadania Podola i bez zwierzchnictwa nad Kozaczyzną, że natomiast nie 463 zdoła ona utrzymać obojga wbrew Polsce, Moskwie i Austru, gdyby wystąpiły solidarnie. Interes Turcji wymagał rozłączenia potęg chrześcijańskich. Licząc się z tym, Jan zamówił sobie dobre usługi Francuzów i dążył do zaszczytnego ukończenia niepolitycznej wojny, tj. do odzyskania w miarę możności Kamieńca i Ukrainy w drodze polubownej. Atoli duch zaborczy K prulich ślepy był na wszelkie rachuby. W 1674 r. główna siła Mehmeda IV spadła na Ukrainę, spiesząc na pomoc oblężonemu rzez Moskali w Czehryniu Doroszence. Romodanowskij i [Iwan] Samojłowicz uciekli do siebie, za Dniepr. Sobieski obserwował te zapasy ze Złoczowa; w październiku rozpoczął działania, odzyskał Bar, Mohylów, Kalnik i Bracław, wybierał się pod Kamieniec, szacha perskiego [Sulejmana] zapraszał do przymierza, ale i teraz niechęć Michała Paca odciągnęła z wyprawy Litwinów, uniemożliwiając większe działania zaczepne. Na drobnych utarczkach i bałamutnych rokowaniach z chanem tudzież Doroszenką zeszła najbliższa wiosna. Jesień miała oglądać nowy wielki bój pod Lwowem. Król posterunkami opatrzył całe południe od Białej Cerkwi i Chwa- stowa do Baru i Szarogrodu. W czerwcu poselstwo polskie wstrzymane zostało przez chana w drodze do Konstantynopola, 60000 Turków pod Ibrahimem Szyszmanem i 100000 Tatarów pod Selim Girejem wkroczyło przez Podole na Ukrainę, idąc na Zbaraż i Lwów 6. Zbaraż uległ przemocy dzięki nieskoordyno- wanej z ogólnym planem akcji Dymitra Wiśniowieckiego; Lwów obronił sam król w świetnym ataku husarskim, wykonanym na trzykroć liczniejszy korpus nureddyna (22 sierpnia). Jeszcze kilka zwycięskich potyczek Jabłonowskiego i Sieniawskiego, pościg za dziczą tatarską aż po Suczawę i ziemie polskie, z wyjątkiem Kamieńca, zostały oczyszczone z najeźdźców. Jednocześnie sojusz- nicy Moskale zdobyli Korsuń i Czehryń, przyjęli w carskie poddaństwo Doroszenkę i Sirkę. 15. Żbrawno Dopiero po tych dwóch kampaniach urządził król sobie i Marysieńce ko- ronację w Krakowie (2 lutego 1676); na sejmie koronacyjnym (4 lutego- 14 marca) przeprowadził uchwałę o utworzeniu stutysięcznej armii . Wszakże i to nie zmiękczyło Turków, którzy, znając powolność zbrojeń polskich, zby- wali pogardliwie kroki pojednawcze ambasadora francuskiego [Karola Fran- ciszka de] Nointela, a na sierpień przygotowali nową inwazję. Poprowadził ją w sile 200 000 szabel s i muszkietów Ibrahim Szejtan ("Szatan"), pasza Damaszku. Dzielni partyzanci: [Andrzej] Dymidecki, Michał Rzewuski, [Mi- chał] Zbrożek zdołali opóźnić nieco pochód "Szatana", ale miasta i zamki 6 Armię turecką serdara Ibrahima Szyszmana, liczącą wówczas 20000 żołnierzy, poprzedzało około 10000 Tatarów. Z tymi siłami stoczył Sobieski 24 sierpnia 1675 r. bitwę pod Lwowem. Zob. Z. Wójcik Jan Sobieski, s. 244-247. ' Sejm podjął uchwałę o wystawieniu przez Rzeczpospolitą 60-tysięcznej armii, a jedynie dla odstraszenia przeciwnika rozpowszechniono wieści o formowaniu 100-ty- sięcznej armii. J. Wimmer, dz. cyt., s.191. e Armia turecko-tatarska liczyła około 40000 zbrojnych. Zob. Z. Wójcik Jan So- bieski, s. 251. 464 ruskie, z wyjątkiem Stanisławowa, padały prędzej czy później pod ciężarem mas najezdniczych. Nadbiegł wreszcie w samą porę król i sprawiwszy na nowo całą swą siłę (16000 żołnierzy), spotkał nawałę w świetnie umocnionym obozie pod Żórawnem. Tam, po dwóch tygodniach kanonady i bitew, stra- cili rozpęd muzułmanie i przyjęli, po części dzięki akcji posła francuskiego [Franciszka] Bethune'a, preliminarze pokoju9. Białą Cerkiew i Pawołocz zo- stawiono w rękach polskich, Kamieniec w tureckich; Bar, Międzyboż, Niemi- rów i Kalnik formalnie przyznane Turkom, umyślił Sobieski mimo wszystko zatrzymać przy sobie. Jasyru nie dano. Haracz poszedł w zapomnienie, a cały spór o Podole i Ukrainę został odesłany do załatwienia w drodze dyploma- tycznej przez wielkie poselstwo polskie w Carogrodzie, a przy dalszym pośrednictwie Francji. Zaznaczmy z góry, że owo poselstwo wyruszy dopiero na wiosnę 1677 r. w osobie Jana Gnińskiego, jednego z najzaufańszych po- wierników króla, i mimo najlepszej chęci dworu warszawskiego nie zdoła zażegnać ostatecznej walki między Polską a islamem. 16. Opozycja na sejmach 1676-1677 r Tymczasem wielki plan jaworowski, obliczony na tajemnicę i szybkie wy- konanie, przeniknął do wiadomości wrogów Polski, tracąc przez to ostrze. Austria, zdaje się, pierwsza odgadła i niebezpieczne konszachty polsko-fran- cuskie, i ambicję monarchiczną Jana III. Zaraz też, rzecz szczególna, poszu- kała pomocy do zwalczania dążeń Sobieskiego nie w pokrewnej Branden- burgii, z którą miała stosunki dość naprężone, ale w dalekiej, prawosławnej Moskwie. Tam, 22 października 1675 podpisali pełnomocnicy cesarscy z boja- rami preliminaryjny traktat wzajemnego ubezpieczenia przed Turcją i Pol- ską, i to nie tylko przed napadem polskim na Węgry, ale również przed zamachem Sobieskiego na starodawne, znane wolności polskie. Traktat ten- jeden z najdawniejszych, jakie uknuto celem utrzymania nierządu w Pol- sce - nie wszedł co prawda w życie, bo przeszkodziły temu śmierć Aleksego Michajłowicza i akcja turecka na Ukrainie. Natomiast wewnątrz Rzeczypo- spolitej wywrotowe zabiegi austriackie zbiegły się brandenburskimi i osiąg- nęły znacznie lepszy skutek niż podobne próby polskie w Prusach i na Wę- grzech. Bo też obóz austriacki, zepchnięty do roli opozycji przez tryumf So- bieskiego, nie dał jeszcze za wygraną. W Małopolsce służyli Leopoldowi na czele licznych klientów biskup Trzebicki, Stefan Czarniecki i hetman Dymitr Wiśniowiecki, ten ostatni sowicie opłacany z Wiednia. Na Litwie zgubę knuli Janowi III Pacowie, obaj na równi z Marcjanem Ogińskim, wojewodą troc- kim, pozostający w najczulszej przyjaźni z posłem moskiewskim [Wasylem] Tiapkinem, gotowi raczej zerwać unię i połączyć się z caratem niż znosić rządy Sobieskich, gotowi nawet podsunąć królowi truciznę. A w Wielko- polsce trwał i zakorzeniał się podziemny wpływ kurfirsta, szerzony przez takich warchołów i sprzedawczyków, jak [Wojciech] Breza, starosta nowo- y Po długich rokowaniach, które ze strony polskiej prowadzili: Tomasz Karezewski, oboźny wojskowy i podkomorzy chehnski, Jerzy Wielhorski, w dniu 17 października 1676 r. podpisano rozejm pod Żórawnem. Zob. tamże, s. 251-252. 465 dworski, [Stanisław] Krzycki, [Gabriel] Sokolnicki, podkomorzy kaliskilo, i niepoprawny, o lat 20 za długo żyjący, Jan Leszczyński. W ciągu 1675 r. główni malkontenci wszystkich trzech prowincji zawiązali tajemną konfederację celem niedopuszczenia do koronacji Sobieskiego; niektórzy skłonni byli podobno przeboleć to nieszczęście, byle przeszkodzić koronacji Marii Kazimiery, rozwieść ją z mężem i ożenić króla z Eleonorą. Kiedy nadzieja ta zawiodła, spiskowcy wytężyli siły, aby udaremnić akcję króla w Prusach i na Węgrzech. Jeszcze przed sejmem koronacyjnym słychać było szepty, że cesarz i elektor nie dopuszczą do pokrzywdzenia swobód szlacheckich; podczas sejmu opozycja kołatała do posłów austriackich o wyraźną obietnicę protekcji; po sejmie, który w gruncie rzeczy był zwycięstwem dworu, bezskuteczność uchwał o zbroje- niach przeważnie była znowu zasługą [Dymitra] Wiśniowieckiego i towarzyszy. Znacznie gwałtowniejsze starcie stronnictw nastąpiło na pierwszym sejmie zwyczaj- nym (w Warszawie,14 stycznia-27 kwietnia 1677 r.), już po rozejmie żórawińskim, kiedy dwór przystępował do realizowania swych planów północnych. Widać już było wyraźnie, że sejm nie zatwierdzi jednomyślnie przymierza z Francją ani też nie uchwali wypowiedzenia wojny Fryderykowi Wilhelmowi, że zatem trzeba będzie wciągać Rzeczpospolitą do imprezy pruskiej pośrednio, sposobem dawnym Zyg- munta III albo późniejszym Augusta II. Dwór myślał o skleceniu przymierza ze Szwecją, która, chcąc skutecznie działać w Prusach, potrzebowała polskiej rękojmi przeciwko podejrzanej Moskwie. Temu planowi poseł kurfrsta, [Jan] Hoverbeck, przeciwstawił propozycję przymierza polsko-brandenburskiego celem odzyskania dla Polski Inflant. Plan taki leżałby w interesie Litwy, bo otworzyłby jej wolną żeglugę do Rygi, gdyby nie to, że słaby eksport z Wielkiego Księstwa korzystał ze znacznych dogodności w Królewcu. Pacom też więcej zależało na osłabieniu pozycji Sobieskiego niż na zdobyciu Intlant. Oczywiście Jan III nie dał się zbić z tropu ofertą Hoverbecka, wiedząc dobrze, czym byłyby dla Rzeczypospolitej odzyskane bliskie Prusy, a czym dalekie, trudne do obronienia przed Moskwą i Szwecją Inflanty. Ale opinię szlachecką łatwiej było zmącić i o to głównie chodziło. Ze swojej strony nuncjusz [Franciszek] Martelli wymógł na Sobieskim (6 marca 1677) obietnicę zerwania ugody żórawińskiej z chwilą dojścia do skutku przymierza panów chrześcijań- skich. Rzecz prosta, obietnica ta na razie do niczego nie obowiązywała; inne sukcesy, osiągnięte przez obóz austriacki na sejmie, też poważniej wyglądały na pozór, niż się przedstawiały w rzeczywistości. Tak np. wznowienie z Austrią aliansu 1657 r., chociaż istotnie doprowadzone do skutku 24 kwietnia, miało charakter raczej platoniczny; uchwalone przez sejm odnowienie paktów welaw- skich 11 również dawało się w praktyce ominąć, skoro nie Polacy, lecz Szwedzi mieli zdobywać Prusy Wschodnie. Redukcję wojska koronnego do zwykłej, pokojowej liczby 12000 przeforsowali Pacowie i ich przyjaciele z rzeczywistą ujmą dla powagi państwa, ale bez szkody dla planów króla, który właśnie z rozpuszczonych oddziałów najłacniej mógł werbować ochotników celem lo pobierali oni wówczas stałe pensje od elektora brandenburskiego. W. Breza- 1000 talarów, Gabriel Sokolnicki, wówczas stolnik kaliski, 500 ilorenów, a podko- morzy kaliski, Stanisław Krzycki -1200 ilorenów. Zob. K. Matwijowski Pierwsze sejmy z czasów Jana I11 Sobieskiego, Wrocław 1976, s.151. 11 ponownie zaakceptowano pakta welawsko-bydgoskie 17 maja 1677 r. Zob. tamże, s. 233. 466 przekomenderowania ich do szwedzkiej wyprawy. Spory w izbach ujawniły tak krańcową rozbieżność poglądów na interesy zagraniczne Rzeczypospolitej, że tylko wypadki zewnętrzne mogły rozstrzygnąć, który prąd przeważy w polityce: francuski czy też austro-brandenburski. 17. Kryzys (1677-1678) Zaraz po sejmie król pojechał do Gdańska pod pozorem rozsądzenia sporów między patrycjatem miejskim a pospólstwem; w rzeczywistości pragnął zbli- żyć się do upragnionego morza, utwierdzić swój wpływ w bogatym mieście, dopilnować z bliska roboty politycznej na terenie pruskim i dokończyć roko- wań ze Szwedami. Od czerwca Szczecin był oblegany przez Brandenburczy- ków, a spadkobiercy Karola Gustawa wciąż nie okazywali zdolności do ener- gicznego czynu. 21 sierpnia podpisano z posłem [Andersem] Lilieh kiem tajną konwencję, na mocy której rząd szwedzki zobowiązał się przysłać na podbój Prus Wschodnich 8-10000 wojska, Sobieski miał dodać 6-7000 prywat- nego zaciągu. Prowincja, zdobyta wspólnym wysiłkiem, bez udziału Rzeczy- pospolitej, przeszłaby na własność Jana III i jego następców; tylko Kłajpedę mogliby Szwedzi zatrzymać w okupacji do końca wojny. Równocześnie Hiero- nim Lubomirski uzbroił czterotysięczny oddział posiłkowy i posłał go na Węgry, gdzie też niebawem podniecony ruch powstańczy wybuchnął zdwojonym płomieniem. W listopadzie, aby przyspieszyć zerwanie, posłał Sobieski Jana Górzyńskiego do Berlina z szeregiem wyzywających żądań. Czekano tylko na wkroczenie Szwedów. Tu wszakże ciężki nastąpił zawód: generał [Bengt] Horn przeczekał upadek Szczecina, przetrwonił fundusze wojskowe, krótko mówiąc, zmarnował zupełnie pomyślny moment. Nie zmarnowali tymczasem ani chwili przeciwnicy. Elektor, dowiedziawszy się przez nieostrożność Szwe- dów o traktacie gdańskim, zaprotestował przeciw przemarszowi Horna przez Kurlandię i Litwę, i zapowiedział, że jako sojusznik Polski na podstawie traktatu bydgoskiego poszuka wrogów, gdziekolwiek będą się znajdowali. W Wiedniu, za pośrednictwem Duńczyków, porozumieli się Austriacy z Bran- denburczykami względem wspólnej akcji korupcyjnej w Polsce. Byłoby oczy- wistą przesadą twierdzić, że grube sumy, ofiarowane wówczas Wiśniowieckie- mu (100000 guldenów), Pacom, Jabłonowskiemu, zwichnęły całe przedsię- wzięcie pruskie, niemniej, przy obojętnym wobec spraw bałtyckich nastroju ogromnej większości narodu, kiedy politykę frankofilską Sobieskiego popiera- li tylko nieliczni wtajemniczeni panowie, jak podkanclerzy [Jan] Wielopol- ski, Hieronim Lubomirski, nowy prymas [Andrzej] Olszowski, biskup [ka- mieniecki, Stanisław] Wojeński (negocjator umowy gdańskiej), Gniński, [Jan] Bąkowski, wojewoda pomorski, wobec kuszących zachęt przeciwnych Fryde- ryka Wilhelma, wobec niedołęstwa Szwedów, a nade wszystko nierozwikłanej sytuacji na południowym wschodzie, nawet owe srebrniki niemieckie mogły odegrać i odegrały istotnie rolę deprymującą. W lutym 1678 r. Król opuścił Gdańsk, nie doczekawszy się Szwedów. Po trosze nadchodziły z Carogrodu i z Ukrainy wiadomości, które podcinały wszelką żyłkę zaczepną wobec Pół- nocy. Gniński donosił, że nowy wezyr Kara Mustafa, pyszałek i drapieżnik podobny do K prulego, nie chce słyszeć nie tylko o zwrocie Kamieńca, ale 467 i o utrzymaniu przez Rzeczpospolitą czterech twierdz ukraińskich. Kawaler [Samuel; Proski, zmuszony do towarzyszenia Turkom w wyprawie na Ukrai- nę, malował straszną potęgę najeźdźców, ich dwukrotny atak na obsadzony przez Moskwę Czehryń, który też niebawem (w sierpniu 1678) miał sig za- mienić w kupę gruzów. Ostatni konsekwentny krok postawił Sobieski na obranej drodze na radzie senatu w Lublinie (w kwietniu). Uchwalono tam ratyfikować rozejm żóra- wiński i wydać Turkom Bar, Międzyboż, Niemirów i Kalnik; zarazem wy- słano do Moskwy [Michała] Czartoryskiego, wojewodę wołyńskiego, i [Kazi- mierza Jana] Sapiehę, połockiego, na dalsze układy o Kijów; ci wyzyskując ciężkie położenie Czehrynia, wymogli przynajmniej przy renowacji rozejmu (17 sierpnia) wypłatę 2000000 złotych, jako też zwrot Newla, Wieliża i Sie- bieża. Wreszcie około tegoż czasu zaszły wypadki, które spowodowały zupełny zwrot w polityce Sobieskiego. Wiśniowiecki i Jabłonowski przecięli komuni- kację poselstwa francuskiego z Węgrami. Pacowie groźnie stawili czoło prze- marszowi Szwedów, co więcej, król wpadł na trop wielkiej konspiracji Wi- śniowieckiego i Trzebickiego z Karolem Lotaryńskim (od 6 lutego mężem Eleonory), zmierzającej do oddania Krakowa i Częstochowy w ręce austriackie oraz osadzenia Lotaryńczyka na tronie polskim. Szybko zapobiegł król za- machowi, ale niemniej szybko ocenił niebezpieczeństwo rozbratu z opinią ogó- łu i zwołując na 14 grudnia sejm do Grodnal2, przygotował nań program nowej polityki. 18. Sejm grodzieński 1678/1679 r. Obradował wśród odgłosów milknącej burzy na Zachodzie, ale też pod wra- żeniem końcowych strzałów wojny szwedzko-brandenburskiej. Ludwik XIV, rozbiwszy solidarność swych wrogów, kończył wojnę z Holandią i Habsbur- gami jako tryumfator; Szwedzi w ostatniej ćhwili zdobyli się na przemarsz, aby niezwłocznie ponieść porażkę od kurfirsta pod Kuckernese (30 stycznia 1679) i uciec przez Żmudź do Rygi, po czym już tylko Francja mogła ich ura- tować od zemsty zwycięskiego, ale opuszczonego przez przyjaciół Fryderyka Wilhelma. W tych przykrych chwilach dwór z wielką zręcznością nie tylko uniknął na wyborach klęski, ale nawet stworzył sobie w izbie poselskiej po- kaźną, lojalną większość. Z obu stron ściągnęły na sejm żywioły gotowe do walki. Wiśniowiecki i Pacowie, wsparci przez Hoverbecka i posła cesarskie- go [Wenzla] Altheima, gotowali oskarżenie przeciwko [Hieronimowi] Lubo- mirskiemu o jego praktyki na Węgrzech, odmawiali Szwedom prawa prze- marszu, a przyznawali je Brandenburczykom. Bethune podniecał króla do wytrwałości, a sam w sekrecie, podobnie jak obaj dyplomaci niemieccy, spo- sobił się do zerwania sejmu. Niezaprzeczenie Sobieski miał do zarzucenia mal- kontentom gorsze zbrodnie niż oni Lubomirskiemu, bo i samowolną akcję Paców przeciwko Szwedom i spisek Wiśniowieckiego oraz towarzyszy z Lo- taryńczykiem; cóż, kiedy nie mógł ani jednym, ani drugim dowieść winy, lz Sobieski zwołał sejm walny do Grodna na dzień 15 grudnia 1678 r. Zob. Z. Wójcik Jan Sobieski, s. 285. 468 a gdyby nawet mógł, to odsłaniając rzeczywiste oblicze opozycji, naraziłby tylko sejm na zerwanie. A tu chodziło o zgodne zajęcie stanowiska wobec niebezpieczeństw grożących z południa, o nowe zbrojenia, nową inicjatywę dyplomatyczną, teraz już stanowczo przeciwturecką. Skończyło się na kom- promisie. Uchwalono odwołanie kup swawolnych z Węgier, oprawę dla kró- lowej, podniesienie wojska koronnego do 32000, litewskiego do 1000013 upoważniono króla i wielką delegację ze 116 senatorów i posłów do powzię- cia decyzji w sprawie stosunku do Turcji zależnie od tego, jaki rezultat przy- niosą poselstwa wyprawione do dworów europejskich z zachętą do utworze- nia ligi chrześcijańskiej. Pierwszy rozdział dziejów królewskich Sobieskiego został tedy zamknięty odwrotem na całej linii. Lata przejściowe 19. Jeszcze o motywach zwrotu w polityce Sobieskiego Nie sama tylko trudność przeparcia na sejmach wojny pruskiej wbrew opozycji Wiśniowieckiego i Paców skłoniła króla do rezygnacji, wszak osta- tecznie można było działać przez konfederację, przez zamach stanu. Podsta- wy nowego zwrotu były inne i po części głębsze. Niezależnie od znanych nam okoliczności zewnętrznych, pewną rolę odegrały pobudki osobiste, mianowi- cie urażona miłość własna królowej Marii Kazimiery, wbrew której niełatwo było zakochanemu mężowi forsować swe plany. Ludwik XIV nie bez racji traktował Marysieńkę jako swoją dożywotnią poddankę, skoro ona sama, za- pominając o swej godności monarszej, raz po raz kołatała o różne zyski ma- terialne dla siebie lub rodziny; król francuski odmawiał jej w razie przyjazdu do Francji królewskiego przyjęcia, jej ojcu, staremu hulacel4, nie chciał przy- znać tytułu parowskiego, samemu Sobieskiemu wzbraniał się zwrócić sumy wyłożone niegdyś na popieranie kandydatury Longueville'a. Były to wszakże jeno ostatnie krople, które przepełniły czarę urazy do Francji. Ważniejsze mo- tywy tkwiły w samych założeniach duchowych ówczesnej polityki polskiej, z konieczności przystosowującej się do popędów mas. Pierwotna orientacja Sobieskiego, usprawiedliwiona poniewczasie późniejszym obrotem dziejów, tra- fiła do przekonania tym nielicznym umysłom, które wierzyły w straszną prze- powiednię Jana Kazimierza; dla szerokiego ogółu przewidywanie rozbioru nie było dostępne. Ogół pamiętał rabunki i pożogi szwedzkie, a nie zgadywał roli dziejowej Hohenzollernów; nie mógł przeboleć Buczacza, jasyrów, utraty Po- dola i połowy Ukrainy, a przebolał Andruszów, Smoleńsk, Kijów i wolał uni- kać trudnej wojny moskiewskiej. Interesy ogromnej części możnowładztwa 13 Na wypadek wojny z Turcją uchwalono 36 000 żołnierzy z Korony, a 12 000 z Litwy. Zob. tamże, s. 291. 14 Ojcem Marysieńki był Henri Albert d'Arquien de la Grande (1613-1707), ka- pitan gwardii przybocznej Filipa, ksigcia Orleanu, od 1678 r. przebywający na dworze Sobieskiego. 469 pchały hzeczpospolitą do odzyskania awulsów południowo-wschodnich, ale i znaczna większość drobniejszej szlachty nierównie żywiej odczuwała aktual- ne niebezpieczeństwo tureckie niż przyszłe niemieckie. Fala uczuć przeciwmu- zułmańskich, starannie poddymana z Rzymu i Wiednia, wzbierała. Jeżeli jaki nastrój mógł jeszcze porwać pogrążający się w biernym domatorstwie naród, to właśnie było nim uczucie żalu i upokorzenia oraz zapał do walki krzyżowej z półksiężycem. Ten ton religijno-wojenny, zanim ogarnął rzesze, odzywał się z utworów największych poetów owej doby, Wacława Potockiego i Wespazja- na Kochowskiego; w te struny umiał uderzać nuncjusz Martelli, nuncjuszowi wtórowało niższe zwłaszcza duchowieństwo, duchowieństwu coraz chętniej wtórował naród. Pod znakiem krzyża, w oparciu o ten nastrój opinii publicz- nej, można było obiecywać sobie osiągnięcie niejednego celu polityki domo- wej, niedostępnego przy innej orientacji na zewnątrz. 20. O lepszy rząd Myśl dynastyczna przewija się przez wszystkie etapy polityki Jana III. Król dąży do zapewnienia synowi takiego stanowiska, aby Polacy we wła- snym interesie musieli obrać go na następcę, a zagranica musiała ten wybór poprzeć. Czy zanosi się na utwierdzenie rządów polskich nad brzegiem Bał- tyku przez wiadome plany zaborcze, przez rozjemstwo w sporach gdańskich, przez rozgospodarowanie się w Pucku lub projektowany nabytek Połągi, czy błyska nadzieja owładnięcia Węgrami albo Wołoszą, zawsze towarzyszy tym planom chęć utorowania drogi do tronu Jakubowi. Stąd wczesne i liczne pro- jekty małżeństw między Jakubem i księżniczką bourbońską, albo przynajmniej z elektorówną bawarską spowinowaconą z Bourbonami, albo od 1678 r. z arcy- księżniczką. Król nie spocznie, dopóki nie osiągnie przynajmniej połowiczne- go w tych staraniach sukcesu. Wiedzą o tych chęciach sąsiedzi i próbują wytargować na Sobieskim realne korzyści państwowe w zamian za perspekty- wę poparcia jego rodowych ambicji. W Polsce ambicje te wywołują łatwo zrozumiały opór. Król parę razy próbował na naradach wojennych lub sena- torskich sondować grunt dla elekcji vivente rege. Rzadko kto - poza grupą regalistycznie myślących biskupów - odzywał się z zachętą, niejeden z gwał- townym sprzeciwem. Wyjątkowego jakiegoś śmiałka, co na radzie senatu w styczniu 1680 r. zalecał rząd monarchiczny, chciano oddać pod sąd; od króla żądano uroczystego wyparcia się sukcesyjnych planów. Miał słuszność Ludwik XIV: dopiero przez sławę droga wiodła do praw dynastycznych, a sła- wę można było osiągnąć chyba w harmonu z większością narodu, a nie na przekór. Podobnie rzecz miała się z reformą rządu i prawodawstwa. Absolu- tystów zachodniego albo wschodniego pokroju darmo było szukać w Polsce i wówczas, i potem. Nawet kto chwalił z daleka rząd despotyczny, nie wie- dział, co chwali, nie zgadywał możliwej drogi pośredniej między czystą mo- narchią a złotym nierządem. Ale wołanie o silniejszy rząd niezupełnie ucichło od czasów Ludwiki Marii... Niestety o tym, jak sobie regaliści wyobrażali ulepszony rząd, brak dokładniejszej wiadomości, a oni sami zapewne nie na wszystkie zagadnienia mieli gotową odpowiedź. W pierwszym roku tego pa- nowania biskup [Andrzej] Załuski rozpisał się obszernie w tajnym memoria- 470 le na temat różnych usterek polskiego parlamentaryzmu, rządu, administracji, dyplomacji, skarbowości, wojska. Autor w zasadzie jest za głosowaniem więk- szością, ale pod warunkiem, że głosowanie będzie tajne, a posłowie zaprzy- siężeni. Przechodząc atoli do konkretnego projektu, dopuszcza nie tylko sku- teczny opór mniejszości co najmniej trzech sejmików, ale też możność zerwa- nia sejmu, znowu pod warunkiem, że zrywacz nie wyjedzie z miasta, zanie- sie manifest do grodu (też pod przysięgą na uczciwość) i podda się wyro- kowi trybunału, który orzecze o ważności jego postępku. Poza tym radzi Za- łuski przyznać królowi absolutne prawo veta w materiach prawodawczych 3 głosy w sądzie sejmowym i swobodę wypowiadania wojny; komendę nad wojskiem skupić w rękach jednego hetmana naczelnego; skrócić do kilku ty- godni bezkrólewia, ograniczyć obecność króla przy wojsku do najważniej- szyeh wypadków, znieść niektóre przywileje szkodliwe dla monarchy; wpro- wadzić i nieugięcie stosować kary za korupcję, częściej uszlachcać zasłużonych żołnierzy. Z tych pomysłów jeden można śmiało zapisać na rachunek całego obozu regalistycznego, mianowicie: żądanie uniezależnienia polityki zewnętrz- nej od sejmu; tę samą bowiem myśl wypowiada bardzo oględna i rozsądna broszura współczesna pt. Examen wolności polskiejl5, gdzie wolność przed- stawiona została dość zgodnie z rzeczywistością jako prerogatywa wielkich panów, a nie całej szlachty. Prymas [Jan Stefan] Wydżga (następca Olszow- skiego), powiernik skrytych myśli królów, śmiał radzić na sejmie grodzieńskim, aby dać królowi na 3 lata pełnomocnictwo do wszelkich reform; biskupi za swe regalistyczne stanowisko zyskali w ustach nuncjatury epitet: vili servi della cortel6. Kanclerz Wielopolski, od 1678 r. szwagier królowejl , obmyślał wzmocnienie rządu w duchu francuskim; Gniński, znany i niepopularny ja- ko osor Iibertatisls, powtarzał zawsze, że wolność polska sama siebie zgubić musi, a dążąc do monarchicznego zamachu stanu, radził królowi, aby szukał oparcia w pospolitym ruszeniu, podobnie jak to czynił Michał. Słowem, za- mysłów nie brakło, ale zostawały one tajemnicą nieśmiałych, bezsilnych no- watorów, nie przedostając się w dziedzinę haseł bojowych, nie zapładniając żadnej publicystyki. Delikatnie, oględnie zalecał król w instrukcjach na sej- miki (np. w r. 1688, 1689, 1693) uporządkowanie obrad i usunięcie przynaj- mniej tego krzyczącego nadużycia, kiedy sejmiki udaremniają wykonanie uchwał sejmowych. Skończyło się na ułożeniu regulaminu, który określał ogólny porządek czynności w izbie poselskiej, ale nie podawał żadnego środ- ka na powściągnięcie warchołów, którzy by swym "nie pozwalam" gwałcili ustawę. Dojdzie też za panowania Sobieskiego do takich orgii nierządu sej- mowego, że zupełną prawdą okażą się słowa Egzaminu: "Żadne stworzenie Boskie nie jest trudniejsze do traktowania (difficilius tractatu) nad ludzie i między ludźmi żadna nacja nad Polaków, dlatego że w rządach państwo- wych (in regimine status) nie to się im podoba, co by do utrzymania (ad conservationem) ich służyć miało, ale jeno to, co zwiększa (auget) nierząd i niezgodę". ts Nie udało się ustalić bliższych danych bibliograficznych. 16 (wł.) tchórzliwych niewolników zamysłów (planów) królewskich (dworskich). 1' Siostra królowej Marysieńki, Maria Anna d'Arquien (zmarła w 1733 r.), od 1678 r. była trzecią żoną kanclerza koronnego, Jana Wielopolskiego. Is (łac.) wróg wolności. 471 21. Kozaczyzna. Unia i dyzunia Za śladem wielkich hetmanów z początku XVII w. starał się Sobieski utrzy- mać pod polskim rządem pułki kozackie. Zżyty z ludem ruskim jak nikt inny, obdarzony niezwykłą umiejętnością chwytania za serce żołnierza wszel- kiego gatunku broni i pochodzenia, przedłużył byt polskiej Kozaczyzny o lat kilkadziesiąt w czasach, kiedy sejm wyrzekł się wszelkiej myśli przejednania ludu ruskiego gruntowną reformą. Na przekór Rosji, która z Przeddnieprza chciała zrobić bezludny teren graniczny, osadzał tam król wiernych Rzeczy- pospolitej Kozaków i miewał na ich czele oddanych wodzów, jak [Bazylego] Hohola, [Stefana] Kunickiego, [Andrzeja] Mohyłę, [Stanisława] Druszkiewi- cza. Bywały chwile np. w 1682 r., kiedy i Kozacy ze strony carskiej potajemnie znosili się z Sobieskim, ofiarowując swoje służby przeciwko Moskwie, wstrzą- śniętej fermentem wewnętrznym. Na ogół były to po Chmielnickim i Doro- szence próby prawie beznadziejne i liczba Kozaków takiego Kunickiego lub Mohyły nie dochodziła zwykle do 10000; z wpływem polskim zawsze konku- rował tatarski lub moskiewski, i zwłaszcza pod koniec tego panowania tacy pułkownicy, jak [Semen] Palej i Samuś [Iwanowicz], zachowywali się nader dwuznacznie. Tym bardziej zależało Janowi [Sobieskiemu] na tym, aby usunąć źródło niechęci utrudniających pożycie ludu ruskiego z polskim ziemiaństwem. Pod- czas swych wojen tureckich dbał król o ludzkie obchodzenie się z chłopstwem na Ukrainie, o szanowanie religii greckiej i nad złagodzeniem waśni między unią i dyzunią gorliwie pracował. "Gdybym kiedykolwiek zdołał - pisał do papieża Innocentego XI (1685) - dokonać pojednania licznych państwa mego kościołów ruskich ze Stolicą Apostolską, uważałbym ze wszystkich przysług, oddanych sprawie Chrystusa, tę za najważniejszą." Przyczynił się tedy król do zwołania w styczniu 1680 r. synodu lubelskiego (collegium lublinense), na którym przedstawiciele obu ruskich wyznań mieli obmyślić modus viven- di, środki prowadzące do wzajemnego zbliżenia, jeżeli nie zupełnego połą- czenia pod zwierzchnością papieża; naradę tę zerwali mnisi dyzuniccy jako zwołaną bez wiedzy patriarchy carogrodzkiego. Bez skutku przeszedł i podob- ny synod w Warszawie następnego roku. Król, naciskany z Rzymu o odebra- nie wszelkich praw dyzunitom, wzbraniał się do ostatka, okazując tym, jak słusznie jeden z nuncjuszów pomawiał go o liberalny zakrój myśli (legendo pessimi libri) 19 ; ale będąc człowiekiem głęboko religijnym, nie mógł odma- wiać poparcia coraz silniejszej propagandzie unickiej, zwłaszcza gdy ta pro- paganda zdawała się wróżyć zupełne zjednolicenie społeczeństwa pod wzglę- dem wyznaniowym. Jakoż, w 1682 r. dyzunicki biskup przemyski Innocenty Winnicki złożył prywatne, a po 10 latach publiczne wyznanie wiary kato- lickiej; to samo w sekrecie uczynił już w 1667 r. biskup lwowski Józef Szum- lański, ale dopiero pod koniec 1694 r. udało mu się na synodzie i zjeździe Iwowskim wydobyć od niższego duchowieństwa obietnicę przyjęcia unii, któ- rej dotrzymanie odwlekło się jeszcze do 1700 r. 19 (łac.) najgorsze do czytania książki. 472 22. Starania o ligę chrześcijańską Zanim zmiana frontu po sejmie grodzieńskim przyniosła konkretne, lubo częściowe tylko owoce, upłynęły całe 4 lata. Rzecz to zupełnie zrozumiała. Trzeba było w kraju pokonać wiele tarć, za granicą trzeba było doczekać się pomyślnej koniunktury. Byli ludzie, jak Morsztyn, Grzymułtowski, poniekąd Jabłonowski, zbyt ścisłą związani sympatią z Wersalem a zbyt mało przy- wiązani do Sobieskiego, aby przez samą lojalność wobec niego przybrać od razu barwy austriackie. Byli inni wśród przeciwników Francji, którzy pod pozorami innego rozumienia polskiej racji stanu za głęboko zabrnęli w anta- gonizmie wobec dworu, by teraz iść na rękę rodzinie Sobieskich. W ogóle król, jeżeli nie tracił naraz przez swój zwrot poparcia wszystkich dawnych fran- cuzomanów, to i nie zyskiwał od razu wszystkich austrofilów. Zwłaszcza na Litwie skutki wichrzycielskiej roboty Paców przetrwały samych wichrzycieli; niech tylko hetman i kanclerz zamkną powieki - pierwszy 4 kwietnia 1682 r., drugi 10 stycznia 1684, a zaraz staną na ich miejscu w roli przywódców opo- zycji i krzewicieli separatyzmu Sapiehowie, umyślnie wyprotegowani przez dwór przeciw Pacom, i znowu trzeba będzie stwarzać im przeciwwagę w Ra- dziwiłłach, spokrewnionych z dworem (przez Katarzynę, siostrę króla a żonę Michała Kazimierza Radziwiłła, podkanclerzego litewskiego). Jeszcze więcej pozostawiały do życzenia stosunki międzynarodowe. Chwilo- wo zdawało się, że chwila pomyślna dla ligi nadchodzi. Na wiadomość o po- koju nymwegeńskim (5 lutego 1679 r.) sejm wysłał, jak wiemy, poselstwa do różnych dworów z zaproszeniem do wspólnej obrony chrześcijaństwa. Poje- chali: do Francji Andrzej Morsztyn, do Moskwy [Cyprian Paweł] Brzostowski, referendarz litewski, do Anglii i Holandii Władysław Morsztyn, do Wiednia, Wenecji i Rzymu Michał Radziwiłł. Prawie wszyscy trafili na grunt nie- wdzięczny. Przed Morsztynem Król Arcychrześcijański [Ludwik XIV] chwalił piękne zamiary Jana III, ale też dawał do zrozumienia, że nie chce dla nie- pewnych widoków ligi narażać handlu lewantyńskiego swych poddanych. F ancja - mówili dyplomaci wersalscy w Warszawie - da Polsce większą pomoc przeciwko Turkom niż inne państwa, ale dopiero wówczas, gdy doj- dzie do skutku koalicja chrześcijańska. Wenecja za podszeptem francuskim źle przyjęła Radziwiłła. Cesarz, odpowiedzialny za całość szarpanej przez Francję Rzeszy i przeważnie zajęty rywalizacją z Ludwikiem XIV w Niem- czech, od kiedy Ludwik przestał mu buntować Węgrów, nie potrzebował po- mocy przeciw Turkom i podczas rokowań z Sobieskim przeciwstawił jego planowi przymierza zaczepnego przymierze obronne, które Polsce nie mogło dać Kamieńca, natomiast Austrii dałoby swobodę działania na Zachodzie. Wreszcie dwór moskiewski, który po upadku Kamieńca przez usta Aleksego Michajło- wicza nawoływał był całe chrześcijaństwo do wspomagania Polski, teraz, zajego następcy (Fiodora Aleksiejewicza, 1676-1682), nie obiecywał żadnych subsy- diów, bardzo tylko skromne posiłki, a i te odkładał do chwili ostatecznego załatwienia sprawy Kijowa. Zupełnie pogrzebane zostały widoki pomocy moskiewskiej z chwilą, kiedy car zawarł z Turcją w Radzyniu w styczniu 1681 r. rozejm dwudziestoletni, zapewniający caratowi granicę Dniepru2o. 20 Traktat pokojowy rosyjsko-turecki podpisano w Bakczysaraju. Zob. Z. Wójcik Jan Sobieski, s. 303. 473 23. Intrygi brandenbursko-francuskie Najgorszym nieprzyjacielem Jana III był aż do ostatniego tchnienia Fryde- ryk Wilhelm. Założyciel i twórca nowoczesnej polityki Hohenzollernów wo- bec Polski, po ujawnionych a rozchwianych planach Sobieskiego na Prusy Wschodnie uświadomił sobie wiekuiste przeciwieństwo między Berlinem a Warszawą i wytrwale podkopywał państwowość polską. Opuszczony w Nym- wegen przez sojuszników, musiał przyjąć przy pacyfikacji z Francją i Szwecją narzucone przez Ludwika warunki; potem przez zemstę przeszedł na stronę Francji i zawarł z nią w Saint Germain 25 października 1679 r. tajny alians, w którym obiecał popierać do następstwa po Sobieskim królewicza Jakuba albo, w razie niemożności jego obioru, innego kandydata francuskiego. Tym atutem myślał Ludwik XIV skłaniać Jana III do wiernego trwania w obozie francuskim. Zanim wszakże posłowie francuscy (Forbin Janson, przysłany powtórnie w sierpniu 1678 r. wraz z markizem [Franciszkiem] Vitrym) ujawnili Sobieskiemu tę umowę, elektor wymówił się, że królewicza popie- rać żadną miarą nie może i wprowadził dyplomację wersalską w Polsce na tor intrygi przeciwrządowej. Już od 1680 r. płatni słudzy obu tych dworów: Morsztyn, Jabłonowski, Sapiehowie z jednej strony, a Grzymułtowski, Breza, [Władysław] Przyjemski z drugiej, działają razem i razem ściągają na kraj klęskę - zerwanie sejmu warszawskiego 1681 roku (10 stycznia-24 maja), na którym Sobieski chciał przeprowadzić niezbędne dla przyszłej ligi zbró- jenia. Do zamącenia zgody domowej przyczyniła się głównie sprawa małżeń- stwa Ludwiki Karoliny Radziwiłłówny, godnej latorośli zdrajcy Bogusława, dziedziczki ogromnej fortuny, nagromadzonej częściowo po Olelkowiczach, Hlebowiczach i Sapiehach, a obejmującej m.in. 4 ważne zamki: Siebież, Kopyl, Słuck i Birże. Elektor, główny opiekun, wiedząc, że o rękę księżniczki (wów- czas jeszcze niepełnoletniej) starać się zamierza dla syna Jan III, za radą Grzymułtowskiego spiesznie wydał ją za syna swego, margrabiego Ludwika (7 stycznia 168 I r.). Król odgadł w tym postępku nie tylko zamach niemiecki na wielką połać Litwy, ale i zapowiedź późniejszej rywalizacji o koronę pol- ską; starał się więc pobudzić sejm do zajęcia dóbr radziwiłłowskich na tej podstawie, że według litewskiego statutu sierota wychodząca za mąż bez pozwolenia opiekunów (tj. reszty Radziwiłłów) odpada od majątku. Tę elekcję podcięli radykalnie polscy obrońcy elektora, działający pod kierownictwem Hoverbecka i Vitry'ego; jednocześnie zaatakowali oni plan aukcji wojska jako niebezpieczny dla dobrego sąsiedztwa z Brandenburgią. Daremnie król wy- cofał swój projekt w sprawie Radziwiłłówny; 23 maja Wielkopolanin Przy- jemski zerwał sejm, a namówili go do tego Grzymułtowski i Morsztyn, który w ten sposób nie tylko chciał dogodzić swym cudzoziemskim protektorom, ale zarazem uniknąć rozrachunków podskarbińskich z deputacją sejmową. 24. Na drodze do przymierza z Austrią Moment powstania ligi mimo wszystko dojrzewał. Dumny cesarz Leopold nie umiał lub nie chciał przejednać Węgrów, aż doprowadził do tego, że T k ly poddał się Turcji jako lennik (w lipcu 1682 r.), w zamian za co otrzy- 474 mał tytuł króla i obietnicę skutecznej pomocy w walce z uciskiem niemieckim. Jeszcze dumniejszy od Leopolda Mehmed IV, skończywszy z Moskwą, nie- zwłocznie jął przygotowywać napad na posiadłości Habsburgów. Teraz do- piero, słysząc wyzywające żądania ewakuacji szeregu twierdz węgierskich, widząc siły T k ly'ego rosnące do 60000, zrozumieli ministrowie cesarscy, że nie czas rywalizować z Ludwikiem o wpływy w Nadrenii, kiedy sułtan grozi samemu Wiedniowi. AIe po Wiedniu musiałaby przyjść kolej na Kraków, po Kamieńcu - na Lwów. Wspólne niebezpieczeństwo zagłuszyło wzajemną niechęć, kazało Sobieskiemu przeciąć nić intryg francuskich na Węgrzech i w ciągu zimy 1682-1683 doprowadziło do zupełnego porozumienia w sprawie Iigi. Pozostawało przeforsować gotowy traktat przez sejm i zamienić go w czyn zbrojny. Nigdy dobitniej, jak w przeprowadzeniu aliansu austriackiego, nie okazał Sobieski, że stać go nie tylko na bujny animusz, wzniosły zapał, serdeczne odczucie górnej idei, aIe też na bezwzglgdne przełamanie oporu i nawet na pominięcie drobnych skrupułów na drodze do wielkiego celu. Grudniowe sejmiki wyborcze (16 tegoż miesiąca) przeszły wśród tak zajadłej walki, że 16 zgromadzeń rozeszło się bezowocnie. Wybory powtórne umocniły pozycję dworu, ale i one nie przesądziły kwestu, czy naród w tej wyjątkowej chwili uchwali jednomyślnie rzecz dotąd nie praktykowaną - przymierze o ten- dencji odwetowo-zaczepnej. Nie było jeszcze wśród ogółu owego entuzjazmu, który zrodzić miała wyprawa wiedeńska, jeszcze podszept francuski łatwo tra- fiał do serc niechętnych Habsburgom. Aby wigc stworzyć ową jednomyślność, stronnicy ligi pod dozorem nuncjusza [Opicio] PaIIaviciniego i posła cesar- skiego użyli wszelkich środków moralnych i materialnych. [Jan Krzysztof] Zierowski publicznie oskarżył Vitry'ego o podburzanie Węgrów; w decydu- jącej chwili umiał sypnąć pieniędzmi i pozyskać Benedykta Sapiehę, Mikołaja Sieniawskiego, Hieronima Lubomirskiego, Potockich. Król oznajmił w radzie przybocznej, że postanowił zawrzeć przymierze z cesarzem za wszelką cenę; spożytkowując smutne doświadczenia sprzed dwóch lat, udobruchał Jabło- nowskiego przyrzeczeniem buławy (po [Dymitrze] Wiśniowieckim, zmarłym w sierpniu 1682 r.), zięciowi jego, [Rafałowi] Leszczyńskiemu, przeznaczył marszałkostwo na sejmie, innych ugłaskał innymi wakansami, byle odosob- nić i przygnieść całym ciężarem jednego, najgroźniejszego rzecznika intere- sów francuskich, Morsztyna. 25. Sprawa Morsztyna Już od pół roku lustrował król korespondencję podskarbiego z Wersalem, równoległą do urzędowych relacji posłów francuskich w Polsce. Udało się zebrać sporo odpisów, a w ostatnich czasach zatrzymano też niektóre orygi- nały; zbadawszy w ten sposób całą intrygę Vitry'ego i Morsztyna, mógł przy- gotować wszystkie środki niezbędne do jej zdławienia. Według ścisłych wy- magań sprawiedliwości wypadało albo prowadzić śledztwo dalej, tj. wytropić wszystkie narzędzia obcych intryg, jakie przynajmniej za tego panowania podkopywały rząd polski, albo pokryć wszystko niepamięcią, skoro Iudzie tacy jak Morsztyn od lat kilkudziesięciu chadzali bezpiecznie, otoczeni sza- 475 cunkiem ogółu. Szczęściem, Sobieski nie miał w sobie nic z doktrynera; za- miast przypierać do muru coraz to nowych opozycjonistów i tym samym wzmagać ich siłę zbiorową, pozwolił usprawiedliwić się Jabłonowskiemu, Sta- nisławowi Lubomirskiemu, kilku innym i 16 marca oskarżył przed sejmem o zdradę stanu samego tylko Morsztyna. Nie omieszkał w sam czas oszołomić izbę doniesieniami kawalera Proskiego ze Stambułu o kolosalnych zbroje- niach Porty na miarę Attyli lub Bajazeta; nie zapomniał podrażnić austro- filów i lojalistów fragmentami korespondencji Morsztyna, dobranymi odpo- wiednio z pominięciem ustępów łagodzących, w ten sposób, że podskarbi sta- wał się w oczach ogółu głównym detronizatorem, kiedy naprawdę zamysł ten wyszedł z głowy Vitry'ego, a kandydatem do następstwa po Janie miał być Jabłonowski. Zawczasu sterroryzował kr.ól żywioły warcholskie zapowiedzią, że w razie zerwania sejmu zwoła pospolite ruszenie i dopiero w takiej atmosfe- rze kazał tłumaczyć się oskarżonemu przed deputacją senatorską, a potem przed całym sejmem. Współoskarżony Vitry wyniośle oświadczył, że za swe czyny odpowiada tylko przed własnym monarchą. Zaś Morsztyn uderzył w ton pokory: wypierał się zdrady, usprawiedliwiał kupno dóbr i przyjęcie urzędu sekretarskiego we Francji, wreszcie obiecał nie zrywać sejmu, nie uciekać z kraju i wykryć treść nieodcyfrowanej swej korespondencji. Za to zgodzono się odroczyć proces. Ale też na tym stanęło: rząd zasadniczo raz jeszcze uchylił czoła przed majestatem "wolnego nie pozwalam", byle uzyskać na dziś swo- bodę działania. Sprawa Morsztyna skończy się dopiero po dwóch latach, już po wyjeździe oskarżonego (w połowie września 1683 r., wbrew danemu sło- wu) do Francji; sąd sejmowy potępi go wówczas za niesumienny zarząd skar- bem - niewiele gorszy ani też lepszy od administracji innych podskarbich- ale zaniecha zarzutu zdrady stanu, którego podtrzymanie musiałoby kon- sekwentnie obalić zakorzenioną wielkopańską wolność spiskowania. 26. Venimus, vidimus, Deus vicit2l Najbliższy cel, bądź co bądź, został osiągnięty. Przed energią Sobieskiego przypadł do ziemi, przyczaił się wszelki wróg wewnętrzny i zewnętrzny- Vitry'emu nie zostało nic innego, jak wynieść się do Francji, po czym sto- sunki dyplomatyczne polsko-francuskie uległy zerwaniu; wspólniczka Bran- denburgia o własnych siłach nie śmiała stawić czoła królowi polskiemu, Ce- sarstwu i Kurii. 1 kwietnia deputacja sejmowa podpisała z posłem cesarskim [Albrechtem] Waldsteinem traktat przymierza zaczepno-odpornego (umyślnie antydatowany o jeden dzień dla uniknięcia złej wróżby). Leopold zrzekał się do reszty pretensji tronowych i pieniężnych z czasów Jana Kazimierza i obiecał wypłacić Polsce 1200000 złotych zasiłku na koszty wojny; obie strony miały razem wojować i razem paktować z Turcją o przyszły pokój. Cesarz miał działać na Węgrzech przynajmniej 60000 wojska, Polska u sie- bie - 40000. Przewidziano pomoc wzajemną przez dywersję i tylko w razie ataku na Wiedeń lub Kraków zobowiązano się do bezpośredniej odsieczy. Uplanowano też zaproszenie do ligi innych monarchów europejskich, zwłaszcza zl (lac.) Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył. 476 cara moskiewskiego. Kardynałowie protektorowie obu państw sprzymierzo- nych mieli w ich imieniu zaprzysiąc traktat przed papieżem jako gwarantem i protektorem przymierza. Nie spodziewali się Francuzi i ich stronnicy, że Sobieski zdąży na czas do- konać zbrojeń, sądzili, że świeży alians pozostanie martwą literą, podobnie jak traktatjaworowski. Czekało ich nowe rozczarowanie. W lipcu Kara Musta- fa ze 138 000 wojska osaczył Wiedeń22. Papież [Innocenty XI] i cesarz wzy- wali króla polskiego do ratowania Austrii i chrześcijaństwa. Głos ludu wołał go też gorącymi słowy pod oblężone miasto, a to samo dyktował realny inte- res polityczno-strategiczny kraju, nie mogło ulegać żadnej wątpliwości, że je- żeli Mehmed IV pokona Leopolda - to po trupie Austrii pójdzie dalej, w sa- mo serce Polski, a jeżeli cesarz obroni się z pomocą samych Niemców, to i moralnie i materialnie uzyska nad Polską ogromną przewagę. "Lubo Wiedeń zginie, lubo się obroni, wszystko to nam nie na rękę będzie - pisał król do Mi- kołaja Sieniawskiego - bo lepiej w cudzej ziemi, o cudzym chlebie, w asys- tencji wszystkich sił Imperii, nie tylko samego cesarza, wojować, aniżeli sa- mym się bronić o swym chlebie, i kiedy nas jeszcze przyjaciele i sąsiedzi od- stąpią, gdy im w takim razie prędkiego nie damy sukursu." Stało się więc zadość zobowiązaniom ligi. Sejmiki aprobowały ją niemal bez zastrzeżeń i nie poskąpiły grosza publicznego; za przykładem dworu kto mógł, stawiał pułk lub chorągiew na potrzebę wiedeńską. Król z niesłychaną jak na owe czasy szybkością, w 8 dni przebiegł odległość od Tarnowskich Gór do Mikułowa [Nikolsburga]; połączywszy tam pod swą komendą Austriaków Karola Lotaryńskiego, oraz posiłki saskie, bawarskie, anhalckie (tylko nie brandenburskie, bo ich Fryderyk Wilhelm, jako sprzymierzeniec Francji, na czas nie nadesłał), ogółem w liczbie 30000 Polakówz3 (w czym 4000 cesar- skiego zaciągu pod Hieronimem Lubomirskim) i 46000 Niemców, uderzył król 9 września na nieprzejrzane szyki Czarnego Mustafy pod Kahlenbergiem. Wszyscy spełnili swój obowiązek: Austriacy i Sasi na lewym skrzydle pod wodzą księcia Karola wyparli Turków ze wzgórz naddunajskich na równinę, za linię Nussberg-Schafberg, Polacy, przezwyciężając ogromne terenowe trudności, wciągnęli artylerię [Marcina Kazimierza] Kątskiego na ostatnie przedgórza Wienerwaldu, po czym król genialnym rzutem myśli strategicznej skierował główny atak husarii na południowy wschód, by wtłoczyć muzułma- nów w kąt między szańce Wiednia, Dunaj i pozycje Niemców. Wieczorem 12 września, po kilkunastu godzinach boju, był Sobieski panem pola bitwy zasłanego trupem bisurmańskim. Nie zniszczył wprawdzie, tylko zmusił do ueieczki wojsko wezyra, ale to pewne, że złamał raz na zawsze potęgę zdo- bywczą Osmanów, obronił Austrię i chrześcijaństwo, opromieniając ostatni raz olbrzymim światłokręgiem upadającą Polskę. Wiedeń otworzył mu bramy i entuzjastycznym okrzykiem witał "swego dzielnego króla". 22 Rozpoczynając oblgżenie Wiednia 14 lipca 1683 r. armia turecka bez posiłków wołosko-multańsko-tatarskich, które nie brały udziału w oblężeniu liczyła około 90000 żołnierzy. Zob. tamże, s. 321 oraz J. Wimmer Wiedeń 1683, Warszawa 1982, s. 244. 23 Według najnowszyeh badań J. Wimmera armia polska pod Wiedniem liczyła około 21000 żołnierzy, nie wliczając dwutysięcznego korpusu posiłkowego pod ko- mendą Hieronima Augustyna Lubomirskiego, marszałka nadwornego koronnego. Zob. J. Wimmer Wiederi 1683, s. 235-236. 477 Za tę to radość, za ten nadmiar dobrodziejstwa dumny Habsburg posta- nowił odpłacić sojusznikowi chłodnym, sztywnym przyjęciem i jednostronnym wyzyskaniem wszystkich militarnych korzyści sojuszu. Towarzyszy Sobieskie- go źle zaopatrzono, potraktowano niby gromadę szukających łupu awantur- ników, królewiczowi Jakubowi odmówiono honorów, króla nie dopuszczono do upragnionych związków małżeńskich z domem rakuskim. Wszystko to jednak przebolał Jan III. Czym był dla niego wówczas cały ten Leopold ze swoją pychą, egoizmem i ceremoniałem dworskim wobec chwały zdobytej i w przyszłości jeszcze czekającej! Czym zazdrosna opinia niemiecka wobec wewnętrznego przeświadczenia o dokonanym czynie epokowym, któremu on dał wyraz w skromnym liście do Innocentego: "Przyszliśmy, spojrzeliśmy- Bóg zwyciężył"... Więc Bogu i Polsce ofiarował swój żal, Rzymowi wziętą pod Wiedniem chorągiew proroka24, i przez Preszburg, Ostrzyhom [Eszter- gom, Gran] brzegiem Dunaju ścigał uchodzącego wroga. Pod Parkanami, w ryzykownej szarży kawaleryjskiej utracił sporo zacnej krwi rycerskiej i musiał uciekać z pola bitwy (7 października), lecz w dwa dni potem, po nadejściu piechoty Lotaryńczyka, zatarł to niepowodzenie nowym walnym zwycięstwem. Rozdział XX W jarzmie Ligi Świętej 1. Geneza, cel i charakter Ligi Racjonalna jako akt samoobrony narodowej, szczytna jako owoc zapału i poświęcenia dla wspólnej sprawy chrześcijańskiej, wyprawa wiedeńska mia- ła zaprowadzić Sobieskiego do przeznaczeń dalszych, niewspółmiernych z pier- wotnym zamysłem. Niespodziany rozmiar zwycięstwa otworzył perspektywę zupełnego wyparcia Turków z Europy, a tym samym postawił na porządku dziennym kwestię podziału ich posiadłości. Ożywiony tą myślą, wraca król zaraz po Wiedniu do swojej dawnej idei ligi chrześcijańskiej i popiera jej urzeczy- wistnienie z tym większą gotowością, że sam ją powziął w 1673 r., jeszcze przed wstąpieniem na tron Innocentego XI. Moment upragniony, zdawało się, dojrzał, Porta porażona do głębi, Cesarstwo wciągnięte do walki, Rzym całą siłą forsuje nowoczesną krucjatę, król francuski obiecał był przystąpić do ligi, gdy ją inni panowie zawiążą. Więc, odkładając na potem targi o zdobycz, przystępuje Sobieski do Ligi Świętej, podpisanej w Linzu 5 marca 1684 r. przez pełnomoc- ników Austrii, Wenecji, papieża i Polski. Razem mają alianci atakować wspólnego wroga i nie inaczej, jak razem, zawierać pokój; celem wojny - rewindykacja krajów, które każdy z aliantów utracił na rzecz Porty. Papież, jako zwierzchni protektor Ligi, popierać ją będzie materialnie i moralnie. 24 horągiew proroka uratował dowódca sipahów, Osman aga. Natomiast do Rzymu zawiózł chorągiew - rozwinął ją nad swoimi szykami Abaza Sary Husejn pasza, bejlerbej Damaszku - sekretarz Sobieskiego, Tomasz Tałenti. Zob. Z. Wój- cik Jan Sobieski, s. 338. 478 Bo też pomocy moralnej potrzebuje Liga od chwili swego powstania i cała czujność dyplomacji Innocentego ledwo wystarczy, aby przyciszać rozdźwięki polityczne między aliantami. Leopold uznał pretensje Wenecji do pobrzeża dalmackiego, ale sam sięga poza Węgry, poza Siedmiogród, aż po Multany. Sobieski, mimo całego entuzjazmu dla sprawy chrześcijańskiej, jak zobaczy- my, marzy o jeszcze dalszych nabytkach, sprzecznych z interesami Habsbur- gów, i wcale nie ma ochoty poświęcać wschodnich rubieży Rzeczypospolitej dla pozyskania nowej aliantki, Moskwy, o której akces gorliwie zabiegają Wiedeń i Rzym. Od wewnętrznej tężyzny państw sprzymierzonych zależeć będzie, kto wyzyska Ligę i fundusze papieskie na swoje dobro i komu wy- trwały udział w koalicji najlepiej się opłaci. 2. Widoki wołosko-węgierskie Podczas kampanii 1683 r. Jan III wzmocnił węzły sympatu z narodem węgier- skim; ujmował się wobec cesarza za powstańcami, unikał starć z T k lym, próbował jego i [Michała I] Apaffy'ego, księcia Siedmiogrodu, przeciągnąć na stronę chrześcijańską. Temu przeszkodziła zajadłość generałów cesarskich; TÓk ly, straciwszy nadzieję ocalenia wolności narodowych pod rządem Habs- burgów, kontynuował walkę, i spóźniające się pod Wiedeń chorągwie litewskie przez zimę 1683/1684 r. musiały uczestniczyć w kampanii przeciwko Węgrom, przy czym skompromitowały się okropnym na Słowaczyźnie łupiestwem. Urok zwycięstw Sobieskiego byłjednak tak silny, że w ciągu 1684 r. T k ly znów mu ofiarował pod protektorat wszystkie swoje siły i twierdze, Apaffy proponował przyłączenie do Polski Siedmiogrodu jako lennego dziedzicznego królestwa i nawet hospodar multański [Serban Kantakuzen] z podobną zgłaszał się ofertą. Silne wrażenie zrobiła na sąsiednich ludach kampania rusko-mołdawska pod koniec 1683 r., podczas której Andrzej Potocki odzyskał znaczną część Podola z Niemirowem, a szlachcic [Stefan) Kunicki, nowy hetman kozacki, przez Mołdawię dotarł prawie do Dunaju, pomagając hospodarowi [mołdawskiemu Stefanowi XI) Petryczejce do przejścia na stronę Sobieskiego. Dawna siła atrakcyjna Polski ujawnia się tu znów w sposób namacalny i jeżeli nie działa skutecznie, to tylko dlatego, ponieważ brakowało jej fizycznego poparcia, jakiego umiała dostarczać na innych terenach dawna Polska-Litwa Jagiellonów. Licząc na nią, Sobieski przez cały czas wojny tureckiej, póki mu życia starczy, dążyć będzie do wydarcia spod despotycznego panowania zarazem Osmanów i Habsburgów wszystkich krajów nad dolnym Dunajem: Węgier, Siedmiogrodu, Mołdawii i Multan. Pragnąłby król osadzić, gdzie można, królewicza Jakuba, aby tą drogą utorować mu następstwo w Polsce, ale poprzestałby też na luźniejszym związaniu wyzwolonych krajów z Rzecząpospolitą, boć i za taki sukces musiałby naród czuć wdzięczność dla całego rodu Sobieskich. Zresztą, poza tą niewygasłą ideą czy mrzonką dynastyczną, przewodniczy królowi we wszystkich wyprawach od 1684 do 1691 r. dążność do wywalczenia Polsce ujścia na Morze Czarne, w zamian za utraconą perspektywę rozszerzenia dostępu do Bałtyku. Łatwo przewidzieć, że ta dążność, a bardziej jeszcze owe stosunki z Wołoszą i Węgrami, staną się solą w oku Leopolda I i obrócą współdziałanie głównych członków Ligi Świętej w tajne współzawodnictwo. 479 3. Wojna w 1684 i 1685 r. Kunicki niedługo hulał po Mołdawii: Porta zaraz na wiosnę okazała nie- zwykłą siłę oporu, wypędziła Kozaków na Podole, przywróciła w Suczawie posłusznego sobie hospodara [Dymitra Kantakuzena], po czym Kunicki został zabity przez towarzyszy, a na jego miejsce obrany i uznany przez Sobieskiego hetmanem [Andrzej] Mohyła. Po tej przygrywce zaczęły się po stronie pol- skiej ostentacyjne przygotowania do stanowczej rozprawy z Turkiem. Król nie chciał się bawić oblężeniem Kamieńca; w jego wyobraźni i Kamieniec i Buda, i wszystkie twierdze musiały paść, jeżeli tylko skombinowany atak polsko-austriacki przedrze się nad Dunaj i ugodzi w samo serce państwa Osmanów. Musiał jednak przyjąć skromniejszy plan Austriaków, którzy pa- trzyli na rzeczy mniej optymistycznie, za to bardziej trzeźwo. Minęła część lata, zanim hetmani Jabłonowski, Potocki i Kazimierz Sapieha ściągnęli na Ruś rozproszone hufce. Na popis wojsk polskich 21 sierpnia [1684 r.] przybyli przedstawiciele Austrii, Rzymu, Hiszpanii i Wenecji; nadzieje bujały tak wy- soko, że poseł wenecki [Antoni Morosini] życzył publicznie królowi zdobycia i przyłączenia do Polski Bizancjum. Wzięto broniony Jazłowiec, spróbowano wywabić w pole załogę kamieniecką albo przekupić siedzących w mieście Lipków. Gdy to zawiodło, wyszła na jaw cała nieudolność polskiej sztuki oblężniczej, szczególnie lichej od czasu przeniesienia punktu cigżkości sił wojskowych na kawalerię. Sobieski zrezygnował ze szturmu i posunął się razem z Kozakami Mohyły ku Mołdawii. Niedaleko Żwańca trzydziestoty- sięczna armia ugrzęzła przy przeprawie przez Dniestr; wróciła w listopadzie straciwszy podobno blisko połowę swego składu, zwłaszcza piechotę, wśród uciążliwych potyczek z Tatarami. Wojna rozwlekła się na szereg lat i przybrała obrót tak nieszczęśliwy, jakby to wojował Kazimierz Jagiellończyk, a nie Sobieski. Środki uchwalone przez ostatni sejm były na wyczerpaniu i w 1685 r. przyszło kołatać o nowe. Izby uchwaliły je, ale dopiero wówczas, kiedy [nuncjusz] Pallavicini zagroził wstrzymaniem subsydiów papieskich, jeżeli Polacy sami nie zawotują po- datków i nie obiecają działać zaczepnie. Teraz zniechgcony król, przeczuwa- jąc, że nie nadąży w rywalizacji o kraje naddunajskie, dobrowolnie zdał komendę na Jabłonowskiego. Ambitny hetman, cichy pretendent do następ- stwa po Sobieskim, miał teraz sposobność do zakasowania jego wawrzynów; ani on jednak, ani żaden z towarzyszących mu kolegów nie dokonał niczego wiekopomnego. Wśród sprzecznych rad, gdy jedni myśleli o Kamieńcu a inni o Budzie, armia zapuściła się w bory bukowińskie i pod Bojanem (w pobliżu Prutu) stoczyła ciężką walkę z Ordą tudzież janczarami Solimana paszy. Przy- parci do kniei cofnęli się Polacy w głąb puszczy i odbyli odwrót do Dniestru pod umiejętnym kierownictwem Jabłonowskiego, a pod osłoną artylerii Mar- cina Kątskiego. Dodatnim skutkiem owego sławionego odwrotu było to, że można było na czas rozesłać wzdłuż pogranicza podjazdy, które ocaliły kraj od jasyru i pożogi. 480 4. Pokój Grzymułtowskiego Niepowodzenia wojenne odbiły się wnet na akcji dyplomatycznej. Król czuł, że przez odsiecz Wiednia nie tylko postawił Austrię na nogi, ale uzależnił od niej politykę polską; siłą rzeczy, bez naruszenia zobowiązań traktatowych przez kogokolwiek, Liga przynosiła więcej korzyści silnej Austrii i obrotnej Wenecji niż wyczerpanej i ociężałej Polsce. Ze względu na sprawy węgierskie najdogodniej było szukać przeciwko Austrii oparcia w Wersalu, zarazem paraliżując tam z góry intrygi różnych malkontentów; ponieważ zaś i Ludwi- kowi XIV zależało na rozluźnieniu przymierza polsko-austriackiego, przeto obie strony postarały się zapomnieć urazę o despekt Vitry'ego; w 1684 r. znalazł się znów przy Janie III szwagier, Bethune, niby w charakterze pry- watnego gościa, a w rok potem Wielopolski dążył do Francji zapraszać Ludwika XIV do udziału w Lidze. Z tej niefortunnej misji nie przywiózł jednak kanclerz nic prócz mglistej obietnicy poparcia syna Sobieskiego w przyszłym bezkrólewiu. Jeszcze dotkliwiej dał się odczuć upadek powagi Rzeczypospolitej w roko- waniach z Moskwą. Dyplomacja papieska i cesarska póty nagliły króla do przymierza z caratem, póty wróżyły Polsce cenne zdobycze nad dolnym Dniestrem i Dnieprem (byle nie nad Dunajem!), aż wymogły pod koniec 1685 r. ekspedycję wielkiego poselstwa do Moskwy z kanclerzem [Marcja- nem] Ogińskim i wojewodą Grzymułtowskim na czele. Chodziło o zawarcie wieczystego pokoju i o zamówienie skutecznej pomocy na kampanię 1686 r. Za tę cenę, w nadziei ostatecznego podboju Mołdawii i Wołoszc2yzny i zhoł- dowania Siedmiogrodu, tudzież zniszczenia gniazd tatarskich, godził się król Jan warunkowo odstąpić Moskwie ziemie bezprawnie zatrzymane przez nią po rozejmie andruszowskim, z tym, że cesje wrócą do Polski, jeżeli celu trak- tatu nie da się osiągnąć. Grzymułtowski spotkał się z twardym oporem, a na- wet z groźną postawą bojarów i cała jego intrygancka przebiegłość nie wskó- rała nic wobec nagiego faktu, że Rzeczpospolita miała ręce uwikłane w wojnie tureckiej, a granice wschodnie zupełnie bezbronne. Moskale powoływali się na to, że Polska w Buczaczu i Żórawnie oddała Ukrainę Turcji, od której przeważnie odebrał ją car; chwilami żądali nawet Połocka i Witebska, a już bezwzględnie stali przy zasadzie: najpierw cesja Smoleńska i Kijowa, potem rokowania o sojusz. Czy można było zerwać układy? Zapewne tak, ale wów- czas zamiast jednej wojny mielibyśmy dwie i wszelkie nadzieje ekspansji ku Morzu Czarnemu poszłyby wniwecz. Kto chciał Ligi, ten w ówczesnej sy- tuacji musiał przyjąć "wieczny mir" z Moskwą. Koniec końcem, I maja (21 kwietnia starego stylu)25 pełnomocnicy podpisali na Kremlu wieczysty pokój; Moskwa nabywała nim na zawsze Smoleńsk, Kijów, Dorohobuż, Czer- nichów i Starodubów, warowała pozostawienie na prawym brzegu Dniepru, od Stajek do Kryłowa (przy ujściu Taśminy), niezamieszkałego pasa z ujmą dla przyszłej polskiej kolonizacji, zapewniła dyzunitom wolność wyznania w Polsce, a sobie - prawo wstawiennictwa za nimi. W zamian za to wszystko zyskiwała Rzeczpospolita sumę 146000 rubli oraz przymierze przeciwko Tata- rom, przymierze, które samej Moskwie największą rokowało korzyść, gdyż da- z5 Traktat Grzymułtowskiego podpisano 6 maja 1688 r. (27 kwietnia starego stylu). Zob. tamże, s. 378. 16 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II 481 wało głos w rozwiązywaniu kwestii wschodniej. Taki pokój w przyszłości mu- siał się okazać jedną z największych porażek dyplomacji polskiej, wstępem do zupełnego podporządkowania Polski Moskwie. Rozumiał to Sobieski - i dlatego przed ratyfkacją traktatu Grzymułtowskiego raz jeszcze pokusił się o wielki sukces orężny. 5. Wyprawa mołdawska 1686 r Miała na celu zarazem ratunek wpływów polskich na Węgrzech, zajęcie Mołdawii i Wołoszczyzny, poskromienie Tatarów i uzyskanie takiej przewagi nad Moskwą, która by pozwoliła uchylić się od zatwierdzenia nieszczęsnych ustępstw. Król przygotował ją starannie zarówno pod względem dyploma- tycznym, jak i pod względem wojskowym: od 1684 r. przypominał pobratym- stwo i zachwalał niepodległość chanowi Selim Girejowi, kusił perskiego sza- cha [Sulejmana] widokami na Mezopotamię i Arabię, planował współdziałanie nawet z Abisynią, zachęcał Apaffy'ego i T k ly'ego, rywalizujących o Siedmio- gród, do oporu przeciwko Austriakom, zjednywał daleko idącymi obietnica- mi hospodarów wołoskich, wszystko w tym celu, aby najpierw zhołdować Mołdawię i zgnieść Ordę budziacką, potem wtargnąć do Siedmiogrodu i roz- ciągnąć nad nim protektorat Polski. Po dość marudnej mobilizacji ruszyło 20 lipca 36000 doborowego wojska z 90 armatami. Z początku król budował systematycznie na zdobytym terenie forteczki, sunąc lewym brzegiem Prutu, potem dbał tylko o aprowizację i o szybkie posuwanie się naprzód. Niestety, wszystko szło teraz inaczej niż pod Wiedniem. Marsz powolny, niespodzianki terenowe i klimatyczne, mglistość celów, spory o dyrektywę w radzie wo- jennej prowadzące do tego, że najpierw pod wpływem towarzyszącego wy- prawie Bethune'a oglądano się zazdrośnie na Siedmiogród, gdzie wkroczyli cesarscy, potem w zdobytych (18 sierpnia) Jassach26, już po odebraniu hołdu od bojarów zdecydowano iść na Budziaki - wszystko to podcinało hart mo- ralny nie tylko w żołnierzu, ale i w samym królu-wodzu. "Przesadna z po- czątku ufność we własne siły i wiara [...] w swój kredyt moralny u ludów naddunajskich [...], lekceważenie trudności, skrytość wobec rady wojennej, antagonizm wobec hetmana [Jabłonowskiego], niewiara we własnego żołnie- rza, niezdecydowanie i dziwna apatia psychiczna" sprawiły to, że Sobieski zawiódłszy się na hospodarach, ledwo wszedł w czucie z Nogajcami, już się zaniepokoił o swe etapy i 2 września pod Falczynem zarządził odwrót. Zała- manie było tym boleśniejsze, że ofensywę zahamował nie żaden wielki wezyr ani chan, lecz podrzędny wódz Soliman, kiedy gros sił muzułmańskich broniło daremnie przed Karolem Lotaryńskim Budy, która tegoż 2 września wróciła pod znak krzyża. Trzeba było całej sprężystości i uroku Sobieskiego, aby zniechęcone wojsko, cofające się bez paszy i wody wśród stepów podpalonych ręką tatarską, nie rozprzęgło się i nie doznało nowej Cecory. W rezultacie z całej Mołdawii zatrzymali Polacy w swym posiadaniu tylko pograniczny skrawek. 2s Uroczyste wkroczenie Sobieskiego do Jass miało miejsce 16 sierpnia 1686 r. Zob. tamże, s. 381. 482 Widoki węgierskie przepadły. Dywersja moskiewska zawiodła, a tymczasem we Lwowie czekał na Sobieskiego bojar Piotr Szeremietiew, przysłany z żą- daniem zaprzysiężenia paktów. Za późno było na wahanie. W obawie, że Moskwa odmówi pomocy na przyszłość albo nawet wróci do bardziej wygóro- wanych żądań, senat pod wpływem nuncjusza niemal zmusił króla do przy- sięgi (21 grudnia). Łudzono się nadzieją, podsycaną przez Grzymułtowskiego, że można będzie odmówić ratyfikacji na sejmie, ale ten lichy machia- velizm sejmikowego krętacza rozdarł się jak pajęczyna w starciu ze smutną rzeczywistością, którą regentka-carówna Zofia - rozgłosiła po całym swoim państwie i po świecie, że nigdy żaden car nie zawarł tak korzystnego pokoju jak ona, która nie ustąpiła ani jednego miasteczka, osiągnęła tytuł "Dzier- żawniejszej" i wywalczyła wolność dla wyznania prawosławnego w Polsce. 6. Zmierzch sławy Sobieskiego Cały urok oręża polskiego, zdobyty pod Wiedniem, ginął w puszczach bu- kowińskich i stepach mołdawskich. Po 1686 r. nie może być mowy nie tylko o przodownictwie Polski w Lidze Świętej, ale nawet o jej współrzędności z monarchią habsburską. Z każdym rokiem maleją czyny, redukuje się armia, kurczą się cele polityki, a jednak skutek pozostaje daleko w tyle nawet poza zakreślonym celem. Uplanowany na 1687 r. wspólny atak polsko-moskiewski na Tatarów nie dopisuje z żadnej strony; kniaź [Borys] Golicyn utyka w su- chych stepach, podobnie jak Sobieski przed rokiem, i za fasko jego płaci głową hetman kozacki Samojłowicz, posądzony o zdradę. Jednocześnie króle- wicz Jakub, przejąwszy z rąk hetmanów komendę, daremnie bombarduje Kamieniec, zamiast skromnie a konsekwentnie blokować jego wygłodzoną i szczupłą załogę. Po roku nowy zawód, jeszcze dotkliwszy, jeszcze bardziej kompromitujący: na samą wieść o ciągnącej armii muzułmańskiej, umyślnie rozpuszczoną przez Turków, wojsko polsko-litewskie odstępuje spod Kamieńca i wpuszcza doń konwój z żywnością... Tu znów niepodobna nie spytać: skąd płynął ten szereg niepowodzeń? Czy polska strategia nie umiała się uporać z trudnościami transportu i aprowizacji? Czy wypaczony ustrój państwa utrudniał konkurencję ze sprężystymi sąsia- dami? Czy dawna dzielność wygasła w narodzie? Czy król Sobieski nie stał na wysokości Sobieskiego hetmana? Można by poniekąd twierdząco odpowie- dzieć na wszystkie te pytania i jednak nie wyczerpać jądra zagadnienia. Jan III wybrał był ten kierunek polityki zewnętrznej, który największą energię mógł wykrzesać z ówczesnych dyspozycji narodu i wiernie, aż nazbyt wiernie, podporządkowywał wymogom tego kierunku wszelkie inne względy. Jednak nie cieszył się takim poparciem z zewnątrz, jakiego miał prawo się spodziewać. Wiemy, jak bezwzględnie wyzyskiwała ocalona Austria swoje stanowisko w Lidze, nie łamiąc zresztą w niczym przyjętych na się luźnych zobowiązań. Wiemy, z jak chłodną, egoistyczną rachubą, bez źdźbła poświęce- nia dla dobra chrześcijaństwa, egzekwowała Moskwa swoje pretensje do Pol- ski, zanim raczyła przystąpić do zaszczytnego przymierza. Kuria nie skąpiła gotówki, ale dyplomatycznie szkodziła Polsce na Wschodzie i Zachodzie. Brandenburgia, wbrew paktom welawsko-bydgoskim, nie bacząc na świeży 483 układ z Sobieskim o posiłkach na wojnę (1684), rzadko kiedy przysyłała swój kontyngent, a nawet, gdy to czyniła, żołnierze jej walczyli niechętnie, ,.jakby pod Fehrbellinem byli z żelaza, a na Ukrainie ze śniegu". 7. Nowa opozycja Ale przeciwności zewnętrzne był niczym [w porównaniu] z przeszkodami, jakie rzucali królowi pod nogi jego poddani, rodacy. Od wyprawy wiedeń- skiej nie urósł Jan o tyle w oczach szlachty, by mógł przewyższyć równo- czesny wzrost kabały możnowładczej. Niezależnie od tej czy owej orientacji zagranicznej, wytworzył się wśród górnej warstwy duch nieprzejednanej opozycji względem dynastycznych rojeń Sobieskiego. W tym postanowieniu łączyli się panowie wszystkich zabarwień: austrofile i zwolennicy wojny, Lubomirscy, Sapiehowie, Rafał Leszczyński, przyjaciele francuscy, jak Jabło- nowski, służalcy pruscy w rodzaju Grzymułtowskiego i Brezy, i różni inni bezstronni albo po prostu bezbarwni kochankowie dawnych swobód, mienią- cy się republikanami, jak podskarbi Marcin Zamoyski albo Potoccy, każdy z obałamuconą przez się klientelą szlachecką. Pod kierunkiem takich przy- wódców naród nie mógł mocno pragnąć zwycięstwa, na którym najwięcej musiałby zarobić dwór. Fala dąsów pańskich rzucała się wysoko i bryzgała pianą. Nie było zarzu- tu, którego by oszczędzono Sobieskiemu w paszkwilach lub gadaniach sej- mikowych. On kallimachowym sposobem chciał zgubić wojsko na Bukowi- nie - on, który nieraz tulił i leczył we własnym namiocie zbiedzonego, ran- nego żołnierza! On zgarniał do kieszeni dukaty papieskie - on, co tyle razy dokładał z własnej szkatuły na przyśpieszenie zbrojeń! On chciał poniżyć hetmaństwo, bo raz pozwolił sobie oddać komendę nad armią królewiczowi. On ściągał na Polskę najazdy tatarskie, aby tym łatwiej osiągnąć absolutyzm. Dwór maskował się, jak umiał, ale nie mógł wytępić do reszty podejrzeń, zwłaszcza że kryła się w nich spora doza prawdy, żaden ojciec nie mógł myśleć obojętnie o przyszłości potomstwa, jakoż król zaraz po Wiedniu, jeżeli nie wcześniej, szukał po świecie dla Jakuba posażnej partii, choćby w dynastii portugalskiej. Żaden też król, nawet najczystszej krwi sarmackiej, nie wyparłby się na jego miejscu dążenia do sukcesji i do wzmocnienia rządu, a to już się nazywało w ustach rywali i tłumu absolutum dominium. Nie po- magały sprawie królewskiej swary w najbliższym otoczeniu, zrażała wielu Ma- rysieńka, zawsze wrażliwa na podmuchy Wersalu, troskliwa o zyski rodziny d'Arquienów, wciąż niepoprawna intrygantka, gotowa zamącić sprawy publi- czne najpospolitszą prywatą. 8. Spiski Pierwszy zawiązek kabały magnackiej powstał w 1684 r., jak gdyby w od- powiedzi na okrzyk radości, jakim Polska i Europa witały wracającego z Wę- gier bohatera. Grzymułtowski, marszałek Stanisław Lubomirski, Benedykt 484 Sapieha i pewien powiernik Jabłonowskiego zawarli vtedy układ na obronę wolności, obiecując sobie wzajem nie dać się pozyskać dworowi, zerwać sto- sunki z Francją i szukać poparcia przeciwko elekcji vivente rege u Frydery- ; ka Wilhelma. Elektor, rzecz prosta, nie odmówił opieki ani zachęty, owszem w 1686 r. podpisał z Austrią i Szwecją zobowiązania traktatowe względem ochrony wolnej elekcji. Niebawem ujrzeli nasi zelanci, jak Sobieski sadza przy sobie Jakuba na lwowskiej radzie wojennej 1686 r., jak usiłuje z pomo- cą biskupów zrobić z tego precedens i posadzić syna w senacie, jak mu powie- rza komendę armii - a pochwalają to wybijający się ze średniej szlachty , działacze regaliści: regent koronny Stanisław Szczuka, [Marek] Matczyński, [Eustachy] Grothus, [Stanisław] Godlewski, [Stefan] Bidziński. Wówczas zdwoili czynność i rozszerzyli swe kadry. Podczas choroby króla w 1687 r. weszli do spisku nawet tacy zaufani stronnicy dworscy, jak Wielopolski i bi- skup Jędrzej Chryzostom Załuski, a obok nich Rafał Leszczyński, Marcjan Ogiński, Michał Radziejowski, biskup warmiński (bliski krewny Sobieskiego), [Kazimierz Jan] Opaliński, biskup chełmiński, podskarbi [Marcin] Zamoyski. Marszałek wielki [Stanisław Herakliusz Lubomirski] jeździł w tym roku do Wiednia, Rzymu i Wenecji na podejrzane rozmowy z cesarzem, Eleonorą i księciem Karolem; są dowody niezbite, że zamawiał dla malkontentów czyn- ną pomoc Austrii na wypadek królewskiego zamachu stanu. Czy Lubomirski i Sapiehowie myśleli aż o detronizacji Jana III, czy w ogóle zdecydowani byli wprowadzić na tron Lotaryńczyka, to pozostaje tajemnicą. Wielopolski uło- żył pismo wykluczające wszelkie za życia króla konszachty o przyszłą elekcję, ' bo też wśród tylu możliwych swojskich pretendentów łatwiej było obmyślić plan szkodzenia dworowi niż plan zgodnego poparcia jednej jakiejś kandyda- tury. Ślubowano więc sobie zwalczać elekcję za życia króla, powstać prze- ciwko każdemu, kto by zbierał na nią podpisy, oddać na wspólne cele partyj- ne wszelkie datki pobrane od zagranicznych kandydatów i nie dopuszczać do zmian w atrybucjach wyższych urzędów, tj. buławy, pieczęci, laski i kluczy podskarbińskich. 9. Sejm grodzieński zerv any (17 stycznia-5 marca 1688)z' Pod hasłem ciężko pogwałconych praw Rzeczypospolitej szli malkontenci na wybory przed sejmem styczniowym 1688 r. Ponieważ nie zdobyli większości, więc zaraz zatamowali obrady przed obiorem marszałka. Nie wzruszyła ich wieść o najeździe tatarskim aż po Brody, Zbaraż, Wiśniowiec, Dubno. Nie przekonały ich argumenty prawnicze mądrego sandomierzanina [Stanisława] Karwickiego, wykazujące, że kto nie przeszedł przez rugi pod nową laską, nie może mieć głosu, a kto nie ma głosu, nie może tamować czynności sejmu. Nie uspokoiły namiętności zaklęcia nuncjusza [Giacomo] Cantelmiego i bi- skupów. Sprawa publiczna zawisła na oczach opozycji na tym, czy Jakub za- siądzie w senacie, czy też nie. Zapobiegając takiemu nieszczęściu, trawiono 2' Sejm grodzieński, który rozpoczął obrady 27 stycznia 1687 r. został zerwany przez partię dworską 5 marca protestem stolnika podolskiego, Stanisława Mako- wieekiego. Zob. tamże, s. 429 31. 485 w obstrukcji jedno posiedzenie po drugim, nie bacząc na znane przepisy konstytucyjne o porządku sejmowania. Królowa miała swoje urazy do Austru, więc widząc, że na swoim nie postawi, dopilnowała do ostatka, aby sejm nic nie uchwalił na wojnę. Liberum veto pokonało ustawę obowiązującą, stanęło w oczach ogółu wyżej niż kiedykolwiek przedtem. Posejmowe porachunki załatwiono, jak już nieraz bywało, na senatus con- silium. Tam, wśród krzyżujących się sporów i rekryminacji, ponad wszystkie filipiki demagogów i perory regalistów wzbił się (24 marca) proroczy głos króla Jana, ostatni, boleścią rozdarty apel jego do narodu: "Musiał ten być , dobrze w żalach wyćwiczony, który to powiedział, że małe frasunki gadają, 'i, a wielkie niemieją. Zdumiewa się - i słusznie - cały świat nad nami i nad rządami naszymi, zdumiewa się Rzym z Głową Chrześcijaństwa, zdumiewają ; się sprzymierzeńcy, zdumiewa się pogaństwo, ale zdumiewa się i sama natura, która najmniejszemu i najlichszemu zwierzęciu dawszy sposób obrony, nam i tylko samym odejmuje nie jakaś przemoc albo nieuniknione przeznaczenie ! ale jakoby z umysłu jakiego nasadzona złośliwość. O, dopieroż zdumieje się potomność, że po takowych zwycięstwach i tryumfach, po tak szeroko na świat rozgłoszonej sławie, spotkała nas teraz, ach, żal się Boże, wiekuista hań- ! ba i niepowetowana szkoda, gdy się tedy widzimy bez sposobów i prawie , bezradni albo niezdolni do rady". Po czym, złożywszy jeszcze raz uroczystą obietnicę szanowania swobód narodowych, cytował z Biblu straszne proro- ctwo: "Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zniszczoną zostanie!" Im jednak zdało się, że upadek grozi skądinąd... Więc wydrwili mowę królewską i wysi- ! lali m zgi, jak odwrócić niebezpieczeństwa, które niosła, w ich przekonaniu, wracająca na stół - 10. Sprawa Radziwiłłówny 28 marca 1687 r. umarł był bezpotomnie Ludwik Hohenzollern. Zamki i dobra litewskie, lepiej zagospodarowane, oczyszczone z długów, miały wym- knąć się z rąk brandenburskich pod zwierzchnią władzę Rzeczypospolitej. Gorąca wdówka rozglądała się za nowym oblubieńcem, aż zatrzymała wzrok na dwóch konkurentach. Urodą celował książę Karol Filip neuburski, brat cesarzowej, ale najświetniejsze widoki, jako przyszły król polski, rokował Jakub Sobieski. Neuburczyka popierał poseł austriacki w Berlinie Adolf [Wra- tislav] Sternberg, Sobieskiego posłowie francuscy Franciszek Rebenac i po nim Juliusz de Gravelle, którzy w ten sposób starali się zjednać swemu panu przyjaźń Jana III. Już wszystko było na dobrej drodze, wszystko gotowe do ślubu, Jakub uzyskał słowo margrabiny i skrypt, którym narzeczona kwitowa- ła ze wszystkich dóbr na wypadek, gdyby miała cofnąć swą obietnicę, kiedy na- gle Karol Filip nadbiegł do Berlina i uwiódł Radziwiłłównę królewiczowi. "Parysek neuburski" i jego Helena wzięli ślub 10 sierpnia [1687 r.] pod pa- tronatem Wiednia, w kaplicy poselstwa austriackiego. Afront był niesłychany. Jakkolwiek Austriacy i Brandenburczycy wypierali się wszelkiego uczestnictwa w intrydze, Sobieski słusznie oskarżył przed papie- żem niewdzięcznego Leopolda, który mu wszelkiej odmawiał satysfakcji i jesz- cze podburzał poddanych. Co się tyczy Brandenburgii, to chociaż 9 maja te- 486 goż roku umarł był stary wróg Polski i Sobieskich, Fryderyk Wilhelm, duch jednak polityki Hohenzollernów pozostał ten sam i król Jan, wyzyskując nie- doświadczenie nowego kurfirsta, Fryderyka III, niemniej słusznie myślał o za- cieśnieniu na powrót węzłów między Polską a Prusami Wschodnimi. 11. Klęska dworu na sejmie warszawskim 1688-1689 r. Znów przyszła kolej na interwencję Rzeczypospolitej w sprawie formalnie przesądzonej i, zdawałoby się, niedwuznacznej. Interes rodziny Sobieskich i interes całego kraju łączyły się w jedno; jeżeli między nimi można było do- patrzyć się jakiejś szczerby, to wszelka sprzeczność ustała, odkąd król oświad- czył, że prywatne pretensje swoje odstępuje państwu. Atoli w oczach spisku- jącej magnaterii dwór musiał być zawsze wrogiem i przeciwieństwem Rzeczy- pospolitej. Opozycja zawzięła się niszczyć każdy szczebel, po którym króle- wicz Jakub mógłby się dostać na tron; teraz już nie za kulisami, ale otwarcie stawiano czoła dworowi. Bo też za jej plecami stał Fryderyk III, a przy nim stały dwie inne opiekunki wolnej elekcji, Austria i Szwecja, które zgadując zamiary Sobieskiego wobec Prus Wschodnich, upewniły urzędownie Bran- denburczyka, że sprawę jego uważać będą za swoją własną. W takim położe- niu mogli elektor i Szwed zagrozić Wielkopolanom i Litwinom spustoszeniem ich majątków, a Sapiehowie mogli bezkarnie obsadzić dobra radziwiłłowskie wojskiem. Rafał Leszczyński w senacie wyśmiewał całą sprawę jako "krume- nalną", tj. kieszonkową, nie zaś kryminalną i radził królowi szukać łupu na Turkach, a nie na margrabinie; Pieniążek, wojewoda sieradzki, kłuł Sobies- kiego jadowitymi posądzeniami, biskup chełmiński [Kazimierz Jan] Opaliń- ski stosował doń zuchwałe słowa: Aut rex esse desine aut afflictos audi2s. Z gniewem i żalem słuchali tych nadużyć głosu poselskiego przyjaciele dwo- ru - ręce sięgały do szabel - weteran Bidziński, kasztelan sandomierski jawnie wzywał do konfederacji przy Majestacie i do upuszczenia krwi bredzą- cym w malignie krzykaczom. Silna większość sejmowa umiała wołać o sejm koronny, a jej marszałek, Szczuka, potrafił przez 15 niedziel poskramiać veto sapieżyńskich pachołków, tylko nikt, ani nawet sam król, nie zdobył się na przełamanie zabójczej reguły jednomyślności. Dwór układał jakieś ustawy o bezpieczeństwie wewnętrznym oraz o kon- fdencji między stanami, zmierzające do ukrócenia spisków, a jednocześnie ujawnił papiery najświeższej konspiracji i wytoczył śledztwo jej uczestnikom. Cóż, kiedy brakło wiary w zdrowy rozum szerokich kół obywatelskich i bra- kło nie bez racji! Benedykt Sapieha z podniesioną głową przyznał, że spisek istnieje, ale tylko dla obrony wolności przed zamachem sukcesyjnym Sobies- kich (o Lotaryńczyku rzekomo nie było mowy). Tu zachwiał się król i skłonił ucho ku tym doradcom, którzy łącznie z nuncjuszem Cantelmim doradzali ugodę. Aby ratować sejm, wniesiono sprawy zagraniczne, w szczególności "kontynuację świętej wojny". Ale żadna świętość nie mogła już przemówić do rozżartych serc; wśród powszechnego podniecenia i brutalnych scen rozle- ciały się izby, tknięte protestacją Litwina, [Stanisława] Szołkowskiego, kre- zs (łac.) Ałbo, królu, przestań rządzić, albo uciśnionych wysłuchaj. 487 atury Sapiehów (2 kwietnia) [1689 r.]. Zaraz potem dwór ogłosił list rezydenta brandenburskiego [Aleksandra Dohny], pełen pochwał dla oligarchów litew- skich. Rezydent momentalnie wyleciał z Warszawy, odwołany pod naciskiem i Jana III; Sapiehowie zostali na placu - dumniejsi i bezczelniejsi niż kiedykol- wiek. Tak minął najstraszniejszy z sejmów. Nadeszły czasy, kiedy rząd - tym razem ucieleśniony w osobie najdzielniejszego króla -już nie pociągał zdrajców do odpowiedzialności, tylko paktował z nimi jak z równorzędną potęgą. Pod tchnieniem śmierci 12. Krół na rozdrożu Gdyby pobudki osobiste decydowały o kierunku polityki zewnętrznej króla Jana, to po wykrytym spisku Lubomirskiego i Sapiehów, po dwóch ostatnich sejmach, król znalazłby aż nadto powodów do zemsty nad Habsburgami i nie zabrakłoby po temu sposobności. Od końca 1688 r. Jan stał się na nowo dla wojujących o brzegi Renu Leopolda i Ludwika cenionym, poszukiwanym sprzymierzeńcem. Warszawa ujrzała (1689) w swych murach trzech naraz posłów francuskich, wprawdzie bez urzędowego charakteru, bo tacy według ustawy 1683 r. nie mogliby w niej bawić dłużej nad 6 tygodni. Jeden, Bethune, pracował głównie nad odciągnięciem Polski od Ligi i pojednaniem jej z Portą, drugi [Jan Gabriel de la Porte] du Teil [Theil] tytularnie uwierzytelniony od wygnanego Jakuba II Stuarta jako poseł angielski, przygotowywać miał dywersję polską przeciwko elektorowi sprzymierzonemu z Austrią, trzeci - odwołany z Berlina Gravelle - w tymże celu nakłaniać miał do widoków Francji magnaterię polską. Ktoś inny na miejscu Sobieskiego i Rzeczypospolitej, jakiś półabsolutny Fryderyk Wilhelm albo absolutny Fryderyk II, rzuciłby może bez wahania swój miecz na szalę wypadków i wyzyskałby bezwzględnie pomyślny zbieg okoliczności: dla Jana III i dla Polski taka gra była moralnym i politycznym niepodobieństwem. Moralnie czuł się król związany z Ligą chrześcijańską jakowymś dziwnym, mistycznym ślubem, przysięgą uroczystszą niż koronacyjna, którą rad nierad naruszył wszak dla Ligi, gdy chodziło o pozyskanie Moskwy za cenę Kijowa i Smoleńska. Z politycznego zaś punktu widzenia, pomijając już nastrój ogółu i doświadczenia z początków panowania, wydawało się rzeczą niedopuszczalną, żeby za sam tylko Kamieniec - bo więcej Turcja nie ustępowała nawet najpoufniejszą drogą - tracić korzyści i rękojmie przymierza austriackiego, narażać się Habsburgom, Hohenzollernom i Romanowom bez żadnej gwarancji ze strony Ludwika XIV. Trzeba było trwać w Lidze i kończyć dzieło rozpoczęte. 13. Rokowania z Austrią. Sejm 1690 r. W tym przekonaniu król jeszcze na ostatnim sejmie warszawskim propo- nował uchwałę o "kontynuacji świętej wojny". Po roku wznowił usiłowania nareszcie z dobrym skutkiem. Sejm warszawski (16 stycznia-7 maja), pod la- 488 ską Tomasza Działyńskiego doszedł i upamigtnił się szeregiem uchwał skar- bowo-administracyjnych. Oczywiście nie obeszło się bez zajadłego przeciw- działania Francuzów. Najzłośliwszy z nich, Gravelle, posunął się aż do bun- towania królewicza Jakuba przeciwko ojcu i próbował zerwać obrady. Dwór przejął listy intryganta i zmusił go do ucieczki. Jednocześnie du Teila i Bethu- ne'a unieszkodliwili Wilhelm Orański i elektor [Fryderyk III], demaskując ich roboty zmierzające do rozbicia Ligi i zaatakowania Prus Książęcych. Pod groźbą wydalenia obcych posłów nie należących do przymierza, przeforsowa- no skrypt do archiwum, którego część wojskowa zupełnie dogadzała Austria- kom, stanowiła bowiem na okres dwuletni, do przyszłego sejmu, komput 30000 wojska w Koronie i 8000 na Litwie. Za to w drugiej części wyznaczo- no nadzwyczajną deputację przyboczną do prowadzenia układów pokojo- wych, wcale nie zastrzegając, że owe układy mają się odbywać łącznie z so- ; jusznikami. Sojusznicy tymczasem pertraktowali z Portą już od chwili, gdy Ludwik XIV wystąpił na tyłach Austrii, nad Renem, jako faktyczny, choć nie zdeklarowa- ny przyjaciel i zbawca sułtana. Cesarz nie opuszczał Polski, ale z góry prze- znaczał dla niej jako jedyną nagrodę za trudy Kamieniec, a sam sięgał wy- raźnie po obie Wołoszczyzny, kiedy Sobieski jako minimum domagał się , Mołdawii i wyrugowania Tatarów z Budziaku. Dopiero nacisk francuski nad Renem i wzmożona dzięki niemu odporność Turcji pomogły rządowi polskie- mu do przezwyciężenia trudności, których nawet dyplomacja papieska nie umiała wygładzić. Przez 1689 r. oręż polski spoczywał w pochwie; moskiew- ski również źle się spisał w stepach czarnomorskich pod niedołężną komendą Golicyna. Nie lepiej poszedł w 1690 r. improwizowany atak hetmanów na Kamieniec. Wszystko to dźwignęło sprawę turecką i T k ly'ego na Węgrzech. Zagrożona ponownie Austria zmiękła i zapragnęła szczerze zbliżenia z Polską. W grudniu podpisano po długich targach i certacjach umowę przedślubną o małżeństwie królewicza z księżniczką Jadwigą [Elżbietą] neuburską, sios- trą cesarzowej, a nieco przedtem przyznał cesarz Rzeczypospolitej prawo do odzyskania Mołdawii, odkładając kwestię Multan do wyroku rozjemczego Stolicy Apostolskiej. 14. Ostatnia wyprawa mołdawska Sobieskiego (1691) Odprawiwszy dnia 25 marca uroczyste wesele Jakuba z Jadwigą, zebrał król około 30000 wojska i poprowadził je u schyłku lat na Bukowinę. Był to ostatni większy wysiłek militarny jego i Polski, wysiłek tym cenniejszy, że samodzielny: Rzym po śmierci Innocentego XI (1687)29 zredukował swą pomoc do 1/lo części, Fryderyk III Hohenzollern uznał się za zwolnionego od obowiązku dawania kontyngentu, od kiedy posiłkował cesarza nad Renem; rząd moskiewski, tj. młodszy car Piotr, po obaleniu rządów Zofii i Golicyna (1689) dopiero marzył o reformach militarnych, które z czasem zaciążą nad losem zs papież Innocenty XI zmarł 12 lipca 1689 r.; jego następeami byli kolejno: Aleksander VIl1 (1689-1691) i Innocenty XII (1691-1700), dawny nuncjusz w Rzeczy- pospolitej Antonio Pignatelli. 489 Azowa (1695-1696) i Wschodu. Zależnie od sytuacji wojennej zamierzał Jan III obrócić marsz we właściwej chwili bądź ku Czarnemu Morzu, bądź ku Mul- tanom, bądź na spotkanie posiłków cesarskich ku Wggrom. Działał niezaprze- czenie trzeźwiej niż przed 5 laty, aby nie wyjść w razie niepowodzenia z pu- stymi rękoma. Jakoż zdobyto na jednym skrzydle i ufortyfikowano Niemiec Neamt, na drugim - rękoma Kozaków [kasztelana chełmskiego, Stanisława] Druszkiewicza - Sorokę. Główny atoli cios uderzył w próżnię. Nie doszedłszy nawet do Jass, armia zawróciła na zachód, daremnie wypatrując posiłków Iub choćby żywności z Siedmiogrodu. Przedwczesna zima zniszczyła paszę, pola i pastwiska zamieniając w bagna. Nastąpił po odparciu Tatarów nad Pererytą (10-12 września), wśród ciągłej szarpaniny z dziczą, straszny odwrót przez knieje bukowińskie, zabójczy dla koni, morderczy dla ludzi, omal nie zgubny dla artylerii polskiej; główną, jeżeli nie całą korzyść z wyprawy wy- dobyła jeszcze raz Austria (zwycięstwo Ludwika Badeńskiego pod Słonym Kamieniem [Salankamen] 19 sierpnia). Armia polska nigdy się już nie dźwig- nęła z tej nowej klęski bukowińskiej, naród stracił energię do walki i wiarę w zwycigstwo. 15. Schyłek wojny tureckiej Był dla Rzeczypospolitej gorzej niż smutny - był poniżający. Po 1691 r. kierownictwo wypada z dłoni starzejącego sig monarchy i przechodzi w ręce hetmanów, z których najzdolniejszy i najzacniejszy jeszcze Jabłonowski jest w każdym calu ledwie podobizną Jana III. Król, niezdolny do wielkich przed- sięwzigć, śledzi ze złośliwą radością nieudane zamachy tych zazdrośników na Kamieniec (1692,1694). Widzi gasnącą swą gwiazdę, a nie widzi sposobu wy- cofania się z uścisków Ligi; nagabywany przez stronników Francji, aby sko- rzystać z pełnomocnictw 1690 r. i zwołać ową deputację celem skorzystania z ofert pokojowych chana [Selima Gireja], daje do zrozumienia, że chce, by go naród zmusił do odstępstwa (non vult facere, vult cogi 30 ). Nie dziw, że przy takim traktowaniu wojny przez naczelne kierownictwo armia się rozprzę- ga, czyny maleją. Sławę Bidzińskich, Iskrów3l, Dymideckich32, Zbrożków33 przejmują oficerowie cudzoziemscy, jak dzielny [Ernest Otto] Rapp, obrońca Soroki (1692), przedsiębiorczy [Michał] Brandt, awanturniczy watażka kon- dotier [Semen] Palej. A ponieważ w tych samych latach szczęście opuszcza również i cesarskich wodzów, akcja polska z zaczepnej staje się przeważnie obronna. Parę razy do roku wielkie czambuły ordyńców, osłaniając jadącą do 30 (łac.) nie chciał czynić (działać, doprowadzić do skutku), chciał myśleć (roz- ważać). 31 Byli to zapewne: Wasyl Iskrzycki (Iskra), pułkownik kozacki, i Wacław Iskra, porucznik chorągwi husarskiej Ludwika Kazimierza Bielińskiego, a także Michał Iskra, stolnik buski i rotmistrz paneerny. 32 Stefan i Andrzej Dymideccy, znani rotmistrze chorągwi pancernych i lekkich w wojsku koronnym. 33 Michał Zbrożek, strażnik wojska koronnego, chorąży żydaczewski oraz Mikołaj Zbrożek, znany rotmistrz jazdy koronnej. 490 Kamieńca "zaharę", tj. żywność i amunicję, przedzierając się bez trudu przez sieć fortów założonych dla blokady Kamieńca (Suczawa i Campoango) [Kim- polung], Neamt i Soroka, Okopy św. Trójcy, fort Panny Marii, Śniatyn), wpa- dają na Pokucie, Ruś, Podole, Wołyń. Doszło do tego, że w lutym 1695 r. sam Lwów o mało nie dostał się w szpony Szach murzy i 40000 kosookich jego sokołów. 16. Dyplomacja Marysieńki Kiedy tak król siłą raczej inercji niż samowiednej woli, wbrew nawiedzają- cym go przeczuciom niebezpieczeństwa ze strony Moskwy, Austru i Branden- burgii, stał pod niepopularnym sztandarem Ligi, królowa, młodsza i ruchliw- sza, zapędziła się daleko w odwrotnym kierunku. Jej życzliwość dla Austru po 10 latach dość nienaturalnego związku była na wyczerpaniu. Ożenek Jaku- ba z Niemką nie tylko nie zacieśnił więzłów między obu domami, ale prze- ciwnie, oddalił Marię Kazimierę od Habsburgów i zarazem od syna, który nadal poddawał się zupełnie wpływom niemieckim. Jej też, co prawda, chodziło nie tyle o wywyższenie Jakuba i zapewnienie mu sukcesji w Polsce, ile o za- pewnienie mu znośnej przyszłości poza krajem, aby tym pewniej można było utorować drogę do następstwa wybitniejszemu Aleksandrowi. Kiedy Austria wymusiła w 1691 r. odwołanie Bethune'a, królowa przyjęła to jak zniewagę osobistą i solidaryzu ąc się z podrażnionym nastrojem ogółu, ułożyła z odjeż- dżającym szwagrem34 śmiały plan przymierza, które następnie za wiedzą męża podpisała z Ludwikiem XIV (15 lipca 1692). Sobieski miał przystąpić do tego traktatu czy też zatwierdzić go z chwilą, gdy sejm, sejmiki lub pospolite ruszenie zmuszą go do zerwania z Austrią. Była tam mowa o wspól- nym nadal zawieraniu aliansów, o rozdawaniu w Polsce urzędów i postę- powaniu w Rzymie polskich kardynałów według życzenia króla francuskiego, o poparciu w zamian przez Francję dążeń Sobieskiego do przeprowadzenia sukcesji jednego z królewiczów, o obustronnym wolnym handlu i o wzięciu żeglugi polskiej pod opiekę francuską, o pośrednictwie francuskim między Portą i Polską tudzież polskim między Ludwikiem XIV i koalicją. Na wypa- dek dojścia osobnej pacyfikacji polsko-tureckiej zawarowano powrót do zobo- wiązań umowy jaworowskiej 1675 r. Sobiescy mieli pobierać 150000 franków rocznej zapomogi na utrzymanie przychylnego Francji stronnictwa; ten arty- kuł, jak i niektóre inne, dość dotkliwie uzależniał króla polskiego od zachcia- nek jego sprzymierzeńca. Za to inny zapewniał w razie napaści ze strony Austrii, Moskwy, Brandenburgii lub innej sąsiadki dyplomatyczną i zbrojną pomoc Ludwika. W związku z tym traktatem Bethune zakrzątnął się około sklejenia innego sojuszu, między Rzecząpospolitą i państwami skandynawski- mi, przy czym przyjaźń polsko-duńska miała przede wszystkim chronić żeglu- gę neutralną przed gwałtami Anglików i Holendrów, a polsko-szwedzka go- dziłaby we wspólną nieprzyjaciółkę - Moskwę. Wszystkie te plany miałyby niewątpliwą wartość, choćby na jutro, gdyby 34 Markiz Frangois Gaston de Bethune (1638-1693) był żonaty od 1669 r. z siostrą Marii Kazimiery, Ludwiką Marią d'Arquien. 491 nie to, że Ludwik XIV uzależnił wejście w życie umowy od podpisania przez Sobieskiego osobnego pokoju z Portą; ta ostatnia zaś, właśnie dzięki dywersji francuskiej ani myślała przyznać Rzeczypospolitej coś więcej poza Kamień- cem. W rezultacie traktat 15 lipca pozostał martwą literą, a skojarzone z nim projekty zbliżenia do Skandynawii, chłodno przyjgte w Sztokholmie, zwal- czane w Warszawie przez austrofilów, straciły wszelką aktualność, ód kiedy koalicja przeciągnęła na swoją stronę państwa północne (1694). 17. Opozycja Sapiehów Teoretyczne przymierza Marii Kazimiery, jakkolwiek odwracały uwagę dworu od bieżących zadań polityki i wojny, niewiele by szkodziły, gdyby obóz popierający Ligę szczerze dążył do pogromu Turcji. W tym obozie najwięcej zasług wobec Wiednia, Rzymu i chrześcijaństwa przypisywali sobie Sapieho- wie. Nominalnym szefem rodu i partii był Kazimierz, znany nam dobrze hetman i wojewoda wileński, pan krociowej fortuny, pyszny i gwałtowny jak drugi Radziwiłł, ale bez jego europejskiej kultury i szerokości poglądów. Naprawdę i hetman, i jego synowie, jak Aleksander, późniejszy marszałek, Michał, koniuszy litewski, i wszyscy klienci aż do najzamożniejszych, działali tak, jak im poradził podskarbi Benedykt, pomysłowy i podstępny, zawzięty i złośliwy Machiavel litewski, tylko bez owej iskry patriotyzmu narodowego, która płonęła w duszy florenckiego statysty. Cała polityka Sapiehów płynęła z chciwości, pychy i strachu. Chciwość kazała im dybać, w zawody z Radzi- wiłłami, na tzw. dobra neuburskie (po księżnej Ludwice Karolinie), a tym samym wysługiwać się cesarzowi, który mógł im zapewnić, i zapewnił w isto- cie, duże zyski z owych majętności. Pycha podsuwała pomysły obliczone na podeptanie innych rodzin kitewskich oraz upokorzenie z pomocą Austru i Brandenburgii Sobieskiego. Chwilami, jeżeli można wierzyć współczesnej opinii, pieścił się pan Kazimierz nadzieją korony królewskiej czy też mitry wielkoksiążęcej, oczywiście po zerwaniu unii z Koroną; ale tym zbrodniczo- -fantastycznym widokom, odziedziczonym po Radziwiłłach i Pacach, nie pod- porządkował pan Benedykt poziomych rachub materialnych i uchwytnych korzyści, jakie dawała wszechwładza w Księstwie. Wreszcie, strach przed Moskwą, lęk o zagrożone w razie wojny włości leżące w województwach wi- tebskim, połockim, powiatach orszańskim, oszmiańskim, bracławskim pchał również Sapiehów w objęcia Austrii, jako jedynego mocarstwa, które mogło powstrzymywać od kroków wojennych i Moskwę, i Polskę. Wojna turecka wy- cieńczała Ruś, pozostawiała zaś nietkniętą Litwę, zmuszała do zbrojeń, a więc do wzmożenia potęgi hetmańskiej, uniemożliwiała zatargi na froncie wschod- nim. Dlatego to Sapiehowie zwalczali wpływy francuskie, dlatego słowem i piórem bronili Ligi, chociaż orężem niezbyt dawali się we znaki bisurma- nom. Dlatego pod pozorem zarzutów przeciwko Żydowi [Jakubowi] Becalowi, dzierżawcy dochodów skarbu nadwornego, zerwali w początkach 1693 r. sejm grodzieński (pod laską [Andrzeja] Kryspina [Kirszenszteina]), na którym mia- ła się rozstrzygnąć w obecności posłów: francuskiego [Roberta] Vidame'a d'Esnevala, cesarskiego [Krzysztofa] (Nositiza) i tatarskiego kwestia dalszej wojny lub pokoju. 492 Postrachem i korupcją, dekretami trybunalskimi i umieszczaniem wojsk w dobrach przeciwników zdobyli Sapiehowie taką hegemonig w Księstwie, że przez szereg lat nie śmiał im bruździć żaden Radziwiłł, Pac ani Ogiński, nie mówiąc już o podupadłych Wołłowiczach, Chodkiewiczach, Sołłohubach, Pociejach. Ale nawet faktyczne królowanie na Litwie nie rokowało, jak uczył rok 1674, zwycięstwa w całej Rzeczypospolitej na polu elekcyjnym. Kto chciał rozporządzić koroną Jagiellonów i Wazów, musiał się oprzeć o możnowładz- two koronne. I to mniej więcej pod koniec 1692 r. rozsnuwają straszni bracia nad całą Polską sieć nowej konspiracji. Wstępują do niej prymas kardynał [Michał] Radziejowski, chciwością i ambicją równy podskarbiemu litewskie- mu, tylko bardziej obłudny, dalej Hieronim Lubomirski, nałogowy sługa ob- cych dworów, z kilku krewniakami (ale bez marszałka Stanisława), kanclerz wielki koronny [Jerzy Albrecht] Denhof, znani z warcholstwa zelanci wol- ności [Rafał] Leszczyński i [Jan] Pieniążek, wszyscy ożywieni jednym pra- gnieniem, aby się przed elekcją sprzedać jak najdrożej, mniejsza o to komu, Niemcom czy Francuzom. Ten czwarty spisek po konspiracjach Paców i Wiś- niowieckiego, Morsztyna, Wielopolskiego i towarzyszy, na kształt potwornego raka stacza resztki sił króla i narodu, potem zabagnia przebieg bezkrólewia, aż z ezasem utonie w katastrofach wojny północnej. 18. Zatargi litewskie Na wiosnę 1693 r. biskup wileński Konstanty Brzostowski ośmielił się pod- nieść głos przeciwko despotyzmowi buławy wielkiej, a mianowicie przeciwko samowolnym kwaterunkom Sapiehy w dobrach duchownych. Hetman wyczuł w geście biskupa kierującą rękę dworską i dlatego właśnie gwałtów nie za- niechał. Nie było innej rady, jak zagrozić klątwą królikowi litewskiemu i pozwać go przed sąd sejmowy. Przyszłość okazała, że hetman nie boi się ani sejmu, ani interdyktu. Sapiehowie, jakich chcieli, takich zamianowali posłów z całej prowincji i na ich czele poszli do Warszawy rwać sejm. Los zrządził nieco inaczej: Jan III zasłabł w Żółkwi i nie mogąc przybyć na ter- min (22 grudnia), czy też nie chcąc się narażać dla beznadziejnej sprawy, listownie wezwał prymasa, by zagaił i poprowadził obrady w nieobecności dworu. Zamanifestowała się przeciwko takim obradom Litwa, żądając zara- zem skasowania podejrzanego skryptu do archiwum 1690 r. i cofnięcia niemi- łych hetmanowi zarządzeń Brzostowskiego. Wkrótce stosunki w Księstwie zaogniły się jeszcze bardziej. Sapieha, wyklęty przez biskupa (14 kwietnia 1695 r.)35, pieniędzmi i terrorem skłonił większość zakonów do nieuznawania ekskomuniki, a kiedy nuncjusz [Andrzej Santa] Croce, nie bacząc na głośne zasługi Sapiehów dla Ligi stanął w obronie władzy duchownej, wmieszał się w sprawę Radziejowski i jako polski legatus natus36 zawiesił klątwę. W ten sposób z aktu prostej samowoli żołnierskiej wyrósł spór zasadniczy między Kościołem i państwem, a nawet w łonie samego Kościoła. Zgorszenie rosło 35 Biskup wileński, K. Brzostowski, rzuał klątwę na Kazimierza Jana Sapiehę, het- mana wielkiego litewskiego,18 kwietnia 1694 r. Zob. Z. Wójcik Jan Sobieski, s. 486. 36 łac.) tu: legat z racji swojej godności prymasa Rzeczypospolitej. 493 z każdym tygodniem. Jeżeli Rzym nie mógł jednym pociągnięciem pióra upo- rać się z pysznym prymasem i nieposłusznymi mnichami, to cóż dziwnego, że słaba Rzeczpospolita nie mogła skruszyć twardych głów sapieżyńskich? Kiedy po roku dwór jeszcze raz chciał przedłożyć zatarg stanom zgroma- dzonym (12 stycznia 1695), buta i cynizm oligarchów litewskich przebrały wszelką miarę. Hetman przepychem i mnogością hufców zaćmiewał króla, a ci, co go "Najjaśniejszym" nie wahali się nazywać, napełnili świątnicę praw zgiełkiem karczemnym, szturmowali do obradujących osobno koroniarzy, sta- czali krwawe bójki pod bokiem rezydencji królewskiej, wreszcie zerwali obra- dy, nie dopuściwszy znienawidzonego Kryspina do podniesienia laski. Tego, rzecz prosta, należało się po nich spodziewać. Natomiast całkiem niespodzia- ną rzecz usłyszał od prymasa podczas sejmu i zaraz po nim ambasador fran- cuski, książę [Melchior de] Polignac: oto cała opozycja, tak hałaśliwa dotąd głosicielka świętej wojny, obiecywała zerwać z Austrią (od której świeżo wzięła 20000 talarów), zawrzeć pokój z Turcją i w ogóle przyjąć barwy fran- cuskie za ryczałtową sumę 400000 franków. Łatwo wyobrazić sobie zawód spiskowców, gdy Ludwik XIV, lojalniejszy wobec Sobieskich niż jego dyplo- maci, pogardliwie odrzucił wszelkie tego rodzaju targi. Largicje i zbrojenia wyczerpały kredyt Sapiehów. Koroniarze oburzali się na ich brutalny despo- tyzm; dwór rzucił na sejmiki relacyjne hasło pospolitego ruszenia, które mu- siało budzić echa konfederacji gołąbskiej a może i przeczucia klęski olkien- nickiej. Na solidarne poparcie Litwy przeciwko szablom polskim trudno było liczyć, odkąd biskup żmudzki, [Jan Hieronim] Kryspin [Kirszensztein], stanął przy boku Brzostowskiego, a Radziwiłłowie upomnieli się zbrojnie o spadek po zmarłej (23 marca 1695 r.) Ludwice Karolinie, dotąd będący w rękach Sapiehów. Na dobitkę, spoza tych doczesnych wrogów i mścicieli ukazywała się groźna twarz obrażonego Kościoła. Zwycięstwo siły nad prawem wydało się niemożliwe. Wówczas lęk przeszył serca pyszałków. Wyciągnęli ręce do ugody i nie odepchnięto ich. Z jednej strony Polignac, skłonny do intryg i przekupstwa, a cały przejęty sprawą następstwa po Sobieskim, od dawna chętnie ofiarowywał swe dobre usługi; z drugiej, co dziwniejsza, Maria Kazi- miera gotowa była też przebaczyć Sapiehom wszystkie zniewagi, byle odegrać wielką rolę i zabezpieczyć sobie po śmierci męża jeżeli nie dalsze rządy pod firmą któregoś z synów, to przynajmniej używanie skarbów własnych i mę- żowskich. Przez jesień i zimę 1695/1696 r. przeciągały się w Warszawie kom- planacje polubowne. Pod presją opinii, spragnionej pokoju i sejmu, biskup wileński zgadzał się cofnąć klątwę i nie dochodzić krzywdy publicznej w za- mian za marne odczepne, które zresztą chciano zwalić na skarb litewski. Ale takiej ugodzie, takiemu uświęceniu bezkarności sprzeciwił się resztką energii i powagi monarszej Jan III. Rzeczy zostały w zawieszeniu. Podmówiony prze- zeń Brzostowski stanął twardo przy swoim prawie. Czekano już tylko na- 19. ŚmierE Sobieskiego Ciężkie dolegliwości, jak podagra, kamień, chorobliwa otyłość, nękały od dawna ciało królewskie. Duch zamierał także od wielu lat, co najmniej od owych przejść bolesnych 1688-1689 r. Jan czuł swój upadek, przeczuwał ko- 494 niec, a nie chciał żegnać się z życiem mimo wszystkich goryczy, jakich mu nie skąpiła starość. Walka z nierządnym i niewdzięcznym narodem podcięła w nim wiarę w ludzi, w tryumf cnoty, w dobrą przyszłość Polski. Zaznawszy wszelkich rozkoszy i boleści życia, dźwignąwszy się własnym wzlotem na wyżyny majestatu, spadał z nich pod brzemieniem otaczającego zła na dawny poziom magnacki, czuł się coraz lepiej w Żółkwi, Jaworowie, Wilanowie, co- raz gorzej na zamku warszawskim. Pracował dla rodziny, lecz i wśród niej był samotny. Ukochaną córkę Teresę Kunegundę pożegnał w 1694 r. gdy szła za mąż za księcia Maksymiliana Emanuela bawarskiego. Siostrę, [Katarzynę] Radziwiłłową, pochował w tymże roku. Marny Jakub, czepiający się łaski wiedeńskiej, stał się zakałą całej rodziny, Marysieńka, wciąż piękna i ruchli- wa, myślała jakoby o trzecim mężu, Sapieże czy Jabłonowskim... Więc Jan odwrócił się od rodziny i miłość swą utopił w skarbach, które chował pod okiem zaufanych strażników. Wiosną 1696 r. medycy nadworni: Żyd Jonasz, Irlandczyk [Bernard] O'Connor i inni dostrzegli w nim zastraszające postępy puchliny wodnej. W czerwcu senat upoważnił króla do wyjazdu na kurację i obmyślił środki na pokrycie jej kosztów, ale było już za późno. Dnia 17 [czerwca 1696 r.] dwukrotny atak apoplektyczny skrócił cierpienia So- bieskiemu. Rozdzial XXI Wyniki XVII wieku 1. Wiek husarii i hetmaństwa Wiek XVII wziął w spadku po ojcach jedno ciężkie powołanie i jedno szczególne uzdolnienie. Po Jagiellonach odziedziczył konieczność wojowania na różnych frontach z wyjątkiem zachodniego, niemieckiego; po Batorym- wysoką sztukę wojenną, którą to sztukę rozwijał i stosował w miarę owej konieczności. W gruncie rzeczy takiego nadmiaru sił ekspansywnych, jakie miewały Francja, Anglia, Szwecja, Turcja i w różnych okresach Niemcy, Rzeczpospolita pojagiellońska nie posiadała. Chwilowe wylewy zaborczości możnowładczej wyczerpały się w wyprawach wołoskich i moskiewskich. Je- dyne ówczesne nasze wojny na pozór zaczepne: estońska w 1601 r., smoleńska w 1609 r. i turecka 1683 r. zmierzały formalnie do rewindykacji swego i do zabezpieczenia własnych granic. Ambicja dynastyczna Wazów nie zdążała do powiększenia Polski, a ogół szlachty miał nawet w najgęściej zaludnionych województwach jeszcze dość zdobyczy dla swego pługa i innych podbojów nie pragnął. Był też w porządku ze swym przekonaniem poeta Wespazjan Kochowski, gdy swej ojczyźnie wkładał w usta następujący rachunek sumie- nia: "Jeżelim przymierza nie trzymała, umowę złamała, albo na zdradzie ko- mu była, sama się sądzę, że sama tę zawziętość ponoszę. Ale jeżelim cudzego nie pragnęła, pokoju nie wzruszyła, do wojny nie dała okazjej, czemużby mnie te stosy potykać miały? Ty wiesz, mój Panie, żem spokojny żywot i zgodne obejście z każdym zawsze kochała, a za to mię teraz te kłótnie zewsząd ogarnęły [...]". 495 Brak narzucającej się, zachłannej megalomanii narodowej czy państwowej pociągnął za sobę ważne następstwa. Niemal wszystkie wojny XVII wieku toczyliśmy we własnych granicach. Zdawałoby się, że 100000 czujnych oby- wateli zamieni państwo w jeden warowny obóz. Naprawdę obwarowano się w setkach prywatnych zamków - ale przeciw królom i poddanym. Z królew- skich zamków Malbork i Kamieniec służyły za więzienia dla ważnych jeń- ców i przestępców. "Mocny Elbląg" nie doznał ani jednego oblężenia i wnet da się zaskoczyć bez oporu; niezdobyty Lwów już w 1704 r. straci swoje dzie- wictwo; Kamieniec padł przy pierwszej poważnej próbie, a niezdobyty okaże się dopiero dla Polaków; Zamość nie zabezpieczał żadnej dzielnicy. Strate- giczną wartość rzecznego węzła Wisły i Bugu oceni dopiero (przed Napoleo- nem) August II, ale i on go nie wyzyska. W wyobraźni ogółu obronę państwa stanowiło "robur piersi szlacheckich" 3' w postaci pospolitego ruszenia, które- go ostatni wojenny czyn oglądała Warszawa w 1656 r.; wojsko zaś prawidłowe rodziło się i odradzało w razie bliskiego niebezpieczeństwa z instynktu sej- mików lub z pańskiej ofiarności. W tworzonym taką drogą wojsku, bez względu na świetne z Zachodu za- czerpnięte doświadczenia [Stanisława] Koniecpolskiego, Jana Kazimierza, So- bieskiego, piechota dała się zakasować konnicy, wśród której wybiła się na czoło husaria. W jej uzbrojeniu, strukturze, taktyce, rzec można, wyraził się najzupełniej charakter narodowy, skłonny raczej do wybuchów energii niż do prozaicznej pracy. Fortes Poloni equites boni3s. Europa poznała nas z bli- ska jako lisowczyków, potem jako pancernych towarzyszy [Jana Chryzosto- ma] Paska, potem jako skrzydlatych rycerzy Jana III. "Wylecieć na husarii czele, wszystko oporne zwalić, zmóc", oto najwyższa aspiracja rycerza Polaka tej epoki, którą od Kirchholmu po Kahlenberg godzi się nazwać erą husarii. Można z taką techniką i psychiką wytrzymać dziesiątki wojen, ba, nawet nie- ustający prawie stan wojenny, wymiatać po kolei z granic państwa Moskwę, Szwedów, Tatarów, Turków, Siedmiogrodzian, ale ich unieszkodliwić kawale- ria nie może. Bo też "ta jazda nie jest już w stanie jak pod Kirchholmem, zwyciężać połączonych broni przeciwnika. Nie daje rady licznej i bitnej pie- chocie kozackiej, gdy ta okopie się lub otoczy taborem; jest, mimo najwięk- szych poświęceń, bezsilna wobec współdziałania trzech rodzajów broni u Szwe- dów" (Kukiel). I tak jest, dodajmy, mimo skoncentrowania w naczelnym dowództwie ta- kiej potęgi administracyjnej, politycznej, dyscyplinarnej, jakiej przykładu nie daje współczesna zagranica. Hetman - to więcej niż feldmarszałek, konetabl, czy doraźnie mianowany generalissimus. Mógłby się z nim równać, a nawet go przewyższać, wielki wezyr (bo ów jeszcze więcej miał do powiedzenia o polityce zagranicznej), gdyby nie to, że hetman był nieusuwalny, mógł więc działać na daleką metę z największym poczuciem odpowiedzialności. Nic dziwnego, że w pierwszej połowie XVII w. niemal wszyscy hetmani: Żół- kiewski, Chodkiewicz, Krzysztof Radziwiłł, Koniecpolski rozwijają wybitne zdolności; w drugiej - wśród klęsk i rozstroju przeważają wodzowie marni (Kalinowski, Rewera, Dymitr Wiśniowiecki, Michał Pac, Andrzej i Feliks Potoccy, Kazimierz Sapieha), którzy jednak korzystają z pełnomocnictw uro- 3 "moc piersi szlacheckiej". 3s (łac.) siłą Polski dobra jazda. 496 bionych na miarę Zamoyskiego i nadużywają ich do celów politycznych jako stróże złotej wolności, coraz częściej politykujący z zagranicą na szkodę ma- jestatu i państwa. Konnicy nam zazdroszczono w obcych krajach; hetmań- stwo spodobało się tylko Kozakom. W ogólnym też bilansie wojen Rzeczypo- spolitej XVII w. figurują z jednej strony cele nieosiągnięte: Śląsk zatracony pod panowaniem austriackim, Prusy Wschodnie - pod brandenburskim, Moł- dawia - pod tureckim; z drugiej - gotowe straty: Drahim, Bytów, Lębork, Ryga, Smoleńsk, Kijów, czasowo nawet Kamieniec. 2. Promieniowanie polszczyzny Rzecz uderzająca, że kurczeniu się granic towarzyszyła taka ekspansja pol- skości poza granice, na obce kraje, jakiej nie znał Złoty Wiek jagielloński. Ograniczenie samowładztwa, wolna elekcja i wyższość prawa nad władzą nę- ciły poprzez zasieki graniczne bojarów moskiewskich, i to w kilku kolejnych pokoleniach (1610,1648,1670). Zaraźliwy wpływ wywierały nasze urządzenia - właśnie po potopie - na szlachtę pruską, brandenburską i nawet na kró- lewieckie mieszczaństwo. Że śląskie sejmy obradowały trochę z polska, tłum- nie, more polonico, to rzecz zrozumiała, skoro tam wsz dzie pulsowała krew polska; dlatego też cesarz Leopold, jak mógł, separował lązaków od Jana III. Szwedom Polska po 1648 r. przestała imponować, w Węgrach budziła nie tyle podziw, iIe nadzieję wyzwolenia. Do Chorwatów (poety [Ivana] Gundulicia) docierała sława wojenna Chocimia; Niemcy inflanccy zazdrościli szlachcie polsko-pruskiej przywilejów i wolności finansowych. Przykładem polskiej siły atrakcyjnej i wpływu literackiego wśród Wołochów jest Miron Costin, logofet (kanclerz i dziejopis), co swoje przywiązanie do Sobieskiego i polszczyzny wyraził polskim wierszem, a przypłacił - życiem. O wpływie kultury polskiej na Kozaków nie ma co się rozwodzić. Przez zakordonowy Kijów, a głównie przez mohylańskie kolegium (od 1695 r. dopiero zwane Akademią) rozlewały się polskie wyrazy, styl kaznodziejski, wersyfikacja ("wirszi") na lewy brzeg Dniepru, skąd je akademicy poniosą dalej do Moskwy razem z upodobaniem do polskiego stroju i sprzętu. A nieszczęśliwi brańcy tatarscy nie tylko po- nauczali "Scytów" języka polskiego (w tym języku szły wszelkie z Ordą ro- kowania), ale zaszczepili murzom pewien smak do sarmackiej wolności. Jeżeli ta ekspansja na zewnątrz miała charakter przejściowy, to w obrębie państwa polskość rozrosła się wszerz i w głąb na trwałe. Wprawdzie nie prze- stawano odróżniać Litwinów od Polaków ani wśród tych ostatnich wyróżniać Wielkopolan, Małopolan, Mazurów, Podlasiaków, Prusaków (zwłaszcza ci ostatni uporczywie trwali przy swojej odrębności i przywilejach), ale w zna- czeniu politycznym szlachta Rzeczypospolitej przywykła na mnogich sejmach i elekcjach uważać siebie za jeden naród polski lub polsko-litewski (o naro- dzie ruskim ucichło po upadku polityki hadziackiej i po wsiąknięciu szlachty kresowej w żywioł polski). Jako jedna całość przeciwstawia się ów naród cudzoziemcom, wychwalając piórem publicystów: Starowolskiego, Łukasza Opalińskiego, Fredry, Pęskiego, Kochanowskiego swoje odrębne zalety. Przez niezliczone małżeństwa zrasta się szlachta w jedną niezliczoną rodzinę; jeden w niej zapanuje strój, dostosowany do rycerskiego rzemiosła, jeden język 497 z domieszką tych samych wszędzie makaronizmów. Pod hasłem koekwacji uchwali zjazd elekcyjny 1697 r. zarazem ujednostajnienie sądownictwa i usu- nięcie z aktów urzędowych przestarzałej, niezrozumiałej ruszczyzny; z począt- kiem wieku XVIII formuły ruskie znikają także z ksiąg czernihowskich, bra- cławskich, kijowskich (1599-1718). Jeszcze z rzadka buchnie przez usta tego lub owego pana litewskiego niechęć do koroniarzy, odwzajemniana złośliwym konceptem ze strony tych ostatnich; ale wszelkie próby "dysmembracji" wy- wołują w obustronnej masie szlacheckiej zgrozę i odwet. Polskość, zwłaszcza od czasu potopu, nabrzmiewa mocnym samopoczu- ciem: boczy się na kuse stroje Francuzów i Niemców, rozmiłowuje się w swej przeszłości, przechodząc tym samym w sarmatyzm. Jeżeli dawniej Starowol- ski i Opaliński za przewodem Kochanowskiego dawali odprawy cudzoziem- skim krytykom, ale nie skąpili surowej prawdy rodakom, to teraz jedna i ta sama chwalba dominuje w przejawach samowiedzy narodowej wewnątrz i na zewnątrz. I trzeba przyznać, że ta wiara we własną gwiazdę byłaby źródłem wielkiej siły dla narodu, gdyby szlachta nie utożsamiała z narodem samej siebie, gdyby nie odpychała od siebie wielomilionowych mas chłopskich ani nie rzucała na pastwę Żydom w tym właśnie okresie coraz wątlejszego chrze- ścijańskiego mieszczaństwa. 3. Złota wolność Rozsiadła się po pałacach i dworach od Karpat do Bałtyku, od Warty po Dniepr, pielęgnując te tylko instytucje, które jej celom służyły, a zaniedbując wszystko, co mogło wesprzeć absolutum dominium. Jest syta, więc nie chce żadnych nowości; jest zbrojna, więc nie suszy głowy nad rozwiązywaniem problemów ustrojowych; od każdego głębszego zagadnienia odrąbie się szablą. Byle sądziły się ziemstwa, grody i trybunały, byle płynęły w ostatniej potrzebie podatki na wojsko, byle nas sprawiał hetman, równie groźny królom jak carom, to już mniejsza o resztę, tzn. o prawodawstwo i administrację. Kosztem tych wyższych funkcji, głosząc zasadniczy konserwatyzm, cofamy się naprawdę do prymitywnych zadań państwowego życia, spokojni o to, że na straży interesu klasowo-narodowego stoją trzy moce, jakich zazdrości nam cały świat: a) Liberum veto a nie sejm jest teraz symbolem wolności polskiej. Z izby poselskiej wypromieniowało ono na wszystkie sejmiki, gdziekolwiek obraduje rasa polska (nawet w prowincji pruskiej, nawet w tych województwach, które uznały zasadę większości głosów), cofając się dopiero od granic rasowo od- miennej Kurlandii. Jeden poseł tamuje lub rwie obrady w dowolnej chwili, nie tylko przy zamknięciu, jak Siciński w 1652 r., ale nawet przed obiorem marszałka, z wyraźnym pogwałceniem regulaminu (1688). Posługują się tą straszną bronią magnaci, zwłaszcza hetmani; zaczynają jej używać posłowie obcy. Tylko elekcje są faktycznie zabezpieczone przed rwaniem, bo wtedy mniejszość chcąca postawić na swoim musiałaby przyjąć wojnę domową. Zwłaszcza pod koniec panowań veto święci nad podupadłym królem straszne triumfy. Staje się ono ruchomą podstawą wszystkich praw i władz, wrodzo- ną atrybucją wolnego Polaka, samobójczą gwarancją wszystkich innych wol- ności. Pod tym damoklesowym mieczem żyją i funkcjonują- 498 b) Sejmiki. Odbywa się ich co roku po dwa, trzy lub więcej, każdy z re- guły jednodniowy, w Koronie pod obranym każdorazowo marszałkiem. Wy- jątkowo tylko niektóre województwa stwarzają sobie kolegialne organy wy- konawcze. Nowością są milicje, formowane z osobnych podatków wojewódz- kich; nowością - zdobyte via facti prawo limity, tj. odraczania swych sesji i zjeżdżania się po raz drugi czy czwarty do osobnego uniwersału królew- skiego: taka limita zapewni sejmikom dalszą przewagę nad sejmem. Na każ- dy sejmik zjeżdżają, prócz miejscowych posesjonatów, ich mniemani krew- niacy, gołota bez ziemi, wysługująca się panom. Nie słychać jednak nigdzie, aby gospodarze sejmiku prowadzili ścisłą listę uprawnionych do głosu. Lauda i instrukcje mnożą się w nieskończoność, mimo że tylko szczupła cząstka po- stulatów ziemskich obleka się w formę praw. Jeżeli wola żywiołu sejmiko- wego nie znajduje ujścia w sejmie, to wybucha w postaci konfederacji. c) Wiek hetmaństwa i husarii jest bowiem zarazem pierwszą klasyczną epo- ką konfederacji. Dojrzały wszystkie odmiany takiej rewolucji narodowej: kon- federacja miejscowa dla celów ochrony bezpieczeństwa publicznego, miejsco- wa buntownicza, miejscowa lojalistyczna (np. trzy związki sandomierzan 1683, 1685 i 1688 r., które Bidziński utworzył dla poparcia Jana III przeciw mag- natom), konfederacja generalna na czas bezkrólewia, generalna dla wypo- wiedzenia posłuszeństwa (1607), generalna przy królu - wszystkie na pod- stawie ziemsko-przedstawicielskiej; związek wojskowy samodzielny (1608, 1612-1614, 1622, 1659-1663, 169lr1697) lub w oparciu o konfederację oby- watelską (1656,1665). Ta forma organizacyjna, która współcześnie na Zacho- dzie żadnego już nie znajduje odpowiednika (bo ligi książąt niemieckich ma- ją z nią tylko powierzchowne pokrewieństwo), nie naśladowana we Francji nawet podczas Frondy, wyjątkowo użyta przez Szkotów i Anglików dla ce- lów rewolucyjnych (Covenant, League, Agreement of the people 39, nie doj- rzewająca już nawet na Węgrzech, stała się w Rzeczypospolitej normalnym organem opozycji i walki partyjnej, poniekąd nawet klapą bezpieczeństwa, która stosowanie artykułu de non praestanda oboedientia uczyni zbędnym lub bezskutecznym. 