WYDZIAŁ KULTURY I SZTUKI URZęDU WOJEWóDZKIEGO W POZNANIU BIBLIOTEKA KRONIKI WIELKOPOLSKI" IERZY STRZELCZYK MIESZKO PIerwSZY Wydawnictwo ABOS POZNAŃ 1992 KOMITET REDAKCYJNY BIBLIOTEKI "KRONIKI WIELKOPOLSKI" Paweł Anders, Lena Bednarska, Krzysztof Kasprzak, Czesław Łuczak, Edmund Makowski, Tomasz Naganowski (przewodniczšcy) Recenzent Jadwiga Krzyżaniakowa Adres Redakcji: Urzšd Wojewódzki w Poznaniu Wydział Kultury i Sztuki ul. Koœciuszki 93, pok. 131 61-716 Poznań tel. 69 66 77, 5210 71 w. 677, 52 43 40 Projekt okładki Grzegorz Marszałek Redaktor Daria Zielińska Printed in Poland WYDAWNICTWO ABOS 40 Wydanie I. Nakład 4920+80 egz. Ark. wyd. 12,0; ark. druk. 13,5 Zlec. nr 77212/92 ZAKLADY GRAFICZNE W POZNANIU ul. Wawrzyniaka 39 ISBN 83-900370-2-ƒ Adamowa dedykuję WSTęP Niełatwo jest historykowi zdecydować się na napisanie nowej ksišż- ki o pierwszym historycznym władcy Polski, zwłaszcza takiej, która byłaby przeznaczona dla szerszego odbiorcy, a nie tylko dla zawodo- wego historyka, bardziej krytycznie patrzšcego - rzecz jasna - na ręce autora, kompetentnie na ogół, choć surowo, oceniajšcego efekt jego pracy, ale zarazem œwiadomego ograniczeń, których albo w ogóle żadnemu autorowi podobnej pracy nie uda się uniknšć, albo - w naj- lepszym wypadku - w sposób wysoce hipotetyczny, daleki od rezul- tatów niewštpliwych, pewnych. Jak natomiast przeciętny czytelnik, wprawdzie może i zaintereso- wany naszymi odległymi dziejami, ale pragnšcy na ogół obrazu wyra- zistego, w miarę możnoœci pełnego i pewnego, przyjmie ksišżkę, w któ- rej aż roić się będzie od znaków zapytania, której autor będzie musiał raz po raz wyznawać: ignoranus!, z gorzkš nieraz refleksjš, iż także zapewne: ignorabiTnus! (nie wiemy; nie będziemy wiedzieć!)? Poczštki naszego polskiego bytu narodowego i państwowego, podobnie zresztš, choć może jeszcze w wyższym stopniu, jak w przypadku tylu innych, bliższych i dalszych naszych sšsiadów, gubiš się bowiem, jak to zwykło się nieco enigmatycznie wyrażać - w pomroce dziejów, to znaczy że przeminęły w sposób jak gdyby niepostrzegalny dla nas, także dla hi- storyków. Tam gdzie nie ma Ÿródeł, tam nie ma historii, a raczej - nauki historycznej, wiedzy o przeszłoœci. Tam, co najwyżej, otwiera się pole dla wyobraŸni ludzkiej, która nie musi się brakiem Ÿródeł krępować, ale nie może również pretendować do zastępowania nauki. Zresztš tak- że dšżnoœć do spełnienia rygorów naukowoœci nie wyklucza twórczej wyobraŸni, przeciwnie - w ksišżce o Mieszku I jest ona ogromnie po- trzebna, tyle że musi cišgle być kontrolowana metodami nauki, nie może, nie powinna chadzać samopas. WyobraŸnia ma jedynie pomagać badaczowi, dostrzegać luki w materiale Ÿródłowym, nasuwać możli- woœci ich wypełnienia czy usuwania sprzecznoœci samych danych Ÿród- łowych, ale, broń Boże, nie zastępować Ÿródeł i ogólnie uznanych me- tod postępowania badawczego. Jakby nie doœć było trudnoœci i komplikacji wynikajšcych z same- go procesu badawczego, jakże często dochodzš okolicznoœci dodatkowe, zwłaszcza wtedy, gdy przedmiot badań głęboko zwišzany jest ze œwia- domoœciš historycznš społeczeństwa. Poczštki państwa polskiego, pier- wszy znany z imienia historyczny jego władca, chrzest i chrystia- nizacja Polski, stosunek młodego państwa polskiego do Niemiec i Sto- licy Apostolskiej, znaczenie tego państwa w Europie, samodzielny cha- rakter państwa polskiego czy zapożyczenia zewnętrzne... - oto niektó- re problemy, które ze sfery nauki jakże często wiodły i wiodš w sferę ideologii czy - jeszcze gorzej! - polityki. Pamiętamy może (przynaj- mniej starsze i œrednie pokolenie) obchody milenium państwa polskie- go w latach szeœćdziesištych, jakš wagę przykładały ówczesne czynni- ki państwowe do wykazania odrębnoœci i podrzędnoœci momentu chry- stianizacji wobec procesów państwowotwórczych. Napięte stosunki po- między Państwem a Koœciołem katolickim aż natrętnie rzutowały na obchody milenijne. Jeszcze starsi mogš pamiętać zapomniane już (na szczęœcie!), ale wcale w okresie dwudziestolecia międzywojennego i II wojny œwiatowej nierzadkie poglšdy uczonych niemieckich o dominu- jšcych rzekomo wpływach nordyckich (wikingowie) na kształtowanie się państw słowiańskich, kiedy nawet naszego Mieszka I usiłowano nie- kiedy przerobić na germańskiego wikinga. A jeden z najważniejszych bez wštpienia wštków Mieszkowych dziejów - charakter najwczeœ- niejszych stosunków polsko-niemieckich: ileż razy był analizowany nie tylko, a nawet nie przede wszystkim pod kštem chłodnej obiektywnej refleksji naukowej, lecz jako projekcja w odległš przeszłoœć doœwiad- czeń i fobii narodowych doby najnowszej. Niejednokrotnie w niniej- szej pracy spotkamy się z tymi i innymi jeszcze pokusami "moderni- zacji" przeszłoœci, wykorzystania jej czy choćby tylko "dopasowania" do potrzeb chwili bieżšcej. Dzieje Polski nie stanowiš zresztš pod tym względem wyjštku, naj- wczeœniejsze ich fazy były jednak zawsze szczególnie podatne na wszelkiego rodzaju falsyfikacje, a choćby tylko nie zawsze niewinne nieporozumienia. Po prostu tam, gdzie nie dostaje rzeczywistej wiedzy, a z takim przypadkiem mamy z przyczyn obiektywnych właœnie do czynienia, otwiera się szerokie pole nie tylko dla "twórczej" wyobraŸ- ni, ale także dla intelektualnych i politycznych nadużyć. Jakie pokusy 1. Fragment posšgu Mieszka I dłuta Ch. D. Raucha (1841) ze Złotej Kaplicy katedry poz- nańskiej (zob. ilustrację nr 20) pchały już dziejopisów œredniowiecznych, choćby tak wielkiego spoœród nich, jakim był sam Jan Długosz, do "uzupełniania" czy modyfikowa- nia wiedzy o Mieszku I i jego czasach! Niezależnie bowiem od motywów mniej szlachetnych czy zupełnie nieszlachetnych, "natura nie znosi próżni" i stara się jš wypełnić, rzadko - dodajmy - w sposób umie- jętny. Pokażemy w ksišżce ogromny trud wielu uczonych, którzy nierzad- ko większoœć wysiłków naukowego żywota zainwestowali w rozœwietle- nie mroków czasów Mieszka I, w różny - trwalszy lub szybciej prze- mijajšcy - sposób wpisujšc się w dzieje nauki historycznej. Poznamy całš plejadę historyków, w tym wielu bardzo wybitnych i w stopniu, w jakim to będzie możliwe w pracy popularnonaukowej, będziemy nie- kiedy wsłuchiwali się w ich argumentację, niejako podšżali tropem ich myœli, a to po to, byœmy i my mogli do pewnego przynajmniej stop- nia wyrobić sobie poglšd na to, co w naszej aktualnej wiedzy o pierwszym w pełni historycznym Piaœcie i jego epoce jest pewne, co należy odrzucić jako nieprawdę, co wreszcie znajduje się poœrodku, będšc jedynie prawdopodobieństwem lub możliwoœciš, winno być za- tem zaopatrzone znakiem zapytania, ale kto wie - może w przyszłoœci się go pozbędzie. Biografistyka historyczna cieszy się także w Polsce sporym zainte- resowaniem. Czytelnika wypadnie więc od razu na wstępie ostrzec: Nie ma mowy o napisaniu biografii Mieszka I w pełnym słowa tego zna- czeniu. Na to, by w miarę wyczerpujšco i w sposób odsłaniajšcy oso- bowoœć bohatera spróbować wyjaœniE nie tylko "zewnętrzne" koleje życia, ale także motywacje wewnętrzne, a zatem to wszystko, czego nie powinno brakować w rzeczywistej biografii, biografa Mieszka I, podobnie zresztš jak ogromnej większoœci naszych œredniowiecznych przodków, po prostu nie staE. Dostępne poznaniu i prezentacji sš bo- wiem jedynie elementy, okruchy życia bohatera, te, które zdołały uwie- cznić się w zachowanym do dziœ materiale Ÿródłowym, a więc te, które przeszłoœć nam niejako przekazała. Ta okolicznoœć powinna pozostać w naszej œwiadomoœci podczas całej lektury niniejszej ksišżki: poznamy jedynie niektóre fragmenty biografii Mieszka I, o innych będziemy mo- gli w najlepszym przypadku jedynie snuć nieœmiałe i w różnym stop- niu uzasadnione (ale niemożliwe do udowodnienia) przypuszczenia, oparte np. na analogiach z innych okresów i innych obszarów, na lo- gice samych wydarzeń, zdawajšcej się dopuszczać tylko takie a nie inne wyjaœnienia, bšdŸ na tym, co teoretycy nazywajš niekiedy "wie- dzš pozaŸródłowš", a co można sprowadzić do ogólnej znajomoœci œwiata, ludzi i procesu dziejowego przez historyka i czytelnika. Pomiędzy osišgnięciami nauki historycznej a poziomem wiedzy szerszych warstw społeczeństwa o przeszłoœci nie ma pełnej zbieżnoœci. W œwiadomoœci społecznej funkcjonowały i nadal funkcjonujš okreœlo- ne uprzedzenia i stereotypy, do których przywykliœmy i z którymi nam dobrze. Nie zawsze skłonni jesteœmy z nimi się rozstawać, zburzyłoby nam to bowiem w jakiejœ mierze gmach wartoœci, z jakimi się solida- ryzujemy. Z niektórymi takimi stereotypami zetkniemy się i w tej ksišżce i być może uda się autorowi w tym czy owym punkcie namó- wić czytelnika do porzucenia "bezpiecznego" stereotypu. Szczególnie uporczywymi spoœród nich sš choćby: przekonanie o odwiecznym nie- jako charakterze antagonizmu polsko-niemieckiego, o tym że Niemcy zawsze byli stronš aktywnš, agresywnš, a Polacy - czy szerzej: Sło- wianie - tylko się bronili, gdyż takš rzekomo pokojowš naturš zostali obdarzeni, następnie: o roli chrzeœcijaństwa i Koœcioła u progu naszych pisanych dziejów, wreszcie - o "odwiecznoœci" przodków Polaków na ziemiach przez nich w czasach historycznych zajmowanych ("praojczy- zna" Słowian wszak miała się właœnie nad Wisłš i Odrš znajdować!). Nie inaczej skłonny byłbym zakwalifikować przekonanie o tym, że pań- stwo polskie, które za panowania Mieszka I wyłaniało się stopniowo z pradziejowego "niebytu", musiało mieć już długš historię, "no bo przecież nie pojawiło się nagle jak Afrodyta z piany morskiej". Ano - zobaczymy! Chociaż bez nużšcych przypisów i w sposób wybiórczy sięgajšc do Ÿródeł, jeszcze zaœ oszczędniej do ogromnej, z pewnoœciš już obecnie nieprzebranej, literatury naukowej na temat Mieszka I i jego czasów (ważniejszš z nich podam, dla wygody pilnego czytelnika, pod koniec ksišżki), nie oszczędzę czytelnikowi, tam gdzie zajdzie potrzeba, trudu przedzierania się przez gšszcz niejednoznacz= nych, nieraz sprzecznych œwiadectw Ÿródłowych oraz dyskusji uczo- nych. Tam, gdzie to będzie możliwe, będę rzecz jasna formułował wła- snš opinię. Czytelnicy, zwłaszcza ci zbliżeni do cechu historyków, ze- chcš wybaczyć, jeżeli - ze względu na charakter niniejszej pracy- nie znajdš w wielu miejscach należnej zwykle w takich przypadkach dokumentacji naukowej. Biografii Mieszka I, jak wyjaœniłem wyżej, jeżeli pojęcie biografii rozumieć będziemy w sensie właœciwym, jako w miarę pełne przed- stawienie przynajmniej zewnętrznych okolicznoœci i faktów czyjegoœ życia, napisać nie potrafimy. Trzeba zatem w większym niż w typo- wych biografiach stopniu uzupełniać obraz przez uwzględnienie tła hi- storycznego, na którym działał nasz bohater. Chociaż i ono znane jest niedokładnie, to przecież im szerzej i głębiej potraktujemy postać Mieszka I, tym większa szansa, że nie pominiemy jakichœ wskazówek, rysów, cech rzucajšcych œwiatło, choćby przymglone i niepewne, na bohatera. Z drugiej jednak strony łatwo w tych warunkach o przesa- dę - ksišżka o Mieszku nie powinna mimo wszystko zamieniać się w ksišżkę o jego czasach. Oznacza to, że akcent jednoznacznie położony zostanie na postać i dzieje pierwszego historycznego Piasta, władcy i jednoczyciela ziem polskich, wszystko inne natomiast pozostanie, a przynajmniej powinno pozostać, tłem, na którym ON pojawi się w sposób wprawdzie niepełny, ale bšdŸ co bšdŸ pełniejszy, niż by to było możliwe wtedy, gdybyœmy Mieszka I próbowali "wypreparować" z jego epoki. W maju 1992 r. mija 1000 lat od œmierci Mieszka I. Majš się odbyć stosowne obchody i konferencje naukowe. Jak to zwykle bywa, "okrag- łe" jubileusze zwiększajš zainteresowanie społeczne przeszłoœciš, zwy- kle także owocujš cennymi nowymi opracowaniami naukowymi. Oby tak było i tym razem! Skromnym wyrazem hołdu dla budowniczego państwa polskiego niech będzie również przedkładana czytelnikom ni- niejsza ksišżka. Spróbuję w niej najpierw naszkicować europejskie i polskie tło wydarzeń, następnie - w kolejnych rozdziałach nanizać 8 jak gdyby w jednej kolii to wszystko, co wiemy o Mieszku I i jego sprawach, dšżšc w miarę możliwoœci do uzyskania obrazu pełnego, wszelako - zgodnie z tym, co zadeklarowano powyżej - nie za wszel- kš cenę, to znaczy ani na chwilę nie porzucajšc gruntu faktów i uzasad- nionych hipotez. Najpierw jednak, także dlatego, żeby odcišżyć dalszy tekst od pow- tarzania tego, co niezbędne, przedstawimy Ÿródła historyczne, na podstawie których przystępujemy do rekonstrukcji dziejów życia i pa- nowania Mieszka I. Rozdział I GŁÓWNI ŒWIADKOWIE ródeł jest niewiele i w dodatku panowanie Mieszka I oœwiet- lajš one nierównomiernie. Szczególnie dotkliwie odczuwa historyk niemal zupełny brak Ÿródeł rodzimych, polskich, współczes- nych Mieszkowi. Jest on jednak zrozumiały, skoro dopiero chrze- œcijaństwo przyniosło społecznoœciom żyjšcym na ziemiach polskich w X wieku znajomoœć czytania i pisania, a tym samym możliwoœć łšcznoœci cywilizacyjnej z Europš chrzeœcijańskš wraz z szansš ko- rzystania z ogromnego dorobku myœli europejskiej, a z czasem- ale znacznie póŸniej - aktywnego włšczenia się do europejskiej wspólnoty kulturowej. Nie brakowało co prawda w nowszych nam czasach prób wykazania, że już pogańscy Słowianie tu i ówdzie znali pismo i umieli się nim posługiwać, ale z reguły okazywało się to mistyfikacjš, jak w przypadku tzw. kamieni mikorzyńskich, czyli autentycznych żaren, na których nieznany fałszerz wykuł ry- sunki przedstawiajšce postać ludzkš i zwierzęcš, dodajšc rzekomo słowiańskie znaki runiczne. Jeœli chodzi o znaki na fragmentach glinianej polepy, odkryte w 1986 roku w Podebłociu na pograniczu Mazowsza i Małopolski, które dadzš się istotnie odczytać jako grec- kie litery IXCH i zinterpretować jako skrót słów Isus Christos Nika {Jezu Chryste, żwyciężaj!) 1, tłumaczyć je można czasowym prze- bywaniem na ziemiach polskich, choćby w charakterze jeńców wo- jennych, jakichœ chrzeœcijan (z Niemiec lub z państwa morawskie- go?), nie mówišc już o tym, że na podstawie tak niepozornego i nie- I W latach 1986 (numer œwišteczno-noworoczny) -1987 na łamach war- szawskiego tygodnika "Kultura" toczyła się dyskusja polskich uczonych na temat odkrycia w Podebłociu. Zob. nr 52/53 z 1986 r., nr 4, 9, 12, 15, 16, 18, 22 z 1987 r. oraz nr 16 z 1988 r. 11 zupełnie dla uczonych jasnego znaleziska, nawet zakładajšc jego autentycznoœć, trudno o jakiekolwiek uogólnienia. To zresztš, że wraz z przyjęciem chrzeœcijaństwa pojawili się w państwie Mieszka ludzie znajšcy sztukę czytania i pisania (litte- rati), wcale nie oznacza szybkiej kariery piœmiennictwa w naszym kraju. Nawet w Europie Zachodniej, gdzie znacznie wczeœniej niż w Polsce nastšpił przełom cywilizacyjny, pisanie i czytanie było we wczesnym œredniowieczu sztukš bardzo ekskluzywnš, dostępnš jedynie wybranym, w praktyce wyłšcznie ludziom Koœcioła i to daleko nie wszystkim (wielu plebanów i mnichów było, przynaj- mniej w praktyce, analfabetami). Ludzie œwieccy, i to nie tylko skromnej kondycji społecznej, lecz także przedstawiciele górnych warstw, do osoby panujšcego i jego rodziny włšcznie, obywali się bez tych umiejętnoœci i nie było to bynajmniej postrzegane jako ujma czy brak. Nawet tak wybitny władca, jakim był Karol Wiel- ki, który miał naprawdę dużo zrozumienia dla spraw umysłowych i w ogóle - kultury, i który ogromnie przyczynił się do podniesie- nia oœwiaty i piœmiennictwa w swoim rozległym imperium, nie umiał nawet się podpisać i - jeżeli wierzyć jego biografowi - po- sługiwał się, gdy zaszła taka potrzeba, specjalnie dlań sporzšdzonym szablonem, za pomocš którego składał podpis. Do czytania i pisa- nia władcy i możni tego œwiata mieli duchownych skrybów. Gdy któryœ z władców tej, a także nieco jeszcze póŸniejszej epoki, pod względem wykształcenia czy intelektu wyrastał ponad społecznie oczekiwanš przeciętnoœć, odbijało się to żywym echem w historio- grafii, a on sam często wyróżniany był specjalnym przydomkiem (jak np. Henryk I Beauclerc, czyli "wykształcony" w Anglii). Wia- domo, że wnuk Mieszka I, Mieszko II (1025-1034), miał być tak bardzo wykształcony, że znał jakoby nie tylko łacinę, ale nawet język grecki, co jeżeli nie jest nieporozumieniem lub przesadš re- torycznš, stanowiłoby nie lada ewenement wœród władców tej do- by. Pisano więc w Polsce pierwszych Piastów niewiele, raz dlatego, że nie bardzo miał kto, nie mówišc już o wysokich kosztach, prze- de wszystkim zaœ dlatego, że nie odczuwano jeszcze potrzeby pi- sania, utrwalania na piœmie zdarzeń i myœli, a jeżeli już w jakiejœ dziedzinie, np. ksišg liturgicznych, nie można było obyć się bez wytworów sztuki pisarskiej, to potrzebę tę zaspokajano przez im- port z zagranicy. 12 Bardzo skromne, choć szacowne i ważne z poznawczego punktu widzenia, œwiadectwa rodzime do czasów Mieszka I, omówimy po- krótce nieco póŸniej, w pierwszej zaœ kolejnoœci uwagę kierujemy na Ÿródła obce, powstałe poza Polskš, ale oœwietlajšce nasze pol- skie najwczeœniejsze dzieje, one bowiem przynoszš podstawowy zršb danych do tych czasów. Sš to œwiadectwa ogromnej wagi, ale - jak zaraz zobaczymy- nawet one jakże często nie odpowiadajš na pytania stawiane przez historyka, a jeżeli odpowiadajš, to nie zawsze w sposób budzšcy pełne zaufanie, niekiedy wyglšdajš wręcz niewiarygodnie, znajdu- jemy sprzeczne albo przynajmniej rozbieżne wypowiedzi Ÿródeł, wreszcie - co już podnosiliœmy wyżej - oœwietlajš one nasze dzieje w sposób wybiórczy i nierównomierny. Ze względu na to, że najważniejsze z tych Ÿródeł sš pochodzenia niemieckiego, a zatem autorów ich interesowały przede wszystkim powišzania dziejów Polski z dziejami Niemiec, zachodni, niemiecki asnat panowania Mieszka I znany jest - co prawda nie idealnie - stosunkowo do- kladnie, a mało krytyczny historyk, nie w pełni œwiadomy owej "niemieckiej" perspektywy Ÿródłowej, mógłby dojœć do przedwcze- snego wniosku, że innych problemów, poza niemieckimi, Mieszko I i jego poddani nie mieli. Historyk usiłujšcy badać dzieje Polski X wieku ma także pod tym względem pecha, że to właœnie stulecie należy w Europie Za- chodniej do najmniej znanych, najsłabiej oœwietlonych w materiale Ÿródłowym. W następnym rozdziale zobaczymy, jakie były tego przyczyny, dlaczego X stulecie, nazywane niekiedy alegorycznie "wiekiem żelaznym" , z punktu widzenia tętna życia umysłowego było "stuleciem ciemnym" (saeculum obscurum, duk ages), swego rodzaju "dołkiem" pomiędzy dopalajšcym się w IX wieku "odro- dzeniem karolińskim" a potężniejšcym w cišgu XI wieku wszech- stronnym ożywieniem społeczeństw europejskich, które już pod koniec tego stulecia zaowocuje nowym, znacznie od karolińskiego potężniejszym i głębszym "renesansem XII wieku". Niezależnie od przyczyn ówczesnego załamania cywilizacyjnego, jego skutki dla historyka sš oczywiste: w "stuleciu żelaznym" mało dbano o kulty- W nawišzaniu do antycznego mitu o "złotym", "srebrnym" i "żelaz- nym" okresie w dziejach ludzkoœci, a zatem o pogarszaniu się ludzkiej kondycji w miarę,.starzenia się" œwiata i ludzkoœci. 13 wowanie piœmiennictwa, nauk i sztuk, mało kto chwytał za pióro, horyzont myœlowy się zawężał, kogóż tam interesowało tak na- prawdę, co się dzieje wœród słowiańskich "barbarzyńców"? Tym większš wdzięcznoœć winniœmy tym nielicznym, którzy jednak z takich czy innych powodów nimi się zainteresowali. Na pierwszym miejscu wymienimy dwóch autorów niemieckich, obu duchownych, ale różnej rangi i różnej osobowoœci: mnicha bene- dyktyńskiego z klasztoru saskiego w (Nowej) Korbei - Widukinda i biskupa merseburskiego Thietmara. Widukind urodził się około 925 roku, daty œmierci tego kroni- karza nie znamy nawet w przybliżeniu. Choć pochodził z arysto- kracji saskiej (ród jego wywodził się od półlegendarnego przywód- cy Sasów w wojnach z Karolem Wielkim, tego samego co kronikarz imienia) i był krewnym królowej Niemiec, życie spędził we wspo- mnianym klasztorze, gdzie zdobył doœć gruntowne wykształcenie (także w zakresie niektórych autorów antycznych, m.in. Liwiusza, Salustiusza, Cycerona i Cezara). Jedyne zachowane dzieło Widu- kinda to "Dzieje Saskie" (Res gestae Sazorcicarum.) w trzech księ- gach, obejmujšce dzieje tego plemienia niemieckiego, które na po- czštku X wieku zajęło przodujšce miejsce w państwie niemieckim, od na poły legendarnych poczštków, aż do lat szeœćdziesištych X wieku. Widukind, choć mnich, pisał w duchu właœciwie zupełnie œwieckim i "saskim" - jego kronika jest niezastšpionym Ÿródłem do dziejów Sasów i ich miejsca w Rzeszy, jak również do kształto- wania się poczucia więzi etnicznej w Niemczech X wieku. Dzięki wyostrzonemu spojrzeniu na sprawy etniczne, dzieło Widukinda jest także nadzwyczaj cennym Ÿródłem do dziejów wschodnich sšsiadów Niemiec - Węgrów, a zwłaszcza Słowian. Właœnie Widu- kindowi zawdzięczamy podstawowy opis zmagań Henryka I i Otto- na I z zagrożeniem węgierskim oraz walk ze Słowianami Połabski- mi i Czechami. Interesujšcym szczegółem jest pominięcie faktu założenia przez Ottona I metropolii magdeburskiej i biskupstw dla ziem słowiańskich. W 66 rozdziale III księgi dzieła Widukinda znaj- duje się najwczeœniejsza - jak się na ogół przyjmuje - wiado- moœć o państwie Mieszka I, jakš posiadamy (zob. rozdział VII). Z dalszych wydarzeń, szczególnie ważnych z naszego punktu wi- dzenia, przedstawił Widukind, niewštpliwie w sposób niepropor- cjonalnie dokładny w stosunku do ważnoœci, sprawę buntownicze- go grafa Wichmana i jego walki z Mieszkiem I oraz - choć już znacznie bardziej pobieżnie - podboje margrabiego Gerona oraz wczesny etap stosunków polsko-niemieckich. O chrzcie Mieszka I Widukind nawet nie wspomniał. Kronika biskupa Thietmara z Merseburga (ur. w 975 r., zm. w 1018 r.) jest dziełem znacznie od kroniki Widukinda obszerniej- szym, o szerszym "oddechu", jako że obejmuje już nie tylko dzieje saskie, lecz całych Niemiec, ze wszelkimi europejskimi powišzania- mi. Widać wyraŸnie, że autor nie był mnichem w zaciszu klasztor- nym, lecz wielkim panem, biskupem, blisko zwišzanym z najbar- dziej wpływowymi kręgami feudalnego społeczeństwa niemieckie- go, głęboko zaangażowanym w sprawy Koœcioła i państwa. Kronika powstała pod koniec życia biskupa merseburskiego, jest najważniej- szym Ÿródłem historycznym do dziejów Niemiec w ogóle, a Koœcio- ła wschodnioniemieckiego w szczególnoœci z przełomu X na XI wiek, a także do dziejów Połabszczyzny, Polski i Czech. Oprócz sto- sunków polsko- (słowiańsko-) niemieckich, szeroko uwzględnił Thietmar (który jako biskup diecezji położonej w całoœci na tery- torium słowiańskim znał nieco język Słowian) pewne aspekty wew- nętrznych dziejów tych krajów (np. religię Połabian, obyczaje w Polsce). Kronika, przesišknięta niepospolitš indywidualnoœciš autora, zwolennika "realnej" polityki na wschodzie (nie takiej, ja- kiej pragnšł cesarz Otton III), nieugiętego bojownika o prawa Ko- œcioła, ale zarazem nie entuzjasty rodzšcej się właœnie idei reformy tegoż Koœcioła, mimo całej swej tendencyjnoœci i pewnego niedo- pracowania stylistycznego (œmierć przerwała Thietmarowi zapew- ne pracę nad kronikš), dzięki uczciwoœci pisarskiej autora, jego starannemu wykształceniu oraz nader krytycznemu i niezależne- mu umysłowi, stanowi jeden z najwybitniejszych pomników dziejo- pisarstwa œredniowiecznych Niemiec. Oparta w starszych partiach m.in. na dziele Widukinda, różni się od niego ideowo, a niekiedy także w konkretnych sprawach. Zobaczymy, że zdaniem częœci uczonych polskich, w pewnym niezmiernie ważnym z punktu wi- dzenia historii Polski miejscu Thietmar zniekształcił a zdaniem innych - uzupełnił odnoœny przekaz Widukinda. Ponieważ jednak w nauce polskiej niekiedy występuje tendencja do niedocenienia dzieła Thietmara czy przesadnego akcentowania jego antypolskiej wymowy, łatwo o "wylanie dziecka z kšpielš". Zapamiętajmy: 15 Thietmar jest na ogół autorem godnym zaufania, dobrze poinfor- mowanym, inteligentnym i prawdomównym. Co oczywiœcie nie zwalnia uczonego od zawsze potrzebnego krytycyzmu także wobec tego niepospolitego dzieła. Czasy Mieszka I to dla Thietmara już przeszłoœć, którš znał ze słyszenia i relacji innych, natomiast dla czasów Bolesława Chro- brego jest on już œwiadkiem bezpoœrednim, po częœci uczestnikiem burzliwych wydarzeń poczštku XI wieku. Gdy urywa się dzieło Thietmara, od razu jakby gęstsza mgła pokryła dzieje Polski - nie- rychło znalazł się autor, który by tak dokładnie je relacjonował. Czasy Mieszka I z perspektywy wojen Henryka II z Bolesławem Chrobrym jawiły się Thietmarowi nawet jako okres spokoju i współpracy wzajemnej, postać Mieszka kronikarz w pewnym miejscu wręcz przeciwstawił buntowniczemu synowi! W każdym razie gdyby nie Widukind, a zwłaszcza gdyby nie Thietmar, jak żałoœnie mało wiedzielibyœmy o czasach dwóch pierwszych histo- rycznych Piastów! Nie piszemy tu szczegółowego przewodnika po Ÿródłach do dziejów Polski za czasów Mieszka I, wspominamy tylko o najważ- niejszych, dlatego pominiemy w tym miejscu roczniki niemieckie, potwierdzajšce niekiedy dane kronikarskie, zawsze z podaniem do- kładnej daty rocznej, niekiedy je korygujšce, a nawet - uzupeł- niajšce. Najważniejszymi z nich sš roczniki z Hildesheimu (Anna- les Hildesheimeses) i z Kwedlinburga (Annales Quedlinburgenses). Pominiemy także różne drobniejsze Ÿródła, mimo że niekiedy przy- noszš one godne uwagi informacje i jedynie tytułem przykładu wspomnijmy o nekrologach niektórych klasztorów niemieckich, in- formujšcych o œmierci Mieszka I czy grafa Wichmana, oraz utwo- rach hagiograficznych, jak "Żywot biskupa augsburskiego Udalry- ka" (pióra Gerarda), który zawiera opowiadanie o zranieniu Miesz- ka I zatrutš strzałš i wyleczeniu za wstawiennictwem œw. Udal- ryka. Rzecz jasna, do tych i wielu innych informacji Ÿródłowych powrócimy w odpowiednich miejscach tej ksišżki. Natomiast koniecznie musimy kilka słów poœwięcić Ÿródłu bar- dziej egzotycznemu, któremu nie bez powodu przypisuje się ogrom- nš rolę w badaniach nad czasami Mieszka I, i to właœnie wczesnym okresem jego panowania. Jest to słynny fragment relacji kupca i podróżnika pochodzenia żydowskiego, ale w służbie kalifa kordo- bańskiego, Ibrahima ibn Jakuba, dotyczšcej ówczesnej Słowiańsz- czyzny. Podróż Ibrahima do krajów słowiańskich datuje się naj- częœciej na lata 965-966. Nie wiemy, jaki był jej właœciwy cel (handlowy, polityczny, wywiadowczy?), najgorsze zaœ to, że rela- cja Ibrahima nie zachowała się do naszych czasów w całoœci, lecz jedynie we fragmentach przejętych przez kilku póŸniejszych (od XI do XV wieku) autorów arabskich. We fragmentach tych wystę- pujš niekiedy niezgodnoœci, co tym bardziej utrudnia okreœlenie te- go, co naprawdę pochodzi od Ibrahima, co zaœ stanowi póŸniejsze dodatki czy zniekształcenia. W państwie Mieszka I Ibrahim oso- biœcie nie był, był jednak zapewne w Pradze oraz w Magdeburgu, gdzie pewnych informacji (akurat nie najbardziej wiarygodnych) udzielił mu sam cesarz Otton I. Znaczenie relacji Ibrahima o Pol- sce polega nie tylko na unikatowych informacjach dotyczšcych spraw wewnętrznych młodego państwa (zwłaszcza organizacja dru- żyny ksišżęcej), nie tylko na tym, że dane podróżnika potwierdza- jš i uœciœlajš pewne kwestie zwišzane z wojnami prowadzonymi przez Mieszka I, lecz także i może przede wszystkim na tym, że jest to obraz, choć fragmentaryczny, to przecież w jakimœ sensie syntetyczny, że dla Ibrahima państwo Mieszka I jest jednym i to najrozleglejszym z czterech dostrzeżonych przezeń państw słowiań- skich (obok "Polski" - w cudzysłowie, gdyż ani Ibrahim, ani Wi- dukind z Korbei, ani żadne inne Ÿródło z X wieku nazwy tej jesz- cze nie zna - Ibrahim wymienił Bułgarię, Czechy i państwo Obo- drzyców). Jest jeszcze jedno Ÿródło, którego pominšć tu nie sposób, praw- dziwy "koszmar mediewistów polskich, ale także teren nieustan- nych potyczek naukowych i to najtęższych głów. Nikt już bodaj nie wie, ile prac naukowych, często całkiem imponujšcej objęto- œci, zostało poœwięconych zabytkowi, który składa się raptem z kil- ku linijek tekstu i w którym niemal każde słowo może stanowić przedmiot nie kończšcych się polemik naukowych. To słynny do- kument, a właœciwie regest (streszczenie) dokumentu, nazywany od poczštkowych słów Dagome iudex. Pod tym imieniem ukrywa się, o czym bodaj nikt już dziœ nie wštpi, nasz Mieszko I, a treœciš regestu jest darowizna przedsięwzięta przezeń, wraz z drugš żonš Odš oraz synami zrodzonymi z tego małżeństwa, pod koniec życia i panowania (900-992). Darowizna nie byle jaka i nie byle jaki był 17 odbiorca darowizny: donatorzy oddawali swoje państwo czy pod= stawowš jego częœć (jak wspomniałem, niemal wszystko w Dagome iudex jest sporne i takŸe my nieraz będziemy sobie nad tym teks- tem łamali głowę w niniejszej ksišżce) pod opiekę Stolicy Apostol- skiej, czyli - jak to się zwykło wówczas okreœlać - na własnoœć œwiętemu Piotrowi apostołowi. Nie wiadomo, czy regest Dagome iudex można traktować jako Ÿródło polskiej czy papieskiej proweniencji. To znaczy: regest pow- stał w drugiej połowie XI wieku (a zatem prawie sto lat po samym akcie donacji) w Rzymie, ale nie wiadomo, czy sam dokument, któ- ry około 990 roku został niechybnie wystawiony i który właœnie został pod koniec XI wieku streszczony (zregestowany), został wy- stawiony i spisany np. w GnieŸnie czy też - przez wysłańców ksišżęcych - w Rzymie, pod fachowym okiem papieskich urzęd- ników. Natamiast jeżeli rozglšdalibyœmy się za wczesnymi Ÿródła- mi niewštpliwie polskiej proweniencji do czasów Mieszka I, mu- sielibyœmy ograniczyć się do lakonicznych, choć niezmiernie także w swej lakonicznoœci ważnych, wzmianek w rocznikach polskich, ze słynnymi Dubrovka venit ad Meskoem, Mysko dux baptizatur ("Dšbrówka przybywa do Mieszka", "Ksišżę Mieszko przyjmuje chrzest") na czele. Niestety, wiadomoœci starszych i wiarygodnych roczników polskich odnoszšcych się do czasów Mieszka I jest bar- dzo niewiele i bez większego trudu będziemy mogli się z nimi za- poznawać w toku dalszych wywodów. W dodatku najdawniejsze dzieje polskiego rocznikarstwa znane sš niezbyt dobrze, wersje naj- starsze nie zachowały się bowiem w postaci oryginalnej, lecz w póŸ- niejszych, niekiedy znacznie póŸniejszych, przeróbkach i wyciš- gach, tak że z największym jedynie wysiłkiem uczonych i bez wy- ników powszechnie akceptowanych można sobie wyrobić poglšd na temat czasu powstania tych najstarszych zapisek. Nie bez słusz- noœci przyjmuje się dziœ na ogół, że wymienione dwie notatki roczni- karskie pochodzš rzeczywiœcie, obok kilku dalszych, z najstarszego rocznika prowadzonego w Polsce najpierw przez biskupa Jordana, 18 następnie zaœ przez arcybiskupa Radzima-Gaudentego (tzw. Rocz- nik Jordana-Gaudentego), który wprawdzie zaginšł póŸniej, ale na poczštku XII wieku wzbogacona tymczasem jego treœć została przejęta przez zabytek tym razem zachowany szczęœliwie do dziœ i noszšcy miano Rocznika dawnego (w nieco starszej nauce zaœ: Rocznika œwiętokrzyskiego dawnego). Jakšœ wersję rocznika polskiego musiał mieć na swoim pulpicie pisarskim najstarszy kronikarz polski, którym był, jak wiadomo, cudzoziemiec żyjšcy na dworze Bolesława III Krzywoustego. Nie przekazał nam on swego imienia i tradycyjnie nazywa się go Gal- lem Anonimem. Wspaniałe dzieło Anonima (Kroniki i czyny ksiš- żšt i władców polskich), z trzech ksišg złożone, pisane kunsztow- nym językiem, prozš, lecz z rytmicznymi fragmentami, ma na celu apoteozę Krzywoustego, lecz ponieważ do "image" œredniowiecz- nego władcy należało także przedstawienie jego przodków i ich chwalebnych czynów, pierwszš księgę kroniki Gall poœwięcił wczeœniejszym od Krzywoustego dziejom Piastów i Polski. Po raz pierwszy zatem mamy do czynienia ze zwartym zarysem dziejów Polski w pierwszym okresie jej istnienia. Gall Anonim wykroczył, choć jakby nieœmiało, a może po prostu nie dysponujšc lepszymi wiadomoœciami, poza czasy Mieszka I, to znaczy w głšb czasów pogańskich, opisujšc, choćby w na poły legendarnej formie, oko- licznoœci zawładnięcia tronem polańskim przez przodków Miesz- ka I, których potrafi wprawdzie wymienić "po kolei" z imienia, ale o których nie umiał powiedzieć w zasadzie nic konkretnego. Panowanie Mieszka I to prawdziwy przełom, to "przejrzenie" na- rodu polskiego, symbolizowane przez cudowne przywrócenie przez Boga wzroku œlepemu od urodzenia Mieszkowi. To nie tylko opo- wiadanie o dziejach, lecz także ideologia: tak właœnie, zdaniem Anonima, powinny wyglšdać najdawniejsze dzieje sławnego narodu polskiego i bohaterskich jego władców. Oznacza to, że kronika Galla w stosunku do czasów Mieszka I i jego bezpoœrednich następców jest Ÿródłem szczególnego rodzaju: przede wszystkim póŸniejszym od opisywanych wydarzeń, poza tym - porzšdkujšcym te wydarzenia z punktu widzenia potrzeb autora i jego mocodawców na poczštku XII wieku. Nie odmawiamy dziełu Anonima wartoœci Ÿródłowej także w odniesieniu do czasów dwóch pierwszych Piastów, a nawet w jakiejœ mierze do czasów 19 przedmieszkowych - czyż możemy sobie wyobrazić, by na dworze Krzywoustego i na stolicach biskupich w Polsce, w których to krę- gach Gall się obracał i jako cudzoziemiec na informacje z tych kręgów był po prostu skazany, tak zupełnie zaginęła pamięć o Mieszku I i Bolesławie Chrobrym, by obcy kronikarz mógł do- puœcić się jakiejœ grubszej falsyfikacji? Ale niech to, co podnieœliœ- my, pozostanie w naszej pamięci. Obraz najdawniejszych dziejów Polski w kronice Galla Anonima podległ swoistej transformacji i musi być kontrolowany, najlepiej za pomocš innych, od Galla niezależnych Ÿródeł, możliwie wczesnych i wiarygodnych. Natomiast niewiele dałoby sprawdzanie danych Galla Anonima informacjami zaczerpniętymi z póŸniejszych kronik i roczników polskich, gdyż w zasadzie powtarzajš one tylko i uzupełniajš albo "uzupełniajš" dane Anonima. Nie można co prawda wykluczyć, że tu i ówdzie i w tych zabytkach, takich jak kronika mistrza Win- centego Kadłubka, Kronika polsko-œlšska, Kronika wielkopolska czy rozmaite póŸniejsze roczniki, mogły zachować się œlady au- tentycznej tradycji o czasach mieszkowych, nie znanej Ÿródłom wczeœniejszym, nawet Gallowi, ale nie sšdzę, by mogły to być licz- ne przypadki, a co może jeszcze ważniejsze i utrudniajšce nauko- we spożytkowanie podobnych "rewelacji" - na ogół nie mamy żadnej możliwoœci sprawdzenia ich wiarygodnoœci. Znaczy to, że jesteœmy w takiej sytuacji badawczej, że nie sposób stwierdzić ani prawdziwoœci danej informacji, ani jej zaprzeczyć. Obok Ÿródeł polskich także niektóre póŸniejsze Ÿródła obce za- wierajš nowe informacje o Mieszku I i jego czasach. Wymieniłbym tu zwłaszcza najstarszš, niemal współczesnš Gallowi Anonimowi Kronikę Czechów pióra praskiego kanonika Kosmasa, również dwunastowiecznš anonimowš kronikę staroruskš (Powieœć lat mi- nionych lub - nieœciœle - Kronika Nestora), w której zachowała się pod 981 rokiem unikatowa wiadomoœć o odebraniu "Lachom" przez Włodzimierza kijowskiego Przemyœla, Czerwienia "i innych grodów", wreszcie - ale w tym przypadku wiarygodnoœć histo- ryczna jest szczególnie kontrowersyjna - niektóre sagi skandy- nawskie, przede wszystkim o wikingach z Jomsborga (Jomsvikin- gasagn), które prawdopodobnie zachowały pewne odległe echa wia- domoœci o stosunkach Mieszka I z grupami wikińskimi penetrujš- cymi także południowe wybrzeża Bałtyku. 