4. Możnowładztwo pod płaszczykiem demokracji Na ogół konfederacje XVII wieku i późniejsze, za czasów saskich, dopro- wadzały do głosu raczej średnią szlachtę, topiąc w swych odmętach magna- tów. Przeciwnie, w spokojnych czasach wielcy panowie wywierali niepostrze- żenie na sejmy i sejmiki wpływ coraz silniejszy. Znamy fluktuacje możno- władztwa litewskiego, gdzie do walki z Radziwiłłami raz po raz zrywali się Pacowie czy Sapiehowie; znamy ligi Opalińskich, Leszczyńskich, Lubomir- skich i królewiąt kresowych w Koronie. Buławy, laski (rzadziej pieczęcie i klucze), stawały się dziedziczną domeną niewielu rodów jaśnie wielmożnych, podobnie jak niektóre województwa i przedniejsze starostwa. Nie dociśnie się do nich dorobkiewicz-szlachetka! Arystokratyzm wyhodowany nad Niem- nem, Dźwiną i Dnieprem zaraził swym tchnieniem i zasilił złotem elementy 39 (ang.) przymierze, liga (związek), umowa ludu. 499 senatorskiej rdzennej Korony. Nie zbadano dotąd, a warto by zbadać, z czego rosły te fortuny, z roli, soli, wojny czy królewskiej łaski; jak one gospoda- rowały, jaką prowadziły politykę personalną, jak uzależniały od siebie dwór i Kościół, jakie połacie kraju opanowywały wprost lub ujarzmiały pośrednio. Pewne jest, że w XVII w. magnateria bardzo mało zrobiła dla przemysłu i handlu (daleka pod tym względem od wzorów weneckich!) i że najwięcej przyczyniła się do rozmnożenia Żydów, którym nie tylko poświęcała polskie miasteczka, ale i wydzierżawiała, mianowicie na kresach, myta, karczmy, mły- ny i całe folwarki. W każdym razie o panach XVII w. nie można jeszcze powiedzieć, by tak dalece scudzoziemczeli i zmonopolizowali zachodnią kul- turę, jak ich synowie i wnuki; są to na swój sposób także Polacy narodowcy, i dlatego właśnie tak rażą szlachtę wyjątkowi wśród nich amatorzy cudzo- ziemskich tytułów, jak Radziwiłłowie i Chodkiewiczowie na Litwie, Myszkow- scy, Ossolińscy, Lubomirscy w Koronie. Niektórym wprawdzie cudzoziemskie stadła i tytuły imponowały; wmawia- no szlachcie, że to ona cała dorównywa mnogością przywilejów elektorom niemieckim, bo tak samo wybiera króla, utrzymuje milicje, wchodzi w związ- ki polityczne z zagranicą, ma poddanych itd. W rzeczywistości książęce ży- cie wiodły królewięta, one rozparcelowały między siebie, zwłaszcza w postaci królewszczyzn, majątek państwowy, siłę zbrojną, wymiar sprawiedliwości, po- licję, politykę zagraniczną. Szkoda, że ich potędze fizycznej nie odpowiadał poziom kultury duchowej. Jeżeli trafi się między nimi umysł światły i wy- kwintny, jak ów Stanisław Herakliusz Lubomirski, poeta i myśliciel, to cho- wa on wykwintną mądrość dla siebie. Prywatnych mecenasów kultury na miarę Kmity czy Zamoyskiego albo późniejszych Czartoryskich czy Ogiń- skich, wiek XVII nie zna. Bywają fundatorzy kościołów, budowniczowie pa- łaców, ale o akademie, bibliote i, literaturę, teatr, sztuki plastyczne, muzykę nikt z potentatów się nie zatroszczy. Pochłania ich polityka, ale nie owa wiel- ka, państwowa, jakiej służyli przed powstaniem demokracji szlacheckiej zbio- rowo utożsamiający się z Polską Oleśniccy, Tęczyńscy, Tarnowscy, Melsztyń- scy, lecz prywatna, rodowa, szukająca coraz częściej natchnień i środków za granicą. Już jesteśmy na drodze, po której obywatelstwo spadnie na poziom klienteli, a dygnitarstwo w osobach Leszczyńskich, Lubomirskich, Potockich a zwłaszcza litewskich Radziwiłłów, Paców, Sapiehów wstąpi na piedestał zdrady stanu. 5. Zubożenie powszechne Poza arystokracją zubożały w Polsce 1600 i 1700 r. wszystkie stany. W całej Europie sama tylko Rzesza Niemiecka doznała gorszych spustoszeń, niż te, jakich dokonali u nas Szwedzi, Tatarzy, Moskale. Ale Rzesza od po- łowy XVII w. nie widziała wrogów w swym łonie, chyba w Palatynacie i na Pomorzu. Dla Polski, choć to był kraj rolniczy (a rolnictwo dźwiga się łatwiej niż przemysł), ulga siedmioletnia 1676-1683 r. była zbyt krótka. Są podsta- wy do twierdzenia, lubo brak na to dokładnych liczb, że od czasów Włady- sława IV do końca wieku ludności ubyła połowa, że obszar pól uprawnych bezpośrednio po ruinie zmalał, zależnie od okolicy, do 2/3,1/z lub nawet 1/4 SOO części, że jakość uprawy podupadła (skoro w królewszczyznach na zwrot wkładu odliczano przy ustalaniu kwart I/4 a nie 1/5 części wydajności), że wywóz zboża przez Gdańsk spadł ze 100000 łasztów rocznie na 30000. Szu- kano na to rady w wielokrotnie drukowanej Ekonomice ziemiariskiej Jakuba Kazimierza Haura [Kraków] (1675 i następne), ale bez skutku. Warszawa jako stolica od Władysława IV do czasów saskich małe zrobiła postępy. Kraków podupadał, Wilno po strasznej okupacji moskiewskiej za- czynało znowu żyć, ale ubogim życiem. Tylko Lwów, mimo wzmagającego się od wschodu zagrożenia, z dziwną sprężystością wyzyskiwał, nawet po upadku Kamieńca, swe tranzytowe między Wschodem i Zachodem położenie, handlując z Gdańskiem i Wrocławiem i rozwijał się dalej, póki go nie pognę- bili w 1704 r. Szwedzi. Miasteczka, coraz mniej do miast podobne, pomagają sobie rolnictwem według chłopskich wzorów. Pauperyzacja Polski w XVII w. szczególnie bije w oczy, gdy ją porównać ze stanem Europy Zachodniej. Francja Ludwika XIV wśród nieustających prawie wojen i rosnącego długu państwowego kwitnie pod czułą ręką [Ja- na Baptysty] Colberta, zabudowuje się i stroi; jej budżet roczny wynosi 200000000 franków, czyli 360000000 złotych. Holandia, mimo katastrofy 1672 r. ciągnie zyski z całego świata i wciąż jest bankiem Europy; Anglia zakłada imperium kolonialne, gospodarczo i finansowo ściga Francję (budżet w końcu XVII w. - 6000000 funtów szterlingów = 240000000 złotych). Na- wet Dania, mimo tylu katastrof i spadku dochodu z ceł sundzkich, dźwiga się przez redukcję królewszczyzn (budżet 4 500000 talarów) podobnie jak za jej przykładem Szwecja (5 000 000 = 23 000 000 złotych). Nawet taki Wielki Elektor usiedmiokrotnia swe dochody, że osiąga 3 000000 talarów (12000000 złotych polskich) na rok. Moskwa z miliona rubli (1680) postąpi za Piotra Wielkiego na 5-6000000 ówczesnych, tj. naszych złotych 30000000. Turcja ciągnie rocznie prócz powinności wojskowej służebnej 10000000 dukatów (180000000 złotych). Polska, choć uchwał podatkowych nie skąpi, pozwala sobie w ciągu lat 1665-1667 z największym wysiłkiem na 7000000 rocznego wydatku (wyjątkowo wyprawa wiedeńska kosztowała, nie licząc naturaliów, ok. 100000004o). Kraina mlekiem i miodem płynąca doszła pod koniec XVII wieku do tego, że kiedy Francja wyprowadzała w pole 200000 wojska, a na morze do 300 okrętów, Brandenburgia miała do 30000 wojska i też zakła- dała kolonie, kiedy lenniczka nasza, Kurlandia, miała za księcia Jakuba 44 statki wojenne, Polska utrzymywała za jakieś 7-8000000 [złotych polskich] 15000 do 18000 wojska i ani jednego okrętu. Jeżeli Szwedzi usprawiedliwia- li swą wojowniczość w XVII w. (i swą korupcję w XVIII w.) brakiem środ- ków do życia, to wolno mniemać, że i wyborcy naszych Augustów po So- bieskim, a nawet wyborcy samego Jana III działali pod presją podobnego zubożenia. 4o Wyprawa wiedeńska, według wyliczeń J. Wimmera, kosztowała Rzeczpospolitą około 14000000 złotych; z czego aż 78"/o pokryli sami Polacy, a zaledwie 22o/o tej sumy tj. około 3 mln złotych, stanowiły dotacje z zagranicy tj. subsydia cesarza, papieża oraz książąt niemieckich i dostojników kościelnych. Zob. J. Wimmer Wie- der 1683, s. 232-233. 501 6. Nieład w skarbie Nasi Colbertowie XVII w. zwłaszcza ci, co żyli współcześnie ze sławnym finansistą Króla-Słońce, stojąc wobec konieczności wojennych z jednej strony, a niedomagań gospodarczych kraju, reprezentowanych w sejmie - z drugiej, bezsilni wobec sejmowej anarchii i sejmikowej decentralizacji, doczekali się. osobliwego rozkładu skarbowości na cztery systemy. Nie mówimy tu oczy- wiście o piątym, tj. o skarbie nadwornym, który po dawnemu utrzymywał dwór królewski, a w pewnej mierze ponosił też inne koszta reprezentacji, nie- kiedy zaś - jak za Sobieskiego - pomagał nawet dźwigać koszty wojen. l. Skarb kwarciany, najdawniejszy i najbardziej stały niewielką już spełnia rolę. Pod ręką podskarbiego łączy się on w jednej administracji z cłami Rze- czypospolitej, pogłównym żydowskim, składnym winnym i tzw. subsidium hybernale (ryczałtowe kwoty uchwalane w wyjątkowych potrzebach). 2. Ponieważ kwarty nie wystarczały, przerzucano znaczny ciężar budżetu wojskowego na tzw. hyberny, czyli chleb zimowy z dóbr królewskich i du- chownych. Rządziły nim (zwykle rezydujące we Lwowie) tzw. komisje hy- bernowe, gdzie przewodniczył hetman, zasiadał też podskarbi, a przy nich deputaci wojskowi i delegaci obu izb sejmowych. 3. Trzecią grupę stanowiły różne inne dochody, uchwalane przez sejmy, administrowane w zasadzie przez podskarbich (pobory, pogłówne itd.). Te coraz automatyczniej spływały z kieszeni płatników do rąk delegatów woj- skowych omijając główny zbiornik, tj. kasę państwową. 4. Po województwach istnieją nadto sądy lub izby komisarskie albo kon- syliarskie, powołane właściwie do gospodarowania podatkami samorządowy- mi, ale wglądają one także w dochody państwa. Kto w tym rozbiciu może prowadzić jakąś politykę skarbową lub celną? Kto dopilnuje, aby zboże, to główne bogactwo, jakim kraj rozporządzał i o które zabiegał u Marysieńki Ludwik XIV, było spieniężane należycie, z zyskiem dla producentów i skarbu? Oczywiście nikt. Nawet mennicy w na- leżytym ruchu nie utrzymano. Ustawa 1676 r. próbowała ustalić pogarszający się srebrny pieniądz na takim poziomie, aby dukat kosztował 12 złotych, a ta- lar 6. Tymczasem w 1685 r. zamknięto mennice Rzeczypospolitej, a czujni są- siedzi nie omieszkali wyzyskać fluktuacji rynku pieniężnego, na którym wnet , dukat dojdzie do złotych 19, a talar do 9. 7. Oświata Nie pytajmy, ile w powyższych kwotach Rzeczpospolita przeznaczyła na szkoły, bo był to czas, kiedy również i za granicą szkolnictwo średnie utrzy- mywane było głównie przez klasztory i miasta, a nie przez panujących: ci ostatni dopiero w epoce absolutyzmu (ok.1700 r.) zrozumieli państwowe zna- czenie wychowania, jęli brać nauczycieli na swój etat i wydawać dla nich regulaminy, programy, instrukcje. W Polsce dominują w XVII w. nad wszel- kimi zakładami wychowawczymi kolegia jezuickie. Tych znów nie należy so- bie wyobrażać od razu jako seminariów ciemnoty, fanatyzmu i obłudy. Speł- niwszy zaszczytnie swoje główne powołanie, tj. dawszy odpór herezji, działa- 502 ły one dalej według tej samej głęboko przemyślanej ratio studiorum4l, ale działały bez twórczego ognia, szablonowo, bez poczucia odpowiedzialności za los kraju, w którym się rozmnożyły czterokrotnie (do 51), wypierając inną inicjatywę wychowawczą. Kształciły wyznawców, niekiedy bojowników Ko- ścioła, nie kształciły obywateli. Z dążności do rozwijania zdolności formal- nych przeszły po prostu w formalizm, niewiele się troszcząc o zdrowy sto- sunek wychowanków do polskiej rzeczywistości. Co prawda i wychowawcy od czasu Skargi i Zebrzydowskiego unarodowili się w znaczeniu ujemnym, tzn. zatracili związek z wielkim ruchem umysłowym Zachodu, a nasiąkli du- chem szlacheckiego otoczenia. Aby nie stracić poparcia możnych (a miejscami tracili popularność wśród szlachty), nauczyli się nie tylko schlebiać przesą- dom wieku, ale tłumili samodzielną myśl wśród swoich: jak dawniej wyrzu- cili z Kazari sejmowych4z rzecz o monarchii, tak potem zabronili [Wojcie- chowi] Kojałowiczowi pisać prawdę o kłótniach Radziwiłłów z Chodkiewicza- mi, a zdolnego Pęskiego pisma ocenzurowali w ten sposób, że jego mądre rady, wyprzedzające [Stanisława] Konarskiego o cały wiek, ukryli pod kor- cem, pozwolili zaś ogłosić tylko dowcipne błazeństwa Reginae Palatii43. Tak stosowana karność szła na szkodę krajowi; ze szkół jezuickich wychodziły sztywne intelekty o ograniczonych horyzontach naukowych i społecznych oraz giętkie karki, zdolne do płaszczenia się przed tłumem lub magnatem. Na podstawie swego aktu fundacyjnego mogli jezuici zakładać szkoły bez różnicy poziomu wszędzie, nie licząc się z niczyim monopolem. Wojowała z nimi Akademia Krakowska, która nawzajem, pragnąc mieć młodzież przy- stosowaną do "akademickich" wymagań, tworzyła za Krakowem szkoły śred- nie pod nazwą kolonii akademickich. Zażarte walki toczyły się za Zygmun- ta III o prawo uczenia w Krakowie, przy czym szlachta, zarażona wścib- stwem i ambicją jezuitów, stanęła w obronie wyłącznych praw Akademii: stanowisko niesłuszne i szkodliwe, bo scholastyczna uczelnia materialnie i du- chowo nic na tym nie zyskała, a jej profesorowie, wolni od konkurencji, po- grążyli się na cały wiek XVII w naukowym nieróbstwie. Najpracowitszy jeszcze z nich, [Stanisław] Bieżanowski, wsławi się jako założyciel literatury, lub raczej makulatury panegirycznej. Zamość nigdy się nie rozwinął ponad miarę porządnej szkoły średniej, bo go już po Tomaszu Zamoyskim ( 1638) ordynaci przestali odpowiednio do potrzeb zasilać, kolegium Lubrańskiego w Poznaniu pozostało na tymże poziomie jako kolonia akademicka; Wilno z Akademu niewiele więcej miało prócz nazwy, a uczelni założonej przez je- zuitów we Lwowie (1659) zazdrosny Kraków nie pozwoli używać nazwy aka- demu. Zastój potęgował się skutkiem braku współzawodnictwa po zamknię- ciu szkół ariańskich (które przyjmowały młodzież wszelkich wyznań); wpraw- dzie bowiem istniały dobre gimnazja protestanckie w Toruniu i Gdańsku, a od połowy wieku wzięli się do nauczania sprowadzeni przez Władysława IV (1642) pijarzy, ale do tamtych szkół miejskich szlachcie-katolikom uczęszczać nie wypadało, a pijarzy nie przewyższali wtedy rozumem i talentem wycho- wawczym jezuitów ani profesorów akademickich. Nie dziw, że wśród pow- 41 (łac.) zasady nauczania. 42 jydane po raz pierwszy w tomie Kazah na niedzielg i świgta, Kraków 1597. 43 Utwór o autorstwie niepewnym: Palatium reginae libertatis rempublicam ora- torium continens (Traktat retoryczny łacińsko-polski dla szkół) powstał ok.1671 r. 503 szechnego zaniedbania i zubożenia szkoły parafialne, jako zbędne dla parob- ków i pańszczyźnianych chłopów, ku końcowi XVII w. poupadały, a tylko miejskie jako tako spełniały swe niewdzięczne zadanie. 8. Zanik twbrczości naukowej i literackiej Książek drukowano w XVII w. wigcej niż za czasów Kochanowskiego, ale jakiej kultury były te książki wyrazem i co dawały życiu? Literatura piękna, jak i historyczna i prawnicza, nosi ogólne piętno epigonizmu: dużo i rozmai- cie, i nieraz nawet ładnie, tylko niegłęboko, bez iskry geniuszu, bez siły wstrząsającej umysłami. Poezja wyrobiła sobie typy i tony odpowiadające zapotrzebowaniu szerokich mas szlacheckich. Będzie to albo epos bohaterski (Twardowski, Potocki), albo dla wytchnienia sielanka (po Szymonie Szymo- nowicu dwaj Zimorowice [Szymon i Bartłomiej], [Jan] Gawiński), albo ero- tyki (Morsztyn), satyry (Opaliński, Potocki), fraszki (Potocki, Kochowski), fan- tastyczne romanse, rzadziej liryka patriotyczno-religijna (Kochowski). Strun ogólnoludzkich się nie potrąca; panuje w literaturze tendencja patriotyczna, ale taka, co wyraża gotowe uczucia i myśli środowiska, nie rozbudza w nim nowych, bardziej płomiennych. Historia wśród tylu przemian losu ma o czym pisać i pisze dużo, ciekawie, ale i ona więcej ma w sobie rzemiosła niż naukowego krytycyzmu lub zgoła mądrości. Coraz mniej po Pawle Piaseckim interesuje się sprawami świata, coraz rzadziej stawia przed oczy narodowi zwierciadło życiowej, doświad- czalnej mądrości. Wprawdzie Kochowski jako autor Klimakterów44 przewyż- sza Górnickiego i Joachima Bielskiego razem wziętych, ale [Wawrzyniec] Ru- dawski, dziejopis Jana Kazimierza, ustępuje znacznie [Reinholdowi] Heiden- steinowi, [Kazimierz] Zawadzki ze swą Historia Arcana45 o demokracji szlacheckiej za Michała Korybuta) nie da się porównać z [Swiętosławem] Orzelskim; zbiór [Andrzeja Chryzostoma] Załuskiego Epistolae historico jami- liares46 razi niezgrabstwem wykonania w porównaniu ze zbiorem [Stanisława] Górskiego; Fredro jako historyk na dalszą metę nie dorasta do Kromera itd. Potrzebę wspomnień chętnie zaspokaja się pamiętnikiem, np. kanclerskim Albrechta Stanisława Radziwiłła lub rycerskim Paska; później, gdy działacz zamieni się w domatora, ten sam głód historii znajdzie pokarm w miscella- neach, herbarzach, genealogiach i pogrobowych lub, co gorsza, przedśmiert- nych panegirykach. Epigonizm wymowy ilustrują duże nazwiska [Fabiana] Birkowskiego i [To- masza] Młodzianowskiego, oba brzmiące jak bohaterskie surmy bojowe, lecz stanowiące przejście od Skargi do tuzinów kaznodziejów niskiego polotu. To samo da się powiedzieć o prawoznawstwie: gdyby nie dwaj Prusacy: [Miko- łaj] Chwałkowki i [Jan] Hartknoch, źle wyglądałby nasz wiek XVII ze swy- 44 gnnalium Poloniae ab obitu l ladislai ITi Climacter primus, Kraków 1683; Cli- macter secundus, Kraków 1688; Climacter tertius Kraków 1698; Climacter guartus nie był wydany. 45 gistoria arcana seu annalium Polonicorum libri VIl1, Cosmopoli (Frankfurt) 1699. 46 T.1-3, Braniewo 1709-1711; t. 4, Wrocław 1761. 504 mi erudytami-dogmatykami ([Augustynem] Kołudzkim, [Mikołajem] Zala- szowskim) po prawnikach-twórcach: [Mikołaju] Taszyckim, [Janie] Herbur- cie, [Jakubie] Przyłuskim. To samo w dziedzinie nauk ścisłych: gdyby nie [Jan] Heweliusz, gdańszczanin, co na niebie wypisał nazwisko Sobieskiego, ciężko by było jezuicie [Adamowi] Kochańskiemu reprezentować polską ma- tematykę i nauki ścisłe w epoce jego korespondenta Leibniza, [Izaaka] New- tona, [Chrystiana] Huygensa, [Olafa] Roemera, i niewiele by mu w tym do- pomogli pracowici, ale niezbyt szczęśliwi na odludziu naukowym badacze- -konfratrzy, jezuici i dominikanie. O filozofii pogadałby może Jan Sobieski z marszałkiem Stanisławem He- rakliuszem Lubomirskim, "Salomonem polskim", i to raczej o klasykach niż o Kartezjuszu czy [Tomaszu] Hobbesie, gdyby między tym królem i jego niedoszłym detronizatorem możliwa była szczera rozmowa. A o mądrości państwowej, o publicystyce w wyższym stylu, po paradoksach Andrzeja Ma- ksymiliana Fredry nikt już wśród zgiełku sejmikowych peror i aklamacji nie wspomni. PANOWANIE AUGUSTA MOCNEGO Rozdzial XXII Naród w rozterce 1. Nierząd na konwokacji i w wojsku Bezkrólewie 1696-1697, najdłuższe i najniemoralniejsze w dziejach naszych, ujawniło zupełną dezorientację polityczną społeczeństwa wśród intryg cudzo- ziemskich, głęboki zanik ducha publicznego, dotąd podnoszonego nadludzkim wysiłkiem Jana III i dało narodowi króla, który go jeszcze gorzej miał znie- prawić. Przede wszystkim poniosła klęskę idea dynastii narodowej. Niegodny jej przedstawiciel, Jakub Sobieski, od kilku lat torował sobie drogę do korony przez koszachty z Wiedniem, Sztokholmem i Berlinem, a im mniej mógł li- czyć na miłość Polaków, tym bardziej skory był, według powszechnego mnie- mania, do użycia obcego gwałtu, choćby zań przyszło płacić kosztem Polski. Opinię niezależną odstręczył nietaktem i chciwością, zwłaszcza kłótnią z mat- ką o spadek po bohaterze. Wyzyskali wrażenie tego skandalu starzy wrogo- wie Sobieskich - Lubomirscy i Sapiehowie. Oni to głównie zakłócili kon- wokację (29 sierpnia-28 września) sporami z pysznym [Michałem] Radzie- jowskim o baldachim i atakami na Marysieńkę, aż rozbili zgromadzenie na dwa koła; jedno przeważnie senatorskie, po stronie królowej i prymasa, drugie przeważnie szlacheckie. Jednocześnie Lubomirscy, idąc na rękę Sapiehom, których siłę paraliżo- wały na Litwie ruchy rokoszowe w wojsku i wśród szlachty, postarali się tą samą metodą obezwładnić w Koronie hetmana [Stanisława] Jabłonowskiego, przychylnego Marii Kazimierze. Są wyraźne poszlaki, że oni to pomogli do rozdmuchania i utrzymania konfederacji wojskowej, jaka w sierpniu 1696 r. pod laską towarzysza Bugusława Baranowskiegol ogarnęła na Rusi rycerstwo koronne. Królowa, wyrugowana z Warszawy, przez zemstę i dla zapobieżenia uchwale o ekskluzji Piasta usiłowała zerwać konwokację przez [Łukasza] Ho- rodyńskiego, posła czernichowskiego. Zachwiał się burzliwy sejm: jedni sza- nując rzekomo źrenicę wolności, owo,.jedyne prawo kardynalne", liberum veto, poprzestali na zawiązaniu konfederacji generalnej i na niezbędnych uchwałach co do terminu i sposobu elekcji, ale wpletli do tych uchwał wy- łącznie Piastów, a więc przede wszystkim Jabłonowskiego i Sobieskich; dru- 1 Piotr Bogusław Baranowski był towarzyszem chorągwi husarskiej Józefa Lubo- mirskiego, marszałka nadwornego koronnego. Zob. J. Wimmer Wojsko polskie w po- owie XTilI wieku, s. 229-230. 506 dzy słusznie dopatrzyli się nawet w tych postanowieniach niedostatecznego szacunku dla protestu Horodyńskiego i zastrzegli się w salwach, że przyjmują tylko termin i miejsce obioru króla. Większość postawiła przecież na swoim i konwokacja nie została skutecznie zerwana. Gdy swawolili syci prawodawcy, czemuż nie miał swawolić głodny żołnierz? Bunt Baranowskiego, wszczęty z bardzo naturalnych pobudek jak dawniej- sze związki po wojnach moskiewskich (l6l2-16l4) i szwedzkiej (1661-1663), przez chwilę tylko służył celom polityki magnackiej, po czym odzyskał pier- wotne oblicze; był to akt bezrobocia i samosądu szerokich kół żołnierskich skazanych na poniewierkę po wielu latach prawdziwych zasług. Lecz raz puściwszy wodze swej goryczy, żołnierz-rokoszanin pod hasłem wolności krwią przodków zdobytej szedł "we wnętrzności ojczyzny" wyrzynać sobie chleby z dobrą r5mastą, łupił dobra królewskie, duchowne i ziemskie, głuchy na jęki współbraci najeżdżanych przez Ordę (w październiku). Baranowski rozsiadł się w Samborze i kierował całym ruchem egzekucyjnym od Karpat do Narwi, pertraktując niby udzielny pan z komisją obrachunkową (w październiku-lis- topadzie) i trybunałem skarbowym we Lwowie (od 21 stycznia) [1697 r.]. Dopiero przy poparciu Kuru Rzymskiej i senatorów wszystkich odcieni po- litycznych udało się Jabłonowskiemu rozdwoić i zniszczyć opór zuchwalców. Dnia 11, maja "marszałek Baranowski, ten straszny nieporządku wojskowego minister upadł do nóg hetmańskich u bernardynów na przedmieściu Lwowa by wnet zniknąć z szerszej widowni. 2. Jeszcze jedna mespodzianka wyborcza Agitacja na rzecz kandydatów cudzoziemskich wrzała z niebywałą siłą. Polignac umyślnie starał się o wyznaczenie dalszego terminu elekcji (na 15 maja) [1697 r.], aby tymczasem wystudzić w pamięci ogółu wdzięczność ku Sobieskiemu i użyźnić sobie grunt za pomocą przekupstwa. Do współ- zawodnictwa stawali książęta: Conti i Conde2, Maks Emanuel bawarski Neu- burczyk3, Lotaryńczyk4, margrabia Ludwik badeński, don Livio Odescalchi bratanek Innocentego XI. Najpoważniej wyglądali w tym gronie Franciszek Ludwik książę Conti i Wittelsbach, najwięcej zalet osobistych miał dzielny Badeńczyk, zwycięzca spod Salankamen; słabą stroną jego kandydatury była bliska konfdencja z dworem berlińskim, budząca wprost podejrzenie, czy margrabia nie zamierzał płacić Hohenzollernom ziemią polską za poparcie na elekcji. Kandydaci licytowali się nawzajem w obietnicach różnych dla Polski dobrodziejstw, z nieodzownym odzyskaniem Kamieńca na pierwszym 2 Byli to: Franqois Louis de Bourbon książę de Conti (1664-1709), bratanek Wielkiego Kondeusza i Henri Jules de Conde, książę d'Enghien, syn Wielkiego Kon- deusza. 3 Kandydatura Karola Filipa Neuburga, męża dziedziczki olbrzymiej fortuny, Ludwiki Karoliny Radziwiłłówny, po śmierci żony (23 marca 1695) nie odegrała więk- szej roli. 4 Leopold Ludwik Lotaryński, syn Karola V i Eleonory, wdowy po Michale Ko- rybucie Wiśniowieckim. 507 miejscu. Obiecywano szlachcie ulgi podatkowe, straszono ją na przemian to absolutyzmem francuskim, to despotyzmem niemieckim. Rozgrywała się już raz nie wiadomo który, między Bourbonami i Habsburgami wielka partia o wpływy polityczne w Rzeczypospolitej, teraz szczególnie cenne w przede- dniu wojny o następstwo hiszpańskie. Póki książęta niemieccy działali każdy na swoją rękę, miał nad nimi Conti ogromną przewagę. Bo też Polignac sy- pał obietnicami lub gotówką na prawo i lewo, kupował głosy ministrów, rodzin magnackich, całych województw, aż naraził się na nagany z Wersalu i na przysłanie agenta-kontrolera, księdza [Franciszka de Castagneres, opata] Chateauneuf, który zresztą zaaprobował wszystkie kroki ambasadora i razem z nim wołał o dalsze nakłady pieniężne. Dopiero w kwietniu 1697 r. zauważono pierwsze zabiegi nowego tajnego kandydata. Był nim elektor saski, Fryderyk August I, Wettyńczyk. Skryty kandydat zmierzał do korony Sarmatów dopiero od zimy. Ambicja pchnęła go w szranki, przesądna wyobraźnia wytłumaczyła jakiś przelotnie widziany obraz i jakieś szarlatańskie proroctwo niby zapowiedzi świetnego królowa- nia nad polskim narodem oraz zwycięskiej wojny z półksiężycem. Zagrzany przez powiernika [Jakuba Henryka] Flemminga i jego szwagra [Jana] Prze- bendowskiego, kasztelana chełmińskie o, elektor rzucił się namiętnie w tę awanturę. Zadłużył się u nadwornego Zyda Bernda Lehmanna, poprosił Au- strię o poparcie w zamian za przyszłą przyjaźń (próbował wkupić się też w łaski Ludwika XIV), zamówił pomoc Moskwy, Brandenburgii, Danii, mo- carstw morskich i uzbroił wojsko. Przyjął katolicyzm w największym sekrecie, aby móc wyprzeć się go w razie niepowodzenia i czekał, co sprawią posłowie, których wysłał do Warszawy, Flemming i [Wolf Dietrich] Beichlingen. Marszałkiem sejmu elekcyjnego (15 maja-27 czerwca) został po długiej walce Kazimierz Bieliński, stronnik Francji. Polignac i Chateauneuf, pewni zwycięstwa, rachowali na dobro Contiego 210 chorągwi z liczby 250 zgroma- dzonych. Czekało ich fatalne rozczarowanie, a po nim niełaska. Budował na bagnie, kto polegał na obietnicach sprzedajnej magnaterii. Niejeden wyborca, pobrawszy luidory, biegł potem do agentów saskich po talary albertyńskie. Innych, słabych duchem, nastraszył car Piotr groźną zapowiedzią, że będzie uważał elekta-Francuza za sprzymierzeńca sułtana, a więc swojego wroga. Sobiescy, za późno zaniechawszy rozterki domowej, wszystkie swoje wpływy rzucili na szalę obozu przeciwfrancuskiego. Pod koniec czerwca, kiedy pry- mas Radziejowski, na powrót pozyskany przez Francję, rozpoczął objazd wo- jewództw, przedstawiciele Moskwy [Andrzej] Vinius, Austrii (biskup) [passaw- ski, Jan Dietrich Lamberg] i Brandenburgu [Jan Filip] Hoverbeck młodszy, ten ostatni na własną odpowiedzialność, wbrew pierwotnym instrukcjom zjednoczyli swoje rekomendacje na rzecz jedynego kandydata, który zdoła jako tako zrównoważyć szanse Contiego, a tym jedynym był Fryderyk August. Radziejowski spróbował zignorować opozycję i proklamować wybrańca więk- szości, Contiego; na to tylko czekał biskup kujawski [Stanisław] Dąmbski, aby po tryumfalnym oaejściu kontystów obwieścić jednomyślny obiór Augu- sta II (27 czerwca). Zwyciężyła ta strona, której kandydat bardziej skory był do działania. Sas już 27 lipca zaprzysiągł na pograniczu, w Piekarach, pakta konwenta, a 15 września, ukoronowany przez Dąmbskiego na Wawelu, machnął mieczem na cztery strony świata, co miało znaczyć, że cały kraj bierze pod swój rząd i obronę. 508 W 10 dni potem Conti przybył do Zatoki Gdańskiej z 6 fregatami pod flagą admirała Jana Bartha. Ujrzawszy zamiast 200 chorągwi pospolitego ruszenia garść ruchawki, pierzchającą przed żołnierzami [Michała] Brandta i [Fran- ciszka Zygmunta] Gałeckiego i doznawszy wstrętów od gdańszczan książę prędko wrócił na pokład i za pozwoleniem swego monarchy odpłynął do Fran- cji (7 listopada)5. Dla prymasa, Sapiehów, Lubomirskich był ten obrót spra- wy więcej niż upokorzeniem, był katastrofą polityczną, tyle spekulacji, tyle wytężonej walki o wpływy i zyski pod nowym panowaniem przepadło wni- wecz, nie pozostawało nic innego, jak iść całować rękę królewską! Kardynał spróbował zorganizować malkontentów w rokosz łowicki (we wrześniu 1697 r.), grodził, targował się, zwoływał topniejących stronników, wreszcie spieniężył na swoją korzyść ideę oporu narodowego przeciw uzurpacji i sąsiedzkiemu naciskowi. Skutkiem zerwania przez rokoszan sejmu w 1698 r. (IS kwietnia) ostateczne uspokojenie kraju przewlekło się do następnego roku. 21 maja malkontenci uznali Augusta królem za cenę pewnych formalności, które miały ratować pozory wolnego akcesu, a którym stało się zadość dopiero na drugim sejmie paeyfikacyjnym, 29 czerwca 1699 r. 3. August Mocny Wyrósł w swoim elektoracie na siłacza i despotę, łamacza podków i gwał- ciciela przywilejów stanowych; wierzył, że państwa i ludy są stworzone dla rozkoszy panujących; zazdrościł bezgranicznej władzy Ludwikowi XIV i pró- bował naśladować jego przepych dworski tudzież francuskie maksymy rzą- dzenia. Wychowany atoli w lichym światku niemieckich książątek, bez wyż- szej kultury i bez wiary w świętość jakiejkolwiek sprawy narodowej, obniżył i zbanalizował majestatyczny ideał jedynowładztwa. Uważał siebie za głowę światłą i niepospolitą, drwił z księży i krótko trzymał pastorów. Rzeczywiście, tylko stojąc na tak obojętnym stanowisku można było łagodzić przeciwień- stwa wyznaniowe między dawnymi i nowymi poddanymi. Wszakże, prócz reli- gijnych, powstały między Saksonią i Polską inne tarcia bądź natury wewnę- trznej, bądź międzynarodowej; ta unia osobista polsko-saska, dzieło Augusta i Flemminga, miała w zasadzie służyć obustronnemu dobru: niemiecki przemysł i polskie zboże, niemiecka umiejętność administracyjna i polskie bogactwa przyrodzone, rodzinne związki Wettynów i polityczne wpływy państwa jagiel- lońskiego, to wszystko miało razem stworzyć potęgę wyższą od habsburskiej, równą bourbońskiej. Nie zmierzył nowy król przepaści, jaka dzieliła jego policyjny absolutyzm od rozkiełznanej wolności polskiej; nie pomyślał o tym, czy potrafi skoordynować interesy i dążenia narodu szlacheckiego z inte- resami swego elektoratu wobec Rzymu, Wiednia, Wersalu, północnego i po- łudniowego Wschodu. Niemoralny i rozwiązły egoista myślał używać z Pol- ski jak dotąd z Saksonii, i w tym celu pragnął ją przekształcić na sposób jedynie racjonalny w niewolne, posłuszne patrimonium, a jeżeli się to nie uda ' Ostatecznie książę Conti wraz z eskadrą admirała Barta odpłynął z redy gdań- skiej 9 listopada 1697 r. około godziny 10 rano. Zob. M. Komaszyński Ksigcia Con- tiego niefortunna wyprawa po korong Sobieskiego, Warszawa 1971, s.140. 509 z całością Rzeczypospolitej, to wykrajać z niej mniejsze państewko absolutne. Zgodnie z tym od pierwszego postawienia stopy na ziemi polskiej ułożyły się drogowskazy polityki Augustowej. Zdobył tron skombinowanym naciskiem Austrii, Brandenburgii i Rosji; wjeżdżał na karki rokoszan wiedząc, że za ru- bieżą stoi wojsko carskie gotowe do okazania mu pomocy i nadal też usiłował łączyć się z sąsiednimi władcami przez wzajemną gwarancję rządu przeciwko poddanym. W razie buntu, który zawsze łatwo będzie sprowokować, sąsiedzi przyjdą w roli żandarmów, a nagrodę wezmą ewentualnie w pogranicznych powiatach Rzeczypospolitej. Tej treści rokowania zaczęto z Fryderykiem III brandenburskim już w 1698 r., z Rosją pod koniec tegoż roku, z Austrią w 1700 r.; projekty okrojenia Polski skombinowane z zamysłami absoluty- stycznymi snują się odtąd w polityce Augusta z roku na rok, w 1702-1706, 1708-1710 r., potem rzadziej (1715, 1721, 1725), ale go nie opuszczą aż do śmierci. Śledząc je dziś, trudno nie wzruszyć ramionami nad rozumem poli- tycznym króla, który tak uparcie myślał, że sąsiedzi, choćby nawet najbar- dziej chciwi, jak ów Hohenzollern, zechcą wzmacniać jego rządy choćby na- wet za terytorialną zapłatą, a nie zdwoją, przeciwnie, czujnej opieki nad pol- skim nierządem, aby z czasem rozdrapać tym pewniej całość Rzeczypospolitej. 4. Projekty mołdawskie i pokój karłowicki Niezłą sposobność do zdobycia sławy i rozszerzenia swych dzierżaw nastrę- czała królowi dogasająca wojna wschodnia. Zdobycie Azowa przez Piotra Aleksiejewicza w 1696 r. i wielkie zwycięstwo Eugeniusza Sabaudzkiego pod Zentą (1697) tak dalece podcięły siłę obronną Porty, że August mógł uważać odzyskanie Kamieńca, przyobiecane Polakom w paktach konwentach, jako rzecz pewną. W swych marzeniach król widział już siebie władcą Carogrodu, a w planach politycznych sięgał po księstwa naddunajskie, które za przykła- dem Sobieskiego, ale dzięki cudzym, polskim wysiłkom zamierzał zdobyć na swój własny rachunek; z planem tym łączyły się rozległe widoki otwarcia handlu na Morzu Czarnym, przymierza z szachem perskim itp. Tu jednak okazało się, że prace Sobieskiego dokończyć i wyzyskać je dla siebie mógłby tylko drugi Sobieski, pełen sił i uwielbiany przez naród, a nie uzurpator Wettyńczyk, słusznie podejrzewany od początku o zamachy na wolność staro- polską. W obozie pod Brzeżanami o mało nie doszło do bitwy między Polaka- mi a Sasami (23 września 1698)6, która na pewno wypadłaby inaczej, niż pragnął August. Hetman polny, Feliks Potocki, odniósł nad Tatarami ostatnie zwycięstwo koło Podhajec (9 września); August żadnym nie mógł się poszczy- cić laurem. Zresztą ani wyolbrzymiony w komunikatach czyn podhajski, ani głośne przygotowania króla nie poprawiłyby przy pacyfkacji widoków Polski, 6 Do zamieszek w obozie polskim pod Brzeżanami doszło 25 września 1698 r. z powodu znieważenia przez Michała Potockiego, syna hetmana polnego koronnego, Feliksa, faworyta Augusta II, Jana Przebendowskiego. Rzeczywiście August II wypro- wadził swe oddziały saskie przeciwko Polakom, gotując się do starcia. Zob. J. Woj- tasik Ostatnia rozprawa zbrojna z Turkami i Tatarami w 1698 r., "Studia i Mate- riały do Historu Wojskowości", R.13:1967, s.173-175. 510 gdyby za nimi nie stał cień Sobieskiego. Koniunktura bowiem składała się zrazu dla Rzeczypospolitej fatalnie: Austria i Wenecja, zniechęcone do niej, wprowadziły do odnowionej Ligi (2 lutego 1697)' Moskwę zamiast Polski; a kiedy Wilhelm Orański, jako król Anglu i stathouder Holandu, zapropo- nował Turkom swe dobre usługi, ci przyjęli zasadę pokoju uti possidetis, dobrą dla wszystkich aliantów tylko nie dla Polski, po czym Austria i Wenecja po- stanowiły rokować na tej zasadzie, nie pytając o zgodę wielkich państw sło- wiańskich. Wysłany od króla i senatu do Wiednia biskup nominat kijowski [Jan] Gomoliński doznał tam cierpkiego przyjęcia i daremnie próbował na- wiązać porozumienie z przedstawicielem Rosji. Żal brał na myśl, że nie przy- jęto przed 10 laty warunków tureckich, dogodniejszych niż te, które wyni- kały z uti possidetis. Odzywały się w otoczeniu Augusta desperackie głosy, aby zerwać z Ligą i uderzyć na Śląsk lub na Kijów, o czym naprawdę przy ówczesnym wyczerpaniu i rozbiciu państwa nie było co myśleć. Rzeczpospoli- ta zdana była na dobrą wolę cesarza Habsburga. Na kongresie pokojowym w Karłowicach poseł polski Stanisław Małachowski pertraktował już po za- łatwieniu sprawy przez kolegów rakuskich. Darmo targował się o Mołdawię lub jej część, lub choćby cząstkę, choć o ziemię chocimską; pośrednicy, lord [William] Paget i Holender [Jakub] Colyer, póty naciskali najpierw Turków, potem Polaka, aż obie strony zgodziły się na granicę Dniestru, tzn. na zwrot Polsce Podola i Ukrainy. Zresztą Wenecjanie też musieli z niejednej pretensji skwitować, a poseł carski, [Prokofij] Woznicyn, bardzo nielojalny wobec sprzymierzeńców, przyjął tylko rozejm. Pokój karłowicki (26 stycznia l699), mile wspominany przez Polaków, mniej mile przez Turków, podobnie jak przedtem pokój oliwski uregulował współżycie Polski z jej sąsiadką na trwałej podstawie. Wprawdzie przed ratyfikacją zdą- żyli Tatarzy jeszcze raz nawiedzić Polskę z początkiem 1699 r., ale odtąd ani jeden czambuł nie zapuścił się w te strony inaczej, jak na życzenie Polaków. Kamieniec odebrano 22 września, po czym wielki poseł Rzeczypospolitej, Rafał Leszczyński, zainaugurował w Carogrodzie nowy kurs porozumienia polsko- -tureckiego skierowany przeciw Moskwie. Nie od razu przyswoją go sobie Turcy; rozgraniczenie posiadłości w Bracławszczyźnie nastąpi dopiero w 1703 r, ukażą się po obu stronach powrotne fale prące do wznowienia antagonizmu, ale duch karłowicki ostatecznie przeważy. 5. Wojna domowa na Litwie Nowych pokus dostarczyły absolutyście stosunki w Wielkim Księstwie. Tam w ciągu bezkrólewia reakcja przeciwko despotyzmowi Sapiehów doszła do niebywałego napięcia. Możnowładztwo drugorzędne z Radziwiłłami na czele, jako to Wiśniowieccy, Ogińscy, Kotłowie, Pocieje, [Kazimierz] Zaranek, cho- rąży żmudzki, buntowali przeciwko hetmanowi litewskiemu [Kazimierzowi Janowi Sapieże] wojsko i szlachtę, podnosili konfederacje, a po wstąpieniu na tron Augusta okazywali nawet skłonność do wejścia w porozumienie Antyturecki traktat pomiędzy Austrią, Rosją i Wenecją zawarto 8 lutego 1697 r Zob. F. Sielicki Podróż Borysa Szeremietiewa, Wrocław 1975, s. 53. 511 z dworem celem ukrócenia niektórych nadużyć złotej wolności. Sapiehowie, jako pierwsza w kraju potęga, bez względu na swe stanowisko zajęte na elek- cji po stronie Contiego, musieli reprezentować w Księstwie ducha opozycji, a wiedząc dobrze, iż między nimi a królem nie może być zgody, zamawiali sobie zawczasu pruską opiekę. Nic nie mogło być bardziej pożądane dla drezdeńskiego Machiavella, jak ta rozterka wśród panów litewskich. Na sejmie koronacyjnym (we wrześniu 1697 r.) uchwalono pod nazwą koekwacji szereg przepisów, ograniczających samowolę wielkiej buławy Iitewskiej, a w 2 lata potem doszło do formalnej rewolucji; król z Flemmingiem przybyli na Litwę z wojskiem saskim i uspokoili ją, rozbrajając zastępy hetmana. Nowa zawie- rucha, rozpętana w 1700 r., zakończyła się zupełnym pogromem Sapiehów w bitwie z partią szlachecką pod Olkiennikami (2 listopada). Jednego z Sapie- hów (koniuszego Michała) rozsiekano, innych zapędzono pod skrzydła elekto- ra i dalej pod protekcję szwedzką, a na pobojowisku powzięto druzgocące dla pobitych oligarchów uchwały konfederackie. Do zamachu stanu po myśli króla nie doszło, raz dlatego, ponieważ między królem a szlachtą litewską nie mogło być w sprawach konstytucyjnych żadnego głębszego porozumienia, po wtóre, ponieważ żaden z dworów sąsiedzkich nie życzył Augustowi wzmoc- nienia władzy. Zresztą Mocny król cały już był pochłonięty szukaniem pod- bojów nad Bałtykiem. Zaczynała się właśnie- 6. Wielka wojna północna Plan rozbioru posiadłości zamorskich Szwecji powstał w latach 1697-1699 równolegle do współczesnych rokowań na zachodzie o rozbiór Hiszpanii jako objaw naturalnej reakcji państw nadbałtyckich przeciwko twardej polityce wyzysku Gustawów i Karolów. Najpierw przez alians odporny kopenhaski z 24 marca 1698 r. (zamieniony potem w zaczepno-odporny 25 września 1699 r.) zbliżyli się do siebie August Mocny z królem duńskim, którego ape- tyty na Holsztyn powściągała Szwecja; potem zjawił się w Warszawie przy boku Wettyńczyka słynny banita Jan Reinhold Patkul, wódz niezadowolonej szlachty inflanckiej, która przez jego usta prosiła o wzięcie całej prowincji pod władzę i opiekę. W sierpniu 1698 r. zjechali się w Rawie Ruskiej i za- warli przyjaźń osobistą car Piotr i August II; tam omówiono w ogólnych za- rysach według podszeptów Patkula plan akcji przeciwko Szwedom, której szczegóły rozwinięte zostały w traktacie preobrażeńskim 11 (21) listopada 1699 r. Osobną tajną kapitulacją, datowaną 24 sierpnia tegoż roku wziął August pod swą protekcję niezadowolone rycerstwo inflanckie. Po czym, z wiosną 1700 r., w wykonaniu powyższych zobowiązań Duńczycy zaatako- wali Holsztyn a Sasi Inflanty. Któż mógł przypuścić, że młodociany król szwedzki Karol XII, znany dotąd tylko z junackich wybryków, da sobie radę z potrójnym najazdem? A jednak tak się stało. Karol błyskawicznie zdusił Duńczyków i narzucił im pokój trawendalski (8/19 sierpnia 1700 r.), Piotra napastującego Estonię poraził pod Narwą (30 listopada); Ryga odparła atak Augusta II (we wrześniu 1700 r.), a w następnym roku Karol pobił Sasa nad Dźwiną (19 lipca 1701 r.) i ścigając go wkroczył w granice Kurlandii. Rzeczpospolita, której ministrowie jeszcze podczas zjazdu Augusta z Pio- 512 trem w Birżach (w lutym 1701 r.) mogli na przekór królowi wymawiać się od udziału w niesprawiedliwej i niepolitycznej wojnie ze Szwecją, ujrzała nagle swe granice znieważone. Ona też miała ważne rewindykacje do wywalczenia nad Bałtykiem, ale te leżały w Prusach, a nie za Dźwiną. Świeżo właśnie, kiedy wojsko koronne skupione było na Podolu, Brandenburczycy nagle opanowali Elbląg (11 listopada 1698 r.) tytułem zastawu za nie zwrócone długi, a stało się to za cichą zgodą Augusta II (zjazd i układ dwóch elektorów w Johannesburgu 7 czerwca tegoż roku), który dogadzając Fryderykowi III, myślał w zamian uzyskać obwód krosieński dla połączenia Saksonii z Wielko- polską: tamtędy szłyby pułki saskie poskramiać polską wolność, a dopomoże im do tego Hohenzollern, jeżeli szlachta weźmie za powód do rokoszu sprawę elbląską. Trzeba było mocnego protestu ze strony senatu i sejmu, aby intru- zów z twierdzy wycisnąć (1 lutego 1700 r.)s. Ledwo ucichła sprawa elbląska, nowy alarm i nowe zaskoczenie. Fryde- ryk III, również za zgodą Augusta, kazał się w Królewcu ukoronować 18 stycz- nia 1701 r. na króla in Preussen; tytuł ten zabezpieczał cesarza, że nowy Fry- deryk I nie będzie królem wśród elektorów Rzeszy, ale groził pretensjami do Prus Królewskieh. Rzeczpospolita - poza jedynym Szczuką - przyjęła to bez protestu, ponieważ przekupieni przez złego sąsiada panowie (Radziejow- ski, Przebendowski, nawet Jabłonowski i Rafał Leszczyński - za ogólną su- mę 78000 talarów) najpierw opóźnili dwukrotnie zwołanie sejmu, a potem go nie dopuścili do zabrania głosu. Jeśli przy ówczesnym ugrupowaniu mocarstw (przymierze Fryderyka z Habs- burgami i mocarstwami morskimi) na porachunek z Brandenburgią nie przy- szła jeszcze pora, to w każdym razie opinia miarodajna widziała już w Mos- kwie gorszą nieprzyjaciółkę niż w Szwecji i więcej myślała o Kijowie niż o Rydze. Wybór między walczącymi stronami był trudny, a stał się jeszcze trudniejszy, kiedy poselstwo wysłane do Karola XII z rady senatu, aby go wyprosić i ofiarować pośrednictwo Rzeczypospolitej, usłyszało z jego ust niesłychane żądanie detronizacji Augusta II (w sierpniu 1701 r.): dopiero pozbywszy się tego króla wiarołomcy miałaby Rzeczpospolita pokój i przy- mierze ze Szwedami przeciwko wspólnym wrogom. I nie czekając, aż się Po- lacy namyślą, odkładając na jutro dalszą walkę z Moskwą, puszczając mimo uszu ostrzeżenia wszystkich wytrawnych statystów i wojowników szwedzkich, odrzucając oferty ugodowe Sasa i perswazje dyplomatów zachodnich, puścił się Karol w głąb Polski z jedną myślą przewodnią: jak najprędzej uciąć głowę Rzeczypospolitej i przyprawić jej inną, która mu będzie ślepo posłuszna. Zajmował Warszawę (24 maja 1702 r.), Kraków (7 sierpnia), bił Augusta II pod Kliszowem; głosił zasadę wspólnego frontu przeciw Moskwie, a z każ- dym postępem strategicznym nasiąkał duchem chciwego okupanta, gwałtow- nika, zdobywcy. Na mocy traktatu o zwrocie Elbląga z 13 grudnia 1699 r., jaki zawarła polska komisja sejmowa z przedstawicielami Fryderyka III. Zob. Historia Dyplomacji Pol- skiej, t. 2, Warszawa 1982, s. 351. 17 Dzieje Polski nowożytnej - tom II 513 "7. Z królem czy przeciw królowi? Cokolwiek dałoby się zarzucić północno-wschodniej polityce Augusta i jak- kolwiek mało zaufania wzbudzał ten monarcha, kupczący dobrem państwa wedle swych kaprysów, zdrowe i tęgie społeczeństwo wobec cudzego najazdu i żądania detronizacji stanęłoby jak jeden mąż przy uznanym królu, a pora- chunki z nim odłożyłoby na lepszą przyszłość. Pokolenie ówczesne w obliczu tego zagadnienia rozbiło się na dwie części, i to nie chwilowo, jak za Jana Kazimierza, lecz na kilkanaście lat. Sumienni doradcy Wettyńczyka (że pomi- niemy ślepo mu oddanych Szembeków itp.), tacy jak kanclerz Załuski, pod- kanclerzy Szczuka, szukali drogi do zachowania neutralności i oczywiście jej nie znajdowali. Kardynał prymas próbował znów wyjechać w górę na koniku polityki odrębnej, chciał on, by August odstąpił elektorat synowi, a sam jako król polski stanął przy Szwedzie przeciw carowi. Aby przeforsować tę ciekawą, lecz utopijną politykę, począł Radziejowski gromadzić przy sobie własny obóz opozycyjny, odradzając jednocześnie Karolowi detronizację. Skrajne hasło znalazłojednak oddźwięk w Wielkopolsce i na Litwie wśród dawnych kontystów i przyjaciół rodziny Sobieskich, a przyczyniła się do tego dyplomacja francuska, której po przystąpieniu Augusta do wielkiej koalicji zależało na rozpętaniu burzy w Polsce. Najszerszy zresztą ogół zachował się apatycznie, jakby czekał, kto zwycięży i nie chciał narazić się żadnej stronie. Zwykłym sposobem rozłam przybrał postać samorzutnych konfederacji. 22 sierpnia związali się Małopolanie w Sandomierzu przy majestacie; naślado- wały ich przykład żywioły dworskie w Wielkopolsce 30 października i na Litwie 7 marca 1703 r. Lojalnym radom stanu, gromadzącym się przy Augu- ście (w Warszawie 24 września, w Toruniu w listopadzie 1702 r. i w Malbor- ku - 3 maja 1703), które głównie zajmowały się rokowaniami ze Szwedem, prymas spróbował przeciwstawić radę przy swoim boku w Warszawie (27 mar- ca 1703). Jeszcze możliwa była zgoda, bo prymasowi więcej chodziło o odgry- wanie wielkiej roli niż o przeprowadzenie własnego programu. Atoli August, widząc ogromną większość narodu niechętną Szwedom, postanowił przyprzeć do muru przeciwników. Na sejmie lubelskim (11 czerwca-19 lipca 1703) pod laską Michała Wiśniowieckiego, prymasa okrzyczano zdrajcą, posłów wielko- polskich wyrugowano, uchwalono 48000 wojska i upoważniono dwór do wejścia w przymierze celem obrony Rzeczypospolitej. Teraz nieprzejednana opozycja wybuchła ostrym płomykiem najpierw w Wielkopolsce, gdzie w od- powiedzi na kuszące zachęty Karola powstała konfederacja w Środzie z mar- szałkiem Piotrem Broniszem, starostą pyzdrskim (9 lipca); potem, po zdoby- ciu Torunia przez Szwedów (14 października), główne ognisko przeniosło się do Warszawy (na 30 stycznia) i przybrało tytuł konfederacji generalnej (16 lu- tego 1704). Rej wodzili w tym kole prymas Stanisław Leszczyński, wojewoda poznański, spadkobierca polityki Rafała (zmarłego 22 stycznia 1703), dalej Pieniążek, marszałek Bronisz i dwulicowy krętacz Hieronim Lubomirski. Rze- czywistym dyktatorem był pułkownik szwedzki Ar id Horn. Na jego żądanie Generalność w samym akcie swego ustanowienia ogłosiła bezkrólewie i roz- poczęła pertraktacje o pokój i sojusz ze Szwecją. Przedtem jeszcze kazał jej Karol obrać nowego króla, a rozkaz swój umiał poprzeć bezlitosną rekwizycją, kontrybucją, paleniem wsi, zakuwaniem w dyby opornych. Pierwotnym jego kandydatem był Jakub Sobieski, odkąd jednakże August II porwał na Śląsku 514 królewicza razem z Konstantym i osadził ich w K nigstein, trzeba było po- myśleć o kimś innym. Król szwedzki upodobał sobie szczególnie Leszczyńskie- go i odsuwając na bok Contiego oraz Lubomirskiego podyktował swój wy- bór Polakom. Wieczorem 12 lipca 1704 r. w obozie otoczonym przez szwedzkie wojska 800 szlachty za przewodem [Stanisława] Święcickiego, biskupa poznań- skiego, nie bacząc na kontradykcje Podlasian, okrzyknęło Leszczyńskiego królem. 8. Dwa rządy, dwa przymierza (1704-1706) Potworny akt warszawski wywołał oburzenie po stronie przeciwnej. Można było jeszcze w październiku zeszłego roku z ważnych powodów powstać przeciwko przymierzu z Rosją, ale po czynach konfederacji warszawskiej każdy, kto nie szedł ze Szwedami, musiał przylgnąć mocniej do Sasa. Jakoż zawiązała się przy królu dnia 20 maja imponująca konfederacja sandomier- ska, naprawdę godna nazwy generalnej; król jeszcze raz zaprzysiągł przed marszałkiem Stanisławem Denhofem pakta konwenta, ślubując bronić całości Rzeczypospolitej. Zaczęła się między dwoma królami i dwiema konfedera- cjami walka o duszę Polski i o politykę zagraniczną. August związał się nowym przymierzem (10 października 1703 r.) z Piotrem i przy pomocy Pat- kula oraz posła Grzegorza Dołhorukiego wciągał do swego systemu Polskę "po kawałku", poczynając od Potockich. Przełamał słaby opór Szczuki i Za- łuskiego na radzie jaworowskiej w listopadzie, a wreszcie uwieńczył swoje dą- żenia, zawierając 30 sierpnia 1704 r. w Narwie przez Tomasza Działyńskiego, wojewodę chełmińskiego, przymierze z Moskwą; obiecano tam sobie wzajemną pomoc orężną, na rzecz Polski zawarowano subsydia, na rzecz cara: prawo wojowania na terytorium Rzeczypospolitej, a nie tylko per diversionem9 z daleka, jak radził Szczuka. Sojusz ten miał pozory wcale przyzwoite, ale w istocie stanowił on societatem leoninam lo, gdyż uzależniał politykę polską od rosyjskiej, a nie na odwrót. Rzeczpospolita augustowska, zawierając go, miałajuż co prawda sforsowane ręce najpierw przez konszachty panów litewskich partii przeciwsapieżańskiej (Grzegorza Ogińskiego, Michała Wiśniowieckiego, [Mar- cjana Dominika] Wołłowicza), którzy w latach 1702 i 1703 zamówili pomoc moskiewską dla Litwy; najpierw "zapisem" preobrażeńskim 3 kwietnia 1702 roku, potem formalnym traktatem szlisselburskim 9 lipca 1703 zobowiązali się onijako Rzeczpospolita Litewska wojować ze Szwedem i zaraz sprowadzili sobie od cara posiłki. Krępował senatorów koronnych także wzgląd na Ukrainę, gdzie pułkownicy kozaccy Palej i Samuś w 1702 r. zajęli Białą Cerkiew i nie dawali się stamtąd wykurzyć bez moskiewskiego rozkazu. Co gorsza, twórcy traktatu narewskiego nie mieli ochoty ani sił, by go wykonać w całej rozciągłości, a co do obiecanych tam Polsce Inflant car wiedział dobrze, że August chce je zagarnąć na własną korzyść. Z takimi partnerami polityka rosyjska upora się bez trudu: traktat wyzyska w duchu własnych interesów, wtargnie do wnętrza ziem polskich i do głębi duszy polskiej, a Inflanty zatrzyma dla siebie. 9 (łac.) poprzez dywersję. lo (łac.) lwi związek. 515 Zupełnie symetrycznie do tych stosunków ułożyła się przyjaźń polsko-szwe- dzka pod znakiem Leszczyńskiego. Miły, wymowny, ładny i wykształcony anty-król, opuszczony od razu przez Radziejowskiego i Lubomirskiego, sam nie wierzył w swe prawa królewskie, uważał siebie za namiestnika Sobieskich, a pod wzrokiem przyjaciela, Karola, topniał jak wosk pod rozpalonym żela- zem. Zaledwo wybranego, przepędził go z Warszawy August II na czele kon- federacji sandomierskiej (5 września); wrócili Szwedzi z bezowocnej wyprawy na Ruś (zajęcie Lwowa 16 września), przywrócili rządy Stanisława w stolicy, ale jakaż przyszłość czekała w świetle tych doświadczeń królika, który nawet po przejściu na jego stronę Potockich bez osłony Karola XII nigdzie nie mógł się pokazać? I czy zdoła ten lennik szwedzki czegokolwiek odmówić swemu suzerenowi? Rokowania o pokój zakończone w Warszawie dnia 18 listopada 1705 aktem przymierza polsko-szwedzkiego I 1 okazały całą bezsilność nowe- go rządu. Ugruntowano tam zasadę braterstwa broni przeciwko Moskwie, dano Szwedom takież prawo okupowania Polski, jakie August przyznał Moskwie; przyznano różnowiercom rozległe prawa religijne, a poddanym szwedzkim - olbrzymie przywileje handlowe, prowadzące w wykonaniu do zupełnego stłumienia handlu morskiego Rzeczypospolitej. Ale nie w tych tyl- ko ustępstwach wyraziła się słabość Leszczyńskiego. Jest faktem stwierdzo- nym, że Szwedzi, napotykając opór w Polsce przeciwko detronizacji, stali się z protektorów aneksjonistami i za opiekę kazali sobie płacić Inflantami pol- skimi tudzież Kurlandią. Znając cały późniejszy stosunek między Karolem i Leszczyńskim, można przyjąć za niemal pewne, że Stanisław nie odmówił im tej zapłaty, a to w nadziei, że z pomocą Szwedów odzyska dla Polski Smo- leńsk i Kijów. Była chwila w 1704 r., kiedy generał Magnus Stenbock narzucił Gdańskowi konwencję, prowadzącą - pod pozorem akcesu do konfederacji warszawskiej - wprost do oderwania go od Rzeczypospolitej i poddania pod protektorat Szwecji (30 maja); dopiero opór Prus i mocarstw morskich spa- raliżował ten zamach. 9. Altranstadt 4 października 1705 r. Stanisław I i jego żona, Katarzyna z Opalińskich, zostali ukoronowani przez arcybiskupa lwowskiego [Konstantego] Zielińskie- go w Warszawie. Karol XII tracił czas i ludzi, deptał prawa i zasiewy, byle roz- szerzyć i utrwalić panowanie przyjaciela. Maszerował (1705) do Grodna i Piń- ska, pod Łuck, Horodło i Chełm, szukając bitwy z wojskami Piotra Wielkie- go, który tymczasem niszczył kraje nadbałtyckie, zakładał Petersburg (1703), zajmował Kurlandię (1705), zalewał do spółki z hetmanem kozackim [Iwa- nem] Mazepą Ukrainę i Wołyń, lecz bitwy nie przyjmował. Oprócz najeźdź- ców obcych pustoszyli kraj partyzanci polscy: po stronie saskiej "Hektor" Adam Śmigielski, Stanisław Chomentowski, Michał Wiśniowiecki, po szwedz- kiej [Jan] Grudziński, Krzysztof Zawisza, przy czym nikt nie odnosił stanow- 11 Rokowania pomiędzy 12 komisarzami konfederacji warszawskiej a Szwedami trwały od sierpnia do łistopada 1705 r. i zakończyły się podpisaniem traktatu 26 li- stopada (z datą jednak o dwa dni późniejszą). Zob. tamże, s. 357. 516 czej przewagi. Oręż polski hańbił się z każdym rokiem coraz gorzej: rycerze nasi czasem coś znaczyli przy boku Szwedów lub Rosjan, ale najczęściej przez nich przegrywano bitwy, a zostawione samym sobie "pancerne zające" ucie- ; kały od wroga, jak od "bazyliszka". Podobnie było z moralnością obywatel- ską: panowie nauczyli się zdradzać sztandar dla zysku, szlachta - dla unik- nięcia prześladowań. Karol zrozumiał wreszcie, że rozstrzygnięcie da się osiąg- nąć tylko tam, gdzie mu je wskazywał Leszczyński, w Saksonii. Zanim się August obejrzał, a myślał on wówczas w czasie zjazdu grodzieńskiego z Piotrem (koniec 1705) zdobywać Polskę na nowo orężem saskim od Wielko- polski, rosyjskim od Litwy, spadły nań ciosy decydujące: 13 lutego [1706 r.] armia [Jana) Schulenburga rozbita przez [Karola Gustawa] Rehnsch lda [Rehnsk lda] pod Wschową, wnet elektorat najechany, droga do Lipska i Drezna otwarta. Dnia 24 września pełnomocnicy sascy podpisali z ministra- mi Karola i Leszczyńskiego pamiętny traktat altransztadzki, według którego August miał skwitować z korony polskiej, odłączyć się od Piotra, wydać na jatki Patkula. Nie pomogły żadne wykręty ani wahania, za późno przyszło przypadkowe zwycięstwo Sasów, Moskali i konfederatów sandomierskich nad generałem [Arvidem Axelem] Mardefeldem i Józefem Potockim, wojewodą ; kijowskim, w bratobójczej bitwie pod Kaliszem (29 października). Król mu- siał przypieczętować swoją hańbę, pozostał królem in partibusl2, bez bliższe- go określenia. 10. Sandomierzanie w walce z Leszczyńskim W groźnej postawie, trzymając miecz wzniesiony nad krajami habsburskimi i Rzeszą Niemiecką, zmusił Karol mocarstwa obu stron walczących o następ- stwo hiszpańskie do uznania królewskości Leszczyńskiego. Uczyniły to Fran- cja, Austria, Prusy, Anglia, Turcja. Nie pogodzili się ze Stanisławem za gra- nicą papież [Klemens XI] i Piotr Wielki, a w Polsce konfederaci sandomier- scy. Wprawdzie brutalność Szwedów znakomicie utrudniła całemu narodowi pojednanie z Leszczyńskim, a jego własna niezręczność zraziła wielu panów, którym groziła w razie zwycięstwa Szwedów utrata wakansów i wpływu. Bądź co bądź, z chwilą abdykacji Wettyńczyka kraj miał już jedną tylko głowę i można było co najwyżej życzyć utwierdzenia tej głowy przez nową formalną elekeję, a jeżeli zależność jej od Szwedów groziła utratą samodzielności lub prowincji, jeżeli car w tym czasie, po utwierdzeniu się nad Zatoką Fińską, przerzucał główne siły do opuszczonej przez Szwedów Polski, to tym bardziej wskazana była solidarność całego narodu wobec przyjaciół i nieprzyjaciół, a nie szukanie protekcji za granicą. Takiego zwycięstwa nad własnym intere- sem, uprzedzeniem i namiętnością nie odnieśli panowie sandomierzanie, dos- tojnicy augustowskiej kreacji, twórcy przymierza z Rosją: prymas Stanisław Szembek, biskup kujawski [Konstanty Felicjan] Szaniawski, podkanclerzy Jan Szembek, hetman Adam Sieniawski, marszałek konfederacki [Stanisław ] Denhof, Janusz Wiśniowiecki, Wołłowicz marszałek litewski, podskarbi Ludwik Pociej. Ci wszyscy,już od roku zapędzeni pod carskie skrzydła, teraz opuszczeni, 1z Por. t.1, s. 348, przypis 15 517 bez widomej głowy, bez programu, ujrzeli w obozie moskiewskim jedyną ucieczkę przed zemstą współziomków. Założyli w Żółkwi główną kwaterę, dali się zmusić carowi do ogłoszenia bezkrólewia (8 lipca [1707 r.] w Lublinie)13 i czekali, aż Piotr Wielki wskaże im dogodnego dla siebie króla, mniejsza o to, kto nim będzie: Wielki Eugeniusz Sabaudzki, czy też rokoszanin węgierski Franci- szek Rakoczy, któryś z Sobieskich czy też pan hetman koronny. Na wszelki wypadek zresztą niektórzy, jak [Adam] Sieniawski, zachowali tajemny kontakt z Dreznem, a jeszcze inni (Działyński, Teodor Potocki) oddawali się w Prusach pod opiekę Fryderyka I. Do elekcji żadnego z powyższych kandydatów nie doszło, rozbrat w społeczeństwie pozostał, a co większa, podczas tych pertrak- tacji żółkiewskich fatalnie odsłonili nasi saksończycy przed Piotrem Wielkim swój brak orientacji politycznej, swą bezduszność i apetyt na rosyjskie ruble. Odtąd car znał Polaków, wyzbył się dawnego szacunku dla ich zachodniej wyższości i wiedział, za co ich można uchwycić. O własnej, narodowej polityce trudno było Leszczyńskiemu w ówczesnych wa- runkach i myśleć. Sejmu nie śmiał zwołać bez pozwolenia i poparcia protektora, od ciężarów wojennych i zniszczenia nie umiał poddanych ocalić. Chętnie by przygarnął zgłaszających się do ugody pojedynczych augustowczyków, ale mu na to nie pozwalał Karol. Korzystając z bytności na Wołyniu, przy boku wojsk carskich, hetmana lewobrzeżnych Kozaków, Mazepy (1705), nawiązał z nim stosunki przez księżnę [Annę] Dolską, matkę dwóch Wiśniowieckich. Ów Maze- pa, ambitny awanturnik,jakich wielu, bez stałych zasad w polityce, z pokojowca Jana Kazimierza wierny przez lat 20 (od 1687 r.) sługa moskiewski, a Polsce bardzo nieprzyjazny, poczuł w sobie jakowyś pęd do obrony niepodległości ukraińskiej, od kiedy carski faworyt [Aleksander] Mieńszykow zagroził jego hetmaństwu. Tę iskrę niezadowolenia starał się w nim rozdmuchać Leszczyński i to mu się udało niezgorzej. W ciągu 1708 r. doszło między nim a Mazepą do układu politycznego wzorowanego na Hadziaczu, gdzie przewidziano wielką, obubrzeżną Ukrainę pod polskim zwierzchnictwem tudzież osobne księstwo lenne dla Mazepy. Jednocześnie, a właściwie nawet od 1704 r., starał się Stanisław budzić czujność sułtana [Achmeda III] wobec rosyjskiej ekspansji. Znów rozstrzygnięcie miało zapaść z dala od granic Polski, tym razem - nad Worsklą. 11. Połtawa Restauracja Augusta II. Wspaniałe, z górą czterdziestotysięczne wojsko prowadził Karol XII z końcem 1707 r. na Moskwę. Szedł zadać carowi osta- teczną klęskę, zdetronizować go jak Augusta, i z następcą, jakimś Golicy- nem 14 lub Dołhorukim 15 zawrzeć pokój. Leszczyński, pozostawiony z gene- 13 Interregnum ogłoszono dzień wcześniej, tj. 7 lipca 1707 r., a prymas Szembek naznaczył następną sesję poselską na 8 lipca. Zob. A. Kamińskůi Konfederacja sando- mierska wobec Rosji w okresie poaltransztadzkim 1706-1709; Wrocław 1969, s. I11. 14 Z rodziny Golieynów odgrywali wówczas znaczną rolę dwaj bojarzy: Dymitr Michajłowićz (1665-1737) i Wasilij Wasiljewicz (1643-1714), faworyt carewny Zofii. 15 Aleksy Grigorjewicz (zmarły w I734 r.) i Grigorij Fiedorowicz (165frl723) Doł- gorukowie, bojarzy i znańi dyplomaci rosyjscy. 518 rałem [Ernestem) Krassauem w Polsce, miał w razie potrzeby śpieszyć na pomoc przyjacielowi i protektorowi Polaków. Znany jest tragiczny koniec tych rachub; armia szwedzka po zwycięstwie pod Hołowczynem (14 lipca 1708) 16 znalazła drogę do Moskwy dobrze zabarykadowaną i obsadzoną świeżym ćwiczonym żołnierzem rosyjskim; wyprawa musiała skręcić na południe, do , Siewierszezyzny, aby tam szukać czucia ze zbuntowanym Mazepą. Tu dwa zawody, jeden cięższy od drugiego, spotkały Karola: Kozacy, na których pod koniec liczył, stanęli przy Mazepie w znikomej liczbie (4000), reszta do- trzymała wiary prawosławnemu carowi. Polacy, na których rachował Karol od dawna, których głaszcząc lub bijąc, ale głównie bijąc, urabiał na swoje narzędzie, pozostali skłóceni w swoich granicach. W chwili, gdy ich żaden Sas ani Moskal nie terroryzował, gdy można było, jak proponował Szczuka, po- dać sobie ręce do zgody, najniespodziewaniej Józef Potocki i pozyskany prze- zeń waleczny Śmigielski dali się pobić pod Koniecpolem (28 listopada) 1 ! Pociejowi i [Jakubowi] Rybińskiemu. Wnet potem Rosjanie zagrodzili Sta- nisławowi drogę na Ukrainę. Po strasznej zimie spędzonej pod Hadzia- czem nastąpiła pod murami Połtawy klęska Szwedów (8 lipca 1709), która następnie obróciła się w katastrofę skutkiem kapitulacji zbłąkanej armii pod Perewołoczną 1 s. Ranny król szwedzki i hetman zaporoski umknęli do Ocza- kowa i Benderu, prowadzeni polską dłonią Stanisława Poniatowskiego. Ten zwrot tragiczny był do przewidzenia dla każdego, kto widział, jak niezgrabnie i nieludzko Karol XII brał się do nawracania Polaków i jak ; przesadnie lekceważył Rosjan. W Dreźnie August, wśród hulaszczych zabaw ; i fantastycznych marzeń o tronie belgijskim, neapolitańskim lub jerozolim- skim, nie spuszczał oka ze spraw Rzeczypospolitej, knuł na jej rachunek nowe konszachty z Danią, Prusami, Moskwą i jak tylko usłyszał o ciężkim położe- niu Szwedów na Ukrainie, wyruszył z powrotem do Polski (21 sierpnia). Przo- dem puścił proklamację, gdzie wypierał się pokoju altransztadzkiego, ogłaszał swą abdykację za niebyłą i rugował Leszczyńskiego. Tamten, zamiast uderzyć ; w ton mężnej obrony, odpowiedział miękkim uniwersałem spod Opatowa (19 sierpnia), zdając wybór między sobą a Augustem na wolę stanów. Po czym wyeofał się z Krassauem na Pomorze szwedzkie. Szybko i bez przeszkody odbyła się teraz restytucja rządów wettyńskich. Car, witany jako zbawca wolności polskiej, kroczył przez Lublin i Warszawę do Torunia na spotkanie z Augustem. Tam odnowiono przymierze sasko-ro- syjskie z wyraźnym zastrzeżeniem, że Inflanty przejdą na własność króla ; Augusta (a nie Rzeczypospolitej); partyzanci szwedzc , jedni, jak Józef Po- tocki, co miał atakować Saksonię, wypchnięci na Sląsk i do Węgier szli w służbę Rakoczego, inni, jak Jerzy Lubomirski, starosta spiski, sprzedawali swych zaciężnych cesarzowi [Karolowi VI]; wielu uciekało na Wołoszczyznę; 16 Bitwę pod Hołowczynem stoczono 13 lipca 1708 r. Otworzyło to Szwedom dro- gę na Mohylew, który zajęli 18 lipca. Zob. J. Wimmer Wojsko Rzeczypospolitej w do- bie wojny pólnocnej, Warszawa 1956, s. 328. 1' Bitwę pod Koniecpolem stoczono 21 listopada 1708 r. Po sześciogodzinnej wal- ce około godziny 16 zakończyła się ona eałkowitym pogromem oddziałów Leszczyń- skiego. Zob. tamże, s. 333-334. 1 s Pod Perewołoczną kapitulował 11 lipca 1709 r. liezący 16 000 korpus generała Liiwenhaupta. Zob. tamże, s. 341; W. Serczyk Po tawa 1709, Warszawa 1982, s.13 137. 519 niejeden, jak [Michał] Wiśniowiecki i [Konstanty] Zieliński, żałował za grze- chy w rosyjskiej niewoli. Prawdziwym panem Polski był teraz nie August, lecz Piotr Wielki; jego wojska brały Elbląg (w lutym 1710 r.), przyciskały Gdańsk, dzierżyły Połock, Witebsk, Białą Cerkiew, Chwastów, Bracław, Bo- husław, Niemirów. On też sam jeden, a nie August, umiał odeprzeć podszepty nędznego królika pruskiego, Fryderyka I, który przystępując niby do koalicji (na zjeździe w Kwidzyniu w listopadzie 1709), próbował od cara wyżebrać Prusy Zachodziie, Żmudź i Kurlandię. Car odpowiedział: es sei nicht prakti- kabell9 - i na tym stanęło; według jego programu Rosja miała po restauracji Augusta póty osadzać w Polsce swoich namiestników, aż cała Rzeczpospolita utonie na wieki w jej objęciach. W najgorszym dopiero razie, gdyby do tego sił własnych carom nie starczyło, przewidziany był (już od 1710 r.) udział w łupie dla królów pruskich. Odbudową rządu w Polsce zajęła się walna rada warszawska, zwołana przez króla na 4 lutego 1710 r. pod laską Denhofa. Na tym sejmie konfederackim życzenia króla i żądania posła Dołhorukiego zbiegły się przynajmniej o tyle, że razem przeforsowano potwierdzenie paktów Grzymułtowskiego i Działyń- skiego, utrzymanie wojska na stopie 40000; stanisławczykom i samemu Leszczyńskiemu ogłoszono terminową amnestię, ponowiono na rzecz kreatur saskich przywileje buławy. 12. Kryzys południowo-wschodni W chwili zamknięcia walnej rady (16 kwietnia) tron Augusta Mocnego zda- wał się ubezpieczonym od wszelkich wstrząśnień: żaden Szwed nie mógł wtargnąć do Polski, odkąd mu drogę zatamowała ugoda haska (Haager Con- cert 31 marca 1710) o neutralności Rzeszy Niemieckiej, żaden też Śmigielski nie mógł stawić czoła napełniającym Polskę Sasom i Moskalom. A jednak niebezpieczeństwo ciągnęło straszne spoza ściany wołoskiej. Późno, poniekąd nawet poniewczasie, przecież udało się agentom Karola XII ([Stanisławowi] Poniatowskiemu i [Marcinowi] Neugebauerowi) rozruszać Portę Ottomańską. Wezyr po wezyrze wylatywał z siodła, aż wreszcie Mehmed Baltadżi musiał zapowiedzieć wojnę z Moskwą. W imię jakich haseł i o co? Czy tylko dla przywrócenia Leszczyńskiego na tron, jak to akcentowali legaliści stambulscy, czy dla odepchnięcia rosyjskich zbrojeń od Morza Czarnego i przecięcia sto- sunków między carem a "rają" bałkańską? Nie. Baltadżi chciwą i ambitną myślą cofał się dalej, do czasów K prulego i Doroszenki, planując ponowny zabór Ukrainy. Narzędziem tej imprezy mieli być Kozacy mazepińscy, którzy po śmierci zgrzybiałego hetmana (2 października 1709) obrali następcą pisarza Filipa Orlika (w Warsznicy 15 kwietnia). "Książę" Filip zawarł jakby pakt poddaństwa z Karolem XII (10 maja 1710), ale zaraz potem osobną umową polecił siebie i Kozaków protekcji chana Dewlet Gireja (w początkach 1711 r.). Z wiosną 1711 r. Potocki, Orlik i sułtanik tatarski ruszyli pod Niemirów w awangardzie wielkiej ofensywy; lud ruski kupił się pod buńczuki Orliko- we, ale tylko na prawym brzegu Dniepru. Między wodzami powstały kłótnie, 1 (niem.) to być nie może. 520 tymczasem nadciągnęła kontrofensywa rosyjska i zepchnęła partyzantów dale- ko za Dniestr. Z kolei rzeczy car zapuścił się do Mołdawii, licząc na pomoc hospodarów2o. Tutaj, w obozie nad Prutem, o mało nie powtórzyła się ka- tastrofa połtawska, tylko z Piotrem w roli Karola XII. Nietaktowi króla szwedzkiego i małoduszności wezyra zawdzięczał Piotr swe ocalenie; obeszło się bez uznania Leszczyńskiego, bez zwracania Szwedom zdobyczy nadbał- tyckich, nawet bez sprowadzania do Polski pruskiej pomocy, na co wszystko car decydował się z ciężkim sercem. Wystarczyła Turkom obietnica zwrotu Azowa i niemieszania się Rosji w sprawy polskie oraz kozackie, że pomi- niemy niektóre inne, drobniejsze ustępstwa. Ten traktat nadprucki (dnia 23 lipca)21, nieraz później tłumaczony jako dowód troskliwości Osmanów o Polskę, był naprawdę wykładnikiem ich dą- żeń zaborczych ku Ukrainie. Mehmed Baltadżi po to tylko odmawiał królew- skości Augustowi II i po to zabraniał Moskalom wstępu na Ukrainę, aby całą tę krainę, albo przynajmniej polską jej część, zagarnąć dla Porty i osadzić tam Orlika. Wprawdzie emigranci nasi skupieni przy Karolu, zwłaszcza Józef Potocki, zaalarmowali króla szwedzkiego i ów zabronił Orlikowi jechać na akt inwestytury do Stambułu. Jednak i w następnych latach, niby wszczy- j nając znów wojnę z Moskwą (w kwietniu 1712 r., w czerwcu 1713), Porta ' głównie miała na oku Ukrainę i coraz ostrzej występowała przeciw Rzeczy- pospolitej augustowskiej tj. jedynej Rzeczypospolitej prawdziwej. W związku ; z tymi zapędami, jak również z planowaną akcją Stenbocka na Pomorzu, której doglądał w Sztokholmie Stanisław, przedsiębrali do Polski wycieczki partyzanckie najpierw latem 1711 r. Śmigielski od strony Pomorza, potem z Bukowiny Grudziński, starosta rawski (1712). Trafny instynkt, czy też po r prostu jakiś bezwład, uchronił społeczeństwo szlacheckie od popierania tych wartogłowych prób, nie rokujących narodowi żadnej lepszej przyszłości, a tyl- ' ko podniecających nieokreślone nadzieje w kołach opozycyjnych. Wśród po- wszechnego fermentu konfederacja sandomierska traciła powagg; już ledwo udało się sztucznie utrzymać sejm warszawski 1712 r. drogą limity, tj. zawie- szenia posiedzeń; następne zgromadzenie, w 1713 r., zerwał obrażony na króla hetman Pociej ręką posła Puzyny (21 lutego)22. Wkrótce potem (7 sierpnia) aresztowany został i osadzony w K nigstein wuj Leszczyńskiego, Jan Sta- ! nisław Jabłonowski, wojewoda ruski, nie bez podstawy oskarżony o zdra- dzieckie konszachty z Turcją. Jeżeli pan wojewoda myślał, że podkopując rządy Augusta Sasa spełnia dzieło patriotyczne, to się ciężko mylił. Właśnie w tym roku 1713 Porta Otto- mańska, zawierając z Rosją ostateczny pokój w Adrianopolu (16 czerwca), , obróciła całą swoją żarłoczność na Polskę. Nie oglądając się na Orlika, który Zo I-iospodarami obu księstw naddunajskich byli Konstantyn Brincoveanu (Bran- kowan) (1654-1714) i Dymitr Kantemir (1673-1723). zl Obecnie spotykamy jako termin zawarcia traktatu pruckiego datę 12 lipca 1711 r. (starego stylu). Zob. E. Rostworowski, Historia powszechna. Wiek XVII, War- szawa 1977, s. 367. 2z 18 lutego 1713 r. był ostatnim dniem sejmu. Zerwało go trzech posłów litew- skich, z których dwaj: Krzysztof Dominik Puzyna, starosta upicki i Jan Piotr Nesto- rowicz, podstoli brzeski, ogłosili 21 lutego swój uniwersał protestacyjny. Zob. J. Gie- rowski Migdzy saskim absolutyzmem a zlotą wolnością, Wrocław 1953, s. 163-164; J. Feldman Polska a sprawa wschodnia 1709-1714, Kraków 1926, s. 117. 521 wolał już protektorat polski niż turecki, ani na Karola XII, który zagrożony ekstradycją w rgce Sasów, stoczył pod Benderem pamiętną walkę z Turkami ("kałabałyk", tj. bijatyka, 1 lutego 1713 r.)23 i odtąd na długo stracił wpływ na Dywan, wezyr Soliman gromadził armię i zaostrzał konflikt z Rzeczą- pospolitą. Posła [Stanisława] Chomentowskiego, wojewodę mazowieckiego, wzięto pod straż, do Polski wysłano wyzywające poselstwo z żądaniem Ukrai- ny dla Kozaków (jesienią tego roku). Zważywszy, że w tym czasie, po kapi- tulacji Stenbocka na Pomorzu sam Karol zmuszony był ratować Szwecję przez różne kompromisy i odstępował od bronionej przedtem zasady nietykalności Polski, że z drugiej strony nowy król pruski, Fryderyk Wilhelm I, jeszcze chciwiej od ojca sięgał po cudzą własność, i że Leszczyński, od dawna czeka- jący, aż Karol pozwoli mu abdykować, nie miał siły, by się tym niebezpie- czeństwom oprzeć, wypadnie stwierdzić, że w 1713 r. zawisła nad Polską bliższa niż kiedykolwiek od czasów potopu groźba rozbioru. Jeżeli do niego nie doszło, jeżeli Prusy zamiast po Warmię sięgnęły po szwedzki Szczecin, to zawdzięczać należało z jednej strony niezręczności Karola XII, z drugiej nowemu zwrotowi w stosunkach wschodnioeuropejskich. Pokój utrechcki ( 11 kwietnia 1713), a po nim rasztadzki (7 marca 1714), kończąc wojnę hiszpań- ską, przywróciły Austrii swobodę ruchów na wschodzie. Odtąd już nie tylko car, ale i cesarz rzymski gotowi byli ująć się za napadniętą Polską i dzięki temu Chomentowski wrócił do kraju z odnowionym (22 kwietnia 1714 r.) po- kojem karłowickim. Z całego przesilenia wschodniego pozostał jako najtrwal- szy rezultat ów artykuł prucki (później zmieniony w dalszych stypulacjach), który dawał prawo Turkom rugować z Polski rosyjskie wojska i wpływy. Rozdział XXIII Migdzy majestatem i wolnością 1. August na drodze do zamachu stanu? Wojna północna już od wielu lat ucichła w granicach Polski. August Mocny wychodził z niej, pomimo wszystkich swych krętactw i zboczeń, jako obrońca całości państwa przeciwko ekspansywnym dążeniom Szwecji i Turcji. potęga materialna wielkich rodów - Sapiehów, Potockich, Radziwiłłów, Lubomir- skich poniosła wraz z całym krajem olbrzymią ujmę. Szlachta, zdawało się, spokorniała i przywykła znosić dla bezpieczeństwa przed Szwedem zbrojną okupację saską. Emigranci benderscy: [Józef] Potocki, Michał Wiśniowiecki, Stanisław Tarło, Grudziński, Kryspinowie, jeden po drugim wracali do peł- nienia obowiązków wiernopoddańczych względem Augusta; ich pan, Leszczyń- ski, pojechał do księstwa Zweibrucken, aby tam czekać, rychło li protektor wprowadzi go w tryumfie do Warszawy, jak zapowiadał do ostatka. Równolegle atoli dokonała się inna przemiana, dla Augusta niepomyślna. a3 W wyniku walki w obozie pod Warnicą (11 lutego 1713 r.) (wg nowego stylu) Karol XII wraz z otoczeniem dostał się do niewoli tureckiej. Zob. J. Feldman dz. cyt., s.107. 522 Wobec różnych wstrząśnień wewnętrznych, wobec stwierdzonych apetytów zachłannych Prus, car Piotr wyrósł na łaskawego opiekuna polskiej ojczyzny i jej swobód. Ciężaru tej opieki Mocny król doznał zaraz po Połtawie, a od- czuł swą słabość tym dotkliwiej, gdy car zatrzymał zdobytą Rygę i wzbraniał się oddać ją czy to Polakom (na żądanie posła Wołłowicza 1711), czy Sasom. Gdyby nie ciągły rozbrat między żyłką despotyczną Wettyńczyka i aspiracja- mi złotowolnościowymi narodu, król znalazłby dla swoich dążeń wyzwoleń- czych mocny punkt oparcia w rozbudzonej powszechnej ku Moskwie niena- wiści. Ta sama Walna Rada, która ugruntowała na nowo jego rządy (1710), była wybitną manifestacją owej nienawiści, a brutalna gospodarka wojsk Pio- trowych na Rusi w następnych latach jeszcze zaogniła te uczucia. Dyploma- cja carska zajęła wobec rządu polskiego postawę wrogą a podstępną. Zwy- cięzca spod Połtawy wiedział dobrze, po co narażał się na koszty i ryzyko wojny tureckiej, po co reinstalował i utwierdzał niewiernego Augusta: od 1707 r. miał on własne stronnictwo w Polsce, uzależnił od siebie hetmanów, wciskał się między króla i naród, obu stronom narzucając swój protektorat. W takiej to chwili, kiedy tylko zupełna solidarność dążeń króla i narodu mogła ocalić wspólną niezawisłość, odżyły w duszy Wettyńczyka dawne po- kusy, by wreszcie spełnić marzenie swego żywota, swój wielki zamach stanu. Trzymał pod ręką w Polsce, dla zaoszczgdzenia Saksonii, nowe pułki wycofane z Zachodu po pokoju rasztadzkim, myślał, że ma przed sobą społeczeństwo zupełnie wyczerpane, z wyraźną lojalną większością, podległe wpływom se- natu świeżego powołania. Rozważano awny program działania pióra feld- marszałka [Jakuba Henryka] Flemminga, polegający na tym, by sprowokować szlachtę do wybuchu żołdackimi nadużyciami, potem wdać się między nią i wojsko saskie w roli rozjemcy i z pomocą wiernych panów podyktować po- kój, przeprowadzając zarazem zmianę formy rządów. Zniesiona miała być władza prawodawcza sejmu, zachowany tylko samorząd sejmikowy, na czele rządu umieszczona biurokratyczna rada tajna (1714). Tak wyglądał szczyt mądrości reformatorskiej, na jaki zdobyli się u nas ówcześni Sasi; co się ty- czy samego Augusta, to jego osobiste pomysły, jeszcze dalsze od wyczucia ducha potrzeb narodu polskiego, obracały się, o ile wiadomo, w sferze ulep- szeń militarnych, jakichś kampamentów24, twierdz, handlów i fabryk lub co najwyżej - akademii. O uzdrowieniu ducha publicznego, o naprawie sejmów i sądownictwa pomyślał w otoczeniu Augusta, o ile wiadomo, jeden radca, piemontczyk [Robert] Lagnasco. 2. Konfederacja tarnogrodzka (1715) Czy król elektor zaaprobował którykolwiek program reform na przyszłość, nie wiadomo; czy przyjął choćby metodę prowokatorską, też można wątpić, skoro sam Flemming odradzał teraz drażnienie szlachty. Jakkolwiek bądź generałowie sascy ufortyfikowali w r. 1714 główniejsze miasta, jak Lwów, Kraków i Poznań; rozpisali wielkie dostawy żywności i paszy na okoliczne z4 Eyly to manewry i pokazy wojskowe urządzane przez króla dla gości z całej Europy. Zob. A. Brackner Encyklopedia Staropolska, t.1, Warszawa 1939, s. 518. 523 województwa i ściągali je gwałtem. Król, pewny siebie, karnawałował w Dreź- nie, pertraktując jakby od niechcenia o przymierze z Francją. Prusakowi za pomoc do stłumienia buntu ofiarował Elbląg, czym oczywiście nie zjednał Fryderyka Wilhelma; poza tym nie widać, by serio myślał o dyplomatycznym szachowaniu wschodniego sąsiada. Pokrzywdzeni uderzyli do prymasa i het- manów o wstawiennictwo przed królem - bez skutku. Kto prosił za nimi i remonstrował, narażał się na gniewy. Zjazd niezadowolonych w Tomaszowie (jesienią tegoż roku) rozleciał się na wieść o nadchodzących Sasach. Tymcza- sem między króla i wyprowadzonych z cierpliwości jego poddanych wkradła się inna prowokacja - rosyjska. Hetman Pociej, jeden z najnikczemniejszych ludzi, jacy piastowali u nas buławę, zaprzaniec i fałszerz pieniędzy, uknuł do spółki z Sieniawskim robotę detronizatorską, którą sfinansować i poprzeć zbrojnie miał Piotr Wielki. Zanim car zdecyduje, wodzowie siedzieli na dwóch stołkach, nie chcąc tracić ani łaski dworskiej, ani popularności wśród szlachty. Wreszcie zamordowanie przez Sasów dwóch dygnitarzy polskich ' w Przemykowej rozpętało nawałnicę25. Rokosz, zrazu przeważnie wojskowy, i stał się ogólnoszlacheckim i ogarnął szybko całą Małopolskę. Póki Flemming koncentrował swe siły, delegaci województw zawiązali w Tarnogrodzie 26 li- stopada 171526 konfederację generalną pod hasłem samoobrony, a pod laską Stanisława Ledóchowskiego, podkomorzego krzemienieckiego, i rozesłali po- selstwa do papieża, cesarza i cara. Osobny związek utworzyło wojsko pod wodzą [Józefa] Branickiego. Zrazu zdawało się, że Sasi i żołnierz komputowy rozpędzą gromady hrecz- kosiejów. Lecz co nastąpi dalej? Czy naprawdę łatwiej będzie królowi pa- nować nad krajem krwią zroszonym i przez złych sąsiadów podminowanym? Snadź nie wierzył w to feldmarszałek, bo zamiast iść przebojem, od razu zagaił rokowania. Istotnie widać było już wówczas wyłaniającą się spoza szlachty wichrzycielską rękę rosyjską. Poseł carski, kniaź Grzegorz Dołhoruki, słuchał chętnie próśb Augusta o strzeżenie pokoju w Polsce, a jednocześnie rezydent [Aleksy] Daszkow, wtórował wołaniom szlachty o wyprowadzenie z granic Sasów. Nikczemni hetmani wyprzedzali obie strony w płaszczeniu się przed Moskwą. Dołhoruki, wzywany przez Pocieja do objęcia pośrednictwa, trzymał się w odwodzie nie wiedząc, co wyniknie z tej tłumnej reakcji rzesz szlacheckich i czy nie kryje się w niej czasem robota szwedzka lub stani- sławowska; obiecywał więc interwencję dopiero, gdy cała Rzeczpospolita, tj. konfederacja generalna, uda się z prośbami do cara. 25 Oddział kapitana Fraiscineta z regimentu francuskiego generała Seissana, będą- cego w służbie saskiej, uderzył na wieś Przemykowa koło Opatowca, mordując kasz- telana bieckiego Adriana Bełchackiego i regimentarza Jana Bonawenturę Turskiego, starostę pilzneńskiego i bracławskiego. Zob. opis zajść z 28 kwietnia 1715 r. u J. Gie- rowskięgo dz. cyt., s. 26fr267. zs W odróżnieniu od J. Gierowskiego dz. cyt., s. 315, E. Rostworowski dz. cyt., s. 398 podaje datę zawiązania konfederacji tarnogrodzkiej 25 listopada 1715 r. 524 3. Walki i rokowania Flemming, zapobiegając temu zbliżeniu, zawarł z przedstawicielami tarno- grodzian w Rawie zawieszenie broni (18 stycznia) [1716] i sterował ku bezpo- średniej ugodzie króla z narodem, kiedy Pociej przybył do Ledóchowskiego z zabójczą radą rosyjską i wyprowadził go na manowce. Ugoda nie doszła, a król czym prędzej zaofiarował carowi osobisty zjazd i przywrócenie daw- nej przyjaźni. Z początkiem 1716 r. spotkali się dwaj siłacze, dziś już śmier- telni wrogowie, w Gdańsku w licznej asystencji ministrów. Konstanty Feli- cjan Szaniawski, biskup kujawski, nawiązując do dawnej polityki królew- skiej, co to polegać miała na wzajemnym ubezpieczaniu władców przeciwko poddanym, pierwszy zaproponował carowi, aby przez posła Dołhorukiego uczestniczył w układach i aby groził akcją wojenną tej stronie, która nie zechce pokoju na słusznych warunkach. Potem dopiero delegaci szlacheccy, przelicytowując swojego króla, jęli usprawiedliwiać się, czemu tak późno pro- szą o opiekę. Nastąpiły wzajemne oskarżenia i tłumaczenia się między carem i królem-elektorem o nielojalne postępowanie wobec wspólnych wrogów, przy czym ton oskarżycielski o wiele mocniej brzmiał w ustach Rosjan. Zanim się zbierze (w Lublinie 13 czerwca) pod auspicjami Dołhorukiego kongres pełnomocników obu stron, było jeszcze dość czasu, by zainteresować sprawą inne państwa i tym osłabić nacisk Rosji. Formalne prawo do interwencji przysługiwało Turkom, cijednak znajdowali się (od 1714 r.) w wojnie z Wenecją, a od niedawna także z Austrią. Woleli konfederaci apelować o pomoc do cesarza chrześcijańskiego, Karola VI, niż do muzułmańskiego. Dopiero kiedy poseł [Stefan] Morsztyn nie znalazł w Wiedniu dość życzliwego przyjęcia, pchnięto do Porty Dominika Bekierskiego. Sułtan okazał za pośrednictwem Ordy, że chętnie poda dłoń walczącym o swą wolność Polakom, cóż kiedy sam wnet poniósł od Eugeniusza Sabaudzkiego pamiętną klęskę pod Piotrowaradynem. Jakby prze- czuwając ten obrót, czy też po prostu nie chcąc zrażać cara, zarówno August jak Ledóchowski uchylili dobre usługi muzułmańskich agentów, skutkiem czego jedynym patronem lubelskich rokowań okazał się Dołhoruki. Podówczas szlachta skonfederowana jawną miała nad Augustem przewagę: wsiedli na koń Wielkopolanie, dotąd trzymani na wodzy przez Sasów; przy- stąpiła do wspólnej sprawy, przepędziwszy marnego Pocieja, Litwa pod Mi- chałem Sulistrowskim; oddziały saskie, gromione partiami, cofały się na całej linii za Wisłę. Za nimi postępował Ledóchowski, ubóstwiany przez szlachtę; nic nie wskazuje na to, by on szedł na rękę czynnym tu i ówdzie agentom szwedzkim, zwłaszcza gdy ogół zachował po Karolu i Stanisławie złe wspom- nienie. Do czego ruch ten zmierzał, tego nie wiedział ani dwór, ani może nawet sam wódz Ledóchowski. W każdym razie, znając wysoką inteligencję podko- morzego krzemienieckiego, "najchytrzejszego Polaka'; jakiego widział Doł- horuki, i wiedząc skądinąd, że ten trybun ludu okaże się wnet przezornym wrogiem Rosji, nie można kłaść konfederacji tarnogrodzkiej w jednym sze- regu z późniejszą radomską lub targowicką. Stosunkowo mało w niej było słychać krzyków na absolutum dominium, więcej zdrowej reakcji przeciwko obcej gospodarce, najwięcej bezpośredniej samoobrony przed żołdackim ban- dytyzmem. I ruch ten nigdy by nie spłynął do rosyjskiego łożyska, gdyby nie słuszna obawa, że August, jak to już czynił od początków panowania, pierwszy skaptuje sobie carskie poparcie. 525 Ruch był demokratyczno-szlachecki i ogólnonarodowy. Magnaci nie mieli tu już nic do powiedzenia, cała Polska-Litwa szła za Ledóchowskim i Suli- strowskim przeciwko złemu monarsze. Taką też interpretację sporu ustalił Dołhoruki na wstępie rokowań. Niespodzianie rozejm został zerwany. Sasi powiesili w Sandomierzu szlachcica [Macieja] Łaściszewskiego, regimerltarz [Chryzostom] Gniazdowski wziął Poznań, tłumy targnęły się na pupilów ro- syjskich, dwujęzycznych hetmanów. Wówczas Dołhoruki podniósł głos na kon- federatów, wytykając im szwedzkie sympatie: zarzut o tyle słuszny, że w Wiel- kopolsce organizował wojsko śmiały [Jan] Stenflycht, emisariusz Karola XII. Złowrogie porozumienie między Rosją i szermierzami polskiej wolności zda- wało się pękać. Generalność oświadczyła Dołhorukiemu, Flemmingowi i Sza- niawskiemu, że nie mogąc z nimi dojść do ładu, wysyła delegatów prosto do króla. Nastała chwila poważna: jeżeli król przyjmie rękę wyciągniętą do zgody przez naród, Dołhoruki-mediator odjedzie z kwitkiem. August życzli- wie przyjął deputację, naznaczył nowy zjazd w Kazimierzu, lecz z niewiado- mych powodów cofnął się znów do Warszawy, a konfederatom cisnął twardy rozkaz: rozwiązać się natychmiast. Ten zwrot miał skutki nieszczęsne. Gene- rał [Piotr] Roenne wkroczył z 18 000 Moskali na Wołyń, Gniazdowski, pobity przez Sasów w Prusach pod Kowalewem (5 października)2 , przeszedł na stro- nę dworu. Od tej chwili dyplomacja Augusta bierze górę nad konfederacką, ale Dołhoruki zapanowuje nad wszystkim, a inni obcy dyplomaci przypatrują się scenie bezczynnie. 4. Traktat warszawski i sejm niemy Rokowania wznowiono w Warszawie. Na pozór wjednych sprawach zwycię- żał król, w innych konfederaci: naprawdę na każdym kroku Rosja zwycię- żała Polskę. Pomyślnie uchylił np. Szaniawski żądanie szlachty, aby król od- dalił od siebie metresy, tłumacząc, że sprawa jest zbyt delikatna. Król posta- wił na swoim, aby amnestia pokryła nadużycia wszystkich, nie wyłączając Sasów. Żądanie Ledóchowskiego, aby jednocześnie z Sasami wynieśli się Mo- skale, spadło z porządku dziennego. Szczęśliwie przeprowadził biskup ku- jawski, Szaniawski, wniosek dogadzający powszechnemu sobkostwu, aby armię koronną ograniczyć do 18000 a litewską do 6000, wniosek umotywo- wany tym, że są państwa, które żadnego wojska oprócz garnizonów nie mają i siedzą tylko cicho, i w kraju swym porządek robią, handlem się bogacą, a z wojujących śmieją się. Dołhoruki nawet w sprawie wymarszu umiał okpić Polaków i wyjednać dla korpusu [Rodiona] Bauera leże zimowe w Rzeczy- pospolitej. Nie zdołał tylko wyjednać nietykalności praw hetmańskich, ale i bez tego Sieniawski z Pociejem, wydostawszy się na wolność, jeden z aresztu konfederackiego, drugi z kryjówki, zaraz sprzedali swe dusze carowi prosząc nawet, aby nadal przy ich boku byli akredytowani rezydenci, ażeby wojsko i wszyscy wiedzieli, że car ma ich w swej protekcji. z' Oddział Chryzostoma Gniazdowskiego został rozbity przez siły korpusu gene- rała Adama Bosego 3 października 1716 r. Zob. Wojsko Rzeczypospolitej w dobie wojny pólnocnej; s. 427. 526 Traktat warszawski, podpisany 3 listopada 1716 r., ratyfikowany przez króla i marszałków 30 stycznia, wciągnięty został do konstytucji na jednodniowym tzw. sejmie niemym I lutego 1717 r. August musiał wysłuchać szumnej Ledó- chowskiego perory, pełnej ostrych przymówek: "Stawamy, nieodrodni orła polskiego synowie, bo niezmrużonem na jaśniejący Twój majestat patrzyliśmy i patrzymy okiem. Opaczną z nienawiści wyrzutków gniazda tego obleczono nas interpretacją, ale my całość dostojeństwa WKrMości i w popiół za pano- wania Twego obróconą dźwigamy ojczyznę, którą trzymając, domów i fortun naszych pozbyliśmy [...] ". W sześć godzin po zagajeniu, bez rozpraw, gdyż na- wet prymasowi [Stanisławowi) Szembekowi i hetmanowi polnemu [Stanisła- wowi Maciejowi) Rzewuskiemu odmówiono głosu, zamknięto ucałowaniem ręki królewskiej sejm niemy, pamiętny nie tylko traktatem, ale i grubym foliantem przez delegację traktatową ułożonych konstytucji. " Niech będzie pokój powszechny, trwały, wieczny, prawdziwy i szczery" w całej Rzeczypospolitej, aby "prawa, wolności i inne prerogatywy Majestatu pańskiego, senatu i stanu szlacheckiego według dawnego zwyczaju i kształtu na sejmach, sejmikach, sądach i wszelkich jurysdykcjach [...) odmłodniały i zakwitły". Pokojem tchną, pokoju pełne są wszystkie 10 artykułów traktatu warszawskiego. Są w nim ważne ograniczenia saskiego wdzierstwa do spraw Rzeczypospolitej: królowi wolno nadal trzymać przy sobie nie więcej nad 6 saskich urzędników i 1200 gwardzistów. Są przepisy, zalecające stateczne od- bywanie rad senatu, nie stante pedezs, i żądające notowania uchwał większo- ści, oczywiście w tym celu, aby król według nich konkludował, przepisy, zau- ważmy - bezsilne, bo przy ówczesnym sposobie kompletowania senatu przy- bocznego organ ten nie mógł mieć żadnej rutyny i żadnego wpływu na rzą- dy; jakoż Sasi będą woleli zamiast senatorów rezydentów zwoływać dla czczej ostentacji senat plenarny, w którym większość dworskich kreatur szła zawsze za skinieniem rozdawcy łask. Są w traktacie nadzwyczajne nowości, np. usta- nowiony sąd na przestępców stanu z 8 senatorów i 24 członków stanu rycer- skiego; są platoniczne, bezsilne zakazy tworzenia konfederacji cywilnych czy wojskowych i prowadzenia korespondencji z postronnymi dworami. Spró- bowano ograniczyć wybujałą swobodę sejmików, które istotnie podczas wojny północnej wymknęły się zupełnie spod kontroli króla, limitowały się i reasu- mowały według własnego uznania: teraz skrępowano ich prawo uchwalania podatków na cele miejscowe. Nad wszystkimi przecież uchwałami góruje zna- czeniem skrypt ad archivum o redukcji wojska i uzupełniający go "regula- min punktualnej płacy". Prawodawcy 1717 r. zapomnieli, należy wiedzieć, o oficerskich i obmyślił źródła utrzymania tylko 24000 "porcji" żołnierskich, ale oficerowie o sobie nie zapomną i skutek będzie taki, że szefowie pułków obrócą na wyżywienie oficerów połowę porcji żołnierskich i siła zbrojna Rzeczypospolitej spadnie faktycznie do 1 12000. Regulamin płacy, oparty przeważnie na pogłównym w Koronie i podymnym na Litwie, zmierzał do tego, aby zdjąć z głowy szlachty i rządu wszelką troskę o byt armii i raz na zawsze zapobiec związkom wojskowym; ta część organizmu finansowego Rze- czypospolitej, skonsolidowana, niezależna od decyzji króla, senatu i ministrów, funkcjonować miała automatycznie, dopóki jej nie zreformuje sejm walny. Przetrwa to ustawodawstwo finansowe na przekór krzyczącym wymogom 2s (łac.) dosłownie: stojąc na nogach, tu: mimochodem. 527 groźnej militarystycznej epoki aż do czasów stanisławskich, a ostoją jego trwałości będzie podpis mediatora, kniazia Dołhorukiego, położony u spodu. Pośrednictwo, rzecz prosta, nie oznaczało gwarancji, niemniej stosunki po sejmie niemym ułożą się tak, iż bez zgody Rosji uchylenie przestarzałych przepisów 1717 r. okaże się niepodobieństwem. 5. Zwrot przeciwko Rosji Zwycięstwo polityczne Piotra Wielkiego nad Augustem i Rzecząpospolitą było tak olbrzymie, że nie mogło nie wywołać silnego odruchu samozacho- wawczego. Zanim ów pokój powszechny i wieczny utopił w letargu rząd pol- ski i opinię, August II dokonał rozpaczliwej próby pojednania się z narodem i strząśnięcia z siebie cudzej opieki. Było to wielkim szczęściem dla niego i dla nas, że żywiołowy rozpęd potęgi moskiewskiej jednocześnie wywołał za- zdrosną czujność różnych innych państw europejskich. Austria uświadomiła sobie jasno antagonizm względem Rosji zarówno na tle spraw bałkańskich, jak i w Rzeszy Niemieckiej: ukłuła ją w oczy najpierw wyprawa pruska, potem bezceremonialna ingerencja cara w wewnętrzne stosunki w Meklem- burgu, gdzie Piotr protegował miejscowego księcia, a gnębił ludność. Nie mógł znieść tego wdzierstwa i nowy król angielski, elektor hanowerski Jerzy I; również kupiectwo angielskie zaniepokoiło się postępami marynarki rosyjskiej na Bałtyku. Car, niepohamowany w intrydze, spróbował protegować Rakocze- go na złość Austrii i jakobitów angielsko-szkockich na przekór Jerzemu, po- dawał dłoń kierownikowi polityki hiszpańskiej, kardynałowi [Juliuszowi] A1- beroniemu, którego ambitne plany zwalczało właśnie poczwórne przymierze Anglii, Holandii, Austrii i Francji (2 sierpnia 1718). Niemałą rolę w wytwo- rzeniu nowego układu międzynarodowego odegrał wreszcie baron [Jerzy] G rtz, minister Karola XII, twórca przewrotnego planu, co miał odmienić postać Europy Wschodniej; polityk ten, widząc, że Szwecja nie sprosta wszy- stkim swym wrogom, doradził Karolowi ugodę z Rosją celem wzięcia tym pewniejszego odwetu na innych nieprzyjaciołach, a zwłaszcza na Auguście II, którego chciano raz jeszcze zastąpić w Polsce Leszczyńskim. Na tej podsta- wie potoczyły się układy szwedzko-rosyjskie na Wyspach landzkich (w stycz- niu 1718 r.); wnet doszło do wiadomości Augusta i Polaków, że car życzliwym uchem słucha detronizatorskich rad G rtza i że król pruski nagrodę za po- moc ma otrzymać nad dolną Wisłą. Wprawdzie niezwykłe rojenia G rtza pozostały na papierze, a on sam po gwałtownej śmierci Karola XII (pod Fredrikshall 11 grudnia 1718 r. podczas kampanu norweskiej)z9 skończyć miał gwałtownie na szafocie jako kozioł ofiarny za winy innych niekonstytucyjnych ministrów. Swoją drogą, echa ro- kowań alandzkich utwierdziły Anglię i cesarza w ich niechęci ku carowi, a dla Augusta stały się jednym więcej powodem do zerwania z Rosją. In- nych powodów dostarczyły: ostatnia mediacja Dołhorukiego, gwałty dokony- z9 Karol XII zginął 30 listopada 1718 r. (starego stylu), ugodzony w skroń pod- czas obserwacji prac oblężnieznych w okopach Fredrikshall. Zob. E. Rostworowski dz. cyt., s. 371. 528 wane przez armie [Borysa) Szeremietiewa i Bauera nad wolnym Gdańskiem (żądanie kontrybucji i fregat za karę za handel ze Szwecją), wykrętna odmo- wa Inflant, trzymanie wojsk na ziemiach Rzeczypospolitej, a w nie najmniej- szej mierze i sprawy kurlandzkie. Księstwo to po śmierci znakomitego Jakuba (1642-1682) popadło w stan rozstroju. Czego nie zepsuł swym marnotraw- stwem książę Fryderyk Kazimierz, najstarszy syn Jakuba (1682-1698), to padło ofiarą obcych najazdów za regencji wdowy po rozrzutniku, Elżbiety Zofii. Lenno Kurlandu ściągnęło na siebie naraz pożądliwość trzech sąsiadów: Szweda, Prusaka i cara. Czwarta sąsiadka, zwierzchniczka kraju, Rzeczpospo- lita, miała z góry zastrzeżone ustawą 1589 r. wcielenie lenna do państwa i podział na województwa po wygaśnięciu Kettlerów. Aliści niczyje ustawy nie obchodziły samodzierżcy Wszech Rosji. Car, dzierżąc Kurlandię, zmusił w 1711 r. młodocianego Fryderyka Wilhelma, syna regentki, do zaślubienia carówny Anny Iwanowny. Oblubieniec umarł zaraz po weselu, a nad księ- stwem objęli rządy w imieniu wdowy okupanci Rosjanie. Żył jeszcze wpraw- dzie ostatni Kettler, książę Ferdynand, syn młodszy Jakuba, ale ten, pokłó- cony ze szlachtą, żadnych nie miał widoków odzyskania tronu i komisja sejmowa wysłana w 1717 r. do Mitawy, "aby to księstwo od wszelkich im- petycyj postronnych wolne było", nie zdoła rozwikłać tego węzła. Groziła zupełna utrata Kurlandii, zwłaszcza w razie wyjścia Anny za księcia Bran- denburg-Schwedt, które car ukartował z królem pruskim. A zbyteczne do- wodzić, że August II miał też swoje widoki na tron mitawski dla jednej z latorośli domu Wettynów. Te wszystkie urazy do Rosji nakierowały go po sejmie niemym na drogę równie zgodną z interesami Polski, jak niezgodną i nienarodową była jego polityka pierwotna. Na dowód zupełnej harmonii z narodem król upatrzył na swego posła do cara Władysława Ponińskiego, starostę kopanickiego, jednego z byłych kon- federatów tarnogrodzkich, i słał go dwukrotnie z rady senatu - w marcu 1717 r. do Paryża, w październiku do Petersburga - z żądaniem ewakuacji wojsk, uwolnienia z zastawu dóbr stołowych kurlandzkich, nieturbowania Gdańska, zwrotu Inflant. Jak groch o ścianę odbijały się te domagania. Car Piotr jeszcze widział szczerbę między Sasem i Polską, wiedział, że August wolałby wzajemną gwarancję rządów przeciwko poddanym niż kompromis z wyuzdaną szlachtą, wiedział i o tym, że hetmani litewscy, Pociej i Denhof, spiskują z nim i z G rtzem i zabiegają o dalszy pobyt wojsk rosyjskich w Polsce. Trzeba było ze strony polskiej energiczniejszej mowy i więcej nawet: trzeba było jawnej gotowości do czynu, tj. do walki o podparcie zachwianej niepodległości. Celem przygotowania takiego nastroju zwołał król sejm do Grodna na 3 października 1718 r. Ważnych uchwał tam nie powzięto - najważniejsze jeszcze było skierowanie do cara w wielkim poselstwie Chomentowskiego; przyszło nawet wytrzymać srogie ataki stronników hetmańskich na Flemminga, któremu Sieniawski odstąpił był w 1717 r. komendę nad cudzoziemskim autoramentem. Jednak, jako manifestacja wobec swoich i obcych, jako zwycię- stwo zdrowej myśli politycznej nad insynuacją i intrygą rosyjsko-pruską, sejm grodzieński zaznaczył się bardzo dodatnio. Połączonym wysiłkom Rosji i Prus nie udało się zerwać obrad, które też zostały zalimitowane z przyznaniem królowi prawa zwołania tegoż kompletu posłów w dowolnym momencie, gdy tego zażąda stan rokowań z Rosją. August Mocny stanął w oczach zdumionego Dołhorukie- go na czele Polski, "rzekłbyś pan samowładny" (toczno samodierżec). 529 6. Traktat wiedeński 5 stycznia 1719 r. Pouczając szlachtę w uniwersałach o niebezpieczeństwie rosyjskim, polemi- zując głośno z Piotrem w obliczu całego narodu, wysyłając senatorów na ostre starcia z Dołhorukim, król nie zaniedbał niczego, aby też za granicą zyskać mocną podstawę do działania. Od wiosny 1717 r. pertraktował z Wied- niem o małżeństwo syna, Fryderyka Augusta, z arcyksiężniczką Marią Jó- zefą, a zniewoliwszy go do przejścia na katolicyzm, najpierw w sekrecie 27 li- stopada 1712 r., potemjawnie,11 października 1717 doprowadził owo małżeń- stwo do pomyślnego końca (20 sierpnia 1719). Przedtem jeszcze, 5 stycznia Flemming i Szwajcar [Armand de Mestral] Saint Saphorin, poseł angielski, podpisali w Wiedniu z księciem Eugeniuszem [Sabaudzkim) i innymi mini- strami traktat przymierza pierwszorzędnej doniosłości. W artykule 8 powie- dziano tam, iż celem przymierza jest także (obok obrony Węgier) obrona Królestwa Polskiego i utrzymanie na tronie króla Augusta przeciw wszystkim pośrednim i bezpośrednim zaczepkom, a to w ten sposób, że królestwo to ma być utrzymane w całości z wszystkimi swymi przynależnościami i depen- dencjami i że najmniejsza cząstka odeń nie ma być oderwana. Artykułem 9 zapewniano Augustowi opiekę przeciw intrygom i machinacjom państw ob- cych; alianci mieli wyprosić z Polski carskie wojska, nie pozwalać na ich prze- marsze, razem bronić Gdańska przed każdym zamachem, razem karać tych książąt Rzeszy, którzy by ułatwiali Rosjanom marsz do Niemiec. August wy- stępował w tej stypulacji nie tylko jako elektor, ale też z tytułem króla pol- skiego; główny twórca umowy, Flemming, był zarazem koniuszym litewskim, a asystował jego robocie [Jakub] Dunin, regent kancelarii koronnej. Wszy- stko to zwiastowało przystąpienie Rzeczypospolitej do traktatu wiedeńskiego. Bo też, jak Polska Polską, nigdy jeszcze żadnemu jej królowi nie udało się zyskać przeciwko Moskwie tak potężnej, tak szczerej pomocy Zachodu. Już samo zbliżenie króla polskiego do cesarza i Jerzego I wywołało silne wraże- nie w Europie; zgłosili się w grudniu 1718 r. z przyjaznymi obietnicami Tata- rzy, od nowego rządu szwedzkiego (Ulryki Eleonory) przybyli jeden za drugim (w kwietniu 1719) generał Stanisław Poniatowski, wiozący dla Augusta II jego dawny dyplom elekcji stracony w Altranstadt i (w czerwcu) generał [Jan Reinhold] Trautvetter, obaj upoważnieni do wstępnych rokowań naj- pierw o pokój, a potem i o sojusz przeciwko wspólnemu wrogowi. Odżyły nadzieje wyzwolenia wśród Kozaków orlikowskich, których ogół tułał się na Tatarszczyźnie, a wodzowie znaleźli przytułek w Szwecji. Było więc na kim się oprzeć, Europa utworzyła silny łańcuch przeciwko Moskwie; zająć było tylko swe miejsce w tym łańcuchu, okazać zrozumienie własnego interesu i nieco męskiej determinacji, a car wyczerpany dwudziestoletnią wojną, jak trudno było wątpić, ustąpi na całej linu. W przeciwnym razie, gdyby Rzecz- pospolita sama uchyliła się od obrony, groziło prócz dalszego ujarzmienia jej przez Moskwę znaczne uszczuplenie, przy najbliższej pacyfikaciji Północy, jej posiadłości. Rok 1719 przyniósł tej alternatywie rozwiązanie okropne. Jak tylko car wycofał swoje wojsko, nastrój rusofobu przeminął. Narodowi zabrakło ener- gii czynu - zdrajcom hetmanom nie zabrakło bezczelności. Wszyscy czte- rej: Sieniawski, Rzewuski, Pociej i Denhof oddali swe służby carowi. Sejm warszawski z limity (30 grudnia 1719-23 lutego 1720), który miał zadecydo- 530 wać o zbawieniu Rzeczypospolitej, ani myślał zatwierdzić traktatu wiedeń- skiego, przeciwnie, napełnił się krzykami hetmańskich kreatur na Flemmin- ga, a względem wojny nawet przyjaciele dworscy okazywali niedwuznacznie, że jej nie chcą. Wyszła na jaw z przejętych listów intryga posła pruskiego [Fryderyka Wilhelma] Posadowskiego przeciwko sejmowi - intrygant mu- siał opuścić stolicę, ale jego wspólnicy wyszli bezkarnie, a sejm utknął na mieliźnie. Jeszcze dwór nie dawał za wygraną, a sprzymierzeńcy przygotowywali no- wy szturm na sejm warszawski 30 września 1720 r. W przerwie zawarto sasko-szwedzkie zawieszenie broni, przeprowadzono między Szwecją i jej przeciwnikami szereg traktatów, które wszystkie prowadziły do odosobnie- nia Moskwy. Wielki poseł Chomentowski z okazałą świtą ruszył do Moskwy na stanowcze rozhowory (w lutym); od jego relacji zależeć miały nastroje i decyzje przyszłego sejmu. Trautvetter wiózł na to zgromadzenie szczegółowy plan kampanii przeciwko Rosji z udziałem Szwedów, Austriaków, Hesów, Kozaków, Tatarów (najmniej liczono na samą Polskę), poseł angielski, James Scott, jedyny raz w dziejach stosunków polsko-angielskich chował grube sumy na zmiękczenie oponentów. Ale tymczasem strona przeciwna też zdąży- ła się lepiej zmobilizować: dnia 17 lutego 1720 r. stanęło w Poczdamie między Fryderykiem Wilhelmem a carem pierwsze przymierze z ostrzem wymierzo- nym nie tylko na traktat wiedeński, ale także w sam byt, w całą przyszłość Rzeczypospolitej Polskiej, której swobody, tj. anarchia i zwłaszcza wolna elek- cja zostały tu mocno zabezpieczone. O istnieniu, a tym bardziej o doniosłości tej umowy nikt z Polaków nie miał wyobrażenia. Kiedy Chomentowski po wielu czczych ceremoniach i tyluż jałowyeh sporach wrócił do Warszawy, nastrój pacyfistyczny był tam jeszcze silniejszy niż przed rokiem. Dołhoruki oprócz hetmanów miał już na żołdzie szereg innych panów (Stefana Potockiego, Jana Fryderyka Sapiehę, Grudziń- skiego), a wierni dworacy typu Szaniawskiego i Szembeków podzielali pow- szechną niewiarę w czyny orężne. Co gorsza, Chomentowski, olśniony śmia- łością Piotrowych reform, zamiast otworzyć sejmowi oczy na wschodnie nie- bezpieczeństwo, sam wszędzie głosił strusią politykę ugody. Wśród kłótni o komendę Flemminga sejm jesienny poszedł w nicość za śladem swego po- przednika. Słabą satysfakcją było dla króla to, że poseł Dołhoruki, który do- puścił się gwałtu w Warszawie na ukraińskim emisariuszu [Hryhorym] Hercyku, wyleciał z Polski na zawsze (początek 1721 r.). 7. Pod hegemonią Rosji Rozmiary i skutki klęski politycznej 1719-1720 r. były olbrzymie. Tam, na tych sejmach warszawskich, w potoku mów o pokoju i wolnościach przepadły nasamprzód nasze Inflanty; car, doprowadziwszy do ostatecznej nędzy pobitą Szwecję, narzucił jej bez udziału Augusta pokój nystadzki 30 sierpnia starego stylu 1721 r.30, którym kraje nadbałtyckie aż po Ingrię zagarnął dla siebie, przy czym kazał Szwedom żądać od siebie, aby Inflanty nigdy nikomu nie 30 t ,10 września nowego stylu. 531 zostały ustąpione - zastrzeżenie uczynione ze względu na Wettyńczyka i Pol- skę. Odtąd Szwecja ze swoim nowym, wolnościowym ustrojem znalazła się pod taką samą opieką Rosji, jak Polska po sejmie niemym. Dalej, pękło na powrót moralne ogniwo między Augustem i Rzecząpospolitą. W strasznym rozgoryczeniu, klnąc sprzedajność i słabość Polaków, król przymawiał się znów o carską przyjaźń, a gdy i na to było już za późno, wracał do swych zbrodni- czych pomysłów podziałowych. Dwaj jego Żydzi nadworni, Lehmann i Meyer, w 1721 r. zakręcili się między Dreznem i Berlinem, obwożąc Augustowski plan rozbioru Polski; już była na to zgoda saska, zgoda pruska, podobno i cesarzo- wa Karolowa (Elżbieta brunszwicka) maczała w tym ręce: uparł się znów sam jeden protektor Rzeczypospolitej, Piotr Wielki, głosząc, że cały plan przeciwny jest Bogu, sumieniu i uczciwości. Po czym zaraz, dla pogłębienia rany w pol- skim ciele narodowym, odsłonił car intrygę niemiecko-żydowską Polakom. Czyż dziwna, że po takich doświadczeniach nie tylko zdrajcy magnaci, ale i setki przeciętnie uczciwej a ciemnej jak noc szlachty uznały w carze opiekuna wolności i całości Polski, skoro ów mogł nas zdusić i ograbić, a nie uczynił tego sam i przeniewierczego króla od tego powstrzymał? Przenikając, jak nikt inny z ówczesnych mężów stanu, psychikę społeczeń- stwa polskiego, nowy imperator Wszech Rosji omotał Rzeczpospolitą siecią swych wpływów, jak pająk oplątuje schwytaną muchę. Zobaczymy jeszcze, jak te wpływy wgryzały się w zakątki życia krajowego - tu jeszcze parę słów trzeba dodać o sieciach dyplomatycznych. Dnia 5/6 listopada 1720 r. rezy- dent Daszkow umiał nakłonić nawet Portę Ottomańską do zmiany artykułu prucko-adrianopolskiego w tym sensie, że nadal Rosji wolno będzie interwe- niować i wprowadzać wojska do Rzeczypospolitej, jeżeli wkroczy tam inne państwo celem zgwałcenia wolnej elekcji. W 1724 r. nawet pokonana Szwecja musiała przyrzec carowi wspólną opiekę nad polską wolnością. Do tejże akcji przystąpi w 1726 r. specjalnie przeciwko Wettynom Austria. A między Ber- linem i Petersburgiem opiekuńcze sojusze ciągną się od traktatu poczdam- skiego do końca dni Rzeczypospolitej (1726, 1729, 1730, 1732, 1740, 1743, 1762, 1764 1769 itd.), coraz trwalsze, coraz skuteczniejsze i coraz bardziej zabójcze. Prusy, niby wysługując się Rosji w dławieniu życia polskiego, zapra- cują sobie z czasem na niechybną nagrodę, gdy z ujmą dla ambitnej myśli Piotrowej staną przy stole rozbiorowym na równi z Rosją i Austrią. 8. Upadek ducha publicznego Przysłowiowe "czasy saskie" ze wszystkimi znamionującymi je objawami zwyrodnienia nastały na dobre dopiero po 1717 r., a jeśli uwzględnić szcze- gólnie górną warstwę narodu, to może nawet po 1720 r., z chwilą upadku "emancypacyjnej próby" polityki Augustowej. Cechą ich prywata, bezmyślność i deprawacja moralna; o wykrzywieniu pojęć politycznych tu nie mówimy, bo jest ono, jak wiemy, o wiele starszej daty. Na tak ujemny rezultat pracowały rzecz prosta wieki, ale bliższych przyczyn dekadencji wypada szukać w prze- życiach tych generacji, które w nią same popadły. Owóż wchodzą tu w grę dwa pokolenia Polaków, z których jedno uległo wewnętrznemu rozbiciu, a drugie (po 1717 r.) nie mogło się należycie wychować wśród nieobliczalnych 532 zaburzeń i przewrotów wojny północnej. "Ojcowie, co pamiętali inne niegdyś zapały i porywy, co wołali wierszem Potockiego: >>zdarzy to miłosierny Bóg, że z naszym Janem, przebywszy Morze Czarne, staniem nad Jordanem!<<, aż ujrzeli odwiecznych wrogów przyjaciółmi, sojuszników wrogami, towarzyszy Sobieskiego rozszczepionych wojną północną [...] ludzie, co przeżyli mnogie zdrady królewskie, przeplatane przysięgami na wierność Rzeczypospolitej, ha- niebną elekcję Leszczyńskiego i odstępczą abdykację Wettyńczyka, na prze- mian groźby i kuszenia szwedzkie i rosyjskie, wstrząsające przerzuty dro- gowskazu patriotycznego i wierności poddańczej z jednej strony na drugą pod wpływem nie tyle czyjejś złej woli, ile pod naciskiem nieprzewidzianych zwro- tów losowych; ci ludzie, rozpędzani w przeciwne strony niezgodnym pojmowa- niem swych zadań, kłóceni z najbliższymi braćmi, tłukąc się wśród mroku, przeżyli na koniec okropne wykolejenie ruchu ogólnonarodowego pod Ledó- chowskim i wyszli z dwudziestoletnich szamotań rozbici, tępi, zwątpiali, prze- czący." Synowie, pozbawieni wzorów do naśladowania, od najmłodszych lat wchłonęli w siebie ten zaród półniewoli, który ich sparaliżuje w 1733-1734 r. i pozbawi wiary w możność dokonania zbiorowego czynu, a nawet głębszego wzajemnego odczucia się i zrozumienia. Słabych, złamanych, niedokształconych ludzi łatwiej chwyta się zły nałóg i występek. Starsi i młodsi przesyceni wolnością, przejęci jedną tylko troską, żeby ich nikt nie turbował w domowym groszoróbstwie i pasibrzuchostwie, bez pędu twórczego, bez głębszej samowiedzy moralnej, nasiąkali bezwiednie ujemnymi wpływami, jakich im nie skąpiła atmosfera ogólnoeuropejska. Głów- nym zaś krzewicielem zgorszenia był król i jego dwór. Dość było wpatrzyć się w tę wieczną hulankę, te bale, maskarady, fajerwerki, spektakle, łowy, jakie otaczały Augusta wśród najcięższych dla kraju chwil wojennych, aby zwątpić, czy ten ojciec ojczyzny coś ceni poza sobą, czy warto dla niego i dla wspól- nej sprawy się poświęcać. Król przodował całemu krajowi w przepychu i pi- jaństwie: quand Auguste buvait, la Pologne etait ivre3l. Zdarzały się i daw- niej na dworze polskim miłostki, hołdowali im, jak wiadomo, najlepsi kró- lowie: Kazimierz, Zygmunt, Władysław. Ale czegoś podobnego, jak to, co wyrabiał August II, tylu metres tytularnych, z taką ostentacją światu poka- zywanych, nie praktykował ani Ludwik XIV, ani Jerzy hanowerski, ani Piotr, nie mówiąc już o przyzwoitszych dworach niemieckich. Król, ożeniony (10 stycznia 1693) z Chrystianą Eberhardyną, księżniczką Hohenzollern-Bayreuth, rychło odtrącił ją od siebie; ona też go znienawidziła od czasu zmiany wyzna- nia. I odtąd w łożnicy Mocnego donżuana gościły, zmieniając się co parę lat, Aurora K nigsmarck (tylko do 1696 r.), hrabina Esterle32, Gruzinka Fatyma33, 31 (granc.) kiedy August pił, Rzeczpospolita była spita (upojona). 32 Hrabina Esterle, z domu Lamberg, była metresą Augusta II w latach 1696- -1698. Zob. K. L. P llnitz Ogierź palającej milości w śmiertelnym zagrzebiony popiele albo ciekawa introspekcyja w życie Augusta II niegdy króla polskiego etc. przedtem francuskim, niemieckim, a teraz polskim rgki krzesiwem wzniecony, Warszawa 1873, s. 215, 226. 33 gyła to Turczynka Fatyma wydana później za pułkownika saskiego Spiegla. Wśród uznanych, nieślubnych dzieci Augusta II widzimy zrodzonego z niej Fryde- ryka Augusta Rutowskiego (1702-1764), od 1749 generała feldmarszałka saskiego, i Marię Aurorę (ur. w 1706), wydaną za Michała Bielińskiego, cześnika wielkiego koronnego. Zob. tamże, s. 215, 226, 228. 533 Konstancja z Bokumów Lubomirska34, podkomorzyna koronna, zwana księż- niczką cieszyńską; hrabina Hoym, głośna pod nazwą hrabiny Cosel35 (w dobie Altranstadtu), madame Renard, żona francuskiego handlarza win36, baletnica Duparc3', podkomorzyna litewska Marianna Denhofowa z domu Bielińska i jeszcze jakaś Dieskau3s i jakaś Osterhausen...39 Zaraza moralna promie- niowała z tego ogniska na arystokrację, a wydała bujny plon w następnych pokoleniach, współczesnych Stanisławowi Augustowi. Średnia i drobna szlachta zachowała czystość obyczajów rodzinnych, ale ugrzęzła głęboko w obżarstwie i pijaństwie, a nie uniknęła zgorszenia w postaci korupcji rządowej. Ten król, co umiał więzić Sobieskich, [Andrzeja Chryzostoma] Załuskiego (1705), [Jana Stanisława] Jabłonowskiego, umiał też kupować tych, których nie sterroryzował, a naśladowali go magnaci protektorzy. Rozdawnictwo wakansów i królewsz- czyzn, broń zawsze obosieczna nawet w rękach najlepszych panujących, stało się w rękach Sasów czynnikiem systematycznego zatrucia społeczeństwa. Inne narody,jak Anglicy, Szwedzi, dziesięćkroć więcej zażywały łapówek brzęczących nawet zagranicznego pochodzenia: nasza szlachta niepostrzeżenie roztopiła za Sasów swoją wolność przekonań w tzw. łasce królewskiej, tj. w dosługiwaniu się wakansu lub starostwa. Łaską można było ucieszyć krzykacza sejmikowego, zagłuszyć w ludziach głos sumienia, kupić głos na elekcji, ale nie zburzyć przesądy polityczne ani też wznieść na ich miejscu nowe, rozumne przekonania. Credo szlachcica pol- skiego pozostało przez czas panowania Augusta bez zmiany. Ani król od narodu, ani naród od króla niczego się nie nauczyli. Przepaść dzieliła nadal obie strony. Patrząc na zdradzieckie konszachty króla z obcymi potentatami, czując w nim siłę obcą i wrogą, liczne koła tym uparciej utożsamiały swoją wolność jednostkową z wolnością całego narodu i instynktownie szukały dla obojga punktu oparcia za granicą. Najrozumniejsi i najuczciwsi patrzyli na świat tak, jak ów dziejopis anonim znany pod imieniem Erazma Otwinow- skiego; ci, stroniąc od obcego podszeptu i protekcji, wierzyli jednak, że król jest najgorszym wrogiem Rzeczypospolitej, że Flemming na zgubę Polski, dla uwikłania jej w wojnę, zawarł traktat wiedeński, że wynaleziona przez króla nowość, limita sejmu, jest niebezpieczna dla wolności, bo przypomina zwycza- je parlamentu angielskiego. Z ciasnotą horyzontów i zaśniedziałością myśli wzmaga się po 1720 r. pow- 34 Była to Urszula z Bokumów Lubomirska, żona Jerzego Dominika Lubomir- skiego. Z jej związku z Augustem II narodził się Jan Jerzy zwany Chevalier de Saxe, feldmarszałek saski. Zob. tamże, s. 215-216, 227. 35 Byla nią Anna Konstancja Cosel, z domu Brockdorf (168 -1765), primo voto Adolfowa Magnusowa Hoym, żona ministra saskiego. Zob. tamże, s. 217, 219, 225. 36 Henryka Renard (zwana Duval), córka warszawskiego kupca winnego, zamężna Drian. Ze związku z Augustem II narodziła się Anna Katarzyna Orzelska (około 1707-1769), od 1730 r. żona księcia Karola Ludwika Holsztyn-B ck. Zob. tamże, s.151, 219, 226, 228. 3' Była to Angelika Duparc z Brukseli, sprowadzona przez Augusta II do Drezna w 1709 r. Zob. tamże, s. 226. 3s Erdmuta Zofia Dieskau była metresą Augusta II od 1721 r. Następnie wydana za Jana von Loss, marszałka dworu saskiego. Zob. tamże, s. 226. 39 Była to Henryka Osterhausen, którą wydano za szambelana królewskiego, Sta- nisławskiego. Zob. tamże, s. 228. 534 szechna apatia. Złoty kruszec życia publicznego rozdrabnia się na zdawkową miedź. Między służalstwem na pokojach JKMości i warcholstwem na sej- miku, między blichtrem niby europejskim salonów a brudem i ciemnotą za- ścianków nie ma miejsca na głębszą myśl ani namiętność. Dowcip statystów wysila się na pomysły, jak wystrychnąć rywala przy szafunku wakansów, jak opanować trybunał lub ziemiaństwo, jak zerwać sejm. Wśród niezliczonych procesów powszednich co jakiś czas zagrzmi jakaś cause celebre4o pierwszego rzędu, elektryzująca cały kraj. Taką rolę w Koronie gra spór o ordynację ostrogską, którą wbrew statutowi dzierżyli kolejno po Zasławskich Wiśnio- wieccy i (do 1720 r.) Lubomirscy, podobną w Wielkim Księstwie sprawa dóbr neuburskich, zakończona aż w 1732 r. ugodą Radziwiłłów z Sapiehami, mocą której Słuck, Birże, Siebież, Newel i inne zamki przeszły znów w posiadanie Radziwiłłów. 9. Stosunki wyznaniowe Jeżeli jakie uczucie mogło jeszcze wówczas wyrwać z obojętności tłumy szlacheckie, to było nim uczucie religijne. Europa przechodziła ostatnią fazę fermentu wyznaniowego. Nie zatarły się jeszcze bolesne wspomnienia dra- gonad we Francji i srogości protestanckich w Irlandii, Niemcy były ogarnięte szałem fanatyzmu, zwłaszcza w Saksonii opinia była rozdrażniona przejściem Augusta na katolicyzm. Nie uszła i Polska ubocznych wpływów tego podnie- cenia. W niej największe postępy robiła w tych latach propaganda unicka, częstokroć popierana presją polityczną lub ekonomiczną, a nieraz też poku- sami grubo materialnej natury. Pozyskała świeżo unia w 1692 r. biskupstwo przemyskie, w 1700 Iwowskie, w 1708 przeciągnęła na swoją stronę nawet bractwo stauropigialne lwowskie, główną ostoję prawosławia na Rusi: zagar- niała na rzecz swoich bazylianów klasztory, pozostawiając dyzunitom już tylko szczątki eparchii mścisławskiej (białoruskiej), tak słabej, że skutkiem tego przez dziesiątki lat nieobsadzonej. Walczyła unia z prawosławiem, a więc i z Rosją, na najbardziej zagrożonych posterunkach rusko-ukraińskich. Wy- stąpiła okazale na synodzie w Zamościu 1720 r. (26 sierpnia-17 września), gdzie wiele spornych spraw organizacyjnych i liturgicznych uporządkowała w duchu ściślejszego zbliżenia z katolicyzmem. Za unią stał w odwodzie katolicyzm, może już nie tak wojujący, ale wszech- władny w wychowaniu i w życiu duchowym drobnej szlachty; rej wodzili w nim nie tyle biskupi, zarażeni dworskim indyferentyzmem, ile rozplenione do niemożliwości zakony bernardynów, reformatów, kapucynów, które po- dobny wpływ wywierały na drobiazg szlachecki, jak jezuici na możnowładz- two. Za ich sprawą szerzyła się płytka dewocja, stawiająca kościelne prak- tyki wyżej od wewnętrznego doskonalenia dusz ludzkich; każdy grzesznik miał przy boku braciszka lub ojca, który go uczył, jak się okupuje winy pry- watne i publiczne pobożnymi zapisami albo prześladowaniem różnowierstwa. Popisem tego prądu była uroczysta koronacja Matki Boskiej Częstochowskiej, odbyta 8 września 1717 r. przy 150000 wiernych. 