20 I to już byłoby właœciwie wszystko, gdyby... Właœnie - gdyby otwarta księga ziemi", odczytywana przez archeologów, nie po- mogła uczonemu. Grody na ziemiach polskich burzone lub przeciw- nie budowane czy rozbudowywane przez pierwszych Piastów, skar- by monet poœwiadczajšce przebieg dróg handlowych i kierunki wy- miany, groby i cmentarzyska, na których jak w zwierciadle odbija się proces chrystianizacji kraju, choćby w postaci zarzucania kre- macji i poœmiertnego wyposażania zmarłych na rzecz zapomnianej od wielu wieków inhumacji (grzebania ciał), wreszcie pojedyncze znaleziska broni, narzędzi pracy, elementów stroju, ozdób, cerami- ki itd. - przemawiajš do uczonego, spragnionego głębszej wiedzy o przeszłoœci, głosem doniosłym, wydatnie - choć nie wszechstron- nie - poszerzajšc i pogłębiajšc zasięg informacji Ÿródłowych. Rza- dziej dotyczš one wydarzeń jednostkowych, np. politycznych, na- tomiast podstawowe jest ich znaczenie przy rozpatrywaniu zja- wisk typowych, społecznych, jak np. sposobu życia naszych przod- ków, ich wierzeń, poziomu kultury materialnej, upodobań estety- cznych. Tym jeszcze dane archeologii różniš się na korzyœć od da- nych Ÿródeł pisanych, że w znacznie szerszym stopniu ogarniajš ówczesne społeczeństwo, także niższe i bardziej od dworów odda- lone jego częœci, podczas gdy Ÿródła pisane obarczone sš cechš ograniczenia społecznego, gdyż pisane przez przedstawicieli sfer rzšdzšcych bšdŸ przynajmniej w ich służbie, odzwierciedlajš z re- guły jedynie życie, dzieła i myœli elit społecznych. Rozdział II WIEK ŻELAZNY" Na parę lat przed pojawieniem się państwa polskiego na arenie dziejowej nieznany z imienia mnich benedyktyński, zapewne z opactwa Saint-Germain d'Auxerre (w Burgund), napisał list do niewymienionego z imienia biskupa Verdun, którym mógł być bšdŸ Berengar (940-960), bšdŸ Wikfred (962-972). Biskup był czymœ ogromnie zaniepokojony. Otóż mnożš się grzechy i nieprawoœci wœród chrzeœcijan i w Koœciele, znaki na niebie i na ziemi zdajš się zapowiadać czas sšdu. Czyż nie zbliża się rok tysięczny, który - jeżeli uważnie przeczytać starotestamentowe proroctwa - ma być rokiem pojawienia się apokaliptycznych ludów Goga i Magoga, które, z wyroków boskich, majš srożyć się na œwiecie, karajšc lu- dzi za ich występki i zbrodnie? Wprawdzie chrzeœcijanie zav,,sze, od czasów apostolskich, musieli się liczyć z przemijaniem tego œwia- ta i nadejœciem apokaliptycznych nieszczęœć zapowiadajšcych spra- wy ostateczne, ale gdy upływały pokolenie za pokoleniem, a œwiat trwał, przestano w praktyce oczekiwać rychłego spełnienia się biblijnych przepowiedni. To znaczy, nikt nie wštpił, że to kiedyœ nastšpi, ale ponieważ czas spełnienia się Pisma jest człowiekowi nieznany, powtórne przyjœcie Chrystusa na œwiat, Sšd Ostateczny nad rodzajem ludzkim itd. stawały się czymœ jak gdyby mniej realnym, usytuowanym w bliżej nie okreœlonej, zapewne doœć je- szcze odległej przyszłoœci... Teraz jednak uœwiadomiono sobie, że kończy się całe tysišclecie dziejów ludzkich od chwili przyjœcia Chrystusa na œwiat, które za- poczštkowało nowš, ostatniš epokę w dziejach ludzkoœci. A wiele wskazuje na to, że Gog i Magog już pojawili się na zie- 22 mi. Czyż srożšcy się w Europie dzicy wojownicy zwani Węgrami (Hungari), o których nikt wczeœniej nic nie słyszał, to właœnie nie owi zapowiedziani jeŸdŸcy Apokalipsy, Gog i Magog z proroctwa Ezechiela? Spokojni póŸniej Węgrzy istotnie w IX-X wieku byli utrapieniem Europy Œrodkowej, zwłaszcza Niemiec południowych i œrodkowych, a ich ataki, wyniszczajšce kraj, raz po raz docierały do Francji (Burgundia była oczywiœcie szczególnie narażona) i Italii. Mnich stara się uspokoić przerażonego księcia Koœcioła. Już niejednokrotnie w przeszłoœci usiłowano z Gogiem i Magogiem łš- czyć obce, napastnicze ludy i poważni Ojcowie Koœcioła podnosili brak podstaw do łšczenia konkretnych wydarzeń i nieszczęœć tra- pišcych chrzeœcijan z zapowiedziami Pisriia Swiętego. Zapowiedzi te majš eœchatologiczny sens i nie wolno ich tłumaczyć historycz- nie - to nadużycie, nieudolna i grzeszna próba odgadnięcia wyro- ków Najwyższego. WeŸmy takich oto Węgrów: toż to zupełnie nor- malny lud przybyły ze wschodu i z północy, tylko dlatego nie zna- ny dziejopisom, że zmienił nazwę, jako że głód ich wypędził z meo- tyjskich bagien, przeto od głodu ("Hunger") nazywajš się Hungri ("głodomory"). Mogš być groŸni i wiele nieszczęœć przysporzyć chrzeœcijanom, ale nie ma w nich nic demonicznego. W ogóle zaœ "Gog i Magog" to nie żaden konkretny lud, lecz figura retoryczna, jakš posłużył się autor natchnionego tekstu; już œw. Hieronim stwierdził, że nazwa ta oznacza po prostu ogólnie: przeœladowanie wiernych przez heretyków. Żyć więc bogobojnie, pamiętać o œmierci i czekajšcych każde- go człowieka sprawach ostatecznych, ale nie wypatrywać obez- władniajšcego umysł i serce bliskiego już jakoby końca œwiata, przeciwnie - wykorzystać pozostały człowiekowi do dyspozycji czas jak najlepiej dla własnej duszy i ogólnego dobra, oto zalece- nie wynikajšce zarówno z omówionego tu listu burgundzkiego be- nedyktyna (swojš drogš, nieco to dziwne, że skromny mnich mu- siał tak ważne rzeczy objaœniać biskupowi, a nie odwrotnie) oraz z wielu innych przejawów głosu rozsšdku, jakie spotykamy w piœ- miennictwie europejskim poczynajše od IX wieku, a zatem wraz z epokš karolińskš, poprzez cały wiek X, a nawet jeszcze w wieku XI. To niewštpliwy dowód na doœć szerokie zja- wisko nastrojów milenarnych, oczekiwania na zbliżajšcy się ko- 23 niec œwiata i trwogi przed nim, jakie były udziałem różnych kręgów i okolic Europy w miarš zbliżania się do owego, dla wielu magicznego, roku 1000. Oczywiœcie, nie było - jak wy- kazały dokładniejsze badania - żadnej ogólnoeuropejskiej psycho- zy "końca œwiata" i życie na ogół toezyło się zarówno przed rokiem 1000, jak i po nim swoimi koleinami. Kończył się wiek X. Trudny był to wiek w dziejach Europy i ogromnie ważny. Nazywany był "wiekiem żelaznym"; a zatem nie tylko nie "złotym", lecz nawet nie "srebrnym". Był to wiek bru- talnoœci i przemocy, wiek swoistej zapaœci kulturalnej, widocznej zarówno przy porównaniu z okresem poprzedzajšcym ("renesans karoliński"), jak również, i w stopniu jeszcze bardziej jaskrawym, z następnym - rozpoczynajšcym się już w XI wieku "renesansem XII wieku"; jeden z "najciemniejszych" wieków œredniowiecza, zarówno w sensie prymitywizmu i "ciemnoty" właœciwych epoce, jak również w sensie poznawczym - jako wiek z braku Ÿródeł najtrudniejszy do poznania historycznego. A przecież równoczeœnie było w tym stuleciu wiele cech opty- mistycznych i z wieku tego wywodziło się wiele zjawisk i procesów o dużym znaczeniu dla przyszłoœci. Wiek IX to cišgle jeszcze w du- żym stopniu epilog, był on jak gdyby zapatrzony w przeszłoœć. Wiek X natomiast, mimo wspomnianego prymitywizmu, który na różnych polach istotnie można bez trudu zauważyć, to przede wszystkim za- powiedŸ zmian i czasów póŸniejszych. Dlatego należy zgodzić się z opiniš jednego z wybitnych historyków amerykańskich (Roberta Sabatino Lopeza), że jeżeli popatrzeć na X wiek nie tyle z punktu widzenia "kultury elit" i nie szukać tego, co "wybitne", niepowta- rzalne z literackiego czy artystycznego punktu widzenia, lecz z punktu widzenia zarodków, zapowiedzi elementów nowych, któ- re zaowocujš dopiero w przyszłoœci, właœnie jemz, X wiekowi, w stopniu może znaczniejszym niż inne stulecia, należy się miano "odrodzenia" - "jeszcze jeden renesans?"s Lopez wykazał, że wiek X przyniósł poczštek lub zapowiedŸ postępu i wzrostu także poza Europš - np. w krajach Islamu i na Dalekim Wschodzie. My 3 Stiil another Renaissance? - taki tytuł nosi głoœna rozprawa R.S. Lopeza ogłoszona na łamach "American Historical Review" t. 57, 1951, 24 ograniczymy się tylko do Europy i wskażemy jedynie na niektóre elementy tego złożonego obrazu. Otóż najistotniejszš może cechš wieku X z punktu widzenia dziejów europejskich jest to, że w ciš- gu tego stulecia Europa właœciwie po raz pierwszy w swoich dziejach stała się Europš. Mamy na myœli oczywiœcie nie geogra- ficzny sens pojęcia Europy, lecz jego sens historyczny, kulturowy. Europa to przecież nie tylko subkontynent Eurazji, lecz przede wszystkim okreœlona jednoœć historycznych losów i historycznie ukształtowanej kultury. Kultura ta miała kształt chrzeœcijański. Zauważmy, że na wiek X przypadła kolejna, trzecia już, faza chrystianizacji ludów europejskich. Miała ona definitywny w zasadzie charakter, to zna- czy, że około 1000 roku proces chrystianizacji Europy niemal się zakończył. Oczywiœcie, to "niemal" wymaga komentarza. Poza ra- mami chrzeœcijaństwa pozostawał Półwysep Pirenejski w tym sensie, że rzšdzony był on przez muzułmanów i że spora częœć lud- noœci wyznawała islam, ale z drugiej strony zarówno w wolnych od panowania islamu północnych regionach półwyspu, jak również pod panowaniem islamu żyło i tam bardzo dużo chrzeœcijan. Pozo- stawała w Europie, na wschodnim i południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego, poważna, ostatnia już właœciwie, enklawa pogańska ("klin pogański" z wierzchołkiem w okolicach Hamburga), obej- mujšca ludy fińskie, bałtyjskie (Litwini, Jaćwingowie, Prusowie) i zachodniosłowiańskie (Pomorzanie, Wieleci, Obodrzyce), która dopiero póŸniej, niekiedy znacznie póŸniej, z wielkimi oporami i w krwawych na ogół walkach zostanie przyłšczona do "œwiata chrzeœcijańskiego" (orbis Christianus). Pozostawała diaspora ży- dowska - rozproszone na wielkich przestrzeniach, ale nierówno- miernie, gminy ludnoœci żydowskiej, odgrywajšce ważnš rolę w ży- ciu gospodarczym Europy, w tym czasie jeszcze pozostawiane naj- częœciej w spokoju (czasy zorganizowanych przeœladowań i pogro- mów rozpocznš się właœeiwie dopiero pod sam koniec wieku XI, wraz z wybuchem nastrojów krucjatowych). Niepokoiła ona i draż- niła chrzeœcijańskich zelotów, ale - nie tworzšc jakichœ nadmier- nych skupisk - nie zagrażała nikomu i na ogół była tolerowana, a czasami nawet popierana przez władców. Chrzeœcijaństwo, które do końca istnienia Cesarstwa Rzymskie- go (koniec V wieku) pozostało w zasadzie religiš Rzymian (jedy- 25 nie Armenia na wschodzie i Irlandia na zachodzie stały się kraja- mi chrzeœcijańskimi w tym okresie, nie będšc częœciš Imperium), dopiero na przełoznie VI i VII wieku, za pontyfikatu papieża Grze- gorza I Wielkiego (590-604), przypomniało sobie o uniwersalnym posłannictwie ("nauczajcie wszystkie narody!") i misjš w Anglii rozpoczęło chrystianizację ludów spoza dawnego limesu rzymskie- go. Wiek VII przyniósł chrystianizację Anglii, w wieku VIII przy- szła kolej na Germanię - pod sam koniec tego stulecia wraz z pod- bojem i chrystianizacjš najbardziej opornych Sasów cała Germa- nia stała się chrzeœcijańska. Pod koniec VIII wieku sporadycznie, w IX wieku bardziej zdecydowanie podjęte zostały akcje misyjne wœród ludów słowiańskich, w które zaangażowały się oba główne oœrodki Koœcioła: rzymski i konstantynopolitański. Trwała chry- stianizacja ludów słowiańskich (z wyłšczeniem Słowian Połabskich) nastšpiła jednak dopiero w X wieku (Czesi, Polacy, Ruœ), podobnie jak ludów skandynawskich i Węgrów. Chrzest Polski był ogniwem wiekopomnego procesu chrystianizacji Europy. Misja i chrystianizacja w owych czasach różniły się doœć znacz- nie od naszych potocznych wyobrażeń o nich, a także od teore- tycznie uznawanych w Koœciele zasad, kładšcych zawsze nacisk na dobrowolnoœć konwersji.W rzeczywistoœci o dobrowolnoœci nie mogło być mowy w warunkach, gdy religia stanowiła zbyt ważny element życia społecznego, zbyt ważšcy z punktu widzenia dobra wspólnoty, by można było pozwolić sobie na jakšœ dowolnoœć w tym zakresie. Religia panujšcego, głowy wspólnoty, powinna być religiš jego ludu, przynajmniej w "normalnych" warunkach, a tym bardziej gdy (jak np. chrzeœcijaństwo) zawierała wartoœci ogromnej wagi dla owej głowy, gdy wynosiła jego osobę i godnoœć tak bardzo ponad ogół społecznoœci. Chrzeœcijaństwo stanowiło głęboki przełom w życiu społe- czeństw europejskich i po to, by mogło być przyjęte przez szersze kręgi społeczne, musiały zaistnieć szczególne warunki. Społeczeń- stwo musiało, krótko mówišc, "dojrzeć" do przyjęcia chrzeœcijań- stwa. Nowa religia, jak się okazało, nie miała szans w ramach ustroju rodowego. Zwróćmy uwagę na to, że np. jeżeli chodzi o kraje i ludy słowiańskie, nie znamy ani jednej pomyœlnie zakoń- czonej próby chrystianizacji jakiegokolwiek ludu czy plemienia przed pojawieniem się ustroju państwowego. Wyższa od ustroju 26 rodowego i go przezwyciężajšca, rozsadzajšca także zwykle w spo- sób gwałtowny bariery plemienne organizacja państwowa z re- guły skwapliwie uciekała się do chrzeœcijaństwa, trafnie dostrze- gajšc w nowej religii i nowym œwiatopoglšdzie, wreszcie w orga- nizacji tworzšcego się Koœcioła elementy dla siebie korzystne i to wcale nie (a przynajmniej nie tylko i nie przede wszystkim) na planie ideowym, lecz z punktu widzenia doczesnych, wręcz poli- tycznych potrzeb. Wrócimy do tego wštku, gdy przyjdzie nam omawiać chrzest Mieszka I i jego poddanych (rozdz. VIII). Gdy spojrzymy na zamieszczonš w niniejszej ksišżce mapę Eu- ropy pod koniec X wieku, a zatem w dobie wychodzenia państwa pierwszych Piastów z cienia historii, zgodzimy się chyba, że w wielu szczegółach, a także w zasadniczym swoim kształcie, przy- pomina ona mapę nam współczesnš. Wrażenie to pogłębiłoby się, gdybyœmy zechcieli porównać jš z Europš - powiedzmy - roku 800 czy 1400. Wiele się od 1000 roku zmieniło w Europie, niektóre państwa powstały, niektóre rozpadły się lub zznieniły granice, ale to już jest jakby nasza Europa, w której odnajdujemy większoœ‚ znanych nam i dziœ państw, a granice niekiedy w stopniu aż za- stanawiajšcym przypominajš obecny ich przebieg.. Najważniejszš chyba zmianš w systemie politycznym Europy, rozpoczynajšcš się wprawdzie głęboko w wieku IX, ale w X wieku doprowadzonš do końca, jest rozpad imperium frankijskiego, utwo- rzonego przez pierwszych Karolingów, a obejmujšcego obszary Galii (dzisiejszej Francji), Germanii (dzisiejszych Niemiec do Łaby na wschodzie) i znacznej (północnej i œrodkowej) częœci Italii. Z im- perium tego wyodrębniło się kilka sam.odzielnych królestw: Italii, Burgundii, Francji i Niemiec. Italia w drugiej połowie X wieku została opanowana przez królów niemieckich, podobnie jak Bur- gundia w 1034 roku - obok Niemiec oba te państwa stanowić będš w œredniowieczu częœci składowe zdominowanego przez wład- ców niemieckich Cesarstwa Rzyznskiego, o którym będzie już ' wkrótce mowa. Wynika z tego, że z "masy spadkowej" po imperium karoliń- skim trwałymi elementami mapy politycznej Europy okazały się dwa państwa: Franków Zachodnich, które pozostało (Francja) przy tradycyjnej nazwie plemiennej, i Franków Wschodnich Regnum Francorum, orientalium.), dla którego z czasem (ale dopiero w XI 27 wieku) przyjęła się nazwa Królestwo Niemieckie (Regnum Theuto- ricorum,). U progu X wieku zarówno u zachodnich, jak i u wschod- nich Franków rzšdzili jeszcze królowie z tego samego rodu Karo- lingów, w Niemczech dynastia ta wymarła wszakże już w 911 roku, we Francji zaœ w 987. Wraz z Karolingami do historii nieod- wołalnie przeszły resztki poczucia dawnej wspólnoty dziejowej. W Niemczech po krótkim epizodzie Konrada I, w 919 roku wraz z księciem saskim Henrykiem (jako król: Henryk I, 919-936), do władzy doszła Saksonia - dzielnica najbardziej na północ wysu- nięta i najpóŸniej (dopiero za Karola Wielkiego) do wspólnoty frankijskiej i europejskiej przymuszona, najbardziej też w porów- naniu z innymi (Bawariš, Szwabiš, czyli Alemaniš, Frankoniš i Lotaryngiš) pierwotna pod względem rozwoju cywilizacyjnego, w niejednym pod tym względem zbliżona do sšsiadujšcych z niš krajów skandynawskich (Dania) czy zachodniosłowiańskich (Po- łabie, Polska). bwczesne Niemcy, składajšce się z kilku opartych na wielkich szczepach dzielnic (tylko Lotaryngia nie vrywodziła się od kon- kretnego plemienia, lecz z podziałów państwa Franków), pod ener- gicznymi rzšdami kolejnych władców z dynastii saskiej (nazywa- nej niekiedy, od imienia trzech kolejnych władców, dynastiš ot- tońskš, a od imienia jednego z przodków Henryka I, Ludolfa, dy- nastiš Ludolfingów), panujšcej od 919 do 1024 roku, mimo przej- œciowych kłopotów i trudnoœci spowodowanych tak walkami i na- pięciami wewnętrznymi, jak również zagrożeniami zewnętrznymi (zwłaszcza, w poczštkowej fazie, ze strony koczowniczych Wę- grów), były państwem silnym, z czasem stajšcym się czymœ w ro- dzaju hegemona w tej częœci œwiata i mimo wszystko jednolitym. Przeciwieństwem ich była Francja, która już pod słabymi na ogół rzšdami póŸnych Karolingów, a także poczšwszy od końca X wie- ku pod panowaniem nowej, lecz słabej poczštkowo dynastii Ka- petyngów 4, znalazła się na drodze do całkowitego rozpadu i roz- przężenia wewnętrznego, które nazywamy posuniętym do skraj- nej postaci rozdrobnieniem feudalnym, stajšc się w rzeczywistoœci luŸnš federacjš kilkudziesięciu księstw i niższych rangš władztw 4 Będzie ona, w kilku liniach, panowała we Francji aż do końca ancien regimeu, tzn. do rewolucji końca XVIII w., oraz po restauracji władzy królewskiej (1815) do 1848 roku. 30 terytorialnych. W tej sytuacji Niemcy mieli aż do przełomu XII i XIII wieku zdecydowanš przewagę nad swym zachodnim sšsia- dem. W 962 roku król niemiecki Otton I (936-973), korzystajšc z walk wewnętrznych na terenie Italii, której władcy, choć nie wszyscy, używali tytułu cesarskiego (beznadziejnie wówczas wyzu- tego ze splendoru, ja!cim otoczył go w 800 roku Karol Wielki), przede wszystkim zaœ wykorzystujšc napięcia w stosunkach po- między Papiestwem a władcami Italii (papieże od połowy VIII wieku byli zwierzchnikami tzw. państwa koœcielnego, patrimonium Suncti Petri, w œrodkowej częœci Półwyspu Apenińskiego i z oœrod- kiem w Rzymie), dokonał podboju Królestwa Italii, koronujšc się koronš tego państwa, a w Rzymie uzyskujšc z ršk papieża koronę cesarskš. Od tej chwili zespoliła się ona z godnoœciš królów nie- mieckich w ten sposób, że wprawdzie nie każdy król niemiecki zostawał cesarzem (aby nim zostać musiał aż do XIV wieku uda- wać się, najczęœciej wręcz zbrojnie, do Rzymu), ale tylko on mógł pretendować do godnoœci cesarskiej. Dzieje Niemiec i Italii w œred- niowieczu splotły się wobec tego tak bardzo, że w praktyce trudno je rozdzielić. Zdaniem wielu uczonych niemieckich, zwłaszcza o na- stawieniu bardziej nacjonalistycznym, było to nieszczęœciem dla Niemiec, gdyż zaangażowanie sił i œrodków niemieckich w walce o panowanie nad Itališ było ich trwonieniem, podczas gdy jedynie słusznym i rokujšcym nadzieje na trwałoœć sukcesów, niejako "na- turalnym " kierunkiem ekspansji niemieckiej miał być, ich zda- niem, wschód. Obecnie spory o "właœciwy kierunek ekspansji niemieckiej w œredniowieczu wiele straciły na ostroœci, a przynaj- mniej nie ujmuje się ich jako antagonistyczne, lecz raczej jako dopełniajšce i wzmacniajšce się wzajemnie. W póŸnym œredniowieczu blask korony cesarskiej w zmienia- jšcej się Europie znacznie osłabł, przynajmniej jeżeli chodzi o real- ne znaczenie z niewielkimi przerwami w czasach nowożytnych godnoœć cesarska pozostała zwišzana z koronš królów niemieckich aż do poczštku XIX wieku (!), kiedy to na rozkaz Napoleona, w 1806 roku ostatni cesarz rzymski Franciszek II złożył koronę Cesarstwa Rzymskiego, od dawna będšcš już zresztš jedynie sym- bolem i pamištkš dawnej sławy, zadowalajšc się odtšd tytułem i koronš Cesarstwa Austriackiego. 31 Południowa Italia, jak wspomniano, nie wchodziła w X wieku w skład Królestwa Italii, lecz stanowiła resztę niegdyœ znacznie obszerniejszych posiadłoœci Cesarstwa Wschodniego na Półwyspie Apenińskim. Cesarstwo to, nazywane w nauce najczęœciej Bizan- tyjskim, samo natomiast zawsze uważajšce się za Rzymskie (cho- ciaż od mniej więcej VII wieku raczej greckie niż łacińskie z języ- ka), było w prostej linii kontynuatorem antycznego Cesarstwa Rzymskiego. Teoretycznie nigdy nie wyzbywajšc się aspiracji do zwierzchnictwa w całym œwiecie chrzeœcijańskim, pod naporem twardej rzeczywistoœci - zarówno walk z różnymi przeciwnikami na Wschodzie i na Bałkanach, jak również postępujšcej emancy- pacji łacińskiego Zachodu i jego niechęci do uznawania zależnoœci od Konstantynopola - zmuszone było uznać powstanie najpierw w 800, następnie w 962 roku odrębnego "zachodniego" Cesarstwa Rzymskiego. W X wieku zresztš Bizancjum przeżyło wyraŸny wzrost zna- czenia i pomyœlnoœci. Udało się powstrzymać znaczny jeszcze na poczštku tego stulecia impet Arabów, kierujšcy się na Sycylię, Tesalię, Saloniki i cieœniny bosforskie. Morze Egejskie znalazło się ponownie pod wszechwładnš kontrolš Bizantyjczyków. Lata 934-969 przyniosły dalsze spektakularne sukcesy wojskom cesar- skim - odzyskanie Edessy, Krety, Cypru, Tarsu, Cylicji, Aleppo i Antioehii, następnie Damaszku, częœci Palestyny i Armenii. Za panowania cesarza Jana II Tzimiskesa (969-976) udało się wy- przeć wojska Rusów (wielkiego księcia Œwiatosława) znad dolnego Dunaju, wszakże na krótko przed œmierciš tego cesarza wielkie powstanie w Macedonii położyło kres panowaniu bizantyjskiemu w Bułgarii, a car Symeon (976-1025) stanšł na czele wielkiego i groŸnego państwa, które dopiero po około 40 latach ciężkich wo- jen udało się zniszczyć Bizantyjczykom (cesarzowi Bazylemu II Bulgaroktonosowi, czyli "Bułgarobójcy"). Panujšca w Bizancjum dynastia macedońska doprowadziła też do konsolidacji italskich po- siadłoœci Cesarstwa, które w połowie X wieku ponownie zyskały uporzšdkowanš administrację bizantyjskš (ustrój temowy). Po- czšwszy od pontyfikatu patriarchy Focjusza w Konstantynopolu (858-886) pogorszyły się znacznie stosunki pomiędzy Koœciołem Wschodnim i Zachodnim (Rzymskim), ale do otwartego zerwania jeszcze nie doszło, nastšpiło to dopiero w połowie XI wieku 32 schizma wschodnia"). W IX-X wieku Koœciół Wschodni wy- kazał się znacznš siłš oddziaływania; z niego wyszła chrystianiza- cja Moraw w IX, Bułgarii i Rusi w X wieku. Interwencja Ottona I w sprawy włoskie i jego koronacja ce- sarska w 962 roku były bezpoœrednim zagrożeniem dla posiadłoœci bizantyjskich w południowej Italii, już choćby dlatego, że Otton nie krył się z zamiarem przywrócenia jednoœci całego Regnum Italicum W roku 968 cesarz "zachodni" najechał Bari, zbrojnie przemaszerował Apulię i Kalabrię, a w roku następnym pod Ascoli pokonał w otwartym polu wojska bizantyjskie. W krytycznej dla strony bizantyjskiej chwili Jan Tzimiskes wystšpił z ofertš matry- monialnš: w zamian za zwrot zajętych w toku kampanii terytoriów oferował synowi cesarza, Ottonowi II, swojš krewnš Teofano za żonę. Małżeństwo istotnie doszło do skutku w 972 roku; w osobie Teofano Niemcy zyskali mšdrš i wybitnš władczynię, która zwła- szcza po œmierci swego męża (982) jako regentka w latach mało- 33 letnoœci syna i następcy tronu Ottona III położyła wielkie zasługi dla swej nowej ojczyzny. Spotkamy się z Teofano jeszcze w zwišz- ku z naszym Mieszkiem I. Na przełomie X i XI wieku ponownie spotężniał napór Arabów na Italię południowš. W 982 roku po- niósł z ich ršk klęskę w Kalabrii Otton II. Dla zyskania sojusznika przeciw Saracenom cesarz Bazyli II sprzymierzył się z rosnšcymi w potęgę morskimi miastami włoskimi - Wenecjš i Pizš. To po- czštek ogromnej w czasach póŸniejszych potęgi tych morskich miast-państw. Już znacznie krócej opowiemy o innych, mało lub w ogóle nie powišzanych z dziejami ówczesnych ziem polskich, obszarach eu- ropejskich. Na Półwyspie Pirenejskim muzułmański Kalifat Kor- dobański przeżywał w X wieku szczyt potęgi, obejmujšc większoœć półwyspu. Nie znajdujemy jeszcze wówczas Portugalii - ta wy- łoni się dopiero w XII wieku. Północna, przeważnie górzysta częœć półwyspu znajdowała się w ręku chrzeœcijan i dzieliła się politycz- nie na kilka królestw: Leonu i Kastylii (zjednoczone w 1037 roku), Nawarry i Aragonii, hrabstwo Barcelony. Francja, jak wiemy, była konglomeratem większych lub mniejszych władztw senioralnych, wœród nich znalazło się Księstwo Normandii, powstałe w wyniku ekspansji Normanów z północy, którzy na poczštku X wieku opa- nowali ten obszar, a następnie wymusili na królu Francji uznanie tego zaboru i stopniowo wtapiali się w feudalne społeczeństwo francuskie. PóŸniej, w 1066 roku, Normanowie ci, jak może pamię- tamy z lekcji historii, pod wodzš Wilhelma Zdobywcy opanowali Anglię. Na razie jednak Anglia, zjednoczona ostatecznie na po- czštku X wieku, wyzwolona z dokuczliwej, choć tylko częœć kraju obejmujšcej, okupacji Skandynawów (wikingów), żyła własnym życiem, raz jeden jeszcze, w latach 1016-1042, w ramach wiel- kiego imperium duńsko-angielsko-norweskiego króla Kanuta Wiel- kiego œciœlej wišżšc się z północš europejskš. Szkocja i Walia do Anglii nie należały - był to obszar niezależnego od nikogo pano- wania Celtów, podobnie jak najważniejszy wówczas kraj celtycki- Irlandia, która dopiero w połowie XII wieku znalazła się pod czę- œciowym panowaniem angielskim (Walia dopiero na poczštku XIV wieku, Szkocja utrzymała niezależnoœć aż do czasów nowożytnych). Dania, złšczona z niš przez pewien czas w XI wieku Norwegia, wreszcie Szwecja - to trzy królestwa skandynawskie, włšczajšce 34 się w X-XI wieku do wspólnoty europejskiej. Wschodnie pobrze- że Bałtyku, od Finlandii po Prusy, nie przekroczyło jeszcze progu życia państwowego i pozostawało w pogaństwie. Rozległe obszary Europy Wschodniej zostały ujęte w państwo, w którego powstaniu decydujšcš rolę odegrał żywioł normański (wareżski), ale które w cišgu X wieku uległo, także w warstwie panujšcej (dynastia Rurykowiczów), zupełnej slawizacji. To Wiel- kie Księstwo Kijowskie, które pod rzšdami Swiatopełka, Włodzi- mierza i Jarosława Mšdrego podporzšdkowało sobie wszystkie ple- miona wschodniosłowiańskie i wiele okolicznych ludów niesłowiań- skich (tak koczowniczych na południu, jak i osiadłych na północy i wschodzie), w 988 roku przyjęło za poœrednictwem Bizancjum chrzeœcijaństwo i osišgnęło podziwu godny poziom życia umysło- wego i artystycznego, zupełnie porównywalny do przodujšcych oœrodków "wieku żelaznego" na Zachodzie, a w niejednym (np. powszechnoœć sztuki czytania i pisania) je niewštpliwie przewyż- szajšcy. Na południowym skrzydle œwiata słowiańskiego burzliwe losy przeżywali Bułgarzy, przez pewien czas niemalże rywalizujšc z Bizancjum, następnie zaœ mu ostateeznie ulegajšc i tracšc na dłuższy czas niepodległoœć i samodzielnoœć. Pod panowaniem bi- zantyjskim znalazła się także zachodnia częœć południowej Sło- wiańszczyzny - Serbia i Chorwacja. Imponujšco na mapie przedstawiajšcej państwa europejskie na przełomie X i XI wieku rysujš się Węgry. Węgrzy pokonani w 955 roku przez Ottona I w Bawarii, zmuszeni zostali do zaniechania niszczšcych Europę najazdów i przeszli do tworzenia własnej pań- stwowoœci. Za panowania Stefana I Wielkiego (997-1038) ich pań- stwo doszło do dużej potęgi, nastšpiło przyjęcie chrzeœcijaństwa (z Rzymu), w 1001 r. Węgry stały się (wczeœniej niż Polska, nie mówišc już o Czechach, do tego na stałe) królestwem. Wkrótce po- tem panowanie węgierskie rozszerzyło się na Siedmiogród, a jesz- cze póŸniej - na Chorwację i Dalmację. Do Węgier należała także (z wyjštkiem lat 1001-1018) Słowacja, przez którš Węgry grani- czyły z Polskš i z Czechami. Państwo czeskie, którego poczštki sięgajš końca IX wieku, dogodnie położone w Kotlinie Czeskiej, mimo niewielkich stosun- kowo rozmiarów odgrywało w X-XI wieku dużš rolę. Wczeœniej zorganizowane i schrystianizowane niż Polska, silnie powišzane 35 z Królestwem Niemieckim, zachowało jednak w jego ramach znacznš samodzielnoœć w sprawach wewnętrznych. W stosunkach z Polskš okresy zbliżenia były raczej wyjštkiem niż regułš, prze- ważały stosunki nieprzyjazne, wynikajšce z dzierżenia poczštkowo przez Czechy ziem Polski południowej, odebranych pod koniec X wieku przez państwo piastowskie, a ogólnie rzecz bioršc- z swego rodzaju walki o dominujšcš pozycję w zachodniej Sło- wiańszczyŸnie. Na północ ad Czechów, a na zachód od plemion polskich żyli Słowianie Połabscy. Tym nie udało się, w przeciwieństwie do Cze- chów i Polaków, utworzyć trwalszych rodzimych form państwo- wych. Rozbici na wiele drobnych plemion (wœród których można wyodrębnić grupę ludów serbskich i łużyckich na południu, wie- leckich i obodrzyckich na północy), o których wypadnie nieraz wspomnieć w zwišzku z panowaniem Mieszka I, opierajšcy się wytrwale chrzeœcijaństwu i wszelkim zewnętrznym próbom opa- nowania ich ziem, Połabianie potrafili doœć długo i skutecznie opie- rać się Czechom, Polakom, Duńczykom, a przede wszystkim Niem- com. Pod koniec X wieku, jeżeli chodzi o terytoria wieleckie i obo- drzyckie, obalili nawet zainstalowane tam przez dwóch pierwszych władców z dynastii saskiej niemieckie panowanie i zlikwidowali pierwociny chrzeœcijaństwa, na około 150 lat odzyskujšc pełnš niepodległoœć, nie potrafili jednak danej im szansy wykorzystać dla utworzenia własnych państw, które jedynie byłyby w stanie na dłuższš metę zapewnić im samodzielny byt. W czasach Mieszka I i jego następców byli więc Wieleci i Obodrzyce groŸnym i liczš- cym się przeciwnikiem, w XI wieku jednak znaczenie ich zmniej- szyło się, w XII wieku wreszcie ziemie ich zostały podbite, oni sami, o ile nie padli w bojach, ulegli naciskowi germanizacyjnemu i doœć szybko znikli jako odrębny naród i język. W tej panoramie Europy X wieku nie może zabraknšć jeszcze jednego elementu. Mam na myœli Papiestwo w Rzymie - tę cen- tralę zachodniego chrzeœcijaństwa. Otóż Papiestwu ówczesnemu wiele jeszcze brakowało do takiej pozycji, jakš osišgnęło póŸniej, za czasów Grzegorza VII (XI wiek) czy zwłaszcza w wiekach XII- -XIII. Biskup Rzymu, patriarcha Zachodu, był wprawdzie uzna- wanym wszędzie najwyższym autorytetem w sprawach wiary, był także - jak wiemy - głowš odrębnego państwa w œrodkowyeh 36 Włoszech, ale Koœciół X wieku, jak zresztš całego wczeœniejszego œredniowiecza, nie był jeszcze organizmem tak scentralizowanym, jak to będzie póŸniej, po reformach gregoriańskich. Koœciół ówcze- sny w praktyce to suma, a raczej federacja koœciołów partykular- nych, pozostajšcych na ogół pod przemożnym wpływem panujš- cych. Poszczególni metropolici strzegli zazdroœnie i na ogół sku- tecznie własnych praw i poza honorowym przewodnictwem nie bardzo byli skłonni uznawać władzę biskupów Rzymu. Na nieko- rzyœć Papiestwa ogromnie wpływało także nadmierne zaangażo- wanie się w doczesne, polityczne sprawy Italii - konieczny skutek œwieckiej zwierzchnoœci papieży nad patrimonium Sancti Petri- oraz sięgajšcy właœnie w X wieku dna upadek moralnego autory- tetu Papiestwa, do czego, trzeba przyznać, niejeden z ówczesnych papieży walnie się osobiœcie przyczynił. Oto biogram jednego z nich, Jana XII, papieża w latach 955- -964. Urodzony około 937 roku jako syn patrycjusza rzymskiego Alberyka, został papieżem dzięki staraniom swego ojca w wieku około osiemnastu lat. Odznaczył się skandalicznym trybem życia, w czym nie różnił się zbytnio od swych poprzedników. Dbał i po- pierał klasztory, słusznie widzšc w nich możliwoœć przeciwdziała- nia samodzielnoœci episkopatów w poszczególnych krajach. Utrzy- mywał rozległe kontakty od Anglii po Hiszpanię. Gorzej powodziło mu się w samej Italii - w walce z królem Berengarem II wezwał w 960 roku na pomoc Ottona I niemieckiego, którego koronował w lutym 962 roku. Współpracował z cesarzem w dziele tworzenia organizacji koœcielnej dla Słowian. Z czasem jednak, obawiajšc się nadmiernej potęgi Ottona I, sprzymierzył się z jego wrogami, wo- bec czego musiał uchodzić z Rzymu, gdy Otton pod koniec 963 roku doń powracał. Zdjęty na rozkaz monarchy z godnoœci przez synod rzymski, pokonany wraz ze swymi stronnikami w styczniu 964 roku, powrócił do Rzymu, gdy tylko cesarz opuœcił Wieczne Mia- sto. Smierć w maju 964 roku zapobiegła dalszym walkom, gdyż cesarz zamierzał ponownie interweniować. Taki to papież zasiadał na Stolicy Piotrowej w przeddzień chrztu Mieszka I. Kto wie, czy właœnie z nim władca Polan nie róbował się kontaktować, choć nic konkretnego o tym nie wiemy. Łatwo można by wzorem niektórych œwiatłych" historyków, przytaczać wiadomoœci Ÿródłowe i plotki o rozwišzłoœci czy zbrod- 37 niczoœci ówczesnych papieży; których osšd nawet w oficjalnej hi- storiografii katolickiej pozostaje bardzo surowy. Nie mógł w tych warunkach nie cierpieć autorytet Stolicy Apostolskiej. Trudno jed- nak jednego nie dostrzec: mimo wszelkich ułomnoœci i cech na- gannych, mimo daleko idšcego uwikłania w politykę i to od naj- gorszej jej strony, papieże ówcżeœni wykazywali na ogół zrozu- mienie i - na ile im okolicznoœci pozwalały - zapał do spraw misyjnych, do chrystianizacji i rozszerzania stanu posiadania Ko- œcioła w œwiecie. Co więcej - nawet najbardziej surowi krytycy ówczesnego Papiestwa nie odmawiali mu prawa do przewodnictwa w œwiecie chrzeœcijańskim, przynajmniej w honorowym sensie, ubolewali co najwyżej nad tym, że opłakany stan Kurii rzymskiej utrudnia należyte sprawowanie tej funkcji. ?Może więc nie jest niezrozumiałe to dziwne zjawisko, że w dobie bezprzykładnego moralnego i politycznego upadku Papiestwa chrzeœcijaństwo tak dynamicznie i skutecznie rozprzestrzeniało się w Europie, obejmu- jšc te jej częœci, które dotšd były poza jego wpływem. 38 Rozdział III IBRAHIM SYN IAKUBA Proponuję, byœmy w tym miejscu zapoznali się z bodaj najważ- niejszym przekazem Ÿródłowym dotyczšcym poczštków panowania Mieszka I, to znaczy z odpowiednim fragmentem relacji Ibrahima ibn Jakuba z podróży po krajach słowiańskich. Oto ten fragment w dwunastowiecznym przekazie al-Bekriego, a w przekładzie zna- komitego arabisty polskiego Tadeusza Kowalskiego: [Stanowiš] oni [Słowianie] liczne, różnišce się między sobš plemiona [. . .] Królowie ich [sš] w tej chwili [obecnie] czterej: król Bułgarów i Bojeslaw król Faraga, Bojema i Karako i Meœko król Północy i Nakon na krańcu Zachodu. Zatrzymajmy się na chwilę. Ibrahim poprawnie konstatuje li- czebnoœć i zróżnicowanie ludów słowiańskich. Informacje otrzymał jednak jedynie w stosunku do niektórych z nich. Tego, co my na- zywamy wschodniš Słowiańszczyznš, czyli przede wszystkim pań- stwa kijowskiego, wydaje się w ogóle nie znać, choć inni autorzy arabscy właœnie o nim, jako najbliższym Wschodowi muzułmań- skiemu, wiedzieli najwięcej. Ibrahim jednak, pamiętajmy, pocho- dził z Hiszpanii lub północnej Afryki, zbliżał się zatem do œwiata słowiańskiego od strony zachodniej, konkretnie - od Saksonii i Magdeburga. W południowej SłowiańszczyŸnie dostrzegł jedynie Bułgarów, tak zwane pierwsze państwo bułgarskie, które już wkrótce potem zostało zniszczone przez Bizancjum. Imienia wład- cy Bułgarów (był nim wówczas zapewne Piotr 927-969) Ibrahim nie podał, podał natomiast zupełnie poprawnie imiona trzech po- zostałych aktualnie panujšcych władców państw słowiańskich. 39 Cała ta trójka dotyczy zachodniej Słowiańszczyzny. "Bojeslaw król Faraga, Bojema i Karako" to Bolesław I czeski (935-96?), "Meœko król Północy" to oczywiœcie władca Polan Mieszko I, wreszcie pa- nujšcy "na krańcu Zachodu" Nakon to władca Obodrzyców Nakon, który wraz z bratem Stojgniewem walczył nieszczęœliwie nad rze- kš Rzekienicš przeciw Ottonowi I i margrabiem ku 955 i prawdopodobnie umarł wkrótce po powstaniu relacji Ibra- hima ibn Jakuba, jako że kronikarz saski Widukind około 966 roku wymienia imiona innych ksišżšt panujšcych u tych najbardziej na północny zachód wysuniętych Słowian. Ibrahim potrafił powiedzieć sporo o SłowiańszczyŸnie jako ca- łoœci, a także o Czechach i Obodrzycach. Pominiemy wszakże na razie te wszystkie dane (będziemy do nich odwoływali się w mia- rę potrzeby w dalszych partiach niniejszej ksišżki) i przejdŸmy od razu do opisu czy charakterystyki państwa Mieszka I: A co się tyczy kraju Meœko, to [jest) on najrozleglejszy z ich (tj. słowiańskich] krajów. Obfituje on w żywnoœć, mięso, miód i rolę orrš [lub: rybęl. Pob erane przez niego [tj. Mieszka) podat- ki [lub: opłaty] [stanowiš) odważniki handlowe. [Idš] one [na] żołd jego mężów [lub: piechurów). Co miesišc [przypada) każ- demu (z nich) okreœlona [dosłownie: wiadoma] iloœć z nich. Ma on trzy tysišce pancernych [podzielonych na] oddziały, a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych [wojowników). Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrze- bujš. A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko, on [tj. Mieszko) każe mu wypłacać żołd od chwili urodzenia [dosłownie: w go- dzinie, w której się rodzi), czy będzie płci męskiej czy żeńskiej. A gdy [dziecię) doroœnie, to jeżeli jest mężczyznš, żeni go i wy- płaca za niego dar œlubny ojcu dziewczyny, jeżeli zaœ jest płci żeńskiej (dosłownie: kobietš), wydaje jš za mšż i płaci dar œlub- ny jej ojcu. A dar œlubny [jest] u Słowian znaczny, - czym zwyczaj ich [jest] podobny do zwyczaju Berberów. Jeżeli mę- żowi urodzš się dwie lub trzy córki, to one [stajš się] powodem jego bogactwa, a jeżeli mu się urodzi dwóch chłopców, to [staje się) to powodem jego ubóstwa. Już wiemy, co w państwie Mieszkowym szczególnie zafrapowa- ło egzotycznego podróżnika albo - czego się o tym państwie do- wiedział. Oprócz doœć szablonowego stwierdzenia o obfitoœci kraju pod względem żywnoœci oraz uwagi o opłatach płaconych chyba przede wszystkim przez cudzoziemskich kupców do skarbu ksiš- Ÿęcego, reszta zacytowanego fragmentu dotyczy specyficznej, jak zdaje się wynikać z relacji Ibrahima, formy organizacji sił zbroj- nych w państwie polańskim, zwanej w językach słowiańskich "dru- Ÿynš". Przytoczony tu fragment relacji Ibrahima jest, zaznaczony, bodaj najważniejszym i najbardziej szczegółowym œwiadectwem Ÿródłowym dotyczšcym tej instytucji. 40 Niestety, inne problemy wewnętrzne państwa Mieszka I nie przycišgnęły uwagi żydowskiego wędrowca, natomiast podał on jeszcze pewne informacje dotyczšce niektórych sšsiadów tego pań- stwa i wzajemnych stosunków między nimi a państwem Mieszka: Z Meœko sšsiadujš na wschodzie Rus, a na północy Burus. Sie- dziby Burus [leżš] nad Oceanem [Bałtykim]. Oni majš odrębny język [i] nie znajš języków swych sšsiadów. Sš sławni ze swego męstwa. Gdy najdzie ich jakie wojsko, żaden z nich nie acišga się, ażeby się przyłšczył do niego jego towarzysz, lecz występuje. nie oglšdajšc się na nikogo i ršbie mieczem, aż zginie. Przepra- wiajš się [napadajšc) na nich Rusowie na okrętach z zachodu. Na zachód od Burus [leży) Miasto Kobiet. Ma ono ziemie i nie- wolników, a one [tj. kobiety] zachodzš w cišżę za sprawš swych niewolników. Jeżeli (która) kobieta urodzi chłopca, zabija go. Jeżdżš konno i osobiœcie biorš udział w wojnie, a odznaczajš się siłš i srogoœeiš. Powiedział Ibrahim syn Jakuba Izraelita: wieœć o tym mieœcie [jest] prawdš; opowiedział mi o tym Hótto [Otton I], król rzymski. Na zachód od tego miasta [miitzka) pewien szczep należšcy do Słowian, zwany ludem W aba. (Mieszka] on w borach należšcych do krain Meœko [albo:...w bo- rach od krain Meœko] [z tej strony], która jest bliska zachodu i częœci północy. Posiadajš oni potężne miasto nad Oceanem [Bałtykiem), majšce dwanaœcie bram. Ma ono przystańkdo któ- rej używajš przepołowionych pni [?). Wojujš oni z Meœko, a ich siła bojowa [jest) wielka. Nie majš króla i nie dajš się prowa- dzić jednemu [władcy], a sprawujšcymi władzę wœród nich sš ich starsi. Ibrahim zatacza jakby szeroki łuk, wymieniajšc sšsiadów pań- stwa Mieszkowego poczynajšc od wschodu, czyli od mieszkańców Rusi, nie zatrzymujšc się przy nich bliżej, lecz ograniczajšc się do informacji, że napadajš oni, przeprawiajšc się w dodatku przez morze, owych BUrus. Tymi Burus sš bez wštpienia bałtyjscy Pru= sowie; Ibrahim akcentuje ich walecznoœć oraz o drębnoœć językowš - oczywiœcie w stosunku do słowiańskich sšsiadów. Dotšd dane Ibrahima, choć może nazbyt ogólne, sš w pełni wiarygodne i nie 41 budzš wštpliwoœci. To samo dotyczy ludu Weltaba, który rozszy- frujemy za chwilę. Nie można natomiast tego powiedzieć o "Mie- œcie Kobiet. Najpierw zaznaczmy, że "miasta nie należy brać dosłownie, gdyż odpowiedni wyraz arabski (madina) może ozna- czać równie dobrze "obszar" lub "kraj". Kraj Kobiet musiałby, gdyby zawierzyć Ibrahimowi, leżeć gdzieœ pomiędzy Prusami a Weltaba. Ponieważ tych ostatnich zaraz wypadnie nam zidenty- fikować z połabskimi Wieletami lub ewentualnie z mieszkańcami wyspy Wolin (Wolinianami), wojownicze amazonki (zauważmy, że cechę wojowniczoœci przypisuje Ibrahim wszystkim trzem północ- nym sšsiadom państwa polańskiego) musiałyby zamieszkiwać w przybliżeniu obszar Pomorza. Trudno jednak głowić się specjal- nie nad lokalizacjš owych nietuzinkowych dam, skoro opowiada- nie Ibrahima bez wštpienia stanowi w tym punkcie reminiscencję szeroko w œwiecie antycznym, a także wœród muzułmanów roz- powszechnionego mitu o Amazonkach, lokalizowanych z reguły tam, gdzie nic pewnego nie wiedziano. Nawet powołanie się na autorytet cesarza Ottona Wielkiego (w znanym nam tekœcie rzad- ko znajdujemy podobne powołania) nie może skłonić do zaufania wobec omawianej tu relacji: czyżby cesarz bšdŸ ktoœ z jego oto- czenia zażartował sobie z egzotycznego, spragnionego niecodzien- nych wieœci goœcia? Nie sšdzę, przekonanie o istnieniu Kraju Ko- biet gdzieœ w rejonie Bałtyku, najczęœciej lokalizowanego na ja- kiejœ wyspie, było we wczeœniejszym œredniowieczu doœć rozpow- szechnione tak w Niemczech, jak poza nimi. Trudno tu szerzej referować to interesujšce skšdinšd zagad- nienie, zbyt daleko by nas to odprowadziło od kraju i czasów Mieszka I. Godzi się jednak przytoczyć i takš ciekawostkę, że nie- którzy nawet poważni uczeni skłonni byli owo pokutujšce w piœ- miennictwie œredniowiecznym Państwo Kobiet umieszczać dokład- niej - mianowicie na Mazowszu, na tej między innymi (oprócz przytoczonej relacji Ibrahima ibn Jakuba, którš można ostatecznie na upartego odnieœć do terytorium Mazowsza) podstawie, że ar- cheolodzy odkryli tam - co prawda dla czasów o wiele wieków wczeœniejszych - cmentarzyska zawierajšce wyłšcznie pochówki żeńskie (widocznie mężczyzn chowano oddzielnie i to w sposób nieuchwytny - jak dotšd - archeologicznie), a także dlatego, że 42 w nazwie "MAZowsze" doszukiwano się (co prawda, tylko najbar= dziej przekonani poszukiwacze "polskich" Amazonek uciekali się do takich karkołomnych konstrukcji myœlowych) tego samego rdze- nia, co w nazwie "aMAZonki". I tyle o rzekomych Amazonkach w pobliŸu granic państwa Mieszkowego. Weltaba to, jak wspomnieliœmy, najprawdopodobniej Wieleci. Musimy wyjaœnić to "najprawdopodobniej" - trudnoœć polega na tym, że nie możemy być pewni, czy arabiœci prawidłowo odczytujš odnoœne miejsce w rękopisach dzieła Ibrahima. Wynika to zarów- no z faktu, że dzieło to, jak już miałem okazję zaznaczyć, zacho- wało się nie w postaci oryginalnej, pierwotnej, lecz jedynie w póŸ- niejszych przekazach, (najstarszy, al-Bekriego, z XI wieku), które w dodatku często różniš się w szczegółach pomiędzy sobš, a po wtóre - pisownia wielu wyrazów, zwłaszcza zaœ niemal wszyst- kich imion własnych, ze względu na cechy pozbawionej samogło- sek pisowni arabskiej, sprawia, że niektóre z nich można odczyty- wać różnie, a niewielka zmiana pisowni (np. znaku diakrytyczne- go) może spowodować znaczne niekiedy różnice odczytu. Tak więc forma Weltaba stanowi właœciwie koniekturę wydawcy tekstu Ibrahima (czy poprawniej: al-Bekriego), czyli poprawienie wersji rękopiœmiennych (w rękopisach pojawił się, zdaniem uczonych, ewidentny błšd), które, formalnie rzecz bioršc, należałoby od- czytać jako 'Aubƒbah ("Awbaba"). W krótkim tekœcie o Wieletach przynajmniej dwukrotnie jesz- cze nie do końca wiadomo, jak należy odczytać konkretne wyrazy: raz gdy podróżnik opisuje położenie kraju zamieszkiwanego przez Wieletów ("w borach należšcych do krain Meœko", co ze względów rzeczowych trudniej byłoby przyjšć, gdyż nie wydaje się, by gra- nice państwa polańskiego mogły sięgać tak daleko na zachód, chy- ba że chodziłoby dosłownie o puszczę granicznš, dzielšcš mieszkań- ców państwa Mieszkowego od Wieletów, do której władca Polań istotnie mógł, zwłaszcza po opanowaniu zachodniego Pomorza, ro- œcić sobie pretensje; prawdopodobnie lepiej oddaje rzeczywistoœć druga z zaznaczonych możliwoœci odczytu: "w borach [liczšc] od kraju Meœko"), ponownie - co majš oznaczać owe "przepołowio- ne pnie", z których budowano (moszczono? zabezpieczano?) przy- stań morskš. "Potężnym miastem" Wieletów był prawdopodobnie 43 Wolin. Wiadomoœci o wojnach toczonych z Mieszkiem znajdujš potwierdzenie w innych współczesnych, od Ibrahima niezależnych, Ÿródłach, jak jeszcze póŸniej zobaczymy. W pełnej zgodnoœci z wszystkim, co wiemy o Wieletach w X wieku, pozostaje także bystra informacja Ibrahima o braku wœród nich władzy królew- skiej (wszak to właœnie najbardziej ich różniło od innych krajów słowiańskich) i sprawowaniu władzy przez "starszych". Ze względu na wagę œwiadectwa Ibrahima ibn Jakuba o pań- stwie Mieszka I we wczesnej (połowa lat szeœćdziesištych X wieku) fazie jego "historycznych" dziejów, przytoczymy jeszcze drobne, uzupełniajšce lub modyfikujšce dane z przekazu al-Bekriego, in- formacje zawarte w znacznie póŸniejszym słowniku historyczno- -geograficznym al-Kazwiniego: Meœko. Obszerne miasto [=państwo] w krainach Słowian, nad morzem, wœród gęstych lasów, przez które trudno się wojskom przedzierać. Imię króla jego [jest) Meœko; zostało ono nazwane jego imieniem. [...) Jego król posiada oddziały piesze, ponieważ konnica nie może się poruszać w ich krajach. Nie wspomina Kazwini o "odważnikach jako formie obiera- nych przez Mieszka podatków, czy danin (co zresztš nie wypadło w wersji al-Bekriego zbyt jasno), a opisujšc; w zasadzie zgodnie z al-Bekrim, procedurę wydawania za mšż czy żenienia potomstwa wojowników przez księcia, dodaje uwagę następujšcš: Ożenek [następuje) u nich wedle uznania ich króla, nie z wol- nego wyboru. Król bierze na siebie całkowite ich [=swych ludzi] utrzymanie. Na nim też cišży koszt wesela. Jest on jak czuły ojciec dla swych poddanych. A ci [=Słowianie czy podda- ni Mieszka I?j odznaczajš się wielkš zazdroœciš o swe kobiety, w przeciwieństwie do reszty Turków. Darujmy Kazwiniemu owych "Turków", czyli Węgrów. PóŸny ten autor (XIII wiek) w ogóle nie grzeszy œcisłoœciš, nic więc dziw- nego, że tam, gdzie podana przez niego wersja różni się od wersji al-Bekriego, tej ostatniej daje się pierwszeństwo. Nie mówišc już o tym, że al-Bekri zachował i przekazał nam znacznie więcej in- formacji zaczerpniętych z relacji Ibrahima niż Kazwini, przynaj- mniej co się tyczy jedynie nas tu interesujšcych spraw słowiań- skich, zwłaszcza polańskich. 