40 granc.) głośna sprawa. 535 Wielki był rozpęd, choć niewysoki polot tych uczuć religijnych rzeszy szla- checkiej, wszystko zmierzało do dalszego rozwielmożnienia katolicyzmu ko- sztem innych wyznań i do wywyższenia sfer klerykalnych w obrębie samej społeczności katolickiej. Wychowanie jezuickie serc nie uszlachetniało, umy- słów nie rozwijało, obywatelstwa nie kształciło. Jakoż żarliwość wyznaniowa owych czasów, zamiast stanowić szczebel do głębszego ujęcia spraw narodo- wych, zagrożonych ze strony schizmatyckiej Moskwy i protestanckich Prus, walała się na sejmie niemym dzięki Szaniawskiemu i [Stefanowi] Humiec- kiemu, wojewodzie podolskiemu, w sposób szkodliwy: zakazano dysydentom odbudowy starych zborów, nakazano zburzenie nowych, powstałych podczas wojny szwedzkiej, kanclerzom przepisano, aby "z ubliżeniem katolików dy- sydentom łaski królewskiej nie pieczętowali". Surową ustawę wyinterpretowano i zastosowano potem w praktyce w spo- sób jeszcze bardziej niesprawiedliwy: instynkt narodowy mówił, że z Za- chodu wciska się do Polski coś obcego, więc wydzierano różnowiercom ko- ścioły i szkoły za pomocą wszelakich szykan, a za to wciskał się żywioł niemiec- ki, któremu nie miano nic do zarzucenia, byle zbyt głośno nie śpiewał psal- mów. Znany biskup [Konstanty Kazimierz] Brzostowski włożył resztę bojo- wego animuszu w rugowanie dysydentów z trybunału wileńskiego i innych sądów, a podobne zwycięstwa odnosili w Koronie Szembekowie, Szaniawski i inni gorliwcy. W 1718 r. stworzono nowy precedens szkodliwy dla pojedna- nia wyznań, gdy izba poselska wyrugowała ze swego łona nieszkodliwego kalwina [Andrzeja) Piotrowskiego, co potem naśladowano konsekwentnie. Darmo próbował perswadować August, że "odbieranie i palenie budynków materialnych nie może być skutecznym serc nawracania sposobem, owszem większego zajątrzenia przyczyną". Prędko też zrozumieli różnowiercy obu odcieni wspólność swych intere- sów i dostrzegli wspólne zbawienie we wstawiennictwie Moskala lub Prusa- ka. Dołhoruki od początku wieku remonstrował w tej sprawie, przytaczając traktat Grzymułtowskie.go; nie zapomniano o naszych dysydentach w trak- tatach prusko-szwedzkich 1703,1705,1707 r., podobnie jak później w prusko- -rosyjskich 1726 r. i dalszych. Płynęły skargi różnowiercze na różne kongresy europejskie, od utrechckiego poczynając. Prawosławni działacze kresowi, ta- ki Sylwester Czetwertyński, biskup białoruski, taki komisarz Rudakowski, pracowali gorliwie nad uświadomieniem ludu ruskiego, że w polskich sądach nie znajdzie żadnej sprawiedliwości, że przeto każdą skargę należy wprost adresować do najświętszego synodu, a dyplomacja carska zrobi z ich krzywd najwłaściwszy użytek. Co prawda, gorliwość tych działaczy wybiegała nieraz poza intencje dyplomatów, nie tak to łatwo bowiem było pogodzić jątrzenie bolączki wyznaniowej z udawaniem przyjaźni i opieki wobec szlachty kato- lickiej. Podszczuwacze pruscy nie mieli takich skrupułów. Im gorzej będzie w Polsce protestantom, tym więcej ich władca wyłowi z Polski ludzi i tym prędzej zagarnie polską ziemię. Zresztą główny chorąży protestantów wielko- polskich, historyk i polemista Daniel Jabłoński, postarał się złączyć ewange- lików i prawosławnych w jeden blok, solidarnie popierany z Petersburga i Berlina. Skutki tej obustronnej roboty wyładowały się na Polskę w prze- biegu głośnej sprawy toruńskiej. 536 10. Sprawa toruńska i jej dyplomatyczne nastgpstwa Gród ojczysty Kopernika słynął od dawna z zajadłej nienawiści do kato- licyzmu i z niechęci do wszystkiego, co polskie, a jezuici, zagnieżdżeni w miej- scowym kolegium, swym apostolstwem podniecali tylko fanatyzm protestan- tów. Dnia I 6 lipca 1724 r. tłum miejski, podrażniony przez uczniów jezuickich podczas procesji, zdemolował kolegium wśród dzikich naigrywań się z obra- zów i książek katolickich, a nawet z samej Najświętszej Panny. Policja toruń- ska zachowała się wobec rozruchu bezczynnie. Wynikł stąd proces polityczny przeciwko ojcom miasta i sprawcom zniszczenia. Śledztwo przeprowadziła nadzwyczajna komisja królewska, a ukaranie winnych spoczęło na barkach asesorii koronnej (sądu zadwornego czyli kanclerskiego), nad której czynno- ściami zresztą czuwał współczesny sejm warszawski (2 października-13 li- stopada). Dziwna jednomyślność panowała w tym zgromadzeniu między kró- lem, senatem i posłami: wyminięto szczęśliwie sprawę ordynacji ostrogskiej, zaspokojono hetmanów przywróceniem im komendy nad cudzoziemskim auto- ramentem, przygotowano się do odparcia zagranicznego nacisku w sprawie toruńskiej. Bardzo starannie, oczywiście za wiedzą i zgodą króla, skompleto- wano sąd kanclerski, przydając mu wybitnych senatorów i posłów w charak- terze asesorów. Król udaremnił interwencję nuncjusza w obronie oskarżonych i postarawszy się, aby wyrok zapadł o ile można surowy, dopilnował egze- kucji przez swe narzędzie, [Jakuba] Rybińskiego, wojewodę chełmińskiego. Dnia 7 grudnia ścięto burmistrza [Jana Gotfryda] R snera i 9 uczestników rozruchu, inni winowajcy ponieśli mniejsze kary; kościół Marii Panny w Toru- niu oddano bernardynom, do rady miejskiej wprowadzono połowę katolików. Sąd współczesnych, zwłaszcza protestantów, o tym wyroku wypadł bardzo surowo: nazwano go "krwawą łaźnią" (Thorner Blutbad), Polaków okrzyczano jako najgorszych fanatykó N na świecie. Sąd historii, nie kusząc się bynajmniej o przedstawienie sędziów z asesoru jako ludzi wyrozumiałych, musi zaproto- kołować fakty: po pierwsze, że za podobne wykroczenia (zburzenie "Brogu" w 1574 r. i ograbienie domu pewnego protestanta pod Krakowem w 1641 r.) motloch katolicki został ukarany przez sąd katolicki z taką samą surowością; po wtóre, że kiedy w Gdańsku 1678 r. tłum luterski zniszczył kościół św. Jó- zefa, a władze miejskie spełniły swój obowiązek, odpokutował za to śmiercią jeden tylko rzemieślnik. Tak wyrokowali polscy sędziowie, kiedy na nich nie wpływał podstępny król cudzoziemiec. O Auguście Mocnym wiadomo niezbi- cie, że mu w 1724-1725 r. zależało na tym, aby odegrać wobec Polaków rolę gorliwca, a wobec świata różnowierczego - rolę nieszczęśliwej ofiary pol- skich ustaw i polskiej nietolerancji. Wyszła wtedy do posłów saskich za gra- nicą niejedna depesza zawierająca wywód, że król, skrępowany niedorzeczny- mi prawami, nie mógł i nadal nie może powściągać polskiego okrucieństwa wobec dysydentów: wniosek stąd jasny, że dla dobra tolerancji i ludzkości należy mu pomóc do zaprowadzenia absolutyzmu. Poza tym cichym epilogiem miała sprawa toruńska inny, nadzwyczaj głośny. Grad obelg i złorzeczeń spadł na jezuicką Polskę; nikogo to nie obchodziło w protestanckiej Europie, że wyrok asesorii był niczym w porównaniu z okru- cieństwami inkwizycji w Hiszpanii i Włoszech, z prześladowaniem hugonotów we Francji, że protestanci jeszcze srożej traktowali u siebie katolików, skazy- wali ich w Anglii, Szwecji, Danii na banicję i konfiskatę, że Piotr Wielki 537 wysyłał do nieba hekatomby sekciarzy, a unitów nawet na polskim gruncie katował własnoręcznie (pamiętny mord bazylianów w Połocku,1705 r.), w da- nej chwili chodziło o pognębienie bezsilnej Polski. Więc dwory protestanckie razem z Rosją wytoczyły przeciwko Rzeczypospolitej namiętną kampanię. Hałasował Fryderyk Wilhelm pruski, aby zjednać sobie sympatię protestantów w Rzeszy Niemieckiej i w Polsce; hałasował jeszcze głośniej Jerzy I hano- wersko-angielski, aby się przypodobać swoim poddanym, prześladowcom ka- tolickiego Erynu. Ale na czoło ofensywy różnowierczej wysunął się groźny car Piotr, niby opiekun zarazem i dyzunitów, i dysydentów; trudno też prze- widzieć, jaki obrót wzięłaby interwencja, gdyby nie to, że car niespodzianie zakończył życie dnia 8 lutego 1725 r. Polska odetchnęła lżej po zejściu strasznego sąsiada: pomimo podpisania w 1726 r. nowego aliansu między Rosją i Prusami, gdzie specjalnie obiecano sobie opiekę nad dysydentami, nacisk rosyjski na Polskę w następnych latach nierządu carowych i "wremieńszczy- ków" osłabł; względy polityczne rozbiły jedność katolickiego obozu i zgiełk się uciszył. Opinia polska podczas całej tej zawieruchy stanęła w obronie wy- roku asesorskiego z solidarnością godną lepszej sprawy. Owego sejmu war- szawskiego w 1724 r. poselstwo rosyjskie nie zdołało zepsuć, a i na konfe- rencjach z przedstawicielami wrogich dworów umiało nasze ministerium za przewodem młodego Michała Czartoryskiego przemawiać tonem nieugiętej godności narodowej. 11. Maurycy Saski w Kurlandii (1726) Pokrewnej natury zdrowy odruch w nie całkiem racjonalnej sprawie wy- wołała po latach kwestia kurlandzka. Jak wiemy, z rodziny książęcej Kettle- rów żył jeszcze tylko (do 1739 r.) samotny dziwak Ferdynand. Lennem rzą- dzili nominalnie w imieniu księżnej wdowy Anny tzw. nadradcy (oberraci); faktycznie panoszył się w Mitawie rosyjski komisarz [Piotr] Bestużew, ten trzymał w zastawie dobra stołowe pod pretekstem należnej Annie sumy po- sagowej i puszczał je w dzierżawę szlachcie, z której w ten sposób lepił zależne od Rosji stronnictwo. Każdy rok pogłębiał ową zależność, a osłabiał nić łączności między księstwem i jego zwierzchniczką, Polską. W obronie programu wcielenia Kurlandii do Rzeczypospolitej w myśl konstytucji 1589 r. stawało tzw. stronnictwo polskie z oberburgrabią [Adamem] Kościuszką na czele; zresztą i ono pragnęło zachować w kraju nawet po podziale na woje- wództwa odrębny zarząd niemiecki. Póki tronem kurlandzkim zajmowała się marudna dyplomacja, do zapobie- żenia obiorowi następcy Kettlerów wystarczała ze strony polskiej marsowa zapowiedź senatorów, jako Rzeczypospolita nie pożałuje pieniędzy, ani krwi, byle przeprzeć swój plan. Aż tu zjawił się pretendent kawalerzysta, który umyślił zdobyć księstwo szturmem razem z ręką księżnej Anny. Ry- cerski hrabia Maurycy Saski, syn Augusta II i Aurory K nigsmarck, do- tychczas lepiej znany z podbojów sercowych niż z talentu strategicznego, raz już rozwiedziony z bogatą żoną, szukał drugiej, nie mniej bogatej. Ojciec niedługo walczył z głosem obowiązku króla polskiego i w sekrecie przed se- natem polskim zwołał sejmik wyborczy w Mitawie; wprawiono w ruch me- 538 chanizm wpływów kobiecych: matka Maurycego Aurora i kochanka Adrianna Lecouvreur dostarczyły pieniędzy, inna wielbicielka, hetmanowa Pociejowa4l, pozyskała dlań męża, który obiecał nawet pomoc zbrojną. Hrabia wyrwał się do Mitawy i tam wstępnym bojem pobił zarówno szlachtę, jak Annę Iwa- nownę. Od tej chwili zaczyna się rokosz kurlandzki przeciwko Rzeczypospoli- tej. Mimo oporu Bestużewa i wbrew ostentacyjnym królewskim zakazom elek- cja odbyła się gładko, bo też August groził, że w razie obioru kogo innego dopuści do podziału Kurlandii na województwa. Tu nagle wynurza się przed Maurycym groźny współzawodnik, kniaź [Aleksander] Mieńszykow, wszechpotężny doradca carowej Katarzyny I. Ro- sja każe Kurlandczykom cofnąć wybór, ona bowiem dopuści raczej do inkor- poracji księstwa, zgodnie z życzeniem Polaków, i raczej narzuci innego Niemca, niż zgodzi się na Maurycego. Odbyła się między rywalami w Mita- wie gwałtowna scena; straszono opornych wkroczeniem 20000 wojska i ze- słaniem całego sejmiku na Sybir. Mieńszykow stanowczo przeholował i stracił poparcie Petersburga, Maurycy przeciwnie - stał się półbogiem szlachty kur- landzkiej. Teraz otrzymała głos decydujący Rzeczpospolita Polska, aby go użyć - nieumiejętnie. Dwóch zdań nie może być o tym, że rozkładające się państwo nie miało sił po temu, aby zasymilować i stracić prowincję, która dotąd tylko kłótniami sejmikowymi upodobniła się do Polski. Jeżeli Rosja nade wszystko zwalczała Maurycego, to widocznie upatrywała w nim najgor- szą zawadę w swym dążeniu do opanowania księstwa i dążenie to mogli ode- przeć jedynie król z narodem razem, a nie działający niezgodnie. Tymczasem ogół sejmików żądał od dawna i teraz, przed sejmem grodzieńskim (28 września-9 listopada), niezwłocznego wcielenia lenna. Pociejowie na próżno poruszali niebo i ziemię, aby wykołatać uznanie Maurycego lub chociażby dać mu możność pokazania się na sejmie. Stany wiedziały, że hrabia, Polsce niezbyt życzliwy, zamawiał sobie przeciw niej poparcie nad Newą; przeto wezwały go do zwrotu dyplomu elekcji, a gdy Maurycy odmówił, ogłosiły go banitą. Wyznaczona została do Mitawy komisja senatorska celem przedsię- wzięcia kroków niezbędnych do zapewnienia inkorporacji i przekształcenia na sposób polski całego lenna po śmierci Ferdynanda Kettlera. Nie przed nią jednak, lecz przed bagnetami rosyjskiego generała Lascy'ego musiał ustąpić Maurycy i jego niepowodzenie więcej dogodziło Rosji niż Rzeczypospolitej. W Mitawie stanęli oko w oko z Lascym polscy komisarze (w sierpniu 1727 r.), obie strony w zbrojnej asystencji. Polacy zaprotestowali przeciwko rosyjskie- mu gwałtowi, lecz żadnych stanowczych kroków przedsięwziąć nie mogli. Sprawa pozostała w zawieszeniu, właśnie jak tego chciała Rosja. Nietrzeźwy sejm, zamiast osadzić na lennym stolcu dzielnego księcia miłego mieszkańcom i dać krajowi osłonę przed Rosjanami, pokusił się o maksymalne rozwiązanie kwestii w duchu testamentu przodków, których energii nie miał ani w dziesią- tej części. Komisarze nie poszli tak daleko, gdyż w ułożonym dla Kurlandii statueie zostawili jej administracyjną odrębność. Skutek okaże, iż Rosja po- traktuje ustawy 1726 r. jak świstek papieru i osadzi wkrótce w Kurlandii swo- jego dygnitarza [Ernesta Jana] Birena [Birona] (1737). 41 gyła to Emerencjanna z Warszyckich, córka Stanisława, miecznika koronnego, druga żona hetmana wielkiego litewskiego Ludwika Pocieja. Zob. S. Uruski Rodzina. HerMarz szlachty polskiej, t.14, Warszawa 1917, s.114-115. 539 12. Widoki następstwa tronu Ile większych przedsięwzięć, tyle zawodów musiał sobie liczyć August od chwili, gdy dotknął ziemi polskiej. Konstantynopol czy Ryga, Mołdawia czy Kurlandia dla Wettynów, wszystko rozwiewało się jak fatamorgana. Z wielkiego planu, który przez podboje prowadzić miał do potężnego mo- narchizmu i przez zamach stanu do dziedzicznego tronu, pozostało na starość jedno tylko dążenie: aby unię sasko-polską uwiecznić, synowi usłać gładką drogę do sukcesji. Ten syn (urodzony 17 października 1969 z nieszczęsnej Chrystiany Eberhardyny), wcześnie powierzony został pieczy jezuitów, aby mógł strząsnąć z siebie wpływy matki. Od 1711 r. wśród ciągłych podróży za granicą po Niemczech, Francji i Włoszech, ale głównie po krajach romań- skich, trwało nawracanie królewicza i utwierdzanie go w katolicyzmie. Odpo- wiedzialnym za zbawienie jego duszy mentorem był wojewoda inflancki [Jó- zef] Kos (późniejszy biskup chełmiński), pomocnikami jezuici Salerno i Hagen. Decydujący akt wyprzysiężenia się wiary dziadów spełnił Fryderyk August w Bolonii 27 listopada 1712 r. Teraz już miał główną kwalifikację, aby zostać, zależnie od okoliczności, królem polskim lub cesarzem rzymskim. O roli poli- tycznej młodego księcia długo nie słychać było zupełnie: dopiero podczas prze- silenia kurlandzkiego zaznaczył on swoją wolę - na szkodę Maurycego, któ- rego podobno zwalczal razem z Flemmingiem. Ojciec nie śpieszył wprowadzać w tok spraw państwowych następcy tronu saskiego, który w razie zaznajo- mienia się z nimi mógł koło siebie wytworzyć ognisko polityki odmiennej, jutrzejszęj, i narobić ojcu niemało przykrości, podobnie jak to sig stało współ- cześnie na dworze petersburskim (sprawa carewicza Aleksego), berlińskim i londyńsko-hanowerskim. Król-atleta nic nie stracił wśród trzydziestoletnich szamotań ze swojej po- mysłowości i pożądliwości, wciąż roił wielkie rzeczy i próbował roztaczać urok. Pragnął on ulepszyć unię elektoratu z Rzecząpospolitą w ten sposób, aby je połączyć pasem nowych nabytków na Śląsku kosztem Austrii. W ogóle pod pozorami długoletniej przyjaźni Wettyńczyka z domem rakuskim kryła się rywalizacja: August po to właśnie ożenił syna z Marią Józefą, córką Józe- fa I, aby dlań stworzyć tytuły prawne do spadku po młodszym bracie Józefa, Karolu VI, zdobyć Śląsk lub Czechy i Morawy, a zarazem zbliżyć się do ko- rony cesarskiej. Aliści nawet skromny zamiar sukcesyjny zawadzał z biegiem lat o coraz to nowe przeszkody. Od 1720 r. sprzysięgły się przeciwko niemu Rosja i Prusy; w 1726 r. (6 sierpnia) podobny układ, wrogi Wettynom, stanął między Petersburgiem i Wiedniem, a jeszcze wcześniej wznowiła Francja swo- je próby królotwórcze. Mniejsza o przelotną kandydaturę księcia [Ludwika] de Chartres, którego ojciec, regent Filip Orleański, myślał ożenić z Elżbietą Piotrowną i osadzić tam, gdzie nie osiedział się Conti (1722). Wkrótce potem wypływa znów na widownię groźniejszy rywal dla Fryderyka Augusta, Stani- sław Leszczyński. Daremnie skłaniał go August II do bezwzględnego wyrzeczenia się tytułu królewskiego, daremnie Flemming nasadzał nań nawet skrytobójców (w latach 1707,1714,1717,1725). Wygnaniec, skromnie zasilany pieniędzmi ze Sztokhol- mu i z Wersalu, po wydaleniu z księstwa Zweibrucken (1718) póty klepał bie- dę w alzackim Wissembourgu, aż mu zabłysła nagle lepsza dola. Pierwszy mi- nister Ludwika XV, książę [Ludwik Henryk de] Bourbon, razem ze swą ko- 540 chanką panią de Prie4z, postanowili dać królowi taką żonę, która im wszystko zawdzięczając, posłuszna będzie na każde skinienie. Zerwano umyślnie układy z infantką hiszpańską [Marią Anną Wiktorią], uchylono kandydaturę carówny Elżbiety Piotrowny, aby zaręczyć, a potem (5 września 1725 r.) ożenić Ludwika z ciehą, potulną Marią Leszczyńską. Wprawdzie od Stanisława wzięto przy tym rewers, że żadnych roszczeń do korony polskiej żywić nie będzie (bo też takie roszczenia musiałyby uniemożliwić Francji dogodny sojusz z Wettyń- czykiem przeciw Habsburgom). Jednak małżeństwo zrobiło swoje: od 1725 r. naprzeciwko ligi (tzw. hanowerskiej) Francji, Anglii i Prus (z dodatkiem Szwecji od 1727 r.) stają obrażone Hiszpania, Austria i Rosja. Leszczyński zajmuje wygodny pałac Chambord i snuje stamtąd królewskie marzenia. Jeszcze chwila, a kardynał [Andrzej Henryk de] Fleury, kierownik polityki króla arcychrześcijańskiego, rad nierad wznowi w Polsce prace przedelekcyj- ne, tym razem zmierzające do tego, by oblec w purpurę królewskiego teścia. 13. Nowi ludzie w otoczeniu Augusta. Familia Czartoryskich Bez oparcia za granicą, a wciąż jednakowo obcy duchem społeczeństwu polskiemu, szukał August podstaw dla swej dynastii w młodszych sferach ma- gnaterii. Główne tuzy dawnego obozu saskiego wymierały jedne po drugich: w 1726 r. [Adam] Sieniawski, w 1728 dwaj inni hetmani koronni: [Stanisław] Rzewuski oraz [Stanisław Chomentowski], a na Litwie [Stanisław] Denhof; w 1729 [Jan] Przebendowski,1730 [Ludwik] Pociej,1731 kanclerz [Jan] Szem- bek,1732 [Konstanty] Szaniawski. Dnia 30 kwietnia 1728 r. zabrakło [Jakuba Henryka] Flemminga, najwybitniejszego statysty czasów Augustowych, głów- nego inspiratora jego polityki tak zagranicznej, jak domowej. Wyrastało no- we pokolenie statystów, przyzwyczajonych do widoku klęski i poniżenia, pełne wątpliwości na punkcie złotych swobód, ale też bez gotowych drogowskazów na przyszłość, bez gotowego ideału konstytucyjnego. W tym pokoleniu dużo ludzi wszystko zawdzięczało dworowi, niemało i takich, którzy za wszyst- ko radzi by mścić się na dynastu. Miejsca nieboszczyków zajęli w Saksonii [Ernest] Manteuffel, Thioly, pod koniec [Henryk] Bruhl, w Polsce podnoszą się po szczeblach godności dwie grupy nowych doradców Augusta. Z jednej strony młodsza generacja kreatur saskich: ksiądz Jan Lipski, podkanclerzy koronny, zdolny i ambitny, lecz bez przekonań karierowicz, Stanisław Hozjusz, biskup poznański, referendarz Antoni Sebastian Dembowski, były regent kan- celarii Szembeka (późniejszy biskup kujawski), Jan Klemens Branicki, chorą- ży koronny, Jan Małachowski, starosta opoczyński. Z drugiej - rodzina Czar- toryskich, krótko zwana Familią. Ze skromnych początków dźwignęli się cifratres et consanguinei43 Jagiello- nów, jak sig tytułowali Czartoryscy jeszcze z upoważnienia Zygmunta Augusta. 42 Joanna Agnieszka Berthelot de Pleneuf, markiza de Prie (1698-1727), faworyta księcia Ludwika Henryka Bourbona, wpływowa przyjaciółka Stanisława Leszczyń- skiego. Zob. E. Rostworowski O polską korong. Polityka Francji w latach 1725-1733, Wrocław 1958, s. 39- 1. 43 (lac.) bracia i krewni. 541 Przed nieskazitelnym prymasem Florianem i chwilowym dyplomatą Michałem, wojewodą wołyńskim, nie słychać prawie ich nazwiska w dziejach nowszych, aż założycielem Familii w ścisłym znaczeniu tego słowa stał się dopiero ksią- żę Kazimierz, mąż podskarbianki Izabelli Morsztynówny, podkanclerzy litew- ski, potem kasztelan wileński. Przez oportunizm ocalił on wśród wirów wojny północnej zawiązki dobrobytu rodzinnego, a po restauracji Augusta stanął mocno przy nim i razem z Szembekami popierał jego dążenia przeciwrosyj- skie. Na świetniejszą przyszłość chował trzech synów. Najstarszy z nich, Fry- deryk Michał (1696-1775), zaprawiał się do polityki pod mentorskim dozo- rem feldmarszałka Flemminga, od niego zapożyczył krytyczny pogląd na ustrój Rzeczypospolitej, szerokie i światłe ujęcie spraw międzynarodowych, otwar- tość i śmiałość w obcowaniu z ludźmi, nie bez domieszki złośliwości; z tegoż źródła pochodziły może radykalne hasła księcia w rodzaju: extremis malis extrema remedia44 albo: il vaut mieux ne rien faire que faire des riens45. Pierwszy raz zaznaczył się ostrymi wycieczkami przeciw Moskwie na sejmie 1719/1720 r. Młodszy Czartoryski, August Aleksander (1697-1782), to zno- wuż typ odmienny, jeszcze rzadszy w Polsce. Mniej ruchliwy i wygadany od brata, ale tęższy, żywotniejszy i bardziej skupiony, sam siebie wychował na władcę wszystkich poruszeń swego serca, na głębokiego znawcę ludzi i sto- sunków krajowych. Poznawał świat w służbie austriackiej przy boku generała [Maksymiliana von] Starhemberga podczas wojny tureckiej (1716-1718); na arenie polskiej wystąpił późno i dawał się stale zaćmiewać księciu Michałowi, choć sam na niego miał wpływ ogromny. Od trzeciego kasztelanica, Teodora, z czasem biskupa poznańskiego, więcej miała do powiedzenia w rodzinie siostra Konstancja, uosobienie kobiecej rasowej piękności a męskiej energii i inteligencji. Przez jej zamęście ze Stanisławem Poniatowskim zyskali bracia kierownika, który ich zbliżył do dworu i poprowadził do najwyższych zaszczy- tów. Niezwykły ten parweniusz, niegdyś żołnierz cesarski, potem generał szwedzki, rycerski a zręczny, przebiegły a szlachetny, wytrawny i wykształ- cony, mający z czasów swej służby dyplomatycznej olbrzymie stosunki na Za- chodzie i Wschodzie, przeszedł do służby Augusta II najpóźniej ze wszyst- kich naszych karolińczyków (1719), a przylgnął doń najmocniej. Poniatowski długo był rzeczywistą głową Familu i łącznikiem między nią a dworem. Sam szybko awansował z łowczego i podstolego na podskarbiego litewskiego (1722), wojewodę mazowieckiego (1731), szwagrowi Michałowi pomógł do wczesnego objęcia podkanclerstwa litewskiego (1724). Książę August umyślił stworzyć potęgę materialną, która by pozwoliła Familii dotrzymać kroku Radziwiłłom, Potockim, Sapiehom. Jako kawaler maltański wystąpił w 1722 r. z pretensją do ordynacji ostrogskiej, zgodnie z przepisami statutu fundacyjnego. Mimo po- parcia dworu celu swego nie dopiął: ordynację utrzymał w swym posiadaniu do najbliższego sejmu Paweł Sanguszko, marszałek litewski, a gdy ów sejm nastąpił (1722), uzurpator do spółki z Rosją postarał się go zerwać. Za to udało się księciu Augustowi zakasować wszystkich konkurentów w zabiegach o rękę Zo ii Denhofowej, dziedziczki olbrzymiej Sieniawszczyzny (1731); wkrót- ce po ślubie został szczęśliwie wojewodą ruskim. 44 (lac.) najwyższe (największe) zło, najostrzejsze lekarstwa. 45 (franc.) lepiej jest nic nie robić, niż robić byle co. 542 14. Opozycja Potockich Wywyższenie nowych ludzi spotkało się z zajadłym oporem dawnych potęg magnackich: w Koronie Pilawitów Potockich, na Litwie Wiśniowieckich, Ra- dziwiłłów, Sapiehów. Potockim przewodził Teodor, z biskupa warmińskiego prymas, i Józef, wojewoda kijowski, czasowo hetman koronny z nominacji Leszczyńskiego. Mniej starożytny niż Czartoryscy, ale dziesięćkroć bogatszy, wsławiony czterokrotnym piastowaniem buławy, ród ten w epoce wojny pół- nocnej nie tyle służył zmieniającym się królom, ile prowadził własną polity- kę familijną, wystawiając się na sprzedaż więcej dającemu. Ostatecznie, jak wiemy, zaangażował się po stronie szwedzkiej; nie znaczy to jednak, żeby Potoccy uświadomili sobie mocno niebezpieczeństwo rosyjskie: po wojnie wi- dzimy ich przedstawicieli, [Stefana] marszałka nadwornego koronnego i sa- mego Teodora, spiskujących z posłami carskimi na szkodę króla. Prymas, mąż niezwykłej energii i rozmachu, zahartowany w niewoli moskiewskiej, dzierżył wysoko sztandar pychy rodowej, nie mógł znieść postępów młodej Familii i gotów był przyjąć pomoc samego piekła, byle je powstrzymać. Józef, ruchli- wy i zawzięty, dzielny niegdyś partyzant, lecz żaden wódz, oprócz pobudki wspólnej z prymasem znalazł niebawem inny powód do znienawidzenia ry- wali. Oto król po śmierci trzech hetmanów mianował Poniatowskiego regi- mentarzem wojsk koronnych (1728) i wyraźnie przeznaczał dlań na najbliż- szym sejmie wielką buławę. Tego było zanadto. Panowie Pilawici porwali za sobą do walki przeciwko Czartoryskim inne rody wielkopańskie, głównie Litwinów: Radziwiłłów, Sapiehów, Ogińskich. Wojować z dworem, nie mając pleców za granicą, byłoby bądź co bądź rze- czą kosztowną; walczyć z królem chylącym się do grobu, a nie mieć własnego kandydata na najbliższe bezkrólewie - to było już wprost nie do pomyślenia. Z kimże połączą Potoccy swe wysiłki, jakiego rywala wystawią przeciwko królewiczowi? August Mocny po tylu matactwach, tylu niewspółmiernych ze środkami ambitnych przedsięwzięciach, stał w Europie samotny. Francja, Austria i Rosja, każda z nieco innych pobudek, podkopywały przyszłość królewską jego syna. Przyjaciół Sasi nie mieli. Jedynie z Prusami kleiło się jakie takie porozumienie, zrazu na gruncie wspólnych planów przeciwko Austru, potem co do spraw polskich. Od 1726 r. poselstwo francuskie w War- szawie (ksiądz [Franciszek] Li ry, od 1728 r. Michał de Villebois, a od 1729 margrabia [Antońi Feliks] Monti) pracowało nad skaptowaniem stronników dla Leszczyńskiego. Przy tym, rzecz godna pamięci, na spotkanie tych prób skwapliwiej może od Potockich szła inna grupa malkontentów, złożona ze starego Pocieja, biskupa smoleńskiego [Bogusława] Gosiewskiego, generała [Krzysztofa] Urbanowicza (niegdyś kolegi Poniatowskiego w służbie szwedz- kiej). Ludzie ci, bez wyrobionej orientacji zagranicznej, wolni od względów polityki magnackiej, nade wszystko pragnęli pozbyć się Sasów, chociażby z pomocą Moskwy. Sam Stanisław także pamiętał chwile, kiedy go car Piotr próbował ciągnąć na swoją stronę dla dokuczenia Augustowi i nie brzydziłby się wcale moskiewskim poparciem. Jakkolwiek też Leszczyński w sekrecie odświeżał swoje kontakty ze Szwecją i siedzącym w Turcji na wygnaniu Orli- kiem, a przez niego z Tatarami, w Polsce nic jeszcze nie zapowiadało, że kandydatura narodowa, piastowska, nabierze barwy przeciwrosyjskiej, a wo- bec tego niepodobna się dziwić, że z jednej strony Czartoryscy i Poniatowski, 543 najwięksi wrogowie Rosji, długo trzymali się z dala od sprawy Leszczyńskie- go i owszem, wystawili królowi rewersa (1726), iż "zechcą" oddać swe głosy na elekcji Fryderykowi Augustowi; z drugiej strony Teodor Potocki, od 1728 r. zobowiązany już do popierania Stanisława, jednocześnie zamawiał sobie i Pol- sce opiekę dworów cesarskich. Tą drogą doszło do dziwacznego zjednoczenia przeciwko Augustowi intryg francuskich, austriackich i rosyjskich. Potoccy, aby nie dopuścić do rozdania buław (co według konstytucji 1717 r. mogło na- stąpić tylko na sejmie ukonstytuowanym), uwzięli się rwać wszystkie sejmy przed obiorem marszałka, zachętę i środki do tego czerpali naraz od Mon- tiego, Austriaka [Henryka Wilhelma] Wilczka i od ministrów rosyjskich. Tak kilkunastu posłów litewskich zerwało sejm grodzieński 1729 r. (22-27 sier- pnia), taki sam los zgotowali Lubieniecki i [Paweł Franciszek] Marcinkiewicz następnemu zgromadzeniu (2-4 października) [1730 r.] pod pozorem nieza- łatwionej sprawy kurlandzkiej46. Pomstowano, że jakiś triumwirat kłóci ma- jestat z wolnością, ale kto właściwie należał do owej trójcy, tego zajadli rwa- cze nie umieli wyjaśnić. 15. Obłędy stronnicze a grand dessein Augusta II Mrok gęstniał. Powtarzała się ta okropna sytuacja z ostatnich lat Jana Kazimierza i Sobieskiego, kiedy to naród, straciwszy resztę wiary w króla słusznie czy niesłusznie tęsknił do jego śmierci i wyciągał bezsilne ręce ku jakiejś nieokreślonej przyszłości. W ciągu 1730 r. przyjaciele Leszczyńskiego, poinformowali o tym, co się działo w Rosji, spłodzili osobliwą koncepcję, któ- rą aprobował sam naiwny Stanisław. Chciano podać dłoń partii starobojar- skiej Dołhorukich, Golicynów i Czerkaskich, pomóc jej do przeszczepienia na grunt moskiewski urządzeń wolnościowych polskich i szwedzkich, a za to od nich zamówić pomoc do zrzucenia wettyńskiego jarzma. Oprócz Urbanowicza i towarzyszy wchodził w tę politykę poseł Rzeczypospolitej w Moskwie, bra- tanek prymasa, Antoni Potocki. Tym mrzonkom słowiano ilskim położyła kres Anna Iwanowna, gromiąc i karząc (w marcu 1730 r.) z pomocą usłuż- nych Niemców hardych "wierchowników". Odtąd Potoccy wiedzieli, że Rosja na obiór Leszczyńskiego nie pozwoli, a jednak nie zaprzestali swej dwuli- cowej gry. Całkiem inaczej - pomimo zewnętrznych pozorów podobieństwa - zacho- wali się Czartoryscy. Ci, zwalczani przez Rosję, odpychani od łask i awan- sów nie tylko przez Potockich, ale i przez różnych zazdrośników dworskich w rodzaju Lipskiego lub marszałka [wielkiego koronnego] Józefa Mniszcha, przedzierali się przez labirynt krętactwa do swego celu. Tym celem był silny rząd ich ręką kierowany, od wszelkich obcych nakazów niezależny. Przeczu- wali Czartoryscy nowy gwałt sąsiedzki na przyszłej elekcji i wiedzieli, skąd 46 Sejm został zerwany przez posła upickiego, Pawła Franciszka Marcinkiewicza, który już 11 października 1730 r. pod pretekstem niedyspozycji opuścił izbę posel- ską, już do niej nie powracając. Marszałek sejmowy, starosta spiski Teodor Lubo- mirski, dopiero 16 października pożegnał posłów, kończąc w ten sposób obrady sej- mu. Zob. E. Rostworowski O polską korong, s. 209-211. 544 on przyjdzie. Dlatego, widząc nawiązującą się od 1729 r. nić porozumienia między Dreznem i Sztokholmem, spożytkowali ją dla dobra Polski, dla zabez- pieczenia jej przed Rosją. Oni to sprawili, że rokowania zaczęte z posłem szwedzkim, generałem [Gustawem] Zulichem, zakończyły się (IS października 1732 r.) wymianą deklaracji o "przywróceniu przyjaźni", ze znaczącą klauzulą o wzajemnej obronie wolności przed wrogiem zewnętrznym. Dobre stosunki utrzymywali książęta z misją angielską. Około tegoż czasu poseł Rzeczypo- spolitej [Józef] Sierakowski przygotowywał w Stambule zbliżenie z Turcją. Wpływ Familii na dwór i obustronna harmonia robiły postępy, ale czy można było ręczyć, że ścieżki ich się nie rozejdą? Żadną miarą. W oględnym sformu- łowaniu zobowiązań Czartoryskich wobec dynastii ("chcieć oddać swe głosy") przyświecało zastrzeżenie: o ile można będzie tak postąpić bez zadzierania z narodem. Im lepiej uświadamiali sobie książęta swój własny program, tj. zawładnięcie sterem państwa i ocalenie go od zguby, tym mniej mogli się pisać bezwarunkowo na wszystko, co im podyktuje nielojalny zawsze samolub, drezdeński Machiavell, August. Popierali dwór, póki on ich popierał - i póki na to pozwalało sumienie obywatelskie. A właśnie w ostatnich latach panowa- nia król obarczał swoje sumienie nową intrygą, która musiała zóstać sekre- tem nawet dla Familii. Kiedy cała Europa odmawiała mu poparcia, on knował "wielki plan" (le grand dessein), tj. ten sam co dawniej, już szablonowy i wy- tarty plan absolutystyczny z przewidzianą na rzecz pruskiego wspólnika na- grodą terytorialną. Na zjeździe w Dreźnie (1728) związali się Wettyńczk i Ho- henzollern osobliwą przyjaźnią, którą pielęgnowali dalej - na szkodę Pol- ski - w pijacko-mistycznym związku "wrogów wstrzemięźliwości". Fryderyk Wilhelm pozwalał siebie kusić, ale oczywiście z Rosją nie myślał zrywać. Za- krawało na to, że August przez szpary patrzy na rozbójnicze werbunki Pru- saków w Wielkopolsce, jak gdyby życzył sobie prowokacji zawieruchy. Istot- nie, Sas zbroił się na gwałt: w czerwcu 1730 urządził w obecności Hohen- zollerna wspaniały kampament, tj. rewię wojsk, pod Muhlbergiem, a w dwa lata potem na mniejszą skalę powtórzył ten popis przed sejmem w Wilanowie. 16. Ostatnie walki. Koniec Augusta Mocnego Ów sejm (18 września - 2 października) [1732] miał przebieg nieco cieka- wszy, ale koniec równie żałosny jak dwa poprzednie. Dwór zdobył w izbach tak przytłaczającą przewagę, że Potoccy nawet za kilka tysięcy czerwonych złotych nie mogli wynająć zrywacza: za to spróbowali bojkotować króla i jego doradców, usuwając się od wszelkich narad. Gdy król zapraszał ich do siebie biletami, dopatrzono się w tym oznak absolutyzmu (lettres de cachet!)4'. Ci, którzy sig stawili, usłyszeli straszną nowinę, że król, mając sejm przy sobie, postanowił rozdać wakanse choćby pod starą laskę. Że król nie żartował, 4' (franc.) tzw. listy pieczętne, zaopatrzone jedynie w podpis króla, sekretarza stanu i w osobistą pieczęć monarchy. Były to blankietowe nakazy aresztowania lub wygnania osób niewygodnych bez przeprowadzania jakiegokolwiek postępowania sądowego. Pisma pieczętne pozwalały monarsze pozbywać się w skuteczny sposób przeciwników. l8 = Dzieje Polski nowożytnej - tom II 545 o tym świadczyło pogotowie dragonii na placu Zygmunta, mnóstwo uwijają- cych się koło izby oficerów, zbrojna asysta przy boku Augusta. Ni stąd ni zowąd Michał Wiśniowiecki, upatrzony kandydat na hetmana litewskiego, oświadczył, że buławy w takich warunkach nie przyjmie, bo nie chce brać udziału w bezprawiu. Tu odwaga opuściła dworskich, malkontentom przybyło zuchwalstwa. Znalazł się "mołojec" nazwiskiem Lubieniecki, który za 400 du- katów i poczęstunek gdańską wódką dobił półżywe zgromadzenie4s. Przerwę pomiędzy tym sejmem a następnym, nadzwyczajnym, zwołanym na 26 stycznia 1733 r., wyzyskały strony walczące, każda inaczej i każda w spo- sób niezmiernie charakterystyczny. Król zaraz po podpisaniu deklaracji po- kojowych ze Szwecją pobiegł do Drezna, aby tam snuć dalej układy z Fran- cją o rozbiór spuścizny austriackiej i z Prusami - o rozbiór Polski. Czarto- ryscy zdwoili wysiłek, aby zgnieść na sejmikach opozycję, a użyli w tym celu obok zwykłych manewrów sejmikowych szlachetniejszej broni publicystycz- nej. Wtedy to na ich zamówienie wydał początkujący ksiądz Stanisław Ko- narski znakomitą broszurę Rozmowa ziemianina z sąsiadem49, gdzie z rzad- kim talentem polemicznym atakował warcholstwo zrywaczów sejmowych, nie szanujących nawet prawa o obiorze marszałka tudzież brał w obronę Ponia- towskiego jako przedstawiciela demokracji szlacheckiej prześladowanego przez oligarchów. Inne współczesne pisemko, niewiadomego autora (może Lipskie- go) pt. Wolność polska rozmową Polaka z Francuzem roztrząśniona50, słabsze stylowo, ale śmielsze w konkluzjach, demaskowało nicość takiej wolności, której lada krzykacz mógł zatkać usta, stawiając wyżej - pewno ku naj- większemu zgorszeniu czytelnika - wolność Francuza, tj. absolutyzm. Potoccy czuli w tym wyścigu sejmikowym, że im tchu braknie, że tak bez końca psuć obrad nie potrafią. Co będzie, jeżeli August pociągnie jeszcze kilka lat? Drżąc na tę myśl, prymas natychmiast po odjeździe króla do Saksonii skorzystał ze swoich pełnomocnictw i na konferencjach z obcymi ministrami, pod pozorem wznowienia z Austrią traktatu przyjaźni 1677 r., zażądał w sekre- cie od posłów Wilczka (austriackiego) i [Fryderyka] L wenwolda (rosyjskie- go) wojskowej pomocy dla Polski na wypadek monarchicznego zamachu sta- nu. Nie domyślał się szef opozycji, że w tym czasie istniał już między Austrią, Rosją i Prusami tzw. traktat L wenwolda (13 września 1732 r.)51, oddalający wprawdzie od tronu Sasa, ale też wykluczający o wiele kategoryczniej Sta- nisława Leszczyńskiego, a przeznaczający koronę u nas infantowi portugal- skiemu Don Emanuelowi. Mniejsza o to, że Prusy figurowały w tym traktacie jako strona skrępowana i wyprowadzona w pole: obiecano im za nieprzeszka- dzanie we wspólnej akcji Kurlandię, a potem odwleczono ratyfikację umowy. Grunt w tym, że nad Rzeczpospolitą zacisnęło się przymierze trzech czarnych 4s Sejm został zerwany przez posła rzeczyckiego, Silicza, 25 września 1732 r., mimo to kontynuował obrady do 1 października. Poseł ten oraz bracia Lubienieccy, posłowie czernichowscy, byli opłaceni przez hrabiego L wenwolda. Zob. E. Rostwo- rowski O polską korong, s. 305-307. 49 Rozmowa pewnego ziemianina z sąsiadem o teraźniejszych okolicznościach, cz.1-3, Warszawa 1773. 50 Nie udało się ustalić bliższych danych bibliograficznych. 51 Traktat ten podpisał wielki koniuszy carowej Anny, hrabia Karol Gustaw L wenwolde (zmarły w 1735 r.). Zob. E. Rostworowski O polską korong, s. 284. 546 orłów celem pogwałcenia wolnej elekcji; że Austria zamówiła sobie (jeszcze z początkiem 1732 r.) pośrednictwo między Rosją a Polską we wszystkich sporach o granice, o dyzunitów czy o Kurlandię, nawzajem obiecując Rosji 30000 posiłków, w razie gd by Polacy nie przyjęli tego pośrednictwa, że wreszcie na Węgrzech i na ąsku zaczęto już koncentrować owe siły, niby to w myśl prośby polskich patriotów! Do takich to przyjaciół zaapelowali Potoccy w przededniu nadzwyczajnego sejmu 1733 r. i do takiego towarzystwa myślał się wkręcić król Wettyńczyk ze swoim "wielkim planem". W początku stycznia zjechał się na drodze do Warszawy, w Krośnie, z pruskim ministrem [Fryderykiem] Grumbkowem. Urządzono na postoju konferencję i pijatykę. Król Prusom "hojnie ofiarował Toruń i wielki pas pograniczny wraz z miastami Prus Królewskich z wyjąt- kiem Gdańska; dla siebie zatrzymał Wielkopolskę i Małopolskę z Wilnem, reszta miała przypaść Rosji". Bez tego - dodawał z pasją - "nie życzę sobie wcale sukcesji w Polsce; mój syn jest niezdolny przenieść tego wszystkiego, com ja wycierpiał w ciągu tych lat trzydziestu". Potem, przy kielichach, wygadywał jeszcze więcej, aż sam się nazajutrz zląkł swej niedyskrecji. Do Warszawy przyjechał już obłożnie, nieuleczalnie chory z nadmiaru nadużyć. Tymczasem Czartoryscy na wyborach walne odnieśli zwycięstwo, przefor- sowali obiór oddanego sobie marszałka, Jerzego Ożarowskiego. Lada dzień miał Poniatowski zostać hetmanem wielkim, a Jan Tarło polnym. Lecz król nie chciał już słyszeć o żadnych wakansach. Leżał, nikogo do siebie nie pu- szczając, wśród strasznych cierpień ciała i ducha, złorzecząc tym, co go do Warszawy ściągnęli: Oh, coguins5z. Skończył w nocy z 31 stycznia na 1 utego [1733 r.]. Ostatnie jego słowa miały brzmieć: "Całe moje życie było jednym nieprzerwanym grzechem. Boże, zlituj się nade mną!" " Mocny", wszechstronnie uzdolniony, lecz fatalnie wychowany barokowy Alcybiades, bez źdźbła moralnego charakteru, skończył jak bankrut polityczny w zupełnym rozbracie z narodem polskim, w zupełnym osamotnieniu wśród mocarstw europejskich. Panował wprawdzie nad narodem bliskim ostatecznej ruiny, aIe czy sam czymkolwiek spróbował go ze złej drogi cofnąć? Niby to miał nas reformować - bazgrał jakieś pomysły ulepszeń - a dezorganizował Polskę jeszcze gorzej, niby się chlubił oświatą - nie zdobył się na naj- prostszą rzecz, przyobiecaną w paktach konwentach, na założenie szkoły ry- cerskiej. Niby wydawał na Polskę dziesiątki milionów wydobytych ze znoju ehłopa saskiego - a w istocie trwonił saskie i polskie dobro na bezdrożach swoich zachcianek. Podstawową ideę, którą przywiózł do Polski, myśl unii osobistej z Saksonią, tak skompromitował całym swym panowaniem, że jeszcze ciało jego nie ostygnie, a już z milionów piersi wyrwie się westchnie- nie: "Dość saskich rządów! - trzeba nam króla rodaka!" sz (franc.) o łotry (szełmy)! AUGUST III (1733-1763) Rozdzial XXlli Wolna elekcja pogwałcona 1. Prąd narodowy górą Od pierwszych dni bezkrólewia wiedziano powszechnie, że dwory cesarskie gwałtownie zwalczać będą Leszczyńskiego. To przekonanie przyśpieszyło zgo- dę między zwalczającymi się nawzajem stronnictwami: Czartoryscy, widząc prymasa na dobrej drodze, poddali się jego publicznemu kierownictwu. Po- niatowski za zgodą Potockich zachował jako regimentarz komendę nad armią koronną. Sędziwy prymas pokierował obradami konwokacji (27 kwiet- nia-23 maja 1733 r.) z młodzieńczym ogniem i porywem: ogłoszono eksklu- zję kandydatów cudzoziemskich, złożono jednomyślnie solenny jurament, że wszyscy oddadzą swe głosy na Piasta; w swej animozji do Sasów nie cofnięto się przed nietolerancyjnymi uchwałami, które odradzała Familia i za które z czasem Rzeczpospolita drogo zapłaci: wykluczono dysydentów od zajmowa- nia urzędów, funkcji senatorskich, poselskich i deputackich. Słowem, uczynio- no wszystko, by przygotować tę jednoduszność na polu elekcyjnym, której brakowało w 1697 r.: kto zwycięży w sercach braci szlachty, tego, zdawało się, bramy piekielne nie zepchną z tronu. [Antoni Feliks] Monti, w ścisłej łączności z prymasem, robił nastrój, obiecywał złote góry, mniej zresztą sy- piąc gotówki niż jego niefortunni poprzednicy, i słał tryumfalne raporty do Wersalu. Wszakże jednomyślność była tym razem dopiero pierwszym warunkiem, a nie gwarancją zwycięstwa. Nad głowami Polaków krzyżowały się, jakby błyskawice przed burzą, groźne oświadczenia rosyjsko-austriackie przeciwko Stanisławowi i stanowcze zapewnienia francuskie na rzecz wolnej elekcji. Wojna wisiała w przestworzu i do tej wojny cała Europa przygotowywała się pilniej niż Polacy. Dwór drezdeński mimo beznadziejnych horoskopów nie stracił głowy, obiecał faworytowi Anny Iwanowny, Bironowi, Kurlandię i do- czekał się chwili, kiedy Don Emanuel zrezygnował, a Karol VI z Anną Iwa- nowną ujrzeli się zmuszeni poprzeć jedynego kandydata, który mógł jeszcze wywołać scysję w szeregach Polaków. Dnia 18 lipca podpisali Sasi na dość uciążliwych warunkach sojusz z Austriąl, 25 sierpnia z Rosją. Echa tego zwro- tu odezwały się na sejmikach pokonwokacyjnych. Z jednej strony wierne kreatury saskie, jak Lipski, Hozjusz, Małachowski; z drugiej magnaci, głównie 1 Fryderyk August wyrzekł się praw do sukcesji habsburskiej 17 lipca 1733 r Zob. E. Rostworowski Historia powszechna..., s. 488. 548 litewscy, zrażeni pojednaniem Pilawy i Pogoni, jak Michał Wiśniowiecki, kanclerz i regimentarz litewski, Mikołaj i Michał Kazimierz Radziwiłłowie, Jan Fryderyk i Michał Sapiehowie, Teodor Lubomirski, wojewoda krakowski, marszałek Paweł Sanguszko, chorąży Branicki, ośmielili się piętnować przy- sięgę konwokacyjną jako wymuszoną. Póki mówiono ogólnikowo o Piaście, niejeden z tych panów wyprzysięgał się cudzoziemca, myśląc o swojej własnej kandydaturze; ale w miarę tego, jak wychodziło na jaw, że jedynym Piastem będzie Leszczyński, wracały różne samolubne zachcianki. Dodajmy do tego strach przed Moskwą, zawsze żywy na kresach białoruskich, dalej kontrakcję poselstwa saskiego ([Józefa Antoniego] Wackerbertha i Baudissina), hojnie uposażonego w talary, wreszcie dwuznaczny wpływ Kurii Rzymskiej, która na ogół z ewangeliczną predylekcją traktowała nowo nawróconą saską owiecz- kę, lekceważąc całe polskie stado i nadesłała nawet zwolnienie od rz si i konwokacyjnej - a zrozumiemy, dlaczego pierwotny nastrój znacznie yłabł w chwili zagajenia sejmu elekcyjnego. 2. Dwie elekcje Leszczyński zrazu wyobrażał sobie, że po śmierci swego prześladowcy wró- ci po prostu do Polski i zasiądzie na wolnym tronie bez żadn ch zabiegów. p kejp zczŃo s na bec gofr ęcia przy żądaniu, aby wkroczyć do sposób najprzyzwoitszy i najzgodniejszy z ki ' byłby to w rzeczy same p g ądami francuskiej generalicji grupującej ś dk ło KI udius V 1 rsa. Ale kardynał Fleury, wróg osobisty G Stani d dat pojedzie do pol y prezie: za jego wpływem postanowiono że ka ski przez Niemcy w przebraniu kupieckim, kiedy t mczasem ewien szlachcic francuski, z twarzy do nie o odobn elką o d na okręt w Breście i z wi stentacją p wsi dzie , la odwrócenia czujności zbirów c k h ozegluje w y n niec objawił si n ę po zaczęciu ę Gdańska. Tak też si stało. Już ę agle oczom pospólstwa w ka- tedrze warszawskiej, witany jak cudowne zjawisko. Znów wezbrała fala en- tuzjazmu dla króla-rodaka, znów sig zdawało, że chodzi tylko o uciszenie protestów partyzantów saskich. Byli tacy, co się łudzili nadzieją, że prymas trafi do rdzennie rosyjskich bojarów, Trubeckich i Golic nów krwi Gedymi- nowej i że im wyperswaduje popier rogów, Niemców, trzęsących wó anie Sasa jako rzecz dobrą tylko dla ich gdy usłyszano, że feldma wczas Rosją. Dopieroż zrobił się huczek rszałek Lascy ciągnie z wojskiem na Litwę! Szlachta si P gę ad Wi ow ki go, y mk nie broni granic. Ów z gniewem odjechał przyjaciele Sasa. Mieli tyle śmia- łości zaprzańcy, że nie tylko z daleka pomstowali na rzekome wałt amym e rycer stanisławowskiej, ale i w s kol g artii yjednomyślności (Jer kim nasadzili kilku oponentów, którzy tam psuli pozor zy Lubomirski, wojewoda sando- mierski, Jan Małachowski, Jan Fryderyk Sapieha). Bądź co bądź, kiedy doszło do wotowania,13 500 od isów złożono w sufra- giach na rzecz Stanisława (12 września) . Całe zbawienie secesjonistów zawisło a t duskibkn d N w zu b cy'ego, który podobno w myśl tajnych życzeń ą ardzo śpieszył, aby dać czas saksończykom na 549 skręcenie karku. Obóz augustowski z chwilą proklamacji Leszczyńskiego sta- wał się bezładną kupą, czas było i należało go znieść doszczętnie. Lecz Ponia- towski w tych dniach zrezygnował z regimentarstwa, a następca Józef Potocki też nie okazał należytej szybkości w działaniu. Prażanie zdołali uciec do Wę- growa pod skrzydła Lascy'ego. Potocki wywarł złość na poselstwach saskim i rosyjskim, do których przypuszczono formalny szturm. Termin elekcji upły- wał (6 października), a tu nie sposób było wprowadzić secesjonistów przez Wisłę na zwykłe pole elekcji pod Wolą. Wówczas przypomniano sobie, że Wale- zjusz został obrany na polu pod wsią Kamień na prawym brzegu rzeki. Karczma posłużyła za szopę, kościółek para ialny za katedrę, armaty rosyjskie za- grzmiały, obwieszczając światu wolny obiór Augusta III (podobno trzema ty- siącami, ale, sądząc z liczby podpisów, niespełna tysiącem głosów, 5 tego mie- siąca). Przedtem jeszcze, 22 września, Stanisław z prymasem, Montim i liczną świtą wyjechał do obronnego Gdańska czekać na francuskie posiłki. 3. Wybuch walki o tron polski Jeżeli kardynał Fleury krzywym okiem patrzył na rozwój wypadków w Pol- sce, to za to kanclerz [Germain Ludwik] Chauvelin chętnie chwycił spo- sobność, aby wypowiedzieć wojnę Habsburgom w imię honoru króla fran- cuskiego i pogwałconej w Polsce wolnej elekcji (10 października 1733 r.). Razem z Francją wystąpiły Hiszpania i Sardynia; reszta Europy zachowała neutralność. Wodzowie francuscy, Jakub Berwick nad Renem i Villars we Włoszech tak lzielnie nacisnęli generałów cesarskich, że Austria żadnych sił posłać do Polski nie mogła. Okazało się niestety, że 10000 Sasów i 30000 Rosjan jest aż nadto dosyć, żeby ujarzmić zwyrodniałych wyborców Leszczyńskiego. Wojna w Polsce od razu przybrała charakter partyzantki; wiązały się na prędce przy Stanisławie konfederacje: wołyńska (7 listopada), sandomierska pod Adamem Tarłą, starostą jasielskim (3 grudnia), krakowska, wołyńska, kijowska, podolska... Zasilane oddziałami konfederatów i pospolitaków wojska komputowe zabiegały gdzieniegdzie drogę ciągnącym z północy i od wschodu Moskalom, lecz rychło nauczyły się uciekać przed mniejszą liczbą. Nie umiano ani ukrócić wzgardzonych i spiorunowanych odstępców ka- mieńskich, ani przeszkodzić wjazdowi drugiego Sasa-uzurpatora. Poprzedza- ny przez korpusy księcia Sachsen-Weissenfels (w Wielkopolsce) i gene- rała Diemara (w Krakowskiem), wyruszył August 9 grudnia z Drezna do Pol- ski; 6 stycznia [1734 r.] w Tarnowskich Górach zaprzysiągł przed [Janem] Lipskim pakta konwenta, a 17 przyjął od tegoż biskupa krakowskiego na Wawelu koronę. Miał obóz saski organizację konfederacką (od 5 października) [1733 r.] pod laską Antoniego Ponińskiego, instygatora koronnego, i pod takim węzłem czuł si bezpieczny wobec zasłużonej represji ze strony ży- wiołów narodowych. Spieszył jednakże August nadać sobie wszelkie cechy legalnego królowania: zaraz 20 stycznia 1734 r. odbył sejm koronacyjny w Krakowie, ale przy tak skromnym udziale senatorów i posłów, że uznano za właściwe czym prędzej zawiesić posiedzenia, a konfederację Ponińskiego utrzymać nadal. 550 4. Oblężenie i upadek Gdańska Punkt ciężkości spraw polskich i poniekąd nawet europejskich przeniósł się tymczasem do ujścia Wisły. Ambasador Monti dobrze ostrzegał, że wszystkie zwycięstwa francuskie w Niemczech i we Włoszech nie ocalą Stanisława, na- tomiast zwycięstwo w Polsce zadecyduje o tryumfie Francji nad wszystkimi wrogami. A serce Polski znalazło się na pół roku w Gdańsku. Dzielni mieszcza- nie zawstydzili szlachtę: przyjęli Stanisława z rozczulającą radością, wylewa- jącą się w wierszach patriotycznych, naprawili fosy i mury, pomnożyli milicję miejską parokrotnie. Milicja ta, pod wodzą generała Vietinghofa, pospołu z gwardią koronną prowadzoną przez Stanisława Poniatowskiego i Augusta Czartoryskiego, obsadziły całą przestrzeń aż do Pucka na zachód i do Mindy na północ, z głównymi fortyfikacjami na Hagelsburgu i Bischofsbergu. Oblę- żenie szło (od 17 stycznia) dość żmudnie, póki dowodził Rosjanami Lascy, ale przybrało poważne tempo, odkąd dowództwo przejął feldmarszałek [Burkhard] Munnich (od 7 marca). Ten zapowiedział w manifeście, że jeśli miasto nie podda się w 24 godziny, "wina ojców spłaconą będzie na dzieciach i wnukach, a krew winnych z krwią niewinnych się pomiesza", po czym rozpoczął wściekłe bombardowanie i szturmy. Pomocy spodziewali się oblężeni zarówno z Polski, jak z zagranicy, ale pewniej i słuszniej z zagranicy. Próbowali wprawdzie [Kazimierz] Rudzień- ski, kasztelan czerski, i Jan Tarło, wojewoda lubelski, nadejść z odsieczą, na Litwie też wzmagał się ruch tak dalece, że dnia 5 kwietnia doszło do zawią- zania generalnej w Wilnie konfederacji (marszałkiem został Marcjan Ogiń- ski, wojewoda witebski, a regimentarzem Aleksander Pociej, strażnik litewski). Niestety wszystkie te niedołężne poczynania rozpryskiwały się o wyższą takty- kę, lepszą musztrę i uzbrojenie Moskali, a Tarło, wkroczywszy na Pomorze, poniósł 20 kwietnia w zajadłej, dość nawet zaszczytnej bitwie, porażkę pod Ossowem. Ale czyż było do pomyślenia, ażeby Ludwik XV po tak uroczystych oświadczeniach pozwolił wypędzić z Polski swego legalnie obranego teścia i żeby państwa morskie, tak skore do obrony Gdańska w jego zatargach z Pol- ską, obojętnie patrzyły na jego klęskę, gdy zerwał się do broni, jak przystało na członka Rzeczypospolitej Polskiej? Owóż, nie da się zaprzeczyć, że dyplo- macja francuska na różnych dworach podjęła energiczne starania o pomoc dla Gdańska i Polski: margrabia [Ludwik] Villeneuve zwracał uwagę Turkom na pogwałcenie traktatu pruckiego, chan Kaplan Girej palił się do wojny i łupu, [Ludwik Robert de] Plelo wciągał do przymierza francuskiego, a odry- wał od Moskwy, Kopenhagę. [Jakub de] La Chetardie podniecał zazdrość we Fryderyku Wilhelmie (któremu Leszczyński przez Poniatowskiego daremnie ofiarowywał w listopadzie lenno Kurlandii dla jednego z królewiczów). Naj- więcej napracował się i miał najlepsze widoki powodzenia poseł [Karol Ludwik de] Casteja w Sztokholmie. Kto jak kto, ale Szwedzi mieli najwięcej do odzy- skania w wojnie sukcesyjnej polskiej i najskuteczniej mogli zaszachować Moskwę: wszak Stanisław Leszczyński był ich kreaturą i przyjacielem, a po ujarzmieniu przez Rosjan Polski musiała przyjść kolej na Szwecję. Wszędzie jednak zabrakło tej ostatniej kropli, która by spowodowała zbawienny wylew energii wojennej u sąsiadów: brakło przekonania, że Fleury naprawdę chce utrzymać Leszczyńskiego na tronie, a nie używa go tylko jako pretekstu do szukania zdobyczy gdzie indziej, poza Polską. W szczególności Porta do końca 551 1735 r. pozostała neutralna, ponieważ Villeneuve nie mógł jej obiecać formal- nego przymierza z królem arcychrześcijańskim. W Szwecji także ostrożny, i aż nazbyt ostrożny minister Arvid Horn (znany nam królotwórca Leszczyń- skiego) uznał oferty francuskie za nie dość stanowcze i odesłał rokowania do sejmu, a w sejmie (od 14 maja) przeprowadził uchwały w duchu polityki wy- czekującej. Tylko paruset oficerów i żołnierzy przepłynęło przez Bałtyk, aby bronić przyjaciela Karola XII w charakterze jego gwardzistów przybocznych. Sztokholm i Stambuł oglądały się na Wersal - a sama Francja, śledząc z nadmierną podejrzliwością zachowanie się Anglii, o odsieczy Gdańska po- ważnie nie myślała. Gdańszczanie, odparłszy dnia 9 maja szalony szturm Munnicha na Hagelsberg, dostrzegli 13 maja żagle na horyzoncie. Była to mała flotylla brygadiera de la Motte Peyrouse, z oddziałem ekspedycyjnym paru tysięcy ludzi. Żagle znikły, bo wódz francuski uznał lądowanie za bez- celowe i niemożliwe. Widząc go wracającego przez Sund, szlachetny hrabia Plelo zapłonął gniewem, wsiadł na statek i popędził do Gdańska z powrotem. Tam, między Weichselmunde a Sommerschanzem, szturmując pozycje Mun- nicha padł, jak zapowiedział, 27 maja, przeszyty wielu bagnetami, nie mogąc znieść niesławy Francji. Tu już reszta otuchy opuściła załogę miasta. Naj- pierw skapitulowali Szwedzi w Weichselmunde, po nich 29 maja poddało się miasto. Nie było już kogo bronić, bo na parę dni przedtem Stanisław w towarzystwie znanego generała Stenflychta wymknął się z Gdańska i prze- brany za chłopa przez bagna uszedł do Kwidzyna za pruską granicę. Prymas i Monti dostali się do moskiewskiej niewoli, a senatorowie wierni dotąd Le- szczyńskiemu, w tej liczbie Poniatowski, August Czartoryski i Andrzej Sta- nisław Załuski, biskup chełmiński, złożyli przysięgę Augustowi III. 5. Konfederacja dzikowska Ten akt pokory, jakkolwiek wymuszony, miał dla całego narodu znaczenie symptomatyczne; jeżeli tak szczerzy wrogowie Rosji, jak wodzowie Familii, uznali dalszy opór za daremny, to znaczyło, iż po pięknych słówkach Fran- cji niczego więcej, po ludzku rozumiejąc, spodziewać się nie było można. Kto pozwolił upaść Gdańskowi - zarówno Fleury, jak Horn i sułtan turecki Mahmud I, ten pozwoli spokojnie panować w Polsce Augustowi III. Nie wszy- scy jednak umieli w Polsce wysnuć tę konsekwencję, a i za granicą były czynniki, którym zależało na dalszym krwawieniu się Rzeczypospolitej: je- szcze Fleury i Chauvelin potrzebowali polskiego pretekstu, aby móc do końca szarpać posiadłośei Habsburgów, a król pruski po to przyjął w otwarte ra- miona Leszczyńskiego, ażeby wymóc na nim i wymusić na dworach cesar- skich pewne odczepne w Polsce, niby nagrodę za neutralność. Zachęcony pozorną życzliwością tych dwóch dworów Stanisław 20 sierpnia wydał z Kró- lewca manifest, którym wzywał naród do dalszych wysiłków i do utworzenia generalnej konfederacji. Usłuchały apelu gorętsze żywioły i 5 listopada przedstawiciele wszystkich niemal konfederacji koronnych zawiązali w Dzikowie Generalność. Kierow- nictwo polityczne z rozległą władzą sądowniczą tudzież wojskową (nad po- spolitym ruszeniem) złożono w młode ręce Adama Tarły; do akcesu zaproszo- 552 no wojsko koronne i jego regimentarza [Józefa] Potockiego, szereg poselstw (Piotr Sapieha do Szwecji, Józef Aleksander Jabłonowski do Francji, Fran- ciszek Salezy Potocki do sułtana, Józef Jędrzej Załuski do Rzymu, Jan Jabłonówski do chana [Kaplana I Gireja)) miało zadokumentować przed światem, że Polska jeszcze broni nie złożyła, a niektóre z instrukcji (np. do Szwecji, Francji i Turcji) świadczyły o niemałej pomysłowości autorów; cóż, kiedy misje te dla braku środków i z powodu trudności komunikacyjnych prze- ważnie pozostały w kraju. Wśród licznych podjazdów i posterunków moskiew- skich trudno było porozumiewać się z Generalnością litewską, a tym bardziej ułożyć modus vivendi z królem i otaczającą go na emigracji grupą konfedera- tów, wśród których zresztą bodaj sam jeden Franciszek Maksymilian Ossoliń- ski, podskarbi koronny, znał na tyle sprawy europejskie, że mógł dawać kon- federatom wskazówki polityczne. Nie zawsze tedy można ustalić, co w polityce dzikowian było pomysłem Tarłów i Generalności, a co się urodziło w Kró- lewcu bądź z głowy Stanisława i jego tamtejszych doradców (np. owego pod- skarbiego Ossolińskiego) bądź z obcego natchnienia. Gdy zawiodły nadzieje, które Tarłowie pokładali w "stanach państw moskiewskich, inflanckich, kał- muckich" tudzież w "narodach węgierskim, czeskim i śląskim", król wygna- niec w ciągu zimy 1734-1735 r. chwycił się innej deski ratunku. Planował atak na Saksonię z dwóch stron; znad Renu, skąd nadejść mieli Francuzi, i z Wielkopolski. Licząc wciąż na wpływy francuskie w Szwecji, widział w wyobraźni tę ostatnią stającą do walki z Moskwicinem, odbierającą mu kraje bałtyckie przy pomocy Prus, którym w zamian miało przypaść Pomo- rze szwedzkie. Wprost od Polski nic ponad Kurlandię nie mieli dostać Ho- henzollernowie, chociaż żądali za gościnność wielkich rzeczy; Stanisław mi- mo to obiecywał sobie ich dalszą przyjaźń i nawet przeznaczał dla jednego z braci, późniejszego Fryderyka II, rękę wnuczki, córki królówej Marii, jako też dziedziczne w Polsce panowanie. Wtedy też obmyślał król cały program reform dla Rzeczypospolitej; niektóre z nich znalazły wyraz w Glosie i1ůol- nym, inne, nawet śmielsze, obejmujące gruntowną naprawę elekcji i obalenie liberum veto, przechowały się w rzadkich kopiach rękopiśmiennych, o któ- rych zresztą trudno na pewno orzec, czy powstały w ognisku królewieckim, czy też dzikowskim. Wiosna 1735 r. zgotowała znów marzycielom lekcję trzeźwości. Naśam- przód Józef Potocki, obrażony na Tarłów, tak długo zwlekał i kręcił, aż Ge- neralność odebrała mu komendę, po czym regimentarz przeszedł na stronę Augusta z wielu chorągwiami (28 lutego). Jan Tarło, Rudzieński i niezmor- dowany Stenflycht zakrzątnęli się w Wielkopolsce około przygotowania wiel- kiej ofensywy; nie upłynęło ani miesiąca, a już w maju Sasi i Moskale roz- bili ich głodne, obdarte zastępy, ostatnio pod Stężycą. Około tegoż czasu wygasły resztki ognia na Litwie i tylko pod Kamieńcem, blisko ściany tu- reckiej, pozostały śzczupłe partyjki dzikowian, a na północy tylko w pu- szczach kurpiowskich do końca roku przetrwał dzięki Stenflychtowi i walećz- nemu [Marianowi Antoniemu] Paszkowskiemu zajadły opór. Generalność, wciąż odpychając zgodę z Augustem, wciąż ufna w sukcesy swej dyplomacji, a ustawicznie pędzona z miejsca na miejsce, przewędrowała w ciągu lata do Królewca. Wszystkie nadzieje Leszczyńskiego i jego "czeladki" powiózł do Paryża w czerwcu poseł Generalności Jerzy Ożarowski, oboźny koronny. Pierwot- 553 nie, zaraz po utworzeniu związku projektowano, jak wiemy, zmobilizować si- ły wszystkich narodów zaprzyjaźnionych aż do powstańców węgierskich, Ślą- zaków i Kozaków orlikowskich włącznie, a jak wielkie złudzenia żywili kon- federaci, świadczy choćby fakt, że właśnie owi Kozacy w latach 1733-I734 l zwinęli ostatnią Sicz i wrócili pod panowanie Moskwy. Po smutnych doświad- i czeniach z wiosny wszelką ufność kładziono już tylko w dyplomacji. Zwy- cięska Francja miała w traktacie pokojowym zapewnić Rzeczypospolitej zu- pełną niepodległość, zwłaszcza w zastosowaniu do elekcji królów, i wymóc ! na dworach cesarskich zadośćuczynienie. Na tym podniesieniu idei niepodle- głości narodowej bez utopienia jej w "złotej" swobodzie jednostek polega ! niewątpliwie zasługa dziejowa konfederacji dzikowskiej; przez nie okazał się I ruch 1734-1735 krokiem naprzód w rozwoju moralnym od Tarnogrodu do Baru. Na jakieś korzyści namacalne było już w chwili przyjazdu Ożarowskie- go do Paryża za późno. Kardynał po to tylko zawarł z nim 28 września alians zaczepno-obronny pełen pustobrzmiących frazesów, aby tym gorzej ośmieszyć posła i zaskoczyć go wiadomością o preliminarzach pokojowych, jakie 3 paź- dziernika podpisane zostały w Wiedniuz. Leszczyński miał według tych pre- liminarzy abdykować i jako król tytularny spędzić resztę żywota na tronie zdobytej Lotaryngii. Z pełnymi rękoma wyszli też z wojny Bourboni hiszpań- scy (Neapol-Sycylia dla infanta Don Carlosa), nie lada kompromitacji doznała Austria, za to na wschodzie Moskwa odniosła wielki tryumf nad zdeptaną ' Polską, drzemiącą Turcją, zdemoralizowaną Szwecją, ale też i nad samą ciasno-egoistyczną Francj ą. 6. Uspokojenie kraju Przez cały czas działania konfederatów dzikowskich dawni i nowi stron- nicy Augusta usiłowali przekonać nieprzejednanych, że dalszy opór przedłuża tylko okupację i ucisk cudzoziemski, przy czym saksończycy czystej barwy działali głównie na Potockich, a Poniatowski - na Tarłów. W styczniu i lu- tym 1735 r. walna rada konfederacka pod laską Ponińskiego potępiła robotę dzikowian, odebrała skarb głównemu doradcy Stanisława, [Franciszkowi Mak- symilianowi] Ossolińskiemu i oddała go Janowi Kantemu Moszyńskiemu. Król zapowiedział wymarsz Sasów zaraz po sejmie pacyfikacyjnym, a [Her- man Karol] Kayserling, nowy poseł rosyjski, uczynił to samo co do wojsk carowej. W czerwcu poddał się Augustowi złamany na duchu więzień, pry- mas [Teodor Potocki]. Ale do ostatka, w biedzie i niemal o głodzie trwali na królewieckiej desce ratunku inni stanisławczycy: dwaj Tarłowie [Jan i Adam], Antoni Michał Potocki, wojewoda bełski, stolnik litewski Piotr Sapieha, Ossoliński, [Franciszek] Radzewski, Rudzieński, [Stanisław] Świdziński, [Anto- ni] Eperyaszy i wielu innych. Ci, dogadzając podszeptom francuskim i prus- kim, zerwali sejm pacyfikacyjny (27 września-8 listopada) [1735 r.] jako zwo- łany przed usunięciem z kraju najeźdźców. Dopiero potem przyszły do Kró- lewca wieści o preliminarzach wiedeńskich, a wraz z nimi okropne rozdarcie z Preliminarze pokojowe pomiędzy Francją i Austrią zostały podpisane 5 paź- dziernika I735 r. Zob. Historia Dyplomacji Polskiej, t. 2, s. 380. 554 ; złudzeń. W obliczu pewnej nędzy i poniżenia chwycili się dzikowianie teorii legitymistycznej, że król nieuznany przez Europę nie może abdykować, prze- to powinno się najpierw zwołać wolny sejm, na którym Stanisław rozda wa- kanse i dopiero odda koronę do dyspozycji stanów. O niczym podobnym nie chcieli słyszeć ani augustowczycy, ani nawet Francja. Niepodległości Polski też w żadnym traktacie nie ubezpieczono. 26 stycznia [1736 r.] podpisał Leszczyński na żądanie zięcia [Ludwika XV] dyplom abdykacji, a w maju pojechał (przez Paryż) do Lunewilu [Luneville], gdzie miał zasłynąć jako gorliwy protektor młodzieży polskiej, gościnny i światły opiekun jadących za granicę Polaków, a "dobroczynny filozoP' na " ą y tronie lotaryńskim. "Czeladka, z trudności uwolniwsz si z aresztu domo- wego u swych wierzycieli, Prusaków, w ciągu wiosny wróciła do kraju. Teraz, starannie przygotowany, odbył się w Warszawie drugi, dwuniedzielny sejm pacyfikacyjny (25 czerwca-9 lipca) [1736 r.]. Marszałkował były stronnik Leszczyńskiego, Wacław Rzewuski. Dużo czasu minęło, zanim uspokojono opozycję, że wojska saskie i moskiewskie w rzeczy samej wyjdą z kraju, ale ostatecznie izba przeszła do zatwierdzenia aktów bezkrólewia wraz z pakta- mi konwentami (tylko bez uchwały o wyłączeniu cudzoziemca); ogłoszono amnestię dla wszystkich z wyjątkiem tych ludzi, co używali pomocy obcych wojsk dla prywatnej zemsty i rabunku. Króla upoważniono do nadania lenna Kurlandii po wygaśnięciu Kettlerów nowemu księciu (należało rozumieć: Bi- ronowi, bez którego poparcia nigdy by August nie został królem). Do innych uchwał sejmu, natury skarbowo-wojskowej, przyjdzie nam wrócić niebawem. Tutaj zaznaczmy, że mimo zabiegów Kayserlinga, co już wtedy zaczynał ura- biać Familię na stronnictwo rosyjskie, przy rozdawnictwie wakansów cały ; niemal łup podzielili między siebie twórcy elekcji drugiego Sasa i skojarzeni z nimi węzłami rodzinnymi ex-konfederaci. Tak Józef Potocki został nareszcie hetmanem wielkim, [Jan Klemens] Branicki polnym koronnym, Michał Ra- dziwiłł wielkim litewskim; pieczęć litewską wziął Jan Fryderyk Sapieha, ma- łą koronną - Jan Małachowski, województwo sandomierskie Jan Tarło, lu- belskie Adam, podolskie [Wacław] Rzewuski. Mimowolnie jakby stwierdzono tym rozdawnictwem, że najgorszy zawód sprawiła Wettynom w bezkrólewiu Familia i że ją za to należało ukarać. Próby ratunku Rzeczypospolitej (1736-1748) 7. Król i jego faworyci August III pod żadnym względem nie wdał się w swego ojca. Za młodu zapowiadał się nieźle: poważny, sumienny, dystyngowany, daleki od rozwiązło- ści i przewrotności ojca, ale też od jego zwierzęcej energii i rzutkości, wyczer- pał swój zapas inicjatywy, zanim spokojnie zasiadł na tronie polskim. Zda e się, że metoda wychowawcza wojewody Kosa, polegająca na forsownym roz- miękczaniu w chłopcu sztywnych zasad protestanckich i również forsown m wpajaniu katolicyzmu, zatarła w nim męską indywidualność. Poszły y w las praktyczne nauki, jakie dlań pisali Flemming i inni wychowawcy odnośnie do 555 rządów w Saksonii i w Polsce. Ten od urodzenia desygnowany król polski nie raczył się nigdy nauczyć języka przyszłych poddanych, poprzez magnatów nigdy nie spróbował podać ręki zdrowszym żywiołom szlacheckim ani mie- szczańskim. Z ładnego, pulchnego młodzieńca zrobiła się ciężka bryła mięsa i tłuszczu, z każdym rokiem coraz apatyczniejsza i bezmyślniejsza. W końcu dojdzie do tego, że król elektor całe dni spędzać będzie na strzyżeniu papieru, strzelaniu do psów lub policzkowaniu błaznów, w najlepszym razie - na polowaniach, które odpowiednio urządzone, zakrawały raczej na wielką rzeź spędzonej zwierzyny niż na ćwiczenie sportowe. Jedyną namiętność szlachet- niejszą zachował August Otyły - upodobanie do klasycznego malarstwa: do- wodem nabyta przezeń dla Galerii Drezdeńskiej Madonna Sykstyriska; jedno uczucie wywrze wpływ na jego politykę - uczucie niczym nie usprawiedli- wionej dumy. I jeden jedyny instynkt tego leniwego, rubasznego króla zosta- wi po sobie pokaźne rezultaty - instynkt rozrodczy. Dość powiedzieć, że ze swoją brzydką żoną Marią Józefą dochował się August ni mniej ni więcej, tylko pięciu synów i sześciu córek. Sprawy państwowe przeszły w ręce niepowołane. Niewielki wpływ wywie- rała na nie pobożna królowa: większy zdobył sprzedajny spowiednik, jezuita, ojciec Guarini; do spraw wojskowych mieszali się bracia naturalni króla: chwilowo Maurycy Saski, dłużej [Fryderyk August] Rutkowki, syn Fatymy, i "kawaler saski" Jan Jerzy, syn Lubomirskiej3. Największą i wprost nie- ograniczoną władzę posiedli kolejno nad królem dwaj faworyci: Sułkowski i Brahl. Józef Aleksander Sułkowski (1695-1762), niewysokiego rodu szlachcic pol- ski, mocno zniemczony, był towarzyszem młodości króla i w pierwszych la- tach panowania jako łowczy koronny, a więc aranżer najulubieńszych jego zabaw, miał nad Bruhlem stanowczą przewagę. Naraził się jednak swemu dobroczyńcy popędliwością i arogancją, skutkiem czego w 1738 r. stracił łaskę i resztę życia spędzał głównie w kupionej od [króla Stanisława] Leszczyń- skiego Rydzynie. Henryk Brahl (1700-1763), wychowanek szkoły politycznej Flemminga, jeszcze za Augusta Mocnego szybko awansował z pazia na dygni- tarza i ministra, potem zasłużył się u jego następcy w staraniach o tron pol- ski. Znacznie sprytniejszy od Sułkowskiego, umiał być Bruhl pilnym z pil- nymi, a lekkomyślnym wietrznikiem wśród lekkomyślnych. Nikt tak jak on nie umiał nadskakiwać królowi, ciągnąc go z jednej rozrywki w drugą, wy- ręczać we wszystkich kłopotach rządzenia i z taką pewnością siebie nawet w najcięższych sytuacjach finansowych odpowiadać na zwykłe pytanie: Bruhl, hab ' ich Geld? - stereotypowym: Ja, Majestat ! 4 Toteż stopniowo faworyt opanował w Saksonu wszystkie najwyższe godności poczynając od pierwsze- go ministra, a i w stosunkach polskich umiał się zorientować niezgorzej. Z po- czątku naśladował obrotną politykę Flemminga, kopał dołki pod sankcją prag- matyczną, malując Augustowi przed oczyma perspektywy korony czeskiej lub cesarskiej; chwilami dążył do połączenia Polski z Saksonią śląskim pasem terytorialnym. Później, zniechęcony oddał się groszoróbstwu, wyzyskiwał nie- miłosiernie elektorat, kupczył polskimi wakansami, a wszystkich, kto się z nim stykał, sprowadzał z drogi cnoty. Sasi go nie cierpieli, zasłużeni radcy dworu 3 Por. przypis 34 z poprzedniego rozdziału. 4 (niem.) Bruhl, czy mam pieniądze? - Tak, Wasza Wysokość. 556 i konferencji, ministrowie, generałowie z rodzin Flemmingów, Lossów, Wa- ckerbarthów zaciskali pięści na widok tego karierowicza, ale otworzyć oczu Augustowi nie umiał nikt. Na wszelki zresztą wypadek, bojąc się zemsty Sa- sów nad potomstwem, Brahl słał sobie gniazdo w ziemi polskiej i zmierzał do uzyskania polskiego indygenatu. Podobnie jak August nie umiał po polsku i tylko przez zaufanych ministrów - [Jana] Małachowskiego, potem Czarto- ryskich, jeszcze później przez [Jerzego Augusta] Mniszcha - rządził sprawa- mi Rzeczypospolitej. 8. Zwiastuny odrodzenia W porównaniu z burzliwą erą Augusta II trzydziestolecie rządów jego na- stępcy robi na pierwszy rzut oka wrażenie beznadziejnej monotonii i coraz głgbszego upadku. Tutaj dopiero, za drugiego Sasa, przenika w życie przy- słowie czy też maksyma: "...jedz, pij i popuszczaj pasa". Gniją i kruszą się ostatnie kształty dążeń politycznych, Rzeczpospolita traci resztkę znaczenia w Europie; jeżeli się nie chce opowiadać burd sejmikowo-trybunalskich albo wyliczać, kiedy jakie armie naruszyły terytorium polskie, to wprost już nie ma o czym pisać i dopiero nagle, w 1764 r. wyskoczy jak deus ex machina pierwszy zaczyn reformy państwowej. Taki ogólny obraz epoki 1733-1763 powstaje, powtarzamy, na pierwszy rzut oka. Przy bliższym wejrzeniu wrażenie nicości znika, przeciwnie, pano- wanie to okazuje się epoką twórczą, w przeciwieństwie do okresu poprze- dzającego, który żył resztkami odruchów państwowych dawnej Rzeczypospo- litej, ale nie dawał z siebie nic na jutro. Jeżeli gdzie, to chyba w latach 1717- -1733, między Tarnogrodem a elekcją Leszczyńskiego można umieszczać do- bę najgłębszego upadku Polski: wówczas była ona moralnie i ustrojowo zu- pełnie dojrzała do rozbioru, a w umysłach nawet nie kiełkowały zarodki lep- szej przyszłości. Katastrofa przedostatniej elekcji przerywa ten pęd ku prze- paści, wstrząsa narodem i wywołuje zaraz, bez względu na głupotę króla, który rozsiadł się na zdobytym przemocą tronie, szereg poczynań reforma- torskich. Z tego względu czasy Augusta III dzielą się na dwa wyraźne sta- dia: pierwsze mniej wigcej do 1748-1750 r., z dość jasną ideą przewodnią odrodzenia ojczyzny, stadium odpowiadające w przybliżeniu czasom współ- działania Familii z dworem; i drugie, od 1754 do 1763, ciemne bezideowe stadium rządów Jerzego Mniszcha, bez walki o zasady i programy, za to peł- ne osobistych borykań się o władzę; między jednym i drugim kilkuletni okres przesilenia. W okresie pierwszym żywszy ruch umysłowy przejawia się w dość obfitej Iiteraturze politycznej. Jeszcze czytelnicy pamiętają krytykę obyczajów poli- tyeznych Polśki zawartą w Skrupule bez skrupu u [Jana Stanisława] Jabło- nowskiego [Lwów] (1730) i nieodparte argumenty Rozmowy Konarskiego, i uderzające anonimowe zestawienia wolności polskiej z wolnością francuską (1732), a już [Stanisław] Leszczyński przygotowuje do druku (i pewno komu- nikuje w odpisach) GJos wolny wolność ubezpieczający [Nancy?] (1734-1737). Jego stronnicy srlują dyskusję dalej: Stefan Garczyński, wojewoda poznański, przystępuje do Anatomu Rzeczypospolitej Polskiej (1742, wydana w 1751 r.) 557 [w Warszawie], Franciszek Radzewski (pseudonim "Poklatecki") roztrząsa Kwestie polityczne obojgtne [Poznań] (1743), Stanisław Poniatowski rzuca snop światła na najpilniejsze potrzeby Rzeczypospolitej w Liście ziemianina (1744), uczony gdański Gotfryd Lengnich, wzywany do parady przez kancle- rza [Andrzeja Stanisława] Załuskiego, służy mu świetnym wykładem Prawa politycznego Królestwa Polskiego (1742-1746)5, przygotowuje się wydanie traktatu [Stanisława] Karwickiego z 1708-1709 r. De republica ordinanda [Kraków 1871], którego zresztą ani za życia autora, ani po jego śmierci nie- podobna było ogłosić - tak śmiałe zawierały się w nim nauki w duchu repu- blikańskim. Na koniec w tychże latach 1744-1748 Stanisław Konarski wy- kańcza pierwszą redakcję wiekopomnego traktatu O skutecznym rad sposobie [Warszawa 1760-1763]. Potem literatura milknie, bo życie polityczne obni- żone przestaje ją zasilać. Są w tym pierwszyrn okresie czasów augustowskich momenty jakby żyw- cem antycypowane z epoki stanisławowskiej; są postacie godne umieszczenia w jednym rzędzie z takimi budowniczymi Połski nowoczesnej, jak Andrzej Zamoyski, [Hugo] Kołłątaj lub Ignacy Potocki, że wspomnieć tylko wodzów Familii albo kanclerza Andrzeja Stanisława Załuskiego lub Mikołaja Podo- skiego, wojewodę płockiego. Od tych gwiazd bije bądź co bądź blask tak sil- ny, że nawet ludzie mniej prometejskiego ducha próbują z nimi współzawodni- czyć w zapale reformatorskim. Prawda, że ludzie ci wyprzedzają epokę i nie widzą realizacji swych zamierzeń, prawda, że za Augusta III ani jeden sejm nie dochodzi, machina prawodawcza i administracyjna rozbita i poza konfe- deracją nie ma innej formy działania. Wszakże ziarno pada na niezupełnie jałową glebę i z wolna kiełkuje: jakoż, przyglądając się późniejszym reformom stanisławowskim, czy to będą komisje skarbowe, czy Rada Nieustająca, Ko- misja Edukacyjna czy sejm gotowy, reforma miejsca czy emfiteutyczna refor- ma starostw, nie ma w nich ani jednej zasadniczej myśli, której pierwia- stki nie dałyby się wyśledzić o jedno lub dwa pokolenia wcześniej. Nieszczę- ściem wodzów postępu politycznego było to, że nie umieli rozsadzić stłoezo- nych zewsząd trudności zewnętrznych, zbyt wiele poświęcali dla chwilowej koniunktury międzynarodowej, a za mało wierzyli w naród i w jego zdolność do przełamania przesądów. 9. Sprawa reformy skarbowo-wojskowej Państwa upadające albo spóźnione w rozwoju, dążąc do zrównania się w sile z niebezpiecznymi sąsiadami, zwykły zaczynać pracę nad odrodzeniem od ulepszenia wojskowości i finansów; potem dopiero za osłoną armat i bagne- tów przeprowadzały one reformy społeczno-państwowe. Tak postępowała za Piotra Wielkiego Rosja, tak samo w XIX w. Turcja i Japonia. Podobny proces wewnętrznej przebudowy czekał Rzeczpospolitą Polską za Augusta III. Mogli sobie myśliciele i publicyści z Konarskim na czele głosić, że bez tych lub owych reform konstytucyjnych, zwłaszcza bez uzdrowienia sejmu, żaden po- 5 Jus publicun Regni Polonice, t. 2, Gdańsk 1742-1748. Przekład polski ks. M. Moszczańskiego pt. Prawo pospolite Królestwa Polskiego, t. 2, Kraków 1761. 558 stęp nie będzie możliwy, i mieliby oni słuszność, gdyby Rzeczpospolita miała czas na czekanie i gdyby nad jej naprawą czuwał jakiś władczy geniusz, na- rzucający swą wolg setkom tysięcy. Lecz tutaj dach się palił nad głową, a przy ustroju sejmikowym ratunek zależał właśnie od woli setek tysięcy. Nie dziw, że społeczeństwo szlacheckie zanim zrozumiało głęboką myśl Konarskich i Le- szczyńskich, wzięło do serca postulat, który Stanisław Szczuka głosił był w piśmie pt. Eclipsis Poloniae (Zaćmienie Polski)6. Podkanclerzy żądał był dla Polski 36000 wojska i czynnego udziału w polityce światowej, najlepiej po dawnemu w obozie chrześcijańskim przeciwko Turcji. Wyrugowany Le- szczyński poszedł w swych żądaniach do 100000, a inny jakiś patriota podczas przedostatniego bezkrólewia wyrachował na podstawie mniemanego dochodu narodowego, że Rzeczpospolita mogłaby za przykładem Rosji i Brandenburgii przezornie opatrzyć i łatwo wystawić 276000 wojska. Liczba olbrzymia, jeś- li ją porównać z rzeczywistym stanem armii polsko-litewskiej w połowie XVIII w., jak wiemy o 1/3 część niższym jeszcze, niż stan nominalny (24000 według ustaw sejmu niemego), ale liczba ta nie zdziwiłaby nikogo w innym państwie europejskim o takim samym obszarze i zaludnieniu (21334 mil kwa- dratowych, 11000000 mieszkańców). Około tegoż czasu Prusy sięgały liczby 145000, Anglia 91000, Francja 211000, Saksonia 30000, Austria 139000, Da- nia 34000, Holandia blisko 40000, a Rosja 331000 żołnierzy. Innymi słowy, Polska w porównaniu z Francją robiła 10 razy mniejszy wysiłek militarny, w porównaniu z Rosją -15 razy mniejszy, w porównaniu z Prusami - 30 razy mniejszy. Zresztą, co tu mówić o dziesięciokrotnych przewagach sił ro- syjskich czy pruskich nad naszymi: w 1733-1734 r. kilkadziesiąt tysięcy ob- cych bagnetów bez wielkiego przelewu krwi oczyściło tron polski dla drugiego Sasa! To już było zbyt dobitną nauczką, to wstrząsnęło umysłami nawet apo- litycznej, zaśniedziałej w przesądach masy ziemiańskiej. Sejm pacyfikacyjny 1736 r. za sprawą posłów lubelskich i bracławskich przystąpił raźno do po- większania wojska; nastrój był dobry i Mikołaj Podoski, wojewoda płocki, jako jeden z deputatów, do konstytucji, próbował przeforsować choćby i bez zgody wszystkich posłów uchwałę, która by upoważniła specjalną komisję do ściągnięcia nowych podatków i zaciągu żołnierza. Sprawa jednak utknęła: Teodor Lubomirski, zawiedziony kandydat do tronu a płatny sługa rosyjski (15000 rubli pensji), odradził stanom taki pośpiech. Uchwalono jedynie kon- stytucję wyznaczającą wielką komisję z senatu i szlachty, która miała przy- gotować stosowne wnioski na sejm następny. Odtąd aukcja wojska nie schodzi z porządku obrad do 1748 r. (poniekąd nawet do 1752), a sejmiki nie przestają jej omawiać do końca panowania. Jak zwykle jednak dużo słów, mało czynów: strona skarbowa tego zagad- nienia pozostaje nietknięta do czasów Stanisława Augusta, a właściwe pomno- żenie wojska, jeśli pominąć półśrodek z 1775 r., tj. aukcję do 30000 ludzi, stanie się dopiero udziałem Wielkiego Sejmu. Dlaczego tak się stało? Czy naprawdę, jak niektórzy sądzą, aukcji wojska chciał szeroki ogół szlachty polskiej, ale statyści, tj. zagryzający się nawzajem oligarchowie, czynili ją niewykonalną? Byłby to dziwny przykład jakiejś de- b Eclipsis Poloniae orbi publico demonstrata autore Candido lieronensi, Warszawa 1709. Przekł. pol.: Zaćmienie światu powszechnemu przez Szczerotg Prawdzickiego, Kraków I 902. 559 monicznej siły stu albo tysiąca ludzi nad milionem. Owóż, nie szukając żad- nych kozłów ofiarnych, należy szczerze przyznać, że sprawa aukcji, niezależ- nie od błędów taktycznych tego lub owego magnata-ministra, była przed- sięwzięciem niesłychanie trudnym, wymagała wielkich wysiłków i ofiar i udać się mogła tylko przy współudziale mnóstwa ludzi dobrej woli, a skoro się tylokrotnie rozbiła, to znaczy, że jej naród nie umiał chcieć. Nasamprzód chodziło o przezwyciężenie masowego lenistwa i egoizmu warstwy szlachec- kiej : ogół nie tyle myślał o wynalezieniu 50 000 000 złotych na utrzymanie stutysięcznej armii, ile o zepchnięciu na inne klasy, np. na duchowieństwo, mieszczan lub Żydów nienawistnego haraczu pogłównego, a gdy pewien se- nator, [Kazimierz] Stecki, kasztelan kijowski, w 1738 r. ofiarował się płacić na wo;sko I/lo dochodu, chwalono go jako przykład rzymskiej cnoty, lecz nie naśladowano. Dalej były w podatkowaniu ciężkie niesprawiedliwości. Uchwa- łą sejmu niemego ogromna połać Małopolski, województwa: kijowskie, brac- ławskie, podolskie, ziemie halicka i lwowska, połowa Wołynia, województwa bełskiego i ziemi przemyskiej, otrzymały tak znaczne ulgi podatkowe, że pła- ciły odtąd na wojsko 1/s część jego utrzymania. Powodem ulg dla tych żyz- nych ziem miały być spustoszenia z czasów polejowszczyzny i jeszcze dawniej- sze. Ale o ruchach hajdamackich na większą skalę zapomniano, Ruś pokryła się latyfundiami Potockich, Jabłonowskich, Lanckorońskich, Rzewuskich, San- guszków, a niesłuszne zwolnienia wciąż obowiązywały i wciąż kraje północ- no-zachodnie, zwłaszcza ludne Mazowsze, ponosiły nadmierny ciężar na woj- sko, aż wiele wsi z wyroków trybunału radomskiego, nie mogąc podołać po- datkom, przechodziło w ręce żołnierza. Ta nieszczęsna sprawa koekwacji po- datkowej sama przez się miała dość napięcia, aby rozsadzić wszystkie sejmy za Augusta III. Trzecia trudność tkwiła w wadach machiny administracyjnej. Podskarbio- wie, z reguły niesumienni i brakiem kontroli zepsuci, nie mieli ani głowy, ani rąk, by wielką reformę wykonać. Chciano im przydać do boku komisję skarbową (projekt Adama Stanisława Załuskiego z 1744 r.), ale na to nie było zgody. Sejmy łamały sobie głowę nad tym,jak zorganizować komisjg "walną" lub "ekonomiczną" do ułożenia taryf i przeprowadzenia samej aukcji, kłóciły się o sposób obioru komisarzy i lustratorów, o zastosowanie w nowym organie prawa większości, a wśród tych sporów zła wola miała dość czasu, aby sejm udaremnić czczą gadaniną, wciąż niby gardłując za aukcją wojska. Tutaj dopiero dochodzimy do roli i odpowiedzialności magnatów-statystów. Ktokolwiek tam miał słuszność w polityce ogólnej i bez względu na to, kto reformę traktował realnie i szczerze, a kto tylko popisywał się nią na zewnątrz, nieszczęściem Polski było stałe uzależnienie aukcji wojska od orientacji zagranicznej. Jeżelijeden obóz przewidywał, iż przeciwnicy użyją pomnożonej armii w duchu tej polityki, którą prowadzą popierające ich mocarstwa, to razem z niesympatyczną polityką grzebał zbrojenia z największą ujmą Rzeczypospolitej. Nazywając rzeczy po imieniu, wszystko się rozbijało o to, czy hetman Józef Potocki, wciąż żywy na nieszczęście Polski do 1751 r., utrzyma nowe lub powiększone pułki pod swoją buławą i stanie z nimi po stronie Francji oraz Prus, czy też dwór odda nowy zaciąg komu innemu i wprowadzi Rzeczpospolitą do aliansu sasko-rosyjsko- -austriackiego. Z tego labiryntu ubocznych względów żadna siła nie potrafi wyplątać sprawy aukcji wojska i o tej wielkiej, świętej sprawie zadecydują dwory obce w sposób dla Polski najszkodliwszy. 560 10. Polska wobec wojny wschodniej rozdwojona (1735-1739) Rychło w czas, przebudzona szczękiem broni w Polsce, zwróciła uwagę Turcja na ekspansję Rosji ku Morzu Czarnemu i jesienią 1735 r. wystąpiła przeciwko niej, kiedy już Munnich przygotowywał wielkie plany rozwiązania kwestii wschodniej na największą chwałę carowi. W ciągu lata 1736 r. feld- marszałek sforsował Perekop i zniszczył Bakczysaraj, gdy tymczasem drugi pogromca Polaków, Lascy, zdobył na powrót Azow. Postępy Rosjan wywołały odruch zawiści w Wiedniu. Austria ofiarowała Turkom swą mediację i po- prowadziła rzecz na kongresie niemirowskim (1737) w ten sposób, że Porta musiała jej niesłuszne wnioski odrzucić, przez co między Wiedniem i Caro- grodem również zaistniał stan wojenny. Skutek zaskoczył wszystkich: jan- czarowie i spahi, słabi wobec Moskali, pod wprawną ręką renegata, Fran- cuza Bonnevala paszy , odnaleźli w sobie dawnego ducha i dali nieuczciwym mediatorom w Serbii srogą nauczkę. Więcej nawet, na grzbietach Austria- ków wyostrzyli sobie broń i tą bronią zatamowali rozpgd Munnicha. Prze- straszona Austria rozwinęła gorączkowe zabiegi, aby z nieopatrznie wywoła- nej wojny zrobić sprawę całego chrześcijaństwa: papież Klemens XII wezwał do udziału Augusta III, na razie jako elektora saskiego, ale wzięto też pod rozwagę zaproszenie Wenecji i Polski, przy czym jako przynęta dla tej ostat- niej widniała Mołdawia. O ścisłym zachowaniu neutralności przez Rzeczpospolitą nie mogło być mo- wy: podjazdy obu stron zapędzały się na terytorium polskie chwytając furaż, podwody, a niekiedy i ludzi, zaś w 1738 r. nawiedzili kolejno ziemie ruskie Ta- tarzy i Mannich, maszerujący pod Chocim. Wszakże ta kłopotliwa sytuacja miała swoją dobrą stronę: za neutralność, a tym bardziej za czynne przy- stąpienie do któregokolwiek z zapaśników, można było żądać przynajmniej pozwolenia na powigkszenie wojska. W Warszawie od 1736 r. (z przerwami) radziła nad aukcją wielka komisja pod przewodnictwem Teodora Potockiego. Wypracowała ona plan reformy z wyszczególnieniem źródeł podatkowych i uprojektowała limitę następnego sejmu aż do czasu, kiedy jej następczyni, nowa komisja, wykona program zbrojeń. Litwini, obradując jednocześnie w Grodnie przy boku [Michała] Wiśniowieckiego, spisali się o wiele gorzej, bo zatroszczyli się tylko o przerzucenie ciężaru z dóbr ziemskich na dobra kró- lewskie (hyberna zamiast pogłównego). Przygotowania te podejrzliwie śledził Kayserling; z początku odradzał on szlachcie wszelkie obciążanie dóbr ziem- skich, królewskich i duchownych, potem, otrzymawszy przed sejmem 1738 r. rozkaz, by zachęcać Polaków do przymierza z dworami cesarskimi, postano- wił w tym tylko razie pozwolić na aukcję, jeżeli dojdzie do owego przymie- rza. W ten sposób Rzeczpospolita znalazła sig wobec dylematu: albo reforma w połączeniu ze wstrętnym przymierzem, albo dalsza bezbronność i niemoc. Zdaje się, że tylko najbliżsi przyjaciele dworu w rodzaju [Jana] Lipskiego i [Jana] Małachowskiego decydowali się na tamtą pierwszą alternatywę. Co się tyczy Czartoryskich, to przejście do służby Augusta i pojednanie z Rosją wewnętrznie dużo ich kosztowało; zwłaszcza książę Michał po upadku Gdań- ska długo jeszcze siedział w Prusach na neutralnym gruncie i utrzymywał ' Był to hrabia Cłaude de Bonneval, od 1730 r. Achmed pasza (1675-1747), oficer francuski w służbie tureckiej. 561 czucie z dzikowianami, a w czasach dworu uchodził za buntownika. Póki rzą- dził Sułkowski, wojewoda mazowiecki, żadną miarą, nawet za protekcją Bi- rona, nie mógł przywrócić do łask swoich szwagrów. Teraz Familia, znając nastrój ogółu, razem ze swymi przyjaciółmi: [Andrzejem] Załuskim, Ożarow- skim, Rudzieńskim, stanęła na stanowisku neutralności i tylko pod tym wa- runkiem popierała aukcję wojska. Przebieg sejmu (6 października-17 listo- pada) [1738 r.] okazał, że znaczny odłam narodu żadnej ugody z Rosją nie chce i że na czele tego odłamu stoją Potoccy. Ich klient, wołyniak [Kazi- mierz Michał Kamiński, długo tamował obrady, protestując przeciw prze- marszom Rosjan, to znów przeciw przewadze stronnictwa Familii w deputacji konstytucyjnej; inny "patriota", kijowianin [Antoni] Trypolski, zastrzegał się przeciwko koekwacji, jeszcze inny, [Adam] Małachowski, starosta oświęcim- ski, przeciwstawiał projektowi rządowemu plan aukcji Jana Tarły oparty na milicjach łanowych wojewódzkich. Gdy jedni żądali Iimity, inni prolongacji sejmu, izba, mówiąc po staropolsku, stała się "podobna do gaju, co się w nim gawrony lęgną". Główni sprawcy rozejścia się sejmu, Potoccy, sterowali już wówczas stanowczo w kierunku konfederacji. Prymas [Teodor Potocki] 13 li- stopada 1738 r. umarł, ale hetman od początku 1737 r. znosił się z wielkim wezyrem i odbierał odeń zachęty do ruchawki. Antoni Potocki, wojewoda beł- ski, niepospolity krętacz i nieposkromiony wichrzyciel, pobiegł do Luneville i nakłonił Leszczyńskiego do wznowienia roszczeń tronowych. Jednocześnie agent hetmański [Andrzej] Gurowski przedkładał wezyrowi zarys przymierza polsko-tureckiego, na mocy którego Porta dostarczyłaby konfederatom broni, pieniędzy i posiłków; liczono na poparcie Szwecji, gdzie w ciągu 1738 r. par- tia francuska "kapeluszy" obaliła Arvida Horna, a byli i tacy statyści wśród patriotów, co wyobrażali sobie, że poruszą przeciwko Rosji Fryderyka Wil- helma. Słowem, na pół wieku przed Sejmem Czteroletnim część narodu z Po- tockimi na czele wyciągnęła ręce ku Turcji, Szwecji i Prusom, gdy reszta otaczająca dwór zbliżyła się do Rosji i Austrii. Pierwsi reprezentowali żyw- sze poczucie zagrożonej niepodległości, drudzy - silniejszą chęć do pozytyw- nej pracy. Konfederacja miała wybuchnąć na tyłach armii Munnicha, który w 1739 r. po raz drugi przez Polskę wtargnął do Mołdawii. Niespodzianie z dwóch źró- deł dowiedziały się dwory cesarskie o zamysłach przeciwników; jedyne sekre- ty wykryto z papierów szwedzkiego emisariusza Sinclaira, zamordowanego na rozkaz Mannicha pod Wrocławiem w powrotnej drodze ze Stambułu; inne, a mianowicie układy Gurowskiego z wezyrem, wykradziono czy to z kance- laru hetmana przez szpiega [Adama] Darewskiego, czy też z gabinetu wezyra. Wówczas Kayserling oskarżył hetmana przed radą senatu (24 sierpnia) o bun- townicze knowania, jednocześnie w sekrecie ofiarowując jemu i jego krew- nym sute upominki. Stronnicy dworscy rzucili się gasić powstające tu i ów- dzie ogniki (na Podolu i w Bracławszczyźnie), jakoż pogasili je wszystkie. Z chwilą, kiedy Munnich pobił seraskieras pod Stawuczanami (28 sierpnia) i zdobył Chocim, umysły się uspokoiły. Rzeczpospolita wyszła z wojny wschod- niej dwojako poszkodowana: bezkarny przemarsz Rosjan pouczył Europę, że (per. ser - głowa, naczelnik i arab. asker - wojsko) w Turcji osmańskiej tytuł dowódcy wojsk. Wyraz ten w XIX w. stał się oficjalnym tytułem naczelnego wodza armii tureckiej. . 562 z jej udzielnością nie ma co się liczyć i utorował drogę dalszym inwazjom; po wtóre, przy podpisywaniu pokoju belgradzkiego między Turcją i Rosją (18 września) artykuł o nietykalności Rzeczypospolitej został milcząco pomi- nięty. 11. Wobec wybuchu wojny śłąskiej Aukcja wojska po śmierci prymasa stała się hasłem agitacyjnym hetmana koronnego [Józefa Potockiego]: właśnie raczej hasłem niż programem, po- nieważ Potoccy uzależniali ją od zupełnego przewrotu w polityce Rzeczypo- spolitej, przypuszczalnie nawet od detronizacji Augusta, na co w danych wa- runkach wcale się nie zanosiło. Król siedział niewygodnie na rosyjskich bag- netach, płacił za to oparcie niepopularnością i nawet czymś więcej, skoro w 1737 r. musiał nadać Bironowi lenno Kurlandii, a potem przymykać oczu na gwałty Rosjan. Ale bądź co bądź żadna siła nie mogła go ani zepchnąć z tro- nu, ani też oderwać od głównej protektorki, a tym samym cała przewroto- wa polityka "patriotów" polegała na mylnej przesłance. Fatalne skutki tych usterek polityki Potockich miały zaciążyć na losach Rzeczypospolitej nie tylko w najbliższych latach po pokoju belgradzkim, ale i później, w najdal- szej nawet przyszłości. Dnia 31 maja 1740 r. wstąpił na tron pruski Fryderyk II, ów wychwalany przez ilozofów marzyciel-filantrop, a zarazem ubóstwiany przez konfedera- tów przyjaciel. Europa, zanim poznała jego czyny, miała czas rozsmakować się w pacyfistycznych naukach Antymachiavella. W Polsce, rzecz godna uwagi, wcześnie odczuto jakąś groźbę wiejącą od młodego władcy: przynajmniej se- natorowie zbliżeni do dworu zadrżeli o los Prus Królewskich. Może wpłynęło na te przeczucia postępowanie Fryderyka przy zaprzysiężeniu ludności Prus Wschodnich: urządził on ów akt z takim pośpiechem (20 lipca tegoż roku), żeby uniemożliwić delegacji polskiej odebranie od Prusaków zwykłego "ewen- tualnego" hołdu. Mimo to z radością powitali zmianę panującego w Berlinie Potoccy: im właśnie potrzeba było w sąsiedztwie takiego króla, który by osobiście nie cierpiał Wettynów, a przy tym niezbyt trwożnie oglądał się na Rosję. Za pośrednictwem wojewody bełskiego, odtąd częstego bywalca w stolicy Hohenzollernów, Józef Potocki porozumiał się z Fryderykiem co do losu nadchodzącego sejmu (3 października-12 listopada) [1740 r.]. W izbach mówiono, i oczywiście z uznaniem, o zbawiennych zamysłach stróża granic koronnych, czytano i poprawiano bez końca jego plan aukcji; a tymczasem za kulisami poselstwo pruskie, ręka w rękę z hetmanem, pracowało skutecznie nad zepsuciem sejmu. Widoki reformy były tym razem lepsze niż przed dwoma laty. Kayserling, natrafiwszy na ślad konszachtów Potockich z Prusami, uchylił się od współdziałania z rezydentem pruskim [Karolem] Hoffmannem i udawał, że bagatelizuje dworskie projekty. Obliczono, że już 2 kwietnia nowo zaciężne wojsko popisywać się będzie przed wodzem, dla dogodzenia wodzowi dwór zrzekał się tworzenia nowych pułków; jednak "patriota" Jałowicki z polecenia urażonego o honory hetmana rozpruł sejm żądaniem kasaty inwestytury kurlandzkiej na rzecz Birona. Rozjechano się pod ciężkim wrażeniem śmierci cesarza Karola VI, w niepewności, co przyniesie jutro. 563 Przeczucia nie omyliły. Nastąpił zbójecki napad Ferdynanda na Śląsk, po nizr próba rozdrapania sukcesji austriackiej. Rzeczpospolita ze swoim dwu- nasto- czy czternastotysięcznym, niekarnym, zacofanym komputem znalazła się wśród zawieruchy w otoczeniu mocarstw, z których każde mogło ją zdep- tać bez niczyjej pomocy. W dodatku spotkaliśmy tę chwilę bez zgody we- wnętrznej i bez rozumnego kierownictwa: spadkobiercy dzikowian ucieszyli się z zaboru Śląska, bo liczyli na to, że Prusy lepiej odetną Warszawę od Drezna niż przedtem Austria, tymczasem szerokie koła spokojniejszej szlachty czytały ze współczuciem manifesty niesłusznie napadniętej Marii Teresy. Co się zaś tyczy kierownictwa, to Brahl rozbudzał w Auguście III pożądliwość na różne części schedy po Karolu VI, głównie zmierzając właśnie do zdobycia pasa śląsko-łużyckiego między Polską i Saksonią i w tym celu czepiając się różnych kombinacji. Jeszcze w 1739 r. elektor ułożył się z carową Anną wzglę- dem zwalenia sankcji pragmatycznej; na wiosnę 1741 r. układano w Dreźnie z Kayserlingiem wielki plan rozbioru Prus, a w kilka miesięcy potem, za wpływem Francji, widząc niedolę Marii Teresy, August i Bruhl łączą się z jej wrogami, Bawarią i Francją, ba, nawet sięgają po koronę czeską! Coż miał począć ogół polski wobec takiej awanturniczej polityki, nie liczą- cej się ani z zasadami słuszności, ani z dobrem Rzeczypospolitej, ani ze świę- tością traktatów? Czartoryscy zbyt mało jeszcze znaczyli wówczas w Dreźnie, by móc wywierać nacisk na Bruhla; mimo to znać ich wytrawną rękę aż w dalekim Wersalu, gdzie Stanisław Poniatowski, przybyły dwukrotnie w mi- sji od Augusta III (w grudniu 1740 r. i sierpniu 1741 r.), usiłuje przekonać kardynała Fleury'ego o szkodiiwości jego polityki, zasadzającej się na prote- gowaniu Prus; zbyteczne dodawać, że ostrzeżenia wojewody mazowieckiego i nawet przepowiednie rozbioru Polski oraz niewdzięczności pruskiej nie wpły- nęły na postawę Francji, całkowicie pochłoniętej niszczeniem spuścizny Habs- burgów. Potoccy mniej mieli skrupułów i wątpliwości. Im się zdało, że skoro król pruski rywalizuje z Augustem, bije królową węgierską, bierze górę w Wersalu nad intrygą Poniatowskiego, to już pewno oddaje usługę Rzeczypospolitej przeciwko Moskwie. Nie wiedzieli nasi "republikanci", że w Petersburgu wśród przewrotów pałacowych wpływ pruski walczył o lepsze z austriackim, że Hohenzollern niczego tak nie pragnął, jak dobrej harmonii z Rosją (dowodem dwa przymierza -1740 i 1743, oba z uboczną tendencją przeciwpolską) i oddali mu się do wszelkich usług, w szczególności na począ- tek obiecali powstrzymać pochód Rosjan, gdyby ci przez Polskę szli na po- moc królowej węgierskiej. 12. Plany konfederacyjne Potockich (1741-1742) Na jesień 1741 r. uprojektował Józef Potocki, ściśle według podszeptu ber- lińskiego, nowy zamach konfederacyjny, a to pod pozorem aukcji wojska, rzekomo niewykonalnej na sejmach. Istotnie, na sejmikach deputackich (12 września) chełmskim, żytomierskim, łuckim, zawiązały się konfederacje mal- kontentów, poszczególne chorągwie wojska ciągnęły już pod Piotrowin i Su- lejów, gdzie miano utworzyć Generalność. Ale nie zaspali sprawy stronnicy dworu: Familia doradziła Bruhlowi rekonfederację w wojsku, [Wacław] Rze- 564 wuski i inni uspokoili województwa, a [Jan] Lipski i [Jan] Małachowski na konferencjach w Krakowie ugłaskali hetmana [Józefa Potockiego] tak dalece, iż obiecał na następnym sejmie popierać reformę wojskową. Zresztą i tym razem główną przyczyną niedojścia do skutku ruchawki była zmiana sytuacji zewnętrznej. Właśnie we wrześniu zawarł był August III przymierze z Ba- warią, przez co ku wielkiemu niezadowoleniu "patriotów" stanął z Prusami w jednym szeregu. Ledwo ucichły hasła rokoszowe w jednej dzielnicy, już odezwały się w drugiej. Właściwie był to ten sam ruch, ta sama robota co w Małopolsce, tylko prowadzona przez innych ludzi i z innej strony pod- dymana. Za podnietą Francji a dla dobra Prus zerwali się "kapelusze" szwedz- cy do dawno upragnionej wojny odwetowej z Rosją. Poznawszy poniewczasie swą niegodność, postanowili wciągnąć w tę samą awanturę Turcję i naród polski, pierwszą - przez posłów swych w Stambule, drugi - przez ano- nimową odezwę. Wybiegły im na spotkanie najgorętsze żywioły dawnych dzi- kowian: Radzewski, Antoni Potocki, Piotr Sapieha, Antoni Eperyaszy, chwi- lowo podobno też obaj Tarłowie. Pod koniec 1741 r. szwedzki pułkownik [Wespazjan] Bona objechał pierwszy raz Wielkopolskę, rozdając role przy- szłym konfederatom. Sapieha miał zostać marszałkiem generalnym w Koro- nie, Eperyaszy na Litwie; według planów Sapiehy mieli Szwedzi wylądować pod Gdańskiem w 12000 wojska i zająć dla swego bezpieczeństwa miasta zachodniopruskie, wybuch nastąpiłby na pierwszą wieść o przybyciu szwedz- kiej broni do Gdańska. Innych rękojmi nie żądano, a właśnie jeżeli od kogo, to od lekkomyślnych i niesumiennych wodzów "kapeluszy", od takiego zwła- szcza [Karola] Gyllenborga żądać ich należało. Wszystko zresztą spaliło na panewce, jak tylko Fryderyk II zawarł z Marią Teresą pokój wrocławski (11 czerwca 1742)9: nadal już on stał na straży Prus Królewskich i można było ręczyć, że w nich lądowania Szwedów nie ścierpi. Bona podczas drugie- go objazdu zachodnich województw został zaaresztowany w Gdańsku przez Sasów i odstawiony na śledztwo do Drezna; w jego papierach znalazły się dowody zdrożnego wichrzycielstwa Sapiehy i towarzyszy, jednak, jak u nas zwykle, zdradę stanu pokryto milczeniem. Pokój w bo (27 czerwca 1743) lo usunął wszelkie niebezpieczeństwo ze strony pobitych Szwedów, ale klątwa bezprawnej elekcji ciążyła na Auguście III usta- wicznie: iskry pozostały w popiele, gotowe wybuchnąć, jak tylko obca ręka je rozgrzebie i roznieci. Słychać, że ablegat Paweł Benoe, wysłany do Stambułu w 1743 r. dla uregulowania spraw granicznych tudzież naprawienia stosunków, które popsuła ostatnia wojna wschodnia, wdawał się z wezyrem w rozmowy na temat zbytniej zależności Polski od Rosji. Na to jednak ów wezyr (Ali pasza) z re- zygnacją wzruszał ramionami, pytając: "Co począć z narodem, gdzie do wykona- niajakiej bądź rzeczy trzeba wprzódy trzydzieśa tysięcy głów nakryćjedną czapką?" y Po zwycięskiej bitwie pod Chotusitz 17 maja 1742 r. doszło do traktatu prusko- -austriackiego podpisanego we Wrocławiu 21 czerwca tegoż roku (nowego stylu), na mocy którego Prusy otrzymały cały Śląsk oprócz księstwa cieszyńskiego i opawskiego. Ratyfkowano go w Berlinie 28 sierpnia 1742 r. Zob. E. Rostworowski Historia powszechna..., s. 497. lo 7 sierpnia 1743 r. podpisano w bo traktat rosyjsko-szwedzki, na mocy którego Rosja zatrzymała południową część terytorium fińskiego po rzekę Kymi. Zob. tamże, s. 494: 565 13. Czartoryscy dochodzą do władzy Zmienne jak w kalejdoskopie widoki polityczne zaczęły się ustalać w oczach dworu około 1743 r. Na Zachodzie mocno stanęły przeciwko sobie koalicje francusko-bawarsko-hiszpańska przeciw Austrii, Anglii i Sardynu; Maria Te- resa utrzymała się w posiadaniu wszystkich swych dzierżaw prócz Śląska, Fryderyk II na moment schował miecz do pochwy, aby go dobyć, jak tylko się nadarzy nowa sposobność do łupu albo konieczność obrony ziem już zdo- bytych. Co dla Augusta III najważnie `sze, w Rosji po krótkich rządach Anny Leopoldówny brunświckiej za małoletniego Iwana VI (od grudnia 1740 do grudnia 1741) zdobyła tron zamachem stanu Elżbieta Piotrowna, osobiście z każdym rokiem coraz bardziej niechętna Fryderykowi II. Na jej dworze wpływy austriackie i angielskie w osobie kanclerza Aleksego Bestużewa po dłuższej walce z posłem francuskim La Chetardiem przeważyły. Już ten zwrot sam przez się wystarczał dla zależnego od Rosji Augusta za wskazówkę mia- rodajną. W dodatku Sasi zbyt smutne poczynili doświadczenia z Fryderykiem podczas wspólnej kampanii morawskiej w 1742 r., kiedy to Prusak naraził ich armię na ogromne straty, by nie mieli zaprzysiąc mu zemsty. Jeżeli na kim można było jeszcze zdobyć połączenie terytorialne polsko-saskie, to prze- cież tylko na faktycznym posiadaczu Śląska, Fryderyku II, a nie na Maru Teresie. Stąd zbliżenie Saksonu do obu dworów cesarskich, wyrażone w alian- sach sasko-austriackim 20 grudnia 1743 i sasko-rosyjskim 4 lutego 1744 r. W miarę ustalenia się systemu międzynarodowego zaczęły się też prostować linie polityki polskiej, zarówno wewnętrznej, jak zewnętrznej. Raz wreszcie trzeba było w tych sprawach dojść do jakiejś konsekwencji: jeżeli się sta- wało w przeciwieństwie do Prus, to niepodobna było odpychać od wpływu takich ludzi, jak Stanisław Poniatowski, którzy niebezpieczne zamysły Fry- deryka II najpierwsi przejrzeli, i na odwrót, jeżeli się trwało w przyjaźni z Rosją, to czyż można było wiązać się z obozem Potockich, który czerpał siłę z antyrosyjskich uczuć ogółu, choć nawet ów obóz wyrzekł się szczerze antagonizmu względem dynastii. Tylko Czartoryscy umieli w danych warun- kach, przy wiadomym stosunku między Dreznem i Petersburgiem, stworzyć harmonijny plan działania w domu i za granicą, więc tylko oni nadawali się na kierowników polityki polskiej Augusta III. Tej prawdy w żaden sposób nie mogli strawić ich rywale wyłącznie saskiej barwy: prymas [Krzysztof] Szembek, kardynał [Jan] Lipski, [Wacław] Rze- wuski, [Jan] Małachowski, sekretarz Władysław Łubieński. Ci ludzie, oso- bistymi węzłami złączeni z opozycją, spróbowali ją jeszcze raz na przekór wszelkiej logice urządowić. W lipcu 1743 r. odbył się w Krakowie tajny ich zjazd z Józefem Potockim; spisywano jakieś punkty, mieszano ogień z wodą i w skutku wszystko ulotniło się z parą. Bo i cóż mieli Potoccy do zapropono- wania dworowi, jeżeli nie swój wieczny projekt konfederacji, a w jaką stronę mogła ruszyć konfederacja przez ich ludzi kierowana, jeżeli nie przeciw Moskwie? Kto mógł ręczyć za koniec roboty, której początek daliby Józef i Antoni Potoccy? Toteż inni doradcy, Tarłowie, nie Czartoryscy, ostrzegli dwór przed robotą Lipskiego i tę na pozór zbawienną próbę udaremnili. Lecz teraz między samymi ostrzegaczami wybuchła walka na noże. Niegdyś, przed bezkrólewiem, Jan Tarło przyjaźnił się z Poniatowskim i coś z tego dobrego stosunku przetrwało nawet lata rozbratu dzikowskiego. Dopiero na 566 tle przeciwieństw politycznych migdzy republikanami i Familią w latach 1741-1742 wybuchła między obu domami gwałtowna nieprzyjaźń. Wojewoda sandomierski [Jan Tarło], człek kłótliwy, ale wyrachowany i trzeźwy, dałby się może dla nowej polityki dworskiej i familijnej pozyskać, ale jego brata- nek Adam [wojewoda lubelski], młodzieniec ognistego temperamentu, wielkich zdolności i jeszcze większych ambicji, zbliżony poglądami do "patriotów", wypowiedział Familii walkę na śmierć i życie. Dolały oliwy do ognia sprawy ezysto osobiste. Wojewoda lubelski, na swój sposób demokrata bez przesądów, lubo żonaty, smalił cholewki do pięknej Anusi Lubomirskiej, zrodzonej z me- zaliansu; damy należące do Familii patrzyły na to z oburzeniem i nie taiły go przed Tarłą. Wywiązał się stąd parokrotny pojedynek między rozwścieczo- nym wojewodą lubelskim a Kazimierzem Poniatowskim, podkomorzym ko- ronnym, najstarszym synem Stanisława, zakończony śmiercią Tarły (w spotka- niu pod Marymontem,14 marca 1744). Wrogowie Czartoryskich nie omieszkali później rozgłosić, że Tarło zabity został podstępem; przypadek zdarzył się, że w tym samym czasie wojewoda sandomierski przegrał wielki proces i małą wojnę domową z Michałem Radziwiłłem o Żółkiewszczyznę (w lutym tegoż roku); że zaś i Poniatowski, i Radziwiłł trzymali z dworem, przeto pan woje- woda, nieutulony w żalu po swym bratanku, wpadł w objęcia Potockich. 14. Sejm grodzieński 1744 r.'1 Stanowi po traktacie wiedeńskim 1719 r. drugi moment czasów przedrozbio- rowych, kiedy wyjątkowy zbieg okoliczności zdawał się otwierać Polsce wro- ta ocalenia i kiedy tylko od nas zawisło, czy przez te wrota zechcemy iść naprzód. Ze wszystkich stron zanosiło się na ukrócenie zuchwałego zaborcy Śląska. Austria, uporawszy się z Bawarią i jej elektorem, cesarzem Karo- lem VII, przygotowała odwet; Bestużew pouczał Elżbietę Piotrownę o niebez- pieczeństwach pruskich ekspansji ku wschodowi; Anglia trwała w przymierzu, równoważąc siły francuskie. Wobec przewidywanego znów wystąpienia Prus, Bruhl postanowił dać mu odpór nie tylko siłami Saksonii, ale i Polski. Od jesieni Stanisław Poniatowski omawiał w Dreźnie sposoby wciągnięcia Rze- czypospolitej do wielkiego przymierza, a od wiosny Mikołaj Podoski ślęczał nad obliczeniem jej sił finansowych i militarnych. Co uczyniło tę chwilę do- prawdy wyjątkową, to zacietrzewienie Rosji przeciwko Prusom posunięte tak daleko, że i ona, i Austria wprost teraz nalegały o pomnożenie sił zbroj- nych Polski. Kiedy na wiosnę król rozpisał deliberatoria do senatorów, w odpowiedziach ujawnił się zapał powszechny do aukcji. Już z początkiem czerwca dwór zje- chał do Warszawy, 13 lipca wyszły uniwersały i instrukcje na sejmiki, oględ- nie zalecające oprócz reformy wojskowej i innych ulepszeń także wznowienie Ligi Świętej z 1684 r. Z pośrednich źródeł wolno wnosić, że przy tej spo- sobności zamierzano ograniczyć liberum veto i opisać urząd podskarbstwa, 11 Działalność sejmu grodzieńskiego 1744 r. dokładnie przedstawiła Z. Zielińska w książce Walka "Familii" o reformg Rzeczypospolitej 1743-1752, Warszawa 1983, s. 87-158. 567 i może nawet uregulować na przyszłość sukcesję tronu. Jeżeli nawet nie na to wszystko zgadzała się zagranica, to jednak, mając jej poparcie w kwestii wojskowej, można było w odpowiednim nastroju przepchnąć przez izby nie- jedną dalszą reformę - i dopilnować jej wykonania. Przed samymi sejmika- mi Poniatowski ogłosił swój List ziemianina do przyjaciela z innego woje- wództwa, w którym z porywem i wielką siłą przekonywającą wzywał do na- śladowania zachodnich wzorów rządzenia i do złożenia największych ofiar na ołtarzu ojczyzny. Nie mniejszą gorliwością popisywali się Potoccy: [Antoni Michał] wojewoda bełski w orędziu na sejmiki radził nawet mieszczan do- puścić do udziału w rządzie nieustającym. W tych samych dniach, kiedy szlach- ta rozczytywała się w Liście, 80-tysięczna armia pruska maszerowała przez pogwałconą Saksonię do Czech. Aukcja sił Rzeczypospolitej, jeżeli miała na- stąpić, to musiała zaraz wyjść na użytek Wettynów i koalicji; w oczach ludzi pokroju Poniatowskiego takie użycie wojsk polskich przy boku Austriaków, Sasów i może Rosjan, ze wszelkimi widokami zwycięstwa, stanowiło samo przez się wybitną korzyść. Inaczej patrzyli na sprawę Potoccy, [Jan] Tarło, Jabłonowscyl2 i spółka. Republikanci może by i pozwolili na zbrojenia, gdy- by wiedzieli, że na tym zyska władza hetmańska, a nie ucierpi łaskawy pro- tektor Prusak; ale tak, jak rzeczy stanęły, Potoccy wbrew najsolenniejszym obietnicom postanowili razem z aliansem cesarskim pogrzebać reformę i sejm. Z drugiej strony Fryderyk, doskonale powiadomiony o planach Bruhla i Czar- toryskich, zdwoił zabiegi, aby niebezpieczeństwo odparować. Rosja przestała go słuchać: on wtedy jedną ręką częstował koroną polską Franciszka Salezego Potockiego albo też Tarłę, drugą podsuwał Brahlowi tytuł książęcy, Guarinie- mu kapelusz kardynalski (oczywiście z poręki Francuzów), a samemu Augu- stowi, oprócz zysków w Niemczech, zwiększenie władzy w Rzeczypospolitej, wszystko w razie odstąpienia Sasów od koalicji. Oczywiście wszystko to żadnego nie zrobiło wrażenia. Na sejm do Grodna zjechali obcy dyplomaci w wyborowym komplecie: Rosję reprezentowali Kayserling i Michał Bestużew, brat kanclerza [Aleksego Bestużewa-Riumina], Austrię [Mikołaj Józef, książę] Esterhazy i [Franciszek Wilhelm] Kinnern, Anglię - czynny i z Familią zestosunkowany [Tomasz] Villiers, Prusy - [Karol] Hoffmann i poseł nadzwyczajny [Jan] Wallendrodt, Francję - pierwszy po bezkrólewiu ambasador w Rzeczpospolitej [Alfons Maria de] Saint-Severin. Ten wyćwiczony w szwedzkich intrygach sejmo- wych podżegacz przywiózł na sejm kiesę dukatów, dużo pięknych słówek i du- żo uroku, jaki zawsze, a zwłaszcza wówczas, otaczał u nas posłów francuskich. 5 października podniósł laskę nowy marszałek Tadeusz Ogiński, były konfe- derat dzikowski. Nad mowami senatorów górowały powagą i gruntownością głosy [Mikołaja] Podoskiego i kanclerza [Andrzeja Stanisława] Załuskiego. Wszystko szło gładko i w plenum, i na posiedzeniach prowincjonalnych Wiel- kopolski oraz Litwy, tylko Małopolanie zawiśli na haku koekwacji podatków i zakłócali jedność zgromadzenia. Naprawdę oprócz tego szkopułu istniał inny, natury partyjnej: oto dwór, korzystając z wakansu skarbu koronnego posta- nowił dać go [Karolowi Odrowążowi] Sedlnickiemu, protegowanemu Potoc- kich, ale przedtem jeszcze ustanowić przy nim komisję, która by większością lz Autor ma tu na myśli Stanisława Wincentego, wojewodę rawskiego i Jana Kajetana, starostę czehryńskiego. 568 głosów uehwalała wszystkie rozporządzenia; otóż opisany w ten sposób pod- skarbi nie miałby ani zysków ubocznych z publicznego grosza, ani też nie mógłby paraliżować polityki wojennej dworu. Wiedziano w otoczeniu królewskim, że Tarło po nocach spiskuje z Prusaka- mi; on sam, przyciśnięty do muru przez Augusta, wyznał, że mu ofiarowywa- no koronę. AIe któż mógł dociec, jakimi kanałami toczą się jeszcze intrygi Saint-Severina i Wallendrodta? Chcąc wszędzie trafić i wszystkie miny unie- szkodliwić, Bruhl namówił kilku posłów, aby poszli do Prusaków i podjęli się zepsucia sejmu. W ehwili, kiedy znany krzykacz "patriotyczny", Adam Mała- ', chowski, stanowczo uparł się przy oddaniu podskarbstwa przed reformą one- goż, poseł [Józef] Wilczewski rzucił nagle kiesę z dukatami na stół marszał- ', kowski, wołając, że jego i innych Prusacy starali się przekupić. Owi inni miI- czeli, więc żałujący za grzechy oskarżyciel sam ich wymienił dziewięciu, w tej Iiczbie paru niewinnych, którzy właśnie mieli śledzić obce machinacje. Straszny zgiełk był odpowiedzią na to oskarźenie. Zdrajcy wraz z całą opozycją, wie- dząe, że Wilczewski nie potrafi niczego dowieść czarno na białym, żądali odda- i nia go pod sąd; posłowie Fryderyka żądali satysfakcji, wszelka praca nad re- i formą ustała, a czas upływał. Skończyło się na tym, że Wilczewski dla ocalenia ; sejmu musiał zdrajców przeprosić, a kreatury Potockich jednak dobiły drga- jące w konwulsjach, śmiertelnie chore zgromadzenie (19 listopada). Zwycię- i stwo kosztowało Francję 40000 talarów, Prusy -15000 dukatów; główny je- go sprawca, Antoni Potocki, za 4000 dukatów "ocalił Prusy, dogodził Francji, wystrychnął Austrię, Rosję i Anglię, poniżył dwór saski, a mimochodem wde- ptał w błoto dźwigającą się do lepszego życia Polskę". Jak odczuli tę Iukę Czartoryscy i ich współpracownicy, niechaj wyrazi wła- snymi słowami uniwersał na sejmiki relacyjne wydany z kancelarii Załuskie- i go po sejmie: "Nocne duchy okropną ciemność na całe królestwo sprowadzi- ły [...j. I poszedł znów, żal się Boże, odgłos nie tylko po całej Europie, ale ' i w dalszych częściach świata, że się zjeżdżamy dla zwyczaju, nie dla skutku, i na parady, nie na rady, na emulacje, nie na konsultacje, na powitanie, nie dla ojczyzny ratowania, że wyjeżdżając z domów, wprzód zgoła myślimy, jak I sejm rwać, niż jak go utrzymać, jak swoje imprezy wysławić, choćby ojczyznę " wywrócić i obalić. 15. Wahania (1745-1746) Czego głównie żądali Czartoryscy od Brahla, lecz żądali daremnie, to wy- trwałości i planowości w działaniu. Gdyby od nich wszystko zależało, król całym naciskiem swej prerogatywy popierałby ludzi zasłużonych, a gniótłby szkodników, trzymając się przy tym na zewnątrz jednej linii politycznej. Lata 1745-I 746 przyniosły pod tym względem Familii dotkliwy zawód. Jeszcze 8 stycznia 1745 r. podpisano w Warszawie traktat poczwórnego przymierza między Austrią, Anglią, Holandią i Saksonią, którego jeden z tajnych arty- kułów zapowiadał poparcie zbawiennych dążeń Augusta III do zaprowadzenia w Polsce takich zmian, które by ją uczyniły pożyteczniejszą dla sprzymierzeń- ców "bez ujmy dla praw i konstytucji tego królestwa". Ażeby zachęcić Rosję do udziału w tym sojuszu, ofiarowano jej ze wspólnej zdobyczy na Frydery- 569 ku II Prusy Wschodnie do zamiany na niektóre wschodnie województwa Rze- czypospolitej: taka była ówczesna polityka [Aleksego] Bestużewa, a czy owa zamiana nie wypadłaby dla nas zbyt kosztownie, to zależało, rzecz prosta, od naszej gotowości zbrojnej. Dotąd w każdym razie zasadnicza orientacja poli- tyki wettyńskiej pozostała ta sama i można by było coś na niej budować. Raptem August III zachwiał się mocno w wierności wobec dworów cesarskich, kiedy mu Francja po śmierci Karola VII (20 stycznia 1745) błysnęła złotem korony cesarskiej. Zaraz zrodziły się projekty osadzenia kogoś innego w Pol- sce, jeżeli August przeniesie się na tron Rzeszy; niektórzy republikanci goto- wi byli wezwać na tron polski Fryderyka II, inni pomyśleli o Leszczyńskim, jeszcze inni od roku szukali kandydata w Wersalu. Tutaj początek intrygi, znanej pod nazwą "tajemnicy królewskiej" (le secret du Roi), którą Lud- wik XV, nie mający siły, by narzucić swą wolę ministrom, snuł za ich pleca- mi za pomocą rozsyłania tajnych agentów albo dawania dyplomatom urzędo- wym prywatnych zleceń, niezgodnych z ministerialnymi. Jądrem "sekretu"- następstwo po Auguście III, pierwszym kandydatem książę [Ludwik Franci- szek] Conti, wnuk niefortunnego elekta z 1697 r., a inicjatorem całego przed- sięwzięcia, o ile wiadomo, Andrzej Mokronowski, którego część patriotów wy- słała w 1744 r. do Ludwika. Zważywszy, że Conti należał do czołowych we Francji wolnomularzy, a Mokronowski stanie z czasem na czele polskiego Wielkiego Wschodu, godzi się dopatrywać w całym "sekrecie" pewnego pod- kładu masońskiego. Ostatecznie August III odrzucił pokusę, dotrzymał sojuszu Marii Tere- sie i przypłacił to nowym zniszczeniem Saksonii przez Fryderyka. Pokój drezdeński (25 grudnia 1745) zakończył wojny śląskie, przez co wartość Rzeczypospolitej jako sojuszniczki Austrii znacznie zmalała. Tymczasem chaos w stosunkach polskich się pogarszał. Zacny Jędrzej Załuski próbo- wał z pomocą Michała Radziwiłła przejednać naczelną komendę Potockich, książęta proponowali im wprost najściślejsze porozumienie (w listopadzie 1745) - na próżno. Przez taką prostą ugodę Familia zyskałaby tylko na znaczeniu, a w każdym razie nie dałaby się zepchnąć w cień. Potoccy zaś przypisywali sobie w województwach wpływy olbrzymie, odwrotnie proporcjonalne do liczby ich posłów na sejmie, zwykle dość nikłej. Dla- tego wojewoda bełski, przybywszy do Drezna w lutym 1746 r., po cichu przeciwstawił planom Załuskiego inny sposób zjednoczenia umysłów przez dwie konfederacje, dworską i patriotyczną, z których druga, kierowana przez mężów zaufania dworu, we właściwej chwili złączy się z przeciw- nikami. Najbardziej podejrzane było w planie Potockiego to, że obie strony miały wezwać obcej pomocy - jedni Moskwy, drudzy Prus; ta okoliczność, należycie zdemaskowana i oświetlona przez Załuskiego, zbudziła w Bruhlu bardzo naturalne wątpliwości i udaremniła machiavelistyczny plan pana wojewody, najwidoczniej zmierzający do zawichrzenia Rzeczypospolitej i znisz- czenia Familii. Nowe wahania spowodowała w Dreźnie w r. 1746 dyplomacja francuska. Jak wiemy, wśród "patriotów" byli ludzie o europejskich głowach, rozumie- jąey potrzebę zmiany ustroju Rzeczypospolitej; niektórzy z nich szli tak dale- ko, że w 1746 r. przyznawali się przed rządem francuskim do zamiaru znie- sienia "wolnego nie pozwalam" i ustanowienia w Polsce monarchii dziedzicz- nej, najlepiej pod Karolem Edwardem Stuartem, wygnanym pretendentem 570 ! angielskim. Minister Argensonl3 takich nauk nie potrzebował: rozumiał on do- i skonale, że Polska przy obecnym ustroju rozwijać się nie może; stąd wnio- sek, że Francja powinna przeciągnąć Augusta III na swoją stronę i uczciwie, za zgodą Prus, pomóc mu do wzmocnienia monarchii. Jak było do przewidze- ; nia, Fryderyk zgody na to nie dał, co jednak nie przeszkodziło Ludwiko- ; wi XV zawrzeć z Saksonią traktat subsydiowy (21 kwietnia 1746 r.) i ożenić delfinal4 z królewną polską Marią Józefą (w lutym 1747 r.). Nie wynikło stąd nic prócz bałamuctwa: ambasador [Hiacynt Galeans] Des Issarts powiózł do ; Warszawy (6 sierpnia 1746 r.) instrukcję pełną miłych upewnień i wynurzeń I dla dynastii, a rezydent (zarazem agent sekretny) [Ludwik Adrian del] Castera ; śpieszył tamże usypiać polską nieufność ku Prusom i zagrzewać Polaków do wytrwałej obrony starodawnych swobód. 16. Dalsza walka o naprawę Rzeczypospolitej (1746-1748) Jako sprzymierzeniec Francji, August III, tj. właściwie Bruhl, uznał za sto- sowne wyciągnąć ku Potockim łaskawą dłoń. Przed sejmem warszawskim 1746 r. wyłatano zgodę między Tarłą i Familią, laskę poselską obiecano Anto- niemu Lubomirskiemu, staroście kazimierskiemu, jednemu z wodzów obstruk- eji na poprzednim zgromadzeniu; od wojewody bełskiego wzięto nowy zasób solennych przyrzeczeń. Czartoryscy przewidywali, że taka miękkość rozzu- chwali tylko warchołów, więc otwarcie oświadczyli Bruhlowi, że o tyle tylko będą pracowali nad sejmem, o ile republikanci szczerze poprą na nim program dworski, przez co należało rozumieć aukcję wojska i nierozłącznie z nią zwią- zane przymierze polsko-austriacko-rosyjskie; właśnie 2 czerwca tegoż roku dwory cesarskie związały się były nowym sojuszem z tajną klauzulą zabezpie- czającą nietykalność Rzeczypospolitej od strony Prus; Saksonię i Polskę mia- no zaprosić do akcesu. Jeszcze nas uważano za wartościowych sprzymierzeń- ców, jeszcze nie za późno było myśleć o ratunku... A jednak stało się, co prze- powiadała Familia: kiedy Lubomirski na czele jednego skrzydła republikan- tów gospodarował w izbie i pięknie perorował o zbawieniu ojczyzny, Antoni Potocki ze swymi wspólnikami brał znów pruskie talary na koszty udaremnie- nia obrad. Mówiono o tym sejmie, że się rozbił o świece, które wbrew opozycji chciano wnieść ostatniego dnia do sali posiedzeń; naprawdę na nim to rozgo- rzała zabójcza kłótnia między województwami o zrównanie podatków i żadne ze stronnictw nie użyło całego wpływu, aby samolubom kresowym wpoić jakie takie poczucie słuszności. Dwór poniewczasie spostrzegł, że ze stronnictwem, którego prawica nie wie, co czyni lewica, nie warto wchodzić w zobowiązania i odtąd polegał wyłącznie na Czartoryskich. Potęga książąt doszła wówczas do szczytu: w dobrej zgodzie z Radziwiłłami, Rzewuskimi, kanclerzem [Janem] Małachowskim (następcą Za- łuskiego, który w 1746 r. przeniósł się na biskupstwo krakowskie) Familia 13 Rene Louis de Voyer de Paulmy, markiz d'Argenson (1694-1757), polityk fran- cuski, którego zasługą było doprowadzenie do traktatu subsydiowego, zawartego 21 kwietnia 1746 r. z Augustem III. 14 Ludwika, syna Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej, delfina Francji (1729-1765). 571 rozdawała wakanse, fundowała trybunały, co do rozpaczy doprowadzało re- publikantów. Z tej rozpaczy Ięgły się takie pomysły, jak projekt Mokronow- skiego względem utworzenia legu polskiej pod sztandarami Francji na do- wolny użytek tejże przeciwko Austrii lub Anglu w wojnie sukcesyjnej au- striackiej (1747) albo jak nieśmiertelne papierowe spiski powstańcze Antonie- go Potockiego, zawsze obliczone na fikcyjną pomoc francuską, pruską, szwedz- ką i turecką. Gdybyż przynajmniej ten duch nieposkromiony wodzów partu udzielał się podkomendnym, gdyby gromki frazes rozpalał w nich popęd do czynów, a nie tylko coraz głębszą niechęć do przeciwnego obozu! Może by chociaż na sejmikach uczucie patriotyczne podpowiedziało drobnej szlachcie ten morał, którego w żaden sposób nie umieli wykrzesać prowodyrzy: że nie dość gadać i krzyczeć, trzeba płacić i zbroić, póki czas! Rzeczywistość świad- czyła o czymś odwrotnym. Kiedy w 1748 r. wojsko rosyjskie przemaszerowało przez Polskę do Nie- miec, aby wymusić na Francji uznanie sukcesji austriackiej, sypnęło się dużo senatorskich protestów, ale szeroki ogół nie ruszył palcem. Familia spróbowa- ła wyzyskać przykre wrażenie tej kompromitacji i zachęcić ogół do konty- nuowania prac, ciągnących się już od 10 lat. Na sejm 1748 r. (30 września- - 9 listopada) zawczasu ochrzczony mianem sejmu boni ordinis 15 wniosła ona projekt już nie aktualnej aukcji wojska, lecz tylko plan zlustrowania możli- wych dochodów Rzeczypospolitej przez wielką komisję ekonomiczną. Taka lustracja na dziś otworzyłaby przynajmniej oczy narodowi i pouczyłaby każ- dego obywatela, co powinien poświęcić dla sprawy publicznej, a na jutro umożliwiłaby szybkie, w pół roku, wystawienie armii. Coraz trudniej było usy- piać zazdrosną czujność sąsiadów: nie mówiąc już o Prusach i Francji, Michał Bestużew też podejrzliwie śledził prace odnowicielskie Familu, trzymając w pogotowiu brzęczącą truciznę i nadstawiając ucha takim synom ciemności,jak ów hetman [Michał Kazimierz] Radziwiłł Rybeńko, co właśnie podczas sejmu 1748 r. denuncjował przed nim zamachy Czartoryskich na liberum veto. Nie zrażeni niczym książęta z wielkim rozpędem pokierowali obradami izby. Minęło 6 tygodni męczącej, iście syzyfowej pracy, przebrzmiały serdeczne zaklęcia marszałka [Wojciecha] Siemieńskiego, rozumne mowy takich pracowników,jak ojciec i syn Podoscy 16, Kazimierz Poniatowski, Józef Pułaski, i znów brutalna, ślepa obstrukcja różnych Czarneckichl , Chojeckichls strawiła cenny czas, a Marian Potocki zamknął usta wszystkim stanom Rzeczypospolitej. I jakże tu nie przytoczyćjeszcze raz opinu [Andrzeja] Załuskiego, że "nigdy sposobniejszej nie było pory do utrzymania tak potrzebnego sejmu dla dobra ojczyzny i dla honoru narodu [...]. Ale to wszystko w ludziach, samą zuchwałą rządzących się namiętnością, żadnej nie znalazło uwagi, i owszem [...] własną ojczyznę, wyrodne dzieci, okrutną zabijali ręką. Nie dziw jednak, że się im udało, że doszli do celu przedsięwzięcia swego, łatwiej albowiemjest zrujnować dom aniżeli go wystawić, i prędzej się zdrowie zepsuje aniżeli naprawi". 15 (łac.) (sejm) dobrego porządku. 16 Zapewne byli to: Mikołaj, wojewoda płocki i Karol, podkomorzy rożański. 1 Jan Antoni Czarnecki, starosta pokutyński, sędzia wojskowy hetmana wiel- kiego litewskiego Michała Kazimierza Radziwiłła. 1 s Autor ma tu na myśli przede wszystkim sędziego grodzkiego liwskiego, Franciszka Kazimierza Chojeckiego. 572 Rozdzial XX Ii Przesilenie wewnętrzne 1. Orgia partyjności Et apparuit super parietem digitus scribens 19 - tymi słowami proroka Daniela groził senatorom i posłom przed sejmem 1746 r. kaznodzieja ksiądz [Antoni) Wołłowicz. A wojewoda [płocki, Mikołaj] Podoski po sejmie boni ordinis ude- rzył w senacie jakby w dzwon alarmowy: Venit summa dies et ineluctabile fatum!2o Takich przepowiedni słychać było z pewnością dziesiątki, lecz brakło uszu do słuchania. Zagłuszała wszystko partyjność tępa, zacietrzewiona, wyuz- dana, partyjność owczywiście sui generis, nie na modłę demokratyczno-nowo- czesną, lecz właśnie taka, na jaką stać było dobę saską. Że ludzie sposobili się do wspólnych działań w organizacji stronniczej, że rozmaicie pojmowali dobro pospolite, to było rzeczą aż nadto naturalną, poniekąd nawet usprawiedliwio- ną. Ale że w przejawach życia politycznego było tak mało pierwiastka etyczne- go, że tak mało cnoty i rozumu żądano od przywódców, że się tak ślepo, nie pytając o zasady i programy, oddawano pod ich rozkazy, to już stanowiło smutny znak czasu i ponurą zapowiedź przyszłości. Jedyną zasadą grupowania się stronnictw był i pozostawał stosunek do zagranicy, tj. do jednej z walczą- cych koalicji; jedynymi ludźmi, którzy wytwarzali i dyktowali taktykę tysią- com sejmikowiczów, byli zakonspirowani, przed nikim nie odpowiedzialni magnaci. Karność i solidarność partii wspierała się nie na przekonaniach, bo o nich najmniej się mówiło, lecz niemal wyłącznie na protekcji, na szykanach trybunalskich, na wdzięczności za dobrodziejstwa. Walka partyjna, jak i każda inna, miewa tę stronę dodatnią, że przyczynia się do doboru sił tęższych i wy- wołuje rywalizację ku lepszemu; lecz do tego potrzebny jest pewien poziom rozumu i obywatelskich uczuć w społeczeństwie, jakiego epoka augustowska nie znała. Nie widać, aby ktokolwiek wówczas chlubił się tym, że pragnie postępu lub wzmocnienia rządu; bożyszczem sejmików była po dawnemu wol- ność, a ideałem obyczaje i ustawy przodków. Kto szukał dróg ku lepszej przyszłości, a wiemy, że takich był znaczny zastęp, szedł ukradkiem i zacie- rał za sobą ślady; tym się tłumaczy ciekawy fakt, że opinia ówczesna nie za- pamiętała ani zasług, ani win statystów tej epoki. Po każdym zmarnowanym sejmie "ci sami, którzy tak srogie popełnili zabójstwo, wstydu w oczach nie mając, cieszą się jeszcze i chlubią z tego, jakby sobie na dobrą zasłużyli sławę i z największego ojczyznę wybawili nieszczęścia". Tryumfowało zło, nie było na kim się oprzeć ani gdzie szukać na zło potępienia i pomsty. Czartoryscy stawali przed opinią jako gwałciciele wolności, bo pracowali nad reformą, i jako wrogowie równości, bo według słów przeciwników śmieli rozkazywać całej Rzeczypospolitej, tj. reszcie arystokracji, stanowiąc ledwo jej dziesiątą część. Tracili mir wśród szlachty nie dlatego, że współdziałali w niektórych sprawach z Rosją (albowiem do Petersburga kołatali, tylko bez powodzenia, również Potoccy, Tarłowie, Radziwiłłowie), lecz głównie dlatego, że ciągnęli naród wzwyż, do wysiłków i poświęceń. Żebyż przynajmniej dla późniejszych 19 (łac.) i ukazał się nad ścianą (murem) piszący palec. 2o (łac.) nadszedł sądny dzień i nieunikniony los (nieuniknione przeznaczenie). 573 wieków pozostało o ich pracy wdzięczne wspomnienie! Nic z tego, pamiętnika- rze XVIII w., tacy jak Kitowiczzl i Matuszewiczz2, okryli grubą warstwą obmowy sejmy Augusta III i dopiero dziś historia krytyczna wydobywa spod tego rumowiska odłamy prawdy. 2. Trybunał ofarą walki Jakakolwiek zresztą różnica moralna istniała między czynami Familii i jej nieprzyjaciół, obustronna taktyka powszechna obniżała okropnie poziom oby- czajowy społeczeństwa. Żadna strona nie dbała należycie o oświecenie i uszla- chetnienie przeciętnego obywatela; każda w dążeniu do władzy, dla chwilo- wego sukcesu, deptała resztki ładu państwowego. Sądownictwo i szczątki ad- ministracji stawały się narzędziami stronnictw. Ginęło poczucie prawa, nie pogłgbiała się świadomość polityczna, nie wyrabiały się charaktery. Nie dziw, że i skutki marnej metody przedstawiały się marnie. Nie byliby Czartoryscy dziećmi swojej epoki, gdyby nie ulegali właściwym jej namiętnościom i myl- nym rachubom. Jeden taki błąd wywołał duże zgorszenie w 1748 r.: Familia wyrobiła Bruhlowi w trybunale fałszywy wywód polskiego szlachectwa. Wi- docznie łatwiej było gardzić faworytem i unikać z nim węzłów powinowactwa niż odmówić takiej przysługi w trybunale. Złe wrażenie tego kroku wyzyskali ruchliwi działacze republikańscy Piotr Sapieha i Antoni Potocki; doprowa- dzili oni do rozbicia reasumpcji trybunału w Piotrkowie (1749) i odnieśli zwycięstwo na paru reasumpcjach następnych. Tak podrażniwszy opinię, nie przytwierdziła jednak Familia do siebie Bruhla. I Augustowi, i jego ministrowi ciążyła konsekwentna, imperatywna gospo- darka książąt w dziedzinie łaski monarszej. Oni przedstawiali kandydatów, których uważali za najgodniejszych, a Bruhl wolał sprzedawać wakanse więcej dającym. Tę chętkę podpatrzył w nim i począł rozwijać Jerzy Mniszech, mar- szałek nadworny koronny, szwagier Józefa Potockiego, a od 1748 r. mąż od- trąconej przez Poniatowskich Amelii Bruhlówny. Długo i mozolnie krzątał się marszałek nad pogodzeniem Pilawitów z dworem, aż wreszcie rozbicie try- bunału pozwoliło mu podnieść głos adwokacki. Pewną winę w tym rozbiciu ponosili i Czartoryscy, Mniszech więc postarał się przekonać dwór, że oni wszystkiemu są winni. Aby ratować wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej, król zwołał na sierpień 1750 r. sejm nadzwyczajny do Warszawy, li tylko dla naprawy są- downictwa, jakkolwiek nie zbywało kołom dworskim na chęci przeprowadze- nia przy tej okazji niektórych śmielszych reform. Właśnie w 1749 r. sondo- wano dwór wiedeński o zgodę na zniesienie "wolnego nie pozwalam", co prawda z najgorszym skutkiem. Maria Teresa zaoponowała niby dlatego, że- by nie dawać Fryderykowi pretekstu do wywołania w Polsce i Europie za- mieszek, ale w gruncie rzeczy po prostu sama cesarzowa życzyła sobie dalszej 21 Jędrzej Kitowicz był autorem znanego Opisu obyczajów i zwyczajów za pano- wania Augusta III, wyd.1, Poznań 1840-1841. 22 Marein Matuszewicz (1714-1773) był autorem Pamiętnika kasztelana brzesko- -litewskiego 1714-1765, t.1-4, Warszawa 1876. 574 anarchii w Rzeczypospolitej. Potoccy przed sejmem postawili na ostrzu miecza kwestię rozdawnictwa wakansów, a nie uzyskawszy żadnych rękojmi, posta- nowili rozbić obrady. Chwycili się pozoru, że w izbie poselskiej zasiada se- nator, Wacław Rzewuski, jak gdyby wśród stanu szlacheckiego nie było god- nych kandydatów do laski! Rzeczywiście, Rzewuski po zrezygnowaniu z wo- jewództwa podolskiego był przeznaczony do laski nie tylko na sejmie, ale i w projektowanej przy majestacie konfederacji. To podejrzenie wystarczyło dla Potockich, aby zatamować obrady (przez posła [Antoniego] Wydżgę) jeszcze przed obiorem marszałka, a odwagi dodał im poseł pruski [Ernest Voss] pokątną zapowiedzią, że w razie pogwałcenia wolności wojska Fryde- ryka II ruszą na Warszawę. Ostatnia porażka - szósta z kolei - złamała wytrwałość Bruhla. Z ro- kiem 1750 kończy się właściwie rola Czartoryskich jako kierowników polityki Augustowej w Polsce. Aukcja wojska, przymierza z przyjaznymi dworami, na- prawa trybunałów, podźwignięcie miast, otwarcie mennicy i gór olkuskich, stają się nadal czczym frazesem królewskich uniwersałów. Ten lub ów sejmik, podolski czy kijowski, nie mogąe się doczekać szeroko zakrojonej reformy wojskowej, przeprowadzi u siebie małą aukcję w postaci milicji dla obrony przed hajdamakami (1753-1757), ale w oczach dworu sejmy mają już jedno tylko ważne zadanie - uregulować następstwo tronu w duchu dynastycznym. 3. Zabiegi sukcesyjne Wettynów Rozpoczęły się, o ile wiadomo, wkrótce po bezkrólewiu i co najmniej od tejże chwili były zwalczane z różnych stron. Przybrały one nieco inny kie- runek i zapanowały nad polityką Bruhla w miarę dorastania młodszych kró- lewiczów, Ksawerego (ur. 25 sierpnia 1730 r.) i Karola (ur. 13 lipca 1733 r.). Ponieważ najstarszy, Fryderyk Chrystian (ur. 5 września 1722 r.), nie rokował długiego życia, pod koniec 1750 r. wśród dyplomatów saskich zrodziła się myśl zapewnienia następstwa tronu za życia Augusta księciu Ksaweremu, przy równoczesnym zadzierzgnięciu podwójnych węzłów małżeńskich między domami saskim i austriackim w osobie Ksawerego i jednej z królewien. Zda- wało się, że dwór drezdeński, już będąc spowinowacony z Habsburgami, Wit- telsbachami, Bourbonami francuskimi, hiszpańskimi i neapolitańskimi, a za- przyjaźniony z przemożną Rosją, pokieruje następstwem tronu wbrew woli Prus. Aby pozyskać nadto Anglię i oddziałać przez nią na Rosję, a potem przez Anglię i Rosję narzucić Austru owe podwójne śluby, Bruhl, po wygaś- nięciu traktatu z Francją, związał się podobnym aliansem z Anglią (13 wrze- śnia 1751). Rachuba ta jednak zawiodła i nie przyniosła Sasom nic prócz za- siłków pieniężnych na utrzymanie dworu. Maria Teresa odrzuciła z punktu swaty saskie i nastroiła niechętnie również doradców carowej Elżbiety nie tylko wobec dążeń dynastycznych Wettynów, ale i wobec wszelkich śmiel- szych poczynań reformatorskich w Polsce. Takiej nieżyczliwości nie spodzie- wał się po cesarzowej Bruhl. Od początku 1752 r. przygotowywał on grunt dla elekcji vivente rege wśród panów polskich. Najwcześniej wtajemniczeni zostali, rzecz znamienna nie Czartoryscy, lecz [Jerzy August] Mniszech i ksiądz podkanclerzy [Michał] Wodzicki. Oni to układali na tegoroczny sejm gro- 575 dzieński sposoby przeprowadzenia planu bądź w drodze uchylenia liberum veto (zupełnie jak pierwotnie, przed 1661 r. za Jana Kazimierza), bądź bez- pośrednio przez nagły nacisk dyplomatyczno-korupcyjny przychylnych mo- carstw. Czartoryscy śledzili płytką robotę dworu nieufnie, ale jeszcze nie wrogo. Daleko im jeszcze było do wystawiania własnej kandydatury, więc chociaż uważali wszystkich królewiczów za ludzi niewielkiej wartości, nie- mniej, dla uniknięcia ciężkich po śmierci Augusta wstrząśnień, książęta w czerwcu tegoż roku ofiarowali dworowi swą pomoc, oczywiście w nadziei, że przy następnym panującym zachowają dotychczasowy swój wpływ. Jako rękojmi tego zażądali oddania podkanclerstwa litewskiego, po awansie Mi- chała Czartoryskiego na pieczęć wielką, zięciowi tegoż, Michałowi Sapieże, a uczynili to w formie niezwykle twardej, z pogróżką, że w przeciwnym razie nie dopuszczą nawet do obioru marszałka sejmowego i dwór będzie musiał wkrótce odbywać nową trzęsącą podróż do Grodna. Argument poskutkował, ale pewno nie podniósł w oczach dworu powagi moralnej książąt, którzy do- tąd nie współzawodniczyli z przeciwnikami w szkodnictwie sejmowym. Łatwo przewidzieć, jaki los czekał po tych niezręcznych przygotowaniach- 4. Sejm grodzieński 1752 r. Dwór go traktował obojętnie, jako zło konieczne, Czartoryscy jako próbę z góry poronioną; "patrioci" przeciwnie, choć osieroceni przez śmierć Józefa Potockiego (19 maja 1751), Jana Tarły (5 stycznia 1750) i Jana Fryderyka Sapiehy (5 lipca 1751), nosili głowy wcale wysoko, zwłaszcza gdy wiedzieli, że im Mniszech w nagrodę za tyle zepsutych sejmów zamawia łaski u króla i Brahla, a nowy hetman Jan Klemens Branicki, jakkolwiek żonaty z Izabelą Poniatowską (1749), wstępuje w ślady poprzednika. Wojewoda bełski [Antoni Michał Potocki] z pomocą Piotra Sapiehy (teraz już wojewody smoleńskiego) zaalarmował Francję, Prusy i Turcję pogłoską, jakoby dwory cesarskie chciały jeszcze i na tym sejmie wciągnąć Polskę do swego przymierza i narzucić jej księcia Karola Lotaryńskiego na następcę tronu. Z Paryża przybiegł na ratu- nek zagrożonych rzekomo swobód nowy ambasador, hrabia Karol Broglie, za- razem piastun tajnych zleceń Ludwika XV dotyczących, jak wiemy, kandyda- tury Contiego. Powtórzyła się zwykła historia: podkopane intrygą francuską i pruską, bacznie śledzone przez posła rosyjskiego [Henryka] Grossa, słabo poparte przez Czartoryskich i ich przyjaciela, Anglika [Karola] Williamsa, zgromadzenie utknęło zaraz po wysłuchaniu wotów senatorskich. Posłowie bracławscy [Stanisław] Świdziński i [Franciszek] Chojecki zatamowali czyn- ności całą litanią zażaleń, a 24 października [Kazimierz] Morski, poseł so- chaczewski, nasadzony przez bezecnego podskarbiego Sedlnickiego, zerwał ob- rady. Najprawdopodobniej podskarbi, przyciśnięty nie po raz pierwszy przez deputację obrachunkową sejmu, zapłacił mu za tę przysługę z funduszów skarbowych, nie licząc tego, co z francusko-pruskiej kieszeni dodał Antoni Potocki. Nowa klęska publiczna wywołała odruch zgrozy po stronie dawnych lojali- stów. Czartoryscy, [Andrzej] Załuski, [Mikołaj] Podoski spróbowali ogłosić manifest wiernopoddańczy piętnujący czyn Morskiego: może by kraj nabrał 576 otuchy, widząc w senacie przewagę żywiołów ładu i pracy? Rzecz była już na dobrej drodze, bo nawet chwiejny Branicki położył swe nazwisko pod odezwą, kiedy nagle faworyt hetmański, generał Mokronowski, porwał skrypt i wmówił swemu szefowi, że tam kryje się niebezpieczny zamach na wolność. Groźny papier poszedł do pieca ku wielkiej radości republikanów, a wraz z nim spłonęło ostatnie ogniwo, jakie jeszcze miało połączyć przy warsztacie pozytywnej pracy Familię i dom wettyński. 5. Sprawa ostrogska I tym razem, jakby przez wdzięczność za zerwanie sejmu, Bruhl zaczął oka- zywać niezwykłe względy Brogliemu oraz republikanom. Widoczne było, że harmonia między dworem i Potockimi, niemożliwa do osiągnięeia póki jedna i druga strona aspirowała do własnej polityki zewnętrznej i służąc wyższym celom rozmaicie traktowała sprawy domowe, przestawała być niepodobień- stwem z chwilą, gdy przeciwnicy odłożą w kąt swoje idee i po prostu podzielą sig władzą wydartą Czartoryskim. [Jerzemu) Mniszchowi takie pozory har- monii wystarczyły, więc parł do ugody całą siłą. Jeszcze jeden rok trudnej na pokojach dworskich rywalizacji z zięciem premiera23 i książęta chwytają się desperackiego środka ratunku: wciągają część "patriotów" we wspólny, niezupełnie czysty interes, znany pod nazwą transakcji kolbuszowskiej (7 grud- nia 1753 r.). Manewr polegał na tym, że namówiono rozpustnego posiadacza ordynacji ostrogskiej, Janusza Sanguszkę, aby rozdał poszczególne majątki różnym prywatnym wierzycielom. Wśród tych ostatnich obok Augusta Czarto- ryskiego i jego zięcia, Stanisława Lubomirskiego, strażnika koronnego, znaleźli się tak wybitni "patrioci", jak dwaj Antoniowie Lubomirscy (wojewoda lubel- ski i starosta kazimierski), Franciszek Salezy Potocki, Adam Małachowski, Józef Aleksander Jabłonowski, Piotr i Ignacy Sapiehowie. Ogółem z 21 miast i 568 wsi przywłaszczyli sobie: Jan Małachowski - Międzyrzecz i połowę Ostroga, różni Lubomirscy, w liczbie sześciu - Dubno, Cudnów, Miropol, Kul- czyny, Pików, Wilsk, Jazowsko, Stepań, Deraźnię, Konstantynów (tym po- dzielili się strażnik Lubomirski z Augustem Czartoryskim); w dom Sapiehów weszły Krasiłów i Bazalia, w dom Potockich - Lutowież i Łokacze, Jabłonow- skich - Sulżyńce itd. Solidarność republikanckiego obozu zdawała się roz- bita, wielki plan Mniszcha - co najmniej spaczony w wykonaniu. Wnet jednak sprawa w innym ukazała się świetle. W całej Rzeczypospoli- tej podniósł się krzyk na transakcję kolbuszowską jako na akt nielegalny i nie- patriotyczny. Trudno było uwierzyć obietnicom donatariuszy sanguszowskich, że utrzymają nadal, w duchu wymagań statutu, 600 żołnierzy milicji ordynac- kiej na potrzebę publiczną, a jeszcze trudniej pogodzić ich chciwość z inte- resami szlachty-dożywotników, która dotąd, niby to służąc wojskowo, dzier- żyła w swych rękach dobra ostrogskie. Najgłośniej wołali o pomstę hetmani koronni, Jan Klemens Branicki i Wacław Rzewuski. Znany generał Mokro- nowski, zapobiegając rzeczywistemu rozdrapaniu dóbr, opanował główną for- 23 Jerzy Mniszech, marszałek nadworny koronny, był mężem córki Bruhła, Amelii od 1750 r. t9 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II tecę ordynacji, Dubno (w lutym 1754 r.). Mnóstwo skarg popłynęło do Dre- zna z sejmików i zjazdów; gabinety europejskie zwróciły tak baczną uwagę na polską kłótnię, jakby od jej obrotu zależeć miał wybuch wojny powszechnej. Dwór drezdeński długo nadsłuchiwał, za kim opowie się większość szlachty i z kim łatwiej będzie przeprowadzić tajony od dawna projekt oddania ordy- nacji jednemu z królewiczów. Po wyborach sejmowych 1754 r. przegrana Familii nie ulegała już wątpliwości, toteż szala wpływów Mniszcha poszła szybko w dół. Można było widzieć na sejmie warszawskim (30 września- - 31 października), jak od Czartoryskich odwracają się najwierniejsi współpra- cownicy: Załuski, Podoski, Pułaski, jak nawet niejeden z nowo pozyskanych wspólników opuszcza po namyśle szeregi spółki kolbuszowskiej. Role od 1750 r. zmieniły się tak dalece, że teraz właśnie kreatury Czartoryskich tamowały obiór marszałka, a dawni obstrukcjoniści unosili sig nad świętością regula- minu. Prześcigano się w obietnicach utrzymywania milicji nawet ponad normę, a tymczasem za kulisami Gross i Williams w ciągłej walce z Brogliem napie- rali na dwór, aby nie odpychał od siebie książąt. Nareszcie Familia sama przypieczętowała swą porażkę, śląc do grodu stronnika Lubomirskich [Mi- chała] Strawińskiego, posła starodubowskiego, z manifestem przeciwko sej- mowi. Niewiele jej to pomogło. Jeszcze przed rozjazdem dwór w odpowiedzi na adres olbrzymiej większości senatu wydał reskrypt (3 listopada), którym oddawał wszystkie klucze dóbr ordynackich pod zarząd 5 administratorów z Władysławem Szołdrskim, generałem wielkopolskim na czele. Osobnej ko- misji, gdzie przewodniczył Załuski, a zasiadali także hetmani, powierzona zo- stała lustracja dóbr i zabezpieczenie milicji na przyszłość. Że reskrypt ten był śmiały i niezupełnie zgodny ze ślamazarną tradycją polskiej administracji, to pewna; w każdym razie był on niezbędny do unieszkodliwienia całkiem bezprawnej umowy podziałowej. 6. Dwie interwencje Na domiar klęski Czartoryskich przeciwnicy ich doznali teraz mnóstwa oznak łaski i protekcji dworskiej pod postacią orderów, wakansów i starostw. Familia jednak zbyt mocno zżyła się z myślą, że tylko ona potrafi racjonalnie kierować narodem, i zbyt dobrze znała lichotę tych różnych obłaskawionych teraz warchołów (brouillons) oraz ich niezdolność do twórczej współpracy z dworem, by miała bez walki wypuścić z rąk ster Rzeczypospolitej. Posta- nowiła tedy wrócić do władzy za jaką bądź cenę. Wobec ogółu polskiego przybrała pozę ofiar królewskiego despotyzmu, wyzutych aktem 3 listopada [1754 r.] z posiadania dóbr dziedzicznych. A jednocześnie z pomocą Williamsa postarała się o mocne wstawiennictwo petersburskie. Trzy razy przypuszczali szturmy do Bruhla posłowie brytyjski i rosyjski, przy czym nie obeszło się bez powoływania na rozjemstwo Piotra Wielkiego w 1716 r. i traktat warszawski, rzekomo uprawniający Rosję do opieki nad jej stronnikami w Polsce; za każ- dym razem Brahl pozostawał przy swojej decyzji: mgstwo na pozór budujące, ale dość łatwe, gdy się zważy, że [Aleksy] Bestużew, zaprzyjaźniony z saskim premierem, poufnie ośmielał go do lekceważenia urzędowych przełożeń rosyj- skich. Nie było dla Czartoryskich innej rady, jak przeprosić króla i udawać 578 pokorę, dopóki wiatr się nie odmieni. Aby zaś przyśpieszyć tę odmianę, Wil- liams zawiózł do nadnewskiej stolicy młodego Stanisława Antoniego Ponia- towskiego, stolnika litewskiego, i tam z nim razem jął pracować dla dobra Familii. Skutki tych prac zawisły nad losami Polski jak nielitościwa klątwa. Równolegle z angielsko-rosyjską działała też interwencja francuska poparta z Berlina i Konstantynopola. Broglie, upojony zwycięstwern, uwierzył w moż- ność narzucenia Augustowi III dawnej polityki Potockich grawitującej ku Francji i Prusom i podążył do Wersalu, aby się tą nadzieją podzielić z rządem. Przedtem jeszcze za jego namową Branicki posłał do Porty pułkownika Ka- rola Malczewskiego, który miał otworzyć oczy Turkom na niebezpieczeństwo podpadnięcia Polski pod wpływy rosyjskie. Na radę senatu we Wschowie (23-24 maja) [1755 r.] zjechał poseł turecki [Ali], aby się naocznie przekonać o stanie rzeczy i nawiązać stosunki z patriotami. Lecz Bruhl nie po to zerwał z Czartoryskim, aby przyjmować wskazówki od ich antagonistów. Rozumiał on, że przeciw Prusom Saksonia nigdy się nie obejdzie bez osłony dworów cesarskich, a dostrzegł i to, że Potoccy z wyjątkiem Antoniego łatwo odstą- pią od dawnych haseł, byle mogli korzystać z dobrodziejstw dworu. Na tych przesłankach osnuł on próbę uniezależnienia swej wewnętrznej gospodarki zarówno od nacisku rosyjskiego, jak i od antyrosyjskich nawoływań republi- kantów - próbę nieracjonalną z punktu widzenia polityki na dalszą metę, ale ponętną i pochlebiającą miłości własnej jego i króla. I oto, ledwo od- parłszy za pomocą sztuczki dyplomatycznej wstawiennictwo Rosji za Czarto- ryskimi, premier śle do Stambułu Jana Mniszcha, podkomorzego litewskiego, aby sparaliżować akcję Malczewskiego, która sama jedna mogła tamto wsta- wiennictwo oddalić na dłuższy czas. Czasy wojny siedmioletniej 7. Projekt konfederacji antyrosyjskiej W lipcu 1755 r. nowy minister pełnomocny francuski [Franciszek Durand] przedłożył Branickiemu plan uruchomienia konfederacji ogólnej na walkę z Rosją kosztem 1500000 franków rocznego zasiłku. Wyjątkowa tym razem hojność Ludwika XV miała źródło w zaostrzającym się zatargu kolonialnym między Francją a Anglią, który, jak przeczuwano, musiał pociągnąć za sobą pożar powszechny, w tym zaś wypadku wojska rosyjskie poszłyby przez Pol- skę bronić Hanoweru albo Niderlandów austriackich, a Rzeczpospolita, zagra- dzając im drogę, broniłaby zarazem własnego majestatu i oddałaby przysługę Francji. Przewidywanie było trafne i znalazło potwierdzenie w konwencji petersburskiej z dnia 30 września 1755 zawartej przez Williamsa, a oddającej do dyspozycji Anglii 55000 Rosjan. Byłby to najazd groźny, ale znowuż nie tak przytłaczający, żeby masy szlacheckie, ożywione prawdziwym, a nie tylko partyjnym patriotyzmem, nie mogły mu stawić czoła. Tymczasem, zanim je- szcze można było zmierzyć niebezpieczeństwo, nawiasem mówiąc, zrazu nie- aktualne, bo umowy petersburskiej carowa nie ratyfikowała, Branicki i to- warzysze okazali, jak lekko ważą rzucane frazesy o "oddaniu życia" i obro- 579 nie granic. Hetman nie rozwinął żadnej propagandy, a jego stronnicy skom- promitowali się w komisji dubieńskiej zupełną niezdolnością do zabezpiecze- nia bytu owej milicji, o którą narobiono tyle hałasu. W sukurs swym klien- tom nadbiegł do Drezna Broglie z pełnomocnictwem do ponownego wprowa- dzenia Saksonii w alians francuski, lecz zastał Bruhla spragnionego tylko fun- tów sterlingów i tylko dobrej zgody z Rosją. Tu nagle wszystkie karty po- mieszała ambasadorowi radykalna zmiana w polityce pruskiej. Fryderyk II, sądząc, że Rosja zaprzedała się już zupełnie Anglikom, zawarł z tymi ostatni- mi pamiętną konwencję westminsterską o neutralizacji Niemiec (16 stycznia 1756). Ten cios dotkliwy oszołomił politykę francuską na całym świecie, a skut- ki jego dały się odczuć i w Polsce. 8.Rzeczpospolita wobec odwrócenia przymierzy i wybuchu wojny siedmioletniej Nie tylko w Polsce, ale i na Zachodzie mało kto przejrzał, że ta konwencja, mimo pozorów obronnych, była przejawem zaczepnych dążności króla pru- skiego, który nie mogąc skłonić Ludwika XV do zaatakowania Marii Teresy, tą właśnie drogą, przez pozyskanie Anglii i Rosji, myślał odosobnić Austrię i jeśli nie militarnie, to politycznie "zniweczyć" Saksonię; nie ulega zresztą wątpliwości, że już wówczas zdobywcze plany skrytego sąsiada godziły w Gdańsk i Prusy polskie, dość przytoczyć pewien list młodzieńczy Fryderyka z roku 1731 (do przyjaciela [Karola Dubisława von) Natzmera), dalej jego Testament polityczny z 1752 r., gdzie aneksja Prus figuruje jako re lny po- stulat polityki Hohenzollernów. Słowem, niebezpieczeństwo było be; ; :?średnie. Nasi "patrioci" dostrzegli jednak w konwencji westminsterskiej najlepsze za- bezpieczenie pokoju powszechnego. Branicki odwołał swego emisariusza z Tur- cji. Aż tu, na wiosnę 1756 r. Rosja znowu podniosła głos w obronie Czarto- ryskich; [Aleksego] Bestużewa zmusili do ingerencji inni dygnitarze peters- burscy (wicekanclerz [Michał] Woroncow, Szuwałowie itp.), bardziej troskli- wi o powagę carskiej dyplomacji w Polsce, a podbechtani głównie przez Jana Małachowskiego. Wielka księżna Katarzyna, żona następcy tronu rosyjskiego Piotra a kochanka stolnika Poniatowskiego, rzuciła też swoje ważkie słowo na szalę wypadków, czym wszystkim ośmielona Familia ruszyła do kontrata- ku. Opanowała najpierw (3 maja 1756) trybunał wileński - po skandalicznej poprzedniej kadencji radziwiłłowskiej - aby ścigać wyrokami przeciwników i niewiernyeh klientów w rodzaju pamiętnikarza Matuszewicza; następnie roz- winęła gwałtowną agitację na sejmikach koronnych za odwołaniem admini- stracji ostrogskiej. Tak stały rzeczy w Polsce, kiedy ńagle rozgrzmiała nad całą Europą wojna siedmioletnia. Francja odpłaciła Prusom za odstępstwo, przyjmując ofiarowa- ną już dawniej (we wrześniu 1755), lecz odtrąconą przyjaźń Austrii (traktat obronny wersalski 1 maja 1756). Zarazem przyjęła wszystkie tego zwrotu na- stępstwa: kierowniczą rolę kanclerza [Wenzela Antona] Kaunitza w sprawach ogólnoeuropejskich, nieuniknione zbliżenie z Rosją po zerwanych przez 7 lat stosunkach, wreszcie poświęcenie znacznej części interesów francuskich na Wschodzie, mianowicie w Polsce i Turcji, na rzecz Rosji, a wszystko to w 580 oczekiwaniu wątpliwych nabytków belgijskich, dla miłej zemsty nad Frydery- kiem II. O wiele lepsze wyrachowanie okazała w tej chwili Rosja. Ona, rezyg- nując ze współzawodnictwa z Francją na terenie szwedzkim, tym mocniej sta- nęła odtąd nad Wisłą; dla niej nawet jedną z pobudek do udziału w wojnie była chęć rozszerzenia swych ziem o wielką połać Białej Rusi lub Ukrainy w ten sposób, aby drogi wodne czarnomorskie połączyć z bałtyckimi; Pol- skę zamierzano, według dawnej koncepcji Bestużewa, odszkodować Prusami Wschodnimi. Nawzajem, Fryderyk od pierwszej chwili, gdy uznał wojnę za nieuniknioną, zalecił generałowi [Janowi] Lehwaldtowi opanować po pobiciu Rosjan Prusy Królewskie, bez żadnej dla Rzeczypospolitej rekompensaty. Nad- chodził kataklizm światowy, który mógł zmienić nie do poznania mapę Eu- ropy Wschodniej; Polsce wśród okalającego ognia nie wolno było zachować się biernie, a miejsce jej było niezaprzeczenie w rzędzie aliantów wersalskich. I tę to chwilę poważną wszystkie nasze obozy spotkały w stanie gorszym niż przed 12 laty, w zupełnej niegotowości duchowej; Czartoryscy zajęci tylko ratowaniem swojej pozycji partyjnej kosztem najbardziej wątpliwych środków, obóz hetmański bez duszy i zapału, dwór uwikłany w sprzecznościach mię- dzy polityką zewnętrzną a wewnętrzną; Bruhl pogrążony w niesumiennych operacjach finansowych, August III jak zawsze bezmyślny. Dnia 30 sierpnia król pruski, uprzedzając natarcie Austriaków i Rosjan, wpada do Saksonii, wyrzuca Augusta z Drezna i zamyka go z 17000 Sasów w obozie pod Pirną. Kanclerz [Jan) Małachowski daremnie próbuje sprowa- dzić króla do Warszawy na sejm. Fryderyk puści go, ale dopiero po kapitu- lacji Sasów, kiedy już termin zagajenia minie. Wnet podpisana kapitulacja, Sasi wpędzeni w szeregi pruskie, król zjeżdża z Bruhlem do Warszawy (27 października), aby tam zastać Polaków już ostygłych z pierwszej podniety wojennej, już rozmyślających nie o tym, jak by wojnę wyzyskać, ale jak ją przeczekać z najmniejszą szkodą materialną. 9. Upadek wpływów francuskich. Poniatowski posłem w Petersburgu Niebezpieczeństwo przemarszu rosyjskiego, które miało ożywić niedoszłą konfederację 1755 r., stanęło teraz przed oczyma ogółujako groźba nieodparta. Najprzedniejsi senatorowie prywatnie dali do poznania Grossowi, że przeciw- działać wizycie Rosjan nie myślą. Już z końcem 1756 r. znaleźli się na Litwie kwatermistrze, a za nimi latem wkroczyła wielka armia [Stefana] Apraksina rekwirując zboże i podwody. Fakt ten, podobnie jak i cały obrót wypadków wojennych, nie mógł nie wywrzeć wpływu na ostre i wrażliwe stosunki par- tyjne. Z ogólnego układu międzynarodowego zdawało się wynikać, że w Pol- sce stronnicy koalicji wersalskiej staną naprzeciwko przyjaciół Anglii i Prus. W rzeczywistości Branicki razem z gromadką "patriotów" pozostał pod egidą Brogliego i Duranda, a w delikatnym kontakcie z Prusakiem [Gedeonem] Benoitem; inni republikanci oddali się w służbę dworowi, a Czartoryscy, stro- niąc ustawicznie od Fryderyka II, umieli pogodzić firmę stronnictwa rosyj- skiego z przyjacielskim stosunkiem do Anglii. Znany nam Stanisław Ponia- towski syn jesienią 1756 r. na żądanie młodego dworu rosyjskiego powtórnie udał się nad Newę, już jako poseł saski mający przyśpieszyć pochód Rosjan 581 przez Polskę na pomoc Augustowi III. I misja, i pochód odpowiadały wido- kom Brahla, który tgdy myślał się wkraść w łaski Katarzyny, a tym bardziej dogadzały zarniarom Familu, która spodziewała się zyskać na powadze w są- siedztwie wojsk rosyjskich. Nie przypuszczali ani Sasi, ani książęta, że stolnik zamiast służyć ich widokom, wróci po dwóch latach jako upatrzony, świadomy swej kariery kandydat Katarzyny II do tronu polskiego. Dla hrabiego Broglie ze zrozumiałych powodów stała się misja Poniatow- skiego prawdziwą solą w oku. Ambasador odczuł poniżającą rolę Francji wo- bec dokonywającego się przemarszu. Mógł od wszystkiego umyć ręce, skoro nie on wywołał przewrót międzynarodowy, skoro Polacy sami o sobie w czas nie pomyśleli. Ale jemu nie o wykręty chodziło; on właśnie podjął się draż- liwej funkcji opiekuna wszystkich obywateli krzywdzonych przez Rosjan, a na Poniatowskiego, jako na głównego sprawcę pogwałcenia polskiego tery- torium, ściągał zewsząd gromy. Była chwila - po odwrocie Apraksina z Prus, w którym współcześni widzieli zdradę ukartowaną przez młody dwór rosyj- ski - kiedy Broglie już bliski był wysadzenia z siodła stolnika. Ale po klęsce Francuzów pod Rossbachem (5 listopada 1757) wystarczył jeden groźny bi- lecik roznamiętnionej wielkiej księżny, aby skasować gotowe odwołanie Po- niatowskiego i przedłużyć jego pobyt w Rosji aż do sierpnia 1758 r. Broglie w szlachetnym, lecz bezsilnym gniewie, zadarłszy ze wszystkimi, opuścił Pol- skę bezpowrotnie (w lutym 1758). Po jego odjeździe szef stronnictwa francu- skiego, Branicki, dla podratowania swego kredytu spróbował oskarżyć Bruhla przed Augustem III o nieuczciwe i niekonstytucyjne mieszanie się do spraw Rzeczypospolitej (15 kwietnia). Próba wypadła fatalnie, faworyt bowiem wszy- stkiego się wyparł, a hetman spadł z piedestału naczelnika najzdrowszego i najliczniejszego stronnictwa. Wtedy to, w maju 1758 r., Czartoryscy wyjed- nali od obrażonego ministra dekret znoszący administrację ostrogską. Trudno było, jak na ówczesne stosunki, dobitniej zadokumentować tryumf obozu ro- syjskiego nad francuskim i bliski, zdawało się, powrót do rządów Familii. 10. Sprawa kurlandzka, sejm i senat w 1758 r. W lutym za sprawą dyplomacji wersalskiej upadł [Aleksy] Bestużew, twór- ca systemu polityki rosyjskiej wobec Prus i Polski za panowania Elżbiety. Posądzony nie bez racji o zakulisowe praktyki z Anglią, a za jej pośrednic- twem nawet z Fryderykiem, został on aresztowany, osądzony i zesłany na wygnanie. Ten fakt z początku mocno zaniepokoił Bruhla, ale nie przyniósł szkody ani Sasom, ani Polsce, owszem, dopomógł do pomyślnego załatwienia sprawy kurlandzkiej, któremu dotąd stał na zawadzie wyprotegowany przez Birona Bestużew. Następcą skazanego kanclerza został Michał Woroncow, człowiek łagodny, niezdecydowany i bez własnej linii wytycznej. Wiosną udał się do Petersburga w pogoni za szczęściem królewicz Karol, ulubieniec ojca, w towarzystwie takich paniczów, jak Ksawery Branicki, Franciszek Rzewu- ski i paru innych. Szczęście się uśmiechngło: carowa i Woroncow pozwolili grzecznemu królewiczowi wstąpić na tron kurlandzki, to znaczy dać się wy- brać w Mitawie i otrzymać od Augusta inwestyturę. Szlachta kurlandzka, zra- żona jednakowo do tymczasowego rządu oberratów, jak i do natrętnej kon- 582 troli rezydentów rosyjskich, którzy tam rządzili od czasu zesłania Birona (1741) jak w rosyjskiej prowincji, zrozumiała, że obiór królewicza najlepiej ją zabezpieczy przed Rosją i Prusami. [Jan] Małachowski zręcznie poprowadził rzecz w Mitawie, gdzie "konfederacja braterska" szlachty (w lipcu) oddała głosy Karolowi. Znacznie ciężej poszła sprawa z aktem drugim, tj. inwesty- turą. Tej w myśl ustawy 1726 r. nie można było urządzić bez sejmu, a wnieść taką materię do izb znaczyło tyle, co pogrzegać ją razem z sejmem: sam je- den malkontent Branicki nie dałby załatwić tej sprawy wbrew swojej opo- zycji. Tym razem zresztą gorsze niż od Branickiego groziły trudności od Czarto- ryskich. Zbyt wiele zawdzięczali oni Bironowi i zanadto zrazili się do niedba- łych rządów saskich, by mieli ułatwić Wettynom sadowienie się w Kurlandii i, co za tym musiało iść, w Polsce. Od kiedy stolnik litewski Stanisław Po- niatowski otrzymał od Katarzyny zachętę do wystąpienia z własną kandyda- turą, książęta postanowili wyforować na tron jednego z swoich, o ile można - księcia Adama Kazimierza, wojewodzica ruskiego. Po trosze cała uwaga kół kierowniczych skupiła się na interesie kurlandzkim, tak ważnym dla kra- ju i dla dynastii. O sejm nikt się nie troszczył. Zaraz też po obiorze mar- szałka Adama Małachowskiego, krajczego koronnego, Branicki wywarł na or- ganie prawodawczym swą złość i swoją moc: wołyniak [Mikołaj] Podhorski zerwał obrady pod pretekstem obecności w kraju wojsk rosyjskich, nie bez pomocy dyplomacji pruskiej (Benoita) i francuskiej [Franciszka de] (Monteila). Dwór mógł temu zapobiec, ale nie ruszył palcem. Takie postępowanie utwier- dziło jeszcze Czartoryskich w poglądzie, że pod rządem Wettynów Polska niczego dobrego się nie doczeka. Toteż, jak tylko sprawa kurlandzka wypły- nęła przed forum rady senatu (30 października - 7 listopada), kanclerz li- tewski [Jan Fryderyk Sapieha] potępił całe przedsięwzięcie jako nielegalne, niesłuszne i niepolityczne. Nielegalne, bo ustawy Rzeczypospolitej przesądzały o wcieleniu lenna do Rzeczypospolitej, a jedyny wyjątek czyniły dla Birona; niesłuszne, bo krzywdzące Ernesta Jana, który niczym wobec Polski nie za- winił i od lenna odsądzonym nie został; niepolityczne, bo zależne tylko od kaprysu dworu rosyjskiego. Tym wywodem przeciwstawili Małachowski i in- ni stronnicy dworu taką wykładnię, według której Biron nie spełnił obo- wiązków wasala, do Mitawy nawet nie zajrzał, więc nigdy wasalem nie był, skutkiem czego król ma według konstytucji 1736 r. nie wyzyskane jeszcze prawo rozporządzania stolcem mitawskim. 48 głosów przeciwko 12 oświad- czyło się za inwestyturą i 17 listopada królewicz Karol otrzymał z rąk ojca tymczasowy dyplom nadawczy. 11. Inauguracja rządów Jerzego Mniszcha Spór o Kurlandię odsłonił karty obu stronnictw i wykopał przepaść między dworem a Familią. Z rozbratu tego skorzystał marszałek nadworny, ażeby raz wreszcie chwycić w swe ręce kierownictwo spraw polskich. Rzadko kiedy tak mały człowiek zabierał się do tak ciężkiego zadania. Dworak ambitny, z nerwem, ale bez górnej ambicji twórczej i nawet bez dworskiej zręczności, intrygant bez talenu intryganckiego, despota w duszy bez umiejętności roz- 583 kazywania i władzy despotycznej, ugruntował on cały swój wpływ na splotach interesów rodzinnych, na wyzyskiwaniu królewskiej prerogatywy rozdawniczej i na przygniataniu wrogów niełaską. Zięć z teściem rozstrzygali w gabinecie to, co przygotowywało liczne grono przyjaciół i protegowanych. Pomysłów dostarczał zdolniejszy od Mniszcha powiernik, pyszałkowaty krętacz Kajetan Sołtyk, biskup krakowski (od 1758 r., po śmierci Załuskiego). Powagi i sankcji kościelnej użyczać miał Władysław Aleksander Łubieński, prymas wyprotegowany przez Mniszcha (od 1759 r.). Na prowincji służyli swymi wpływami, każdy na czele swego rodu, na Ukrainie Franciszek Salezy Potocki, wojewoda kijowski, na Litwie Michał Radziwiłł, na Podolu Wacław Rzewuski i Adam Krasiński, biskup kamieniecki, w Wielkopolsce cała grupa senatorów minorum gentium z Ignacym Twardowskim na czele. Cała ta partia lub klika magnacka w braku lepszego ideału czy programu pracować miała kiedyś, na elekcji dla dobra rodziny wettyńskiej; na razie pracowała tylko dla swej kieszeni i ułatwiała Mniszchowi pozowanie na wielkiego człowieka. Chcąc tym wyłączniej zagarnąć rządy i zarazem tym silniej skuć cały obóz dworski w jeden zastęp, marszałek wywołał wielki skandal sądowo-politycz- ny, zwany sprawą o Rokitno. Przegrawszy mianowicie przed sądem asesor- skim [kanclerza] Małachowskiego proces z regentem kancelarii, [Józefem Du- ninem] Karwickim, o dobra Rokitno i Olszanicę, które rewindykował na rzecz swego starostwa białocerkiewnego, Mniszech wbrew zasadzie równorzędności najwyższychjurysdykcji zaskarżył wyrok w trybunale lubelskim i tam za pomocą niesłychanego przekupstwa osiągnął wyrok, który nie tylko znosił dekret kanclerza, ale potępiałjego samego za niesprawiedliwe rozsądzenie procesu (było to w lipcu 1759 r.). Wszyscy koryfeusze partii dworskiej przyłożyli ręki do gorszącego dzieła, a wszyscy ożywieni jedną chęcią: aby przez poniżenie pieczętarza koronnego, złamać jednym zamachem potęgę pieczęci litewskiej Michała Czartoryskiego. Aliści tryumf lubelski okazał się nietrwały: Czarto- ryskich nie tylko nie złamano, lecz popchnięto w ich ramiona zasłużonego Małachowskiego, co więcej, jak przed laty szlachectwo Bruhla i ordynacja ostrogska zraziły wielu szlachty do Familii, tak obecnie podrażniony zmysł prawny ogółu obrócił się przeciwko dworowi. Za parę lat przyjdzie też odwet na Mniszcha i innych bohaterów smutnej sprawy o Rokitno. 12. Czartoryscy w stosunkach z Francją i Anglią Dla książąt najbliższe lata po inwestyturze kurlandzkiej były ogniową próbą wytrzymałości odnośnie do zagadnienia: czy Familia potrafi o własnych si- łach reprezentować wpływowy odłam opinii, czy też rozkruszy się pod obu- chem dworskiej niełaski. Nie gardząc bynajmniej zagranicznym poparciem, owszem, szukając na wszystkie strony choćby pozorów protekcji, zwracają przecież Czartoryscy główną uwagę -na urabianie wpływów wewnątrz kraju i wyzyskiwanie błędów Mniszcha. I oni też nie ujawniają zamiarów reformator- skich, nie próbują uświadamiać w tym kierunku szerokich sfer, ale że sami chowają swój plan przebudowy na jutro, to nie ulega żadnej wątpliwości. Zaraz po inwestyturze Karola książęta ślą do Petersburga wojewodzica księ- cia Adama: jest to próba odświeżenia stosunków z młodym dworem i jeżeli 584 można, naprawienia ich ze starym. Odprawieni z niczym przez Woroncowa, zaraz (w sierpniu) zwracają się ku Francji, zapraszają do ścisłego sojuszu Branickiego i razem z nim pytają ministra francuskiego [Stefana] Choiseula o pomoc i wskazówki. Znowu odprawa i to niezwykle oziębła: Choiseul w roz- kazie do Duranda z dnia 19 grudnia 1759 r. wypowiada zasadę, że interes Francji wymaga utrzymania anarchu w Rzeczypospolitej, gdyby zaś znalazł się wyższego polotu monarcha na tronie polskim, który by chciał wzmocnić swój rząd, to Francja powinna by łożyć pieniądze na to i tylko na to, aby pokrzyżować jego plany. Nie zrażeni książęta zachowują z afektacją postawę przyjaciół Francji, co im zresztą nie przeszkadza żyć w serdecznej zażyłości z posłem angielskim [Dawidem] Stormonte i po cichu upewniać rząd brytyj- ski o swej wierności. Ta dwulicowość wobec mocarstw zachodnich dochodzi do szczytu w ciągu zimy 1760/1761 r. Zanosiło się wówczas od półtora roku, jeżeli nie na podział, to na jedno- stronny zabór ziem polskich przez Rosję. Po zwycięstwie pod Kunersdorfem (12 sierpnia 1759 r.) generalicja rosyjska z Szuwałowami24 na czele przy- pomniała sobie projektowane przez Bestużewa okrojenie kresów naddnieprzań- skich Rzeczypospolitej; ze zdobytych (1758) Prus Wschodnich nie raz prze- nosili Rosjanie swój wzrok na nasz Gdańsk. Mniej więcej jednocześnie (je- sienią 1759 r.) Fryderyk II, w przewidywaniu rokowań pokojowych, wracał myślą do planu zajęcia Prus Królewskich. Rosja, jakby szukając pozoru do zaczepki, w tych właśnie miesiącach zaostrzyła różne spory sąsiedzkie o gra- nice, o zbiegłych chłopów i o dyzunitów. Lada dzień mógł przynieść nowinę, że Rosja, bez względu na osobistą nienawiść carowej do Fryderyka II, po- daje mu dłoń. Wtedy to, w styczniu w 1761 Czartoryscy przedłożyli Stormon- towi plan konfederacji antyrosyjskiej z siedzibą na Podolu, o miedzę od Tur- ków, i prosili, ażeby Anglia zjednała dla tego planu uczciwe poparcie Prus. Zaś równocześnie skierowali [Andrzeja] Mokronowskiego do Choiseula i do Contiego (jako szefa akcji "sekretnej"), aby zabiegać o opiekg francuską. Anglia wolała wówczas godzić Rosję z Prusami kosztem Polski, więc nic nie odpowiedziała; ze strony Francji wystarczyło słabe orędownictwo, by przez łagodnego Woroncowa powściągnąć zaborcze instynkty Szuwałowów. 13. Rzeczpospolita "karczmą zajezdną" Troskliwości o ojczyznę, jak widzimy, niepodobna odmówić ówczesnym wo- dzom opozycji. Niemniej ogólny rozbrat partyjny przynosił skutki opłakane. Przez 6 lat wojska cudzoziemskie nie wychodziły prawie z Rzeczypospolitej. Kto chciał, rozbijał u nas namioty, stawiał magazyny, rekwirował, tratował niwy, rozwalał spichrze, aresztował, bił i zabijał mieszkańców. Od wiosny 1758 r. Rosjanie siedzieli w Elblągu, Malborku, Grudziądzu, Toruniu. Tylko Gdańsk, chociaż parokrotnie naciskany (w kwietniu i październiku 1758 r., w grudniu 1760), nie dał się skłonić do otwarcia bram ani groźbą, ani pod- stępem, a umiał zawsze w sam czas znaleźć orędownictwo w mocarstwach 24 Tj.. z generałem rosyjskim, Iwanem Iwanowiczem Szuwałowem (1727-1797), faworytem carowej Elżbiety Piotrowej. 585 morskich: Anglii, Holandii, Danii lub Francji. Za to bezbronni mieszkańcy nieosłonionych okolic bez różnicy stanu nacierpieli się co niemiara. Szlachta, dla uniknięcia gorszych następstw, obierała komisarzy liwerunkowych, którzy pośredniczyli między nią a intendenturą rosyjską z takim skutkiem, że cały gniew sąsiadów spadał na komisarzy, a Moskwa mogła tym bezpieczniej po- dwajać swe wymogi. Tą drogą oswajano się po trosze z gwałtem i obcym na- kazem. Litwa za swoje krzywdy i dostawy w latach 1757-1758 otrzymała jakie takie wynagrodzenie od obustronnej komisji grodzieńskiej (1758-1759); w następstwie mogli Rosjanie tym śmielej płacić Wielkopolanom kwitkami bez wartości wymiennej i obietnicą, że "komisja będzie". Rzeczywiście, latem 1761 r. zasiadała w Toruniu komisja indemnizacyjna (Puczkó v i [Kazimierz] Wykowski): przysądziła ona sporo, ale nie zapłaciła nic. Jakkolwiek bądź, od materialnych krzywd jednostek gorsza ujma moralna działa się całemu państwu. Po dwóch zimach spędzonych przez Rosjan na ziemiach Rzeczypospolitej (na Żmudzi i w Wielkopolsce) Fryderyk zdobył nie- zgorszy pretekst do podobnego traktowania naszych granic. W lutym 1759 r. wyprawił on generała [Maurycego Franciszka von] Wobersnowa na zniszcze- nie rosyjskich magazynów w Poznańskiem; generał spełnił zadanie i upro- wadził z Rydzyny ex-faworyta, Józefa Aleksandra Sułkowskiego, zbyt gorli- wego onych magazynów dostawcę. Z górą rok przesiedział magnat w twier- dzy głogowskiej i nikt się o niego skutecznie nie upomniał, bo wszak to był wróg osobisty Bruhla. W czerwcu 1759 r. Wobersnow i hrabia Dohna powtó- rzyli najazd, tym razem na czele kilkunastu tysięcy wojska z zamiarem znie- sienia zimujących tu i ówdzie pułków rosyjskich. Ten wielki plan się nie udał: Rosjanie ześrodkowali swe siły i poszli pod Kundersdorf; kiedy wrócili po nie wyzyskanym zwycięstwie coraz mniej karni i uprzejmi, coraz pewniej- si siebie, wpadł znów za nimi do Wielkopolski major [Ludwik Fryderyk von] Wurmb. W listopadzie słynny [Gideon] Laudon, opuszczony przez Rosjan po Kundersdorfie, przemaszerował od Kalisza przez Częstochowę i Kraków na Śląsk, kryjąc się za polską rubieżą przed pościgiem Prusaków. Rok 1760, pamiętny wzięciem Berlina przez armie cesarskie tudzież zażartymi bitwa- mi na Śląsku i w Saksonii, upłynął dla Rzeczypospolitej dość spokojnie. Ale w następnym roku znów zawitali w Poznańskie generałowie [Jan Joachim] Zieten (w czerwcu) i [Dubisław Fryderyk von] Platen (we wrześniu). Mniej- sza już o to, że utrata każda spalonego magazynu zmuszała Rosjan do no- wych rekwizycji i wymuszeń: gorsza, że te gonitwy i bitwy sąsiedzkie na polskiej ziemi upoważniały poniekąd całą Europę i nawet życzliwy rząd fran- cuski do uznawania Rzeczypospolitej za teren bezpański, a w sąsiadach bu- dziły apetyt na łatwą zdobycz. 14. Klęska monetarna. Sejm 1760 i 1761 r Materialnie kraj najwięcej ucierpiał wskutek niesumiennych operacji min- carskich Fryderyka II i innych pomniejszych fałszerzy pieniędzy. Już od dawna wyzyskiwała zagranica bezczynność polskiej mennicy, zamkniętej od 1685 r. Sejm niemy uregulował był doraźnie stosunek srebra do złota (du- kat - 18 złotych), ale i to nie przeszkadzało cudzoziemcom wyławiać 586 z Polski tego metalu, który chwilowo u nas tańszą miał cenę. Augustowi III zlecono w paktach konwentach uruchomienie mennicy za zgodą stanów, sko- ro jednak sejmy nie dochodziły, Bruhl rozpoczął w 1749 r. bicie lichych mie- dzianych szelągów w nadmiernej ilości; od 1752 do 1756 r. bito na Pleissen- bergu pod Lipskiem tynfy, szóstaki i trojaki na dochód króla, z oczywistą ujmą dla skarbu Rzeczypospolitej. Jeżeli to było krzywdą i wywoływało sar- kanie, to cóż dopiero powiedzieć o bezecnych szacherkach, jakich się chwycił Wielki Fryderyk, znalazłszy w Saksonii stempel Augusta III! Pod pokrywką polsko-saską żydowskie ręce Efraimów, Icków, Gumperzów, Isaaków fabry- kowały w Lipsku, Wrocławiu, Królewcu coraz to podlejsze tynfy, trojaki, gro- sze, szelągi, z roku na rok obniżając za zgodą króla pruskiego stopę menni- czą. Ile zarobili na tym Żydzi, nikt na pewno nigdy się nie dowie; Fryderyk wydobył z tego procederu przez 5 lat (1758-1762) dwadzieścia kilka milionów talarów, drugie tyle, ile otrzymał od [Williama] Pitta [Starszego] tytułem zasiłków sprzymierzeńczych; zważywszy więc, że oprócz niego zarabiali min- carze, pośrednicy i inni spekulanci, można śmiało wnosić, że kraj stracił około 200000000 złotych polskich: za takie pieniądze można było utrzymać przez 2 lata 60000 doborowego wojska i podyktować taki lub inny pokój Europie! Klęska stała się oczywista dla każdego pod jesień 1760 r. Dwór, zamiast czym prędzej przedłożyć sejmowi środki zaradcze, w obawie przed krytyką opozycji i przed skargami na sojusznicze wojsko rosyjskie, wynajął Podolaka [Francisz- ka] Leżeńskiego, klienta Potockich, do zrywania obrad (6-13 października). Po takim uczynku trzeba było prędko ratować reputację ponownym zwołaniem sejmu i owocną pracą prawodawczą. Jakoż śpiesznie, bez zachowania formalno- ści, zwołano na 27 kwietnia 1761 r. sejm nadzwyczajny. Rozpisano między senatorami i innymi doradcami coś w rodzaju ankiety na temat walki ze złą monetą. Przeważyło, rzecz prosta, zdanie, że należy otworzyć mennicę państwo- wą, wytrąbić stary pieniądz i pilnować dobrze granic. Bruhl godził się na wszystko, tylko nie na oddanie dochodu z mennicy skarbowi pospolitemu. Nie po to sprzedał on dopiero co klucze podskarbińskie swej kreaturze, Teodorowi Wesslowi, i nie po to upatrzył sobie zaufanego przedsiębiorcę, aby samemu wyjść z pustymi rękami. Widząc to, opozycja, zaskoczona i zdziesiątkowana, doszła do wniosku, że dworowi chodzi nie tyle o reformę monetarną, ile o przeforsowanie na sejmie jakichś innych planów, zapewne szkodliwych dla wolności, np. o zatwierdzenie inwestytury Karola kurlandzkiego. Sejm wnet po zagajeniu został zerwany gromkim manifestem 40 posłów, którzy z całą otwartością głosili światu, że zgromadzenie, rozpisane bezprawnie, uważają po prostu za niebyłe, a reformę projektowaną za niewczesną i bezcelową wobec niepodobieństwa wal- ki z przemytnikami, póki Moskale są w kraju. Rada senatu (13-20 maja 1761 r.) przyjęła zasadniczy pogląd Czartoryskich, że podskarbi może i powinien własną władzą zredukować złą monetę do wewnętrznego waloru. 15. Redukcje. Wzrost opozycji Rzeczywiście, trzykrotna gwałtowna redukcja wstrząsnęła niebawem stosun- kami gospodarczymi Polski. Najpierw ogłosił taki uniwersał podskarbi li- tewski [Jerzy] Flemming (20 lipca 1761), w jego ślady poszedł Wessel (12 sier- 587 pnia), który jednak nie zastosował się do norm obowiązujących już w Ksig- stwie, lecz rozróżniał mnóstwo gatunków i odmian, nieuchwytnych dla pro- fana, zaś bardzo uchwytnych dla zawodowego spekulanta. 19 października ujednostajniono dewaluacjg w całej Rzeczypospolitej, a 17 lutego 1762 r. uzu- pełniano ją, redukując nowe tynfy wrocławskie. Całkowitego skutku te zarzą- dzenia nie przyniosły choćby z tej przyczyny, że Wessel, godny nastgpca Sedlnickiego, za 100000 talarów łapówki przyrzekł Żydom pruskim niezbyt ściśle pilnować wykonania uniwersału. Ponieważ w miarę pogarszania sig monety kupcy podnosili ceny towarów, więc redukcja faktycznie przyniosła tylko duże szkody zbieraczom gotówki; całemu krajowi odsłoniła ona jedynie szkodg gotową, a nie przyniosła nowej. Niemniej wrażenie jej było przykre i dla dworu zgubne. W ogóle od ostat- niego sejmu papiery Mniszcha szybko spadały. Niekarność i poswarki wśliz- nęły się do dworskich szeregów. Ogół społeczeństwa słusznie czynił "meteo- rów" pałacowych, tj. Brahla, Mniszcha i Sołtyka, odpowiedzialnymi w pierw- szym rzgdzie za wszelką niedolg, za nieład, zubożenie kraju, demoralizację, wybryki Rosjan. Jawnym znakiem upadku wpływów dworu stało się zwycig- stwo Familii na wyborach do trybunału koronnego, po którym nowy mar- szałek, zacny Andrzej Zamoyski, wojewoda inowrocławski, zabrał sig do na- prawiania zła wyrządzonego [Janowi] Małachowskiemu przez mniszchowską sprawiedliwość. Doszłoby może i do czynniejszego odwetu, gdyby nie obec- ność w kraju armii rosyjskiej. Kiedy we wrześniu szlachta sieradzka pozwo- liła sobie na ostry manifest przeciwko dworowi i Moskwie, Bruhl sprowa- dził do ogłodzonej Wielkopolski 12000 kawaleru księcia [Michała] Wołkoń- skiego, czym zupełnie sterroryzował niezadowolonych. Tylko szaleniec mógł w takich warunkach myśleć o powstaniu, które od razu przywróciłoby zabój- czą zgodność migdzy Rosją a Prusami; żywioły przezorne musiały odłożyć porachunki z pasożytami dworskimi aż do czasu, kiedy łańcuch żelazny Kau- nitza zgniecie goniącą ostatkiem sił obrong pruską i kiedy nastąpi ewakuacja z kraju obcych wojsk. 16. Skutki przewrotów petersburskich Zgon earowej Elżbiety (5 stycznia 1762 r.) ocalił od zguby Fryderyka II i pozbawił dwór warszawski punktu oparcia w Rosji. Nowy car Piotr III, od dawna znany jako fanatyczny wielbiciel Hohenzollernów, od razu zwrócił mu zabory i stał się z wroga przyjacielem, o mało nie sprzymierzeńcem. Dla Pol- ski ta nowa przyjaźń nie rokowała nic dobrego. Królewicz Karol uciekł z Kurlandii wiedząc, że car chce mu ją odebrać przemocą i oddać swemu wujowi, księciu Jerzemu holsztyńskiemu. Jeżeli zamiar ten spełzł na niczym i jeżeli między Prusami a Rosją nie doszło do skończonego układu na szkodę Polski, to się tłumaczy wyłącznie pośpiechem, z jakim car sposobił się do wojny z Danią w obronie swoich interesów holsztyńskich, kiedy tymczasem Fryderyk wyzyskiwał obecność Rosjan na Śląsku przeciwko Marii Teresie. Jeden tylko dom w Polsce przyjął radośnie wstąpienie na tron Piotra III, a był nim niestety dom Czartoryskich. Od tej chwili Familia, oślepiona per- spektywą korony dla księcia Adama, traci na nowo grunt w zdrowej opinu narodowej i przenosi swe nadzieje na Petersburg. Zamach stanu Katarzyny II 588 (9 lipca)25, uwieńczony gwałtowną śmiercią jej męża, niewiele już zmienił w stosunku Rosji do wojny siedmioletniej, do Prus, do Polski i do Familii. Carat nie wrócił do obowiązków sprzymierzeńczych względem Marii Teresy, przeciwnie, wycofał się ze sceny środkowoeuropejskiej, ażeby tym gwałtow- niej skupić swą siłę ekspansywną w kierunku Polski. Za główny środek do tego celu prowadzący obrała sobie Katarzyna utrzymanie i poparcie własnego stronnictwa w Rzeczypospolitej, a jako najbliższy etap - osadzenie uległego wasala na tronie polskim. Ze wszystkich względów i w imię czystej ekspan- sji, i dla ułatwienia walki elekcyjnej Czartoryskim jako przyjaciołom Rosji, postanowiła wyrzucić z Kurlandu Karola i przywrócić to księstwo Bironowi. Poniatowskiego zawiadomiła zaraz po przewrocie, że przyśle do Warszawy Kayserlinga, aby pomóc skutecznie Familii i aby zrobić jego, tj. stolnika, albo przynajmniej księcia Adama królem polskim; nie pozwoliła mu jednak jechać do Petersburga, gdzie jego miejsce zajął już wówczas nowy kochanek, Grzegorz Orłow. Czartoryscy wysoko podnieśli ton wobec dworu. Czym były teraz dla nich zdawkowe uśmiechy i grzeczności Bruhla wobec perspektywy pokierowania natychmiast losami Ojczyzny! Teraz szło o wszechwładzę, nie o kompromis. Więc przy najbliższym rozdawnictwie wakansów zażądali książęta dla Zamoy- skiego pieczęci wielkiej koronnej po Małachowskim, dla zięcia księcia kan- elerza, Michała Ogińskiego, województwa wileńskiego po Michale Radzi- wille, dla innych przyjaciół - innych zaszczytów. A kiedy Bruhl na ich ulti- matum: "wszystko albo nic" nie dawał zadowalającej rezolucji i z Karolem Radziwiłłem, osławionym księciem Panie Kochanku, targował się o krzesło wileńskie, oni postanowili jednym zamachem zniszczyć handlarza urzędów i wyrzucić go z Polski. Stolnik litewski w pełnym sejmie (5 października) [I762 r.] zaatakował indygenat syna premiera, Fryderyka. Nastąpił rozruch, w ślad za "albejczykami" Radziwiłła dobyli szabel posłowie i arbitrowi. Bruhl wolał zerwać sejm za rosyjskie pieniądze ręką Michała Szymakowskie- go, posła wyszogrodzkiego, niż słuchać dalszych napaści. Posejmowe manife- sty obu stronnictw (7 i 8 października), a jeszcze bardziej mowy Zamoyskie- go i ksigcia Michała wypowiedziane w senacie (26 i 30 października), brzmia- ły jak wypowiedzenie wojny między Familią a całą dynastią wettyńską. 17. Zamach konfederacyjny Czartoryskich Jak tylko Kayserling przybył do Warszawy, książęta podali mu (14-15 gru- dnia) [1762 r.] memoriały z wyłuszczeniem środków potrzebnych do zreali- zowania dążeń Familii, mianowicie do "usunięcia nadużyć" i zaprowadzenia ładu w Polsce. Chodziło na razie tylko o pieniądze i broń dla krótkiej, lecz sprężystej konfederacji, nie o wojsko posiłkowe. Nie przewidywała jeszcze Familia, że razem z hetmanem Branickim, który ją opuścił podczas sejmu, 25 E. Rostworowski datuje śmierć Elżbiety na 4 stycznia 1762 r., natomiast prze- wrót pałacowy, w wyniku którego Katarzyna zdobyła władzę w Rosji, na 10 lipca tegoż roku. Zob. Historia powszechna..., s. 52 -521. W innych opracowaniach znaj- dujemy daty podane przez W. Konopczyńskiego. 589 odwrócił się od niej znaczny odłam narodu; nie przeczuwała, jak fatalne wra- żenie wywrą gwałty rosyjskie dokonywane w Kurlandii właśnie teraz, w gru- dniu, przy sekwestracji dóbr książęcych, bez najmniejszego względu na pro- testy polskiego ministerium. Z czasem niepopularność polityki Czartoryskich wyszła na jaw w całej pełni, ale wtedy mieli oni już w rękach upewnienia carowej aprobujące i cele, i środki ich polityki, zawrócić było trudno; więc poszli prosto przed siebie, na przebój, proponując konfederację bezterminową aż do śmierci króla i (22 marca 1763 r.) prosząc dla niej o poparcie zbrojne. Czy chciano zdetronizować króla? Rzecz w braku dowodów co najmniej wąt- pliwa: przecież stary i chory August nie mógł już długo żyć, a precedens detronizacji narzuconej z zewnątrz zaszkodziłby ich własnym późniejszym rządom, jak dawniej zaszkodził Leszczyńskiemu. Położenie było rozpaczliwe. Niezależnie od wywodów prawnopolitycznych księcia kanclerza litewskiego [Fryderyka Michała Czartoryskiego] Rosja po- stanowiła dawno opanować Kurlandię, niezależnie od Familii podnosiła ona z całym naciskiem swoje pretensje o dyzunitów, o zbiegłych chłopów, o zalud- nienie przez Polaków pasa neutralnego na Ukrainie. Z własnego popędu żar- łoczny Fryderyk słał [w grudniu] na półroczne rabunki do prowincji wiel- kopolskiej generała [Daniela] Lossowa po zboże, paszę, bydło, kolonistów i dziewczęta. Chan tatarski [Krym Girej] wszczynał zatargi na południowej granicy i groził najazdem. Co gorsza, niezależnie od Familii zacieśniała się z dniem każdym przyjaźń rosyjsko-pruska, niezbędna dla obu tych państw, wówczas w Europie odosobnionych, a obliczona wyraźnie na podboje w Pol- sce. Co najgorsza, nikt poza Familią nie dążył planowo do wewnętrznego odrodzenia narodu. Ona jedna, według słów pewnego dyplomaty, stanowiła małą, rządną Rzeczpospolitą w Polsce wielkiej, anarchicznej. Zaiste niewiele było do stracenia. A jednak była jeszcze do stracenia rzecz ważna - kiełkująca zdrowa myśl polityczna, łącząca zasadniczo przebudowę z obroną niezawisłości, myśl dopiero co bliska ucieleśnienia w 1761 r., lecz znów pogrzebana na długie lata skutkiem uzależnienia polityki Czartoryskich od Rosji. Czy taką myśl jeszcze można było wprowadzić w życie, to inne pyta- nie; książęta po tylu doświadczeniach, po daremnym szukaniu oparcia naj- pierw w Austrii i Anglii (1720), potem we Francji, Szwecji i Turcji (1733), w Rosji, Austrii i Anglii (1744-1754), znów we Francji (1759), w Anglii i Pru- sach (1761), chwycili się jedynej koncepcji, jaka przynajmniej wyglądała real- nie: podsunąć Katarzynie wpaniałą ideę uporządkowania Polski, otumanić ją pochlebstwem i w dymach tej fantasmagorii utopić na razie zachłanność rosyjską i zaborezość pruską. Wezwanie obcej przemocy okazało się błędem, to pewna, ale znając gatunek patriotyzmu przeciwnego obozu - Mniszchów, Radziwiłłów, Potockich, trudno wątpić, że owi gotowi byli podać rękę Rosji i służyć jej bez zastrzeżeń, bez ambicji reformatorskiej, gdyby ich w Peters- burgu nie ubiegła Familia. Gorszy błąd polegał na tym, że Czartoryscy zbyt późno przystąpili do pouczenia opinu o niezbędności reform. Dopiero teraz bowiem, latem 1763 r., ukazał się ostatni tom programowego dzieła Konar- skiego O skutecznym rad sposobie z gotowym zarysem przyszłego rządu kon- stytucyjnego, zbliżonego do wzorów angielskich i szwedzkich. Kurlandia pierwsza padała ofiarą mylnej rachuby Czartoryskich. Komisa- rze polscy [Konstanty Ludwik] Plater i [Tadeusz] Lipski bezsilnie patrzyli w Mitawie od stycznia na gwałty moskiewskie, Europa nie interweniowała. 590 Jeszcze kilka żałosnych memoriałów ze strony polskiej, kilkadziesiąt mów na naradzie senatu (7-15 marca), żądających oddania pod sąd Birona i jego stron- ników - i królewicz Karol po zaszczytnym oporze musiał opuścić swą rezy- dencję. Jednocześnie (25 kwietnia) [1763 r.] August i Brahl pożegnali Warszawę na wieczne czasy, śpiesząc do uwolnionego pokojem hubertsburskim Drezna. Nareszcie przyszedł dzień czynu dla Czartoryskich. Ziemia paliła się im pod stopami. W Wilnie książę Panie Kochanku przemocą ufundował trybunał (18 kwietnia) i rozpoczął w nim na wielką skalę prześladowanie przeciwników. Z Wielkopolski dochodził jęk szlachty obdzieranej z dobytku przez Prusa- ków. Ogół, zdawało się, czekał tylko dyrektywy, by podążyć z tego czyśćca do jakichś nowych przeznaczeń. Więc z największym pośpiechem, zanim osie- rocona partia dworska odzyska przytomność, książęta gromadzą pod Puława- mi milicję. Ośrodkiem ruchu ma być Końskowola; konfederacja ma powstać, jak tylko Katarzyna II da ostateczne pozwolenie i przyśle posiłki. Już obiega województwa odezwa Czartoryskich wzywająca naród do dźwignięcia się ze straszliwego upadku; już przez Żmudź idzie oddział generała [Mikołaja] Sał- tykowa przeznaczony do rozpędzenia samym postrachem trybunału wileń- skiego. Nagle nadchodzi wieść, że carowa się rozmyśliła i każe Familii czekać z wybuchem do śmierci króla. Sprawcą odmowy był Nikita Panin, główny odtąd kierownik rosyjski polityki zagranicznej, który przekonał carową, że Czartoryscy myślą o detronizacji Augusta i chcą wciągnąć dwór rosyjski w niebezpieczną awanturę. Był to dla książąt cios straszny a nieoczekiwany. Na nic się zdały wszelkie perswazje; wypadło usiąść z wrogami do wspólnego stolika i paktować pod auspicjami Kayserlinga. A tu nadchodziła znowu pró- ba sił, reasumpcja piotrkowska, na którą wróg ciągnął tłumnie, prowadząc za sobą wszystkie żywioły dotknięte w uczuciach narodowych rusofilską poli- tyką Familii. Zanosiło się na nowe Olkienniki. W ostatniej chwili ocaliła Czar- toryskich od rozlewu krwi i od klęski jeżeli nie fzycznej, to moralnej, wia- domość o śmierci Augusta III, zaszłej w Dreźnie dnia 5 października 1763 r. Wewnętrzne źródła słabości Rzeczypospolitej 18. Istota zagadnienia "Naród polski w ostatnim stopniu upadku", prawa ojczyste zburzone i wni- wecz obrócone, sprawiedliwość zdeptana, "niesłychany w świecie nieporządek i zamieszanie" - takich słów używał monitor Czartoryskich rozrzucony przed ich projektowanym zamachem 1763 r., aby przedstawić ogółowi całą głębię poniżenia, dochodzącego tak daleko, że "naród polski u zagranicznych stał się drugim izraelskim rodzajem, gdzie jest wstydem i hańbą zwać się Po- lakiem". Takież akcenty brzmią w ustach Konarskiego (1761): "Niesława, hań- ba, słabość, sromota, upadek na wszystkiem całego narodu. Praw ojczystych zupełna ruina. Rozpacze wielkie po całym kraju, że już nigdy lepiej nie będzie i być nie może". A król Leszczyński, nie zdając sobie może sprawy z całej okrop- ności swego spostrzeżenia, stwierdzał od dawna, że Rzeczpospolita jak stary gmach mole propia ruit (zapada się pod własnym ciężarem). Szczęściem, roz- 591 pacz ogarnęła nie wszystkich: znaleźli się ludzie, którzy w tej strasznej chwili razem z Konarskim podjęli, jak sami mówili: "nowe, albo raczej powtórzone świata polskiego tworzenie". Ciężka i zadawniona musiała być choroba, jeżeli lekarze przystępowali do jej zwalczania już nie z maścią, ale z lancetem, nie po to, by podpierać walący się gmach, ale żeby zrąbać część zgniłą i stawiać znów od podwalin. Gdyby ci lekarze wiedzieli, jak my dzisiaj, że niejedna z przyczyn słabości sięga ko- rzeniami średniowiecza, może by ręce załamali nad wielką chorą. Ich diagnoza rzadko jednak sięgała poza rok 1648; postępowcy ośmielali się krytykować czasy nieco dawniejsze, zachowawcy z obozu konfederatów barskich pocie- szali się tym, że wystarczy wrócić do pierwiastkowych Rzeczypospolitej ustaw, z pominięciem późniejszych zboczeń i naleciałości. Wiek XVIII w ogó- le wierzył w cudotwórczą moc urządzeń państwowych i ta wiara pomogła naszym reformatorom do otrząśnięcia się z pesymizmu. Jakkolwiek daleko zresztą można by prowadzić wywód wewnętrznego rozkła- du Rzeczypospolitej, nie wszystko, co w oderwaniu wygląda lub wyglądało opacznie, szkodziło państwu w rzeczywistości, i nie wszystko, co płynęło ze zdrowej zasady lub racjonalnej myśli politycznej, bywało wolne od ujemnych następstw. Dopiero w związku z całością życia narodowego można dziś posz- czególne czyny, objawy, skłonności, instytucje ubiegłych wieków określić jako pomylone lub nawet zgubne. Nawet w czasach najświętszych proces dziejowy wytwarzał z dala od ludzkiej świadomości takie stosunki i formy, które w pewnym momencie musiały osłabić państwo - takich nienormalności, przero- stów lub niedorozwojów pełnojest w życiu społeczeństw, ajednak błędem byłoby fatalistyczne twierdzenie, że w takich a takich warunkach geograficznych, na takim a takim tle gospodarczo-społecznym danemu państwu "śmierć była pisa- na". O śmierci z wewnętrznego rozkładu czy choćby o chorobie nieuleczalnej dawnej Rzeczypospolitej po reformach stanisławowskich w ogóle nie może być mowy; ale choroba była, powtarzamy, straszna, zadawniona i nawet więcej niż jedna. Historia musi datować chorobę od chwili, kiedy ten lub ów proces społecz- ny wytwarza bezpośrednio zgubne skutki, a naród ich nie widzi albo nie ma siły moralnej, by je usunąć. Stara Polska takich usterek dźwigała niestety cały splot, a wszystkie one wyrosły niepostrzeżenie na tle wadliwej budowy społecznej. 19. Ustrój społeczny Rzeczypospolitej Zarówno jak ustrój państwowy, stanowił w całej Europie pewnego rodzaju unikat. Z przyczyn natury gospodarczej, nie dość jeszcze wyświetlonych, szla- chta polska urosła do nieznanej w innych krajach potęgi. Nad cały naród wybujała milionowa rzesza szlachecka, zbrojna w 200000 szabel. Taka ary- stokracja, podobnie jak ateńska lub rzymska, miała wszelkie prawo do nazwy demokracji, zaś w nowożytnej Europie nigdzie, ani nawet w Anglii nie było takiej rzeszy ludzi wolnych i uprzywilejowanych, biorących udział w życiu publicznym. Zjawisko okazałe i szanowne, rokujące państwu niezmierną siłę, ale tylko na pewien czas, dopóki państwa sąsiedzkie nie nauczyły się w ten czy inny sposób zaprawiać do pracy i do walki jeszcze większych sił społecz- nych. Na dalszą metę przyrost klasy szlacheckiej niósł fatalne owoce. Względna 592 równowaga stanów, jaką zostawił Kazimierz Wielki, runęła w XV w. Szlachcic stał się potęgą groźną dla innych klas i dla samego państwa, zagarnął rządy i wyzyskiwałje na swoje dobro. Mniejsza o to na razie, czy ów wyzysk był gorszy lub lżejszy niż gdzie indziej. Faktem pozostaje, że mieszczanin, odepchnięty na bok, przyciśnięty nadmiarem Żydostwa, schudł i znacznie zobojętniał na sprawę narodową, a chłop jej w ogóle nie znał i nie odczuwał. Żakerii wprawdzie rdzenna Polska nie znała; rok 1651 okazał, że w przeciwieństwie do ludu ruskiego chłop katolicki, złączony wspólną wiarą z dziedzicem, nie idzie za hasłami podżegaczy. Ale ta lojalność wsi polskiej tłumaczy się nie tylko jej znośnym bytem ekonomicznym, na którym musiało zależeć samym dziedzicom: włościanin po prostu zanadto był przytępiony i przykuty do swego zagona, aby mógł sięgać po prawa polityczne. W rezultacie Rzeczpospolita, zamiast 12 milionów przeciętnie patriotycznej ludności mogła liczyć na 1-11/2 miliona. 9/lo części narodu czuło się obco i źle w rodzimym kraju i stan ten utrwalił się dzięki temu, że klasa uprzywilejowana była dość liczna, aby całą resztę przez parę wieków trzymać w garści i wyzyskiwać. Cokolwiek też się mówi o demokratyzmie dawnej szlachty, dla państwa lepiej było mieć arystokrację mniej liczną i pozbyć się jej w drodze wewnętrznej rewolucji niż czekać pod rządem owych dwustu tysięcy, aż warstwa rządząca się przeżyje - i kraj rozszarpią zaborcy. Zresztą, owi uprzywilejowani, czy dużo siły dawali państwu? Zdobywszy ogrom szczęścia i potęgi, szlachta uznała w sobie kwiat narodu, ba, nawet wprost właściwy naród. Reszta to metojkowie i heloci. Takiego mnóstwa suwerenów- -elektorów nie miał żaden kraj na świecie, chyba tylko Rzym. Szlachta to naród towarzyszy husarskich, naród tylokrotnych zwycięzców, najwolniejszy naród na kuli ziemskiej. Jej już nic więcej nie potrzeba, nic nie pouczy ani nie zaimponuje. Europejskie zasady rządzenia dobre może dla Francuzów lub Niemców, ale nie dla nas. Z sytości i samouwielbienia zrodziły się apatia i zastój, zastój przeszedł w zacofanie. Życie bez konkurencji pozwoliło rozwinąć się w warstwie szlachec- kiej najlichszym instynktom, nadmiar przywilejów ogłupił uprzywilejowanych. Tymczasem w łonie samej herbowej braci dokonała się ważna przemiana. Oto od czasów pierwszego Wazy ani siła ekonomiczna, ani wyrobienie polityczne przeważnej części szlachty nie stały już na poziomie zdobytych swobód. Już w ciągu XV w. pogłębiały się różnice majątkowe między drobiazgiem a magnate- rią. Po unii lubelskiej możnowładztwo rdzennie polskie zasilone zostało dopływem zamożności przez związki z magnaterią Wołynia i Kijowszczyzny tudzież Litwy i Białorusi. Tak pod formą demokratyczną rozwinęła się hierarchia społeczna z podziałem co najmniej na trzy klasy ziemiańskie zamiast jednej (królików kresowych, szlachtę średnią i zagonową). Potęgi magnackie, nie znajdując sobie normalnego ujścia w demokratycznym ustroju, poszukały i znalazły drogę działania pokątną przez protegowanie, terroryzowanie i prze- kupywanie szlachty, aż obróciły ją za Sasów w swoje powolne narzędzie. 20. Wady ustroju państwowego. Władza prawodawcza Były w Europie ówczesnej państwa typowo szlacheckie pod względem bu- dowy społecznej: we Francji, w Rosji, w Prusach, Austrii wszystkie niemal urzędy znajdowały się w rękach szlachty. Były może tu i ówdzie grupy szla- 593 checkie bardziej egoistyczne, bardziej pyszałkowate, o łbach jeszcze ciaśniej- szych niż w Polsce. Ale też w tamtych krajach był silny rząd monarchiczny, kierujący całym mechanizmem państwowym i regulujący stosunki społeczne według pewnej racji stanu; z drugiej strony przewaga społeczna szlachty ni- gdzie nie była tak bezwzględna, jak u nas. Co najważniejsza: nasi jaśnie wiel- możni i urodzeni chwycili w swe ręce wyłączne kierownictwo spraw wraz z od- powiedzialnością za nie. Oni dla siebie stworzyli ustrój państwowy, taki wła- śnie, jaki najlepiej zabezpieczał ich wolności i dobrobyt. Jak stworzono ten ustrój, a w szczególności organy prawodawstwa? Jak Bóg dał, od potrzeby do potrzeby, bez przewidującej myśli, bez technicznego wykończenia. Naj- kompetentniej wyraża się o tym Konarski: "Przypadkami, azardem z okazyj różnych różne w różnych czasach, wiele sobie przeciwne, drugie mniej rozu- miane, a źle bardzo tłumaczone po Voluminach Legum znajdują się prawa o radach naszych, ale nigdzie nie masz jednego, zewsząd ile można dopełnio- nego onychże sprawowania układu. Prawa te nasze są coś podobne do stare- go dworu, z początku szczupłego, po tym bez żadnej co kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat przyczynionego symetrii, obalają się stare". Gubiąc się w antynomii interesów całości i części, stworzono kształt obrad narodowych z wymaganiem jednomyślności, dobry dIa aniołów, nie dla ludzi. Nie wypra- cowano ani nie przyjęto z zewnątrz elementarnej zasady większości głosów. Potem dopuszczono do wyrodzenia się z jednomyślności - "wolnego nie pozwalam". Przez 200 lat znosił sejm walny warcholstwo opozycyjnych po- słów, prawie zawsze podszyte zdradą, cierpiał od własnego niedołęstwa i nie zdobył się na porządny regulamin obrad, jak nie zdobyło sig całe nasze ustawodawstwo nowożytne aż do Konstytucji 3 Maja na żaden doskonały pomnik, który by warto pokazać Europie. Przez 200 lat władzę naczelną sprawował niezdolny do obrad i wytężonej dyskusji tłum, tłum sejmikowy, tłum elekcyjny: Podziwiać można jego umiejętność dostrajania się do jednó- myślności, cierpliwość, nieraz poświęcenie, ale trudno podziwiać rozum takich prawodawców. Bo owoce "wolnego nie pozwalam" były straszne i aż nazbyt dobrze znane. Gdyby ktoś spytał, jaka była najważniejsza społeczna i najważ- niejsza konstytucyjna przyczyna upadku Rzeczypospolitej, można by odpo- wiedzieć krótko: bezwzględna wszechwładza szlachty i liberum veto. 21. Rozkład władzy wykonawczej Te same cechy: podporządkowanie państwowości interesom szlacheckim i niedbalstwo w wykończeniu form okazuje budowa rządu w ścisłym znacze- niu. W oczach ogółu najodpowiedzialniejszym za wszystko czynnikiem był król, który miał występować albo w otoczeniu sejmu, albo w asystencji sena- tu. Wyglądało to wcale parlamentarnie i z punktu widzenia teorii konstytu- cyjnej wolno widzieć w dawnej Rzeczypospolitej organiczne zespolenie króla i państwa, jakiego brakło innym narodom Europy lądowej. Ale współcześni, np. Karwicki, wiedzieli, co sądzić o tej organicznej jedności. Naprawdę inter maiestatem et libertatem26 wrzała odwieczna walka, tym gorsza, że podziem- 26 łac.) pomigdzy władzą monarszą a wolnością. 594 na, przy czym król prawie zawsze dźwigał sprawę publiczną i rację stanu, a wolny szlachcic ściągał ją sobie pod stopy. Królowi zostawiono z zakresu wykonawstwa tyle właśnie mocy (władzę rozdawczą i dowództwo nad woj- skiem), aby móc go uczynić odpowiedzialnym za niepowodzenia, dla narodu zawarowano prawo wypowiedzenia posłuszeństwa. Wolne elekcje pozbawiły politykg polską ciągłości, a otwierały na oścież wrota wpływom obcym. Wy- stawiano koronę na licytację, w nadziei, że przyszły król własnym groszem i wojskiem, bez żadnych ofiar z naszej strony, zdobędzie dla nas Kijów lub Kamieniec; później zaczęto po prostu sprzedawać swoje wolne suffragia. Gdy- byż przynajmniej z tej licytacji wychodził upatrzony kandydat najlepszy! Ale nie: od 1648 r. widzimy w okopie wyborczym cały szereg niespodzianek albo wyborów narzuconych wbrew narodowi. A jeśli chodzi o wartość wybrańców, to poza Janem III zawsze zwycigżali kandydaci gorsi: Korybut bił Lotaryń- czyka, August II - Contiego i Badeńczyka, August III - Leszczyńskiego. Resztę władzy wykonawczej sprawowali faktycznie nieodpowiedzialni do- żywotni ministrowie: marszałek, kanclerz, podskarbi, hetman, że pominiemy figury mniejsze. Żadnemu z nich król nie mógł skutecznie rozkazywać, żadne- go zmusić do posłuszeństwa. Przez 100 lat z górą, od Jana Kazimierza do Augusta III, wolno było ministrom administrować, politykować i zdradzać na własną rękę, bez niczyjej kontroli, najczęściej w myśl interesów tej rodziny magnackiej, do której należał piastun urzędu. Odpowiedzialność, zwłaszcza za politykę zagraniczną, włożono na senat przyboczny, tj. na owych 4 senatorów rezydentów; była to rada i kontrola bez doświadczenia, bez znajomości rze- czy, bez rutyny i, jak skutek pokazał, bez żadnego wpływu. Można było wy- myślić organ doradczo-dozorczy znacznie poważniejszy - złożony nie tylko z senatorów, ale i z wybrańców szlachty, na podobieństwo wydziałów stano- wych, jakie powstawały w niektórych krajach zachodnich, i pomysły takie ro- dziły się nieraz (1573, 1606, 1607,1660). Z wiadomych przyczyn do ich urze- czywistnienia nie doszło: chodziło wszak nie o rząd republikański, ale o rząd rozbity, jak najsłabszy, dla nikogo niestraszny. 22. Polityka zewnętrzna szlachty Od czasów Zygmunta III według litery prawa senat przyboczny, a w prak- tyce sejm, roztoczył dozór nad całą polityką zagraniczną królów i jął wyci- skać na niej swoje piętno. Było to piętno bierności i pokojowego usposobie- nia nawet wobec wypadków, które wielkim głosem wołały o czynną interwen- cję Polski. Sejm przyswoił sobie prawo roztrząsania zagadnień międzynaro- dowych, zagajenia rokowań i ratyfikowania traktatów. W takich warunkach podcięte zostały skrzydła śmielszej polityce królewskiej i o wyzyskaniu po- myślnych koniunktur za granicą nie mogło być mowy. Wojen zaczepnych lub choćby prewencyjnych naród nie chciał, wojny rewindykacyjne podejmował znaglony, niechętnie. Bądź co bądź w samym wyborze kierunku obrony bar- dzo charakterystycznie ujawniał się szlachecki duch Rzeczypospolitej. Sejm stronił od wojny trzydziestoletniej, chociaż przez udział w niej po tej lub owej stronie można było odzyskać Sląsk: bo tam nie było szlachty polskiej, tylko zapomniany lud wiejski, wytrwale obstający przy mowie praojców. 595 Zaniedbano sprawę rozszerzenia dostępu do morza: królom kazano nieraz w paktach konwentach zakładać classem moritimam2 , ale nie dano im na to środków ani nie poparto ich usiłowań (np. Władysława IV i Sobieskiego), które do utwierdzenia polskich rządów na brzegach Bałtyku prowadziły. Bo żegluga, handel zamorski to interes królewski lub mieszczański, a szlachcie wystarczało spławianie wicin i szkut ze zbożem lub tratw do Gdańska. Za to zapędzano się chętnie i bez żadnego umiarkowania w przestworza wschodnie, dokąd ekspansję Rzeczypospolitej pchały interesy możnowładztwa. Prawda, że i tam wojny miały niemal bez wyjątku charakter obronny; prawda i to, że rycerzy walczących z Moskwą ożywiała świadomość, iż bronią oni swobód ojczystych przed sługami brutalnego despotyzmu, a wielu z tych, co szli pod Cecorę, Chocim i Wiedeń, płonęło entuzjazmem dla sprawy Krzyża Świętego; niestety, bywał to przeważnie instynkt żywiołowy, sprowokowany jakimś na- jazdem, chętnie idący na rękę nababom ukraińsko-podolskim, ale nie kiero- wany samowiedzą programową. Zapędy panów polskich na Mołdawię, po- dobnie jak chadzki Kozaków na Morze Czarne, rozpętały nawałnicę turecką, która pochłonęła najlepsze siły Polski w XVII w. i uniemożliwiła zwycięskie parcie ku Morzu Bałtyckiemu. A wyprawy na Moskwę w dobie Samozwań- ców zaostrzyły tylko antagonizm polsko-rosyjski, niecąc w Moskwie chęć od- wetu, która wyładuje się na Rzeczypospolitej późno, lecz zabójczo. Cała zaś "dwóchsetletnia polityka zewnętrzna Rzeczypospolitej zakończyła sig ode- pchnigciem jej od Morza Czarnego, zwężeniem dostępu do Bałtyku (utrata Inflant, emancypacja Prus), zasklepieniem narodu w lądowym hreczkosiej- stwie, bez zaokrąglenia narodowego na zachodzie, bez stanowczego zwycię- stwa, bez załagodzenia stosunków na wschodzie". Przez rozejm andruszowski osiągnięto niezłą od Moskwy granicę strategiczną Dźwina - Dniepr (wykrzy- wioną tylko naokoło Kijowa), która mogła nabrać niewzruszonej trwałości, gdyby ją od wewnątrz umocniła rozumna - 23. Polityka wewngtrzna O niej jednakże można mówić jedynie z poważnym zastrzeżeniem. Szlachta zanadto miała zaabsorbowaną myśl obronną swobód przed podejrzanym za- wsze majestatem, żeby mogła wiele uwagi poświęcać rządom wewnętrznym. Mądrze załatwiono sprawę unii z Litwą; niebacznie, zbyt wyrozumiale pozwo- lono rozwijać sig wszelkim rozbieżnościom wewnątrz dualistycznej Rzeczypo- spolitej. Czy źródłem tej wyrozumiałości był nasz szlachetny liberalizm? Owszem, ale były i inne przyczyny. Brakło energii na centralistyczne za- chcianki, więc zostawiono dzielnicom i grupom społecznym swobodę stano- wienia o sobie. Kwestii narodowościowej w świadomości szerokiego ogółu w ogóle nie było; już więcej zaprzątano się pewnego rodzaju polityką popu- lacyjną. Statysta Mazur pilnował, żeby mu robotnik pańszczyźniany nie uciekł na Ruś; statysta spód Ostroga lub Żytomierza wzdychał do tego, żeby na miejsce chłopów uchodzących w Dzikie Pola napływali inni z Mazowsza. Racjonalnej kolonizacji z myślą o utwierdzeniu kresów przy Rzeczypospolitej 2 (łac.) flotę morską. 596 nie prowadził żaden rząd, podobnie jak nikt nie zabiegał systematycznie o sprowadzanie z Zachodu umiejętnych rzemieślników i bogatych kupców, co przecież w dobie Wielkiego Elektora należało już do abecadła administra- cyjnego panujących. I tutaj też przeświecała ziemiańska predylekcja gospoda- rzy Rzeczypospolitej: skoro szlachta ruska przyjęła katolicyzm, język polski i obyczaje polskie, to któż by pytał o narodowość pozostałych 9/Io ludności tych województw? Taki brak nacjonalizmu w zn-aczeniu nowoczesnym, do- datnim czy ujemnym, jako obrony własnej narodowości lub tępienia innych, nie może nikogo dziwić w XVII i XVIII w., zanim się pojawiła idea narodowa. Ale też niech nikogo nie dziwi rezultat tego rodzaju tolerancji czy też beztroskliwości; że pomimo utopienia w ziemiach kresowych znacznego odsetku ludu polskiego ziemie te pod względem etnicznym pozostały w ogromnej większości krajem ruskim, łatwym do oderwania i jeszcze łatwiejszym do strawienia przez Rosję. Dostatecznym łącznikiem wydawała się jedność religijna między Polską i Rusią oparta na unii brzeskiej. Że ten akt był odstępstwem od pierwotnych zasad bezwzględnej tolerancji, jednoznacznych z państwowym indyferentyz- mem w rzeczyach wiary, to nie da się zaprzeczyć. Był to akt rozumnej poli- tyki, w swoim czasie konieczny, szkoda tylko, że spaczony w wykonaniu. Przy nawracaniu dyzunitów niewiele ceremonii robiono sobie z przekona- niami chłopów: każdy dziedzic, gdy mu się raz udało pozyskać dla unii popa albo dla katolicyzmu parocha unickiego, stosował względem owieczek pra- widło cuius regio eius religio. To wywoływało gorycz i uczucie zemsty. Co gorsza, wbrew wszelkiej polityce i wbrew wiążącym zapowiedziom nie dopu- szczono nawet biskupów unickich do senatu, nie mówiąc już o władykach dyzunickich, którym to przyrzekała ugoda hadziacka, jakkolwiek w tym se- nacie siedzieli długo świeccy senatorowie unici i dyzunici. Stąd zazdrość upo- śledzonych wobec uprzywilejowanych i zamiast spodziewanej jedności- rozłam społeczeństwa ruskiego na trzy zwaśnione obozy, którego skutki spa- dły na całą Polskę w przededniu rozbioru. 24. Siły moralne i umysłowe dawnej Rzeczypospolitej Wadliwy ustrój społeczny i licha gospodarka, zupełny rozstrój państwowy, błędy w polityce zewnętrznej i błędy w polityce wewnętrznej - jeżeli to wszy- stko, mimo lamentów i ostrzeżeń różnych Skargów i Stańczyków, nie skłania- ło społeczeństwa do nawrotu, to widocznie coś szwankowało nawet w samej psychice polskiej, nie tylko w zewnętrznych formach jej przejawów. Przez wiek XVII ostrzegaczy zagłuszał krzyk upojonych wolnością tłumów; i nawet ka- taklizm, który przeleciał nad Polską za Jana Kazimierza, nie poruszył gnijącej sadzawki; po spustoszeniach wojny północnej ten stan bezkrytycznego samo- uwielbienia ustąpi miejsca sceptycyzmowi. Z dwóch stron - z kół dworskich, drezdeńskich, oraz z kół szlacheckich, sandomierskich (z tego województwa sandomierskiego, gdzie może najsilniej tętniło życie sejmikowo-konfederackie), zrodziły się koncepcje przebudowy państwa: jedna krańcowo monarchiczna, ów plan Flemminga (1714), druga skrajnie republikańska Karwickiego. Pierw- szą znamy - utonęła ona w wirze konfederacji tarnogrodzkiej; druga, wyło- 597 żona w traktacie De ordinanda Republica (1705-1707), obejmowała sejm nie- ustanny, obieralność wszystkich urzędników, wykluczenie od korony cudzo- ziemców, oddanie starostw na skarb. Ogół puścił mimo uszu oba wezwania. Nie chciało się myśleć ani czuć, ani działać: niech wszystko pozostanie, jak było za naszych ojców. Mocarstwa czuwają nad naszą wolnością, gdyż boją się naszej siły. Bo wolność i my, wolność i Polska - to jedno. Znajdując w sercach i mózgach ludzi epoki saskiej wiarę i logikę, niepo- dobna nie zastanowić się znów nad stanem umysłowo-moralnym tej epoki, a więc nad ówczesnym charakterem polskim. Zwykle historyk, który charak- teryzuje obyczaje czasów saskich, uwydatnia zjawiska najdrastyczniejsze: ob- żarstwo, pijaństwo, chciwość, pieniactwo, kłótliwość, służalstwo, postępujące skażenia moralności rodzinnej, korupcję sejmową i trybunalską. Daremnie przeczyć, że to wszystko było i nic tu nie pomoże stwierdzenie, że zagranica była niewiele.lepsza albo wcale nie lepsza. Tylko że wszystkie powyższe grze- chy stanowiły przelotny osad, właściwy tylko paru pokoleniom, a na upadek państwa decydującego wpływu nie wywarły. Nam chodzi o pewne głębsze uwarstwienia, pewne podstawowe skłonności lub słabości odziedziczone po "złotych czasach", mniej skandaliczne, lecz dziesięćkroć ważniejsze niż "po- puszczanie pasa" lub branie łapówek. Na podkładzie sielskiego, ziemiańskiego żywota w przestworzach wschod- nich, przy ekstensywnej gospodarce, wśród bezmiaru pól, gajów, łąk i wód rozwinęła się iście polska beztroskliwość i obojętność na wszystko, co nie za- graża wprost naszemu domowemu szczęściu. Bez wielkich namiętności, bez całopalnych ofiar, bez tragicznego szamotania się z losem, bez targających duszę wątpliwości płynęło miękko życie staropolskie. Rozrzedzona ludność żyła jakby jakąś rozrzedzoną kulturą. Nie było tam ani śmiertelnej walki, ani intensywnej na miarę zachodnią pracy. Zarówno napięcie, jak i umiejętność pracy pozostały w tyle poza Europą. Nazywając rzeczy po imieniu - rozwi- nęło się lenistwo i niedbalstwo; z kolei przyszły wojny dzikie, niszczące, z nieprzyjacielem na ogół niższym kulturalnie - Moskalem, Turkiem, Tata- rem, Kozakiem. Wojna w ogóle nie jest szkołą pracy kulturalnej, a tym bar- dziej taka wojna, w której od przeciwnika niczego nie można się nauczyć. Stąd jeszcze jedna pobudka do lenistwa i do życia z dnia na dzień. Czy sły- szał kto o jakich cudach świata wzniesionych polską ręką przez wiek XVII lub XVIII, o czymś, co by mogło iść w paragon z tworami pracy francuskiej, holenderskiej, włoskiej, niemieckiej, angielskiej? Albo, pytając jeszcze dobit- niej: jeżeli twory takie nie mogły powstać wśród ciągłych wojen (80 lat wojen- nych w ciągu samego XVII wieku) - to czy słychać, aby ktokolwiek z apo- logetów dawnej Rzeczypospolitej, jakiś Łukasz Opaliński, Starowolski czy Pęski chlubił się pracowitością i twórczością rodaków? Raczej dzielnością, raczej swobodą i wszystkim innym! Z lenistwem rąk roboczych szło w parze lenistwo myśli i woli. Wyłazi ono wszędy - przez dziury i łaty sejmowego prawodawstwa, przez niejasne, nie- śmiałe konstrukcje myślicieli politycznych, przez źle przemyślane projekty po- lityczne. Sangwiniczna natura Polaka starej daty zdobywała się łatwo na gór- ne wzloty; szczytnością ideałów prześcignęliśmy świat cały, że wspomnieć tu choćby ową jednotę miliona dusz, owo budowanie gmachu państwowego na dobrej woli suwerennych atomów. Ale jak było z urzeczywistnieniem ideału? I co sądzić o samowiedzy krytycznej społeczeństwa, któremu wystarczał ideał 598 odświętny, pieścidło myśli i uczucia zamiast ideału wcielonego wieloletnim wysiłkiem woli? Przez lenistwo raczej niż przez nieuczciwość tumaniono sie- bie wspaniałym gestem i pięknym frazesem, gdy na dnie duszy rozrastało się nie kontrolowane świadomością obywatelską sobkostwo. Obywatel epoki sa- skiej wprost stracił wyobrażenie, czym jest niepodległość, co ona warta, jakich ofar materialnych i duchowych wymaga jej obrona! A kiedy wreszcie w przedostatniej godzinie zjawili się śmiałkowie, którzy to zatracone sumienie państwowe próbowali budzić, okazało się, że nie ma kogo powołać do walki. Zabrakło tęgich ludzi, wybitnych osobowości, które by wzięły na siebie całe odium nowatorstwa, rzuciły się w tłum i rozkru- szyły jego bezmyślną ociężałą masę. Zwykło się mówić o polskim indywi- dualizmie, którego rzekomo kwintesencją było liberum veto. Fatalne niepo- rozumienie! Indywidualizm, tj. rozbicie narodu na jednostki, zrobił swoje: zniweczył nam prawodawstwo i rząd, ale indywidualności on nie wychował. Wręcz przeciwnie, w atmosferze sejmików, pod rządem jednomyślności, dla niepsucia bratniego nastroju musiała wszelka osobowość milczeć, niwelować się, giąć się i łamać, bo inaczej zepsułby się sejmik i straciłaby na tym sprawa publiczna. W tych tysięcznych aklamacjach, w pogoni za popularnością, wo- bec niepodobieństwa przekonania tysiąca tępych głów ginęły samorodne talen- ty polityczne, ogołacała się Polska z wybitnych mężów stanu. Dlatego to w krytycznej dobie nie będzie komu iść na posiew w naród i dlatego w zwrot- nym momencie znajdzie się z jednej strony samotny król z garstką znienawi- dzonyćh reformatorów - z drugiej strony 80000 radomian. 25. Ku odrodzeniu W tym, cośmy rzekli o charakterze narodowym Polaków epoki upadku jako o czynniku decydującym, zawiera się poniekąd już odpowiedź na pyta- nie: którędy wiodła droga do zbawienia. Ojczyznę ludzi małych, ciemnych, znieprawionych, ot takich Matuszewiczów, mógł przepić książę Panie Ko- chanku, mógł zaprzedać Podoski lub Poniński. Ojczyzny duchów mocnych, umysłów jasnych, nie zgubiłby żaden zdrajca ani szaleniec. Chodziło o to aby w Polsce jak najmniej było obywateli typu matuszewiczowskiego, jak najwięcej serc staropolskich a głów europejskich. Widzieliśmy smutny los dążeń do naprawy w pierwszej połowie rządów Augusta III. Próbowano zbawić Rzeczpospolitą ukradkiem, w tajemnicy nie tylko przed jakimś Hoffmannem, Bestużewem lub Saint Severinem, ale rów- nież przed samymi Polakami. O reformie mówiono jak najciszej, aby nie spło- szyć wyborców sejmikowych; niech tylko sejm dowlecze się do końca, a proś- by, groźby i obietnice dworskie na poczekaniu sprawią cud, za który potom- ność błogosławić będzie zręczną rękę. Cały ten machiavelizm rozpryskiwał się o twarde głowy i zamknięte serca posłów sejmowych. Widocznie dźwignię ocalenia podkładano nie tam, gdzie jej można było użyć owocnie. Dopiero w miarę niepowodzeń dojrzewał trafny pogląd, że odrodzenie Rzeczypospolitej, trudne, ale możliwe, jest kwestią propagandy rozumnej i wy- chowania obywatelskiego. Nie pochlebiać starym przesądom, nie kłamać. Nie kryć prawdy pod korcem, ale ją nieść na światło dzienne i rozdawać, obwoły- 599 wać ją głośno, bić w dzwon alarmowy, demaskować fałsze - to był jedyny szlak prowadzący do wyjścia z labiryntu. A jeśli ogół prawdę przyjmie wrogo, to przeistoczyć duszę tego ogółu, sięgnąć do jego najgłębszych, zdrowych jeszcze pierwiastków, z opasłego szlachcica wydobyć znów człowieka, otwo- rzyć mu oczy na to, co się dzieje w Europie i w Polsce, ustanowić w nim samowiedzę obywatelską, wpoić pęd do doskonałości, nauczyć czerpać z tej nieprzebranej krynicy światła, jaka rozwarła się wówczas dla całej ludzkości na Zachodzie, zwłaszcza we Francji. Tę dwojaką metodę działania na naród stworzył człowiek, który jak słup graniczny stoi na zetknięciu dwóch epok - saskiej i stanisławowskiej - 26. Konarski Przed nim literatura olityczna odzywała się w wieku XVIII nieraz, ale zawsze nieśmiało. Karwicki nie ogłosił swego dzieła De ordinanda Republica, bo jego pomysły: sejm gotowy, podział sejmu na trzy izby, odebranie królowi szafunku wakansami, nie mogły liczyć na aprobatę Augusta Mocnego, a inne, wymierzone przeciwko "źrenicy wolności", musiały zrażać szlachtę. Szczuka przedstawiał Zaćmienie Polski z naczelnym postulatem polityki aktywnej oraz armii 36-tysięcznej jako Candidus Veronensis (1709). Tak samo anonimowo ganił Jan Stanisław Jabłonowski złe nałogi szlachty w Skrupule bez skrupudu (1730); pod pseudonimem Poklateckiego krył się Franciszek Radzewski, autor Kwestyj politycznych obojgtnych (1709); pod mianem prostego "ziemianina" krył się Poniatowski; anonim Leszczyński 15 lat namyślał się, zanim puścił w obieg swój Glos Wolny. Co najmniej tyleż czasu wahał się Konarski. Ludzie mądrzy jakby lękali się lub wstydzili swej mądrości. Snadź trzeba było na- prawdę nie lada odwagi i wielu zniechęcających doświadczeń, aby raz wreszcie zerwać z taktyką milczenia i szeptania po kątach i przemówić do rodaków pełnym głosem, jak to uczynił u schyłku czasów saskich Konarski. Wielki pijar unieśmiertelnił swe imię na dwóch polach, jako wychowawca i jako pisarz polityczny. Nie tutaj miejsce na charakterystykę jego metod pe- dagogicznych stosowanych od 1741 r., tj. od założenia w Warszawie Colle- gium Nobilium. Doznawszy niepowodzenia w pierwocinach swej pracy publi- cystycznej, wychowywał sobie Konarski zastęp czytelników-prozelitów, któ- rzy zrozumieją myśl prawdziwą mistrza; w tym celu tępił zaśniedziałą scho- lastykę, jałową dialektykę jezuitów, uczył myśleć pojęciami, a nie wyrazami, urządzał dysputy o sprawach społeczno-politycznych, głosił nawet z desek scenicznych zasady patriotyczno-postępowe w rodzaju owej dewizy z Tragedii Epaminondyů "Nawet najświętsze prawo świętem być przestaje, gdy się prze- ciwnem szczęściu ojczystemu staje". Dopiero kiedy z konwiktów wyszły w świat setki Polaków nowego pokroju, ośmielił się Konarski rozpocząć propagandę swoich idei konstytucyjnych. Epokowe dzieło O skutecznym radsposobie wychodziło tom za tomem od 1761 do 1763 r. Autor, działając w niewątpliwym porozumieniu z ówczesną opozycją, tj. Czartoryskimi i Branickim, ale mając też wielu przyjaciół wśród dawnych republikanów, starał się zachować pozory bezpartyjności i dlatego zapewne występował bezimiennie, podobniejak wszyscy niemal publicyści XVIII w. przed 600 nim i po nim. Zresztą nazwisko autora nie pozostało ani przez chwilę tajemnicą. Zaraz po wyjściu pierwszego tomu, poświgconego krytyce różnych kolportowa- nych przez koła zachowawcze półśrodków, posypały się do Konarskiego listy zachęcające do ogłoszenia jedynie skutecznego sposobu rad, tj. głosowania większością. Uczynił to autor w tomie II, czym wywołał gdzieniegdzie protesty. Ponieważ wielu republikanów zgadzało się na rządy większości jedynie pod warunkiem odebrania królowi łaski rozdawniczej, więc ksiądz pijar, po grun- townym roztrząśnięciu etycznych podstaw naszego parlamentu w tomie III, zrobił to ustępstwo na rzecz zachowawców. Tymczasem stosunki polityczne wyklarowały się w sposób mniej pomyślny: reformę wypisali na swym sztandarze nie ci, dla których oświecenia Konarski pisał swój traktat, nie "patrioci" spod hetmańskiego znaku, lecz Czartoryscy, od dawna dostatecznie oświeceni włas- nym rozumem. Odtąd nie było dla naszego pisarza innej drogi, jak oddać cały swój wpływ i autorytet moralno-polityczny wodzom Familii do spożytkowania. Ostatni tom dzieła należy już uważać za wykład programu całego obozu postępowego. W nim wyłożony system konstytucyjny często republikański, poglądom Skargi biegunowo przeciwny: pełnia władzy zwierzchniej przyznana dwuizbowemu ciągłemu sejmowi; izba wyższa złożona z senatorów, których król ma mianować nie dowolnie, lecz spośród kandydatów przedstawionych przez województwa; izbie niższej dana w razie konfliktu wybitna przewaga nad senatem; instrukcje nakazcze skasowane, sejmiki oczyszczone z rękodajnych nieposesjonatów. Organem wykonawczym ma być rada rezydentów, pół na pół z senatorów i szlachty; król delikatnie zobowiązany do postępowania według jej uchwał. Starostwa, obrócone na skarb, utworzą podstawę banku narodowego. Łatwo zauważyć, że organizację władzy prawodawczej starał się Konarski zbliżyć do wzorów angielskich, a radę rezydentów naśladował ze Szwecji. W każdym razie nie było to naśladownictwo ślepe, lecz twórczość krytyczna, tak mądra i płodna, że podbijała umysły nawet najzagorzalszych przeciwników. Reform społecznych, gospodarczych ani administracyjnych nie propagował Konarski przed szerszym forum czytelników, co najwyżej przez usta swych konwiktorów na tzw. sejmikach szkolnych żądał wolności osobistej dla chłopów oraz praw politycznych dla mieszczan. Całą siłę swej nieubłaganej logiki skierował najednego bałwana, co zagradzał drogę do dalszego rozwoju państwa. Z chwilą, gdy ten bałwan w oczach wszystkich runie, pękną upusty myśli polskiej i potok reform popłynie z niepowstrzymanym rozpędem, coraz czystszy i głębszy. Cel tych przeobrażeń łatwo odgadnąć: na polu społecznym będzie chodziło o stopniową poprawę bytu mieszczaństwa i pospólstwa; w sferze ekonomicz- no-finansowej - o zdobycie dla państwa źródeł, które by umożliwiły obronę na zewnątrz i produkcyjną pracę wewnątrz kraju; w ustroju państwowym - o pra- widłową organizację woli zbiorowej narodu lubjego cząstek terytorialnych, dalej - o rząd odpowiedzialny i jednolity nad wszystkimi gałęziami administracji; w tych gałęziach specjalnych - o ciągłość pracy i odpowiedzialność, czego rękojmią będzie system kolegialny. W dziedzinie kultury przyjdzie czas na pierwsze oświatowe poczynania rządu, a nie obejdzie się też bez wystąpień antyklerykalnych pokrewnych tym, które przeżywał wówczas cały Zachód. Walka o przebudowę zjednej strony, o byt niepodległy z drugiej, stanie się treścią następnej epoki, słusznie zwanej stanisławowską: słusznie dlatego, ponieważ ujej wrót stoją dwaj najwięksi pionierzy oświaty, jakich Polska wydała: Stanisław August Poniatowski i Stanisław Konarski. CZASY STANISŁAWOWSKIE Rozdzia! XXTiI Dola i niedola Czartoryskich l. Mocarstwa wobec ostatniej elekcji polskiej Złowrogo ukształtowały sig dla Rzeczypospolitej stosunki międzynarodowe po wojnie siedmioletniej. Europa rozpadła się na dwie grupy państw, połu- dniową i północną; państwa południowe, stare czcigodne monarchie, Francja, Hiszpania, Austria i dalej na wschodzie Porta Ottomańska, przeważnie wy- czerpane i skompromitowane jałowymi wysiłkami; naprzeciwko nich młode monarchie militarystyczne, Rosja i Prusy, wsławione mocą bojową i chciwe łupu; pomiędzy nie wtłoczona, zdana na ich łaskę Polska o granicach tak zagrożonych, jak nie bywały nigdy, daremnie wyciągająca ręce ku znużone- mu południu. Rosja i Prusy pospołu z Danią, a w oparciu o idącą samopas Anglię, gospodarują w tak zwanym "północnym koncercie" Nikity Panina, gniotąc wspólnym ciężarem Polskę i Szwecję. Jeżeli w 1697 r. groźba sąsiedz- ka zaważyła u nas na szali wyborczej, jeżeli w 1733 r. przemoc musiała przejść przez ogień wojny sukcesyjnej, to teraz nikt nie zamierzał się ująć za Rze- cząpospolitą, pozostawało tylko spełnić brutalny rozkaz dwojga despotów. Niewielkie też szanse widział przed sobą pierworodny królewicz, Fryderyk Chrystian, w chwili, gdy pchany w szranki przez ambitną żonę Marię Anto- ninę Walpurgiś (córkę cesarza Karola VII), zgłaszał swą kandydaturę okólni- kiem do panów polskich. Wprawdzie już w 1758 r. traktat francusko-austriac- ki zapowiedział poparcie w Polsce sukcesyjnych widoków Wettynów. Teraz jednak Francja gotowa im była pomóc tylko dyplomatycznie przez obudzenie ze śpiączki Turków; a i tę gotowość paraliżowały w Wersalu bałamutne na- dzieje pozyskania Czartoryskich. Maria Teresa, spragniona przede wszystkim pokoju, nie życzyła sobie rozpętania wojowniczych instynktów osmańskich. Na dobitkę Fryderyk Chrystian umarł 17 grudnia [1763 r.], a dwaj jego bra- cia, Ksawery i Karol, od dawna wzdychali, każdy z osobna, do korony pol- skiej, i osobno skarbili sobie stronników, przy czym pierwszy jako admini- strator Saksonii mógł więcej liczyć na jej siły materialne, drugi, morganatycz- nie ożeniony z Franciszką Krasińską (1760), miał znaczne stosunki wśród polskiego możnowładztwa. Zanim nastała zgoda w domu elektorskim, Porta, zwiedziona przez dyplomację pruską, a źle informowana przez naszych patrio- tów, oświadczyła się ni w pięć ni w dziewięć za Piastem i przeciwko obcym pretendentom; zrażone tym Francja i Austria poradziły Wettynom zupełnie wycofać się z walki. Odtąd (od lutego 1764) patrioci skupili się około kan- dydatury Jana Klemensa Branickiego w nadziei oczywiście, że zgrzybiały het- 602 man rychło opróżni tron dla dorastającego wnuka Augusta III, Fryderyka Augusta III. Kandydatura licha, ale przynajmniej nie obarczona niechęcią, jaka słusznie ścigała Sasów po nowym trzydziestoleciu ich nierządu. Całkiem inaczej przygotowywał się do akcji obóz przeciwny. Tam wszystko tchnęło determinacją i żądzą władzy. Stolnik [Stanisław] Poniatowski bez trudu namówił do zrzeczenia się wszelkich roszczeń tronowych księcia Adama Czartoryskiego i rwał się ku purpurze przekonany, że gdy ją posiędzie, to i Polskę uszczęśliwi, i Katarzynę zaślubi. Wujowie zezem patrzyli na te aspi- racje Stanisława Augusta i nie ma w tym nic dziwnego: jeżeli kto, to tylko potężny duchem i fortuną książę August mógł wówczas sięgać po berło Sobieskich, a nie ubogi i wątły stolnik. W każdym razie ta cicha rywalizacja wojewody ruskiego z Poniatowskim pozostawała tajemnicą rodzinną i nie ujawniała się wcale na zewnątrz. Zbyt dobrze znali Czartoryscy nastrój społeczeństwa, by mogli sobie obiecy- wać tanie zwycięstwo pod Wolą po ostatnich wypadkach 1763 r., toteż od razu zażądali od Katarzyny zbrojnej pomocy. Rzecz charakterystyczna, że tę uchwałę przeparli w radzie familijnej nieposzlakowany Andrzej Zamoyski i August Czartoryski, wbrew przestrogom i prośbom Stanisława Augusta. Echem tych narad była wspólna deklaracja posłów rosyjskich, Kayserlinga i [Mikołaja] Repnina tudzież Prusaka Benoita (24 grudnia), zalecająca obiór Piasta i wypiera- jąca się w imieniu obu dworów widoków zaborczych. Słabą i późną odpowiedzią - oświadczenia posłów francuskiego [Ludwika Rene) Paulmy i austriackiego [Florimunda] Mercy [d']Argenteau (13 marca 1764) za wolną elekcją bez wymienienia kandydata. Już od początku panowania Katarzyny istniała zgoda między Berlinem i Petersburgiem na punkcie "dogodnej osobistości" (sujet convenable), którą miano narzucić Polakom; już dojrzewał traktat przymierza (11 kwietnia 1764) z wyszczególnieniem sił zbrojnych przeznaczonych na użycie gwałtu. Tryumf stolnika był zapewniony, ale nie tryumf Familii - w tymże traktacie ponowione zostały mordercze artykuły przeciwko zmianie Rzeczy- pospolitej w dziedziczną monarchię lub zaprowadzeniu w niej absolutyzmu oraz inne, zapowiadające wspólną interwencję na rzecz różnowierców. 2. Konwokacja Poczciwy i pobożny, ale bez własnej busoli politycznej prymas Łubieński dał się jeszcze za życia Augusta III przeciągnąć na stronę Czartoryskich; później, oprócz argumentów szlachetniejszych, utwierdziły go w tym obozie ruble rosyjskie. Jego decyzji w radzie senatu 7 listopada [1763 r.] zawdzię- czała Familia daleki termin konwokacji (7 maja) [1764 r.], który pozwalał za- trzeć w sercach ogółu ślady przywiązania do Sasów. Istotnie, na wyborach lutowych osiągnęli Czartoryscy przewagę 45 mandatów; gdzieniegdzie sejmi- ki się spękały, od rozsądzenia tedy w pełnym sejmie tych sporów tudzież od wyniku generału grudziądzkiego, który wybierał nieograniczoną liczbę posłów, zależał los konwokacji. W Grudziądzu doszło do wielkich hałasów z powodu obecności po jednej stronie oddziału generała [Grzegorza] Chomutowa, po drugiej - milicji nadwornych Karola Radziwiłła, Franciszka Salezego Po- tockiego i innych panów niepruskiego pochodzenia. Generał zerwali republi- 603 kanci. W Wilnie Radziwiłł, mszcząc się za przejście hetmana [Michała Józefa] Massalskiego i jego syna Ignacego, biskupa wileńskiego, na stronę Familu, napadł zbrojnie na biskupa i tak go nastraszył, że Familia poprosiła o przy- słanie z Mitawy oddziału rosyjskiego księcia [Michała] Daszkowa, który by zaopiekował sig Litwą. Pod taką osłoną zawiązana w Wilnie 16 kwietnia ge- neralna konfederacja wytoczyła proces Radziwiłłowi o gwałt nad Massalskim. Widzieli republikanci, że ani ich wojsko, ani zasiłki saskie, ani rozumy nie dotrzymują kroku pułkom, rublom i talentom, jakimi rozporządzał przeciw- nik. Położyli więc całą nadzieję w głośnych protestach i w takim zawichrze- niu kraju, żeby uniemożliwić Familii rządy do chwili, kiedy zagranica wzru- szy się ich niedolą. Branicki i towarzysze rozesłali 13 kwietnia manifesty do różnych dworów, nie wyłączając Moskwy i Berlina, przeciwko intrygom Fa- milii i wkroczeniu Rosjan. Później, na widok ciągnących pod Warszawę ko- lumn Chomutowa i Daszkowa, uznano za najwłaściwszą tę samą taktykę, któ- rą zastosowano w Grudziądzu, tj. zerwanie obrad konwokacji i odjazd. Stało się według programu. Wśród szczęku szabel generał [Andrzej] Mokronowski w towarzystwie najprzedniejszych figur hetmańskiego obozu zawiadomił izbę o manifeście 22 senatorów i 46 posłów, świeżo oblatowanym w grodzie war- szawskim, a marszałek ostatnich sejmów, Adam Małachowski, wyszedł z la- ską, zapowiadając, że nie prędzej ją podniesie, aż obce wojska wyjdą z kra- ju, a wolność powróci. Wszystko, co potem nastąpiło, wymarsz secesjonistów, potem jeszcze kilka manifestów i akcesów, dalej odjazd Paulmy'ego po gwał- townym starciu z prymasem (7 czerwca), nie zachwiało ani na jotę stanow- czości Czartoryskich. Konwokacja, zagajona 7 maja, obrała marszałkiem Adama Czartoryskiego i w szybkim tempie zabrała się do pracy. W zakresie spraw aktualnych ode- brano komendę nad wojskiem Branickiemu i przelano ją na regimentarza Augusta Czartoryskiego, zawieszono w czynnościach marszałka wielkiego ko- ronnego Franciszka Bielińskiego, który odmówił był warty sejmowi; upoważ- niono poszczególne województwa do przyjazdu na elekcję viritim, gdy inne miały stawić się przez posły; wyznaczono komisje do układów - z Moskwą o przyznanie Katarzynie tytułu imperatorowej i z Prusami o tytuł królewski Hohenzollernów. Królem miał zostać według uchwał konwokacji "z ojca i matki Polak stanu szlacheckiego, znajomość praw ojczystych posiadający, utrzymanie ich i poprawę popierać umiejący". Obrady nad poprawą ustaw ojczystych zagaił już 10 maja w senacie generał ziem podolskich [Adam Kazimierz Czartoryski]. Na różne niedomagania wy- tknięte przez Czartoryskiego wskazał lekarstwa Andrzej Zamoyski we wspa- niałej mowie dnia 16 maja, zakończonej słowami: "Wzrusz, Boże, serce wol- nego narodu, zrzuć zasłonę z oczu jego, aby widział, że wolność źle czynienia jest znakiem niedoskonałości rządu, a nie prerogatywą wolności". Program reform obejmował zaprowadzenie rządów większości, ustanowienie między sejmami stałej rady rezydentów z władzą wykonawczą (jedno i drugie według wskazówek Konarskiego), poprawę edukacji, przebudowę urzędów hetmań- skiego, podskarbiego, kanclerskiego w duchu kolegialnym, skrócenie pro- cesu sądowego, skasowanie jurysdykcji nuncjuszów. Z tych zamierzeń naj- ważniejsze, dotyczące reformy sejmowej, udało się załatwić najwyżej poło- wicznie: ulepszono regulamin sejmowy i formę.obrad sejmików, zakazano posłom przysięgać na instrukcje i chyłkiem, w ustawie o Komisji Skarbo- 604 wej przepisano, że nadal projekty skarbowe, ku pożytkowi Rzeczypospolitej ściągające się, będą uchwalane figura iudiciaria tj. większością głosów: wy- bieg obmyślony od dawna, a szczęśliwie użyty dzięki chorobie Kayserlinga i niedoświadczeniu Repnina. Nadużyciom podskarbich położono kres przez ustanowienie Komisji Skarbowych w Warszawie i Wilnie; samowolę buławy ukrócono w Koronie, przydając hetmanowi komisję z głosem stanowczym. Zniesiono cła prywatne, uchwalono lustrację królewszczyzn, zreformowano w duchu prowincjonalnym trybunały, ů nadano ulgi miastom. Dysydentów, mimo przełożeń Rosji i Prus, pozostawiono w dotychczasowym położeniu prawnym. 