44 Wszystkich ich i tak wyliczyć, a tym bardziej szczegółowo omó- wić, nie możemy. Wspomnijmy zatem jedynie niektóre z nich, bardziej, jak sšdzę, interesujšce, które z dużym prawdopodobień- stwem będzie można odnieœć również do państwa Mieszkowego czy jego mieszkańców, mimo że sam Ibrahim odnosił je ogólnie do Słowian. Do częœci z nich będziemy zresztš i tak musieli wracać w dalszych partiach tej ksišżki, po to zazwyczaj, by za ich pomocš lepiej uzasadnić czy odrzucić dane o Polanach i ich władcy, po- chodzšce z innych Ÿródeł. Na uwagę zasługuje np. informacja Ibrahima, jakoby wszystkie ludy słowiańskie stanowiły niegdyœ jednoœć i panował nad nimi jeden władca, wywodzšcy się z plemienia, którego nazwę arabiœci odczytujš bšdŸ jako Wolinjana (Wolinianie) bšdŸ Welitaba (Wiele- ci), a dopiero póŸniej poróżniły się między sobš i potworzyły od- rębne ludy, z własnymi "królami" na czele. Przekonanie o pierwot- nej jednoœci ludów słowiańskich musiało być wœród Słowian w œredniowieczu doœć rozpowszechnione, skoro w takiej czy innej formie spotykamy się z nim w tak różnych Ÿródłach, jak tzw. Geo- graf Bawarski (IX wiek), Powieœć lat minionych na Rusi (XII wiek) czy Kronika wielkopolska z końca XIII lub raczej z XIV wieku. O kraju Nakona, czyli kraju Obodrzyców, stwierdził Ibrahim, że sšsiadujš z nim Sakson, a zatem Sasi, czyli Niemcy, i "częœć Murman", pod którym terminem ukrywajš się zapewne Normano- wie, w tym przypadku Duńczycy. Za cechę charakterystycznš ziem obodrzyckich uznał autor obfitoœć koni, eksportowanych po- dobno do innych krajów, a także ogólnš tanioœć i posiadanie peł- nego uzbrojenia (pancerze, hełmy i miecze). Ibrahim interesował się różnymi sprawami. Oto w jaki sposób Słowianie mieli, jego zdaniem, budować grody: Udajš się [umyœlnie] na łški obfitujšce w wodę i zaroœla, po czym kreœlš tam linię kolistš lub czworobocznš, w miarę tego, jaki chcš mieć kształt grodu i obszar jego powierzchni, kopiš dokoła [rów) i piętrzš wykopanš ziemię, umocniwszy jš deska- mi i drzewem na podobieństwo szańców, aż taki mur [wał) osišgnie wymiar, jakiego pragnš. I odmierzajš w nim bramę, z której strony pragnš jš mieć], a chodzi się do niej po pomo- œcie z drzewa. 45 Kraj Nakona jest, zdaniem Ibrahima, niedostępny dla obcych wojsk ze względu na bagnisty charakter, zaroœla i błota. Dużo informacji miał Ibrahim o Czechach. Szczegółowo podał (z wyliczeniem w milach) drogę z Magdeburga do Pragi. Po-kre- œlał, że miasto to jest zbudowane z kamienia i wapna i jest wielkim emporium handlowym. Można w nim spotkać kupców z różnych krajów: Przybywajš do niego [Pragi] z miasta Karako Rusowie i Sło- wianie z towarami. I przychodzš do nich z krain Turków mu- zułmanie, Żydzi i Turcy również z towarami i odważnikami handlowymi, a wywożš od nich niewolników, cynę i [wszelkie] rodzaje futer. Wiemy, że pod pojęciem "Turków" Ibrahim rozumiał Węgrów, Karako to niemal z całš pewnoœciš (osłabionš jedynie tym, że rę- kopisy dzieła al-Bekriego, jak na złoœć, właœnie w tym miejscu majš formy poprzekręcane, tak że podawana forma Karakń stano- wi emendację, a zatem ingerencję w tekst Ÿródła, w tym przypad- ku jednak wyjštkowo dobrze uzasadnionš zarówno względami a- leograficznymi, jak przede wszystkim rzeczowymi) Kraków. Po- nownie wkraczamy zatem w tym miejscu na ziemie póŸniej pol- skie, ale jak widać z relacji Ibrahima, około 965 roku Kraków nie należał do państwa Mieszka I, lecz do państwa Bolesława I czes- kiego. Więcej: Ibrahim przynależnoœć tę akcentuje, nazywajšc Bo- lesława królem "Pragi, Czech i Krakowa" i podajšc odległoœć z Pragi do tegoż Krakowa (rzekomo trzeba trzech tygodni podróży, by jš pokonać). Jest to właœciwie jedyna nazwa miejscowa w re- lacji Ibrahima z terytorium póŸniejszej Polski, a zarazem ważna wskazówka co do rozległoœci państwa Mieszka I, w sensie negatyw- nym: Kraków, a zatem cała zapewne ziemia krakowska, póŸniej- sza Małopolska, około 965 roku doń nie należały. Podsumujmy: państwo Mieszka I graniczyło z Rusiš, Prusami i Wieletami, nie obejmowało ziemi krakowskiej. Wracamy do danych Ibrahima o Pradze. Była ona nie tylko oœrodkiem handlu (autor zachwyca się wymownie tanioœciš pro- duktów rolniczych u Słowian), lecz także wytwórczoœci rzemieœl- niczej (siodła, uzdy i "nietrwałe" tarcze). Œrodkiem płatniczym były w Czechach lniane chusteczki. Uderzyło podróżnika, przyby- wajšcego z kraju œródziemnomorskiego, że mieszkańcy Czech, w przeciwieństwie do innych Słowian, majš œniadš cerę i ciemne włosy, "a jasna barwa [jest] wœród nich rzadka". W Pradze Ibra- him był osobiœcie, natomiast jak sam wyznaje, nie był u Bułga- rów (zapomniał zaznaczyć w innym miejscu, że zapewne nie był osobiœcie także w kraju Mieszka I), a wiedzę o tym kraju nabył według wszelkiego prawdopodobieństwa od posłów bułgarskich, którzy zjawili się w Magdeburgu przed Ottonem I ("lecz widziałem jego posłów w mieœcie Madi Burg, kiedy przybyli w poselstwie do króla Hótto"). Widać, że sporo nasz podróżnik z owymi posłami rozmawiał, gdyż wiele się dowiedział o ich władcy (pominšł jedy- nie jego imię), sposobie sprawowania władzy, zauważył, że Bułga- rzy ubierajš się w bogato srebrem i złotem zdobione obcisłe szaty, że sš chrzeœcijanami, wiedział w jakich okolicznoœeiach i kiedy przyjęli tę wiarę, próbował także dokładniej okreœlić położenie Bułgarii i wymienił ich sšsiadów. "Posiadajš oni znajomoœć języ- ków i tłumaczš ewangelię na język słowiański". Wymieńmy kilka wiadomoœci ogólnych, odnoszonych przez Ibrahima do wszystkich Słowian. Słowianie sš "skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgoda [wywołana] mnogoœciš roz- widleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile". Zamieszkujš krainy najdogodniejsze do osie- dlenia i obfitujšce w żywnoœć, a pod względem rolnictwa "prze- wyższajš wszystkie ludy północy". "Handel ich dociera lšdem i morzem do Rusów i do Konstantynopola". Cechš charakterysty- cznš krajów słowiańskich (nie omieszkał zdziwić się przybysz z zu- pełnie innej strefy klimatycznej) jest nadmiar wilgoci - nie susza jest klęskš u Słowian, lecz właœnie nadmiar wody. Siejš dwa razy do roku i dwukrotnie zbierajš plony, najwięcej siejš prosa. W dwóch miejscach podkreœla Ibrahim surowoœć klimatu Słowiań- szczyzny, będšcš Ÿródłem zdrowia i siły mieszkańców, którzy prze- niesieni w klimat ciepły, chorujš. Nie sš wolni i oni od pewnego rodzaju chorób, unikajš spożywania mięsa kurczšt. Szaty noszš obszerne. Uprawiajš poligamię: Królowie ich trzymajš swoje żony w ukryciu, a one sš o nich bardzo zazdrosne [czyżby odwrotnie niż w haremach muzuł- mańskich?]. Mšż miewa u nich dwadzieœcia żon i więcej. 47 I jeszcze o obyczajach seksualnych u Słowian Kobiety ich, kiedy wyjdš za mšż, nie popełniajš cudzołóstwa; ale panna, kiedy pokocha jakiego mężczyznę, udaje się do niego i zaspokaja u niego swš żšdzę. A kiedy małżonek poœlubi (dziewczynę] i znajdzie jš dziewicš, mówi do niej: gdyby było w tobie coœ dobrego, byliby cię pożšdali mężczyŸni i z pewnoœciš byłabyœ sobie wybrała kogoœ, ktoby był wzišł twoje dziewic- two. Potem jš odsyła i uwalnia się od niej. Nie zapomniał Ibrahim ibn Jakub wypytać swoich słowiańskich informatorów o to, jakie drzewa rosnš w ich sadach (jabłonie, gru- sze i brzoskwinie). W nich [żyje) dziwny ptak, o ciemnozielonym nalocie [odcie- niu], który powtarza [dosłownie: opowiada] wszystko, co posły- szy z głosów ludzi i zwierzšt. Zwykł się on znajdować [tu nie- stety, luka w tekœcie], a wtedy polujš na niego. Nazywa się po słowiańsku sb'. Jeżeli w tym przypadku można mieć wštpliwoœci, jaki konkret- nie gatunek ptaków miał Ibrahim na myœli (czyżby szpak?), to trudno o wštpliwoœć w drugim przypadku: I żyje w nich [wspomnianych wyżej sadach] kura dzika, która się zowie też po słowiańsku tetrƒ, o smacznym mięsie, której głosy słychać z wierzchołków drzew na parasangę [jest to arab- ska miara odległoœci, równa w przybliżeniu 5763 m) i więcej. [lstniejš) dwa gatunki ich: czarny i pstry, piękniejszy od pawi, gdyż trudno w tym opisie nie rozpoznać cietrzewia. Nawet używane przez Słowian instrumenty muzyczne (struno- we i dęte) zaciekawiły Ibrahima, jak również to, że ulubionym napojem upajajšcym Słowian jest miód. Wreszcie Ibrahim ibn Jakub jest autorem, którego zawsze cy- tuje się, gdy mowa o higienie osobistej u Słowian i znaczeniu, ja- kie do niej przykładano. Przytoczmy słynny ustęp relacji Ibrahima o łaŸniach (saunach) słowiańskich: 48 Nie majš oni łaŸni [w sensie takim, jak w œwiecie muzułmań- skim], lecz posługujš się domkami z drzewa. Zatykajš szpary w nim [drzewie] czymœ, co bywa na ich drzewach, podobnym do wodorostów, [a co] oni nazywajš meh. Służy to zamiast smo- ły do ich statków. Budujš piec z kamienia w jednym rogu i wy- cinajš w górze na wprost niego okienko dla ujœcia dymu. A gdy się [piec) rozgrzeje, zatykajš owo okienko i zamykajš drzwi domku. Wewnštrz znajdujš się zbiorniki na wodę. Wodę tę lejš na rozpalony piec i podnoszš się kłęby pary. Każdy z nich ma ' w ręku wiecheć z trawy, którym porusza powietrze i przycišga je ku sobie. Wówczas otwierajš się im pory i wychodzš zbędne substancje z ich ciał. Płynš z nich strugi [potu) i nie zostaje na żadnym z nich ani œladu œwierzbu czy strupa. Domek ten , nazywajš oni al-i(s)tba [oczywiœcie: izba!]. Wypada już tymczasem rozstać się z Ibrahimem ibn Jakubem. Jak widzimy, relacja jego (pewne fragmenty musieliœmy pominšć, by nadmiernie nie rozszerzać tego rozdziału) jest doœć wszechstron- na i zawiera wiele informacji ciekawych, doniosłych, niekiedy uni- katowych. Mimo wszelkich ułomnoœci, które w dużej mierze spa- dajš zresztš na barki jego informatorów w Magdeburgu, Pradze czy w kraju Obodrzyców (tam także dotarł, jak się wydaje, osobi- œcie), przede wszystkim zaœ na nie zawsze o szczegóły dbałych póŸ- niejszych autorów, którzy wykorzystywali jego relację i którzy przekazali nam jej fragmenty, wreszcie - na niedbałych kopistów dzieł al-Bekriego i al-Kazwiniego (proszę uwzględnić, że pierw- szy z nich żył w wieku XI, a najstarszy przekaz rękopiœmienny jego dzieła pochodzi dopiero z XIV wieku), nikt inny ani w X, ani w XI wieku w sposób tak dokładny i inteligentny (może - do pewnego stopnia - z wyjštkiem niemieckiego kronikarza Thiet- mara z Merseburga) nie przyglšdał się SłowiańszczyŸnie. Szkoda oczywiœcie, że ten niemal nie znany podróżnik (podróżujšcy z pew- noœciš w okreœlonym celu, może w misji dyplomatycznej kalifa kordobańskiego do cesarza Ottona I?) nie dotarł osobiœcie do Gnie- zna - stolicy państwa "króla Północy" Mieszka I. W porównaniu Z Czechami, Bułgariš, a nawet krajem obodrzyckiego Nakona rela- cja o państwie polańskim, nie da się ukryć, wypadła nieco blado i właœciwie, poza omówieniem wojowniczych sšsiadów tego pań- stwa, ograniczyła się do bardzo wprawdzie cennej i stosunkowo dokładnej relacji o drużynie ksišżęcej Mieszka I. Wiemy także dzię- ki Ibrahimowi, że wówczas do państwa Mieszkowego nie należał Kraków, stanowišcy częœć monarchii czeskiej. Jedno wszakże nie ulega po lekturze relacji Ibrahima ibn Ja- kuba wštpliwoœci i to choćbyœmy nie wiem jak krytycznie spoglš- 49 dali na poszczególne szczegóły jego opowieœci5: około 965- roku państwo Mieszka było największym z państw słowiańskich. toczyło wojny z Wieletami, a przede wszystkim było państwem już stosunkowo dobrze rozwiniętym i prężnie zarzšdzanym, posia- dajšcym sprawne siły zbrojne. Słowem: było liczšcym się part- nerem politycznym w tej częœci Europy. 5 Aby raz jeszcze podkreœlić trudnoœci interpretacyjne zwišzane z tek- stem Ibrahima ibn Jakuba dodam, że niedbali kopiœci rękopisów pq się takim oto "kwiatkiem": zamiast "Mieszko król północy', poprzez wielkš pomyłkę w pisowni powstał dziwolšg: "plagę królów północy". wy- niknęło to stšd, że bezmyœlny kopista, nie majšc pojęcia, o czym właœnie jest mowa w przepisywanym tekœcie al-Bekriego (Ibrahima), imię Mi wzišł za identycznie pisany arabski wyraz maœakka, "pdaga, udręka, iliwoœć" i stosownie do tego zmienił następne wyrazy, by zachować matyczny sens. Rozdział IV Z RODU PIASTA "Król Północy" Mieszko jest znany nie tylko Ibrahimowi, lecz także innym, współczesnym lub nieco młodszym, Ÿródłom. Z ich mformacjami o pierwszym historycznym władcy Polan będziemy zapoznawali się w toku niniejszej ksišżki, gdy względy rzeczowe nakażš odwołanie się do nich. Znamy, choć w sposób niepełny, sto- sunki rodzinne Mieszka: postacie dwóch jego chrzeœcijańskich żon - Dšbrówki, a póŸniej Ody, ich potomstwo. Ponieważ wszystko vskazuje na to, że Mieszko zjawił się na arenie dziejowej jako czło- wiek w sile wieku, póŸniejsza wiadomoœć Galla Anonima o sied- miu pogańskich żonach władcy polańskiego przed chrztem wydaje się w istocie rzeczy zasługiwać na wiarę, jeżeli odrzucimy szablo- nowš liczbę siedmiu (wyrażajšcš zapewne jedynie fakt wielożeń- stwa). Z pogańskš żonš czy żonami ksišżę rozstał się w momencie podjęcia decyzji o chrzcie i œlubie z czeskš Dšbrówkš. Nic kon- kretnego nie wiadomo o ewentualnych dzieciach z owymi pogan- kami, choć istniejš pewne supozycje w tym względzie. Wiadomo natomiast, że Mieszko miał co najmniej dwóch braci. Jeden z nich, niewiadomego imienia, poległ w wojnie z Wichma- nem i Wieletami zaraz na poczštku oœwietlonych Ÿródłowo rzšdów Mieszka, drugiemu zaœ było na imię zapewne Czcibor (Thietmar nazywa go Cidebur) i znany nam jest jedynie ze zwycięstwa odnie- sionego z ramienia Mieszka nad margrabiš niemieckim Hodonem pod Cedyniš w 972 roku. Okolicznoœci te dowodzš, że obaj bracia Mieszkowi nie sprawowali władzy udzielnej, lecz œciœle współdzia- łali z Mieszkiem i byli wykonawcami jego woli. Wszelkie inne pro- pozycje badawcze, doszukujšce się dalszego rodzeństwa Mieszko- 51 wego, opierajš się na bardzo słabych i niejednoznacznych podsta- wach żródłowych. Uwaga ta dotyczy pojawiajšcej się od czasu do czasu, zwłaszcza w polskiej nauce historycznej, postaci Adelajdy, rzekomej żony księcia węgierskiego Gejzy (zm. 995) i matki króla Stefana I Wielkiego, noszšcej zdaniem Thietmara (który jednak nic nie wie o jej rzekomo polskim pochodzeniu) słowiański przydo- mek "Biała knegini" (Beleknegini), "to znaczy w słowiańskim ję- zyku: piękna pani". Nietuzinkowej tej postaci okazał kronikarz z Merseburga (ks. VIII, rozdz. 3) nawet sporo zainteresowania, nie tylko jednak, jak wspomniałem, w niczym nie sugerujšc jej pol- skiego pochodzenia, lecz również przemilczajšc jej imię, zadowala- jšc się jedynie przytoczonym przydomkiem, którego słowiańskie brzmienie, przyznajmy, zdaje się przemawiać za słowiańskim (choć niekoniecznie polskim) pochodzeniem księżnej. Dopiero póŸna (za- pewne z XIV wieku) i bardzo często bałamutna Kronika węgier- sko-polska stwierdziła; iż żonš Gejzy (lesse) była Adelajda de re- gione Polonia de civitate Cracovia i że była ona siostrš "księcia Mieszka". Niestety, inne Ÿródła węgierskie stwierdzajš, że matkš Stefana I była Sarolta, siostra księcia siedmiogrodzkiego Gyuli, a o Adelajdzie nic nie wiedzš. Zdaniem natomiast częœci polskich uczonych, Adelajda, "Biała knegini", miała być, zgodnie z Kronikš węgiersko-polskš, siostrš Mieszka I i matkš Stefana węgiers.kiego. Przechodzimy do zagadnienia przodków Mieszka I. Nic na ten temat nie potrafiš powiedzieć Ÿródła współczesne, a nawet Thiet- mar, który był jak na owe czasy wyjštkowo dobrze poinformowa- ny o sprawach rozgrywajšcych się na wschodnim pograniczu Nie- miec, a także człowiekiem dociekliwym. Ani on, ani Widukind, ani żadne inne Ÿródło obce nie podało imienia ojca ani matki' Mieszka I, nie mówišc już o bardziej odległych antenatach. Nie- przenikniony mrok rozwiewa dopiero Gall Anonim na poczštku XII wieku. Doszliœmy tym samym do jednego z bardziej ulubio- nych i cišgle dyskutowanych zagadnień mediewistyki polskiej- kwestii przodków Mieszka I. B Kronikarz czeski z XVI wieku Wacław Hajek podaje wprawdzie, że Siemomysł miał żonę imieniem Gorka. Ponieważ jednak nie podaje Ÿródła tej informacji, a kronika jego w zakresie dawniejszych spraw pol- skich opiera się zasadniczo jedynie na dziełach Kadłubka i Długosza, wia- domoœć tę uważa się powszechnie za nieporozumienie, jeżeli nie wręcz zmyœlenie Hajka. 52 Sprawie tej poœwięcił najstarszy polski kronikarz trzy pierw- sze rozdziały swego dzieła, zaraz po liœcie dedykacyjnym i przed- mowie, w której opisana została Polska. W pierwszym z nich, O księciu Popielu kronikarz informuje, że w mieœcie GnieŸnie, które po słowiańsku znaczy tyle co "gniazdo", panował ksišżę Popiel. Zamierzajšc "zwyczajem słowiańskim" przygotować wiel- kš ucztę z okazji uroczystoœci postrzyżyn dwóch swoich synów, zaprosił na niš wielu "wielmożów i przyjaciół". "Z tajemnej woli Boga" przybyli wówczas do Gniezna dwaj tajemniczy goœcie, któ- rzy jednak "nie tylko że nie zostali zaproszeni na ucztę, lecz nawet odpędzeni w krzywdzšcy sposób od wejœcia do miasta". Wędrowcy udali się wobec tego na "przedmieœcie" - my byœmy raczej po- wiedzieli: podgrodzie - i trafili tam do skromnej zagrody oracza ksišżęcego, który akurat także urzšdzał, z analogicznej jak ksišżę okazji, ucztę dla swego syna. W przeciwieństwie do niegoœcinnego władcy ubogi oracz goœcinnie przyjšł wędrowców, zapraszajšc ich na skromny poczęstunek. W następnym rozdziale dowiadujemy się, że goœcinnym oraczem był Piast syn Choœciska i jego żona Rzepka. Zasadniczš jednak treœciš tego rozdziału jest sprawiony dzięki tajemniczym goœciom cud rozmnożenia jadła i napoju w czasie uczty, przypominajšcy ewangeliczny cud w Kanie Galilejskiej. "Piast i Rzepka na widok tych cudów, co się działy, przeczuwali w nich jakšœ ważnš wróżbę dla syna i już zamierzali zaprosić księcia i jego biesiadników, lecz nie œmieli, nie zapytawszy wpierw o to wędrowców". Zachęceni przez nich, zaprosili i księcia, i jego goœci, "a zaproszony ksišżę wcale nie uważał sobie za ujmę zajœć do swego wieœniaka. Jeszcze bowiem księstwo polskie nie było tak wielkie, ani też ksišżę kra- ju nie wynosił się jeszcze takš pychš i dumš, i nie występował tak okazale otoczony tak licznym orszakiem wasali". Sprawcy cudu nie okreœleni przez kronikarza goœcie, dokonali następnie aktu po- strzyżyn chłopca i nadali mu imię Siemowit "na wróżbę przysz- łych losów". Wreszcie najważniejszy z tutaj nas interesujšcego punktu wi- dzenia rozdział 3, "O księciu Samowitaj, zwanym Siemowitem, synu Piasta:" "Po tym wszystkim młody Siemowit, syn Piasta Choœciskowica, wzrastał w siły i lata, i z dnia na dzień postępował i rósł w za- 53 cnoœci do tego stopnia, że król królów i ksišżę ksišżšt [czyli Bóg] za powszechnš zgodš ustanowił go księciem Polski, a Po piela wraz z potomstwem doszczętnie usunšł z królestwa. Opowiadajš też starcy œędziwi, żeówPopielwy= pędzony z królestwa tak wielkie cierpiał przeœladowanie od myszy, iż z tego powodu przewieziony został przez swoje oto- czenie na wyspę, gdzie tak długo w drewnianej wieży bro- niono go przed owymi rozwœcieczonymi zwierzętami, które tam przepływały, aż opuszczony przez wszystkich dla zabójczego smrodu mnóstwa pobitych [myszy], zginšł œmierciš najhanieb- niejszš, bo zagryziony przez [te] potwory. Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa, a wspomniaw- szy ich tylko pokrótce, przejdŸmy do głoszenia tych spraw, które utrwaliła wierna pamięć'. S i e m o w i t tedy, osišgnšwszy godnoœć ksišżęcš, młodoœć swš spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddajšc się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej, zdobył sobie rozgłos zacnoœci i zaszczytnš sławę, a granice swego księstwa rozsze- rzył dalej, niż ktokolwiek przed nim. Po jego zgonie na jego miejsce wstšpił syn jego, L e s t e k, który czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacnoœci i odwadze. Po œmierci Lestka nastš- pił S i e m o m y s ł, jego syn, który pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak godnoœciš. W tym miejscu zaczyna się rozdział 4, "O œlepocie Mieszka, syna księcia Siemomysła", z którego w tej chwili przytoczymy tylko poczštek: "Ten zaœ Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, któ- ry pierwszy nosił to imię, a przez siedem lat od urodzenia był œlepy". Słowa: "który pierwszy nosił to imię" stanowiš jednš (dodaj- my: bardziej prawdopodobnš) możliwoœć rozumienia łacińskiego tekstu. Jak wiadomo, dzieło Anonima Galla zachowało się jedynie w trzech przekazach rękopiœmiennych, z nich tylko jeden (rękopis heilsberski z drugiej połowy XV wieku) zawiera lekcję odpowia- dajšcš powyższemu przekładowi (quż prżtrr,us no%n,żne vocatus żllo), podczas gdy dwa pozostałe (rękopis Zamoyskich z XIV wieku i Sędziwoja z pierwszej połowy XV wieku) zamiast illo majš słowo 7 Wszystkie wyróżnienia w cytatach (jeœli nie zaznaczono tego inaczej pochodzš od autora niniejszej ksišżki. 54 alio, wobec czego uczeni skłonni byli emendować tekst przekazany w owych dwóch rękopisach po to, by uzyskać jasny sens. Jeżeli leżałoby przetłumaczyć: "który uprzednio nosił inne imię". Do sprawy tej wypadnie wrócić przy omawianiu imion używanych przez Mieszka I. Zasób realnych i - jak sšdzę - wiarygodnych wiadomoœci a poczštkach Polski, a właœciwie o poczštkach d y n a s t i i pia- stowskiej w kronice Galla Anonima sprowadza się, jak widać z po- wyższego, do tego, że na trzy pokolenia przed Mieszkiem I doszło w GnieŸnie do gwałtownej zmiany na stolcu ksišżęcym, która wy- niosła nań ród Piasta. Wiarygodne wydajš się imiona ksišżęcych przodków Mieszka: Siemomysł, Lestek i Siemowit, chociaż nie występowały przez dłuższy czas w imiennictwie "historycznych Piastów. Znacznie więcej wštpliwoœci budziły w nauce postacie œamego Piasta i jego żony Rzepki, w tradycji polskiej nazywanej najczęœciej Rzepichš, jeszcze więcej - postać ostatniego władcy poprzedniej dynastii, Popiela lub Pšpiela. Zanim przejdziemy do zwięzłego przedstawienia długich już dziejów "walk" o uznanie bšdŸ zaprzeczenie historycznoœci listy dynastycznej przodków Mieszka I, zanotowanej w kronice Anoni- ma Galla, zobaczmy, czy przypadkiem w póŸniejszej, pogallowej, tradycji polskiej nie pojawiły się nowe informacje o Piaœcie, Sie- mowicie, Lestku i Siemomyœle, to znaczy czy póŸniejsi autorzy nie przekazali potomnoœci jakichœ innych, nie znanych Gallowi lub przezeń przemilczanych, wiadomoœci o przodkach Mieszka I. Przyjrzenie się póŸniejszym kronikom i rocznikom polskim (obce zupełnie tutaj zawodzš) sprawia zawód. Mistrz Wincenty Kadłubek, który pod koniec XII lub na poczštku XIII wieku napisał znanš i znakomitš Kronikę Polaków, w której wykorzystał dla czasów bardziej odległych dzieło Anonima Galla, wprawdzie- w celu zaspokojenia rozbudzonych tymczasem, w porównaniu jesz- cze z czasami Krzywoustego, ambicji intelektualnych elit polskich oraz połšczenia dziejów polskich z dziejami powszechnymi- znacznie cofnšł dzieje Polski w czasy głębokiej starożytnoœci 1 w tym celu przeniósł" najdawniejsze dzieje Polski z Gniezna " Lechi- do Krakowa i pomnożył liczbę władców "Polaków, czyli 55 tów"), ale jeżeli chodzi o okres bezpoœrednio poprzedzajšcy pano- wanie Mieszka I (podobnie zresztš jak panowanie tego księeia); poza retorykš nie wyszedł właœciwie poza dane wyczytane u Galla Anonima. Jedynymi w zasadzie modyfikacjami czy amplifika- cjami odnoœnych danych Anonima jest zidentyfikowanie przez Kadłubka Gallowego Popiela z zamykajšcym długš listę dawniej- szych władców Pompiliuszem 11, obarczenie go ciężkimi zbrodnia- mi (wymordowanie, za namowš żony, krewnych - stryjów; i ich właœnie rozkładajšcych się ciał, porzuconych z rozkazu księcia bez pogrzebania, wylęgły się, zdaniem mistrza Wincentego, myszy "i œcigały go tak długo przez stawy, przez bagna, przez rzeki, a na- wet przez ogniste stosy, aż zamkniętego z żonš i dwoma synami w bardzo wysokiej wieży zagryzły niezwykle bolesnymi ukšsze- niami"), co stanowi swoiste "dopowiedzenie" zbyt, nawet na gust Kadłubka, enigmatycznej relacji Anonima Galla, wreszcie obda- rzenie Gallowego Lestka numerem porzadkowym "cztery", jako że już wczeœniej, w zwišzku z "cyklem krakowskim" opowiadał kronikarz o trzech wczeœniejszych władcach tego imienia. Gall Anonim kolebkę dynast i państwa sytuował w wielkopol- skim GnieŸnie. Mistrz Wincenty, reprezentant duchowieństwa i dworu krakowskiego, nie mógł na to przystać. Między Wielkopol- skš a Małopolskš toczyła się w Polsce piastowskiej rywalizacja o czołowe miejsce w państwie. Tradycji gnieŸnieńskiej przeciw- stawił Kadłubek tradycję krakowskš, nie wiadomo na ile istniejšcš już w jego czasach, na ile zaœ przezeń kreowanš. Nie w GnieŸnie, lecz w Krakowie rozpoczęły się, zdaniem tego kronikarza, dzieje Polski. W całej kronice mistrza Wincentego, notabene znacznie od dzieła Galla obszerniejszej, a n i r a z u nie wspomniano o GnieŸnie. To nie przypadek, lecz tendencja: czytelnik kroniki Kadłubka łatwo mógł powzišć przekonanie, że Popiel/Pompiliusz i Piast żyli i panowali w Krakowie! Po pewnym jednak czasie dziejopisowie œredniowieczni przywrócili tej częœci naszych pra- dziejów wielkopolski charakter, przy czym jednak miejsce akcji zaczęło się przesuwać z wielkopolskiego Gniezna do kujawskiej Kruszwicy. Po raz pierwszy nieznany autor zabytku zwanego Kro- nikš pollsko-œlšskš, powstałego prawdopodobnie w œlšskim Lubišżu około 1285 roku stwierdził, że miejscem œmierci Popiela była 56 Kruszwica ("na wyspie kruszwickiej"). Dalszy krok na drodże do odebrania Popiela i Piasta Gnieznu na rzecz Kruszwicy dokonany został w Kronice wielkopolskiej, zabytku powstałym prawdopo- dobnie dopiero w XIV wieku (choć nie bez wczeœniejszych, trzy- nastowieeznyeh, podstaw). Czytamy w tej kronice (której nieznany autor, podobnie jak autor Kroniki polsko-œlšskiej, znał i wykorzy= stywał z kolei kronikę mistrza Wincentego, w tym punkcie jednak od niej odszedł), że zarówno Popiel I, jak i II rezydowali w Kru- szwicy, tam też zginšł od myszy Popiel II. W Kruszwicy także, największym i najsilniejszym mieœcie lechickim, możni wybrali królem ubogiego rataja Piasta. Oto więc istotna zmiana tradycji: nie syn Piasta Siemowit został, zdaniem Kroniki wielkopolskiej, królem, lecz sam Piast! Ostatni z naszych kronikarzy œredniowiecznych, Jan Długosz (XV wiek), któremu właœciwie przysługuje już miano historio- grafa, a nie zwykłego kronikarza, a który obszernš relację o naj- dawniejszych dziejach Polski (wypełniajšcš I księgę jego wieko- pomnego dzieła Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Pol- skiego) skonstruował na podstawie całej wczeœniejszej twórczoœci rodzimych kronikarzy (i, tam gdzie to było możliwe, relacji obcych), nie wahajšc się skreœlać i modyfikować tych fragmentóv, które uznał za jaskrawie niezgodne z rzeczywistoœciš, szeroka wprawdzie rozbudował opowiadanie o obu Pompiliuszach, o nie- godziwoœci drugiego z nich, o zbrodni wobec krewnych (szeroko rozwodzšc się nad złowrogim wpływem jego żony, która pod jego piórem zdołała już się "ukonkretnić" jako księżniczka niemiecka), ale niewiele zmienił w gruncie rzeczy w ukształtowanej już tra- dycji, lokalizujšcej nie tylko œmierć, ale i rzšdy Popiela w Kru- szwicy (władca ten, zdaniem Długosza, miał najpierw przenieœć rezydencję z Krakowa do Gniezna, a następnie do Kruszwicy). Również Długosz był zdania, że powołany na tron został już Piast, a nie dopiero Siemowit Piastowic. Piast ponownie miał przenieœć stolicę do Gniezna. W ten sposób Długosz pogodził tradycję krusz- wickš z dobrze w Polsce ugruntowanym przekonaniem o stołecz- noœci Gniezna za pierwszych Piastów. Długosz podał rok 921 jako rok objęcia rzšdów przez Siemowita i odtšd będzie podawał daty roczne bšdŸ okresy panowania jego następców. To jest pozorna 57 dokładnoœć - mamy do czynienia z dowolnymi kombinacjami chronologicznymi "ojca historiografii polskiej", do których histo- ryk nie może przywišzywać wagi. Jak widać, to co można po Anonimie Gallu przeczytać o przod-: kach Mieszka I, to jedynie amplifikacje i modyfikacje, nie zasłu- gujšce raczej na zaufanie. Uważa się na ogół, że jedynie Gall, a w bardziej ograniczonym stopniu może i mistrz Wincenty, mieli szanse przekazania potomnoœci a u t e n t y c z n e j tradycji o po- czštkach dynastii piastowskiej. Skorzystał z niej jedynie pierw- szy z nich. Iluż już historyków miało za złe Gallowi jego lakonicznoœć w interesujšcym nas tutaj zakresie! Dlaczego autor ten, żyjšey przecież zaledwie około półtora stulecia od czasów Mieszka I, nie przedstawił dokładniej dziejów jego przodków? Czy Gall m ó g ł dużo więcej wiedzieć o czasach przedmieszkowych? Więcej: czy jego relacja zasługuje na zaufanie, czy nawet te nieliczne dane (Popiel, Piast, Rzepka, trzej jego ksišżęcy następcy) majš walor wiarygodnoœci? Czy n a p r a w d ę tak było, jak opisuje cudzo- ziemski kronikarz? Okres 150 lat pozornie nie jest zbyt długi. Mimo wszystko jest to jednak szeœć pokoleń ludzkich, a co ważniejsze - okres ogrom- nych i niezwykle szybkich, w porównaniu z czasami bardziej od- ległymi, przemian. Przez cały ten czas (i długo jeszcze potem) panowała jedna dynastia, którš w czasach nowożytnych nazywa- my p i a s t o w s k š (w œredniowieczu tego ogólnego pojęcia nie używano), ale polskie państwo wczesnopiastowskie zdšżyło już przeżyć co najmniej dwa głębokie kryzysy, z których zwłaszcza ten po œmierci Mieszka II (1034) tak mocno wstrzšsnšł samymi podstawami państwa i panujšcego w Polsce porzšdku społecznego, opartego na silnej władzy monarszej i na chrzeœcijaństwie, że je- dynie w ograniczonym stopniu można mówić o cišgłoœci państwa polskiego w całym 150-letnim okresie, dzielšcym panowanie Miesz- ka I od czasów, w których pisał Gall Anonim. Warunki do kulty- wowania tak bardzo odległych tradycji, które by sięgały czasów przed Mieszkiem I, nie były korzystne. Jak to - żachnie się niejeden z czytelników - czyżby prze- kraczało zdolnoœci umysłowe naszych przodków prawidłowe za- pamiętanie czy zapisanie cišgu szeœciu (Mieszko I) lub dziesięciu 58 (Piast) generacji władców i najważniejszych wydarzeń zwišza- nych z poszczególnymi panowaniami? "Zapamiętanie w należytej kolejnoœci i przekazywanie 9 swojskich imion [...] nie przekraczało niczyich - oprócz matołków - możliwoœci. Złš by też oddał przy-sługę naszym przodkom z X i XI wieku, kto by im tej zdolnoœci odmawiał" - zagrzmiał ważki głos wybitnego historyka krakow- skiego Karola Buczka, głos tym bardziej się liczšcy, że pochodzš- cy od uczonego znanego z wielkiej dociekliwoœci i ?trytycyzmu wobec Ÿródeł. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Pomijajšc bowiem nawet taki argument przeciwników autentycznoœci Gallowej listy przod- ków Mieszka I (byli wœród nich zaœ tak wybitni uczeni, jak języko- znawca Aleksander Brckner i historyk Kazimierz Tymieniecki), że lista ta, jako nie potwierdzona w żadnym innym niezależnym .od Galla Anonima Ÿródle, nie może już dla tego samego zostać uznana za w pełni wiarygodnš, nie można bowiem w żaden sposó4 jej s p r a w d z i ć e, powstaje pytanie, czy istniały w XI-XII wieku subiektywne i obiektywne warunki do kultywowania pa- mięci p o g a ń s k i c h przodków Mieszka I? Otóż wiele wskazuje na to, że poczštkowo, w pierwszych dziesięcioleciach po przyjęciu i obronieniu chrzeœcijaństwa, nie było jeszcze społecznego zainte- resowania i zapotrzebowania na zbyt głębokie spojrzenie we wła- =snš przeszłoœć. Aspiracje kulturalne Polaków, nawet warstw rzš- dzšcych i oœwieconych, były jeszcze stosunkowo skromne, kon- takty z Zachodem jeszcze zbyt sporadyczne (a przy tym nawet na Żachodzie nowe pršdy, które rozkwitnš w tzw. renesansie dwuna- stowiecznym, znajdowały się jeszcze w fazie poczštkowej), by pró- bować synchronizować dzieje Polski z dziejami powszechnymi, do czego nieodzowna była właœnie starożytna genealogia. Potrzeba ta, jak widać, pojawiła się dopiero w czasach Wincentego Kadłub- ka, którego wolno uważać za wykwit tegoż właœnie renesansu dwunastowiecznego. s Postulat, iż za pewny fakt historyczny wolno uznać jedynie taki, który potwierdzony został przez co najmniej dwa niezależne od siebie Ÿródła historyczne, okreœlić trzeba jako puryzm metodologiczny, którego konsekwentne zastosowanie sprawiłoby, iż znacznš częœć naszej wiedzy o wczesnym œredniowieczu należałoby wykreœlić, jako opartš na jednym Ÿródłowym. Wiarygodnoœć danego Ÿródła należy ustalać bez względu na to, czy znajduje ono potwierdzenie w innych czy też -nie. 59 W dodatku istniał silny antybodziec: czasy przedmieszkowe były przecież czasami pogańskimi. Koœciół, który dšżył do rzšdó dusz w społeczeństwie, niechętnie, wręcz wrogo, patrzył na tra- dycje pogańskie bšdŸ za pogańskie uważane, rad by je wymazać z pamięci ludu, skazać na damnutio memoriae. Wszak nie tak dawne były palšce wspomnienia wielkiego buntu lat trzydziestyeh i czter- dziestych XI wieku, który zmobilizował rzesze ludnoœci (nie tylko chłopskiej, prawdopodobnie wielu przedstawicieli szeregowego ry- cerstwa przyłšczyło się do powstania) do walki z postępujšcym nieubłaganie i łamišcym dawne porzšdki ustrojem społeczno-po- litycznym, pod sztandarami i hasłami powrotu do religii przod- ków - pogaństwa. Dopóki istniał choćby cień możliwoœci nawrotu do pogaństwa, dopóty Koœciół nie był zainteresowany przypomi- naniem czasów pogańskich, był temu wręcz przeciwny. Inaczej zapewne patrzyli na tę sprawę ksišżęta i kręgi zbliżone do dworu. Mimo podniesionych wyżej zastrzeżeń jest doœć prawdo- podobne, że na dworze Bolesława Krzywoustego nie zapomniano zupełnie o tradycjach dynastycznych starszych od Mieszka I i je- żeli nawet, z uwagi na stanowisko Koœcioła, nie pielęgnowano ich nadmiernie i nie akcentowano, to zapewne również nie dšżono do zaniechania i zapomnienia tych tradycji. Jeżeli tak było, to Gall Anonim nie mógł zupełnie zlekceważyć stanowiska księcia, któ- rego wysławiał. Obraz najstarszych dziejów Polski, jaki wyłania się z kroniki Anonima, stanowi rodzaj kompromisu pomiędzy wy- maganiami Koœcioła a oczekiwaniami Krzywoustego. Nie przemil- cza zatem odległych pogańskich przodków księcia, potrafi znaleŸć ciepłe o nich słowa, nie decyduje się jednak na bardziej szcze- gółowy raport o tych czasach (albo: nie potrafi tego uczynić), któ- re - przypomnijmy - "zaginęły w niepamięci wieków" i zostały "skażone błędami bałwochwalstwa", wobec czego tak szybko, jax to możliwe, przechodzi "do głoszenia tych spraw, które utrwaliła wierna pamięć". 60 Rozdział V IMIONA PIERwSZEI POLSKIEI CHRZEŒCIIAŃSKIEI PARY KSIĽŻęCEI Jak właœciwie było na imię synowi Siemomysła? Sprawa tylko na pozór jest prosta. Najbliższe w czasie Ÿródła, z jednym wyjšt- kiem łacińskojęzyczne, wymieniajš najczęœciej formy następujšce: Masaca (Widukind), Masuco i Miseco (Thietmar), Meœko (Ibrahim ibn Jakub), Misico, Miesico, Mesico (Bruno z Kwerfurtu), Miszego, Masago, Misacho, nilisicho (inne Ÿródła niemieckie). Pomijajšc for- mę przekazanš przez Ibrahima czy jego ekscerptatorów, zdecydo- wanie przeważajš zatem formy trzysylabowe. ródła polskie na- tomiast z reguły stosujš formę dwusylabowš, do której i my przy- wykliœmy: Mesco, Mƒsko, Mysco, Mesko. Niezależnie od różnic, znaczenie imienia "Mieszko" nie jest oczywiste. Według wszelkiego prawdopodobieństwa jest to pierw- œze, właœciwe, rodzime, słowiańskie imię władcy polańskiego. W zdecydowanej mniejszoœci sš ci uczeni, którzy uważajš, że Mieszko nosił poczštkowo inne imię. Najczęœciej proponowano tu normańskie imię Dago, Dagon - zwłaszcza tak zwani "norma- niœci", starajšcy się wykazać skandynawskie pochodzenie Miesz- ka czy w ogóle - Piastów. Jerzy Dowiat natomiast w znacznie bliższych nam czasach wysunšł hipotezę, że właœciwe imię Miesz- ka I było słowiańskie i brzmiało: Dzigoma. Już za chwilę zobaczy- my, na jakiej podstawie normaniœci" i Dowiat tak właœnie, a nie inaczej próbowali imię to rekonstruować. To zaœ, że w ogóle szu- 61 kano "właœciwego" imienia Mieszka, wynikało stšd, że jeden z przekazów kroniki Anonima Galla zawiera informację, jakoby Mieszko był "pierwej zwany innym imieniem", być może - sšdzo= no - zmienionym z okazji wspomnianych przez tegoż Anonima postrzyżyn 7-letniego syna Siemomysłowego. Niektórzy, także polscy, uczeni przypuszczali, że imię Mieszko nie jest rodzimego, lecz obcego pochodzenia. Wspomniany Dowiat sšdził, że jest to imię chrzestne pochodzenia chrzeœcijańskiego- spolszczenie imienia biskupa ratyzbońskiego Michała ("Miszka"j, który, zdaniem tego uczonego, ochrzcił księcia polańskiego w 966 roku. Już wczeœniej Władysław Semkowicz był zdania, że imię Mieszko jest pochodzenia starotestamentowego i wywodzi się od Misacha - postaci wymienionej kilkakrotnie w Księdze Daniela. A oto inne próby objaœnienia imienia "Mieszko" (przytaczamy ważniejsze lub ciekawsze). Polski kronikarz Wincenty Kadłubek i niektórzy inni œrednio- wieczni erudyci wyprowadzali je od "zamieszek", "zamieszania"ł (zob. s.110). Jan Długosz w drugiej połowie XV wieku, znał i przy- ; toczył wersję Kadłubkowš: Spodobało się ojcu i dostojnikom nazwać go Mieszkš, co w ję-- zyku polskim znaczy zamieszanie albo poruszenie, dlatego że z powodu swej œlepoty od urodzenia był przyczynš zamieszania dla rodziców i narodu polskiego, a po zejœciu Siemomysła miał spowodować jeszcze większe, jak obawiali się polscy dostojnicy i szlachta, powtarzajšc to często [...], że po œmierci jego ojca, księcia Siemomysła, zapanuje w Polsce jeszcze większy zamęt niż ten, jaki nastšpił po œmierci Popiela, dodał jednak i drugš, bardziej jego zdaniem prawdopodobnš: Sšdzš niektórzy, że małego księcia nazwano Mieczysławem, co oznacza majšcy posiadać sławę i że imię to przeszło w Mieszko przez zdrobniałe wołanie go, gdy był dzieckiem. Ten sšd i my podzielamy z wielu względów, zważywszy, że Polacy zwykli kończyć imiona swych królów i ksišżšt nie na szko, ale na sław, tworzšc je w swoim językuca, Bolesław, Mieczysław, Przemysław, Stanisław, Swiętosław. Co do Mieszka mylił się jednak nasz wielki dziejopis. Mylił się także szesnastowieczny kronikarz Marcin Kromer, odbiegajšc od Długoszowej etymologii, choć nie wštpišc w poprawnoœć formy "Mieczysław". Jego zdaniem imię to znaczy tyle, co "mieczem 62 ‡, Mieczysław I z anonimowego pocztu władców Polski (druga po- łowa XVIII w.), obecnie w Mu- zeum Narodowym w Warszawie depozyt w Muzeum Okręgowym ar Piotrkowie Trybunalskim. Olej na płótnie sobie sławę zapewniajšcy" (gladio glodiaL sibi puraturus). Imie- nia Mieczysław nie było jednak w Polsce œredniowiecznej, choć występowały formy doœć zbliżone: Miesław, Miecław, dlatego nie- którzy uczeni uznali, że Mieszko jest zdrobnieniem któregoœ z tych właœnie imion. Dużš popularnoœciš cieszyła się teoria Aleksandra Brcknera, wywodzšca imię Mieszko, "Mieszka", od niedŸwiedzia, "misia', "miszki". Byli tacy "normaniœci", którzy podchwycili ochoczo tę etymologię, dowodzšc, że "Mieszko" jest... słowiańskim przekła- dem z północnogermańskiego Bjorn "niedŸwiedŸ". Uczony nie- miecki Robert Holtzmann, może najbardziej zagorzały "norma- nista", wolał jednak imię to wywodzić od "myszy". Historyk Józef Widajewicz był zdania, że zdrobnionym do formy Mieszko imiE-- niem było Miech. Językoznawcy Jan Otrębski i Stanisław Rospond sšdzili, że Mieszko jest skrótem lub przekształceniem drugiego członu takich słowiańskich imion, jak KaziMIERZ (Otrębski, SiemoMYSŁ lub DobroMYSŁ (Rospond). Slawista niemiecki Hein- rich Kunstmann zupełnie niedawno wystšpił z pomysłem, że imię Mieszko (Misaco, Mysżco itp.) wywodzi się od nazwy mieszkańców bałkańskiej Mezji (Mhacus, lVlysiacus itp.) i stanowi dowód na po- chodzenie Mieszka lub jego rodu właœnie z południa, z Mezji... 63 O ile wiadomo, imię Mieszko występowało tylko w rodzie pia- stowskim do XIII wieku. Poza Polskš, a w Polsce poza tym właœ- nie rodem, było nieznane. Nie ma powodu sšdzić, że iznię to mu- siało być zdrobnieniem "uroczystego" imienia, takiego jak Mieczy- sław, Miecław czy Miesław. Zauważono w pierwszych pokoleniach Piastów ciekawe zjawisko pewnej przemiennoœci: po imieniu "krót- kim", zakuńczonym niekiedy na "ko", występuje imię dłuższe, trzysylabowe, jakby uroczyste, i na odwrót: Choœcisko Piast Lestek Siemowit Siemomysł Mieszko Bolesław Mieszko II Kazimierz Sprawia to wrażenie wręcz regularnoœci. Podkreœlmy, że tak waż ne dla ludzi œredniowiecza nadawanie imion, do tego w rodzinio panujšcej, nie mogło być pozostawione œlepemu losowi. Kolej na "Dagona", "Dzigomę" i dalsze tego rodzaju propozycje. Przedstawiony już ogólnie w rozdziale I regest dokumentu nadajš- cego częœć państwa polańskiego pod opiekę Stolicy Apostolskiej, któremu poœwięcimy jeszcze należnš uwagę w rozdziale XIII, za- czyna się słowami: Dagome [lub: Dagone] iudex et Ote seatrix... (Sędzia Dagome i senatorka Oda...). Nie może ulegać wštpliwoœci, że pod tymi imionami ukrywajš œię Mieszko I i jego druga żona Oda. Przekonamy się o tym pod koniec niniejszej ksišżki. W tej chwili interesuje nas tylko zagad- kowa forma Dagome/Dagone. Nikomu jeszcze nie udało się w spo- sób naprawdę przekonywajšcy wyjaœnić, dlaczego Mieszko I figu- ruje w regeœcie pod jakimœ niezrozumiałym i nigdzie poza tym nie występujšcym imieniem Dagome czy Dagone. Jest to "wieczny" problem badawczy, od wielu już dziesięcioleci uporczywie towa- rzyszšcy nauce historycznej, która w żaden sposób nie może się obejœć bez dokumentu Dagome iudex. Najogólniej powiedzieć można, że rozwišzania wychodziły z dwóch punktów widzenia, z których pierwszy zakładał, iż mamy do czynienia z drugim, zapewne chrzestnym, imieniem Mieszka I, drugi natomiast twierdził, że imię Mieszko, pod którym pierwszy historyczny władca polski wymieniony został w tylu Ÿródłach obcych i polskich, jest imieniem przybranym, chrzestnym, nato- miast jego pierwotnym imieniem było imię oddane przez Deusde- dita (lub pisarza regestowanego przezeń dokumentu) jako Dagome lub Dagone. Zwolennicy jednego i drugiego poglšdu zgodni byli na ogół w tym, że forma Dagome (Dagone) jest formš zepsutš, zniekształceniem formy wyjœciowej, właœciwej, dokonanym z winy nieuważnego kopisty albo pisarza dokumentu, który miał być może trudnoœci z wyrażeniem alfabetem łacińskim obcego mu wyrazu. Nie można poza tym wykluczyć, że oryginał papirusowy w sto niemal lat po jego sporzšdzeniu był w tym akurat miejscu (podob- nie jak i gdzie indziej) uszkodzony czy zniszczony - papirus bo- wiem nie odznacza się zbytniš odpornoœciš na czas i warunki prze- chowywania. Oto niektóre przykłady pomysłowoœci uczonych. Dagome to zdaniem Augusta Bielowskiego (XIX wiek) właœciwie Tagino. Imię takie nosił arcybiskup magdeburski (od 1004 roku), z którym Miesz- ko I nie mógł mieć oczywiœcie nic wspólnego, ale być może jakiœ kapłan tego imienia ochrzcił księcia polańskiego i nadał mu swoje imię. Zwolennicy teorii, czy jak się to obecnie ironicznie ujmuje, "herezji wikińskiej", sšdzili, jak wiemy, że jest to skandynawskie imię Dag (Tag), Dago. Ten sam rdzeń, ale rozumiany nie jako germański, lecz celtycki (iryjski?), w znaczeniu dag "dobry", w imieniu Mieszka odnajdywał Władysław Semkowicz. Zarówno w jednej, jak i drugiej wersji imię Dag, Dago byłoby pierwotnym pogańskim imieniem naszego księcia. Jerzy Dowiat, jak pamięta- my, doszukiwał się pod formš Dagome słowiańskiego imienia Dzigoma (człowiek tego imienia, zupełnie, dodajmy, nieznanego w antroponim Piastów, występuje w Bulli GnieŸnieńskiej z 1136 r.). Mikołaj Rudnicki zestawiał Dagome z imieniem bó- stwa (!) połabskiego Podaga, zanotowanym przez Helmolda z Bo- wa w XII wieku i domyœlał się, że matkš Mieszka była księż- niczka wagryjska, która imię wagryjskiego bóstwa przeniosła na swego syna. Wœród bardziej oryginalnych, co wcale nie znaczy: bar- 64 dziej wiarygodnych (oryginalnoœć idzie tu w parze z wybujałš fan tazjš), odnotujmy poglšd Augustyna Steffena, jakoby sporny wy raz nie był w ogóle imieniem, lecz tytułem, najwyższš godnoœci w rodzie ksišżęcym, który powstał ze spolszczonego domniema nego wyrazu greckiego dŸngoneus "rodziciel". Niemiecki współ czesny nam slawista Heinrich Kunstmann, który nie tylko przod ków Mieszka I, lecz wszystkich nieomal Słowian chciałby wypro wadzić z południa, z Półwyspu Bałkańskiego, uważa Dagone, czy raczej: Dagoni, za zepsutš formę słowa "Dak", "dacki": Mieszko byłby zatem "księciem Daków", a forma Dagone byłaby, zdaniem Kunstmanna, jednym z argumentów za pochodzeniem Polań a przynajmniej jakiejœ ich częœci z obszarów starożytnej Dacj (podobnie imię Mieszko miałoby wskazywać na starożytnš Mezję) Wobec trudnoœci ze znalezieniem jakiegoœ imienia, od któreg forma Dagome/Dagone mogłaby zostać przy jakiejœ ogólniejsze zgodzie œwiata uczonych wyprowadzona, pojawiły się inne propo zycje. Już dawno, w pierwszej połowie XIX wieku, Wacław A. IV'fa ciejowski spróbował "pogodzić" słowiańskie z germańskim uwa żajšc Dagome za niemieckie (Degen) tłumaczenie polskiego "Mie czysław", "sławny mieczem". Cóż, kiedy forma "Mieczysław" po jawia się dopiero w drugiej połowie XV wieku u Długosza i jest próbš nobilitacji imienia "Mieszko", a tak samo niemieckie Degeń poœwiadczone jest dopiero w póŸnym œredniowieczu. Natomiast nie można odmówić sporej dozy prawdopodobieństwa teorii pomyłki paleograficznej, którš wysunšł już jako jeden z pierwszych polski uczony Oswald Balzer: na skutek nieuwagi czy zniszczenia odpo- wiedniej częœci oryginału, skryba odczytał słowa EGO MESCO DUX ("ja, ksišżę Mieszko") jako DAGOME IUDEX, tym bardziej że ozdobny, często w dokumentach œredniowiecznych występujšcy tzw. chrysmon wystawcy, poprzedzajšcy domniemanš intytulacje, mógł zostać błędnie odczytany jako litera D. Odmianš tej teor jest przypuszczenie, że Mieszko użył w dokumencie obu swoich domniemanych imion: DAGO MESCO DUX, co jeszcze łatwiej pod piórem kopisty mogło przybrać formę Dagome iudex (tak Ludwik Kolankowski). Aczkolwiek, jak wspomniałem, teorii ogólnie przyjętej brak, bodaj największym uznaniem cieszył się i cieszy pomysł języko- znawcy Jana Otrębskiego, najpełniej rozwinięty przez historyka Henryka Łowmiańskiego, zgodnie z którym imię Dagome/Dagone wywodzi się od germańskiego imienia Dagobert. Było to imię trzech władców frankijskich z rodu Merowingów. Zwłaszcza Da gobert I (623-629-638 lub 639), bon roŸ Dugobert, najpopular- niejszy władca z wymienionego rodu, a może jeszcze bardziej Da- gobert II (zm. 679), wprawdzie mniej od poprzedniego wybitny, ale czczony jako męczennik, przede wszystkim w Lotaryngii i Al- zacji, mogli dać asumpt do przyjęcia tego imienia jako chrzest- nego. Szkoda tylko, że brak w Polsce jakichkolwiek œladów kultu œw. Dagoberta w póŸniejszych czasach, czego można by oczekiwać, gdyby Mieszko I żywił doń jakiœ szczególny kult. Na tym wypadnie zakończyć ten swoisty ekskurs, z którego pilni czytelnicy ten przynajmniej wniosek bez trudu mogli wy- cišgnšć, że uczeni wykazali w omawianej sprawie wiele pomy- słowoœei, w gruncie rzeczy zaœ bezradnoœć. Trudno się nawet dzi- wić rozlegajšcym się raz po raz głosom zniecierpliwienia. Józef Widajewicz pisał: "Sprawa dziwacznego tworu Dagome dojrzała na tyle, by powzišć decyzję ostatecznš: na œmietnik z takim ab- surdem!" (1948). Podobnie wyrażał się Karol Buczek: "Sšdzę. że należałoby skończyć z opartymi na regeœcie Dagome iudex kom- binacjami na temat imienia chrzestnego Mieszka I, jest bowiem zgoła nieprawdopodobne, by wystawił on akt darowizny państwa gnieŸnieńskiego, nie pod tym imieniem, pod którym występuje w Ÿródłach polskich, czeskich i niemieckich, nie wyłšczajšc kronik Widukinda i Thietmara. Œwiadczy to, że innego imienia w ogóle nie używał [...] Trudno nie uważać w tej sytuacji imienia Dagome za produkt jakiejœ pomyłki spowodowanej może nadniszczeniem pierwowzoru naszego regestu" (1965). Imię czeskiej małżonki Mieszka I nie zajmie nam tyle uwagi. Problem polega na wyborze, która forma jest pierwotna i właœci- wa: przekazana tylko przez Thietmara z Merseburga i od razu przezeń wytłumaczona ("co w języku niemieckim wykłada się: dobra") forma "Dobrawa", czy też potwierdzona zarówno przez Kosmasa z Pragi, jak również Ÿródła polskie (roczniki, Gall Ano- nim) "Dšbrówka" (Dubravca, Dubravku, Dubrouka). "Dšbrówka 67 jest nazwš kilku roœlin, tylko żona Mieszka tak się nigdy nie na zywała; nazywała się Dobrawa, nonsens z Dšbrówkš wyłonił : póŸniej" - kategorycznie, ale i apodyktycznie stwierdził tak w bitny uczony, jak Aleksander Brckner. Zwłaszcza historycy p słuchali Brcknera, zawierzyli Thietmarowi i imię "Dobraw zdawało się wypierać formę "Dšbrówka". Inni i także wybil językoznawcy (zwłaszcza Tadeusz Lehr-Spławiński) dowodzili je nak tezy przeciwnej: tylko Thietmar zaœwiadcza formę imiex od "dobra", pozostałe Ÿródła doœć zgodnie potwierdzajš forz wskazujšce na "dšb". Nieprawdš jest, że imienia żeńskiego z można było od dębu wywodzić - przeciwnie, magiczna siła dę zupełnie dobrze motywuje imię Dšbrówka. To raczej Thietmar ps ofiarš własnej, niewštpliwej, ale przecież chyba nie nadmiern znajomoœci języka słowiańskiego, tym bardziej że jak się okazu właœnie na obszarze Serbów Połabskich (na którym rozcišgała ; diecezja merseburska) imiona i nazwy od "dobry" rzeczywiœcie występowały, co mu pozwoliło imię czeskiej księżnej nawišzać takiego właœnie rdzenia. Ponieważ forma "Dšbrówka" jest b: dziej zadomowiona w polskiej tradycji i zachodzi duże prawc podobieństwo, iż lepiej niż "Dobrawa" odpowiada ona rzeczyi stemu imieniu władczyni, jej będziemy używali w niniejs: ksišżce. 68 Rozdział VI DZIEDZICTwO Z dużymi trudnoœciami i w sposób daleki od pewnoœci próbuje nauka historyczna ustalić zasięg posiadłoœci Mieszka I w nie zna- nym nam bliżej momencie obejmowania przezeń rzšdów po Sie- momyœle. Daty rozpoczęcia przez Mieszka rzšdów nie znamy, podobnie jak daty jego urodzin. Wprawdzie w póŸniejszych Ÿródłach pol- skich (niektóre rękopisy Rocznika małopolskiego, Rocznik lubiński, Kronika wielkopolska) możemy spotkać się z informacjami, jakoby Mieszko I urodził się bšdŸ to w roku 920, bšdŸ 931, ale do dat tych nie można przywišzywać wagi, gdyż sš to po prostu dowolne kombinacje autorów. W gruncie rzeczy jedynymi, ale poœrednizni i bardzo ogólnymi wskazówkami Ÿródłowymi, rzucajšcymi nieco œwiatła na czas urodzin pierwszego historycznego Piasta na tronie polskim, sš dane (Ibrahima ibn Jakuba, Widukinda, Thietmara, roczników) wskazujšce na to, że w połowie lat szeœćdziesištych X wieku Mieszko był człowiekiem zupełnie dojrzałym i pewnš rękš dzierżšcym władzę w państwie (zdaniem Anonima Galla przed 965 rokiem miał już mieć "siedem żon), a także informacja Thietmara z Merseburga (ks. IV, rozdz. 58), iż Mieszko I zmarł 25 maja 992 roku sędziwy już wiekiem i goršczkš zmożony" (senez et febricitans). Niestety, pojęcie sędziwoœci w œredniowie- czu było nader rozcišgliwe i mogło dotyczyć ludzi, którym w na- szym rozumieniu daleko jeszcze do staroœci. Oswald Balzer uwa- żał, że słowa Thietmara wskazujš zapewne na około siedemdzie- sišt lat, w zwišzku z czym ustalał hipotetycznie rok urodzenia Mieszka na 922, ale ponieważ senex w œredniowieczu mógł ozna- 69 czać także człowieka powyżej pięćdziesištki, wypadnie ogólnie ty ko stwierdzić, że Mieszko urodził się gdzieœ pomiędzy 920 a 9 rokiem. Aktywnoœć księcia w ostatnich jeszcze latach życia zdaj się nawet œwiadczyć za póŸniejszš raczej, bliższš roku 940 niż 92 datš urodzenia. Z braku bezpoœrednich danych co do zasięgu państwa odziedzi czonego przez Mieszka po ojcu skazani jesteœmy na domniemani opierajšce się na wnioskowaniu retrospektywnym ("wstecz" z pewnych wydarzeń datowanych na lata panowania Mieszka, p parte obserwacjami archeologicznymi czy logikš położenia geogra ficznego, czy uwarunkowań historycznych. W tej sytuacji trudn rzecz jasna, o pewnoœć. Ziemie póŸniej nazywane polskimi, inaczej mówišc: wschodnio lechickie, składały się w X wieku z kilku dużych terytoriów, bę dšcych rezultatem długotrwałych procesów rozwojowych mieszka jšcych tam plemion. Na północ od Karpat i Sudetów można wy odrębnić dwa równoleżnikowe pasma plemienne: południowe obejmujšce plemiona Œlšska i Małopolski i północne - obejmu jšce Wielkopolskę, Polskę Œrodkowš (Kujawy, ziemie sieradzk i łęczycka), Mazowsze i Pomorze. Geografia plemienna ziem pol skich znana jest w stopniu nierównym, dane Ÿródłowe nie zawsz sš współczesne i nie wiadomo, czy oœwietlajš one strukturę ple miennš ziem polskich w sposób równomierny. Najdokładniej jesz cze znamy plemiona œlšskie: oprócz Œlężan, od których cała dzielnica otrzymała póŸniej nazwę i którzy - zajmujšc cen tralnš pozycję na Œlšsku (nad Odrš, z centrum we Wrocławiu) odgrywali wœród plemion œlšskich bez wštpienia czołowš rolę, już! Geograf Bawarski w połowie IX wieku wymienił: Dziadoszan (w okolicach Głogowa), Opolan(Opole), Gołęszyców (Racibórz) i zagadkowych Lupiglaa (Głupczanie?). Ze Ÿródeł póŸniejszych do- wiadujemy się o plemieniu Bobrzan (nad rzekš Bóbr) i T r z e- b o w i a n (lokalizacja sporna). W przeciwieństwie do Slšska, gdzie Geograf Bawarski zna jedynie zwykłe, "małe" plemiona, w M a- ł o p o 1 s c e Ÿródła poœwiadczajš jedynie W i œ 1 a n nad górnš Wisłš (okolice Krakowa i Sandomierza) i zapewne na wschód od nich, na pograniczu z Rusiš, L ę d z i a n, chociaż istnieje i druga koncepcja, że Lędzianie lub Lędzice (Lendżzż Geografa Bawarskie- go, Lendzunenoż cesarza Konstantyna Porfirogenety z połowy 70 X wieku) żyli w Wielkopolsce i byli tym samym ludem, który póŸniej występował pod nazwš Polan. Zdaniem niektórych uczo- nych spoœród tych, którzy opowiadajš się za wschodniš lokali- zacjš Lędzian, w skład tego plemienia wchodzili zapewne Bużanie i Dulębowie. Fakt, że poza tymi ewentualnymi wyjštkami z tery- torium Wiœlan i Lędzian nie znamy żadnych drobniejszych ple- mion, zdaje się dowodzić znaczniejszego niż na Œlšsku zaawanso- wania procesu konsolidacji politycznej w okresie przed Miesz- kiem I. Dawno już uczonych zastanawiał brak P o 1 a n u Geografa Bawarskiego i w innych Ÿródłach (podczas gdy Wiœlan wyxnieniły z nazwy aż trzy niezależne od siebie Ÿródła w IX wieku), a zatem plemienia póŸniej wiodšcego w Polsce północnej, od którego wy- wodzi się nazwa Polski i Polaków. Nazwa Polan w znaczeniu ogól- niejszym, jako ogół poddanych pierwszych władców piastowskich, pojawiła się w Ÿródłach dopiero na przełomie X i XI wieku, gdy założone przez władców polańskich państwo zdecydowanie wkro- 71 czyło na arenę dziejów. Szybkoœć jednak, z jakš nomenklatura "polańska" czy "polska" poczšwszy od tej chwili rozpowszechnia ła się, całkowicie wypierajšc wczeœniejsze okreœlenia (zob. niżej) zdaje się dowodzić, że musiała ona powstać wczeœniej, już w cišgu X stulecia i obowišzywać niejako na użytek wewnętrzny. Pomimo tego trudno nie przyznać, że jak na domniemane znaczenie Polan nazwa ich stosunkowo póŸno się pojawiła, co można tłumaczyć albo tym, że Polanie uprzednio ukrywali się pod jakšœ innš nazwš (np. Lędziców/Lędzian), albo że uprzednio, powiedzmy w połowie IX wieku (gdy zbierał informacje Geograf Bawarski), byli plemie niem mniej znacznym, drugorzędnym, ustępujšcym pod wzglę- dem liczebnoœci i znaczenia nie tylko Wiœlanom, ale także swoim wschodnim sšsiadom - mieszkańcom żyznych Kujaw, występu- jšcym u Geografa Bawarskiego zapewne pod nazwš Goplan (Glopenni), od nazwy jeziora Gopło, a z oœrodkiem w Kruszwicy. Nie jest wykluczone, że w polskiej tradycji dziejopisarskiej zacho- wały się pewne głuche echa rywalizacji pomiędzy kruszwickimi Goplanami a gnieŸnieńskimi Polanami, zwłaszcza jeżeli wraz z nie- którymi uczonymi właœnie z tš rywalizacjš łšczyć będziemy znane nam już Gallowe podanie o gwałtownym obaleniu Popielidów i za- stšpieniu ich przez Piastów. Siedziby pierwotnych Polan znajdo- wały się w póŸniejszej Wielkopolsce, z centrum nad œrodkowš War- tš i z głównymi oœrodkami w GnieŸnie, Poznaniu, na Ostrowie Led- nickim i w Gieczu. Mazowszan i Pomorzan nie wymieniło z nazwy żadne Ÿródło przed XI wiekiem, w zwišzku z czym niektórzy uczeni sš wręcz zdania, że nie były to właœciwe plemiona, poprzedzaišce istnienie państwa polskiego, lecz jednostki wtórnie, póŸniej wyod- rębnione w ramach państwa piastowskiego. Należy jednak przy- chylić się do tezy przeciwnej, uznajšcej starodawnoœć dwóch wy- mienionych plemion. O ile nazwa Pomorzan, jak wspomniałem, jest stosunkowo póŸna, o tyle Ÿródła z IX-X wieku wymieniajš, jak się wydaje, kilka mniejszych plemion wchodzšcych w skład nad- rzędnego pojęcia "Pomorzanie". Chodzi tu zwłaszcza o Pyrzy= czan w rejonie Pyrzyc oraz Wolinian na wyspie Wolin wraz z zapleczem lšdowym, choć kto wie, czy Wolinianie (z którymi wiele kłopotów miał potem Mieszko I) nie byli już raczej plemie- niem wieleckim, a nie pomorskim. Wiele wskazuje na to, że już w IX wieku na ziemiach wschod- niolechickich doszło do próby stworzenia ponadplemiennej organi- zaeji politycznej, wyprzedzajšcej póŸniejszš inicjatywę polańskiclh Piastów. Według wszelkiego prawdopodobieństwa inicjatywa ta wyszła od małopolskich Wiœlan. Ziemie Polski południowej były od dawna (co najmniej od okresu wpływów rzymskich, tzn. pierw- szych wieków naszej ery) znacznie bardziej, w porównaniu z Pol- skš północnš, zaawansowane w rozwoju cywilizacyjnym. Warunki naturalne (gleby, mniejsze zalesienie terenu, bogactwa naturalne) także bardziej sprzyjały człowiekowi niż na lesistych i bagiennych terenach Polski œrodkowej i północnej. Wreszcie oddziaływania obcych centrów politycznych i kulturalnych (Ruœ, Bizancjum, Niemcy, Morawy) na południu były znacznie silniejsze niż wobec znajdujšcych się długo w naturalnej i politycznej izolacji ziem polańskich. Zapewne około lat 875-880 Małopolska i Œlšsk znala- zły się w obrębie, a przynajmniej w sferze silnych politycznych wpływów państwa morawskiego - ówczesnej potęgi w skali œrod- kowoeuropejskiej, póŸniej zaœ - w X wieku - czeskiego, podle- gajšc przez pewien czas oddziaływaniom z południa (także w za- kresie chrystianizacji), których jednak, wbrew często pojawiajš- cym się odmiennym opiniom, nie należy przeceniać i o których przyjdzie nam jeszcze w niniejszej ksišżce podyskutować. "Pod- bój" Małopolski przez Œwiętopełka morawskiego sprawił, że Wiœ- lanie stracili doœć, jak się wydaje, realnš szansę skupienia wokół siebie innych ziem wschodniolechickich (polskich) i objęcia roli hegemona na północ od Karpat i Sudetów. Tymczasem nie zagrożone z zewnštrz, ale niestety pozostajšce w głębokim cieniu Ÿródeł, rozwijało się gnieŸnieńskie państwo pierwszych (przed Mieszkiem I) Piastów. Sš uczeni, którzy dopa- trujš się w "karierze" Polan nawet efektu jakiejœ współpracy czy aliansu pomiędzy Piastami a władcami Moraw. Panowanie tych ostatnich, zdaniem tych uczonych, którzy nieco zbyt odważnie usi- łujš rozœwietlić kulisy najwczeœniejszyeh dziejów ziem polskich, sięgnęło bowiem aż pogranicza Œlšska z Wielkopolskš (strefa po- rzecza Baryczy i Obry), to zaœ, że ekspansja morawska na tej ru- bieży właœnie się zatrzymała, jest - ich zdaniem - ważnym do- wodem na to, że pod koniec IX wieku Wielkopolska była już skon- solidowana politycznie i postawiła skutecznš zaporę dalszej in- 73 wazji z południa. Niektórzy postšpili nawet krok dalej, dopatru jšc się w wyniesieniu do władzy Piastów ukrytej ręki Morawia którzy liczyli na osłabienie jednoœci polańskiej, stworzonej już przez ród Popielidów, lecz zawiedli się w swych rachubach, poni waż Piastowie jeszcze energiczniej prowadzili akcję skupiania w! kół siebie plemion Polski najpierw œrodkowej, następnie zaœ tak mieszkajšcych poza niš. Nie trzeba, jak sšdzę, zaznaczać, że tego rodzaju wywody majš w zasadzie charakter spekulacyjny i mogš powoływać się jedynie na bardzo słabe przesłanki Ÿródłowe. Trudno w ksišżce poœwięconej osobie i panowaniu Mieszka szczegółowo referować dyskuœje naukowe (lub wręcz nienaukov dywagacje), zmierzajšce do odtworzenia poprzedzajšcych to pa nowanie faz dziejów ziem polskich. Czynimy to tylko w zakres niezbędnym do wyjaœnienia faktów i okolicznoœci panowania Mies ka I. Przypomnijmy sobie to, co jedyny nasz informator o przol kach Mieszka, Gall Anonim, potrafił (bšdŸ: chciał) powiedzieć: Si mowit "trudem i wojnš zdobył sobie rozgłos i chwalebnš sław a granice swego księstwa rozszerzył dalej niż kto kolwiek przed nim". Lestek "dzięki czynom wojennym dorów nał ojcu w prawoœci i odwadze". Jedynie przy Siemomyœle, ojca Mieszka I, kronikarz nie wspomniał o przewagach wojenny< i podbojach; władca ten natomiast "pamięć przodków potroił uro dzeniem i godnoœciš". Przyznajmy - bardzo niewiele informacji przekazał nam Gall Żeby może nieco konkretniej uchwycić zasięg państwa odziedzicz nego przez Mieszka po ojcu, sięgnijmy do Ÿródła wprawdzie pó niejszego, bo pochodzšcego z ostatnich lat panowania tego władc czyli regestu zwanego Dagome iudez (bliższe omówienie tego d kumentu w rozdz. XII). Opisuje on, jak wiemy, zasięg państwa polańskiego około 990 roku, ale pewne wnioski dotyczšce czasó o trzydzieœci lat wczeœniejszych będzie można, jak sšdzę, z ówcze nego przebiegu granic wyprowadzić. Mieszko I wraz z (drugš chrze œcijańskš) żonš Odš oraz dwoma synami z tego małżeństwa (Mies szkiem i Lambertem) poczynili nadanie na rzecz Stolicy Aposto skiej, obejmujšce "jeden gród w całoœci, zwany Schinesghe, : wszystkimi jego przynależnoœciami", to znaczy "państwo gnie nieńskie" z obszarami jeszcze nie uważanymi za ostatecznie przy należne do tego "państwa", ale już uzależnione przez Mieszka 74 wchodzšce w skład jego państwa w szerszym znaczeniu tego poia. Granice "państwa gnieŸnieńskiego ze wszystkimi jego przy- ależnoœciami" dokument okreœlił w sposób następujšcy: uta ƒncipit aprimo latere lo- gum, mare, re Pruzze usque in locum, qui dicitur Russe, fane Russe eztendente usque ƒn Craccoa, ab ipsa Craccoa usque ad flu- men Oddere recte in locum, qui dicitur Alemure, ab apsu Alemura usque in ter- ram Milze, tak jak zaczyna się z pierwszego boku długie morze, granicš Prus aż do miejsca, któ- re nazywa się Ruœ, i granicš Rusi cišgnšc aż do Krakowa, i od samego Krakowa aż do rze- ki Odry prosto do miejsca, które nazywa się Alemure, i od samej Alemura aż do grani- cy Milczan, 75 et a fine Milze recte intrn Odde- i od granicy Milczan prosto w kierunku Odry et exinde ducente iuzta flumen i stšd prowadzšc wzdłuż rz Oddera usque itz predictam Odry aż do wymienionej civitatem Schinesghe grodu Schinesghe Co zdanie, co słowo nawet, to problem naukowy, dlatego zdecy- dowałem się odnoœny tekst Ÿródła wyjštkowo przytoczyć takżeƒ w języku oryginału, tzn. w łacinie. Sš też zgoła zagadki - przede ; wszystkim ta, dzisiaj wprawdzie uchodzšca za rozwišzanš, dawnieJ ' jednak dzielšca uczonych: co znaczy "gród" (civitas) Schitesghe. Częœć uczonych uważała, że może ona oznaczać tylko Szczecin, a opisana granica państwa Mieszkowego obejmowałaby "zewnętrz- ne" jego granice, zaczynajšc się i kończšc w Szczecinie. Cóż, kiedy Szczecin w końcu X wieku nigdy poza tym nie wystšpił w jakim- kolwiek Ÿródle i odgrywał rolę podrzędnš, nie mogšc równać się np. z Wolinem, a poza tym dlaczego Szczecin właœnie miałby sta- nowić punkt centralny Mieszkowego państwa. Do dziœ nie ustalono definitywnie, co oznacza nazwa Alemure, -a; najczęœciej przyjmu- je się, że jest to morawski Ołomuniec. Pozostałe nazwy "w zasa- dzie" sš czytelne: Prusy, Ruœ, Kraków (w znaczeniu raczej pars pro toto, czyli ziemi krakowskiej). Omawianie i dyskutowanie dal- szych, niebagatelnych kwestii zwišzanych z Dagome iudex odkła- damy oczywiœcie do jednego z dalszych rozdziałów, w tym miejscu ;edynie zauważmy, że Kraków (ziemia krakowska) niewcho- dziła w skład państwa Mieszka I około 990 roku, podobnie jak nie wchodziły doń (co oczywiste) Prusy i Ruœ. Jeżeli nie wchodziły w 990 roku, to zapewne nie wchodziły również 30 lat wczeœniej, skoro nic nie wiadomo, by Mieszko I w cišgu swego panowania kraj ten utracił. Istotnie, niemal do końca X wieku Polska południowa, to zna- czy Małopolska i Slšsk, należały do Czech. Nie wiemy, kiedy roz- poczęło się czeskie panowanie w tych dzielnicach. Nie należy jed- nak sšdzić, że władcy czescy niejako automatycznie weszli w po- siadanie Slšska i Małopolski w następstwie Wielkich Moraw, po upadku tego państwa na poczštku X wieku w rezultacie klęski za- danej mu przez Węgrów. (Zresztš, podkreœlmy, panowanie moraw- skie pod koniec IX i na poczštku X wieku w Polsce południowej, aczkolwiek prawdopodobne, nie należy do faktów ustalonych 76 w sposób bezwzględny, musi pozostać hipotezš). W przeciwieństwie do tego panowanie czeskie w Małopolsce i na Slšsku w drugiej po- łowie X wieku nie może budzić wštpliwoœci. Pamiętamy, jak wy- raŸnie Ibrahim ibn Jakub podkreœlał przynależnoœć Krakowa do Czech, władcę czeskiego okreœlajšc wręcz jako "króla Pragi, Czeeh i Krakowa". PóŸny wprawdzie, bo z 1086 roku, sfałszowany wów- czas, ale niewštpliwie oparty na tekœcie autentycznym, a zatem wiarygodny w sensie merytorycznym, tzw. dokument praski, opi- sujšcy granice powstałego w 973 roku biskupstwa praskiego, w na- stępujšcy sposób opisuje północne granice tego biskupstwa: Następnie na północ te sš granice: Pszowianie, Chorwaci i dru- dzy Chorwaci, Slężanie, Trzebowianie, Bobrzanie, Dziadosza- nie, aż do œrodka lasu, którym otoczone sš granice Milczan. Stšd na wschód te rzeki ma za granice: Bug i Styr z grodem Krakowem i prowincjš, której nazwa jest Wag, z wszystkimi krainami należšcymi do wspomnianego grodu Kraków. Stšd rozszerzona dołšczonym pograniczem węgierskim cišgnie się aż do gór, których nazwa jest Tatry. Niezależnie od tego, czy granice biskupstwa praskiego w dru- giej połowie X wieku istotnie miały na północy tak imponujšcy zasięg czy też w cytowanym dokumencie mamy do czynienia wy- łšcznie z pretensjami biskupów tej stolicy z czasu powstania fal- syfikatu (koniec XI wieku), na ogół przyjmuje się w nauce, że tak dokładne okreœlenie rzekomych północnych granic biskupstwa nie mogło zostać przez fałszerza po prostu wymyœlone. Uważa się, że przytoczony opis odzwierciedla zasięg terytorium albo przynaj- znniej obszaru bezpoœrednich wpływów politycznych w okresie wielkomorawskim (przełom IX i X wieku) albo - czeskich przed włšczeniem południowej Polski w skład monarchii piastowskiej. Wreszcie mamy œwiadectwo bezpoœrednie. Kosmas z Pragi (on, do- dajmy, przytoczył w swojej kronice omawiany przed chwilš tekst dokumentu praskiego") w innym zupełnie miejscu swego dzieła, w zwišzku z objęciem tronu praskiego przez Bolesława III (999- -1003), stwierdził, iż "polski ksišżę Mieszko, nad którego nie było podstępniejszego człowieka, wnet zabrał podstępem miasto Kra- ków zabiwszy mieczem wszystkich Czechów, których tam znalazł". Wprawdzie w 999 roku Mieszko I od siedmiu lat już nie żył, i Kos- mas najwyraŸniej pomylił go z Bolesławem Chrobrym, ale zdaniem 77 niektórych uczonych (m.in. Gerarda Labudy) w tym akurat miejs Kosmas pomylił się nie co do osoby księcia polskiego, lecz co daty opanowania przez Polaków Krakowa. Pomyłka wynosi 10 lat - Mieszko I zajšł zatem Kraków w 989 roku. Zobaczymy w je nym z kolejnych rozdziałów, Ÿe data ta jest dobrze uzasadniona. W 990 roku, jak wynika z danych zawartych w kronikach Thit mara i tzw. Mnicha Sazawskiego, który uzupełniał i kontynuow kronikę Kosmasa z Pragi, Mieszkowi I udało się także wydrz Czechom Œlšsk. Było to zakończenie procesu łšczenia wszystki ziem "polskich" (wschodniolechickich) w jeden organizm pań; wowy, zapoczštkowanego przez przodków Mieszka I. Co prawda, pojawiajš się niekiedy w nauce głosy kwestion jšce czeskš przynależnoœć Małopolski i Œlšska w X wieku lub d puszczajšce jedynie bardzo krótkie, epizodyczne, rozłšczenie ty ziem z resztš ziem polskich. Nie wydaje się to uzasadnione, gd przytoczone wyżej œwiadectwa Ÿródłowe, poœwiadczajšce zwłaszc czeskš przynależnoœć Krakowa, sš trudne do podważenia. Trzeba więc przyjšć, że Mieszko, obejmujšc rzšdy, nie włać Polskš południowš, może jedynie wschodniš jej częœciš, zamie: kałš według wszelkiego prawdopodobieństwa przez Lędzian. J sam bowiem fakt, że zarówno Rusini, jak również niektóre izi ludy "wschodnie" nazwę tego granicznego plemienia wczeœnie rc szerzyły na całoœć plemion wschodniolechickich, nazywajšc Pola- ków Lachami (Ruœ), Lengyel (Węgrzy) czy Lenkas (Litwini), bš Lendzanenoi (Bizancjum), można rozumieć w tym sensie, że rycl zostali oni włšczeni do państwa piastowskiego. Wprawdzie państi to, bez ziemi krakowskiej i Œlšska, ale z terytorium Lędzian, mi łoby doœć dziwny, wydłużony na osi północny zachód - połu niowy wschód kształt, ale wykluczone to nie jest. Niestety, główny argument pozytywny, zawsze przytaczany na poparcie tezy o r chłym rozcišgnięciu państwa wczesnopiastowskiego ku południo- wemu wschodowi, okazuje się niepewny. Argumentem tym jest wzmianka najstarszego rocznika (latopisu) ruskiego, zwanego Po- wieœci lat minionych (lub Kronikš Nestora), zanotowana pod z kiem 6490 (według ery od poczštku œwiata), co odpowiada roko 981 w naszej rachubie: Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajšł grody ich, Pr: Czerwień i inne grody, które sš i do dziœ dnia pod Rusiš, ,rš zwykle rozumiano w ten sposób, że Włodzimierz kijowski #brał Polakom (Lachom) tak w nauce polskiej nazywane Grody erwieńskie (odzyskał je następnie na krótko Bolesław Chrobry 1018 roku, odpadły ponownie w czasach Mieszka II). Nie jest jednak, jak wykazał Gerard Labuda, interpretacja konieczna, że wyprawa Włodzimierza z 981 roku mogła kierować się prze- ciw "Lachom" w œciœlejszym, plemiennym słowa tego znaczeniu, #li Lędzianom, pozostajšcym jeœzcze pod zwierzchnictwem czes-kim. Jeżeli więc ktoœ poza Lędzianami był dotknięty akcjš ruskš, wcale nie Piastowie, lecz czescy Przemyœlidzi, o ile nie jest prze- inš opiniš, że strefa ich bezpoœrednich wpływów politycznych #czywiœcie sięgała tak daleko na północny wschód. Wynika stšd, poglšd o przynależnoœci Małopolski Wschodniej do państwa :eszkowego opiera się na kruchych podstawach. Nie należało do tego państwa w chwili obejmowania stolca ksiš- cego przez Mieszka I także Pomorze, chyba że wschodnie, jako że słychać o walkach Mieszka w tej częœci dzielnicy pomorskiej. alki koncentrowały się na Pomorzu Zachodnim, można powie- ieć, że wypełniały one znacznš częœć rzšdów Mieszka I i stano- :ły jeden z głównych problemów tego panowania. Podobnie Zie- ia Lubuska została zapewne dopiero przez Mieszka zdobyta. W ta- m razie pozostaje wniosek, że Siemomysł przekazał Mieszkowi oprócz rozszerzonego terytorium Polan Polskę œrodkowš (Kuja- y, Łęczyca i Sieradz) i prawdopodobnie Mazowsze (skoro za pa- iwania Mieszka nic nie słychać o walkach o wymienione dziel- ce). Zdaniem zmarłego przed kilkoma laty wybitnego mediewisty poznańskiego, Henryka Łowmiańskiego, przedmieszkowe fazy pro- cesu konsolidacji ziem polskich przedstawiały się następujšco. Pa- nowanie Siemowita, przypadajšce według wszelkiego prawdopo- dobieństwa na schyłek IX i ewentualnie także poczštek X wieku, objęcie granicami państwa Piastów całego ob- :aru Polan. Nie jest wykluczone zresztš, że takie terytorium Sie- mowit obejmował już po obalonych Popielidach. Tylko bowiem konsolidacjš państwa polańskiego można, zdaniem Łowmiańskiego, wytłumaczyć zatrzymanie się ekspansji wielkomorawskiej u gra- ic Wielkopolski. "Największym zdobywcš w historii Piastów" przed Mieszkiem I był Lestek, syn Siemowita, który dokonał więk- 79 szoœci dzieła jednoczeniowego. Pod koniec panowania skupił w swym ręku oprócz terytorium Polan: ziemie Goplan (czyli Po skę œrodkowš), Mazowsze i kraj Lędzian (prof. Łowmiański op wiedział się zatem za wczesnš przynależnoœciš tego terytoriu Ekspansja Polan za Lestka miała więc charakter wschodni i w czerpała już realnie istniejšce wówczas możliwoœci w tym sensi że objęła w tym kierunku całoœć plemion wschodniolechickich. S Lestka, Siemomysł, skierował zatem ekspansję na północ, przył czajšc do swego państwa przynajmniej częœć Pomorza (Pomor Wschodnie?). Kierował się bez wštpienia także względami gospo darczymi - chęciš zapewnienia sobie dostępu do Bałtyku i czer pania korzyœci z handlu morskiego. Prawdopodobnie miał na uwa dze także możliwoœci ekspansji zachodniej - na Połabie. Mieszko I, obejmujšc zapewne około 960 roku tron ksišżęcy po ojcu, miał pod swojš władzš prawie dwie trzecie terytorium za mieszkiwanego przez plemiona polskie. Równoczeœnie, poczynajšc od połowy X wieku, zaczynała pękać dotychczasowa doœć szczeln izolacja piastowskiego państwa od œwiata zewnętrznego. Na Połab szczyŸnie ukształtował się silny zwišzek plemienny Luciców/WiE letów, aktywnie i destrukcyjnie oddziałujšcy na wszystkie stron; Nabierało znaczenia pod rzšdami Bolesława I (zm. 972) państwo czeskie, obejmujšce, jak już wiemy, także południowe ziemie po: skie. Pojawiały się konflikty z pogranicznymi władcami niemiec kimi, a sama Rzesza Niemiecka pod energicznymi rzšdami Ottona œtała się pierwszej rangi czynnikiem politycznym w Europie. Ruœ niebawem sięgnie po Grody Czerwieńskie... Państwo, nad którym władzę objšł Mieszko I, stało przed n' lada jakimi wyzwaniami. 80 Rozdział VII ROK 963? Znak zapytania w tytule tego rozdziału jest konieczny, najstar- sza bowiem data roczna w histor Polski, stanowišca przedmiot te o rozdziału, została w nowszej polskiej historiografii zakwestio- nowana. Jeżeli okazałoby się to słuszne, najstarszš datš byłby rok 965 - przybycie czeskiej Dšbrówki do Polski i sojusz polsko-czeski. Jak zwykle, najpierw trzeba oddać głos Ÿródłom. ródłem w tym przypadku "numer jeden", współczesnym opisywanym wy- padkom, sš "Dzieje saskie" Widukinda z Korbei (ks. III, rozdz. 66 i 67) : W chmana Drugie œwiadectwo jest znacznie krótsze: to wzmianka w kroni- ce Thietmara z Merseburga (ks. II, rozdz.14): Gero margrabia wschodnich ludów pesd# #az zch t dce- sarza Łużyczan i Słupian, a także da- nymi. 81 Mieszko I Tak więc komes Gero, dobrze pamiętajšc przysięgi 1 gdy widział że został on oskarżony, odesłał go do barbarzyń- ' odebrał. Przez nich chęt- ców, od których go [przedtem) h w a 1 k a c h n a nie przyjęty, natarł w częstyc y dalej w głębi mieszkajšcych barbarz ńców. Króla I Vlieszka którego władzy podlegali Słowianie zwani Lici- , , š caviki, pokonał za dwoma nawrotami, jego brata zabił wielk zdobycz mu zabrał. W tym samym czasie komes Gero potężnie zwyciężył Słowian zwanych Łużyczanami i przymusił do pełnej niewoli, jakkol- wiek sam odniósł ciężkš ranę, stracił bratanka, męża najlepsze- go, oraz innych bardzo licznych szlachetnych mężów. Teraz trzeba dokonać krótkiej choćby prezentacji dwóch nie mieckich aktorów tych wydarzeń. Najpierw przedstawimy Gerona. Wybitna to postać na sceni wschodnich Niemiec X wieku. Pochodził z szlachetnego rod wschodniosaskiego, którego rodowe (alodialne) posiadłoœci położo; ne były na wschodnim pogórzu Harzu (Frose i Gernrode). W roku, 937 Otton I powierzył Geronowi sprawowany uprzednio przez jego brata Zygfryda urzšd legata w Saksonii i zwierzchnictwo nad granicami tego kraju, zwłaszcza słowiańskiego pogranicza na wschodzie. Kompetencje Gerona rozcišgały się na większš częœć terytoriów ludów połabskich między Salš i Łabš a Odrš, od Czech na południu po marchię Hermana Billunga, obejmujšcš ziemie obodrzyckie, na północy. Geron rychło wyrósł na głównego ekspo- nenta niemieckiej polityki na wschodzie i najważniejszego pomoc- nika Ottona I na tym terenie. Wobec Słowian był bezwzględny, czego dowiódł już w 939 roku podstępnym wymordowaniem 30 wielmożów wieleckich zaproszonych na ucztę. Miało to zapobiec przygotowywanemu powstaniu ludów słowiańskich przeciw na- rzuconemu im nie tak dawno panowaniu niemieckiemu. Wrażenie tego czynu było podobno tak wielkie, że w roku na- stępnym wszystkie plemiona słowiańskie aż po Odrę podporzšd- kowały się bez walki Niemcom i zobowišzały do płacenia trybutu. W 954 roku Geron ujarzmił powstajšcych przeciwko Niemcom Wkrzan na północnym Połabiu, a w roku następnym odegrał waż- nš rolę w tłumieniu przez Ottona I wielkiego powstania Obodrzy- ców i Wieletów, przyczyniajšc się do decydujšcego zwycięstwa nie- mieckiego nad rzekš Rzekienicš (Recknitz). Wspomniana przez Wi- dukinda i Thietmara wyprawa w roku 963 była już ostatnim czy- nem Gerona na wschodnim pograniczu. Ciężko ranny w toku kam- panii na Łużycach, straciwszy w tych walkach bratanka i wielu wojowników, po wyleczeniu się z ran udał się jeszcze w tymże 963 roku z pielgrzymkš do Rzymu, gdzie na grobie apostołów Pio- tra i Pawła miał jakoby złożyć broń na znak wycofania się z życia politycznego. Zmarł 20 maja 965 roku, został pochowany w zało- żonym przez siebie żeńskim klasztorze w Gernrode. Czyżby postępek Gerona był prototypem podobnego "wyczynu"- opisanej przez mistrza Wincentego Kadłubka œmiertelnej uczty na dworze Pompiliusza II/Popiela; za namowš - jak pamiętamy z opowiadania Dłu- gosza - niemieckiej żony? 82 Jest to postać trudna do jednoznacznej oceny, zwłaszcza gdy- byœmy chcieli zastosować do owej twardej epoki nasze normy mo- ralne: zbrodni 939 roku nigdy mu historia, zwłaszcza ludów sło- wiańskieh, nie zapomni. Najnowsza nauka niemiecka zauważyła, że przekonanie o bezwzględnej wiernoœci Gerona wobec Ottona I, który w dokumentach nazywał go oster ailectus ("nasz ukocha- ny") i fidelis marchio ("wierny margrabia"), niezupełnie odpowiada rzeczywistoœci, skoro w czasie powstania syna królewskiego Liu- dolfa przeciwko Ottonowi Geron otrzymywał w 951 roku od rebe- lianta jakieœ nadania i skoro, co ma zwišzek już bezpoœredni ze sprawami Mieszka I, udzielał pomocy banicie Wichmanowi. Thiet- 83 mar z Merseburga nie odmówił wszakże Geronowi miana "obroń- cy ojczyzny" (defensor patriae). Graf Wichman był postaciš zupełnie innego wymiaru, po prostu awanturnikiem, nie mogšcym znaleŸć swojego miejsca w feudal- nym społeczeństwie niemieckim. Na scenie historycznej była to po- stać drugo- czy nawet trzeciorzędna, raczej przez przypadek zwiš- zana z najdawniejszymi Ÿródłowo poœwiadezonymi dziejami pań- stwa polskiego. Pochodził co prawda z dobrej rodziny - z rodu Billungów, był bratankiem wspomnianego księcia saskiego Her- mana Billunga i powinowatym zarówno samego Ottona I, jak i margrabiego Gerona. Niezbyt długie (urodził się zapewne w la- tach trzydziestych, poległ 22 wrzeœnia 967 roku) życie Wichmana było bardzo burzliwe, to że znamy je wyjštkowo jak na X wiek dokładnie (chciałoby się rzec: zbyt dokładnie w stosunku do rzeczywistej roli dziejowej przez Wichmana odegranej), zawdzię- ezamy kronikarzowi Widukindowi, który bliżej zainteresował się losami Wichmana, przedstawiajšc ich koleje w III księdze (rozdz. 