3. Elekcja Stanisława Augusta poprzedzona wojną domową Dawny obóz mniszchowski, z wyjątkiem kilku senatorów, którzy cofnęli swe protesty (np. Józef Jędrzej Załuski), świecił nieobecnością przy tych obradach, ale duchem towarzyszył im pilnie. Dość powiedzieć, że [Kajetan] Sołtyk nie powstydził się ostrzegać listownie Kayserlinga przed skutkami osłabienia liberum veto, a Mokronowski podobną rolę denuncjanta odegrał nieco później w Berlinie, gdzie daremnie woził od przyjaciół ofertę korony polskiej dla księcia Henryka pruskiego. Takie próbki lisiej polityki miały zastąpić brakujący w obozie hetmańskim lwi animusz. Co prawda, trudno się dziwić Branickiemu, że niewiele wskórał przeciwko Moskwie na czele kilku tysięcy komputu koronnego, kiedy go nie wsparło sławione "robur pier- si szlacheckich", i kiedy główny filar stronnictwa saskiego, [Franciszek Sa- lezy] Potocki, wojewoda kijowski, nie ruszył palcem w obawie o swe dobra ukraińskie. Faktem pozostaje, że Branicki po opuszczeniu Warszawy, wciąż pertraktując ze szwagrami Poniatowskimil, ścigany przez innego Branickie- go, Ksawerego, kasztelana halickiego, nie zdobył się nawet na zawiązanie rekonfederacji, aż 23 czerwca uszedł na terytorium węgierskie. Śmielszy Ra- dziwiłł stawił czoła Moskalom pod Słonimem (26 czerwca), ale i jego zawiódł Potocki, po czym wojewoda wileński z garścią rozbitków schronił się do So- roki pod opiekę Porty. Tam spadł nań wyrok konfederacji warszawskiej, od- sądzająey go od godności, majątku i czci. Konfederacyjki: halicka pod Ma- rianem Potockim i podolska były ostatnimi ognikami oporu narodowego prze- ciwko Moskwie w I764 r. Nadchodzil dzień elekcji, gorzki dla pobitych "patriotów", ale niezbyt slod- ki i dla wszechmocnych na pozór Czartoryskich. Książę August prawie do ostatka chował nieco nadziei, że mu się uda zostać królem, zamiast własnym kosztem przyczyniać się do wyniesienia siostrzeńca. Dziwnym zbiegiem oko- liczności nadzieja ta, przynajmniej chwilowo, nie była bezpodstawna. Czego nie mogło sprawić przekupienie Kayserlinga ani wszystkie wpływy woje- wody ruskiego wśród rzesz szlacheckich, to sprawił nagle sułtan Mustafa III na wiadomość o rozpoczętej wojnie domowej i o zamierzonym rzekomo mał- 1 Żoną Branickiego była Izabella, córka Stanisława Poniatowskiego i Konstaneji Czartoryskiej. Hetman wielki koronny został więc szwagrem braci późniejszego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, Kazimierza, Andrzeja i Michała Jerzego. 605 żeństwie między Poniatowskim i Katarzyną. Obstając przy Piaście, Porta dała znać posłowi [Aleksemu Michajłowiczowi] Obrezkowowi, że nie zniesie jednak obioru Stanisława Augusta. Wrażenie w Petersburgu było silne: Ka- tarzyna pozwoliła Kayserlingowi w ostateczności odstąpić od rekomendacji Poniatowskiego, gdyby widział, że nawet ożenek tegoż z Polką, zalecany r z Berlina, nie usunie trudności. Nie ma co wątpić, że ten zwrot wychodził na korzyść Augusta Czartoryskiego (bo trzeci Piast, podstoli Stanisław Lubo- mirski, poważnie nie wchodził w rachubę); jakoż Kayserling próbował już t skłonić stolnika do rezygnacji. Tu przecież wmieszał się z własnego popędu, czy też z poduszczenia swego wuja Panina Repnin; jego interwencji zawdzię- czał stolnik, że 7 sierpnia na zebraniu u prymasa obaj posłowie rosyjscy i obaj pruscy (Sch naich [Fryderyk von] Carolath i Benoit) zalecili go jako ś pożądanego kandydata stanom Rzeczypospolitej. Portę okłamano raz jeszcze; dyplomacja angielska i duńska dołączyła swoje ciche rekomendacje do pole- ceń Katarzyny i Fryderyka. Rezultat z góry był przesądzony. Dnia 27 sierpnia otwarto sejm elekcyjny pod laską Józefa Sosnowskiego, pisarza litewskiego. Dla przyzwoitości usunięto na odległość 3 mil od stolicy wszelkie oddziały rosyjskie; tylko parę tysięcy wojsk nadwornych Familii na żołdzie carowej pilnowało porządku w mieście. Obeszło się zresztą bez za- burzeń: 5500 wyborców jednomyślnie okrzyknęło królem stolnika Stanisława Poniatowskiegoz. Z dala, po różnych miastach Rzeczypospolitej, załogi rosyj- r skie czuwały nad tym wolnym wyborem. Przez wdzięczność osobnymi usta- wami uznane zostały tytuły cesarsko-rosyjski i królewsko-pruski. Na wiado- mość o dokonanej elekcji wielu wybitnych malkontentów, takich jak Jan Klemens Branicki, Wacław Rzewuski, Sołtyk, Adam Krasiński, zgłosiło się z recesem od manifestów. Koronacja (25 listopada) i sejm koronacyjny (pod Jackiem Małachowskim, starostą piotrkowskim, 3-20 grudnia) odbyły się w Warszawie, a nie jak dotąd, w Krakowie. Mniej na nich myślano o refor- mach niż o wyzyskaniu i utwierdzeniu partyjnego zwycięstwa Familii: po- sypały się pensje na jej kreatury, rozszafowano dobra Radziwiłłowskie, za- twierdzono podział ordynacji ostrogskiej; rodzinie Poniatowskich nadano ty- tuł książęcy, a co najważniejsza, utrzymano węzeł konfederacji generalnej na nieokreślony przeciąg czasu. 4. Nowy król: jego przeszłość, charakter, stosunki rodzinne 32 lata liczył Stanisław August i miał za sobą 8 poselstw na sejmy w chwili, gdy składał przysięgę koronacyjną, był więc człowiekiem dojrzałym, w pełni sił, i wyborcy mogli wiedzieć, kogo i po co wprowadzają na tron. Nowy elekt przynosił niezwykły zespół wysokich zalet i nieszczęsnych słabości. Po ojcu, wojewodzie mazowieckim a potem kasztelanie krakowskim, odziedziczył inteligencję obrotną, subtelną i pod wielu względami pierwszorzędną, zdolną do wzbijania się na najwyższy poziom europejski, ale bez ojcowskiej energii 2 W dniu 6 września 1764 r. 5584 wyborców jednogłośnie okrzyknęło królem Stanisława Poniatowskiego, stolnika litewskiego. Zob. Zarys historii Polski, Warsza- wa 1980, s. 323. 606 i tężyzny. Po matce - tylko górne od urodzenia ambicje, bez jej potężnych i trwałych namigtności politycznych. Wcześnie pozwolił sobie wątpić, wcze- śnie przeżył wiek dumnych a mglistych marzeń. W kancelarii wuja Michała [Czartoryskiego] nie nauczył się systematyczności; od wuja Augusta nasłu- chał się, ale nie przyswoił sobie nauk moralnych o "duchu silnym, wyższym nad przypadki". Wypolerował sobie umysł w podróżach po Austrii, Pru- sach, Saksonii (1750-1752), Francji, Holandii i Anglu (1753-1754); wtedy już zetknął się z niejednym przodownikiem myśli zachodniej, zasmakował i w Monteskiuszu, i w Szekspirze. Słabe strony charakteru: zmysłową czuło- stkowość, próżność, pociąg do zbytku rozwinął w trzeciej, opłakanej podró- ży - na północ; wrócił z niej ostatecznie po 3 latach (1755-1758) z sercem przeszytym zatrutą strzałą, z duszą uwiedzionej dziewczyny, miękki, posłu- szny na każde skinienie owej wyższej indywidualności w kobiecym ciele, któ- ra mu zwichnęła życie. Z tym wszystkim jego otwarty umysł, jego entuzjazm dla pnstępu i reform, gorączkowa (z przerwami) pracowitość, wymowa, takt i zręczność w obcowa- niu z ludźmi zrobiłyby zeń w innych czasach monarchę co najmniej na wy- sokości zadania: na partnera Katarzyny, Fryderyka i Kaunitza, na władcę Potockich, Radziwiłłów i Lubomirskich on się nie nadał. Wujowie Czarto- ryscy z ciężkim sercem zgodzili się na jego obiór, bo już było za późno rozpoczynać na nowo robotę elekcyjną niezawiśle od wskazań Katarzyny II; spodziewali się przy tym, że "Staś" będzie ślepo słuchał ich dyktanda. Stało się jednak inaczej. Siostrzeniec odgadł ich urazę, nastroił się nieufnie i uczy- nił swoimi najbliższymi powiernikami braci: podkomorzego Kazimierza (oso- bistego wroga wojewody ruskiego), Andrzeja, generała służby austriackiej, i księdza Michała, opata czerwińskiego. Poza tym dawał dostęp do siebie jeszcze mniej godnym zausznikom w rodzaju Ksawerego Branickiego, Fran- ciszka Rzewuskiego itp. Przelotny, ale znaczny wpływ wywierały kochanki: Elżbieta Lubomirska, [Elżbieta] Sapieżyna (siostra Ksawerego Branickiego), Schmidtowa, w późniejszych latach - generałowa Grabowska3. Ze wszystkich stron podniecano w królu chętkę do emancypacji spod kontroli wujów, do zbytku, rozrzutności i rozwiązłości. Nie sądźmy, żeby wszystko, co bracia podpowiadali królowi, wyglądało szpetniej niż nauki Czartoryskich: zdarza- ły się tam pomysły śmiałe i racjonalne. Książę Andrzej np. ciągnął króla w ramiona Austrii i próbował skojarzyć małżeństwo jego z arcyksiężniczką; inni przynaglali do naprawy stosunków z Francją. Cóż, kiedy pośpiech ten, ganiony przez Czartoryskich, wzbudził podejrzenie Repnina, a nie spotkał się z należytym oddźwiękiem w Wiedniu i Wersalu. Carowa zaraz po koro- nacji ofiarowała Stanisławowi ścisłe przymierze przeciwko Turcji, pozwala- jąc nawet w tym razie na aukcję wojska do 50000. Czartoryscy z trudem uchylili tę propozycję jako prowadzącą do zupełnego uzależnienia Polski od Rosji, choć nie mogli jej przeciwstawić innego systemu przymierzy. Bo też w ich oczach wyzwolenie pozorne niewielką miało wartość, póki zdezorga- nizowane państwo nie posiadało w swych urządzeniach rękojmi prawdziwej niezależności. ' Była to Elżbieta z Szydłowskich, córka Teodora, od 14 stycznia 1769 r. żona Jana Jerzego Grabowskiego, generała lejtnanta litewskiego i marszałka dysydentów w Słucku. 607 5. Początki reform Im trudniej było pod argusowym dozorem sąsiadów i pod ciężarem prze- sądów domowych reformować parlamentaryzm, tym pilniej narzucała się ko- nieczność ulepszenia rządu i administracji. Według planu Konarskiego, zgod- nie z zapowiedzią Zamoyskiego, koroną tego dzieła miała być nieustająca rada rezydentów z senatu i szlachty. Czartoryscy ostrożnie zbliżali się do tego wzoru, przekształcając instytucje gotowe od dawna. Dla zapewnienia ciągło- ści w polityce urządzili przy boku Stanisława Augusta rodzaj gabinetu mini- strów pod nazwą "konferencji króla z ministrami"; oprócz kanclerzy wcho- dzili tam członkowie rodziny królewskiej i niektóre osoby zaproszone. Nie rozszerzając ani nie zwężając zakresu władzy dawnego senatu, zarzucono uroczyste i popisowe plenarne senatus consilium Augustów, wrócono nato- miast (od października 1765 r.) do dawnych, jakie widywał w. XVII, narad senatorów rezydentów przy królu ze swobodniejszą dyskusją, za to przy drzwiach zamkniętych. Dalej, aby ukrócić samowolę magnatów-ministrów i łatwiej nimi manewrować w duchu wspólnego programu, przekształcili Czar- toryscy kolejno wszystkie 4 wydziały na sposób kolegialny: do komisji skar- bowych i wojskowej koronnej, ufundowanych na konwokacji, dodali na sej- mie koronacyjnym, mimo zażartej opozycji Massalskich4, komisję wojskową litewską; w 1766 r. przydano kanclerzom i marszałkom asesorów z głosem stanowczym. Z tych "czterech jurysdykcji" najpracowitszą okazała się komi- sja skarbowa, obarczona troską również o dobrobyt kraju, rozwój handlu i rzemiosła, środki komunikacji, w ogóle o wszystko, co podciągano pod nazwę ekonomii domowej. Osobna komisja mennicza pracowała od 1766 r. nad poprawą monety i otworzyła pierwszą od trzech pokoleń mennicę pań- stwową. Komisja brukowa snuła dalej pracę Bielińskiego nad uporządkowa- niem Warszawy. Po województwach komisje porządkowe troszczyły się głów- nie o podniesienie miast z upadku. Kanclerz (od grudnia 1764 r.) [Andrzej] Zamoyski obmyślał daleko idące reformy dla stanu mieszczańskiego i w ogóle traktował go z ojcowską pieczołowitością. Dobry przykład współpracy pry- watnej dali założyciele kompanii manufaktur wełnianych (1766); Michał Ogiń- ski, zięć kanclerza litewskiego [Michała Fryderyka Czartoryskiego], prześcig- nął Stanisława Augusta iście królewskim przedsięwzięciem budowy kanału między Jasiołdą a Szczarą (pośrednio więc między Niemnem i Dnieprem). Najszczytniejsza przecież pamięć przypadła w udziale samemu królowi i Ada- mowi Czartoryskiemu, z których pierwszy ufundował (1765), a drugi popro- wadził jako komendant Szkołę Rycerską (tj. korpus kadetów), tylokrotnie obiecywaną Polsce przez niesłownych królów, a teraz wreszcie urzeczywist- nioną, wychowawczynię z czasem [Tadeusza] Kościuszki i Juliana Ursyna Niemcewicza. Sił w narodzie nie brakło, zamożność rosła pomimo wszystkich łupiestw z czasów wojny siedmioletniej i fałszerstw monetarnych Wielkiego Fryde- ryka. Podatki, zaprowadzone na sejmach konwokacyjnym i koronacyjnym, dobrane były szczęśliwie i ściągane umiejętnie, o czym mógł się przekonać każdy, kto po dwóch latach przejrzał sprawozdanie komisji skarbowej z wy- kazaną przewyżką dochodów niestałych (4 O11410 złotych polskich) nad wy- 4 Byli to: hetman wielki litewski Michał i jego syn Ignacy, biskup wileński. 608 datkami państwa. Stałe dochody z pogłównego i innych źródeł po dawnemu szły na "punktualną płacę" wojska. Postęp, jak na ten krótki przeciąg czasu, był wszechstronny, obiecujący, byle starczyło rozumu i dobrej woli na dal- sze lata! 6. Opór domowy i zagraniczny Stanowcze kroki Czartoryskich przeciwko Janowi Klemensowi Branickie- mu, Franciszkowi Bielińskiemu, Teodorowi Wesslowi tak poskutkowały, że wszyscy zazdrośnicy z wyjątkiem Karola Radziwiłła jesienią 1764 r. odstąpili od swych protestacji. Lecz była to pokora nieszczera. Stary duch epoki sa- skiej, duch bezwzględnego zwalczania dążeń przeciwnej partii, choćby to były dążenia najrozumniejsze, długo jeszcze miał pokutować w życiu politycznym Rzeczypospolitej. Pamiętamy złośliwe ostrzeżenia Sołtyka pod adresem Kay- serlinga z powodu zamierzonej reformy sejmowej. Na coś podobnego nie zdobyłby się z własnego popędu hetman Branicki, który osobiście popierał i chwalił prace Konarskiego. Ale za namową ojca i syna Massalskich tenże Branicki zgodził się wziąć udział w wysłaniu na dwór rosyjski agenta z pom- stowaniem nie tylko na komisje wojskowe, ale i na grożącą reformę sejmową, i w ogóle na "despotyzm" Czartoryskich. Emisariusz trafił do Orłowa i in- nych osobistych wrogów Panina. Skutek był ten, że Panin, który pierwotnie chciał już pozwolić Polsce na głosowanie większością, teraz w strachu wyparł się swego zdania, przywarł jeszcze bliżej do posła pruskiego i odtąd nie dał się nikomu przewyższyć w gorliwym tępieniu polskich reform. Wszakże był to dopiero początek przeciwności zewnętrznych. Król pruski odczuł bezpośrednio na swych dochodach skarbowych następstwa ustanowie- nia cła generalnego w Polsce: gdyby ich nawet nie odczuł, sama użytecz- ność dla Polski tego źródła finansowego była dostatecznym powodem, aby Fryderyk postarał się je unicestwić. Kiedy protest Benoita nie wywarł na- tychmiastowego skutku, król pruski ustanowił w Kwidzyniu komorę celną (13 marca 1765 r.) i pod groźbą strzelania z armat zmuszał przepływające statki polskie do opłaty cła, wynoszącego IOo/o wartości towaru. Dopiero po długich certacjach, kiedy Rosja ofiarowała swe pośrednictwo, a Stanisław August przyrzekł zawiesić wybieranie cła generalnego i skasować je na naj- bliższym sejmie, represalia pruskie ustały. W tymże czasie Rosja, dla roz- darcia resztek harmonii między królem i Familią z jednej strony, a ogółem narodu z drugiej, wywlokła na wierzch uśpioną waśń wyznaniową. 7. Sprawa dysydencka Opinia "wieku oświeconego" w osobie Woltera i filozofów powitała kampa- nię tolerancyjną Katrzyny i Fryderyka jako tryumf światła nad mrokiem i nowoczesnej swobody nad średniowiecznym uciskiem. Nie poznali się modni mędrcy i filantropi na tym, jaką małą rolę grały w działaniu obojga północ- nych władców uczucia humanitarno-wolnościowe, nie dostrzegli, że owa kam- 20 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II pania płynęła z samolubnej spekulacji politycznej, że w szczególności ger- mańska córa, Katarzyna, rozpoczynała ją po części dla przypodobania się iście rosyjskiej, prawosławnej opinii swego kraju, po części dla pozyskania i utrzymania w Polsce pół miliona wiernych stronników, po części na koniec dla pokłócenia Stanisława Augusta ze szlachtą konserwatywną; że prusofil Panin bał się zupełnego równouprawnienia dysydentów w Rzeczypospolitej, ponieważ za nim, jak sądził, poszłoby niebezpieczne dla Rosji przebudzenie umysłów i odrodzenie duchowe Polski; że Fryderyk II wcale nie życzył dy- sydentom raju w Polsce, bo taki raj mógłby pociągnąć ku sobie jego własnych poddanych, przeciążonych wyzyskiem fiskalno-militarnym, i że popierając Katarzynę rząd pruski zarabiał tylko na udział w przyszłym rozbiorze; że wreszcie [Andrzej Piotr] Bernstorff, minister duński, lecz również z pocho- dzenia Niemiec, najgorliwszy sufler naszych dysydentów, który jeszcze naj- szczerzej przejmował się ich sprawą i naprawdę życzył Polsce postępu i to- lerancji, też wysługiwał się Rosji ze względu na interesy duńskie w Holszty- nie i Szwecji. Oświecona Europa nie zdobyła się na tyle sprawiedliwego są- du, by spostrzec, że położenie różnowierców w Polsce było nawet po usta- wach 1733-1736 r. bez porównania lepsze niż położenie ich we Francji, Hisz- panii lub Austrii, a tym bardziej niż położenie katolików w Anglii, Szwecji i Danii albo sytuacja unitów i starowierców w Rosji. Nie bacząc na to, je- dynie Holandia zachowała wobec kampanii "tolerancyjnej" 1764-1768 r. zupełną niemal neutralność, kiedy Prusy, Anglia, Dania i Szwecja, jedne skwapliwiej, drugie mniej skwapliwie, poszły pod komendę dumnej impera- torowej. Agitację rozpoczął w 1762 r. Jerzy Konisski, biskup "białoruski, mścisław- ski, orszański i mohylewski" (od 1755 r.); ten na koronację Katarzyny II przy- był z napuszystą oracją o zgaszonych "w Egipcie" świecznikach wiary pra- wosławnej. Podczas bezkrólewia dysydenci i dyzunici razem znaleźli się pod opiekuńczym płaszczem rosyjskim, a doznawszy odprawy na konwokacji, ro- zesłali agentów do różnych stolic akatolickich, aby tam jątrzyć namiętności przeciwko Polsce i zbierać dla siebie składki. Zaraz potem, podbechtani głównie przez dyplomatów duńskich, zażądali nie tylko tolerancji, ale zupeł- nego równouprawnienia z katolikami, a więc dostępu do senatu, sejmów, try- bunałów i urzędów. Takie równouprawnienie, bezprzykładne w Europie, przy obowią2ującej na sejmie jednomyślności musiało prowadzić do uzależnienia katolickiego ogółu od "wolnego nie pozwalam" dysydentów i ich zagranicz- nych protektorów. Stanisław August, i jako syn swojego wieku, i jako ostroż- ny polityk, życzył różnowiercom zniesienia najuciążliwszych przepisów z 1717 i 1736 r., ale ich maksymalnych żądań uwzględnić nie mógł. Wyszedł tedy na ich spotkanie, proponując na tajnych konferencjach z Repninem kom- promis. Ponieważ zbyt trudno było przeprowadzić ulgi przez sejm, król go- tów był załatwić rzecz w drodze praktyki administracyjnej i sądowej, a mia- nowicie różnowiercy odzyskaliby wolność nauczania, budowania świątyń, praktykowania obrządków religijnych, ich księża otrzymaliby równoupraw- nienie z klerem katolickim, para ie w razie przejścia parocha na katolicyzm lub do unu pozostawałyby przy swojej wierze itd. Takim ustępstwem myślał Poniatowski przejednać Katarzynę i okupić jej zgodę na zniesienie liberum veto. Tymczasem w obozie dysydencko-dyzunickim pod wpływem obcej za- chęty wzięły górę prądy skrajne: protestancka rodzina Goltzów uwzięła się 610 podstawić nogę Stanisławowi Augustowi; Konisski, obecny w Warszawie (od lipca 1765 r.), naglił Repnina do kroków stanowczych, a na Ukrainie ihumen klasztoru motrenińskiego, Melchizedech Jaworski, z całą czeredą popów zbun- tował pospólstwo przeciwko księżom unickim. W starostwach czehryńskim, czerkaskim, w Śmilańszczyźnie setki proboszczów pod presją rozhukanego tłu- mu wyprzysięgały się unii. 8. Sejm Czaplica Nad sejmem 1766 r. (6 października - 29 listopada) ze wszystkich stron ściągnęły się groźne chmury. Dwór, oprócz dalszych reform administracyj- nych i finansowych uprojektował także objaśnienie, tj. rozszerzenie przepisu o "sądowniczej" formie rozstrzygania spraw skarbowych, które by pozwoliło uchwalać większością wszystkie wnioski podawane przez Komisję Skarbową. Repnin przygotowywał walny szturm w sprawie dysydenckiej, a zajadła opo- zycja, zwłaszcza ta jej część, która czerpała natchnienia z Drezna, wciąż wzdychająca do obalenia Poniatowskiego i powrotu Wettynów, pod wodzą biskupa Sołtyka i Adama Krasińskiego, odrzucała wprawdzie petyta różno- wierców, ale jednocześnie razem z Repninem domagała się rozwiązania kon- federacji. Wiedziano, że król jest źle z wujami (szczególnie po kłótni o pa- nią [Marię Teresę] Geoffrin, przyjaciółkę i "mamę" Poniatowskiego z pary- skich czasów, którą król sprowadził w 1766 r. do Warszawy, a której nie raczył uwielbiać wojewoda ruski); wiedziano i o tym, że zgoda Czartoryskich z Paninem wisi na włosku, bo książęta w sprawie wyznaniowej nie zadrą z narodem. Taki stan rzeczy ośmielał nielicznych mówców opozycji w izbie. Marszałkiem został Celestyn Czaplic, podkomorzy łucki. Jak tylko Andrzej Zamoyski wystąpił (ll października) z wnioskiem o głosowanie większością nad projektami Komisji Skarbowej, Repnin i Benoit zagrozili wojną w razie przyjęcia takiej ustawy, a Michał Wielhorski, kuchmistrz litewski, przyjaciel Mniszcha, zgłosił projekt przeciwny o ubezpieczeniu głosu wolnego. Słusznie odpowiedziano mu, że jego projekt jest zbyteczny, bo pokrywa się z treścią noty rosyjsko-pruskiej. Niemniej dwór znalazł się między młotem i kowad- łem. Z jednej strony Repnin na uroczystej audiencji (4 listopada) dyktował, jakie ulgi mają być przyznane akatolikom, z drugiej Sołtyk i towarzysze, ni- cując trafnie wywody ambasadora oparte na fałszywym tłumaczeniu trakta- tów, grzmieli na dwór w imię wiary i wolności. Spróbowano pokierować obradami tak, aby najpierw rozstrzygnąć kwestię wyznaniową i tym zmusić Sołtyka do otwartego zerwania z Repninem. Daremnie! Intrygantowi w infu- le pilniej było deptać dzieło Familii niż bronić Kościoła. Czartoryscy nie znaleźli innego wyjścia, jak obalić własnymi głosami swój plan, wbrew roz- paczliwej obronie Poniatowskiego. W ten sposób uratowano inne konstytucje, m.in. projekty finansowe (czopowe-szelężne zamiast cła generalnego), men- nicze, reformę sądu zadwornego itp., ale nie uratowano konfederacji od roz- wiązania ani też kraju od sroższej jeszcze zawieruchy. Jeżeli Polsce pisany był już wówczas Radom i rozbiór, to kto wie, czy Stanisław August nie miał tym razem słuszności w sporze z wujami: wojna o lepszy rząd, nawet prze- grana, byłaby bądź co bądź wojną uzdrawiającą. Co się tyczy dysydentów, to 611 i tym razem obeszło się bez ustępstw: opozycja tryumfowała podwójnie, że wy- strychnęła Repnina, a poniżyła wstrętnego "solitera" Ciołka. Czartoryscy pocieszali się tym, że przez ustępstwo w materii głosowania na sejmach za- chowali możność porozumienia z Rosją i odepchnęli od Rosji Saksończyków. Przedwczesna była to póciecha i przedwczesny tamten tryumf. 9. Konfederacja słucka, toruńska i radomska (1767) Zaraz po sejmie, w odpowiedzi na pojednawczy list staryeh książąt Panin odpisał im jasno i nieubłaganie, dając do wyboru: albo przyjaźń i wspólną akcję z carową w sprawie dysydenckiej, bez żadnych targów i ogródek, albo zerwanie stosunków. Familia odmówiła. Natychmiast zarządzona została w głąb Rzeczy- pospolitej wyprawa okupacyjna w kilkadziesiąt tysięcy wojska (Repnin mówił o 40000), a to celem poparcia dwojakiej roboty wichrzycielskiej. Dyzuniei ruscy i kalwini litewscy zjechali się do Słucka na 20 marca [1767 r.] i podpisali tam w obecności wojska rosyjskiego akt konfederacji pod marszałkiem generałem Janem Grabowskim. Protestanci koronni obu prowincji zawarli tegoż dnia podobny związek w Toruniu pod laską generała Jerzego Wilhelma Goltza. Wywód skarg dysydenckich układał znakomity prawnik, gdańszczanin Gotfryd Lengnich; podpisów uzbierano ogółem 573, licząc w to podpisy kupione i wymuszone oraz nazwiska kobiet i nieletniej młodzieży. To była jedna połowa paninowskiego programu. Drugą mieli spełnić kato- licy, nie wyłączając najgorliwszych fanatyków. Zaprzedany Sasom ksiądz Ga- briel Podoski, referendarz koronny, objeżdżał od początku roku pałace na- dąsanych panów, namawiając ich do łączenia się w związek katolicki celem przywrócenia zagrożonych swobód pod wspólną z dysydentami protekcją im- peratorowej. Na szefa tej konfederacji upatrzyła Rosja banitę Karola Radzi- wiłła, osiadłego w Saksonii. Niedługo trwały układy: książę Panie Kochanku, skuszony perspektywą wspaniałej zemsty nad Czartoryskimi, wystawił Rep- ninowi cyrograf bezwzględnego posłuszeństwa (28 lutego tegoż roku). Ciężkie zobowiązania brali na siebie zresztą też różni panowie z Korony. Podobnie jak w 1764 r. prowincja litewska gotowa była wcześniej niż Korona (3 czerw- ca); za marszałka wzięto Stanisława Brzostowskiego, starostę bystrzyckiego. Po województwach zaroiło się od związków partykularnych, których mar- szałkowie i niektórzy konsyliarze mieli się zjechać na utworzenie General- ności do Radomia. Istny owczy pęd opanował teraz szlachtę: hasło katoli- cyzmu, zapowiedź obrony wolności i pewność rosyjskiego poplecznictwa ściąg- nęły podobno do podpisu 74000 osób, w tym wielu ludzi inteligentnych, światłych i wcale nie zakochanych w nierządzie. Dnia 13 czerwca Radziwiłł odprawił swój tryumfalny wjazd do Radomia: 23 czerwca doszło do ukonstytuowania Generalności. W tej chwili na widok manifestu, który podał do podpisu rosyjski pułkownik [Wasilij] Carr [Karr] niejednemu spadły łuski z oczu: spodziewano się proklamowania bezkróle- wia, a tu Repnin kazał wiązać się przy królu, pertraktować z dysydentami i prosić Moskwę o gwarancję ustaw. "Strętwiałą ręką" podpisali akt wszy- scy, a z nieobecnych wielu poważnych senatorów, jak hetman Branicki, bi- skupi [Władysław Hieronim] Sierakowski, Sołtyk i Krasiński nadsyłali akcesy 612 na piśmie. Marszałkiem generalnym zrobił Radziwiłł siebie, sekretarzem- Marcina Matuszewicza, znanego z procesu z Czartoryskimi. Prześwietna konfe- deracja zaczęła rządy od zaprzysiężenia na wierność wszystkich jurysdykcji, od zawieszenia w urzędowaniu wielu stronników Familii i od zaprowadzenia sądów, które rzuciły terror na wszystkich opornych. Urządzeń państwowych na razie nie wywracano, bo od tego był sejm, zwołany przez króla na 5 października. Tam miał nastąpić walny rozrachunek między wolnością i despotyzmem, tam, jeżeli detronizacja się nie uda, obiecywano sobie przynajmniej poniszczyć nienawistne nowości Czartoryskich, ich samych pociągnąć do odpowiedzialności, odsądzić od urzędów i dóbr, a króla skrępować na przyszłość jakąś radą stanu, bez której nie mógłby on ani żaden jego organ uczynić najmniejszego kroku. Opór był niepodobieństwem. Stanisław musiał przyjmować z łaskawą twa- rzą deputacje słucko-toruńską (28 kwietnia) i radomską (18 lipca), a konfe- deracja generalna musiała wyprawić do Moskwy czterech posłów: [Michała] Wielhorskiego, Józefa Potockiego krajczego koronnego, Józefa Ossolińskiego starostę sandomierskiego i Ludwika Pocieja strażnika litewskiego, z instru- mentem publicznym, jaki ułożył dla nich Repnin. Główną treścią instrumentu była prośba o gwarancję. Zresztą posłowie radomscy, z których pierwszy reprezentował interesy Mniszcha, a trzej inni rodzinę Potockich, na równi z wysłańcem Radziwiłła, Szymonem Kossakowskim, wieźli oprócz instrukcji urzędowej szereg innych zleceń, prowadzących bądź do pognębienia i przydusze- nia na przyszłość Familii, bądź do wywyższenia ich prywatnych mocodawców. 10. Sejm "pod węzłem" aż do porwania senatorów Od czerwca do października [1767 r.] scena polityczna zmieniła się w Polsce na wskroś. Przycichły nasycone namiętności partyjne radomian; osłabł ogól- ny ton reakcyjny, wodzowie ruchu ku największej swej żałości dostrzegli, że giętki Stanisław August nie tylko nie zlatuje z tronu, ale owszem, zjedny- wa sobie Repnina i bierze nad nim górę. Ambasador zostawił radomianom robotę destrukcyjną, a sam cały nacisk obrócił na swój program wyznaniowy. Teraz dopiero Kajetan Sołtyk przypomniał sobie obowiązki pasterskie i z ca- łym rozmachem swej niepohamowanej natury rzucił się do obrony preroga- tyw katolicyzmu. Wnet prześcignął w tym i zaćmił samego nuncjusza [Anioła] Duriniego i wszystkich kolegów-biskupów, nawet tak bogobojnych jak Sie- rakowski, arcybiskup Iwowski lub Józef Jędrzej Załuski, nie mówiąc już o prałatach, wątpliwej wiary, takich jak podkanclerzy [Andrzej] Młodziejow- ski, biskup poznański a szpieg rosyjski w radzie ministrów, jak udający gor- liwca paniczyk [Ignacy] Massalski, lub zwłaszcza jak ów Podoski, wyniesiony wolą Repnina na krzesło prymacjalne (17 lipca). Rzeczy zmierzały ku tra- gedii: ambasador aresztował agitatorów katolickich: Szczęsnego Czackiego (22 sierpnia) i Franciszka Kożuchowskiego (we wrześniu), potem przez usta Podoskiego i innych groził Sołtykowi, że go zrobi z księcia siewierskiego księciem sybirskim. Ale biskup miał już tylko jeden drogowskaz przed oczy- ma - obronę Kościoła; jakby postanowił jednym wielkiem cierpieniem oku- pić grzechy żywota, żywym słowem i piórem budził ducha oporu w narodzie, rzucając w oziębłe serca nieugaszone zarzewie swej ognistej duszy. 613 Sejmiki wypadły już inaczej niż czerwcowe zjazdy konfederackie. Tu i ów- dzie warcholiły jeszcze za pan brat z Moskwą sprzedajne lub opętane indy- widua w rodzaju Adama Ponińskiego, Władysława Gurowskiego i pani [Ka- tarzyny] Kossakowskiej - ale powszechnie czuć było nastrój wytrzeźwienia, rozczarowania, gdzieniegdzie - rozpaczy. Każdy z reguły sejmik odbywał się pod kontrolą rosyjskiego o icera z oddziałem wojska i musiał pod przemo- cą uchwalić punkt o dysydentach. Opór skuteczny był tylko w sąsiedztwie tureckiego pogranicza. W rezultacie ani Familia, ani jej przeciwnicy nie mogli się poszczycić stanowczą przewagą: jeżeli kto dominował, to tylko w sprawie wyznaniowej Sołtyk. 5 października rozpoczęto obrady i tu okazało się, w ja- ki sposób Repnin myśli uprościć sobie zarówno rokowania, jak i robotę pra- wodawczą; według projektu podanego od laski (tj. od Karola Radziwiłła) sejm miał wyłonić z siebie liczną delegację złożoną z różnych żywiołów za- leżnych od ambasadora; cała praca ustawodawcza miała przejść przez ten aparat pod osobistym nadzorem Repnina, po czym stany bez oporu, jak w 1717 r. zatwierdziłyby dzieło delegacji. Nowość ta, nie praktykowana nawet przez nowatorów Czartoryskich, spotkała się z zażartym oporem lepszej czę- ści radomian i niektórych regalistów. Sołtyk wysilił całą wymowę, aby na- piętnować błędy i bezprawia konfederacji radomskiej, zwłaszcza nieszczęsną prośbę o gwarancję, a kończył mowę (13 października) słowami Pisma Świętego, "któremi się niegdyś prawowierni republikanie Machabejczykowie w nieszczęś- liwych ojczyzny swej czasach utwierdzili: Niech nam Bóg będzie miłosierny! Niepożyteczno byłoby nam odstąpić sprawy i interesu Boskiego. Teraz więc obstawajcie przy prawie i dajcie dusze wasze za zakon ojców waszych, a nabę- dziecie chwały wielkiej i imienia wielkiego". Tego było Repninowi zanadto. Następnej nocy pułkownik [Osip] Igelstr m porwał i wywiózł do obozu rosyjskiego na Pragę Sołtyka, Wacława Rzewuskiego, syna jego Seweryna, starostę dolińskiego, oraz Załuskiego, który tylko przypadkiem, za nieoględnie rzucony frazes podzielił niedolę biskupa krakowskiego. Do użycia gwałtu Repnin od dawna miał upoważnienie od swego rządu; czy namawiał go do tego kto z Polaków, na pewno nie wiadomo, chociaż są poszlaki wskazujące na Podo- skiego i na Stanisława Brzostowskiego, który jako marszałek generalny litewski nieraz zastępował pijanego Radziwiłła. Natomiast fałszem jest wierutnym rozpow- szechniane później przez barzan i targowiczan posądzenie, jakoby sprawcą areszto- wania senatorów był Stanisław August. Ambasador postąpił zuchwale - z naraże- niem nie tylko własnej osoby, ale i całego systemu polityki rosyjskiej w Polsce, która chciała przykuwać do siebie naród pozorami protekcji, a nie odpychać go od siebie. Chwilowo bądź co bądź zwyciężył; izba przerażona uchwaliła akt limity (19 października), a więźniowie pojechali do Kaługi na pięcioletnie wygnanie i żadne protesty ani demonstracyjne złożenie pieczęci przez Zamoyskiego, ani nawet wstawiennictwo samego króla nie zdołały ich stamtąd wydobyć. 11. Delegacja. Koniec sejmu Wśród 68 osób, którym sejm powierzył układy z ambasadorem i przygo- towanie konstytucji, znalazło się niemało ludzi odważnych, którzy umieli stawić czoło srogiemu prokonsulowi i jeszcze większa liczba pożytecznych 614 pracowników, którzy oceniali należycie reformy dotychczasowe i nie myśleli ich niweczyć. Czartoryskich, ściganych teraz procesami i straszonych utratą godności, Repnin wprowadził tam umyślnie, aby i oni wobec przyszłości od- powiadali przed narodem za to, co podyktuje Polsce Katarzyna. Zresztą ksią- żę kanclerz [Michał] Czartoryski przeważnie milczał na sejmach, a pierwsze skrzypce grał przy wszystkich czynnościach Podoski. O stosunkach wyzna- niowych pertraktowano w dużej sali z Repninem, Benoitem, Anglikiem [To- maszem] Wroughtonem i posłami państw skandynawskich w przytomności Konisskiego tudzież marszałków i deputowanych konfederacji dysydenckich. Skończyło się na przyznaniu katolicyzmowi tytułu religu panującej i na wznowieniu kar za apostazję, ale zarazem przywrócono dysydentom obu wyznań i dyzunitom zupełną wolność kultu, budowy i odbudowy świątyń i szkół, równie jak nieograniczone prawo spełniania funkcji publicznych. Co do potomstwa małżeństw mieszanych zgodzono się, że synowie będą wychowywani w religii ojca, córki - w religii matki. Dla spraw spornych mię- dzy katolikami i różnowiercami, mających styczność z wyznaniem, ustano- wiono jako instancję apelacyjną sąd mieszany (iudicium mixtum). Opór Danii i miasta Torunia przeciwko karze zignorowano. Nowy system ustaw ustrojowych obmyślał Podoski. On to wyodrębnił z jed- nej strony pewne zasady podstawowe w kategorię niezmiennych praw kardy- nalnych, z drugiej oddzielił materia ekonomiczne, dając reszcie ściśle odgra- niczonej nazwę materii państwowych (materiae status)5. Do praw kardynal- nych zaliczono uznanie katolicyzmu za religię panującą, wolną elekcję, ne- minem captivabimus, unię z Litwą, przywileje prowincji pruskiej, równość szlachecką, wyłączne prawo szlachty do sprawowania urzędów i posiadania dóbr ziemskich, władzę dziedzica nad chłopem, zasadę wypowiedzenia posłu- szeństwa, liberum veto - a więc przeważnie te instytucje i reguły, które jak ciężka choroba toczyły ciało Rzeczypospolitej. Materie państwowe objęły: po- datki, powiększone wojska, traktaty, wypowiedzenie wojny, zawarcie pokoju, zmianę wartości monety, prerogatywy miniśtrów, porządek sejmowania i sej- mikowania, porządek trybunałów, zwołanie pospolitego ruszenia, zmianę kom- petencji rad senatu itd. O tym wszystkim stanowić miał sejm nadal jednomyślnością, do decyzji o sprawach ekonomicznych wystarczy większość głosów. W ten sposób wiele przestarzałych zwyczajów, które przez nadużycie wkradły się do naszego ży- cia publicznego, pierwszy raz doczekało się sankcji od Repnina i Podoskiego. Mimo wszystko, a zwłaszcza mimo intryg Benoita, "głos wolny" wyszedł z tej kuźni mocno poszwankowany; nadal zrywanie sejmów, że tak powiemy: w stylu epoki saskiej, stało się niemożliwością. Poza tym przez delegacje przewinęło się z dodatnim lub ujemnym skutkiem wiele projektów innych, nieraz kapitalnej wagi. Podoski dążył do skasowania sądownictwa nuncja- tury i podobno nawet do uniezależnienia Kościoła polskiego od Rzymu, z sy- nodem narodowym jako władzą naczelną. Gorszący ten pomysł został odrzu- cony przez Repnina i Panina nie dlatego, że go nie chcieli Polacy, ale ponie- waż wydał się zbyt śmiałym krokiem w kierunku postępu i oświaty. Rów- nież zaoponował Repnin przeciwko ulgom dla włościan, bo te mogły źle od- działać na chłopstwo rosyjskie: uchwalono tylko karę śmierci na szlachcica 5 (łac.) sprawy państwowe. 615 za zabójstwo poddanego i odjęto dziedzicom ius vitae et necis6. Król i wielu senatorów zabiegało o ukrócenie nadmiernych przywilejów Gdańska, rzecz nieodzowną dla całego rozwoju gospodarczego Rzeczypospolitej; ale i na to nie pozwalała Rosja, już od paru lat (1765) uproszona przez gdańszczan o gwarancję ich wolności. Wreszcie, bardzo charakterystyczny obrót wzięła sprawa owej rady stanu, co to miała zdusić w swoim uścisku resztki preroga- tywy monarszej. Stanisław August bez najmniejszego oporu przyswoił sobie myśl utworzenia centralnego organu całej administracji, ale w opracowaniu przerobił ją na korzyść swoją i państwa, zgodnie z intencją Konarskiego i Zamoyskiego. Niedojrzałemu projektowi radomian przeciwstawił znacznie lepszy plan rady nieustającej z 60 członków, z podziałem na departamenty: spraw zagranicznych, policji, skarbu, wojny i sprawiedliwości. Repnin, ugłas- kany przez księżnę Izabelę z Flemmingów Czartoryską, generałową ziem po- dolskich, popierał z cicha ten projekt, ponieważ i w nim także decyzje króla podlegać miały większości głosów konsyliarskich. Jak tylko radomianie do- wiedzieli się, że król przyjmuje plan jakiejś rady, wyrzekli się własnego tworu i przez swych posłów jęli przedstawiać radę stanu Paninowi jako przyszłe narzędzie królewskiego despotyzmu. Zakołatano o pomoc do Benoita, ów ostrzegł swój dwór i dyplomacja pruska wystarała się u Panina o bezwzględ- ny zakaz wprowadzania w Polsce rady nieustającej. Był to ważny sukces polityki pruskiej nad rosyjską, a zarazem rodzaj zadośćuczynienia za skromną rolę, jaką Repnin wyznaczał Benoitowi i innym cudzoziemskim satelitom wobec delegacji. On tylko sam, ambasador Katarzyny II, mógł przemawiać do przedstawicieli narodu polskiego brutalnym tonem dyktatorskim, on zagarnął dla swej pani wyłączną gwarancję ustaw kardynalnych tudzież praw dysydenckich i nie dopuścił do niej nawet kolegi Prusaka. Dnia 26 lutego [1768 r.] po dwukrotnym odroczeniu wznowiono sesję peł- nego sejmu. Wśród bezsilnych skarg na gwałty moskiewskie zatwierdzono wszystkie uchwały delegacji, puszczając mimo uszu odosobnione protesty posła grodzieńskiego [Karola] Chreptowicza eszcze z dnia 26 października), nuncjusza Duriniego (30 stycznia), jako też ostatni, mężny i donośny protest Józefa Wybickiego, posła pomorskiego. 5 marca Radziwiłł złożył laskę, a Rep- nin w tryumfie poprowadził szefów opozycji na pokoje Stanisława Augusta, gdzie kazał im pojednać się z królem - dla większej chwały imperatorowej Wszech Rosji. Rozdzia XXTiIl Przegrana walka o niepodległość 1. Konfederacja barska Na tę chwilę największej pychy rosyjskiej przypada zwrot niespodziany a stanowczy w dziejach upadającej Rzeczypospolitej. Ze skromnej szlachec- kiej piersi kilkudziesięciu obywateli wydziera się krzyk żarliwego uczucia re- 6 (łac.) prawo życia i śmierci. 616 ligijnego, przebudzonego sumienia narodowego i wiekuistej woli do prawdzi- wej niepodległości. Przebudzeni jeszcze nie wiedzą, co im w duszach gra, ale jutro, pojutrze, będą wiedzieli, że tu już chodzi nie o swawolę na folwarku, lecz o zbiorową wolność moralną i polityczną. Ich zew tysięcznym echem przebiega Rzeczpospolitą od końca do końca, natchnioną pieśnią woła do ospałych dusz: "Przebóg, kto czuje, niechaj ratuje matkę ojczyznę, widząc jej bliznę! Gdy wolność prawa, wiara i sława są jej odjęte - czasy przeklęte!" Z tysięcy serc wytryska krew ofiarna i zlewając się w jedno łożysko, wrzącą rzeką odgradza Polskę od czyhającej na nią z rozłożonymi ramionami Moskwy. Bez przesady można powiedzieć, że dopiero motyw religijny, sprowokowany wdzierstwem państw różnowierczych, podniecony propagandą Sołtyka i towa- rzyszy, doprowadził do uświadomienia tej prawdy, że są rzeczy świętsze niż veto i fortuny szlacheckie, rzeczy, za które warto nieść życie na szaniec. Z postępem walki spod pierwotnych haseł ultrakatolickich wybije się na wierzch jeszcze głębsze pragnienie niepodległości. Nastrój krzyżowy, heroiczny, napełnia serca i głowy pierwszych konfede- ratów barskich. Głównymi inicjatorami ruchu byli Sołtyk, Wacław Rzewuski, Adam Krasiński, Józef Pułaski, Anna Jabłonowska, wojewodzina bracławska. Oni to jeszcze przed sejmem 1767 r. układali w sekrecie program konfede- racji antyrosyjskiej i zarys nowego rządu, zapewne niezbyt racjonalny, skoro pomysły konstytucyjne podawał tam Rzewuski, piastun tradycji hetmańskich, a przeciwnik Konarskiego. Hetman polny i biskup krakowski padli ofiarą, biskup kamieniecki wymknął się z matni, aby razem z rodziną Pułaskich ponieść ogniste wici w naród. Według trafnej rady Krasińskiego powstanie miało najpierw zapewnić sobie pomoc Turcji, zaczekać na wymarsz Rosjan i wtedy dopiero wybuchnąć na Podolu. Ale jurysta Pułaski umyślnie przy- spieszył wybuch, gdyż sądził, że powinno się koniecznie uprzedzić rozwiąza- nie sejmu. 29 lutego [1768 r.] w nieobronnej mieścinie Bar, po żarliwych modłach i naradach gromada szlachty zawiązała konfederację dla obrony wiary i wol- ności. Marszałkiem został Michał Krasiński, podkomorzy rożański, brat bi- skupa, marszałkiem związku wojskowego (lecz nie regimentarzem, bo tę god- ność rezerwowano dla kogo innego) Józef Pułaski. Rycerze sprzysięgli się oświęcić życie za wiarę, utworzyli zakon czy bractwo "kawalerów Krzyża więtego" i podniósłszy chorągwie z wizerunkiem Maryi Królowej Polskiej, ruszyli czyścić kraj z Moskwy i heretyków. Za przykładem Podola skonfe- derowały się województwa: lubelskie (23 kwietnia), bracławskie pod Joachi- mem Potockim, podczaszym litewskim (2 maja), ziemia halicka pod Marianem Potockim (17 maja). Wiele chorągwi komputowych odstąpiło swego regimen- tarza [Tadeusza] Dzieduszyckiego i połączyło się z barzanami. Pośpiech Pu- łaskiego zaszkodził jednak sprawie ogromnie, bo Repnin na wieść o konfede- racji wstrzymał wymarsz Rosjan i narzucił się Stanisławowi Augustowi z ofer- tą, aby użyć wojsk carskich do uśmierzenia buntu. W senacie (24 marca) zdania co do tego się rozdwoiły: kreatury rosyjskie i saskie przemawiały w myśl żądań Repnina, Czartoryscy przeciw: król w strachu o swą koronę dał się przekonać argumentom ambasadora, że niezależnie od jego wezwania woj- ska rosyjskie pójdą na konfederatów, i przechylił się ku obcej interwencji. Nie dość na tym; straszny poseł umiał wmówić Poniatowskiemu, że kofede- raci lepiej na tym wyjdą, jeżeli będą brani do niewoli polskiej, zamiast wpa- 617 dać w ręce Rosjan, że zatem dla ich własnego dobra wojsko polskie powinno pomagać do stłumienia buntu. W kwietniu generałowie Piotr Kreczetnikow i [Iwan Michajłowicz] Podgoryczanin poczęli koncentrycznym marszem spy- chać konfederatów ku granicy tureckiej. W braku dobrej broni i wyszkolenia niewiele pomogło męstwo, jak nie pomogły koniec końcem kazania i czaro- i dziejskie zaklęcia ojca Marka Karmelity, który próbował być barskim Kor- deckim: po klęskach konfederatów pod Ułanowem (7 maja) i pod Podhajca- mi (11 maja) Kazimierz Pułaski bronił się jeszcze bohatersko w klasztorze berdyczowskim, ale 14 czerwca musiał kapitulować, a 20 czerwca Kreczetni- kow, [Piotr] Apraksin i dowodzący pułkami królewskimi Ksawery Branicki wtargnęli do zdobytego Baru. Tu ojciec Marek wzięty do niewoli; ocalone zastępy Krasińskiego, Pułaskiego Józefa i Joachima Potockiego przeszły pod Mohylowem na terytorium tureckie. 2. Koliwszczyzna Rozszerzeniu ruchawki na dalsze ziemie ruskie przeszkodziła zawierucha hajdamacka znana pod nazwą koliwszczyzny. Od czasów Paleja z rzadka wybuchały na Ukrainie większe zaburzenia (np. bunt Bohuna i Tarasa w r. 1737), a mniejszych wprost niepodobna było zliczyć. Na dziesiątki liczono za Augusta III złupione miasta, na setki spalone lub ograbione wsie w ciągu samego tylko siedmiolecia 175 -1757 r. "Hucznie i buńczucznie, z kotłami, chorągwiami, proporcami, jeździły hajdamackie gromady, liczące czasem po 600 ludzi, trzymając w szachu znaczną część wojska komputowego." Bo też to wojsko pod rysią albo lamparcią skórą nosiło zajęcze serca: według Kito- wicza "na pięćdziesiąt hajdamaków trzeba było naszych dwieście, trzysta i więcej, aby ich zwyciężyli; równej lub mało większej liczbie nigdy się po- bić nie dali". Okrutne egzekucje, jako to wbijanie na pal, obcinanie połowy ucha (Józef Potocki w 1703 r.) potęgowało jeszcze zatwardziałość dzikich miłośników swobody i rabunku. W 1753 r. województwa kresowe, widząc bez- skuteczność wysiłków partii wojska komputowego (wołyńskiej, podolskiej, ukraińskiej) zaczęły tworzyć własne milicje bezpieczeństwa, ale ta samoobro- na została zwinięta pod naciskiem dworu w 1757 r., a skargi zanoszone dy- plomatyczną drogą do Petersburga na podżegaczy i przybłędów zza Dniepru były bezsilne wobec protekcji, jaką winowajcom dawał gubernator Nowej Serbii, generał [Iwan] Samojłowicz Chorwat (do 1762 r.). Agitacja wyzna- niowa Konisskiego dolała oliwy do ognia. Pod wpływem Gerwazego Lincew- skiego, biskupa perejasławskiego, i znanego nam Melchizedecha czerń uwie- rzyła, że konfederaci Pułaskiego idą zmuszać ją do przejścia na katolicyzm, oni, którzy właśnie chcieli robić różnicę między dyzunitami i znienawidzo- nymi protestantami i nawet dla żołnierzy rosyjskich mieli słowo braterskie. Z klasztornego lasu motrenińskiego wyszła pierwsza wataha zbójców złożona z moskiewskich Zaporożców pod dowództwem Maksyma Zalizniaka [Żeleź- niaka]. Zewsząd zbiegło się do jej obozu chłopstwo i wszystko to razem ru- Semen Hurko (Palej, zmarły w 1710 r.), pułkownik kozacki, przywódca powsta- nia kozacko-chłopskiego w prawobrzeżnej Ukrainie w łatach 1702-1703. 618 nęło ze święconymi nożami na miasta i dwory. Hajdamacy pokazywali sobie rzekomy manifest Katarzyny II zachęcający do rzezi Lachów; z pewnością nie mieli w rękach autentycznego podpisu carowej z pieczęcią państwową, ale stąd nie wypływa bynajmniej, żeby postępowanie rządu rosyjskiego wo- bec koliwszczyzny było poprawne. Faktem jest, że Katarzyna już dawniej (1763) odgrażała się, iż wypuści hajdamaków na swoich wrogów w Polsce, i że w 1768 r. ze strony rosyjskiej nic nie zrobiono, aby wyprawę Żeleźniaka unieszkodliwić. Dopiero kiedy cała Ukraina spłynęła krwią starców, niewiast i dzieci, kiedy na placach i przy drogach w wielu miejscach zawisły trupy szlachty, księży, Żydów i psów (bo "lach, żyd i sobaka - wse wira odnaka"), ' kiedy w nie bronionym Humaniu zginęło w mękach 20000, a w całym kraju powyżej 100000 ludzi, komendy rosyjskie otrz mały rozkaz pomagać Branic- kiemu w rozpędzaniu tłuszczy. W tym czasie Zeleźniak, tytułujący się hetma- ; nem i księciem śmilańskim, oraz setnik [Iwan] Gonta, przez którego zdradę ' nastąpiła pamiętna rzeź, obecnie już "książę Humania", stali obozem w pobli- żu cuchnącego pobojowiska; do nich przybyli oficerowie rosyjscy od Kreczet- nikowa z gotowymi kajdankami, niby to na Lachów. Nagle schwytali Rosja- nie i zakuli prowodyrów buntu, zadnieprzańskich wzięli pod swoje skrzydła, a prawobrzeżnych oddali Branickiemu. Zaczęło się okrutne tępienie hajda- maków: Gonta wyzionął ducha w mękach, nad innymi srożył się oboźny ko- ronny Józef Stempkowski, aż pustką wionęło po bujnych niwach i sami dzie- dzice musieli prosić króla o pomiarkowanie represji, bo inaczej zostaliby bez siły roboczej. Ostatnie ogniki wygasły dopiero w 1769 r. (na Wołyniu). Re- zultatów, bądź co bądź, mogła sobie Katarzyna winszować: powstanie barskie utonęło w odmęcie hajdamaczyzny. 3. Ruchy w Krakowskiem, w Wielkopolsce, na Litwie. Iskry z ogniska barskiego padły już jednak dalekQ, 24 czerwca stanęła kon- federacja w Krakowie pod wodzą Michała Czarnockiego, z dużym udziałem patriotycznych kół mieszczańskich; wsparli ją Sanoczanie pod Jakubem Bro- nickim i Sandomierzanie pod księciem Marcinem Lubomirskim. Jednocześnie województwa wielkopolskie sadzał na koń Wojciech Rydzyński, Sieradzan Józef Bierzyński, ziemię gostyńską Michał Dzierżanowski, Apraksin prosto z Podola musiał śpieszyć pod Kraków, a pomniejsze komendy rosyjskie rzu- ciły się ścigać nowo powstające partie. Rychło ustalił się ogólny stosunek sił i sposób walki, mało zaszczytu przynoszący polskiej sprawności bojowej. Rep- nin nie bez podstawy pouczał swych siepaczy, że mając jeden szwadron ka- rabinierów można bez przeszkody chodzić przez Polskę wprzód i wstecz; walka stawała się podobna do polowania doskonale zaopatrzonych i krwio- żerczych Rosjan na nieostrożnych i niedołężnych konfederatów. Kraków, źle broniony przez pijaka Czarnockiego, nie zasłonięty należycie przez awantur- nika Lubomirskiego, poddał się 17 sierpnia. Tysiące konfederatów śpiewając żałosne pieśni ciągnęły do obozu jeńców w Połonnem, a stamtąd w głąb Rosji. Zły los Krakowa nie odstraszył jednak Litwy. Tam, na hasło rzucone przez Szymona Kossakowskiego w powiatach wiłkomirskim, kowieńskim, upickim, oszmiańskim, wołkowyskim, słonimskim, w województwach brzeskim i nowo- grodzkim, poobierani (w sierpniu i wrześniu) marszałkowie zjechali się do 619 Nieświeża, aby wahającego się Karola Radziwiłła zachęcić do naprawienia zła, jakie wyrządził ojczyźnie przewodnicząc konfederacji radomskiej. Mili- cja radziwiłłowska mogła utworzyć doskonały ośrodek dla wypraw woje- wódzkich; twierdze nieświeska i słucka nadawały się nieźle na podstawę stra- tegiczną. Ale Repnin w Warszawie, a generał Nummers na Litwie czuwali, Żydzi i dysydenci szpiegowali patriotyczną szlachtę. Za ich sprawą w sam czas zdążył pod Nieśwież generał [Sergiusz] Izmajłow, który prawie bez walki zmusił wojewodę wileńskiego do sromotnej kapitulacji (29 października). Zgromadzeni marszałkowie podpisali recesy, milicja przeważnie została roz- brojona. Teraz już jednak żadne błędy ani słabości poszczególnych jednostek nie mogły powstrzymać ogólnego wrzenia. W chwili, kiedy opuszczała ręce Litwa, już odradzała się konfederacja wielkopolska z marszałkiem Ignacym Mal- czewskim, na Kujawach i w Chełmińskiem uwijał się chyży [Jakub] Ulejski [Ujejski]. Takiego rozlewu rebelu nie spodziewał się pyszny prokonsul ro- syjski. On, który z początku kładł przedsięwzięcie Pułaskich na karb księ- żowskiego fanatyzmu, spostrzegł po pół roku, że sprawa jest stokroć poważ- niejsza i że salwy karabinowe buntu nie uspokoją, przeciwnie, obudzą dal- szych buntowników. Odtąd datują się próby Repnina zmierzające do tego, by użyć pewnej części Polaków do uśmierzenia reszty. Zaczął, rzecz prosta, od Czartoryskich (w sierpniu), ale usłyszał od nich, że bez zredukowania zdo- byczy dysydenckich i bez cofnięcia gwarancji nierządu daremnie kusić się o uspokojenie kraju. Wtedy z upoważnienia Panina ambasador przygotował wielosłowne i niejasne "objaśnienie" gwarancji, które miało uspokoić Czar- toryskich, że droga do reform nie jest zamknięta, jeżeli ich naprawdę zechce Rzeczpospolita; za to na punkcie dysydentów carowa nie chce się cofnąć. Kniaź, w razie dalszej odmowy Czartoryskich, gotów był udać się do Jana Klemensa Branickiego, do Potockich, Mniszcha. Tymczasem zaszedł wypadek, który ogromnie utrudnił mu grę, ośmielił bowiem Czartoryskich, podniecił ducha konfederatów, a sprawę polską pchnął na szersze wody międzynarodo- we. Oto 24 czerwca oddział Kozaków i hajdamaków spalił pograniczne miasto tureckie, Bałtę. Porta, dotychczas bezprzykładnie okłamywana przez posła ro- syjskiego Obrezkowa, straciła cierpliwość i na znak wojny kazała odwieźć kłamcę na ośle do Zamku Siedmiu Wież (6 października). 4. Dyplomacja konfederacka. Nowe powiewy Sprawcą zerwania się Turków i "suflerem" sułtana Mustafy III był ten sam książę Choiseul, minister Ludwika XV, którego obojętność na losy Polski poznaliśmy w latach 1760-1764. Objąwszy na nowo (po [Cezarym Gabrielu] Praslinie) kierownictwo spraw zagranicznych (1766), począł on zwalczać ener- gicznie "system północny" Panina. Szwedów z ogromnym nakładem pienięż- nym zachęcał do wzmocnienia rządu monarchicznego i do zaniechania upodla- jących waśni partyjnych. Polskę, jako beznadziejnie opanowaną przez wpły- wy rosyjskie z góry i z dołu, długo pozostawiał własnemu losowi, a spraw jej używał tylko za pretekst do rozruszania Turcji, która sama jedna mogła poważnie zaszachować Katarzynę II. Jakoż dyplomaci francuscy, [Karol] Ver- 620 gennes (do października 1768 r.), a po nim [Franciszek] Saint-Priest, wywarli decydujący nacisk, pierwszy na wypowiedzenie, drugi na prowadzenie wojny. Za to dla Turcji obrona Rzeczypospolitej przed ekspansją rosyjską była nie tylko publicznym pozorem do zaczepki, ale i żywotnym interesem. Słusznie też Mustafa III nazwał tę walkę z Rosją wojną polską. Dotychczas zabiegi konfederatów o pomoc cudzoziemską nie miały powodze- nia. Ignacy Potocki, starosta kaniowski, nie został przyjęty w Wiedniu (w czer- wcu 1768), biskup kamieniecki [Adam Krasiński] w Dreźnie także nie zdołał wyrwać ministra [Karola Osten] Sackena z jego polityki służalczej wobec Rosji, obliczonej na odzyskanie tronu polskiego przez podstawienie nogi Sta- nisławowi Augustowi. Wreszcie Krasiński podążył do Paryża, gdzie trafił na moment wybuchu wojny tureckiej; dzięki temu udało się dotrzeć do Choi- seula i zatrzeć złe wrażenie, wywołane pesymistycznym sprawozdaniem o Pol- sce emisariusza [Piotra] Taulesa eździł on do obozu barzan nad granicę turecką w maju i czerwcu). Choiseul obiecał pieniądze, oficerów i poparcie dyplomatyczne, byle konfederaci zorganizowali się w Generalność. Przy poparciu francuskiego konsula w Krymie, barona [Franciszka] Totta, Michał Krasiński i Joachim Potocki na Wołoszczyźnie zawarli przymierze z chanem Krym Girejem (w grudniu), którym oddali na pastwę Tatarom wszystkich adherentów rosyjskich. Odtąd nowa otucha wstępuje w walczące szeregi. Adam Krasiński po powrocie na Śląsk razem z Wesslem, Antonim Lubomirskim wojewodą lubelskim, [Adamem] Brzostowskim kasztelanem połockim i innymi przyjaciółmi Wettynów układają w Cieszynie plan postępowania celem zorga- nizowania Generalności i detronizacji (a w razie potrzeby nawet zgładzenia) Poniatowskiego. Wyznaczeni przez zjazd sprzysiężeni mężowie zaufania wcze- sną wiosną 1769 r. rozjeżdżają się po Małej i Wielkiej Polsce, chwytając w różnych województwach laski marszałkowskie. Są to już innego pokroju ludzie niż owi pierwsi entuzjaści, co na Podolu podnieśli sztandar powstania. Uczestnicy narad cieszyńskich, zdatniejsi do intrygi niż do śmierci za ojczyznę lub wiarę, pragną obalenia Stanisława Augusta co najmniej równie gorąco, jak wypędzenia Rosjan, a liczą więcej na szczęśliwy obrót spraw europejskich niż na własne szable. Nad wydobyciem Saksonii z bierności pracowali od wiosny Wielkopolanie [Jan] Turno i Jan Poniński, powiernicy Wessla. Osiągnęli tyle, że młody elektor Fryderyk August znalazł się na rozdrożu między polityką Sackena i bardziej rycerską polityką matki, Marii Antonii, która parła do okazania czynnej pomocy konfederatom i wolała wprowadzić syna do Warszawy na cze- le Sasów i Polaków niż pod osłoną bagnetów moskiewskich. Intryga saska nie znała żadnych skrupułów: w Petersburgu prymas Podoski przez dysyden- ta Krasińskiego podejmował się uspokoić Polskę, utrzymać gwarancję i usta- wy sejmu 1767-1768 r., jeżeli Rosja na miejscu Ciołka osadzi Wettyńczyka; w Warszawie rezydent [August] Essen donosił Repninowi o wszelkich ozna- kach zbliżenia między Stanisławem Augustem i wojującym narodem. A jedno- cześnie Maria Antonia wysyłała do Paryża (w maju 1769) królewicza Karola, aby ułożyć plan działania przeciwko Rosji i zabiegała o poparcie Austrii oraz Prus. Ta dwulicowość nie szła na dobre interesom saskim, ale jeszcze gorzej działała na naszych konfederatów, będąca jej odbiciem rozbieżność moralno- -polityczna między czystym, choć naiwnym patriotyzmem a nienawiścią do króla i Familii. 621 5. Kłótnie i porażki Pierwsi dali zły przykład niezgody szefowie barscy na Wołoszczyźnie. Joa- chim Potocki [podczaszy litewski], pan dumny i bogaty, zagarnął najpierw regimentarstwo generalne konfederacji, które słusznie należało się Pułaskie- mu (25 sierpnia 1768); potem obaj z Krasińskim odsądzili starostę wareckiego od władzy jako człowieka nieposłusznego i podejrzanego o zależność od Czar- toryskich. Pierwszy głosiciel walki o wolność, oskarżony o zdradę przez dwóch oligarchów skończył w areszcie pod strażą Tatarów w maju 1769 r. Synowie jego: Franciszek, starosta augustowski, Kazimierz, starosta zezulinicki, i Anto- ni nie dali się tym zrazić do służby publicznej; 8 marca odznaczyli się nie- zwykłym męstwem w obronie Żwańca i Okopów, ale nie uszli prześladowa- nia Potockich i nieufności Krasińskich. A podczaszy litewski, nie poprzesta- jąc na tym, obróci z czasem swą namiętność fakcyjną na słabego Michała Kra- sińskiego. Ta sama zaraza udzieliła się wcześnie konfederatom mało- i wiel- kopolskim. Grupa marszałków, konsystująca przeważnie w Gabułtowie na pograniczu Węgier, wydała najpierw walkę Marcinowi Lubomirskiemu, dała się nastroić niechętnie do braci Pułaskich, potem zadarła z ruchliwym Bie- rzyńskim. Inną znowuż politykę, odrębną od tej, którą obrali Krasińscy, pró- bował prowadzić Paweł Mostowski, wojewoda mazowiecki (później sprzymie- rzony z księciem Marcinem). Zasadnicze przeciwieństwo pogłębiało się między dwoma filarami partii saskiej, Adamem Krasińskim i Wesslem. Biskup kamieniecki umiał się uczyć z doświadczeń, umiał ogarnąć istotę sprawy narodowej jako coś wyższego i poważniejszego niż kwestia dynastii chwilowo panującej, dlatego właśnie przez Lubomirskich utrzymywał pewien kontakt z Familią i chciał ją oszczę- dzać. Wessel, ciasny, niesumienny, ale obrotny, niewiele się różnił w duszy od Podoskiego i niewątpliwie działał w porozumieniu z nim, z Mniszchem, z Franciszkiem Salezym Potockim, gotów w każdej chwili poświęcić wszystko za zemstę nad Czartoryskimi. Od zwycięstwa jednego lub drugiego przodowni- ka zależał cały kierunek rozwoju nie tylko konfederacji, ale i sprawy pol- skiej; pod powłoką tego współzawodnictwa, zarówno u szczytów, jak u pod- staw walczącego obozu rozstrzygało się wśród niezliczonych starć pytanie: co w sercach Polaków przeważy, fakcja czy ojczyzna, duch epoki saskiej czy duch czasów stanisławowskich. Że sprawy te nie pomagały do prowadzenia wojny, o tym boleśnie uczył cały przebieg wypadków 1769 r. Cóż za pociecha stąd, że regimenty i cho- rągwie sporadycznie przechodziły na stronę barzan, co z tego, że król odwołał Branickiego (w czerwcu tegoż roku), a wielu senatorów, nawet zbliżonych do dworu, potajemnie wspierało powstanie, kiedy w operacjach tuzina mar- szałków nie było żadnego planu, intrygi zastępowały politykę, rabunek i ucie- czka walkę? Wróg, choć nieliczny, ale kierowany fachową ręką najpierw Rep- nina, potem generała [Iwana] Weymarna, działał planowo, z doskonałą orien- tacją i z umocnionymi punktami oparcia w różnych miastach Korony i Litwy. W takich warunkach nawet zdolniejsi partyzanci, jak regimentarz sieradzki (później marszałek wielkopolski) Józef Zaremba, kozacki syn Sawa Caliński, rzeźnik [Antoni] Morawski z Poznania, w najlepszym razie znosili forpoczty i furwachty, a tymczasem [Karol August] R nne, [Piotr] Golicyn, Wachtmeister i zwłaszcza okrutny [Iwan] Drewicz bili i wycinali jedną partię po drugiej. 622 6. Ustanowienie Generalności Tylko poddanie się wszystkich komend jednej władzy mogło zachęcić Fran- cję i Saksonię do przyjścia z pomocą konfederatom i tylko pieniądz oraz instruktor cudzoziemski mogły przysposobić niekarne, pierzchliwe żołnier- stwo konfederackie do zwycięstw nad Moskwą. Ale biskup kamieniecki nie śpieszył, po części dlatego, ponieważ chciał zarezerwować dla brata laskę generalną, a spodziewał się przybycia jego do Polski dopiero po zwycięstwie Turków nad Rosjanami, po części ponieważ bał się opanowania Generalności przez wpływy Wessla. Z wolna poczet marszałków i konsyliarzy reprezentu- jących naród wzrastał. Najwięcej przyczynili się do tego młodzi Pułascy. W czerwcu 1769 r. pomknęli z własnego popędu ku Litwie. Iskry sypały się z ich obozu, jak z żagwi. Wtedy to przystąpił na nowo do związku Karol Radziwiłł, podał w sekrecie dłoń Jan Klemens Branicki, wsiedli na koń Mi- chał Jan Pac, starosta ziołowski, krajczy Józef Sapieha, [Jan Antoni] Horain, marszałek wileński. Wprawdzie Pułascy zostali zmuszeni do odwrotu, a Pac i towarzysze wyrugowani za pruską granicę; co gorsza, nowa ofensywa Pułas- kich zakończyła się 13 września klęskami pod Orzechowem i pod Włodawą, gdzie zginął Franciszek. Ale przynajmniej akces Litwy do powstania koron- nego można już było uważać za pewny. Około tegoż czasu prowincja pruska przemogła swój lęk przed Fryderykiem II, oprócz trzech konfederacji lokal- nych zawiązała "jednotę dusz" (unio animorum), tj. sprzysiężenie całej szlachty reprezentowanej w generale (27 lipca). Czas było tworzyć Generalność, jeżeli się nie chciało wypuścić z rąk przy- wództwa w narodzie i oddać go Warszawie. Tam Repnin, zniechęcony, oskar- żany przez samych Rosjan o wywołanie wojny tureckiej, poprosił o dymisję. Następca (od czerwca), książę [Michał] Wołkoński, krył pod maską łagodności usposobienie znacznie gorsze: należał on do partii Orłowów i Czernyszewów przeciwko Paninowi i po cichu zalecał raczej likwidację całej sprawy polskiej w sensie rozbioru niż kosztowne próby pośredniego opanowania całej Rzeczy- pospolitej. Zaraz po wznowieniu rokowań z Czartoryskimi nowy ambasador usłyszał od nich trzecie dodatkowe żądanie, aby dla uspokojenia Polski zapro- sić także dwory katolickie, tj. Francję i Austrię. Znaczyłoby to przekreślić całą zdobycz polityczną Katarzyny II i Panina. Książęta już od listopada utworzyli na powrót rodzaj kontroli nad Stanisławem Augustem z udziałem Stanisława Lubomirskiego, marszałka wielkiego koronnego, ex-kanclerza Za- moyskiego oraz podkanclerzych Jana Borcha i Antoniego Przeździeckiego, a celem ich usiłowań stało się pojednanie króla z narodem i z Francją. Nowy kurs polityki warszawskiej wystąpił dobitnie w uchwałach rady se- natu odbytej między 30 września i 6 października, która postanowiła uspra- wiedliwić postępowanie króla przed groźnie manifestującą Portą Ottomańską, starać się o pośrednictwo państw katolickich i wysłać do Petersburga Andrzeja Ogińskiego, miecznika litewskiego, ze skargami na Repnina. Uchwały te oburzyły Katarzynę, a miłą niespodziankę sprawiły tym Polakom, którzy sympatyzowali z Barem, ale nie chcieli zrywać z królem. Ale przez to samo odciągały one wielu chwiejnych obywateli od walczących szeregów i skłania- ły ich ku polityce biernego oporu tudzież układów. Ten wzgląd podziałał na konfederatów jakby ostroga, zwłaszcza gdy Turcy ponieśli pod Chocimiem klęskę od Rosjan (we wrześniu), skutkiem czego przyjazd barzan z Wołosz- 623 czyzny odwlekał się w nieokreśloną dal. Więc biskup kamieniecki nagle zwo- łuje do Białej na koniec października wszystkich marszałków i konsyliarzy i zanim Wessel zdążył pomieszać mu szyki, funduje Generalność po swojej myśli: robi brata [Michała Hieronima] Krasińskiego marszałkiem generalnym koronnym, [Michała] Paca - litewskim, z prawem zastępstwa, regimentar- stwo koronne każe przyznać Joachimowi Potockiemu, litewskie - [Józefowi] Sapieże. Niebezpieczeństwo jednak nie mingło. 7. Wahania w polityce konfederacji W zasadzie nowy rząd przedstawicielski, choć umiejscowiony od grudnia 1769 r. na Węgrzech, w Preszowie, pod skrzydłami Marii Teresy, uważał się za najwyższą władzg w Rzeczypospolitej i wydawał z pogranicza jedne po dru- gich uniwersały do urzędów, jurysdykcji i obywateli z żądaniem posłuszeń- stwa, podatków, służby wojskowej itd. Wiedziano jednak dobrze, iż ten rząd, zlepiony ze stronników Krasińskiego, Wessla, Radziwiłłów, Potockich, Mnisz- cha i nawet zakapturzonych przyjaciół Familii, nie posiada wyraźnej linii w polityce. Faktyczny jego szef, Pac, człowiek stały w uczuciach a gładki w obejściu, oraz sekretarz generalny, wielki mówca i taktyk, Ignacy Bohusz, obaj osobiście bardzo zawzięci na Czartoryskich, lawirowali między Krasiń- skim a Wesslem, byle nie dopuścić do rozłamu w Generalności. Z początku biskup dzierżył prym i nie dopuszczał do ogłoszenia bezkrólewia; dokazał nawet tej sztuki, że pojechawszy do Drezna (w lutym 1770 r.), przekonał Marię Antonig o swej wyższości politycznej nad podskarbim. W tym samym duchu umiarkowania miał działać główny dyplomata Generalności, Wielhorski, przy boku Choiseula. Konsolidacja wewnętrzna zrobiłaby może i dalsze postępy, gdyby Generalność mogła się poszczycić powodzeniem na polach bitew. Nie- stety zaraz na początku spadły na nią dwie bolesne klęski: Drewicz i R nne zgnietli sześciotysięczny korpus [Adama] Szaniawskiego, marszałka lubelskie- go, w krwawej bitwie pod Dobrą (23 stycznia), a Golicyn rozpędził pod Bło- niem (16 lutego)s ciągnących ku Warszawie Wielkopolan Malczewskiego. Obaj pobici marszałkowie byli przeciwnikami Wessla. W nastroju klgski dojrzał czyn gorszący, nader szkodliwy dla powagi i wewnętrznej tężyzny General- ności - zamach Bierzyńskiego. Marszałek sieradzki od dawna ofiarował swe służby Wesslowi i był przezeń przeznaczony na regimentarza generalnego. Kiedy szczęście nie dopisało, podskarbi namówił go od obalenia Generalności i osadzenia na jej miejscu innej. Później jednak minister zdołał się wycofać, a jego "bohater" brnął w obranym kierunku dalej, aż został zdradzony przez swego wspólnika Dzierżanowskiego i aresztowany. Zrewidowano papiery am- bitnego marszałka i znaleziono rzeczy tak okropne, że nie było innej rady, jak ułatwić mu ucieczkę: inaczej skompromitowani panowie roznieśliby całą Generalność! Bierzyński skończył karierę jak zdrajca, knując dalsze intrygi z Drewiczem i oddając mu w niewolę, na mięso armatnie dla Prusaków, resz- s Wielkopolanie I. Malczewskiego zostali rozbici 12 lutego 1770 r. pod Zawadami koło Błonia. Zob. Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. 2, Warszawa 1966, s.194. 624 tki swego oddziału. Generalność potgpiła jego i Dzierżanowskiego ostrymi wyrokami, ale wnet potem (4 kwietnia) [1770 r.] potępiła w oczach historii i samą siebie przez ułożenie grzmiącego manifestu, który jakby dla przebła- gania Wessla najniesłuśzniej, najniepolityczniej obrzucał Czartoryskich prze- sadnymi lub całkiem kłamliwymi oskarżeniami (tzw. manifest gravaminum). 8. Kryzys Generalności. Ogłoszenie bezkrólewia W praktyce zgromadzenie preszowskie nie wzniosło się nigdy nad poziom naczelnego rządu i nie zaćmiło dworu królewskiego. Bankietowano, pito, ale nieraz na kredyt i w ciągłej niepewności o swoją skórę. Trzeba też było szcze- gólnego zaślepienia, aby nie widzieć, że dopiero połączenie dworu i konfe- deracji zapewni Polsce to maximum wewnętrznej siły odpornej, poważania i poparcia, bez którego ratunek był niepodobieństwem. Rozumiał to Stanisław August, gdy różnymi drogami próbował zbliżyć się do Wersalu i tamtędy do Preszowa. Od jesieni 1769 r. do wiosny 1770 Mokronowski, kochanek, a z czasem morganatyczny mąż Izabeli Branickiej, pracował w Paryżu jako powiernik króla, aby wpoić powyższą zasadę Choiseulowi i pracował nie bez powodzenia. Papiery saskie od połowy tego roku spadły na dworze francuskim bardzo nisko. Ale w Polsce wierni słudzy Wettynów nie zakładali rąk bez- czynnie. Jedno ich skrzydło, warszawskie, w osobie tak nędznych kreatur, jak Podoski, Adam Poniński, kuchmistrz koronny, Ignacy Twardowski, woje- woda kaliski, Antoni Ostrowski, biskup kujawski, Władysław Gurowski, mar- szałek nadworny litewski, pospołu z zaprzedanymi rusofilami: Ksawerym Branickim, Flemmingiem, Młodziejowskim, Massalskim, przędło nieustanną intrygę z Wołkońskim przeciwko Czartoryskim; ci tworzyli tak zwaną partię albo radę patriotyczną i przygotowywali rekonfederację niby przy Majesta- cie. Robota nie mogła jednak jakoś ruszyć z miejsca. Drugie skrzydło, pre- szowskie, z pozoru antyrosyjskie i nieprzejednane, wychodziło ze skóry, żeby pchnąć Generalność do ogłoszenia detronizacji. Oba zresztą czerpały siłę z te- go tradycyjnego gniazda nienawiści przeciwko Familii, którym była klika magnacka, złożona z Mniszcha, Franciszka Salezego Potockiego, Józefa Osso- lińskiego, wojewody wołyńskiego i Karola Radziwiłła. Właśnie w Dukli i Kry- stynopolu, podobnie jak za granicą w Dreźnie, zbiegały się wspólne nici nieu- błaganych detronizatorów z Preszowa i Warszawy. Raz już, okólną drogą, działając aż przez Konstantynopol, znaglili oni Michała Krasińskiego do ogło- szenia w Warnie bezkrólewia (9 kwietnia), ale ten niedojrzały płód udało się Pacowi zataić. Doczekano się wreszcie chwili rozstrzygającej. Choiseul latem 1770 r. zwątpił o zdolności Turków do pokonania Rosji; trzeba było jej pomóc ręko- ma Polaków. Miał już wtedy minister upatrzonego agenta i instruktora przy Generalności w osobie pułkownika [Karola Franciszka] Dumourieza. Temu zdolnemu oficerowi kazał działać na terenie konfederacji według wskazówek posła francuskiego w Wiedniu, Duranda. Mokronowski, wyjednawszy zgodę Choiseula na utrzymanie Stanisława Augusta, zjawił się latem w Wiedniu, aby przez ofertę zwrotu Spisza koronie węgierskiej i za pomocą innych ar- gumentów skłonić Marię Teresę do czynnego zajęcia się Polską. Gdyby inne 625 motywy nie wystarczyły, na ten wypadek "sekretne" koła dyplomacji Ludwi- ka XV chowały przynętę silniejszą, a byłaby nią korona polska po abdykacji Poniatowskiego dla królewicza Alberta, zięcia Marii Teresy. Był to moment, kiedy Kaunitz, zaniepokojony postępami Rosji w Mołdawii, domagał się in- terwencji zbrojnej Austrii; oczywiście miałby on zadania łatwiejsze, gdyby mógł przeciw Rosji i Prusom oprzeć się na zjednoczonej Polsce, lecz takie zjednoczenie pogrzebałoby widoki Fryderyka Augusta i jego popleczników. Od maja Zofia Lubomirska, wojewodzina lubelska, przygotowywała zespolenie Familii z Generalnością. I wtedy to właśnie, kiedy świtała jedyna możność pokonania Moskwy, stała się rzecz nieszczęsna a trudna do przewidzenia: Dumouriez, zamiast zgodnie z Durandem uczyć konfederatów zapominania uraz, pod wpływem zalotnej intrygantki [Amelii] Mniszchowej (Bruhlówny) użył całego swego wpływu, aby zmusić Generalność do ogłoszenia bezkrólewia. Zagroził, że inaczej Fran- cja pieniędzy nie da; pieniądze kliki magnackiej zaważyły także na szali, reszty dokonała zaciekła, porywająca wymowa Bohusza i 22 października 1770 r. akt interregnum, gotowy już od sierpnia, został opublikowany. Kazano tam ścigać i tępić Poniatowskiego jako tyrana i uzurpatora. Myślano, że ten akt zgubi i dobije ducha ugody i ocali zgromadzenie od kabał warszawskich, a naprawdę - zgubiono Polskę. Nie dlatego, by Czartoryscy pod jego wraże- niem zeszli z rozumnej i patriotycznej drogi, oni i nadal z niezłomnym męstwem cierpieli zarówno obelgi rodaków, jak sekwestr nałożony na ich dobra przez Moskwę. Atoli król na nowo pochylił się ku Moskwie, a Europa, szczególnie Austria, wkrótce postawi krzyżyk nad opętanym narodem. 9. Od Częstochowy do Lanckorony Zanim jeszcze Dumouriez dostarczył funduszów konfederatom, samo poja- wienie się na widowni francuskich oficerów wywarło magiczny wpływ na operacje wojenne. Pułaski 10 września zajął podstępem klasztor jasnogórski i uczynił zeń podstawę wszelkich działań. Zdwoiła się ruchliwość, siła odporna i inicjatywa zaczepna partyzantów. W ciągu zimy z 1770 na 1771 trzy razy atakują konfederaci Poznań. Obława urządzona przez Weymarna w jesieni na naszych wodzów chybiła celu, a jeszcze gorzej poszło Drewiczowi oblę- żenie Częstochowy (1-15 stycznia 1771 r.), świetnie bronionej przez Puła- skiego. [Józef] Miączyński atakował w tymże miesiącu przedmieście Kazi- mierz pod Krakowem z takim przynajmniej skutkiem, że odciągnął Drewi- cza od Jasnej Góry. Załogi konfederackie pod okiem instruktorów francuskich zajęły i umocniły Lanckoronę, Tyniec, Borek, a że je umocniły skutecznie, o tym przekonał się sam [Aleksander] Suworow, który 20 lutego musiał z wiel- kimi stratami zaniechać szturmu na Lanckoronę. Postęp więc był widoczny, ale to był dopiero początek. Generalność, panując jako tako nad 1/lo częścią kraju, wysyła do dalszych województw ledwo luźne partyjki. Na wiosnę projektował Dumouriez zgromadzenie stanów w Lanckoronie albo w Krakowie, o ile można już dla elekcji nowego króla, niektórzy zaś konfederaci, zniechęceni do Sasów, otworzyli widoki na tron landgrafowi heskiemu Fryderykowi. Mało kto czuł, że już za późno na targi 626 przedelekcyjne i nawet na stopniowe postępy w sztuce wojennej, że lada mie- siąc może zapaść nad Rzecząpospolitą dekret ostateczny. Tę czarną przyszłość wyraźniej widział bezczynny król niż jego walczący poddani. Stanisław August, zawieszony między groźbą detronizacyjną Woł- końskiego a drakońskim uniwersałem Generalności, między kategorycznym zakazem Czartoryskich a podziemną intrygą Podoskiego i "unii patriotycz- nej ", spróbował po świętach Bożego Narodzenia 1770 r. rozedrzeć skłębioną eiemność i wrócić do politycznych założeń z początków panowania. Pchnął wówczas nad Newę Ksawerego Branickiego z apologią postępowania wujów i propozycjami ugody. Branicki wrócił ze straszną groźbą rozbioru i z wy- razami łaski dla książąt, jeżeli szczerze przyłożą ręki do dzieła pacyfikacji. Wkrótce Wołkoński został odwołany, zapowiedziany przyjazd [Kaspara] Sal- derna. Zanosiło się widać na ostatnią próbę ratowania polityki protekcyjnej Panina, skoro minister słał do Polski najbliższego swego powiernika i doradcę. Istotnie, w kwietniu stary Holsztyńczyk stanął w Warszawie, pokazał łaskawe oblicze Czartoryskim, opisał ich w relacji jako niezłomnych Rzymian, obrzu- cając wzgardą "patriotów" Podoskich, Ponińskich i Massalskich. Ledwo atoli dotknięto sprawy różnowierców i gwarancji, okazało się, że Katarzyna w ni- czym nie folguje, a Czartoryscy też w niczym ustąpić nie mogą. Misja Sal- derna pękła z trzaskiem, a jednocześnie pękła harmonia między Stanisławem Augustem i jego wujami. Oni zrzucili z siebie wszelką odpowiedzialność, on wziął od Salderna dukaty i posłał Branickiego przeciwko barzanom. Teraz już tylko jakiś cud geniuszu wojennego i męstwa mógł wyrwać Pol- skę z rąk oprawców. Zawrzały z wiosną [1771 r.] nowe walki: Sawa, zniesiony pod Szreńskiem (28 kwietnia), wyzionął ducha w niewoli. Dumouriez popro- wadził świeżo wyćwiczoną piechotę pód Lanckoronę, gdzie połączył się z [Mi- chałem] Walewskim i dokąd daremnie wzywał Pułaskiego. Nadbiegł drugi raz Suworow, rzucił się na Tyniec, lecz został krwawo odparty (20 maja), cóż, kiedy nazajutrz powetował tę klęskę, bijąc Dumourieza pod Lanckoroną. Puł- kownik francuski uciekł do Preszowa w takiej depresji, jakby już wszystko przepadło, chociaż konfederacja ponosiła nieraz gorsze straty, a nie traciła serca. Źle było rzeczywiście, ale nie dlatego tylko, że Pułaski czy inny jakiś marszałek nie słuchał komendy Dumourieza. Najgorszy cios zadał sprawie sam pułkownik-instruktor swoją szaloną polityką detronizatorską. Ona to podkopała w najszerszych kołach narodu i nawet w wielu żołnierzach Gene- ralności (np. w Zarembie) wiarę w rozum i czysty patriotyzm jej kierowni- ctwa: po tryumfach preszowskich Dumourieza, Paca i Bohusza już nawet nowy cud częstochowski nie wskrzesił w masie szlacheckiej ducha Czarniec- kich. 10. Powstanie Ogińskiego W ciągu kampanii letniej 1771 r. połączone siły Rosjan i Stanisława Augusta zatamowały rozmach nadany konfederatom przez Dumourieza. Zdarzały się jeszcze drobne zwycięstwa (np. Zaremby nad Branickim pod Widawą, 23 czer- wca), ale ofensywa przeszła znowu na stronę najeźdźcy. Dumouriez pod ko- niec myślał już tylko o tym, jak oczernić postępki Polaków, a wybielić swo- 627 je własne. Został odwołany i pociągnięty do odpowiedzialności bez żadnej szkody dla Polski, podobnie jak też bez wielkiej szkody dla nas upadł był jeszcze w grudniu 1770 r. protektor jego, Choiseul. Francja nie zaniechała walki z Rosją na wschodzie, tylko prowadziła ją z mniejszą nieco niż dotąd werwą. Do Cieszyna, gdzie przeniosła się Generalność, przybył we wrześniu brygadier baron [Karol] de Viomenil z 20 oficerami, pieniędzmi i bronią. Ten zacny i rozumny doradca, wolny od uprzedzeń i ambicji politycznych, wlał nowy zapał w szefów Generalności, a przyszło mu to tym łatwiej, że równo- cześnie zbliżenie Austrii do Turcji (tajne przymierze 6 lipca, które nie było dla kół politycznych tajemnicą), jej zbrojenia i konflikt z Rosją uprawniały do wielkich nadziei. Zresztą, z wiarą czy bez wiary w powodzenie, coraz trudniej już było w do- mu wysiedzieć. Łupiestwa Moskali, sekwestracje, wymuszanie świadczeń, usta- wiczny dozór szpiegowski wyprowadzały z równowagi nawet najspokojniej- sze żywioły. Wielkopolskę znowu zalewał fałszywym pieniądzem Fryderyk II, Podole nawiedziła zaraza (1770), wszędzie szerzyły się nędza i głód. Z chwilą, gdy Saldern zmiarkował, że do zgody z Czartoryskimi nie dojdzie i że przy pacyfikacji Rzeczypospolitej zabiorą głos także Prusy i Austria, ton jego wobec Polaków stał się wyzywający. Po pierwszej odezwie głaszczącej (25 ma- ja), wydał do narodu drugą (26 czerwca), pełną srogich gróźb. Prymasa Ga- briela Podoskiego znieważył i zapędził do Elbląga; radę "patriotyczną" spo- niewierał, klął i grzmiał głośniej od Repnina, aż wreszcie sprowokował na Litwie hetmana [Michała] Ogińskiego. Prowincja, od czasu wyprawy Pułaskich ogołocona z gorętszych żywiołów a strzeżona przez okupacyjny "legion" (6000 żołnierzy) generała Karra, nie- wielki udział brała w ruchu narodowym. Jej regimentarz Józef Sapieha był niedołęgą; jej hetmań Ogiński, zięć kanclerza Czartoryskiego, poczciwym i szlachetnie myślącym sybarytą. Jednak pod wpływem Adama Krasińskiego ten wygodniś już co najmniej od roku znosił się z Francją i czekał na swoją chwilę. Od wiosny 1771 r. zbroił się i koncentrował po cichu wojska, śledzony przez rosyjskie komendy. Z innej strony podtrzymywał ogień obrażony na Salderna biskup [wileński Ignacy] Massalski, a Kowieńszczyznę zapalał po raz drugi śmiały Szymon Kossakowski. Słowem, podminowano Litwę z tylu stron, że niezależnie od brutalności Salderna powstanie musiało wybuchnąć. W chwili, kiedy kolumny rosyjskie ze wszystkich stron podsuwały się do Ogińskiego, aby go osaczyć w obozie pod Telechanami, hetman zerwał się nagle i poraził najbliższego Albiczewa pod Bezdzieżem (6 września). Na ma- nifest zwycięzcy o przystąpieniu do Generalności odpowiedziały szerokie koła szlacheckie, w tym wielu przyjaciół Familii, głośnym echem. Jeszcze parę ta- kich zwycięstw, a korpus rosyjski w Polsce zostałby odcięty od wszelkiej pod- stawy. Ale do tego losy nie dopuściły. Saldern, choć nieprzyjaciel Frydery- ka II, sam wezwał Prusaków do zajęcia Poznania, aby wszystkie siły rzucić na Ogińskiego. W nocy na 22 września9 Suworow zaskoczył pod Stołowicza- mi niebacznego wodza i taką rzeź sprawił w jego szeregach, że ów nie oparł się aż w Prusach, skąd potem odjechał do Generalności. y Według Zarysu dziejów wojskowości, t. 2, s. 196 bitwa pod Stołowiezami miała miejsce 23 września 1771 r. Natomiast tę samą datę co W. Konopczyński podaje T. Korzon Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 3, Lwów-Warszawa 1923, s.146-147. 628 11. Zamach na króla. Ostatnie boje Tyle daremnych wysiłków nie pozostało bez wpływu na uczucia i myśli konfederatów. Ochłodła pierwotna do króla i Czartoryskich nienawiść, wyschła tęsknota do szczęsnych bezsejmowych czasów augustowskich; w możliwość i celowość detronizacji Poniatowskiego przestano wierzyć, widząc, że nikt, ani kurfirst saski, ani landgraf heski, nie ma odwagi sięgać po jego straconą koronę. Zresztą, czym można było dybać na purpurę Poniatowskiego, gdy cała nadzieja spoczęła na zbrojeniach Austrii, a ta sama Austria utrzymywała ze Stanisławem Augustem wcale zażyły stosunek? Taki był nastrój przeważnej części Generalności, kiedy nagle ją samą i Europą przeraził wypadek jedyny w dziejach Polski - zamach [Stanisława] Strawińskiego. Było to zaraz po porażce zadanej Pułaskiemu przez Langalo pod Radomiem 3ł października. Na króla, wracającego wieczorem 3 listopada od kanclerza Czartoryskiego, napadła gromada konfederatów i zawlokła go samego daleko za miasto, w stronę Marymontu. Po drodze sprawcy zamachu zgubili orien- tację, a Stanisław August, pozostawiony sam na sam z niejakim Kuźmąll wzruszył go swą wymową i wrócił do stolicy. Zamachem kierował Strawiń- ski, oficer z partu marszałka łomżyńskiego; nie ulegało też i nie ulega dzisiaj wątpliwości, że ręką Strawińskich kierował [Kazimierz] Pułaski, oczywiście nie w zamiarach królobójczych, nie po to, by wykonać straszny nakaz aktu o bezkrólewiu, lecz tylko w tym celu, aby słabego monarchę wyrwać spod kontroli Salderna i umieścić w Częstochowie albo w Cieszynie pod okiem Generalności. Gdyby było inaczej, mieliby konfederaci aż nadto czasu, by za- rąbać swego jeńca. Mimo to i sam król, i jego otoczenie (nie wyłączając księdza Konarskiego), i Rosjanie rozgłosili wypadek jako okrutny zamach na życie królewskie. Zewsząd nadchodziły do Stanisława wyrazy współczucia, zmieszane nieraz z potępieniem konfederacji i narodu polskiego. Na rozkaz Kaunitza musiała Generalność osobnym uniwersałem (dnia 4 grudnia) objaśnić akt o bezkróle- wiu w tym duchu, jak gdyby tam wcale nie było zachęty do morderstwa. Z kolei Pułaski musiał dla ratowania Generalności wyprzeć się swych nie- zręcznych wykonawców. Niewiele to pomogło. Od dnia 3 listopada sprawa konfederacji była w oczach całej Europy politycznie i moralnie pogrzebana. Zbliżała się agonia. Już od dłuższego czasu cała akcja bojowa konfederatów ogniskowała się na zachód od Sanu i średniej Wisły. Rozeprzeć tłoczący łańcuch wojsk Suworo- wa, Branickiego, Drewicza, Łopuchina i innych było nawet dla Viomenila niepodobieństwem. Z dalekiej Wołoszczyzny przybyli wzywani z utęsknieniem szefowie barscy Krasiński i Potocki, ale to, co przyprowadzili, stanowiło już tylko szczątki korpusu, a sami szefowie, śmiertelnie pokłóceni, nie wnieśli do Izby Generalności żadnego zdrowego pierwiastka. Walka toczyła się dalej, już lo Zapewne był to zastępca generała R nnego, podpułkownik Mojżesz Lang. Zob. W. Szczygielski Konfederacja barska w Wielkopolsce 1768-1770, Warszawa 1970, s. 19. 11 gył to Jan Kuźma, zwany również Kosińskim, służący wcześniej za maszta- lerza u generała Józefa Wodzińskiego. O porwaniu Stanisława Augusta Poniatow- skiego szerzej traktuje książka W. Ostrożyńskiego Sprawa zamachu na Stanislawa Augusta z 3 XI 1771, Lwów 1891, s. 6. 629 raczej o honor żołnierski niż o zwycięstwo. Niezwykłą sławą zabłysło grono oficerów francuskich, którzy 2 lutego 1772 r. wprowadzili nagle na Wawel załogę konfederacką. Zaraz potem Suworow i Branicki rozpoczęli oblężenie zamku. Dywersje nakazane przez Generalność Pułaskiemu, Zarembie i Kossa- kowskiemu zawiodły, w szczególności Zaremba, po uporczywej walce z Ło- puchinem pod Milejowem (niedaleko Rozprzy 23 marca), naciskany od zachodu przez wkraczających Prusaków księcia [Leopolda von] Anhalt [-Dessau] zwąt- pił o sprawie konfederackiej i przyjął ofiarowane z Warszawy warunki kapi- tulacji. 28 kwietnia poddał się Suworowowi komendant Wawelu, pułkownik [Klaudiusz] Choisy, a bohaterska załoga wbrew podpisanej kapitulacji poszła w niewolę w głąb Rosji. Przedtem jeszcze, 19 kwietnia okropna wieść o go- towym rozbiorze między trzy mocarstwa uderzyła w pierś zgromadzonych marszałków i konsyliarzy. Wezwano Paca do Wiednia nie na żadne układy, a tylko, aby mu podyktować rozkaz wyjazdu z granic monarchii habsbur- skiej, kto gdzie zechce, do Polski albo do innych krajów. Jeszcze broniły się załogi konfederackie w Lanckoronie (do 8 czerwca), Tyńcu (do początków lipca), Częstochowie (do 18 sierpnia); po lasach usiłowały walczyć partyjki desperatów. Więc w nocy z 17 na 18 maja osobistości stanowiące czoło konfe- deracji postanowiły nie uznać przemocy i zbiorowo wyemigrować. Przerażone, zbolałe rozbitki, ,.jak błędne owce rozegnane w cudzych polach", przez Sło- waczyznę i Austrię powędrowały na tułaczkę do Bawaru i dalej w świat. 12. Geneza rozbioru Myśl częściowego podziału ziem Rzeczypospolitej jest również dawna, jak zawiść sąsiedzka wobec jej swobodnego, bujnego rozrostu. Istnieje jednak znaczna różnica moralno-polityczna między intrygą Maksymiliana w począt- kach XVI stulecia a intrygą Fryderyka II w wieku oświeconym. Wówczas za Jagiellonów, zanosiło się na rozczłonkowanie rzeczy niedawno scalonej, na alinas zaborczy, jakich wiele rodziło się na Zachodzie w dobie wojen włoskich. Teraz cios padł na państwo mocno zrośnięte, setkami sejmów i zjazdów elek- cyjnych scementowane i ten cios przyjmowała Europa jako pewnego rodzaju zasłużoną konieczność, należną narodowi, który nie umiał się rządzić po euro- pejsku, tj. po bourbońsku albo po fryderycjańsku, a w dodatku trwał wiernie przy sztandarze katolickim. Rozbiór jako kara za anarchię i "nietolerację"- ta koncepcja torowała sobie drogę od czasów Karola Gustawa i Wielkiego Elektora, a przed jej zastosowaniem daremnie ostrzegali poddanych Jan Ka- zimierz i Sobieski. Schyłek XVII w. przyniósł taki wykwit despotyzmu królew- skiego w Europie, takie zatarcie poczucia praw narodu i społeczeństwa, taką niewiarę w przyrodzone wiązadła życia zbiorowego i zarazem takie rozpęta- nie kapryśnej dyplomacji, że odtąd krajanie krajów i ludów staje się zjawis- kiem powszednim. Dawną równowagę statyczną w układzie świata trudno utrzymać, rozpychają ją młode potęgi militarne, Rosja i Prusy; głosi się zatem regułę równowagi dynamicznej: rozbiór, skoro już jest niesłuszny, niech przy- najmniej nie będzie nierówny. Głównym ogniskiem zamachów rozbiorowych na Polskę jest od śmierci Sobieskiego Berlin; ale i Drezno miało w tej spra- wie dużo do powiedzenia. August Mocny, rzec można, spopularyzował i upraw- 630 nił tę zbrodniczą ideę, aprobując ją swoim słowem królewskim i pouczając świat, że inaczej niedorzeczny, nierządny świat sarmacki nie da się zeuropeizo- wać. Za jego syna mimo dalszych postępów anarchii szepty o podziale Rzeczy- pospolitej umilkły: widocznie monarchiczna Europa wzdragała się popełnić ra- bunek na krajach należących do utrwalająćej się dynastii Wettynów. Skrupuł ten znikł z chwilą obioru Piasta, Poniatowskiego. Na widok wybuchającej w Polsce walki o niepodległość bliżsi i dalsi sąsiedzi dochodzą do wniosku, że topór wiszący nad Rzecząpospolitą nie da się dłużej utrzymać w powie- trzu. Przekonanie to jest tak powszechne, że kanclerz pobożnej Marii Teresy, Kaunitz, w 1768 r. pierwszy częstuje Fryderyka naszymi Prusami pod warun- kiem oddania Śląska domowi habsbursko-lotaryńskiemu, Choiseul czyni to samo, aby oderwać Prusy od Rosji. Całe to pytanie: czy Rzeczpospolita zostanie podzielona, kiedy i w jaki spo- sób, zależało już od dawna, od stanowiska Rosji. Katarzyna II i Panin odzie- dziczyli po Bestużewie dawny program Piotra Wielkiego, polegający na stop- niowym pochłonięciu Rzeczypospolitej niepodzielnej przez pogłębianie w niej wpływów rosyjskich. Wprowadzenie na tron Stanisława Augusta, opieka nad dysydentami, gwarancja - były to etapy na tej drodze. Byli na dworze car- skim doradcy, zwłaszcza Czernyszewowie z generałem Zacharem na czele, któ- rzy najpierw za Elżbiety z pomocą Szuwałowów, potem przy Katarzynie ra- rem z Orłowami starali się politykę rządową zdyskredytować i zamiast nie- pewnego protektoratu podsuwali carowej cel skromniejszy i bardziej poziomy, mianowicie zabór Białorusi. Bywały i w polityce Panina wahania: idąc ręka w rękę z Prusami, minister gotów był (w 1767 r.) zapłacić im za pomoc z góry, a więc dopuścić je do udziału w łupie, byle przez to nie stracić prze- ważnego wpływu w Polsce. Ostatecznie jednak po sukcesach Repnina dumna polityka protekcyjna wzięła górę: w imię tych dążeń uśmierzano konfedera- tów, płacono pensje, szukano narzędzi do uspokojenia Polski. Dopiero wojna turecka, brzemienna całym kompleksem zagadnień wschod- nich zachwiała "systemem północnym" Panina. Za plecami konfederatów zja- wił się wróg, którego nie tak łatwo było powalić bagnetem rosyjskim, nawet mając do użycia sojusznicze pieniądze pruskie (według odnowionego w 1769 r. przymierza). A poza Turcją stanęło z gestem polonofilskim jedyne mocarstwo, które mogło pozbawić Rosję zwycięstwa na Wschodzie - Austria. Tę nową sytuację jął wyzyskiwać z niezwykłym sprytem Fryderyk. Kiedy w listopa- dzie 1768 r. napomknął w Petersburgu - o poruszonej niby to przez nieja- kiego hrabiego [Rochusa] Lynara sprawie podziału Polski, Panin odpowie- dział bez pośpiechu, częstując go Warmią. Dla tak mizernej zdobyczy nie warto było narażać się na krzyki. Wielki gracz zademonstrował wówczas przed światem na zjazdach z ózefem II w Nysie (1769) i w Nowym Mieście (1770) zbliżenie prusko-austriackie; przy tejże sposobności wykrył w młodym cesarzu nienasyconą ambicję i chęć podbojów, a podpatrzywszy je, czekał, aż Rosja i Austria uwikłają się w sieci własnych pożądliwości. Na Bałkanach [Piotr] Rumiancew zwyciężał, ale w Polsce buchał pożar co- raz groźniejszy. Bezwzględny protektorat moskiewski z każdym rokiem tracił grunt pod nogami; odrzucali go pod naciskiem przebudzonej opinii Czarto- ryscy, Potoccy, nawet król, nawet Mniszech i spółka. Jedni żądali ustępstw w sprawie gwarancji, inni co do dysydentów i udziału państw katolickich w uspokojeniu kraju, jeszcze inni żądali głowy Ciołka. Repnin pod koniec 631 swej ambasady widział już tylko jedno rozwiązanie - rozbiór. Wołkoński to samo głosił od początku i z Benoitem zgodnie o rozbiorze zagadywał. Z cza- sem musiał i Saldern przyjąć tę samą konkluzję. Lecz Fryderyk II nie czekał, aż Panin zejdzie z górnych marzeń na grunt rzeczywistości. Pod jesień 1770 r. posłał na dwór Katarzyny brata swego Hen- ryka, aby tam wejść w bezpośrednie czucie z Czernyszewami i z ich pomocą pozyskać carową, nie na żarty zaniepokojoną zjazdem nowomiejskim, inter- wencją Austrii na wschodzie i ukazaniem się Dumourieza w Polsce. Młodszy Hohenzollern przyjechał, spojrzał i zwyciężył; właśnie nadeszły nad Newę do- niesienia o zagarnięciu przez Austrię pod pozorami restytucji starostwa nowo- tarskiego, sądeckiego i czorsztyńskiego (w lipcu i sierpniu tegoż roku). Był to ze strony Józefa już drugi akt małostkowej łapczywości w stosunku do Polski po zajęciu Spisza dokonanym w lutym 1769 r. Z ust imperatorowej wyrwało się zapytanie: "Czemuż by wszyscy nie mieli brać tak samo?" - książę Hen- ryk podziękował. Przeczekano jeszcze desperacką próbę pacyfkacyjną Sal- derna i w czerwcu 1771 r. zapadła kłamka w Petersburgu między dwoma pół- nocnymi dworami. Drugą połowę tego roku zajęło ustalanie rozmiaru przy- szłych zaborów. Chodziło jeszcze tylko o to, co powie na rozbiór Austria. Ściślej biorąc, cho- dziło o wciągnięcie Marii Teresy we wspólnictwo, bo gdyby Wiedeń zachował czyste ręce, całe dzieło mogłoby runąć przy najbliższej nawałnicy europejskiej. Rząd austriacki, jeśli pominąć takie figury, jak feldmarszałka Lascy'ego, co od początku przemawiał za aneksją części Małopolski, zgodny był w ten- dencji przeciwrosyjskiej i zgodnie pragnął dotrzymać kroku zaborczym sąsia- dom, z tą różnicą, że Kaunitz i Józef II skłaniali się nawet ku wojnie, gdy Maria Teresa zarzekała się, iż nie przeleje więcej ani jednej kropli krwi. 6 lipca 1771 r. podpisano w Stambule pamiętne przymierze z Turcją, którego celem miała być obrona całości Turcji i niepodległości Polski; wzięto pienią- dze od sułtana, urządzono demonstrację zbrojną na Węgrzech; przez to poś- rednio ułatwiono królowi pruskiemu targ z Rosją. Ale jedynej konsekwencji uczciwej, jaka wynikała z traktatu, tj. zbrojnego wystąpienia na Bałkanach, nie chciała Maria Teresa. Dzięki niej stało się, że kiedy w styczniu 1772 r. przyszło wybierać między ekspansją na południu lub na północy, Austria, jak przystało na aliantkę sułtana, zgodnie z radą Fryderyka II wybrała północ. A stało się to w tym właśnie czasie, kiedy i Stanisław August, i Generalność najwięcej liczyli na poparcie Austrii przeciwko Moskwie. 13. Potrójna konwencja petersburska 5 sierpnia 1772 r. W przeciwieństwie do Rosji, która tyle brała, ile uważała za stosowne, byle nie tracić resztki miru w Polsce, oba dwory germańskie sięgały po zdobycz możliwie największą, przy czym gabinet berliński prowadził targ z nadzwy- czajną wirtuozerią, idąc od żądań skromniejszych do większych. Fryderyk, inaugurując pertraktacje petersburskie, żądał przyłączenia krajów, do któ- rych mu minister [Ewald] Hertzberg wywiódł coś na kształt nieprzedawnio- nych praw dziedzicznych, a więc województwa pomorskiego z Gdańskiem i z dodatkiem powiatów leżących na północ od Noteci tudzież na północ od 632 fikcyjnej kontynuacji jej średniego biegu ku Wiśle. Panin zamiast Pomorza i Gdańska (nad którym carowa od dawna też miała protektorat) ofiarował Warmię oraz województwa malborskie i chełmińskie z Toruniem. Partner wykręcił sprawę tak zgrabnie, że dostał całe Prusy Zachodnie z Warmią i Elblągiem tylko bez Torunia, ale z dokładem powiatów nadnoteckich. Co się tyczy Gdańska, to jeszcze w listopadzie 1771 r. liczył król pruski, że miasto wpadnie w rozstawione sidła. Na to nie pozwalała jednak ani Rosja, ani mo- carstwa morskie. Fryderyk musiał wycofać się z zagrabionego chwilowo (we wrześniu 1772 r.) portu. Pierwszy układ rosyjsko-pruski został podpisany w Petersburgu 17 lutego [1772 r.] pod fałszywą datą (15 stycznia). Względem Austru ustalono zasadę równości działów; spory o jej zastosowanie w praktyce trwały jeszcze pół roku, albowiem cesarzowa-królowa, wśród łez i narzekań na ten traktat, "taki nierówny, taki niesłuszny", zagarniała najwięcej ludzi i ziemi. Przyznano jej w rezultacie prawie całe województwo ruskie ze skrawkami bełskiego, podol- skiego, lubelskiego, sandomierskiego i ziemi chełmskiej. Nie obeszło się przy tym bez ohydnej szacherki. Józef II umyślnie rozciąg- nął w traktacie swoje pretensje do niebywałej rzeczki "Podhorce" (co mogło tylko oznaczać Seret), aby potem stwierdzić w terenie, że zaszła pomyłka i że granica powinna iść Zbruczem. Rosja przywłaszczyła sobie województwo inflanckie, północną część połockiego, prawie całe witebskie, mścisławskie i dwa skrawki mińskiego (kraj za Dźwiną, Drują i Dnieprem). Dział pruski obejmował 660 mil kwadratowych i 580000 dusz; rosyjski 1693 mile z 1300000 ludności; austriacki 1509 mil 1 z i 2650000 mieszkańców. Wszystko to włożono w trzy traktaty, datowane w Petersburgu 25 lipca starego stylul3, a zaczynające się bluźnierczą preambułą "W imię Trójcy Przenajświętszej". Jako powód amputacji ziem polskich podawali rozbiorcy "całkowity rozkład państwa" i "duch fakcyjny utrzymujący w Polsce anarchię", nawiasem tylko wspominając o starodawnych i prawowitych tytułach trójcy do ziem anekto- wanych. Wiemy już, co sądzić o związku przyczynowym między anarchią i rozbiorem: nierząd umożliwił katastrofę, ale rabunek przyśpieszono właśnie dlatego, ponieważ Polska zapragnęła życia rządnego i niepodległego. Wykła- dem "starodawnych praw" trudniły się różne płatne pióra, przy czym Hertz- berg sięgał w swych publikacjach do Askańczyków XII w. i książąt pomor- skich XIII w., pismacy wiedeńscy wywodzili tytuły Habsburgów z węgierskie- go panowania na Rusi Halickiej w początkach XIII w., a Rosjanie wspominali różne krzywdy pograniczne świeższej daty, zwłaszcza przyjęcie do polskiego poddaństwa 300000 chłopów, którym obrzydło jarzmo pod prawosławnym knutem. Wszystkim fałszerzom dziejów dał gruntowną odprawę nadworny hi- storyk i publicysta Stanisława Augusta, szambelan Feliks Łojko. Zbyteczna dodawać, że te wywody pozostały bez żadnego wpływu na- lz IVa mocy traktatów z 5 sierpnia 1772 r. Prusy otrzymały 36000 kmz, Austria 83000 km2, a Rosja 92000 kmz. Zob. Zarys historii Polski, s. 328. 13 tj. 5 sierpnia wg nowego stylu. 633 14. Proces okupacji i rozgraniczenia Rzecz charakterystyczna, że pierwsze ujawniło dążność aneksyjną to mocarstwo, które najpófniej pr Lystąpiło do spólki podziałowej. Rosjanie od 1767 r. gos- podarowali wszędzie pod pozorem opieki i misji tolerancyjnej; Prusacy po ukazaniu się zarazy morowej w Polsce odcięli kordonem Prusy Zachodnie i pas Wielkopolski w 1770 r., ale dopiero Austriacy ośmielili się stawiać shipy graniezne między Rzecząpospolitą, a "odzyskanymi'' jesienią tegoż rnku starostwami. W końcu maja 1772 r., pragnąc dogonić postępy partnerów i stworzyć na swoje dobro fakt dokonany, Józef II zarządził marsz korpusów okupacyjnych na północ. Wyprawę prowadził feldmarszałek Andrzej hrabia Hadik (teść Marcina Lubomirskiego). Bez przeszkody zajęto Wieliczkę i cały kraj po gómą Wisłę; tylko pr Ly zajęciu Lwowa przez feldmarszałka (Mikołaja] Esterh5zego (2 czerwca do 25 lipca) doszlo do silnych tarć między generalicjąrosyjskąa austriacka. Wszędzie zajmowano na skarb cesarski ekonomie i inne fródła dochodów l 'ólewskich, puszczono mimo uszu protesty Stanisława, ogłaszano nagrody pieniężne za każdego konfederata wziętego z bronią w ręku. Podobnie postępowali Pnisacy i Rosjanie w swojej sferze działania. Gubematorem "Galicji i Lodomeru", jak odtad miał się nazywać żabór austriacki został hrabia [Jan] Pergen; okupację Prus i powiatów nadnoteckich przeprowadzali radca [Fryderyk] Brenckenhoff i prezydent [Jan] Domhardt, województwa białoruskie otr Lymał w zacząd zasłużony [Zachar] Czemyszew. Gdy doszło do składania hołdu zaborcom (w Malborku 27 września, we Lwowie 4 października, na Białorusi najpóźniej, 26 stycznia 1773) wyjątkowi tylko ludzie, jak [Jan] Kicki, starosta lwowski, zdobyli się na odmowę; magistrat lwowski złożył hołd dopiero 29 grudnia 1773 r. Na tym się jednak nie miało skończyć. Niezrównany Brenckenhoff przy prowadzeniu nowego kordonu tak umiejętnie interpretował traktat petersburski, a mianowicie ustęp o panowaniu pruskim nad Notecią (que cette riviere lui appartienne en entier)", że bez skrupułów pr Lekroczył koryto r Leki i poszedł ku jej źródłom, aż zagarnął ponad traktat 7 miast,12 starostw i 304 wsie. Józef ll nie my5lał pozostać w tyle za Fryderykiem i widząc jego powodzenie, wszczął wtedy właśnie znany spór o Podhorce, zakończony rozszerzeniem Galicji po Zbrucz. Dalszy pruski Grenzzung, motywowany żarłocznością Austriaków, a podjęty na wiosnę 1774 r., spotka się najpierw ze zbrojnym oporem regimentarza [Jana Aleksandra] Kraszews- kiego (potyczka pod Marzewem 29 czerwca), potem ze stanowczą opozycja dyplomatyczną Katarzyny II. IS. Cesja zaborów wymuszona na sejmie warszawskim (1773) Nie dość było zaborcom objąć w posiadanie swą zdobycz, ti-zeba było jeszcze zmusić Polaków do uznania bezprawia za akt prawowity. Panin w tym celu obmyślił taką taktykę złożoną z pokus i gróźb; Kaunitz wolał stosować same groźby, i to takie, które wzruszyć musiały najlepszych patriotów: że w razie " (franc.) żeby ta rzeka należała (do Prus) w całości. 634 14. Proces okupacji i rozgraniczenia Rzecz charakterystyczna, że pierwsze ujawniło dążność aneksyjną to mocarstwo, które najpóźniej przystąpiło do spblki podziałowej. Rosjanie od 1767 r. gos- podarowali wszędzie pod pozorem opieki i misji tolerancyjnej; Prusacy po ukazaniu się zarazy morowej w Polsce odcięli kordonem Prusy Zachodnie i pas Wielkopolski w 1770 r., ale dopiero Austriacy ośmielili się stawiać shipy graniczne między Rzecząpospolitą, a "odzyskanymi'' jesienią tegoż roku sta nstwami. W końcu maja 1772 r., pragnąc dogonić postępy partnerów i stworcyć na swoje dobro fakt dokonany, Józef II zarządził macsz korpusów okupacyjnych na północ. Wyprawę prowadził feldmarszałek Andrzej hrabia Hadik (teść Marcina Lubomirskiego). Bez przeszkody zajęto Wieliczkę i cały -aj po górną Wisłę; tylko pr Zy zajęciu Lwowa prcez feldmarszałka [Mikołaja] Esterh zego (2 czerwca do 25 lipca) doszło do silnych tarć między generalicją rosyjską a austriacką. Wszędzie zajmowano na skarb cesarski ekonomie i inne źródła dochodów królewskich, puszczono mimo uszu protesty Stanisława, ogłaszano nagrody pieniężne za każdego konfederata wziętego z bronią w ręku. Podobnie postępowali Prusacy i Rosjanie w swojej sferze działania. Gubematorem "Galicji i Lodomerii", jak odtąd miał się nazywać żabór austriacki został hrabia [Jan] Pergen; okupację Prus i powiatów nadnoteckich pr Leprowadzali radca [Fryderyk] Brenckenhoff i prezydent [Jan] Domhardt, województwa białoruskie otrzymał w zarząd zashiżony [Zachar] Czemyszew. Gdy doszło do składania holdu zaborcom (w Malborku 27 września, we Lwowie 4 paździemika, na Białorusi najpófniej, 26 stycznia 1773) wyjątkowi tyllco ludzie, jak [Jan] Kicki, starosta lwowski, zdobyli się na odmowę; magistrat lwowski złożył hołd dopiero 29 grudnia 1773 r. Na tym się jednak nie miało skończyć. Niezrównany Brenckenhoff przy prowadzeniu nowego kordonu tak umiejętnie interpretował traktat petersburski, a mianowicie ustęp o panowaniu pruskim nad Notecią (que cette riviere lui appartienne en entier)'4, że bez skrupułów przekroczył koryto rr,eki i poszedł ku jej źródłom, aż zagarnął ponad traktat 7 miast,12 starostw i 304 wsie. Józef II nie my5lał pozostać w tyle za Fryderykiem i widząc jego powodzenie, wszczął wtedy właśnie znany spór o Podhorce, zakończony rozszerzeniem Galicji po Zbrucz. Dalszy pruski Grenzzung, motywowany żarłocznością Aust!-iaków, a podjęty na wiosnę 1774 r., spotka się najpierw ze zbrojnym oporem regimentarza [Jana Aleksandra] Kraszews- kiego (potyczka pod Marzewem 29 czerwca), potem ze stanowczą opozycją dyplomatyczną Katarzyny II. 15. Cesja zaborów wymuszona na sejmie warszawskim (1773) Nie dość było zaborcom objąć w posiadanie swą zdobyez, trzeba było jeszcze zmusić Polaków do uznania bezprawia za akt prawowity. Panin w tym celu obmyślił taką taktykę złożoną z pokus i gróźb; Kaunitz wolai stosować same groźby, i to takie, które wzruszyć musiały najlepszych patriotów: że w razie " (franc.) żeby ta rzeka należała (do Prus) w caiości. 634 oporu mocarstwa upomną się o resztg swoich słusznych pretensji. Zobaczymy zaraz, że kanclerz austriacki bystrzej patrzył w przyszłość: jeżeli cesje "dobro- wolnie" dojdą do skutku, to stanie się to głównie drogą terroru, a nie drogą przekupstwa. Dnia 18 września 1772 r. [Otto Magnus] Stackelberg, poseł rosyjski, [Karol) Reviczky, austriacki i Benoit, pruski, wspólną deklaracją zażądali zwołania sejmu, który by na dawnej podstawie przywrócił konstytucję i wolności pol- skie, a zarazem uczynił zadość roszczeniom dworów. Zaprotestowało minister- stwo Rzeczypospolitej (17 października)15, protestował i apelował w listach do dworów europejskich Stanisław August. Odpisywano z różnymi odcieniami współczucia, ale zewsząd w sensie beznadziejnym. Najchętniej jeszcze pomo- głaby oszukana przez Austrię Francja; cóż, kiedy siły jej trzymane były na wodzy przez Anglię, a ta ostatnia, dość czuła na los Gdańska, z zupełną nie- mal obojętnością patrzyła na nieszczęście Polski. Dlatego misja Ksawerego Branickiego do króla francuskiego (od listopada 1772 r. do wiosny 1773) speł- zła na niczym. Stara Europa, bez wiary w świętość jakichkolwiek zasad, nie zdobyła się wobec podziału Rzeczypospolitej na nic więcej prócz odosobnio- nych głosów potępienia, pochodzących od niektórych wyjątkowych umysłów. Tak potępili rozbiór we Francji [Jan Jakub] Rousseau, [Gabriel] Mably, [Wilhelm] Raynal, w Anglii - początkujący Edmund Burke, wybitny praw- nik [William Murray] Mansfield, w przeciwieństwie do niechętnego nam lor- da Chathamal6 i rusofilskiej większości parlamentu. Senat zgromadzony 6 października odroczył wykonanie żądań trzech dwo- rów do zebrania się pełniejszego kompletu. Owo następne posiedzenie, dnia 8 lutego 1773 r., ostatnie w dziejach dawnego senatu, już bez udziału woje- wodów, kasztelanów i biskupów z zabranych prowincji, poszło w myśl ulti- matum Katarzyny II. Sejm zwołano na 19 kwietnia. Na tę chwilę krytyczną skierował Stackelberg działanie wszystkich metod uwodzicielskich, obmyślo- nych przez Panina: postrachy, łaski i przekupstwo. Skoncentrowano pod War- szawą wojska okupacyjne, utworzono wspólny fundusz gadzinowy; łaskawie przyjmowano wracających z zagranicy takich wrogów króla i Familii, jak Wessel i Massalski. Z Kaługi uwolniła Katarzyna 4 więźniów stanu z czasów repninowskich. Z jednej strony wojska obce asystowały sejmikom, z drugiej Adam Krasiński głosił bojkot wyborów. Słowem wszystko złożyło się tak, żeby ów sejm fatalny wypadł jak najgorzej. Na sejmik liwski stawił się prosto z Petersburga z gotowym planem pacy- fikacji Adam Poniński, kuchmistrz koronny. Ten człowiek zdolny i śmiały, ale bez czci i wiary, w zamian za 24000 dukatów rocznej pensji i za możność pastwienia się nad królem i nad dobrem publicznym oddał się dworom na wszelkie posługi. Przed samym otwarciem posiedzeń, 16 kwietnia, w gronie najgorszych wyrzutków, dawnych kreatur saskich i rosyjskich, zawiązana zo- stała konfederacja generalna z marszałkami Ponińskim i Michałem Radziwił- ls Wystosowanie przez polskie ministerium noty do rezydentów państw obcych w Warszawie, wyrażającej protest wobec rozbiorów i nadzieję uzyskania pomocy miało miejsce już 22 września 1772 r. Zob. B. Wolska Poezja polityczna czasów pierwszego rozbioru i sejmu delegacyjnego 1772-I775, Wrocław 1982, s. 274-275. 16 Znany polityk angielski, Pitt William Starszy (1708-1778), od 1766 r. earl of Chatham. 635 łem. Postanowiono, że w sejmie zasiądą tylko posłowie skonfederowani. Jednak uczciwym żywiołom udało się zająć salę posiedzeń. Nastąpiły sesje 19-22 kwietnia, pamiętne protestem [Tadeusza] Reytana, [Samuela] Korsaka i nielicznych towarzyszy. Większość, raczej otumaniona i zahukana niż znie- prawiona, poszła za Ponińskim do senatu. Tam nowa walka zawrzała w łonie samej konfederacji, przy czym rolę opozycji objęli już nie tylko patrioci bar- skiego typu, ile stronnicy króla i Familii. Rozgrywała się kwestia, czy Poniń- ski zdoła uzyskać od sejmu wielogłową delegację z bezterminowym nieogra- niczonym pełnomocnictwem, według precedensu 1767 r., czy też sejm po 6 ty- godniach obrad rozejdzie się do domów. Wiedział król, że jeżeli Poniński w głosowaniu zwycięży, to nie tylko rozbiór zostanie uznany, zanim jeszcze gwaranci pokoju oliwskiego zdążą interweniować, ale cała klika zaprzańców narzuci krajowi oligarchiczną formę rządu i sama zagarnie całą władzę. Tą obawą próbował król zagrzać stany do oporu (10 maja) i widocznie zagrze- wał skutecznie, bo trzej oprawcy uznali za wskazane, oprócz egzekucji woj- skowej w mieszkaniach głównych oponentów, rzucić całemu sejmowi groźbę rozszerzenia zaborów i zniszczenia stolicy. Dopiero teraz, mimo nieobecności Reytana i towarzyszy uzyskał Poniński kilka głosów większości. 18 maja de- legacja pełnomocna została wyznaczona. Różniła się ona od sejmu tylko tym, że Stackelberg nie dopuścił do niej najbardziej patriotycznych posłów. Jak było do przewidzenia, traktaty podyktowane przez Reviczky'ego, Stackelberga i Benoita delegacja przyjęła bez istotnych zmian (18 września), po czym sejm, wznowiony i znów sterroryzowany groźbą rozszerzenia zaborów, raty- fikował tę część jej dzieła (30 września), przedłużając zarazem prawa dele- gatów do 22 stycznia [1774 r.]. 16. Walka o nowy ustrój państwa Nie ulega wątpliwości, że Stanisław, doznawszy obojętności zagranicy, nie wierzył w skuteczność walki o całość Rzeczypospolitej i myślał o tym, jak by się poddać z honorem, za to wierzył po dawnemu w możliwość i konieczność takiej reformy, która by ocaliła państwo od dalszych rozbiorów. Liczył król, i nie bez podstawy, na trzeźwiące wrażenie strasznych przejść; z niewypowie- dzianą zazdrością patrzył na Szwecję, ocaloną z odmętu anarchii sejmowej przez zbawczy zamach monarchiczny Gustawa III (19 sierpnia 1772 r.), szukał w Europie przyjaciół, którzy by mu pomogli przeprowadzić upragnione zmia- ny: zniesienie liberum veto, wprowadzenie jednolitego podatku dochodowego, "według systemu ekonomistów", podźwignięcie miast i handlu, ulepszenie edukacji. Otóż właśnie dlatego, ponieważ tędy prowadziła droga do zbawienia, trzy mocarstwa z góry postanowiły ją zatarasować. Panin i Fryderyk II jeszcze w zimie 1770/1771 r. postanowili utrzymać w Posce elekcję i "wolne nie po- zwalam" jako prawa kardynalne. Przewrót, jakiego doznała polityka carowej nad Wisłą w 1771 r., nic nie zmienił w tej dyrektywie. Przeciwnie, z motywem zawiści połączył się odtąd motyw zemsty za to, że Polacy odrzucili rosyjski protektorat. Właśnie Saldern, najgorzej owym zawodem dotknięty, przed wy- jazdem z Warszawy (1772) opracował z Benoitem i rezydentem saskim, 636 Essenem, program dalszego jeszcze psucia urządzeń polskich; do tego celu miało służyć osłabienie wielkich komisji tudzież skrępowanie króla asysten- cją senatu przybocznego na wzór szwedzkiej rady państwa. Pomysły te przy- swoił sobie Panin i według nich ułożył (w lutym 1773 r.) "plan przywrócenia rządu według prawdziwych jego zasad". Z dwóch pozostałych gabinetów pru- ski dostrzegł różne wady w lichym elaboracie Panina, ale pozornie przyjął go za dyrektywę, ponieważ całość zmierzała ku szkodzie Polski. Inaczej trak- towano rzecz w burgu wiedeńskim. Zarówno Maria Teresa, jak Kaunitz zro- zumieli, że czas już skończyć ze rwaniem sejmów w Polsce i uznawali, że władzę króla w Rzeczypospolitej należałoby zwiększyć, nie zmniejszyć. Ale pod wpływem nieokiełznanej chciwości dyplomacja austriacka podporządko- wała zupełnie swą akcję w Polsce kolegom północnym, od których poparcia zależało jej obławianie się; skutkiem tego głos rozumu i sumienia Marii Te- resy nic nie zaważył na losach konstytucji polskiej. Natomiast mogły tym razem zaważyć pragnienia samych Polaków, nie tych, co trzymali z królem lub sympatyzowali z obozem barskim, lecz tych, co służyli rozbiorom, a trzęśli delegacją traktatową. Ci ludzie, mianowicie Po- niński, kanclerz ksiądz Młodziejowski, Wessel, marszałek [nadworny litewski, Władysław] Gurowski, Massalski, a zwłaszcza August Sułkowski, wojewoda gnieźnieński, ambitny projektowicz i śmiały postępowiec, wróg króla a uczeń Konarskiego, zwany Cromwellem wielkopolskim, mogli za swą nikczemną służbę żądać przynajmniej prawdziwych ulepszeń dla Rzeczypospolitej, mogli sięgać po sławę reformatorów, ale im to w głowie nie postało. Nie wyjednali nawet zgody Rosji na porządną reformę sejmowania, a przeciwnie, zażądali w imieniu "narodu" ustanowienia przy królu Rady Nieustającej senatorsko- -szlacheckiej, przy równoczesnym odebraniu królowi szafunku wakansów. Jak wiemy, był to projekt Konarskiego, ale wywrócony na nice: tam propono- wana była w duchu republikańskim obieralność senatorów i zwarty, mocny rząd parlamentarny; tutaj chciano utworzyć rząd niezależny i od króla, i od sejmu, a więc uzurpatorski i przez to samo zależny tylko od Rosji. Wnet oka- zało się, że program Panina doskonale harmonizuje z postulatami Sułkow- skiego i towarzyszy; wobec tej zgodności Stackelberg, lubo osobiście dość żyezliwy królowi i Polsce, nie miał nic innego do roboty, jak spełniać wolę carowej i dogadzać jej sługom w Polsce. W czerwcu 1774 r. na tajnych schadzkach u trzech ministrów wtajemnicze- ni panowie uzgodnili swoje poglądy; za podstawę obrano plan Sułkowskiego, dodając tam z memoriału Ponińskiego instytucję "oratora" (późniejszego marszałka stanu rycerskiego), który miał przypominać prawa i dokuczać na każdym kroku królowi. Po letniej przerwie, we wrześniu rozpoczął się walny atak na Stanisława Augusta. 13 września delegacja przyjęła z rąk [Jakowa] Bułhakowa, sekretarza ambasady rosyjskiej, projekt nowych dodatkowych praw kardynalnych. Te obejmowały: l. tron elekcyjny, 2. z wyłączeniem kandydatów cudzoziemskich oraz 3. synów i wnuków poprzedniego monar- chy, 4. "rząd wolny", 5. przeniesienie władzy wykonawczej i nominacyjnej na Radę Nieustającą z senatorów i szlachty pod przewodnictwem króla. Monar- ehę czekała degradacja na prezydenta Rzeczypospolitej. Bronił się biedny Po- niatowski przed tą hańbą i krzywdą publiczną na wszystkie sposoby, licząc na Austrię jak na ostatnią deskę ratunku. Ale zgniła to była deska, tymcza- sem Stackelberg umiał jednego dnia obiecywać przyjaźń i pomoc carowej na 637 resztę dni Stanisława Augusta, drugiego - ponawiać straszne groźby, docho- dzące do rozszarpania całego kraju (czego właśnie, według opinu posła, prag- nął Józef II), do detronizacji i ścięcia głównych doradców króla na rynku warszawskim. Po parotygodniowych wytężonych targach król w sekrecie pod- dał się 10 grudnia, uzyskawszy w szczegółach planu ustępstwa i zapowiedź dalszego porozumienia z Katarzyną. Odtąd pracowano nad projektem Rady wspólnie, do marca [1775 r.]. Tu niespodzianie ścieżki dworu i mniemanego "narodu" znów się rozcho- dzą. Stanisław August dostrzegł rysę powstającą między Rosją a jej wspólni- kami na punkcie dalszych zaborów, więc próbuje wygrać Katarzynę prze- ciwko Fryderykowi i Józefowi, a zarazem przez [Franciszka Ksawerego] Bra- nickiego (nowego hetmana wielkiego koronnego) usiłuje ocalić w Petersburgu resztki swej władzy. Daremna nadzieja. Panin nieugięcie doprowadza plan uło- żony z Sułkowskim do końca, pod koniec nie tyle wbrew królowi, ile na prze- kór opozycji hetmańskiej. W tym stadium walki już widać, że Rada Nieusta- jąca funkcjonować będzie w niezłej zgodzie z królem, ale zaciąży przede wszystkim na magnatach ministrach. Odpadają tedy z jednej strony poprawki stronników dworskich żądające reformy sejmowej, z drugiej wnioski Familii (Stanisława Lubomirskiego) zmierzające do utrzymania dawnego senatu i nie- przejednane kontrpropozycje Branickiego. Ustanowiono w głosowaniu 27 i 28 marca 1775 r. Radę z 18 senatorów i 18 posłów, licząc w to osobnego mar- szałka stanu rycerskiego; wszyscy konsyliarze obierani przez sejm; wszystkie 5 departamentów: interesów cudzoziemskich, policji czyli dobrego porządku, wojskowy, sprawiedliwości i skarbowy - o składzie mieszanym, z udziałem ministrów specjalistów. Rada, odpowiedzialna w zasadzie przed sejmem, kie- ruje całą administracją, przedstawia królowi po 3 kandydatów na godności senatorskie i komisarskie (w 4 jurysdykcjach). Dawne senatus consilium znie- siono. Wielkie komisje utrzymano jako organa administracji podwładnej (zresztą w stosunku nie dość określonym do Rady Nieustającej). Wreszcie, ostatniego lutego 1775 r. przyjęte zostały przez delegację prawa kardynalne, a w ich liczbie przykry dla domu Wettynów artykuł o ustawowym wyłączeniu raz na zawsze kandydatów cudzoziemskich na elekcji. Tak zapłaciła Rosja Sackenowi i Essenowi za ich intryganckie służalstwo wobec Repnina, Woł- końskiego i Stackelberga w ostatnich latach. 