23-69) swego dzieła. Około 953 roku wraz z bratem Ekbertem brał Wichman udział w niepomyœlnej dla Ottona I wyprawie do Frankonii (w trakcie wspomnianej wojny domowej wszezętej przez królewicza Liudolfa), sprawujšc z ramienia stryja Hermana Bil- lunga współdowództwo korpusu saskiego. Okršżony przez prze- ciwników w jakimœ grodzie, przeszedł wraz z bratem do obozu re- beliantów, występujšc równoczeœnie przeciw stryjowi z oskarże- niem o zagarnięcie ojcowizny. Ksišżę saski pokonał buntowników i ujšł obu bratanków. Dzięki wstawiennictwu królewskiemu Wich- man został jedynie oddany pod straż. W 954 lub na poczštku 955 roku zbiegł, ponownie połšczył się z bratem i zbrojnie zaatakował Hermana. Ponownie pokonani, zdołali buntownicy ujœć za Łabę do ksišżšt obodrzyckich Nakona i Stojgniewa, znajdujšcych się w przededniu wojny z Sasami. Była to, z punktu widzenia nie- mieckiego, oczywista zdrada. W rozpoczętej wiosnš 955 roku woj- nie Słowianie poczštkowo powierzyli dowództwo Wichmanowi. Po pierwszych sukcesach Słowian, po zwycięstwie Ottona I nad Wę- grami (sierpień 955 roku nad rzekš Lech w Bawarii) szala zwy- cięstwa zaczęła przechylać się na stronę niemieckš. W drugiej fa- zie wojny, zakońezonej, jak wiemy, klęskš Słowian nad Rzekieni- cš, Wichman zdaje się nie odgrywał znaczniejszej roli. Uznani; wraz z Ekbertem, za wrogów państwa i pozbawieni majštku, uszli do Francji, gdzie przebywali około dwóch lat. Po wybuchu wojny Sasów z Redarami, głównym plemieniem Zwišzku Wieleckiego (w 958 roku), Wichman potajemnie wrócił do Saksonii, przyłšczajšc się do Redarów. W wyniku kolejnej woj- ny skierowanej przeciw Wiehmanowi, ten skapitulował, uzyskujšc od króla (dzięki poœrednictwu margrabiego Gerona i jego syna, którego żona była siostrš Wichmana) darowanie przewinień, zwrot ojcowizny oraz majštku żony. Również i to pojednanie nie miało się okazać trwałe. Pod nieobecnoœć króla w Niemezech raz jeszeze sprzymierzony z Ekbertem Wichman zebrał drużynę i wszezšł woj- nę ze znienawidzonym stryjem Hermanem, po czym zbiegł do kró- la duńskiego Haralda Sinozębego, bezskutecznie usiłujšc nakłonić i jego do wojny. Spisek został ujawniony, częœć spiskowców - stra- eona, Wichman z Ekbertem ledwo uszli z życiem. Z tš chwilš po- stać Ekberta znika ze Ÿródeł, na placu boju pozostaje już tylko Wichman. Sehronił się on u margrabiego Gerona, który, jak już wiemy z przytoczonej na poczštku niniejszego rozdziału relacji Widukinda, wysłał kłopotliwego powinowatego i banitę "do bar- barzyńców, od których go [uprzednio] odebrał". O co tu chodziło? Nie chcšc dopuœcić do wydania banity w ręce sprawiedliwoœci, Geron zapragnšł najwidoczniej oddalić Wichmana z terenu Niemiec, zwłaszeza ze swojej rozległej marehii, gdyż w za- sadzie był przecież zobowišzany do ujęcia zdrajcy. Zarazem chciał sprawić, by przez jakšœ korzystnš widocznie dla Niemców akcję wœród owych bliżej nie okreœlonych "barbarzyńców" dać Wichma- nowi być może szansę rehabilitacji i odzyskania łaski królewskiej. Kim byli ci "barbarzyńcy"? Na ogół identyfikuje się ich z Re- darami, wœród których działał Wichman wezeœniej, około roku 958, bšdŸ z Wolinianami, zajmujšcymi, jak wiadomo, siedziby u ujœcia Odry, Goœcinnie przez nich przyjęty, wraz z nimi miał teraz Wich- man trapić najazdami jakichœ tajemniczych "dalej w głębi miesz- kajšcych barbarzyńców". Następne zdanie zdaje się wyjaœniać, co to za dalej mieszkajšcy "barbarzyńcy": Wichman miał dwukrotnie pokonać "króla" Mieszka (Misacam regem), o którym dotšd w kro- nice Widukinda nie było jeszeze mowy, dlatego kronikarz uznał za 85 stosowne wyjaœnić: "którego władzy podlegali Słowianie zwanj Licicaviki", zabić brata tego władcy i zabrać mu "wielkš zdobycz". To, że rex Misaca (król Mieszko) był naszym Mieszkiem I, nie jest już od dawna sporne w nauce. Dziwnie jakoœ: Licicaviki, okreœ; leni zostali jego poddani - do sprawy owych Licicavików powró: cimy za chwilę. Na razie wypada zapytać, kiedy opisywane wyda: rzenia nastšpiły. Widukind niestety nie podaje tej daty wprost. O Wiehmanie i jego dalszych walkach z Polanami Mieszka I będzie jeszcze pisał w dalszych rozdziałach i my także do nich będziemy jeszcze musieli wrócić. Data œmierci Wichmana, znana dokładnie (22 wrzeœnia 967 roku), wyznacza terminus ad quem (znaczy to tylko, że omawiana tu wojna z Mieszkiem I musiała być od tej daty wczeœniejsza). W przytoczonym przez nas następnym (67) rozdzia- le, donosi jednak Widukind, że "w tym samym czasie" (eo quoque tempore) komes Geron pokonał Łużyczan. Także i w tym wypad- ku Widukind nie podał daty, ale przytoczony zwrot dowodzi, że przynajmniej, zdaniem kronikarza saskiego, wyprawa Gerona prze- ciw Łużyczanom była równoczesna z wyprawami Wichmana przeciwko Mieszkowi. Tak się składa, że wyprawa Gerona przeciw Łużyczanom wspomniana została w innym zupełnie Ÿródle, tak zwanej Kontynuacji (kroniki) Reginona, pióra póŸniejszego arcybi- skupa magdeburskiego Adalberta i umieszczona tam wyraŸnie pod rokiem 963. Pozwala to datować wspomniane przez Widukinda wojny Wichmana z Mieszkiem także na ten rok. Mielibyœmy zatem Ÿródłowe potwierdzenie najwczeœniejszego wydarzenia zwišzanego z dziejami państwa polskiego. Piszemy o "wojnach Wichmana", gdyż tak właœnie ujmował te wydarzenia kronikarz Widukind, ale nie zapominamy o propor- cjach: nie ulega wštpliwoœci, że rola samego Wichmana była tu podrzędna. Już wczeœniej, gdy wypadło mu działać wœród Obodrzy- ców, ci chętnie posłużyli się jego doœwiadczeniem i wykorzystali nienawiœć żywionš do księcia saskiego, bynajmniej jednak nie po= wierzyli mu dowództwa. Wataha takich jak on sam awanturników czy wręcz banitów nie mogła być zbyt liczna, jeżeli liczyła kilka- dziesišt osób, to dużo, nie ona mogła decydować o wyniku bitew z wojownikami Mieszka I, o których już wkrótce Ibrahim ibn Jakub wyrazi się tak poehlebnie. Przeciwnikami Mieszka byli przede 86 wszystkim owi "barbarzyńcy", z którymi Wichman współdziałał. byli nimi, jak wiemy, Redarowie - główne plemię silnego Zwišz- ku Wieleckiego (Lucickiego) lub Wolinianie - plemię zapewne wówczas także w jakiœ sposób stowarzyszone ze Zwišzkiem Wie- leckim. Wydaje się, że nawet roli podżegacza czy inicjatora nie można w tym przypadku Wichmanowi przypisać. Prawdopodob- nie Geron posłał go właœnie do tych Słowian, którzy mieli własne porachunki z księciem polańskim. Czujny margrabia pilnie œledził to wszystko, co działo się na powierzonym mu przez króla pogra- niczu. Nikt nie wštpił w wiarygodnoœć omawianej relacji Widukinda, pomijajšc nadmierne wyeksponowanie przezeń roli Wichmana, na- tomiast wielkš dyskusję naukowš wywołała przytoczona wyżej, bezpoœrednio po relacji Widukinda, lakoniczna informacja Thiet- mara. Przypominam: Thietmar przemilcza tu w ogóle postać VVichmana i "jego" wojnę z Mieszkiem, natomiast potwierdza zwy- eięstwo Gerona nad Łużyczanami (dodajšc wszakże, że podbił tak- że i Słupian) i stwierdza fakt nie znany Widukindowi, iż Gero, oprócz Łużyczan i Słupian poddał zwierzchnictwu cesarza (impe- riali subdidit dicioni) "także Mieszka wraz z jego poddanymi". Niestety, żadnych bliższych informacji, np. na temat okolicz- noœci narzucenia Mieszkowi tego zwierzchnictwa czy jego warun- ków, biskup merseburski nie udzielił. Wiemy jednak, że kilka lat póŸniej rzeczywiœcie Mieszko I występował w charakterze władcy podporzšdkowanego Ottonowi I. Otóż tenże Widukind, opisujšc pod rokiem 967 przebieg drugiej wojny Mieszka I z Wichmanem i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami, nazwał władcę polańskiego "przyjacielem cesarza" (amicus imperatoris). Analiza znaczenia ta- kiej tylulatury, wielokrotnie podejmowana w nauce polskiej, pro- " wadzi do wniosku, że "przyjacielem cesarza w ówczesnych wa- runkach mógł być władca zwišzany z nim jakimœ układem i wspól- nie z nim realizujšcy jakieœ polityczne cele. Wreszcie Thietmar, opisujšc wyprawę margrabiego Hodona przeciw Mieszkowi I w 972 roku napisał, że Mieszko płacił cesarzowi "trybut aż do rzeki War- ty i był "wierny cesarzowi" (Misecoem imperatori fidelem tribu- mque usque itz Vurta fluvium solventem). Na razie odkładamy sprawę zasięgu owego trybutu (co to znaczy: "aż do rzeki Warty"?); 87 wkrótce zresztš i tak do niej wrócimy. Przytoczone dwa niepod rzane w swej wiarygodnoœci œwiadectwa Ÿródłowe potwierdzajš istnienie nierównorzędnego sojuszu pomiędzy Ottonem a Mieszkiem I, który z niemieckiego punktu widzenia był postr; gany jako podporzšdkowanie władcy polańskiego królowi Niemi Thietmar w dyskutowanej notatce zwišzanej z wydarzeniami roku jako jedyny informuje o nawišzaniu tego stosunl Dlaczego sprawa wywołała tyle wštpliwoœci? Przez długie dziesięciolecia nikt jakoœ nie kwestionował informacji. Poważne wštpliwoœci zgłosił dopiero na kilka lat przed drugš wojnš œwiatowš Kazimierz Tymieniecki, dyskwalifiku; w rezultacie informację Thietmara. Zdaniem Tymienieckiego Th tmar padł ofiarš własnej pomyłki, po prostu nieuważnie, niec kładnie streœcił oclnoœne fragmenty rozdziałów 66 i 67 III księgi Dziejów saskich Widukinda, to znaczy zrozumiał je tak, jak gdy nie Wichman ze sprzymierzeńcami, lecz Geron pokonał Mieszl wobec czego sam już sobie wykombinował, że widocznie w rezi tacie tych zwycięstw "poddał zwierzchnictwu cesarskiemu [ Mieszka wraz z jego poddanymi". Profesor Tymieniecki nie wszystkich przekonał. Proste i jas (choć rzeczywiœcie doœć ogólnie sformułowane) œwiadectwo Thit mara trudno tak po prostu ocirzucić jako niewiarygodne tylko dl tego, że wykracza poza dane Widukinda, tym bardziej że - j zaznaczyłem - póŸniejsze nieco dane tak Widukinda, jak Thietri ra istotnie poœwiadczajš istnienie porozumienia niemieek -polańskiego o charakterze, jak się dowiadujemy ze wzmiar Thietmara pod rokiem 972, trybutarnym. Z uczonych, którzy nać stali na stanowisku wiarygodnoœci omawianej informacji Thietzr ra, oprócz uezonych niemieckich, wymieniłbym Zygmunta Wojci chowskiego, Mariana Zygmunta Jedlickiego i Józefa Widajewic; Zwróeono uwagę na to, że Thietmar nie korzystał z dzieła Wid kinda w sposób mechaniczny, lecz wybiórczy, że "epopea Wichm na" wcale go nie interesowała, gdyż słusznie uważał jš za pozb wionš większego znaczenia z punktu widzenia całej Rzeszy, wreszcie przy opisywaniu stosunków polańsko-niemieckich z cz sów Mieszka I i Ottona I (któryeh urodzony w 975 roku kronika nie mógł znać bezpoœrednio) mógł korzystać z innych, poza Wid kindem, danych, np. relacji œwiadków tych wydarzeń. W zwišzku z wspomnianš wyprawš Hodona z 972 roku kronikarz wyraŸnie wierdził, że brał w niej udział jego własny ojciec, Zygfryd (graf Walbeck), który zmarł w 991 roku i mógł młodemu Thietmarowi iejedno opowiedzieć zarówno o tej bitwie, jak również, być może,. wydarzeniach wczeœniejszych. Jest to oczywiœcie tylko możliwoœć, le taka, którš trzeba mieć na uwadze przy ocenie kompetencji wiarygodnoœci inkryminowanej relacji Thietmara. Œladem Tymienieckiego podšżył konsekwentnie Gerard Labu- a, ostrze polemiki kierujšc zwłaszcza przeciw Józefowi Widajewi- zowi, a póŸniej - Henrykowi Łowmiańskiemu. Istotnie, ostatni .wymienionych uczonych spróbował nowych dróg w celu wyka= ania wiarygodnoœci kwestionowanej przez Tymienieckiego i La- budę informacji Thietmara. Zdaniem Łowmiańskiego, Thietmar ,bsolutnie się nie pomylił, pomylił się Widukind, a może nawet -e on, lecz nowożytni uczeni, wprowadzeni nieœwiadomie przez Widukinda w błšd. Spójrzmy raz jeszcze na przytoczony na stronie 81 cytat z dzie- Widukinda. Zwróćmy, w œlad za Łowmiańskim, uwagę na zda= nie wyróżnione spacjš. Tylko ono, zdaniem Łowmiańskiego, odnosi się do Wichmana, natomiast zdanie pierwsze (w sposób oczywisty): jak więc komes Gero...", oraz trzecie ("Króla Mieszka...")- b Gerona. Dotyczšce Wichmana drugie zdanie ("Przez nich [tzn: barbarzyńców" - Redarów lub Wolinian] chętnie przyjęty, natarł a częstych walkach na dalej w głębi mieszkajšcych barbarzyń- ców") stanowi w t r ę t w narrację odnoszšcš się do Gerona, może #erwotnie była to nota marginalna (glosa), włšczona póŸniej doœć# echanicznie do tekstu głównego, co przy niezaznaczeniu faktu #any osoby mogło doprowadzić do nieporozumienia. O ile koniektura (domniemanie) Łowmiańskiego byłaby słusz= na trzeba by przyjšć, że: 1) Mieszka i Licicavików" w dwóch " paniach czy starciach pokonał nie Wichman, lecz Geron; _ wcale nie wiadomo, czy Wichman w 963 roku w ogóle walczył z Mieszkiem, gdyż "dalej mieszkajšcymi barbarzyńcami" wcale musieli (choć mogli) być poddani Mieszka, lecz na przykład zyci lub Wkrzanie. Geron zatem, zdaniem Łowmiańskiego, onał Mieszka (nie jest wykluczone, że pomocna mu w tym była ersja" Wichmana i jego sojuszników) i w rezultacie zwycię- a narzucił mu zwierzchnictwo niemieckie wraz z trybutem. Zdecydowanie przeciw tezie Łowmiańskiego wystšpił Gerard Labuda, rozwijajšc argumenty przedstawione w większoœci już w pracy ogłoszonej w 1946 roku. Pomyłkę Thietmara uważa La; buda za bezdyskusyjnš. Nie sšdzę, by można było zgodzić się ze znakomitym historykiem. Kontynuator Reginona (Adalbert z Tre wiru) pod rokiem 963 wspomina o podboju Łużyczan przez Niem: ców, potwierdzajšc tym samym i datujšc odnoœnš informację Widukinda. Już jednak osoby Gerona Adalbert tu nie podaje; z je- go wzmianki nie wiadomo, komu Niemcy zawdzięczali ten sukces. Jeżeli Adalbert, pisze G. Labuda, "zauważył podbój pogranicznego plemienia Łużyczan, z którym Niemcy od dawna byli w kontakcie, to jakże by mógł nie dostrzec o wiele bardziej waż- kiego wydarzenia, jakim musiałoby być pokonanie księcia Polan Mieszka, i jeżeli byœmy mieli wierzy‚ Thietmarowi, poddanie go pod jarzmo króla nieznieckiego?" (podkr. G. L.). Otóż niewykluczone, że Adalberta sprawy łużyckie bardziej in- teresowały, gdyż dotyczyły obszaru już od pewnego czasu przez Niemców penetrowanego i należšcego niewštpliwie do obszaru pla- nowanej od 962 rflku, choć urzeczywiœtnionej dopiero w 968 roku metropolii magdeburskiej (której Adalbert z Trewiru był pierw- szym pasterzem). Poza tym nie ma żadnej koniecznej potrzeby by przyjmować, że: 1) Geron pokonał Mieszka zbrojnie, 2) nawišza- nie przez Mieszka I (czy narzucenie mu) stosunku podporzšdkowa- nia wobec Ottona I nastšpiło w tymże 963 roku, to znaczy w roku wyprawy łużyckiej Gerona i ewentualnej wyprawy "polańskiej" Wichmana i jego sojuszników (bšdŸ również Gerona, jeżeli przyjšć konstrukcję badawczš Łowmiańskiego). Oto co w wywodzie profesora Labudy budzi pewne wštpli- woœci. Po pierwsze (ale do tego szczegółu nie przywišzywałbym nadmiernej wagi) wcale nie wynika koniecznie z Widukinda, że owi "dalej mieszkajšcy barbarzyńcy", których miał gnębić Wich- man, mieszkali na wschodzie, to znaczy byli poddanymi Mieszka. Była już o tym mowa; Widukind w tym zdaniu nie precyzuje kie- runku. Po drugie Labuda nie dopuszcza myœli, że w 963 roku mar- grabia Geron miałby być tak aktywny - pokonać Łużyczan (i Słu- pian) w ciężkich walkach, które kosztowały Niemców wiele strat (poległ, jak wiemy, bratanek Gerona, a on sam został ciężko ran- ny), oraz "dwukrotnie wyprawić się na Mieszka za Odrę". "Musielibyœmy przyjšć, że w roku 963 Geron zorganizował aż trzy wyprawy, z których dwie co najmniej musiały przekroczyć rzekę Odrę. Kto jest jako tako obznajomiony z technikš prowadzenia wo- jen w tamtych czasach, zgodzi się, że jest to przedsięwzięcie zgoła niewykonalne". Otóż ani Thietmar, ani Widukind nie twierdzš, że przeciwko Mieszkowi i jego "Licicavikom" prowadzono w lub około 963 roku (Łowmiański był skłonny pokonanie Mieœzka i nawišzanie sojuszu z Niemcami datować na 964 rok, po wyleczeniu się Gerona z ran .kampanii łużyckiej i pielgrzymce do Rzymu zimš 963 roku) dwie wojny czy kampanie wojenne. Mowa jest jedynie o dwóch klęskach zadanych wojskom polańskim, które mogły nastšpić przecież .w trakcie jednej i tej samej kampanii. Z drugiej strony (odstępu- jšc od chronologii zaproponowanej przez Łowmiańskiego): co stoi na przeszkodzie, by zakładajšc realnoœć wojny Gerona z Mieszkiem, połšczyć kampanię łużyckš i "polańskš" w jednš, która mogła rozpoczšć się starciami z wojskami Mieszka I (przecież niekoniecz- nie na terytorium samego państwa polańskiego, gdyż mogło do nich dojœć także poza nim, na obszarze łużyckim lub zaodrzań- skiej częœci Ziemi Lubuskiej - terenu spornego pomiędzy Polskš a Niemcami), a zakończy‚ pokonaniem Łużyczan, okupionym cię- żkim zranieniem margrabiego. Wreszcie (i to uważam za nader istotne) moim zdaniem nie ma żadnej koniecznej potrzeby przyjmo- wania zwycięstwa (dwóch zwycięstw) Gerona nad Mieszkiem. Thietmar twierdzi wszak tylko tyle, że Geron "poddał zwierzchni- ctaru cesarza" (Łużyczan, Słupian i) "Mieszka wraz z jego podda- nymi", co może oznaczać wykorzystanie niepowodzenia księcia po- lańskiego na innym zupełnie niż Łużyce teatrze wojennym (np. w wyniku akcji Wichmana w rejonach położonych bardziej na pół- noc od Ziemi Lubuskiej - wszystko to jedynie przypuszczenia) " i nakłonienie go do uznania zwierzchnictwa króla niemiec- kiego lub przyjęcie jego odpowiedniej propozycji. Byłby to zatem sukces dyplomatyczny, nie militarny Gerona i Niemców, nieko- niecznie musiał się zaraz o tym dowiedzieć Kontynuator Reginona, wreszcie - wcale nie musiało to się zdarzy‚ w 963 roku, lecz rów- nie dobrze w roku 964, a nawet 965 roku (byleby przed œmierciš 91 Gerona, która dosięgła go 20 maja tego roku). Wszelkie podnoszo ne przez G. Labudę trudnoœci ze zmieszczeniem wydarzeń "rok 963" w czasie byłyby w takim razie pozorne. Nie znaczy to, byœmy byli skłonni uznać argument przytoczon przez G. Labudę, majšcy jego zdaniem jednoznacznie przemawis przeciwko datowaniu wojen Wichmana z Mieszkiem na 963 rol Argumentem tym sš znane nam już (zob. s. 41) słowa Ibrahizr ibn Jakuba, pochodzšce, jak się powszechnie i chyba słusznie przy muje, z lat 965-966, iż Wieleci ("Weltaba") "wojujš" z Miess kiem, a zatem wojna, do której los włšczył Wichmana, musiała si toczyć właœnie wtedy, gdy Ibrahim bawił w Magdeburgu. Je; to argument oczywiœcie niesłuszny, gdyż słowa żydowskiego poc różnika mogš chyba posiadać (i zapewne posiadajš) walor bardzii ogólny i odnosić do niedawnej przeszłoœci albo niejako permanen' nego charakteru konfliktu polańsko-wieleckiego w latach szeœi dziesištych X wieku. Z drugiej strony dziwi próba tak dokładni (w sensie aktualnoœci) wykładni słów Ibrahima przy równoczc snym przejœciu do porzšdku dziennego nad wyraŸnym oœwiadczc niem Widukinda, iż wyprawa łużycka Gerona (datowana przez Kontynuatora Reginona na rok 963) odbyła się współczeœni (eo quoque tempore) z rzeczonymi wyprawami Wichmana na Lic eavików Mieszka I. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że 1) rok 963 zachowuje znt czenie jako pierwsza znana nam data w historii państwa polai skiego (dwukrotna klęska Mieszka I z ršk Wieletów przy wspó udziale banity saskiego Wichmana); 2) niekorzystnš sytuację Miesz ka, spowodowanš zarówno tymi niepowodzeniami militarnymi, ja również opanowaniem przez Niemców Łużyc i kraju Słupian, wy korzystali lub zdyskontowali Niemcy, nakłaniajšc księcia polskieg do uznania zwierzchnictwa króla niemieckiego albo przyjmujšc jego własnš inicjatywę w tym kierunku. Rolę inicjatora czy pc œrednika w niezbędnych rokowaniach musiał odgrywać margrabi Geron, któremu całe wschodnie pogranicze Niemiec podlegał Mieszko miał powody, by silniej zwišzać się z cesarzem. Ic wspólny interes dotyczył niebezpieczeństwa wieleckiego, a po tym bezpoœrednia podległoœć wobec monarchy niemieckiego w ja kiejœ mierze zabezpieczała Mieszka przed ewentualnymi zakusan co bardziej energicznych i niecierpliwych potentatów niemieckicl zwłaszcza z chwilš, gdy po opanowaniu przez Gerona Łużyc Niem- cy i państwo polańskie stały się, choćby na ograniczonym odcinku, bezpoœrednimi sšsiadami. Argument, że król niemiecki (od 962 roku kże cesarz) nie wišzałby się sojuszem z władcš pogańskim i nie wypadałoby poganina nazywać "przyjacielem cesarza" chybia celu. Wymogi polityki pozwalały tolerować nie takie sojusze (przy- pomnijmy póŸniejszy, skierowany przeciwko chrzeœcijaninowi- Bolesławowi Chrobremu, sojusz arcychrzeœcijańskiego cesarza Henryka II z arcypogańskimi Wieletami), do sojuszu niemiecko- =polańskiego mogło dojœć, jak podnosiliœmy, nawet na poczštku 965 roku. Postaramy się teraz w sposób możliwie najbardziej zwięzły (co wszakże oznacza, że również pobieżny) omówić zapowiedzianš już kwestię "Licicavików". Pamiętamy, że mianem tym, nigdzie poza tym, w żadnym Ÿródle nie występujšcym, raz jeden Widukind oznaczył "Słowian" podległych Mieszkowi. Kim byli Licicaviki i skšd Widukind wzišł tę nazwę? Uczeni nieznieccy i polscy z wiel- kš pomysłowoœciš starali się na te pytania odpowiedzieć. Od razu zaznaczmy, że odpowiedzi, która by satysfakcjonowała wszystkich i nie budziła żadnych wštpliwoœci, nie ma i bodaj nie będzie. Wszy- - etkie rozwišzania majš z koniecznoœci charakter hipotetyczny. Wspomnijmy ważniejsze lub ciekawsze. Można je podzielić na dwie grupy. Zdaniem zwolenników pierw- szej z nich, Widukind nazwš Licicaviki okreœlił ogół poddanych Mieszka, według ich oponentów - jedynie jakšœ ich częœć, od- łam. Kłopot polega na tym, że nie znamy ani jednego plemienia, ani jednej nazwy miejscowej z ziem polskich, które można by ewentualnie z nazwš Licicaviki połšczyć. Nie ulega wštpliwoœci, że w postaci przekazanej przez Widukinda jest ona jakimœ dziwolš- giem, formš mocno zniekształconš. Odrobinę jedynie można jš "poprawić" w ten sposób, że końcówkę -viki należy poprawić, zgod- nie z zasadami słowotwórstwa słowiańskiego, na -vici, co daje for- mę wprawdzie nie bardziej zrozumiałš: Licicavici, -wicze, ale w każdym razie nieco zapewne bliższš pierwotnej (litera k w ła- rińskiej formie wyrazu jest przejawem "hiperpoprawnoœci" łaciń- #ch skrybów w oddawaniu dŸwięków słowiańskich). Józef Wida- #ewicz, który już w 1927 roku omawianej tu nazwie poœwięcił #sobnš, najobszerniejszš z istniejšcych na ten temat, monografię, 93 nie widział innej możliwoœci, jak tylko dopuszczenie istnieni w czasach Mieszka I gdzieœ na zachodnich rubieżach jego państw (Widajewicz precyzował bliżej: w południowej częœci Pomorza Za chodniego, u zbiegu Odry i Warty, czyli na terenie póŸniejsze kasztelanii cedyńskiej) jakiegoœ odrębnego (i poza tš jedyn #vzmiankš u Widukinda nieznanego Ÿródłom) plemienia Licikowi czów lub Lickowiczów. Poglšd ten nie miał szans przyjęcia prze innych uczonych, ale nikt inny nie był w stanie przedstawić o wie le bardziej przekonywajšcej propozycji. Niektóre, nawet moż i pocišgajšce ze względów językowych, sš niedopuszczalne z względów merytorycznych. #tanisław Zakrzewski zauważył np., że w pobliżu Magdeburg znajduje się miejscowoœć Leitzkau, występujšca w Ÿródłach œred niowiecznych m.in. jako Lżezca, Lżezeca, Lżtzke, w X wieku poło żona w okolicy niemal zupełnie jeszcze słowiańskiej (mieszkał tam plemię Morzyczan), dopuœcił przeto możliwoœć zwišzania na zwy Licicaviców z tš miejscowoœciš. Pomysł chybiony, gdyż ob szary koło Magdeburga nigdy nie podlegały ani Mieszkowi I, a żadnemu innemu władcy polœkiemu. Podobnie, lecz z innej per pektywy, należy odrzucić ewentualnoœć identyfikacji Licicavicó z Łęczycanami (mieszkańcy ziemi łęczyckiej), gdyż Widukind ni miałby żadnego powodu okreœlać przeciwników Wichmana nazw# mieszkańców tak od ówczesnego teatru wojennego oddalonej czę# œci państwa Mieszkowego. Stosunkowo najwięcej w tej grupie po glšdów ("Licicavici to pojęcie partykularne, oznaczajšce częœć pod# danych Mieszka I") szans ma zrównanie ich z Lubuszanami #; plemieniem co prawda raz tylko, w XI wieku, jako Leubuzzż wy,' mienionymi Ÿródłowo, ale którego istnienie jest doœć zgodnie przyj# mowane w nauce. Lubuszanie mieszkali po obu brzegach œrodko# wej Odry, głównym ich oœrodkiem był gród Lubusz, Ziemia Lu= buska przeszła w nieznanych okolicznoœciach wczeœnie pod pano-# wanie Mieszka I, niemiecki kronikarz mógł zatem nazwę plemien# nš Lubuszan na zasadzie pars p#o toto (częœć za całoœć) rozszerzyć na całoœć poddanych Mieszka I. Zwolennicy poglšdu, że nazwa Licicavici odnosi się czy raczeJ wywodzi od nazwy o g ó 1 n e j, obejmujšcej wszystkich mieszkań# ców państwa Mieszka I, dzielš się jak gdyby na dwie orientacje. Według pierwszej z nich jest ona zniekształceniem nazwy Lędzice, Lędzianie, która to nazwa, oznaczajšca pierwotnie jedno z ple- tnion polskich, w ustach wschodnich sšsiadów Polski doœć szybko nabrała znaczenia ogólnego - wszystkich plemion polskich (La- chowie, Lengyel, Lenkas, wreszcie w samej Polsce - wtórnie- Lechici). Ponieważ Widukind rzecz jasna o Lędzianach nad Bu- giem i Styrem nic wiedzieć nie mógł, więc jego relacja o roku 963 byłaby zarazem ważnym argumentem za nabraniem przez nazwę Lędzianie-Lachowie znaczenia ogólnopolskiego już w połowie X wieku. Co więcej, nieco wczeœniej od Widukinda piszšcy uczony cesarz bizantyjski Konstantyn X Porfirogeneta ("w purpurze uro- dzony"), obdarzył rzekę Wisłę innš jeszcze nazwš: Dżtzyke, co wielu uczonych proponuje poprawić (w alfabecie greckim maju- skulne delta i lambda sš bardzo podobne i łatwo je pomylić) na Litzyke. Nazwy Lżcżcnvżkż Widukinda i Lżtzyke Konstantyna Porfirogenety "potwierdzałyby się wzajemnie", a zarazem upra- wdopodobniały przedstawionš właœnie teorię "lędziańsko-lachskš" Inny poglšd reprezentował w swoim czasie Aleksander Brck- ner (póŸniej się wszakże z niego wycofujšc), ostatnio zaœ najdo- bitniej - Henryk Łowmiański. Wišżš oni spornš nazwę z imie- niem osobowym Lestek, Listek. Pamiętamy, że imię to nosił dzia- dek Mieszka I. Od jego imienia mieszkańcy kraju Polan (a w miarę podboju czy przyłšczania innych plemion także i pozostali poddani pierwszych Piastów) zwani byli (sami się zwali czy zwani byli przez innych Słowian?) Lestkowicami, co pod piórem saskiego skryby mogło zostać oddane jako Licicavici. Teoria to, przyznaj- my, pocišgajšca: Mieszko I jako władca "Lestkowiców", gdyby nie to, że ludy słowiańskie (i nie tylko) niesłychanie rzadko przyj- mowały nazwy od imion osób, a od imienia członków dynastii czy przywódcy, o ile wiemy, nigdy. Polacy-Lestkowice byliby więc # mianem bez analog, unikatowym. Sceptycyzm jest więc na miej- #gcu, a szkoda, gdyż w konstrukcji badawczej Łowmiańskiego, do- tyczšcej przedmieszkowych dziejów Polski, "Lestkowice" odgry- #vali sporš rolę: skoro mieszkańcy Polski mieliby nosić (chociażby tiie przyjętš szeroko i rychło zarzuconš) nazwę pochodzšcš od #ienia księcia Lestka, to widocznie ów Lestek był nie byle jakš obistoœciš: "[...) państwo gnieŸnieńskie w granicach przedmiesz- _ owych jest przede wszystkim dziełem panowania L e s t k a" odkr. H.Ł.). "Za Lestka ekspansja Gniezna rozwinęła się jedno- 94 #stronnie w kierunku wschodnim i tam osišgnęła swój cel, docier jšc po krańce osadnictwa wschodniolechickiego", choćby bez Kr kowa i Œlšska. Profesor Łowmiański w tym wypadku chyba jednak za dalel posunšł się w domysłach. "Podstawiajšc pod nazwę Licicaviki d mniemany wyraz Lestkowicy, tworzymy klasyczne błędne ko w dowodzeniu, co z koniecznoœci musi zaprowadzić nas na be: trafnie Gerard Labuda. Do pełnego zbioru zagadek zwišzanych z pojawieniem się paż stwa piastowskiego na arenie dziejowej należy też zasięg powir noœci trybutarnej Mieszka I, ustanowionej w 963 roku lub raczt w obrębie lat 963-965, a okreœlonej przez Thietmara, jak pamiE tamy, słowami: usque ad Vurta fluvium ("aż do rzeki Warty" Proponuję jednak, byœmy sprawę tę nieco odłożyli, gdyż być moż odrobinę jaœniej wypadnie ona wtedy, gdy poznamy dalsze los zmagań Mieszka I na zachodnich rubieżach jego państwa, przy padajšće na póŸne lata s#eœćdziesište i poczštek siedemdziesištyc: X wieku. Wówczas jednak władca Polan był już chrzeœcijaninen dlatego #zas byœmy przeœledzili drogę Mieszka I do nowej religi: Rozdział VIII CHRZEST Niezależnie od tego, czy w układzie zawartym w latach 963- =965 z władcš niemieckim, jak sšdzi częœć uczonych, znalazło się żobowišzanie władcy polskiego do przyjęcia religii chrzeœcijań- skiej czy też nie, ksišżę Polan bez wštpienia j,.zż od pewnego czasu rozważał tę ewentualnoœć. Trudno bowiem przypuszczać, by tak ważnš decyzję, powodujšcš tak doniosłe konsekwencje zarówno w stoszznkach międzynarodowych, jak również wewnętrznych, syn Siemomysła podejmował pochopnie. Nikt już dzisiaj nie będzie twierdził, że chrzeœcijaństwo na zie- zniach polskich pojawiło się dopiero w momencie chrztu Mieszka I, który, jak już niebawem zobaczymy, niemal powszechnie dataje się na rok 966. Nie ulega wštpliwoœci, że zwłaszcza w południowej Polsce, która, jak pamiętamy, w 966 roku i jeszcze ponad 20 lat póŸniej znajdowała się poza granicami państwa gnieŸnieńskiego, pozostajšc prawdopodobnie od końca IX wieku pod panowaniem państwa morawskiego, w X wiek#.z zaœ - już niewštpliwie- czeskiego, musiało dochodzić do infiltracji chrzeœcijaństwa, dzia- łalnoœci obcych, lecz pobratymczych, nauczajšcych w zrozumia- łym słowiańskim języku kapłanów i że w tyeh warunkach naj- prawdopodobniej dochodziło do konwersji mieszkańców Małopol- ski i Œlšska na nowš, chrzeœcijańskš wiarę. Jeżeli coœ w tej spra- wie może dziwić historyka, to chyba skrajna n i k ł o œ ć jakich- kolwiek już nie dowodów, lecz choćby argumentów Ÿródłowych '#a poparcie tej tezy. Mimo wielu wysiłków uczonych, zmierza- cych do wykazania wczeœniejszych od czasów Mieszka I œladów #hrzeœcijaństwa na ziemiach polskich, najnowsze zestawienia i dy- Mieszko I skusje (ostatnio G. Labuda) ponownie wykazujš ich hipotetyc noœć i słaboœć. Niestety, w ramach niniejszej ksišżki kwestii tej możemy, przyjrzeć jedynie pobieżnie. Zaznaczmy zatem chociażby, że pie wszym niejako obowišzkiem historyka pozostaje rozpatrzenie m żliwoœci wpływów na ziemie (południowo) polskie chrzeœcijaństi w obrzšdku słowiańskim, zapoczštkowanego w państwie mora, skim w latach szeœćdziesištych IX wieku przez misjonarzy gre kich Cyryla (Konstantyna) i Metodego, wypartego wprawd# w latach osiemdziesištych z Moraw przez zazdrosny o swe wpł wy kler niemiecki, ale rozwijanego póŸniej przez uczniów œ Metodego w Bułgarii i na Rusi. Wiadomo, że wpływ Koœcic morawskiego doœć silnie oddziaływał na Czechy, pozostajšce, pewnego czasu pod morawskš dominacjš, mimo że już wczeœni na Czechy oddziaływał - od strony Bawarii - Koœciół niemiec (z liturgiš łacińskš) i że wpływy niemieckie ostatecznie tam z triumfowały. Ponieważ, jak już była o tym mowa w rozdziale # nie jest wykluczone (chociaż także nie jest udowodnione w sp sób pewny), że za panowania Swiętopełka morawskiego, gdzi w siedemdziesištych-osiemdziesištych latach IX wieku, jak częœć ziem polskich (Małopolska z Krakowem? może także Œlšsk także, podobnie jak Czechy, znalazła się pod kontrolš czy wrę w składzie wielkiego sšsiada zza Karpat, powstaje pytanie, c została na niš rozcišgnięta morawska organizacja koœcielna i c zachowały się jakieœ œlady występowania na ziemiach polski# obrzšdku i liturgii słowiańskiej. Istnieje właœciwie tylko jeden przekaz Ÿródłowy o niezaprz czalnej autentyeznoœci i dużym ciężarze gatunkowym, który d tyczy wprost interesujšcej nas tutaj sprawy. To słynny ustęp st rosłowiańskiego anonimowego Żywotu œw. Metodego. Nieznai autor, zgodnie z wymogami hagiografii, pragnšł wykazać, że Swię obdarzony był także darem jasnowidzenia, posłużył się zatem t kim oto przfkładem: Ksišżę pogański, silny bardzo, siedzšcy na Wiœle, urš#ał w chrzeœcijanom i krzywdy im wyrzšdzał. Posławszy zaœ do ni [kazał mu] powiedzieć [Metody): Dobrze [będzie) dla cie synu, ochrzcić się z własnej woli na swojej ziemi, abyœ nie przymusem ochrzczony w niewoli na ziemi cudzej; i będziesz mnie wspominał. T a k s i ę t e ż s t a ł o. Owym nie wymienionym z imienia "silnym bardzo" pogańskim ęciem ",siedzšcym na Wiœle", był zapewne - tu panuje daleko ca zgoda w nauce - ksišżę plemienia Wiœlan, którego głównym odkiem był Kraków. Wydaje się pewne, że ci ciemiężeni prze- i chrzeœcijanie to, przynajmniej zdaniem żywotopisarza, miesz- icy państwa morawskiego. Zadufany w sobie, agresywny wład- "wiœlański" nie posłuchał rady œw. Metodego i odmówił dobro- lnego przyjęcia chrztu ("na swojej ziemi"), co miałoby, zdaniem ;ora żywota, spowodować widocznie zaniechania przezeń napa- # na terytoria chrzeœcijan, wobec czego został zmuszony do przy- ia chrztu "w niewoli na ziemi cudzej" - zapewne na Mora- Œciœle rzecz bioršc - tyle tylko wynika z przytoczonego frag- tentu Żywota œw. Metodego. Niesforny naczelnik słowiański mógł, #oretycznie rzecz bioršc, popaœć w niewolę np. w trakcie nieuda- ego najazdu na Morawy czy jeszcze gdzie indziej. Nie wiemy awet, czy udało mu się powrócić do swoich. Jeżeli jednak wrócił nadal sprawował rzšdy wœród Wiœlan, to będšc chrzeœcijaninem pozostajšc od czasu klęski pod wpływem czy zwierzchnictwem więtopełka morawskiego, mógł, a zapewne także poniekšd m u- i a ł, aktywnie działać na polu popierania nowej wiary wœród wych poddanych. Nie można także wykl;zczyć takiego oto sce- ariusza, że wojska Swiętopełka zwycięsko wtargnęły do kraju Viœlan, by położyć kres dokuczliwemu sšsiedztwu (wszak bezpo- rednio przed przytoczonymi słowami czytamy w Żywocie œw. #etodego, iż na skutek pogodzenia się ks;ę#ia #więtopełka z Me- #dym "państwo morawskie zaczęło rozszerzać swoje granice na rszystkie strony i wrogów swoich zwyciężać pomyœlnie"), zabrali ziejscowego księcia ze sobš i doprowadzili do jego chrztu na ob- zyŸnie, po czym albo pozwolili mu wrócić do kraj#.z, albo zapro- radzili tam własne rzšdy. W każdym razie omówione tu œwiadectwo dawałoby niezły #nkt wyjœcia do poszukiwań dalszych œladów ewentualnego ist- ienia w Polsce południowej poczšwszy od końca IX wieku kult,.z hrzeœcijańskiego w wersji metodiańskiej. Okazuje się jednak, że 93 œlady te sš, jak już wspomniałem, nader nikłe. Wskażę tu p kładowo tylko na nieliczne ż nich. Gall Anonim w pieœni żało po œmierci Bolesława Chrobrego każe między innymi opłak: zgon króla: Latino#u#n, et Sclavoru#n, quotquot estis i#colue, co w poetyćkim przekładzie Józefa Birkenmajera, w nieco szym kontekœcie, zostało oddane w taki sposób: Wszyscy ze mnš czcijcie pogrzeb męża tej zacnoœci: Bogacz, nędzarz, ksišdz czy rycerz, i wy, kmiecie proœci, Czy kto rodem jest z słowiańskich, czy z łacińskich włoœci! Słowa kronikarza niektórzy uczeni chcieii rozumieć w tym sf sie, że jeszcze w 1025 roku obok obrzšdku łacińskiego, wpro# dzonego przez Mieszka I, utrzymywał się obrzšdek słowiański i przedstawiciele obu obrzšdków zostali wezwani do okazywai czci należnej zmarłemu władcy. Nietrudno dostrzec, jak dowol jest taka interpretacja. Gall pragnšł najwyraŸniej powiedz tylko tyle, że rozpacz z powodu œmierci Chrobrego oddawali c mieli oddawać nie tylko Polacy, krajowcy, lecz także cudzozie cy, ludzie języka łacińskiego. W bardzo póŸnym Ÿródle ruskim, pochodzšcym z końca # wieku tzw. rękopisie diaka Samuela z Dubkowa, znajduje się o# wieœć o tym, jak to œw. Wojciech miał niszczyć piœmiennictwo s wiańskie na Morawach, w Czechach i w Polsce (Lech), wp# wadzone tam przez œw. Cyryla: [Po œmierci Cyryla] gdy mnogo lat minęło, przyszedł Wojcit do Moraw i do Czech i do Lechii, zniszczył wiarę prawdzi i słowiańskie pismo odrzucił, i zaprowadził pismo łacińs' i obrzšdek łaciński; obrazy wiary prawdziwej popalił; biskup i księży jednych pozabijał, drugich rozegnał, i poszedł do Pr chcšc i tych na swojš wiarę nawrócić [...] Informację diaka z Dubkowa należy jednak stanowczo odr jako niewiarygodnš - odzwierciedla ona nie rzeczywiste # rzenia z końca X wieku, lecz antyrzymskie nastroje Koœcioła wosławnego znacznie póŸniejszego œredniowiecza. Już w najdawniejszych katalogach biskupów krakowskich Poppona, który zainstalowany został na tę stolicę w 1000 Zlota Kaplica katedry poznańskiej. Obraz Januarego Suchodolskiego Mieczysław I kruszy bał1.vany (1837) (zgodnie z postanowieniami zjazdu gnieŸnieńskiego), poprzedzajš dwa imiona zupełnie skšdinšd nie znane: Prochora i Prokulfa. Wynikałoby stšd, że w œrodowisku krakowskim istniała tradycja o jakichœ wczeœniejszych biskupach. Zdaniem częœci uczonych Pro- chor i Prokulf mieli by‚ biskupami obrzšdku słowiańskiego (me- todiańskiego) wprowadzonymi albo przez œw. Metodego, albo po rzejœciowym odnowieniu arcybiskupstwa morawskiego pod koniec #X wieku. Jest to jednak wštpliwe: Gerard Labuda wykazał, że w rzeczywistoœci byli oni biskupami nie krakowskimi, lecz mo- rawskimi (ołomunieckimi) obrzšdku łacińskego. Bis?tupstwo oło- munieckie zostało założone wraz z praskim w 973 roku lub wkrótce po nim. Podobnie jak praskiemu biskupstwu podlegał (do 990 ro- ku) Œlšsk, tak samo ołomunieckiemu podlegała zapewne Mało- :#olska, aż do chwili przyłšczenia tej dzielnicy do państwa polań- #kiego. Uwzględnienie dwóch biskupów ołomunieckich w katalogu :#iskupów krakowskich, skoro Kraków podlegał nie tak dawno #pod względem koœcielnym Ołomuńcowi, byłoby doœć zrozumiałe. 100 101 Odpada jednak kolejny argument za obrzšdkiem słowiański w Polsce południowej. Nie będziemy przywoływali innych argumentów, gdyż wyn' ogólny nie uległby zmianie. Dołšczmy wszakże ważkš obserwac' z innej dziedziny. Najpewniejszš w œredniowieczu wskazów chrystianizacji ludnoœci jakiegoœ kraju i najłatwiej jeszcze uchw tnš jest porzucanie pogańskiego, ciałopalnego obrzšdku pogrzeb wego i zastępowanie go, zgodnie z nakazami Koœeioła, obrzšdkie grzebalnym. Gdyby Wiœlanie czy Œlężanie już pod koniec IX wi ku w jakimœ godnym uwagi zakresie przyjmowali chrzest, mu siałoby się to odbić w badanym przez archeologów obrzšdku p grzebowym. Tymczasem nie stwierdzono œladów przechodzenia n chrzeœcijański obrzšdek pogrzebowy przed końcem X wieku, czy przed okresem oddziaływania biskupstw praskiego i ołomuniec kiego, póŸniej zaœ - rodzimego Koœcioła polskiego. Chrzeœcijaństwo na ziemiach polskich nie miało, jak wolno sš dzić przynajmniej na obecnym etapie badań, jakiejœ godnej uwa metodiańskiej" prahistorii. Nie uczyniš odmiennego poglšdu bar dziej prawdopodobnym wspomniane we wstępie niniejszej ksišż być może greckie inskrypcje na glinie w Podebłociu, odkryt w latach osiemdziesištych, ale jak dotšd - odosobnione i niezu pełnie pewne co do swej istoty, a zwłaszcza interpretacji. A już zwłaszcza Polska œrodkowa i północna - państwo gnieŸ= nieńskie przodków Mieszka I i jego własne - była, można to chyba z całš pewnoœciš stwierdzić, niemal nietknięta chrzeœcijań- stwem. Wprawdzie, jak może pamiętamy, w GnieŸnie w czasach Popiela miało się pojawić dwóch tajemniczych wędrowców-cudo# twórców i zapowiedzieć wyniesienie Siemowita Piastowica d# godnoœci ksišżęcej, ale czy wypada uważać te postacie za echo kontaktów polańsko-morawskich (misjonarze czy emisariusze Me- todego bšdŸ Œwiętopełka?) - jak chcš niektórzy uczeni - to spra- wa zbyt ryzykowna. Skoro nie udało się odszukać także œladów innych, poza mo- rawskš, misji chrzeœcijańskich na ziemiach polskich przed Miesz- kiem I, np. domniemanej misji iryjskiej (Iryjczycy byli we wczes- nym œredniowieczu doœć aktywni w E#ropie, ale, wbrew obiego- wym opiniom, wcale nie jako typowi misjonarze, działajšcy wœród pogan), pozostaje rozejrzeć się za wpływami, insp racjami i wzo- rami, które mogły oddziaływać na Mieszka I, skłaniać go do chrze- #ijaństwa i wpływać na przebieg chrystianizacji i kształt orga- nizacyjny wczesnego Koœcioła polskiego. W sytuacji głębokiego kryzysu, jaki ogarnšł w X wieku Kurię rzymskš, impulsy i wpływy na dwór gnieŸnieński docierać mogły praktycznie jedynie z terenu Niemiec lub Czech. Ponieważ zaœ Koœciół czeski stanowił aż do roku 973 częœć Koœcioła niemieckie- konkretnie - diecezji ratyzbońskiej (##orawy - passawskiej), go, a poprzez nie - metropolii salzburskiej, również wpływy czeskie można sprowadzić do niemieckich. Geograficznie rzecz bioršc, najłatwiej można by oczekiwać za- angażowania się biskupstw saskich, w których zasięgu znajdował się od połowy X wieku (948) obszar słowiańskiego Połabia. W 962 roku cesarz Otton I powzišł plan nowej organizacji koœcielnej wschodniego pogranicza swego państwa, poprzez założenie nowej metropolii w Magdeburgu, której zostałyby podporzšdkowane istniejšce już od 948 roku biskupstwa w Hawelbergu i Branden- burgu. Właœnie z terytorium diecezji brandenburskiej zaczęło na ograniczonym odcinku graniczyć państwo Polan, gdy margrabia Geron w 963 roku podbił Łużyce. Nawet jednak potężny cesarz, działajšcy w dodatku w porozumieniu z papieżem (papiestwo, jak wiemy, pozostawało w zależnoœci od władcy Niemiec, który w tym- że 962 roku został ukoronowany koronš cesarskš), nie był w stanie szybko urzeczywistnić planu powołania nowej metropolii. Przy- czynš zwłoki była niechęć tych hierarchów Koœcioła niemieckie- go, których terytoria w wyniku powołania metropolii magdebur- #skiej musiałyby zostać okrojone. Byli nimi: biskup halbersztadzki i jego zwierzchnik - metropolita moguncki (którym w tym mo- mencie był na domiar złego brat cesarski). Bez zgudy jednego i drugiego nowych diecezji, a tym bardziej metropolii, o ile znaj- dowały się one na obszarze podlegajšcym ich obediencji, zakładać nie było wolno. Toteż sprawa przećišgnęła się aż do roku 968. Do- # piero po œmierci biskupa Halberstadtu i arcybiskupa Moguncji mógł cesarz, któremu przysługiwało prawo mianowania (inwe- styturj) biskupów i arcybiskupów, nakłonić ich następców (sto- sujšc meto-ę szantażu: albo się zgodzisz, albo nie zostaniesz bi- skupem...) do wyrażenia zgody na utworzenie trzech nowych bi- skupstw w południowej częœci Połabia (w Merseburgu, Żytycach 102 103 i Miœni) i podporzšdkowanie ich, wraz z już i#tniejšcyzni w# mnianymi biskupstwami w Hawelbergu i Brandenburgu, nc kreowanej metropol magdeburskiej. Oznacza to, że w latach decydujšcych o poczštkach chrze jaństwa i Koœcioła polskiego biskupstwa saskie miały bardzo o# niczone możliwoœci jakiejœ aktywnej akcji na rzecz chrystianiz ziem polskich. Jakoż istotnie Ÿródła całkowicie milczš o ez5 takim. Co prawda, gdy wreszcie metropolia magdeburska wstała, pojawiły się - ale, jak wykazał wybitny uczony nien cki Paul Kehr i co po nim skwapliwie przejęli liczni uczeni, z# szcza polscy, nie od razu, lecz znacznie póŸniej - tendencje rozszerzenia zasięgu jej obediencji możliwie daleko na wscl: także na ziemie objęte państwem polskim i polskim Koœcioł# Wrócimy jeszcze do tej sprawy. Pretensje te jednak nie były wystarczajšco uzasadnione prawnie, ani nawet moralnie, g Koœciół polski, tak pilnie potrzebujšcy pomocy z zewnštrz, o wiemy, w poczštkowym okresie swego istnienia nie otrzymał z renów wschodnioniemieckich żadnej pomocy. Biskupstwa wsch niosaskie miały zresztš znacznie bliższe sobie zadania organizac ne i misyjne: wszak cała nieomal Połabszczyzna, będšca beż œrednim obiektem ich działalnoœci, była jeszcze pogańska. Uważa się poza tym, że Mieszko I był zbyt doœwiadczon i przewidujšcym politykiem, by wišzać się pod względem œcielnym z Saksoniš, stanowišcš w X wieku centralnš częœć # miec (z niej wszak wywodziła się dynastia panujšca w Rzeszy 919 do 1024 roku), dla której Wschód stanowił naturalny niej: kierunek politycznej ekspansji. Jeżeli musiał i chciał szul w Niemczech pomocy w dziele chrystianizacji, wygodniej mu b zwracać się do oœrodków "bezpieczniejszych", dalej od granic j# państwa położonych, a więc nie zainteresowanych, przynajmr w tym stopniu, osišganiem wpływów politycznych. Dodajmy, oœrodki koœcielne położone na zachodzie Niemiec, nad Renem, cz w Lotaryngii, oraz na południu, w Bawarii, legitymujšce się z# cznie w porównaniu z Saksoniš dawniejszš metrykš i na o wyższym stopniem kultury intelektualnej, wykazywały się też ; gdyby większš aktywnoœciš na polu misyjnym. W dodatku istniejš pewne wyraŸne, choć nie zawsze dostate nie jasne, wskazówki, zdajšce się przemawiać zarówno za Lo #giš, jak i za Bawariš jako rejonami wyjœcia wpływów chry- enizacyjnych na Polskę Mieszka I. Za zachodem mogłyby prze- #wiać np. imiona chrzeœcijańskie występujšce w Polsce pierw- ych Piastów (Dagobert?, Lambert, Jordan?), nawišzujšce do róż- ich osób tego kręgu (króla Franków Dagoberta I, œw. Lamberta), ‚zwania niektórych wczesnych koœciołów w Polsce, wreszcie ,wne analogie w architekturze sakralnej. Nie sš to jednak argu- pnty pewne i ich wymowa z interesujšcego nas punktu widze- a bardzo różnie jest oceniana. Zdecydowanie więcej danych, nie ie może w sensie iloœciowym, co jakoœciowym, zdaje się prze- awiać za kręgiem południowoniemieckim, konkretnie - bawar- im. Pomijajšc inne (jak chociażby zwišzki łšczšce osobę Miesz= i I z bawarskim Augsburgiem, udokumentowane przez "Żywot #. Udalryka", zob. s. 16), doœć wspomnieć czy przypomnieć prze- ankę zasadniczš: południowe ziemie Polski wchodziły do lat edemdziesištych X wieku w skład diecezji bawarskich (ratyzboń- iej i passawskiej), a po 973 roku jeszcze przez szereg lat do die- zji praskiej, która wprawdzie została wyłšczona ze składu me- ópolii salzburskiej i włšczona do mogunckiej, ale zachowywała, #dobnie jak całe państwo czeskie w tym okresie, silne zwišzki Bawariš. Zaznaczmy, że zwišzki z Bawariš, która w ramach Rze- y Niemieckiej zachowywała tak wówczas, jak i póŸniej wybitnie #lrębne stanowisko, utrzymywali w X wieku nie tylko Przemy- idzi, lecz - przynajmniej okresowo - także Piastowie (Miesz- b I i Bolesław Chrobry), traktujšc je jako pożšdanš przeciwwagę ebec opartej na Saksonii władzy królów-cesarzy z domu sas- iego. Zwišzki polityczne były zatem zgodne z tradycjami zwišz- bw koœcielnych. Rozważania takie i podobne można by snuć jeszcze długo, lecz #dzę, że po tym, co już powiedziano, czas najwyższy by od tego, Go mogło być", przejœć do tego, "co naprawdę się wydarzyło" ! państwie polańskim w połowie X wieku w kwestii chrystiani- #cji. Zgodnie z przyjętš w tej ksišżce zasadš, oddamy teraz głos #'ódłom. Co konkretnie mówiš Ÿródła o chrzcie Mieszka I i jego #ństwa? ; Najstarsza, zachowana w rocznikach, polska tradycja okazuje # ogromnie zwięzła. Wœród notatek rozpoczynajšcych relacjono- #anie rodzimych dziejów, spotykamy następujšce: 104 105 965 Dubrouka [Dub#ovkn, Dn7n,brovca, Dubroz,uka, Dcl#m,brou ad Mescone#n, venżt (Dšbrówka przybywa do Mieszka) 966 Mesco duz Polonże baptżsatur (Ksišżę Mieszko przyjm chrzest) Niektóre roczniki dodajš do tej ostatniej wiadomoœci: et fżc katholżca żrz Polonżn recżpżtur (i wiara katolicka została w Pol; przyjęta). Jeden z roczników okreœla przy tej okazji Mieszka ja "pierwszego chrzeœcijanina polskiego" (prżmus ch#żstżanus Po nus). Ten sam rocznik (Rocznik poznański I) wyjaœnia zarazem, Dšbrówka była córkš księcia czeskiego. Pod rokiem 968 kilka roczników polskich zanotowało wresz fakt objęcia biskupstwa polskiego przez,Tordana. Ze względu to, że postaci tej będziemy musieli poœwięcić sporo uwagi i w dyskusji naukowej omawiane tu wzmianki rocznikarskie b# odgrywały dużš rolę, zestawimy je tutaj: #ocznik kapituły poznańskiej: Ite7n. anno Do'mi#i DCCCCL.XVIII Jorc;latzus prż7n,us epżsc ż# Polonżu orc#żnatus est, et obżżt DCCCCLXXXIll1 (Roku skiego 968 został ordynowany Jordan, pierwszy biskup w sce; zmarł on w roku 984) Rocznik poznański: An#o Do7n,żnż DCCCCLXIII lordanus prż#mus epżscopus Pos#a- nżensis ordżnatus est (Roku Pańskiego 963 [!] został ordyno- wany Jordan, pierwszy biskup poznański) W rocznikach czeskich wreszcie wiadomoœć o ordynacji Jorda- na zaehowała się w postaci następujšcej: DCCCCLXVIII Polonżcr. cepƒt habe#e epżscopu#n, (968. Polska za- częła mieć biskupa) Data 963 w Roczniku poznańskim jest oczywistym błędem rocz- nikarza, zapamietajmy jednak znamiennš różnicę pomiędzy dwo- zna pierwszymi rocznikami: pierwszy z nich nazywa Jordana bi- sk#.zpem "w Polsce", drugi - biskupem poznańskim. Zapis rocz- nika czeskiego wprawdzie pomija ƒmię Jordana, ale bardziej zbłiża się do pierwszego z tych dwóch sformułowań, w każdym razie w okreœleniu występuje nazwa kraju, nie miasta. Znacznie więcej szczegółów dotyczšcych okolicznoœci chrztu Mieszl:a I zawarł w swojej kronice Thietmar z 1\#erseburga. Oto odpowiednie fragmenty tej kroniki (ks. IV, rozdz. 55 i 56): 206 Dlatego przedstawię resztę czynów znakomitego księcia Polan Mieszka, o którym pisałem szeroko w poprzednich księgach. W czeskiej krainie pojšł on za żonę szlachetnš siostrę Bolesława Starszego [Bolesława II], która okazała się w rzeczywistoœc:i takš, jak brzmiało jej imię. Nazywała się bowiem po słowiańsku Dobrawa, co w języku niemieckim wykłada się: dobra. Owa wy- znawczyni Chrystusa, widzšc swego małżonka pogršżonego w wielorakich błędach pogaństwa, zastanawiała się usilnie nad tym, w jaki sposób mogła by go pozyskać dla swojej wiary. Starała się go zjednać na wszelkie sposoby, nie dla zaspokojenia trzech żšdz tego zepsutego œwiata, lecz dla korzyœci wynikajš- cych z owej chwalebnej i przez wszystkich wiernych pożšdanej nagrody w życiu przyszłym. Umyœlnie postępowała ona przez jakiœ czas zdrożnie, aby póŸ- niej móc długo działać dobrze. Kiedy mianowicie po zawarciu wspomnianego małżeństwa nadszedł okres wielkiego postu i Do- brawa starała się złożyć Bogu dobrowolnš ofiarę przez wstrzy- mywanie się od jedzenia mięsa i umartwianie swego ciała, jej małżonek namawiał jš słodkimi obietnicami do złamania po- stanowienia. Ona zaœ zgodziła się na to w tym celu, by z kolei móc tym łatwiej zyskać u niego posłuch w innych sprawach. Jedni twierdzš, iż jadła ona mięso w okresie jednego wielkiego postu, inni zaœ, że w trzech takich okresach. Dowiedziałeœ się przed chwilš, czytelniku, o jej przewinie, zważ teraz, jaki owoc wydała jej zbożna intencja. Pracowała więc nad nawróceniem swego małżonka i wysłuchał jej miłoœciwy Stwórc:a. Jego nie- skończona łaska sprawiła, iż ten, który Go tak srogo przeœlado- wał, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej u##ocha- nej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem œwiętym zr.zywajšc plamę grzechu pierworodnego. I natychmiast w œlad za głowš i swoim umiłowanym władcš poszły ułomne dotšd członki spoœród ludu i w szatę godowš przyodziane, w poczet synów Chryst#.zsowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężkš miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wy- siłkach, nakłonił ich słowem i czynem do uprawy winnicy Pań- skie j. #vastępne Thietmar wspomina narodziny Bolesława (Chrobre- go) spomina narodziny Bolesława (Chrobre- #ot#m urodziła zacna matka syna, bardzo do niej niepodobne- go, sprawcę z#uby wielu matek, którego nazwała imieniem swego brata Bolesława i który - trzeba to powiedzieć - jej przede wszystkim okazał swš złoœć do czasu ukrywanš, następ- nie zaœ srożył się przeciw krewnym, jak to jeszcze przedstawię poniżej. 107 Tutaj kronikarz-biskup dał upust swej głębokiej niechęci wok Bolesława Chrobrego, zapominajšc albo nie wiedzšc, że w chw œmierci matki Bolesław nie mógł mieć więcej niż jakieœ 10 lat (Z brówka umarła, według œwiadectwa kronikarza praskiego Koszr sa, w 977 roku), w żaden sposób nie mógł jej "okazać swej zło; do czasu ukrywanej". A oto jak wyobrażał sobie okolicznoœci przyjęcia chrzeœcija stwa w Polsce piszšcy w czasach Bolesława Krzywoustego najsts szy kronikarz polski, cudzoziemiec Gall Anonim. Najpierw nie; ko prolog, zapowiedŸ chrztu. Wróćmy myœlami do przytoczoz w jednym z poprzednich rozdziałów (s. 54) genealogii Mieszka Ten zaœ Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, któ= ry pierwszy nosił to imię [lub: który poczštkowo zwany był in= nym imieniem], a przez siedem lat od urodzenia był œlepy. Gdy zaœ dobiegała siódma rocznica jego urodzin, ojciec, zwoławszy wedle zwyczaju zebranie komesów i innych swoich ksišżšt, urzšdził obfitš i uroczystš ucztę; a tylko wœród biesiady skrycie z głębi duszy wzdychał nad œlepotš chłopca, nie tracšc z pamięci [swej] boleœci i wstydu. A kiedy inni radowali się i wedle zwy- czaju klaskali w dłonie, radoœć dosięgła szczytu na wiadomoœć, że œlepy chłopiec odzyskał wzrok. Lecz ojciec nikomu z dono- szšcych mu o tym nie uwierzył, aż matka, powstawszy od bie- siady, poszła do chłopca i położyła kres niepewnoœci ojca, poka- zujšc wszystkim biesiadnikom patrzšce#o już chłopca. Wtedy na koniec radoœć stała się powszechna i pełna, #dy chłopiec roz- poznał tych, których poprzednio nigdy nie widział, i w ten spo- sób hańbę swej œlepoty zmienił w niepojętš radoœć. Wówczas ksišżę Siemomysł pilnie wypytywał starszych i roztropniej- szych z obecnych, czy œlepota i przewidzenie chłopca nie ozna- cza jakieóos cudownego znaku. Oni zaœ tłumaczyli, że œlepota oznaczała, iż Polska przedtem była tak jakby œlepa, lec; odtšd - przepowiadali - ma być przez Mieszka oœwieconš i wywyż- szonš ponad sšsiednie narody. Tak się też rzecz miała istotnie, choć wówczas inaczej mo#ło to być rozumiane. Zaiste œlepš była przedtem Polska, nie znajšc ani czci prawdziwego Boga, ani za- sad wiary, lecz przez oœwieconego [cudownie] Mieszka i ona także została oœwieconš, bo gdy on przyjšł wiarę, naród polski uratowany został od œmierci w pogaństwie. W stosownym bo- wiem porzšdku Bóg wszechmocny najpierw przywrócił Miesz- kowi wzrok cielesny, a następnie udzielił m,.z [wzroku] ducho- wego, aby przez poznanie rzeczy widzialnych doszedł do uzna- nia niewidzialnych i by przez znajomoœć rzeczy [stworzonych) sięgnšł wzrokiem do wszechmocy ich stwórcy. Tutaj spostrzegł się nasz kronikarz, że może nieco się rozwióƒł na ten temat, a poniekšd także wyprzedził naturalny bieg wyda- rzeń: Lecz czemuż koło wyprzedza wóz? Siemomysł tedy w podesz- łym wieku rozstał się ze œwiatem 108 i rozpoczyna się rozdział 5, "Jak Mieszko pojšł za żonę Dšbrówkę": Mieszko, objšwszy księstwo, zaczšł dawać dowody zdolnoœci umysłu i sił cielesnych i coraz częœciej napastować ludy [sš- siednie] dookoła. Dotychczas jednak w takich pogršżony był błędach pogaństwa, że wedle swego zwyczaju siedmiu żon za- żywał. W końcu zażšdał w małżeństwo jednej bardzo dobrej chrzeœcijanki z Czech, imieniem Dšbrówka. Lecz ona odmówiła poœlubienia go, jeœli nie zarzuci owe#o zdrożne#o obyczaj:z i nie przyrzeknie zostać chrzeœcijaninem. Lecz #dy on [na to] przy- stał, że porzuci ów zwyczaj pogański i przyjmie sakramenta wiary chrzeœcijańskiej, pani owa przybyła do Polski z wielkim orszakiem [dostojników] œwieckich i duchownych, ale nie pier- wej podzieliła z nim łoże małżeńskie, aż powoli a pilnie zazna- jamiajšc się z obyczajem chrzeœcijańskim i prawami koœciel- nymi, wyrzekł się błędów pogaństwa i przeszedł na łono matki- -Koœcioła. [Rozdz. 6] Pierwszy więc ksišżę polski Mieszko dostšpił łaski chrztu za sprawš wiernej żony; a dla sławy jego i chwały w zupełnoœci wystarczy [jeœli powiemy], że za je#o czasów i przez niego Œwiatłoœć niebiańska nawiedziła królestwo pol- skie. Z tej to bowiem błogosławionej niewiasty spłodził sław- nego Bolesława, który po je#o œmierci po męsku rzšdził kró- lestw#m i za 3askš Bożš w takš wzrósł cnotę i potęg#, iż ozło- cił - że tak powiem - całš Polskę swš zacnoœciš, po czym następuje już opis rzšdów Chrobrego, przedstawionych znacznie obszerniej niż rzšdy Mieszka I. Jak widzimy, zarówno kronikarz niemiecki, jak i polski w bar- dzo pozytywnych barwaeh przedstawiajš postać małżonki Miesz- ka I, jej w zasadzie przypisujšc zasługę nakłonienia męża do przy- jęcia chrzeœcijaństwa. Odnot różnicę: bliski w czasie Dšbrówce i Mieszkowi 1 niemiecki kronikarz stwierdza, że w zbożnym celu pozyskania sobie męża Dšbrówka nie wahała się łamać przepisów koœcielnych i zapewne - choć tego akurat Thietmar wprost nie stwierdza - współżyć z poganinem, natomiast Gall Anonim uważał najwidoczniej, że współżycie takie byłoby 109 czymœ niestosownym, dlatego twierdzi, że księżniczka odmawi go Mieszkowi przed jego chrztem. Niespodziewanie niekorzystnie, wręcz złoœliwie, wyraził się i tomiast o Dšbrówce współczesny naszemu Gallowi Anonimowi k nikarz czeski Kosmas z Pragi: W roku od wcielenia Pańskiego 977. Zmarła Dšbrówka, która ponieważ była nad miarę bezwstydna, kiedy poœlubiała księcia polskie#o będšc już kobietš podeszłe#o wieku, zdjęła z swej głowy zawój i nałożyła panieński wianek, co było wielkim #łup- stwem tej kobiety. Trudno ustalić przyczyny tej złoœliwoœci. Zdaniem wybitnego historyka czeskiego V. No#otnego, Kosmas pomylił Dšbrówkę z drugš żonš Mieszka I, Odš, która - jak jeszcze zobaczymy- była uprzednio mniszkš, albo niechęć kronikarza była spowodo- wana tym, że Dšbrówka była córkš bratobójcy - Bolesława I (który zamordował księcia Wacława I). Ten ostatni argument jed- nak nie przekonuje, ponieważ ksišżę Bolesław II, brat Dšbrówki, przedstawiony został w kronice bardzo pozytywnie. Nie potrafi- my sprawdzić informacji (czy insynuacji) Kosmasa o podeszłym jakoby wieku Dšbrówki w chwili zawierania małżeństwa z Miesz- kiem, zresztš w czasach, gdy za mšż wydawano dziewczęta kil- kunastoletnie, nawet osoba powiedzmy dwudziestoletnia, a tym bardziej dwudziestokilkuletnia, mogła w oczach człowieka nieży- czliwego uchodzić za podstarzałš. Któryœ z uczonych wyraził zresz- tš przypuszczenie, że Kosmasa w błšd wprowadziło imię siostry Dšbrówki - Mlada "Młoda"; skoro jedna z sióstr była "młoda", to druga widocznie była "stara". I to byłoby już w zasadzie wszystko, co wiarygodne Ÿródła nam przekazały w zwišzku ze chrztem Mieszka I. PóŸniejsze Ÿródła ilu- strowały już raczej dzieje legendy o Dšbrówce i ##i#s?ku, r.ie rze- czywistš ich historię. Kadłubek doœć wiernie powtarza informacje Galla, pozwala sobie jedynie na interesujšcš etymologię imienia Mieszko: ?Vazwany zaœ został ##Mieszka##, to jest ##zmieszanie## [Dżetus vero est P!fes#a żd est turbatżo), ponieważ rodzice zmieszali się na widok œlepego syna; albo obrazowo, ponieważ od niego, zdaje się, zaczęła się szerzyć walka ##,chowa. On bowiem wszezšł dobrš wojnę, aby zerwać zły pokój. oniki wielkopolskiej przejšł ten wštek od strza Wincentego, nadał mu jednak inny koloryt: Polacy widzšc to [œlepotę małego Mieszka], nadto zaniepokojeni, że król Ziemowit w przeciš#u siedmiu lat nie spłodził inne#o syna, mówili: ##Oto znowu zamieszka w królestwie!#, Mieszka bo- wiem, czyli zamęt, nazywa się od rozruchu. Wiedzieli bowiem, że po œmierci Choœciska, które#o pożarły myszy, w państwie polskim powstały liczne rozruchy, toteż lękali się ponowne#o ich wybuchu i dlatego œlepego syna królewskie#o nazywali Mieszkiem. Przy okazji kronikarz wielkopolski popróbował sił w chrono- logii, majšc wszakże, jak zaraz zobaczymy, kiepskie pojęcie o niej: Ziemomysł zaœ, jak opowiadajš roczniki dziejów Polski, wstšpił na tron polski po ojcu swym Lestku IV w roku Pańskim 913 a wspomnianego syna swego Mieszka spłodził w roku 931 . [...) I wreszcie roku Pańskiego 931 [!] [Mieszko] pojšł za żonę Do- brochnę, siostrę œw. Wacława (!). W roku następnym za na- mowš żony i pod tchnieniem łaski boskiej przyjšł chrzest z ca- łym ludem lechickim, ezyli polskim. Z tej żony w roku 937 zro- dził syna, któremu na chrzcie œwiętym kazał nadać imię Bo- lesław, w roku zaœ Pańskim 938 ustanowił Jordana biskupem Polski. Na usprawiedliwienie kronikarza wielkopolskiego można po- wiedzieć, że podobne grube pomyłki chronologiczne zdarzyły się również niektórym rocznikom polskim, np. tak zwanemu Roczni- kowi małopolskiemu. W czternastowiecznym Roczniku Traski pojawiła się wiado- moœć, że Mieszko założył i wyposażył wiele koœciołów, klasztorów, biskupstw i prepozyt#,zr. Choć starsze Ÿródła o tym milczš, roczni- karz w XIV wieku uznał, że ksišżę, który wprowadził chrzeœcijań- stwo do Polski, m u s i a ł być także wielkim fundatorem. W tak zwanym kodeksie królewieckim Kroniki polsko-œlšskiej (sama kro- nika powstała pod koniec #III wieku) znajduje się kilka fragmen- tów nieznanych pozostałym przekazom rękopiœmiennym tej kro- niki i nie pochodzšcych zapewne od jej autora. Jedna z tych inter- polacji dotyczy Kazimierza Odnowiciela i czytamy w niej, iż ksiš- żę ten, przygnębiony niemożnoœciš zapo'#ieżenia klęskom i bliski załamania się, przybył do koœcioła znajd#.zjšcego się w grodzie Ostrów, założonego niegdyœ przez Dšbrówkę ku czei Matki Boskiej. 110 111 (Tam przeżył widzenie, które natchnęło go wiarš w zwycięstwi rzeczywiœcie, przy pomocy Boskiej wkrótce pokonał Miecław i jego Mazowszan). Interesuje nas jedynie tradycja o założeni przez Dšbrówkę owego koœcioła. Większoœć uczonych jest zdani że "gród Ostrów" to Ostrów Tumski w Poznaniu, gdzie, jak wi# domo, do dziœ zachował się gotycki koœciół pod wezwaniem NM (inni myœlš, raczej niesłusznie, o Ostrowie Lednickim koło Gnies na). Koœciół NMP na Poznańskim Grodzie (Sancta Marża ż# SuYn,7n Posnatziensż), jak wykazał niedawno warszawski historyk Roma Michałowski, odgrywał jeszcze w XIII wieku sporš rolę w dzie nicy wielkopolskiej. Z jednego z dokumentów księcia Przemysła wynika, że władca ten sprawował swoje władcze funkcje, zasiad; jšc na tronie umieszczonym przy tej właœnie œwištyni. Nie je więc zupełnie pozbawiony podstaw domysł, że koœciół NMP, połi żony jak wiadomo w pobliżu katedry poznańskiej, mógł być kapl cš pałacowš pierwszych Piastów i tradycja, przypisujšca jego po# stanie Dšbrówce, wyglšda na zupełnie wiarygodnš. Nie można tego powiedzieć o znacznie póŸniejszej, bo z drugr połowy XV wieku pochodzšcej informacji, zawartej w roczniH pióra zapewne Sędziwoja z Czechla. Pod rokiem 970, znajdujen w zachowanym do dnia dzisiejszego rękopisie pięciowierszowš r zurę, to znaczy wyskrobanie pierwotnego tekstu, na którym inI ręka drobniejszym pismem (niekiedy z uzupełnieniami na brze# kolumny) zapisała te słowa: [...] założony został koœciół metropolitalny w GnieŸnie pod zwaniem Trójcy Œwiętej i œw. Wita, którego pierwszym a biskupem został Hipolit. Wtedy także założony został ko w Krakowie pod wezwaniem błogosławione#o Wacława, k1 go pierwszym biskupem był Prochor [Prothorus], oraz ko wrocławski, a także założony został [koœciół] poznański wezwaniem œwiętych Piotra i Pawła - te wszystkie zaœ [ko ły] zostały założone przez najpobożniejszš [chrżstżu#żss księżnę Dobrochnę [Dšbrówkę]. Koœcioły biskupie w Krakowie i Wrocławiu z całš pewnc nie mogły swego powstania zawdzięczać Dšbrówce, podobnie katedra gnieŸnieńska, która powstała dopiero w wiele lat po œn ci księżnej, zresztš nigdy nie szczyciła się wezwaniem Trójcy Œ tej czy saskiego œwiętego i patrona katedry praskiej Wita. Nie 112 # Gotycki koœciół NMP Ostrowie Tumskim Poznaniu wzniesiony #pewne na miejscu #czeœniejszego koœcioła #budowanego według #radycji przez Dšbrówkę iczone jednak, a nawet prawdopodobne jest to, że za życia Dš- iwki, a zatem zapewne przy jej aktywnym poparciu (a może rvet inicjatywie) powstał w GnieŸnie koœciółek, skoro najstar- ‹ gnieŸnieński koœciół parafialny nosił właœnie wezwanie Trójcy riętej. Dšbrówce przypisuje się także poczštki innego koœcioła GnieŸnie - pod wezwaniem œw. Jerzego, tytułem przypomina- :y koœciół i klasztor benedyktynek na grodzie praskim, którego ieniš była siostra Dšbrówki - Mlada. Jeżeli chodzi o katedrę znańskš która w pierwotnej postaci musiała powstać za życia ‡brówki, trudno wštpić w poparcie budowy ze strony księżnej, tym też sensie wolno tę częœć informacji piętnastowieeznego cznikarza uznać za wiarygodnš. Ten sam rocznik parę wierszy wczeœniej, nie na razurze, lecz zasadniczym tekœcie, pod rokiem 965, wspominajšc o chrzcie ieszka s na Siemomysła" twierdzi że chrzest ten odbył się " y , , Mieszko I 1 i3 w Pradze (Prage baptisatus divżno zrziracu.lo lu#n.en 7ecepżt). to, rzecz jasna, tylko domysł rocznikarza, który vaykombin# so#ie, że skoro Dšbrówka (którš zresztš błędnie okreœla jako c księcia czeskiego Wratysława i siostrę œw. Wacława) była Cze; a w Polsce dotšd nie było chrzeœ#ijaństwa, chrzest księcia pol: go nie gdzie indziej, lecz w Pradze, winien nastšpić. Inaczej padnie ocenić wiadomoœć przekazanš w Roczniku krakow z końca XIII wieku, a zanotowanš pod rokiem 974: Koœciół praski otrzymał biskupa imieniem Thietmar za wsta wiennictwem Dšbrówki. Niewykluczone, że istotnie księżna polska w jakiœ sposób przy czyniła się do powstania biskupstwa w swej ojczystej Pradz a przynajmniej do objęcia nowo założonej stolicy przez jej pierw szego pasterza. Tym samym wyczerpaliœmy mniej więcej zasób informacji Ÿród łowych rzucajšcych œwiatło na okolicznoœci małżeństwa Mieszka z Dšbrówkš oraz chrzest księcia Polan. Wszystkie przytoczon œwiadectwa wielokrotnie były j,.zż przedmiotem analizy uczonyc Jak zauważył w 1966 roku Piotr Bogdanowicz, który starał si gruntownie przedstawić interesujšcš i nas obecnie problematykę wszystkie owe Ÿródła zgodnie potwierdzajš właœciwie jedynie dwa fakty, że: 1) cr.rzest Mieszka I pozostawał w zwišzku z osobš jego żony# #šbrówki, 2) nastšpił on po przybyciu Dšbrówki do Pols?#i. Z przytoczonych wzmianek rocznikarskich wyn#l#:a następujšca; kolejnoœć czterech zapamiętanych przez tradycję polskš wydarzeń: 1) przybycie Dšbrówki - 965 rok, 2) przyjęcie chrztu przez Mieszka - 96# rok, 3) narodziny Bolesława (Chrobrego) - 967 rok, 4) L#stanowienie pierwszego biskupa w Polsce Jordana - 968 rok. A oto czego dowiadujemy się z kroniki Thietmara: - zasługa nawrócenia Mieszka I na chrzeœcijaństwo należy do Dšbrówki, siostry księcia czeskiego, - Dšbrówka była "dobra" i religijna, lecz także mšdra i doœ- wiadczona życiowo; - starania jej o uzyskanie aprobaty męża dla chrztu trwały doœć długo (kronikarz sugeruje, że rok albo 3 lata), - po przyjęciu chrztu przez władcę w œlad za nim podšżyli na- tychmiast jego poddani, - w pracy nad chrystianizacjš Polan brał udział Jordan, pierwszy ich biskup, - był on w tym dziele gorliwy, gdyż społeczeństwo polskie; ehoć poszło bez wahania za swoim władcš, wymagało wielu wysił- ków apostolskich. Relacja Galla Anonima, aczkolwiek ogólnie rzecz bioršc zgodna x danymi Thietmara, różni się od niej kilkoma istotnymi szczegó- - uwzględnia wštek legendarny (uzyskanie przez 1\#lieszka wzroku w siódmym roku życia) i materiał anegdotyczny (siedem #ałożnic), - nie wspomina o ksišżęcym pochodzeniu Dšbrówki (cho‚ Gall wiedział, że pochodziła ona z Czech), - Dšbrówka uzależniła zgodę na małżeństwo z Mieszkiem i przybycie do Polski od obietnicy zmiany obyczajów i przyjęcia ‚hrzeœcijaństwa, # - przybyła do Polski w otoczeniu dworu z#ożonego z osób œwieckich i duchownych, - nie prędzej zgodziła się dzielić z mężem łoże malżeńskie, aż on nie wypełnił przyrzeczeń 'o. "Jak widzimy - stwierdza P. Bogdanowicz - relacja Thietma- :ra góruje nad relacjš Anonima Galla, i to nie tylko iloœciš i wag# #nformacji (co zawdzięcza niewštpliwie bliższoœci chronologicznej wypadkom), ale i stopniem krytycyzmu. Wspomniał wprawdzie #(Gall) o pominiętym przez Thietmara dworze przybyłym z obra- wš do Polski, jak też o przygotowaniu się Mieszka do chrzt,.z œw. [...), nie podał jednak żadnego nazwiska, poza parš rsišżę;.š, zwiš- 2anego ze sprawš ehrystianizacji Polski i przypisał Do'arawie po- stępowanie mało zgodne z psychologiš ludzkš, deprecjonujace zaœ #v rezultacie Mieszka I. Ani Thietmar, ani Anonim zwany #a?lem lo Upraszczam i modyfikuję wyliczenie zawarte w #racy P. Bogda- icza, Chrzest Po?skń, "Nasza Przeszłoœć" 1966, nr 23, s. 12-13. Cytat s. 13 114 llƒ nie podali motywów, dla których Mieszko starał się o rękę Dobr wy, nie wyszli rówńież obaj poza motywy osobiste przyjęcia now wiary, nie poinformowali, jakim sposobem znalazł się biskup Jo dan w Polsce, nie podali żadnych informacji o samym akcie prz jęcia chrztu œw. przez Mieszka I i jego poddanych. Obaj kronik rze wystšpili z własnš wersjš sposobu pozyskania przez Dobra Mieszka I dla nowej wiary". W tej ostatniej sprawie panuje raczej jasnoœć: wersja Gal Anonima, bardziej "pruderyjna", stara się, z perspektywy poczštk XII wieku, zdjšć odium grzechu (choćby w chwalebnym cel z pierwszej chrzeœcijańskiej księżny polskiej, polegajšcego na ni dozwolonym współżyciu z poganinem. Ze wszech miar realniejs wydaje się tu relacja Thietmara. Dodajmy, że motyw rygoryzm moralnego Dšbrówki stał się czymœ w rodzaju obsesji polskiej tra dycji historiograficznej, która - zaznaczmy raz jeszeze - w prak tyce aż do końca XVIII wieku (Naruszewicz!) nie znała dzieł Thietmara, a więc również podanej tam wersji wydarzeń. Istniej nawet podejrzenie, że podawana w rocznikach data urodzenia Ba lesława Chrobrego - 967 - może być nieprawdziwa, lecz jest rw zultatem kombinacji rocznikarzy, jako że poczęcie pierworodneg# nie mogło przecież nastšpić, zgodnie z tym, co chciano zapamięta# w Polsce, przed chrztem Mieszka I, który najprawdopodobniej od1 był się wiosnš 966 roku. W rzeczywistoœci, jeżeli stanšć na grunci! prawdziwoœci odnoœnej informacji Thietmara, nic nie stoi na prze szkodzie, by urodzenie Chrobrego cofnšć o jeden rok. W przytoczonym podsumowaniu przez P. Bogdanowicza od razu widać te problemy zwišzane z chrztem zarzšdzonym przez Miesz: ka I, na które Ÿródła odmawiajš odpowiedzi, wobec czego history# jest skazany na domysły i kombinacje, jak również na wnioskƒ wanie przez analogię. W trosee, by niniejszy rozdział nie nabrƒ jakichœ monstrualnych rozmiarów, postaram się możliwie zwięŸI! przedstawić niektóre problemy cišgle dyskutowane, o ile wišżš si# bezpoœrednio z chrztem Polski, oraz te rozwišzania, które przynaj# mniej na obecnym etapie badań wydajš się najbardziej przek#ny: wajšce. Problemem najistotniejszym sš oczywiœcie m o t y w y, skła# niajšce Mieszka do podjęcia decyzji o chrzcie. Nikt rzecz jasna nit przyjmie za dobrš monetę zapewnień Thietmara i Galla Anonim# I. Ostrbw Lednicki. ragment niedawno od- krytego baptysterium # Mieszko przyjšł chrzest po to, by przypodobać się swojej żonie hociaż często występujšcy niewybredny argument o "podstarza- #ch wdziękach" czeskiej księżniczki jest nie tylko mało eleganeki, e także chyba nieuzasadniony, gdyż jak widzieliœmy, jedynie nie- #czliwy Dšbrówce i dzieje Polski za Mieszka I słabo znajšcy Kos- as z Pragi uzasadniałby taki sšd). Mieszko I najpierw podjšł de- #zję o chrzcie, a następnie, szukajšc sposobów umożliwiajšcych ułatwiajšcych wprowadzenie tej deeyzji w czyn, zbliżył si# do #oru praskiego. Nie da się teraz spraw religijnych i koœcielnych oddzielić od #lityki, z którš zresztš i w czasach P!Iieszka I œciœle się one łš- :yły. Po częœci była już o tym mowa (zob. s. 81 nn.), daleko jednak # wyczerpania zagadnienia. 116 #17 Wœród najezęœciej wysuwanyeh możliwych motywów omawi nej tu wiekopomnej decyzji Mieszka I najezęœciej występujš n stępujšce: _ - chrzest i chrystianizacja miały odebrać Niemcom (królo _ i Niemcom jako całoœci oraz poszezególnym potentatom wsehodni niemieckim, w rodzaju margrabiego Gerona) pretekst do prow dzenia akeji misyjnej oraz objęcia ziem polskich organizacjš K œcioła niemieckiego, co w warunkach wezesnego œredniowiecza mu siało prowadzić najpierw do koœcielnego, póŸniej zaœ polityczneg uzależnienia od Niemiec, - miały "nobilitować" Mieszka oraz jego państwo w oczae chrzeœcijańskiej Europy: w wyniku chrztu i#Zieszko byłby pełn prawnym członkiem chrzeœcijańskiej wspólnoty europejskiej. #š to, jak widać, argumenty zaczerpnięte z arsenału "wielkie# polityki". Nie lekceważyłbym ich zupełnie, wydaje się jednak, że' waga zwłaszeza pierwszego z wymienionych arg#.zmentów zos#ał w miarę upływu czasu i narastajšcych doœwiadezeń historycznych# znacznie wyolbrzymiona. Prawdš jest, że po zd##szeni#? powstania: w połowie lat pięćdziesištych X wieku panowanie niemiec?#ie na' słowiańskim Połabiu umocniło się i wydawało się n.ieza# # ;#;:#n‚ (w 983 roku okazało się jednak, że miało ono ciš5le kr#che #o#sta= wy), a w œlad za zdobyczami niemieckiego oręża postępowa#a nie- miee?-a admini#tracja i niemiecki Koœciół. #raw#š jest równie#, że ,;no zdobyciu przez Gerona kraju r użyczan grani#e państwa polań- skiego i Niemiec po raz pierwszy zetknęły się, co prawda na nie- wielkim jeszeze odcinku. Wydaje się pewne, że Mieszko i jego do= rad#y wiedzieli o cesarskiej koronacji Ottona I vr roku 962 i że; byli z grubsza przynajmniej zorientowani w prerogatywach, iakie w myœl teor wyznawanej w œwiecie chrzeœcijańslcim przysługi- wały cesarzowi, jeżeli chodzi o pogan. Na pewr?o zaœ nie uszły uwagi dworu gnieŸnieńskiego ożywione zabiegi wokół koœcielnej organizacji Połabia, zakładanie klasztorów - tych "wylęgarni" 7;adr chrzeœcijańskich, biskupstw, zwłaszeza zaœ (na razie jeszeze nie uwieńezone powodzeniem, ale uparcie przez cesarza forsowane) plany objęcia niemieckiego Wsehodu odrębnš organizacjš metropo- iitalnš (w Magdeb,.zrgu). r# Tiemniej jednak w 965-966 roku "prob?em niemiecki" nie był według wszelkiego prawdopodobieństwa postrzegany przez Miesz- -lY. flstrów Lednicki. Próba #rekonstrukeji bapty terium .oVezesnopiastow;kiego we- dług K. Żurow;kiej ka I jako realne zagrożenie, a mimo niewštpliwych kwalifikacji męża stanu, jakich nie odrnówimy Mieszkowi I, daru jasnowidze- nia chyba nie posiadał, nie Inógł więc wiedzieć, jƒk w przys#łoœci rozwinš się stosunki Polski z Niemcami. Co więcej, jak postaram œię wykazać w dalszych rozdziałach i co zresztš nie będzie w grun- cie rzeczy żadnš nowoœciš w na#ce, stos,,znki Polski z Niemcami do œmierci 1\2ieszka I, a nawet przez pierwsze dziesięciolecie rzšdów jego następcy były zupełnie poprawne, a nawet - nieco więcej niż #oprawne. Polska i Niemcy do poczštku rzšdów Henryka II w Niemezech i interweneji Bolesława Chrobrego w Czechach (1003) były złšczone wspólnotš interesów i soj#.:szem. Toteż rychło zaczęto gdzie indziej rozglšdać się za "prawdzi- #ymi" i "decydujšcvmi" przyc#ynami chrzbu Polski. Gerard La- #uda najpełniej uzasadnił poglšd, że decydujšcym motywem, przy- #najmniej zewnętrznym, przyjęcia chrztu były starania Miesz?#a I 118 o zabezpieczenie się przed niebezpieczeństwem znacznie bardzi w połowie X wieku dotkliwym i wyraŸnym, jakim dla młode# a właœciwie kształtujšcego się dopiero państwa piastowskiego b Zwišzek Wielecki na Połabiu, zwłaszcza gdy interesy Polski i Wi letów skrzyżowały się w dwóch miejscach: na Ziemi Lubuski# opanowanej przez Mieszka - jak się na ogół przypuszcza - krót# przed pojawieniem się jego państwa w Ÿródłach (sam poczštek 1 szeœćdziesištych?), oraz w rejonie ujœcia Odry, gdzie ekspans Polan została zatrzymana przez silnych i ze Zwišzkiem Wielecki powišzanych Wolinian. Wieleci i inne ludy zwłaszcza północn częœci Połabia byli w drugiej połowie X wieku r e a 1 n y m ni bezpieczeństwem nie tylko dla Polski, lecz także dla Niemiec i p zostali nim jeszcze mniej więcej półtora stulecia. Wieleci od dłu szego czasu powišzani byli sojuszem z Czechami, którzy mieli wł sne cele polityczne zwłaszcza na południowym Połabiu. Przez zb żenie do Niemiec, o ileż łatwiejsze na gruncie chrzeœcijaństvc Mieszko niwelował niebezpieczeństwo wieleckie; przez zbliżex do Czech natomiast osišgał ważny doraŸny efekt polityczny: ze wanie niebezpiecznego dla Polski sojuszu czesko-wieleckiego. J zobaczymy, już w 967 roku to odwrócenie sojuszy bardzo miało, Mieszkowi przydać. Jednoczeœnie sojusz z Gzechami Przemyœlidów, potwierdzon zgodnie z ówczesnymi zwyczajami politycznymi, małżeństwe z Dšbrówkš, ułatwiał Mieszkowi nawišzanie kontaktów ze œwi tem chrzeœcijańskim. Wprawdzie Czechy były, mimo kilkudziesi ciu już lat historii chrzeœcijaństwa w tym kraju, pod względe stopnia chrystianizacji jeszcze na pewno krajem "na dorobku" i z można przeceniać możliwoœci tego kraju w promieniowaniu now religii na zewnštrz (wszak do 973 roku Czechy pozbawione bę nawet własnego biskupstwa, wchodzšc w skład niemieckiego bi kupstwa w Ratyzbonie), ale liczyły się nie tylko możliwoœci "k drowe" i duchowe samych Czech, lecz powišzania tego kraj#.z, kt ry pod względem koœcielnym cišżył od dawna ku Niemcom połu niowym (Bawarii). Jeżeli zaœ, jak sšdzi spora częœć uczonych, Mie: ko miał j,,zż wówczas jakieœ powody czy przeczucia, by obawiać : nadmiernego wpływu Niemców i Koœcioła niemieckiego na sw kraj, to bardziej odległe od granic Polski i pozostajšce w wyraŸn rywalizacji z Saksoniš Niemcy południowe mogły być nawet wła .#y polskiemu bardziej miłe jako wzór chrzeœcijaństwa i pomoc W zaprowadzaniu nowej religii w Polsce, niż Saksonia. W dodatku biskupstwa i klasztory bawarskie miały już spore tradycje i do- œwiadczenia w pracy misyjnej także wœród Słowian, inaczej niż młode" biskupstwa saskie, które póki co nie bardzo potrafiły się uporać z zadaniami misyjnymi na samym Połabiu. Było co prawda jedno "ale": sojusz z Czechami oznaczał uzna- nie przez Mieszka stanu posiadania Przemyœlidów także na północ od pasm górskich, czyli w Małopolsce i na Slšsku. Trudno jednak z tego powodu czynić władcy polańskiemu zarzut. Na ogół w nauce polskiej rzecz ujmuje się w ten sposób, jakoby Mieszko "przyczaił się" i nie majšc w połowie lat szeœćdziesištych możliwoœci walki na kilku frontach, odłożył na póŸniej walkę o odebranie ziem po- łudniowopolskich Czechom. Wydaje się, że jest to typowe spoglš- danie na dzieje X wieku z póŸniejszego punktu widzenia. Poczšw- szy od schyłku panowania Mieszka I Małopolska i Slšsk rzeczy- wiœcie stały się częœciami składowymi państwa polskiego i mimo póŸniejszych okresowych perturbacji (Slšsk na pewien czas odpadł od Polski po œmierci Mieszka II) zrosły się z Polskš na stałe (w przypadku Małopolski) bšdŸ na długo (w przypadku Slšska, któ- ry poczšwszy od XIV wieku odchodził od zwišzku państwowego z Polskš). Przynależnoœć tych dzielnie do Polski skłonni jesteœmy tatem traktować poniekšd jako coœ zupełnie naturalnego i oczy- wistego, Mieszko więc "musiał" dšżyć do opanowania Małopolski i Œlšska. Otóż wcale nie "musiał". Ani Małopolska, ani Slšsk nigdy do- tšd nie wchodziły w skład państwa gnieŸnieńskiego i nie było żad- nych specjalnych powodów, skłaniajšcych te dzielnice do zwišzku z nim. Dlaczego właœciwie ówczeœni Krakowianie i Slężanie mieli= by być bardziej zainteresowani zwišzkiem z Gnieznem niż z Pra- gš, która była stolicš państwa bšdŸ co bšdŸ bardziej niż kraj Po- lan rozwiniętego i z którš byli już od dawna powišzani? Wszelkie rozważania nowożytnych uczonych o "naturalnych granicach" pań- stwa polskiego, o jednoœci dorzeczy Odry i Wisły, o jednoœci języ- kowe wschodniolechickie o" (polskiego) odłamu Słowiańszczyzny j " zachodniej, sš konstrukcjami teoretycznymi, których œwiadomoœć w X wieku była z pewnoœciš nikła, podobnie jak ich wpływ na bieżšcš politykę. Mieszko I zajšł po prostu najpierw Małopolskę, !20 121 Il‚z?niej zaœ Œlšsk, wtedy gdy mu na to pczwoliła sytuacja polityc na i rachunek sił, podobnie jak wczeœniej zajmował Pomorze, Zi mię Lubuskš czy każdy inny skrawek ziemi. I tyle o motywach zewnętrznych towarzyszšcych decyz chrztu 1\#ieszka I. Nie wyczerpywały one z pewnoœciš zagadnieni a zdaniem wielu bardzo poważnych uczonych wszystkie one r~iał znaczenie podrzędne. Liczyły się naprawdę jakoby tylko względ wewnętrzne - na własne społeczeństwo. Mieszko I przyjmov#ż zatem chrzest, zdaniem reprezentantów tego poglšdu, gdyż: I) Nowa, uniwersalna nauka chrzeœcijańska cia#,ała władc. ważny at#.zt, ogromnej wagi instrument ideologiczny, ułatwia jšcy Lanifikację, sćalanie młodego, z trudem jednoczonego pań# stwa, w którym œcierały się tradycje partykularne, własnego, od# rębnego bytu plemiennego, na których straży stał kult pogańsk# przez wieki znakomicie dostosowany do plemiennej strtzkt##ry spo# łeczeństwa i dlatego niedogodny w chwili, gdy władzy zależało naI usunięci##, zd#.zszeniu wszelkich odrębnoœci i separatyzmów; 2) Nowa religia wynosiła osobę panujšcego znacznie ponad ogółj ludnoœci. Władca chrzeœcijański, obojętnie, czy podniesiony da godnoœci królewskiej czy nie, był kimœ zasadniczo różnišcym si# od władcy, naczelnika w społeczeństwie plemiennym i poga:;skim: Tam był zasadniczo depozytariuszem woli "ludu", a choćby tylko starszyzny plemiennej, jak gdyby urzędnikiem, "pierwszym z nich": W spo?eczeństwie chrzeœcijańskim był przede wszystkim manda- tari,#s#em Boga, miał udział we władzy Boskiej, w sacru7n,. On właœnie, nie zaœ inni nobile, jego może konkurenci... 3) Wspomnijmy wreszcie, że w czasach, które etylsietowano ja= ho czasy "błędów i wypaczeń", modna była i taka oto interpreta- cja: religia chrzeœcijańska była dla klas pos:adajšcycń, ƒla kształ- tujšcej się jakoby w czasach pierwszych Piastów "klasy fe#,zdałów" bardzo dogodnym orężem ideologicznym w ugruntowywani#.z ich władzy nad resztš społeczeństwa, niegdyœ wolnego, stopniowo zaœ poddawanego "uciskowi" klasowemu. Dla biednych i wywłaszczo= nych chrzeœcijaństwo miało być "plasterkiem" na ranę, mo%e rze- czywiœcie za#łaniajšcym tego i owego przed zbyt jaskrawyrn nad- użyciem ze strony możnych, na ogół jednak, "obiektywnie" dzia= łajšcym na rzecz nowego, klasowego systemu społecznego przez i2. Łe#-no k. #Všgrov,#ca. Pozo,stałoœci koœcioła (rotundy) prawdopodobn#e ż XI wie?#u wewnatrz zary#u œwiatyni póiniejs#ej ('rzyn ##towiecznej), od- słonięte przez ekspedycję Instytutu rIi#tarii AI# "rozbrajanie" niezadowolonych, przez kierowanie i#h uczuć i za- ćhowań w zaœwiaty, a odcišganie od "walki klasawej" czy po prc- œtu prz:## vłatwianie godzenia się z niesprawiedliwoœciš i krzywdš ńa tym œwiecie, z nadziejš na#rody w nie##i#. Dostrzegajšc eałš jednostronnoœć, wykoœ?awiajšcego przeszłoœć wulgarno-materialistycznego poglšdu na dzieje, nie odmówimy pierwszyr, d#:rom z wymi#nicnyeh mo:z:entć### per- S#vazyjnej. Wszakże do pewnych granic. Czyż botxriem Mieszko I i inni władcy znajdujšcy się w podobnej jak on syt##acji, rzeczy- wiœcie był w stan#e należycie ccenić korzyœci czy ogólniej - skut- ki swej decyzji? #:#ćwimy o chrzeœsija#st#vie jako spoiwie społe- #zeńst,#a, czynniku je unifikujšcym w imię jednej wiary i jedna- ;kowych ideałów, ale to :Ÿ:ogło ewentuainie sprawdzić się w dalszej 122 123 pzrspektywie. Na krótkš metę przyjęcie chrzeœcijaństwa natomi oznaczać musiało - i z tego na pewno zdawać musieli sobie spr wę chrystianizatorzy - głębokie rozbicie społeczeństwa, któr przecież nie od razu i nie w całoœci dało się przekonać do now j p reli  Ocz wiœcie słowo "przekonać nie odda e w ełni isto rzeczy, gdyż we wczesnym œredniowieczu, w krajach œwieżo n wracanych nie starczało ani chęci, ani zrozumienia, ani możliwoœ# indywidualnego przekonywania, wola panujšcego była wolš spo;# łeczeństwa, a przynajmniej niš być powinna. Jakoż Ÿródła, i t# przytoczone, bliższe chrztu Polski, i te bardziej odeń odległe w cza, sie, więc jeszcze mniej wiarygodne, zgodnie podkreœlajš ochoczoœć z jakš poddani Mieszka przyłšczyli się do grona chrzeœcijan. Oto póŸne, ale interesujšce, przejawy tej tradycji. Wspomnieli= œmy (w zwišzku z tradycjš o Dšbrówce) o jednym (królewieckimj z rękopisów Kroniki polsko-œlšskiej. Rękopisy tej kroniki zawiera: jš więcej niespodzianek dla historyka. W innym z nich, wrocław- skim (zwanym też rhedigeriańskim), możemy przeczytać słowa na- stępujšce: bw Mieszko założył i uposażył biskupstwo w Polsce, które po- czštkowo znajdowało się w Poznaniu, a miejsce to dlatego tak się nazywa, że tutaj [Mieszko] uznał się lennikiem cesarstwa. Mówi się także i można przeczytać w innej kronice, że Polska w Poznaniu po raz pierwszy przyjęła wiarę [chrzeœcijańskš] i stšd wywodzi się nazwa Poznań, jakby rozpoznajšcy się wiernym [se recog#oscens fidelem]. Drugie, może jeszcze bardziej interesujšce œwiadectwo pocho- dzi z również nam już znanego rocznika Sędziwoja z Czechla (dru- ga połowa XV wieku). Wiemy już, że Sędziwój był zdania, iż Mieszko I otrzymał sakrament chrztu w Pradze czeskiej. Wiemy również, że sam rocznikarz czy może ktoœ z ezytelników jego dzie- ła, wyskrobywał pewne jego fragmenty, dopisujšc w te miejsca własne wersje. W miejscu, o którym mowa, nieznana ręka napisała na razurze: Widzšc to możni [nobżles], którzy byli z nim [Mieszkiem w Pradze# wołali: polej! i dlatego nazwani zostali Polanami, od polania [wodš] chrztu œwiętego, przedtem natomiast, jak długo pozostawali poganami, nosili imię I achów [I achowye]. I wobec, tak wielkiego cudu [! - nie bardzo rozumiemy, co autor tej zapiski miał na myœli - J. S.] możni królestwa zostali ochrzcze ni w Pradze i odtšd cała Polska nazywana #est od ##polej##". Mam nadzieję, że czytelnik nie zostanie wprowadzony w błšd: podobne do tutaj przytoczonych œwiadectwa sš wstawkami, majš- cymi ożywić tekst i przydać mu kolorytu œredniowiecznego, za- razem zaœ pouczyć o zawiłych drogach póŸniejszej tradycji o Miesz- ku I i jego czeskiej małżonki. W gruncie rzeczy niemal nic nie wiemy o przyjęciu chrzeœcijaństwa wœród Polan, a lakoniczna wzmianka Thietmara o tym, jak bardzo wypadło się trudzić bisku- powi Jordanowi "w winnicy Pańskiej", zdaje się zaœwiadczać, że nie wszystko od razu poszło tak gładko. Milczenie Ÿródeł w tym wypadku nie dziwi, jest wręcz zrozumiałe - Koœciół zrobił wszyst- ko co w jego mocy, by wykorzenić z pamięci Polaków wspomnie# nie pogańskiej przeszłoœci i zmagań nowego porzšdku ze starym. Ale i analogie obce, i wielkie powstanie lat trzydziestych-czterdzie- stych XI wieku, które tak duże szkody przyniosło Koœciołowi w Polsce, dowodzš, że chrzeœcijaństwo napotykało znaczne opory, że były grupy społeczne żywotnie zainteresowane w utrzymaniu status quo ante (choćby kapłani pogańscy), że w końcu zawsze to # jakoœ niemiło porzucać na rozkaz wiarę ojców, że gdyby jeszcze # można było krzyż i Chrystusa postawić obok dotychczasowych bo- # gów i czcić razem z nimi, to może... Ale jak wiadomo i o czym ##rychło dowiadywali się zgorszeni tym nasi przodkowie z czasów Mieszka I, chrzeœcijaństwo było zupełnie innš religiš, nie toleru- jšcš żadnej konkurencji. "Nie będziesz miał bogów cudzych przede tmna..." Mieszko wiedział więc, że nie uniknie kłopotów z własnym #społeczeństwem i musiał kłopoty te skalkulować. Widać ocenił, #:jak najbardziej zasadnie, że ryzyko to należy podjšć. Korzyœci, jakie ofiarowywała nowa religia, zdecydowanie przeważały. # Jednego jeszcze nie braliœmy pod uwagę - motywów osobi- etych, nie tych przyziemnych (nadzieja na pomyœlnoœć w życiu do- czesnym, dla poganina będšca czymœ zrozumiałym samo przez #ię - tego właœnie oczekiwał od "swoich" bóstw), lecz motywów głębszych, przekonania do nowej religii. Religia ta, jak się obecnie oœć powszechnie przyjmuje, lepiej niż pogańska tłumaczyła swo- # wyznawcom œwiat, dawała im pewniejszš niż tamta osłonę 124 125 i ochronę przed nieszezęœciami, rękojmię, a choćby tylko możliz#vo# wieeznej s#częœliwoœci, zapowiedŸ s#rav#,iedliwego osšd#eni# #:# l::--kiego, nagrody dla sprawiediiwych, k#ry dla z?ych i n##;;od# nych. Kult pogański miał charakter zryt#alizowany, chronił ra;:::e# sp#'ec#noœć niż jednostkę, nie wystarezał głębiej myœlšcym i ezuœ jšcym. #:iożna było być ostatecznie doń przywišzanym, alc był# to przywišzanie siłš tradycji i inereji. Trudno było oczeki#;#r:#, i#y wiara pogańska mogła motywowa‚ do lepszeg# życia czy he:oicz- nych czynów. Wolno sšdzić, że gdyby nie ten moment: leps###go i pełniejszego odpowiadania chrzeœeijazistwa na potrzeby jedno##i;i ludzkiej, triumf nowej relig nad Wartš i Wis1š, podobnie _#a# w całej bez mała wezesnoœredniowie#znej Europie, a pó#niej i na innych częœeiach kuli ziemskiej, nie bvł##y tak szy###i i pełny. Wobec omówionego tu (prawda, że w sposób wyry#vko;ry ; #,o-: bieżny) zagadnienia, inne nie wyjaœnione I#rzez Ÿródła kwe#tie majš dr ugorzędny charakter. Nie znaczy to, by nie warto próbo-#=# ać: ich rozwišzać. Jerzy Dowiat, jeden z tych pols'#ich uczonych, któ- rzy najwięcej wysiłku włożyli w wyjaœnianie oko?icznoœci chrztu Polski, pokusił się, wbrew milezeniu Ÿródeł, o opraco;vanie,.