17. Inne dzieła i koniec delegacji Najważniejszą zdobyczą, jaką król osiągnął dla kraju przez swój zwrot ugodowy w kierunku Stackelberga, była Komisja Edukacji Narodowej, uchwa- lona na posiedzeniu 14 października. Myśl upaństwowienia szkolnictwa wszy- stkich szczebli zaczerpnięto po części od Konarskiego, po części, wraz z wie- loma ideami wychowawczymi oświeconego wieku, z literatury francuskiej i po- niekąd nawet z praktyki rządowej tych państw bourbońskich, które od poło- wy stulecia dokonywały destrukcji jezuitów. Oprócz króla najwięcej przykła- dali się do tego dzieła Joachim Chreptowicz, podkanclerzy litewski, biskup Massalski, Feliks Oraczewski, poseł krakowski, później inni. Zdecydowanej woli króla należało zawdzięczać, że w chwili, kiedy breve Klemensa XIV 638 Dominus ac Redemptor noster skasowało wszędzie (poza Prusami i Biało- rusią) Towarzystwo Jezusowe, fundusze tegoż w Polsce zostały przyznane przez delegację Komisji, a sam ten nowy organ uzyskał byt samoistny, bez żadnej subordynacji względem Rady Nieustającej. Czym się stała Komisja dla umysłowości polskiej, o tym świadczy cała dalsza historia naszej kultury; państwu miała ona dać w nadchodzącym okresie w ślad za konwiktami Ko- narskiego i za Szkołą Rycerską tysiące, jeżeli nie dziesiątki tysięcy światłych obywateli. W zakresie skarbowości, poza szeregiem podatków i opłat takich, jak cło generalne, zwiększone czopowe, podymne, papier stemplowy itp., obliczonych na utrzymanie w zmniejszonej do z/3 Rzeczypospolitej 30000 wojska, delega- cja przeprowadziła według planu Sułkowskiego tzw. emfiteutyczną reformę starostw, polegającą na wypuszczeniu królewszczyzn i starostw w wieczystą dzierżawę za czynszem pięcioprocentowym od oszacowanej wartości. Króla za płynące stąd i z rozbioru straty wynagrodzono listą cywilną wynoszącą 7000000 złotych polskich, nadto 4 starostwami i spłatą długów prywatnych. Pod naciskiem Rzymu (nuncjusza [Józefa] Garampiego) i Wiednia doszło wreszcie do ograniczenia nadmiernych praw różnowierców ustalonych na sej- mie repninowskim: liczbę posłów dysydentów w sejmie zredukowano do trzech najwyżej (o ile oczywiście zostaną gdziekolwiek wybrani), z senatu usu- nięto ich zupełnie, sprawy małżeńskie w stadłach mieszanych przeniesiono z iudicium mixtum do sądów zwyczajnych. W drobiazgi ustawodawstwa 1773- -1775 r. wchodzić tu nie sposób. A jest tych drobiazgów liczba niepomierna, ponieważ każdy, kto przez stosunki z tym lub owym delegatem chciał uszczk- nąć coś przy zastawionym stole, pakował swój interes do konstytucji. Nie- spełna w rok po tragicznej sesji rejtanowskiej atmosfera tragedii opuściła zu- pełnie zamek warszawski. Do gorszących balów, assamblów, hulanek przy- były kontrakty i frymarki bez końca. Król zbliżył się, to znaczy zniżył się do Sułkowskich, Ponińskich i Młodziejowskich. Poza chwilami konfliktów wszyscy sobie nawzajem świadczyli uczynności. Tak w zamian za królewską listę cywilną nowo kreowany "książę" Poniński wyjednał prócz innych zys- ków 400000 złotych polskich nagrody za pracę marszałkowską; inni chwytali " za znakomite zasługi" wakanse, majątki, dzierżawy, em iteuzy, zwykle pod osłonką "przyśpieszenia sprawiedliwości" zatamowanej przez rozruchy krajowe. Młodziejowski i Massalski grasowali ohydnie w komisji rozdawczej, bio- rąc lub rozdając za bezcen w dożywotnią dzierżawę dobra jezuickie. Na tym tle nieczystym zajaśniały wyjątkową białością rzadkie postacie mężów, co do ostatka szczerze (a nie dla fanfaronady, jak Branicki) protestowali prze- ciwko bezprawiom i gwałtom. Takimi byli: biskup [Feliks Paweł] Turski, wódz Familii [Stanisław] Lubomirski, posłowie Oraczewski, [Franciszek] Jerzmanowski, [Franciszek] Wilczewski, [Antoni Dezydery] Biesiekierski, [Rupert] Dunin, [Stanisław] Kożuchowski, jeszcze kilku lub kilkunastu in- nych. Pozostali z własnego popędu, dla zabezpieczenia sobie podejrzanych lub wprost brudnych zysków rozszerzyli zapowiedzianą w traktatach 18 września 1773 roku gwarancję rosyjską na wszystkie konstytucje danego sejmu (9 marca 1775). We wtorek 11 kwietnia sejm Ponińskiego, sześciokrotnie reasumowan y, zamknął swe podwoje w nastroju bardzo odmiennym od tego, jaki był przed dwoma laty. 639 18. Emigracja konfederacka Odwróćmy oczy na chwilę od orgii Polski hulaszczej rozgrywających się za stołem Ponińskiego, odłużmy na potem poznanie tej Polski pracującej, co miała wyzyskać nowy ład pod rządem Rady Nieustającej - spójrzmy na da- leki Zachód i daleki Wschód, aby pożegnać ostatnie chwile ówczesnej Polski cierpiącej i bolejącej. W stepach orenburskich i w tajgach tobolskich marniały resztki owych konfederatów barskich, co jako "wrogowie imperatorowej i własnej ojczyzny" szli partiami do Kazania od czerwca 1768 r. Ogółem jeńców osadzonych w głębi Rosji rachowano na 5445; po pierwszym rozbiorze przeważną część odprowadzono pod konwojem do granic Rzeczypospolitej z odebraniem od nich zobowiązań, że przeciw Rosji nigdy walczyć nie będą i poddadzą się uchwałom sejmu Ponińskiego. Znaczną część zatrzymał jednak w Tobolsku srogi gubernator sybirski [Denis Iwanowicz] Cziczerin i to wbrew ukazowi Kolegium Wojennego. Tym dopiero ukaz carowej z dnia 28 lipca 1781 r. przywrócił wolność osobistą. Cząstka przyjęła prawosławie lub zruszczyła się w pułkach kozackich. W tym samym czasie na Zachodzie topniały resztki innego, dobrowolnego wychodźstwa konfederatów. Przed samym wyjazdem na obczyznę General- ność uchwałą z dnia 17 czerwca 1772 r. przelała była swą władzę na ściślej- szy komitet i postanowiła nadal reprezentować Polskę wobec świata. Mani- festem datowanym z Braunau dnia 26 czerwca zaprotestowano przeciw roz- biorowil ; potem przez Monachium do Landshut, do Lucerny, Szafuzy i Lo- zanny ciągnęło grono wiernych skupione przy Pacu i Krasińskim, daremnie nasłuchując, czy nie zbudzi się gdzie w Europie głos sumienia. Mniejsze grup- ki emigrantów osiadły w Strasburgu (Sapiehowie, Bohusz), w Wenecji (Joa- chim Potocki, Karol Radziwiłł) i w Gdańsku. Powrót do kraju uznano za czyn niehonorowy, za słabość niegodną prawdziwego konfederata. Pod ko- niec 1772 r. na zjeździe w Landshut rozpatrzono propozycje pojednawcze Stanisława Augusta, zmierzające do przeciwstawienia trzem dworom zwartego obozu narodowego; ponieważ król nie robił żadnych określonych nadziei, uchwała zapadła w duchu nieprzejednanym, jak tego żądał niezłomny Pac. Nastąpiły potem nowe protesty: przeciw sejmowi dnia 10 kwietnia 1773 r. z Augsburga i przeciw wszystkim tegoż uchwałom z Lindawy (29 listopa- da)ls. Ale nie poprzestawali emigranci na słownych protestach. Ich dyploma- cja wciąż pilnowała Wersalu i Konstantynopola. Wielhorski wystarał się o zasiłki osobiste dla szefów Generalności; różni agenci podniecali Turcję do dalszej wojny. Z początkiem 1774 r. Pułaski i Kossakowski wybrali się do 1' Uroczysty manifest Generalności, protestujący przeciw wszystkiemu, co będzie postanowione na szkodę wiary, swobód ojczystych i całości Rzeczypospolitej, miał miejsce w Żychlinie 25 czerwca 1772 r. Zob. J. Michalski Schylek konfederacji barskiej, Wrocław 1970. Zob. także B. Wolska dz. cyt., s. 273 oraz L.S. Kaczkowski Wiado- mości o konfederacji barskiej, Poznań 1843, s. 265. ls Manifest lindawski emigracyjnej Generalności sformułowany dopiero w stycz- niu 1747 r. był datowany 26 listopada 1773 r. Protestował on przeciwko zatwierdze- niu cesji zaboru i postanowieniom konfederacji warszawskiej i delegacyj. Zob. B. Wol- ska dz. cyt., s. 277 oraz L. S. Kaczkowski dz. cyt., s. 265. 640 obozu wezyra [Musinzade] zakładać legion dla dalszej walki o wolność i ca- łość ojczyzny. Wszystko to się rozwiało, kiedy Porta, pobita w sześciu kam- paniach zakończyła swą "polską wojnę" traktatem w Kuczuk-Kajnardżi (21 lipca I 774). 19. Złota wolność w obcej szkole Było atoli jeszcze jedno pole pracy, wówczas dla emigrantów wdzięczniej- sze od wojaczki i dyplomacji. We Francji, Szwajcaru i Wenecji było na co napatrzeć się i czego nasłuchać od przedstawicieli zachodniego ruchu umysło- wego, i to więcej od polityków i ekonomistów niż filozofów. Niektórzy wy- jątkowi konfederaci starali się skorzystać z tej sposobności. Wielhorski w kwestiach przyszłego ustroju Rzeczypospolitej radził się księdza Mably'ego i Jana Jakuba Rousseau; Massalski obcował więcej z fizjokratami: księdzem [Mikołajem) Baudeau i Marcierem de La Riviere. Autorytety wypowiedziały się bardzo niezgodnie. Mably, wielbiciel szwedzkiej konstytucji stanowej, za- chwalał w traktacie Des lois et du gouvernement de la Pologne (1770) monar- chię dziedziczną, ale bez władzy nominacyjno-rozdawczej, senat obieralny przez sejm jako władzę wykonawczą, z podziałem na 4 rady ministerialne. Rousseau na wiosnę 1771 r. wykończył Considerations sur le gouvernement de Pologne, gdzie wbrew swoim dawnym konsekwentnym doktrynom schle- biał i konfederacjom, i "wolnemu nie pozwalam", i pospolitemu ruszeniu, dziedziczny zaś monarchizm potępiał jako największe niebezpieczeństwo. Trzeci doradca, La Riviere, choć w głębi duszy uległy monarchista, w rozpra- wie pt. L'interet commun des Polonais (1772) uczył Massalskiego, jak go- dzić rządy większości z instrukcją nakazczą, jak w szkołach powszechnych wpajać młodzieży idee przewodnie wolności, własności i bezpieczeństwa celem wykształcenia światłych funkcjonariuszy publicznych itd. Wszyscy autorzy w jeden głos ujmowali się za uciśnionym ludem. Wielhorski z nauk obcych mistrzów i z własnych rozmyślań ulepił dzieło O przywróceniu dawnego rządu wed ug pierwiastkowych Rzplitej ustaw (druko- wane w 1775 r.). Nie wywarło ono nigdy większego wpływu i nie miałoby znaczenia, gdyby nie okoliczność, że autor pisząc radził się różnych wybit- nych barzan i przez to ich poglądy pośrednio odzwierciedlał. Poglądy to na ogół połowiczne, nieśmiałe, jakich należało się spodziewać po ludziach, co najlepsze lata strawili w walce z reformą. Autor, względnie autorzy boją się jak ognia monarchii dziedzicznej; elekcję chcą mechanicznie powtarzać z roku na rok, przy wyłączeniu od tronu cudzoziemców; urzędy na pół obieralne, na pół mianowane (system prezentacji 4 kandydatów); veto nieco ograniczone, forma rządu zapożyczona z Mably'ego. O reformach społecznych ani mowy. Trochę więcej trzeźwości, mniej zacietrzewienia, a może odgadłby Wielhorski, że bliźniaczo podobne dyrektywy jednocześnie z nim obmyślali dla Polski Saldern i Panin, a obmyślali je na naszą zgubę. Ale tych zalet nie posiadał główny teoretyk barzan i jego nauki na równi z tradycjami Rzewuskich staną się z czasem podstawą ideologii targowickiej. Zakrawa na to, że pokolenie, które weszło na scenę pod sztandarem Mniszcha, nie było zdolne do wew- nętrznego przerodzenia się w twórczej pracy odnowicielskiej. Rzeczywiście, 21 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II rycerze barscy, jeśli pominąć Adama Krasińskiego i osobistości zewnętrznie tylko z ich ruchem związane, jak np. Ogińskiego, zaraz po powrocie do kraju (w latach 1775-1776) giną w pomroce. Zaś dwaj najsławniejsi nigdy już nie wrócą pod rządy Ciołka-Poniatowskiego i Stackelberga; Pułaski banita leg- nie w ataku na Savannah, walcząc za wolność amerykańską ( 11 paździer- nika 1779 r.), a Michał Pac, gorliwy stróż archiwum Generalności, po kilku- nastu latach jałowej tęsknoty za krajem zemrze pod Strasburgiem w paździer- niku 1787 r. przed świtem nowej ery, co miała zespolić w jeden ideał najwyż- sze aspiracje Czartoryskich i Pułaskich. Rozdzial XX1 111 Spokojne lata pod protektoratem Rosji (1775-1788) 1. "Przeczekać Katarzynę" Rosja w dobie pierwszego rozbioru spełniła wobec Polski nie po raz pierw- szy ani ostatni rolę kata; jej pułki nie tylko przygotowały "wozsojedinienje" Białorusi, ale też utorowały drogę na Pomorze Prusakom, do Małopolski- Austriakom. Nic dziwnego, że odtąd serce polskie uwrażliwiło się na szereg pokoleń jednostronnie: znienawidzono Moskali znacznie głębiej niż zaborców niemieckich. A jednak bezpośrednio po rozbiorze orientacja rosyjska zapa- nowała w polityce Warszawy mocniej niż po 1733 i 1764 r. i było to w zgo- dzie z interesem państwowym Rzeczypospolitej. Przede wszystkim, bezpośrednia zaborczość rosyjska nasyciła się na długie lata Białorusią (podobnie jak austriacka - Rusią Czerwoną), kiedy przeciw- nik, pruski apetyt nad Notecią wzrastał z każdą chwilą. Pokój kuczuk-kaj- nardżyjski nie rozwiązał kwestii wschodniej, lecz właśnie wciągał w nią carat głębiej, prowadząc do aneksji "wyzwolonego" Krymu; jeszcze moment i nowy faworyt carowej [Grzegorz] Potiomkin wystąpi (1776) z planem odbudowania pod berłem wnuka Katarzyny greckiego państwa, które, jak uczył inny staty- sta, [Aleksander] Bezborodko, należy połączyć z Rosją pomostem państwa Dacji w granicach księstw naddunajskich. Do wykonania "greckich" projek- tów przymierze pruskie było nieprzydatne; Rosja musiała wrócić do sojuszu z Austrią, a tym samym zwalczać ambicje Wielkiego Fryderyka. Turcja nie uznała wprawdzie rozbioru, ale przeciwić mu się nadal nie mo- gła, sama szarpana przez Austrię (zabór Bukowiny w 1775 r.). Świat zachodni umył ręce od spraw polskich. Wielka Brytania uwikłana w wojnę z koloniami za oceanem, Francja zadłużona i odosobniona uznały, że w sprawie polskiej nie mają nic do powiedzenia; w szczególności minister Vergennes, mimo ca- łego współczucia dla ginącej Rzeczypospolitej, postanowił dla ratowania Tur- cji i francuskiego handlu na Wschodzie współdziałać pokojowo z Katarzyną, czego warunkiem było zaniechanie wszelkich podżegań w Polsce. Krótko mó- wiąc, na szereg lat nie mogło być mowy o jakimkolwiek poparciu z zewnątrz; tylko Katarzyna II mogła hamować lub szczuć na Polskę Prusaka. Zrozumiano tę smutną prawdę w Warszawie. "Nikt z nas, począwszy od narodu głowy - pisał (już w 1773 r.) poeta-historyk [Adam] Naruszewicz- 642 od klęsk powszechnych nie uszedł zamętu; rozmiotał żagle wiatr wojny do- mowej, zranił samego sternika okrętu. Ktośkolwiek prawy Polaków potomek, bierz się do rudla, a ratuj ułomek!" Więc Stanisław zdecyduje się znosić wszy- stkie kaprysy i humory pysznego Stackelberga, a nawet częściową okupację rosyjską, byle ocalić ów ułomek państwa dla potomności. Zdeklaruje się jako dobry patriota przyjacielem Rosji; to samo czynią nie tylko Sułkowski, ale i taki wierny od lat 30 frankofil jak Mokronowski. Pomagają królowi na no- wej drodze biskup płocki Michał Poniatowski, podskarbi litewski Antoni Tyzenhauz, generał [Jan] Komarzewski, w następnych latach kanclerz Jo- achim Chreptowicz, [Roch] Kossowski, Jacek Małachowski tudzież liczni se- natorowie nowej kreacji w rodzaju [Józefa] Sosnowskiego i Józefa Stempkow- skiego. Słabe to były siły i nie dałyby sobie rady z niezadowolonym, niedawno jeszcze buntowniczym ogółem, gdyby nie to, że właśnie najszersze warstwy szlacheckie, widząc uczciwą walkę Poniatowskiego z rozbiorcami i kliką Ponińskiego, nabrały doń teraz zaufania. 2. Opozycja magnacka W utworzeniu Rady Nieustającej odczuła magnateria początek nowej oli- garchu, która odpychać ją będzie od władzy nad państwem, i rzeczywiście, po zawodach przedrozbiorowych Katarzynie o to właśnie chodziło. Śmierć Jana Klemensa Branickiego (1771) i Franciszka Salezego Potockiego (1772) oraz wycofanie się Mniszcha i Krasińskiego z czynnej polityki umożliwiły przegrupowanie sił wielkopańskich dla obrony wspólnego interesu. Już w tym- że roku Pani Kossakowska ukartowała ożenki swych bratanków, Ignacego i Stanisława Potockich z córkami marszałka [Stanisława Lubomirskiego], wnuczkami wojewody ruskiego, kładąc tym kres półwiekowej waśni między Pilawą i Pogonią. Po zgonie kanclerza [Michała] Czartoryskiego (1775) prowadził Familię właśnie Stanisław Lubomirski, a Potockim przewodniczy jego wychowanek Ignacy, światły, ale niedoświadczony jeszcze entuzjasta rzymskiej cnoty, szczerze bolejący nad poniżeniem ojczyzny, choć nie widzą- cy dróg, które by wiodły ku lepszemu jutru. Łączą się z nim generał ziem podolskich Czartoryski, dalej trzej hetmani: Michał Ogiński na Litwie, Ksa- wery Branicki i Seweryn Rzewuski (polny) w Koronie. Wszystkich wyprzedza i porywa swym temperamentem krzykliwy "patriota" Branicki; wszystkim do- dają animuszu namiętne niewiasty: prócz Kossakowskiej marszałkowa Elżbie- ta z Czartoryskich Lubomirska, niegdyś kochanka, teraz główna antagonistka króla, Elżbieta z Branickich Sapieżyna, z podobną przeszłością i teraźniej- szością. Opozycja rozdzierała szaty nad upadkiem ojczyzny, nad gwałceniem praw, zatratą niepodległości; Branicki z Rzewuskim wznowili dawne hasło preroga- tyw hetmańskich. A ponieważ widomym znakiem wszelkiego zła wydawała się Rada Nieustająca, tej rady ostoją Stackelberg, a narzędziem jego król, więc patrioci nowego zaciągu uwzięli się obalić Radę, wygryźć z Warszawy Stackelberga i uwolnić Polskę od słabego, skompromitowanego władcy. O tym, aby frontowym atakiem złamać wpływ Rosji, nie mogli malkontenci marzyć; więc próbowali ją znów wyprowadzić w pole kuchennymi schodami. Latem 643 1775 r. Branicki jedzie do Petersburga z Adamem Czartoryskim, aby się spiknąć z Potiomkinem, podważyć zaufanie carowej do Panina i Stackelberga, a Polskę znów uszczęśliwić Repninem; w lutym 1776 wiezie tam Ignacego Potockiego, za każdym razem nadaremnie; ambasador umie także w potrze- bie pośpieszyć na dwór swej pani i ugruntować tam swój system łagodnego protektoratu nad Polską jako jedyny racjonalny. Magnateria, przez, księcia Lauzunl9, częstuje następstwem po Poniatowskim hrabiego [Karola d ]Artois (późniejszego króla francuskiego Karola X). Skoro zaś Rosja nie chce Fran- cuza, niech nam pomoże król Austriak. Stary wojewoda ruski [August Czar- toryski] i książę marszałek [Stanisław Lubomirski] ponawiają ofertę korony dla arcyksięcia Maksymiliana, którą Józef II, nie chcąc zatargu z sąsiadami, raz jeszcze odrzuca. Wszystko to razem świadczyło, że opozycja nie ma je- szcze zasad politycznych, ma tylko wstręt do istniejącego stanu rzeczy. 3. Demarkacje (1776) Tymczasem program króla wytrzymał życiową próbę w zetknięciu z naj- niebezpieczniejszą kwestią ochrony granic. Stan uzurpacji nad Notecią i nad Bugiem trwał bez przerwy, mimo ostatecznego zatwierdzenia traktatów sece- syjnych przez sejm. Wprawdzie w samych umowach warszawskich uroczyście oświadezyły trzy dwory, że się zrzekają wszelkich terytorialnych roszczeń do Polski z tytułu praw historycznych, ale Hohenzollern nie myślał brać swych słów zanadto poważnie. Skoro nie według dawnych praw, to próbował przejść gładko do drugiego rozbioru w drodze "dobrowolnej zamiany". Mistrz meto- dy zamiennej, minister Hertzberg, już od 1774 r. myślał nad tym, jak uzyskać od Rzeczypospolitej pas nadobrzański (Wschowę, Rydzynę, Leszno) za pry- watne posiadłości Hohenzollernów na Litwie - Taurogi i Sereje, niegdyś uzyskane po Neuburgach ze spuścizny radziwiłłowskiej. Właśnie w tym celu, aby mieć co zamieniać, posuwano zawczasu czarne orły w głąb Kujaw, Austriakom zaś wytykano, że rozszerzyli swój zabór po traktacie. Jednak z komisarzami carskimi doszło prędko do zgody (9 lutego) [1776 r.]; Maria Teresa, zatrzymując Zamość oraz kraj po Zbrucz, zwróciła okupowane miasta i wsie w stronie Krasnegostawu i Horodła. Wówczas Fryderyk wysłał po raz drugi nad Newę Henryka pruskiego ze skargami na niesłuszność i nierówność pierwszego rozbioru i z workiem pełnym dukatów. W Rydze jednak usłyszał książę od wracającego do Warszawy Stackelberga, że jeżeli jego król i brat pragnie nadal przyjaźni z carową, to musi zwrócić późniejsze zabory, wyrzec się Gdańska i zostawić Polsce wolność handlu. Ośmieleni tą interwencją, król i Rada Nieustająca odparli nie tylko żądania zamienne Benoita, ale i te kompromisowe propozycje, które wypracował dla Prus Panin. Fryderyk rad nierad śpieszył z konkluzją umów granicznych przed nadchodzącym sejmem, aby nie dać się uprzedzić Austriakom w ustaleniu nowej granicy z Polską. Według układu z 22 sierpnia kordon pruski cofnięty został nad Notecią do linii Szubin-Mogilno-Wielatowo, a za Wisłą do Drwęcy. 19 Był to Armand Louis de Gontaut de Biron znany jako de Lauzun (1747-1794). Zob. jego pamiętniki wydane przez S. Mellera Duc de Lauzun, Warszawa 1976. 644 17 i 5 r. Branicki jedzie do Petersburga z Adamem Czartoryskim, aby się spiknąć z Potiomkinem, podważyć zaufanie carowej do Panina i Stackelberga, a Polskę znów uszczęśliwić Repninem; w lutym 1776 wiezie tam Ignacego Potockiego, za każdym razem nadaremnie; ambasador umie także w potrze- bie pośpieszyć na dwór swej pani i ugruntować tam swój system łagodnego protektoratu nad Polską jako jedyny racjonalny. Magnateria, przez księcia Lauzunl9, częstuje następstwem po Poniatowskim hrabiego [Karola d']Artois ' (późniejszego króla francuskiego Karola X). Skoro zaś Rosja nie chce Fran- cuza, niech nam pomoże król Austriak. Stary wojewoda ruski [August Czar- toryski] i książę marszałek [Stanisław Lubomirski] ponawiają ofertę korony dla arcyksięcia Maksymiliana, którą Józef II, nie chcąc zatargu z sąsiadami, raz jeszcze odrzuca. Wszystko to razem świadczyło, że opozycja nie ma je- szcze zasad politycznych, ma tylko wstręt do istniejącego stanu rzeczy. 3. Demarkacje (1776) Tymczasem program króla wytrzymał życiową próbę w zetknięciu z naj- niebezpieczniejszą kwestią ochrony granic. Stan uzurpacji nad Notecią i nad Bugiem trwał bez przerwy, mimo ostatecznego zatwierdzenia traktatów sece- syjnych przez sejm. Wprawdzie w samych umowach warszawskich uroczyście oświadczyły trzy dwory, że się zrzekają wszelkich terytorialnych roszczeń do Polski z tytułu praw historycznych, ale Hohenzollern nie myślał brać swych słów zanadto poważnie. Skoro nie według dawnych praw, to próbował przejść gładko do drugiego rozbioru w drodze "dobrowolnej zamiany". Mistrz meto- dy zamiennej, minister Hertzberg, już od 1774 r. myślał nad tym, jak uzyskać od Rzeczypospolitej pas nadobrzański (Wschowę, Rydzynę, Leszno) za pry- watne posiadłości Hohenzollernów na Litwie - Taurogi i Sereje, niegdyś uzyskane po Neuburgach ze spuścizny radziwiłłowskiej. Właśnie w tym celu, aby mieć co zamieniać, posuwano zawczasu czarne orły w głąb Kujaw, Austriakom zaś wytykano, że rozszerzyli swój zabór po traktacie. Jednak z komisarzami carskimi doszło prędko do zgody (9 lutego) [1776 r.]; Maria Teresa, zatrzymując Zamość oraz kraj po Zbrucz, zwróciła okupowane miasta i wsie w stronie Krasnegostawu i Horodła. Wówczas Fryderyk wysłał po raz drugi nad Newę Henryka pruskiego ze skargami na niesłuszność i nierówność pierwszego rozbioru i z workiem pełnym dukatów. W Rydze jednak usłyszał książę od wracającego do Warszawy Stackelberga, że jeżeli jego król i brat pragnie nadal przyjaźni z carową, to musi zwrócić późniejsze zabory, wyrzec się Gdańska i zostawić Polsce wolność handlu. Ośmieleni tą interwencją, król i Rada Nieustająca odparli nie tylko żądania zamienne Benoita, ale i te kompromisowe propozycje, które wypracował dla Prus Panin. Fryderyk rad nierad śpieszył z konkluzją umów granicznych przed nadchodzącym sejmem, aby nie dać się uprzedzić Austriakom w ustaleniu nowej granicy z Polską. Według układu z 22 sierpnia kordon pruski cofnięty został nad Notecią do linii Szubin-Mogilno-Wielatowo, a za Wisłą do Drwęcy. 19 Był to Armand Louis de Gontaut de Biron znany jako de Lauzun (1747-1794). Zob. jego pamiętniki wydane przez S. Mellera Duc de Lauzun, Warszawa 1976. 644 4. Konfederacja Mokronowskiego i Ogińskiego Ów sejm miał być próbą sił między zwolennikami i przeciwnikami nowego systemu. Przeciwko Rosji nie występował właściwie nikt (widzieliśmy, jak różni szefowie opozycji ofiarowali swe usługi carowej), za to na Radę Nieustającą biła przeważna część starej oligarchii. Ksawery Branicki wprost prowokował zatarg, każąc wojsku, by przysięgałojemu, a nie Radzie. Sekundowali mu na sejmikach, nie żałując grosza na agitację, marszałek Lubomirski, Seweryn Rzewuski, Adam Czartoryski i wrócony z emigracji Michał Ogiński. Jeżeli malkontenci dążyli do obalenia lub przynajmniej "ocyrklowania" Rady, to jej twórca Sułkowski teraz w porozumieniu z królem przekonywał Stackelberga o potrzebie dalszego rozwinięcia tegoż systemu, tj. podporządkowania ściślejszego hetmanów i komi- sji naczelnej magistraturze. Takie umocnienie rządu Rosja umiała przedstawić współrozbiorcomjako logiczną konsekwencję dzieła 1773-1775 r. i uzyskała od nich materialne oraz dyplomatyczne poparcie. Na sejmikach dochodziło do burd między wojskiem Branickiego i Moskalami. Przed samym otwarciem obrad wojska carowej obsadziły znów Warszawę. Aby zaś nie dopuścić do zerwania obrad, a jednocześnie uszanować stare przesądy, pozwolono królowi odbyć ten sejm pod węzłem, choć manewr ten, po strasznym doświadczeniu z Ponińskim, nawet niektórzy oddani królowi ministrowie próbowali daremnie odradzić. Konfederację potrzebną dla uspokojenia umysłów spisano tedy w Radzie Nieustającej 23 sierpnia, a marszałkami jej zostali; nowy regalista Andrzej Mokronowski i dawny - Andrzej Ogiński. W trzy dni potem, otwierając sejm, marszałek zapowiedział, że kto do konfederacji nie przystąpił, nie będzie już dopuszczony do izb. Tak odsądzono od mandatu kilkudziesięciu posłów opozycyjnych. Reszta, około 20 przeciw 110, popierała gwałtowne ataki Branickiego i Rzewuskiego, których słabą stroną był zresztą brak pozytywnych wskazań na przyszłość, które by zaćmiewały skromne, ale właśnie pozytywne poczynania króla. Uchwalono, że król zatwierdzi konwencje graniczne, ale do- piero po cofnięciu słupów za daleko wysuniętych. Ułożono ordynację sądów sej- mowych (30 sędziów obieranych przez sejm) jako tej instancji, przed którą od- powiadać będą także członkowie Rady. Przyznano Radzie prawo tłumaczenia ustaw i suspendowania urzędników w razie, gdyby podwładni urzędnicy lub obywatele wzbraniali się spełniać jej zarządzenia. Przywrócono królowi prawo obsadzania wszystkich szarż wojskowych oraz rozporządzania 4 regimentami gwardii. Próbowano uchylić osławione komisje w celu "przyśpieszenia sprawied- liwości", jakich setki napłodził sejm poprzedni, ale Stackelberg pozwolił je kwestionować tylko w poszczególnych wypadkach, jeżeli się uda wykazać przy- mus w ich narzucaniu. Wszystkie prawie uchwały tego sejmu przechodziły ogromną większością, tylko gdy doszło do spraw skarbowych, opozycja, za- grzana przez Rzewuskiego, obaliła projekt wydzierżawienia ceł tudzież niektóre inne, chociaż król dla zachęcenia innych do ofiar zrzekł się miliona złotych na rzecz państwa. W ten sposób, wotując absolutorium dla Rady Nieustającej, jed- nocześnie pośrednio wyrażono nieufność systemowi obcego przymusu nad naro- dem. Wybrawszy nową Radę po myśli króla, sejm się rozwiązał 31 października. Do najtrwalszych po nim pamiątek - obok uchwały powierzającej Andrzejowi Zamoyskiemu ułożenie zbioru praw sądowych, należy mądra mowa programowa Stanisława Augusta (29 sierpnia), w której dużo prawdy powiedział malkontentom o minionym dwunastoleciu i na przyszłość dał im lekcję trzeźwego patriotyzmu. 645 5. Próbki polityki zagranicznej Ośmielony sukcesem 1776 r. król pokusił się o odzyskanie aktywnego sta- nowiska wśród państw Europy, choćby miało być ono na razie podrzędne. Formalnie politykę zagraniczną prowadził Departament Interesów Cudzoziem- skich Rady, ale faktycznie każdy poseł czy rezydent polski przy dworach ob- cych czerpał istotne wskazówki z gabinetu królewskiego. Dwaj z nich zasłu- żyli się najlepiej królowi i ojczyźnie: Augustyn Deboli w Petersburgu i Fran- ciszek Bukaty w Londynie. Chodziło nadal o to, aby wyrobić sobie przedsta- wicielstwo także na dworach dotąd Stanisławowi i Rosji przeciwnych. a) Jeszcze przed sejmem Mokronowskiego król za zgodą Stackelberga umyś- lił wysłać do Konstantynopola dobrego znawcę Wschodu, Karola Boskampa- -Lasopolskiego. Nie zmierzała ta misja ani do popierania Turcji przeciw Rosji, ani przynajmniej na razie, do ułatwienia carowej zdobywczych planów wobec Porty. Po prostu chciano zatrzeć dysonans 1769 r., uporządkować z Turcją normalne handlowe stosunki, dając zarazem ujście wytworom Pol- ski duszącym się w uścisku ceł pruskich i austriackich, a na przyszłość zapo- biec takim szkodliwym pósunięciom, jakich.Turcja zrobiła cały szereg przez nieznajomość spraw polskich. Lasopolski spofkał się jednak w Stambule z nie- chęcią dyplomacji austriackiej i pruskiej tudzież z oziębłością francuskiej, z nieufnością Turków, którzy w nim zgadywali rosyjskiego wywiadowcę; a gdy zbyt energicznie spróbował rozproszyć te uprzedzenia, konferując na prawo i lewo, wzbudził na dobitkę podejrzenia Rosjan. Zanim Turcy orzekli, czy chcą mieć stałego posła Rzeczypospolitej, przyszedł zakaz z Petersburga i to zakaz podwójny, bo carowa, interweniując zbrojnie na Krymie, przewidywała nową wojnę z Portą, i na ten wypadek sprzeciwiła się wywozowi z Polski zboża do krajów sułtana. Przybyły do Polski z wzajemnym komplementem od Abdul-Hamida ostatni poseł turecki Numan bej stwierdził z żalem, że na przyjaźń ujarzmionych Polaków Porta liczyć nie może. Zamiast placówki dyplomatycznej pozostała nad Bosforem w roli łącznika między dwoma pań- stwami szkoła orientalna, założona tam jeszcze w 1766 r. przez Boskampa. b) Wobec złagodzenia stosunków francusko-rosyjskich pod rządem Ver- gennesa wydało się możliwe zbliżenie z Ludwikiem XVI, który w przeciwień- stwie do swego dziadka ani z Rosją nigdy nie walczył o lepsze, ani nie pod- dymał w Polsce złotej wolności. Księżna marszałkowa Lubomirska z panią Geoffrin umyśliły wyswatać królowi księżniczkę de Bourbon Conde, zaś ro- kowania o posag i zapewne o inne, polityczne warunki poprowadził w Pa- ryżu długoletni sekretarz królewskiego gabinetu, Szwajcar Maurycy Glayre, znający wszystkie arkana polityki warszawskiej. Jakkolwiek misję upozoro- wano kupnem mebli, treść jej ujawniła się szybko i znów zazdrosny poseł rosyjski w Paryżu [Iwan] Bariatynskij ostrzegł o niej Katarzynę. Widocznie nawet z Francją jako wspólną przyjaciółką obu państw słowiańskich nie wolno było się wdawać, bo król wnet musiał odwołać Glayre'a, a nawet Stackelberg dostał z Carskiego Sioła nauczkę, że nie dość krótko trzyma swego królewskiego pupila. c) Polska wobec wojny sukcesyjnej bawarskiej. Prędzej, niż się spodzie- wano, dwie burze zamroczyły horyzonty Rzeczypospolitej: na Wschodzie przesilenie krymskie, na Zachodzie bawarskie. Oba wznieciły u nas żywe nadzieje i obawy. O sprawie krymskiej, jako wówczas dopiero dojrzewającej, mowa 646 będzie niżej. Bawarię usiłował wcielić do swych dzierżaw Józef II po śmierci elektora Maksymiliana Józefa; sprzeciwiał się takiemu spotęgowaniu monar- chii habsburskiej jej współzawodnik na terenie Rzeszy, król pruski. Na tle tej kłótni w rodzinie germańskiej powstały różne kombinacje: Fryderyk II, licząc na posiłki z Rosji, chciał je kierować na Polskę, aby w niej stworzyć widownię wojny, a brał w rachubę i powstanie Galicjan przeciw cesarzowi. Hertzberg wrócił do swych projektów, zamiennych w tym sensie, że w razie przyłączenia Bawarii do Austrii radził anektować Gdańsk, Toruń i kawał Wielkopolski, co jednak Fryderyk z pogardą odrzucił jako zbyt słaby dla Prus ekwiwalent. W przededniu kongresu cieszyńskiego, kiedy się zdawało, że i Rosja skrzyżuje oręż z cesarskimi, Stackelberg i Repnin zagadywali w Warszawie o przymierzu, za które Polska dostałaby Galicję, król jednak stawiał za warunek konfederację powszechną przy tronie, co nie dogadzało Katarzynie. Było rzeczą oczywistą, że za wszelkie przesunięcia i zamiany naj- ciężej zapłaci Rzeczpospolita Prusom, toteż skończyło się na pomysłach orien- tacyjnych i to bardzo rozbieżnych, bo w pewnej chwili Branicki oddawał się do usług Prusom, Poniatowski wyciągał dłoń ku Rosji, a Czartoryski ostrzegał Austrię. Zresztą i tutaj (jak przed r. 1776) trzeba stwierdzić, że Panin skorzystał z polskiej mniemanej gotowości do działania, aby znów pouczyć Prusy (zresztą bezskutecznie), że kto nie chce pchać Polski w ramio- na Austrii, ten powinien się wstrzymać od "nadużyć" w stosunku do Gdańska i wiślanego handlu. 6. Na widowni parlamentarnej Rozegrało się w tym czasie kilka dramatów dość hałaśliwych, ale bez tra- gicznego napięcia. Pierwszy sejm wolny,1778 r., ku zdumieniu współczesnych odbył się spokojnie i uchwalił nieco ustaw mimo narzuconych przez zagra- nicę pęt jednomyślności. Dochodziły i dalsze, ale z nich dwa nie załatwiły nic prócz absolutorium dla Rady Nieustającej i obioru nowego jej kompletu. Stopień zaufania do rządu wyrażał się w zatwierdzaniu lub odrzucaniu rezo- lucji Rady, przy czym opozycja biła głównie na samowolne interpretowanie ustaw i na rzekomo nie dość sumienny szafunek grosza publicznego z zanied- baniem sprawy najważniejszej, tj. aukcji wojska. Różniły się te sejmy od augustowskich nierównie lepszym porządkiem i poziomem obrad, ale były podobnie jak tamte podminowane cudzoziemską intrygą. a) Sejm 1778 r. upamiętnił się głównie oczyszczeniem Rady Nieustającej z niektórych skompromitowanych elementów i wprowadzeniem tam ludzi od Rosji niezależnych, jak Ignacego Potockiego i Kazimierza Nestora Sapiehy; wynik ten tłumaczy się nie tyle emancypacją ogółu spod wpływu Rosji, ile urazą, jaką prokonsul poczuł wobec nie dość uległego króla. Stackelberg, aby dokuczyć Poniatowskiemu, porozumiał się za kulisami z Reviczkym, co ośmie- liło opozycję, a onieśmieliło dworskich. Ustaw napisano niewiele. W ciągu następnego dwulecia dojrzały dwie sporne kwestie wielkiej doniosłości. Na Litwie Antoni Tyzenhauz, podskarbi nadworny, dzierżawił od szeregu lat ekonomie królewskie, a gospodarzył w nich z takim rozmachem, nazakładał pod Grodnem w Horodnicy tyle różnych fabryk, że dla wytworów ich nie 647 znalazł zbytu, zabrnął w długi i próbował je likwidować z pomocą skarbo- wych pieniędzy. Ponieważ zaś przy tym trząsł sejmikami i trybunałami coraz samowolniej, a u króla miał kredyt nieograniczony, więc go znienawidzili zazdrośni panowie i postarali się zgubić. Podczas sejmu 1780 r. król, na- ciśnięty z różnych stron (także przez Stackelberga), odebrał podskarbiemu dzierżawę ekonomii, a oddał ją Franciszkowi Rzewuskiemu, który dopuścił do upadku przedsięwzięć dzielnego Inflantczyka. b) Jeszcze ważniejsza była sprawa - i smutniejszy los - kodyfikacyjnej próby Zamoyskiego. Ex-kanclerz, powoławszy do współpracy komisję z ludzi światłych i śmiałych: [Józefa] Wybickiego, [Joachima] Chreptowicza, księdza Krzysztofa Szembeka, koadiutora płockiego, prawnika [Michała] Węgrzeckie- go i innych, za wiedzą króla rozszerzył sobie zadania w ten sposób, aby pod obsłonką praw sądowych i cywilnych przeprowadzić ważne reformy społeczne na korzyść mieszczan i chłopów, a z ujmą dla kleru i Żydów. Pomysły de- i mokratyczne, ganione przez ogół szlachty, ściągnęły na siebie podejrzliwość Stackelberga, tendencja zaś antyklerykalna, pokrewna duchowi Józefa II (exequaturzo konieczne do wykonywania bulli papieskich; zakaz apelacji do Rzymu, zakaz nabywania dóbr ziemskich księżom, przeznaczenie /4 części spadku po nich na cele dobroczynne) tak oburzyły nuncjusza [Jana] Archet- tiego, że ręka w rękę z Stackelbergiem i (niestety) ze Stanisławem Lubo- mirskim, który wówczas przewodził w "patriotycznej" opozycji, przygotował odrzucenie projektu przez sejm. Stało się to 31 października 1780 r., bez czytania i dyskusji, wśród brutalnych krzyków, w formie potępienia Zbioru praw sądowych na wieczne czasy. Niżej zobaczymy jeszcze, jakie to nowości wydały się prawodawcom godnymi potępienia. c) Przed następnym sejmem opozycja zgrupowała się mocniej około posła austriackiego [Jana] Thuguta, a nazwano ją później partią galicyjską, ponie- waż wielu szefów miało dobra w zaborze cesarskim i przez to samo zależało od Wiednia. Najgrubszą, bo najbogatszą rybą był w niej poczciwy, ale łat- wowierny książę Adam; bojowymi krzykaczami - wciąż Branicki i Rzewu- ski, a najwięcej sprytu i zapału wnosili Ignacy i Stanisław Potoccy. Pretekstu ; do ataku na dwór i Radę dostarczyło uwięzienie przez kapitułę krakowską ' chorego na umyśle biskupa [krakowskiego Kajetana] Sołtyka. Biskup choro- wał z przerwami od 1773 r. tj. od chwili, gdy ujrzał katastrofę kraju i do- strzegł w tym swoją winę; zagłuszał wyrzuty sumienia hulanką, to znów po- grążał się w melancholii, wojował z Akademią, a zaniedbywał diecezję, aż mu- siano powierzyć jej zarząd księciu Michałowi Poniatowskiemu. Krok kapi- tuły okrzyczano jako zamach despotyzmu na wolność obywatelską. Król jed- nak jak zwykle zwyciężył na sejmikach (4/5 izby miał za sobą) i mógłby spo- kojnie prowadzić swą robotę ustawodawczą, gdyby nie złośliwy figiel Thu- ( guta, który nie mogąc odstręczyć króla od próby szukania soli na Podlasiu (co zaszkodziłoby Wieliczce), zemścił się, podżegając do oporu swych stron- ników. Zagrzmiały z ust Rzewuskiego i towarzyszy straszne ilipiki; przypo- minano Poniatowskiemu los Karola Stuarta. Nad szykanami Potockich, Bra- nickiego i Rzewuskich sejm przeszedł do porządku, ale uchwalić niczego już nie zdołał. Złowrogi ten przykład - pierwszy za obecnego panowania - dał do myślenia głównej protektorce polskich swobód, Katarzynie. Jeżeli nadal 20 łac.) niech wypełnia. 648 każda fakcja austriacka, pruska lub wręcz francuska zdoła udaremnić wolę sejmu, to nawet rusofilska większość i oddany Rosji król staną się dla niej bezużyteczni. Mimo to Katarzyna odrzuca zarówno królewskie prośby, aby mu było wolno sejmować pod węzłem konfederackim, jak i bardziej radykal- ne pomysły Augusta Sułkowskiego, który chcąc zakasować króla, a pochlebić imperatorowej, wybrał się do Petersburga z wielkim planem reformy sejmo- wej - o 10 lat za późno (1783). Dość, gdy Potiomkin pohamuje swego pro- tegowanego Branickiego i gdy sejm następny grodzieński upoważni króla do grubszej pożyczki holenderskiej na spłatę długów dotychczasowych. d) Sprawa Dugrumowej [Dogrumowej]. Zgoda zdawała się wracać, przy- pieczętowana wizytą Stanisława w Nieświeżu u księcia Panie Kochanku, kie- dy nagle nieznana ręka rozpętała między królem i opozycją skandaliczną in- trygę. Główną aktorką jej była awanturnica Włoszka [Aleksandra] Neri, po mężu kapitanie rosyjskim Ugriumowa, kto był reżyserem - nie wiadomo, ale nici prowadzą do Ignacego Potockiego. [Maria Teresa] Dogrumowa, przy- bywszy do Warszawy z Petersburga (1782), najpierw oskarżała różnych po- lityków o zamachy na króla, potem przerzuciła swe plotki właśnie na tego os- tatniego, jakoby z jego polecenia generał Komarzewski i kamerdyner [Fran- ciszek] Ryx usiłowali otruć Adama Czartoryskiego. Zwabiono Ryxa w za- sadzkę i poprowadzono z nim rozmowę w taki sposób, że podsłuchujący ją Stanisław Potocki mógł zaaresztować kamerdynera, niby przekonany o za- machu. Generał ziem podolskich uwierzył. Wynikły stąd dwa procesy przed forum marszałka wielkiego koronnego Michała Mniszcha; książę generał skar- żył Ryxa i Komarzewskiego o zamach na swoje życie, król - Dogrumową o oszczerstwo. Malkontenci wciągnęli w aferę obcych dyplomatów, usiłując zainteresować nią Berlin i Wiedeń, grozili cesarskim gniewem każdemu, kto przeszkodzi wymiarowi sprawiedliwości (a trzeba wiedzieć, że niedawno, gdy sąd polski skazał austriackiego agenta za nielegalny werbunek, Józef II zemścił się za to na królu i sędziach, sekwestrując ich majątki w Galicji). Jednak sąd, bezstronnie złożony, oczyścił zupełnie Komarzewskiego i Ryxa, oddał Dogrumową pod pręgierz, a paru Potockich i księcia Adama skazał na grzywny. Zawstydzony książę uciekł do Wiednia, gdzie go dopiero cesarz nakłonił do zgody. Moralną klęskę swych przyjaciół pomścił Branicki w ten sposób, że z hałasem zażądał na sejmie (październik 1786 r.) wykreślenia z aktów procesu nazwiska swego oraz nazwisk księcia Adama i Tyzenhauza. Stackelberg niby monitował z góry krzykaczy patriotycznych, ale do pozy- tywnego wyniku obrad ręki nie przykładał. Wszyscy byli wtedy pod wra- żeniem śmierci Wielkiego Fryderyka zaszłej 17 sierpnia; oczekiwano ważnych wypadków, więc i król tym razem zostawił sejm własnemu losowi. Skończyło się na uchwaleniu ustawy pokrywającej "wiecznym milczeniem" brzydką, rozgłoszoną po całym świecie kabałę. Napięcie jednak rosło. Odczuwano powszechnie, że tak dłużej być nie może. Polska zmieni albo panującego, albo swój system republikański, albo - cze- go najmocniej obawiał się król - przestanie istnieć. Na zewnątrz te głośne afery i na pół jałowe sejmy mogły robić wrażenie, jakby saski rozkład toczył Polskę dalej nieuleczalnie, kiedy naprawdę wszędy kiełkowały w niej ziarna lepszego życia. 649 7. Czynniki postępu Błędem byłoby mniemanie, że owe ziarna siał jeden człowiek lub jeden obóz. Gdy cały świat, ruszony z posad przez myśl krytyczną, gorączkowo chwytał nowości, gdy oświeceni despoci robili każdy u siebie rewolucje spo- łeczne z góry, aby uniknąć rewolucji politycznej z dołu, gdy spoza wszy- stkich kordonów, nie wyłączając rosyjskiego, wciskały się nowe idee i umie- jętności, nie było w Rzeczypospolitej takiej rodowej firmy, która by w ciągu kilkunastu lat pokoju po pierwszym rozbiorze, właśnie pod wstrząsającym wrażeniem rozbioru nie zrobiła czegoś na swój sposób dla krajowego postgpu. Król i opozycja, Potoccy i Czartoryscy, Poniatowscy i Lubomirscy, Łazienki, Wilanów, Puławy i Tulczyn, wielcy i mali, świeccy i duchowni, rusofile i pa- trioci, stawali, choćby w imię mody, przez snobizm, do wyścigu pracy; i na to nie trzeba było być Katonem ani Trajanem. Nie tylko Sułkowscy, Massal- scy, Młodziejowscy, nawet Poniński, jak przed nim Podoski, przy wszystkich swych potwornych przywarach posuwali naprzód - jedni oświatę, drudzy administrację, inni jeszcze gospodarkg krajową. Świecka Szkoła Rycerska szła o lepsze z zakonnymi konwiktami pijarów; pijarów prześcigali przed rokiem 1773 w swych zreformowanych kolegiach jezuici, którzy po kasacie zakonu wykonali największą część pracy literackiej i badawczej owego po- kolenia. Już to w ogóle w tym wieku antyklerykalnych zapędów ogromną rolę w dziejach naszej oświaty odegrali księża: Konarski, Piramowicz, Kra- sicki, Poczobut, Naruszewicz, Staszic, Kołłątaj. Osobna wzmianka będzie tu się należała domorosłym ekonomistom, którzy umieli się uczyć od zagranicz- nych fizjokratów, osobna - już tutaj - lożom wolnomularskim. Zawdzięczała Polska dwuznaczne to dobrodziejstwo domowi saskiemu: Au- gust Mocny, różokrzyżowiec i kabalista, przez ministrów Manteuffla i Bruhla szczepił pozory tajemnej wiedzy Polakom, z których zwłaszcza Mniszchowie pod panowaniem jego syna, zaliczanego publicznie do wolnomularzy, założyli u siebie w Dukli (1739) i Wiśniowcu (1743) pierwsze loże. Zresztą i Leszczyń- ski, i Stanisław Poniatowski ojciec, i jego syn - ten ostatni od czasu pa- miętnej podróży 1753-1754 r., zostali przyjęci do lóż za granicą. Istnienie w Warszawie (od 1739 r.) filii drezdeńskiej loży Trzech Orłów Białych, zało- żenie tamże przez Andrzeja Mokronowskiego loży Trzech Braci (1744), prze- kształcenie tejże przez Fryderyka Bruhla w lożę Cnotliwego Sarmaty (1767) i tej ostatniej - w Wielką Lożę Polską pod Augustem Moszyńskim (1767)- wszystko to nie miało żadnego widocznego wpływu na załatwianie spraw po- litycznych. W lożach stykali sig ludzie najsprzeczniejszych dążności; frater Salsinatus (Stanislaus) i Jerzy Mniszech, Wielhorski i Stanisław Lubomirski, Mokronowski (w 1784 r., na krótko przed śmiercią wielki mistrz Wschodu Polskiego) i taki skończony zaprzaniec-rusofil, jak Józef Hylzen. Nie potrze- bowali też sięgać do masońskiej rekwizytorni ani Fryderyk II (protektor loży berlińskiej od 1738 r.), ani Katarzyna II, aby okaleczyć Polskę w roku 1772. Nie wdając się tedy w roztrząsanie zbyt zawiłej kwestii, czy lub o ile "ma- soneria zgubiła Polskę", stanowiącej niezłe analogon do tezy, iż Polskę zgu- bili jezuici - zanotujemy tylko, że w roku śmierci Mokronowskiego (1784) Wielki Wschód Narodowy Polski pod Ignacym Potockim obejmował 13 lóż zjednoczonych, a sięgał swą działalnością także do dzielnic odpadłych. Loże krzewiły humanitaryzm i umiarkowany racjonalizm, rozprowadzając jakby 650 po arteriach Polski zachodnioeuropejską oświatę; na tym polega ich niewątpliwa zasługa. Szły na manowce, gdy dawały się używać za narzędzie polityki obcej, wówczas zwłaszcza niemieckiej - saskiej czy pruskiej - nie mającej nic wspólnego ze szczytnymi ideami, o których rozprawiali "czcigodni" bracia. Salonów na wzór francuski Polska stanisławowska nie zna#a, zbyt trudno było usiąść jawnie przy wspólnym stole ludziom, którzy na sejmikach nasa- dzali na siebie zabijaków. Ale przy jednym stole, mianowicie królewskim, gromadziła się we czwartki śmietanka naukowa, literacka i artystyczna, przy którym Stanisław ponosił ekspensa "dowcipu, wiadomości, wina i mięsa". Ten król, primus inter pares w wolnej Rzeczypospolitej, dystansował też w dą- żeniach postępowych wszystkich równych mu magnatów. Jak ów ogrodnik z późniejszej bajki Niemcewicza, nie zrażony wandalskim zniszczeniem pierw- szych grządek przez reakcję radomską, porządkował na nowo zmniejszony ogród polski do spółki z chętnymi, a nawet i niechętnymi współpracownika- mi, marząc o chwili, kiedy się uda - jemu samemu albo następcom - prze- czekać Katarzynę i zebrać plony cichej, dziś powiedzielibyśmy: "organicznej" gospodarki. 8. Skarb i wojsko Budżet zmniejszonego o 1/3 część państwa opierał się na podatkach i cłach uchwalonych w 1775 r. i odtąd niezmiennych do 1788 r.; nareszcie wolno by- ło Rzeczypospolitej i ustanowić cło generalne, i podnieść kwarty, czopowe, po- dymne, aby preliminować sobie w Koronie I 8000000, a na Litwie 5-6000000 złotych rocznego dochodu - a osiągnąć naprawdę 12 500000. Dochód skar- bowy wzrósł pod koniec okresu, w porównaniu z rokiem 1768, 11/z raza a więc (biorąc pod uwagę uszczuplony obszar i stan zaludnienia Polski) wy- siłek finansowy społeczeństwa się podwoił. Tylko że cena kupna pieniądza nieco spadła, a z owych I 8 000000 musiano pokrywać także listę cywilną króla, 3 300000 złotych, oraz niektóre potrzeby lokalne, jakimi dawniej opie- kował się samorząd. Reforma emfiteutyczna starostw spaczona została w wy- konaniu gorzej niż słynna egzekucja za Zygmunta Augusta, Poniński bo- wiem jako podskarbi rozdzierżawił, co mógł, swym protegowanym za marne pieniądze; bądź co bądź dzierżawcy ponosili prócz opłaty czynszu także inne ciężary publiczne, a licytacje wychodziły na coraz większą korzyść skarbu. Główną pozycję budżetową stanowi po dawnemu oczywiście wojsko. Pozwo- lonej przez mocarstwa ościenne liczby 30000 po 1775 r. wcale nie zrealizo- wano: faktycznie było tego wojska 18 500 głów, czego już nie można tłuma- czyć jak po 1717 r. "ślepymi końmi"; po prostu koszt utrzymania wszy- stkich gatunków broni podniósł się znacznie, a ponieważ różne źródła do- chodu zawiodły, więc budżet wojskowy zmalał o połowę. W okresie Rady Nieustającej nie tyle hetmani, zajęci wielką a jałową polityką, ile skromny generał Komarzewski jako dyrektor przybocznej kancelarii wojskowej króla pracował nad ulepszeniem według pruskich wzorów kadry stałej kilkunasto- tysięcznej. Sam król czuwał nad kompletowaniem arsenałów. [Fryderyk Aloj- zy] Bruhl doskonalił artylerię; kawalerię "narodową" przez redukcję towa- rzyszy i skasowanie lanc przekształcono na strzelców konnych. Na dworze 651 panowało przekonanie, że nie przez forsowne zbrojenia, ale przez ciche bo- gacenie się Polska powetuje część klęsk i dopiero w lepszej koniunkturze, znalazłszy sprzymierzeńca stworzy sobie realną siłę zbrojną. 9. Wytwórczość krajowa Stała lub posuwała się naprzód w ścisłym związku z ustrojem społecznym: poniekąd był to stosunek wzajemności przyczynowej. a) Rolnictwo. Sądząc z rejestrów wywozu przez Gdańsk, produkcja zbożowa Korony od czasów pierwszego Sasa wzmogła się kilkakrotnie, a i po pierw- szym rozbiorze kraj uszczuplony wywoził więcej niż przedtem nietknięty. Była już wtedy ogromna różnica między silną wydajnością Wielkopolski a nik- łą Małopolski, co się tłumaczyło niejednakową możliwością zbytu: nic dziw- nego, że wielkie potęgi rolnicze poszukują ujścia w kierunku Morza Czarne- go. W porównaniu z Francją ogólna wydajność Polski przedstawia się sła- biej, w porównaniu z wysoką koniunkturą Anglii czy Holandii - nad wyraz mizernie (jak 1 do 16). Według jednych danych 1/2, według innych nawet z/3 ziemi ornej leżało odłogiem. Za Stanisława Augusta zdawano sobie spra- wę z tego upośledzenia; powtarzano za fizjokratami pogląd teoretyczny, że "uszczęśliwienie Polski zasadza się najszczególniej na rolnictwie"; czytano rozprawy agronomiczne [Wawrzyńca] Mizlera, [Ferdynanda] Naxa, [Piotra] Świtkowskiego, ale tylko niewielu postępowców stosowało ich teorie, spro- wadzając z Zachodu lepsze nasiona i gatunki zwierząt, uprawiając takie no- walie, jak kartofle lub koniczynę. Gospodarczemu "uszczęśliwieniu" Polski stawał na przeszkodzie w tych pokojowych latach zarówno charakter właści- cieli ziemskich, jak i wadliwy ustrój rolny. b) Przemysł polski po niezłym rozkwicie w XVI w., po upadku w XVII w. dźwigał się na nowo od czasu Augusta III, aż doszedł za jego następcy do takiego stanu, że wprawdzie nie mógł konkurować z zagranicą, np. saskim, ale zaspokajał wiele wykwintniejszych potrzeb tych sfer, które stać było na wykwint. Dawnemu pragnieniu szlachty, aby "wprowadzić manufaktury" uczy- nił zadość król Stanisław, rozmiłowany w cudzoziemcach. Kapitału dostarczali zwykle magnaci (często w formie udziałów, czego przykładem owa Kompania Manufaktur Wełnianych (1766-1771), wznowiona później na podstawie na pół mieszczańskiej). Pierwsze siły fachowe pochodziły z zagranicy; pracę dawał najczęściej chłop pańszczyźniany (np. w przedsiębiorstwach Tyzenhauza), cho- ciaż były także próby zatrudniania w fabrykach rzemieślników specjalistów, albo gdzie indziej - włóczęgów i żebraków. Prosperowały ludwisarnie w Warszawie, huty i kuźnie w Końskich, fabryka broni w Kozienicach, fajansu w Belwederze, sukien w Staszowie, Machnówce, porcelany w Korcu, skór w Niemirowie, dywanów w Nieświeżu, pasów w Słucku; kopalnie miedzi pod Kielcami, soli w Busku, marmurów w Dębniku itd. Jak zwykle jednak w pierwocinach śmiałe pomysły nie znajdowały umiejętnych realizatorów; w porównaniu też z planową gospodarką na wielką skalę Tyzenhauza lepiej zdawały egzamin przedsięwzięcia drugorzędne, z samorzutnej inicjatywy. c) Handel dopiero po trosze przechodził we właściwe ręce mieszczańskie z tych rąk magnackich, ziemiańskich i żydowskich, które go uzurpowały. Ro- 652 dzaj handlu i wynik zależał od potrzeb konsumenta i od techniki pośred- nictwa. W 1776 r. przywieziono do Polski towarów za 48000000 złotych, w tym moc przedmiotów zbytku, a wywieziono za 22000000, przeważnie zboża i drze- wa, mniej bydła, skór i futer, miedzi, wosku. Ten fatalny bilans handlowy poprawia się w następnym dziesięcioleciu i to pomimo niekorzystnych trakta- tów handlowych, jakie Polsce narzucili w 1775 r. zachodni sąsiedzi. O ile Rosja przestrzegała w kupiectwie pewnej słuszności i normy (wolność spła- wu na Dźwinie), to Austria praktykowała na granicach gospodarczy egoizm, a Prusy - po prostu rozbój, boć trudno inaczej nazwać dwunastoprocentowe cło pod Gdańskiem, za pomocą którego wielki król usiłował zmusić gdań- szczan do przejścia pod jego panowanie, a Polaków doprowadzić do nędzy. Opiekę nad handlem sprawowała zasłużona Komisja Skarbowa, ale impuls dawali oczywiście przedsiębiorczy obywatele. Komisja z pomocą wojewódz- ' kich Komisji Porządkowych pilnowała jarmarków, bruków miejskich, dróg lądowych, usuwania jazów i innych przeszkód na rzekach. Ogiński wykończył na r. 1784 swój kanał między Niemnem i Dnieprem, a jednocześnie urucho- miono kanał "królewski" między Dnieprem i Bugiem. Po odpadnięciu targów lwowskich rozwinęły się doroczne wielkie kontrakty w Warszawie, Grodnie, Dubnie. Z panów polskich najchętniej obracali kapitałem w Wielkopolsce Poniński (z fatalnym zresztą dla siebie i klientów wynikiem), na Ukrainie Prot Potocki; poza tym uniwersalny August Sułkowski i Fryderyk Moszyński, zwany "perceptą" (dla odróżnienia od brata Augusta "expensy"). d) Waluta i kredyt. Ustalony w początkach panowania system monetarny trwał dalej z niewielkimi zmianami. Ciężkie chwile przeżył złoty polski w la- tach 1771-1772, kiedy go znów fałszował i narzucał przemocą Gdańskowi, Pomorzanom i Wielkopolanom Fryderyk II; przez następnych lat kilkanaście starano się pieniądz poprawić, ale za tę szlachetną ambicję płaciła znów Pol- ska - utratą zbyt dobrych monet za granicą. Pomnożeniem środków obroto- wych w formie kredytu służyły banki [Piotra] Teppera, [Piotra] Blanca, [Fry- deryka] Cabrita, [Karola] Schultza, [Augusta] Arndta, [Jana] Meisnera, któ- rych rozwoju kulminacyjny punkt przypadnie na Sejm Wielki. Do tegoż celu zmierzało nowe prawodawstwo wekslowe (1775,1780). Na bank emisyjny Pol- ska się nie zdobyła, chociaż nie brakło już w tym okresie projektów (Sułko- wskiego, Bolla, Wetzlara). Ubodzy uczyli się pożyczać u Żydów, których ka- pitał powstawał właśnie z pożyczek zaciągniętych u bogatych, w szczególności u duchowieństwa i zakonów. Na ogół tedy postęp ekonomiczny w okresie stackelbergowskim ujawnił się na każdym polu, ale na żadnym nie osiągnął takiego tempa, by Rzeczpospolita ; wyprzedziła któregokolwiek z sąsiadów. Ulgę niosła wśród ciężkich warunków wewnętrznych taniość życia; nadzieję lepszej przyszłości budził przyrost za- ludnienia: z 7,4 do 8,8 milionów. 10. Postgp społeczny a) Sprawa włościańska. Od czasu jedynej humanitarnej reformy 1768 r., polegającej na odjęciu dziedzicowi prawa miecza nad chłopem, ustawodawstwo nie śmiało tknąć tej bolesnej i gospodarczo trudnej sprawy. Ktokolwiek, np. 653 zacny Oraczewski (1773) lub mniej zacni Poniński, Massalski oraz Sułkowski (1774-1775) - otwierał usta w sejmie w obronie chłopa, ściągał na siebie gromy potępienia. Swobodniejsze usta miała publicystyka. Z cudzoziemców Rousseau i Mably nawoływali do nadawania wolności choćby tym włościanom, co się zasłużą owocną pracą lub obroną ojczyzny. Z Polaków [Adam] Krasiński przemawiał za uwłaszczeniem chłopów, przynajmniej w królewszczyznach; gorąco się ujmował się za nimi Wybicki w Listach patriotycznych (1777), gdzie chciał im przywrócić choć tyle swobody, ile jej mieli według statutu Olbrachto- wego (1496). Pisarze fizjokraci [Antoni] Popławski, [Hieronim] Strojnowski itd. uznawali jednak za normalne i pożądane dla produkcji rolnej, aby kto inny był właścicielem ziemi, a kto innyją uprawiał. Tylko że ci, co ziemię uprawiali, to były nieraz, jak np. na Litwie, według świadectwa Wybickiego, "wywiędłe cienie", a i w Koronie Staszic przedstawiał stan włościaństw w barwach najposępniejszych. Naprawa niezbędna była w dwóch kierunkach: trzeba było dać chłopu wię- cej wolności i więcej praw do ziemi. Jedno i drugie do pewnego stopnia zale- żało od dobrej woli dziedzica. Za postulat postępu uchodziło w XVIII w. u nas oczynszowanie chłopa w zamian za zniesioną pańszczyznę. Nowość użyteczna, o ile chłop z niej umiał korzystać, co częściej zdarzało się na Za- chodzie niż na Wschodzie. Zresztą, kiedy na Litwie Tyzenhauz przywrócił w ekonomiach pańszczyznę zamiast istniejących już czynszów, tylko w eko- nomii szawelskiej wywołało to niezadowolenie i bunt (1769-1770). Zamoyski w swym kodeksie chciał pójść dalej. Rozróżnia on na stałe chłopów osiadłych na pańskim gruncie z "załogą" dworską oraz innych, wolnych, siedzących za kontraktem. Z synów niewolnego tylko pierwszy i trzeci są przywiązani do folwarku, inni mogą sobą rozporządzać. Później jak po roku nie można dochodzić zwrotu zbiega. Niewolni mogą udawać się do sądów grodzkich, jeżeli ich pan kaleczy, więzi lub grabi. Zabójstwo chłopa ma być karane śmiercią, a ścigane z urzędu. Tyle poprawy należało się chłopom choćby ze względów utylitarnych, odkąd doznali oni lepszego losu pod rządem pruskim i austriackim, jeżeli nie mieli uchodzić za granicę. Szlachta, jak wiemy, rozumowała inaczej. Za to wśród wyższego kleru i możnowładztwa cały szereg światłych jednostek podjął reformę rolną na własną odpowiedzialność i według swego rozumienia. Nie mówiąc już o licznych wypadkach oczynszowania (Zamoyski w Bieżuniu 1760), ksiądz Paweł Brzostowski, referendarz litewski, zamienił swój Merecz (czyli odtąd: Pawłowo) w samorządną gminę wolnych rolników; biskup Massalski wprowadził nowe urządzenia w Ihemeniu (1774). Stanisław Poniatowski, siostrzeniec króla, uwłaszczył chłopów za czynszem w Korsuniu (1777); Chreptowicz w Szczorsach i Wiszniewie żądał za używalność gruntów tylko 1/3 części plonu. Anna Jabłonowska w Ustawach powszechnych dla dóbr moich rządców (1786) opisała samorząd wiejski, jaki wprowadziła w Kocku i Siemiatyczach, redukując zarazem i ściśle określając świadczenia i szarwarki. Różne ulgi stosowali do swych poddanych August i Adam Czartoryscy, Szczęsny Potocki, Jacek Jezierski. b) Sprawa mieszczańska. Miarą upadku mieszczaństwa polskiego w XVIII w. jest fakt stwierdzony przez Wawrzyńca Surowieckiego, że liczba domów w kil- kunastu miasteczkach mazowieckich jeszcze za Księstwa Warszawskiego sta- nowiła 28"/o liczby z czasów zygmuntowskich. Ale nie tylko owo kurczenie się nieruchomości miejskiej było klęską. O różnych miastach, np. o Lublinie (około 1765) słychać, że tam kupców Polaków jest ledwo kilku, albo ich wcale nie ma. "Co ulica to pole, co rynek to pustki." Według obliczeń Korzona, 654 wśród 1200000 mieszkańców miast ledwo pół miliona tworzyli mieszczanie polscy; większość stanowili Żydzi, a obok nich wciskała się nie uznająca sa- morządu miejskiego ani praw kupieckich, ani rzemieślniczych, szlachta. Gmi- ny miejskie zadłużone; obywatele ich ciemni, przytępieni; ulice zaśmiecone tonęły w błocie; miasteczka prywatne wyssane fiskalną gospodarką panów- oto stwierdzony przez wielu świadków, zwłaszcza cudzoziemców, stan rzeczy w naszych miastach w chwili, gdy je brały pod opiekę Komisje Porządkowe. Główna działalność tych Komisji przypada właśnie na czasy po 1775 r. Nie miały nasze miasta większego przyjaciela po Batorym, może nawet po Kazi- mierzu Wielkim, jak Stanisław August. Dzięki niemu rozkwitła Warszawa na- wet w ponurej epoce barskiej, aż z 30000 mieszkańców doszła za Sejmu Wielkiego do 120000. Dzięki niemu też pracowali gorliwie na czele komisji a pod zwierzchnością Departamentu Policji Rady Nieustającej tacy senato- rowie, jak [Ignacy] Przebendowski (w Krakowie), [Kajetan] Hryniewiecki (w Lublinie), [Bazyli] Walicki (w Warszawie). Komisji tych było co najmniej 22. Głównym ich zadaniem było uporządkowanie finansów miejskich; poza tym oświetlenie, bruki, higiena, ordynacje samorządowe. "Reformy Komisyj Boni Ordinis nie wychodziły [...] poza te normy, które średniowiecze stworzyło, ale tylko owe złe narośle, jakie w ciągu wieków na niekorzyść miast się wy- kształciły, usunąć się starały" (Ptaśnik), mianowicie nie stawały one po stro- nie pospólstwa w jego walkach z patrycjatem. Broniły, bądź co bądź, miej- skiego dobra przeciw nadużyciom samychże mieszczan; mniej byli skłonni ko- misarze porządkowi powściągać nadużycia starostów, bo sami ich członkowie też posiadali starostwa. Również dla trzeciego, teraz najgroźniejszego wroga mieszczan - dla Żyda - okazały się komisje pobłażliwe, jakkolwiek żywioł ten już podczas konfederacji barskiej wyświadczył bez porównania więcej przysług najeźdźcom niż obrońcom (co oczywiście niezbyt oburzało stojącego nad Komisjami króla). Korzystając z klęski polskiej, pod osłoną rosyjskiego komendanta, wdzierali się właśnie teraz Żydzi z przedmieścia Kazimierza do Krakowa (1771), pod protekcją rosyjskiego sługi, Sułkowskiego, sadowili się w Nowej Jerozolimie 21 pod Warszawą, skąd później jak z oblężonego szańca zdobywali stolicę. Chciał zatamować tę wewnętrzną inwazję Zamoyski; w tym celu proponował, przy zapewnieniu Żydom tolerancji i bezpieczeństwa, aby nie mający środków do życia nie mogli się żenić bez pozwolenia władzy, aby im wolno było w miastach mieszkać jedynie tam, gdzie im na to pozwalają for- malne umowy, i to w zamkniętych gettach pod jurysdykcją miejską i asesor- ską, ale te pomysły zginęły razem z całym Zbiorem. 11. Oświata Najprzedniejsze umysły tego pokolenia wysiliły się, aby w tej jedynej dzie- dzinie, żadną gwarancją nie krępowanej, stworzyć dla państwa sił obronną i zdobywczą, wartą stutysięcznej armii. Tu podali sobie ręce rusofile i rusofobi, zl Miejsce, w którym osiedlili sig Żydzi przybyli spod Krakowa w 1771 r.; obecnie w granicach Warszawy - rejon A1. Jerozolimskich. Zob. J.S. Bystroń Warszawa, Warszawa 1977, s.115. 655 duchy podległe i niepodległe. Co się zaczęło w Collegium Nobilium i w Szkole Rycerskiej, to kontynuowała Komisja Edukacyjna. Weszli do niej na początek między innymi inicjatorzy: Chreptowicz, Massalski, Sułkowski; poza tym w pierwszym okresie najpilniej współpracowali: Adam Czartoryski, Andrzej Zamoyski, Michał Poniatowski; w późniejszym - Ignacy Potocki i Michał Mniszech, Oraczewski i Niemcewicz; przez cały czas myślał i pisał za wielu ksiądz Grzegorz Piramowicz, ex-jezuita, największy obok Konarskiego peda- gog XVIII w. Pierwsze wskazania programowe układali Francuz, znany eko- nomista, Dupont de Nemours, ksiądz Antoni Popławski, pijar, Franciszek Bieliński i Potocki; później myśli kolegów zbierze Piramowicz we wspaniały kodeks edukacji narodowej. Zaczynała Komisja od lustrowania stanu szkół istniejących w Polsce, głównie zakonnych lub pojezuickich, i od ciężkiej walki z Komisją Rozdawniczą, która za przykładem Massalskiego marnotrawiła fun- dusze pojezuickie, póki jej nie zwinął sejm Mokronowskiego. Powołane przez Komisję, jako organ pomocniczy i doradczy Towarzystwo do Ksiąg Elemen- tarnych (1775) zamawiało jedne podręczniki (historii, języka polskiego, higieny, nauki moralności i religii) u osób specjalnie powołanych, na inne rozpisało konkursy w kraju i za granicą, niestety z niezupełnym skutkiem. Tworząc, pod względem organizacji jako całość pierwsze w świecie ministerstwo oświa- ty, Komisja czerpała, bądź co bądź, całą garścią z doświadczeń (austriackiej Studien-Hofkommission 1760) i teorii zagranicznych. Główną np. zasadę organizacyjną, że szkoły wyższe, średnie i niższe mają stanowić jeden organizm, jednolicie kierowany, zawdzięczała Dupontowi; ducha świeckiego, niezależne- go od nauki kościelnej, wzięła od francuskich encyklopedystów; realizm, tj. akcentowanie ważności poznawania życia, a nawet naturalizm w sensie bada- nia przyrody - pośrednio z Anglii. Nie wdając się tu w szczegółwe roztrzą- sanie roli, jaką Komisja Edukacyjna odegrała w dziejach naszej kultury, podkreślić przecież wypada panujący w niej duch społeczny ("aby wycho- wańcom było dobrze - i z nimi było dobrze") tudzież, humanitarno-obywatel- ski (podkreślanie obowiązków wobec ojczyzny, potępianie zaborów i łupie- skich wojen). Komisja podzieliła swój teren pracy na 10 wydziałów według liczby szkół wojewódzkich; w powiatach były szkoły średnie niższego typu, zwane pod- wydziałowymi. Powyżej wznosiły się Akademie Krakowska i Wileńska (brak- ło trzeciej dla Wielkopolski); później miały się mnożyć szkoły parafialne. Rektorzy Akademii mieli, jak we Francji, przez rektorów szkół wydziałowych i podwydziałowych czuwać nad działalnością wszystkich szkół średnich i niż- szych danej prowincji. Akademię Krakowską zreformował Hugo Kołłątaj z pomocą Michała Poniatowskiego, a na przekór Sołtykowi; okazało się przy tym, jak fatalnie gospodarowali krakowscy scholastycy-profesorowie: mogli mieć za naukę z dóbr akademickich 70000, a miewali po 5000 rocznego do- chodu; milion wydali na kanonizację św. Jana Kantego. Reforma polegała na zredukowaniu teologii, dostosowaniu nauczania na innych wydziałach do po- ziomu nauki europejskiej, przy czym ufundowano szereg zakładów po dziś istniejących. Akademię Wileńską starał się tak samo naprawić astronom, ksiądz Marcin Poczobut. Najmniej zrobiono dla szkolnictwa ludowego, bo i zakony trzymały się od tej pracy z dala, i szlachta się na nią boczyła, i chłopi lekceważyli naukę, która im jednak nie dawała praw obywatelskich. W całej Koronie, mimo za- 656 ole biegów Michała Poniatowskiego,założono szkół parafalnych tylko sto kilka- tek vm naście; w diecez i wileńskie hulaka-oświatowiec Massalski doszedł do liczby 300,cóż kiedy tak trwonił pieniądze,że Komisja musiała mu odebrać ich ze administracjg,po czym szkółki Massalskiego podupadły. iał Trudno dziś orzec,czy Komisja Edukacyjna wybrała (po części pod wpły- lu wem wolnomularzy Mokronowskiego i Potockiego) najwłaściwszą drogę,gdy a- na krajowy sarmatyzm i parafiańszczyznę szukała lekarstwa u najradykalniej- - szych nowatorów Zachodu.Ogół patrzył na nią nieufnie,jej szkoły obsyłał k słabo,śmiał się z kusych mundurów świeckich pedagogów,tęsknił do łaciny y i do dawnych konwiktów,pomimo że Komisja na różne sposoby okazywała 'ł szacunek dla religii i duchowieństwa i z konieczności posługiwała się prze- I ważnie wychowawcami w sutannach.Rzecz charakterystyczna,że niechęć do ; szkół Komisji wzrastała w miarę zbliżania się Sejmu Wielkiego,a więc w związ- . ku z zaostrzeniem nastrojów opozycyjnych wobec dworu. 12. Królestwo na Parnasie Ów dwór tymczasem z bezprzykładnym w dziejach naszych zapałem - praw- da, że za pieniądze publiczne bez miary szafowane - dokonywał w na- rodzie rewolucji artystycznej, naukowej, literackiej, obyczajowej. Takiego me- cenasa nauk, sztuk i literatury, jak Stanisław August, nie widziały u nas wieki. Każdy prawdziwy talent miał dostęp do jego obiadów czwartkowych- i do jego szkatuły. Wyjątkowo tylko opiekę nad [Franciszkiem Dionizym] Kniaźninem jakby zastrzegli sobie Czartoryscy, a patronat nad [Stanisławem) Trembeckim dzielił z Poniatowskim Potocki. I znów nie sposób tu wyszczegól- niać gwiazd stanisławowskiej plejady ani podawać tytułów ich dzieł. Dość zaznaczyć na wstępie, że po "Monitorze" [Franciszka] Bohomolca najwięcej przyczyniły się do rozpowszechniania literackich zdobyczy wieku "Zabawy przyjemne i pożyteczne" Naruszewicza (177 1777). Malarstwo ówczesne szczyci się nie tylko Canalettem, [Marcelim] Bacciarellim, [Janem Piotrem] Norblinem, [Andrzejem] Lebrunem, [Józefem] Grassim, [Karolem] Lampim, sprowadzonymi z zagranicy, ale i własną, rodzimą szkołą artystyczną w kilku odmianach, gdzie błyszczą [Daniel] Chodowiecki, [Tadeusz] Kuntze, [Franci- szek] Smuglewicz, [Aleksander] Orłowski. Muzyka więcej znajdowała oddźwię- ku w pałacach Wielhorskich, Ogińskich. Architektura stworzyła styl stanisła- wowski. W literaturze tego srebrnego wieku, chłodnej, rozsądnej i krytycznej, Ignacy Krasicki - pogodny, wytworny, dowcipkujący reformator stylu zaj- muje stanowisko w tym znaczeniu reprezentacyjne, że najwięcej powiedział o duszy narodu jemu samemu i potomności. Dlatego, a nie ze względu na artyzm, którym bodaj przewyższał go Stanisław Trembecki, jest książę biskup warmiński księciem współczesnych poetów. Adam Naruszewicz, biskup in partibusz2 smoleński, dopóki pisał wierszem, służył aż zbyt łatwą chwalbą protektorom z Łazienek; od kiedy na rozkaz króla został historykiem, zbadał 22 statnim biskupem smoleńskim faktycznie sprawującym swe obowiązki w die- cezji był Franciszek Isajkowski (od kwietnia 1649-1654). Po utracie Smoleńska w 1654 r. był to jedynie urząd tytularny. 657 krytycznie cały dostępny wówczas materiał źródłowy do wieków średnich (który Feliks Łojko przerabiał tylko dla apologii polskich praw historycznych do Pomorza, Galicji i Białorusi), zebrał ogromny zbiór Tek do czasów póź- niejszych (po rok 1763) i skonstruował po raz pierwszy dzieje epoki piastow- skiej i andegaweńskiej; zanim jeszcze ogłosił I tom Historii narodu polskiego, wypowiedział narodowi głębokim, przejmującym Glosem umarlychz3 tę zasad- niczą i żywotną prawdę, którą z przeszłości wyczytał: "Czegóż się błędny uskarżasz narodzie, zwalając los swój na obce uciski? Szukaj nieszczęścia w twej własnej swobodzie i bolej na jej opłakane zyski. Żaden kraj cudzej potęgi nie zwabił, który sam siebie pierwej nie osłabił". 13. Widoki wschodnie Im gorzej gnębiły Prusy nasz eksport wiślany, tym pilniej szukała sobie wzmożona energia narodowa ujść w inne strony. Nadchodził moment, o ja- kim marzyli Batory, Władysław IV i Sobieski - moment likwidacji potęgi osmańskiej w Europie. Od chwili, gdy Rosja na dobre zapanowała w Bakczy- saraju - dokładnie od 1779 r. - Stanisław August upatruje sobie miejsce przy boku sojuszniczki carowej w przyszłej rozprawie z Turcją. Miejsce to jednak pierwszy zajął posiadacz dwustutysięcznej armu, Józef II. Jak tylko umarła Maria Teresa, jej syn urządził sobie spotkanie z porządaną przyjaciół- ką Katarzyną w Mohylewie białoruskim. W maju 1781 r. stanął zrąb przy- mierza austrorosyjskiego w postaci listownych deklaracji, gdzie nawzajem przyznawali sobie Józef i Katarzyna gwarancjg posiadłości we wschodniej i środkowej Europie, po czym (1782) już przystępowano do podziału przyszłych zdobyczy na Bałkanach. Cóż mogła sobie zawarować wśród tak potężnych szermierzy Rzeczpospolita Polska? Skoro nie Mołdawię, z dawna pretendowaną od Węgrów, a ostatnio parokrotnie okupowaną przez Moskwg, to chyba pasek Besarabii lub choćby wolny port nad Morzem Czarnym dla zbytu wytworów ziem ruskich, z komu- nikacją śródlądową na Dniestrze. W związku z tym badali różni, za przewo- dem księcia [Karola] de Nassau [Siegen], możliwość uspławnienia Dniestru; obliczono perspektywy wywozu przez Białogród i cieśniny na Morze Śród- ziemne. Prot Potocki, arystokrata bankier, założył około 1782 r. Kompanig Polską dla handlu na Morzu Czarnym. W momencie aneksji Krymu (1783) Stanisław niedwuznacznie ofiarował carowej swą pomoc; zaraz potem rozta- czał przed wicekanclerzem Bezborodką korzyści swej oferty: on zyska możność sejmowania pod konfederacją, lepsze rządy, bezpieczeństwo; ona - prócz zdo- byczy na muzułmanach - całe królestwo życzliwe i posłuszne. Otóż owo królestwo, mianowicie polskie (a nie greckie), carowa już miała do dyspo- zycji; mogła jeszcze skonfederować, zmusić, pociągnąć za sobą, więc for- malnego sojuszu nie potrzebowała. W drodze łaski, aby nie zrażać sobie króla 23 Historia Narodu Polskiego, t. 1, Warszawa 1724; t. 2-7, Warszawa 178 1786. Gdos Umarlych, Warszawa 1792. Teki, sporządzone przez autora dla celów badaw- czych, liczące ponad 200 tomów znajdują się w Bibliotece Czartoryskich oraz w Archi- wum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. 658 i panów polskich, Katarzyna przyznała im tylko ulgową taryfę celną, aby mogli handlować z Chersoniem i przez to ów port wzbogacać. Na przeszko- dzie większym planom, zarówno polskim jak i cesarskim, stał Fryderyk II, formalnie już tylko sprzymierzony z Rosją, naprawdę odosobniony i szukają- cy aliansu z wyznawcami proroka. Rozdzia XXIX Sejm Wielki 1. Zjazd w Kaniowie Śmierć Wielkiego Fryderyka (16 sierpnia 1786)24 rozwiązała dworom cesar- skim ręce do działania. Na wiosnę następnego roku imperatorowa zaprosiła Józefa II do Kaniowa, aby obejrzeć nowo zdobyte, przez Potiomkina zago- spodarowane prowincje i aby ułożyć ostateczny program wojny i demonstra- cyjnie okazać światu, że ona i cesarz podyktują mu prawa. Stanisław August zapragnął być trzecim na tym zjeździe, ale i przywódcy opozycji nie chcieli tam świecić nieobecnością. Jemu chodziło o alians, zwiększenie władzy, zwła- szcza rozdawniczej, o aukcję wojska, udział w zdobyczach ze wspólnej impre- zy antytureckiej (dla Polski Besarabia i port na Morzu Czarnym); im szło o złotą wolność, obalenie Rady Nieustającej, a niektórym, jak Sewerynowi Rzewuskiemu i Szczęsnemu Potockiemu nawet o detronizację króla i skaso- wanie monarchii, zamiast której Rzeczpospolita przybierze postać związku stanów pod rządami rodów możnowładczych. Z takim planem, wyprzedzając króla, zapędzili się Branicki, Potoccy i towarzysze do Kijowa. Król czekał w Kaniowie 7 tygodni i wydał krocie, aby w parogodzinnej konferencji na ga- lerze (6 marca 1787 r.), w asystencji carskich ministrów przedłożyć kochance swe prośby. Odjechał przyjęty grzecznie, ale zimno; malkontenci nawet dobrym przyjęciem nie mogli się pochlubić. Porta zjazd dwucesarski uznała za prowoka- cję i w sierpniu wydała wojnę Rosji, do której zaraz przystąpił jako sprzymierze- niec tej ostatniej Józef 11. Natychmiast we wrześniu przedłożył i Poniatowski swoje plany Katarzynie, ale 9 miesięcy minie, nim nadejdzie odpowiedź, która Polskę postawi wobec dylematu: czy ma poprzestać na dotychczasowej cichej pracy gospodarczo-oświatowej pod protektoratem Petersburga, czy też skorzy- stać inaczej z pęknięcia podziałowej trójcy i zerwać pęta gwarancji. 2. Obustronne niebezpieczeństwa Ze śmiercią Fryderyka II nie zamarły jego mordercze na zgubę Polski za- pędy. Reprezentował je nadal Hertzberg, który teraz właśnie wobec nowego monarchy, Fryderyka Wilhelma II, odświeżył "zamienny" swój program, za- 24 pryderyk Wielki stracił przytomność 16 sierpnia, umarł jednak dopiero na- stępnej nocy. Zob. S. Salmonowicz Fryderyk 11, Wrocław 1981, s. 230. 659 powiadając, że bez wyciągnięcia miecza przysporzy Prusom Gdańsk, Toruń i Wielkopolskę. Król pruski nie tylko się łupem takim nie brzydził, ale łaknął granicy Wisły. Po stronie rosyjskiej na czoło aneksjonistów wysunął się Po- tiomkin: chcąc zaokrąglić swoje przyszłe państwo "dackie" nad Morzem Czarnym, przeznaczał dlań także obok Budziaków najżyźniejsze wojewódz- twa Rzeczypospolitej: Kijowszczyznę i Bracławszczyznę, gdzie zawczasu jako indygena Polski skupował dobra i ćwiczył Kozaków. Albo mu do tego po- mogą rokoszanie republikanci Braniccy i Potoccy, albo w ostateczności nowy hetman zaporoski wzorem z Żelaźniaka utopi tam polskie rządy w strumie- niach nowej hajdamaczyzny. Potiomkin, dodajmy, już w 1779 r. wywnętrzał się przed posłem pruskim G rtzem o konieczności ostatecznego rozdrapania Polski, tylko że głos starzejącego się faworyta nie był głosem imperatorowej, a kwestia wschodnia ogromnie utrudniała porozumienie między Berlinem i Petersburgiem. Co do Austrii, Józef II oświadczył Poniatowskiemu (w Kor- suniu, zaraz po Kaniowie), że nie pragnie ani jednego drzewka na polskiej ziemi; istotnie, pragnął wówczas połowy krajów bałkańskich i po dawnemu Bawarii. Po dawnemu też nikt na Zachodzie nie myślał przeszkadzać pru- skim zdobyczom. Francja, teraz w pełni bankructwa, do żadnej akcji na zew- nątrz nie była zdolna. Turcja protestowała przeciw ujarzmieniu Polski, ale sama wisiała nad przepaścią. Anglia i Holandia zawarły z Prusami przymierze (czerwiec-sierpień) celem szachowania Rosji i Austrii, czym ośmielona Szwe- cja wypowiedziała wojnę (12 lipca) [1788 r.] Rosji i Danu. Rzeczpospolita miała więc do wyboru: albo szukać sojuszu, choćby niezaszczytnego, z dwo- rami cesarskimi, które interesowały się jej całością, albo przerzucić się pod opiekę Prus i ich aliantów, za którą drogo wypadnie zapłacić. 3. Geneza partii pruskiej Pierwszych przejawów prusofilstwa szukać należy u nas po "komunii trzech wyznań", w pomroce lóż wolnomularskich i praktyk różokrzyżowców oraz iluminatów. Około 1776 r. Michał Ogiński przeniósł na Fryderyka Wilhelma swoje tęsknoty do króla-Niemca; sympatyzował z tymże Karol Radziwiłł; przypuszczalnie zajmowano się przyszłością Polski na kongresie iluminatów w Wilhelmsbadzie (1782). Zaraz po śmierci "Starego Fryca" Ogiński zagląda do Berlina. Wreszcie w styczniu 1788 r. przywódcy patriotów zjechali się, rzecz znamienna, aż w Paryżu, aby tam omówić, zapewne z cudzoziemcami- ale nie z rządem francuskim, bo ten sterował ku Rosji - plan polityki aktyw- nej, antyrosyjskiej. W kwietniu widać nowe konferencje w Puławach; w lecie- u wód w Pyrmoncie. Już wówczas, jako referent i redaktor pomysłów poli- tycznych wysunął się ksiądz Scypion Piattoli, sekretarz Ignacego Potockiego, człowiek szczerze oddany Polsce, ale brat lożowy. Cóż sobie obiecywano po królu pruskim? Fryderyk Wilhelm osobiście był przeciwieństwem zmarłego stryja. Nie pozbawiony szlachetnych pobudek, poczucia słuszności, dość ambi- tny, skąpany w humanitaryzmie różokrzyżowców, przy tym rozpustny, bez charakteru moralnego, dwulicowy, leniwy, nieobliczalny, nadawał się do zasu- gestionowania w duchu irracjonalnych niespodzianek. Cała spekulacja z nim polegać musiała na tym, aby go pchnąć na Austrię i przez to piorun pruski 660 wiszący nad Polską obrócić w głąb Niemiec, przeciw Austrii, pośrednio zaś przeciw Rosji; może w tych namiętnościach spali się pruska racja stanu, któ- rą uosabiały hertzbergowska dyplomacja i gros generalicji. Na razie przez ca- ły rok 1788 Prusy żyły jednym pragnieniem: łupu na Polsce, i tylko dla jej pokrzywdzenia skarbiły sobie względy poszczególnych polskich panów w na- dziei, że zepsują oni sejm najbliższy i zawichrzą kraj konfederacją, która wezwie na pomoc pułki Hohenzollerna. Inny bądź co bądź duch kołatał się między Burgiem i Carskim Siołem. Stary Kaunitz obrał sobie za zasadę obro- nę nietykalności Polski przed zaborczością Prusaka i doprowadził, zresztą za plecami Stanisława Augusta, do stypulacji (21 maja 1788), która na wypadek pruskiego ataku zapewniała Polsce pomoc sił obu dworów cesarskich; gdyby to od kanclerza zależało, otrzymałaby Rzeczpospolita w tym wypadku z po- wrotem województwa pruskie, ale tak daleko Katarzyna nie dała się pocią- gnąć. W czerwcu 1788 r. Stanisław August otrzymał z Petersburga wiadomość na wszystkie niemal punkty odmowną: żadnych reform, żadnych zdobyczy, udział wojska polskiego w kampanii pod obcym dowództwem jak najskrom- niejszy, odszkodowanie w gotówce kapaniną. Że jednak sojusz taki zabezpie- czał od Prus, Poniatowski zdecydował się go przedłożyć sejmowi. I widocznie był on coś wart, skoro Berlin uznał za stosowne użyć wszystkich sił, aby do niego nie dopuścić. 4. Początek Wielkiego Sejmu Wiedziano z góry, że ten sejm ma zadecydować o stanowisku Polski wobec wojny wschodniej i że odbędzie się pod węzłem. Toteż wyborcy, podnieceni dzielnym oporem Turków i wystąpieniem Gustawa III, domagali się głośno aukcji wojska i reform. Ani przeczuwano, jakie przeobrażenia przyniesie otwarcie sesji. Opozycja "patriotów" liczyła teraz z górą 60 posłów, w tym sporo zapalnej młodzieży, ale właściwie były to dwie opozycje: jedna pod kie- runkim Ignacego Potockiego i Adama Czartoryskiego spoglądała ku Prusomů druga, mniej liczna, z Branickim - czekała komendy od Potiomkina; roz- dwojeni byli też ludzie, którzy dotąd trzymali z królem i Stackelbergiem, bo główne ich jądro ("pieczeniarze") trzymało z królem, a garść ze Szczęsnym Potockim, do niedawna jeszcze regalistą i filantropem, wnet najgorszym z war- chołów. 7 października spisano akt konfederacji przy królu dla aukcji wojska i skarbu; marszałkami zostali: koronnym Stanisław Małachowski, referendarz koronny; litewskim Kazimierz Nestor Sapieha. Pierwszy zacny, sprawiedliwy, rozumny, chociaż bez wielkich zdolności, drugi pełen staropolskich nałogów i przesądów, tylko protekcji wuja Branickiego i osławionej matki zawdzięczał wysoką karierę. W tydzień po zagajeniu, 13 października, poseł pruski [Hen- ryk) Buchholtz odczytał na posiedzeniu konfederacji notę, w której protesto- wał przeciw sojuszowi Polski z Rosją i ofiarował alians polsko-pruski. Wra- żenie było niesłychane. Zaraz król i Stackelberg wycofali swój projekt przy- mierza; 20 października na wniosek Michała Walewskiego uchwalono z en- tuzjazmem armię stutysięczną. Odtąd entuzjazm głuszy rachubę, partia pru- ska, forytowana przez kobiety, rośnie; rusofile obu odcieni topnieją; ludzie, którzy jako mniejszość opozycyjna gotowi byli z Sapiehą rwać sejm i wzywać 661 do Wielkopolski Prusaków, dają się porwać patriotycznej ulicy, czują się go- spodarzami konfederacji i kraju, a dwór berliński, który przystępował do ro- boty prowokacyjnej z najgorszą wiarą, widzi się zmuszonym popierać pro- gram niepodległości Polski. 5. Wskazania programowe: Staszic, Kołłątaj i inni Nagle wyrosły przed sejmem olbrzymie zadania, które tylko po części dadzą się wysnuć z uchwał leaderów partyjnych, przeważnie zaś zrodziły się w gło- wach całej umysłowej elity narodu. Pod datą 1785 r., ale naprawdę dopiero w 1787 wyszły Uwagi nadżyciem Jana Zamoyskiego, które wywołały mnóstwo dalszych "uwag" i polemikę. Autor, Stanisław Staszic, syn mieszczanina z Piły, uczony przyrodnik, pedagog w domu Zamoyskich, pisał może trochę pod natchnieniem ex-kanclerza, ale przeważnie z własnej śmiałej głowy i ogniste- go serca. Lubo republikanin, wyznawca zasad Jana Jakuba Rousseau, gotów był Staszic przyjąć tron dziedziczny, oddalić od sejmików gołotę, powiększyć wojsko, byle uratować kraj od takich katastrof, jaka oderwała od Polski jego rodzinne miasto. Żąda dla mieszczan przedstawicielstwa w izbie poselskiej obok szlachty, dla chłopów - równej z innymi stanami sprawiedliwości, nieusuwalności z gruntu, swobody przenosin pod warunkiem stawienia na swe miejsce następcy. Nikt od czasów Skargi nie przemawiał do polskich serc tak potężną mową, nikt ani jednostkom, ani narodowi nie rzucił przed oczy tak bolesnej prawdy, tym zwłaszcza cennej, że nie dyktowanej stronniczym interesem. - Hugo Kołłątaj odezwał się w sierpniu, adresując anonimowe swe Listy do Stanislawa Małachowskiego, jako przyszłego marszałka sejmu (4 tomy 1788-1789). Pisane są te Listy z mniejszym liryzmem, z mocną argumentacją, z lepszą wiedzą i sztuką prawniczą, niż Uwagi; założenia pokrewne, wnioski nieco odmienne, bo też przypuszczalnie uzgodnione z poglądami Ignacego Po- tockiego; różnica drugorzędna polega na tym, że Kołłątaj radzi dać mieszcza- nom osobne przedstawicielstwo; nie występuje przeciw Prusom; Żydów chciał- by asymilować, a nie rugować jak Staszic. Kończył Kołłątaj ak przed nim Konarski) gotowym projektem nowej konstytucji pt. Prawo polityczne. Wnet zaroiło się około obu od komentarzy, replik, satyr, wierszy, ulotek. Powstał niebywały ruch w literaturze i umysłach. Piotr Świtkowski ogłaszał "Pamiętnik Historyczno-Polityczny"; ex-kanclerz Zamoyski bezimiennie bronił w Myślach politycznych25 instytucji monarchii; przy Kołłątaju powstała cała "Kuźnica": Księża Franciszek Ksawery Dmochowski i Franciszek Salezy Je- zierski, prawnik [Antoni] Trębicki, wszystko głosiciele radykalnych reform w duchu demokratycznym. Kto się nie dostał na galerię, czytał periodyczny diariusz sejmu, a w nim gorące lub przynajmniej deklamatorskie mowy try- bunów ludowych. Tak wyrosła reforma ponad głowę swego najgorliwszego pracownika - króla Stanisława. 25 Autorem Myśli politycznych Polski (1790) i O poddanych polskich (1778) nie był Andrzej Zamoyski, lecz Józef Pawlikowski, mieszczanin, późniejszy sekretarz i współpracownik T. Kościuszki. Zob. Historia Polski (1764-1864), Warszawa 1892, s. 77-78. 662 6. Sejm zrzuca kuratelę rosyjską Skoro przyszła stutysigczna armia miała bronić kraju i reform przed Rosją, musiano skasować zależny od tej ostatniej Departament Wojskowy Rady: 3 listopada 1788 r. po ciężkiej walce oddano komendę nad armią wyłonionej z sejmu komisji wojskowej, co dało asumpt Stackelbergowi do złożenia zapo- wiedzi, że cesarzowa najmniejszą zmianę ustroju 1775 r. uzna za złamanie traktatu. Buchholtz śpieszył uspokoić stany notą, w której upewniał, że jego pan poczuwa się tylko do obowiązku gwarantowania niezawisłości Rzeczy- pospolitej, a wcale nie myśli krępować jej woli ustawodawczej. Więc 9 grudnia [1788 r.] pod dyktandem Berlina skasowano Departament Interesów Cudzo- ziemskich i zastąpiono go sejmową Deputacją Spraw Zagranicznych, a 19 stycz- nia [1789 r.] w ogniu surowej, aż nienawistnej krytyki padła sama Rada jako dzieło obcej przemocy i intrygi. Sejm przedłużył swe pełnomocnictwa w nie- skończoność i sam postanowił rządzić. Król zapowiedział, że ze Stackelber- giem nie zerwie, ale oczywiście pozytywnych reform podkopywać nie myślał; łagodził tylko inspirowane z pruskiego poselstwa niepolityczne napaści na Rosjg. W istocie zrzucająca kuratelę Rzeczpospolita zbyt wiele miała do uregulo- wania koniecznych porachunków z Rosją, aby je utrudniać wyzywającym to- nem lub szykanami, które służyły prusofilom do zohydzania przeciwnego stronnictwa. Z Ukrainy donoszono (od grudnia 1788) o podżeganiu chłopów do rzezi, co rzeczywiście leżało w planach Potiomkina; tym pilniej musiał sejm upomnieć się o ewakuację wojsk rosyjskich z Ukrainy oraz austriackich z Podola i upomnienie poskutkowało (na wiosnę 1789 r.); kilkudziesięciu pod- żegaczy stracono, a głównego propagatora dyzunii i separatyzmu, biskupa perejasławskiego Wiktora Sadkowskiego, przekonanego o "niewierności ku Rzeczypospolitej", zamknięto na Jasnej Górze. Zabroniono dostaw do magazy- nów rosyjskich, aby nie naruszać neutralności wobec Turcji. Ponińskiego od- dano pod sąd i wyświecono z kraju. Zobowiązano się przysięgą do niebrania pensji zagranicznych - sztych w stronę "pieczeniarzy", który jednak nie wstrzyma niektórych panów od szukania pożyczek w poselstwie pruskim. Rzecz znamienna, że w krzykliwych wystąpieniach przeciw Rosji prześcigali właściwych stronników Prus gorliwcy spod znaku Branickiego, zwłaszcza po- seł [Wojciech] Suchodolski (dawny konfederat barski). 7. Współpraca z Prusami Od wiosny 1789 r. reprezentował Prusy w Warszawie markiz [Hieronim] Lucchesini, świetny dyplomata ze szkoły fryderycjańskiej, nieodparty zwłasz- cza uwodziciel duchów sarmackich. Przybył on jako prowokator z głównym zadaniem, aby odrywać Rzeczpospolitą od rosyjskiej opieki i przez to umożli- wić Prusom zabór Wielkopolski. Tymczasem i w Warszawie, i na scenie mię- dzynarodowej wypadki zaszły tak daleko, że porwały i Fryderyka Wilhelma, i Lucchesiniego w stronę większych, jeszcze ambitniejszych planów. Że Prusy, zwalczając dwory cesarskie wygrają co najmniej Gdańsk i Toruń, to było przesądzone i z tym realni politycy sejmowi godzili się z góry. Musiało 663 zresztą zależeć na tym, żeby za ów okup otrzymać prawdziwą niepodległość, odrodzenie wewnętrzne - i utracone na rzecz innych sąsiadów prowincje. Król pruski znajdzie w tym swój interes, o ile poniży i zmiażdży w oczach Europy, a zwłaszcza Rzeszy Niemieckiej, odwiecznego rakuskiego rywala. Postanowili więc Potoccy wprowadzić swój naród w system przymierzy antycesarskich. Najpierw, w grudniu 1788 wyznaczeni zostali z sejmu posło- wie: do Berlina Józef Czartoryski, stolnik litewski, do Anglii Michał Kleofas Ogiński; potem w kwietniu do wojujących z carową państw: do Szwecji Jerzy Potocki, do Turcji Piotr Potocki. O przymierzach zaczepnych przeciw Rosji nie śmiano myśleć, tylko o wzajemnym na przyszłość zabezpieczeniu przed rosyjskim despotyzmem. Ciało dyplomatyczne w Warszawie, dotąd złożone głównie z agentów państw rozbiorczych lub z nimi zaprzyjaźnionych, pomno- żyli poseł francuski [Ludwik] Descorches, holenderski [Arendt Wilem van] Reede, szwedzki, [Wawrzyniec] Engestr m, nawet hiszpański [kawaler de Golvez]. Nawiązując w ten sposób kontakt z całym światem, patrioci jedno- cześnie uniezależniali się od wyłącznej opieki pruskiej. Zresztą od drugiej połowy 1789 r., właśnie dzięki zwycięstwom orłów cesarskich nad półksięży- eem (Rymnik, Fokszany) zapanowała między nimi a Lucchesinim harmonia niemal zupełna. Mógł sobie Hertzberg zżymać się na reformatorskie plany sejmu - markiz, jako wyraziciel wrogich Habsburgom aktywistów berliń- skich, doszedł z szefami patriotów (Ignacym Potockim, Stanisławem Mała- chowskim, biskupem [Józefem] Rybińskim) do porozumienia: odtąd on, En- gestr m, [Daniel] Hailes - poseł angielski i stary Essen zachęcają sejm do śmiałych reform, nawet ustanowienia dziedzicznego tronu na rzecz Wetty- nów. Celem wspólnym będzie przymierze polsko-pruskie, wojna z Austrią o Galicję, wzmocnienie rządu w Polsce. Fryderyk Wilhelm deklaruje (w końcu roku) stanowczo, że woli mieć Polskę aliantką bez licznej armii, ale z silnym rządem, niż paręset tysięcy polskiego wojska pod chwiejnym kierownictwem. 8. Przymierze polsko-pruskie Stało się z chwilą zrzucenia rosyjskiej opieki koniecznością polityczną. Je- żeli Katarzyna nie poszła od razu za radą Bezborodki, który od lutego 1789 r. zalecał nowy rozbiór z udziałem Prus i Austrii, to dlatego, że Austria za- sadniczo była temu przeciwna, a gniew na Prusy zagłuszał nawet pragnienie zemsty nad Polakami. "Brat Gu" (Guillaume)26 miał swoim veto zatamować postępy Suworowa na Bałkanach i żądać nietykalności Turcji! "Brat Ge" (Jerzy III angielski)2 , tzn. właściwie jego minister, [William] Pitt Młodszy, wciągnął Polskę do systemu koalicji mniejszych państw pod egidą Anglii- przeciw Rosji. W końcu roku [1789] poseł pruski [Henryk Diez] nad Bosfo- rem zaofiarował Osmanom formalne przymierze i podpisał je 31 stycznia [1790 r.]. Pruscy agenci i polscy spiskowcy z [Józefem Maksymilianem] 26 Guillaume (fr. Wilhelm). Chodzi tu o Fryderyka Wilhelma II (1744-1797), króla pruskiego od 1786 r. 2 Chodzi tu o Jerzego I11 (ang. George) (1738-1820) króla angielskiego i elektora hanowerskiego (od 1760) a króla hanowerskiego od 1814 r. 664 Ossolińskim na czele przygotowywali oderwanie Galicji od Austrii, jak tylko ta ostatnia odrzuci pruskie wstawiennictwo za Turcją i zostanie napadnięta od północy; ferment ogarniał Belgię, Węgry; monarchia habsburska zaczynała trzeszczeć we wszystkich wiązaniach. Tylko jeszcze brakło między Warszawą i Berlinem zgody co do kilku zasadniczych warunków, i Stanisław August, wierny swej zasadniczej linii antypruskiej, trudności te wyciągał na wierzch. Opinia nie mogła strawić utraty Gdańska i Torunia, więc odłożono rozmowy o tej cesji na później; za to nie sposób było odkładać porozumienia handlo- wego, bo nieznośmy wyzysk fryderycjański nad Wisłą dławił życie gospodar- cze połowy Polski i fatalnie wróżył przyszłość. W ostatniej chwili sprowa- dził sobie król z Wiednia konkurencyjną ofertę sprzymierzeńczą, na razie co prawda w nie dość poważnej formie. Wreszcie Lucchesini w Berlinie obmyślił z posłami polskimi i swoim królem taką formę, która umożliwiła traktat. Odkładając sprawy celne i cesyjne na później, obiecały sobie Polska i Prusy 29 marca na wypadek czyjejś napaści na początek po kilkanaście tysięcy wojska, w potrzebie nawet wszystkie siły rozporządzalne. W szczególności Pol- ska miała korzystać z takiej pomocy, gdyby sąsiednie państwo podniosło rękę na jej niezawisłość i nie dało się od napaści wstrzymać przez kroki dyploma- tyczne. 9. Rozkład przymierza Pierwszym aktem aliantów miał być pruski atak na Morawy połączony z polskim wtargnięciem do Galicji, na co Potiomkim zamierzał odpowiedzieć szeroką ofensywą w głąb Ukrainy - i najprawdopodobniej aneksją tejże. Nie byłoby to najgorszym nieszczęściem, bo w ten sposób Rosja doszłaby pośrednio do krwawego starcia z Prusami, a miała ona wówczas jeszcze na karku Tur- ków i Szwedów. Że Fryderyk Wilhelm poważnie liczył na współdziałanie z armią polską, dowodem misja generała [Fryderyka) Kalkreutha, który jako wódz sprzymierzeńczej awangardy pruskiej w czerwcu zlustrował obozy pol- skie z myślą o wspólnej ofensywie na Galicję. Jednocześnie w Reichenbach między frontami potężnych Hohenzollernów i Habsburgów, Hertzberg pod kontrolą swego króla prowadził twarde rokowania z pełnomocnikami cesar- skimi o zwrot Osmanom wszystkich zdobyczy. Minister dążył do poniżenia wroga i ubocznych zysków kosztem Rzeczypospolitej; król pragnął zerwania i wojny. Nad wszelkie spodziewanie nowy król węgierski Leopold II, polityk głęboki i subtelny, przyjął (4 sierpnia)28 wszystkie żądania pruskie (ścisłe sta- tus quo), jakich by nie przyjęli pewno ani popędliwy jego brat Józef, ani za- ciekły i dumny Kaunitz. Prusacy wracali do koszar tryumfalnie, z zapewnioną nietykalnością Turcji ze strony Węgier, ale z pustą kieszenią, bez żadnych zysków dla siebie i dla aliantki Polski. Zaraz potem, 14 sierpnia, Gustaw III skorzystał z pięknego zwycięstwa nad Rosjanami w cieśninie Svenskasund aby się wycofać z wojny. 2s Konwencjg wstępną zawarła Austria z Prusami 27 lipca 1790 r. w Reichen- bach, natomiast 4 sierpnia 1791 r. w Sistowej zawarła pokój z Portą. Zob. E. Rost- worowski Historia powszechna..., s. 701. 665 Jeszcze miał Fryderyk Wilhelm wymusić na dumnej imperatorowej to sa- mo, co wymógł na Leopoldzie, tj. zwrot zdobyczy Potiomkina i Suworowa. Aby podsycić jego wojowniczość, otworzono mu widoki na polską koronę. Pułki pruskie ciągnęły nad granicę Kurlandu; Ogiński kuł żelazo z Pittem, póki było gorące, i minister angielski gotował wielkie subsydia dla Prusaków jako tych przyszłych zwycięzców, co pohamują groźny dla Anglii pochód Mo- skwy na Konstantynopol. Nagle Anglia zawiodła: posłowi rosyjskiemu [Sie- mionowi] Woroncowowi udało się pozyskać najświetniejszych mówców parla- mentu, szlachetnych entuzjastów wolności i ludzkości, z [Karolem] Foxem na czele, zdepopularyzować w opinii wojowniczą politykę Pitta, skutkiem czego minister nie uzyskał środków na subsydia dla Prus. Odtąd zwolennicy Rosji odzyskują w Berlinie przewagę; Fryderyk Wilhelm pokątnymi drogami zbli- ża się do Austrii; dyplomacja pruska odstręcza Portę od ligi z Polską i od korzystnych dla niej układów handlowych; przymierze marcowe, mocno pod- cięte wrześniową uchwałą sejmu o niezbywalności ziem Rzeczypospolitej29, traci rację bytu; Polska, osamotniona, odnajduje jedynego przyjaciela w szla- chetnym i mądrym cesarzu Leopoldzie, ale Wiedeń nie ruszy bronią, gdy uj- rzy przeciw sobie gotowe porozumienie Petersburga z Berlinem, sam zaś za- jęty będzie akcją przeciw Rewolucji Francuskiej. Straszną chwilę zemsty ca- rowej spotka Rzeczpospolita już po wojnie tureckiej, zdana na własne siły. Ileż tych sił zgromadził Sejm Czteroletni? 10. Prace skarbowo-wojskowe O tym, jak nie doceniali pracodawcy 1788 r. ogromu kosztów niezbędnych do utworzenia stutysięcznej armii świadczy fakt, że proponowano na Sejmie Wielkim 1 wyprawnego żołnierza ze 100 dymów szlacheckich lub z 50 ducho- wnych, kiedy konfederaci barscy stosowali normę 1 na 10 łanów albo dymów. Brzydząc się stałym a mocnym podatkiem, apelowano najpierw do ofiar do- browolnych i do pożyczek wewnętrznych oraz zewnętrznych. Gdy te i tamte zawodziły, uchwalono 26 marca 1789 podatek dziesiątego grosza (od docho- du) pod nazwą "ofiary wieczystej stanu rycerskiego" (duchowieństwo miało płacić podwójnie). Oczywiście płacili ofiarę nie tyle ziemianie, ile ich chłopi; płacono ją przy tym od dochodów "stałych i pewnych", do których nie zali- czano dochodu z lasów, fabryk, handlu, rękodzieł. Nic dziwnego, że i ten podatek, ściągany według niepewnych zeznań i lustracji, zawiódł; wymyślano więc później inne podatki, naciskano duchowieństwo (długi spór o przejęcie na skarb dóbr biskupstwa krakowskiego). Dopiero kiedy zdołano zaintereso- wać obroną państwową mieszczan, udało się zaciągnąć dziesięciomilionową pożyczkę subskrypcyjną w Holandii. Wobec takich trudności zmniejszono stu- tysięczny komput do z/3 (65000) i tworzono go z wolna pod kierunkiem ocię- 29 W dniu 6 września 1790 r. klienci Szczęsnego Potockiego, podczas ustalania tzw. praw kardynalnych, przeprowadzili następującą uchwałę: "Nie będzie się godziło na żadnym sejmie, ani komukolwiek bądź żadnej części zamieniać, tym bardziej od ciała Rzeczypospolitej oddzielać, ustępować lub oddzielenie albo zamianę przedsię- brać". Zob. Tiolumina Legum, t. 9, Kraków 1889, s. 204. 666 żałej, niegroźnej dla wolności Komisji Wojskowej, gdzie prezydować mieli kolejno niepewni hetmani, a gdy ci na szczęście bojkotowali pracę, przewo- dniczyli cywilni. Wykonywaniem ich uchwał zajmowały się w województwach i 72 komisje porządkowe cywilno-wojskowe z jeszcze większą przewagą cywil- ; nych ziemian. Uformowane w końcu 1789 r. wojsko (46000) stanowiło miesza- ninę typu staropolskiego z zachodnim pruskim (1/3 część konnicy), a wśród generalicji także obok nadętych miernot w rodzaju Szczęsnego Potockiego znaleźli się: ćwiczony w armii austriackiej bratanek króla, książę Józef Ponia- towski, bohater Stanów Zjednoczonych Kościuszko, młody Józef Wielhorski, Stanisław Mokronowski, ex-konfederat [Józef] Zajączek i inni dzielni woj- skowi. Osłabiła energię militarną ogółu zbytnia nadzieja w Prusach, Turcji i Szwecji; uwagę pochłonęły nieskończone - 11. Spory konstytucyjne Właściwie powinny one były zaprzątać tylko Deputację do poprawy formy rządu (wyznaczoną 7 września 1789 r.), w której obok prezesa, wracającego na widownię Adama Krasińskiego, zasiadali między innymi Ignacy Potocki, Chreptowicz, hetman Ogiński, Kossowski. Ale frakcja hetmańska, mająca w deputacji swych agentów, napełniała izbę gromką deklamacją o wolnościach i prawach narodowych, w czym celowali marszałek Kazimierz Nestor Sapie- ha oraz posłowie Suchodolski i [Jan] Suchorzewski. Zza kulis pomagał De- putacji najruchliwszy w Polsce mózg - Hugo Kołłątaj. Wpływ jego ujawnił się najprzód w Zasadach do poprawy formy rządu, przedłożonych izbie 17 grudnia, gdzie mamy pomysł sejmu gotowego, żądanie kwalifikowanych więk- szości do różnych spraw ważniejszych, stwierdzenie bezwzględnej wagi in- strukcji, rząd powierzony królowi i straży wyłonionej z sejmu. Zdaje się, że patrioci, zdobywszy ogromną przewagę w izbie, nie zamierzali dawać Polsce żadnej sztywnej konstytucji (czyli "praw kardynalnych"), a tylko regulować różne kwestie osobnymi wielkimi ustawami. Ale gwałtowny opór mniejszości, zwłaszcza przeciw projektowanemu odebraniu głosu nieposesjonatom, zmusił gospodarzy sejmu po pół roku do formalnych ustępstw. Tymczasem spory przeniosły się do prasy i publicystyki. Na czoło wybiła się kwestia dziedziczności tronu. Pragnęli jej przed laty wszyscy wodzowie barzan, ale to w sekrecie i na wyłączną korzyść domu saskiego. Teraz, jak- kolwiek znów wyciągano ręce do Fryderyka Augusta, ale w jawnej dyskusji zdania się podzieliły. Przeciw powołaniu dynastii pisali Seweryn i Adam Rze- wuscy, Wojciech Turski, [Wojciech] Mier; przeciw elekcjom - nierównie mądrzejsi i patriotyczniejsi Kołłątaj, Staszic (Przestrogi dla Polski, 1790), Je- zierski. Dla walki o cały program reform założyli posłowie Tadeusz Mostow- ski, Józef Weyssenhoff i Julian Niemcewicz "Gazetg Narodową i Obcą"; z nich ostatni ośmieszył różne przesądy staroświeckie w świetnej komedu Po- wrót posla. W izbie zagadnienia konstytucyjne wróciły na porządek dzienny po załat- wieniu przymierza z Prusami. Wobec upływu dwuletniej kadencji powstało pytanie, czy sejm i konfederacja mają rządzić dalej, czy też odwołać się do wyborców. Przed tym apelem Krasiński i towarzysze wygotowali obszerny 667 kodeks 658 artykułów prawa państwowego, gdzie na czele figurowały "prawa konstytucyjne, a w nich kardynalne"; do zmiany kardynalnych byłaby po- trzebna nadal jednomyślność. Tu na szczególną uwagę zasługują zasady: zwierzchnictwo "gotowego" sejmu, veto odraczające w ręku króla, tron elek- cyjny w rodzinach, tzn. dziedziczny w obrębie jednej rodziny, rząd czyli straż przy królu, po dawnemu z wyboru stanów. Po gorących debatach dopi- sano jeszcze niezbywalność ziem polskich (czym podrażniono Prusy), zniesie- nie gwarancji (na przekór Rosji); regaliści, zwłaszcza Pius Kiciński, wywalczy- li (13 września) [1790 r.] dla króla wolne rozdawnictwo wakansów (z wyjąt- kiem miejsc w rządzie). Z głównym zaś skrupułem co do dwuletniego mandatu i praw narodu-wyborcy uporano się w ten sposób, że sejm na wniosek Ta- deusza Matuszewicza postanowił nie rozwiązywać się, tylko rozpisać wybory drugiego kompletu posłów; zarazem mieli wyborcy wypowiedzieć się co do głównych problemów przyszłego ustroju, przede wszystkim: czy chcą desygna- cji następcy tronu za życia króla (wniosek Kazimierza Nestora Sapiehy). 12. Sprawa mieszczańska Życie niosło tymczasem jeszcze głębsze zagadnienia społeczne. Słyszano w Warszawie o wielkim sporze, jaki się rozegrał we francuskich Stanach Gene- ralnych, w którego wyniku stan trzeci zasiadł w Zgromadzeniu Narodowym dwa razy liczniej niż każdy inny stan; czytano broszurę [Emanuela] Sieyesa Qu'est ce que le tiers etat?3o, a zdobycie Bastylii rękami gminu miejskiego musiało też zrobić wrażenie. Co zresztą najważniejsza, nasz stan trzeci wie- dział że mu życzą jak najlepiej zarówno król, jak i przodownicy społeczeń- stwa szlacheckiego: Zamoyski, Potocki, Kołłątaj, więc gdy wypadło uzupełnić "ofiarę dzięsiątego grosza" groszem mieszczańskim, uświadomiona część mie- szczaństwa umiała postawić swoje warunki. Na wezwanie Jana Dekerta, pre- zydenta Starej Warszawy, a za wiedzą Kołłątaja, w połowie listopada 1789 r. zjechało do stolicy 269 deputowanych ze 141 miast królewskich Rzeczypospo- litej; nieobecnością świecił tylko oportunistyczny Kraków. Ci, po wysłuchaniu nabożeństwa u fary, spisali na ratuszu ułożony przez Kołłątaja "akt zjedno- czenia miast"; w czarnych strojach, niczym drugi sejm zajechali powozami przed zamek i na audiencji, milcząc, wręczyli królowi prośbę o przywrócenie i rozszerzenie prastarych przywilejów. Żądano neminem captivabimus, wol- ności nabywania dóbr ziemskich, dostępu do godności duchownych i świec- kich, udziału w sejmie i przy zawieraniu traktatów handlowych. Zgorszenie zapanowało w kołach zacofanych: wszak to z pomocą mieszczan opanowali swe butne rycerstwo królowie francuscy, a ostatnio, właśnie w 1789 r., król szwedzki nadużył tej pomocy do zaprowadzenia niemal absolutyzmu. Ten i ów 3o Qu'est-ce que le tiers etat?, Paris 1789. Broszura ta wywarła wpływ nie tylko na wzrost nastrojów rewolucyjnych we Francji w 1789 r., ale i wzbudziła duże za- interesowanie w innych państwach, w tym także w Polsce. Autorem polskiego jej przekładu noszącego tytuł Czym jest stan trzeei? był F.S. Jezierski. Zob. Polska- -Francja. Dziesige wieków związków politycznych, kulturalnych i gospodarczych, War- szawa 1983, s.148. 668 żądał kary na inicjatorów "czarnej procesji"; łagodniejsi myśleli rozwiązać problem przez hojne uszlachcanie zasłużonych mieszczan. Wtedy Kuźnica Kołłątajowska z kanonikiem Jezierskim na czele zdwoiła ogień krytyki przeciw obrońcom monopolu politycznego szlachty. Wynik powtórnych wyborów (16 listopada) [1790 r.] nie tylko nie osłabił stronnictwa patriotycznego w sejmie, ale dał mu 120 nowych posłów (na 180 nowo wybranych). Można było teraz nie tylko ofiarować elektorowi saskie- mu następstwo tronu, ale i wykonać testament zmarłego przedwcześnie (4 paź- dziernika), rozżalonego Dekerta. Zczęto jednak naprawdę od samych siebie, tzn. od sejmikującej szlachty. Po dwumiesięcznych rozprawach uchwalono 24 marca I 791 r. pierwszą szczegółową ustawę o sejmikach, gdzie skomaso- wano wielokrotne w ciągu roku zjazdy (przedsejmowe, deputackie, komisar- skie, podkomorskie, relacyjne, gospodarskie) od 1-2 kilkudniowych kadencji (w lutym, przed sejmem zaś także w sierpniu), a szlachtę nieposesjonatów pozbawiono głosu. Zwężając tak podstawę przedstawicielstwa w jednym kie- runku, rozszerzono ją w drugim. Posłowie postępowcy częściowo obronili wniesiony przez Chreptowicza projekt deputacji konstytucyjnej, którego ini- cjatywę przyznano dla formy Suchorzewskiemu, a który 21 kwietnia za jedno- myślną wolą stanów stał się "prawem o miastach". Mieszczanie królewscy (a było drugie tyle prywatnych) uzyskali nietykalność osobistą, wolność na- bywania dóbr ziemskich, dostęp do wszelkich urzędów, rang i godności, uła- twioną nobilitację, samorząd wolny od ingerencji szlacheckiej, władzę nad szlachtą zamieszkałą w miastach, przedstawicielstwo przez plenipotentów w asesoru, komisji skarbowej i policji tudzież w sejmie, ale tylko w spra- wach dotyczących miast i to z głosem doradczym, choć za przyznaniem im głosu stanowczo byli król, Chreptowicz, Stanisław Sołtyk, Niemcewicz, [To- masz] Wawrzecki. Szlachcie pozwolono nareszcie parać się handlem i rze- miosłem. Na znak nowego braterstwa wielu szlacheckich polityków wpisało się zaraz do ksiąg miejskich. Reforma była niewątpliwie połowiczna, skoro pozostawiała miasta prywatne pod władzą dziedziców, którzy mogli stosować u siebie nową ustawę, ale nie musieli; połowiczna jeszcze i z tego względu, że mieszczanom polskim drogę do dobrobytu zagradzało już wtedy Żydostwo, na którego uobywatelnienie liczyli tak światli politycy jak Kołłątaj i [Ma- teusz] Butrynowicz, poseł piński, wbrew poglądowi Zamoyskiego i Staszica. Toteż Dekertowi zawdzięcza więcej Polska niż mieszczaństwo: gdyby nie to rozbudzenie i pozyskanie mieszczan dla sprawy narodowej, jakie widział Sejm Wielki, nie mielibyśmy ani dnia 3 Maja, ani,.jutrzni warszawskiej" [Jana] Kilińskiego. 13. Geneza Konstytucji Majowej Początek roku 1791 przyniósł ogólne pogorszenie położenia międzynaro- dowego. Król pruski gniewał się, że mu nie zapłacono za opiekę nad Gdańskiem i Toruniem; utrudniał rokowania o traktat handlowy; Sas zwłóczył z przyję- ciem korony, Anglia się załamywała. Turcja, pobita, kończyła wojnę pod pru- skim puklerzem; Szwed zaczynał marzyć o koronie polskiej, którą gotów był okupić nawet kosztem Rzeczypospolitej, a malkontenci Seweryn Rzewuski 669 i Szczgsny Potocki kołatali do wszystkich bram rozbiorczych, żebrząc o obro- ng przed własnym rządem. Wdzierające się z Francji powiewy groziły chwi- lami rozpętaniem nowej anarchii, zanim ustała stara. W takiej chwili przy- wódcy patriotów postanowili narzucić krajowi wielki wysiłek wewnętrzny, a zarazem stworzyć wobec zagranicy fakt dokonany, który podniesie koronę polską w oczach świata, zmusi sprzymierzeńców Prusaków i przyjaciół Au- striaków do ujęcia się za nowym porządkiem rzeczy, a wszystkim Polakom da nowy sztandar bojowy. Kiedy już niepodległa Ameryka Północna miała ustawę zasadniczą zwaną konstytucją, kiedy Francja forsownie kończyła po- dobne dzieło, Polska musi nadać sobie ustawę rządową; nie deklarując praw obywatelskich, bo obywatele i tak o sobie pamiętali, nie opis sejmu, bo sejm, co umiał, to z siebie wydobył, ale właśnie ustawę rządową, obejmującą ustrój naczelnych władz państwa. W mieszkaniu marszałka [Stanisława] Małachowskiego od grudnia [1790 r.] schodziło się w tajemnicy kilkunastu najświatlejszych patriotów; jeżeli nie wyłącznie, to prawie wyłącznie masonów: Potoccy, Kołłątaj, Tadeusz Matu- szewicz, Niemcewicz, Sołtyk; radzono nad konstytucją, badając pilnie wzory francuskie, angielskie i amerykańskie. Pióro trzymał i najwięcej płodził pro- jektów Piattoli, wielbiciel praw człowieka i równości obywatelskiej; odkąd wybadano przezeń poglądy króla, narady przeniosły się pod dach zamkowy, a liczba wtajemniczonych doszła do 60. Najczynniej współpracowali król, do- świadczony znawca potrzeb Polski, Piattoli redaktor, Potocki, Krasiński i Koł- łątaj. Od jesieni tendencje reformatorów przesunęły się znacznie na stronę monarchizmu. Zamiast elekcji vivente rege chciano zaprowadzić od razu tron dziedziczny; zamiast desygnowania rządu przez sejm - przyznać królowi pra- wo mianowania członków Straży, która w ten sposób z małej Rady Nieusta- jącej zamieni się w podobizng angielskiego gabinetu ministrów. 14. Dzień Trzeciego Maja Sprawę poczętą z górnych natchnień postanowiono urzeczywistnić z wiel- kim sprytem. Utarło się, że na posiedzenia chodzi z ogólnej liczby 500 posłów i senatorów przeciętnie 100 lub stu kilkudziesięciu; regulamin przepisywał, że każdy projekt ma być przed decyzją odesłany do deputacji, po czym wydru- kowany i rozdany posłom do zbadania na 3 dni przed dyskusją; wśród obec- nych teraz w stolicy 182 członków zgromadzenia 110 było zjednanych zawcza- su, 71 przeciwnych - więc powodzenie było niepewne. Postanowiono tedy zaskoczyć różnorodnych przeciwników, stłumić ich zbytnią elokwencję, a w tym celu zmobilizować ulicę mieszczańską, obsadzić galerie swoimi ludźmi, samą zaś izbę zelektryzować wiązanką nie zmyślonych, ale odpowiednio dobranych depesz zagranicznych. Chciano urządzić ten parlamentarny zamach większości na mniejszość 5 maja, ale ponieważ król przedwcześnie wtajemniczył Jacka Małachowskiego, a ów ambasadę rosyjską, więc przyśpieszono termin na 3 maja, zanim się zjadą zwołani przez sekretarza Bułhakowa opozycjoniści. Prawie wszystko odbyło się według planu. 2 maja klub konstytucyjny z za- proszonymi osobami różnego stanu rozdał role wykonawcom. Nazajutrz tłu- my napełniły Plac Zamkowy, aby czynić owacje królowi i marszałkowi Ma- 670 łachowskiemu. W izbie, ledwo marszałek zapowiedział ważne depesze z za- granicy, Suchorzewski oświadczył, że i on ma okropne rzeczy do wyjawienia: jakoż "wyjawił" wiadomy już niemal wszystkim spisek przeciw wolności. De- pesze odczytane przez Matuszewskiego naprowadzały na wniosek, że krajowi grozi nowy rozbiór. Zaraz Ignacy Potocki prosił króla, by podał sposób ra- tunku, a Stanisław August wskazał ratunek w ustawie rządowej. Nad odczy- tanym projektem dopuścili patrioci do dyskusji, ale nie pozwolili na obstruk- cję; pozwolili tylko Suchorzewskiemu odgrywać rolę reakcyjnego Reytana. Wśród ogromnego podniecenia, wśród ciżby demonstrantów przyjęto ustawę i wezwano króla, by ją zaprzysiągł. Nie obeszło się bez przypadków prawie wesołych, kiedy np. gest ręki króla, pragnącego przemawiać, wzięto za ślu- bowanie albo kiedy Sapiehę niesiono na rękach w ślad za Małachowskim, niby w tryumfie, gdy naprawdę wynoszono go, aby nie oponował. Zakończyły uroczystość pochód przez Plac Zamkowy do katedry, przysięga i Te Deum. Nazajutrz kasztelan [przemyski] Antoni Czetwertyński i 27 posłów wniosło protestację do grodu warszawskiego, ale 5 maja na sesji nikt już nie prote- stował, bo malkontenci albo przystąpili do uchwały, albo rozjechali się na prowincję. Nowy ustrój nadany został krajowi, jak to zwykle bywa, przez świadomą celu mniejszość, z zachowaniem jednak prawa większości (stu kil- kudziesięciu przeciw 28), po nieskrępowanej dyskusji, ale nie bez nacisku na głosujących i zaskoczenia. 15. Ustawa Rządowa Składa się z 11 artykułów, z których pierwszy, o religii panującej kato- lickiej, wcielony został dopiero w ostatnich stadiach przygotowań. Dysyden- tom i innym wyznaniom przyznano tolerancję i opiekę rządową, z czego nie widać, czy rozszerzono lub zwężono ich równouprawnienie w porównaniu ze stanem ustawy 1775 r. Mieszczanom potwierdza się zdobycze ustawy kwiet- niowej; chłopom nie daje nic prócz wzięcia w opiekę prawną umów zawar- tych z dziedzicami; tylko nieszlachcie, przybyszom z zagranicy, zapewnia się wolność osobistą i prawo osiedlania się w miastach lub wsiach. Zgodnie z nauką Monteskiusza, mają być w Polsce 3 władze rozłączne i równorzędne: prawodawczą sprawuje sejm złożony z senatu i posłów ziemskich, reprezen- tujących swobodnie całe państwo, a nie miejscowych wyborców. Przewiduje się: 1. sejm ordynaryjny co 2 lata, 2. "gotowy" z tychże posłów w nagłej po- trzebie i 3. extraordynaryjny, który co 25 lat rewidować będzie konstytucję. Wszystkie uchwały stanowi większość; veto i konfederacje uchylono. Jeżeli senat odrzuci uchwałę prawodawczą izby posełskiej, to następna izba po 2 la- tach rozstrzyga kwestię ostatecznie. W materiach nieprawodawczych rozwią- zuje konflikt wspólna większość obu izb. Władzę wykonawczą sprawuje król dziedziczny z mianowaną przez siebie Strażą Praw z prymasa i 5 ministrów (policji, pieczęci, wojny, skarbu i spraw zagranicznych); ci ostatni ustępują 2/3 połączonych izb. Straż rządzi przez 4 komisje: Edukacji, Policji, Wojska i Skar- bu; politykę zagraniczną prowadzi jeden z kanclerzy wybrany przez króla. Straż sprawować też będzie w razie małoletności króla regencję pod prze- wodnictwem królowej lub gdy jej nie ma, prymasa. Sądownictwo niezależne 671 pozostawiono jeszcze w dawnym układzie. O samorządzie sejmikowym nie ma mowy. Wojsku wskazano należne miejsce w narodzie, że ma ono pod roz- kazami władzy wykonawczej bronić granic, spokojności i konstytucji. Następ- cą Stanisława Augusta będzie Fryderyk August saski, po którym, w braku męskiego potomka, odziedziczy koronę córka, Maria Augusta Nepomucena "infantka" polska, ze swym przyszłym mężem (miał nim być książę Ludwik Hohenzollern). Konstytucji 3 Maja nie można oceniać słusznie w oderwaniu od ówczesnej rzeczywistości polskiej i cudzoziemskiej, a kto chce ją należycie ująć, musi wziąć pod rozwagę całe - 16. Dzieło ustawodawcze Sejmu Czteroletniego Wykończeniu jego poświęcono ostatni rok kadencji (do 30 maja 1792 r.). Odrabiano w pośpiechu wiekowe zaniedbania; wychodziły szczegółowe usta- wy o sejmie, o straży, komisjach, o reorganizacji sądów, o wewnętrznym urządzeniu miast itd. Pozwolono dyzunitom na synodzie w Pińsku utworzyć kościół autokefaliczny, niezależny od Moskwy (o czym myślał Władysław IV), a pod względem dogmatycznym podległy patriarsze carogrodzkiemu. Metro- politę unickiego [Teodozego] Rostockiego wprowadzono do senatu, w myśl idei hadziackiej. Nie uchwalono nowego ustroju dla Komisji Edukacyjnej, któ- ra zresztą nieźle dawała sobie radę sama; nie napisano obiecanego kodeksu prawa sądowego i nie załatwiono w żadnym sensie coraz gorętszej wówczas kwestii żydowskiej. Nic dziwnego: najpierw trzeba było Ustawę Rządową wprowadzić w życie, wypróbować i obronić. Pod względem formy Konstytucja stanowi przejście od chaotycznych kon- glomeratów, jakich pełno w T olumina Legum, a których niejasna, pełna nie- domówień lub omówień stylizacja była odbiciem sposobu stanowienia uchwał przez aklamacje i kompromisy, a bez ścisłych głosowań - do nowoczesnego formułowania przepisów. Ustawa Rządowa dba o ścisłość prawniczą, ale spła- ca dań także filozofii (i frazeologii) XVIII w. Jej treść wywoływała i wywo- łuje sądy niejednostronne. Osądzono ją w jednych kołach jako demagogiczną, w innych później jako reakcyjną - zbyt doktrynerską i obcą z ducha (Mickie- wicz); niektórzy skłonni są upatrywać w niej dzieło masońskie lub owoc pru- skiej intrygi. Jeszcze inni zachwycają się rzekomym okiełznaniem sejmowładz- twa, a w zręcznym sposobie narzucenia projektu sejmowi widzą pierwowzór późniejszych oszukańczych zamachów na parlamentaryzm. Rzeczywiste oblicze i znaczenie 3 Maja jest zgoła inne. Prawodawcy, któ- rzy oddychali atmosferą na wskroś narodową, wracali od peruk do wąsów i od żakietów do kontuszy, od francuszczyzny do starannej polszczyzny, stwo- rzyli dzieło narodowe w tym znaczeniu, że narodowi podporządkowali króla, rząd, sejm, wojsko, wszystko. Z obcych wzorów zapożyczyli to, co się od daw- na nadawało do przeszczepienia na grunt polski. Poświęcając wolność jedno- stek, starali się ugruntować wolność narodu, tj. niepodległość. Jeżeli dali rzą- dowi oparcie w czynniku niezawisłym od sejmu, to jednak wzięli z Anglii ta- ką formą odpowiedzialności rządu przed sejmem, jaka na pewno mniej była wadliwa niż dawne rwanie sejmów i rokosze, a kontrolę narodową nad rzą- 672 dem opisali z niezwyką, może nawet przesadną starannością. Dali Rzeczy- pospolitej rząd jednolity w przeciwieństwie do przestarzałego dualizmu polsko- -litewskiego i w jeszcze jaskrawszym przeciwieństwie do tego rozgardiaszu władz królewskich, hetmańskich, podskarbińskich, kanclerskich i jeszcze pod- rzędniejszych, jakie istniały przed powstaniem Rady Nieustającej. Ledwo reszt- ki odrębności urzędów zawarowano na Litwie w "zaręczeniu obojga narodów". Miastom dano tak silny impuls do postępu, że dalsza emancypacja polskiego mieszczaństwa musiała nastąpić nieuchronnie. Spotkała się też Konstytucja w całym kraju z przejawem niekłamanej radości, budząc nowe emocje, nowe poświęcenia. Choćby też wszyscy uczestnicy "spisku" 3 Maja okazali się człon- kami lóż wolnomularskich, ich wiekopomne dzieło było tworem polskiego oświeconego i niepodległego ducha, wielkim zwycięstwem nad swojską słabo- ścią, szczęśliwym rozwiązaniem tych ustrojowych zagadnień, które wszystkie narody lądowo-europejskie miały dopiero w XIX w. podjąć za przewodem Francji. 