##e- tryki chrztu #Jlieszka I" (taki właœnie tytuł nosi jego monogr###:a, opublikowana w sytuacji narastajšcych przygotowań do miieni##am państwa i chrztu Polski w 19E1 roku). Między innymi spróbo#=r#ł Dowiat w tej ksišżce rozwišzać zagadkę daty i miejsea chr#tu Mieszka I oraz imienia chrzestnego tego władcy. Wbrew wię'#szoœci uczonych polskich, którzy - jak sšdzę - n:e l#ez słusznoœci iiwa- żajš, że chrzest nastšpił w kraju, że dok#na# go Jordan #šd# j#?siœ inny kapłan przybyły w orszaku Dšbrówki i że stało się to naj- pewniej w Poznaniu, Dowiat opowiedział się za chrztem na o#e#yŸ- nie (w kraju nie było po temu warunków), a szukajšc odpowied= niebo tziiejsca, wskazał na I#atyzbonę jako stoIieę bis#upiš #z#ch- kraju rodzinnego Dšbrówki. Data roczna poœu#iadezona jest w spo- sób raczej nie budzšcy podejrzeń prz.ez roczniki #olsr;ie, datę ##zien- nš spróbowal Dowiat uœciœlić, na podstawie anaiogii z innych te- renów i inny#h czasów, na Wielkš Sobot#, która #r 9#6 rer.u #:#y# padała na dzień 14 kwietnia. Ojcem chrzestnym był najprawdo- podo#niej teœć Mieszka - ksišżę czeski Boi;:s;aw I (co n##lepiej tłumaczyłoby nadanie tegoż imienia pierworodnemu synotvi ##iesz- #g, Drzwi GnieŸnień#kie. Fra#- ment sceny VIII: szwagier Mie- 5zka I - ksišżę cze,ki Bole- sław II ka i olœniewajšcš karierę imienia Bolesław w rodzie Piastóiv) =', szafarzem sakramentu był natomiast z natury rzeczy ordżnari#s locż, czyli biskup ratyzboński Michał. Imię biskupa ratyzbońskiego natehnęło zarazem J. Dowiata pomysłem następujšcym: imię Mieszko nie było weale rodzimym imieniem słowiańskim księcia polańskiego (w rzeczywistoœci zwał się on - Dowiat jest autorem tego zadziwiajšcego domysłu- Dzigoma 1`), lecz i#nieniem chrzestnym, wywodzšcym się od imie- nia biskupa Michała (Mieszko - Miszko to forma słowiańska uro- biona, zdaniem Dowiata, od imienia chrzeœcijańskiego Michał). Po- 's Jeżeli, jak sšdzš niektórzy uczeni, œlub Mieszka z Dšbrówkš od chrztu Mie#zka dzieli, co :ugeruje Thietmar, więcej czasu, niewykluczone, że Bolesław był już na œwiecie w tym momenc:e i został ochrzezony wraz z ojcem. '# Imię to, zdaniem Dowiata, zostało "uwiecznione" w formie Dageme Znanego nam już regestu Dago#n,e iudex, do którego wypadnie nam jeszeze niejednokrotn:e wracać. 126 127 mysł Dowiata tak w kwest imion Mieszka, jak również co do bycia ceremonii chrztu w dalekiej Ratyzbonie (Regensburgu) wielu zdołał przekonać. Nie będziemy tracić czasu i nadużywać cierpliwoœci czyte ków na dalsze dyskusje wokół spraw może ciekawych, ale dri rzędnych. Natomiast sprawa biskupa Jordana i poczštków org zacji koœcielnej w państwie Mieszka I jest zbyt poważna, by poœwięcić jej osobnego rozdziału. Rozdział IX IORDAN I UNGER Imiona dwóch pierwszych biskupów polskich zostały wybrane ko tytuł rozdziału, który mógłby również zostać zatytułowany: #jdawńiejsza organizacja Koœeioła w Polsce. Wzmianki roczników polskich dotyczšce Jordana zostały przy- czone już w poprzednim rozdziale (s. 106), podobnie jak opinia hietmara z Merseburga o trudach, jakie wypadło Jordanowi po- eœć w trakcie pracy misyjnej w Polsce. Nie jest to jednak jedy- i wiadomoœć Thietmara o Jordanie. Już znacznie wczeœniej (ks. II, izdz. 22), opisujšc mianowanie pierwszego arcybiskupa magde- irskiego, co powiodło się Ottonowi I w roku 968 (pamiętamy, jakimi oporami zainteresowanych biskupów niemieckich spotkał ę plan założenia nowej metropolii), Thietmar napisał (mylšc się 'esztš o dwa lata): [...) z upoważnienia Stolicy Apostolskiej wyniósł do godnoœci arcybiskupiej 18 paŸdziernika, roku Pańskiego 970, znamienite- go [...) duchownego Adalberta z Trewiru [...). Arcybiskup [...] konsekrował w tych dniach uroczystych Bozona, pierwszego pasterza Merseburga, Burcharda, pierwszego biskupa Miœni i Hugona, pierwszego biskupa Żytyc. Dołšczył do nich pierw- szego biskupa hobolińskiego [Havelberg) Dudona, który już przedtem otrzymał sakrę. Wszyscy ci biskupi przyrzekli posłu- szeństwo zarówno jemu, jak jego następcom, i każdy z nich otrzymał osobnš diecezję. Do rzędu tych duchownych pasterzy wcielony został ponadto pierwszy biskup Brandenburga Thie- tmar, konsekrowany dawno przed nimi, o r a z p i e r w s z y biskup poznański Jordan" (podkr. J. S., z wy)št- kiem słowa ierwsz " w óżnionego już przez kronikar#<). riieszko I 128 Na innym miejscu (ks. VI, rozdz. 65) Thietmar podał infor dotyczšcš innego (drugiego z kolei) biskupa polskiego, Ui którš z rzeczowego punktu widzenia wypadnie już tutaj z: wać : "W tym samym dniu [co arcybiskup magdeburski Tagi 9 czerwca 1012 roku) zmarł jego brat w kapłaństwie i suf gan, pasterz poznańskiej trzody Unger, w trzydziestym roku swojej nominacji". ródła polskie, o ile w ogóle znajš postać Jordana (zasług na uwagę, że nie znał go ani Anonim Gall, ani Kadłubek, zn natomiast Kronika wielkopolska, co jest zrozumiałe ze względu skupienie uwagi na sprawach dzielnicy wielkopolskiej, ale tal kroniki œlšskie: Kronika polsko-œlšska i Kronika ksišżšt polskic okreœlajš jego godnoœć bšdŸ jako "biskup polski" lub "bisk w Polsce", albo - dokładniej - jako "biskup poznański" 18. Li, się przede wszystkim przytoczone wyżej wzmianki rocznikarsl; ponieważ - co wykazały badania zwłaszcza Gerarda Labudy wywodzš się one z najwczeœniejszego połskiego zwodu rocznik# skiego, nazwanego właœnie "Rocznikiem Jordana". Rocznik ten połšczeniu z tzw. Rocznikiem Gaudentego (pierwszego metropa ty gnieŸnieńskiego), był kontynuowany w GnieŸnie i wywiezio do Pragi podczas najazdu Brzetysława I czeskiego na Polskę œmierci Mieszka II (1038 lub 1039 rok). Tym właœnie tłumaczy ; przechowanie przez Rocznik praski zbliżonej do wersji rocznikl oznańskich wiadomoœci o Polsce która w 968 roku "zaczęła mi biskupa". Rocznik praski jest więc cennym sprawdzianem wiar godnoœci i starodawnoœci tradycji polskiej o ordynacji Jordar Datę 968 roku uznać należy zatem jako pewnš: od tego roku chrz œcijanie w Polsce mieli własnego biskupa. Czy znaczy to jednak, że Jordan dopiero w 968 roku poja# się w Polsce, od razu obdarzony biskupiš godnoœciš? Wniosek ta byłby niekonieczny, chociaż trzeba przyznać, że dalej to już bęt jedynie przypuszczenia. Nic wszelako nie stoi na przeszkodzie, t przyjšć, że Jordan już wczeœniej przybył do Polski, prawdopodol nie wraz z orszakiem Dšbrówki w 965 roku. Był wówczas ma 18 Zwykłym nieporozuxnieniem lub zamiarem wywyższenia Krako# jest "rewelacja" nieznanego autora "Pocztu królów polskich" z drugi połowy XV w. iż Mieszko (I) w roku 966 za namowš żony przyjšł chrze "i ustanowił Jordana pierwszym biskupem w Krakowie". #ykłym misjanarzem, ale mógł być również już wtedy bisku- ,m. W dziewiczym pod względem koœcielnym państwie Miesz- , I obecnoœć biskupa była pilnie potrzebna. Chrzcić wprawdzie 5gł każdy kapłan, bierzmować jednak tylko biskup. Także jedy- e biskup mógł kansekrować œwištynie, które - choćby w naj= ostszej, drewnianej postaci - musiano zaczšć stawiać od razu, emal natychmiast po chrzcie władcy i jego dworu. O obecnoœci kiegaœ innego biskupa, oprócz Jordana, w tych czasach w pań- wie polańskim nic nie wiadomo. Nie wiemy, kim był Jordan nim przybył do Polski, nie wiemy nawet, skšd się wywoclził, zyjmujemy jednak, że był on prawdopodobnie kapłanem die- #zji ratyzbońskiej (której podlegały, jak wiemy, do 973 roku #chy oraz należšcy wówczas do Czech Œlšsk), może ze słynnego mtejszego klasztoru œw. Emmerana, i że przed przybyciem do ilski otrzymał on od papieża godnoœć biskupiš, tym bardziej że e wypadało chyba, by chrztu panujšcego księcia dokonywał du- #wny niższej rangi (zresztš nie mógłby on udzielić sakramentu erzmowania, którego przy takich okazjach dokonywano najczęœ- ej bezpoœrednio po chrzcie). To, że Jordana najchętniej wyprowadzalibyœmy z obszaru die- zji ratyzbońskiej, nie przesšdza, rzecz jasna, kwestii jego pocho- #nia i przynależnoœci etnicznej. Z braku jakichkolwiek bezpo- 'eclnich danych Ÿródłowych na ten temat pojawiła się znaczna :zba hipotez. Raczej nie spotykane na obszarze Niemiec imię faje się sugerować, że Jordan nie był Niemcem z pachodzenia. tóbowano go wywieœć z Irland (bšdŸ z iryjskich klasztorów taœnie w X wieku po dłuższej przerwie pojawiajšcych się w Eu- rpie, zwłaszcza na pograniczu niemiecko-francuskim), ogólniej- lotaryńsko-nadreńskiego pogranicza germańsko-romańskiego (ze #kazaniem na Leodium - LiŠge), z Italii, z Półwyspu Bałkań- #ego (Dalmacja?). Trudno raczej wyobrazić sobie, by kierowano I Polski misjonarzy "pierwszego rzutu", nie znajšcych przynaj- niej w minimalnym stopniu języka słowiańskiego - ten wzglšd #e życzliwszym okiem spoglšdać na możliwoœć bałkańskiego czy pogranicza włosko-słowiańskiego pochodzenia Jordana. Sš ana- #ie za tym przemawiajšce: pierwszy biskup Merseburga, Bozon, #ł język Serbołużyczan, wœród których miał działać (nawet je- # z jego następców, biskup i kronikarz Thietmar znał nieco 130 131 język słowiański), podobnie jak pierwszy (od 973 roku) biskup P gi - Thietmar. Jordan przybywał do kraju Polan jako misjonarz, być mi z tytułem biskupim, ale bez jakichkolwiek uprawnień j,.zrysd# cyjnych, bez okreœlenia zasięgu kompetencji, tym bardziej - g nic diecezji, jako że żadnych diecezji jeszcze w Polsce nie b5 Po chrzcie Mieszka I i stworzeniu najniezbędniejszych warunk do dalszej działalnoœci Koœcioła w nowo pozyskanym państ# nastšpiła, niewštpliwie w Rzymie, ordynacja biskupia Jorda Stał się on wówczas, jak wiemy, biskupem p o 1 s k i m (w P i sce). Co oznacza taka niezupełnie jasna na pierwszy rzut oka ty latura? Każdy bowiem, kto jest choćby trochę zorientowany w z# czajach i prawie Koœcioła katolickiego wie, że godnoœci bisku sš niemal zawsze wišzane z konkretnš miejscowoœciš jako sied bš biskupa. Nawet biskupi pomocniczy, którzy nie otrzymujš r dów w jakiejœ diecezji, żeby tej ogólnej regule nie uchybić, oz# biani sš jakimœ honorowym mianem biskupa dawnych, history nych (z reguły dawno już nie istniejšcych) stolic biskupich. Zn# sš jednak w dziejach Koœcioła sytuacje nadzwyczajne, przejœciot kiedy to z takich czy innych względów nie można było zaprov dzić normalnej struktury diecezjalnej; wówczas biskup nosił ty nie od (nie istniejšcej) stolicy, lecz od całego kraju, który mu ty czasowo podlegał (epżscopus Polonżae, epżscopus Croatżae). Trzeba jednak przyznać, że w przypadku najstarszych biskup polskich sprawa nie jest zupełnie jasna. Pamiętamy bowiem, jeden z roczników polskich, a także Thietmar z 11#lerseburga (i ir Ÿródła niemieckie, z reguły zresztš zależne od Thietmara), ok œlili Jordana jako biskupa poznańskiego. W zwišzku z tym w n: ce tak polskiej, jak niemieckiej rozgorzała i trwa od dawna # skusja, jaki charakter miało biskupstvVo polskie w czasach J dana i Ungera? Były dwa stanowiska. O ile uczeni dawniejs doby przyjmowali przytoczonš wyżej wzmiankę Thietmara prawdziwš i uważali, że Jordan od 968 roku był biskupem die zjalnym, to znaczy miał przydzielonš sobie ƒiecezję polskš, stolicš biskupiš w Poznaniu (a poglšd ten ma zwolenników tal obecnie, których jakby nawet przybywało), o tyle poczšwszy wystšpienia uczonego niemieckiego Paula Kehra w 1920 roku w 14. Koœciół lsatedralny w Poznaniu - widok obecny na fasadę głównš 132 lu zwolenników, zwłaszcza, choć nie wyłšcznie, w nauce pols# zdobył sobie poglšd przeciwny, zgodnie z którym Jordan pi całe życie, jego następca zaœ Unger przez pewien jeszcze # byli biskupami misyjnymi, bez okreœlonych z góry diecezji. D łalnoœć ich obejmowała całe państwo Mieszka I, o którego gr: cach w papieskim Rzymie nie miano z pewnoœciš bliższych dan# Nie kwestionuje się na ogół (przytoczonej na s. 130) inform Thietmara, iż biskup Unger umarł jako poznański biskup diecez ny i sufragan metropolity magdeburskiego Taginona (1012), tomiast problem: kiedy i w jakich okolicznoœciach diecezja pol czy poznańska znalazła się w magdeburskim zwišzku metrop talnym, należy do węzłowych i nadzwyczaj zawzięcie dyskuto# nych kwestii wczesnej historii Koœcioła polskiego. Obie sprawy: misyjny czy diecezjalny od samego poczš charakter biskupów Jordana i Ungera, oraz zależnoœć metropoli na od Magdeburga, sš doœć œciœle ze s#bš splecione. Jeżeli wiem - rozumowano na ogół - najstarsze biskupstwo pol; byłoby od razu (w 968 roku) normalnš diecezjš (choćby na granice jej miały być identyczne z granicami państwa Miesz wego), powinno w myœl zasad prawa kanonicznego być włšcz do którejœ z istniejšcych wówczas metropolii. W grę mogły wc dzić jedynie metropolie niemieckie, z których z państwem Mit ka I graniczyły wówczas dwie: salzburska i właœnie w 968 r powołana do życia magdeburska. O ile brak w Ÿródłach jaki kolwiek œladów zwierzchnoœci metrop#lii salzburskiej, a nawet a racji do takiej zwierzchnoœci nad Koœciołem polskim (zaznac2 na wszelki wypadek: mam na myœli Koœciół w ówczesnym p stwie Mieszka I, nie obejmujšcym, jak wiemy, Małopolski i ; ska), o tyle co do Magdeburga œlady takie sš zupełnie dobrze doczne. A zatem: czy najdawniejszy Koœciół polski był pod wz# dem koœcielnym uzależniony od Magdeburga? czy Jordan i Un byli magdeburskimi sufraganami? Przytoczone na wstępie tego rozdziału œwiadectwa Thietm z Merseburga wydajš się istotnie sprawę tę ro?strzygać w sei pozytywnym. Nauka jednak, przede wszystkim polska (choć ta częœć uczonych niemieckich podobnie tę sprawę widzi), wysuz wielkiej wagi zastrzeżenia przeciwko wiarygodnoœci odnoœn; danych Thietmara. Najważniejsza wštpliwoœć jest taka: dlacz 134 rzeœniejsze od kroniki Thietmara, zupełnie dobrze zachowane # dnia dzisiejszego dokumenty papieskie i cesarskie, dotyczšce rzygotowań do założenia arcybiskupstwa w Magdeburgu oraz sa- #ego aktu powołujšcego je do życia, które niejednokrotnie bliżej kreœlały zasięg nowej metropolii i wyliczały jego sufraganie, a n i a z u nie wspominajš o Poznaniu czy w ogóle o jakichkolwiek bszarach na wschód od Odry. Przeciwnie - zawsze jest mowa ylko o Łabie i Sali, żadne też z pięciu biskupstw podporzšdko- ianych Magdeburgowi w 968 roku (zarówno nowo powołanych o życia, jak również wtedy do metrop#l przyłšczonych) ani wów- #as, ani póŸniej nie przekroczyło wschodniej granicy państwa nie- #eckiego. Œwiadectwu oficjalnych dokumentów należy w tak waż- #ej sprawie przypisać decydujšce znaczenie. Przyjęcie milczenia dokumentów niemieckich w sprawie pod- wrzšdkowania czy niepodporzšdkowania biskupstwa polskiego poznańskiego) Magdeburgowi za decydujšcy dowód w sensie ne- ;atywnym, oznacza jednak zaprzeczenie wiarygodnoœci œwiadectwa #'hietmara, który Jordana, "pierwszego biskupa poznańskiego" NyraŸnie zalicza do sufraganów magdeburskich już w roku 968. #zyżbyœmy przyłapali biskupa merseburskiego na fałszerstwie? Wszystko wskazuje na to, że kronikarz nie posunšł się do #łszerstwa, lecz padł ofiarš nieporozumienia. W najstarszym ko- #arzu arcybiskupstwa magdeburskiego zachował się mianowicie #o dnia dzisiejszego pewien dokument, a raczej "koncept", to zna- #zy projekt obszernego dokumentu, którego autor spróbował spi- #ać wszelkie prawa metropolii magdeburskiej, by następnie przed- #tawić je do zatwierdzenia Stolicy Apostolskiej. Chodzi zatem nie "pełnoprawny" dokument, to znaczy tekst majšcy moc prawnš, cz jedynie o próbę stworzenia takiego dokumentu, próbę, która # jakichœ, bliżej nam nie znanych, powodów nie została uwieńczona I#ukcesem, sam koncept jednak pozostał w archiwum archidiecezji IAaagdeburskiej, poœwiadczajšc zamiary, jakie legły u jego pod- w. To "fałszerstwo magdeburskie" powstało, jak wykazały ba- ia, w latach 1004-1012, a usiłuje sprawić wrażenie, że zostało stawione przez jakiegoœ papieża Jana. Najpewniej fałszerz, a ra- ., _ ej: twórca konceptu, miał na myœli Jana XII (955-964) lub ana XIII (965-972). Interesujš nas w tej chwili tylko dwa frag- nty falsyfikatu: 135 Na tych terenach ze wzrostem wiary chrzeœcijańskiej ws#kub podniesienia wspomnianego miasta [Magdeburga do rangi # tropol] zarzšdził najpobożniejszy Otton, aby za rzekami ł Salš i O d r š w miastach, w których panował niegdyœ wie; zabobon pogański obrzędów, a ich nazwy sš następujšce: Żyty# Miœnia, Merseburg, Brandenburg, Hawelberg, P o z n a ń, # stały założone biskupstwa na czeœć Najœwiętszego ZbawiciE Pana naszego Jezusa Chrystusa, czego też przy pomocy Bo# łaskawoœci dokonano [...J Adalbert, pierwszy arcybiskup œwiętego Koœcioła magdebu skiego, konsekrował więc, na podstawie tego pozwolenia, J o d a n a b i s k u p a P o z n a n i a, Hugona biskupa Żytyc, Bu charda biskupa Miœni, Bozona biskupa Merseburga, Dodila biskupa Brandenburga, Tudona biskupa Hawelbergu. Widać wyraŸnie, o co chodziło fałszerzowi. Rozszerzył on li biskupstw poddanych metropolii magdeburskiej o Poznań, zrę nie ƒodajšc do rzek łaby i Sali również Odrę. Gdybyœmy # mieli wczeœniejszych, nie podejrzanych w swej autentycznoœci c kumentów magdeburskich, bylibyœmy pewnie skłonni uwier# konceptowi, tym bardziej że wydaje się on potwierdzać wiarygc noœć odnoœnego œwiadectwa Thietmara. W rzeczywistoœci byn mniej nie poœwiadcza, gdyż prawdopodobnie Thietmar miał pr2 oczyma omawiany koncept i na jego podstawie uformował włas sšd na temat przynależnoœci Poznania do Magdeburga. Kto 1 autorem konceptu, oczywiœcie nie wiadomo. Wszystko wskazi jednak na to, że powstał on jak gdyby w odpowiedzi na postat wienia Zjazdu GnieŸnieńskiego roku IOflO, na którym, jak w domo, doszło do definitywnego zorganizowania Koœcioła polskie prze# powołanie do życia odrębnej metropolii polskiej z siedzi w GnieŸnie oraz kilku biskupstw jej podporzšdkowanych. Wpra dzie lilagdeburg nie posiadał żadnych wišżšcych tytułów pra nych ani do Poznania, ani do jakiejkolwiek innej częœci ziem p skich, ale to jeszcze nie znaczy, że nie miał takich aspiracji. Da no już zauważono, że w dokumentach wystawianych na rzecz v gdeburga w X wieku, poczynajšc od roku 962, nigdzie nie okreœ no wschodnich granic nowej metropol, lecz zadowalano się og nikowym sformułowaniem: kraje za Łabš i Salš lub podobn Częœć uczonych uważa co prawda, że był to wybieg taktyczny, celowo formułowano wschodni zasięg metropol tak ogómikor nie wykluczać - o ile sytuacja polityczna na to pozwoli = ;tensywnej interpretacji, zarazem zaœ nie antagonizować sto- ików z nowym polskim partnerem politycznym. Zamysł taki im zdaniem jest możliwy, ale formalnie rzecz bioršc równie do- szczalna, jeżeli nie wręcz bardziej prawdopodobna, jest inter- #tacja, zawężajšca zasięg metropol magdeburskiej do Połabia, znaczy terenów, które rzeczywiœcie w drugiej połowie X wieku dlegały pod względem politycznym i koœcielnym Niemcom. VV póŸniejszych czasach, opierajšc się na owych mniej lub bar- iej tłumionych pretensjach oraz nader wštpliwej - jak już emy - wartoœci podstawie czy raczej pretekstach prawnych, atropolici magdeburscy niejeden raz będš próbowali zamiar #porzšdkowania sobie Koœcioła polskiego wprowadzić w czyn, nawet za panowania Bolesława Krzywoustego zdołali na kilka t uzyskać odpowiedni dokument papieski, wkrótce zresztš przez olicę Apostolskš uchylony. Jordan zatem nie był sufraganem magdeburskim. Może zresztš e trzeba tego dowodzić na podstawie ogólnej przesłanki, że ksiš- polański nigdy by się nie zgodził na bezpoœrednie podporzšd- i#vanie Koœcioła w swoim państwie metropolii niemieclciej. Wzglę- # polityezne nieraz bowiem skłaniały władców do kompromisów rozwišzań tymczasowych. Oprócz analizy samych Ÿródeł, która, k mieliœmy okazję nawet w powyższym skróconym przeglšdzie ę przekonać, nie popiera tezy o zależnoœci, dochodzi jeszcze je- #n argument. Musimy wybiec myœlš naprzód, osiem lat po œmierci Mieszka I, # wspomnianego przed chwilš Zjazdu GnieŸnieńskiego. Sam ce- trz Otton III (wnuk Ottona I) przybył do Gniezna z pielgrzymkš u grobu œw. Wojciecha, trzy lata wczeœniej (897) zamordowanego #zez pogańskich Prusów. W trakcie rozmów politycznych dopeł- iono postanowień wczeœniejszego synodu rzymskiego, na którym #hwalono powołać do życia metropolię gnieŸnieńskš - ogromny ukces koœcielno-polityczny Polski i jej władcy Bolesława Chro- rego! Oddajmy znowu głos Thietmarowi z Merseburga (ks. IV, #zdz. 45): # Następnie [Otton III) utworzył zaraz arcybiskupstwo, zgodnie zprawem, jak przypuszczam, lecz bez zgody w- mienionego tylko co biskupa [chodzi o biskupa 136 131 Ungera], którego diecezja obejmowała cały ten kraj. Arcyl skupstwo to powierzył bratu wspomnianego męczennika Rad mowi i podporzšdkował mu z w y j š t k i e m b i s k u p a p z n a ń s k i e g o Ungera następujšcych biskupów: kołobrzi kiego Reinberna, krakowskiego Poppona i wrocławskiego Ja# Okazuje się zatem, że biskup Unger, którego Thietmar nazy, konsekwentnie poznańskim, zaznaczajšc wszakże właœnie w t5 miejscu, że podlegała mu cała Polska, nie wyraził zgody na zało; nie nowej metropolii, co jednak nie zdołało wstrzymać biegu w darzeń. Metropolia gnieŸnieńska w roku 1000 powstała, "jak pr2 puszczam - zgodnie z prawem" - zaznacza Thietmar. Otóż gdy Koœciół polski przed rokiem 1000 podlegał metropolii magdebi skiej, do utworzenia nowej metropfll konieczna byłaby, w m; niewzruszalnych zasad prawa kanonicznego, bardzo œciœle wówc# przestrzeganych, zgoda metropolii macierzystej. Pamiętamy, j długo musiał starać się i czekać sam cesarz Otton I, zanim zdo doprowadzić do zgody na powołanie metropol magdeburskiej i dokonał tego dopiero po œmierci zainteresowanych i niechętny tej inicjatywie niemieckich hierarchów. Ani Otton III, ani E lesław Chrobry, ani nawet papież nie byliby w stanie kreovr metropolii gnieŸnieńskiej bez zgody metropolity magdeburskie) gdyby istotnie obszar Polski wczeœniej do tej ostatniej należ Z#mczasem o proteœcie arcybiskupa magdeburskiego Gizylera t nie słychać - widocznie nie miał po temu podstaw. Co nie w klucza, że omawiany wyżej falsyfikat magdeburski, powstały v< dług wszelkiego prawdopodobieństwa w latach 1004-1012, i był tworzony z inicjatywy czy przynajmniej z cichym błogos: wieństwem następcy Gizylera - Taginona. To już wszelako in sprawa... Protestował natomiast "pożnański" Unger i chociaż, jak zd# się sugerować Thietmar, protest jego nie był w pełni uzasadnia jskoro metropolia gnieŸnieńska powstała, "jak mniemał" kronika legalnie), to jednak pewien skutek protest ten odniósł i bisku stwo poznańskie nie zostało podporzšdkowane polskiemu meti policie, to znaczy że pozostało poza metropoliš gnieŸnieńskš. Od ' chwili zatem możemy bez cienia wštpliwoœci mówić o biskupst# poznańskim, podobnie jak o biskupstwach kołobrzeskim (nie pr: trwało ono zbyt długo), krakowskim i wrocławskim. Jeżeli i J# dan, i Unger przed rokiem 1000 nazywani byli w Ÿródłach (jak #>viemy, nie wszystkich) także biskupami poznańskimi, to pojęcie to #nusiało mieć inny niż po roku 1000 sens. Albo byli oni biskupami bez okreœlonej diecezji, czyli tak zwanymi biskupami misyjnymi, r jedynie ze względu na to, że obaj najczęœciej rezydowali w Po- Ÿnaniu (do sprawy stołecznoœci Poznania w X wieku powrócimy obszerniej w jednym z następnych rozdziałów tej ksišżki) i w gro- dzie tym mieli swój główny (katedralny) koœci4ł, przeto od nazwy poznania byli niekiedy tytułowani, albo byli od 968 roku biskupami diecezjalnymi, poznańskimi, przy czym diecezja ich obejmowała tak czy inaczej wszystkie ziemie polskie. W gruncie rzeczy, jak gię wydaje, pomiędzy tymi dwoma stanowiskami nie ma wielkiej różnicy. W jednym i drugim przypadku byliby oni, co możemy teraz, po przeprowadzeniu dyskusji na temat ewentualnej obedien- sji wobec Magdeburga, stanowczo stwierdzić, niezależni od jakie- ;gokolwiek zwišzku metropolitalnego - podlegali bezpoœrednio Sto- #cy Apostolskiej. Dodajmy, że praktyka bezpoœredniego podpo- ##zšdkowania biskupstw w krajach, w których regularna organi- `#acja metropolitalna jeszcze nie została zaprowadzona, papieżowi #była doœć często występujšcym zjawiskiem, przejœciowym wpraw- #dzie, ale właœciwie niezbędnym i wygodnym. Unger, jako biskup #podległy bezpoœrednio Stolicy Apostolskiej, obojętnie czy "znisyj- #ny", czy diecezjalny, nie mógł skutecznie protestować przeciw- przyznajemy - radykalnemu uszczupleniu swojej diecezji, to zna- czy protest jego nie musiał zostać uwzględniony, nie wstrzymywał biegu wydarzeń. To zaœ, że Unger protestował, jest zupełnie #rozumiałe. Od kilkunastu lat, zapewne od 982 lub 984 roku (powrócimy jeszcze do poczštku rzšdów Ungera), sprawował on rzšdy nad Koœciołem #olskim, był więc jak gdyby naturalnym kandydatem do godnoœci metropolity. I zostałby nim zapewne, gdyby nie pojawienie się osoby brata męczennika œw. Wojeiecha - Radzima-Gaudentego, który uzyskał poparcie cesarza Ottona III i papieża Sylwestra II, # jak się wydaje - został do pewnego stopnia narzucony Bolesła- #oowi Chrobremu 1". Kto wie, czy jeszcze w chwili, gdy okazały 14 Jest ciekawe i charakterystyczne, że stosunld pierwszego metro- lity z Chrobrym układały się niedobrze. Nic nie słychać o jego udziale życiu państwa, tradycja polska nie zachowała (aż do Długosza) rocznej ...aty œmierci Radzima-Gaudentego, zanotowała jednak jakšœ klštwę rzu- 138 139 orszak cesarski przybywał do Gniezna, gdzie go, jak informuj# niezastšpiony Thietmar, przyjšł z wielkim szacunkiem i wprowa dził do koœcioła "tamtejszy biskup Unger", nie był on przekona ny, że jemu właœnie przypadnie godnoœć metropolity. Tym cięższ musiało być rozczarowanie. Gwoli œcisłoœci, nie wiemy, czy Unger zgłosił jakiœ otwarty pro test - z danych Thietmara to wprost nie wynika. Być może sy nod rzymski i wysokie umawiajšce się w GnieŸnie strony po pr stu "po cichu" przeszły do porzšdku dziennego nad oczekiwaniamiA polskiego biskupa i spróbowały mu jedynie w ten sposób zrekom# pensować zawód, że pozostawiono go poza metropoliš gnieŸnieńskšx tworżšc dlań osobne biskupstwo w zachodniej częœci Wielkopolski,ƒ chyba niezbyt bogate, gdyż zajęte w znacznej częœci przez las# i słabo zaludnione. Pozostał mu wszakże Poznań z wybudowanš` tymczasem najokazaiszš, a do czasu jedynš katedrš biskupi# w Polsce. Archeolodzy odnaleŸli w niej, w warstwach odpowiada# jšcych "Jordanowemu" koœciołowi z drugiej połowy X wieku; wapienne misy, które być może były misami chrzcielnymi - œwiad# kami alstu chrztu Mieszka I i jego otoczenia, jak również grodzian poznańskieh w roku 966 i następnych. Mimo gorzkiego zawodu w 1000 roku biskup Unger dobrze zapisał się w dziejach Koœcioła polskiego, chociaż niewdzięczna pamięć sprawiła, że Ÿródła pochodzenia polskiego - w przeciwień= stwie do jego poprzednika Jordana - zupełnie o nim zapomniały; Wszystko co wiemy o biskupie Ungerze, zawdzięczamy Ÿródłoza niemieckim. Czy był Niemcem z pochodzenia - nie wiadomo; imię Unger było w każdym razie w ówczesnych Niemczech rzadkie. Wszkaże nie był byle kim, gdy przybywał do Polski - od 979 rok- był według wszelkiego prawdopodobieństwa opatem założonego wówczas przez cesarza Ottona II klasztoru benedyktyńskiego w Memleben w Turyngii (diecezja moguncka). Wydaje się, że kla- sztor ten miał w planach cesarskich do odegrania ważnš rolę, któ# rej jednak nie było dane mu spełnić. W dokumencie Ottona III z 991 roku spotykamy Ungera z podwójnš godnoœciš: jako bliżej nie okreœlonego biskupa, a zarazem opata w Memleben (Vunnż= conš przez niego na cały kraj. Wyglšda nawet na to, że Chrobry- ostenta- cyjnie unikał arcybiskupa, przenoszšc niechęć nawet za zgon - kazał się pochować nie w GnieŸnie, lecz w Poznaniu. 140 gerus epżscopus, Mżrnżlevensżs ecclesiae abbas). Czy był już wów- czas biskupem polskim ("poznańskim")? - oto nowy probiem badawczy, niełatwy do rozstrzygnięcia. Jeżeli wierzyć Thietma- rowi (zob. s.130), godnoœć biskupiš Unger uzyskał około roku 982, ##e wiadomo jednak, czy od razu został wyœwięcony na biskupa dla Polski, skoro po pierwsze, jeszcze we wspomnianym doku- mencie z 991 roku występ#.zje jako biskup "bezimienny", zacho- wujšc jednoczeœnie godnoœć opackš w 1\#emleben, a po wtóre je- den z roczników polskich (zob. s.106) zanotował, że œmierć pierw- szego biskupa polskiego Jordana nastšpiła w 984 roku. Albo więc Unger pozostawał na razie po 982 roku w Memleben, a godnoœć biskupia zostałaby mu nadana niejako "na wyrost", być może w zwišzku z planami, jakie dwór cesarski wišzał z opactwem memlebeńskim (Turyngia pozbawiona była własnego biskupstwa, może więc Unger był przewidziany na biskupa Turyngii, a Memle- ; ben na stolicę tego biskupstwa?), albo od razu po wyœwięceniu przy- #był do Polski (data œmierci Jordana mogła zostać w roczniku pol- #skim o kilka lat przesunięta), zachowujšc jednak z bliżej nie wy- #jaœnionych względów godnoœć opackš. Dopiero pod koniec wrzeœnia 992 roku pojawił się w Ÿródłach inny opat memlebeński - zapewne następca Ungera. Widocznie Unger tak już się "zadomowił" w Pol- sce i sprawy polskie tak go zaabsorbowały, że zrezygnował z god- noœci w dalekiej Turyngii. Można zresztš założyć i takš możliwoœć, `że poczštkowo (982-992) sytuacja Ungera w Polsee nie była wy- jaœniona i że był on poczštkowo biskupem pomocniczym Jordana. W marcu (?) 1000 roku Unger przyjmował, jak wiemy, w GnieŸ- nie, jako gospodarz Koœcioła polskiego, cesarza Ottona III. W rezul- tacie postanowień Zjazdu GnieŸnieziskiego ogromny obszar pod- ' legajšcy jego jurysdykcji został podzielony i ujęty w ramy odręb- nej organizacji metropolitalnej. Odtšd Unger był jedynie biskupem diecezji poznańskiej, tyle że nie podporzšdkowanej, ze względów kurtuazyjnych, metropolicie. W 1003 roku, 13 listopada, porhował eiała zamordowanych przez złoczyńców "pięciu braci polskich". Autor Żyu#ota Pżęcżu Bracż Męcze#nżkóu#, Brunon z Kwerfurtu '(póŸniej i on zdobędzie palmę męczeństwa i zostanie ogłoszony #więtym), stwierdził podeszły wiek poznańskiego ordynariusza œpieszšcego na zachodnie peryferie swej diecezji, by oddać ostat- #š posługę zamordowanym pustelnikom: 141 [...) a ponieważ dopiero trzeciego dnia można było donieœ o tym biskupowi, zeszło się dosyć - jak na młode chrzeœcijań stwo duchownych i zakonnic na szczęœliwy pogrzeb niewinnyc œwiętych. I gdy z materiału obficie przez las dostarczonego spo rzšdzono drewniane trumny, stosownie do polecenia biskup wewnštrz koœcioła wykopano wielki dół, tak że to miejsce moœ gło pomieœcić jakby dwakroć czterech Bożych mężów. Sędziw# zaœ biskup Unger, pełen dobrej woli, przybywszy do œwiętegq miejsca odprawił razem z duchownymi uroczystš Mszę œwiętš oraz przepisane modły i do ciała œwiętych przystšpił z rękoma pokornie złożonymi i z sercem pokornym [...] Następnie biskup wœród modłów i antyfon, jak należy, z bojaŸniš Bożš odpro= wadził zwłoki œwiętych aż do miejsca pogrzebania. Zdaje się jednak, że nie dane mu było aż do końca pełnić bisku- pich obowišzków w swojej diecezji. Tenże Brunon z Kwerfurtu informuje: [Jeden z braci] gdy przedsięwzišł ponownš podróż do Rzymu [...), wraz z przezacnym biskupem Ungerem został po drodze ujęty i wysłany do Magdeburga, gdzie trzymano go w klaszto= rze pod czujnš strażš; był bowiem [wtedy] ostry zatarg z królem #asów, który obawiał się, że podróż ich może przynieœć szkodę jego państwu. Konkretnych przyczyn internowania Ungera nie znamy. Fak- tem jest jednak wojna niemiecko-polska rozpoczęta właœnie w 1004 roku. Bez trudu zrozumiemy zaskoczenie, jakie w Magdebur#u wy- wołały postanowienia Zjazdu GnieŸnieńskiego. Pamiętamy "falsy- fikat magdeburski", być może właœnie około 1004 roku sporzšdzo- ny - była to brawurowa próba wykazania praw Magdeburga do diecezji poznańskiej ("polskiej"). Często można spotkać się w nau- ce 2 przypuszczeniem, że w Magdeburgu przymuszono Ungera do uznania magdeburskiej obediencji. O tym wprawdzie głucho w Ÿródłach, zupełnie jednak nie można wykluczyć takiej sytuacji, gdyż wyglšda na to, że Unger już do Polski nie powrócił. I na to nie ma co prawda żadnych dowodów, ale sš pewne poszlaki: zain- teresowanie się osobš Ungera przez różne Ÿródła niemieckie (Thiet- mar i roczniki z Kwedlinburga podały datę œmierci Ungera, pierw- szy z nich nawet datę dziennš; w dwóch klasztorach saskich- w Merseburgu i Lneburgu - nekrologi odnotowały datę dziennš jego œmierci), ezego raczej trudno byłoby oczekiwać, gdyby Unger zmarł z dala od Saksonii, w Polsce; z drugiej zaœ strony wspomnia- #e już całkowite milczenie Ÿródeł polskich o Ungerze. Czyżby był to refleks głębokiej niechęci, jaka musiała dzielić starego biskupa z areybiskupem Gaudentym i Koœciołem jemu podległym? Nawet Jan Długosz w XV wieku, który wiele donosił na temat najstar- szych biskupów polskich w opracowanych przez siebie katalogach, pominšł Ungera zupełnym milczeniem, jako następcę Jordana po- dajšc jakiegoœ zapewne przez siebie wymyœlonego Tymoteusza. Być może echem postaci i losów Ungera jest jednak wiadomoœć Długo- #a, jakoby Jordan umarł i p#chowany został w Brandenburgu (także przy œmierci rzekomego Tymoteusza, umieszczonej pod ro- kiem 1020, zaznaczy Długosz, iż "inni utrzymujš, że został pocho- wany nie w katedrze poznańskiej, lecz w brandenburskiej" - być może, że wielkiemu historiografowi pomyliły się w tym momencie po prostu notatki). Jeżeli nawet rzeczywiœcie Unger w Magdeburgu został zmuszo- ny czy nakłoniony do uznania zwierzchnictwa tamtejszej metro- polii (czyżby pokazano mu "falsyfikat"?), nie miało to większego wpływu na Koœciół polski. Nie arcybiskup magdeburski ani król ; niemiecki decydowali o obsadzie i umożliwiali funkcjonowanie bi- : skupstwa poznańskiego, lecz ksišżę polski, który ani nie chciał, ani `nie mógł tolerować obcego zwierzchnictwa nad częœciš Koœcioła ;polskiego. Akt poddania się metropolicie magdeburskiemu, jeżeli ; w ogóle miał wówczas miejsce, miał charakter œciœle osobisty. Bo- ‡lesław Chrobry z pewnoœciš zadbał po œmierci Ungera, by jego # następcš został ktoœ w pełni mu odpowiadajšcy i uległy! # czono (Gerard Labuda), by przed rokiem 1000 jakiœ inny, poza Gnieznem, oœrodek w państwie polańskim mógł pełnić rolę siedziby biskupiej, ale zarówno tradycja, jak również wymowa badań archeologicznych, jak wreszcie uporczywie (choć niekonsekwentnie) pojawiajšca się "poznańska" tytulatura pierw- szych dwóch biskupów polskich, dowodzš wyjštkowej roli Pozna- nia w drugiej połowie X wieku. Na wschód od potężnie około po- łowy X wieku obwarowanego grodu poznańskiego po 968 roku za- częto wznosić okazały koœciół biskupi, dominujšcy nad całym umocnionym podgrodziem. Była to wielka œwištynia bazylikowa o powierzchni około 1000 m#, ogólnej długoœci 49 m i wymiarach prostokšta złożonego z trzech naw 23X43 m. Szerokoœć nawy głów- nej wynosiła 8,5 m, naw bocznych 4,5 m. Oto jak œwištynię tę, 142 143 której pozostałoœci spoczywajš do dziœ pod obecnym koœciołem tedralnym ("najstarsze fundamenty do dziœ jeszcze dŸwigajš na bie gmach koœcioła katedralnego, czyli jego zasadniczy rzut pozo; od X wieku prawie ten sam, przynajmniej w partii trzynawow korpusu. A zatem te pierwsze fundamenty w bardzo dużym p cencie się zachowały i dalej służš jako ławy noœne budynku"), c suje Krystyna Józefowiczówna, jedna z uczonych, którzy po os1 niej wojnie prowadzili badania archeologiczne we wnętrzu zn: czonej przez działania wojenne katedry: "Wykopaliska lat 1946 i 1951-6 odsłoniły pod obecnš kate pozostałoœci I fazy budowli z dz'ugiej połowy X w., jej przebud z połowy XI i połowy XIII w. oraz warstwę przedsakralnych pr kładkowyeh konstrukcji clrewnianych przypuszczalnie z pierw: połowy X w., wykorzystanych jako umocnienie terenu. Odkryte na tej warstwie relikty prymitywnych saclzav chrzcielnych z wapiennego betonu dokumentujš fakt maso, chrystianizacji mieszkańców grodu, jaki poprzeclził położenie f, damentów pierwszego koœcioła. Kamiennš katedrę biskupa Jordana charakteryzuje znany szczštków przyziemia przedromański wštek murów z płask warstw okrzesków lub z opus spicatum, wišzany wapiennš zap wš i tynkowany, oraz fundamenty z dużych, nieobrabianych # zów granitowych. Była to trzynawowa, stropowa, zapewne fila wa bazylika. Jej chór wschodni miał kwaclratowe sanktuari z apsydš, oddzielone od naw przegrodš (lektorium) i flankow; dwiema prostokštnymi zakrystiami, nieco szerszymi od naw bc nych, niewštpliwie dajšcymi podstawę dwu symetrycznym # żom. Zachodni biegun koœcioła piętrzył się w masyw o płaskiej sadzie i wieżowej partii œrodkowej, do której przystawały węż od naw bocznych wieżyczki schodowe. Poœrodku nawy głównej w poziomie fragmentarycznie zacho# nych wapiennych posadzek odsłonięto pozostałoœci dwu grobc ców-mauzoleów, zidentyfikowane jako znane ze Ÿródeł grc .#ieszka I i Bolesława Chrobrego [...]. W formie I katedry pozn; skiej zespalajš się cechy dwu typów wczesnoromańskich baz5 europejskich, a mianowicie trójdzielna struktura chóru o dwu krystiach i lektorium (lombardzki) z częstym w dojrzałym ror nizmie niemieckim motywem dwubiegunowych spiętrzeń wie Pozostałoœci domniemanych pochówków Mieszka I i Bolesława Chrobrego w podziemiach obecnej katedry poznańskiej ych, signum dostojeństwa budowli cesarskich. W połšczeniu tym, zwłaszcza we wczesnym zastosowaniu dwuwieżowej formy chó- x, wprowadzonej po połowie X w. dopiero w kilku czołowych koœ- ołaeh Nadrenii, ujawnia się proweniencja twórcy I poznańskiej #tedry [...) Najprawdopodobniejsze jest zatem przybycie do Poz- ;inia architekta z wybitnych oœrodków monastycznych na pogra- iczu północnych Włoch i cesarstwa, a œciœlej ze skupionej wokół ;onstancji i Reichenau wspólnoty benedyktyńskiej nad Jeziorem odeńskim" (Stownżk Stnrożytnoœrż Słowżu#skich, t. IV, s. 273- -274). Zdaniem archeologów, koœciół ten jeszcze przed zniszczeniem r latach 1034-1039 został doœć znacznie przekształcony pod wpły- #em bodŸców i wzorów wywodzšcych się z Lotaryngii i Westfalii. # ten sposób koleje losów najstarszej w Polsce œwištyni katedra#- ej sš jakby odbiciem losów młodego państwa, różnych twórczych ddziaływań na Koœciół i architekturę sakralnš, zarazem zaœ œwia- ectwem dokonań pierwszego pokolenia chrzeœcijan polańskich pierwœzego chrzeœcijańskiego ich władcy. 144 #ieszko I Rozdział X AMICUS IMPERATORIS" Buntowniczego grafa saskiego Wichmana, który tyle zamie: nia i kłopotów sprawił przede wszystkim swoim władzom, spot liœmy już w rozdziale VII, w momencie powodzenia, gdy vt z Wieletami dwukrotnie pokonał Mieszka I i jego "Ticica#ikó Był to rok 963. Przez kilka następnych lat nic nie wiadomo o Wi manie, a także Mieszko zbyt był chyba zajęty nowym czeskim juszem oraz sprawami zwišzanymi z chrztem i kładzeniem kan nia węgielnego pod Koœciół polski, by od raz,.z podejmować dzi# nia wojenne na północnym zachodzie. W cztery lata póŸniej i p#częły się jednak ponownie walki na tym terenie. W 967 roku szło do wojny wewnętrznej wœród Obodrzyeów; interweniował j arbiter ksišżę saski Herman. Jedna ze stron wezwała Wichm na pomoc, ten - rad że i tam może zaszkodzić znienawidzone krewnemu - chętnie wmieszał się do walk. Oblężony przez # ska księcia saskiego w pewnym grodzie, zapewne głównym gro# obodrzyckich Wagrów Stargardzie (Oldenburg), wydostał się zewnštrz, podobno by starać się o pomoc króla duńskiego. z tego nie wyszło, gród musiał się poddać, ksišżę ukarał tych z, lenników Wichmana, którzy wpadli mu w ręce. W 1'ronice Widukinda (ks. III, rozdz. 69) odnotowano intere jšce zakończenie dziejów Wichmana: Zasłyszawszy zaœ Wichman, że miasto jest wzięte, a towarzy broni pobici, zwróciwszy się ponownie na wschód, zanurzył wœród 5łowian. I układał się ze Słowianami, którzy nazyw się Wolinianami [Vuloinż], w jaki by sposób mogli gnębić wo Mieszka, przyjaciela cesarskiego; co dla tamt# nie było tajemnicš. I ów posłał do Bolesława, króla czeskiego - był bowiem jego zięciem - i otrzymał od niego dwa hufce konnicy. I gdy Wichman wyprowadził przeciwko niemu wojsko, najpierw [Mieszko) nasłał na niego piechotę. A gdy ci na pole- cenie swego księcia z wolna uciekali przed Wichmanem, został on doœć daleko odcišgnięty od obozu, wtedy nasławszy na niego od tyłu konnicę, na dany znak wezwał uciekajšcych do przeciw- natarcia na wroga. Gdy tak z naprzeciwka i od tyłu nań napierano, spróbował Wichman się wycofać. Posšdzony jednak przez towarzyszy o niegodziwoœ‚, jako że sam przecie namówił ich do walki, iż mógłby, zawierzajšc koniowi, łatwo uciec, gdyby zaszła potrze- ba, przymuszony zsiadł z konia i pieszo razem z towarzyszami wdał się w bitwę. I tego dnia mężnie walczšc, bronił się orę- żem. Wyczerpany postem i długš drogš, jakš przebył przez całš noc z broniš, już nad ranem dobił do jakiegoœ zabudowania wraz z garstkš towarzyszy. Przedniejsi zaœ z wrogów, gdy go odnaleŸli, po broni poznali, że majš przed sobš męża wybitne- go. Wypytywany przez nich, kim jest, wyznał, że jest Wichma- nem. Ci wezwali go do złożenia broni i zaklinali się, że go ca- łego odstawiš swojemu księciu i to u niego wyjednajš, aby go nietkniętego odstawił cesarzowi. ów jednak, choć doprowadzo- ny do ostatecznoœci i baczny na swe starodawne szlachectwo i męstwo, wzgardził podać takim dłoń, prosił jednak, aby do- nieœli o nim Mieszkowi: przed nim chce złożyć broń, jemu podać rękę. W czasie, gdy ci podšżyli do Mieszka, otoczył go niezli- czony tłum i ostro go zaatakował. On zaœ, choć wyczerpany, po- waliwszy wielu z nich, wycišgnšł wreszcie miecz i przekazał go przedniejszemu z wrogów z tymi słowami: KWeŸ - powiada - ten miecz i zanieœ panu twemu, niech go trzyma na znak zwycięstwa i niech go przekaże przyjacielowi, cesarzowi, aby, dowiedziawszy się o tym, mógł natrzšsać się z poległego prze- ciwnika lub raczej opłakiwać powinowatego##. I to rzekłszy, zwrócony ku wschodowi, tak jak potrafił błagał Pana w ojczy- stym języku i duszę przepełnionš wielu błędami i udrękami wyzionšł na łono Stwórey wszechrzeczy. Taki był koniec Wichmana, taki wszystkich prawie, którzy podnieœli broń na cesarza, ojca twego, ińczy kronikarz przestrogš, zwracajšc się do Matyldy, córki Otto- i I, której poœwięcił swš kronikę. Jest to zarazem ostatnia w dziele Widukinda wiadomoœć odno- #ca się do Mieszka I i spraw polskich. Datę dziennš œmierci Wichmana zanotował nekrolog klasztoru V. Michała w Lneburgu (klasztor ten był klasztorem rodu Billun- 146 147 gów, z którego wywodził się zarówno Wichman, jak i jego moż nieprzyjaciel - ksišżę saski Herman): 22 wrzeœnia Wżch%n.anr, co'm,[es] et %n,ulti alżż occisż ("Komes Wichman i wielu innych zost zabici"). Niestety, Widukind nie podał miejsca bitwy i poœcigu, ; nazwa słowiańskiego ludu Wolinian, z którymi sprzymierzył Wichman (jak pamiętamy, zdaniem niektórych uczonych sprzym rzył się on z tymże ludem już w 963 roku), nie pozostawia racs wštpliwoœci, że opisane tu wydarzenia rozegrały się na północr -zachodnim Pomorzu. Osobisty udział księcia polańskiego w bitv wskazuje na to, że zapewne kontynuował on akcję zdobywczš, k' ra widać coraz wyraŸniej zagrażała silnemu Wolinowi. Mniej nas tu interesujš osobiste losy i przeżycia Wichma niż jego polański przeciwnik. Wichman, pomny zapewne zwycięs nad wojskami Mieszka sprzed kilku lat, liczył na ponowne z# cięstwo. Bardzo się jednak przeliczył. Przede wszystkim przeci nikiem jego w 967 roku nie był pogański naczelnik jakiegoœ (chi by znacznego) plemienia słowiańskiego, lecz władca chrzeœcijańs a w dodatku, co kronikarz dw-krotnie w przytoszonym fragmen zaznacza, sprzymierzeniec ("przyjaciel") samego cesarza. Widuki nie pochwala wyczynu Wichmana, a nawet - jak widzieliœmy wyraŸnie stawia los buntownika za przestrogę innym. Mieszki miał czas przygotować się do nowego starcia, a co szczególnie ; sługuje na uwagę - opłaciło mu się odwrócenie soj#zszu z lat ) przednich, jako że spowinowacony z nim ksišżę czeski przysłał i posiłki wojskowe - dwa hufce (zapewne około 100 koni) jazdy, wydatnie powiększyło opartš na piechocie siłę uderzeniowš jt wojsk. Z relacji Widukinda widać także dojrzałš myœl militai władcy polskiego - pozorowany odwrót zmylił przeciwnika i # zwolił, przy wykorzystaniu wspomnianej jazdy, w dalszej fa bitwy wzišć go w dwa ognie i pokonać. Podnieœć warto jesz# nastawienie rannego Wichmana wobec przeciwników. Choć sam 1 on banitš i rebeliantem, jako krewny samego cesarza zachował v sokie poczucie własnej godnoœci, nie godzšc się na poddanie œci# jšcym go wojownikom, znimo że ci ofiarowali mu honorowe warl ki. Gotów był oddać broń jedynie samemu księciu polańskiez może uznajšc tylko w nim godnego siebie partnera, a może dowierzajšc rozmówcom. Miało go to zresztš kosztować życie zdaniem kronikarza po odjechaniu pogoni napadł na Wichm# iœ tłum (zapewne okoliczna l-dnoœć lub proœci żołnierze Miesz- i on był zapewne bezpoœredniš przyczyńš œmierci Wichmana. Mieszko, "przyjaciel cesarza", spełnił widać proœbę Wichmana, rż Widukind zaraz potem napisał: Kiedy więc cesarz otrzymał broń Wichmana i został poinformo- wany o jego œmierci [...] Dwaj kronikarze niemieccy, Widukind i Thietmar, jakby umyœl- na przemian informujš nas o sprawach Mieszkowych. Thietmar nam nie powiedział o wydarzeniaeh roku 967, natomiast jemu vdzięczamy kolejnš wiadomoœć, dotyczšcš wydarzeń o pięć lat :niejszych (ks. II, rozdz. 29): Tymczasem dostojny margrabia Hodo, zebrawszy wojsko, na= padł z nim na Mieszka, który był w i e r n y c e s a r z o w i [i#- peratori fżdelem] i płacił t r y b u t aż po r z e k ę W a r t ę [usque żn Vu'rta fluvżu#n,]. Na pomoc mar#rabiemu pospieszył wraz ze swoimi tylko mój ojciec, graf Zygfryd, podówczas mło- dzieniec i jeszcze nieżonaty. Kiedy w dzień œw. .Tana Chrzcicie- la starli się z Mieszkiem, odnieœli zrazu zwycięstwo, lecz potem w miejscowoœci zwanej ##Cidini## brat jego Czcibor [Cżdebu7us] zadał im klęskę, kładšc trupem wszystkich najlepszych ryce- rzy z wyjštkiem wspomnianych grafów. Cesarz, poruszony do żywe#o wieœciš o tej klęsce, wysłał czym prędzej gońców, nakazujšc Hodonowi i Mieszkowi, aby pod ry- gorem utraty jego łaski zachowali pokój do czasu, gdy przybę- dzie na miejsce i osobiœcie zbada sprawę. Jest to fragment dobrze znany w Polsce, zawiera bowiem zmiankę o zwycięstwie wojsk Mieszka I, dowodzonych przez jego 'ata Czcibora, pod miejscowoœciš, którš ogromna większoœć uczo- #ch identyfikuje z Cedyniš (niem. Zehden) nad Odrš. Tym razem ramy dokładnš datę - 24 czerwca 972 roku, znamy także głów- ych protagonistów. Główna rola przypadła margrabiemu Hodonowi. Kim był Ho- #n? - margrabiš saskiej Marchii Wschodniej. Wprawdzie po nierci margrabiego Gerona (965) ogromna marchia jemu powie- cona, a okreœlana takim samym mianem, została podzielona na ilka mniejszych, łatwiejszych do zarzšdzania, ale wœród nich dwie iyróżniały się pod względem znaczenia: Marchia Północna, którš arzšdzał Teodoryk (Dytryk) - w przyszłoœci teœć Mieszka I (zab. #ej) i Marchia Wschodnia z Hodonem na czele. Nie był więc Ho= 148 14.9 don na pewno jakimœ drugorzędnym margrabiš, jak to nieki można przeczytać zwłaszcza w popularnej literaturze. Należał wpływowego rodu, z którego wywodził się i Geron. Był wyc wawcš przyszłego cesarza Ottona II, a więc osobš bliskš same cesarzowi. Współczeœni doceniali to: Thietmar okreœla go zaw z dużš rewerencjš, używajšc takich okreœleń jak vetzerabżlżs 7n chżo, żnclżtus #n,archio, egregżus Hodo, sam Otton II w dokum tach także podkreœlał rolę Hodona jako swego wychowawcy ('nos dżlectus #n,agżster, fżdelżs noster dulcżs nutrżc'rus). Rozpatrzmy w zwišzku z tym jeszcze następujšcš wzmiar Thietmara, zawartš w jednej z dalszych ksišg kroniki (ks. V, roz 10). Opisujšc atak Bolesława Chrobrego na Saksonię w 1002 rol kronikarz dodał gorzkš refleksję: Jak przykro jest porównywać współczesnych z naszymi przc kami! Za życia znakomitego Hodona ojciec Bolesława Miesz nie odważył się nigdy wejœć w kożuchu do domu, w któr# wiedział, że znajduje się Hodo, ani siedzieć, gdy on się podni z miejsca. Niechaj Bóg wybaczy cesarzowi, że czynišc trybutariusza # nem [Otton III w GnieŸnie w roku 1000 zwolnił Bolesła, Chrobrego od obowišzku płacenia trybutu], wyniósł go tak w soko, że ten, zapominajšc o tym, jak postępował jego rodz oœmielał się wcišgać pomału w poddaństwo wyżej od siel; stojšcych [...]. " Thietmar z Mersebur a rzeciwstawia zatem "butę Bolesła# Chrobrego "pokorze" Mieszka I. Mniejsza o to, czy rzeczywiœc chodziło o pokorę czy raczej o kurtuazję wobec margrabiego, kt rego faktyczne znacz.enie - przede wœzystkim ze względu # wspomnianš bliskoœć do dworu cesarskiego i osoby Ottona II- znacznie przekraczało miarę "zwykłego" margrabiego. Do poko# wobec Hodona Mieszko I nie miał bowiem szczególnych powodó ani przed 972 rokiem, ani tym bardziej po nim. Hodon zresztš ż; jeszcze długo, zmarł w 993 roku, przeżył zatem Mieszka I. Wróćmy jednak do wojny 972 roku. O czeskich posiłkach ty razem nic nie wiadomo. Przy okazji poznajemy imię Czcibora- zwycięskiego brata Mieszka I, jedynego z rodzeństwa, którego zn; my z imienia. Inny brat, jak wiemy, poległ w wojnie z Wichmane# w 963 roku. Miejsce bitwy, Cżdżtzż, jak wspomniałem, zazwycz: identyfikuje się z Cedyniš na prawym brzegu Odry, gdzie istotni #heolodzy polscy odkopali pozostałoœci imponujšcego grodtt ronnego oraz znaleziska odnoszone do pobojowiska z 972 roku. ;wna trudnoœć polega na tym, że Cedynia była niepokojšco odda- ia od terytorium podlegajšcego władzy margrabiego Hodona, brego centrum obejmowało Łużyce, leżało zatem znacznie dalej i południe ad teatru ówczesnych działań wojennych. Wyprawia- c się przeciwko Mieszkowi tak daleko na północ, po#a obszar tasnej march, Hodon wyraŸnie wkraczał w kompetencje mar- abiego Teodoryka. Tymczasem z danych Thietmara nie wynika, r była to wspólna inicjatywa Teodoryka i Hodona, lecz jedynie go ostatniego. Istnieje wprawdzie poszlaka, mogšca wskazywać # jakieœ ciche współdziałanie czy przynajmniej przyzwolenie Teo- iryka. Otóż na pomoc poœpieszył Hodonowi ojciec kronikarza iietmara, graf Zygfryd z Walbeck. Zmarł on dopiero w 991 ro- i, gdy przyszły kronikarz miał około 15-16 lat, zapewne więe jego ust dowiedział się szczegółów bitwy pod Cedyniš. Zarazem dnak kronikarz stwierdza, że była to jedyna pomoc, jakš otrzy- ał Hodon w 972 roku od panów niemieckich. Nie można zatem imniemywać, że była to wspólna wyprawa obu wspomnianych Zupełnie niejasny jest cel wyprawy Hotlona. Marian Z. Jedli- i, w komentarzu do opisu tych wydarzeń w sporzšdzonej przez #bie polsko-łacińskiej edycji kroniki Thietmara, tak pods'#mował glšdy na tę sprawę, wysuwane w nauce niemieckiej i polskiej: wyprawa Hodona była osobistym przedsięwzięciem margrabie- , nie uzgodnionym z żadnš innš instancjš w Rzeszy. 2) Hodon #stšpił oficjalnie, zaniepokojony sukcesami Mieszka I na drodze pełnego usamodzielnienia się spod przewagi niemieckiej; 3) wy- awa Hodona wynikała ze sprawowanego przezeń nadzoru nad rytori#.zm, z którego Mieszko uiszczał trybut; 4) zniała na celu #zeciwdziałanie akcji zdobywczej Mieszka na Pomorzu Zachod- m i była uzgodniona z Teodorykiem, zwierzchnikiem Hodona. Zdaje się, że akcję tę można okreœlić dokładniej. Prawdopodob- e znowu chodziło o Wolin i Wolinian. W 967 roku oni byli, wraz Wichmanem, stronš aktywnš. Pokonani wówczas przez Mieszka, usieli się liczyć z dšżeniem władcy polańskiego do ostatecznego #dboju ich terytorium, co zamykałoby proces wchłaniania Pomo- a przez Piasta. Zapewne Wolinianie, majšc uz.asadnione obawy IJO 151 przed planowanš nowš akcjš polańskš, zwrócili się do margrabie Hodona o pomoc. Terytorium Wolinian było uważane przez stro niemieckš za podległe cesarzowi albo, zagrożeni przez Mieszka obiecywali Wolinianie przyjšć zwierzchnictwo niemieckie. W 1 sytuacji Hodon mógł zdecydować się na interwencję - jako ma grabia był uprawniony do reagowania, o ile interesy Niemiec b łyby zagrożone, bez koniecznoœci uprzedniej konsultacji ze swy monarchš. Czy w Kwedlinburgu cesarz wystšpił w charakter gwaranta zawartego krótko przedtem, a ułatwionego zwycięstwe Mieszka I pod Cedyniš, pokoju polańsko-wolińskiego, zapewni jšcego Wolinianom wyraŸnš autonomię w ramach państwa pola skiego, jak przypuszcza jeden z polskich uczonych (Jan P. Sob lewski) - brak przekonywajšcych danych. Można się wszak zgodzić z wymienionym autorem, że Otton I nie miał wobec ksi cia polskiego w Kwedlinburgu szczególnie złych intencji: "[...] z skoczony nieoczekiwanym konfliktem, musiał dokonać wybo: między samowolnymi poczynaniami - zwłaszcza zobowišzaniai wobec Wolinian - blisko zwišzanego z rodzinš cesarskš w sokiego dostojnika Niemiec a korzystnymi i pomyœlnie ukł dajšcymi się stosunkami z polańskim władcš". Mały Bolesła w ręku Niemców byłby gwarantem respektowania przez Mieszl zobowišzań podjętych wobec Wolinian. Ostatnia supozycja, chociaż podobnie jak pozostałe nie da # udowodnić Ÿródłowo, najlepiej, jak sšdzę, tłumaczy reakcję c sarza Ottona I (o której za chwilę), z tym że nie ma chyba koni cznoœci zakładać współdziałania ze strony Teodoryka. Chociaż b wiem, formalnie rzecz bioršc, Hodon był rzeczywiœcie podporzš kowany Teodorykowi, to jednak szczególna pozycja Hodona jal osoby bliskiej cesarzowi, zapewniała mu chyba niezbędnš sam dzielnoœć w tego rodzaju akcjach. Gdyby wyprawa 972 roku z kończyła się sukcesem strony niemieckiej, nikt by zapewne złe# słowa margrabiemu nie powiedział. Zakończyła się jednak sr motnš klęskš, Mieszko wyszedł z opresji wzmocniony. * Czas na wyjaœnienie terytorialnego zasięgu, a poniekšd ta i charakteru obowišzku trybutarnego cišżšcego na Mieszku I. J ńawišzanie sugerował Thietmar już w zwišzku z wydarzeni# iku 963, istnienie zaœ potwierdził wyraŸnie przy okazji wypraRiy. odona w 972 roku, a także - retrospektywnie - w dopiero co ej refleksji poczynionej w zwišzku ze Zjazdem nieŸnieńskim 1000 roku. "Aż do rzeki Warty" - łatwo mówić o "wyjaœnieniu", w prak- #e trzeba będzie wskazać jednš z różnych wysuwanych w nauce -opozycji, jako może najbardziej prawdopodobnš. Czy można się ;t to poważyć, nie referujšc uprzednio, choćby w syntetycznej na pewno nie wyczerpujšcej formie, przebiegu dotychczasowej #rskusji? Autorowi takiej ksišżki, jak niniejsza, nie wolno pod idnym pozorem sprawiać wrażenia, że wie lepiej, że może przejœć i porzšdku nad opiniami swoich poprzedników i wmówić czytel- ikowi własnš opinię jako jedynie słusznš. Problem należy zaœ do iełatwych, a także - zauważmy - obarczony jest ładunkiem nocjonalnym. Skoro bowiem "nasz" Mieszko płacił trybut, to był cależniony od władcy Niemiec. To niezbyt miłe dla polskiego #ha stwierdzenie można by złagadzić, gdyby udało się wykazać, c podstawa terytorialna trybutu obejmowała jedynie niewielki ;rawek państwa polańskiego albo że trybut nie miał charakteru olitycznego, czyli nie wynikał z podporzšdkowania Polski Niem- im, lecz jakiœ inny. Darujmy sobie jednak aspekty i podteksty emocjonalno-patrio= iczne, gdyż nawet pozostajšc na gruncie œciœle naukowym, nie- #two tu o jasnoœć. Dwa najczęœciej w nauce reprezentowane po- lšdy można okreœlić jako "lewobrzeżny" i "prawobrzeżny". Cho- zi za każdym razem, rzecz jasna, o bieg rzeki Warty. "Lewo- rzeżni" szukajš więc terytorium trybutarnego na lewym brzegu larty, "prawobrzeżni" na prawym. W obrębie pierwœzej grupy poglšdów wyróżnić można "mak- imalistów" i "minimalistów". Maksymaliœci (nie było ich wielu # nauce polskiej) gotowi sš uznać, że Mieszko został zmuszony :y skłoniony do płacenia trybutu z całej położonej na zachód od "rnej i œrodkowej Warty oraz na południe od dolnej Warty częœci rvojego państwa. Byłby to jednak trybut bardzo dziwny. Kiedy; ' jakich warunkach Mieszko miałby zostać zmuszony do tak da- #ko idšcej koncesji na rzecz Rzeszy? Jakie byłyby podstawy praw- e takiego żšdania ze strony Ottona I? Trzeba by przyjšć, że wy- rawa Gerona z 963 roku sięgnęła bardzo daleko w głšb terytorium 152 153 państwa polańskiego, do czego brak - jak już wiemy - wszelk przesłanek. Jeżeli nawet, co i tak nie jest pewne, Geron poko wówczas Mieszka, to stało się to zapewne albo na terytorium ł życzan, albo gdzieœ w jego pobliżu. Słowem - nie widać okoli noœci, w których Mieszkowi I można było narzucić trybut "aż rzeki Warty" w maksymalnym zakresie, obejmujšcym cały b tej, na długim odcinku przecinajšcej - dodajmy - rdzenne te toria Polan, rzeki. Jerzy Dowiat zaproponował więc znacznš redukcję obsz; trybutarnego: był nim, zdaniem tego uczonego, Œlšsk, który j# pertynencja Księstwa czeskiego wraz z nim potZlegał władcy n mieckiemu. Skoro Mieszko I zatem przyłšczył Œlšsk do swego pa stwa, przejmował tym samym cišżšcy na tej dzielnicy obowišs trybutarny. Ale, jak wiemy, Œlšsk znalazł się w granicach Pol #opiero w 990 roku. Dowiat dostrzega tę trudnoœć, toteż uważa, Thietmar w niewłaœciwyxn miejscu wspomniał o trybucie. W r czywistoœci w 972 roku ani tym bardziej wczeœniej Mieszko był trybutariuszem króla nieznieckiego, był nim natomiast po ! roku. Thietmar omyłkowo przypisał ten œtan czasom wczeœni szym, a raczej nie przypisał, lecz wspomniał o nim przedwczeœr Jeszcze inaczej uzasadniał "maksymalistycznš" tezę niemie uczony Oskar Kossmann. Warta była jego zdaniem granicš we nętrznš ówczesnego państwa polańskiego. Mieszko I bezpoœred panował jedynie na lewym jej brzegu (na pozostałym terytori# rzšdzili natomiast inni Piastowie, choćby Czcibor, a uprzednio #drugi, nieznany z imienia, brat Mieszka). Ponieważ pokonany stał Mieszko, przeto nic dziwnego, konkluduje Kossmann, że te# torianiczało się do jego lewobrzeżnej dzielni chociaż Mieszko był zarazem księciem zwierzchnim (princepse całego państwa polańskiego. Niestety, nic nie wskazuje na to, Mieszko z kimkolwiek dzielił władzę w Polsce, a powoływanie przez Kossmanna na trzynastowieczne wewnętrzne podziały Wi kopolski nic nie wyjaœnia, jeżeli chotlzi o stosunki kilkaset wezeœniejsze. Od czasów wystšpień Herberta Ludata (1938) i Gerarda Lal; dy (1946) dużym uznaniem cieszy się teza "lubuska" - wedł niej Mieszko płacił trybut z niedawno zdobytej Ziemi Lubuski Przeważa bowiem poglšd, że Mieszko istotnie u progu swoich r: 5w zdobył to ważne terytorium, graniczšce równoczeœnie z Wiel- #polskš, Pomorzem i Œlšskiem, nie mówišc już o dalszych tere- ach połabskich. Ponieważ w do#atku Ziemia Lubuska, inaczej œciœlej mówišc - terytorium zamieszkałe przez Lubuszan, roz- šgało się, jak się zazwyczaj przyjmuje, po ob- brzegach œrod- #wej Odry, jego zdobycie przez władcę polańskiego bezpoœrednio aruszyło interesy Królestwa Niemieckiego, które od kilku już ziesięcioleci traktowało całe Połabie, aż do Odry, jako obszar #oieh bezpoœrednich wpływów. Ponieważ na północnym wscho- zie Ziemia Lubuska zbliżała się do Warty, zwrot "aż do rzeki Varty" byłby rzeczowo uzasaZlniony. Mieszko uznał zatem preten- je władcy niemieckiego i trybutem okupił faktyczne władanie #zn terytorium. Jest jednak jedynie domniemaniem, że w X wieku bardzo słabo r Ÿródłach poœwiadczone plemię Lubuszan zajmowało obszary po rbu stronach Odry. "Jednoczeœnie przewiduje się opłacanie przez #olskę trybutu z prawobrzeżnej połaci tej ziemi, nie tłumaczšc, #aczego Niemcy i tę połać mieliby uz.ależnić" (E. Rymar). W rze- zywistoœci, jak zdaje się œwiadczyć dokument Dago#ne żudex, pań- #two Mieszka I około 991 roku na tym odcinku granicy nie prze- traczało Odry. "Nie sposób zresztš dowieœć, by Ziemia Lub#.zska #ochodziła kiedykolwiek do kilkukilometrowego odcinka Warty aiędzy Skwierzynš a Santokiem" - mnoży trudnoœci wspomnia- #y Fdward Rymar. Rymar jest ostatnim, jak dotšd, ze zwolenników tezy "prawo- #rzeżnej", konkretnie - pomorskiej. Nienowa ta teza, miała zresz- tš wielu zwolenników i występowała w kilku odmianach. Józef Widajewicz np. ograniczał obszar trybutarny do południowo-za- chodniego skrawka Pomorza, tam gdzie jego zdaniem mieszkali i:żcżcuvżkż, Lickowicy, podlegajšcy Mieszkowi I - tylko z tego robszaru płacił on Niemcom trybut. Wraz z upadkiem tej identyfi- #acji tajemniczych Licicawiców (zob. s. 93 nn.), oraz z obserwacjš, œe nie ma żadnych realnych podstaw do łšczenia ze sobš relacji Wi- dukinda o Licicawicach z jednej, a Thietmara o trybucie Mieszko- #vym z drugiej strony, teza Widajewicza zawisła w powietrzu. To- #eż inni uczeni (np. Zygmunt Wojciechowski i Marian Z. Jedlicki) jš na myœli raczej całe "zachodnie" Pomorze. Nie byli jednak stanie wyjaœnić podstaw uznanych przez Mieszka pretensji Nie- 154 155 #'# miec do zwierzchnictwa nad Pomorzem, którego władcy niemiei cy, o ile wiadomo, nigdy przecież nie podbili. Doœć zaskakujšcyi w przypadku słusznoœci tezy pomorskiej byłby wzrost "aż do rzeki Warty", użyty przez kronikarza merseburskiego; już raczi z jego perspektywy można by oczekiwać "od rżeki Warty [na pó noc)". Wreszcie już H. Ludat przed wojnš zauważył, że w œredni# wieczu dzisiejszy bieg Warty pomiędzy Santokiem i Kostrzynei zwany był Noteciš, nie Wartš; nie Warta przeto, lecz Noteć oć dzielała Pomorze od Polski. E. Rymar, by obronić tezę "pomorskš", musiał uciec się d stwierdzenia, że Niemcy swoje pretensje do Pomorza wywodzi jeszcze z czasów... Karola Wielkiego. Istotnie, biograf Karol Wielkiego Einhard stwierdził, iż Karol podbił i uczynił trybutt riuszami "wszystkie barbarzyńskie i dzikie ludy położone pomit dzy Renem a W i s ł š, Oceanem [czyli Bałtykiem) a Dunajem' wymieniajšc z nazwy wœród nich Wieletów, Serbów (Połabskich Obodrzyców i Czechów ("i wiele jeszcze innych"). Ponieważ i wszystkie ludy zamieszkiwały zdaniem Einharda "Germanię' a pojęćie to było jednym z "urzędowych" pojęć geografii antyc# nej, w dodatku zaœ w geografii antycznej Wisła stanowiła niekied wschodniš granicę owej Germanii (zwłaszcza u Ptolemeusza), n ogół odmawia się wspomnianej relacji Einharda wiarygodnoœc uważajšc, że "Wisła" znalazła się w przytoczonym fragmenci przez nieporozumienie: skoro Karol Wielki pokonał istotnie "wszy stkie ludy Germanii", to znaczy, że m u s i a ł podbić kraje aż d Wisły. Edward Rymar jest innego zdania, wzmiance Finhard o Wiœle (wprawdzie jedynie w odniesieniu do dolnej Wisły) przy pisuje realne znaczenie, do niej miały sięgać podboje frankijski na przełomie VIII-IX wieku, z nich wywodziły się nieprzedaw nialne prawa sukcesorów państwa Franków - Niemców, przy kt‚ rych twardo obstawali nie tylko w czasach Mieszka I, lecz takż w wiekach następnych. Œlšsk z tytułu przynależnoœci do Czecl Pomorze (nie tylko "zachodnie") z tytułu podboju przez Frankóa zawsze były uważane jako podlegajšce imperium, a jeżeli znajde wały się w innych rękach, każdorazowy właœciciel był zobowišza ny do trybutu - odszkodowania państwu niemieckiemu. Tezy "lubuska" i "pomorska", choć, jak z powyższego przyc#u giego zresztš, lecz i tak niepełnego przeglšdu wynika, niewolne o vażnych wštpliwoœci, najbardziej chyba zbliżajš się do prawdy, eli chodzi o okreœlenie obszaru, z jakiego Mieszko I (i Bolesław robry przed 1000 rokiem) płacił Niemcom trybut. Nie widzę żliwoœci opowiedzenia się po jednej czy po drugiej stronie sposób kategoryczny; uwzględniajšc całokształt wysuwanych -mentów, byłbym wszakże skłonny na obecnym etapie dyskusji ę lubuskš uznać za mimo wszystko lepiej uzasadnionš. Tezę odrębnš, odbiegajšcš od wszystkich dotšd omówionych, rmułował Henryk Łowmiański. Jego zdaniem Mieszkowy trybut miał w ogóle charakteru politycznego, należy go "wyelimino- ć ze sfery stosunku prawno-państwowego Polski i Cesarstwa". wišzujšc do poglšdu wypowiedzianego już wczeœniej przez Z. Jedlickiego, którego zdaniem trybut Mieszkowy był oclszko- #aniem za rezygnację z praw cesarsko-misyjnych na Pomorzu, # widzšc jednak powodów, dla których odszkodowanie to miało- się władcy niemieckiemu należeć jedynie z tej jednej dzielniey, niósł Łowmiański tę propozycję badawczš do całego państwa zpoœrednio podlegajšcego Mieszkowi I, czyli obszaru cżvżtas hżn,esghe - państwa gnieŸnieńskiego w œ c i œ 1 e j s z y m słowa ;o znaczeniu, bez dzielnic póŸniej do tego państwa przyłšczo- ch, okreœlonych w owym tekœcie jako pertynencje Gniezna. Teza Łowmiańskiego budzi poważne wštpliwoœci. Zestawił je #rard Labuda: "Cesarstwo miało o b o w i š z e k szerzenia isji [...], ale z tego tytułu nie wynikały żadne przywileje, które dawałyby się do odsprzedaży". Komuż zresztš miałby te prawa sprzedawać? - p o g a n i n o w i Mieszkowi? (Niekoniecznie po- ninowi - zauważmy na marginesie, gdyż nie wiemy przecież, edy dokładnie nastšpiło nałożenie obowišzku trybutarnego). reszcie: przyjmujšc założenie teorii Łowmiańskiego, dlaczego zedmiotem cesji była tylko częœć (Łowmiański szacuje jš na jed- E trzeciš) wszystkich posiadłoœci Mieszka I, czyżby do pozostałych sarz nie miał już uprawnień misyjnych? I jeszcze jedno: "Gdyby poteza Łowmiańskiego miała być prawdziwa, to zwrot ten mu- #łby brzmieć: usque żn Vistula fluvżu7n. [aż do rzeki W i s ł y- S.], gdyż tak daleko na wschodzie sięga zrekonstruowana przez #wmiańskiego: cżvżtas Schżnesghe". * 156 15# O ile ze zrozumieniem czytamy u Thietmara, że cesarz Otton na wieœć o klęsce Hodona nakazał przez posłów obu stronom przi rwanie walk i oczekiwanie na rozsšdzenie sporu, o tyle epilog t, całej sprawy jest już jakby mniej zrozumiały. Otóż cesarz wcze; nš wiosnš pojawił się we wschodniej Saksonii i Wielkanoc (prz5 padała ona w 973 roku 23 marca), spędził w Kwedlinburgu - jeć nym z ulubionych przez siebie miejsc w tej częœci Niemiec. Ta# odbył wielki, ostatni - jak się miało okazać - w swoim życi zjazd dostojników œwieckich i duchownych. Thietmar twierdzi, ż w obecnoœci wszystkich możnych państwa stawili się na ro# kaz cesarza ksišżęta Mieszko i Bolesław [czeski] oraz posłowi z Grecji [tzn. od cesarza wschodniego), Benewentu, Węgie# Bułgarii, Danii, jak również od Słowian [Połabskich]. Po pokc jowym załatwieniu wszystkich spraw i otrzymaniu wspania łych darów powrócili wszyscy w radosnym nastroju do swoic krajów. Informacja - przyznajmy - nader enigmatyczna. Domyœlać się jedynie możemy, że Mieszko miał przedstawić staremu cesarzo- wi okolicznoœci walk z roku poprzedniego. Skoro "w radosnym nastrojał wrócić do kraj#i, znaczyłoby to, że cesarz przyjšł do wiadomoœci jego wersję wydarzeń, "usprawiedli- wił" pokonanie urzędnika cesarskiego, jakim bšdŸ co bšdŸ był Hodon, przez swego wiernego trybutariusza. Zakwestionowano jednak (G. L:abuda) tę wiadomoœć Thietmara co do osobistego stawienia się Mieszka w Kwedlinburgu, a to na tej podstawie, że Roczniki altajskie (Annales Altahenses), powstałe wprawdzie dopiero w XI wieku w dalekiej Bawarii (klasztor w Nieder-Altaich), ale zawierajšce wiele cennych informacji wcze- œniejszych, zanotowały w zwišzku z omawianym tu zjazdem w Kwedlinburgu wersję nieco odmiennš. Wymieniwszy, nawet do- kładniej niż Thietmar, zagranicznych posłów (Grecy, Benewen- tyńczycy, Węgrzy, Bułgarzy, Duńczycy), udział władców czeskiego i polańskiego przedstawił rocznikarz w tych słowach: Boneszlawo, ksišżę słowiański, przybył tutaj, dajšc mu królew- skie podarunki bez liku. Także M i s z e g o, ksišżę słowiański, nastraszony, przysłał syna jako zakładnika [Mższego etia7rt dux Sclavże#us ter7ore co7n,pulsus, fżlżum. 7nżttit obsżdenz, Drzwi GnieŸnieńskie. Frag- #t sceny XVI: głowa Bole- sława Chrobrego Skoro Mieszko p o s ł a ł syna - konkluduje G. Labuda- znaczy że sam nie przybył do Kwedlinburga. Widocznie cesarz : wczeœniej (zapewne na syno#zie w Ingelheimie latem 972 roku) ecydował się groŸbš zmusić władcę polańskiego do dostarczenia na (był nim wówczas, o ile wiemy, jedyny dotšd syn Mieszka- lesław) jako zakładnika. Byłby on, zgodnie z powszechnie wów- :is stosowanš praktykš, rękojmiš należytego postępowania ojca. Może rzeczywiœcie tak było, chociaż wydaje mi się, że z przy- :zonej wzmianki Rocznika altajskiego nie wynika koniecznie eobecnoœć Mieszka w Kwedlinburgu. Fżlżu'm, 'm.żttżt można prze- zmacz ć nie t lko w sensie "przysłał s a zamiast siebie lecz kże chyba "posłał syna", to znaczy przybył z nim do Kwedlin- irga, po czym syn jako zakładnik został wysłany gdzieœ dalej, ojciec wrócił do kraju. Inny uczony (J. Widajewicz) posunšł się iwet do zakwestionowania wysłania młodego (mógł mieć w 973 ku około 6 lat lub niewiele więcej) Bolesława, wbrew wyraŸne- 158 159 mu oœwiadczeniu rocznikarza niemieckiego, a to na zasadzie małe prawdopodobieństwa, by Mieszko I godził się na tak duże ryzy dla zdrowia i życia swego przewidywanego następcy. Może zre tš, dopuszcza Widajewicz i takš możliwoœć, Bolesław isto został wysłany cesarzowi, ponieważ jednak Otton I niebaw (7 maja 973 roku) umarł, młody zakładnik nie dotarł do miej przeznaczenia i został przez polskš œwitę zawrócony do kraj Nałożony na Mieœzka w Kwedlinburgu obowišzek nie został tem, konkluduje Widajewicz, spełniony, dlatego Thietmar a1 o nim nic nie wiedział, albo nie uznał za godny wspomnienia w k nice (nie bardzo wszakże harmonizuje z tš konkluzjš wesoł z jakš Mieszko miał odjeżdżać ze zjazdu). W pewnym polskim Ÿródle zachowała się tradycja, którš mo# na by ewentualnie skojarzyć z oddaniem póŸniejszego króla po) skiego w młodoœci na zakładnika do Niemiec. Otóż wierszowa# napis na nie zachowanym do dziœ grobowcu Bolesława Chrobre# w katedrze poznańskiej, którego czas powstania niestety nie zQ stał bezspornie ustalony, ale w każdym razie nie póŸniej niż wie XIV, wspomina między innymi, że Mieszko "obcišwszy [Bolesłl wowi) włosy po siedmiu latach [przesłał je) do Rzymu". Postrz# żyny Bolesława przypadłyby właœnie na rok 973 lub 974. Jeż# Mieszko I zdecydował się wysłać włosy chłopca papieżowi, 1 w geœcie tym wolno dopatrywać się oddania Bolesława w opiek Stolicy Apostolskiej. Wysyłajšc syna jako zakładnika do Niemi# ojciec pragnšł przez symboliczne oddanie go papieżowi dodatkow go zabezpieczyć, obawiał się widać o jego życie. Nie dojdziemy prawdy, czy Bolesław rzeczywiœcie, a jeże tak - jak długo, pozostawał w ręku Niemców. Zaburzenia, jaki ogarnęły Niemcy po œmierci starego Ottona I, nie sprzyjały# z jednej strony trosee o jego dobro i zdrowie, z drugiej jednak ran ga zakładnika dla obu stron konfliktu wewnętrznego w Nien czech niewštpliwie by rosła. Skoro jednak w roku 974 Mieszko od razu połšczył się z opozycjš bawarskš, rozpoczynajšc tym ss mym doœć ryzykownš grę politycznš, słuszny jest chyba domyg że do tego czasu Bolesław musiał bezpiecznie wrócić do Gnieznl trudno bowiem sšdzić, by ojciec chciał ryzykować życie pierworo4 nego, rzucajšc otwarte wyzwanie tej stronie konfliktu, w któr! rękach znajdował się - o ile się znajdował - Bolesław. Tak więc wydarzenia roku 973 stanowiš epilog, może niezbyt #z Mieszka oczekiwany, nie przez niego zawinionej, ale w ja- gposób - z punktu widzenia przynajmniej pogranicznych mar- ibiów niemieckich - sprowokowanej jego sukcesami z lat po- ;ednich, wojny roku poprzedniego. Klęska margrabiego Hodona biła się doœć żywym echem w Niemczech. Znany nam już du- #wny niemiecki Bruno z Kwerfurtu w napisanym przez siebie wocie œw. Wojciecha, podał, majšc na myœli niepomyœlne dla emiec i chrzeœcijaństwa rzšdy Ottona II: (",] wiele się stało złego [...]. Prowadzono wojnę z Polanami; ksišżę ich, Mieszko, zwyciężył podstępem [?); upok#rzona pycha Teutonów musiała ziemię lizać, wojawniczy margrabia Hodo z poszarpanymi proporcami rzucił się do ucieczki. Nie ulega wštpliwoœci, że Mieszko nie czuł się usatysfakcjono- any decyzjami kwedlinburœkimi. On, wiernie spełniajšcy obo- išzki trybutariusza wobec cesarza, napadnięty przez jednego margrabiów, a zatem niejako w obronie koniecznej, zwyciężyw- ;y napastników został - co by nie powiedzieć o formach- łaœciwie ukarany przez cesarza. Władca polański weŸmie te do- #iadczenia pod uwagę w latach następnych. Tymczasem po œmierci Ottona I, jak wspozrmiałem, doszło # Niemczech do ostrego konfliktu. Przeciwko synowi i następcy marłego, Ottonowi II, podniósł bunt jego brat stryjeczny, ksišżę #warski Henryk zwany Kłótnikiem, należšcy do bawarskiej linii odu Ludolfingów. Zarówno nowy ksišżę ezeski Bolesław II, jak Mieszko I znaleŸli się po jego stronie. Nie należy jednak stano- #ska ksišżšt słowiańskich rozumieć jako chęć zerwania z Niem- #mi. Chociaż zazniar uzyskania od pretendenta do tronu niemiec- #ego korzystniejszych warunków niż za Ottona I (zwolnienie # trybutu?) odgrywał zapewne także swojš rolę, chodziło w 974 #ku nie o zerwanie zwišzku z Niemcami, lecz o opowiedzenie się #o jednej stronie konfliktu wewnętrznego. Henryk Kłótnik jed- tym razem nie miał szczęœcia. Mimo doœć szerokiego popar- w południowych Niemczech rokosz Henryka nie wyszedł po># ę przygotowań i zakusów. Sam przywódca buntu został uwi- ny w Ingelheimie, ale na poczštku 976 roku uciekł z więzienia #potkamy się z nim jeszcze za kilka lat, po œmierci Ottona II. 160 # MieSzko I Czechy bardziej niż Polska zaangażowały się po stronie # tendenta, co było chyba rezultatem dawnych zwišzków czes -bawarskich. Po ucieczce z więzienia Henryk Kłótnik schronił w Pradze. W latach 975 i 976 Ÿródła odnotowały wyprawy wfl niemieckich na Czechy, w roku 977 stronš atakujšcš był poz wiony tymczasem swego bawarskiego księstwa Henryk, dopi w roku następnym, 978, Ottonowi II udało się definitywnie po na‚ buntowników. Ksišżę czeski odzyskał łaskę cesarza, a Hen# Kłótnik i jego niemieccy sprzymierzeńcy stracili swe posiadł# i zostali uwięzieni. Stanowisko Mieszka I wobec tych wydarzeń nie jest zupeł jasne, w ogóle Ÿródła zachowujš niemal pełne milczenie o sp wach polskich w cišgu lat 975-983. Milczenie przerywa jedy wiadomoœć Ÿródła wprawdzie odległego od pogranicza polsko-z mieckiego, ale oparta na informacji poselstwa bawišcego na di rze cesarskim. Otóż katalog biskupów z Cambrai jako jedyne Ÿ dło zachował wiadomoœć o wyprawie cesarza w 979 roku na # wian, w odległe kraje od granic swego państwa. Z powodu jedl zimowej słoty cesarz musiał przerwać wyprawę i Boże Narod nie tego roku spędził już na pograniczu sasko-turyńskim w P"hl Ponieważ z Czechami œwieżo zawarto pokój, a także na Połƒ w owym czasie raczej nic nie słychać o większych niepokoj: (chociaż w słowiańskim Brandenburgu na trzy lata przed wielk powstaniem z 983 roku miało dojœć do jakichœ zaburzeń, w trak których zamordowano nawet miejscowego biskupa), większ uczonych przypuszcza, że obiektem niezbyt udanej wyprawy (# tabene: byłaby to pierwsza Ÿródłowo poœwiadczona wypra w ł a d c y n i e m i e c k i e g o przeciw Polsce) mogło być państ #lieszka I. O tym, że do walk polańsko-niemieckich pod koniec lat siede dziesištych istotnie dochodziło, i że miały one dla Mieszka rac pomyœlny rezultat, przekonujš okolicznoœci drugiego (chrzeœcij# skiego) małżeństwa władcy polańskiego. W 977 roku, według p skiej i czeskiej tradycji, zmarła Dšbrówka. Thietmar pisał (ks. : rozdz. 57): Kiedy matka Bolesława umarła, jego ojciec poœlubił bez zez# lenia Koœcioła mniszkę z klasztoru Kalbe, która była có margrabiego Teodoryka. Oda - było jej imię i wielkš była przewina. Albowiem wzgardziła Boskim oblubieńcem, dajšc pierwszeństwo przed nim człowiekowi wojny, co spotkało się z potępieniem ze strony wszystkich dostojników Koœcioła, a w szczególnoœci jej czcigodnego biskupa [halbersztadzkiego] Hildiwarda. Z uwagi jednak na dobro ojczyzny i koniecznoœć zapewnienia jej pokoju nie przyszło z tego powodu do zerwania stosunków, lecz znalezio- no właœciwy sposób przywrócenia zgody. Albowiem dzięki Odzie powiększył się zastęp wyznawców Chrystusa, p o w r ó- ciło do ojczyzny wielu jeńców, zdjęto skutym okowy, otwarto bramy więzień przestępcom. Mam więc na- dzieję, że Bóg przebaczył jej wielki grzech, jakiego się dopu- œciła, skoro tak wielkš okazała gorliwoœć w tym zbożnym po- stępowaniu. Lecz, z drugiej strony, Pismo œwięte mówi nam, iż daremnie stara się przebłagać Boga ten, kto obrawszy na poczštku zły sposób życia, nie chce go potem całkiem porzu- cić. Oda urodziła swemu mężowi trzech synów: Mieszka, Swię- topełka i..... [luka w tekœcie). Żyła tam w wielkich łas- kach aż do œmierci swego męża, szanowana przez tych, poœród których przebywała, p o m o c n a t y m, o d k t ó r y e h r ó d swójwywodziła. Tradycja polska zupełnie zapomniała o Odzie, niesł#,zsznie, gdyż ni ta, jak wiele wskazuje, miała duże zasługi nie tylko dla swo- i ziomków, co mocno podkreœla Thietmar, lecz także dla swojej ugiej ojczyzny. Wywód biskupa-kronikarza, który dopiero co przytoczyliœmy, #żna by okreœlić jako obłudny, choć widać zarazem dšżnoœć do '#cišżenia pamięci Ody. Trudno przypuszczać, by oddana do kla- toru (Kalbe nad rzekš Milde w tzw. Starej Marchii, na zachód od odkowej Łaby), sama, z własnej inicjatywy, odeszła (uciekła?) niego, by poœlubić polskiego wdowca, podobnie jak nikt nie bę- :ie sšdził, że Mieszko porwał i uprowadził jš z klasztoru. Po pro- u możni sascy, a przede wszystkim jej rodzony ojciec, Teodoryk, :łonili jš, by w imię jakichœ wyższych celów złamała œluby zakon- ', przełamali także opór episkopatu niemieckiego, a przynajmniej ciejscowego ordynariusza. Na poczštku X wieku póŸniejszy król iemiecki Henryk I poœłubił wdowę-mniszkę Hateburgę i chociaż a Pol- skiego, ks. I-II, Warszawa 1961. Do wydań innych, nie tłumaczunych na język polski Ÿródeł polskich i ob- cych, do dziejbw Polski wczesnopiastowskiej się odnoszšcych, zob.: Jan D š b r o w s k i, Dawne dzżejopisarstwo polskże (do roku 1480), Wro- cław 1964. SPIS ILUSTRACl1 1. Fragment posšgu Mieszka I dłuta Ch.D.Raucha ze Złotej Ka- plicy katedry poznańskiej (fot. P. Namiota) . 7 2. Europa na przełomie X i XI w. (wyk. M.Michalski) . . .28,29 3. Chrystus koronuje Ottona II i Teofano. Tabliczka z koœci słoniowej 33 4. Mieczysław I z anonimowega pocztu władców Polski (druga po- łowa XVIII w.) . . . 63 5. Ostrów Lednicki. Pozostałoœci budowli wczesnopiastowskiej (fot. P,Namiota) . . 71 6. Polska pod koniec X wieku [wyk.M.Michalski). . 75 7. Margrabia Geron według obrazu z XVI w. . 83 8. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Obraz Januarego Suchodol- skiego Mieczyslau# I kruszy bałwany (fot.P.Namiota). . . 101 9. Gotycki koœciół NMP na Ostrowie Tumskim w Poznaniu (fot. P. Namiota) . . . 113 10. Ostrbw Lednicki. Fragment niedawno odkrytego baptysterium (fot. P. Namiota) . . . . 117 11. Ostrów Lednicki. Próba rekonstrukcji baptysterium wczesnopia- stowskiego według K. Żurowskiej . . . 119 12. Łekno k. Wšgrowca. Pozostałoœci koœcioła (rotundy) prawdopo- dobnie z XI wieku (fot.P.Namiota) . . . . 123 13. Drzwi GnieŸnieńskie.Fragment sceny VIII: szwagier Mieszka I - ksišżę czeski Bolesław II. . . . 127 14. Koœciół katedralny w Poznaniu (fot, P. Namiota) . . . . 133 15. Pozostałoœci domniemanych pochowków Mieszka I i Bolesława Chrobrego w podziemiach katedry poznańskiej (fot.P.Namiota) 145 16. Drzwi GnieŸnieńskie. Fragment sceny XVI: głowa Bolesława Chrobrego . . . 159 17. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Sarkofag Mieszka I i Bole- sława Chrobrego (fot. P. Namiota) . . . 173 18. Denar Mieszka I . . . 203 19. Denar Bolesława Chrobrego GNEZDVN CIVITAS . . . . 205 20. Złota Kaplica katedry poznańskiej. Bršzowy posšg Mieszka I i Bolesława Chrobrego (fot. P.Namiota) . . . 207 SPIS TREŒCI WSTĘP . . 5 Rozdział I. GŁbWNI ŒWIADKOWIE . . . 11 Rozdział II. "WIEK ŻELAZNY" . . . 22 Rozdeiał III. IBRAHIM SYN JAKUBA . . . 39 Rozdział IV, Z RODU PIASTA . . . 51 Rozdział V. IMIONA PIERWSZEJ POLSKIEJ CHRZESCIJAŃSKIEJ PARY KSIĽŻĘCEJ . . 61 Rozdział VI. DZIEDZICTWO . 69 Roz-ział VII,. ROK 963? . . 81 # Rozdział VIII. CHRZEST . . 97 f Rozdział IX. JORDAN I UNGER . . 129 Rozdział X. "AMICUS IMPERATORIS" . . 146 Rozdział XI. MAŁOPOLSKA I SLĽSK. . . 168 Rozdział XII. "DAGOME IUDEX" . . 181 Rozdział XIII. "WIELKI I GODNY PAMI#CI" . . 197 WSKAZbWKl BIBLIOGRAFICZNE . . . 210 SPIS ILUSTRACJI. . 215