17. Zagranica wobec Konstytucji 3 Maja Jeżeli taki był duch Konstytucji, to jej przyjęcie w świecie ówczesnym mu- siało być różne. Powitali ją radośnie sławny angielski publicysta i mówca, przyjaciel Polski, Edmund Burke, nie mniej sławny Amerykanin Tomasz Pay- ne; chwalili ją umiarkowani postępowcy francuscy [Konstanty] Volney i Sie- yes. Szczerze gratulował papież [Pius VI], elektor saski; ucieszyli się Szwedzi, widząc w czynie 3 Maja naśladowanie ich wzoru sprzed lat 20 (zgryzł się tyl- ko król Gustaw, że nie jego zaproszono na tron). Leopold II i stary Kaunitz użyli wobec Rosji całej wymowy, aby przekonać Katarzynę, że nowy ustrój nie będzie groźny dla żadnego z sąsiadów, a zapobiegnie, owszem, rozlewowi francuskich haseł anarchicznych we wschodniej Europie. Nawet wicekanclerz [Iwan] Ostermann uznawał, że odrodzona Polska doskonale się nadaje na so- juszniczkę Rosji, a jeżeli w niej zapanuje Sas, to i on będzie musiał należeć do tego systemu. Ale Katarzyna i Potiomkin mieli o konstytucji wyrobione zdanie. "Polacy - mówiła carowa - zakasowali wszystkie szaleństwa parys- kiego Zgromadzenia Narodowego." Przetrwawszy wojnę z dwoma sąsiadami oraz zatarg z dwoma innymi, za którymi na dobitkę stała Anglia, carowa czekała tylko chwili, kiedy ukarze Polaków za ich sny o niepodległości. "Każ- cie namalować obraz na cześć Konstytucji - mówił Potiomkin do jednego z Polaków - ale umieśćcie pod nim trochę niezapominajek." Tego się można było spodziewać. Za to okropną niespodziankę sprawił patriotom Berlin. Jak tylko rozstał się z perspektywą wojny przeciw dworom cesarskim, zaczął in- terpretować układ z Polską jako nieobowiązujący, ponieważ Polacy uchwalili konstytucję majową bez jego wiedzy. (Fryderyk Wilhelm nie omieszkał jej jednak gratulować Stanisławowi Augustowi.) Wnet w układach prusko-au- striackich zjawia się gwarancja polskiej wolnej konstytucji, ale już w sensie dawnej, zgubnej, z 1775 r. Wprawdzie Leopold II całą siłą pracował dalej nad pogodzeniem Katarzyny z nowym ustrojem Polski i wyperswadowaniem jej rozbioru, ale jego agent, [Luigi] Landriani, pomagał w Dreźnie księciu Ada- mowi nakłaniać elektora do przyjęcia korony. Fryderyk August jednak prze- 22 - Dzieje Polski nowożytnej = tom II widywał, co go czeka z północy, jeżeli da się skusić, i pod pozorem zbytniego ograniczenia władzy królewskiej w Ustawie Rządowej odkładał decyzję, a gdy mu zapowiedziano pożądane poprawki - odmówił kategorycznie. Tymczasem uwagę Leopolda do reszty pochłonęły wypadki francuskie. Katarzyna pioru- nowała na jakobinów, co śmią podkopywać we Francji święte zasady monar- chii, i szczuła na Paryż obu germańskich władców, aby mieć wolne ręce do zemsty nad tymi, co podźwignęli monarchię w Polsce. Rozdzia XXX O wolność, całość i niepodległość 1. Targowica Na "szał" warszawski znalazła Katarzyna wypróbowane lekarstwo - w re- konfederacji. Narzędzia narzucały się same. Seweryn Rzewuski, nie znalazł- szy zbawienia dla polskiej wolności w Wiedniu ani w Berlinie, zakołatał do Petersburga; [Szczęsny] Potocki z Wiednia przypomniał się Potiomkinowi ze swoim planem przeobrażenia Polski w związek luźnych, niezależnych pro- wincji, tylko tą bowiem drogą można będzie ukrócić kabałę królewską i pru- ską. Trzeba przyznać, że trafił dobrze, bo ex-faworyt poświęcał swe ostatnie marzenia takiemu rozluźnieniu związku między Ukrainą i Polską, które by uczyniło Potockiego poddanym Rosji czy też Dacji. Po śmierci Potiomkina obaj ci magnaci kontynuowali konszachty w Jassach z Bezborodką, śledząc radośnie postępującą pacyflkację Wschodu. Okrążając Polskę, udali się wresz- cie na dwór Katarzyny, gdzie do nich przybył Ksawery Branicki, dotąd uda- jący lojalnego hetmana koronnego i pilnujący sejmu. Carowa, nie wdając się w republikańskie programy magnatów, kazała im podpisać i zaprzysiąc w Pe- tersburgu dnia 27 kwietnia akt konfederacji ułożony przez [Wasyla] Popowa, jechać do głównej kwatery wracających zza Dniepru wojsk i po ich wkroczeniu do Polski ogłosić konfederację wolnych. Podobnej misji na Litwie podjął się Szymon Kossakowski, niegdyś konfederat barski, teraz od roku generał rosyjski. Pod fałszywą datą 14 maja (3 maja starego stylu) ogłoszono w pogranicznej Targowicy nad Siniuchą ów tekst petersburski, niby to wówczas dopiero powstały na terenie polskim. Ponieważ uzurpatorzy warszawscy za pomocą spisku i gwałtu przez "zuchwałą zbrodnię" 3 Maja obalili wszystkie kardynalne prawa Rzeczypospolitej, znieśli wolność i równość szlachty, a narzucając na kraj zarazę demokratycznych idei paryskich wprowadzili w Polsce despotyzm, więc podpisani ministrowie, senatorowie, urzędnicy itd. łączą się przy wierze katolic- kiej, przy wolności i równości szlacheckiej, przy całości granic państwa i dawnej republikańskiej formie rządu. Że zaś i wojsko przeszło na stronę uzurpatorów, więc ujarzmiona Rzeczpospolita ucieka się o pomoc do "Wielkiej Katarzyny. Targowiczanie szli w ślady radomian, z tą jednak różnicą, że ich ojcowie wierzyli byli nie bez racji, iż za nimi stoją setki tysięcy współobywateli, synowie natomiast zaczynali robotę w komplecie 13 osób i dopiero przemocą chcieli zmuszać do akcesu miliony. Marszałkiem generalnym został Szczęsny, wodzami wojsk hetmani, sekretarzem literat Dyzma Bończa Tomaszewski. 674 2. Wojna 1792 r. Wypowiedziana została deklaracją Bułhakowa 18 maja. Nie wypowiedziano jej Polsce jako państwu, aby nie zdradzać sekretu, że państwo całe za nią zapłaci; miała to być na zewnątrz jedna więcej opiekuńcza interwencja. Blisko 100000 zahartowanego, zwycięskiego wojska rzuciła Katarzyna do Polski i Litwy, z czego 2/3 wkroczyło zza Dniestru i Dniepru na Ukrainę pod wodzą [Michała] Kachowskiego, a reszta - na Litwę z Inflant i Białorusi pod [Michałem] Kreczetnikowem. Stanisław August - bo on był wszak wodzem naczelnym - mógł im przeciwstawić na froncie około 30000. Faktycznie dowodzili: w Koronie książę Józef, na Litwie - zięć księcia Adama; brat rosyjskiej wielkiej księżnej Pawłowej 31, Ludwik książę wirtemberski. Robiono dużo, aby podtrzy- mać w wojsku otuchę: toż cały kraj tak uroczyście obchodził dzień 3 maja 1792 r., toż król upewnił całą publicznóść warszawską na przedstawieniu Kazimierza Wielkiego Niemcewicza, że na czele wojska "stanie i wystawi się"; toż sejm jedną z ostatnich uchwał kazał uzupełnić wojsko do 100000, a zdradzieckim hetma- nom odebrał buławy! Jednak cały opór trwał tym razem tylko 2 miesiące (nie 4 lata,jak za konfederacji barskiej). Podcięły go zdrada i małoduszność. Pierwszą zdradę popełnił Wirtemberg, o czym się przekonano z przejętego listu do Fryderyka Wilhelma, gdzie tłumaczył, że umyślnie trzyma wojsko w rozprosze- niu, aby je wróg tym łatwiej zdusił. Odebrano mu tylko komendę i pozwolono ujść za granicę - aby nie drażnić sprzymierzeńca. Ów sprzymierzeniec w tychże dniach ukoronował swą zdradg, jeszcze ważniejszą w następstwach. Kiedy Ignacy Potocki,jako główny twórca przymierza pruskiego, udał się do Berlina na beznadziejne rozmowy, usłyszał od Fryderyka Wilhelma i jego doradców obłudne frazesy i nędzne wykręty; opuścił Berlin jako moralny pogromca Hohenzollerna, lecz bankrut polityczny wobec własnego narodu. Następcy i zastępcy księcia Ludwika, [Józef] Judycki i Michał Zabiełło, nie- długo opierali się trzykrotnej przewadze napastnika. Pierwszy oddał Mińsk, bił się dość dzielnie, ale nieszczęśliwie pod Mirem, drugi oddał Grodno, a opór stawił dopiero nad Bugiem. Po zajęciu Wilna (14 czerwca) Szymon Kossa- kowski sprowadził tam swych gotowych marszałków i konsyliarzy, spędził do kwatery generała [Mikołaja] Arseniewa gromadę szlachty, zmuszał ją mal- tretowaniem do podpisów, po czym z pomocą brata Józefa, biskupa inflanc- kiego, dokonał wszystkich świeckich i duchownych ceremonii towarzyszących zawiązaniu Generalności. Jako hetman polny litewski "z ogłoszenia narodu" objął Kossakowski nad Litwą tyrańską władzę. Wysiłki Litwinów miały bądź co bądź tę wartość, że zapobiegły wzięciu w dwa ognie głównych sił koron- nych nad Bugiem. Król, dbały o swą skórę i komfort, nie objął sam komen- dy nad 22000 owych wojsk; książę Józef wobec spóźnionej pory zaniechał obrony Połonnego i unikając oskrzydlenia, cofał się tylko, nie bez ciężkich walk (Boruszkowice 1432, Zieleńce 18 czerwca), na linię Bugu. Nad samą gra- 31 Zo a Dorota, córka księcia Fryderyka Eugeniusza von Wurttemberg-Montbe- liard (ur. w 1759), od 1776 r. żona nastgpcy tronu (jako księżna Maria Fiodorowna) Pawła, syna Katarzyny II. 32 Bitwa pod Boruszkowcami miała miejsce 15 czerwca 1792 r. Zob. Zarys dzie- jów wojskowości polskiej do roku 1864, t. 2, s. 237; T. Korzon Dzieje wojen i woj- skowości w Polsce, t. 3, s.165. 675 nicą austriacką, w szańcach pod Dubienką dzielny opór dał generałom rosyj- skim Kościuszko (18 lipca), ale i on musiał rejterować z całą linią bojową w Lubelskie. Stało jeszcze wówczas pod bronią blisko 70000 młodego wojska; możliwy był opór choćby nad Wisłą, ale i siły moralne naczelnego wodza nie wytrzymały. Stanisław już w czerwcu darmo próbował zawieszenia broni; Bułhakowa nie wydalił po wybuchu, bo liczył od początku na ugodę, na ra- towanie Polski przez poniżenie. 23 lipca otrzymał wezwanie carowej, by zer- wać z "rewolują 3 Maja", jeżeli chce uniknąć najgorszych następstw. Zwołał wtedy posiedzenie Straży z udziałem osób, na których uległość mógł liczyć, i tak wymownie zalecił ugodę, tzn. akces do Targowicy, że pociągnął za so- bą większość z Kołłątajem. Wojsko zaczęło szemrać; książę Józef, Kościuszko i paruset oficerów podało się do dymisji, ale już było po wszystkim. 3. Rządy Targowicy Jeżeli Stanisław August mniemał, że przystąpieniem do Targowicy uratuje reformy Sejmu Czteroletniego, swoją władzę i całość państwa, to się ciężko pomylił. Szczęsny i towarzysze zagarnęli od razu dyktaturę dla celów zemsty, bali się jednak ją praktykować z dekertowskiej Warszawy; woleli rozkazy- wać krajowi z Brześcia, później zaś, przed zimą, przenieśli rezydencję Gene- ralności do Grodna. Właściwie stwarzano tę Generalność po trosze aż do zi- my z marszałków i konsyliarzy narzucanych województwom pod presją rosyj- skiego wojska, na które przeważnie Korona i Litwa musiały dostarczyć wśród niesłychanych udręczeń olbrzymich ilości prowiantu i furażu. Marszał- kiem generalnym litewskim zgodził się być, acz niechętnie, kanclerz Aleksan- der Michał Sapieha. W Targowicy, jak i we wszystkich polskich rokoszach, odróżnić należy oso- bistą rolę przywódców oraz masowy ruch ogółu. Magnaci wnieśli tu: Bra- nicki - warcholstwo i zaprzaństwo, Potocki - pychę i prywatę, Rzewuski- zgubne instynkty i przesądy polityczno-społeczne. Ale przecież obok takich Moszczeńskich i Czetwertyńskich, klientów Potocczyzny, dały się wciągnąć do wstecznego ruchu tak szerokie koła szlachty, że robiło to wrażenie więk- szości narodowej. Nawet złożywszy dużo na karb terroru i dziedzicznej sła- bości polskiego charakteru, trzeba uznać w dolnej warstwie Targowicy nor- malny przejaw elementu zachowawczego; wszak tu chodziło o wolność repu- blikańską, o wiarę i o całość ojczyzny, a metoda przebłagiwania Moskwy uległością znana była od dawien dawna. Na tych obłędach umieli prowodyrzy zagrać. Sobie dogadzali, niszcząc akt 3 Maja, zagarniając pieniądz publiczny, usuwając i prześladując przeciwników, aresztując i oddając Moskwie opor- nych o icerów, depcząc godność królewską i ludzką. Dla skaptowania kół za- chowawczych, po części odmiennych, ale patriotycznie nastrojonych, zniesio- no prawo o miastach, przywrócono czynne obywatelstwo nieposesjonatom, odsądzono od prawa zajmowania urzędów szlachtę, która przyjęła prawo miejskie; dezorganizowano pracę i trwoniono fundusze Komisji Edukacyjnej; wszczęto starania o przywrócenie zakonu jezuitów. Ze szczególną zawzięto- ścią tępiono wszelkie przejawy paryskiego ducha rewolucyjnego"Zamknięte zostały najpoważniejsze czasopisma: "Gazeta Narodowa i Obca oraz "Pa- 676 miętnik" Świtkowskiego; zaprowadzona cenzura, konfiskowane na komorach książki zagraniczne, te zwłaszcza, które tchnęły francuską wolnością. Pozwa- ni do sądu - ale właśnie o zamach na wolność szlachecką - Małachowski Kazimierz Nestor Sapieha i Kołłątaj. Wyświecony z Polski - ale za propa- gandę wolności demokratycznej - francuski poseł Descorches. Lustrować ka- zano na poczcie korespondencję monarchistów i rewolucjonistów. Koroną wszystkich upodleń było uroczyste poselstwo do carowej z Branickim, Rze- wuskim i Kossakowskim na czele, które 14 listopada podziękowało "wybawi- cielce za ocalenie Polski od "wieczystych kajdan". 4. Drugi rozbiór Dźwięk tych urojonych kajdan zagłuszył targowiczanom odgłosy targów, jakie zwłaszcza od ich wystąpienia toczyły się między Petersburgiem, Berli- nem i Wiedniem w sprawie wynagrodzenia za egzekucję dokonywaną nad Polską i Francją. Gdyby nie uraza, jaką żywiła Katarzyna do "brata Gu" orozumienie nastąpiłoby co najmniej o pół roku wcześniej, niż się to stało w rzeczywistości. Król pruski już w lutym wiedział, że jeżeli on i cesarz zaoponują przeciw najazdowi rosyjskiemu na Polskę, to dostaną za to kom- pensaty lub udziały w łupie; długo jednak nie ufał swemu szczęściu. Caro- wa też nie była pewna, czy nie ujmie się on za sojuszniczką Polską; każdy czekał, aż druga strona zaproponuje rozbiór. Bezborodko był zdania, że przed interwencją należy porozumieć się z sąsiadami, ale pod jego nieobecność inni doradcy przeparli decyzję, że Rosja najpierw stworzy w Polsce fakt dokona- ny, a potem zaprosi dwory niemieckie do wspólnego stołu. Przeciwdziałali jeszcze jakiś czas spółce rosyjsko-pruskiej Austriacy; nowy cesarz Franci- szek II zachęcał Hohenzollerna do oporu, co miało tylko ten skutek, że Pru- sak mógł się sprzedawać drożej. Ów Franciszek bliższy był zresztą duchem swemu stryjowi Józefowi II niż ojcu; jeżeli nie wyciągał ręki po kawał Pol- ski, to dlatego, że łaknął Bawarii, z której spodziewał się pretendenta Wit- telsbacha przesiedlić do Niderlandów na królestwo burgundzkie. 20 kwietnia [1792 r.] Francja wypowiedziała wojnę Austrii; miało to ten skutek, że Habs- burg będzie musiał się oglądać na samolubnego alianta Prusaka i jego eks- pansji na wschodzie nie odważy się krępować. Ośmielony tym sukcesem Fry- deryk Wilhelm, przed samą Targowicą dając odprawę Potockiemu, bez naj- lżejszych skrupułów wykrawał sobie nabytek aż po średnią Wisłę. Szybkie opanowanie Warszawy przez Rosjan zaniepokoiło Berlin i Wiedeń. Oba te dwory zaraz ustaliły zasadę, że Polska stanowi wspólny teren wpł - wów trzech czarnych orłów, które też razem o jej losie mają stanowić. Ze jednak oba te wyprzódki zalecały się Katarzynie, więc carowa mogła kolejno odnowić trwały sojusz z Austrią i przejściowy, dla sprawy polskiej, układ z Prusami. Darmo oburzał się stary Kaunitz na nowych doradców cesarza którzy dla zdobycia Bawarii i tym samym przewagi w Niemczech gotowi byli nasycić i obciążyć Prusy polskim łupem. Kiedy Rosja zaaprobowała plan ba- warski, owi doradcy rozbudzili we Franciszku 11 apetyt na dalsze zdobycze w Niemczech i we Francji, a póki się ich nie osiągnie, radzili zabezpieczyć sobie kordonem kawał Polski. Niespodziewanie spadły na Prusaków i Austria- 677 ków klęski pod Valmy i Jemappes33. Dla króla pruskiego było to niepowo- dzenie; dla cesarza - klęska polityczna, bo Prusacy przyłożyli mu jakby nóż do gardła i wymusili zgodę na drugi zabór w Polsce pod groźbą zerwania ligi, bez żadnych równoległych gwarancji dla Austrii. Jeszcze się zawahała Kata- rzyna, czyby nie ukarać Niemców za ich niedołężną służbę przeciw Rewolucji zupełnym wykwitowaniem z Polski, ale apetyt na Ukrainę przeważył. 23 stycznia 1793 r. podpisano w Petersburgu konwencję podziałową rosyj- sko-pruską. Powołując się na konieczność zmniejszenia Polski wobec szerzą- cej się w niej zarazy jakobińskiej, Katarzyna przywłaszczała sobie woje- wództwa kiiowskie, bracławskie, podolskie, mińskie oraz części wileńskiego, brzeskiego, nowogrodzkiego (4550 mil kwadratowych = 250000 km kwadra- towych); Fryderyk Wilhelm prócz Gdańska i Torunia brał kraj aż do linu Częstochowa-Sochaczew-Działdowo (1060 mil kwadratowych = 58 300 km kwadratowych). Kiedy Buchholtz zawiadomił Generalność o wkroczeniu wojsk pruskich, targowiczanie zaoponowali, że przecież sami dość gorliwie zwalczają jakobinizm i odwołali się do Petersburga. Aż tu przybyły na miejsce Bułha- kowa ambasador [Jakub] Sievers potępił samą myśl zwołania pospolitego ru- szenia. Podążą nad Newę Szczęsny Potocki, za nim później Kossakowski, ale ratunku stamtąd nie przywiozą; żaden z hetmanów nie chwyci za broń. Pru- sacy zajmowali bez przeszkody Poznań, Gniezno, Kalisz, Częstochowę, witani dość chętnie przez kolonistów Niemców, Żydów i garść upadłych na duchu Polaków, którym ciągłe klęski życie w Polsce obrzydziły. Szeroki ogół patrzył ' g na tych gości z roz acz i nienawiści zwłaszcza tam dzie serca olskie były rozognione "francuskim szałem wolności. Protestancki Toruń zamknął bramy wkraczającym Prusakom i próbował się bronić. Gdańsk bronił się na- prawdę przez 4 tygodnie, aż został do Prus przyłączony - szturmem. 5. Sejm grodzieński Targowica zrobiła dużo gestów, aby wyglądało, że to nie ona, lecz Sejm Wielki winien katastrofy kraju. Główni hersztowie uciekli za granicę, pod- rzędni - jeden po drugim składali godności, które przejmowali inni, znani z przywiązania do Rosji. Tym innym oraz królowi przypadła smutna rola "przyjacielskiego", pospołu z Sieversem, załatwienia umów o przymusowe cesje na sejmie grodzieńskim. Konfederacja umyła ręce od zwoływania sta- nów, dając do tego pełnomocnictwo przywróconej Radzie Nieustającej. Do sejmików nie dopuszczono ludzi, którzy się nie wyparli Konstytucji 3 Maja lub przyjęli prawa miejskie. Ledwo 2 biskupów, kilku dawniejszych senatorów świeckich, kilku dorobionych tudzież 120 posłów zasiadło tam przy królu. Kończącą się Targowicę reprezentowało kilku szulerów (Antoni Pułaski, Sta- nisław Bieliński), bo zastępca Szczęsnego, Walewski, odnalazł w sobie resztki hartu konfederackiego i odmówił Sieversowi usług. 90% izby poselskiej two- 33 Pod Valmy, 20 września 1792 r., oddziały pod komendą Kellermanna skłoniły do odwrotu armię księcia brunszwickiego, a wkrótce, 6 listopada, Francuzi odnieśli zwyeięstwo nad armią pruską pod Jemappes. Zob. R.H. Lord Drugi rozbiór Polski, Warszawa 1973, s. 256. 678 rzyli ludzie nieznani, wybrani pod bagnetami i nieraz za pieniądze rosyjskie. Już przy zagajeniu doszło do aresztowania 5 posłów, a jednak z tych właśnie ław podniósł się przeciw gwałtowi niespodziewany opór. Sievers użył frmy Targowicy, aby jej dekretem wyznaczyć sejmowi nielegalnego marszałka Bie- lińskiego (powinien był trzymać laskę Szczęsny Potocki) tudzież usunąć z ga- lerii publiczność; protestowano przeciw temu tak energicznie, że ambasador musiał oponentom przystawić warty i grozić zsyłką i sekwestrem dóbr, aż postawił na swoim. Ostatni sejm grodzieński tym się różnił od warszawskiego sprzed lat 20, że tam na czoło wysunął się jeden Reytan w asystencji kilku towarzyszy; tu większość zgromadzenia, nie wyłączając króla, poddawała się próbie hartu. Zresztą podobny był przebieg i forma obrad, podobny akompaniament hu- lanki i faraona. 20 czerwca Sievers i Buchholtz zażądali delegacji do trakta- tów. Król zaprotestował, cytując słowa aktu Targowicy o całości państwa; sejm, mimo istnienia w nim półsetki rosyjskich jurgieltników, przyłączył się do tego protestu i żądał wymarszu Prusaków; pod wpływem Kossakowskich (Szymona i Józefa, biskupa inflanckiego), którzy Polskę lub przynajmniej Li- twę chcieli jak najściślej związać z Rosją, chciano limitować obrady, aby nie dopuścić do traktatu. Wówczas, wobec nalegań obu oprawców Bieliński chwy- cił się subtelnej polityki: niech będzie delegacja, aIe tylko do układów z Rosją. Nastąpiły nowe gwałty: izbę otoczono wojskiem, kilku posłów aresztowano; dobra opornych i nawet dochody króla wzięto w sekwestr. Jednak sejm sta- nął mocno przy wniosku Bielińskiego i rokowania z Sieversem poprowadzo- no osobno. Oczywiście bez skutku, bo 22 lipca traktat został podpisany, a 17 sierpnia ratyfikowany. Nadzieja przeciwstawienia Katarzyny Frydery- kowi Wilhelmowi także zawiodła. Jeżeli były tygodnie, kiedy Sievers mniej pil- nie popierał interes kolegi, to to się tłumaczy po prostu zakulisową grą dwo- rów zaborczych: Austria, urażona, że jej nie dano żadnego równoważnika, podniecała do oporu Anglików, a nawet bezpośrednio dodawała otuchy gro- " dzieńskim "zelantom ; Sievers celowo zmiękczał Prusaków swoim chłodem, aby ich skłonić do energiczniejszego zwalczania Francji, a zarazem aby wy- jednać dla Polski znośny traktat handlowy od Prus i tym resztkę Polski zno- wu do Rosji przywiązać. Na rozszerzenie pruskiego zaboru poza przyznaną linię ani na wezwanie wojsk pruskich nie pozwolił. Do czasu jednak owa taktyka skutkowała. Berlin wziął na kieł i udał, że zrywa rokowania, czym za- niepokojony ambasador natychmiast użyczył mu swego żandarmskiego po- parcia. Przed sesją 23 września porwał znów 4 posłów, zamek otoczył arma- tami i wojskiem, królowi obok tronu przydał opiekuna generała Rautenfelda, który rzekomo miał go chronić przed zamachem. Najmężniej stawali Mazurzy w liczbie 25; król drżał na myśl, kto w razie abdykacji spłaci jego trzy- dziestotrzymilionowe długi. Nastąpiła słynna dwunastogodzinna całonocna se- sja niema. Nad ranem marszałek wytłumaczył milczenie jako znak zgody i traktat pruski, bez konwencji handlowej, został podpisany. Jeszcze dwa miesiące obradował sejm "niemy" nad losem pozostałych 4 mi- lionów Polaków. Wspaniałomyślna monarchini ofarowała Polsce przymierze równoznaczne z inkorporacją Polski do Rosji na prawach kolonii: wojsko pod komendą wodza liczniejszej armii, tj. rosyjskiej; wojskom rosyjskim wol- na zawsze droga do Rzeczypospolitej; żadnych zmian w ustroju bez pozwole- nia Rosji itd. Prawda, że na tym sejmie grodzieńskim zostawiła carowa swym 679 narzędziom całkowitą swobodę prawodawstwa, toteż uchwalono prawa kon- stytucyjne nieco przystosowane do zmian, jakie zaszły w poglądach ogółu. Ani nie rozbito Rzeczypospolitej na federację województw, jak chciał Rze- wuski przed przesileniem, ani nie podzielono jej na 3 prowincje z osobnymi wojskami, jak świeżo chciał Szczęsny, tylko przywrócono Radę Nieustającą, sejm z ograniczonym udziałem mieszczan i rzecz szczególna - bez veto, nieusuwalność urzędników, wszystko w ramach niewzruszonych praw kardy- nalnych. Pozwoliła na to Katarzyna II, bo wiedziała od Sieversa, że jeśli zechce, to da Polsce następnego króla z majordomem-ambasadorem rosyjskim, który j tam będzie władał mocniej niż "twerski generał-gubernator" u siebie, a jeżeli zechce, to zagarnie resztę Polski - Warszawę i Wilno, przyznawszy tylko sąsiadom pewne ekwiwalenty. ; 6. Ku zagładzie Jeżeli rok 1772 pozbawił Polskę dostępu do morza, przez co podciął jej siłę rozwoju, ale poza tym okaleczył jej członki zewnętrzne, to rok 1793 pozosta- wił z niej już tylko krwawiący tułów z głową i sercem, całkiem do życia nie- zdolny. To miał być naprawdę finis Poloniae, wyrok śmierci na naród, który po wiekach lekkomyślności, po paru pokoleniach szaleństwa nie tylko zaczy- nał być mądry, ale śmiał rozpalać w Warszawie drugi Paryż rewolucyjny, gro- źny dla wszystkich wokoło despotów. Teraz już i dyplomacja austriacka pod kierunkiem szczwanego Thuguta, pożałowawszy swej bezinteresowności z cza- sów Leopolda II, wyciągała ręce po dalszy kawał polskiej ziemi, a wyciągała je tym łapczywiej, im mniej miała nadziei otrzymać dla swego państwa Ba- warię (wobec sprzeciwu Anglii i Prus), odzyskać Belgię, zdobyć część Francji, lub nawet - o czym myślała od 1793 r. - Wenecję. Thugut zdystansował w Petersburgu Prusy i na rok następny przygotował sobie rosyjskie placet na zabór "Nowej Galicji". W Warszawie mieszkał znów król, ale bez sejmu i rządu; ustawy sejmu grodzieńskiego zawisły w powietrzu. Formalnie obowiązywała konfederacja grodzieńska pod marszałkiem Bielińskim, zawiązana na rozkaz Katarzyny zamiast zwiniętej, bo już niepotrzebnej targowickiej. Miejsce "ludzkiego Sieversa, co zapowiadał był "gojenie ran", zajął generał Igelstr m, żołnierz- -uśmierzyciel, nie polityk. Służyli mu dwaj targowiccy hetmani: [Piotr] Oża- rowski i Kossakowski; służył ostatni marszałek wielki koronny, Fryderyk Mo- szyński, z całą sforą agentów szpiegowskich. Hetmanów głównym zadaniem było rozbrojenie połowy istniejącego wojska do normy 15000 uchwalonej w Grodnie. W tym celu rozproszono zaciąg Sejmu Czteroletniego w taki spo- sób, aby nigdzie nie mogły się łączyć 3 rodzaje broni, i aby najlżejszy bunt mogły wojska rosyjskie, stojące w licznych garnizonach, tłumić w zarodku. Mimo kontroli policyjnej i cenzury Warszawa podminowana była spiskiem, bo Rosja i Prusy dopiero stworzyły w agonizującej Polsce tę atmosferę re- wolucyjną, której ludzie 3 Maja starali się w swoim czasie zapobiec. Nadsłu- chiwano hasła z zagranicy. 680 7. Emigracja pomajowa Główne jej ogniska powstały w Saksonii: Ignacy Potocki z rodziną osiedlił się w Dreźnie, blisko dworu; Kołłątaj i Małachowski w Lipsku. Dla podtrzy- mania ducha publicznego ogłosili wychodźcy dzieło Kołłątaja i księdza Fran- ciszka Dmochowskiego O ustanowieniu i upadku Konstytucji polskiej 3 Maja 1791, gdzie uzasadniali swoje dążenia i piętnowali przeciwników. Niektórzy szukali schronienia w Turcji, bo też nie tracono nadziei, że Porta, wobec niebezpieczeństwa wciąż grożącego od dworów cesarskich, po raz trzeci ujmie się za Polską. Główną jednak nadzieję położono we Francji. Wszak ona ogło- siła (w grudniu 1792) wojnę wszystkim tyranom i zapowiedziała pomoc uciemiężonym ludom. Łudzili się ci entuzjaści sami i bałamucili Polaków. Kiedy rząd sprawowali w Komitecie Ocalenia Publicznego żyrondyści, mini- ster ich, Dumouriez, spekulował na życzliwość Prus, a nie Polski. Następca jego [Piotr) Lebrun nosił się z projektem wznowienia dawnej bariery przeciw- rosyjskiej ze Szwedów, Polaków i Turków i przez agenta [Piotra] Parandiera uczył Polaków "odwagi, energii, wytrwałości". Do niego więc wysłała emigracja najgorliwszego republikanina i demokratę, świeżo zaszczyconego obywatels- twem honorowym Francji, zarazem obywatela Stanów Zjednoczonych, Koś- ciuszkę. Upoważniono go do oświadczenia, że gdy patrioci wrócą do władzy, to skasują królewskość, arystokrację, niewolę chłopów, nawet episkopat. Za takie dowody braterstwa żądano odsieczy francusko-tureckiej od strony Krymu. Wszystkie te widoki znikły po niepowodzeniach Francuzów w Holandii, zakończonych zdradą Dumourieza. Jeżeli sami żyrondyści traktowali jeszcze braterstwo ludów walczących o wolność dość szczerze, to Dumouriez i Franci- szek Kellermann, dawni towarzysze broni barzan, wprost nawiązywali z Prusa- kami rozmowy o korzyściach, jakie da Francji wzmocnienie Prus kosztem Polski, a zgadzali się z takim "dyplomatyzowaniem" [Jerzy] Danton i [Jan Paweł] Marat; z nich pierwszy jeszcze głosił wojnę propagandową i snuł związane z nią roboty, wszczęte według planu Lebruna w Szwecji i Turcji, gotów nie tyle nas wspomagać, ile podżegać; za to Maksymilian Robespierre przecho- dził do porządku nad drugim rozbiorem - z mocarstwową nonszalancją. Czyż mieli jednak wobec tego emigranci i współdziałający z nimi spiskowcy w kraju dobrowolnie kłaść szyje w obroże? Teraz o żadnej pokojowej pracy dla Polski nie mogło być mowy, chyba dla prywatnego zysku - i dla państw zaborczych. Polska pod grozą wewnętrznego rozkładu potrzebowała drogow- skazu moralnego, z którym pójdzie w przyszłość jako naród, jeśli nie jako państwo. Oczywiście nikt z bojowników nie wyrzekał się z góry rzeczywistego zwycięstwa, więc wątpliwości nurtowały jak przed Barem: czy zaczynać po- wstanie o własnych tylko siłach, czy czekać na czyjąś pomoc zewnętrzną? Bra- no w rachubę nie tylko Litwinów, Tatarów, kozaków, ale - rzecz niebywa- ła - także zbrojny w kosy polski gmin. Kościuszko, który po powrocie z Pa- ryża jeździł w sekrecie pod Kraków, przekonał się o niedostatecznym przy- gotowaniu ruchu, więc nie przynaglał. Nagliło jednak życie: spiski takie, jak np. warszawska "mała rada" bankiera [Andrzeja] Kaposztasa [Kapostasa], związek [Karola] Prozora i innych na Litwie, nie mogły się ukrywać bez końca. Jednego z głównych konspiratorów, generała Ignacego Działyńskiego, Rosjanie uwięzili; coraz to dalsze formacje wojska pomajowego ulegały roz- brojeniu, a żołnierz ich napełniał obce koszary. Postanowiono działać. 681 8. Kraków i Racławice Hasło do oporu wydał generał [Antoni] Madaliński, dawny konfederat barski, stojący z brygadą w Ostrołęce. Ten, zamiast się rozbroić, w ostatniej chwili ruszył wzdłuż pruskiej granicy w kierunku Krakowa, gdzie inny wta- jemniczony generał, [Józef] Wodzicki, przeprowadzał jednocześnie redukcję, ale tylko na pozór. Rzucili się zewsząd Rosjanie na buntownika. Wybiegł i z Krakowa komendant Łykoszyn, z czego korzystając Kościuszko przybył tam nagle i 24 marca, ściągnąwszy na Rynek Główny batalion Wodzickiego oraz tłum ludu, ogłosił akt powstania według nowego wzoru, od dawna ob- myślonego w Lipsku. Nie będzie to już szlachecka konfederacja oparta na akcesach, z natury ociężała i ograniczona. Jako "Naczelnik Najwyższy", po- wołany przez naród "do bronienia wolności, swobód i niepodległości Ojczy- zny", obejmował Kościuszko władzę dyktatorską, ale w dawnym szlachetnym duchu rzymskim - tylko na czas niebezpieczeństwa narodowego, ze zobo- wiązaniem, iż zwróci ją sejmowi swobodnie przez naród wybranemu i nie uży- je jej na niczyj prywatny ucisk, lecz jedynie do obrony całości granic, od- zyskania samowładności narodu i ugruntowania powszechnej wolności. Cały plan rządu powstańczego więcej przypominał wzory amerykańskie niż staro- polskie: zamiast Generalności - Rada Najwyższa Narodowa; zamiast związków miejscowych - komisje porządkowe cywilno-wojskowe; sądy kryminalne na zdrajców, a na czele województw - generałowie ziemiańscy. Zaraz uchwalono pobór powszechny od lat 18 do 28, podatek dochodowy od 10o/o do 40o/o oraz ob ite świadczenia w naturze. Nadal wszelkie nakazy i rekwizycje wydawać będzie sam Naczelnik jako umiłowany i pełnomocny przedstawiciel całego walczącego narodu. Po obustronnej przysiędze skoncentrował Kościuszko w Luborzycy pobli- skie oddziały Madalińskiego, [Jana Ludwika] Manżeta [Mangeta] i innych, wcielił pierwszy zaciąg (2000) chłopów-kosynierów i spotkał 4 kwietnia pod Racławicami odosobnioną kolumnę generała [Aleksandra] Tormasowa. Świe- tny atak kilkuset chłopów pod wodzą Naczelnika na 11 armat rosyjskich rozstrzygnął bitwę. 1000 Moskali poległo; z resztą Tormasow uciekł do silniejszego obozu [Fiodora] Denisowa. 9. Warszawa - Wiłno Zaczęło się to inaczej niż pod Barem, i przygotowanie spiskowe było lepsze, i duch publiczny w okaleczonej, umęczonej a pracą myśli rozbudzonej Polsce nierównie dzielniejszy. Akt krakowski przy odgłosach Racławic obiegał pio- runem wszystkie ziemie polskie nie pochłonięte przez najeźdźców; dość po- wiedzieć, że już w połowie kwietnia przysięgała Naczelnikowi Żmudź, a 17 tegoż miesiąca zrzuciła kajdany Warszawa. Komenderował tam 8000 Rosjan sam Igelstr m, ufny w pomoc niedalekich Prusaków i w posłuszeństwo za- łogi polskiej (3650 żołnierzy). Nie doceniał dojrzewającej w narodzie polskim umiejętności spiskowania. Bo oto członek Komisji Wojskowej generał [Jan August] Cichocki rozdał broń z arsenału ludowi, podburzonemu przez szewca Jana Kilińskiego. Działyńczycy godnie pomścili niewolę swego szefa: atakiem 682 od Ujazdowa przez Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, przy dzielnej pomocy pospólstwa wymietli Rosjan z różnych ulic i zaułków za miasto, aż Igelstr m musiał szukać ocalenia w obozie pruskim; blisko połowa jego żoł- nierzy padła lub dostała się do niewoli. Zaraz ukonstytuowano Radę Zastęp- czą nad całym krajem, obwołano znów prezydentem Warszawy Ignacego Za- krzewskiego (który tę godność piastował był po Dekercie), komendantem- jednego z głównych sprawców "jutrzni warszawskiej", wiernego królowi gene- rała Stanisła.wa Mokronowskiego. W Wilnie pułkownik inżynierii Jakub Jasiński, rewolucjonista skrajny, miał jeszcze trudniejsze zadanie, a przecież w 380 ludzi uporał się z ośmiokroć liczniejszą siłą generała Arseniewa i Szymona Kossakowskiego (22 kwietnia). Nazajutrz ustanowiono Najwyższę Radę Tymczasową Wielkiego Księstwa Li- tewskiego, którą później przemianowano na Deputację Centralną, aby się odgrodzić od wszelkiego separatyzmu wobec Korony, o jaki pomawiano Kossakowskich. Zdrajca hetman zakończył na szubienicy swój burzliwy ży- wot (25 tegoż miesiąca). Cała Polska uznała autorytet republikańskiej dyk- tatury Kościuszki. Żadnej nowej Targowicy nie było. Stanisław August oddał swą władzę do dyspozycji Naczelnika i narodu; książę Józef, wróciwszy z za- granicy, wyraził gotowość do służby jako prosty żołnierz. Nawzajem Kościu- szko wcale nie zdetronizował króla; owszem, okazał "wierne tronowi uszano- wanie", tylko go oddalił od wszelkich czynności rządowych i reprezentacyj- nych. 10. Przyjaciele i wrogowie zewngtrzni Owo ostentacyjne uszanowanie tłumaczyło się zapewne po części wzglę- dami polityki zewnętrznej. Przyjaciół czynnych powstanie kościuszkowskie Ii- czyło w Europie bardzo niewielu; za to sporo entuzjastów biernych. Turcja bezsilna nie miała nawet odwagi przyjąć w Dywanie posła francuskiego; szyb- ko i pokornie zlikwidowała zatarg celny z Rosją. Szwecja, wtłoczona w krąg państw reakcyjnych, wrogich Republice Francuskiej, trzymała się na uboczu; jej agenci [Jan] Toll i [Samuel] Casstr m śledzili agonię Rzeczypospolitej raczej z oburzeniem niż ze współczuciem, prośbę zaś polską o zakup broni odepchnęli z punktu. W Anglii nawet nasz chwalca Burke głosił po wybuchu wojny z Francją, że sprawy polskie są tak dalekie, jak gdyby leżały na księ- życu. Sympatię budził Kościuszko w Ameryce, której to sympatii odgłos, żadnym czynem nie poparty, można było słyszeć - po 4 miesiącach. Polska była opasana, odcięta od ognisk wolności murem despotyzmu, a jedyne, największe skupienie ludzi wolnych i wrogów tyranii - nad Sekwaną - samo siebie tyranizowało i w fanatycznym zaślepieniu nie chciało uznać wspólności sprawy z Polską. Kiedy palestrant [Franciszek] Barss jako poseł insurekcyjny prosił rząd Robespierre'a o pomoc choćby pieniężną, dano mu do zrozumienia, że rewolucja nie da ani szczypty złota i nie wystawi ani jednego człowieka na wspieranie takiej rewolucji, której celem byłoby zachowanie władzy arystokra- tycznej lub monarchicznej. Jednak miliony przeznaczono na przekupywanie sług monarchii tureckiej - choć Turcja żadnej dywersji nie czyniła, gdy Polska od lat paru odciągała na swoją pierś 50000 Prusaków i Austriaków. 683 Oto dlaczego, a nie tylko z pobudek zasadniczych, zarówno Kościuszko, jak i powołany do kierownictwa spraw zagranicznych Ignacy Potocki, musieli się strzec pozorów atakowania symbolu monarchii, jakim był w Polsce dogasają- cy Stanisław August. Ani słówkiem nie zadraśnięto Austrii i Prus, nie ośmiela- no ich nowych poddanych do buntu. Rachuba była mylna, bo Thugut nawet nie dopuścił do rozmowy przedstawicieli Insurekcji, cały pochłonięty targiem z Rosją o Małopolskę i przymierze, a jeżeli gubernator Galicji [Zygmunt] Gallenberg udawał dobre z władzami powstańczymi sąsiedztwo, to jedynie dlatego, że nie miał pod ręką dość wojska. Co do Prus, Potocki wciąż jeszcze łudził się, tj. brał za dobrą monetę kłamstwa Lucchesiniego (w Wiedniu), że wrócą one z konieczności do polityki 1790 r. Stało się przeciwnie. Kiedy Kościuszko, doprowadziwszy swe siły w Krakowskiem do kilkunastu tysięcy (głównie dzięki pułkownikowi [Janowi] Grochowskiemu, który mu przypro- wadził z rejonu Wisła-Bug 6000), ruszył w pościg za Denisowem, ujrzał przed sobą pod Szczekocinami (6 czerwca) 27000 Rosjan i Prusaków ze 124 armatami. Za późno było się cofać. W upartej i ofiarnej bitwie padło 1000 Polaków, zginęli Wodzicki i Grochowski. W 10 dni potem Prusacy zajęli nie broniony Kraków; jeszcze 2 tygodnie, a do Lubelszczyzny wejdą Austriacy pod generałem [Józefem] Hornoncourtem, gdy od Chełma, po złamaniu opo- ru Zajączka wkraczał nowy korpus Rosjan [Ottona] Derfeldena. 11. Wysiłki rządu narodowego Rada Najwyższa Narodowa dzieliła się na 8 wydziałów: l. potrzeb wojsko- wych, 2. skarbowy, 3. żywności, 4. sprawiedliwości, 5. bezpieczeństwa, 6. in- strukcji, 7. porządku, 8. interesów zagranicznych. Na czele każdego stał radca, a pomagali 8 radcom zastępcy w liczbie 32. Im mniej było do zrobienia w dziedzinie dyplomacji, tym więcej w sferze skarbowo-wojskowej. O ile Kościuszko działał na naród swym entuzjazmem, o tyle Kołłątaj, kierujący wydziałem skarbowym, dwoił się i troił w wyszukiwaniu i egzekwowaniu środków materialnych. Naczelnik za radą Kołłątaja jako godło powstania obrał trójcę polską: Wolność, Całość i Niepodległość (zamiast francuskiej: wolność, równość, braterstwo) i zamiast dawniejszej dewizy wplecionej do Ustawy Rządowej: wolność, własność, bezpieczeństwo). Praktykował jednak równość i braterstwo szerzej i śmielej niż niejeden czerwony jakobin. Po Racławicach przywdział zamiast munduru białą sukmanę; bohatera chłopa, co pierwszy rzucił się na armaty, Bartosa [Bartosza], awansował i nazwał Głowackim; z kosynierów zrobił batalion grenadierów krakowskich, później w samej ziemi warszawskiej pikinierów i kosynierów 12700. Radość i zapał chłopów podniecał uniwersałami, z których pierwszy, poracławicki, uwalniał od danin i pańszczyzny walczących chłopów na cały czas służby i oddawał wszystkich chłopów pod opiekę rządową komisji porządkowych, a najsław- niejszy, połaniecki 7 maja nadawał wszystkim wolność przenoszenia się z miejsca na miejsce, redukował na czas powstania pańszczyznę z 5-6 dni do 3 , z 3--4 na l, z 1 w tygodniu na 1/2, przyznawał też prawo wła- sności gruntu, ustanawiał opiekę nad gospodarstwami walczących tudzież urzędników specjalnych w "dozorach" dla załatwiania zatargów między dwo- 684 rem a wsią. Po bratersku odzywał się do Rusinów i dopuszczał ich do wła- dzy, łaskawie traktował Żydów, ale z nimi niewiele wskórał. Słynny Borek Joselewicz za późno wziął się do tworzenia żydowskiego pułku; tymczasem w wielu miejscach z dawnego przyzwyczajenia Żydzi służyli stronie silniej- szej, tj. rosyjskiej. Z pomocą takich metod spodziewał się Kościuszko utworzyć siłę trzystu- tysięczną, złożoną z armii, milicji i pospolitego ruszenia; rekrutując na ograni- czonym terenie po 1 żołnierzu pieszym z 5 dymów, po 1 konnym z 50, utwo- rzył faktycznie do 70000. Uzbrojeniem, wyżywieniem i zaopatrzeniem wojska zajmował się pełen inicjatywy i energii Kołłątaj. Majątków prawie nie kon- fiskowano, choć byłoby komu, za to na dzwonach i naczyniach kościelnych, dachach metalowych i na kapitałach kładł Kołłątaj bezwzględną rękę. On to stworzył z Kapostasem "bilety mennicze" oraz "zaręczenia skarbowe", jakimi płacono za dostawy, wreszcie bilety skarbowe, które przyjmowano do wyso- kości połowy sum należnych za kupno dóbr narodowych i w podatkach. Kołłątajowi i jego towarzyszom "hugonistom" przypisywano chęć naślado- wania terroru francuskiego, którym się brzydził Kościuszko. Z papierów opanowanej ambasady rosyjskiej wiedziano o jurgieltnikach i szpiegach. Dwa razy istotnie doszło do zajść terrorystycznych: najpierw 9 maja, za przykła- dem Jasińskiego, tłum zmusił Radę Zastępczą do skazania na szubienicę ja- ko zdrajców Ożarowskiego, Józefa Kossakowskiego, [Józefa] Ankwicza i [Jó- zefa] Zabiełłę; drugi raz 28 czerwca, pod wrażeniem kapitulacji Krakowa tłum rewolucyjny dokonał w tenże sposób samosądu nad Boskampem, co szpiegował i robił wybory na rzecz Rosji, nad biskupem Massalskim, Antonim Czetwertyńskim i kilku innymi, przy czym zginęło i parę osób niewinnych. Dwaj podejrzani: biskup [Wojciech] Skarszewski i Fryderyk Moszyński za- wdzięczali ocalenie prezydentowi Zakrzewskiemu. Później 6 mniejszych wie- szacieli z kolei powieszono mocą wyroku sądowego, za to podżegacze: ksiądz [Józef] Mejer [Meier de Volda] i Kazimierz Konopka znaleźli obrońcę w Kołłątaju. Żałobnym echem tych wypadków będzie I 1 sierpnia 34 nagła śmierć prymasa [Michała Jerzego Poniatowskiego], który choć nie zdrajca, zachował krytyczną postawę wobec powstania (jak przedtem wobec Sejmu Czteroletniego i Targowicy), przez co stracił do reszty popularność, więc podobno "wolał proszek niż drabinę". 12. Warszawa w niebezpieczeństwie Po Szczekocinach i Chełmie mało brakowało do zupełnego zgniecenia co- fających się ku Warszawie korpusów Kościuszki i Zajączka. Najwyższy Na- czelnik czuł, że ogromowi trudności nie wydoła i myślał chwilami o śmierci za ojczyznę. Zdążył jednak połączyć się z Zajączkiem, wyprzedzić Prusaków, sforsować sobie drogę wśród osaczających go Rosjan i wprowadzić silną zało- gę do stolicy w obręb fortyfikacji, które tymczasem usypało pospólstwo war- szawskie. Te czteromilowe szańce, uzupełnione wnet fachowo przez Naczelni- ka, zadecydowały o obronie stolicy, chroniąc ją od bombardowania, przy 34 prymas zmarł 12 sierpnia 1794 r 685 lichym bowiem uzbrojeniu, zwłaszcza wobec ogromnej przewagi nieprzyja- cielskiej artylerii (253 działa przeciw 140 armatkom polskim) samo męstwo oblężonych niewiele by pomogło. [Iwan] Fersen atakował na prawym skrzydle od Wilanowa 16000, Fryderyk Wilhelm przez swych generałów na lewym 25000; obroną kierowali przy Kościuszce Zajączek, Stanisław Mokronowski i książę Józef. Do zamknięcia stolicy nie doszło, bo Jasiński dobrze pilnował linii Narwi pod oskrzydlającymi ruchami Prusaków; dzięki temu aprowi- zacja miasta od wschodu nie doznała przeszkód i z Litwą utrzymano komuni- kację. Na ten to okres pierwszej obrony Warszawy od 13 lipca przypadły największe i naprawdę zadziwiające wysiłki organizacyjne Kościuszki, Za- krzewskiego i Kołłątaja, największy też rozmach akcji bojowej w kraju. Sięgnęła ta ostatnia do Wielkopolski, trzymała się czas jakiś na Litwie, nie przekroczyła natomiast Bugu w kierunku Wołynia ani nie odzyskała Kra- kowa. Wielkopolan posadzili na koń dwaj partyzanci: [Stanisław] Bielamowski i [Dionizy] Mniewski; słysząc o ich odważnych atakach na transporty, jedne po drugich powiaty kaliskie i poznańskie przystępowały (do 21 sierpnia) do aktu krakowskiego. Na Litwie położenie było ciężkie: pierwszą próbę opano- wania Wilna odparł dzielnie generał Paweł Grabowski (znany dysydent); dru- giej nie zdołał zapobiec (11 sierpnia) przysłany z Warszawy na odsiecz Mo- kronowski. Wyprawy Michała Ogińskiego do Inflant, Stefana Grabowskiego do Mińszczyzny skończyły się na bardzo przelotnych sukcesach. Krótko zaj- mowali Polacy Mitawę, gdzie powstanie podniósł generał ziemiański [Ernest Jan] Mirbach - po czym partyzantka zaczęła się kurczyć, a Deputacja schro- niła się do Grodna pod osłonę przedsiębiorczego [Karola] Sierakowskiego. Wszystkie te walki bądź co bądź paraliżowały siłę Fersena pod Warszawą, a ruchawka poznańska nie nastraszyła króla pruskiego, że po paru nieudanych szturmach, a przed przygotowanym generalnym zwinął oblężenie Warszawy i odszedł na zachód 8 września35. W ślad za nim wtargnął Jan Henryk Dąbrowski w 3000 wojska między linie pruskie, zdobył Bydgoszcz (2 paździer- nika), kusił się o Toruń i już myślał o zimowaniu w Poznańskiem, kiedy go odwołano na ratunek Warszawy. 13. Brześć i Maciejowice Jeżeli Kościuszko urósł w siły po obronie stolicy, to i nieprzyjaciołom przy- bywały posiłki, i to w większym jeszcze stopniu. Król pruski zaniedbywał wojnę na Zachodzie; zaczynał zdradzać koalicję, byle nie wypuścić z rąk polskiej zdobyczy. Katarzyna, oburzona na tego "człeka bez wstydu i kiszek" rzuciła na Polskę zwolnionego ze straży granic tureckich Suworowa. Próżno usiłował Naczelnik wzmocnić na Litwie Sierakowskiego oddziałem [Karola] Kniaziewicza. Zanim ów zdążył pod Brześć, już Suworow zepchnął Siera- kowskiego z Krupczyc, a potem zgniótł go w Terespolu pod Brześciem (19 września). Teraz chodziło głównie o to, żeby Suworow nie odciął od War- 35 Wycofanie się Prusaków spod Warszawy nad Bzurę nastąpiło w nocy z 5 na 6 września 1794 r. Zob. Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. 2, s. 259. 686 szawy Mokronowskiego i nie połączył się z Fersenem, który dotąd szukał przeprawy na prawy brzeg Wisły w stronie Góry Kalwarii. Stan moralny korpusów litewskich przedstawiał się już tak żałośnie, że stamtąd nie było prawie nadziei pomocy. Gdy na dobitkę przyszła wieść, że Fersen przeprawia się w Lubelskie, Naczelnik zostawił dowództwo w Warszawie Zajączkowi, a sam postanowił dla poprawienia nastrojów w kraju i armii stoczyć z Ferse- nem bitwę decydującą, jak tylko zbierze 14000 wojska. Stoczył ją 9 paździer- nika36 pod Maciejowicami nad Wisłą w warunkach naprawdę tragicznych, tak mocno bowiem wierzył w moralną wyższość polskiego żołnierza nad cofa- jącym się pozornie wrogiem, że nie wziął z Warszawy wszystkich sił rozpo- rządzalnych (część zostawił dla powściągania zamachów terrorystów); przece- niając wartość swej obronnej pozycji, zostawił wrogowi (Denisowowi) swobo- dę manewru i bił się rozpaczliwie na czele 7000 przeciw 16000, z 21 armata- mi przeciw 60. Wyczekiwany od wschodu z korpusikiem Adam Poniński nie mógł nadejść z pomocą, bo był za daleko i zmylił drogę. Klęska stała się zu- pełna, gdy Naczelnik, okryty ciężkimi ranami, wpadł w ręce Kozaków; taki sam los spotkał wszystkich generałów i 2000 żołnierzy. Ocalało ledwo 1000. 14. Upadek stolicy i powstania Rada Najwyższa Narodowa mężnie zniosła katastrofę utraty wodza. Zro- biwszy, co mogła, by uczcić Kościuszkę i ulżyć jego losowi, uprosiła posła Tomasza Wawrzeckiego, by przyjął następstwo po bohaterze, i zakrzątnęła się koło obrony stolicy. Nowy Naczelnik, główny twórca powstania na Żmudzi, był obywatelem cywilnym i na wojskowości się nie znał, tymczasem położe- nie strategiczne wymagało na jego stanowisku geniusza. Prusacy stali o kilka mil na zachód. Fersen następował od wschodu, Austriacy okupowali znów Lubelszczyznę, utrudniając dowóz żywności. Tyle szacunku mieli jednak wro- gowie dla miasta Kilińskich, że sam Suworow ociągał się z marszem i myślał o blokadzie, a dopiero na wiadomość o Maciejowicach ruszył naprzód, wziąwszy pod komendę korpusy Fersena i Derfeldena. Cofały się ku Warsza- wie dywizja litewska Mokronowskiego, oddziały nadwiślańskie i inne. Mazu- rów broniących Narwi znosili do spółki Rosjanie i Prusacy. Nadciągnął wresz- cie Suworow w 30000 wojska do Kobyłki. Przez 3 tygodnie kilka tysięcy mieszczan gorliwie sypało wały i kopało fosy za Pragą, niestety pod kierun- kiem niezbyt biegłego inżyniera [Janaj Bakałowicza. Na obsadzenie zbyt dłu- giej linii wałów i okopów zabrakło wojska, a zwłaszcza armat, bo z będących pod ręką dwudziestu kilku tysięcy Wawrzecki musiał zostawić kilkanaście na obronę Warszawy przed możliwym atakiem Prusaków. Szturmujące kolumny Suworowa 4 listopada wdarły się od razu w polskie okopy i rozpoczęły rzeź straszliwą wśród ludności. Wawrzecki na widok uciekających oddziałów odje- chał za Wisłę, zapewne z zamiarem bronienia przepraw. Chcąc oszczędzić Warszawie takiego losu, jaki spotkał Pragę, tj. wyrżnięcia nawet starców, ko- 36 Bitwę pod Maciejowicami rozpoczął Iwan Fersen o świcie 10 października 1794 r., wysyłając na pozycje Kościuszki oddziały pod komendą Fiodora Denisowa. Zob. tamże, s. 260 oraz T. Korzon, Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 3. s. 211. 687 biet i dzieci, rząd przez Potockiego zaproponował zwycięzcy układy. Suwo- row z "buntowszczykami" pertraktować nie chciał, za to ułożył się z magi- stratem o kapitulację samej tylko Warszawy. 9 listopada tryumfatorzy obsa- dzili miasto. Naczelnik wyprowadził był ostatki wojska - podobno jeszcze dość liczne, blisko 30000 - w kierunku Krakowa; byli tacy jak Dąbrowski, co myśleli o przebiciu się do Francji, ale wobec osaczających Rosjan i Pru- saków rozpacz wzięła górę. Opuszczony przez wojsko Wawrzecki wpadł w rę- ce Denisowa. Rzeź Pragi nie zaspokoiła jeszcze żądzy zemsty za dzień 17 kwietnia. Caro- wa zamknęła w twierdzy petropawłowskiej Kościuszkę z sekretarzem Niemce- wiczem i adiutantem [Stanisławem] Fiszerem, Ignacego Potockiego, Wawrzec- kiego, Kapostasa i Kilińskiego. Wysłała na Sybir 12000 jeńców, w tym kilku generałów; dobra królewskie i pokonfiskowane prywatne z dziesiątkami tysię- cy dusz rozdawała swym faworytom i dostojnikom. Sobie wybiła medal z cer- kiewnosłowiańskim napisem: "Ottorżennaja wozwratich" (przywróciłam to, co było oderwane). 15. Trzeci rozbiór Polski Chętnie by przyłączyła Katarzyna do Rosji nie tylko Litwę, która nigdy do Rusi nawet nie należała, nie tylko Kurlandię, ale i wszystkie najrdzenniej- sze ziemie polskie, gdyby na to obojętnie patrzyli sąsiedzi. Ale Thugut umiał Rosji dobrze sprzedać potrzebną przyjaźń austriacką, a i Prusakom niepo- dobna było nie płacić za ich sprzymierzeńcze usługi. "Najlepiej śmieje się ostatni", powiedziała carowa po "jutrzni warszawskiej" i zaraz po rosiła Fry- deryka Wilhelma, by uśmierzył kraj na zachód od Wisły oraz Zmudzi. Ta prośba skrzyżowała się z misją do Petersburga księcia de Nassau, który wiózł propozycje dla Polski zabójcze. W Kolegium Spraw Zagranicznych jeden czło- nek, [Arkadij] Markow, radżił pomóc Rzeczypospolitej przeciw Prusakom; większość (Bezborodko, Ostermann, [Płaton] Zubow) była za zupełnym znisz- czeniem Polski. Thugut próbował jeszcze się zastrzegać, ale słysząc o Prusa- kach pod Szczekocinami pośpieszył z akcesem i tym pośpiechem wygrał dla monarchii habsburskiej Kraków. O tę bowiem prastarą stolicę Piastów, Jagiellonów rozegrała się ostatnia kłótnia między grabarzami państwa polskiego. Wprawdzie już bezpośrednio przed pierwszym rozbiorem (1771) i przed drugim w 1793 r. Rosja przyznała Austrii prawo zajęcia Krakowa, ale teraz Prusacy, poczuwszy go w garści; urościli doń pretensję ze względów strategicznych. Thugut uparł się przy Krakowie choćby za cenę wojny i okupując skrawki Sandomierszczyzny, Lu- belszczyzny, Wołynia, zażądał dla swego pana nadto całego kraju po Bug, Brześć i Pińsk. Fryderyk Wilhelm sięgał po Warszawę i Kraków, a dalej chciał mieć Żmudź i Kurlandię do Windawy, przy czym myślał kupić sobie Zubowa państewkiem buforowym. Wobec decyzji carowej, że Kraków i San- domierz mają być dla Austrii, zaś Żmudź i Kurlandia dla Rosji, ugiął się ga- binet wiedeński, lecz nie berliński. 3 stycznia 1795 r. Katarzyna i Franci- szek II ministerialnie zagwarantowali sobie udziały, zarazem projektując dal- szy rozbiór Turcji w duchu "greckiego projektu", łącząc się przymierzem 688 przeciw Prusom i przewidując wcielenie Wenecji do dzierżaw habsburskich. Na taki sukces polityczny Habsburga Hohenzollern odpowiedział pokojem bazylejskim z "królobójcami"3'. Zdawało się, że zgoda wśród zaborców pęk- nie. Już w Berlinie mówiono o przymierzu z Francją, Szwecją i Turcją; już Thugut przeciwstawiał możliwym pruskim projektom restytucyjnym państewko polskie, któremu się przydzieli odzyskane od Prus zabory (pewna grupa Po- laków myślała wtedy o podobnym państewku pod zwierzchnictwem Turcji). Ale demonstracja wielkich armii cesarskich i carskich tak zaimponowała Pru- som, że 24 października 1795 r. zgłosiły zgodę na plan Katarzyny. Ostatni król polski na zaproszenie carowej odjechał w styczniu 1795 r. do Grodna, rozdawszy zaufanym przyjaciołom swe archiwum. Jeszcze blisko przez rok wzbraniał się abdykować, choć mu obiecywano za to zapłatę długów. Dowiedziawszy się wreszcie o układzie trójdzielczym, podpisał abdykację 25 listopada [1796 r.). Po śmierci Katarzyny (1796) pojechał do Petersbur- ga i umarł w Pałacu Zimowym 12 lutego 1798 r. Rozgraniczeniem trzech zaborów zajęła się wspólna komisja pod auspicjami Katarzyny. Rosyjski szedł z południa Bugiem do Niemirowa, stamtąd prosto do Grodna, Niemnem i starą granicą pruską do morza. Pruski objął kraj po Pilicę, Bug i Niemen; austriacki - klin między Pilicą, Wisłą i Bugiem. Za- razem 26 stycznia 1797 r. w tajnym artykule dodatkowym do ostatecznej kon- wencji o sprawach nowych nabytków i o spłacie czterdziestomilionowego dłu- gu po Poniatowskim 3 mocarze zaręczyli sobie nawzajem, że samo imię Polski będzie na zawsze wymazane z prawa narodów. 16. Przyczyna ostatecznego rozbioru Polski Na okrwawionych zgliszczach Pragi czy u wrót turmy petersburskiej za późno pod datą 1795 r. rozpamiętywać własne nasze zaniedbania. To można było robić i to się zrobiło przed opowiadaniem o Trzecim Maju i Kościuszce, nawet przed Barem i reformami Czartoryskich. Nie oszczędziliśmy w tej książ- ce ani jednej słabej strony życia staropolskiego, obnażyliśmy wszystko, co wiodło do klęski, nawzajem podnosząc wszystkie ważniejsze przejawy odro- dzenia. Polacy, celowo zatruwani jak żaden inny naród europejski, dźwignęli się własnym rozumem i szli do ocalenia może nie dość szybko, krokiem nie dość pewnym i wyliczonym, ale niezachwianym. Jeszcze jedno pokolenie, a nikt by nie poznał wnuków epoki saskiej. Jeżeli też przy zamknięciu tej trumny wskazane są jakieś rozważania ogólne, to obejmują one - obok oko- liczności losowych - także rachunek sumienia, ale sumienia europejskiego, nie polskiego. Trzeci rozbiór ujawnił w całej prawdzie sens i tendencje pierwszego. Darmo się mówi, że wiek XVIII widział też inne postanowione lub częściowo wyko- nane rozbiory: Hiszpanii, Szwecji, Austrii, Prus, Turcji, i że wśród nich po- dział Polski stanowi tylko najbardziej typowe zjawisko. Jak już napomknęliś- 3' Po straceniu Ludwika XVI (21 stycznia 1793) Prusy jako pierwsze mocarstwo europejskie I koalicji podpisały układ pokojowy w Bazylei z rewolucyjnym rządem francuskim (15 kwietnia 1795). 689 my wyżej, we wszystkich tamtych wypadkach odcinano albo chciano odcinać kraje mechanicznie tyllco złączone w jedno państwo dynastyczne, pr Ly tym przeważnie kraje obcoplemienne lub ujarzmione: tutaj zadawano śmierć państwu złożonemu z obywateli, nie poddanych, a w konsekwencji także narodowi, który owo państwo, siedlisko wolności stworzył. Tak brzmiało w dziedzinie stosunków między- państwowych ostatnie wielkie słowo tego wieku, co nad wszystkie świętości wywyższył państwo absolutne, nienarodowe, bezprzymiotnikowe, "państwo" dla samego panowania. Ostatnie wielkie słowo, bo równocześnie inna katastrofa kniszyła podstawy samego owego bezlitosnego wieku, z jego "prawem międzynarodowym", jego królewskośaą z Bożej łaski, jego ustrojem przywilejowo-stanowym. Jednocześnie z Polską runęła stara monarchia francuska, a z jej pożaru powstał przy dźwiękach Marsylianki wolny naród Francuzów. Był-że to przypadek, czy akcja tych samych światem rr dzących sił? Chciałoby się spytać - oczywiście bez celu i skutku - czy rozbiór Polski w ogóle by nastąpił, gdyby w Wersalu panował jeszcze Król-Słońce, albo gdyby Napoleon pojawił się o kilkanaście lat wcześniej. Co do pierwszego przypuszczenia, niestety nawet taki hipotetyczny optymizm byłby podobno złudzeniem; już pnędzej by nam pomógł jaki zmartwychwstały K rtfli.ůNatomiast zbieżność chronologiczna kościuszkowskich bojów z okresem terroru we Francji więcej daje do myślenia. Podobnie jak w 1772 r. upadkiem swym uchroniliśmy od wielkiej klęski Szwecję i poniekąd nawet 'I >rcję, tak samo, tyllco bardziej samowiednie, w 1772-1795 r. zasłoniliśmy Francję i wszystko to, co ona niosła nowemu światu. Smubna misja, ale na wskroś rzeczywista. Ostateczny rozbiór trzeba było przyśpieszyć, aby dw6m głównym ogniskom demokracji czynnym nad Sekwaną i nad Wisłą nie dać rozgorzeć do tego stopnia, aż ich żar roztopi wiązania starego gabinetowo-koszarowego por Lądku rzeczy w Europie środkowej i wschod- niej. Zapewne, wstrząs id ey z sali Konwencji udzielał się także stosunkom międzynarodowym; wszelkie bezprawie jest zaraźliwe - ale do uskutecznienia traktatów 1793-1795 r. nie tczeba było anarchii sankiulotów ani anarchii sarmatów, zdziałała je anarchia międzynarodowa Hohenzollernów, gottorpskich Romanowów i lotaryńskich Habsburgów. Despoci Wschodu znaleźli w zniszczeniu Polski cel wspólny, który ich połączy na dziesiątki lat; ludy Zachodu, Agnlicy i Francuzi, zwalczały się nawzajem: w takim otoczeniu Polska, choc'by rozwinęła dwakroć większą siłę niż ta, którą stworzyli powstańcy kościuszkowscy, musiała ulec. Ponad wszelkie oczekiwanie w samej śmierci poczęło się tu nowe życie. Ocknął sie naród bez państwa i poczuł, że nie zginął. Ujr Lano w Europie w postaci Legionów jakby duszę polską błąkającą się bez ciała, a żądną wcielenia. Patrząc na nas, uświadomi sobie z czasem ludzkość, że naród cywilizowany żyć może, choć cierpi, pod obca nawet powłoką, bo jest on czymś silniejszym i głębszym niż forma państwowa, i że tę formę stworzy on prędzej czy później, gdy stanie się w całej pełni narodem - czynnym we wszystkich warstwach społecznych. I ukaże się przed Polską, obok konieczności walki o byt, nowe, zn6w mimowolne posłannictwo - przez obronę swego moralnego jestestwa ocalić samą zasadę narodowości, która w XIX i XX w. podkopie jej ciemięzców. Uwagi (s. 5) Odpór, z jakim spotkała się za Jana Kazimierza próba rozdarcia Rzeczypos- politej, był w rozmaitej mierze zasługą różnych warstw, ale przede wszystkim szlachty; tak też wygląda sprawa w artystycznym ujęciu Sienkiewicza. Ih Olgierd Górka ["Ogniem i mieczem'' a rzeczywistość historyczna, Warszawa 1934] dopatrzył się w tym szkodliwej legendy, a to zwłaszcza w powieści Ogniem i mieczem [Powieść z lat dawnych, t.1-3, Warszawa 1884] tudzież w Szkicach historycznych [Ludwika] Kubali [Seria I, ll, zob. Bibliografia], które dostarczyły pierwszego wątku autorowi Trylogii. Stąd głośna kampania obrazoburcza przeciw Wiśniowieckiemu i szlachcie, w wielu szczególach chybiona a przeważnie zbędna, ponieważ ujemnych sądów o Jaremie i pospolitym ruszeniu w dziejopisarstwie naszym nie brakło, a z literaturą rusko-ukraińską zaczęliśmy się poważnie liczyć. W szczególności dużo krytycyzmu wniósł do swych badań nad Wiśniowieckim Władysław Tomkiewicz [Jeremi WiśniowiecM (1612-1651), Warszawa 1933]. Miałajednak kampania p. Górki także swoją dobrą stronę, zmuszała bowiem dojeszcze ostrożniejszego traktowania legend i hipotez. (s. 407) Dwie obszerne rozprawy: Uwagi orientacyjne o Tatarach polskich i obcych, "Rocznik Tatarski" [R. 2: 1935] i Liczebność Tatarów Krymskich i ich wojsk, "Pr Legląd Historyczno-Wojskowy" [R. 8: 1936 z. 2] poświęcił dr Górka wykazaniu, że Tatarry Krymscy byli ilościowo wrogiem bardzo niepokaźnym. Że ich stereotypowa liczba "100000" przy boku chana lub "40000" jako silny czambuł znacznie pr Lewyższa rzeczywistość, domyślano się już dawniej, w każdym razie godząc się na ścinanie tradycyjnych liezb do połowy, musimy brać pod rozwagę także dane źródłowe, które w polemice z Górką pr Lytoczyli Zygmunt Lasocki [Ogniem i mieczem w świetle rewelacyj dra Górki, Kraków 1934; O Tatarach dra Górki, Kraków 1935; Czy SiC -zetuski byt Kozakiem?, Kraków 1935] i Stefan M. Kuczyński [Tatarzypod Zbarażem, "Przegląd Historyczno-Wojskowy", R. 8:1936 z. 1]: pr Zecież na zyskowną wyprawę po jasyr chętnie pisali się także rabusie mieszkający poza Krymem. Również ostrożnie należy obliczać i siły rosyjskie takiego np. Aleksego Michajłowicza, którego armie w 1655 r. Kubala [Wojna moskiewska. R. 1654-1655, w: Szktce historyczne, Seria III, zob. Bibliografia) szacuje na pbł miliona. (s. 412) Niezależnie od postulatów dra Górki ["Ogniem i mieczem" a rzeczy- wistość...], głównie dzięki Sienkiewiczowi [Ogniem i mieczem. Powieść z lat dawnych, Warszawa 1884; Potop. Powieść historyczna, t. 1- , Warszawa 1886] epoka Jana Kazimierza, zaniedbana po [Wiktorze) Czermaku [zob. Bibliogra- fia], Kubali [zob. Bibliografia] i Korzonie [zob. Bibliograóa] ściąga znów na 691 siebie uwagę historyków, zwłaszcza krakowskich. Rzucono nowe światło na Zbaraż, Beresteczko, Kiejdany, Gigantomachię, Czarnieckiego, Lubomirskiego, sprawy śląskie i pruskie, późniejsze stadia wojny moskiewskiej, reformy wew- nętrzne, odbudowę wsi. Szkoda, że poszukiwania szwedzkie nie idą w równie energicznym tempie. (s. 425) Nie sądzimy (jak dr K. M. Morawski) [ ródlo rozbioru Polski, studia i szkice z ery Sasów i Stanisfawów, Poznań 1935, s. 25-29), aby Karola Gustawa i Fryderyka Wilhelma podtrzymywała w ich zapędach antypolskichjakaś sekciarska, okultyzmem podszyta ideologia antykatolicka, czego oznaką miałby być sam nawet sztandar "rozbbjnika Eur,npy"; przecież Karol z równie morderrzą zapalczywością rzucił się na prntestancką Danię, a Fryderyk Wilhelm, ręka w rękę z Czamieckim i Montecuccolim, przyciśnie osłabionych Szwedów po 1657 r. Niemniej intrygi międzynarodowe protestantów w tym momencie, jak i za Zygmunta III, zasługują na baczne ledztwo. (s. 437) Fragmenta Andrzeja Maksymiliana Fredry ukazały się dopiero w 1667 r. ' Należy je jednak uznać razem z Korzonem [Dola i niedola Jana Sobieskiego. 1629-1674, s.100,101, zob. Bibliografta] za wyznanie wiary, ktbrąkierował się ich autor już w latach 1652 i 1660. (s. 438) Lubomirskiego tłumaczył, a Ludwikę Marię i Prażmowskiego odbrązowywał z wielką zajadłością Korzon [Tamże, s.15 191, 456--463], wpłynął on, zdaje się, także na sądy Kubali. Bądź co bądźjuż dalecyjesteśmy od popędliwych sądów w jednym lub w drugim kierunku: hancuska orientacja czy austriacka (w duchu osobliwszej ideologu Antoniego Walewskiego) sama pr Lez się nie pokrywała się z dobrem Polski; natomiast złem niewątpliwym była reakcja przeciw wysiłkom reformatorskim światlejszych doradców dworu. (s. 449-450) Archiwalia wiedeńskie są niestety do tej sprawy nadzwyczaj skąpe: nad wewnętr Lnym stanem Śląska w XVII w. należałoby dopiero prowadzić żmudne poszukiwania we Wrocławiu. (s.470-471) Wewnętrzna polityka Sobieskiego pomstaje zagadką; prawdopodob- nie polityki zasadniczej, rzeczowej, konstrukcyjnej wojownik ten stworzył niewiele. Pewne światło mogłyby na nią r Lucić papiery J. Wielopolskiego i Szczul i, których część spoczywa w niedostępnym archiwum Potockich. Po Gnińskim nic nie zostało. (s. 475) Do pr Leszłości należą spory o to, czy Jan nl obierał dobry kierunek w polityce zagra icznej. Minęły czasy, kiedy [Kazimier L) Jarochowski [zob. Bibliografta) musiał dowodzić, że zwycięstwo pod Wiedniem ocaliło także Polskę z wielkiego niebezpieczeństwa. Później; od 1686 r. wszystko by przemawiało za wycofaniem się z Ligi, gdyby nie stan wewnętrzny Polski, pr y któmn Austria bez trudu wywarłaby pomstę na niewiernych sprzymier Leńcach. (s. 509) Mocnych słów Askenazego [zob. Bibliografta) o tym "zbrodniarzu" i "zdrajcy stanu" nie można stosowae dosłownie do całego panowania. Pr Ly swej zmiennej, kalejdoskopicznej naturze Wettyńczyk mógł mieć, i miewał - jak to nazwał Jarochowski - lucida intervallaz; w szczególności trzeba mu przyznać bezwzględnąrację przeciwko opozycji w 1704 r., potem w 171 -1714 i 1717-1720. (s. 523-524) Józef Feldman [Geneza konfederacji tarnogrodzkiej, "Kwartalnik Historyczny", R. 42: 1928, s. 493-531] zdaniem naszym idzie za daleko, gdy 692 odrzucając jednostronną tezę dawną (także i naszą) o prowokacji saskiej, ja- ko celowo zmierzającej do zamachu stanu, widzi uboczne źródło zawieruchy w intrydze rosyjskiej i hetmańskiej, a główne w zachęcie szwedzkiej. Archi- wum Państwowe w Sztokholmie, o ile wiadomo, nie zawiera dokumentów, któ- re by to potwierdzały. Dział polski wprost urywa się na roku 1714 i luka trwa aż do misji Trautvettera (1719). Stenflycht był rodzajem kondotiera, a że wśród tarnogrodzian dużo było dawnych stanisławczyków, to rzecz natural- na, ale stąd nie wynika, by kierowała nimi ręka szwedzka. (s. 541) Flemmingowi należy się - w otoczeniu różnych Beichlingów, Mar- schallów i Manteufflów - szczegółowa polska monografia. Że nie należał on do zaprzysiężonych wrogów Polski, świadczą jego pisma w Bibliotece Drez- deńskiej zawierające nauki dla Fryderyka Augusta II, gdzie wyraża się o wol- nej społeczności polskiej z niekłamanym szacunkiem. (s. 566) Rzadko o kim tak rozeszły się sądy historyków, jak o Czartoryskich. Szujski w Dziejach Polski [zob. Bibliografia] przeznaczał im raczej dwie szu- bienice niż statuty; później, w wyjątkowej zgodzie z Henrykiem Schmittem [zob. Bibliografia] przeszedł jednak do wyrozumialszego sądu; podobną prze- mianę przeżył [Klemens] Kantecki [Stanislaw Poniatowski, kasztelan kra- kowski, ojciec Stanislawa Augusta, 2 t., Poznań 1880] w stosunku do Stani- sława Poniatowskiego. [Kazimierz] Waliszewski [zob. Bibliografia] silił się na bezstronność, przyznając Czartoryskim i Potockim jednakową dążność do po- stępu, a zwalając na fatum obezwładniającą Polskę równowagę sił partyj- nych. Bronili Familii [Richard] Roepell [Polen um die Mitte des XTiIIl Jahrhts, Gotha 1876], Meinert [Wyniesienie na tron Stanislawa Augusta, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 13: 1885, s. 32-54, passim] i [Władysław] Kisie- lewski [zob. Bibliografia], ze szczególnym przejęciem - Kalinka [zob. Biblio- grafia]; atakowali Korzon [zob. Bibliografia] i [Władysław] Smoleński [zob. Bibliografia]. Askenazy [zob. Bibliografia] umieścił ich w okropnej galerii zwyrodniałych magnatów epoki saskiej; z lekka aprobował za rok 1744, od- mówił sympatii w 1759 r., odmówił absolucji za 1764 r., dopiero przyjął ich pokutę w dobie barskiej, pod wrażeniem "rzymskiej" atestacji Salderna (ich własnego jurgieltnika). Mocno przeciwstawił się temu sądowi [Adam] Skał- kowski [Stanislaw August, król polski, Lwów 1930]. My, ogarniając całość z góry półwiekowej działalności starych książąt, dostrzegamy u nich rozum, energię, patriotyzm, wzrost doświadczenia, pod koniec zanik determinacji przy braku wiary w naród (aż zbyt dobrze zrozumiałym) i przy dużej dozie rodowej ambicji. (s. 591) Świadomie unikamy tu terminu "przyczyny upadku". Wszystkie elukubracje i kompilacje obcych pisarzy ([Ernst von der] Bruggen Polens Aufl sung [Kulturgeschichtliehe Skizzen aus den Letzten, Leipzig 1878], Roe- pell Polen im die Mitte des XI III Jahrhts, [Siergiej] Sołowiew Istoria padie- nja Polszi [zob. Bibliografia], Kostomarow [Poślednie gody Reći-pospolitoj. Istoriceskaja monografija, Petersburg 1870. [Gustaw] Grotenfeld [nie udało się ustalić, o jaką pozycję chodzi]), poświęcone wyliczaniu naszych usterek wewnętrznych albo zmierzały do wywołania, albo same podlegały sugestii, że "główną" przyczyną była słabość Polski z winy Polaków. Nic też dziwnego, że u świtu nowej Polski, w 1916 r. Oswald Balzer [Aus Problemen der lier- fassungs geschichte Polens von..., Krakau 1916] - chcąc przeciwdziałać owej sugestu, podjął się dowodu, że wszystkie te same niedomagania miały i inne 693 narody; odpowiedziano mu łatwo, że jednak takiego splotu różnych chorób nie zaznał żaden inny naród nowożytny. Spór o główną przyczynę czy też causa efficiens3, wznowił na Zjeździe wi- leńskim O. Górka [Optymizm i pesymizm w historiografii polskiej. Odwróce- nie pojgć, [w:] Pamigtnik TiI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Wilnie, t. 2, Lwów 1936]. Według niego "upadliśmy (348) z własnej winy, nie znalazłszy człowieka, który by umiał ciężką, a potem rozpaczliwą sytuację opanować i rozegrać w zwycięskiej obronie, ani nie wytworzywszy mimo cza- su chociażby zasadniczego zrębu ludzi politycznie i wojskowo przygotowa- nych, by aktu ratowania państwa dokonać. Nie znaleźliśmy ani człowieka, ani Iudzi, by na tle warunków liczbowych, porównawczo korzystnych, uratować państwo chociażby zmniejszone, bądź to w oparciu o Rosję, bądź to w walce z nią". A odrodziliśmy się "na tle warunków, które zaistniały z początkiem wieku XX, z własnej zasługi, wbrew zapędom obcych, dzięki istnieniu w mo- mentach najkrytyczniejszych a rozstrzygających zarówno kierownika miary nie napotykanej w naszych dziejach, jak dzięki nielicznemu wprawdzie i róż- nymi drogami pracującemu zrębowi ludzi zdolnych do walki o sprawę pol- ską". Tam więc w XVIII w. były "warunki liczbowe" porównawczo korzystne - w XX w. już tylko wrogie, minimalistyczne "zapędy obce". Wrócimy do tej sprawy w zamknięciu; tutaj na marginesie wszystkich dowodów, o "głów- nej przyczynie" chcemy zaznaczyć jedno: Nie pojmujemy, jak można p o r ó w- n y w a ć wytrzymałość nadpróchniałego dębu z siłą huraganu, albo nadwąt- lonej chaty z siłą bombardowania. Szkoda, że rozprawa metodologiczna Ta- deusza Brzeskiego o Teoryi przyczyn upadku Polski [Studyum metodyczne) w "Kwartalniku Historycznym" [R. 32: 1918, z 2-3] przeszła wśród history- ków bez dyskusji. (s. 632) Jak dojrzewały decyzje co do rozbioru w Berlinie i Wiedniu widać już z całą jasnością. Mniej widoczny jest analogiczny proces w Petersburgu. Robert Howard Lord [The Second Partition of Poland. A Study in Diploma- tic History, Cambridge 1915] - po części w ślad za Askenazym [zob. Biblio- grafia] - zwrócił uwagę na depesze Panina, które już w latach 1763, 1766 i 1767 wyrażały zgodę na udział Prus w rozbiorze. My odnaleźliśmy takie precedensy już za czasów wojny siedmioletniej (styczeń 1761 r.), a nie ulega wątpliwości, że i dawniej łany ukraińskie czy choćby białoruskie nęciły ro- syjskich aneksjonistów. Można by stąd wywnioskować, że Rosja parła do roz- bioru Polski z równą energią jak Prusy, i że program czy też "testament" Piotra I, polegający na wyłącznym opanowywaniu Rzeczypospolitej, jest wy- mysłem historyków; w takim razie polityka Czartoryskich i Stanisława Au- gusta polegała na złudzeniu, bo równie dobrze można było hołdować Berlino- wi. Otóż ów program po każdym wielkim tryumfie 1717 czy 1733, 1764 czy 1768 r. brał górę, to znów zamierał, aż upadł w 1771 r. Rosja musiała się go trzymać, bo jednocześnie skupiała siły przeciw Turcji. Podobnie Polska w XVII w. zrezygnowała z imperializmu hadziackiego, by zejść na aneksjonizm andruszowski, co jednak nie znaczy, żeby popierający ugodę hadziacką Ukra- ińcy byli od początku na fałszywej drodze. (s. 647) Informacja Otto Forsta Battaglu [zob. Bibliografia], jakoby Kau- nitz, ostrzeżony przez ks. Adama, dla zaszachowania pokus pruskich ofiaro- 3 (łac.) przyczynę sprawczą. 694 choró Wał Stanisławowi przez Reviczky'ego Galicję, nie znajduje w archiwum wie- deńskim żadnego uzasadnienia. Dwór wiedeński po sejmie 1778 r. otrzymał ie , ostrzeżenie od samego Reviczky'ego, ale przeszedł nad nim do porządku; wróce myślano tylko o zapobieżeniu takiej konfederacji, którą by Rosja kierowała ich W interesie Prus. 1y, nit (sů 649) Czy i w jakiej mierze masoneria forsowała rozbiór Polski? Według 'tuację Kazimierza M. Morawskiego [Źródlo rozbioru Polski, Poznań 1935] w niej o cza- trzeba szukać źródła naszej katastrofy. Jego wywodom nieraz rewelacyjnym, towa często olśniewającym, trzeba jednak zarzucić:1. że ekspansja kosztem słabych a, ani jest zjawiskiem powszechnym i naturalnym, niezależnie od podszeptu tajnych ować związków - dotyczy to zwłaszcza Drang nach Osten i wozsojedinienja Rusi; alce 2ů że ów [Achacy Ferdynand von] Asseburg, co według informacji Stanisła- kiem Wa Augusta miał dopiero podsuwać zaborcze myśli Fryderykowi i Katarzy- mo- nie, w 1771 r. nie miał już dostępu do rad petersburskich, a co więcej, odra- iary dzał swemu panu, landgrafowi heskiemu, sięganie po koronę polską, z czego róż- miał się zrodzić zamach konfederatów na króla; 3. że ów zamach nie wywarł eol- żadnego widocznego wpływu na decyzje rosyjskie ani austriackie. Wolnomu- tne larze mogli się przyczynić do rozbioru tylko przez to, że pogłębiali rozdarcie do W narodzie polskim (intryga drezdeńska), wzmogli niechęć do Polski Kata- ; ,- rzyny II (Czernyszew) i Józefa II (Lascy), oczerniali nas za granicą (robota W- dysydencka). Oczywiście wtajemniczenie Stanisława ani obroty osobiste Mo- t- kronowskiego czy Moszyńskiego nie mają z robotą podziałową żadnego związ- a- ku. e (s. 650-659) Korzon [Wewngtrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta zob. - Bibliografia], a zgodnie z nim Smoleński [Z dziejów wewngtrznych Polski za króla Stanislawa Augusta, [w:] Pisma Historyczne, t. 3, Kraków 1901 s. 3- ; -52], wysoko cenią postęp Polski na różnych polach w okresie po pierwszej i. katastrofie. Pierwszy jednak mieni Poniatowskiego zdrajcą, drugi pomawia - go tylko w pewnych momentach o podłość. Lord wyraża się o postępach tego . okresu lekceważąco; podobnie Skałkowski, który słusznie jednak akcentuje ; twórczą rolę króla w przeciwieństwie do bałamuctw magnatów, nawet młod- szego pokolenia Familii. (s. 660) Jeden z największych sporów toczył się u nas o orientację politycz- ' ną Wielkiego Sejmu. Obrona Potockich i towarzyszy jest tu o tyle trudna, że oni właśnie prowadzili sejm i jego dyplomację, a trudno wyliczyć, co byłoby nastąpiło, gdyby sejm opowiedział się za Rosją. Tezę kołłątajowską, że rozum i miłość ojczyzny były po stronie patriotów, a tylko ich sprzymierzeńcowi za- brakło uczciwości, zwalczał Kalinka; podjął ją na nowo z nadzwyczajną wy- mową i siłą argumentacji Askenazy, który dla odróżnienia odpowiedzialno- ści Potockich za 1792 r. od winy Czartoryskich w 1764 r. przytoczył za Koł- ' łątajem dystynkcję między tymi, którzy "uwodzić się dają obrotom złej wia- ry", a tymi, którzy "zawód cierpią z niestałości bądź osób, bądź rzeczy na świecie. Pierwszych o własną nieroztropność, drugich za los przeciwny lub za cudze chyba przestępstwa winować można". Tak by było, gdyby historia i życie były areną, gdzie chodzi tylko o to, która strona drugą przechytrzy; my zasadniczej moralnej różnicy między mylną oceną ludzkich dążeń i ludz- kiej uczciwości nie widzimy. Zresztą [Bronisław] Dembiński [Polska na prze- omie, Lwów 1913] przytłoczył tezę Askenazego [Przymierze polsko-pruskie, Warszawa 1901] mnóstwem dowodów nieustającej złej wiary Prus. Lord zda- 695 niem naszym najsprawiedliwiej zważył na jednej szali wiadome złudzenia Potockich, na drugiej wątpliwe możliwości polityki króla. (s. 677) Wbrew Korzonowi [Wewngtrzne dzieje Polski...] i Smoleńskiemu [Konfederacja Targowicka, Kraków 1903] O. Górka [Optymizm i pesymizm..., s. 338-367], który zresztą źródłowo tych czasów nie badał, znalazł w obozie Targowicy 9/10 narodu i przypisał wielkie znaczenie faktowi, że w powiecie lidzkim 1400 szlachty przystąpiło do Targowicy, a tylko 12 zdecydowało się bronić Konstytucji. Choćby setki tysięcy akcedowały do Generalności Szczę- snego - czego w całej Rzeczypospolitej, jak wiadomo, nie było - to jeszcze należałoby odróżnić akces pod terrorem od dobrowolnego, odróżnić chęć ra- towania kraju przed rozbiorem (król i Kołłątaj) od małoduszności, odróżnić wreszcie stanowisko przeciwne tylko dziedzicznej monarchii od reakcji odrzu- cającej wszelki postęp. Zbawienie Polski nie zależało od powołania na tron dynastu saskiej, nikt też chyba nie zaliczy do Targowicy tych mnogich sej- mików, które w listopadzie 1790 r. aprobowały jedynie doraźny obiór na- stępcy tronu, a odrzucały dziedzictwo tronu. (s. 684) Nad powstaniem kościuszkowskim wisi podejrzenie, że zostało spro- wokowane przez złych sąsiadów. Pisał o tym Askenazy [Ks. Józef Poniatow- ski 1763-1813] w "Tygodniku Ilustrowanym" w 1905 r. Fakty przezeń przy- toczone nie ulegają wątpliwości; Petersburgowi, a bodaj również Wiedniowi, musiało zależeć na jak najprędszym zlikwidowaniu sprawy polskiej, zanim ogień Rewolucji dosięgnie Europy Środkowej. Stąd jednak, rzecz prosta, nie wynika, żeby Insurekcja, jak chcą niektórzy publicyści, była krokiem samobój- czym na równi z późniejszym powstaniem styczniowym. Stanowiła ona akt koniecznej samoobrony dla ciała i duszy Polski. Innego wyboru jak "bić się i pobić" wówczas nie było. Bez powstania mielibyśmy w roku 1807 i 1812 za- miast Tadeuszów i Jacków - pokolenie rejentów i asesorów. (s. 685) Skałkowski [Kościuszko w świetle nowych badań, Poznań 1924 oraz Z dziejów insurekcji, Warszawa 1926] w swym krytycznym nastawieniu wobec Kościuszki i jego towarzyszy posuwa się do przypisywania tłumowi warszaw- skiemu najniższych pobudek. Nawet ci, co w listopadzie biegli fortyfikować Pragę (zamiast wywieszać białe chorągwie), czynili to z tchórzostwa, z oba- wy o majątek. (s. 686) Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe dzieje "legendy maciejowic- kiej" wyśledził ze ścisłością znakomitego filologa Józef Trietiak [Finis Polo- niae. Historja legendy maciejowickiej i jej rozwiązanie, Kraków 1921]. Wy- mysłem okazały się nie tylko słowa: Finis Poloniae, które skomponował za- raz w październiku 1794 r. Niemiec [Johann Godfried] Seume ["Sudpreussi- sche Zeitung", R. 10: 1794, nr 24 i 25], redaktor "Sudpreussische Zeitung", ale i rzekome powtórzenie tych słów [Louisa Filipa] Segura w Decade histo- rique [Decade historique au tableau politique de I'Europe, depuis 1768jusqu'en 1796, contenant un precis des revolutions de France, de Brabant de Hollande et de Pologne, t. 1-3, Paris 1824]. Lekkomyślnie złośliwa wersja była na wy- marciu, kiedy ją ożywił Słowacki w Beniowskim (1848) [wyd. 1 Lipsk (wł) Paryż 1841], a powtórzył Witwicki [Wieczory pielgrzyma, t. 2, Paryż 1842], po czym Leonard Chodźko [Biographie du general Kościuszko, Fontainebleau 1837] uznał za stosowne (1850) spreparować list Naczelnika do Segura (31 paź- dziernika 1803), niby prostujący uwłaczające słowa, których mu ów Francuz nigdy w usta nie włożył. Ów list na wiarę Chodźki przedrukowano w Zbio- 696 rze traktatów "Angebera" [Leonard Chodźko, pseud. Comte d'Angeberg, Re- cueil des traites, conventions, actes, notes, capitulations et pieces diplomatique concernant la guerre franco-allemande, Paris 1873], a przyjął go za auten- ; tyczny nawet taki sumienny badacz jak Korzon. Przy sposobności Tretiak przypomniał tę prawdę, że Kościuszko - jak świadczy Niemcewicz - nie chcąc przeżyć ojczyzny, próbował wystrzałem w usta pozbawić się życia, króci- ca jednak nie wypaliła, a w chwilę potem szabla kozacka pozbawiła Naczel- nika przytomności. (s. 687) Generałowi Ponińskiemu zaszkodziło nazwisko, coraz gorzej brzmią- , ce w XVIII wieku. Odgłosem niechętnej opinii stali się [Franciszek] Paszkow- ski Żywot Tadeusza Kościuszki. [Dzieje Tadeusza Kościuszki pierwszego na- czelnika Polaków. Przez Generala Paszkowskiego, 1872] i Segur [Politique de tous le cabinets de l'Europe pendant les regnes de Louis XTi et Louis Xlil..., t. 1-3, Paris 1801]; badały sprawę komisje i sądy. Poniński, broniąc się wy- rzucał Kościuszce, że,.jest winowajcą klęski, że stracił głowę, że działał bez planu, że nie miał dość odwagi, by umrzeć z honorem". Reagując na takie oskarżenia, Korzon [Kościuszko, Rapperswill 1894] ponowił przeciw Poniń- skiemu zarzut "opieszałości i nieudolności, jeśli nie zdrady". M. Kukiel [pseud. Stach Zawierucha Powstanie kościuszkowskie, Warszawa 1911] jednak na podstawie najskrupulatniejszych dociekań nie znalazł "żadnych znamion braku dobrej woli z jego strony przy wypełnianiu powinności żołnierskiej w dniu klęski". (s. 689) Uważaliśmy za wskazane osobno oświetlić katastrofę Rzeczypospo- ' litej, a nie łączyć tej sprawy z analizą jej słabości przed reformami Czarto- ryskich, ponieważ pisarze, którzy te sprawy rozpatrywali łącznie, ściągali w jedną całość zjawiska różne i zwykle tracili przy tym równowagę sądu. Mi- kołaj Karejew, omawiając Upadek Polski w literaturze historycznej (przekł. pol. Kraków 1891), topił winę napastników w grzechach i usterkach narodu napadniętego. Współpracownicy zbiorowej książki o Przyczynach upadku Pol- ! ski. Odczyty, Kraków 1917, przeważnie dążyli do złagodzenia ciemnych barw w obrazie Polski przedrozbiorowej, odsuwając "winę" z jednej dziedziny do drugiej. Publicysta [Antoni] Chołoniewski [Duch dziejów Polski, wyd. IV. Warszawa 1932 oraz Początki dziejów naszych. Ich linja przewodnia, War- ; szawa 1923] dopatrzył się u nas wyprzedzania Europy w pochodzie ku rozum- nej wolności na całym obszarze od XV w. do XVIII i przedstawiał rzecz tak, jak gdyby Europa bała się owej złotej wolności (Zamoyskich, Fredrów czy Konarskich?), więc postanowiła nas zniszczyć. Bobrzyński [zob. Bibliografia] wreszcie, odrzucając tę skrajność, obstawał przy swoim nie mniej skrajnym ; uogólnieniu, że przyczyną upadku Rzeczypospolitej była nie przemoc, lecz na- sza własna wielowiekowa wina. "Gorszym objawem było, że [...] za trującym haszyszem Chołoniewskiego oświadczyli się niektórzy historycy, a jeden z nich, Konopczyński, ujrzał w nim >>zwycięstwo nad ciężką zmorą, szkołą hi- storyczną krakowską<<. Wylała się w powiedzeniu tym żółć historyka, który dla polityki nacjonalistycznej w historii naszej nie może znaleźć podstawy." Przytaczając te słowa Bobrzyńskiego szeroko czytane w IV wydaniu Dzie- jów Polski, t. 2, s. 322, i zapewne komentowane, śmiemy wyrazić nadzieję, że myślący czytelnik sam sprawdzi w naszych szkicach Od Sobieskiego do Ko- ściuszki, jak my rozumieliśmy ową "zmorę", i jak naszej ironu wolał nie ; rozumieć Bobrzyński. 697 (s. 690) Jedną rękę, mianowicie masońską, zgaduje w upadku monarchu francuskiej i Rzeczypospolitej Polskiej K. M. Morawski. Jeżeli autor ten ża- łuje ancien regime'u, to musimy mu przypomnieć - za Albertem Sorelem [Sprawa wschodnia w XTilII wieku. Pierwszy podział Polski i traktat kainar- dżyjski, Lwów 1903 oraz La question d'Orient au XTiIlI siecle, Paris 1887] - że Polska właśnie padła ofiarą obyczajów i tradycyjnych idei świata przedrewolucyjnego. Posłowie Wstęp J. Maternickiego do obecnej edycji Dziejów Polski nowożytnej prze- konywająco dowiódł jej potrzeby. Przypomniał też oceny tego dzieła formu- łowane w różnych okresach. Szerzej o znaczeniu dorobku naukowego Wła- dysława Konopczyńskiego, w tym i o wartości niniejszej syntezy, w sposób jak najbardziej kompetentny wypowiedzieli się najznakomitsi współcześni znawcy różnych okresów historii Rzeczypospolitej szlacheckiej podczas sesji zorganizowanej w 1977 r., poświęconej miejscu Konopczyńskiego w historio- grafii 1. W tej sytuacji jeszcze jedna próba oceny całości i poszczególnych czę- ści Dziejów byłaby zbędnym przedsięwzięciem, trzeba by bowiem po prostu przytaczać bądź streszczać wspomniane wypowiedzi. Odsyłając zainteresowa- nych do materiałów z tejże sesji i do Wstgpu, w Poslowiu ograniczymy się do konfrontacji sposobów ujmowania w dziele Konopczyńskiego niektórych tylko faktów, wydarzeń i zjawisk z ich interpretacją w nowszych monogra- iach i syntezach. Wydaje się, iż będzie to bardziej celowe, gdyż Dzieje Pol- ski nowożytnej są nie tylko ważnym dokumentem myśli historiograficznej, ale także wciąż niezastąpioną syntezą epoki staropolskiej, mimo iż w niektórych dziedzinach stan naszej wiedzy o przeszłości jest dziś rozleglejszy niż w cza- sach Konopczyńskiego. Nadal jednak z powodzeniem służą one studentom i twórcom nauki historycznej, będąc pozycją, którą najczęściej chyba znaj- duje się w przypisach i bibliografiach współczesnych prac poświęconych dzie- jom Rzeczypospolitej XVI-XVIII w. Władysław Czapliński słusznie zauważył, a potwierdzili to inni uczestnicy wspomnianej sesji, że najlepszymi partiami Dziejów są rozdziały poświęcone "omówieniu polityki państwa" zwłaszcza drugiej połowy XVII i XVIII w 2 . , chociaż niektóre zjawiska w nich przedstawione w nowszych studiach ujmo- wane są bardziej wszechstronnie. Tak jest na przykład w przypadku koli- wszczyzny, a w pewnym stopniu nawet i konfederacji barskiej. W pracach poświęconych wydarzeniom doby "potopu" bardziej podkreśla się udział chło- pów. Inaczej patrzymy dziś na genezę, charakter i przebieg powstań kozac- kich, a zwłaszcza na wydarzenia roku 1648 i następnych. Jerzy Łojek stara się wprowadzić do obiegu naukowego odmienne niż Konopczyński i jego ucz- niowie oceny Stanisława Augusta Poniatowskiego i stronnictwa patriotyczne- go. Ogromna jednak większość współczesnych badaczy drugiej połowy XVII i XVIII w. jest zdania, iż najlepsze ogólne ujęcie badanych przez nich wy- darzeń dał przed nimi W. Konopczyński3. 1 Materialy sesji naukowej pt. Miejsce Wladys awa Konopczyńskiego w historiografu (w 25 rocznicg śmierci), "Studia Historyczne", R. 22:1979, z. I, s. 63-84. z W. Czapliński Wladyslaw Konopczyriski jako historyk XTi1 i Xlrl1 w., tamże, s. 68 i 70. 3 Zob. na przykład Z. Wójcik Jan Sobieski 1629-1696, Warszawa, s. 576. 699 Znacznie więcej nowych interpretacji wielu problemów, nawet z dziedziny polityki, w porównaniu z ustaleniami zawartymi w Dziejach wnoszą współ- czesne studia poświęcone czasom ostatnich Jagiellonów i pierwszych czte- rech królów elekcyjnych. W. Czapliński, odnoszący sig ze szczególnym pie- tyzmem do dorobku naukowego swego mistrza, na wspomnianej sesji wymie- nił kilkanaście spraw, które w świetle ostatnich badań można, a niekiedy i trzeba ujmować inaczej, niż uczynił to Konopczyński. Listę ich, wydaje się, należałoby rozszerzyć. Ustalenia W. Czaplińskiego, K. Lepszego, S. Bodniaka, K. Grzybowskiego, J. Bardacha, J. Marciszewskiego, J. Seredyki, J. Tazbira, W. Uruszczaka i innych wnoszą bowiem o rewizję przynajmniej kilkunastu dalszych zawartych w Dziejach Polski nowożytnej tez ogólniejszych i twier- dzeń szczegółowych. Inaczej m.in. ocenia się dziś rolę szlachty w państwie i jej kulturę polityczną (przynajmniej w niektórych okresach), parlamenta- ryzm, czas i przyczyny załamywania się tolerancji religijnej, jak też rozwój i charakter stosunków z innymi państwami, na przykład z Brandenburgią oraz polityki wobec lenna pruskiego w czasach Zygmunta III i Władysława IV. Niemniej ogromna większość ustaleń, wyjaśnień i ocen zawartych w syn- tezie Konopczyńskiego, a odnoszących się także do wydarzeń ustrojowych i politycznych XVI i pierwszej połowy XVII w. pozostaje niepodważona. Na przykład w historiach państw skandynawskich napisanych przez autorów pol- skich interpretacja stosunków polsko-duńskich czy polsko-szwedzkich jest zgodna z występującą na kartach Dziejów. Podobnie zawarte tamże, wyważo- ne stanowisko w sprawie hołdu pruskiego 1525 r. akceptowane jest obecnie przez wielu badaczy i podtrzymywane w nowych syntezach. Także badania szczegółowe potwierdzają w większości przypadków generalne tezy Konopczyń- skiego4. Przedstawione zaś w jego dziele oceny wybitnych postaci znajdują w zasadzie uznanie w oczach autorów obecnie piszących o tychże osobach. Na przykład współczesne charakterystyki Zygmunta I, Zygmunta Augusta, Władysława IV, Jana Kazimierza czy Jana III Sobieskiego, że wymienimy tylko panujących, niewiele różnią się od zawartych w syntezie Konopczyń- skiego. Jeśli zaś z niektórymi współcześni badacze nie zgadzają się, jak na przykład Jarema Maciszewski z oceną Zygmunta III, to chcąc przezwyciężyć je, muszą zdobywać sig na bardziej wszechstronne ujęcia. Dla Konopczyńskiego bowiem w osądzie wybitnej jednostki liczyła się nie tylko - a Emanuel Rostworowski twierdzi, że nawet nie tyle - skuteczność jej działań, co intencje5. Starał się Konopczyński, choć nie zawsze konsekwent- nie - o to chyba mógł mieć pretensje Władysław Czapliński, mówiąc, że zbyt pozytywnie oceniony został Zamoyski - patrzeć na działalność polityka z pun- ktu widzenia etyki. Można byłoby znaleźć jeszcze wiele drobniejszych kwestu, które w nowych rozprawach ujmowane są odmiennie niż w Dziejach Polski nowożytnej, i jeszcze więcej takich, co do których ustalenia Konopczyńskiego są potwierdzane. Nie ma jednak większego sensu ich wyliczanie. Podobnie jak nie wydawało się 4 Na przykład K. Baczkowski generalnie potwierdza oceny Konopczyńskiego do- tyczące zjazdu wiedeńskiego i jego skutków. K. Baczkowski Zjazd wiederiski I515. Geneza, przebieg, znaczenie, Warszawa 1975. 5 E. Rostworowski Historyk Rzeczypospolitej, [w:] W. Konopczyński Pod trupią glówką, Warszawa 1982, s. 89-91. 700 celowe streszczanie poglądów współczesnych historyków, którzy w innym świetle ukazują wspomniane wyżej problemy. Zainteresowani bez trudu do- trzeć mogą do odpowiedniej literatury, ułatwi to znajdująca się w tomie dru- gim uzupełniona bibliografia. Spróbujemy natomiast, wykorzystując wyniki badań ostatnich dziesięcioleci, szerzej zająć się czynnikami, które według Konopczyńskiego miały decydujący wpływ na upadek Rzeczypospolitej. Należy podkreślić, iż uwagi przedstawio- ne niżej są tylko jedną z możliwych propozycji interpretacyjnych. Podzielając generalną tezę autora Dziejów, że do utraty przez Polskę bytu państwowego w ostatecznej mierze przyczyniła się interwencja obca, bliżej chcielibyśmy przyjrzeć się przyczynom, które doprowadziły do wewnętrznego rozkładu Rzeczypospolitej i umożliwiły skuteczność działań wrogich sił i ob- cych państw. Według Konopczyńskiego wewnętrznymi źródłami słabości były: wadliwy ustrój oraz struktura i stosunki społeczne. Ponieważ ewolucja ustrojowa przebiegała w innym niż zmiany stosunków społecznych tempie, dla jasności obrazu rozpatrzymy je oddzielnie. Za najważniejszą ustrojową przyczynę upadku Rzeczypospolitej autor Dzie- jów uznawał liberum veto, które wraz ze wzrastającą wszechwładzą mas szla- checkich miało być największym i wpływającym na wszystkie dziedziny życia złem. Zasada jednomyślności stała się obowiązującym prawem u progu cza- sów nowożytnych i pozostawała nim do 1791 r. Szlachta jako stan ciągle natomiast zwiększała swe znaczenie społeczne w stosunku do innych stanów i rozszerzała swe prerogatywy polityczne, ograniczając władzę królewską. Jej zaś najważniejsza instytucja samorządowa - sejmik - poczynając od czasów Stefana Batorego przejmowała coraz więcej kompetencji centralnych i tery- torialnych organów władzy państwowej, w tym także i sejmu6. Konopczyński, będąc chyba przeświadczony o ogromnej wadze norm praw- nych i form ich realizacji w życiu społeczno-politycznym, uważał, iż wadli- wość ustroju Rzeczypospolitej pogłębiła się w okresie "złotego wieku", a nie tak jak konsekwentni "optymiści", że kryzys nastąpił z powodu odchodzenia od "zdrowych urządzeń" tych czasów. Jego zdaniem, szlachta dzięki ruchowi egzekucyjnemu i sprzyjającym okolicznościom (wygaśnięciu linii męskiej Ja- giellonów) wzmocniła tak bardzo swą pozycję w państwie, że po uchwaleniu artykułów henrykowskich wszystkie ważniejsze decyzje państwowe miały za- leżeć od woli setek tysięcy "panów braci". To zaś, oraz fakt, że mimo odmien- nej w ostatnim dziesięcioleciu rządów Zygmunta Augusta i jeszcze przez długi czas potem praktyki, unanimitas pozostała prawem obowiązującym przy uchwa- laniu ustaw, miało decydujące dla przyszłości znaczenie. Niezaprzeczalny natomiast rozwój Rzeczypospolitej we wszystkich innych dziedzinach w tym okresie tłumaczył Konopczyński wyjątkową zasługąjej władców i obywateli. Nie potrafili oni wprawdzie ukształtować ustroju, który zapewniłby państwu polsko- -litewskiemu utrzymanie mocarstwowej pozycji na wieki (Konopczyński wierzył, iż dobry ustrój polityczny dałby taką szansę), byli jednak na tyle rozumni, ofiarni i odpowiedzialni, aby tworzyć pomyślną, a nawet wspaniałą teraźniejszość. b Por. W. Czapliński Autorytet państwa i jego organów w oczach szlachty w Xlil i XTil1 w., "Zeszyty Naukowe KUL", R. 20: 1977, nr 3-4, s. 87-98; A. Lityński Sej- miki ziemskie koronne Rzeczypospolitej w okresie oligarchii, "Czasopismo Prawno- -Historyczne", R. 35:1983, z. I, s.177-192. 701 Rozumu, ofiarności i odpowiedzialności obywatelskiej starczyło niestety tyl- ko w jednym pokoleniu, musiało natomiast zabraknąć w następnych. Ustrój Rzeczypospolitej stawiał obywatelom, według autora Dziejów, "nadludzkie" wymagania, których przez dłuższy czas wypełniać nie byliby w stanie. Trudno bowiem sobie wyobrazić, aby tysiące szlachty, mając prawo veta, dobrowol- nie chciały się pogodzić na ofiary na rzecz państwa, zwłaszcza gdy nie istniało niebezpieczeństwo zewnętrzne, a wewnątrz interesy stanu szlacheckiego także nie były zagrożone. Tym bardziej, że zdaniem Konopczyńskiego, zasada je- dnomyślności nie sprzyjała wyłanianiu szlacheckich przywódców o wielkiej indywidualności, którzy potrafiliby podporządkować współobywateli intere- som Rzeczypospolitej i zdolni byli wybierać najlepsze dla państwa rozwiąza- nia w sprawach polityki wewnętrznej i zagranicznej. Możnowładztwo nato- miast, dziedzicznie niejako predestynowane do roli elity politycznej, wzmoc- nione po unii "zastrzykiem" oligarchii litewsko-ruskiej, w działalności publicz- nej bardziej kierowało się interesami własnych rodów, szukając "coraz częś- ciej natchnień i środków za granicą" (s. 500). Konopczyński nie uważał jednak, aby sytuacja, w jakiej znalazła się Rzecz- pospolita wskutek utrzymania się zasady jednomyślności i wzrostu preroga- tyw politycznych szlachty, prowadziła nieuchronnie do ostatecznego upadku. "Od degradacji uratować ją mógłby tylko albo cud władzy, narzucający się wolnym duchom, albo jeszcze większy cud obywatelskiego wychowania" (s. 375). Był też przekonany, iż ten drugi "cud", przede wszystkim dzięki wysiłkom mądrych wychowawców, zaczął się spełniać, zabrakło jednak czasu i sprzyja- jących okoliczności, by mógł zrealizować się całkowicie. Współcześni badacze nie są zgodni w ocenach przyczyn długotrwałego kry- zysu wewnętrznego. Niektórzy twierdzą, że ustrój państwa polskiego nie gwa- rantował rozwoju, a nawet utrzymania tej pozycji, jaką zajmowało ono w chwili ukształtowania się ustroju, a to dlatego, iż nie wykształciły się in- stytucje (przede wszystkim biurokracja), które były podstawą potęgi nowożyt- nych państw europejskich. Jednak dużo jest również głosów łagodzących te oceny negatywne. Wskazuje się, że to właśnie ten ustrój i kultura polityczna w okresie egzekucyjnym, czyli w czasie walki o ostateczny kształt ustrojowy, stanowiły najważniejsze czynniki, umożliwiające integrację Rzeczypospolitej. Dzięki nim Polska pozostała w zasadzie do końca swych dni "państwem bez stosów". One to również w dużej mierze sprawiły, że Rzeczypospolita jeszcze przez wiele dziesięcioleci po śmierci ostatniego Jagiellona zdobywała się na skuteczną obronę, a nawet i poszerzanie swych granic. Pozostawała też, w po- równaniu z innymi państwami wstrząsanymi wówczas wojnami domowymi i powstaniami ludowymi, oazą ładu, tolerancji i spokoju wewnętrznego. Wskazuje się też, że sam fakt wielkiej liczebności szlachty nie mógł być jednym ze źródeł wewnętrznej słabości. Badania Jaremy Maciszewskiego uza- sadniają raczej pogląd, iż to właśnie istnienie 10"/o obywateli posiadających pełnię praw politycznych zadecydowało o tym, że w dziejach Rzeczypospolitej był "złoty wiek". Stopniowy upadek następował dopiero, gdy coraz większa liczba szlachty przestawała być prawdziwymi obywatelami, stając się klien- tami lub ziemianami nie wybiegającymi ani myślą, ani działaniem poza gra- nice swego folwarku. Zmieniają się też poglądy współczesnych badaczy na rolę zasady jedno- myślności w ewolucji ustroju Rzeczypospolitej. Niezwykle ważne i trafne jest 702 zwłaszcza twierdzenie Juliusza Bardacha, że zasada ta, uznawana przez Ko- nopczyńskiego i wielu innych za główną konstytucyjną przyczynę wewnętrzne- go upadku, była tylko instytucjonalną formą przyczyn tkwiących głębiej, chociaż ona też miała wpływ - od połowy XVII w. - na zaostrzanie się i pogłębianie kryzysu'. Ustrój Rzeczypospolitej, do którego egzekucjoniści zmierzali i który w wy- niku ich walki ukształtował się, acz w sposób daleki od ideału, coraz częściej określa się mianem monarchia mixtas. Charakteryzował się on przede wszyst- kim suwerennością prawa i podziałem władzy między współdecydentami, któ- rymi obok króla i jego rady stał się stan "rycerski". Sprawowanie rządów w tym ustroju było trudne, na ważne bowiem decyzje musieli zgodzić się wszyscy mający prawa polityczne. Przez to jednak władza mogła mieć szerszą i trwalszą podstawę. Instytucją, która umożliwiała uzgadnianie woli wszystkich uczestników wła- dzy, stał się sejm. Początkowo skupiał on radę królewską oraz delegacje sa- morządnych ziem i podejmował uchwały przede wszystkim w sprawie podat- ków. Aby decyzje te obowiązywały we wszystkich ziemiach, musieli na nie wyrazić zgodę przedstawiciele szlachty tychże ziem. Po 1505 r. także i stano- wienie prawa uzależnione zostało od zgody wszystkich sejmujących. W cza- sach Zygmunta I nastąpiło poszerzenie się sejmu przez włączenie w jego skład króla, który ze stanu stojącego obok, a nawet ponad, stał się stanem w sej- mie. Zmienia się wówczas rola senatu, który poza dotychczasową funkcją rady królewskiej miał być także "stróżem" praw koronnych i pośrednikiem między stanem "rycerskim" a władcą. Następował też wówczas - lub może nawet nieco wcześniej - proces przekształcania izby niższej ze zbiorowiska delegacji ziem w izbę reprezentantów całego stanu szlacheckiego. Wiązało się to ze wzrostem poczucia odpowiedzialności szlachty i jej przedstawicieli. Według badań W. Uruszczaka posłowie już, od lat trzydziestych-czterdziestych XVI w. czuli się odpowiedzialni nie tylko za swą ziemię, ale i za całą Rzeczpospolitą9. Dowodziło to dużej integracji szlachty koronnej i jej oby- watelskiego uświadomienia. Z drugiej zaś strony powszechne przekonanie o wartości obywatelstwa, o niezbywalności praw, ale także i obowiązków- z odpowiedzialnością za wspólnotę na czele - nakazywało utrzymanie za- sady jednomyślności, dającej prawo wypowiadania swego zdania każdemu przedstawicielowi szlachty. Zwłaszcza że praktyka w czasach ostatniego Ja- giellona dowodziła, iż można, mimo to, skłonić mniejszość, i to mającą du- żo do stracenia, do podporządkowania się woli większości. Poczucie odpo- wiedzialności za Rzeczpospolitą, wzgląd na jej dobro wywierały bowiem wielki nacisk moralny. Słusznie jednak Konopczyński twierdził, że rozwój państwa, posiadającego ustrój taki jak Rzeczpospolita "złotego wieku", wymagał od ludzi mających prawo współdecydowania o jego losach wielkich walorów moralnych. Aby mieszana forma rządów mogła się utrzymać, ogół obywateli powinna stale ' J. Bardach Sejm dawnej Rzeczypospolitej jako najwyższy organ reprezentacyjny, tamże, s.145. s Bardzo interesujące rozważania na ten temat przedstawił J. Ekes w pracy Cztery tradycje polskiego demokratyzmu, Warszawa 1981, s. 2 52. 9 W. Uruszczak Sejm walny koronny w latach 1506-1540, Warszawa 1980, s. 40-41. 703 cechować olbrzymia świadomość odpowiedzialności za wspólnotę i zdolność do należytej oceny sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej. Niezbędne było też pielęgnowanie wartości, którymi kierowali się kształtujący ten ustrój w cza- sach ostatnich Jagiellonów. Były nimi: suwerenność prawa, wolność dopeł- niona wartością Zgodylo i równość. Głosiciele jej uznawali jednak potrzebę istnienia senatu i chcieli senatorów uznawać za "braci starszych". Wyznaczali im ważną rolę "stróżów" prawa i wolności - z tym, że chcieli, aby urzędy senatorskie otrzymywali ludzie najbardziej zasłużeni dla Rzeczypospolitej. Za- sługi dla państwa i społeczeństwa, a nie majątek, urodzenie w rodzinie moż- nowładczej czy wysługiwanie się panującemu miały być więc według egze- kucjonistów kryterium wyłaniania najwyższych elit. W systemie monarchii mieszanej konieczna była również integracja społeczeństwa szlacheckiego dla utrzymania autorytetu i realnego znaczenia króla i sejmu oraz utrwalania zgodnego z założeniami ustrojowymi znaczenia stanów sejmujących. Wiadomo, że poegzekucyjne pokolenia nie sprostały tym wymaganiom i w państwie polsko-litewskim zapanował w końcu system oligarchii magnac- kiej, który zadecydował o wewnętrznym upadku Rzeczypospolitej. Dlaczego załamała się forma monarchii mieszanej ? Interpretując to zjawisko, należałoby mniejszą niż w Dziejach Polski nowo- żytnej rolę przypisać "przyczynom konstytucyjnym". Podstawowe zasady ustrojowe nie zmieniły się przecież. W drugiej połowie XVII i w XVIII w. nie podważono na przykład zasady suwerenności prawnej sejmu, chociaż od połowy XVII stulecia w praktyce coraz więcej kompetencji tego organu przejmowały sejmikill. Nie uchwalono też konstytucji wprowadzającej libe- rum veto. W 1625 r. uznano jedynie, że sprzeciw jednego oznacza naruszenie obowiązującej od półtora wieku zasady jednomyślności i uniemożliwia konty- nuowanie obrad sejmu, który przecież powinien zapośredniczyć zgodę wszyst- kich. Z pewnością brak wyraźnych przepisów prawnych zabezpieczających przed możliwością na przykład takiej wykładni zasady consensu omnium ułatwił załamanie się systemu monarchii mieszanej. Czy jednak uchwalenie konstytucji wprowadzającej głosowanie większości aż tak bardzo przeciwdzia- łałoby zapanowaniu w Rzeczypospolitej oligarchicznego systemu sprawowania władzy? Dzieje każdego chyba narodu dostarczyć mogą wielu dowodów, iż najlepsze nawet akty prawne nie są wystarczającą gwarancją dla utrzymania systemu politycznego, który je ustanowił. O trwaniu bądź zmianach systemu decydują przede wszystkim: rząd, obywatele (mieszkańcy) danego państwa i sytuacja międzynarodowa. Dla uproszczenia obrazu pominiemy czynnik zewnętrzny. Poziom sprawujących władzę, stosunek obywateli do swych praw i obowiąz- ków, decydujące o oparciu społecznym i sile władzy w państwie suweren- nym relacje rządzeni - rządzący, uzależnione są od wielu czynników. Nie sposób więc samym apriorycznym aktem prawnym powstrzymywać bądź ukierunkowywać ich zmiany. Przywódcy szlachty koronnej w XVI w. prawdopodobnie mieli tego świa- lo J. Ekes Paristwo Zgody - z dziejów ideologii politycznej w Polsce, Warszawa 1974, maszynopis rozprawy doktorskiej w Bibliotece Instytutu Historycznego Uniwer- sytetu Warszawskiego (sygn. P.Dr. 961). 11 A. Lityński dz. cyt., s.182-183. 704 domość. Dlatego walcząc o egzekucję, aby wprowadzić i zabezpieczyć najlep- szą ich zdaniem formę rządów, monarchię mieszaną, starali się przede wszyst- kim i w pierwszej kolejności budzić poczucie obywatelskie, wpajać wartości, które miały zapewnić powszechną akceptację dla wykształcających się w prak- tyce zasad ustrojowych i bieżących decyzji politycznych. Wiele z tych zasad stało się normami prawnymi, jednak nie wszystkie. Ustawodawstwo tego okresu nie było wolne i od prób kształtowania sto- sunków społeczno-politycznych formułami prawnymi. Przede wszystkim do- tyczyło to spraw innych stanów, na przykład powtarzające się ustawy zakazu- jące opuszczania przez chłopów wsi. Tym sposobem także (konstytucje o in- kompatibiliach i królewszczyznach) usiłowano zabezpieczyć równość wew- nątrz-szlachecką. Natomiast w sprawie zasad funkcjonowania instytucji samo- rządowych, układania się stosunków między "różniącymi się w wierze" itp., przez długi czas bardziej chyba ceniono ogólnie akceptowane normy etyczne i stale stosowany zwyczaj niż prawo, które by nie miało oparcia w praktyce życia społecznego. Może z tego to powodu egzekucjoniści nie zdecydowali się ustanowić konstytucji wprowadzającej w sejmie głosowania większością gło- sów, chociaż w praktyce stale wówczas mniejszość podporządkowywała się woli większości bez używania siły. Konstytucja taka byłaby bowiem sprzeczna z powszechnie uznawanymi wartościami, zwłaszcza wartością, jaką była wol- ność (tak jak pojęcie to rozumiała szlachta), a w jakiejś mierze także obo- wiązek i odpowiedzialność. Gdy obowiązującym prawem przy podejmowaniu ustaw jest zasada pluralitatis, większość narzuca swą wolę mniejszości, która zapewne wraz z częścią popierającego ją społeczeństwa podporządkowuje się tej ustawie z konieczności. Natomiast w Rzeczypospolitej, w związku z obo- wiązującą zasadą jednomyślności, mniejszość należało przekonać, musiała ona przecież wyrazić zgodę, a przynajmniej nie sprzeciwiać się uchwalonej kon- stytucji, tym samym formalnie posłowie "przekonani" brali za nią odpowie- dzialność. Wydaje się więc, że zarówno obiektywnie, jak i w subiektywnym odczuciu elity szlacheckiej brak należytych aktów prawnych był jedną z najmniej istot- nych przyczyn zmian systemu politycznego Rzeczypospolitej. O wiele ważniej- szy wpływ wywierały przeobrażenia stosunków społecznych wewnątrz stanu szlacheckiego, a zwłaszcza zmiany w sferze kultury politycznej, co odbiło się także na mechanizmie wyłaniania, krążenia i jakości elit politycznychl2. Nieprzeprowadzenie konsekwentnej egzekucji w Koronie i całkowita rezyg- nacja z jej przeprowadzenia na Litwie, okoliczności, które spowodowały, iż w ciągu ćwierćwiecza Rzeczpospolita przeżyła trzy trudne bezkrólewia, zmia- ny koniunktury gospodarczej w XVII w. i postawy życiowej społeczeństwa sprawiły, że możnowładztwo stawało się dominującą warstwą w polsko-li- tewskim państwie. Natomiast odgrywająca najważniejszą rolę w ruchu egze- kucyjnym szlachta średnia i zamożna, która współdziałając z Zygmuntem Augustem wprowadziła ustrój monarchii mieszanej i była tego systemu pod- porą, traciła na znaczeniu. Tym bardziej że kultura polityczna szlacheckich lz J. Maciszewski ujął to niezwykle trafnie, pisząc: "Nie liberum veto zrodziło w Polsce anarchig, lecz odwrotnie, anarchia spowodowała, że zaczęto je stosować i uniemożliwiła jego zniesienie". J. Maciszewski Szlachta polska i jej państwo, War- szawa 1969, s.151. 23 - Dzieje Polski nowożytnej - tom II mas, a szczególnie jej podstawa - system wartości, mimo wysiłków elit "zło- tego wieku" nie okrzepł na tyle, by skutecznie nie dopuszczać do akcep- towania wzorców zmierzających do zmiany stosunku szlachty do własnych praw i obowiązków. Zadecydowało to o postępującej przemianie wolnych, równych i odppwiedzialnych za Rzeczpospolitą obywateli w coraz liczniej- szych magnackich klientów. Dla mamony czy też pod wpływem siły gotowi byli oni popierać swych protektorów, nawet gdy ci godzili w interesy państwa, byle tylko z zachowaniem frazesów o ich "równości z wojewodą", o tym, że są "prawdziwymi obywatelami", "suwerenami Rzeczypospolitej" itp. Wydaje się, że do rozstrzygnięcia dyskusji o przyczynach wewnętrznego kryzysu państwa polsko-litewskiego w sposób zdecydowany przyczynić się mogą badania składu społecznego i podstaw społeczno-politycznych elit oraz zmian kultury politycznej mas szlacheckich, szczególnie w przełomowym chy- ba dla losów Rzeczypospolitej okresie panowania Stefana Batorego i pierwsze- go z Wazów. Na podstawie dotychczasowych ustaleń można co najwyżej powiedzieć, iż do upadku kultury politycznej i znaczenia instytucji ukształtowanych w okre- sie "złotego wieku", a tym samym do zwycięstwa systemu oligarchii przyczy- niła się najbardziej magnateria, mniej zaś szlachta utrzymująca się ze swego gospodarstwa. Ona to właśnie, broniąc swej godności i niezależności, przez lata podtrzymywała jeszcze mieszaną formę rządów. Kurczyła się jednak jej liczba, coraz więcej bowiem rodzin szlacheckich uzależniało się od magnaterii. Co gorsza, zanikało też wychowywanie szlachty na obywateli. Nie czyniły tego, zwłaszcza w XVII i w pierwszej połowie XVIII w. w należyty sposób szkoły. Bardzo zmalało znaczenie wychowujące dworu królewskiego na rzecz dworów magnackich, te zaś wpajały wierność i uczyły służyć królewiętom, a nie Rzeczypospolitej. Literatura polityczna, argumenty i atmosfera sejmi- ków, a przede wszystkim sejmów, które w czasach ostatnich Jagiellonów naj- mocniej wpływały na kształtowanie postaw obywatelskich, w latach później- szych coraz bardziej oddziaływały demoralizująco, współuczestnicząc w kształ- towaniu "obywateli" - sług systemu oligarchicznego. Przyczyniał się do tego również i fakt, iż malała liczba i znaczenie nieza- leżnych przywódców szlacheckich. Coraz częściej bowiem w roli ich wystę- powali magnaci i magnaccy klienci. Poza tym nawet autentyczni szlacheccy liderzy rzadko zdobywali się na forsowanie koncepcji, które podtrzymać by mogły system monarchii mieszanej, a były już niepopularne wśród mas. Tym bardziej dla utrzymania tego systemu nic zrobić nie mogli jego zwolennicy zasiadający w senacie. Było ich niewielu, senat stawał się "reprezentacją" zamykającej się warstwy magnackiej. Dość łatwo też utrącono ich wpływy polityczne wśród szlachty, pomawiając o skłonności absolutystyczne. Wystę- pując w obronie powagi i znaczenia króla, sejmu względem sejmików itp., dostarczali zwolennikom oligarchii aż nadto dowodów "winy". Najwymowniej- szym przykładem skuteczności takiego działania może być casus Jerzego Ossolińskiego. Ten niekwestionowany przywódca szlachecki lat 1626-163513 po wejściu w skład senatu i wzmożeniu akcji na rzecz podtrzymania systemu monarchii mieszanej, stał się przedmiotem oskarżeń paszkwilantów, związa- nych głównie z Radziwiłłami birżańskimi, o absolutystyczne zapędy. To zaś 13 Zob. J. Seredyka Sejm zawiedzionych nadziei, Opole 1981, passim. 706 wystarczyło w zupełności i bez potrzeby przytaczania dowodów, aby uda- remnić plany, których był autorem lub promotorem. Interesy dynastyczne i szczególna atrakcyjność absolutystycznej formy rzą- dów - w tym okresie zaczyna ona dominować w Europie - powodowały, iż polscy królowie elekcyjni nie byli zainteresowani umacnianiem systemu, w którym panujący podlegał pospolitemu prawu i musiał dzielić się władzą z olbrzymią rzeszą swych szlacheckich poddanych. Niewielu królów po Zyg- muncie Auguście rozumiało, że dobrze funkcjonujący system monarchu mie- szanej mógł zapewnić władcy decydujący wpływ na politykę państwa, a pań- stwu odpowiednią pozycję w świecie. Może zdawał sobie z tego sprawę po kilkunastu latach zasiadania na tronie Zygmunt III Waza i prawdopodobnie także Jan III Sobieski. Pierwszy nie bardzo jednak potrafił zintegrować szlachtę do podtrzymywania tej formy rządów, między innymi dlatego, iż trudno mu przychodziło podporządkowywać cele dynastyczne polskiej racji stanu. Drugi, nawet gdyby już tylko utrzymaniu monarchii mieszanej poświę- cił całe życie, nie zdołałby zapobiec ostatecznemu zwycięstwu oligarchii. Inni władcy (a także i wielu historyków) nie zdawali (i nie zdają) sobie do dziś chyba sprawy, że dla Rzeczypospolitej była to jedyna alternatywa. Tradycje demokratyzmu, struktura i stosunki społeczne oraz ustrój nie stwarzały bo- wiem żadnych możliwości dla absolutyzmu. W Dziejach Polski nowożytnej problemy stosunków społecznych nie zajmu- ją zbyt wiele miejsca, a rozdziały traktujące o nich nie zaliczają się do naj- lepszych części dzieła, niemniej Konopczyński uważał, iż poza wadliwością ustroju one to właśnie były głównym źródłem wewnętrznego kryzysu Rzeczy- pospolitej. "Wszechwładza" i "egoizm stanowy" szlachty negatywnie oddziały- wały na wszystkie dziedziny życia, sprawiając, że "dziewięć dziesiątych części narodu czuło się obco i źle w rodzinnym kraju i stan ten utrwalił się dzięki temu, że klasa uprzywilejowana była dość liczna, aby całą resztę przez parę wieków trzymać w garści i wyzyskiwać". Przez to "Rzeczpospolita zamiast 12 milionów przeciętnie patriotycznej ludności mogła liczyć na 1-11/2 milio- na" (s. 593). O niezwykle ważnych dla losów państwa polsko-litewskiego zmianach spo- łecznych wewnątrz stanu szlacheckiego wspomnieliśmy wyżej, tu szerzej chcie- libyśmy zająć się ewolucją stosunków pan feudalny - chłop. Wywarły one niezaprzeczalny wpływ na dzieje przedrozbiorowej państwowości, chociaż nie były problemem najistotniejszym, jak niedawno jeszcze dość powszechnie uwa- żano, rozpoczynając książki poświęcone jakiejkolwiek kwestii dotyczącej tej epoki od ustosunkowania się do sprawy chłopskiej. Władysław Konopczyński, podobnie jak wielu jego poprzedników i współ- czesnych, uważał, iż od XV w. w związku z załamaniem się "względnej równo- wagi stanów", rozwojem folwarku itp., położenie chłopów ciągle się pogarsza- ło. To, że nie buntowali się oni, że "żakerii [...] rdzenna Polska nie znała", wynikało ze wspólnoty wiary panów i poddanych, ze względnie znośnego bytu ekonomicznego chłopów, co leżało w dobrze rozumianym interesie pana, oraz z powolnego zaciskania się "sieci niewoli". Niezwykle intensywny rozwój badań nad kwestiami ekonomiczno-społecz- nymi w okresie powojennym przyczynił się do odsłonięcia nowych uwarunko- wań, a zdaniem ich autorów nawet do wykrycia praw rządzących jakoby roz- wojem stosunków społecznych, w tym wypadku stosunków pan feudalny- 707 chłop pańszczyźniany. Teza zaś o ciągłym od początku czasów nowożytnych po drugą połowę XVIII w. pogarszaniu się sytuacji poddanych stała się nie- mal dogmatem. W ostatnich latach ukazały się jednak rozprawy, które zdają się podważać słuszność tego "dogmatu". Szczególnie wiele nowych ujęć wnoszą badania Andrzeja Wyczańskiego i jego uczniów. Wyniki ich świadczą, iż twierdzenie, jakoby także w XVI w. położenie chłopów było złe i ulegało ciągłemu pogorszeniu, nie znajduje dosta- tecznego oparcia w faktach. Uzasadnione są wprawdzie tezy o wzroście obcią- żeń pańszczyźnianych, prawdopodobnie nastąpiło też faktyczne wzmocnienie poddaństwa. Nie można natomiast, zdaniem Wyczańskiego, mówić o,.jakich- kolwiek formach sprzedaży chłopa" czy o pozbawieniu go całkowicie podmio- towości prawnej, tym bardziej zaś o obniżeniu się w ciągu XVI w. poziomu życia wsi polskiejl4. Uważa on, iż w tym okresie dochodowość gospodarstw chłopskich wzrosła realnie trzy-czterokrotnie. Wzmogła się też wówczas wiel- ce aktywność gospodarcza chłopów. Powszechnym zjawiskiem był zwiększa- jący się udział gromad wiejskich w dzierżawach ról pustych, stawów, a zda- rzało się nawet, że i całych folwarków. Podnosiły one dochody wsi (z reguły bowiem w dzierżawach uczestniczyło 60-70o/o wszystkich chłopów-gospoda- rzy) o około 60a/o w stosunku do osiąganych z własnych gospodarstw. Te zaś nie były wcale tak mizerne. Wyczański szacuje, że w latach 1591-1600 "sta- tystyczny" kmieć posiadający gospodarstwo jednołanowe sprzedawał rocznie zboża za 53-61 złotych polskich. Zamożniejszych chłopów, nawet na półłan- kach, stać było w końcu XVI w. na zatrudnienie pracowników najemnych. O zamożności niektórych gromad świadczyć może na przykład fakt, iż byli w stanie ufundować kościół 15. W świetle prac W. Dworzaczka, A. Wyczańskiego i innych należałoby też inaczej spojrzeć na możliwości społecznego awansu chłopów. Okazuje się, że dość powszechne przekonanie o obowiązującym wówczas bezwzględnie zakazie opuszczania wsi nie pokrywa się z praktyką. Już sam fakt, że prawie co trzeci sejm w XVI i XVII w. ponawiał ten zakaz, najlepiej dowodzi, iż rozmijał się on z rzeczywistością, chociaż fałszem byłoby twierdzenie, że wychodźstwo ze wsi stanowiło zjawisko masowe. Przyczyn tego upatrywać należy jednak nie tyle w ograniczeniach stosowanych przez pana, ale także i w braku możli- wości uzyskania znośniejszych warunków gdzie indziej, a może przede wszy- skim w stanie świadomości ludności wiejskiej. Anna Izydorczyk sądzi, iż to właśnie obawy "przed wypadnięciem poza tradycyjne ramy społeczności wiej- skiej" powodowały, że synowie chłopscy, którzy wcześniej opuścili swą za- grodę w poszukiwaniu zarobku, wracali, jeśli tylko mieli "szansę uzyskania kawałka ojcowizny"16. Pewną rolę odgrywać też mogło przywiązanie do ro- dziny, okolicy, a nawet do uprawianej ziemi. Dane o pochodzeniu przyjmowanych do prawa miejskiego (w różnych okre- sach "złotego wieku" było wśród nich z reguły od kilkunastu do kilkudziesię- ciu procent chłopów, na przykład w latach 1506-1573 stanowili oni SOo/o wszy- 14 A. Wyczański Czy chlopu bylo źle w Polsce X1,1 wieku?, "Kwartalnik Histo- ryczny", R. 85:1978, z. 3 s. 627-641. Stąd też czerpiemy dane przytaczane poniżej. Is A. Izydorczyk Rodzina chlopska w Malopolsce w XTi XTil wieku, [w:] Społe- czerźstwo staropolskie, t. 3, Warszawa 1983, s.19. 16 Tamże, s. 23-24. 708 stkich, którzy stali się obywatelami Starej Warszawy) czy choćby przykłady z "dzieła życia" Waleriana Nekandy Trepki świadczą, że w XVI i jeszcze w początkach XVII wieku drogi awansu społecznego dla ludności wiejskiej nie były tak całkowicie zamknięte. Wbrew uproszczonym poglądom synowie chłopscy nie byli też wówczas zupełnie pozbawieni możliwości zdobywania wykształcenia, nawet wyższego. W latach 1580-1589 stanowili oni ponad 9o/o immatrykulowanych w Akademii Krakowskiej, a wśród kończących tę uczelnię w latach 1550-1590 było ich 4o/o 1'. Nie ma natomiast chyba prac poświęconych problematyce ekonomiczno- -społecznej, które nie potwierdzałyby tezy o rzeczywistym i szybkim pogarsza- niu się sytuacji gospodarczej i społecznej chłopów w XVII w. Nie sposób temu przeczyć. Wydaje się jednak, iż dotychczas stosowane wyjaśnienia dotyczące zmian w położeniu ludności wiejskiej są zbyt jednostronne. Zarówno bowiem nieliczni badacze, mówiący o względnie dobrej sytuacji chłopa w XVI w., jak i powszechnie potwierdzający pogarszanie się jej w XVII w., tłumaczą to je- dynie uwarunkowaniami natury materialnej. Korzystna dla Polski koniunktu- ra gospodarcza w wieku XVI sprawiła, iż w interesie szlachty miało leżeć racjonalne korzystanie ze świadczeń chłopskich, bo tylko chłop, któremu nieźle się powodziło, zainteresowany był pracą, a tym samym gwarantował wzrost szlacheckich dochodów. Z kolei, wobec załamania się koniunktury w latach dwudziestych XVII w.ls, zniszczeń wywołanych wojnami zwłaszcza lat 1648- -1660, zmian w stanie posiadania itp., szlachta starała się utrzymać poziom życia poprzez wzrost świadczeń chłopskich. Sądzimy, iż nie można wyjaśnić całokształtu zmian w położeniu ekonomiczno- -społecznym ludności wiejskiej, jeśli nie uwzględni się również i ewolucji zachodzącej w sferze świadomości społecznej szlachty. Z całą pewnością bowiem, przynajmniej w niektórych okresach epoki feudalnej bardzo wielu ludzi podporządkowywało swą działalność gospodarczą i stosunek do innych klas społecznych zasadom wynikają- cym z doktryny kościelnej i obyczajom uświęconym wiekową tradycją. Według średniowiecznej nauki chrześcijańskiej każdy człowiek miał okreś- lone, trwałe miejsce w hierarchii społecznej, zadaniem zaś gospodarki było zaspokajanie jego potrzeb na poziomie właściwym dla stanu i kondycji, do których należał. Sama zaś działalność gospodarcza podlegała normom etycz- nym w związku z tym potępiano na przykład pogoń za zyskiem. Renesans przyniósł pochwałę życia doczesnego i akceptację dla karier społecznych ludzi zdolnych. Powodowało to, że aktywność społeczna i gospodarcza, dążenie do wejścia do wyższych warstw, do uczynienia życia bardziej wygodnym i do- statnim stawała się podstawą życiową coraz większej liczby ludzi. Wkrótce potem w pewnych nurtach protestanckich (wywodzących się z kalwinizmu) poczęto uznawać bogactwo za zewnętrzny wyraz "wybraństwa Bożego". Stąd był już tylko krok do formalnego zaakceptowania zasad powszechnie stoso- wanych w praktyce rodzącego się kapitalizmu, według których celem działal- ności gospodarczej był zysk, bogactwo stawało się wartością samą w sobie, a interes własny najważniejszym motorem postępowania. 1' A. Wyczański dz. cyt., s. 639-640. Ie Wydaje się, że dla ocen sytuacji gospodarczej w latach trzydziestych-czter- dziestych XVII w. niezbgdne jest uwzględnianie także i uwarunkowań wynikających z faktu masowej wówczas kolonizacji Ukrainy, Smoleńszezyzny i Siewierszczyzny. 709 Kościół katolicki podtrzymywał swą społeczną doktrynę także w okresie nowożytnym, mimo to w praktyce również i w społeczeństwach katolickich, a nawet wśród duchowieństwa upowszechniała się coraz bardziej żądza bo- gacenia się i osiągania jak największych korzyści własnych bez oglądania się na zasady moralne. Tym niemniej nie można mówić, że wszędzie i u wszyst- kich właścicieli i pracodawców w jednakowym stopniu intexes własny i wzgląd na dobra materialne w decydujący sposób wpływały na stosunek do podda- nych i najemników. W Rzeczypospolitej wyraźnie widać było zróżnicowanie obciążeń feudal- nych ludności wiejskiej z różnych dóbr, mimo że leżały one w tym samym regionie i mogły być tej samej kategorii własności. Badaćze dziejów wsi pańszczyźnianej, uwzględniając uwarunkowania materialne, nie zdołali wy- jaśnić przyczyn tego zjawiska, zaś pogląd, że taki stan rzeczy zależeć mógł od cech charakteru, a zwłaszcza od postawy życiowej właścicieli i dzierżaw- ców, zdecydowanie odrzucająl9. Tymczasem wydaje się, że przez długi czas czyniki te w znacznej mierze wpływały na sytuację poddanych. Przekonywająco wywodzi ks. Jan Związek, że padające z ust kaznodziejów groźby kar piekiel- nych za złe trakto vanie chłopów mogły skłaniać wierzącego szlachcica do łagodniejszego względem nich postępowania2o. Należy też pamiętać o trady- cyjnych więziach wynikających z faktu, że od wieków pan gospodarujący na swoim był dla poddanych pater familias, oni zaś dIa niego konkretnymi Maćkami, Jaśkami czy Pietrkami. Jeśli nawet czasami zmuszeni zostali do bardziej uciążliwych świadczeń niż sąsiedzi z okolicznych wsi królewskich czy biskupich, wiedzieli, iż w trudnych chwilach mogą na swego pana liczyć, byli bowiem związani z nim od urodzenia. Wspólnie uczestniczyli w uro- czystościach religijnych, a było ich wówczas duźo. Słuchali tych samych ka- zań, które wzywały poddanych, aby cierpliwie znosili swą dolę, ale jedno- cześnie apelowały do panów, by widzieli w chłopach swych bliźnich i okazy- wali im chrześcijańskie miłosierdzie. Wyrywkowe badania z terenów Podlasia wskazują, że w XVII w. dość częste były przypadki trzymania przez szlachtę dzieci chłopskich do chrztu, co zanikało w drugiej połowie XVIII i w XIX w.2s Pan brał też zapewne udział w towarzyskim życiu wsi. Bawił się wspólnie z chłopami na dożynkach, weselach itp. Prawdopodobnie zdarzało się; iż inicjo- wał prace polowe. Wszystko to sprawiało, że pan czuł się odpowiedzialny za byt swych poddanych22 i widział w ńich ludzi, a nie tylko siłę roboczą, oni zaś zdawali sobie z tego sprawę. Natomiast wydaje się, że większość arenda- rzy, nie czując się skrępowana "patriarchalnymi" zobowiązaniami (a wielu także i naukami Kościoła), traktowała chłopów właśnie tylko jako siłę robo- czą, która powinna umożliwić im jak najszybsze uzyskanie jak najwięk- szych zysków, ale którą należało tak eksploatować, aby nie stracić w okresie 19 Historia chlopów polskich, t.1, Warszawa 1970, s. 274. zo J. Związek Katolickie poglądy polityczno-spoleczne w Polsce na przelomie XTil i XTill wieku w świetle kazań, [w:] Studia Kościelno-Historyczne, t. 2, Lublin 1977 s.109. 21 Za informację tę dziękuję bardzo panu dr. Tadeuszowi Krawczakowi. 2z Interesujące przykłady podaje J.S. Matuszewski w artykule Rzekomy zastaw chlopów w Polsce szlacheckiej, "Czasopismo Prawno-Historyczne", R. 26: 1974, z. 2, s. 9 96. 710 dzierżawy. Co stanie się z chłopami później, niewiele już ich obchodziło. Pod- dani z pewnością także to odczuwali. Nie przypadkiem przecież najostrzejsze formy walka klasowa przybierała na obszarach, gdzie obciążenia ludności chłopskiej nie były największe, ale gdzie dominował system latyfundialno- -arendarski i najszybciej chyba postępował zanik tradycyjnych więzi. Podobne stosunki poczęły jednak coraz bardziej upowszechniać się w całej Rzeczypospolitej. Pogarszała się bowiem, w związku z załamaniem się ko- niunktury gospodarczej, procesem koncentracji własności, zniszczeniami itp., sytuacja materialna mas szlacheckich. Jednocześnie stawał się niejako obowią- zujący nowy styl życia, "obywatelstwo" zyskiwało osławioną zasadę: "zastaw się, a postaw się". Oddziaływał przykład magnatów, a jeśli chodzi o stosunek do chłopów - arendarzy. Wszystko to powodowało, iż szlachta, jeśli chciała podnieść (a nawet tylko utrzymać) poziom życia, musiała coraz bardziej wy- ; zyskiwać swych poddanych. Feudałowie polscy, litewscy i ruscy z "ducha ka- pitalizmu" akceptowali zazwyczaj tylko wskazania, jak postępować, aby naj- łatwiej osiągnąć korzyści materialne, nie przejmowali natomiast poglądów na temat celu gospodarki. Dla większości z nich celem takim nie była jeszcze akumulacja kapitału, nie było nim już też średniowieczne spożycie, stawało się natomiast użycie. Wydaje się, iż rozpatrując problematykę stosunków społecznych w Rzeczy- pospolitej szlacheckiej, powinno się ciągle pamiętać o wspomnianych wyżej uwarunkowaniach natury obyczajowo-etycznej. Złożonych i różnorodnych stosunków między panem a poddanym nie da się bowiem wyjaśnić do końca, odwołując się tylko do właściwych dla kapitalizmu kategorii zysku i interesu, przyjmując za pewnik, jak to dość powszechnie obecnie się stosuje, że w de- cydujący sposób kształtowały one także stosunki społeczne na przykład w okre- sie "złotego wieku", bo kształtują je jakoby we wszystkich klasowych for- macjach społecznych. Odwołując się do powyższych rozważań, chcielibyśmy zająć się z kolei problemem społecznego zasięgu polskiej tolerancji, czyli raz jeszcze spróbo- wać zastanowić się, jak należy rozumieć czwarty punkt najważniejszego w tej dziedzinie aktu prawnego, słynnej konfederacji warszawskiej. Tekst jego nie jest bowiem precyzyjny, w związku z czym od ponad 100 lat istnieje wśród historyków spór o właściwą interpretację. Konopczyński nie poświęcił temu zagadnieniu zbyt wiele uwagi (s.170-171) podzielając całkowicie przekonanie, że konfederacja potwierdzała wolność religijną tylko dla szlachty i co najwyżej dla miast królewskich, a wobec poddanych pozwalała stosować przymus wyzna- niowy. Był więc zwolennikiem interpretacji rebus, czyli przyłączał się do tych, którzy fragment mówiący o prawie pana do karania nieposłusznego poddanego tam in spiritualibus quam in saecularibus proponują odczytywać, uzupełniwszy tekst o termin rebus. Gdyby rzeczywiście taka była intencja twórców, kon- federacja dawałaby panu możliwość decydowania o duchowych i świeckich sprawach poddanego. Obecnie ta prawie powszechnie uznawana wykładnia zyskała w artykule Stanisława Salmonowicza Geneza i treść uchwa konfederacji warszawskiej23 uzasadnienie, które zdaje się wyczerpująco zbijać wszystkie wątpliwości opo- nentów, rzeczników interpretacji bonis. Według nich konfederacja potwierdza- 23 drodzenie i Reformacja w Polsce", R.19:1974, s. 7-30. " 711 ła tylko zwierzchność feudałów nad poddanymi zarówno w dobrach ducho- wych, jak i świeckich, czyli że nie mówiła nic o prawie pana do stosowania przymusu religijnego. Sprawa jest ważna dla generalnej oceny polskiej tolerancji, warto więc rozpatrzyć ją szerzej, zwłaszcza że argumenty wspomnianego autora wytoczo- ne, by dowieść, iż "cel tego przepisu" był klasowy, nie przekonują nas. Tradycją jest przy analizie tego aktu rozpatrywanie: l. użytej w tekście terminologii; 2. praktyki niestosowania czy stosowania przymusu wyznanio- wego wobec poddanych przed i po uchwaleniu konfederacji, co świadczyłoby, jak ówcześni interpretowali ten akt; oraz 3. intencji jej twórców. W Rzeczypospolitej okresu "złotego wieku" prawodawcom zależało przede wszystkim, aby uchwalane ustawy miały oparcie w praktyce społecznej i za- zwyczaj ważne dla ogółu akty prawne były usankcjonowaniem praktykowa- nego zwyczaju. Tylko wówczas bowiem można było mieć nadzieję, że usta- nawiane prawo nie pozostanie martwe. Słusznie więc wielu historyków sądzi, iż istniejąca praktyka stosowania bądź niestosowania przez panów wobec swych poddanych przymusu w sprawach wiary powinna być decydującym kryterium przy interpretacji konfederacji warszawskiej. Jaka więc była ta praktyka? W literaturze przedmiotu nie ma co do tego zgody. Rzecznicy bonis twierdzą, że "przymus religijny [...] nie był zjawiskiem maso- wym"z4. Oponenci dostrzegają zaś coś wręcz przeciwnego, powołują sięjednak przede wszystkim na fakty dotyczące sytuacji w Wielkim Księstwie Litewskim bądź pochodzące z wypowiedzi publicystycznych oraz na wnioski z rozprawy W. Urbana Ch opi wobec reformacji w Ma opolsce w drugiej po owie XIiI w. Jest to chyba jedna z niewielu prac, w której wykorzystano podstawowe dla badania praktyki źródła, takie jak księgi grodzkie, ziemskie, księgi sądów duchownych, aktów wizytacji itp. Jednak tylko tytuły rozdziałów i uogólnienia z podsumowań mogą sugerować, iż przymus wyznaniowy rozpowszechniony był w Małopolsce drugiej połowy XVI w. Opis konkretnych faktów nie potwierdza bowiem tego. Jedynie kilka z tysięcy zawartych tam przykładów dowodzi, że istniało bezpo- średnie zmuszanie poddanych biciem, więzieniem czy karami pieniężnymi do przyjmowania wiary pana. O wiele powszechniejsze były namowy, koncesje na rzecz przyjmujących pańskie wyznanie, zakazy stykania się z obcymi du- chownymi czy najczęstszy rodzaj "szlacheckiej samowoli w rzeczach wiary [...] profanowanie kościołów bez żadnego względu na poddanych" 2 suwanie księży i nakazywanie obrządków katolickich na terenie swych dóbr . Tylko parę spośród kilku tysięcy przypadków podanych przez Urbana, a zwłaszcza bezsporny fakt, że sukcesy protestantyzmu w pozyskiwaniu dusz chłopów polskich w ciągu dziesięcioleci jego ekspansji w Rzeczypospolitej były mizerne, mimo iż kalwińskim, luterańskim czy ariańskim panom bardzo zależało na szerzeniu "prawdziwej wiary", to dowód, że o masowości przy- musu trudno mówić. W sytuacji wzrastającej aktywności ludności wiejskiej i jej nie tak złego, jak zwykło się uważać, statusu prawnego, stosowanie przy- musu bezpośredniego było nie do pomyślenia, choćby tylko z uwagi na dobrze pojęty interes pana, nie mówiąc już o ograniczeniach obyczajowo-etycznych. 24 J, Maciszewski Szlachta polska i jej paristwo, s.121. 25 j. Urban Chlopi wobec reformacji w Malopolsce w drugiej polowie XVI w., Kraków 1959, s.134-135. 712 Odmienna praktyka znacznie częściej występowała w Wielkim Księstwie Litewskim, zwłaszcza w dobrach miejscowych możnowładców. Nie łączyły ich bowiem z poddanymi bliższe więzi. W większości nie znali nawet swych chło- pów, do niedawna jeszcze półniewolnych, nierzadko pogan, a najczęściej pra- wosławnych; poza tym istniejące na Litwie stosunki społeczno-polityczne i stan świadomości nawet wśród szlachty stwarzał podatny grunt do znacznie szybszego akceptowania zasady cuius regio eius religio. Tam bowiem nawet szlachcic, długo jeszcze po zaprowadzeniu polskiego prawa publicznego, czuł się bardziej sługą Radziwiłła czy Olelkowicza niż wolnym, mającym poczu- cie własnej godności obywatelem. Dlatego to kniaziowie i panowie litewsko- -ruscy, a za nimi prawdopodobnie i bojarowie pobudzani przez teologów, nie mieli większych skrupułów w zmuszaniu poddanych do przyjmowania swej wiary. Zwolennicy interpretacji rebus wielką wagę przywiązują do terminologii użytej w tekście konfederacji. Najwięksi znawcy terminologii stosowanej w ów- czesnym prawie jednoznacznie bowiem stwierdzili, że zwrot tam in spiritua- libus quam in saecularibus "uzupełniony może być jedynie przez res vel causa". Tylko takie było jego użycie "w tekstach prawa kanonicznego, jak i w licz- nych polskich tekstach prawniczych XV i XVI w."26 Poza tym tekst konfe- deracji w III Statucie Litewskim oraz w ówczesnych tłumaczeniach obcojęzycz- nych potwierdza, ich zdaniem, słuszność interpretacji rebus. Według Salmo- nowicza również i to, że szlachta sandomierska podjęła uchwałę, domagając się, aby na zjeździe elekcyjnym w tym fragmencie tekstu konfederacji "doło- żone było [...] in bonis spiritualibus quam in saecularibus, a nie o wiarę", świadczy na rzecz interpretacji rebus. Postulat Sandomierzan wynikał z oba- wy, że według dotychczasowego tekstu tylko taka interpretacja była możliwa. Został zaś odrzucony "albowiem interpretacja rebus była zgodna z wolą auto- rów tekstu uchwalonego w styczniu i powtórzonego na elekcji"2 . Twórcami tekstu konfederacji byli sami Koroniarze. Stwierdziliśmy zaś, że na terenach przedunijnej Korony bardzo rzadko dochodziło do stosowania przemocy w sprawach wiary. Czyżby więc autorzy tego aktu chcieli wprowa- dzić prawo pozwalające stosować przymus wyznaniowy? Wydaje się to non- sensem. Komisja dla przygotowania artykułów mających zapewnić bezpieczeń- stwo Rzeczypospolitej, obradująca na zjeździe konwokacyjnym początkowo pod przewodnictwem biskupa kujawskiego Stanisława Karnkowskiego, przy- gotowała projekt, w którym w punkcie mówiącym o pokoju wyznaniowym proponowano zagwarantowanie wolności religijnej ludziom cuiusqunque sta- tus. Został on jednak odrzucony pod pretekstem, że wolność wyznaniowa dla wszystkich może spowodować "opór chłopów przeciwko obowiązkom wobec panów, motywowany pretekstami wyznaniowymi"2s. Groźbami tymi straszył zgromadzonych biskup płoeki Piotr Myszkowski. On to, wraz z czterema in- 26 S. Salmonowicz dz. cyt., s. 25-26. A. Sucheni Grabowska wskazywała pod- czas sesji poświęconej 400-leciu konfederacji warszawskiej, że w aktach politycz- nych i gospodarczych z połowy XVI w. zdarzały się i inne uzupełnienia tego ter- minu. 2' Tamże, s. 26. 2s S. Gruszecki U spolecznych podstaw kon Jederacji warszawskiej, "Odrodzenie i Reformacja w Polsce", R.19:1974, s. 58. 24 - Dzieje Polski nowożytnej - tom 11 nymi prałatami katolickimi z prymasem Jakubem Uchańskim na czele do- kooptowany został do wspomnianej komisji po wyjeździe z Warszawy dotych- czasowego przewodniczącego. Przygotowała ona tekst, który został uchwalo- ny i wywołuje tyle kontrowersji wśród badaczy. Dlaczego dostojnicy polskiego Kościoła doprowadzili do zmiany tekstu? Czyżby im zależało na ustanowieniu prawa cuius regio eius religio? Z całą pewnością nie. Musiałoby to bowiem oznaczać dobrowolne wydanie setek ty- sięcy, a może i miliony katolickich "owieczek" na protestantyzację. Opraco- wując nowe sformułowanie artykułu de dissidentibus, świadomie chyba nie sprecyzowano fragmentu mówiącego o prawie karania poddanych. Nie żywio- no przy tym prawdopodobnie obaw, że może on być interpretowany w duchu rebus, inaczej zabezpieczono by się przed tym. Przecież właśnie duchowień- stwu najbardziej zależało, aby nie stosowano takiej wykładni. Dowodziłoby to raz jeszcze, że przymus wyznaniowy nie był wówczas w Koronie praktyko- wanym na szerszą skalę zwyczajem. Odrzucenie projektu Karnkowskiego i nie- dopowiedzenie w przyjętym tekście miało przede wszystkim posłużyć bisku- pom do tłumaczenia się wobec nuncjusza i Stolicy Apostolskiej. Naciskani przez dostojników rzymskich, aby nie dopuścili do ustanowienia prawa po- twierdzającego istniejącą wolność wyznaniową, a przy tym zdając sobie spra- wę, że w interesie Rzeczypospolitej powinno się zagwarantować pokój wyzna- niowy, "zrobili dużo krzyku", a jednocześnie przygotowali taki tekst, który rzymskim kanonistom można było ukazać jako częściowe zwycięstwo - bo wprowadzał ograniczenie wolności wyznaniowej plebejów - a który sankcjo- nował dotychczasową praktykę. Jeśli tak rzeczywiście było, to dlaczego wśród szlachty sandomierskiej zro- dziły się wątpliwości i domagała się ona sprecyzowania tekstu oraz dlaczego postulat jej nie został przyjęty? Sandomierzanie, których przedstawiciele: wojewoda Piotr Zborowski i kasztelan Hieronim Ossoliński wchodzili w skład komisji Karnkowskiego, wyrazili obawy, że uchwalony na konwokacji akt może być interpretowany w duchu rebus, gdyż na terenie ich województwa zdarzyło się kilka wspomnianych przez Urbana przypadków stosowania przy- musu religijnego. Będąc największymi chyba rzecznikami wartości, które krze- wił ruch egzekucyjny, chcieli zabezpieczyć wyraźnie wolności wyznaniowe wszy- stkich stanów. Nie wprowadzono zaś na elekcji ich poprawki, gdyż uważano, że mogłoby to umocnić w oporze magnatów litewskich, przejawiających wów- czas szczególnie silne tendencje separatystyczne i obawiających się, że za- sada bonis może godzić w ich prawa względem poddanych. Pozostawiając dotychczasowy tekst z niedopowiedzeniami, pozwalano "obu narodom" inter- pretować go w myśl dotychczasowej praktyki. Odbiciem jej na Litwie był tekst w III Statucie, wyraźnie potwierdzający prawo pana do karania pod- danych również i w sprawach duchownych. Natomiast projekt komisji Karn- kowskiego i postulat w instrukcji szlachty sandomierskiej dowodzi, że przy- najmniej autorzy tych pism i reprezentowane przez nich środowiska chciały aktem konfederacji obwarować wolność wyznaniową wszystkim mieszkańcom Rzeczypospolitej. Wskazuje to, iż dość powszechnie utrzymywało się wówczas w Polsce przekonanie wynikające ze względów religijnych, humanitarnych, z żywotności tradycji tolerancji, zobowiązań patriarchalnych, a wreszcie inte- resów klasowych, że nie godzi się "być panem sumienia poddanych". Odwołując się do rozważań we Wstgpie i powyższych uwag należy stwier- 714 dzić, że wiele generalnych kwestii można dziś, a niekiedy i trzeba interpre- tować i oceniać inaczej, niż zrobił to autor Dziejów Polski nowożytnej, nie- mniej z całym przekonaniem akceptujemy słuszny sąd W. Czaplińskiego, że dzieło to długo jeszcze będzie "podstawowym źródłem informacji [i] pun- ktem wyjścia dla różnego rodzaju szczegółowych badań"29. Jan Dziggielewski 29 W. Czapliński dz. cyt., s. 70. Bibliografia Panowanie Jana Kazimierza (1648-1668) Dramatyczna, pełna akcji wojennej i politycznej doba Jana Kazimierza zostawiła po sobie liczne ślady w historiografii współczesnej tudzież w pamięt- nikach, a z czasem doczekała się tak drobiazgowych, gruntownych opracowań, jakimi rzadko który okres dziejów naszych może się poszczycić. Aż do pokoju oliwskiego sięgają barwne studia Ludwika Kubali Jerzy Ossoliński, Lwów 1883, 2 tomy; Szkice historyczne, wyd. IV, Warszawa 1901, 2 tomy; Wojna moskiew- ska, Warszawa 1910; Wojna szwecka, Lwów 1913; Wojna brandenburska i Na- jazd Rakoczego, Lwów 1917; Wojny durźskie i pokój oliwski, Lwów 1922. Oso- bie króla najwięcej uwagi poświęcił W. Czermak Jan Kazimierz, próba charak- terystyki, "Kwartalnik Historyczny", R. 3: 1889; Jan Kazimierz, studja nad jego życiem i charakterem i Ostatnie lata życia Jana Kazimierza w zbiorze Z czasów Jana Kazimierza, Lwów 1893; Ponadto Milostki królewskie w Stu- djach historycznych, Kraków 1901. Wewnętrzne niesnaski malują K. Szajno- cha Urazy królewiąt polskich w Szkicach historycznych, t. 3, wyd. II, Lwów 1901; Krzysztof Opaliriski, Hieronim i Elżbieta Radziejowscy, tamże; L. Kubala Proces Radziejowskiego, Pierwsze liberum veto, w Szkicach historycznych, t. 2, Warszawa 1901; Drugie liberum veto, w Wojnie moskiewskiej, Warszawa 1910. Sprawy kozackie: N. Kostomarov Bogdan Chmielnic'kij, Get'manstvo Tiy- hovskogo, Get'manstwo Jurija Chmelnic'kogo. Ruina wszystkow Itorićeskich monografiach i issledovaniach, t. 8-12, Petersburg 187 1872; P.A. Kuliś Odpadenie Malorossu ot Pol'śi, Moskva 1890; tudzież w "Ćteniach v impera- torskom obśćestve istorii i drevnostej rossijskich pri moskovskom universi- tete", R. 44-45: 1888-1889. Nieco krytycznych uwag u K. Szajnochy w Szki- cach historycznych, t. 4, Lwów 1904; a uzupełnienia u F. Rawity Gawrońskie- go Bohdan Chmielnicki, Lwów 190 r1909, 2 tomy; Poselstwo Bieniewskiego, Lwów 1907; Książg kozacki (O Jerzym Chmielnickim), Poznań 1919; L. Frąś Obrona Zbaraża, Kraków 1932; E. Latacz Ugoda zborowska a plany tureckie Jana Kazimierza, Kraków 1933. Ze stanowiska narodowo-ukraińskiego: W. Li- piński [Stanislaw Michal Krzyczewski i Dwie chwile z dziejów porewolucyjnej Ukrainy [w:]] Z dziejów Ukrainy, Kijów 1912, nie doczekały się ze strony polskiej należytego rozbioru. M. Hruśevs'kij [Historija Ukraińy-Rusy], Lviv 1928, w t. 9 doszedł do 1657 r. Z innych przyczynków ukraińskich warto rzypomnieć pracę Korduby i V. Herasymćuka w "Zapyskach Tovarystva im. evćenka", R.13:1904. Litwa: E. Kotłubaj Życie Janusza Radziwiłla, Wilno 1859; B. Kalicki Bogusław Radziwiłl, Kraków 1878; R. Mienicki Utrata Smolerźska i sprawa Obuchowicza, "Kwartalnik Litewski", R. l:1910; W. Konopczyński Unja czy kajdany, "Myśl Narodowa". R.11:1931. Wojna szwedzka: Kamieński B. (W. Kalinka) Negocjacje ze Szwecją o pokój 1651-53, "Dodatek miesięczny do >>Czasu<<, R. 2: 1857; A. Walewski Historja 716 wyzwolenia Polski za panowania Jana Kazimierza (1655-1658), Kraków 186 -1868, 2 tomy; tenże Historja wyzwolonej Rzeczypospolitej wpadającejpodjarz- mo domowe za panowania J(ana) K(azimierza) (1658-61), Kraków 1870- 1872, 2 tomy. Do genezy wojny źródłowe przyczynki: G.V. Forsten Snośenia Śvecii i Rosu vo vtoroj polovine XIiI1 v. (1648-1700), "Źurnal Ministersva Narodnogo Prosveśćenia", R. 65-66;1898-1899. Literatura szwedzka nie po- siada dzieła w tym przedmiocie, które by mogło stanąć godnie obok trzech tomów L. Kubali. N. Eden Om grunderna f r Karl Gustafs anfall pa Polen, " Historisk Tidsrift", R. 26: 1906 próbuje nie tylko wytłumaczyć, ale poniekąd i usprawiedliwić najazd Karola Gustawa; M. i L. Weibullowie w Sveriges his- toria intill XX seklet, t. 5-6, Stockholm 1906, polegają w gruncie rzeczy na niezłym, lecz już niewystarczającym przedstawieniu F. F. Carlsona w Sveriges historia under konungarne af Pfalziska huset, t. 1-2, Stockholm 1874, 1885 (toż w pierwotnym niemieckim opracowaniu jako Geschichte Schwedens, t. 4, Gotha 1855). Od sześciu monografii J. L. Carlboma: Om Karl X Gustafs pol- ska krig, G teborg 1905 [Karl X Gustaw, Baelt och Roskilde, Stockholm 1912; Karl X Gustav fran Weichsel till Balt 1657. Taget ver Balt och freden i Roskilde 1658, Stockholm 1910; Tre dagars slaget vid Warschau 18, 19 och 20 juli 1656, samt de f regaende mindre faltslagen 1655 och 1656, Stockholm 1906; Magnus Dureels negotiation i K penhamm 1655-1657. Sveringes och Danmarks inboerdesf rhallande aren narmastf8re Karl X. sf rsta danska krig, G teborg 1901; Rutger von Ascheberg och hansf rtjanster i Karl X Gustafs krig, G teborg 1908] lepiej opracowała swój przedmiot E. Fries Erik Oxenstierna. Biografisk studie, Stockholm 1889; L. Frąś Obrona Jasnej Góry w r. 1655, Częstochowa 1935; K. Macinkowski Stefan Czarniecki w dobie potopu szwedz- kiego, Warszawa 1935. Całość wojny północnej: E. Haumant La guerre du Nord, Paris 1896; Przy- czynki: R. Damus Der erste nordische Krieg bis zur Schlacht bei Warschau, " Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsvereins", R.13:1884; W. Sobieski La politique baltique de Mazarin et I'opposition qu'elle a suscitee en France q ", 1655-56, "Bulletin d Informations des Sciences Histori ues R. 31:1933. Bitw pod Warszawą zajęli się J. G. Droysen Die Schlacht von Warschau 1656, Leipzig 1863; R. Riese Die dreitatige Schlacht bei Warschau, Breslau 1870; K. Gór- ski Trzydniowa bitwa pod Warszawą, "Biblioteka Warszawska", R. 47: 1887; L. Sikora Szwedzi i Siedmiogrodzianie w Krakowie 1655-57, Kraków 1908; K. Jarochowski Wielkopolska w czasie pierwszej wojny szwedzkiej od r. 1655 do 1657, Poznań 1864; T. Nowak Oblgżenie Torunia w 1658, Toruń 1936 " " Rocznik Towarz stwa Naukowego w Toruniu, R. 43: 1936; S. Rosznecki Polakkerne i Danmark 1659, Ksbenhavn 1898; W. Czermak Przeprawa Czarnieckiego na wyspg Alsen, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 12: 1884; A.F. Pribram Die sterreichische Tiermittlungspolitik 1654-60, "Archiv fur sterreichische Geschichte", R. 75: 1894; M. Gawlik Projekt unji rosyj- sko polskiej (1656-58). "Kwartalnik Historyczny", R. 23:1909; S. M. Solov'ev Istoria Rossii, t. 14-18, [Moskva 1860-1874]; A. Darowski Trzydzieści lat traktatów pokojowych; Przedpokojem andruszowskim; Umowy w Andruszowie, [w:] Szkice historyczne t. 2, Petersburg 1895. Ostatnie siedmiolecie Jana Kazimierza zbadał szczegółowo T. Korzon Dola i niedola Jana Sobieskiego, Kraków 1898, 3 tomy. Walkę o naprawę Rzeczy- pospolitej i o elekcję za życia króla traktują specjalnie J.K. Plebański Jan 25 - Daeje Polski nowożytnej - tom II Kazimierz Waza i Marja Gonzaga, Warszawa 1862 oraz Commentatio histo- rica de successoris designandi consilio vivo Joanne Casimiro Polonorum Rege, Berolini 1885; W. Czermak Próba naprawy Rzeczypospolitej za Jana Kazimie- rza, "Biblioteka Warszawska", R. 51:1891; obszerny rozbiór krytyczny H. Saw- czyńskiego Sprawa reformy sejmowania za Jana Kazimierza od 1658 do 1661, "Kwartalnik Historyczny", R. 7: 1893. Dalsze sprostowania i uzupełnienia u W. Konopczyńskiego Liberum veto, Kraków 1918. Sejm 1661 r. opracował J. Pazdur (rkps). O Lubomirskim: W. Czermak Mlodość Jerzego Lubomir- skiego [w:] Studja historyczne, Kraków 1901; tenże Sprawa Lubomirskiego, "Ateneum", R.10-11:1885-1886; tenże Koniec Jerzego Lubomirskiego w zbio- rze Z czasów Jana Kazimierza, Lwów 1893; W. Czapliński Opozycja wielko- polska 1660-1668, Kraków 1930; A. Codello Hetman Michal Kazimierz Pac 1623-1669, (rkps). Spustoszenia wojny północnej w dziedzinie gospodarczej: J. Rutkowski Przebudowa wsi w Polsce po wojnach z polowy XIilI wieku, "Kwartalnik His- toryczny", R. 30:1916; Kryzys monetarny: A. Szelągowski Pieniądz i przewrót cen w XIiI i XTiIl wieku w Polsce, Lwów 1902. Stosunek do Szwecji: F. F. Carlson Sveriges under konungarne af Pfalziska huset, t. 2, Stockholm 1885; J.E. Nordval Sverige och Ryssland efter freden ", i Kardis, "Historisk Tidskrift R. 10: 1890. An lia: S.R. Gardiner Histor o the Commonwealth and Protectorate, London 1903, 4 tomy. Brandenburgia: J. G. Droysen Geschichte der preussischen Politik, cz. 3, Leipzig 1863. A. Wad- dington Le grand electeur Frederic Guillaume de Brandenbourg, Paris 1905- -1908, 2 tomy; M. Philipson Der grosse Kurfurst Friedrich Wilhelm von Brandenburg, Berlin 1897-1903, 3 tomy; K. Jarochowski Brandenburgia i Pol- ska w pierwszych latach po traktacie oliwskim [w:] Nowe opowiadania i studia historyczne, Warszawa 1882. Wołoszczyzna: J. C. Engel Geschichte der Moldau, Geschichte der Wallachei, Halle 1804; A. D. Xenouol Istoria Romc3nilor, Bucu- re ti 1889-1893, 6 tomów; V. A. I. Urechi Istoria Romanilor, Bucure ti 1895, 7 tomów. Turcja: J. Hammer-Purgstall Geschichte des Osmanischen Reiches, Pest 1831-1835, 10 tomów; J.W. Zinkeisen Geschichte des Osmanischen Rei- ches, t. 4, Gotha 1856; N. lorga Geschichte des Osmanischen Reiches, Gotha 1910. Siedmiogród: S. Zarzycki Stosunek ksigcia siedmiogrodzkiego Jerzego II do Rzeczypospolitej Polskiej od początku wojny szwedzkiej do wyprawy tegoż na Polskg w r.1657 [w:] Sprawozdanie c.k. Gimnazyum w Kołomyi za r.1889 i 1890, Kołomyja 1890. Dwaj królowie rodacy (1668-1696) Czasy Sobieskiego należą do najgorzej zaniedbanych okresów naszej historii. Nadmierne skupienie uwagi na odsieczy Wiednia odbiło się niekorzystnie na zbadaniu innych momentów tej doby, zwłaszcza w zakresie stosunków wew- nętrznych. Odkąd G.F. Coyer Histoire de J. Sobieski, Warszawa 1761 (tłu- maczenie Kondratowicza) [Historia Jana Sobieskiego, króla polskiego. Kilku uwagami objaśnil i uzupelnil W. Syrokomla (Kondratowicz), t. 1-2, Wilno 1852], a po nim N.A. Salvandy Histoire de Pologne avant et sous le roi Jean Sobieski, Paris 1829, 3 tomy (polski przekład [Historja Jana Sobieskiego i Kró- 718 lestwa Polskiego tlumaczona z francuskiego na polskie przez W. Sierakowskie- go], Lwów (1861-1863) uczcili pamięć bohatera, historycy woleli nie tykać tej epoki, jakby bojąc się rozwiać legendę o wielkim człowieku przez drobiazgowe wglądanie w jego postępki. Wielki wyłom zrobił w tym milczeniu tylko T. Korzon, który w Doli i niedoli Jana Sobieskiego, Kraków 1898, 2 tomy, przed- stawił dzieje przedkrólewskie Sobieskiego na tle szeroko zakrojonej historii panowania Michała. Wobec takiego stanu rzeczy wciąż jeszcze warto zaglą- dać do Dziejów Polski J. Szujskiego, t. 4, Lwów 1866 i Dziejów narodu pol- skiego T. Morawskiego, t. 4, Poznań 1877. Z dawniejszych opracowań oma- wianego tu okresu uwzględnić jeszcze należy G. Lengnicha Geschichte der preussischen Lande, t. 8, Danzig 1755; P. Jonsaca Histoire de Stanislas Ja- blonowski, Leipsic 1774, 4 tomy (przekłady polskie [Życie Stanislawa Ja- blonowskiego, kasztelana krakowskiego, hetmana wielkiego koronnego, zfran- cuskiego na jgzyk polski przelożone, Warszawa] 1787-1790 i [Poznań] 1868) inspirowany przez rodzinę panegiryk; K. Wyrcza, o konfederacji gołąbskiej [Konfederacja goląbska. Obraz historyczny obejmujący wigkszą czgść panowa- nia Michala Wiśniowieckiego], Poznań 1862, (wyd. [II] pośmiertne). Dzieła nowsze do czasów Michała: poza T. Korzonem K. Jarochowski Spra- wa Kalksteina, Warszawa 1827; J. Paczkowski Der Grosse Kurfurst und Christian Ludwig von Kalkstein, "Forschungen zur Brandenburgisch-Preussischen Ge- schichte", R. 2: 1889; J. Szujski Pierwsze związki polskie z hrabią Saint Paul de Longueville oraz Opat Paulmiers i dalsze stosunki polskie z hr. S.P. de Longueville [w:] Opowiadania i roztrząsania historyczne, t. 4, Kraków 1888; A. Bielowski Wtargnienie Muhameda IT do Polski, "Dodatek Tygodniowy przy Gazecie Lwowskiej", R. 8: 1858; K. Górski Wojna Rzeczypospolitej Pol- skiej z Turcją w lataeh 1672-73, Warszawa 1890. Pomniejsze szkice dr. A. J. Rollego - zob.: Finkiel [Bibliografia historu polskiej, t. 2, Warszawa 1955, poz.:] 26.647. A. Darowski W przededniu tureckiej nawalnicy w Szki- cach historycznych, Petersburg 1895; A. Przyboś Konfederacja goląbska, [Tar- nopol 1936]. O panowaniu Jana III: K. Jarochowski Przyczynek do dziejów bezkrólewia po Michale Wiśniowieckim i pierwszych miesigcy panowania J(anaJ S(obies- kiegoJ, Kandydatura duriska w czasie bezkrólewia po Michale Wiśniowieckim [w:] Opowiadania i studja historyczne, Warszawa 1877; tenże Pierwotna poli- tyka króla Jana III [w:] Rozprawy historyczno-krytyczne, Poznań 1889; tenże Wyprawa i odsiecz wiedeńska, Wyprawa wiedeńska ze stanowiska interesu po- litycznego Polski [w:] Opowiadania i studja historyczne, Poznań 1884; A. Czo- łowski Wojna polsko-turecka 1675 r., "Kwartalnik Historyczny" R. 8:1894; K. Górski W sprawie wojny tureckiej, tamże, R. 9: 1895; K. Szajnocha, Zwycig- stwo Jana Sobieskiego nad Turkami i Tatarami 1675 r. pode Lwowem, [w:] Nowe szkice historyczne, t. 2, Lwów 1857; F. Kluczycki Żurawiriska r. 1676 [sic.], Kraków 1876; T. Korzon Dzieje wojen i wojskowości w Polsce, t. 2-3, Kraków 1912; J. Woliński Sprawa pruska i traktatjaworowski, "Przegląd His- toryczny", R. 30-31:1932-1933; tenże BitwapodLwowem, "Przegląd Historycz- no-Wojskowy", R. 5:1932; E. Deiches Koniec Morstina, Kraków 1894; S. Ru- binstein Les relations entre la France et la Pologne 1680-1683, Paris 1913; K. Konarski Polska przed odsieczą wiederiską, Warszawa 1914; J. Bartoszewicz Poselstwo ks. Jgdrzeja Zaluskiego do Portugalji i Hiszpanji 1674-1675 [w:] Dziela, t. 9, Kraków 1881; A.W. Darowski Rezydent moskiewski na dworze 719 polskim (Tiapkin) [w:] Szkice historyczne, t. 2, Petersburg 1895; tenże Posłem do cara, "Przegląd Polski", R. 20:1885/1886; W. Konopczyński Polska a Szwe- cja 1660-1795, Warszawa 1924; Polska a Turcja 1683-1792, Warszawa 1936. L. Chrzanowski Odsiecz Wiednia r. 1683, "Biblioteka Warszawska, R. 45: , y " 1885ů F. Klucz cki Sobieski od Wiedniem, "Czas, R. 35: 1882; K. Górski Bitwa pod Wiedniem, "Ateneum", R. 18: 1893; Soldier (Jagielski) [Odsiecz wiederiska 1683 r.], "Przegląd Historyczny", r. 10: 1910; T. Urbański Rok 1683 na Podolu, Ukrainie i Moldawii, Lwów 1907; O. Laskowski, C. Chowa- niec Wyprawa Sobieskiego do Mołdawii w 1683 r., Warszawa 1932; A.W. Da- rowski Trzydzieści lat traktatów pokojowych, [w:] Szkice historyczne, t. 2, Petersburg 1895; J. Perdenia Pokój Grzymułtowskiego (rkps); Z.A. Helcel O dwukrotnem zamgściu ksigżniczki Ludwiki Karoliny Radziwiłłówny i wynikłyeh stąd w Polsce zamieszkach, Kraków 1857. "Tajemnicę 1688 r." próbował wyjaś- nić S. Tarnowski [Tajemnica roku 1688, "Rocznik Zarządu Akademji Umiejęt- ności", R.10:1882], szczegóły jej rozwija dopiero K. Piwarski Migdzy Francją a Austrią 1687 90, Kraków 1933; Tegoż autora szereg innych studiów. O Łusz- czyńskim: E. Łuniński Na stos, Kraków 1909. O późniejszej fazie wojny wschodniej: L. Finkel Okopy św. Trójcy, Lwów 1889; tenże Napad Tatarów " na Lwów 1695, "Gazeta Lwowska, R. 74: 1884; K. A. Hoffman Histor a " u adku domu Sobieskich, "Gazeta Polska, R. 23: 1862; E. Łuniński Ostatnie chwile Jana III, [w:] Wspominki, Warszawa 1910; W. Ziembicki Zdrowie i niezdrowie Jana Sobieskiego, Poznań 1931. Stosunki wyznaniowe: E. Likowski Dzieje kościoła unickiego na Litwie i Rusi, cz. I, wyd. II, Warszawa 1906; S. Załęski Jezuici w Polsce, t. 3, Kraków 1907. [Sprawy wewnętrzne Podola: K. Pułaski Szlachta polska w czasie zaboru tureckiego 1672-1699, [w:] Szkice i poszukiwania historyczne, Peters- burg 1898.] Na Rusi: wstępy A. Prochaski do wydawnictwa Laudów wiszeri- skich, t. 21-22, Lwów 1911-1914; na Litwie: J. Narbutt Dzieje wewngtrzne narodu litewskiego za Sobieskiego i Augusta II, Wilno 1842. W obcym piśmiennictwie na wyszczególnienie zasługują prace: N. Wimar- sona Sveriges krig i Tyskland 1675-1679, Lund 1897-1903, 2 tomy; A. Wad- dingtona [Le grand electeur Frederic-Guillaume de Brandenbourg, t. 1-2, Paris 1905-1908] i M. Philippsona [Der grosse Kurfurst Friedrich Wilhelm von Brandenburg, t. 1-2, Berlin 1901-1903], Brandenburgischpolnische Turken- kriege von 1671-1688, t. 5, Berlin 1884; O. Klopp Das Jahr 1683 und derfol- gende grosse Turkenkrieg bis zum Frieden von Carlowitz 1699, Graz 1882; tenże Das Kriegsjahr 1683, Wien 1883; A. Schallhammer Der Turkenkrieg in sterreich und Ungarn 1683-1687, Wien [b.d.w.], 5 tomów. Inne przyczynki i dzieła niemieckie zob.: L. Finkiel Bibliografia historii polskiej, t. 2, Warszawa 1955, poz. 26.759-26.802; F. Salomon Ungarn im Zeitalter der Turkenherr- schaft, Leipzig 1887; E.E. Zamyslovskij Snośenia Rossu s Pol'śej v carstvo- vanie Fiedora Alekseevića, "Żurnal Ministerstva Narodnogo Prosveśćenia, R. 55:1888; G. V. Forsten [Snośenia Śvecii i Rossii vo vtoroj polovine Xlill v. 1648-1700, tamże, R. 65-66:1898-1899; P. Feit Jakob Ludwig Sobieski, Prinz von Polen, Pfandherr von Ohlau, Breslau 1892; K. Heigel Die Beziehungen des Kurfursten Max Emanuel von Bayern zu Polen 1694-1697, Munchen 1884; H. Prutz Franz sisch-polnische Umtriebe in Preussen 1689, "Deutsche Zeit- schrift fur Geschichtswissenschaft", R. 34:1890; C. Gerin Le pape Innoeent XI et le siege de liienne 1683, "Revue des Questions Historiques", R. 20: 1886 720 R. Michaud Innocent XI, Sobieski et les Turcs, Paris 1883, 2 tomy; P. Pierling La Russie et le Saint Siege, t. 3, Paris 1901. Popularne życiorysy Jana Sobieskiego kompilowali: A. Śliwiński [Jan So- bieski, Warszawa 1924]; O. Laskowski [Jan I11 Sobieski, Lwów 1933]; J.B. Morton [Sobieski. King ofPoland, London 1932]; K. Waliszewski Marysieńka, Paryż 1898 i polemizujący z nim W. Czermak Maria Kazimiera Sobieska, Kraków 1899; A. Jabłonowski KrzysztofGrzymultowski, "Ateneum", R.1:1876; K. Piwarski Hieronim August Lubomirski, Kraków 1929; T. Mączyński Kazi- mierz Rogala Zawadzki, Poznań 1928; W. Mayer-Sędzimirowa Rafal Lesz- czyriski (rkps). Panowanie Augusta Mocnego Prace polskie dość obfite do pierwszych kilku lat tego panowania, potem nadzwyczaj skąpe. Całość przedsięwziął zbadać K. Jarochowski, ale zdążył dojść tylko do końca 1704 r.: Dzieje panowania Augusta II od śmierci Jana III do chwili wst pienia Karola XII na ziemig polską, t. I, Poznań 1856; [Dzieje panowania Augusta II od wstąpienia Karola XII na ziemig polską] aż do elekcji S. Leszczyriskiego, t. 2, Poznań 1874 i dalszy fragment z pośmiertnego rękopisu [Dzieje panowania Augusta II od elekcji St. Leszczyńskiego aż do bitwy poltawskiej], "Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego", R. 17: 1890. Uzupełnieniem tej szeroko zakrojonej pracy są liczne rozprawy K. Jaro- chowskiego zawarte w zbiorach: Opowiadania i studja historyczne, Poznań 1860, 2 tomy [O.S.H. I, II]; Opowiadania i studja historyezne, seria III, Warszawa 1877 [O.S.H. III] Nowe opowiadania i studja historyezne, Warszawa 1882 [N.O.S.H.] Opowiadania i studja historyczne, seria nowa, Poznań 1884 [O.S.H.S.N.]; Z czasów saskich spraw wewngtrznych polityki i wojny, Poznań 1886 [Z.Cz.S.]; Rozprawy historyczno-krytyczne, Poznań 1889 [R.H.K.]. Inne, ważniejsze, sięgają w dalsze lata aż do 1724 r., a mianowicie: Katastrofa Patkula, Koniec Radziejowskiego (N.O.Ś.H.); Bitwa wschowska d. 13 lutego 1706 (O.S.H.S.N.); Bitwa kaliska d. 29 października 1706, Lauda polączonych woje- wództw kaliskiego i poznańskiego (Z.Cz.S.]; Wielkopolskie Leszno w roku 1707, Polityka saska i austriacka po traktacie altransztadzkim, Kamieniec i Poznari po Augustowskiej restauracji (O.S.H.S.N.); Dwór saski w trzechleeiu po traktacie altransztadzkim (R.H.K.); Wycieczka Grudzińskiego do Polski r.1712 (O.S.H. II); Jan Stanislaw Jablonowski, wojewoda ruski i jego zatarg z królem Augustem (O.S.H. III); Stanislaw Leszczyńskipo Poltawie (O.S.H.S.N.); Zamachy Augusta II na Leszczyrźskiego (N.O.S.H.); Epizod Rakoczowy w dziejach panowania Augusta II,1703-1717 (Z.Cz.S.); Dwie misje Franciszka Poniriskiego do cara 1717 1718 (tamże); Car Piotr i August 11 w trzechleciu po traktacie warszawskim (R.H.K.); Próba emancypacyjna polityki Augustowej i intryga Posadowskiego, I720 (N.O.S.H.); Sprawa toruńska z 1724 (O.S.H. II); Epilog sprawy toruńskiej (O.S.H. III). W pół wieku po Jarochowskim zjawił się jego kontynuator, J. Feldman, którego badania ogarniają następne dziesięciolecie: Polska w dobie wielkiej wojny pólnocnej 1704-1709, Kraków 1925; Polska a sprawa wschodnia 1709- -1714, Kraków 1926; Geneza konfederacji tarnogrodzkiej, "Kwartalnik Histo- 721 ryczny", R. 42: 1928, a wreszcie sięgają dalej: Sprawa dysydencka za Augu- sta II, "Reformacja w Polsce", R. 3:1924; rozbiór krytyczny Kroniki Anonima Otwinowskiego [Uwagi o Kronice Anonima Otwinowskiego], "Kwartalnik Historyczny", R. 47:1934. Całość stosunków polsko-szwedzkich i polsko-tureckich opracował W. Ko- nopczyński [Polska a Szwecja od pokoju oliwskiego do upadku Rzeczypospo- litej 1660-1795, Warszawa 1924; Polska a Turcja 1683-1792, Warszawa 1936]. Inne przyczynki: L. Boratyński Don Livio Odescalchi kandydatem do korony polskiej, "Przegląd Polski", R. 42:1908; W. Lenkiewicz Udzial Rosji w pokoju karlowickim, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 29:1901; A. J. Rolle Bunty Palejowe, tamże, R. 6: 1878. Wojnę domową na Litwie omawiali J. Narbutt Dzieje wewngtrzne narodu litewskiego za Sobieskiego i Augusta II, Wilno 1852; L. Powidaj Wojna Sapiehów z szlachtą litewską, "Przegląd Polski", R. 7:1872; T. Sierzputowski Pierwsza próba reformy politycznej w Polsee [Szkic histo- ryczny z końca XliI1 stulecia], Warszawa 1905; M. Handelsman Zamach stanu Augusta II, [w:] Studja historyczne, Warszawa 1911; wszyscy dalecy od opa- nowania przedmiotu; J. Bartoszewicz Karol XII w Warszawie, Warszawa w końcu r. 1702, Warszawa w r. 1705, Ksiądz W. Santini, nuncjusz w Polsce 1722-1728 [w:] Szkice z czasów saskich, Kraków 1880; K. Kantecki Karol XII w Polsce i Turcji, [w:] Szkice i opowiadania historyczne, Poznań 1863; A. Gór- ny, K. Piwarski Kraków w czasie drugiego najazdu Szwedów na Polskg, Kra- ków 1932; M.A. Wodziński Gdańsk za czasów Stanislawa Leszczyńskiego, Kraków 1929. Brak dzieła polskiego o stosunku do Polski Piotra Wielkiego, brak monografu o Mazepie; najdotkliwszy brak gruntownego opracowania konfederacji tarnogrodzkiej: praca A. Prochaski w tym przedmiocie [Konfe- deracja tarnogrodzka], "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 45: 1917 nie- wiele wzbogaca naszą wiedzę po jasnym i na swój czas cennym przedstawieniu J. Szujskiego w Dziejach Polski, t. 4, Lwów 1866. Schyłek tego panowania: S. Kujot Sprawa toruńska 1724 r., "Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego", R. 20: 1893; A. Kraushar Tragikomedia kurlandzka (1724), Kraków 1903; K. Kantecki Książgce zaloty, "Przewodnik Naukowy i Lite- racki", R. 3: 1875, Komisja kurlandzka, tamże, R. 10: 1882, Potomkowie Krzyżaków, tamże, R. 9: 1881; S. Askenazy Przedostatnie bezkrólewie, [w:] Dwa stulecia XIill1 i XIX, t. 1, Warszawa 1901; J. Bartoszewicz Kampament w Warszawie, [w:] Dziela, t. 7, Kraków 1880. Charakterystyki Augusta II i Flemminga szkicował K.M. Morawski: Ze studjów nad epoką saską, Kraków 1913; S. Askenazy Do rharakterystyki Au- gusta II, [w:] Dwa stulecia XIilI1 i XIX, t. 2, Warszawa 1901. Obyczaje: K. Morawski Źródlo rozbioru Polski. [Studia i szkice z ery Sasów i Stanisla- wów], Poznań 1935. Zarysy biograficzne: A. Przeździecki Krzysztof Urbanowicz, starosta hubski, Biblioteka Warszawska", R. 16: 1856; K. Kantecki Stanislaw Poniatowski, kasztelan krakowski, Poznań 1880, 2 tomy (tu najpełniejszy obraz ostat- nich lat tego panowania); K. Tarnowski Adam Śmigielski, Warszawa 1850; K. B. A. Hoffman Król wygnaniec, Bruksela 1861. Życiorys J. Tarły, A. Freud- licha, S. Sidorowicza Mlodość M. Czartoryskiego (rkps). Historiogra ia cudzoziemska w niektórych kwestiach wyprzedziła tu i zo- stawiła w cieniu polską. Niemcy-Prusacy z upodobaniem rozpisali się o bez- królewiu 1696-1697 r.: K.G. Helbig Polnische Wirtschaft undfranz sische 722 Diplomatie, "Historische Zeitschrift, R. I: 1859; P. Haale Die Wahl Au ust des Starken zum KBnig von Polen, "Historische Vierteljahrschift", R. 9: 1906; F. Hiltebrant Die polnische K nigswahl von 1697 und die Konversion August des Starken, "Quellen und Forschungen aus Italienischen Archiven und Bi- bliotheken", R. 10: 1907 [też osobno - Rzym 1910); R. Scheller-Steinwartez Polen und die KBnigswahl von 1697, "Zeitschrift fur Osteeuropaische Geschi- chte", R. 2:1912. Najlepsza charakterystyka nowego króla pióra P. Haakego August der Starke, Berlin 1926. G. Wagner Die Beziehungen des Starken zu seinen Standen 1694-1700, Leipzig 1902. Poza kilkoma rozprawami o najeź- dzie szwedzkim i pokoju altransztadzkim E. Friesen Die Lage in Sachsen wahrend der schwedischen Invasion 1706 1707 und der Friede von Altranstadt, Dresden 1901; A. Ganthner Die Entstehung des Friedens von Altranstaedt, " Neues Archiv fur Saechsische Geschichte und Altertumskunde", R. 27: 1906; najnowsza literatura saska wykazuje kilka tylko większych prac o tych cza- sach: A. Philip August der Starke und die Pragmatische Sanktion, Leipzig 1910; T. Seydewitz Ernst Christoph Menteuffel, Kabinettsminister August des St rken, Dresden 1926; K. Gurlitt August der Starke, ein Furstenleben aus der Zeit der deutschen Barock, Dresden 1924; P. Haake Christiane Eberhardine und August der Starke. Eine Ehetrag die, Dresden 1930. Wciąż też wypada jeszcze posługiwać się starym A. B ttigerem Geschichte des Kurstaates und K nigsreichs Sachsen, t. 2, wyd. II, Gotha 1870; E. Vehsem Geschichte der deutschen H fe seit der Reformation, t. 5, Hamburg 1854, a nawet F. F r- sterem August der Starke aIs Regent und Mensch, Potsdam 1839. Inne dzieła niemieckie: R. Martens Die Absetzung des K nigs August II von ", g, Polen, "Zeitschrift des West reussischen Geschichtsvereins Neue fol e R. l: 1882; K. Biedermann Aus der Glanzzeit des sachsich polnischen Hofes, "Zeit- schrift fur Deutsche Culturgeschichte". [br. R.]: 1891; L. Prowe Das Thorner Blutgericht, Thorn 1868; R. Frydrychowicz Die Iiorgange zu Thorn im Jahre 1724, " "Zeitschrift des Westpreussischen Geschichtsvereins, R. Il: 1884; F. Jacobi Das Thorner Blutgericht in polnisch-katholischen Auffassung (z powodu pracy Kujota), "Zeitschrift des Historischen Vereins fur den Regierungs-Bezirk Ma- rienwerder", R. 37: 1899; K. Weber Moritz Graf von Sachsen, Marschall von Frankreich, Leipzig I 863; F. Blenckmeister Kurfurstin Christiane Eberhardine, die Ietzte evangelische Kurfurstin von Sachsen, Leipzig 1891. Polityka rosyjska: E. Herrmann Geschichte des russischen Staates, t. 4, Hamburg 1849; S.M. Solov'ev Istoria Rossi, t. 14-19, Moskva 1864-1874ů I.I. Golikov Dejanie Petra Tielikogo, Petersburg 1788-1790, 30 tomów, wyd. II, Moskva 1837-1847; N. Ustrialov Istoria carstvovania Petra lielikogo, Petersburg 1858-1863, 6 tomów; F.M. Umanec Getman Mazepa, Petersburg g ", 1897; N. Kostomarov Mazepa, "Istorićeskie Mono rafii R. 15: Lvov 1886; A. Bruckner Peter der Grosse, Berlin 1882. Polityka pruska: A. Waddington L 'acguisition de Ia couronne royale de Prusse par les Hohenzollern, Paris 1888; J.G. Droysen Geschichte der preussischen Polityk, Leipzig 1869-1870; K. Schottmuller Das preussische Friedensprojekt 1712 und der K nig St. Leszczyriski, "Zeitschrift der Historischen Gesellschaft fur die Provinz Posen", R.19:1904. Polityka francuska: A. Legrelle La diplomatie fran aise et la succession d'Espagne, Paris 1888-1892, 4 tomy; E. Bourgeois La diplomatie secrete au XTiIlle siecle, Paris 1909-1911, 3 tomy; P. Boye Stanislaw Leszczyński et la 723 troisieme traite de liienne, Paris-Cracovie 1889; M. Vassilief Roussland und Frankreich von der Thronbesteigung Peters des Grossen bis zum Tiertrage von Amsterdam (1717), Gotha 1902. Polityka angielska: J. F. Chance George I and the Northern War, London 1916; The Alliance ofHanover, London 1923. Węgry: S. Tomaśivs'kyj Uhorśćyna i Polśća na poćatku XTiIIl v., "Zapyski Naukogó Tovarystva im. Śevćenka", R.17:1908. Najobficiej ijakościowo najlepiej przedstawia się dorobek naukowy szwedzki: A. Fryxell Berattelser ur svenska historien, t. 21-32, wyd. II, Stockholm 1901; F. F. Carlson Sveriges historia under Konungarne af Pfalziska huset, t. 6-8, Stock- holm 1881, 1885, 1910. Poglądy tych autorów niekorzystne dla Karola XII zwalczało nowsze pokolenie historyków szwedzkich, któremu przewodzili: H. Hjarne Karl XII. Omst rtningen i st-Europa, Stockholm 1903, i A. Stile Carl XII: s. falltagsplaner, Lund 1908 (o kampanii 1707-1709 r.). Ważne przyczynki pomniejsze: C. Hallendorf August den Starke och Karl XII under nordiska kri ets rsta skede, "Historisk Tidskrift, R. 25: 1905' Konun Au- gusts politik aren 1700-1701, Uppsala 1898; H. Brulin Sverige och Frankrike, Uppsala 1905; tenże sterrike och det stora nordiska kriget f re Karl XII. " s. in all i Sachsen, "Historisk Tidskrift, R. 29: 1909; E. Carlson Sveri e och " Preussen 1701-1709, "Historisk Bibliotek, R. 7: 1880; N. Herlitz Fran Thorn till Altranstadt 1703-1706, t. l, Stockholm 1916; tenże Den polska fragen 1708-1709, (b.m.w.) 1914; O. Sj gren Johann Reinhold Patkul, "Historisk Bibliotek", R. 7: 1880; F.F. Carlson Om fredsunderhandlingarne aren 1709- -1718, Stockholm 1857; tenże Oscar Frederik. Nagra bidrag till Sveriges krigshistoria 1711-1713, Stockholm 1892; S. Bonnesen Studier ver August den Starkes utrikespolitik, Lund 1928. Nowsza twórczość dziejopisarska Szwe- dów na tym polu skupia się głównie w serii Karolinska F rbundets Arsbok (od 19I0 r.). Wyniki zreasumowane z okazjijubileuszu śmierci Karola XII w dwóch wielkich wydawnictwach zbiorowych: Karl XII. Till 200 arsdagen afhans d d, Stockholm 1918 i Karl XII pa slagfaltet [Karolinsk slagledning sedd mot bahgrunden af teknikens utveckling fran aldsta tider, t. 1-4, Stockholm 1918- -1919]. August III (1733-1763) Archiwalne prace konstrukcyjne nad tym okresem rozpoczął z polecenia E.F. de Choiseula Rulhiere Histoire de I'anarchie de Pologne et du demem- brement de cette republique, Paris 1807, 4 tomy, [Revolutions de Pologne. Quatrieme edition, le texte revu et complete par K. Ostrowski, Trois volumes], wyd. IV, Paris 1862. Dzieło to, oparte w znacznym stopniu na własnych spostrzeżeniach, wspomnieniach i wywiadach autora, długo stanowiło jedyny wykład czasów Augusta III. Dopiero J. Szujski w t. 4 Dziejów Polski, Lwów 1866, T. Morawski w t. 4 Dziejów narodu polskiego, Poznań 1871 i zwłaszcza H. Schmitt Dzieje Polski w wieku Xlilll i XIX, t. l, Kraków 1866, położyli podstawy pod nowsze badania. Dłuższe okresy opracowali: R. Roepell Polen um die Mitte des XTilI1 Jahrhunderts, Gotha 1876; K. Kantecki Stanisław Poniatowski, ojciec króla Stanisława, Poznań 1880, 2 tomy; K. Waliszewski 724 Potoccy i Czartoryscy. [Walka stronnictw i programów politycznych przed upadkiem Rzeczypospolitej 1734-1763, t. l:1734-1754], Kraków 1887. Częścio- wy przegląd polityki zewnętrznej u W. Konopczyńskiego: Polska a Szwecja odpokoju oliwskiego do upadku Rzeczypospolitej 1660-1795, Warszawa 1924, Polska a Turcja 1683-1792, Warszawa 1936. Walka o tron polski: W. Gerje Bor'ba zapol'skijprestol v 1733 godu, Moskva 1862; P. Boye Stanilas Leszczyriski et le troisieme traite de liienne, Paris 1898; inne monografie tegoż autora o Leszczyńskim: La Cour de Luneville en 1748 et 1749, [b.m.w.] [1891]; Les derniers moments du roi Stanislas, Cravovie 1898; La cour polonaise de Luneville 1737 1766, Paris 1926; S. Askenazy Przedostatnie bezkrólewie [w:] Dwa stulecia XI III i XIX, t. l, Warszawa 1901; tenże Kome- dia berlińska, tamże, t. 2, Warszawa 1910; R. Beyrich Kursachsen und die pol- nische Thronfolge, Leipzig 1913; J. Szujski Jerzy Ożarowski i kardynal Fleury, [w:] Opowiadania i roztrząsania, t. 2, Kraków 1866; L. Hubert Adam na Melsztynie i Czekarzewicach Tarlo [w:] Pamigtniki historyczne, t. 4, War- szawa 1861. " Lata 1736-1740: K. Kantecki O ciec Stanislawa Augusta, "Ateneum, R. 1: 1876; K. Jarochowski Napad Brandenburczyków na klasztorparadyski w r.1740, [w:] Opowiadania i studya historyczne, Warszawa 1877. Okres wojen śląskich: S. Askenazy Fryderyk II i August III, [w:] Dwa stu- lecia X1i1 11 i XIX, t. 1, Warszawa 1901; Sprawa Tarly, tamże, t. 2; tenże " Z dwóch sejmów, "Biblioteka Warszawska, R. 55: 1895; S. Mnemon L'ori ine des Poniatowski, Cracovie 1913; M. Skibiński Europa i Polska w dobie wojny o sukcesjg austrjacką w latach I 740-I 745, Kraków 1913; A. Broglie Frederic II et Marie Therese, t. 1-2, Paris 1883-1884; tenże Marie Therese imperatrice 1744-1746, Paris 1888; R. Becker Der Dresdener Friede und die Politik Bruhls 1745-1746, Leipzig 1902; W. Konopczyński Fatalny sejm (1744 , w zbiorze szkiców Od Sobieskiego do Kościuszki, Kraków 1921. Prąd reformatorski: W. Konopczyński Geneza i ustanowienie Rady Nieusta- jącej, Kraków 1917; tenże Liberum veto, Kraków 1918; J. Nieć Mlodość ostat- niego elekta, Kraków 1935. Literatura polityczna: W. T. Kisielewski Reforma książąt Czartoryskich na sejmie konwokacyjnym r. 1764, Sambor 1880; S. Tarnowski Historja literatury polskiej, t. 3, wyd. II, Warszawa 1906; A. Rembowski Stanislaw Leszczyński jako statysta, Warszawa 1876; tenże wstęp do nowego wydania Glosu Wolnego króla St. Leszczyńskiego, Warszawa 1903; S. Mnemon L'origine des Ponia- towski, Cracovie 1913; L. Wegner Stefan Garczyriski, wojewoda poznański i dzielo jego "Anatomia Rzeczypospolitej polskiej ", 1706-1755, "Rocznik To- warzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego", R. 6: 1871; W. Konopczyński Stanislaw Konarski, Warszawa 1926. Obyczaje polityczne: J. I. Kraszewski Polska w polowie XTiIIl wieku, "Ate- neum", R. 1: 1876; K. Waliszewski Polska i Europa w drugiej polowie XTilI1 wieku, Kraków 1890; M. Dzieduszycki Rzut oka na stan religijno-obyczajowy w XTill1 wieku, Dodatek miesięczny do "Czasu", R. 2-3: 1857-1858; W. Ko- nopczyński Z dziejów naszej partyjności, [w:] Mrok i świt Warszawa 191 I. Sejm grodzieński: K. Waliszewski Potoccy i Czartoryscy. Walka stronnictw i programów politycznych przed upadkiem Rzeczypospolitej. 1734-1763, Kra- ków 1887; A. Broglie Le secret du roi, Paris 1878; W. Konopczyński Sejm grodzieński 1752 r., Lwów 1907. 725 Ordynacja ostrogska: L. Powidaj Ostrogska ordynacja, "Dziennik Literae; ki", R.11:1863; S. Konopacki Ordynacja ostrogska, "Biblioteka Warszawska, R. 33: 1873; K. Waliszewski [Potoccy i Czartoryscy. Walka stronnictw i pro- gramów politycznych przed upadkiem Rzeczypospolitej 1734-1763, t. l: 1734- -1754 ], Kraków 1887. Schyłek: W. Konopczyński Polska w dobie wojny siedmioletniej, Warszawa 1909-1911, 2 tomy; tenże Spór o wrota Morza Baltyckiego Precedens wywłasz- czenia w Wielkopolsce, Książg Udalryk Radziwiłl, [w:] Mrok i świt. Studya historyczne, Warszawa 1911; P. Śćebal'skij Russkaja politika i russkaja par- tia v Po1'śe do Ekateriny I1, Moskva 1864; D. Maslovskij Russkaja armia v semiletnuju vojnu, Moskva 1886. Katarzyna II wobec Polski w ostatnich latach Augusta III: S. Askenazy Die letzte polnische K nigswahl, G ttingen 1894; V.A. Bilbasov Istorta Eka- teriny II, t. 2, Berlin 1890. Sprawa kurlandzka: V. A. Bilbasov Prisoedinenie Kurlandii, "Russkaja Sta- rina", R. 25:1895; E. Tyszkiewicz Źródła do dziejów Kurlandji i Semigalji z cza- sów Karola królewicza polskiego, Kraków 1870; B. Łopaciński Charles de Saxe, Paris 1870. Poza tym wśród obcych pisarzy najwięcej wiadomości do dziejów Augusta III podają: J.G. Droysen Geschichte der preussischen Politik, cz. 3-4, Leipzig 1863-1870; R. Koser K nig Friedrich der Grosse, 3 wyd., Stuttgart 1912-1914, 4 tomy; tenże Friedrich der Grosse als Kronprinz, Stuttgart 1886; E. Lavisse La jeunesse du Grand Frederic, Paris 1891; tenże Le Grand Frederie avant I'avenement, Paris 1893; A. Arneth Geschichte Maria Theresias, Wien 1893- -1879,10 tomów; A. Vandal Un ambassadefran aise en Orient (Sous Louis XTi J. La mission (du marquisJ de Tiilleneuve 1728-1741, Paris 1878; tenże Louis XV et Elisabeth de Russie, Paris 1882; A. Waddington La guerre de Sept Ans, Paris 1899, 5 tomów; K. Waliszewski L'heritage de Pierre le Grand, 1725- -1741, Paris 1900; tenże La derniere des Romanow, Paris 1902; L. Stavenow Geschichte Schwedens 1718-l772, t. 7, Gotha 1908 c.d. E. G. Geijera i F. F. Carlsona [E.G. Geijer Geschichte Schwedens, t. 1-3, Hamburg 1832-1836; F.F. Carlson Geschichte Schwedens, t. 4: Bis zum Reichstage 1680, Gotha 1855]; C.G. Malstr m Sveriges politiska historia 1718-1772, wyd. II, Stock- holm 1893-1901, 6 tomów; P. Vedel Den aldre Grev Bernstorffs, Ministerium Ksbenhavn 1882, A. von Boroviczeny Grafvon Bruhl, der Medici, Richelieu und Rothschild seiner Zeit, Wien 1929. Czasy stanisławowskie Jeżeli nie liczyć próby J. Lelewela Panowanie Stanislawa Augusta, War- szawa 1831, to całość tego okresu pierwszy spóbował przedstawić Henryk Schmitt, najpierw w Dziejach Polski XIilII i XIX wieku, Kraków 1866-1867, 3 tomy, gdzie doszedł do 1795 r., następnie w trzytomowej monografii Pano- wanie Stanislawa Augusta Poniatowskiego, Lwów 1868-80, którą doprowadził jednak tylko do I rozbioru. J. Szujski [Dzieje Polski, Lwów 1866], T. Mo- rawski [Dzieje narodu polskiego, Poznań 1871], J. I. Kraszewski [Polska w cza- sie trzech rozbiorów, Poznań 1873-1875, 3 tomy] dorzucili do starych dru- 726 ków, pamiętników i obcych wydawnictw nieco archiwaliów polskich, angielskich i saskich. Tymczasem zagranica mając dla siebie dostępne i uporządkowane archiwa, wyprzedziła naszych uczonych w poznaniu epoki rozbiorów. Dopiero T. Korzon w Wewngtrznych dziejach Polski za Stanislawa Augusta, wyd. I, ' Kraków 1882-1885, 6 tomów, wydobył na wierzch ogrom faktów i przeciw- stawił się ich tendencyjnemu obcemu naświetlaniu. Późniejsze badania nad oświatą, administracją, skarbowością itp. danej doby okazały, że i on zresztą nie wyczerpał nawet wewnętrznych przemian. W. Kalinka, we wstępnym tomie wydawnictwa źródłowego Ostatnie lata panowania Stanislawa Augusta Ponia- towskiego, Poznań 1868 starał się oddać sprawiedliwość królowi, jak T. Ko- rzon narodowi. Za świeżej naszej pamięci A. Skałkowski [Polska w okresie rządów Stanislawa Augusta] w wydawnictwie Polska, jej dzieje i kultura, t. 2, Warszawa 1927, a za granicą O. Forst de Battaglia w monografii Stanislaw August Poniatowski und der Ausgang des Polenstaates, Berlin 1927, pierwszy głębiej, drugi szerzej potraktował swój przedmiot także z dużą dla tragicznego monarchy wyrozumiałością. Okres I: 1763-1775 Początki: G. Meinert Wyniesienie na tron Stanislawa Augusta, "Przewodnik " p Naukowy i Literacki, R. 13: 1885; R. Roe ell Das Interre num, Wah1 und Kr nung von Stanislaw August Poniatowski, Posen 1892; S. Askenazy Die letzte polnische K nigswahl, G ttingen 1894; W.T. Kisielewski Reforma ksią- żąt Czartoryskich na sejmie konwokacyjnym 1764 r., Sambor 1880. W ślad za C. C. Rulhierem [Histoire de I'anarchie de Pologne et du demem- brement de cette republique, Paris 1807]; Alkar (A. Kraushar) Książg Repnin i Polska, Kraków 1897, 2 tomy; M.C. Łubieńska Sprawa dysydencka 1764- -66 r., Warszawa 1911; K. Rudnicki Biskup Kajetan Soltyk 1715-1788, War- szawa 1906. Por. krytyczne uwagi A. Skałkowskiego Biskup Soltyk w zbiorze O cześć imienia polskiego, Lwów 1908 tudzież W. Konopczyńskiego [Do charakterystyki biskupa Soltyka. Z powodu pracy K. Rudnickiego: Biskup Kaje- tan Soltyk 17I5-1788], "Kwartalnik Histoxyczny", R. 24: 1910; F. Rawita Gawroński Historya ruchów hajdamackich, Lwów 1900, 2 tomy. O konfederacji barskiej dawniejsze dzieła S. Kaczkowskiego [Wiadomości o konfederacji barskiej, Poznań 1840], H. Schmitta [Materyaly do dziejów bezkrólewia po śmierci Augusta III i pierwszych lat dziesigeiu panowania Stanislawa Augusta Poniatowskiego, t.1-2, Lwów 1857], K. Pułaskiego Szkice i poszukiwania historyczne, t. 4, Lwów 1909, trzeba już uznać za przestarzałe. Nowy wykład daje Konopczyński w dziełach: Kazimierz Pulaski, Kraków 1931; Konfederacja barska, t. l, Warszawa 1933 (tom 2 w druku), [Warszawa 1938]; Krwawe dni nad górną Wartą, "Rocznik Oddziału Łódzkiego Polskiego To- warzystwa Historycznego", R. 2: 1929/1930. Por. też. przegląd źródeł do konfederacji barskiej Konopczyńskiego w "Kwartalniku Historycznym", R. 48: 1934 i osobno. Inne przyczynki: S. Kwasieborski Czgstochowa za konfederacji barskiej, Warszawa 1917; J. Krasicka Kraków i ziemia krakowska wobec konfederacji barskiej, Kraków 1929; W. Ostrożyński Sprawa zamachu na Stanislawa Au- 727 gusta przed sądem sejmowym, Lwów 1891; E. Łuniński Ksigżna Tarakanowa, Lwów 1907; O. F. de Battaglia Eine unbekannte Kandidatur auf den polnischen Thorn, Bonn 1922; W. Mejbaum O tron Stanisława Augusta, Lwów 1914. Nie drukowane monografie o ruchu barskim w Wielkopolsce W. Szczygielskiego [Konfederacja barska w Wielkopolsce 1768-1770, Warszawa 1970] i A. Drozda. Pierwszy rozbiór: A. Ferrand Histoire des trois demembrements de la Pologne, Paris 1820, 3 tomy; A. Beer Erste Teilung Polens, Wien 1874, 3 tomy; A. Ar- neth Geschichte Maria Theresias, t. 8, Wien 1877; G.B. Volz Friedrich der Grosse und die erste Teilung Polens, "Forschungen zur Brandenburgischen und Preussischen Geschichte", R. 23: 1910; H. LTbersberger Russlands Orient- politik im XIilII Jahrhunundert, Stuttgart 1913; E. Herrmann Geschichte des russischen Staates, t. 6, Hamburg 1853; M. Duncker Aus der Zeit Friedrichs des Grossen und Friederich Wilhelms III, Leipzig 1876; S.M. Solov'ev Istoria Rossii, t. 26-28, Moskva 1876-1878; tenże Istoria padenia Pol'śi, Moskva 1863; A. Diveky Dzieje przylączenia miast spiskich do Wggier w r. 1770, Zamość 1921; A. Sorel La question d'Orient au XTilIle siecle, Paris 1878; B. Pawłowski Zajgcie Lwowa przez Austrjg 1772 r., Lwów 1911; H. Mościcki Dzieje porozbiorowe Litwy i Rusi, t. l, Warszawa 1901; M. Loret Kościól kato- licki a Katarzyna II, 1772-1784, Warszawa 1910; U.L. Lehtonen Die polni- schen Provinzen Russlands unter Katharina II, Helsingfors 1907; W. Michael Englands Stellung zur ersten Teilung Polens, Hamburg-Leipzig 1890; D. Per- rero La diplomazia piemontese nel primo smembramento di Polonia, Torino 1894; J.P. Garnier La tragedie de Danzig, Paris 1935; M. Bar Westpreussen unter Friedrich dem Grossen, Leipzig 1909. Badacze ci stworzyli podwaliny pod przyszłą konstrukcję całości zagadnienia. Sejm rozbiorowy 1773-1775: J. Szujski [Dzieje Polski, Lwów 1866]; H. Schmitt [Dzieje Polski w wieku XT III i XIX, Kraków 1866]; W. Konopczyń- ski Geneza i ustanowienie Rady Nieustającej, Kraków 1917; tenże Rejtan, Kos- sak i Bohuszewicz na sejmie 1773 r., Wilno 1935; K. Chłędowski Traktat han- dlowy migdzy Austrją i Polską, "Przewodnik Naukowy i Literacki", R. 8:1880; M. Herzfeld Der polnische Handelsvertrag von 1775, "Forschungen zur Bran- denburgischen und Preussischen Geschichte", R. 32:1919. Okres II:1775-1788. W. Kalinka Ostatnie Iata panowania Stanislawa Augusta, Poznań 1868; W. Konopczyński Polska a Turcja (do 1792), Warszawa 1936; Polska a Szwecja (do 1795), Warszawa 1924; K. M. Morawski Ignacy Potocki, Warszawa 1911; tenże Pogląd na opozycjg magnacką migdzy pierwszym rozbiorem a Sejmem Czteroletnim w Studjach historycznych poświgconych W. Zakrzewskiemu, Kra- ków 1908; Dwie rozmowy Stanislawa Augusta z Ksawerym Branickim, "Kwar- talnik Historyczny", R. 24: 1910; S. Sidorowicz W cieniu prokonsula, (rkps); H. Waniczkówna Ks. A. K. Czartoryski, (rkps). Prace i walki polityczne: o Tyzenhauzie nie wydane dotąd studium S. Koś- ciałkowskiego [Antoni Tyzenhauz, podskarbi nadworny litewski. Studia nad wewngtrznymi dziejami Litwy w początkach panowania Stanislawa Augusta (1765-1780) [w:] Studia i szkice przygodne, Londyn 1956]; M. Tarnowski 728 Kodeks Zamoyskiego na tle stosunków kościelno-parźstwowych za czasów Sta- nislawa Augusta, Lwów 1916; K. Rudnicki [Biskup Kajetan Soltyk 1715-1788], Warszawa 1906; A. Kraushar Sprawa Dogrumowejprzedsądem marszalkowskim [w:] Drobiazgi historyczne, t. l, Warszawa 1891. Sprawa włościańska: W. Grabski Spoleczne gospodarstwo agrarne w Polsce, Warszawa 1923; J. Rutkowski Poddazstwo wlościan w XTiIII w. [w Polsce i niektórych krajach Europy, Poznań 1921]; A. Krasiński Geschichtliche Dar- stellung der bdue lichen I erhaltnisse in Polen (und der wirtschaftlicht-rechtlichen Reformen im ersten Decenium der Regierung Stanislaus Augustus 1764-1774], Krakau 1898, 2 tomy. Sprawa miejska: T. Baranowski Komisje porządkowe 1765-1788, Kraków 1907; W. Smoleński Komisja Boni Ordinis Warszawska, Warszawa 1914. Oświata: W. Smoleński Przewrót umyslowy w Polsce XliIlI w., Kraków- -Petersburg 1898; tenże Żywioly zachowawcze i Komisja Edukacyjna (w:] Pisma historyczne, t. 2, Kraków 1901; S. Bednarski Upadek i odrodzenie szkól jezuickich w Polsce, Kraków 1933; S. Kot Komisja Edukacji Narodowej, Kra- ków 1923; J. Lewicki Geneza Komisji Edukacji Narodowej, Warszawa 1923; S. Tync Nauka moralna w szkolach Komisji Edukacji Narodowej, Kraków 1922. Masoneria: W. Smoleński Przewrót umyslowy w Polsce XTilI w., Kraków- -Petersburg 1898; S. Askenazy Łukasizski, wyd. II, Warszawa 1929, 2 tomy; K. M. Morawski Źródlo rozbioru Polski, Poznań 1935. Literatura i kultura artystyczna: I. Chrzanowski [Poezja za czasów Stanislawa Augusta] [w:) [Dzieje literatury pigknej w Polsce, wyd. II, [Kraków 1935]. Literatura polityczna: W. Konopczyński Stanislaw Konarski, Warszawa " 1926ů tenże Jan Jakub Rousseau doradcą Polaków, "Themis Polska, seria II, R. l: 1913; Rady Mercier de la Riviere'a dla Polski, tamże, R. 12: 1924; M. Szyjkowski Myśl Rousseau'a w Polsce, Kraków 1913; W. Smoleński Monteskjusz w Polsce, Warszawa 1927; R. Pilat O literaturze politycznej Sejmu Czteroletniego, Kraków 1872; C. Leśniewski Stanislaw Staszic, War- szawa 1926; M. Janik Hugo Kollątaj, Lwów 1913; W. Smoleński Kuźnica Kollątajowska, [w:] Pisma historyczne, t. 2, Kraków 1901; tenże Publicyści anonimowi z korica XIiIII w., "Przegląd Historyczny", R. 14-15;1912. Okres III: 1788-1795 W. Kalinka Sejm Czteroletni, Kraków-Lwów 1880-1888, 3 tomy; frag- ment t. 3: Ustawa 3 Maja, Kraków 1896; J. Dihm Trzeci Maj, Kraków 1896; tenże Mieszczaństwo warszawskie w końcu XI III w., Warszawa 1917; tenże Jan Dekert, Warszawa 1912; S. Sosin Reforma sejmików na Sejmie 4-letnim, [w:] Korpus Kadetów nr 2 w dziesiątą rocznicg istnienia (1919/20- -1929/30 , Chełmno 1930. Polityka zewnętrzna: S. Askenazy Przymierzepolsko pruskie, Warszawa 1901; B. Dembiński Polska na przelomie, Lwów 1913; R. H. Lord The second par- tition of Poland, Harvard Cambridge USA 1915; S. Smolka Stanowisko mo- carstw wobec Konstytucji 3 Maja, Kraków 1891; T. Flathe Die Iierhandlungen uber die dem Kurfurst Friedrich August angebotene ThronfZoge in Polen, Meis- 729 sen 1870; A. Raphael Bidrag till historien om Gustaf III-s planer pa, Uppsala 1874; J. Dutkiewicz Polska a Turcja w czasie Sejmu Czteroletniego, Warszawa 1934. Konstytucja: S. Starzyński Konstytucja 3 Maja na tle współczesnego ustro- ju innych państw europejskich, Lwów 1891. Pobieżne uwagi O. Balzera [Re- formy spoleczne i polityczne Konstytucji Trzeciego Maja, "Przegląd Polski", R. 25: 1891]; S. Kutrzeby [Konstytucja Trzeciego Maja 1791 roku, wyd. II, Kraków 1916]; M. Handelsmana [Konstytucja Trzeciego Maja roku 1791, Warszawa 1907] i J. Siemieńskiego [Konstytucja Trzeciego Maja jako wyraz polskiej kultury politycznej, "Themis Polska", ser. II, R. 4: 1916] nie wyczer- pały rozległego tematu. W literaturze francuskiej: C. Dany Les idees politiques et 1'esprit publique en Pologne a la fin du XI IIles. La constitution du 3 mai 1791, Paris 1901; C. Konic Comparaisons des contit de la Pologne et de la France, Lausanne 1819. Rok 1792-1793: W. Smoleński Konfederacja Targowicka, Kraków 1903; R. H. Lord The second partition of Poland, Harvard Cambridge USA 1915; S. Soplica (A. Wolański) Wojna polsko-rosyjska 1792 r., Poznań 192 1922, 2 tomy; S. Askenazy Ks. Józef Poniatowski, Kraków 1905; D. Iłowajski Sejm grodzieński, Poznań 1872. Powstanie kościuszkowskie: T. Korzon Kościuszko, Rapperswil 1894; T. To- karz Warszawa przed wybuchem powstania kościuszkowskiego, Kraków 1911, tenże Insurekcja warszawska, Lwów 1934; A. Skałkowski Jan Henryk Dąbrow- ski, Warszawa 1904, tenże Książg Józef, Bytom 1913; tenże Kościuszko w świe- tle nowych badari, Poznań 1924 (walka z legendą); tenże Z dziejów Insurekcji, Warszawa 1926; W. Dzwonkowski Wstgp do aktów powstania Kościuszki, Kraków 1918; H. Mościcki Jakób Jasiriski i powstanie kościuszkowskie na Li- twie, Warszawa 1917; T. Kupczyński Kraków w powstaniu kościuszkowskim, Kraków 1929; M. Dubiecki Karol Prozor, oboźny Wielkiego Ksigstwa Litew- skiego, Kraków 1897; J. Tretiak Finis Poloniae, historja legendy maciejowickiej i jej rozwiązanie, Kraków 1921. Charakter popularnonaukowy, po części kompilacyjny mają książki F. Konecznego o Kościuszce [Tadeusz Kościuszko. Na setną rocznicg zgonu naczelnika. Życie-czyny-duch, Poznań 1917 oraz K. Bartoszewicza Dzieje Insurekcji Kościuszkowskiej, [Wiedeń 1909]. Trzeci rozbiór: R. H. Lord [The thirdpartition ofPoland], "Slavonic Review", R. 3: 1925. Bibliografia uzupełniająca Dzieje Polski Opracowania ogólne M. Bobrzyński Dzieje Polski w zarysie, wyd. II (powojenne), Warszawa 1977. M. Bogucka Dawna Polska. Narodziny, rozkwit, upadek, wyd. II, Warszawa 1974. The Cambridge History ofPoland, t. 1-2, Cambridge 195 1951. Dzieje Polski, wyd. III, Warszawa 1981. J.A. Gierowski Historia Polski I505-1764, wyd. IV, Warszawa 1982. J.A. Gierowski Historia Polski 1764-1864, wyd. IV, Warszawa 1982. A. Gieysztor [i in.] History of Poland, Warszawa 1979. O. Halecki Historia Polski, Londyn 1958. Historia Polski, t. l: Do roku 1764, cz. 2: Od połowy X Ti w., wyd. V, Warszawa 1969; t. 2:1764-1864, cz.1: I 764- -1795, Warszawa 1958. P. Jasienica Polska Jagiellonów, wyd. V, Warszawa 1979. P. Jasienica Rzeczpospolita Obojga Narodów, wyd. II, Warszawa 1982- -1983. L. Kolankowski Polska Jagiellonów. Dzieje polityczne, Lwów 1936. Polska w epoce Odrodzenia, Warszawa 1970. Polska w XTiII w., wyd. III, Warszawa 1977. Polska w epoce Oświecenia, Warszawa 1971. G. Rhode Geschichte Polens, Darmstadt 1966. H. Samsonowicz Historia Polski do roku 1795, wyd. III, Warszawa 1974. A. Wyczański Polska Rzeczą Pospolitą szla- ehecką,1454-1764, Warszawa 1965. Zarys historii Polski, Warszawa 1979. Opracowania szczegółowe a) regionalne Dzieje Warmu i Mazur w zarysie, t. l; Odpradziejów do 1870 roku, Poznań 1981. Dzieje Wielkopolski, t. l: Do roku 1793, Poznań 1969. Geschichte Schle- siens, t. 2: Die Habsburgerzeit 1526-1740, Darmstadt 1973. I. Gieysztorowa, A. Zahorski, J. Łukasiewicz Cztery wieki Mazowsza 1526-1914, Warszawa 1968. Historia Pomorza, t. 2, cz. 1: 1464/1466-1648/I657, Poznań 1976. Hi- storia Śląska, t. 1-2 cz. 1, Warszawa 1960-1966. J. Mazurkiewicz, H. Zins Dzieje Lubelszczyzny, t. l, Warszawa 1974. W. Odyniec Dzieje Prus Królew- skich 1454-1772, Warszawa 1972. b) tematyczne J. Bardach, B. Leśnodorski, M. Pietrzak Historia paristwa i prawa polskiego, wyd. III, Warszawa 1979. H. Barycz Spojrzenia w przeszlość polsko-wloską, Wrocław 1965. M. Borucki Temida staropolska. Szkice z dziejów sądownictwa Polski szlacheckiej, Warszawa 1979. M. Broszat 200 Jahre deutsche Polenpo- 731 litik, Munchen 1963. J. Byliński Dwa sejmy z roku 1613, Wrocław 1984. W. Czapliński Polska a Dania XTiI XX w., Warszawa 1976. Encyklopedia hi- storii gospodarczej Polski do 1945 roku, t. I-2, Warszawa 1981. Z. Guldon, L. Stępkowski Z dziejów handlu Rzeczypospolitej w Xli1 XIilII wieku, Kielce 1980. Historia chlopów polskich, t. 1: Do upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej, Warszawa 1970. Historia dyplomacji polskiej, t. l: X w. - 1572 rok, cz. 7: Dyplomacja w latach 1506-1572, wyd. II, Warszawa 1982: t. 2: 1572-1795, Warszawa 1982. Historia Kościola w Polsce, t. I: Do roku 1764, Poznań 1974; t. 2, cz. l: 1764-1918, Warszawa 1979. Historia kultury materialnej Polski w zarysie, t. 3-4, Wrocław 1978. Historia literatury polskiej w zarysie, t. 1-2, wyd. III, Warszawa 1983. Historia nauki polskiej, t. 1-2, Wrocław 1970. Hi- storia prasy polskiej, t. l: Prasa polska w Iatach 1661-1864, Warszawa 1976. Historia sztuki polskiej, t. 2: Sztuka nowożytna, Kraków 1965. W. Hubert Wojny baltyckie, Warszawa 1939. I. Ihnatowicz, A. Mączak, B. Zientara Spo- łeczeristwo polskie X XX wiek, Warszawa 1979. Z. Kaczmarczyk [i in.] Historia parźstwa i prawa Polski, t. 2: Od polowy XTi w. do 1795 r., wyd. IV, Warszawa 1971. J. Kleiner Zarys dziejów literatury polskiej. Od początków do 1918 r., wyd. IV, Wrocław 1968. W. Konopczyński Kwestia baltycka do XX w., Gdańsk 1948. E. Kosiarz Bitwy na Baltyku, Warszawa 1978. Kościół w Polsce, t. 2: Wieki XIiI XTiIlI, Kraków 1970. J. Krzyżanowski Dzieje literatury pol- skiej, wyd. IV, Warszawa 1982. Z. Kuchowicz Obyczaje staropolskie Xlill -Xl Il1 wieku, wyd. II, Łódź 1977. W. Kula Teoria ekonomiczna ustroju feudalnego, wyd. II, Warszawa 1983. G. Labuda Polska granica zachodnia. Tysiąc lat dziejów politycznych, wyd. II, Poznań 1974. T. Lehr-Spławiński, K. Piwarski, Z. Wojciechowski Polska-Czechy. Dziesigć wieków sąsiedztwa, Katowice-Wrocław 1974. K. Lepszy Dzieje floty gdariskiej, Gdańsk 1947. J. Lisk The Struggle for Supremacy in the Baltic 1600-1725, London 1967. S. Łobaczewski, T. Strumiłło, Z. M. Szweykowski Z dziejów polskiej kultury muzycznej, t.1, Kraków 1958. A. Miłobędzki Zarys dziejów architektury w Pol- sce, wyd. III, Warszawa 1978. V. Niizemaa Baltian historia, Helsinki 1959. T. Nowak, J. Wimmer Dzieje orgża polskiego do roku 1793, Warszawa 1968. W Odyniec Polskie dominium maris Baltici. Zagadnienia geograficzne, ekono- miczne i spoleczne, Warszawa 1982. Poland and Ukraine. Past and Present, Edmonton 1980. Polska slużba dyplomatyczna XIiI XTiIl1 w., Warszawa 1966. Rossija' Pol'śa i Prićernomor'e v Xli XTilII vv., Moskva 1979. Studia nad społeczeństwem i gospodarką Podlasia w X TiI X TiII w., Warszawa 1981. Swoj- skość i cudzoziemszczyzna w dziejach kultury polskiej, Warszawa 1973. K. Śląs- ki Tysiąclecie polsko-skandynawskich stosunków kulturalnych, Wrocław 1977. J. Tazbir Historia Kościola w Polsce (1460-1795), Warszawa 1966. J. Topol- ski Gospodarka polska a europejska w XVI XIilII w., Poznań 1977. Tradycje szlacheckie w kulturze polskiej, Warszawa 1976. T. Wasilewski Ostatni Waza na polskim tronie, Katowice 1984. B. D. Weinryb The Jews of Poland. A social and economic history of the Jewish community in Polandfrom I100 to 1800, Philadelphia 1973. L. V. Zaborovskij Rossija, Reć Pospolitaja i Śvecia v sere- dine XTiIl v., Moskva 1981. Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. 1-2, Warszawa 1965. B. Zientara [i in.] Dzieje gospodarcze Polski do ro- ku 1939, wyd. II, Warszawa 1973. 732 c) bibliografle M. Banaszak Bibliografia historii Kościoła w Polsce za lata 1973-1974, Warszawa 1978. Bibliografia historii Kościola za lata 1944-1970, cz. 1-3, Warszawa 1977. Bibliografia historii Polski, t. 1-3, Warszawa 1965. Biblio- grafia historii polskiej za rok 1935 [i nast.], Wrocław 1952 [i nast.]. Polski Slownik Biograficzny, t. I-19, Kraków 1935-1975, t. 20 [i nast.], Wrocław 1976 [i nast.]. F. Stopniak Bibliografia historii Kościola w Polsce za lata 1971-1972, Warszawa 1977. Dzieje powszechne Opracowania ogólne A. Kersten, J. Maciszewski Historiapowszechna 1648-1789, Warszawa 1971. E. Rostworowski Historia powszeehna. Wiek XIiIII, wyd. II, Warszawa 1980. Z. Wójcik Historia powszechna Xlil XliI1 wieku, wyd. III, Warszawa 1979. Opracowania szczegółowe I. Anderson Dzieje Szwecji, Warszawa 1967. J. Baszkiewicz Historia Francji, wyd. II. Wrocław 1978. L. Bazylow Historia Rosji, t. 1, Warszawa 1983. T. Cieślak Historia Finlandii, Wrocław 1983. W. Czapliński Dzieje Danii nowożytnej (1500-1975 , Warszawa 1982. W. Czapliński, A. Galos, W. Korta Historia Niemiec, Wrocław 1981, W. Czapliński, K. Górski Historia Danii, Wrocław 1965. J. Demel Historia Rumunii, Wrocław 1970. H. Diwald Ge- schichte der Deutschen, wyd. III, Frankfurt am Main 1979. E. Felczak Hi- storia Wggier, Wrocław 1983. Gistoryja Bielaruskai SSR v pjaci tamach, t. 1, Minsk 1972. Handbuch der Geschichte der B hmischen Lander, t. 2, Stut- tgart 1974. R. Heck, M. Orzechowski Historia Czechoslowacji, Wrocław 1968. G. Heinrich Geschichte Preussens. Staat und Dynastie, Frankfurt am Main- -Berlin-Wien 1981. Istoria Ukraiiz'skoi SSR, t. 2-3, Kyiv 1979. K. Jablonskis [i in.] Lietuvos TSR istorija, T. 1, Vilnius 1957. C. R. Jurgela History of the Lithuanian Nation, New York 1948. R.A. Kann A History of the Habsburg Empire 1526-1918, Berkeley-Los Angeles 1974. A. Kersten Historia Szwecji, Wrocław 1973. M. Kosman Historia Bialorusi, Wrocław 1979. G. I. Naan Isto- ria Estonskoj SSR, Tallin 1958. J. Ochmański Dzieje Rosji do roku 1861, wyd. II, Poznań 1980. J. Ochmański Historia Litwy, wyd. II, Wrocław 1982. A. Otetea Istoria Poporului Roman, Bucure$ti 1970. L. von Ranke Dzieje papiestwa w XIiI XIX wieku, t. 1-2, wyd. II, Warszawa 1981. J. Reychman Historia Turcji, Wrocław 1973. H. J. Schoeps Preussens-Geschichte eines Staates, Berlin 1966. B. Schumacher Geschichte Ost- und Westpreussens, wyd. VI, Wurzburg 1977. W. A. Serczyk Historia Ukrainy, Wrocław 1979. R. W. Seton Histoire des Roumains, Paris 1937. J. Skowronek, M. Tanty, T. Wasilewski 733 Historia Słowian południowych i zachodnich, Warszawa 1977. M. Wawrykowa Dzieje Niemiec 1648-1789, Warszawa 1976. H. Wereszycki Historia Austrii, Wrocław 1972. Z. Wójcik Dzieje Rosji 1533-1801, Warszawa 1971. Ostatni Jagiellonowie A. Altman The struggle for Baltic markets. Powers in confZict 1558-1618, G teborg 1979. Andrzej Frycz Modrzewski i problemy kultury polskiego Odro- dzenia, Wrocław 1974. S. Arnell Bidrag till belysning av baltiska Fronten under det nordiska sjuarkriget 1563-1570, Stockholm 1978. S. Arnell Die AufZ sung des livlandischen Ordensstaates. Das schwedische Eingrefen und die Heirat Herzog Johanns von Finnland 1558-1562, Lund 1937. K. Baczkowski Zjazd wiederźski I515. Geneza, przebieg i znaczenie, Warszawa 1975. E. Bałakier Sprawa kościoła narodowego w Polsce Xli1 wieku, Warszawa 1962. H. Bara- nowski Bibliografia Kopernikowska, t. 1-2, Warszawa 1958. O. Bartel Jan Łaski, cz. I: 1499-1556, Warszawa 1955. H. Barycz Dzieje nauki w Polsce w epoce Odrodzenia, wyd. II, Warszawa 1957. H. Barycz Z epoki Renesansu, Reformacji i Baroku. Prądy-idee-ludzie-książki, Warszawa 1971. Bibliografia historii polskiej za rok 1972, Wrocław 1974, s. 78-83. Bibliografia historu pol- skiej za rok 1973, Wrocław 1975, s. 8 94. M. Bogucka Hołd pruski, War- szawa 1982. Z. Boras Związki Śląska i Pomorza Zachodniego z Polską w XTiI wieku, Poznań 1981. L. Chmaj Bracia Polscy, Warszawa 1957. L. Chmaj Faust Socyn 1539-1604, Warszawa 1963. A. Dembińska Zygmunt I. Zarys dziejów wewngtrzno politycznych w latach 1540-1548, Poznań 1948. S. Dole- zal Das preussisch-polnische Lehnsverhaltnis unter Herzog Albrecht von Preus- sen (1525-1568). Studien zur Geschichte Preussens, t. 14, KÓln-Berlin 1967. E.W. Donnert Der livlandische Krieg und die baltische Frage in der europai- schen Politik 1558-1583, t. 1-3, Jena 1961. J. Drewnowski Mikołaj Kopernik w świetle własnej korespondencji, Wrocław 1978. B. B. Dundulis Lietuvo uźsia- nio politika Xlil a. [Polityka zagraniczna Litwy w Xlil w.], Vilnius 1971. H. Dziechcińska W krzywym zwierciadle. O karykaturze i pamflecie czasów Renesansu, Wrocław 1976. Filozofia i myśl społeczna XTil wieku, 1978. K. Forstreuer Iiom Ordenstaat zum Furstentum. Geistige und politische Wan- dlungen im Deutschenstaate Preussen unter den Hochmeistern Friedrich und Albrecht (1498-1522), Kitzingen 1951. P. Fox The Reformation in Poland: some social and economics aspects, New York 1971. H. Freiwald Markgraf Albrecht von Ansbach Kulmbach und siene landstandliche Politik als Deut- schordens-Hochmeister und Herzog in Preussen wahrend der Entscheidungsjahre 1521-1528, Kulmbach 1961. J. Freylichówna Ideał wychowawczy szlachty polskiej w XIiI i na początku XTil1 wieku, Warszawa 1938. A. Gąsiorowski Starostowie wielkopolskich miast królewskich w dobie jagielloriskiej, Poznań 1981. Geschichte der evangelischen Kirche Ostpreussens, t. 1-3, G ttingen 1968. E. Gołgbiowski Zygmunt August. Żywot ostatniego z Jagiellonów, Warszawa 1977. A. Grassmann Preussen und Habsburg im 16. Jahrhundert, K ln 1968. K. Grzybowski Teoria reprezentacji w Polsce epoki Odrodzenia, Warszawa 1959. K. Hartleb Piotr Gamrat w świetle nieznanego życiorysu, Lwów 1938. Z. Herman Az 1515. evi Habsburg-Jagielló szerz des. Adalek a Habsburgok 734 magyaroszagi uralma nak el t8rtenetehez [Traktat 1515 r. habsburskojagiel- lorź.ski], Budapest 1967. W. Hubatsch Albrecht von Brandenburg-Ansbach. Deutschordens-Hochmeister und Herzog in Preussen von 1490-1568, Heidelberg 1960. J. K. E. J rgensen Stanislas Li bieniecki. Zum Weg des Unitarianismus von Ost nach West im 17. Jahrhundert, G ttingen 1968. S. Kacperczak Rozwój go.spodarkifolwarcznej na Litwie i Bialorusi dopolowy XTiIwieku, Poznań 1965. J. Kaniewska Malopolska reprezentacja sejmowa za czasów Zygmunta Augusta 1548-1572, Kraków 1974. H. Kesten Kopernik ijego czasy, Warszawa 1961. E. Kneifel Die evangelisch-augsburgischen Gemeinden in Polen I555-1939, Munchen 1971. M. Korolko Andrzej Frycz Modrzewski, humanista, pisarz, Warszawa 1978. M. Kosman Protestanci i kontrreformacja. Z dziejów toleran- cji w Rzeczypospolitej Xlil XVIl1 wieku, Wrocław 1978. M. Kosman Refor- macju i kontreformaeja w Wielkim Ksigstwie Litewskim w świetle propagandy wyznaniowej, Wrocław 1973. H. Kowalska Dzialalność reformatorska Jana Łaskiego w Polsce 1556-1560, Wrocław 1969. Ł. Kurdybacha Z dziejów pedagogiki ariarźskiej, Warszawa 1958. J. Lecler Hisloria tolerancji w wieku reformacji, t. 1-2, Warszawa 1964. J. Lehmann Konfesja sandomierska na tle innych konfesji w Polsce Xlil w., Warszawa 1937. W. Lenz Riga zwischen dem Riimischen Reich und Polen-Litauen in den Jahren 1558-1582, Marburg/Lahn 1968. J. Lewański Studia nad dramatem polskiego Odrodzenia, Wrocław 1956. Maciej z Miechowa 1457-1523. Historyk, geograf, lekarz, organizalor nauki, Wrocław 1960. J. Małłek Prusy Książgce a Prusy Królewskie w latach 1525- =l548. Studium z dziejów polskiej polityki Albrechta Hohenzollerna, Warszawa 1976. P. Meier Sakularisation und Reformation Preussens, Leipzig 1962. H. Neumeyer Kirchengeschichte von Danzig und Westpreussen im evengelischen :SiclTt, t. 1, Hannover 1971. J. Nowak-Dłużewski Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce. Czasy Zygmuntowskie, Warszawa 1966. Z. Nowak Jan Dantyszek. Portret renesansowego humanisty, Gdańsk 1982. Odrodzenie w Pol- ůcx,. Muterialy sesji naukowej PAN 25-30 października 1953 roku, t. 2-4, Warszawa 1956-1962. N. Ommler Die Landstande im Herzogtum Preussen 1543-I561, Bonn 1961. W Pałucki Drogi i bezdroża skarbowości polskiej XI I i pierwszej polowy XliII w., Wrocław 1974. J. Pelc Zbigniew Morsztyn, arianin ipoeta, Wrocław 1966. M. Perz Mikolaj Gomólka. Monografia, Warszawa 1969. V. I. Pićeta Agrarnaja reforma Sigizmunda Avgusta v litovsko-russkim gosu- durstve, Moskva 1958. K. Pietkiewicz Kieżgajłowie i ich latyfundium do polowy XVI wieku, Poznań 1982. J. Pirożyński Sejm warszawski roku 1570, Kraków 1972. S. Piwko Frycza Modrzewskiego program reformy paristwa i Kościola, Warszawa 1979. W. Pociecha Geneza holdu pruskiego (1467 1525), Gdynia 1937. W. Pociecha Królowa Bona (1494-1557). Czasy i ludzie Odrodzenia, t.1-4, Poznań 1949-1958. W. Pociecha Polska wobec elekcji cesarza Karola Ii w roku 1519, Wrocław 1947. K. Rassmussen Die livlandische Krise 1554-1561, K benhavn 1973. R. Rybarski Handel i polityka handlowa Polski w Xl l stu- leciu, t. 1-2, Warszawa 1958. G. Schramm Der polnische Adel und die Refor- mation 1548-I607, Wiesbaden 1965. P. Skwarczyński Szkice z dziejów refor- macji w Europie środkowo-wschodniej, Londyn 1967. Z. Spieralski Jan Tar- nowski l488-1561, Warszawa 1977. Z. Spieralski Kampania obertyńska 1531 roku, Warszawa 1962. K.-D. Stamler Preussen und Livland in ihrem lierhaltnis zur Krone Polen 1561-1586, Marburg/Lahn 1953. A. Sucheni-Grabowska Mo- narchia dwu ostatnich Jagiellonów a ruch egzekucyjny, Wrocław 1974. A. Su- 735 cheni-Grabowska Rozbudowa domeny królewskiej w Polsce 1504-1548, Wro- cław 1972. L. Szczucki Wkrggu myślicieli heretyckich, Wrocław 1972. L. Szczucki Marcin Czechowic (1532-1613). Studium z dziejów antytrynitaryzmu polskiego XTiI wieku, Warszawa 1964. J. Tazbir Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce XTiI i XIilI w., Warszawa 1967. A. Tomczak Walenty Dembiński, kanclerz egzekucji, Toruń 1963. S. Tworek Szkolnictwo kalwiriskie w Malopolsce i jego związki z innymi ośrodkami w kraju i za granicą w Xlil -XTilI w., Lublin 1966. T. Ulewicz Sarmacja. Studium z problematyki slowiari- skiej Xlii XIiIw., Kraków 1950. W. Urban Chlopi wobee reformacji w Malopolsce w drugiejpolowie XIiI w., Kraków 1959. W. Uruszczak Próba kodyfikacjiprawa polskiego wpierwszejpolowie XI I wieku. Korekturapraw z roku 1532, Warszawa 1979. W. Uruszczak Sejm walny koronny w latach 1506-1540, Warszawa 1980. H. Boise Andrzej Frycz Modrzewski, Wrocław 1975. E. M. Wilbur A History of Unitarianism, Socinianism and its Antecedents, Cambridge Mass.1946. T. Wo- jak Szkice z dziejów reformacji w Polsce XTil i XTiIl w., Warszawa 1977. Z. Woj- ciechowski Holdpruski i inne studia historyczne, Poznań 1946. Z. Wojtkowiak Litwa Zawilejska w Xli i pierwszejpolowie Xlil w., Poznań 1980. H. D. Wojtyska Cardinal Hosius legate to the Council of Trent, Rome 1967. H.D. Wojtyska Papiestwo-Polska 1548-1563. Dyplomacja, Lublin 1977. A. Wyczański Studia nadfolwarkiem szlacheckim w latach I500-1580, Warszawa 1960. A. Wyczań- ski Studia nad konsumpcją żywności w Polsce w XIiI i pierwszej polowie XIiII wieku, Warszawa 1969. A. Wyczański Uwarstwienie spoleczne w Polsce XTi1 w. Studia, Warszawa 1977. J. Ziomek Renesans, wyd. IV, Warszawa 1980. R. Zieliński, R. Żelewski Olbracht Łaski. Od Kieżmarku do Londynu, War- szawa 1982. J. Żmuidzinas Commonwealth polono-lithuanien ou l'Union de Lublin (1569), Paris 1978. Pierwsi królowie elekcyjni Henryk Walezy P. Champion Henryk 111 roi de Pologne, t. 1-2, Paris 1944-1951. T. Gos- tyński Franciszek Krasiriski, polityk Zlotego Wieku, Warszawa 1938. S. Gru- szecki Walka o wladzg w Rzeczypospolitej Polskiej po wygaśnigciu dynastii Jagiellonów (1572-1573), Warszawa 1966. S. Grzybowski Henryk Walezy, Wrocław 1980. S. Płaza Próby roform ustrojowych w czasie pierwszego bez- królewia (1572-1574), Kraków 1969. S. Serwański Henryk III Walezy w Pol- sce. Stosunki polskojrancuskie w latach 1566-1576, Kraków 1976. W. Sobo- ciński Pakta Konwenta. Studium z historii prawa polskiego, Kraków 1939. Stefan Batory L. Bazylow Siedmiogród a Polska 1576-1613, Warszawa 1967. Z. Boras Stosunki polsko-pomorskie w drugiej polowie XTiI w. Zarys polityczny, Poznań 1965. J. Gerlach Chlopi w obronie Rzeczypospolitej. Studium o piechocie 736 wybranieckiej, Lwów 1939. P. Jasienica Ostatnia z rodu [Anna Jagiellonka], wyd. III, Warszawa 1975. J. Kowalczyk W krggu kultury dworu Jana Zamoy- skiego, Lublin 1980. J. Macńrek Cechove a Polaci v 2. pol. XTil stoleti (1573-1589J. Tri kapitaly z dejin ćesko-polske politicke vzajemnosti, Praha 1948. J. M. Małecki Związki handlowe miast polskich w XTil i pierwszej po- lowie Xlill w., Wrocław 1968. A. Mączak Migdzy Gdariskiem a Sundem. Studia nad handlem baltyckim odpolowy Xlil do polowy XTiII wieku, Warszawa 1972. J. Nowak-Dłużewski Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce. Pierwsi królowie elekcyjni, Warszawa 1969. Z.H. Scheuring Czy królobójstwo? Kry- tyczne studium o śmierci Stefana Wielkiego Batorego, Londyn 1964. W. A. Ser- czyk Iwan IIi Groźny, Wrocław 1972. W.A. Serczyk Une tentative d'Union au Xlile siecle' la mission religieuse du pere Antoine Possevin Moscovie 1581- -1582, Rome 1957. R. G. Skrynnikow Iwan Groźny, Warszawa 1979. G. Stahl Die Entstehung des Kosakentums, Munchen 1953. A. Śliwiński Jan Zamoyski, kanclerz i hetman wielki koronny, Warszawa 1947. E. Veress Bathory Istvan (terror hostium), Budapest 1937. A. Wawrzyńczyk Studia nad wydajnością produkcji rolnej dóbr królewskich w drugiej polowie Xlil w., Wrocław 1974. A.A. Witusik O Zamoyskich, Zamościu i Akademu Zamoyskiej, Lublin 1978. H. Zins Anglia i Baltyk w drugiej polowie XTiI wieku. (Baltycki handel kupców , angielskich z Polską w epoce elżbietańskiej i Kompania Wschodnia), Wrocław 1967. Panowanie Wazów F. Askgaard Kampen om stersj n pa Carl X Gustafs tid. Ett bidrag till nordisk sj grigshistoria, Stockholm 1974. U. Augustyniak Informacja i pro- paganda w Polsce za Zygmunta III, Warszawa 1981. B. Baranowski Polska a Tatarszczyzna w latach 1624-1629, Łódź 1948. B. Baranowski Stosunki polsko-tatarskie w latach 1632-1648, Łódź 1949. P. L. Barbour Dimitry called the Pretender. Tsar and Great Prince of All Russia 1605-1606, London- -Melbourne 1967. J. Bąkowa Szlachta województwa krakowskiego wobec opo- zycji Jerzego Lubomirskiego w latach 1661-1667, Kraków 1974. Boguslaw Radziwill. Autobiografia, Warszawa 1979. K. R. B hme Die schwedische Bese- tzung des Weichseldeltas 1626-1636, Warzburg 1963. M. Bogucka Handel zagraniczny Gdańska w pierwszej polowie XTil1 w., Wrocław 1970. R. Bugaj Michal Sgdziwój. Życie i pisma, Wrocław 1968. J. Byliński Sejm z roku 1611, Wrocław 1970. J. A. Chrościcki Sztuka i polityka. Funkcje propagandowe sztu- ki w epoce Wazów 1587 1668, Warszawa 1983. S. Ciara Kariera rodu Weihe- rów 1560-1567, Warszawa 1980. W. Czapliński Dwa sejmy w roku 1652. Stu- dium z dziejów rozkladu Rzeczypospolitej szlacheckiej w XIiII wieku, Wrocław 1955. W. Czapliński Polska a Baltyk w latach 1632-1648, Wrocław 1952. W. Czapliński Polska a Prusy i Brandenburgia za Władyslawa Ili, Wrocław 1947. W. Czapliński Wladyslaw ITi i jego czasy, wyd. II, Warszawa 1976. W. Czapliński, J. Długosz Zycie codzienne magnaterii polskiej w Xlill wieku, Warszawa 1976. Ł. Częścik Sejm warszawski w 1649/50 roku, Wrocław 1978. Z. Ćwiek Z dziejów wsi koronnej Xlill wieku, Warszawa 1966. J. Długosz Mecenat kulturalny i dwór Stanislawa Lubomirskiego, wojewody krakowskiego, 737 Wrocław 1972. W. Dzięgiel Utrata ksigstw Opolskiego i Raciborskiego przez Ludwikg Marjg w roku 1666, Kraków 1936. B. Fabiani Warszawski dwór Ludwiki Marii, Warszawa 1976. A. Filipczak-Kocur Sejm zwyczajny z roku 1629, Warszawa 1979. B. N. Flor'ja Russko pol'skije otnośenija i baltijskij vopros v konce Xlil naćale XTiI1 v., Moskva 1973. B. N. Flor'ja Russko pol'skije otnośenija i politićeskoe rozvitie Iiostoćnoj Evropy vo vtoroj polovine Xlil na- ćale XTil1 v., Moskva 1978. I.V. Galaktionov Iz istorii russko-pol'skogo sbli- źenija v 50-60 godach XIiII veka. (Andruśovskoe peremir'e 1667 g.), Saratov 1960. M. Gębarowicz Jan Andrzej Próchnicki (1553-1633). Mecenas i bibliofil. Szkice z dziejów kultury w epoce kontrreformacji, Kraków 1980. W. G. Glas- kow History of the Cossacks, New York 1972. V. A. Golubuc'kij Ćernomor- skoe kazaćestvo, Kiev 1956. O. Górka Legenda a rzeczywistość obrony Czgsto- chowy w roku 1655, Warszawa 1957. G. Hafstóm Sveriges sj krig 1611-1632, Stockholm 1937. O. Haintz K nig Karl XII vón Schweden, t.1-3, Berlin 1958. S. Herbst Wojna infZancka 1600-1602, Warszawa 1938. H. Immelkeppel Das Herzogtum Preussen von 1603 bis 1618, K ln-Berlin 1975. A. Jakovliv Do- hovir het'mana Bohdana Chmel'nyckogo s moskovskim carem Aleksiem Michaj- lovićem 1654 r., New York 1954. J. J rg Boguslaus Radziwill. Der Statthalter des Grossen Kurfursten in Ostpreussen, Marburg Lahn 1959. S. Kaczorowski Cud Jasnej Góry. Szkie historyczny, Londyn 1956. A. Kamińska-Linderska Migdzy Polską a Brandenburgią. Sprawa lenna Igborsko-bytowskiego w drugiej polowie XIiII w., Wrocław 1966. A. Kersten Chlopi polscy w walee z najazdem szwedzkim 1655-1656, Warszawa 1958. A. Kersten Stefan Czarniecki, Warszawa 1963. A. Kersten Szwedzi pod Jasną Górą, Warszawa 1975. E. Koczorowski Bitwa pod Oliwą, wyd. II, Gdańsk 1976. E. Koczorowski Flota polska w la- tach 1587-1632, Warszawa 1973. M. Krwawicz Walki w obronie polskiego wybrzeża w roku 1627 i bitwa pod Oliwą, Warszawa 1955. I. P. Kryp'jakevyć Bohdan Chmel'nyc'kyj, Kyiv 1954. Ł. Kurdybacha Działalność Jana Amosa Komezskiego w Polsce, Warszawa 1957. M. Lackner Die Kirchenpolitik des Grossen Kurfursten, Wittenberg 1973. J. Leszczyński Wladyslaw Ili a Śląsk w latach 1644-1646, Wrocław 1969. J. Maciszewski Polska a Moskwa 1603- -1618. Opinie i stanowiska szlachty polskiej, Warszawa 1968. J. Maciszewski Wojna domowa w Polsee 1606-1609. Studium z dziejów walki przeciw kontr- reformacji, cz. I: Od Stgżycy do Janowa, Wrocław 1960. R. Majewski Cecora . - rok 1620, Warszawa 1970. K. Marcinkowski Stefan Czarniecki, wódz-mąż stanu 1660, Filadelfia 1977. A. Mączak Gospodarstwo chlopskie na Żulawach Malborskich w początkach XT II wieku, Warszawa 1962. S. Mielczarski Rynek zbożowy na ziemiach polskich w drugiej polowie XIiI i pierwszej polowie Xlill w. Próba rejonizacji, Gdańsk 1962. A. Norberg Polen i svensk politik 1617 1626, Stockholm 1974. D. Norrman Sigismund Tiasa och hans regering i Polen, Stockholm 1978. T. Nowak Oblgżenie Torunia w roku 1658, Toruń 1936. Z. Nowak Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XliII w., Gdańsk 1968. J. Nowak-Dłużewski Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce za Zygmunta III, Warszawa 1971. J. Nowak-Dłużewski Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce. Dwaj mlodsi Wazowie, Warszawa 1972. B.C. O'Brien Muscovy and the Ukraine from the Pereiaslavl Agreement to the Truce of Andrusovo 1654-1667, Berkeley- Los Angeles 1963. H. Obuchowska-Pysiowa Handel wiślany w pierwszej polowie XTiII wieku, Wrocław 1964. S. Ochman Sejmy z lat 1615-1616, Wrocław 1970. S. Ochman Sejmy z lat 1661-1662. 738 Przegrana batalia o refórmg ustroju Rzeczypospolitej, Wrocław 1977. Z. Ogo- nowski Socynianizm a Oświecenie. Studia nad myśl filozoficzn arian w Pol- sce XVII wieku, Warszawa 1966. Z. Ogonowski Z zagadnień tolerancji w Pol- sce XIiII w., Warszawa 1958. E. Opaliński Elita wladzy w województwach poznańskim i kaliskim za Zygmunta III, Poznań 1981. E. Opitz sterreich und Brandenburg im schwedischpolnischen Krieg 1655-1660. liorbereitung und Durchfurung der Feldzuge nach Danemark und Pommern, Boppard 1969. J. Petersohn Furstenmacht und Standetum in Preussen wahrend der Regierung Herzog Friedrichs 1578-1603, Wurzburg 1963. J. Pietrzak Po Cecorze i pod- czas wojny chocimskiej. Sejmy z lat 1620 i 1621, Wrocław 1982. J. Pietrzak Sejm zawiedzionych nadziei (1627 r.J, Opole 1981. L. Podhorodecki Stani- slaw Koniecpolski, Warszawa 1978. L. Podhorodecki Jan Karol Chodkiewicz (1560-1621), Warszawa 1982. Polska a Inflanty, Gdynia 1939. Polska w okre- sie drugiej wojny pólnocnej 1655-1660, t. 1-3, Warszawa 1957. Polska w okre- sie drugiej wojny pólnocnej 1655-1660. Bibliografia, Warszawa 1957. A. Przy- boś W latach Potopu. Walka narodu polskiego z najazdem szwedzkim w latach 1655-1660, Warszawa 1956. F. Pułaski, W. Tomkiewicz La mission de Claude de Mesmes Comte d'Avaux, ambassadeur extraordinaire en Pologne, 1634- -1636, Paris 1937. M. Roberts Gustavus Adolphus. A History of Sweden 1611 till 1632, t. 1-2, London-New York-Toronto 1953-1958. R. Rybarski Skarb i pieniądz za Jana Kazimierza, Michala Korybuta i Jana III, Warszawa 1939. A. Sajkowski Krzysztof Opaliński, wojewoda poznański, Poznań 1960. O. Schwede Gustav II von Schweden, Berlin 1979. Sebastian Petrycy. Uczony doby Odrodzenia, Wrocław 1957. J. Seredyka Rzeezpospolita w ostatnich lataeh panowania Zygmunta III (1629-1632). Zarys wewngtrznych dziejów politycz- nych, Opole 1978. J. Seredyka Sejm w Toruniu z 1626 roku, Wrocław 1966. Z. Sędowski Pieniądz a początki upadku Rzeczypospolitej w XVII wieku, Warszawa 1964. Z. Spieralski Awantury mołdawskie, Warszawa 1967. Z. Spie- ralski Stefan Czarniecki, Warszawa 1974. K. Szafraniec O. Augustyn Kordecki w świetle duchowości paulinów polskich Xlil w., Warszawa 1980. S. Szczotka Chlopi obroricami niepodleglości Polski w okresie potopu szwedzkiego, Kraków 1946. M. Szegda Dzialalność prawno-organizacyjna metropolity Józefa ITi Welamina Rutskiego 1613-1637, Warszawa 1967. K. Targosz-Kretowa Teatr dworski Władyslawa IV (1635-1648), Kraków 1965. K. Targosz-Kretowa Uczony dwór Ludwiki Marii Gonzagi (1646-1667). Z dziejów polsko jrancu- skich stosunków naukowych, Wrocław 1975. J. Tazbir Arianie i katolicy, Warszawa 1971. J. Tazbir Bracia polsćy na wygnaniu. Studia z dziejów emi- gracji ariańskiej, Warszawa 1977. J. Tazbir Stanislaw Lubieniecki, przywódca ariańskiej emigracji, Warszawa 1961. J. Tazbir Piotr Skarga. Szermierz kontr- reformacji, Warszawa 1978. W. Tomkiewicz Wigżień kardynala. Niewolafran- cuska Jana Kazimierza, Warszawa 1957. Vyzvol'na vijna 1648-1654 rr. i voz- z'ednanja Ukrainy z Rosieju, Kyiv 1954. J. Wegner Warszawa w latach potopu szwedzkiego 1655-1657, wyd. II, Wrocław 1957. A. A. Witusik Młodość Toma- sza Zamoyskiego. O wychowaniu i karierze syna magnackiego w Polsce w pier- wszej polowie Xlil1 wieku, Lublin 1977. Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, Warszawa 1973. Z. Wójcik Dzikie Pola w ogniu. O kozaczyźnie w dawnej Rzeczypospolitej, wyd. III, Warszawa 1968. Z. Wójcik Traktat andruszowski 1667 roku i jego geneza, Warszawa 1959. H. E. Wyczawski Biskup Piotr Gem- bicki 1585-1657, Kraków 1957. 739 Dwaj królowie rodacy E. Angyal Świat słowiańskiego baroku, Warszawa 1972. T. Boy-Żeleński Ma- rysieńka Sobieska, wyd. VIII, Warszawa 1976. E. Cieślak Wulki spoleczno- -polityczne w Gdańsku w drugiej polowie Xlil1 w. Interwencja Jana III Sobies- kiego, Gdańsk 1962. E. Eckhof Iienedig, Wien und die Osmanen. Umbruch in Sud-Osteuropa 1645-1700, Munchen 1970. O. Forst de Battaglia Jan Sobieski, król Polski, Warszawa 1983. C. Hernas Barok, wyd. IV, Warszawa 1980. Jan Herakliusz Lubomirski, pisarz-polityk-mecenas, Wrocław 1982. B. Klimaszew- ski Jan III Sobieski w literaturze polskiej i zachodnioeuropejskiej XVII i XTiIII wieku, Kraków 1983. I. Komasara Jan III Sobieski - milośnik ksiąg, Wrocław 1982. M. Komaszyński Polska w polityce gospodarczej Wersalu (1661-1715), Wrocław 1968. M. Komaszyński Stosunki handlowe migdzy Franeją a Rzeczy- pospolitą za panowania Ludwika XITi, Katowice I966. M. Komaszyński Te- resa Kunegunda Sobieska, Warszawa 1982. K. Matwijowski Pierwsze sejmy z czasów Jana III Sobieskiego, Wrocław 1976. P. Miller Żona dla pretendenta. Rzecz o Marii Klementynie Sobieskiej, Warszawa 1968. J. Morzy Kryzys demograficzny na Litwie i Bialorusi w drugiej polowie XT II wieku, Poznań 1965. S. Mossakowski Tylman z Gameren, architekt polskiego Baroku, Wro- cław 1973. J. Nowak-Dłużewski Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce. Dwaj królowie rodacy, Warszawa 1980. H. Olszewski Scjm Rzeczypospolitej epoki oligarchii 1652-1763. Prawo, praktyka, teoria, programy, Poznań 1966. J. Pelc Zbigniew Morsztyn na tle poezji polskiej Xlill w., Warszawa 1973. A. Przyboś Michal Korybut Wiśniowiecki 1640-1673, Kraków 1984. L. Pukia- niec Sobieski a Stolica Apostolska na tle wojny z Turcją (1683-1684), Wilno 1937. J. Śliziński Jan III Sobieski w literaturze narodów Europy, Warszawa 1979. K. Targosz Jan Heweliusz, uczony-artysta, Warszawa 1979. J. Wimmer Wiedez l683. Dzieje kampanii i bitwy, Warszawa 1983. J. Wimmer Wojsko polskie w drugiej polowie XTiII w., Warszawa 1965. J. Woliński Z dziejów wojny i polityki w dobie Jana Sobieskiego, Warszawa 1960. Z. Wójcik Jan So- bieski 1629-1696, Warszawa 1983. Z. Wójcik Migdzy traktatem andruszowskim a wojną turecką. Stosunki polsko-rosyjskie 1667-1672, Warszawa 1968. Z. Wój- cik Rzeczpospolita wobec Turcji i Rosji 1674-1679. Studium z dziejów polskiej polityki zagranicznej, Wrocław 1976. Zbiór artykulów z konferencji "Ród Sobieskich", Wroclaw-Olawa 22-23 IX 1979 roku, z okazji 350 rocznicy uro- dzin Jana I11 Sobieskiego, "Śląski Kwartalnik Historyczny-Sobótka", R. 35: 1980, nr 2, s.147-443. Rządy Wettynów S. Achremczyk Reprezentacja stanowa Prus Królewskich w latach 1696-1772. Sklad spoleczny i dzialalność, Olsztyn 1981. P. Boye Le mariage de Marie Leszczyriska et 1'Europe, Paris 1938. P. Buchwald-Pelcowa Satyra czasów saskich, Wrocław 1969. E. Cieśak L'aide militairefran aise a Stanislas Lesz- czyriski 1733-1734, Warszawa 1978. Y. Erdmann Der livlandische Staatsmann Johan Reinhold von Patkul. Ein abenteuerliches Laben zwischen Peter dem Gros- sen, August dem Starken und Karl XII von Schweden, Berlin 1970. J. Feld- 740 man Stanislaw Leszczyriski, wyd. II, Warszawa 1959. A.V. Florovskij Ot Poltavy do Pruta. Iz istorii russko-avstrijskch otnośenij v 1709-1711 gg., Praha 1971. W. Gastpary Sprawa toruńska w roku 1724, Warszawa 1969. J. Giero- wski Migdzy saskim absolutyzmem a zlotą wolnością. Z dziejów wewngtrznych Rzeczypospolitej w latach 1712-1715, Wrocław 1953. J. A. Gierowski Traktat przyjaźni Polski z Francją w 1714 r. Studium z dziejów dyplomacji, Warszawa 1965. J. A. Gierowski W cieniu Ligi Pólnocnej, Wrocław 1971. R. M. Hatton Charles XII of Sweden, London 1968. G. Jonasson Karl XII: s. polska politik 1702-1703, Stockholm 1968. A. Kamiński Konfederacja sandomierska wobec Rosji w okresie poaltransztadzkim 1706-1709, Wrocław 1969. W. Konopczyń- ski Polscy pisarze polityczni Xl lII wieku (do Sejmu Czteroletniego), Warszawa 1966. R. Laache Karl XII og hans trofaste grev Poniatowski. Kapitler av verdenshistorien efter den literaere mate og i fortellende stil sammenskrevne, Oslo 1959. J. Lechicka Rola dziejowa Stanisława Leszczyńskiego oraz wybór jego pism, Toruń 1951. H. Lemke Die Bruder Zaluski und ihre Beziehungen zu Gelehrten in Deutschland und Danzig, Berlin 1958. Z. Łakociński Magnus Stenbock w Polsce. Przyczynek do historii szwedzkich zdobyczy w czasie wojny pólnocnej, Wrocław 1967. J. Nowak-Dłużewski Stanislaw Konarski, Warszawa 1951. M. Nycz Geneza reform Sejmu Niemego. (Studium z dziejów skarbowo- -wojskowych z lat 1697 1717), Poznań 1938. H. Olszewski Doktryny prawno- -ustrojowe czasów saskich 1697 1740, Warszawa 1961. Poltavskaja pobeda. Iz istoru meźdunarodnych otnośenij nakanune i posle Poltavy, Moskva 1959. J. Perdenia Stanowisko Rzeczypospolitej szlacheckiej wobec sprawy Ukrainy na przelomie XIiII X1 111 wieku, Wrocław 1963. E. Rostworowski Legendy ifakty XIiII wieku, Warszawa 1963. E. Rostworowski O polską korong. Polityka Francji w latach 1725-1733, Wrocław 1958. W.A. Serczyk Hajdamacy, wyd. II, Kraków 1978. W. A. Serczyk Piotr I Wielki, Wrocław 1973. W. A. Serczyk Poltawa 1709, Warszawa 1982. J. Staszewski O miejsce w Europie. Stosunki Polski i Saksonii z Francją na przelomie XIiI1 i Xlilll w., Warszawa 1973. J. Staszewski Stosunki Augusta II z kurią rzymską w latach 1704-1706. (Misja rzymska), Toruń 1965. E. Strobl sterreich und der polnische Thorn 1733, Wien 1950. E. Tenberg Fran Poltava till Bender. En studie i Karl XII: s tur- kiska politik 1709-1713, Lund 1953. Um die polnische Krone. Sachsen und Po- len wahrend des Nordischen Krieges 1700-1721, Berlin 1962. J. Wierzbicka- -Michalska Teatr warszawski za Sasów, Wrocław 1964. J. Wimmer Wojsko Rzeczypospolitej w dobie wojny pólnocnej, Warszawa 1956. T. Zielińska Mag- nateria polska epoki saskiej. Funkcje urzgdów i królewszczyzn w procesie przeobrażeń warstwy spolecznej, Wrocław 1977. Z. Zielińska Walka "Familii" o reformg Rzeczypospolitej 1743-1752, Warszawa 1983. Czasy stanisławowskie W. Bartel Ustrój wladz cywilnych powstania kościuszkowskiego, Wrocław 1959. N.Z. Batowscy Jan Chrystian Kamsetzer, architekt Stanislawa Augusta, Warszawa 1978. K. Bauer Wojsko koronne powstania kościuszkowskiego, War- szawa 1981. G. Bozzolato Polonia e Russia allafine del XIilII secolo, Padova 1964. M. Chamcówna Uniwersytet Jagielloński w dobie Komisji Edukacji 741 Narodowej. Szkoła Glówna Koronna w okresie wizyty i rektoratu Hugona Kołłątaja 1777-1786, Wrocław 1957. M. Chamcówna Uniwersytet Jagiellorźski w dobie Komisji Edukacji Narodowej. Szkoła Główna Koronna w latach 1786- -1795, Wrocław 1959. L. Chrzgściewski Jgdrzej Śniadecki. Życie i dzieło, Kra- ków 1978. Z. Chyra-Rolicz Stanisław Staszic, Warszawa 1980. Die erste pol- nische Teilung 1772, K ln-Wien 1974. J. Dihm Kościuszko nieznany, Wrocław 1969. J. Fabre Stanislas Auguste Poniatowski et 1'Europe des Lumieres, Paris 1952. A. Falniowska-Gradowska Ostatnie lata działalności sądu referendar- skiego koronnego I 768-I 703, Wrocław 1971. Z. Goliński Ignacy Krasicki, Warszawa 1979. E. Gomulski Służba dyplomatyczna w Polsce czasów insurekcji kościuszkowskiej, Wrocław 1979. Z. Grodziski Historia ustroju społeczno poli- tycznego Galicji 1772-1848, Wrocław 1971. H. Hinz Filozofia Hugona Kołłąta- ja. Zarys monografu, Warszawa 1973. S. Hubert Poglądy na prawo narodów w Polsce czasów Oświecenia, Wrocław 1960. T.S. Jaroszewski Architektura doby Oświecenia w Polsce. Nurty i odmiany, Wrocław 1960. A. Jobert Komisja Edukacji Narodowej w Polsce 1773-1794. Jej dzieło wychowania obywatel- skiego, Wrocław 1979. R. Kaleta Oświeceni i sentymentalni. Studia nad lite- raturą i życiem w Polsce w okresie trzech rozbiorów, Wrocław 1971. R. Kaleta, M. Klimowicz Prekursorzy Oświecenia. "Monitor" z roku 1763 na tle swoich czasów. Mitzler de Koloff, redaktor i wydawca, Wrocław 1953. H.H. Kaplan The first partition of Poland 1772-1773, New York 1962. M. Klimowicz Oświecenie, wyd. IV, Warszawa 1980. M. Klimowicz Początki teatru stanisła- wowskiego (1765-1773), Warszawa 1965. H. Kocój Francja a upadek Polski. Polskie raehuby na pomoc Francji w czasie Sejmu Czteroletniego i insurekcji kościuszkowskiej, Kraków 1976. H. Kocój O sukcesjg saską. Sprawa nastgpstwa tronu polskiego w czasach Sejmu Czteroletniego, Warszawa 1972. H. Kocój Polska a Saksonia w czasie Sejmu Czteroletniego, Kraków 1967. Komisja Edukacji Narodowej. Bibliografia przedmiotowa, Wrocław 1979. W. Konop- czyński Fryderyk Wielki a Polska, wyd. II, Poznań 1981. W. Kornatowski Kryzys bankowy w Polsce 1793 roku, Warszawa 1937. S. Kościałkowski An- toni Tyzenhauz, t. I-2, Londyn 1970-1971. B. Kryda Szkolna i literacka dzialalność Franciszka Bohomolca. U źródeł polskiego klasycyzmu, Wrocław 1979. W. Kula Szkice o manufakturach w Polsce XIil1 wieku, Warszawa 1956. M. Kwiatkowski Stanisław August, król-architekt, Warszawa 1983. H. Lepuc- ki Działalność kolonizacyjna Marii Teresy i Józefa II w Galicji 1772-1790, Lwów 1938. B. Leśnodorski Dzieło Sejmu Czteroletniego 1788-1792. Studium historyczno-prawne, Wrocław 1951. B. Leśnodorski Polscy jakobini. Karta z dziejów insurekcji 1794 roku, Warszawa 1960. B. Leśnodorski Wojsko i obronność Rzeczypospolitej 1788-1792, Warszawa 1975. Z. Libera Zycie literackie w Warszawie w czasach Stanisława Augusta, Warszawa 1971. Z. Li- biszowska Polska misja w Londynie w latach 1769-1795, Łódź 1966. Litera- tura barska, Wrocław 1976. R.H. Lord Drugi rozbiór Polski, Warszawa 1973. J. Lubieniecka Towarzystwo do Ksiąg Elementarnyeh, Warszawa 1960. R. Ła- szewski Sejm polski w latach 1764-1793. Studium historyczno prawne, Poznań 1973. T. Łepkowski Polska - narodziny nowoczesnego narodu, Warszawa 1967. J. Łojek Dziennikarze i prasa w Warszawie w XTiIl1 wieku, Warśzawa 1960. J. Łojek Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja. Studia nad polityką zagraniczną Rzeczypospolitej 1787-1792, Lublin 1984. J. Łojek Misja Debo- lego w Petersburgu 1787-1792, Wrocław 1962. G.T. Łukowski The "Szlachta" 742 and the Confederacy of Radom 1764-1767/68. A Study of Polish Nobility, Rome 1977. E. Machalski Stanislaw Malachowski, marszalek Sejmu Cztero- letniego, Poznań 1936. I. de Madariaga Russia in the Age of Catharina the Great, London 1982. H. Madurowicz, A. Podraza Regiony gospodarcze Malo- polski zachodniej w drugiej polowie XTiIlI wieku, Wrocław 1958. B. Majewska- -Maszkowska Mecenat artystyczny Izabelli z Czartoryskich Lubomirskiej (I736-1816), Wrocław 1976. C. Majorek Książki szkolne Komisji Edukacji Narodowej, Warszawa 1975. T. Mańkowska Mecenat artystyczny Stanislawa Augusta, Warszawa 1976. J. Michalski Polska wobec wojny o sukcesjg ba- warską, Wrocław 1964. J. Michalski Rousseau i sarmacki republikanizm, War- szawa 1977. J. Michalski Schylek konfederacji barskiej, Wrocław 1970. T. Mi- zia Szkolnictwo parafialne w czasach Komisji Edukacji Narodowej, Wrocław 1964. K. Mrozowska Szkola Rycerska Stanislawa Augusta Poniatowskiego I765-1794, Wrocław 1961. J. Muszyńska-Zygmańska Wielkopolska w powsta- niu kościuszkowskim, Poznań 1947. J. Nadzieja General Józef Zajączek 1752- -1826, Warszawa 1975. Nowożytna myśl naukowa w szkolach Komisji Edukacji Narodowej, Wrocław 1973. K. Opałek Prawo natury u polskich fizjokratów, Warszawa 1953. B. Orłowski Migdzy obowiązkiem obywatelskim a interesem wlasnym. Andrzej Zamoyski 1717-1792, Lublin 1974. J. Pachoński General Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1981. F. Pepłowski Slownictwo i frazeologia polskiej publicystyki okresu Oświecenia i Romantyzmu, Warszawa 1961. S. Pietraszko Doktryna literacka polskiego Klasycyzmu, Wrocław 1966. M. Piszczakowski Zagadnienie wiejskie w literaturze polskiego Oświecenia, Kraków 1960. J. Poplatek Komisja Edukacji Narodowej, Kraków 1973. A. Próchnik Demokracja Kościuszkowska, Warszawa 1946. Z. Radwański Prawa kardynalne w Polsce, Poznań 1952. Z. Raszewski Boguslawski, wyd. II, War- szawa 1982. J. Reychman Orient w kulturze polskiego Oświecenia, Wrocław 1964. E. Rostworowski Ostatni król Rzeczypospolitej. Geneza i upadek Kon- stytueji 3 Maja, Warszawa 1966. E. Rostworowski Sprawa aukcji wojska na tle sytuacji politycznej przed Sejmem Czteroletnim, Warszawa 1957. M. Ró- życka-Glassowa Gospodarka rolna wielkiej wlasności w Polsce XTiIIl wieku, Wrocław 1964. R. Rybarski Skarbowość Polski w dobie rozbiorów, Kraków 1937. E. Rzadkowska Encyklopedia i Diderot w polskim Oświeceniu, Wrocław 1955. S. SaImonowicz Fryderyk II, Wrocław 1981. W. Serczyk. Koliwszczy- zna, Kraków 1968. A. Stroynowski Reforma królewszczyzn na Sejmie Cztero- letnim, Łódź 1979. B. Suchodolski Nauka polska w okresie Oświecenia, War- szawa 1953. Z. Sułek Sprzysigżenie Jakuba Jasińskiego, Warszawa 1982. B. Szacka Stanislaw Staszic, Warszawa 1966. W. Szczygielski Konfederacja barska w Wielkópolsce 1768-1770, Warszawa 1970. W. Szczygielski Cele lewicy polskiej u schyłku XIiIl1 wieku, Łódź 1975. I. Szybiak Szkolnictwo Komisji Edukacji Narodowej w Wielkim Ksigstwie Litewskim, Wrocław 1973. Teatr Narodowy 1765-1794, Warszawa 1967. W. Trzebiński Dzialalność urbanistycz- na magnatów i szlachty w Polsce XTill1 wieku, Warszawa 1962. I. Turnau Zmiany w polskiej produkcji wlókienniczej XIill1 w., Wrocław 1962. J. Wąsi- cki Konfederacja targowicka i ostatni sejm Rzeczypospolitej z 1793 r. Stu- dium historyczno prawne, Poznań 1952. J. Wąsicki Powstanie kościuszkowskie w Wielkopolsce, Poznań 1957. K. Wierzbicka-Michalska Teatr w Polsce XIilII wieku, Warszawa 1977. J. A. Wilder Traktat handlowy polsko pruski z roku I775. Gospodarcze znaczenie utraty dostgpu do morza, Warszawa 1975. B. Wol- 743 ska Poezja polityczna czasów pierwszego rozbioru i sejmu delegacyjnego 1772- -1775, Wrocław 1982. W. Woznowski PamfZet obyezajowy w czasach Stani- slawa Augusta, Wrocław 1973. A. Zahorski Ignacy Wyssogota Zakrzewski, prezydent Warszawy, Warszawa 1963. A. Zahorski Uzbrojenie i przemysl zbrojeniowy w powstaniu kościuszkowskim, Warszawa 1957. A. Zahorski War- szawa w powstaniu kościuszkowskim, Warszawa 1967. K. Zienkowska Jacek Jezierski (kasztelan lukowski 1772-1805). Z dziejów szlachty polskiej XTiIIl wieku, Warszawa 1963. K. Zienkowska Jan Dekert, Warszawa 1982. K. Zien- kowska Slawetni i urodzeni. Ruch polityczny mieszczarźstwa w dobie Sejmu Czteroletniego, Warszawa 1976. G. Zych Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1964. L. Żytkowicz Rządy Repnina na Litwie w latach 1794-1797, Wiłno 1938.